Virginia Andrews Kto wiatr sieje... (SEEDS OF YESTERDAY) PrzełoŜył Marek Ostaszewski 1 CZĘŚĆ PIERWSZA FOXWORTH HALL Miałam juŜ pięćdziesiąt dwa lata, ...
3 downloads
16 Views
2MB Size
Virginia Andrews
Kto wiatr sieje... (SEEDS OF YESTERDAY) PrzełoŜył Marek Ostaszewski
1
CZĘŚĆ PIERWSZA FOXWORTH HALL Miałam juŜ pięćdziesiąt dwa lata, a Chris – pięćdziesiąt cztery, gdy stanęliśmy u progu bogactwa, które dawno temu obiecała nam matka, ja liczyłam wtedy lat dwanaście, a Chris – czternaście. Było lato. Staliśmy, gapiąc się na ogromny, przytłaczający dom, który odrodził się z pogorzeliska. DrŜałam z przejęcia, patrząc na zrekonstruowany Foxworth Hall. JakąŜ cenę musieliśmy oboje z Chrisem zapłacić, aby znaleźć się tutaj ponownie, my, tymczasowi władcy tego wielkiego gmachu, który podniósł się z popiołów. Kiedyś, dawno temu, myślałam, Ŝe będziemy mieszkali w tym domu jak księŜniczka ze swoim księciem, otoczeni łaskawością króla Midasa. Od dawna nie wierzyłam juŜ w bajki. Z taką ostrością, jakby to było wczoraj, przypomniałam sobie chłodną letnią noc, wypełnioną mistycznym światłem księŜyca i czarodziejskimi gwiazdami na czarnym aksamicie nieba, kiedy pierwszy raz znaleźliśmy się w tym miejscu, spodziewając się wszystkiego, co najlepsze. Spotkało nas wszystko, co najgorsze. Byliśmy wówczas tacy młodzi i niewinni, zapatrzeni w naszą matkę, kochający ją... Ufaliśmy jej bezgranicznie, gdy tak prowadziła nas i nasze rodzeństwo, pięcioletnie bliźnięta, ciemną i nieco straszną nocą do ogromnego domu zwanego Foxworth Hall. Wierzyliśmy, Ŝe wszystkie nasze przyszłe dni będą malowane na zielono – zdrowiem, i na Ŝółto – szczęściem. JakąŜ to ślepą wiarę mieliśmy wówczas. Zamknięci w ciemnych i ponurych pokojach na poddaszu, bawiąc się na tym zakurzonym, pełnym stęchłego powietrza strychu, podtrzymywaliśmy się na duchu obietnicą matki, Ŝe pewnego dnia Foxworth Hall wraz z całym swoim legendarnym bogactwem będzie nasz. JednakŜe wyraźnie kpiąc z rachub naszej matki, nieustępliwe serce chorego i okrutnego dziadka nie przestawało bić. Dopóki Ŝył ten stary człowiek, nie było dla nas miejsca na świecie. Czekaliśmy, czekaliśmy, aŜ minęły trzy długie, bardzo długie lata i w końcu Corrine zrezygnowała z dotrzymania obietnicy. Dopiero po jej śmierci, na mocy testamentu, Foxworth Hall dostał się pod naszą opiekę.
2
Matka zapisała dwór Bartowi, swojemu ulubionemu wnukowi, a mojemu dziecku, ale dopóki nie skończy on dwudziestego piątego roku Ŝycia, majątkiem ma zarządzać Chris. Odbudowę Foxworth Hall rozpoczęto, zanim Corrine, poszukując nas, przeniosła się do Kalifornii, lecz ostatnie prace wykonano dopiero po jej śmierci. Przez piętnaście lat dom stał pusty, doglądany przez dozorców. Znajdował się pod opieką prawną zespołu adwokatów, piszących albo telefonujących do Chrisa, gdy pojawiały się problemy wymagające przedyskutowania. Czekająca na właściciela rezydencja wyglądała smutno. Teraz Bart, zanim zamieszka tutaj na stałe, zaproponował nam gościnę w Foxworth Hall. Za kaŜdą przynętą kryje się pułapka, podpowiadał mi podejrzliwy umysł. Czułam przynętę, która mogła nas znowu zwabić w pułapkę. Czy musieliśmy przebyć z Chrisem tak długą drogę tylko po to, aby – po zakreśleniu koła – znaleźć się znowu w punkcie wyjścia? Co będzie pułapką tym razem? Nie, nie, mówiłam sobie, znowu moja podejrzliwa, zawsze wątpiąca natura bierze górę. Nasze złoto nie zmatowiało. Kiedyś musi spotkać nas nagroda. Noc się skończyła, nadszedł wreszcie nasz dzień i dobre sny zdają się spełniać. Nieoczekiwanie mając szansę zamieszkania w tym odrestaurowanym domu, poczułam w ustach znajomy smak goryczy. Cała przyjemność zniknęła. Urzeczywistniał się koszmar senny. Odpędziłam od siebie te natrętne myśli, uśmiechnęłam się do Chrisa, ścisnęłam jego dłoń i popatrzyłam na odbudowany Foxworth Hall, wzniesiony na zgliszczach starego, aby znowu zadziwić i onieśmielić nas swoim majestatem, rozmiarem, ponurą duszą, mnóstwem okien z czarnymi Ŝaluzjami, które przypominały cięŜkie powieki nad ciemnymi kamiennymi oczami. Wynurzał się potęŜny, rozłoŜony na powierzchni wielu akrów, wspaniały. Był większy od wielu hoteli, uformowany w kształcie wielkiej litery „T”, z imponującą częścią centralną i oknami wychodzącymi na północ i południe, na wschód i na zachód. Zbudowany był z róŜowej cegły. Czarne Ŝaluzje pasowały do dachu pokrytego dachówką: Cztery masywne korynckie kolumny podpierały zgrabny frontowy portal. Szyby w czarnych podwójnych drzwiach wejściowych wykonane były ze zbrojonego szkła, rzucającego refleksy. Drzwi ozdobiono potęŜnymi mosięŜnymi płytami, którym grawerunek przydawał elegancji. Widok ten mógłby mnie ucieszyć, gdyby słońce nie schowało się nagle za ciemną chmurą. Spojrzałam na niebo zapowiadające nadejście deszczu i wiatru. Drzewa w pobliskim
3
lesie zaczęły kołysać się tak, Ŝe zaalarmowane ptaki poderwały się z wrzaskiem i odleciały w poszukiwaniu schronienia. Połamane gałązki i opadłe liście szybko zaśmieciły starannie utrzymane trawniki, a kwitnące na geometrycznych klombach kwiaty zostały bezlitośnie przyciśnięte do ziemi. ZadrŜałam. Powiedz mi jeszcze raz, Christopherze Doli, Ŝe wszystko będzie w porządku. Powtórz, bo nie wierzę, Ŝe zaszło słońce i Ŝe zbliŜa się burza. Chris równieŜ spojrzał w górę, czując mój narastający niepokój, niechęć, aby iść dalej, mimo Ŝe obiecałam to mojemu drugiemu synowi, Bartowi. Siedem lat temu psychiatrzy orzekli, Ŝe kuracja zakończyła się powodzeniem, Ŝe Bart jest całkowicie normalny i Ŝe moŜe Ŝyć swoim własnym Ŝyciem, bez konieczności korzystania z regularnej opieki lekarskiej. Chris otoczył mnie ramieniem. Poczułam jego usta na policzku. – To się dobrze skończy dla nas wszystkich. Wiem, Ŝe tak się stanie. Nie jesteśmy juŜ kukiełkami uwięzionymi w pokoju na górze, uzaleŜnionymi od starszych. Jesteśmy juŜ dorośli, odpowiedzialni za swoje Ŝycie. Dopóki Bart nie osiągnie postanowionego wieku dziedziczenia, to my jesteśmy właścicielami. Państwo Sheffield z Marin County w Kalifornii, i nikt nie będzie wiedział, Ŝe jesteśmy bratem i siostrą. Nikt nie będzie podejrzewał, Ŝe jesteśmy prawdziwymi potomkami Foxworthów. Wszystkie kłopoty mamy za sobą. Cathy, to jest nasza szansa. Tutaj, w tym domu, moŜemy naprawić całą krzywdę wyrządzoną nam i naszym dzieciom, szczególnie Bartowi. Będziemy rządzić nie na sposób Malcolma, stalową wolą i Ŝelazną pięścią, ale z miłością, współczuciem i zrozumieniem. To, Ŝe Chris obejmował mnie mocno ramieniem, dodało mi sił i pozwoliło spojrzeć na dom w nowym świetle. Był piękny. Dla dobra Barta zostaniemy tutaj do jego dwudziestych piątych urodzin, a potem zabierzemy ze sobą Cindy i polecimy na Hawaje, tam gdzie zawsze chcieliśmy mieszkać, w pobliŜu morza i białych plaŜ. Tak, tak powinno się stać. Tak musi się stać. – Masz rację. Nie boję się tego domu ani Ŝadnego innego – z uśmiechem zwróciłam się do Chrisa. Roześmiał się, opuścił ramię i popchnął mnie naprzód. Zaraz po skończeniu szkoły średniej mój pierwszy syn, Jory, poleciał do Nowego Jorku,
4
do swojej babki, Madame Marishy. W jej zespole baletowym został szybko zauwaŜony przez krytyków, tak Ŝe niebawem powierzono mu główne role. Wkrótce teŜ przyleciała do niego miłość z lat dziecinnych, Melodie. Mając lat dwadzieścia, Jory poślubił tylko o rok młodszą Melodie. Oboje cięŜko pracowali, aby osiągnąć szczyty. Są teraz najwyŜej notowanym duetem baletowym w kraju, perfekcyjnie zgranym, rozumiejącym się w mgnieniu oka. Ostatnie pięć lat było dla nich jednym pasmem sukcesów. KaŜde przedstawienie zachwycało zarówno krytyków, jak i publiczność. Transmisje telewizyjne przysparzały im jeszcze większej widowni. Madame Marisha zmarła podczas snu dwa lata temu, pocieszaliśmy się jednak, Ŝe Ŝyła osiemdziesiąt siedem lat i pracowała do ostatniego dnia. Mój drugi syn, Bart, przed ukończeniem siedemnastu lat zmienił się w cudowny sposób z chłopca zapóźnionego w nauce w jednego z najlepszych uczniów w szkole. W tym czasie Jory poleciał do Nowego Jorku. Pomyślałam wtedy, Ŝe to nieobecność Jory’ego pozwoliła Bartowi wydobyć się ze skorupy i zainteresować nauką. Właśnie dwa dni temu ukończył studia na Wydziale Prawa w Harvardzie i został wyróŜniony zaszczytem wygłoszenia poŜegnalnego przemówienia. Wraz z Chrisem spotkaliśmy się z Melodie i Jorym w Bostonie i wspólnie, w wielkim audytorium Wydziału Prawa Harvardu, uczestniczyliśmy w uroczystości odbierania przez Barta dyplomu ukończenia uczelni. Nie było tylko Cindy, naszej adoptowanej córki. Pozostała w domu swojej najlepszej przyjaciółki w Karolinie Południowej. Bolało mnie, Ŝe Bart nie pozbył się zawiści wobec dziewczyny, która zrobiła wszystko, aby zyskać jego aprobatę, podczas gdy on nie uczynił Ŝadnego gestu w jej kierunku. Dodatkowy ból sprawiała mi świadomość, Ŝe Cindy nie zdołała pozbyć się niechęci do Barta na tyle, by uświetnić jego uroczystość. – Nie! – wołała do słuchawki. – Nie ma znaczenia, Ŝe wysłał mi zaproszenie! To jest jego sposób okazania niechęci. MoŜe umieścić dziesięć tytułów przed swoim nazwiskiem, a ja nadal nie będę go ani podziwiać, ani lubić po tym wszystkim, co mi zrobił. Wytłumaczcie to Jory’emu i Melodie, aby nie czuli się uraŜeni. Ale nie musicie tłumaczyć tego Bartowi. On o tym wie. Usiadłam pomiędzy Chrisem i Jorym i rozmyślałam, jak mój syn, który był tak małomówny w domu, tak ponury i niechętny do rozmów, mógł zostać prymusem wśród studentów swojego rocznika i w nagrodę miał wystąpić z mową poŜegnalną. Wygłosił hipnotyzujące przemówienie.
5
Spojrzałam na Chrisa, który prawie pękając z dumy, uśmiechnął się do mnie. – O rany, któŜ mógłby przypuszczać?! On jest znakomity, Cathy. Nie jesteś dumna? Bo ja tak. Tak, tak, oczywiście, byłam dumna. Ale ciągle myślałam o tym, Ŝe Bart na podium nie jest tym samym Bartem, którego znaliśmy w domu. Być moŜe czuje się juŜ bezpiecznie. „Całkiem normalny” – tak mówili jego doktorzy. Według mnie było wiele drobnych oznak świadczących o tym, Ŝe Bart nie zmienił się tak bardzo, jak sądzili lekarze. TuŜ przed naszym odjazdem powiedział: – Musisz być ze mną, mamo, kiedy będę juŜ samodzielny. Ani słowa o Chrisie. – To dla mnie waŜne, Ŝebyś tam była. Zawsze zmuszał się do wymówienia imienia Chrisa. – Zaprosimy równieŜ Jory’ego z Ŝoną i, oczywiście, Cindy. Skrzywił się, wymawiając jej imię. Nie rozumiałam, jak moŜna było nie lubić tej słodkiej i ślicznej dziewczyny, bo nasza adoptowana córka z pewnością taka była. Nie mogłabym jej kochać bardziej, gdyby była z mojego ciała i z krwi Christophera Dolla. Od czasu gdy jako dwuletnie dziecko pojawiła się u nas, była naszym skarbem, jedynym dzieckiem, o którym mogliśmy powiedzieć, Ŝe naprawdę naleŜy do nas obojga. Cindy miała teraz szesnaście lat i była o wiele bardziej zmysłowa niŜ ja w jej wieku. Ale nie była tak doświadczona przez los jak ja. Jej Ŝywotność brała się ze świeŜego powietrza i słońca, z tego, czego my byliśmy pozbawieni. Dobre wyŜywienie i ćwiczenia... miała wszystko, co najlepsze. My mieliśmy wszystko, co najgorsze. Chris zapytał, czy zamierzamy stać tutaj cały dzień, czekając, aŜ deszcz przemoczy nas do suchej nitki, zanim wejdziemy do środka. Pociągnął mnie do przodu z tą swoją czarującą pewnością siebie. Powoli, krok za krokiem, w miarę jak burza zbliŜała się z hukiem, a cięŜkie niebo przecinały przeraŜające zygzakowate błyskawice, zbliŜaliśmy się do wielkiego portalu Foxworth Hall. Zaczęłam dostrzegać szczegóły, które wcześniej umknęły mojej uwagi. Posadzka portalu zrobiona była z mozaiki w trzech odcieniach czerwieni, ułoŜonej w zawiły wzór, korespondujący ze wzorem na szybach w podwójnych drzwiach wejściowych. Spojrzałam na szklane tafle i ucieszyłam się. Nie było ich tutaj przedtem. Tak jak
6
przewidział Chris, to nie był ten sam dom, podobnie jak nie ma takich samych dwóch płatków śniegu. Zamyśliłam się, bo kto rzeczywiście dostrzega róŜnice pomiędzy płatkami śniegu? – Przestań szukać czegoś, co zniszczy radość tego dnia, Catherine. Widzę to w twojej twarzy, w twoich oczach. Daję słowo honoru, Ŝe opuścimy Foxworth Hall zaraz po urodzinowym przyjęciu Barta i polecimy na Hawaje. Jeśli nadejdzie kiedyś huragan i przypływowa fala zaleje ten dom, stanie się tak dlatego, Ŝe ty tego chciałaś. Rozśmieszył mnie. – Nie zapomnij o wulkanie – powiedziałam chichocząc. – MoŜe zalać nas gorącą lawą. Roześmiał się i klepnął mnie w pośladek. – Przestań, proszę. Dziesiąty sierpnia zastanie nas w samolocie, ale stawiam sto do jednego, Ŝe będziesz martwić się o Barta i zastanawiać się, co teŜ on tam robi sam w tym domu. Wtedy przypomniałam sobie coś, o czym nie pamiętałam aŜ do tej chwili. We wnętrzu Foxworth Hall czekała niespodzianka, którą przyrzekł mi Bart. Jak dziwnie wyglądał, kiedy mi o tym mówił. – Mamo, doznasz szoku, gdy to zobaczysz... – Przerwał, uśmiechnął się i spojrzał niepewnie. – Przylatywałem tam kaŜdego lata, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, czy dom nie jest zaniedbany i opuszczony. Dałem polecenie dekoratorom, aby wyglądał tak jak przedtem, z wyjątkiem mojego biura. Chcę, Ŝeby było nowoczesne, ze wszystkimi potrzebnymi elektronicznymi urządzeniami. Ale... jeśli chcesz, moŜesz zrobić coś, Ŝeby było przytulniejsze. Przytulniejsze? Czy w ogóle taki dom jak ten mógłby być przytulniejszy? Wiedziałam tylko, Ŝe ma się w nim poczucie zamknięcia, izolacji, przebywania w pułapce. ZadrŜałam, słysząc stukot moich obcasów i głuchy odgłos kroków Chrisa, gdy zbliŜaliśmy się do czarnych drzwi, ozdobionych wygrawerowanymi tarczami herbowymi. Zastanawiałam się, czy Bart sprawdził przodków Foxworthów i czy znalazł tytuły arystokratyczne i herby, których tak bardzo potrzebował. Na kaŜdym skrzydle czarnych drzwi były cięŜkie mosięŜne kołatki, a pomiędzy nimi – mały, prawie niedostrzegalny przycisk jakiegoś wewnętrznego dzwonka. – Jestem pewien, Ŝe gmach ten pełen jest nowoczesnych drobiazgów, które zaszokowałyby stare, szacowne domy z Wirginii – wyszeptał Chris.
7
Niewątpliwie miał rację. Bart kochał się w przeszłości, ale jeszcze bardziej fascynowała go przyszłość. Nie było takiej elektronicznej ciekawostki, której by nie kupił. Chris sięgnął do kieszeni po klucz od drzwi wejściowych, który Bart wręczył mu tuŜ przed naszym odlotem z Bostonu. Uśmiechnął się, wkładając do zamka wielki mosięŜny przedmiot. Ale zanim skończył obracać go w zamku, drzwi otworzyły się cicho. Zdumiona, cofnęłam się o krok. Stary męŜczyzna gestem zapraszał nas do środka. – Wejdźcie – powiedział słabym, chrapliwym głosem, obrzucając nas szybkim spojrzeniem. – Telefonował wasz syn, uprzedzając, Ŝe przyjedziecie. Jestem wynajętym pomocnikiem... Tak to moŜna określić. Patrzyłam na chudego starego człowieka, pochylonego do przodu, z głową podniesioną tak, Ŝe robił wraŜenie, jakby wspinał się pod górę, chociaŜ stał w miejscu. Włosy miał spłowiałe, ni to siwe, ni to jasne. Policzki wymizerowane, oczy wodnistoniebieskie, głęboko zapadnięte, jakby bardzo cierpiał od wielu, wielu lat. Było w nim coś... coś znajomego. Moje ołowiane nogi odmawiały posłuszeństwa. Gwałtowny podmuch wiatru podniósł mi letnią sukienkę, odsłaniając uda, gdy przekroczyłam próg Foxworth Hall zwanego Feniksem. Chris, stojący tuŜ obok, otoczył ramieniem moje plecy. – Doktor Christopher Sheffield z małŜonką – przedstawił nas uprzejmie. – A pan? Pomarszczony stary człowiek dość niechętnie wyciągnął prawą dłoń i uścisnął mocną, stwardniałą rękę Chrisa. Jego cienkie wargi przybrały cyniczny, łobuzerski wyraz, a krzaczaste brwi podniosły się. – Bardzo mi miło, doktorze Sheffield. Nie mogłam oderwać wzroku od tego pochylonego starego męŜczyzny o wyblakłych niebieskich oczach. Coś było w jego uśmiechu, w jego przerzedzonych włosach z szerokimi pasmami srebra... Te błyski w oczach. Ojciec! Wyglądał tak, jak wyglądałby nasz ojciec, gdyby doŜył jego wieku i gdyby przeszedł wszystkie cierpienia znane rodzajowi ludzkiemu. Mój ojciec, mój ukochany przystojny ojciec, który był radością mojej młodości. Jak ja modliłam się, Ŝeby go jeszcze kiedyś spotkać. Chris delikatnie ujął steraną, Ŝylastą dłoń i wtedy stary człowiek powiedział nam, kim
8
jest. – Wasz rzekomo dawno utracony wuj, zaginiony w Alpach Szwajcarskich pięćdziesiąt siedem lat temu. Chris szybko wypowiedział wszystkie stosowne słowa maskujące zdumienie. – Zaskoczyłeś moją Ŝonę – tłumaczył grzecznie. – Jej panieńskie nazwisko brzmi Foxworth... i jak dotąd, uwaŜała, Ŝe cała rodzina ze strony matki nie Ŝyje. Kilka małych fałszywych uśmieszków przemknęło po twarzy „wujka Joela”, zanim przybrała ona łagodny, poboŜny wyraz. – Rozumiem – szepnął stary człowiek głosem brzmiącym jak słaby podmuch wiatru w zwiędłych liściach. W wodnistych oczach Joela głęboko zalegały cienie. Czy to tylko znowu moja wybujała wyobraźnia? śadnych cieni, Ŝadnych cieni, Ŝadnych cieni... wmawiałam sobie. Aby uciec od nieokreślonych podejrzeń wobec męŜczyzny, który mienił się jednym z dwóch starszych zmarłych braci mojej matki, rozejrzałam się po foyer. Kiedyś to miejsce często odgrywało rolę sali balowej. Słyszałam wzmagający się wiatr i potęŜniejące z kaŜdą chwilą trzaski piorunów – centrum burzy musiało być blisko. Westchnęłam, wspominając dzień, kiedy miałam dopiero dwanaście lat i stałam zapatrzona na deszcz, marząc, by zatańczyć w sali balowej z męŜczyzną, który był drugim męŜem mojej matki. Kilka lat później został ojcem Barta. Westchnęłam za czasem, kiedy byłam młoda, ufna i pełna nadziei, Ŝe świat jest miejscem pięknym i łaskawym. To, co w oczach dziecka było wielkie, a nawet przytłaczające, najczęściej skurczyło się w pamięci po tym wszystkim, co widziałam później, podróŜując z Chrisem po Europie, odwiedzając Azję i Egipt. Ale współczesne foyer wydawało mi się jeszcze bardziej eleganckie i bardziej efektowne od tamtego z czasów, gdy miałam dwanaście lat. Och, niestety, to wszystko przytłaczało! Czułam narastający strach, powodujący kłucie w sercu i wraŜenie gorąca. Patrzyłam na trzy kandelabry ze złota i kryształu z osadzonymi w nich prawdziwymi świecami. KaŜdy miał pięć metrów średnicy i siedem kondygnacji świec. Ile tych kondygnacji było przedtem? Pięć? Trzy? Nie mogłam sobie przypomnieć. Patrzyłam na ogromne lustra w złotych ramach
9
otaczające foyer, odbijające eleganckie meble w stylu Ludwika XIV, na których siadali, aby porozmawiać, ci, co nie tańczyli. Tak być nie powinno! Dlaczego ten drugi Foxworth Hall przytłaczał mnie bardziej od swego pierwowzoru? Wtedy ujrzałam jeszcze coś, czego nie spodziewałam się zobaczyć – spiralne schody, jedne po prawej, a drugie po lewej strome rozległego holu, wyłoŜonego w szachownicę czerwonymi i białymi marmurowymi płytami. CzyŜby to były te same schody? Odnowione, ale te same? CzyŜ nie widziałam, jak ogień trawił Foxworfh Hall, aŜ został tylko czerwony Ŝar? Zachowały się wszystkie kominy; równieŜ marmurowe schody. Ale bogato rzeźbione słupki i poręcz z drzewa róŜanego spłonęły, więc zostały odtworzone. Przełknęłam twardą grudkę, która stanęła mi w gardle. Chciałam, Ŝeby ten dom był nowy, całkiem nowy... Ŝeby nie było w nim nic ze starego. Joel obserwował mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, szybko odwrócił głowę i gestem poprosił, abyśmy weszli za nim do środka. Milczałam, kiedy pokazywał nam piękne pokoje na parterze. Pytania zadawał Chris. Na koniec zasiedliśmy w jednym z salonów, by wysłuchać historii Joela. Przedtem jednak zatrzymał się w olbrzymiej kuchni i przygotował przekąskę. Nie pozwalając, by Chris mu pomógł, wniósł tacę z herbatą i kanapkami. Nie miałam apetytu, ale jak moŜna było się spodziewać, Chris zgłodniał, dlatego w ciągu kilku minut połknął sześć drobnych kanapeczek i właśnie sięgał po następną, a Joel nalewał mu następną filiŜankę herbaty. Ja zjadłam tylko jedną miniaturową kanapkę i czekając na opowieść Joela, wypiłam dwa łyki gorącej i bardzo mocnej herbaty. Joel miał słaby głos, z charakterystycznymi półtonami, mówił, jakby był przeziębiony i miał trudności w wysławianiu się. Przestałam na to zwracać uwagę, gdy zaczął opowiadać o tym, o czym zawsze chciałam usłyszeć – o dziadkach i dzieciństwie naszej matki. Wkrótce okazało się, Ŝe bardzo nienawidził swojego ojca, czym od razu zyskał moją sympatię. – Czy zwracaliście się do ojca po imieniu? Było to moje pierwsze pytanie od początku jego opowieści, zadane nieśmiałym szeptem, jakby sam Malcolm mógł kręcić się w pobliŜu i podsłuchiwać. Jego wąskie wargi skrzywiły się w groteskowym uśmiechu. – Oczywiście. Mój brat Mel był o cztery lata starszy ode mnie i zawsze mówiliśmy o
10
naszym ojcu po imieniu, ale nigdy w jego obecności. Na to nie mieliśmy odwagi. Nazywanie go tatą wydawało się niestosowne. Nie mogliśmy nazywać go ojcem, poniewaŜ nie był prawdziwym ojcem. Określenie „tata” wskazywałoby na zaŜyłe stosunki, których ani nie było, ani ich nie chcieliśmy. Kiedy juŜ musieliśmy, nazywaliśmy go ojcem. W rzeczywistości obaj schodziliśmy mu z drogi. Znikaliśmy, gdy pojawiał się w domu. W mieście miał biuro, w którym załatwiał większość swoich interesów, a drugie biuro było właśnie tutaj. Stale pracował, siedząc za masywnym biurkiem, które dla nas stanowiło barierę nie do przebycia. Nawet gdy był w domu, pozostawał odległy i nieosiągalny. Nigdy nie odpoczywał, zamorskie rozmowy telefoniczne prowadził ze swojego biura, tak Ŝe nie mogliśmy podsłuchiwać jego transakcji handlowych. Rzadko rozmawiał z naszą matką. Zdawało się, Ŝe jej to nie przeszkadza. Czasami widzieliśmy go, trzymającego na kolanach naszą maleńką siostrę. Czuliśmy wtedy w sercach dziwną zazdrość. – Często później rozmawialiśmy o tym, zastanawiając się, dlaczego byliśmy tak zazdrośni o Corrine, skoro była karana równie surowo jak my. Ale ojciec robił to niechętnie. Po poniŜeniu, biciu czy teŜ zamknięciu na strychu, co było jego ulubionym sposobem karania nas, przynosił Corrine kosztowną biŜuterię, drogą lalkę lub zabawkę. Wprawdzie miała wszystko, czego tylko mała dziewczynka mogła zapragnąć, ale gdy coś źle zrobiła, zabierał jej ulubioną zabawkę i oddawał do kościoła, któremu patronował. Mogła płakać i starać się odzyskać jego uczucie, ale on równie łatwo odwracał się od niej, jak okazywał przesadne uczucie. Kiedy Mel i ja chcieliśmy, aby nas pocieszył, mówił, Ŝebyśmy zachowywali się jak męŜczyźni, a nie jak dzieci. Byliśmy z Melem przekonani, Ŝe twoja matka wiedziała, jak postępować z ojcem, by dostać to, co chciała. My nie wiedzieliśmy, jak się zachowywać, jak go oszukiwać. Oczami duszy widziałam matkę jako dziecko biegające po tym pięknym, choć ponurym domu, przyzwyczajoną do posiadania wszystkiego, o czym zamarzyła. Później, kiedy juŜ poślubiła tatę, który miał raczej umiarkowane uposaŜenie, nadal nie zastanawiała się nad wydatkami. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami, podczas gdy Joel kontynuował swoją opowieść. – Corrine i nasza matka nie lubiły się wzajemnie. Kiedy podrośliśmy, uświadomiliśmy sobie, Ŝe matka jest zazdrosna o własną córkę, o jej urodę i umiejętność owinięcia sobie wokół palca kaŜdego męŜczyzny. Corrine była wyjątkowo piękna. Nawet jako jej bracia zdawaliśmy
11
sobie sprawę z uwodzicielskiej siły, którą dysponowała. Joel połoŜył chude ręce na kolanach. Jego kościste i zdeformowane dłonie w jakiejś mierze zachowały ślady elegancji, moŜe dlatego, Ŝe posługiwał się nimi z pewną dystynkcją, a moŜe dlatego, Ŝe były tak blade. – Spójrzcie na całą tę potęgę i piękno i wyobraźcie sobie dom pełen udręczonych ludzi, walczących o uwolnienie się z pęt nałoŜonych przez Malcolma. Nawet nasza matka, która odziedziczyła fortunę po swoich rodzicach, była ściśle kontrolowana. Mel uciekł z bankowości, której nienawidził, a do której został przymuszony przez Malcolma. Po prostu wskoczył na motocykl i uciekł w góry. Zatrzymał się w małej drewnianej chatce, którą razem zbudowaliśmy. Mogliśmy tam zapraszać dziewczyny i robić to wszystko, czego zabraniał nam ojciec. Pewnego strasznego letniego dnia Mel przechodził nad przepaścią; jego ciało musiano pochować z dala od wąwozu. Miał tylko dwadzieścia jeden lat. Ja miałem lat siedemnaście. Byłem półŜywy, po odejściu brata czułem pustkę i samotność. Po pogrzebie Mela podszedł do mnie ojciec i powiedział, Ŝe mam zająć miejsce brata i podjąć pracę w jednym z banków, aby zapoznać się ze światem finansów. Równie dobrze mógł mi powiedzieć, Ŝe mam odciąć sobie dłonie i stopy. Uciekłem tej samej nocy. Wszystko w tym ogromnym domu wydawało się pogrąŜone w oczekiwaniu, w ciszy, w zbyt głębokiej ciszy. Burza na zewnątrz jakby wstrzymała oddech, jednak kątem oka zauwaŜyłam, Ŝe ołowiane niebo coraz bardziej wzbiera i nabrzmiewa. Przytuliłam się do Chrisa. Joel siedział cicho w fotelu na biegunach, pogrąŜony w melancholijnych wspomnieniach, jakbyśmy byli dla niego nieobecni. – Dokąd poszedłeś? – zapytał Chris, odstawiając filiŜankę. Odchylił się w fotelu i załoŜył nogę na nogę. Wyciągnął do mnie rękę. – Musiało to być trudne dla siedemnastoletniego chłopca... Joel wrócił juŜ do teraźniejszości, jakby zdziwiony tamtą wizytą w znienawidzonym domu dzieciństwa. – Nie było to łatwe. Nic nie potrafiłem, byłem tylko bardzo utalentowany muzycznie. Dostałem się na parowiec, gdzie jako majtek pokładowy zarobiłem na podróŜ do Francji. Pierwszy raz w Ŝyciu miałem odciski na dłoniach. We Francji znalazłem zajęcie w nocnym klubie za parę franków tygodniowo. Wkrótce znuŜyła mnie praca w późnych godzinach,
12
przeniosłem się więc do Szwajcarii, sądząc, Ŝe raczej zwiedzę cały świat, niŜ wrócę do domu. Znalazłem pracę jako muzyk w małej gospodzie blisko włoskiej granicy i tam przyłączałem się do narciarskich grup jeŜdŜących w Alpy. Zimą większość wolnego czasu zacząłem spędzać na nartach, latem zaś chodziłem po górach i jeździłem na rowerze. Pewnego dnia przyjaciele zaprosili mnie na dość ryzykowną wyprawę. ZjeŜdŜaliśmy z bardzo wysokiego szczytu. Miałem wtedy około dziewiętnastu lat. Pozostała czwórka, jadąca przodem, wrzeszczała do siebie i nawoływała się tak głośno, Ŝe nawet nie zauwaŜyła, iŜ straciłem równowagę, przewróciłem się i wpadłem do głębokiej szczeliny lodowej. Przy upadku złamałem nogę. PrzeleŜałem tam półtora dnia, częściowo w szoku, dopóki dwóch zakonników podróŜujących na osłach nie usłyszało mojego słabego wołania o pomoc. Zdołali mnie wydostać, ale niewiele z tego pamiętam, gdyŜ byłem osłabiony z głodu i półprzytomny z bólu. Kiedy odzyskałem przytomność, znajdowałem się w klasztorze, a nade mną pochylały się spokojne, łagodne twarze. Klasztor był po włoskiej stronie Alp, ja zaś nie umiałem ani słowa po włosku. W trakcie leczenia nogi nauczyłem się łaciny. Potem zakonnicy poprosili mnie, bym wykorzystał swój talent artystyczny do malowania fresków na ścianach i ozdobnych napisów pod religijnymi malowidłami. Czasami grywałem na organach. Gdy moja noga wydobrzała juŜ na tyle, Ŝe mogłem chodzić, stwierdziłem, iŜ lubię to spokojne Ŝycie zakonników, prace, jakie dawali mi do wykonania, muzykę, którą grałem o wschodzie i zachodzie słońca, cichą rutynę monotonnych dni, wypełnionych modlitwą, pracą i wyrzeczeniami. Zostałem z zakonnikami i z czasem stałem się jednym z nich. W tym klasztorze, wysoko w górach, znalazłem wreszcie spokój. Był to koniec historii wuja Joela. Siedział, patrząc na Chrisa, a potem skierował wyblakłe, lecz płonące oczy na mnie. Przestraszona jego lustrującym spojrzeniem, starałam się nie okazywać uczuć, jakie we mnie budził. Nie lubiłam go, mimo Ŝe przypominał nieco mojego kochanego ojca i mimo Ŝe moja niechęć nie miała konkretnych powodów. Sądzę, Ŝe była podyktowana niepokojem o bezpieczeństwo naszej intymności. Czy Joel mógł wiedzieć, Ŝe ja i Chris byliśmy rodzeństwem? Czy Bart opowiedział mu naszą historię? Czy wuj zauwaŜył podobieństwo Chrisa do Foxworthów? Nie wiedziałam tego. Uśmiechał się do mnie, wykorzystując resztkę czaru, aby mnie zdobyć. Z pewnością był wystarczająco mądry, Ŝeby zorientować się, iŜ to nie Chrisa będzie musiał przekonać...
13
– Dlaczego wróciłeś? – zapytał Chris. Joel znowu starał się uśmiechnąć. – Pewnego dnia przyjechał do klasztoru amerykański dziennikarz, aby napisać reportaŜ o tym, jak to jest być zakonnikiem w dzisiejszym nowoczesnym świecie. PoniewaŜ byłem tam jedyną osobą mówiącą po angielsku, odpowiadałem w imieniu wszystkich. Zapytałem, czy przypadkiem nie słyszał o Foxworthach z Wirginii. Znał ich, poniewaŜ Malcolm zdobył wielką fortunę i zajmował się polityką. Od niego dowiedziałem się o śmierci Malcolma, jak równieŜ o śmierci matki. Od wyjazdu dziennikarza nie mogłem przestać myśleć o tym domu i o mojej siostrze. Lata łatwo się mieszają, gdy kaŜdy dzień podobny jest do drugiego, a kalendarza nie ma w polu widzenia. Nadeszła w końcu taka chwila, kiedy stwierdziłem, Ŝe chcę wrócić do domu, spotkać się z siostrą i porozmawiać z nią. Dziennikarz nie wiedział, czy wyszła za mąŜ. Dopiero gdy przed rokiem przyjechałem do wioski i zatrzymałem się w motelu, dowiedziałem się o tym, jak jednej boŜonarodzeniowej nocy spłonął nasz dom, o tym, Ŝe moja siostra umieszczona została w domu dla umysłowo chorych, i o tym straszliwym losie, który ją dotknął. A kiedy Bart przyjechał tego lata, dowiedziałem się reszty: Ŝe siostra nie Ŝyje i Ŝe on został spadkobiercą. Spuścił skromnie oczy. – Bart jest niezwykłym młodym człowiekiem; lubię jego towarzystwo. Zanim przyjechał, spędziłem wiele czasu na rozmowach z dozorcą. Opowiadał mi o Barcie, o jego przyjazdach na konferencje z budowniczymi i dekoratorami wnętrz, o jego trosce, by wiernie odtworzyć spalone domostwo. Byłem tutaj podczas jego następnej wizyty. Spotkaliśmy się, powiedziałem mu, kim jestem, wydawał się ucieszony... i to juŜ wszystko. Czy rzeczywiście? Wpatrywałam się w niego. A moŜe wrócił tutaj z myślą o swojej części majątku pozostawionego przez Malcolma? Czy mógłby, wbrew testamentowi mojej matki, wziąć dla siebie tę część? JeŜeli tak, to dlaczego Bart nie zmartwił się wskrzeszeniem Joela? śadnej z tych myśli nie wyraziłam słowami. Joel pogrąŜył się w ponurej zadumie. Chris wstał. – Był to dla nas dzień pełen wraŜeń i moja Ŝona jest bardzo zmęczona. Czy zechciałbyś wskazać nam pokoje, w których moŜemy trochę odpocząć i odświeŜyć się? Joel wstał natychmiast, przepraszając, Ŝe jest złym gospodarzem, i poprowadził nas do schodów. – Z przyjemnością zobaczę się znowu z Bartem. To bardzo ładnie z jego strony, Ŝe
14
zaproponował mi gościnę w tym domu. ChociaŜ wszystkie pokoje za bardzo przypominają mi rodziców. Mój pokój jest nad garaŜem, niedaleko pomieszczeń dla słuŜby. Zadzwonił telefon. Joel podał mi słuchawkę. – To twój starszy syn z Nowego Jorku – powiedział tym swoim charakterystycznym drewnianym głosem. – MoŜecie skorzystać z aparatu w salonie, jeśli chcecie rozmawiać z nim oboje. Chris pospieszył do drugiego aparatu, podczas gdy ja witałam Jory’ego. Jego radosny głos rozproszył moje ponure myśli. – Mamo, tato, zdołałem przełoŜyć kilka naszych zobowiązań i moŜemy z Mel przylecieć do was. Oboje jesteśmy zmęczeni i spragnieni odpoczynku. Poza tym chcemy zobaczyć dom, o którym tyle słyszeliśmy. Czy rzeczywiście jest taki jak tamten? Och, tak, nawet za bardzo. Wypełniała mnie radość na myśl o przyjeździe Jory’ego i Melodie. Jeśli przyjadą jeszcze Cindy i Bart, będziemy całą rodziną w komplecie, wszyscy pod tym samym dachem. Dawno juŜ tak nie było. – Nie, nie martwię się, Ŝe na jakiś czas przerywamy występy – powiedział pogodnie, odpowiadając na moje pytanie. – Jestem zmęczony. Nawet moje kości odczuwają zmęczenie. Oboje potrzebujemy odpoczynku... mamy teŜ dla was pewne nowiny. Nie powiedział nic więcej. Odwiesiliśmy z Chrisem słuchawki i uśmiechnęliśmy się do siebie. Joel, który wcześniej wyszedł, aby nam nie przeszkadzać, wrócił i zakłopotany krąŜył wokół kanciastego francuskiego stołu z wielką marmurową misą, wypełnioną kompozycją suchych kwiatów, opowiadając o pokojach, które Bart przeznaczył do mojego uŜytku. Spojrzał na mnie, potem na Chrisa, zanim dodał: – I równieŜ dla pana, doktorze Sheffield. Jego wodniste oczy, pilnie studiujące wyraz mojej twarzy, chyba znalazły w niej coś, co go ucieszyło. Trzymając Chrisa pod rękę, dzielnie stanęłam naprzeciw schodów, które miały poprowadzić nas z powrotem na pierwsze piętro, tam gdzie się wszystko zaczęło – wspaniała, grzeszna miłość, którą znaleźliśmy z Chrisem na zakurzonym, mrocznym strychu, w tym ciemnym miejscu pełnym rupieci i starych mebli, z papierowymi kwiatami na ścianach i złamanymi obietnicami u stóp.
15
WSPOMNIENIA W połowie drogi na piętro zatrzymałam się, aby spojrzeć w dół. MoŜe z tej perspektywy zobaczę jakieś szczegóły, które wcześniej umknęły mojej uwagi? Gdy Joel opowiadał nam swoją historię, i potem, gdy jedliśmy skromny lunch, rozglądałam się dyskretnie, ale ciągle było mi mało. Z pokoju, w którym siedzieliśmy, z łatwością mogłam obserwować foyer z jego niezliczonymi lustrami i ładnymi francuskimi meblami, zgrupowanymi po kilka, aby tworzyły nastrój intymności, zresztą bez powodzenia. Marmurowa posadzka, od wielokrotnego polerowania, błyszczała jak szkło. Czułam nieprzepartą chęć, by tańczyć, tańczyć i bez końca robić piruety... Chris zaczął się niecierpliwić. Poprowadził mnie na górę, aŜ w końcu znaleźliśmy się w wielkiej rotundzie, skąd znowu spojrzałam na foyer przed salą balową. – Cathy, czy ty aby nie zatraciłaś się we wspomnieniach? – wyszeptał nieco zniecierpliwiony. – Czy juŜ nie czas zapomnieć o przeszłości? Chodź. Wiem, Ŝe musisz być bardzo zmęczona. Wspomnienia... Opadły mnie szybko i gwałtownie. Córy, Carrie, Bartholomew Winslow – czułam ich wokół siebie, słyszałam ich niekończące się szepty. Spojrzałam znowu na Joela, który prosił, abyśmy nie nazywali go „wujkiem Joelem”. Zostawiał ten zaszczytny tytuł dla moich dzieci. Musiał być bardzo podobny do Malcolma, tylko spojrzenie miał łagodniejsze, mniej przenikliwe od tego, które widzieliśmy u dziadka na duŜym, naturalnej wielkości portrecie w pokoju z „trofeami”. Powiedziałam sobie, Ŝe nie wszystkie błękitne oczy są zimne i bezwzględne. Z pewnością wiedziałam o tym lepiej niŜ ktokolwiek inny. Wpatrując się w twarz starca, widziałam w niej ślady dawnej urody. Bez wątpienia Joel był niegdyś przystojnym męŜczyzną. Musiał mieć jasne włosy i twarz bardzo podobną do twarzy mojego ojca... i jego syna. Ta myśl pozwoliła mi się odpręŜyć. Przemogłam się, by podejść do niego i wziąć go w objęcia. – Witaj w domu, Joel. Jego chude ciało było kruche i zimne. Miał suchy policzek, gdy musnęłam go wargami w przelotnym pocałunku. Skurczył się pod moim dotykiem, a moŜe ze strachu przed kobietą. Odsunęłam się szybko, Ŝałując swoich wysiłków, Ŝeby okazać mu serdeczność. Dotykanie było
16
czymś, czego Foxworthowie nie zwykli byli czynić bez świadectwa ślubu. Rzuciłam nerwowe spojrzenie Chrisowi. Uspokój się, mówiły jego oczy, wszystko będzie dobrze. – Moja Ŝona jest bardzo zmęczona – przypomniał miękko Chris. – Mieliśmy ostatnio bardzo napięty program, najpierw uroczystość wręczenia dyplomu naszemu młodszemu synowi, potem te przyjęcia, następnie podróŜ... W końcu Joel przerwał kłopotliwą ciszę i wspomniał, Ŝe Bart ma nająć słuŜbę. Dzwonił juŜ do urzędu zatrudnienia. Mówił nawet, Ŝe moglibyśmy zobaczyć się z tymi ludźmi w jego imieniu. Joel mamrotał tak niewyraźnie, Ŝe nie słyszałam połowy jego słów. Tym bardziej Ŝe moje myśli krąŜyły wokół pewnego pokoju w północnym skrzydle, pokoju, który był naszym więzieniem. Czy jest w dalszym ciągu taki sam? Czy Bart kazał postawić tam dwa podwójne łóŜka i całą resztę tych ciemnych, cięŜkich starych mebli? Modliłam się, Ŝeby tak nie było. Nagle Joel wymówił słowa, których się spodziewałam. – Jesteś podobna do swojej matki, Catherine. Popatrzyłam na niego bez wyrazu, zastanawiając się nad tym stwierdzeniem, które on uwaŜał zapewne za komplement. Chwilę stał, jakby oczekując jakiegoś milczącego potwierdzenia, po czym pokiwał głową i odwrócił się, Ŝeby zaprowadzić nas do pokoju. Po słońcu, które tak pięknie świeciło na nasz przyjazd, nie zostało juŜ śladu; strugi deszczu tłukły o dach z siłą kul karabinowych. Nad naszymi głowami przetaczała się burza, rozjaśniając co kilka sekund niebo zygzakami piorunów. W ramionach Chrisa szukałam ucieczki przed tym, co wydawało się gniewem boŜym. Strumyki wody spływały po szybach, ściekały z dachu w rynny i do ogrodu, jakby miały go zalać, zatopić wszystko, co piękne i Ŝywe. Westchnęłam, nieszczęśliwa, Ŝe jestem tutaj znowu, Ŝe znowu czuję się młoda i bezbronna. – Tak, tak – mruczał Joel – zupełnie jak Corrine. Jeszcze raz otaksował mnie krytycznym spojrzeniem, po czym pochylił głowę i pogrąŜył się w myślach. Trwało to moŜe pięć minut, a moŜe pięć sekund. – Chcemy się rozpakować – powiedział z naciskiem Chris. – Moja Ŝona jest wyczerpana. Musi wykąpać się i zdrzemnąć, podróŜ zawsze ją nuŜy. Zdziwiło mnie, Ŝe tłumaczy się przed starcem. Joel natychmiast się ruszył. Być moŜe zakonnicy przystają często z pochylonymi głowami i zapominają się w cichej modlitwie, moŜe to było tylko to. Nic nie wiedziałam o
17
klasztorach i Ŝyciu zakonników. W końcu powoli, szurając, poprowadził nas korytarzem. Skręcił raz jeszcze i ku mojemu zmartwieniu i konsternacji skierował się do południowego skrzydła, gdzie kiedyś, w pokojach pełnych przepychu, mieszkała nasza matka. Uwielbiałam sypiać w jej wspaniałym łóŜku z łabędziem, siadać przy jej długiej toaletce i kąpać się w czarnej, marmurowej, wpuszczonej w podłogę wannie, otoczonej licznymi lustrami. Joel stanął przed podwójnymi drzwiami, do których prowadziły dwa szerokie stopnie, wyłoŜone dywanem. Uśmiechnął się w szczególny sposób. – Skrzydło twojej matki – powiedział krótko. Zatrzymałam się z wahaniem przed tymi znajomymi drzwiami. Bezradnie spojrzałam na Chrisa. Deszcz przeszedł w regularne staccato. Joel otworzył drzwi i pierwszy wkroczył do sypialni, tak Ŝe Chris mógł mi szepnąć: – Dla niego jesteśmy tylko męŜem i Ŝoną, Cathy. To wszystko, co on wie. Wchodząc do sypialni, miałam łzy w oczach. Stanęłam jak wryta na widok dokładnej kopii łoŜa z fantazyjnymi róŜowymi zasłonami, podwieszonymi zgrabnie w naroŜnikach. Wdzięczna łabędzia głowa zwracała się w tę samą stronę, to samo czujne, choć nieco senne, wpółotwarte rubinowe oko pilnowało snu osób śpiących w łoŜu. Patrzyłam z niedowierzaniem. Spać w tym łóŜku? W łóŜku, w którym moja matka spoczywała w ramionach Bartholomew Winslowa – swego drugiego męŜa? Tego samego męŜczyzny, którego jej skradłam, Ŝeby został ojcem mojego syna Barta. MęŜczyzny, który nadal pokazywał mi się w snach i wywoływał poczucie winy. Nie! Nie mogłabym spać w tym łóŜku! Nigdy! Kiedyś marzyłam o tym, Ŝeby przespać się w nim z Bartholomew Winslowem. Jak młoda i naiwna byłam wtedy, uwaŜając, Ŝe posiadanie go na własność będzie szczytem moich pragnień. – CzyŜ to nie jest wspaniałe? – spytał Joel za moimi plecami. – Bart miał mnóstwo kłopotów ze znalezieniem artystów potrafiących wyrzeźbić szczyt tego łoŜa w formie łabędzia. Opowiadał, Ŝe patrzyli na niego jak na wariata. Znalazł w końcu starych rzemieślników, którzy uznali, Ŝe jest to coś twórczego i opłacalnego finansowo. Okazało się, Ŝe Bart ma dokładny opis łoŜa. Wiedział, jak łabędź powinien mieć zwróconą głowę, Ŝe w jednym oku ma mieć umieszczony rubin i Ŝe końcami łap powinien przytrzymywać zasłony nad posłaniem. Och, jaką Bart urządził awanturę, kiedy za pierwszym razem rzemieślnicy nie zrobili tego tak, jak on zadysponował. Chciał równieŜ, Ŝeby u stóp łoŜa było maleńkie łóŜeczko, teŜ z łabędziem. Dla
18
ciebie, Catherine, dla ciebie. – Joel, co powiedział ci Bart? – zapytał Chris twardym głosem. Stanął obok i otoczył mnie ramieniem, jakby ochraniając przed Joelem i przed wszystkim, czego się obawiałam. Z nim mogłabym zamieszkać w chacie z sitowia, w namiocie lub w jaskini. On dawał mi siłę. ZauwaŜywszy opiekuńczą postawę Chrisa, starzec uśmiechnął się sarkastycznie. – Bart opowiedział mi całą historię swojej rodziny. Widzicie, on zawsze potrzebował kogoś starszego, kogoś, komu mógłby się zwierzyć. Zrobił znaczącą przerwę, patrząc na Chrisa, który z łatwością mógł przewidzieć dalszy ciąg. Dostrzegłam niekontrolowany grymas na twarzy Chrisa. Joel z nieukrywaną satysfakcją ciągnął: – Bart opowiedział mi, jak jego matka z braćmi i siostrą ponad trzy lata Ŝyła w zamknięciu. Opowiedział mi o tym, Ŝe matka zabrała siostrę i uciekła z nią do Karoliny Południowej; o tym, jak ty, Catherine, całymi latami szukałaś dla siebie odpowiedniego męŜa i właśnie dlatego wyszłaś za... doktora Christophera Sheffielda. Tak wiele insynuacji, tak wiele niedopowiedzeń było w jego słowach. ZadrŜałam od nagłego chłodu. W końcu Joel wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Dopiero wtedy Chris pocałował mnie, przytulił i głaskał po plecach tak długo, aŜ uspokoiłam się na tyle, aby rozejrzeć się wokół i dostrzec wszystko, co Bart zrobił, by przywrócić tym apartamentom ich pierwotny, luksusowy stan. – To jest tylko kopia tamtego łóŜka – powiedział Chris z ciepłem i zrozumieniem w oczach. – W tym łóŜku nasza matka nigdy nie spała, kochanie. Pamiętaj o tym, Ŝe Bart czytał twoje pamiętniki. To wszystko, co tutaj jest, powstało dzięki twoim szkicom. Opisałaś sylwetkę łabędzia nadzwyczaj szczegółowo. Bartowi wydawało się, Ŝe sprawi ci przyjemność, przywracając pokojom dawną świetność. MoŜe zrobiłaś to nieświadomie, a moŜe on o tym wiedział? Wybacz, jeśli się mylę. Myśl tylko o tym, Ŝe twój syn poniósł wiele trudu i kosztów, aby odtworzyć dawny wygląd tego pokoju. Przecząco potrząsnęłam głową, nigdy nie pragnęłam powrotu do przeszłości. Nie uwierzył mi.
19
– Twoje pragnienia, Catherine! Twoje poŜądanie, Ŝeby mieć to, co ona! Wiem o tym. I twoi synowie teŜ o tym wiedzą. Tak więc nie potępiaj Ŝadnego z nas za odczytanie twoich pragnień, nawet jeŜeli je sprytnie maskowałaś. Mogłam znienawidzić Chrisa tylko za to, Ŝe tak dobrze mnie znał. Ale objęłam go ramionami. Przycisnęłam twarz do jego piersi, drŜąc i próbując ukryć prawdę, nawet przed samą sobą. – Chris, nie bądź dla mnie zbyt surowy – załkałam. – Tak mnie zaskoczył widok tych pokoi, prawie dokładnie takich samych jak wtedy, kiedy przyszliśmy tutaj, aby ukraść jej... i jej męŜowi... Znowu przytulił mnie mocno. – Co ty naprawdę myślisz o Joelu? – spytałam. Chris zamyślił się przez chwilę, zanim odpowiedział. – Lubię go, Cathy. Zdaje się, Ŝe jest szczery i zadowolony, iŜ pozwalamy mu tutaj pozostać. – Powiedziałeś mu, Ŝe moŜe zostać? – wyszeptałam. – Oczywiście, dlaczego nie? PrzecieŜ i tak wyjedziemy zaraz po dwudziestych piątych urodzinach Barta, po tym jak juŜ „zostanie na swoim”. Pomyśl tylko, nadarza się wspaniała okazja, aby dowiedzieć się czegoś więcej o Foxworthach. Joel moŜe nam wiele opowiedzieć o naszej matce z czasów jej młodości, o tym, jak wyglądało ich Ŝycie. Kiedy juŜ poznamy te szczegóły, moŜe będziemy w stanie zrozumieć, dlaczego nas zdradziła i dlaczego dziadek pragnął naszej śmierci. Gdzieś w przeszłości musi być ukryta jakaś okrutna prawda, która tak wypaczyła umysł Malcolmowi, Ŝe potrafił on stłumić naturalny instynkt naszej matki, skłaniający ją do opieki nad własnymi dziećmi. Moim zdaniem Joel juŜ dostatecznie duŜo opowiedział. Nie pragnęłam wiedzieć więcej. Malcolm Foxworth był jedną z tych istot ludzkich, które urodziły się bez sumienia, niezdolne do skruchy za wyrządzone zło. Nie było dla niego wytłumaczenia, nie sposób go było zrozumieć. Chris spojrzał mi błagalnie w oczy. – Cathy, chciałbym dowiedzieć się o młodości naszej matki, Ŝeby ją zrozumieć. Tak bardzo nas skrzywdziła, Ŝe nie sądzę, aby któreś z nas odzyskało spokój, zanim ją zrozumiemy. Wybaczyłem jej, ale nie mogę zapomnieć. Chcę ją zrozumieć, aby pomóc tobie
20
wybaczyć jej... – Czy to coś zmieni? – spytałam sarkastycznie. – Jest zbyt późno na zrozumienie naszej matki i przebaczenie jej. Szczerze mówiąc, nie szukam dla niej zrozumienia, bo gdybym je znalazła, mogłabym wybaczyć. Opuścił bezradnie ręce. Odwrócił się. – Idę po nasze bagaŜe. Weź kąpiel, a ja w tym czasie wszystko rozpakuję. W drzwiach odwrócił się i spojrzał w moją stronę. – Spróbuj, naprawdę spróbuj skorzystać z okazji zawarcia pokoju z Bartem. Jego moŜna jeszcze odzyskać, Cathy. Słyszałaś jego przemówienie? Ten młody człowiek ma duŜy talent oratorski. Mówi przekonywająco. Jest teraz przywódcą, Cathy, a przecieŜ był skrytym introwertykiem. To ogromne szczęście, Ŝe w końcu Bart porzucił swoją skorupę. Opuściłam głowę z pokorą. – Dobrze, zrobię, co będę mogła. Wybacz mi, Chris, Ŝe znowu byłam tak głupio uparta. Uśmiechnął się i wyszedł. Podczas napełniania czarnej marmurowej wanny rozbierałam się powoli w „jej” łazience, przylegającej do wspaniałej gotowalni. Otaczające mnie lustra w złotych ramach odbijały moją nagość. Byłam dumna ze swojej sylwetki, nadal szczupłej i kształtnej, o jędrnych piersiach. Rozebrawszy się uniosłam ramiona, Ŝeby wyjąć z włosów resztę szpilek. Oczami duszy zobaczyłam matkę, jak stała i robiła to samo, myśląc o swoim drugim, młodszym męŜu. Czy w czasie nocy, które spędzał ze mną, zastanawiała się nad tym, gdzie on jest? Czy przed moim oświadczeniem w trakcie pamiętnego przyjęcia boŜonarodzeniowego wiedziała, kim jest kochanka Barta? Och, miałam nadzieję, Ŝe tak! Obiad minął bez wraŜeń. Dwie godziny później leŜałam w łabędzim łóŜku, obserwując rozbierającego się Chrisa. Zgodnie ze swoją zapowiedzią wszystko rozpakował, powiesił w garderobie, a naszą bieliznę poukładał w komodzie. Wyglądał na zmęczonego i trochę niezadowolonego. – Joel powiedział mi, Ŝe jutro przyjdą na przesłuchanie chętni do pracy. Mam nadzieję, Ŝe będziesz mogła się tym zająć. Usiadłam, zaskoczona. – Myślałam, Ŝe Bart będzie chciał się tym zająć. – Nie, zostawił to tobie.
21
– Och! Chris powiesił ubranie na mosięŜnym wieszaku, a ja znowu pomyślałam o tym, jak bardzo ten wieszak przypomina wieszak uŜywany przez ojca Barta w czasach, kiedy tutaj mieszkał. Tutaj czy teŜ w tym poprzednim Foxworth Hall? Chris, całkiem nagi, skierował się do „swojej” łazienki. – Szybko wezmę prysznic i zaraz będę z powrotem. Nie zaśnij do tego czasu. LeŜałam i rozglądałam się wokoło z dziwnym uczuciem. Wyobraziłam sobie, Ŝe nad moją głową, na strychu, Ŝyje czwórka dzieci. Natychmiast doznałam poczucia strachu i winy, które zapewne były udziałem matki, gdy Ŝył ten nikczemny stary człowiek. Zły od urodzenia, podły, diabelski. Zdawało mi się, Ŝe słyszę głos stale powtarzający te oskarŜenia. Zamknęłam oczy i starałam się powstrzymać szaleństwo myśli. Nie słyszałam Ŝadnych głosów. Nie słyszałam Ŝadnej muzyki baletowej. Nie czułam stęchłego zapachu strychu. Nie czułam. Miałam pięćdziesiąt dwa lata, a nie dwanaście, trzynaście czy teŜ czternaście. Zniknęły wszystkie stare zapachy. Czułam tylko woń świeŜej farby, świeŜego drewna, nowych tapet i wykładzin. Nowe dywany, nowe kilimy, nowe meble. Wszystko nowe poza luksusowymi antykami na parterze. Kopia Foxworth Hall. Dlaczego Joel wrócił, skoro tak bardzo podobało mu się Ŝycie w zakonie? Z pewnością nie pragnął pieniędzy, przywykły do surowości zakonnego Ŝycia. Musiał być jakiś inny waŜny powód jego obecności, poza sentymentalnym powrotem do przeszłości. Ludzie z wioski musieli powiedzieć mu, Ŝe nasza matka nie Ŝyje, a jednak pozostał. Czy chciał spotkać się z Bartem? CóŜ takiego w nim znalazł, co zatrzymało go tutaj? Zgodził się nawet usługiwać jako kamerdyner, dopóki nie znajdziemy kogoś odpowiedniego na to miejsce. Westchnęłam. Nie było pewnie w tym nic tajemniczego, w grę wchodził duŜy majątek. Jak zawsze, pieniądze wydawały się uzasadnieniem kaŜdego zachowania. Zmęczenie zamknęło mi oczy. Jeszcze chwilę walczyłam ze snem. Musiałam pomyśleć o jutrze i o tym wujku znikąd. Czy wszystko to, co otrzymaliśmy zgodnie z obietnicą mamy, mieliśmy stracić na rzecz Joela? A jeŜeli on nie będzie próbował złamać postanowień testamentu mamy i zdołamy wszystko zatrzymać, to jaka będzie tego cena? Rano zeszliśmy z Chrisem prawą stroną podwójnych schodów, czując, Ŝe w końcu jesteśmy „u siebie” i Ŝe wreszcie panujemy nad swoim Ŝyciem. Chris trzymał mnie za rękę, lekko ściskając dłoń. Wiedział, Ŝe przestałam juŜ bać się tego domu.
22
Znaleźliśmy Joela w kuchni, zajętego przygotowywaniem śniadania. Ubrany był w długi biały fartuch, a na głowie miał wysoki czepek kucharski. Kruchy, wysoki stary człowiek wyglądał w tym stroju nieco absurdalnie. Pomyślałam, Ŝe szefem kuchni powinien być gruby męŜczyzna. Czułam jednak wdzięczność za to, Ŝe Joel robił to, za czym nie przepadałam. – Mam nadzieję, Ŝe lubicie jajka po benedyktyńsku – powiedział, nie patrząc w naszą stronę. Ku mojemu zaskoczeniu jajka były wspaniałe. Chris poprosił o dokładkę. Potem Joel pokazał nam jeszcze niewykończone pokoje. Uśmiechnął się do mnie nieszczerze. – Bart powiedział mi, Ŝe lubisz zaciszne pokoje z wygodnymi meblami. Pragnął, Ŝebyś te puste pomieszczenia urządziła przytulnie, według własnego niepowtarzalnego gustu. Czy kpił ze mnie? Wiedział, Ŝe jesteśmy tutaj tylko z wizytą. Potem pomyślałam, Ŝe być moŜe Bart chciał, Ŝebym pomogła mu w urządzeniu domu, a ociągał się z powiedzeniem tego wprost. Kiedy zapytałam Chrisa, czy Joel mógłby złamać postanowienia testamentu naszej matki i zaŜądać od Barta pieniędzy, Chris zaprzeczył. Dodał jednak, Ŝe nie zna wszystkich prawnych zawiłości, w przypadku gdy „zmarły” spadkobierca nagle wraca do Ŝycia. – Bart moŜe dać Joelowi wystarczająco duŜo pieniędzy na resztę jego Ŝycia – powiedział Chris i zmusił mnie do przypomnienia sobie kaŜdego słowa ostatniej woli mojej matki. Nie było tam Ŝadnej wzmianki o starszych braciach, których uwaŜała za zmarłych. Gdy ocknęłam się z zamyślenia, Joel był znowu w kuchni i zabierał coś, czego potrzebował, ze spiŜarni zaopatrzonej tak, Ŝe moŜna by wykarmić gości duŜego hotelu. Odezwał się, odpowiadając na jakieś pytanie Chrisa. W jego głosie słychać było przygnębienie. – Oczywiście, Ŝe dom nie jest dokładnie taki sam. Nikt juŜ nie stosuje drewnianych kołków zamiast gwoździ. Wszystkie stare meble zgromadziłem w moich pokojach. Tak naprawdę to ja nie „naleŜę” do tego domu, więc zamierzam zamieszkać w pomieszczeniach słuŜby, za garaŜami. – Mówiłem juŜ, Ŝe nie powinieneś tego robić – powiedział Chris z dezaprobatą. – To nie jest właściwe, Ŝeby jeden z członków rodziny mieszkał w takich skromnych warunkach. Widzieliśmy juŜ olbrzymie garaŜe i pomieszczenia dla słuŜby, które wcale nie były takie skromne. Były po prostu małe. Chciałam krzyknąć: Pozwól mu!, ale nie odezwałam się.
23
Zanim dowiedziałam się o tym, Chris juŜ ulokował Joela na pierwszym piętrze w zachodnim skrzydle. Westchnęłam z pewnym Ŝalem, Ŝe Joel będzie mieszkał z nami pod tym samym dachem. Ale moŜe wszystko będzie w porządku? Kiedy tylko zaspokoimy ciekawość i Bart skończy obchody swoich urodzin, wyjedziemy wraz z Cindy na Hawaje. Około drugiej po południu zasiedliśmy z Chrisem w bibliotece i zaczęliśmy przesłuchanie męŜczyzny i kobiety, którzy zgłosili się ze znakomitymi referencjami. Nie mogłam doszukać się u nich Ŝadnej wady poza jakimś dziwnym spojrzeniem obu par oczu. Zaniepokoił mnie chytry sposób patrzenia na nas oboje. – Przepraszam – powiedział Chris, dostrzegając jakiś mój odruch sprzeciwu – ale zdecydowaliśmy się juŜ na inne małŜeństwo. MąŜ z Ŝoną wstali i ruszyli do wyjścia. Kobieta odwróciła się w drzwiach i przesłała mi długie, znaczące spojrzenie. – Mieszkamy w wiosce, pani Sheffield – powiedziała zimno. – Mieszkamy tutaj tylko od pięciu lat, ale słyszeliśmy wiele o Foxworthach ze wzgórza. Odwróciłam głowę. – Tak, jestem pewien, Ŝe słyszeliście – powiedział sucho Chris. Kobieta parsknęła, zanim zatrzasnęła drzwi. Następny wszedł wysoki męŜczyzna o arystokratycznym wyglądzie i wyprostowanej sylwetce wojskowego, nienagannie ubrany. Wszedł i grzecznie czekał, aŜ Chris poprosi go, by usiadł. – Nazywam się Trevor Mainstream Majors – powiedział z oŜywieniem. – Urodziłem się w Liverpoolu pięćdziesiąt dziewięć lat temu. OŜeniłem się w Londynie w wieku dwudziestu sześciu lat, Ŝona opuściła mnie trzy lata temu, moi dwaj synowie mieszkają w Karolinie Północnej... tak więc jestem tutaj, mając nadzieję, Ŝe będę mógł pracować w Wirginii i odwiedzać synów w wolne dni. – Gdzie pan pracował po opuszczeniu Johnstonów? – zapytał Chris, przeglądając Ŝyciorys męŜczyzny. – AŜ do zeszłego roku ma pan znakomite referencje. Chris zaprosił juŜ Anglika do zajęcia miejsca. Trevor Majors złączył swoje długie nogi, poprawił krawat i grzecznie odpowiedział: – Pracowałem u Millersonów, którzy wyprowadzili się ze wzgórza około sześciu miesięcy temu.
24
Cisza. Słyszałam, jak matka wiele razy napomykała o Millersonach. Serce zaczęło mi bić mocniej. – Jak długo pracował pan u Millersonów? – zapytał Chris tak, jakby niczego się nie obawiał, mimo Ŝe dostrzegł moje niespokojne spojrzenie. – Niezbyt długo, proszę pana. Mieli tam piątkę własnych dzieci, stale przyjeŜdŜali siostrzeńcy i bratanice plus odwiedzający koledzy. Gotowałem tam, sprzątałem, prałem, prowadziłem samochód i, co jest dla Anglika dumą i radością, dbałem o ogród. WoŜąc pięcioro dzieci do szkoły i z powrotem, na lekcje tańca, na zawody sportowe, do kina i tak dalej, spędzałem tak duŜo czasu na szosie, Ŝe rzadko miałem szansę na przygotowanie przyzwoitego posiłku. Pewnego dnia pan Millerson zaczął narzekać, Ŝe nie zdąŜyłem przystrzyc trawników i nie wyrwałem chwastów w ogrodzie, on zaś od dwóch tygodni nie jadł porządnego posiłku w domu. Krzyknął na mnie ostro, poniewaŜ obiad był spóźniony. Proszę pana, to było raczej zbyt wiele, gdy jego Ŝona kazała mi jechać ze sobą, czekać, kiedy robiła zakupy, zabrać dzieci z kina... i jeszcze wymagano, Ŝeby obiad był na czas. Powiedziałem panu Millersonowi, Ŝe nie jestem robotem, abym mógł robić wszystko jednocześnie, i podziękowałem mu. Był tak zły, Ŝe zapowiedział, iŜ nigdy nie da mi dobrych referencji. Ale jeśli poczeka pan kilka dni, to moŜe on ochłonie na tyle, Ŝe zrozumie, iŜ starałem się, jak mogłem, w tych trudnych okolicznościach. Westchnęłam, spojrzałam na Chrisa i ukradkiem dałam mu znak. Ten człowiek był znakomity. Chris nawet nie spojrzał w moją stronę. – Myślę, Ŝe będzie pan dobrze pracował, panie Majors. Zatrudnimy pana na próbny miesiąc, a jeŜeli w tym czasie nie będziemy z pana zadowoleni, zerwiemy naszą umowę. – Chris spojrzał na mnie. – To znaczy, jeŜeli moja Ŝona się zgodzi... Wstałam i milcząco skinęłam głową. Potrzebowaliśmy słuŜby. Nie miałam zamiaru spędzać wakacji na sprzątaniu i odkurzaniu ogromnego domu. – Proszę państwa, proszę mówić do mnie po prostu Trevor – rzekł Majors. – Będzie dla mnie zaszczytem i przyjemnością słuŜyć w tym wielkim domu. – Poderwał się na równe nogi w chwili, kiedy wstałam, a potem, gdy podniósł się Chris, podali sobie ręce. – To naprawdę dla mnie przyjemność – dodał z uśmiechem. W ciągu trzech dni zatrudniliśmy trzech słuŜących. Było to łatwe, bo Bart wysoko ich
25
przepłacał. Wieczorem piątego dnia naszego tutaj pobytu stałam obok Chrisa na balkonie, patrząc na góry, gapiąc się na ten sam stary księŜyc, który zwykle spoglądał na nas, gdy leŜeliśmy na dachu starego Foxworth Hall. Kiedy miałam piętnaście lat, wierzyłam, Ŝe to jest wielkie oko Boga. W innych miejscach spotykałam romantyczne księŜyce – piękne światło odsuwające ode mnie obawy i winy. Tutaj księŜyc był srogim oskarŜycielem, gotowym stale nas potępiać. – Piękna noc, prawda? – spytał Chris, obejmując mnie w talii. – Podoba mi się ten balkon, który Bart dobudował do naszego apartamentu. Nie psuje on widoku domu z zewnątrz, a popatrz tylko, jaki daje widok na góry. Okryte błękitną mgłą góry zawsze wydawały mi się postrzępionym murem, mającym zamknąć nas na zawsze jako więźniów nadziei. Nawet teraz odczuwałam ich miękko zaokrąglone szczyty jako barierę pomiędzy mną a wolnością. BoŜe, jeŜeli jesteś tam, w górze, pomóŜ mi przez następne kilka tygodni. W południe następnego dnia staliśmy z Chrisem i Joelem we frontowym portalu, obserwując niskiego czerwonego jaguara, szybko posuwającego się po stromych serpentynach prowadzących do Foxworth Hall. Bart prowadził brawurowo, z szaleńczą prędkością, jakby ścigał się ze śmiercią. Robiło mi się słabo od samego patrzenia na styl, w jakim pokonywał niebezpieczne zakręty. – Na Boga, powinien mieć więcej rozsądku – mruknął Chris. – Popatrz, w jaki niebezpieczny sposób prowadzi, jakby był nieśmiertelny. – Niektórzy są – odezwał się enigmatycznie Joel. Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie i znowu popatrzyłam na ten mały czerwony samochód, który kosztował fortunę. KaŜdego roku Bart kupował nowy samochód, zawsze w kolorze czerwonym; wypróbowywał wszystkie luksusowe auta w poszukiwaniu tego, które najbardziej mu się spodoba. W krótkim liście napisał nam, Ŝe jak dotąd, ten jest najlepszy. Zatrzymał się z piskiem opon, psując doskonały wygląd podjazdu czarnymi smugami przypalonej gumy. Najpierw nam pomachał, zdjął okulary przeciwsłoneczne, potrząsnął głową, aby uładzić ciemne loki, i wyskoczył z kabrioletu. Zdjął rękawiczki i rzucił je niedbale na siedzenie. Wbiegł po schodach, chwycił mnie w swoje mocne ramiona i ucałował w oba policzki. Byłam oszołomiona serdecznością powitania. Skwapliwie zrewanŜowałam się. W momencie gdy
26
musnęłam wargami jego policzek, puścił mnie i odsunął od siebie, jakby nagle mną znudzony. Stał w słońcu, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, a z jego brązowych oczu promieniowały siła i inteligencja. Miał zgrabną sylwetkę o szerokich ramionach, wąskich biodrach i długich nogach. Był niezwykle przystojny w sportowym stroju. – Wyglądasz wspaniale, mamo, po prostu wspaniale. – Jego ciemne oczy zlustrowały mnie od stóp do głów. – Dziękuję, Ŝe włoŜyłaś tę czerwoną suknię... to mój ulubiony kolor. Wyciągnęłam rękę do Chrisa. – Dziękuję ci, Bart, włoŜyłam ją dla ciebie. Mógłby powiedzieć teraz coś miłego Chrisowi. Miałam taką nadzieję. Czekałam na to, ale Bart zignorował Chrisa i zwrócił się do Joela. – Hej, wujku Joelu. CzyŜ moja matka nie jest tak piękna, jak ci opowiadałem? Chris ścisnął moją rękę, aŜ zabolała. Bart zawsze znalazł sposób, aby obrazić jedynego ojca, którego pamiętał. – Tak, Bart, twoja matka jest bardzo piękna – powiedział Joel cichym, ochrypłym głosem. – Rzeczywiście, wygląda dokładnie tak, jak mogę wyobrazić sobie moją siostrę Corrine w jej wieku. – Bart, przywitaj się ze swoim... – I tutaj zawahałam się. Chciałam powiedzieć „ojcem”, ale wiedziałam, Ŝe Bart moŜe gwałtownie zaprzeczyć. Powiedziałam więc „Chrisem”. Zwracając swoje ciemne i czasem dzikie oczy na Chrisa, Bart rzucił mu krótkie „cześć”. – Ty w ogóle się nie starzejesz, prawda? – powiedział oskarŜycielskim tonem. – Przepraszam za to, Bart – odpowiedział spokojnie Chris – ale czas w końcu zrobi swoje. – Miejmy nadzieję. Mogłabym go uderzyć. Bart odwrócił się, ignorując nas oboje, i zaczął oglądać trawniki, dom, wspaniałe klomby kwiatów, bujne krzaki, ścieŜki ogrodowe, sadzawki dla ptactwa, rzeźby. Uśmiechnął się z dumą właściciela. – Wspaniałe, naprawdę wspaniałe. Właśnie tak, jak chciałem. Świat zjeździłem i Ŝadna rezydencja nie moŜe równać się z Foxworth Hall. Jego oczy napotkały moje spojrzenie. – Wiem, o czym myślisz, mamo. Wiem, Ŝe to nie jest jeszcze najlepszy dom, ale kiedyś będzie. Chcę budować, chcę dodać nowe skrzydła. Nadejdzie dzień, kiedy ten dom przyćmi kaŜdy pałac w Europie. Zamierzam uczynić z Foxworth Hall naprawdę historyczny obiekt.
27
– Komu zaimponujesz, kiedy juŜ to zrobisz? – zapytał Chris. – Świat nie cierpi wielkich domów i wielkiego bogactwa ani nie szanuje tych, którzy doszli do tego drogą dziedziczenia. O, cholera! Chris tak rzadko mówił coś nietaktownego lub niegrzecznego. Dlaczego to powiedział? Twarz Barta zapłonęła pod ciemną opalenizną. – Zamierzam powiększyć swój majątek własnym wysiłkiem! ZbliŜył się do Chrisa. Był bardzo szczupły, a Chris przybrał ostatnio na wadze. Wydawało się, Ŝe młodzieniec góruje nad nim. Obserwowałam, jak męŜczyzna, którego uwaŜałam za swego męŜa, patrzy wyzywająco w oczy mojego syna. – Ja robiłem to dla ciebie – powiedział Chris. Ku mojemu zdumieniu zauwaŜyłam, Ŝe taka odpowiedź ucieszyła Barta. – Masz na myśli to, Ŝe jako kurator powiększyłeś mój udział w spadku? – Tak, nie było to trudne – powiedział lakonicznie Chris. – Pieniądz robi pieniądz, a inwestycje, które dla ciebie zrobiłem, opłaciły się. – Dziesięć do jednego, Ŝe zrobiłbym to lepiej. Chris uśmiechnął się ironicznie. – Mogłem przewidzieć, Ŝe podziękujesz mi w taki sposób. Patrzyłam to na jednego, to na drugiego, wstydząc się za nich obu. Chris był dojrzałym męŜczyzną, który znał swoją wartość, podczas gdy Bart jeszcze walczył o znalezienie swojego miejsca w świecie. Synu mój, synu mój, kiedy ty nauczysz się pokory i wdzięczności? Przez wiele nocy widziałam Chrisa ślęczącego nad liczbami, starającego się wybrać najlepsze inwestycje, jakby wiedział, Ŝe prędzej czy później Bart oskarŜy go o złe prowadzenie interesów. – JuŜ wkrótce będziesz miał szansę sprawdzić się – odrzekł Chris. Odwrócił się do mnie. – Cathy, przejdźmy się nad jezioro. – Poczekaj chwilę! – zawołał Bart, wściekły, Ŝe odchodzimy, kiedy on dopiero co przyjechał do domu. Byłam w rozterce, czy odejść z Chrisem, czy teŜ zrobić przyjemność synowi. – Gdzie jest Cindy? – Wkrótce przyjedzie – odpowiedziałam. – Teraz jest z wizytą u swojej przyjaciółki. Jeśli chcesz wiedzieć, to Jory zamierza przywieźć tutaj na wakacje Melodie. Bart stał, gapiąc się na mnie, zapewne przeraŜony tym pomysłem. Dziwne podniecenie odmalowało się na tej przystojnej, opalonej twarzy. – Bart – powiedziałam, opierając się Chrisowi, pragnącemu odciągnąć mnie od źródła
28
zadraŜnień – dom jest naprawdę piękny. Wszystkie zmiany, które zrobiłeś, są wspaniałym ulepszeniem. Znowu zdziwił się. – UwaŜasz, mamo, Ŝe nie jest taki sam? Myślałem, Ŝe... – Och, nie, Bart. Nie było przedtem balkonu w naszym apartamencie.. Bart odwrócił się do swojego nowego wuja. – Powiedziałeś mi, Ŝe był! – krzyknął. Uśmiechając się sarkastycznie, Joel podszedł bliŜej. – Bart, mój synu, ja nie kłamałem. Nigdy nie kłamię. Pierwotny Hall miał balkon. Matka mojego ojca kazała go zrobić. Przez ten balkon mogła wymykać się do kochanka bez zwracania uwagi słuŜby. Później zresztą uciekła z nim, nie budząc męŜa, który zamykał sypialnię i chował klucz. Malcolm, gdy został właścicielem, kazał balkon zlikwidować... no, ale dodawał on pewnego wdzięku tej stronie domu. JuŜ uspokojony, Bart ponownie odwrócił się do Chrisa i do mnie. – Widzisz, mamo, nic nie wiesz o tym domu. Wuj Joel jest ekspertem. Opisał mi szczegółowo wszystkie meble i obrazy. W końcu mam dom nie tylko taki sam, ale nawet lepszy od oryginału. Bart się nie zmienił. Obsesyjnie chciał być dokładną kopią Malcolma Foxwortha, jeŜeli nie w wyglądzie, to w ukształtowaniu osobowości i w determinacji, Ŝeby zostać najbogatszym człowiekiem na świecie bez względu na to, w jaki sposób dojdzie się do takiej pozycji.
29
MÓJ DRUGI SYN Wkrótce po przyjeździe do domu Bart zaczął snuć rozległe plany w związku ze zbliŜającym się przyjęciem urodzinowym. Najwidoczniej, ku mojemu miłemu zaskoczeniu, podczas wakacji zawarł w Wirginii wiele znajomości. Zwykle bolało mnie, Ŝe tak mało wolnych dni spędza z nami w Kalifornii, którą uwaŜałam za jego miejsce. Ale teraz okazało się, Ŝe zna ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy, Ŝe spotkał wielu młodych męŜczyzn i wiele młodych kobiet, których zamierzał zaprosić na uroczystość. Byłam dopiero kilka dni w Foxworth Hall, a juŜ monotonia chwil spędzanych tylko na jedzeniu, spaniu, czytaniu, oglądaniu telewizji, włóczęgach po parku i lesie spowodowała pragnienie, aby uciec tak szybko, jak to tylko będzie moŜliwe. Wielki spokój górskiego otoczenia napełniał mnie uczuciem rozpaczliwej izolacji. Cisza działała mi na nerwy. Chciałam słyszeć głosy, duŜo róŜnych głosów, słyszeć dźwięk telefonu, widzieć ludzi wpadających z pozdrowieniem, a tu nie przychodził nikt. Była grupa członków lokalnego towarzystwa, która dobrze znała Foxworthów, ale to byli właśnie ci, których musieliśmy z Chrisem unikać. Byli starzy przyjaciele w Nowym Jorku i Kalifornii. Chciałam do nich zadzwonić i zaprosić ich na przyjęcie Barta, ale nie wypadało mi tego robić bez jego zgody. Sama lub z Chrisem grasowałam po wielkich pokojach. Spacerowałam po ogrodach, wędrowałam po lasach, czasami cichych, a czasami rozświergotanych. Chris powrócił do swojego starego hobby: malowania akwarelami, i to go zajmowało, aleja nie zamierzałam juŜ wracać do tańca. JednakŜe codziennie, przez całe Ŝycie, wykonywałam ćwiczenia baletowe – po prostu Ŝeby zachować jędrność ciała i zgrabną sylwetkę. Chętnie równieŜ pozowałam, gdy Chris mnie o to poprosił. Pewnego razu Joel natknął się na mnie w naszym salonie, kiedy ćwiczyłam ubrana w czerwony trykot. Usłyszałam od drzwi jego cięŜki oddech, odwróciłam się i zobaczyłam, Ŝe gapi się na mnie, jakbym była naga. – Co się stało? – spytałam przestraszona. – Czy wydarzyło się coś strasznego? Z odrazą rozłoŜył szeroko swoje chude, długie blade ręce, obrzucając mnie przeciągłym spojrzeniem. – Czy nie jesteś nieco za stara, aby starać się być uwodzicielska? – Czy słyszałeś kiedyś o gimnastyce, Joel? – spytałam z irytacją. – Nie musisz wchodzić do tego skrzydła. Trzymaj się z dala od naszych pokoi, to wtedy twoje oczy nie będą naraŜone na
30
tak skandaliczny widok. – Nie masz szacunku dla starszych i mądrzejszych – powiedział ostro. – JeŜeli tak uwaŜasz, to przepraszam. Ale twoje słowa i zachowanie obraziły mnie. Jeśli ma być w tym domu spokój, trzymaj się z dala, Joel, kiedy jestem w swoim skrzydle. Ten dom jest więcej niŜ wystarczająco duŜy, Ŝeby zapewnić nam wszystkim intymność bez zamykania drzwi. Sztywno odwrócił się, ale zdąŜyłam jeszcze zobaczyć oburzenie w jego oczach. Nie zamierzałam przepraszać. Zdjęłam trykoty, włoŜyłam szorty i górę i radośnie myśląc o rychłym przyjeździe Jory’ego z Ŝoną, poszłam odszukać Chrisa. Przystanęłam przed drzwiami biura Barta i usłyszałam jego telefoniczną rozmowę z dostawcą o minimum dwustu gościach na przyjęciu. Och, Bart, nie wiesz, Ŝe pewni goście nie przyjdą, a jeśli przyjdą, BoŜe, pomóŜ nam wszystkim. Stojąc tam dalej, słyszałam, jak wymieniał nazwiska niektórych zaproszonych gości, i zauwaŜyłam, Ŝe sporo osób było spoza kraju. Usłyszałam nazwiska wielu sławnych ludzi z Europy, których Bart spotkał w trakcie swoich podróŜy. W czasach studenckich był niezmordowanym podróŜnikiem, nie ustawał w wysiłkach, aby poznać waŜne osobistości, ludzi rządzących i dominujących dzięki swoim wpływom politycznym, właściwościom intelektu czy teŜ moŜliwościom finansowym. Myślę, Ŝe ten jego niespokojny duch wynikał z niezdolności do znalezienia szczęścia w jednym miejscu; zawsze poszukiwał czegoś nowego, czegoś bardziej obiecującego. – Wszyscy oni przyjadą – mówił do rozmówcy na drugim końcu linii. – Kiedy dostaną moje zaproszenie, nie będą mogli odmówić. Odwiesił słuchawkę i odwrócił się. – Mamo! Podsłuchiwałaś? – Ten zwyczaj przejęłam od ciebie, kochanie. Nachmurzył się. – Bart, dlaczego nie robisz przyjęcia tylko dla rodziny? Albo dlaczego nie ograniczysz się tylko do najbliŜszych przyjaciół? Okoliczni mieszkańcy nie będą chcieli przyjść. Zgodnie z tym, co mawiała moja matka, nigdy nie lubili Foxworthów, którzy mieli zbyt wiele, kiedy oni mieli zbyt mało. Foxworthowie przyjeŜdŜali i odjeŜdŜali, podczas gdy mieszkańcy wioski musieli tu być. I proszę, nie włączaj w to miejscowego towarzystwa, nawet jeŜeli Joel powiedział ci, Ŝe są
31
to jego przyjaciele, a tym samym twoi i nasi. – Boisz się, Ŝe wyjdą na wierzch twoje grzechy, mamo? – zapytał bez litości. Byłam do tego przyzwyczajona, niemniej cios okazał się celny. Czy to takie straszne, Ŝe Ŝyjemy z Chrisem razem jak mąŜ i Ŝona? Czy gazety nie są pełne zbrodni większych niŜ nasza? – Och, mamo, nie bądź taka. Ciesz się ze zmiany. – Jego opalona twarz przybrała taki szczęśliwy, serdeczny wyraz, jakby nic z tego, co powiedziałam, nie mogło go zrazić. – Mamo, ciesz się razem ze mną, proszę. Zamawiam wszystko, co najlepsze. Gdy wieść się rozniesie, a tak będzie, bo mój dostawca jest najlepszy w Wirginii i lubi się chwalić, nikt nie będzie w stanie odmówić sobie przyjścia na przyjęcie. Dowiedzą się, Ŝe zamówiłem artystów z Nowego Jorku i z Hollywood, i co więcej, jestem pewien, Ŝe wszyscy będą chcieli zobaczyć występ Jory’ego i Melodie. Byłam zaskoczona i szczęśliwa. – Prosiłeś ich o to? – Nie, ale jak mogliby, mój brat i szwagierka, odmówić? Widzisz, mamo, zamierzam zrobić przyjęcie w ogrodzie, przy świetle księŜyca. Złote kule rozświetlą trawniki. Zainstalujemy mnóstwo fontann, kolorowe światła będą igrały ze strumykami wody. Sprowadzimy skrzynie importowanego szampana i wszystkie inne moŜliwe alkohole. Oczywiście najlepsze jedzenie. Będzie teatr w samym środku cudownego świata fantazji» gdzie stoły będą nakryte pięknymi kolorowymi obrusami. Kolor po kolorze. Wszędzie ustawimy bukiety kwiatów. PokaŜę światu, co potrafią Foxworthowie. Coraz bardziej się entuzjazmował. Gdy opuściłam jego biuro i znalazłam Chrisa rozmawiającego z jednym z ogrodników, poczułam się szczęśliwa i uspokojona. MoŜe to ma być to lato, kiedy Bart odnajdzie w końcu swoje miejsce. MoŜe stać się tak, jak Chris przewidywał: Bart odziedziczy nie tylko majątek, ale równieŜ poczucie dumy i własnej wartości... i daj BoŜe, Ŝeby odkrył swoje właściwe „ja”. Dwa dni później znowu znalazłam się w jego biurze i siedziałam w jednym z luksusowych skórzanych foteli. Byłam zdziwiona, jak duŜo zdąŜył załatwić w czasie krótkiego pobytu w domu. Najwyraźniej całe to specjalne wyposaŜenie biura było gotowe juŜ wcześniej i tylko czekało na zainstalowanie pod kierunkiem właściciela, który miał wskazać jego rozmieszczenie. Bart przerobił na swoje biuro małą sypialnię – za biblioteką – w której aŜ do
32
śmierci mieszkał nasz znienawidzony dziadek. Pokój pielęgniarek dziadka przeznaczony został na biuro dla sekretarki Barta, o ile kiedykolwiek znajdzie on taką, która będzie w stanie spełnić jego wygórowane wymagania. Na długim biurku królował komputer i dwie drukarki drukujące róŜne listy, nawet podczas naszej rozmowy. Zdziwiło mnie, Ŝe Bart pisze na maszynie szybciej ode mnie. Bębnienie drukarek tłumiły cięŜkie pleksiglasowe pokrywy. Z dumą pokazywał mi, jak bez opuszczania domu moŜe porozumiewać się ze światem, naciskając guziki i włączając się do programu zwanego „Źródło”. Dopiero wtedy dowiedziałam się, Ŝe w trakcie którychś wakacji ukończył dwumiesięczny kurs komputerowy. – I, mamo, mogę realizować zamówienia kupna i sprzedaŜy, zasięgać porad technicznych i zbierać podstawowe dane, po prostu wykorzystując swój komputer. Będę zajmował się tym do czasu utworzenia własnej firmy prawniczej. Przez chwilę wyglądał na zamyślonego, nawet jakby ogarniętego wątpliwościami. Nadal sądziłam, Ŝe poszedł do Harvardu tylko dlatego, Ŝe taka była wola jego ojca. Tak naprawdę prawo wcale go nie interesowało; fascynowało go robienie pieniędzy, a potem jeszcze większych pieniędzy. – CzyŜ nie masz juŜ wystarczająco duŜo pieniędzy, Bart? Czy jest coś, czego nie moŜesz kupić? Coś chłopięco tęsknego i słodkiego pojawiło się w jego ciemnych oczach. – Szacunek, mamo. Nie mam Ŝadnych talentów, tak jak ty czy Jory. Nie potrafię tańczyć. Nie potrafię namalować martwej natury ani tym bardziej ludzkiej postaci. – Robił aluzję do Chrisa i jego malarskiego hobby. – W muzeum kaŜdy moŜe zbić mnie z tropu. Nie dostrzegam niczego szczególnego w Monie Lisie. Widzę tylko uprzejmą, pozbawioną wyrazu niewiastę, która nie moŜe fascynować. Nie cenię muzyki klasycznej ani Ŝadnej innej... mówiono mi, Ŝe mam niezły głos. Kiedyś, kiedy byłem dzieckiem, próbowałem śpiewać. Głupkowaty dzieciak, prawda? Musiałem was bardzo rozśmieszać. Uśmiechnął się wzruszająco i rozłoŜył bezradnie ramiona. – Nie mam talentów artystycznych, więc zająłem się liczbami, bo te przynajmniej rozumiem, zwłaszcza jeŜeli przedstawiają dolary i centy. Rozglądałem się po muzeach; jedynymi przedmiotami, które uwaŜam za godne uwagi, są klejnoty. W jego ciemnych oczach pojawiły się iskierki. – Blask i migotanie diamentów, rubinów, szmaragdów, pereł... wszystko to podziwiam.
33
Złoto, góry złota, to rozumiem. Widzę piękno złota, srebra, miedzi i ropy. Czy wiesz, Ŝe pojechałem do Waszyngtonu tylko po to, Ŝeby zobaczyć, jak przerabia się w mennicy złoto na monety? Czułem takie podniecenie, jakby kiedyś całe to złoto miało być moje. Wygasł mój podziw i pojawiło się współczucie. – A co z kobietami, Bart? Co z miłością? A przyjaciele? Dzieci? Czy nie uwaŜasz, Ŝe moŜesz zakochać się i oŜenić? Patrzył na mnie przez chwilę pustym wzrokiem, bębniąc palcami o krótko obciętych paznokciach po blacie biurka, po czym podniósł się i stanął przed szeroką ścianą okien – za oknami był ogród, a za nim okryte błękitną mgiełką góry. – Próbowałem seksu, mamo. Nie oczekiwałem, Ŝe mi się spodoba, lecz spróbowałem. Czułem, Ŝe moje ciało zdradza moją wolę. Ale nigdy nie byłem zakochany. Nie mogę wyobrazić sobie, jak moŜna poświęcić się jednej kobiecie, skoro wokół jest tak duŜo dziewcząt pięknych i chętnych. Kiedy widzę przechodzącą piękność, patrzę za nią dopóty, dopóki się nie odwróci i nie spojrzy na mnie. Tak łatwo jest mieć ją w łóŜku. śadnej konkurencji. – Przerwał, odwrócił głowę i spojrzał na mnie. – Miewam kobiety, mamo, i czasami wstydzę się za siebie, bo biorę je, porzucam, a kiedy spotkam znowu, udaję, Ŝe ich nawet nie znam. Kończy się to tak, Ŝe wszystkie mnie nienawidzą. Spojrzał w moje szeroko otwarte oczy z czujnym wyzwaniem. – Czy nie szokuje cię to? – zapytał uprzejmie. – A moŜe jestem tak nieokrzesany, jak tego zawsze oczekiwałaś? Przełknęłam ślinę, uwaŜając, Ŝe tym razem mogę powiedzieć coś właściwego. Okazuje się, Ŝe w przeszłości nigdy nie powiedziałam niczego słusznego. Wątpię, czy ktokolwiek mógł powiedzieć coś, co mogłoby zmienić Barta... nawet jeśli wiedział, kim chciał być. – Podejrzewam, Ŝe jesteś wytworem swoich czasów – zaczęłam spokojnym głosem, unikając jakichkolwiek oskarŜycielskich akcentów. – Prawie współczuję twojemu pokoleniu, Ŝe nie dostrzega urody tego przedziwnego stanu, jakim jest zakochanie się w drugiej osobie. Gdzie jest u ciebie uczucie, Bart? Co dajesz kobiecie, z którą idziesz do łóŜka? Czy wiesz, Ŝe budowa trwałych związków opartych na miłości wymaga czasu? To nie nastąpi w ciągu jednej nocy. Związek jednej nocy nie stworzy wzajemnych relacji. MoŜesz patrzeć na piękne ciało i poŜądać go, ale to nie jest miłość.
34
Gdy to mówiłam, wpatrywał się we mnie płonącymi oczami, w których było zainteresowanie, po czym zapytał: – Jak moŜesz wytłumaczyć miłość? Była to pułapka, gdyŜ wiedział, Ŝe miłość w moim Ŝyciu była chora. – Nie wytłumaczę ci, czym jest miłość, Bart – odpowiedziałam, mając nadzieję, Ŝe uchronię go od niewątpliwych błędów. – Nie sądzę, Ŝeby ktokolwiek potrafił to zrobić. To narasta z kaŜdym dniem przebywania z osobą, która rozumie twoje potrzeby, a ty rozumiesz jej. Zaczyna się niepewnym drŜeniem serca, które czyni cię wraŜliwym na wszystko, co piękne. Miłość sprawia, Ŝe widzisz piękno tam, gdzie przedtem widziałeś brzydotę. Będziesz czuł w sobie jasność i szczęście, nie wiedząc, skąd się wzięły. Będziesz podziwiał to, co wcześniej ignorowałeś. W oczach kochanej osoby dostrzeŜesz odbicie swoich własnych uczuć, własnych nadziei i poŜądań, będziesz po prostu szczęśliwy, przebywając z tą osobą. Nawet jej nie dotykając, będziesz czuł jej ciepło, ona będzie wypełniać wszystkie twoje myśli. Pewnego dnia dotkniesz jej. MoŜe dotkniesz tylko jej ręki i poczujesz się dobrze. To nawet nie musi być jakiś dotyk intymny. Zacznie narastać fascynacja, będziesz chciał być z tą osobą, nie dla seksu... po prostu Ŝeby być razem. Będziesz dzielił się słowami, zanim podzielisz się ciałem. Dopiero wtedy zaczniesz powaŜnie myśleć o seksie z tą osobą, zaczniesz śnić o tym. Będziesz to odkładał i odkładał, czekając na właściwy moment. Będziesz chciał, aby ta miłość trwała wiecznie, bez końca. Będziesz więc wolno zmierzał do ostatecznego doświadczenia swojego Ŝycia. Dzień po dniu, minuta po minucie, sekunda po sekundzie, chwila po chwili będziesz cieszył się z tego, wiedząc, Ŝe nie moŜesz się rozczarować, Ŝe ten ktoś będzie ci wierny, będzie zasługiwał na zaufanie, nawet jeśli nie będzie go w pobliŜu. Prawdziwa miłość to zadowolenie, spokój, szczęście. Zakochać się to jakby włączyć światło w ciemnym pokoju. Wszystko nagle staje się jasne i widoczne. Nigdy nie jesteś sam, poniewaŜ ona kocha ciebie, a ty kochasz ją. Przerwałam, Ŝeby nabrać oddechu. Jego zainteresowanie tym, co mówiłam, dodało mi odwagi. – Pragnęłabym tego dla ciebie, Bart. Bardziej niŜ całego złota świata, niŜ klejnotów, pragnęłabym, abyś zakochał się we wspaniałej dziewczynie. Zapomnij o pieniądzach. Masz ich wystarczająco duŜo. Rozejrzyj się wokół, miej oczy otwarte i odkryj radość kochania. Zapomnij o szaleńczej pogoni za pieniędzmi.
35
Zastanowił się chwilę i odpowiedział: – A więc w taki sposób kobiety odbierają sprawy miłości i seksu. Zawsze byłem tego ciekaw. To nie jest męski sposób odczuwania, wiem o tym... niemniej to, co powiedziałaś, było interesujące. Odwrócił się, ale zanim odszedł, rzekł: – Prawdę mówiąc, nie wiem, czego oczekiwać od Ŝycia poza pieniędzmi. Mówili mi, Ŝe mogę być znakomitym adwokatem, poniewaŜ umiem dyskutować. Nie potrafię jednak zdecydować, którą dziedziną prawa mam się zająć. Nie chcę specjalizować się w sprawach kryminalnych, jak mój ojciec, poniewaŜ musiałbym często bronić tych, o których wiem, Ŝe są winni. Nie mógłbym tego robić. Prawo cywilne mogłoby być nudne. Myślałem o polityce, ta działalność wydaje się najbardziej zajmująca, ale mam w Ŝyciorysie ten cholerny psychiatryczny epizod... jak więc mógłbym zajmować się polityką? Wstał zza biurka, podszedł do mnie i ujął moją dłoń. – Spodobało mi się to, co powiedziałaś. Opowiedz mi więcej o swoich miłościach, o męŜczyźnie, którego kochałaś najbardziej. Czy był to Julian, twój pierwszy mąŜ? Czy moŜe był nim ten wspaniały doktor o imieniu Paul? Myślę, Ŝe mógłbym go kochać, gdybym go pamiętał. OŜenił się z tobą, aby dać mi swoje nazwisko. Chciałbym go sobie przypomnieć, tak jak Jory, ale nie mogę. Jory pamięta go dobrze. On nawet pamięta mojego ojca. – Był oŜywiony, gdy pochylił się nade mną i popatrzył mi głęboko w oczy. – Powiedz, Ŝe najbardziej kochałaś mojego ojca. Powiedz, Ŝe to on, i tylko on, posiadł twoje serce. Nie mów mi, Ŝe wykorzystałaś go jedynie, aby wziąć rewanŜ na swojej matce! Nie mów mi, Ŝe wykorzystałaś jego miłość, aby uciec od miłości do własnego brata. Nie byłam w stanie odezwać się. Przyglądał mi się zadumanymi, posępnymi ciemnymi oczami. – Czy nie uświadomiłaś sobie jeszcze, Ŝe ty i twój brat swoim kazirodczym związkiem zawsze niszczyliście i plugawiliście moje Ŝycie? Modliłem się, abyś któregoś dnia opuściła go, ale to nie nastąpiło. Przywykłem do faktu, Ŝe oboje macie obsesję na swoim punkcie i Ŝe być moŜe ten związek cieszy was, bo jest wbrew woli Boga. Znowu zastawia sidła! Podniosłam się, wiedząc, Ŝe uŜywa swojego słodkiego głosu, aby uśpić moją czujność. – Tak, kochałam twojego ojca, Bart, nie miej co do tego wątpliwości. Przyznaję, Ŝe chcąc
36
zrewanŜować się matce za wszystko, co nam zrobiła, poszłam z ojczymem do łóŜka. Gdy go posiadłam, pokochałam go, a on pokochał mnie. I wtedy poczułam, Ŝe oboje wpadliśmy w pułapkę. On nie mógł mnie poślubić. Kochał mnie, ale w jakiś sposób kochał równieŜ moją matkę. Szarpał się pomiędzy nami. Postanowiłam przerwać te jego wahania, zachodząc w ciąŜę. Nawet wtedy nie był zdecydowany. Dopiero tej nocy, kiedy dowiedział się o uwięzieniu mnie przez jego własną Ŝonę, zwrócił się przeciwko niej i powiedział, Ŝe oŜeni się ze mną. Sądziłam, Ŝe jej pieniądze wiąŜą go z nią na zawsze, ale okazało się, Ŝe moŜe jednak mnie poślubić. Wstałam do wyjścia. Bart nie powiedział słowa, co o tym myśli. W drzwiach odwróciłam się i spojrzałam na niego. Siedział nadal za biurkiem, z łokciami na blacie i głową podpartą dłońmi. – Czy uwaŜasz, mamo, Ŝe ktoś moŜe mnie pokochać dla mnie samego, a nie dla pieniędzy? Serce zatrzymało mi się na moment. – Tak, Bart. Ale nie znajdziesz tutaj w okolicy dziewczyny, która nie wiedziałaby, Ŝe jesteś bardzo bogaty. Czemu nie wyniesiesz się stąd? Ameryka jest duŜa. A wtedy, jeśli spotkasz dziewczynę, która nie będzie wiedziała, Ŝe jesteś bogaty, szczególnie gdy zaczniesz pracować jako zwyczajny prawnik... Spojrzał na mnie. – Zmieniłem sądownie moje nazwisko, mamo. Wypełnił mnie strach i nawet nie musiałam zadać tego pytania: – Jakie teraz nosisz nazwisko? – Foxworth – powiedział, potwierdzając moje podejrzenia. – Nie mogę nazywać się Winslow, gdyŜ mój ojciec nie został twoim męŜem. A zachowanie nazwiska Sheffield byłoby fałszem. Paul nie był moim ojcem, nie jest teŜ nim twój brat, Bogu dzięki. ZadrŜałam i odwróciłam się, sztywna z lęku. To był pierwszy krok... pierwszy jego krok, Ŝeby zostać drugim Malcolmem, i to mnie przeraŜało. – Wolałabym, Ŝebyś wybrał nazwisko Winslow, Bart. Ucieszyłoby to twojego nieŜyjącego ojca. – Tak, wiem o tym – powiedział oschle. – Zastanawiałem się nad tym powaŜnie. Ale wybierając je, straciłbym prawowite nazwisko Foxworth. To jest dobre nazwisko,
37
mamo, nazwisko szanowane przez wszystkich z wyjątkiem mieszkańców tej wioski, ale oni się nie liczą. UwaŜam, Ŝe Foxworth Hall naprawdę naleŜy do mnie bez Ŝadnych obciąŜeń. – Oczy błyszczały mu szczęściem. – Widzisz, i wuj Joel zgadza się z tym, nie wszyscy nienawidzą mnie i nie wszyscy uwaŜają mnie za gorszego od Jory’ego. Przerwał, czekając na moją reakcję. Starałam się nie dać niczego po sobie poznać. Wyglądał na rozczarowanego. – Idź juŜ, mamo. Mam przed sobą długi, pracowity dzień. Ociągając się z wyjściem, powiedziałam mu: – Kiedy juŜ zamkniesz się w tym biurze, Bart, chciałabym, Ŝebyś pamiętał, Ŝe twoja rodzina kocha cię bardzo i Ŝe wszyscy Ŝyczymy ci jak najlepiej. JeŜeli więcej pieniędzy ma uczynić cię szczęśliwszym, bądź najbogatszym człowiekiem na świecie. Po prostu znajdź szczęście, tego wszyscy pragniemy dla ciebie. Znajdź swoje miejsce na ziemi, to jest najwaŜniejsze. Zamknęłam drzwi za sobą i skierowałam się w stronę schodów, gdzie prawie wpadłam na Joela. W jego wodnistych oczach pojawił się i zniknął wyraz winy. Domyśliłam się, Ŝe Joel podsłuchiwał nas. Ale czyŜ sama nie zrobiłam tego samego nieumyślnie? – Przepraszam, nie zauwaŜyłam cię po ciemku, Joel. – Nie chciałem podsłuchiwać – powiedział. – Ci, którzy spodziewają się usłyszeć diabła, nie będą rozczarowani. – I umknął jak stara mysz kościelna, zbyt słaba, Ŝeby szkodzić. Poczułam się winna i zawstydzona. Podejrzenia, stałe cholerne podejrzenia wobec kaŜdego, kto nazywa się Foxworth. Niebezpodstawne.
38
MÓJ PIERWSZY SYN Na sześć dni przed przyjęciem Jory i Melodie wylądowali na miejscowym lotnisku. Witaliśmy ich z Chrisem, jakbyśmy nie widzieli się z nimi przez lata, chociaŜ rozstaliśmy się dopiero dziesięć dni temu. Jory natychmiast zmartwił się, Ŝe Bart nie przyszedł, Ŝeby powitać ich w swoim wspaniałym nowym domu. – Jest bardzo zajęty w ogrodzie i prosił, byście mu wybaczyli – skłamałam. Wiedziałam, Ŝe oboje dobrze o tym wiedzą. Szybko zaczęłam opowiadać, jak to Bart dogląda wielu robotników pracujących nad tym, aby zmienić trawniki w raj, i tym podobne rzeczy. Jory uśmiechnął się, słysząc o tak wystawnym przyjęciu; wolał małe, przytulne spotkania, na których wszyscy się znają. – Nic nowego pod słońcem. Bart zawsze jest bardzo zajęty, jeśli chodzi o mnie i moją Ŝonę – powiedział dość uprzejmie. Zapatrzyłam się w twarz tak podobną do młodzieńczej twarzy Juliana, mojego pierwszego męŜa i tanecznego partnera. MęŜa, o którym pamięć stale jeszcze raniła mnie i napełniała dręczącym poczuciem winy. Chciałam ją wymazać miłością do jego syna. – Za kaŜdym razem, kiedy cię widzę, jesteś coraz podobniejszy do swojego ojca. Siedzieliśmy obok siebie, Melodie zaś siedziała z Chrisem i od czasu do czasu zamieniała z nim kilka słów. Jory roześmiał się, objął mnie ramieniem, pochylił swoją ciemną głowę i musnął wargami mój policzek. – Mamo... mówisz to przy kaŜdym spotkaniu. Kiedy osiągnę szczyt podobieństwa do ojca? Zaśmiałam się równieŜ. Patrzyłam na mijany piękny krajobraz. Łagodne wzgórza, zamglone góry z wierzchołkami skrytymi w chmurach. Prawie niebo, pomyślałam. Nie bez trudu oderwałam się od podziwiania pejzaŜu, aby poświęcić swoją uwagę Jory’emu. Miał mnóstwo cnót, o których Julian nie mógł nawet marzyć. Osobowością przypominał raczej Chrisa niŜ Juliana, a mimo to równieŜ wywoływał we mnie poczucie winy i wstydu, poniewaŜ – według Chrisa – mogłabym bardziej szanować Juliana. W wieku dwudziestu dziewięciu lat Jory był męŜczyzną niezwykle przystojnym, o długich, silnych, wspaniałych nogach, i zgrabnych, kształtnych pośladkach, zachwycających
39
wszystkie kobiety, gdy tańczył na scenie, ubrany w obcisły kostium. Miał gęste, granatowoczarne, kręcone, ale nie kędzierzawe włosy, wargi o delikatnym kształcie i niezwykle czerwonym kolorze, doskonale prosty nos z nozdrzami gwałtownie rozszerzającymi się w gniewie lub podnieceniu. Miał wybuchowy charakter, nad którym juŜ dawno nauczył się panować, głównie dlatego, Ŝe panowanie nad nim pozwoliło mu tolerować Barta. Wewnętrzne piękno Jory’ego promieniowało z niego z elektryzującą siłą, joie de vivere. Piękno emanowało nie tylko z przystojnej sylwetki; Jory miał jakąś dodatkową moc ducha i podobnie jak Chris w swoim radosnym optymizmie wierzył, Ŝe wszystko, co wydarzy się w jego Ŝyciu, musi być najlepsze. Traktował sukcesy z wdziękiem, z uderzającą pokorą i godnością, był zupełnie pozbawiony zarozumiałości Juliana. Melodie odzywała się dotychczas niewiele, jakby była w posiadaniu sekretów, które koniecznie chciała wyjawić, ale z jakichś tajemniczych względów wstrzymywała się z tym, czekając na okazję, aby stać się ośrodkiem zainteresowania. Byłyśmy z moją synową bardzo dobrymi przyjaciółkami. Niezliczoną ilość razy odwracała się do mnie z przedniego siedzenia i uśmiechała szczęśliwa. – Przestań mnie draŜnić – upominałam ją. – Jakie to dobre wiadomości masz nam do przekazania? Gdy zerknęła na Jory’ego, znowu powróciło to napięcie, które nadawało jej twarzy wygląd złotego balonika, gotowego pęknąć, jeśli zaraz nam o czymś nie powie. – Czy jest juŜ Cindy? – zapytała. Kiedy odpowiedziałam, Ŝe nie, znowu odwróciła się do szyby. Jory mrugnął. – Chcemy potrzymać cię w napięciu jeszcze przez chwilę, tak aby wszyscy mogli się ucieszyć naszą niespodzianką. Poza tym Chris jest tak skupiony na tym, aby bezpiecznie dowieźć nas do domu, Ŝe nie moŜemy naszej tajemnicy nadać takiej oprawy, jakiej ona wymaga. Po godzinnej jeździe skręciliśmy na naszą prywatną, wijącą się pod górę drogę, z głębokimi jarami i przepaściami z jednej strony szosy, zmuszającymi Chrisa do jeszcze ostroŜniejszego prowadzenia. W końcu, gdy znaleźliśmy się w domu i pokazałam im wszystko, gdy juŜ wyrazili swoje „ochy” i „achy”, Melodie podbiegła, objęła mnie i wstydliwie pochyliła głowę na moje ramię, była wyŜsza ode mnie o kilka centymetrów. – No, dalej, kochanie – zachęcał ją Jory miękko. Szybko uwolniła mnie i dumnie
40
uśmiechnęła się do Jory’ego, który odwzajemnił się uśmiechem dodającym odwagi. W końcu wyzwoliła zawartość złotego balonika. – Cathy, chciałam poczekać na Cindy i powiedzieć wam wszystkim od razu, ale czuję się taka szczęśliwa, Ŝe nie wytrzymam. Jestem w ciąŜy! Nawet nie wiecie, jak jestem przejęta. Czekałam na dziecko od pierwszego roku małŜeństwa. Jestem w trzecim miesiącu. Nasze maleństwo urodzi się na początku stycznia. Oszołomiona, mogłam tylko patrzeć na nią, zanim spojrzałam na Jory’ego, który wielokrotnie mówił mi, Ŝe nie zamierza powiększać rodziny przed upływem dziesięciu lat staŜu małŜeńskiego. Stał uśmiechnięty i dumny, jakby w pełni akceptował to niespodziewane i nieplanowane dziecko. To wystarczyło, abym się ucieszyła. – Och, Melodie, Jory, taka jestem wzruszona. Dziecko! Mam być babcią. Nagle otrzeźwiałam. Czy chciałam być babcią? Chris klepał Jory’ego po plecach, jakby ten był pierwszym męŜczyzną, który zapłodnił swoją Ŝonę; potem objął Melodie i wypytywał ją, jak się czuje i czy miała poranne nudności – zupełnie jakby był jej lekarzem. PoniewaŜ widział coś, czego ja nie widziałam, przyjrzałam się jej uwaŜniej. Miała cienie pod zapadniętymi oczami i była zbyt szczupła jak na cięŜarną. JednakŜe nic nie było w stanie pozbawić Melodie jej klasycznej piękności chłodnej blondynki. Poruszała się z wdziękiem, z królewską gracją, nawet gdy tylko – jak w tej chwili – sięgała po ilustrowane magazyny. Byłam zbita z tropu. – Coś niedobrze, Melodie? – Nic takiego – powiedziała, nagle bez widocznego powodu usztywniona, sygnalizując tym samym, Ŝe wszystko jest źle. Moje oczy napotkały spojrzenie Jory’ego. Skinął głową, Ŝe powie mi później, co gnębi Melodie. Przez całą powrotną drogę do Foxworth Hall obawiałam się spotkania Barta ze starszym bratem, a zwłaszcza jakiejś gorszącej sceny, która wszystko popsuje juŜ na samym początku. Podeszłam do okna wychodzącego na boczny trawnik i spostrzegłam Barta na boisku do squasha, grającego samotnie z taką samą wolą zwycięstwa, jaką miałby, grając z przeciwnikiem. – Bart! – zawołałam, otwierając francuskie drzwi. – Twój brat z Ŝoną jest tutaj. – Będę za moment! – odkrzyknął, nie przerywając gry. – Gdzie są robotnicy? – zapytał Jory, rozglądając się po rozległym ogrodzie, gdzie poza
41
Bartem nie było nikogo. Wytłumaczyłam mu, Ŝe większość robotników wyjechała około czwartej, aby dotrzeć do domu przed wieczornym nasileniem ruchu drogowego. W końcu Bart rzucił rakietę i skierował się w naszą stronę z szerokim powitalnym uśmiechem. Zeszliśmy wszyscy na boczny taras, wyłoŜony kolorowymi płytami kamiennymi, udekorowany Ŝywymi roślinami, ze ślicznym patio umeblowanym kolorowymi parasolami dla ochrony przed słońcem. Melodie jakby wstrzymała oddech i zesztywniała, przysuwając się bliŜej Jory’ego. Tym razem nie potrzebowała jego ochrony. Bart przyspieszył kroku, na koniec zaczął biec, a Jory wyszedł mu na spotkanie. Uradowało się moje serce... bracia, nareszcie! Tak jak wtedy, gdy byli bardzo młodzi. Walili się wzajemnie po plecach, targali sobie włosy, siłowali się na ręce, klepali, jak to często robią męŜczyźni. Wreszcie Bart zwrócił się do Melodie. Cała jego radość ulotniła się. – Cześć, Melodie – powiedział krótko i zaczął gratulować Jory’emu sukcesów scenicznych i uznania, z jakim się spotykali. – Jestem dumny z was obojga – powiedział z dziwnym uśmiechem. – Mamy dla ciebie nowiny, braciszku – powiedział Jory. – Patrzysz teraz na najszczęśliwszą parę na świecie, mamy bowiem zostać w styczniu rodzicami. Bart wpatrywał się w Melodie, ta zaś unikała spotkania jego oczu. Stała zwrócona do Jory’ego, słońce zmieniało kolor jej blond włosów z miodowego na płonąco czerwony blisko głowy i złotą mgiełkę w pobliŜu kosmyków, tak Ŝe robiło to wraŜenie prawie złotej tęczy. Po prostu madonna. Wdzięk jej długiej szyi, zgrabne nachylenie małego nosa oraz pełnia róŜowych warg składały się na ten rodzaj nieziemskiej urody, który pomógł jej zostać jedną z najpiękniejszych i najbardziej podziwianych baletnic w Ameryce. – Doczekałaś się ciąŜy, Melodie – powiedział miękko Bart, ignorując wszystko, co mówił mu Jory o odwołaniu na rok występów po to, aby mógł być z Melodie przez cały okres ciąŜy, a po urodzeniu dziecka pomóc jej we wszelki, moŜliwy dla męŜa, sposób. Bart spojrzał w kierunku francuskich drzwi, gdzie cicho stał Joel, obserwując spotkanie naszej rodziny. Dotknęła mnie jego obecność tutaj, ale po chwili zawstydziłam się i wykonałam gest w jego stronę, gdy Bart zawołał: – Chodź, pozwól przedstawić się mojemu bratu i jego Ŝonie. Joel podchodził wolno, szurając po chodniku i szepcząc za kaŜdym krokiem.
