Beta:doktorek22 1 Prolog Przeszłość 159 dzień po początku Nowy Gatunek Uwolniony Joy próbowała zrelaksować się na krześle, ale martwiła się swoim klie...
62 downloads
32 Views
4MB Size
Prolog Przeszłość 159 dzień po początku Nowy Gatunek Uwolniony Joy próbowała zrelaksować się na krześle, ale martwiła się swoim klientem, przez którego była zdenerwowana. Spojrzała na zegar, zauważając, że znów zrobiło się późno. Minuty mijały, a jej złość rosła. To była czwarta sesja z rzędu z 466 na którą nie przyszedł. Robił to celowo. Wiedziała, że będzie zły jej odwetem, ale nie zostawił jej wyboru. Głośny dźwięk dzikiego ryku zaskoczył ją. Jej wzrok pofrunął do drzwi, które chwilę wcześniej były otwarte na oścież. 466 stał w korytarzu, jego brązowe długie włosy były rozczochrane, jakby suszył je do góry nogami. Sądzę, że to ukazywało jego wściekłość, tak jak jego zwężone, ciemne oczy. Domyśliła się, że to on był źródłem hałasu. Wszedł do środka, popychany przez ochroniarza wchodzącego za jej klientem. – Oto i on. Nie był zbytnio szczęśliwy, ale mamy go. – Mężczyzna rzucił spojrzeniem na 466. – Czwórka jego ludzi przekonała go do przyjścia tutaj, ale musiałem przyprowadzić go tutaj w kajdanach. Chciał ze mną walczyć. Skrzywiła się. – Proszę usiądź, 466. - Wydaje się, ze nie mam wyboru. – Zbliżył się do krzesła przy jej biurku i posadził swoje duże i mocne ciało na mebel, który skrzypnął. – Ale mówicie, ze jesteśmy wolni. - Terapia była uzgodniona przez Twoich ludzi i moich. Aby Ci pomóc. Skrzyżował swoje masywne ramiona na mocnej klatce piersiowej, znudzony spojrzał na nią. – Jeśli tak mówisz, ale ja nie chęe tu być. Ty mówisz, ja słucham, byle szybko się skończyło. Beta:doktorek22 1
- Jednym z punktów terapii dla Ciebie jest, abyś to Ty mówił do mnie. Okazanie swoich uczuć będzie pełnym sukcesem. Spoglądał na nią tymi swoimi brązowymi oczami. Były one piękne, dziwne i przyciągały ją za każdym razem. I miał takie długie rzęsy. Przesunęła się na krześle i skrzyżowała kciuki. – Nie chcę mieć ponownie konkursu na spojrzenia. Oboje wiemy, że Ty wygrasz. Jak zawsze. – Westchnęła. – Przykro mi, że musiałam Cię tu ściągnąć, ale musisz przychodzić na te sesje. Nadal cicho się jej przyglądał. On był mistrzem w sprawianiu, że czuła się nieswojo. 466 wyglądał, jakby mógł czytać jej w myślach. Spośród wszystkich, którzy przeżyli, ona sadziła, ze on był jej największym problemem. Ona nie znała jego stanu emocjonalnego, jaki był dostosowując się do nowego otoczenia, albo czy w ogóle próbował się dostosować. - Słyszałam, że nie uczysz się żadnych sportów. Zamrugał. - Spędzasz zbyt dużo czasu samotnie i byłeś widywany przez strażników z dala od motelu. Musisz wiedzieć, jak niebezpieczne to może być. Nic nie powiedział. - Oni są tu, by Cię chronić. Nie mogą wykonywać swojej pracy, jeśli nie chcesz odpuścić. To jest bezpieczne miejsce. Co zrobisz, jeśli ktoś zobaczy Cię? Reporterzy mogą tu zejść szukając obozu. Ziewnął i nadal utrzymywał wzrok na niej. Frustracja Joy wzrosła. Miała zawsze dużo cierpliwości, ale 466 zawsze cały ją pochłaniał. Mógł sprawić, że nawet święty by się zdenerwował, i to sprawiło, że nie była idealna. To było emocjonalne odpuszczenie, decyzja o podjęciu pracy na środku pustyni w nieznanym terenie. Musiała unikać wszystkich tych co niedoceniali jej ofiary i by zaczęli sikać na nią. Pochyliła się do przodu i położyła dłonie płasko na biurku. – Dobra. Oczywiście cztery sesje co tydzień ze mną nie zrobią nic dobrego. Jego pełne usta wygięły się w górę i była pewna, ze był szczęśliwy – pierwszy raz widziała światło w jego oczach. To sprawiło, ze jej zazwyczaj spokojny temperament doprowadził ja do wrzenia krwi. - W końcu się zgadzamy. Nigdy więcej sesji. – Rozkrzyżował ramiona i był gotów do wyjścia. Jego tyłek ledwo co się podniósł, kiedy powiedziała. Beta:doktorek22 2
- Nie tak szybko. Z powrotem usiadł, jego uśmiech zamarł, ale wzrok wyostrzył się. – Zwiększam ilość sesji do 7 razy w tygodniu. – Czekała na reakcje – wściekłość. Cieszyła się tym trochę, widząc ze jej życie będzie trochę przyjemniejsze. Ukazała swój prawdziwy uśmiech. - Będziesz rozmawiać ze mną, 466. Postaram się wykonać swoją pracę i chcę Ci pomóc, czy to Ci się podoba, czy nie. Spędzimy więcej czasu razem dopóki nie poczujesz się swobodnie przy mnie. Chcę się dowiedzieć dlaczego jesteś aspołeczny do własnych ludzi, czego chcesz się nauczyć zamiast jakiegoś sportu i jak dostosowałeś się do nowego życia poza obiektem badawczym. Nie mogę wypuści Cię, z czystym sumieniem do tych ludzi. – odchyliła się z powrotem. – To nie tak, ze te wszystkie sesje zrujnują jakoś twoje życie towarzyskie . Nie masz go. - Nie chcesz więcej tych sesji. Sprawiam, ze są nieprzyjemne i nie lubisz mnie. Jego stwierdzenie mnie zdziwiło. – Ja nie nie lubię Cię. Nie znam Cię za dobrze, ponieważ nic nie mówisz. Poza tym to bez znaczenia. Odwrócił głowę groźnie patrząc na strażnika stacjonującego przy drzwiach. – Każ mu odejść. Strażnik prychnął. – To się nie zdarzy. Znasz procedury. 466 spojrzał na nią i zrelaksował się na krześle- Sądzisz, że mogę Cię zabić? Zastanawiała się wiele razy, czy on jej nienawidzi. To jest oczywiste, że ma pretensje że musi uczestniczyć w terapii, ale nie uwierzy, że mógłby zaatakować kobietę. Nie widziała też żadnych blizn czy śladów ukazujących jego tyrańskie cechy. – Nie. - Chcesz rozmawiać ze mną? - To byłaby miła odmiana. Tak. - Niech strażnik nas zostawi. Nie mówię otwarcie do nikogo, oprócz Ciebie. Czytałem o tajemnicy lekarskiej. Chcę tego. Jej brwi wygięły się z zaskoczenia. – Wszyscy strażnicy poprzysięgli utrzymywać nasze sesje w tajemnicy. Nie może powtórzyć niczego, cokolwiek tutaj usłyszy. Jest tutaj, ponieważ jestem kobietą. To jest nasza wzajemna ochrona. - Wierzysz w to, ze Cię zabije. – Zmarszczył brwi. – Albo może myślisz, że zedrę z Ciebie ubrania i że przyszpilę Cię do ściany? – Uśmiechnął się i przejechał wzrokiem w dół mojego ciała. – Łowiąc, nauczyłem się w zeszłym miesiącu abym trzymał umysł Beta:doktorek22 3
otwarty – bo możesz złapać cos nadmiernie małego. Mogłabyś się złamać, jeśli pieprzyłbym coś tak kruchego. - Uważaj na słowa i na sposób w jaki okazujesz szacunek. – Strażnik nakazał, biorąc ostrzegawczy krok do przodu. Joy była trochę zaskoczona przez surowe słowa 466-tki, ale to było więcej słów, jakie słyszała od niego w jednym zdaniu. Podniosła dłoń aby zatrzymać strażnika przed ponownym interweniowaniem. Opuściła dłoń płasko na biurko. - Zostaw nas. – Spojrzała na strażnika. - Nie ma mowy Dr. Yards. Ten facet jest niestabilny. - On mówi mało. Wyjdź. Możesz zaczekać na korytarzu. 466 oczywiście próbował ukryć zaskoczenie, ale nie udało mu się. Jako wyszkolony szybko zmienił swój wyraz twarzy i opanował się. – Będziesz słyszał jej krzyki, jeśli zaatakuje. Strażnik potrząsnął głową. Irytacja rozgrzała wnętrzności Joy. Było tylko kilku strażników na Site Four, ale oni nigdy dobrze nie wypełniali rozkazów. – To jest moje biuro i mój sposób w jaki prowadzę sesje. Zamknij drzwi za sobą i poczekaj na korytarzu. Będziesz wystarczająco blisko, jeśli pojawi się problem. To rozkaz nie prośba. - Dobrze. – Strażnik odwrócił się, wyszedł na korytarz i zatrzasnął drzwi za sobą. Joy studiowała 466. – Jesteśmy teraz sami. Porozmawiaj ze mną. Dlaczego nie uprawiasz sportów? Zamrugał kilka razy w ciszy, rozciągając się. - Powiedziałeś, że porozmawiamy kiedy będziemy sami. Jesteśmy. Nie wydajesz mi się typem faceta, który cofa swoje słowa. - Skąd to niby wiesz? - Rozmawiam z wieloma z Nowego Gatunku. Są bardzo dumni i szanują uczciwość. Jego ręce opuściły krzesło i ponownie zostały skrzyżowane na piersi. – Oni nie są moim interesem. To są ludzkie sprawy, a ja nie jestem nim. – Zmrużył oczy. - Nie jestem człowiekiem, albo inaczej, nie jestem facetem. - Jesteś hybrydą człowieka. - Jestem zwierzęciem w ludzkiej postaci.
Beta:doktorek22 4
Zawsze znajdywała fascynujące osoby z Nowego Gatunku zróżnicowane z ludźmi. Linie były mocno zarysowane wewnątrz ich umysłów. To pomagało jej zrozumieć ich w znacznie większym stopniu. 466 był bardziej nieugięty, niż większość z Gatunku. 466 miał problemy i to było normalne, biorąc pod uwagę, że był całe życie więziony ze zmienionym DNA, przez lek, który podała jakaś firma eksperymentująca na ludziach. Mercile Industries złączył jakoś geny zwierząt i ludzi. - To dlatego nie wybrałeś sobie nowego imienia i zachowałeś swój numer zamiast tego? - Czy ja wyglądam dla Ciebie, jak Doug, Thomas, czy Carl? – Unosi brew. – Czy to wydaje się normalne? Zauważyła błysk bólu, który błysnął w jego oczach i to sprawiło, że cierpiała wraz z nim. To zarazem złamało jej serce i przeraziło, kiedy słyszała od innych ocalonych, jak byli traktowani w Mercile Industries. Nikt nie zasłużył na tą piekielne życie, do czasu, aż zostali ocaleni. Zero współczucia, nawet sympatii im nie ukazali. Oni nie byli numerkami z podstawowymi prawami człowieka. Szczurami laboratoryjnymi. Jej wzrok wędrował po jego twarzy. Były na niej niewielkie różnice odróżniały go od typowego człowieka. Kości policzkowe były bardziej widoczne na policzkach i podbródku u obywateli Nowego Gatunku. Ich nosy były te szersze i nieco bardziej płaskie, niż normalnie. Większość z nich miała pełniejsze usta i kło- podobne zęby. Kształty ich oczu odzwierciedlają odrębne pochodzenia zwierząt. 466 miał niepewne odniesienia o sobie, ale zawsze zwraca uwagę na siebie, gdyby chciałby włączyć się do społeczeństwa. Każdy go zauważy, jeśli będzie nie dość „normalny”. Skrzywiła się wewnętrznie przypominając sobie rozmowę z jej szefem, tydzień po jego przybyciu. To były gorące argumenty. Omawiali perspektywy szansy chirurgicznej dla ofiar. Joy miałaby to stanowisko, gdyby było ich więcej. Jej szef wierzył, że to pomoże dopasować się do społeczeństwa, jeśli mieliby możliwość zmiany wyglądu. Myliłam się? Zagryzła wargę. Może oferowanie im szansy na skorygowanie niektórych niedoskonałości na ich twarzy powinno być wprowadzone. Ona po prostu uważa, że wiele grzebanie jest w tym. To wydawało się również trochę obraźliwe dla niej. Nie powinno chcieć ich zmieniać, żeby mogli dopasować się do wymogów społeczeństwa. Oczywiście to nie do niej należy podjęcie decyzji. To była pozycja wyżej Beta:doktorek22 5
od jej stanowiska. Ona nie mówiła nikomu o tym, dopóki ktoś nie zdecyduje o tym to jest to odpowiednie. 466 i inni jej klienci byli atrakcyjni, nawet piękni dla niej. Oni byli wyjątkowi i było w nich coś specjalnego, po prostu idealnego. - Cóż, możliwe? – Jego ton pogłębił się i wyrwał ją z zamyślenia. – Wyobrażasz sobie nazywanie mnie Tom, zamiast 466? - Nie, i zgaduje, że jesteś mieszanką różnych psowatych. Może to odróżnia Cię od innych, ale nie wierze, żeby to było złą rzeczą. Znów wyglądał na zaskoczonego. – Mam wrażenie, że nie kłamiesz mówiąc, że to coś złego. - Nie jestem za wielką fanką oszustwa. Jestem psycholożką. Jestem tutaj dla Ciebie. Mam do czynienia z prawdą i emocjami. Kłamstwa i gry mogą zranić tylko Ciebie. Chęe pomóc. Kiedykolwiek rozważałeś zmianę imienia? Niektórzy z Twoich ludzi zdecydowali się nadać sobie imię, które nie są typowe. Imiona, które odzwierciedlają ich emocje , lub rzeczy które odkrywają i kochają. Jesteś kimś więcej, niż tylko numerem. Wzruszył ramionami. Ma. Ukryła uśmiech, który groził wydostaniem się na zewnątrz, zachwycona, ze się otwiera. W ciągu czterech miesięcy stawiał kamienny mur przy każdym kroku. Miała nawet zmienić ilość sesji ponieważ on nie chciał w ogóle z nią rozmawiać. - Co czujesz? - Złość. Chciałbym stąd pójść. - Co byś robił, gdybyś nie był tutaj? Zawahał się. – Chcesz poznać prawdę? - Byłam szczera, kiedy mówiłam, że nie jestem za wielką fanką oszustwa. - Dobra. Pewnie siedziałbym w swoim pokoju i oglądał filmy porno przez Internet i uwalniał niektóre… napięcia. Jej policzki rozgrzały się, ale nie chciała ukazać zakłopotania. Seksualne insynuacje nie były jej specjalnością, ale nie cofała się przed tematem. - Często rozładowujesz napięcia? To pomaga Ci w jakiś problemach z agresją? - Skąd wiesz, że jakieś mam? - Masz chip na ramieniu, unikasz spotkań z większością ludzi i poinformowano mnie, że starałeś się wszcząć bójkę z kilkoma strażnikami. Chcesz z nimi walczyć i pomimo znajomości nie stają naprzeciwko Ciebie. Jesteś fizycznie silniejszy. Beta:doktorek22 6
Jego duma była łatwa do wyczytania. – Wiem. To powiedziało jej więcej o nim i podobało się jej to. To był obiecujący krok w stronę światła. – Próbowałeś trenować boks? Niektórym z twoich ludzi to się podoba. To pozwala im wyładować gniew. Przechylił głowę. – To nie jest mój sposób na dobry czas. - Co Cię wtedy interesuje? Zobaczę co mogę zrobić, jeśli jest coś co chciałbyś robić. Wiem, że wszyscy mają Internet i przez dostęp mona wiele się nauczyć. - Wątpię, że chciałabyś dać mi to, co chcę. - Nie będziesz wiedzieć, jeśli nie zapytasz. - Dobra. – Uśmiechnął się. – po raz pierwszy prawdziwie. – Kobietę. Chciałbym średnią kobietę, ale nie ciężki worek. Nie powinna być wstrząśnięta jego odpowiedzią. Ale na kogoś kto nie chciał z nią rozmawiać, to mówił rzeczy, które były dla niej niewygodne. Podejrzewała , że miał w tym cel. - Jest wiele kobiet wokół Ciebie, 466. Dziewięćdziesiąt procent kobiet jest z personelu i niektóre kobiety z Nowego Gatunku są kobietami i żyją tutaj. - Dziewięćdziesiąt procent kobiet jest w ciąży, albo same są za młode. Twoi ludzie, jak wiesz nie zaatakują nas więc są wysyłani do pracy do nas. Nasze kobiety nie chcą być dotykane. Nie ma żadnej do pieprzenia. Brak jej słów. Brak. Pochylił się do przodu, aby spojrzeć na nią, nadal się uśmiechając nagle wstał. Oparła się o oparcie krzesła, trochę oszołomiona z nim stojącym. Byli sami. Nie wierzyła, że on ją skrzywdzi, ale wydawał się, że chce ją przerzucić. Był teraz bardzo cicho. Przeciągnął się, pochylił się i oparł dłonie na biurku cale od niej i cicho warknął. – Nie masz samca w swoim życiu i nie jesteś w ciąży. Ciężko przełknęła. – Nie wiesz nic o moim życiu osobistym. Proszę zajmij swoje miejsce. - Czuję wszystko o Tobie. – Spojrzał głęboko w jej oczy. – Nie nosisz długo tego smrodliwego zapachu perfumów i używasz naturalnego mydła. - Mówiono mi, że przeszkadza Ci zapach.
Beta:doktorek22 7
- Uprawiałaś seks rano, ale byłaś sama. Oglądałaś porno w swoim pokoju , dr. Yards? Używałaś paluszków, czy masz jakieś z tych erotycznych zabawek, które widziałem? Poczuła, jak krew oblewa jej twarz. Skąd on to wie? Inna myśl uderzyła ją i szarpnęła się, zabierając ręce z biurka. Może każdy klient, którego dzisiaj widziała wiedział, ze się masturbowała? Ta myśl była oszałamiająca. Była upokorzona i miała nadzieje, ze żartuje. – Proszę usiądź i przestań próbować sprowokować mnie do wyposzczenia Cię z tej sesji. - Gdzie teraz jest twoja uczciwość? – Pochyla się ku niej i delikatnie wącha. – Ja. Mogę. Poczuć. Twój. Zapach. – Miękki warkot wychodzi spod jego warg. – To sprawia, ze jestem trochę szalony i dziki. Chcesz wiedzieć, co chcę z tym zrobić? - Nie. Proszę usiądź. Jego oczy są takie piękne z bliska, kilka kroków od niej. Przypominają jej roztopioną czekoladę z wrzuconą nutką złota. Wydawało się jej zwężał oczy, gdy obserwował ją. Znów warknął i przybliżył się, że poczuła jego zapach. Nosił bogaty męski zapach z wskazówką czegoś, co powinna znać – może niedawno pił kawę. - Chcę położyć Cię na tym biurku, nagą i lizać się między udami, które będą ciasno przytulać się do mojej twarzy, aż będziesz mnie błagać, żebym odszedł. Przerzuciłbym Cię na tym biurku i zgiął przede mną. – Jego palec stuknął o drewnianą powierzchnię biurka. – I chce pieprzyć Cię, do czasu, aż nie będziemy mogli oboje chodzić, myśleć, ani mówić. Jej ręce zadrżały i zacisnęły się na kolanach. Żałowała, że to krzesło nie ma kółek, żeby mogła odepchnąć się od niego i biurka. Pragnienie czegoś takiego nie jest dobre. Jej serce biło gwałtownie i jego pomysł sprawiał coś dziwnie przyjemnego poniżej jej brzucha. - To byłoby dobre dla nas obu. Chcesz mi pomóc? Rozbierz się, to jedyny sposób i sprawisz, że poczuje się lepiej i nie będę już tak cierpiał. Była oszołomiona jego ostatnim zdaniem i potwierdzeniem, ze uważa go za atrakcyjnego. Miała oczy – był perfekcyjnym splotem mięśni i brązowawej skóry – wszystko opakowane w sześciopak. - Seks nie jest odpowiedzią. Porozmawiajmy o Twoich problemach.
Beta:doktorek22 8
- Porozmawiamy, gdy będziemy się pieprzyć. Jestem pewien, ze będę miał wiele do powiedzenia o tym, jak dobrze będzie Ciebie czuć. Przesunęła wzrok na dół na jego ręce. Były duże, ona widziała skostnienia na jego dłoniach. Większość ocalałych miało anomalie, a ona zauważyła u innych na sesjach, ze też to mieli. Zastanawiała się, jak to jest poczuć te dłonie na swojej skórze. Szorstkie? Twarde? Jak papier ścierny? To byłoby kuszące się dowiedzieć. - Proszę, zajmij swój miejsce, 466. – Spojrzała bezpośrednio w jego oczy. – Zadzwonię po strażnika, żeby wrócił. Potrząsnął głową, ale wyprostował się i wrócił na miejsce. Odetchnęła głębiej, kiedy usiadł. Ponownie skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i zmarszczył brwi. – Nie bawię się w trójkąty. Wiem, że u ludzi to popularne, ale to nie dla mnie. Dostajemy wyłączność przeniesienia zapachu z mężczyzny na kobietę i musiałbym go udusić, gdyby Cię dotknął. Jej usta opadły w szoku. - To nie dlatego chciałam dzwonić po niego!! –Zamknęła swoje usta i skrzywiła się na niego. – Wiesz o tym. Bawisz się ze mną? Uśmiechnął się. – Nie chcesz żebym zagrał z Tobą. – Oblizał wargi, celowo pokazując jej swój język. – Następnym razem, kiedy będziesz samotnie chciała uprawiać seks wspomnij o mnie, bo będę robić to samo. – Radość zabłysła w jego oczach. – Jak tylko wyjdę stąd wracam do swojego pokoju. – Jego nogi rozchyliły się trochę a tyłek bardziej dopasował na krześle. – Już jestem twardy. Jej wzrok śmignął w dół na jego krok zanim zdążyła się powstrzymać. Zarys jego fiuta w spodniach ciągle się powiększał. Większość z Nowego Gatunku nienawidziła wszelkiego rodzaju bielizny i to było oczywiste, że 466 nie kłamał. Zadyszała na jego duże rozmiary i on się zaśmiał. Spojrzała na jego twarz. – To jest całkowicie niewłaściwe. Widzę, że trzeba przypomnieć Ci co wypada przy ludziach, a co nie. Pamiętasz 101 sposobów? - Znam różnice. – Utrzymywał uśmiech na twarzy. – Według Ciebie mówimy tutaj prawdę i właśnie to robię. Mam zamiar pójść do swojego pokoju i … - Rozumiem. – Przerwała mu. – Jestem twoją terapeutką i jest coś takiego, jak etyka. Możesz zatrzymać jakiekolwiek myśli o mnie dla siebie, ponieważ nigdy nie możemy mieć relacji fizycznych. To zabiło jego humor. – Dlaczego nie? Beta:doktorek22 9
- Złożyłam przysięgę i jesteś moim klientem. Potrzebujesz mojej pomocy i to nie jest zaletą. Jesteś w kruchym stanie. Cofnął się, zaśmiał i zniżył podbródek rozkładając szeroko ramiona. – Wydaje Ci się słaby? Nie zranisz mnie, nawet jeśli będziesz próbowała. – Opuścił ramiona i chwycił za krzesło. – Możesz mnie gryźć, drapać, walczyć ze mną i być szorstką jak tylko chcesz podczas seksu. Ja będę cieszyć się nim. Martwiłbym się bardziej o siebie, żeby nie zranić Cię. - Możesz iść. Zobaczymy się jutro. – Sesja nie będzie działać z tematem, jako seksem. Nie poruszył się. - Powiedziałam, ze możesz odejść, 466. Wziął głęboki oddech i wypuścił go. – Wiesz, jak to jest być całkowicie uczciwym ? - Tak. – Obawiała się mu odpowiedzieć, zastanawiając się co teraz. - Pozwolisz mi, żebym odmówił, żebyś była moją terapeutką? - Nie znam Cię na tyle, żebym mogła opowiedzieć na to pytanie. Ja też nie jestem terapeutką. Jestem lekarzem. Wolimy ten tytuł. - To się nazywa unikanie. - To jest doskonale uczciwe. Nie angażuję się w przypadkowy seks. – Nie powinna mu mówić nic związanego z jej życiem osobistym, ale one nie podchodził pod książkowy przypadek. Nigdzie w szkole nie mieli pół człowieka- pół bestii, stworzonych przez firmę bez etyki. – Nie uprawiam seksu z kimś w kim nie jestem zakochana. - Nigdy nie uprawiałaś z kimś seksu? – Niedowierzanie na jego twarzy było niemal komiczne. - Uprawiałam. Nie jestem dziewica. - Umarł? - Kto? - Facet, którego kochałaś. Został zabity? - Nie. - Nie rozumiem. – Pochylił się do przodu przyglądając się. - Co Cię tak zadziwia? - Mówisz mi kłamstwa. Beta:doktorek22 10
- Nie prawda. - Mówiłaś, że uprawiasz seks tylko z kimś kogo kochasz. - To prawda. - Nie nosisz jego zapachu. Gdzie on jest? - Nie wiem dokładnie, gdzie mój były chłopak jest. Nie rozmawialiśmy więcej. Gdy związek się kończy, kończy się komunikacja. Jego wzrok rozszerzył się i skoczył na równe nogi. – Chłopaka? Coś sprawiło mu przykrość i nie wie, jaka odpowiedz spowodowała jego reakcje. – Miałam czterech poważnych facetów w swoim życiu. Warknął. - Coś nie tak? - Miłość jest na zawsze. – Posłał jej oburzone spojrzenie. – Nie masz pojęcia czym jest prawdziwa miłość, Joy. Obserwowała go, jak burza wychodził z jej biura z dłońmi zaciśniętymi po obu stronach. Mogła tylko patrzeć na otwarte drzwi długo po tym, jak odszedł. Wstała i dowiedziała się, że jej ciało zareagowało na jego. Jej piersi były nadwrażliwe na każdy ruch i musiała zmienić majtki na suche. - Cholera. - Mruknęła i zamknęła oczy. To była najdziwniejsza sesja, jaką kiedykolwiek miała. Pochyliła się i złapała telefon komórkowy, z górnej szuflady biurka i przewinęła numery, szukając jednego. - Dr. Megan Green. – odpowiedział wesoły głos. - Hej, Meg, tu Joy. - Coś się stało? – Troska od razu wypełniła głos kobiety. - Masz czas na sesje telefoniczną? - Zawszę. Trzymaj się i pozwól mi zamknąć drzwi od sypialni. Jestem w domu, wiec jest mój współlokator. Co się stało? - Podoba mi się klient. Terapeuta jest dezorientowany. – Zaśmiała się nerwowo. – Cholera. Nigdy nie sądziłam, że to może zdarzyć się akurat Tobie. - Gorący, co? - Potwornie. Po prostu powiedział mi, co chce ze mną zrobić i musze przyznać, ze to nie jest coś, co zapomnę w najbliższym czasie. - Co on chciał zrobić. Beta:doktorek22 11
- Nieważne z tym. Chodzi o to, że jest cholernie atrakcyjny i poważnie uszkodzony. - Cholera. To nie fair. Chcę jego numer, jeśli jeździ motocyklem i nie jest z kimś. - Zamknij się. To nie jest czas na żarty. – Pochyliła się nad biurkiem. – Co gorsza sądzę, że on jest romantyczny. Uważa, że miłość jest na zawsze. Meg milczała przez dobre pięć sekund. – Wyjdź z pracy dzisiaj. Możesz pracować tutaj. To zawsze otwiera terapeutę. - To nie jest śmieszne. - Ja nie żartuje. Wyjdź kochanie. Ile sesji masz z nim w miesiącu? Ramiona Joy padły. – Ja tak jakoś zmieniłam wszystkie sesje na codzienne. Przeszedł przez ciężki uraz. - Myślę, że mam kopię twojego CV. Dam je swojemu szefowi jutro rano. Może masz wolną sypialnię, w której znajdziesz miejsce do życia. Jedna z moich współlokatorek przeniosła się z chłopakiem, więc nie mogło być lepiej. Będę spodziewać się Ciebie w ciągu dwóch tygodni, kiedy Twoje CV zrobi furorę. - Nie mogę tego zrobić. Zobowiązałam się do tej pracy na dłuższą metę. Będzie tutaj więcej ofiar, jeśli odejdę. - Może je wziąć kto inny. Jesteś dobra. Jest tak wielu dobrych specjalistów. Nie chcesz zadzierać z tym. Możesz stracić licencję, działając na drodze prawnej, a nawet zostać ukarana grzywną bardzo wysoką. - Nie zrobię tego, do cholery. Dlatego dzwonię do Ciebie. - Masz zamiar się skręcać, jeśli nie uciekniesz od tego faceta i to nie jest metafora. Chcesz mojej rady? Zakończ to. Joy zamknęła oczy i zakłopotana usiadła. – Świetnie.
Beta:doktorek22 12
Rozdział 1 Czas teraźniejszy ONG Homeland. - Co się dzieje? – Joy spojrzała na przedstawiciela Nowego Gatunku prowadzącego ją w kierunku budynku i kontynuowała. – Otrzymałam telefon, że tam jest ktoś, komu pomagałam w przeszłości. Powiedzieli, ze to jest pilne i mam szybko przyjść. Warczenie dochodzi z niedaleka i to sprawia, że podskakuję. Jej towarzysz obrócił się i porzucił ją, śpiesząc się do pokoju. Idzie szybciej do pokoju z przerażającymi dźwiękami. Zatrzymuję się w wejściu gapiąc się na absolutny horror rozgrywający się przed nią. - Trzymajcie go! – Mężczyzna z Nowego Gatunku, który ją tutaj przyprowadził krzyknął rozkaz i dwóch innych mężczyzn z Nowego Gatunku o imponujących budowach ciała rzuciło się na faceta spętanego w szpitalnym łóżku. Ogłuszający ryk przełamał pokój a ramie łóżka zapiszczało z naporu. Nowy Gatunek rzucił się na jego klatkę piersiowa, łapiąc w pieść jego koszule i próbował go odsunąć. - On nadal jest poza kontrola. – Krzyknął blady i wstrząśnięty mężczyzna. – Paul, gdzie jest środek uspakajający? Ktoś popchnął Joy do tyłu, powodując, ze prawie wpadła na framugę drzwi i wpadła w wir chaosu. Jego identyfikator wskazywał na pielęgniarza. - Jestem tutaj, Doktorze! – Pielęgniarz odbezpiecza strzykawkę, właśnie wtedy gdy całe piekło zaczęło się uspakajać. Skrępowany facet wydaje kolejny ryk i uwalnia swoje nadgarstki z mocnych chwytów. Zrzuca dwóch mężczyzn, siada i uderza w twarz trzeciego mężczyznę z Nowego Gatunku – posyłając go na podłogę. Rozwścieczony rozerwał pozostałe ograniczniki – dźwięk ten był ledwie słyszalny przez podnoszących się mężczyzn. Joy patrzyła w szoku w jej byłego klienta – 466. Jego rysy były niepokojąco podobne, gdy zarzucił swoje długie włosy do tyłu, mimo że nie widziała go przez dwa lata. Beta:doktorek22 13
Zsunął się z łóżka i stanął na nogi, warknął na lekarza i uderzył mężczyznę posyłając go w róg pokoju. Joy poczuła zmartwienie tuż obok strachu. Widząc 466 łzy napłynęły do jej oczu. Co do cholery się z nim stało? Nie miała na to odpowiedzi, ale chciała je otrzymać. Było jasne, że czując się zagrożony planuje atak na doktora. Jakiś facet z Nowego Gatunku ponownie rzucił się na 466, ale on po prostu odrzucił go posyłając na podłogę. Joy musiała powstrzymać się od wtargnięcia do pokoju, aby podejść do byłego klienta i go uspokoić. Zdrowy rozsądek zabraniał jej tego. Samo zachowanie również. - Moon! – Krzyknął jeden z facetów, który dostał w twarz. – Spójrz na mnie! Chcesz coś? To przyjdź tu do mnie. 466 obrócił się warcząc, pokazując ostre kły. Wściekłość zmieniła jego normalnie piękną twarz w coś przerażającego. Wyglądał, jak ktoś pozbawiony kontroli – wypełniony taką nienawiścią, jakby chciał kogoś zabić. Przykucnął w formie bojowej. Lekarz przysunął się jak najbliżej ściany, jak najdalej od niego i uciekł w kierunku drzwi. Moon pozwolił mu odejść, decydując się na atak na Nowy Gatunek. Pielęgniarz przepychając się obok Joy upuścił strzykawkę na podłogę unikając niebezpieczeństwa. Odwrócił się wracając po nią - jego oczy wypełniała czysta panika. - Uciekaj. – Syknął mężczyzna. – On zabije każdego człowieka który stanie obok niego. To jest w jego umyśle. Przysunęła się do ściany, ponieważ reszta personelu medycznego opuściła pokój. Ona nigdzie nie idzie. Nie ma mowy. 466- Moon – potrzebuje jej. Jej oszołomiony umysł zaakceptował imię, które dla siebie wybrał. - Moon! – Warknął mężczyzna. – Uspokój się. Jesteśmy braćmi i przyjaciółmi. Pomyśl i przypomnij sobie. Przerażający ryk wyszedł z ust Moona zanim zaatakował. Uderzył w pierwszego mężczyzna- z wystarczająca siłą by posłać go na ścianę. Tynk posypał się. Inny mężczyzna z Gatunku próbował go złapać, ale Moon chwycił go za ramię, a swoje zęby wbił brutalnie w skórę. Ugryziony mężczyzna mocno krwawił, odwrócił się od Moona i skierował się do drzwi trzymając za ramię. Joy wyskoczyła, tak jak on zataczając się do tyłu. Beta:doktorek22 14
-Uciekaj. – Zażądał ostro. – Zapach krwi sprawi, ze będzie jeszcze gorzej. Mężczyzna, który został rzucony na ścianę wystarczająco mocno, aż posypał się tynk ponownie rzucił się na Moona wraz z innym mężczyzną z Nowego Gatunku. To było przerażające zobaczyć Moona blokującego podwójny atak nadlatujących pięści, podczas gdy Moon odrzucił obojga mężczyzn. Obaj jęknęli z bólu, gdy zostali odrzuceni od niego. Joy miała okropne przeczucie, ze Moon był pod wpływem tego, co jej klienci nazywali narkotykiem. Mercile Industries stworzył eksperymentalna mieszankę narkotyku, który sprawiał, ze samiec dostawał gwałtownej chęci uprawiania seksu. Firma miała użyć go, aby zmusić samców do współżycia, aby zapłodnić samice z Nowego Gatunku. Pod wpływem narkotyku samiec może stać się niebezpieczny dla każdego, kto znajdzie się na jego drodze. Mężczyźni nadal próbują poskromić Moona, przed ranieniem ich. Joy uświadomiła sobie, ze oni muszą poważnie go zranić, żeby mu pomóc. Nadeszły wspomnienia tego, czego nauczyła się podczas ich sesji. Ostatnie tygodnie z ich sesji błysnęły jej w umyśle. Mężczyzna poznał kobietę w niej, tak dobrze, że nie mógł jej skrzywdzić, chyba że uzna ją jako niebezpieczeństwo. Spędzili razem każde popołudnie, czasem zwiększając ilość godzin po to by tylko z nim być. Był na tyle spokojny, że rozmawiał z nią już kilka dni później. Napięcie między nimi wzrastało z każdym dniem. Widząc go teraz, dzikiego i walczącego z innymi samcami –nie było jej spełnieniem marzeń. Nie sądziła, że tak przebiegnie ich ponowne spotkanie. On raz już ją chciał i ma nadzieje, że nadal tak pozostało. Musiała położyć kres tej przemocy. Jej głównym problemem był on. Natychmiast ruszyła do przodu. Odpięła klamrę podtrzymująca jej kok opuszczając włosy swobodnie na plecy. Chwyciła rąbek koszuli gdy weszła do środka. Nic nie może rozproszyć tego samca, gdy pokazuje coraz więcej bladej skóry. Z dzikim wyrazem twarzy zwrócił się w jej stronę – Moon warknął głośno – i jego cała uwaga skupiła się całkowicie na niej zdając sobie sprawę z jej obecności. Jej serce drgnęło ze strachu. Każda cząstka w niej chciała uciec, ale nie mogła tego zrobić, gdy istnieje prawdopodobieństwo, ze mężczyźni tutaj będą musieli zabić go.
Beta:doktorek22 15
- Spokojnie. – Zanuciła. Jej ręce drżały, gdy wsuwała palce pod tkaninę i rozerwała ją. Guziki wylądowały na podłodze, gdy chłodne powietrze uderzyło w jej odsłoniętą skórę. Obserwował jej czarny koronkowy biustonosz. Jego wzrok pozostał na jej dekolcie, gdy ona utrzymywała opanowanie i pozostawała przy ścianie. -Wynoś się! – Warknął jeden z mężczyzn z Nowego Gatunku. – Uciekaj! Zrobię to, gdy tylko Moon przejdzie z trybu polowania. Drapieżnik w nim zbyt długo był na powierzchni i wszyscy inni też tak uważają. Wiedziała, że Nowy Gatunek stawia teraz jej życie nad jego. Puściła koszulę i rozszerzyła ramiona pokazując Moonowi, że nie ma żadnej broni. -Spokojnie. – powiedziała do pozostałych mężczyzn. – Pozostańcie tam. – Jej głos był urwany, ale na szczęście nie pękła, gdy walczyła o utrzymanie kontroli nad strachem, a znając ją coś może pójść tragicznie. Skupiła się na Moonie, gdy przesuwała się przy ścianie. Patrzył na nią, jakby zapomniał o innych wokół. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy obwąchał ponownie powietrze, strasząc ją. - Spokojnie. – Szepnęła. – Tak. Jestem kobietą. Jeden z mężczyzn z Nowego Gatunku stanął pomiędzy nimi, starając się zapobiec dotarciu Moona do Joy. – Wynoś się stąd! On Cię zabije! On jest szalony i nie poznaje nas! Moon złapał samca za koszulę i odrzucił go na bok, gdzie wylądował na tyłku. - Jego instynkt nim kieruje. – Domyśliła się Joy. Obserwowała ciemne oczy Moona, ale nie widziała w nich rozpoznania. To jest przerażające. Poczucie spokoju, jakie odczuwała zniknęło. Mógł ją zabić, ale było za późno na jakąkolwiek zmianę. – On prawdopodobnie pała do mnie chęcią mordu mniej, niż w stosunku do Ciebie. On pewnie chce mnie wypieprzyć. W milczeniu przyznała, że niemiałaby nic przeciwko temu. Popełniła już raz błąd uciekając od niego i od uczuć do niego, porzucając pracę. To zraniło głęboko, ale była pewna, że to jej jedyna opcja. To był ogromny błąd, aby wybrać pracę ponad jego, ale nie było żadnego wyjścia, ze mogliby być razem, nawet jeśli byłaby skłonna do ryzyka pozostawiając wszystko. Dużo razy myślała o Moonie, prawie, jak o obsesji. Terapeuta przepadł dla klienta. To była niewybaczalne, ale pomimo to prawdziwe. Beta:doktorek22 16
Moon przybliżył się przysuwając ją do ściany i odsunął jej głowę na bok. Spodziewała się bólu, ale nie poczuła go, jedynie jego ciało dociskające się do jej. Potężny mężczyzna przyparł ją do ściany i jego silne ręce złapały ją. Rozszerzył jej koszulę by dostać się do skóry. Jego dłonie i palce były rozgrzane, gdy przesunął dłońmi w dół do paska od spódnicy. Spódnica rozciągnęła się i złapał ją za biodra. Jęknęła, gdy podniósł jej nogę, ale nadal trzymał ją przyciśniętą do ściany. Usta przeniósł na jej gardło. Jego gorący oddech drażnił jej skórę, gdy dyszał. Była przerażona, gdy zatrzymał się, ale nie ugryzł jej tymi swoimi ostrymi kłami. Jego mokry i szorstki język zszokował ją, gdy lizał jej wrażliwe miejsce, tuż pod uchem. On mnie smakuje. Zabije czy wypieprzy? To jest to, co dzieje się w jego głowie teraz. Modliła się, żeby zdecydował się na drugą opcję. Jej umysł próbował sobie przypomnieć jakich perfum rano użyła. Była pewna, że żadnych nie użyła. Nie mogła go urazić żadnymi zapachami. Jego dolna połowa ciała przycisnęła się mocniej do niej i poczuła coś twardego trącającego ją w kolebce ud. Był pobudzony. Twardy zarys jego fiuta nie mógł być niczym innym. Ich klatki piersiowe były przyciśnięte skóra do skóry. Wzięła gwałtowny wdech, gdy jego usta zatrzymały się na jej tętnicy. Jego zęby zatrzymały się tam, podczas gdy jej Zycie było w jego rękach. Otworzyła oczy wpatrując się w mężczyzn z Nowego Gatunku, którzy stanęli za Moonem. Podniosła rękę, by powstrzymać ich, bezgłośnie mówiąc. – Środek uspakajający. Jeden z mężczyzn gwałtownie pokiwał głową i szybko wybiegł z pokoju. Strzykawka na podłodze została doszczętnie zniszczona w czasie walki. Była odbezpieczona i zanieczyszczona tak bardzo, że była bezużyteczna. Niepewnie dotknęła biceps Moona. Jest gruby i nie pozostawia wątpliwości co do jego imponującej siły. Jej palce ocierały się o jego ciepłą skórę. - Pamiętasz mnie w ogóle? – Wzięła oddech. – Nie zranisz mnie, nie jestem zagrożeniem. Ugryzł ją, jednak nie przebijając skóry. Miał na niej pewny uchwyt. Mężczyźni z Nowego Gatunku przysunęli się bliżej starając się odepchnąć ewentualny atak. Ciało przy niej zesztywniało. Warkot wydobył się od niego, a cała jego klata zaczęła drżeć. Wyczuł zagrożenie. Beta:doktorek22 17
- On rozerwie mi gardło. Wynoście się. Myślicie, że on nie jest Was świadom? Ze mną jest ok. Wycofajcie się!!! – Joy utrzymywała kontakt wzrokowy bezpośrednio z mężczyznami, więc wiedzieli, że mówi prawdę. Mężczyźni wycofali się natychmiast i Moon poluzował swój uchwyt. Joy spojrzała na mężczyzn, którzy wahali się przy drzwiach i powiedziała spokojnie. – Z nami jest w porządku. Tylko wyjdźcie i dostanie to, czego chce. Dam znać jeśli będę potrzebowała pomocy. - Krzyk. To było to słowo, którego nie chciała użyć, ale było odpowiedniejsze jeśli wydarzy się coś złego. – Pozwólcie mi zobaczyć, czy uda mi się go uspokoić, podczas gdy Wy zdobądźcie to, o co prosiłam. Spojrzał dla pewności po czym cofnął się poza zasięg wzroku. Joy odwróciła głowę, aż jej policzek spoczywał przy Moonie. Miał gładką skórę – Nowemu Gatunku zarost nie rośnie szybko, albo wcale. Masowała mięśnie jego ramion. - Tęskniłam za Tobą. – Mówi naprawdę cicho mając nadzieje, ze jedynie Moon usłyszy jej słowa. – Przepraszam, że odeszłam. Bałam się. – Nie mówiła więcej, pewna że w obecnym nastroju nie chce słuchać jej opowieści. – Dlaczego zrobili Ci to? Tyle pytań bez odpowiedzi dręczyły ją. Czy te uszkodzenia są trwałe? Tymczasowe? Jest uwięziony gdzieś wewnątrz swojej głowy? Jego biodra mocniej naparły na jej miednice, dzięki czemu bardziej sobie uświadomiła jego fiuta i tego co mu chodzi po głowie. Mocny uścisk na szyi złagodniał i jego zęby uwolniły ją. Mógł nie rozpoznawać jej w swoim narkotycznym szale, ale rozpoznaje ją jako kobietę. Przesunęła ręce na jego szerokie ramiona, ale on nie zwracał uwagi na to – szczęśliwy, że może ponownie wąchać i lizać jej skórę. Jego włosy były miękkie, gdy dotknęła go i splotła palce z włosami u podstawy, by móc blisko go trzymać. Po raz kolejny potarła jego policzek swoim, wdychając jego męski zapach, który jest jej tak znany – jednocześnie zapewniając ja, że ponownie jest na drodze do jej byłego klienta. Jej życie ożyło i co gorsze wiedziała, że to są objawy jej własnego pożądania. Część z niej tęskniła, aby owinąć nogi wokół jego tali i miała nadzieje, że z korzysta z ich pozycji i rozedrze ubrania między nimi. Wystarczył pomysł jej nagiej, jego posuwającego ją, ich stłumione jęki. Marzyła o nim co noc i marzyła o nim każdego dnia. Te fantazje rozgrzały jej ciało przez tego Beta:doktorek22 18
gorącego mężczyznę. Nie musiał jej całować, po prostu musiał ją trzymać, aby ją rozgrzać. Wystarczyło aby był w pobliżu. Wciągnął głęboko powietrze, wdychając jej zapach. Miała nadzieje, że przypomni sobie ją, że jego pamięć wróci na swoje miejsce. Słuchała opowieści od swoich klientów o „narkotykach hodowlanych” całkowicie pozbawiających zdolności do myślenia, ale fakt że on jej nie pamiętał był naprawdę niepokojący. Wątpliwości i niepewność uderzyły w nią ostro. Być może nie rozumie, jak wiele dla niego jest w stanie zrobić. Ostatnie chwile spędzone z nim w jej biurze były intensywne. Jego stanowczość z każdym razem wzrastała, gdy informował ją, że jest jego. Mówił jej, ze ma obsesje na temat dotykania jej i brania do łóżka. Rzeczy jakie opowiadał, co chciałby z nią zrobić sprawiały że skręcała się z frustracji seksualnej. Chciała robić z nim te rzeczy, które sobie wyobrażał. Fakt, że byli sobie zakazani był trudniejszy do odparcia. - Moon. – Szepnęła. – Spójrz na mnie. Proszę? Joy nie była pewna czy usłyszał ją i czy się zgodzi, ale powoli ruszył głową aż spoglądali na siebie, nos w nos. Jego oczy były tak urzekające, tak jak zapomniała i sprawiały, ze myślenie stawało się trudne. - Hej. To ja Joy. – Oblizała wargi. – Dr. Yards. Pamiętasz mnie teraz? Żadne rozpoznanie nie błysnęło w jego oczach, ale pochylił się bliżej jej ust. Warknął na nią. Nie był to okrutny dźwięk – bardziej dudniący, przepływający do jego klatki piersiowej. Fakt, że zrozumiał to co mówiła nie zdziwił jej. Może rozumieć to co on do niego mówi. - Wszystko w porządku. Jesteś odurzony narkotykami. Rozumiesz? NSO wezwało mnie, abym pomogła i jestem tutaj. – Jej ręce gładziły jego kark i bawiły się jego włosami. – Możesz mówić? Powiedz mi czego potrzebujesz. Znowu warknął. Jego biodra mocniej nacisnęły na jej miednice, aż jej tyłek nieprzyjemnie ocierał się o ścianę. Przesunęła się, rozszerzając lekko nogi, aby zmniejszyć napięcie, ale Moon wziął to, jako zachętę i główka jego fiuta natarła lekko na jej cipkę. Wydała cichy jęk. To uczucie było fantastyczne i chciała poczuć to jeszcze raz.
Beta:doktorek22 19
Spuścił wzrok na jej dekolt i obniżył głowę, aby mieć lepszy widok. Nie była zaskoczona kiedy zniżył się i zaczął węszyć wokół jej piersi. Kiedy jego język polizał ją, zamknęła oczy. Jej brzuch naprężył się i jej nogi owinięte wokół jego pasa z trudem utrzymały się. Joy z trudem opanowała się. Miękki dźwięk szybkich kroków zaskoczył ją. To był mężczyzna z Nowego Gatunku z środkiem uspakajającym w dłoni. Moon usłyszał jego ruch i szybko obrócił głowę. Warknął głośno – przerażającym i głośnym dźwiękiem. Mężczyzna strzelił i Joy napieła się wiedząc, że Moon został trafiony w łopatkę. Mężczyzna, który ją trzymał odrzucił głowę do tyłu warcząc i jednocześnie wgniatając ją w ścianę. Oboje zsunęli się na podłogę, gdy Moon opadł na kolana. Ona praktycznie siedziała okrakiem na nim. Dostrzegła czystą wściekłość w jego oczach zanim zamknął oczy. Osunął się do tyłu, ciągnąc ją za sobą wciąż ją trzymając. Inny mężczyzna z Gatunku zdążył szybko złapać Moona zanim ten opadłby na zimną ziemie. Joy starała się zejść z Moona i opadła na kolana obok niego wyciągając strzałkę z środkiem uspakajającym z jego skóry, aby zapobiec większym szkodom zanim wbił ją głębiej. Mężczyzna z Gatunku zmarszczył brwi na nią, delikatnie kładąc Moona na ziemie. - Co do cholery myślałaś, gdy wlazłaś tutaj? Mogłaś zostać zabita. Moi ludzie przybiegli do mnie zgłaszając, że Moon Cię ma. Jesteś szalona? Joy przypomniała sobie o swojej rozpiętej koszulce, opuściła strzałkę i złapała za krawędzie bluzki, aby zakryć stanik. – Jestem dr. Yards. Kim Ty jesteś? - Odpowiedz na moje pytanie. Dlaczego to zrobiłaś? I jesteś szalona? Przełknęła ciężko. – Widziałam go, jak walczył z innymi mężczyznami i to było oczywiste, ze stracił kontrolę. Ktoś mógł zostać zraniony. Interweniowałam w celu zapobiegnięcia tego. I nie nie jestem szalona. Sama zadaje sobie to pytanie. Dlaczego on dostał ten narkotyk? Kto do diabła mu go dał? Dwoje z NG, którzy walczyli z Moonem, weszli do pokoju. Obaj byli ponurzy, gdy Joy stawała na nogi i próbowała poukładać swoje rozchwiane emocje. Przesuneła się, gdy przybliżyli się i delikatnie podnieśli ich leżącego towarzysza. Zanieśli go do łóżka i Beta:doktorek22 20
położyli go na materacu. Joy obserwowała ich, jak zakładali ograniczenia na jego ramiona nogi oraz tułów – do czasu, aż ktoś nie wszedł na jej pole widzenia i nie zablokował jej widoku. Joy kołysała się lekko na nogach, chcąc sprawdzić co u Moona, tak bardzo, jak ona rozerwał jej koszulkę pod wpływem impulsu. - Dr. Yards? - Mężczyzna z Gatunku był wysoki z pięknymi włosami i ładnymi kocimi oczami, które stały się złe, gdy spojrzał na nią. – Co Ty myślisz, ze robisz? - Jestem specjalistą NG. Starałam się uniemożliwić czyjąś śmierć. Jego spojrzenie obniżyło się na jej koszulkę. – Rozerwał ją? - Ja to zrobiłam. Wiedziałam, że moje piersi przyciągną jego uwagę. Zdaje sobie sprawę, jak nieprofesjonalnie to brzmi, ale miałam rację. I nie jestem tu, jako jego terapeutka lub zawodowo. – Jej podbródek podniósł się, gdy ponownie na niego spojrzała, ośmielając się do zadania pytań. – Kto mu dał ten narkotyk? Dlaczego go dostał ? W co do cholery się mieszam? - On mógł Cię zabić. Zdecydowała się grać zupełnie tępą. On to zauważył. - Twoi ludzie z niewielkim prawdopodobieństwem mogą zranić kobietę, zwłaszcza jednej nie wezmą jako zagrożenie. Był on bardziej podatny na to, by spróbować zaangażować go w seks, niż zabicie mnie. To dlatego rozpięłam swoją koszulkę. Widok piersi działa cuda. To jest wiadome, że to zmienia nastój. To nie jest sekretem, że na niektórych z Gatunku to działa. Wydawał się być zdziwiony jej szczerością, ale nagle uśmiechnął się. – Prawda. Zacznijmy od nowa. Dziękuje za przybycie tutaj tak szybko. Miał trudny problem, ale jak widać opanowałaś sytuację. Rozluźniła się, poprawiając koszulkę. – Co się dzieje, proszę Pana? - Mów do mnie Tiger. – Wyciągnął rękę. Złapała ją, pamiętając, aby trzymać swoją koszulkę – czując, że cała ta sytuacja wydaje się surrealistyczna. – Hm… co się dzieje z Moonem? Zawahał się. – Podpiszesz orzeczenie? Beta:doktorek22 21
Musiała pomyśleć. – Masz na myśli klauzule poufności, gdy popchnął mnie na ścianę? To tak, podpiszę. - Dobrze. Moon trzy dni temu został zaatakowany i naszym lekarzom nie udało się wyjaśnić co z nim zrobiono. Czekała zdezorientowana. Pozostał cicho. – Jak to został zaatakowany? Dlaczego do mnie zadzwoniliście? Jestem psychologiem. To jakaś blokada psychiczna sprawiła mu ból? Co dokładnie się z nim stało? - Nie. Tak. Możliwe. Został postrzelony czymś, co uważamy za wysokiej mocy karabinem podczas patrolu naszych granic. Nie byliśmy w stanie zidentyfikować leku, ale to na pewno nie jest lek do hodowli. Pracujemy, aby dowiedzieć się, jaki to narkotyk. - Ok. – Czekała na więcej szczegółów. - Obudził w sobie dzikiego. Wydaje się, ze nie rozpoznaje przyjaciół. Chce zabić każdego z kim wchodzi w kontakt. Nasi lekarze maja nadzieje, ze to co mu podano szybko minie. Gdy tak się nie stanie, będzie leczony psychologicznie. Ty głownie zajmowałaś się nim, gdy został uwolniony z Mercile i my potrzebujemy Cię, abyś oceniła go. Jej serce zadrżało, podczas gdy zignorowała fakt, że wspomniał o jej pracy. Musiała przyzwyczaić się do tego – do pracy z NG. Miała więcej spraw do czynienia z 466. To było przerażające – to co stało się z nim. - To wygląda bardziej, jak reakcja na lek niż załamanie psychiczne. Musimy dowiedzieć się tego, co dostał. Irytacja przepłynęła przez twarz Tigera. – Jesteśmy świadomi z faktu, że nie wiemy co to za narkotyk. Niektórzy z nas byli ofiarami pracowników Mercile. To ją zaskoczyło. – Słyszałam, że wszyscy zostali zamknięci. - Zostali, ale nie wszyscy pracownicy i lekarze, którzy uwięzili nas. Służby specjalne polują na nich, ale to wymaga czasu. Niedawno ktoś powiązany z Mercile wysłał zespół najemców i porwał jedną z naszych kobiet. Wierzymy, że zatrudnili kogoś, kto pracował dla Mercile nad narkotykiem i ta osoba zatruła Moona dla zabawy. Ten nieznany nam narkotyk miał uczynić z niego mordercę. Beta:doktorek22 22
- Każdy związany z Mercile będzie ścigany za to. To irracjonalne wierzyć, że zabójstwo swoich ofiar coś zmieni. Zakładam, ze to dlatego stworzyli ten lek? Więc on ma wybić cały Gatunek? – To były jej najlepsze przypuszczenia. Uniósł swoja brew. – Racjonalność nie jest ich najlepszą cechą, biorąc pod uwagę to co zrobili z niektórymi z nas. Ktoś stworzył lek nie figurujący w bazie FDA1Mercile jest naszym jedynym wrogiem ze środkami do produkcji narkotyków ukierunkowanego na niszczenie i agresje Gatunku i tym samym Mercil opłaca najemników, by porwali kobiety. Przygryzła wargę, ale szybko pościła ja, gdy zdała sobie sprawę, ze to ujawnia jej nerwowość. - Ok. Ale nadal nie rozumiem po co po mnie wezwałeś. On potrzebuje lekarza, który dowie się co mu podano i jak odwrócić reakcje. Nie jestem wykwalifikowana, aby to sprawdzić i powiedzieć, jak obniży poziom substancji we krwi. Tiger zmarszczył brwi. – Byłaś blisko z Moonem i mamy nadzieje, ze możesz dotrzeć do niego. Jego psychiczna brama została naruszona. Pracujemy nad tym, by dowiedzieć się co mu podano, ale to może potrwać zbyt dużo czasu. Co on miał na myśli mówiąc „blisko”? Czyżby ktoś miał jakieś przypuszczenia, ze zakochała się w swoim kliencie? Miedzy nimi nic się nie wydarzyło. Dbała o to, by jej etyka została nienaruszona, ale zawiodła na poziomie osobistym. Zbytnio się przywiązała, rozpaczliwie chciała być z Moonem, ale oboju udało im się oprzeć, ponieważ wiedzieli, ze to było zabronione. - Nie jestem kimś z kim chciałby spędzić więcej czasu na rozmowy. Na to kłamstwo brwi mężczyzny ponownie się podniosły. – My nigdy nie mówimy o swoich ulubionych ludziach, ale on mówił czule o Tobie. Zdziwienie rozdarło jej myśli. – Tak? - Tak. Powiedział mi raz o swoich emocjach i myśli ze jesteś nieustraszona. Szanuje Cię.
1
FDA - amerykańska agencja ds. żywności i leków, www.fda.gov
Beta:doktorek22 23
Wina ja zjadała. Nie zasługiwała na pochwały biorąc pod uwagę, ze kiedyś niewytrzymała i uciekła w trakcie ich sesji. Ich wspólny czas zmieniał się w intymne dyskusje o tym co chciał jej zrobić i po tych sesjach musiała brać zimny prysznic. Uciekła w momencie, gdy zaczynał ja dotykać. Chciała go za bardzo by mu się oprzeć – przeklinając przyszłość i prace. - Nie wiem czego oczekujesz co będę w stanie zrobić. - Porozmawiaj z nim. Jesteśmy gotowi przenieść go do specjalnego obszaru, który zajął nam cały dzień by zamontować wszystko do jego potrzeb. Mięliśmy nadzieje, ze narkotyki opuszcza jego organizm, ale teraz mamy świadomość, ze będziemy musieli go zamknąć by go wyleczyć. Jest zbyt niebezpieczny, bo ma naruszone blokady psychiczne. Nie chcemy używać łańcuchów ze względu na fakt, ze z jego siła mógłby sobie cos złamać, gdyby chciał się uwolnić. To byłoby okrutne. - To tez może przypomnieć mu o celi w Mercile i jeśli był zakuty to może go unieruchomić. Tiger ponuro skinął głowa. – Nie zaprzeczę, ze jesteśmy tym zaniepokojeni. Nie chcemy dręczyć go wspomnieniami z przeszłości lub pozwolić mu uwierzyć, ze tam wrócił. - To tylko pogorszy jego stan. – Zgodziła się. – Jakie udogodnienia miałeś na myśli? - Zdecydowaliśmy się zatrzymać go w celi bez kajdan, wystarczająco wiele razy był zakuty. Nie możemy poprosić naszych ludzi by walczyli by utrzymać go. Nie możemy pozwolić aby biegał wolny po Homeland. Mamy ludzkich pracowników i nawet gdy widzi ludzkiego mężczyznę widzi w nim zagrożenie. Nie chce ryzykować. Może również zaatakować nasze kobiety. Jest to jednomyślna decyzja moich ludzi i Twoich ludzkich lekarzy, którzy przybiegli tu, aby go zbadać. Nas lekarze NSO tez się zgodzili. Pamięta, ze NO i ludzie zawsze będą inni. – To było dobre rozwiązanie, biorąc pod uwagę to co właśnie zobaczyłam. On jest niebezpieczny. Tiger podniósł ręce i przeczesał palcami włosy – zmartwienie było wyryte na jego twarzy. – Wiem, ze to zbyt wiele by pytać, ale Ty nie wejdziesz z nim do celi. Możemy porozmawiać z nim poza celą. On nie będzie mógł dotrzeć do Ciebie, ale będzie Cię
Beta:doktorek22 24
słyszał i widział. Mamy nadzieje, ze to wywoła wspomnienia a obecność kobiety pomoże. Obecność innej samicy w pobliżu niego będzie niedozwolone. Zazdrość uderzyła, niepotrzebne emocje, biorąc pod uwagę, ze nie ma prawa niczego czuć. Mimo to, w jej piersi buchał ogień. – Dlaczego jego dziewczyna nie może zobaczyć się z nim? - Ona nie jest jego. – Powiedział Tiger, gdy obserwowaliśmy, jak mężczyźni z Gatunku dodawali dodatkowe ograniczenia 466- tce - Ona należy do innego samca, ale są przyjaciółmi. Jej partner zabiłby Moona, gdyby Trishy coś się stało, nawet wiedząc ze nie jest odpowiedzialny za swe działania. – Odwrócił się do tyłu i założył ręce na głowę. – Znienawidziłbym go, gdyby umarł. - Partnerka? – Zdziwiła się. – Ona jest z Nowego Gatunku? - Człowiekiem. To klasyfikacja. – Jego wzrok stwardniał. – Rozumiesz? Na więcej nie odpowiadam. - Łapie. Nie będę tego nikomu mówić. Wszystko co deklarowałam przed odejściem będzie tajemnica. Poza tym, nigdy nie powiedziałam nikomu. Patrzył na nią. – Nikomu? - Nikomu. Nawet mojej rodzinie, znajomym, nawet mojemu osobistemu terapeucie. Wydawało się jej, ze jej uwierzył, bo rozluźnił ciało. – Trisha jest jedną z naszych lekarzy i jest partnerką jednego z naszych ludzi. To dobra sprawa, nikt nie uczył się współpracować z nami albo nie został przysłany przez kogoś, kto nie jest za naszym istnieniem. Była w niebezpieczeństwie z powodu powiązań z ONS. Moon był częścią jej straży. Stali się bliskimi przyjaciółmi. Trisha jest zirytowana, że Slade nie pozwala jej porozmawiać z nim, ale jesteśmy bardzo nadopiekuńczy. Jednej siniak lub pobicie, a za sam jej krzyk Slade rozerwie go na strzępy. - Ja nie pracuje oficjalnie dla ONG. Rząd mi to zlecił. Pracowałam w bezpiecznym miejscu na pustyni, gdzie byliście gdy zostaliście uwolnieni zanim stworzono dla Was Homeland. ONG zostało stworzone później.
Beta:doktorek22 25
- Prawda. Przepraszam. Mam dziś zły dzień. Przeczytałem, ze zajmowałaś się Gatunkiem zaraz po tym, jak nas uwolniono i nie wiedzieliśmy co z nami będzie. – Tiger uśmiechnął się ponuro. – Założę się, że to była gówniana praca. Byłem bałaganem. - To co Wam zrobiono, było dla wszystkich straszne. – Zatrzymała się. – To był zaszczyt pomóc tam, gdzie mogłam. Uważnie obserwował ja. – Musiałaś wykonać kawał dobrej roboty. Byłaś na czwartym miejscu i nikt nie przejmował się Tobą. To wiele mówi. Powinnaś spotkać się z przywódca zamiast ze mną. Praca musiała być irytująca. - Przykro mi. Czasami naszą pracą jest pchnąć dalej klienta i uwolnić frustracje. Jego wzrok śmignął w dół po jej ciele, po czym ponownie uniósł się. Chłodno ją oceniał, bez pokazywania emocji. – To mogłoby pomóc, jeśli ona byłaby podobna do Ciebie. To byłoby łatwiejsze, gdyby nie grała na nerwach. Nie była przyjemna dla oczu i uszu. 2- Odwrócił się, aby spojrzeć na innym mężczyzn. – Dobrze go unieruchomiliście? Nie chce, by ponownie wstał z łóżka, gdy się obudzi. Mamy w większości zdrowych medyków, ale nie chce więcej rannych. - Zrobione. Nienawidzę widzieć go takim. – Jeden z samców mruknął. Tiger chwycił ramie mężczyzny. – Wiem, ja te.ż Drugi mężczyzna warknął. – To mógł być każdy z nas, ale Moon miał pecha. Żałuje, ze nie byłem wstanie złapać dupka, który do niego strzelił. – Spojrzał na Joy. – Człowiek. Tiger stanął miedzy nimi i warknął. – Ona nie jest wrogiem. Wszyscy jesteśmy źli i udzielają nam się rożne prawa. Skoncentruj swoja wściekłość tam, gdzie należy. Pracowała z Moonem, gdy został uwolniony z Mercile i on ją szanuje. Zróbmy to samo. - Dobrze. – Mężczyzna westchnął. – Mnie tez ugryzł. – Podniósł rękę i obrócił nią. Krew płynęła z paskudnej rany - Chodźmy, zobaczymy jak to wygląda. – Tiger odwrócił się i napotkał spojrzenie Joy. – Będziemy na korytarzu, porozmawiamy z lekarzem i sprawdzimy co z rannymi. Zostań z Moonem. Zadzwonię do jeden z naszych kobiet, by odprowadziła Cię do części da ludzi, aby Cię osiedlili. Powiedziano Ci, ze tu będziesz, prawda? 2
Kurcze, czy oni zmienili temat? Może nadal nawiązują do jej pracy? Hm.. tłumacze, jak jest w tekscie…
Beta:doktorek22 26
Nie powiedziano, ale skinęła głowa. Nie chciała ponownie opuścić Moona, gdy jej potrzebował. – W porządku. Zostanę tak długo, jak tylko się przydam. Musiała zadzwonić do pracy i powiedzieć, że to sytuacja awaryjna. Jej współpracownicy musieliby obsłużyć jej klientów, ale to było dobra rzeczą w szpitalu. Mieli dodatkowy personel. Najgorsze jest to, że mogą ja zwolnić, ale była gotów zaryzykować. Trzej mężczyzn opuściło pokój. Patrzyła na duże ciało rozciągnięte na łóżku. Oni nie tylko przykuli ręce i nogi Moona, ale również owinęli pasy kilka razy wokół górnej części ciała, by można było go powstrzymać. Moon nie mógł się uwolnić z tymi ciężkimi pasami. Zbliżyła się powoli do niego, aż stanęła obok jego głowy i spojrzała na twarz, której pewna była, ze nigdy nie zobaczy ponownie. Był trochę bardziej opalony, jego włosy sporo urosły i przybrał na masie mięsni. Był szczuplejszy, kiedy go spotkała. Starannie obserwowała każdy jego cal. Wyglądał naprawdę spokojnie. Jej ręka drżała, gdy muskała palcami jego policzek. Spojrzała na drzwi, przez okno widziała koniec korytarza i miała nadzieje, że Gatunek nie usłyszy jej szeptu. Oni mają wzmocnione zmysły, ale czuła się bezpiecznie szepcząc. Zwróciła uwagę na jego gorącą skórę, gdy go głaskała. Wybrał imię, które jej się podoba. Moon. Powiedziała je kilkanaście razy w głowie. - Cześć, Moon. Śniłam o tym by zobaczyć Cię ponownie, ale nie w ten sposób lub w takim miejscu. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby Ci pomóc. Tym razem Cię nie opuszczę. Żałowałam, że nie miałam możliwości powiedzenia Ci tego. Przesunęła palcem błąkający się kosmyk włosów. – Proszę wybacz mi, ale straciłabym wszystko i nie mogłam ryzykować, bo byłbyś narażony. Oni nie pozwoliliby w tym przypadku. Puściła jego włosy i cofnęła się nie chcąc być złapana na ponownym dotykaniu jego. Joy objęła się wiedziała, że była emocjonalnie wstrząśnięta i mądrą rzeczą było odpuścić. To może zniszczyć jej karierę, jeśli to nadejdzie, a ona będzie miała silny emocjonalny i seksualny związek z klientem, to jej to nie będzie obchodziło. Ona pomoże
Beta:doktorek22 27
mu najlepiej jak potrafi, dowiadując się, jak przywrócić mu zdrowy rozsądek, a potem odejdzie, jeśli już więcej jej nie będzie chciał. Jej wspólny czas z nim, pamiętała, jak tęsknie spoglądała na Moona. Była podniecona na każdej z sesji, a nawet wcześniej, gdy był eskortowany do jej biura. Nigdy nie zdołała przegapić jego ochrypłego głosu. Powoli otwierał się na niektóre nadużycia, które przeżył w Mercile. To rozrywało ja na strzępy słuchając każdego przerażającego szczegółu, ale on jej potrzebował. To była cześć procesu gojenia. Udało jej się opanować wściekłość, gdy dowiedziała się, ze został pobity tylko dlatego, ze testowali leki poprawiające gojenie. Synowie jakiejś dziwki nie zlitowali się nad nim – podczas gdy był przykuty kajdankami łamali mu kości, żeby zobaczyć, jak długo potrwa jego ciału uzdrowienie się. Po cichu marzyła, żeby mogła wrócić do przeszłości i zabrać mu ten ból. Była adwokatem przemocy, ale wchłonęła zbyt dużo makabrycznych wspomnień mężczyzn i kobiet opowiadających o torturach. Kilka razy podnosił koszulkę, aby pokazać jej blizny w okolicy żołądka lub plecach. Chęć pocałowania blizn jego bólu była prawie nie do odparcia. Przyciągała Moona w każdy sposób i nie mogła przestać mieć o nim nieetycznych myśli. To wzrastało z każdą kolejną sesją i powstrzymywała się, aby nie dotknąć go. Poczucie winy pojawiało się kilka razy z powodu fascynacji jego dużego ,muskularnego ciała. On zawsze krążył wokół seksu. To mógł być jego gest obronny, sposób, aby odwrócić jej uwagę od jego rzeczywistych problemów. Niezależnie od powodów, słuchając go mówiącego rzeczy, jakie będzie chciał jej zrobić – miał silny wpływ. Ona tez tego chciała. I tym trudniej było jej przypominać mu o barierach zawodowych. Połowa niej chciała mu uwierzyć, gdy opowiadał o seksie by go uleczyć, pomimo faktu, że wiedziała lepiej. Linia pomiędzy tym, co była najlepsze dla niego i co dla niej zacierała się z każdym dniem. Meg miała rację, mówiąc, żeby zrezygnowała z pracy, ale złamane serce byłoby całe. Tamto miejsce miało surowe zasady jeśli dochodziło do kontaktu między Gatunkiem, a ludźmi. Czyżby ona została, żeby zrujnować oba aspekty. Tylko minuty później na korytarzu zabrzmiały kroki. Wysoka kobieta z NG, która nie była jedyna, pojawiła się tutaj i była szczęśliwa, ponieważ nie była gotowa wyjaśniać dlaczego nagle odsunęłaby się od niego. Joy wymusiła uśmiech. Beta:doktorek22 28
- Jesteś psychiatrą? – Kobieta z Gatunku skrzywiła się, gdy stanęła niecałe 5 metrów od niej. - Tak. Jestem. -Chodź ze mną. Zaprowadzę Cię do Twoich kwater mieszkalnych, a potem pójdziemy po rzeczy, których nie doniesiono. Nie wydaje się, żebyś miała więcej bagażu. Musisz mieć więcej ubrań i rzeczy osobistych. – Jej wzrok przesunął się do miejsca, gdzie Moon spał. – Mam nadzieje, że naprawisz jego głowę. - Ja też. – Joy przyznała szczerze. – Nie wiedziałam, że to będzie dłuższy pobyt. Mam zapasowy komplet ciuchów w samochodzie, jeśli mogłabyś je donieść. - Możemy to zrobić i możemy zamówić cokolwiek jeszcze potrzebujesz i dostarczyć do Homeland. – Kobieta oceniła ją. – To może potrwać dzień, lub dwa, żeby dostać te ubrania. Przepraszam. - W porządku. – Joy nie przejmowała się jej oględzinami. Jej wzrok zatrzymał się na Moonie. Miała wszystko, to się liczyło.
* * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * * - Nie zostawię Twojego domu bez eskorty. – Rusty poinformowała ją surowo. Kobieta z Gatunku warknęła i spojrzała na nią. – Wszystkie Twoje posiłki będę Ci przynosić – Studiowała Joy krytycznie, od stóp do głów. - Kiedy masz cykl? - Mam co? - Kiedy krwawisz? - Nie mam regularnego okresu. – Joy przygryzła wargę i obejrzała się po domu. Został on jej przydzielony i marzyła, aby Rusty zakończyła swój wykład. Nowy Gatunek wydawał się zdecydowany przyjąć każdą zasadę stworzoną przez ONG dotyczącą zapraszania gości. – Biorę zastrzyki co jakiś czas. - Dobrze. Oszczędzę Ci regulaminu i przepisów na później. - Dobry pomysł biorąc pod uwagę, że je znam. Beta:doktorek22 29
Zyskała zaciekawione spojrzenie Rusti. – Naprawdę? Sprawdziłam Twoją historię i nigdy nie odwiedziłaś Homelandu, ani Rezerwatu. - Pomagałam napisać regulamin prawdopodobnie oparty na Twoich zasadach i przepisach. Byłam tam, gdy Twoi ludzie zostali uwolnieni z Mercile Industrice. Nie trzeba być geniuszem, aby dowiedzieć się, że Wasi ludzie mają nadwrażliwy węch i jestem świadoma moich reakcji na owulację, bądź menstruację. Ponadto powinieneś trzymać kobiety karmiące piersią zdała od nich. – Wzruszyła ramionami. – Niektórzy z Waszych ludzi kochają mleko i nękali kilka karmiących matek, gdy pracownicy wrócili do pracy po okresie macierzyństwa. Rozmawiałam z wieloma z Twoich chłopaków i zalecają się do tych kobiet z kilku powodów. Jestem tą, która stworzyła procedurę, by wszystkie pracownice robiły zdjęcia jeśli nie były już w ciąży. Matki położne zostały przydzielone do wielu obowiązków, ale nie do interakcji z mężczyznami. Rusty zmarszczyła brwi. – Naprawdę? - Tak. Ktoś był tak inteligentny i przydzielił kobiety w ciąży jako straż dla męskiego Gatunku, ale tak by nic się nie wydarzyło. Chociaż Wy nie atakujecie kobiet to zapach owulacji zmienia Was. Tak samo zapach krwi miesiączkowej. Pustynny gwar sprawiał, że tam było gorzej. Nie było tam nawet delikatnego wiatru i czasami mężczyźni z nadwrażliwymi nosami uważali to za piekło. Było wiele prób i błędów, ale mamy do tego prawo. Natychmiast zmieniłam tą procedurę po kilku konfrontacjach i zadzwoniłam do innych, by poinformować o tym. Lekki uśmiech wykrzywił usta Rusti. – Jak zwabiłaś mężczyzn z dala od kobiet?Kobieta posłała jej wszystko wiedzące spojrzenie. – Czyżby zaoferowałaś swoje ciało za zwolnienie tamtych kobiet? - Nie! Rozmawiałam z nimi po powrocie do ich pokojów. – Joy rozluźniła się. – Dlaczego nie mogę karmić opinii publicznej? Czytałam w jednej z gazet, że jadalnia nie znajduje się w miejscu, gdzie są przygotowywane posiłki. Czy to błąd? - Głowa psychiatry nie cieszy się popularnością i wszyscy o tym wiemy. My nie chcemy żadnych problemów. Trzymamy Cię oddzielnie od wszystkich oprócz Twojego dostępu do Moona. Niektórzy z naszych ludzi mogą stać się drażliwi w Twojej obecności.
Beta:doktorek22 30
- To ma sens. – Rozejrzała się ponownie po pokoju dziennym, zapamiętując drogę samca z NG dopóki nie spojrzała na nią i nie nazwał człowiek. – Gdzie oni przenoszą Moona? - Oni już to zrobili. – Kobieta wyjęła telefon z kieszeni, dotknęła go i spojrzała na ekran. – Właśnie poinformowali mnie, że jest bezpiecznie i spokojnie go przeniesiono. - Obudził się? Wzruszyła ramionami. – Nie podali mi takiej informacji. - Czekamy na dostarczenie moich ubrań, zmienię koszulkę i zjem kanapkę. I jestem gotowa go zobaczyć, gdzie go trzymacie. - Powiedziano mi, że zaczniesz jutro rano. To nie współgrało z planem Joy. Była niecierpliwa, aby zobaczyć ponownie 466. – On potrzebuje pomocy i jestem gotowa do pracy. - Dobrze. Rusty zaczęła prowadzić Joy. Dwóch mężczyzn zostało przydzielonych jej do jej pilnowania i choć oni nic nie mówili pozostali kilka kroków za nią, aż dotarli na ulicę. Nie pozwalała, żeby jej przeszkadzano. Mogli się z nią zaprzyjaźnić, albo nie ich wybór. Wracali z nią z powrotem do Medical i dezorientowali ja. - Myślałam, ze przenieśliście go. - Zrobili to. Znajduje się w bezpiecznej części piwnicy. Jest ona podzielona na 2 części. – Rusty obserwowała ją. – Mamy pokoje szpitalne na dole, ale również jest tam duże pomieszczenie, w którym będziemy go trzymać. To jest miejsce, gdzie będzie. Użyjemy windy towarowej. Joy milczała na temat jego trzymania, gdy wchodzili do budynku, przeszli przez korytarz i zatrzymali się przed ogromną windą. Oficer NG siedział samotnie na krześle z bronią przypasaną do biodra. Spojrzał w górę, gdy podeszliśmy. Laptop spoczywał na jego udach. - To jest psychiatra. – Rusty zatrzymała się. – Moon obudził się? - Nie. – mężczyzna oceniał Joy, obserwując całe jej ciało – w czym nie znalazła niczego strasznego. – Kontynuuj. Beta:doktorek22 31
Dwaj strażnicy, pozostający z tyłu weszli do windy. Rusty nacisnęła przycisk na dół. Drzwi zamknęły się, a Joy poczuła nerwowość. Objęła się w klatce piersiowej. - Jest Ci zimno? - Nie. Martwię się, ze nie będę potrafiła pomóc Moonowi. - On potrzebuje Twojej pomocy. - Zrobię wszystko co w mojej mocy. Winda zatrzymała się, drzwi rozsunęły się i ukazał się ciemny pokój. Rusty ruszyła przed Joy. Piwnica była duża kilka pudeł było rozmieszczonych po całym pomieszczeniu. Zamieszczone w suficie i podłodze były słupy oddzielające pokój na 3 części. Jedna część była zdemontowana. Po obu stronach zostały stworzone jakby pokoje hotelowe – łóżko, szafa, TV. Cela Moona zawierała tylko łóżko, umywalkę i toaletę. - Smutne jest widzieć go w takim miejscu. – Rusty zatrzymała się. – Przyniosę krzesło, abyś mogła usiąść, i jakiś koc, aby było Ci ciepło. Nie zbliżaj się do krat. - Nikogo więcej nie ma tutaj na dole oprócz niego? – Wyjrzała zza niej na piwnice. – Ktoś powinien monitorować go przez cały czas. - Śpi i jeśli się obudzi oficer usłyszy go. Moon jest głośny gdy atakuje. Widok innych mężczyzn rozjusza go. Najlepiej, jeśli żaden nie będzie w zasięgu wzroku i zapachu. Czuła się dziwnie będąc w tej przerażającej piwnicy, ale Joy nie protestowała, gdy Rusty odchodziła. Znała ten irracjonalny lęk. Jedynym niebezpieczeństwem tutaj był mężczyzna z Gatunku śpiący za kratami. Zawahała się, zanim powoli zbliżyła się i zatrzymała około 5 metrów od jego drzwi. Umyli włosy Moonowi i zmienili mu ubranie. Miał na sobie czarne spodnie i rozpuszczone włosy rozsiane na poduszce. Ktoś poświęcił trochę czasu na to. Teraz nic go nie trzymało. Powolne unoszenie się jego klatki zapewniało ja, ze żyje. - Jestem tutaj, Moon. Musiał ja usłyszeć, ponieważ jego oczy otworzyły się. Usiadł tak szybko, że to zaskoczyło Joy. Moon zszedł z łóżka płynnym ruchem i zderzył swe silne duże ciało z kratami. Długimi palcami owinął grube kraty i warknął. Jego ciemne spojrzenie zwęziło się na nią i obnażył kły. Beta:doktorek22 32
- Spokojnie. – Zanuciła, nie chcąc się cofać. Nie mógł jej dotknąć. Powąchał głośno powietrze i ponowni warknął. - Tu Joy. Pamiętasz mnie, Moon? Jego oczy zwęziły się i ponownie powąchał. - Proszę pamiętaj mnie. – Stała nieruchomo. – Jesteśmy przyjaciółmi. Nagle odepchnął się od krat i rzucił spojrzeniem na cele. Rzucił się na tylna ścianę uderzył ja pięściami i warknął, gdy nic się nie stało. Odwrócił się i zaatakował kolejną ścianę i Joy obawiała się, że skrzywdzi samego siebie. - Przestań! Odwrócił głowę w jej stronę i zatrzymał się. - Spokojnie. – Szepnęła. Skopała swoje obcasy i odsunęła się od nich. Powoli obniżyła się na podłogę, mając nadzieje, ze zobaczy w niej mniejsze zagrożenie. – W porządku, Moon. – Poprawiła swoją spódnicę, nie chcąc świecić majtkami, gdy skrzyżowała nogi. – Jestem tutaj z Tobą. Nie jesteś sam. Odwrócił się do niej, podszedł bliżej i chwycił za kraty. Zaskrzeczały, kiedy zacisnął ręce na kratach i starał się je przesunąć, ale nic się nie stało. Ponownie ją powąchał i obniżył się na kolana. - To jest to. Zachowaj spokój. – Uśmiechnęła się. – Nie chcesz złamać sobie rąk. Potrzebujesz młot pneumatycznego lub piły do metalu, by to przeciąć. Chwycił kraty, zacisnął dłonie i zaczął zmagać się z nimi. Jego intensywne spojrzenie zatrzymało się na jej i zdała sobie sprawę, ze obserwuje nieznajomego. Nic w osobowości Moona nie wskazywało, ze był sobą i nie było dobrego znaku, ze ja rozpoznał. Spojrzał na nią, jakby nigdy wcześniej jej nie spotkał. Wspomnienie, jak kilka godzin temu przyciskał ja do ściany jakby wyparowały. - Będzie dobrze. Zamierzam pomóc Ci jakoś. Jedna z jego rąk przesunęła się między kratami, jakby chciał jej dotknąć. Chciała podejść do niego, ale nie była głupia – wystarczyło, że wierzyła ze jest bezpieczna. To, ze Beta:doktorek22 33
wydawało się, ze jest spokojny nie oznacza, ze nie ugryzie reki, która mu oferuje, lub spróbuje oderwać ją. - Chciałabym, ale najpierw musisz zacząć mówić. Drzwi windy rozsunęły się, Moon odsunął ramie, wstał i warknął. Joy odwróciła głowę i zobaczyła Rusti niosącą składane krzesło i koc. Głośne wycie rozdarło pokój i spojrzała z powrotem na Moona. Zaatakował kraty uderzając barkiem w nie, próbując je rozwalić. Joy wstała i zwróciła się do Gatunku. – On był spokojny. - Już nie. – Rusty odstawiła krzesło i położyła na nim koc. – Muszę go uspokoić, bo inaczej skrzywdzi sam siebie. - Nie, nie. Było w porządku dopóki nie przyszłaś. – Joy ponownie spojrzała na Moona i zauważyła, że w tym stanie próbował złamać kraty i podjęła decyzje. – Zostawcie nas. - Powinienem zostać tutaj. Jesteś kobietą i nie powinnaś byś zagrożona. Moon zawył ponownie, dźwięk ten roznosił się po pomieszczeniu. Joy skrzywiła się. – Był spokojny dopóki Cię nie zobaczył. Proszę Rusty. Idź. On chce ranić. Kobieta zawahała się – Będę czekać w windzie, ale zamknę drzwi. Dalej będę na tym piętrze. Krzycz jeśli będzie trzeba. Rusty odwróciła się i odeszła. Joy odwróciła się i ponownie usiadła na ziemię. - Moon? – Jej głos złagodniał. – Spokojnie. Przestał atakować kraty, gdy tylko drzwi windy zamknęły się. Spojrzał na nią. - Znowu jesteśmy tylko Ty i ja. Pamiętasz? Zazwyczaj dużo rozmawialiśmy. Opadł na kolana, gdy się uspokoił. To dało Joy jakąś nadzieje, że pamięta ich wspólne sesje i był na drodze do szybkiego powrotu do zdrowia. Nie mogła znieść jego zmienionego wyglądu. To było trochę płytkie, przyznała sama sobie, ale zakładała, ze tak było ponieważ zrobiła najtrudniejszą rzecz w jej życiu odchodząc od niego. Żal rozdzierał ją, gdy zastanawiała się, czy był jakiś sposób żeby
Beta:doktorek22 34
było inaczej, gdyby wyrzuciła etykę przez okno, złamała wszystkie zasady i weszła w jego życie. Nie rób tego, nakazała sobie. Wiedziała lepiej, żeby nie grać w grę „ co jeśli”. Rzeczywistość była prawdą. Ktoś zrobił coś przerażającego temu mężczyźnie, którego kochała i teraz będzie musiała zrobić wszystko, aby pomóc mu wrócić do siebie.
Beta:doktorek22 35
Rozdział 2 Doktor Treadmont był dupkiem, który nie chciał słuchać argumentów. Joy z trudem utrzymywała kontrole. – Te narkotyki sprawiają tylko, że Moon bardziej szaleje. Powiedziałeś, że nie masz pojęcia co mu podano, tak samo, jak nie masz pojęcia, czy środki uspakajające nie wpłyną negatywnie na niego. - Musieliśmy zrobić to na klika dni zanim przybyłaś, panno wszystko-wiedząca. – Posłał zdenerwowane spojrzenie na Tigera i przesunął palcami przez swoje białe włosy. – Potrzebujemy więcej krwi Moona, aby odizolować to co mu wstrzyknięto. Muszę go zbadać, ale nie mogę tego zrobić, gdy jest gotów zabić każdego, który do niego podejdzie. -Zgoda - westchnął Tiger. Joy posłała Tigerowi mordercze spojrzenie. – Nie wiesz czy z nim gorzej. On jest zagubiony, nie robi tego celowo. - Musimy spróbować. – Treadmont spojrzał na nią. – Co proponujesz? Jak tylko otworzymy drzwi on nas zaatakuje. To nie sprawiedliwe prosić ludzi, aby poszli nie atakując go. - Chcesz ich brać każdego dnia. To zbyt wiele dla niego w jego obecnej sytuacji. Nie możesz odurzać go za każdym razem. – Zacisnęła pięści. – Nie zmieniłeś decyzji, Tiger? Nie myślisz tak? - Nie wiem, co możemy jeszcze zrobić.- Przyznał Tiger. – Musimy zbadać jego krew i musimy pobierać ją codziennie, aby to sprawdzić. To oczywiste, że nie da się tego uniknąć, jeśli chcemy znaleźć lekarstwo. - Miejmy nadzieję, że to nie będzie jego gwoździem do trumny, gdy lek zacznie mieć negatywne skutki – Powiedział, pielęgniarz Paul. – Ale to może być jego jedyną szansą na powrót. - Używacie środków uspakajających codziennie, tylko by nie narazić ludzi. Pomyśl o jego stanie psychicznym, i fizycznym. – Joy nie chciała ustąpić. – Nie ma sensu badać go, gdy robi się więcej złego, niż dobrego. Cichy mężczyzna z NG wyszedł zza rogu. – Masz inny pomysł, dr Yards? Beta:doktorek22 36
Była onieśmielona przez Justica Norhta - mężczyznę, który dowodził ONG. Rozpoznała go z telewizji. - Będzie bardziej opanowany bez leków ciągle będących w jego systemie. Nie powinniśmy dawać mu żadnych związków chemicznych, zanim nie dowiemy się czegoś. To może bardziej go skrzywdzić. Za każdym razem gdy podajemy mu środki uspakajające to może spowodować skutki uboczne. Jest zdezorientowany i coś trzyma jego świadomość zamkniętą. Tiger mruknął z oczywistą frustracją. – Zgadzam się z nią. - Ja też. – Justice skierował się do dr Treadmonta. – Ted, jestem przyparty ze stratami w tej sprawie. Chcę by wrócił z powrotem, ale z jego umysłem nie jest dobrze i nie mogę tego zaakceptować. Wyśle moich ludzi na dół do niego. Wiec przetrzymamy go dla Ciebie przez dwa dni, byś mógł go zbadać. Wtedy zadbamy o jego bezpieczeństwo. - Dwa dni?- Szok przeszył Joy. – To zbyt długo. Chodziło mi o zaprzestanie tych badań. Justice spojrzał na nią. – Wiele nauczyłem się o kompromisie, dr Yards. Powinnaś zrobić to samo. - Zadzwoń do mnie, Joy, proszę. Mając go związanego na dole, nie będzie to dobre dla jego zdrowia psychicznego, jak i fizycznego. Oczywiście to eliminuje leki, ale przynajmniej będzie spokojny. Nie powinienem Ci mówić, jak negatywnie może zostać odebrane przez Gatunek. - Mam cały obraz do wyobrażenia. Jest bezpieczne i emocjonalnie dobre dla moich ludzi. Nienawidzą angażować się w to i robić mu jakiś urazów. My się nie bawimy, gdy walczymy. Moon jest dziki i może kogoś zabić. Każdy z Gatunku mający kontakt z opinią publiczną może być ponownie zaatakowany tym nieznanym narkotykiem. Wielu mężczyzn jest w niebezpieczeństwie. Rozumiesz? – Justice westchnął. - Kompromis. Żadnych leków, ale musi być związany. Dam Tedowi dwa dni, aby zrobili testy, jeśli myśli ze są istotne i zaczniemy uwalniać Moona od wiązań przez kilka dni – po czym zaczniemy ponowie oceniać sytuacje. Mam nadzieję, ze dostaniemy odpowiedź na to i zobaczymy w jaki skuteczny sposób będziemy mogli podać mu lek. Joy nienawidziła tego, ale skinęła głowa. – Ok. Beta:doktorek22 37
- Dziękuje. – Justice ponuro uśmiechał się. - Mogę być rozsądna i tego nie rozumiem. On jest niebezpieczny, ale staram się zrobić to, co jest dla niego najlepsze. – Chciała, żeby zrozumiał jej pozycje. - Dlatego przywieziono Cię tutaj. Jesteś jego mentalnym adwokatem. Moja praca jest, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. – Justice zwrócił się do Tigera. – Musimy tam iść przypiąć go. Podwoimy ograniczenia. - Cholera. – Tiger skinął głowa. – Chodźmy go schwytać. – Łzy błyszczały w jego oczach. – To jest coś podobnego, co Mercile robili, wiec powinniśmy co najmniej przejść do łazienki. Myślę, ze trzymanie go dwadzieścia-cztery na siedem byłoby najgorszą rzeczą, jaka moglibyśmy zrobić. Napięcie w pokoju wzrosło dziesięciokrotnie. Justice przytaknął ostro. – Zgadzam się. Kurwa, chcę zabić kolesia, który wstrzyknął mu ten narkotyk i tego, co go stworzył. - Stoisz w kolejce. – Mruknął Tiger. – Zrobię wszystko, co tylko będzie trzeba. Chodź. Nie chcecie tego oglądać i proponuje ograniczyć widownie. Każdy będzie zdenerwowany, gdy dowiedzą się co planujemy. Fury i Harley mają przyjść. Nas trzech dadzą rade i postawimy go do pionu. Justice rozpiął kurtkę, odsłaniając umięśnione ramiona i białą koszule. Jego krawat był kolejny, po czym jego eleganckie buty. – Zostaje. Muszę pilnować porządku. Pomogę przetransportować go. - Justice… - Tiger zmarszczył brwi. - Wystarczy. – Justice rozpiął górne guziki. – Zostaje. – Spoglądał na cele. – Musimy go przenieść nie przypinając go do ściany. To zdecydowanie przypomni mu o Mercile. Jak automatyczne koło ze wspomnieniami. Dźwięk silników może wywołać wspomnienia. Tiger zawahał się. – Zgoda. Sądzę, że łańcuchy na kostki na dziesięć stóp powinny utrzymać go z dala od drzwi. Możemy przypiąć je do prętów w rogu, więc powinny łatwo go zatrzymać. Łańcuchy na ręce powinny być dłuższe i przymocowane do przednich narożników – to umożliwi mu dostęp do przeciwległych ścian. To da mu swobodny dostęp do większości przestrzeni. Czterech z nas może przeciągnąć i napiąć łańcuchy i zmusić go do rozpostarcia kończyć, byśmy mieli swobodny dostęp do niego. Beta:doktorek22 38
- To powinno zadziałać. – Justice podwinął rękawy. – Czy on stracił coś ze swojej siły? - Nie. Dużo je i nie wydaje się, żeby czuł jakikolwiek ból, albo jeśli jest zły nie troszczy się o to. Nadal jest twardy jak cholera. – Tiger wyjął telefon komórkowy. – Pozwólcie odebrać mi ten telefon. – Odwrócił się i poszedł w odległy kąt. Justice zdjął pas.- Musiałem odbyć konferencje prasową godzinę temu. Nienawidzę nosić tych wszystkich dresingowych ciuchów. Joy była nerwowa obok lidera ONG. – Nie winię Cię. Mam nadzieje, że wszystko jest ok. Nie widziałam żadnych wiadomości ostatnio. - Te typowe rzeczy muszę zazwyczaj robić na co dzień. – Westchnął. – Podejdę najbliżej Moona. - Nie życzę Ci tego. Przez ten komentarz zarobiła srogie spojrzenie. - Dlaczego? - Jest spokojny obserwując nas, ale to się zmieni, gdy podejdziesz do niego. Nie chce żeby został ranny, gdy zacznie bić we wszystko. - Jestem alfa. Chce zobaczyć, czy odpowie będąc w takim stanie. - On też jest alfa. – Joy zmarszczyła brwi. – To nie jest dobry pomysł, ale nie mogę tego powstrzymać. - Moon jest dość łagodny. - Moon wiedział to zanim został odurzony, ale prawdopodobnie wiedziałam, że nie był łagodny. Powróci całkowicie. – Jej wzrok zatrzymał się na dużym mężczyźnie, który przycupnął obok celi. – On opiera się na czystym instynkcie. Nie wycofa się przed Tobą. - Jak możesz być tak tego pewna? Spojrzała na niego. – Z doświadczenia domyślam się. Justice powoli podszedł i Moon zaczął warczeć. - Proszę, nie. – Szepnęła, wiedząc, że Justice ją usłyszał. Beta:doktorek22 39
Zatrzymał się, ale nie odwrócił. – Okey. Tiger wrócił. – Są w drodze i zadzwoniłem do zaopatrzenia. Wyślą ograniczniki i łańcuchy, jak tylko je znajdą. Musimy zrobić cokolwiek, zanim oni to znajdą. To nie tak, ze mamy tego pełno wszędzie. To trochę potrwa. Może z godzinę. Dr Treadmont westchnął. – Dlaczego nie zjemy lunchu, gdy będziemy czekać? - Dobrze. – Justice podszedł do miejsca, gdzie zostawił ułożone ubrania. – Joy? Chcesz dołączyć do nas w moim biurze? - Nie dziękuje. Zostanę tutaj. - Ledwo odetchnęłaś, od kiedy przyjechałaś tutaj. Zrób sobie przerwę. - Myślę, że najlepiej będzie, jak zostanę tutaj. Pytałam jednego z oficerów czy ubrania tutaj znajdujące się będą pasowały na mnie i użyje prysznica tego, co rano. – Nie zwracała uwagi na nic innego, niż Moon. – Nie odejdę od niego. - Ok. – Justice pomachał do wychodzących mężczyzn. – Dostarczymy Ci obiad, Wam obojgu. - Dziękuje. – Czekała, aż opuszczą ich pole widzenia. Moon ponownie przykucnął, gdy powoli się zbliżyła. – Cześć. – Obniżyła się na ręce i kolana, aby być na jego poziomie. – Wyglądasz na spokojnego. Byłeś z kimś w pokoju bez denerwowania się. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy głośno wąchał. - Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. – Podczołgała się bliżej ignorując niewygodną twardą podłogę, do czasu aż zaprotestował. - Obserwujesz mnie dość uważnie. Żałuje, że wiedziałam o tym. Jedna z jego rąk przedostała się przez pręty, jakby chciał ją dotknąć. A ona naprawdę chciała go dotknąć. Wydawał się wystarczająco spokojny, ale dopóki nie rozmawiał z nią, nie chciała ryzykować. Słyszała niezliczone historię o ocalałych z Mercile, gdyby mieli tylko szanse zabiliby swoich oprawców. Mógłby teraz bawić się nią, by go wypuściła, a potem napaść na nią. Zatrzymała się, gdy jego palce i jej twarz niewiele dzieliło. Beta:doktorek22 40
Jego spojrzenie krążyło po jej ciele i spojrzała w dół, zauważając, że jej koszulka opadła nieco w dół. Westchnęła patrząc w górę. – Nie robię postępów z Tobą, prawda? Jesteś samym instynktem i popędem, bo gdy widzisz moje piersi tylko to Cię interesuje. Cholera. Usiadła, blokując mu widok, gdy wyprostowała ramiona. Nie opuścił dłoni z powrotem, chociaż nadal ją obserwował. Uśmiechnęła się, starając się ukryć troskę. - Porozmawiasz ze mną? Powiesz mi o czym myślisz? Znowu powąchał i nisko warknął. To nie był zagrażający ton, bardziej jak frustracja, przynajmniej tak sądziła. Chciał dotknąć, ale nie była w zasięgu ręki. Zawsze był uparty. Pomysł zaświtał jej w głowie. - Chcesz? – Chwyciła mały kołnierzyk i pociągnęła w dół wystarczająco, aby pokazać mu zarys piersi. – Rozmawiaj ze mną, Moon. Jego sexowne szczodre usta rozchyliły się, po czym oblizał je. Kolejny pomruk wyszedł z niego, tym razem głębszy. Pokazał ostre kły i przytrzymała jego sfrustrowany wzrok. - Możesz mówić? Spróbuj dla mnie. Proszę? Emocje błysnęły w jego oczach, ale ona nie miała pojęcia co to znaczy. Zawsze był dobry w ukrywaniu tego przed nią. Pchnął ramionami kraty, aż jego grube bicepsy uniemożliwiły mu dalszy ruch. Podniosła się na kolana, jego palce tylko centymetry dzieliły od jej koszuli, kiedy pochyliła się bliżej. - Moon? Zatrzymał swój wzrok na jej dekolcie to na jej oczach. - Powiedz coś, cokolwiek. Chcesz mnie dotknąć? Daj mi coś w zamian. Jego warkot pogłębił się, stając się trochę przerażający. Grała w niebezpieczną grę, biorąc pod uwagę to, co mu oferowała, pozwalając mu dotknąć się, jeśli spełni jej prośbę. Miała to zrobić. Do diabła z etyką. Oni potrzebują zaufania. To była podstawowa cześć jego pomocy. To musi iść w obie strony. - Jesteś tam? – Spojrzała mu głęboko w oczy. – Powiedz chociaż słowo a zbliżę się.
Beta:doktorek22 41
Zamknął usta, chowając kły i przełknął mocno. Jego oczy zwęziły się, gdy ją obserwował. – Daj. – Wychrypiał. Może wymawiać słowa, ale nie powtórzył słowa, które ona powiedziała, co oznacza, że mógł więcej, niż tylko naśladować. To oznaczało, że mógł myśleć i to niezależnie od narkotyków, które mu podali – widocznie nie spowodowały uszkodzenia mózgu. Skinęła głową i podniosła się na kolana zbliżając się. - Nie zrań mnie. – Wyszedł z tego zarzut. Mogła liczyć tylko na to, żeby nie zadrapał jej do krwi albo gorzej. - Nie! Głęboki męski głos zaskoczył ją tak bardzo, że szarpnęła się i odwróciła głowę. Wielka postać wyszła z cienia z innego pomieszczenia. Jego buty głośno uderzały, gdy wszedł do słabo oświetlonego pomieszczenia. – Odejdź od niego. Moon warknął, wyjął ramie spomiędzy krat i skoczył na nogi. Jego klatka piersiowa uderzyła w szczeble próbując staranować je. Mężczyzna z NG przybliżył się, miał długie brązowe włosy, które opadały mu na ramiona i ciemnobrązowe oczy, które błyszczały wściekłością. Kurtka motocyklisty i buty były niespodzianką. Nosił wyblakle dżinsy i czarna koszulkę. - Co do cholery robisz tu z nim? – Schylił się i chwycił jej ramię podciągając ją na nogi. Miał gdzieś sześć stóp i trzy cale.3 - Kim jesteś? – Wyduszała. - Kim Ty, kurwa jesteś?4 Myślisz, że to zabawa drażnić zwierzę w klatce? – Szorstko nią wstrząsnął. – Kto pozwolił Ci tutaj być? Lepiej szybko mów, kobieto. Mogę wrzucić Twoją dupę tam do niego i może Cię mieć, z tego co widziałem. Chcesz wiedzieć co zrobi po tym, jak testowałaś jego fiuta? Będziesz pieprzona godzinami w każdy zdrowy rozsądek.
3 4
Według wujka Google 190,5 cm. Już mi się podoba :D
Beta:doktorek22 42
Joy była zaskoczona. Zajęło jej klika sekund by otrząsnąć się. – Kim jesteś? To nie jest tak, jak Ci się wydaje. - Jestem jego najlepszym przyjacielem. – Odciągnął ją kilka metrów dalej od celi. – Bądź szczęśliwa, że jesteś kobietą. W przeciwnym razie chciałbym skopać Ci tyłek. Jakiego rodzaju chorej suki jesteś? Czy to Twój sposób na zabawę? Kręcą Cię szaleni Nowo-Gatunkowi? Złapała trzymające jej nadgarstek palce w posiadaniu. – Nie! Jestem dr Joyce Yards i nie masz pojęcia o czym mówisz. Nie o to mi chodziło. To jest jedyna rzecz na jaką odpowiada. Chciałabym stanąć na głowie i zatańczyć na rurze, jeśli to oznaczałoby , ze zacznie współpracować ze mną, ale on jest zainteresowany tylko seksem. Jego uchwyt na nadgarstku poluzował się i zmarszczył brwi. – Znam te nazwisko. Słyszałem je już wcześniej. - Byłam terapeutką Moona, zaraz po tym, jak został uratowany z Mercile. On… Moon zawył oburzony. Odwróciła się w jego stronę. Wyglądał na wkurzonego, ale nie winiła go. - Proszę, uspokój się. – Nalegała. Ponownie walnął ramionami o pręty, warcząc spojrzał na innego mężczyznę, który uniemożliwiał mu być jej wystarczająco blisko by dotknąć. Gotował się ze wściekłości. - Chodźmy na spacer i omówimy to z dala od niego. – Joy pociągnęła wielkiego mężczyznę za sobą. Nie odrywała wzroku od Moona, chodź odchodziła bezpośrednio od niego. – Wrócę niedługo i zaczniemy od początku, okey? Nie złamie swojego słowa. Możesz mnie dotknąć. Ale w pierwszej kolejności porozmawiam z nim. Mężczyzna ponownie mocno zacisnąć dłoń na jej nadgarstku. – Nie będziesz przebywała obok niego. Uniosła nadgarstek i skierowała swoje najchłodniejsze spojrzenie na niego. – Chodź ze mną. Czy chcesz zobaczyć go co zrobi? Przesuń się, jeśli Ci na nim zależy. - Kurwa. – Szarpnął ją za ramie, przyciągając ją, zamiast przesunąć. Nie zatrzymał się, dopóki nie byli zakryci cieniem pod ścianą. – Zabiorę Cię do biuro bezpieczeństwa, gdzie pogadamy o tym, czego byłem świadkiem. Beta:doktorek22 43
- Widziałeś mnie i słyszałeś o czym do niego mówiłam. Słyszałeś go? On mógł wypowiedzieć słowa. Oznacza to, że może komunikować się. On gdzieś tam jest. - Drażniłaś go. - Nie robiłam tego. – Szarpnęła mocno, a on uwolnił ja. – Jesteś jego najlepszym przyjacielem? Jak masz na imię? - Harley i tak jestem jego najlepszym przyjacielem. Dlatego zabieram Cię do biura bezpieczeństwa i mam zamiar wykopać Twój tyłek poza bramy. Walczyła z frustracją – Posłuchaj mnie, Harley. Powiedział słowo. Kumasz to? Rozumiesz co to znaczy? Warknął nisko, ujawniając psie cechy. Joy wzięła głęboki oddech. – Widzę, że źle to zinterpretowałeś. Daj mi dwie minuty na wyjaśnienia. – Uniosła wiele palców. – To wszystko o co mogę prosić. - Zrób to dobrze. – Jego głos był szorstki, pokazując jego wściekłość. - On wszystkich tutaj odrzuca i jedynym sposobem, aby mu pomóc jest krążenie wokół seksu. Jestem gotowa zastosować to, jak tylko zadziała. – Potarła swój nadgarstek, na pewno był posiniaczony. – Zrobiłabym wszystko, aby mu pomóc, w tym nawet świecenie piersiami, jeśli tylko dzięki temu wróci jakakolwiek część jego osobowości i zacznie komunikować się ze mną. To właśnie on zrobił. Niezależnie od tego, jakie narkotyki dostał ma surowy instynkt, ale i zdolność mówienia, ciężko mu idzie, ale zawsze coś. To naprawdę dobry znak, z jego umiejętności poznawania nie zostały naruszone. To jedyny skuteczny sposób, jaki odkryłam i zmusiłam go do pracy ze mną poprzez oferowanie tego, czego zazwyczaj pragnie. – Zassała powietrze. – Nie jestem okrutna. Staram się go uratować. Twarz Harleya była okuta cieniem i nie mogła nic z niej wyczytać, ale przynajmniej nie warczał. - On może Cię zabić. - On chce czegoś więcej ode mnie. Wcześniej my nie byliśmy oddzieleni prętami, kiedy przepierał mnie do ściany. Byłabym już martwa, jak tylko mnie zobaczył, gdyby widział we mnie zagrożenie lub wroga. Warknął cicho. – O czym Ty gadasz? Beta:doktorek22 44
Szybko opowiedziała mu, co się działo, gdy przyjechała. – A zatem mógł rozerwać moje gardło zębami albo skręcić mi kark. Nie zrobił tego. Nie jestem głupia. Uwierz mi, kiedy mówię, że mam rację, gdyby chciał mnie zabić, albo zamierzał to zrobić. – Cofnęła się. – Mogę kontynuować? Musze pokazać mu, ze może mi zaufać. Powiedziałam, ze może mnie dotknąć, jak tylko coś powie. Powiedział. - Jesteś szalona. Joy nie odpowiedziała na jego zarzut, ponieważ miał ważny punkt. – Jestem zdecydowana zrobić wszystko, aby mu pomóc. - Co zrobisz, jeśli on będzie chciał zrobić coś więcej, niż tylko dotknąć Cię? Ciepło rozgrzało jej policzki. – Niezależnie od sposobu. Zrobię wszystko dla niego. Zrobił krok do przodu i wprawie wpadł na nią. – Co się zmieniło? - Co masz na myśli? Pochylił się do przodu, aż rozświetlił swoją twarz. Jego brązowe oczy były przerażające w połączeniu z jego poważnym spojrzeniem. – Teraz pamiętam kim jesteś. Uciekłaś przed nim, a on Cię potrzebował. Nie miałaś odwagi nawet się pożegnać. Cholera, ten facet naprawdę jest najbliższym przyjacielem Moona. - Czuł coś do Ciebie, a nawet nie spróbowałaś dać mu szansy. Dlaczego tu jesteś? Płacą Ci dużo kasy? - Nie jestem na zegarze. - Co to oznacza? - Nie jestem pracownikiem ONG. Jestem tutaj ponieważ powiedziano mi, ze jestem potrzebna. To nie był dla mnie obowiązek, rzucenie wszystkiego i przyjazd tutaj, jak tylko mnie wezwano. Zostaję, bo Moon mnie potrzebuje. Tu nie chodzi o pieniądze. Chcę mu pomóc. Z ostrożnością obserwował ją, nie starając się tego ukryć. – Nie jesteś tu oficjalnie? - Nie. - Wtedy Ty tak naprawdę nie możesz uleczyć jego głowy. Zgadza się?
Beta:doktorek22 45
Mogła domyślić się w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. – Zostałam poproszona przez ONG, abym mu pomogła. Nie możesz wyrzucić mnie z Homeland. Zostałam zaproszona i zostaje. Odchylił się do tyłu i ukrył twarz w cieniu. – Etyka nie będzie tym razem przeszkodą miedzy wami? Czuła, jak krew przestaje jej krążyć. Moon musiał powiedzieć swojemu przyjacielowi przyczyny, które podała mu, by trzymać go na odległość. Jej ramiona wyprostowały się, a kręgosłup zesztywniał. – Nie. – Ewidentnie stwierdziła. – Nie będzie. Teoretycznie mówiąc on nie jest już moim klientem. – Drżącym oddechem odezwała się po chwili. – Masz z tym problem? Cofnął się. – Nie. Zastanawiam się, czy Twoje ciało jest jedynym sposobem, aby go ocalić, czy szukasz pretekstu, aby zbliżyć się do niego. Kontynuuj dr. Yards. Wiedz, że będę Cię obserwował. Przekroczysz linię, która mi się nie spodoba, a osobiście zaprowadzę Cię za bramy. To jasne? - Doskonale. – Był dobry w przedstawianiu swoich uczuć. – Powiedz mi, jaki jest inny sposób na dotarcie do niego, a będę szczęśliwa, aby spróbować. Stali w milczeniu, do czasu, aż się odwróciła i ponownie ruszyła do Moona. Harley nie miał alternatywnego planu albo chciałby powiedzieć, ze ma. Moon był wściekły, chodził po celi i spojrzał na nią, kiedy zauważył, że wraca. - Spokojnie. – Szepnęła. – To ja. Chwycił za pręty i próbował je wyrwać, nadwyrężając swoje mięsnie. Znów opadła na kolana – kiedy była 5 metrów od jego stóp, zatrzymała się i pozostała tam, patrząc na niego. - Moon? Uspokój się. Opadł na kolana, wciąż trzymając metalowe pręty. Jego ostre kły błysnęły, gdy cicho warknął na nią. Oceniała jego nastrój. Usiadła na tyłku i czekała, aż jego wściekłość lekko opadnie. Miała nadzieje, że ich jedzenie szybko nie przyjedzie, ponieważ teraz był strasznie uparty. Zanosiło się, że minie sporo czasu, zanim zyska jego zaufanie.
Beta:doktorek22 46
-Przykro mi przez to. – Trzymała miękki ton. – Twój przyjaciel naprawdę martwi się o Ciebie. Warknął i puścił jeden z prętów, aby dotrzeć do niej. Wiedziała, że decyzja musiała być podjęta w tym momencie – albo nie uzyska jego zaufania. Musiała być szczera z Harleyem. Moon mógł ją wcześniej zabić, gdyby chciał, żeby umarła. Pochyliła się do przodu i zbliżyła się do niego. Strach przeszył jej kręgosłup, gdy wyobrażała sobie najgorsze. Może szarpnąć ją bliżej prętów, ugryźć ją lub skręcić kark. Zrogowaciałe czubki jego palców musnęły ją. Przestał warczeć, jakby zafascynowany dotykiem. Wstrzymywała oddech, nie wiedząc co zrobi, ale on po prostu pocierał palcami. Zrelaksowała się. - Nie jestem Twoim wrogiem, Moon. Spojrzał na nią i wtedy spotkała jego wzrok. To był szok, gdy nagle ścisnął jej dłoń i przyciągnął ją bliżej. Jej tyłek szurał po betonie, gdy dyszała modląc się, by nie złamała kości, gdy jego palce zacisnęły się jeszcze bardziej. Próbowała walczyć, ale to nie był dobry pomysł. Jej ramię uderzyło w metalowe pręty jego celi. Druga ręka nagle złapała jej żebra, okręcając się wokół niej. Wpatrywała się w niego, tylko przez pręty oddzielające ich. Wąchał ją. Jego nacisk obniżył się na przód jej koszulki i miękki warkot wydobył się z niego. On mnie nie rani. Dotarło to do niej. Mógł. Łatwo. Trzymał ją blisko. Wpatrywała się w jego głębokie brązowe oczy, podczas gdy zaprzestał dalszego poszukiwania jej piersi. - Moon? Warknął cicho, a wyraz jego twarzy ukazywał konsternację. Zastanawiała się, nad czym tak ciężko myślał, ale nagle puścił ją rozpraszając jej myśli. Zassała powietrze, gdy chwycił jej piersi i zaczął pieścić je. Był łagodny, gdy się nimi bawił. Spojrzał na nią, utrzymując jej wzrok. - Joy. Przez szorstki sposób w jaki powiedział jej imię sprawił, że chciała płakać. Jej ręka drżała, gdy sięgnęła za pręty dotykając jego twarzy. Nie odsunął się, ale pozwolił jej delikatnie pieścić jego szczękę. – Tak. Pamiętasz mnie? Beta:doktorek22 47
Nagle ją puścił i ponownie odciągnął, dopóki już nie dotykali się. Ona nie drgnęła, po prostu pozostała tam i opierała się ramionami o pręty w miejscu, gdzie ją dotykał. Wstał i warknął, wpatrując się w środek pokoju. Odwróciła głowę i marzyła, żeby Harley nie przebywał tak blisko. Miał pozostać ukryty w cieniu zamiast ujawniać się. Znowu był cały widoczny. - Odsuń się od niego, szalona głowo. - Odejdź. – Nakazała. Moon warknął, jakby zgadzając się z nią. Harley zmarszczył brwi. – Do cholery odsuń się od niego. - Myślę, ze on mnie pamięta. Powiedział moje imię. Nie słyszałeś go? Harley podszedł do niej, gdy palce zacisnęły się na jej gardle, odcinając jej dostęp powietrza. Moon trzymał ja. Zabolały ją uszy, gdy ryk wydarł się obok jej głowy. Harley zamarł. - Idź. – Warknął Moon. - Kurwa, puść ją człowieku. – Harley również warknął. - Idź. – Moon ponownie zażądał, wkładając w to więcej mocy. Duzy mężczyzna z NG w kurtce motocyklowej cofnął się kilka metrów. – Pozwól jej odejść. Moon sięgnął w dół i chwycił ją za ramię, równocześnie mocno trzymając jej gardło. – Zabiję. Idź. – Zmusił ją do podniesienia się i przycisnął mocno do prętów. Stała się zakładnikiem. To było proste. Moon chciał, żeby inny mężczyzna odszedł, a ona była jego dźwignią. Mógł łatwo zmiażdżyć jej krtań. Musiała błagać go, ale miała lekka swobodę, by mogła oddychać. - Cholera. – Harley cofnął się. – Nie zrań jej. Drzwi windy otworzyły się i Rusty z niej wyszedł niosąc tace z dwoma talerzami. Nagle się zatrzymała. – O cholera. Harley zerknął na nią, nie odwracając się od swojego najlepszego przyjaciela.Wyjdziemy. Nie skrzywdź jej. Beta:doktorek22 48
-Jak to możliwe, ze człowiek stoi tak blisko niego? – Rusty wycofała się kilka kroków. - Pozwoliła mu. Ktokolwiek poprosił ją, żeby tu przyjechała pomylił się. To może skończyć się śmiercią dla jednego z nas. – Harley ominął kobietę z NG. – Wychodzimy, Moon. Obserwuj nas. Nie skrzywdź tej kobiety. Oboje weszli do windy i drzwi zamknęły się. Rozluźnił palce na jej gardle i ramieniu. Odepchnęła się swoim tyłkiem od prętów i całkowicie złamała jego uścisk, gdy rzuciła się na podłogę. Uderzyła w nią rękoma i kolanami. Nabrała powietrza odciągając się od Moona. - Chodź. – Głęboki głos wychrypiał za nią. Moon chciał, żeby z powrotem podeszła do jego klatki. Dotknęła swojej głowy, masując bolące miejsce na szyi – na pewno miała czerwone ślady na szyi, jeśli nie siniaki. Gatunek był zbyt silny. Ryzykowała swoje życie będąc tak blisko niego i on prawie ją zabił. Nie popełni tego samego błędu. - Chodź! - Warknął. Joy odwróciła głowę w jego kierunku, ale nie mogła patrzeć bezpośrednio na niego. – Nie. Łzy oślepiły ją, gdy odwróciła wzrok. On mógł ją znać, ale była pewna, ze ona nie znała go w tej chwili. Facet, w którym się zakochała nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Miała szczęście, że żyje.