42
PowaŜnie przywitał się z Jorym i Melodie, po tym jak Bart ich przedstawił, nie wyciągnął jednak ręki. – Słyszałem, Ŝe jesteś tancerzem – powiedział do Jory’ego. – Tak... Całe Ŝycie pracowałem, aby tak mnie nazywano. Joel odwrócił się i wyszedł, nie mówiąc ani słowa do nikogo. – Kim właściwie jest ten dziwaczny stary człowiek? – zapytał Jory. – Mamo, wydawało mi się, Ŝe opowiadałaś nam, iŜ obaj bracia twojej matki zginęli w wypadkach, gdy byli jeszcze bardzo młodzi. Wzruszyłam ramionami, zostawiając tłumaczenie Bartowi. Niezwłocznie wprowadziliśmy Jory’ego i Melodie do pełnego przepychu apartamentu z cięŜkimi aksamitnymi zasłonami, czerwonym dywanem i ciemnymi ścianami, wyłoŜonymi boazerią. Wszystko to nadawało apartamentowi męski charakter. Melodie rozejrzała się wokół, marszcząc nos z pewnym niesmakiem. – Bogate... ładne... naprawdę – powiedziała z duŜym wysiłkiem. Jory roześmiał się. – Kochanie, nie moŜemy zawsze spodziewać się białych ścian i niebieskich dywanów, prawda? Podoba mi się ten pokój, Bart. Wygląda jak twoja sypialnia... fajny. Bart go nie słuchał. Jego spojrzenie nadal przyklejone było do Melodie wędrującej pomiędzy meblami, przesuwającej smukłymi, zgrabnymi palcami po ich wypolerowanych blatach, zanim zajrzała do przyległego salonu i przeszła do wspaniałej łazienki ze staromodną orzechową wanną wyłoŜoną cyną. Roześmiała się na widok tej wanny. – Och, zamierzam z niej skorzystać. Spójrzcie, jaka jest głęboka. Woda moŜe sięgać podbródka. – Blondynki wyglądają tak dramatycznie w ciemnych wnętrzach – powiedział Bart, prawie nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi. Nikt się nie odezwał, nawet Jory, który spojrzał na niego cięŜko. W łazience był równieŜ natrysk i śliczna toaletka z takiego samego, jak wanna, drzewa orzechowego, z trój skrzydłowym lustrem w złotych ramach, tak Ŝe mieszkaniec apartamentu, siedząc na stołku obitym aksamitem, mógł widzieć siebie pod dowolnym kątem. Obiad zjedliśmy wcześniej i o zmierzchu usiedliśmy na tarasie. Joel nie dołączył do nas i byłam z tego zadowolona. Bart mówił niewiele, ale nie mógł oderwać oczu od Melodie w
43
błękitnej sukni podkreślającej kaŜdą delikatną krzywiznę ud, pośladków, talii i biustu. Miałam złe przeczucie, widząc go przyglądającego się jej tak ostentacyjnie, z poŜądaniem jasno wypisanym w ciemnych, błyszczących oczach. Na śniadaniowym stole na tarasie przed jadalnią stały Ŝółte stokrotki. Mieliśmy teraz „nadzieję”. Mogliśmy patrzeć na Ŝółty kolor i nie bać się, Ŝe nie zobaczymy ponownie światła słonecznego. Chris śmiał się z czegoś, co właśnie opowiadał Jory, Bart zaś uśmiechał się tylko, wpatrzony w Melodie dzióbiącą bez apetytu swoje śniadanie. – Wszystko, co zjem, prędzej czy później zwracam – wyjaśniła z pewnym zakłopotaniem. – To nie sprawa jedzenia, to moja wina. Mam jeść powoli i nie myśleć o losach posiłku... ale myślę tylko o tym. Zaraz za jej ramieniem, w cieniu ogromnych palm, rosnących w wielkich glinianych naczyniach, stał Joel. On równieŜ utkwił spojrzenie w Melodie, studiując jej profil. Potem, mruŜąc oczy, spojrzał na Jory’ego. – Joel – zawołałam – przyłącz się do nas! Podszedł niechętnie, ostroŜnie szurając miękkimi butami po chodniku, z ramionami skrzyŜowanymi na piersi, jakby miał na sobie niewidzialny zgrzebny zakonny habit, w którego fałdach trzymał schowane ręce. Wyglądał jak sędzia wysłany po to, by osądzić nas przed przekroczeniem bram niebieskich. Głosem słabym i uprzejmym przywitał Jory’ego i Melodie, potakując głową w odpowiedzi na ich pytania o to, jak wygląda Ŝycie zakonnika. – Nie zniósłbym Ŝycia bez kobiet – powiedział Jory – bez muzyki i tej rozmaitości ludzi wokół. Dostaję coś od jednego, coś innego od drugiego. To setki przyjaciół czynią mnie szczęśliwym. Brakuje mi tego w naszym zespole tanecznym. – Wszyscy są potrzebni, aby świat mógł się kręcić – powiedział Joel – i Pan czyni nas uŜytecznymi, zanim odwoła nas z tego świata. Potem odszedł z nisko pochyloną głową, jakby odmawiał modlitwy, przesuwając w palcach róŜaniec. – Bóg musiał wiedzieć, co robi, gdy uczynił nas tak róŜnymi – usłyszałam jego mamrotanie. Jory odwrócił się w fotelu, aby popatrzeć za Joelem. – A więc to jest nasz cioteczny dziadek, o którym sądzono, Ŝe zginął w wypadku
44
narciarskim. Mamo, czy byłoby czymś dziwnym, gdyby pojawił się równieŜ drugi brat? Bart poderwał się na równe nogi z twarzą płonącą gniewem. – Nie bądź śmieszny! Starszy syn Malcolma zginął, gdy jego motocykl runął w przepaść. Ciało jego znaleziono i pogrzebano. LeŜy na rodzinnym cmentarzu, często przeze mnie odwiedzanym. Według tego, co mówi wujek Joel, jego ojciec wysłał detektywów na poszukiwanie młodszego syna i to jest jeden z powodów, dla których wujek pozostał w ukryciu w klasztorze tak długo, aŜ zaczął bać się Ŝycia na zewnątrz. Utkwił we mnie wzrok, jakby uświadamiając sobie fakt, Ŝe my teŜ, jako dzieci, wyrośliśmy w zamknięciu, Ŝyjąc w strachu przed światem zewnętrznym. – Mówił, Ŝe jeśli jest się odizolowanym przez dłuŜszy okres, zaczyna się widzieć ludzi takimi, jakimi są, jakby dystans stwarzał lepszą perspektywę. Spojrzenia moje i Chrisa spotkały się. Tak, wiedzieliśmy, co to izolacja. Wstając Chris zwrócił się do Jory’ego z propozycją przechadzki. – Bart planuje budowę stajni. JuŜ niedługo będzie mógł urządzać polowania na lisy, tak jak to robił Malcolm. Być moŜe któregoś dnia zapragniemy nawet przyłączyć się do tego sportu. – Sportu? – zdziwiła się Melodie, wstając z wdziękiem, aby dołączyć do Jory’ego. – Nie mogę nazwać prawdziwym sportem pogoni sfory wygłodniałych psów za małym, miłym, bezbronnym Usem... To jest barbarzyństwo, ot co! – To jest właśnie kłopot z ludźmi baletu... zbyt wraŜliwi jak na ten prawdziwy świat – odparował Bart, po czym oddalił się w przeciwnym kierunku. Po południu znalazłam Chrisa w foyer, gdzie obserwował Jory’ego, który ćwiczył przed lustrem, uŜywając krzesła jako poręczy. Obu męŜczyzn łączyły stosunki, jakie – miałam nadzieję – kiedyś zapanują pomiędzy Chrisem i Bartem. Ojciec i syn darzący się wzajemnym podziwem i szacunkiem. SkrzyŜowałam ramiona na piersiach, dumna z siebie. Byłam taka szczęśliwa, mając przy sobie całą rodzinę. Brakowało tylko Cindy. A spodziewane dziecko Melodie i Jory’ego będzie dodatkowym spoiwem... Jory rozgrzał się juŜ i zaczął tańczyć do muzyki z Ognistego ptaka. Był wirującą, oślepiającą plamą, skakał wysoko, lądował miękko jak piórko, tak Ŝe nie było słychać uderzenia stóp o podłogę. Mięśnie mu grały przy kaŜdym kroku, a on skakał, szeroko rozstawiając nogi i dotykając czubków palców u nóg końcami palców u rąk. Byłam podekscytowana, śledząc jego
45
przedstawienie i wiedząc, Ŝe tańczy na naszą cześć. – Widziałaś te skoki? – zapytał Chris, gdy pochwycił moje spojrzenie. – On skacze na trzy i pół metra lub więcej. Nie wierzę w to, co widzę! – Trzy metry, nie trzy i pół – sprostował Jory, wirując obok i błyskawicznie pokonując olbrzymią przestrzeń. Na koniec padł bez tchu na pikowaną matę, rozłoŜoną na podłodze, aby miał gdzie odpocząć, nie niszcząc spoconym ciałem delikatnego i ozdobnego obicia krzeseł. – Cholernie twarda podłoga; gdybym upadł... – wysapał, leŜąc na wznak i podpierając się łokciami. – A to rozpięcie jego nóg w skoku. Niewiarygodna jest ta sprawność w jego wieku. – Papo, ja mam tylko dwadzieścia dziewięć lat, a nie trzydzieści dziewięć! – zaprotestował Jory, który miał obsesję na temat starzenia się i utraty swojej pozycji na rzecz młodszego tancerza. – Mam przed sobą co najmniej jedenaście dobrych lat, zanim zacznę tracić klasę. Dokładnie wiedziałam, o czym myślał, rozciągnięty tam na macie i tak podobny do Juliana. To było tak, jakbym znowu miała dwadzieścia lat. Mięśnie wszystkich tancerzy zbliŜających się do czterdziestki zaczynają twardnieć i robić się bardziej kruche, a niegdyś wspaniałe ciała przestają być atrakcyjne dla publiczności. Starzy odchodzą, pojawiają się nowi... zmora wszystkich tancerzy, chociaŜ baletnice, ze swoją warstewką tłuszczu pod skórą, mogą dłuŜej utrzymać się na scenie. Usiadłam obok niego na macie, ze skrzyŜowanymi nogami, ubrana w szerokie marynarskie spodnie. – Jory, przetrwasz dłuŜej niŜ większość tancerzy, przestań się więc zamartwiać. Masz długą i wspaniałą drogę przed sobą, zanim osiągniesz czterdziestkę, i kto wie, moŜe dopiero mając pięćdziesiątkę, przejdziesz na emeryturę. – Taak, zapewne – odrzekł, leŜąc z rękami podłoŜonymi pod głowę, zapatrzony w sufit. – Czternaste miejsce na długiej liście tancerzy będzie dobrą pozycją, czyŜ nie tak? Wiele razy słyszałam, jak mówił, Ŝe nie mógłby Ŝyć bez tańca! JuŜ jako mały dwuletni chłopiec postawił stopę na drodze, którą teraz kroczył. Na dole szybowała Melodie. Po niedawnej kąpieli, w błękitnym trykocie bez rękawów wyglądała pięknie i świeŜo jak kruchy wiosenny kwiat. – Jory, mój doktor powiedział, Ŝe mogę wykonywać lekkie ćwiczenia. Chcę tańczyć tak
46
długo, jak to będzie moŜliwe, aby zachować sprawność mięśni. Tak więc tańcz ze mną, kochany. Tańczmy i tańczmy, a potem tańczmy jeszcze. Jory natychmiast poderwał się na nogi, zbiegł ze schodów i padł na jedno kolano w romantycznej pozycji księcia widzącego księŜniczkę swoich marzeń. – Z przyjemnością, moja pani... Porwał ją w ramiona, zawirował i postawił na podłogę z wprawą i wdziękiem, jakby była piórkiem. Wirowali dookoła, tańcząc dla siebie, tak jak kiedyś tańczyliśmy z Julianem – z czystej radości, Ŝe jesteśmy młodzi, Ŝywi i zdolni. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy tak stałam obok Chrisa i obserwowałam ich. Wyczuwając moje myśli, Chris objął mnie ramieniem i przytulił. – Są piękni razem, prawda? Powiedziałbym, Ŝe są stworzeni dla siebie. Gdy zmruŜę oczy i widzę ich jak przez mgłę, to widzę ciebie tańczącą z Julianem... tylko Ŝe ty byłaś duŜo ładniejsza, Catherine, duŜo ładniejsza... Za nami chrząknął Bart. Odwróciwszy się zobaczyłam Joela, wlokącego się za Bartem jak dobrze wytresowany szczeniak. Zatrzymał się za nim z pochyloną głową, z dłońmi schowanymi w tych niewidzialnych rękawach zgrzebnego habitu. – Bóg daje i Bóg zabiera – wymamrotał. Dlaczego, u diabła, stale mówi w ten sposób? Przeniosłam niespokojne spojrzenie na Barta i zobaczyłam jego pełen zachwytu wzrok utkwiony w Melodie, która w pozycji arabesque czekała na Jory’ego, aby ten porwał ją w ramiona. Nie podobało mi się to, co zobaczyłam w jego ciemnym, zazdrosnym spojrzeniu, to narastające z kaŜdą chwilą poŜądanie. Świat pełen jest niezamęŜnych kobiet, Bart nie potrzebuje Melodie, Ŝony swojego brata! Zgotował im dziką owację, gdy skończyli i znieruchomieli zapatrzeni w siebie, zapominając o naszej obecności. – Musicie tak zatańczyć na moim przyjęciu urodzinowym! Jory, powiedz, Ŝe zatańczycie z Melodie. Jory niechętnie odwrócił głowę do Barta i uśmiechnął się. – Tak, jeśli zechcesz, to ja oczywiście tak, ale nie Mel. Doktor pozwolił jej tylko na trochę lekkiego tańca i na niemęczące ćwiczenia, takie jakie właśnie robiliśmy. Profesjonalne przedstawienie wymaga wysiłku, którego nie wolno jej podejmować, a wiem, Ŝe chciałbyś, Ŝeby
47
było to coś najlepszego. – Ale ja chciałbym równieŜ Melodie – zaprotestował Bart. Uśmiechnął się czarująco do Ŝony swojego brata. – Proszę, na moje urodziny, Melodie. Tylko ten jeden raz... nie jesteś w zaawansowanej ciąŜy i nikt nie zauwaŜy twojego stanu. Melodie popatrzyła niepewnie na Barta. – Sądzę, Ŝe nie powinnam – powiedziała. – Chcę, Ŝeby nasze dziecko było zdrowe. Nie mogę ryzykować jego utraty. Bart starał się przekonać ją i prawie by mu się to udało, ale Jory zdecydowanie przerwał dyskusję. – Słuchaj, Bart, powiedziałem naszemu agentowi, Ŝe doktor zabronił Melodie występów, więc jeśli ona to zrobi, agent moŜe wykorzystać ten fakt i zaskarŜyć nas. Poza tym Mel jest bardzo zmęczona. Ta zabawa w taniec, której świadkami byliście przed chwilą, to nie jest to, co zazwyczaj robimy na serio. Profesjonalny występ wymaga długich godzin rozgrzewki, ćwiczeń i powtórek. Nie proś, to wprawia mnie w zakłopotanie. Cindy moŜe ze mną zatańczyć. – Nie! – warknął Bart, dąsając się i tracąc cały swój wdzięk. – Ona nie potrafi tańczyć tak jak Melodie. Nie, nie potrafiła. Cindy nie była zawodową tancerką, ale kiedy chciała, wychodziło jej to całkiem nieźle. Ćwiczyliśmy ją z Jorym od drugiego roku Ŝycia. Kilka metrów za Bartem, jak ciemny chudy szkielet, Joel wysunął ręce z szerokich rękawów i rozpostarł nad pochyloną głową. Oczy miał zamknięte, jakby był pogrąŜony w modlitwie. JakŜe irytująca była jego ciągła obecność. Moje myśli zaczęły krąŜyć wokół Cindy. Nie mogłam się doczekać jej widoku, jej dziewczęcego szczebiotu o randkach i chłopcach, których poznała. Wszystko to przywracało mi własną młodość. Słońce, zachodząc, rzucało róŜowy blask. Stałam, niewidoczna w cieniu wielkiego łuku, i obserwowałam Jory’ego znowu tańczącego z Ŝoną w olbrzymim foyer. Melodie była w trykocie, tym razem fioletowym, wyglądała ponętnie w przejrzystej tunice z fioletowymi satynowymi wstąŜkami, zawiązanymi pod małymi, kształtnymi piersiami. Była jak księŜniczka tańcząca ze swoim kochankiem. Och, wzajemna namiętność Jory’ego i Melodie wywołała tęskne poŜądanie w moich lędźwiach. śeby tak znowu być młodą... Ŝeby mieć szansę zrobić to raz jeszcze... zrobić
48
to za drugim razem we właściwy sposób... Nagle uświadomiłam sobie, Ŝe w sąsiedniej wnęce stoi Bart, zupełnie jakby chciał ich szpiegować... A moŜe całkiem niewinnie się im przyglądał, tak jak ja? PrzecieŜ był jednym z tych, co nie lubią baletu, a piękna muzyka nie robiła na nim wraŜenia. Stał, oparty o framugę drzwi, z rękami skrzyŜowanymi na piersiach. Ale płonące ciemne oczy zdradzały jego stan. Były pełne poŜądania, które juŜ wcześniej w nich widziałam. Serce skoczyło mi do gardła. Bart zawsze chciał to, co naleŜało do Jory’ego. Muzyka nasiliła się. Jory i Melodie zapomnieli, Ŝe mogą być obserwowani, i zapamiętali się w tym, co robią. Z dziką pasją, pochłonięci tańcem, zajęci tylko swoimi ciałami, padli sobie w ramiona. Ich wargi połączyły się. Odrywali je tylko po to, aby za chwilę znowu się odnalazły. Ręce gorączkowo szukały tajemnych miejsc. Byłam tak pochłonięta obserwowaniem ich pieszczot, Ŝe tak jak i Bart, nie mogłam się wycofać. PoŜerali się pocałunkami. W gorączce poŜądania padli na podłogę i toczyli się po macie. Gdy podeszłam do Barta, słyszałam ich cięŜkie, coraz głośniejsze oddechy. – Chodź, Bart, nie naleŜy stać i patrzeć, gdy juŜ skończyli tańczyć. Podskoczył, jakby moje dotknięcie parzyło. Tęsknota w jego oczach jednocześnie zabolała i przestraszyła mnie. – Powinni panować nad sobą, gdy są gośćmi w moim domu – powiedział burkliwym głosem, nie odrywając oczu od pary zapamiętale przewracającej się po macie, ze splecionymi ramionami i nogami, z mokrymi od potu włosami, złączonej w pocałunkach. Pociągnęłam Barta do salonu muzycznego i cicho zamknęłam za nami drzwi. To nie był mój ulubiony pokój. Został umeblowany według męskiego gustu Barta. Stało tam wielkie pianino, na którym nikt nigdy nie grał, chociaŜ raz czy dwa widziałam, jak Joel dotknął go, po czym w popłochu cofnął ręce, jakby klawisze z kości słoniowej znaczyły go grzechem. Ale pianino nęciło go tak, Ŝe często po prostu stał, wpatrując się w nie, prostując i zaciskając palce. Bart podszedł do kredensu, który po otwarciu okazał się oświetlonym barem. Sięgnął po kryształową karafkę i nalał sobie mocnej szkockiej. Bez wody czy teŜ lodu. Wypił jednym łykiem. Potem spojrzał na mnie oskarŜycielsko. – Dziewięć lat małŜeństwa. Nadal nie są sobą zmęczeni. Co to jest takiego, co masz ty i Chris i co równieŜ posiadł Jory, a czego mnie brakuje?
49
Zarumieniłam się i opuściłam głowę. – Nie wiedziałam, Ŝe pijesz samotnie. – Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz, droga mamo. Nalał drugą szkocką. Nie podnosząc głowy, usłyszałam powolny bulgot płynu. – Nawet Malcolm pił od czasu do czasu. Zdziwiłam się. – Czy ty ciągle myślisz o Malcolmie? Opadł na krzesło i załoŜył nogę na nogę. Spojrzałam na niego, przypominając sobie, Ŝe kiedyś mój młodszy syn miał niesłychanie irytujący zwyczaj opierania nóg o wszystko, co było w ich zasięgu, niszcząc zabłoconymi butami wiele krzeseł i narzut na łóŜko. Popatrzyłam na jego buty. Jak mógł mieć tak czyste podeszwy? Wyglądały tak, jakby stąpały tylko po aksamicie. W miarę dorastania Bart coraz bardziej tracił swoje bałaganiarskie cechy. – Czemu tak przyglądasz się moim butom, mamo? – Są bardzo szykowne. – Naprawdę tak uwaŜasz? – Popatrzył na nie obojętnie. – Kosztowały sześćset dolców, a następne sto zapłaciłem za takie podeszwy, na których nigdy nie widać rys ani kurzu. Widzisz, to jest taka wewnętrzna potrzeba. Nosić buty z czystymi podeszwami. Zmarszczyłam brwi. Jakie to niesie psychologiczne przesłanie? – Prędzej się zniszczy wierzch niŜ podeszwy. – I co z tego? Musiałam się zgodzić. CóŜ teraz znaczą pieniądze dla kaŜdego z nas? Mamy więcej pieniędzy, niŜ prawdopodobnie moglibyśmy wydać. – Jak zniszczą się wierzchy, wyrzucę je i kupię nową parę. – To dlaczego chcesz mieć takie trwałe podeszwy? – Mamo, naprawdę lubię, gdy wszystko wygląda jak nowe, zanim zdecyduję się to wyrzucić... Nie będę mógł ścierpieć, kiedy Melodie zacznie się robić brzuchata jak jakaś hodowlana krowa... – Ja będę szczęśliwa, kiedy zacznie być widać, a ty moŜesz na nią nie patrzeć. Zapalił papierosa i spojrzał mi spokojnie w oczy. – ZałoŜę się, Ŝe z łatwością mógłbym zabrać ją Jory’emu. – Jak moŜesz opowiadać takie rzeczy?! – zawołałam z gniewem.
50
– Ona nigdy nie patrzy na mnie, zauwaŜyłaś? Sądzę, iŜ nie chce przyznać, Ŝe teraz wyglądam lepiej od Jory’ego, Ŝe jestem wyŜszy, przystojniejszy i sto razy bogatszy. Nie spuszczaliśmy z siebie oczu. Przełknęłam nerwowo ślinę. Strząsnęłam niewidzialny pyłek z ubrania. – Jutro przyjeŜdŜa Cindy. Przymknął na moment oczy. Ścisnął mocniej oparcie swojego fotela. Nie zdradzał Ŝadnych uczuć. – Nie cierpię tej dziewczyny – wykrztusił w końcu. – Mam nadzieję, Ŝe nie będziesz dla niej niemiły, gdy Przyjedzie. Czy nie pamiętasz, jak kręciła się koło ciebie, jak cię adorowała? Kochała cię, zanim odwróciłeś się od niej. Nadal podziwiałaby cię, gdybyś przestał draŜnić ją tak bezlitośnie. Bart... czy nie jest ci przykro za wszystkie te rzeczy, które powiedziałeś i zrobiłeś swojej siostrze? – Ona nie jest moją siostrą. – Jest, Bart, jest nią! – Och, BoŜe... mamo, nigdy nie myślałem o Cindy jako o swojej siostrze. Ona jest adoptowana, nie jest naprawdę jedną z nas. Przeczytałem kilka listów, które napisała do ciebie. Czy nie widzisz, jaka ona jest? Czy teŜ tylko czytasz to, co jest napisane, a nie to, co to znaczy? Jak dziewczyna tak wyróŜniona moŜe być tak niewdzięczna? Poderwałam się na równe nogi. – Co się z tobą dzieje, Bart?! – krzyknęłam. – Odrzucasz Chrisa jako swojego ojca, Cindy jako swoją siostrę, Jory’ego jako swojego brata. Czy ty nikogo nie potrzebujesz, tylko siebie i tego nienawistnego starego człowieka, który chodzi za tobą krok w krok? – Mam coś z ciebie, mamo, czyŜ nie tak? – spytał, mruŜąc groźnie oczy. – Mam mojego wujka Joela, który jest bardzo ciekawym człowiekiem, który w tej chwili modli się za nas wszystkich. Zrobiło mi się czerwono przed oczami i porwał mnie gniew. – Jesteś idiotą, jeŜeli wolisz tego pomarszczonego starego człowieka od jedynego ojca, którego kiedykolwiek miałeś! Starałam się zapanować nad sobą, ale nie udało mi się. – Czy juŜ zapomniałeś, co Chris dla ciebie zrobił? I co nadal robi? Bart pochylił się do przodu, przeszywając mnie twardym, diamentowym spojrzeniem.
51
– Gdyby nie Chris, miałbym szczęśliwe Ŝycie. Z tobą poślubioną mojemu prawdziwemu ojcu mógłbym być idealnym synem! O wiele lepszym niŜ Jory. A moŜe jestem podobny do ciebie, mamo? MoŜe potrzebuję swojego odwetu bardziej niŜ czegokolwiek innego? – Dlaczego ty pragniesz odwetu? – W moim głosie było zdziwienie i pewien rodzaj rozpaczy. – Nikt nie zrobił ci tego, co uczyniono mnie. – Myślisz tak, bo uwierzyłaś, Ŝe jeśli dałaś mi wszystkie niezbędne rzeczy, potrzebne mi ubrania, dostateczną ilość poŜywienia i dom, w którym mogę się schronić, to juŜ wystarczy. Ale tak nie jest. Wiem, Ŝe najwięcej miłości zachowałaś dla Jory’ego. Resztę, po pojawieniu się Cindy, dałaś jej. Mnie nie pozostawiłaś niczego poza współczuciem... a ja nienawidzę cię za to współczucie! – gwałtownie wyrzucił z siebie. Nagły zawrót głowy omal nie zwalił mnie z nóg. Na szczęście obok było krzesło. – Bart – zaczęłam, walcząc ze sobą, aby nie rozpłakać się i nie okazać po sobie słabości, którą on pogardzał – moŜe kiedyś współczułam ci, bo byłeś niezdarą, bo brakowało ci pewności siebie. Przede wszystkim było mi cię Ŝal z tego powodu, Ŝe tak często robiłeś sobie krzywdę. Ale jak mogę współczuć ci teraz? Jesteś bardzo przystojny, inteligentny, a kiedy chcesz, równieŜ bardzo czarujący. Jaki miałabym powód, Ŝeby współczuć ci teraz? – To właśnie mnie dręczy – powiedział niskim głosem. – Zmusiłaś mnie, Ŝebym spojrzał na siebie w lustrze, Ŝebym zobaczył siebie takim, jakim ty mnie widzisz. Doszedłem do wniosku, Ŝe ty po prostu mnie nie lubisz. Nie ufasz mi, nie wierzysz we mnie. Nawet teraz widzę w twoich oczach, Ŝe nie jesteś całkiem pewna, czy jestem przy zdrowych zmysłach. Nagle jego oczy, dotychczas przymknięte, otworzyły się szeroko. UwaŜnie patrzył w moje oczy. Zaśmiał się krótko i gorzko. – Tam jest, droga mamo, to podejrzenie, ta sama obawa. Potrafię czytać w twoich myślach, nie sądź, Ŝe nie. UwaŜasz, Ŝe gdybym miał szansę zrobić to dobrze, to któregoś dnia zdradziłbym ciebie i twojego brata, ale ja niczego takiego nie zrobiłem. Wasze tajemnice zostawię dla siebie. Dlaczego teraz uczciwie nie powiesz, Ŝe nie kochałaś drugiego męŜa swojej matki? Powiedz szczerze, Ŝe wykorzystałaś go tylko jako narzędzie swojego odwetu. Pojechałaś za nim, zdobyłaś go, poczęłaś mnie, potem on umarł. Następnie, jak przystało na taką kobietę jak ty, wróciłaś prosto do tego biednego doktora w Karolinie Południowej, który ufał ci bez
52
zastrzeŜeń i kochał cię bez pamięci. Czy miał on świadomość tego, Ŝe poślubiłaś go tylko po to, aby dać swojemu bękartowi nazwisko? Czy wiedział, Ŝe wykorzystałaś go, Ŝeby uciec do Chrisa? Widzisz, jak wiele myślałem o twoich motywacjach? A teraz przechodzę do następnego wniosku: w Jorym widzisz wiele z Chrisa... i to właśnie kochasz! Patrzysz na mnie i widzisz Malcolma, i chociaŜ mój wygląd i psychika mogą przypominać ci mojego prawdziwego ojca, ignorujesz to i w mojej twarzy widzisz to, co chcesz widzieć. UwaŜasz, Ŝe w moich oczach widzisz duszę Malcolma. Powiedz mi, Ŝe moje rozumowanie jest błędne! No, proszę, powiedz, Ŝe się mylę. Otworzyłam usta, aby zaprzeczyć kaŜdemu jego słowu, ale nic nie powiedziałam. Wstrząśnięta, chciałam podbiec do Barta i przytulić jego głowę do piersi, tak jak to często robiłam z Jorym, ale nie mogłam postąpić kroku. Szczerze mówiąc, bałam się go. Bałam się go takiego, jakim był w tej chwili, zawziętego, zimnego i twardego. Strach spowodował, Ŝe moja miłość zamieniła się w niechęć. Czekał, Ŝe coś powiem, Ŝe zaprzeczę jego oskarŜeniom, a ja zrobiłam rzecz najgorszą z moŜliwych – wybiegłam z pokoju. Rzuciłam się na łóŜko i rozpłakałam. KaŜde jego słowo było prawdą! Nie wiedziałam, Ŝe Bart czytał we mnie jak w otwartej księdze. Byłam przeraŜona tym, co moŜe któregoś dnia zrobić, Ŝeby zniszczyć nie tylko Chrisa i mnie, ale równieŜ Cindy, Jory’ego i Melodie.
53
CINDY Cindy przyjechała taksówką następnego dnia. Wbiegła do domu jak świeŜe, orzeźwiające wiosenne powietrze. Rzuciła się w moje ramiona, pachnąca jakimiś egzotycznymi perfumami, według mnie zbyt wyrafinowanymi jak na szesnastoletnią dziewczynę, ale wiedziałam, Ŝe tę opinię powinnam zachować dla siebie. – Och, mamo – wołała, całując mnie i ściskając – tak dobrze znowu cię widzieć! Spontaniczność jej powitania spotkała się z taką samą odpowiedzią z mojej strony. Cindy cały czas rozglądała się po olbrzymich pokojach i ich eleganckim umeblowaniu. Trzymając mnie za rękę, przechodziła z pokoju do pokoju i zachwycała się pięknem i bogactwem wszystkiego. – Gdzie jest tata? – spytała. Wytłumaczyłam jej, Ŝe Chris pojechał do Charlottesville, aby zamienić swój wypoŜyczony samochód na model bardziej luksusowy. – Kochanie, on miał nadzieję, Ŝe będzie z powrotem przed twoim przyjazdem. Coś musiało go zatrzymać. Bądź cierpliwa, a za chwilę pojawi się w drzwiach i przywita cię. Zadowolona, znowu zawołała: – Mamo, co za dom! Nie mówiłaś mi, Ŝe moŜe tak wyglądać. Wydawało mi się, Ŝe nowy Foxworth Hall będzie równie okropny i straszny jak ten pierwszy. Dla mnie Foxworth Hall zawsze będzie okropny i straszny, ale zachwyt Cindy był zaraźliwy. Była wyŜsza ode mnie, miała jędrne, pełne piersi i bardzo szczupłą talię, co podkreślało zgrabną wypukłość ślicznie ukształtowanych bioder z płaskim brzuchem, a jej pośladki słodko zaokrąglały krótką spódnicę. Patrząc na Cindy z profilu, mogłam porównać ją do pączkującego kwiatu, tak była delikatna i krucha, a przecieŜ wiedziałam, Ŝe równieŜ wyjątkowo wytrzymała. Gęste, cięŜkie, długie złote włosy uczesane miała niedbale. Powiewały niesfornie na wietrze, gdy wyszłyśmy obejrzeć Jory’ego i Barta walczących na nowym korcie tenisowym. – O rany, mamo, masz dwóch ślicznych synów – wyszeptała wpatrzona w ich opalone silne ciała. – Nie przypuszczałam, Ŝe Bart stanie się tak przystojny jak Jory, przynajmniej nie wtedy, kiedy był takim paskudnym małym brutalem. Zdumiona spojrzałam na nią. Bart był zbyt chudy, zawsze z zadrapaniami i siniakami na
54
nogach, nigdy porządnie nieuczesany, ale był miłym małym chłopcem, z pewnością niewyglądającym paskudnie ani niezachowującym się niegrzecznie. Kiedyś, dawno temu, Cindy uwielbiała Barta. Poczułam, jakby nóŜ wbił mi się w serce, gdy uświadomiłam sobie, jak wiele z tego, co powiedział mi wczoraj wieczorem Bart, było prawdą. Faworyzowałam Cindy jego kosztem. UwaŜałam, Ŝe jest doskonała i niezdolna do złych postępków, i nadal tak uwaŜam. – Postaraj się być miła i wyrozumiała dla Barta – szepnęłam, widząc nadchodzącego Joela. – Kim jest ten śmieszny stary człowiek? – spytała Cindy, odwracając się, Ŝeby spojrzeć na Joela schylającego się sztywno po kilka chwastów. – Nie mów mi, Ŝe Bart wynajął kogoś takiego jak on jako ogrodnika; cóŜ, moŜe się kiedyś nie wyprostować. Zanim zdołałam odpowiedzieć, Joel był juŜ przy nas, uśmiechając się na tyle szeroko, na ile pozwalały mu sztuczne zęby. – To zapewne jest Cindy, o której Bart stale opowiada – powiedział z nikłym śladem galanterii, podnosząc do cienkich, skrzywionych warg niechętnie podaną przez Cindy dłoń. Powiedziałabym, Ŝe chciała wyrwać rękę, ale w końcu zniosła dotknięcie jego ust. Słońce prześwitujące przez prawie białe włosy Joela czyniło je przeraźliwie cienkimi. Nagle uświadomiłam sobie, Ŝe nie powiedziałam Cindy o Joelu, więc pospieszyłam z przedstawieniem ich sobie. – Czy to naprawdę znaczy, Ŝe znałeś tego znienawidzonego starego dziadka Malcolma? Naprawdę jesteś jego synem? Tak, naprawdę jesteś antykiem... – Cindy, to niegrzecznie... – Przepraszam, wujku Joelu. Ale gdy słyszę, jak mama i papa opowiadają o swojej młodości, wydaje mi się, Ŝe to było miliony lat temu. Roześmiała się do Joela czarująco i przepraszająco. – Wiesz, w pewien sposób jesteś podobny do mojego dziadka. Gdyby doŜył naprawdę sędziwego wieku, niewątpliwie wyglądałby tak jak ty. Joel zwrócił wzrok w kierunku Chrisa, który przed chwilą podjechał i juŜ wysiadał z pięknego nowego błękitnego cadillaca, trzymając wiele paczek. Chris kupił spisane przeze mnie prezenty na urodziny Barta. Postanowiliśmy podarować synowi najwspanialsze prezenty, jakich mógł oczekiwać. Była wśród nich teczka z najdelikatniejszej skóry z szyfrowym zamkiem od
55
Chrisa, a ode mnie spinki do mankietów ze złota najwyŜszej próby z diamentowymi inicjałami i odpowiednia papierośnica, równieŜ z monogramem z diamentów, ulubionych kamieni Barta. Jego ojciec miał taką samą papierośnicę, którą podarowała mu matka. Chris rzucił pakunki na krzesło ogrodowe i szeroko rozłoŜył ramiona, obsypała go gradem pocałunków, zostawiając mu na całej twarzy ślady szminki. Patrząc ojcu w oczy, zaczęła prosić: – To będą najwspanialsze wakacje w moim Ŝyciu. Papo, czy nie moglibyśmy zostać tutaj aŜ do rozpoczęcia szkoły, tak abym zobaczyła, jak się Ŝyje w prawdziwej rezydencji, w tych wszystkich wspaniałych pokojach i fantazyjnych łazienkach. JuŜ wiem, którą chcę, tę z róŜowymi, białymi i złotymi rzeczami. A Bart wie, Ŝe ja po prostu uwielbiam róŜ, naprawdę kocham róŜ, i w ogóle podziwiam i kocham ten dom! Po prostu kocham go, kocham! Cień pojawił się w oczach Chrisa, gdy uwolnił się od niej i zwrócił do mnie. – Będziemy musieli to omówić, Cindy. Jak wiesz, jesteśmy tutaj z twoją mamą tylko po to, Ŝeby pomóc Bartowi w uczczeniu jego dwudziestych piątych urodzin. Spojrzałam w kierunku kortu, gdzie Bart uderzał piłkę z ogromną siłą – aŜ dziw, Ŝe nie pękła. Biegnąc jak biała błyskawica, Jory odbił Ŝółtą piłkę z powrotem do Barta, a ten podbiegł i grzmotnął ją z równą siłą. Obaj byli rozgrzani i spoceni, z twarzami poczerwieniałymi z wysiłku i od gorącego słońca. – Jory, Bart! – zawołałam. – Cindy przyjechała. Chodźcie przywitać się. Jory natychmiast odwrócił się z uśmiechem, przepuszczając przelatującą mimo Ŝółtą piłkę. Nie odbił jej, a Bart krzyknął z radości. Podskoczył, rzucił swoją kosztowną rakietę, wołając: – Wygrałem! – Wygrałeś walkowerem – powiedział Jory, równieŜ rzucając rakietę. Biegł w naszą stronę z uśmiechniętą twarzą. Zawołał przez ramię do Barta: – Wygrana walkowerem się nie Uczy. – Tak samo się Uczy! – wrzasnął Bart. – Co, do diabła, ma do rzeczy, czy przyjechała, czy nie? Wykorzystałeś to, Ŝeby skończyć, zanim ja zacznę wygrywać. – Niech będzie, jak uwaŜasz – odpowiedział Jory. Podniósł Cindy i zaczął się z nią tak obracać, Ŝe jej błękitna spódniczka zaczęła fruwać, odsłaniając kuse majteczki bikini. Zdziwiło
56
mnie, Ŝe Cindy ma całą garderobę w tym samym kolorze. Melodie wstała z marmurowej ogrodowej ławki, ukrytej w gęstych krzakach, skąd dotychczas obserwowała mecz tenisowy. Widziałam jej zaciśnięte wargi, gdy przyglądała się entuzjastycznemu powitaniu Cindy. – Jaka matka, taka córka – mruknął za moimi plecami Bart. Cindy podeszła do Barta powoli, z taką godnością, Ŝe zupełnie nie przypominała tej dziewczyny, która przed chwilą całowała Jory’ego. – Cześć, braciszku. Świetnie wyglądasz. Bart gapił się na nią, jakby nigdy przedtem jej nie widział. Jeszcze dwa lata temu, jako czternastolatka, Cindy czesała się w kucyki albo w koński ogon i nosiła na zębach aparat korekcyjny. Teraz miała równiutkie, lśniące bielą zęby, a jej rozpuszczone włosy przypominały strumień roztopionego złota. Nie było w młodzieŜowych magazynach dziewczyny o lepszej figurze. Jednak z pewnym smutkiem uświadomiłam sobie, Ŝe Cindy wie, jak sensacyjnie wygląda w obcisłym błękitno białym kostiumie tenisowym. Wzrok Barta tęsknie spoczął na jej dojrzałych, nieskrępowanych stanikiem piersiach z wyraźnie widocznymi sutkami, kołyszącymi się w rytm jej kroków. Zmierzył spojrzeniem szczupłą talię, zgrabne biodra i przeniósł wzrok na bardzo zgrabne długie nogi w białych sandałach. Paznokcie u stóp były pomalowane jaskrawoczerwonym lakierem, dopasowanym do koloru szminki i lakieru na paznokciach u rąk. Cindy olśniewała świeŜością i niewinnością, które usiłowała zastąpić, na szczęście bezskutecznie, wyrafinowanym stylem. Przez chwilę nawet nie uwierzyłam, Ŝe to długie spojrzenie, którym obdarzyła Barta, znaczyło to, co najwidoczniej według niego miało znaczyć. – Nie jesteś w moim typie – powiedział pogardliwie i odwrócił się. Spojrzał długo i wymownie na Melodie. Ponownie zwrócił się do Cindy. – Masz w sobie jakąś tandetność. Pomimo tych wszystkich drogich ciuchów nie zyskałaś klasy. Bolesna była ta rozmyślna próba stłamszenia młodzieńczej dumy Cindy. Promienna radość dziewczyny zgasła. Jak świeŜy kwiat bez wody, tak Cindy bez wiary w siebie zwiędła, odwróciła się i padła w ramiona Chrisa. – Przeproś, Bart! – rozkazał Chris. Skuliłam się, wiedząc, Ŝe to nigdy nie nastąpi. Bart pogardliwie skrzywił wargi, mimo Ŝe był zły i oburzony. JuŜ otworzył usta, by ją
57
obrazić, jak to juŜ robił wielokrotnie, ale nagle spojrzał na Melodie, która zwróciła się w jego stronę i przyglądała mu się w dziwny, obojętny sposób. Twarz Barta poczerwieniała. – Przeproszę, gdy nauczy się ubierać i zachowywać jak dama. – Przeproś teraz, Bart – rozkazał Chris. – Nie stawiaj Ŝądań, Christopherze – powiedział Bart, znacząco patrząc Chrisowi w oczy. – Jesteście na bardzo słabej pozycji. Ty i moja matka. Nie jesteście ani Sheffieldami, ani Foxworthami, a przynajmniej ty nie moŜesz być uznany za Foxwortha. A więc w czym tkwi twoja wartość? Świat jest pełen lekarzy, w ogóle jest za duŜo lekarzy. I to młodszych, lepiej wykształconych od ciebie. Chris wyprostował się. – Moja ignorancja w medycynie wiele razy ratowała ci Ŝycie, Bart. I Ŝycie innych. Być moŜe kiedyś uświadomisz to sobie. Nigdy nie podziękowałeś mi za nic, co dla ciebie zrobiłem. Czekam na ten dzień. Bart zbladł, ale podejrzewam, Ŝe nie od tego, co właśnie powiedział Chris. Pomyślałam, Ŝe był zmieszany, bo scenie tej przyglądała się i przysłuchiwała Melodie. – Dziękuję ci, wujku Chrisie – powiedział sarkastycznie. JakŜe kpiące i nieszczere były jego słowa i ton głosu. Przyglądając się w ciszy obu męŜczyznom, zauwaŜyłam, Ŝe Chris skrzywił się na sposób, w jaki Bart zaakcentował słowo „wujku”. Nagle, zupełnie bez powodu, spojrzałam na Joela. Przysunął się i zatrzymał zaraz za Melodie, z miłym i Ŝyczliwym uśmiechem na twarzy. Ale w jego oczach czaiło się coś mrocznego. Stanęłam obok Chrisa, a Jory po drugiej stronie. Otworzyłam usta, Ŝeby wymienić długą listę rzeczy, za które Bart powinien podziękować Chrisowi, lecz mój młodszy syn, ignorując Cindy, podszedł do Melodie. – Czy mówiłem ci juŜ, co będzie głównym wydarzeniem na moim przyjęciu? śe będzie to twój taniec z Jorym? To będzie sensacja. Melodie wstała. Z pogardą popatrzyła Bartowi prosto w oczy. – Nie zamierzam tańczyć dla twoich gości urodzinowych. Wydaje mi się, Ŝe Jory juŜ ci tłumaczył, Ŝe pragnę zrobić wszystko, co będę mogła, aby urodzić zdrowe dziecko, a w tym nie mieści się taniec dla rozrywki ludzi, których nawet nie znam. Głos miała oschły. Z jej ciemnych niebieskich oczu wyzierała niechęć do Barta.
58
Odeszła, zabierając ze sobą Jory’ego i pociągając nas do wyjścia. Na samym końcu posuwał się, jak niepewnie poruszający się ogon, Joel. Zapominając juŜ o przykrościach doznanych od Barta, Cindy uradowała się na wieść o oczekiwanym dziecku, mającym uczynić z niej ciocię. – Wspaniale! Nie mogę się doczekać. To będzie cudowny dzieciak, jestem pewna, bo będzie miał takich rodziców jak Jory i Melodie i takich dziadków jak ty i papa. Cindy zatarła zły nastrój stworzony przez Barta. Przytuliłam ją do siebie i usiadłyśmy w moim gabinecie, gdzie zaczęła opowiadać mi o tym, jak sobie radzi z dala od domu. Słuchałam chciwie, oczarowana córką, doznającą w Ŝyciu tych wszystkich wraŜeń, których mnie i Carrie los pozbawił. Codziennie wstawaliśmy z Chrisem wcześnie rano, aby nasycić się pięknem chłodnych górskich poranków, z docierającymi do naszych nozdrzy, przypominającymi perfumy, zapachami róŜ i innych kwiatów. Wokół nas fruwały szkarłatki, wrzeszczały sójki, a jaskółki oknówki przeszukiwały trawę w pogoni za robakami. Zdziwił mnie widok mnóstwa domków dla ptaków, zamieszkanych przez strzyŜyki i jaskółki, oraz bajecznych kąpielisk i skalnych jeziorek, gdzie ptaki mogły, wesoło trzepocząc skrzydłami, wziąć szybką kąpiel. Jedliśmy raz na jednym, raz na drugim tarasie, aby nacieszyć się róŜnymi widokami. Często rozmawialiśmy o tym wszystkim, co nas ominęło w młodości i co wtedy mogło być więcej warte niŜ dzisiaj. Równie smutne były wspomnienia o naszym rodzeństwie – malutkich bliźniętach – które z płaczem domagało się wyjścia na zewnątrz, a jedynym miejscem zabaw, jakie miało, był ogród na dachu, zrobiony z papieru i kartonowych pudeł. Tych dwoje pięciolatków byłoby w siódmym niebie, gdyby miało choć odrobinę tego, czym my moŜemy się teraz cieszyć codziennie. Cindy lubiła długo spać, podobnie jak Jory, a juŜ szczególnie Melodie, która ciągle narzekała na nudności i zmęczenie. My zaś o wpół do ósmej obserwowaliśmy przybywających robotników. PrzyjeŜdŜali dostawcy jedzenia na przyjęcie i dekoratorzy wnętrz, aby wykonać prace w niektórych niewykończonych jeszcze pokojach, lecz nikt z sąsiadów nie wpadł, Ŝeby przywitać się z nami. Osobisty telefon Barta dzwonił często, ale inne aparaty nie odzywały się prawie wcale. Siedzieliśmy na wierzchołku świata, a przynajmniej takie odnosiło się wraŜenie; nikt tylko my, i w jakimś sensie było to przyjemne, lecz równieŜ nieco przygnębiające. W oddali majaczyły dwie wieŜe kościelne. W cichą bezwietrzną noc moŜna było co
59
godzina słyszeć dzwony. Wiedziałam, Ŝe jeden z nich był ufundowany przez Malcolma i Ŝe około dwóch kilometrów dalej znajduje się cmentarz, gdzie nasz dziadek i nasza babka zostali pochowani obok siebie pod gładką kamienną płytą. Grobu strzegą anioły, ustawione tam na polecenie naszej matki. Wypełniałam dni, grając w tenisa z Chrisem, z Jorym, a czasami z Bartem, który wtedy lubił mnie chyba najbardziej. – Zadziwiasz mnie, mamo! – zawołał przez siatkę, waląc w Ŝółtą piłkę tak mocno, Ŝe prawie przebiła moją rakietę. W jakiś dziwny sposób zdołałam ją odbić, lecz wtedy zaczęło mnie boleć kontuzjowane kiedyś kolano i musiałam przerwać grę. Bart skarŜył się, Ŝe wykorzystałam kolano jako pretekst do porzucenia gry. – Zawsze znajdziesz powód, Ŝeby być z dala ode mnie! – wołał, jakby słowa Chrisa nic nie znaczyły. – Kolano nie boli cię tak bardzo, kulałabyś, gdyby tak było. Zaczęłam kuleć, wchodząc po schodach, ale Bart juŜ zniknął i nie widział tego. śeby pozbyć się bólu, zanurzyłam się na godzinę w gorącej wodzie. Do łazienki wszedł Chris i powiedział, Ŝe znowu robię źle. – Lód, Catherine, lód! Siedząc w gorącej wodzie, tylko rozgrzewasz to kolano. Wyjdź z wanny, a ja w tym czasie przygotuję torbę z pokruszonym lodem i na dwadzieścia minut przyłoŜysz ją do kolana. Pocałował mnie, Ŝebym go posłuchała. – Zobaczymy się później – powiedział i pospieszył z powrotem na kort, Ŝeby zagrać z Jorym, podczas gdy Bart wyszedł, ciągnąc za sobą Joela. Wszystko to widziałam z balkonu mojej sypialni, siedząc z torbą lodu na kolanie. Wkrótce zimno zaczęło działać, tłumiąc pulsujący gorący ból. Zaczęłam kompletować wyprawkę dla dziecka Jory’ego. Wymagało to wielu eskapad do sklepów po włóczkę, nici i szydełka, a takŜe do sklepów z artykułami dla niemowląt. Często jeździliśmy z Cindy i Chrisem do Charlottesville, a dwa razy zrobiliśmy dłuŜszą wyprawę do Richmond, po zakupy i do kina. Zostaliśmy tam wtedy na noc. Czasem jeździli z nami Jory i Melodie, lecz nie tak często, jakbym chciała. Foxworth Hall zaczynał mnie juŜ nudzić. Ale jeśli nudził mnie, Jory’ego i Melodie, to stale jeszcze czarował Cindy, która podziwiała swój pokój z wyszukanymi francuskimi meblami,
60
swoją wspaniałą łazienkę z róŜowym wystrojem, podkreślonym złotem i omszałą jasną zielenią. Szczęśliwa, kręciła się w tańcu. – Tak więc on mnie nie lubi. – Roześmiała się, wirując przed lustrami. – A jednak udekorował pokój dokładnie w taki sposób, jakbym sama to zrobiła. – Och, mamo, czy ktoś z nas zrozumie Barta? KtóŜ mógłby na to odpowiedzieć?
61
PRZYGOTOWANIA W miarę zbliŜania się dwudziestych piątych urodzin Barta w Foxworth Hall narastała gorączkowa krzątanina. Przychodzili róŜni dekoratorzy, wymierzali nasze trawniki, patia i tarasy. Zbierali się, robili jakieś listy, szkice, wypróbowywali róŜne kolory obrusów, tłoczyli się u Barta, dyskutowali o muzyce do tańca i układali tajemnicze plany. Bart wciąŜ odmawiał nam ujawnienia scenariusza uroczystości. Stanowiliśmy doskonale rozumiejącą się rodzinę, do której on nie chciał naleŜeć. Robotnicy zaczęli wznosić drewnianą konstrukcję, która okazała się sceną i podium dla orkiestry. Słyszałam, jak Bart przechwalał się wynajęciem bardzo sławnej śpiewaczki operowej. Ilekroć byłam na zewnątrz, a starałam się wychodzić tak często, jak to było tylko moŜliwe, patrzyłam na błękitno zamglone góry i zastanawiałam się, czy pamiętają one dwie myszki zamknięte tam, na strychu, prawie cztery lata. Zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś mogłyby zamienić zwyczajną małą dziewczynkę w osobę pełną fantastycznych snów, pragnącą ich urzeczywistnienia. Kilka z nich potrafiłam ziścić, mimo Ŝe więcej niŜ raz poniosłam poraŜkę w małŜeństwie. Wytarłam dwie łzy, napotkałam kochające spojrzenie Chrisa i poczułam przypływ starego smutku. JakŜe zrównowaŜonym chłopcem mógłby być Bart, gdybyśmy tylko nie kochali się z Chrisem tak bardzo. MoŜe winę ponosi zła gwiazda... ale ja winą obarczałam moją matkę. Na przekór złym przeczuciom poprawiał mi się nastrój na widok tego całego zamieszania w ogrodach, z którego stopniowo wyłaniała się scena wyjęta prosto z filmu. Zatkało mnie na widok tego, co Bart chciał zrobić. To była scena biblijna! – Samson i Dalila – bezbarwnie odpowiedział Bart na moje pytanie. Cały jego entuzjazm zgasł, poniewaŜ Melodie nadal odmawiała zatańczenia roli, której on pragnął. – Często słyszałem, jak Jory mówił, Ŝe cieszy go moŜliwość pokazania własnej kompozycji i Ŝe lubi ją najbardziej ze wszystkich swoich dokonań. Melodie obróciła się na pięcie i bez słowa ruszyła do domu, blada z gniewu. Powinnam była to wiedzieć. Jakiej innej kompozycji mógłby Bart tak bardzo pragnąć?
62
Podbiegła Cindy i objęła Jory’ego. – Jory, pozwól mi zatańczyć rolę Dalili, ja potrafię. Po prostu wiem, Ŝe potrafię. – Nie chcę twoich amatorskich wysiłków! – zawołał Bart. Ignorując go, Cindy szarpała Jory’ego za obie ręce. – Proszę, proszę, Jory. Uwielbiam to robić. Nadal chodzę na lekcje baletu, nie będę więc sztywna i niezdarna, a do czasu występu pomoŜesz mi uzyskać lepszą koordynację ruchów. Będę ćwiczyła dzień i noc! – Nie ma czasu, Ŝeby to przećwiczyć, przedstawienie jest za dwa dni – poskarŜył się Jory, rzucając Bartowi twarde, wściekłe spojrzenie. – Dobry BoŜe, Bart, dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? Czy myślisz, Ŝe jeŜeli robiłem choreografię do tego właśnie baletu, to jeszcze pamiętam wszystkie trudne sceny? Rola taka jak ta wymaga tygodni prób i powtórzeń, a ty czekałeś do ostatniej chwili! Dlaczego? – Cindy kłamie – powiedział Bart, patrząc na drzwi, za którymi zniknęła Melodie. – Była zbyt leniwa, Ŝeby wcześniej chodzić na lekcje tańca, to dlaczego teraz miałaby chodzić, jeŜeli nie ma tam matki, która by jej dopilnowała? – Chodzę! Chodzę! – wołała Cindy z dumą i w wielkim podnieceniu. Wiedziałam, Ŝe nienawidziła zmuszania jej do ćwiczeń. Zanim skończyła sześć lat, przepadała za krótką baletową spódniczką, wdzięcznymi jedwabnymi majteczkami i małym błyszczącym diademem ze sztucznych klejnotów. Fantastyczne przedstawienia utrzymywały ją w świecie piękna, którego – wierzyłam w to kiedyś – nigdy nie porzuci. Ale Bart wyśmiał jej przedstawienia o jeden raz za duŜo. Miała dwanaście lat, gdy on odebrał jej całą przyjemność, jaką czerpała z tańca. Od tego czasu nie chodziła na lekcje. Tak więc podwójnie zdziwiłam się, słysząc, Ŝe nigdy nie porzuciła tańca, tylko Bart nie mógł juŜ oglądać jej przedstawień. Odwróciła się do mnie, Ŝarliwie zapewniając: – Mówię prawdę! Gdy byłam w prywatnej szkole dla dziewcząt i Bart nie mógł mnie tam ośmieszać, zaczęłam znowu tańczyć. Od tego czasu regularnie chodzę na lekcje baletu i stepowania. – No tak – powiedział Jory, widocznie poruszony jej uporem, posyłając Bartowi następne twarde spojrzenie – moŜemy poświęcić czas, jaki pozostał, na ćwiczenia, ale byłeś nadzwyczaj bezmyślny, Bart, wierząc, Ŝe nie potrzeba nam wielotygodniowych ćwiczeń. Nie sądzę, Ŝebym
63
miał wielkie trudności, bo znam tę rolę, ale Cindy? Ty nawet nie widziałeś tego przedstawienia... – Czy masz okulary, białe okulary? – brutalnie przerwał mu Bart. – Czy rzeczywiście dobrze przez nie widzisz? Oglądałem ciebie i Melodie jakiś rok temu w Nowym Jorku. Z miejsca dla orkiestry naprawdę wyglądałeś jak ślepy. Zaskoczony tym nieoczekiwanym pytaniem, Jory spojrzał powaŜnie na Barta. – Wszędzie, gdzie pojadę, ktoś prosi mnie, Ŝebym zatańczył rolę Samsona, więc zawsze zabieram okulary. Nie wiedziałem, Ŝe tak wysoko cenisz balet. Śmiejąc się Bart po przyjacielsku klepnął Jory’ego w plecy, jakby nigdy nie było pomiędzy nimi nieporozumień. Jory zachwiał się od siły uderzenia. – Większość baletów jest głupia i nudna, ale ten jeden przyciągnął moją uwagę. Samson był wielkim bohaterem, podziwiam go. A ty, mój bracie, grasz Samsona nadzwyczajnie. Nawet wyglądasz równie potęŜnie. Sądzę, Ŝe jest to jedyny balet, który kiedykolwiek zrobił na mnie wraŜenie. Nie słuchałam Barta. Patrzyłam na pochylonego do przodu Joela. Mięśnie wokół jego cienkich warg poruszały się niemal spazmatycznie. Krzywił się w grymasie czy teŜ w uśmiechu, nie potrafiłam tego rozpoznać. Nagle przestałam pragnąć, Ŝeby Jory i Cindy zatańczyli w tym szczególnym balecie, zawierającym bardzo brutalne sceny. To był pomysł Barta sprzed wielu lat... CzyŜ to nie Bart uwaŜał, Ŝe opera powinna dostarczać muzyki baletowi, co by uczyniło z niego sensacyjny spektakl? Całą noc myślałam i myślałam, jak powstrzymać Barta od wystawienia tego przedstawienia. Jako chłopiec nigdy nie dawał się powstrzymać. A jako męŜczyzna? Nie wiedziałam, czy mam jakąś szansę. Ale zamierzałam spróbować. Następnego ranka wstałam wcześnie i pobiegłam na dziedziniec, Ŝeby złapać Barta przed odjazdem. Wysłuchał mnie z niecierpliwością i odmówił zmiany głównego punktu jego przyjęcia. – Teraz nie mogę, nawet gdybym chciał. Mam juŜ zaprojektowane i prawie skończone kostiumy, to samo z dekoracjami. Jeśli cokolwiek odwołam, będzie za późno, Ŝeby wystawić inny balet. Poza tym jeśli Jory się nie przejmuje, to dlaczego ty masz się przejmować? JakŜe mogłam powiedzieć, iŜ jakiś wewnętrzny głos mówi mi, Ŝe nie mogę pozwolić, aby ten właśnie balet był wystawiony w pobliŜu miejsca naszego uwięzienia, a takŜe miejsca wiecznego spoczynku Malcolma i jego Ŝony, do których uszu dotarłyby dźwięki muzyki.
64
Jory i Cindy ćwiczyli dzień i noc, oboje w jakimś stopniu podnieceni wspólną pracą. Jory stwierdził, Ŝe Cindy jest dobra; z pewnością nie tańczyła tak perfekcyjnie jak Melodie, ale tańczyła więcej niŜ poprawnie, a przy tym wyglądała ślicznie z włosami spiętymi w klasyczny dla baletnicy sposób. Ranek w dniu urodzin Barta był jasny i przejrzysty, zwiastując piękny, bezdeszczowy i bezchmurny letni dzień. Wstaliśmy z Chrisem wcześnie. Zbiegłam do ogrodu jeszcze przed śniadaniem, ciesząc się zapachem róŜ, które zdawały się ofiarować Bartowi wspaniały dzień urodzin. Bart zawsze pragnął przyjęć urodzinowych, takich jakie urządzaliśmy dla Jory’ego i Cindy, jednakŜe gdy juŜ się odbywały, starał się w jakiś sposób skłócić gości, tak Ŝe wielu wychodziło wcześniej, i to zazwyczaj obraŜonych. Teraz jest męŜczyzną, mówiłam sobie, i tym razem będzie inaczej. Chris powiedział mi to samo, tak jakby łączyła nas telepatia. – Przejmuje swój majątek – powiedziałam. – Czy ciebie nie dziwi jego przywiązanie do tych dziecinnych form? Czy po przyjęciu adwokaci ponownie odczytają testament? Chris, uśmiechnięty i zadowolony, pokręcił przecząco głową. – Nie, kochanie, będziemy zbyt zmęczeni. Czytanie zaplanowane jest na następny dzień. Po twarzy przemknął mu cień. – Nie przypominam sobie niczego w tym testamencie, co mogłoby popsuć Bartowi urodziny, a ty? Nie, nie pamiętałam, ale podczas odczytywania testamentu naszej matki byłam zbyt zrozpaczona i zapłakana, aby zwracać uwagę na to, czy któreś z nas odziedziczy majątek Foxworthów. Wydawało się, Ŝe to potoczy się swoim naturalnym biegiem. – Jest coś, o czym adwokaci Barta nie powiedzieli mi, Cathy... coś, co, jak twierdzą, musiałem niedokładnie zrozumieć podczas czytania testamentu naszej matki, zaraz po jej śmierci. Nie chcieli o tym mówić, poniewaŜ Bart zaŜądał, aby nie włączać mnie do Ŝadnych prawniczych dyskusji. Patrzyli na niego tak, jakby ich zastraszył albo onieśmielał. Zdumiałem się, widząc męŜczyzn w średnim wieku, z latami praktyki, ustępujących pod naciskami młodzika, jakby chcieli podtrzymać jego dobry nastrój, i zupełnie niezwracających na mnie uwagi. Zirytowało mnie to i wtedy zadałem sobie pytanie: o co, u diabła, walczę? Wkrótce wyjeŜdŜamy urządzać nasz nowy dom, a Bart niech zabiera swój majątek i
65
rządzi nim... Objęłam go, zła, Ŝe Bart odmówił mu kredytu zaufania, na jaki sobie zasłuŜył, zarządzając tym rozległym majątkiem przez tak wiele lat, robiąc to cholernie dobrze pomimo praktyki lekarskiej, pochłaniającej mu równieŜ mnóstwo czasu. – Ile milionów on odziedziczy? – zapytałam. – Dwadzieścia, pięćdziesiąt, więcej? Miliard, dwa, trzy, więcej? Chris roześmiał się. – Och, Catherine, ty nigdy nie dorośniesz. Zawsze przesadzasz. Szczerze mówiąc, trudno jest oszacować wartość netto wszystkich holdingów, gdyŜ są one rozrzucone na wielu obszarach inwestycyjnych. Mimo to Bart powinien być zadowolony z przybliŜonych ocen adwokatów... Jest to więcej, niŜ potrzeba dziesięciu zachłannym młodym ludziom. Zatrzymaliśmy się w foyer, Ŝeby popatrzeć na tańczących Jory’ego i Cindy, spoconych z wysiłku. Pozostali tancerze, którzy mieli z nimi tańczyć, stali wokół bezczynnie, obserwując ich albo rozglądając się po tym bajecznym domu. Cindy sprawowała się wyjątkowo dobrze, i to mnie naprawdę zadziwiało. Jak mogła chodzić na lekcje tańca i nie powiedzieć mi o tym? Musiała za to płacić ze swojego kieszonkowego, które miała przeznaczone na ubrania, kosmetyki i inne zwykłe wydatki. Jedna ze starszych tancerek podeszła do mnie i z uśmiechem opowiedziała o tym, jak kilka razy widziała moje występy w Nowym Jorku. – Twój syn jest bardzo podobny do swojego ojca – stwierdziła, patrząc na Jory’ego, który ćwiczył z taką pasją, Ŝe zastanawiałam się, czy starczy mu energii na wieczorny występ. – MoŜe nie powinnam tego mówić, ale on jest dziesięć razy lepszy. Miałam zaledwie dwanaście lat, gdy tańczyłaś z Julianem Marquetem w Śpiącej królewnie, lecz ten taniec był dla mnie inspiracją, wzbudził we mnie pragnienie zostania tancerką. Dziękuję ci, Ŝe dałaś nam następnego wspaniałego tancerza, jakim jest Jory Marquet. To, co powiedziała, napełniło mnie szczęściem. Tak więc moje małŜeństwo z Julianem nie okazało się całkowitą klęską, skoro jego owocem był Jory. Zaczęłam wierzyć, Ŝe syn Bartholomew Winslowa w końcu da mi powody do takiej samej dumy, jaką czułam dzięki Jory’emu. Po próbie podeszła do mnie całkiem wyczerpana Cindy. – Mamo, jak mi idzie, dobrze? – Z oŜywioną twarzą czekała na aprobatę. – Znakomicie, Cindy, naprawdę znakomicie. Tylko pamiętaj, Ŝebyś czuła muzykę...
66
Pilnuj synchronizacji, a będziesz miała świetny występ, jak na nowicjuszkę. Uśmiechnęła się do mnie. – Zawsze tylko wskazówki, mamo? Podejrzewam, Ŝe nie jestem wcale tak dobra, jak próbujesz mi wmówić, ale dam z siebie w tym przedstawieniu wszystko, i jeśli mi się nie uda, to nie dlatego, Ŝe nie próbowałam. Podczas gdy Jory otoczony był przez wielbicieli, Melodie siedziała cicho na kanapce, obok Barta. Chyba nie rozmawiali ani nie byli dla siebie jakoś specjalnie Ŝyczliwi. Pomimo to, widząc ich na tej małej dwuosobowej kanapie, poczułam się nieco niespokojna. Pociągnęłam Chrisa i podeszliśmy do nich. – Bart, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin – powiedziałam wesoło. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się z naturalnym wdziękiem. – Mówiłem wam, Ŝe to będzie wielki dzień, słoneczny i bez deszczu. – Tak, rzeczywiście tak mówiłeś. – Czy moŜemy zjeść śniadanie wszyscy razem? – Podniósł się i wyciągnął rękę do Melodie. Zignorowała ją i wstała bez niczyjej pomocy. – Umieram z głodu! – Bart odszedł od Melodie, nieco strapiony kolejnym afrontem. – Te skromne kontynentalne przekąski nie wystarczają mi. Przy stole stanowiliśmy szczęśliwą grupę, wszyscy z wyjątkiem Joela, który siadł oddzielnie przy malutkim okrągłym stoliku na tarasie. Narzekał, Ŝe jesteśmy zbyt hałaśliwi i jemy za duŜo, obraŜając jego zakonne zwyczaje, które nakazywały powaŜny stosunek do posiłków oraz długie modlitwy przed jedzeniem i po jedzeniu. Nawet Bart irytował się z powodu nadmiernej poboŜności Joela, a tego dnia szczególnie okazywał swoje zniecierpliwienie. – Wujku Joelu, czy musisz siedzieć tam z dala od nas? Przyjdź, dołącz do nas i złóŜ mi Ŝyczenia urodzinowe. Joel potrząsnął głową. – Bóg gardzi ostentacyjnym ukazywaniem dostatku i próŜnością. Nie pochwalam tego przyjęcia. Mógłbyś w inny sposób okazać wdzięczność za to, Ŝe Ŝyjesz, choćby dając ofiarę na instytucje dobroczynne. – A co instytucje dobroczynne zrobiły dla mnie? Dzisiaj ja będę błyszczeć, wujku, i
67
nawet jeśli drogi stary Malcolm miałby przekręcić się w grobie, dzisiaj będzie mój wspaniały dzień! Zachwycił mnie. Szybko pochyliłam się, Ŝeby go pocałować. – Cieszę się, gdy jesteś taki jak teraz, Bart. To twój dzień... A na widok prezentów, które mamy dla ciebie, szeroko otworzysz oczy. – Mam nadzieję – odrzekł z uśmiechem. – Widzę, jak piętrzą się na stoliku. Otworzymy je zaraz po przyjściu gości, włączymy to do zabawy. Naprzeciwko nas Jory wpatrywał się z uwagą w oczy Melodie. – Czy dobrze się czujesz, kochanie? – Tak – wyszeptała – tylko chciałabym zatańczyć partię Dalili. Dziwnie się czuję, patrząc, jak tańczysz z kimś innym. – Po urodzeniu się dziecka będziemy znowu tańczyć razem – powiedział i pocałował ją. Jej spojrzenie przylgnęło do niego. Z uwielbieniem patrzyła na męŜa, gdy podniósł się, Ŝeby dalej ćwiczyć z Cindy. Wtedy Bart stracił całą swoją radość. W drzwiach stale pojawiali się posłańcy z prezentami dla Barta. Przychodziło wielu jego korporacyjnych kompanów z Harvardu z dziewczynami lub Ŝonami. Ci, którzy nie mogli przyjechać, przysłali prezenty. Bart wchodził i wychodził, prawie cały czas w biegu, sprawdzał niemal kaŜdy szczegół przygotowań. Pojawiały się tuziny bukietów. Dostawcy oblegali kuchnię, tak Ŝe czułam się w niej intruzem, gdy chciałam zrobić sobie południową przekąskę. Bart wziął mnie pod ramię i przeprowadził przez wszystkie, tonące w kwiatach, pokoje. – Czy sądzisz, Ŝe zrobi to wraŜenie na moich kolegach? – zapytał z niepokojem. – Widzisz, myślę, Ŝe moŜe troszeczkę za bardzo przechwalałem się w szkole. Spodziewają się rezydencji ponad wszelkie wyobraŜenie. Znowu rozejrzałam się dookoła. W tym przygotowanym do przyjęcia domu było coś, co przysparzało mu szczególnego piękna. Foxworth Hall wyglądał nie tylko uroczyście, ale i okazale; cały w świeŜych kwiatach przydających mu ciepła, wdzięku i urody. Kryształy iskrzyły się, srebra świeciły, miedź błyszczała... o tak, ten dom mógł konkurować z najwspanialszymi. – Kochanie, przestań się denerwować, nie moŜesz ścigać się ze wszystkimi na świecie. To jest naprawdę wspaniały dom, a dekoratorzy wykonali fantastyczną robotę. MoŜesz być pewien, Ŝe Foxworth Hall zrobi wraŜenie na twoich kolegach. Opiekunowie starannie konserwowali go przez te lata, a ogrody są bardzo dobrze
68
utrzymane. Nie słuchał, patrzył poza mnie, nieco zatroskany. – Widzisz, mamo – powiedział przyciszonym głosem – będzie mi tutaj pusto, gdy wyjedziesz ze swoim bratem i gdy wyjadą Jory i Melodie. Dobrze, Ŝe mam wujka Joela, który zostanie tu aŜ do śmierci. Słuchałam z bijącym sercem. Nie wymienił Cindy, ale oczywiście o niej nie zapomniał. – Czy rzeczywiście tak bardzo lubisz Joela, Bart? Dzisiaj rano wydawało mi się, Ŝe irytuje cię zakonnymi zwyczajami. Zachmurzyły mu się oczy, a jego przystojna twarz spowaŜniała. – Wuj pomaga mi odnaleźć się, mamo, a jeśli czasami draŜni mnie, to dlatego, Ŝe wciąŜ nie jestem pewien swojej przyszłości. Nic nie poradzę na to, Ŝe ma nawyki, utrwalone przez lata pobytu w klasztorze. Tam nie wolno było rozmawiać, tylko modlić się głośno i śpiewać podczas naboŜeństw. Opowiedział mi trochę o tym, jak tam było, a musiało być ponuro i odludnie... Twierdzi jednak, Ŝe odnalazł w tamtym miejscu spokój, wiarę w Boga i w Ŝycie wieczne. Opuściłam rękę, którą obejmowałam Barta. Mógł on zwrócić się do Chrisa i znaleźć wszystko, czego potrzebował: spokój, bezpieczeństwo i tę wiarę, jaka podtrzymywała Chrisa przez całe Ŝycie. Bart był ślepy, nie widząc dobra w człowieku, który tak bardzo starał się pozyskać z nim syna. Ale zaŜyłość mojego brata ze mną dyskwalifikowała go w oczach Barta. Ze smutkiem opuściłam solenizanta i wdrapałam się po schodach na górę. Na balkonie znalazłam Chrisa obserwującego robotników pracujących na dziedzińcu. Dołączyłam do niego, czując na głowie ciepło promieni słonecznych. W ciszy obserwowaliśmy cały ten ruch, a ja modliłam się, Ŝeby Foxworth Hall stał się w końcu czymś innym niŜ tylko miejscem cierpień. Zdrzemnęliśmy się dwie godziny, potem zjedliśmy skromny obiad, następnie w pośpiechu wróciliśmy do swoich pokoi, aby przebrać się na przyjęcie. Znowu wyszłam na balkon. Pode mną rozciągała się urodzinowa zaczarowana kraina. Kolory odchodzącego dnia wypełniły niebo róŜem i fioletem z domieszką karmazynu i oranŜu, a senne ptaki leciały do gniazd jak ciemne łzy. Kardynały wydawały brzęczące dźwięki, niemające wiele wspólnego z ptasim śpiewem; były to elektroniczne, metaliczne sygnały. Gdy Chris podszedł do mnie, wilgotny i odświeŜony po prysznicu, nic do siebie nie powiedzieliśmy, nawet nie czuliśmy takiej
69
potrzeby, po prostu objęliśmy się i wróciliśmy do środka. Bart, dziecko mojej zemsty, przejmował majątek. Mocno trwałam przy swoich nadziejach; chciałam, aby przyjęcie okazało się udane i dało Bartowi pewność, Ŝe jest lubiany i Ŝe otaczają go przyjaciele. Powstrzymywałam się od łez, stale powtarzając sobie, iŜ jest to potrzebne Bartowi i nam równieŜ. Być moŜe Bart ucieszy się jutro po odczytaniu testamentu. Być moŜe... Pragnęłam dla niego wszystkiego najlepszego, pragnęłam, aby los wynagrodził mu tak wiele niepowodzeń. Chris wszedł za mną do naszej garderoby, włoŜył spodnie od smokingu, wcisnął w nie poły koszuli, załoŜył muszkę, po czym poprosił, Ŝebym ją zawiązała. – Wyrównaj obydwa końce. Z przyjemnością zrobiłam to dla niego. Przeczesał szczotką swoje piękne blond włosy, z tyłu odrobinę ciemniejsze niŜ wtedy, gdy miał czterdziestkę. Jednocześnie z kaŜdą dekadą przybywało mu srebra na czubku głowy. Ja farbowałam włosy, ale Chris odmawiał. Jasne włosy mają wiele zalet, myślałam o sobie. Twarz miałam nadal ładną. Wyglądałam dojrzale, a zarazem młodo. Chris zbliŜył się do toaletki, przy której siedziałam, i objął mnie. Jego ręce, tak mi znajome, wślizgnęły się pod stanik i ujęły moje piersi, na karku poczułam jego usta. – Kocham cię. Bóg jeden wie, co bym zrobił, gdybym cię nie miał. Czemu on powtarza to stale? Jakby spodziewał się, Ŝe któregoś dnia odejdę lub umrę przed nim. – Kochanie, ty będziesz Ŝył, na pewno. Jesteś potrzebny społeczeństwu, ja nie. – Tylko ty utrzymujesz mnie przy Ŝyciu – wyszeptał ochrypłym głosem. – Bez ciebie nie wiedziałbym, jak dalej Ŝyć; ale ty beze mnie dałabyś sobie radę i pewnie znowu wyszłabyś za mąŜ. Zobaczyłam jego oczy, jego smutne, wyczekujące niebieskie oczy. – Miałam trzech męŜów i jednego kochanka i to wystarczy jak na jedną kobietę. JeŜeli spotka mnie takie nieszczęście, Ŝe utracę ciebie, będę siedziała dzień po dniu przy oknie i rozpamiętywała, jak to było z tobą. Spojrzenie mu złagodniało, gdy spojrzał na mnie, a ja ciągnęłam: – Tak pięknie wyglądasz, Chris. Twoi synowie mogliby ci pozazdrościć.
70
– Pięknie? CzyŜ nie jest to słowo stosowne do opisywania kobiet? – Nie. Jest róŜnica pomiędzy „przystojny” a „piękny”. Niektórzy męŜczyźni mogą być przystojni, ale nie promienieją wewnętrznym pięknem tak jak ty. Ty, mój kochany, jesteś piękny. W środku i na zewnątrz. Jego błękitne oczy znowu pojaśniały. – Bardzo ci dziękuję. Jeśli mogę coś powiedzieć, to ty jesteś dla mnie dziesięć razy piękniejsza, niŜ ja ci się wydaję. – Moi synowie będą zazdrośni, kiedy ujrzą piękno Christophera Dolla. – Tak, oczywiście – odpowiedział z nieszczerym uśmiechem. – Twoi synowie widzą wiele powodów do zazdroszczenia mi. – Chris, wiesz, Ŝe Jory cię kocha. Bart w końcu usamodzielnia się. Kiedy przejmie po tobie kontrolę nad swoim majątkiem, odpręŜy się, odnajdzie się i wróci do ciebie jak do najlepszego ojca. Chris, zadumany, uśmiechnął się smutno. – Szczerze mówiąc, kochanie, będę szczęśliwy, gdy Bart dostanie juŜ te pieniądze, a ja będę mógł zejść ze sceny. Nie jest łatwo obracać pieniędzmi, chociaŜ mogłem wynająć zarządcę, aby to robił za mnie. Przypuszczam, Ŝe chciałem udowodnić Bartowi, iŜ jestem czymś więcej niŜ tylko lekarzem, poniewaŜ to mu nigdy nie wystarczało. CóŜ miałam powiedzieć? Chris nie mógł nic zrobić, aby Bart zmienił swoje uczucia do niego, poniewaŜ nie mógł odwrócić tego jednego faktu, Ŝe jest moim bratem. Właśnie dlatego Bart nigdy nie uzna w nim ojca. – O czym myślisz, kochanie, co cię martwi? – Nic takiego – odpowiedziałam wstając. Biała jedwabna suknia w greckim stylu zmysłowo szeleściła na moim gołym ciele. Pojedynczy długi lok spadał mi na ramię, resztę włosów upięłam wysoko na czubku głowy. Utrzymywał je diamentowy klips, jedyny klejnot, jaki poza obrączką miałam na sobie. Na środku naszej sypialni wyciągnęliśmy do siebie ręce. Staliśmy objęci, trzymając się jedynej bezpiecznej rzeczy, którą zawsze mieliśmy: siebie nawzajem. Wszystko wokół nas wydawało się tak niespokojne. Byliśmy samotni i zagubieni w wieczności. – Wyrzuć to z siebie – powiedział Chris po długiej chwili. – Zawsze wiem, kiedy jesteś
71
czymś zmartwiona. – Chciałabym, Ŝeby stosunki pomiędzy tobą i Bartem zmieniły się, to wszystko – odpowiedziałam natychmiast, nie chcąc zepsuć wieczoru. – Czuję, Ŝe dobre stosunki z Jorym i Cindy rekompensują mi z nawiązką niechęć Barta. I co więcej, naprawdę czuję, Ŝe Bart nie Ŝywi do mnie nienawiści. Czasami mam wraŜenie, Ŝe chciałby wyciągnąć do mnie rękę, ale powstrzymuje go wstyd, wynikający ze znajomości naszego prawdziwego związku. Świadomość grzechu powstrzymuje go, jakby był przykuty stalowymi łańcuchami. Chce porad, ale wstydzi się poprosić o nie. Potrzebuje ojca, prawdziwego ojca. Jego psychiatrzy zawsze nam to mówili. Przyglądał mi się, stwierdził, Ŝe jestem wielce niedoskonały... więc zaczął rozglądać się za kimś innym. Pierwszy był Malcolm, jego pradziadek, spoczywający juŜ w grobie. Potem był John Amos, i na nim Bart zawiódł się równieŜ. Teraz zwrócił się do Joela, choć obawia się, Ŝe on teŜ ma swoje wady. Tak, moŜna powiedzieć, Ŝe czasami Bart nie dowierza ciotecznemu dziadkowi. A poniewaŜ potrafi tak myśleć, więc nie jest jeszcze stracony, Cathy. WciąŜ moŜemy go jeszcze odzyskać, bo i on, i my jeszcze Ŝyjemy. – Tak, tak! Wiem, wiem. Póki Ŝycia, poty nadziei. Powtarzaj to stale. Jeśli będziesz robił to dostatecznie często, być moŜe nadejdzie dzień, w którym Bart powie ci: „Tak, kocham cię. Zrobiłeś, co tylko było moŜna. Tak, jesteś ojcem, którego szukałem przez całe Ŝycie”. Czy nie byłoby to wspaniałe? Wtulił twarz w moje włosy. – Nie bądź taka zgorzkniała. Ten dzień nadejdzie, Cathy. PoniewaŜ kochamy się i kochamy trójkę naszych dzieci, ten dzień z pewnością nadejdzie. Zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, Ŝeby usłyszeć pewnego dnia, jak Bart wypowiada szczere słowa miłości do swojego ojca! Zrobiłabym wszystko, aby doczekać dnia, kiedy Bart uzna Chrisa i powie, Ŝe kocha go, podziwia i dziękuje mu, i chciałabym zobaczyć w nim znowu prawdziwego brata Jory’ego... i Cindy. Chwilę później znaleźliśmy się u szczytu schodów i zamierzaliśmy przyłączyć się do Jory’ego i Melodie, stojących juŜ na dole. Melodie ubrana była w prostą czarną suknię, ozdobioną cienkimi czarnymi wstąŜkami. Jedyną biŜuterią, jaką miała na sobie, był sznur błyszczących pereł. Na odgłos moich wysokich, cienkich szpilek stukających na marmurowej posadzce
72
pojawił się Bart w uszytym na miarę smokingu. Zaparło mi dech. Tak bardzo przypominał swojego ojca, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Wąsy, drobny meszek sprzed kilku dni, zgęstniały mu. Był zadowolony, a to wystarczyło, Ŝeby wydawał się jeszcze przystojniejszy. Jego ciemne oczy wyraŜały zachwyt moją suknią, fryzurą i zapachem perfum. – Mamo! – zawołał. – Wyglądasz oszałamiająco! Kupiłaś tę śliczną białą suknię specjalnie na moje przyjęcie, nieprawdaŜ? Śmiejąc się odpowiedziałam, Ŝe tak, oczywiście, nie mogłabym włoŜyć niczego starego na takie przyjęcie. Prawiliśmy sobie wzajemnie komplementy, tylko Bart nie powiedział niczego Chrisowi, chociaŜ zauwaŜyłam, Ŝe ukradkiem spoglądał na niego, jakby dziwił się jego pewności siebie. Melodie, Jory, Chris, ja, Bart i Joel utworzyliśmy krąg przy schodach i wszyscy, poza Joelem, próbowaliśmy mówić jednocześnie. Nagle... – Mamo! – zawołała Cindy, zbiegając do nas ze schodów. śeby się nie potknąć, trzymała w ręku tren swojej płomienno czerwonej sukni. Odwróciłam się i nie wierzyłam własnym oczom. Nie wiedziałam, skąd Cindy wzięła tak szokująco czerwoną suknię. Była to kreacja, jaką mogłaby włoŜyć dziwka dla podkreślenia swych wdzięków. Ogarnął mnie dręczący strach przed reakcją Barta. Cała poprzednia radość spłynęła mi do stóp przez szpilki na podłogę. To, co Cindy włoŜyła na siebie, przylegało do ciała jak szkarłatna farba, dekolt sięgał prawie do pasa i wyraźnie ukazywał, Ŝe dziewczyna nie ma niczego pod spodem. Widać było sterczące brodawki jej piersi. Idąc kołysała się prowokująco. Atłasowy pokrowiec był ukośnie ścięty i... och, rzeczywiście przylegał. Nie miała najmniejszej fałdki tłuszczu, demonstrowała idealne młode ciało. – Cindy, wracaj do swojego pokoju – wyszeptałam – i włóŜ tę błękitną suknię, tak jak obiecałaś. Masz szesnaście lat, a nie trzydzieści. – Och, mamo, nie bądź taka sztywna. Czasy się zmieniły. Nagość jest w modzie. W porównaniu z tym, co mogłabym włoŜyć, ta suknia jest skromna, absolutnie pruderyjna. Jeden rzut oka na Barta powiedział mi, Ŝe wcale nie uwaŜa on stroju Cindy za skromny. Dotąd stał oniemiały, tylko krew napływała mu do twarzy. Wytrzeszczał oczy, patrząc na drepczącą wokół Cindy, której ciasna spódnica nie pozwalała swobodnie poruszać nogami.
73
Bart popatrzył na nas i znowu na Cindy. Był tak wściekły, Ŝe nie mógł mówić. Przez te kilka sekund musiałam szybko zastanowić się, jak go uspokoić. – Cindy, proszę, wróć i przebierz się w coś skromniejszego. Cindy utkwiła wzrok w Barcie. W oczywisty sposób prowokowała go, Ŝeby coś zrobił. Bawiła ją jego reakcja, jego wściekłe spojrzenie, rozchylone z oburzenia usta. Obróciła się dookoła jak źrebak stający dęba, zakołysała biodrami w wyzywający sposób. Joel stanął obok Barta, a jego niebieskie wodniste oczy zimno i pogardliwie zmierzyły Cindy od stóp do głów. Skierował swoje spojrzenie na mnie. – Patrz, patrz, czegoś się dochowała – powiedział stłumionym głosem. – Cindy, czy ty słyszysz swoją matkę?! – wrzasnął Chris. – Rób, co ci mówi! Natychmiast! Cindy, trochę zaskoczona, zamarła. Spojrzała na niego wyzywająco, ale nie wycofała się. – Cindy, proszę – dodałam – zrób, jak ojciec mówi. Ta druga suknia jest bardzo ładna i stosowniej sza. Ta, którą masz na sobie, jest wulgarna. – Jestem wystarczająco dorosła, Ŝeby sama decydować, co chcę na siebie włoŜyć – powiedziała drŜącym głosem, nie ruszając się z miejsca. – Bart lubi czerwień, ubrałam się więc na czerwono! Melodie spojrzała na Cindy, zerknęła bezradnie na mnie i spróbowała uśmiechnąć się. Jory bawił się, jakby to wszystko było Ŝartem. Przez ten czas Cindy skończyła swój farsowy występ. Wyglądała na nieco zbitą z tropu, gdy zatrzymała się przed Jorym i patrzyła na niego wyczekująco. – Wyglądasz absolutnie bosko, Jory, i ty teŜ, Melodie. Jory oczywiście nie wiedział, co powiedzieć ani gdzie spojrzeć, odwrócił więc głowę i popatrzył do tyłu. Od krawędzi kołnierzyka jego galowej koszuli zaczął narastać rumieniec. – A ty wyglądasz jak... Marilyn Monroe... Bart gwałtownie potrząsnął głową. Jeszcze raz obrzucił Cindy gniewnym wzrokiem. Twarz mu płonęła. W końcu wybuchnął, tracąc nad sobą wszelką kontrolę. – Masz iść prosto do swojego pokoju i włoŜyć coś przyzwoitego! Natychmiast! Rusz się, zanim dostaniesz to, na co sobie zasłuŜyłaś! Nie chcę mieć w swoim domu nikogo ubranego jak ulicznica! – Spadaj, ty lizusie! – warknęła.
74
– Coś ty powiedziała?! – wrzasnął. – POWIEDZIAŁAM: UCIEKAJ, lizusie! Będę ubrana dokładnie w to, co mam na sobie! Zobaczyłam, Ŝe się trzęsie. Tym razem Bart miał rację. – Cindy, dlaczego? – zapytałam. – Wiesz, Ŝe to jest nieodpowiednia suknia i wszyscy słusznie są wstrząśnięci. Zrób to, o co cię prosimy, idź na górę i zmień ją. Nie rób juŜ więcej kłopotów, bo rzeczywiście wyglądasz jak uliczna dziwka i na pewno musisz o tym wiedzieć. Zwykle miewasz bardzo dobry gust. Dlaczego tym razem wybrałaś to? – Mamo! – załkała. – Psujesz mi nastrój! Bart ruszył w jej kierunku z groźnym wyrazem twarzy. Melodie natychmiast stanęła pomiędzy nimi, rozkładając szczupłe białe ramiona i zwracając się do Barta: – Czy nie widzisz, Ŝe ona robi to tylko po to, Ŝeby cię zdenerwować? Uspokój się, bo w przeciwnym razie dasz Cindy dokładnie taką satysfakcję, o jaką jej chodzi. Odwracając się do Cindy, powiedziała chłodnym i autorytatywnym tonem: – Cindy, osiągnęłaś szokujący efekt, o który ci chodziło. Dlaczego więc nie pójdziesz na górę i nie włoŜysz tej pięknej błękitnej sukni, którą przedtem miałaś na sobie? Bart, nie zwracając uwagi zarówno na Chrisa, jak i na mnie, ruszył, Ŝeby chwycić Cindy, ale ta umknęła z zasięgu jego rąk i śmiała się z niego, Ŝe jest ślamazarny i nie tak zwinny jak ona, nawet spętana długą, ciasną spódnicą. Chciałam dać jej klapsa po tym, co powiedziała: – Bart, kochanie, byłam pewna, Ŝe spodoba ci się ta szkarłatna suknia... UwaŜasz mnie za osobę o tandetnym i kiczowatym guście, więc chciałam spełnić twoje oczekiwania i odegrać rolę, jaką mi przypisałeś. W tym samym momencie Bart złapał ją i otwartą dłonią uderzył w policzek. Mocne uderzenie pozbawiło Cindy równowagi, tak Ŝe usiadła cięŜko na drugim schodku. Usłyszałam, jak w jej sukni puścił z tyłu, na plecach, szew. Poderwałam się, Ŝeby pomóc Cindy wstać. Łzy napłynęły jej do oczu. Podniosła się pospiesznie, walcząc o zachowanie godności. – Jesteś lizusem, braciszku. Dziwacznym zboczeńcem, który nie wie nic o świecie. ZałoŜę się, Ŝe jesteś jeszcze prawiczkiem, a moŜe nawet pedałem! Wyraz twarzy Barta zmusił ją do pospiesznej ucieczki po schodach. Chciałam go zatrzymać, ale był szybszy. Brutalnie odsunął mnie na bok, tak Ŝe o mało co nie upadłam. Wrzeszcząc jak chłostane
75
dziecko, Cindy zniknęła, mając za sobą depczącego jej po piętach brata. Po chwili usłyszałam z odległego pokoju krzyk Barta. – Dlaczego chciałaś zrobić mi przykrość? Jesteś śmieciem, a ja nie wierzyłem w te wszystkie brudne opowieści o tobie. Myślałem, Ŝe kłamią. Teraz dałaś próbkę tego, co ludzie o tobie mówią! Jak tylko skończy się przyjęcie, nie chcę cię juŜ nigdy widzieć! –
TAK JAK
JA
BYM
CHCIAŁA
WIDZIEĆ
CIEBIE!
–
wrzeszczała.
–
NIENAWIDZĘ??, BART! NIENAWIDZĘ! Słyszałam jej krzyk, płacz... Chciałam pobiec na górę, ale Chris powstrzymywał mnie. Wreszcie pojawił się Bart z zadowolonym, głupkowatym uśmieszkiem na swojej przystojnej, choć chwilami demonicznej twarzy. – Dałem jej właśnie to, czego wyście jej nigdy nie dali, solidne lanie – szepnął przechodząc. – Jeśli będzie mogła wygodnie usiąść przez najbliŜszy tydzień, to znaczy, Ŝe ma tyłek z Ŝelaza. Spojrzałam do tyłu, akurat Ŝeby zobaczyć, jak Joel krzywi się na dźwięk takich słów. Bart, pominąwszy Joela, z uśmiechem doskonałego gospodarza ustawił nas do powitania. Wkrótce zaczęli zjawiać się pierwsi goście. Bart przedstawiał nas róŜnym ludziom. Nawet nie wiedziałam, Ŝe ich zna. Byłam zaskoczona stylem, spokojem i łatwością, z jaką witał kaŜdego. Jego przyjaciele z college’u stawili się tłumnie, jakby chcieli zobaczyć te wspaniałości, o których im opowiadał. Gdyby nie afera z Cindy, naprawdę byłabym dumna z Barta. A tak byłam zbita z tropu, wiedząc, Ŝe Bart jest w stanie zrobić wszystko, co słuŜy realizacji jego celów. Właśnie postanowił oczarować kaŜdego gościa. I udawało mu się, nawet bardziej niŜ Jory’emu, który mądrze usunął się w cień, by nie przyćmić gwiazdy Barta. Melodie stała blisko męŜa, uczepiona jego ramienia, blada i nieszczęśliwa. Byłam tak zajęta obserwowaniem Barta, Ŝe przestraszyłam się, gdy nagle ktoś chwycił mnie za ramię. Była to Cindy, ubrana w skromną, krótką, niebieską jedwabną sukienkę, którą dla niej wybrałam. Wyglądała jak słodka, niewinna szesnastolatka. – Naprawdę, Cindy, nie powinnaś mieć tego za złe Bartowi. Tym razem zasłuŜyłaś na lanie – skarciłam ją. – Niech go diabli wezmą! – rzuciła gwałtownie. – Ja mu pokaŜę! Zatańczę dziesięć razy lepiej, niŜ kiedykolwiek tańczyła Melodie! Zrobię tak, Ŝe kaŜdy męŜczyzna na dzisiejszym
76
przyjęciu będzie mnie chciał mimo tej myszowatej sukni wybranej przez ciebie. – Nie mów tak, Cindy. Przytuliła się do mnie. – Nie zrobię tego, mamo. Bart zauwaŜył Cindy, obrzucił uwaŜnym spojrzeniem jej dziewczęcą sukienkę, uśmiechnął się sarkastycznie i podszedł do nas. Cindy wyprostowała się. – A teraz posłuchaj, Cindy. Kiedy przyjdzie czas, włoŜysz swój kostium i zapomnisz o wszystkim, co zaszło pomiędzy nami. Zagrasz swoją rolę doskonale, okay? Figlarnie uszczypnął ją w policzek. Tak figlarnie, Ŝe zostawił jej na buzi głęboki czerwony ślad. Wrzasnęła i kopnęła go. Wysokim obcasem trafiła go w goleń. Zaskamlał i uderzył ją. – Bart! – zasyczałam. – Przestań! Nie bij jej znowu! JuŜ wystarczy jak na jeden wieczór! Chris odciągnął Barta od Cindy. – Mam juŜ dość tych idiotyzmów – powiedział ze złością, a Chris rzadko się denerwował. – Zaprosiłeś na to przyjęcie najpowaŜniejszych ludzi z Wirginii, więc pokaŜ im, Ŝe potrafisz się zachować. Bart wyszarpnął się gwałtownie, spojrzał na Chrisa i odszedł bez słowa. Uśmiechnęłam się do brata i razem skierowaliśmy się do ogrodów. Jory i Melodie zabrali Cindy i zaczęli przedstawiać ją młodym ludziom, którzy przyszli tutaj ze swoimi rodzicami. Było mnóstwo takich, których Bart poznał przez Jory’ego i Melodie, mających wręcz tłumy przyjaciół i wielbicieli. Mogłam mieć tylko nadzieję, Ŝe wszystko ułoŜy się jak najlepiej.
77
SAMSON I DALILA Złote kule rozjaśniały noc, księŜyc świecił wysoko na bezchmurnym, gwiaździstym niebie. Na trawniku stały stoły, zestawione w kształcie wielkiej litery „U”. Jedzenie podawano na półmiskach. Fontanna wyrzucała w górę importowany szampan, który opadał do małego baseniku i wyciekał przez delikatne rurki. Na środkowym stole stała olbrzymia lodowa rzeźba przedstawiająca Foxworth Hall. Pod wszystkim, co moŜna dostać za pieniądze, uginały się nie tylko stoły główne, ale i dziesiątki mniejszych, okrągłych i kwadratowych stolików, przykrytych wspaniałymi obrusami: zielono–róŜowymi, turkusowo–fioletowymi, Ŝółto–pomarańczowymi i w wielu innych śmiałych kombinacjach kolorystycznych. Obrusy zabezpieczono przed porywami wiatru cięŜkimi girlandami kwiatów. Wydawało mi się, Ŝe chociaŜ staliśmy z Chrisem w rzędzie osób witających, większość gości Barta starała się nie rozmawiać z nami. Spojrzeliśmy z Chrisem po sobie. – Co się dzieje? – zapytał Chris szeptem. – Starsi goście nie rozmawiają równieŜ z Bartem – odpowiedziałam. – Spójrz, Chris, oni przyszli po prostu tylko po to, Ŝeby napić się, zjeść i nacieszyć sobą. W ogóle nie zwracają uwagi na Barta. Są tutaj, a więc ma ich karmić i poić. – Nie sądzę – odrzekł Chris. – KaŜdy stara się porozmawiać z Jorym i Melodie. Niektórzy rozmawiają nawet z Joelem. CzyŜ nie wygląda on dzisiaj jak dŜentelmen? Nigdy nie przestawał dziwić mnie sposób, w jaki Chris w kaŜdym człowieku znajdował coś godnego podziwu. Joel wyglądał jak mistrz ceremonii pogrzebowej, gdy tak przesuwał się od jednej grupy do drugiej. Tylko on nie miał w ręku kieliszka. Nie próbował równieŜ zakąsek, imponująco piętrzących się na stołach bufetowych. Delikatnie skubałam krakersa posmarowanego pasztetem z gęsich wątróbek i rozglądałam się za Cindy. Stała otoczona wianuszkiem pięciu męŜczyzn jak królowa balu. Nawet skromna niebieska sukienka nie pozbawiła jej kuszącego wyglądu; opadło jej ramiączko sukienki, odsłaniając górę piersi. – Ona wygląda tak jak ty kiedyś – powiedział równieŜ obserwujący ją Chris. – Tyle tylko, Ŝe ty byłaś bardziej zwiewna, jakbyś nigdy nie stała twardo na ziemi, jakbyś nigdy nie przestała
78
wierzyć, Ŝe moŜe wydarzyć się cud. Przerwał i spojrzał na mnie w ten szczególny sposób, który powodował, Ŝe moja miłość do niego była zawsze Ŝywa i kwitnąca. – Tak, kochanie – wyszeptał – cuda mogą się zdarzyć, nawet tutaj. Wydawało się, Ŝe wszystkie Ŝony i męŜowie starali się nawiązać kontakt z kimś płci przeciwnej poza własnym małŜonkiem. Tylko ja i Chris staliśmy razem. Jory gdzieś zniknął, a Melodie stała obok Barta. Mówił coś takiego, co roziskrzyło jej oczy. Odwróciła się, Ŝeby uciec, ale złapał ją za ramię i krzyknął, Ŝeby wróciła. Wyrwała się, ale zaraz chwycił ją znowu za rękę i brutalnie przyciągnął w swoje objęcia. Zaczęli tańczyć. Melodie zdecydowanie starała się odsunąć go od siebie. Chciałam podejść do nich, lecz Chris powstrzymał mnie. – Pozwól Melodie uporać się z nim. Ty doprowadzisz go tylko do szału. Spoglądając w ich kierunku, zauwaŜyłam małe nieporozumienie pomiędzy Bartem a Ŝoną jego brata i ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam, Ŝe wygrał Bart. Melodie odpręŜyła się, tak Ŝe wydawało się, iŜ taniec sprawia jej przyjemność. Gdy skończyli tańczyć, Bart prowadził ją od grupy do grupy, jakby była jego Ŝoną, a nie Jory’ego. Kiedy próbowałam trochę tego i owego, podeszła bardzo piękna kobieta, uśmiechnęła się najpierw do Chrisa, potem do mnie. – Czy nie jest pani córką Corrine Foxworth, tą, która przyszła na wigilijne przyjęcie i... – Proszę mi wybaczyć, mam kilka obowiązków do wypełnienia – przerwałam jej szorstko i mocno trzymając się Christophera, szybko oddaliłam się razem z nim. Kobieta biegła za nami. – AleŜ pani Sheffield... Huk bębnów oszczędził mi konieczności odpowiedzi. Goście Barta usadowili się juŜ z pełnymi talerzami i trunkami, zaczęło się przedstawienie. Bart i Melodie przyłączyli się do nas, natomiast Cindy z Jorym pobiegli najpierw rozgrzać się w trykotach, a potem przebrać się we właściwe kostiumy. Wkrótce rozśmieszył mnie, tak jak i innych, zawodowy konferansjer. Co za wspaniałe przyjęcie! Spoglądałam często na Chrisa i na Barta z Melodie, siedzących tuŜ obok. Noc była piękna. Góry otaczały nas romantycznym przyjacielskim
79
pierścieniem. Ponownie zdziwiłam się, Ŝe mogłam kiedyś dostrzegać w nich tylko bariery odgradzające mnie od wolności. Byłam szczęśliwa, widząc śmiejącą się Melodie, a nade wszystko widząc naprawdę zadowolonego Barta. Przysunął swoje krzesło bliŜej mojego. – Przyznasz, mamo, Ŝe moje przyjęcie jest sukcesem? – Och, tak. To prawda, Bart, przyćmiło wszystkie, na których do tej pory byłam. To wspaniałe przyjęcie. Wieczór jest tak piękny, Ŝe aŜ dech zapiera – z gwiazdami i księŜycem nad głową, i z tymi wszystkimi kolorowymi światłami. Kiedy zacznie się balet? Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. Głosem pełnym czułego zrozumienia zapytał: – Nic nie jest dla ciebie waŜniejsze od baletu, nieprawdaŜ? I nie zawiedziesz się. Po prostu poczekaj, Ŝeby sprawdzić, czy spektakle w Nowym Jorku albo Londynie mogą równać się z moim wystawieniem Samsona i Dalili. Jory tańczył dotychczas tę rolę tylko trzy razy, ale za kaŜdym razem wzbudzał taki zachwyt, Ŝe trudno dziwić się fascynacji Barta. Członkowie orkiestry, ubrani na czarno, usiedli, wyjęli nuty i zaczęli stroić instrumenty. Kilka metrów dalej stał Joel z nienawistnym i pełnym dezaprobaty wyrazem twarzy – tak musiał się czuć duch jego ojca, widząc lekkomyślne wydawanie pieniędzy. – Bart, kończysz dzisiaj dwadzieścia pięć lat, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin! Doskonale pamiętam, jak pielęgniarka pierwszy raz podała mi ciebie. Strasznie męczyłam się przy porodzie, lekarze powiedzieli, Ŝe muszę wybierać: albo twoje Ŝycie, albo moje. Wybrałam twoje. Ale przetrzymałam i zostałam pobłogosławiona drugim synem... dokładną kopią twojego ojca. Płakałeś, twoje maleńkie rączki zaciskały się w piąstki, gdy młóciłeś nimi powietrze. Stopką skopałeś kołderkę, ale w chwili gdy poczułeś ciepło mojego ciała, przytuliłeś się i przestałeś płakać. Twoje oczy, dotychczas zamknięte, rozchyliły się, tworząc malutkie szparki. Wydawało się, Ŝe chciałeś zobaczyć mnie przed zaśnięciem. – Na pewno uwaŜałaś, Ŝe Jory był ładniejszym niemowlakiem – powiedział ironicznie, ale z pewnym ciepłem w oczach, jakby opowiadanie o tym, jakim był dzieckiem, sprawiało mu przyjemność. Melodie patrzyła na mnie w dziwny sposób. Wolałabym, Ŝeby nie stała tak blisko. – Byłeś śliczny na swój sposób, Bart, miałeś osobowość od samego początku. Chciałeś, Ŝebym była z tobą dzień i noc. Kiedy kładłam cię do łóŜeczka, zaczynałeś
80
płakać. Kiedy brałam cię na ręce, przestawałeś. – Innymi słowy, byłem bardzo nieznośny. – Nigdy tak nie uwaŜałam, Bart. Kochałam cię od dnia poczęcia. Kochałam cię bardziej, kiedy się uśmiechałeś. Twój pierwszy uśmiech był tak słaby, jakby bolała cię buzia. Wydawało mi się, Ŝe się wzruszył. Wyciągnęliśmy do siebie ręce, ale zaczęła się uwertura do Samsona i Dalili i chwila porozumienia pomiędzy mną a moim drugim synem przepadła w szepcie podnieconego zdziwienia, bo goście Barta zajrzeli do programu i zobaczyli, Ŝe Jory Janus Marquet zatańczy swoją najsłynniejszą rolę, a jego siostra Cynthia zatańczy partię Dalili. Wiele osób popatrzyło ze zdziwieniem na Melodie, zastanawiając się, dlaczego to nie ona jest partnerką sławnego tancerza. Jak zwykle, gdy zaczynał się balet, traciłam poczucie rzeczywistości. Dryfując gdzieś w chmurach, przenosiłam się do innego świata. Podniosła się kurtyna i w kolorowym jedwabnym namiocie ukazała się dekoracja przedstawiająca gwiaździstą noc na pustyni. Były tam wypchane, ale wyglądające jak Ŝywe wielbłądy i lekko kołyszące się palmy. Na scenie stała Cindy, ubrana w kostium ukazujący wyraźnie jej szczupłą, lecz dojrzałą figurę. Miała czarną perukę i okręcony wokół głowy szal, zdobiony klejnotami. Rozpoczęła kuszący powolny taniec, wabiąc Samsona znajdującego się jeszcze poza sceną. Gdy pojawił się Jory, urodzinowi goście wstali i zgotowali mu owację. Stał, czekając, aŜ umilkną brawa, i dopiero wtedy zaczął tańczyć. Miał na sobie lwią skórę i przepaskę, którą podtrzymywała wstęga przebiegająca przez muskularną, szeroką klatkę piersiową. Jego opalona skóra wyglądała jak posmarowana oliwą. Miał długie, czarne, idealnie proste włosy; muskuły grały mu pod skórą przy obrotach i podskokach, gdy dublował, tyle Ŝe z większą siłą, kroki Dalili. Wyglądało to tak, jakby kopiował jej ruchy i wzmacniał je swoją zwinnością i męską siłą. Moc, z jaką Jory grał rolę Samsona, przejmowała mnie do szpiku kości. Tak dobrze pasował do tej roli, tak dobrze tańczył, Ŝe znowu zadrŜałam, nie z zimna, ale z czystej radości na widok mojego syna, obdarowanego przez Boga chyba nadludzkim wdziękiem i gracją. Tak jak to nieuchronnie musiało się stać, uwodzicielski taniec Dalili przełamał opór Samsona, który uległ jej czarowi. Dalila rozpuściła ciemne włosy i powoli zaczęła rozbierać się... Welon opadł Samsonowi do stóp, potem on pochylił się i połoŜył się na plecach na stercie zwierzęcych skór... Ściemniło się na scenie i zaraz potem opadła kurtyna. Zagrzmiały oklaski. ZauwaŜyłam szczególny wyraz na bladej twarzy Melodie; czy była to
81
zazdrość? MoŜe Melodie Ŝałowała, Ŝe sama nie zatańczyła partii Dalili? – Ty byłabyś najlepszą Dalilą – miękko szepnął Bart, muskając ustami kosmyki włosów kręcące się nad uchem ozdobionym perłowym kolczykiem. – Cindy nie moŜe się równać... – Jesteś wobec niej niesprawiedliwy, Bart – odpowiedziała ze złością Melodie. – ZwaŜywszy, jak mało miała czasu na próby, to tańczy wspaniale. Jory mówił mi, Ŝe jest zaskoczony jej klasą. Melodie nachyliła się do mnie. – Cathy, jestem pewna, Ŝe Cindy wiele godzin poświęciła na ćwiczenia ogólne, w przeciwnym razie nie tańczyłaby tak lekko. PoniewaŜ pierwszy akt baletu przebiegł tak dobrze, oparłam się o Chrisa i odpręŜyłam. – Taka jestem dumna, Chris. Bart zachowuje się wspaniale. Jory jest najcudowniejszym tancerzem, jakiego widziałam. Jestem zdumiona, jak dobrze sobie radzi Cindy. – Jory urodził się, Ŝeby tańczyć – powiedział Chris. – Nawet gdyby wychowywał się wśród zakonników, to i tak by tańczył. Ale pamiętam jeszcze małą buntowniczą dziewczynkę, która nie przepadała za nadweręŜaniem mięśni. Roześmieliśmy się tak, jak to robią stare małŜeństwa; był to porozumiewawczy śmiech, wyraŜający więcej, niŜ zostało powiedziane. Kurtyna znowu poszła w górę. Kiedy Samson spał na kolorowym legowisku, które dzielił z Dalilą, ta podniosła się ostroŜnie, zarzuciła na siebie słodką jedwabną szatę, przekradła się cicho do wejścia do namiotu i wpuściła do środka sześciu zaczajonych wojowników. Wszyscy mieli tarcze i miecze. Dalilą obcięła Samsonowi pukiel ciemnych włosów i podnosząc go tryumfalnie, dała znak onieśmielonym Ŝołnierzom. Samson, gwałtownie obudzony, wyskoczył z łoŜa i porwał Samson i Dalilą za broń. Włosy na jego głowie były krótkie i postrzępione. Miecz wydawał mu się zbyt cięŜki. Samson jęknął, gdy zorientował się, Ŝe zniknęła cała jego siła. Widać było rozpacz, gdy bił się w głowę pięściami, wyrzucając sobie miłość i zaufanie do Dalili. Potem rzucił się na ziemię, czołgał się i patrzył na Dalilę, torturującą go swoim dzikim śmiechem. Rzucił się na nią, ale Ŝołnierze powalili go na ziemię. Walczącego o uwolnienie związali łańcuchami i linami. Przez cały czas najsłynniejszy tenor z Metropolitan Opera śpiewał spoza sceny miłosną,
82
błagalną pieśń do Dalili, pełną pytań o powód zdrady. Łzy napłynęły mi do oczu na widok mojego syna chłostanego i biczowanego, a na koniec wleczonego za nogi. śołnierze zaczęli taniec tortur, a Dalilą przyglądała się temu. Nawet wiedząc, Ŝe wszystkie te okrucieństwa były udawane, całym ciałem przywarłam do Chrisa, gdy Ŝelazo do wypalania piętna, rozgrzane do białości, zbliŜyło się do rozszerzonych oczu Samsona. Światło przygasło. Tylko rozpalone Ŝelazo rozświetlało scenę i rzucało upiorny blask na niemal gołe ciało Samsona. Ostatnim dźwiękiem był dziki krzyk. Opadła kurtyna po drugim akcie. Znowu wybuchły oklaski i okrzyki entuzjazmu. Pomiędzy aktami ludzie rozmawiali, chodzili po napoje, napełniali talerze, a ja siedziałam obok Chrisa zdrętwiała z obaw, których nie potrafiłam sobie wytłumaczyć. Obok Barta siedziała równie spięta Melodie, wyczekująca, z zamkniętymi oczami. Czas na trzeci akt. Bart przysunął krzesło bliŜej Melodie. – Nienawidzę tego baletu – mruknęła. – Zawsze przeraŜał mnie brutalnością. Krew wydaje się prawdziwa, zbyt prawdziwa. Od widoku ran robi mi się niedobrze. Wolę bajki. – Wszystko będzie dobrze – uspokajał ją Bart, kładąc rękę na jej ramieniu. Melodie natychmiast poderwała się na równe nogi i nie chciała juŜ usiąść. Purpurowa kurtyna podniosła się znowu. Widzieliśmy teraz przed sobą dekorację przedstawiającą pogańską świątynię. Olbrzymie, grube kolumny, zrobione z papier mache, pocięte były u podstawy małymi mieczami i cienkimi włóczniami. Dysproporcja była celowa, aby uzyskać groteskowy efekt. Jory próbował podnieść zwoje łańcuchów, udając, Ŝe są bardzo cięŜkie, a on jest zbyt słaby, Ŝeby je dźwignąć. Na przegubach miał Ŝelazne kajdany. Potykając się po omacku, zataczał kręgi, próbował odnaleźć drogę. W tle słychać było rytmiczną, rozdzierającą serce muzykę. Z tyłu sceny oświetlony punktowym reflektorem tenor zaczął najsłynniejszą arię z Samsona i Dalili. – „Moje serce swoim słodkim głosem...” Ślepy i wychłostany, ociekający krwią, rozpoczął Jory powolny, hipnotyzujący taniec męki i utraty wiary w miłość i w Boga, wykorzystując zwoje łańcucha jako środek wyrazu. Nigdy dotąd nie widziałam przedstawienia tak zapierającego dech w piersiach. Ślepy, konający Samson próbował odszukać Dalilę, a ona wymykała mu się. Scena ta
83
targała moim sercem. Grana była tak prawdziwie, Ŝe widzowie przestali jeść, pić i szeptać z sąsiadami. Dalila miała na sobie zielony kostium, jeszcze bardziej przejrzysty od poprzedniego. Klejnoty dawały taki blask, jakby to były prawdziwe diamenty i szmaragdy. Gdy spojrzałam przez teatralną lornetkę, zobaczyłam ku własnemu przeraŜeniu, Ŝe były one częścią dziedzictwa Foxworthów. Przemykając wokół świątyni, Dalila ukryła się za fałszywą marmurową kolumną. Rozpostarte ramiona Samsona prosiły ją o pomoc, podczas gdy tenor wyśpiewywał jego agonię. Rzuciłam okiem na Barta. Pochylony do przodu, był tak pochłonięty akcją, jakby nic na świecie nie interesowało go bardziej od sceny śmierci granej przez brata i siostrę. Znowu poczułam lęk. Wydawało mi się, Ŝe w powietrzu czuję zapach niebezpieczeństwa. Coraz wyŜej wznosił się ton sopranu. Samson zaczął wlec się w kierunku swojego celu: dwóch kolumn, które miał rozepchnąć, by zawaliła się pogańska świątynia. Nad jego głową olbrzymi obsceniczny boŜek uśmiechał się złośliwie. Pieśń o miłości czyniła scenę tysiąc razy boleśniejszą. Gdy Samson wspinał się po schodach, na posadzce świątyni Dalila wiła się w pozornym Ŝalu i udręce na widok kochanka tak okrutnie okaleczonego. Kilku straŜników chciało ją pochwycić i bez wątpienia potraktować tak samo jak Samsona. Mimo to zaczęła czołgać się w jego kierunku, nisko pochylona nad podłogą, pod łańcuchami, którymi szarpał gwałtownie. Objęła go za kolana, patrząc prosząco do góry. JuŜ wydawało się, Ŝe uderzy ją łańcuchami, ale zawahał się, popatrzył niewidzącymi oczami w dół, a potem wyciągnął drŜącą rękę w kajdanach i pogłaskał jej długie ciemne włosy, słuchając słów, które szeptała do niego, ale których nie mogliśmy usłyszeć. Zgodnie ze scenariuszem tragedii, odzyskując wiarę w miłość i Boga, Jory podniósł ramiona, napręŜył muskuły i zerwał kajdany! Widownia wstrzymała oddech, przejęta siłą gry Jory’ego. A on kręcił się wokół, smagając powietrze rozerwanymi łańcuchami, zwisającymi z kajdan na przegubach rąk, starając się, bez powodzenia, kogoś dosięgnąć. Dalila odskoczyła, aby uniknąć łańcuchów, które powaliły dwóch straŜników i karła. Nadała swojemu tańcowi taki wyraz, Ŝe wszyscy goście trwali w napięciu. Zapanowała całkowita cisza, w której Dalila sprytnie doprowadziła swojego kochanka
84
pomiędzy dwie olbrzymie kolumny podtrzymujące boŜka świątyni. Tańcząc prowokowała Samsona gestami, podczas gdy głos zza sceny deklarował dozgonną miłość do niego. Chodziło o wprowadzenie w błąd kapłanów i tłumu Ŝądnego krwi, chcących widzieć Samsona martwego. Wszyscy wokół sceny pochylili się do przodu, aby zobaczyć piękno i wdzięk jednego z najsłynniejszych gwiazdorów baletu. Jory wykonywał zdumiewające ewolucje, tańcząc jak w transie, aŜ wreszcie połoŜył rękę na marmurowej kolumnie, a po chwili – z dramatycznym wyrazem – wsparł się równieŜ o drugą kolumnę. Dalila ucałowała jego stopę i przedrzeźniając go, dręczyła niewypowiedzianymi słowami. Oszukiwała pogański tłum, a Samson wiedział, Ŝe ona szczerze go kocha, Ŝe zdradziła go nie z zazdrości czy teŜ chęci zysku. CięŜkimi, wyrazistymi ruchami Samson zaczął napinać mięśnie, aby przewracając kolumny, zwalić dach świątyni. Tenor zza sceny wzywał Boga, by ten pomógł mu obalić bluźnierczego boŜka. Znowu odezwał się sopran, przekonując Samsona, Ŝe nie moŜe zrobić rzeczy niemoŜliwych. Ostatnia błagalna nuta zamilkła jakby z potęŜnym westchnieniem. Samsonowi pot wystąpił na twarz, kapiąc na naoliwione, poczerwieniałe z wysiłku, upiornie błyszczące ciało. Widać było białe oczy ślepca. Dalila krzyknęła. Sygnał muzyczny. Jory znowu podniósł ręce i z większym wysiłkiem zaczął rozpychać „kamienne” kolumny. Serce miałam w gardle, gdy zobaczyłam, jak te kolumny z papier mache zaczęły się chwiać. PoniewaŜ Bóg przywrócił Samsonowi siły, ten miał zwalić świątynię i zabić wszystkich! Scenografowie sprytnie poukładali pomiędzy kartonami przeróŜne rupiecie w taki sposób, aby padające kolumny narobiły mnóstwo hałasu. Grzmoty powstawały na skutek uderzeń w długie prostokąty z cienkiej blachy, tak jakby sam Bóg wyraŜał gniew w ludzki sposób. Gdy światło zmieniło kolor na czerwony i rozległ się dźwięk nagranego uprzednio ludzkiego krzyku, Cindy poczuła – powiedziała mi o tym później – jak coś twardego drapie ją w ramiona. Na moment przed opuszczeniem kurtyny zobaczyłam, Ŝe Jory pada pod wielkim sztucznym głazem, który uderzył go w plecy i głowę. Legł powalony, twarzą do podłogi, krew trysnęła z jego ran! Uświadomiłam sobie z
85
przeraŜeniem, Ŝe piasek nie amortyzował uderzenia padających i połamanych kolumn. Poderwałam się na równe nogi i zaczęłam krzyczeć. Chris natychmiast zerwał się i pobiegł w kierunku sceny. Kolana ugięły się pode mną. Osunęłam się na trawę, mając jeszcze przed oczami straszny widok Jory’ego padającego na twarz pod uderzeniem kolumny. Druga kolumna zwaliła mu się na nogi. Kurtyna opadła całkowicie. Grzmiały oklaski. Próbowałam wstać i dotknąć syna, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ktoś ujął mnie za łokieć i podniósł. Spojrzałam i zobaczyłam, Ŝe był to Bart. Wkrótce byłam na scenie i patrzyłam w dół na zmasakrowane ciało mojego syna. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. To nie mój Jory, mój tańczący Jory. To nie ten chłopiec, który gdy miał trzy lata, pytał mnie: – Czy ja tańczę, mamusiu? – Tak, Jory, ty tańczysz. – Czy dobrze tańczę? – Nie, Jory... jesteś wspaniały! To nie mój Jory, doskonały fizycznie, piękny i z otwartym sercem. Nie mój Jory... syn Juliana. – Jory, Jory! – krzyczałam, padając na kolana obok niego i widząc przez łzy płaczącą równieŜ Cindy. Powinien juŜ wstać. LeŜał powalony... i skrwawiony. Ta sztuczna krew, którą czułam, była lepka i ciepła. Pachniała jak prawdziwa krew. – Jory... ty nie jesteś naprawdę ranny... Jory...? Nic. śadnego ruchu, Ŝadnego dźwięku. Kątem oka zobaczyłam, jakby przez odwróconą lornetkę, nadbiegającą Melodie z twarzą tak bladą, Ŝe w swojej czarnej sukni wydawała się ciemniejsza od nocy. – On jest ranny. Ranny naprawdę – powiedział ktoś. Ja? – Nie, nie ruszajcie go. Zadzwońcie po karetkę. – JuŜ ktoś dzwonił. Chyba jego ojciec. – Jory, Jory... nie moŜesz być ranny! – wołała nadbiegająca Melodie. Bart próbował ją zatrzymać. Gdy zobaczyła krew, zaczęła krzyczeć: – Jory, nie umieraj, proszę, nie umieraj! Wiedziałam, co czuła. Gdy tylko kurtyna opadnie, kaŜdy tancerz po śmierci na scenie natychmiast podrywa się... a Jory tego nie zrobił.