Beta:doktorek22 49
Rozdział 3 - Co Ty robisz? - Tiger jest wściekły i nawet nie próbuje tego ukryć. - Pokazuję Moonowi że może mi zaufać. Joy była zmęczona, po spędzeniu reszty nocy w domu który jej przydzielili. Została tam zawieziona po tym co się stało z Moonem poprzedniej nocy. Potrzebowała trochę czasu z dala od Moona , aby przemyśleć pewne sprawy. Jej goście przybyli po śniadaniu. - Ona nie ma prawa przebywać tak blisko Moona. – Harley był ubrany w heavy-metalowy t-shirt i w jasne, poprzecierane dżinsy. Znowu miał na sobie te same buty, więc muszą coś dla niego znaczyć. - Moon najwyraźniej nie chce jej śmierci, ale następnym razem może zmusić nas do otwarcia celi w zamian za uratowanie jej życia. To jest tylko zbieg okoliczności, że Moon woli pozostać z nią. Nie ma na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. - Racja.- Justice North ponuro obserwował Joy. – Nie powinnaś tak blisko niego podchodzić. - Ale on przemówił do mnie! Justice zmarszczył brwi. – Naprawdę? Nikt mi nic nie powiedział. - To było tylko kilka słów. – Tiger poinformował Justica. – On jest wciąż niebezpieczny i nie jest sobą. Nic nie powiedział do nas, kiedy byliśmy obok niego monitorując go. Justice popatrzył na Harleya. – Dlaczego nie próbował powiedzieć do nas abyśmy przestali? Nie miał żadnego problemu aby z nami walczyć podczas gdy go uspokajaliśmy. - Próbowałeś to robić? Joy chciała wiedzieć jak najwięcej. – Czy z nim wszystko dobrze? - Jest wściekły. – Tiger wzruszył ramionami. – Dobra wiadomość jest taka, że nikt nie został zraniony. Joy poczuła natychmiastową ulgę. – To dobrze. - Ona nie ma prawa aby przebywać tak blisko niego. – Harley powtórzył. – Nie znasz ich historii.
Beta:doktorek22 50
Joy nie była zaskoczona faktem, że Harley chce opowiedzieć pozostałym osobom o jej przeszłości z Moonem. Harley ostrzegał ją, że zrobi wszystko aby odsunąć ją od Moona. Harley jak widać dotrzymywał słowa. - Jesteśmy świadomi ich powiązań z przeszłości. – Justice pominął ten argument Harleya machnięciem ręki, ale uważnie obserwował Joy. – Jestem bardziej zmartwiony tym, że ryzykowałaś swoje życie bez uprzedniej konsultacji zbliżenia się do Moona z nami. - Byłam pewna, że robię dobrze. Nie mogłabym zbliżyć się do Moona, kiedy bym zawsze musiała się pytać Was o zgodę. - Pozwoliła Moonowi bawić się jej piersiami, po tym jak świeciła mu nimi przed oczami Harley powiedział. Joy skuliła się na ostry ton Harleya. – Próbujesz przedstawić to w bardzo wulgarny sposób, jakbym go zwodziła, a wiesz, że to nieprawda. – Joy nie spodobał się sposób, w jaki oczy Justica rozszerzyły się na tą wiadomość. – To nie jest to o czym myślisz. Moon jest zainteresowany seksem i jest to jedyne rozwiązanie jakie znalazłam, aby zmusić go do współpracy ze mną. - On nie chce z Tobą rozmawiać - Harley warczy. – On chce Cię pieprzyć. - Harley! – Justice warczy. – Wystarczy! - Wiesz co zrobiła Moonowi i nadal jej bronisz? - Moon ją szanuje. Harley prycha. – Czy wiesz co miało miejsce między nią a Moonem w czwórce, Justice? - Była jego terapeutką po tym, jak został uwolniony z Mercile i bardzo dużo o niej mówił. - On jej zaufał i chciał się z nią pieprzyc, ale olała go. Zraniła go. Mężczyźni w pokoju nagle zaczęli zwracać na nią uwagę. Joy opatuliła się, starając się wyglądać na jak najmniejszą. Uniosła brodę wystarczająco by spojrzeć na Harleya. - Nie zraniłam go. - Bzdura. Wybrałaś pracę zamiast niego. Myślisz, że on był zbyt głupi by wiedzieć? Dowiedzieć się, jak mało dla Ciebie znaczył, po tym co przeżył? Czuł coś do Ciebie, ale spakowałaś swoje gówno i uciekłaś. Nie byłaś tam i nie widziałaś, jak dotknięty się czuł. Nienawidził innej terapeutki, na którą został skazany. Była suką, która była zimna, jakby był zwierzęciem, które musiała nauczyć by przestał czuć świeże mięso. - To nie było tak. Beta:doktorek22 51
Joy skrzywiła się, domyślając się, ze mówi o Geraldine jej poprzednim przełożonym. Kobieta nie miała zdrowego rozsądku. Oni nigdy nie widzieli jej, oko w oko, jak pomagała ocalonym, ale z grymasem na twarzy. To na pewno nie była ona, ponieważ nie była skuteczna. Harley robi groźny krok do przodu – zaciskając pięści po bokach – ale zatrzymuje się. – Tak dokładnie było. Powiedział, że chce Ciebie i Ty mu powiedziałaś, że ma szanse. Obiecałaś mu swoje ciało na waszych sesjach, a potem uciekłaś, gdy nadszedł czas zapłaty. Zakłopotanie szybko przekształciło się w gniew. – Ja mu niczego nie obiecywałam. Mówiłam mu, że nie mogę z nim uprawiać seksu. Byłam jego terapeutką. - Etyka. Tak. Wspominał o tym. – Warknął Harley. – Pozwoliłaś mu pieścić swoje piersi podczas sesji, czy to też wymówka? Dręczyłaś jego fiuta na sesjach, aby z nim rozmawiać i niech mnie diabli jeśli pozwolę na to, byś zrobiła mu to dwa razy, zostawiając go na lodzie. - Nie! – Wstała na nogi, patrząc w górę na niego. Jej dłoń swędziała od chęci przyłożenia mu. – Trzymałam ściśle zawodowe stosunki, gdy był moim klientem. Nigdy nie dotknął moich piersi lub innej części ciała, oprócz ręki kilka razy, gdy chciał mnie zastraszyć. Wyraziłam się jasno, że nie możemy utrzymywać stosunków seksualnych z nim, gdy go prowadziłam. Ja, nie! Harley błysnął kłami – Masz serce z kamienia i nie przejmujesz się nim. - Nie masz pojęcia o czym Ty mówisz, Harley. Mylisz się. Dlatego rzuciłam robotę. Wiedziałam, ze to będzie kwestia czasu, zanim złamie mnie, ponieważ czułam do niego zbyt wiele. - Przyznaj, ze praca była dla Ciebie ważniejsza, niż on. Inaczej byś została z nim. Wpatrywała się w niego, ignorując wszystkich innych w pokoju, ponieważ jedyny mówił. – Jak mogłam z nim zostać? Wiesz co by się stało, jakbym przespała się z nim? - Byłby szczęśliwy. - Zostałabym zwolniona przez uprawianie seksu z nim i…. coś wiele gorszego. - Twoja praca była ważniejsza! – Harley obnażył kły z obrzydzeniem. Odwrócił głowę, by spojrzeć na Justice. – Musi zostać odeskortowana z Homeland i z dala od Moona. Nie możemy ufać jej, żeby nie zranić go ponownie. Jego dobre samopoczucie nie jest dla niej ważne i nigdy nie będzie! - Pierdol się, Harley! – Warknęła, zanim mogła się powstrzymać. – Zrobię wszystko dla Moona. Spojrzał na nią. – Zostawiłaś go, gdy Cie najbardziej potrzebował. Beta:doktorek22 52
Joy pokręciła głowa. – Jak naiwny jesteś? Czy Ty mnie słyszałeś, gdy powiedziałam, że zostałabym zwolniona, gdybym przespała się z nim? Czy ty myślisz, ze oni pozwolili mi być przy nim? To była sklasyfikowana lokalizacja! – Próbowała opanować swoje emocje. To było trudne. – Były kamery i strażnicy chodzący po ośrodku. Szybko zorientowali by się, gdybym z własnej woli pozwoliła na relacje z nim. Zostałabym zmuszona do opuszczenia ośrodka i prawdopodobnie wsadziliby mnie do więzienia, a oczekując na proces, kazaliby mi płacić informując, ze zostanę zamknięta na tak długo, jakby wymagała druga strona. Harley zmarszczył brwi. - Straciłabym wszystko dla jeden nocy z Moonem. – Usiadła ciężko na krześle, opatulając się ponownie i patrzyła na kolana. – Nie myśl, ze mnie nie kusiło. Dbałam o Moona. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Przełknęła, gdy emocje dławiły jej gardło. – Ale też wiedziałam, ze to będzie bardziej boleć, jeśli prześpię się z Moonem. Zawsze był najważniejszy. - Jak miałabyś go bardziej zranić? – To był Justice, który przemówił. Spotkała jego spojrzenie. Nie wyglądał na złego. –Moon naprawdę ciężko dostosowywał się do życia poza Mercile. Był antyspołeczny i walczył ze strażnikami. Wyobraź sobie, jak gorzej by się czuł, gdyby musiał oglądać mnie wyprowadzaną z budynku w kajdankach. Mógłby nawet przyjść mi z pomocą, myśląc ze mnie chroni. Gdyby to zrobił znienawidziłby bardziej strażników, a nawet by musieli zastrzelić go, gdyby kogoś skrzywdził. Strażnicy mieli rozkaz nie ranić NG , chyba że w sytuacji życia lub śmierci, gdyby jeden wyszedłby spod kontroli, ale nawet na to mieli broń na ekstremalne zagrożenie. Nie byłam skłonna ryzykować jego życia lub decydować czy jest zdolny do radzenia sobie na wolności. Czy wiesz, co robili z NG, którzy nie mogli się zaaklimatyzować? Justice wzdycha- Wiem. Przetrzymują ich głównie na dużej dawce środków uspakajających i odizolowanych od wszystkich. Wielu naszych mieszkańców Dzikiej Strefy zostało tam przeniesionych po Waszym leczeniu. - Dokładnie! – Przenosi wzrok na Harleya. Nie wydawał się zły, jak wcześniej. – Dlatego wtedy odeszłam. Wiedziałam, ze to tylko kwestia czasu, gdy uwiedzie mnie lub zabije kogoś i wyląduje w szpitalu, gdzie byłby tam głównie po wpływem leków. Myślałam tylko o jeden rzeczy, o Moonie. Zrobiłam wszystko, by upewnić się, ze będzie miał wszystko co najlepsze. Wiedziałam, ze będzie po tym wszystkim zły. Ale był bezpieczny. Harley podszedł bliżej, zatrzymując się zaczął przyglądać się jej. – Cholera. – Odwrócił się, wzdychając. – Wierzę jej. - Joy?
Beta:doktorek22 53
Nienawidziła sposobu, w jaki jej żołądek skręcał się, gdy obserwowała Justice Northa. – Tak? – Mógł jej kazać odejść. To byłoby najgorsze. Milczał, a w jej żołądku śniadanie się przewracało. Załamałaby się, gdyby kazano jej odejść. Nie miała żadnych praw, by walczyć o Moona. Musiałaby się zastanawiać, czy polepszyło mu się, czy pogorszyło. Nie będzie mogła wtedy nic zrobić. – Proszę, pozwól mi postarać się mu pomóc. Zamrugał, nic nie mówiąc. - Chcesz, żebym błagała? – Jej duma by ucierpiała, ale robiła to dla Moona.- Zrobię to. Porozmawiam też z nim. On uspakaja się przy mnie. Pozwól mi pomóc mu. – Justice spojrzał na mężczyzn w pokoju. - Zostawcie nas samych na kilka minut. - Nie. – Harley stawia się. – Pozwól jej pomóc. Lider NG prostuje się. Nie wygląda na złego, ale zaskoczonego. – Rozkazujesz mi? - Moon czuł coś silnego do niej. – Harley nie cofa się. – On jest dla mnie, jak brat. Wszyscy się martwimy, ale ja znam go najlepiej. – Przerywa, patrząc na Joy i na Justice. – Będziemy musieli trzymać go na mocnych środkach uspakajających, jeśli nie wróci do nas. Będzie zabójczy w swoim gniewie, chyba że damy go do Dzikiego Rezerwatu. Cholera, jestem pewien, że zgadzamy się, że każdy facet wolałby być bliski śpiączki, niż móc zranić kogoś. Udało się jej porozmawiać z nim i puścił ją, gdy byli sami. Nie chciał jej zabić. Tiger przeklął. – Co jeśli zrobi z niej zakładnika, byśmy go puścili? Harley warknął cicho. – Będziemy musieli wyjść i zostawić ją z nim. – Kładzie wzrok na Joy. – Jesteś gotowa zgodzić się na to? Oznacza to, że będziesz działała na własną rękę, nawet jeśli zaryzykuje Twoim życiem, byś wypuściła go z klatki. Nie możemy pozwolić, by się uwolnił. Będziemy go śledzić, ale on może kogoś wcześniej zabić. To zbyt ryzykowne. Skutki będą jasne. Nie będą walczyli o jej życie, jeśli sytuacja zrobi się patowa. - Nie mogę na to się zgodzić. – Justice warczy. – Nikt z Gatunku. Joy przełknęła mdłości, gdy patrzyła na Justice. – Nie jestem z Gatunku i zrobię to. Jestem skłonna umieścić swoje życie na drodze Moona. Chcę to zrobić. - Moon może Cię zabić. – Jego twarz twardnieje, ukrywając wszystkie emocje. - Rozumiem. - Mógłby molestować Cię lub gorzej, jeśli dostanie Cię ponownie w ręce. – zaciska szczękę. – Tylko dlatego, że kraty są między Wami, nie oznacza to, że nie może wielu rzeczy zrobić. Beta:doktorek22 54
- To także rozumiem. Nawet za kratami jest niebezpieczny. – Pamięta bardzo dobrze ręce Moona ściskające jej piersi, ale także to, gdy chwycił ją za gardło. – Szanuję Twoich ludzi, Justice. Powiedzieli mi, w jaki sposób udało się niektórym zabić pracowników Mercile. – Miała koszmary senne, ale nie były one wywołane współczuciem do tych, co zostali zabici. To co zrobili, umocniło tylko to, co NG musiał zrobić, aby przetrwać. – Niektórzy z nich próbowali mnie przerazić opowiadając mi bardzo szczegółowo niektóre sposoby. Mówiłam im, że byli zmuszeni zrobić to, by przetrwać. - Co mówiłaś im, gdy opowiadali Ci wspólne historie? – Justice przechylił głowę, zaciekawiony. - Mówiłam im, że powinni zostawić to za sobą. To nie była ich wina. Każdy, kto robi wszystko w ekstremalnych warunkach musi być dumny, że wyszedł z tego piekła.- Przerwała. – Zapisywałam wszystko, to o czym opowiadali wewnątrz ich cel i te dupki z Mercile zasłużyli by umrzeć po tych torturach na Gatunku. Szkoda, że więcej nie zginęło. - Powinnaś powiedzieć to tym drugim. Uśmiechnęła się, ale nie czuła się rozbawiona. – Zrobiłam. Z daleka. Uśmiech błąkał się w kąciku jego ust. Odchylił głowę do tyłu zdychając. – Jak zareagowali na to? - Tak samo, jak Ty przed chwilą. Nie chciałam wprawiać ich w poczucie winy przez zabicie kogoś. Tiger zachichotał.- Dlaczego nie mogłaś być moją terapeutką? – Spojrzał na Justice. – Trzymali mnie mówiąc, że to źle zabijać pod każdym pozorem. Była głupia. - Pozwól terapeutce robić to. – Harley wyszeptał. – Dla Moona. Uśmiech Justice blaknie, zamyka oczy i bierze kilka głębokich oddechów. - Ty ryzykujesz życie dla każdego z nas, Justice. My chcemy zaryzykować życie dla kogoś z Gatunku. Zapominasz, że ona jest ludzką kobietą. Jest dorosła i zna konsekwencje. – Harley krzyżuje rękę i splata je na klacie. – Jest świadoma do czego NG jest zdolny. - Jestem. – Zgadza się, zerkając między przywódcą, a Harleyem, wciąż nieco oszołomionym, że stoi po jego stronie. Justice otwiera oczy i gniew płonie w jego oczach. – Dobrze. – Pochyla się do przodu, patrząc na nią.- Prawdopodobnie zostaniesz zabita lub będziesz tego pragnęła, gdy coś pójdzie nie tak. Jesteś pewna, że jesteś gotowa podjąć takie ryzyko? Beta:doktorek22 55
- Tak. – Mówi bez wahania, chociaż w głębi duszy drży ze strachu. -Kochasz go? Kiwa głową. – Tak. – Mówi w tym samym czasie, gdy pyta się ją, czy kocha Moona.
Patrzy na nią przez długie minuty, być może testując jej szczerość. – Okay. Szanuję to. Zrobiłbym wszystko dla Jessie.5 – Podchodzi do drzwi. – Musisz upewnić się, że wszystko jest załatwione, jeśli coś pójdzie źle. Lepiej spisz ostatnią wolę, zanim ponownie się z nim zobaczysz. Musisz podpisać zwolnienie z odpowiedzialności, chociaż wątpię, że będzie ważne, jeśli coś się stanie. To wszystko co musimy zrobić, aby uniknąć sprawy sądowej z Twoją rodziną, jeśli nie powiedzie Ci się. – Odwrócił się, wciąż zły. – Rzeczywistość jest trudna. To pewne. Też powinna wstać, ale w tej chwili nie ufała swoim nogom. To będzie waży wyczyn, jeśli ugną się pod nią. – Masz prawnika, który zajmie się całą papierologią? Ja mam. Chcę wrócić do niego. Mruga - Jakie są zasady? Znów mruga. - Co masz na myśli? - Jak daleko mogę pozwolić mu zajść, by nie przekroczył linii? Dotąd nic na razie nie powiedział oprócz tego, ze mnie chce. - Cholera. – Tiger szepcze. – Jak daleko chcesz z nim posunąć się? - Zrobię wszystko, by ocalić Moona. – Zastanawia się. – Nawet, jeśli oznacza to, że będziemy razem w celi, a nie z kratami oddzielającymi nas. - Sukinsyn. – Syczy Justice. – Nie wiemy, co Moon może Ci zrobić. - Założę się, że mnie zabije i nie będę pierwsza na liście. Odwraca się i napina swoje ramiona. – Lepiej miej rację. Lubię spać spokojnie w nocy i wątpię, że będę dobrze spał, jeśli zostaniesz okaleczona lub zabita. Nie wiem czy powinienem Ci podziękować czy wywalić z naszej Ziemi, by Cię ocalić. – Zatrzymuje się w drzwiach. – Porozmawiaj z nią, Tiger. Wyjaśnij jej jak wygląda seks z NG. To jej wybór w końcu. – Wychodzi i trzaska drzwiami.
5
Jak każdy zapewne wie, ta dwójka spotkała się w 3 tomie
Beta:doktorek22 56
Tiger spogląda w jej oczy i otwiera usta. - Nie. – Joy opatula się w pasie i ukrywa swoje rozchwiane emocje.- Mogę zgadnąć, o co w tym wszystkim chodzi. To nie zmienia niczego. Nadal chciałabym zaryzykować. Jego usta zamykają się mocno i patrzy na swoje stopy. – Prawo może Cię zwolnić w ciągu godziny. – Przerywa. – Mogłabyś skontaktować się z rodziną. Nie mów im, gdzie jesteś i co tutaj robisz. Po prostu zadzwoń… do nich. – Przerwał przy drzwiach, patrząc na nią. - Jesteś pewna, że jesteś gotowa to zrobić? Nasze kobiety teraz się go boją. Chciał przerazić ją sugerując, żeby zadzwoniła do tych, których kocha by się pożegnać. Działało, ale nie chciała teraz się wycofać. Ponad dwa lata żyła żałując swojej decyzji. Nie ma mowy, ze ponownie odejdzie od Moona. To mógł być on, ale tylko strzał oddzielał go od przeszłości. - Jestem pewna. - Jesteś dzielna. – Odchodzi cicho zamykając drzwi. - Zaskakujesz mnie. – Głęboki głos oznajmia z krztyną szacunku. Joy prawie zapomniała o Harley’u. Stanął przed nią. Wzruszyła ramionami. – Byłeś zły na mnie. Ja troszczę się o Moona. Zawsze to robiłam i nadal tak jest. - Na to wygląda. – Pochyla się do jej poziomu. – Posłuchaj mnie. Nadchodzi, myśli przygotowując się do wysłuchania większej ilości gróźb co do niej, jeśli zrani Moona. To była naturalna reakcja na uczucie bezradności- gdy ktoś, kogo się kocha jest w niebezpieczeństwie. Potrzebowali sposobu, aby utrzymać kontrolę. - Nie walcz z nim, jeśli dorwie Cię w swoje dłonie. To go bardziej rozwścieczy. W dalszym ciągu. – Przerywa. – Jeśli ugryzie Cię nie uciekaj. Nie krzycz. Nie walcz. Czy to jasne? Jest teraz bardziej zwierzęciem, niż człowiekiem. Pokaż mu całkowitą uległość, jeśli chcesz mieć szanse na przeżycie. Kiwnęła głową, nie ufając teraz swojemu głosowi. Jego ostrzeżenie umieściło żywy obraz w jej głowie. Część niej krzyczy zastanawiając się, czy Moon będzie szorstki, jeśli nie zaoferuje mu swojego ciała. Był naprawdę wielkim, silnym facetem. - Dobrze. – Harley obserwował jej twarz. – Mówił mi o Tobie. Powiedział Ci, że był odważny i obronił jedną z naszych kobiet. Nie wierzyłem, aż do teraz. Nie mógł zrozumieć dlaczego zwiałaś. Daje Ci szanse, wiec nie schrzań tego. On jest dla mnie najbliższą osobą, a straciłem ich już wystarczająco dużo. – Jego wzrok obniżył się na jej ciało, po czym szarpnął się Beta:doktorek22 57
do tyłu. – Lepiej nie rozdmuchuj dymu wokół mojego tyłka i nie traktuj, jak kurczaka. Postawiałam się, Justice i Tiger by dali mi szanse. Nie pomogę mu, jeśli będę zdesperowana. - Ja też. – Szczere słowa. – I nie opuszczę go tym razem. Fala zrozumienia przepływa między nami. Harley nagle sięga do tylnej kieszeni i wyciąga komórkę. Zastanawia się, czy ma zamiar dać jej z niego skorzystać. Zamiast tego spogląda w dół i dotyka panelu. - Chc, żebyś cos zobaczyła. - Ok. Odwrócił telefon w jej stronę i włączył wideo. Wzięła telefon do ręki, patrząc na uśmiechniętego Moona, na małym ekranie. Był na zewnątrz w koszulce i szortach. Humor rozświetlał jego twarz. - Co robisz? – Jego głos był ochrypły, tak jak pamiętała. - Tworzę wspomnienia. – Harley chichota. – Filmy są popularne. Moon śmieje się. – Jestem pewien, ze nie będę uprawiał z Tobą seksu. Nie jesteś w moim typie. Myślałem, że tylko takie filmy oglądałeś. - Ha,ha – Harley prycha. – Myślę, że mówisz sam o sobie, a nie o mnie. - Jesteśmy przyjaciółmi, ponieważ mamy wiele wspólnego. – Moon patrzy gdzieś w bok i wraca spojrzeniem do aparatu. – Dlaczego nie filmujesz ich? – Wskazuje kciukiem ponad swoim ramieniem. – Są bardziej interesujący, niż ja. Harley przesuwa kamerę, aby nagrać kobiety z Gatunku, grające w siatkówkę. Po kilku sekundach wraca do Moona – Chciałem nakręcić Ciebie. – Wyjeżdżasz do Rezerwatu i będę za Tobą tęsknić. Będę to oglądać, kiedy będę mógł. Moon uśmiecha się. – To tylko miesiąc. Nawet nie zauważysz, że mnie nie było. – Ponownie odwrócił się w kierunku kobiet.- Możesz zabawić się z nimi, wyglądasz na smutnego, więc musisz się rozerwać. To brzmi, jakbym robił Ci przysługę. – Opiera ręce o biodra. – To zyska sympatie. Powiedz im, że tęsknisz, bo wyjeżdżam i weź je ze sobą. - Nie będę sam. – Harley brzmi na lekko przygnębionego. – Naprawdę zaczynam już za Tobę tęsknić. Nagle ponury i mroczny wzrok Moona wpatruje się w aparat. – Wrócę przed Tobą i wtedy się zabawimy. Ja też będę za Tobą tęsknić. Ja nigdy nie myślałem, ze kiedykolwiek ponownie będę blisko kogoś. Beta:doktorek22 58
Nagle uśmiecha się. – Teraz to wyłącz i chodźmy pograć w piłkę. Zagramy dwóch do pięciu i pokażemy im, jak to się robi. Harley chichocze i wyłącza film. Joy mruga, odganiając łzy i podnosi wzrok na człowieka trzymającego swój telefon w dłoni. - Chcę by mój przyjaciel wrócił z powrotem. – Szczerość błyszczy w jego oczach. – Nagralismy to kilka tygodni temu. To Moon, którego znam. – Wspomina, chowając telefon do tylnej kieszeni. Oberwuję go i widzę łzy błyszczące w jego oczach. – Potrzebuję go z powrotem. - Zrobię co mogę. – Mówi Joy.
***** Moon warknął, wściekłość buchała z jego ciała. Nie mógł myśleć, ani nic nie miało dla niego sensu. Ból, złość i chęć wybuchnięcia gniewem – było wszystkim, co znał. Odrzucił głowę i zawył. Chciał coś. Nie. Kogoś. Kobietę. Pamięć wynurzała się, ale mocno była schowana pod warstwą mgiełki. Ona jest prawdziwa, prawda? Nie był pewien. Chodził po celi, warczał na kraty, które go ograniczały. Chciał je wyrwać. Jego pierś uderzyła w pręty, ale ani drgnęły. Wytarł usta i poczuł zapach, który go zmroził. Powąchał, przysunął palce do nosa i mocno się zaciągnął. Był znajomy, żeński. Zamknął oczy i widok ciemnowłosej ludzkiej kobiety siedzącej za biurkiem, wyostrzył się. Uśmiechała się do niego. Miała jedwabistą masę loków upiętą w kok na karku, ale on już patrzał w dół. Duże niebieskie oczy z żółtymi drobinkami fascynowały go. Były rzadkie, jak na człowieka, ale nie był pewien czy wiedziała o tym. Słaby dźwięk kobiecego głosu uspakajał go, jakby miał działanie uspakajające. To były wspomnienia. Trzymał się ich, starając się nie spuszczać jej z oka. Delikatne, różowo blade ręce pokazują jej dłonie, jakby były żywe. - 466, nie. Przez Ciebie brzuch zaczyna mnie boleć. – Miała śpiewny głos. Słodki. Miękki. Seksowny. Jego kutas od razu stwardniał, jakby koncentrował się na niej, sprawiając, że jego seksualny głód mieszał się. Jej ręce opadają płasko na biurko i pochyla się, bezpośrednio uśmiechając się do niego. – Ty sprawiasz, że widzę, jak łatwowierna jestem. – Chciał pocałować te usta. Chciał rzucić się na nią, złapać i przyszpilić do płaskiej powierzchni. Jej ubrania były cienkie, łatwe do rozerwania. – Oboje wzajemnie mówimy sobie prawdę, pamiętasz? Beta:doktorek22 59
- Może. – Emocje nadeszły wraz z pamięcią. Zabawa. Bawił się z nią. – Prawda jest taka, że ja rzeczywiście ostatniej nocy leżałem w łóżku myśląc o Tobie. Jej rysy stwardniały, skrywając emocje. – Nie. Przeniósł się za jej biurko i przykucnął tak blisko, że mógł poczuć jej podniecenie. Jego palce swędziały, by uwolnić jej włosy i zobaczyć, jak długie były. - Myślisz o mnie? Dotykasz się sama? – Miał nadzieję, że powie tak. Chciałby jej dotknąć chociaż raz. - Wróć na miejsce. Zamknęła się przed nim, a on tego nie lubił. Chwycił jej krzesło, a ona w akcie desperacji chwyciła za brzeg biurka. Jej siła nie mogła równać się z jego. Widok jej nóg w krótkiej spódniczce nie był czymś, czego oczekiwał. Były gładkie, zgrabne i piękne. Dyszała, jej oczy rozszerzyły się a oddech przyśpieszył. - Wolałbym zadziałać z Tobą. – Sięgnął dłonią w jedną stronę krzesła delikatnie głaszcząc jej kolano. Takie miękkie. Odetchnął i wiedział, że jego zmysły go nie oszukiwały. Mocno go pragnęła, ale nie chciała się przyznać. – Rozłóż uda. Wpuść mnie. – Oblizał usta. Mógł zjeść ją całą. Chciał. Potrzebował. - Wiesz, że nie możemy tego zrobić. – Panika błysnęła w jej oczach. – Proszę nie rób tego. Pociągnął nosem – zero strachu. Nie, też go chciała. Dlaczego nie chciała się poddać? On uczyniłby to takim dobrym dla niej, dla ich obu. Musnęła jego dłoń, złączyła kolana razem i położyła palec na guziku przy biurku. - Nie zmuszaj mnie, bym wcisnęła alarm. Proszę, 466. – To było desperackie błaganie, które zatrzymało go. Wyprostował się i zrobił krok wstecz. Odrzucony. Ponownie. Bolało. Zraniło go. Jego kutas bolał z konieczności wzięcia jej. Jego ciało odpowiedziało na emocje i uczucia, które pojawiły się we wspomnieniach. Przeszyła go udręka i jego wzrok powrócił. Zawył, rzucając się po klatce. Wściekłość rosła. Musiał wyjść. Uciec. Potrzebował… czegoś. Nie… kogoś. Próbował przypomnieć sobie kogoś, ale nie mógł. Warczenie wypłynęło z jego gardła.
Beta:doktorek22 60
Rozdział 4 Joy obserwowała Moona, gdy ten chodził po celi. Był roztargniony, warczał i rzucał się. Cichy skorodyt przeciął ciszę w pokoju, od kiedy wyszła z windy. Natychmiast skupiła swój wzrok na jego złym spojrzeniu, odwrócił się do niej i kompletnie ją zignorował. Przełknęła, ściągnęła buty i zbliżyła się. - Moon? On nawet nie spojrzał w jej stronę. Zastanawiała się, co się wydarzyło, gdy wyszła. On pamiętał, ze chwycił ją za gardło? Groził jej zabiciem? Może myśli, że przyszła się w jakikolwiek sposób zemścić. Pracownicy Mercille tak robili. Podejście zbyt blisko niego byłoby samobójstwem, wiec podeszła do krzesła Rusty i usiadła. Skrzyżowała ramiona na piersi, gdy go obserwowała, mając nadzieje, że się uspokoi lub zmęczy. Strażnik na górze powiedział jej, że Moon jadł godzinę wcześniej. Nowy łańcuch był przymocowany do jego rąk i nóg i przeciągnięty po podłodze. To musiało zmienić jego stan umysłu. Postawi swoją karierę na to. - Rozumiesz mnie? Nawet nie odwrócił się plecami i ruszył do przodu. Jednym ramieniem wystrzelił przez pręty, łańcuch naprężył się i zatrzymał. Na ten dźwięk Joy skrzywiła się. - Musieli to robić. Rozumiesz mnie. Wszyscy starają się Ci bardzo pomóc. Moon zignorował ją, ale znowu warknął i zatrzymał się, potrząsając łańcuchami u nóg, aby się ich pozbyć. Jej spojrzenie zatrzymało się na ogranicznikach. Okazało się, że Gatunek założył skórzane ograniczniki wokół nadgarstek i kostek, po czym zamieścili metalowe kajdany między nimi aby ochronić skórę. Ponownie zaczął chodzić, ciągając kajdany i wydał udręczony warkot. Dźwięk ten był smutny, jak i przerażający. Było w nim tyle wściekłości. Joy nie winiła go. Był zamknięty w celi, w słabo oświetlonej piwnicy. Przeklinała, gdy światło bardziej rozświetliło pomieszczenie, ale Oficer wzruszył ramionami. - Będzie jeszcze gorszy, jeśli światło będzie ostrzejsze. Wydaje się, ze mrok jest dla nas lepszy. Ten drapieżnik w nas. Beta:doktorek22 61
Joy nie mogła spierać się z taką logiką i odpuściła. Moon odpuścił swoje człowieczeństwo po tym ataku. Zwierze w nim wolało o mrok , nawet jeśli nie mógł się uwolnić. To nie było lepszą wiadomością, od informacji od medyków. Lekarstwo nie zostało jeszcze odkryte i lekarze nie mieli pojęcia, jaka substancja uaktywniła jego dzikość. Bez względu na jego ataki, nie rozpaczali. Miała nadzieję, ze to minie i wróci do normy, ale nic się nie zmieniło. - Moon? Kontynuował marsz, ciągnąc za sobą łańcuchy i ręką odrzucił je. Łańcuchy uderzyły o pręty. To było oczywiste, że jego stan się pogarszał, ale Justice North podjął decyzje i był za to odpowiedzialny. Joy wstała, starając się zwrócić jego uwagę. Podeszła bliżej. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy głośno wąchał powietrze, ale nadal chodził w tą i z powrotem wewnątrz niewielkiej celi. Ona jednak zauważyła, ze z każdym krokiem, jego wzrok kierował się na nią. Obserwował ją, ale robił to z ukrycia. Pięć stóp od celi było wystarczająco bliskie. Musnęła swoją spódnice, pragnąc mieć na sobie spodnie. Nie oczekiwała, że zatrzyma się w Homelandzie, gdy otrzymała wezwanie od ONG. Przynieśli jej kilka ubrań, ale nie było tam spodni. Miała koszulki, kilka spodenek gimnastycznych i dwie spódnice. - Moon? Odwrócił głowę w jej kierunku, a jego górna warga podwinęła się, ukazując białe i proste zęby i ostre kły. Warknął, ale zatrzymał się. Jego ciemne oczy zwężyły się, gdy spojrzał na nią. Jeśli wzrok mógłby zabijać, to ona byłaby martwa w tym momencie. Jej palce zadrżały się lekko, gdy rozpięła guzik w bluzce. Ah-ha. Jego wzrok zatrzymał się na jej piersiach i zaczął ciężej oddychać. Rozchyliła jedwabny materiał wystarczająco by dać mu widok na jej stanik z push-upem i dekolt. To spowodowało, że pokazała mu swoją nagą talię i spódnicę na gumce. - Teraz mam Twoją uwagę. Spojrzał się w górę – w jej oczy – po czym powrócił do jej piersi. Miękki pomruk wyszedł głęboko z jego gardła, gdy podszedł bliżej prętów i chwycił mocno za nie. Beta:doktorek22 62
- Rozumiesz mnie? Kiwnij, jeśli tak, Moon. Jego palce zacisnęły się na prętach wystarczająco mocno, aż jego kostki pobielały. - Moon? Wpatrywał się w jej oczy, a ona w jego. Wskazał na miejsce przed nim. - Chcesz żebym tam podeszła? Rozmawiaj ze mną. Muszę wiedzieć, czy nie zranisz mnie. - Chodź. – Jego głos zabrzmiał na nieludzko głęboki. Gęsia skórka pojawiła się na jej skórze. Zrobiła krok bliżej i zatrzymała się. Miała nadzieję, że to będzie dla niego zachęta, by zaczął rozmawiać z nią. Nie chciała pozwolić mu położyć rąk na sobie, dopóki jego psychika nie poprawi się. - Tutaj. – Powiedział ponownie. - Jeszcze nie. Jej serce waliło. Moon zawsze onieśmielał ją swoją wielkością i siłą. Tak było, kiedy był jej pacjentem i w pełni miał kontrolę nad swoim umysłem. On tylko stał się bardziej muskularny i pokaźny. Gniew błysnął w jego oczach. – Teraz. Trzy słowa. Joy śledziła wszystkie słowa, które wypowiadał. – Wiesz, kim jestem? Zmieszanie zmiękczyło jego rysy twarzy. To reakcja, której nie do końca się spodziewała. - Jestem Joy. – Wskazała na siebie.- Joyce. Dr Yards. Poznaliśmy się kiedyś. Myśl, Moon. – Pomysł przyszedł jej do głowy. To może sprawić, że będzie gorzej, ale ona nie mogła wyobrazić sobie niczego gorszego. – 466? Muszę z Tobą porozmawiać.
Beta:doktorek22 63
Chciał, by ta kobieta przyszła do niego, ale pozostawała poza jego zasięgiem. To go rozdrażniło. Czerwona mgiełka furii wirowała w jego umyśle. Wtedy ona przemówiła i nazwała go 466. Niektóre wspomnienia rozproszyły mgiełkę w jego umyśle. Starał się skupić na tym. To było coś ważnego… Delikatne blade palce z długimi czerwonymi paznokciami pojawiły się w jego umyśle. Zastanawiał się, jakie byłoby uczucie czucia ich na plecach zwłaszcza, że to nie było prawdziwe. Ludzie nosili sztuczne paznokcie. To było dla niego ciekawe, że kobiety robiły coś takiego. Przesunął się, zmniejszył dystans i chwycił ją za nadgarstek. Był zbyt delikatny. Mógłby z łatwością zmiażdżyć kości, jeśli tylko by chciał. Jego wzrok podniósł się, gdy usłyszał miękkie, kobiece westchnienie. - Co robisz? Puść mnie. Nie było śladu strachu w jej pięknych oczach, a to zdenerwowało go. Przebiegł opuszkiem kciuka po jej paznokciu. Gładki, nie ostry. Wątpił, żeby mogła przebić nim skórę. Pochylił się do przodu i cofnęła się w stronę krzesła, ale nie mogła odejść zbyt daleko, gdy ciągle ją trzymał. - Nigdy Cię nie skrzywdzę, Joy. - Joyce. – Poprawiła go. – Znaczy się dr. Yards. Zaśmiał się. – Dlaczego to masz, Joy? Jaki w tym cel? To pytanie przestraszyło ją. – Um, dobrze wyglądają i myślę, że to przypomina mi o mojej kobiecości. Ogarnął ją wzrokiem, tyle co mógł zobaczyć z biurkiem ograniczającym mu widok. – Wszystko w tobie jest kobiece. Dlaczego miałaby sobie o tym przypominać? Nie mógł się oprzeć - przesuwał kciukiem po jej dłoni. Miękka i gładka. Chciał poczuć ją na swojej skórze. Najlepiej, gdyby ona była naga pod nim. On nawet wziąłby ją twarzą w twarz, tak jak to ludzie lubią. Nigdy nie próbował tej pozycji, ale on nigdy wcześniej nie chciał żadnego z nich. Nie próbowała wyszarpać się z jego uścisku, ale nie wydawała się być szczęśliwa. – To jest ludzka rzecz. Hmm, kobiety lubią czuć się ładne i nosić makijaż, robić sobie włosy i paznokcie. Beta:doktorek22 64
Studiował jej twarz. – Ty nie nosisz makijażu. - Noszę. Zaskoczyła go. Pociągnął nosem przysuwając się , aż był wygięty nad biurkiem – z jej twarzą bliską niemu. – Nie widzę i nie czuję. - Nie noszę dużo. – W końcu pociągnęła lekko, starając się uwolnić rękę. – Proszę zajmij miejsce. Znasz zasady. Jesteś dzisiaj ordynarny, 466. Jego humor wyszedł na powierzchnię. – Chcę Ciebie. Chcę poznać Twoje ciało. - Ciekawość zabija koty. – Szepnęła. To go rozbawiło i się zaśmiał. Lubił ją podburzać i otrzymywać odpowiedzi, których się nie spodziewał. Rozluźnił uścisk i odsunęła się. Ulga ukazała się na jej twarzy, ale potem pochylił się nad biurkiem, tak daleko, że jedynie krawędź biurka utrzymywała go przez spadnięciem. Ostrożnie chwycił jej twarz obiema rękoma , by nie zrobić jej siniaków i ona ponownie westchnęła. - Dobrze, że jestem psowaty. Zbliżył się do niej, nos do nosa, oddychając cudownym zapachem, który należał do niej. Kochał to, jak Joy pachniała. Jej usta rozchyliły się. On wiedział, ze to nie była jej intencja, ale to było jak zaproszenie, któremu nie mógł się oprzeć. Pochylił głowę i spróbował ją pocałować. Panika rozszerzyła jej oczy, a sekundę później obróciła głowę, zaskakując go na tyle, że uwolniła się. Zamiast tego musnął jej policzek. Chciał zawarczeć, ale udało mu się opanować ten impuls. Ostatnią rzeczą, jaką chciał to jej strach. - Pocałuj mnie. – Szepnął. – Nie użyję swoich zębów. Zaufaj mi, słodka. Chcę Ciebie uszczęśliwić. – Jego fiut zesztywniał tak szybko, że skrzywił się na uczucie szczypania, tam gdzie został uwięziony wewnątrz spodni. Pragnął Joy zbyt bardzo i nie mógł dłużej temu zaprzeczać. –Pozwól mi. - Nie. Ledwo usłyszał jej miękkie odrzucenie. Uśmiech pojawił się, gdy lekko wycofał się. – Wkrótce. Spójrz na mnie.
Beta:doktorek22 65
Odwróciła głowę z wahaniem – Jej głowa była tak blisko, że muskali się oddechami. Ich spojrzenia spotkały się. Potrzeba chwycenia biurka i wywalenia go, była tak silna, że zacisnął dłonie w pięści. Byłby na niej w mgnieniu oka, położyłby ją na podłodze i pieprzył. Nagle jego penis boleśnie zapulsował i poczuł, jakby on miał własny puls. Wyobraził sobie, nagą pod nim, z rękoma i nogami owiniętymi wokół niego, kiedy wbijałby się w nią, wystarczająco szybko, aby go sprawdzić jego wytrzymałość. Była słodka, miękka i gorąca. To było zbyt wiele. Wyprostował się, ominął biurko i usiadł w przysiadzie. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy przesunął jej krzesło i zbliżył aż jej kolana dotykały jego brzucha. Rozsunął jej nogi tak, by mógł dopasować się między nie. - 466! Nie! Jej głos drżał, ale w jej oczach nie było strachu. Odetchnął, wdychając kobiecy zapach podniecenia i to wystarczyło, aby poczuł się, jak szalony. Też go pragnęła, ale nie chciała tego przyznać. Frustracja wzrosła. Dlaczego nadal zaprzeczała ich wzajemnemu przyciąganiu, zwłaszcza, gdy jej ciało mówiło, że słowa kłamią? - Włączę alarm. Mówiąc to, jej oczy były jasne. Nie zrobi tego, ale powinna. Zawsze było zagrożeniem , że użyje go, by utrzymać go w ryzach. Był tym zmęczony. - Nie zrobisz tego. Będą strzelać do mnie rzutkami z środkami usypiającymi, zamkną mnie na tydzień i przypiszą innego psychologa. – Podszedł bliżej i chwycił ją rękoma w talii. Była mała i jej skóra pod materiałem była giętka i podatna na delikatne ściśnięcia, fascynowała go, taka inna od jego własnego rodzaju.- Nie lubisz jej. Jestem Twój i Ty nie oddasz mnie nikomu innemu. Otworzyła usta, po czym je zamknęła, a jej oddech stał się nieregularny. – Nie, nie lubię Geraldine. - Kłamiesz. – Powiedział. - Ona jest moją koleżanką i nigdy nie powiedziałam, że jej nie lubię. Stłumił warkot. Chciała rozmawiać, odciągając go od uprawiania seksu. To nie zadziała. – Patrzysz na nią z obrzydzeniem i złością. Nie lubisz jej i nie pozwolisz jej być blisko mnie. Beta:doktorek22 66
Jej ręce skierowały się na jego klatkę piersiową. Czuli się dobrze, ale czuli by się jeszcze lepiej, gdyby dotykali nagiej skóry. – Traktujemy swoich klientów inaczej. To wszystko. - Co to za różnica? Joy oblizała wargi, dokuczając mu swoim językiem. – Po za tym, że więcej zarabia? Stopnie. Ma ich więcej, niż ja. Szkolenia i kwalifikacje – chociaż niewiele. Obie jesteśmy lekarzami, wyszkolonymi w psychoterapii. Ona jest psychiatra, a ja psychologiem. Mam Psy. D przed swoim nazwiskiem, a ona M.D. . Tak się rozróżnia większość. - Jesteś milsza. Słyszałem to. Ty nie wciśniesz alarmu. A dadzą mnie jej. A nie chcesz tego. Jej palce zacisnęły się mocniej na jego koszuli. Nie byli wystarczająco silni, aby się wycofał. Odsunęła się. Bardzo mu się podobało czucie jej. - Nie. Wiedział to. – Pozwól mi dotknąć cię. To będzie dobre. Język ponownie przesunął się po jej wargach. – Posłuchaj mnie. – Szepnęła. – Nie możemy tego zrobić. - Chcesz mnie. Nie kłam. - Tak, chcę.- Wyznała tak cicho, że ledwo wyłapał te dwa najpiękniejsze słowa.6 Satysfakcja wypełniła go. – Dobrze. - Ale nie możemy tego zrobić. Frustracja szybko wzrosła. – Możemy. - Nie, nie możemy. – Spojrzała na drzwi po czym wróciła spojrzeniem. – Mogę o coś zapytać? Całkowita szczerość? - Tak. – On jej powie wszystko, co by tylko chciała wiedzieć. - Gdybym powiedziała tak, po tym, jakbyś dostał to czego chcesz przestałbyś tu przychodzić? To ciekawość, czy chcesz czegoś więcej? Nie musiał się zastanawiać. – Więcej. Raz nie byłby wystarczający. 6
No to musiała bardzo cichutko mówić
Beta:doktorek22 67
- Tak myślałam. – Podniosła podbródek i światło zalało jej oczy. – Weź ręce, albo włączę alarm. Nie chcę tego, ale zrobię to. Mógł zobaczyć
prawdę w jej oczach, warknął i odsunął się. Łatwo mógłby ją
zatrzymać zanim wcisnęłaby alarm. Jego refleks był lepszy niż jej. Nigdy nie sięgnęłaby przycisku, gdyby zrzucił ją z krzesła, wziął ją na podłogę i przyszpilił do niej. Jak kuszące to mogło być, nie zrobi tego. Straciłby ją wtedy na zawsze, gdyby złamałby zaufanie, jakie miała do niego przebywając z nim w pokoju sam na sam. - To się nie może zdarzyć. – Szepnęła. – Chciałabym tego, ale nie może. - Dlaczego nie? Chcę Ciebie, a Ty mnie i nikogo tutaj nie ma by mógł nas zatrzymać. -Oni by się domyślili. – Wyprostowała się w fotelu, usztywniając kręgosłup. – Myślę, że powinniśmy odpuścić na dzień, nie sądzisz? - Nie. Nie chcę odchodzić. Piękne oczy błagały go. – Musisz iść. Będziemy kontynuowali jutro. - Dobra. Gniew walczył z frustracją. Odwrócił się i wyszedł z jej biura. Następnego dnia powiedzieli mu, że nie pracowała już tam i nie wróci. Już nigdy ponownie jej nie widział. Był zdezorientowany, ponieważ podeszła bliżej niego. Jak mogła odejść, skoro teraz patrzył na nią? To jest prawdziwe? To wspomnienia? Warkot wyrwał się z niego, chwycił pręty, które zagradzały jego drogę do Joy.
- Spokojnie. – Joy zanuciła. Moon działał irracjonalnie, jego zachowanie zmieniało się, gdy na niego patrzała.- Jestem tutaj. Musisz się uspokoić, Moon. Mężczyzna za prętami nie był 466 i ona wiedziała o tym.
Był nastrojowym
samotnikiem, ale powoli pozwalała zbliżyć się do niego. Ona zakochała się w 466. Następna jego wersja – Moona – widziała na nagraniach Harleya – był uroczy, Beta:doktorek22 68
towarzyski i lubił sport. Oczywiście możliwe, ze ostatnim razem jego motywacją była chęć zabawy z samicą. To było duże prawdopodobieństwo i to sprawiło, że się zmieszała. Samiec przed nią, nie był żadną z tych wersji. On był niebezpieczny i niestabilny. Nie zapomnij o tym, poradziła sobie. – Kojarzysz mnie? - Zostawiłaś mnie. Te słowa zaskoczyły ją, ale była szczęśliwa słysząc je, mimo ze zabrzmiały, jak oskarżenie. Pamiętał przeszłość i oczywiście nie był szczęśliwy. To nie miało znaczenia. Mówił i wiedział, kim jest. - Nie miałam wyboru. Jedna ręka wysunęła się przez kraty, sięgając po nią. – Chodź tu. Powinna podejść wystarczająco blisko , by mógł ja dotkać, czy nie? Złość promieniowała od niego, ale nie była mu już obca. Joy zrobiła kolejny krok na przód. - Nie zrań mnie. - Chodź. – Zażądał ostro. Weszła w zasięg jego ramion. Jego dłoń delikatnie chwyciła jej ramię, kierując ją bliżej lampy. Docisnęła się do prętów, wpatrując się w niego. - Dlaczego tutaj jestem? – Spojrzał na cele. Nadzieja , że narkotyk przestał działać obudziła się. – Byłeś chory. Zmieszanie wyostrzyło jego cechy. – My nie łapiemy chorób. - Byłeś na patrolu i zostałeś postrzelony strzałą, której grota była zatruta narkotykiem. - Na patrolu? Mamy strażników. Dlaczego chciałbym robić coś takiego? Włączył się jej alarm. – Jak myślisz, gdzie jesteśmy? - W motelu.
Beta:doktorek22 69
Cholera! On jest w przeszłości, nie teraźniejszości. Starała się nie panikować. – Pomyśl mocno. Pamiętasz w ogóle opuszczenie motelu? Zamieszkanie w Homelandzie? – Miała nadzieje, że te podpowiedzi sprawią, że przypomni sobie coś. - Co to jest? O Boże. Nie ma połowy wspomnień. Uspokój się i ukrywaj to, jak bardzo przerażona jesteś, nakazała sobie. Jego wspomnienia nie wróciły. Wydawał się pamiętać ją i czas na pustyni. To była jakaś poprawa. - Wypuść mnie. – Ponownie spojrzał na pręty. – Odblokuj drzwi. - Nie mogę. Nie mam klucza. Warknął, a jego dłoń zacisnęła się na jej ramionach, ale nie na tyle by ją zranić. – Dlaczego mi to zrobiłaś? - To nie ja. - Ty kazałaś mnie zamknąć? – Gniewnie zmrużył oczy i cicho warknął. – Nienawidzę być zamknięty. - Nie kazałam Cię zamykać. - Drugi doktor, którego nienawidzisz zrobił mi to? - Nie nienawidzę jej. Sądzę tylko, że była snobką. - Odeszłaś i ja przeszedłem do niej. – Przycisnął twarz do prętów. - Nie lubię jej i to jest jej zemsta za to, że z nią nie rozmawiałem, prawda? - Nie. – Ostrożnie dobierała słowa, nie chciała go zszokować, czego skutkiem mogła być paraliżująca trauma, gdy się dowie, że nie pamięta połowy życia. – To nie był jej wybór. Byłeś niebezpieczny. - Nie skrzywdziłbym żadnej kobiecej strażniczki. Był zdecydowanie w przeszłości. – Wiem to. Ale nie byłeś sobą. Co jest ostatnią rzeczą, którą pamiętasz? - Zostawiłaś mnie. - Jak długo minęło od kiedy odeszłam? – Chciała określić, w którym momencie się zatrzymał i zastanowić się nad postępami. Beta:doktorek22 70
Jego usta wykrzywiły się z ponurą dezaprobatą i pokręcił głową. – Nie wiem. Chwila.- Drugą rękę wysunął przez kraty i dotknął jej twarzy. Jego palce delikatnie pieściły jej policzek. – Dlaczego nie mogę odpowiedzieć na to pytanie? - Byłeś chory. – Przypomniała mu. – Jesteś zmieszany. To w porządku. Masz się coraz lepiej. – Wsunęła rękę przez kraty i położyła ją na jego klatce piersiowej. – Z czasem wszystko będzie z Tobą dobrze. To dlatego tutaj jestem. Nie odejdę ponownie, 466. Obiecuję. – Czuła, ze użycie jego liczby będzie bezpieczniejsze, niż wymawianie jego imienia. Jego ręka zatrzymała się i przeniosła na jej talię, przybliżając ją. Odetchnął zamykając oczy. – Inaczej pachniesz. - Zmieniałam szampon i odżywkę, ale nie używam żadnych perfum. Mój żel do ciała też jest inny. – Nie ma dostępu do swoich kosmetyków, tylko do tego co ONG jej dała. Chciał zapytać o nie, by mogła powrócić do stosowanych kosmetyków. Ciemne oczy otworzyły się i ją obserwowały. – Powiedz im, żeby mnie wypuścili. Chciałaby, gdyby mogła. - Muszę się stąd wydostać. – Jego oddech przyśpieszył. – Nienawidzę być klatce. - Wiem. – Jej dłoń skierowała się w dół w kierunku żołądka w pobliże pępka i w górę, chciała go pocieszyć. – spokojnie. Nie denerwuj się. Mów do mnie. Jestem tutaj. - Muszę wyjść z tej klatki. – Przestał pieścić jej policzek, szarpnął rękę do tyłu i złapał za pręty. – Zabierz mnie stąd. – Jego ton przeszedł w ryk. - Zadzwoń do strażnika, Joy. Nie skrzywdzę nikogo. Powiedz im, że cały czas będę z Tobą. Pokusa była suką i zastanawiała się, co by się stało, gdyby zawołała innych mężczyzn z Gatunku. Czy widząc innych strażników przypomniałby sobie coś więcej? To może być przełącznik wspomnień, który sprawi, że wróci mężczyzna, którego znała. Szok może również to zablokować. Nie wie co zrobić. Studiowała środki halucynogenne, ale nie sposób, w jaki wpływał na NG. - Pójdę porozmawiać z osobami odpowiedzialnym za to.
Beta:doktorek22 71
Skrzywił się, ale puścił jej talię, odsuwając się od niej z dala. - Zrób to. Zabierz mnie stąd. – Jego wzrok obniżył się na jej ciało, wahając się przy jej piersiach, po czym ponownie spojrzał w jej oczy. – Nie chce prętów między nami. Nie zostawiaj mnie ponownie. Dałaś mi słowo i trzymam Cię za nie. - Dobrze. – Skinęła głową. Jej ręką poczuła zimno po stracie kontaktu z jego ciepłą skórą. Zacisnęła ją w pięść. – Zrobię to teraz. Wystarczy zachować spokój. Będę z powrotem tak szybko, jak tylko będę mogła. Spojrzał w dół na swoje ciało i warknął podnosząc swoje ręce. – Łańcuchy. - Wiem. Kolejne warknięcie wydobyło się z niego, podniósł szybko wzrok. – Zabierz mnie stąd. Weź mnie do swojego biura i powiedz im, że tam porozmawiamy. - Dobrze. – Cofnęła się, nienawidząc myśli, że musi go zostawić, ale musi porozmawiać z Gatunkiem natychmiast by zmienić jego warunki życia. Odwróciła się, idąc szybko w kierunku windy. - Joy? – Zatrzymała się , zerkając na niego. - Nie uciekaj ode mnie ponownie. Obiecaj. - Obiecuję. Nie zostawię Cię tym razem. Wrócę, jak tylko będę mogła namówić ich na usunięcie łańcuchów. Wrócę, jak najszybciej się da.
Beta:doktorek22 72
Rozdział 5 Justice Nort siedział za masywnym biurkiem, podczas gdy Tiger i Fury siedzieli naprzeciwko. Joy przełknęła czekając na ostatnia osobę. Dr Treadmont w końcu pojawił się na spotkaniu, na które Joy go zaprosiła. Zamknął za sobą drzwi. - O czym chcesz porozmawiać? - Moon wierzy, ze jesteśmy w obszarze czwartym. Zapanowała cisza, dopóki dr. Treadmont nie zadał pytania. – Co do cholery? - Były obszary, do których zostaliśmy wysłani po uwolnieniu od Mercile. – Odpowiedział Fury. – Byliśmy ukryci przed prasą, by dać nam czas na asymilację. - Oni byli w ośrodkach. – Tiger dodał. – Położonych w kurwa niewiadomo gdzie, bo rząd tanio mógł wykupić je lub zostały porzucone. Wysłali pracowników, aby oczyścili tamten teren, naprawili tam gdzie mogli. Wysłali strażników wokół, żeby odpędzali bezdomnych ludzi. Justice mówi dalej. – To miejsce, gdzie Moon spotkał dr. Yards. Była jego psychiatrą. Byli naszą opoką, gdy uwolniono nas. Nie tylko pomagali nam w dostosowaniu się do życia poza Mercile to zachęcali nas do nauki nowych technologii – dając nam mentalne wsparcie. - Byłam terapeutką, Moona. – Joy poprawia, chociaż wiedziała, ze już zawsze będzie psychiatrą dla Gatunku. – Z tego, co mogę powiedzieć z naszej rozmowy, myśli ze wciąż mieszka w ośrodku. Ma wiele wspomnień. Pamięta mnie. – I pamięta to, że go zostawiłam. Zdecydowała, że zatrzyma to dla siebie. – Normalnie rozmawiał ze mną. To jest ogromna poprawa, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze jedno lub dwa słowa. Myślę, że powoli dochodzi do siebie. Mam nadzieję, że coraz więcej wspomnień wróci do niego i nie będzie miał ogromnej luki we wspomnieniach. Harley warczy. – Kurwa. - Dobrze. – Justice nie wygląda na przekonanego. – Czyż nie? - Tak sądzę. Mam wielką nadzieję, że jego pamięć wróci. Musimy ułatwić mu to. Nie chcę ryzykować niczego w jego powrocie do zdrowia. Jest możliwość. Łańcuchy i cela stresują go. Zwołałam to spotkanie by porozmawiać o zmianie jego warunków życia. Beta:doktorek22 73
- Będę musiał go zbadać. - Treadmont stwierdził posyłając Joy krzywe spojrzenie. – Nie znam jej na tyle dobrze, by zaufać jej osądom. Chce by dr Kregkor porozmawiał z nim. - Nie ten dupek. – Narzeka Harley. - Zgadzam się. – Fury kręci głową. – To ostatni człowiek, którego chciałbyś umieścić obok Moona. Jestem bardzo stabilny, ale jak tylko go widzę to chcę skopać ten jego tyłek. - Kim jest dr Kregkor?- Joy nigdy nie słyszała o nim. - Jest psychiatrą nam przypisanym przez Rząd. – Justice odpowiada nie brzmiąc na zadowolonego. – Powstrzymaliśmy go przez spotkaniem z Moonem. Dlatego zadzwoniliśmy do Ciebie. - Czytałam, że ONG sam odpowiada za siebie. – Mówi zmieszana. – To nie prawda? - Tak, jest. – Justice opiera się o krzesło. – To była koneksja, którą sam zrobiłem. Było łatwiej się zgodzić, niż się kłócić. On nie ma tutaj prawdziwej władzy i choć wiele jest starć między naszymi ludźmi w ostatnich dniach to dobra jest reklama mówiąca, że mamy ich psychiatrę. W przeciwnym razie kazałbym go odeskortować i nigdy nie wpuszczać. - Dlaczego to kogoś obchodzi? – Ona nie rozumie tego. - To sprawia, że ludzie czują się bardziej bezpieczni, jeśli wierzą, że my się leczymy. – Justice westchnął. – Robimy co możemy, aby zmniejszyć negatywne uczucia skierowane na nas. Nasza grupa od spraw kreacji stara się złagodzić strach przed nami. - Jakbyśmy musieli być kontrolowani w jakiś sposób. – Fury prycha. - Kragkor jest irytujący, ale i kontrolujący. Ma podpisaną klauzulę poufności w swoich kontaktach. – Justice wpatruje się w Joy. – Nie chcemy go w pobliżu Moona, po tym jak zajmował się Obsydianem.7 - Kim? - Innym mężczyzną z Gatunku, mającym problemy. – Tiger poinformował ja.
7
Bohater 8 części prawdopodobnie zajmę się nim, po Moonie, ale kto wie…
Beta:doktorek22 74
- Psychiatra by zasugerował, żebyśmy pozbyli się go w dole. - Zabili go? – To wstrząsnęło nią. Logiczna strona odsunęła się, ale lekarska przemówiła. Nie było tajemnicą, że NG budzi niechęć i nieufność w większości moim kolegów z pracy. Nie profesjonalny lekarz będzie lekceważył swojego pacjenta, nie zwracając uwagi na jego życie. Był prawdopodobnie bardziej nadęty i arogancki, niż sama jego niechęć. - Tak. Ten facet to kutas. – Stwierdza Harley. - Co sądzisz, że powinniśmy zrobić, Joy? Zdecydowała się być uczciwą. – Jest tak wiele niewiadomych. Ludzie i Gatunek jest podobny do siebie oprócz wprowadzonego innego DNA. - Mam wątpliwości. – Przyznaje Harley. – Nie jestem, jak człowiek. – Też masz ludzkie geny. – Przypomina mu, podnosząc rękawicę. – Może nie chcesz się do tego przyznać po Twoich przeżyciach, ale tak jest. Lustrzane odbicie zapewni Cię o tym. – Wstała koncentrując się na Justice. Był w impasie. – Chcesz wiedzieć, co myślę? Zostanie to między nami? - Tak. - W porządku. Nie jestem pewna co robić. Możemy powiedzieć mu prawdę i mieć nadzieję, że to wyzwoli wspomnienia. Zarazem może trafić rykoszetem i przywołać bolesne wspomnienia, jeśli
szok będzie zbyt duży. Moon, którego widziałam, był
wściekły i nie mógł sobie z tym poradzić, ale Moon, którego widziałam na filmie nie był taki. Wydawał się być stabilny. Chcę wierzyć, że to prawda, ale nie jestem pewna. - Jaki film? – Pyta Tiger, wstając. – Jest coś w mediach, co przeoczyliśmy? - Pokazałem jej filmik na moim telefonie. – Harley przyznaje. – Chciałem, żeby zobaczyła, jaki był przed napadem. Nakręciłem go, zanim wyjechał ostatni raz do Rezerwatu. Tiger usiadł. – Okay. - Możemy tez wprowadzić go do rzeczywistości. – Joy otula się w pasie. – To jest najbezpieczniejsze moim zdaniem. - Co proponujesz? - - Miała czas, by pomyśleć czekając na spotkanie. Beta:doktorek22 75
- Zdjąć łańcuchy, otworzyć klatkę, ale trzymać go odosobnionego, w piwnicy. – Spojrzała na Tigera. – Macie jakąś kobietę, um ludzką samicę w straży w Homeland? Chciałabym zamienić obecnych strażników na nią, ponieważ myśli, ze nadal jesteśmy w Czwórce. - Nie. – Tiger pokręcił głowa. Justice zaklął.- Jessi może to zrobić. – Zabrzmiał na wściekłego. - Kto? – Spojrzała na niego. - Moja partnerka. Ona współpracowała z ludzkimi siłami. Nadal ma mundur. Nie chce go zrzucić. Nie są tym samym, co Moon będzie pamiętał, ale możemy powiedzieć, ze to strażnik medyczny. Fury warknął. – Nie namówisz mojej Ellie do tego. - Slade na to nie pójdzie, chyba ze chcesz wsadzić Trishe w uniform strażnika. – Ostrzegł Tiger. – Nawet nie myśl o mojej Zandy. A Obsidian nie pozwoli na to Allison. Musieliśmy wysłać Destiny do pracy w Rezerwacie, aby uniknąć problemów, ponieważ rozpoczęła prace w niepełnym wymiarze godzin w Medical. Obsidian nie ufa mężczyzną w jej pobliżu, wiedząc co Destiny czuła do swojego partnera. - Myślisz, ze chcę wprowadzić moją partnerkę w niebezpieczeństwo? – Justice warczy ukazując swoje ostre kły. – Ale wiem, ze moja kobieta chciałaby to zrobić. Jestem opiekuńczy, ale nie głupi. Jessie nie lubi być rozpieszczana i wszystko jej mówię. Jedynym powodem dla którego dziś jej tu nie ma to spotkanie telekonferencyjne z bratem i jego zespołem będącym w Afganistanie. Joy otworzyła usta i zamknęła je, nie wiedząc co powiedzieć. Ich emocje były gniewne i latały po całym pomieszczeniu. Była dobra w ocenianiu podtekstów. Było bardzo ciekawe, dlaczego ONG nie miała żadnych zasług na całym świecie, ale to był temat na kiedy indziej. Jej priorytetem jest Moon. - Poza tym. – Justice uśmiecha się. – Myślisz, ze pozwolę swojej kobiecie zrobić to samej? – Spojrzał na Joy. – Przebiorę się w jeansy i koszulkę i przedstawię się, jako 152. Będzie myślał, że jestem kolejny z Gatunku. Oni zawsze trzymali nas w różnych Beta:doktorek22 76
rozmieszczeniach, by nikt nikogo nie niepokoił.
Tam wiele było z Gatunku
i
pracowników, których nie widziałem będąc na pustyni. Będąc tam, gdyby ich potrzebowano. - Z tego co wiem, to facet. – Fury uśmiechnął się. - Mogłem korzystać sobie w czasie wolnym i wiem, że strażnicy byli znudzeni pilnując Moona. Jessie i ja znajdziemy sposób na zabawę podczas pobytu tam, ale będziemy na tyle blisko, jeśli będziemy potrzebni. Tiger zachichotał. – Upewnij się, że nie ma tam kamery, jeśli będziecie korzystać z jednego z pokoi medycznych, chociaż wszyscy wiemy, że Twoja kobieta dominuje czasem w łóżku, a nudzi mnie wyjaśnianie facetom, którzy nigdy nie spali z ludzkimi kobietami dlaczego na to pozwalasz. Joy opadły usta. Szybko je zamknęła. Nie będę pytać. Harley zachichotał, a kiedy spojrzała na niego patrzył bezpośrednio na nią. – Faceci, którzy nie uprawiają seksu z ludzkimi kobietami nie widzą sensu z posiadania kobiety u góry podczas seksu. Justice był raz ranny i jego partnerka postanowiła, uhh… podnieść go na duchu. – Ponownie się roześmiał i mrugnął. – Z kamerą w swoim pokoju. Bezpieczeństwo było ważne do czasu, aż Tiger nie zerwał jej ze ściany. - Nie zamierzałam pytać.-
Chociaż uśmiechnęła się – Mam pojęcie o tej
„dominującej części w łóżku”. Nie mogę poszczycić się w dyskusjach seksualnych, ale kiedy rozmawiałam z Gatunkiem. – Zarumieniła się. – Nie… cholera. – Zmieniła temat. – Jak powiedziałam, myślę że najlepiej będzie jeśli zdejmiemy łańcuchy Moonowi i pozwolimy mu na swobodę w piwnicy. Humor Harleya opadł, ale nadal przypatrywał się jej. – Nie będzie żadnych prętów powstrzymujących go od dotykania Ciebie. Jesteś na to przygotowana? Jesteś pewna, że nie robisz tego przez jego decyzję, a nie swoją własną? Każda para oczu będąca w pokoju zwróciła uwagę na nią i jej wstyd urósł. Tak, jak temperament. – Nie obrażaj mnie. Moim celem jest Moon. Mówiłam Ci już, że zrobię wszystko, by mu pomóc powrócić mu z powrotem. – Usztywniła kręgosłup, podniosła głowę i spojrzała na nich z góry. – Łańcuchy i pręty stresują go. Rozmawia i nie zrani
Beta:doktorek22 77
mnie. Jestem jedyną, z którą może być tam zamknięty. Nie chciałabym tego robić, ale wierzę, że nie zrani mnie. - Pieprzysz.- Harley nie chciał ustąpić. – Nadal ma obsesje na Twoim punkcie, jeśli uważa, że żyje w przeszłości. Miałaś z nim wszystko. Nie odważyła się spojrzeć w bok, by zobaczyć czy ktoś się z nim zgadza. Jej policzki płonęły i oblała się potem będąc w centrum uwagi. Słowa te wyszły z niej, zanim mogła je zatrzymać. - Seks? – Dr. Treadmont zerwał się z krzesła. – Czy to jest to, co masz na myśli? - Siadaj! – Justice również się zerwał. Joy gapiła się na Justice, słysząc jego głośny i przerażający ton. Warknął ignorując ją i patrząc na siwowłosego lekarza. - Protestuję, Justice. – Treadmont prycha.
– Nie jestem gęsią. Haley był
wystarczająco jasny, wyjaśniając jaką terapią ma się ona zająć. To z czym mamy do czynienia to jego stan zdrowia. On potrzebuje prawdziwej pomocy, a nie dziwki. Żadna ilość przerażenia tego nie naprawi. - Dziwka ? – Odwróciła głowę w jego kierunku i spojrzała na niego. - Na wysokim obcasie – Stary facet pęka. – Nie wierzę w seks terapeutów. To fantazyjny tytuł, dla legalnych prostytutek. Nie zarobisz tutaj młoda panienko. - Ted. – Justice wyszedł zza biurka i stanął miedzy nią, starym lekarzem. – Opuść moje biuro teraz i czekaj na mnie w recepcji. Przesadziłeś i o niczym nie masz pojęcia. Porozmawiamy o tym na osobności. - Seks nie jest odpowiedzią. – Lekarz powtórzył ze złością, ale poszedł w kierunku drzwi. Kiedy trząsnęły, wyszedł. Justice odwrócił się, z tym przerażającym, nieokiełznanym wyrazem twarzy. Też był zły. – Przepraszam. Jej serce waliło, pompując adrenalinę przez jej ciało. Pokiwała gwałtownie głową, nic nie mówiąc ze strachu, by jej słowa nie zabrzmiały nie profesjonalnie. Było za późno by nie została zaatakowana i znieważona. - Postarajmy się, żeby Moon wszedł na drogę, którą zasugerowałaś. Nie może opuścić piwnicy, dopóki nie będziemy pewni, że nie jest dla innych zagrożeniem. Beta:doktorek22 78
Porozmawiam z moją partnerką. Na chwilę poprosimy oficerów, by przebrali się w jeansy i powiemy Moonowi, że jesteśmy silniejsi i musimy go pilnować. Powiedz mu, że przeraził ludzi będących w Czwórce. To będzie wiarygodne. - Okay. Zawahał się. – Harley ma rację. Brak prętów oznacza, że Moon będzie próbował uprawiać z Tobą seks lub zmusić, czego się obawiam. - Rozumiem. - Podpisałaś zwolnienie, więc możesz już iść do niego. Zadzwonię do oficerów i zdejmą mu łańcuchy i otworzą drzwi. Czujesz się komfortowo będąc z nim wolnym? Pójdę z Tobą jeśli będziesz chciała pomocy. - Mogę to zrobić. Przyjrzał się jej uważnie. – W porządku. Dwukrotnie działaliśmy poza Medical, jednak upewnij się, że nie ucieknie lub nie spróbuje ucieczki z budynku. – Podszedł do biurka, podniósł telefon, ale nie wybrał numeru. – Możesz iść, Joy. – Rozejrzał się po pokoju. – Wszyscy inni zostańcie. Wyszła, ale stanęła twarzą w twarz z Treadmontem w recepcji. Siedział na jednym z krzeseł, potrząsając głową w dezaprobacie, z białymi ustami mocno zaciśniętymi. Zastanawiała się nad kłótnią z nim, ale uciekła nie chcąc konfrontacji. Mężczyzna był wściekły, a ona rozumiała jego punkt widzenia, nawet jeśli się zgadzała się z tym. To co zamierzała zrobić nie było ortodoksyjne. Moon jednak nie był obcym. On był, 466, którego poległa w kochaniu, odchodząc, gdy najbardziej jej potrzebował. Tym razem nie zawiedzie go, niezależnie od tego, co inni pomyślą. Straci głowę, śpiąc z nim, ale co z tego. Umundurowany oficer z ONG czekał na nią na zewnątrz w Jeepie – proszę, odwieź mnie do Medical. - Słyszałem co się stało. – Skinął jej, zapraszając do samochodu. Rzuciła mu pytające spojrzenie.
Beta:doktorek22 79
-Byłem przy biurze Justice, do czasu, aż Treadmont wyszedł. Nie jest zły, tylko staromodny. Jest też sfrustrowany. Dba o Moona, ale nie jest w stanie naprawić tej części niego. Wkurzył się i wyładował to na Tobie. - To coś. – Mruknęła, wsiadając na miejsce pasażera. – Tak przy okazji jestem Joy. - Flame.8 –Włożył kluczyk do stacyjki i włączył silnik. – Moon jest moim przyjacielem i wiele o Tobie mówił. Ciekawość przezwyciężyła. – Co mówił? - Mówił, że żałował jednej nocy.
Opowiedział historię, gdy stracił Cię. Ja
podzieliłem się z nim historia, jak polubiłem ludzką kobietę, ale pozwoliłem jej odejść. Czasami myślę o Amandzie i chciałbym zaprosić ją by mnie odwiedziła. - Dlaczego tego nie zrobisz? Flame prowadził, obserwując drogę, nie spoglądając na nią. – Musiałaby zostawić cale swoje życie by być ze mną. Sprawdziłem, że nie miała zbyt łatwego życia. Facet próbował raz ją zabić. Byli parą. Zasługuje na więcej, niż mogę jej zaoferować. Joy nie mogła powstrzymać ciekawości. – Rozumiem, że ona też była Tobą zainteresowana? - Wydawała się być. Nawet zadzwoniła do mnie kilka razy, ale nie odebrałem. - Dlaczego musiałaby zostawić wszystko? - Nie możemy żyć poza terenami ONG. To zbyt niebezpieczne z grupami nienawiści i wrogami. Byłaby uwięziona ze mną tutaj i stałaby się celem, gdyby została moją partnerką. W rzeczywistości byłaby uważana za NG. Związałaby się z ta częścią, będąca w nas. Partnerka. On był poważny mówiąc na temat kobiety. Flame zaparkował Jeepa z przodu Medicale i wyłączył silnik. – I jesteśmy. Joy odwróciła się w jego stronę. – Jeśli lubisz tą kobietę tak bardzo, powinieneś zadzwonić do niej. Nie znam jej, ani jej historii, ale czasem można spotkać kogoś, kto zmieni całe Twoje życie. Jest powiedzenie, które przychodzi mi do głowy. Życie jest zbyt krótkie. Wykorzystaj szanse, Flame. Najgorsze co może się zdarzyć, to że powie nie. 8
płomień
Beta:doktorek22 80
- Mógłbym ja pokochać, jeśli spędzalibyśmy razem czas, ale potem mogłaby mnie zostawić. – Jego głos pogłębił się i spoglądał w jej oczy. – To byłoby najgorsza rzeczą. - Albo mogłaby przepaść dla Ciebie i zostać z Tobą. Nigdy się nie dowiesz, dopóki nie spróbujesz. Zycie czasem jest suką. Wiem. Powinieneś spróbować, jeśli naprawdę lubisz tą kobietę. To gorsze, leżeć w nocy, śnic na jawie i torturować się myślami „ co jeśli”. Złap ta okazje i zobacz, gdzie ta relacja Cie zaprowadzi. Obserwował ja z zainteresowaniem. – Moon? Skinęła głowa. - Dlaczego odeszłaś z pracy? Mogłabyś być z nim. - Nie miałam wyboru i wtedy odeszłam. Chyba strach trzymał mnie z dala od Homeland. Naprawdę jestem tchórzem. Byłam pewna ze mnie znienawidzi lub ruszy ze swoim życiem dalej, tak jak to zrobił. Nie miał zbyt wielu wyborów zanim trafił do Czwórki. A kiedy doszedł były tam same kobiety. Twoje kobiety nie były chętne, a strażniczki były w ciąży, albo dopiero co urodziły. Tylko ja i dwie inne kobiety byłyśmy wolne. Gdzie te dwie były o wiele starsze. - On nigdy o Tobie nie zapomniał. On nawet obserwował Cię w Internecie. To ja zaskoczyło. – Robił to? Flame wyszedł z Jeepa. – Tak. - Próbował skontaktować się ze mną? – Nawet jeśli skontaktowałby się, nie powiedziałabym tego. - Nie żebym to wiedział. Był zły. - Ponieważ zostawiłam go? - Powiedział, ze będzie Ci lepiej bez niego. Znalazł zdjęcia Ciebie i jakiś mężczyzn. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się skąd wzięły się zdjęcia jej i jakiś facetów w Internecie. Wtedy przypomniała sobie zbiórkę pieniędzy w klinice. Niektóre zdjęcia zostały podpięte do dokumentów. – Ci mężczyźni to koledzy z pracy. - On wierzył, ze spotykaliście się.
Beta:doktorek22 81
- Nie. – Miała kilka randek, ale to nie było nic poważnego i na pewno z kimś z kim pracowała. Flame podszedł do jej strony Jeepa i pomachał w kierunku budynku. – On czeka. - Racja. – Wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku Medical. Kiedy weszli do środka, na straży był nowy oficer. Był ubrany w codzienne ubrania. - Tutaj. – Podniósł dwa klucze. – Klucz do celi i jego łańcuchów. Mam iść z Tobą? - Nie. Obawiam się, ze to go zdenerwuje. Mogę to zrobić. – Spojrzała na jego strój. – Szybko się przebrałeś. Opuściłam spotkanie dopiero kilka minut temu. - Byłem w pobliżu, gdy nadszedł rozkaz. Zmieniłem oficera ponieważ nie miał ubrań, które mógłby mu się przydać. Chwyciła klucze, a strach i inne emocje zderzyły się. Nie miała pojęcia co się wydarzy, gdy uwolni 466. To może być źle w ciągu kilku sekund. Oficer zatrzymał windę i wyjął zestaw kluczy. - Trzymamy klucze do dostępu. W ten sposób, Moon nie opuści piwnicy. Później włączymy kamery. - Dobrze. – Nie podobał się jej pomysł bycia nagrywana. Wyglądał, jakby czytał jej umysł, jego wyraz twarzy złagodniał gdy przekręcał klucz, by otworzyć drzwi. – Dźwięk tylko. Justice nakazał ochronie wyłączyć ekrany – Przerwał. – Tylko żeńscy oficerowie mogą słuchać. Mamy nadzieje, że to sprawi, że będzie bardziej wygodnie. Wołaj, jeśli będziesz potrzebowała pomocy to będę natychmiast powiadomiony. Przyjdę Ci pomóc. - Dziękuje. Wszedł do środka, przyłożył palec do panelu i zawahał się.- Pojadę z Tobą na dół i od razu wrócę na górę. Zajmie mi jakieś 40 sekund, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Nie walcz jeśli zaatakuje. Zwiń się w kłębek i bądź spokojna. Nawet dziki nie powinien Ci zaszkodzić, do czasu aż do Ciebie nie dotrzemy. Oficer będzie kilka sekund za mną. Po prostu zostań na ziemi nie zależnie od tego, co się stanie. Możesz zostać zraniona. Ja opanuje Moona. - Nie sądzę, żeby mnie zaatakował. Beta:doktorek22 82
Ogarnął jej ciało wzrokiem. – Zdefiniuj mi swoją wersję „ataku”. - Zrani mnie. Wygina brew. – Znasz ryzyko? - Wiem, ze może być niebezpieczny. Drzwi zamykają się, gdy wciska przycisk na panelu. Był wielkim facetem z Gatunku. Polubiła go. – Może mieć ochotę na seks. Ostrzegali Cię? Zarumieniła się. – Tak. - Jesteś przygotowana na to? – Skrzywił się, spoglądając na jej ciało. – Nie jesteś za wytrwała. - Um, jak masz na imię? -Darkness.9 - Jestem Joy. – Nie oferuję nawet ręki, to jest ludzki zwyczaj i zauważyła, że na powitanie podnoszą dłoń do góry. – Moon i ja mamy wspólną przeszłość. - Powiedział mi o tym, ale nigdy nie uprawialiście seksu. - No, nie. - Widziałaś kiedyś zwierzęta w telewizji? - Czasami. Jego naprawdę ciemne oczy mrużą się. – Parzenie wilków? - Nie. - Tak się wydarzy, jeśli przyjdzie po to do Ciebie. Spodziewaj się warczenia, pozerstwa i wąchania. Po parzeniu mamy tendencje do kierowania się instynktem. Może być agresywny i
wykazywać się zachowaniem samca alfy. Obniż wzrok, nie rób
gwałtownych ruchów i nie walcz. Może być szorstki bez sensu. - Jesteś kotem. Skąd tyle wiesz o wilkach? Zawahał się. – Spędziłem dużo czasu z mieszkańcami Rezerwatu będąc w Mercile. - Co mas na myśli? 9
Ciemność, mrok
Beta:doktorek22 83
- Część naszego mniej cywilizowanego Gatunku mieszka tam. To osoby z zaburzeniami z Mercile. Byłem z nimi przez jakiś czas, zanim zostaliśmy uwolnieni. Ich zwierzęce zachowania zagłusza ludzkie. Nie można oczekiwać od nich zachować czysto ludzkich. - Sadzę, że rozumiem. - Jesteś pewna, że wiesz co robisz?- Przyjrzał jej się uważnie.- Nikt Cię nie obwini, jeśli zrezygnujesz. Zdecydowała się być uczciwą. – Ja go kocham. Nie wydaje się być zaskoczony tą odpowiedzią. – czterdzieści sekund. Tyle wyniesie moje dotarcie do Ciebie, jeśli będą kłopoty. - Będę o tym pamiętać. Nacisnął inny przycisk i winda zaczęła obniżać się. Darkness przysunął się do ściany, by pozostać poza wzrokiem Moona. – Uważaj na siebie. – Wyszeptał. – Upewnij się, że jesteś bezpieczna przed uwolnieniem go. - Dziękuję. – Szepcze, gdy drzwi otwierają się. Moon chodził po celi, ciągnąć łańcuchy za sobą, gdy zaczęła podchodzić do niego. Drzwi za nią zamknęły się i teraz wiedziała, że zostali razem zamknięci w piwnicy. Nie miała klucza do windy. - Cześć. Wróciłam. Przestał chodzić i warknął odwracając głowę w jej kierunku. - 466? Jego usta rozchyliły się, gdy pokazał kły i warknął. Zatrzymała się około dziesięciu stóp od krat. - Mów do mnie. Podszedł do prętów i warknął nisko. Spojrzała w jego oczy i jej serce zadrżało. Nie było w nich rozpoznania. Jakby miał epizod. Zapomniał nią? - Mów do mnie. – Powtórzyła, obawiając się go. - Chodź. – Zażądał ostro. Beta:doktorek22 84
- Kim jestem? Zamrugał, a chwile dezorientacji ukazał wyraz jego twarzy. Ból w piersi minął. Ponownie zawarczał, chwycił za pręty i ukazał ostre kły. Nie wiedział. Jakakolwiek klarowność umysłu to była, odeszła. - 466? To ja, Joy. – Jej umysł pracował starając się
dowiedzieć, co to było.
Rozmawiali i był prawie normalny, gdy wyszła. Teraz, wyglądało to tak, jakby po raz pierwszy ją zobaczył. – Znasz mnie. Spróbuj sobie przypomnieć. Odwrócił się, szurając łańcuchami. Miękki pomruk, pochodził od niego, gdy walczyła z udręką. Nie było z nim lepiej. Miał chwilę jasności i potem ją tracił. Jej serce łamało się. Zajęło jej trochę czasu przejście do krzesła i umieszczenia dwóch kluczy na dole, tak by on ich nie widział. Nie mogła go teraz uwolnić. Miała broń, ponieważ bardzo chciała wierzyć, że coraz bardziej mu się polepszało. - Chodź – Moon warknął. Spojrzała na niego, gdy odwróciła się twarzą w stronę celi. – Kim jestem? Spojrzał przed siebie i jego wzrok opadł na jej biust. – Teraz. Joy zbliżyła się powoli, ale trzymała się poza jego zasięgiem. Opadła na kolana, wciąż się w niego wpatrując. – Kim jesteś? Zmieszanie zachmurzyło jego twarz. Próbowała chwycić od niego jakieś emocje. Odtrącił je od siebie, w chwili gdy dostał narkotyk. Chciałaby zastrzelić tą osobę, która mu to zrobiła i skręcić kark. - Chodź. – Ponownie zażądał, ostrzej, niż wcześniej. - Nie mogę. – Muszę mu wyjaśniać wszystko od nowa za każdym razem? Trzymała spokojny ton, opuściła głowę i zamknęła oczy. To zbyt mocno boli, widząc go w ten sposób.
Beta:doktorek22 85
Rozdział 6 Pragnął kobiety. Pachniała tak dobrze, siedząc blisko, torturowała go, nie pozwalając mu dotknąć się. Jego krew jakby gotowała się w środku, od potrzeby położenia rąk na niej. Chciał jej posmakować. Złapać ją. Aby ją posiąść. Trzymała brodę ku dole, ale wiedział jak wygląda. Jej twarz w kształcie serca z jakiegoś powodu była wyryta w jego umyślę. Duże niebieskie oczy ze złotymi plamkami nawiedzały go. Była znajoma, ale nie wiedział dlaczego. Przykucnął, ponownie ją powąchał i coś szarpnęło nim w krawędziach umysłu. Wpatrywał się w nią, próbując dowiedzieć się, co było w tej kobiece, ze tak go urzekła. Frustracja sprawiła, że zaczął warczeć. Spojrzała na niego i wtedy łzy pojawiły się w nich. To zdziwiło go, ale nie bardzo. Głębokie poczucie winy zawładnęło nim. W jakiś sposób wiedział, że spowodował to, chociaż jej nie dotknął lub nie zranił. Szybko zamrugała, nie pozwalając , aby łzy spłynęły. Takie delikatne rysy. Jej usta przykuły jego uwagę. Powinna być uśmiechnięta. Obraz jej uśmiechu wypełnił jego umysł. Dźwięk jej śmiechu i wspomnienie pojawiło się w najgłębszej części jego umysłu. - Nie rób tego, 466. Miałeś być poważny. - Mogę być. – Powiedział – Jeśli dasz mi czego potrzebuję. Jej humor opadł. - A czego chcesz? - Ciebie. - Nie zmuszaj mnie do zakończenia naszych sesji. A jest już tak dobrze. Zsunął się lekko na krześle i rozłożył uda. – Usiądź na kolanach, a powiem Ci wszystko, co chcesz wiedzieć. Przełknęła ślinę i spojrzała na jego uda. Była skuszona. Mógł to powiedzieć. On naprawdę jej pragnął. - Usiądź mi na kolanach. Ja nic nie zrobię. Chcę Cię tylko potrzymać. Usiadł na twardej podłodze w celi, nie na krześle, obserwując kobietę ze łzami w oczach. Próbował odróżnić rzeczywistość od wspomnień. Ona naprawdę tam była, ale kraty oddzielały nas teraz. To było prawdziwe, inne niż to w przeszłości. Obserwowała go intensywnie, tak jak on, ją. Słowa były trudne do wypowiedzenia, ale udało się.
Beta:doktorek22 86
- Usiądź mi na kolanach. – Powtórzył słowa, które już kiedyś do niej powiedział. – Ja nic nie zrobię. Chce Cię tylko potrzymać. Jej oczy rozszerzyły się. Walczył ze wspomnieniami i podniósł ręce do niej. Łańcuchy zabrzęczały, rozpraszając go, gdy spojrzał na nie. Spojrzał na nią.- Jak się tutaj znaleźliśmy? - Jak sądzisz, gdzie jesteśmy? Rozejrzał się wokół. – Nie wiem. My byliśmy… w biurze. – To była prawda. On to wiedział. – Ty. Chcę Ciebie bliżej. Przegryzła wargę. – Pamiętasz coś jeszcze? - Chciałaś tego. Skinęła głową. – Tak. - Chodź do mnie. – Zmienił pozycję na podłodze i postukał górną część ud. Zawahała się i wstała. Warknął protestując, gdy odwróciła się i ruszyła w kierunku krzesła. – Nie. Pochyliła się i podniosła coś, odwracając się twarzą do niego. - Jak masz na imię? Walczył z odpowiedzią, ale udało mu się. – Jestem 466. Podeszła powoli, ściskając cos w dłoni. - A ja kim jestem? To było na czubku jego języka. Nie chciało przyjść. Powiedział to, co czuł.- Jesteś moja. Podeszła aż do drzwi i obniżyła wzrok na zamek. Zrobiła coś i kliknęło. Zawahała się i rzuciła pęk kluczy przez pokój. Jego serce zadrżało, kiedy drzwi otworzyły się i nic ich nie dzieliło. Powstrzymywał chęć rzucenia się, jego samica była silna, ale duży strach odzwierciedlał się na jej twarzy. Nie chciał jej przerazić więc siedział bez ruchu. - Usiądź mi na kolanach. Nie zranię Cię. Wstrzymał oddech, gdy weszła do jego celi. Łańcuchy uniemożliwiały mu możliwość złapania jej, gdyby chciała uciec. Nie były wystarczająco długie by sięgnąć nawet do drzwi. Zrobiła kolejny niepewny krok, i kolejny aż jej zapach sprawił iż nie mógł oprzeć się mu. Wciągnął głęboki oddech do płuc, mocno ją wdychając. Znał ją. To zmyliło go, ponieważ mógł przypomnieć jedynie skrawki i części. Beta:doktorek22 87
- Nie skrzywdzę Cię. – Przysiągł. Nie znał jej imienia lub tego, jak się poznali, ale ona znaczyła coś dla niego. – Co jest nie tak ze mną? - Zachorowałeś. – Mówiła cicho, gdy obniżała się na kolana kilka cali od niego. Powoli podniosła dłoń i dotknęła nią, jego twarzy. Jej pieszczota była miękka, niepewna i z obawą. – Jestem Joy. Spróbuj zapamiętać moje imię. - Tak. Ja… jestem… zdezorientowany. Zaskoczyła go, gdy przysunęła się bliżej i drugą dłonią złapała jego ramię. Spojrzał w dół, gdy się obróciła lekko i delikatnie opadła na jego uda. Jej waga była niewielka i usiadła tam, gdzie jej najbardziej pragnął. Nie mógł dłużej oprzeć się i owinął ramiona wokół jej tali i umieścił jej tyłek centralnie na jego penisie. Zadyszała, ale on uważał, by nie zgnieść jej. Była mała ale nie zamierzał pozwolić jej odejść. - Spokojnie. – Uspokoił. – Nie bój się mnie. Jej postawa złagodniała i uspokoiła się w jego ramionach. Ręka ściskająca jego ramię zmniejszyła nacisk, ale nie odsunęła się. - Pamiętasz moje biuro? Coś jeszcze pamiętasz? – Jej głos zadrżał. - Nie siedziałaś na moich kolanach, ale chciałaś. - Tak. - To naprawdę się zdarzyło? - Tak. - Trudno jest myśleć. - Dlaczego masz trudności ze skupianiem się na rzeczach? Wiesz? - Zapomniałem. Pochyliła się bliżej niego i walczył z warkotem. Pragnął jej, a jego penis był obolały – Był twardy i uwięziony wewnątrz spodni. - Pamiętasz coś jeszcze z tamtego dnia? - Dlaczego mi się opierałaś? Też mnie chciałaś. Wiedział to o niej, pomimo, że nie wiedział skąd. - Tak. – Przyznała. – Zawsze chciałam.
Beta:doktorek22 88
Rzeczywistość była lepsza od wspomnień. Joy nie odrzuciła go. Moment jasności zadrżał i owinął ramiona ciaśniej wokół niej. - To jest sen? - Nie. Naprawdę jestem tutaj. Jestem z Tobą. Możesz odróżnić to co się dzieje naprawdę, a co nie? - Nie zawsze. – Nie okłamał Joy. To imię pasuje do niej. – Mam przebłyski pamięci, ale szybko znikają i zapominam. Zmartwienie ukazało się na jej twarzy. Znał tą emocję, ponieważ był zaznajomiony z tą kobietą. – Mam uraz głowy? - Nie. Wstrzyknięto Ci jakiś nieznany narkotyk i od tamtego czasu masz problemy psychologiczne. - Kto mi to zrobił? – Furia uderzyła szybko i mocno, gdy warknął. Przegryzła wargę i nie odpowiedziała. - Nie obawiaj się mnie. Kto mi to zrobił? - Mercile. – Wyszeptała. Lód zmroził jego żyły, gdy patrzył na techników, ale nie widział i nie czuł niczego oprócz Joy. – Odbili mnie? Ciebie też zabrali? – Jego ramiona wzmocniły nacisk przybliżając ją bliżej. Jego palce złapały krawędź drzwi i zamknął je z hukiem. – Będę z nimi walczył. Uwolnię nas. Nie opuszczaj mojej klatki. Nie pozwolę im wejść do wewnątrz, prędzej mnie zabija niż dotrą do Ciebie. Puściła jego ramię i objęła dłońmi jego twarz. – Słuchaj mnie. Pamiętasz uwolnienie, prawda? - Tak. Byliśmy w Czwórce. Zmartwienie ukazało się na jej twarzy. – Powiem Ci absolutna prawdę i jesteś na tyle silny, by ja przyjąć, dobrze? Jeśli zrobimy scenę, ktoś pomyśli, ze jesteśmy w niebezpieczeństwie. Nie jesteśmy. - Jesteśmy. – Może ona się myliła i tez jest pod wpływem narkotyków. - Opuściłeś obszar Czwarty i zamieszkałeś w Homeland. Jest prowadzony przez Twoich ludzi. Każdy tutaj jest taki, jak Ty. Też zostali uwolnieni z Mercile.
Beta:doktorek22 89
Jej słowa bardziej go zmyliły. – Wsadzili mnie do klatki z łańcuchami? – Chciał jej uwierzyć, ale nie mógł zrozumieć, dlaczego to zrobili. - Pamiętasz strażników, którzy patrolowali z dala od motelu? - Tak. - To była Twoja praca tutaj. Trzymałeś ludzi z dala od tego miejsca. Tam są wysokie ściany odgradzające obszar i Ty byłeś na jednej z nich. Ktoś, kto pracował dla Mercile posłał Ci strzałę z narkotykiem. Zapomniałeś kim jesteś i zaatakowałeś innych mężczyzn. Twoich przyjaciół. - Nie zrobiłbym tego. – Walczył z niepewnością. Nie sądził, żeby Joy go okładała, chciał jej zaufać, ale to nie miało sensu. - Nie mogłeś przypomnieć sobie kim jestem, ale teraz to robisz, racja? - Tak. - Tak samo było z Twoimi przyjaciółmi. Zapomniałeś kim są. Jak masz na imię? - 466. – Tego był pewien. Joy zawahała się. – Wybrałeś sobie inne imię po opuszczeniu Czwórki. Próbował przypomnieć to sobie, ale nie mógł. - Moon. – Szepnęła. – To jest teraz Twoje imię. Brzmi znajomo? Dzwoni Ci gdzieś? Potrząsnął głową i zacisnął uścisk.10 – Dlaczego ze mną grasz? Moje imię to 466. Testujesz mnie? Pogładziła jego policzki opuszkami palców. Bardzo mu się podobało i nieco uspokoiło. - Mówię Ci prawdę. Nie kłamię. Byłeś niebezpieczny więc musieli zamknąć Cie w środku tej celi z łańcuchami, tak by mogli pobrać Ci krew. Wszyscy robią co mogą, aby ci się polepszyło. Tam jest dużo lekarzy, laborantów i chemików, którzy szukają leku na odwrócenie tego, co Ci zrobili. Zadzwonili do mnie i przyjechałam, aby Ci pomóc. - Zadzwonili do Ciebie? - Telefonem. - Byłaś w swoim biurze, gdy to się stało? - Nie. Rzeczywiście jechałam samochodem do domu. - Homeland jest tak duże, że potrzeba samochodu? 10
To jak mocno musi już ją ściskać…
Beta:doktorek22 90
- Ja tu nie byłam. Mieszkam około godziny drogi stąd. - Nie mieszkamy tutaj? – Jej słowa zmyliły go. - Mieszkasz tutaj, ja mieszkam gdzieś indziej. – Coś zaskoczyło i znowu warknął. - Nie poszłaś ze mną, gdy zostałem przeniesiony do Homeland? - Nie. Gniew urósł. – Mieszkałaś w Czwórce. Dlaczego nie mieszkałaś tutaj? Jesteś moja, a ja jestem Twój. Oddałaś mnie innej kobiecie? - Nie! – Wierciła się na jego kolanach. – Weź kilka głębokich oddechów. Jesteś poruszony. - Wyjaśnij. – Rozejrzała się i wróciła spojrzeniem. Wiedział co to znaczy – zawsze była łatwa do odczytania. Nie chciała wyjaśnić. - Wyjaśnij. – Zażądał głośniej. - Odeszłam z Czwórki zanim wprowadziłeś się do Homeland. Ból przyszedł po wyjaśnieniu. To zmiażdżyło jego serce, jakby ktoś ściskał jego klatkę. Zawsze obawiał się, że odejdzie z pracy i go zostawi. – Opuściłaś mnie? Jej oczy zalały się łzami. – Tak. Tak mi przykro. Puścił ją i odchylił się do tyłu, wyszarpując się od jej delikatnego dotyku. Chciał zepchnąć ją z kolan, ale nie mógł tego zrobić. – Opuściłem Czwórkę i przybyłem tu bez Ciebie? - Tak. – Łzy płynęły po jej twarzy. Oparł się pokusie otarcia ich kciukiem. – Dlaczego jesteś tu i teraz? - Potrzebujesz mnie. Przyjechałam kilka minut po tym, jak zadzwonili. Nawet nie pojechałam do domu. Zawróciłam samochód i przyjechałam prosto do Homeland. - Nie będziesz w niebezpieczeństwie, jeśli opuścisz moją klatkę? - Nie. Jesteś tutaj bezpieczny. Obiecuje. Joy opuściła go. Miał swoją dumę. – Wynos się. Idź. – Widział zaskoczenie w jej oczach. – Zjeżdżaj z mojej klatki. I ponownie mnie nie dotykaj. Nie chcę Twojej łaski. - 466. – Szepnęła, sięgając do jego twarzy. Zareagował odsuwając się do tyłu, delikatnie zsuwając ją na podłodze, aż wstał na nogi. Cofnął się pod ścianę klatki, obserwując ją walczył z emocjami. Ból i gniew wyrównały się. - Niech ktoś inny powie mi, co się stało. Nie wierzę Ci już. Beta:doktorek22 91
Joy otarła łzy, gdy obserwowała 466, jak tworzy dystans między nimi. Mówiąc mu, jak było, było pomyłką. Nie chciała go okłamywać, lub grozić że ucieknie, wierząc, że jest w niebezpieczeństwie z powodu Mercile. Zapomniała, jak opiekuńczy był, gdy zamknął drzwi klatki, myśląc, że jest w niebezpieczeństwie. Klucz do jego kajdan był poza zasięgiem, tam gdzie go rzuciła, ale mógł dorwać klucz do drzwi. Był w jej kieszeni, tam gdzie go schowała wchodząc do celi. - Proszę, 466. – Więcej nie żebrała. Poczucie winy zjadało ja od chwili, gdy spakowała torbę i pojechała do hotelu na pustyni. – Posłuchaj mnie. - Nie. – Odsunął górną wargę, ukazując ostre kły. – Wynoś się. Nie jestem już Twój. Moje imię to naprawdę Moon? Wybrałem je? - Tak. - Więc przestań nazywać mnie numerem. – Spojrzał na nią i groźnie zawarczał. – Mówiłem Ci, że nigdy nie wezmę imienia człowieka. Jej strona zawodowa była szczęśliwa słysząc to. Wydawał się myśleć spójnie i zbierać informacje, które mu przekazywała. Miał prawo być złym i odrzucić jej pomoc, po tym, jak zdradziła jego zaufanie. To co go raniło, również działało na nią. Samolubna cześć chciała zostawić go na kilka godzin w nadziei, ze zapomni to co powiedziała, by mogli zacząć ponownie od nowa. Lekcja. On teraz mnie nienawidzi, teraz kiedy zrozumiał co się wydarzyło między nami. - Moon, nie zostawię cie. Musimy dowiedzieć się, jak możemy Ci pomóc. - Nie chcę Cię blisko siebie. Znowu nie płacz. Jej uczucia nie miały znaczenia. – Nie jesteś często świadom, ale teraz jesteś. Odczuwasz psychiczny ból? Nic Cię nie boli? Cierpisz na bóle głowy? Nudności? – Nie była lekarzem medycznym, ale była całkiem pewna, że oni będą chcieli wiedzieć, jakie są skutki narkotyku. – to ważne. Skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał w dół na łańcuchy, gdy gniew zmarszczył jego nos. – Moje ciało jest w porządku. - Jakieś osłabienie stawów? - Nie. Łańcuchy są niewygodne, ale żyłem z gorszymi. - Jakieś odrętwienia dłoni? Palców? Zgiął ręce. - Nie. Beta:doktorek22 92
Odetchnęła z ulgą słysząc to. To nie były narkotyki stworzone do wpływania na układ nerwowy, powodujący szaleństwo. – Co z Twoimi emocjami? Czujesz coś? Masz problemy koncentracją lub po naszej rozmowie? Jak z Twoim wzrokiem? Słuchem? Jakiś szum w uszach lub możesz usłyszeć własne bicie serca? - Wynoś się, Joy - Cholera, Moon. Proszę powiedz mi, zanim wyjdę. - Czuje się normalnie. I był bardzo zły, ale nie przypisywała tego żadnej fizycznej obawie. – Kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś mnie nie wiedziałeś kim byłam. To po prostu wiedziałeś? Dowiedziałeś się nagle, czy to przychodziło do ciebie stopniowo, powoli? Oparł się o pręty i podniósł podbródek, nadal zaszczycając ją tym ponurym wyrazem twarzy. – Byłaś znajoma, ale nie wiedziałem dlaczego. Skupiłem się na wspomnieniu, które zrobiło się silniejsze i wiedziałem, że to Ty. - Pamiętasz bycie w Mercile? - Tak. - Pamiętasz uwolnienie? - Tak. - Pamiętasz teraz Homeland? Jego twarz napięła się, gdy przeszukiwał pamięć. - Nie. - Co jest ostatnią rzeczą, jaką pamiętasz? - Byliśmy w Twoim biurze i chciałem Cię na swoich kolanach. Powoli podniosła się na nogi. – Spróbuj skupić się na tym, kiedy odeszłam. Jego gniew wrócił. – Nie muszę, sama mi powiedziałaś co się stało. - Spróbuj. Jestem tutaj, by Ci pomóc. Pozwól mi. - Przyprowadź nowego terapeutę. - Nie ma nikogo innego. Przypomniała sobie, co powiedzieli o dr. Kregkorze i zadrżała. Nie było mowy, żeby ktoś z NG przyprowadził go w pobliże Moona. – Chcesz wyjść z celi? Z tych łańcuchów? Beta:doktorek22 93
- Wiesz, że tak. - Więc rozmawiaj ze mną. Odpowiadaj na moje pytania, a coś wymyślę. Proszę. Zamknął oczy, a jego twarz wygładziła się. Zastanawiała się, czy planuje ją zignorować czy po prostu stara się odpowiedzieć na jej pytanie. Kilka podpowiedzi może pomóc. - Pewnego dnia byłem tam i kazałaś mi iść. Późno się położyłem. – Jego oczy otworzyły się i zaczął warczeć. – Poszedłem do Twojego biura, ale Strażnik powiedział mi, że Ciebie nie ma. Myślałem, że będziesz później, ale później powiedziała mi, że już tam nie pracujesz. Myślałem, że zostałaś zwolniona, ale człowiek powiedział mi, że odeszłaś. - To dobrze. – To pokazywało, ze mógł zmusić się do przywołania wspomnień. - Tam nie było nic dobrego. – Jego ramiona rozkrzyżowały się i położył ręce po bokach. – Nawet nie pożegnałaś się. - Miałam na myśli to, że jesteś w stanie przypomnieć sobie, i skupić się na jednym czasie. - Jesteś mi winna więcej, niż odejście bez pożegnania. – Odsunął się od ściany, robiąc krok do przodu. – Jak mogłaś to zrobić? - Nie miałam wyboru. - Okłamali mnie? Kazali Ci odejść? - Nie. – To było kuszące skłamać, aby rozładować jego gniew, ale nie upadła tak nisko. – Atrakcyjność miedzy nami rosła i wiedziałam, że nie będę mogła Ci się oprzeć. To dlatego musiałam odejść. Zrobił kolejny krok i zatrzymał się. – Wstydziłaś się, ze mnie pragnęłaś? Pół zwierzę? - Nie! – Inteligentna osoba kontynuowałaby tą rozmowę po drugiej stronie prętów, ale Joy zignorowała te rozumowanie. Moon mógłby przerażający i zastraszający. Mógł warczeć i pokazywać te ostre zęby, ale postanowiła postawić swoje życie na to, że jej nie skrzywdzi. – Oczywiście, że nie. Tłumaczyłam to już tysiące razy. Byłam Twoim lekarzem i to nie było w porządku, gdybyśmy mieli związek fizyczny. - Mówiłaś, że będą wykorzystywać mnie. – Zrobił kolejny duży krok i zatrzymał się kilka cali od niej, sprawiając, ze musiała się odchylić do tyłu by móc go obserwować.- Wyglądam na słabego? - Nie. Odnosiłam się do Twojego emocjonalnego stanu. Pamiętasz to?
Beta:doktorek22 94
Poruszył się szybko, i wzdrygnęła, gdy jego duże dłonie chwyciły ją za szczękę, trzymając jej głowę. Instynktownie chwyciła go za ramię, owijając jego nadgarstek. Nie walczyła i nie próbowała się uwolnić. Jego uchwyt nie był bolesny, ale mocny. - Dowiedzieliby się, nawet jeśli zdecydowałabym się rzucić etykę na bok. Prawdopodobnie kazaliby mi zapłacić karę, tylko po to, by ukryć tamto miejsce. - Moon. – Wyszeptał, zginając się tak nisko, zbliżając twarze do siebie. – Nie wiesz, skąd to imię, prawda? Mogę usłyszeć je, jak mówisz. Łatwo mówisz, 466, ale wahasz się mówiąc Moon. Nigdy nie widziałaś mnie po opuszczeniu Czwórki. Niedawno wybrałem to imię? - Nie wiem dokładnie, kiedy je przyjąłeś. - Jak długo minęło, od kiedy ode mnie odeszłaś? - Wolałabym nie odpowiadać. Masz dość wstrząsów, jak na jeden dzień. – Dodatkowo miał ręce na jej twarzy. Nie była aż tak głupia, chociaż niektóre wybory były głupie, kiedy odeszła od niego. - Tygodnie? – Milczała. Jego oczy zwężały się. – Miesiące? - Moon, ja naprawdę… - Rok? – Mówił nad nią, prawie dotykając nosem jej, uważnie wpatrując się w jej oczy. – Więcej, niż rok. Mogę to z Ciebie odczytać. Puścił ją, cofając się szybko, że niemal się potknął przez jeden z łańcuchów, ale wyprostował się. Warkot wyszedł z niego, gdy odwrócił się do niej. – Wynoś się! Znienawidzone łzy pojawiły się w oczach Joy. Nie płakała nigdy, chyba, że chodziło o Moona. – Dobrze. – Wycofała się. – Odchodzę. Nagle rzucił się do przodu i przestraszyła się, gdy silne ręce objęły jej talię. Jej stopy oderwały się od podłogi, a plecy uderzyły w pręty. Nie bolało, ale było wystarczająco mocne, by zabrać oddech z jej płuc. Moon przyszpilił jej ciało swoim. Jego pierś i uda były dociśnięte dokładnie tam, gdzie chciał. - Dlaczego? - Musiałam… zanim zaczęliśmy uprawiać seks. Nie pozwolili by nam być razem. Zrobiłam to dla Ciebie bardziej, niż myślisz. Przysięgam. Bałam się, że zechcesz kogoś zaatakować w odwecie za ból. To była ostatnia rzecz, jaką chciałabym.
Beta:doktorek22 95
Pochylił się, aż jego gorący oddech drażnił jej usta. – Nie. Dlaczego jesteś teraz i tutaj? Chcę prawdy. Nie odwracaj wzroku ode mnie. - Miałeś kłopoty i myślałam, że mnie potrzebujesz. - Potrzebowałem Cię wcześniej. To była tortura, bycie tak blisko niego. Każdy oddech, który brał, powodował ze była świadoma, że nie miał na sobie koszulki, a jego ciepłe ciało promieniowało ciepłem przy jej cienkiej bluzce. Jej ręce drżały, gdy podniosła je i chwyciła jego barki. Mocne i grube ramiona napięły się pod jej palcami. - Nie było dnia. – Wyznała – że nie żałowałam odejścia. Myślałam o Tobie cały czas. Marzyłam, żeby sprawy były inne. Przyjechałam tak szybko, jak tylko Homeland do mnie zadzwonił. Chciałam ponownie Cię zobaczyć. Warknął cicho, jego pierś huczała przy niej. – Powiedziałaś, że to nie jest Czwórka. Moi ludzie pilnują tego miejsca i wprowadzili zasady? To prawda? - Tak. Odwrócił wzrok, ogarniając spojrzeniem piwnicę. – Gdzie oni są? - Na górze. Widzenie ich denerwowało Cię. - Jesteśmy tutaj sami? - Tak. - Moi ludzie znają mnie? - Tak. Wszyscy w Homeland martwią się o Ciebie. Zwłaszcza, Twój najlepszy przyjaciel. – Zmieszanie ukazało się na jego twarzy. -Chcesz poznać jego imię? – Zastanawiała się, czy, gdy usłyszy imię Harleya cos mu się przypomni. - Moi ludzie zadzwonili do Ciebie, żebyś pomogła mi? - Tak. - Wystarczająco dobre. – Nie wiedziała, co to znaczy, a gdy otworzyła oczy, by zapytać go, zamiast tego zadyszała, gdy przycisnął się mocniej do niej, prawie przytwierdzając ją do prętów – ręce wsunął położył na jej żebra, kciukami dotykał jej piersi. – Wtedy oni będą wiedzieli, co będę Ci robił.
Beta:doktorek22 96
Bez ostrzeżenia odwrócił się, oderwał ją od prętów i zaczął szybko iść. Joy była zbyt zaskoczona, aby zareagować, gdy ją rzucił. Poczuła strach, gdy zaczęła spadać, ale nie uderzyła w podłogę. Zamiast tego miękki materac przykuł jej uwagę, gdy wylądowała na nim. Na prawo od niej było łóżko. Zabrzęczały łańcuchy. Spojrzała przez ramię, jej serce fiknęło koziołka i była w szoku, gdy obserwowała Moona stającego w rozkroku nad jej udami. Jedną rękę położył płasko na jej plecach, aby utrzymać ją w miejscu, a drugą sięgnął do jej paska od spódnicy. Zamek zatrzeszczał głośno, gdy zsuwał go w dół. - Co Ty robisz? Powietrze musnęło jej kręgosłup, a palce zaczęły zjeżdżać na jej bieliznę. Mocno szarpnął, w tym samym czasie unosząc swój ciężar. Jej spódnica była na górnej części ud, gdzie tworzyła się garść materiałów. Próbowała odwrócić się, ale nie dała rady, gdy jego kolana trzymały ją w pułapce. Moon puścił jej spódnicę i zawisnął nad nią. Jego ręka opadła na materac obok niej, pochylił się tam nisko przysuwając swoją twarz do niej. - Staram się nie zerwać ubrania z Ciebie, ale one spadają. Możesz pomóc mi ściągnąć je, albo zerwę je. Każde ostrzeżenie, jakie otrzymała od niego przeszły przez jej umysł, ale nie bała się. Była gotowa na to. Ona nawet tego chciała. Chciała tego zbyt długo. Dłoń za nią ponownie przesunęła się na jej tyłek, mocno ściskając jeden z pośladków. Szorstki dotyk jego palców był bardzo widoczny na skórze osłoniętej majtkami. – Twój tyłek teraz należy do mnie, słodka. Ktoś, kto mnie zna, wie jak bardzo Cię pragnę. – Obserwował jej oczy, gdy masował jej tyłek, tam gdzie go chwycił. – I wysłali Cię do mnie. – Zniżył wzrok na jej usta, wpatrywał się w nie. – Powiedz to. Musiała przełknąć, aby odnaleźć głos. - Co chcesz, żebym powiedziała?- Jej puls przyśpieszył, gdy rozluźniła mięśnie pod nim. Jego brew wygięła się, gdy ponownie spojrzał w jej oczy. – Nie masz żadnych wymówek? Żadnego odrzucenia?
Beta:doktorek22 97
Bardzo powoli usztywniła ramiona i zaczęła się odwracać. Ciężko było jej to zrobić z jego ciałem ograniczającym jej, ale jego uścisk na jej tyłku zelżał i Moon uwolnił go. Przewróciła się na plecy nie zrywając kontaktu wzrokowego. Wyciągnęła ręce, drżąc objęła jego twarz. Zaskoczenie sprawiło, ze rozszerzył oczy, gdy delikatnie przyciągnęła go do siebie. Przechyliła lekko podbródek i oblizała wargi. - Pocałuj mnie. Wciągnął powietrze i kolejny miękki warkot wydobył się z niego. – Zamierzam dla Ciebie zrobić wszystko.
Beta:doktorek22 98
Rozdział 7 Podniecenie i mała doza niepewności przeszły przez Joy, gdy zamknęła oczy i usta Moona przycisnęły się do niej. Były zaskakująco miękkie. To był bardziej test, niż pocałunek, gdy wygięła plecy. Otworzyła oczy, by zobaczyć go unoszącego się nad nią. Czuła mroczną intensywność jego spojrzenia. - Zdejmij ubranie. Wszystko. – Moon podniósł się i ostrożnie wstał. - Teraz. Dopiero po sekundzie jej umysł zaczął pracować. Usiadła i złapała za rąbek koszulki, ale zawahała się. Marzyła o tej chwili od bardzo dawna. Jej ręce trzęsły się, gdy ściągała ją. Jej policzki rozgrzały się wiedząc, ze ją obserwował i miała nadzieje, że nie był rozczarowany, kiedy dostał, to co chciał. Inne pytanie bez odpowiedzi nękały ją. Był wykorzystywany przez kobiety z Gatunku. Ich ciała były twarde i stonowane. Jej nie było. On kiedykolwiek spał z człowiekiem? Chciała zapytać, ale wiedziała, ze prawdopodobnie jej nie odpowie. Inna sprawa to poczucie winy. Jej zawodowa strona krzyczała, ze nie powinna tego robić, gdy jego stan psychiczny jest zachwiany. Co jeśli miał dziewczynę, której nie pamiętał? Mógłby ją po wszystkim znienawidzić? Mów teraz, zażądała, jej sumienie na to nie pozwoli. - Moon? - Zdejmij ubrania. – Jego głos był głęboki, prawie nieludzki. - Brakuje Ci kilku fragmentów we wspomnieniach. Może być ktoś specjalny w Twoim życiu, do kogo żywisz uczucia. Nikt nie wspomniał o Twojej dziewczynie, ale to nie oznacza, że nie ma innej zainteresowanej dziewczyny. Wiem tak mało, o Twojej aktualnej sytuacji, ale nie można dobrowolnie oszukiwać. To może później wysypać się. Zrobił krok do przodu i chwycił koszulkę, którą ona zdjęła, ale nadal trzymała. Odrzucił ją na podłogę. - Możesz mnie później znienawidzić, jeśli to zrobimy a żywisz uczucia do kogoś innego. Beta:doktorek22 99
- Żadnych wymówek. – Warknął To dało jej chwilę, by spojrzeć na niego z obawą. Przykucnął. – Jeśli jest tam kobieta, nie ma jej tu. Ty tu jesteś. Ojej. Czy jakąś kobieta była ważna dla niego? Wydawał się domyśleć, gdzie powędrowały jej myśli. Nie powinno ją zaskoczyć, że ten mężczyzna wiedział, jak wnikliwe to było. - Jestem pewien, że nie chcę żadnej innej kobiety, oprócz Ciebie, Joy. Jeśli randkowałem z kimś, skończyłem z nią. - Nawet nie wiesz tego na pewno. Pochylił się do przodu, chwycił rękoma krawędź łóżka i skinął głowa. – Nie mam wątpliwości. Był całkowicie szczery. To było prawie żenujące, jak sprawiał, ze jej emocje były bliskie krawędzi. Szczyciła się utrzymywaniem emocji na wodzy, do czasu aż spotkała Moona, przybył rozdzierając jej dusze tak, ze nie mogła być bez niego, bez uniknięcia katastrofy dla ich obojga. - Okay. – Sięgnęła do tyłu i odpięła stanik. Jego spojrzenie obniżyło się, gdy go ściągała. Rzuciła go poza łóżko i położyła się płasko na łóżku, wypinając biodra do góry.
Jego uczucia były ukryte, gdy obserwowała jego twarz – szukała odpowiedzi o tym, co myślał lub co czuł, gdy opuściła nogi. Nie miała pojęcia co robić z rękoma, więc położyła je płasko na materacu, przy biodrach. Moon wstał i sięgnął po dres. Jego fiut naciskał na bawełniany materiał, wysuwając się do przodu. Musiał odsunąć pasek od swojego pobudzenia, wyprostował się, gdy zaczął się głaskać. Ukląkł, odwracając od niej wzrok, przeklął. - Cholerne łańcuchy. – Materiał ukrywał je, ale gdy zerwał z siebie dres łańcuchy pozostały.