86
Zewsząd dochodziły krzyki. Wokół nas były ślady krwi. Wpatrzona byłam w Barta, który tę właśnie operę przerobił na balet. Dlaczego z Jorym w tej roli? Dlaczego, Bart, dlaczego? Czy planował ten wypadek juŜ od tygodni? Jak to zainscenizował? Podniosłam garść piasku i poczułam, Ŝe jest mokry. Utkwiłam wzrok w Barcie, który stał wpatrzony w rozciągnięte ciało Jory’ego, mokre od potu, lepkie od krwi i zapiaszczone. Nadal stał zapatrzony w brata, gdy dwóch sanitariuszy ostroŜnie przeniosło Jory’ego na nosze i umieściło z tyłu białego ambulansu. Podbiegłam i zajrzałam do środka auta. – Czy będzie Ŝył? – spytałam młodego lekarza, badającego Jory’emu puls. Chris był obok. Doktor uśmiechnął się. – Tak, będzie Ŝył. Jest młody i silny, ale sądzę, Ŝe duŜo czasu minie, zanim znowu zatańczy. A Jory mówił miliony razy, Ŝe nie mógłby Ŝyć bez tańca.
87
GDY SKOŃCZYŁO SIĘ PRZYJĘCIE Wcisnęłam się do ambulansu, zaraz teŜ znalazł się obok mnie Chris i oboje pochyliliśmy się nad leŜącym na noszach synem. Był nieprzytomny, jedną stronę twarzy miał posiniaczoną i zmaltretowaną, z wielu drobniejszych ran sączyła się krew. Nie mogłam patrzeć na jego obraŜenia, przeraŜały mnie. I jeszcze te straszne ślady, które widziałam na jego plecach... Zwróciłam głowę w stronę Foxworth Hall. Jasne światła wyglądały jak robaczki świętojańskie. Później dowiedziałam się od Cindy, Ŝe w pierwszej chwili goście byli przeraŜeni, nie wiedzieli, co mają robić i jak się zachować, ale Bart pospieszył z wyjaśnieniami, Ŝe Jory jest tylko lekko ranny i w ciągu paru dni powróci do zdrowia. Melodie w wieczorowej sukni siedziała z przodu z kierowcą i sanitariuszem. Co chwila spoglądała do tyłu, pytając, czy Jory odzyskał juŜ przytomność. – Chris, czy on będzie Ŝył? – pytała słabym z niepokoju głosem. – Oczywiście, Ŝe będzie Ŝył – powiedział Chris, gorączkowo opatrując Jory’ego. – Zatrzymałem krwawienie. – Odwrócił się do sanitariusza z prośbą o więcej bandaŜy. Wycie syreny szarpało mi nerwy, zaczynałam się bać, Ŝe zaraz wszyscy zginiemy. Jak mogłam okłamywać się, wierząc, Ŝe Foxworth Hall moŜe dać nam coś poza cierpieniem? Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić, stale powtarzając te same słowa. Nie pozwól Jory’emu umrzeć, BoŜe, proszę, nie zabieraj go. Jest za młody, jeszcze nie zaznał Ŝycia. Jego nienarodzone dziecko potrzebuje go. Po kilku kilometrach przypomniałam sobie, Ŝe prawie tymi samymi słowami modliłam się za Juliana... i Julian umarł. Tymczasem Melodie dostała ataku histerii. Pielęgniarz chciał jej zrobić zastrzyk uspokajający, ale zdołałam powstrzymać go. – Nie! Ona jest w ciąŜy, mogłoby to zaszkodzić dziecku. Pochyliłam się do przodu i syknęłam do niej: – Przestań wrzeszczeć! Nie pomagasz tym ani sobie, ani swojemu dziecku. Zaczęła krzyczeć głośniej, odwróciła się i biła mnie małymi, ale silnymi piąstkami. – Nie chciałam tutaj przyjeŜdŜać... Mówiłam mu, Ŝe powrót do tego domu to błąd, największy błąd naszego Ŝycia, i teraz płaci za to, płaci, płaci... – powtarzała i powtarzała, aŜ w końcu umilkła. Wtedy Jory otworzył oczy i uśmiechnął się do nas.
88
– Hej – powiedział słabym głosem. – Wydaje się, Ŝe mimo wszystko Samson nie umarł. Odetchnęłam z ulgą. Chris uśmiechnął się i posmarował jakimś płynem skaleczenia na głowie Jory’ego. – Wszystko będzie dobrze, synu, będzie dobrze. Wytrzymaj tylko. Jory przymknął oczy i wyszeptał: – Czy przedstawienie było dobre? – Cathy, powiedz mu, co o tym myślisz – zaproponował cicho Chris. – Byłeś nieprawdopodobny, kochanie – powiedziałam, pochylając się do przodu, Ŝeby pocałować go w umorusaną makijaŜem twarz. – Powiedz Mel, Ŝeby się nie martwiła – poprosił, jakby słyszał jej płacz, po czym zasnął po zastrzyku uspokajającym, zaaplikowanym mu w ramię przez Chrisa. Przemierzaliśmy tam i z powrotem szpitalną poczekalnię przed salą operacyjną. Melodie była całkowicie wyczerpana, zdrętwiała ze strachu, oczy miała szeroko otwarte. – Tak samo jak jego ojciec... tak samo jak jego ojciec – powtarzała w kółko, jakby chciała utrwalić te słowa w swojej głowie. Chciało mi się wyć z obawy, Ŝe Jory moŜe umrzeć. Bardziej Ŝeby uspokoić Melodie niŜ z innych względów, wzięłam ją w ramiona, przytuliłam do piersi i uciszałam matczynymi słowami, sama nie będąc pewna niczego. Znowu byliśmy pochwyceni przez bezlitosne szpony Foxworthów. Jak mogłam się tak cieszyć jeszcze dzisiaj rano? Gdzie zniknęła moja intuicja? Bart postawił na swoim i zabrał Jory’emu najcenniejszą rzecz, jaką tamten miał – zdrowie i silne, zwinne ciało. W kilka godzin później pięciu chirurgów ubranych na zielono wywiozło mojego pierworodnego z sali operacyjnej. Jory, aŜ do podbródka, przykryty był prześcieradłami. Cała letnia opalenizna zniknęła, był blady jak jego ojciec. Ciemne kręcone włosy miał mokre. Pod zamkniętymi oczami widniały sińce. – Teraz juŜ będzie zdrów, prawda? – zapytała Melodie, biegnąc za szybko toczącym się do windy wózkiem z noszami. – Wyleczy się całkowicie i będzie całkiem zdrów, prawda? – Jej głos był piskliwy i drŜący z rozpaczy. Nikt nie powiedział ani słowa. Podnieśli Jory’ego na prześcieradle i ostroŜnie połoŜyli na łóŜku, później wyprosili wszystkich poza Chrisem. W holu zatrzymałam Melodie i czekałam, czekałam.
89
Przyjechałyśmy do Foxworth Hall przed świtem, gdy stan Jory’ego ustabilizował się na tyle, Ŝe mogłam się trochę uspokoić. Chris pozostał, nocując w małym słuŜbowym pokoiku pielęgniarzy. Ja równieŜ chciałam zostać, ale Melodie znowu zaczęła histeryzować; przeszkadzał jej sposób, w jaki śpi Jory, draŜnił ją zapach korytarzy szpitalnych, siostry, które wchodziły i wychodziły z tacami pełnymi przyrządów i buteleczek, denerwowali ją lekarze niedający ani jej, ani mnie prawdziwej informacji. Do Foxworth wróciłyśmy taksówką. Przy drzwiach wejściowych paliło się jeszcze światło. Właśnie zza horyzontu zaczęło wyglądać słońce, oświetlając niebo na róŜowo. Młode ptaszki obudziły się i próbowały trzepotać świeŜo opierzonymi skrzydełkami, podczas gdy ich rodzice śpiewali i świergotem ogłaszali swoje prawa terytorialne przed odlotem w poszukiwaniu poŜywienia. Pomogłam Melodie wejść po schodach i wprowadziłam ją do domu. Była tak dalece oderwana od rzeczywistości, Ŝe zataczała się i sprawiała wraŜenie pijanej. Prowadziłam ją po schodach ostroŜnie, powolutku, obejmując w talii, cały czas myśląc o noszonym przez nią dziecku i wpływie wydarzeń ostatniej nocy na oboje. W sypialni, którą dzieliła z Jorym, nie była w stanie rozebrać się, tak trzęsły jej się ręce. Pomogłam jej to zrobić, potem wciągnęłam jej przez głowę koszulę nocną. PołoŜyłam Melodie do łóŜka i zgasiłam światło. – Zostanę, jeśli chcesz – powiedziałam, gdy juŜ leŜała blada i bezradna. Poprosiła, Ŝebym została. Chciała porozmawiać o Jorym i o lekarzach, którzy nie powiedzieli ani słowa otuchy. – Dlaczego tak zrobili? – płakała. Jak mogłam powiedzieć jej, Ŝe lekarze milczą do czasu, aŜ będą pewni swojej diagnozy. Broniłam ich, tłumacząc Melodie, Ŝe z Jorym musi być wszystko w porządku, gdyŜ w przeciwnym razie chcieliby, Ŝeby została. W końcu zapadła w niespokojny sen, rzucała się, wołała Jory’ego, budziła się pełna obaw i znowu zaczynała płakać. Przykro mi było patrzeć na jej cierpienie, sama zaś czułam się jak wyŜęta szmata. Godzinę później, ku mojej uldze, zasnęła głębiej, jakby przekonana, Ŝe tylko w ten sposób moŜe uciec od zmartwień. Sama zdrzemnęłam się tylko kilka minut, zanim Cindy wślizgnęła się do mojego pokoju i usiadła niespokojnie na łóŜku, czekając, aŜ się obudzę. Głębokie ugięcie materaca pod nią obudziło mnie. Zobaczyłam jej twarz, rozłoŜyłam ramiona i przytuliłam płaczącą. – Wszystko będzie dobrze, prawda, mamo?
90
– Kochanie, twój ojciec jest z nim. Jory musiał mieć natychmiastową operację. Teraz jest w izolatce, śpi i wypoczywa. Chris będzie przy nim, gdy się obudzi. Szybko zjem śniadanie i pojadę do miasta, aby teŜ tam być. Chcę, Ŝebyś została tutaj z Melodie. Uznałam, Ŝe Melodie jest zbyt zszokowana, by pojechać ze mną do szpitala. Cindy natychmiast zaprotestowała, mówiąc, Ŝe teŜ chce pojechać i zobaczyć Jory’ego. Potrząsnęłam głową, nalegając, Ŝeby została. – Melodie jest jego Ŝoną, kochanie, znosi to bardzo cięŜko, w jej stanie podróŜ do szpitala, zanim dowiemy się prawdy o Jorym, nie jest najlepszym pomysłem. Nigdy nie widziałam kobiety tak bojącej się pobytu w szpitalu. Wydaje się, Ŝe ona uwaŜa to za coś w rodzaju domu pogrzebowego. Zostań teraz, powiedz jej coś pocieszającego, dopilnuj, Ŝeby zjadła śniadanie. Dodaj jej otuchy, której tak bardzo potrzebuje, a ja zadzwonię, jak tylko będę coś wiedziała. Melodie, gdy zajrzałam do niej kilka minut później, spała tak głęboko, Ŝe nabrałam pewności co do słuszności swojej decyzji. – Cindy, wytłumacz jej, dlaczego nie poczekałam, aŜ się obudzi, gdyŜ moŜe pomyśleć, Ŝe zajmuję jej miejsce... Jechałam do szpitala bardzo szybko. PoniewaŜ Chris jest lekarzem, wiele godzin w Ŝyciu spędziłam w szpitalach, woŜąc go tam i z powrotem, odwiedzając przyjaciół, spotykając się z pacjentami, których sobie szczególnie upodobał. Przywieźliśmy Jory’ego do najlepszego szpitala w okolicy. Korytarze były przestronne, tak aby moŜna było manewrować noszami, okna szerokie, z roślinami zwisającymi z parapetów. Szpital miał najnowocześniejsze wyposaŜenie diagnostyczne. Ale pokój, w którym ciągle jeszcze spał Jory, tak jak zresztą wszystkie pokoje, był malutki. Pojedyncze okno było tak cofnięte, Ŝe z trudem udało mi się przez nie wyjrzeć, a gdy to zrobiłam, zobaczyłam tylko wjazd do szpitala i nieco dalej następne skrzydło. Chris jeszcze spał, ale siostra powiedziała mi, Ŝe zaglądał do Jory’ego pięć razy w ciągu nocy. – To jest naprawdę oddany ojciec, pani Sheffield. Odwróciłam się, Ŝeby spojrzeć na Jory’ego, ubranego teraz w gruby gorset z licznymi wycięciami, przez które moŜna było obserwować i w miarę potrzeby opatrywać jego rany. Patrzyłam na nogi Jory’ego, zastanawiając
91
się, dlaczego nie poruszają się ani nie zginają. Nie były w niczym uwięzione. Nagle ktoś objął mnie w talii, a gorące usta musnęły nasadę mego karku. – CzyŜ nie kazałem ci wstrzymać się z przyjazdem, aŜ zadzwonię? Odetchnęłam z ulgą. Chris był tutaj. – Chris, jak mogłam tam czekać? Muszę dowiedzieć się, co mu jest, bo inaczej nie zasnę. Powiedz mi prawdę, zwłaszcza Ŝe nie ma tu płaczącej i mdlejącej Melodie. Westchnął i pochylił głowę. Dopiero teraz zobaczyłam, jaki jest wyczerpany, ciągle jeszcze w pogniecionym i wybrudzonym smokingu. – Nie ma dobrych wiadomości, Cathy. Wolałbym nie wchodzić w szczegóły, dopóki jeszcze raz nie porozmawiam z jego lekarzami i chirurgami. – Nie próbuj wobec mnie tych starych sztuczek! Chcę wiedzieć! Nie jestem jednym z twoich pacjentów, którzy uwaŜają, Ŝe lekarze są bogami i Ŝe nie moŜna zadawać im pytań. Czy Jory ma złamany kręgosłup? Czy ma uszkodzony rdzeń kręgowy? Czy będzie chodził? Dlaczego nie porusza nogami? Wyciągnął mnie do holu, Ŝeby Jory się nie obudził. Cicho zamknął za sobą drzwi i zaprowadził mnie do małego pomieszczenia dla lekarzy. Posadził mnie, a sam stanął nade mną. Wtedy uświadomiłam sobie, Ŝe zaraz usłyszę bardzo powaŜne wiadomości. – Jory ma uszkodzony kręgosłup, Cathy. Zgadłaś – powiedział Chris. – Złamanie jest w dolnym odcinku lędźwiowym. MoŜemy być szczęśliwi, Ŝe nie wyŜej. Będzie miał pełną władzę w rękach i ostatecznie zachowa kontrolę nad czynnościami wydalania, ale teraz te układy są jeszcze w szoku, tak więc dopóki nie odzyska czucia, trzeba stosować rurki i pojemniki. Przerwał, ale nie pozwoliłam mu się łatwo zbyć. – Rdzeń kręgowy? Powiedz mi, Ŝe nie jest zmiaŜdŜony. – Nie, niezmiaŜdŜony, ale uszkodzony – rzekł niechętnie. – Jest stłuczony wystarczająco powaŜnie, Ŝeby Jory miał sparaliŜowane nogi. Zamarłam. Och, nie! Nie Jory! Zaczęłam krzyczeć, tracąc panowanie nad sobą. – Nigdy juŜ nie będzie chodził? – wyszeptałam, czując, Ŝe blednę i słabnę i Ŝe lekko kręci mi się w głowie. Kiedy znowu otworzyłam oczy, Chris klęczał obok mnie, mocno ściskając obie moje ręce. – Trzymaj się... on Ŝyje i tylko to się Uczy. Nie umrze, ale nigdy juŜ nie będzie chodził.
92
Tonęłam, tonęłam, znowu szłam na dno tego dobrze znanego basenu bezradnej rozpaczy. Znowu to znajome drąŜenie w mózgu, wydzierające po kawałku moją duszę. – Więc to znaczy, Ŝe nigdy juŜ nie zatańczy... nie będzie chodził, nie będzie tańczył... Chris, co z nim będzie? Objął mnie i wtulił twarz w moje włosy. – On przeŜyje, kochanie – mówił przerywanym głosem. – Co robimy, gdy spotyka nas nieszczęście w Ŝyciu? Przyjmujemy je, staramy się je unieść i wziąć wszystko najlepsze, co nam zostało. Zapominamy, co było wczoraj, i skupiamy się na tym, co mamy dzisiaj. Kiedy zdołamy nauczyć Jory’ego, jak pogodzić się z tym, co się stało, odzyskamy znowu naszego syna – niepełnosprawnego, ale Ŝywego, inteligentnego, organicznie zdrowego. Trzęsłam się cała od płaczu, gdy to mówił. Głaskał mnie po plecach, całował oczy i usta, starając się znaleźć sposób na uspokojenie mnie. – Musimy być przed nim silni, kochanie. Wypłacz się teraz, bo nie wolno ci będzie płakać, kiedy otworzy oczy i ujrzy cię. Nie moŜesz pokazywać po sobie Ŝalu ani okazywać mu zbyt duŜo współczucia. Gdy obudzi się, będzie patrzył ci w oczy i starał się odczytać twoje myśli. KaŜda oznaka Ŝalu czy strachu na twojej twarzy lub teŜ w twoich oczach zadecyduje o tym, jak odbierze on swoje kalectwo. MoŜe się załamać, wiemy o tym oboje. Będzie chciał umrzeć. Musimy równieŜ pamiętać, Ŝe pomyśli o Julianie i o tym, jak on uciekł od swojego nieszczęścia. Będziemy musieli porozmawiać z Cindy i Bartem i wyjaśnić im rolę, jaką mają do odegrania w jego rekonwalescencji. Będziemy musieli stworzyć silną rodzinę, Ŝeby przeprowadzić go przez tę próbę, a będzie to droga wyboista, Cathy, bardzo wyboista. Kiwałam głową, starając się powstrzymać strumień łez. Czułam się tak, jakbym była wewnątrz Jory’ego. Wiedziałam, Ŝe kaŜda chwila cierpienia, którą ma przed sobą, mnie równieŜ będzie rozdzierała. – Jory całe swoje wewnętrzne Ŝycie zbudował wokół tańca, a teraz nigdy juŜ nie zatańczy – ciągnął Chris, podtrzymując mnie ramieniem. – Nie, nie patrz na mnie z tą nadzieją. Nigdy nie będzie tańczył! Jest pewna szansa, Ŝe któregoś dnia zgromadzi wystarczająco duŜo siły, aby wstać i ruszyć o kulach... ale nigdy nie będzie chodził normalnie. Musisz się z tym pogodzić, Cathy. – Musimy przekonać go, Ŝe jego kalectwo nie ma znaczenia, Ŝe jest tą samą osobą, co przedtem. I co najwaŜniejsze, musimy przekonać sami siebie, Ŝe tak jest... bo wiele rodzin
93
zmienia się, gdy jeden z członków staje się niepełnosprawny. Albo nadmiernie współczują, albo odcinają się, jakby kalectwo zmieniało osobę, którą dotąd znali i kochali. Musimy znaleźć złoty środek i pomóc Jory’emu zgromadzić siły, aby przeszedł przez to piekło. Docierało do mnie niewiele z tego, co mówił Chris. Kaleka! Mój Jory jest kaleką. Paraplegikiem. Potrząsnęłam głową, nie mogąc uwierzyć, Ŝe los mógł doświadczyć go w ten sposób. Łzy niczym rzeka popłynęły na wygniecioną i poplamioną wieczorową koszulę Chrisa. Jak Jory będzie mógł Ŝyć, gdy dowie się, Ŝe resztę Ŝycia spędzi przykuty do wózka inwalidzkiego?
94
CZĘŚĆ DRUGA OKRUTNY LOS Słońce stało juŜ wysoko, a Jory nadal nie otwierał oczu. Chris uznał, Ŝe powinniśmy zjeść coś solidnego, bo szpitalne jedzenie przypomina trociny albo podeszwę. – Spróbuj zdrzemnąć się, gdy wyjdę, ale panuj nad sobą. Jeśli obudzi się, nie wpadaj w panikę, zachowaj spokój i uśmiechaj się, uśmiechaj i uśmiechaj. Będzie nieco oszołomiony i nie całkiem przytomny. Postaram się wkrótce wrócić... Nigdy bym nie zasnęła; myślałam nad tym, jak się zachować, kiedy w końcu Jory obudzi się i zacznie zadawać pytania. Ledwie Chris zdąŜył zamknąć za sobą drzwi, Jory poruszył się, odwrócił głowę i uśmiechnął się do mnie leciutko. – Hej, byłaś tu całą noc? Czy teŜ dwie? Kiedy to się stało? – Wczoraj wieczorem – wyszeptałam ochryple, z nadzieją, Ŝe nie zwróci uwagi na mój gardłowy głos. – Spałeś i spałeś bez końca. – Wyglądasz na wyczerpaną – powiedział słabym głosem, bardziej zainteresowany mną niŜ sobą. – Czemu nie wrócisz do Foxworth Hall i nie pójdziesz spać? Czuję się dobrze. Upadłem juŜ kiedyś... Tak jak wtedy, za kilka dni będę robił piruety po całym domu. Gdzie jest moja Ŝona? Dlaczego dotychczas nie zauwaŜył gorsetu na piersiach? Wtedy zobaczyłam, Ŝe ma rozbiegane oczy i Ŝe jest jeszcze pod wpływem środków uspokajających. No tak... Ŝeby tylko nie zaczął zadawać pytań, na które nie będę potrafiła mu odpowiedzieć. Zamknął oczy i zasnął, ale dziesięć minut później znowu obudził się i zapytał: – Mamo, czuję się dziwnie. Nigdy przedtem tak się nie czułem. Nie potrafię tego określić. Skąd ten gorset? Czy coś złamałem? – Kolumny świątyni z papier mache przewróciły się – tłumaczyłam niepewnie. – Znokautowały cię. CóŜ za zakończenie baletu, zbyt realistyczne. – Czy porwałem widownię, czy teŜ niebiosa? – zaŜartował. Jego otwarte i błyszczące oczy wskazywały na to, Ŝe chyba przestawał działać środek uspokajający. – Cindy była wspaniała, nieprawdaŜ? Wiesz, za kaŜdym razem, gdy ją widzę, wydaje się piękniejsza. I naprawdę jest bardzo dobrą tancerką. Ona jest podobna do ciebie, mamo, zyskuje z wiekiem. Przysiadłam na dłoniach, aby je ukryć przed Jorym, ich drŜenie mogło zdradzić mój nastrój. Uśmiechnęłam się, nalałam wody do szklanki.
95
– Zalecenie lekarzy. Musisz duŜo pić. Popijał małymi łykami, a ja podtrzymywałam mu głowę. Jego bezradność była tak dziwna, nigdy nie chorował, leŜąc w łóŜku. Przeziębienia mijały same, nie opuścił Ŝadnego dnia w szkole i Ŝadnej lekcji baletu z powodu choroby, chyba Ŝe odwiedzał Barta w szpitalu po jednym z jego wielu niegroźnych wypadków. Jory wielokrotnie miał zwichniętą nogę, zrywał więzadła, miewał upadki, ale nigdy, aŜ do teraz, nie odniósł powaŜniejszych obraŜeń. Wszyscy tancerze doznają od czasu do czasu drobnych, a czasem powaŜniejszych kontuzji, ale złamanie kręgosłupa, uszkodzenie rdzenia kręgowego to dla kaŜdego tancerza najbardziej przeraŜająca zmora. Znowu zasnął, ale przedtem z otwartymi oczami zadawał pytania. Siedziałam na krawędzi łóŜka i paplałam nonsensy, modląc się, Ŝeby przyszedł juŜ Chris. Weszła śliczna siostra z obiadową tacą, na której były same napoje. To dało mi jakieś zajęcie. Manipulowałam przy ćwierćlitrowym kartonie mleka, otwierałam jogurt, mieszałam mleko z sokiem pomarańczowym. Zawiązałam Jory’emu pod brodą serwetkę i zaczęłam karmić go jogurtem truskawkowym. Natychmiast zacisnął usta i wykrzywił się. Odsunął moje ręce, mówiąc, Ŝe sam sobie poradzi, ale nie miał apetytu. Gdy zabrałam mu w końcu tacę, miałam nadzieję, Ŝe zaśnie. Ale leŜał, wpatrzony we mnie błyszczącymi oczami. – Czy moŜesz mi teraz powiedzieć, dlaczego jestem taki słaby? Dlaczego nie mogę jeść? Dlaczego nie mogę ruszać nogami? – Twój ojciec poszedł zdobyć dla nas jakieś jedzenie, jakąś przekąskę, której nie powinieneś jeszcze jeść, ale która jest smaczniejsza od tego, co dostalibyśmy w kafeterii na dole. Niech on ci powie. On zna te wszystkie techniczne terminy, a ja nie. – Mamo, ja nie zrozumiem technicznych określeń. Powiedz mi jak laik: dlaczego nie mogę poruszać nogami? Jego ciemne szafirowe oczy były wpatrzone we mnie. – Mamo, nie jestem tchórzem. Zniosę wszystko, co powiesz. Wyrzuć to z siebie, bo inaczej mogę pomyśleć, Ŝe mam złamany kręgosłup, sparaliŜowane nogi i juŜ nigdy nie będę chodził. Serce zabiło mi mocniej, spuściłam głowę. Wszystko powiedział w tak Ŝartobliwy sposób, jakby nic z tego nie było moŜliwe, a przecieŜ dokładnie opisał swój stan.
96
Rozpacz zaczęła pojawiać się w jego oczach, gdy jąkając się dobierałam właściwe słowa, ale nawet właściwe słowa mogły złamać mu serce. Wtedy w drzwiach pojawił się Chris z papierową torbą z kanapkami. – No – powiedział pogodnie, rzucając Jory’emu przyjemny uśmiech – popatrzcie, kto to się obudził i juŜ rozmawia. Wyjął kanapkę i podał mi. – Przykro mi, Jory, ale nie moŜesz przez kilka dni po operacji jeść Ŝadnego stałego posiłku. Cathy, jedz to, póki ciepłe – rozkazał. Usiadł i natychmiast rozpakował swojego burgera. ZauwaŜyłam, Ŝe dla siebie kupił dwa superduŜe. Jadł z apetytem, a potem wyciągnął napoje. – Nie było tej lemoniady, którą chciałaś, Cathy. Jest pepsi. – Jest zimna, mnóstwo lodu, to jest to, co chciałam. Jory przyglądał nam się kątem oka. Męczyłam się z cheeseburgerem, wiedząc, Ŝe mój syn coś podejrzewa. Chris zdąŜył zjeść dwa i opróŜnić kartonowe opakowanie frytek, podczas gdy ja zdołałam przełknąć tylko pół i nie tknęłam nawet tłustych ziemniaków. Chris zgniótł swoją serwetkę i razem z innymi resztkami wcisnął do puszki. Jory’emu znowu zaczęły opadać powieki. Walczył ze sobą, Ŝeby nie zasnąć. – Tato... czy powiesz mi teraz? – Tak, wszystko, co tylko chcesz wiedzieć. Chris przesiadł się na łóŜko i połoŜył na głowie Jory’ego swoją mocną rękę. Jory znowu zmruŜył oczy. – Tato, niczego nie czuję od pasa w dół. Cały czas, gdy jedliście, starałem się poruszać stopami i nie mogłem. Jeśli złamałem kręgosłup i dlatego jestem w tym gorsecie, to chcę znać prawdę, całą prawdę. – Zamierzam powiedzieć ci całą prawdę – zapewnił go lojalnie Chris. – Czy mam złamany kręgosłup? – Tak. – Czy mam sparaliŜowane nogi? – Tak. Jory zamrugał powiekami, był nieco oszołomiony. Zebrał siły na to ostatnie pytanie: – Czy będę mógł znowu tańczyć?
97
– Nie. Jory zacisnął mocno usta, zamknął oczy i leŜał nieruchomo. Podeszłam bliŜej, pochyliłam się nad nim, odgarnęłam mu ciemne loki z czoła. – Kochanie, wiem, Ŝe jesteś załamany. Twojemu ojcu nie było łatwo powiedzieć ci prawdę, ale musiałeś ją poznać. Nie jesteś sam. Jesteśmy tutaj, Ŝeby pomóc ci to przetrwać i zrobić dla ciebie wszystko, co jest w naszej mocy. Przyzwyczaisz się. Czas wyleczy twoje ciało, tak Ŝe nie będziesz czuł bólu i ostatecznie pogodzisz się z tym, czego nie moŜna odwrócić. Kochamy cię. Melodie cię kocha. W styczniu zostaniesz ojcem. W swoim zawodzie osiągnąłeś szczyt i byłeś na nim przez pięć lat... to jest więcej, niŜ większość ludzi osiąga przez całe Ŝycie. Krótko popatrzył na mnie. W jego oczach były: Ŝal, złość i frustracja tak wielka, iŜ musiałam odwrócić się. W nim samym była zapiekła wściekłość, Ŝe został oszukany i Ŝe okradziono go z tego, co jeszcze mógł osiągnąć. Gdy ponownie na niego spojrzałam, miał zamknięte oczy. Chris zbadał mu puls. – Jory, wiem, Ŝe nie śpisz. Dam ci środek usypiający, Ŝebyś usnął, a kiedy obudzisz się, pomyśl, jak wielu ludziom jesteś potrzebny. Nie moŜesz uŜalać się nad sobą ani pogrąŜyć się w goryczy. Chodzą dzisiaj po ulicach ludzie, którzy nigdy nie przeŜyją tego, czego ty juŜ doświadczyłeś. Nie podróŜowali po całym świecie i nie słyszeli grzmotu oklasków i okrzyków „brawo, brawo!” Nigdy nie poznają smaku wielkości, która była twoim udziałem i moŜe być znowu w innych dziedzinach artystycznej aktywności. Twój świat nie zatrzymał się, synu, potknąłeś się tylko. Droga do osiągnięć jest nadal przed tobą szeroko otwarta, tylko będziesz musiał jeździć po niej, zamiast biec lub tańczyć; ale znowu będziesz miał sukcesy, bo twoim przeznaczeniem jest zawsze zwycięŜać. Poznasz inne rzemiosło, zrobisz inny rodzaj kariery i znajdziesz szczęście wraz ze swoją rodziną. CzyŜ nie jest to właśnie treść Ŝycia, jeśli wrócimy do samych podstaw? Potrzebujemy kogoś, kto będzie nas kochał, kto będzie nas potrzebował, będzie dzielił z nami Ŝycie... i ty to wszystko masz. Mój syn nie otworzył oczu, nie odpowiadał. LeŜał tylko spokojnie, jakby śmierć wzięła go w swoje objęcia. W duszy wszystko mi krzyczało, bo Julian reagował dokładnie w ten sam sposób! Jory odciął się od nas, zamknął się w wąskiej, ciasnej klatce swoich myśli, odrzucających
98
Ŝycie bez tańca i moŜliwości chodzenia. Chris napełnił strzykawkę, przetarł Jory’emu wacikiem ramię i powoli wstrzyknął płyn. – Spij, mój synu. Kiedy obudzisz się, będzie tutaj twoja Ŝona. Ze względu na nią musisz być dzielny. Wydawało mi się, Ŝe Jory drŜy. Zostawiliśmy go w głębokim śnie pod opieką prywatnej pielęgniarki, poinstruowanej, Ŝeby ani na chwilę nie zostawiała go samego. Wróciliśmy do Foxworth Hall. Chris ogolił się i wziął prysznic, zdrzemnął się, potem włoŜył świeŜe ubranie. Chcieliśmy wrócić do Jory’ego i spodziewaliśmy się, Ŝe Melodie pojedzie z nami. Niebieskie oczy naszej synowej wyraŜały jedno wielkie przeraŜenie, gdy Chris w moŜliwie delikatny sposób wyjaśnił jej stan zdrowia męŜa. Melodie wydała krótki okrzyk i kurczowo chwyciła się za brzuch. – To znaczy... nigdy nie zatańczy? Nigdy nie będzie chodził? – wyszeptała, jakby bała się własnego głosu. – Musi być jakiś sposób, Ŝeby mu pomóc. Chris zaraz zgasił te nadzieje. – Nie, Melodie. Uszkodzony rdzeń kręgowy uniemoŜliwia przesyłanie sygnałów z mózgu do nóg. Jory moŜe chcieć poruszyć nogami, ale one nie otrzymają sygnałów. Musisz zaakceptować go takim, jakim jest teraz, i zrobić wszystko, co jest w twojej mocy, aby pomóc mu przetrwać. To prawdopodobnie będzie najtrudniejszy dla niego moment. Poderwała się, płacząc Ŝałośnie. – Ale on juŜ nie będzie ten sam! Przed chwilą powiedziałeś, Ŝe nie chce rozmawiać. Nie mogę pójść tam i udawać, Ŝe nic się nie stało, kiedy właśnie się stało! Co on zrobi? Co ja zrobię? Gdzie pojedziemy i jak on będzie Ŝył, nie mogąc chodzić ani tańczyć? Jakim będzie ojcem, jeśli resztę Ŝycia ma spędzić na wózku inwalidzkim? Chris wstał i twardo przemówił: – Melodie, to nie jest właściwa chwila, Ŝeby panikować i wpadać w histeryczną wściekłość. Musisz być silna, a nie słaba. Wiem, Ŝe równieŜ cierpisz, ale musisz pokazać mu twarz pogodną i uśmiechniętą, która upewni go, Ŝe nie stracił ukochanej Ŝony. Nie wyszłaś za mąŜ tylko na dobre czasy, ale równieŜ i na zły okres w Ŝyciu. Weź kąpiel, ubierz się, zrób makijaŜ, uczesz się, idź do niego i utul go najserdeczniej, jak potrafisz, pocałuj i zrób wszystko, aby uwierzył, Ŝe ma przed sobą przyszłość wartą Ŝycia.
99
– Ale on jej nie ma! – zawyła. – Nie ma! – Zachłystywała się, gorzko płacząc. – To nie znaczy... kocham go, naprawdę... ale nie zmuszajcie mnie, Ŝebym poszła i oglądała go leŜącego tam nieruchomo. Nie wytrzymam tego widoku. Jak juŜ będzie pogodzony i uśmiechnięty, wtedy, być moŜe, będę mogła... moŜe zdołam... Poczułam do niej niechęć za tę bezmyślną histerię i za to, Ŝe opuściła Jory’ego teraz, gdy potrzebował jej najbardziej. Podeszłam do Chrisa. – Melodie, czy uwaŜasz, Ŝe jesteś pierwszą Ŝoną i przyszłą matką, która nagle stwierdziła, Ŝe świat zawalił się jej na głowę? OtóŜ nie jesteś. Byłam w ciąŜy z Jorym, gdy jego ojciec miał tragiczny wypadek samochodowy. Bądź wdzięczna, Ŝe Jory Ŝyje. Załamana opadła na krzesło, wtuliła twarz w dłonie i płakała przez długą chwilę, zanim uspokoiła się i spojrzała ponuro ciemniejszymi niŜ zwykle oczami. – A moŜe on właśnie pragnie śmierci? Czy pomyśleliście o tym? Ta myśl dręczyła mnie juŜ od dłuŜszej chwili. Bałam się, Ŝe Jory coś sobie zrobi, Ŝeby umrzeć, tak jak to zrobił jego ojciec. Nie pozwolę na to. Nie znowu. – Więc zostań tutaj i płacz – powiedziałam z niechcianą surowością. – Ale ja nie zamierzam pozostawić mojego syna samego ze sobą w takiej chwili. Będę z nim dzień i noc, aby upewnić się, Ŝe nie utracił nadziei. Tylko zapamiętaj sobie, Melodie: nosisz jego dziecko, a to czyni cię najwaŜniejszą osobą w jego Ŝyciu. I waŜną równieŜ w moim. On potrzebuje ciebie i twojej pomocy. Przepraszam, jeśli jestem niemiła, ale muszę przede wszystkim myśleć o nim... a dlaczego ty nie myślisz? Patrzyła na mnie bez słowa. Jej śliczna buzia była smutna, spływały po niej łzy. – Powiedzcie mu, Ŝe zaraz przyjadę... Powiedzcie mu to – wyszeptała ochryple. Powiedzieliśmy. Nadal miał zamknięte oczy i zaciśnięte wargi. Widać było, Ŝe nie śpi, Ŝe tylko jest na nas głuchy. Jory odmawiał jedzenia, tak Ŝe trzeba go było karmić kroplówką. Letnie dni nadchodziły i mijały; długie dni, najczęściej pełne smutku. Miałam chwile przyjemne, kiedy byłam z Chrisem i Cindy, ale mało było chwil dających nadzieję. Gdybym mogła jeszcze raz przeŜyć swoje Ŝycie, wtedy być moŜe, potrafiłabym ocalić Jory’ego, Chrisa, Cindy, Melodie, samą siebie, a nawet Barta. Gdyby tylko... Gdyby nie zatańczył tej roli...
100
Próbowałam wszystkiego, tak jak Chris i Cindy, Ŝeby wyciągnąć Jory’ego z tego przeraźliwie osamotnionego miejsca, w którym się znalazł. Pierwszy raz w Ŝyciu nie mogłam do niego trafić, nie mogłam mu ulŜyć w cierpieniu. Stracił to, co stanowiło o jego wartości: sprawne nogi. Wraz z nogami utracił mocne i zwinne ciało. Nie mogłam patrzeć na te pięknie ukształtowane silne nogi, leŜące nieruchomo pod kocem i tak cholernie bezuŜyteczne. CzyŜby nasza babka miała rację, kiedy mówiła, Ŝe jesteśmy obciąŜeni klątwą, od urodzenia skazani na klęski i cierpienia? Czy tak nas zaprogramowała, Ŝeby nasze sukcesy zamieniały się w klęski? Co osiągnęliśmy z Chrisem? Jeden nasz syn leŜy jak martwy, a drugi po pierwszej wizycie u brata odmówił dalszych odwiedzin. Bart stał i patrzył na Jory’ego, leŜącego bezwładnie z zamkniętymi oczami i rękami wyciągniętymi wzdłuŜ ciała. – Och, mój BoŜe! – szepnął i wybiegł z ciasnego pokoju. Nigdy nie zdołałam przekonać go do następnych odwiedzin. – Mamo, on nie wie, Ŝe tam jestem, więc co to da? Nie mogę znieść tego widoku. Przykro mi, naprawdę przykro... ale nie potrafię mu pomóc. Wmawiałam sobie, Ŝe nie wierzę w nieodwracalność kalectwa Jory’ego. śe to jest senna mara, która w końcu odejdzie, a wtedy obudzimy się i Jory będzie znowu taki sam jak zawsze. Powiedziałam Chrisowi o moim planie przekonania Jory’ego, iŜ będzie znowu chodził, nawet jeśli juŜ nigdy nie będzie tańczył. – Cathy, nie moŜesz dawać mu fałszywej nadziei – ostrzegał mnie Chris, bardzo zmartwiony. – JeŜeli chcesz dla niego coś zrobić, to pomóŜ mu zaakceptować to, co jest nieodwracalne. Dodaj mu sił. PomóŜ mu, ale nie prowadź go na fałszywe ścieŜki, które przyniosą tylko rozczarowanie. Wiem, Ŝe to będzie trudne. U licha, przejmuję się tym tak samo jak ty. Ale pamiętaj, nasze piekło jest niczym w porównaniu z jego piekłem. MoŜemy współczuć Jory’emu i moŜe być nam strasznie przykro, ale nie jesteśmy w jego skórze. Nie cierpimy tak jak on. W tym jest osamotniony. Nigdy nie pojmiemy głębi jego tragedii. Wszystko, co moŜemy zrobić, to być tutaj, gdy juŜ zdecyduje się zrzucić z siebie tę ochronną skorupę. Być tutaj i dodać mu pewności, Ŝe musi walczyć... bo od tej przeklętej Melodie niczego nie dostanie! To było coś prawie równie okropnego jak kalectwo Jory’ego... to, Ŝe jego własna Ŝona
101
unikała go jak trędowatego. Oboje z Chrisem błagaliśmy ją, Ŝeby poszła z nami, nawet jeŜeli nie powie nic więcej, tylko „cześć, kocham cię”. – Co ja mogę powiedzieć takiego, czego jeszcze wy nie powiedzieliście?! – wykrzykiwała. – On nie chce, Ŝebym przychodziła i oglądała go w takim stanie! Znam go lepiej od was. Gdyby chciał mnie widzieć, toby powiedział. Poza tym boję się, na pewno zacznę płakać i powiem coś niewłaściwego. Nawet jeŜeli będę spokojna, moŜe otworzyć oczy i zobaczyć coś takiego w mojej twarzy, Ŝe poczuje się gorzej, a ja nie chcę ponosić odpowiedzialności za to, co się wtedy stanie. Przestańcie nalegać! Poczekajcie, aŜ będzie chciał mnie zobaczyć... i wtedy, być moŜe, znajdę potrzebną odwagę. Uciekła od nas, jakbyśmy byli świadectwem realności tego koszmaru, który dla niej pozostawał zaledwie przemijającym snem. W holu przed naszymi pokojami stał Bart, patrząc tęsknie za oddalającą się Melodie. Odwrócił się i spojrzał na mnie. – Dlaczego nie dacie jej spokoju? Byłem u niego, i to był widok wstrząsający. W tym stanie ona z pewnością potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, nawet jeśli znaleźć je moŜe tylko w snach. Wiecie, Ŝe ona bardzo duŜo śpi? Gdy jesteście u niego, płacze, chodzi jak w transie, oczy ma rozbiegane. Prawie nic nie je. Muszę ją błagać, Ŝeby coś zjadła czy wypiła. Patrzy na mnie i słucha się jak dziecko. Czasem muszę karmić ją łyŜką lub trzymać szklankę, Ŝeby wypiła łyk. Mamo, Melodie jest w szoku, a wy myślicie tylko o tym waszym drogocennym Jorym, zupełnie nie dbając o nią! Zrobiło mi się Ŝal Melodie, pobiegłam więc i wzięłam ją w ramiona. – Wszystko w porządku. Rozumiem cię. Bart wytłumaczył nam, dlaczego nie moŜesz się jeszcze pogodzić... ale spróbuj, Melodie, proszę, spróbuj. Nawet jeŜeli nie otwiera oczu i nic nie mówi, to jest świadomy wszystkiego, co się dzieje, wie, kto go odwiedza, a kto nie. Oparła głowę na moim ramieniu. – Cathy... staram się. Dajcie mi tylko trochę czasu. Następnego dnia rano Cindy weszła bez pukania do naszej sypialni, co spotkało się z dezaprobatą Chrisa. Powinna o tym wiedzieć. Wybaczyłam jej jednak, widząc bladą i wystraszoną twarz. – Mamo... tato, mam wam coś do powiedzenia, ale nie wiem, czy powinnam. Nie wiem,
102
czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Widok tego, co miała na sobie, nie pozwolił mi skupić się na jej słowach; ubrana była w białe bikini, tak skąpe, Ŝe prawie go wcale nie było. Właśnie ukończono basen i dzisiaj po raz pierwszy moŜna było się w nim kąpać. Tragiczny wypadek Jory’ego nie wpłynął na zmianę sposobu Ŝycia Barta. – Cindy, chciałabym, abyś kostium kąpielowy nosiła na basenie. A poza tym ten jest o wiele za skąpy. Była zdziwiona, zakłopotana i uraŜona moją krytyką jej stroju. Spojrzała przelotnie na siebie i wzruszyła ramionami. – Jezu święty, mamo! Niektóre moje koleŜanki noszą bikini sznurkowe. Powinnaś je zobaczyć, jeŜeli uwaŜasz, Ŝe to jest nieskromne. A inne w ogóle niczego nie wkładają... – Przyglądała mi się uwaŜnie wielkimi niebieskimi oczami. Chris rzucił jej ręcznik, którym się owinęła. – Mamo, muszę powiedzieć, Ŝe nie podoba mi się taki sposób traktowania mnie. Czuję się jakaś taka brudna. To samo robi Bart. Ale ja przyszłam tutaj, Ŝeby opowiedzieć wam o tym, co podsłuchałam. – Słuchamy, Cindy – ponaglał ją Chris. – Bart był przy telefonie. Zostawił drzwi szeroko otwarte. Słyszałam, jak rozmawiał z agencją ubezpieczeniową. – Przerwała, usiadła na nieposłanym łóŜku i spuściła głowę, zanim znowu się odezwała. Miękkie, jedwabiste włosy zasłaniały twarz, nie pozwalając dostrzec jej wyrazu. – Mamo, tato, zdaje się, Ŝe Bart wykupił specjalne ubezpieczenie przyjęcia, na wypadek, gdyby ktoś z gości został zraniony. – No cóŜ, nie ma w tym niczego nadzwyczajnego – powiedział Chris. – Dom objęty jest ubezpieczeniem właściciela nieruchomości... ale przy dwóch setkach gości Bart musiał się dodatkowo zabezpieczyć. Cindy podniosła głowę. Westchnęła. – No to przypuszczam, Ŝe wszystko jest w porządku. Po prostu myślałam, Ŝe moŜe... moŜe... – MoŜe co? – zapytałam ostro. – Mamo, podniosłaś garść piasku, który wysypał się z połamanych kolumn? MoŜna by przypuszczać, Ŝe powinien to być suchy piasek, prawda? On nie był suchy. Ktoś go namoczył, a
103
to spowodowało, Ŝe stał się znacznie cięŜszy. Nie wysypał się z kolumn, jak to zakładano. W kolumnach pozostała zbita masa, dlatego zwaliły się one na Jory’ego, jakby były z cementu. W przeciwnym razie Jory nie uległby tak cięŜkim obraŜeniom. – Wiedziałem o ubezpieczeniu – powiedział matowym głosem Chris, unikając mojego spojrzenia. – Nie wiedziałem jednak o mokrym piasku. Ani Chris, ani ja nie potrafiliśmy znaleźć słów na obronę Barta. Czy moŜna wykluczyć jego winę? Ale przecieŜ musimy wierzyć Bartowi, a wątpliwości tłumaczyć na jego korzyść. Chris, ze zmarszczonymi brwiami, przemierzał naszą sypialnię i tłumaczył, Ŝe ktoś z obsługi technicznej sceny mógł wlać wodę do piasku, Ŝeby kolumny pewniej stały. Nie musiało to być wykonane na polecenie Barta. Całą trójką zeszliśmy na dół. Znaleźliśmy Barta wraz z Melodie na wschodnim tarasie. Góry na horyzoncie, przed nimi lasy, ogród pełen kwitnących kwiatów – wszystko to powodowało, Ŝe było to piękne i romantyczne miejsce. Światło słoneczne przeświecało przez koronkę liści drzew owocowych i wślizgiwało się pod rozpięte parasole, mające dawać cień osobom siedzącym przy białym stole, kutym z Ŝelaza. Melodie, ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnęła się, gdy jej wzrok spoczął na twarzy Barta. – Bart, twoi rodzice nie rozumieją, dlaczego nie mogę zmusić się do odwiedzenia Jory’ego w szpitalu. Widzę, Ŝe twoja matka patrzy na mnie z wyrzutem; Ŝe ją rozczarowałam. W obliczu choroby jestem tchórzem. Zawsze tak było. Ale wiem teŜ, co będzie. Wiem, Ŝe Jory leŜy w łóŜku, patrzy w sufit i nie chce rozmawiać. Wiem, o czym myśli. On stracił nie tylko władzę w nogach, ale równieŜ cele, które sobie wytyczył. Rozmyśla o swoim ojcu i o sposobie, w jaki on umarł. Próbuje usunąć się ze świata, zamieniając się w nicość, w coś nierzeczywistego, czego nie będzie nam brakowało, gdy pewnego dnia zrobi to, co jego ojciec – po prostu zabije się. Bart rzucił jej szybkie, pełne dezaprobaty spojrzenie. – Melodie, nie znasz mojego brata. Jory nigdy się sam nie zabije. Być moŜe czuje się teraz zagubiony, lecz wróci do siebie. – Ale jak? – jęknęła. – Stracił to, co było dla niego najwaŜniejsze w Ŝyciu. Nasze małŜeństwo oparte było nie tylko na wzajemnej miłości, ale równieŜ na wspólnej karierze. KaŜdego dnia powtarzam sobie, Ŝe pójdę do niego, uśmiechnę się i dam mu wszystko, czego potrzebuje. Jednak potykam się o to, co mogę mu powiedzieć. Nie jestem tak dobra w słowach jak twoja matka. Nie potrafię uśmiechać się i być taką optymistką jak jego ojciec.
104
– Chris nie jest ojcem Jory’ego – stwierdził bezbarwnym głosem Bart. – Och, dla Jory’ego Chris jest jego ojcem. A przynajmniej kimś, z kim się najbardziej liczy. On kocha Chrisa, szanuje go i podziwia, i zapomniał mu to, co nazywasz jego grzechami. Melodie zwróciła się w naszą stronę. Spodziewaliśmy się usłyszeć coś więcej o motywach jej postępowania wobec męŜa. Ale usłyszeliśmy tylko stwierdzenie: – Wstydzę się to powiedzieć, lecz nie mogę odwiedzić go, kiedy jest w takim stanie. – Co więc zamierzasz zrobić? – zapytał Bart cynicznie. Sączył swoją kawę, patrząc jej prosto w oczy. Gdyby nieco odwrócił głowę w bok, zauwaŜyłby naszą przysłuchującą się trójkę. Odpowiedzią był udręczony lament. – Nie wiem juŜ! Wewnątrz jestem rozdarta! Nienawidzę tego budzenia się ze świadomością, Ŝe Jory juŜ nigdy nie będzie dla mnie prawdziwym męŜem. JeŜeli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym przeprowadzić się do pokoju po drugiej stronie holu, Ŝeby nie przypominał mi tego, który dzieliliśmy. Twoja matka nie uświadamia sobie, Ŝe jestem równie jak on zagubiona i Ŝe noszę jego dziecko! Znowu zaczęła szlochać. Pochyliła głowę i oparła na rękach. – Ktoś musi o mnie pomyśleć, pomóc mi... ktoś... – Ja ci pomogę – powiedział miękko Bart, kładąc dłoń na jej ramieniu. Prawą ręką odstawił kawę i pogładził Melodie po rozpuszczonych włosach. – Kiedy będziesz mnie potrzebowała, choćby tylko po to, Ŝeby wypłakać się na moim ramieniu, będę gotowy ci pomóc. Gdybym kiedyś słyszała Barta mówiącego tak współczująco do kogokolwiek innego niŜ Melodie, serce skoczyłoby mi z radości. A teraz tylko zamarło. To Jory potrzebował swojej Ŝony. Wyszłam z cienia i zajęłam swoje miejsce przy stole śniadaniowym. Bart cofnął gwałtownie rękę, patrząc na mnie, jakbym przeszkodziła mu w czymś bardzo dla niego waŜnym. Chris i Cindy dołączyli do nas. Zapadła cisza, którą musiałam przerwać. – Melodie, chcę zaraz po śniadaniu dłuŜej z tobą porozmawiać. Nie uciekaj więc tym razem, nie zatykaj uszu ani nie kwituj tego, co mówię, nieobecnym spojrzeniem. – Mamo! – wybuchnął Bart. – Czy nie potrafisz jej zrozumieć? Być moŜe dojdzie do tego, Ŝe pewnego dnia Jory będzie wlókł się o kulach, ubrany w cięŜki gorset na plecach i uprząŜ... moŜesz sobie wyobrazić takiego Jory’ego? Ja nie potrafię. Nawet nie chciałbym go takim widzieć. Melodie wydała przeraźliwy wrzask i poderwała się na równe nogi. Bart podskoczył
105
równieŜ i chwycił ją opiekuńczo w ramiona. – Nie płacz, Melodie – uspokajał ją czułym, miękkim głosem. Melodie załkała jeszcze raz i uciekła z tarasu. Patrzyliśmy za nią, nic nie mówiąc. Gdy zniknęła, skierowaliśmy nasze spojrzenia na Barta, który usiadł, Ŝeby dokończyć śniadanie, zupełnie nie zwracając na nas uwagi. – Bart – odezwał się Chris, korzystając z tego szczęśliwego momentu, Ŝe nie było między nami Joela – co wiesz o mokrym piasku w kolumnach z papier mache? – Nie rozumiem – powiedział spokojnie Bart, patrząc w roztargnieniu na drzwi, za którymi zniknęła Melodie. – A więc wytłumaczę ci dokładniej – ciągnął Chris. – Jest oczywiste, Ŝe piasek powinien być suchy, Ŝeby mógł z łatwością wysypać się i nikomu nie zrobić krzywdy. Kto zmoczył piasek? Bart zmruŜył oczy i odpowiedział gwałtownie: – A więc teraz będę oskarŜony o spowodowanie wypadku Jory’ego i w konsekwencji rozmyślne zniszczenie najlepszego okresu swojego Ŝycia. No cóŜ, zawsze tak było, od kiedy skończyłem dziewięć czy dziesięć lat. Moja wina, wszystko zawsze było moją winą. Kiedy zdechł Clover, oboje uznaliście, Ŝe to ja zawiązałem mu drut wokół szyi, i nie tłumaczyliście wątpliwości na moją korzyść. Kiedy został zabity Jabłko, znowu pomyśleliście o mnie, chociaŜ wiedzieliście, Ŝe kochałem zarówno Clovera, jak i Jabłko. Nigdy nikogo nie zabiłem. Nawet jak juŜ później odkryliście, Ŝe to zrobił John Amos, zdobyliście się tylko na powiedzenie, Ŝe jest wam przykro. Powiedzcie więc równieŜ i teraz, Ŝe jest wam przykro, bo niech mnie diabli wezmą, jeśli ponoszę odpowiedzialność za złamany krzyŜ Jory’ego! Tak chciałam mu uwierzyć, Ŝe łzy napłynęły mi do oczu. – Ale kto zmoczył piasek, Bart? – zapytałam, pochylając się do przodu i sięgając po jego rękę. – Ktoś to zrobił. Jego ciemne oczy posmutniały. – Wielu robotników nie lubiło mnie za to, Ŝe byłem zbyt wymagający... lecz naprawdę nie sądzę, Ŝeby chcieli skrzywdzić Jory’ego. Poza tym mnie tam nie było. Z pewnych względów wierzyłam mu. Nic nie wiedział o mokrym piasku. Kiedy napotkałam spojrzenie Chrisa, wiedziałam, Ŝe on teŜ jest o tym przekonany. Ale pytając, uraziliśmy Barta... znowu.
106
Milcząc, bez uśmiechu, kończył posiłek. W cieniu, w gęstych krzakach ogrodu, spostrzegłam Joela. Stał, jakby przysłuchiwał się naszej rozmowie, udając, Ŝe podziwia kwitnące kwiaty. – Wybacz, jeśli uraziliśmy cię, Bart. Proszę, jeŜeli moŜesz, pomóŜ nam dowiedzieć się, kto zmoczył piasek. Gdyby tego nie zrobiono, Jory miałby władzę w nogach. Cindy, rozsądnie, nie odzywała się. Bart chciał odpowiedzieć, ale w tym momencie podszedł Trevor i zaczął nas obsługiwać. W pośpiechu przełknęłam lekkie śniadanie i wstałam do wyjścia. Musiałam coś zrobić, Ŝeby przywrócić Melodie poczucie odpowiedzialności. – Przepraszam was, Chris, Cindy. Nie spieszcie się i dokończcie śniadanie. Przyjdę do was później. Joel wynurzył się z cienia gęstych krzewów i usiadł obok Barta. Gdy spojrzałam przez ramię, zobaczyłam go pochylonego w stronę Barta i szepczącego mu coś, czego nie mogłam juŜ usłyszeć. Z cięŜkim sercem skierowałam się do pokoju Melodie. Melodie płakała z twarzą wtuloną w łóŜko, które dzieliła kiedyś z Jorym. Przysiadłam na krawędzi i szukałam właściwych słów; ale jakie słowa mogły być tymi właściwymi? – On Ŝyje, Melodie, i tylko to się liczy, czyŜ nie tak? Jest ciągle z nami. Z tobą. MoŜesz wyciągnąć rękę i dotknąć go, rozmawiać z nim, mówić mu to wszystko, co kiedyś ja mówiłam jego ojcu. Jedź do szpitala. Z kaŜdym dniem twojej nieobecności on po trochu umiera. JeŜeli nie jeździsz do niego, jeśli zostajesz tutaj i uŜalasz się nad sobą, to pogłębiasz przepaść między wami. Jory moŜe słuchać cię, Melodie. Nie zostawiaj go. On ciebie potrzebuje, teraz bardziej niŜ kiedykolwiek dotąd. Wściekle, histerycznie rzuciła się na mnie i zaczęła bić małymi piąstkami. Musiałam złapać ją za nadgarstki, Ŝeby nie zrobiła mi krzywdy. – Ale ja nie mogę mu się pokazać, Cathy! On leŜy cicho i samotnie, a ja nie mogę porozumieć się z nim. Nie odzywa się, kiedy ty mówisz, dlaczego miałby odezwać się do mnie? JeŜeli pocałuję go, a on nie zareaguje, to ja się w sobie wypalę. Poza tym naprawdę nie znasz go tak jak ja. Jesteś jego matką, nie Ŝoną. Nie zdajesz sobie sprawy, ile dla niego znaczy Ŝycie seksualne, którego teraz jest
107
pozbawiony. Czy ty masz pojęcie, co ono znaczyło dla niego? Nie mówiąc juŜ o utracie władzy w nogach i załamaniu się jego kariery. Tak chciał się sprawdzić ze względu na ojca, swojego prawdziwego ojca. Oszukujesz się, myśląc, Ŝe on Ŝyje. On nie Ŝyje. On opuścił cię, Cathy. Mnie równieŜ. Nie musi umierać. On juŜ umarł, chociaŜ ciągle jeszcze Ŝyje. JakŜe dotknęły mnie te namiętne słowa. MoŜe dlatego, Ŝe były tak prawdziwe. Przeraziłam się, uświadamiając sobie, Ŝe Jory moŜe zrobić dokładnie to, co zrobił jego ojciec – znaleźć sposób na zakończenie Ŝycia. Ale przecieŜ nie musi się tak stać. Jory nie jest podobny do swojego ojca, bardziej przypomina Chrisa. W końcu pozbiera się i wykorzysta wszystkie moŜliwości, jakie mu pozostały. Usiadłam na łóŜku, patrząc na synową, i uświadomiłam sobie, Ŝe właściwie wcale jej nie znam. Nie znam tej dziewczyny, którą widywałam sporadycznie od czasu, gdy miała jedenaście lat. Widziałam piękną, wdzięczną dziewczynę, stale zachwyconą Jorym. – Jakiego rodzaju kobietą jesteś, Melodie? Jaka jesteś? Odwróciła się na plecy i popatrzyła na mnie ze złością. – Nie taka jak ty, Cathy! – prawie krzyknęła. – Ty zrobiona jesteś z czegoś szczególnie twardego. Ja nie. Zostałam zepsuta tak, jak wy psujecie waszą słodką małą Cindy. Byłam jedynym dzieckiem i miałam wszystko, czego tylko zapragnęłam. JuŜ kiedy byłam mała, zorientowałam się, Ŝe Ŝycie nie wygląda tak jak na obrazkach w bajkach. Gdy podrosłam, poszukałam zapomnienia w balecie. Powiedziałam sobie, Ŝe tylko w świecie fantazji mogę znaleźć szczęście. Jory wydawał mi się księciem, na którego czekałam. KsiąŜęta nie upadają i nie uszkadzają sobie rdzenia kręgowego, Cathy, nigdy nie zostają kalekami. Jak mogę Ŝyć z Jorym, kiedy juŜ nie widzę w nim księcia? Jak, Cathy? Powiedz mi, jak mam oślepnąć i sparaliŜować zmysły, Ŝeby nie czuć odrazy, kiedy mnie dotknie. Wstałam. Patrzyłam na jej przekrwione oczy, opuchniętą od płaczu twarz i poczułam podziw dla jej upadku. Była słaba, po prostu była słaba. Naiwnie wierzyła, Ŝe Jory jest ulepiony z innej gliny niŜ pozostali męŜczyźni. – A załóŜmy, Ŝe to ty zostałabyś okaleczona, Melodie. Czy chciałabyś, Ŝeby Jory opuścił cię?
108
Popatrzyła mi prosto w oczy. – Tak, chciałabym. Zostawiłam Melodie płaczącą na łóŜku. Chris czekał na mnie na dole. – Byłoby dobrze, gdybyś pojechała rano, ja odwiedzę go po południu, a Melodie moŜe pojechać do niego wieczorem z Cindy. Jestem pewien, Ŝe ją przekonałaś. – Tak, pojedzie, ale nie dzisiaj – powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. – Chce poczekać, aŜ Jory otworzy oczy i zacznie mówić. Mam więc plan, Ŝeby w jakiś sposób dotrzeć do niego, Ŝeby zaczął reagować. – JeŜeli ktoś moŜe tego dokonać, to tylko ty – mruknął Chris, wtulony w moje włosy. Jory leŜał nieruchomo w szpitalnym łóŜku. PoniewaŜ kręgosłup miał uszkodzony bardzo nisko, istniała szansa, Ŝe pewnego dnia odzyska swoją potencję. Mógłby równieŜ wykonywać pewne ćwiczenia. Kupiłam dwa wielkie kartony róŜnych kwiatów, Ŝeby poukładać je w wysokich wazonach. – Dzień dobry, kochanie – powiedziałam wesoło, wchodząc do małego sterylnego pokoju. Jory nie odwrócił nawet głowy w moją stronę. LeŜał tak, jak zostawiłam go ostatnio, wpatrzony w sufit. Pocałowałam go lekko w chłodny policzek i zaczęłam układać kwiaty. – Będziesz pewnie zadowolony, gdy powiem, Ŝe Melodie nie ma juŜ rannych nudności. Ale prawie cały czas jest zmęczona. Pamiętam, Ŝe teŜ odczuwałam ciągłe zmęczenie, kiedy byłam z tobą w ciąŜy. Ugryzłam się w język, bo straciłam Juliana wkrótce po tym, jak dowiedziałam się, Ŝe jestem w ciąŜy. – To jest dziwne lato, Jory. Nie mogę powiedzieć, Ŝebym przepadała za Joelem. Zdaje się, Ŝe bardzo lubi Barta, ale za to ciągle krytykuje Cindy. I w jego, i w Barta oczach ona nic nie robi w sposób właściwy. Sądzę, Ŝe najlepszym wyjściem byłoby wysłanie Cindy na letni obóz, trwający do czasu rozpoczęcia szkoły na jesieni. Nie uwaŜasz, Ŝe Cindy źle się zachowuje? śadnej odpowiedzi. Starałam się nie zdradzać najmniejszego zniecierpliwienia. Przysunęłam krzesło bliŜej łóŜka i ujęłam rękę Jory’ego. śadnej reakcji. Jakbym trzymała zdechłą rybę. – Jory, zaczną karmić cię doŜylnie – ostrzegłam. – A jeśli nadal będziesz odmawiał
109
jedzenia, wsadzą ci rurkę w inną Ŝyłę i zastosują inne metody, aby utrzymać cię przy Ŝyciu. W końcu maszyna będzie napędzała cię tak długo, aŜ zrezygnujesz z uporu i wrócisz do nas. Nie odezwał się ani nawet nie mrugnął. – W porządku, Jory. Byłam dotąd cierpliwa, ale mam juŜ dosyć! – Zaczęłam mówić ostrym głosem: – Za bardzo cię kocham, aby przyglądać się, jak leŜysz, czekając na śmierć. JuŜ na niczym więcej ci nie zaleŜy, tak? A więc jesteś kaleką i będziesz musiał poruszać się na wózku, dopóki nie zaczniesz chodzić o kulach, jeśli w ogóle będziesz miał takie ambicje. UŜalasz się nad sobą i zastanawiasz się, co będzie dalej. Inni poradzili sobie. Inni urządzili swoje Ŝycie, choć znajdowali się w gorszych warunkach niŜ ty. Ale ty powiedziałeś sobie: „Co mnie obchodzą inni, skoro to jest moje ciało i moje Ŝycie”, i być moŜe masz rację. Nie ma znaczenia, czego dokonali inni, jeśli chcesz rozumować egoistycznie. Powiesz mi, Ŝe nie ma teraz dla ciebie Ŝadnej przyszłości. TeŜ tak myślałam w pierwszej chwili. Nie lubię widzieć cię leŜącego nieruchomo, Jory. To łamie moje serce i serce twojego ojca, a Cindy zadręcza się z niepokoju. Bart jest tak w to zaangaŜowany, Ŝe nie moŜe znieść tych wizyt i twojego widoku, gdy leŜysz bez ruchu. Czy zdajesz sobie sprawę, co robisz Melodie? Ona nosi twoje dziecko, Jory. Całymi dniami płacze. Całkowicie zmieniła się pod wpływem rozmów o twoim braku reakcji i upartej odmowie pogodzenia się z tym, co się juŜ nie odstanie. Jest nam przykro, straszliwie przykro, Ŝe utraciłeś władzę w nogach, ale co innego moŜemy zrobić, niŜ znaleźć najlepsze wyjście z tej nieszczęśliwej sytuacji? Jory, wróć do nas. Potrzebujemy cię. Nie mamy zamiaru bezczynnie przyglądać się, jak się zabijasz. Kochamy cię. Niech to licho weźmie, Ŝe nie moŜesz tańczyć ani chodzić. Chcemy cię tylko Ŝywego, Ŝebyśmy mogli widzieć cię, rozmawiać z tobą. Przemów do nas, Jory. Powiedz cokolwiek. Odezwij się do Melodie, gdy przyjdzie. Zareaguj, gdy cię dotknie... bo w przeciwnym razie utracisz i Melodie, i swoje dziecko. Ona cię kocha, wiesz o tym. Ale Ŝadna kobieta nie moŜe Ŝyć miłością, gdy obiekt jej uczucia odwraca się i odrzucają. Nie przychodzi tutaj, bo nie moŜe znieść faktu, Ŝe odrzucasz nas wszystkich. Podczas tej długiej i namiętnej przemowy nie spuszczałam oczu z jego twarzy, mając
110
nadzieję na choćby najdrobniejszą reakcję. Jakby w nagrodę, zauwaŜyłam drgnięcie mięśnia wokół jego zaciśniętych ust. Zachęcona tym, ciągnęłam: – Telefonowali rodzice Melodie i proponowali jej, Ŝeby na poród przyjechała do nich. Czy chcesz, Ŝeby pojechała przekonana, Ŝe nic więcej nie moŜe dla ciebie uczynić? Jory, proszę, nie rób tego ani nam, ani sobie. Tak wiele moŜesz dać światu. Jesteś kimś więcej niŜ tylko tancerzem, czy nie wiesz tego? Masz wiele talentów, a taniec to tylko jedna gałąź rozłoŜystego drzewa. Dlaczego nigdy nie zacząłeś badać innych gałęzi? Kto wie, co jeszcze mógłbyś odkryć. Pamiętaj, Ŝe ja teŜ zrobiłam z tańca cel mojego Ŝycia i kiedy nie mogłam juŜ tańczyć, nie wiedziałam, co ze sobą począć. Usłyszałam muzykę i zobaczyłam was z Melodie tańczących w salonie. Zamarłam, chciałam wyłączyć muzykę, Ŝeby nie prowokowała mnie do tańca. Dusza moja szybowała w powietrzu... a potem upadłam na ziemię i rozpłakałam się. Ale od kiedy zaczęłam pisać, przestałam myśleć o tańcu. Jory, znajdziesz coś interesującego, coś, co zastąpi ci taniec, wiem, Ŝe tak się stanie. Po raz pierwszy od czasu kiedy dowiedział się, Ŝe juŜ nigdy nie będzie chodził ani tańczył, Jory odwrócił głowę. JuŜ tylko to zaparło mi dech w piersiach z radości. Spojrzał na mnie przelotnie. W jego oczach zobaczyłam nieskrywane błyszczące łzy. – Czy Mel myśli o przeniesieniu się do rodziców? – zapytał ochrypłym głosem. Zaświtała we mnie nadzieja. Nie wiedziałam, co zrobi Melodie, nawet jeŜeli wróciła juŜ do równowagi. Jednak musiałam powiedzieć wszystko wprost, a tak rzadko mi się to udawało. Przegrałam z Julianem. Przegrałam z Carrie. BoŜe, proszę, nie pozwól mi przegrać z Jorym. – Ona cię nigdy nie opuści, jeŜeli powrócisz do niej. Potrzebuje cię, chce cię. Odwróciłeś się od nas, a ona myśli, Ŝe odwróciłeś się równieŜ i od niej. Twoje przedłuŜające się milczenie i odmowa jedzenia były tak wymowne, Jory, Ŝe przeraziły Melodie. Ona nie jest podobna do mnie. Nie potrafi odskoczyć, kopnąć i wrzasnąć. Cały czas płacze. Prawie nic nie je... a przecieŜ jest w ciąŜy, Jory. W ciąŜy z twoim dzieckiem. Przypomnij sobie, jak się czułeś, kiedy dowiedziałeś się, co zrobił twój ojciec, i rozwaŜ, jaki wpływ na dziecko będzie miała twoja śmierć. Pomyśl o tym długo i spokojnie, zanim znowu powrócisz do rozwaŜań, na których jest skupiony twój umysł. Pomyśl o sobie, o tym, jak bardzo chciałeś mieć własnego, rodzonego ojca. Jory, nie bądź taki jak twój ojciec i nie zostawiaj po sobie półsieroty.
111
Nie niszcz nas, niszcząc siebie! – AleŜ mamo! – zawołał z wielką rozpaczą. – Co ja mam robić? Nie chcę siedzieć w wózku inwalidzkim do końca Ŝycia! Jestem wściekły, tak cholernie wściekły, Ŝe chcę pobić wszystkich! CóŜ ja takiego zrobiłem, Ŝeby zasłuŜyć na taką karę? Byłem dobrym synem i wiernym męŜem. A teraz nie mogę juŜ być męŜem. Nie czuję niczego poniŜej pasa. Lepiej, Ŝebym umarł, niŜ miał tak Ŝyć! Schyliłam głowę i przytuliłam policzek do jego dłoni. – MoŜe byłoby lepiej, Jory. Głodź się dalej i umrzyj. I nigdy nie siadaj na wózku inwalidzkim, i nie myśl o nikim z nas. Zapomnij o smutku, jaki nam sprawisz swoim odejściem. Zapomnij o tych wszystkich, których juŜ z Chrisem utraciliśmy. Przystosujemy się, przyzwyczailiśmy się juŜ do straty ludzi, których najbardziej kochamy. Po prostu dopiszemy cię do długiej listy osób, wobec których czujemy się winni... bo będziemy się czuli winni. Będziemy szukali i szukali, aŜ znajdziemy coś, co zaniedbaliśmy, i będziemy to rozdrapywać, aŜ przesłoni nam to świat i zabierze całą radość, i pójdziemy do grobu, winiąc się za jeszcze jedno zmarnowane Ŝycie. – Mamo! Przestań! Nie mogę juŜ tego słuchać! – A ja nie mogę juŜ wytrzymać tego, co ty nam robisz! Jory! Nie poddawaj się. JuŜ nawet sama myśl o poddaniu się nie pasuje do ciebie. Walcz. Tylko spróbuj, a będziesz lepszy, silniejszy, przezwycięŜyłeś bowiem takie przeciwności, jakich inni nie są w stanie nawet sobie wyobrazić. Słuchał. – Nie wiem, czy chcę walczyć. LeŜę tutaj od tamtego wieczoru i myślę o tym, co mogę zrobić. Nie mów mi tylko, Ŝe nie muszę niczego robić, bo jesteśmy bogaci. śycie bez celu jest niczym, wiesz o tym. – A twoje dziecko... niech twoje dziecko stanie się twoim celem. Inny cel to uszczęśliwienie Melodie. Zostań, Jory, zostań... Nie zniosę jeszcze jednej straty, nie zniosę... – I zaczęłam płakać. A przecieŜ postanowiłam nie okazywać słabości. Łkałam i mówiłam załamującym się głosem, nie patrząc na niego. – Po śmierci twojego ojca uznałam dziecko za najwaŜniejszą rzecz w Ŝyciu. MoŜe zrobiłam tak, Ŝeby zagłuszyć w sobie poczucie winy, nie wiem. Ale kiedy pojawiłeś się w dniu
112
świętego Walentego i połoŜyli cię na moim brzuchu tak, Ŝebym mogła cię widzieć, mało mi serce nie pękło z dumy. Byłeś silny i miałeś wesołe niebieskie oczy. Złapałeś mnie za palec i nie chciałeś puścić. Byli tam Paul i Chris. Obaj uwielbiali cię od samego początku. Byłeś szczęśliwym, grzecznym dzieckiem. Myślę, Ŝe wszyscy rozpuszczaliśmy cię, nigdy nie musiałeś płakać, Ŝeby dostać to, co chciałeś. Jory, teraz juŜ wiem, Ŝe nie moŜna cię zepsuć. Przebija z ciebie taka wewnętrzna moc. W końcu będziesz szczęśliwy, Ŝe masz dziecko. Wiem to na pewno. Mówiłam to wszystko dosyć chaotycznie. Myślę, Ŝe Jory’emu było mnie Ŝal. Podniósł rękę i brzegiem białego prześcieradła otarł mi łzy. – Czy masz jakiś pomysł na to, co mógłbym robić na wózku inwalidzkim? – zapytał nieco kpiącym głosem. – Tysiące pomysłów, Jory. Dnia by nie starczyło, Ŝeby je wymienić. MoŜesz uczyć się gry na pianinie, studiować sztukę, uczyć się pisać. MoŜesz zostać instruktorem baletu. śeby to robić, nie musisz sam wszystkiego demonstrować. Potrzebne są jedynie: bogate słownictwo i cierpliwość. MoŜesz teŜ robić coś bardziej światowego, moŜesz zostać doradcą podatkowym, studiować prawo i trochę konkurować z Bartem. Tak naprawdę niewiele jest rzeczy, których nie mógłbyś robić. Wszyscy jesteśmy upośledzeni w taki czy inny sposób. Powinieneś o tym wiedzieć. Bart jest niesprawny w ukryty, niewidoczny sposób. Pomyśl o problemach, które miał wtedy, gdy ty tańczyłeś i wspaniale spędzałeś czas. Był torturowany przez psychiatrów, wdzierających się w jego najgłębsze „ja”. Oczy miał teraz weselsze, pełne nadziei na znalezienie oparcia. – Pomyśl o basenie, który Bart kazał zbudować w ogrodzie. Twoi lekarze powiedzieli, Ŝe masz bardzo silne ramiona i po pewnych ćwiczeniach fizycznych mógłbyś znowu pływać. Co więcej, jest cały świat elektroniki. Warto, Ŝebyś się nim zainteresował. – A co TY byś chciała, Ŝebym robił, mamo? – Głos miał cichy, miękki, ręką gładził moje włosy i patrzył na mnie czule. – śebyś Ŝył, Jory, to wszystko. Oczy miał pełne łez. – A co z tobą, tatą i Cindy? Nie wybieracie się na Hawaje? Od tygodni nie pomyślałam o Hawajach. Popatrzyłam drętwo przed siebie. Jak moglibyśmy wyjechać teraz, gdy Jory został ranny, a Melodie była w takiej rozpaczy? Nie mogliśmy się ruszyć. Foxworth Hall jeszcze raz złapał nas w pułapkę.
113
NIECHĘTNA ZONA Razem z Chrisem zaniedbaliśmy niestety Cindy, większość czasu bowiem spędzaliśmy z Jorym w szpitalu. Cindy zaczynała robić się niespokojna w tym wrogim sobie domu, z Joelem wyraŜającym dezaprobatę, z Bartem, który tylko z niej szydził, i z Melodie, która na nikogo nie zwracała uwagi. – Mamo – jęczała Cindy – mam fatalne wakacje! To okropne lato, najgorsze. Bardzo mi przykro, Ŝe Jory jest w szpitalu i Ŝe nie będzie mógł chodzić ani tańczyć. Chcę zrobić dla niego wszystko, co tylko w mojej mocy, ale co ze mną? Pozwalają mu mieć tylko dwóch gości jednocześnie, a ty z tatą jesteście tam stale. Nawet jak jestem u niego, to przez połowę wizyty nie wiem, co powiedzieć ani co robić. Nie wiem równieŜ, co mam robić ze sobą, gdy tkwię tutaj. Ten dom jest tak odizolowany od świata, Ŝe Ŝyje się tutaj jak na księŜycu; nudno i nudno. Mówiliście, bym nie chodziła do wsi, bym nie chodziła na randki bez waszej wiedzy, a nigdy nie ma was na miejscu, Ŝebym mogła zapytać o zgodę, kiedy ktoś mnie zaprosi. Prosiliście, Ŝebym nie pływała, gdy Bart z Joelem są w pobliŜu. Tak wielu rzeczy mi nie wolno... więc co ja mam robić? – Powiedz mi, co byś chciała robić? – spytałam ze współczuciem. Miała szesnaście lat i oczekiwała przyjemnych wakacji. Dom, który na początku podziwiała, okazał się, pod pewnymi względami, takim samym więzieniem dla niej, jakim stary Foxworth Hall był dla nas. Siedziała na podłodze ze skrzyŜowanymi nogami. – Swoim wyjazdem nie chcę robić przykrości Jory’emu, ale tutaj chyba zwariuję. Melodie zamyka się całymi dniami w pokoju i nie chce mnie wpuścić. Joel przewierca mnie tym swoim starczym spojrzeniem. Bart udaje, Ŝe mnie nie widzi. Dzisiaj przyszedł Ust od mojej koleŜanki, Bary Boswell. Jedzie ona na wspaniały letni obóz, kilkanaście kilometrów na północ od Bostonu. Niedaleko jest letni festiwal teatralny. MoŜna pływać w pobliskim jeziorze, Ŝeglować, tańczyć w kaŜdą sobotę oraz uczyć się róŜnych rzemiosł. Lubię przebywać z dziewczętami w moim wieku i uwaŜam, Ŝe taki właśnie obóz podobałby mi się. MoŜecie sprawdzić, czy ma dobrą opinię, ale pozwólcie mi tam pojechać, proszę, zanim zupełnie zwariuję.
114
Tak chciałam, Ŝebyśmy to lato spędzili wszyscy razem, Ŝebyśmy się wzajemnie poznali, a ona chce wyjechać, zanim jeszcze zdołałam poświęcić jej trochę czasu. Ale rozumiałam to. – Porozmawiam z twoim ojcem dzisiaj wieczorem – obiecałam. – Chcemy, Ŝebyś była szczęśliwa, Cindy, wiesz o tym. Przykro mi, Ŝe zajęci Jorym, zaniedbaliśmy cię. Porozmawiajmy teraz o tobie. Co z chłopcami, których poznałaś na przyjęciu Barta? Czy utrzymujesz z nimi kontakty? – Bart z Joelem pochowali kluczyki od samochodów, tak Ŝe nie mogę stąd odjechać. A zrobiłabym to bez względu na pozwolenie. Chciałam wymknąć się przez okno, ale wszystkie okna są tak wysoko nad ziemią, Ŝe bałam się, iŜ zrobię sobie krzywdę. Cały czas myślę o chłopcach. Brak mi ich towarzystwa, spotkań, potańcówek. Wiem, co myślisz, bo Joel stale mruczy, Ŝe nie mam zasad moralnych... Bardzo staram się ich przestrzegać, naprawdę staram się. Jednak nie wiem, jak długo uda mi się zachować dziewictwo. Mówię sobie, Ŝe mam być staromodna i dotrwać do ślubu, ale planuję nie wychodzić za mąŜ przed trzydziestką. CóŜ, kiedy wychodzę z chłopakiem, który mi się podoba, i on zaczyna nalegać, to chcę się poddać. Lubię to uczucie podniecenia i to przyspieszone bicie serca. Moje ciało chce, Ŝeby to się stało. Mamo, dlaczego nie mogę znaleźć tej siły, którą ty masz? Jak ja odnajdę siebie? Obracam się w świecie, który nie wie naprawdę, czego chce. Mówisz mi to cały czas. Więc jeŜeli świat nie wie, to skąd ja mam wiedzieć? Chcę być taka, jaką pragniesz mnie widzieć, słodka i niewinna, ale jednocześnie chcę być pociągająca. To się wzajemnie wyklucza. Chcę, Ŝebyście z tatą zawsze kochali mnie, tak więc staram się być taka słodka, za jaką mnie uwaŜacie. Ale ja nie jestem tak niewinna, mamo. ZaleŜy mi na tym, Ŝeby wszyscy przystojni chłopcy kochali się we mnie, i któregoś dnia nie będę potrafiła się im oprzeć. Uśmiechnęłam się, widząc jej zatroskaną buzię i spojrzenie pełne obaw, Ŝe mnie zaszokowała. Domyśliłam się równieŜ, Ŝe się przestraszyła, iŜ mówiąc to, zaprzepaściła szansę na wyrwanie się z Foxworth Hall. Objęłam ją ramionami. – Przestrzegaj zasad moralności, Cindy. Jesteś zbyt utalentowana i zbyt piękna, Ŝebyś mogła pozwolić sobie na zmarnowanie Ŝycia. Trzymaj się godnie, to i inni będą cię szanowali. – Ale, mamo, jak mogę mówić „nie” i nadal być lubiana przez chłopców? – Cindy, jest mnóstwo chłopców, którzy nie oczekują, Ŝe się im oddasz, i to tych ci potrzeba. Ci, którzy Ŝądają tylko ciała, najprawdopodobniej porzucą cię, gdy otrzymają to, co
115
chcieli. Jest coś takiego w męŜczyznach, co powoduje, Ŝe chcą posiąść kaŜdą kobietę, szczególnie tak wyjątkowo piękną jak ty. Pamiętaj równieŜ o tym, Ŝe kiedy nie są naprawdę zakochani, to później omawiają i komentują między sobą najbardziej intymne szczegóły. – Mamo! Z tego, co mówisz, wynika, Ŝe kaŜda kobieta tkwi w pułapce! Ja nie chcę być złapana w pułapkę, ja chcę ich złapać! Ale muszę wyznać, Ŝe nie potrafię sprzeciwiać się. Przez Barta czuję się tak niepewna siebie. To przez niego chcę, aby chłopcy przekonali mnie, Ŝe jest inaczej. Ale od dzisiaj za kaŜdym razem, gdy jakiś oferma weźmie mnie na tylne siedzenie samochodu i powie, Ŝe będzie chory, jeśli nie zaspokoję jego chuci, przestanę go Ŝałować. Po prostu pomyślę o tobie i o tacie i palnę go w łeb albo wsadzę mu kolano tam, gdzie zrobi mu sporą krzywdę. Rozśmieszyła mnie. Roześmiałam się pierwszy raz od tygodni. – W porządku, kochanie, wiem, Ŝe w końcu postąpisz tak, jak trzeba. Porozmawiajmy więc lepiej o tym letnim obozie, Ŝebym mogła podać ojcu wszystkie szczegóły. – Czy to znaczy, Ŝe nie zaprzepaściłam swoich szans? – zapytała zachwycona. – Oczywiście, Ŝe nie. Myślę, iŜ Chris przyzna, Ŝe potrzebujesz trochę odpoczynku od tej tragedii. Chris zgodził się, uwaŜając podobnie jak ja, Ŝe szesnastoletnia dziewczyna musi rozerwać się w czasie wakacji. Gdy Cindy dowiedziała się o tym, odwiedziła Jory’ego i wszystko mu opowiedziała. – To, Ŝe teraz wyjeŜdŜam, nie znaczy, Ŝe się nie przejmuję, ale jestem juŜ tak cholernie znudzona, Jory. Będę często pisała i przysyłała ci małe prezenty. Uściskała go, ucałowała, a jej łzy kapnęły na jego gładko ogoloną twarz. – Nic nie moŜe pozbawić cię tego, kim jesteś, Jory, tego czegoś, co czyni cię tak wyjątkowym, a co nie mieszka w twoich nogach. Chciałabym mieć cię na własność, gdybyś nie był moim bratem. – Tak, na pewno – powiedział z pewną ironią. – W kaŜdym razie dziękuję. Zostawiliśmy Jory’ego pod opieką pielęgniarki i zawieźliśmy Cindy na najbliŜsze lotnisko. Ucałowaliśmy ją na poŜegnanie. Chris wręczył córce kieszonkowe. Zadowolona z tej sumy, jeszcze raz pocałowała go, po czym cofnęła się, machając nam z zapałem.
116
– Będę pisać prawdziwe listy, a nie tylko kartki, i przyślę wam zdjęcia. Dzięki za wszystko – obiecała. – Pamiętajcie, Ŝeby pisać często i szczegółowo o wszystkim. A tak w ogóle to Ŝycie w Foxworth Hall podobne jest do jakiejś ponurej, mrocznej i tajemniczej powieści. Najgorsze, Ŝe to rzeczywistość. W drodze do szpitala Chris opowiedział mi o swoich planach. Nie mogliśmy przenieść się na Hawaje i zostawić Jory’ego na niepewnej łasce Barta i Joela. Melodie nie była w stanie zatroszczyć się o siebie, a co dopiero mówić o męŜu w gorsecie, nawet gdyby wynajęła pielęgniarkę. Ani Jory, ani Melodie nie byli w formie pozwalającej na długą podróŜ samolotem i na wielomiesięczny pobyt na Hawajach. – Nie wiem, co ze sobą zrobię, gdy Jory wróci do Foxworth i będzie miał stałą opiekę. Nie będzie potrzebował mnie przez cały czas. Poczuję się niepotrzebny, chyba Ŝe znajdę sobie coś waŜnego, Cathy. Nie jestem starym człowiekiem. Mam jeszcze wiele dobrych lat przed sobą. Ze smutkiem odwróciłam głowę i popatrzyłam na niego. Nie odrywał wzroku od szosy. – Medycyna zawsze odgrywała waŜną rolę w moim Ŝyciu – ciągnął, nie patrząc mi w oczy. – Nie znaczy to, Ŝe będę poświęcał więcej czasu wykonywaniu zawodu niŜ tobie i rodzinie. Przypomnij sobie tylko, co dla Jory’ego znaczyło przerwanie kariery... Przesunęłam się na siedzeniu i połoŜyłam głowę na ramieniu Chrisa, mówiąc przerywanym głosem, Ŝeby robił to, co uwaŜa za właściwe. – Pamiętaj jednak – powiedziałam – Ŝe lekarz powinien mieć nieskazitelną przeszłość, a któregoś dnia mogą pojawić się plotki na nasz temat. Przytaknął, mówiąc, Ŝe rozwaŜał juŜ to. Tym razem zamierza zająć się pracą naukową. Nie będzie spotykać ludzi, którzy mogliby rozpoznać go jako Foxwortha. Przemyślał juŜ całkowicie tę sprawę. Znudził się bezczynnym siedzeniem w domu. Musi zająć się czymś waŜnym, bo w przeciwnym razie utraci swoją, tak mu potrzebną, toŜsamość. Przybrałam pogodny wyraz twarzy, chociaŜ serce ścisnęło mi się, gdyŜ marzenia Chrisa o zamieszkaniu na Hawajach były równieŜ moimi marzeniami. Trzymając się pod rękę, weszliśmy do tego ogromnego domu, czekającego na nas niczym szeroko otwarta paszcza. Melodie tkwiła zamknięta w swoim pokoju. Joel w swoim małym, nieumeblowanym pomieszczeniu klęczał, modląc się przy pojedynczej świeczce. – Gdzie jest Bart? – zapytał Chris, rozglądając się wokoło. Wydawał się zdziwiony, Ŝe
117
ktoś chce spędzać wiele godzin w tak ponurym miejscu. Joel skrzywił się, a potem słabo uśmiechnął, jakby przypomniał sobie, Ŝe ma wyglądać przyjaźnie. – Bart wyszedł upić się w jakimś barze. Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe Bart robi takie rzeczy. Wyrzuty sumienia z powodu przedstawienia, które złamało bratu karierę? śal z powodu wyjazdu Cindy? Czy Bart potrafił odczuwać Ŝal? Nie wiedziałam. Przyglądałam się bezmyślnie Joelowi – był chyba bardzo zaniepokojony, ale co za róŜnicę mogło stanowić dla niego zachowanie Barta? Stary człowiek szedł za nami, tak jak zazwyczaj chodził za Bartem. – Powinien o tym wiedzieć – mruczał Joel. – W barach gnieŜdŜą się dziwki i nierządnice. PrzecieŜ ostrzegałem go przed nimi. Zaintrygowały mnie jego słowa. – Jaka jest róŜnica pomiędzy dziwką a nierządnicą, Joel? Skierował na mnie mgliste spojrzenie. Przesłonił oczy kościstą dłonią, jakby oślepiło go światło. – Czy kpisz ze mnie, siostrzenico? Biblia wspomina o obu, tak więc musi być jakaś róŜnica. – MoŜe dziwka jest czymś gorszym od nierządnicy albo odwrotnie? Czy o tym myślałeś? Spojrzał na mnie, dając mi swoimi wyblakłymi oczami do zrozumienia, Ŝe męczę go głupimi pytaniami. – A więc to są ulicznice, Joel; dzisiaj mamy kurwy, cali girls i prostytutki. Czy one mieszczą się gdzieś pomiędzy dziwkami a nierządnicami, czy teŜ na jedno wychodzi? Wzrok mu stwardniał, gdy przeszył mnie ostrym spojrzeniem świętego. – Nie lubisz mnie, Catherine. Dlaczego mnie nie lubisz? Co ja takiego zrobiłem, Ŝe mi nie dowierzasz? Zostanę tutaj, aby uchronić Barta przed jego najgorszymi cechami, albo jeszcze dzisiaj wyjadę, przez ciebie, a jestem Foxworthem bardziej niŜ ty. – Nagle zmienił się na twarzy, wykrzywił usta. – Nie, odwrotnie. Ty jesteś dwa razy bardziej Foxworth niŜ ja. Nienawidziłam go za to przypomnienie! Jednak zdołał mnie zawstydzić. JakŜe błędnie tłumaczyłam sobie jego ciche sygnały. Nie broniłam się ani nie protestowałam, Ŝeby go nie umacniać na zwycięskiej pozycji. RównieŜ Chris nie powiedział ani słowa, aby zapobiec konfrontacji, która – czuł to – prędzej czy później nastąpi.
118
– Nie wiem, dlaczego miałabym ci nie dowierzać, Joel – powiedziałam głosem łagodniejszym, niŜ zazwyczaj odzywałam się do niego. – MoŜe dlatego, Ŝe zbyt broniłeś swojego ojca i wzbudziłeś we mnie wątpliwości, czy róŜnisz się od niego choć trochę? Bez słowa, raczej z udawanym smutkiem na twarzy, odwrócił się i odszedł, powłócząc nogami, z rękami znowu schowanymi w niewidzialnych rękawach zakonnego habitu. Tego samego popołudnia, kiedy Melodie uparła się, Ŝeby samotnie zjeść obiad w swoim pokoju, powzięłam decyzję. Nawet jeŜeli nie będzie chciała, nawet jeŜeli będzie się opierała, zabiorę ją do Jory’ego! Wkroczyłam do jej pokoju i bez słowa sprzątnęłam tacę z prawie nietkniętym obiadem. Melodie miała na sobie tę samą zmiętą suknię, której nie zdejmowała od kilku dni. Wyciągnęłam z garderoby jej najładniejszy letni kostium i rzuciłam na łóŜko. – Weź prysznic, Melodie, i umyj włosy. Ubierz się gustownie. Jedziesz dzisiaj odwiedzić Jory’ego bez względu na to, czy ci się to podoba, czy teŜ nie. Natychmiast podskoczyła i zaczęła protestować, krzycząc histerycznie, Ŝe nie moŜe jeszcze pójść, Ŝe nie jest jeszcze gotowa, a ja nie mogę jej zmuszać do czegoś, czego ona nie chce robić. Zignorowałam to, co mówiła, i krzyknęłam, Ŝe ma się pospieszyć, bo nigdy nie będzie gotowa, i Ŝe nie pomogą Ŝadne tłumaczenia, musi jechać. – Nie moŜesz mnie zmusić do niczego! – krzyczała Melodie z pobladłą twarzą, cofając się. Potem łkając błagała mnie, Ŝeby dać jej więcej czasu na oswojenie się z myślą o kalectwie Jory’ego. Odpowiedziałam, Ŝe miała wystarczająco duŜo czasu. Ja juŜ się oswoiłam, i Chris, tak samo Cindy... a ona moŜe udawać; w końcu jest zawodowo przygotowana do odgrywania ról. Musiałam dosłownie zaciągnąć Melodie pod prysznic i wepchnąć do kabiny, bo chciała wziąć kąpiel w wannie. Ale znałam juŜ te jej kąpiele w wannie. Siedziałaby tak długo, aŜ pomarszczyłaby się jej skóra i minęły godziny odwiedzin. Czekając przed drzwiami kabiny, ponaglałam Melodie do pośpiechu. Wyszła owinięta w ręcznik, ciągle zapłakana, w jej błękitnych oczach kryło się błaganie o litość. – Przestań ryczeć! – rozkazałam synowej, prowadząc ją do garderoby. – Będę suszyła ci włosy, a ty w tym czasie zrób sobie makijaŜ, i to tak dobrze, Ŝeby nie było widać tych czerwonych obrzęków pod oczami, bo Jory jest bardzo spostrzegawczy. Musisz przekonać go, Ŝe twoja miłość do niego nie zmieniła się.
119
Susząc jej piękne miodowe włosy, mówiłam, Ŝe musi znaleźć odpowiednie słowa i przybrać właściwy wyraz twarzy. Jej włosy miały wspaniały połysk i głęboki kolor, ale nie były tak rude jak moje. Poza tym były grubsze i zdrowsze. Delikatnie spryskałam Melodie ulubionymi perfumami Jory’ego, ona zaś stała jak w transie, nie wiedząc, co dalej ze sobą począć. Przytuliłam ją, a potem popchnęłam w kierunku drzwi. – Chodź, Melodie, nie będzie tak źle. Jory cię kocha i potrzebuje. Kiedy się tam juŜ znajdziesz, a on spojrzy na ciebie, zapomnisz, Ŝe ma sparaliŜowane nogi. Będziesz instynktownie wiedzieć, jak się zachować i co mówić. Wiem to, bo go kochasz. Blada pod makijaŜem, wciąŜ stała, patrząc na mnie pustym wzrokiem, widocznie miała co do tego wątpliwości. Tymczasem Bart wrócił z jakiegoś baru, gdzie został obsłuŜony wystarczająco dobrze, Ŝeby uginały się pod nim kolana i Ŝeby miał rozbiegane oczy. Opadł w głęboki fotel i wyciągnął przed siebie nogi. Za nim, jak umierająca palma, kołysał się Joel. – Dokąd jedziecie? – zapytał Bart niewyraźnym głosem, gdy próbowałam niepostrzeŜenie przemycić Melodie przez hol do garaŜu. – Do szpitala – powiedziałam, ciągnąc Melodie w kierunku wielkiego garaŜu. – UwaŜam, Ŝe nadszedł czas, Ŝebyś i ty znowu odwiedził swojego brata, Bart. Nie dzisiaj, ale jutro. Kup mu jakiś prezent, który ucieszy go... On tam wariuje, nic nie robiąc. – Melodie, nie musisz tam jechać, jeŜeli tego nie chcesz – powiedział Bart, próbując wstać. – Nie pozwól wodzić się za nos mojej apodyktycznej matce. Cała drŜała, cofała się, milcząco prosząc go o pomoc. Brutalnie pociągnęłam ją za sobą i wepchnęłam do samochodu. Bart, zataczając się, wszedł do garaŜu. Wołał do Melodie, Ŝe ją uwolni... potem stracił równowagę i upadł na podłogę. Nacisnęłam elektryczny przycisk otwierający wielkie drzwi garaŜowe i wyjechałyśmy. Całą drogę do Charlottesville, aŜ do momentu zaparkowania na przyszpitalnym parkingu, Melodie trzęsła się od płaczu i próbowała przekonać mnie, Ŝe jej wizyta moŜe Jory’emu bardziej zaszkodzić, niŜ pomóc. Całą tę drogę próbowałam upewnić ją, Ŝe potrafi zapanować nad sytuacją. – Melodie, proszę, wejdź do pokoju z uśmiechem. Wejdź z tą królewską godnością, którą
120
zawsze emanujesz. A kiedy znajdziesz się przy łóŜku, uściskaj go i ucałuj. Przytaknęła, zupełnie jak przeraŜone dziecko. Wcisnęłam jej róŜe i inne starannie zapakowane prezenty, a wśród nich i ten, który wybrała, Ŝeby dać go Jory’emu po przyjęciu urodzinowym Barta. – Powiedz mu, Ŝe nie byłaś u niego do tej pory dlatego, Ŝe byłaś osłabiona i chora. Tłumacz się zresztą, jak chcesz. Ale nawet nie wolno ci wspomnieć, Ŝe nie czujesz się juŜ jego Ŝoną. Przytaknęła sztywno jak robot, zmuszając się do dotrzymania mi kroku. Wychodząc z windy na szóstym piętrze, natknęłyśmy się na Chrisa idącego korytarzem. Rozpromienił się na widok Melodie. – Wspaniale, Melodie – powiedział i uściskał ją, potem zwrócił się do mnie. – Wyszedłem i kupiłem Jory’emu obiad i coś dla siebie. Jory jest w dosyć dobrej formie. Wypił całe mleko i zjadł dwa kawałki placka orzechowego. Zawsze bardzo lubił placek orzechowy. Melodie, spróbuj, jeśli zdołasz, namówić go, Ŝeby zjadł jeszcze ten placek. Traci na wadze, a ja chciałbym to zatrzymać. Stała bez słowa. Kiwnęła głową, patrząc w kierunku drzwi z numerem sześćset sześć, jakby za nimi znajdowało się krzesło elektryczne. Chris klepnął ją przyjacielsko w ramię, pocałował mnie i odwrócił się. – Idę porozmawiać z lekarzami. Przyjdę później i zabiorę was do domu. Starałam się, jak mogłam, ale nie byłam pewna siebie, gdy skierowałam Melodie w stronę zamkniętych drzwi pokoju Jory’ego. Miał obsesję na punkcie zamykania drzwi, tak aby nikt obcy nie mógł zobaczyć byłej gwiazdy baletu leŜącej bezradnie w łóŜku. Zapukałam w umówiony sposób: raz, a potem dwa razy. – Jory, to tylko ja, mama. – Wejdź, mamo! – zawołał weselszym niŜ zazwyczaj głosem. – Tata powiedział mi, Ŝe za chwilę będziesz. Mam nadzieję, Ŝe przyniosłaś mi dobrą ksiąŜkę. Skończyłem... – Przerwał na widok wchodzącej Melodie. PoniewaŜ dzwoniłam do Chrisa i powiedziałam mu o swoich planach, Chris pomógł Jory’emu przebrać się. Jory miał teraz na sobie niebieską jedwabną górę od piŜamy. Włosy miał starannie uczesane, twarz gładko ogoloną. Był, po raz pierwszy od wypadku, ostrzyŜony. Wyglądał lepiej niŜ kiedykolwiek od czasu tego okropnego wieczoru.
121
Próbował się uśmiechnąć. Nadzieja zabłysła w jego oczach na widok Melodie. Stanęła tam, gdzie ją popchnęłam, i nie zrobiła kroku w kierunku Jory’ego. Wyczekujący uśmiech zamarł mu na ustach, gdy próbował ukryć swoją tęsknotę... niepewny płomyk nadziei, gdy próbował spotkać jej spojrzenie. Unikała jego wzroku. Uśmiech zniknął mu z twarzy wraz z płomykiem nadziei w oczach. Teraz Jory miał juŜ martwe oczy. Odwrócił twarz do ściany. Podeszłam z tyłu do Melodie, popchnęłam ją w kierunku łóŜka, zanim jeszcze spojrzałam, jaki ona ma wyraz twarzy. Stała z rękami pełnymi czerwonych róŜ i prezentów, przyrośnięta do podłogi i trzęsąca się jak osika na wietrze. Dałam jej ostrego kuksańca. – Powiedz coś – szepnęłam. – Hej, Jory – powiedziała drŜącym, słabym głosem. Popchnęłam ją bliŜej. – Przyniosłam ci róŜe... – dodała. Nadal miał twarz zwróconą do ściany. Znowu trąciłam ją. Pomyślałam, Ŝe powinnam wyjść i zostawić ich samych; przestraszyłam się jednak, Ŝe kiedy to zrobię, ona odwróci się i ucieknie. – Przepraszam, Ŝe do tej pory nie odwiedziłam cię – powiedziała Melodie, jąkając się i przysuwając pomaleńku do jego łóŜka. – Przywiozłam ci równieŜ prezenty... parę drobiazgów. Twoja matka mówiła, Ŝe ich potrzebujesz. Odwrócił gwałtownie głowę. Ciemne oczy miał pełne gniewu i oburzenia. – I moja matka zmusiła cię do przyjścia, tak? A więc nie musisz tu zostawać. Doręczyłaś mi te róŜe i prezenty, a teraz wynoś się juŜ! Melodie załamała się; upuściła róŜe na łóŜko, a prezenty na podłogę. Krzyknęła, gdyŜ chciała wziąć go za rękę, a on ją gwałtownie usunął. – Kocham cię, Jory... i jest mi przykro, tak przykro... – Ani przez chwilę nie wątpię, Ŝe jest ci przykro! – krzyczał. – Przykro widzieć, jak cała wspaniałość zniknęła w jednej chwili i zostałaś związana z męŜem kaleką. A więc nie jesteś związana, Melodie! MoŜesz wystąpić jutro o rozwód i wyjechać stąd. Odwracając się w kierunku drzwi, byłam przepełniona współczuciem dla niego... i dla niej. Wymknęłam się cicho z pokoju, zostawiając drzwi uchylone na tyle, Ŝeby słyszeć i widzieć, co się tam dzieje. Bałam się, Ŝe Melodie skorzysta z okazji i wyjdzie albo zrobi coś, co zabije w Jorym wolę Ŝycia. Z całej duszy chciałam temu zapobiec.
122
Melodie pozbierała rozsypane kwiaty, wyrzuciła do kosza uschnięte rośliny, w przylegającej łazience nalała wody do wazonu, a potem poukładała w nim czerwone róŜe. Robiła to tak starannie i tak długo, jakby w ten sposób mogła powstrzymać Jory’ego od załamania się. Kiedy skończyła, odwróciła się w stronę łóŜka i podniosła trzy prezenty. – Czy chcesz, Ŝeby je otworzyć? – spytała niepewnie. – Niczego nie potrzebuję – powiedział stanowczo, znowu wpatrując się w ścianę, tak Ŝe widziała tylko tył jego zmierzwionej czupryny. Zaczerpnęła skądś odwagi. – Myślę, Ŝe spodoba ci się to, co jest w środku. Wiele razy słyszałam, jak mówiłeś, czego byś chciał... – Wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, to tańczyć do czterdziestki – powiedział zdławionym głosem. – Teraz to juŜ przeszłość i nie potrzebuję ani Ŝony, ani partnerki do tańca, niczego nie chcę i nie potrzebuję. PołoŜyła prezenty na łóŜku i stała, wykręcając blade, szczupłe ręce, a z oczu zaczęły jej kapać łzy. – Kocham cię, Jory – załkała. – Chciałam wszystko zrobić dobrze, ale nie jestem tak dzielna jak twoja matka i ojciec i dlatego nie odwiedziłam cię do tej pory. Twoja matka chciała, bym powiedziała, Ŝe byłam chora i nie mogłam przyjść, ale ja mogłam. Siedziałam w domu i płakałam, i miałam nadzieję, Ŝe znajdę siłę, Ŝeby uśmiechnąć się, kiedy w końcu tutaj przyjdę. Przyszłam, wstydząc się swojej słabości, tego, Ŝe nie robię wszystkiego, co powinnam, teraz, kiedy mnie potrzebujesz... Im dłuŜej nie przychodziłam, tym trudniej mi było przełamać się. Bałam się, Ŝe nie będziesz rozmawiał ze mną, nie będziesz patrzył na mnie i Ŝe zrobię coś głupiego, co spowoduje, Ŝe mnie znienawidzisz. Nie chcę rozwodu, Jory. Nadal jestem twoją Ŝoną. Chris zaprowadził mnie wczoraj do ginekologa; nasze dziecko rozwija się normalnie. Nieśmiało sięgnęła po jego rękę. Szarpnął nią spazmatycznie, jakby jej ręka parzyła, ale nie odsunął jej. To Melodie odsunęła swoją. Z miejsca, gdzie stałam, widziałam wyraźnie twarz Jory’ego, widziałam równieŜ, Ŝe płacze i stara się to ukryć przed Melodie. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy tak stałam, czując się jak intruz niemający prawa podglądać i podsłuchiwać. A mimo to nie mogłam się ruszyć.
123
Pamiętałam, Ŝe kiedyś odeszłam na chwilę od Juliana, a gdy wróciłam, on juŜ nie Ŝył. Jaki ojciec, taki syn, jaki ojciec, taki syn – uderzał w mojej głowie bęben strachu. Spróbowała dotknąć jego włosów. – Nie odwracaj się ode mnie, Jory. Spójrz na mnie. Niech zobaczę, Ŝe nie znienawidziłeś mnie za to, iŜ nie było mnie przy tobie wtedy, kiedy najbardziej byłam potrzebna. Krzycz na mnie, bij mnie, ale nie odmawiaj rozmowy. Wszystko mi się pogmatwało. Nie mogę spać po nocach, czuję, Ŝe powinnam była powstrzymać cię od zatańczenia roli Samsona. Nigdy nie znosiłam tego właśnie baletu, ale nie chciałam ci tego mówić, bo opracowywałeś jego choreografię i byłeś z niej zadowolony. – Otarła łzy i uklękła obok łóŜka. Ujęła ręce Jory’ego i pochyliła głowę. Jej niski głos z trudem dochodził do moich uszu. – MoŜemy urządzić nasze wspólne Ŝycie. MoŜesz nauczyć mnie, jak Ŝyć. Gdziekolwiek poprowadzisz, Jory, pójdę za tobą... Powiedz mi tylko, Ŝe chcesz, abym została. MoŜe dlatego, Ŝe Melodie miała twarz ukrytą w jego dłoniach, a jej łzy zmoczyły mu ręce, odwrócił głowę i popatrzył na nią z tragicznym cierpieniem w oczach. Przełknął ślinę i przemówił, wycierając jej łzy brzegiem prześcieradła. – Nie chcę, Ŝebyś została, jeŜeli Ŝycie ze mną miałoby stać się dla ciebie cięŜarem. Zawsze moŜesz powrócić do Nowego Jorku i tańczyć z innymi partnerami. To, Ŝe jestem kaleką, nie oznacza, Ŝe ty równieŜ musisz być sparaliŜowana. Masz swoją karierę i lata owocnej pracy przed sobą. Więc odejdź, Mel, z moim błogosławieństwem... nie potrzebuję cię teraz. Pękało mi serce, bo wiedziałam, Ŝe jest całkiem odwrotnie. Spojrzała na niego. MakijaŜ miała całkiem rozmazany od płaczu. – Jak mogłabym Ŝyć sama, Jory? Zostanę. Będę ze wszystkich sił starała się być dobrą Ŝoną. – Przerwała, a ja pomyślałam, Ŝe to źle, cholernie źle. Dała mu bowiem czas na to, Ŝeby uświadomił sobie, iŜ niepotrzebna mu Ŝona, tylko pielęgniarka i towarzyszka, a takŜe matka dla jego dziecka. Zamknęłam oczy i zaczęłam się modlić. BoŜe, pozwól jej znaleźć właściwe słowa. Dlaczego nie mówi mu, Ŝe balet bez niego nie ma dla niej Ŝadnego znaczenia? Dlaczego nie powiedziała, Ŝe liczy się tylko jego szczęście? Melodie, Melodie, powiedz
124
coś, co pozwoli mu uwierzyć, Ŝe jego kalectwo jest bez znaczenia, Ŝe zawsze zostanie tym męŜczyzną, którego pokochała. Ale ona nie powiedziała niczego takiego. Odpakowała i pokazała mu prezenty, podczas gdy on przyglądał się jej coraz smutniejszymi oczami. Podziękował jej za powieść, którą mu przyniosła (wybraną przeze mnie); podziękował za podróŜny zestaw do golenia, składający się z maszynki elektrycznej, zwykłej maszynki na Ŝyletki o podwójnym ostrzu, piany do golenia i pędzla w srebrnym uchwycie oraz okrągłego lusterka z niezawodną przyssawką, umoŜliwiającą mocowanie w dowolnym miejscu. Był tam równieŜ zabawny srebrny kubek zawierający mydło, wodę kolońską i płyn po goleniu. Na koniec otworzyła najwspanialszy prezent – wielką mahoniową szkatułkę z farbami wodnymi. Chris zamierzał nauczyć Jory’ego malowania tą techniką zaraz po jego powrocie do domu. Jory dłuŜszą chwilę wpatrywał się w farby, jednak bez większego zainteresowania, po czym odwrócił głowę. – Masz dobry gust, Mel. Pochyliła głowę. – Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? – Nie. Idź juŜ. Jestem śpiący. Miło było znowu cię widzieć, ale jestem zmęczony. Cofnęła się z wahaniem, a mnie serce krwawiło za nich oboje. Tak bardzo byli zakochani przed wypadkiem, lecz cała ta namiętność utonęła w potopie jej szoku i jego upokorzenia. Wkroczyłam do pokoju. – Mam nadzieję, Ŝe niczego nie przerywam, ale myślę, Ŝe Jory jest juŜ zmęczony, Melodie. – Uśmiechnęłam się wesoło do obojga. – Jory, zobaczysz, co zaplanowaliśmy na twój powrót do domu. JeŜeli malowanie nie interesuje cię w tej chwili, to zainteresuje cię później. W domu czeka na ciebie mnóstwo innych rzeczy. Będziesz pewnie ciekaw, ale nie mogę ci niczego powiedzieć. To ma być wielka powitalna niespodzianka. Chciałam go objąć, ale nie było to łatwe, gdyŜ z powodu gorsetu tułów miał duŜy i cięŜki. Pocałowałam go w policzek, potarmosiłam za włosy i ścisnęłam palce. – Wszystko będzie dobrze, kochanie – szepnęłam. – Musi się nauczyć, tak jak i ty, akceptować to. Bardzo się stara, a jeśli nie powiedziała słów, których oczekiwałeś, to dlatego, Ŝe jest jeszcze zszokowana i nie potrafi jasno myśleć. Uśmiechnął się ironicznie.
125
– Tak, mamo, z pewnością. Po prostu kocha mnie tak samo jak wtedy, gdy mogłem chodzić i tańczyć. Nic się nie zmieniło. Melodie wyszła juŜ z pokoju i czekała na mnie na korytarzu, tak Ŝe nic z tego nie słyszała. W drodze do domu stale powtarzała: – Och, BoŜe, mój BoŜe... och, mój BoŜe... co my teraz zrobimy? – Świetnie się spisałaś, Melodie, po prostu świetnie. Następnym razem będzie jeszcze lepiej – powiedziałam wesoło. Minął tydzień. Druga wizyta Melodie wypadła lepiej, a trzecia nawet jeszcze lepiej. Moja synowa juŜ nie stawiała oporu, kiedy mówiłam jej, gdzie ma iść. Wiedziała bowiem, Ŝe opór na nic się nie zda. Pewnego dnia siedziałam w swojej gotowalni przed długim lustrem, starannie malując sobie rzęsy. Pojawił się Chris z rozradowaną miną. – Mam ci coś wspaniałego do powiedzenia – zaczął. – W ubiegłym tygodniu odwiedziłem zespół naukowy na uniwersytecie i złoŜyłem podanie o przyjęcie do grupy prowadzącej badania nad rakiem. Mają oni, oczywiście, świadomość, Ŝe jestem tylko biochemikiem amatorem. Jednak niektóre z moich odpowiedzi zainteresowały ich i poprosili mnie, Ŝebym przyłączył się do zespołu. Cathy, drŜę z radości na myśl, Ŝe będę miał coś konkretnego do roboty. Bart zgodził się, Ŝebyśmy zostali tutaj tak długo, jak będziemy chcieli, albo dopóki on się nie oŜeni. Rozmawiałem z Jorym – chce być blisko nas. Jego mieszkanie w Nowym Jorku jest bardzo małe. Tutaj są szerokie korytarze i przestronne pokoje, po których będzie mógł swobodnie poruszać się na wózku. Teraz mówi, Ŝe nigdy nie będzie go uŜywał, ale zmieni zdanie, gdy tylko zdejmą mu gorset. Entuzjazm Chrisa do nowej pracy był zaraźliwy. Chciałam widzieć go zadowolonego, zajętego czymś, co odwróciłoby jego uwagę od problemów z Jorym. Posadził mnie na kolanach, aby szybko dokończyć historię. Niektórych rzeczy nie rozumiałam, bo często zapominał się i przechodził na medyczny Ŝargon, co brzmiało dla mnie jak tureckie kazanie. – Czy będziesz szczęśliwy, Chris? To takie waŜne, Ŝebyś robił w Ŝyciu to, co chcesz. Szczęście Jory’ego jest równieŜ waŜne, ale nie chciałabym, Ŝebyś siedział tutaj, gdy Bart zacznie być nieznośny. Bądź szczery, Chris... czy będziesz tolerował Barta tylko ze względu na to, by Jory miał wspaniałe miejsce do mieszkania? – Catherine, moja droga, będę szczęśliwy tak długo, jak długo ty tutaj będziesz.