Beta:doktorek22 100
Joy zapiszczała, gdy ponownie się wyprostował i przeszedł na dolną część łóżka. Kolano oparł na brzegu łóżka, a resztę ciała oparł na ramionach. Jego wzrok przesunął się po jej gołych nogach i twarzy. - Otwórz się dla mnie, słodka. -Nie chcesz mnie najpierw pocałować? - Zamierzam. – Jego wzrok opadł na jej ogolone łono. – Otwórz. O cholera. Załamała się lekko. – Może powinniśmy na początku poruszać się powoli? Um, minął już jakiś czas, ja… um.. jestem lekko zardzewiała. Może na początku powinniśmy się pocałować i… eh… zmierzać na dół? Moon utrzymywał na niej wzrok i uśmiechnął się. To było katastrofalne. – Nie jesteś dziewicą. Pamiętam to. Więc to pamięta. Był wtedy wściekły, gdy wyjaśniła mu, że miała kilku chłopaków, z którymi była intymnie. Wydawał się być tak naiwny, myśląc że miłość i seks idą w parze z ludzkimi kobietami. To przyciągnęło ją do niego bardziej. Przesunął się kilka cali do przodu i napiął ręką jeden z łańcuchów. Jego uśmiech zamarł, gdy podniósł ramię i pociągnął za niego. - Trzymaj się! – Wsunęła nogi miedzy jego ramionami i przesunęła się w dół, chcąc zejść z łóżka. Moon warknął. – Wracaj tu z powrotem. - Daj mi chwilkę. – Pobiegła do drzwi od celi. Metal przesuwający się po podłodze był jedynym ostrzeżeniem zanim one zamknęły się, a jego dłoń przytrzymała je dla wsparcia. - Nie. Nie odejdziesz. Odwróciła się wpatrując się w niego. - Idę po klucz do Twoich kajdan. Chcesz tego, prawda? Niezdecydowanie zamigało na jego twarzy - Wrócę. Rzuciłam klucz, gdy otworzyłam drzwi, wiec nie możesz mi wierzyć. Mogę je usunąć. Beta:doktorek22 101
Pochylił się do przodu, aż ich twarze dzieliły centymetry. – Możesz kłamać. Wyciągnęła dłoń i popieściła jego klatę. – Zaufaj mi, Moon. Chcę Ciebie. Wezmę klucz i wrócę do Ciebie. Była oszołomiona gdy opadł na kolana – trzymając ją jak w pułapce – i dotknęła plecami drzwi. Puścił pręty celi i pochylił głowę. Uczucie jego gorących i mokrych ust na prawej piersi sprawiło, że kolana prawie się pod nią ugięły. Jej palce wsunęły się w jego włosy, gdy ssał jej sutek. W tym nie było nic łagodnego. Silne ssanie wprawiło ją w drżenie, wstrząsy przyjemności płynęły bezpośrednio do jej łechtaczki i ogrzewały jej brzuch, do czasu aż poczuła, jakby stanęła w płomieniach. - Tak. Zostawił jej pierś, aby zająć się drugą, otaczając ją tą samą agresywną uwagą. Warkot wyszedł z niego, a ręce, którymi ją trzymał wzmocniły uścisk. Joy starała się pozostać w pozycji stojącej. Obawiała się, że pozostanie z niej jedynie kałuża potrzeby. Moon nagle ją puścił, podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Wciągnął powietrze i miękki pomruk uszedł z lekko uchylonych ust. – Chcesz mnie. Ja naprawdę mogę skosztować Twojej potrzeby. Powiedzenie czegoś było czymś niemożliwym. Zamiast tego przytaknęła. Jego chwyt złagodniał, aż cofnął się. Też musiała go puścić, zrobić coś, czego nie chciała, ale nie miała wyjścia. – Weź klucz. Jeśli mnie okłamiesz… - Groźba wisiała w powietrzu. Skinęła głową w milczeniu i ponownie zaczęła zmierzać do drzwi, ale zdała sobie sprawę, że są częściowo zablokowane. Joy podeszła do nich, otworzyła je wystarczająco szeroko, by mogła się zmieścić. Odwróciła się do Moona plecami i gorączkowo zaczęła szukać klucza, który wcześniej odrzuciła. Srebro błyszczało na piwnicznej podłodze przy słabych światłach. Zajęło to jej uncje kontroli, by nie rzucić się biegiem do nich, ale iść powolnym krokiem. Kolejny warkot wyszedł z Moona, kiedy pochyliła się i wzięła klucze z podłogi. Odwróciła się i
Beta:doktorek22 102
zauważyła, że Moon otworzył szeroko drzwi od celi i zablokował je swoim imponującym wielkim ciałem. - Chodź do mnie. – Zażądał ostro. Jego fiut drgnął, był niesamowicie twardy, zrobiła krok do przodu i kolejne, aż stanęła przed nim. Prawie się dotykali. Moon wyrwał klucze z jej dłoni. Utrzymując kontakt wzrokowy z nią uwolnił oba nadgarstki. Kajdany i łańcuchy opadły na podłogę z głośnym brzękiem. Potem pochylił się i uwolnił koski. Joy nie spodziewała się, ze ją złapie, ale to zrobił. Ramię owinął wokół jej tali i podniósł ją. Długimi krokami zaniósł ja do łóżka. Rzucił ją na nie i oszołomioną odwrócił na plecy. Obserwowała, jak przechadzał się po celi, zatrząsnął drzwi i chwycił jedną z kajdan, który był przymocowany do jednego z przednich narożników. - Co Ty robisz? Nie zaszczycił jej nawet szybkim spojrzeniem, gdy owijał kilka razy łańcuch wokół krat i drzwi
i zablokował go, zabezpieczając. Wziął drugi łańcuch i owinął go co
najmniej 5 razy wokół tamtego i również zablokował go. Łańcuch musiałby zostać nacięty w kilku miejscach, aby mógł puścić. Po czym odwrócił się do niej. - Dlaczego to zrobiłeś? - Nikt, kto przyjdzie nie zatrzyma mnie. Przynajmniej zajmie im to, trochę czasu, zanim dotrą do mnie. - Nikt nie będzie nam przeszkadzać. - Nie biorę nic za pewnik, słodka. To był mężczyzna, wiedziała o tym- ten w którym się zakochała. Podszedł do niej z ikrą drapieżnika, ale nie chciała oszukiwać się na tyle, by zapominać o tym, iż nie w pełni jest człowiekiem. - Rozłóż dla mnie nogi szeroko.- Żąda szorstko. – Teraz. Nie będę już dłużej czekać. Nie mogę. Mam zamiar użyć zębów. Jakaś jej część była kuszona, by zobaczyć, co by się stało, gdyby to zrobił. Marzyła niezliczoną ilość razy o kochaniu się z nim bez ograniczeń. Był dziki, jego Gatunkowe instynkty ledwie powstrzymywane – byłby całkowitym przeciwieństwem kogoś, z kim Beta:doktorek22 103
była intymnie. To była kolejna cześć seksualnego odrzucenia. Inna jej część pamiętała, że był w swojej dzikiej świadomości i ona mogła wrócić. Nie miała zamiaru nadwyrężać swojego szczęścia. Byli razem tu i teraz. Joy rozchyliła nogi, podniosła kolana do góry i oparła obcasy o krawędź materaca. Moon podszedł bliżej, zatrzymując się przy łóżku wzrok miał skupiony na jej płci. Ciężko przełknęła, a jej serce mocno kołatało. Ponownie nie wiedziała co ma zrobić z rękoma. Nerwy doprowadzały ją do szału. Nie uprawiała seksu od prawie trzech lat. To będzie pierwszy raz, od kiedy została zdradzona przez chłopaka. Wtedy poznała 466. Jej praca przytrzymywała ją na pustyni i raz, gdy wyszła na randkę upewniła się, że mężczyznom wiele brakowało. Żaden nie mógł porównywać się z mężczyzną z jej snów. Facetem z moich marzeń, poprawiła się przypominając, że nie lubił być nazywany mężczyzną. Stał tam, obserwując ją. Jego oczy stały się czarne, zamiast ciemnego brązu. Jego rysy stwardniały i obawiała się, że niepodobna mu się to, co widzi, pomimo jego wciąż twardniejącego fiuta. - Moon?- Niepewność w jej głosie była oczywista. Jeden urwany oddech i oparł kolana o brzeg materaca. Na dłoniach oparł swoją cała wagę, gdy wspinał się powoli ku górze. Nie wydał żadnego ostrzeżenia zanim obniżył łokcie i chwycił ją po wewnętrznej stronie ud. Jego jedwabiste włosy muskały jej skórę, a gorący oddech skupiał się na jej płci. Warkot był seksowny i gardłowy, trochę straszny przez to, jak nieludzko brzmiał, ale miała inne rzeczy, na których musiała się skoncentrować. Unieruchomił jej biodra mocno i jego palce rozszerzyły jej dolne wargi dla swoich ust – poczym jego język szybko przesunął po jej łechtaczce. Joy nareszcie wiedziała, co może zrobić z dłońmi, gdy przyjemność przeszyła jej ciało. Wbiła paznokcie w pościel, mocno przebijając ją. Moon w utalentowany sposób zawirował ustami przy jej łechtaczce, a język z determinacją wbijał w nią, zostawiając ja sapiącą i niezdolną do spójnej myśli.
Beta:doktorek22 104
Smak Joy prawie pozbawił go kontroli. Jego obolały fiut i surowy ból promieniował w całym jego ciele z konieczności bycia w niej, ale opierał się temu. Chciał, żeby pierwsza doszła. Pomogłoby mu to wejście w nią, gdyby była przemoczona i gotowa. Jej biodra unosiły się w jego uścisku. Kręciła się szalenie, w rozpaczliwy sposób, co zapewniało go, że jest wystarczająco bliska dojścia. Była tak wrażliwa, że prawie stracił kontrolę i pozwolił zwierzęcej stronie przejąć ster. Złapał ją mocniej i szybciej pocierał językiem wystający pęczek, do czasu aż wykrzyczała jego imię. Czucie jej miękkiej skóry wabiło go do badania każdego skrawka jej ciała, ale zrobi to później. Potrzeba bycia w niej przewyższała wszystko inne. Jej ciało drżało, gdy wdychał jej zapach po orgazmie, co złamało jego determinację. Oderwał usta od jej nieba i róży, i wspiął się wyżej nad Joy. Jej oczy były zamknięte, głowa odchylona do tyłu, a usta otwarte. Jej twarz była zaczerwieniona i różana – bardziej piękna i zmysłowa od każdej rzeczy, jaką kiedykolwiek widział. Wreszcie, była jego. Pragnął dziko wejść w nią, wziąć ją i przywłaszczyć. Szukał nawet idealnego miejsca do ugryzienia, gdzie nie zrobiłby wielkiej szkody, ale byłoby widoczne dla innych mężczyzn, które nosiłaby jak ubranie. Wypukłość jej piersi zatrzymała jego poszukiwania. Lubiła nosić koszule, które ukazywały jej dekolt. Jedno ugryzienie w ich pobliżu byłoby idealne na jego roszczenie. Jedna z jej rąk puściła pościel i położyła ją na piersi. Spojrzał w dół i przypomniał sobie, jak delikatna była. Jej palce były szczupłe, dłonie małe, a jej skóra dużo jaśniejsza od jego. Nagląca potrzeba pieprzenia Joy nieznacznie zmalała. Spokojnie, cholera, przypomniał sobie o instynktach chcących wydobyć się na zewnątrz. Oparł dłoń przy jej twarzy i sięgnął między nimi, łapiąc jej kolano i zahaczył o swoje biodro. Nie musiał kierować swojego fiuta w nią. Jakby miał własny rozum, całkowicie skoncentrował się na przemoczonym centrum. Przesunął się lekko i ponownie zaczął lekko warczeć, gdy wsuwał się w nią. Powoli, nie zrań jej. Powtarzał w myślach. Piękne niebieskie oczy otworzyły się i on zapomniał przez sekundę, jak się oddycha, zmrożony przez Joy, gdy spojrzała na niego spod zmrużonych powiek z Beta:doktorek22 105
zadowoleniem. Moja kobieta. Wspomnienia szybko przemknęły przez jego umysł, od całego czasu, jaki spędzili razem do każdego sposobu w jaki pragnął tej kobiety, a teraz już nie musiał czekać. Pchnął delikatne, rozciągając ją, po czym opadł na jej miękkie i delikatne ciało. Nie mógł powstrzymać warkotu, gdy wszedł głębiej, napierając na jej cipkę tak mocno, że obawiał się, że zaboli to ich oboje. Jej oczy rozgrzeszyły się, ale nie było w nich nic, oprócz pożądania. Jedną dłoń, bez pazurów położyła na jego klacie. Drugą złapała za jego biceps, trzymając go tak, jakby jej życie od tego zależało. Jej usta rozchyliły się, gdy jęknęła. Jej biodra podskoczyły, przesunęły się pod nim i jej płeć zacisnęła się na jego fiucie. To było tak przyjemne, że chciał zaryczeć, ale zamiast tego skupił się na swojej kobiecie. Wychodź. Powoli. Pozwól jej się przyzwyczaić. Powtarzał te słowa, gdy brał ją zbyt mocno i szybko. Czysta ekstaza groziła utonięciu jego dobrym intencjom. Zawsze wiedział, ze bycie z Joy będzie dobre, ale to było poza granicami tego, czego dotychczasowo doświadczył. Ona była jak niebo, piekło i wszystko, co odurzające – jak narkotyk odurzający jego zmysły i wszystko, o czym kiedykolwiek śnił, opakowane w jedną małą kobietę. - Jesteś moja. – Wymruczał, wiedząc, że nie wytrzyma długo. Jego nasienie groziło wylaniem, a jego emocje były zbyt silne, by je powstrzymać. Puścił jej kolana, przesunął rękę między nich i kciukiem maskował wściekle jej łechtaczkę. Wiedział, że w tym miejscu jest wrażliwa, od jego ust i zareagowała natychmiast, wpijając paznokcie w jego skórę oznakowała go. Przesunął usta na jej gardło. Joy przesunęła głowę dając mu łatwiejszy dostęp i delikatnie ugryzł ją. Ona zadrżała pod nim i wykrzyczała jego imię. Jej mięśnie ściskające jego penisa chwyciły go mocniej i doiły, gdy zaczął drżeć. Oderwał usta od jej delikatnego gardła, gdy ekstaza przeszyła jego ciało. Jego penis urósł u podstawy, gdy wypełniał Joy swoim nasieniem, strumień wytryskiwał tak mocno, że aż to bolało. To był słodki ból. Była warta czekania. Wiedział, ze to będzie niesamowite, ale nigdy nie wierzył, że będzie tak dobrze do momentu, aż posiądzie Joy. Jedna sprawa była jasna, przede Beta:doktorek22 106
wszystkim jego ciało miało swój rozum, chociaż poznał smak swojej kobiety. Nigdy już nie pozwoli jej odepchnąć się ponownie. Zatrzymam ją dla siebie! To była ostatnia świadoma myśl, gdy wszystko stało się czarne.
Joy próbowała złapać oddech, ale to było prawie niemożliwe z ciężkim ciałem Moona przypierającym ją do łóżka. - Moon? Nie odpowiedział. Jej ręce podążyły do jego ramienia i barków, starając się przesunąć go na tyle, by zobaczyć jego twarz. Jego oczy były zamknięte, a wyraz twarzy rozluźniony. - 466? Nie poruszył się, ani nie obudził. Zmartwienie uderzyło szybko i mocno. Był w fizycznej formie i nie było logicznego wyjaśnienia, żeby spowodował to wyczerpanie po seksie.
Oczywiście
może
to
być
spowodowane
działaniem
narkotykiem.
Prawdopodobnie walczył sam ze sobą. Walczył też ze swoim systemem. Uspokoiła się, nie robiła nic innego i zaczęła oddychać normalnie. Nie ma mowy, żeby mogła przenieść go bez toczenia po podłodze. Mógł by się zranić. Ich ciała nadal były połączone i zdała sobie sprawę, że mógł zablokować się w jej wnętrzu. Czucie go, dużego i twardego było warte dla tego. Joy wiedziała wszystko o fizycznych różnicach Gatunku. Nie tylko większość z nich miała ostre kły a także grube i zrogowaciałe palce, to psowaci z Gatunku powiększali się u podstawy po wytrysku. Kotowate nie powiększali się, ale ich nasienie było cieplejsze, niż normalnie. Naczelni z Gatunku mieli tendencje do bycia dotykalskimi. Przesunęła dłonie po ramionach Moona, wszędzie, gdzie mogła go dotknąć. Przez niezliczoną ilość nocy marzyła o tym, by znaleźć się w dokładnie takiej sytuacji. Oczywiście w fantazjach był rozbudzony i całował ją.
Beta:doktorek22 107
W końcu uprawiali seks i to orzeźwiło jej umysł. To było dziesięć razy lepsze, niż to, czego oczekiwała. Dreszcz, tego dobrego rodzaju, przeszył jej kręgosłup. Jej Gatunkowy kochanek nie tylko wiedział, jak uprawiać niesamowity seks oralny, to jeszcze nie kochał się tak normalny człowiek. Dociskał swoje biodra do jej i z każdym ich ruchem jego fiut uderzał w idealne miejsce. Samo myślenie o tym sprawiało, że pragnęła kolejną rundę. Jestem w nim jeszcze bardziej zakochana. To było orzeźwiające. 466-Moon- był niebezpieczny dla każdego serca. Każda czerwono krwista kobieta zwracałaby uwagę na jego niesamowitą osobowość i jego fizyczną dominacje. Ona nie była wyjątkiem. Co się stanie, gdy jego wszystkie wspomnienia wrócą? Martwiła się tym, gdy nadal głaskała jego ciało, tam gdzie mogła sięgnąć. Była możliwość, że nie czuł już silnych więzi z nią. Ludzie mogli wiele zmienić w ciągu dwóch lat – filmik Harleya był wystarczającym dowodem. Mężczyzna, którego znała nie żartował podczas gry na temat kobiet. Nadal przeszkadzało jej to, że mógł spotykać się z kimś innym. Harley nie wspominał o dziewczynie, ani kobiecie, z którą Moon się spotykał i stracił dla niej serce. Wiedziała, że życie zmienia wydarzenia, które mogę spowodować zastój w życiu. Co zrobi, jeśli wyzdrowieje i przypomni sobie o tym, kogo stracił? Co zrobi, jeśli jej nie będzie chciał? To ją zniszczy i straci go ponownie. Joy zamknęła oczy i przytuliła się do Moona. Dzień za dniem, krok za krokiem. To była rada, którą dawała swoim klientom, gdy stawali się niepewni w swoim życiu prywatnym. Priorytetem był Moon. O przyszłość pomartwi się później.
Beta:doktorek22 108
Rozdział 8 Coś jest inaczej. To była jego pierwsza myśl po tym jak stał się obudził. Pobudzający kobiecy zapach wypełnił jego płuca. Jego pozostałe zmysły również budziły się do życia. Wyczuł ciepłe ciało pod sobą. Miękkie piersi znajdowały się naprzeciwko jego klatki piersiowej, kobiece części intymne jego towarzyszki znajdowały się pod nim, słodki ciężar jej nóg był umiejscowiony również na nim. Otworzył oczy na widok kasztanowych loków ułożonych na poduszce i jej bladego gardła wprost jego twarzy. Jego wzrok powędrował od jej podbródka do delikatnej twarzy. Wydawała mu się znajoma ale nie mógł zrozumieć swoich opiekuńczych instynktów, dlaczego czuł taką głęboką troskę w sobie wobec kobiety która spała obok niego. Jego kutas był twardy i był wewnątrz niej. Próbował sobie przypomnieć jak ta kobieta znalazła wejście do jego celi ale nic nie przychodziło mu na myśl. Narkotyki były odurzające. Ta myśl powróciła do niego w sekundzie aby skojarzyć myśli z ich znaczeniem. Mgliste wspomnienia powróciły do niego bycia postrzelonym przez strzałę i uczucie silnego bólu wewnątrz jego głowy. Narkotyki były używane na nim wcześniej ale szczegóły ile razy był pod ich wpływem pozostały zamazane. Wiedział o tym, że narkotyki były bronią, które służyły do zmuszania go do uprawiania seksu z innymi kobietami z gatunku. Człowiek. Spojrzał na dół aby zobaczyć drzemiącą kobietę leżącą na jego posłaniu. Tak dla pewności. Ogarnął go szał i przyśpieszyło mu serce. Wróg. Więcej obrazów i częściowych wspomnień ukazało mu się, upokorzenia, nadużycia i sadystyczne zachowania, które stosowali ludzcy strażnicy więzienni. Podniósł swoją rękę ostrożnie, aby nie wykonywać nagłych ruchów aby nie oznajmić swojej obecności. Dolna część jego ciała pulsowała, na wspomnienie jak mokra i ciasna była jego towarzyszka. Pożądanie próbowało zagłuszyć jego świadomość aby nie szukać na niej zemsty. To było takie cudowne odczucie posiadanie jej ciała wewnątrz jego. Pomocy. Ona jest zbyt mała i słaba aby walczyć ze mną. To spowodowało, że się zastanowił. Nie był okrutną osobą.
Beta:doktorek22 109
Mógłby jej przebaczyć. To go rozłościło, że był używany do wielu eksperymentów. Jego spojrzenie obejrzało jej ramiona, gardło i dolną część ramion, które znajdowały się na poduszce. Brak siniaków i śladów ugryzień znaczyły jej bladą skórę. Nie wziął jej w sposób agresywny w jaki mógłby ją wziąć przez narkotyki w jego organizmie. To było także mylące że ona patrzyła na niego, ich ciała połączyły się w intymny sposób, kiedy powinna mieć wzrok skierowany w dół. Mógł wziąć ja od tyłu. Owinął swoje palce delikatnie wokół jej wrażliwego gardła . Jedno szybkie zaciśnięcie dłoni i byłby koniec. Umarłaby bez bólu. Skupił swoją uwagę na jej twarzy, studiował każdą najmniejszą cechę. Jej buzia była pociągająca. Jej nos był tak inny od jego- mały i węższy. Jej kości policzkowe były mniej zarysowane niż jego. Nawet jej rzęsy były wspaniałe. Wspomnienie jej wpatrującego się w niego przebłysło w jego pamięci. Wiedział, że jej oczy będą niebieskie, piękne, z drobinkami złota. Nie mógł sobie przypomnieć gdzie wcześniej ją widział, ale był pewny że kiedyś już ją spotkał. Jego ręce na jej szyi rozluźniły się. Ochronne instynkty rosły w siłę, aż jego klatka piersiowa się zacisnęła. Musiał przełknąć gulę, która utworzyła się w jego gardle, omal nie zakrztusił się na siłę emocji, które poczuł. To było mylące dlaczego czuł do siebie wstręt na myśl o uszkodzeniu jej szyi. Widok jego dłoni na jej gardle był jak sygnał alarmowy. Opuścił dłonie i odgarnął jej czule włosy na bok. Delikatne. Oddychał w tym samym tempie co ona. Był tak skoncentrowany na kobiecie, że nie mógł się skupić na ocenie sytuacji. Odwrócił głowę i uważnie obserwował otoczenie wokół siebie. Dobrze wiedział, że znajduje się w celi. Kraty biegły od podłogi aż do sufitu na trzech ścianach. Cela dobrze była zabezpieczona zamkiem od zewnątrz. Intuicja podpowiadała mu, że cela była obserwowana od wewnątrz. Nie był więźniem. Miał być obserwowany z dala od ludzi. Jego spojrzenie powróciło na śpiącą kobietę. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie. Warknął i jej oddech się zmienił. Powieki pozostawały zamknięte, ale wiedziałem, że nie jest pod wpływem narkotyków. Pomyśl. Jak się tu dostałem? Co to za kobieta? Odwrócił głowę w innym kierunku, starając sobie wyobrazić co znajduje się poza tą celą. Zapach tego miejsca był inny niż wtedy gdy znajdował się w Mercile. Myślał, że jego ciśnienie poszło w górę o jakieś kilka Beta:doktorek22 110
stopni w górę, na myśl że znowu jest zamknięty. Nienawidził tego uczucia zamknięcia. Pamiętał doskonale dlaczego. Mercile zatrudniało ludzi, którzy byli nikczemni i tylko powodowali ból i cierpienie. Miał dosyć. Oni byli okrutni i przebiegli. Nawet kobiety były okrutne w Mercile. Ścisnął swoje wargi w grymasie na myśl o lezącej obok siebie kobiecie. Wróg. Człowiek. Zabić. Zawahał się, nie był w stanie tego zrobić niezależnie od chęci zemsty wobec jego przebytego cierpienia jakiego doświadczył. Jego płuca zacisnęły się ponownie na myśl o uczuciu troski wobec tej kobiety. To była dla niego nieznana koncepcja. Dlaczego? Nie było żadnej odpowiedzi. Nie mógł jej skrzywdzić. Inna potrzeba rosła w siłę, aż nie mógł dłużej opierać się jej. Ona była jego, przynajmniej na razie miał partnerkę. Nikt nie mógł dotrzeć tutaj bez piłowania krat w tym jego łańcuchów. Zabezpieczył swoje miejsce… chyba że to ona zrobiła, gdy został odurzony. To nie miało sensu. Ludzie zamknęli go wewnątrz klatki, aby utrzymać go z dala od nich. Oni by z własnej woli nie wrzucili swojego do pułapki. Ja to zrobiłem. Musiałem zablokować nas od środka. Był tego pewien pomimo braku wspomnień. Miejsce, którym był jego fiut było wskazówka, że wziął ją za jeńca. Sprawdził jeszcze raz jej skórę, sprawdzając, czy nie walczyła z nim. Ospałość wyblakła z jego umysłu, co sprawiło, ze mógł zacząć normalnie myśleć. Zapach seksu wisiał w powietrzu, mieszając jego zapach z jej. Warknął chcąc zaznać przyjemności z jej ciała. Poruszyła się pod nim i otworzyła swoje usta. Jej zamknięte oczy zadrżały, po czym otworzyły się. Niebieskie z żółtymi plamkami – dokładnie takie, jakie znał. Spodziewał się, ze zacznie krzyczeć, gdy da sobie sprawę, ze jest zamknięta. Zamiast tego uśmiechnęła się i ciepło w jej spojrzeniu było druzgocące dla jego libido. Przesunęła się lekko, zginając ręce położyła dłonie na jego ramionach. Paznokcie, nie pazury pieściły delikatnie jego skórę. - Dzień dobry. Jej głos był ochrypły i kobiecy, jak miód na uszy. Chciał słyszeć jak mówi więcej. Zrobiła tak, jakby czytała jego myśli. Beta:doktorek22 111
- Straciłeś przytomność. Jej palce i dłonie przesunęły się z ramion na jego klatkę piersiową, niszcząc jego nadszarpniętą kontrolę. To nadal było trudne, gdy chciał wejść w nią. Wiele pytań przeszkadzało mu, ale powstrzymywał się przed narzekaniem. Wyraz jej twarzy zmienił się, tak jak stwierdził na zdezorientowany. - Wszystko w porządku? – Jej dotyk zatrzymał się. – Co się dzieje? – Zbladła. – Wiesz kim jestem? Nie podobał mu się wyraz jej twarzy i natychmiast odpowiedział jej przysuwając się, co sprawiło, ze nie będzie mogła walczyć, gdy wpadnie w panikę. Pomyśl skrzywdzenia tej kobiety był dla niego obrzydliwy. Rozłożył ramiona przy niej, zatrzymując ją w klatce. - Spokojnie. – Chciał ja zapewnić, ze nie jest w niebezpieczeństwie. Jej strach i jego przyspieszone bicie serca zwiększyło jej stres. Opuściła wzrok, ale on nie zszedł z niej. Mógł przygnieść ją, więc przeniósł ciężar swojego ciała na ramiona i nogi, po czym uniósł się lekko. To dało jej możliwość wysunięcia się spod niego, ale pozostała w miejscu. - Jesteś bezpieczna. – Wycharczał, pamiętając o tonie, który mógłby ją przerazić. Nie spiął się, gdy przesunęła dłonie na jego klatkę. Nie była wystarczająco silna, by mogła mu zaszkodzić. Jej paznokcie zaszkodzą, jeśli wbije je do krwi, ale z tą niewygoda mógł sobie poradzić. Nie była w okolicy jego twarzy, by mogła zrobić rzeczywiste szkody jego oczom. Kobieta chwyciła go, tak jak zawsze lubił. - Jestem Joy. Znamy się. Bardzo dobrze. Wziął głęboki oddech, wciągając zapach ich wspólnej pasji nadal utrzymującej się w powietrzu. Jego kutas wciąż był w jej wnętrzu, w połączeniu z ich brakiem ubrań to jego nos zapewniał go o tym. Jego pragnienie tej kobiety znów wzrosła. - Znasz swoje imię? Nie znał odpowiedzi, ale nie przejmował się tym. Byli razem. Delikatnie przesunął biodra i jedwabiste ścianki jej cipki torturowały go. Mały ruch był na tyle silny by mógł Beta:doktorek22 112
wysłać go w głąb pasji. Ona była gorąca, mokra i mocno go obejmowała. Nie krzyczała, ani walczyła, gdy sprawdzał, czy jest w stanie znów dzielić z nim seks. Zdziwienie było jedyną emocją, jaką ukazała, co zachęciło go by zatopił swojego kutasa w głębiej w jej wnętrzu. Jej nogi owinęły się wokół niego, podczas gdy jej palce mocniej go ścisnęły. Zatrzymał się, czekając, czy zobaczy jej sprzeciw. Jej język wysunął się, oblizując linię warg, ale patrzyła na niego bez strachu. Zauważył, że zaczęła szybciej oddychać, gdy prawie całkowicie wysunął sie z niej. Podniósł jej uda wyżej, jednocześnie mocniej ściskając jej biodra. To było zdecydowanie na tak. Ukrył nos przy jej gardle, ustami smakował jej skórę i warknął z podniecenia. Jej smak był przepyszny i pragnął go więcej, lizać ją całą i odkrywać jej ciało… później. Zaorał biodrami kolebkę jej ud, uważając by nie być za ostrym. Bądź, co bądź była człowiekiem. Łatwo nabywali siniaki i krzywda była ostatnią rzeczą, jaka chciał, gdy jęczała przy jego uchu. Omal nie doszedł czując ją. Ścisnęła jego penisa niemal do bólu, ale tego dobrego rodzaju. Wjeżdżał w nią i wychodził, ruszając się coraz szybciej, aż musiał zatrzymać się, by pocałować ją. Jej jęki nasiliły się, gdy jej pochwa ścisnęła go jeszcze bardziej. Uczucie jej orgazmu było ostatnim dopełnieniem, gdy jej płeć zwilgotniała jeszcze bardziej, stała się gorętsza i wbiła paznokcie w jego skórę. Jego głowa odchyliła się do tyłu i warknął, gdy jego ciało wybuchło spełnieniem. Ekstaza sprawiła, że oślepł. Nie był pewien, czy zamknął oczy i czy jego zmysły zastępowały obrzęk wokół jego penisa, zatrzymując go wewnątrz jej ciała, gdy wypełniał ja swoim nasieniem. Potrząsnął głową od intensywnego doświadczenia. Przyłożył twarz do jej szyi, aż mógł scalić swoje myśli i odnaleźć racjonalność. Ona była jego. Zatopił zęby w jej delikatnej skórze i pokrył krwią swój język. Warknął, uwielbiając, to jak dobrze smakowała – zbyt dobrze. Poczuł, jak jej ciało szapie się, ale ledwo zauważył jej krzyk. Nie był to dźwięk przyjemności, a jedynie bólu. Przerażenie przeszło przez niego, gdy zdał sobie sprawę, co zrobił. Odsunął usta i wpatrywał się w ukąszenie, które zadał kobiecie. Jasno czerwona krew wypływająca z dwóch ran kłutych barwiła szyję, ramię i kapała na pościel. Zagłębienia od jego dolnych zębów tworzyły już siniaki na jej bladym ciele u podstawy szyi i ramienia. Beta:doktorek22 113
Szarpnęła się i chwyciła za miejsce zranienia. Wtedy spojrzał w jej oczy. Były pełne niepokoju, gdy wpatrywała się w niego. Musiał odsunąć się, ale obrzęk na jego penisie utrzymywała go w jej wnętrzu. Warknął, zły na to co zrobił. Żal nie cofnie tego. Jej nogi opuściły jego biodra i położyły się przy jego. Łzy płynęły delikatnie przy jej twarzy. Poszarpany szloch uciekł z niej. - Nie chciałem. – Skrzywił się, gdy wyszedł z niego surowy ton, ale nie mógł wyciszyć smutku. Złapał jej drżące ręce i odsunął je z dala od rany. Obserwował to, co zrobił samicy. Będzie blizna w miejscu, w którym przebił skórę. Będzie nosiła jego znak do końca życia. Odwróciła głowę, dając mu lepszy widok na krzywdę, jaką jej zadał i wykorzystała ramię, by ukryć swoją twarz. Musiałby namówić ją by mu zaufała, ale w tych okolicznościach byłoby to nieszczere. - Zajmę się tym. Odpręż się. – Nic nie mówiła, ale musiało boleć. Opuścił swoje usta i przygotował się by ją trzymać, gdyby chciała walczyć. Oczyścił ranę swoim językiem tak delikatnie, jak to tylko możliwe. Wyłapał jej sapnięcie, ale nie poruszyła się. Jej smak sprawił, że jego fiut zadrżał i stwardniał. To było niewygodne z obrzękiem, który utrzymywał się u podstawy penisa. Oboje cierpieli, gdy skończył oczyszczać ranę. Joy zakrywała oczy, gdy starała się zrozumieć, co się stało. Nie przejmowała się zarazkami, ani tym, jak niehigieniczne to było, gdy 466 lizał ugryzienie. Zwierzęta miały tendencje do tego i nie było wątpliwości, że to było w jego DNA. Ugryzł mnie. Nie mogła tego zrozumieć. Było na tyle źle, że on nie wiedział, kim ona jest. Nie było to zaskakujące, ale rozczarowujące. Mógł zareagować na różne sposoby, gdy obudził się z obcą naga kobietą pod nim. Przejął kontrolę, jak w jej umyśle. Najgorsze jest to, że to mogło kosztować jej życie. Gdzie on teraz jest? Nadal w Mercile? Bała się zapytać. Może myślał, że była wrogiem. Mógł rozerwać ja gołymi rękoma. Słyszała historię o Gatunku zabijającym swoich oprawców – był to zadatek na koszmar. Nie, nie idź tym tropem, zdecydowała. Ugryzienie nagle nie wydaje się takie złe. Beta:doktorek22 114
Skończył ja lizać i podniósł głowę. Musiała zbadać jego emocjonalny stan, ale nadal zakrywała oczy ramieniem. Przeciąganie tego momentu nie było tak straszne, jak poradzenie sobie z własnymi obawami. - Joy? Powróciła nadzieja, ze jego pamięć nareszcie wróciła. Otarła zły, szybko zamrugała, aby je wysuszyć i przesunęła rękę, by spojrzeć na jego przystojną twarz. – Pamiętasz mnie? Jego grymas i dezorientacja w oczach mówiły wszystko. To byłaby przerażająca sytuacja, gdyby nie była zakochana w nim. - To Twoje imię? To jest pytanie, nie stwierdzenie. Przeczyściła gardło. – Tak. Rozejrzał się, aby stwierdzić co znajduje się w centrum pokoju. – Ja to zrobiłem? Poszła za jego spojrzeniem, widząc łańcuchy na drzwiach. – Tak. Ciemne oczy spotkały się z jej. – Dlaczego? - Chciałeś upewnić się, ze nikt tutaj nie wejdzie. Zachował spokój, i do cholery, przestań płakać. Jej emocje były tak surowe, że znienawidzone łzy zawsze były tuż pod powierzchnią, czekając na najbardziej nieodpowiedni moment. Ona czuła się, jak emocjonalny wrak i musiała nieustannie walczyć o kontrolę. Ona prawie nigdy nie płakała, ale teraz wydawało się, że walczy o kontrolę na każdym kroku. Tylko Moon mógł jej to robić. Miała już stosunki intymne z osobami, które traktowały ją, jak obcą. To ją bolało na wielu emocjonalnych poziomach. Oni mieli w sobie coś, co ceniła każda kobieta. Ona kochała się z nim, ale on tylko ją przeleciał. Spojrzał na nią, po czym przesunął wzrok na jej gardło. – Nie chciałem, dotrzeć, aż do krwi. Mówię prawdę. - Wierzę Ci. Jest ok.
Beta:doktorek22 115
- Nie. – Warknął cicho. – Jestem wściekły. – Jego dłoń nagle ujęła jej policzek. W kochający sposób, w jaki ją ujął, był obiecujący. – Ja nie rozumiem, dlaczego jesteś dla mnie taka ważna. Jakoś wyczuł ich silną więź. – Miałeś ciężki okres w swoim życiu. - Dano mi narkotyk. - Nie. To coś innego. - Co? - Nie wiem. Nie widzieliśmy tego nigdy wcześniej. - My? – Jego głos stwardniał, a oczy zwęziły się. – Jesteś z Mercile? - Nie! – Potrząsnęła swoją głową w zaprzeczeniu. – Zostaliście uwolnieni od nich. – Zatrzymała się. – Czy nazwa 466, bądź Moon, mówi ci coś? – Miała nadzieje, że chociaż coś się wyjaśni. -466. – Wydawał się być lekko podniecony. – Znam to. To moje imię! Rozejrzał się wokoło zniżając głos. – Gdzie jesteśmy? - Homeland. Jesteśmy bezpieczni tutaj. Jego głos pogłębił się i przybliżył twarz do jej, aż usta prawie stykały się. – Powiedz mi, co się dzieje. Coś jest ze mną nie tak? Kim jesteś i dlaczego uprawialiśmy seks? To jakaś sztuczka? Zostałaś zmuszona do kopulowania ze mną? Chcę znać prawdę, kobieto. Jej dłonie płasko wylądowały na jego klatce piersiowej, a strach przeszył jej kręgosłup. – Proszę, wysłuchaj mnie. Mercile już nie ma. A Ty nie jesteś już przez nich kontrolowany. Jakieś nieznany narkotyk ma wpływ na twoje wspomnienia. Możesz być zdezorientowany. Nie musisz robić mi krzywdy, abym powiedziała Ci to, co chcesz wiedzieć. Po prostu zapytaj. Jestem tu, bo chce tu być i zadbać o Ciebie. Jego pierś zawibrowała, gdy warknął. – Zadbasz o mnie? - Tak. - Jesteś człowiekiem. - Tak jestem. – Nie można zaprzeczyć. Beta:doktorek22 116
- Oni są moimi wrogami. - Ja nie. Skoncentrowany studiował jej oblicze, jakby mogło odzwierciedlać jej słowa. – 466, co jest ostatnią rzeczą, jaką pamiętasz? Skup się na tym punkcie przeszłości, gdzie mógłbyś cos pamiętać. Czy mógłbyś zamknąć oczy i powiedzieć mi, co przychodzi Ci do głowy? Nadal ją obserwuje. – Pragnę Cię ponownie. – Powoli wycofał swojego na półsztywnego członka z jej ciała. – Nie odwracaj mojej uwagi seksem. Chcę odpowiedzi. - Daj mi to. Musisz pomóc mi pomóc sobie. Uśmiechnął się złośliwie. – Nie lubię tych słów. Słyszałem je gdzieś. - Dobrze. To oznacza, że przypominasz sobie coś. Co to jest? Zamknął oczy i ona cierpliwie czekała. To było najważniejsze, by skoncentrować się na jakimkolwiek fragmencie, który mógłby poskładać jego życie w całość. Ona chciała, żeby jej ukochany wrócił. Ból w piersi wzrastał z upływem czasu i coraz bardziej martwiła się, że nie powróci jasność umysłu. Jego twarz zaczęła się zmieniać. Jego ciemne oczy otworzyły się i ból w nich odebrał jej oddech. Jego wzrok przesunął się na znak po ugryzieniu, warknął, puścił ją i odsunął się szybciej, niż myślała, że to możliwe.. W jednej sekundzie był nad nią, a w następnej gdzie indziej. Odwróciła głowę, by zobaczyć go klęczącego na czworaka na podłodze. Z trudem usiadła, głęboko zaniepokojona, kiedy on kucał tam przyczajony. – 466? Kręcił głową naokoło i mogła zobaczyć, jak łzy migotały w jego oczach. Podniósł się na nogi, odwrócił twarzą w jej stronę i cofnął się, aż nie zderzył się z kratami. Warknął i przesunął się w kąt celi. Joy obserwowała, jak chwyta za kraty i każdy mięsień na jego ciele sztywniał. Jego nagie ciało rozpraszało, ponieważ był piękny, ale jej zmartwienie o jego stan psychiczny sprawiło, ze poczuła się winna przez podziwianie jego ciała. - 466? - Wynoś się stad. – Wywarczał. – Zranię Cię. Beta:doktorek22 117
- To nie Twoja wina. – Niepewnie wstała na nogi. Pomiędzy seksem, a spaniem z nim jej ciało było słabe i obolałe. To było przypomnienie, jak brakowało jej kondycji siedząc cały czas za biurkiem. Ciężki nakład pracy nie pozwalał jej by w wolnym czasie iść na siłownię. – Spójrz na mnie. - Nie mogę. – Wziął głęboki oddech. – Wynoś się Joy. Teraz. Jestem niebezpieczny. Wiedział, kim ona jest. Jego tortura była wskazówką w tym głębokim żalu, jeśli odzyskał skrawek pamięci. – Jest dobrze. Ze mną jest w porządku. Nie potrzebuje opatrunku, a za kilka dni zagoi się. Potrząsnął głową, szorując włosami po plecach. – Brutalnie Cię potraktowałem. Wynoś się! – Warknął. - Idź! - Nie odejdę od Ciebie. To ugryzienie. Nie umrę przez to. Puścił kraty i powoli okręcił się. Niemal żałowała, ze nie może zobaczyć jego twarzy. - Już mnie opuściłaś. Dlaczego wróciłaś? Dlaczego tutaj jesteś? - Mówiłam Ci wiele razy. Co pamiętasz? - Zostawiłaś mnie tam. Odeszłaś. – Zrobił krok do przodu, ale zatrzymał się. Zaciśnięte dłonie ułożył po bokach. - Byłem pod wpływem narkotyków podanych przez wroga, cierpiałem na utratę pamięci i Ty przyszłaś tutaj pomóc mi wrócić do życia. Nie miała już przy sobie jego ciała by utrzymać ciepło. – To wszystko prawda. Co jest ostatnią rzeczą, jaką pamiętasz? - Wszystko. Nie była pewna, czy to oświadczenie było precyzyjne. Nie mógł wiedzieć wszystkiego. – Jak masz na imię? Uniósł lekko podbródek i zmrużył oczy. – Moon. Mieszkam w Homeland i czasem w Rezerwacie. Byliśmy przeniesieni z obszaru czwartego do Homeland ze Stanów Zjednoczonych ponieważ rząd przekupił nas byśmy wybaczyli im finansowanie badań Mercile Industries. Kupiliśmy Rezerwat jedynie dla nas. Beta:doktorek22 118
Jej serce waliło. Nie był tym samym mężczyzną, którego pokochała, ale był Moonem, osobą, która stał się po tym, kiedy odeszła. – Przypominasz sobie atak? Ten, w którym podali Ci narkotyk? Starała się brzmieć profesjonalnie. Kobieta ze złamanym sercem, gdy tak chłodno patrzył na nią. Jej najgorszy koszmar stawał się rzeczywistością. Powiedział, że przypomniał sobie wszystko, a jeśli to prawda, może zdecydować, że nie chce jej w swoim życiu. Zawsze bała się, że nie będzie mógł jej wybaczyć. Wydawało by się, że jej strach jest uzasadniony. - Jakiś dupek strzelił we mnie ze środka usypiającego. Byłem w Rezerwacie. – Odwrócił wzrok po czym przeskanował pokój. –To jest piwnica medyczna w Homeland? - Tak. Zostałeś tutaj przeniesiony. - Zaatakowałem swoich przyjaciół. – Jego ton pogłębił się, a palce rozluźniły. Gniew rósł w nim, gdy spojrzał w jej kierunku. Sposób, w jaki przyglądał się jej ciału sprawił, ze na jej całym ciele wykwitł rumienieć. – Załóż ubrania. – Spojrzał w dół na swoją klatkę piersiową, jakby dopiero zauważył swoją nagość. – Kurwa. - To jest pierwszy raz, od kiedy jesteś całkowicie przytomny, od czasu podania Ci narkotyków. – Nie poruszyła się po swoje ubrania. To była czysta tortura, wstrzymywać się przed jego rozkazem. Był zły, że uprawiali seks i nie obchodziły go jej uczucia. Odsunęła swój wstyd i i skupiła się na jego stanie psychicznym. – jak się czujesz? - Wzywam pomoc. Załóż coś. – Zażądał ostro. – Albo zobaczą Cię nago. - Rozmawiaj ze mną. Boli Cie coś? Masz ból głowy? Szumi Ci w uszach? Kończyny drętwieją? – Ciężko było jej utrzymać profesjonalny ton. – Wiesz, co się działo, gdy straciłeś pamięć? - Cholera. – warknął, patrząc na nią. – Okryj się. Nie mogę się ubrać, ponieważ rozerwałem swoje ubranie, gdy starałem się wyrwać kajdany. Joy zarumieniła się, kucnęła i drżącymi rękoma starała się zebrać rozrzucone ubranie. Ból przeszył jej pierś, tak, jakby została dźgniętą nożem prosto w serce. Żałował tego, co zrobili. Przez seks pomieszała wszystko, kiedy powinna wiedzieć lepiej. Beta:doktorek22 119
- Przepraszam. – Szepnęła, wciągając spódnicę od dołu. Koszulka była łatwiejsza do ubrania. - Za co? – Łańcuchy zabrzęczały. Nadal brzmiał na złego. Spojrzała na niego i była zaskoczona widząc, jak używa kluczy do kajdan. Odwinął łańcuchy od krat, odrzucił na podłogę i szarpnięciem otworzył drzwi. Nie opuścił celi, ale zamiast tego ruszył w jej kierunku. Joy utrzymywała wzrok na jego twarzy. Jej myśli były chaotyczne. Szanował prawdę, wiec ona nie mogła przepraszać za to, co zaszło miedzy nimi w łóżku. On mógł żałować tego, ale ona nie. – Przepraszam, jesteś zdenerwowany. – To było najlepsze, co mogła powiedzieć w tych okolicznościach. Moon przeszedł obok niej, zerwał prześcieradło z materaca i owinął się nim wokół tali by okryć dolną część ciała. Miała idealny widok na jego tyłek, zanim go okrył. Szybki rzut oka na jej dolna partie ciała przytrzymał jego wzrok. - Nie powinnaś wracać. Dokonałaś wyboru dawno temu i to nie było częścią mojego życia. – Nagle podszedł do niej i chwycił za ramię. Silne palce przytrzymywały ją, ale nie raniły. – Co do cholery myślałaś wchodząc do tego pokoju, ze mną w środku, kiedy postradałem zmysły? Bądź szczęśliwa, ze Cię nie zabiłem. – Jego spojrzenie obserwowało ranę na karku, a usta zacisnął w wąską linię. – Zakryj uszy. Zawahała się. - Zrób to. Kiedy zacznę krzyczeć, echo wezwie ich tutaj. – Podniosła obie dłonie, tak jak kazał. - Ochrona! – Krzyknął. – Potrzebujemy pomocy! Joy przestała zasłaniać uszy, gdy ten puścił ją i cofnął się. Wściekły wzrok Moona omiótł cele, zanim wrócił do niej. - Wynoś się. Nadal jestem niebezpieczny. Nie mam pomysłu, jak długo pozostanę poczytalny, ale zapewne nie potrwa to długo. Drzwi windy otworzyły się, ale Joy zignorowała tego, kto wszedł do piwnicy. Koncentrowała całą swoją uwagę na Moonie. - Nigdzie nie idę. Mięsień zadrżał na jego szczęce. Nie patrzał na nią, ale zamiast tego spoglądał na tego, kto przyszedł. Zaskoczenie zawitało na jego twarzy. Beta:doktorek22 120
- Jessie? Co Ty tu do cholery robisz? Joy odwróciła się, widząc czerwono włosą, całą ubraną na czarno kobietę podchodzącą do celi. Kobieta trzymała ciemny pistolet skierowany na Moona. Jej włosy były bardzo długie, były splecione w warkocz i sięgały jej do tali. Kobieta zatrzymała się, a zmarszczka przecinała jej czoło. - Moon? – Niepewność w głosie strażniczki była wyraźna. – Wiesz kim jestem? - Oczywiście, że tak. Nie wkręcam Cię w tej chwili, ale mogę stracić panowanie w każdej chwili. Zabierz ją stąd i zabezpiecz cele. Jestem niebezpieczny. Broń opadła i rudowłosa spojrzała wściekle na Joy. – Całkowicie odbezpieczyłaś drzwi i zostawiłaś je otwarte? - Jessie? – Moon odezwał się, zanim Joy zdążyła coś powiedzieć. – Łap. Nie mogę tego trzymać. Rzucił klucz od swoich kajdan. Joy był oszołomiona, gdy Moon kucnął i chwycił za łańcuchy. Rozciągnął je przed siebie i zabezpieczył je na jednej kostce. - Co Ty robisz? Spojrzał na nią, gdy zabezpieczał drugą kostkę. – Naprawiam Twój błąd. Nie powinnaś nigdy mnie uwalniać. – Gniew pogłębił jego ton głosu. – Mogłem ponownie zaatakować swoich przyjaciół. Wsadzili mnie tu z jakiegoś cholernego powodu. Jego upomnienie zostawiło Joy skołowana. Pozwoliła swoim uczuciom wyjść na powierzchnię. Wypomniał jej to i ona nawet nie mogła zaprzeczyć. Harley oskarżył ją o to, gdy spotkała go po raz pierwszy. Żadne dobre intencje nie miały znaczenia w obliczu gniewu Moona. - Moon? – Męski głos zaskoczył Joy i odwróciła się wpatrując się w Justice Northa stojącego obok żony. Nie słyszała, jak wszedł do piwnicy. - Dobrze Cię widzieć, Justice. Życzyłbym sobie, żeby okoliczności były lepsze. – Warknął Moon, krępując swój nadgarstek. – Dlaczego do cholery Twoja partnerka jest obok mnie? Nie powinno jej tutaj być. Ty tez postradałeś zmysły? Justice wszedł do celi i chwycił Moona za ramiona. – Moon?
Beta:doktorek22 121
- Jestem, jestem. Obecnie. – Moon ścisnął dłonie Justice.- Złapałeś dupka, który do mnie strzelił? - Nie, jeszcze nie, ale jesteśmy na dobrej drodze. Udało nam się załapać kilku ludzi, którzy chcieli porwać Beauty. Na początku nie chcieli nic mówić, ale byliśmy przekonujący. - Ponownie zdjąłeś krawat, by nie poplamić krwią swojego finezyjnego garnituru? – Uśmiech rozkwit na twarzy Moona. – Co z Gift? - Wszystko w porządku. Jest bezpieczna. Shadow i Beauty są parą. -Dobrze. Cieszę się, ze to gówno nie było niczym poważnym. Jaki jest mój stan poza oczywistym? – Spojrzał na Joy, po czym przeniósł spojrzenie na Justice. – Mogłem ją zabić. Dlaczego ona w ogóle tutaj jest? - Myśleliśmy, że będzie dobrze, ale obudziłeś swojego dzikiego. Nasi lekarze konsultowali się ze specjalistami w całym kraju. - Narkotyk Mercile? To te dupki, co chciały porwać Gift? - Był bogaty kutas, który był jej właścicielem i wierzymy, że pracuje z Mercile.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Dlaczego ona tutaj jest? Justice zawahał się. – Byliśmy zdesperowani, by wszystkiego spróbować. Jestem pewien, że nie chciałbyś Kregora w swoim otoczeniu. Wiem co o nim myślisz. - Dzięki. – Moon zrelaksował Justice i cofnął się. – Nie jestem pewien za ile ponownie stracę kontrolę. - Jesteś tego pewien? – Justice obserwował go. – Może to koniec. - Ja tak nie uważam. Mam ból głowy i złe przeczucie. - Jakie? – Pyta Justice. To zrani Joy, jeśli odpowiem na pytanie swojego najlepszego przyjaciela, bo ignorował jej pytania, przez co jej pomoc nie była mile widziana. Pozostawała cicho, gdy rozmawiali.
Beta:doktorek22 122
- Nie wiem, ale obawiam się, ze ponownie postradam zmysły. – Podniósł rękę, patrząc, jak łańcuch powoli opada. – Trzymaj mnie zakutym. Lepiej być zabezpieczonym, niż potem żałować. Moja pamięć nie jest klarowna. Mam luki. Poza pogryzieniem kilku osób i skopaniu tyłków, zrobiłem komuś poważne szkody? - Nie. - Przeproś ich za mnie, dobrze? – Moon zrobił kilka kroków do tyłu. – Znowu pieprzy mi się w głowie. Nie mogę powiedzieć, co jest prawdziwe, a co nie. Jestem zdezorientowany przez większość czasu i uwierzę, że jestem z powrotem w Mercile lub na pustyni. Czuję nienawiść do tego stopnia, że mogę zranić wszystko co się rusza. – Zatrzymał się. – Morderczy szał. Rozumiesz? To emocjonalna jazda jak dla mnie. - Zrobimy wszystko co możemy i nie poddamy się. - Wiem to. – Moon zawahał się. – Będę szlachetny i poproszę Cię o położenie mnie na dole, ale nie jestem gotowy, aby zrzucić ręcznik. Chcę przezwyciężyć to gówno i wrócić do swojego życia. - My też tego chcemy. – Jessi zapewniła go, podchodząc bliżej celi.- Będziemy szukać tego, który stworzył ten narkotyk i każemy mu odwrócić to. – Schowała broń do kabury. – Nawet jeśli będę musiała iść po niego. Mogę być całkiem serio, gdy jestem wkurzona lub wściekła. Moon uśmiechnął się do rudej, ale spiął się. – Czy praca w siłach pozwoli ci na namierzenie go? - Nie. Pełnie warte, ponieważ myślałeś, że jesteś w czwórce. To jedyny uniform, jaki mam. - Byłem z nią. – Justice dodał cicho. – nie miałbyś nawet szansy zrobić jej najmniejszej krzywdy. Byłem w windzie przez cały czas, gotów przyjść jej z pomocą. - Nie wystawiaj swojej partnerki na ryzyko. – Moon docisnął plecy do ściany i zaczął pocierać skronie. – Cholera, jest coraz gorzej. Czuję, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować. - Zadzwoń po Treadmonta. – Rozkazał Justice. Jessi chwyciła za komórkę. – Mam to. Beta:doktorek22 123
Moon podniósł spojrzenie na Joy. Strach ścisnął ją, na myśl o odejściu, ale on niczego nie powiedział. Głos Jessi był miękki, gdy wyjaśniała sytuację, komukolwiek z zespołu medycznego kierującego się na dół. Joy wiedziała, że jej czas z Moonem jest ograniczony. Dr Treadmont zapewne zażąda zbadania Moona na prywatności. Powoli podeszła do niego, gdy wpatrywali się w siebie. Justice nie próbował jej powstrzymywać. Zatrzymała się kilka stóp od mężczyzny, którego kochała. - Nie odejdę.- Wyszeptała i znienawidzone łzy wypełniły jej oczy. – Proszę nie proś mnie o to, bym Cię opuściła. Zaskoczył ją dotykając jej twarzy. Jego kciuk był delikatny, gdy gładził jej policzek. – Mamy niedokończone sprawy, słodka. Łzy popłynęły, ale nie przejmowała się nimi. To dało jej nadzieję, że nie znienawidził jej po tym wszystkim. - Jesteś jedyną osobą, która może mnie znaleźć, gdy się zgubię. Chciała rzucić się na niego i przytulić. To był wielki wysiłek, by oprzeć się pokusie. Jego ręka opadła i stracili kontakt wzrokowy, gdy przeniósł spojrzenie na Justice. - Nie dawaj jej znów kluczy do moich kajdan. Ugryzłem ją. Od teraz trzymaj kraty pomiędzy nami. To jedyny sposób, w jaki ona może być przy mnie. Rozumiemy się? Wyślij ją na górę i opatrz jej ranę.
Beta:doktorek22 124
Rozdział 9 Frustracja i zmartwienie były dwoma uczuciami, jakie towarzyszyły Joy. Wydawało się, że to one będą cały czas przy niej, kiedy Jessie eskortowała Joy do windy. Pielęgniarz oczyścił ranę, zabandażował ją i dał antybiotyk w strzykawce. Szwy nie były potrzebne. - Co z Moonem? Jest wciąż przytomny? Minęły cztery godziny od kiedy dr Treadmount i jego zespół udali się na dół. Paul, pielęgniarz zmarszczył brwi siedząc po drugiej stronie biurka. – Wciąż czekamy. - Nie możesz sprawdzić? Mogę go zobaczyć? - Tred powiedział, żeby trzymać Ciebie tutaj. - Oczywiście, że on tak powiedział. – Kretyn był terytorialny i nie podobało to jej się. Sex terapeuta! Gniew wybuch w niej na te zniewagę. - Mogę wezwać transport, którzy zabierze Cię do domu. - Nie wyjdę stąd. - Wtedy będziemy czekać. – Pielęgniarz otworzył szufladę i wyjął opakowanie gum. – Chcesz? - Nie, dziękuje. Odwrócił się i spojrzał na ekran komputera. – Mogłabyś usiąść przy drugim komputerze. Mamy kilka gierek na nim. - Nie chcę grać pokera. – Pochyliła się do przodu, by spojrzeć na ekran, zważywszy, że pochłaniał uwagę pielęgniarza w większości. – To jest to, co robisz przez większość dnia? - Tak, jeśli jesteśmy zamknięci w dolnej części. Trisha leczy w swoim domu, jeśli są to drobne urazy. Tylko nagłe wypadki są eskortowane tutaj. – Uśmiechnął się. –
Beta:doktorek22 125
Połatałbym Cię tu, jeśli już tu jesteś, lub wysłałbym Cię do niej. To był na szczęście spokojny dzień. - Moon jest zamknięty w celi. Nie ma sposobu, by dostał się tutaj i kogoś skrzywdził. - To nie dlatego Medical nadal jest zamknięty. On wyje, gdy nie jest w nastroju. To denerwuje wszystkich z dobrym słuchem. Gatunek nie może stać bezczynnie, gdy jeden z nich cierpi. Mieliśmy kilka takich incydentów. - Jakie? Westchnął i odchylił się do tyłu, patrząc na nią. – Próbowali iść do niego, myśląc, że mogą pomóc. To tylko pogorszyło sytuację. Wyrwał się kilka razy. To nie było przyjemne. Na początku tutaj go trzymaliśmy. Nawet w piwnicy robił zamieszanie, więc dobrze, ze Gatunek ma dobry słuch. Ale najlepiej będzie, jeśli zostawimy budynek wyciszony. Spojrzała na zegar. – Co zajmuje im tak długo? - Nie wiem, ponieważ tam mnie nie ma. Oni są z pielęgniarkami z Gatunku u Moona. Próbował zabić mnie kilka razy, wiec nie jestem dobrym sędzią. Chcę go unikać. Joy wstała i zaczęła spacerować. – Chcę wiedzieć, co tam się dzieje. - Dowiemy się, kiedy wejdą na górę. – Pielęgniarz nonszalancko grał sobie w orzechy, Joy zazdrościła mu tego. Samopoczucie Moona było jedyną rzeczą, o jakiej mogła myśleć. Co jeśli ponownie stracił kontakt z rzeczywistością? Był przy zdrowych zmysłach? Powinna być z nim. Zabrzmiały kroki i odwróciła się w tamtym kierunku, widząc, jak Justice, Ted Treadmont i kilka pielęgniarek z Gatunku weszli do pomieszczenia.
Musiała się
kontrolować, by się rzucić się do przodu żądając odpowiedzi. Nie zerkała nawet na siwowłosego lekarza, pewna, że nie odpowie jej na żadne pytanie. Justice North poświęcił jej całą uwagę. Spojrzał jej w oczy. – Moon musiał dostać środki uspakajające. Jego stan pogorszył się.
Beta:doktorek22 126
Ból przeszył ją. – Zaatakował kogoś?- Spojrzała na wszystkich mężczyzn nie widząc żadnych oznak walki. - Jego ból głowy nasilił się, aż przestał mówić. – Justice zatrzymał się, przeczesując palcami włosy. Ponury grymas wykrzywił jego twarz. – Okazało się, ze nas już nie rozpoznaje i próbował ugryźć Teda. Wtedy kazałem go zamknąć.
Potrzebuje
odpoczynku. Starszy mężczyzna skrzywił się. – Stan Moona poprawił się. Jego jasność umysłu jest coraz częstsza i trwalsza. - Wyślę próbki do laboratorium. – Jedna z pielęgniarek wyszła z pokoju trzymając pudełko. Dwie kolejne poszły za nią. - Próbki krwi? – Joy wiedziała, że wziął wiele więcej. - I włosy. – Ted usiadł na fotel i głośno westchnął. – Chciałbym znaleźć tego chemika, który stworzył to, co dali Moonowi. Chciałbym wiedzieć, jak on to zrobił. - Ja chcę tylko wiedzieć, jak możemy mu pomóc. – Dodała Joy, starając się nie urazić toku myślenia Treadmonta. Nie był emocjonalnie zainteresowany, jak ona. Sposób, w jaki zostało to stworzone było ważne dla niego, jak i dla odwrócenia skutków.- Może pójdę na dół? - On śpi. – Ted pokręcił głową. – Ona nie jest tam potrzebna, Justice. Powinniśmy wysłać ją do domu. Oburzona, Joy otworzyła usta by zaprotestować, ale Justice odezwał się pierwszy. – Nie, Ted. Moon reaguje na nią. - Oczywiście, że tak. Seks jest podstawową potrzebą każdego faceta. Jak jedzenie. Spanie. Oddawanie moczu. I jak każdej kobiety. Powinniśmy wykorzystywać kobiety z Gatunku, by dostać się między ich nogi. Joy czuła się, jakby ją uderzył.- To nie jest tylko seks. On rozmawiał ze mną. On… - Wystarczy. – Justice opanował gniew. – Ted, jesteś niegrzeczny. Nie wierzę, by on nie walczył z wspomnieniami, jeśli ta kobieta została wysłana wcześniej do niego. Przed jej przybyciem nie pamiętał niczego. Byliśmy w stanie porozmawiać z nim i to przed dłuższy czas. Beta:doktorek22 127
- Oni uprawiali seks. – Obrzydzenie wykrzywiło twarz lekarza. – Oszczędź mi argumentów na to. Nie mam waszego super węchu, ale nawet ja mogę powiedzieć to, po stanie jego łóżka i po tym, co się stało z jego ubraniami. - Nie obchodzi mnie to, co oni robili. Liczą się efekty.- Justice zacisnął dłonie w pięści. – To nie Twój interes. Jest mój. Ona zostaje. – Jego wzrok pofrunął do Joy. – Możesz iść do niego, ale pozostaw zablokowane drzwi. Moon kazał obiecać mu, ze pozostawię kraty między Wami i zamierzam tego słowa dotrzymać. Był bardzo wzburzony, że cierpiałaś. Trzymaj się z dala od niego. Zaczęła się kłócić, ale nie dał jej czasu na dojście do słowa. – Takie są zasady. Zaakceptuj je lub odejdź. Dałem mu słowo i nie będzie drugiej możliwości zaszkodzenia Tobie. Byłem gotów zaryzykować Twoje życie, by uratować jego życie, ale dał jasno do zrozumienia, że nie godzi się na to. To oczywiste, że Justice nie podjął się tego. Skinęła głową w zgodzie. Będzie lepiej, jeśli będzie w pobliżu Moona, niż kiedy opuści Homeland. – Okay. Zadzwonił telefon Justice i wyjął go ze swoich spodni. – Tak? – Słuchał przez chwilę. – dobrze. Jak daleko są Suvy? – Przerwał. - Spotkam się z zespołem, gdy przyjadę. Przygotuj pokój przesłuchań. – Rozłączył się i wsunął telefon ponownie do kieszeni. - Co się stało? – Ted wyprostował się na fotelu. Chłodny uśmiech wykrzywił twarz Justice, ale jego spojrzenie stwardniało. – Nie mogliśmy schwytać tego, który podać narkotyk Moonowi, ale mamy kogoś równie dobrego. - Kto? – Joy spytała z ciekawości. Ted wstał. – Chcę przy tym być. - Oczywiście. – Justice spojrzał na Joy. - Chcę zobaczyć się z Moonem. - Śmiało. Nie musiał jej dwa razy powtarzać. Niemal wybiegła z pokoju. Nie było żadnego strażnika przy windzie. Na dół zjechała w rekordowym tempie. Kiedy weszła do słabo Beta:doktorek22 128
oświetlonej piwnicy mężczyzna z NG, którego nigdy wcześniej nie spotkała siedział w środku. Odetchnął i pomachał do niej. - Dostał środek uspakajający. Obudzi się za kilka godzin. Przeszła przez pokój, podchodząc do krat. Moon został wykąpany. Jego włosy były mokre i nowa para spodni leżała na nim. Leżał na boku, twarzą do niej. Jego stały powolny oddech zapewnił ją, że wszystko z nim w porządku. Chciała go dotknąć. Nie stanie się to w najbliższym czasie, jeśli będzie to zależało od Justice. Wyraził się jasno, że musi pozostać z dala od niego, by nie mieli żadnej szansy na kontakt fizyczny. - Jesteś zbyt blisko, kobieto. – Męski głos warknął z daleka. – Justice powiedział, by trzymać cię pięć stóp od krat. Jej ramiona opadły, gdy spojrzała za siebie. – Moon nadal śpi, więc nie może mnie skrzywdzić. Mam na imię Joy. - Smiley. – Podszedł bliżej. Miał piękne oczy. Obserwowała jego twarz. Naczelny. Znała różnice. Oni nie byli tak agresywni, jak psowaci, czy kotowaci, tak wynikało z jej doświadczenia. - Byłeś tu, gdy Moon rozmawiał? - Tak. - Jak było z nim, kiedy wyszłam? - Bardzo wyraźnie powiedział, by nie umieszczać Cię w celi ponownie. – Przerwał, wędrując wzrokiem po jej ciele. – Zgadzam się, że jesteś na tyle delikatna, by być zranioną. Był sfrustrowany i zły, przez to co się stało. Jego ból głowy był coraz gorszy, aż stał się zdezorientowany. Nienawidziła słyszeć tego. Za każdym razem, gdy nadzieja rosła, to odzyskane wspomnienia cofały się. To był beznadziejny dzień. – To moja decyzja i byłam gotowa podjąć ryzyko. - Tak było… do czasu, aż Moon się odezwał. Jesteś chroniona przed nim.
Beta:doktorek22 129
Nienawidziła uczucia bezradności, ale musiała z tym żyć. Justice miał ważny powód i ustalił zasady. Musiała się dostosować, albo zostanie wyeksportowana z Homeland. - Odzyskamy go z powrotem. Moon jest zdeterminowanym mężczyzną. Nie jesteś jedyną, która ma nadzieje. - Zostajesz tu z nim? - Każdy kocha Moona. – Przesunął się na tyle, by mieć dobry widok na śpiącego Moona. – Jest najbliżej z Harleyem i Brassem. Są jak bracia, ale wszyscy jesteśmy rodziną w ONG. - Jestem przekonana, że tak jest. Jego wzrok przesunął się na nią. – Ty jesteś tym psychologiem? Skinęła głową i odwróciła się w stronę Moona. Spokojny wyraz jego przystojnej twarzy nie zmniejszył zmartwienia o to, co będzie w przyszłości. –Czy mogę prosić Cię o coś, Smiley? - Odmowie, jeśli chcesz wejść do jego celi. - Powiedziałeś, że będzie spał przez wiele godzin. Ja tylko… - Emocje przydusiły ją. – Nie wiem, kiedy będę ponownie obok niego. Nie będę długo. Chcę go tylko dotknąć. - Nie mogę tego zrobić. – Wyciągnął rękę i położył ją na jej ramieniu, obracając ją przy okazji w swoją stronę. Starannie obserwował jej oczy. Cokolwiek tam zobaczył, sprawił, ze poczuł się winny. Mężczyzna obniżył głos do szeptu. – Cholera. Zbyt mocno opiekujesz się nim. - Tak. - To nie jest dla Ciebie tylko praca, prawda? - Jego ręka opadła. – Kochasz go? Nie zastanawiała się nawet. – Tak. Zadzwoniły klucze. – Nie mów nikomu, że to zrobiłem. Nie przyjdą jeszcze z jedzeniem. Pięć minut i wchodzę tam po Ciebie, gdyby obudził się wcześniej. Zostaliśmy zmuszeni do przyswojenia tak wielu leków, że te mogą działać na nas krócej. Utrzymuj swój głos cichy. Mino, ze kamery są wyłączone, to dźwięk słychać. Oni słyszą wszystko na żywo w ochronie. Beta:doktorek22 130
- Dziękuję. – Szepnęła. – Jestem wdzięczna. - Jestem kochającym frajerem, ale nie mów nikomu. – Odkluczył drzwi i otworzył je. – Niestety. – Powiedział głośno.- Niestety, mogę mieć przez to kłopoty. Joy weszła do środka i usiadła na krawędzi łóżka. Jej dłoń lekko drżała, gdy odgarniała mokre kosmyki włosów z policzka Moona i głaskała jego szczękę. Spojrzała na jego klatkę piersiową i zauważyła jego napięte sutki i nieprzeciętnie ochłodzoną skórę. - Jest tu jakiś koc? – Mruknęła, pamiętając by utrzymywać przyciszony głos. - On żadnego nie potrzebuje. – Delikatny humor wkradł się w jego słowa. – To jest wystarczająco dobre dla niego. Lek uspakajający chłodzi skórę. Spowalnia jego tętno. Potrzebował odpoczynku i wytchnienia od bólu głowy. Piekielnie szybko ogrzeje się, gdy się obudzi. Wszystko, stymulacja i chęć walki spowoduje, ze zacznie się pocić. Joy skinęła głowa, dotykając klaty Moona. W dotyku był chłodniejszy niż ona. Jego skóra była zawsze gorąca. Coś nagle wpadło jej do głowy i to było szalone. Spojrzała na Smileya. – Gatunek mógłby wypocić narkotyki? - Oczywiście. To w części z tego powodu jesteśmy w tak dobrej formie. W młodym wieku przechodziliśmy rygorystyczne ćwiczenia, które nie tylko miały utrzymywać nas w naszych celach, ale również dlaczego, by wydalić z siebie wszystkie narkotyki. Ten cykl stał się dla nas rutyną. Jestem niespokojny w pracy, jeśli nie robię czegoś aktywnie. Przeniosła swoją uwagę na Moona. – Utrzymujesz tutaj na dole tą sama temperaturę? - Tak. Jej głowa odwróciła się do Smileya. - W Homeland jest sauna? - Nie. – Jego wyraz twarzy był komiczny. – Te gorące pokoje? Jak dla mnie to są pokoje tortur. Ciepło byłoby nie do zniesienia. - To sprawiło, ze pociliście się bardziej? - Jak nic. Beta:doktorek22 131
Jej spojrzenie powróciło do Moona. – A może wypoci z siebie wszystkie narkotyki, które w sobie ma? – Spojrzała na niego. Smiley rozszerzył oczy. – My nie próbowaliśmy.- Złapał za radio, ale zatrzymał się. – Będzie odwodniony. - Nie jeśli będzie monitorowany prawidłowo. Smiley wyszedł z celi i poszedł na taką odległość, że słyszała jego miękki ton, ale nie rozumiała słów. Skupiła się na Moonie. - Jestem tutaj. – Pogłaskała go po policzku. – Wiem, że chcesz mnie chronić, ale nie zraniłeś mnie, niezależnie od swojego stanu. – Wierzyła w to. Byłby bardziej skłonny do seksu z nią niż rozlaniu jej krwi. Usłyszała kroki i Joy odwróciła się. Smiley pomachał do niej i powiedział. – Wyjdź. Oni idą tutaj. Nie mogą znaleźć Cię tutaj. Żal był gorzką pigułką do przełknięcie, gdy miała opuścić Moona. Smiley zamknął drzwi i wskazał. – Pięć stóp od drzwi. - Co powiedzieli o saunie? - Nie wiem co powiedzą lekarze, ale Justice jest zainteresowany tą teorią. Joy nadal wpatrywała się w Moona. – Mam nadzieje. - Jesteśmy zdesperowani. Postaram się pójść za tym pomysłem. Spojrzała na Smileya. Wzruszył ramionami. – Taka jest prawda.
* * * * ** * * * ** * * * * 466 nie mógł się ruszyć, kiedy się obudził. Podniósł głowę i warknął. Człowiek stojący kilka stop dalej zbladł i odwrócił się do kogoś, mówiąc. – Nadal nie jestem przekonany. - Zrób to, Ted. Beta:doktorek22 132
Samiec, który odpowiedział miał głęboki i za szorstki głos, jak na człowieka i brzmiał, jakby stał za ścianą lub drzwiami. To dało 466 czas by spojrzał na dół na swoje ciało. Miał założone ograniczniki na stopy i był mocno przyciśnięty do drewna. Grube strzemienia były zaciśnięte na jego nadgarstkach, łokciach, klatce piersiowej, talii udach i kostkach. Dziwne rurki, które były przyczepione do jego ciała były nienormalnie niepokojące. One były bezpośrednio włożone do jego żył? Ponownie warknął, uniósł podbródek i posłał człowiekowi spojrzenie noszące rychłą śmierć. Walczył, ale pasy ograniczały całe jego ciało. Powinni użyć łańcuchów. To był błąd, zdecydował. Mercile nie robiło zwykle głupich błędów, które mogłyby umożliwić im ucieczkę, ale ich błąd będzie kosztował siwowłosego mężczyznę życie. Za chwilę uwolni się i złamie mężczyźnie kark. Będzie się martwił o innego człowieka po tym, jak dotrze do pierwszego mężczyzny. - Musimy czekać na przyjście grupy zadaniowej. Możesz przesłuchać mężczyznę, którego przyprowadzili, by uzyskać odpowiedzi. Ale może to zrobić więcej szkody, niż pożytku. - Więzień mógł kłamać. Może potrwać kilka dni zanim złamiemy jego ducha, by uwierzyć w jego słowa. Nie ma nawet gwarancji by on wiedział, kto podał lek Moonowi. – Drugi głos pogłębił się, brzmiąc prawie nieludzko. - Trzymamy sie tego co wiemy, faktów. Możemy wypocić narkotyki z organizmu. To może nie zadziałać w tym przypadku, ale lepiej jest spróbować, niż zaufać jakiemuś chemikowi. Siwowłosy mężczyzna wyglądał na speszonego. – Zadzwonimy do innych ekspertów i dokładnie sprawdzimy, co ten dupek zrobił, zanim zaczniemy cokolwiek robić z Moonem. Rozumiem Twoje zastrzeżenia by nie ufać tym , którzy pracowali dla tej firmy, ale dlaczego mamy karać dobrych ludzi. -Do tej pory Ci eksperci nie dowiedzieli się, jak pomóc Moonowi. Oni nie wiedzą wiele o Gatunku. Na nieszczęście tylko Mercile to wiedziało. Ted zrób coś. Albo zejdź z drogi i sam to zrobię. - Justice. – Siwowłosy mężczyzna chwycił kciukiem i palcem wskazującym grzbiet nosa i ścisnął go. – Każdego dnia, kiedy pracuje dla ONG jest bólem w moim tyłku. To nie Beta:doktorek22 133
jest profesjonalne. – Jego ręka opadła na bok. – W szpitalu nazwałbym tą sztuczkę, lekarstwem. - Więc wracaj tam. - Teraz to kobieta przemówiła. – Daj spokój, Ted. Wiedziałeś to, gdy brałeś tą pracę, każda książkowa zasada wylatuje stąd. Gatunek nie jest szkolnym przypadkiem. - Nie podoba mi się to, Trisha. – Siwowłosy zawahał się. - W porządku. Pozostanę na pokładzie, ale nie jestem zadowolony z tego. - Przyjęliśmy. – Kobieta zgodziła się. – Będziemy śledzić jego parametry i mamy zespół ratowniczy, jeśli coś stanie się z Moonem. 466 rozejrzał się wokół, zmartwiony. Technicy zazwyczaj nie przejmowali się zadawaniem bólu jego rodzajowi. To musiały być specjalne makabryczne tortury dla niego, dlatego przypięli go do tego drewna. Pokój był mały zrobiony z drewnianych desek, z okładzin na ścianach i było bardzo ciepło. Okazało się, że deski były jeszcze położone na podłodze – mógł zobaczyć szpary miedzy nimi. Duży odpływ był po jego lewej. Musiał obrócić głowę, by zobaczyć dokładnie do czego był przywiązany. Okazało się, ze jakiś drewniany stół, był przymocowany do ziemi. Rzecz na której leżał nie była wystarczająco długa, aby ogarnąć jego wystające palce od krawędzi. Spojrzał w górę. Cztery wielkie metalowe rzeczy były przyczepione do sufitu. Przynajmniej nic tego nie było skierowane w jego stronę. Kilka metrów przed nim stał dziwnie wyglądający piecyk z gorącymi skałami na górze. Wiadro wody i kadziło stały obok niego. Zastanawiał się, czy to jest jego koniec. Czyżby technicy zdecydowali się go zabić? Na to by wyglądało. Gaz mógł łatwo się ulotnić. Domniemane odpływy łatwo pozbyłyby się rozlanej krwi. Ponownie zaczął walczyć. Siwowłosy mężczyzna stojący obok niego był ponury. 466 warknął ostrzegawczo. - Będzie Ci bardzo gorąco. – Mężczyzna szepnął. – Powiedz mi, jeśli będzie to dla Ciebie za wiele, dobrze? Będziemy monitorować Twoje narządy, ale też potrzebujemy Twojej pomocy. Nie chcemy byś się przegrzał.
Beta:doktorek22 134
Muszą robić badania jakiś nowych związków chemicznych. 466 spojrzał na metalowy uchwyt za człowiekiem. Czy oni kontrolują przepływ za ich pomocą? Strach i gniew, sprawiły, że walczył mocniej, ale nie mógł uwolnić się. - Proszę. – Inny kobiecy głos dosięgnął jego uszu. – Proszę pozwól mi być tam z nim. – W tym głosie było coś znajomego. - Nie. – Siwowłosy cofnął się pod ścianę. – Jest tu już wystarczająco ciasto i tłoczno. - Nie obchodzi mnie to! – Kobiecy głos zawrzał. – Proszę, panie North? Walczy i wygląda na spanikowanego. Nie sądzę, żeby wiedział, ze ból nie będzie mu towarzyszył. - Idź. – powiedział donośny głos. Kobieta człowiek stanęła przed nim. Przestał zmagać się z pasami, gdy zobaczył jej twarz. Duże, szerokie oczy spotkały jego. Zamarła na jedno uderzenie serca. Ciemne włosy opadły na jej biała koszulkę, tuz nad jej piersiami. Jej widok sprawił, ze 466 poczuł coś innego. Pragnienie zabijania odeszło. Jakoś nie czuł tego przy niej. Zbliżyła się ostrożnie do niego. Podniosła swoje małe dłonie i wyciągnęła je w jego kierunku. Nie trzymała żadnej broni, ani przyrządów medycznych. Odsunęła włosy z twarzy, gdy te przykleiły się do jej policzka. Zaczynała pocić się od ciepła. - Hej. – Szepnęła. – To ja. Spojrzał w dół na koszulkę, na formujące się pod koszulka piersi. Jej materiał jej koszulki widział coś czarnego, co okrywało jej sutki. Człowiek miał dużo mniejszą bluzkę pod koszulą z jakiegoś nieznanego mu powodu. - Nikt Cię nie zrani. Obiecuję. – Zanuciła. Wyciągnęła jedną dłoń i prawię dotknęła jego skóry. – Widzisz? Jest naprawdę gorąco, więc się pocimy. – Spojrzała na siwowłosego mężczyznę. – Możesz iść. Myślę, że sobie poradzę, jeśli to nie za wiele. 466 odsunął górną wargę i ukazał zęby, gdy warknął ostrzegawczo. To było ostrzeżenie, że na razie zaprzestał walki. Wciągnął powietrze, unosząc pierś zacisnął mięsnie. Może to było tylko życzenie, ale ograniczniki dawały mu większą możliwość poruszania się. - Jestem Joy.
Beta:doktorek22 135
Nie uciekła, kiedy myślał, że to zrobi. Ruch zwrócił jego uwagę i zobaczył, jak siwowłosy mężczyzna podchodzi do wiaderka, moczy gąbkę i wyżyma wodę na rozgrzane kamienie. Para uniosła się i w pokoju zrobiło się cieplej. Pot lat się z jego ciała. Delikatne palce pieściły jego klatkę piersiową i jego oczy rozszerzyły się, zszokowane. Chociaż kobieta nie nosiła rękawiczek, miała bezpośredni kontakt z jego skórą. Odrzucił głowę do tyłu i zwykł wściekle. Mercile próbuje go zabić, ponieważ wcześniej to nigdy się nie zdarzyło. Ponownie zaczął walczyć, szarpał się gwałtownie, mając nadzieję, że będzie w stanie uwolnić się. - Spójrz na mnie! Zażądał nieoczekiwanie człowiek. Chwyciła go za ramiona i użyła go jako dźwigni, by być większą. Jej małe nogi zostały osadzone po jego prawej stronie. Ciało kobiety było miękkie i wilgotne, gdy przyciskała się do niego. Spojrzał na nią. Mógł odsunąć ją od siebie, uderzając ją w czoło. To by jej nie zabiło, ale by zabolało. Podniosła podbródek i spojrzała na niego. Była teraz narażona na śmierć. Wszystko co musiałby zrobić, to z odpowiednia siłą uderzyć ja w podbródek. - Proszę przestań walczyć. - Złaź stamtąd! – Siwowłosy mężczyzna krzyknął. – Jesteś szalona? 466 zgodził się. Samica musiała być szalona, pozostając w tej odległości przy nim. Żółte plamki lśniące w jej niebieskich tęczówkach fascynowały go i pilnowały. Miała piękne oczy. - Staramy się wypocić z Ciebie narkotyki.- Ton jej głosu był smutny. Poprawiła się lekko i dotknęła dłonią jego policzek. Mógł wzdrygnąć się i odsunąć z dala od dotyku, ale sama ciekawość utrzymywała go bez ruchu. Miękka skóra pieściła go, i podobało mu się uczucie jej palców gładzących jego twarz. Była łagodna i patrzyła na niego, jakby był dla niej kimś ważnym. - Mów do mnie. – Szeptała, a jej piersi dociskały się do jego twardej klatki piersiowej. - Myśl, przypomnij sobie. – Waga jej dłoni na jego ramieniu i koniuszki palców na jego twarzy nie były okrutne. Lubił ją mieć tak blisko. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy Beta:doktorek22 136
wziął głęboki oddech i jej zapach dotarł do jego zmysłów. Krew przepłynęła do jego krocza i jego penis stwardniał. Obraz błysnął w jego umyśle. Starał się go zrozumieć, ale szybko zniknął. Była tą, której pragnął. - Cholera! – Wrzasnął mężczyzna. – Odejdź od niego! 466 odwrócił głowę w jego kierunku i skierował na niego cała swoją wściekłość.. Gdyby był w stanie, owinąłby ramiona wokół tej kobiety i przytrzymałby ja przy sobie. Ludzie widzieli teraz jakieś zagrożenie. Siwowłosy mężczyzna zrobił krok w ich kierunku i wydawało się, że zamierza zabrać stąd tą kobietę. 466 warknął. – Wyrwę Ci ręce, jeśli jej dotkniesz. – Nie mógł uwolnić się w tej chwili, ale to nie znaczyło, że nie mógł w ogóle. Siwowłosy mężczyzna umrze boleśnie, jeśli zbliży się na krok. Siwowłosy sapnął i cofnął się.
Beta:doktorek22 137
Rozdział 10 To moja wina. To Joy była tą, która sugerowała, żeby postarali się wypocić narkotyki z jego organizmu. Nigdy nie przyszło jej do głowy, by pomylić swoje intencje. Udało jej się zwrócić ponownie uwagę Moona, gdy ten groził dr Treadmontowi. Żadne rozpoznanie nie było widoczne w jego ciemnym spojrzeniu. Był powściągliwy, ale niezupełnie bezbronny. Mógł ugryźć ją. Jej ręce i twarz były w zasięgu jego ust. Zastanawiała się, niepewna czy on jest w ogóle Moonem, lub 466. Złagodziła swój ton, mając nadzieję, ze to uspokoi go trochę. – Możesz mówić do mnie, przynajmniej będę pewna, że mnie rozumiesz. Jego oczy zwęziły się. Była pewna, ze nie rozpoznaje jej – znowu. Ponownie, powoli podniosła dłoń do jego twarzy. Nie odsunął się. Pozwolił jej odgarnąć kilka kosmyków włosów, które opadły na jego czoło. Jej dłoń, przy okazji pieściła jego policzek. - Jesteśmy w Homeland. Zmieszanie zachmurzyło jego twarzy, zanim zdążył zamaskować swoje emocje. Gdzie był w swojej głowie? Przerwała starając się zrozumieć najlepsze wyjście, nie wprawiając go w wściekłość. - To jest bezpieczne miejsce. Czy kiedykolwiek wydalałeś z siebie narkotyki? Jego usta zacisnęły się w wąską linię, spojrzał zza nią na dr Treadmonta i ponownie na nią. – Tak. To jedno, lakoniczne słowo dało Joy nadzieje. – My teraz to robimy. Te narkotyki sprawiły, że jesteś oszalały i zdezorientowany. Doznałeś utraty pamięci. - Każ mu odjeść. – Warknął nisko. - Nie ma mowy. – Prychnął Treadmont. - Ted? – Justice odezwał się po drugiej stronie pokoju. – Wyjdź stąd, teraz. To rozkaz. On jest spokojniejszy z nią i mieszasz im. Joy nie spojrzała do tyłu, by zobaczyć, reakcję lekarza, ale mogła domyśleć się, że nie był zadowolony z decyzji lidera ONG. Słyszała, jak Treadmont opuszcza pomieszczenie. Beta:doktorek22 138
- Jakie narkotyki? – Utrzymywał niski ton głosu, niemal szeptał. – Kto mi go dał? Technicy? - Nie. My nie wiemy, co to za narkotyki, ale mamy nadzieje, że całkowicie ulotnią się z Twojego organizmu. Poruszył się, szarpnął za ograniczenia, ale nie na tyle mocno, żeby ją odsunąć od siebie. – Uwolnij mnie. Nie skrzywdzę Cię. - Musisz dać najpierw coś od siebie. Pamiętasz mnie? - Lubię Twój zapach. Jej usta wygięły się i nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Też lubię Twój zapach. Zgaduję, że to dobry początek. Spojrzał w dół na swoje ręce. – Oni nadal dają mi narkotyki. Spojrzała na jego ramię. –Rurki są odcięte. To jest środek zapobiegawczy. To jest tylko roztwór soli fizjologicznej i nie będzie wykorzystany, chyba, że będziesz odwodniony. Emocje rozbłysły w jego oczach. – Nie lubię sportu. TAK! Chciała unieść pięść w powietrze, ale nie odważyła się. Ledwie dawała radę być przy nim na podłodze. Nie chciała obić sobie tyłka. – To prawda. Zamknął oczy. – Jesteś psychiatrą. Chcesz naprawić mnie i przywrócić do człowieczeństwa. – Otworzył oczy. – Nie jestem nim. - Zdecydowanie nie jesteś człowiekiem. Jesteś lepszy. – Teraz już znała przedział czasowy. - Tak. Pot zraszał jego górną wargę i czoło. Wiedziała, że to co się dzieje, nie jest dobre. To przez prowizoryczną saunę, którą zbudowali na swoje potrzeby. - Twoje włosy są dłuższe, niż się spodziewałem. Zawsze zawiązywałaś je w ciasny kok przy szyi. – Zacisnął mięśnie szczęki. – Kim są ludzie w drugim pomieszczeniu? Straż? - Oni są Twoimi przyjaciółmi. Niektórzy są tacy, jak Ty. Beta:doktorek22 139
Po wyrazie jego twarzy, zakładała, że to go zaskoczyło. Ponownie zamknął oczy i w konsternacji napiął się. - Wszystko w porządku? – Zapytała. - Jest bardzo gorąco. - Spojrzała w dół na jego ciało. Pot lał się po nim. Była całkiem pewna, ze to coś więcej, niż tylko pot. Jej chwyt na nim zjechał na jego biceps i musiała przytrzymać się, by nie spaść. Temperatura w pokoju była niemal nie do wytrzymania. Czekała zanim ponownie cos powie. Czas wydawał się stanąć. Każdy cal jej ubrania był przyklejony do jej ciała. - Joy, ja pamiętam. – Powiedział nagle. – Gdzie jest Justice? Powiedziałem mu, żeby trzymał Cię z dala ode mnie. – Zmarszczy brwi. – Zejdź zanim spadniesz. Ręce chwyciły jej biodra i jęknęła. Justice stał za nią i z łatwością postawił ja na podłodze. Jego ubrania były przyklejone do niego, ale wydawał się być nieświadomy tego, gdy wpatrywał się w Moona. - Ona ma uspakajający wpływ na Ciebie. – Justice wzruszył ramionami. – To nie było tak, że mogliśmy zapytać Ciebie, kiedy padłeś z wyczerpania. - Myślałem o zabiciu jej, cholera. – Moon nawet nie spojrzał na Joy. – To jest to wielkie leczenie. Upocić mnie? - Jesteś z powrotem, więc nie narzekaj. – Justice sięgnął i chwycił za koszulę. – To jest jak stanie piekle. Mam zamiar wziąć prysznic. - Uwolnij mnie. - Miejmy nadzieje, że to co dostało się do Twojego organizmu już uszło. - Nie powiedziałem, ze mam zamiar wyjść stąd. Zabierz ode mnie to ustrojstwo. Justice uwolnił górną część ciała Moona i ten pochylił się uwalniając drugą cześć. Dźwięk odrywania rzep był głośny. Joy stanęła w kącie, by dać mężczyzną więcej miejsca. -Nie mogłeś po prostu wsadzić mojego tyłka do jakiejś gorącej tuby? – Moon był wolny i stanął na podłodze.- Jesteśmy w Medycznym? Beta:doktorek22 140
Justice zdjął koszulę i rzucił na podłogę. Pochylił się i rozwiązał buty. - Tak, to największa łazienka, jaką mielimy. Nie masz pojęcia, jak wielu facetów musiało wnieść tą platformę tutaj. I wanna z hydromasażem nie działała. Nawet gdybyś wiedział, to nie wiedziałbyś jak ciężko było wsadzić Cię tutaj. Wyobraź sobie możliwość utonięcia kogoś, jeśli byś walczył. To nie do końca było fajne. - Wynoś się stąd. – Moon w końcu, ponownie spojrzał na Joy.- Nie ma już powodu, dla którego ktoś miałby cierpieć. Jak długo muszę tutaj zostać? - Podniósł rękę z wciąż przyczepioną rurką i zapytał justice. – Mogę chociaż pozbyć się tego? - Tylko wtedy, gdy poinformujesz Teda o wszystkim, jak się czujesz. Mam na myśli, wszystko. Nie byliśmy pewni, jak długo będziemy mogli Cię przegrzewać. Chcieliśmy wydobyć z Ciebie narkotyki na dobre. - Dwadzieścia minut. – Krzyknął Treadmont. – Potem będziemy mogli zabrać Cię na oględziny. Moon zerwał weflon i Joy skrzywiła się na widok krwi. – Był lepszy sposób by to zrobić. - Cholera. – Justice zachichotał. – Postanowiliśmy spróbować wyciągnąć informacje od więźnia z Fuller. On jest chemikiem. Musisz zrozumieć moje wahanie, ponieważ on może nam nic nie powiedzieć. Więźniom Fuller nie można ufać. - Moon? – Harley nagle wtargnął do ciasnego pomieszczenia. Ekspresja na twarzy Harleya, zraniła uczucia Moona. On nigdy nie zareagował tak na jej widok, przynajmniej tak pozytywnie, od kiedy go poznała. Wielki mężczyzna z Gatunku niemal odepchnął Justice, by podejść do przyjaciela. Chwycił drugiego mężczyznę w niedźwiedzi uścisk. - Tak dobrze, jest Cię widzieć. Brakowało mi Ciebie. – Harley złagodził uścisk, ale nadal trzymał go. – Pokonasz to. - Staram się. – Moon uśmiechnął się, a podbródek obniżył na klatkę piersiową. – Jestem ważniejszy, niż Twoje ulubione motocyklowe buty? Skóra może się skurczyć w tym upale.
Beta:doktorek22 141
- Nie obchodzą mnie. Mogę kupić inne. – Harley pokręcił głową. – Uchylaj się następnym razem, gdy ktoś będzie do Ciebie strzelał. - To był pech. Ominął kamizelkę i naramiennik. Trafił w rękę. To nie boli, jeśli nie pomaga. Trochę kuło, ale potem zapadłem w nicość. Justice odwrócił się i gestem pokazał Joy wyjście. Zawahała się, ale Moon uśmiechał się do Harleya. Wydawał się, nie pamiętać że w ogóle tutaj jest. Piekące uczucie w piersi nie miało nic wspólnego z temperaturą. Przyszło jej do głowy, że Moon już jej nie potrzebuje. Odepchnęła się od ściany i wyszła z łazienki przed liderem ONG. To była drastyczna różnica temperatur, kiedy otworzyła drzwi do pokoju. Dreszcze przeszły przez jej ciało, gdy stanęła w pokoju. Trisha, Treadmont i cztery osoby z NG patrzyły na nią. Skrzyżowała ramiona na przemoczonym swetrze i zadrżała przez znacznie chłodniejsze, świeższe powietrze. – Hmm, muszę wziąć prysznic i przebrać się. Trisha, ludzka kobieta lekarz posłała jej sympatyczne spojrzenie. – Chodź ze mną do następnego pokoju. Przyniosę Ci coś. Założę się, że zamarzasz. – Spojrzała na Justice. – Wiesz, co dalej począć. - Umiem zarządzać na własną rękę i wiem, gdzie trzymacie ubrania na zmianę. – Zgodził się. Ted Treadmont odwrócił się do monitora. – Mam to, Trisha. Nie śpiesz się. Będę krzyczał, jeśli będziesz potrzebna. Wstyd był głupią emocją, pomyślała Joy. Nadal ich czuła, chociaż starała się unikać patrzenia na mężczyzn z NG. Moon nawet nie pożegnał się, ani nie podziękował jej. Miał inne rzeczy na głowie, uzasadniała. Rozmawia z innymi ważnymi osobami w swoim życiu. Och. Tak, to boli. Czego oczekiwałaś? Nie znała na to odpowiedzi.
Moon obserwował Harleya, jak ten rozbierał się do czarnych bokserek i uśmiechnął się siedząc na podłodze. – Nie musisz tutaj siedzieć i opiekować się mną. Chociaż masz ładne bokserki.
Beta:doktorek22 142
Harley usiadł obok niego. – Przyjaciele cierpią z przyjaciółmi. Ludzie lubią, jak jest ciepło w pokoju? Jak to jest? - Nie mam pojęcia. – To było nieprzyjemne gorąco. Obserwował twarz swojego kumpla. – Tęskniłeś za mną? - Wiesz to. – Harley przełknął i wskazał. – Jesteśmy na kamerach. Moon zerknął na kamerkę.- Kto tam obecnie jest? - Ted, Trisha, Flame, Jericho i Fury. Wszyscy martwiliśmy się o Ciebie. - Co oni myślą, że tutaj robią? - Mają nadzieję. - Oni złapali kogoś, kto mi to zrobił? - Wciąż go szukamy. - Kogo miał Justice na myśli mówiąc o Fuller? – Moon potarł swoją klatkę, nienawidząc potu obejmującego jego ciało. Fuller był więzieniem, gdzie osadzeni byli ludzie pracujący dla Mercile. Fuller zostało stworzone dla nich. Gatunek potrzebował i chciał, trzymać tych ludzi z dala. - Jeden głupek testował narkotyki. - Ten narkotyk to coś nowego? - Na to wygląda. Nikt nie pamięta, żeby ktokolwiek dostał taki narkotyk, jak ten. To chyba coś, nad czym Mercile pracowało, zanim zostało zamknięte. - To jest gorsze, niż narkotyk do rozmnażania. Przynajmniej wiemy, że to tymczasowe. – Potarł ramiona, ocierając pot, który gęstniał na jego skórze. – Powiedz mi o niej. Harley zmarszczył brwi. - Joy. – Wyszeptał Moon. – Kto po nią zadzwonił? Jak zareagowała?- Bał się usłyszeć odpowiedzi. – Ile kosztowało przekupienie jej by tutaj przyjechała? - Nie wiem, kto po nią zadzwonił. Poleciałem do Rezerwatu by być przy Tobie i ona już tutaj była, kiedy wróciłem do Homeland. Przyjechałem kilka dni później i dopiero później wyjaśnili mi cały bałagan. Beta:doktorek22 143
- Czy ktoś jeszcze oszalał? - Żaden z nas. - Dobrze. Jak wiele pieniędzy? Nie unikniesz tego pytania. – Wściekał się, ze jego najlepszy przyjaciel nie odpowiadał, ale Harley musiał zrozumieć, ze musiał chronić swoje uczucia. – Bądź szczery. - Żadne pieniądze nie były w to zaangażowane. Wyraziła się jasno, ze nie chce za to pieniędzy. Jego gniew delikatnie osłabł. To mogło go też zmylić. – To dlaczego ona tutaj jest? - To samo chciałem wiedzieć. Złapałem ją z nagą piersią przy Tobie. Zdziwienie uderzyło w Moona. – Co? Harleey uśmiechnął się. - Tak. To samo przeszło mi przez myśl. Byłem gotów założyć ją przez ramię i wybiec z nią przez przednia bramę, myśląc że chce zranić Cię lub okrutnie dręczyć. Nie reagowała, tylko okazywała dobro, Moon. To było podsumowanie. Na początku byłem w stosunku do niej nieufny, ale z czasem zrozumiałem. Wydaje się być seksownym człowiekiem, a pokazując wiele skóry oswaja dziką bestię w Tobie, lub przynajmniej mówiłeś, ze chciałeś więcej. – Zaśmiał się. Mgliste obrazy Joy pojawiły się w jego umyśle i to bardzo atrakcyjne. – Trochę pamiętam. Chociaż niewiele. - Byłeś całkowicie poza kontrolą tamtego dnia. Harley przesunął włosy z ramienia. – Mogę poczuć otoczenie, jak tak rozmawiamy. Czy to tylko ja? - Nie. Ludzie płacą dla tego? Prawda, to otwiera pory skóry lub podobne gówno? - Moje pory są tak otwarte, że moja skóra chce płakać. - Jeszcze dziesięć minut. – Powiedział Ted z zewnątrz. – Potrzebujesz wody? - Jestem, jak kałuża. – Odpowiedział Moon. – Z nami wszystko dobrze. – Ściszył głos i otarł pierś z potu. – Wyświadcz mi przysługę, Harley. - Wszystko. Beta:doktorek22 144
- Upewnij się, że nie zranię jej, jeśli ponownie stracę głowę. Harley zawahał się. - Nie czuję chęci zabijania, ale wpadł mi do głowy pomysł uderzenia podbródkiem jej, kiedy przyszła tutaj i stanęła blisko mnie. To zabiło by ją od razu, gdybym uderzył z odpowiednia siłą. Harley złapał go za nadgarstek. – Zna zagrożenie. Podpisała zrzeczenie się winy ONG w przypadku jej śmierci, czy doznania obrażeń. Puścił go. Moon był zadowolony, ze siedział na podłodze. To było w ogóle możliwe? To zdziwiło go, że Joy chętnie zrobiła coś, by zostać dłużej w Homeland. - Ona może być świadoma szkody, jaką możemy zrobić. Dziś rano czytałem folder, który stworzyła dla jednego z nas. Justice pozwolił mi to przeczytać, po czym trochę posprzeczaliśmy się. Wszystkie notatki terapeutów zostały przeniesione do Homeland, kiedy przybyliśmy. Jeden z naszych mężczyzn opowiedział jej, jak rozdarł gardło technika, który zbliżył się do niego zbyt blisko, gdy ten przywiązywał go do stołu. Mógł tylko poruszać głową. Inny Gatunek opisywał, jak zdołał uwolnić ramię i rzucił się do szyi człowieka, zanim zdołał zareagować. Harley przełknął, odsuwając wilgotne włosy z twarzy. – Ta kobieta wie, jak niebezpieczne może to być, ale jednak pędzi do pomocy. I co Ty na to? Frustracja rosła w Moonie. Był zgrzany, rozdrażniony i zły. – Ona jest gotów umrzeć dla Ciebie. Na początku nie ufałem jej i byłem z stosunku do niej podejrzliwy, ale ona ma do Ciebie silne uczucia, Moon. Żałuje, że odeszła z Czwórki, by Cię ratować. - Nigdy nie starała skontaktować się ze mną kiedy przyjechaliśmy do Homelandu. I Rezerwatu. - Powinieneś porozmawiać z nią. - Rozmawiam z Tobą. - Ok. – Harley niepewnie spogląda w jego kierunku. – Myślę, że ona Cię kocha. - Kocha? – Moon po raz kolejny potarł skórę, tym razem mocniej, starając otrzeć pot i uczucie niepokoju, które zawróciło jego głowę. Beta:doktorek22 145
Jego palec dotknął czegoś dziwnego i potarł to przez chwilę, podczas gdy zastanawiał się nad słowami Harleya. Miał obsesję na punkcie Joy, gdy byli w Czwórce. Była kobietą, której najbardziej pragnął. Jej odejście przygnębiło go i przez dłuższy czas dąsał się nad jej utratą. Za każdym razem, gdy myślał o niej, czuł się, jakby zjadł coś nieświeżego. To mogła być miłość? Nie był pewien, ponieważ nigdy nie doświadczył tego uczucia. - Miłość. – Harley powtarza. - Nie przychodzi mi do głowy inny pomysł, dla którego ona chciałaby zmierzyć się z Twoją, dziką stroną. Piekielnie przeraziłeś mnie, a nie jestem słabym człowiekiem. Moon zmrużył oczy. Jego palce ponownie potarły to miejsce. Mały guzek rósł przy jego kości i rzeczywiście pobolewał. - Co to jest? - Pod moją skórą coś jest. Harley spojrzał na dół. – Tam zostałeś postrzelony? -Tak. - To była strzałka, a nie kula. - Co Ty mówisz?- To był Ted, krzyczący z drugiego pokoju. -Znalazłem coś w swoim ramieniu. – Moon podniósł głos i spojrzał na Harleya. – Jest małe i boli, gdy naciskam na to. - Chodź tutaj. – Rozkazał Ted. – Pozwól mi zobaczyć. Moon podniósł się na nogi, ale zachwiał się, gdy stanął, a pokój zakręcił się. Harley nie miał tego problemu, jednak chwycił go za ramie, by go podtrzymać. – Nic Ci nie jest? - Myślę, że jest dla mnie za ciepło. - Dla mnie też, ale nie chwieje się. Chodźmy stąd. Nagle Fury był tam, by pomóc, owinął ramię wokół niego. To trochę upokorzyło Moona, ale obaj mężczyźni wyprowadzili go z łazienki. Ted wskazał na łóżko, w rogu pokoju.
Beta:doktorek22 146
- Posadźcie go na nim. – Spojrzał na Flame. – Przyprowadź Paula. Powiedz mu, że czas przywracania zakończył się nasz pacjent nie będzie chciał go zabić. Potrzebuję ultrasonografu. Twoi ludzie nie zostali przeszkoleni, tak jak on. - Jestem za. – Flame zgodził się, obrócił i wyszedł na korytarz. - Jak myślisz, co to jest? – Moon prawie opadł na materac. Jego ciało było mokre i zaczęło mu być zimno. – Odłamek strzałki pozostał w moim ramieniu? -Gdzie je czujesz? Moon pokazał lekarzowi wyznaczony obszar. – Tu. Paul zwrócił uwagę wszystkich, gdy pchnął do pokoju maszynę na kółkach. Uśmiechnął się, gdy Moon chwycił jego spojrzenie. - To jest facet, którego znam. – Paul podszedł bliżej. – Słyszałem, że ponownie jesteś z nami. Bardzo się z tego cieszę. Naprawdę. Ostatnim razem próbowałeś odgryźć mi rękę. - Przepraszam. Paul zatrzymał się i pochylił, by podłączyć przewody. – Nie ma problemu. To byłoby fajne i zabawne, do czasu, aż ktoś mógłby stracić oko lub ramię, jak w moim przypadku. - Przestań. – Warknął Ted. – Żartować będziesz później. To jest problem, z Wami, młody człowieku. Jesteś bardziej zaniepokojony łóżkiem, niż leczeniem. - Nikt, nigdy nie oskarży Cię o to. – Paul mruknął gdy przygotował maszynę i włączył ją. – Czego szukamy? Zrobiłeś sobie krzywdę? Twoja klatka boli? Powiedziałem im, żeby upewnili się, by nie dociskali pasów zbyt mocno i sprawdzili, czy możesz oddychać bez trudu. Musimy uruchomić X-raya,11 jeśli uważasz, że możesz mieć złamane żebra. Ted wyciągnął, coś, co wyglądało na marker i narysował koło na ramieniu Moona.Przeszukaj ten obszar na prawo od tego. - To ułatwia sprawę. – Paul wyciągnął butelkę żelu do USG i zawahał się. – Chcesz bym to wcześniej rozgrzał? 11
X-ray - wg wikipedi jest to Promieniowanie rentgenowskie
Beta:doktorek22 147
- Nie. Ostatnimi czasy miałem wiele ciepła, ze wystarczy mi chyba na zawszę. – Moon nigdy więcej, nie chciał czuć takiego gorąca. Paul skinął głową i rozlał trochę jasnej substancji na przenośny przyrząd przymocowany do maszyny. Przyłożył go do ramienia Moona i spojrzał na ekran, na którym Moon nic nie widział. Powoli przesuwał się po skórze, ale potem przestał. Paul pchnął trochę mocniej, zmienił kąt widzenia i cicho zaklął. - Co to do cholery jest? - Cholera, potrzebujemy skalpela. Będziemy musieli wyciąć to i zbadać. - Czy końcówka znajduje się w kości ? – Moonowi nie podobał się pomysł, że część strzałki znajduje się w jego ciele. - Nie jestem pewien, czy to w ogóle jest końcówka strzałki. Nie sprawdzaliśmy obcych ciał, ponieważ strzałka była nienaruszona. – Ted wpatrywał się w ziemie, zły. Wyglądał na bardzo zaniepokojonego. – To jest bardzo mały, podłużny przedmiot. Zdecydowanie nie jest to fragment pochodzący od strzałki. - Uh-uhh. – Paul zgodził się. – Cholera. To jest prawie, jak chip, który moja żona wszczepiła naszemu psu na wypadek, gdyby się zgubił. To może jest nieco większe. - Został w niego wszczepiony nadajnik namierzający? – Justice wrócił. Miał na sobie podobny strój, jak pielęgniarz, tylko rozmiar większy. - Nie wiem, co to jest. – Przyznał Ted. – Nie dowiemy się, do czasu, aż nie usuniemy tego. - Zrób to. – Zażądał Fury. Moon skinął głową. – Tak. Zabierz to ode mnie. Nie wiem, dlaczego oni chcą być w stanie śledzenia mnie. Nasi wrogowie dokładnie wiedzą, gdzie jesteśmy. Tutaj, lub w Rezerwacie. Harey warknął. - Co jeśli mają jakiś rodzaj broni, mogącą skierować w pewne miejsce? Może jakiś pocisk. Może mógłby wysyłać sygnał naprowadzający. - Wyjmij to z niego teraz. – Zażądał Justice. – Dzwonie do Tima i uzyskajcie dla niego wejście. On wie wszystko o broni wojskowej. Beta:doktorek22 148
Pierwszą myślą Moona, gdy spojrzał na Harleya była Joy. – Zabierz stąd Joy. Weź ją do budynków dla ludzi i zostań tam z nią. – Nie chciał jej w pobliżu siebie, do czasu aż nie dowie się, co się dzieje. Nie chciał tez stracić Harleya, jeśli Centrum Medyczne zostanie zaatakowane. - Nie odejdę od Ciebie. Cholernie uparty Gatunek. – Naprawdę jesteś moim bratem? Ciemne oczy Harleya zwęziły się, gdy cicho warknął. – Wyciągasz tą kartę? - Tak. Zabierz ją w bezpieczne miejsce i zostań tam z nią. - Kurwa. – Harley odwrócił się i poszedł w kierunku drzwi. – Nie grasz fair. - Włóż najpierw na siebie spodnie. – Zawołał Moon. Myśl, że Joy zobaczy Harleya bez spodni, nie podobała mu się. Co zrobi, jeśli uzna go za bardziej atrakcyjnego seksualnie? Sam pomysł sprawił, ze był gotów zadzwonić do Harleya i go powstrzymać. Nic nie powiedział i pozostał na miejscu.
Beta:doktorek22 149
Rozdział 11 Joy żwawym tempem przemierzyła pokój domku i zagryzała wargę. Harley obserwował ją z kanapy, a ramiona miał skrzyżowane na klatce piersiowej. - To każdemu pomaga? Czy tylko Tobie? Swoje niezadowolenie miała ochotę przerzucić na niego. Mężczyzna był irytujący, ale wiedziała, że on też martwi się o to, co dzieje się Moonowi w Centrum Medycznym. Tak, jak ona. Harley powiedział jej o obcym obiekcie w ramieniu Moona. - Powinieneś powiedzieć mi o jego ramieniu, zanim opuściliśmy Centrum Medyczne. - Wtedy wyszłabyś? Zatrzymała się. – Nie. - Dlatego nie powiedziałem Ci. - Czy ONG nie ma
systemu antyrakietowego lub czegoś podobnego, co
dezaktywuje atak, jeśli ktoś zaatakuje? - Mamy uzbrojonych strażników. My nie jesteśmy pewni, dlaczego ktoś związany z Mercile umieścił nadajnik śledzący w Moonie, ale to jest najgorszy scenariusz, jaki mogliśmy wymyśleć i lepiej być na niego przygotowanym. Może tylko chcieli zobaczyć nasz plan lotu z Homeland, a Rezerwatem. Często go zmieniamy, po tym, jak nasz helikopter został zestrzelony. Mogę wymyśleć jeszcze kilka innych powodów, dla których mogli to zrobić. - Nie wiem, jak Wy możecie tak żyć. – Joy ponownie zaczęła chodzić. – Ma się do czynienia z wieloma dupkami i to niebezpiecznymi. Dlaczego nie mogą zostawić Gatunku w spokoju? - Chcielibyśmy, żeby przestali nas męczyć. Nadzieja nie sprawi, że tak się stanie. – Skrzyżował swoje kostki, machając palcami u stóp. – Twój świat także nie jest bezpieczny. Odbieramy Wasze wiadomości z telewizji. rozbojów, gwałtów, czy wypadków samochodowych. Joy zatrzymała się. Beta:doktorek22 150
Na ziemiach ONG nie ma
- Nie kradniemy sobie nawzajem. My nie.. - Łapie! – Zajęczała. – Jestem przewrażliwiona i nie mam powodu. Poziom przestępstw tutaj jest wyraźnie niższy. Jestem nieco przerażona przez ta całą nakieruwujaco-rakietową rzeczą. Musisz przyznać, ze jest to raczej złowieszcze. - Oh. To jest ludzka sprawa? – Wygiął brew. - Tak. – Zamrugała i zrelaksowała się. – Bardziej specyficzna, kobieca sprawa. Mogłeś po prostu przytaknąć i nie rozpoczynać rozmowy ze mną. - Rozumiem. - Jesteś dość spokojny, jak na Gatunek będący pod wpływem stresu. - Mięliśmy wiele czasu, od kiedy zostaliśmy uwolnieni. Doktorze nie spodziewaj się, ze położę się na tej kanapie i zacznę mówić o swoich uczuciach. Nie dziele się tym. Nie zamierzam również wbić pięści w tą ładną ścianę. To kuszące, ale nie zrobię tego, chyba ze chcesz mieć więcej otwartej przestrzeni miedzy kuchnią, a salonem. Joy uśmiechnęła się. Lubiła ten Gatunek, kiedy jej nie groził lub nie oskarżał o niegodziwe rzeczy związane z Moonem. - Mam wątpliwości, czy ONG dałoby zgodę na przebudowę jednego z domków gościnnych. - Prawdopodobnie nie. – Spojrzał na swój nadgarstek i westchnął. – Zupełnie zapomniałem, że nie mam zegarka. - Co się stało z nim? – Była ciekawa tego, jak Gatunek stał się zależny od technologii. Minęło wiele czasu, kiedy ostatni raz była obok nich. Gadżety były im obce w Mercile. - Położyłem rzeczy zbyt blisko pieca. Mój zegarek i buty zostały zniszczone. – Spojrzał w dół na swoje skarpetki i koszulkę z logo ONG z grymasem. – Tęsknię za spodniami, ale obiecałem Moonowi, ze upewnię się, ze pozostaniesz tutaj. - Nie będę szukała sposobu powrotu do Centrum Medycznego. Zdaję sobie sprawę, że bym potrzebowała eksporty i ktoś zawiadomiłby Was, gdybym chodziła sam a bez nikogo. To ostatnia rzecz, którą chciałabym zrobić. - Zapamiętaj moje słowa, doktorku. Każdy traci głowę, nawet psychiatrzy. Beta:doktorek22 151
Jej dobry nastrój prysł. – Twoi ludzie zgodzili się na terapeutę, jako mnie. Wiesz, jakie to irytujące, bycie tak nazywanym? Psychiatra brzmi strasznie i boleśnie. Wszyscy chcieliśmy Wam pomóc przystosować
się
do nowego
życia
poza
Mercile.