126
Jeśli chodzi o Barta, to wytrzymałem z nim juŜ tyle lat, Ŝe wytrzymam jeszcze tyle, ile będzie trzeba. Wiem, kto przeprowadzi Jory’ego przez ten krytyczny okres. Ja mogę trochę pomóc, ale to ty przynosisz mu radość swoim gawędziarstwem, wesołością, naręczami prezentów i ciągłymi zapewnieniami, Ŝe Melodie zmieni się. On kaŜde twoje słowo rozwaŜa tak, jakby pochodziło wprost od Boga. – Ale ty będziesz stale wyjeŜdŜał i niewiele będziemy cię widzieli – jęknęłam. – Hej, nie rób takiej miny. Będę codziennie wracał, i to przed zmrokiem. Zaczął mi tłumaczyć, Ŝe nie będzie musiał jeździć na uniwersytet do laboratorium przed dziesiątą rano, tak Ŝe pozostanie nam mnóstwo czasu na wspólne śniadanie. Nie będzie nagłych telefonów wzywających go w nocy, będą wolne weekendy i miesięczny płatny urlop, chociaŜ pieniądze nie mają dla nas znaczenia. Będziemy jeździli na spotkania, gdzie poznamy ludzi z nowymi ideami, ludzi twórczych, w których towarzystwie zawsze dobrze się czuję. Wychwalał i wychwalał zalety swojego nowego przedsięwzięcia, chcąc, Ŝebym zaakceptowała coś, czego, wydaje się, bardzo pragnął. Mimo to spałam tej nocy w jego ramionach pełna obaw, Ŝycząc sobie, Ŝebyśmy nigdy juŜ nie powracali do tego domu, który przywoływał tyle straszliwych wspomnień i był przyczyną tak wielu tragedii. Około północy, nie mogąc zasnąć, wstałam i usiadłam w gabinecie przylegającym do naszej sypialni. Zaczęłam robić na drutach coś, co miało być dziecinną czapeczką. Gdy tak z zapałem dziergałam ani na chwilę nie przerywając pracy, czułam się chyba tak, jak musiała czuć się moja matka. Tak jak ona, nigdy nie odkładałam niczego, dopóki nie skończyłam. Rozległo się ciche pukanie do drzwi i Melodie spytała, czy moŜe wejść. – Oczywiście, wejdź – odpowiedziałam, zadowolona z jej wizyty. – Cieszę się, Ŝe zobaczyłaś światło pod moimi drzwiami. Myślałam o tobie i o Jorym w trakcie tego dziergania. Nie potrafię przestać, jak juŜ zacznę coś robić. Podeszła niepewnym krokiem i przysiadła obok mnie na krawędzi kanapki; jej niepewność natychmiast wzbudziła moją czujność. Zerknęła na robótkę i odwróciła głowę. – Muszę z kimś porozmawiać, Cathy, z kimś mądrym, takim jak ty. Zabrzmiało to Ŝałośnie i dziecinnie, bardziej dziecinnie, niŜ gdyby to była Cindy. OdłoŜyłam robótkę, odwróciłam się i objęłam ją. – Płacz, Melodie, płacz. Masz wystarczające powody, Ŝeby płakać. Byłam szorstka dla
127
ciebie, wiem o tym. Opuściła głowę na moje ramię i załkała z rezygnacją. – PomóŜ mi, Cathy, proszę, pomóŜ mi. Nie wiem, co robić. Stale myślę o Jorym, o tym, jak okropnie musi się czuć. Myślę o sobie, o swoich uczuciach. Cieszę się, Ŝe zmusiłaś mnie do odwiedzenia go, a jednocześnie nienawidzę cię za to. Dzisiaj, gdy poszłam tam sama, uśmiechnął się, jakby to coś dla niego oznaczało. Wiem, Ŝe to dziecinne. Jednak za kaŜdym razem zmuszam się, Ŝeby wejść do niego. Nienawidzę tego widoku, jak leŜy nieruchomo na łóŜku, poruszając jedynie głową i rękami. Całuję go, trzymam za rękę, ale gdy tylko zacznę mówić o jakichś drobnych, waŜniejszych sprawach, odwraca głowę do ściany i nie odpowiada. Cathy... ty myślisz, Ŝe on uczy się akceptować swoje kalectwo, ale ja myślę, Ŝe on pragnie śmierci; i to jest moja wina, moja wina! Rozszerzyły mi się oczy ze zdumienia. – Twoja wina? To był wypadek. Nie moŜesz winić siebie. – Ty nie rozumiesz, dlaczego tak się czuję! – wyrzuciła jednym tchem. – To poczucie winy nie daje mi spokoju. To dlatego, Ŝe jesteśmy tutaj, w tym przeklętym domu! Jory nie chciał mieć jeszcze dziecka. Musiałam przed ślubem obiecać mu, Ŝe nie powiększymy rodziny, dopóki przynajmniej przez dziesięć lat nie będziemy na szczycie, a ja świadomie złamałam słowo i przestałam brać pigułki. Pragnęłam mieć pierwsze dziecko przed trzydziestką. UwaŜałam, Ŝe gdy dziecko zostanie poczęte, to juŜ nie będzie chciał, Ŝebym przerwała ciąŜę. Gdy mu o tym powiedziałam, oszalał! Krzyczał na mnie i Ŝądał usunięcia płodu. – Och, nie... – Byłam wstrząśnięta myślą, Ŝe nie znałam Jory’ego tak dobrze, jak mi się wydawało. – Nie wiń go; ja jestem winna. Taniec jest jego światem – ciągnęła Melodie, łapiąc powietrze, jakby cały dzień biegła pod górę. – Nie powinnam była tego robić. Powiedziałam, Ŝe po prostu zapomniałam. Od dnia ślubu wiedziałam, Ŝe dla niego na pierwszym miejscu jest taniec, dopiero potem ja. Nigdy mnie nie okłamywał ani nie mówił nigdy inaczej, chociaŜ kochał mnie. A poniewaŜ byłam w ciąŜy, przerwaliśmy tournee, przyjechaliśmy tutaj... i zobacz, co się stało! To nie jest w porządku, Cathy, nie w porządku! Gdyby nie dziecko, bylibyśmy teraz w Londynie. Jory byłby na scenie, kłaniał się, przyjmował hołdy, kwiaty, robiłby to, do czego został stworzony. Oszukałam go i przez to spowodowałam ten wypadek. I co on będzie teraz robił? Jak mogę wynagrodzić to, co mu ukradłam?
128
Trzęsła się w moich objęciach. CóŜ mogłam powiedzieć? Zagryzłam wargi z Ŝalu nad nią i nad Jorym. Pod pewnymi względami byłyśmy do siebie podobne; przecieŜ ja doprowadziłam do śmierci Juliana, opuszczając go, wyjeŜdŜając do Hiszpanii, i to spowodowało jego koniec. Nie krzywdziłam rozmyślnie, po prostu podświadomie robiłam to, co czułam, Ŝe jest słuszne. Tak jak Melodie zrobiła to, co uznała za właściwe. Kto zliczy kwiaty, które uschły przy okazji wyrywania zielska? Potrząsnęłam głową, wyrywając się z mroków przeszłości i całkowicie koncentrując się na chwili obecnej. – Melodie, tak samo jest winien Jory. Nie moŜesz za wszystko winić siebie. Teraz jest uszczęśliwiony mającym narodzić się dzieckiem. Wielu męŜczyzn sprzeciwia się, gdy ich Ŝony pragną dziecka, ale gdy juŜ ujrzą to, co stworzyli, zmieniają się. Jory leŜy tam w swoim łóŜku, tak jak ty w swoim, i zastanawia się, jak będzie wyglądało jego małŜeństwo teraz, gdy nie moŜe tańczyć. To on jest sparaliŜowany. To on musi zmierzyć się z codziennym Ŝyciem, wiedząc, Ŝe nie moŜe podnieść się z łóŜka; wiedząc, Ŝe nie moŜe usiąść na normalnym krześle i wstać z niego, kiedy ma na to ochotę; Ŝe nie moŜe spacerować w deszczu, biegać po trawie, a nawet normalnie pójść do łazienki. Wszystkie proste, zwykłe codzienne czynności będą teraz dla niego bardzo trudne. A pomyśl, kim on był. To jest straszny cios zadany jego dumie. Nawet nie próbował walczyć, obawiając się, Ŝe będzie dla ciebie zbyt duŜym cięŜarem. Ale posłuchaj tylko, tego popołudnia, kiedy byłam u niego, powiedział, Ŝe chce wydostać się z depresji. I zrobi to. Zrobi to w duŜej mierze dzięki temu, Ŝe pomogłaś mu samymi tylko odwiedzinami i przebywaniem z nim. Za kaŜdym razem, gdy tam jesteś, upewniasz go o swojej miłości. Dlaczego odsunęła się ode mnie i odwróciła twarz? Niecierpliwym ruchem otarła łzy z twarzy, potem wytarła nos i usiłowała powstrzymać łkanie. Zaczęła znowu mówić z pewnym wysiłkiem. – Nie wiem, co to jest, ale mam okropne sny. Budzę się przeraŜona, myśląc, Ŝe zaraz wydarzy się coś jeszcze straszniejszego. Jest coś przeklętego w tym domu. Coś dziwnego i strasznego. Kiedy lęk mija, kiedy Bart siedzi w swoim biurze, a Joel modli się w tym okropnym pustym pokoju, leŜę w łóŜku i mogę przysiąc, Ŝe słyszę, jak cały dom szepcze, woła mnie. Słyszę szum wiatru i zdaje mi się, Ŝe usiłuje coś mi powiedzieć. Słyszę skrzypienie podłogi przed progiem, zrywam się, biegnę otworzyć drzwi, lecz nikogo nie ma, nigdy nikogo nie ma. Podejrzewam, Ŝe to tylko moja wyobraźnia, ale mówiłaś, Ŝe i tobie się to
129
zdarza. Tak duŜo rzeczy niewytłumaczalnych. Czy ja tracę zmysły, Cathy? – Och, Melodie – szepnęłam, próbując przytulić ją znowu, ale odsunęła się, siadając na drugim końcu kanapki. – Cathy, dlaczego ten dom tak bardzo się róŜni? – RóŜni od czego? – spytałam zaniepokojona. – Od innych domów. Patrzyła ze strachem w kierunku drzwi. – Czy nie czujesz tego? Nie słyszysz? Czy wiesz, Ŝe ten dom oddycha, jakby miał własne Ŝycie? Oczy rozszerzyły mi się, a w salonie powiało chłodem. Z sypialni dochodził regularny, cięŜki oddech Chrisa. Melodie, zazwyczaj małomówna, pospiesznie mówiła: – Ten dom chce wykorzystać ludzi w nim mieszkających do podtrzymania swojego Ŝycia. Jest jak wampir wysysający z nas całą Ŝyciodajną krew. Wolałabym, Ŝeby nie był odbudowany. To nie jest nowy dom. Stoi tutaj od wieków. Tylko tapety, farba i meble są nowe, ale te schody w foyer? Nigdy nie zdarzyło mi się, Ŝebym idąc tamtędy, nie spotkała duchów... Złapało mnie coś w rodzaju paraliŜu. KaŜde jej słowo było przeraŜająco prawdziwe. Ja teŜ słyszałam oddech tego domu! Próbowałam wrócić do rzeczywistości. – Posłuchaj, Melodie. Bart był jeszcze małym chłopcem, kiedy moja matka kazała odbudować ten dom na fundamentach starego dworu. Dom był gotów jeszcze przed jej śmiercią, ale niewykończony w środku. Kiedy odczytano testament, okazało się, Ŝe matka zostawiła posiadłość Bartowi. Chris miał być kuratorem zarządzającym majątkiem do czasu uzyskania przez Barta pełnoletniości. Stwierdziliśmy wtedy, Ŝe byłoby szkoda pozostawić dom niewykończony. Chris i jego adwokaci skontaktowali się z architektami i przedsiębiorcami budowlanymi. Doprowadzono prace do końca, zostawiając na później tylko drobne roboty w środku. Miało to poczekać do czasu, aŜ Bart przyjedzie tutaj jako student i kaŜe dekoratorom wnętrz urządzić Foxworth Hall tak, jak był urządzony w dawnych czasach. Ale masz rację. Ja teŜ wolałabym, Ŝeby ten dom pozostał w gruzach... – Być moŜe twoja matka wiedziała, Ŝe mógł on dać Bartowi poczucie pewności siebie. Jest taki imponujący. Czy zauwaŜyłaś, jak Bart się zmienił? Nie jest juŜ podobny do tego małego chłopca, który lubił ukrywać się w cieniu i czaić pomiędzy drzewami. Jest tutaj panem na
130
włościach. Albo moŜe raczej królem gór, bo jest tak bogaty, tak strasznie bogaty... Jeszcze nie... jeszcze nie, pomyślałam. Jednak jej słaby, szepczący głos zaniepokoił mnie. Nie chciałam, Ŝeby Bart był pyszny jak średniowieczny władyka. Ale ona ciągnęła: – Bart jest szczęśliwy, Cathy, nadzwyczaj szczęśliwy. Powiedział mi, Ŝe Ŝal mu Jory’ego. Potem zadzwonił do notariusza z pytaniem, dlaczego odkładają ponowne odczytanie testamentu babki. Odpowiedzieli mu, Ŝe nie mogą odczytać dokumentu, dopóki nie zbiorą się wszystkie osoby w nim wymienione, tak więc odłoŜyli to do dnia powrotu Jory’ego ze szpitala. Odczytają testament w biurze Barta. – Skąd wiesz tak duŜo o interesach Barta? – spytałam ostro z nagłymi podejrzeniami co do czasu spędzanego przez nią samotnie w domu mojego drugiego syna... i tego starego człowieka, który zazwyczaj przebywał w ciasnym, pustym pokoju, słuŜącym mu za kaplicę. Joel z zadowoleniem przywitałby zniszczenie Jory’ego, gdyby to tylko mogło ucieszyć Barta. W oczach Joela tancerz eksponujący swoje ciało był nie lepszy od najgorszego grzesznika. Skaczący i tańczący przed kobietami, ubrany tylko w przepaskę na biodrach... Popatrzyłam znowu na Melodie. – Czy duŜo czasu spędzasz z Bartem? Wstała szybko. – Jestem juŜ zmęczona, Cathy. Powiedziałam wystarczająco wiele, Ŝebyś wzięła mnie za wariatkę. Czy wszystkie kobiety oczekujące dziecka mają takie koszmarne sny? Czy ty miałaś? Boję się o dziecko, Ŝe przez to moje zamartwianie się o Jory’ego moŜe urodzić się nienormalne. Uspokajałam ją, jak mogłam, ale cała trzęsłam się w środku i później w nocy zaczęłam rzucać się i przewracać, aby uwolnić się od koszmarów, aŜ Chris poprosił, Ŝebym dała mu trochę pospać. Objęłam go ramionami i przylgnęłam jak do jakiejś niezatapialnej tratwy, jakbym łapała się ostatniej deski ratunku, która miała uchronić mnie przed utonięciem w okrutnym morzu zwanym Foxworth Hall.
131
POWRÓT DO DOMU W końcu dekoratorzy, których najęłam do urządzenia apartamentów Jory’ego, skończyli pracę. Razem z Melodie sprawdzałyśmy, czy zostało zrobione wszystko, aby pokój był wesoły i przytulny. – Jory lubi Ŝywe kolory i duŜo światła w przeciwieństwie do tych, którzy wolą mrok, poniewaŜ uwaŜają, Ŝe lepiej w nim wyglądają – tłumaczyła Melodie z dziwnym wyrazem oczu. Wiedziałam, oczywiście, Ŝe ma na myśli Barta. Rzuciłam jej Ŝartobliwe spojrzenie, zastanawiając się znowu, ile czasu spędza z Bartem, o czym rozmawiają i jakie znaczenie przywiązuje ona do tych spotkań. Z pewnością smutek, który widziałam w jej oczach, mógł zachęcić Barta do zalotów. A kiedy byłby lepszy czas niŜ teraz, gdy nie ma Jory’ego, a Melodie jest w rozpaczliwej sytuacji? Otworzyłam więc mój zawór bezpieczeństwa... Melodie lekcewaŜyła Barta. Mogła potrzebować rozmów z nim, ale to było wszystko. – Powiedz mi, w czym jeszcze mogę pomóc – powiedziałam, chcąc, Ŝeby większość przygotowań robiła sama, Ŝeby czuła się potrzebna, poŜyteczna. W odpowiedzi pierwszy raz uśmiechnęła się z pewnym zadowoleniem. – MoŜesz mi pomóc posłać łóŜko nową pościelą. Rozerwała plastykowe opakowanie. Przy tym ruchu zakołysały się jej pełniejsze juŜ piersi, a dŜinsy zaczęły ujawniać nieznaczną wypukłość brzucha. Martwiłam się o nią prawie tak samo jak o Jory’ego. Przyszła matka musi więcej jeść, pić mleko, brać witaminy. Ostatnio zmieniła się. Była całkowicie pogodzona z nieszczęściem Jory’ego. Chciałam tego, jednak nastąpiło to zbyt szybko i sprawiało wraŜenie wyreŜyserowanej pozy. Wkrótce pojawiło się wytłumaczenie jej pewności siebie. – Cathy, Jory wyzdrowieje i znowu będzie tańczył. Śniło mi się to ostatniej nocy, a moje sny zawsze się sprawdzają. Domyśliłam się, Ŝe zamierza zrobić to, co ja robiłam na początku: przekonać siebie, Ŝe Jory pewnego dnia wyzdrowieje, i na tej nadziei opierać Ŝycie swoje... i jego. Chciałam powiedzieć jej to, co opowiadał mi Chris, ale pojawił się w korytarzu Bart. Jego cięŜkie kroki głucho dudniły w długim mrocznym holu. Popatrzył groźnie na niegdyś ciemne ściany, przemalowane teraz na biało, tak Ŝe obraz przedstawiający brzeg morza wyglądał na ich
132
tle znakomicie. Widać było, Ŝe jest niezadowolony z naszych zmian. – Zrobiliśmy to ze względu na Jory’ego – powiedziałam, zanim zdąŜył zaprotestować, podczas gdy Melodie stała cicho i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, bezbronnym spojrzeniem dziecka złapanego na gorącym uczynku. – Wiem, Ŝe chcesz, by twój brat był szczęśliwy, a nikt bardziej od Jory’ego nie lubi morza, fal, piasku i ptaków morskich. Tak więc umieściliśmy tutaj odrobinę morza, aby uświadomić Jory’emu, Ŝe wszystkie waŜne w Ŝyciu rzeczy są dla niego wciąŜ dostępne. U góry niebo, na dole ziemia, a pomiędzy nimi morze. Niczego nie moŜe mu brakować, Bart. Musi mieć to, co będzie utrzymywało go przy Ŝyciu i dawało szczęście, i wiem, Ŝe chcesz mieć w tym swój udział. Patrzył na Melodie, prawie mnie nie słuchając. Jego spojrzenie przykuwały te duŜe piersi, potem przeniósł wzrok na zarys dziecka wypełniającego jej brzuch. – Melodie, mogłaś przyjść do mnie i zapytać, zanim zaczęłaś coś robić, poniewaŜ to ja płacę rachunki. Całkowicie mnie ignorował, zupełnie jakby mnie tam w ogóle nie było. – Och, nie – zaprotestowała Melodie. – Mamy z Jorym pieniądze. MoŜemy zapłacić za zmiany, które tu porobiliśmy... Nie myślałam, Ŝe będziesz miał coś przeciwko temu, tak się o niego troszczyłeś. – Nie musisz za nic płacić – powiedział Bart z zadziwiającą serdecznością. – W dniu, w którym Jory wróci do domu, wieczorem przyjadą notariusze przeczytać testament i wtedy poznam dokładnie moją wartość. Jestem juŜ cholernie zmęczony odkładaniem tego terminu. – Bart – powiedziałam, wchodząc pomiędzy niego i Melodie – wiesz, dlaczego nie odczytali jeszcze testamentu. Chcą, Ŝeby był obecny Jory, całkowicie świadomy tego, co się dzieje. Obszedł mnie celowo, Ŝeby spotkać wzrokiem wielkie, smutne oczy Melodie. Odezwał się do niej i tylko do niej. – Powiedz mi jedynie, czego ci potrzeba, a dostarczę to na wczoraj. MoŜecie z Jorym zostać tu, jak długo będzie się wam podobało. Stali wpatrzeni w siebie. Ciemne oczy Barta badały jej niebieskie spojrzenie, zanim odezwał się miękko i zwycięsko: – Nie martw się tak bardzo, Melodie. Jeśli zechcecie, macie tu z Jorym dom. Nie wiem doprawdy, co zrobicie z tymi pokojami. Chcę, Ŝeby Jory czuł się szczęśliwy i Ŝeby było mu tutaj
133
tak wygodnie, jak to jest tylko moŜliwe. Czy były to sformułowania mające zadowolić mnie, czy teŜ wyrachowane słowa mające uwieść ją? Dlaczego Melodie zarumieniła się i zaczęła wpatrywać się w swoje stopy? Opowiadanie Cindy, jak odległy dzwon kościelny, zabrzmiało mi w pamięci. Ubezpieczenie wszystkich gości... od wypadku. Mokry piasek zamiast suchego. Piasek, który zbił się w twardą bryłę i przydał cięŜaru kolumnom z papier mache. Przypomniałam sobie Barta, gdy miał siedem, osiem, dziewięć i dziesięć lat... Chciałbym mieć tak zgrabne nogi jak Jory. Chciałbym tak biegać i tańczyć jak Jory. Urosnę wyŜszy, będę o wiele większy, będę o wiele potęŜniejszy od Jory’ego. Kiedyś. Kiedyś. Bart mruczał te swoje chłopięce Ŝyczenia tak często, Ŝe przestałam zwracać na nie uwagę. Ale teraz, gdy jest starszy... Kto będzie mnie kochał, tak jak Melodie kocha Jory’ego? Nikt. Nikt. Potrząsnęłam głową, chcąc uwolnić się od kłopotliwych wspomnień o małym chłopcu, pragnącym dorównać swojemu starszemu i bardziej utalentowanemu bratu. Dlaczego patrzył tak znacząco na Melodie? Jej niebieskie oczy spotykały się przelotnie z jego spojrzeniem; potem spoglądała w bok, rumieniła się, a całe jej ciało przyjmowało postawę charakterystyczną dla tancerzy. Na scenie. Melodie była na scenie, grała rolę. Bart odszedł pewnym, mocnym krokiem, jakiego nigdy nie miał, będąc młodym chłopcem. Smutno mi się zrobiło, bo jego pewność siebie, nawet w koordynacji ruchów ciała, była moŜliwa dopiero teraz, gdy Jory przestał być konkurentem. CóŜ, postanowiłam zająć się teraźniejszością i tym wszystkim, co powinno być zrobione, aby rekonwalescencja Jory’ego przebiegała w idealnych warunkach. W nogach jego łóŜka stał wielki kolorowy telewizor z pilotem do zmiany kanałów. Elektryk opracował dla Jory’ego system sterowania zasłonami. W zasięgu ręki znajdował się odbiornik stereofoniczny. Dzięki zmyślnej regulacji łóŜko moŜna było ustawić w dowolnej pozycji. Na półkach piętrzyły się ksiąŜki. Razem z Melodie łamałyśmy sobie głowę, jak sprowadzić dla Jory’ego wszystkie nowoczesne urządzenia, umoŜliwiające uzyskanie jak największej samodzielności. Teraz pozostało juŜ tylko czekać, aŜ Jory znajdzie sobie jakieś rzeczywiście ciekawe zajęcie, które pochłonie go i będzie wyzwaniem dla jego wrodzonych
134
talentów. Dawno temu zaczęłam czytać ksiąŜki z psychologii, gdyŜ chciałam pomóc Bartowi. Teraz mogłam pomóc Jory’emu i jego naturze konia wyścigowego wygrać wyścig. Nie znosiłam nudy, wylegiwania się i nieróbstwa. Ostatnio załoŜono wzdłuŜ ścian poręcze, aby stworzyć Jory’emu nadzieję, Ŝe pewnego dnia wstanie, nawet jeśli musiałby nosić gorset połączony z protezami. Westchnęłam na myśl o moim pięknym, czarującym synu, posuwającym się jak koń w uprzęŜy; po twarzy pociekły mi łzy. Szybko wytarłam je, aby Melodie nie zdąŜyła ich dostrzec. Moja synowa wkrótce zmęczyła się i wyszła odpocząć. Dokończyłam porządki i pospieszyłam obejrzeć budowaną dla Jory’ego rampę, umoŜliwiającą zjazd wózkiem na tarasy i do ogrodów. Nie szczędziliśmy wysiłków, aby Jory nie musiał być przywiązany do swojego pokoju. W miejscu, gdzie kiedyś była przechowalnia naczyń stołowych, została zainstalowana winda. W końcu nadszedł ten wspaniały dzień, kiedy zezwolono Jory’emu na opuszczenie szpitala i powrót do domu. Jory miał jeszcze załoŜony gorset, ale jadł i pił normalnie, przybrał nieco na wadze i zaróŜowiły mu się policzki. Ścisnęło mi się serce z Ŝalu, gdy ujrzałam, jak trafia do windy na noszach, on, który kiedyś przeskakiwał po trzy stopnie naraz. Zobaczyłam, Ŝe odwrócił głowę, by spojrzeć na gwiazdy, jakby zaprzedał duszę, Ŝeby je znowu zobaczyć. Z uśmiechem rozglądał się po wielkiej amfiladzie przebudowanych pokoi i oczy mu błyszczały. – To, coście zrobiły, jest naprawdę wspaniałe. Moja ulubiona kombinacja kolorów: biel i błękit. Stworzyłyście tutaj morski brzeg; prawie czuję zapach fal i słyszę głos mew. To cudowne, jaki efekt moŜna uzyskać dzięki obrazom, farbie, roślinom i właściwej aranŜacji. Melodie stała w nogach wąskiego łóŜka, którego miał uŜywać do czasu zdjęcia gorsetu, ale unikała jego spojrzenia. – Dzięki, Ŝe podoba ci się to, co zrobiłyśmy. Twoja matka i ja, a takŜe Chris naprawdę staraliśmy się, by ci dogodzić. Jego błękitne oczy zmieniły się, gdy spojrzał na nią, wyczuwając coś, co i ja czułam. Popatrzył w kierunku okna, zacisnął wargi i zaczął znowu zamykać się w skorupie. Natychmiast wysunęłam się do przodu, aby wręczyć mu wielkie pudło, specjalnie zachowane na taki krytyczny moment.
135
– Jory, coś waŜnego do roboty dla ciebie na ten okres, gdy jesteś jeszcze przykuty do łóŜka. Nie chcę, Ŝebyś cały czas patrzył na te głupie rury. Zadowolony, Ŝe nie musi mówić swojej Ŝonie słów, których nie chciałaby usłyszeć, z dziecinnym zapałem potrząsnął wielkim pudłem. – Ściśnięty słoń? Niezatapialna deska surfingowa? – zgadywał, patrząc na mnie. Potarmosiłam mu włosy, uścisnęłam go, pocałowałam i kazałam pospieszyć się z otwarciem pudła. Umierałam z ciekawości, chcąc usłyszeć, co myśli o moim prezencie sprowadzonym aŜ z Nowej Anglii. Rozwiązał wreszcie wstąŜki, rozwinął piękne opakowanie i zajrzał do długiego pudełka, zawierającego coś, co wyglądało jak wiązki superdługich zapałek. Były tam jeszcze małe buteleczki farby, większe butelki kleju, szpulki cienkich nici, starannie zapakowane tkaniny. – Zestaw do sklejenia klipra – powiedział zdumiony i skonsternowany. – Mamo, tutaj jest dziesięć stron instrukcji! To jest tak skomplikowane, Ŝe zrobienie tego zajmie mi najlepsze lata Ŝycia. A gdy juŜ to skończę, jeśli w ogóle skończę, to co z tym zrobię? – Co z tym zrobisz? Mój synu, gdy juŜ to skończysz, to będziesz miał bezcenny spadek dla twojego syna lub córki. – Wszystko to powiedziałam z taką dumą, z taką pewnością, Ŝe mogłam przejść do spraw trudniejszych. – Masz pewne ręce, dobre oko, łatwość rozumienia słowa pisanego i determinację. Poza tym spójrz na tę pustą półkę nad kominkiem; aŜ się prosi, Ŝeby postawić tam jednomasztowiec. Śmiejąc się połoŜył z powrotem głowę na poduszce, całkiem wyczerpany. Zamknął oczy. – W porządku, przekonałaś mnie. Zacznę to robić, ale nie mam wielkiego doświadczenia w budowaniu modeli, od czasu kiedy jako dziecko sklejałem samoloty z części. Och, tak, pamiętam dokładnie. Zwisały z sufitu, doprowadzając do szału Barta, który w owym czasie nie potrafił skleić czegokolwiek. – Mamo... jestem zmęczony. Dajcie mi zdrzemnąć się chwilę, zanim przyjdą notariusze odczytać testament. Nie jestem pewien, czy rozumiem całe to podniecenie Barta, wywołane „przejściem na swoje”... w końcu. W tym właśnie momencie Bart wszedł do pokoju. Jory wyczuł to i otworzył oczy. Spojrzenia ciemnobrązowych i ciemnoniebieskich oczu braci spotkały się, przywarły do siebie, wystawiając się na wzajemną próbę przez denerwująco długą chwilę. Cisza przedłuŜała się, aŜ zaczęłam obawiać się bicia własnego serca; zegar za moimi plecami tykał za głośno,
136
Melodie cięŜko oddychała. Słyszałam świergot ptaków na zewnątrz. Melodie zaczęła układać kwiaty w następnym wazonie, Ŝeby tylko czymś się zająć. Nadal mocowali się spojrzeniami, a przecieŜ to Bart powinien odezwać się i powitać brata, poniewaŜ w szpitalu odwiedził go zaledwie raz. WciąŜ jednak stał bez słowa, wpatrzony w Jory’ego. JuŜ otwierałam usta, aby przerwać to milczenie, kiedy Jory uśmiechnął się i odezwał ciepło, nie spuszczając oczu. – Cześć, bracie. Wiem, jak bardzo nienawidzisz szpitala, tak Ŝe było podwójnie miło z twojej strony, Ŝe odwiedziłeś mnie. Cieszę się, Ŝe mój wypadek nie zepsuł ci urodzinowego przyjęcia. Słyszałem od Cindy, Ŝe tylko na chwilę zakłócił ogólną wesołość, i przyjęcie toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Bart tkwił w tym samym miejscu, nic nie mówiąc. Melodie wsadziła ostatnią róŜę do wazonu i podniosła głowę. Kilka loczków jej jasnych włosów wymknęło się z ciasnego koka baletnicy, nadając jej czarujący wygląd i antyczną delikatność. Wydawała się znuŜona, jakby wbrew sobie poddała się biegowi Ŝycia ze wszystkimi jego zmiennościami. Czy przywidziało mi się, Ŝe wysłała do Barta jakieś milczące ostrzeŜenie, a on je zrozumiał? Nagle uśmiechnął się dosyć sztywno. – Cieszę się, Ŝe wróciłeś. Witaj w domu, Jory. – Podszedł i uścisnął rękę brata. – Jeśli jest coś, co mogę zrobić, to powiedz mi. Wyszedł z pokoju, a ja patrzyłam za nim i zastanawiałam się... Dokładnie o czwartej po południu tego samego dnia, zaraz po tym, jak Jory obudził się i Chris z Bartem przenieśli go na nosze, przybyli trzej notariusze i zajęli miejsce w biurze Barta. Usiedliśmy wszyscy – z wyjątkiem Jory’ego, który leŜał cicho i spokojnie na noszach – we wspaniałych fotelach obciągniętych skórą w kolorze mlecznej czekolady. Jory miał zmęczone, na wpół przymknięte oczy i wykazywał niewielkie zainteresowanie tym, co działo się wokół niego. Cindy przyleciała zgodnie z wymaganiami, bo równieŜ ona wymieniona była w testamencie. Przysiadła na oparciu mojego fotela, kiwając zgrabnymi nogami, traktując to wszystko jak Ŝarty, podczas gdy Joel utkwił wzrok w jej niebieskich butach z wysokimi cholewkami. Siedzieliśmy całkiem jak na pogrzebie. Przekładanie papierów, zakładanie okularów i szepty pomiędzy prawnikami budziły w nas niepokój. Szczególnie zdenerwowany był Bart: podniecony, ale i podejrzliwy, co brało się ze
137
sposobu, w jaki patrzyli na niego notariusze. Najstarszy z trójki, przewodniczący, słowo po słowie wyraźnie odczytał główną część testamentu mojej matki. Wszystko to słyszeliśmy juŜ poprzednio. – ...kiedy mój wnuk, Bartholomew Winslow Scott Sheffield, który w końcu przyjmie swoje prawowite nazwisko Foxworth, osiągnie wiek lat dwudziestu pięciu – czytał zbliŜający się do siedemdziesiątki męŜczyzna w okularach zsuniętych na czubek nosa – będzie otrzymywał rocznie sumę pięciuset tysięcy dolarów aŜ do czasu ukończenia lat trzydziestu pięciu. W wymienionym wieku pozostałość mojego majątku, zwanego odtąd Majątkiem Powierniczym Corrine Foxworth Winslow, zostanie przekazana w całości mojemu wnukowi Bartholomew Winslowowi Scottowi Sheffieldowi Foxworthowi. Mój pierworodny syn, Christopher Garland Sheffield Foxworth, pozostanie na swoim stanowisku jako zarządca w wymienionym okresie. JeŜeli on, zarządca, nie doŜyje czasu, kiedy mój wnuk Bartholomew Winslow Scott Foxworth osiągnie wiek lat trzydziestu pięciu, wtedy moja córka, Catherine Sheffield Foxworth, zostanie zastępczym zarządcą do czasu, gdy mój wymieniony wnuk osiągnie trzydzieste piąte urodziny. Było tam jeszcze duŜo więcej, ale tego juŜ nie słyszałam. Wstrząśnięta, spojrzałam na Chrisa, który stał jak osłupiały, po czym popatrzyłam na Barta. Jego blada twarz zmieniała swój wyraz niczym w kalejdoskopie. Bladł i purpurowiał na przemian. Wbił swoje długie, silne palce w starannie uczesaną czuprynę i zostawił ją rozczochraną. Popatrzył bezradnie, jakby oczekując wskazówek, na Joela, ale ten skrzywił usta w grymasie: „A nie mówiłem ci?” Następnie Bart spojrzał na Cindy, jakby jej obecność mogła w magiczny sposób zmienić testament babki. Przeniósł wzrok na Jory’ego, który leŜał sennie na noszach, nie interesując się niczym z wyjątkiem Melodie. Ta zaś ze zbolałą miną gapiła się na Barta, drŜąc jak słaby płomyk świecy na silnym wietrze jego rozczarowania. Bart szybko odwrócił wzrok, gdy jej głowa opadła na pierś Jory’ego. Melodie płakała bezgłośnie. Trwało to nieskończenie długo, nim wiekowy notariusz złoŜył testament, umieścił go w niebieskich okładkach i połoŜył na biurku Barta. Stał z załoŜonymi rękami, czekając na jego pytania. – Co się tu, do diabła, dzieje?! – wrzasnął Bart. Zerwał się na równe nogi, podszedł
138
sztywno do biurka, rozwinął testament i przejrzał go szybko z wprawą eksperta. Skończył i cisnął na podłogę. – Niech ją piekło pochłonie! Obiecała mi wszystko, wszystko! Teraz muszę czekać jeszcze dziesięć lat... Czemu nie odczytano tej części poprzednio? Byłem tam wtedy. Miałem dziesięć lat, ale pamiętam postanowienie testamentu, Ŝe wszystko przejmę w wieku dwudziestu pięciu lat. Mam lat dwadzieścia pięć i jeden miesiąc, gdzie jest moja naleŜność? Wstał Chris. – Bart – powiedział spokojnie – masz pięćset tysięcy dolarów rocznie. To nie są pieniądze, które moŜna skwitować wzruszeniem ramion. A czy nie słyszałeś, Ŝe wszystkie twoje koszty utrzymania, koszty prowadzenia i konserwacji tego domu, będą pokrywane z pieniędzy powiernictwa? Będziesz miał zapłacone wszystkie podatki. A pięćset tysięcy dolarów rocznie przez dziesięć lat to więcej pieniędzy, niŜ dziewięćdziesiąt dziewięć przecinek dziewięć procent ludzi na świecie oglądało kiedykolwiek w całym swoim Ŝyciu. Ile moŜesz wydać na utrzymanie swojego stylu Ŝycia, jeŜeli odpadną ci wszystkie inne wydatki? Poza tym te dziesięć lat szybko przeleci i wtedy wszystko będzie twoje i będziesz mógł robić z tym, co tylko zechcesz. – Ile tego jest? – spytał zapalczywie Bart, z chciwością w oczach tak intensywną, iŜ zdawało się, Ŝe wybuchnie. Twarz miał purpurową z wściekłości. – Pięć milionów otrzymam w czasie dziesięciu lat, ale ile jeszcze zostanie? Jeszcze dziesięć milionów? Dwadzieścia, pięćdziesiąt, miliard... ile? – Naprawdę nie wiem – chłodno odpowiedział Chris, podczas gdy notariusze przyglądali się Bartowi. – Ale mogę uczciwie powiedzieć, Ŝe w dniu, w którym wejdziesz w posiadanie całości, staniesz się, ponad wszelką wątpliwość, jednym z najbogatszych ludzi na świecie. – Ale do tego czasu będziesz ty! – wrzasnął Bart. – TY! Ze wszystkich ludzi ty jeden! Ten, który najbardziej zgrzeszył! To nie w porządku, to nie jest w porządku! Zostałem oszukany, wprowadzony w błąd! Piorunując nas wzrokiem, wybiegł, aby po chwili zajrzeć znowu. – Będziesz tego Ŝałował, Chris! – zawołał z ogniem w oczach. – To ty musiałeś ją namówić do tak kuriozalnego zapisu... i namówić notariuszy, Ŝeby nie odczytali go głośno w dniu, kiedy słyszałem testament po raz pierwszy, kiedy miałem dziesięć lat. To twoja wina, Ŝe nie dostałem wszystkiego, co mi się naleŜy! Zawsze była wina Chrisa... albo moja.
139
BRATERSKA MIŁOŚĆ Większa część paskudnie gorącego sierpnia minęła, kiedy Jory był w szpitalu, wrzesień zaś przyniósł chłodniejsze noce, przedwcześnie zapowiadając jesień pełną kolorów. Grabiliśmy z Chrisem liście po wyjściu ogrodników, dziwiąc się, Ŝe tak wiele przeoczyli. Liście jednak nie przestawały opadać, a my oboje lubiliśmy to zajęcie. Zbieraliśmy je w głębokich parowach, rzucaliśmy zapałkę i przykucnąwszy blisko siebie na trawie, przyglądaliśmy się, jak ogień strzela wysoko, i ogrzewaliśmy zmarznięte ręce i twarze. Ten ogień w dole pod nami był tak bezpieczny, Ŝe mogliśmy po prostu cieszyć się jego widokiem i od czasu do czasu przyglądać się sobie, a blask ognia odbijał się w naszych oczach i lekko rumienił nasze twarze. Chris patrzył na mnie jak kochanek, głaskał mój policzek wierzchem dłoni, przeczesywał włosy czubkami palców, całował szyję, poruszając mnie do głębi swoją stałą miłością. W świetle tych płonących w nocy liści odnajdywaliśmy się na nowo w sposób bardziej dojrzały niŜ niegdyś, ale nadal nieprzeparcie czuły. Melodie, zamknięta jak zawsze w swoim pokoju, w tym straszliwym domu, z dnia na dzień robiła się coraz grubsza. Październik przyszedł do nas w takiej feerii kolorów, Ŝe zaparło mi dech w piersiach z zachwytu nad dziełem, jakie tylko natura potrafi stworzyć. To były te same drzewa, których wierzchołki z trudem dostrzegaliśmy z ukrytej na strychu klasy. Myjąc mansardowe okna na poddaszu, prawie widziałam całą czwórkę: pięcioletnie bliźniaki, skurczone do rozmiarów wielkookich skrzatów, nasze blade, małe twarze, tęsknie przyklejone do brudnej szyby, wyglądające na zewnątrz, tęskniące do wolności i do tego, co dzisiaj uwaŜamy za rzeczy naturalne i oczywiste. Tam są duchy; tam są nasze duchy. Kolor naszych dni był szary. Dni Jory’ego teŜ miały szarą barwę. Jory nie mógł bowiem zobaczyć piękna jesieni w górach, nie mógł włóczyć się po leśnych ścieŜkach, tańczyć na zbrązowiałej trawie, połoŜyć się i wąchać jesiennych kwiatów lub teŜ biegać u boku Melodie. Korty tenisowe zostały zaniedbane przez Barta z braku partnera. Chris chętnie zagrałby partię w sobotę czy w niedzielę, ale Bart nadal go ignorował. Wielki basen pływacki, ulubione miejsce Cindy, został osuszony, wyczyszczony i
140
przykryty. Spuszczono Ŝaluzje, pomyto szyby przed załoŜeniem podwójnych okien. Za garaŜami zgromadzono wiele sągów drewna opałowego, cięŜarówki dowiozły węgiel na wypadek awarii naszego ogrzewania olejowego czy przerwy w dostawie prądu elektrycznego. Mieliśmy wprawdzie dodatkowy agregat prądotwórczy do oświetlenia i zasilania urządzeń elektrycznych, lecz mimo to bałam się tej zimy jak Ŝadnej od czasu zim spędzonych na strychu. Na poddaszu panowało mroźne zimno, niczym w strefie arktycznej. Teraz mieliśmy doświadczyć, jak to było na dole, kiedy mama cieszyła się Ŝyciem wraz z rodzicami, przyjaciółmi i kochankami, podczas gdy jej niechciane dzieci zamarzały, głodowały i cierpiały tam, na górze. Najlepsze były niedzielne poranki. Cieszyliśmy się z Chrisem wspólnie spędzanym czasem. Zjadaliśmy śniadanie u Jory’ego, Ŝeby nie czuł się odseparowany od rodziny, ale tylko parę razy zdołałam namówić Barta i Melodie, aby przyłączyli się do nas. – Idźcie juŜ – nalegał Jory, widząc, jak spoglądam w okno – idźcie pospacerować. Nie myślcie, Ŝe zamierzam zazdrościć wam waszych nóg, poniewaŜ moje są niesprawne. Nie jestem egoistycznym dzieciakiem. Musieliśmy wychodzić, bo mógłby pomyśleć, Ŝe ze względu na niego zmieniliśmy swój styl Ŝycia. Wychodziliśmy więc z nadzieją, Ŝe Melodie będzie mu towarzyszyła. Pewnego dnia wstaliśmy tak wcześnie, Ŝe jeszcze gruby szron pokrywał ziemię, a dynie dojrzewały pod kopkami słomy, ułoŜonymi przez farmerów ledwo wiąŜących koniec z końcem. Szron wyglądał jak cukier puder, ale roztopił się, gdy tylko słońce wzeszło wyŜej. W trakcie spaceru zatrzymaliśmy się, aby popatrzeć w niebo, po którym kanadyjskie gęsi leciały na południe, zapowiadając w tym roku zimę wcześniejszą niŜ zazwyczaj. Słyszeliśmy odległy melancholijny krzyk tych niestrudzonych ptaków, zamierający, w miarę jak znikały w porannych chmurach. Leciały w kierunku Karoliny Południowej – tam gdzie i my polecieliśmy kiedyś, zanim zima na dobre zmroziła wszystko. W połowie października przyjechali ortopedzi i wielkimi elektrycznymi noŜycami rozcięli do połowy gorset Jory’ego; dokończyli tę operację, uŜywając noŜyc ręcznych. Jory powiedział, Ŝe czuje się jak Ŝółw pozbawiony pancerza. Jego silne ciało zwiędło wewnątrz gorsetu. – Kilka tygodni ćwiczeń mięśni rąk i pleców i twoja klatka piersiowa wróci do poprzedniego stanu – dodawał mu otuchy Chris. – Będziesz potrzebował silnych ramion, więc ćwicz na trapezie. W salonie zainstalowaliśmy równoległe poręcze, tak Ŝe w końcu będziesz mógł podciągnąć się do pozycji stojącej. Nie myśl, Ŝe Ŝycie dla ciebie jest juŜ skończone, Ŝe
141
wszystkie wyzwania masz juŜ za sobą, Ŝe nic nie ma znaczenia. Przed tobą są jeszcze kilometry marszu, nie zapominaj o tym. – Taak – mruknął słabym głosem Jory, patrząc pustym wzrokiem na drzwi, w których rzadko pojawiała się Melodie. – Kilometry drogi do przejścia, zanim znajdę inne ciało, działające tak, jak powinno. Zacznę chyba wierzyć w reinkarnację. Wkrótce chłodne dni zrobiły się dokuczliwie zimne, a jesienne noce – mroźne. Przestały latać nad nami wędrowne ptaki, wiatr gwizdał wśród wierzchołków drzew, wył wokół domu i buszował po naszych pokojach. KsięŜyc znowu Ŝeglował wysoko – jak wiking w swojej łodzi – zalewając nasze łóŜko światłem i rozniecając w nas nowy rodzaj uczuć. Czysta, chłodna, jasna miłość rozjaśniła nasze dusze, mówiąc nam, Ŝe nie jesteśmy najgorszymi grzesznikami. PrzecieŜ nasza miłość nie mogłaby tak trwać, jak trwa, podczas gdy inne małŜeństwa rozsypują się po kilku miesiącach czy latach. Nie moglibyśmy grzeszyć i darzyć się takim uczuciem. Czy krzywdziliśmy kogoś? Nikogo, naprawdę nikogo. Bart krzywdził sam siebie. Dlaczego więc prześladowały mnie nocne mary? Zostałam specjalistką od pozbywania się kłopotliwych myśli, uciekając w banalne szczegóły Ŝycia. Nie ma niczego bardziej pochłaniającego od piękna natury. Chciałam, Ŝeby przyroda uleczyła rany moje i Jory’ego... a moŜe nawet Barta. Gorliwym okiem, jak rolnik, śledziłam wszystkie zmiany w przyrodzie i zdawałam z nich relacje Jory’emu. Króliki nagle zrobiły się grubsze. Wiewiórki zaczęły robić zapasy orzechów. Gąsienice wełniste wyglądały jak długie futrzane pociągi, zmierzające do bezpiecznej stacji, gdziekolwiek by ona była. Wyciągnęłam zimowe płaszcze, które wcześniej chciałam przekazać na cele dobroczynne; takich cięŜkich swetrów i wełnianych spódnic nigdy bym nie nosiła na Hawajach. We wrześniu Cindy poleciała do swojego gimnazjum w Karolinie Południowej. To był jej ostatni rok w bardzo drogiej, prywatnej, „absolutnie wspaniałej” szkole. Listy od niej napływały jak deszcz – z prośbą o więcej pieniędzy na to lub owo. Niewyraźne dziewczęce pismo Cindy układało się w ciąg próśb o wszystko, mimo Ŝe bombardowałam ją stale prezentami. Miała tuziny chłopców. Potrzebowała specjalnych strojów, gdy jej chłopak lubił polować albo łapać ryby. Musiała mieć stroje wieczorowe dla chłopca lubiącego opery i koncerty. Dla siebie potrzebowała dŜinsów i jakiejś ciepłej góry, luksusowej
142
bielizny dziennej i nocnej, bo nie potrafiła po prostu zasnąć w czymś tanim. Jej listy wyraŜały to wszystko, co ja straciłam jako szesnastolatka. Pamiętałam Clairmont i moje dni w domu doktora Paula, gdzie Henny uczyła mnie w kuchni gotowania. Praktycznie, nie teoretycznie. Kupiłam ksiąŜkę kucharską traktującą o tym, jak zdobyć i zatrzymać przy sobie męŜczyznę, gotując mu właściwe potrawy. JakimŜ byłam dzieckiem. Westchnęłam. A moŜe wtedy – po ucieczce z Foxworth Hall – było mi równie dobrze jak Cindy? Zanim odłoŜyłam jej list, powąchałam róŜowy, perfumowany papier listowy. Powróciłam do bieŜących problemów Foxworth Hall, zapominając o papierowych kwiatach na strychu. KaŜdy dzień uwaŜnego obserwowania Barta, przebywającego w towarzystwie Melodie, upewniał mnie, Ŝe dają sobie wzajemnie bardzo duŜo, podczas gdy Jory otrzymywał bardzo mało od swojej Ŝony. Próbowałam uwierzyć, Ŝe Melodie usiłuje pocieszyć Barta po wstrząsie spowodowanym odczytaniem testamentu... ale na przekór samej sobie domyślałam się, Ŝe jest tam coś więcej niŜ współczucie. Jak wierna maskotka, mająca tylko jednego przyjaciela, Joel podąŜał za Bartem krok w krok, z wyjątkiem biura i sypialni. Modlił się u siebie przed śniadaniem, obiadem i kolacją. Modlił się przed pójściem do łóŜka i podczas spaceru, mrucząc stosowne fragmenty Biblii. KaŜda okazja była dobra do poboŜnego bełkotu. Chris był w siódmym niebie, ciesząc się najlepszym okresem w swoim Ŝyciu, przynajmniej tak twierdził. – Kocham moją nową pracę. Ludzie, z którymi pracuję, są inteligentni, weseli i opowiadają niekończące się historie, co pozwala uniknąć monotonii w ślęczeniu nad preparatami. KaŜdego dnia idziemy do laboratorium, wkładamy białe fartuchy, sprawdzamy nasze kamienne naczynia, oczekujemy cudów i szczerzymy zęby w uśmiechu, gdy cuda się nie pojawiają. Dla Jory’ego Bart nie był ani przyjacielem, ani wrogiem. Był po prostu kimś, kto wtyka głowę w drzwi, mówi kilka słów i spieszy do czegoś, co uwaŜa za waŜniejsze od tracenia czasu z kalekim bratem. Zastanawiałam się, co teŜ on robi z czasem, gdy nie studiuje rynków finansowych i nie kupuje czy teŜ nie sprzedaje akcji na giełdzie. Podejrzewałam, Ŝe ryzykuje większość ze swoich pięciuset tysięcy po to, Ŝeby udowodnić nam wszystkim, iŜ jest sprytniejszy od Chrisa i zręczniejszy od największego lisa spośród Foxworthów – Malcolma. Był późny listopad, wkrótce po wyjeździe Chrisa. Pospieszyłam do Jory’ego, aby sprawdzić, czy wszystko jest w naleŜytym porządku. Chris wynajął pielęgniarza do opieki nad
143
Jorym, ale przyjeŜdŜał on tylko co drugi dzień. Jory nie narzekał na uwiązanie w domu, lecz często odwracał głowę w kierunku okien, Ŝeby popatrzeć na wspaniałości jesieni. – Lato przeminęło – powiedział tępo i bezsilnie, gdy wiatr bawił się wokół kolorowymi liśćmi – i zabrało ze sobą moje nogi. – Jesień dostarczy ci powodów do radości, Jory. Zima uczyni cię ojcem. śycie nadal chowa dla ciebie wiele miłych niespodzianek bez względu na to, czy w to wierzysz, czy nie. Ja wierzę, podobnie jak Chris, Ŝe najlepsze jest ciągle przed tobą. Teraz... musimy zobaczyć, co moŜna zrobić w sprawie protez dla ciebie. PoniewaŜ jesteś juŜ wystarczająco silny, Ŝeby siedzieć, moŜemy wypróbować wózek, który twój ojciec sprowadził dla ciebie. Jory, proszę. Nienawidzę, jak leŜysz w łóŜku cały czas. Wypróbuj wózek, moŜe nie będzie to takie przykre, jak myślisz. Uparcie pokręcił głową. Zignorowałam to i perswadowałam dalej. – Będziemy mogli z łatwością wyprowadzać cię na dwór. Kiedy tylko robotnicy uprzątną ścieŜki ze wszystkiego, co mogłoby ci przeszkadzać, pojedziemy do lasu. JuŜ teraz mógłbyś siedzieć na tarasie w słońcu i moŜe zdąŜyłbyś się trochę opalić. Wkrótce będzie zbyt zimno na wychodzenie. A z czasem powiozę cię przez ogrody i lasy. Rzucił cięŜkie, pogardliwe spojrzenie na wózek, stojący od pewnego czasu na widocznym miejscu. – To się moŜe przewrócić. – Kupimy ci jeden z tych wózków elektrycznych, które są tak cięŜkie i tak dobrze wywaŜone, Ŝe się nie przewracają. – Nie sądzę, mamo. Zawsze kochałem jesień, ale ta napawa mnie smutkiem. Czuję, Ŝe straciłem wszystko, co jest naprawdę waŜne. Jestem jak uszkodzony kompas, kręcący się bez wskazywania kierunku. Nic nie wydaje się warte wysiłku. Zostałem oszukany i to mnie oburza. Nienawidzę dni. Jednak noce są jeszcze gorsze. Chcę szybko wrócić do lata i do tego, co miałem. Spadające liście są jak łzy, które skrywam w sobie, wiatr gwiŜdŜący po nocach jest moim krzykiem boleści, ptaki odlatujące na południe mówią mi, Ŝe lato mojego Ŝycia przyszło i odeszło, i nigdy, nigdy juŜ nie będę czuł się szczęśliwy. Jestem nikim, mamo, nikim. Łamał mi serce.
144
Gdy odwrócił się i spojrzał na mnie, dostrzegł mój ból. Zawstydził się. – Przepraszam, mamo – zwrócił się do mnie z poczuciem winy. – Jesteś jedyną osobą, do której mogę mówić w ten sposób. Z ojcem, choć jest wspaniały, mogę głównie coś robić. Gdy wyleję ci wszystkie moje Ŝale, przestaję tak bardzo gryźć się w środku. Wybacz, Ŝe moje smutki spływają na ciebie. – W porządku. Zawsze mów, co czujesz. Kiedy to zrobisz, będę wiedziała, jak ci pomóc. Po to tu jestem, Jory. Po to masz rodziców. Niech ci się nie wydaje, Ŝe twój ojciec nie zrozumie cię, bo tak nie jest. Rozmawiaj z nim tak, jak rozmawiasz ze mną. Mów wszystko, co pragniesz powiedzieć, niczego nie zatajaj. Proś o wszystko, a damy ci z Chrisem wszystko, co moŜemy; ale nie proś o niemoŜliwe. Skinął potakująco głową i zmusił się do bladego uśmiechu. – W porządku. MoŜe, mimo wszystko, zmuszę się, Ŝeby któregoś dnia usiąść na wózku elektrycznym. Przed nim, na stole umocowanym do rolek nad łóŜkiem, leŜały porozrzucane części mozolnie sklejanego klipra. Jory rzadko włączał stereo, jakby teraz, gdy nie mógł tańczyć, piękna muzyka sprawiała przykrość jego uszom. Telewizję uwaŜał za stratę czasu i jeŜeli nie czytał, to pracował nad modelem Ŝaglowca. Trzymał pęsetką delikatne drewniane elementy i nakładał klej; potem, mruŜąc oczy, oglądał pracę uwaŜnie ze wszystkich stron i dalej budował kadłub. – Gdzie jest moja Ŝona? – zapytał jakby przypadkiem, nie patrząc mi w oczy. – Rzadko zachodzi do mnie przed piątą. Co ona, u licha, robi przez cały dzień? Zanim zdąŜyłam odpowiedzieć, wszedł pielęgniarz Jory’ego i powiedział, Ŝe wychodzi na wykłady. Pomachał serdecznie na poŜegnanie i wyszedł. Podczas jego nieobecności miałyśmy z Melodie na zmianę obsługiwać i bawić Jory’ego. Najtrudniejsze było zajęcie go czymś. Dotychczas w jego Ŝyciu dominował wysiłek fizyczny, a teraz musiał zadowolić się aktywnością umysłową. NajbliŜszy wysiłkowi fizycznemu był montaŜ Ŝaglowca. Wierzyłam, Ŝe w końcu Melodie przyjdzie i zrobi dla Jory’ego to, co będzie mogła. Bardzo rzadko ją widywałam. W tak obszernym domu nietrudno było unikać tych, których nie chciało się spotykać. Ostatnio Melodie zabierała do swojego pokoju po drugiej stronie holu nie tylko śniadania, ale i obiady. Chris przywiózł, zrobiony na zamówienie, elektryczny wózek inwalidzki sterowany joystickiem. Pielęgniarz natychmiast zaczął uczyć Jory’ego sposobów przekładania ciała na
145
przywiązany obok łóŜka wózek. Jory był sparaliŜowany od przeszło trzech długich, smutnych miesięcy. Dla niego to były całe lata. Musiał zmienić się w inną osobę, taką, jakiej szczerze mówiąc, naprawdę nie lubił. Jeszcze jeden dzień minął bez wizyty Melodie, a Jory znowu spytał, gdzie ona jest i jak spędza czas. – Mamo, czy słyszałaś moje pytanie? Powiedz mi, proszę, co moja Ŝona robi przez cały dzień. Jego zazwyczaj spokojny głos zabrzmiał ostrzej. – Nie spędza go ze mną, to wiem. W jego oczach czaiła się gorycz, gdy przewiercał mnie dociekliwym spojrzeniem. – Idź do Melodie i powiedz jej, Ŝe chcę ją widzieć; teraz! Nie później, kiedy będzie miała na to ochotę, ale teraz. Wydaje mi się, Ŝe nigdy jej nie ma! – Przyprowadzę ją – powiedziałam z determinacją. – Na pewno jest w swoim pokoju i słucha muzyki baletowej. Z drŜeniem serca opuściłam Jory’ego pracującego nad modelem Ŝaglowca. Gdy odwróciłam się, zobaczyłam, jak wiatr podrywa liście i zwiewa je w stronę domu. Złote, purpurowe i rdzawe liście, na które Jory nie chciał patrzeć, a kiedyś tak był wraŜliwy na muzykę kolorów. Spójrz, Jory, spójrz teraz. To jest piękno, którego moŜe juŜ nie zobaczysz. Nie ignoruj go, podziwiaj piękno dnia tak, jak to zawsze robiłeś. Ale czy mam zawrócić? Czy muszę? Gdy tak stałam i patrzyłam na niego, niebo nagle pociemniało i wszystkie te wesoło spadające Uście zwiędły w zimnym deszczu, przyciskającym je do ziemi. – Kiedy mieszkaliśmy w Gladstone, prace porządkowe wykonywał zazwyczaj tata. Mama zwykle narzekała, Ŝe przez podwójne okna ma dwa razy więcej szyb do mycia... – Chcę mojej Ŝony, mamo, TERAZ! Z trudnych do wytłumaczenia powodów nie miałam ochoty iść i szukać Melodie. Było ciemno, więc juŜ od dawna Jory miał włączoną lampę. – Czy nie chciałbyś, Ŝeby rozpalić w kominku? – Chcę tylko mojej Ŝony. Czy mam to powtórzyć dziesięć razy? Jak tu przyjdzie, to rozpali ogień.
146
Zostawiłam go samego. Wiedziałam, Ŝe moja obecność w chwili, kiedy potrzebuje tylko jej, denerwuje go. Spodziewałam się zastać Melodie w jej pokoju, ale nie było jej tam. Korytarz, którym szłam, wydawał się tym samym holem, którym wędrowałam kiedyś, w młodości. Mijane zamknięte drzwi wydawały się tymi samymi cięŜkimi, masywnymi drzwiami, które ukradkiem otwierałam, mając czternaście, piętnaście lat. Za sobą czułam wszechwiedzącą obecność Malcolma. Skręciłam w zachodnie skrzydło, skrzydło Barta. Szłam automatycznie, nie zastanawiając się nad swoimi krokami. Przez większą część mojego Ŝycia kierowałam się intuicją i wydaje się, Ŝe tak teŜ będzie w przyszłości. Dlaczego tu przyszłam? Dlaczego nie szukałam Melodie gdzie indziej? Dlaczego instynkt skierował mnie do pokojów drugiego syna, tam, dokąd nigdy nie chciałam chodzić? Przed szerokimi podwójnymi drzwiami, grubo obitymi kosztowną czarną skórą, z wytłoczonym złotym monogramem Barta i herbem rodowym, zawołałam cicho: – Bart, czy jesteś tam? śadnej odpowiedzi. Wszystkie drzwi zrobione były z masywnego dębu, grubo obite dźwiękoszczelnym materiałem. Potrafiły dotrzymywać tajemnic, nic więc dziwnego, Ŝe tak łatwo było ukryć naszą czwórkę. Nacisnęłam klamkę, spodziewając się, Ŝe są zamknięte, ale tak nie było. Prawie ukradkiem wślizgnęłam się do salonu Barta, utrzymanego w nieskazitelnym porządku, bez jednego pisma czy teŜ ksiąŜki połoŜonej nie na miejscu. Na ścianach wisiał jego sprzęt sportowy: rakiety tenisowe, wędki, torba do golfa, a w uchylonej szafce widać było wiosło. Popatrzyłam na zdjęcia jego ulubionych gwiazd sportu. Często myślałam, Ŝe Bart udaje podziw dla mistrzów piłki noŜnej i baseballu tylko po to, Ŝeby mieć coś wspólnego z resztą swojej płci. Według mnie, byłoby uczciwiej, gdyby wykleił swoje ściany zdjęciami tych, którzy zrobili fortuny na giełdzie, kierując przemysłem czy teŜ zajmując się polityką. Wszystkie pokoje Barta utrzymane były w bieli i czerni z czerwonymi akcentami; zestawienie dramatyczne, jakkolwiek zimne. Usiadłam na białej skórzanej kanapie trzymetrowej długości, pod nogami miałam czerwony dywan. Plecami opierałam się o czarne welwetowe i satynowe poduszki. W rogu pokoju stał wspaniały bar, iskrzący się kryształowymi karafkami i rozmaitymi kieliszkami, wypełniony trunkami przeznaczonymi na uŜytek Barta. Stała tam teŜ
147
mała lodówka i maleńki piecyk do topienia serów i przyrządzania innych lekkich przekąsek. Wszystkie fotografie miały czarne lub czerwone tło i oprawione były w złote ramki. Trzy ściany pokryte były białym płótnem z morą. Czwarta – czarną pikowaną skórą. Była to fałszywa ściana. Jeden ze skórzanych guzików otwierał w niej duŜy sejf, w którym Bart przechowywał swoje akcje i obligacje. Demonstrował mi to z dumą zaraz po wykończeniu pokoju. Naciskał ukryte guziki, zadowolony ze stopnia skomplikowania całego mechanizmu. Sejf na dole, w jego biurze, słuŜył do przechowywania podręcznych i mniej waŜnych dokumentów. Odwróciłam głowę i spojrzałam na drzwi do jego sypialni, równieŜ obite czarną skórą. Piękne drzwi do wspaniałej sypialni o takim samym wystroju wnętrza jak ten pokój. Wydało mi się, Ŝe coś usłyszałam. Ciche odgłosy śmiechu męŜczyzny i jeszcze cichszy chichot kobiety. CzyŜbym się myliła? CzyŜby Bart zdołał rozśmieszyć Melodie, gdy nikt z nas tego nie potrafił? Moja wyobraźnia pracowała cały czas, pokazując, co oni mogli tam robić. Czułam, jak ściska mi się serce na wspomnienie Jory’ego, czekającego z nadzieją na Ŝonę, która nigdy juŜ do niego nie wróci. Byłam przybita faktem, Ŝe Bart mógł mu to zrobić, swojemu własnemu bratu, którego bardzo kochał i przez krótką chwilę podziwiał, przez tak Ŝałośnie krótką chwilę... Właśnie wtedy otworzyły się drzwi i wszedł Bart bez skrawka bielizny na sobie. Poruszał się zwinnie. Zakłopotana jego nagością, wtuliłam się w miękką kanapę z nadzieją, Ŝe mnie nie zauwaŜy. Nie wybaczyłby mi nigdy. Nie powinnam być tutaj. PoniewaŜ z powodu nagłej burzy panował w salonie gęsty mrok, była szansa, Ŝe Bart nie zauwaŜy mnie. Podszedł wprost do obficie zaopatrzonego baru i szybko, wprawnymi rękami przygotował drinki. Pokroił cytrynę, napełnił dwie koktajlowe szklaneczki, postawił je na srebrnej tacy i skierował się z powrotem do sypialni, kopnięciem zamykając za sobą drzwi. Alkohol z rana, przed dwunastą...? Co by pomyślał o tym Joel? Siedziałam, cięŜko dysząc. Słychać było grzmoty piorunów, błyskawice przecinały niebo, deszcz stukał w parapety. Co kilka sekund błysk rozświetlał mrok pokoju. Przeniosłam się w zaciszniejszy kąt, wtopiłam w cień wielkiej rośliny i czekałam. Trwało to chyba wieczność, zanim znowu otworzyły się drzwi pokoju, a wiedziałam, Ŝe Jory czeka niecierpliwie, moŜe nawet ze złością, na pojawienie się Melodie. Dwie szklaneczki, dwie. Była tam. Musiała tam być.
148
W końcu w półmroku zobaczyłam, jak z sypialni Barta wychodzi Melodie, ubrana w przejrzysty peniuar, ukazujący, Ŝe nie ma nic pod spodem. Błysk pioruna oświetlił ją przez chwilę, podkreślając wypukłość brzucha, z którego na początku stycznia miało narodzić się dziecko. Och, Melodie, jak mogłaś zrobić to Jory’emu? – Wracaj! – zawołał Bart niewyraźnym, zadowolonym głosem. – Pada. Tutaj przy ogniu jest przytulniej, nie mamy nic lepszego do roboty... – Muszę wykąpać się, ubrać i odwiedzić Jory’ego – zawahała się w drzwiach, patrząc na niego z widoczną tęsknotą. – Chciałabym zostać, naprawdę, ale Jory potrzebuje mnie od czasu do czasu. – Czy on moŜe dać ci to, co przed chwilą dostałaś ode mnie? – Bart, proszę. On mnie potrzebuje. Nie wiesz, jak to jest, gdy ktoś cię potrzebuje. – Nie, nie wiem. Tylko słaby oczekuje pomocy innych. – Nigdy nie byłeś zakochany, Bart – odpowiedziała ochryple – nie moŜesz więc zrozumieć. Wziąłeś mnie, wykorzystałeś, powiedziałeś, Ŝe jestem wspaniała, ale nie kochasz mnie ani naprawdę mnie nie potrzebujesz. Ktoś inny mógłby zaspokoić twoje potrzeby. Dobrze jest czuć się potrzebną, wiedzieć, Ŝe ktoś pragnie cię bardziej od innych. – Odejdź więc – powiedział, nadal dla mnie niewidoczny, a ton jego głosu zrobił się lodowaty. – Oczywiście, nie potrzebuję cię. Nie potrzebuję nikogo. Nie wiem, czy to, co czuję do ciebie, jest miłością czy tylko poŜądaniem. Nawet w ciąŜy jesteś bardzo piękna i jeśli twoje ciało dostarczyło mi przyjemności teraz, to wcale nie znaczy, Ŝe będzie tak jutro. Widać było, Ŝe poczuła się dotknięta. Rozpłakała się Ŝałośnie. – Dlaczego więc chcesz, Ŝebym przychodziła kaŜdego dnia, kaŜdej nocy? Dlaczego zawsze wodzisz za mną spojrzeniem? Ty potrzebujesz mnie, Bart! Ty mnie kochasz! Wstydzisz się tylko przyznać do tego. Proszę, nie odzywaj się do mnie w tak okrutny sposób. To boli. Uwiodłeś mnie, gdy byłam słaba i przestraszona, gdy Jory ciągle jeszcze był w szpitalu. Wziąłeś mnie, gdy potrzebowałam jego, a wmówiłeś mi, Ŝe moim pragnieniem jesteś ty! Widziałeś, jak się bałam, Ŝe Jory moŜe umrzeć... Ŝe potrzebowałam kogoś. – Więc czym dla ciebie jestem?! – ryknął. – Potrzebą? Myślałem, Ŝe mnie kochasz, Ŝe naprawdę mnie kochasz! – Tak, kocham cię!
149
– Nie, nie kochasz! Jak moŜesz mnie kochać i stale mówić o nim? Idź więc do niego. Zobacz, co on moŜe ci teraz dać! Wyszła, powiewając delikatną bielizną, jak duch szalejący w poszukiwaniu Ŝycia. Trzasnęły za nią drzwi. Sztywno podniosłam się z krzesła, czując ból w kolanach, jak zwykle, gdy padał deszcz. Utykając trochę, zbliŜyłam się do zamkniętych drzwi sypialni Barta. Nie wahając się ani chwili, otworzyłam je. Zanim zdąŜył zaprotestować, sięgnęłam do kontaktu i przekręciłam go, zalewając przytulny pokój, oświetlony tylko blaskiem ognia z kominka, jaskrawym światłem elektrycznym. Natychmiast uciekł na środek olbrzymiego łoŜa. – Mamo! Co, do diabła, robisz w mojej sypialni? Wyjdź stąd, wyjdź! Rzuciłam się naprzód, pokonując rozległą przestrzeń pomiędzy drzwiami i łóŜkiem w ciągu sekundy. – Co ty, do cholery, wyrabiasz! Śpisz z Ŝoną swojego okaleczonego brata? – Wynoś się stąd! – wrzasnął, okrywając starannie swoje podbrzusze, podczas gdy ciemne włosy na piersiach zdawały się jeŜyć z oburzenia. – Jak śmiesz mnie szpiegować? – Nie krzycz na mnie, Barcie Foxworth! Jestem twoją matką, a ty nie masz jeszcze trzydziestu pięciu lat, nie moŜesz więc wyrzucić mnie z tego domu. Wyjadę wtedy, kiedy będę chciała, a ta chwila jeszcze nie nadeszła. Tak wiele mi zawdzięczasz, Bart, tak wiele. – Zawdzięczam ci coś, mamo? – zapytał sarkastycznie, gorzko. – Błagam, powiedz mi, dlaczego mam ci coś zawdzięczać. Czy mam podziękować ci za mojego ojca, którego pomogłaś zabić? Czy powinienem podziękować ci za te wszystkie Ŝałosne dni, kiedy byłem młody, zapomniany i niepewny siebie? Czy mam podziękować ci za to, Ŝe nie czuję się normalnym męŜczyzną, zdolnym do wzbudzenia miłości? Załamał mu się głos. Pochylił głowę. – Nie stój tutaj i nie oskarŜaj mnie tymi przeklętymi błękitnymi oczami Foxworthów. W Ŝaden sposób nie wzbudzisz we mnie poczucia winy. JuŜ taki się urodziłem. Wziąłem Melodie, gdy płakała i potrzebowała kogoś, kto obejmie ją, obdarzy zaufaniem i miłością. Po raz pierwszy spotkałem taką miłość, o jakiej czytałem i słyszałem od nobliwych kobiet, które w Ŝyciu miały tylko jednego męŜczyznę. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaką ona jest rzadkością? Melodie jest pierwszą kobietą, która sprawiła, Ŝe poczułem się człowiekiem. Przy niej mogę odpocząć,
150
odłoŜyć swoją tarczę, a ona nie próbuje mnie skrzywdzić. Ona kocha mnie, mamo. Nigdy nie byłem szczęśliwszy. – Jak moŜesz mówić coś takiego, kiedy dopiero co podsłuchałam słowa, które między sobą wymienialiście? Załkał, upadł na plecy i przetoczył się na swoją stronę, z dala ode mnie. Prześcieradło ledwie go okrywało. – Jestem w dołku i ona teŜ. Ona czuje, Ŝe zdradza Jory’ego, kochając mnie. Ja czuję podobnie. Czasami zapominamy o winie i wstydzie i wtedy jest wspaniale. Kiedy Jory leŜał w szpitalu, a ciebie z Chrisem nie było całymi dniami, nie potrzebowała wiele, Ŝeby dać się skusić. Z niewielkimi oporami padła w moje ramiona, szczęśliwa, Ŝe ma kogoś, kto stara się zrozumieć jej odczucia. Nasze sprzeczki biorą się z poczucia winy. Bez Jory’ego na swojej drodze byłaby moją Ŝoną. – BART! Nie moŜesz Jory’emu zabierać Ŝony. On potrzebuje jej tak jak nigdy dotychczas! Źle zrobiłeś, uwodząc ją, gdy była zrozpaczona i osamotniona. Daj jej spokój. Przestań się z nią kochać. Bądź lojalny wobec Jory’ego, tak jak on był lojalny wobec ciebie. Jory zawsze wstawiał się za tobą, pamiętaj o tym. Obrócił się, owinięty w czarne prześcieradło. Coś delikatnego pękło w nim i spowodowało, Ŝe znowu wyglądał jak bezradne, wzruszające dziecko. Zranione małe dziecko, nielubiące samego siebie. Głos miał zachrypnięty, kiedy powiedział: – Tak, kocham Melodie. Kocham ją na tyle mocno, Ŝeby się oŜenić. Kocham ją kaŜdą kostką, kaŜdym mięśniem swojego ciała. Ona obudziła mnie z głębokiego snu. Widzisz, jest pierwszą kobietą, którą pokochałem. Nigdy przez Ŝadną kobietę nie byłem tak dotykany jak przez Melodie. Weszła do mojego serca i juŜ nie wypuszczę jej stąd. Wkrada się do mojego pokoju, ubrana w zwiewne szaty, z rozpuszczonymi, pięknymi, połyskującymi włosami, świeŜa, pachnąca po kąpieli, i stoi tak z błagającymi oczami, a wtedy moje serce zaczyna bić mocniej. Kiedy śnię, to śnię tylko o niej. Jest najwspanialszą istotą w moim Ŝyciu. Czy wiesz, dlaczego nie mogę jej porzucić? Ona obudziła we mnie Ŝądzę miłości i seksu, jakiej się po sobie nawet nie spodziewałem. UwaŜałem, Ŝe seks jest grzechem, i zawsze po spotkaniu z kobietą czułem się brudny. Gdy kochałem się z innymi kobietami, miałem poczucie winy, jakby dwa nagie ciała spotykające się, Ŝeby zaspokoić swoje poŜądanie, były czymś diabelskim. Teraz wiem, Ŝe jest inaczej. Ona uświadomiła mi, jaką piękną rzeczą moŜe być miłość. Nie wiem, co
151
mógłbym robić bez niej. Jory nie będzie juŜ nigdy prawdziwym kochankiem. Niech ja będę tym męŜem, którego ona chce i potrzebuje. PomóŜ mi zbudować normalne Ŝycie dla niej i dla siebie... albo... nie wiem... nie wiem po prostu, co się stanie... Jego ciemne oczy zwróciły się w moją stronę, błagając o zrozumienie. Och, wysłuchałam tego wszystkiego, co powiedział. Całe Ŝycie starałam się zdobyć jego zaufanie, a teraz, kiedy juŜ je miałam, cóŜ mogłam zrobić? Kochałam Barta, tak jak kochałam Jory’ego. Stałam, załamując ręce, męcząc się świadomością winy i faktem, Ŝe muszę coś z tym zrobić. Zaniedbywałam Barta, faworyzowałam Jory’ego, Cindy... Teraz ja i Jory musimy zapłacić... znowu. Mówił niskim, łamiącym się głosem. Wydawał się nawet młodszy i bezradniejszy, leŜąc tam i próbując zamknąć swoje szczęście w jakimś bezpiecznym i niedostępnym dla mnie miejscu i w ten sposób uchronić je przed zniszczeniem. – Mamo, jeden raz w Ŝyciu popatrz na coś od mojej strony. Nie jestem taki zły, taki przeklęty ani nie jestem takim potworem, za jakiego, jak mi się czasami wydaje, mnie uwaŜasz. Jestem tylko człowiekiem, który nigdy nie doświadczył niczego dobrego. PomóŜ mi, mamo. PomóŜ Melodie mieć męŜa, jakiego potrzebuje, teraz, gdy Jory juŜ nigdy nie będzie prawdziwym męŜczyzną. Deszcz bębnił o szyby okienne jak oszalały. Padał w rytmie uderzeń mojego serca. Wiatr gwizdał wokół domu, a w mojej duszy miotał się dziki nietoperz. Nie mogłam podzielić Melodie na dwie równe części i obdarować nimi Jory’ego i Barta. Musiałam trzymać się tego, co uwaŜałam za słuszne. Miłość Barta do Melodie nie była dobra. Najbardziej potrzebował jej Jory. Stałam tam nadal, zapatrzona w dywan... przygnieciona rozpaczliwą potrzebą miłości mojego drugiego syna. W przeszłości tak często uwaŜałam go za diabelskie nasienie, nie dopuszczałam myśli o jego niewinności. Czy świadomość winy, czyniąca z Barta rzeczywisty obraz mojego grzechu, nie pozwalała mi widzieć w nim dobra? – Czy jesteś pewien, Bart? Czy naprawdę kochasz Melodie, czy teŜ poŜądasz jej tylko dlatego, Ŝe naleŜy do Jory’ego? Odwrócił się na plecy i spojrzał na mnie z taką uczciwością, jakiej nigdy u niego nie widziałam. JakŜe te ciemne oczy błagały o zrozumienie. – Na początku chciałem Melodie tylko dlatego, Ŝe naleŜała do Jory’ego. Uczciwie to
152
przyznaję. Chciałem zabrać mu to, co było jego największym skarbem. PoniewaŜ on zabrał mi to, czego najbardziej pragnąłem: CIEBIE! Skuliłam się jak od mocnego uderzenia, a on ciągnął: – Odrzucała moje zaloty tak wiele razy, Ŝe zacząłem szanować ją, róŜniła się bardzo od innych, łatwych do zdobycia kobiet. Im bardziej mnie odrzucała, tym bardziej rozpalała moje poŜądanie, aŜ poczułem, Ŝe albo ją zdobędę, albo umrę. Kocham Melodie. Tak, ona znalazła mój słaby punkt... i nie wiem, jak Ŝyć bez niej! RozłoŜyłam szeroko ręce i usiadłam na brzegu jego olbrzymiego łóŜka. – Och, Bart... jaka szkoda, Ŝe to nie mogła być inna kobieta. KaŜda inna, byle nie Melodie. Cieszę się, Ŝe doświadczyłeś miłości, Ŝe juŜ nie widzisz w niej nic brudnego ani grzesznego. Czy Bóg stworzyłby męŜczyznę i kobietę takimi, jakimi są, gdyby nie chciał, Ŝeby się połączyli? Zaplanował to w ten sposób. Poprzez miłość stwarza nas na nowo. Ale, Bart, musisz przyrzec, Ŝe nie będziesz juŜ spotykać się z nią sam na sam. Poczekaj, aŜ Melodie urodzi dziecko i sama coś postanowi. Oczy wypełniły mu się nadzieją i wdzięcznością. – PomoŜesz mi? – zapytał z niedowierzaniem. – Nigdy nie przypuszczałem, Ŝe ty... – Poczekaj, poczekaj, proszę. Pozwól Melodie urodzić dziecko, potem idź do niej. Idź teŜ do Jory’ego i stań przed nim. Powiedz mu, co czujesz do Melodie. Nie kradnij Jory’emu Ŝony, poznaj jego zdanie. – A co on moŜe takiego powiedzieć, mamo, co by mogło coś zmienić? On jest stracony. Nie moŜe tańczyć, nie moŜe nawet chodzić. Jest niesprawny fizycznie. Minęły sekundy, zanim znalazłam właściwe słowa. – Ale czy ona kocha cię uczciwie? Byłam w twoim salonie. Słyszałam ją. Nie powiedziała swojego zdania na ten temat. Z tego, co mogę sądzić, jest rozdarta pomiędzy miłością do Jory’ego i poŜądaniem ciebie. Nie wykorzystuj jej słabości ani kalectwa Jory’ego. Daj mu czas na zebranie sił. A potem rób, co musisz. To nie fair okradać Jory’ego, gdy nie moŜe się bronić. Daj jej czas na przyzwyczajenie się do stanu Jory’ego. Wtedy, jeśli nadal będzie chciała ciebie, to weź ją, bo mogłaby go tylko bardziej skrzywdzić. Ale co zrobisz z dzieckiem Jory’ego? Czy zabierzesz mu dziecko tak samo jak Ŝonę? Czy niczego nie chcesz mu zostawić? Patrzył na mnie, a w jego oczach pojawił się błysk podejrzenia. Odwrócił wzrok i popatrzył w sufit.
153
– Nie zastanawiałem się jeszcze nad dzieckiem. Nie wybiegałem myślą tak daleko w przyszłość. Próbuję nie myśleć o dziecku, a ty nie musisz biec z tym do Chrisa i Jory’ego. Raz w Ŝyciu daj mi szansę mieć coś własnego. – Bart... – Teraz idź juŜ, proszę. Zostaw mnie samego, Ŝebym mógł pomyśleć. Jestem zmęczony. MoŜesz człowieka zamęczyć, mamo, tymi swoimi Ŝądaniami, opiniami. Daj mi szansę udowodnienia ci, Ŝe nie jestem tak zły, jak sądzisz, ani tak zwariowany, jak sam kiedyś uwaŜałem. Nie prosił mnie znowu, Ŝeby nie mówić nic ani Chrisowi, ani Jory’emu. Jakby wiedział, Ŝe tego nie zrobię. Wstałam, odwróciłam się i wyszłam. Wracając myślałam o rozmowie z Melodie, ale byłam zbyt rozstrojona, Ŝeby spotkać się z nią bez robienia scen. Była teraz całkiem rozbita, a ja musiałam mieć na uwadze zdrowie jej dziecka. W swoim pokoju usiadłam przed tlącym się na kominku pniem drewna i zastanawiałam się, co robić dalej. Na pierwszym miejscu były potrzeby Jory’ego. W ciągu trzech miesięcy jego niegdyś silne nogi zamieniły się w cienkie patyki, przypominające nogi Barta w dzieciństwie. Krótkie, cienkie nogi, całe w siniakach, wciąŜ podrapane. Bart ciągle przewracał się, ciągle łamał kości. Stale spotykała go kara za to, Ŝe urodził się i nie był tak udanym dzieckiem jak Jory. Takie myśli spowodowały, Ŝe podniosłam się i skierowałam do sypialni Jory’ego. Stanęłam w drzwiach, z twarzą otartą z łez, z oczami ochłodzonymi kompresami z lodu, tak Ŝeby nie były czerwone, i uśmiechnęłam się wesoło do mojego pierworodnego. – Melodie jeszcze drzemie, Jory. Ale zobaczy się z tobą przed obiadem. Myślę, Ŝe będzie wam miło, gdy zjecie obiad razem przed kominkiem. Przy tym deszczu będzie wam tutaj bardzo przytulnie. Poprosiłam Trevora i Henry’ego, Ŝeby przynieśli szczapy drewna i mały stolik do obiadu. UłoŜyłam menu ze wszystkiego, co lubisz. Chciałabym pomóc ci się ubrać, Ŝebyś wyglądał jak najlepiej. Wzruszył obojętnie ramionami. Przed wypadkiem lubił elegancko się ubierać, zawsze był starannie wypielęgnowany. – Co to teraz za róŜnica, mamo? Widzę, Ŝe nie przyszła z tobą. Dlaczego to tak długo trwało, Ŝeby przyjść i powiedzieć mi, Ŝe ona jeszcze śpi? – Zadzwonił telefon... i, Jory, muszę jednocześnie zrobić wiele rzeczy. A więc jakie
154
ubranie najbardziej ci odpowiada? – śadne. PiŜama i szlafrok wystarczą – powiedział obojętnie. – Posłuchaj mnie, Jory. Dzisiaj usiądziesz na tym elektrycznym wózku, ubrany w jedno z ubrań ojca, poniewaŜ nie przywiozłeś ze sobą zimowych rzeczy. Natychmiast zaprotestował, a ja nadal nalegałam. Posłaliśmy juŜ do Nowego Jorku po rzeczy Jory’ego, choć Melodie nie widziała powodu, Ŝeby przywozić ubrania, co bardzo mnie rozzłościło. – Kiedy będziesz dobrze wyglądał, poczujesz się lepiej, a to juŜ połowa sukcesu. Zaniedbałeś swój wygląd. Mam zamiar ogolić cię, nawet jeśli chciałeś zapuścić brodę. Jesteś zbyt przystojny, Ŝeby ukrywać się za szczeciniastym zarostem. Masz piękne usta i silne szczęki. Tylko męŜczyźni o słabych szczękach muszą zakrywać je brodą. W końcu poddał się i uśmiechając się ironicznie, zgodził się na wszystko, co chciałam z nim zrobić, Ŝeby zaczął być bardziej podobny do siebie. – Mamo, jesteś nadzwyczajna. Tak bardzo się troszczysz, ale nie będę pytał dlaczego. Jestem po prostu wdzięczny, Ŝe ktoś dba o mnie. W tym czasie przyjechał z Charlottesville Chris i włączył się do pomocy. Ogolił przystojną twarz Jory’ego brzytwą, bo uwaŜał, Ŝe tylko w ten sposób moŜna zrobić to starannie. Usiadłam na łóŜku, obserwując, jak Chris po goleniu smaruje Jory’emu twarz płynem i wodą kolońską. Jory znosił to cały czas cierpliwie. Nie mogłam pomagać, zastanawiałam się więc, co robi Bart i jak mam powiedzieć Melodie, Ŝe wiem, co zaszło pomiędzy nią i moim młodszym synem. Jory miał juŜ na tyle silne ramiona, Ŝe bez trudu zdołał przenieść się na wózek. Staliśmy z Chrisem z boku, nie proponując pomocy, wiedząc, Ŝe musi sam sobie poradzić. Wydawał się nieco upokorzony, ale i w jakiś sposób dumny, Ŝe udało mu się to za pierwszym razem. JuŜ na wózku, na przekór sobie, wyglądał na zadowolonego. – Nie tak źle – powiedział, oglądając się w trzymanym przeze mnie lusterku. Uruchomił wózek i zrobił próbną rundę po pokoju. Uśmiechnął się do nas. – To lepsze niŜ łóŜko. Pewnie to głupie, co powiem, ale teraz będzie mi łatwiej skończyć Ŝaglowiec przed świętami BoŜego Narodzenia i, być moŜe, tak się rozpieszczając, przetrwam to wszystko. – Jakbyśmy kiedykolwiek w to wątpili – powiedział uszczęśliwiony Chris.
155
– Opanuj się teraz, Jory... idę po Melodie – powiedziałam zadowolona z jego wyglądu, z tego blasku szczęścia w jego oczach, z jego fascynacji moŜliwością poruszania się znowu, nawet jeśli zamiast nóg miał koła. – Melodie pewnie juŜ się ubrała i jest gotowa do obiadu. Jak wiesz, nasz niegdyś zaniedbujący się Bart jest teraz przewraŜliwiony na punkcie wszystkich szczegółów eleganckiego Ŝycia. – Powiedz jej, niech się pospieszy! – zawołał za mną głosem przypominającym tego dawnego Jory’ego. – Umieram z głodu. A widok płonącego ognia sprawia, Ŝe strasznie za nią tęsknię. Z drŜeniem skierowałam się do pokoju Melodie, wiedząc, Ŝe muszę zapomnieć o tym, co odkryłam, bo kiedy tego nie zrobię, mogę równie dobrze rzucić ją prosto w oczekujące ramiona Barta. Podjęłam tę grę. Jeden brat musi wygrać. Drugi musi przegrać. A ja chcę, Ŝeby wygrali obaj.
156
ZDRADA MELODIE Delikatnie zapukałam do drzwi pokoju Melodie. Przez grube drewno dochodziły dźwięki muzyki z Jeziora łabędziego. Znowu zapukałam. Nie odpowiadała. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka i cicho zamknęłam je za sobą. W pokoju panował bałagan. Na podłodze leŜały porozrzucane ubrania. Kosmetyki zaśmiecały toaletkę. – Melodie, gdzie jesteś? Łazienka była pusta. Och, do diabła! Poleciała do Barta. Natychmiast stamtąd wypadłam i pobiegłam do skrzydła Barta. Waliłam w drzwi z wściekłością. – Bart, Melodie... nie moŜecie tego zrobić Jory’emu. Nie było ich tam. Zbiegłam kuchennymi schodami do jadalni, mając jeszcze nadzieję, Ŝe zaczęli jeść, nie czekając na Chrisa i na mnie. Trevor nakrywał do stołu na dwie osoby, wymierzając wzrokiem odległość talerza od krawędzi stołu z taką dokładnością, jakby uŜywał miarki. Zwolniłam przed jadalnią. – Trevor, czy widziałeś mojego młodszego syna? – Och, tak – powiedział uprzejmie na swój angielski sposób, zaczynając rozkładać srebrne sztućce. – Pan Foxworth i pani Marquet dopiero co pojechali do restauracji. Pan Foxworth prosił, Ŝebym powiedział pani, Ŝe wróci... wkrótce. – Co on naprawdę powiedział, Trevor? – zapytałam z bólem serca. – Proszę pani, pan Foxworth był odrobinę pijany. Nie tak bardzo, Ŝeby obawiać się deszczu i wypadków. Jestem pewien, Ŝe moŜe prowadzić samochód, a pani Marquet będzie całkowicie bezpieczna. Piękny wieczór do jazdy, jeśli ktoś lubi deszcz. Pobiegłam do garaŜu z nadzieją, Ŝe jeszcze zdąŜę ich zatrzymać. Za późno! I właśnie stało się tak, jak się tego obawiałam, Bart zabrał Melodie swoim małym, szybkim sportowym samochodem – czerwonym jaguarem. Z powrotem wlokłam się po schodach jak ślimak. Jory był zaróŜowiony od szampana, który sączył, czekając na Mel. Chris poszedł przebrać się do obiadu. – Gdzie jest moja Ŝona? – zapytał Jory, usadowiony przy małym stoliku przyniesionym przez Trevora i Henry’ego. Pośrodku stały świeŜe kwiaty z naszej szklarni, szampan chłodził się w srebrnym kubełku z lodem. Wszystko to stwarzało powabną i uroczystą atmosferę, szczególnie płonące na kominku szczapy drewna, usuwające z pokoju wilgotny chłód. Jory wyglądał jak
157
niegdyś. Nogi miał schowane pod stołem, a wózek był prawie niewidoczny. Czy i tym razem powinnam skłamać? Cała wesołość w jego oczach zgasła. – Tak więc nie przyjdzie – powiedział bezbarwnym głosem. – Nie przyjdzie tu juŜ nigdy więcej, przynajmniej nie do tego pokoju. Zatrzyma się w drzwiach i będzie mówiła do mnie z bezpiecznej odległości. Jego matowy głos załamał się. W końcu Jory zamilkł i zaczął płakać. – Staram się, mamo, naprawdę staram się pogodzić z tym i nie być zgorzkniały. Ale rozdziera moją duszę to, co stało się pomiędzy mną i moją Ŝoną. Wiem, co ona myśli, nawet gdy nic nie mówi. Nie będę juŜ nigdy prawdziwym męŜczyzną i ona nie wie, jak sobie z tym poradzić. Upadłam na kolana obok niego i wzięłam go w ramiona. – Nauczy się, Jory, nauczy się. Wszyscy musimy nauczyć się, jak sobie radzić z tym, co nie da się zmienić. Daj jej czas. Poczekaj, aŜ urodzi się dziecko. Ona się zmieni. Przyrzekam ci, Ŝe się zmieni. Obdarzysz ją swoim dzieckiem. Nie ma niczego ponad własne dziecko, które moŜesz wziąć w ramiona Zdrada Melodie i przytulić do serca. Słodycz dziecka, rozczulająca maleńka drobina człowieczeństwa całkowicie zaleŜna od ciebie, od tego jak ją ulepisz i uformujesz. Jory, po prostu poczekaj, a zobaczysz, jak się Melodie zmieni. Przestał płakać, lecz w jego oczach pozostała udręka. – Nie wiem, czy mogę czekać – szepnął ochryple. – Kiedy inni są wokół, uśmiecham się i udaję zadowolonego. Ale cały czas myślę o połoŜeniu temu kresu i uwolnieniu Melodie od wszystkich zobowiązań. To nie fair oczekiwać, Ŝeby to znosiła. Zamierzam powiedzieć jej dzisiaj wieczorem, Ŝe jeśli chce, to moŜe odejść albo moŜe pozostać do urodzenia dziecka i potem odejść i wystąpić o rozwód. Nie będę się sprzeciwiał. – Nie, Jory! – wybuchłam. – Nie mów nic, co by ją bardziej zdenerwowało. Daj jej po prostu czas. Pozwól Melodie przystosować się. Dziecko jej w tym pomoŜe. – Mamo, nie wiem, czy ja to wytrzymam. Cały czas myślę o samobójstwie. Myślę o moim ojcu i chciałbym mieć odwagę, Ŝeby zrobić to, co on. – Nie, kochanie, zapomnij o tym. Nigdy nie zostaniesz sam. Usiedliśmy z Chrisem przy małym stoliku, Ŝeby dotrzymać mu towarzystwa. Podczas posiłku nie powiedział więcej niŜ kilka słów. Przed pójściem spać ukradkiem pochowałam ostre przedmioty i wszystko, czym mógłby
158
zrobić sobie krzywdę. Tej nocy spałam na kozetce u niego w pokoju z obawy, Ŝe jest tak przybity, iŜ moŜe targnąć się na Ŝycie tylko po to, Ŝeby uwolnić Melodie od poczucia winy. Nawet w trakcie drzemki dochodziły mnie jego jęki. – Mel... bolą mnie nogi! – wołał we śnie. Wstałam, Ŝeby go uspokoić. Obudził się i patrzył na mnie półprzytomnie. – Co noc boli mnie krzyŜ i nogi – odpowiedział przez sen na moje pytanie. – Nie chcę uŜalać się nad urojonymi bólami. Chcę po prostu przespać noc. Przez całą noc skręcał się z bólu. Nogi, których nie czuł w trakcie dnia, męczyły go ciągłym bólem. W dolnych partiach krzyŜa cierpiał od powtarzających się ukłuć. – Dlaczego boli mnie w nocy, a niczego nie czuję w ciągu dnia?! – krzyczał z twarzą zlaną potem, z piŜamą przylepioną do ciała. – Chciałbym mieć charakter mojego ojca, rozwiązałoby to wszystkie nasze problemy! Nie, nie, nie! Przywarłam do niego, obsypując jego twarz pocałunkami, obiecując mu wszystko, co tylko mogłoby zatrzymać go przy Ŝyciu. – To przejdzie, Jory, przejdzie! Wytrzymaj. Nie poddawaj się, staw czoło największemu wyzwaniu w swoim Ŝyciu. Masz mnie, masz Chrisa i prędzej czy później Melodie wróci i znowu będzie twoją Ŝoną. Patrzył na mnie ponuro, jakbym mówiła o jakichś ulotnych sennych marzeniach. – Idź spać do swojego pokoju, mamo. Czuję się jak dziecko, gdy tutaj jesteś. Obiecuję ci, Ŝe nie zrobię niczego, przez co musiałabyś znowu płakać. – Kochanie, dzwoń natychmiast po ojca lub po mnie, gdybyś czegoś potrzebował. KaŜde z nas wstanie i tu przyjdzie. Nie wołaj tylko Melodie, bo moŜe potknąć się i przewrócić w ciemnościach. Teraz juŜ porusza się trochę niepewnie. Zawsze miałam lekki sen, więc łatwo mnie przebudzić. Czy ty mnie słuchasz, Jory? – Tak, oczywiście, słucham – powiedział. Spojrzenie miał puste i nieobecne. – Jeśli jest jakaś rzecz, w której jestem teraz dobry, to w słuchaniu. – Wkrótce przyjdzie fizykoterapeuta i zacznie z tobą ćwiczenia rekonwalescencyjne. – Rekonwalescencja, mamo? Miał zmęczone, przygasłe spojrzenie. – Masz na myśli dopasowywanie protezy? Istotnie, nie mogę się juŜ jej doczekać. Zakładanie protez, to dopiero będzie zabawa. CzyŜ to nie szczęście, Ŝe nie będę ich czuł?
159
Nie wspominam juŜ nawet o tej pomysłowej uprzęŜy, w której będę wyglądał jak koń. Myślę, Ŝe uchroni mnie ona od upadku... – Zakrył na moment twarz ręką, odchylił głowę i westchnął: – BoŜe, daj mi siłę przetrwania. Czy karzesz mnie za nadmierną pychę, za dumę z moich nóg i ciała? Wykonałeś cholernie dobrą robotę, sprowadzając mnie w dół. Opuścił ręce. Łzy zabłysły mu w oczach i spłynęły po policzkach. Ale za moment juŜ przepraszał. – Wybacz mi to, mamo. Płacz nad samym sobą nie jest bardzo męską rzeczą, czyŜ nie tak? Nie mogę przez cały czas być silny i dzielny. Traktuj chwile mojej słabości jak wszystko inne. Wróć do swojego pokoju. Nie zamierzam zrobić niczego, co by was jeszcze bardziej zasmuciło. Doprowadzę to do końca. Dobranoc. PoŜegnaj Melodie ode mnie, kiedy wróci. Rozpłakałam się w ramionach Chrisa, co wywołało tysiące pytań, na które odmawiałam odpowiedzi. Odwrócił się zniecierpliwiony i trochę zły. – Nie oszukuj mnie, Catherine. Ukrywasz coś, myśląc, Ŝe będzie to dodatkowym cięŜarem, podczas gdy milczenie na temat tego, co się dzieje, jest największym brzemieniem! Czekał na moją odpowiedź. PoniewaŜ nie było jej, szybko zasnął po swojej stronie łóŜka. Miał w najwyŜszym stopniu irytujący zwyczaj szybkiego zapadania w sen wtedy, gdy ja nie mogłam zasnąć. Chciałam, Ŝeby obudził się i zmusił mnie do odpowiedzi na pytania, których przed chwilą uniknęłam. Ale on spał i spał, a potem obrócił się we śnie, objął mnie i wtulił twarz w moje włosy. Co godzinę wstawałam i sprawdzałam, czy Bart przywiózł juŜ Melodie do domu i czy u Jory’ego jest wszystko w porządku. Jory leŜał w swoim łóŜku z szeroko otwartymi oczami, najwidoczniej, tak jak ja, czekając na powrót Melodie. – Czy ustąpił ci ból? – Tak, wracaj do łóŜka. Wszystko jest świetnie. Spotkałam Joela w holu przed pokojem Barta. Zarumienił się, widząc mnie w białej koronkowej bieliźnie. – Joel – powiedziałam – sądziłam, Ŝe rozmyśliłeś się co do Ŝycia pod tym dachem i wróciłeś do tej małej celi nad garaŜem. – Przywykłem, Catherine, przywykłem – wymamrotał. – Bart kazał mi przenieść się do domu, mówiąc, Ŝe Foxworth nie powinien być traktowany jak słuŜący. Popatrzył na mnie swoimi wodnistymi oczami z wyrzutem, Ŝe nie sprzeciwiliśmy się, gdy oświadczył nam, Ŝe woli celę garaŜową od przyjemnego pokoju w skrzydle domu zajmowanym
160
przez Barta. – Nie wiesz, siostrzenico, jak to jest być starym i samotnym. Przez całe lata cierpiałem na bezsenność, prześladowany złymi snami i nieokreślonymi bólami pozbawiającymi tego wytęsknionego głębokiego snu. Wstawałem więc, Ŝeby się zmęczyć, włóczyłem się... Włóczył się? Szpiegował, oto co robił! Ale kiedy popatrzyłam na niego uwaŜniej, zawstydziłam się. Stojąc w mroku holu, wydawał się taki wątły, taki chorowity i słaby. Czy byłam niesprawiedliwa dla Joela? Czy nie lubiłam go tylko dlatego, Ŝe był synem Malcolma? I jeszcze ten wstrętny zwyczaj nieustannego mamrotania do siebie cytatów z Biblii, co cofało mnie w czasie do naszej babki i jej nalegania, Ŝebyśmy kaŜdego dnia nauczyli się fragmentu Pisma Świętego. – Dobranoc, Joel – powiedziałam duŜo uprzejmiej niŜ zazwyczaj. Nadal stał tam, jakby chcąc przeciągnąć mnie na swoją stronę. Pomyślałam o Barcie, który jako chłopiec powiedział mi tak wiele bolesnych rzeczy, ale nigdy juŜ jako dorosły. Teraz on równieŜ czytał Biblię, wykorzystując słowa tam napisane do udowodnienia spornych kwestii. Czy Joel oŜywił w Barcie to, co w nim drzemało? Przyglądałam się staremu człowiekowi, który prawie ze strachem odsuwał się ode mnie. – Dlaczego tak się zachowujesz? – zapytałam ostro. – Jak, Catherine? – Jakbyś się mnie bał. Uśmiechnął się Ŝałośnie. – Jesteś przeraŜającą kobietą, Catherine. Mimo delikatnej urody zachowujesz się czasami tak okrutnie jak moja matka. Spojrzałam na niego, zaskoczona, Ŝe mógł tak pomyśleć. Nie byłam chyba podobna do tej podłej starej kobiety? – Przypominasz mi takŜe o twojej matce – wyszeptał cienkim, drŜącym głosem, okrywając ciaśniej swoje wątłe ciało. – I wyglądasz o wiele za młodo jak na pięćdziesiątkę. Mój ojciec zwykł mawiać, Ŝe niegodziwcy zawsze dłuŜej pozostają młodsi i zdrowsi od tych, na których czeka miejsce w niebie. – JeŜeli twój ojciec tam poszedł, Joel, to ja z przyjemnością udam się w przeciwną stronę. Popatrzył na mnie, jak gdybym była Ŝałosnym przedmiotem, który po prostu nic nie rozumie, i odszedł powoli. Znalazłam się znowu obok Chrisa, który obudził się na tyle dawno, Ŝe zdąŜył wysłuchać
161
sceny pomiędzy mną i Joelem. Spojrzał na mnie w półmroku. – Catherine, to było niegrzeczne mówić do starego człowieka w ten sposób. MoŜesz go oczywiście wygonić. W pewnym sensie ma on tutaj więcej praw niŜ my wszyscy. Prawnie jest to dom Barta, nawet jeŜeli mamy przywilej doŜywotniego pobytu tutaj. Wypełniła mnie złość. – Czy nie zorientowałeś się jeszcze, Ŝe Joel odgrywa rolę ojca, którego Bart szukał przez całe Ŝycie? I tutaj dotknęłam go. Zesztywniał i odwrócił się ode mnie. – Dobranoc, Catherine. MoŜe powinnaś pozostać w łóŜku i pomyśleć trochę o sobie. Joel jest samotnym starym człowiekiem, wdzięcznym za miejsce, w którym moŜe spędzić resztę swojego Ŝycia. Przestań dopatrywać się Malcolma w kaŜdym napotkanym starym męŜczyźnie, bo w końcu, jeśli będę Ŝył dostatecznie długo, równieŜ zostanę starym człowiekiem. – JeŜeli miałbyś wyglądać i zachowywać się jak Joel, to chętnie widziałabym twój wcześniejszy koniec. Och, jak mogłam tak powiedzieć do kochanego człowieka? Odsunął się dalej, nie reagując na mój dotyk. – Chris, przepraszam, nie to miałam na myśli. Pieściłam jego ramię, a potem wsunęłam rękę pod górę jego piŜamy. – UwaŜam, Ŝe będzie lepiej, jak zatrzymasz ręce przy sobie. Nie mam teraz nastroju. Dobranoc, Catherine, i pamiętaj, Ŝe jeŜeli szuka się kłopotów, to najczęściej się je znajduje. Obudziło mnie odległe trzaśniecie drzwiami. Zegarek wskazywał wpół do czwartej. Wślizgnęłam się do pokoju Melodie i zaczęłam czekać. AŜ do czwartej zajęło jej pokonywanie drogi od garaŜu do sypialni. Czy zatrzymali się z Bartem na pieszczoty i pocałunki? Czy szeptali sobie miłosne słowa, z którymi nie mogli poczekać do jutra? CóŜ innego mogłoby zatrzymywać ją tak długo? Nad grzbietami gór pojawiły się pierwsze blade oznaki świtu. W końcu usłyszałam, Ŝe nadchodzi. Trzymała w jednej ręce srebrne szpilki, a w drugiej małą srebrną torebkę, wchodząc potknęła się w progu pokoju. Była w szóstym miesiącu ciąŜy, ale w długiej, luźnej czarnej sukience było to prawie niewidoczne. Wydała zdławiony okrzyk na mój widok i cofnęła się, gdy wstałam z krzesła. – No, Melodie – powiedziałam cynicznie – niezbyt to pięknie wygląda.
162
– Cathy, czy z Jorym wszystko w porządku? – Czy naprawdę interesuje cię to? – Zdaje się, Ŝe jesteś na mnie zła. Patrzysz na mnie tak groźnie. Co ja takiego zrobiłam, Cathy? – Zupełnie jakbyś nie wiedziała – powiedziałam do niej wściekle, zapominając o zamierzonej grzeczności. – Wymykasz się w deszczowy wieczór z moim młodszym synem, wracasz po wielu godzinach z czerwonymi śladami na szyi, z rozmazaną szminką na twarzy, z włosami w nieładzie i jeszcze pytasz, co... ja... takiego... zrobiłam. Dlaczego więc nie mówisz... co takiego robiłaś? Patrzyła na mnie szeroko otwartymi nieufnymi oczami, trochę z wyrazem winy, trochę ze wstydem, ale równieŜ z jakąś nadzieją. – Jesteś zupełnie jak moja matka, Cathy! – zawołała, a jej błyszczące od łez oczy błagały o zrozumienie. – Proszę, nie opuszczaj mnie, gdy potrzebuję matki bardziej niŜ kiedykolwiek dotąd. – Ale zapominasz, Ŝe przede wszystkim jestem matką Jory’ego. Jestem równieŜ matką Barta. Kiedy zdradzasz Jory’ego, zdradzasz teŜ i mnie. Melodie znowu zaczęła płakać, błagając, Ŝebym ją wysłuchała. – Nie odwracaj się teraz ode mnie, Cathy. Tylko ty moŜesz mnie zrozumieć. Z pewnością ty jedna ze wszystkich moŜesz to zrozumieć! Kocham Jory’ego, zawsze będę go kochać... – I dlatego poszłaś do łóŜka z Bartem? CóŜ za wspaniały sposób okazywania miłości – przerwałam jej. Głos mój brzmiał ostro i zimno. Wtuliła twarz w moją suknię i objęła mnie ramionami. Przywarła do mnie. – Cathy, proszę, poczekaj, aŜ mnie wysłuchasz. Podniosła twarz mokrą od łez, pokrytą czarnymi plamami rozmazanego makijaŜu. Wyglądała Ŝałośnie i bezradnie. – Jestem częścią świata baletu, Cathy, i ty wiesz, co to znaczy. Jesteśmy tancerzami, wprowadzamy muzykę do swoich ciał i dusz i przez nie dajemy ją innym ludziom. Płacimy za to wysoką cenę. Znasz tę cenę. Tańczymy z duszami wystawionymi na powszechny widok i na powszechną krytykę, a kiedy taniec się kończy, słyszymy aplauz, przyjmujemy róŜe, kłaniamy się, kurtyna idzie wiele razy w górę, słyszymy okrzyki „brawo, brawo”. Na koniec schodzimy ze sceny, zmywamy makijaŜ, wkładamy codzienne ubrania i wtedy uświadamiamy sobie, Ŝe to, co w nas najlepsze, nie jest rzeczywistością, tylko fantazją. Szybujemy na skrzydłach zmysłowości
163
tak potęŜnej, Ŝe nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, z jakim bólem odbieramy całą nieczułość, okrucieństwo i brutalność rzeczywistości. Zawahała się, Ŝeby nabrać dalszych sił, a ja siedziałam oszołomiona jej wnikliwością, bo znałam tę usłyszaną przed chwilą prawdę. Kto mógł znać ją lepiej ode mnie? – Tam, na widowni, uwaŜają, Ŝe większość z nas to zboczeńcy. Nie uświadamiają sobie, Ŝe wychowaliśmy się na muzyce, Ŝe ona nas podtrzymuje, unosi ponad codziennością. Nie mają pojęcia o tym, Ŝe aplauz, pochlebstwa i w końcu miłość fizyczna są naszym właściwym poŜywieniem. Zazwyczaj w chwili kiedy zostawaliśmy sami, padaliśmy sobie z Jorym w ramiona i tylko w ten sposób znajdowaliśmy odpręŜenie, potrzebne nam, Ŝeby zasnąć. Teraz ani ja, ani on nie mamy tego odpręŜenia. On nie chce słuchać muzyki, a ja nie mogę jej wyłączyć. – Ale ty masz kochanka – powiedziałam cicho, w pełni rozumiejąc kaŜde jej słowo. Kiedyś ja równieŜ unosiłam się na radosnych skrzydłach muzyki i stoczyłam się, poniewaŜ nie było nikogo, kto by mnie kochał i wyprowadził ze świata fantazji do rzeczywistości, która była tak nieuchronna. – Posłuchaj, Cathy, proszę. Daj mi szansę wytłumaczenia się. Wiesz, jak w tym domu jest nudno. Nikt nas nie odwiedza, a wszystkie telefony są do Barta. Ty, Chris i Cindy stale byliście w szpitalu u Jory’ego, a ja tchórzliwie zostawałam, bojąc się, Ŝe Jory zobaczy moje przeraŜenie. Próbowałam czytać, próbowałam, tak jak ty, zająć się robótkami na drutach, ale nie udawało mi się. Dałam temu spokój i czekałam na jakiś telefon. Nikt nie zadzwonił do mnie z Nowego Jorku. Spacerowałam, wyrywałam chwasty w ogrodzie. Płakałam w lesie, gapiłam się w niebo, obserwowałam motyle i jeszcze bardziej płakałam. W kilka nocy po tym, jak stwierdzono, Ŝe Jory nie będzie juŜ nigdy chodził ani tańczył, przyszedł do mojego pokoju Bart. Zamknął za sobą drzwi i po prostu stał, przyglądając mi się. LeŜałam na łóŜku, jak zwykle płacząc. Puszczałam muzykę baletową, próbując przypomnieć sobie, jak to było z Jorym, a Bart tylko stał, patrząc na mnie swoimi ciemnymi, hipnotyzującymi oczami. Stał tak długo, aŜ przestałam płakać. Wtedy podszedł bliŜej i otarł mi łzy z twarzy. Kiedy podniosłam się i spojrzałam na niego, w jego oczach była miłość. Nigdy jeszcze nie widziałam takiej dobroci w jego spojrzeniu, takiego współczucia i takiej wraŜliwości. Dotknął mnie. Mojego policzka, włosów, warg. Na plecach poczułam dreszcze. Wsunął ręce w moje włosy i patrząc mi prosto w oczy, powoli, bardzo powoli zaczął pochylać głowę, aŜ jego usta
164
musnęły moje. Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe moŜe być tak delikatny. Zawsze myślałam, Ŝe bierze kobiety siłą. Pewnie gdyby nie był tak delikatny, uciekłabym. Ale jego łagodność zgubiła mnie. Przypomniała mi o Jorym. Och, nie mogłam juŜ tego słuchać. Musiałam przerwać, zanim zacznę im współczuć. – Nie chcę juŜ tego więcej słuchać, Melodie – powiedziałam chłodno, podnosząc głowę tak, Ŝeby nie patrzeć na miłosne ślady, pozostawione na jej twarzy. – Tak więc gdy Jory najbardziej cię potrzebuje, chcesz porzucić go i pójść do Barta – powiedziałam gorzko. – Jesteś wspaniałą Ŝoną, Melodie. Załkała głośniej, kryjąc twarz w dłoniach. – Pamiętam wasz ślub, kiedy staliście przed ołtarzem i przysięgaliście sobie wierność na dobre i na złe... i juŜ przy pierwszym nieszczęściu znalazłaś sobie kochanka. Melodie pociągnęła nosem i próbowała znaleźć odpowiedniejsze słowa, aby bronić swoich racji. Pomyślałam o tym, jak bardzo samotny jest ten dom w górach, jak bardzo odizolowany od całej okolicy. A myśmy zostawili w nim Melodie, sądząc, Ŝe jest zbyt załamana, Ŝeby chciała dokądkolwiek jechać. Nie pomyśleliśmy o tym, co mogą robić z Bartem. Nie podejrzewaliśmy tej, która zdawała się tak nie lubić mojego młodszego syna. Nadal pociągała nosem i bezmyślnie bawiła się paskiem, ale w oczach jej pojawiła się pewna chytrość. – Jak moŜesz mnie potępiać, Cathy, przecieŜ sama postępowałaś jeszcze gorzej. Wstałam, Ŝeby wyjść. Miała rację. Ani trochę nie byłam lepsza. Ja równieŜ niejednokrotnie źle postąpiłam. – Czy zapomnisz o Barcie, odejdziesz od niego i upewnisz Jory’ego, Ŝe nadal go kochasz? – Ja rzeczywiście kocham Jory’ego, Cathy. MoŜe to zabrzmieć dziwnie, ale Barta kocham inaczej, w sposób, który nie ma nic wspólnego z uczuciem Ŝywionym do Jory’ego. Jory jest moją dziecięcą miłością i najlepszym przyjacielem. Jego młodszy brat jest kimś, kogo nigdy nie lubiłam, ale on się zmienił, Cathy, naprawdę się zmienił. śaden męŜczyzna nienawidzący kobiet nie moŜe tak kochać jak on... Zacisnęłam usta. Stałam w otwartych drzwiach, potępiając ją tak, jak niegdyś moja matka potępiała mnie, patrząc swoim bezlitosnym stalowoszarym wzrokiem i mówiąc mi, Ŝe jestem najgorszą ze wszystkich grzesznicą. – Nie wychodź, zanim mnie nie zrozumiesz! – krzyknęła, wyciągając ręce i zaklinając
165
mnie. Zamknęłam drzwi z myślą o Joelu i zwróciłam się do niej. – W porządku. Zostaję, ale i tak cię nie zrozumiem. – Bart mnie kocha, naprawdę mnie kocha. Kiedy to mówi, nic na to nie mogę poradzić, ale wierzę mu. Chce, Ŝebym rozwiodła się z Jorym. Powiedział, Ŝe oŜeni się ze mną. – Jej płaczliwy głos przeszedł w zachrypnięty szept. – Naprawdę nie wiem, czy potrafię przeŜyć Ŝycie z męŜem przykutym do wózka inwalidzkiego. Znowu łkając, rzuciła się z klęczek na podłogę. – Nie jestem tak silna jak ty, Cathy. Nie mogę dać Jory’emu, tak potrzebnego mu teraz, wsparcia. Nie wiem, co mam mu powiedzieć ani co mogę dla niego zrobić. Chciałabym cofnąć zegar i wrócić do Jory’ego takiego, jakiego znałam, bo tego nie znam wcale. Nie sądzę nawet, Ŝe chciałabym poznać... Jest mi wstyd, tak bardzo wstyd! Wszystko, co chciałabym teraz zrobić, to zniknąć. Mój głos stał się ostry jak brzytwa. – Nie uciekniesz od swoich obowiązków, Melodie. Jestem tutaj i dopilnuję, Ŝebyś przestrzegała przysięgi małŜeńskiej. Przede wszystkim usuniesz Barta ze swojego Ŝycia. Nigdy juŜ nie pozwolisz mu się dotknąć. Ilekroć będzie podejmował jakieś próby, zawsze mu odmówisz. Zamierzam jeszcze raz spotkać się z nim. Tak, juŜ go przestrzegałam, ale mam zamiar zrobić to ponownie. JeŜeli będę musiała, pójdę do Chrisa i opowiem mu, co się tu dzieje. Jak wiesz, Chris jest bardzo cierpliwym i wyrozumiałym człowiekiem, bardzo opanowanym, ale nie daruje ci tego, co wyprawiasz z Bartem. – Proszę, nie! – zawołała. – Kocham Chrisa jak ojca! Chcę, Ŝeby mnie szanował. – Więc zostaw Barta w spokoju! Pomyśl o dziecku, ono jest najwaŜniejsze. Poza tym nie powinnaś teraz uprawiać seksu, czasami bywa to niebezpieczne. Zamknęła swoje wielkie oczy, powstrzymując łzy; przytakiwała i obiecywała, Ŝe nigdy juŜ nie będzie kochać się z Bartem. Nie ufałam jej. Nie wierzyłam równieŜ Bartowi, z którym rozmawiałam przed powrotem do łóŜka. Nadszedł poranek, a ja w ogóle nie zmruŜyłam oka. Wstałam zmęczona i apatyczna, przywołałam na twarz nieszczery uśmiech i zapukałam do Jory’ego. Poprosił, abym weszła. Z jakichś powodów był w lepszym nastroju niŜ minionej nocy, jakby nocne przemyślenia uspokoiły go.