Potrzebowaliście mieć tam kogoś, z kim moglibyście porozmawiać i połączyć pomimo tych wszystkich zmian. Podstawą jest współczucie i zdrowy rozsadek, by komuś pomoc w potrzebie. To dla nas też nie było łatwe. Uniósł brwi, jakby nie zgadzał się z nią. – Wasi mężczyźni na początku nie byli przyjaźnie nastawieni. Byłam przerażona, gdy przenieśli do mnie do pokoju pourazowego Waszego samca i nie myśl, ze nie wiedziałam, ze ten tępy męski strażnik, był źle przeszkolony do obcowania z Wami. Nawet Wasze samice mogły kopnąć ich w tyłek i nie zauważyli by tego. Kobiety. – Poprawiła się, wiedząc, ze wolą te określenie. Harley uśmiechnął się. - Wiesz, jak bardzo żal mi było moich rodziców i przyjaciół, gdy spakowałam się i powiedziałam, ze dostałam pracę, o której nie mogę rozmawiać? Nie mieli pojęcia, gdzie jestem i moja mama myślała, ze jestem okrutna trzymając ja w niewiedzy. Nie mogliśmy opuszczać obszaru Czwartego i było strasznie nudno. Zabiłabym, żeby gdzieś pojechać, lub żeby po prostu pójść na jakiś spacer, czy do kawiarni. Było by normalne. - Teraz będziesz rozpaczała, prawda? Powinienem teraz przytakiwać? - Przepraszam. Co zajmuje im tak długo? Nie możesz porozmawiać z nimi, by czegoś się dowiedzieć? Rusty mogła. - Zapomniałem swojej komórki, która była w tylnej kieszeni spodni. Bałem się go włączyć, zanim ostygnie. Mógł się przegrzać. - Cholera. – Spojrzała na telefon Lezamy na stole przy drzwiach. – Możesz zadzwonić do kogoś? - Oni dadzą nam znać, kiedy dowiedzą się czegoś więcej. Zrobimy wszystko, by uprzykrzyć im tyłki, jeśli przetrwamy to wszystko. - Niecierpliwość możemy uznać, jako wspólną cechę wraz z Gatunkiem. - Czy to nie wspaniały postęp? – Zachichotał. – Rozumiem, dlaczego Moon Cię lubi. Jesteś w jakimś stopniu słodka, kiedy nie jesteś psychiatra. Beta:doktorek22 152
- Jesteś singlem, prawda? - Tak. - Wielkie zaskoczenie. – Prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. - Sarkazm nie jest stracony dla Ciebie, albo nas. – Wstał. – Chcesz coś zjeść? To utrzyma Twoje usta zajęte, zanim powiesz coś obraźliwego. Joy wiedziała, że jest suką. Wymyśliła szalony plan. Mogli przynajmniej powiedzieć jej, czy to zadziałało, czy nie. To był jej orzech do zgryzienia i zastanawiała się, czy był w stanie zachować swoją pamięć lub, czy ponownie pogrążył się w swoim stanie psychicznym. Zadzwonił dzwonek i szybko ruszyła. Harley podszedł do drzwi i otworzył je. Jego duże ramiona były na tyle szerokie, że zasłaniały jej widok, ale była wystarczająco blisko, by mogła usłyszeć jego zaskakujący jęk. - Moon! - I to szczegóły bezpieczeństwa. – Powiedział znajomy, zachrypnięty głos. – Obserwujesz mnie i zapewne nadal pozostaje sobą. - Wypuścili Cię z Centrum Medycznego? Joy podeszła bliżej, trochę oszołomiona, że został wypuszczony. Podniecenie przyszło później. To musi oznaczać, że złamał działanie narkotyku w swoim organizmie. Jej serce przyśpieszyło i objęła się w talii, starając się spojrzeć na niego przez jego wielkiego przyjaciela. - Porozmawiamy później. Przyszedłem porozmawiać z Joy. Zrób mi przysługę i idź do mojego domu. Zabiłbym za kilka steków i kilka kubków kawy. Powinienem tam być zanim skończysz je robić. – Zaśmiał się. – Zakładam, ze nie postradasz zmysłów. - Nie. – Harley podszedł i przytulił drugiego z Gatunku.. – Nie do cholery. Cieszę się, ze wróciłeś. Moon wpatrywał się w Joy, nad ramieniem swojego przyjaciela, podczas gdy ten przytulał go. – Ja też. Będę tam niedługo. Mamy wiele do nadrobienia. Joy ledwie zauważyła wyjście Harleya, podczas gdy wpatrywała się w mężczyznę, którego kochała. Moon oczywiście wziął prysznic. Miał na sobie czarną bluzę bez Beta:doktorek22 153
rękawów. Jego mroczne spojrzenie zatrzymało się na niej, gdy wszedł do środka, po czym odwrócił się do Gatunku, który mu towarzyszył. - Poczekaj tutaj. To jest prywatne. Usłyszysz, jeśli będzie jakiś problem i ja nie zakluczę drzwi i będziesz mógł wejść, jeśli będzie taka potrzeba. – Nie czekał na odpowiedź, po czym zamknął drzwi miedzy nimi i elementem bezpieczeństwa. Oparł się o nie i spojrzał na nią. - Zadziałało. – To było wszystko co mogła wymyśleć i powiedzieć. Moon stał w jej salonie. Jego przystojna twarz była ponura i przypomniała sobie, ze nie był tą samą osoba, którą kiedyś znała. Nieufność błyszczała w jego oczach i lekki gniew, którego przyczyny się domyślała. Nerwy uderzyły w nią mocno, gdy jej żołądek zacisnął się. Przyszedł jej podziękować za pomoc, albo poprosić ją o opuszczenie Homeland. - Znaleźliśmy implant w moim ramieniu. On utrzymywał we mnie narkotyk na dłużej. Na początku sądziliśmy, że to urządzenie namierzające, ale dowiedzieliśmy się prawdy po tym, jak zbadano to pod mikroskopem i przetestowaliśmy. Ślady związków chemicznych w moim systemie były tego powodem. Była zbyt zaskoczona, by mówić. Został wyleczony, ale nie przez jej pomysł skorzystania z sauny. To nie miało dla niej znaczenia, jeśli był jakiś inny lepszy pomysł. - Ted domyślił się, że jeśli narkotyk dłużej byłby w moim organizmie byłby to koniec. - Cieszę się, że wydobrzałeś.- Jej głos drżał. Wyprostowała nieco ramiona i położyła ręce po bokach. Chciała zachować spokój i opanowanie.- Jak się czujesz? Jakiś ból głowy lub mglisty wzrok? Moon poniósł głowę, a gniew z pewnością zabłyszczał w jego ciemnych oczach. – To wszystko, co masz mi do powiedzenia, dr. Yards? Zrezygnowała z profesjonalizmu. Bzdurą było udawanie, że była w stanie opanować się, nawet jeśli szyderczo zwrócił się do niej. - Nie. – Zrobiła niepewny krok do przodu, pragnąć go dotknąć na tyle mocno, by zgiąć na nim palce. To prawdopodobnie nie byłoby zbyt inteligentne, by tego spróbować, więc zatrzymała się, utrzymując między nimi jakieś dziesięć stóp przestrzeni miedzy nimi. – Co chcesz, żebym powiedziała? Nie jestem już dłużej, Twoją terapeutką, ale to Beta:doktorek22 154
jest najbardziej wygodna rola w tej chwili, ponieważ cały czas wpatrujesz się we mnie. Próbuję dowiedzieć się, czemu. Odsunął się od drzwi i powoli podszedł do niej bliżej. Joy zauważyła, ja zwinnie się przesunął. Alarm uruchomił się z tyłu jej głowy. To nie człowiek do niej podchodził, ale drapieżnik i to bardzo wkurzony i niebezpieczny. Cofnęła się krok do tyłu, zanim mógł jej dotknąć. Zamarł i cicho warknął. - Ty ze wszystkich ludzi powinnaś znać mnie w tym nastroju. Odwracasz się i uciekasz, a ja złapię Cię na dole. – Spojrzał zza nią, zanim spojrzał na nią. – dywan wygląda na gruby, ale wątpię, że uda mi się, Ciebie nie zranić, jeśli złapię Cię na podłodze. Trudno było myśleć, gdy walczyła ze strachem i logiką. Nie zraniłby jej celowo, ale wiedziała, ze zagrożenie jest realne. Wpatrywała się w jego twarz i jego egzotyczne piękne ponownie ją poraziło. Spojrzał na nią twardo i jednocześnie seksownie. Jego pełne usta rozchyliły się lekko, przypominając jej o jego ostrych kłach. Ukąszenie już nie bolało, ale świadomość tego nagle przyniosła powód, dla którego, go tam umieścił. - Niemal pragnę popchnąć Cie. – Przyznała, ostrożnie cofając się na bok. Jego piękne oczy rozszerzyły się, ukazując jego zdziwienie. – Co Ty chciałabyś mi zrobić? Jego wzrok przesunął się powoli po jej ciele, i z każdym calem jego nozdrza coraz częściej rozszerzył się. Ona spojrzała w dół, zza jego sweter. Tam była widoczna odpowiedź. Zarys jego kutasa twardniał i wydłużał się, z każdą chwilą gdy go obserwowała. Odwróciła wzrok od jego krocza i ponownie spojrzała w jego oczy. Spojrzał na nią. Zrobiła kolejny krok do tyłu, wiedząc, z to może uruchomić jego instynkt łowiecki. - Nie rób tego, Joy. Przyszedłem porozmawiać. To tego się bała. Bała się, ze poprosi ja, by opuściła Homeland. Musi żałować tego, co wydarzyło się miedzy nimi i nie będzie to dziwne, jeśli oskarży ja o ich wspólny seks. Jego potrzeba tylko mówiła jej, że nie chciał tego, co się wydarzyło. Próbowała ukryć swój ból. - Dobrze. Beta:doktorek22 155
Zamknął oczy. - Nie używaj tego tonu. - Jakiego tonu? – Szepnęła, nie ufając swojemu głosowi, by mogła ukryć fakt, ze jej serce było łamane. Otworzył oczy. - Niech Cie. Nie masz prawa brzmieć na skrzywdzoną. Zostawiłaś mnie! To Ty jesteś tą, która odeszła. – Jego głos wzrósł do warkotu. – Nie oczekuj, ze wrócisz do mojego życia, jak gdyby ten czas nie istniał. Nie jestem tym samym facetem. - Wiem to. Drzwi frontowe otworzyły się i Flame zajrzał do środka. – Wszystko w porządku? - Wynoś się. – Zażądał Moon. – Rozmawiamy. Będzie krzyczała do Ciebie, jeśli będzie potrzebowała pomocy. Jestem w pełni świadom, kim jestem i nie postradam ponownie zmysłów. Wyjdź na zewnątrz, na swoje miejsce i przestań być wścibskim. Flame zerknął na Joy, upewniając się, ze wszystko jest dobrze. Skinęła głową, martwiąc się, ze inaczej nie da im prywatności. - Um, rozumiem. Wycofał się, stanowczo zamykając drzwi. Joy obserwowała Moona. Jedna z jego rąk przeczesała palcami włosy, odsuwając je z dala od twarzy. Gniew wciąż płonął w jego brązowych oczach, gdy ponuro przyglądał się jej. Jej żołądek skręcał się. To będzie bolesne i położy kres ich znajomości.
Moon walczył ze swoją wściekłością. Joy zawsze była jego słabym punktem. To stało się piekielne, kiedy zniknęła, pozostawiając go samym, ale on zaakceptował to, ze nigdy więcej jej nie zobaczy. To nie tak, że on mógł wyśledzić ją w obcym świecie, do którego uciekła przed nim. Wysyłał swój umysł ze sto razy, ale jego szanse na
Beta:doktorek22 156
znalezienie jej były nikłe. Duma w końcu nie pozwoliła mu popełnić tej głupoty, by ryzykować swoje życie, dla kobiety, która odrzuciła życie z nim. Stanęła przed nim, wyglądając na kruchą, jej emocje ukazywały się na jej twarzy. To nie zmieniało jej. Jej oczy zawsze były zbyt wyraziste, a w przeszłości za każdym razem pragnął chronić ją. Nawet teraz chciał ją uspokoić i sprawić, żeby ból zniknął. Fakt, że ona nadal silnie na niego działa zirytował go. - Dziękuje Ci, że poświęciłaś swój czas, by przybyć do Ojczyzny. – Utrzymywał swój ton neutralnym. Joy spuściła wzrok na jego klatkę piersiową. Kiwnęła głową, gdy zesztywniała. Stłumił warkot i był wdzięczny, że kiedyś była zmuszony nauczyć się ukrywania emocji. Przecież ona zostawiła go. W ciągu tych lat nauczył się włączyć z obsesją na jej punkcie i dobrze zrobił. Ryzyko jej powrotu do niego było zbyt duże, aby ryzykować. Nie pozwoli jej p o n o w n i e wkraść się do jego serca. Kto raz się sparzył, na zimne dmucha. To było ludzkie motto, które niedawno poznał. - Czego chcesz ode mnie? – Nie miał zamiaru przepraszać za swój ostry ton, ale chciał odpowiedzi. – Czemu, tak naprawdę jesteś tutaj? Podniosła wzrok na niego. Smutek w jej wzroku osłabił jego determinację, aby odesłać ją do swojego świata. Ale tylko przez moment. Nie miała prawa do współczucia. To on był poszkodowany. - Cieszę się, że jesteś cały, Moon. Warknął cicho pokazując jej, że jego cierpliwość traci granice. Ona nawet nie drgnęła. – Tęskniłam za Tobą. - Kłamstwo. – Oskarżył ją. – Wtedy był wybór. Jesteś zbyt słaba by stawić czoła trudnym sytuacją, jak na przykład temu, co było miedzy nami. - Nie wiem, jak dużo pamiętasz z naszych rozmów, gdy byłeś pod wpływem narkotyku, ale chce, żebyś wiedział, że przepraszam za to, że odeszłam. Musiałam. - Nie wierzę w to. - Wiec nadal jesteś naiwny. – Wysunęła brodę i w jej oczach ujawiło się wyzwanie. – Wiesz, jak dużo pieniędzy musieli zainwestować w Gatunek, by zabezpieczyć Was Beta:doktorek22 157
przed prasą i jakimkolwiek groźbami? Ja byłam uważana za bezpieczne ryzyko. To był priorytet by utrzymać wszystkie strony w sekrecie. Nawet, jeśli to oznaczało, że musieli transportować do mnie biura i kazali wypełniać papierkową robotę, czy nawet inną, by powstrzymać mnie przed mówieniem komuś nieobjętym programem. Moi szefowie musieliby mnie usunąć stamtąd siłą. Jego temperament wybuchł i ujął w dłonie jej twarz, zanim się obejrzał. Jego chwyt był łagodny, ale wiedział, że to błąd w chwili, gdy dotknął Joy. To nie było wystarczające i chciał więcej. Owinął ramię wokół jej tali, aby zatrzymać ją z dala od siebie. - Oni nie zabraliby Cię, ponieważ bym na to nie pozwolił. Odsunęła się trochę od niego, ale nie za daleko. – Tak, zrobiliby to. Nie jestem żołnierzem 466. Zasady były bardzo surowe dla nas integrujących z Gatunkiem. Kontakt fizyczny był tylko dozwolony, w momencie, gdy zostałeś zaatakowany i musiałbyś się bronić do momentu, aż strażnicy przybyliby. Nazwanie go numerem nadanym przez Mercile było dla niego zniewagą, ale nie sądził, że zrobiła to umyślnie. – Moon. – Poprawił. - Przepraszam. - Odeszłaś, zanim przyjąłem tę imię. Uważnie przyglądała mu się. – Musisz mi uwierzyć. Czy wiedziałeś, ze w Obszarze Drugim zamknęli terapeutkę na sześć dni w pokoju, za karę za to, że trzymała jedną z Twoich kobiet za rękę? - Dlaczego trzymali ją w pokoju? Czemu ona trzymała ją za rękę i została ukarana za to? Kobieta protestowała? - Kobieta doświadczyła przerażającego urazu. Terapeutka trzymała ją za rękę, aby potrzymać ją emocjonalnie. Pacjentce to nie przeszkadzało, ale strażnik będący w pokoju poinformował o tym fizycznym kontakcie. – Wypuściła powietrze i zauważył frustracje na jej twarzy. – To było głupie, ale tak organy odpowiadały na to. Barbara została zawieszona na sześć dni bez zarobku i wywalona tylko po to, by dać przykład innym. Była naprawdę wspaniałą kobietą z wielką empatią. Rozmawiałam z nią często, dlatego, bo było nam bardzo żal Geraldine, która gardziła naszymi kwalifikacjami w relacjach z Gatunkiem. Beta:doktorek22 158
Moon uwierzył Joy. Ludzie mogli przesadzać, ale on pamiętał jak opowiadała mu, o swoich starciach z Geralinde. - Chciałam dotknąć dużo więcej, niż tylko Twojej dłoni. – Przyznała cicho po czym pochyliła się na tyle blisko, że jej piersi dotykały jego klatkę. – Chciałam siedzieć na Twoich kolanach, móc robić Tobie co tylko chcę, ale wiedziałam, że nie mogłabym mówić „nie” dłużej. – Zmoczyła językiem usta, a ten widok sprawił, że jego kutas stwardniał. Pragnął do bólu ją posiąść. – To wyraziście jasne, że to nie była tylko ciekawość, aby zobaczyć, jaki byłby seks z człowiekiem. Skoro nigdy nie byliśmy wystarczająco dobrzy dla Was. Ktoś chciałby badać to. Zamknął oczy i walczył z silną chęcią wzięcia jej na podłodze. Jej ubrania łatwo zostałyby zniszczone przez jego dłonie, aż nic nie stanie na jego drodze. Mógł lizać i zwiedzać każdy jej cal. To zawsze było jego pragnieniem, aby zapamiętać jej ciało poprzez smak i dotyk. Jedna z jej rąk z wahaniem rozłożyła się na jego klacie. Jej dłoń spoczywała na jego koszuli, a palce muskały skórę. To całkowicie pozbawiło go kontroli. Moon walczył a pragnieniem Joy. Była tuż przed nim i niemal ośmielił się wziąć ją. Tym razem nie będzie żadnych narkotyków w jego organizmie, które będą stwarzały surrealistyczne wizje. Żadne wspomnienia senne nie będą go zadręczać, gdy teraz będą naprawdę razem. Zsunął rękę z jej tali na tyłek, ścisnął go i przycisnął mocno do swojego ciała. Zaskoczone westchnięcie Joy było tak ciche, że prawie je przegapił. Ruszył do przodu, idąc do najbliższej sypialni. Nie chciał jej brać na dywanie. Puścił jej twarz, owinął drugie ramię pod jej tyłkiem i podniósł do góry przesuwając ją po swoim ciele. - Owiń się wokół mnie. – Zażądał. Prawie oczekiwał, że zaprotestuje, ale jej palce chwyciły go za ramiona. Nie powiedziała żadnego słowa, gdy niósł ją przez pokój, do sypialni na końcu korytarza. Zatrzymał się, używając nogi, jako dźwigni, by je zamknąć. Nie było zamka. W milczeniu obiecał sobie, że pokona Flame, gdy ten przyjdzie sprawdzić, co trwało to, tak długo. Ludzkie mieszkania miały małe łóżka, które były bliżej podłogi, ale nie każdy posiadał takie same. Zatrzymał się na podłodze, spojrzał na nią i poluzował chwyt. Zsunęła się w dół, aż dotknęła dywanu. Beta:doktorek22 159
- Zdejmij ubrania. Jej gładkie białe zęby torturowały dolną wargę, gdy ten obserwował ją, szukając w jej oczach oznak strachu. Nie było żadnych. Ściągnęła koszulę. Zwidzi wiło go, gdy zaczęła się rozbierać. jego kutas zareagował w odpowiedzi, twardniał bardziej na jej kapitulację. Miał zamiar pieprzyć Joy i tym razem, nie było wątpliwości, że oboje wiedzą, czego chcą, szukają. Nienawidził tego, jak drżały mu ręce, gdy ściągał koszulkę przez głowę i odrzucił ją na bok. Nie obchodziło go, gdzie wylądowała. Nie mieli butów w Centrum Medycznym, także nie musiał się martwic ściąganiem ich. Jego kciuki zahaczyły o pasek chcąc wyszarpnąć go ze spodni, ale nagle zatrzymał się, zastanawiając się, czy nagły dowód jej pragnienia nie przestraszy jej. Czasem ludzie bali się, gdy widzieli męskiego samca całkowicie nagim. Wyblakłe obrazy pokazały się w jego umyśle – jego i Joy, wewnątrz celi. Już wcześniej rościł prawa do jej ciała i nie przestraszyła się, gdy zobaczyła, jego grubego i długiego kutasa. Chciałby tylko móc przypomnieć sobie więcej szczegółów. Wspomnienia mogły zamienić się na nowe, ale był cholernie pewny, że je zapamięta. Zdjął swoje spodnie dresowe do kostek i pochylił się, gdy zdejmował je z nóg. Ona go pragnęła i miała zamiar go wziąć. Wyprostował się i ukazał się jej w całej klasie. Jego kolana prawie ugięły się, gdy patrzał na jej kremową skórę. Nagie ciało Joy było wspaniałe. Była zupełnie inna, niż kobiety z Gatunku. Brak mięśni na jej brzuchu – jej ciało było miękkie i gładkie. Jej piersi były zaokrąglone, bardziej hojne, a sutki pełniejsze. Przełknął ślinę. Tęsknił, by owinąć usta wokół każdego z sutków i posmakować go. Niebieskie oczy zwróciły jego uwagę, kiedy łagodnie usiadła na krawędzi łóżka. Ukazało się w nich wahanie, zrobił krok do przodu, potem drugi i pochylił się nad nią, aż położyła się płasko na plecach. Podparł swoją wagę, by nie przygnieść jej. - Rozłóż dla mnie swoje uda, słodka. Zrobiła to, ocierając swoimi udami, o jego i trochę się wiercąc na łóżku. Schylił brodę, by zobaczyć jej płeć. Miała ogolone wokół łechtaczki. Odetchnął cudownych
Beta:doktorek22 160
zapachem pomieszanym z Joy. Krztyna pobudzenia drażniła jego nos. Ale nie była jeszcze gotowa, by wziąć go i połączyć ich ciała. Joy była uzależniająca i robiła z nim szalone rzeczy. To było trochę niepokojące i nagle zrozumiał, dlaczego mężczyźni chcieli kobiety za partnerki. Pomysł owinięcie koca wokół niej i przerzucenia sobie przez ramię mignął w jego umyśle. Nigdy nie pozwoliłby jej opuścić jego domu, jeśli musiałby martwić się o nią. Jego wzrok przesunął się na zagłówek, decydując, że pomysł związania jej, jest interesujący, jeśli utrzyma to ją w łóżku. - Moon? Jej głos przywrócił jego skupienie. Nuta niepewności sprawiła, że zdał sobie sprawę, że musiał uspokoić każdy swój ruch, podczas gdy walczył z logiką, która mówiła mu, że nie może mieszkać tu bez nikogo, nie dbającego o jej bezpieczeństwo, gdy przyprowadzałaby ludzkich gości. Mogą zakładać, że ma nawrót i nie działa przy zdrowych zmysłach. To co chciał zrobić nie było irracjonalne, ale to nie miało nic wspólnego, z tym wszystkim, przez co ostatnio przeszedł. Ona nakręcała go. Usiadła i chwyciła go za ramiona, po czym spojrzała mu głęboko w oczy. – Wszystko w porządku? Spojrzał na jej miękkie piersi i warknął. Obrazy wszystkich rzeczy, jakie chciał jej zrobić zalały jego umysł. To sprawiło, że jego kutas bolał, przez co ciężko byłoby dorosłym. Był wdzięczny, ze jest już na kolanach, bo mógłby upaść. – Czuje się dobrze. – Udało mu się wysapać. Nie wydawała się być przekonana. –Czy boli Cię głowa? Ścisnął jej biodra, jego dotyk był delikatny, ale palce ściskały jej idealny tyłek. Przyciągnął ją bliżej, aż czubek jego penisa stykał się z kolebką jej ud, potwierdzając, że idealnie do siebie pasowali. Nienawidził tego, jak jego ręka trzęsła się, gdy dociskał kciuk do jej łechtaczki. Joy zadyszała i rozszerzyła oczy, ale nie odsunęła się. Zataczał kciukiem powolne kółka. - Nie głowa. Nie mogę dłużej czekać, by być w Tobie. – Jego kontrole kruszyła się, gdy wdychał zapach jej podniecenia. – Powiedz mi, żebym zwolnił.
Beta:doktorek22 161
Zrobiła coś nieoczekiwanego i zacisnęła dłoń wokół jego penisa. Teraz była jego kolej, by ciężko oddychać, gdy zaczęła zadawać mu powolne tortury, badając jego kutasa niezdecydowanym ruchem. - Kurwa. – Koniec czekania. – Powiedz mi, jeśli to będzie zbyt szybko.
Beta:doktorek22 162
Rozdział 12 Joy jęknęła z przyjemności, gdy nagle ciepłe i pełne usta Moona owinęły się wokół jej sutka. Jego usta były mokre i gorące, gdy ssał mocno, jakby był głodny jej smaku. Silny wstrząs przyjemności przeszył jej ciało. Jej dłoń zacisnęła się na jego włosach, aby zatrzymać go w miejscu, gdy rozszerzyła swoje uda, by dać mu łatwiejszy dostęp do wspólnej gry. Jej biodra drżały i kręciły się w proteście, gdy zostawił jej pierś, ale on tylko odwrócił głowę, by zwrócić swoją uwagę na drugi sutek. - Moon…. Nie przestawaj. – Musiałaby go zabić, gdyby to zrobił. T byłoby najokrutniejsze, jeśli sprawiłby, ze płonęła, a potem przestałby. Ona nie ma mu za złe, że chce ją ukarać za przeszłość. – Proszę. Tak, błagam, przyznała. Zrobię to by być blisko niego. Aby być blisko samca, którego kochała, rozkoszując się jego dotykiem, z palcami zaplątanymi w jego włosach. Był wart każdej ceny. Odchyliła się, zabraniając mu zejść w niższe partie jej ciała. Jej druga ręka nieporadnie głaskała jego sztywnego penisa. Był twardy, jak stal, ale jednocześnie aksamitny. Kciuk głaskał jej łechtaczkę, szybciej. Zmienił kolisty wzór na szybką górę i dół. Jej podbrzusze zaczęło zaciskać się, gdy doszła - Proszę? – Ona pragnęła go w sobie bardziej, niż powietrza. Jej dojście było niespełnione, bez niego w niej. Pustka stała się katorgą, taką którą tylko on mógł uleczyć. – Potrzebuję Cię wewnątrz siebie. Moon uszczypnął jej pierś, przez co krzyknęła czując ostry ból, ale jego język ukoił ból, po czym puścił pierś. Jego zaczerwieniona skóra i te seksowne oczy spojrzały na nią. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy zaczął głęboko oddychać. Głośny warkot zahukał od niego, zanim szarpnął ją na dół, przesuwając jej tyłek na krawędź łóżka. Spojrzał w dół, przesuwając biodra. To było łatwe dla niej, aby wziąć jego twardy wał w siebie. Wilgoć wypływająca z niej sprawiała, że była śliska, gdy jego fiut ocierał się o nią, gdy ustawiał się przy jej wejściu. Moon zamknął oczy , a ona obserwowała jego
Beta:doktorek22 163
przystojną twarz, gdy się wahał. Joy owinęła nogi wokół jego bioder i przyciągnęła go do siebie, aby go zachęcić. - Cholera. – Warknął Moon. Ciemno brązowe oczy zderzyły się z jej spojrzeniem, gdy pchnął biodrami do przodu. – cholera nas obojga, słodka. To był emocjonalny klaps, ale zanim mogła oddać mu za przeklęcie ich obojga, wjechał w nią, chowając swojego fiuta w jej cipce. Pasowali do siebie wystarczająco, by mogła zacząć jęczeć. Chwycił ją za nadgarstki i szarpnął je ponad jej ramiona. Jego waga wciskała ją w miękki materac. Moon podparł się na łokcie, podnosząc swoje ciało z jej i wziął jej usta w posiadanie. Jego pomruk dochodził z jego piersi i sprawił, że była bardzo świadoma skóry przy skórze. Dzika namiętność w jego pocałunku i dzikie dźwięki, jakie wydawał zwiększyły jej pragnienie. Wsuwał się w nią głębiej, wypełniając ją, aż była pewna, że mogła wziąć więcej i byli połączeni tak, jak dwójka ludzi tylko może. Przesuneła nogi wyżej, owinęła je wokół jego pasa trzymając go, gdy ten odmówił puszczenia jej nadgarstków, choć ona rozpaczliwie szarpała za nie. Odsunął się trochę, a mięśnie jej pochwy zacisnęły się na nim starając się uniemożliwiając mu opuszczenie jej. Zatrzymał się, jego język powoli przeszukiwał jej usta, gdy jednym mocnym ruchem wszedł w nią. Krzyknęła z ekstazy i odwróciła głowę, przerywając ich pocałunek, aby uniknąć ugryzienia go. Jego nos przesuwał się delikatnie wzdłuż jej gardła, gdy warknął cicho. – wszystko w porządku? - Tak. Czucie Ciebie jest wspaniałe. - Jesteś tak ciasna i gorąca. I mokra. – Jego oddech łaskotał ją lekko i czubek jego języka śledził delikatnie drogę do jej ucha. – Będę łagodniejszy. - Nie. – Chciała Moona, całego, takiego, jaki był. – Nie powstrzymuj się. Odwinął swoje palce z jej nadgarstków i ona obiela jego twarz w dłonie , w chwili, gdy jej dłonie były wolne, kochając możliwość patrzenia w jego piękne oczy. Ona mogłaby wpatrywać się w nie na zawsze. Beta:doktorek22 164
- Jestem bardzo silna. - Mogę go zabrać. Jej biodra poruszyły się wystarczająco, by oboje zajęczeli z przyjemności. – Chcę Ciebie. Niezdecydowanie migotało w jego oczach. - Jesteś z Gatunku i nie chcę byś udawał kogoś innego. Kącik jego ust drgnął. – Chcesz bym pieprzył Cię, jak zwierzę? Oblizała usta, tęskniąc za jego pocałunkiem. – Ja pragnę Ciebie. – Powtórzyła, podkreślając. – Nie dręcz mnie. – Jego wewnętrzne wątpliwości mogły bawić się nią. Nieznana jej emocja wykrzywiła jego twarz, zanim położył głowę przy jej szyi. – Trzymaj się mnie, słodka. Jej dłonie przesunęły się z policzków na jego ramiona. Przylgnęła do niego, gdy zaczął się poruszać. Niespiesznie jego gruby trzon wsuwał się w nią, odradzając jej pragnienie Moona. Każdy ruch wzmacniał jej żądzę. Jęk wymsknął się z jej gardła, a jej paznokcie wbiły się w jego ramiona. - Tak. – Nalegała. Moon lekko podgryzł wrażliwą skórę pod uchem. Każdy gryz był czystą rozkoszą i jej ciało drżało bardziej, napinając się. Wszedł w nią mocniej, uderzając ramą w ścianę z silnym naciskiem. Joy odrzuciła głowę do tyłu i wykrzyczała jego imię. Opary po orgazmie zaburzały jej tok myślenia. Moon nie był wcale cicho, gdy sam odnalazł uwolnienie. Odrzucił głowę i warknął. - Kurwa. Uwielbiała czuć jego uwolnienie w sobie, każde drganie wypełniające jej ciało. Obrzęk, u podstawy jego penisa był nawet miły w czuciu, blokując ich razem w sposób, który wydawał się dobry. Oboje leżeli zadowoleni i sapiący. On pierwszy doszedł do siebie i podniósł głowę.
Beta:doktorek22 165
Otworzyła oczy i wpatrywała się w jego zaczerwienione oblicze. Coś w nim było naprawdę seksownego
i zarazem delikatnego, gdy włosy opadały mu do przodu.
Odchrząknął, zanim oblizał wargi. Nagle odwrócił głowę w kierunku drzwi od sypialni. - Nie waż się tu wchodził. – Zawołał. – Idź stąd! Joy spojrzała na zamknięte drzwi. Gatunek Moona był w stanie usłyszeć, czy dom został naruszony. Stanął nad nią w ponurym wyrazem twarzy. - Ty i ja będziemy musieli przeprowadzić długą rozmowę później. Muszę iść. Harley czeka na mnie i niepodobna mi się myśl, że Flame tu jest, ponieważ jest zaniepokojony mną będącym tutaj z Tobą. Wyszedł. To nie było dla niej zaskoczeniem, ponieważ podsłuchiwała ich plany z Harleyem, ale to wciąż paliło. Chciała zostać z nim dłużej w łóżku. Było miedzy nimi wiele do powiedzenia i ona naprawdę chciała wiedzieć, jeśli miedzy nimi był tylko seks… lub coś więcej. - Jeśli wrócę jutro, spotkam Cię ponownie?- Nagle gniewnie zmrużył oczy, a jego głos pogłębił się. - Nigdzie nie idę. – Sto rzeczy pojawiło się w jej głowie, które chciała mu powiedzieć. – Wrócisz do mnie? - Jutro. – Stwierdził. – Medyczny chce, żebym dziś wrócił tam na obserwacje, ale pozwolą mi iść na noc do domu, pod nadzorem. Z ochrony tylko Harley może tam być. Doktor chce być pewien, że jestem wolny od narkotyku i bezpieczny dla innych. Wiesz, jacy lekarze są. - Oni się martwią. – Mogła to zrozumieć. Cisza się ciągnęła, gdy obserwowali siebie. Moon przerwał kontakt, po czym podniósł się lekko i wysunął z jej ciała. Nie byli ze sobą już zablokowani, przez co obrzęk zmalał. Zsunął się z lóżka i ona usiadła, obejmując swoje nagie ciało. To było trochę niezręczne, być tak narażonym. Moon odwrócił się do niej plecami, gdy się ubierał. Część niej była zła, że odwrócił się. Przypomniała sobie gorzką historię z jej byłym chłopakiem. Jeff sprawiał, że czuła się tak zaraz po seksie. On nigdy nie spędził z nią nocy, ani nawet nie przytulał jej. To Beta:doktorek22 166
było niemożliwe, by porównywać przeszłość , z teraźniejszością, gdy Moon właśnie wychodził przez drzwi. Duma kazała jej milczeć, gdy otwierał drzwi. Racjonalna strona wiedziała, że nie planuje skończyć w dodatkowej sypialni dla superowych momentów na seks i, że Harley czeka w domu Moona na jego przyjście. Miał iść. Inna strona chciała płakać, bo mógł wykonać telefon, aby powiedzieć, że będzie późno, ponieważ musi załatwić kilka rzeczy. Zrobił krok w poza drzwi, ale zatrzymał się. Nie spojrzał do tyłu, ale język jego ciała mówił, ze jest rozdarty pomiędzy wyjściem, a zostaniem. Miała nadzieje, że odwróci się i zostanie ze mną. - Nie odchodź. – Nadal się nie ruszał, jakby czekał na odpowiedz. - Nie odejdę. – Odpowiedziała. I wtedy odwrócił się powoli w jej kierunku i spotkał jej wzrok. – Zobaczymy się jutro. I Joy? Jej serce waliło, jak młot, pod tym intensywnym spojrzeniem. – Tak? - Bądź tutaj. To był rozkaz. Wyraźny i prosty. Kiwnęła głowa. – Obiecuję, Moon. Zamknął drzwi, gdy wychodził. Jej ramiona opadły, gdy trzymała mocny uchwyt na pościeli. Przysunęła ją do piersi. Spojrzała w dół, a jej palce lekko drżały, gdy śledziła wzór, jaki się odcisnął na skórze. Skóra nie została przecięta, ale definitywnie miała kolejny znak. Była wrażliwa, ale nie zraniona. -Cholera. – Szepnęła. Była szalenie zakochana w kimś, kto nie mógł jej wybaczyć przeszłości. Tylko dlatego, ze poszedł z nią do łóżka, po tym, jak odzyskał świadomość nie oznacza że chce wiązać z nią przyszłość. Nie była naiwna. Czasami seks, jest jedynie seksem.
Ze
zbawienna łaską chciał ja jeszcze raz zobaczyć. To może być piekielna droga, ale będzie musiała poczekać, aż wróci. Lepkie uczucie miedzy udami stało się bardziej zauważalne. Prysznic był pożądany, ale jedzenie też nie zaszkodzi. Czuła, ze to będzie bardzo długa noc. Nie sposób było nie martwic się ich przyszłą rozmową, dopóki do niej nie dojdzie. Beta:doktorek22 167
Owinęła koc wokół swojego ciała, gdy wstała, nie miała pewności, czy Moon zablokował drzwi. Ostatnie rzeczą, jaką chciała idąc nago korytarzem, to natkniecie się na kogoś z ochrony, sprawdzającego jej samopoczucie. Nikt jej nie zatrzymał, gdy uciekała do głównej sypialni i zablokowała drzwi. Koc opadł u jej stóp, gdy kierowała się do łazienki, zastanawiając się czy nie wziąć długiej kąpieli Usłyszała nieznany szum i zatrzymała się oglądając się wokół. Dźwięk pochodził z jej torebki, która leżała na stoliku nocnym. Zmieniła kierunek i wsunęła place w kieszeń boczną, spojrzała na wyświetlacz sprawdzając, kto do niej dzwonił. - Wspaniale, tego mi teraz trzeba. – Przesunęła palcem po ekranie i przyłożyła telefon do ucha. – Cześć, Eric. – Jej szef zostawił jej sześć wiadomości i był zapewne wkurzony, ze zwolniła się bez wypowiedzenia, pomimo spokojnego tonu, jakiego używał. Był dość łagodny, ale uruchamiał swoja firmę.
– Przepraszam, ze nie
oddzwoniłam. Powiedziałam, że mam nagły wypadek i nie dałam Ci żadnych wyjaśnień. – Pamiętała jego ostatnią wiadomość na poczcie głosowej. – Wszystko się normuje, ale nadal potrzebuje kilka dni. - Cieszę się, ze to słyszę. – Zawahał się. – My, uhh.. mamy poważny problem. Obawa w nią uderzyła. Chce ją zwolnić? Była taka możliwość . Miała wielką nadzieje, że z Moonem wszytko się ułoży, ale nie podejrzewała zwolnienia. Nie chciała zostać wywalona z pracy. - Jakiś czas temu ktoś włamał się do biura. To była ostatnia rzecz, jaką oczekiwała usłyszeć. – Ktoś został ranny? - Nie. Były urodziny Susan i poszliśmy uczcić to do Burger Jointa. Nasze biura zostały zamknięte, wiec nikogo tam nie było. Skuliła się. Recepcjonistka była kochana. Zapamiętała, aby znaleźć kwiaciarnie i wysłać jej kosz kwiatów, na adres, który miała zapisany w telefonie. - To jest okropne. Czy oni ukradli komputery? – W recepcji też był telewizor, ale nic innego nie przyszło mi do głowy, co złodziej mógłby wziąć. – Jak oni przedarli się, przez zabezpieczenia nie będąc złapanymi? Beta:doktorek22 168
- Nie ukradli żadnej elektroniki. - Niech zgadnę. Ćpun myślał, że przechowujemy leki? Eric zawahał się. – Potrzebuję Cię, abyś natychmiast tutaj przyjechała. - Nie mogę. Jego głos ucichł. – musisz przyjechać, Joy. Ktokolwiek włamał się, ma nasze pliki. Mamy zamiar sprawdzić, czego brakuje, lub co zostało sfałszowane, ale jesteś jedyna osoba, która może sprawdzić swoje pliki. Możesz powiedzieć, co brakuje, albo gdzie grzebali. - Trzymamy tam notatki. - Dokładnie. Informacje osobiste, poufne i bardzo prywatne. - Myślisz ze oni wzięli foldery? Może wierzyli, że tam były przechowywane narkotyki? Ktoś może szukał narkotyków i może pomyślał, ze szafka jest zamknięta, bo znajdują się tam narkotyki? - Mam trzech klientów, którzy są stalkerami. Jeden z nich jest uzależniony seksualnie, który mógłby narazić swoja prace na ryzyko. – Ton jego głosu obniżył się jeszcze bardziej, aż musiała mocno się skupić, by go zrozumieć. – Jest kilka spraw pozamałżeńskich. Jesteśmy odpowiedzialni i jeśli poufne informacje zostaną naruszone jesteśmy zmuszeni ich poinformować. Co jeśli którymś z nich był stal ker? Co zrobię, jeśli ktoś z nich szuka informacji, których będzie mógł użyć do szantażu? Rozumiesz o co mi chodzi? Niestety. – Rozumiem. - Dobrze. – Mówił już normalnym tonem. – Policja już tu jest. Jak szybko możesz się tu dostać? Czekaja na nas, aby się dowiedzieć, czy któryś z naszych klientów miał z tym związek. Czy mas jakiś przypadek podwyższonego ryzyka? - Cztery. – Jenny, która mieszka z nadużywającym chłopakiem, który jest zazdrosny poza granice rozsądku. Zachęcała biedna dziewczynę by go zostawiła, ale to był powolny proces. Ten palant pewnie by ja zabił, jeśli kiedykolwiek dostałby w swoje ręce te notatki i przeczytał o naszych sesjach. Paul był gejem, ale nie był gotowy, aby cierpieć przez karierę. Był zawodowym sportowcem z wieloma fanami. Prasa rywalizowała by ze Beta:doktorek22 169
sobą, jeśli dowiedzieliby się o jego sekrecie. Maggie była zbyt nowa, by dowiedzieć się czy stwierdzić, kto mógł ją obserwować, z tego co twierdziła. To mógł być stal ker, albo zwykła paranoja. Lesley przeżył gwałt podczas napadu przez dopiero co zwolnionego więźnia. Uczucie zagrożenia i ciągły strach zmusiły go do szukania pomocy. - Joy? - Jestem. Myślałam. – Spojrzała na zegarek nocny i zaczęła obliczać. – Mogę tam być za około 2 godziny. - Chcę Cię tu teraz. - Nie ma mnie w mieście. – Nie wspominając o wzięciu prysznica zanim wyjdzie. – Podróż zajmie mi dużo czasu i tak prawdopodobnie po drodze dostane mandat, albo dwa za przekroczenie prędkości. - Dostań się tutaj, jak NAJSZYBICIEJ. - Jestem w drodze. – Zakończyła rozmowę i wpadła do łazienki. Miała wybór. Była odpowiedzialna za klientów. Musiała iść. Moon nie wróci, aż do rana. Mogła spokojnie pojechać do szpitala, ukoić kryzys i wrócić do Homeland, zanim on przyjdzie. Miała sposób, by się z nim skontaktować, zostawi notatkę na drzwiach i wiadomość przy bramie. Ona nie zaryzykuje więcej nieporozumień miedzy nimi. Jeśli ona spóźni się, a on zobaczy, że jej nie ma… cóż, ona nawet nie chce myśleć, co może się wydarzyć. Nie czekała, aż woda się nagrzeje, zanim weszła pod prysznic. Śpieszyła się.
* * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * * - To było świetne, dziękuję. – Moon uśmiechnął się i oparł o swoje krzesło. – Ty jakoś robisz lepsze steki, niż ja. Harley zachichotał. – To wszystko dzięki przyprawie. Cały czas Ci mówiłem, żebyś używał pieprzu i soli. - Mógłbyś odejść z Ochrony, by pójść do bufetu. - Do diabła, nie. – Harley wziął łyk sody. – Nie mógłbym być zamknięty w pomieszczeniu cały dzień, nawet jeśli byłaby to kuchnia. – To był ogólny problem Beta:doktorek22 170
Gatunku i powód, dla którego ludzie pracują w Homelandzie. Ludziom nie przeszkadza przebywanie wewnątrz budynku. – Świeże powietrze jest wspaniałe. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, pamiętając wszystkie lata, w których byli zamknięci w klatkach na łasce Mercile. - Więc…- Harley wyginął brew. – Będziemy unikać tematu? Zjedliśmy i opowiedziałem Ci o Kobiecie Prezencie i Shadow. Są szczęśliwie zakochani. Breeze w pełni odżyła w Rezerwacie. Ja rozmawiam. Ty nie. Moon westchnął. - Przyjechałeś pachnąc seksem. Ona cała jest na Tobie, skoro nawet jeszcze nie wziąłeś prysznica. Co Ty robisz? - Spędzam czas z moim najlepszym przyjacielem. Harley burknął z głębi gardła ukazując swoje niezadowolenie. – Nie wiem. – ciężko było to przyznać – Joy zawsze wszystko komplikuje. - Ona odchodzi? - Nie od razu. – Powiedział. - Cholera! Przestań. Co się dzieje miedzy wami? - Nie wiem. – to sfrustrowało go. Spojrzał na nogi, oparte o blat na wyspie kuchennej. Dobrze było czuć pustkę. - Musisz dać jej trochę kredytu zaufania, starała się pomoc, kiedy byłeś pod wpływem narkotyków. Spojrzał w górę i złapał wzrok Harleya. – Ona nie powinna zostać dopuszczona do mnie. Mogła zostać zabita. - To samo powiedziałem na początku, ale zostałem przegłosowany. Zmieniłem swoje zdanie , gdy zdałem sobie sprawę, że tylko ona mogła do Ciebie dotrzeć. Ona jest dorosła kobieta i znała ryzyko. Jego gniew wzrósł. – Byłem niebezpieczny. - To prawda. – Harley wzruszył ramionami. – Ale Ty bardziej chciałeś ją pieprzyc niż zrobić coś innego. Dostała się do Twoich krat i czyniła cuda swoimi cyckami. Beta:doktorek22 171
Zajęło mu całą kontrolę, by nie wstać i nie uderzyć swojego przyjaciela. To byłoby satysfakcjonujące, by rozwalić stołek barowy o jego tyłek. - Zamknij się, zanim pozbawię Cię kontroli. – Znał go bardzo dobrze. – Miej nadzieje, że jeśli stoczymy kilka rund, wyznam, że nadal darzę ją uczuciem. Harley posłał mu szybki uśmiech, pokazując, że nie żałowałby walki na pięści. - Nie ma potrzeby, byś ciągnął mnie za język. Ona trzymała mnie w kajdanach. Ja lgnąłem do tego człowieka, ponieważ nie mogłem odejść daleko. Ty byłeś moim pretekstem, bym mógł ja zobaczyć. -Ochh. Ja tez za Tobą tęskniłem. - Nie rób tego. – Moon nie był w nastroju na zabawę. – Wiesz jesteś bratem. Ona jest jedyna osobą, o której myślę, gdy jestem sam. - Zrzuciliście ubrania,, He? Ona jest jedyna rzeczą, która widzisz, gdy… Moon warknął, odsłaniając kły.- Tobie chyba naprawdę brakowała sparingów ze mną, albo zgłupiałeś, gdy byłem odurzony. Miałem na myśli, ze pamięć o niej mnie dręczy, gdy jestem samotny. Nie tylko seksualnie. Cały humor wyparował z Harleya i zmrużył oczy. – Zamierzasz pozwolić jej opuścić Homeland, czy nie? To jest to, co chce wiedzieć. - To nie zależy ode mnie. Jutro będziemy rozmawiać. - Ona jest mała i łatwym byłoby dla Ciebie pozostanie w jej pobliżu, by upewnić się, ze zostanie. Nie pozwól jej odejść. Chciałbym zobaczyć ja próbująca dostać się do drzwi, jeśli powiedziałbyś inaczej. Ty nie jesteś już początkującym facetem, który szuka stabilności w życiu. Teraz jesteś pod kontrola czegoś innego. A Ona tutaj nie ma żadnego autorytetu. - Nie mogę zmusić jej do zostania, jeśli chce wrócić do swojego świata Harley prychnął. – Ja bym to zrobił, gdybym pragnął tak bardzo samicy. - Nadal jestem na nią zły za przeszłość i ona nigdy nie przyjechała do mnie do Homeland do czasu, aż cos mi się stało. - Ach. Beta:doktorek22 172
- Co to oznacza? Harley pochylił się do przodu i przyjrzał mu się, marszcząc brwi. – Samica jest Twoja. Zmierz się z tym. Trafiłeś późno na posiłek, wraz ze zmiana ze spoconymi robotnikami. Ty zawsze bierzesz prysznic, żeby zmyć go bez względu na to, jak bardzo głodny jesteś. Czuje ja, ponieważ masz to dziwne uczucie, którego doświadczamy, gdy samica trzyma nas za jaja. Prawdopodobnie potrzebujesz jej zapachu na sobie, byś mógł usiedzieć w miejscu, a nie latać za jej zapachem. – uśmiech wykrzywił jego usta. – Odmawiasz dotarcia tego do siebie, ale zbyt dobrze Cię znam. Masz to dziwne wrażenie, ze oboje jesteśmy świadkami mężczyzn, którzy znaleźli swoje partnerki. – zaśmiał się. – Jest taki jeden. To było gówno patrzeć, jak tonie w prawdzie. Moon czuł, jak kolor schodzi z jego twarzy. Jego najlepszy przyjaciel miał racje. Nie chciał okłamywać Harleya. - Idź do domu tego człowieka i wytarzaj się ze swoją kobietą. Pamiętaj, powiedz jej, że zamierzam jeszcze spędzić z Toba czas. Popełniła błąd. Skończ z tym. Nie zamierzam oglądać Cie nadąsanego i przekonywać Cie do grupy zadaniowej, w której spuszczamy gniew ze smyczy. Oni nie są śliczni i czarni. Ona tak. Nie pozwól by wyjechała, bo trzymasz do niej urażę. - Czasami myślę, ze stałeś sie zbyt ludzki. – Bawiło go to, jednak Harley miał racje. Mógł nienawidzić tego, co mu zrobiła, ale teraz wróciła. Musieli popracować nad tym, ale on chciał spróbować. Oznaczało to, ze będzie musiał poprosić ja by została, by mogli to zrobić. Nie chciał rozpamiętywać przeszłości, kiedy Joy mogła stać się częścią jego przyszłości. - Zbyt dużo czasu spędzam z Treyem i facetami. Oni maja zły wpływ w najlepsze sprawy. – Wskazał kciukiem drzwi. – Idź po nią. Gdy Moon zsunął się z krzesła zabrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzał na Harleya, który wzruszył ramionami. - Nie spodziewam się nikogo. – Moon przeszedł przez pokój szybkim krokiem. To nie była Joy. Jej eskorta najpierw zadzwoniłaby, aby uzyskać jego zgodę na jej wejście do domu.
Beta:doktorek22 173
- Każdy martwił się o Ciebie.
Słowa rozprzestrzeniają się szybko. To jest
prawdopodobnie ktoś, który chce się upewnić, że naprawdę jesteś z powrotem w domu. – Po czym Harley dodał. – Miejmy nadzieje, ze to nie kobieta, która zaproponuje Tobie sympatie w łóżku. Oni nie dowiedzą się, ze już kogoś miałeś, do czasu aż poczują ten zapach cały na Tobie. Moon jednym szarpnięciem otworzył drzwi i pokazał żeby, gdy spojrzał na mężczyznę na jego ganku. – Ty. - Witaj, Moon. Zamierzasz mnie zaprosić? Wyszedł na zewnątrz i oparł ramiona na futrynie, aby całkowicie zablokować ciałem dostęp do domu. – Nie. - Jesteś bardzo niegrzeczny. - Idź sobie, Kregkor. - Przyszedłem Cie poobserwować. - Nie jesteś moim psychoanalitykiem. Nie potrzebuje żadnego. Irytujący człowiek posłał mu chłodny uśmiech. – Doznałeś urazu i mogą być jakieś skutki uboczne. Proszę zaproś mnie. Będziemy mogli omówić wszystko co się z Tobą działo i jak się z tym czujesz. - Myśli, ze to jest do bani, ze ten koleś go postrzelił. – Harley zatrzymał się za nim. – On ma się teraz dobrze i narkotyki opuściły jego organizm. Obserwacja zakończona. Moon stłumił śmiech. Justice poprosił ich, by tolerowali psychiatrę. To nie oznaczało, że zaprosi go do domu, lub będzie tracił czas na jego głupie pytania. Jego przyjaciel odpowiedział, nie pytając o zdanie człowieka. Gniewne spojrzenie wykrzywiło jego twarz. - Przyszedłem porozmawiać z Moonem. Możesz umówić się ze mną w biurze, jeśli chcesz porozmawiać o swoich uczuciach, Harley. Mam jutro kilka okienek. Wiem, ze masz mnóstwo problemów, którymi musimy się zając. Pozwól mi zaoszczędzić sobie bólu głowy, zanim Fury lub Justice wyślą Cie do mnie. Harey docisnął klatkę piersiowa do ramienia Moona, aby zablokować go, Moon mocniej chwycił za futrynę. Moon posłał Harleyowi ostrzegawcze spojrzenie, mając Beta:doktorek22 174
nadzieje, ze pojmie aluzje i się uspokoi. Kregkor zazwyczaj irytował Gatunek swoim przekonaniem, ze każdy z nich rozpaczliwie potrzebował jego pomocy. Ten psychiatra zasługiwał, by zostać powalonym na tyłek, gdyby mogli go dotknąć. Harley warknął, ale wycofał się. - Mam sprawy do załatwienia. – Lepsze rzeczy do roboty, niż marnowanie mojego czasu, po cichu przyznał, zmuszając się do uśmiechu. – Miło, ze zjawiłeś się w moim domu, ale wychodzę. - Innymi słowy, musisz już iść. –Harley zagroził. - Nie idziesz do domu swojej partnerki? Jestem pewien, ze tęskni za Toba. Jesteś tak przyjemny dla otoczenia. Moon prawie skrzywił się na jawny sarkazm. Nie można było przegapić poczerwieniałej twarzy psychiatry i zaciśniętych pięściach. Musiał załagodzić sytuacje. - Musze wrócić dziś do Medycznego na obserwację. Jestem pewien, ze nie chcesz, abym się spóźnił. – to nie było oczywiste kłamstwo. Zamierzał tam iść po wizycie u Joy. - To jest ta cześć obserwacji. – oczy Kregkora błyszczały z satysfakcji.- To jest obowiązkowe, żebyś całkowicie się wyleczył. To oznacza, ze musimy porozmawiać z profesjonalistami o emocjonalnych konsekwencjach urazu. Justice się zgodził. Moon zmielił przekleństwo. Nikt mu tego nie powiedział. - On nie będzie z Tobą rozmawiał. – Harley ponowne pochylił się ku człowiekowi. – Tak się składa, ze nie jesteś jedynym psychiatrą w Homelandzie. O pójdzie zobaczyć się z dr. Yards. To było genialne. Moon uśmiechnął się.- Dobry pomysł. Pójdę się teraz z nią zobaczyć. - Ta kobieta? – Kregkor pokręcił głowa. – Ona nie jest wykwalifikowana. - Ona opiekowała się mną, gdy zostałem uwolniony od Mercile. – Moon uwolnił framugę, nie przejmując się tym, jak bardzo Harley chciał zastraszyć tego człowieka. Nikt nie będzie odrzucać Joy. – Ona wie więcej o Gatunku, niż Ty kiedykolwiek będziesz wiedział.
Beta:doktorek22 175
- Ona nie chce nas zabić i może byłbyś na tyle inteligentny , żeby nie nękać werbalnie koleżanki. Twarz Kregora zrobiła się czerwona, gdy posłał Harleyowi gniewne spojrzenie. – Byłeś na granicy. To były inne okoliczności. - Nie lubię Cie. – Harley zawarczał ponownie, głębiej, bardziej groźnie. Człowiek lekko zbladł i odszedł. Odwrócił się do Moona. – Zdaje sobie sprawę, ze nie jestem popularny, ale musisz być obserwowany. - Joy to zrobi. - Dr. Joyce Yards odeszła. – Powiedział z zadowoleniem. – Kiedy przechodziłem przez główną bramę jej samochód był sprawdzany przez wyjazdem. Serce Moona podskoczyło. – Mylisz się. Ona jest w obszarze dla ludzi. - Ma długie brązowe włosy i jeździ czterodrzwiowym sedanem. Powiedzieli, że nazywa się dr. Joyce Yards. – Wyjął swój telefon i zaczął nim machać.
– chcesz
zadzwonić na główną bramę? Było dziwne widzieć obcego wyjeżdżającego z Homeland o tej godzinie. Większość z personelu wyjeżdża o piątej. Wściekłość opanowała Moona, obrócił się, wpadł na Harleya i ruszył do telefonu. Ochrona odebrała po drugim sygnale. - Gdzie jest kobiecy psychiatra? – Domyślił się, ze ten opis najłatwiej by mógł ją opisywać. - Odeszła, Moon. Jej samochód został przeszukany, by upewnić się, że nie wzięła czegoś, co należy do ONG. Chcesz, żebym odnalazł tego, który rozmawiał z kobietą? - Nie. – Rzucił telefonem, który rozbił się o ścianę. - Cholera. – Harley westchnął. Odwrócił się, by zmierzyć się ze swoim przyjacielem. Harley również utrzymywał surowy wyraz twarzy. Kregkor wszedł akurat w tym momencie, gdy obaj byli roztargnieni. To sprawiło, ze jego cel był jeszcze gorszy. Moon rzucił się, zanim zdążył zastanowić się nad tym. Harley chwycił go, zanim zdążył dotrzeć do mężczyzny i mógł go wywalić na zewnątrz. Mógłby wysłać człowieka do drwi w ciągu sekundy. Beta:doktorek22 176
- Oddychaj. – Harley zażądał. – Tak jest. Pozwól, że ja zajmę się tym pierwszy i wtedy zastanowimy się co zrobić z Twoją kobietą. Skinął głową, jego kontrola wisiała na cienkiej nitce. Silne emocje przygniatały go. Joy obiecała, że zostanie. Przeszłość zataczała koło. Warkot, który chciał wypuścić prawie go dusił. Harley go puścił i podszedł do psychiatry. – Dam Tobie pięć sekund przewagi. Jeśli nadal tutaj zostaniesz, nie zatrzymam go od rozerwania Ciebie, jak torby. Lekcja numer jeden na temat Gatunku, której musisz się nauczyć to nie pierdol, gdy jeden z nich chce Ci przywalić. Spójrz.- Wskazał kciukiem w kierunku Moona. – Widzisz ten morderczy błysk w jego oczach? Pamiętaj, czym jesteśmy. Uciekaj człowieku. Kregkor odwrócił się i zwiał. Harley zatrzasnął drzwi za nim. - Spokojnie, człowieku.- Powoli odwrócił się i zmrużył swoje ciemne oczy. - Nie zniszcz swojego domu. Ani mojej twarzy. Lubisz nas obu. Zajmijmy się sobą jak najszybciej i uspokójmy się.
Beta:doktorek22 177
Rozdział 13 Joy odblokowała drzwi frontowe od swojego mieszkania chwilę po dziesiątej w nocy. Udało się jej dotrzeć do szpitala w ciągu dwóch godzin, ale nie spodziewała się trzech nieodebranych połączeń, kiedy tam dotarła. Jej szef wynajął adwokatów, by bronili praw swoich klientów. Prawnik zażądał, , aby szeptała mu odpowiedzi na każde pytanie policji. Był jedynym, który odpowiadał bezpośrednio, po tym, co mu mówiła. To był powolny i nudny proces, który powinien potrwać kilka godzin. Zdjęła buty za drzwiami i zamknęła je. Wcisnęła przełącznik i światło wypełniło przestrzeń, od kuchni do salonu. Siedemset stopowy dom nie był duży, ale w przystępnych cenach12. Duża lada, której używała, jako stołu, była jedyną rzeczą, którą oddzielała te pokoje. Pojedynczy stołek barowy, był przypomnieniem dla niej, jak samotne życie wiodła. Tęskniła za Moonem. Podróż do jej sypialni była szybka. Podwójne łóżko z pasującymi meblami było bardziej odpowiednie dla nastolatki, ale ograniczona przestrzeń kazała jej używać tego pokoju, jako gabinetu. Włączyła swój komputer, by sprawdzić maile i zauważyła, jak jej automatyczna sekretarka miga, gdy czekała, aż laptop się załaduje. Przycisnęła przycisk, by sprawdzić je. - Cześć Joy, tu Mama. Nie zapomnij zadzwonić do Cioci Magie we wtorek. Ona ponownie idzie do chirurga i wiesz, co wtedy się dzieje. Upewnij się, ze ponowie czegoś sobie nie przerobi. Biedny Marus ciągle jej mówi, że umrze. Daj swojej kuzynce chwilę wytchnienia. Kocham Cię. Joy krzywi się, gdy słucha czterech kolejnych wiadomości od swojego szefa. Zostawił je przed tym, jak skontaktował się z nią przez komórkę. Kolejna wiadomość, była przypomnieniem, że straciła kontakt z własnym życiem, kiedy rzuciła się na pomoc Moonowi. - Wszystko w porządku? – To był głos Meg’s. – Wiem, że jesteś zestresowana przez nowych klientów, którzy zostali zesłani na Ciebie, po tym, ja Twój współpracownik przeszedł na emeryturę, ale ty nigdy nie trzymasz mnie na dystans. Martwię się. Zadzwoń do mnie. 12
Około 65 metrów.