166
– Cieszę się, Ŝe Melodie ma w tobie oparcie – powiedział, gdy pomagałam mu się obrócić. KaŜdego dnia Chris na zmianę z pielęgniarzem ćwiczyli i masowali Jory’emu nogi. W ten sposób nie zanikały mu mięśnie. Jego nogi zaczęły nawet odzyskiwać nieco z dawnej świetności. Był to olbrzymi krok naprzód. Nadzieja... w tym ponurym domu zawsze czepialiśmy się nadziei, malowaliśmy ją na Ŝółto – jak rzadko oglądane słońce. – Spodziewam się, Ŝe Melodie wpadnie tutaj dziś rano – powiedział Jory z pewną tęsknotą. – Wczoraj wieczorem nawet nie zajrzała, by Ŝyczyć mi dobrej nocy. Mijały dni. Melodie z Bartem często znikali. Nie potrafiłam juŜ patrzeć jej w oczy i uśmiechać się. Przestałam namawiać Barta, Ŝeby dotrzymywał towarzystwa Jory’emu. Razem oglądaliśmy telewizję, razem graliśmy w róŜne gry, rywalizowaliśmy w układaniu głupawej układanki. Po południu sączyliśmy wino, a około dziewiątej szliśmy na spoczynek, udając, Ŝe wszystko jest w porządku. Ciągłe leŜenie w łóŜku męczyło Jory’ego. – To z braku właściwych ćwiczeń – mówił, podciągając się na trapezie umocowanym nad głową. – Przynajmniej utrzymuję ramiona w dobrej formie. – Mówiłaś, Ŝe gdzie jest Melodie? OdłoŜyłam właśnie skończony dziecinny pantofelek i sięgnęłam po włóczkę, Ŝeby zacząć następny. Pomiędzy grami z Jorym robiłam na drutach i oglądałam telewizję. Gdy byłam sama, zamykałam się w pokoju i pisałam pamiętnik. To będzie moja ostatnia ksiąŜka, mówiłam sobie. Co jeszcze mogłabym powiedzieć? Co jeszcze mogło się nam wydarzyć? – Mamo, czy ty mnie słuchasz? Pytałem, czy wiesz, gdzie jest Melodie i co robi. – Jest w kuchni, Jory – powiedziałam szybko. – Przygotowuje twój ulubiony obiad. Zobaczyłam ulgę na jego twarzy. – Martwię się o moją Ŝonę, mamo. Przychodzi, coś tam dla mnie robi, ale nie wkłada w to serca. Cień przemknął przez jego twarz, ale szybko zniknął pod moim uwaŜnym spojrzeniem. – Mówię ci to wszystko, co powinienem jej powiedzieć. To boli. Widzę, Ŝe oddala się ode mnie coraz bardziej. Chcę jej powiedzieć, Ŝe wewnątrz nie zmieniłem się, ale nie sądzę, by chciała o tym wiedzieć. UwaŜam, Ŝe ona chce wierzyć, iŜ jestem inny, bo nie mogę tańczyć ani
167
chodzić, i Ŝe to ułatwi jej zerwanie łączących nas więzów. Nigdy nie rozmawia ze mną o przyszłości. Nie omawiała ze mną nawet wyboru imienia dla naszego dziecka. Szukałem w ksiąŜkach właściwego imienia dla naszego syna lub córki. Powtarzam sobie, tak jak mówiłaś, Ŝe ciąŜa usprawiedliwia jej zachowanie. Przełknęłam ślinę i spróbowałam wykorzystać szansę. – Jory, myślałam o tym powaŜnie. Twój lekarz powiedział kiedyś, Ŝe lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś został w szpitalu i tam ćwiczył, niŜ korzystał z pomocy dojeŜdŜającego rehabilitanta. Moglibyście, więc wynająć małe mieszkanko niedaleko szpitala i Melodie dowoziłaby cię codziennie na zajęcia rehabilitacyjne. Jest juŜ prawie zima, Jory. Nie znasz zim w tej zachodniej, górzystej części Wirginii. Są bardzo mroźne. Wieją silne wiatry. Drogi często są zablokowane. Państwo utrzymuje przejezdne autostrady i drogi główne, ale lokalne prowadzące do tej posiadłości są często nieprzejezdne. Myślę o tych dniach, gdy ani twój pielęgniarz, ani terapeuta nie będą mogli tu dotrzeć. A ty musisz ćwiczyć codziennie. JeŜeli będziesz mieszkał w pobliŜu szpitala, nie będzie tych trudności. Spojrzał na mnie, boleśnie zdziwiony. – Mam rozumieć, Ŝe chcesz się mnie pozbyć? – Oczywiście, Ŝe nie. Musisz jednak przyznać, Ŝe nie lubisz tego domu. Skierował wzrok w stronę okien, za którymi szalała ulewa, strącając z drzew resztę suchych liści i przyginając do ziemi późno kwitnące róŜe. Całe letnie ptactwo juŜ odleciało. Wiatr gwizdał wokół domu, wciskał się przez szpary do środka i wył tak samo jak w starym Foxworth Hall. – Podoba mi się, Ŝe tak urządziłyście z Mel te pokoje – odezwał się Jory za moimi plecami, gdy nadal wyglądałam przez okno. – Zbudowałyście mi bezpieczny port. Nie chcę go teraz opuszczać, Ŝeby spotykać ludzi, którzy przywykli podziwiać mój wdzięk i sprawność. Nie chcę rozdzielać się z tobą i ojcem. Czuję, Ŝe jesteśmy sobie bliŜsi niŜ kiedykolwiek do tej pory, poza tym zbliŜają się święta. A jeśli drogi będą zamknięte dla mojego pielęgniarza i terapeuty, to będą zamknięte równieŜ dla ciebie i dla taty. Nie odsyłajcie mnie stąd, mamo, wolę tu zostać. Potrzebuję ciebie. Potrzebuję ojca. Potrzebuję nawet moŜliwości zbliŜenia się z bratem. Ostatnio wiele rozmyślałem o Barcie. Czasami przychodzi, siada obok i rozmawiamy. Myślę, Ŝe w końcu zaczynamy być takimi przyjaciółmi jak kiedyś, zanim twoja matka przeniosła się do tego domu obok, kiedy on miał dziewięć lat...
168
Poruszyłam się niespokojnie, myśląc o obłudzie Barta, przychodzącego zaprzyjaźnić się z bratem, a za plecami uwodzącego mu Ŝonę. – JeŜeli to jest to, czego pragniesz, Jory, to zostań. Ale zastanów się jeszcze. MoŜemy z Chrisem przenieść się do miasta, być z wami, moŜemy teŜ wszystko urządzić równie wygodnie jak tutaj. – Ale nie moŜesz juŜ urodzić mi innego brata, prawda, mamo? Bart jest moim jedynym bratem. Chcę, Ŝeby wiedział, iŜ troszczę się o to, co się z nim stanie. Chcę widzieć go szczęśliwego. Chcę, Ŝeby miał takie Ŝycie małŜeńskie, jakie mamy z Mel. Któregoś dnia obudzi się ze świadomością, Ŝe wszystkiego nie da się kupić za pieniądze, a juŜ na pewno nie da się kupić miłości. Przynajmniej nie takiej, jaka łączy nas z Mel. Zamyślił się, a ja w duszy płakałam nad nim i nad tą jego miłością. Nagle zarumienił się. – Przynajmniej, powinienem dodać, takie Ŝycie małŜeńskie, jakie mieliśmy. Teraz, przykro to przyznać, ma to mało wspólnego z małŜeństwem. Ale to nie jej wina. W tydzień później byłam sama w pokoju i zawzięcie pisałam w pamiętniku, gdy nagle usłyszałam kroki biegnącego Chrisa, który wpadł po chwili do pokoju. – Cathy – zawołał podniecony, zdejmując płaszcz i rzucając go na krzesło – mam wspaniałe nowiny! Pamiętasz te doświadczenia, w których brałem udział? Nastąpił w nich przełom. Wyciągnął mnie zza biurka i posadził w fotelu przed kominkiem, w którym płonął ogień. Pokrótce wyjaśnił mi szczegóły tego, nad czym wraz z innymi naukowcami pracował. – To oznacza, Ŝe teraz, gdy nadchodzi zima, nie będzie mnie w domu pięć nocy w tygodniu. Śnieg jest uprzątany dopiero koło południa, a to pozostawia mi zbyt mało czasu na laboratorium. Ale nie martw się, będę tutaj w weekendy. Jeśli masz coś przeciwko temu, to powiedz uczciwie. Muszę dbać najpierw o ciebie i naszą rodzinę. Jego ekscytacja nowymi badaniami była tak widoczna, Ŝe nie mogłam gasić jej swoimi obawami. Chris tak wiele z siebie dawał mnie, Jory’emu i Bartowi, a tak mało w zamian otrzymywał. Bezwiednie objęłam go za szyję. Przyjrzałam się uwaŜnie jego twarzy. Wokół niebieskich oczu zobaczyłam drobne zmarszczki, których dotąd nie dostrzegałam. Moje palce znalazły w jego włosach srebro. W brwiach było kilka siwych włosków. – JeŜeli ma to ci sprawić przykrość, mogę to zawsze odwołać, zapomnieć o badaniach i
169
poświęcić cały mój czas rodzinie. Ale będę bardzo szczęśliwy, jeśli dasz mi tę szansę. Gdy porzuciłem praktykę w Kalifornii, myślałem, Ŝe nie znajdę juŜ niczego, co mnie powaŜnie zainteresuje, lecz myliłem się. MoŜe to znaczyło... ale jeŜeli to jest konieczne, rzucę wszystko i zostanę z wami. Rzucić medycynę na zawsze? Większa część jego Ŝycia koncentrowała się wokół medycyny. Poczucie przydatności dodawało smaku jego Ŝyciu. Zatrzymać go przy sobie, odebrać mu przyjemność z pracy dla wspólnego dobra, teraz, w tym krytycznym okresie, gdy osiągnął wiek średni, to byłoby dla niego zabójcze. – Cathy? – zaczął Chris, przerywając moje rozmyślania. Znowu wkładał swój cięŜki wełniany płaszcz. – Czy wszystko w porządku? Dlaczego tak dziwnie wyglądasz? Tak smutno. Będę wracał w piątki wieczorem i wyjeŜdŜał dopiero w poniedziałek rano. Wytłumacz Jory’emu to wszystko, co ci powiedziałem. ChociaŜ nie, wpadnę do niego i sam mu to wyjaśnię. – JeŜeli to jest to, czego pragniesz, rób to. Ale będzie nam ciebie brakowało. Nie wiem, jak zdołam zasnąć w pustym łóŜku. Widzisz, rozmawiałam z Jorym; on nie chce przenieść się do Charlottesville. Myślę, Ŝe bardzo polubił te pokoje. Prawie juŜ skończył model klipra. Szkoda byłoby pozbawiać go wygód, które ma tutaj. Niedługo jest BoŜe Narodzenie. Cindy przyjeŜdŜa na Święto Dziękczynienia i zostanie aŜ do Nowego Roku. Chris, obiecaj, Ŝe zrobisz wszystko, aby przyjeŜdŜać w kaŜdy piątek. Jory potrzebuje twojej siły, tak jak i mojej, od kiedy Melodie ostatecznie go opuściła. Och, powiedziałam za duŜo. Chris zmruŜył oczy. – Co się takiego stało, o czym mi nie powiedziałaś? Ściągnął cięŜki płaszcz i starannie powiesił. Przełknęłam ślinę, zaczęłam mówić niepewnym głosem, unikając jego spojrzenia. Ale niebieskie oczy Chrisa zmusiły mnie, Ŝeby powiedzieć: – Czy byłoby to dla ciebie straszne, gdybyś dowiedział się, Ŝe Bart zakochał się w Melodie? Skrzywił usta. – Ach, tak. Wiem, Ŝe zawróciła Bartowi w głowie juŜ od dnia przyjazdu. Wiele razy widziałem, jak się jej przyglądał. Pewnego dnia znalazłem ich siedzących w saloniku na kanapce. Bart rozpiął Melodie sukienkę i całował jej piersi. Poszedłem dalej. Cathy, przecieŜ gdyby ona nie chciała go, to trzasnęłaby go w twarz i na tym koniec. Wprawdzie Bart kradnie Jory’emu Ŝonę w chwili, gdy oboje powinni być razem, ale
170
Jory nie potrzebuje Ŝony, która go nie kocha. CóŜ dobrego moŜe ona teraz zrobić dla niego? Spojrzałam na Chrisa z niedowierzaniem. – Bronisz Barta! Czy uwaŜasz, Ŝe to, co zrobił, jest w porządku? – Nie, nie uwaŜam. Tylko kiedy Ŝycie jest sprawiedliwe, Cathy? Czy to jest sprawiedliwe, Ŝe Jory złamał kręgosłup i nie moŜe chodzić? Nie, to nie w porządku. Długo zajmuję się medycyną, więc wiem, Ŝe sprawiedliwość rozdzielana jest nierówno. Dobry często umiera przed złym. Dzieci umierają przed dziadkami i kto powie, Ŝe to jest w porządku? Ale co moŜemy na to poradzić? śycie jest darem, moŜe śmierć jest innym darem? KtóŜ z nas moŜe to wiedzieć? Przyjmij do wiadomości to, co zaszło pomiędzy Bartem i Melodie, i dbaj o Jory’ego. Dbaj o niego, Ŝeby czuł się szczęśliwy, aŜ przyjdzie dzień, gdy będzie mógł znaleźć sobie inną Ŝonę. Kręciło mi się w głowie od jego słów, czułam się niewyraźnie. – A dziecko, co z dzieckiem? – Z dzieckiem to zupełnie inna sprawa. – Jego głos zabrzmiał twardo. – On, czy teŜ ona, będzie naleŜeć do Jory’ego, niezaleŜnie od tego, którego z braci wybierze Melodie. Dziecko pozwoli Jory’emu przetrwać – on moŜe juŜ nigdy nie spłodzi innego. – Chris, proszę. Idź do Barta i powiedz mu, Ŝeby dał Melodie spokój. Nie mogę znieść myśli, Ŝe Jory straci Ŝonę właśnie teraz. Potrząsnął głową, mówiąc, Ŝe Bart nigdy nie liczył się z jego zdaniem, dlaczego więc teraz miałby go posłuchać. – Kochanie, spójrz na fakty. W głębi serca Melodie nie chce Jory’ego. Ona mu tego nie powie, ale za kaŜdym niewypowiedzianym słowem, za kaŜdym wykrętnym tłumaczeniem kryje się naga prawda, Ŝe ona po prostu nie chce być Ŝoną człowieka, który nie moŜe chodzić. Według mnie byłoby okrucieństwem zmuszać ją do pozostania, a w dalszej perspektywie byłoby to jeszcze trudniejsze dla Jory’ego. Jeśli spróbujemy zmusić ją, by została, to prędzej czy później będzie się na nim mściła za to, Ŝe nie jest takim męŜczyzną jak kiedyś, a tego chciałbym Jory’emu zaoszczędzić. Lepiej pozwolić jej odejść, zanim skrzywdzi go bardziej niŜ tym romansem z Bartem. – Chris! – zawołałam, wstrząśnięta jego sposobem myślenia. – Nie moŜemy jej pozwolić, aby krzywdziła Jory’ego! – Cathy, kim my jesteśmy, Ŝeby to osądzać? Słusznie czy nie, my, uwaŜani przez Barta za grzeszników, czy moŜemy być jego sędziami?
171
Chris odjechał, powiedziawszy mi, Ŝe wróci w piątek wieczorem, około szóstej. Patrzyłam z okna sypialni, dopóki samochód nie zniknął z pola widzenia. JakŜe puste były dni bez Chrisa, jakŜe smutne noce bez jego wspierających ramion i uspokajających szeptów. Uśmiechałam się do Jory’ego, nie chcąc, by wiedział, iŜ kaŜdej nocy cierpię z powodu nieobecności Chrisa w moim łóŜku. Jory śpi sam, mówiłam sobie, i jeŜeli on to wytrzymuje, to wytrzymam i ja. Wiedziałam, Ŝe Melodie i Bart nadal są kochankami; byli jednakŜe na tyle dyskretni, Ŝe ukrywali to przede mną. Ze sposobu, w jaki Joel wpatrywał się w Ŝonę Jory’ego, wnioskowałam, Ŝe uwaŜa ją za dziwkę. Dziwne, Ŝe nie patrzył tak samo na Barta, który był winny w równym stopniu. Ale męŜczyźni, nawet tak poboŜni jak Joel, uwaŜają, Ŝe co wolno gąsiorowi, nie przystoi gęsi. Minęły juŜ dwa tygodnie listopada i nasze plany na Święto Dziękczynienia były gotowe. Pogoda pogorszyła się, szalały wiatry i śnieŜyce, zasypujące drogi i zawiewające nasze drzwi. Mieliśmy trudności z otwieraniem garaŜu i wyprowadzaniem samochodu. Jeden po drugim, uciekała nam słuŜba, tak Ŝe w końcu został tylko Trevor, i tylko on przy mojej pomocy przygotowywał posiłki. Cindy przyleciała do domu i wprowadziła swoim śmiechem atmosferę wesołości. Miała wdzięk, którym czarowała wszystkich poza Bartem i Joelem. Nawet Melodie wydawała się odrobinę szczęśliwsza. Cały dzień leŜała w łóŜku, starając się utrzymać ciepło. Teraz często zdarzały się przerwy w dopływie prądu i przestawały działać nasze piece, sterowane elektrycznymi termostatami. Musieliśmy uruchamiać awaryjne piece węglowe. Bart zgromadził w swoim biurze górę drewna, zapominając, Ŝe pozostali równieŜ chętnie nacieszyliby się ciepłem kominka. Zamykał się z Joelem i szeptał mu o planowanym balu noworocznym, tak Ŝe sama musiałam nanosić drewna do kominka w pokoju Jory’ego. Cindy grała ze starszym bratem w karty. Jory siedział w fotelu, okręcony wełnianym szalem, z ramionami okrytymi swetrem i uśmiechał się na widok moich próŜnych wysiłków, by rozpalić ogień. – Odsuń szyber, mamo, to zawsze trochę pomaga. Jak mogłam o tym zapomnieć? Po chwili ogień zapłonął. śywy ogień rozgrzał pokój, który był wystarczająco ciepły w lecie, ale zbyt chłodny w zimie, dokładnie tak, jak to przewidywał Bart. Zrobiło się przytulniej.
172
– Mamo – powiedział nagle poweselały Jory – myślałem o czymś od kilku dni. Głupio się zachowywałem. Masz rację, cały czas miałaś rację. Nie mam zamiaru uŜalać się nad sobą, Ŝe jestem samotny i Ŝe nikt mnie nie odwiedza, tak jak robiłem to od chwili wypadku. Chcę pogodzić się z tym, na co nie ma rady, i wykorzystać, co się da w tej trudnej sytuacji. Tak jak wy to robiliście z ojcem, gdy byliście zamknięci, chcę zamienić chwile bezczynności na chwile twórcze. Będę miał mnóstwo czasu na przeczytanie ksiąŜek, których nie zdąŜyłem dotąd przeczytać. Zamierzam równieŜ powiedzieć „tak”, kiedy następnym razem ojciec zaproponuje mi lekcje malowania akwarelami. Spróbuję malować pejzaŜe. MoŜe nawet zaryzykuję olej i inne techniki. Chciałem podziękować wam obojgu za zachętę do tego. Jestem szczęściarzem, mając takich rodziców jak wy. Łzy dumy zakręciły mi się w oczach, uściskałam go, pogratulowałam powrotu do naturalnego, entuzjastycznego sposobu bycia. Cindy ustawiła stolik brydŜowy na dwoje, ale Jory powrócił do prac przy Ŝaglowcu, który postanowił wykończyć przed BoŜym Narodzeniem. Mocował nici olinowania stałego, co stanowiło ostatni, przed malowaniem, etap prac. – Mam zamiar podarować go komuś bardzo szczególnemu, mamo – poinformował mnie. – Na święta jedna osoba w tym domu otrzyma moje pierwsze rękodzieło. – Kupiłam to dla ciebie, Jory, Ŝebyś przekazał w spadku swoim dzieciom... – Zbladłam na dźwięk słowa „dzieciom”. – Wszystko w porządku, mamo, tym prezentem chcę odzyskać młodszego brata. On mnie kocha, Joel odmienił go. Bartowi podoba się ten Ŝaglowiec; widzę to po jego oczach za kaŜdym razem, gdy przychodzi i sprawdza postępy prac. Poza tym zawsze mogę zrobić inny dla mojego dziecka. Teraz chcę zrobić coś dla Barta. On uwaŜa, Ŝe nikt z nas go nie lubi i nie potrzebuje. Nigdy nie widziałem człowieka tak niepewnego siebie... a to wielka szkoda.
173
ŚWIĄTECZNE RADOŚCI Nadeszło Święto Dziękczynienia. Wczesnym rankiem przyjechał Chris. Pielęgniarz Jory’ego jadł z nami świąteczny obiad, ale cały czas, jak zaczarowany, wpatrywał się w Cindy. Ona zaś zachowywała się jak dama, co napawało mnie wielką dumą. Następnego dnia z zapałem przyjęła moje zaproszenie na zakupy w Richmond. Melodie odmówiła: – Przepraszam, ale nie czuję się na siłach. Chris, Cindy i ja wyjechaliśmy z czystym sumieniem, wiedząc, Ŝe Bart poleciał do Nowego Jorku i nie będzie go z Melodie. Pielęgniarz obiecał zostać z Jorym do naszego powrotu. Trzydniowe wakacje w Richmond odświeŜyły nam dusze i umysły. Dowiedziałam się, Ŝe wciąŜ jestem piękna i bardzo zakochana, Cindy zaś miała swoją Ŝyciową uciechę, wydając, wydając i jeszcze raz wydając pieniądze. – Widzisz – powiedziała z dumą – nie przepuściłam kieszonkowego. Oszczędzałam, Ŝeby kupić wspaniałe prezenty dla mojej rodziny... i poczekajcie tylko, a zobaczycie, co wam obojgu kupiłam. Mam nadzieję, Ŝe i Jory’emu spodoba się prezent. Co do Barta, to moŜe wziąć, co mu dam, i albo będzie mu się podobało, albo nie. – A co z wujkiem Joelem? – zapytałam z ciekawością. Śmiejąc się uściskała mnie. – Poczekaj, to zobaczysz. Po kilku godzinach Chris skręcił w lokalną drogę prowadzącą serpentynami do Foxworth Hall. W jednym z pudeł wypełniających bagaŜnik i tylne siedzenie samochodu miałam kosztowną suknię na bal noworoczny. Podsłuchałam, Ŝe Bart urządza go przy pomocy tych samych dostawców, którzy zaopatrywali przyjęcie urodzinowe. Cindy w swoim pudle wiozła śmiałą, ale tym razem stosowną sukienkę. – Dziękuję ci, mamo, Ŝe się nie sprzeciwiałaś – szepnęła i pocałowała mnie. Nic nadzwyczajnego nie wydarzyło się w czasie naszej nieobecności, poza tym, Ŝe Jory ostatecznie złoŜył swój Ŝaglowiec. Statek stał dumnie, starannie wykończony do ostatniego szczegółu, z błyszczącym kołem sterowym i Ŝaglami wydętymi na niewidzialnym wietrze. – Usztywnione na cukier – wyjaśnił ze śmiechem Jory – i to się trzyma. Zgodnie z instrukcją uformowałem Ŝagle na butelce. Teraz statek moŜe juŜ udać się w swoją dziewiczą
174
podróŜ. Był dumny ze swojego dzieła, uśmiechał się, gdy Chris obchodził je wokoło, podziwiając z bliska skrupulatne rzemiosło. Potem pomogliśmy mu podnieść i umieścić Ŝaglowiec na styropianowej podstawie, gdzie będzie bezpieczny do czasu przekazania w ręce nowego właściciela. Jory zwrócił na mnie swoje piękne oczy. – Dziękuję ci, mamo, Ŝe znalazłaś mi zajęcie na te długie nudne godziny. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, byłem przygnębiony myślą, Ŝe nigdy nie będę w stanie zrobić czegoś tak trudnego. Ale krok po kroku zdołałem przebrnąć przez tę paskudnie skomplikowaną instrukcję. – W taki sposób wygrywa się wszystkie Ŝyciowe bitwy, Jory – powiedział Chris. – Nie naleŜy patrzeć na całość. Trzeba zrobić pierwszy krok, potem następny, i następny... i tak aŜ do osiągnięcia celu. I muszę powiedzieć, zrobiłeś wspaniałą robotę przy tym statku. śaden z tych, które oglądałem, nie był tak profesjonalnie wykończony. Jeśli Bart nie doceni twojego wysiłku, to naprawdę mnie rozczaruje. Chris spojrzał z zadowoleniem na Jory’ego. – Wyglądasz na zdrowszego i silniejszego. Nie porzucaj akwareli. To jest trudna technika, ale sądzę, Ŝe da ci więcej radości niŜ olej. UwaŜam, Ŝe kiedyś będziesz świetnym malarzem. Na dole Bart przez telefon polecał urzędnikowi bankowemu przejęcie upadającego przedsiębiorstwa. Potem z kimś innym rozmawiał o projektowanym balu, mającym zatrzeć wspomnienie tragedii z przyjęcia urodzinowego. Stałam w otwartych drzwiach jego pokoju, myśląc, Ŝe to dobrze, iŜ wszystko, co zamawia, nie obciąŜa jego osobistych funduszy, tylko Fundację Corrine Foxworth Winslow. Bart był bardzo niezadowolony z konieczności uzgadniania z Chrisem wydatków przekraczających orzeczone dziesięć tysięcy. OdłoŜył słuchawkę i spojrzał na mnie. – Mamo, czy ty musisz stać w drzwiach i podsłuchiwać? Czy nie mówiłem ci juŜ, Ŝebyś nie przeszkadzała mi, gdy jestem zajęty? – Kiedy więc będziesz wolny? – Czemu chcesz się ze mną spotkać? – A czemu kaŜda matka chce spotkać się z synem? Jego ciemne oczy złagodniały. – Masz Jory’ego, zawsze wydawało mi się, Ŝe on ci wystarcza.
175
– Nie, tutaj się mylisz. Gdybym cię nigdy nie miała, Jory musiałby wystarczyć. Mam jednak ciebie i dlatego jesteś waŜną częścią mojego Ŝycia. Popatrzył na mnie niepewnie, podniósł się i podszedł do okna, odwracając się do mnie plecami. – Pamiętasz, jak chowałem pamiętnik Malcolma za koszulą? – usłyszałam jego burkliwy i melancholijnie smutny głos. – Malcolm duŜo pisał o swojej matce, o tym, jak bardzo ją kochał, zanim uciekła z kochankiem i zostawiła syna z nielubianym ojcem. Obawiam się, Ŝe coś z tej nienawiści Malcolma do niej przeszło na mnie. Ilekroć widzę, jak razem z Chrisem wchodzicie na górę po tych schodach, czuję potrzebę oczyszczenia się ze wstydu, który ja odczuwam, a wy oboje nie. Tak więc nie zaczynaj mi wykładu na temat Melodie, bo to, co ja z nią robię, jest o wiele mniej grzeszne niŜ to, co ty robisz z Chrisem. Niewątpliwie miał rację, i to było najgorsze. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do oglądania Chrisa tylko w weekendy, chociaŜ bolało mnie serce, a łóŜko wydawało mi się wielkie i puste. We wszystkie poranki tęskniłam za pogwizdywaniem przy goleniu, brak mi było serdeczności i optymizmu Chrisa. Zaczęłam nawet przyzwyczajać się i do tego, Ŝe czasem pogoda nie pozwalała przyjechać mu na weekend. Jak bardzo ludzka natura potrafi przystosować się, jak łatwo przecierpi kaŜde wyrzeczenie, kaŜdą stratę, Ŝeby tylko zyskać kilka minut bezcennej radości. Gdy stawałam w oknie i czekałam na przyjazd Chrisa, byłam tak młodzieńczo podekscytowana, jak wtedy gdy czekałam na ojca Barta, Ŝeby wykraść się z Foxworth Hall i spotkać z nim w małym domku. Z pewnością nie byłabym tak łagodna i zgodna, gdybym miała go na co dzień. Weekendy stały się czymś wyczekiwanym i wyśnionym. Chris był dla mnie zarówno męŜem, jak i kochankiem, ale bardziej kochankiem niŜ męŜem. Pominęłam brata – moją drugą połowę – i kochałam kochanka męŜa, który nie przypominał mi wcale brata, takiego jakiego pamiętałam. Teraz, kiedy przyjęłam go i uznałam za męŜa, wbrew pogardzie i zasadom społecznej moralności, nie było takich słów, które mogłyby nas rozdzielić. Moja podświadomość dokonywała osobliwych sztuczek, aby uspokoić świadomość. Zdecydowanie oddzielałam Chrisa męŜczyznę od Chrisa chłopca, który był kiedyś moim bratem. Toczyła się podświadoma, niezaplanowana gra, w którą oboje zaczęliśmy grać z duŜą
176
wprawą. Nie rozmawialiśmy o tym, nie musieliśmy. Chris nie nazywał mnie juŜ „moja pani Catherine”. Nie dokuczał mi juŜ, mówiąc: „Nie dawaj gryźć się pluskwom”. Wszystkich czarów tych dni, kiedy byliśmy zamknięci, i zaklęć, które miały odpędzać złe duchy, pozbyliśmy się z biegiem lat. W pewien grudniowy piątek Chris przyjechał do domu późno w nocy. Tupał w holu, a ja obserwowałam go, stojąc u góry schodów, w cieniu. Patrzyłam, jak zdjął płaszcz, powiesił go starannie w gościnnej szafie i pobiegł na górę, pokonując po dwa schody naraz, wołając mnie. Wtedy wyszłam z cienia i rzuciłam się w jego stęsknione ramiona. – Znowu jesteś późno! – zawołałam. – Kogo ty masz w tym swoim laboratorium? Nikogo! Nikogo! – zapewniały mnie jego namiętne pocałunki. Weekendy były tak krótkie, tak straszliwie krótkie. Przedstawiłam mu wszystkie swoje Ŝale, mówiąc o Joelu i jego dziwacznych wędrówkach po domu, o jego niezadowoleniu z tego, co robię. Opowiedziałam o Melodie i Barcie; o przygnębionym Jorym, tęskniącym za Ŝoną, nienawidzącym jej obojętności, a mimo to kochającym ją; o tym, jak staram się stale przypominać Melodie o jej obowiązkach, bo te zaniedbania sprawiają Jory’emu większą przykrość niŜ utrata moŜliwości chodzenia. Chris leŜał obok mnie i słuchał mojej tyrady z cichą irytacją, aŜ wreszcie powiedział sennie i z lekkim zniecierpliwieniem: – Catherine, z powodu twoich pretensji czasami nie chce mi się wracać do domu. – Odwrócił się plecami. – Wszystko, co wspaniałe między nami, psujesz opowieściami pełnymi domysłów i podejrzeń. Większość z tego, co cię martwi, to wytwory wyobraźni. Czy nie masz jej ciągle zbyt bujnej? Wyrośnij, Catherine. Twoja podejrzliwość udziela się równieŜ Jory’emu. Naucz się oczekiwać od ludzi tylko dobra, moŜe to jest ci potrzebne. – Słyszałam juŜ tę twoją filozofię, Christopherze – powiedziałam z błyskiem goryczy, który mignął mi w głowie jak promień laserowy, przywodząc na myśl wiarę Chrisa w naszą matkę i w dobro, którego oczekiwał od niej w swoich marzeniach. Chris, Chris, czy ty się kiedyś zmienisz? Ale nie powiedziałam tego. Nie śmiałam powiedzieć. Taki był Chris. MęŜczyzna w średnim wieku, obdarzony chłopięcym optymizmem. ChociaŜ mogłam głośno zakpić z niego, w głębi duszy zazdrościłam mu tej zbawczej wiary w
177
ludzi... Dawała mu ona spokój, natomiast ja traciłam czas, przestępując z nogi na nogę, jakbym stała na rozŜarzonych węglach. Bart siedział przed płonącym kominkiem, starając się skoncentrować na lekturze „The Wall Street Journal”, a ja i Jory zajęliśmy się pakowaniem świątecznych prezentów. Nagle w trakcie wiązania fantazyjnych kokard i cięcia kolorowego papieru uświadomiłam sobie, Ŝe Cindy od przyjazdu snuje się po domu jak we śnie, pogrąŜona w swoim własnym świecie, jakby nieobecna. Zajęta Jorym, prawie zapomniałam o jej potrzebach. Nie zdziwiłam się, kiedy zapragnęła pojechać z Chrisem do Charlottesville, aby dokończyć robienie zakupów, pójść do kina i wrócić z ojcem w piątek. Chris miał w mieście małe, jednopokojowe, mieszkanie i zamierzał ulokować Cindy na kanapie. – Naprawdę, mamo, moja specjalna świąteczna niespodzianka ucieszy cię. Gdy tylko zniknęła, zaczęłam zastanawiać się, co teŜ wywołało taki tajemniczy uśmiech na jej ślicznej buzi. Kiedy juŜ zawinęliśmy z Jorym wszystkie jego prezenty, kiedy wszystkie miały przyczepione karteczki z imionami, usłyszałam na dole trzaśniecie drzwi samochodu, odgłosy kroków przed wejściem, a następnie głos wołającego Chrisa. Było dopiero około drugiej po południu, gdy Chris wszedł do naszego ulubionego salonu razem z Cindy i, ku mojemu zdumieniu, z uderzająco przystojnym chłopcem w wieku około osiemnastu lat. Wiedziałam, Ŝe Cindy uwaŜała chłopców starszych od niej o mniej niŜ dwa lata za zbyt młodych dla siebie. Im starszy i bardziej doświadczony, tym lepiej, zwykła mawiać, Ŝeby mnie draŜnić. – Mamo – powiedziała Cindy, uszczęśliwioną, z rozjaśnioną twarzą – to jest niespodzianka, o której mówiłam. Zaskoczona, stałam i uśmiechałam się. Cindy ani razu nie wspomniała, Ŝe ta niespodzianka jest gościem, którego zaprosiła, nie pytając nikogo o pozwolenie. Chris przedstawił kolegę Cindy. Nasza córka poznała go w Karolinie Południowej. Nazywał się Lance Spalding. Młody człowiek był dość zmieszany, gdy podawał rękę mnie, Jory’emu i groźnie spoglądającemu Bartowi. Chris pocałował mnie w policzek, uściskał przelotnie Jory’ego i skierował się do drzwi. – Cathy, wybacz mi, Ŝe juŜ wyjeŜdŜam, ale jutro wrócę wcześniej. Cindy nie mogła się doczekać, Ŝeby przyprowadzić do domu swojego gościa. Muszę jeszcze zapakować kilka rzeczy
178
na uniwersytecie. I nie skończyłem jeszcze moich zakupów. Posłał mi czarujący uśmiech. – Kochanie, na święta mam dwa tygodnie wolne. Tak więc nie przejmuj się i trzymaj swoją wyobraźnię na wodzy. Potem odwrócił się do Lance’a. – Baw się dobrze, Lance. Cindy, bardzo z siebie zadowolona, pociągnęła przyjaciela w kierunku Barta, który nie miał najmniejszej ochoty na okazywanie serdeczności jej gościowi. – Bart, wiedziałam, Ŝe nie będziesz miał nic przeciwko temu, Ŝe zaprosiłam Lance’a. Jego ojciec jest prezesem sieci Chemical Banks w Wirginii. Magiczne słowa. Rozśmieszył mnie spryt Cindy. Niechęć Barta natychmiast zamieniła się w Ŝywe zainteresowanie. śenujący był sposób, w jaki Bart chciał uzyskać najmniejszy okruch informacji od młodego człowieka, najwyraźniej bardzo zakochanego w Cindy. Ta zaś była czarująca jak nigdy dotąd, promieniała, niczym zimowa róŜa, w obcisłym białym swetrze przepasanym róŜowym paskiem i w opiętych spodniach z dzianiny. Miała wspaniałą figurę i potrafiła to podkreślić. Roześmiana i rozbawiona, złapała Lance’a za rękę i odciągała go od Barta. – Lance, poczekaj, aŜ obejrzysz cały dom. Mamy dwie autentyczne zbroje i obie byłyby dla mnie za małe. MoŜe dobre na mamę, ale nie na mnie. I pomyśl tylko, uwaŜa się, Ŝe rycerze byli wielkimi, potęŜnymi męŜczyznami, a było zupełnie inaczej. Pokój muzyczny jest większy od tego, a mój jest najpiękniejszy ze wszystkich. Apartamenty zajmowane przez moich rodziców są niewiarygodne. Nie byłam zaproszona do zwiedzenia pokoi Barta, ale jestem pewna, Ŝe muszą być fantastyczne. – W tym momencie przesłała Bartowi złośliwy uśmiech. Nachmurzył się jeszcze bardziej. – Trzymaj się z dala od moich pokoi! – rozkazał ochrypłym głosem. – Nie zbliŜaj się do mojego biura. A ty, Lance, kiedy juŜ tutaj jesteś, pamiętaj, Ŝe przebywasz pod moim dachem. Oczekuję, Ŝe będziesz traktował Cindy z szacunkiem. Chłopiec poczerwieniał, po czym potulnie powiedział: – Oczywiście, rozumiem. Sekundę później juŜ ich nie było i tylko zachwyty Cindy sławiącej Foxworth Hall jeszcze
179
dolatywały do naszych uszu. – Nie lubię go. Jest dla niej za stary i zbyt schludny – Bart wygłosił swoją opinię o przyjacielu Cindy. – Powinniście uprzedzić mnie o tej wizycie. Wiesz, Ŝe nie lubię, jak wpadają niespodziewani goście. – Bart, całkowicie zgadzam się z tobą. Cindy powinna uprzedzić nas, ale moŜe obawiała się, Ŝe gdyby to zrobiła, mógłbyś odmówić. Na mnie Lance robi wraŜenie sympatycznego młodego człowieka. Zwróć uwagę, jaka Cindy jest miła od Święta Dziękczynienia. Nie sprawiła ci najmniejszego kłopotu. Ona dorasta. – Miejmy nadzieję, Ŝe dalej będzie się tak zachowywać – mruknął, a potem dodał z niewyraźnym uśmiechem: – Czy widziałaś, jak on na nią patrzy? Całkiem zawojowała tego biednego dzieciaka. OdpręŜona, spojrzałam z uśmiechem na Barta, potem na Jory’ego, który majstrował przy światełkach choinkowych, a później zaczął rozkładać pod drzewkiem swoje prezenty. – Foxworthowie mają tradycję urządzania balu w noc boŜonarodzeniową – powiedział miłym głosem Bart – i wujek Joel osobiście wysłał pocztą, dwa tygodnie temu, moje zaproszenia. JeŜeli utrzyma się przyzwoita pogoda, to spodziewam się co najmniej dwustu gości. Nawet jeśli będzie zamieć, to myślę, Ŝe połowa zdoła dotrzeć tutaj. Mimo wszystko nie mogą pozwolić sobie na zlekcewaŜenie mnie, gdy dostarczam im tyle zajęcia. Są to bankierzy, adwokaci, brokerzy, lekarze, biznesmeni ze swoimi Ŝonami i przyjaciółkami, jak równieŜ miejscowa śmietanka towarzyska. Pojawi się kilku moich kompanów z korporacji. Tak więc chociaŜ raz, mamo, nie powinnaś narzekać, Ŝe prowadzimy samotnicze Ŝycie na tym pustkowiu. Jory powrócił do czytania ksiąŜki, najwyraźniej zdecydowany, aby nie pozwolić Bartowi wyprowadzić się z równowagi. Na tle ognia w kominku rysował się jego doskonały, klasyczny profil. Ciemne kręcone włosy miękko okalały twarz, opadały na kołnierz sportowej bawełnianej koszulki. Bart ubrany był w garnitur, gotów w kaŜdej chwili wstać i wyjechać na zebranie wspólników. Wtedy do pokoju wsunęła się Melodie, ubrana w workowatą szarą suknię, zwisającą z ramion i sterczącą z przodu, jakby pod nią tkwił arbuz. Spojrzała na Barta, ten zaś poderwał się i unikając jej spojrzenia, w pośpiechu opuścił pokój. Pozostawił za sobą kłopotliwe milczenie. – Spotkałam Cindy na górze – powiedziała Melodie bezbarwnym głosem, unikając wzroku Jory’ego.
180
Usiadła przy kominku i wyciągnęła ręce do ognia. – Jej przyjaciel robi wraŜenie chłopca miłego i dobrze wychowanego, jest teŜ bardzo przystojny. Patrzyła w ogień, Jory zaś usilnie starał się przyciągnąć jej spojrzenie. Bezskutecznie błądził za nią wzrokiem pełnym miłości. – Wydaje się, Ŝe Cindy lubi ciemnowłosych męŜczyzn, podobnych do jej braci – ciągnęła Melodie obojętnym tonem, jakby to na nią spadł obowiązek podtrzymania rozmowy. Jory ze złością podniósł wzrok. – Mel, nie moŜesz nawet powiedzieć mi „cześć”? – zapytał ochryple. – Jestem tutaj. Jestem Ŝywy. Staram się, jak mogę, Ŝeby przetrwać. Czy mogłabyś coś powiedzieć albo coś zrobić, coś, co by znaczyło, Ŝe pamiętasz o swoich małŜeńskich powinnościach? Niechętnie odwróciwszy głowę w jego stronę, Melodie uśmiechnęła się niewyraźnie. Coś w jej oczach mówiło, Ŝe juŜ nie uwaŜa Jory’ego za męŜa, którego kiedyś z takim oddaniem kochała i podziwiała. Teraz widziała tylko kalekę w wózku inwalidzkim, który ją niepokoi i wprawia w zakłopotanie. – Cześć, Jory – powiedziała z obowiązku. Dlaczego nie podeszła i nie pocałowała go? Dlaczego nie dostrzegała błagania w jego oczach? Dlaczego nie zdobyła się na wysiłek, nawet jeŜeli go juŜ nie kochała? Blada twarz Jory’ego powoli czerwieniała, po czym Jory spuścił głowę i popatrzył na swoje starannie zapakowane prezenty. Byłam bliska powiedzenia Melodie czegoś okrutnego, gdy Cindy z Lance’em wpadli z powrotem, oboje z roziskrzonymi oczami i rumieńcami na twarzach. Niedługo po nich przyszedł Bart. Ogarnął wzrokiem pokój, zobaczył, Ŝe Melodie jest jeszcze, i ponownie opuścił salon. Melodie natychmiast wstała i szybko znikła. Bart musiał zauwaŜyć jej wyjście, bo wkrótce potem wrócił, usiadł i załoŜył nogę na nogę. Wydawało się, Ŝe nieobecność Melodie dawała mu odpręŜenie. Chłopak Cindy popatrzył na Barta, uśmiechnął się szeroko i powiedział: – Słyszałem, Ŝe to wszystko naleŜy do pana, panie Foxworth. – Mów do niego Bart – rozkazała Cindy. Bart skrzywił się. – Bart... – zaczął z wahaniem Lance – to jest naprawdę nadzwyczajny dom. Dziękuję za zaproszenie.
181
Spojrzałam na Cindy, która dzielnie wytrzymywała wściekłe spojrzenie Barta, a Lance ciągnął niewinnie: – Cindy nie pokazała mi twoich apartamentów ani twojego biura, ale mam nadzieję, Ŝe sam to zrobisz. Myślę, Ŝe będę kiedyś posiadał coś takiego... pasjonuję się urządzeniami elektronicznymi, a Cindy opowiadała mi o twoich. Bart natychmiast wstał, wyraźnie dumny ze swojego elektronicznego wyposaŜenia. – Oczywiście, jeśli chcesz zobaczyć moje pokoje i biuro, z przyjemnością ci pokaŜę. Ale wolałbym, Ŝeby Cindy nam nie towarzyszyła. Po wystawnym obiedzie podanym przez Trevora rozmawialiśmy z Jorym i Bartem w pokoju muzycznym. Melodie była juŜ na górze w łóŜku. Wkrótce Bart powiedział, Ŝe musi wstać wcześnie rano, więc idzie spać. Rozmowa urwała się i wszyscy skierowaliśmy się w stronę schodów. Zaprowadziłam Lance’a do przytulnego pokoju z przylegającą łazienką, znajdującego się we wschodnim skrzydle, niedaleko pokoi Barta. Pokój Cindy był obok mojego. Cindy uśmiechnęła się uroczo i pocałowała Lance’a Spaldinga w policzek. – Dobranoc, słodki ksiąŜę – szepnęła. – Rozdzielenie się jest takim słodkim smutkiem. Bart stał z tyłu, z ramionami załoŜonymi na piersi, co upodobniało go do Joela, i obserwował tę czułą scenę ze zgorszeniem. – Niech to będzie prawdziwe rozdzielenie – powiedział znacząco, patrząc najpierw na Lance’a, a potem na Cindy. Następnie majestatycznym krokiem ruszył do swojego apartamentu. Odprowadziłam Cindy do jej pokoju, zamieniając z nią po drodze kilka słów i całując na dobranoc. Potem zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami Melodie, zastanawiając się, czy nie powinnam wejść i porozmawiać z nią. Westchnęłam, wiedząc, Ŝe to się na nic nie zda, skoro przedtem juŜ tyle razy próbowałam bez rezultatu. Poszłam do pokoju Jory’ego. Jory leŜał na łóŜku, patrząc w sufit. Spojrzał na mnie błękitnymi oczami, błyszczącymi od nieskrywanych łez. – Tak dawno juŜ Melodie nie przychodziła i nie pocałowała mnie na dobranoc. Ty i Cindy zawsze na to znajdziecie czas, ale moja Ŝona ignoruje mnie, jakbym dla niej nie istniał. Nie ma juŜ przeszkód, Ŝebym spał w większym łóŜku i Ŝeby mogła spać obok mnie, ale nie zrobi tego, nawet gdybym ją poprosił. Skończyłem juŜ mój Ŝaglowiec i nie wiem, czym wypełnić czas. Naprawdę nie chcę zaczynać następnego statku dla naszego dziecka. Czuję się taki niespełniony, taki niepogodzony z Ŝyciem, ze sobą samym, a najbardziej ze swoją Ŝoną.
182
Chcę do niej wrócić, ale ona odwraca się ode mnie. Mamo... Bez ciebie, taty i Cindy nie wiedziałbym, jak przebrnąć przez te dni. Wzięłam go w ramiona, rozczesywałam mu włosy palcami, tak jak to robiłam, gdy był małym chłopcem. Powiedziałam mu to wszystko, co powinna powiedzieć Melodie. Współczułam jej i jednocześnie nie lubiłam jej za to, Ŝe była słaba. Nienawidziłam jej za to, Ŝe nie kochała wystarczająco, Ŝe nie umiała dawać, nawet jeśli było to bolesne. – Dobranoc, mój słodki ksiąŜę – powiedziałam Jory’emu od drzwi. – Trzymaj się swoich snów, nie porzucaj ich, Ŝycie stwarza wiele szans na szczęście, Jory. Nie wszystko jest dla ciebie stracone. Uśmiechnął się, powiedział „dobranoc”, a ja ruszyłam do południowego skrzydła, które dzieliłam z Chrisem. Nagle pojawił się przede mną Joel, zastępując mi drogę. Miał na sobie wystrzępiony stary płaszcz kąpielowy w jakimś spranym kolorze, najbardziej przypominającym szary. Jego rzadkie wyblakłe włosy sterczały zlepione jak rogi, a jeden koniec sznurowego pasa wlókł się za nim niczym miękki ogon. – Catherine, czy ty wiesz, co w tej chwili robi ta dziewczyna? – zapytał ostro. – Ta dziewczyna? Jaka dziewczyna? – odpowiedziałam równie ostro. – Wiesz, kogo mam na myśli, ta twoja córka. Właśnie w tej chwili zabawia się z młodym człowiekiem, którego sprowadziła do domu. – Zabawia się? Co ty przez to rozumiesz? Uśmiechnął się chytrze i znacząco. – No cóŜ, jeśli ktoś miałby wiedzieć, to właśnie ty. Ma tego chłopca u siebie w łóŜku. – Nie wierzę ci! – Więc idź i zobacz sama! – powiedział szybko z nieskrywaną satysfakcją. – Nigdy nie wierzysz mi, cokolwiek powiem. Byłem w tylnym korytarzu, gdy spostrzegłem tego chłopca skradającego się wzdłuŜ holu, i poszedłem za nim. Dotarł do drzwi Cindy, a ona otworzyła je i wpuściła go do środka. – Nie wierzę ci – powiedziałam znowu, tym razem juŜ mniej pewnie. – Boisz się sprawdzić i przekonać, Ŝe mogę mówić prawdę? MoŜe to cię przekona, Ŝe nie jestem wrogiem, za jakiego mnie uwaŜasz? Nie wiedziałam, co powiedzieć ani co o tym myśleć. Cindy obiecała się pilnować.
183
Była czysta, wiedziałam o tym. Tak doskonale się zachowywała, pomagała przy Jorym, powstrzymywała swoje skłonności do kłótni z Bartem. Joel musiał kłamać. Odwróciłam się i skierowałam do pokoju Cindy, z Joelem depczącym mi po piętach. – Kłamiesz, Joel, i mam zamiar udowodnić ci to – powiedziałam, prawie biegnąc. Przed drzwiami jej pokoju zatrzymałam się i nadsłuchiwałam. Panowała tam cisza. Podniosłam rękę, Ŝeby zapukać. – Nie! – syknął Joel. – Nie ostrzegaj ich, jeśli chcesz poznać całą prawdę. Po prostu otwórz drzwi, wejdź do pokoju i sama zobacz. Wstrzymałam się, nie chcąc nawet myśleć, Ŝe mógłby mieć rację. Nie chciałam równieŜ, aby Joel dyktował mi, co mam robić. Spojrzałam na niego, potem zapukałam energicznie, odczekałam kilka sekund, otworzyłam drzwi i wkroczyłam do sypialni oświetlonej światłem księŜyca, wpadającym przez okno. Dwa nagie ciała leŜały splecione na dziewiczym łóŜku Cindy! Patrzyłam zaszokowana, a krzyk uwiązł mi w gardle. Lance Spalding leŜał na mojej szesnastoletniej córce, targany spazmatycznymi drgawkami. Czerwone paznokcie Cindy drapały jego pośladki, a z jej ust wydobywały się jęki rozkoszy, wskazujące, Ŝe nie robili tego po raz pierwszy. Co powinnam zrobić? Zamknąć drzwi bez słowa? Wpaść wściekła i wyrzucić Lance’a z domu? Stałam bezradna i niezdecydowana. Musiało upłynąć kilka sekund, zanim usłyszałam za sobą cięŜki oddech. Odwróciłam się i zobaczyłam Barta wpatrzonego w Cindy, która teraz namiętnie ujeŜdŜała swojego partnera, wykrzykując pomiędzy jękami ekstazy wulgarne słowa, całkowicie pochłonięta grą miłosną. Bart nie wahał się. Rzucił się prosto do łóŜka i złapał Cindy w talii. Z wysiłkiem ściągnął ją z chłopaka, który pozostał bezradny w swojej nagości i dopiero co przeŜywanej rozkoszy. Bart brutalnie rzucił Cindy na podłogę. Krzyknęła, padając twarzą na dywan. Bart tego nie słyszał. Był zbyt zajęty młodzieńcem. Jego pięści raz za razem spadały na przystojną twarz Lance’a. Usłyszałam trzask łamanego nosa, krew tryskała na wszystkie strony. – Nie pod moim dachem! – ryczał Bart, masakrując twarz Lance’a. – śadnego łajdactwa
184
pod moim dachem! Jeszcze chwilę temu zrobiłabym to samo. Teraz podbiegłam ratować chłopca. – Bart, przestań! Zabijesz go! Cindy, krzycząc histerycznie, próbowała okryć swoją nagość porozrzucanym po podłodze ubraniem. LeŜało ono pomieszane z bielizną Lance’a. Joel stał w pokoju, patrząc z pogardą na Cindy, potem zwrócił się do mnie i uśmiechnął z satysfakcją, jakby powtarzał mi stale: Widzisz, mówiłem ci. Jaka matka, taka córka. – Widzisz, do czego doprowadziła twoja opieszałość? – powiedział Joel, jakby spoza sceny. – Było dla mnie oczywiste od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem, Ŝe ta dziewczyna to nic innego jak ladacznica pod dachem domu mojego ojca. – Ty głupcze! – wrzasnęłam. – Kim ty jesteś, Ŝeby kogokolwiek potępiać? – Ty jesteś głupia, Catherine. Podobnie jak twoja matka, tylko jeszcze bardziej. Ona równieŜ poŜądała kaŜdego męŜczyzny, którego zobaczyła, nawet kuzyna. Była jak ta goła dziewczyna, czołgająca się sprośnie po podłodze... gotowa iść do łóŜka z kaŜdym, kto nosi spodnie. Niespodziewanie Bart zostawił Lance’a i rzucił się do Joela. – Przestań! Ani się waŜ mówić matce, Ŝe jest podobna do mojej babki! Tak nie jest! Nie! – Przekonasz się o tym w końcu, Bart – powiedział Joel cicho swoim świętoszkowatym tonem. – Corrine spotkało to, na co zasłuŜyła. Spotka to kiedyś takŜe twoją matkę. A jeśli jest jeszcze sprawiedliwość i prawo na tym świecie, i Bóg jest w Niebiosach, to tę niegodziwą nagą dziewczynę na podłodze spotka koniec w ogniu piekielnym, tak jak na to zasługuje. – Nie mów nic takiego więcej! – wrzasnął Bart, tak wściekły na Joela, Ŝe prawie zapomniał o Cindy i jej chłopcu, którzy teraz w pośpiechu wkładali nocną bieliznę. Zawahał się, jakby zaskoczony tym, Ŝe dziewczyna, którą nieustannie ganił, była jego siostrą. – To jest moje Ŝycie, wujku – powiedział surowo – i moja rodzina jest przede wszystkim moją rodziną. I ja będę wymierzał sprawiedliwość, a nie ty. Joel, wyraźnie wstrząśnięty, oddalił się, powłócząc nogami, zgięty prawie we dwoje. Gdy tylko Joel zniknął z oczu, Bart skierował całą wściekłość na mnie. – Widzisz! – ryczał. – Cindy właśnie dowiodła tego, o co podejrzewałem ją od dawna! To nic dobrego, mamo! Nic dobrego! Cały czas grała rolę słodkiego dziewczątka, planując, jak się
185
będzie zabawiać. Chcę, Ŝeby zniknęła z tego domu i z mojego Ŝycia na zawsze! – Bart, nie moŜesz wyrzucić Cindy. Ona jest moją córką! JeŜeli chcesz kogoś ukarać, to wyrzuć Lance’a. Masz oczywiście rację. Cindy nie powinna robić tego, co zrobiła, ani Lance nie powinien naduŜyć twojej gościnności. Nieco uspokojony, starał się zapanować nad sobą. – Zgoda, Cindy moŜe zostać, poniewaŜ nalegasz na to. Ale ten chłopak dzisiaj wyjeŜdŜa! – Wrzasnął na Lance’a: – Pospiesz się z pakowaniem swoich rzeczy, za pięć minut odwiozę cię na lotnisko. Jeśli kiedykolwiek jeszcze śmiesz tknąć Cindy, połamię ci resztę kości! I nie myśl, Ŝe się nie dowiem. Mam przyjaciół równieŜ w Karolinie Południowej! Pobladły Lance Spalding w pośpiechu wrzucał swoje rzeczy do dopiero co rozpakowanych waliz. Nawet na mnie nie patrząc, szeptał ochryple: – Tak mi przykro i tak mi wstyd, pani Sheffield... – Potem wyszedł, a za nim Bart, poganiając go gorączkowo. Zwróciłam się do Cindy, która zdąŜyła juŜ włoŜyć skromną koszulkę i schowała się pod kołdrę, patrząc na mnie szeroko otwartymi przestraszonymi oczami. – Mam nadzieję, Ŝe jesteś zadowolona, Cindy – powiedziałam zimno. – Naprawdę rozczarowałaś mnie. Spodziewałam się po tobie czegoś więcej... Przyrzekałaś mi. Czy twoje obietnice w ogóle nic nie znaczą? – Mamo, proszę – zaszlochała. – Kocham go i pragnę, i uwaŜam, Ŝe czekałam wystarczająco długo. To był mój świąteczny prezent dla niego... i dla mnie. – Nie okłamuj mnie, Cynthio! To nie był twój pierwszy raz z nim. Zostaliście juŜ wcześniej kochankami. Jęknęła głośno. – Mamo, czy będziesz mnie jeszcze kochać? Nie moŜesz tak po prostu przestać mnie kochać. Jeśli to zrobisz, będę chciała umrzeć! Mam tylko jednych rodziców... i przysięgam, Ŝe się to juŜ nie powtórzy. Przebacz mi, proszę! – Pomyślę o tym – powiedziałam chłodno i zamknęłam drzwi. Gdy ubierałam się następnego ranka, Cindy wpadła do mojego pokoju, krzycząc histerycznie: – Mamo, proszę, nie pozwól Bartowi zmuszać mnie do wyjazdu. Nigdy nie miałam szczęśliwych świąt, gdy Bart był w pobliŜu. Nienawidzę go! Naprawdę go nienawidzę!
186
Zmasakrował twarz mojemu chłopcu, całkiem ją zmasakrował. Miała rację. Powinnam nauczyć Barta, jak pohamować wściekłość. Złamał nos przystojnemu chłopakowi, podbił mu oczy i posiniaczył całą twarz. Natychmiast po wyjeździe Lance’a jakaś tajemnicza ręka dotknęła Barta i bardzo go wyciszyła. Na jego twarzy, od nosa do pięknie ukształtowanych ust, pojawiły się zmarszczki, których dotąd nie widziałam. Był zbyt młody na takie zmarszczki. Nie patrzył na Cindy ani nie odzywał się do niej. Mnie traktował jak powietrze. Usiadł, posępny i cichy, popatrzył na mnie, potem zerknął przelotnie na płaczącą Cindy. Nie pamiętałam juŜ, kiedy ostatni raz pozwoliła sobie na płacz w naszej obecności. Przez głowę przemykały mi róŜne ponure myśli. Przypominałam sobie Biblię, którą musieliśmy czytać kaŜdego dnia. Gdzie moŜna znaleźć zrozumienie? Jest czas na siew, czas na dojrzewanie, czas na zbiory... gdzie był czas na radość? CzyŜ nie czekaliśmy juŜ dość długo? Później, tego samego ranka, miałam rozmowę z córką. – Cindy, jestem rozczarowana twoim zachowaniem. Bart miał całkowite prawo wściec się, jakkolwiek nie pochwalam sposobu, w jaki potraktował tego chłopca. Mogę zrozumieć jego zachowanie, ale nie twoje. KaŜdy młody męŜczyzna wszedłby do twojego pokoju, gdybyś otworzyła mu drzwi i zaprosiła go do środka. Cindy, musisz przyrzec, Ŝe nie zrobisz znowu niczego podobnego. Kiedy skończysz osiemnaście lat, będziesz panią samej siebie, ale do tego czasu i pod tym dachem nie będziesz uprawiała seksu z nikim, ani tutaj, ani gdziekolwiek indziej. Rozumiesz? Jej błękitne oczy rozszerzyły się i zaszkliły łzami. – Mamo, ja nie Ŝyję w osiemnastym wieku! Wszystkie dziewczyny to robią! I tak wytrzymałam dłuŜej niŜ większość z nich. Słyszałam równieŜ o tobie... teŜ uganiałaś się za męŜczyznami. – Cindy! – rzuciłam ostro. – Przestań wypominać mi moją przeszłość czy teŜ teraźniejszość! Nie masz pojęcia, co musiałam znosić, mając tyle lat co ty. A ty? Miałaś szczęśliwe dni, wypełnione tym wszystkim, czego mnie pozbawiono. – Szczęśliwe dni? – zapytała gorzko. – Czy zapomniałaś juŜ o tych wszystkich świństwach i podłościach, które wyrządził mi Bart? MoŜe nie byłam zamykana, głodzona czy teŜ bita, ale miałam własne problemy, nie myśl, Ŝe ich nie miałam.
187
Bart uczynił mnie tak niepewną swojej kobiecości, Ŝe chcę się sprawdzić ze wszystkimi chłopcami, których spotykam... Nic na to nie poradzę. Byłyśmy w jej sypialni. Podeszłam i wzięłam Cindy w ramiona. – Nie płacz, kochanie. Rozumiem, jak musisz się czuć. Ale wiesz, spróbuj zrozumieć, co czują rodzice w stosunku do swoich córek. Pragniemy z ojcem dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Nie chcemy, abyś została skrzywdzona. Niech to doświadczenie będzie dla ciebie lekcją. Wstrzymaj się z miłością, aŜ ukończysz osiemnaście lat i będziesz w stanie reagować z większą dojrzałością. Wytrzymaj nawet dłuŜej, jeśli moŜesz. JeŜeli seks zawładnie tobą zbyt wcześnie, moŜe stać się dokładnie to, czego na pewno chciałabyś uniknąć. To właśnie zdarzyło się mnie. Słyszałam tysiące razy, jak mówiłaś, Ŝe chcesz zrobić karierę sceniczną i filmową, a mąŜ i dzieci muszą poczekać. Wielu dziewczynom stanęły na przeszkodzie dzieci, będące owocem niekontrolowanej namiętności. Bądź ostroŜna, zanim się komuś oddasz. Nie zakochaj się zbyt wcześnie, bo jeśli to cię spotka, będziesz naraŜona na wiele nieprzewidzianych wydarzeń. Spróbuj romansu bez seksu, Cindy, i oszczędź sobie bólu płynącego z dawania zbyt duŜo i zbyt wcześnie. Zacisnęła wokół mnie ramiona, jej spojrzenie nabrało miękkości i poczułam, Ŝe znowu jesteśmy matką i córką. Potem zeszłyśmy na dół. Wszystko było pobielone śniegiem, tajemniczo odległe, jeszcze bardziej izolujące nas od reszty świata. – Teraz juŜ wszystkie drogi z Charlottesville będą zablokowane – powiedziałam do Cindy bezbarwnym głosem. – Co więcej, Melodie zachowuje się tak dziwnie, Ŝe zaczynam obawiać się o zdrowie jej dziecka. Jory nie opuszcza pokoju, jakby nie chciał spotkać ani jej, ani nikogo z nas. Bart zachowuje się tak, jakbyśmy byli jego własnością. Och, chciałabym, Ŝeby był tu Chris. Nie znoszę, gdy go nie ma. Odwróciłam się i zauwaŜyłam, Ŝe Cindy przygląda mi się z uwagą. Zaczerwieniła się, gdy napotkała moje spojrzenie. Kiedy spytałam ją o powód takiej reakcji, powiedziała półgłosem: – Po prostu zastanawiam się czasami, jak to się dzieje, Ŝe wy oboje jesteście tacy stali w swoich uczuciach, podczas gdy ja tak często zakochuję się i odkochuję. Mamo, musisz mi kiedyś zdradzić, co trzeba robić, Ŝeby męŜczyzna kochał mnie, a nie moje ciało. Chciałabym, Ŝeby chłopcy patrzyli mi w oczy, tak jak tata patrzy w twoje, Ŝeby chociaŜ od czasu do czasu popatrzyli na moją twarz, bo nie jest ona odraŜająca, zamiast gapić się na biust. Chciałabym,
188
Ŝeby wodzili za mną wzrokiem, tak jak Jory za Melodie... Cindy objęła mnie i przytuliła twarz do mego ramienia. – Tak mi przykro, mamo, naprawdę mi przykro, Ŝe tyle kłopotu sprawiłam ostatniej nocy. Dziękuję, Ŝe nie zrobiłaś jeszcze większej awantury. Przemyślałam to, co mi powiedziałaś, i przyznaję ci rację. Lance zapłacił wysoką cenę, powinnam to przewidzieć. Spojrzała mi błagalnie w oczy. – Mamo, mówiłam powaŜnie, wszystkie dziewczyny w szkole zaczynały w wieku jedenastu, dwunastu i trzynastu lat, a ja kocham Lance’a. Dotąd powstrzymywałam się, chociaŜ chłopcy biegają za mną bardziej niŜ za innymi dziewczynami. Dziewczęta myślały, Ŝe ja to robię, podczas gdy tak nie było. Udawałam, ale któregoś dnia usłyszałam, jak chłopcy omawiają swoje podboje, i okazało się, Ŝe Ŝaden mnie nie miał. Zaczęli uwaŜać mnie za jakiś fenomen, a moŜe nawet za lesbijkę. To wtedy postanowiłam, Ŝe oddam się Lance’owi w te święta. Taki szczególny prezent dla niego. Patrzyłam na nią twardym wzrokiem, zastanawiając się, czy powiedziała całą prawdę, podczas gdy ona dalej opowiadała, Ŝe jest jedyną dziewczyną w ich grupie, która dotrwała w cnocie do wieku szesnastu lat, i Ŝe to jest bardzo długo, jak na dziewczynę w dzisiejszym świecie. – Nie wpadaj w zakłopotanie, proszę, bo wtedy i ja zacznę się wstydzić. Pragnęłam juŜ tego, gdy miałam dwanaście lat, ale powstrzymywałam się ze względów, o których mówiłaś. Musisz zrozumieć, Ŝe to, co robiłam wczorajszej nocy, nie było przypadkowe. Kocham go. I zanim weszliście z Bartem, było mi... było mi... tak dobrze. CóŜ mogłam powiedzieć? Własną młodość miałam wyraźnie zapisaną w pamięci. Przed oczyma stanął mi Paul... Pamiętam, jak chciałam, Ŝeby nauczył mnie wszystkich technik miłosnych, zwłaszcza Ŝe moje pierwsze doświadczenia seksualne były niewymownie przykre. Napawały mnie takim poczuciem winy, Ŝe nawet teraz zdarza mi się płakać, patrząc na księŜyc, który był świadkiem naszego grzechu, Chrisa i mojego. Około szóstej zadzwonił Chris. Powiedział, Ŝe cały dzień starał się dodzwonić, ale Unia była przerwana. – Zobaczymy się na wigilii – powiedział wesoło. – Wynająłem pług śnieŜny, Ŝeby
189
utorował mi drogę do Foxworth. Co słychać? – Dobrze, wszystko świetnie – kłamałam. Powiedziałam mu, Ŝe ojciec Lance’a spadł ze schodów, więc chłopiec musiał natychmiast polecieć do domu. Potem trajkotałam o tym, Ŝe jesteśmy juŜ gotowi do świąt, Ŝe prezenty popakowane, choinka ubrana, ale Melodie, jak zwykle, siedzi w swoich pokojach, jakby tylko one dawały jej schronienie. – Cathy – zaczął Chris oschle – jakby to było miło, gdybyś czasami była wobec mnie szczera. Lance nie poleciał do domu, bo wszystkie loty zostały odwołane. W tej chwili stoi nie dalej jak trzy metry od budki telefonicznej, z której rozmawiam. Przyszedł do mnie i wszystko mi wyznał. Opatrzyłem jego złamany nos i inne rany, cały czas klnąc Barta. Ten chłopak jest zmasakrowany. Następnego ranka usłyszeliśmy przez radio, Ŝe wszystkie drogi do wiosek i najbliŜszego miasta są zasypane śniegiem. Ostrzegano podróŜnych, aby pozostali w domach. Przez cały dzień mieliśmy włączone radio i słuchaliśmy komunikatów o pogodzie, regulujących teraz nasze Ŝycie. – Nigdy dotąd nie było tutaj surowszej zimy – płynął męski głos, wychwalający zalety pogody. – Zostały pobite rekordy... Godzinami stałyśmy z Cindy w oknie, gapiąc się smętnie na bezustannie padający śnieg, który najwidoczniej chciał całkowicie odizolować nas od świata. Przed oczami miałam czwórkę dzieci zamkniętą na poddaszu, siebie szepczącą o świętym Mikołaju i opowiadającą bliźniętom, jak to on z pewnością nas odnajdzie. Chris napisał do niego list. Och, jakŜe było mi Ŝal bliźniąt, gdy obudziły się w świąteczny ranek i nawet juŜ nie wspominały o tym, co je ominęło. Odgłos kaszlu Jory’ego przeniósł mnie do rzeczywistości. Co kilka minut Jory cierpiał na ataki męczącego kaszlu. Patrzyłam na niego, pełna obaw. Wkrótce teŜ skierował swój wózek do sypialni, mówiąc, Ŝe chce się połoŜyć do łóŜka. Miałam ochotę pójść za nim, ale wiedziałam, Ŝe chce robić wszystko samodzielnie. – Zaczynam nienawidzić tego miejsca – mruknęła Cindy. – Teraz Jory jest przeziębiony. Wiedziałam, Ŝe tak będzie, dlatego przywiozłam Lance’a. Miałam nadzieję, Ŝe co wieczór będziemy urządzać przyjęcia i Ŝe lekko wstawiona, łatwiej zniosę nudę Ŝycia w cieniu Barta i tego skradającego się starca. Oczekiwałam, iŜ obecność Lance’a uprzyjemni mi pobyt tutaj. Teraz mam tylko ciebie, mamo. Jory trzyma się samotnie z dala i uwaŜa, Ŝe jestem zbyt młoda, by zrozumieć jego problemy. Melodie nie odzywa się ani do mnie, ani do nikogo. Bart krąŜy wokół ponuro, a ten
190
starzec przyprawia mnie o dreszcze. Nie mam Ŝadnych przyjaciół. Nikt nie zadzwoni niespodziewanie. Jesteśmy wszyscy samotni i działamy sobie wzajemnie na nerwy. I to ma być BoŜe Narodzenie? Nie mogę doczekać się zapowiedzianego przez Barta balu. Da mi on przynajmniej szansę spotkania jakichś ludzi i wydostania się z tego grzęzawiska. Nagle wszedł Bart i wrzasnął na Cindy: – Nie musisz zostawać tutaj. Jesteś po prostu bękartem, który przytrafił się mojej matce. Cindy poczerwieniała. – Znowu próbujesz mnie obrazić, baranie? JuŜ mnie nie obrazisz! Jestem ponad to! * – Nie nazywaj mnie nigdy baranem, bękarcie! – Lizus, baran, lizus, baran! – urągała mu, wymykając się i chowając za krzesła i stoły, rozmyślnie prowokując go do pościgu, aby urozmaicić sobie nudny dzień. – Cindy! – wrzasnęłam juŜ wściekła. – Jak śmiesz odzywać się w ten sposób do Barta? Przeproś go natychmiast... słyszysz? – Nie, nie przeproszę, nie widzę powodu! – krzyknęła, ale nie do mnie, tylko do Barta. – On jest brutalem, maniakiem, wariatem i chce nas wszystkich doprowadzić do takiego samego szaleństwa! – Przestań! – zawołałam, widząc, jak Bart zbladł. Nagle pochylił się do przodu i chwycił ją za włosy. Próbowała wyrwać się, ale trzymał ją mocno. Rzuciłam się i złapałam go za wolną rękę, tak aby nie mógł uderzyć Cindy. Górował nad nią. – Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, panienko, poŜałujesz tego dnia. Jesteś bardzo dumna ze swojej figury, ze swoich włosów, ze swojej buzi. Jeszcze jedna zniewaga, a zamknę cię do szafy i potłukę wszystkie lustra. Ton głosu świadczył o tym, Ŝe nie Ŝartował. Pomogłam Cindy wstać. – Bart, nie mów tak. Całe Ŝycie ją dręczyłeś. Czy moŜesz winić ją za to, Ŝe chce się teraz zrewanŜować? – Trzymasz jej stronę po tym, co ona mi powiedziała? – Powiedz mu, Ŝe jest ci przykro, Cindy – zwróciłam się do niej. Potem skierowałam błagalne spojrzenie na Barta. – Ty teŜ to zrób, proszę.
191
Na widok mojej zmartwionej miny w gorejących oczach Barta pojawił się cień wahania, ale natychmiast zniknął, gdy Cindy zaczęła krzyczeć: – Nie! Nie jest mi przykro! I nie boję się go! Jesteś tak samo zgrzybiały jak ten stary osioł, który plącze się tutaj, gadając do siebie. Czym on jest dla ciebie? MoŜe to twoja obsesja, braciszku! – Cindy! – wyszeptałam, całkowicie zaskoczona. – Przeproś Barta. – Nigdy, nigdy, nigdy! Nie po tym, co zrobił mojemu chłopcu. Wyraz wściekłości na twarzy Barta przeraził mnie. Wtedy do pokoju wszedł Joel. Stanął spokojnie, skrzyŜował długie ręce na piersiach i spojrzał w dzikie oczy Barta. – Synu... daj spokój. Bóg widzi i słyszy to wszystko i we właściwym czasie wymierzy sprawiedliwość. Ona jest dzieckiem szczebioczącym jak ptak w lesie, prowadzona instynktem nieznającym moralności. Działa, mówi, porusza się całkowicie bezmyślnie. Nie ma porównania z tobą, Bart. To tylko kłębek włosów, kości i szmat. Ty jesteś urodzony, aby przewodzić. Wściekłość uszła z Barta jak z przekłutego balonika. Wyszedł z pokoju za Joelem, nie patrząc w naszą stronę. Widok syna idącego za starcem tak posłusznie i bez dyskusji wywołał we mnie nowe obawy. W jaki sposób Joel zyskał taki posłuch Barta? Cindy rzuciła się w moje ramiona i zaczęła płakać. – Mamo, co się stało ze mną i z Bartem? Dlaczego mówiłam mu takie okropne rzeczy? Dlaczego on tak do mnie mówił? Chciałam zrobić mu przykrość. Chciałam mu odpłacić za wszystkie przykrości, które mi wyrządził. Wypłakała w moich ramionach wszystkie swoje Ŝale. Chwilami Cindy podobna była do mnie, tak bardzo chciała kochać i być kochaną, Ŝyć pełnią Ŝycia, zanim jeszcze dojrzeje do przyjęcia emocjonalnej odpowiedzialności za problemy, które niesie ze sobą Ŝycie. Westchnęłam i przytuliłam ją mocniej. W przyszłości w jakiś cudowny sposób rozwiązane zostaną wszystkie rodzinne problemy. Trzymałam się tej wiary, modląc się o rychły przyjazd Chrisa.
192
BOśE NARODZENIE Wieczór wigilijny przyniósł ze sobą niezwyczajny czar. Świąteczny spokój zapanował w skołatanych duszach i nawet temu domowi nadał swoiste piękno. Nadal padał śnieg, na szczęście nie było juŜ zamieci. W naszym ulubionym wspólnym pokoju Bart z Cindy, pod kierunkiem Jory’ego, ubierali olbrzymią choinkę. Cindy stała na drabinie z jednej strony drzewka, Bart – na drugiej drabinie z przeciwnej strony, a Jory, siedząc na wózku, manipulował przy zwojach lampek, mających utworzyć girlandę nad drzwiami. W innych pokojach pracowali dekoratorzy, nadając im uroczysty wystrój na powitanie setek gości, oczekiwanych z okazji balu. Bart był bardzo podniecony. Moje serce radowało się na widok szczęśliwego i śmiejącego się syna, a gdy w drzwiach pojawił się Chris, obładowany zakupami zrobionymi w ostatnim momencie, ja teŜ poczułam się szczęśliwa. Podbiegłam do Chrisa i, wygłodniała, obsypałam go pocałunkami, czego schowany za choinką Bart nie mógł widzieć. – Co cię zatrzymało tak długo? – zapytałam, a on roześmiał się, wskazując na pięknie zapakowane prezenty. – W samochodzie jest ich jeszcze więcej – powiedział z uśmiechem. – Wiem, Ŝe powinienem zrobić zakupy wcześniej, ale nigdy nie mam na to czasu. Potem jest juŜ nagle Wigilia i kończy się na tym, Ŝe przepłacam dwukrotnie. Ale powinnaś być zadowolona, a jeŜeli nie będziesz, nie mów mi o tym. Melodie przysiadła, skulona, na małym stołeczku przy kominku w salonie, zaraz obok wejścia. Wyglądała Ŝałośnie. Rzeczywiście, gdy przyjrzałam się jej uwaŜniej, doszłam do wniosku, Ŝe cierpi. – Dobrze się czujesz, Melodie? – zapytałam. Przytaknęła, a ja naiwnie jej uwierzyłam. Gdy Chris ponowił pytanie, wstała i zaprzeczyła, Ŝe coś jest nie w porządku. Rzuciła Bartowi błagalne spojrzenie, którego on nie dostrzegł, i skierowała się w stronę kuchennych schodów. W swojej bezkształtnej szarej sukni, zaniedbana, wyglądała tak, jakby od lipca przybyło jej z dziesięć lat. Jory, który nigdy nie spuszczał oka z Melodie, odwrócił się i popatrzył za nią ze strasznym smutkiem w oczach, zupełnie zapominając o swoim dotychczasowym zajęciu. Sznur lampek ześlizgnął mu się z kolan i zaplątał w kołach wózka. Nie zauwaŜył tego, siedział z zaciśniętymi pięściami, jakby chciał
193
uderzyć Los za to, Ŝe pozbawił go wspaniałego, sprawnego ciała i w konsekwencji skradł mu ukochaną kobietę. Idąc w stronę schodów, Chris zatrzymał się i serdecznie poklepał Jory’ego po plecach. – Dobrze wyglądasz. Nie martw się o Melodie. To normalne, Ŝe kobiety w ostatnich tygodniach przed rozwiązaniem stają się przewraŜliwione i popadają w zmienne nastroje. Z tobą teŜ by tak było, gdybyś musiał nosić ten dodatkowy cięŜar. – Mogłaby przynajmniej odezwać się do mnie od czasu do czasu – poskarŜył się Jory – albo spojrzeć na mnie. JuŜ nawet nie przymila się do Barta. Spojrzałam na niego z trwogą. Czy mógł wiedzieć, Ŝe jeszcze niedawno Bart i Melodie tworzyli parę kochanków? Nie sądziłam, Ŝeby nadal nimi byli, i to było prawdziwą przyczyną kiepskiego samopoczucia Melodie. Próbowałam odczytać coś w jego oczach, ale opuścił powieki, skupiając się na dekorowaniu choinki. JuŜ dawno temu ustanowiliśmy z Chrisem tradycję otwierania na Wigilię przynajmniej jednego prezentu. Gdy nadszedł wieczór, usiedliśmy oboje w najwspanialszym salonie, by spełnić toast szampanem. Podnieśliśmy wysoko kieliszki. – Za wszystkie wspólne, przyszłe dni – powiedział Chris, a jego oczy promieniały miłością i szczęściem. Powtórzyłam te same słowa, po czym Chris wręczył mi „specjalny” prezent. Otworzyłam małą szkatułkę i znalazłam w niej dwukaratowy diament, zawieszony na ślicznym złotym łańcuszku. – Nie, nie protestuj i nie mów mi, Ŝe nie lubisz klejnotów – powiedział pospiesznie Chris, gdy stałam zapatrzona w ten drobiazg, rzucający ognie i błyszczący kolorami tęczy. – Nasza matka nigdy nie zakładała takiej biŜuterii. Tak naprawdę to chciałem kupić ci długi sznur pereł, podobny do tego, który ona zazwyczaj nosiła, bo uwaŜam, Ŝe jest jednocześnie elegancki i skromny. Ale znając ciebie, zapomniałem o perłach i zdecydowałem się na ten diament. Ma kształt łzy, Cathy, jak te łzy, które bym w głębi duszy wypłakał, gdybyś nie pozwoliła się kochać. Sposób, w jaki to powiedział, napełnił mi oczy łzami i zalał serce smutkiem dzielonej z nim winy. Więzy, które nas łączyły, przysparzały nam nie tylko radości, ale i bólu. Teraz ja wręczyłam mu „specjalny” prezent – piękny pierścień z szafirem na palec wskazujący. Roześmiał się, mówiąc, Ŝe jest okazały, ale i piękny. Powiedział to, gdy juŜ dołączyli do nas Jory, Melodie i Bart. Jory uśmiechnął się, widząc
194
blask w naszych oczach. Bart skrzywił się. Melodie utonęła w głębokim fotelu. Cindy przybiegła, potrząsając wesoło dzwoneczkami, w jaskrawoczerwonych spodniach i takim samym swetrze. Na koniec Joel przekradł się przez pokój i stanął w kącie z rękami skrzyŜowanymi na piersiach, owinięty w swoją zwykłą szatę, jak ponury sędzia nadzorujący złośliwe i niebezpieczne dzieci. Jory pierwszy podchwycił wesoły nastrój Cindy, wznosząc kieliszkiem szampana toast. – Wesołych świąt! Niech moja mama i tata zawsze patrzą na siebie tak jak dzisiaj, z taką miłością i czułością, z takim zrozumieniem. śebym i ja znowu odnalazł taką miłość w oczach mojej Ŝony... wkrótce. Było to bezpośrednie wyzwanie dla Melodie w naszej obecności. Niestety, Jory źle wybrał moment na taką konfrontację. Melodie skuliła się jeszcze bardziej i nie patrzyła mu w oczy; a wręcz przeciwnie, pochylona do przodu, patrzyła intensywnie w ogień. W oczach Jory’ego zgasła nadzieja. Ramiona opadły mu bezradnie. Ustawił swój wózek tak, Ŝeby jej nie widzieć. Odstawił kieliszek szampana i utkwił wzrok w ogniu, prawie z taką samą intensywnością jak jego Ŝona, tak jakby z płomienia chciał odczytać te same znaki, co ona. W odległym ciemnym kącie uśmiechał się Joel. Cindy próbowała podtrzymać wesoły nastrój. Bart poddał się niszczycielskiemu przygnębieniu, które – niczym szarą mgłę – emitowała Melodie. Nasze małe rodzinne spotkanie w świątecznie udekorowanym pokoju nie naleŜało do udanych. Bart nie chciał nawet spojrzeć na zniekształconą juŜ Melodie. Przypadkowo napotkał jej pełne nadziei spojrzenie, ale szybko odwrócił wzrok. Po kilku minutach Melodie wyszła, tłumacząc niskim głosem, Ŝe źle się czuje. – Czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytał Chris, podrywając się z miejsca, Ŝeby pomóc jej wejść po schodach. Stąpała cięŜko. – Wszystko w porządku – rzuciła. – Nie potrzebuję twojej pomocy ani niczyjej! – Wesołych świąt – powiedział Bart, tonem przypominającym Joela, który nadal stał w kącie, obserwując, stale obserwując. W chwili gdy Melodie wyszła z pokoju, Jory ruszył wózkiem gwałtownie do przodu, mówiąc, Ŝe teŜ jest zmęczony i nie czuje się zbyt dobrze. Długi atak kaszlu potwierdził to. – Mam potrzebne ci lekarstwo – powiedział Chris i poderwał się w kierunku schodów. – Nie moŜesz kłaść się do łóŜka, Jory. Zostań jeszcze chwilę. Musimy poświętować. Zanim coś ci
195
podam, muszę osłuchać twoje płuca. Bart wyjrzał zza kominka, obserwując, jakby z zazdrością, scenę między Jorym a Chrisem. Chris podszedł do mnie. – MoŜe byłoby lepiej, gdybyśmy teraz odpoczęli, tak aby o świcie wstać, zjeść śniadanie, otworzyć prezenty i jeszcze zdrzemnąć się przed rozpoczęciem przygotowań do jutrzejszego wieczornego balu. – Och, gloria alleluja! – zawołała Cindy, kręcąc się w tańcu po pokoju. – Ludzie, tłumy ludzi, wszyscy pięknie ubrani, nie mogę doczekać się jutrzejszego wieczoru! JuŜ dawno nie słyszałam niczyjego śmiechu. śarty, rozmówki, jakŜe moje uszy za tym tęsknią. Tak jestem zmęczona powaŜnym zachowaniem, widokiem posępnych twarzy nieznających uśmiechu, słuchaniem smutnych rozmów. Mam nadzieję, Ŝe ci wszyscy sztywni staruszkowie przyprowadzą swoich synków w wieku studenckim – zresztą, obojętne w jakim, byle mieli ponad dwanaście lat. Tak juŜ jestem zdesperowana. Nie tylko Bart posłał jej spojrzenie pełne dezaprobaty, ale Cindy to zignorowała. – Będę tańczyła całą noc, będę tańczyła całą noc – śpiewała, wirując z niewidzialnym partnerem tak szybko, by nikt z nas nie zdołał przerwać jej euforii. – A potem zatańczę jeszcze... Chris i Jory byli oczarowani jej zachowaniem, jej wesołym, szczęśliwym śpiewem. Chris uśmiechnął się i powiedział: – Powinno być tutaj jutro wieczorem przynajmniej dwudziestu młodych ludzi. Spróbuj się opanować. A poniewaŜ Jory jest juŜ zmęczony, idziemy do łóŜka. Jutro czeka nas długi dzień. Był to dobry pomysł. Nagle Cindy opadła na fotel bezsilnie jak Melodie. Była smutna i bliska łez. – Chciałabym, Ŝeby mógł być tutaj Lance. Wolałabym jego niŜ kogokolwiek innego. Bart rzucił jej wściekłe spojrzenie. – Ten młody człowiek nigdy juŜ nie wejdzie do tego domu. Potem zwrócił się do mnie. – Niepotrzebna nam Melodie na przyjęciu – ciągnął ze złością – taka Ŝałosna i chora. Pozwólmy jej dąsać się jutro rano w pokoju, abyśmy mogli spokojnie cieszyć się otwieraniem prezentów. UwaŜam, Ŝe popołudniowa drzemka jest dobrym pomysłem, bo jutro wieczorem będziemy wypoczęci, weseli i szczęśliwi. Jory pojechał przodem i sam wjechał do windy, jakby chcąc udowodnić swoją
196
niezaleŜność. Pozostali wydawali się niechętni przyjęciu. Siedząc tutaj i słuchając kolęd odtwarzanych na stereofonicznej aparaturze Barta, rozmyślałam nad jego nowymi, dziwacznymi zwyczajami. Jako chłopiec lubił być nie tyle brudny, ile po prostu plugawy. Teraz bierze prysznic kilka razy dziennie, jest nieskazitelnie czysty i wypielęgnowany. Nie spocznie, dopóki nie obejdzie „swojego domu” od piwnic po dach, sprawdzając, czy zamknięte są drzwi i okna i czy kociak Trevor, jego nowa maskotka, nie poplamił dywanu (kot był mnóstwo razy wyrzucany przez Barta, ale wracał i Bart przestał juŜ nalegać, aby odszedł). Nawet teraz Bart wstał, wstrząsnął poduszki, wyrównał rogi narzuty na kanapie, pozbierał magazyny i poukładał je w równy stosik. Robił wszystko to, o czym zapomniała słuŜba. Rano obarczał swoimi pretensjami Trevora i domagał się, Ŝeby słuŜące pracowały skrupulatniej, bo w przeciwnym razie mogą odejść bez zapłaty. Nic dziwnego, Ŝe nie mogliśmy utrzymać słuŜby. Tylko Trevor pozostawał lojalny, ignorując grubiaństwo Barta i patrząc na niego z politowaniem, aczkolwiek Bart tego nie zauwaŜał. Pamiętałam o tym wszystkim, odnotowując rosnący zapał Barta do jutrzejszego przyjęcia. Zerknęłam w kierunku okna i zobaczyłam, Ŝe śnieg nadal pada i na ziemi leŜy go juŜ ponad pół metra. – Bart... jutro wieczorem drogi będą oblodzone, być moŜe pozamykane i wielu twoich gości moŜe nie dojechać na tradycyjny bal Foxworthów. – Nonsens! Tych, co zadzwonią, Ŝeby odwołać przyjazd, sprowadzę drogą powietrzną. Helikopter wyląduje na trawniku przed domem. Westchnęłam, z jakichś powodów niespokojna. MoŜe niepokój wywołało złośliwe spojrzenie Joela, który nareszcie zdecydował się udać na spoczynek? – Twoja matka ma rację, Bart – powiedział łagodnie Chris. – Nie czuj się zawiedziony, jeśli pojawi się tylko kilka osób. Miałem cholerne trudności z dotarciem tutaj kilka godzin temu, a teraz pada jeszcze bardziej. Chris z równym skutkiem mógł w ogóle się nie odzywać. Bart poŜegnał mnie i poszedł na górę. Wkrótce potem Chris, Cindy i ja równieŜ opuściliśmy ten pokój. Chris poszedł zamienić kilka słów z Jorym, a ja poczekałam, aŜ Cindy wyjdzie z łazienki.
197
Kolejny prysznic (przynajmniej dwa razy dziennie z szamponem) przywrócił jej świeŜość i dobry humor. Wyszła ubrana w czerwoną, króciutką nocną koszulkę. – Mamo, nie pouczaj mnie znowu. Nie zniosę juŜ tego. Kiedy pierwszy raz przyjechałam do tego domu, to wydawał mi się pałacem z bajki. Teraz uwaŜam, Ŝe jest to ponura forteca, a my wszyscy jesteśmy jej więźniami. Jak tylko bal się skończy, wyjeŜdŜam, i do diabła z Bartem! Kocham ciebie i ojca, i Jory’ego, ale Melodie zmieniła się w męczącą nudziarę, Bart zaś nie zmieni się nigdy. Zawsze będzie mnie nienawidził, tak więc nawet nie będę próbowała być miła dla niego. Wsunęła się do pościeli, naciągnęła wysoko kołdrę i odwróciła się ode mnie. – Dobranoc, mamo. Proszę, zgaś światło wychodząc. Nie proś mnie, Ŝebym jutro się dobrze zachowywała, bo zamierzam być wzorową, dystyngowaną damą. Obudź mnie na trzy godziny przed balem. – Innymi słowy, nie chcesz spędzić z nami świątecznego ranka? – Och – powiedziała obojętnie – mam nadzieję obudzić się dostatecznie wcześnie, Ŝeby otworzyć prezenty... i przyjrzeć się, jak wy otwieracie swoje. Ale potem pójdę z powrotem do łóŜka, tak Ŝeby jutro wieczorem być królową balu. – Kocham cię, Cindy – powiedziałam, gasząc światło, pochyliłam się, odgarnęłam jej włosy i pocałowałam ją w gorący kark. Szczupłe, młode ramiona zacisnęły się wokół mojej szyi. Cindy zaczęła płakać. – Och, mamo, ty jesteś najlepsza! Obiecuję, Ŝe od tej chwili będę juŜ dobra. śadnemu chłopakowi nie pozwolę na nic więcej, jak tylko potrzymać mnie za rękę. Ale pozwól mi uciec z tego domu i polecieć do Nowego Jorku na bal sylwestrowy, który mój najlepszy przyjaciel urządza w hotelowej sali balowej. – Zgoda – odparłam po chwili zastanowienia. – Jeśli chcesz się bawić w domu swoich przyjaciół, to dobrze, ale proszę, postaraj się nie rozzłościć jutro Barta. On cięŜko pracował, Ŝeby zrealizować te wszystkie pomysły, które powstały w jego głowie w młodości. PomóŜ mu, Cindy. Niech uświadomi sobie, Ŝe ma popierającą go rodzinę. – Zrobię to, mamo, obiecuję, Ŝe zrobię. Zamknęłam drzwi i poszłam Ŝyczyć dobrej nocy Jory’emu. Był niezwykle spokojny. – Wszystko będzie dobrze, kochanie. Jak tylko pojawi się dziecko, Melodie wróci do ciebie.
198
– CzyŜby? – zapytał gorzko. – Wątpię w to. Dziecko będzie pochłaniało cały jej czas i myśli. Wtedy juŜ w ogóle nie będę jej potrzebny. Pół godziny później Chris wziął mnie w ramiona, a ja chętnie poddałam się jedynej miłości w moim Ŝyciu, która trwała dostatecznie długo, bym przekonała się, Ŝe spotkało mnie szczęście... na przekór wszystkiemu, co mogło zrujnować nasze zrodzone i pielęgnowane w ukryciu uczucie. Światło poranka wpełzło skrycie do pokoju, wybijając mnie ze snu jeszcze przed dzwonkiem budzika. Poderwałam się szybko i wyjrzałam przez okno. Śnieg przestał padać. Dzięki Bogu. Bart będzie zadowolony. Pospieszyłam z powrotem do łóŜka, Ŝeby pocałunkiem zbudzić Chrisa. – Wesołych świąt, doktorze Christopherze Sheffield – szepnęłam mu do ucha. – Wolałbym, Ŝebyś po prostu mówiła do mnie „kochanie” – zamruczał, budząc się półprzytomny. Zdecydowana, Ŝeby ten dzień był pomyślny, ściągnęłam go z łóŜka. Wkrótce teŜ byliśmy ubrani i kierowaliśmy się do jadalni na śniadanie. Przez dwa dni przychodzili do domu męŜczyźni i kobiety, powtarzając te same czynności, co w lecie, tylko tym razem wejście na dole przystrojone było boŜonarodzeniowymi dekoracjami. Obserwowałam z pewną obojętnością, jak robotnicy od wynajętego przez Barta dostawcy kończą zamieniać nasz dom w pałac cudów. Cindy stała obok mnie, patrząc, jak przekształcają oni pokoje w niezwykłe salony, pełne kolorów, świec, wieńców, girland, z górującą nad wszystkim choinką, przewyŜszającą nasze rodzinne drzewko o trzy metry. Wszystko, co widziała, przekonało ją, Ŝeby nie spędzać lepszej części dnia w łóŜku. Zapomniała o swoim chłopcu i o samotności, bo pierwszy dzień świąt zapowiadał się ciekawiej niŜ Wigilia. – Spójrz na tę szarlotkę, mamo! Jest ogromna! – zawołała, nagle oŜywiona. – Przepraszam, jeśli źle się zachowuję. Myślę o tym, Ŝe będą tutaj wieczorem chłopcy i tłumy przystojnych bogatych męŜczyzn. Och, moŜe mimo wszystko ten dom da coś więcej niŜ tylko niedolę i cierpienie. – Oczywiście, Ŝe tak – powiedział Bart, stając między nami. Jego oczy rozbłysły na widok tego wszystkiego, co zostało zrobione. Był bardzo przejęty.
199
– UwaŜaj, włóŜ coś przyzwoitego i nie rób Ŝadnych skandali. Potem podszedł do robotników, wydawał polecenia, śmiejąc się często. Jego nastrój udzielił się nam wszystkim. Dzień po dniu Joel łaził za Bartem jak mroczny cień i skrzeczącym głosem cytował fragmenty Biblii. Dzisiaj rano znowu zacytował: – „Łatwiej będzie wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niŜ bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego...” – Co, do diabła, chcesz przez to powiedzieć, starcze?! – krzyknął Bart. Wodniste oczy Joela momentalnie zapłonęły gniewem, jak iskra gotowa rozgorzeć od nagłego podmuchu. – Wyrzucasz tysiące dolarów, Ŝeby zaimponować innym, ale to ci się nie udaje, bo inni teŜ mają pieniądze. Niektórzy mieszkają w lepszych domach. Foxworth Hall był najwspanialszy w swoim czasie, ale jego dni juŜ minęły. Bart zwrócił się do niego z furią. – Zamknij się! Dlaczego próbujesz zniszczyć kaŜde moje szczęście? Cokolwiek zrobię, jest grzechem! Jesteś starym człowiekiem i przeŜyłeś juŜ swoje dni, a teraz próbujesz zepsuć moje. Jestem młody i cieszę się pełnią Ŝycia. Zachowaj swoje poboŜne rady dla siebie. – Pycha poprzedza upadek. – Pycha poprzedza zniszczenie – poprawił go Bart, spoglądając, ku mojej satysfakcji, z wściekłością na swojego ciotecznego dziadka. Nareszcie Bart zaczął patrzeć na Joela jak na zagroŜenie, a nie jak na godnego szacunku ojca, którego poszukiwał przez całe Ŝycie. – Pycha jest niezbywalną cechą głupców – stwierdził Joel, patrząc z odrazą na dotychczasowe przygotowania. – Zmarnowałeś pieniądze, które lepiej było przeznaczyć na cele dobroczynne. – Wynoś się! Idź do pokoju i szlifuj swoją dumę, wujku! W twoim sercu nie ma niczego poza zazdrością! Joel wyczłapał z pokoju, mrucząc pod nosem: – Pozna jeszcze prawdę. Nic nie zostaje przebaczone ani zapomniane w tych górach. Ja to wiem. KtóŜ moŜe to wiedzieć lepiej ode mnie? Gorzkie, gorzkie dni czekają Foxworthów bez względu na ich bogactwo. Podeszłam i uściskałam Barta.
200
– Nie słuchaj go, Bart. To będzie wspaniałe przyjęcie. Zaświeciło słońce i topnieje śnieg, a więc przyjadą wszyscy. Dzisiaj Bóg jest po twojej stronie, tak więc ciesz się i baw się dobrze. Trzeba było widzieć wyraz jego oczu, gdy to mówiłam, to pełne wdzięczności spojrzenie. Patrzył na mnie, próbując coś powiedzieć, ale nie znajdował słów. Na koniec nagle przytulił mnie i odszedł, jakby zakłopotany. Pomyślałam sobie – tak wspaniale wyglądający męŜczyzna i tak się marnuje. Musi się znaleźć jakieś miejsce dla niego. Pokoje, które były pozamykane od początku zimy, zostały otwarte, pościągano pokrowce z mebli, a meble odświeŜono, tak Ŝe nikt nie zorientowałby się nawet, Ŝe próbowaliśmy zaoszczędzić na opale i pieniądzach. Szczególną uwagę poświęcono łazienkom i gotowalniom, Ŝeby wyglądały świeŜo i atrakcyjnie. Zaopatrzono je w drogie mydła i puszyste gościnne ręczniki. Ustawiono wszystkie toaletowe drobiazgi, których mogliby potrzebować goście. Z kredensów powyciągano porcelanę i kryształy z wzorami o tematyce boŜonarodzeniowej, zbyt kosztowne, Ŝeby mógł je posiadać dostawca. Około godziny jedenastej zgromadziliśmy się wokół choinki. Bart był świeŜo ogolony i starannie wypielęgnowany, podobnie Jory. Tylko Melodie wyglądała kiepsko w swojej wczorajszej ciąŜowej sukni. Starając się rozładować atmosferę, wyjęłam ze Ŝłóbka i wzięłam na ręce Święte Dzieciątko. – Bart, nie widziałam tego przedtem. Czy kupiłeś je? Jeśli tak, to nie widziałam piękniej wyrzeźbionych postaci biblijnych. – Dopiero od wczoraj są w naszym domu, dzisiaj je rozpakowałem – odrzekł Bart. – Kupiłem to zeszłej zimy we Włoszech i wysłałem statkiem. – To Dzieciątko Jezus wygląda jak prawdziwe niemowlę, Dziewica Maryja jest absolutnie piękna, a Józef robi wraŜenie dobrego i wyrozumiałego – ciągnęłam, szczęśliwa, Ŝe widzę go tak poruszonego. – Musiał być taki, czyŜ nie? – zapytał Jory, pochylając się i kładąc jeszcze prezenty pod choinkę. – Mimo wszystko musiało to być dla niego dość trudne: uwierzyć, Ŝe dziewica mogła zostać zapłodniona przez niewidzialnego, abstrakcyjnego Boga. – Nie wolno ci tego podawać w wątpliwość – odrzekł Bart, z czułością pieszcząc wzrokiem figury prawie naturalnej wielkości. – Ślepo przyjmij to, co zostało napisane. – Dlaczego więc sprzeczałeś się z Joelem?
201
– Jory... nie ciągnij mnie za język. Joel pomógł mi odnaleźć się. To jest stary człowiek, który zgrzeszył w młodości i na starość odkupił swoje grzechy dobrymi uczynkami. Ja jestem młodym człowiekiem, który chce grzeszyć, bo czuje, Ŝe pełnym urazów dzieciństwem juŜ je odpokutował. – Proponuję ci kilka orgii w jakimś duŜym mieście, a potem wrócisz tutaj, stary hipokryto, zachowując się jak twój cioteczny dziadek Joel – powiedział śmiało Jory. – Nie lubię go. Byłoby rozsądnie, gdybyś go stąd odesłał, Bart. Daj mu kilkaset tysięcy i poŜegnaj. Coś w spojrzeniu Barta mówiło, Ŝe chciałby on, być moŜe, dokładnie tak zrobić. Pochylił się i spojrzał Jory’emu w oczy. – Dlaczego go nie lubisz? – Nie potrafię tego powiedzieć, Bart – powiedział Jory, który zawsze z łatwością przebaczał. – Rozgląda się po twoim domu jak po własnym. Złapałem go na tym, Ŝe gdy nie uwaŜasz, to patrzy na ciebie z nienawiścią. Nie sądzę, Ŝeby był twoim przyjacielem, raczej wrogiem. Głęboko dotknięty i zmartwiony, Bart wyszedł z pokoju, rzucając przez ramię cyniczną uwagę: – Czy będę miał kiedyś kogoś poza wrogami? Po chwili wrócił, niosąc górę prezentów. Jeszcze trzy razy musiał pójść do swojego gabinetu, Ŝeby przynieść wszystkie i ułoŜyć pod choinką. Potem przyszedł Chris. Starannie poukładał prezenty. Góra prezentów sięgała metra wysokości i zajmowała większą część rogu pokoju. Melodie, ponura jak cień, wsunęła się do wesołego pokoju i usadowiła w pobliŜu kominka, Ŝeby się ogrzać. Nadal była bardziej zainteresowana tańczącymi płomieniami niŜ czymkolwiek innym. Była posępna, w ponurym nastroju, nieobecna duchem. Pod oczami miała ciemne sińce. Jej brzuch był straszliwie wielki, choć do rozwiązania pozostało jeszcze kilka tygodni. Wszyscy staraliśmy się być kochającą rodziną, a Cindy grała rolę świętego Mikołaja. JuŜ dawno odkryłam, Ŝe BoŜe Narodzenie daje nam swoje własne prezenty. Gdy gromadzimy się wokół choinki, zapominamy urazy, wybaczamy nienawiść. Wszyscy, nawet Joel, potrząsają swoimi paczkami, zgadują, potem rozrywają opakowania, śmieją się, zagłuszani kolędami puszczanymi z taśmy. Potem cała podłoga jest zaśmiecona
202
kolorowymi papierami i błyszczącymi wstąŜkami. Cindy w końcu wręczyła Joelowi swój prezent. Przyjął go bez przekonania, tak jak wszystkie inne, uwaŜając nas za ciemnych pogan, którzy nie wiedzą, Ŝe prawdziwe znaczenie BoŜego Narodzenia jest waŜniejsze od prezentów. Wytrzeszczył oczy na widok białej nocnej koszuli i spiczastego nocnego czepka, za którym Cindy na pewno musiała się bardzo nachodzić. Gdyby się w to ubrał, wyglądałby jak krasnoludek. Do tego dołączona była hebanowa laska, którą natychmiast rzucił na podłogę wraz z koszulą i czepkiem. – Czy ty kpisz ze mnie, dziewczyno? – Chciałam tylko, Ŝebyś miał ciepły nocny strój, wujku – powiedziała z przesadną powagą, spuszczając rozbawione spojrzenie – a laska pozwoliłaby ci przyspieszyć kroki. – śeby szybciej odejść od ciebie? To miałaś na myśli? – Schylił się z trudem, podniósł laskę i zamachał nią wściekle w powietrzu. – MoŜe zatrzymam to, mimo wszystko, laska jest świetną bronią, gdybym został kiedyś w nocy zaatakowany w czasie spaceru po ogrodzie... albo w długim korytarzu. Na chwilę zapadła cisza, nikt się nie odzywał. Potem Cindy roześmiała się. – Wujku, pomyślałam o tym zawczasu. Wiem, Ŝe pewnego dnia poczujesz się zagroŜony. Joel opuścił pokój. Wkrótce wszystkie prezenty zostały rozpakowane i Jory popatrzył zaniepokojony na śmietnik na podłodze, a następnie rozejrzał się po pokoju. – Nie zapomniałem o tobie, Bart – powiedział z niepokojem. – Cindy z tatą pomagali mi go zapakować, ale potem rozpakowałem go, dokonałem ostatnich poprawek i znowu zapakowałem, a Cindy pomogła mi go tutaj przynieść. Rozglądał się pomiędzy porozrzucanymi papierami i wstąŜkami. – Dzisiaj rano, zanim jeszcze wstaliście, przyjechałem tutaj i połoŜyłem go pod choinką. Zastanawiam się, gdzie, u Ucha, się zawieruszył? To jest wielka paczka opakowana w czerwony papier i przewiązana srebrnymi wstąŜkami – bez wątpienia największa paczka pod choinką. Bart nie powiedział ani słowa, jakby przyzwyczaił się juŜ do rozczarowań i brak prezentu od Jory’ego nie miał większego znaczenia. Wiedziałam, oczywiście, Ŝe Jory całe miesiące przepracował nad modelem Ŝaglowca, który po ukończeniu miał prawie metr długości i z całym olinowaniem blisko tyle samo
203
wysokości. Zamawiał nawet specjalne miedziane mocowania i odlewane z mosiądzu koło sterowe. Jory rozpaczliwie rozglądał się wokół. – Czy ktoś widział duŜe pudło zapakowane w czerwoną folię z imieniem Barta na bileciku? – zapytał. Wstałam i zaczęłam przedzierać się przez stosy pudełek, papierów, wstąŜek i bibułek. Zaraz teŜ Chris włączył się do poszukiwań. Cindy zaczęła szukać z drugiej strony pokoju. – Och! – zawołała. – Jest tutaj, za czerwoną kanapą. Przyniosła pudło do stóp Barta, pochylając się w przesadnych ukłonach. – Dla naszego pana, dla naszego mistrza – powiedziała słodko i wycofała się. – Myślę, Ŝe Jory robi głupio, dając ci ten prezent po olbrzymiej pracy, jaką w niego włoŜył, ale moŜe chociaŜ raz to docenisz. Nagle zauwaŜyłam, Ŝe Joel znowu wślizgnął się do pokoju i przyglądał się Bartowi. Jaki miał dziwny wyraz twarzy. Bart odrzucił swoją wyrafinowaną pozę i z dziecięcym zapałem zaczął otwierać ten szczególny prezent. Porozrywał pięknie zapakowaną przez Jory’ego paczkę. Podniósł głowę, uśmiechnął się szeroko i szczęśliwie, ciemne oczy błyszczały mu chłopięcym oczekiwaniem. – Dziesięć do jednego, Ŝe jest to ten złoŜony przez ciebie kliper, Jory. Naprawdę powinieneś zostawić go dla siebie... ale dzięki, serdeczne dzięki... – przerwał i wstrzymał oddech. Spojrzał do pudła, zbladł i podniósł głowę. Szczęście zniknęło z jego twarzy, gorycz wypełniła spojrzenie. – Jest zniszczony – powiedział bezbarwnym tonem. – Połamany na drobne kawałki. Tu są tylko połamane zapałki i poplątane olinowanie. – Głos załamał mu się. Bart wstał i upuścił pudło na podłogę. Kopnął je ze złością na bok i spojrzał cięŜko na Melodie, która słowem się nie odezwała, otwierając swoje prezenty, a tylko podziękowała nam skinieniem głowy i nikłym uśmiechem. – Powinienem spodziewać się, Ŝe znajdziesz doskonały sposób, Ŝeby odpłacić mi za spanie z twoją Ŝoną – zwrócił się do Jory’ego. Cisza, jaka zapadła, głośniejsza była od grzmotów. Melodie siedziała nadal, patrząc ponuro przed siebie. Przypominała pustą muszlę. Oczy Jory’ego były całkowicie pozbawione
204
wyrazu. Czy juŜ domyślał się wszystkiego? Cała krew odpłynęła mu z twarzy, gdy w końcu zmusił się, Ŝeby spojrzeć na Melodie. – Nie wierzę ci, Bart. Zawsze miałeś ten nieznośny, nienawistny zwyczaj uderzania tam, gdzie najbardziej boli. – Nie kłamię – rzucił Bart, nie zwracając uwagi na to, jaki sprawia ból Jory’emu, mnie i Chrisowi. – Kiedy ty leŜałeś w szpitalnym łóŜku, twoja Ŝona dzieliła ze mną łoŜe i bardzo chętnie rozkładała dla mnie nogi. Chris poderwał się z takim gniewem, jakiego u niego nigdy nie widziałam. – Bart, jak śmiesz mówić takie rzeczy do swojego brata? Natychmiast przeproś Jory’ego i Melodie! Jak moŜesz robić mu taką przykrość, kiedy jest on juŜ wystarczająco skrzywdzony? Czy mnie słyszysz? Powiedz mu, Ŝe kaŜde twoje słowo było kłamstwem, cholernym kłamstwem! – To nie jest kłamstwo! – szalał Bart. – Jeśli mi nigdy dotąd nie wierzyliście, to uwierzcie teraz, gdy mówię, Ŝe Melodie jest bardzo aktywną partnerką w łóŜku. Cindy zaskowyczała, podskoczyła i uderzyła Melodie w śmiertelnie pobladłą twarz. – Jak śmiałaś zrobić to Jory’emu?! – wrzasnęła. – Wiesz przecieŜ, jak bardzo cię kocha! Wtedy Bart zaczął się śmiać. Śmiać histerycznie. – Uspokój się! – zagrzmiał Chris. – Spójrz, co się stało. Strata modelu Ŝaglowca nie jest wystarczającym powodem do podjęcia próby zniszczenia małŜeństwa brata. Gdzie twój honor, twoja uczciwość? Bart natychmiast przestał się śmiać. Twardym i zimnym spojrzeniem zmierzył Chrisa od stóp do głów. – Ty przestań mówić mi o honorze i uczciwości. Gdzie był twój honor, kiedy przyszedłeś do swojej siostry? Gdzie jest teraz, kiedy nadal z nią sypiasz? Czy jeszcze nie uświadomiłeś sobie, Ŝe twoje stosunki z nią tak mną wstrząsnęły, Ŝe moim jedynym pragnieniem jest widzieć was osobno? Chcę, by moja matka zakończyła Ŝycie jako przyzwoita, szanowana kobieta... i to ty jej w tym przeszkadzasz! Ty, Christopherze, właśnie ty! Na jego twarzy malowało się oburzenie, nie było śladu wyrzutów sumienia. Melodie wstała sztywno z tym samym zamiarem. Stała i trzęsła się z pochyloną głową, gdy Cindy wrzasnęła: – Spałaś z Bartem?! Spałaś z nim?! To nie w porządku. Przez ciebie Jory’emu krwawi
205
serce. Źrenice podkrąŜonych oczu Melodie rozszerzyły się jakby ze strachu. – Dlaczego nie dacie mi spokoju? – Rozpłakała się Ŝałośnie. – Nie jestem ze stali, jak wy wszyscy! Nie zniosę jednej tragedii po drugiej. Jory leŜał przykuty do łóŜka w szpitalu, nie mógł chodzić ani tańczyć, a Bart był tutaj. Był mi potrzebny. Pocieszał mnie. Zaniknęłam oczy i wyobraŜałam sobie, Ŝe jest Jorym. Jory pochylił się do przodu w swoim krześle. Podbiegłam, Ŝeby go podtrzymać. Rozpaczliwie łapał powietrze, nie mógł opanować drŜenia rąk. Wzięłam go w ramiona, podczas gdy Chris próbował powstrzymać Melodie, aby nie biegła po schodach. – Bądź ostroŜna! – zawołał. – MoŜesz przewrócić się i stracić dziecko! – Nie zaleŜy mi na tym – jęknęła Ŝałośnie, zanim znikła z pola widzenia. Przez ten czas Jory opanował się na tyle, Ŝe otarł łzy i zdobył się nawet na słaby uśmiech. – No więc teraz juŜ wiem – powiedział łamiącym się głosem. – JuŜ dawno domyślałem się, Ŝe zaszło coś pomiędzy nią i Bartem, ale miałem nadzieję, Ŝe to tylko wytwór mojej wyobraźni. Powinienem to wiedzieć najlepiej. Mel nie potrafi Ŝyć bez męŜczyzny u boku, szczególnie w łóŜku... trudno mi ją za to winić, prawda? Wstrząśnięta do głębi, zaczęłam zbierać z podłogi opakowania, tak starannie przygotowane i tak brutalnie porozrywane. W Ŝyciu jest podobnie – bardzo staramy się podtrzymać nasze złudzenia, a rzeczywistość im przeczy. Wkrótce Jory poprosił, Ŝeby zostawić go samego. – Kto mógł zniszczyć tak wspaniały statek? – szepnęłam. – Cindy pomagała Jory’emu zapakować ten prezent, a ja się temu przyglądałam. śaglowiec został ostroŜnie ustawiony w specjalnym plastykowym łoŜu. Nie powinno być jednego pęknięcia, jednej rysy. – Jak moŜna wytłumaczyć to, co wydarzyło się w tym domu? – zapytał Chris, mając gardło ściśnięte bólem. Podniósł głowę i zobaczył Barta stojącego w drzwiach, na szeroko rozstawionych nogach, z rękami opartymi na biodrach. Bart patrzył na mnie. – Co się stało, to się nie odstanie – powiedział Chris głośniejszym tonem pod jego adresem – ale jestem pewien, Ŝe to nie z winy Jory’ego Ŝaglowiec się rozpadł. Jory złoŜył go dobrze. Cały czas mówił, Ŝe składa go po to, Ŝeby stał u ciebie w biurze, na kominku. – Jestem pewien, Ŝe Jory prawidłowo go zmontował – powiedział Bart spokojnie, panując
206
juŜ nad sobą. – Ale jest tutaj moja droga, mała, adoptowana siostrzyczka, która nienawidzi mnie i niewątpliwie chciała mnie ukarać za to, Ŝe dałem jej chłopakowi to, na co zasłuŜył. – MoŜe to Jory upuścił pudło – powiedział Joel świętoszkowatym tonem. Spojrzałam na starego człowieka o błyszczących, bezbarwnych oczach i czekałam na okazję, kiedy nikogo nie będzie w pobliŜu, Ŝeby powiedzieć mu to, co miałam do powiedzenia. – Nie – zaprzeczył Bart. – To musiała być Cindy. Muszę przyznać bratu, Ŝe zawsze traktował mnie właściwie, nawet wtedy gdy na to nie zasługiwałem. Przez cały czas, gdy Bart mówił, obserwowałam Joela i ten jego głupkowaty uśmieszek, te błyszczące, zadowolone oczy. Na chwilę przed udaniem się na odpoczynek znalazłam okazję. Byliśmy w holu na pierwszym piętrze. – Joel, Cindy nie mogła zniszczyć całej pracy Jory’ego i pozbawić Barta prezentu. Ale ty lubisz wbijać klin pomiędzy członków naszej rodziny. Jestem pewna, Ŝe to ty rozbiłeś statek, a potem przepakowałeś go. Nic nie rzekł, tylko spojrzał na mnie z większą niŜ zazwyczaj pogardą. – Dlaczego wróciłeś, Joel?! – krzyknęłam. – Twierdziłeś, Ŝe nienawidziłeś ojca i byłeś szczęśliwy w klasztorze. Dlaczego więc tam nie zostałeś? Z pewnością przez te lata nawiązałeś jakieś przyjaźnie. Musiałeś wiedzieć, Ŝe tutaj przyjaciół nie znajdziesz. Moja matka mówiła mi, Ŝe zawsze nienawidziłeś tego domu. Teraz poruszasz się po nim jak po swoim. Nadal nie odzywał się. Po raz pierwszy poszłam za nim do jego pokoju i rozejrzałam się ciekawie. Na ścianach wisiały ilustracje z Biblii. W tanich ramkach umieszczone były biblijne cytaty. Przesunął się tak, Ŝe znalazł się za moimi plecami. Poczułam na karku gorący, astmatyczny oddech, jego starczy, mdły zapach. Poczułam, Ŝe mógł podnieść ręce i udusić mnie. PrzeraŜona odwróciłam się i zobaczyłam go w odległości kilku centymetrów. Jak cicho i szybko potrafił się poruszać. – Matka mojego ojca miała na imię Corrine – powiedział moŜliwie najsłodszym głosem. – Mojej siostrze dano to samo imię, by przypominała ojcu niewierność matki, by umacniała go w przekonaniu, Ŝe nie moŜna wierzyć Ŝadnej pięknej kobiecie. IleŜ jest w tym racji. Joel był starym człowiekiem, blisko osiemdziesiątki, a jednak uderzyłam go, uderzyłam go mocno. Cofnął się, stracił równowagę i upadł na podłogę.
207
– PoŜałujesz tego policzka, Catherine! – zawołał z większą niŜ dotąd złością. – Tak jak Corrine Ŝałowała wszystkich swoich grzechów. Ty teŜ poŜyjesz dostatecznie długo, Ŝeby Ŝałować swoich! Wybiegłam z jego pokoju, bojąc się, Ŝe to, co powiedział, moŜe się sprawdzić. W pierwszy dzień świąt obiad podano około piątej po południu, aby zostawić rodzinie czas na przygotowanie się do wielkiego wydarzenia, które miało się rozpocząć o wpół do dziesiątej. Bart promieniał szczęściem. PołoŜył ciepłe dłonie na mojej ręce, sprawiając mi tym wielką przyjemność, bo tak rzadko okazywał uczucia dotykiem. – Jeśli nie mogę otrzymać od razu całego majątku, to mogę przynajmniej cieszyć się szacunkiem naleŜnym właścicielowi tego domu. Uśmiechnęłam się i nakryłam wolną dłonią jego rękę. – Tak, rozumiem, zrobimy wszystko, co moŜna, aby twoje przyjęcie było wielkim sukcesem. Joel usiadł w pobliŜu, rozsiewając niewidzialne fluidy obłudy. Uśmiechał się cynicznie. – Pan pomaga głupcom, którzy sami się oszukują – wymamrotał pod nosem. Bart zatkał uszy i udawał, Ŝe nie słyszy, ale ja byłam przeraŜona. Ktoś zniszczył model Ŝaglowca, który miał być prezentem pojednania. To z pewnością Joel bezdusznie połamał model klipra, sklejany całymi miesiącami przez Jory’ego. KtóŜ inny mógł to zrobić? Napotkałam wzrokiem spojrzenie Joela. Jedyne określenie, jakie przyszło mi na myśl, to świętoszkowatość. Stary człowiek skromnie sięgał po ciastko, kroił szarlotkę na małe kawałeczki i wkładał je do ust długimi palcami. Potem Ŝuł w duŜym skupieniu, uŜywając tylko przednich zębów, podobnie jak królik jedzący marchewkę. – Idę teraz do łóŜka – oświadczył Joel. – Nie pochwalam dzisiejszego przyjęcia, wiesz o tym, Bart. Przypomnij sobie, co się stało na twoim przyjęciu urodzinowym, i tym razem powinieneś być mądrzejszy. Powtarzam znowu, Ŝe zabawianie ludzi, których dobrze nie znasz, jest marnowaniem pieniędzy. Nie pochwalam równieŜ ludzi, którzy w dniu przeznaczonym na modlitwę piją, skaczą i zachowują się jak dzikusy. Ten dzień naleŜy do Boga i jego syna. Ten dzień od świtu do północy powinniśmy spędzić na kolanach, jak czyniliśmy to zwykle w klasztorze, w ciszy dziękując Bogu za to, Ŝe Ŝyjemy. PoniewaŜ nikt z nas nie powiedział ani słowa, Joel ciągnął:
208
– Wiem, Ŝe pijani męŜczyźni i kobiety mogą próbować cudzołoŜyć z inną osobą niŜ ta, z którą przyszli. Pamiętam twoje przyjęcie urodzinowe i wiem, co tam się działo. Grzeszne nowoczesne Ŝycie uświadamia mi, jak czysty był świat mojej młodości. Nic nie jest takie samo jak kiedyś. Ludzie wiedzieli, jak zachowywać się publicznie, bez względu na to, co robili za zamkniętymi drzwiami. Teraz nikt nie dba o to, co inni widzą. Gdy byłem chłopcem, kobiety nie obnaŜały piersi ani nie podnosiły spódnicy dla kaŜdego męŜczyzny, który ich zapragnął. Utkwił swoje zimne niebieskie oczy we mnie, a potem w Cindy. – Ci, którzy stale grzeszą, zawsze drogo za to płacą, o czym niektórzy tutaj powinni juŜ wiedzieć – powiedział, patrząc znacząco na Jory’ego. – Stary skurwysyn – mruknęła Cindy, widząc, jak Joel wymyka się z pokoju ukradkiem, podobnie jak wszedł. – Cindy, Ŝebym więcej nie słyszał niczego podobnego! – wybuchnął Bart. – Nikt nie będzie mówił świństw pod moim dachem. – Dobrze, niech będę przeklęta! – krzyknęła Cindy. – Któregoś dnia podsłuchałam, jak to samo mówiłeś do Joela. Ale będę, Barcie Foxworth, nazywała rzeczy po imieniu, nawet pod twoim dachem! – Wynoś się do swojego pokoju i siedź tam! – wrzasnął Bart. – Wszyscy bawią się dalej – powiedział Jory, kierując wózek w stronę windy. – Jeśli o mnie chodzi, niech mnie szlag trafi, jeŜeli nie chcę znowu nawrócić się na chrześcijaństwo. – Zacznijmy od tego, Ŝe nigdy nie byłeś chrześcijaninem! – zawołał Bart. – Nikt z nas nie chodzi do kościoła. Ale juŜ niedługo przyjdzie dzień, kiedy wszyscy tam pójdą. Chris wstał i starannie odłoŜył swoją serwetkę. Rozkazujący wzrok utkwił w Barcie i Cindy. – Mam juŜ dosyć tej dziecinady. Jestem zaskoczony, Ŝe wy wszyscy, uwaŜający się za dorosłych, potraficie w mgnieniu oka zamienić się w dzieci. Ale tym razem Jory nie dał się powstrzymać. Podjechał gwałtownie wózkiem. Zazwyczaj opanowany, płonął gniewem, nozdrza miał rozszerzone. – Ojcze, przepraszam, lecz muszę powiedzieć swoje zdanie. Zwrócił się do stojącego Barta. – Posłuchaj mnie, mój mały braciszku. – Jego silne dłonie puściły drąŜki sterujące i zacisnęły się w pięści. – Ja wierzę w Boga... ale nie wierzę w religię. Religia jest
209
wykorzystywana do manipulowania ludźmi i karania ich. Na tysiące sposobów wykorzystuje się ją dla zysku, bo nawet w kościele pieniądz jest ciągle prawdziwym Bogiem. – Bart – wtrąciłam błagalnie, w obawie, Ŝe znowu moŜe zrobić przykrość Jory’emu – juŜ czas, Ŝebyśmy wszyscy udali się na górę. Bart zbladł. – JeŜeli wierzysz w to, co przed chwilą powiedziałeś, to nic dziwnego, Ŝe siedzisz teraz w tym wózku. Bóg cie ukarał, dokładnie tak jak mówi Joel. – Joel – zadrwił Jory. – Kto, u diabła, zwraca uwagę na to, co mówi taki stary głupiec jak Joel? Pokutuję dlatego, Ŝe jakiś idiota zmoczył piasek! Pan Bóg nie spuścił deszczu, Ŝeby to zrobić. WąŜ ogrodniczy zastąpił Boga i dlatego jestem na tym wózku, a nie tam, gdzie powinienem. WyjeŜdŜam stąd, jak tylko się da najszybciej, Bart! Zapomnę, Ŝe jesteś moim bratem, którego zawsze starałem się pokochać i któremu chciałem pomóc. Nie zamierzam starać się znowu. – Hurrra, Jory! – krzyknęła Cindy, podrywając się na równe nogi i klaszcząc w dłonie. – Przestań! – wrzasnęłam, chwytając Cindy za ramię. Chris złapał za drugie i razem odciągnęliśmy ją od Barta. Wiła się i skręcała, Ŝeby się uwolnić. – Ty cholerny, potworny hipokryto! – krzyczała za Bartem. – Słyszałam na twoim przyjęciu urodzinowym, Ŝe bywasz w miejscowym burdelu... Dzięki Bogu w tym momencie zamknęły się za nami drzwi windy i Bart nie zdąŜył sięgnąć Cindy. – Naucz się trzymać język za zębami – rzekł Jory. – To tylko pogarsza sprawę, Cindy. śałuję tego, co przed chwilą powiedziałem. Widziałaś jego twarz. Nie sądzę, Ŝeby udawał religijność. Jest śmiertelnie powaŜny. Wydaje mi się, Ŝe naprawdę wierzy. Jeśli Joel jest hipokrytą, to Bart nie. Chris przed opuszczeniem windy zwrócił obojgu uwagę. – Jory i Cindy, posłuchajcie mnie uwaŜnie. Zróbcie wszystko, co w waszej mocy, Ŝeby przyjęcie wydane przez Barta udało się. Zapomnijcie o swojej wrogości przynajmniej na ten jeden wieczór. Bart był kłopotliwym małym chłopcem i wyrósł na jeszcze bardziej kłopotliwego męŜczyznę. Potrzebuje pomocy, i to bardzo. Nie następnych sesji z psychiatrami, ale pomocy od tych, którzy najmocniej i mimo wszystko go kochają. Wiem, Ŝe kochacie go, tak jak matka i ja, i martwicie się, jak oboje martwimy się o to, co się z nim stanie. Co do Melodie, odwiedziłem ją
210
przed obiadem i wiem, Ŝe nie czuje się dość dobrze, Ŝeby przyjść na przyjęcie. Nie pozwoliła mi się zbadać, chociaŜ nalegałem na to. Mówi, Ŝe czuje się zbyt gruba, zbyt niekształtna, i nie przyjdzie, Ŝeby goście nie gapili się na jej olbrzymi brzuch. Pomyślałem, Ŝe to moŜe być dla niej najlepsze rozwiązanie. Ale gdybyście mogli, zajrzyjcie do niej i powiedzcie jej kilka miłych słów dla otuchy, bo tę biedną dziewczynę dręczą obawy... Jory ruszył wózkiem wzdłuŜ korytarza, wprost do siebie, ignorując zamknięte drzwi do pokoju Melodie. Westchnęliśmy z Chrisem. Cindy z obowiązku próbowała powiedzieć przez zamknięte drzwi kilka słów, po czym wróciła do nas w podskokach. – Nie mam zamiaru popsuć sobie zabawy przez Melodie. UwaŜam, Ŝe zachowuje się jak cholerny egoistyczny głupiec. Co do mnie, to zamierzam bawić się dzisiaj świetnie – powiedziała na poŜegnanie. – Nie zaleŜy mi ani na Barcie, ani na przyjęciu, bylebym sama dobrze się bawiła. – Niepokoję się o Cindy – powiedział Chris, gdy leŜeliśmy wyciągnięci na naszym szerokim łoŜu, próbując zdrzemnąć się chwilę. – Odnoszę wraŜenie, Ŝe nie jest skąpa w obdarzaniu męŜczyzn swoimi łaskami. – Chris, jak moŜesz tak mówić! To, Ŝe nakryliśmy ją z tym chłopcem, jeszcze nie znaczy, Ŝe jest rozpustna. Ogląda się za kaŜdym młodym człowiekiem w nadziei, Ŝe to ten jedyny. Jeśli któryś mówi, Ŝe ją kocha, wierzy w to, bo chce wierzyć. Czy nie zauwaŜyłeś, Ŝe Bart ukradł jej pewność siebie? Boi się, Ŝe jest taka, za jaką ją Bart uwaŜa. Nie wie, czy jest tak zepsuta, jak on sądzi, czy teŜ tak dobra, jak my byśmy chcieli. Cindy jest piękną młodą kobietą... a Bart traktuje ją jak coś nieczystego. Był to dla Chrisa długi dzień. Zamknął oczy i odwrócił się, Ŝeby mnie objąć. – W końcu Bart pozbiera się – zamruczał. – Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem w jego oczach chęć kompromisu. Czuje rozpaczliwą potrzebę znalezienia kogoś albo czegoś, w co mógłby uwierzyć. Któregoś dnia znajdzie to, czego szuka, i gdy to nastąpi, uwolni z siebie porządnego człowieka, którym jest pod tą nienawistną skorupą. Spij i śnij o rzeczach niemoŜliwych, takich jak zgoda w rodzinie, jak zakochani w sobie brat i siostra. Śnij, marzycielu... Usłyszałam, jak w holu na dole zegar dziadka wybija siódmą. Musieliśmy wstać, wykąpać się i ubrać. Potrząsnęłam Chrisem, Ŝeby się obudził. Przeciągnął się, ziewnął, leniwie opuścił łóŜko i powlókł się pod prysznic, podczas gdy ja wzięłam szybką kąpiel w wannie. Potem
211
Chris ogolił się i włoŜył smoking, szyty na zamówienie. Obejrzał się w lustrze. – Cathy, czy ja przytyłem? – zapytał z niepokojem. – Nie, kochanie. Wyglądasz bombowo... jakby powiedziała Cindy. – Co ty mówisz? – Z kaŜdym rokiem stajesz się przystojniejszy. Podeszłam bliŜej, objęłam go w pasie i przytuliłam policzek do jego pleców. – Z kaŜdym rokiem kocham cię bardziej... i nawet jeśli będziesz tak stary jak Joel, będę widziała cię takiego, jaki jesteś teraz... wysokiego na trzy metry, w lśniącej zbroi, gotowego do galopu na białym jednoroŜcu. Będziesz dzierŜyć w dłoni trzymetrową dzidę, na której czubku będzie tkwiła głowa zielonego smoka. Widziałam w lustrze jego odbicie; w oczach zabłysły mu łzy. – Pamiętasz te czasy – wyszeptał ochryple. – Po wszystkich tych latach... – Tak jakbym mogła zapomnieć... – To było tak dawno. – A dzisiaj księŜyc świecił w południe – mruknęłam, przesunęłam się, Ŝeby spojrzeć mu w twarz, i zarzuciłam mu ręce na szyję – i zamieć ogarnęła twojego jednoroŜca... i z przyjemnością stwierdziłam, Ŝe zawsze cieszyłeś się moim szacunkiem. Nie musiałeś go odzyskiwać. Dwie łzy wolno spłynęły mu po policzkach. Pocałowałam je. – Tak więc przebaczyłaś mi, Catherine? Powiedz teraz, przebaczyłaś mi to piekło, przez które przeszłaś z mojej winy? PrzecieŜ inaczej mogły potoczyć się losy Barta, gdybym pozostał tylko jego wujkiem i znalazł sobie inną Ŝonę. UwaŜałam, Ŝeby nie pobrudzić smokinga makijaŜem, gdy przyłoŜyłam policzek do serca Chrisa i usłyszałam przyspieszone uderzenia. Od czasu kiedy je pierwszy raz słyszałam, nasza miłość zmieniła się i stała się czymś więcej, niŜ powinna. – Gdy tylko przymknę na moment powieki, masz znowu czternaście lat. Widzę cię takiego jak wtedy... ale nie mogę zobaczyć siebie. Chris, dlaczego nie mogę zobaczyć siebie? Jego łobuzerski uśmiech był gorzki, z posmakiem słodyczy. – PoniewaŜ skradłem wszystkie wspomnienia o tym, jaka byłaś, i złoŜyłem je w swoim sercu. Ale nie powiedziałaś, czy chcesz mi przebaczyć. – Czy byłabym tu, gdzie jestem, gdybym nie chciała?
212
– Mam nadzieję i modlę się o to, Ŝebyś zawsze była. – I objął mnie tak mocno, Ŝe aŜ zabolały mnie Ŝebra. Za oknem znowu zaczął padać śnieg. Mój Christopher Doli cofnął zegar i jak za sprawą czarów zniknęła Melodie i zniknął zbyt wczesny romans Cindy, natomiast pojawiły się inne cuda. O dziewiątej trzydzieści siedzieliśmy, gotowi w kaŜdej chwili wstać, gdyby Trevor pospieszył otworzyć drzwi. Stał, patrząc z niepokojem na zegarek, i zerkał na nas od czasu do czasu z wielką dumą. Bart, Chris, Jory i ja siedzieliśmy przy frontowych oknach, na tle wspaniałych zasłon. Górująca w foyer choinka migotała tysiącami białych światełek. Pięciu ludzi przez kilka godzin dekorowało to drzewko. Gdy tak siedziałam – jak jakiś Kopciuszek w średnim wieku, który znalazł juŜ swego księcia, poślubił go i zaznał bajecznego szczęścia, choć trochę niedoskonałego – coś spowodowało, Ŝe podniosłam głowę i spojrzałam do góry. W cieniu rotundy, gdzie dwóch rycerzy w pełnych zbrojach stało na piedestale na wprost siebie, spostrzegłam poruszający się cień. Wydawało mi się, Ŝe poznałam, kto to był. To, oczywiście, Joel, który miał być w łóŜku albo modlić się na kolanach za wszystkie nasze pogańskie, grzeszne dusze. – Bart – szepnęłam do syna, który stanął obok mojego krzesła – czy będzie to specjalne przyjęcie, Ŝeby przedstawić Joela jego starym przyjaciołom? – Tak – szepnął, kładąc ręce na moich ramionach. – Ale to tylko pretekst. Rzeczywiście, kilku jego kolegów jeszcze Ŝyje, a szkolnych koleŜanek mojej babki jest tu w okolicy jeszcze wiele. Jego mocne palce wcisnęły mi się w kark. – Ślicznie wyglądasz... jak anioł. Był to komplement czy moŜe sugestia? Uśmiechnął się do mnie cynicznie, potem schował gwałtownie dłonie, jakby go w czymś zdradziły. Roześmiałam się nerwowo. – Och, kiedyś, gdy będę juŜ tak stara jak Joel, wezmę swój wdowi cięŜar, a kiedy przestanę juŜ grzeszyć, przywdzieję znowu aureolę, utraconą w wieku dojrzewania... Zarówno Bart, jak i Chris popatrzyli na mnie spode łba, gdy to mówiłam, ale spostrzegłam z zadowoleniem, Ŝe cień Joela zniknął. Kelnerzy w liberiach przygotowywali stoły bufetowe, Bart zaś przemierzał sale,
213
wyjątkowo przystojny w czarnym smokingu i plisowanej wieczorowej koszuli. PołoŜyłam rękę na dłoni Jory’ego i ścisnęłam ją. – Jesteś równie przystojny jak Bart – szepnęłam. – Mamo, czy powiedziałaś mu juŜ komplementy? Wygląda wspaniale, naprawdę wspaniale, jego ojciec musiał być równie męski. Zawstydziłam się. – Nie, nie powiedziałam mu ani słowa, poniewaŜ wydaje się tak diabelnie zadowolony z siebie, Ŝe mógłby pęknąć, gdyby usłyszał coś takiego ode mnie. – Mamo, mylisz się. Idź i powiedz mu to, co powiedziałaś do mnie. Mogło wydawać ci się, Ŝe mnie jest to bardziej potrzebne, ale uwaŜam, Ŝe jest odwrotnie. Wstałam i podeszłam do Barta, patrzącego przez okno na wijącą się w dół szosę. – Nie widzę ani jednego światła – poskarŜył się burkliwie. – Teraz juŜ nie pada. Drogi są oczyszczone. Nasza została posypana Ŝwirem; gdzie oni są, u diabła? – Nigdy jeszcze nie byłeś taki przystojny jak dzisiaj, Bart. Odwrócił się i spojrzał mi w oczy, po czym zerknął na brata. – Przystojniejszy od Jory’ego? – Równie przystojny. Nachmurzony odwrócił się z powrotem do okna. Zobaczył tam coś, co zajęło jego myśli. – Hej, spójrzcie, jadą tam! W oddali zobaczyłam pnący się pod górę łańcuszek światełek. – Bądźcie wszyscy gotowi! – zawołał Bart podniecony, dając Trevorowi znak, Ŝeby był gotów otworzyć szeroko drzwi. Chris podszedł do wózka Jory’ego i z wprawą nim pokierował, ja zaś wzięłam pod rękę Barta i utworzyliśmy powitalny szereg. Trevor uśmiechnął się do nas szeroko. – Uwielbiam przyjęcia, zawsze lubiłem i zawsze będę lubił. Serce mi bije szybciej, stare kości młodnieją. Nie sądzę, Ŝeby dzisiaj był jakiś niewypał. Trevor powtarzał to wielokrotnie, za kaŜdym razem z coraz mniejszym przekonaniem, nadal bowiem ani jedna para świateł nie osiągnęła naszego podjazdu. Nikt nie zadzwonił ani nie zapukał do naszych drzwi. Muzycy pod rotundą, na podium specjalnie zbudowanym pomiędzy głównymi schodami, trwali w pełnej gotowości. Ciągle stroili instrumenty, a mnie od stania w wysokich eleganckich
214
szpilkach zaczęły juŜ boleć nogi. Znowu usiadłam w wytwornym fotelu i pod osłoną gęstych fałd sukni ściągnęłam niewygodne buty. W końcu Chris usiadł koło mnie, Bart zaś zajął krzesło z wysokim oparciem. Zapanowała cisza, wszyscy niemalŜe wstrzymali oddech. Jory miał swój fotel na kółkach, w którym mógł poruszać się bez wysiłku. Jeździł od okna do okna i meldował, co widzi. Wiedziałam, Ŝe Cindy, ubrana i gotowa, czeka na górze, Ŝeby się efektownie spóźnić. Pewnie się juŜ bardzo niecierpliwi. – Muszą juŜ wkrótce przyjechać... – powiedział Jory o wpół do jedenastej. – Na bocznych drogach jest duŜo zasp śnieŜnych i to musiało pokrzyŜować im szyki... Bart miał skrzywione i zaciśnięte usta, a spojrzenie kamienne. Nikt nic nie mówił. Bałam się nawet snuć domysły, dlaczego goście nie przyjechali. Trevora bardzo niepokoiła myśl, Ŝe mogliśmy zostać zlekcewaŜeni. śeby pomyśleć o czymś przyjemniejszym, zaczęłam lustrować wzrokiem stoły bufetowe, które tak bardzo przypominały mi mój pierwszy bal w starym Foxworth Hall, oglądany z ukrycia. Tamte stoły były bardzo podobne do tych, na które patrzyłam teraz. Czerwone lniane obrusy, srebrne talerze i półmiski. Fontanna tryskająca szampanem. Wielkie błyszczące ogrzewacze, wydzielające delikatne zapachy. Całe góry jedzenia na ozdobnych kryształowych, porcelanowych, złotych i srebrnych talerzach. W końcu nie mogąc się juŜ dłuŜej opierać, wstałam skosztować tego i owego, a Bart zaczął narzekać, Ŝe psuję misterną dekorację. Zmarszczyłam nos jego sposobem i po chwili wręczyłam Chrisowi talerz pełen przysmaków. Zaraz potem obsłuŜył się Jory. Czerwone woskowe świece robiły się coraz niŜsze. Wysokie dzieła sztuki z galarety zapadały się. Sery topione zaczęły twardnieć, a gorące sosy gęstnieć. Rzadkie ciasto czekało, Ŝeby wylać je na blachy, a kucharze spoglądali po sobie ze zdziwieniem. Odwróciłam głowę, Ŝeby nie patrzeć, jak wszystko się wali. We wszystkich głównych salach palił się ogień na kominkach, czyniąc te pomieszczenia wyjątkowo przyjemnymi i przytulnymi. Dodatkowi kelnerzy zaczęli się denerwować, szeptali pomiędzy sobą, nie wiedząc, co robić. Po schodach spłynęła Cindy w szkarłatnej krynolinie, tak wyszukanej, Ŝe moja skromna suknia nie umywała się do niej. Krynolina miała obcisły stanik z koronkowymi falbankami, przykrywającymi nieco ramiona, odsłaniającymi plecy i tworzącymi wspaniałe obramowanie dla
215
kremowych pełnych piersi Cindy. Czerwona suknia była bardzo krótka. Spódnica stanowiła majstersztyk
koronkarstwa,
uzupełniony
białymi
jedwabnymi
kwiatami,
obsypanymi
opalizującymi kryształkami. Kilka takich białych jedwabnych kwiatów było włoŜonych w wysoko upięte włosy, w sposób, który zapewne podobałby się Scarlett 0’Harze. – Gdzie są goście? – zapytała, rozglądając się wokoło, a jej promienna radość przygasła. – Czekałam i czekałam na dźwięki muzyki, potem zdrzemnęłam się na chwilę, a gdy się obudziłam, przestraszyłam się, Ŝe przespałam najlepszą zabawę. Przerwała i rozejrzała się wokoło, skonsternowana. – Nie mówcie mi, Ŝe nikt nie przyjechał! Nie zniosę takiego rozczarowania! Dramatycznie zamachała rękami. – Dotychczas jeszcze nikt nie przyjechał, panienko – powiedział taktownie Trevor. – Pewnie zabłądzili, a muszę powiedzieć, Ŝe wygląda panienka ślicznie, niczym senne marzenie, podobnie jak i matka. – Dziękuję – powiedziała. Podbiegła i pocałowała go w policzek. – Wyglądasz bardzo dystyngowanie. Zignorowała spojrzenie Barta i podbiegła do pianina. – Czy mogę? – spytała młodego, przystojnego muzyka, szczęśliwego, Ŝe w końcu coś się dzieje. Cindy siadła obok niego, połoŜyła ręce na klawiaturze, odrzuciła do tyłu głowę i zaczęła śpiewać: – „O święta noc, o noc, gdy gwiazdy świecą”. Gapiłam się, podobnie jak i inni, na dziewczynę, którą wydawało mi się, tak dobrze znam. Piosenka była łatwa do zaśpiewania, ale Cindy robiła to tak dobrze, z takim uczuciem, Ŝe nawet Bart przestał krąŜyć po pokoju i patrzył na nią zachwycony. Łzy napłynęły mi do oczu. Och, Cindy, jak mogłaś tak długo zachowywać w tajemnicy swój głos? Jej gra na pianinie była zaledwie zadowalająca, ale ten głos, uczucie, jakie wkładała w śpiew! Wszyscy muzycy przyłączyli się do jej gry, ale nie do śpiewu. Usiadłam oszołomiona, nie mogąc uwierzyć, Ŝe moja Cindy potrafi tak pięknie śpiewać. Gdy skończyła, wybuchł powszechny entuzjazm. – Wspaniale! Fantastycznie! Absolutnie cudownie, Cindy! – zawołał Jory. – Ty Ŝmijo...
216
nigdy nie powiedziałaś nam, Ŝe nie przestałaś brać lekcji śpiewu. – Nie przestałam. To sposób wyraŜania moich uczuć. Spuściła wzrok i rzuciła szelmowskie, skryte spojrzenie na zaskoczonego, zdumionego, ale i zadowolonego Barta. Po raz pierwszy znalazł w Cindy coś godnego podziwu. Jej uśmiech szybko zamienił się w jakiś smutny grymas, jakby z Ŝalu, Ŝe Bart nie docenia innych jej zalet. – Lubię kolędy i pieśni religijne, wiele dla mnie znaczą. Kiedyś w szkole zaśpiewałam „Swing Low, Sweet Chariot” i nauczyciel powiedział, Ŝe mam sposób interpretacji wielkich śpiewaczek. Ale nadal najbardziej chciałabym być aktorką. Roześmiana i znowu szczęśliwa, poprosiła nas, Ŝebyśmy przyłączyli się i urządzili sobie prawdziwe przyjęcie, nawet bez gości. Zaczęła od melodii przypominającej „Raduj się, świecie”, potem „Dzwoniące dzwoneczki”. Tym razem Bart nie wzruszył się. Stojąc wyprostowany, wyglądał przez okno. – Nie mogli zignorować moich zaproszeń, przecieŜ potwierdzili – mruczał do siebie. Trudno było mi zrozumieć, jak jego partnerzy od interesów mogli go obrazić, jego, który był ich najlepszym klientem. A wszyscy lubili przyjęcia, zwłaszcza takie, o których wiedzieli, Ŝe będą sensacyjne. Tak czy inaczej, Bart dokonywał cudów z tymi pięciuset tysiącami rocznie, powiększając je w sposób, który Chris mógł uznać za zbyt ryzykowny. Bart ryzykował wszystko... nawet gry liczbowe, bardzo opłacalne. Uświadomiłam sobie wtedy, Ŝe moŜe moja matka chciała, Ŝeby to się tak odbywało. Gdyby dała mu od razu całą fortunę, nie pracowałby tak cięŜko, Ŝeby stworzyć własny majątek, który mógłby, jeŜeli wszystko dobrze się ułoŜy, znacznie przekroczyć to, co zostawił Malcolm. W ten sposób Bart mógł odnaleźć własną wartość. JednakŜe jakie znaczenie miały pieniądze, jeśli Bart był teraz tak rozczarowany, Ŝe nie mógł przełknąć ani kęsa z tak pięknie podanych potraw? Rozczarowanie zaczął topić w alkoholu i w stosunkowo krótkim czasie, krąŜąc po pokoju, wypił znaczną ilość mocnych drinków, po których z sekundy na sekundę narastał w nim gniew. Nie mogłam znieść widoku jego zawodu i wkrótce, mimo woli, zaczęły mi po policzkach spływać łzy. – Nie moŜemy pójść spać i zostawić go tutaj samego – szepnął Chris. – Cathy, on cierpi. Spójrz, jak krąŜy tam i z powrotem. Z kaŜdym krokiem narasta w nim złość. Ktoś zapłaci za ten afront.
217
Minęło wpół do dwunastej. Jedynie Cindy bawiła się dobrze. Muzycy i słuŜba byli nią zachwyceni. Grali z zapałem, a ona śpiewała. Gdy nie śpiewała, to tańczyła ze wszystkimi obecnymi męŜczyznami po kolei, nawet z Trevorem i innymi słuŜącymi. Pomachała do pokojówek, zapraszając je do tańca. Dołączyły wesoło do zaimprowizowanej przez nią zabawy i bawiły się świetnie. – Niech wszyscy jedzą, piją i bawią się! – wołała Cindy, uśmiechając się do Barta. – To nie koniec świata, braciszku. Czym się martwisz? Jesteśmy zbyt bogaci, Ŝeby nas lubiano. Jesteśmy równieŜ zbyt bogaci, Ŝeby uŜalać się nad sobą. Popatrz, mamy co najmniej dwudziestu gości... tańczmy, pijmy, jedzmy, urządźmy sobie bal! Bart zatrzymał się i spojrzał na nią. Cindy podniosła wysoko kieliszek z szampanem. – Wznoszę toast za ciebie, Bart. Za wszystkie paskudne słowa, które mi powiedziałeś, odwdzięczam ci się dobrą wolą, Ŝyczeniami zdrowia, długiego Ŝycia i miłości. Trąciła jego szklaneczkę, wypełnioną whisky z wodą sodową. Uśmiechała się czarująco, patrząc mu prosto w oczy. Potem wzniosła następny toast. – UwaŜam, Ŝe wyglądasz absolutnie bombowo i dziewczyny, które nie zjawiły się dzisiaj, straciły swoją Ŝyciową szansę. Tak więc następny toast za najatrakcyjniejszego kawalera na świecie. śyczę ci radości, Ŝyczę ci szczęścia, Ŝyczę ci miłości. śyczyłabym ci sukcesu, ale tego nie potrzebujesz. Nie mógł oderwać od mej oczu. – Dlaczego nie potrzebuję sukcesu? – zapytał niskim głosem. – Czego więcej mógłbyś jeszcze chcieć? Masz sukcesy, skoro masz miliony, a wkrótce będziesz miał tyle pieniędzy, Ŝe nie będziesz wiedział, co z nimi zrobić. Bart pochylił swoją ciemną głowę. – Nie czuję, Ŝebym miał sukcesy. PrzecieŜ nawet nikt nie przyszedł na moje przyjęcie. – Głos mu się załamał. Bart odwrócił się. Podniosłam się i podeszłam do niego. – Czy zatańczysz ze mną, Bart? – Nie! – rzucił, pospieszył do odległego okna i znowu wyjrzał przez nie. Cindy wspaniale bawiła się z muzykami, męŜczyznami i kobietami, którzy mieli obsługiwać gości Barta. Byłam bardzo przygnębiona, Ŝal mi go było, tak bardzo liczył na to
218
przyjęcie. Bez uŜalania się nad nim, wszyscy, z wyjątkiem Cindy i ludzi wynajętych do pomocy, przenieśliśmy się do frontowego salonu, gdzie zasiedliśmy w swoich bajecznie kosztownych strojach, czekając na gości, którzy przyjęli zaproszenie tylko po to, Ŝeby później zrobić Bartowi afront i w ten sposób dać nam do zrozumienia, co myślą o Foxworthach ze wzgórza. Zegar dziadka zaczął wybijać godzinę dwunastą. Bart odszedł od okien i wyciągnął się na kanapie przed dogasającym kominkiem. – Powinienem wiedzieć, Ŝe to się tak skończy. Spojrzał gorzko na Jory’ego. – MoŜe przyszli na moje przyjęcie urodzinowe tylko po to, Ŝeby obejrzeć twój taniec, a teraz, kiedy nie moŜesz tańczyć... do diabła ze mną! Zrobili mi afront i zapłacą za to – powiedział twardym, zimnym głosem, wprawdzie mocniejszym od głosu Joela, ale tak samo złośliwym. – W promieniu trzydziestu kilometrów nie będzie domu, który nie będzie naleŜał do mnie. Zrujnuję ich. Wszystkich. Mając za sobą potęgę powiernictwa Foxworthów, mogę poŜyczyć miliony, potem wykupić banki i zaŜądać natychmiastowej spłaty ich wierzytelności. Wykupię wiejskie sklepy i pozamykam je. Wynajmę innych adwokatów, wyrzucę tych, których mam teraz, i dopilnuję wykreślenia ich z palestry. Znajdę nowych maklerów, najmę nowych agentów handlu nieruchomościami, spowoduję zaniŜenie wartości nieruchomości, a kiedy będą tanio sprzedawali, wykupię je. Po tej stronie Charlottesville nie zostanie ani jedna stara, arystokratyczna, zasiedziała rodzina! A wszystkim moim partnerom w interesach zostaną tylko długi do płacenia! – I wtedy będziesz zadowolony? – zapytał Chris. – Nie! – wybuchnął Bart z błyskiem w stalowych oczach. – Nie będę usatysfakcjonowany, dopóki nie zapanuje prawo! Próbowałem tylko dać im to, co nasi przodkowie... a oni mnie odrzucili! Będą płacić, płacić i jeszcze raz płacić. Mówił tak jak ja! Słysząc swoje własne słowa z ust dziecka, które nosiłam w sobie w chwili, kiedy je wypowiadałam, poczułam, jak krew spływa mi do stóp. DrŜąc cała, próbowałam zachować spokój. – Przykro mi, Bart. Ale to przecieŜ nie jest całkowita klęska. Jesteśmy razem, pod jednym dachem. A muzyka i śpiew Cindy, mimo wszystko, rozweseliły ten wieczór. Ale on nie słuchał. Zapatrzył się na te góry jedzenia, na zwietrzały szampan, na całe to wino i alkohol, które miały rozwiązać języki i dostarczyć mu potrzebnych informacji. Patrzył na pokojówki w ślicznych czarno–białych mundurkach, pijane i zataczające się,
219
niektóre tańczące, bo muzyka jeszcze grała. Groźnie spojrzał na kelnerów, ciągle jeszcze podgrzewających tace. Niektórzy stali i patrzyli na niego w oczekiwaniu na znak, Ŝe wieczór juŜ się skończył. Imponująca ozdoba w postaci szopki zrobionej z czystego lodu, z trzema pasterzami, mędrcami i wszystkimi zwierzętami, roztopiła się w kałuŜę i wylała, mocząc czerwony obrus. – JakŜe szczęśliwy byłeś, tańcząc Dziadka do orzechów, Jory – powiedział Bart, kierując się w stronę schodów. – Byłeś szpetnym dziadkiem do orzechów, który zamienia się w przystojnego księcia. Zawsze dominowałeś, wygrywałeś z kaŜdą primabaleriną. W Kopciuszku, w Romeo i Julii. W Śpiącej królewnie, Giselle i Jeziorze łabędzim. Za kaŜdym razem z wyjątkiem tego ostatniego. A liczy się ten ostatni raz, prawda? JakŜe to było okrutne! Jak bardzo okrutne! Zobaczyłam grymas bólu na twarzy Jory’ego. Zabolało mnie serce. – Wesołych świąt – powiedział Bart, znikając na schodach. – Póki ja tu jestem, nigdy więcej nie będziemy w tym domu obchodzić tych ani Ŝadnych innych świąt. Joel miał rację. Ostrzegał mnie, Ŝebym nie próbował upodabniać się do innych. Mówił, Ŝe nie powinienem podejmować prób zdobycia szacunku lub miłości. Od teraz będę jak Malcolm. Będę zdobywać szacunek, narzucając swoją wolę innym – pięścią albo Ŝelazem, z brutalną stanowczością. Wszyscy, którzy narazili mi się dzisiaj, poczują moją potęgę. Gdy zniknął z pola widzenia, zwróciłam się do Chrisa: – On chyba zwariował! – Nie, kochanie, on nie oszalał. To jest po prostu znowu Bart. Młody, wraŜliwy i bardzo, bardzo skrzywdzony. W dzieciństwie łamał sobie kości, Ŝeby ukarać siebie za niepowodzenia towarzyskie i szkolne. Teraz zamierza złamać Ŝycie innym. Jakie to straszne, Ŝe nic mu się nie udaje. Stałam przy poręczy schodów, patrząc w górę, tam gdzie schowany w cieniu stary człowiek trząsł się od tłumionego śmiechu. – Chris, idź na górę, a ja tam przyjdę za chwilę. Chciał wiedzieć, co chcę zrobić, skłamałam więc, mówiąc, Ŝe zamierzam porozmawiać z naszym zarządcą o uprzątnięciu tego bałaganu. Ale w planie miałam coś zupełnie innego. Kiedy tylko wszyscy zniknęli z pola widzenia, dałam nura do olbrzymiego biura Barta,
220
zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam buszować w jego biurku w poszukiwaniu przysłanych przed kilkoma tygodniami bilecików potwierdzających przybycie. Sądząc po smugach atramentu na kopertach, musiały być wiele razy dotykane. Dwieście pięćdziesiąt potwierdzeń. Przygryzłam wargę. Ani jednej odmowy, ani jednej. Ludzie nie zachowują się w ten sposób, nawet w stosunku do osób, których nie lubią. Gdyby nie chcieli przyjechać, mogli wrzucić zaproszenia wraz z potwierdzeniem do kosza albo odesłać je z odmową. Starannie poukładałam bileciki z powrotem i udałam się tylnymi schodami wprost do pokoju Joela. Bez pukania otworzyłam drzwi i znalazłam go siedzącego na brzegu wąskiego łóŜka, zgiętego wpół, jakby w straszliwym skurczu Ŝołądka albo w ataku szyderczego, bezgłośnego śmiechu. Rzucał się w cichych konwulsjach, trzymając się za brzuch wysuszonymi rękami. W milczeniu poczekałam, aŜ się uspokoi. Wreszcie zauwaŜył mój długi cień. CięŜko dysząc, z zapadłymi policzkami, poniewaŜ sztuczna szczęka leŜała w filiŜance obok łóŜka, spojrzał na mnie. – Skąd się tu wzięłaś, siostrzenico? – zapytał jękliwym, ale szorstkim tonem. Jego zmierzwione rzadkie włosy sterczały jak diabelskie rogi. – Przed chwilą widziałam, jak śmiejesz się schowany w cieniu rotundy. Co cię tak radowało, Joel? Musiałeś zauwaŜyć cierpienie Barta. – Nie wiem – wymamrotał. W pośpiechu wkładał sztuczną szczękę. Gdy skończył, przygładził ręką włosy. Nie poddał się tylko jeden sterczący kosmyk. Teraz dopiero spojrzał mi w oczy. – Twoja córka narobiła tyle hałasu, Ŝe nie mogłem zasnąć. Przypuszczam, Ŝe widok was wszystkich w wieczorowych strojach, czekających na gości, którzy nie przybyli, podraŜnił moje poczucie humoru. – Masz bardzo okrutne poczucie humoru, Joel. Myślałam, Ŝe liczysz się z Bartem. – Kocham tego chłopca. – CzyŜby? – zapytałam ostro. – Nie sądzę, bo jeśliby tak było, to okazałbyś mu współczucie. Rozejrzałam się po jego skąpo umeblowanym pokoju. – Czy to ty wysyłałeś zaproszenia na przyjęcie? – Nie pamiętam – powiedział potulnie. – Czas niewiele znaczy dla takiego starego
221
człowieka jak ja. Lepiej pamiętam to, co wydarzyło się przed laty, niŜ to, co było miesiąc temu. – Moja pamięć jest o wiele lepsza od twojej, Joel. Usiadłam na jedynym w pokoju krześle. – Bart miał waŜne spotkanie i, jak pamiętam, wręczył ci cały plik zaproszeń. Czy wysłałeś je, Joel? – Oczywiście, Ŝe wysłałem! – rzucił wściekle. – Ale przed chwilą powiedziałeś, Ŝe nie pamiętasz. – Przypominam sobie ten dzień. DuŜo czasu zajęło mi wrzucanie ich do skrzynki jedno po drugim. Przez cały czas uwaŜnie patrzyłam mu w oczy. – Kłamiesz, Joel – powiedziałam, dostrzegając w mroku jego dzikie spojrzenie. – Nie wysłałeś tych zaproszeń. Przyniosłeś je tutaj i w ciszy tego pokoju otworzyłeś. W pustych miejscach wpisałeś: „Tak, miło nam będzie wziąć udział” i w załączonych kopertach wysłałeś zaproszenia z powrotem do Barta. Znalazłam je w jego biurze. Nigdy nie widziałam takiej kolekcji ręcznych gryzmołów, we wszystkich odcieniach niebieskiego, fioletowego, zielonego, czarnego i brązowego atramentu. Joel, zmieniałeś pióra, Ŝeby zrobić wraŜenie, iŜ te bilety zostały podpisane przez róŜnych gości, podczas gdy to ty sam je wszystkie wypisałeś! Joel wstał powoli. Owinął się w swój niewidzialny brązowy habit zakonnika i schował kościste dłonie w niewidzialne rękawy. – UwaŜam, Ŝe postradałaś zmysły, kobieto – powiedział zimno. – Jeśli chcesz, idź do swojego syna i powiedz mu o tych barbarzyńskich podejrzeniach, a przekonasz się, czy ci uwierzy. Poderwałam się w kierunku drzwi. – Właśnie zamierzam to zrobić! Trzasnęłam za sobą drzwiami, wychodząc pospiesznie. Bart siedział za biurkiem w swoim gabinecie, w piŜamie i narzuconym na ramiona czarnym szlafroku w czerwone cętki. Bardzo wstawiony, po kolei wrzucał do ognia bileciki z potwierdzeniem przyjęcia zaproszenia. Zobaczyłam ze zgrozą, jak płoną juŜ ostatnie, podczas gdy Bart nalewał sobie następnego drinka. – Czego chcesz? – zapytał bełkotliwie, mruŜąc oczy, zdziwiony moim widokiem. – Bart, muszę ci to powiedzieć, a ty wysłuchaj mnie. UwaŜam, Ŝe Joel nie wysłał
222
zaproszeń, dlatego goście nie przyjechali. Próbował się skupić i zmusić umysł do wysiłku, co nie było proste po wypitym przez niego alkoholu. – Oczywiście, Ŝe wysłał. Joel zawsze robi to, co mu kaŜę. – Odchylił się w obrotowym fotelu i zamknął oczy. – Jestem zmęczony. Idź juŜ. Nie stój i nie gap się na mnie z tym współczuciem w oczach. Potwierdzili... czyŜ dopiero co nie spaliłem ich odpowiedzi? – Bart, wysłuchaj mnie. Nie zaśnij, zanim skończę. Czy nie zwróciłeś uwagi, jak dziwnie zostały podpisane? RóŜnymi kolorami atramentu. Niezgrabnym, niewyraźnym odręcznym pismem. Joel nie wysłał twoich zaproszeń, ale przyniósł je do swojego pokoju, otworzył, wyjął bileciki z potwierdzeniami i kopertami, a poniewaŜ na wszystkie ponaklejałeś znaczki pocztowe, pozostało mu jedynie pojechać na pocztę i nadać je z powrotem po kilka kaŜdego dnia. Uchylił nieco powieki. – Mamo, myślę, Ŝe powinnaś iść spać. Mój cioteczny dziadek jest najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem. Nigdy nie zrobi niczego, co sprawiłoby mi przykrość. – Bart, proszę. Nie ufaj zbytnio Joelowi. – Wynoś się! – wrzasnął. – To twoja wina, Ŝe nikt nie przyjechał! Twoja i tego człowieka, z którym śpisz! Odwróciłam się potykając, z poczuciem przegranej i z obawami, Ŝe moŜe rzeczywiście Joel jest tym, za którego uwaŜali go Bart i Chris – nieszkodliwym starym człowiekiem, chcącym doŜyć swoich dni w tym domu, w pobliŜu jedynej szanującej go i kochającej osoby.
223
DZIŚ SIĘ NAM NARODZIŁ... Święta skończyły się. LeŜałam w łóŜku obok Chrisa, który zawsze z łatwością głęboko zasypiał, podczas gdy ja, dręczona niepokojem, męczyłam się, kręciłam i przewracałam z boku na bok. Ponad moją głową czuwało rubinowe oko wielkiego łabędzia. Wpatrywałam się w ciemność, usiłując dostrzec to, co łabędź tak intensywnie obserwował. Do moich uszu dochodził łagodny, głęboki ton starego zegara w końcu korytarza, wybijającego godzinę trzecią. Kilka minut wcześniej wstałam, Ŝeby zobaczyć, jak czerwony samochód Barta kieruje się w stronę miejscowej gospody, gdzie jego kierowca niechybnie utopi swoje smutki w alkoholu i skończy w łóŜku jakiejś dziwki. JuŜ wiele razy wracał do domu, cuchnąc wódką i tanimi perfumami. Mijały godziny, a ja czekałam na powrót Barta. Wyobraźnia podsuwała mi wszelkie moŜliwe nieszczęścia. Dla pijanych taka noc jak ta stanowiła zagroŜenie większe niŜ arszenik. Dlaczego mam tu leŜeć, nic nie robiąc? Wymknęłam się z łóŜka, starannie otuliłam Chrisa kołdrą, pocałowałam w policzek, potem ułoŜyłam jego ramiona wokół poduszki, tak jakby mnie obejmował. Sądząc ze sposobu, w jaki ją przytulił, chyba pomyślał, Ŝe tak się stało. Chciałam poczekać na Barta w jego pokoju. Był chłodny, wietrzny zimowy poranek. ZbliŜała się piąta, kiedy usłyszałam samochód. Byłam owinięta w graby, czerwony wełniany szlafrok i leŜałam na jednej z białych kanap, oparta plecami o czarne i czerwone poduchy. Drzemałam jeszcze, gdy usłyszałam, jak Bart wchodzi po schodach, jak zatacza się od pokoju do pokoju, bębniąc po meblach, tak jak to robił, będąc dzieckiem. Przed wyjściem słuŜby zawsze sprawdzał w kaŜdym pokoju, czy wszystko jest posprzątane i poukładane. I ku mojemu zdumieniu, sądząc po tym, ile czasu zajęło mu dotarcie do własnego pokoju, robił to i teraz. śadna gazeta nie mogła leŜeć na wierzchu. Wszystkie magazyny musiały być starannie poukładane. śadna część garderoby nie mogła poniewierać się na podłodze, płaszcze nie mogły wisieć na klamce ani na oparciu krzesła. Po pewnym czasie Bart wszedł do pokoju, pstryknął w wyłącznik, Ŝeby zapalić światło. Chwilę krąŜył, zanim mnie spostrzegł. Wpatrywałam się w ogień wesoło trzaskający w kominku. Cienie tańczyły na białych ścianach, nadając im pomarańczowo róŜowy odcień, a czarna skóra na przeciwległej ścianie, łapiąc czerwone refleksy, tworzyła coś w rodzaju sztucznego piekła. – Mamo, co się, u diabła, dzieje? Czy nie mówiłem ci, Ŝebyś trzymała się z dala od
224
mojego skrzydła? – Jednak, bardzo wstawiony, był raczej zadowolony z mojego widoku. Zatoczył się niepewnie w kierunku krzesła i osiągnąwszy cel, opadł na nie, zamykając podkrąŜone oczy. Wstałam, Ŝeby pomasować mu kark, a on pochylił głowę i trzymał ją tak, jakby go bardzo bolała. Podparł głowę rękami, a ja łagodziłam jego ból. Po chwili westchnął, wyprostował się i z niepokojem spojrzał mi w oczy. – Nie powinienem pić – wymamrotał niewyraźnie, gdy usiadłam przed nim. – Zawsze wtedy robię głupie rzeczy, a potem choruję. To nie ma sensu, bo alkohol niczego nie rozwiązuje, a tylko stwarza mi nowe problemy. Mamo, co we mnie siedzi takiego? Nie mogę znaleźć zapomnienia nawet w alkoholu. Jestem przewraŜliwiony. Podsłuchałem, jak któregoś dnia Jory mówił ci, Ŝe ten wspaniały kliper buduje dla mnie, i w głębi duszy bardzo mnie to wzruszyło. Nikt jeszcze nie spędził tylu miesięcy, robiąc mi prezent... a potem ktoś go zniszczył. Jory wykonał tak wielką pracę, tyle poświęcił uwagi, Ŝeby wszystko właściwie wykończyć. I teraz cała ta praca to kupa śmieci. Zachowywał się dziecinnie, był bardzo wraŜliwy, otwarty, a ja chciałam dać mu całą swoją miłość. Nie dlatego, Ŝe był pijany, ale dlatego, Ŝe był tak ludzki w swoich odczuciach. – Kochanie, Jory z przyjemnością zrobi dla ciebie drugi – zapewniłam go, nie mając Ŝadnej pewności, czy będzie miał ochotę po raz drugi wykonać całą tę Ŝmudną pracę. – Nie, mamo. Nie chcę. Z następnym teŜ mogłoby coś się stać. Tak to juŜ ze mną jest. śycie w okrutny sposób zabiera mi to, czego najbardziej pragnę. Jutro nie czeka mnie szczęście ani miłość. Pragnienia serca ciągle pozostają nierealnymi snami mojej młodości. Czy nie jest to dziecinne i głupie? Nic dziwnego, Ŝe Ŝal ci mnie – tak wiele oczekuję. Za wiele. Nigdy nie mam dosyć. Ty i ten człowiek, którego kochasz, dawaliście mi wszystko, czego tylko zapragnąłem, i wiele rzeczy, o których nawet nie wspomniałem. Nigdy jednak nie daliście mi szczęścia. Tak więc postanowiłem nie przejmować się. BoŜonarodzeniowy bal nie sprawiłby mi przyjemności. Nawet gdyby zjawili się goście, nadal nie wywarłbym na nich wraŜenia. W głębi duszy wiem, Ŝe przyjęcie zakończyłoby się fiaskiem, jak wszystkie te przyjęcia, które wy mi urządzaliście. Oszukiwałem sam siebie, wierząc, Ŝe jeśli dzisiejszy bal przyniósłby sukces, to byłby to precedens i całe moje Ŝycie odmieniłoby się na lepsze. Nigdy jeszcze mój młodszy syn nie mówił do mnie z taką szczerością. Alkohol rozwiązał mu język. – Głupie, prawda? – ciągnął. – Cindy ma rację, nazywając mnie narwańcem i lizusem.
225
Patrzę w lustro i widzę przystojnego faceta, bardzo podobnego do mojego ojca, którego, jak mówiłaś, kochałaś bardziej niŜ jakiegokolwiek innego męŜczyznę. Ale nie sądzę, Ŝebym był równie piękny w środku. Mam podły charakter. A potem budzę się, czuję świeŜe górskie powietrze, widzę rosę błyszczącą na róŜach, widzę zimowe słońce odbijające się od śniegu i myślę sobie, Ŝe Ŝycie moŜe da mi, mimo wszystko, szansę. Czekam na dzień, w którym odnajdę siebie takiego, jakiego bym polubił. Właśnie dlatego postanowiłem urządzić najszczęśliwsze święta w naszym Ŝyciu, nie tylko dla Jory’ego, który zasłuŜył na nie, ale równieŜ dla ciebie i dla siebie. UwaŜasz, Ŝe nie kocham Jory’ego, ale mylisz się. Pochylił głowę, oparł ją na rękach i cięŜko westchnął. – Czas wyznań, mamo. Nienawidzę Jory’ego równieŜ, nie przeczę. Do Cindy w ogóle nie czuję miłości. Ona mnie tylko okrada – i nie jest nawet jedną z nas. Jory zawsze zagarniał największą część twojej miłości, z tego co zostało po obdzieleniu Chrisa. Nigdy nie miałem największej części czyjejś miłości. Myślałem, Ŝe otrzymam ją od Melodie. Teraz juŜ wiem, Ŝe wzięłaby kaŜdego męŜczyznę w miejsce Jory’ego. KaŜdego osiągalnego i chętnego męŜczyznę i dlatego właśnie nienawidzę jej równie mocno jak Cindy. Opuścił ręce, odsłaniając błyszczące oczy, w których czaiła się gorycz; refleksy ognia sprawiały, Ŝe oczy te wyglądały jak dwa rozŜarzone do czerwoności węgielki. Czuć było alkohol z jego ust. Serce prawie przestało mi bić. Czego mógł chcieć? Wstałam, połoŜyłam mu ręce na karku i przytuliłam głowę do jego zmierzwionych włosów. – Bart, wyjechałeś dzisiaj w nocy, a ja nie mogłam zasnąć, czekając na twój powrót. Powiedz, co mogę zrobić, Ŝeby ci pomóc? Wbrew temu, co sądzisz, nikt ciebie tutaj nie nienawidzi. Nawet Cindy. Często złościmy się, poniewaŜ zawodzisz nas, nie zaś dlatego, Ŝe cię odrzucamy. – Odeślij precz Chrisa – powiedział bezbarwnym tonem, jakby mówiąc to, nie miał nadziei, Ŝe Chris mógłby kiedyś zniknąć z mojego Ŝycia. – Tylko tak przekonasz mnie o swojej miłości. Tylko kiedy z nim zerwiesz, zacznie się dobrze dziać. Zabolało mnie jak od pchnięcia noŜem. – Umarłby beze mnie, Bart – szepnęłam. – Wiem, Ŝe nie moŜesz zrozumieć tego, co nas
226
łączy, i ja sama nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego on potrzebuje mnie, a ja jego. Wiem tylko tyle, Ŝe gdy byliśmy młodzi, samotni i postawieni w straszliwej sytuacji, mieliśmy jedynie siebie nawzajem. W zamknięciu stworzyliśmy fantastyczny świat, do którego przenieśliśmy się, i teraz będąc w średnim wieku, wciąŜ w nim Ŝyjemy. Nie przetrwamy bez niego. Odejście Chrisa zniszczyłoby i mnie, i jego. – AleŜ mamo! – zawołał z pasją, odwracając się i wtulając twarz pomiędzy moje piersi. – Będziesz nadal miała mnie! Spojrzał mi w twarz i objął moją talię. – Chcę, Ŝebyś oczyściła swą duszę, zanim będzie za późno. To, co robicie z Chrisem, jest wbrew przykazaniom boskim i ludzkim. Niech on odejdzie, mamo. Proszę, niech odejdzie, zanim ktoś zrobi coś okropnego. Uwolnij się od miłości własnego brata. Wyrwałam się, przygładziłam opadający kosmyk włosów. Czułam się pokonana i bezradna, tak niemoŜliwe było to, o co prosił. – Chcesz mi zrobić krzywdę, Bart? Przygryzł wargę, co było jego dziecięcym zwyczajem, powracającym w chwilach zdenerwowania. – Nie wiem. Czasami chcę. Nawet bardziej niŜ jemu. Uśmiechasz się do mnie z taką słodyczą, Ŝe aŜ mi serce z piersi wyskakuje i pragnę, Ŝebyś nigdy się nie zmieniła. Potem kładę się do łóŜka i słyszę w głowie szepty, Ŝe jesteś szatanem i zasłuŜyłaś na śmierć. Kiedy wyobraŜę sobie ciebie martwą, w ziemi, łzy napływają mi do oczu, czuję, Ŝe moje serce jest puste, złamane, cięŜsze od ołowiu... i juŜ po mnie. Czuję się zimny, samotny i wystraszony. Mamo, czy ja zwariowałem? Dlaczego nie mogę zaznać trwałej miłości? Dlaczego nie mogę zapomnieć o tym, co ty robisz? Przez pewien czas myślałem, Ŝe osiągnę to z Melodie. Wydawała mi się tak doskonała, ale potem zaczęła tyć i brzydnąć. Jęczała, zrzędziła i narzekała na mój dom. Nawet Cindy miała więcej zrozumienia. Zabierałem Melodie do najlepszych restauracji, do teatrów i kin, próbowałem oderwać jej myśli od Jory’ego, ale ona nie chciała się z tym pogodzić. Ciągle opowiadała o balecie, o tym, jak wiele on dla niej znaczy, i wtedy przekonałem się, Ŝe jestem dla niej tylko namiastką Jory’ego i Ŝe ona mnie nigdy nie pokocha. Wykorzystała mnie tylko, aby przez chwilę zapomnieć o stracie. Teraz w ogóle nie przypomina dziewczyny, w której się
227
zakochałem. Potrzebuje ubolewania i współczucia, nie miłości. Wykorzystała moją miłość, zbagatelizowała ją – nie mogę juŜ nawet patrzeć na Melodie. Westchnął, spuścił oczy i powiedział tak cicho, Ŝe z trudem go usłyszałam. – Obserwuję to dziecko, Cindy, i uświadamiam sobie, Ŝe ty teŜ musiałaś kiedyś tak wyglądać, i trochę rozumiem, dlaczego Chris się w tobie zakochał. Dlatego nienawidzę jej jeszcze bardziej. Ona mnie draŜni, wiesz o tym. Cindy chciałaby wślizgnąć mi się pod skórę i zmusić mnie do robienia czegoś tak niegodziwego jak to, co Chris robi z tobą. Chodzi po swojej sypialni ubrana tylko w bikini. Wie, Ŝe sprawdzam jej pokoje przed pójściem spać. Dzisiaj miała na sobie całkowicie przezroczystą koszulę nocną. Stała i pozwalała mi się oglądać. Joel mówił mi, Ŝe ona jest po prostu dziwką. – Nie chodź więc do jej sypialni – powiedziałam spokojnie. – Bóg wie, Ŝe nie musimy tutaj spotykać nikogo, jeśli nie mamy na to ochoty. Joel jest bigoteryjnym, ograniczonym głupcem. A pokolenie Cindy prawie nic na siebie nie wkłada. Ale masz rację, nie powinna tak paradować. Rano porozmawiam z nią o tym. Jesteś pewien, Ŝe umyślnie tak się pokazuje? – Musiałaś robić to samo – powiedział oskarŜycielsko. – Przez całe lata, zamknięta razem z Chrisem, robiłaś to samo. Czy pokazywałaś mu swoje ciało z wyrachowaniem? Jak mogłam wytłumaczyć Bartowi to, co było między mną a Chrisem, tak Ŝeby zrozumiał? Nigdy tego nie zrozumie. – Wszyscy staraliśmy się zachowywać skromnie, Bart. To było juŜ tak dawno i nie chcę sobie nawet przypominać. Staram się zapomnieć. Chcę uwaŜać, Ŝe Chris jest moim męŜem, a nie bratem. Nie moŜemy mieć dzieci, nigdy nie mogliśmy. CzyŜ to nie lepiej, chociaŜ odrobinę? Potrząsnął głową, oczy mu pociemniały. – Idź juŜ. Tłumaczysz mi się, a ja czuję się chory, gdy pomyślę o tobie i o nim. Będąc dzieckiem, chciałem czuć się zdrowo i czysto. WciąŜ tego pragnę, dlatego stale biorę prysznice, golę się, porządkuję, kaŜę słuŜbie sprzątać, czyścić, odkurzać... Staram się usunąć brud, który razem z Chrisem wnieśliście w moje Ŝycie, i nie udaje mi się to! Nie znalazłam ukojenia w ramionach Chrisa. Gdy chciałam zasnąć, wpadałam w niespokojną drzemkę. Gwałtownie przebudziłam się na odgłos odległych krzyków. Drugi raz tej nocy opuściłam łóŜko i pobiegłam tam, skąd dochodziły. Zobaczyłam Melodie, leŜącą w korytarzu na podłodze. Miała na sobie białą nocną
228
koszulę, poszarpaną w czerwone strzępy. Wydawało mi się, Ŝe śnię. Melodie czołgała się i jęczała, Jej długie włosy znajdowały się w okropnym nieładzie, czoło było zlane potem, a za nią ciągnęła się ścieŜka krwi! Spojrzała na mnie błagalnie. – Cathy, będę rodzić! – krzyknęła, potem jej proszący wzrok gdzieś uciekł, upadła na kolana i zemdlała. Pobiegłam po Chrisa i zaczęłam szarpać go gwałtownie. – To Melodie! – krzyknęłam, gdy siadł i przecierał zaspane oczy. – Zaczął się poród. Właśnie zemdlała i leŜy w holu, w kałuŜy krwi... – Spokojnie – rzucił, wyskakując z łóŜka i naciągając płaszcz kąpielowy. – Pierwsze dziecko zazwyczaj nie spieszy się. Jednak miał w oczach pewien niepokój, jakby w myślach obliczał, ile czasu juŜ trwała akcja porodowa. – Wszystko, co jest potrzebne, mam w torbie – powiedział, zgarniając po drodze koce, czyste prześcieradła i ręczniki. Była to ta sama torba lekarska, którą dostał w dniu ukończenia studiów medycznych. Stanowiła dla niego świętość. – Nie ma czasu, Ŝeby wieźć Melodie do szpitala, jeŜeli tak jak mówisz, ma krwotok. Jedyne, co moŜesz zrobić, to pobiec do kuchni i grzać tę wodę, której potrzebują wszyscy lekarze na wszystkich filmach. Uznałam, Ŝe chce po prostu pozbyć się mnie. – Nie jesteśmy w kinie, Chris! Był juŜ w holu, pochylając się nad Melodie. – Myślę, Ŝe byłoby lepiej, gdybyś się czymś zajęła, zamiast biegać obok mnie i histeryzować. Odsuń się teraz, Catherine – warknął, pochylając się i podnosząc Melodie. Wydawało się, Ŝe jest lekka jak piórko, tylko jej brzuch sterczał niczym góra. W pokoju podłoŜył jej pod biodra poduszki i poprosił o więcej białych ręczników, prześcieradeł, a nawet gazet. Popatrzył na mnie. – Ruszaj się, Catherine, ruszaj! Dziecko jest ułoŜone główką w dół, ma dobrą pozycję. BIEGNIJ! Muszę wysterylizować kilka narzędzi. Niech to diabli wezmą, Ŝe nie powiedziała mi wcześniej o skurczach. Gdy my otwieraliśmy prezenty, siedziała i nie odzywała się. Co się, u
229
licha, dzieje ze wszystkimi w tym domu? Mogła chociaŜ odezwać się i coś powiedzieć! Zanim jeszcze skończył mamrotać, bardziej zresztą do siebie niŜ do mnie, pobiegłam długimi ciemnymi korytarzami i tylnymi schodami dostałam się do kuchni. Nabrałam ciepłej wody z kranu i postawiłam na ogniu, Ŝeby się zagotowała. Czekałam z niepokojem, myśląc, Ŝe Melodie czuła Ŝal i chciała nas ukarać, moŜe nawet chciała, Ŝeby jej dziecko umarło. Wtedy wróciłaby do Nowego Jorku nieskrępowana kalekim męŜem i dzieckiem bez ojca. Woda w garnku długo nie mogła się zagotować. Tysiące myśli, podłych myśli kłębiło mi się w głowie, gdy zaglądałam do garnka, czekając, aŜ woda zacznie wrzeć. Co robi Chris? Czy powinnam obudzić Jory’ego i powiedzieć mu, co się dzieje? Dlaczego Melodie to zrobiła? Czy była w jakiś sposób podobna do Barta? Czy tak jak on wymierzała sobie karę za grzechy? Wydawało się, Ŝe minęła godzina, nim woda zaczęła bulgotać, a potem wściekle wrzeć. Z parującym garnkiem biegłam po schodach i dalej, niekończącymi się korytarzami do sypialni Melodie. Chris ułoŜył ją w pozycji siedzącej, podpierając wieloma poduchami. Kolana miała podniesione i szeroko rozłoŜone. Od pasa w dół była naga. Widziałam krew, która nadal wypływała z jej ciała. Poczułam się bliska omdlenia. Utkwiłam wzrok w rozłoŜonych ręcznikach i prześcieradłach. – Nie mogę zatrzymać krwotoku – powiedział z niepokojem Chris. – Boję się, Ŝeby dziecko nie zadławiło się krwią. Spojrzał na mnie. – Cathy, włóŜ zapasowe gumowe rękawiczki, weź z mojej torby szczypce i zanurz wszystkie narzędzia, które wyjmę, w gorącej wodzie. Kiedy poproszę, podasz mi to, co będę potrzebował. Przytaknęłam, przeraŜona, Ŝe nie będę pamiętać nazw narzędzi, których uczył mnie dawno temu, będąc jeszcze na studiach. – Obudź się, Melodie – powtarzał. – Potrzebuję twojej pomocy. Uderzał ją lekko po twarzy. – Cathy, zmocz ręcznik w zimnej wodzie. Wytrzyj jej twarz, Ŝeby przyszła do siebie i zaczęła przeć. Musi pomóc dziecku wydostać się.
230
Zimny ręcznik przywrócił Melodie do rzeczywistości wypełnionej bólem. Natychmiast zaczęła krzyczeć, próbując odepchnąć Chrisa i naciągnąć na siebie kołdrę. – Nie walcz ze mną – powiedział Chris po ojcowsku. – JuŜ prawie mamy twoje dziecko, Melodie, ale musisz przeć i głęboko oddychać, a kiedy przykrywasz się, to nie widzę, co robię. Nadal spazmatycznie krzycząc, próbowała słuchać poleceń Chrisa, a pot spływał jej po twarzy i piersiach, zlepiał włosy na czole. Podciągnięta do pasa koszula była cała mokra. – PomóŜ jej, Cathy – rozkazał Chris, manipulując czymś, co było chyba kleszczami. PołoŜyłam ręce tam, gdzie mi kazał. – Kochanie, proszę – wyszeptałam, gdy na tyle przestała krzyczeć, Ŝe mogła mnie usłyszeć – musisz pomóc. W tej chwili twoje dziecko walczy o przeŜycie i wyjście na świat. Starała się skupić, przymykając dzikie z bólu i strachu oczy. – Umieram! – wrzasnęła, po czym zacisnęła powieki, wzięła głęboki oddech i naparła z większą determinacją. – Bardzo dobrze, Melodie – dodawał jej odwagi Chris. – Jeszcze jedno pchnięcie i zobaczę czubek głowy twojego dziecka. Zlana potem, trzymając się moich rąk i jeszcze bardziej zaciskając powieki, Melodie zdobyła się na ostatni, potęŜny wysiłek. – Świetnie... bardzo dobrze! Widzę czubek głowy dziecka! – zawołał Chris weselszym głosem, rzucając mi dumne spojrzenie. W tym momencie Melodie osunęła się na bok i zamknęła oczy. Ponownie zemdlała. – W porządku – powiedział Chris, patrząc na nią. – Zrobiła dobrą robotę, a teraz moja kolej. Najgorsze juŜ za nią, więc moŜe odpocząć. Myślałem, Ŝe będę musiał uŜyć kleszczy, ale okazało się to zbędne. Pewnym, łagodnym ruchem wsunął rękę w kanał rodny, wyciągnął maleństwo, po czym podał je mnie. Trzymałam drobne, śliskie, czerwone niemowlę i patrzyłam na nie z pewną obawą. JakŜe doskonały był ten miniaturowy chłopczyk, syn Jory’ego, machający w powietrzu delikatnymi piąstkami i kopiący niewiarygodnie maleńkimi stopkami, wykrzywiający buzię wielkości jabłka, zanim wydał pierwszy krzyk, gdy Chris odciął i podwiązał pępowinę. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Z połączenia mojego syna i jego Ŝony pojawił się ten maleńki wnuczek, który podbił moje serce, nim jeszcze zapłakał po raz pierwszy. Ze łzami w oczach, z radośnie bijącym sercem na myśl o szczęściu Jory’ego przyglądałam się, jak Chris
231
pracuje przy Melodie, usuwając coś, co musiało być łoŜyskiem. Znowu spojrzałam na płaczące niemowlę wielkości lalki, waŜące niespełna dwa kilogramy. Dziecko urodzone z namiętności i piękna świata baletu... urodzone z muzyki, która z pewnością musiała towarzyszyć jego poczęciu. Przytuliłam do serca to najwspanialsze dzieło boskie, piękniejsze od drzewa, trwalsze od róŜy, dziecko stworzone na Jego podobieństwo. Łzy spłynęły mi po policzkach, bo podobnie jak Syn BoŜy, urodziło się prawie w święto BoŜego Narodzenia. Mój wnuczek! – Chris, on jest taki drobny. Czy wyŜyje? – Z całą pewnością – powiedział roztargniony, wciąŜ zajęty Melodie, marszcząc brwi z pewnym zakłopotaniem. – MoŜe wykorzystałabyś wagę do poczty i zwaŜyła go. Potem, jeśli moŜesz, zrób mu miłą kąpiel w letniej wodzie. Od razu poczuje się o wiele lepiej. Roztworem z niebieskiej miseczki przemyj mu oczy, a płynem z róŜowej wyczyść mu usta i uszy. Gdzieś tu powinny być pieluszki i kocyki. Musi mieć bardzo ciepło. – W jej walizce – krzyknęłam w biegu, kierując się do przylegającej łazienki. Trzymając malutkiego chłopca w zagięciu ramienia, zaczęłam napełniać róŜową plastykową wanienkę. – Dziecięce rzeczy juŜ od kilku tygodni ma przygotowane. Podniecona, chciałam juŜ popędzić do Jory’ego i pokazać mu dziecko. Miał bardzo małe szanse na ponowne ojcostwo. Westchnęłam więc na myśl, Ŝe to będzie jego pierwsze i ostatnie dziecko. Jakie to szczęście, Ŝe został pobłogosławiony tym chłopcem. Dzieciątko było kruche, na czubku malutkiej główki miało mięciutki meszek. Miniaturowe rączki i stopki trzepotały w rześkim powietrzu. RóŜowe usteczka wykonywały ssące grymasy. Wydawało się, Ŝe maleństwo próbuje otworzyć sklejone powieki. Jeszcze miało czerwoną skórę pokrytą śluzem, a juŜ moje serce rwało się do niego. Śliczne małe dziecko. Kochany, słodki mały chłopczyk uszczęśliwi mojego Jory’ego. Chciałam zobaczyć kolor jego oczu, ale miał mocno zaciśnięte powieki. Byłam zdenerwowana, jakbym nigdy nie miała własnego niemowlaka. W pewnym sensie rzeczywiście nie miałam. To dziecko było tak małe, tak delikatne. Moja dwójka była w pełni donoszona i zabrana przez kwalifikowane pielęgniarki zaraz po urodzeniu. – Zawiń go ciasno – upomniał mnie Chris z drugiego pokoju. – Pamiętaj, Ŝeby włoŜyć mu palec do ust i usunąć resztki skrzepów i błony śluzowej. Niemowlę moŜe udusić się, jeśli zostanie mu coś w ustach.
232
Płacz dziecka był reakcją na utratę ciepła, znajomego otoczenia wód płodowych, ale gdy tylko zanurzyłam je w ciepłej wodzie, przestało płakać i chyba zasnęło. To dzieciątko było tak bezradne, tak bezbronne, tak Ŝałośnie wyglądało, gdy robiłam mu to wszystko, co kazał Chris. Nawet gdy spało, jego drobne jak u lalki rączki szukały matki i jej piersi. Malutki członek wypręŜył się, gdy polewałam ciepłą wodą genitalia. Nagle, ku swojemu zdumieniu, usłyszałam krzyk drugiego dziecka! Szybko zawinęłam mojego małego wnuczka w gruby biały ręcznik i wpadłam do sypialni, gdzie zastałam Chrisa przyglądającego się drugiemu dziecku. Podniósł głowę z niepewnym wyrazem twarzy. – Dziewczynka – powiedział miękko. – Blond włoski, niebieskie oczy. Rozmawiałem z połoŜnikiem i nie wspominał mi o podwójnych odgłosach bicia serca. Czasem tak bywa, gdy jedno dziecko schowa się za drugie... ale jakie to dziwne, Ŝe ani razu... Przerwał i zmienił temat. – Bliźnięta bywają na ogół drobniejsze. To, Ŝe są mniejsze i Ŝe drugie naciska pierwsze, zazwyczaj pomaga temu pierwszemu urodzić się szybciej niŜ w przypadku ciąŜy pojedynczej. Melodie miała tym razem szczęście... – Oooch! – westchnęłam głęboko, biorąc na wolną rękę malutką dziewczynkę i przyglądając się jej. Natychmiast wiedziałam, kim one są. Carrie i Córy urodzili się raz jeszcze! – Chris, jakie to wspaniałe! Roześmiałam się, ale nagle posmutniałam na myśl o moim bliźniaczym rodzeństwie, bracie i siostrze, zmarłym juŜ tak dawno. Miałam ich jeszcze przed oczami, biegnących przez ogród w Gladstone; biegnących przez ten Ŝałosny ogród na strychu z papierową florą i fauną. – Te same bliźniaki. Reinkarnacja. Chris spojrzał na mnie, ręce w gumowych rękawiczkach miał całe we krwi. – Nie, Cathy – stwierdził spokojnie – to nie reinkarnacja. To nie są te same bliźnięta urodzone po raz drugi. Zapamiętaj to. Carrie przyszła na świat pierwsza; tym razem pierwszy był chłopiec. To nie jest ta sama nieszczęsna para dzieciaków. Tych dwoje spotka wszystko, co najlepsze. A teraz, czy zechciałabyś przestać gapić się i wzięła się do roboty? Dziewczynka równieŜ wymaga kąpieli. I przewiń tego chłopaka, zanim wszystko obsika. Zajmowanie się takimi śliskimi, małymi dziećmi wcale nie jest takie proste. Niesłychanie szczęśliwa, poradziłam sobie jednak. Bez względu na to, co powiedział
233
Chris, wiedziałam, kim są te bliźnięta; to Córy i Carrie, jeszcze raz urodzeni, by przeŜyli naleŜne im wspaniałe Ŝycie. śycie w szczęściu, skradzionym im poprzednio przez chciwość i egoizm dorosłych. – Nie martwcie się – szeptałam, całując malutkie czerwone policzki, a potem słodkie rączki i stopki. – Wasza babcia dopilnuje, Ŝebyście byli szczęśliwi. Bez względu na to, co będę musiała zrobić, wy dwoje otrzymacie wszystko to, czego pozbawieni byli Carrie i Córy. Spojrzałam w stronę sypialni, gdzie wyczerpana Melodie właśnie odzyskiwała przytomność. Chris zawołał do mnie, Ŝe moŜna obmyć Melodie gąbką, potem wszedł do łazienki i zabrał obydwa dzieciaki. Wysłał mnie, Ŝebym zaopiekowała się młodą matką, a sam zajął się dokładniejszym zbadaniem noworodków. Gdy obmyłam Melodie i naciągnęłam jej przez głowę świeŜą róŜową koszulę, obudziła się i spojrzała na mnie oczami pozbawionymi wyrazu. – Czy juŜ po wszystkim? – zapytała słabym, zmęczonym głosem. Wzięłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać jej pozlepiane, wilgotne włosy. – Tak, kochanie, juŜ po wszystkim. Urodziłaś. – Co jest? Chłopiec? – zapytała z nadzieją w oczach, po raz pierwszy od wielu dni. – Tak, kochanie, chłopiec... i dziewczynka. Właśnie urodziłaś śliczne, cudowne bliźnięta. Jej oczy zrobiły się wielkie, ciemne i pełne trwogi. Wydawało się, Ŝe Melodie zaraz znowu zemdleje. – Są doskonałe, mają wszystko, co trzeba. Wytrzeszczała na mnie oczy, więc pobiegłam, Ŝeby pokazać jej bliźniaki. Wpatrywała się w nie z najwyŜszym zachwytem, zanim uśmiechnęła się słabo. – Och, są ładne... ale myślałam, Ŝe będą ciemne jak Jory. UłoŜyłam jej dzieci w ramionach. Patrzyła na nie jak na coś całkiem nierealnego. – Dwoje – powtarzała słabym szeptem. – Dwoje! – Jej wzrok utkwił gdzieś w przestrzeni. – Dwoje. Powtarzałam Jory’emu, Ŝe poprzestaniemy na dwójce dzieci. Chciałam mieć chłopca i dziewczynkę... ale nie bliźnięta. Teraz będę musiała być jednocześnie matką i ojcem dla dwójki! Bliźnięta! To nie jest w porządku, to nie w porządku! Delikatnie rozczesywałam jej włosy. – Kochanie, to Bóg pobłogosławił ciebie i Jory’ego. Dał wam całą upragnioną przez was
234
rodzinę i nie będziesz musiała jeszcze raz przez to przechodzić. Nie jesteście osamotnieni; zrobimy wszystko, co w naszej mocy, Ŝeby wam pomóc. Wynajmiemy najlepsze pielęgniarki i pokojówki. Ani tobie, ani im nie będzie niczego brakowało. Popatrzyła na mnie z nadzieją i zamknęła oczy. – Czuję się zmęczona, Cathy, bardzo zmęczona. Przypuszczam, Ŝe dobrze jest mieć ich oboje, chłopca i dziewczynkę, zwłaszcza Ŝe Jory juŜ nie moŜe mieć dzieci. Wierzę, iŜ bliźnięta w jakimś stopniu wynagrodzą mu to, co utracił... Ŝe będzie zadowolony. Po tych słowach Melodie zapadła w głęboki sen, chociaŜ jeszcze nie skończyłam szczotkować jej włosów. Kiedyś miała takie piękne włosy, a teraz były one matowe, martwe. Będę musiała je umyć, zanim zobaczy ją Jory. Kiedy Jory znowu ujrzy swoją Ŝonę, będzie to ta sama śliczna dziewczyna, którą przed laty poślubił. Zamierzałam połączyć tę parę, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobię. Chris wziął bliźnięta z jej ramion. – Wyjdź teraz, Cathy. Ona jest wyczerpana i potrzebuje długiego odpoczynku. Jutro będzie czas na szampon. – Czyja to powiedziałam głośno? Dopiero co pomyślałam o tym. Virginia?. Andrews Roześmiał się. – Pomyślałaś tylko o tym, ale twoje myśli widać w twoich oczach. Poza tym wiem, Ŝe czyste włosy są lekarstwem na wszystkie depresje. Pocałowałam go i uściskałam mocno, po czym zostawiłam go z Melodie i poszłam obudzić Jory’ego. Wyrwał się ze snu, przecierając zaspane oczy, popatrzył na mnie z ukosa. – O co chodzi?? Jakieś kłopoty? – Tym razem Ŝadnych kłopotów, kochanie. Stałam i uśmiechałam się do niego tak, Ŝe musiał pomyśleć, iŜ postradałam zmysły. Patrzył ze zdumieniem, podparty na łokciach. – Jory, mój kochany, mam dla ciebie spóźnione prezenty świąteczne. Potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Mamo, czy ten prezent nie moŜe poczekać do jutra? – Nie, nie ten. Zostałeś ojcem, Jory! Roześmiałam się i znowu go uściskałam.
235
– Och, Jory, Bóg jest dobry. Pamiętasz, jak z Melodie planowaliście waszą rodzinę, jak mówiłeś, Ŝe chcesz dwoje dzieci, pierwszego chłopca i drugą dziewczynkę? A więc dostałeś specjalny prezent, prosto z Niebios, masz bliźnięta! Chłopca i dziewczynkę! Łzy napłynęły mu do oczu. Wykrztusił pierwsze pytanie: – Co z Mel? – Chris jest przy niej, opiekuje się nią. Widzisz, juŜ wczoraj wieczorem zaczęły się bóle, ale nie powiedziała ani słowa. – Dlaczego? – załkał, zakrywając twarz rękami. – Dlaczego? PrzecieŜ ojciec był tutaj przez cały czas i mógł jej pomóc. – Nie wiem, synu, ale nie myśl juŜ o tym. Wszystko będzie dobrze. Powiedział, Ŝe nawet nie będzie musiała iść do szpitala, chociaŜ dla spokoju chce zawieźć bliźnięta do przebadania. Takie wcześniaki wymagają staranniejszej opieki niŜ dzieci donoszone. Powiedział teŜ, Ŝe nie zaszkodzi, jeŜeli Melodie znajdzie się pod opieką połoŜnika. Musiał ją nacinać. Bez tego byłaby rozerwana. Zszył ją starannie, ale to boli, Jory, dopóki cięcie się nie zrośnie. Z pewnością przywiezie ją z dziećmi tego samego dnia. – Bóg jest dobry, mamo – wyszeptał ochryple i ocierając ukradkiem łzy, próbował się uśmiechnąć. – Nie mogę doczekać się, Ŝeby je zobaczyć. Pojechanie do nich zajęłoby mi zbyt duŜo czasu. Czy mogłabyś przywieźć je tutaj? Usiadł, Ŝeby być gotowym do wzięcia bliźniaków na ręce. Spojrzałam na niego od drzwi i pomyślałam, Ŝe nigdy nie widziałam szczęśliwszego męŜczyzny. Podczas mojej nieobecności Chris przygotował dwa łóŜeczka, wyściełając dwie szuflady miękkimi kocykami. Na wieść o radości Jory’ego uśmiechnął się. Delikatnie podał mi oba maleństwa. – Idź ostroŜnie, kochanie – szepnął i pocałował mnie. Jory przyjął dzieci jak kruche prezenty, patrząc z dumą i miłością na swoje dzieło. – Wyglądają jak Córy i Carrie – powiedziałam miękko w półmroku jego pokoju. – Takie śliczne, chociaŜ takie małe. Czy myślałeś juŜ o ich imionach? Poruszył się niespokojnie i dalej podziwiał niemowlęta. – Oczywiście, mam przygotowane imiona, chociaŜ nie miałem pojęcia, Ŝe urodzą się bliźnięta. To takie szczęście.
236
Podniósł głowę, w jego oczach jaśniała nadzieja. – Mamo, cały czas mówiłaś mi, Ŝe Melodie moŜe zmienić się po urodzeniu dziecka. Nie mogę doczekać się, Ŝeby znowu wziąć ją w ramiona... A potem wybuchnął: – No, przynajmniej moŜemy razem sypiać, jeśli juŜ nic więcej nie moŜemy robić. – Jory, znajdziecie sposoby... – Planowaliśmy, Ŝe będziemy tańczyć, aŜ osiągnę czterdziestkę, a potem oboje będziemy uczyć albo zajmiemy się choreografią – ciągnął, jakby mnie nie słyszał. – Nie braliśmy pod uwagę wypadku czy teŜ nagłej tragedii... a w ogóle to moja Ŝona zniosła to raczej dobrze. Nadal był wyrozumiały i wielkoduszny. Melodie była kochanką jego brata, ale on pewnie nie chciał w to uwierzyć Virginia?. Andrews albo – co było bardziej prawdopodobne – rozumiał jej potrzeby i wybaczył nie tylko Melodie, ale i bratu. Niechętnie pozwolił zabrać sobie bliźnięta. W pokoju Melodie Chris powiedział: – Zabieram młodą matkę i bliźnięta do szpitala. Będę z powrotem moŜliwie jak najszybciej. Chciałbym, Ŝeby jeszcze inny lekarz zbadał Melodie i oczywiście trzeba umieścić bliźnięta w inkubatorze, dopóki nie osiągną wagi dwóch kilogramów. Chłopiec waŜy teraz kilogram pięćset dwadzieścia, a dziewczynka kilogram trzysta czterdzieści... a poza tym to całkiem zdrowe dzieciaki. W głębi serca przyjęłaś i pokochałaś te bliźnięta, tak jak kochałaś Cory’ego i Carrie. Skąd on wiedział, Ŝe ilekroć na nie spojrzałam, nasuwał mi się widok „naszych” bliźniąt? Jory promieniał, siedząc przy śniadaniu obok Barta, gdy weszłam do słonecznego pokoju, przeznaczonego na specjalne okazje. Jaskrawoczerwone talerze stały na białym obrusie. Wokoło rozstawione były doniczki z białymi i czerwonymi gwiazdami betlejemskimi. – Dzień dobry, mamo – powiedział Jory, napotykając mój wzrok. – Jestem dzisiaj bardzo szczęśliwym człowiekiem... Poczekałem z moimi nowinami, aŜ będziecie wszyscy. Szczęśliwy uśmieszek błąkał mu się wokół ust. Jasnym spojrzeniem prosił mnie o wyrozumiałość. Gdy pojawiła się Cindy, potargana i zaspana, dumnie ogłosił, Ŝe został ojcem bliźniąt, dziewczynki i chłopca, którym postanowili wraz z Melodie nadać imiona Darren i Deirdre. – Były juŜ kiedyś bliźnięta na? Kontynuujemy tę tradycję, posuwając się dalej wzdłuŜ
237
alfabetu. Na twarzy Barta pojawiły się mieszane uczucia – zazdrości i wzgardy. – Bliźnięta, dwa razy większy kłopot. Biedna Melodie, nic dziwnego, Ŝe była taka gruba. CóŜ za nieszczęście, jakby miała za mało kłopotów. Cindy wydała okrzyk radości. – Bliźnięta? Naprawdę? Jak wspaniale! Mogę je zobaczyć? Mogę je potrzymać? Ale Jory nadal przeŜywał okrutną reakcję Barta. – Nie dobijaj mnie, Bart. Nie mamy z Melodie problemów, których nie moglibyśmy pokonać... gdy tylko stąd wyjedziemy. Bart wstał i wyszedł, zostawiając nietknięte śniadanie. Jory i Melodie zamierzają wyjechać i zabrać ze sobą bliźnięta? Zamarło mi serce, a ręce zaczęły drŜeć nerwowo. Nie zauwaŜyłam dłoni, która ścisnęła moje palce. – Mamo, nie bądź taka smutna. Nigdy nie usuniemy ciebie ani ojca z naszego Ŝycia. Gdzie wy będziecie, tam i my. Nie moŜemy tylko zostać tutaj, jeśli Bart nie zmieni swojego zachowania. JeŜeli będziesz chciała zobaczyć wnuczęta, to zawołaj tylko... albo szepnij. Około dziesiątej wrócił Chris z Melodie i natychmiast połoŜył ją do łóŜka. – Wszystko w porządku, Jory. Chcieliśmy zostawić Melodie na kilka dni w szpitalu, ale narobiła takiego zamieszania, Ŝe przywiozłem ją z powrotem. Bliźnięta umieszczono w osobnych inkubatorach, aŜ nabiorą wagi. Chris pochylił się, Ŝeby pocałować mnie w policzek, a potem wyprostował się z uśmiechem. – Widzisz, Cathy. Mówiłem ci, Ŝe wszystko dobrze się skończy. Jory, podobają mi się imiona, które wybrałeś z Melodie. Naprawdę ładne imiona. Zaniosłam Melodie tacę ze śniadaniem. Wstała z łóŜka i patrzyła na śnieg za oknem. – Pamiętam, Ŝe kiedy byłam dzieckiem, bardzo chciałam zobaczyć śnieg – powiedziała w zadumie. Sprawiała takie wraŜenie, jakby przestała myśleć o maleństwach, gdy nie było ich przy niej. – Zawsze marzyłam o zaśnieŜonym BoŜym Narodzeniu z dala od Nowego Jorku. Mam teraz białe BoŜe Narodzenie i nic się nie zmieniło. Nie ma cudu, który przywróciłby Jory’emu władzę w nogach. Mówiła dalej w ten dziwny sposób, jakby nieobecna, co napawało mnie lękiem. – Jak poradzę sobie z dwójką dzieci? W jaki sposób? Planowałam jedno. A Jory nie
238
pomoŜe mi w niczym... – CzyŜ nie mówiłam, Ŝe my tobie pomoŜemy? – powiedziałam z pewnym zniecierpliwieniem. Wyglądało na to, Ŝe Melodie, bez względu na wszystko, postanowiła uŜalać się nad sobą. Zrozumiałam dlaczego, gdy w otwartych drzwiach zobaczyłam Barta. Twarz miał powaŜną, bez wyrazu. – Gratulacje, Melodie – powiedział cicho. – Cindy prosiła mnie, Ŝebym zawiózł ją do szpitala, chciała zobaczyć twoje bliźnięta. Są bardzo... bardzo... – zawahał się i dokończył – małe. Wyszedł. Melodie gapiła się bezmyślnie w miejsce, gdzie stał przed chwilą. Później Chris jeszcze raz zawiózł Jory’ego, mnie i Cindy do szpitala. Melodie została w łóŜku, pogrąŜona w głębokim śnie. Cindy popatrzyła na drobne dzieciątka w małych szklanych klatkach. – Och, są śliczne. Jory, pewnie pękasz z dumy. Zamierzam być najwspanialszą ciotką, poczekaj, to przekonasz się. Chciałabym wziąć je na ręce. – Uściskała go. – Jesteś takim wyjątkowym bratem... dziękuję ci za to. Wkrótce byliśmy z powrotem w domu. Melodie zapytała słabym głosem o swoje dzieci i kiedy tylko dowiedziała się, Ŝe wszystko w porządku, znowu zasnęła. Dzień mijał bez gości i bez telefonów od znajomych, którzy gratulowaliby Jory’emu ojcostwa. JakŜe pusto było tutaj, w tych górach. Drugiego stycznia Cindy wyjechała do szkoły, szczęśliwa Ŝe moŜe uciec od nudy, którą określała jako piekło na ziemi. Tej wiosny kończyła szkołę średnią i nie miała zamiaru iść na studia, do czego próbował namówić ją Chris. – Nawet aktorce przyda się trochę kultury. Ale to nie pomagało. Nasza Cindy była tak samo uparta w swoich sprawach jak kiedyś Carrie w swoich. Melodie była spokojna, markotna, melancholijna i tak męcząco nudna, Ŝe wszyscy unikali jej. Czuła się dotknięta koniecznością opiekowania się malutkimi dziećmi, a ja myślałam, Ŝe maleństwa dadzą jej radość i moŜliwość robienia czegoś waŜnego. Wkrótce musieliśmy wynająć pielęgniarkę. Melodie równieŜ niewiele pomagała Jory’emu, tak Ŝe ja robiłam przy nim wszystko to, z czym sam nie mógł sobie poradzić.
239
Chris miał pracę dającą mu szczęście i utrzymującą go z dala od nas aŜ do piątku, kiedy to około czwartej pojawiał się w drzwiach, podobnie jak kiedyś nasz ojciec wracający do domu w piątki. Wszystko powtarzało się. Chris miał swój własny, absorbujący go świat, a my, tu w górach, mieliśmy swój. Chris przyjeŜdŜał i wyjeŜdŜał, wyglądał świeŜo, był serdeczny, pewny siebie i bardzo szczęśliwy, spędzając z nami weekendy. Nad naszymi problemami przechodził do porządku dziennego, jakby były nie warte uwagi. Cały czas spędzaliśmy w Foxworth Hall, nigdzie nie wyjeŜdŜając, poniewaŜ Jory nie chciał opuszczać swoich pokoi, dających mu poczucie bezpieczeństwa. ZbliŜały się jego trzydzieste urodziny. Zamierzaliśmy przygotować coś specjalnego. Spadło to na mnie. Chciałam zaprosić na przyjęcie wszystkich członków jego nowojorskiego zespołu baletowego. Najpierw, oczywiście, musiałam omówić to z Bartem. Odsunął się na swoim obrotowym fotelu od komputera. – Nie! Nie chcę Ŝadnych tancerzy w moim domu! Nie mam najmniejszego zamiaru wydawać następnego przyjęcia i wyrzucać pieniędzy na ludzi, których nawet nie chcę poznać. Przygotujcie dla niego coś innego, ale nie zapraszajcie ich. – AleŜ Bart, pamiętam, jak mówiłeś, Ŝe chciałbyś, aby jego zespół baletowy tańczył na twoich przyjęciach. – JuŜ nie. Zmieniłem zdanie. Poza tym tak naprawdę to nigdy nie pochwalałem baletu. Nie było go i nie będzie. To jest dom boŜy... a na wiosnę będzie tu wzniesiona świątynia modlitwy dla wysławiania jego władzy nad nami wszystkimi. – Co masz na myśli, mówiąc o wznoszeniu świątyni? Uśmiechnął się szeroko i znowu skupił swoją uwagę na komputerze. – Kaplicę, znajdującą się tak blisko, Ŝe nie będziesz mogła stronić od niej, mamo. CzyŜ to nie będzie miło? W kaŜdą niedzielę wstaniemy wcześniej, Ŝeby wziąć udział we mszy. Wszyscy. – A kto będzie przy ołtarzu odprawiał te msze? Ty? – Nie, mamo, nie ja. Nie mam jeszcze odpuszczonych moich grzechów. Mój wuj będzie pastorem. To jest prawy i cnotliwy człowiek. – Chris lubi pospać sobie dłuŜej w niedzielę, ja zresztą teŜ – powiedziałam, mimo Ŝe zawsze starałam się go sobie zjednywać. – Lubimy jeść śniadanie w łóŜku, a latem balkon w sypialni jest znakomitym miejscem na rozpoczęcie szczęśliwego dnia. A co do Jory’ego i Melodie, powinieneś omówić to z nimi.
240
– JuŜ to zrobiłem. Będą robili to, co im powiem. – Bart... urodziny Jory’ego są czternastego. Pamiętaj, on urodził się w dniu świętego Walentego. Spojrzał na mnie. – Czy nie jest to dziwne i znaczące, Ŝe dzieci w naszej rodzinie często rodzą się w święta albo w okolicach świąt? Wujek Joel mówi, Ŝe to coś znaczy, coś waŜnego. – Bez wątpienia! – wybuchnęłam. – Drogi Joel uwaŜa, Ŝe wszystko jest znaczące i nieprzyzwoite w oczach jego Boga. Zupełnie jakby nie tylko posiadał tego Boga na własność, ale równieŜ nim kierował! Odwróciłam się, Ŝeby spojrzeć na Joela, który nigdy nie odchodził od Barta dalej niŜ na trzy metry. Krzyczałam, poniewaŜ z jakichś powodów napełniał mnie strachem. – Przestań nabijać głowę mojemu synowi zwariowanymi myślami, Joel! – Nie muszę nabijać mu głowy takimi myślami, droga siostrzenico. Ukształtowałaś jego sposób myślenia na długo przed jego urodzeniem. Z nienawiści zrodziło się to dziecko. I bez wezwania przychodzi Anioł Zbawienia. Pomyśl o tym, zanim potępisz mnie. Któregoś ranka tytuły miejscowej gazety doniosły o bankructwie pewnej szanowanej rodziny, często wspominanej przez moją matkę. Przeczytałam szczegóły, złoŜyłam gazetę i zamyśliłam się. Czy Bart miał coś wspólnego z upadkiem fortuny tego człowieka? Był on jednym z gości, którzy nie przyjechali na jego przyjęcie. Innego dnia gazety napisały o ojcu, który zabił swoją Ŝonę i dwoje dzieci, poniewaŜ większość oszczędności ulokował w handlu wyrobami zboŜowymi, a cena zboŜa nagle załamała się. Tak skończył następny wróg Barta; kiedyś gość zaproszony na ten nieszczęsny boŜonarodzeniowy bal. JeŜeli to był odwet, to w jaki sposób Bart manipulował rynkiem i bankructwami? – Nic o tym nie wiem! – zdenerwował się, kiedy go o to zapytałam. – Ci ludzie sami sobie wykopali groby. Kim ja, według ciebie, jestem, Bogiem? Mnóstwo rzeczy naopowiadałem tamtej nocy, ale nie jestem takim szaleńcem, za jakiego mnie uwaŜasz. Nie mam zamiaru naraŜać swojej duszy. Głupcy zawsze wpadają w pułapkę. Urodziny Jory’ego uczciliśmy rodzinnym przyjęciem; na dwa dni, specjalnie dla brata, przyleciała Cindy. Przywiozła walizkę pełną prezentów, mających zająć go przez dłuŜszy czas. – Kiedy spotkam takiego męŜczyznę jak ty, Jory, natychmiast go porwę! Czekam, Ŝeby
241
sprawdzić, czy jakiś męŜczyzna jest choć w połowie tak wspaniały jak ty. Jak dotąd, Lance Spalding nie jest nawet w połowie tak dobry. – A skąd ty to wiesz? – zaŜartował Jory, który nie znał szczegółów nagłego wyjazdu Lance’a. Obrzucił swoją Ŝonę smutnym spojrzeniem – trzymała na rękach Darrena, podczas gdy ja zajmowałam się Deirdre. Siedząc przy kominku, karmiłyśmy bliźnięta z butelki. Dzieci dawały nam wszystkim poczucie obiecującej przyszłości. Wydaje mi się, Ŝe nawet Bart był pod wraŜeniem tego, jak szybko rosły, jak słodko tuliły się do niego, gdy na parę chwil wziął je na ręce. Spoglądał wtedy na mnie z pewną dumą. Melodie połoŜyła Darrena do wielkiej kołyski, którą Chris znalazł w antykwariacie i odnowił tak, Ŝe wyglądała prawie jak nowa. Jedną nogą kołysała dziecko, patrząc cięŜko na Barta, zanim znowu skierowała zamyślone spojrzenie na ogień. Odzywała się rzadko i nie zdradzała specjalnego zainteresowania swoimi dziećmi. Czasem tylko, jakby na pokaz, brała je na ręce. Nie interesowała się Ŝadnym z nas, nie zwracała uwagi na to, co robiliśmy. Prawie codziennie poczta przynosiła prezenty, zamówione dla niej przez Jory’ego. Melodie otwierała pudełko, uśmiechała się blado, mówiła słabo „dziękuję”, a czasami odkładała paczkę bez zaglądania do środka i dziękowała Jory’emu nawet bez zwracania się w jego stronę. Bolało mnie, gdy patrzyłam, jak pochylał głowę, by ukryć wyraz twarzy. On się starał, ona odrzucała jego wysiłki. Widziałam Ŝe z kaŜdym dniem Melodie oddala się nie tylko od swojego męŜa, ale równieŜ, ku mojemu zdumieniu, od dzieci. Jej miłość macierzyńska była chwiejna, bez mocnego zaangaŜowania się, jak słabe trzepotanie skrzydeł ćmy w płomyku świecy. To ja wstawałam w środku nocy, aby nakarmić bliźnięta. To ja wlokłam się, Ŝeby zmienić dwie pieluchy jednocześnie, i to ja biegłam do kuchni, Ŝeby przygotować dla maluchów mieszankę. Potem trzymałam je w ramionach, aŜ im się odbije. To ja traciłam czas, kołysząc je do snu i śpiewając kołysanki. Często, kiedy juŜ powieki zakryły wielkie niebieskie oczy, bliźnięta nadal uśmiechały się, jakby słuchając przez sen. Radowałam się, widząc, jak rosną, coraz bardziej podobne do Cory’ego i Carrie. śyjąc z dala od towarzystwa, nie byliśmy odizolowani od złośliwych plotek przynoszonych z miejscowych sklepów przez słuŜących. Często słuchałam ich szeptów, gdy siekali cebulę i zielony pieprz czy teŜ przygotowywali placki, ciasta i inne ulubione przez nas
242
wszystkich desery. Wiedziałam, Ŝe pokojówki marudzą na korytarzach i ociągają się ze słaniem naszych łóŜek, gdy jeszcze byliśmy na górze. Myśląc, Ŝe jesteśmy sami, nieświadomie zdradzaliśmy im wiele naszych sekretów, dając tym samym materiał do plotek. Niektóre ich spekulacje były równieŜ przedmiotem moich rozwaŜań. Bart rzadko przebywał w domu i czasem byłam z tego zadowolona. Podczas jego nieobecności nie było nikogo, kto wywoływałby kłótnie; Joel nie wychodził ze swojego pokoju i modlił się, tak przynajmniej myślałam. Któregoś ranka przyszło mi do głowy, Ŝe moŜe powinnam spróbować naśladować słuŜbę i zatrzymać się niedaleko kuchni... Gdy to zrobiłam, kucharz i pokojówki dostarczyli mi wiadomości przyniesionych z wioski. Według tego, co opowiadali, Bart miał wiele romansów z najpiękniejszymi i najbogatszymi paniami z towarzystwa, zarówno męŜatkami, jak i pannami. Całkiem zrujnował jedno małŜeństwo, którego nazwisko przypadkiem znajdowało się na liście gości balowych. Ponadto dowiedziałam się, Ŝe Bart często odwiedzał burdel połoŜony dwadzieścia kilometrów za miastem. Miałam powody przypuszczać, Ŝe niektóre z tych opowieści mogły być prawdziwe. Często widziałam, jak Bart wracał do domu pijany i w dobrym nastroju. Wtedy Ŝyczyłam sobie, niestety, Ŝeby dłuŜej pozostał pijany. Tylko wówczas był rozluźniony i uśmiechnięty. – Co ty robisz, Ŝe wracasz tak późno? – zapytałam go kiedyś. Łatwo wpadał w chichot, gdy wypił za wiele; roześmiał się i tym razem. – Wujek Joel mawia, Ŝe najwięksi ewangeliści byli największymi grzesznikami; mówi, Ŝe trzeba zanurzyć się w rynsztoku, Ŝeby dowiedzieć się, co to znaczy być czystym i zbawionym. – I ty to robisz po nocach, tarzasz się w rynsztokach? – Tak, mamo kochana, niech mnie diabli wezmą, jeśli wiem, co to znaczy czuć się czystym czy teŜ zbawionym. Wiosna zbliŜała się ostroŜnie jak nieśmiały ptak. Porywiste zimne wiatry ustąpiły ciepłym południowym podmuchom. Niebo przybrało ten odcień błękitu, który powodował, Ŝe czułam się młoda i pełna nadziei. Przebywałam często w ogrodzie, grabiąc liście i wyrywając przeoczone przez ogrodników chwasty. Nie mogłam doczekać się chwili, kiedy przebiją się krokusy w lesie, nie mogłam doczekać się tulipanów, Ŝonkili i róŜowo białych kwiatów kwitnących dereni. Nie mogłam
243
doczekać się azalii, które zamienią otaczający nas świat w zaczarowaną krainę rozkoszy. Patrzyłam w górę i podziwiałam wspaniałość drzew, które – zdawało się – nigdy nie są smutne ani osamotnione. Przyroda, jak wiele moglibyśmy się od niej nauczyć, gdybyśmy tylko chcieli i potrafili. Zabierałam Jory’ego na spacery wszędzie tam, gdzie tylko mógł dotrzeć swoim mocnym elektrycznym wózkiem na wielkich grubych kołach. – Musimy znaleźć lepszy sposób, aby zawieźć cię w głąb lasu – powiedziałam w zamyśleniu. – MoŜe poukładamy płyty chodnikowe? ChociaŜ nie, bo w czasie mroźnej zimy mogłyby popękać i twój wózek przewracałby się na nich. MoŜe połoŜyć asfalt? Wolę asfalt, a co ty o tym sądzisz? Śmiał się ze mnie. – Czerwoną cegłę, mamo. ŚcieŜki z czerwonej cegły są takie kolorowe, a tak powaŜnie, to mój wózek jest naprawdę wspaniały. Rozejrzał się wokoło, uśmiechnął z zadowoleniem i wystawił twarz na słońce. – Gdyby tylko Mel mogła pogodzić się z tym, co się stało ze mną, i zaczęła okazywać więcej zainteresowania bliźniętom. CóŜ mogłam na to powiedzieć, skoro mówiłam to juŜ Melodie dziesiątki razy i za kaŜdym razem czuła się coraz bardziej uraŜona. – To jest MOJE Ŝycie, Cathy! – wołała. – MOJE śYCIE – nie twoje! – krzyczała z twarzą czerwoną z wściekłości. Terapeuta Jory’ego pokazał mu, jak moŜe bez większego wysiłku opuszczać się na ziemię, a potem znowu samodzielnie siadać na wózku. W ten sposób Jory mógł pomagać mi w sadzeniu krzaków róŜ. Jego silne ręce sprawnie posługiwały się rydlem. Nasi ogrodnicy chętnie uczyli Jory’ego, jak przycinać krzewy, jak stosować nawozy, jak i czym okrywać rośliny. Oboje traktowaliśmy ogrodnictwo nie tylko jako hobby, ale jako sposób na Ŝycie pozwalający nam uchronić się od zdziwaczenia. Została powiększona szklarnia, tak Ŝe mogliśmy hodować egzotyczne kwiaty. To był nasz własny kolorowy świat, pełen subtelnych emocji. Ale to wszystko było za mało dla Jory’ego, który postanowił pozostać, w taki czy inny sposób, w kręgu sztuki. – Ojciec nie jest juŜ jedyną osobą w rodzinie, która potrafi tak namalować zamglone niebo, Ŝe wręcz czuje się jego wilgoć, czy teŜ połoŜyć kroplę rosy na namalowanej róŜy, tak Ŝe
244
chciałoby się powąchać tę róŜę – powiedział do mnie z szerokim uśmiechem. – Dojrzewam jako artysta, mamo. Mimo obecności Melodie w tym samym domu Jory urządzał swoje Ŝycie bez niej. Do wózka dopasował szelki w taki sposób, Ŝeby móc zabierać ze sobą bliźnięta. Wzruszałam się na widok ich uśmiechniętych twarzyczek, gdy Jory zbliŜał się do nich. – One mnie juŜ kochają, mamo! Widać to w ich oczach! Znały Jory’ego lepiej niŜ swoją matkę. Obdarzały ją Ŝałosnym i pełnym nadziei uśmiechem, moŜe dlatego, Ŝe patrzyła na nie z taką zamyśloną i niczego niewyraŜającą twarzą. Tak, bliźnięta nie tylko kochały i rozpoznawały ojca, ale i darzyły go pełnym zaufaniem. Gdy wyciągał po nie ręce, nie uchylały się ani nie bały, Ŝe je upuści. Śmiały się, jakby wiedziały, Ŝe on ich nigdy, ale to nigdy nie upuści. Melodie znalazłam w jej pokoju, juŜ szczupłą, ale ze zmatowiałymi, pozlepianymi włosami. – Rozbudzenie w sobie uczuć macierzyńskich wymaga czasu, Melodie – powiedziałam, siadając nieproszona i najwyraźniej niechciana. – Ale juŜ zbyt długo pozwalasz mnie i słuŜbie czekać na to. Bliźnięta nie będą cię rozpoznawać jako matki, gdy będziesz trzymała się z dala. W dniu, w którym zobaczysz, jak małe buzie rozjaśniają się na twój widok, jak dzieci uśmiechają się, szczęśliwe, Ŝe z nimi jesteś, znajdziesz miłość, której szukasz. Stopnieje ci serce. I zawsze juŜ będziesz czuć wszechogarniającą miłość do swoich dzieci, a one odpłacą ci tym samym. Przelotny, gorzki uśmiech pojawił się i zaraz zgasł na jej twarzy. – Kiedy dasz mi szansę matkowania moim dzieciom, Cathy? Gdy wstaję w nocy, ty juŜ u nich jesteś. Gdy wcześnie wstanę, ty juŜ je wykąpałaś i ubrałaś. One nie potrzebują matki, gdy mają taką babcię jak ty. Byłam zaskoczona jej niegodziwym atakiem. Często, leŜąc w łóŜku, słyszałam, jak bliźnięta płaczą i płaczą, więc w końcu wstawałam i uspokajałam je. Znosiłam katusze, czekając, aŜ ona do nich pójdzie. Co niby miałam robić, zignorować ich płacz? Dawałam jej wystarczająco duŜo czasu. Jej pokój był po drugiej stronie korytarza, a mój w innym skrzydle. Najwidoczniej czytała w moich myślach, bo jej głos zabrzmiał jak syk jadowitego węŜa. – Zawsze jesteś górą, czyŜ nie tak, teściowo? Zawsze dostajesz to, co zechcesz, ale jest jedna rzecz, której nigdy nie zdobędziesz, to jest miłość i szacunek Barta. Kiedy mnie kochał, a
245
kiedyś mnie kochał, powiedział mi, Ŝe nienawidzi cię, Ŝe naprawdę gardzi tobą. śal mi go wtedy było, a jeszcze bardziej ciebie. Teraz rozumiem jego uczucia. Mając taką matkę jak ty, Jory nie potrzebuje takiej Ŝony jak ja. Następnym dniem był czwartek. Z cięŜkim sercem rozpamiętywałam te podłe słowa, które poprzedniego dnia Melodie wykrzyczała i wysyczała do mnie. Westchnęłam, usiadłam na łóŜku i wsunęłam stopy w jedwabne pantofle. Czekał mnie pracowity dzień, bo w czwartki cała nasza słuŜba, z wyjątkiem Trevora, miała wychodne. W czwartki przygotowywałam się na piątek, Ŝeby być w pełni formy, gdy w drzwiach pojawi się mój ukochany męŜczyzna. Kiedy weszłam do pokoju Jory’ego, trzymając w ramionach świeŜo wykąpane i przewinięte bliźnięta, zastałam go płaczącego cicho. W opuszczonych dłoniach trzymał długi arkusz kremowego papieru listowego. – Przeczytaj to – zająknął się, kładąc papier na stole obok wózka, zanim wyciągnął ręce po dzieci. Gdy miał juŜ je na rękach, wtulił twarz we włoski swojego synka, a potem córeczki. Podniosłam kremową kartkę; złe wieści w Foxworth Hall zawsze przychodzą na kremowym papierze. Mój najdroŜszy, kochany Jory! Jestem tchórzem. Zawsze o tym wiedziałam, ale miałam nadzieję, Ŝe nie odkryjesz tego. To Ty byłeś zawsze tym, który miał siłę. Kocham Cię i niewątpliwie zawsze będę Cię kochała, ale nie mogę Ŝyć z męŜczyzną, który nie moŜe być moim kochankiem. Patrzę na Ciebie na tym okropnym wózku, do którego juŜ przywykłeś, podczas gdy ja nie mogę pogodzić się ani z tym wózkiem, ani z Twoim kalectwem. Twoi Rodzice przychodzili do mojego pokoju i namawiali mnie, Ŝebym wyznała Ci wszystko, co czuję. Nie jestem zdolna do tego, bo gdybym to zrobiła, mógłbyś powiedzieć lub zrobić coś, co zmieniłoby moje plany i musiałabym albo pozostać, albo stracić zmysły. Widzisz, Mój Kochany, czuję się juŜ na wpół obłąkana z powodu pobytu w tym domu, w tym strasznym, nienawistnym domu z całym jego zwodniczym pięknem. LeŜę samotnie w łóŜku i marzę o balecie. Wszędzie słyszę muzykę. Muszę wrócić tam, gdzie będę mogła jej słuchać, i jeśli jest to podłe i egoistyczne, a wiem, Ŝe jest, przebacz mi to, jeŜeli potrafisz. Naszym Dzieciom, kiedy będą na tyle duŜe, Ŝeby pytać o matkę, powiedz o mnie dobre rzeczy. Powiedz im miłe słowa, nawet jeŜeli nie będą prawdziwe, bo wiem, Ŝe zawiodłam Ciebie tak samo jak i dzieci. Daję Ci wszelkie powody do nienawiści, ale proszę, nie wspominaj mnie z
246
nienawiścią. Wspominaj mnie taką, jaka byłam, gdy byliśmy młodsi i panowaliśmy nad swoim Ŝyciem. Nie wiń siebie ani nikogo innego za to, co zrobiłam. Wszystko stało się z mojej winy. Widzisz, ja nie jestem rzeczywistością, nigdy nią nie byłam i nigdy nie będę. Nie mogę bowiem sprostać okrutnej rzeczywistości, która niszczy Ŝycie i pozostawia przerwane sny. Więc zapamiętaj równieŜ: jestem snem, który stworzyłeś ze swoich i moich pragnień. Tak więc Ŝegnaj, Mój Kochany, Moja Pierwsza i Najsłodsza Miłości, i moŜe to smutne, Moja Jedyna Prawdziwa Miłości. Znajdź kogoś równie niezwykłego jak Twoja Matka, kto zajmie moje miejsce. Twoja Matka jest jedyną osobą, która daje Ci siłę do zmagania się z rzeczywistością, jakakolwiek by ona była. Bóg byłby dobry, gdyby dał mi taką matkę. Twoja pełna skruchy Mel List wypadł mi z ręki i sfrunął na dywan. Patrzyliśmy wraz z Jorym, jak tam leŜał, tak smutno i tak ostatecznie. – To juŜ koniec, mamo – powiedział Jory bezbarwnym głosem. – Koniec tego, co zaczęło się, gdy ja miałem dwanaście, a ona – jedenaście lat. Wszystko skończone. Zbudowałem swoje Ŝycie wokół niej, myśląc, Ŝe będzie ze mną do późnej starości. Dałem jej to, co miałem najlepszego, ale kiedy czar prysnął, okazało się, Ŝe to za mało. Jak mogłam powiedzieć, Ŝe Melodie nie wytrwałaby przy nim, nawet gdyby nadal był na scenie. Jego wrodzona zdolność stawiania czoła sytuacji przekraczała jej moŜliwości zrozumienia. Potrząsnęłam głową. Nie. Byłam nie w porządku. – Przykro mi, Jory, bardzo przykro. Nie powiedziałam, Ŝe moŜe będzie mu lepiej bez niej. – Mnie równieŜ jest przykro – wyszeptał, nie patrząc mi w oczy. – Jaka kobieta zechce mnie teraz? Być moŜe Jory juŜ nigdy nie będzie aktywny seksualnie w normalny sposób, ale wiedziałam, Ŝe potrzebuje kogoś w łóŜku obok siebie podczas długich samotnych nocy. Z wyrazu jego twarzy rano mogłam wyczytać, Ŝe noce są dla niego najgorszą porą, niosą uczucie izolacji, są trudne emocjonalnie i dają mu poczucie fizycznej bezradności. Był podobny do mnie, ja teŜ potrzebowałam czyichś ramion otaczających mnie w ciemności, potrzebowałam pocałunków usypiających i budzących mnie, potrzebowałam bezpiecznego parasola miłości. – Ubiegłej nocy słyszałem wycie wiatru – zwierzał mi się, podczas gdy bliźnięta siedziały
247
na swoich wysokich stołkach i smarowały sobie buzie ciepłą kaszką. – Obudziłem się. Wydawało mi się, Ŝe słyszę, jak obok mnie oddycha Mel, ale nikogo nie było. Zobaczyłem szczęśliwe ptaki budujące gniazda, słyszałem ich świergot na powitanie nowego dnia i wtedy spostrzegłem jej list. Bez czytania wiedziałem, co jest w środku. Nadal myślałem o ptakach i nagle ich miłosny śpiew zamienił się w hałaśliwą obronę praw terytorialnych. Znowu załamał mu się głos. Opuścił głowę, Ŝeby ukryć twarz. Uspokajałam go, gładząc po ciemnych lokach. – Miłość moŜe znowu wrócić, wierz w to, nie jesteś samotny. Przytaknął mówiąc: – Dzięki, Ŝe zawsze jesteś tutaj, gdy cię potrzebuję. Dziękuję ojcu, Ŝe on teŜ... Bojąc się, Ŝe się rozpłaczę, szorstko go przytuliłam. – Jory, Melodie odeszła, ale zostawiła cię z synem i córką. Bądź jej za to wdzięczny. PoniewaŜ ona opuściła cię, bliźnięta są wyłącznie twoje. Odeszła nie tylko od ciebie, ale i od własnych dzieci. MoŜesz się z nią rozwieść i wykorzystać całą swoją siłę, Ŝeby rozwinąć w dzieciach taką odwagę i zdecydowanie, jakie ty masz. Poradzisz sobie bez niej, Jory, i dopóki będziesz nas potrzebował, moŜesz liczyć na naszą pomoc. Cały czas rozmyślałam o tym, Ŝe Melodie celowo odsuwała się od dzieci, Ŝeby ułatwić zerwanie; nie pozwoliła sobie na uczucie do nich, nie chciała ich miłości. PoŜegnalnym prezentem jej dziecięcej miłości były własne dzieci. Jory otarł łzy i próbował się uśmiechnąć. Gdy mu się to udało, uśmiech był pełen ironii.
248
249
CZĘŚĆ TRZECIA
250
LATO CINDY Od pewnego czasu Bart zaczął wyjeŜdŜać w interesach. Opuszczał dom najwyŜej na dwa, trzy dni, jakby bał się, Ŝe gdy go nie będzie, uciekniemy z jego majątkiem. Tłumaczył to, mówiąc: – Muszę nad wszystkim panować. Nie mogę nikomu ufać bardziej niŜ sobie. Tak się złoŜyło, Ŝe Barta nie było w domu w dniu, w którym Melodie wymknęła się z Foxworth Hall, zostawiwszy ten nieszczęsny list na nocnym stoliku w pokoju Jory’ego. Bart nie zdziwił się, gdy po przyjeździe do domu, podczas obiadu zobaczył puste krzesło Melodie. – Znowu z chandrą na górze? – zapytał obojętnie, wskazując na krzesło. – Nie, Bart – odpowiedziałam, gdy Jory nie zareagował. – Melodie zdecydowała, Ŝe chce kontynuować karierę, i wyjechała. Zostawiła Jory’emu list. Zmarszczył cynicznie lewą brew: rzucił szybkie spojrzenie na Jory’ego, ale nie powiedział, Ŝe mu przykro, ani teŜ nie wyraził bratu Ŝadnego współczucia. Później, kiedy Jory był juŜ na górze, a ja przewijałam dzieci, podszedł i stanął obok. – Szkoda, Ŝe byłem wtedy w Nowym Jorku. Chciałbym widzieć minę Jory’ego, gdy czytał ten list. A propos, gdzie on jest? Chciałbym przeczytać, co miała mu do powiedzenia. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Po raz pierwszy przyszło mi do głowy, Ŝe Melodie mogła spotkać się z nim w Nowym Jorku. – Nie, Bart, nigdy nie przeczytasz tego listu... i mam w Bogu nadzieję, Ŝe nie miałeś nic wspólnego z jej decyzją. Twarz poczerwieniała mu ze złości. – Wyjechałem w interesach! Jednego słowa nie zamieniłem z Melodie od BoŜego Narodzenia. Jeśli o mnie chodzi, to chwała Bogu, Ŝe wyjechała. W jakiejś mierze było nawet lepiej bez zawsze markotnej Melodie, stwarzającej w domu ponurą atmosferę. Zaczęłam tuŜ przed pójściem na spoczynek odwiedzać Jory’ego w pokoju. Otulałam go, otwierałam okna, gasiłam światła i sprawdzałam, czy ma wodę w zasięgu ręki. Całując jego policzek na dobranoc, próbowałam zastąpić mu pocałunek Ŝony. Teraz, kiedy Melodie wyjechała, stwierdziłam, Ŝe jednak trochę mi pomagała, od czasu do czasu wstając wcześnie rano, przewijając i karmiąc dzieci. Zdarzało się, Ŝe przewijała je nawet w ciągu dnia.
251
Bart, jakby pchany jakimś instynktem, często zaglądał do pokoju dziecinnego i przypatrywał się maleńkim bliźniętom, które juŜ nauczyły się uśmiechać i ku własnej uciesze odkryły, Ŝe machają własnymi rączkami i nóŜkami. Wyciągały teŜ rączki do kolorowych, ruchomych ptaszków, próbowały złapać je i wsadzić do buzi. – Są bardzo ciekawskie – skomentował ze zdumieniem Bart, ku mojej radości. Pomagał mi nawet trochę, podając oliwkę i talk. Niestety, kiedy bliźnięta prawie go zawojowały, do pokoju dziecinnego wszedł Joel, popatrzył spode łba na śliczne maleństwa, a wtedy cała dobroć i sympatia, narastające w moim synu, zniknęły momentalnie. Bart wciąŜ stał obok mnie, ale jakby z poczuciem winy. Joel rzucił na bliźnięta ponure, przelotne spojrzenie i odwrócił zgorszone oczy. – Zupełnie jak te pierwsze bliźnięta, te diabelskie – zamruczał. – Te same blond włosy i niebieskie oczy... Z tej pary teŜ nie będzie niczego dobrego. – O czym ty mówisz?! – krzyknęłam z wściekłością. – Córy i Carrie nikogo nie skrzywdzili! To oni zostali skrzywdzeni. Cierpieli przez twoją własną siostrę, matkę i ojca, Joel. Nigdy o tym nie zapominaj! Joel odpowiedział milczeniem, a potem wyszedł, zabierając ze sobą Barta. W połowie czerwca przyleciała na wakacje Cindy. Bardzo się starała, aby utrzymać porządek w swoich pokojach; nawet wieszała rzeczy, które niegdyś miała zwyczaj rzucać na podłogę. Pomagała mi przy bliźniętach, przewijając je, karmiąc i kołysząc do snu. Wyglądała słodko, gdy tak siedziała przy kołysce, trzymając na kaŜdym ramieniu jedno dziecko, walcząc z dwiema butelkami jednocześnie, ubrana w krótką piŜamkę. Sama wyglądała bardzo dziecinnie. Kąpała się i brała prysznic tak często, Ŝe bałam się, by nie wyschła na wiór. Pewnego wieczoru wyszła ze swojej luksusowej łazienki, promieniejąc Ŝyciem i świeŜością, pachnąc jak egzotyczny ogród kwiatowy. – Kocham zmierzch – powiedziała, tryskając radością. – Uwielbiam spacerować po lesie o wschodzie księŜyca. Siedzieliśmy wtedy wszyscy na naszym ulubionym tarasie, sącząc drinki. Bart nastawił uszy i zerknął na nią. – Kto tam w lesie czeka na ciebie? – Nie kto, drogi braciszku, lecz co. – Odwróciła głowę i obdarzyła go niewinnym, czarującym uśmiechem. – Zamierzam być miła dla ciebie, bez względu na to, jak bardzo jesteś
252
dla mnie przykry. Stwierdziłam, Ŝe nie zdobędę przyjaciół, robiąc niegrzeczne i przykre uwagi. Spojrzał podejrzliwie. – Nadal uwaŜam, Ŝe spotykasz się w lesie z jakimś chłopakiem. – Dziękuję ci, braciszku, Ŝe myślisz tylko o tym, jak mnie dotknąć złośliwymi podejrzeniami. Spodziewałam się czegoś więcej, i to czegoś gorszego. W Karolinie Południowej jest chłopak, w którym zakochałam się do szaleństwa. Jest miłośnikiem przyrody. Nauczył mnie, jak cenić wszystko to, czego nie moŜna kupić za pieniądze. Podziwiam wschody i zachody słońca. Ścigam się z królikami. Razem z tym chłopcem łapię rzadkie motyle, które on potem preparuje. Urządzamy pikniki w lasach, pływamy w jeziorach. PoniewaŜ tutaj nie mogę mieć chłopaka, staję samotnie na szczycie góry i próbuję stoczyć się na dół. To jest zabawne: walczyć z siłą ciąŜenia i nie stracić panowania nad sobą. – Ale jak ma na imię ta twoja grawitacja? Bill, John, Mark czy Lance? – Nie mam zamiaru pozwolić, abyś mi dokuczał – powiedziała wyniośle. – Lubię patrzeć w niebo, liczyć gwiazdy, szukać konstelacji, śledzić zabawę księŜyca w chowanego. Czasami księŜyc mruga do mnie, a ja mu odpowiadam. Dennis nauczył mnie, jak stać nieruchomo i chłonąć tchnienie nocy. CóŜ, doświadczam cudów, tracę wręcz poczucie czasu, poniewaŜ jestem zakochana: szaleńczo, namiętnie, głupio; jestem chora z miłości! Zazdrość mignęła w jego ciemnych oczach, on zaś warknął: – A co z Lance’em Spaldingiem? Myślałem, Ŝe to samo czułaś do niego. Czy teŜ moŜe na stałe uszkodziłem mu twarz, tak Ŝe nie chcesz nawet patrzeć na niego? Cindy zbladła. – W przeciwieństwie do ciebie, Barcie Foxworth, Lance ma nie tylko piękną powierzchowność, ale i wnętrze, podobnie jak ojciec, i nadal go kocham, i Dennisa teŜ. Bart nasroŜył się jeszcze bardziej. – Wiem wszystko o twojej miłości do przyrody! Chcesz rozciągnąć się na plecach i rozłoŜyć nogi dla jakiegoś wiejskiego głupka, a ja do tego nie dopuszczę! – Co się tu dzieje? – zapytał osłupiały Chris. Wrócił od telefonu i trafił na awanturę. Cindy poderwała się na równe nogi i oparła ręce na biodrach. Spojrzała Bartowi prosto w oczy, ale szybko, w dojrzały sposób, tak jak postanowiła, opanowała się. – Dlaczego zawsze zakładasz wszystko, co najgorsze, jeŜeli chodzi o mnie? Po prostu
253
chcę pospacerować przy świetle księŜyca, a wioska jest piętnaście kilometrów stąd. Szkoda, Ŝe nie rozumiesz, co to znaczy być człowiekiem. Jej odpowiedź i spojrzenie wprawiły go w jeszcze większą wściekłość. – Nie jesteś moją siostrą, jesteś po prostu małą, pieprzoną, napaloną dziwką, taką samą jak twoja matka! Tym razem Chris poderwał się od stołu i mocno walnął Barta w twarz. Bart odskoczył i podniósł pięści, gotów oddać cios. Wtedy ja zerwałam się i stanęłam między nim a Chrisem. – Nie, nawet nie śmiej uderzyć człowieka, który próbował być dla ciebie najlepszym ojcem! Jeśli to zrobisz, Bart, rozstaję się z tobą na zawsze! To wystarczyło, Ŝeby zwrócił na mnie swoje ciemne, rozpalone oczy. Tym spojrzeniem mógłby rozniecić ogień. – Dlaczego nie dostrzegacie, kim jest ta mała kurewka? Oboje widzicie wszystko złe we mnie, a zamykacie oczy na grzechy swoich faworytów! Ona jest niczym innym jak dziwką, cholerną dziwką! Nachmurzył się. Rozejrzał się za Joelem, którego tym razem nie było w pobliŜu. – Pamiętasz, mamo, co ona mi zrobiła? Łajdaczyła się w moim własnym domu. Chris, patrząc potępiająco na Barta, usiadł z powrotem. Cindy zniknęła w głębi domu. Patrzyłam za nią ze smutkiem, podczas gdy Chris przemawiał do Barta szorstkim głosem. – Czy nie widzisz, Ŝe Cindy stara się jak moŜe, Ŝeby przypodobać się tobie? Od czasu swojego przyjazdu do domu robi wszystko, Ŝeby pozyskać twoją sympatię, ale ty nie chcesz jej na to pozwolić. Jak moŜesz uwaŜać spacery po tych bezludnych lasach za coś nagannego? Od tej chwili chcę, Ŝebyś odnosił się do niej z szacunkiem, bo jeśli nie, moŜe popełnić jakieś głupstwo. Utrata Melodie wystarczy jak na jedno lato. Efekt tych słów byłby taki sam, gdyby Chris nie miał głosu, a Bart – słuchu. Chris zakończył jeszcze ostrzejszymi słowami, potem wstał i zniknął w głębi domu. Podejrzewałam, Ŝe poszedł na górę za Cindy, aby ją uspokoić. Gdy zostałam sama z moim młodszym synem, próbowałam, jak zwykle, przemówić mu do rozsądku. – Bart, dlaczego odnosisz się w taki sposób do Cindy? – zaczęłam. – Ona jest w bardzo trudnym wieku, ale jest skromną istotą, pragnącą akceptacji. Nie jest ani dziwką, ani kurewką. To urocza młoda dziewczyna, która pragnie być piękna i chce zwracać na siebie uwagę chłopców, co
254
wcale nie oznacza, Ŝe oddaje się kaŜdemu, kto się trafi. Ma skrupuły i swoją godność. Ten incydent z Lance’em Spaldingiem nie zepsuł jej. – Mamo, ona puściła się juŜ dawno temu, tylko ty nie chcesz w to uwierzyć. Lance Spalding nie był pierwszy. – Jak śmiesz tak mówić? – spytałam, naprawdę juŜ doprowadzona do wściekłości. – Kim ty w końcu jesteś? Śpisz, z kim masz ochotę, robisz, co chcesz, a ona ma być aniołem w aureoli i ze skrzydłami na plecach. Idź na górę i przeproś Cindy! – Przeprosiny są czymś, czego ona się nigdy ode mnie nie doczeka. – Usiadł i kończył posiłek. – SłuŜba rozmawia o Cindy. Nie słyszysz tego, bo jesteś zbyt zajęta przy tej dwójce dzieci, których nie moŜesz zostawić samych. Ale ja wszystko słyszę. Twoja Cindy to gorący numerek. Kłopot polega na tym, Ŝe uwaŜasz ją za aniołka. Myślisz, Ŝe jest taka, na jaką wygląda. Oparłam się cięŜko łokciami na szklanym blacie mocnego białego stołu, czując się równie zmęczona jak Jory, który nie wyrzekł ani słowa potępienia czy teŜ obrony Cindy. Przebywanie w towarzystwie Barta było bardzo wyczerpujące; męczyło ciągłe napięcie, powodowane obawą przed powiedzeniem jednego niestosownego słowa. Utkwiłam wzrok w szkarłatnych róŜach, będących ozdobą stołu. – Bart, czy nie przyszło ci do głowy, Ŝe Cindy mogła czuć się splugawiona, i to był powód, dla którego nie dbała o siebie? A ty nie dajesz jej Ŝadnych szans, Ŝeby poczuła swoją wartość. – To jest rozpustnica, rozpustna flądra – powiedział z absolutną pewnością. Przybrałam taki sam bezkompromisowy ton. – Zgodnie z tym, co słyszałam od słuŜby, jesteś typem bardzo podobnym do potępianej przez ciebie kobiety. Wstał, cisnął serwetkę i zdecydowanym krokiem pomaszerował w głąb domu. – Wyrzucę kaŜdą cholerę, która o mnie plotkuje! Westchnęłam. Wkrótce nie moglibyśmy nikogo nająć, gdyby tak miał wyrzucać. – Mamo, idę uciąć sobie drzemkę – powiedział Jory. – Ta miła kolacja na tarasie skończyła się dokładnie tak, jak przewidywałem. Tego samego wieczoru Bart wyrzucił całą słuŜbę z wyjątkiem Trevora, który rzadko odzywał się do kogokolwiek poza mną i Chrisem. Gdyby Trevor wyjeŜdŜał za kaŜdym razem, kiedy Bart go zwalniał, juŜ dawno by go tutaj nie było. Trevor miał tajemniczy sposób
255
rozpoznawania, kiedy Bart zachowuje się na serio. Nigdy, ale to nigdy nie sprzeciwił się Bartowi. MoŜe dlatego Bart uwaŜał, Ŝe zastraszył go. Myślę, Ŝe Trevor wybaczał Bartowi, poniewaŜ rozumiał go i było mu go Ŝal. Skierowałam się do pokoju Cindy i spotkałam schodzącego na dół Chrisa. – Jest bardzo rozstrojona. Spróbuj uspokoić ją, Cathy. Mówi, Ŝe wyjedzie stąd i juŜ nigdy nie wróci. Cindy leŜała na łóŜku, z twarzą ukrytą w poduszce. – Wszystko niszczy – płakała. – Nigdy nie znałam mojej rodzonej matki i ojca, a Bart chce mnie odsunąć od ciebie i taty – łkała, gdy przysiadłam na krawędzi łóŜka. – Postanowił zepsuć mi wakacje i zmusić mnie do wyjazdu, tak jak Melodie. Objęłam jej zgrabne ciało i utuliłam, najczulej jak potrafiłam, myśląc, Ŝe będę musiała ją stąd odesłać, Ŝeby uchronić od dalszych przykrości ze strony Barta. Gdzie mogłabym wysłać Cindy, nie raniąc jej uczuć? PołoŜyłam się do łóŜka, rozmyślając nad tym, a Cindy w tym samym czasie uciekła z domu, Ŝeby spotkać się z chłopcem z wioski. Dopiero później miałam się o tym dowiedzieć. Tak jak to Bart przewidywał, miłość Cindy do przyrody miała swoje imię – Victor Wadę. Gdy leŜałam w łóŜku, a Chris spał obok, gdy zastanawiałam się, co zrobić z Cindy i jak zachować jej miłość, a takŜe jak uchronić Barta przed gorszą połową jego osobowości, nasza córka wymknęła się z domu i pojechała z Victorem Wade’em do Charlottesville. W Charlottesville Cindy miło spędzała czas. Tak zapamiętale tańczyła z Victorem, aŜ zrobiła
jej
się
dziura
w
cienkich
podeszwach
błyszczących
sandałków
na
dziesięciocentymetrowych szklanych obcasach (w rzeczywistości pustych w środku i nie tak cięŜkich jak z pełnego szkła). Potem Victor, według jego słów, pojechał z powrotem w kierunku Foxworth Hall. W pobliŜu jednej z dróg prowadzących na nasze wzgórze zaparkował i wziął Cindy w ramiona. – Zakochałem się – wyszeptał ochrypłym głosem, obsypując pocałunkami jej twarz, miejsca za płatkami uszu i szyję, aŜ skończył na obnaŜonych piersiach. – Nigdy nie spotkałem dziewczyny nawet w połowie tak zabawnej jak ty. Masz rację. Nie ma lepszych w Teksasie... Na wpół pijana od nadmiaru wina, oszołomiona wprawną grą wstępną Victora, opierała się słabo i nieskutecznie. Wkrótce teŜ wzięła górę jej namiętna natura.
256
Gdy chłopak rozpiął suwak jej sukni, chętnie pomogła mu uporać się z resztą. Upadł na nią – i wtedy pojawił się Bart. Rycząc jak ranny byk, zaatakował zaparkowany samochód. Złapał Cindy i Victora w samym środku miłosnego aktu. Widok splecionych nagich ciał na tylnym siedzeniu potwierdził wszystkie jego podejrzenia i rozwścieczył go jeszcze bardziej. Bart szarpnięciem otworzył drzwi, złapał Victora za kostki i ściągnął z Cindy tak gwałtownie, Ŝe chłopak upadł twarzą na ostry Ŝwir drogi. Nie dając Victorowi szans na pozbieranie się, zaatakował go brutalnie. Krzycząc ze złości, nie zwaŜając na nagość, Cindy rzuciła swoje ubranie prosto w twarz Barta, tak Ŝe na chwilę go oślepiła. Dzięki temu Victor poderwał się i z kolei on zadał cios Bartowi, ale krwawił mu juŜ nos i miał podbite oko. W świetle księŜyca jego nagie ciało przybrało niebieski odcień. – Bart był taki bezwzględny, mamo! Taki okropny! Był jak szalony, szczególnie wtedy gdy Victor zdołał trafić go dobrym prawym hakiem w szczękę. Potem Victor próbował kopnąć Barta w jądra. Trafił go, ale niezbyt mocno. Bart zgiął się wpół, krzyknął i ruszył na Victora z taką furią, jakby chciał go zabić! Tak szybko pozbierał się z bólu, mamo, tak szybko... a ja zawsze słyszałam, Ŝe to na długo powstrzymuje męŜczyzn – łkała Cindy z głową wtuloną w moją sukienkę. – Był jak diabeł z piekła rodem, wyzywał Victora, miotając wszystkie te świńskie słowa, których nigdy nie pozwala mi uŜywać. Powalił go na ziemię i bił do nieprzytomności. Potem ruszył na mnie! Byłam przeraŜona, Ŝe zmasakruje mi twarz, złamie nos i zeszpeci mnie, czym zawsze groził. W jakiś sposób zdołałam naciągnąć sukienkę, ale miałam rozsunięty zamek na plecach. Złapał mnie za ramiona i potrząsnął tak mocno, Ŝe sukienka opadła do kolan i byłam całkiem naga, ale zdawało się, Ŝe on nic nie widzi. Patrzył mi prosto w twarz i uderzał najpierw w jeden, potem w drugi policzek, głowa chwiała mi się z boku na bok, w końcu świat zawirował i zemdlałam. Jeszcze kręciło mi się w głowie, kiedy chwycił mnie jak worek ziarna, przerzucił przez ramię i poniósł przez las, zostawiwszy Victora leŜącego na ziemi. – To było okropne, mamo, takie poniŜające! Być tak niesioną, jakbym była bydlęciem! Płakałam całą drogę, błagając Barta, Ŝeby wezwał karetkę, bo Victor moŜe być powaŜnie ranny... ale on nie chciał słuchać. Prosiłam go, Ŝeby postawił mnie na ziemi i pozwolił się ubrać, ale kazał mi się zamknąć, groŜąc, Ŝe moŜe zrobić coś strasznego. Potem zabrał mnie do... Urwała nagle, patrząc przed siebie, jakby sparaliŜowana strachem.
257
– Gdzie cię zabrał, Cindy? – spytałam, czując się chora, zupełnie jakby jej upokorzenie było moim. Współczułam jej, ale jednocześnie byłam zła, bo ściągnęła te kłopoty na siebie przez nieposłuszeństwo i zlekcewaŜenie wszystkiego, czego próbowałam ją nauczyć. Słabym głosem, z głową opuszczoną, tak Ŝe jej długie włosy skrywały twarz, dokończyła: – Do domu, mamo... do domu. Było tam coś jeszcze, ale juŜ nic więcej nie chciała powiedzieć. Zamierzałam ją skarcić, ukarać, przypomnieć jej, Ŝe doskonale zna Barta i jego wybuchowy charakter, ale była juŜ zbyt zmaltretowana, Ŝeby jeszcze męczyć ją morałami. Wstałam do wyjścia. – Zabieram ci wszystkie przywileje, Cindy. Odbieram ci telefon, Ŝebyś nie mogła zadzwonić do któregoś z twoich chłopców i prosić o pomoc w ucieczce. Wysłuchałam twojej wersji wydarzeń, a Bart dzisiaj rano opowiedział mi swoją. Nie zgadzam się ze sposobem ukarania ciebie i tego chłopca. Bart był zbyt brutalny i za to przepraszam. Wydaje mi się jednak, Ŝe zbyt swobodnie szafujesz seksem. Nie moŜesz zaprzeczać, bo widziałam to na własne oczy, kiedy był tutaj ten chłopiec, Lance. To przykre stwierdzić, Ŝe tak małą wagę przywiązywałaś do tego, czego próbowałam cię nauczyć. Zdaję sobie sprawę, Ŝe trudno, będąc młodym, róŜnić się od rówieśników, ale stale miałam nadzieję, Ŝe z utrzymywaniem intymnych stosunków poczekasz do pełnoletniości. Nie zniosłabym, Ŝeby nieznany męŜczyzna dotknął mnie choćby palcem, nie mówiąc juŜ o tym, Ŝeby mnie posiadł, a ty dopiero co spotkałaś tego chłopca, Cindy! Zupełnie obcy człowiek, który mógł zrobić ci krzywdę! Zwróciła ku mnie rozŜaloną śliczną buzię. – Mamo, pomóŜ mi! – CzyŜ nie robiłam wszystkiego, co w mojej mocy, przez całe twoje Ŝycie, Ŝeby ci pomóc? Posłuchaj mnie, Cindy, chociaŜ raz naprawdę posłuchaj. Najwartościowsza faza miłości to ta, kiedy uczysz się poznawać męŜczyznę i pozwalasz mu poznać siebie jako człowieka, zanim zaczniesz myśleć o seksie. Nie podrywaj pierwszego spotkanego chłopaka! – Mamo, we wszystkich ksiąŜkach piszą tylko o seksie. Nie wspominają o miłości – poskarŜyła się gorzko. – Większość psychiatrów twierdzi, Ŝe nie ma czegoś takiego jak miłość. Nigdy nie wytłumaczyłaś mi dokładnie, czym jest miłość. Nie wiem nawet, czy ona naprawdę istnieje. UwaŜam, Ŝe seks w moim wieku jest tak samo niezbędny jak woda i jedzenie, a miłość
258
jest niczym innym jak tylko podnieceniem; ono podgrzewa krew; powoduje przyspieszenie pulsu, bicie serca, przyspieszenie oddechu i ostatecznie jest to tylko naturalna potrzeba, nie gorsza od pragnienia snu. Tak więc, na przekór tobie i twoim staroświeckim poglądom, zgadzam się, gdy chłopak, który podoba mi się, chce tego. Victor Wadę chciał mnie... a ja chciałam jego. A więc nie wytrzeszczaj na mnie oczu w ten sposób! Nie zmuszał mnie. Nie zgwałcił mnie, po prostu pozwoliłam mu! Chciałam, Ŝeby zrobił to, co zrobił! Jej niebieskie oczy przeszyły mnie, gdy poderwała się i spojrzała mi prosto w twarz. – Więc, proszę, nazwij mnie teraz grzesznicą, tak jak to zrobił Bart! Wołaj i krzycz, mów, Ŝe pójdę do piekła. Ale ja nie ufam juŜ ani tobie, ani jemu! Jeśli tak jest, jak mówisz, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi na świecie to grzesznicy, łącznie z tobą i twoim bratem! Oszołomiona i głęboko dotknięta, wyszłam z pokoju. Upiornie wolno mijały piękne letnie dni, które Cindy spędzała nadąsana w swoim pokoju, zła na Barta, na mnie, nawet na Chrisa. Odmawiała spoŜywania posiłków przy jednym stole z Bartem i Joelem. Zaprzestała brania prysznica dwa lub trzy razy dziennie i zaniedbała swoje włosy prawie tak samo jak Melodie, jakby chcąc nam pokazać, Ŝe podobnie jak ona zamierza nas porzucić. W ogóle próbowała moŜliwie wiernie ją naśladować. Jednak nawet zaniedbana wyglądała ślicznie. – Niczego nie osiągniesz poza unieszczęśliwieniem siebie – powiedziałam, widząc, Ŝe pospiesznie wyłącza telewizor w swoim pokoju, jakby chciała mi pokazać, Ŝe nie ma dostępu do Ŝadnych przyjemności. A przecieŜ jej pokój był wyposaŜony we wszystko poza telefonem, który kazałam wyłączyć, aby nie mogła umawiać się na potajemne randki z Victorem Wade’em ani z kimkolwiek innym. Usiadła na łóŜku, patrząc na mnie z obraŜoną miną. – Pozwól mi po prostu wyjechać, mamo. Idź i powiedz Bartowi, Ŝeby pozwolił mi wyjechać, a juŜ nigdy nie będzie miał ze mną kłopotów. Nigdy juŜ nie wrócę do tego domu!
259
NIGDY! – Gdzie pojedziesz i co będziesz robić, Cindy? – zapytałam z troską. Bałam się, Ŝe wymknie się którejś nocy i nigdy więcej nie usłyszymy o niej. Wiedziałam równieŜ, Ŝe nie ma tylu odłoŜonych pieniędzy, które pozwoliłyby jej utrzymać się dłuŜej niŜ dwa tygodnie. – Zrobię to, co muszę! – krzyknęła ze łzami Ŝalu nad samą sobą, spływającymi po bladej twarzy, która straciła juŜ swój róŜowy odcień. – Obdarzyliście mnie z tatą szczodrze, tak Ŝe nie będę musiała handlować swoim ciałem, jeśli to masz na myśli. Chyba Ŝe będę tego chciała. W tej chwili czuję się tak, jakbym była dla Barta uosobieniem wszystkich wad. – Zostań więc w tym pokoju, dopóki nie poczujesz, Ŝe masz wszystkie zalety, które chciałabym w tobie widzieć. Gdy będziesz umiała zwracać się do mnie z szacunkiem, bez wrzasków, i przedstawisz mi jakieś dojrzalsze plany dotyczące przyszłego Ŝycia, sama pomogę ci uciec z tego domu. – Mamo! – zajęczała. – Nie potępiaj mnie! Nic na to nie mogę poradzić, Ŝe lubię chłopców, a oni mnie! Chciałabym zachować siebie dla tego Jedynego, ale go jeszcze nie spotkałam. Gdy będę im odmawiała, pójdą do innych dziewczyn. Jak to zrobić, mamo? Co moŜna zrobić, Ŝeby ci wszyscy męŜczyźni kochali mnie i tylko mnie? Wszyscy męŜczyźni? Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zamiast tego, podobnie jak inni rodzice przyciśnięci do muru, zrobiłam unik. – Cindy, twój ojciec i ja bardzo cię kochamy, powinnaś to wiedzieć. Jory cię kocha. A bliźniaki uśmiechają się, kiedy tylko się do nich zbliŜasz. Zanim zdecydujesz się na jakiś gwałtowny ruch, usiądź z ojcem, z Jorym, porozmawiamy, powiesz nam o swoich planach. I jeśli to wszystko będzie brzmiało rozsądnie, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, abyś osiągnęła swój cel. – A czy pozwolicie Bartowi wtrącać się do tego? – spytała podejrzliwie. – Nie, kochanie. Bart dowiódł, Ŝe traci rozsądek, jeśli chodzi o ciebie. Od chwili kiedy przybyłaś do naszej rodziny, ma ci za złe wszystko, co robisz, i zdaje się, nikt z nas nie ma na to wpływu. Jeśli chodzi o Joela, to nie lubię go i dla niego równieŜ nie ma miejsca w naszej rodzinnej dyskusji o twojej przyszłości. Zarzuciła mi nagle ręce na szyję. – Och, mamo, tak mi wstyd, Ŝe naopowiadałam tyle okropnych rzeczy. Chciałam cię
260
dotknąć tamtego dnia, ze złości, Ŝe Bart tak bardzo mnie zawstydził. Obroń mnie przed Bartem, mamo. Znajdź jakiś sposób, proszę cię. Po naszej wspólnej rozmowie znaleźliśmy sposób, Ŝeby ochronić Cindy nie tylko przed Bartem, ale i przed nią samą. Próbowałam uspokoić Barta, który chciał ją jeszcze bardziej ukarać. – Ona tylko dolewa oliwy do ognia płonącego w wiosce! – wykrzykiwał, gdy weszłam do jego biura. – Staram się Ŝyć skromnie i po boŜemu – nie krzycz na mnie i nie mów, Ŝe słyszałaś coś przeciwnego. Przyznaję, Ŝe przez moment stoczyłem się w błoto, ale to się zmieniło. Nie bawią mnie juŜ tamte kobiety. Tylko Melodie dała mi coś, co przypominało miłość. Starałam się zachować powagę. Z jaką łatwością odwrócił się od Melodie, gdy tylko zorientował się, Ŝe rozkochał ją w sobie... Przyglądając się kosztownym przedmiotom zgromadzonym w biurze, zaczęłam się zastanawiać, czy Bart nie lubi bardziej rzeczy niŜ ludzi; patrzyłam na luksusowe wschodnie antyki, kupowane na aukcjach za cięŜkie setki tysięcy. Stojące tutaj meble zawstydziłyby Biały Dom. Zostałby najbogatszym człowiekiem na świecie, gdyby nadal co kilka miesięcy podwajał te swoje pięćset tysięcy, tak jak to w jakiś sposób udawało mu się robić dotychczas. JuŜ poprzednio całkowicie przeszedł „na swoje”, gdy zarobił miliard czy coś koło tego. Jaka szkoda, Ŝe nie mógł być bardziej ludzki od innych chciwych i egoistycznych milionerów. – Wyjdź, mamo. Marnujesz mój czas. – Okręcił się na fotelu i wyjrzał na piękne kwitnące ogrody. – Wyślij gdzieś Cindy – gdziekolwiek. Niech juŜ zejdzie mi z oczu. – Cindy powiedziała nam wczoraj wieczorem, Ŝe chciałaby spędzić resztę lata w szkole dramatycznej w Nowej Anglii. Ma jej adres i nazwę. Chris zadzwonił, Ŝeby to sprawdzić. Szkoła ma dobrą opinię i wydaje się godna zaufania. Cindy wyjedzie więc w ciągu trzech dni. – Niech jedzie do diabła – powiedział obojętnie. Spojrzałam na niego ze współczuciem. – Zanim ją tak surowo potępisz, Bart, pomyśl o sobie. Czy zrobiła coś gorszego od ciebie? Nie dając odpowiedzi, zaczął pracować na komputerze. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Trzy dni później pomagałam Cindy kończyć pakowanie walizek. Nakupowała codziennych ubrań, zaopatrzyła się teŜ w sześć par nowych butów i dwa nowe kostiumy kąpielowe. Pocałowała Jory’ego na poŜegnanie, a potem dłuŜszą chwilę tuliła w ramionach bliźnięta.
261
– Kochane małe dzieciaczki – mówiła do nich – przyjadę znowu. Wślizgnę się tutaj, tak Ŝe nawet Bart mnie nie zauwaŜy. Jory, teŜ powinieneś stąd wyjechać. Mamo, ty i tata jedźcie z nim. Niechętnie odłoŜyła bliźnięta z powrotem do kojca, podeszła do mnie, objęła mnie i pocałowała. Rozpłakałam się. Traciłam córkę. Ze sposobu, w jaki na mnie patrzyła, wiedziałam, Ŝe pomiędzy nami nie będzie juŜ nigdy tak samo. Jeszcze raz podeszła i objęła mnie. – Tata chce mnie odwieźć na lotnisko – powiedziała, kładąc głowę na moim ramieniu. – Pojedź z nami, pod warunkiem Ŝe nie będziesz płakała i uŜalała się nade mną, poniewaŜ cieszę się jak skowronek, Ŝe uwolnię się od tego przeklętego domu. I potraktujcie mnie chociaŜ raz powaŜnie; zabierzcie Jory’ego i zapomnijcie o Foxworth Hall. To jest piekielny dom, nienawidzę jego atmosfery tak samo mocno, jak kiedyś mocno kochałam jego piękno. Pojechaliśmy na lotnisko. Cindy nawet nie poŜegnała się z Bartem i Joelem. Nie potrzebowałam dalszych słów, jej jakby nieobecny wyraz twarzy powiedział mi wszystko. Serdeczniej sza była w stosunku do Chrisa, całując go na poŜegnanie. Do mnie tylko pomachała, biegnąc do wyjścia na płytę lotniska. – Nie czekajcie na start samolotu. Poradzę sobie. – Napiszesz? – zapytał Chris. – Oczywiście, jak tylko znajdę czas. – Cindy – zawołałam na przekór samej sobie, znowu chcąc ją ochronić – pisz przynajmniej raz w tygodniu! Troszczymy się o ciebie. Będziemy tutaj i zawsze moŜesz liczyć na naszą pomoc. Prędzej czy później Bart znajdzie to, czego szuka. On się zmieni. Doczekam się tego. Zrobię wszystko, Ŝebyśmy znowu byli jedną rodziną. – On nie moŜe odzyskać swojej duszy, mamo! – odkrzyknęła oddalając się. – Nie ma jej od urodzenia. Zanim jeszcze samolot oderwał się od ziemi, wyschły mi łzy, a moje postanowienie stało się twarde jak beton. Postanowiłam, zanim umrę, zobaczyć moją rodzinę znowu połączoną, całą i zdrową – nawet gdyby miało to zająć mi resztę Ŝycia. W drodze do tego, co nazywaliśmy „domem”, Chris podejmował wysiłki wyrwania mnie z przygnębienia. – Jak sprawuje się ta pielęgniarka?
262
Tak byłam ostatnio zajęta Cindy, Ŝe niewiele zwracałam uwagi na piękną ciemnowłosą pielęgniarkę, którą Chris wynajął do pomocy przy bliźniętach i Jorym. Była w domu juŜ od kilku dni, ale nie potrafię nawet powiedzieć, czy zamieniłam z nią choć kilka słów. – Co Jory myśli o Toni? – zapytał Chris. – Sporo wysiłku kosztowało mnie znalezienie właściwej osoby. Moim zdaniem to prawdziwy skarb. – Nie sądzę, Ŝeby nawet spojrzał na nią, Chris. Jest tak zajęty dziećmi i tym swoim malowaniem. Bliźnięta zaczynają juŜ raczkować. Właśnie wczoraj widziałam jak Córy, znaczy Darren, podniósł z ziemi robaka i próbował wsadzić go sobie do buzi. Toni podbiegła i przeszkodziła mu. Nie zauwaŜyłam, Ŝeby Jory chociaŜ na nią spojrzał. – Prędzej czy później spojrzy. A ty, Cathy, musisz przestać myśleć o bliźniętach jako o Corym i Carrie. Jak Jory usłyszy, Ŝe tak je nazywasz, będzie zły. To nie są nasze bliźnięta, one naleŜą do niego. Chris nie odezwał się juŜ więcej podczas długiej drogi powrotnej do Foxworth Hall. – Co się dzieje w tym zwariowanym domu? – zapytał Jory, gdy tylko pojawiłam się na tarasie. Siedział na macie rozłoŜonej na kamiennych płytach. Koło niego bawiły się na słońcu bliźnięta. – Zaraz po waszym wyjeździe z Cindy na lotnisko pojawili się robotnicy i zaczęli stukać i walić w tym pokoju na parterze, gdzie lubi modlić się Joel. Nie widziałem Barta, a nie chciałem pytać Joela. I jest jeszcze coś innego... – Nic nie rozumiem... – Jest jeszcze ta cholerna pielęgniarka, którą wynajęliście z ojcem, mamo. Jest piękna i sprawnie pracuje, pod warunkiem, Ŝe znajduje się w pobliŜu. Wołałem ją przez dziesięć minut i nie odzywała się. Bliźnięta miały mokro, a nie przyniosła dosyć pieluszek, Ŝebym mógł je przewinąć. Nie mogłem pójść po nie do domu, bo musiałbym zostawić dzieci same. Płaczą, gdy próbuję załoŜyć im szelki. Chcą mieć swobodę. Szczególnie Deirdre. Przewinęłam bliźnięta i połoŜyłam je spać, a potem ruszyłam na poszukiwanie najnowszego domownika. Ku mojemu zaskoczeniu pielęgniarka była wraz z Bartem na nowym basenie, oboje roześmiani, opryskujący się wzajemnie wodą.
263
– Hej, mamo! – zawołał Bart, opalony i zadowolony, tak samo szczęśliwy jak tego dnia, gdy wyznał miłość do Melodie. – Toni świetnie gra w tenisa. To wspaniale, Ŝe jest tutaj. Tak się zgrzaliśmy, Ŝe postanowiliśmy ochłodzić się w basenie. Antonia Winters trafnie odczytała wyraz moich oczu. Natychmiast wyszła z basenu i zaczęła się wycierać. Osuszyła swoje ciemne poskręcane włosy ręcznikiem, potem tym samym białym ręcznikiem owinęła czerwone bikini. – Bart prosił, Ŝebym zwracała się do niego po imieniu. Czy nie ma pani nic przeciwko temu, pani Sheffield? Spojrzałam na nią przeciągle, zastanawiając się, czy rzeczywiście jest na tyle odpowiedzialna, Ŝeby opiekować się Jorym i bliźniętami. Podobały mi się jej ciemne kręcone włosy, opadające miękkimi splotami i stanowiące ładne obramowanie twarzy pozbawionej makijaŜu. Toni miała około metra siedemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu i równie wiele zmysłowych zaokrągleń jak Cindy, takich kształtów, których Bart nie akceptował u swojej siostry. Ale ze sposobu, w jaki patrzył na pielęgniarkę, widać było, Ŝe całkowicie aprobował jej sylwetkę. – Toni – zaczęłam opanowanym głosem – wynajęłam cię do pomocy Jory’emu, który próbował dowołać się ciebie, kiedy zabrakło pieluszek. Był z dziećmi na tarasie i ty powinnaś być z nim, a nie z Bartem. Przyjęliśmy cię, oczekując, Ŝe nie będziesz zaniedbywać obowiązków ani wobec Jory’ego, ani wobec jego dzieci. Zaczerwieniła się z zakłopotania. – Przepraszam, ale Bart... – zawahała się, wydawała się trochę podniecona, gdy patrzyła na niego. – Wszystko w porządku, Toni. Biorę winę na siebie – odezwał się Bart. – Powiedziałem jej, Ŝe Jory jest sprawny i poradzi sobie, z bliźniętami równieŜ. Sądziłem, Ŝe zaleŜy mu na samodzielności. – Nie chcę, Ŝeby to się kiedyś powtórzyło, Toni – powiedziałam, nie zwracając uwagi na Barta. Ten cholerny facet doprowadzi do tego, Ŝe wszyscy zwariujemy! Nagle przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł. – Bart, zrobilibyście wraz z Toni wielką przysługę Jory’emu, włączając go do waszych pływackich zabaw. Ramiona ma całkowicie sprawne, nawet bardzo silne.
264
Powinieneś jeszcze pamiętać i to, Bart, Ŝe taki nieogrodzony basen jest niebezpieczny dla dwójki małych dzieci. Tak więc, Toni, chciałabym, Ŝebyście oboje z Jorym zaczęli uczyć bliźnięta pływania... tak na wszelki wypadek. Bart popatrzył na mnie w zamyśleniu, jakby czytając w moich myślach. Popatrzył znowu na Antonię, kierującą się juŜ w stronę domu. – A więc zamierzacie zostać... dlaczego? – Nie chcesz, Ŝebyśmy zostali? Uśmiechnął się z wdziękiem swojego zmarłego ojca. – Tak, oczywiście, Ŝe chcę. Zwłaszcza teraz, gdy Toni pojawiła się, Ŝeby rozweselać moje samotne godziny. – Zostaw ją w spokoju, Bart! Uśmiechnął się do mnie wykrętnie i zaczął płynąć na plecach w moją stronę. Gdy był juŜ blisko, zrobił koziołka i złapał mnie za kostki nóg tak mocno, Ŝe aŜ zabolało. Przez chwilę bałam się, Ŝe wciągnie mnie do wody i zniszczy jedwabną sukienkę. Spojrzałam w jego ciemne, nagle groźne, zdecydowane oczy. – Puść moje kostki. Jestem juŜ po porannym pływaniu. – Czemu czasem nie popływasz ze mną? Co on zobaczył takiego, Ŝe minęło zagroŜenie, a pojawił się smutek i taka tęsknota, Ŝe aŜ pochylił się i pocałował moje wystające z sandałów palce z pomalowanymi na róŜowo paznokciami? Pękało mi serce. – Myślę, Ŝe nigdy nie spotkam nikogo równie uroczego jak ty... – odezwał się tonem swojego zmarłego ojca. – Spojrzał w górę. – Widzisz, mamo, takŜe mam trochę artystyczną duszę. To była moja chwila. Był uwraŜliwiony, poruszony czymś, co zobaczył w mojej twarzy. – Tak, Bart, oczywiście, Ŝe masz, ale czy nie jest ci odrobinę smutno, Ŝe Cindy pojechała? Jego spojrzenie stwardniało. – Nie, nie jest mi przykro. CzyŜ nie udowodniłem ci, kim ona jest naprawdę? – Udowodniłeś tylko, jaki potrafisz być zawistny. Oczy pociemniały mu jeszcze bardziej. Przeraziło mnie jego dzikie spojrzenie. Na odgłos słabego szelestu spojrzał w stronę domu. Przez trawnik otaczający długi owalny basen zbliŜał się Joel.
265
Milcząco potępił nas swoimi bladymi niebieskimi oczami. Jego złoŜone kościste dłonie sterczały poniŜej podbródka. Odchylił do tyłu głowę i spojrzał ku niebu. – Bart, pozwalasz, Ŝeby Pan czekał na ciebie, a ty marnujesz czas – usłyszeliśmy jego słodki, drŜący, słaby głos. Bezradnie obserwowałam, jak w oczach mego syna pojawia się poczucie winy. Bart wygramolił się z basenu. Przez chwilę stał w całej krasie młodzieńczej męskości; miał silne, mocno opalone nogi, umięśniony i płaski brzuch, szerokie ramiona z mięśniami drgającymi pod skórą i gęsty, poskręcany zarost na piersiach. Przez mgnienie oka pomyślałam, Ŝe napina mięśnie przed lwim skokiem do gardła Joela. Zastanawiałam się, czy przyszło mu kiedyś do głowy uderzyć wuja. Chmura przesłoniła słońce. Jakimś sposobem cienie niezapalonych latarni przy basenie utworzyły na ziemi krzyŜ. Bart spojrzał pod nogi. – Popatrz, Bart – powiedział Joel zniewalającym głosem, jakiego nigdy u niego przedtem nie słyszałam – zaniedbałeś swoje obowiązki i słońce schowało się. Bóg dał ci znak krzyŜa. On zawsze czuwa. Słucha. Zna ciebie. Bo ty zostałeś wybrany. Wybrany do czego? Zupełnie jak zahipnotyzowany Bart poszedł za wujem do domu, zostawiając mnie samą na brzegu basenu. Pospieszyłam opowiedzieć Chrisowi o Joelu. – Co on miał na myśli, Chris, mówiąc, Ŝe Bart został wybrany? Chris dopiero co wrócił od Jory’ego i bliźniąt. Zmusił mnie, Ŝebym usiadła i odpręŜyła się. Nawet wręczył mi mój ulubiony koktajl, zanim usiadł na naszym małym balkonie z widokiem na otaczające góry. – Przed chwilą zamieniłem z Joelem kilka słów. Okazuje się, Ŝe Bart wynajął robotników do budowy małej kapliczki w tym pustym pokoju, który Joel wybrał na swoje modlitwy. – Kaplicę? – zapytałam z niedowierzaniem. – Do czego potrzebna nam kaplica? – Nie sądzę, Ŝeby była dla nas, ona jest dla Barta i Joela. To ma być miejsce, gdzie będą mogli modlić się bez konieczności wyjazdu do wioski i spotykania się z tymi wszystkimi ludźmi pogardzającymi Foxworthami. I jeŜeli Bart uwaŜa, Ŝe to pomoŜe mu odnaleźć swoje miejsce, to, na miłość boską, ani słowem nie potępiaj ich przedsięwzięć. Cathy, nie uwaŜam Joela za diabła wcielonego. Myślę, Ŝe co najwyŜej próbuje zrobić z siebie kandydata na świętego. – Na świętego? To byłoby jak załoŜenie aureoli na głowę Malcolma!
266
Chris zniecierpliwił się. – Pozwól Bartowi robić to, co chce. NajwyŜszy czas, Ŝebyśmy stąd wyjechali. Rozmawiając z tobą w tym domu, nie mogę spodziewać się rozsądnej odpowiedzi. Jak tylko znajdę odpowiedni dom, przeniesiemy się do Charlottesville i zabierzemy ze sobą Jory’ego z bliźniętami i Toni. Jory wjechał do pokoju i patrząc na mnie, powiedział: – Mamo, tata moŜe mieć rację. Joel byłby dobrym, łagodnym świętym. Na takiego czasami wygląda. Przypatruję mu się, gdy tego nie widzi. UwaŜam, Ŝe w jakiś sposób stara się nie być kopią dziadka, którego oboje nienawidzicie. – Myślę, Ŝe to wszystko jest śmieszne! Oczywiście, Ŝe Joel nie jest podobny do swojego ojca, bo nie nienawidziłby go tak bardzo – wybuchnął Chris z nagłą i rzadką u niego złością, ze zniecierpliwieniem odnoszącym się nie tylko do mnie, ale i do Jory’ego. – Wszystkie te opowieści o duszach odradzających się w następnych pokoleniach są absolutną bzdurą. Nie ma potrzeby dalszego komplikowania sobie Ŝycia, bo jest i tak wystarczająco zawiłe. W poniedziałek Chris znowu pojechał do pracy. Był w nią zaangaŜowany równie mocno jak wtedy, gdy prowadził praktykę lekarską. Patrzyłam za oddalającym się autem, czując, Ŝe moją rywalką staje się biochemia. Przy stole podczas obiadu było pusto bez Chrisa i Cindy. Na górze Toni kładła bliźnięta spać, co bardzo irytowało Barta. Opowiedział więc parę historyjek Jory’emu, dając do zrozumienia, Ŝe dziewczyna jest do szaleństwa zakochana w opowiadającym. Informacja ta nie zrobiła na Jorym Ŝadnego wraŜenia; zbyt zajęły był własnymi myślami. Nie odezwał się słowem podczas całego posiłku, nawet kiedy w końcu Toni dołączyła do nas. Nadszedł kolejny piątkowy wieczór, a wraz z nim przyjechał Chris. Zupełnie tak samo jak kiedyś nasz ojciec. W jakiś dziwny sposób niepokoiło mnie podobieństwo trybu naszego Ŝycia do Ŝycia rodziców. W soboty większą część dnia spędzaliśmy z bliźniętami na basenie, gdzie ja i Toni zajmowałyśmy się dziećmi, a Chris zajmował się Jorym, który rzeczywiście nie wymagał wiele pomocy. Jory doskonale sobie radził w wodzie; silne ramiona zastępowały mu bezwładne nogi. Na basenie, z nogami pod wodą, z uśmiechniętą twarzą, bardzo przypominał dawnego Jory’ego. – Hej, to jest coś wspaniałego! Nie wyjeŜdŜajmy stąd jeszcze. Niewiele jest domów w
267
Charlottesville z takimi basenami jak ten. A ja potrzebuję jeszcze szerokich korytarzy i windy. Przyzwyczaiłem się juŜ do Barta i nawet do Joela. – Mogę nie przyjechać na następny weekend. Chris unikał mojego spojrzenia, kiedy w niedzielę przy śniadaniu podawał tę niemiłą informację. – W Chicago jest zjazd biochemików i chcę tam polecieć – wyjaśnił, wciąŜ unikając patrzenia w moim kierunku. – Nie będzie mnie dwa tygodnie. Gdybyś chciała polecieć ze mną, Cathy, byłoby mi miło. Bart nastawił uszu, dłubiąc łyŜką w dojrzałym melonie. Jego ciemne oczy nabrały spokojnego, wyczekującego wyrazu, jakby całe jego Ŝycie miało zaleŜeć od mojej odpowiedzi. Chciałam pojechać z Chrisem. Chciałam uciec z tego domu, od jego problemów, i pobyć trochę z ukochanym męŜczyzną. Pragnęłam być blisko niego, ale musiałam mu odmówić i zdobyć się na wysiłek, Ŝeby do końca chronić Barta. – Bardzo chciałabym pojechać z tobą, Chris, ale Jory krępuje się prosić Toni, Ŝeby wykonywała pewne czynności przy nim. On potrzebuje mnie tutaj. – AleŜ na miłość boską! Dlatego ją zatrudniliśmy! PrzecieŜ jest pielęgniarką! – Chris, nie wzywaj pod moim dachem imienia boŜego nadaremno. Patrząc na Barta, który to powiedział, Chris wstał i wyprostował się. – Straciłem nagle apetyt. Zjem śniadanie w mieście, jeśli odzyskam apetyt na cokolwiek. Spojrzał na mnie z wyrzutem, rzucił gniewne spojrzenie na Barta, połoŜył przelotnie rękę na ramieniu Jory’ego i wyszedł. Dobrze się stało, Ŝe wcześniej poprosiłam go o znalezienie pielęgniarki. Widać było, Ŝe coraz bardziej zamyka uszy na to, co zamierzam robić dla moich dwóch synów, którzy chcąc czy nie chcąc, wbijali pomiędzy nas klin. Jednak nie mogłam zostawić Jory’ego, nie mając całkowitej pewności, Ŝe Toni dobrze się nim zaopiekuje. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Toni przyłączyła się do nas przy podwieczorku, ubrana w świeŜy biały fartuch. Rozmawialiśmy przy stole o pogodzie i innych banalnych rzeczach, gdy usiadła z oczami utkwionymi w Barcie. Pięknymi, błyszczącymi jasnoszarymi oczami, wypełnionymi lękiem i namiętnością. Było to tak widoczne, Ŝe chciałam ją ostrzec, chciałam, Ŝeby zwróciła uwagę na Jory’ego, a nie na człowieka, który najprawdopodobniej ją zniszczy. Czując podziw Toni, Bart zaczął czarować: śmiał się i opowiadał róŜne głupie historyjki,
268
mogące rozśmieszyć tylko takiego małego chłopca, jakim sam był. KaŜde jego słowo zachwycało ją coraz bardziej, podczas gdy Jory siedział w swoim znienawidzonym wózku, udając, Ŝe czyta poranną gazetę. Dzień po dniu obserwowałam, jak zachwyt Toni rośnie. Opiekowała się jednak serdecznie bliźniętami i cierpliwie robiła wszystko, co mogła, przy Jorym. Mój syn pierworodny był w posępnym nastroju. Ciągle wyczekiwał telefonu od Melodie, czekał na listy, które nie nadchodziły, czekał na czyjąś pomoc przy zajęciach, do których był przyzwyczajony, a których nie mógł juŜ wykonywać. Czułam jego zniecierpliwienie, gdy słuŜba zbyt długo słała łóŜko i porządkowała jego pokój, a on chciał, Ŝeby wreszcie wyszli i zostawili go samego. Był tytanem pracy. Wynajęty nauczyciel malarstwa przychodził trzy razy w tygodniu i uczył go rozmaitych technik. Praca, praca, praca... bo Jory postanowił zostać moŜliwie najlepszym malarzem, tak jak kiedyś zapragnął być najlepszym tancerzem i cały czas od rana do wieczora poświęcał ćwiczeniom baletowym. WciąŜ aktualne były dla niego cztery najwaŜniejsze hasła świata baletu: MOTYWACJA, POŚWIĘCENIE, PRAGNIENIE i ZDECYDOWANIE. – Czy sądzisz, Ŝe Toni jest odpowiednią opiekunką dla bliźniąt? – spytałam go pewnego wieczoru, gdy dziewczyna oddaliła się z bliźniętami, które uwielbiały spacery i juŜ na sam widok wózka piszczały z radości i podniecenia. Powiedziałam to, gdy zobaczyliśmy, jak dogania ją Bart i razem popychają wózek z dziećmi Jory’ego. Z niepokojem czekałam na to, co powie, ale nie odezwał się. Zobaczyłam, jak z gorzkim wyrazem twarzy patrzył za Bartem, który przejął opiekę nad jego dziećmi, i za wynajętą przeze mnie pielęgniarką. Mogłam czytać w jego myślach. JeŜdŜąc w wózku, nie miał szans u Ŝadnej kobiety. Teraz, kiedy nie mógł tańczyć ani nawet chodzić, nie był atrakcyjny. Jednak lekarze powiedzieli, Ŝe wielu niepełnosprawnych męŜczyzn Ŝeni się i wiedzie mniej więcej normalne Ŝycie. Procent takich małŜeństw jest znacznie wyŜszy niŜ procent małŜeństw niepełnosprawnych kobiet. Kobiety mają w sobie więcej litości niŜ męŜczyźni. Więcej normalnych męŜczyzn myśli wyłącznie o własnych potrzebach. Tylko wyjątkowo współczujący i wyrozumiały męŜczyzna poślubiłby niesprawną fizycznie kobietę. – Jory, czy nadal tęsknisz za Melodie? Patrzył posępnie przed siebie, po czym powoli oderwał wzrok od Toni i Barta, którzy
269
zatrzymali się i usiedli na pieńku drzewa. – Staram się w ogóle za duŜo nie myśleć. Jest to dobry sposób, Ŝeby ustrzec się rozmyślań o przyszłości i o tym, jak będę sobie radził. W końcu zostanę sam i boję się tego dnia, ten strach jest dla mnie nie do zniesienia. – Zawsze będziemy z Chrisem przy tobie. Będziemy tak długo, jak długo będziesz nas potrzebował i jak długo będziemy Ŝyli; ale zanim któreś z nas umrze, znajdziesz sobie jeszcze kogoś, jestem o tym przekonana. – Skąd wiesz? Nie jestem nawet pewien, czy kogoś chcę. Byłbym skrępowany, gdybym miał teraz Ŝonę. Staram się znaleźć kogoś, kto umiałby wypełnić mi puste miejsce, które zostało po tańcu, ale jak dotąd nie znalazłem. Teraz najwaŜniejsze są bliźnięta i rodzice. Spojrzałam w kierunku pary na pieńku drzewa. Właśnie w tej chwili Bart poderwał się, wyjął dzieci z podwójnego wózka i zaczął bawić się z nimi na trawniku obok ścieŜki. Bliźnięta lubiły kaŜdego, próbowały nawet oczarować Joela, choć nigdy ich nie dotknął ani nie przemawiał do nich tak jak my. Dochodził nas śmiech małego chłopca i dziewczynki, którzy z kaŜdym dniem robili się coraz piękniejsi. Bart zachowywał się jak człowiek niezwykle szczęśliwy. Pomyślałam, Ŝe potrzebuje kogoś równie rozpaczliwie jak Jory. W pewien sposób potrzebował nawet bardziej niŜ Jory, bo ten z pewnością odnajdzie swoje miejsce, z Ŝoną czy teŜ bez niej. Siedzieliśmy, przyglądając się parze igrającej z bliźniętami. Pojawił się księŜyc w pełni, wyjątkowo wielki i złoty w świetle zmierzchu. Ptak nad jeziorem niedaleko nas wydał pojedynczy krzyk. – Co to jest? – spytałam prostując się. – Nigdy jeszcze nie słyszałam takiego ptaka przed zachodem słońca. – To nury – powiedział Jory, patrząc w kierunku jeziora. – Czasem burza zagania je w te strony. Często wynajmowaliśmy z Mel domek na wyspie Pustynnej Góry, słuchaliśmy krzyków nurów i myśleliśmy, Ŝe są bardzo romantyczne. Zastanawiam się, dlaczego tak uwaŜaliśmy. Teraz ten krzyk brzmi smutno, nawet ponuro. – Są tacy, którzy mówią, Ŝe to dusze potępione przybierają postać nurów – odezwał się Joel, wyłaniając się z ciemności. – Co to jest dusza potępiona, Joel? – spytałam ostro, odwracając się w jego stronę. – Dusza tych, którzy nie mogą zaznać spokoju w swoich grobach, Catherine – powiedział
270
miękko. – Tych, którzy wahają się pomiędzy niebem a piekłem i patrząc wstecz na swój czas na ziemi, widzą, co zostawili niedokończone. Oglądający się za siebie są uwięziem na zawsze, a przynajmniej dopóty, dopóki ich Ŝyciowe zadanie pozostaje niezakończone. ZadrŜałam, jakby zimny wiatr powiał od cmentarza. – Nie próbuj zastanawiać się nad tym, mamo – powiedział Jory niecierpliwie. – śebym to ja mógł uŜyć tych opisowych określeń, których z taką łatwością i bez oporów uŜywa młodzieŜ w wieku Cindy. Zabawne – dodał zamyślony, gdy Joel znowu zniknął w ciemnościach – kiedy mieszkałem w Nowym Jorku i byłem oburzony, zniecierpliwiony czy teŜ wściekły, równieŜ kląłem. Teraz, nawet gdy chcę wypowiedzieć takie słowa, coś mnie powstrzymuje. Nie musiał mi tego tłumaczyć. Wiedziałam dokładnie, o co mu chodzi. To było wokół nas, w atmosferze, w czystości górskiego powietrza, w bliskości gwiazd... obecność surowego i wymagającego Boga. Wszędzie.
271
NOWI KOCHANKOWIE Spotykali się w półmroku. Całowali na korytarzach. Spacerowali po słonecznych ogrodach, włóczyli przy świetle księŜyca. Razem pływali, grywali w tenisa, spacerowali ręka w rękę brzegiem jeziora; chodzili i biegali po lasach, urządzali pikniki przy basenie, nad jeziorem, w lesie; chodzili na tańce, do restauracji, do teatrów i do kin. śyli we własnym świecie, w którym my byliśmy zaledwie statystami. Nie widzieli nikogo prócz siebie nawzajem. Zdawać się mogło, Ŝe cały świat objęli w posiadanie i nie zamierzali go wypuścić. Byłam poruszona ich romansem, wbrew sobie uległam czarowi tych pięknych młodych kochanków, dobranej pary, nawet włosy mieli prawie w tym samym ciemnym odcieniu. Byłam szczęśliwa i zarazem nieszczęśliwa, zadowolona, i jednocześnie zasmucona, Ŝe to nie Jory znalazł tę miłość. Chciałam ostrzec Toni, Ŝe porusza się po niepewnym gruncie, Ŝe Bartowi nie moŜna ufać, ale poniechałam tego, widząc rozpromienioną, wolną od poczucia winy i wstydu twarz Barta. Tym razem nie kradł czegoś, co naleŜało do jego brata. Krytyczne słowa musiałam zostawić dla siebie. Musiałam milczeć i pozwolić mu na dokonanie wyboru. To było coś innego niŜ w przypadku Melodie; Toni nie naleŜała do Jory’ego. Szczęście dawało Bartowi większą pewność siebie, a poczucie bezpieczeństwa płynące z nowo odkrytej miłości pozwoliło mu wyzbyć się niektórych przykrych zachowań, zapomnieć o obsesyjnym poczuciu porządku. Pozwalał sobie nawet na wypoczywanie w stroju sportowym. Jeszcze niedawno tylko garnitur za tysiąc dolarów, droga jedwabna koszula i kosztowny krawat były dla niego świadectwem pozycji społecznej; teraz nie przywiązywał juŜ takiej wagi do strojów, bo Toni dawała mu poczucie wartości. Mogę powiedzieć, Ŝe chyba pierwszy raz w Ŝyciu Bart naprawdę poczuł pewny grunt pod nogami. Często uśmiechał się do mnie i całował mnie w policzek. – Wiem, czego chciałaś, wiem! Wiem! Ale ona mnie kocha, mamo! Mnie! Toni dostrzega we mnie kogoś wspaniałego i szlachetnego! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak ja się czuję? Melodie teŜ tak mówiła, ale nie czułem się ani wspaniały, ani szlachetny, wiedząc, jaką krzywdę wyrządzam Jory’emu. Teraz jest inaczej. Toni nie była męŜatką, nigdy jeszcze nie miała kochanka, chociaŜ miała mnóstwo przyjaciół. Mamo, pomyśl o tym! Jestem jej pierwszym kochankiem! Daje mi to szczególne wraŜenie, Ŝe jestem tym jedynym, na którego czekała. Mamo, przeŜywamy coś wspaniałego. Ona
272
we mnie widzi to wszystko, co ty dostrzegasz u Jory’ego. – UwaŜam, Ŝe to jest wspaniałe, Bart. Cieszę się z was obojga. – Naprawdę? – Spojrzał uwaŜnie, jakby chciał sprawdzić szczerość mojego stwierdzenia. Zanim zdąŜyłam odpowiedzieć, odezwał się Joel stojący w otwartych drzwiach gabinetu Barta. – Ty głupcze! Sądzisz, Ŝe ta pielęgniarka naprawdę pragnie ciebie? Ona widzi tylko twoje pieniądze! To na twój rachunek bankowy ona leci, Barcie Foxworth! Czy zauwaŜyłeś, jak chodzi po tym domu, z przymruŜonymi oczami, najwidoczniej uwaŜając, Ŝe jest tutaj panią! Ona ciebie nie kocha. Ona chce cię wykorzystać, Ŝeby dostać to, czego pragnie kaŜda kobieta: pieniędzy, władzy, siły, a potem jeszcze więcej pieniędzy. A kiedy juŜ wyjdzie za ciebie, będzie ustawiona na całe Ŝycie, nawet jeŜeli później rozwiedziesz się z nią. – Zaniknij się! – warknął Bart, zwracając się z wściekłością do starca. – Zazdrościsz, bo nie mam czasu dla ciebie. To jest najczystsza, najszlachetniejsza miłość w moim Ŝyciu i nie zamierzam pozwolić, Ŝebyś ją zniszczył! Joel potulnie schylił głowę. Wydawał się zbity z tropu. ZłoŜył dłonie pod brodą, wyszedł na korytarz i skierował się do pokoju zamienionego przez Barta na domową kaplicę. Tylko Bart i Joel tam się modlili. Ja nigdy tam nawet nie zajrzałam. Wspięłam się na palce, Ŝeby pocałować Barta w policzek, potem objęłam go i Ŝyczyłam mu szczęścia. – Cieszę się, Bart. Naprawdę cieszę się. Muszę szczerze przyznać, Ŝe miałam nadzieję, iŜ Toni zakocha się w Jorym i zastąpi mu utraconą Ŝonę. Chciałam, Ŝeby bliźnięta miały matkę. Póki są jeszcze takie małe, ona miałaby szansę nauczyć się kochać je jak swoje własne, a i one pamiętałyby tylko ją jako swoją matkę. Ale poniewaŜ tak się nie stało, cieszę się waszym szczęściem. Jego dociekliwe ciemne oczy próbowały czytać w mojej duszy. Musiałam zapytać: – Czy oŜenisz się z nią? Delikatnie połoŜył dłonie na moich ramionach. – Tak, wkrótce, jak tylko upewnię się, Ŝe nie zwodzi mnie, poproszę ją o to. Mam opracowany sposób na sprawdzenie czystości jej intencji. – Bart, to nie jest fair. Gdy kochasz, to musisz wierzyć. – Głupotą jest ślepo wierzyć komukolwiek poza Bogiem. AŜ za dobrze pamiętałam to, co
273
często powtarzał Chris. Szukaj, a znajdziesz. Wiedziałam o tym. Zawsze podejrzliwie przyjmowałam prezenty od Ŝycia, więc Ŝycie przestało mnie obdarowywać. – Mamo... wiem, Ŝe gdyby Jory mógł nadal tańczyć, to Melodie nigdy nie dałaby mi się nawet dotknąć – zaczął Bart ze zdumiewającą szczerością. – Kochała go. Mogło jej się nawet zdawać, Ŝe ja jestem nim, sam czasami widzę, Ŝe w pewnych sprawach jesteśmy podobni. Myślę równieŜ, Ŝe Melodie widziała tylko to, co chciała widzieć; Ŝe zwróciła się do mnie, poniewaŜ on nie mógł juŜ zaspokajać jej fizycznych potrzeb. Byłem jej kochankiem w zastępstwie starszego brata. Byłem, jak zawsze, na drugim planie za Jorym. Tylko dla Toni jestem pierwszy. – Tym razem masz rację, Bart. Jory jest na miejscu, lecz Toni nie dostrzega go. Widzi tylko ciebie. Skrzywił ironicznie usta. – Taak... ale zapominasz o tym, Ŝe ja mam władzę w nogach, a on nie. Ja mam ogromne pieniądze, a on – nędzne ochłapy w porównaniu z moim majątkiem. ObciąŜony jest dwójką dzieci, które nie są jej dziećmi. Trzy punkty na niekorzyść Jory’ego... tak więc wygrałem. Teraz juŜ chciałam, Ŝeby wygrał; Toni potrzebna mu była o wiele bardziej niŜ Jory’emu. Mój Jory, mimo Ŝe okaleczony, był silny, podczas gdy Bart, będąc okazem zdrowia, był wraŜliwy i niepewny siebie. – Bart, jeśli nie moŜesz zaakceptować siebie takim, jakim jesteś, to jak moŜesz oczekiwać, Ŝe ktoś inny cię pokocha? Musisz zacząć wierzyć, Ŝe Toni moŜe kochać cię nawet bez pieniędzy. – Wkrótce dowiemy się o tym – powiedział bezbarwnym tonem, z takim wyrazem oczu, Ŝe przypomniał mi się Joel. Odwrócił się, chcąc się mnie pozbyć. – Mam jeszcze pracę, mamo. Zobaczymy się później... – uśmiechnął się do mnie z miłością, jakiej nie okazywał mi od czasu, kiedy miał dziewięć lat. Pełen sprzeczności, kompleksów i zahamowań, mój mały Bart dorósł do... Cindy napisała, Ŝe wspaniale mijają jej letnie dni w szkole dramatycznej w Nowej Anglii. Gramy w prawdziwych przedstawieniach, mamo, w remizach przerobionych tymczasowo
274
na teatry. Uwielbiam to, naprawdę kocham wszystko w Ŝyciu teatralnym. Miałam niewiele czasu na myślenie o Cindy. Pływaliśmy wszyscy w jeziorze lub w basenie i wprowadzaliśmy szybko rosnące bliźnięta w świat przyrody. Dzieci miały juŜ drobne ząbki i potrafiły prędko doczołgać się tam, gdzie chciały, to znaczy wszędzie. Nic nie mogło się uchować przed ich rączkami, a przy tym uwaŜały, Ŝe kaŜdy przedmiot nadaje się do jedzenia. Płowe włoski zaczęły zwijać się w loczki, róŜowe usteczka zrobiły się czerwone na słońcu, policzki nabrały kolorów, a wielkie niebieskie oczy z uwagą rejestrowały kaŜdą nową twarz i notowały pierwsze doświadczenia. Utrwalaliśmy mieniące się barwami tęczy letnie dni, aby umieszczone w albumie fotograficznym, nigdy nie przeminęły. Pstryk, pstryk, pstryk – trzaskały trzy róŜne aparaty fotograficzne, gdy robiliśmy zdjęcia naszym wspaniałym maluchom. Dzieci uwielbiały przebywać na powietrzu, wąchać kwiaty, słuchać szumu drzew i obserwować ptaki, wiewiórki, króliki, szopy, a takŜe kaczki i gęsi, które niejednokrotnie usiłowały zaanektować basen. Zanim się spostrzegłam, lato przeminęło i znowu zbliŜała się jesień. W tym roku Jory mógł podziwiać tę wspaniałą porę w górach. Drzewa porastające zbocza przybrały cudowne kolory. – W zeszłym roku przeŜyłem piekło – powiedział Jory, patrząc na drzewa i góry. Na jego lewej dłoni nie było juŜ złotej ślubnej obrączki. – Przyszły papiery rozwodowe i widzisz, czuję tylko jakiś smutek. Straciłem swoją Ŝonę w dniu, w którym utraciłem władzę w nogach, ale przetrwałem i Ŝycie toczy się dalej. Ba, moŜe być nawet przyjemne. Objęłam go. – PoniewaŜ masz siłę i determinację, Jory. Masz dzieci, a więc twoje małŜeństwo nie pozostało bez nagrody. Nadal jesteś sławny, nie zapominaj o tym, i moŜesz, jeśli zechcesz, zacząć uczyć w szkole baletowej. – Nie, nie mogę zaniedbywać dzieci, nie teraz. PrzecieŜ nie mają matki. – Przechylił głowę i uśmiechnął się do mnie. – Wiem, wiem, Ŝe jesteś supermatką, ale chcę, Ŝebyście z ojcem Ŝyli własnym Ŝyciem. Śmiejąc się potarmosiłam mu ciemną czuprynę. – Jakim własnym Ŝyciem, Jory? Jesteśmy z Chrisem szczęśliwi tutaj, z naszymi synami i wnuczętami.
275
Piękne jesienne dni robiły się coraz chłodniejsze i przynosiły draŜniący zapach płonących ognisk. Często wychodziłam z domu wcześnie rano, zabierając ze sobą Jory’ego i bliźnięta. Dzieci usiłowały juŜ stawać, chwytając się rąk dorosłych albo mebli. Deirdre zrobiła nawet kilka niepewnych kroków na szeroko rozstawionych nóŜkach, z pupą osłoniętą pieluchą. Darren zadowalał się szybkim raczkowaniem, dzięki któremu dostawał się wszędzie tam, gdzie chciał. Złapałam go nawet na tym, Ŝe opuszczał się tyłem z wysokich frontowych schodów, a zaraz za nim posuwała się jego siostrzyczka. Tego słonecznego dnia na początku października Deirdre jechała na kolanach Jory’ego, wesoło szczebiocząc, ja zaś niosłam Darrena. Szliśmy nową polną dróŜką, którą Bart kazał wyrównać, aby Jory mógł wjeŜdŜać wózkiem pomiędzy drzewa. DuŜym nakładem pracy usunięto korzenie stanowiące przeszkodę dla wózka. Zakochany Bart traktował brata z duŜo większą uwagą i szacunkiem. – Mamo, Bart i Toni są kochankami, nieprawdaŜ? – odezwał się Jory niespodziewanie. – Tak – potwierdziłam niechętnie. Powiedział coś, co mnie zaskoczyło. – To zastanawiające, Ŝe rodzimy się w rodzinie i przyjmujemy wszystkie konsekwencje tego faktu. Nie wybieraliśmy krewnych, a jednak całe Ŝycie jesteśmy z nimi związani. Niestety, więzy krwi nie zapewniają pełnego wzajemnego zrozumienia. – Jory, czyŜbyś aŜ tak bardzo nie lubił swojego brata? – Nie mówię o Barcie, mamo. Ostatnio zachowuje się przyzwoicie. Nie lubię tego starca, który mieni się twoim wujem. Im częściej go widuję, tym bardziej go nie znoszę. Na początku było mi go Ŝal. Teraz patrzę na Joela i widzę coś diabelskiego w jego przygaszonych niebieskich oczach. W jakiś sposób przypomina mi Johna Amosa Jacksona. Jestem przekonany, Ŝe on nas wykorzystuje, mamo. Nie Ŝeby mieć dach nad głową i jedzenie... On ma coś innego na myśli. Właśnie dzisiaj przypadkiem usłyszałem, jak Joel szeptał do Barta na korytarzu. Z tego, co podsłuchałem, Bart zamierza wyjawić Toni swoją przeszłość, chce jej powiedzieć o swych psychicznych kłopotach i o tym, Ŝe jeśli kiedyś zostanie wysłany do szpitala psychiatrycznego, utraci cały spadek. Nakłania go do tego Joel. Mamo, on nie powinien jej tego mówić! Nie powinien obciąŜać jej swoimi dawnymi problemami. Z tego, co widzę, jest teraz całkiem normalny i znakomicie daje sobie radę w interesach. Pochyliłam głowę. – Tak, Jory. Bart sam mi o tym mówił, ale odkłada to wyznanie, tak jakby bał się, Ŝe jej
276
zaleŜy tylko na pieniądzach. Jory przytaknął, łapiąc mocno Deirdre, która próbowała zsunąć mu się z kolan. Widząc to, Darren teŜ starał się uwolnić. – Czy Joel powiedział kiedyś coś takiego, co wskazywałoby na to, Ŝe mógłby próbować złamać postanowienia testamentu swojej siostry i przejąć pieniądze, które Bart spodziewa się odziedziczyć w wieku trzydziestu pięciu lat? Jory roześmiał się sucho i krótko. – Mamo, ten starzec nigdy nie mówi niczego, co nie miałoby podwójnego znaczenia. Nie lubi mnie i unika, jeŜeli jest to tylko moŜliwe. Nie pochwala tego, Ŝe byłem kiedyś tancerzem i nosiłem skąpe kostiumy. Potępia teŜ ciebie. Widzę, jak cię obserwuje spod zmruŜonych powiek i mamrocze do siebie: „Zupełnie jak jej matka... tylko gorsza, o wiele gorsza”. Przykro mi, Ŝe ci to mówię, mamo, ale to naprawdę groźny starzec. Patrzy na tatę z nienawiścią. Nocami przeszukuje dom. Od czasu kiedy zostałem kaleką, bardzo wyostrzył mi się słuch. Słyszę, jak skrzypi podłoga na korytarzu przed moimi drzwiami i jak czasem uchylają się odrobinę. To Joel, wiem, Ŝe to jest on. – Ale dlaczego miałby zaglądać do ciebie? – Nie wiem. Przygryzłam dolną wargę, naśladując nerwowy tik Barta. – PrzeraŜasz mnie, Jory. Mam powody, Ŝeby przypuszczać, iŜ on chce skrzywdzić nas wszystkich. UwaŜam, Ŝe to Joel zniszczył model Ŝaglowca, który zrobiłeś dla Barta. UwaŜam równieŜ, Ŝe Joel nigdy nie wysłał tych świątecznych zaproszeń. Chciał, aby Bart poczuł się dotknięty, więc zabrał je do swojego pokoju, wyjął bileciki z potwierdzeniem przyjęcia zaproszenia, podpisał je i wysłał z powrotem do Foxworth Hall. To jedyne wytłumaczenie faktu, Ŝe nikt nie pojawił się na balu. – Mamo... dlaczego wcześniej nie powiedziałaś tego Bartowi? Jak mogłam powiedzieć mu o swoich podejrzeniach wobec Joela, jeŜeli nie oczekiwałam innej reakcji niŜ reakcja Chrisa? A Chris całkowicie odrzucił moje opowieści o tym, jak to Joel mógł planować, Ŝe wyrządzi krzywdę Bartowi. Sama czasami myślałam, Ŝe moŜe mam zbyt bujną wyobraźnię, kiedy z góry zakładam, Ŝe on jest zły. – Co więcej, Jory, sądzę, Ŝe to Joel podsłuchał w kuchni rozmowy słuŜby o spotkaniach Cindy z tym chłopakiem, Victorem Wade’em, i prędko przekazał tę informację Bartowi. Jak
277
inaczej Bart mógłby dowiedzieć się o tym? SłuŜący są dla Barta tym, czym wzór na tapecie, czymś nie wartym uwagi. To Joel ich podsłuchuje i donosi Bartowi, o czym rozmawiają. – Mamo... przypuszczam, Ŝe masz całkowitą rację, jeśli chodzi o Ŝaglowiec, o zaproszenia, a takŜe o Cindy. Joel ma względem nas jakieś plany i obawiam się, Ŝe to nie wróŜy nam nic dobrego. Zamyśliłam się tak głęboko, Ŝe Jory musiał dwa razy powtarzać, abym posadziła mu syna na drugie kolano i Ŝebyśmy pojechali głębiej w las. Zmęczyłam się juŜ, więc chętnie posadziłam Darrena ojcu na kolanach. Deirdre pisnęła z radości i przytuliła się do swojego małego braciszka. – Mamo, myślę, Ŝe jeŜeli Toni naprawdę kocha Barta, to zostanie, bez względu na jego przeszłość czy teŜ wielkość majątku. – Jory... to jest dokładnie to, o czym on próbuje się przekonać. Około północy, kiedy prawie juŜ zasypiałam, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Była to Toni. Przyszła w pięknym róŜowym peniuarze, miała rozpuszczone długie ciemne włosy, a gdy podchodziła do mojego łóŜka, widać było jej długie zgrabne nogi. – Mam nadzieję, Ŝe nie przeszkadzam, pani Sheffield... Czekałam na noc, kiedy będzie pani sama. – Mów mi Cathy – powiedziałam, siadając i sięgając po szlafrok. – Jeszcze nie śpię. Po prostu leŜę rozmyślając i chętnie porozmawiam z tobą. Zaczęła spacerować tam i z powrotem po mojej wielkiej sypialni. – Muszę porozmawiać z kobietą, która zdolna jest zrozumieć więcej niŜ męŜczyzna, dlatego przyszłam tutaj. – Usiądź. Jestem gotowa cię wysłuchać. Przysiadła na brzeŜku kanapy, skręcając nerwowo kosmyk włosów i wkładając go sobie do ust. – Jestem bardzo zdenerwowana... Cathy. Bart opowiedział mi dzisiaj pewne niepokojące rzeczy. Wspomniał, iŜ wiesz juŜ, Ŝe się kochamy. Sądzi, Ŝe widziałaś nas niejednokrotnie w sytuacjach raczej intymnych. Dziękuję ci, Ŝe byłaś dyskretna i nie wprawiałaś mnie w zakłopotanie. Mam róŜne opory, które większość osób uwaŜa za staromodne. Uśmiechnęła się do mnie nerwowo, szukając zrozumienia. – Zakochałam się w Barcie od pierwszego wejrzenia. Jest coś magnetycznego w jego
278
ciemnych oczach, coś tajemniczego i przyciągającego. Zabrał mnie dzisiaj do swojego gabinetu, posadził za biurkiem i niczym ktoś obcy i obojętny opowiedział mi długą historię o sobie, tak jakby mówił o kimś innym, o kimś, kogo nie lubi. Czułam się jak interesant, którego bacznie się obserwuje, badając wszystkie reakcje. Nie wiem, jakiej reakcji się spodziewał. Wydaje mi się, Ŝe oczekiwał, iŜ będę zaskoczona czy teŜ oburzona, a jednocześnie cały czas patrzył tak błagalnie. On ciebie kocha, Cathy... kocha niemal obsesyjnie – powiedziała, a ja aŜ wyprostowałam się, zdumiona jej zwariowanym stwierdzeniem. – Myślę, Ŝe nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo cię podziwia. UwaŜa, Ŝe nienawidzi cię za związek z twoim bratem. Spuściła powieki. – Przepraszam, Ŝe wspominam o tym, ale staram się być szczera. – Mów dalej – nalegałam. – PoniewaŜ Bart uwaŜa, Ŝe powinien cię za to nienawidzić, to próbuje tak się zachowywać, jakby rzeczywiście ciebie nienawidził. Jest jednak coś w tobie i w nim, co nie pozwala mu zdecydować – kochać czy nienawidzić. Pragnie kobiety podobnej do ciebie, tylko nie wie o tym. Spojrzała mi w oczy, szeroko otwarte ze zdziwienia. – Cathy, powiedziałam mu uczciwie, co myślę, a myślę, Ŝe poszukuje kobiety podobnej do matki. Prawie śmiertelnie pobladł. Był kompletnie wstrząśnięty tym stwierdzeniem. Przerwała i czekała na moją reakcję. – Toni, musisz się mylić. Bart nie szuka kobiety podobnej do mnie, myślę, Ŝe chodzi mu o kogoś zupełnie innego. – Cathy, studiowałam psychologię, poza tym Bart zbyt mocno protestował, gdy mu o tym mówiłam. Podkreślał równieŜ fakt, Ŝe nigdy nie był psychicznie zrównowaŜony i Ŝe któregoś dnia moŜe stracić nad sobą panowanie i tym samym utracić spadek. Więc było to tak, jakby chciał, Ŝebym go znienawidziła, zerwała łączące nas więzy i odeszła... Tak więc zamierzam odejść. – Rozpłakała się, zakryła twarz, a łzy przeciekały jej pomiędzy długimi zgrabnymi palcami. – Po tym jak bardzo go pokochałam i jak myślałam, Ŝe on mnie teŜ kocha, nie mogę dłuŜej sypiać z człowiekiem, który tak mało wierzy w moją uczciwość... i co jest jeszcze gorsze, w swoją własną. Wstałam szybko i podeszłam, by ją objąć.
279
– Nie odchodź, Toni, proszę, zostań. Daj Bartowi jeszcze jedną szansę. On zawsze miał skłonności do działania pod wpływem impulsu. Ma równieŜ przy sobie starego ciotecznego dziadka, szepczącego mu do ucha, Ŝe kochasz go tylko dla jego pieniędzy. To nie Bart zwariował, ale Joel, który mu podpowiada, czego powinien szukać w swojej przyszłej Ŝonie. Patrzyła na mnie z nadzieją, próbując powstrzymać łzy. Kontynuowałam, zdecydowana pomóc Bartowi oderwać się od dziecinnego poczucia braku własnej wartości i od niszczącego wpływu Joela. – Toni, bliźnięta uwielbiają cię. Zostań. PomóŜ mi równieŜ zajmować się Jorym. On potrzebuje fachowej pomocy w podnoszeniu sprawności fizycznej. I pamiętaj, Ŝe Bart jest nieprzewidywalny, czasami nierozsądny, ale kocha cię. Wiele razy powtarzał mi, jak bardzo cię kocha i podziwia. Opowiadając ci o sobie, poddawał twoją miłość próbie. Był dzieckiem niezrównowaŜonym psychicznie, ale miał po temu powody. Wierz w niego mocno, a obronisz go przed nim samym i przed jego ciotecznym dziadkiem. Toni została. śycie toczyło się swoim torem. Deirdre zaczęła chodzić jeszcze przed swoimi pierwszymi urodzinami. Malutka, zgrabna, z podskakującymi złotymi lokami, czarowała nas gaworzeniem, przekształcającym się powoli w pojedyncze słowa, które powtarzał po niej Darren. Kiedy juŜ raz usłyszała siebie mówiącą, to nie mogła przestać. Darren później zaczął chodzić, za to pierwszy zaczął zwiedzać róŜne ciemne kąty, które odstraszały jego siostrę. Był niezmordowanym badaczem, który wszystkie rzeczy podnosił i oglądał tak, Ŝe musiałam droŜsze i delikatniejsze przedmioty poprzekładać na półki, tam gdzie nie mógł po nie sięgnąć. Cindy przysłała Ust, w którym pisała, Ŝe tęskni za rodziną i chce przyjechać na okres od Święta Dziękczynienia do BoŜego Narodzenia, ale nie dłuŜej, bo została zaproszona na wspaniałe przyjęcie sylwestrowe i musi wrócić, Ŝeby wziąć w nim udział. Dałam ten list Jory’emu. Przeczytał go z uśmiechem. – Czy pisałaś jej o Barcie i jego romansie z Toni? – Nie – odpowiedziałam – bo chcę, Ŝeby sama to odkryła. Toni była u nas zaledwie dwa dni przed wyjazdem Cindy w lecie. Na dodatek Cindy była wtedy tak rozgoryczona, Ŝe nie zwróciła uwagi na kogoś, kogo uwaŜała tylko za wynajętą pomoc. Nadszedł przykry zimny dzień, w którym oczekiwaliśmy przyjazdu Cindy. Pojechaliśmy z Chrisem na lotnisko. Przyleciała ubrana w błyszczącą purpurową suknię,
280
tak piękna, Ŝe wszyscy ludzie oglądali się za nią. – Mamo! Tato! – zawołała szczęśliwa, rzucając się najpierw w moje ramiona, a potem Chrisa. – Tak się cieszę, Ŝe was widzę. I zanim mnie ostrzeŜecie, przyrzekam, Ŝe nie zrobię ani nie powiem niczego, co mogłoby rozsierdzić stworzenie o imieniu Bart. Podczas tych świąt zamierzam być idealnym, słodkim małym aniołkiem, takim jakim chcielibyście mnie widzieć... Bart niewątpliwie i tak znajdzie jakiś powód do krytyki, ale nie zaleŜy mi na tym. Potem wypytywała o Jory’ego, o bliźnięta i o to, czy mieliśmy jakieś wieści od Melodie. A jak sprawuje się nowa pielęgniarka? Czy mamy nadal tego samego kucharza? Czy Trevor jest tak miły jak zawsze? Cindy stwarzała poczucie rodzinnej jedności... i to wystarczyło mi do szczęścia. Kiedy znaleźliśmy się w holu wejściowym, Bart z Toni i Jory z bliźniętami na kolanach juŜ czekali, aby ją powitać. Tylko Joel wycofał się, odmawiając spotkania z naszą córką. Bart uściskał jej rękę w tak ciepły sposób, Ŝe odetchnęłam z ulgą. Cindy roześmiała się. – Któregoś dnia, braciszku, dojdzie do tego, Ŝe naprawdę ucieszysz się na mój widok, i wtedy być moŜe pozwolisz swoim cnotliwym ustom pocałować mój niegodny policzek. Zaczerwienił się i zwrócił do Toni. – Muszę ci coś wyznać, Toni. W przeszłości nie zawsze zgadzaliśmy się z Cindy. – Delikatnie mówiąc – powiedziała Cindy. – Ale bądź spokojny, Bart, nie przyjechałam tutaj, Ŝeby ci sprawiać kłopot. Nie przywiozłam przyjaciela. Zamierzam się dobrze zachowywać. Przyjechałam, bo kocham moją rodzinę i nie wytrzymałabym bez was w czasie świąt. Święta w tym roku nie mogłyby być lepsze, chyba Ŝe zdołalibyśmy cofnąć czas, uzdrowić Jory’ego i przywrócić mu Melodie. W ciągu paru dni Cindy i Toni bardzo się zaprzyjaźniły. Toni pojechała z nami na zakupy, a Jory, przy pomocy pokojówki, zaopiekował się bliźniętami. W obecności Cindy czas mijał tak prędko jak nigdy dotąd. Cztery lata róŜnicy pomiędzy nią a Toni nie stanowiły Ŝadnej przeszkody. Na wigilijną wycieczkę do Charlottesville Cindy poŜyczyła Toni jedną ze swoich najładniejszych kreacji. Tańczyła tam z synem lekarza, którego poznała w ubiegłym roku. Jory pojechał równieŜ, ale siedział nieszczęśliwy, patrząc, jak Bart tańczy z Toni. – Mamo – wyszeptała Cindy, kiedy wróciła do naszego stolika – uwaŜam, Ŝe Bart się zmienił. Jest teraz znacznie serdeczniejszy. CóŜ, zaczynam nawet podejrzewać, Ŝe jest
281
człowiekiem. Pokiwałam głową z uśmiechem, ale nie przestawałam rozmyślać o Joelu i o tym, dlaczego spędza on z Bartem tak duŜo czasu w tym małym pokoju, który przerobili na kaplicę. Dlaczego? PrzecieŜ wszędzie wokoło są kościoły. Nadszedł sylwester. Bart i Toni postanowili polecieć z Cindy do Nowego Jorku i tam powitać Nowy Rok. Na gospodarstwie zostawili Chrisa, Jory’ego i mnie. Wykorzystaliśmy tę okazję, Ŝeby zaprosić kilku kolegów Chrisa wraz z małŜonkami, choć wiedzieliśmy, Ŝe Joel doniesie o tym Bartowi zaraz po jego powrocie. Ale nie przejmowałam się tym. Po wyjściu z pokoju dziecinnego zastukałam tamtej nocy do Joela. Z uśmiechem spojrzałam mu w oczy. – No cóŜ, Joel, wygląda na to, Ŝe mój syn przestanie być tak uzaleŜniony od ciebie, kiedy oŜeni się z Toni. – Nigdy się z nią nie oŜeni – powiedział Joel swoim ochrypłym, proroczym głosem. – Zachowuje się jak wszyscy zakochani młodzi ludzie, jak głupiec, który nie dostrzega prawdy. Ona chce jego pieniędzy, a nie jego samego, i on wkrótce przekona się o tym. – Joel – powiedziałam miękko i łagodnie – Bart jest bardzo przystojnym młodym męŜczyzną, do tego bardzo namiętnym. Nawet jeśli będzie się opierał, to dziewczęta i tak nie dadzą mu spokoju. Kiedy rozluźnia się, to staje się naprawdę bardzo miłym młodym człowiekiem. Daj mu spokój. Przestań formować go w sposób, który zadowoli ciebie, ale moŜe nie odpowiadać jemu. Niech sam znajdzie swoje miejsce... bo to będzie właściwy wybór, nawet jeśli niezgodny z twoimi wyobraŜeniami. Spojrzał na mnie z pogardą. – Skąd ty moŜesz wiedzieć, co jest dobre, a co złe, siostrzenico? CzyŜ nie dowiodłaś, Ŝe nie masz poczucia moralności? Bart nigdy nie odnajdzie własnego miejsca sam, bez mojego przewodnictwa. CzyŜ całe swoje Ŝycie nie szukał bez skutku? Czy pomogłaś mu wtedy... czy pomagasz mu teraz? Bóg ochroni Barta, Catherine, nawet jeśli będziesz nadal kalać go swoimi grzechami. Odwrócił się i poczłapał w głąb korytarza. Podczas gdy Bart, Toni i Cindy balowali w Nowym Jorku, Jory ukończył akwarelę przedstawiającą Foxworth Hall. Pociemnił czerwień ceglanych murów, przydając im ponurego
282
wyglądu; do wypielęgnowanych ogrodów wprowadził chwasty; cmentarz namalował bliŜej niŜ w rzeczywistości, tak Ŝe nagrobki przedstawione po lewej stronie rzucały cień, niczym pajęczyna oplatająca cały Foxworth Hall. Dom wyglądał tak, jakby miał dwa tysiące lat i był pełen upiorów. – OdłóŜ to, Jory, i spróbuj znaleźć sobie jakiś weselszy obiekt – powiedziałam z dziwnym uczuciem. Była to jedyna akwarela namalowana przez Jory’ego, która nie podobała mi się. Kiedy Bart i Toni wrócili z Nowego Jorku, natychmiast spostrzegłam zmianę w ich zachowaniu. Nie patrzyli na siebie, nie rozmawiali ze sobą, nie opowiadali wraŜeń z podróŜy, tylko od razu udali się do swoich pokojów. Gdy próbowałam nagabywać ich o wraŜenia z pobytu w Nowym Jorku, oboje odmówili podania szczegółów. – Daj mi spokój! – pieklił się Bart. – Mimo wszystko to jest zupełnie inna kobieta, niŜ myślałem. – Nie mogę ci powiedzieć, Cathy – płakała Toni. – On mnie nie kocha, to wszystko! Minął styczeń i nadszedł luty, w którym obchodziliśmy trzydzieste pierwsze urodziny Jory’ego. Mieliśmy dla niego ogromny tort w kształcie serca, pokryty czerwonym lukrem, z imieniem „Jory” wypisanym białymi literami. Całość była przybrana białymi róŜami. Dekoracja nawiązywała do dnia świętego Walentego. Bliźnięta były zachwycone i piszczały z radości, gdy tata zdmuchiwał świeczki. Siedziały na wysokich fotelikach po obu stronach Jory’ego. Zanim zdąŜył on podzielić tort, Deirdre i Darren jednocześnie wyciągnęli rączki i chwycili pełne garście miękkiego, świeŜego ciasta. Wszyscy wytrzeszczyli oczy na ruinę, jaką maluchy zrobiły z tego dzieła sztuki, a one wpychały ciasto do ust i smarowały nim buzie na czerwono. – To, co zostało, jest nadal jadalne – powiedział ze śmiechem Jory. Toni cichutko zabrała się do mycia rączek i buz dwojga bałaganiarskich jednolatków. Bart śledził kaŜdy jej ruch smutnym, tęsknym spojrzeniem. Byliśmy uwięzieni przez śnieŜne zamiecie, skazani na przebywanie ze sobą, mimo Ŝe niektórzy z nas byli zakochani w niewłaściwych osobach. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy śnieg przestał padać, i Chris mógł wrócić do zespołu prowadzącego badania nad rakiem, pracującego bardzo intensywnie, ale bez konkretnych rezultatów. Kolejna zamieć zastała Chrisa w Charlottesville. Dwa tygodnie bez niego wlokły się
283
niemiłosiernie. Gdy tylko Unia telefoniczna nie była uszkodzona, rozmawialiśmy ze sobą codziennie. Nie były to jednak szczere rozmowy, cały czas odnosiłam wraŜenie, Ŝe ktoś nas podsłuchuje przez inny aparat. Chris zadzwonił w następny czwartek, powiedział, Ŝe przyjeŜdŜa i chciałby, Ŝeby napalono w kominku, Ŝeby czekały steki z rusztu i świeŜa sałata i... Ŝebym miała na sobie tę nową białą koszulkę nocną, którą dostałam na gwiazdkę. Czekałam niecierpliwie przy oknie na pierwszym piętrze, aŜ pojawi się na drodze niebieski samochód Chrisa, a potem zbiegłam do garaŜu, Ŝeby być przy Chrisie, kiedy będzie wysiadał z auta. Przywitaliśmy się jak długo rozdzieleni kochankowie, którzy mogą nie mieć juŜ okazji, aby objąć się i całować. To ostatnie nastąpiło dopiero w zaciszu naszych pokoi, przy zamkniętych drzwiach, kiedy to znowu zarzuciłam mu ramiona na szyję. – WciąŜ ci zimno, więc dla rozgrzewki musisz wysłuchać wszystkich nudnych rzeczy, które się tutaj wydarzyły, i to ze szczegółami. Zeszłej nocy podsłuchałam, jak Joel znowu mówił Bartowi, Ŝe Toni tylko czyha na jego pieniądze. – A czyha? – zapytał, skubiąc mi ucho. – Nie sądzę, Chris. UwaŜam, Ŝe kocha go szczerze, ale nie wiem, jak długo potrwa ta miłość. Okazuje się, Ŝe gdy pojechali z Cindy do Nowego Jorku na sylwestra, Bart znowu zrobił siostrze niebywałą awanturę, upokarzając ją w klubie nocnym, i, jak pisze Cindy, naskoczył potem na Toni, Ŝe zatańczyła z innym męŜczyzną. Tak ją przeraził brutalnymi oskarŜeniami, Ŝe ona nie moŜe uspokoić się od tamtej chwili. Myślę, Ŝe boi się jego zazdrości. Chris zamrugał powiekami ze zdziwienia, ale ani słowem nie przypomniał mi, Ŝe to jest „mój Bart”. – A Jory, co z nim? – Przystosowuje się wspaniale, ale jest samotny i przygnębiony. Czeka na list od Melodie. Budzi się w nocy i wykrzykuje jej imię. Czasem w roztargnieniu zwraca się do mnie jej imieniem. Znalazłam mały artykuł o Melodie w „Variety”. Melodie wróciła do starego zespołu baletowego i ma nowego partnera. Dzisiaj pokazałam artykuł Jory’emu, czując, Ŝe on powinien o tym wiedzieć. Przyjął wiadomość obojętnie. OdłoŜył akwarele, a właśnie malował piękne zimowe niebo, i odmówił skończenia obrazu. Mimo to schowałam obraz w bezpieczne miejsce, bo uwaŜam, Ŝe Jory skończy go później. – Tak... wszystko się rozwiąŜe z czasem.
284
I zajęliśmy się sobą, zapominając – w tak dobrze nam znanym uniesieniu – o wszystkich kłopotach. Czas odmierzały drobne, banalne wydarzenia. Codziennie wybuchały kłótnie pomiędzy Bartem i Toni, dotyczące ich róŜnego stosunku do Cindy, którą Toni szczerze lubiła. Bart zarzucał Toni niewierność. – Nie powinnaś tańczyć z tym dopiero co poznanym męŜczyzną! I tak dalej, i tak dalej. Kłócili się równieŜ o bliźnięta i sposób sprawowania opieki nad nimi, tak Ŝe dzielący ich wąski strumyczek wkrótce zmienił się w ocean. Działaliśmy sobie wzajemnie na nerwy. Płaciliśmy wysoką cenę za ciągłe przebywanie ze sobą. Postanowiłam nie wtrącać się w sprzeczki Barta i Toni. Czułam, Ŝe sami muszą dojść do porozumienia, ja zaś mogłam im to tylko utrudnić. Bart znowu zaczął odwiedzać miejscowe bary i często zostawał tam na całą noc. Podejrzewałam, Ŝe wiele nocy spędzał w burdelach albo znalazł sobie kogoś innego w mieście. Toni poświęcała więcej czasu bliźniętom, a poniewaŜ Jory próbował uczyć je tańczyć i wyraźniej mówić, w naturalny sposób spędzała więcej czasu takŜe z nim. Nadszedł marzec z gwałtownymi deszczami i wiatrami, ale i z miło witanymi oznakami zbliŜającej się wiosny. UwaŜnie wypatrywałam u Toni oznak zainteresowania Jorym jako męŜczyzną, a nie tylko pacjentem. Gdziekolwiek szła, wodził za nią wzrokiem. Przez kilka tygodni byłam bardzo przeziębiona, więc Toni przejęła wszystkie moje obowiązki, łącznie z myciem pleców Jory’emu i masowaniem mu nóg, które powoli zaczynały tracić zgrabny kształt. Nie mogłam patrzeć, jak jego piękne nogi zamieniają się w cienkie patyki. Sugerowałam Toni, Ŝeby masowała je kilka razy w ciągu dnia. – Był zawsze bardzo dumny ze swoich nóg, Toni. Świetnie mu słuŜyły i znakomicie wyglądały w trykotach. Tak więc nawet jeśli nie moŜe chodzić, tańczyć ani poruszać nimi, zrób, co moŜesz, aby całkowicie nie straciły kształtu. Pozwoli mu to zachować resztkę dumy. – Cathy, jego nogi są nadal piękne – chude, ale zgrabne. Jory jest wspaniałym człowiekiem, dobrym, wyrozumiałym i tak naturalnie wesołym. A wiesz, Ŝe przez długi czas nie widziałam nikogo poza Bartem? – Czy uwaŜasz, Ŝe Bart jest piękny? Nachmurzyła się. – Tak myślałam. Teraz widzę, Ŝe jest bardzo przystojny, ale nie piękny w tym sensie, co Jory. Kiedyś sądziłam, Ŝe jest ideałem, ale podczas naszego pobytu w Nowym Jorku wykazał tyle
285
podłości w stosunku do mnie i Cindy, Ŝe zaczęłam widzieć go w innym świetle. Był przykry i okrutny dla nas obu. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, wprawił mnie w zakłopotanie, robiąc awanturę o moją suknię. Była to bardzo ładna sukienka. Być moŜe trochę za krótka, ale wszystkie dziewczęta noszą podobne. Wróciłam z tej podróŜy trochę wystraszona. Z kaŜdym dniem mój strach rósł; Bart zbyt gwałtownie reagował na mało znaczące wydarzenia. On jest przekonany, Ŝe wszyscy są nikczemnikami. Myślę, Ŝe zregenerował się swoimi własnymi myślami i zapomniał o tym, Ŝe piękno pochodzi z duszy. Właśnie wczoraj oskarŜył mnie o próby seksualnego pobudzenia jego brata. Gdyby rzeczywiście mnie kochał, to nie przyszłoby mu coś takiego do głowy. Cathy, on nigdy nie pokocha mnie tak, jakbym tego chciała. Obudziłam się dzisiaj rano z uczuciem ogromnej pustki w sercu. Uświadomiłam sobie, Ŝe to, co czułam do Barta, juŜ się skończyło. Bart zrujnował to, co nas łączyło, dając mi przedsmak małŜeńskiej tyranii – ciągnęła z przerwami. – Wymyślił sobie model kobiety doskonałej, a ja nie jestem ideałem. On uwaŜa, Ŝe jedyną skazą na twoim charakterze jest miłość do Chrisa... Jeśli kiedyś spotka kobietę, którą przynajmniej z początku uzna za ideał, jestem pewna, Ŝe będzie tak długo szukał, aŜ znajdzie coś, co pozwoli mu ją znienawidzić. Tak więc skończyłam z Bartem. – Ale... czy mimo waszych nieporozumień wciąŜ jesteście kochankami? – Czułam się skrępowana tym pytaniem, lecz musiałam wiedzieć. Potrząsnęła gwałtownie głową. – NIE! Oczywiście, Ŝe nie! Z kaŜdym dniem jesteśmy sobie dalsi. Odnalazł religię i wierzy, Ŝe religia da mu zbawienie. KaŜdego dnia powtarza, Ŝe powinnam się więcej modlić, chodzić do kościoła... i trzymać się z dala od Jory’ego. Jeśli dłuŜej będzie się tak zachowywał, skończy się to tym, Ŝe go znienawidzę, a nie chciałabym tego. PrzeŜyliśmy coś tak pięknego na początku. Ten szczególny okres chciałabym zachować w pamięci jak zasuszony kwiat. Rozmazała łzy zmiętą chusteczką, obciągnęła obcisłą koszulkę i wstała, Ŝeby wyjść. – Jeśli chcesz wynająć nową pielęgniarkę dla Jory’ego i jego dzieci, to odejdę. – Nie, Toni, zostań – odpowiedziałam szybko, obawiając się, Ŝe moŜe odejść. Nie chciałam, Ŝeby odeszła, zwłaszcza teraz, kiedy nie miałam juŜ wątpliwości, Ŝe nie kocha Barta, a Jory porzucił wszelką nadzieję na powrót Melodie. Wraz ze śmiercią tej nadziei mój starszy syn w końcu zwróci uwagę na kobietę, którą uwaŜa za dziewczynę swojego brata. Chciałam powiedzieć mu o tym jak najszybciej. Ale po wyjściu Toni nadal rozmyślałam
286
o Barcie. To straszne, Ŝe nawet kiedy juŜ znalazł swoją miłość, nie potrafił jej utrzymać. Czy on niszczy miłość rozmyślnie, bojąc się, Ŝe to uczucie ubezwłasnowolni go tak, jak w jego mniemaniu ja zniewoliłam Chrisa, mojego własnego brata? Dni wolno mijały. Toni juŜ nie wodziła tęsknym wzrokiem za Bartem, jak to było na początku. Zaczęłam podziwiać sposób, w jaki zachowywała spokój, mimo obraźliwych insynuacji, czynionych przez Barta podczas posiłków. Splugawił jej niedawną miłość do niego, dając do zrozumienia, Ŝe jest rozpustna, zdeprawowana, niemoralna i Ŝe został podstępnie przez nią uwiedziony. Dzień po dniu obserwowałam, jak dwoje ludzi oddala się od siebie na skutek wszystkich tych podłych słów, których wypowiadanie przychodziło Bartowi z taką łatwością. Toni zajęła moje miejsce i grała we wszystkie gry, którymi próbowałam zabawić Jory’ego... tylko Ŝe jej łatwiej przychodziło rozweselić go i sprawić, Ŝe znowu czuł się męŜczyzną. Powoli dni przybierały bardziej soczyste barwy. Brązowa trawa zaczynała zielenieć, w lasach pojawiły się krokusy, zakwitły Ŝonkile i tulipany, a greckie zawilce, które posadziliśmy z Jorym wszędzie tam, gdzie nie rosła trawa, zamieniły pagórki w palety pełne kolorów. Znowu staliśmy z Chrisem na balkonie; obserwowaliśmy powrót na północ dzikich gęsi, przyglądaliśmy się księŜycowi, naszemu staremu przyjacielowi, a czasem wrogowi. Nie mogłam oderwać wzroku od skrzydlatego stada znikającego za górami. Z nadejściem wiosny, kiedy śnieg nie wstrzymywał juŜ weekendowych przyjazdów Chrisa, Ŝycie zrobiło się weselsze. Zmalało teŜ nasze napięcie, gdyŜ mogliśmy chodzić na długie spacery. W czerwcu bliźnięta skończyły półtora roku i swobodnie biegały wszędzie tam, gdzie było im wolno. Na gałęziach drzewa powiesiliśmy huśtawki, z których nie mogły spaść. Z jakąŜ radością huśtały się wysoko... przynajmniej tak wysoko, Ŝe uznawały to za niebezpieczne. Zrywały pąki z moich ulubionych kwiatów, ale nie przejmowałam się tym; mieliśmy ich tysiące, wystarczająco duŜo, aby wszystkie pokoje zastawić codziennie świeŜymi bukietami. Bart zaczął nalegać, Ŝeby bliźnięta brały udział we mszy, a z nimi równieŜ Chris, ja, Jory i Toni. Wydawało się, Ŝe jest to drobnostka. W kaŜdą niedzielę siadaliśmy w pierwszym rzędzie ławek i wpatrywaliśmy się w piękny witraŜ w oknie za ołtarzem. Bliźnięta zawsze zajmowały miejsce pomiędzy Jorym i mną. Joel zakładał czarny habit i wygłaszał kazania pełne ognia i
287
siarki. Bart siadał obok mnie i ściskał mi rękę z taką siłą, Ŝe musiałam słuchać, bo inaczej miałabym połamane kości. Obok Toni, rozmyślnie oddzielonej ode mnie przez Barta, siedział Chris. Wiedziałam, Ŝe kazania skierowane były pod naszym adresem i miały uchronić nas od wiecznego ognia piekielnego. Bliźnięta, jak wszystkie dzieci w ich wieku, nie usiedziały ani chwili spokojnie, nie cierpiały ławek, ograniczenia swobody i nudy przydługich kazań. Tylko kiedy wstawaliśmy, Ŝeby śpiewać psalmy, patrzyły na nas jak zaczarowane. – Śpiewajcie, śpiewajcie – zachęcał je Bart, pochylając się, Ŝeby uszczypnąć malców w cienkie ramionka albo pociągnąć za złote loki. – Zabierz ręce od dzieci! – rzucił Jory. – Będą śpiewały albo nie, to jest ich wybór. Znowu zaczęła się wojna pomiędzy braćmi. Potem przyszła jesień, a z nią – Halloween. Wzięliśmy z Chrisem bliźnięta za rączki i poprowadziliśmy do jednego z sąsiadów, którego uwaŜaliśmy za wystarczająco „bezpiecznego”. Wiedzieliśmy, Ŝe nie potępi on ani nas, ani dzieci. Nasze małe krasnale nieco bojaźliwie potraktowały pierwsze zabawy w dniu Halloween, ale w drodze powrotnej cały czas dokazywały, podniecone posiadaniem na własność dwóch batonów Hersheya i dwóch paczek gumy do Ŝucia. Nadeszła zima. BoŜe Narodzenie, a potem Nowy Rok przeszły bez szczególnych wydarzeń. Tym razem Cindy nie przyleciała do domu. Była zbyt zajęta przyszłą karierą, Ŝeby zdobyć się na coś więcej poza rozmowami telefonicznymi i krótkimi, ale treściwymi listami. Bart i Toni Ŝyli teraz w zupełnie innych światach. Nie byłam jedyną osobą, która domyślała się, Ŝe Jory głęboko zakochał się w Toni, dlatego wszystkie wysiłki na rzecz odnowienia braterskich stosunków kończyły się niepowodzeniem. Nie mogłam potępiać Jory’ego po tym, jak Bart zabrał mu Melodie i nawet teraz, kiedy nie łączyło go juŜ z Toni Ŝadne uczucie, próbował trzymać ją z daleka od starszego brata. A poniewaŜ dostrzegł, Ŝe Jory coraz bardziej interesuje się Toni, znowu zwrócił na nią uwagę... Miłość do Toni dała Jory’emu nowy impuls do Ŝycia. Było to widoczne w jego oczach, uzewnętrzniało się nowym zapałem do wcześniejszego wstawania i podejmowania trudnych ćwiczeń przy poręczach zainstalowanych w jego pokoju. Kiedy tylko woda była wystarczająco ciepła, wczesnym rankiem i późnym wieczorem Jory przepływał po trzy długości duŜego basenu.
288
Być moŜe Toni nadal czekała, Ŝe Bart się z nią oŜeni, chociaŜ często temu zaprzeczała. – Nie, Cathy, juŜ go nie kocham. śal mi tylko, Ŝe nie wie, jaki jest, i co waŜniejsze, Ŝe nie wie, czego pragnąć poza pieniędzmi, pieniędzmi i jeszcze raz pieniędzmi. Stało się dla mnie jasne, Ŝe Toni w jakiś sposób zadomowiła się tutaj, tak jak kaŜde z nas. Niedzielne modły w kaplicy zaczęły mnie denerwować i męczyć. Groźby wykrzykiwane przez starego człowieka przywoływały straszliwe wspomnienie innego starca, którego nigdy nie widziałam. Diabelska sprawa. Diabelskie nasienie. Diabelskie nasienie posadzone w niewłaściwej ziemi. Nawet grzeszne myśli osądzane były tak jak grzeszne czyny – a co było grzechem dla Joela? Wszystko, dosłownie wszystko. – Nie będziemy juŜ więcej brać w tym udziału – powiedziałam stanowczo Chrisowi – i byliśmy głupcami, chcąc w ten sposób sprawić Bartowi przyjemność. Nie podobają mi się myśli, jakimi Joel karmi wraŜliwe umysły bliźniąt. Zgodziliśmy się z Chrisem i odmówiliśmy uczestnictwa w tych „kościelnych” farsach. Nie pozwoliliśmy teŜ bliźniętom na wysłuchiwanie tych wszystkich krzyków o piekle i karaniu nim. Joel przyszedł na plac zabaw pod drzewami, gdzie znajdowały się: piaskownica, huśtawki, zjeŜdŜalnia i ulubiona karuzela bliźniaków. Był piękny, słoneczny lipcowy dzień. Joel nawet wyglądał sympatycznie, gdy usiadł pomiędzy maluchami i zaczął je uczyć, jak zrobić kołyskę dla kotów i wiązać sznurki. Porzuciły górę piasku pod piękną markizą i usiadły obok niego, radośnie oczekując na zawiązanie nowej przyjaźni ze starym wrogiem. – Stary człowiek zna wiele zabaw dla małych dzieci. Czy wiecie, Ŝe mogę wam zrobić samoloty i łódki z papieru? I łódki będą pływały po wodzie. Ich okrągłe z zachwytu oczy nie ucieszyły mnie. ZadrŜałam. – Zachowaj swoją energię do pisania nowych kazań, Joel – powiedziałam, napotykając jego potulne spojrzenie. – Męczą mnie juŜ te stare. Gdzie w twoich kazaniach jest Nowy Testament? Opowiedz o nim. Chrystus przyszedł na świat. Wygłosił Kazanie na Górze. PrzekaŜ Bartowi to szczególne kazanie, wujku. Opowiedz o przebaczaniu, o czynieniu bliźnim tego, co chcielibyśmy, Ŝeby inni nam zrobili. Opowiedz o chlebie rzucanym na wody przebaczenia i wracającym dziesięciokrotnie pomnoŜonym. – Wybacz mi, jeśli zaniedbałem naszego Pana, Syna Jednorodzonego – powiedział z
289
pokornie opuszczoną głową. – Córy, Carrie, chodźcie! – zawołałam wstając. – Pójdziemy zobaczyć, co robi tatuś. Joel gwałtownie podniósł głowę. Jego wyblakłe niebieskie oczy pociemniały, a usta wykrzywił grymas uśmiechu. Z powagą pokiwał głową. – Tak, wiem. Dla ciebie one są „tamtymi bliźniętami”, zrodzonymi z diabelskiego nasienia zasadzonego w grzesznej ziemi. – Jak śmiesz mi to mówić! – wybuchnęłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, Ŝe przez przypadkowe zawołanie bliźniąt Jory’ego imionami mojego ukochanego zmarłego rodzeństwa dolałam tylko oliwy do ognia – ognia, który niezauwaŜony przeze mnie, juŜ wysyłał małe czerwone iskierki płonącej siarki.
290
NADCHODZI PORANNY MROK Ciemne, groźne chmury, pojawiające się na słonecznym jeszcze niebie, zapowiadały nadejście burzy. Szybko nazrywałam kwiatów, dopóki były jeszcze świeŜe i pokryte kropelkami rosy. Zobaczyłam, jak Toni zrywa Ŝółte i białe stokrotki, a potem zanosi je w mlecznobiałym wazoniku Jory’emu. Postawiła kwiaty na stole, przy którym Jory pracował nad akwarelą przedstawiającą miłą ciemnowłosą kobietę, bardzo podobną do Toni zrywającej kwiaty. Byłam ukryta za gęstymi krzakami, skąd mogłam zerkać na nich, sama będąc niewidoczna. Coś mnie intuicyjnie ostrzegało, Ŝeby stać spokojnie i nie odzywać się. Jory grzecznie podziękował Toni, uśmiechnął się do niej zdawkowo, wypłukał pędzel w czystej wodzie, zanurzył w niebieskiej farbie i dotknął nim tu i ówdzie swego dzieła. – Nigdy nie udaje mi się oddać prawdziwego koloru nieba – mruknął jakby do siebie. – Niebo stale się zmienia... och, co bym dał za to, Ŝeby Turner był moim nauczycielem... Stała, przyglądając się grze słońca na jego granatowoczarnych włosach. Był nieogolony i wyglądał bardzo męsko, chociaŜ nie tak świeŜo. Nagle spojrzał w górę i napotkał jej wzrok. – Przepraszam za mój wygląd, Toni – powiedział jakby z zakłopotaniem. – Chciałem szybko zacząć pracę, zanim będzie padać deszcz i stracę następny dzień. Nienawidzę dni, w które nie mogę wyjść z domu. Nadal nie odzywała się, stała bez ruchu, a słońce bawiło się w chowanego na jej ślicznie opalonej skórze. Jory przewędrował wzrokiem po gładkiej twarzy dziewczyny, potem ogarnął całą resztę. – Dziękuję ci za stokrotki. One nie potrafią mówić. Jaki jest ich sekret? Schyliła się i podniosła kilka zmiętych szkiców. Rozwinęła je i nagle zaczerwieniła się. – Szkicowałeś mnie – powiedziała niskim głosem. – Wyrzuć je! – powiedział ostro. – Nie są dobre. Umiem malować kwiaty i góry, nieźle udają mi się krajobrazy, ale portrety są piekielnie trudne. Nigdy nie uchwycę twojej osobowości. – UwaŜam je za bardzo dobre – zaprotestowała, przyglądając się im uwaŜnie. – Nie powinieneś ich wyrzucać. Czy mogę je zatrzymać? OstroŜnie spróbowała rozprostować pogniecione arkusze, potem połoŜyła je na stole i przycisnęła stertą cięŜkich ksiąŜek. – Zostałam zatrudniona, Ŝeby opiekować się tobą i bliźniętami. Ale ty nigdy z niczym nie
291
zwróciłeś się do mnie. Twoja matka lubi rano bawić się z dziećmi, dzięki temu mam wiele wolnego czasu, w którym mogłabym duŜo dla ciebie zrobić. W czym mogę ci pomóc? Pomalował podstawę chmur na szaro i dopiero wtedy przerwał swoje zajęcie i odwrócił wózek tak, aby móc na nią spojrzeć. Skrzywił usta w nieszczerym uśmiechu. – Kiedyś miałbym pewien pomysł. Teraz proponuję, Ŝebyś dała mi spokój. Przykro mi to mówić, ale kalecy męŜczyźni nie są zbyt podniecający. Rozczarowana poraŜką, skuliła się na długiej ławeczce. – Mówisz do mnie tak, jak mówił Bart. „Odejdź!” – krzyczał. „Zostaw mnie w spokoju!” – wrzeszczał. Nie sądziłam, Ŝe ty będziesz taki sam. – Czemu nie? – zapytał z goryczą. – Jesteśmy braćmi, przyrodnimi braćmi. Obaj mamy swoje złe dni i wtedy lepiej zostawić nas w spokoju. – UwaŜałam, Ŝe jest najwspanialszym człowiekiem na ziemi – powiedziała ze smutkiem. – Ale chyba nie powinnam juŜ nigdy ufać swoim sądom. Wierzyłam, Ŝe Bart chce się ze mną oŜenić. Teraz najpierw krzyczy, Ŝebym zeszła mu z oczu, a potem woła mnie i błaga o przebaczenie. Chcę opuścić ten dom na zawsze, lecz coś mnie tutaj trzyma, szepcze mi, Ŝe nie pora jeszcze odchodzić... – Tak – powiedział Jory, nadając maźnięciom pędzla przypadkowy charakter, co czasami dawało znakomite efekty. – Taki jest właśnie Foxworth Hall. Gdy ktoś raz tu się znajdzie, trudno mu stąd uciec. – Twoja Ŝona jednak uciekła. – Rzeczywiście, jej zasługa jest większa, niŜ na początku sądziłem. – Brzmi to gorzko. – Nie jestem zgorzkniały, tylko kwaśny jak ocet. Cieszę się z Ŝycia. Jestem zawieszony pomiędzy niebem i piekłem, w czymś w rodzaju czyśćca, w którym duchy przeszłości włóczą się nocą po korytarzach. Słyszę hałas ich łańcuchów i mogę tylko cieszyć się, Ŝe nigdy się nie pokazują, a moŜe płoszy je cichy szum gumowych kół... – Dlaczego więc siedzisz tutaj? Jory oderwał się od sztalug i spojrzał na nią ciemnymi oczami. – Co ty, u licha, robisz tutaj ze mną? Idź do swojego kochanka. Najwidoczniej lubisz sposób, w jaki cię traktuje, w przeciwnym razie z łatwością mogłabyś uciec. Nie jesteś przykuta do tego miejsca wspomnieniami, nadziejami czy niespełnionymi marzeniami. Nie jesteś ani
292
Foxworth, ani Sheffield. Tutaj nie ma dla ciebie łańcuchów. – Dlaczego nienawidzisz Barta? – A ty nie masz powodów, Ŝeby go nienawidzić? – Mam i czasami nienawidzę. – Uwierz więc tym uczuciom i uciekaj stąd. Uciekaj, zanim staniesz się, drogą osmozy, jedną z nas. – A jaki ty jesteś? Jory podjechał do krawędzi chodnika, tam gdzie zaczynały się klomby, i zapatrzył się na góry. – Kiedyś byłem tancerzem i nigdy nie chciałem być nikim innym. Teraz, gdy nie mogę tańczyć, przypuszczam, iŜ nikt nie traktuje mnie powaŜnie. Tak więc jestem tutaj i myślę, Ŝe bardziej naleŜę do tego miejsca niŜ do jakiegokolwiek innego. – Jak moŜesz mówić coś takiego? Czy nie wierzysz, Ŝe jesteś waŜny dla rodziców, dla siostry, a najbardziej dla twoich dzieci? – Tak naprawdę to oni wszyscy nie potrzebują mnie. Rodzice mają siebie nawzajem, moje dzieci mają ich, Bart ma ciebie, a dla Cindy najwaŜniejsza jest kariera. Zostaję poza nawiasem. Toni podniosła się, stanęła za Jorym i wprawnymi palcami zaczęła masować mu kark. – Czy nadal nocami bolą cię plecy? – Nie – powiedział ochrypłym głosem, choć nie była to prawda. Ukryta za krzakami, przesunęłam się w prawo, czując, Ŝe nie wiedzą, iŜ jestem tutaj. – Jeśli znowu zaczną cię boleć plecy, zadzwoń na mnie, to zrobię ci masaŜ. Gwałtownie odwrócił wózek o pół obrotu i z wściekłością spojrzał jej w twarz. – Wydaje ci się, Ŝe jak nie dostałaś jednego brata, to moŜesz zastawiać sieci na drugiego, który być moŜe, nie oprze się twojemu czarowi? Dziękuję, ale nie. Matka pomasuje mi bolące plecy. Odeszła powoli, jeszcze dwa razy odwracając się w jego kierunku. Nie widziała, Ŝe patrzył za nią z miłością. Cicho zamknęła za sobą francuskie drzwi. Przerwałam ścinanie róŜ, potrzebnych do dekoracji stołu, i usiadłam na trawie. Za moimi plecami bliźnięta bawiły się w „kościół”. Zgodnie z radami Chrisa staraliśmy się codziennie robić, co tylko moŜna, Ŝeby wzbogacić
293
ich słownictwo, i nasze starania dawały zadziwiające rezultaty. – I powiedział Pan do Ewy: precz z tego miejsca – usłyszałam dziecinny głos Darrena. Odwróciłam się w ich stronę. Oboje zdjęli skąpe kostiumy kąpielowe i zrzucili białe sandałki. Deirdre nałoŜyła liść na malutki członek braciszka i spojrzała na swoje intymne miejsce. Skrzywiła się. – Dare... co to znaczy grzeszyć? – To tak jak biegać – odpowiedział jej brat. – Niedobrze jest boso. Oboje zachichotali i popędzili w moją stronę. Podniosłam i przytuliłam do siebie miękkie, ciepłe, gołe ciałka, obsypując małe buzie całusami. – Jedliście juŜ śniadanie? – Tak, babciu. Toni nakarmiła nas grejpfrutami, których bardzo nie lubimy. Zjedliśmy wszystko oprócz jajek. Nie lubimy jajek. To Deirdre najczęściej mówiła za brata, zupełnie tak samo jak Carrie najczęściej była głosem Cory’ego. – Mamo, jak długo juŜ tutaj jesteś?! – zawołał Jory. Głos miał opanowany, ale był odrobinę zakłopotany. Podniosłam się z gołymi bliźniętami na rękach i podeszłam do Jory’ego. – Znalazłam Toni na basenie, gdy uczyła bliźniaki pływać, zmieniłam ją więc i poprosiłam, Ŝeby zajrzała do ciebie. Dzieci bardzo dobrze juŜ sobie radzą w wodzie, cały czas się pluskają. Czemu nie przyłączyłeś się do nas rano? – Dlaczego siedziałaś w ukryciu? – Po prostu ścinałam poranne róŜe, Jory. Wiesz, Ŝe robię to kaŜdego dnia. Pierwszą rzeczą, jaką robię rano, jest ustawienie świeŜych kwiatów w pokojach. To jedyny sposób na przydanie temu domowi odrobiny ciepła. Wsadziłam mu, dla zabawy, czerwoną róŜę za ucho. Szybko wyjął ją i włoŜył pomiędzy otrzymane od Toni stokrotki. – Słyszałaś moją rozmowę z Toni, prawda? – Jory, kiedy jestem w ogrodzie w sierpniu, wiedząc, Ŝe wrzesień jest za pasem, cieszę się kaŜdą chwilą. Czuję w nozdrzach zapach róŜ i wydaje mi się, Ŝe jestem w niebie albo w ogrodach Paula. On ma najpiękniejsze ogrody. Wszystkie rodzaje. Są tam ogrody angielskie, japońskie, włoskie... – Wszystko to juŜ słyszałem! – powiedział niecierpliwie. – Pytałem, czy nas słyszałaś?
294
– Tak, rzeczywiście słyszałam wszystko i na dodatek spoglądałam na was ponad róŜami. Nachmurzył się zupełnie tak jak Bart, a ja postawiłam dzieciaki, dałam im małego klapsa i powiedziałam, Ŝeby poszły poszukać Toni, która pomoŜe im się ubrać. Popędziły jak małe nagie laleczki. Usiadłam i uśmiechnęłam się do Jory’ego, podczas gdy on patrzył na mnie groźnie i oskarŜy cielsko. Gdy był zły, jeszcze bardziej przypominał Barta. – Jory, naprawdę nie chciałam podsłuchiwać. Byłam tam, zanim przyszliście. – Spojrzałam na jego niezadowoloną twarz. – Kochasz Toni, prawda? – Nie kocham jej! Ona jest Barta! Niech mnie diabli wezmą, jeśli chcę znowu skorzystać na poraŜce Barta. – Znowu? – Daj spokój, mamo. Znasz równie dobrze jak ja prawdziwy powód wyjazdu Mel. On przedstawił go dostatecznie jasno, ona teŜ, tego boŜonarodzeniowego ranka, kiedy to w tajemniczy sposób został połamany model Ŝaglowca. Ona by tu została na zawsze, gdyby Bart zgodził się zastępować mnie w łóŜku. Myślę, Ŝe zakochała się w nim przez przypadek, próbując zaspokoić poŜądanie, jakie odczuwała wobec mnie. Słyszałem jej płacz po nocach. LeŜałem w swoim łóŜku, chciałem pójść do niej, ale nie mogłem. śal mi jej było. śal mi było siebie. To było piekło. I teraz jest piekło. Inny rodzaj piekła. – Jory, co mogę zrobić, Ŝeby ci pomóc? Nachylił się i popatrzył na mnie z taką uwagą, Ŝe przypomniałam sobie o Julianie i o tym, jak wiele razy go zawiodłam. – Mamo, bez względu na to, czym jest dla ciebie ten gmach, dla mnie zaczyna być domem. Są tu szerokie korytarze i drzwi. Jest winda, którą mogę poruszać się pomiędzy piętrami. Jest basen, są tarasy, ogrody i lasy. Właściwie coś w rodzaju raju na ziemi, z kilkoma tylko usterkami. Kiedyś nie mogłem doczekać się wyjazdu. Teraz nie chcę się stąd ruszać. Nie chcę teŜ niepokoić cię jeszcze bardziej, a jednak muszę ci to wyznać. Czekałam ze strachem na te kilka „usterek”. – Kiedy byłem dzieckiem, uwaŜałem, Ŝe na świecie stale dzieją się jakieś cuda i dziwy: na przykład ślepiec pewnego dnia przegląda na oczy, a chromy zaczyna chodzić. Myśląc w ten
295
sposób odbierałem wszystkie krzywdy, które działy się wokół, wszystkie podłości jako mniej dotkliwe. Sądzę, Ŝe balet nie pozwolił mi całkiem dorosnąć, tak więc trzymałem się myśli, Ŝe cuda zdarzają się, jeśli wierzy się w nie dostatecznie mocno, jak w piosence: „Gdy pomyślisz sobie o czymś, patrząc na gwiazdy, twoje marzenia spełnią się”. Na dodatek w balecie cały czas dzieją się cuda, zachowałem zatem dziecięcą ufność, nawet kiedy juŜ dorosłem. Nadal wierzyłem, Ŝe w tym zewnętrznym, prawdziwym świecie wszystko dobrze się kończy, a Opatrzność jest sprawiedliwa. Mel teŜ taka była. Jest coś takiego w balecie, co – choć to zabrzmi dziwnie – pozwala zachować niewinność. Nie widzisz zła, nie słyszysz o nim, więc nie rozmawiasz o nim. Jestem pewien, Ŝe wiesz, co mam na myśli, bo to przecieŜ był i twój świat. Przerwał i spojrzał na groźne niebo. – W tamtym świecie miałem kochającą Ŝonę. W zewnętrznym, prawdziwym świecie szybko znalazła zastępczego kochanka. Nienawidziłem Barta za to, Ŝe mi ją zabrał, wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowałem. Potem znienawidziłem Mel za to, Ŝe pozwoliła mu wykorzystać się jako narzędzie odegrania się na mnie. On wciąŜ to robi, mamo. I nie zawracałbym ci głowy tym wszystkim, gdybym czasami nie obawiał się o swoje Ŝycie. I o Ŝycie moich dzieci. Słuchałam go, starając się nie okazywać zaskoczenia tym, co mówił, a o czym dotąd nawet nie wspominał. – Pamiętasz te poręcze, na których ćwiczyłem przed załoŜeniem protez? Więc, ktoś zeskrobał metal tak, Ŝe powbijałem sobie metalowe drzazgi w obie dłonie. Ojciec wydłubał mi je i prosił, Ŝebym obiecał, iŜ nic ci nie powiem. ZadrŜałam, cała w środku spięta. – Co jeszcze, Jory? To nie wszystko, sądząc z wyrazu twojej twarzy. – Nic takiego, mamo. Drobiazgi mające zatruć mi Ŝycie, karaluchy w kawie, herbacie czy mleku, cukiernica wypełniona solą, solniczka pełna cukru... głupie kawały, dziecinne psoty, które mogą stać się niebezpieczne. Pinezki w moim łóŜku, na siedzeniu mojego krzesła... och, mam cały czas święto Halloween w tym domu. Czasami chce mi się śmiać, takie to głupie. Ale gdy wkładam but, a tam w środku jest gwóźdź, którego nie czuję ze względu na złe krąŜenie, a od którego moŜe powstać zakaŜenie, to przestaje to być śmieszne. To moŜe kosztować mnie nogę. Tyle czasu tracę na sprawdzanie wszystkiego przed uŜyciem, jak na przykład maszynki do golenia, w której nowe noŜyki nagle zardzewiały.
296
Rozejrzał się wokoło, jakby chcąc sprawdzić, czy w pobliŜu nie ma Joela albo Barta, i mimo Ŝe ani on, ani ja niczego nie zauwaŜyliśmy, zniŜył głos do szeptu. – Wczoraj było upalnie, pamiętasz? Sama otworzyłaś trzy okna w moim pokoju, Ŝebym miał świeŜe chłodne powietrze, potem wiatr zmienił się, zaczęło wiać od północy i zrobiło się straszliwie zimno. Przybiegłaś, Ŝeby zamknąć okna i przykryć mnie jeszcze jednym kocem. Znowu zasnąłem. Pół godziny później obudziłem się, myśląc, Ŝe jestem na biegunie. Okna, wszystkie sześć, były szeroko otwarte. Deszcz zacinał do środka i zamoczył mi pościel. Ale nie to było najgorsze. Moje koce były ściągnięte. Zadzwoniłem, Ŝeby ktoś przyszedł mi pomóc. Ale dzwonek nie działał. Usiadłem i sięgnąłem po wózek. Nie było go tam, gdzie zazwyczaj stoi, zaraz obok łóŜka. Przez chwilę wpadłem w panikę. Potem, poniewaŜ mam teraz duŜo silniejsze ręce, opuściłem się na podłogę, podsunąłem normalne krzesło w pobliŜe okna i wciągnąłem się na nie. Będąc juŜ na krześle, mogłem z łatwością zamknąć okno. Ale pierwsze ani drgnęło. Przesunąłem krzesło do drugiego, ale ono teŜ nie chciało się poruszyć. Było sklejone farbą. Wiedziałem, Ŝe nie ma sensu próbować pozostałych czterech i wystawiać się na zacinający zimny deszcz, bo mimo silnych ramion i tak nie miałem dobrego oparcia. Jednak ryzykownie spróbowałem jeszcze raz. Bez powodzenia. Wtedy znowu opuściłem się na podłogę i przesunąłem w kierunku drzwi. Były zamknięte. Przeczołgałem się do pracowni, ściągnąłem zimowy płaszcz, okryłem się nim i zasnąłem. Co się stało z moją twarzą? Tak mi zdrętwiała, Ŝe nie mogłam poruszyć wargami. Jory przyglądał mi się uwaŜnie. – Mamo, czy ty słuchasz? Czy uwaŜasz? Więc... nie próbuj komentować, dopóki nie skończę opowiadania. Jak juŜ powiedziałem, zasnąłem w pracowni na podłodze, cały mokry. Kiedy się obudziłem, leŜałem znowu na łóŜku. Na suchym łóŜku, pod prześcieradłem i kocami, ubrany w czystą piŜamę. Przerwał i spojrzał w moje przeraŜone oczy. – Mamo... jeŜeli ktoś w tym domu chce, Ŝebym dostał zapalenia płuc i umarł, to czy ten ktoś mógł połoŜyć mnie na łóŜku i pookrywać? Taty nie było w domu, a ty nie miałabyś siły, Ŝeby to zrobić. – Ale – wyszeptałam – Bart aŜ tak cię nie nienawidzi. W ogóle nie Ŝywi do ciebie nienawiści... – MoŜe to Trevor mnie znalazł, a nie Bart. Ale nie wierzę, Ŝeby Trevor zdołał mnie
297
podnieść. Więc ktoś tutaj nienawidzi mnie jednak – stwierdził Jory stanowczo. – Ktoś, kto chciałby, Ŝebym stąd zniknął. Rozmyślałem nad tym i doszedłem do wniosku, Ŝe to Bart musiał mnie znaleźć i połoŜyć na łóŜku. Czy nie przyszło ci do głowy, Ŝe gdybyśmy wszyscy zniknęli, Bart przejąłby nasze pieniądze? – Ale on juŜ jest bardzo bogaty! Nie potrzebuje więcej! Jory spojrzał na zamglone słońce. – Nigdy dotąd nie obawiałem się Barta. Zawsze było mi go Ŝal i chciałem mu pomóc. Myślałem o tym, Ŝeby zabrać bliźnięta i wyjechać stąd razem z wami... ale to jest tchórzliwe rozwiązanie. JeŜeli Bart otworzył te okna, to później rozmyślił się i wrócił, by mnie uratować. Myślałem o modelu klipra i o tym, w jaki sposób został połamany. Z pewnością nie moŜna obciąŜać tym Barta, przecieŜ bardzo chciał go mieć. Pomyślałem o Joelu, którego podejrzewasz, i o tym, kto ma największy wpływ na Barta. Ktoś cofa Bartowi zegar i on znowu staje się tym cierpiącym dziesięcioletnim dzieckiem, które chciało, Ŝeby jego matka i babka zginęły w oczyszczającym ogniu... – Jory, proszę, obiecywałeś, Ŝe nigdy nie będziesz wspominał tego okresu naszego Ŝycia. Zapadła ciągnąca się w nieskończoność cisza, zanim zaczął mówić dalej. – Ubiegłej nocy zdechła ryba w moim akwarium. Został zamknięty filtr powietrza i zniszczony regulator temperatury. Znowu przerwał i spojrzał mi uwaŜnie w oczy. – Czy ty wierzysz w cokolwiek z tego, co ci opowiadam? Utkwiłam wzrok we wzgórzach okrytych błękitną mgłą, w ich miękkich, zaokrąglonych szczytach, przypominających olbrzymie martwe dziewice, z których pozostały tylko pokryte mchem torsy. Podniosłam oczy na ciemnoniebieskie niebo z pierzastymi burzowymi chmurami i prześwitującymi zza nich wiązkami złotych promieni, zwiastującymi lepszy dzień. Pod takim jak to niebem, otoczonym tymi samymi górami, Ŝycie Chrisa, Cory’ego, Carrie i moje było śmiertelnie zagroŜone, a Bóg był tego świadkiem. Odgarnęłam nerwowo tę niewidoczną pajęczynę, próbując znaleźć właściwe słowa. – Mamo, trudno mi o tym mówić, ale uwaŜam, Ŝe powinniśmy przestać ufać Bartowi. Nie moŜemy wierzyć tym jego napadom miłości do nas. On znowu potrzebuje fachowej pomocy. Prawdę mówiąc, zawsze byłem przekonany, Ŝe ma w sobie wiele miłości, której nie potrafi wyrazić. A teraz uwaŜam, Ŝe Barta uratować nie moŜna. Nie moŜemy go wyrzucić z jego własnego domu, chyba Ŝe zostanie uznany za umysłowo chorego i zamknięty w szpitalu. Nie
298
chcę, Ŝeby tak się stało, i wiem, Ŝe ty teŜ nie. Tak więc byłoby najlepiej, gdybyśmy wyjechali. CzyŜ nie jest to zabawne? Nie chcę wyjeŜdŜać właśnie teraz, kiedy moŜe być zagroŜone moje Ŝycie. Przyzwyczaiłem się do tego domu; kocham go i ryzykuję moje Ŝycie i Ŝycie nas wszystkich. Ciekawość, co moŜe się wydarzyć, chroni mnie przed nudą. Mamo, najgorszą rzeczą w moim Ŝyciu jest nuda. Prawie nie słyszałam tego, co mówił Jory. Oczy otworzyły mi się szeroko na widok Deirdre i Darrena idących za Joelem i Bartem do kapliczki. Po chwili zniknęli za zamkniętymi drzwiami. Zapomniałam o koszyku pełnym ciętych róŜ i poderwałam się na równe nogi. Gdzie jest Toni? Dlaczego nie chroni bliźniąt przed Bartem i Joelem? I nagle zrobiło mi się głupio, bo dlaczego miałaby sądzić, Ŝe Bart czy Joel stanowią zagroŜenie dla takich małych niewinnych stworzeń? PoŜegnałam pospiesznie Jory’ego, powiedziałam, Ŝe wrócę za parę minut z Darrenem i Deirdre i razem zjemy lunch. – Jory, czy nic ci się nie stanie, jeśli opuszczę cię na kilka chwil? – Oczywiście, mamo. Idź do dzieci. Rozmawiałem z Trevorem dzisiaj rano i dał mi mały radiotelefon na baterie. Trevorowi moŜna całkowicie zaufać. Wierząc w lojalność naszego kamerdynera, pospieszyłam do kaplicy. W chwilę później wślizgnęłam się małymi wewnętrznymi drzwiami do kaplicy, która – według Joela – była niezbędna do oczyszczenia naszych dusz z grzechów. Był to mały pokój, który próbował naśladować miejsca rodzinnych modlitw, jakie moŜna znaleźć w wielu zamkach i pałacach. Przy pierwszej ławce klęczał Bart, mając po jednej stronie Darrena, a po drugiej Deirdre. Za ołtarzem stał z pochyloną siwą głową Joel. Przygotowywał się do modlitwy. Ukradkiem przesunęłam się bliŜej i schowałam za podporę łuku. – Nie podoba nam się tutaj – głośnym szeptem skarŜyła się Deirdre. – Uspokój się. To jest miejsce boŜe – nakazał Bart. – Słyszę, jak mój kiciuś płacze – powiedział cicho Darren, odsuwając się od Barta. – Nie moŜesz słyszeć miauczenia kota z takiej odległości. Poza tym to nie jest twój kociak. To jest kot Trevora, a on tylko pozwolił ci się z nim bawić. Oba maluchy zaczęły pociągać nosem, starając się połknąć łzy rozpaczy. Oboje uwielbiali
299
kociaki, szczenięta, ptaszki, wszystko co było małe i miłe. – Cisza! – krzyknął Bart. – Nie słyszę Ŝadnych odgłosów z zewnątrz, ale jeśli uwaŜnie posłuchacie, przemówi Bóg i powie wam, jak moŜecie przetrwać. – Co to znaczy przetrwać? – Darren, dlaczego pozwalasz swojej siostrze na zadawanie tych wszystkich pytań? – Ona to lubi. – Dlaczego jest tutaj tak ciemno, wujku Bart? – Deirdre, jak wszystkie kobiety, za duŜo mówisz. Zaczęła głośniej płakać. – Nieprawda! Babcia lubi, jak ja mówię... – Twoja babcia lubi opowiadania wszystkich poza mną – odpowiedział gorzko Bart, ściskając ramię Deirdre, Ŝeby stała spokojnie. Na podium, gdzie znajdował się Joel z podniesioną głową, paliło się mnóstwo świec. Architekci zaprojektowali punktowe oświetlenie sufitowe w ten sposób, Ŝe światło skupiało się na kaŜdym, kto stanął za ołtarzem. Teraz Joel stał w samym środku mistycznego świetlnego krzyŜa. – Zanim zacznie się dzisiejsze kazanie, wstańmy i zaśpiewajmy ku chwale Pana – powiedział donośnym, czystym i pewnym głosem. Przesunęłam się za kolumnę, spoza której mogłam obserwować, sama będąc niewidoczna. Bliźnięta, które najwyraźniej były tu juŜ wielokrotnie, wytrenowane i zastraszone, zachowywały się jak dwa małe roboty. Stały posłusznie po obu stronach Barta, który trzymał je mocno za małe ramionka, i wraz z nim zaczęły śpiewać pieśń. Ich słabe i drŜące głosiki nie były w stanie zachować melodii. Jednak dzieci robiły ogromne wysiłki, Ŝeby nie ustępować Bartowi, który zaskoczył mnie zadziwiająco dobrym barytonem. Dlaczego Bart nie śpiewał w ten sposób, kiedy my przychodziliśmy do kaplicy? Czy przy nas czuł się tak skrępowany, Ŝe ukrywał dar otrzymany od Boga? Kiedy prosiliśmy Cindy, aby zaśpiewała, marszczył się i nie dawał po sobie poznać, Ŝe równieŜ ma wspaniały głos. Och, ta skomplikowana osobowość Barta doprowadzi mnie do szaleństwa. W innych, mniej złowrogich okolicznościach byłabym wzruszona jego radosnym, pełnym Ŝaru śpiewem. Promień słońca przedarł się przez witraŜowe okno i okrył twarz Barta purpurą, róŜem i zielenią. Bart pięknie wyglądał, śpiewając z tak rozjaśnionym spojrzeniem, jakby
300
naprawdę był natchniony Duchem Świętym. Byłam poruszona jego wiarą w Boga. Łzy ulgi napłynęły mi do oczu i poczułam się oczyszczona. Och, Bart, nie moŜesz być zaprzedany diabłu, skoro tak śpiewasz i tak wyglądasz. Nie jest jeszcze zbyt późno, Ŝeby cię uratować, z pewnością nie. Nic dziwnego, Ŝe Melodie pokochała go. Nic dziwnego, Ŝe Toni nie jest w stanie odwrócić się i porzucić takiego męŜczyzny. – „Och, śpiewajmy tę pieśń... tę pieśń miłości do Ciebie. W Boga wierzymy, w Boga wierzymy...” Głos jego wznosił się, dominując nad cienkimi głosikami bliźniąt. Dusza wyrywała mi się w pragnieniu wiary w boŜą moc. Opadłam na kolana i pochyliłam głowę. – Dzięki ci, BoŜe – wyszeptałam. – Dzięki za uratowanie syna. Znowu spojrzałam na Barta, szukając Ducha Świętego, gotowa uwierzyć we wszystko, co uczynił. Powróciły przeszłe słowa. Bart był wtedy z nami. – Musimy być ostroŜni z Jorym – ostrzegał Chris. – Ma zachwiany układ odpornościowy. Nie moŜemy dopuścić do tego, Ŝeby przeziębił się i Ŝeby pojawił mu się płyn w płucach... Nadal klęczałam jak sparaliŜowana. Teraz uwierzyłam, Ŝe Bart jest tylko bardzo udręczonym młodym człowiekiem, rozpaczliwie poszukującym hierarchii wartości. Pieśń dobiegała końca. Och, gdyby Cindy mogła usłyszeć Barta. Gdyby tak oboje zaśpiewali razem, w końcu zaprzyjaźnieni, połączeni swoimi talentami. Nikt nie klaskał, kiedy skończył śpiewać. W ciszy słyszałam tylko bicie swojego serca. Bliźnięta patrzyły na Barta szeroko otwartymi, niewinnymi niebieskimi oczami. – Zaśpiewaj jeszcze, wujku Barcie – prosiła Deirdre. – Zaśpiewaj o skale... Teraz wiedziałam, dlaczego przychodzą do tej kaplicy; Ŝeby posłuchać śpiewu wujka, Ŝeby poczuć to, co ja poczułam, tę niewidoczną obecność, tak ciepłą i wyrozumiałą. Bez Ŝadnego akompaniamentu Bart zaśpiewał „Chrystus opoką”. Byłam wzruszona. Z takim głosem mógł świat rzucić sobie do stóp, a on zamknął swój talent w biurze. – JuŜ wystarczy, bratankowie – powiedział Joel, gdy skończyła się druga pieśń. – Niech wszyscy usiądą, zaczniemy dzisiejsze kazanie. Bart usiadł posłusznie, pociągając za sobą bliźnięta. Objął kaŜde z nich ramieniem w tak opiekuńczy sposób, Ŝe znowu wzruszyłam się do łez. Czy on kochał bliźnięta Jory’ego? Czy teŜ
301
przez cały czas udawał tylko, Ŝe nie lubi ich, bo przypominały mu tamte „diabelskie bliźnięta”? – Pochylmy głowy i módlmy się – nakazał Joel. Ja teŜ pochyliłam głowę. Słuchałam jego modlitwy z niedowierzaniem. Brzmiała tak przekonywająco, tak skupiona była na tych, którzy nigdy nie doświadczyli radości bycia „uratowanym” i naleŜenia w całości do Chrystusa. – Kiedy otworzycie swoje serca Chrystusowi, on wypełni je miłością. Kiedy pokochacie Pana, pokochacie jego syna, który umarł za was, i uwierzycie w sprawiedliwość Boga i jego syna tak okrutnie ukrzyŜowanego, znajdziecie spokój spełnienia, nieznany wam dotąd. ZłóŜcie swoje grzechy, swoje miecze, swoje tarcze, swoją Ŝądzę władzy i pieniędzy. OdłóŜcie swoje ziemskie Ŝądze, swoje ziemskie apetyty, które nigdy nie zostaną zaspokojone, i wierzcie, wierzcie! Idźcie w ślady Chrystusa. Idźcie za nim, wierzcie w jego nauki, a będziecie zbawieni. Obronicie się przed szatanem tego świata grzechu, Ŝądzy seksu i władzy. Ratujcie się, zanim będzie za późno! Płomień jego gorliwości przeraŜał. Dlaczego nie mogłam uwierzyć w to płomienne kazanie, tak jak wierzyłam w piękny śpiew Barta? Dlaczego wizja wiatru i deszczu smagających Jory’ego zmywała ze mnie ewangeliczną retorykę Joela? Czułam, iŜ zdradziłam Jory’ego wtedy, gdy przez moment uwierzyłam Joelowi, Ŝe jest tym, za kogo się podaje. Kazanie jeszcze się nie skończyło. Byłam zaskoczona zwyczajnym, codziennym tonem, jakim teraz mówił Joel, jakby bezpośrednio do Barta. – Kiedy zbudowaliśmy w tej wielkiej górskiej posiadłości małą świątynię poświęconą modlitwie, natychmiast ucichły plotki w wiosce. Robotnicy, którzy wznosili ten boŜy dom modlitwy i tworzyli jego bogate ozdoby, powiedzieli mieszkańcom wioski, co zrobiliśmy, a oni ponieśli dalej wiadomość, Ŝe Foxworthowie próbują zbawić swoje dusze. Nie wspominają juŜ o odwecie na Foxworthach, którzy rządzą nimi ponad dwieście lat. Nadal noszą głęboko w sercach liczne urazy z powodu krzywd wyrządzonych im przez naszych egoistycznych przodków. Nie zapomnieli ani nie wybaczyli grzechów Corrine Foxworth, która poślubiła swojego kuzyna. Nie zapomnieli teŜ grzechów twojej matki, Bart, i jej brata. Właśnie pod twoim dachem daje mu ona swoje ciało i sama czerpie przyjemność z jego ciała... i pod boŜym błękitnym niebem tych dwoje wyleguje się nago na słońcu, zanim się połączy. Są od siebie uzaleŜnieni, tak samo jakby byli uzaleŜnieni od jednego z tych narkotyków, rozpowszechnionych w dzisiejszym niemoralnym, egoistycznym, niezwaŜającym na nic społeczeństwie.
302
On, ten lekarz, jej brat rodzony, zbawia się w pewien sposób dzięki swoim wysiłkom w słuŜbie dla ludzkości, poświęceniu się medycynie i nauce. Tak więc jemu moŜe łatwiej będzie wybaczone niŜ tej grzesznej kobiecie, twojej matce, która dała światu zdeprawowaną córkę. Ta skończy pewnie jeszcze gorzej. Twoja matka dała teŜ pierworodnego syna, który tańczył bezwstydnie dla pieniędzy! Dla chwały swojego ciała! I za ten grzech juŜ zapłacił, tracąc władzę w nogach. A tracąc władzę w nogach, utracił ciało, a utraciwszy ciało, stracił Ŝonę. Los jest nieskończenie mądry, kiedy trzeba zdecydować, kogo ukarać, a komu pomóc. – Przerwał, dla wzmocnienia efektu, po czym utkwił rozgorzałe spojrzenie w Barcie, jakby chciał siłą woli przeniknąć do jego umysłu. – Wiem, mój synu, Ŝe kochasz swoją matkę i moŜesz jej wszystko wybaczyć... ale to źle, bardzo źle – bo co z wolą boŜą? Nie zgadzam się z tym. Uratować ją? Dobrze, ale jak Bóg będzie mógł jej wybaczyć, skoro winna jest uwiedzenia brata? Przerwał z ogniem religijnego zapału w oczach i czekał na reakcję Barta. – Jestem głodna! – jęknęła nagle Deirdre. – Ja teŜ! – zawołał Darren. – Zostaniecie tutaj i zrobicie to, co macie do zrobienia, albo zostaniecie ukarani! – krzyknął Joel od ołtarza. Bliźnięta natychmiast schowały się w małe skorupki, patrząc na Joela oczami pełnymi strachu. Co Joel zrobił takiego, Ŝe tak się go bały? Och, BoŜe, czy dałam Joelowi albo Bartowi jakąkolwiek okazję do skrzywdzenia ich? Mijały długie minuty, Joel jakby z rozmysłem dręczył rodzeństwo. Chciałam skoczyć i krzykiem powstrzymać go przed zaszczepianiem chorych myśli do główek niewinnych dzieciaków. Ale siedział tam równieŜ Bart, który zachowywał się tak, jakby w ogóle nie słyszał słów Joela. Wpatrywał się we wspaniały witraŜ za ołtarzem. WitraŜ ukazywał Jezusa z małymi dziećmi u stóp, przytulonymi do jego kolan, patrzącymi z zachwytem w twarz BoŜego Syna. Ten sam zachwyt był na twarzy Barta, niesłuchającego ciotecznego dziadka. Bart przepełniony był tą obecnością, którą nawet ja czułam w tym miejscu. Bóg istniał, zawsze był tutaj, nawet kiedy chciałam temu zaprzeczyć. Słowa Chrystusa miały znaczenie w dzisiejszym świecie. Jego nauki w jakiś sposób znalazły swoje miejsce w zdezorientowanym umyśle Barta. – Bart, twój bratanek z bratanicą zasypiają! – wrzasnął wściekle Joel. – Zaniedbujesz
303
swoje obowiązki! Obudź je! Natychmiast! – Zmęczyły się. To małe dzieci, wujku Joelu – powiedział Bart. – Twoje kazania trwają zbyt długo, dlatego one zmęczyły się. One nie są szatańskim nasieniem. Urodziły się ze świętych ślubów małŜeńskich. To nie są te pierwsze, spokrewnione bliźnięta, wujku, te szatańskie... Widząc, jak Bart podnosi i opiekuńczo trzyma na rękach Darrena i Deirdre, poczułam strach zmieszany z nadzieją. Bart okazywał się równie delikatny i szlachetny jak jego ojciec. Gdy tylko to pomyślałam, usłyszałam słowa, które zmroziły mi krew w Ŝyłach. Zamarłam w cieniu. Bart podniósł się z dziećmi na rękach. – Postaw je – rozkazał Joel. Skończył juŜ kazanie i jego mocny głos ścichł do zwyczajnego szeptu. Czy wyczerpał juŜ zapasy energii i przestanie wywierać takie wraŜenie? Modliłam się o to. – Teraz, dzieci, ten kto nie nauczył się panować nad swoimi potrzebami fizycznymi, powtórzy lekcję, której próbowałem was nauczyć. Powiedzcie to, Darren, Deirdre! Powiedzcie słowa, które na zawsze macie zachować w sercach i umysłach. Mówcie, niech Pan Bóg usłyszy. Mieli jeszcze tak dziecinny głos i rzadko wypowiadali od razu więcej niŜ kilka słów. Często uŜywali niewłaściwej składni... ale tym razem recytowali płynnie i powaŜnie jak dorośli. – Jesteśmy dziećmi narodzonymi z diabelskiego nasienia. Jesteśmy sprawką diabła, przez diabła spłodzeni. Odziedziczyliśmy wszystkie szatańskie geny prowadzące do kazi... kazirodczych stosunków. Uśmiechnęły się do siebie, zadowolone, Ŝe udało im się to gładko powiedzieć, nie rozumiały znaczenia ani jednego słowa. Potem skierowały powaŜne błękitne oczy na groźnego starca za ołtarzem. – Jutro będzie dalszy ciąg naszych lekcji – to powiedziawszy, Joel zamknął swoją ogromną czarną Biblię. Bart podniósł dzieciaki, pocałował w policzki i powiedział, Ŝe teraz mogą załoŜyć czyste suche majteczki, zjeść lunch, wykąpać się i przespać przed późniejszymi modlitwami. Wtedy wyszłam z ukrycia. – Bart, co ty próbujesz zrobić z dziećmi Jory’ego? Mój syn spojrzał na mnie, a jego opalona twarz pobladła. – Mamo, nie powinnaś przychodzić tutaj, z wyjątkiem niedziel...
304
– Dlaczego? Czy chcesz, Ŝebym trzymała się z dala, tak abyś mógł wypaczyć te małe ludzkie istoty i potem karać je za to? Czy o to ci chodzi? – A kto ciebie wypaczył? – zapytał chłodno Joel ze zmruŜonymi oczami. Z dziką furią odwróciłam się do niego. – Twoi rodzice! – krzyknęłam. – To twoja siostra, Joel, trzymała nas przez lata w zamknięciu, karmiąc obietnicami, podczas gdy oboje z Chrisem dorastaliśmy, nie mając nikogo poza sobą do pokochania. MoŜesz ich obciąŜyć odpowiedzialnością za to, Ŝe tacy z Chrisem jesteśmy. Ale zanim powiesz jeszcze jedno słowo, musisz mnie wysłuchać. Kocham Chrisa i nie wstydzę się tego. UwaŜasz, Ŝe niczego waŜnego nie zrobiłam na tym świecie, jednak stoi tutaj twój siostrzany wnuk, trzymając moje wnuczęta, a na tarasie jest mój drugi syn. Oni nie są skalani! Nie są ani diabelską sprawką, ani diabelskim nasieniem, i nigdy, do końca swojego Ŝycia nie próbuj powtórzyć tych słów w stosunku do nikogo z mojej rodziny, bo w przeciwnym razie dopilnuję, Ŝebyś został stąd usunięty i uznany za chorego na uwiąd starczy! Na twarz Barta wróciły kolory. Joel rozpaczliwie szukał wyblakłym spojrzeniem jego wzroku, ale Bart patrzył na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w Ŝyciu. – Mamo – powiedział słabym głosem i chciał powiedzieć więcej, ale bliźnięta zsunęły mu się z ramion i podbiegły do mnie. – Jeść, babciu, jeść... Utkwiłam wzrok w Barcie. – Masz najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałam – powiedziałam, wycofując się i zabierając ze sobą bliźnięta. – Bądź sobą, Bart. Nie potrzebujesz Joela. Znalazłeś swój talent, wykorzystaj go. Stał nieruchomo, jakby miał jeszcze mnóstwo do powiedzenia, ale Joel juŜ ciągnął go błagalnie za ramię, podczas gdy bliźnięta domagały się lunchu.
305
NIEBIOSA NIE MOGĄ CZEKAĆ W kilka dni później Jory bardzo powaŜnie się przeziębił. Zimno i deszcz zrobiły swoje. LeŜał w łóŜku, z rosnącą temperaturą i czołem błyszczącym od potu. Rzucał się, bredząc i powtarzając imię Melodie. Wtedy Toni krzywiła się, mimo Ŝe opiekowała się nim, jak tylko mogła najlepiej. Dostrzegłam serdeczność w kaŜdym jej troskliwym ruchu, w łagodnym, współczującym spojrzeniu, w muśnięciach ustami jego twarzy, gdy myślała, Ŝe tego nie widzę. Usiłowała mnie pocieszyć. – Nie martw się tak bardzo, Cathy – prosiła, obmywając nagi tors Jory’ego zimną wodą. – Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, Ŝe wysoka temperatura pomaga w walce z wirusami. Jestem pewna, Ŝe jako Ŝona lekarza wiesz o tym i po prostu obawiasz się, Ŝe dostanie zapalenia płuc. Nie dostanie. MoŜesz mi wierzyć. – Módlmy się o to... Ale bałam się nadal; była tylko pielęgniarką, bez medycznego doświadczenia Chrisa. Dzwoniłam co godzina, próbując odnaleźć go w tym ogromnym uniwersyteckim laboratorium. Dlaczego Chris nie reagował na moje pilne telefony? Zaczęłam się nie tylko niepokoić, ale i złościć, Ŝe jest nieosiągalny. CzyŜ nie przyrzekał, Ŝe zawsze, kiedy tylko będzie potrzebny, przyjdzie z pomocą? Minęły dwa dni od tamtego kazania Joela, a Chris nie zadzwonił. Upalna, wilgotna pogoda, przerywana deszczami i burzami z piorunami, potęgowała tylko mój niepokój i pustkę w umyśle. Nad naszymi głowami przetoczył się grzmot. Błyskawica na chwilę rozświetliła ciemne, groźne niebo. U moich stóp bawiły się bliźnięta, szepcząc do siebie, Ŝe czas juŜ na lekcję w kaplicy. – Babciu, prosimy. Wujek Joel mówi, Ŝe musimy tam iść. – Deirdre, Darren, chcę, Ŝebyście mnie posłuchali i zapomnieli o tym, co wam mówią wujek Joel i wujek Bart. Wasz ojciec chce, Ŝebyście ze mną i z Toni byli przy nim. Wiecie, Ŝe wasz tatuś jest chory i ostatnią rzeczą, jakiej by pragnął, jest wizyta jego synka i córeczki w kaplicy, w której... w której... – i tutaj zająknęłam się. Bo cóŜ mogłam powiedzieć im o Joelu, co w jakiś sposób nie zemściłoby się później? Uczył ich tego, co uwaŜał za słuszne. Gdyby tylko nie uczył ich tych zdań... diabelska sprawka.
306
Diabelskie nasienie. Natychmiast oboje zaczęli płakać. – Czy po tatusia przyjdzie śmierć? – łkali jednocześnie. – Nie, oczywiście, Ŝe nie umrze. Co wy oboje w ogóle wiecie o śmierci? I zaczęłam im tłumaczyć, Ŝe ich dziadek jest znakomitym lekarzem i niedługo juŜ wróci do domu. Patrzyły na mnie bezmyślnie, aŜ uświadomiłam sobie, Ŝe one często deklamują słowa, których nauczyły się na pamięć, nie rozumiejąc ich znaczenia. Śmierć. Co one mogą o niej wiedzieć? Toni spojrzała na mnie w dziwny sposób. – Powiem ci coś. Kiedy pomagam tej dwójce ubierać się i rozbierać, kiedy je kąpię, nie zamykają im się buzie. To są naprawdę nadzwyczaj rezolutne dzieci. Przypuszczam, Ŝe przebywanie wśród dorosłych szybciej je rozwija, niŜ gdyby cały czas bawiły się z rówieśnikami. PrzewaŜnie bawiąc się, opowiadają sobie róŜne głupstwa. Ale czasem z tej paplaniny wyłapuję powaŜne, dorosłe słowa. Robią wtedy duŜe oczy i zaczynają rozmawiać szeptem. Rozglądają się wokoło ze strachem. Wygląda to tak, jakby spodziewały się zobaczyć kogoś albo coś, i nagle zaczynają szeptem ostrzegać się wzajemnie przed Bogiem i jego gniewem. Zaniepokoiło mnie to. – Posłuchaj uwaŜnie, Toni. Nigdy nie spuszczaj bliźniąt z oczu. Niech będą przez cały czas w ciągu dnia z tobą, chyba Ŝe jesteś pewna, iŜ są ze mną, z Jorym albo z moim męŜem. Jeśli opiekujesz się Jorym i jesteś zbyt zajęta, Ŝeby mieć je na oku, zawołaj mnie, a ja się nimi zajmę. Nie pozwól tylko odejść im z Joelem i... Bartem – choć niechętnie, musiałam dodać to imię. Rzuciła mi następne zaniepokojone spojrzenie. – Cathy, to jest nie tylko to, co wydarzyło się w Nowym Jorku z Cindy i ze mną, ale równieŜ to, co musiał powiedzieć po naszym powrocie Joel i co spowodowało, Ŝe Bart zaczął patrzeć na mnie jak na grzesznicę. To boli, gdy męŜczyzna, o którym myślisz, Ŝe cię kocha, miota takie podłe oskarŜenia. Znowu zaczęła obmywać ramiona i pierś Jory’ego. – Jory nigdy nie odezwałby się w ten sposób, bez względu na to, co bym zrobiła. Czasem popatrzy groźnie, ale nawet wtedy jest na tyle taktowny, Ŝe nie powie nic takiego, co mogłoby mnie zranić. Nigdy jeszcze nie spotkałam męŜczyzny tak wyrozumiałego i
307
taktownego. – Czy to ma znaczyć, Ŝe go kochasz? – zapytałam, pragnąc odpowiedzi twierdzącej, ale jednocześnie obawiając się, Ŝe jej rozczarowanie Bartem jest chwilowe i Ŝe Jory jest tylko miłością zastępczą. Zaczerwieniła się i opuściła głowę. – Jestem w tym domu juŜ prawie dwa lata, wiele tu widziałam i słyszałam. Tutaj znalazłam zadowolenie seksualne z Bartem, ale to nie było nic słodkiego czy romantycznego, było to tylko podniecające. Dopiero teraz zaczynam poznawać uczucie męŜczyzny próbującego zrozumieć mnie i dać mi to, czego pragnę. Jego spojrzenie nigdy nie potępia. Jego usta nigdy nie wykrzykują okropnych słów, kiedy zrobię coś nie po jego myśli. Moja miłość do Barta była jak gwałtowny płomień rozniecony od pierwszego wejrzenia, podczas gdy stopami stałam na ruchomych piaskach. Nigdy nie wiedziałam, czego on chce lub czego pragnie, z wyjątkiem tego, Ŝe szuka kogoś podobnego do ciebie... – Chciałabym, Ŝebyś przestała tak mówić, Toni – zaprotestowałam zaŜenowana. Bart nie akceptował siebie, bał się, Ŝe kobieta pierwsza odwróci się od niego; Ŝeby tego uniknąć, porzucił Melodie, jeszcze zanim miała szansę zwrócić się przeciwko niemu. Później skierował swoją niechęć przeciwko Toni, zanim zdąŜyła znienawidzić go i odejść. To on był górą. On „odkrywał” grzeszną naturę kochanej kobiety i to on ją porzucał. Toni zgodziła się nie rozmawiać dalej o Barcie i zaczęła, z moją pomocą, naciągać na Jory’ego czystą piŜamę. Pracowałyśmy razem, podczas gdy dzieci bawiły się na podłodze, puszczając do siebie samochodziki, zupełnie tak jak to robili Córy i Carrie. – Upewnij się, którego brata kochasz, zanim skrzywdzisz ich obu. Zamierzam znowu porozmawiać z męŜem i Jorym, i stanę na głowie, Ŝebyśmy wyjechali z tego domu, jak tylko Jory wyzdrowieje. MoŜesz z nami pojechać, jeśli taki będzie twój wybór. Otworzyła szeroko piękne szare oczy. Spojrzała znowu na Jory’ego, który przewrócił się na bok i mamrotał bez związku, w gorączce. Wydawało mi się, Ŝe coś jakby: „Mel... czy to dla nas sygnał?” – Nie, to Toni, twoja pielęgniarka – powiedziała łagodnie, głaszcząc go po włosach i odgarniając z czoła zlepione potem kosmyki. – Jesteś paskudnie przeziębiony... ale wkrótce poczujesz się lepiej. Jory spojrzał półprzytomnie, jakby próbując odróŜnić tę kobietę od tamtej, o której śnił
308
kaŜdej nocy. W ciągu dnia patrzył tylko na Toni, natomiast nocami Melodie nie dawała mu spokoju. Co jest takiego w naturze ludzkiej, Ŝe z determinacją trzymamy się nieszczęść, a tak łatwo odrzucamy szczęście znajdujące się w zasięgu ręki? Jory zaczął gwałtownie kaszleć, krztusząc się i wypluwając olbrzymie ilości flegmy. Toni delikatnie podtrzymywała mu głowę i zmieniała mokre tampony. Wszystko, co robiła przy nim, robiła z duŜą czułością – wstrząsała poduszki, masowała mu plecy, poruszała jego nogami, Ŝeby nie straciły spręŜystości. Byłam pod wraŜeniem tego, co dla niego czyniła. Odwróciłam się w kierunku wyjścia, czując się intruzem w tej waŜnej, intymnej chwili, gdy Jory zaczął odzyskiwać przytomność na tyle, Ŝeby wziąć Toni za rękę i spojrzeć jej w oczy. Nawet mimo choroby coś w jego oczach przemówiło do niej. Cicho chwyciłam za rączki Darrena i Deirdre. – Wyjdźmy – powiedziałam, widząc, jak Toni zadrŜała i pochyliła głowę. Zanim zamknęłam drzwi, dostrzegłam, Ŝe przytuliła jego rękę do ust i całowała jego palce. – Wykorzystuję cię, gdy nie moŜesz się bronić – szepnęła – ale muszę powiedzieć ci, jaka byłam głupia. Byłeś tutaj przez cały czas, a ja nie dostrzegałam cię. W ogóle nie widziałam cię, bo Bart zasłonił mi cały świat. – Domyślam się, Ŝe łatwo jest przeoczyć człowieka na wózku inwalidzkim, i to cię usprawiedliwia. Ale ja byłem tutaj, czekałem, miałem nadzieję... – odpowiedział Jory słabym głosem, a wzrok miał rozpalony od szczerości jej słów i serdecznego, kochającego wyrazu twarzy. – Och, Jory, nie miej mi za złe, Ŝe pozwoliłam oczarować się Bartowi. Byłam zaskoczona i do pewnego stopnia oszołomiona pewnością i śmiałością jego uczucia. Wytrącił mnie z równowagi. Myślę, Ŝe kaŜda kobieta w głębi duszy pragnie męŜczyzny, który nie przyjmie odmowy i nieugięcie będzie dąŜył do zdobycia jej. Wybacz mi, Ŝe byłam tak łatwą zdobyczą. – Dobrze juŜ, dobrze – wyszeptał i zamknął oczy. – Niech tylko to, co do mnie czujesz, nie będzie litością, bo ja to poznam. – Jesteś takim człowiekiem, jakiego chciałam widzieć w Barcie! – zawołała, zbliŜając usta do jego warg.
309
W tym momencie zamknęłam drzwi. Wróciwszy do siebie, usiadłam przy telefonie i czekałam, Ŝe w odpowiedzi na moje liczne wezwania Chris w końcu zadzwoni. JuŜ prawie zasypiałam obok skulonych w moim łóŜku bliźniąt, gdy zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę. Głęboki, burkliwy głos poprosił panią Sheffield, przedstawiłam się więc. – Nie chcemy tutaj ciebie ani twoich dzieci – odezwał się przeraŜający gruby głos. – Wiemy, co się tam u was dzieje. Nikogo nie oszukacie tą kapliczką. To wstyd chować się pod płaszczykiem boskich przykazań. Wynoście się, zanim wykonamy boską wolę i wyrzucimy was z naszych gór. Nie mogłam znaleźć słów odpowiedzi. Siedziałam jak sparaliŜowana, dopóki nie odłoŜył słuchawki. Ja odłoŜyłam słuchawkę dopiero wtedy, gdy słońce wyszło zza chmur i oświetliło pokój. Pomyślałam o tych pomieszczeniach, które urządziłam według swojego gustu, i stwierdziłam, Ŝe nie przypominają mi juŜ one o matce i jej drugim męŜu. Były tutaj tylko te pamiątki z przeszłości, które chciałam zachować. Na serwantce stały oprawione w srebrne ramki zdjęcia Cory’ego i Carrie, a obok nich – Darrena i Deirdre. Na fotografiach bliźnięta były bardzo do siebie podobne, ale ci, którzy je znali, mogli dostrzec róŜnicę. Z następnego zdjęcia uśmiechał się do mnie Paul, a z jeszcze innego Henny. Ze złotych ramek spoglądał Julian, wzrokiem, który uwaŜał za bardzo seksowny. Obok miałam równieŜ kilka ujęć jego matki, Madame Marishy. Ale nigdzie nie było zdjęć Bartholomew Winslowa. Popatrzyłam na fotografię mojego ojca, który zmarł, kiedy miałam dwanaście lat. Był bardzo podobny do Chrisa, tyle Ŝe Chris teraz wyglądał starzej. Ledwie się człowiek obróci, a dobrze mu znany chłopiec staje się męŜczyzną. Tak szybko mijają lata; kiedyś dni wydawały się dłuŜsze. Znowu popatrzyłam na dwie pary bliźniąt. Tylko ktoś niezwykle uwaŜny mógł dostrzec pewne róŜnice. W dzieciach Jory’ego było coś z Melodie, jakieś nieokreślone podobieństwo. Spojrzałam na inne zdjęcie, ze mną i z Chrisem, zrobione kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Gladstone w Pensylwanii. Ja miałam dziesięć lat, on dopiero co skończył trzynaście. Staliśmy w trzymetrowym śniegu obok bałwana ulepionego przed chwilą, uśmiechając się do ojca robiącego zdjęcie. Fotografia juŜ pobrązowiała. Taką samą nasza matka wkleiła do swojego błękitnego albumu. Teraz juŜ naszego albumu.
310
Strzępy naszego Ŝycia utrwalone na małych prostokątach gładkiego papieru. ZamroŜona w bryle czasu, siedząca w nędznej koszuli nocnej na parapecie okna na poddaszu – Catherine Doli. Chris zrobił to zdjęcie przy długim czasie naświetlania. Jak mogłam usiedzieć tak nieruchomo, z tą samą miną? Przez koszulę widać było delikatny zarys młodych piersi, a na dziewczęcej buzi malował się tamten Ŝałosny smutek. Jaka byłam słodka. Patrzyłam na zdjęcie długo i uwaŜnie. Delikatna, wiotka dziewczyna juŜ dawno zamieniła się w kobietę w średnim wieku. Westchnęłam za tamtym podlotkiem z głową pełną marzeń. Wzięłam do ręki zdjęcie, które Chris miał ze sobą w gimnazjum i na medycynie. Miał je równieŜ, będąc młodym lekarzem. Czy to ten kawałek papieru, znajdujący się teraz w moim ręku, tak mocno podtrzymywał jego miłość do mnie? Ta twarz piętnastoletniej dziewczynki na strychu, w świetle księŜyca? Stęsknionej, zawsze stęsknionej wiecznej miłości? Nie wyglądałam juŜ jak ta dziewczyna na zdjęciu. Wyglądałam jak moja matka tej nocy, kiedy podpaliła Foxworth Hall. Ostry dźwięk dzwonka telefonu przywrócił mnie do rzeczywistości. – Złapałem gumę – powiedział Chris, słysząc mój głos w słuchawce. – Byłem kilka godzin w innym laboratorium i dopiero po powrocie dostałem te wszystkie wiadomości o Jorym. Chyba nie czuje się gorzej? – Nie, kochanie, nie czuje się gorzej. – Cathy, czy coś się stało? – Opowiem ci, gdy przyjedziesz. Chris przyjechał w godzinę później, przywitał się ze mną i pospieszył do Jory’ego. – Jak się czuje mój syn? – zapytał, siadając na łóŜku obok niego i badając mu puls. – Dowiedziałem się od Cathy, Ŝe ktoś otworzył wszystkie okna i zmoczył cię deszcz. – Och! – krzyknęła Toni. – KtóŜ mógł coś takiego zrobić? Tak mi przykro, doktorze Sheffield. Mam zwyczaj odwiedzać Jory’ego, to znaczy pana Marqueta, dwa lub trzy razy w ciągu nocy, nawet jeśli mnie nie woła. Jory uśmiechnął się do niej, szczęśliwy. – Myślę, Ŝe moŜesz przestać juŜ nazywać mnie panem Marquetem, Toni. – Głos miał bardzo słaby i ochrypły. – To się wydarzyło, gdy miałaś dzień wolny. – Och – powiedziała – to musiało być tego ranka, kiedy pojechałam do miasta odwiedzić
311
moją przyjaciółkę. – To tylko przeziębienie, Jory – powiedział Chris, osłuchując mu płuca. – A sądząc po objawach, nie masz grypy. Tak więc łykaj lekarstwa, pij płyny, które przynosi Toni, i przestań martwić się o Melodie. Później, rozciągnięty w swoim ulubionym fotelu, wysłuchał wszystkiego, co miałam mu do opowiedzenia. – Czy rozpoznałaś głos? – Chris, nikogo z wioski nie znam tak dobrze. Robię, co mogę, Ŝeby trzymać się od nich z daleka. – Skąd wiesz, Ŝe to ktoś z wioski? Nie zastanawiałam się nad tym. Z góry załoŜyłam, Ŝe tak jest. Jednak postanowiliśmy z Chrisem, Ŝe kiedy tylko Jory wyzdrowieje, opuścimy ten dom. – JeŜeli tego pragniesz – powiedział Chris, rozglądając się z pewnym Ŝalem. – Polubiłem to miejsce, muszę przyznać. Lubię całą tę przestrzeń dookoła, ogrody, słuŜbę, która na nas czeka, i będzie mi przykro stąd wyjeŜdŜać. Nie przeprowadzajmy się tylko zbyt daleko. Nie chciałbym porzucać mojej pracy na uniwersytecie. – Nie martw się, Chris. Nie chcę cię od niej odrywać. Przeniesiemy się do Charlottesville i dzięki Bogu nikt tam nie będzie wiedział, Ŝe jestem twoją siostrą. – Cathy, moja najdroŜsza, najsłodsza Ŝono, myślę, Ŝe nawet kiedy dowiedzą się, nie będzie to miało najmniejszego znaczenia. A poza tym wyglądasz bardziej na moją córkę niŜ na Ŝonę. Jaki on był wspaniały, mówiąc coś takiego z absolutną szczerością. Wiedziałam, Ŝe był ślepy, patrząc na mnie. Widział to, co chciał widzieć, taką dziewczynę, jaką kiedyś byłam. Roześmiał się, zauwaŜywszy moje powątpiewanie. – Kocham tę kobietę, którą się stałaś. Nie patrz więc podejrzliwie, gdy mówię ci to ze szczerością
czystości
osiemnastokaratowego
złota.
Powinienem
powiedzieć
dwudziestoczterokaratowego, ale mogłabyś wtedy powiedzieć, Ŝe jest zbyt miękkie i przez to mało warte. Daję ci więc to, co najlepsze: moją osiemnastokaratową miłość, która naprawdę wierzy, Ŝe jesteś piękna wewnątrz, na zewnątrz i pomiędzy. Cindy przyleciała z wizytą podobną trąbie powietrznej. Opowiadała jednym tchem, minuta po minucie, wszystko do najdrobniejszego szczegółu, co się wydarzyło w jej Ŝyciu od
312
naszego ostatniego spotkania. Wydawało się nieprawdopodobne, Ŝe tyle rzeczy mogło przytrafić się jednej dorastającej dziewczynie. Kiedy tylko znaleźliśmy się w wielkim holu wejściowym, pobiegła na górę i rzuciła się Jory’emu w ramiona z takim impetem, Ŝe przestraszyłam się o jego bezpieczeństwo. – Naprawdę – roześmiał się – waŜysz trochę więcej niŜ piórko, Cindy. – Pocałował ją, przyjrzał się jej i znowu się roześmiał. – Ojej! CóŜ to jest za strój? – Taki, który napełni oczy pewnego braciszka, o imieniu Bart, przeraŜeniem. WłoŜyłam to, Ŝeby dokuczyć jemu i drogiemu wujaszkowi Joelowi. Jory spowaŜniał. – Cindy, na twoim miejscu przestałbym rozmyślnie dręczyć Barta. On nie jest juŜ małym chłopcem. Do pokoju weszła Toni, niezauwaŜona przez Cindy i cierpliwie czekała, Ŝeby zmierzyć Jory’emu temperaturę. – Och – powiedziała Cindy, gdy odwróciła się i spostrzegła Toni. – Po tej okropnej scenie, jaką Bart zrobił w Nowym Jorku, myślałam, Ŝe wyjechałaś z tego domu. Wyraz oczu Toni sprawił, Ŝe Cindy jeszcze raz zerknęła na Jory’ego, potem znowu na Toni i wybuchnęła śmiechem. – No, nareszcie wrócił ci zdrowy rozsądek! Czytam w waszych oczach. Jesteście zakochani! Hurrra! Rzuciła się, Ŝeby uściskać i ucałować Toni, a potem usiadła obok Jory’ego i spojrzała na niego z zachwytem. – Spotkałam Melodie w Nowym Jorku. Płakała, gdy opowiadałam jej, jakie śliczne są bliźnięta... ale w dzień po rozwodzie wyszła za innego tancerza. Jory, on bardzo przypomina ciebie, nie jest tylko tak przystojny i nie tańczy tak dobrze. Jory uśmiechnął się, jakby Melodie naleŜała juŜ do przeszłości. Odwrócił się i uśmiechnął do Toni. – Więc tam idą moje alimenty. W końcu mogła mnie zawiadomić. Cindy znowu spojrzała na Toni. – A co z Bartem? – A co ze mną? – powtórzył baryton. Dopiero wtedy spostrzegliśmy Barta stojącego w drzwiach, wyniośle opartego o framugę,
313
traktującego to, co mówiliśmy i robiliśmy, jak jakieś dziwaczne pląsy w jego rodzinnej menaŜerii. – A więc – wycedził – Ŝyję i oddycham. Nasza zapierająca dech w piersiach mała imitacja Marilyn Monroe przyjechała, Ŝeby wzruszyć nas wszystkich swoją aktorską obecnością. – Inaczej opisałabym swoje odczucia na twój widok – powiedziała Cindy z błyskiem w oczach. – Nie jestem wzruszona, tylko przechodzą mnie dreszcze. Bart obrzucił ją wzrokiem. Była ubrana w obcisłe, złote skórzane spodnie i bawełniany sweter w białe i złote pasy. Poziome pasy podkreślały jej kołyszące się przy kaŜdym ruchu piersi. Na nogach miała długie do kolan złote boty. – Kiedy wyjeŜdŜasz? – zapytał Bart, patrząc na Toni siedzącą na łóŜku i trzymającą Jory’ego za rękę. Chris siedział na kanapce obok mnie i próbował przejrzeć korespondencję, która nadeszła do domu zamiast do jego biura. – Drogi braciszku, mów, co chcesz, jest mi wszystko jedno. Przyjechałam, Ŝeby spotkać się z rodzicami i resztą mojej rodziny. Wkrótce wyjadę. Łańcuchami nie zatrzymałbyś mnie tutaj minutę dłuŜej, niŜ to konieczne. Roześmiała się, podeszła do niego bliŜej i spojrzała mu w twarz. – Nie musisz mnie lubić ani akceptować. I jeśli nawet otworzysz usta i powiesz coś dla mnie obraźliwego, po prostu roześmieję ci się w nos. Znalazłam męŜczyznę, który mnie kocha i przy którym ty wyglądasz jak siedem nieszczęść! – Cindy! – odezwał się ostrym tonem Chris, odkładając nieprzejrzaną pocztę. – Kiedy jesteś tutaj, masz się ubierać właściwie i traktować Barta z szacunkiem, a wtedy i on będzie się inaczej do ciebie odnosił. Jestem chory, gdy słyszę te wasze dziecinne kłótnie o nic. Cindy spojrzała na mnie, jakby czuła się pokrzywdzona, więc odezwałam się pojednawczo: – Kochanie, to jest dom Barta. Poza tym czasami i ja chciałabym zobaczyć cię w jakimś mniej obcisłym ubraniu. Jej błękitne oczy zmieniły swój wyraz z kobiecego na dziecinny. Rozpłakała się. – Oboje stajecie po jego stronie, a wiecie, Ŝe jest tylko nędznym lizusem, chcącym nas wszystkich unieszczęśliwić! Toni siedziała skrępowana, aŜ Jory pochylił się i szepnął jej coś do ucha.
314
– To nic nie znaczy – usłyszałam jego szept. – Wydaje mi się, Ŝe Bart i Cindy uwielbiają dręczyć się wzajemnie. Niestety, Bart przeniósł swoją uwagę z Cindy na Jory’ego, obejmującego ramieniem Toni. Nachmurzył się i kiwnął na nią. – Chodź ze mną. Chcę pokazać ci nowe zmiany we wnętrzu kaplicy. – Kaplicy? Po co nam kaplica? – spytała Cindy, która nic nie wiedziała o najnowszych przebudowach. – Cindy, Bart postanowił dobudować do domu kaplicę. – No tak, mamo, jeśli ktoś w ogóle potrzebuje kaplicy pod ręką, to chyba duch gór i tego domu. Mój drugi syn nie odezwał się ani słowem. Toni nie chciała z nim pójść. Wymówiła się kąpielą bliźniąt. Przez moment gniew zapłonął w oczach Barta, ale szybko zgasł i Bart dalej stał dziwnie samotny i opuszczony. Wzięłam go za rękę. – Kochanie, bardzo bym chciała zobaczyć, jakie nowe zmiany porobiłeś w kaplicy. – Innym razem – odparł. Obserwowałam go ukradkiem przy obiedzie, kiedy to Cindy naigrawała się z niego w sposób, który byłby śmieszny, gdyby Bart miał poczucie humoru. JednakŜe Bart nigdy nie potrafił śmiać się z siebie. Wszystko brał na serio. Cindy uśmiechnęła się z tryumfem. – Widzisz, Bart – dokuczała mu – potrafię odłoŜyć na bok dziecinne kompleksy, nawet fizyczne. Ale ty nie potrafisz zapomnieć niczego, co ci leŜy na Ŝołądku i trawi mózg. Jesteś jak zbiornik ścieków gromadzący wszystko, co zgniłe i śmierdzące. Nadal milczał. – Cindy – przemówił Chris, który przez cały posiłek nie odzywał się – przeproś Barta. – Nie. – Więc wstań od stołu i wyjdź. Będziesz jadła w swoim pokoju, dopóki nie nauczysz się przyzwoicie zachowywać. Jej oczy znowu zapłonęły Ŝalem, tym razem do Chrisa. – W PORZĄDKU! Pójdę do swojego pokoju... ale jutro opuszczam ten dom i nigdy juŜ tu nie wrócę! NIGDY! – To jest najlepsza wiadomość, jaką słyszałem od lat – odezwał się w końcu Bart.
315
Cindy tonęła we łzach, zanim jeszcze wyszła z jadalni. Tym razem nie poderwałam się za nią. Siedziałam dalej, udając, Ŝe nic się nie stało. W przeszłości zawsze osłaniałam Cindy i karałam Barta, ale dziś przyglądałam mu się bardziej wnikliwie. Nie wszystkie cechy mojego syna były ciemne i niebezpieczne. – Dlaczego nie pójdziesz za Cindy, jak to zawsze robiłaś, mamo? – zapytał Bart wyzywająco. – Nie skończyłam jeszcze obiadu, Bart. A Cindy musi nauczyć się szacunku w wyraŜaniu swoich opinii o innych. Siedział, patrząc na mnie, całkowicie zaskoczony. Następnego ranka Cindy wtargnęła bez pukania do naszego pokoju, zastając mnie świeŜo po kąpieli, owiniętą w ręcznik, a Chrisa jeszcze przy goleniu. – Mamo, tato, wyjeŜdŜam – powiedziała stłumionym głosem. – Nie bawi mnie pobyt tutaj. Zastanawiam się, dlaczego w ogóle wróciłam. To jasne, Ŝe postanowiliście bronić Barta w kaŜdej sprawie, i jeśli tak jest, to koniec ze mną. W kwietniu kończę dwadzieścia lat i to wystarczy, Ŝeby obyć się bez rodziny. W oczach miała łzy, głos jej się łamał. – Chciałam podziękować wam za to, Ŝe byliście wspaniałymi rodzicami, kiedy byłam mała i potrzebowałam was. Będzie mi brakowało ciebie i taty, Jory’ego, Darrena i Deirdre, ale za kaŜdym razem wyjeŜdŜam stąd chora. Jeśli kiedyś zdecydujecie się zamieszkać gdzieś z dala od Barta, być moŜe zobaczymy się znowu... być moŜe. – Och, Cindy! – zawołałam tuląc ją. – Nie wyjeŜdŜaj! – Nie, mamo – powiedziała z zawziętością. – Wracam do Nowego Jorku. Moi przyjaciele wydadzą przyjęcie na moją cześć. Najwspanialsze. W Nowym Jorku wszystko jest lepsze. Ale łzy coraz obficiej płynęły jej z oczu. Chris wytarł twarz po goleniu, podszedł do Cindy i mocno ją uściskał. – Potrafię zrozumieć, jak się czujesz. Bart bywa irytujący, lecz wczoraj posunęłaś się za daleko. Byłaś nawet dosyć zabawna, ale niestety, on tego nie dostrzega. Musisz sama wiedzieć, z kogo moŜna Ŝartować, a z kogo nie. Przerosłaś Barta, Cindy. Nie będziemy się sprzeciwiać, jeśli chcesz nas juŜ opuścić. Zanim jednak wyjedziesz, pragniemy, Ŝebyś wiedziała, iŜ razem z twoją mamą zabieramy Jory’ego z dziećmi i Toni i przeprowadzamy się do Charlottesville. Znajdziemy duŜy dom i osiedlimy się wśród ludzi. Tak więc, gdy znowu przyjedziesz, nie będziesz sama. A
316
Bart pozostanie tutaj, wysoko na tej górze, z dala od ciebie. Łkając ścisnęła Chrisa za rękę. – Przepraszam, tato. Jestem dla niego niemiła, ale on mówi mi zawsze takie podłe rzeczy, Ŝe muszę mu się zrewanŜować albo będę czuła się jak szmata. Nie chcę, Ŝeby wycierał sobie mną buty. On jest jak szambo, naprawdę. – Kiedyś, mam nadzieję, zmienisz o nim zdanie – powiedział łagodnie Chris i pochylając się nad jej zapłakaną twarzą, pocałował ją przelotnie. – Pocałuj swoją matkę, poŜegnaj Jory’ego, Toni, Darrena i Deirdre... ale nie mów, Ŝe nie wrócisz do nas. To by nas bardzo zmartwiło. Dajesz nam mnóstwo radości i nic tego nie zmieni. Pomogłam Cindy spakować dopiero co rozpakowane rzeczy. ZauwaŜyłam, Ŝe była nadal niezdecydowana i chętnie zostałaby, gdybym ją tylko o to poprosiła. Niestety, zostawiłyśmy drzwi otwarte i nagle zobaczyłam, Ŝe stoi w nich Joel. – Dlaczego masz zaczerwienione oczy, mała panienko? – zwrócił się do Cindy. – Nie jestem małą panienką! – wrzasnęła. Spojrzała na niego z gniewem. – Jesteś z nim w zmowie. Przez ciebie on jest taki. Stoisz tutaj i rozkoszujesz się tym, Ŝe pakuję swoje rzeczy. Zadowolony jesteś z mojego wyjazdu. Ale zanim stąd wyjadę, to i tobie wygarnę, staruchu. I nie przejmuję się tym, Ŝe moi rodzice skrzyczą mnie za brak szacunku dla siwej głowy. – Podeszła bliŜej i stanęła nad skulonym Joelem. – Nienawidzę cię, starcze! Nienawidzę cię za to, Ŝe nie pozwoliłeś mojemu bratu stać się normalnym człowiekiem! NIENAWIDZĘ CIĘ! Słysząc to, Chris, który siedział przy oknie, poderwał się z gniewem. – Cindy, dlaczego? Mogłaś wyjechać, nic nie mówiąc. Joel przez ten czas zniknął, pozostawiając Cindy wpatrzoną w Chrisa smutnym wzrokiem. – Cindy – powiedział miękko Chris, głaszcząc ją po włosach. – Joel jest starym człowiekiem umierającym na raka. Niedługo juŜ go tutaj nie będzie. – Co ty mówisz? – spytała. – Wygląda zdrowiej niŜ wtedy, kiedy się tu pojawił. – Być moŜe jest to remisja. On nie chce pójść do lekarza, a mnie nie daje się zbadać. Mówi, Ŝe wkrótce umrze. Opieram się na jego słowach. – Przypuszczam, Ŝe chcesz, bym go przeprosiła, ale ja tego nie zrobię! Nie cofnę ani słowa! Wtedy w Nowym Jorku, kiedy Bart był szczęśliwy z Toni i wydawali się tacy zakochani w sobie, byliśmy na przyjęciu i nagle pojawił się stary człowiek bardzo podobny do Joela. Bart zmienił się w jednej chwili, jakby ktoś rzucił na niego urok. Stał się przykry, złośliwy, zaczął
317
krytykować mój strój, nazwał śliczną sukienkę Toni bezwstydną... chociaŜ kilka minut wcześniej mówił zupełnie co innego. Nie opowiadajcie mi więc, Ŝe Joel nie ma wielkiego wpływu na zwariowane zachowanie Barta. Stanęłam po stronie Cindy. – Widzisz, Chris, Cindy jest tego samego zdania, co ja. Gdyby nie Joel, Bart zachowywałby się normalnie. Usuń go stąd, Chris, zanim będzie za późno. – Tak, tato, zrób coś, Ŝeby ten starzec wyjechał. Zapłać mu, pozbądź się go. – I co ja powiem Bartowi? – zapytał Chris, patrząc to na mnie, to na Cindy. – Czy nie widzicie, Ŝe on jeden opiekuje się Joelem? Nie moŜemy powiedzieć mu, Ŝe Joel ma na niego zły wpływ. Bart musi sam do tego dojść. Wkrótce potem odwieźliśmy Cindy do Richmond, skąd odleciała do Nowego Jorku. W następnym tygodniu miała pojechać do Hollywood, aby spróbować kariery filmowej. – Nie wrócę juŜ do Foxworth Hall, mamo – powtórzyła jeszcze raz. – Kocham ciebie i tatę, chociaŜ jest na mnie zły za to, Ŝe mówię to, co myślę. Jeszcze raz powiedz Jory’emu, Ŝe kocham go i jego dzieci. Ale gdy tylko pojawiam się w tym domu, nachodzą mnie podłe i nienawistne myśli. Wynieście się stamtąd, mamo i tato. Wyjedźcie, dopóki nie jest za późno. Przytaknęłam jej. – Mamo, pamiętasz tamtą noc, kiedy Bart pobił Victora Wade’a? Zaniósł mnie wprost do pokoju Joela. Ten starzec pluł na mnie i przeklinał. Nie mogłam wam tego wtedy powiedzieć. Oni obaj przeraŜają mnie. Sam Bart moŜe by się poprawił, ale pod wpływem Joela staje się niebezpieczny. Wkrótce znalazła się w samolocie. Przyglądaliśmy się jej odlotowi. Odlatywała w kierunku poranka. My wracaliśmy do domu w kierunku nocy. To nie mogło juŜ tak dłuŜej trwać. Dla dobra Jory’ego, Chrisa, bliźniąt i mojego musieliśmy wyjechać, nawet gdyby to miało oznaczać, Ŝe juŜ nigdy nie zobaczymy Barta.
318
OGRÓD W NIEBIE Biedna Cindy, pomyślałam, jak powiedzie się jej w Hollywood? Westchnęłam i rozejrzałam się w poszukiwaniu bliźniąt. Siedziały w piaskownicy, powaŜne, pod rozpiętą nad ich głowami tęczą, mimo Ŝe w początkach września było wyraźnie chłodniej. Nie budowały zamków z piasku. Nic nie robiły. – Słuchamy wiatru – powiedziała Deirdre. – Nie lubię wiatru – dodał Darren. Zanim odezwałam się, podszedł Chris, więc powiedziałam mu: – Właśnie telefonowała Cindy. Mówi, Ŝe ma juŜ mnóstwo przyjaciół. Nie wiem, czy to prawda, czy nie. Ale ma mnóstwo pieniędzy. Zadzwoniłam do jednej z moich przyjaciółek, Ŝeby sprawdziła, co się z nią dzieje. – Tak będzie lepiej – westchnął zmartwiony. – Nie układało się jej tutaj. Nie mogła dogadać się z Bartem, a na dodatek przestraszyła się Joela. Ona chyba uwaŜa, Ŝe Joel jest gorszy od Barta. – Tak jest rzeczywiście, Chris! Jeszcze tego nie wiesz? Zniecierpliwił się, a ja myślałam, Ŝe juŜ go przekonałam. – Jesteś do niego uprzedzona, bo jest synem Malcolma, i to wszystko. Przez chwilę, kiedy Cindy zwymyślała go, prawie mnie przekonałyście, ale Joel nie ma Ŝadnego wpływu na Barta. Bart, z tego co słyszę, jest młodym, pełnej krwi źrebakiem cieszącym się Ŝyciem. Tylko ty tego nie widzisz. A Joel ma niewiele Ŝycia przed sobą. Ten rak trawi go dzień po dniu, mimo Ŝe starzec zachowuje jeszcze swoją wagę. Prawdopodobnie nie poŜyje dłuŜej niŜ miesiąc lub dwa. Nie byłam zmartwiona. Muszę przyznać, Ŝe nie poczułam się winna czy teŜ speszona. Uznałam, Ŝe Joel umiera tak, jak na to zasłuŜył. – Skąd wiesz, Ŝe jest chory na raka? – spytałam. – Powiedział mi, Ŝe wrócił, aby umrzeć na rodzinnej ziemi. Chce, Ŝeby go pochowano na tutejszym cmentarzu. – Chris, tak jak mówiła Cindy, on teraz lepiej wygląda niŜ wtedy, kiedy pojawił się tutaj pierwszy raz. – PoniewaŜ jest bardziej zadbany i lepiej odŜywiony. W klasztorze Ŝył w ubóstwie. Ty widzisz go w jednym świetle, a ja w innym. Zwierzał mi się, Catherine, i opowiadał, jak bardzo
319
starał się ciebie pozyskać. Łzy napływały mu do oczu. „A ona jest tak bardzo podobna do swojej matki, mojej drogiej siostry”, stale powtarzał. Po tym, co widziałam w kaplicy, ani trochę nie ufałam temu szatańskiemu starcowi. Ale nawet kiedy opowiedziałam Chrisowi o incydencie w kaplicy, nie widział on w tym niczego strasznego, dopóki nie doszłam do lekcji udzielanej bliźniętom. – Słyszałaś to? Naprawdę słyszałaś, jak te dzieciaki mówiły, Ŝe są diabelską sprawką? – pytał Chris z niedowierzaniem w niebieskich oczach. – Czy nie jest to znajomy dzwonek? Czy nie przypomina ci to Córy’ego i Carrie na kolanach przy łóŜku, proszących Boga, by wybaczył im, Ŝe zostały zrodzone z diabelskiego nasienia? Nawet gdy nie wiedziały, co to znaczy? CzyŜ moŜe ktoś lepiej od nas zdawać sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządza się młodym umysłom przez zaszczepianie im podobnych myśli? Chris, musimy stąd wyjechać! Nie po śmierci Joela, ale jak tylko moŜna najszybciej! Powiedział dokładnie to, czego się obawiałam. śe musimy pomyśleć o Jorym, który wymaga specjalnych pomieszczeń i specjalnego wyposaŜenia. – Będzie musiał mieć windę. Trzeba poszerzyć drzwi, muszą być szerokie korytarze. Jest jeszcze coś: Jory moŜe poślubić Toni. Spytał mnie, co o tym sądzę, chcąc dowiedzieć się, czy ma szansę na uszczęśliwienie jej. Powiedziałem, Ŝe tak, oczywiście, tak. Widzę, iŜ z kaŜdym dniem rozkwita pomiędzy nimi miłość. Podoba mi się, jak Toni go traktuje, jakby nie dostrzegała wózka inwalidzkiego ani jego ograniczeń. Cathy, pomiędzy Bartem a Toni nie było miłości. To było zauroczenie, działanie hormonów, nazywaj to, jak chcesz, ale to nie była miłość. Nie taka wieczna miłość jak nasza. – Nie... – westchnęłam – nie taka, co trwa wiecznie... Dwa dni później Chris zadzwonił z Charlottesville z wiadomością, Ŝe znalazł dom. – Ile jest pokoi? – Jedenaście. Dom będzie wydawał się mały po Foxworth Hall, ale pokoje są duŜe, przestronne i jednocześnie przytulne. Ma cztery łazienki, pięć sypialni i pokój gościnny z łazienką. Nad garaŜem na pierwszym piętrze jest olbrzymi pokój, który moŜemy przerobić na gabinet dla Jory’ego, a jedna z dodatkowych sypialni moŜe być przeznaczona na moje domowe biuro. Pokochasz ten dom. Powątpiewałam w to. Znalazł go zbyt szybko. Jednak Chris wydawał się szczęśliwy i to
320
napawało mnie otuchą. Roześmiał się i podał dalsze szczegóły. – Jest piękny, Cathy, naprawdę taki, jaki zawsze chciałaś mieć. Nie za duŜy, nie za mały, bardzo przytulny. Dookoła ponad hektar klombów kwiatowych. Zdecydowaliśmy się. Zaraz po spakowaniu naszych toreb i wielu osobistych rzeczy, nagromadzonych przez lata mieszkania w Foxworth Hall, mogliśmy się wyprowadzić. Zrobiło mi się smutno, gdy spacerowałam po ogromnych pokojach, które stopniowo, realizując swoje dekoratorskie pomysły, uczyniłam ciepłymi i przytulnymi. Bart niejednokrotnie skarŜył się, Ŝe zmieniałam to, co nigdy nie powinno zostać zmienione. Ale nawet on z czasem przekonał się, Ŝe moje zmiany zmierzają w kierunku zrobienia z tego rodzinnego muzeum – domu. Chris przyszedł w piątek wieczorem i spojrzał mi czule w oczy. – Tak więc, moja piękna, wytrzymaj jeszcze kilka dni i pozwól mi pojechać jeszcze raz do Charlottesville i dokładniej obejrzeć dom, zanim podpiszemy umowę. Znalazłem sympatyczny apartament, który moŜemy wynająć na czas remontu. Muszę jeszcze zakończyć parę spraw w laboratorium, potem wezmę kilka wolnych dni i pomogę w przeprowadzce. Tak jak mówiłem przez telefon, myślę, Ŝe wystarczą dwa tygodnie pracy i nowy dom będzie gotowy na przyjęcie nas wszystkich; z rampą, windą i tym, co trzeba. Łaskawie nie wspomniał o latach spędzonych z Bartem, wiedząc, Ŝe było to jak Ŝycie z ukrytą bombą, gotową wybuchnąć prędzej czy później. Ani słowa pretensji, Ŝe dałam mu buntowniczego, nieszanującego go syna, niedoceniającego okazywanej miłości. Och, jak wiele Chris wycierpiał z powodu Barta. PrzyłoŜyłam dłonie do głowy, czując narastający ból. Christopher wyjechał wczesnym rankiem, zostawiając mi strapienia następnego, niespokojnego dnia. Przez ostatnie lata coraz bardziej uzaleŜniałam się od niego, a kiedyś byłam taka niezaleŜna, zdolna iść własną drogą, bez niczyjej pomocy. Jaką musiałam być egoistką, gdy byłam młodsza. Na pierwszym miejscu stawiałam swoje potrzeby. Teraz pierwszeństwo miały potrzeby innych. Niestrudzenie doglądałam wszystkich, których kochałam, gapiłam się na Barta, gotowa do wszelkich oskarŜeń pod jego adresem, mimo Ŝe w pewnym sensie Ŝałowałam go. Siedział za biurkiem, wyglądając jak doskonały młody dyrektor. śadnego poczucia winy. śadnego wstydu,
321
gdy targował się, manipulował, negocjował, robił coraz większe pieniądze, rozmawiając tylko przez telefon lub porozumiewając się ze swoim komputerem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Szczerym powitalnym uśmiechem. – Kiedy Joel powiedział mi, Ŝe Cindy zdecydowała się na wyjazd, cieszyłem się cały dzień i w dalszym ciągu jestem zadowolony. Ale w jego oczach było coś dziwnego? Dlaczego patrzył na mnie tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać? – Bart, gdybyś kiedyś chciał mi się zwierzyć... – Z niczego nie muszę się zwierzać, mamo. W jego głosie była łagodność, tak jakby mówił do kogoś, kto miał wkrótce wyjechać. Wyjechać na zawsze. – MoŜesz o tym nie wiedzieć, Bart, ale człowiek, którego tak nienawidzisz, mój brat, a twój wuj, starał się ze wszystkich sił zastąpić ci ojca. Potrząsnął głową przecząco. – Najlepszą rzeczą, jaką mógł zrobić, było zerwanie związków z tobą, jego siostrą, a on tego nie zrobił. Mógłbym pokochać go, gdyby był tylko moim wujkiem. Powinnaś to rozumieć, a nie próbować oszukiwać mnie. Powinnaś juŜ wiedzieć, Ŝe wszystkie dzieci dorastają do zadawania pytań i dobrze pamiętają sceny, o których myślałaś, Ŝe wkrótce zostaną zapomniane. Ale dzieci niczego nie zapominają. Chowają te wspomnienia głęboko w pamięci i przywołują je później, gdy są juŜ w stanie je zrozumieć. I wszystko, co zapamiętałem, mówi mi, Ŝe wy dwoje połączyliście się w sposób nierozerwalny, chyba tylko śmierć moŜe was rozdzielić. Serce mi przyspieszyło. Na dachu Foxworth Hall, w obliczu księŜyca i gwiazd, złoŜyliśmy z Chrisem pewne wieczne śluby. W jakŜe młodzieńczy i lekkomyślny sposób stworzyliśmy sobie pułapkę... Ostatnio z łatwością napływały mi do oczu łzy. – Bart, jak mogłabym Ŝyć bez niego? – Och, mamo, mogłabyś! Wiesz o tym. Pozwól mu odejść. Bądź skromną, bogobojną matką, jakiej zawsze potrzebowałem, Ŝeby zachować zdrowe zmysły. – A jeśli nie potrafię rozstać się z Chrisem... to co wtedy, Bart? Pochylił głowę.
322
– Niech Bóg ma cię w opiece. Ja nie potrafię. Niech i mnie pomoŜe. Mimo to muszę pomyśleć o własnej nieśmiertelności. Wyszłam. Przez całą noc dręczyły mnie okropne sny, obudziłam się półprzytomna, pamiętając tylko ogień, chociaŜ było tam coś jeszcze, jakieś dręczące wspomnienie, tkwiące gdzieś w zakamarkach pamięci. Co to było? Nie mogąc przezwycięŜyć niewytłumaczalnego zmęczenia, zapadłam znowu w koszmarny sen, w którym zobaczyłam bliźnięta Jory’ego, wyglądające jak Córy i Carrie, niesione gdzieś na stracenie. Po raz drugi zmusiłam się do obudzenia. Z trudem wstałam, bo strasznie bolała mnie głowa. Z cięŜką głową, półprzytomna, zabrałam się do codziennych obowiązków. Bliźnięta deptały mi po piętach, zadając tysiące pytań, szczególnie Deirdre. Tak bardzo przypominała mi Carrie z tym jej „dlaczego”, „gdzie” i „co to jest”. Buzia jej się nie zamykała, podczas gdy Darren wsadzał nos do szaf, otwierał szuflady, przeglądał koperty, kartkował czasopisma w sposób uniemoŜliwiający ich czytanie, tak Ŝe musiałam im mówić: „Córy, połóŜ to! To są rzeczy twojego dziadka, a on lubi czytać, nawet gdy tobie podobają się tylko obrazki. Carrie, czy mogłabyś być cicho, chociaŜ tylko pięć minut?” To, oczywiście, wywoływało następne pytania: Kto to jest Córy? Kim jest Carrie? Dlaczego nazywam swoje wnuki takimi śmiesznymi imionami? W końcu przyszła Toni i uwolniła mnie od tych nadmiernie ciekawskich dzieci. – Przepraszam, Cathy, ale Jory chciał, Ŝebym pozowała mu dzisiaj w ogrodzie, zanim umrą wszystkie róŜe... Zanim umrą wszystkie róŜe? Popatrzyłam na nią, po czym potrząsnęłam głową, myśląc, Ŝe zbyt wielu sensów doszukuję się w zwykłych słowach. RóŜe będą trzymały się aŜ do nadejścia cięŜkich mrozów, a do zimy są jeszcze całe miesiące. Około drugiej po południu zadzwonił w moim pokoju telefon. Dopiero co połoŜyłam się, Ŝeby odpocząć. Telefonował Chris. – Kochanie, niepokoję się tym, co moŜe się wydarzyć. Twoje obawy udzieliły się i mnie. Bądź cierpliwa. Za godzinę przyjeŜdŜam. Czy dobrze się czujesz? – Dlaczego miałabym się źle czuć? – Upewniam się tylko. Miałem złe przeczucia. Kocham cię. – Ja ciebie teŜ kocham.
323
Bliźnięta były niespokojne, nie chciały bawić się w piaskownicy, nie chciały robić niczego, co im proponowałam. – De–de nie lubi skakać przez skakankę – powiedziała Deirdre, która nie potrafiła i nie chciała poprawnie wymawiać swojego imienia. Im bardziej staraliśmy się nauczyć ją poprawnej wymowy, tym bardziej sepleniła. Miała upór Carrie. Darren, który we wszystkim ją naśladował, równieŜ zaczął seplenić. PołoŜyłam je spać. Protestowały głośno i uspokoiły się dopiero wtedy, gdy przyszła Toni i przeczytała im obiecaną bajkę. Tę samą, którą ja czytałam im juŜ trzy razy! Wkrótce zasnęły przy opuszczonych zasłonach w pokoju. JakŜe słodko wyglądały, zwrócone do siebie buziami, zupełnie tak jak robili to Córy i Carrie. Zajrzałam do Jory’ego, który pilnie czytał ksiąŜkę o tym, jak wzmocnić pewne dolne mięśnie, po czym wróciłam do siebie i zabrałam się do uzupełniania zaniedbanego rękopisu. Kiedy poczułam się zmęczona i zaniepokojona kompletną ciszą panującą w domu, poszłam obudzić bliźnięta. Nie było ich w łóŜeczkach! Jory i Toni leŜeli na tarasie na pikowanych ćwiczebnych materacach, obejmując się i całując. – Przepraszam, Ŝe przeszkadzam – powiedziałam, zawstydzona naruszeniem ich intymności i przerwaniem czegoś, co musiało być wspaniałym przeŜyciem dla Jory’ego i dla niej. – Gdzie są bliźnięta? – Myśleliśmy, Ŝe są z tobą – powiedział Jory, mrugając do mnie. – Odszukaj je, mamo... jestem zajęty odrabianiem dzisiejszej lekcji. Pobiegłam na skróty do kaplicy. Biegnąc przez ogród, z niepokojem zaglądałam za drzewa, za którymi był juŜ tylko cmentarz. Ich cienie wydłuŜały się, w miarę jak zbliŜałam się do drzwi kaplicy. Dziwny zapach unosił się w ciepłym letnim powietrzu. Kadzidło. Dobiegłam do kaplicy prawie bez tchu, z walącym sercem. W czasie, który upłynął od mojego ostatniego tam pobytu, zainstalowano organy. Najciszej, jak to tylko było moŜliwe, wślizgnęłam się do kaplicy. Joel siedział przy organach i grał pięknie, udowadniając, Ŝe kiedyś naprawdę był zawodowym muzykiem o duŜych zdolnościach. Bart śpiewał. Odetchnęłam z ulgą, widząc bliźnięta w pierwszej ławce, wpatrzone z zachwytem w pięknie śpiewającego wujka.
324
Kiedy Bart umilkł, bliźnięta automatycznie klęknęły, składając maleńkie rączki pod brodą. Wyglądały jak aniołki... albo jak baranki w rzeźni. Skąd takie skojarzenie? PrzecieŜ to było święte miejsce. – I oto, chociaŜ wędrujemy doliną cieni śmierci, nie boimy się szatana... – przemówił Bart na klęczkach. – Powtarzajcie po mnie, Darren, Deirdre. – I oto, chociaŜ wędrujemy doliną cieni śmierci, nie boimy się szatana – powtórzyła Deirdre swoim cienkim głosikiem, a za nią Darren. – Bo ty jesteś ze mną... – podpowiadał Bart. – Bo ty jesteś ze mną... – Twój bicz i twoje berło doda mi otuchy. – Twój bicz i twoje berło doda mi otuchy. Wysunęłam się do przodu. – Bart, co ty, u diabła, wyprawiasz? Ani to nie jest niedziela, ani nikt nie umarł. Uniósł pochyloną głowę. Popatrzył na mnie ze smutkiem w oczach. – Wyjdź, mamo, proszę. Podbiegłam do dzieci i złapałam je w ramiona. – Nie lubimy tutaj – wyszeptała Deirdre. – Nienawidzę tutaj. Joel podniósł się. Był wysoki, choć przygarbiony, na jego pociągłą wymizerowaną twarz padały cienie kolorowych witraŜy. Nie odezwał się ani słowem, mierzył mnie tylko od stóp do głów jadowitym spojrzeniem. – Wróć do siebie, mamo, proszę cię – nalegał Bart. – Nie masz prawa zaszczepiać tym dzieciom strachu przed Bogiem. Kiedy uczysz religii, Bart, mów o boŜej miłości, a nie o Jego gniewie. – One nie boją się Boga, mamo. Ty mówisz o swoim własnym strachu. Zaczęłam wycofywać się, pociągając za sobą bliźnięta. – Któregoś dnia zrozumiesz, na czym polega miłość, Bart. Odkryjesz, Ŝe ona nie przychodzi wtedy, kiedy jej potrzebujesz. Będzie twoja tylko wtedy, gdy na nią zapracujesz. Przyjdzie, gdy najmniej będziesz się jej spodziewał, wejdzie, zamknie za sobą cicho drzwi i zostanie. Nie musisz spiskować, Ŝeby ją znaleźć. Ani kusić jej. Musisz na nią zasłuŜyć, bo w przeciwnym razie nigdy nie zostanie tutaj na dłuŜej. Jego ciemne oczy były bez wyrazu. Podniósł się, górując nad nami, potem zszedł trzy
325
stopnie niŜej. – My wszyscy wyjeŜdŜamy, Bart. Powinno cię to ucieszyć. Nikt z nas nie wróci tutaj i nie będzie ci sprawiał kłopotu. Jory i Toni pojadą z nami. Będziesz panem samego siebie. KaŜdy pokój w tym mamucim gmachu będzie wyłącznie twój. Jeśli sobie Ŝyczysz, to Chris przekaŜe kuratelę Joelowi do czasu, aŜ skończysz trzydzieści pięć lat. Przez moment krótki jak błyskawica, strach pojawił się na twarzy Barta, natomiast wodniste oczy Joela zabłysły tryumfem. – Niech Chris przekaŜe kuratelę moim adwokatom – powiedział szybko Bart. – Dobrze, jeśli tego chcesz. Uśmiechnęłam się do Joela, który nagle zmienił się na twarzy. Rzucił Bartowi spojrzenie pełne rozczarowania; był wściekły, bo Bart zabrał mu to, co mogło być jego... – Rano juŜ nas nie będzie – szepnęłam ochryple. – Dobrze, mamo. śyczę ci powodzenia i szerokiej drogi. Patrzyłam na syna znajdującego się w odległości metra ode mnie. Kiedy to ostatnio słyszałam? Och, och... bardzo dawno temu. Konduktor w nocnym pociągu, który nas przywiózł tutaj jeszcze jako dzieci. Stał na stopniach wagonu sypialnego i wołał tak do nas, gdy pociąg wydawał Ŝałobny, poŜegnalny gwizd. Dotarło to do mnie, gdy napotkałam zamyślone spojrzenie Barta, oczekującego na moje poŜegnalne słowa teraz, w tej kaplicy, a nie jutro rano, kiedy będę bliska płaczu. – Wydaje się, Ŝe matki zawsze odjeŜdŜają i zostawiają synów cierpiących. Dlaczego mnie porzucasz? – odezwał się pierwszy. Jego gardłowy, pełen bólu głos poruszył mnie do głębi. Powiedziałam jednak to, co musiałam powiedzieć. – PoniewaŜ ty opuściłeś mnie przed laty – rzekłam łamiącym się głosem. – Kocham cię, Bart. Zawsze cię kochałam, chociaŜ nie potrafiłeś w to uwierzyć. I Chris kocha cię, lecz ty nie chcesz jego miłości. Przez całe Ŝycie wmawiałeś sobie, Ŝe twój rodzony ojciec byłby lepszym ojcem. Ale przecieŜ nie moŜesz tego wiedzieć. Nie był wierny swojej Ŝonie, a mojej matce, i ja nie byłam pierwszą ofiarą jego umizgów. Nie chciałabym mówić bez szacunku o człowieku, którego kiedyś bardzo mocno kochałam, ale to nie był ten typ człowieka co Chris. Nie dałby ci z siebie tak wiele. Słońce dochodzące przez okna powodowało, Ŝe twarz Barta płonęła, on zaś kręcił głową.
326
Znowu cierpiał. Dłonie zacisnął w pięści. – Ani słowa więcej! – wrzasnął. – To był ojciec, którego chciałem, którego zawsze chciałem! Chris przyniósł mi tylko wstyd i zakłopotanie. Wynoś się! Cieszę się, Ŝe wyjeŜdŜacie. Zabierz ze sobą te sprośności i zapomnij o moim istnieniu! Mijały godziny, a Chris się nie pokazywał. Zadzwoniłam do laboratorium na uniwersytecie. Sekretarka powiedziała, Ŝe wyjechał trzy godziny temu. – Powinien juŜ tam być, pani Sheffield. Natychmiast stanął mi przed oczami mój własny ojciec. Wypadek na autostradzie. CzyŜbyśmy powtarzali historię mojej matki w odwrotnej kolejności? Tik–tak, bił zegar. Łup, łup, łup, waliło mi serce. Musiałam przeczytać wierszyk, aby bliźnięta zasnęły i nie zadawały pytań. Mały Tommy Tucker śpiewa przy twojej kolacji... kiedy pomyślisz o czymś, gdy spada gwiazda... tańcząc w ciemnościach... całe nasze Ŝycie, tańcząc w ciemnościach... – Mamo, przestań krąŜyć po pokoju – rozkazał Jory. – To mi działa na nerwy. Skąd ten gwałtowny pośpiech z wyjazdem? Powiedz mi dlaczego, proszę, powiedz coś. Przyszli do nas Joel z Bartem. – Nie byłaś na obiedzie, mamo. Powiem kucharzowi, Ŝeby ci przygotował obiad na tacy – odezwał się Bart. Spojrzał na Toni. – Ty moŜesz zostać. – Nie, dziękuję ci, Bart. Jory poprosił, Ŝebym wyszła za niego. – Podniosła głowę wyzywająco. – On mnie kocha w sposób dla ciebie nieosiągalny. Zdradzony Bart spojrzał cięŜko na brata. – Ty nie moŜesz się oŜenić. Jakim byłbyś męŜem? – Właśnie takim, jakiego chcę! – zawołała Toni, podchodząc do Jory’ego i kładąc mu ręce na ramionach. – JeŜeli chodzi ci o pieniądze, on nie ma nawet jednego procenta tego, co ja. – Nie dbam o to, moŜe nic nie mieć – odpowiedziała dumnie, patrząc otwarcie w jego posępną twarz. – Kocham go, jak nigdy nikogo dotąd. – śal ci go – stwierdził trzeźwo Bart. Jory skrzywił się, ale nic nie powiedział. Chyba zdawał sobie sprawę, Ŝe Toni sama musi
327
rozegrać to z Bartem. – Kiedyś było mi go Ŝal – wyznała uczciwie. – Pomyślałam, Ŝe to straszne, gdy taki wspaniały i utalentowany człowiek zostaje okaleczony. Ale juŜ nie uwaŜam go za kalekę. Widzisz, Bart, wszyscy w taki czy inny sposób jesteśmy kalekami. Kalectwo Jory’ego jest jawne, bardzo widoczne, nasze zaś ukryte... i wyniszczające jak choroba. Ty jesteś bardzo chory, teraz moje uczucie do ciebie to współczucie. Gwałtowne emocje wykrzywiły twarz Barta. Odruchowo spojrzałam na Joela i zobaczyłam, Ŝe wpatruje się on w Barta, jakby nakazując mu zachowanie spokoju. Bart odwrócił się i warknął do mnie: – Dlaczego zebraliście się w tym pokoju? Czemu nie pójdziecie spać? Jest juŜ późno. – Czekamy na Chrisa. – Na autostradzie był wypadek – odezwał się Joel. – Słyszałem przez radio. Zginął męŜczyzna. Starzec był wyraźnie zadowolony, podając tę wiadomość. Serce skoczyło mi do gardła – następny Foxworth wyeliminowany w wypadku? Nie Chris, nie mój Christopher Doli. Nie, jeszcze nie, jeszcze nie. Z daleka usłyszałam niewyraźnie, jak otwierają się i zamykają kuchenne drzwi. Kucharz idący do swojego mieszkania nad garaŜem... a moŜe Chris? Zwróciłam się z nadzieją w stronę garaŜu. śadnych wyciągniętych na powitanie ramion ani spojrzenia wesołych błękitnych oczu, Ŝadnego uśmiechu. Nikt nie pojawił się w drzwiach. Mijały minuty, a my patrzyliśmy na siebie z niepokojem. Serce zaczęło mi drŜeć boleśnie. Chris powinien być juŜ w domu. NajwyŜszy czas. Joel wpatrywał się we mnie ze znacząco wykrzywionymi ustami, jakby wiedział więcej, niŜ powiedział. Zwróciłam się do Jory’ego, uklękłam obok jego wózka i pozwoliłam synowi przytulić mnie. – Boję się, Jory – załkałam. – Powinien juŜ być w domu. Dojazd nie mógł mu zabrać trzech godzin, nawet w zimie przy śliskich drogach. Nikt się nie odzywał. Ani Jory, który tulił mnie mocno, ani Toni, ani Bart, ani nawet Joel. Widok wszystkich razem, czekających i czekających, przywołał w mej pamięci scenę z przyjęcia w trzydzieste szóste urodziny ojca, kiedy to weszli dwaj policjanci stanowi i powiedzieli, Ŝe ojciec został zabity.
328
W gardle uwiązł mi krzyk, gdy zobaczyłam biały samochód z czerwonym błyskającym światłem na dachu, sunący drogą. Czas cofnął się. Nie! Nie! Nie! – kołatało mi w głowie, nawet potem gdy podali juŜ szczegóły wypadku. Lekarz wyskoczył z samochodu do rannej, umierającej na poboczu ofiary kolizji i kiedy przebiegał autostradę, został potrącony przez samochód, którego kierowca nie zatrzymał się, lecz uciekł. OstroŜnie, z szacunkiem wyłoŜyli osobiste rzeczy Chrisa na stół, tak jak kiedyś inni policjanci wykładali na inny stół w Gladstone osobiste przedmioty naleŜące do mojego ojca. Tym razem ja wpatrywałam się we wszystkie te drobiazgi, które Chris miał zazwyczaj w kieszeniach. Całe to zdarzenie było nierzeczywiste, po prostu nocny koszmar, z którego naleŜy się zbudzić... To nie moja fotografia w jego portfelu, to nie zegarek Chrisa ani pierścień z szafirem, który dostał ode mnie na gwiazdkę. Nie mój Christopher Doli, nie, nie, nie! Kontury przedmiotów zaczęły się zacierać. Moją duszę przeniknął półmrok. Policjanci się skurczyli. Jory i Bart zaczęli się oddalać. Toni wydała mi się ogromna, gdy podeszła, aby mnie podnieść. – Cathy, tak mi przykro... tak mi strasznie przykro... Myślę, Ŝe jeszcze coś mówiła, ale wyrwałam się z jej objęć i rzuciłam się do ucieczki, jakby goniły mnie wszystkie koszmarne sny nagromadzone w ciągu całego Ŝycia. Biegłam, próbując uciec od prawdy. Biegłam, aŜ dotarłam do kaplicy, gdzie upadłam na kolana przed ołtarzem i zaczęłam się modlić. – BoŜe, proszę, nie rób tego mnie ani Chrisowi! Nie ma lepszego człowieka od niego... musisz wiedzieć o tym... – i rozpłakałam się. PrzecieŜ mój ojciec teŜ był wspaniałym człowiekiem i nie miało to znaczenia. Los nie wybiera tylko niekochanych, opuszczonych, niepotrzebnych czy niechcianych. Los jest bezcielesną formą z okrutnymi rękami, wyciągającymi się przypadkowo i bezwzględnie. Pochowaliśmy ciało mojego Christophera Dolla nie na rodzinnym cmentarzu Foxworthów, ale tam, gdzie leŜeli Paul, moja matka, ojciec Barta i Julian. Niedaleko znajdował się mały grób Carrie. Kazałam równieŜ przenieść ciało mojego ojca z zimnej, opuszczonej ziemi w Gladstone
329
w Pensylwanii, tak aby znalazł się tutaj, z nami. Myślę, Ŝe pragnąłby tego. Byłam ostatnią z tych laleczek drezdeńskich. Tylko ja... nie chciałam być tutaj. Słońce świeciło jasno i było ciepło. Dzień na wędkowanie, na pływanie, na tenisa i na radowanie się Ŝyciem, a oni chowali mojego Christophera w ziemi. Starałam się nie wyobraŜać go sobie tam, w trumnie, z zamkniętymi na wieki niebieskimi oczami. Patrzyłam na Barta, wygłaszającego mowę poŜegnalną ze łzami w oczach. Słyszałam go jakby z oddali. Mówił słowa, które powinien powiedzieć Chrisowi Ŝywemu, kiedy mogły one ucieszyć go dobrocią i miłością. – Powiedziane jest w Biblii – zaczął Bart swoim pięknym, przekonywającym głosem, na jaki potrafił zdobyć się, kiedy tego chciał – Ŝe nigdy nie jest zbyt późno, by prosić o przebaczenie. Modlę się, Ŝeby to była prawda. Chcę bowiem poprosić tego człowieka, który leŜy przede mną, a którego dusza patrzy teraz z nieba, by przebaczył mi, Ŝe nie byłem kochającym i wyrozumiałym synem, na jakiego zasłuŜył. Ten ojciec, którego nigdy nie uznawałem za swojego ojca, wiele razy uratował mi Ŝycie. Stoję więc tutaj z sercem pełnym winy i wstydu za smutne, zmarnowane dzieciństwo i młodość. Pochylił głowę i w słońcu zabłysły jego łzy. – Kocham cię, Christopherze Sheffield Foxworth. Mam nadzieję, Ŝe mnie słyszysz. Modlę się w nadziei, Ŝe wybaczysz mi moją ślepotę. Łzy popłynęły mu po policzkach. Zachrypł. Ludzie zaczęli płakać. Tylko ja miałam suche oczy i martwe serce. – Doktor Christopher Sheffield wyparł się nazwiska Foxworth – ciągnął Bart, gdy znowu odzyskał głos. – Teraz wiem, Ŝe musiał tak zrobić. Był lekarzem do ostatniej chwili, całkowicie oddanym niesieniu ulgi w ludzkich cierpieniach, podczas gdy ja, jego syn, odmówiłem mu prawa bycia zastępcą mojego rodzonego ojca. Z pokorą, Ŝalem i wstydem pochylam głowę w tej modlitwie... Mówił dalej, ale ja nie słuchałam, odwróciłam oczy, odrętwiała z Ŝalu. – Czy to nie był wspaniały hołd, mamo? – zapytał Jory pewnego dnia. – Płakałem, nie mogłem się powstrzymać. Bart ukorzył się, mamo, i to wobec ogromnego tłumu. Nigdy dotąd nie widziałem go tak pokornego. Powinnaś to docenić. Jego ciemne niebieskie oczy wstawiały się za Bartem. – Mamo, ty teŜ powinnaś się wypłakać. Nie moŜesz tylko siedzieć i patrzeć w pustkę
330
przed sobą. Minęły juŜ dwa tygodnie. Nie jesteś sama. Masz nas. Joel wrócił do swojego klasztoru, Ŝeby tam umrzeć. JuŜ nigdy go nie zobaczymy. W ostatnim liście napisał, Ŝe nie chce być pochowany na ziemi Foxworthów. Masz mnie, masz Toni, Barta, Cindy i wnuczęta. Kochamy cię i potrzebujemy. Bliźnięta dopytują się, dlaczego nie bawisz się z nimi. Nie odpychaj nas. Zawsze po kaŜdej tragedii potrafiłaś szybko powrócić do równowagi. Pozbieraj się i tym razem. Wróć do nas, ale przede wszystkim wróć ze względu na Barta, bo gdy będziesz zamartwiać się dłuŜej – zniszczysz go. Ze względu na dobro Barta zostałam w Foxworth Hall, próbując przystosować się do świata, który tak naprawdę juŜ mnie nie potrzebował. Minęło dziewięć nijakich miesięcy. Na niebieskim niebie widziałam niebieskie oczy Chrisa. We wszystkim, co złote, widziałam kolor jego włosów. Na ulicach zatrzymywałam się na widok chłopców i młodych męŜczyzn podobnych do Chrisa, gdy był w ich wieku; wpatrywałam się tęsknie w plecy wysokich, mocno zbudowanych męŜczyzn o jasnych, siwiejących włosach, mając nadzieję, Ŝe odwrócą się i znowu zobaczę uśmiechającego się do mnie Chrisa. Czasami odwracali się, jakby czując płomień mojego spojrzenia, a ja spuszczałam wzrok, bo to nie był on, bo to juŜ nie mógł być on. Włóczyłam się po lasach, po wzgórzach, czując go obok siebie, blisko, na wyciągnięcie ręki, ale jednak obok. Kiedy tak spacerowałam samotnie, wspierana duchową obecnością Chrisa, doszłam do wniosku, Ŝe nasze Ŝycie ułoŜone jest według pewnego planu, i nic, co się w nim wydarza, nie jest przypadkowe. Bart robił wszystko, co mógł, Ŝebym odzyskała równowagę, a ja zmuszałam się do uśmiechu, by w ten sposób uspokoić go i napełnić poczuciem własnej wartości. Jednak kim ja teraz byłam, Ŝe Bart odnalazł swoje miejsce? Siedząc samotnie w ogromnym eleganckim domu, miałam uczucie, Ŝe przeznaczenie nie stanowi juŜ dla mnie tajemnicy. W końcu zrozumiałam sens udręki, nieszczęść i wzruszających wydarzeń w naszym Ŝyciu. Dlaczego ci wszyscy psychiatrzy młodego Barta nie wiedzieli, Ŝe chłopiec próbuje znaleźć własną, najbardziej mu odpowiadającą rolę w Ŝyciu? Przez całe swoje udręczone dzieciństwo i młodość bezlitośnie eksponował wady, nie dopuszczając myśli, Ŝe ostatecznie dobro zwycięŜy
331
zło. A w jego oczach byliśmy z Chrisem uosobieniem zła. Po długich poszukiwaniach Bart znalazł swoje miejsce w Ŝyciu. Wystarczyło w niedzielny poranek włączyć telewizor, Ŝeby zobaczyć i usłyszeć mojego syna śpiewającego psalmy i głoszącego kazania. Uznano go za najbardziej hipnotyzującego głosiciela ewangelii na świecie. Słowa Barta, ostre jak sztylet, trafiały do świadomości kaŜdego i napełniały kasę kaznodziei milionowymi datkami. Wykorzystywał te pieniądze na upowszechnianie swojej posługi. W pewien niedzielny poranek spotkała mnie niespodzianka: do Barta na scenie dołączyła Cindy. Stanęła obok brata i wzięła go pod rękę. Uśmiechnął się z dumą, a potem zapowiedział: – Tę pieśń dedykujemy naszej matce. Mamo, jeśli nas oglądasz, dowiesz się, jak wiele ta pieśń znaczy nie tylko dla nas obojga, ale równieŜ i dla ciebie. Razem, wreszcie jak brat i siostra, zaśpiewali mój ulubiony psalm... a minęło juŜ duŜo czasu, odkąd odeszłam od religii, uwaŜając, Ŝe zbyt wiele w niej fanatyzmu, ograniczonego myślenia i okrucieństwa. A jednak łzy ciekły mi po twarzy... płakałam. Po wielu miesiącach, które upłynęły od wypadku Chrisa na autostradzie, wypłakiwałam wszystkie swoje łzy. Bart pozbył się ostatniej drobiny zdegenerowanych genów Malcolma. Pozostało w nim tylko dobro. Aby Bart to osiągnął, zakwitły papierowe kwiaty na zakurzonym strychu. Aby stał się takim, ogień pochłonął dom, zmarła nasza matka, zmarł nasz ojciec... Wszystko to stało się po to, Ŝeby pojawił się przywódca zdolny zawrócić ludzkość z drogi destrukcji. Gdy skończyło się wystąpienie Barta, wyłączyłam telewizor. Był to jedyny oglądany przeze mnie program. Niedaleko wznoszono ogromny gmach poświęcony pamięci mojego Christophera. Miał nosić nazwę: Centrum Badań nad Rakiem im. Christophera Sheffielda. W Greenglennie w Karolinie Południowej Bart ufundował dla ubogich młodych prawników stypendium pod nazwą: Stypendium Prawnicze Bartholomew Winslowa. Wiedziałam, Ŝe Bart stara się dobrem naprawić zło wyrządzone człowiekowi, który bardzo chciał być jego ojcem. Setki razy zapewniałam go, Ŝe Chris wielce by się z tego cieszył. Toni wyszła za Jory’ego. Bliźnięta uwielbiały ją. Cindy otrzymała rolę w filmie i stała się obiecującą gwiazdą filmową. Ja zaś czułam się dziwnie. Po spędzeniu Ŝycia na dawaniu,
332
najpierw bliźniętom mojej matki, potem męŜowi, dzieciom i wnukom, nie byłam nikomu potrzebna, nie miałam swojego miejsca. Byłam odsunięta na bok. – Mamo! Toni jest w ciąŜy! – pewnego dnia powiedział mi Jory. – Nie wyobraŜasz sobie, co to dla mnie znaczy. Jeśli będziemy mieli chłopca, to nazwiemy go Christopher. Jeśli urodzi się dziewczynka, to będzie Catherine. Nie mów tylko, Ŝe nie moŜemy tego zrobić, bo to juŜ jest postanowione. Modliłam się, Ŝeby urodził się im chłopiec podobny do Christophera albo do Jory’ego. Chciałam teŜ, aby kiedyś w przyszłości Bart znalazł kobietę zdolną go uszczęśliwić. I wtedy uświadomiłam sobie, Ŝe Toni miała słuszność, mówiąc, Ŝe on szuka kobiety podobnej do mnie, pozbawionej moich słabości, mającej tylko moją siłę, ale dopóki ideał jest Ŝywy, być moŜe nigdy jej nie spotka. – I jeszcze, mamo – ciągnął Jory w tej samej rozmowie – zdobyłem nagrodę za akwarelę... jestem na drodze do następnej kariery. – Tak jak przepowiadał twój ojciec – odpowiedziałam. Wszystko to cieszyło mnie. Szczęście Jory’ego i Toni, powodzenie Cindy i Barta. Myślałam o tym, gdy skierowałam się w stronę podwójnych krętych schodów, wiodących w górę, w górę. Zeszłej nocy usłyszałam wzywający mnie wiatr z gór. Mówił, Ŝe czas na mnie, i zbudziłam się, wiedząc, co robić. Kiedy juŜ znalazłam się w tym zimnym pokoju bez mebli, dywanów i kilimów, gdzie był tylko domek dla lalek, nie tak juŜ wspaniały jak niegdyś, otworzyłam wysokie wąskie drzwi szafy i rozpoczęłam wspinaczkę stromymi wąskimi schodami. Wspinaczkę na strych. Do miejsca, gdzie znajdę mojego Christophera, znowu...
333
EPILOG To Trevor znalazł moją matkę, siedzącą na parapecie okiennym w pomieszczeniu, gdzie kiedyś mogła być klasa szkolna. Wspominała o niej często, opowiadając o Ŝyciu dzieci więzionych na strychu. Jej piękne długie włosy opadały na ramiona. Otwartymi oczami „patrzyła” w niebo. Zadzwonił i smutnym głosem opowiedział mi szczegóły. Skinąłem na Toni, by podeszła bliŜej i teŜ posłuchała. Źle się stało, Ŝe Bart był w podróŜy dookoła świata, bo mógłby przylecieć do domu, gdyby tylko wiedział, Ŝe go potrzebowała. – Od wielu dni nie czuła się dobrze, mogę powiedzieć – ciągnął Trevor. – Miała refleksyjny nastrój, jakby próbowała odnaleźć ostateczny sens swojego Ŝycia. W jej oczach był taki przeraźliwy smutek, taka ogromna tęsknota, Ŝe aŜ mnie serce bolało. Szukałem jej i w końcu poszedłem tymi wąskimi stromymi schodami na strych. Rozejrzałem się wokół. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem, Ŝe od pewnego juŜ czasu musiała dekorować strych papierowymi kwiatami... Przerwał, gdy załkałem z Ŝalu, Ŝe nie potrafiłem ofiarować jej poczucia uŜyteczności. – Muszę powiedzieć ci coś dziwnego – kontynuował przygnębiony Trevor. – Twoja matka, siedząc tam na parapecie, wyglądała tak młodo, tak wiotko i delikatnie... a jej twarz, nawet martwa, miała wyraz wielkiego szczęścia i radości. Trevor opowiedział mi dalsze szczegóły. Moja matka, jakby przeczuwając rychłą śmierć, naklejała na ścianach strychu papierowe kwiaty, a wśród nich dziwne pomarańczowe ślimaki i szkarłatne dŜdŜownice. W śmiertelnym uścisku dłoni trzymała ręcznie napisaną notatkę. Tam, w niebie, czeka na mnie ogród. Jest to ogród, który przed laty wymyśliliśmy sobie z Chrisem, leŜąc na twardym czarnym dachu, zapatrzeni w słońce i gwiazdy. On juŜ tam jest i szepcząc w wietrze, opowiada mi, Ŝe rośnie tam szkarłatna trawa. Wszyscy tam są i czekają na mnie. Wybaczcie mi więc, Ŝe czuję się zmęczona, zbyt zmęczona, Ŝeby tu zostać. śyłam długo i mogę powiedzieć, Ŝe Ŝycie miałam pełne zarówno radości, jak i smutków. ChociaŜ niektórzy mogą myśleć inaczej. Kocham Was Wszystkich, Wszystkich jednakowo. Kocham Darrena i Deirdre i Ŝyczę Im szczęścia w Ŝyciu, tak jak i przyszłemu Twojemu Dziecku, Joty. Skończyła się saga Dollangangerów.
334
Ostatni rękopis znajdziecie w mojej prywatnej krypcie. Zróbcie z nim, co chcecie. To miało się tak stać. Tylko tam mogę pójść. Nikt nie potrzebuje mnie bardziej niŜ Chris. Proszę, nie mówcie nigdy, Ŝe nie osiągnęłam celu. MoŜe nie zostałam taką baletnicą, jak zamierzałam. MoŜe nie byłam idealną Ŝoną i matką, ale zdołałam w końcu przekonać jednego człowieka, Ŝe miał właściwego ojca. Nie było za późno, Bart.
335