Beta:doktorek22 178
Złapała słuchawkę i zadzwoniła. Megs odpowiedziała po pierwszym sygnale. - Przepraszam, mam nadzieje, ze nie dzwonie za późno. - Nigdy. Robiłam przekąski. To jest dobre dla moich usta, ale dla moich bioder o tej porze, jestem, jak ktoś z niedowładem żywnościowym. Ale w sumie, nie obchodzą mnie dodatkowe funty. Posiadanie idealnej wagi jest przereklamowane. Dość o mnie. Co u Ciebie? Joy uśmiechnęła się i usiadła na biurku. – Wszystko dobrze. - Zawsze możesz zadzwonić do mnie, jeśli nie możesz zrobić, naszego seansu filmowego. - Przepraszam za to. Moje życie wzięło zaskakujący obrót. - Potrzebujesz mojego profesjonalnego trybu? - Nie. – Joy się roześmiała.- Potrzebuje relaksu i mojej przyjaciółki. - Mówisz tak, ponieważ nie chcesz płacić. – To był ich żart. – To wymiana wiązana. Nie narzucałam się, kiedy łaziłaś za swoim ex chłopakiem. - Prawdziwe. Co się dzieje? Za ciężko pracujesz w szpitalu? Powtarzałam Ci, praktyka lekarska płaci więcej, a godziny są bardziej stabilne. - Nie. – Joy zastanawia się, co powiedzieć. – Moja przeszłość przyszła do mnie i mnie lekko ugryzła. – podświadomi potarła miejsce, gdzie Moon zatopił zęby w jej ciele. Było jeszcze trochę wrażliwe. – Wzięłam sobie trochę wolnego, by poradzić sobie z tym. Wiedziałam, ze będziesz świrowała, jeśli nie odezwę się do Ciebie, a nie chce, żeby sie niepokoiła. Jestem cała i zdrowa. Nie będzie mnie przez jakiś czas i nie dam rady się odezwać. Meg milczała przez dłuższą chwilę. – Co się dzieje? Nie mogę wymyśleć niczego, co mogłoby odciągać się od spędzania czasu ze swoimi klientami. - Pamiętasz, jak wprowadziłam się do Ciebie na kilka tygodni? To on. - Cholera. Ten koleś nachodzi Cię? Pojawił się w biurze pytając o kolejną poradę? - Nie. Powiedzmy, ze wpadliśmy na siebie i spędziliśmy trochę czasu razem. - Czy on nadal jest porażająco gorący? - I to bardziej. - I nie jest już twoim klientem. -Niee. Meg cicho przeklęła. Beta:doktorek22 179
- Poszłaś tam, prawda? Pamiętam, w jakiej depresji byłaś. Nigdy nie widziałam Cię tak wpatrzonej w faceta. Ty nawet nie chciałaś mi nic o nim powiedzieć. Joy wiedziała, co Meg chciała wiedzieć. – Byłam tam. Uprawialiśmy sex. - Och Mój Boże. – Głos Meg brzmiał na zdziwiony.- Okay. Minęło kilka lat. Nikt nie będzie mógł Cię oskarżyć o nieetyczność. Przynajmniej teoretycznie. – Zamilkła. – Jak było? Proszę nie mów mi, że on nie jest typem faceta, który dobrze wygląda, ale co innego ma w worku. Przeszłaś przez piekło dla tego faceta. Było warto? Ciepło rozgrzało brzuch Joy, gdy zaczęła przypominać sobie intymne chwile, które dzieliła z Moonem. – Było sto razy lepiej, niż to o czym kiedykolwiek marzyłam. - Cieszę się i jestem trochę zazdrosna. - Dzięki. Ja przyszłam tylko po kilka ubrań i wracam do niego. Nie chcę, żebyś się martwiła o mnie, jeśli się nie odezwę przez jakiś czas. - Więc, przeniosłaś się tymczasowo do jego domu? - Hmm, nie do końca. Przebywam w tym samym miejscu, co on. - To brzmi tajemniczo i niejasno. Może chcesz powiedzieć więcej szczegółów? Nie mogła powiedzieć Meg o Homeland bez ujawniania, że Moon był z Nowego Gatunku. – Nie bardzo. Ja nadal będę z nim, ale awaryjnie będę przyjeżdżała do pracy. Zatrzymałam się w domu by zabrać kilka toreb, ponieważ jestem kilka przecznic od Szpitala. - Czy to wszystko prawda? - Nie pytała o szczegóły, wiedząc, że ona nie może powiedzieć kogo leczy. - Ktoś włamał się do biura, gdy wszyscy byli poza budynkiem. - Narkoman szukał wyników? To był wspólny problem ich zawodu. -Nie. Kimkolwiek oni byli, otworzyli i przejrzeli wszystkie moje foldery. - Jesteś pewna? - Strony były pomieszane w niektórych folderach, a jestem drobiazgowa, co do tego. Nic nie brakowało, chociaż kopiarka prowadzi ewidencje, tego co drukuje. Oni nie zrobili kopii. Ale to oczywiście nie znaczy, ze nie mogli skorzystać z innego sposobu. Wszyscy wiemy, ze mogli zrobić zdjęcia swoimi telefonami. - Cholera!
Beta:doktorek22 180
- Wiem. Policja wciąż przeszukiwała drukarki gdy wychodziłam. Mam nadzieje, ze będą mogli zidentyfikować ich i dowiedzieć się, kto to zrobił. Musiałam zadzwonić do wszystkich moich klientów, aby poinformować ich o naruszeniu prywatności. Prawnik miał wątpliwości, ale co mogłam zrobić? - To był Twój obowiązek, aby poinformować ich o tym. - To mu właśnie powiedziałam, ale ten kretyn martwił się, ze zostaniemy pozwani. - Świetnie. - Tak. – Joy spojrzała na zegarek. – Spójrz, ja muszę zaraz jechać. Ja muszę wracać do, hmm, do niego, a wolałabym, żeby on nie wiedział, ze gdzieś jechałam. Spotkamy się rano. Musze spakować ubrania na jakiś tydzień, na wszelki wypadek, bo nie wiem jak długo tam zostanę. Wolałabym jeszcze dziś się przespać. - Nie masz zamiaru nawet podać mi jego imienia, co? - Nie. – Miała nadzieje, ze to się zmieni, jeśli Ona i Moon pozbędą się swoich problemów. - Co Twój szef mówi o Twoim urlopie? - Nie jest zbyt szczęśliwy, ale mam okres wakacyjny. Wykorzystuje go. Mam dziewięć dni, by dowiedzieć się, czy po powrocie będę miała prace, czy wylatuje. Meg nic nie powiedziała. - Jesteś tam? - Zakładam, że on mieszka zbyt daleko od szpitala, by móc codziennie dojeżdżać do pracy, jeśli sprawy staną się poważne miedzy waszą dwójką? Już były, ale nie śmiała tego powiedzieć na głos. Kochała Moona. To nie może stać się jeszcze poważniejsze. - Tak. - Nie uważasz, ze działasz impulsywnie? To jest Twoja kariera, Joy. Czuję, że muszę podkreślić, że to byłoby błędem, ale podjąć decyzje z marszu. Poumawiaj się z nim trochę i daj sobie czas przez związaniem się z nim. To nie było tak, że Moon opuści Holemand, by żyć z nią. Ona będzie musiała się poświęcić. On mógłby być skłonny do związku na odległość, ale ona nie. Minęło zaledwie sześć godzin, odkąd widziała go i ona tęskniła za nim, tak bardzo, aż bolało. Pomysł spędzania wspólnego czasu tylko w wolnych chwilach był nie do przyjęcia.
Beta:doktorek22 181
- Masz prace i właśnie mieszkanie, pomyśl o tym. Wiem o tym, ze nie jesteś niezależnie bogata. – Meg delikatnie napomnkneła. – Nie możesz pozwolić sobie by rzucić prace i nie płacić za kredyt hipoteczny. Miej to na uwadze zanim zrobisz cos, co może mieć tragiczne konsekwencje. - Zauważył terapeuta. – Zażartowała. – Jestem wdzięczna, ze Ci zależy i byłabyś pod wrażeniem, gdybyś zajrzała do mojej głowy. Musze już kończyć. - W porządku. - Nie martw się o mnie. Mam nadzieje, ze te sprawy można lekko nagiąć co sprawi, ze będę szczęśliwa. – Rozłączyła się koncentrując na komputerze.
* * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * * Moon nie mógł usiedzieć w miejscu i wiedział to po rozdrażnionym Harleyu. – Przestań patrzeć na mnie, jakbyś miał zamiar rozładować na mnie swój gniew. Nie biłem się jeszcze, ale to może się zmienić. - Jesteś jak tygrys w klatce. – Rozbawienie rozjaśniło jego twarz. – Ale na pewno nie wyglądasz, jak jeden z nich. Kształt Twoich oczu jest inny i dodatkowo już jesteś za kratami. - To Twoja wersja pomagania mi? Ona odeszła. Znowu. Przestać próbować mnie wytrącać ze złego humoru. To nie zadziała. Harley przesunął się nieznacznie siadając na kanapie. - Chcesz się kłócić? - Nie. - Sex był kiepski? Moon odwrócił się od niego. - Ona jest człowiekiem. To uzasadnione pytanie. Możesz oswoić „swojego”, prawda? Upewnić się, że jej nie przestraszysz? Wiesz, to ćwiczenie. Musisz prawić komplementy i działać tak powoli, aż nie wierze, że jesteśmy w stanie to zrobić, kiedy się napalamy. - Ona się nie bała. - Wezmę Twoje słowa za pewnik, skoro mnie tam nie było. Zrobiła Ci dobrze, gdy byłeś pod wpływem narkotyków. Cholera, ja nigdy bym nie zdjął swoich ubrań będąc Beta:doktorek22 182
obok Ciebie, gdy jesteś świadomy i wiem, ze nie jesteś w moim typie. Ty byłeś całkowicie poza kontrolą. Nie było wiadome, co możesz zrobić. - Harley! - Być może uciekła w strachu przed czymś innym. - Jak to? Nikt nie odważyłby się grozić jej. – Podejrzenie uderzyło w niego. – Myślisz, że któryś z mężczyzn powiedział coś do niej? Dwoje mężczyzn stacjonuje w obszarze dla ludzi. Harley podniósł się na nogi. – Smiley jest zbyt przyjazny w stosunku do ludzi, a Darkness woli być z dala od nich. Ci mężczyźni nie są zbyt towarzyscy, ale nie terroryzowali by kobiety. Chodzi mi o to, ze ona może potrzebuje czasu by przemyśleć niektóre sprawy, bez Ciebie naruszającego jej przestrzeń. - Powinienem coś powiedzieć, by mieć pewność, ze nie było problemu. - Teraz jesteś tylko tępą głowa. Ona jest kobietą. W ich naturze jest robić coś, czego Ty nie zrozumiesz. To jest jeden z powodów, dla których tak nas ciągnie do nich. – Skrzyżował ramiona na klatce i uśmiechnął się. - Ona wróci. Myśl tak, jak człowiek. - Nie jestem nim. - To prawda. – Harley zgodził się. – Jej życie drastycznie się zmieni, jeśli zostanie Twoją partnerką. Na zawsze, a ona jest świadoma tego, czym jesteśmy. Rozwód nie będzie wyjściem, jeśli zgodzi się być Twoja. To oznacza rezygnacje z pracy, z której jestem pewny, ze cos znaczy dla niej i odejście z świata zewnętrznego. Oni maja rodziny i przyjaciół, których trzeba wziąć pod uwagę. Nie jestem młody, ale gdybym był byłbym nieufny wysyłając mnie do świata, gdzie jest pełno bólu. Być może nie są fanami Gatunku i wierzą we wszystkie złe plotki, które słyszą od naszych wrogów. Moon zmarszczył brwi, nie czując się komfortowo z mdłościami, których doświadczał. Byłoby ciężko porozmawiać z nią o życiu, jako jego partnerka, gdy jej ludzie są tak wrogo nastawieni do nich. Emocjonalna spirala powodowała, że wybranie miedzy nim, a nimi było wspaniałe. Tylko ona mogła odgadnąć ich reakcje, ponieważ on nigdy nie spotkał nikogo z jej prywatnego życia.
Beta:doktorek22 183
- Minęło wiele czasu, od kiedy była wśród Gatunku i rozwinęliśmy się. To będzie wymagało kilku decyzji i czasu, Moon. Ludzie panikują, kiedy maja zobowiązywać się na dłuższy czas. Mają na to przysłowie „cold feet”13. - Nie wspominałem nic o niej, jako mojej partnerce. - Ona nie jest ślepa. Masz te wszystkie objawy, które są łatwe do zauważenia. - Nie dla niej. - Wiele się o nas nauczyła, po tym, jak zostaliśmy uwolnieni. - Zajmowała się Gatunkiem zaraz po tym, jak uwolniliśmy się od Mercile. Tam nie było partnerów w Cztery. - Prawda. – Harley opuścił ramiona po bokach i wzruszył ramionami. – Ja wierze, ze jej uczucia są silne. Ona wróci. Daj jej trochę czasu. - Co jeśli ona nie wróci? - Moglibyście zlecić zespołowi podążenie za nią i przyprowadzenie z powrotem. Byłaby łatwa do zlokalizowana i do złapania. Moon był kuszony propozycja zadzwonienia do Treya Robertsa. Byli przyjaciółmi i mężczyzna był zawsze pomocny. Zajęłoby około godziny zmontowanie zespołu. Mentalnie już wybierał trzech mężczyzn, którym zaufałby z Joy. Jeszcze lepiej, on poszedłby z nimi. Oni potrzebują tylko jednego pojazdu. Tim Oberto musiał być z dala ludzi Justice, Furego, Slade lub innych członków Rady, aby zabrać ludzki samice z dala od zewnętrznego świata. - Ty teraz spisujesz w swojej głowie, co nie? Moon spojrzał na Harleya. Samiec miał czelność się zaśmiać. - To był żart. Jest z Toba źle. Jesteś pewny, ze Twoje jaja nadal są z Tobą? Warknął znieważony. Harley podniósł dłonie, gdy stał. – W porządku. Rozumiem. Dla Ciebie, to nie jest zabawne. Jestem pewien, ze będziesz mnie drażnił, jeśli kiedykolwiek znajdę samice i zacznę wariować. Żadnych więcej żartów. Możesz sobie wyobrazić, jak ona będzie przerażona, jak nagle będzie otoczona zespołem pokroju SWAT? Ona może także zażądać, by zostawili ja w spokoju. To zwróci uwagę mediów i Justice musiałby urządzać konferencje prasowe, by wszystko wyjaśniać. Będzie niezadowolony z konieczności zapewnienia społeczeństwa, ze nie porywamy ludzkich kobiet, by się z nimi wiązać. 13
Nie wiem, jak przetłumaczyć to na polski, wiec pozostawiam w oryginale. Cold feet – stchórzyć.
Beta:doktorek22 184
Ale kiedy? Za kolejne dwa lata? Nie mógł nawet dobrać słów, by wyrazić swój strach. Harley wyglądał na zaniepokojonego. – Ona żywi silne uczucia do Ciebie. Nie było Cię tam, gdy została skierowana do pokoju pełnego mężczyzn. Kobieta jest ostra, jeśli chodzi o Ciebie. Oni nie są tak skoncentrowani, jak my, gdy czegoś chcemy, ale dostają to. Oni zdaja się Gonic za czymś i zaczynają panikować, gdy maja to w zasięgu dłoni. Wpadłeś na człowieka, wiec musisz uszanować jego wady. - Dobrze. – Musiał zostać sam i pomyśleć. - Co to znaczy? - Ona wróci do mnie. – Nawet, jeśli będzie musiał się do co tego upewnić. - Dlaczego nie pójdziemy pobiegać? Wypocisz część swojej niespokojnej energii. Jesteś jeszcze zbyt ranny. - Ze mną wszystko w porządku. - Kłamstwo. – Harley oskarżył go. – Jesteś wszystkim innym, niż w porządku. Byłbym wkurzony, jeśli ona porzuciłaby mnie. Musisz się ruszyć i wypocić to. - Mam już dość takiego życia. – Miał przebłysk tego, jak żył w Medycznym. Harley się uśmiechnął. – Prawda. To było piekło. – Spoważniał. – nie mogę wskazać Ci drania, który cie zranił, wiec jesteśmy w stanie zbić go na krwawą miazgę lub wyśledzimy Twoją krnąbrną kobietę. Jedynie co mogę zrobić, to pomoc ci poradzić sobie z gniewem. Pobiegamy, lub weźmiemy maty, jeśli będziemy musieli walczyć. Na pewno nie możesz poszukać innej kobiety, aby Cię rozproszyła, ponieważ chcesz tylko Joy. Chciał jej w najgorszy sposób. Najpierw chciał krzyczeć na nią za pozostawienie go, po czym chce uwieść ja udowadniając, ze należy do niego. - Jestem zły. – Przyznał. – Wiem, ze oni złapią tych odpowiedzialnych za atak. Cierpliwość wciąż nie jest moja najmocvniejsza cecha, ale wiem, ze to kwestia czasu, zanim oni zostaną przyprowadzeni do nas. Musze pobyć sam, by pomyśleć o Joy. Harley spojrzał na dół i uśmiechnął się – Bardzo za nią tęsknisz, prawda? To musi być trudne z jej zapachem wciąż utrzymującym się na Tobie. – Jego oczy rozbłysły rozbawianiem, gdy spojrzał na niego. - Powiedziałeś, że przestaniesz żartować. - Przepraszam. – Wzruszył ramionami. – Nie pozwoliłbyś odejść temu, gdybyś był kimś innym. Będę spać tutaj dziś wieczorem, aby pilnować Twoich interesów. Beta:doktorek22 185
- Idź do domu. Obiecuje, że nie zniszczę domu, ani nie zadzwonię do Treya, by zwołał zespół. Harley obserwował go podejrzanie. - Znalazłem swoją partnerkę, ale ona uciekła z Homeland. Chce tylko trochę czasu, by dostosować się do wszystkiego. Potrzebuje trochę miejsca i ciszy. Łatwiej było znaleźć spokój w klatkach w Mercile. - W porządku. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Będę miał telefon w zasięgu reki cały czas. Zjemy wspólne śniadanie rano, jeśli do tego czasu nie usłyszę nic od Ciebie. - Dzięki. Uścisk, który dzielili był niezręczny. To było przypomnieniem, że ktoś dbał o niego i więź miedzy nimi była silna. Znalazł rodzinę w Harleyu. Rozdzielili się. - Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz chciał porozmawiać. – Harley mruknął. – albo jeśli będziesz chciał, by ktoś posiedział z Tobą. - Tak zrobię. Moon obserwował go, jak odchodzi i odczekał kilka pełnych minut, aby upewnić się, że nie wróci, po czym odwrócił się na pięcie i popędził do sypialni. Rzucił się do otwarcia szafy, włączył światło i sprawdził swoje ubrania. Podniósł czarną skórzaną kurtkę i zdjął ją z wieszaka. Wysunął ją na jasne światło i rzucił kurtkę na łóżko. Jeansy były następne, wraz z butami. Zespół nie zostałby wysłany do Joy. Harley przypomniał mu, że to spowodowałoby scenę, jeśli wokół nich pojawili by się świadkowie. Chociaż jeden facet nie zwraca zbyt wielkiej uwagi. Warknął nisko, wychodząc z szafy i biorąc prysznic. - Sam po nią Pojdę. – Pierdole czekanie. Spędził dwa lata bez Joy, po tym, jak uciekła od swoich uczuć i on odmówił zrobienia tego po raz drugi.
* * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * * Wina była emocją, której Moon rzadko doświadczał. Nie mówił kłamstw, czy nie robił nic, co mogłoby na to wskazywać. Aż do dzisiaj. Upewnił się, by zamaskować swoją mowę ciała, gdy stał przed strażnikiem ukrytej bramy. To było wyjście awaryjne w razie ataku, czy też, gdyby ktoś chciał wkraść się do Homeland lub poza niego.
Beta:doktorek22 186
- Nie rozpoznałem Cię w tym stroju, Moon. – True był mężczyzną, który został skradziony przez niektórych pracowników Mercile, przed tym, jak budynek został naruszony, by uratować Gatunek. Został odnaleziony później, wraz z innymi. – Czy to jest motocykl? – Obserwował maszynę stojąca miedzy udami Moona. – Nigdy nie widziałem żadnego, oprócz tych w telewizji. - Harley je kocha i obaj przywieźliśmy je. Ma piec w swoim domu w Rezerwacie. - Są wyjątkowo piękne. – Mężczyzna podszedł do niego z podziwem w oczach. – Trudna jest jazda na dwóch kołach? - Sugeruje najpierw jazdę na rowerze w Rezerwacie. My tak zrobiliśmy. Samiec uśmiechnął się, gdy ponownie stanął przed nim. – Ja nie będę miał nawet na to chwili. Zostałem przypisany do nowego zadania. - Pamiętam. Masz zamiar uczestniczyć w misjach ratowniczych, wiec będziesz miał pierwszy kontakt z uratowanymi z Gatunku. - Lubię ludzi z sil specjalnych. - Trey był pod dużym wrażeniem Twoich umiejętności radzenia sobie z Twoja niechęcią do ludzi, kiedy trenowałeś z nimi. Jest zadowolony z Twojej pracy. - Oni nie sa naszymi wrogami. – Jego głos stężał. – Ja mam problem tylko z tymi, co krzywdzą tych, co nie umieją się bronić. - Cieszę się, ze tak dobrze się przystosowałeś. Otwórz bramę. Mężczyzna nie ruszył się. – Dlaczego? - Idę na patrol. – Wsunął kask na głowę, nienawidząc kłamstwa. – Robię to od czasu do czasu. -Gatunek nie opuszcza Homelandu bez pełnej eskorty. Znał zasady. - Weź się przyjrzyj mnie. Moja twarz przykryta kaskiem i przyciemnianym szkłem. Możesz zobaczyć moja twarz, nawet z Twoim super wzrokiem? True podszedł bliżej przyglądając się mu uważnie. – Nie. - Dokładnie. – Zginał swoje odziane w rękawiczki palce na kierownicy. – Każdy cal mnie jest zasłonięty. Będę udawać człowieka. To świetne przebranie. – Miał nadzieje, ze samiec uzna to, za bezpośredni rozkaz ale True nie był łatwowierny. – Nikt nie wie, ze kupiliśmy dom po drugiej stronie tej bramy. Zjadę tam, jakby wygadało, jakbym tam mieszkał. Czasem robimy patrole poza murami. Beta:doktorek22 187
- Nikt nie poinformował mnie o tym. - Nie wszyscy wiedza o tej bramie. – Miał nadzieje, ze to uprości sprawę. – Otwórz bramę. Wrócę główna. - Musze skontaktować się z kimś w celu potwierdzenia. - Tracisz czas. – Moon warknął ukazując swoja frustracje i niezadowolenie. Musiał iść po Joy. – Otwórz bramę teraz. To rozkaz. True zmarszczył brwi. – Wybrałeś tą lokalizacje mając nadzieję, ze nie znam procedury, prawda? Nie jestem naiwny. Poinformowaliby mnie, jeśli miałbyś przejechać tedy. Chcesz opuścić Homeland bez niczyjej wiedzy. Dlaczego? Cholera. Moon wiedział, ze jego plan zawiódł. Mógłby zaatakować samca i odejść, ale to zostawiłoby bramę bez ochrony. Będzie musiał owinąć się wokół True. Nie zaryzykuje ataku na Homeland. - Byłeś chory. – True podszedł bliżej. – Czujesz się niestabilnie? Powiedziano mi, ze wyzdrowiałeś w pełni. – Jego glos zmiękł. – Powiedz mi, w czym problem, a zrobię wszystko, by Ci pomóc. Chcesz stad wyjść, ponieważ czujesz się, jak w klatce? Ramiona Moona opadły. Poziom winy, gby próbował go oszukać wzrósł. – Przepraszam. Miałem nadzieje, ze nie będziesz kwestionował moich decyzji. Nie mam pozwolenia na wyjście. - Chcesz wyjść zapolować na tych, co Cie zranili? Rozumiem, ze chcesz to zrobić, ale siły specjalne jeszcze ich nie znaleźli. Jestem znajomym niektórych z nich i powiedzieliby mi, gdyby przygotowywali by się do misji. - To nie dlatego chce wyjść. – Był okropnym kłamcą i nie będzie tego ponownie próbował. True wyciągnął rękę i ścinał okryte skórą przedramię. – Chciałeś się uwolnić. Homeland jest duże, ale pewnie czujesz się nieswojo za murami. Dlaczego nie poprosisz o przeniesienie do Rezerwatu? Być może kilka dni w dzikiej strefie z ich mieszkańcami wyjdzie Ci na dobre. Moon zdjął dłoń True i zdjął kask. – Moja kobieta tam jest. Odeszła i chce odzyskać ją z powrotem. Zaskoczenie rozszerzyło oczy True. - Ona jest człowiekiem. Kiedykolwiek słyszałeś powiedzenie „ cold feet”? Harley wierzy, ze toczyła walkę ze sobą, gdy zdałem sobie sprawę, że chce sparować się z nią. Beta:doktorek22 188
Zostawiłem ją w ludzkiej strefie, ale okazało się, że odeszła. Sprawdzali ją w głównej bramie, gdy wyjeżdżała. True pokręcił głową. – Nie wiem, co ten powiedzenie znaczy, ale to oznacza, że była przerażona i uciekła? - Tak. - To irytujące. – Samiec cofnął się kilka kroków. – Jak masz zamiar ją znaleźć? - Znalazłem jej adres. Zrobili jej pełne sprawdzenie zaraz po tym, jak byłem pod wpływem narkotyków. Byłem z grupą specjalną i wiem, ze wystarczy prawo jazdy. Chce z nią porozmawiać i namówić na powrót ze mną. - Jesteś pewien, ze ona jest Twoja partnerką? - Całkiem pewny. Mówiłem kłamstwa i robiłem złe rzeczy, chcąc się z nią zobaczyć. - Czy wierzysz, ze ona czuje tak głębokie uczucie, w stosunku do Ciebie? Moon ostro skinął głową. – Tak. - Moja zmiana kończy się o szóstej rano. – Sięgnął do pasa i wysunął swoje ramie do przodu oferując cos Moonowi. – Weź to. Będzie Ci potrzebne. Słyszałem, ze świat zewnętrzny jest dość niebezpieczny. Moon był zbyt oszołomiony, by to wziąć. - Tylko raz zależało mi na człowieku. Mógłbym zrobić coś naprawdę głupiego, tylko by mieć szanse z nią być. Myliłem się co do niej, a była dobrą kobietą, więc to nie robota dla mnie. Powodzenia, Moon. Wróć zanim moja zmiana się skończy, tak bym mógł Was wpuścić. Oboje będziemy mieć kłopoty, jeśli oni dowiedzą się, ze pozwoliłem Ci wyjść. Wdzięczność w końcu przedarła się przez oszołomienie. Przyjął pistolet i schował go za pasek spodni i zapiął kurtkę. – Dziękuje. - Bądź ostrożny. Nie zapominaj, moja zmiana kończy się o szóstej. Czasem przychodzą pięć lub dziesięć minut wcześniej. - Dziękuje. Jestem winien Ci ogromną przysługę. - Weź swoją samicę i bądź szczęśliwy. Życzę Ci tego. Moon ponownie założył kask, gdy True otwierał bramę, a skrzydła bramy ukazywały ceglaną ścianę po drugiej stronie. Uruchomił silnik i powoli ruszył do przodu Posłał mężczyźnie wdzięczne spojrzenie, ale przez przyciemnianą szybę nie mógł nic
Beta:doktorek22 189
zobaczyć, gdy przejeżdżał przez podwórko koło kolejnej bramy. Nie włączył świateł do czasu, aż nie dotarł do głównej ulicy. Wjechał do innego świata by odnaleźć Joy. I zrobi to!
Beta:doktorek22 190
Rozdział 14 Joy przeklęła, gdy ssała krwawiący opuszek. – Cholera. – Mały uraz był tym, co uzyskała dzięki swojej napchanej walizce. Użyła swojej wagi na niej i zmagała się z suwakiem, aby zamknąć ja do samego końca. Cofnęła się patrząc na swoje dwie walizki. Jej zamiarem było spakować wystarczająco dużo ubrań na siedem dni, ale zanim się zorientowała, większość rzeczy znalazła się w walizkach. Czarna sukienka była zbyt wyzywająca, ale i zarazem seksowna. Niebieska niemal –identyczna pasowała do jej oczu. Było ciężko zdecydować miedzy nimi, wiec wzięła obie. Jeansy były koniecznie, Moon może zechciałby wziąć ja na spacer po Homeland. Miała nadzieje, ze będzie chciał spędzić z nią czas. Musiała wziąć koszulki z długim i krótkim rękawem, aby dopasować je do każdej pary w zależności, czy to będzie popołudniowy czy wieczorny spacer. Prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy pomyślała o zaproszeniu go na obiad. Szarpnęła otwierając szufladę z bielizna, planując w głowie jego uwodzenie. Co jest seksowne dla Gatunku? Długie koszule nocne? Delikatne body? Może ucieszyłby się widząc ja w pończochach i podwiązkach z dopasowanymi figami i biustonoszem? On lubił oglądać porno, gdy spotkali się po raz pierwszy. To wtedy całkowicie zwariowała, decydując się odpuścić to wszystko. Teraz, najważniejszym jest, aby uznał ja za atrakcyjna, tak samo, jak inne kobiety. - Jestem taka. – Wymamrotała, siadając na łóżku. – Wiem lepiej. – Wiele razy powtarzała to swoim klientom, by akceptowali siebie takimi, jakimi byli, zamiast skupiali się na zmienianiu tego. Oczywiście ona nigdy wcześniej nie martwiła się tym. – To trochę smutne. – Stwierdziła. Zadzwonił dzwonek i zmarszczyła brwi, wstając. Było trochę po północy, kiedy spojrzała na zegarek stojący koło telewizora. Zatrzymała się i lekko zawahała stając przed drzwiami. Na liście rzeczy do zrobienia było zamontowanie wizjera do drzwi, ale ona nigdy nie miała czasu. Jej praca utrzymywała ją zajętą przez większość tygodnia, a jej czas wolny spędzała z rodziną lub przyjaciółmi. - Kto tam?Beta:doktorek22 191
- Pan Johnson. – Głos był stłumiony. Nadal nie otwierała drzwi. Zarządca budynku nie miałby powodu przychodzić tak późno. Mieszkał na pierwszym piętrze i ledwo widywała się z starszym człowiekiem. Trzymał się na uboczu, chyba że, ktoś łamał regulamin. Zaparkowała na swoim miejscu. – Czy coś potrzeba? - Był wyciek wody piętro wyżej. – wymamrotał słowa na tyle cicho, że ledwie je usłyszała. Jęknęła, odbezpieczając zamki. Kilka miesięcy temu słyszała o awarii rur na czwartym piętrze. Mokra ściana z płyty gipsowej była paskudna. Dla lokatorów było to bardzo nieprzyjemne, oglądanie tego całego bałaganu wewnątrz ich domów. Dwie główne ściany zostały naruszone i hydraulik musiał wymienić całą instalacje. Otworzyła drzwi, by go wpuścić. - Ja nie widziałam żadnej wo… Ciało, które zderzyło się z nią nie było słabe i kruche, ale silne i duże. To wydarzyło się tak szybko, ze ledwo zarejestrowała fakt, że leży na podłodze. Drzwi zatrząsnęły się i charakterystyczny dźwięk blokady odwrócił jej uwagę od bólu i wpatrywała się ze strachem w mężczyznę kucającego przy jej rozłożonych, gołych nogach. Nosił szara bluzę z kapturem, która zakrywała większość jego twarzy. Jego usta były zaciśnięte i wykrzywiały się w grymasie odsłaniając żeby. Pochylił się, zanim mogła się otrząsnąć i zimne palce owinęły się wokół jej gardła. Zacisnął ją na tyle, by nie była w stanie krzyknąć. A naprawdę chciała. - Gdzie byłaś, Joyce? Jego głos był znajomy, gdy walczyła z paniką. Zorientowała się, że wiedział o Panie Johnsonie i znał jej imię. To nie było jakieś przypadkowe przestępstwo. Drugą ręką złapał w garść jej koszulkę i postawił na niestabilnych nogach. Ranił ją i przyduszał, ale była w stanie nabrać powietrza, gdy poluzował chwyt na jej gardle. Był około dziesięć centymetrów wyższy od niej i szacowała, że ważył około stu osiemdziesięciu funtów. Miała wielką nadzieję, że to był tylko napad. Innych opcji nie chciała brać w ogóle pod uwagę. Wszystko co ona czytała, bądź słyszała o przestępcach przeleciały przez jej głowę, gdy trzymała oczy na jego klacie. Może nie zechce jej zabić, jeśli będzie unikać jego twarzy, dając mu przy tym uczucie bezpieczeństwa, gdy nie będzie mogła go Beta:doktorek22 192
zidentyfikować. Instynkt kazał jej walczyć, ale opierała się. Statystycznie jej szanse przeżycia były lepsze, niż nie zagrażające. Oczywiście to zależało od jego intencji. Fakt, że zaatakował ją w prywatnym miejscu pogarszał jej szanse na bycie zgwałconą, lub zamordowaną. Próbowała porozmawiać z nim, ale trzymał jej gardło w silnym uścisku. Ciężko jej było oddychać. Tworzenie zdań byłoby niemożliwe. Zacisnęła ręce, aby nie drapać paznokciami jego dłoni w nadziei, ze uwolni ją. Wiedziała, że każda uwaga była ważna. Każda interakcja z nim dałaby jej dalsze wskazówki, jak ma postępować. - Gdzie byłaś? – Jego wysoki ton wskazywał, że jest zdenerwowany. Już słyszała gdzieś ten ton głosu, ale nie mogła przypomnieć sobie gdzie. – Zniknęłaś. Trudno jej było nie spojrzeć mu w twarz. Zamknęła oczy by oprzeć się pokusie. Co on miał na myśli? On nie myślał racjonalnie. Nie dobrze. - Poszedłem do Twojego biura. – Wyznał. – Sądziłem, że znajdę wskazówkę, gdzie mogłaś się udać. Pojechałem do domu Twoich rodziców i do Twoich znajomych. Joy usztywniła kolana, gdy poczuła, że drży. Sytuacja stawała się coraz gorsza, niż mogła przewidzieć, jeśli wiedział tak dużo o jej życiu. Ona była celem. Chociaż motywacja była poza jej rozumowaniem. Może był związany z którymś z jej klientów i uważał, że może mu służyć, we wszystkim? Może obwiniał ją o jakąś akcje z jej klientem? Wzgardzony chłopak, albo członek rodziny, który obwiniał ją o zbyt duży wpływ na osobę, którą kocha? Co gorsza mógł być byłym pacjentem? Były czasy, gdy komuś doradzała i oni nie zgadzali się z nią. Ostatni taki pacjent przeniósł się do innego lekarza, ponieważ miał problem z lekarzem kobietą. Ławo się obrażał przez każde słowo przez nią wypowiedziane i przez niemal godzinę odsyłał ją na drzewo. Wiedziała, że to przegrana sprawa, gdyby spotkała go po raz drugi, więc oddała jego kartę Billowi Core. To mogło być postrzegane, jako rezygnacja, ale ona chciała, żeby był prowadzony przez kogoś, przy kim czułby się komfortowo. Obrócił ją wokół, prawie przewracając. Puścił jej koszulkę, ale nadal mocno trzymał ją za gardło. Owinął ramie wokół nie i ruszył przez salon w kierunku sypialni, dociskając jej plecy do swojej klaty. Terror gwałtu stal się bardziej realny. Walczyłaby. W chwili, gdyby położył ją na plecach wszystkie myśli wyleciałyby jej z głowy. Budynek był stary, a ściany wystarczająco grube, aby zagłuszyć sąsiadów, ale Beta:doktorek22 193
może usłyszą jej krzyki. Miała zamiar wiele zrobić, jeśli jego ręka puści jej gardło. Najwyraźniej czuł się lekceważony przez nią i nie podejrzewał jej o nic. Gwałt nie był seksem. Walizki uniemożliwiały mu rzucenie jej na łóżko. Będzie musiał zrzucić je lub zapakować do końca. Nie mógł tego zrobić trzymając ją. Lampka była dobrą bronią, ale stojący na szafce nocnej ciężki posążek w stylu art. Deco – greckiego boga – jeszcze lepsza. Potężna, męska figura była smutnym przypomnieniem 466.
Kupiła to nie
zwracając na to nawet uwagi. - Wybierasz się gdzieś? – Jego gniew był wyraźni, gdy cedził te słowa. – Kamera nie pokazała Cię przynoszącej te rzeczy tutaj. Obserwował jej mieszkanie? Jak? Kilkanaście pytań bez odpowiedzi. W każdym bądź razie to było niepokojące. Nadal stał nieruchomo, dysząc. To było dobre. To oznaczało, że nie był w dobrej kondycji, a to zwiększało jej szanse na ucieczkę. Spojrzała na drzwi od łazienki. Pomieszczenie było bez wyjścia, ale drzwi miały blokadę. Lakier do włosów byłby dobrą bronią, tak jak nożyczki, które trzymała w górnej szafce. To było makabryczne, biorąc pod uwagę myśl pozbycia nimi życia człowieka, ale nie zawaha się ich użyć. Dźgnęłaby go w szyje, to najszybciej pozbawiłoby go przytomności. To było niepokojące, uzmysławiając sobie, gdzie jej umysł zawędrował jeszcze chwile temu, ale odsunęła konsekwencje na bok. Zrobi wszystko by przetrwać. - Wiedziałem, ze gdy włamie się do biura, wrócisz. – Zrobił krok do przodu, przesuwając ją do łóżka. Wiedziałem, ze zjawisz się tutaj. Istnieje zbyt wiele zabezpieczeń w szpitalu. To jest o wiele lepsze na to, co zaplanowałem. Jego ton zyskał spokojny ton, jakby miał pewność, ze ma wszystko pod kontrolą. Lodowe igły przekuły jej serce, kiedy przypomniała sobie ten głos. Douglas Peed był jej pacjentem przez cztery miesiące, kiedy przejęła go od współpracownika, który poszedł na emeryturę. Był ofiarą znęcania się przez całe Zycie. Zaczęło się od dzieciństwa, kiedy to dzieci śmiały się z jego imienia, szydziły z niego, by zyskać uwagę, przez co próbował popełnić samobójstwo, jako nastolatek. Okrucieństwo innych nie zmieniło się, w dorosłości. Próbowała namówić go do uwolnienia goryczy, ale miał skłonności do szybkiego wpadania w gniew. Zaczął zyskiwać znajomych, aż do sprzed trzech tygodni, kiedy to jego długoletnia dziewczyna odeszła od niego, gdy zaproponował małżeństwo. Beta:doktorek22 194
Joy była przy nim, kiedy załamał się w jej biurze, przyznając się, że kobieta odmówiła, ponieważ nie chciała tkwić do końca życia z jego nazwiskiem. To był kopniak, który obrócił jego życie do góry nogami. Dlaczego on przyszedł po mnie? Dała mu wyraz sympatii i zrozumienia, ale była przy tym szorstka, gdy został przypisany do niej, po tym, jak jego terapeuta przeszedł na emeryturę. On tęsknił za ich rozmowami i to wytrąciło go z równowagi, podczas gdy ona była w Homeland?
To przelało czarę? Jego następne słowa potwierdziły jej
przypuszczenia. - Skończyłem byciem gównem dla każdego. Miała nadzieję, ze zdoła go namówić do bycia rozsądnym. Musiał puścić ją i zwolnic chwyt na jej gardle. Wydała miękki odgłos informując, że chciała mówić. Spiął się przy jej ciele, ale zanim zdążył powiedzieć coś lub odpowiedzieć, głośne walenie rozbrzmiało w innym pokoju. Douglas spanikował i puścił ją. Była wolna i powoli odwróciła się do niego. Zaczęła mówić, ale gdy wyjął pistolet z tylnej kieszeni od razu przerwała, jakby wpatrywała się w beczkę z prochem. - Joy? Wiem, ze jesteś w środku. Otwórz. Moon! Nie było wątpliwości, ze ten warczący głos należał do niego. - Zabije Cię. – Douglas zaklął. – Pozbądź się tego, kto to jest. Cofnął się, utrzymując pistolet wycelowany prosto w nią. Drżała od stóp do głów, gdy szła do drugiego pokoju. Źródło jej strachu zmieniło się z niej na Moona. Nie było mowy, że zaryzykuje jego Zycie. Moon ponownie uderzył pięścią w drzwi Joy. Była tam – znalazł jej niebieski samochód zaparkowany przed budynkiem. Sprawdził numer rejestracyjny, więc nie było mowy o pomyłce. Maska była chłodna, co oznaczało, że stał tam jakiś czas. To był jedyny pojazd zarejestrowany na jej nazwisko, więc musiała być w domu. - Joy? – Nienawidził podnosić głosu, bo mieszkała zbyt blisko innych ludzi, ale nie chciał pozwolić jej się ukrywać. Rozwali drzwi, jeśli będzie musiał. To nie był jego wybór. Ktoś mógłby wezwać policję. – Nie odejdę, dopóki nie porozmawiamy. Słuchał, oddychając przez usta. Smród korytarza przeszkadzał mu. Ktoś do czyszczenia podłóg używał silnego środka chemicznego i to komponowało się z Beta:doktorek22 195
ohydnym zapachem śmieci. Odwrócił głowę spoglądając na leżący na korytarzu worek ze śmieciami. Czy ludzie nie powinni związać go szczelnie i wynieść na zewnątrz? Ponownie podniósł pięść i zapukał ostro. - Joy? – Cofnął się o kilka kroków, oceniając najlepsze miejsce, gdzie mógłby wyważyć drzwi butem. Drzwi nie wyglądały na solidne. Jeden mocny kopniak powinien je wyważyć. Zasuwa zaskrzypiała i drzwi otworzyły się na kilka cali. Twarz Joy wyjrzała zza nich i spojrzała na niego. – Co Ty tutaj robisz, Moon? Skrzywił się. W jej głosie był ślad strachu, a jej twarz była blada. Nie miał zamiaru jej przestraszyć. Pozostał bez ruchu, chociaż chciał wejść do jej domu. Inną sprawą było to, że dociskała się mocno do drzwi. Mogłaby się zranić, gdyby chciał wejść do środka. - Dlaczego odeszłaś? – Jego serce waliło, a krew dudniła w uszach. Nie był pewny co zrobi, gdy karze mu odejść. Nie odejdzie, dopóki nie namówi jej do powrotu do Homeland. Było trudnym utrzymani neutralnego tonu głosu, gdy chciał warczeć. - Nagły wypadek w pracy. – Oblizała wargi i oczyściła gardło. – Zadzwonię do Ciebie jutro. Jest już późno i chce się przespać. Jej odpowiedz zatkała go. To nie było to, co oczekiwał, ale to rozłościło go. – Zadzwonisz do mnie? - Tak. – Odsunęła się od drzwi, a na jej policzku pojawił się ślad .- Kocham Cię. Dwa cicho wypowiedziane słowa spowodowały, że jego nogi były giętkie. Kochała go? Drzwi zamknęły się, a blokada zaskrzypiała. Zamrugał kilka razy, gdy o tym myślał. Kochała go? Nie był pewien co robić. Jak mogła powiedzieć mu o tym, po czym zamknęła drzwi? Różne emocje buzowały w nim. Nie był tylko jedną silną emocją. Miłość znaczyła dla niego wszystko, ale co z nią? Wkurzył się na nią za wypowiedzenie tego bez ostrzeżenia. I za zamkniecie drzwi przed jego twarzą. Cofnął się, zatrzymał i zrobił krok na przód. Jego ręce drgnęły chcąc jej dotknąć. Musiał wiedzieć, jak ona go kocha. Ludzie byli zbyt skomplikowani. Kochali swoich przyjaciół, samochody i posiadłości z pozorną równością. Rzucił się do przodu, nie zwracając uwagi na to, że zaskoczy ją i jej sąsiadów. Nie było sposoby, by odwrócił się i odszedł od niej, kiedy nie był pewien, co oznaczała dla niej miłość. Butem roztrzaskał metalową klamkę. Trzask był o wiele głośniejszy, niż myślał, ale drzwi i tak się otworzyły. Beta:doktorek22 196
Spodziewał się po Joy, że skoczy i zacznie krzyczeć, kiedy wtargnie do środka. Na widok mężczyzny stojącego naprzeciw, z Joy stojącą pośrodku, nagle zatrzymał się. Większa cześć jego twarzy była ukryta pod kapturem, ale to pistolet wycelowany bezpośrednio w jej głowę zwrócił jego uwagę. Wydawało się, jakby czas stanął w miejscu, podczas gdy on stał i oceniał sytuację. Ramię przytrzymujące broń było skierowane w jego stronę. Joy krzyknęła i obróciła się, walcząc z nim. Obróciła się tak szybko, że pasma jej włosów zaplątały się w metal. Ruszyła do przodu i skoczyła na niego. Jego ciało było wolne, gdy skoczyła na jego klatkę piersiowa. Ostry huk ogłuszył go. Walczył o równowagę, gdy cały ciężar Joy uderzył w niego i rzucił nimi do tyłu. Dotyk jej wystarczył, by otrząsnął się z szoku. Uderzył plecami o ścianę obok drzwi, jedyna rzecz, która powstrzymała ich o uderzenie o podłogę. Instynkt zadziałał, gdy spojrzał w bok i wrzucił Joy do kuchni. Nie miał czasu, by zobaczyć, czy bezpiecznie wylądowała za szafkami, które oddzielały kuchnię od salonu. Wszystko, co się liczyło, to by była poza linią ognia. Wrząc z wściekłości odepchnął się od ściany. Człowiek strzelił do nich. Mężczyzna zatoczył się do tyłu, przewracając stolik gdy Moon ruszył na niego. Tracąc równowagę, facet zamachał rękoma. Kolejny strzał trafił w sufit, uszkadzając tynk. Moon zatrzymał się przy nogach intruza. Ledwo usłyszał jęk bólu, gdy wyrwał broń z dłoni człowieka. Samiec wziął ostry wdech, jakby był kobietą. To się zatrzymało, gdy Moon wyładował swój gniew na twarzy, która już nie była zakryta. Ludzkie oczy zamknęły się, gdy dało się usłyszeć zgrzytające odgłosy. Nie ruszał się, ale żył, bo jego klatka unosiła się i opadała. Moon warknął gotowy, by rozerwać gardło mężczyzny. - Nie zabijaj go. – Joy sapnęła. – On jest chory. Moon nie dał się sprowokować. Człowiek był wewnątrz domu Joy i strzelał do nich. Gniew gwałtownie w nim wzrósł. Dlaczego mężczyzna był tutaj pierwszy? Czy on był powodem, dla którego opuściła Homeland? Może był kimś, o kogo się troszczyła? Kochała? Warknął i jego palce wykrzywiły się w pazury, gdy patrzył na odsłonięte gardło. - Moon!- Joy podeszła bliżej. – Proszę nie zabijaj go. Zwiąż. – Rzuciła coś do niego, co wylądowało na podłodze, gdzie kucał. Spojrzał na szmatkę. Była czarna i gruba. Beta:doktorek22 197
- Rozerwij materiał i zwiąż go. Ja zadzwonię na 911. Proszę, Moon? On jest moim pacjentem. On jest chory psychicznie. – Wzięła drżący wdech. – Był wykorzystywany. Ma teraz urojenia i jest niebezpieczny. Chciałbym roztrzaskać jego tchawicę, Moon burknął do siebie, wałcząc z chęcią zabicia tego drania. To jeszcze bardziej zdenerwowałby Joy. Pochylił się i chwycił za szmatkę. Lekko nadgryzł krawędzie i rozerwał materiał na trzy długie sznurki. Moon nie był łagodny, gdy go wiązał. To dało mu uncję satysfakcji, gdy zdał sobie sprawę, jak w dziwny sposób był związany, jedna noga była prawie złamana przy kolanie. To byłoby bolesne, kiedy odzyskał by przytomność i cierpiałby jak cholera. Wiązania mogły być zbyt ciasne, ale w tej chwili nie miał w sobie krzty delikatności. Nie, kiedy chodzi o pacjenta Joy. Poprawiał wiązania, gdy cos przykuło jego uwagę. Spojrzał na kciuk, na krew. Skończył swoje i zadbał jego ręce w poszukiwaniu ran. Nie był pocięty bądź ranny. Podniósł swój kciuk do nosa, by poznać zapach jego wroga. Smród prochu stłumił jego zmysły, ale zapach jej trochę go uspokoił. Znał go bardzo dobrze. Odwrócił głowę, by spojrzeć na Joy. Była w kuchni po drugiej stronie lady, pochylając się w jego stronę. Jedną ręką przytrzymywała ramię, a krew sączyła się miedzy jej palcami. On ją skrzywdził. Musiało się to stać, gdy przerzucał ją do kuchni. Jej ramie musiało w coś uderzyć i przeciąć skórę. Czuł żal, gdy spoglądał na nią. Była blada, gdy obserwowała go. Spojrzał na swoje dłonie, gdy wstawał - Przepraszam. Łzy napłynęły do jej oczu i spłynęły po policzkach. – Mój telefon jest w sypialni. Zadzwoń pod 9-1-1. Mój telefon jest pod ładowarką. Był rozdarty między tym, co się z nią dzieje, a tym, co mówiła. - Powiedz im, że potrzebujemy policji i karetki. Warknął posyłając nienawistne spojrzenie nieprzytomnemu mężczyźnie leżącemu na podłodze. – Powiem, by przyszli go aresztować, ale nie poproszę o medyczne wsparcie. Chcę by cierpiał tak długo, jak tylko może. – Zerknął na nią, mając nadzieje, ze zrozumie jego chęć by cierpiał. - To nie dla niego. – Jej głos załamał się. – To dla mnie. Serce Moona zadrżało. – Bardzo Cię zraniłem? Twoje ramie jest złamane? Beta:doktorek22 198
Zmarszczyła brwi. – Ty mi tego nie zrobiłeś. Ja sama weszłam przed pocisk. Cieszę się, ze trafiło we mnie, zamiast w Ciebie. Spojrzał na jej ramie, widząc coraz więcej krwi. Jej palce i koszulka, aż do łokcia były zakrwawione. Została postrzelona! Odtwarzał w głowie scenę przy drzwiach. Człowiek stał po drugiej stronie pokoju, ale Joy odchodziła od drzwi, kiedy wtargnął do pokoju. Była znacznie bliżej niego, niż faceta z pistoletem. Widziała tego mężczyznę lepiej, wiec pewnie zauważyła, jak celuje w Moona. Kolejne sceny prawie powaliły go na kolana. - Celowo stanęłaś miedzy nami. Wiedziałaś, że ma zamiar do mnie strzelić. - Zadzwoń pod 9-1-1. Naprawdę staram się zachować spokój. Nigdy wcześniej nie zostałam postrzelona. To naprawdę boli. A czy wspominałam, że nie reaguje dobrze na widok krwi? Nie. Naprawdę staram się nie zemdleć. Ruszył w jej kierunku i wziął ją w ramiona. Dyszała, ale nie protestowała, gdy zabrał ją do sypialni. Łatwo było znaleźć jej łazienkę. Ludzkie domy były takie same, jak u Gatunku. Światło było już zapalone, gdy posadził ja na ladzie. - Co Ty robisz? – Ból w jej oczach rozrywał go. Czule chwycił ją za dłoń i odsunął od rany. Krew szybciej zaczęła płynąć. To było zbyt poważne, by mógł uleczyć ją z taką apteczką. Puścił jej dłoń. – Przyciśnij. – Potrzebowała lekarza, nie jego. Jęknęła. – Chyba zemdleje. Naprawdę nie znoszę widoku krwi. – Zrobiła to, o co prosił, jednak zdawało mu się, ze walczy z reakcją na ranę. Kolanami uderzył w kant łóżka, gdy pobiegł do sypialni. Niemal się przewrócił, ale odzyskał równowagę, gdy dotarł do biurka. Mały pokój był zagracony zbyt wieloma meblami, jak dla niego. Zauważył, że miał rękę pokrytą jej krwią, gdy podniósł słuchawkę. Niepewnie wybrał numer. - 9-1-1. Słucham? – Odpowiedziała spokojna kobieta. - Moja kobieta została postrzelona przez ludzkiego mężczyznę. Przez kilka sekund zapanowała cisza. - Słyszysz mnie? Wyślijcie karetkę. Została postrzelona w ramie i krwawi. - Dobrze. – Kobieta nie wydała innego dźwięku. – Powiedziałeś, że Twoja kobieta została postrzelona przez ludzkiego mężczyznę? - Tak. Beta:doktorek22 199
- Ona też jest człowiekiem? - Tak. – Odłączył telefon od ładowarki i poszedł sprawdzić co z Joy. Siedziała tam, gdzie ją zostawił, trzymając się za ramię. Bał się, ze się przewróci, więc stanął bliżej, owijając ramie wokół jej talii. Pochyliła się do niego. –Wyślijcie pomoc. - Proszę Pana. – Kobieta w telefonie westchnęła. – 9-1-1 jest do poważnych wypadków. - To jest poważny wypadek. Ludzki mężczyzna strzelał do mojej kobiety. Ona naprawdę potrzebuje opieki medycznej. - W porządku. Wysyłam radiowóz pod Twój adres. Funkcjonariusze pomogą Ci. - Potrzebuje karetki. - Jestem pewna, ze Oni chętnie wezwą pomoc, jeśli potrzebujesz lepszej opieki, niż ta, którą masz.- Zamilkła. – Bierzesz leki? Warknął. – Myślisz, że jestem szalony? Moja kobieta krwawi. Ludzki mężczyzna leży związany w salonie. Joy spojrzała na niego i nienawidził sposobu w jaki się bujała, zanim jej powieki opadły. Miał nadzieje, ze to jej niechęć do widoku krwi. Trzymał jej ramię za nią, mocno. Nienawidził jej ranić. To mógłby być uraz lub utrata krwi, ale nie chciał ryzykować jej życia. Jej głowa opadła na jego klatę i jęknęła. Nie zwolnił swego chwytu. - Ja nic nie sugeruje, proszę Pana. Funkcjonariusze powinni tam być w ciągu kilku minut. Czy Ty masz broń? Powiedziałeś, że została postrzelona? - Nie przeze mnie. To był człowiek!- Oni myśleli, że zranił Joy? To go rozgniewało. - W porządku. W przeciwieństwie do czego? Kosmitów? Nagle przyszła mu myśl do głowy. – Jestem z Nowego Gatunku. – Warknął. – Dzwonię do Homeland, wyślą helikopter, jeśli Ty nie chcesz nam pomóc. – Rozłączył się i ponownie wybrał numer. Telefon zabrzęczał, ale usłyszał sygnał. Dzwonił do ONG. - Dodzwoniłeś się do ONG. Jak mogę Ci pomóc? – Poznał głos samca. - Book, tu Moon. Potrzebuje natychmiastowej pomocy. – Podał adres Joy. – Wyślij zespól pod ten adres i weź lekarza. Moja kobieta została postrzelona. Ludzka policja jest w drodze. – Bedzie miał piekło w Homeland, ale nie obchodziło go to. Poniesie kare bez względu na nic. – Wymknąłem się, by znaleźć Joy. Powiedz Justice i wszystkim, ze przepraszam. Powinieneś też zadzwonić do Harleya. Chcę go w helikopterze. Beta:doktorek22 200
- Cholera! – Book warknął. – To nie jest żart, prawda? To jest telefon z zewnątrz. - Nie. – spuścił głowę, opierając ja o czoło Joy, jednocześnie przyciskając ja mocniej do siebie. Nienawidził uczucia bezradności. – Zapisałeś adres? Pospiesz się. Ona krwawi. Człowiek postrzelił ją w ramię. - Nie rozłączaj się. – Zażądał Book.- Mam to. Jedziemy. – Położył dłoń na ustniku, ale to słabo tłumiło dźwięk wykrzykiwanych rozkazów do Gatunku wokół niego. Po chwili ponownie odezwał się w telefonie. – Posłuchaj mnie. Mam Justice na jednej linii i Trishe na drugiej. Fury też jest. Mogę ich usłyszeć, ale ledwo. Przełączam Cie na głośnik, by mogli tez Cię słyszeć. Druga linia zapiszczała, ale Moon zignorował to. To było irytujące, gdy operator chciał ponownie się dodzwonić.- Rozumiem. - Powiedz ludziom, którzy przyjadą na wezwanie, że jesteś z Nowego Gatunku. Jestem pewien, ze jeśli sami się przekonają to stwierdzą głośno i wyraźnie, ze nie ma mowy o pomyłce. Oni nie maja jurysdykcji nad ONG. Nie mogą Cie aresztować, ale mogą strzelić, jeśli nie będą wiedzieli kim jesteś. – przerwał. – Fury rozmawiał z miejscową policją, by upewnić się, ze wiedza że jesteś NG i znają nasze prawa. Postaramy się utrzymać ich z dala dopóki nie dotrzemy do domu. - Przyniosłem broń ze sobą, ale jej nie użyłem. Book zawahał się – Nie skierowałeś jej do nikogo? Gdzie ona jest? - Za moimi plecami, w spodniach. Book zawahał się ponownie. – Możesz ją nosić. Ich prawa nas nie dotyczą. Powiedz im, że ją masz i gdzie się znajduje. Nie dotykaj jej. Oni mogą spanikować. - Rozumiem. Moon nagle usłyszał odgłos kroków. – Są tutaj. Właśnie weszli na jej piętro. - Krzyknij, że jesteś z NG. – Book zamilkł. – Teraz. Moon zamknął oczy, stojąc plecami do drzwi, nie chciał puścić Joy. – Jestem z Nowego Gatunku. – Krzyknął głośno. – Jestem uzbrojony, ale broń mam schowaną za plecami. Nie użyje go. Jestem na linii z Homeland. - Weź mnie na głośnik. – Zażądał Book. - Nie sadzę, by jej telefon miał tą opcje. – Moon spojrzał na niego i nic nie zauważył. – Nie ma.
Beta:doktorek22 201
Moon podniósł brodę, a jego zmysł węchu potwierdził mu to, co słyszał. Powoli odwrócił głowę, spotykając spojrzenie ludzkiego umundurowanego oficera. Mężczyzna miał broń, ale obniżył ją, po czym złapał za krótkofalówkę przypiętą do ramienia. - To nie żart. – Mężczyzna stwierdził do osoby po drugiej stronie. Przechylił głowę, słuchając. – Potwierdzam. Patrzę na niego. Jest z Nowego Gatunku. – wyłączył krótkofalówkę i powoli schował bron.- Spokojnie. – Zostawił niezapiętą kaburę, jakby chciał zatrzymać Moona, gdyby zaatakował. - Nie jestem dla Was zagrożeniem. Mężczyzna ciężko przełknął. – Przepraszam. Nie byliśmy szkoleni, uhh.. nigdy wcześniej spotkałem Was. – Spojrzał na lustro za Moonem, po czym zacisnął wargi. – Ona jest ranna? - Została postrzelona w ramię. Człowiek, który to zrobił leży w pokoju obok. Joy jest psychiatrą i on był jej pacjentem. – I już nigdy więcej nie będzie, jeśli Moon miałby coś do powiedzenia. Zapolowałby na niego i zabił zanim dotarły do jego kobiety. – ONG wysłało dla nas helikopter. – Wyciągnął telefon. – Chcą z Wami porozmawiać. Oficer zawahał się, ale podszedł powoli, biorąc telefon. – Czy możemy wysłać pomoc, kiedy sanitariusze tu dojadą? - Proszę. Policjant ponownie sięgnął do krótkofalówki. – Przyślij sanitariuszy, kiedy Oni przybędą. Sytuacja w łazience jest spokojna. Wynosimy mężczyznę z pokoju. – Przyłożył telefon do ucha.- Tu oficer Ventino. Z kim rozmawiam? – Słuchał każdego pojedynczego słowa zanim się rozłączył. Ostrożnie obserwował Moona. Moon poczuł irytacje, ale zrozumiał, że to strach. Cieszył się, że nie próbowali zabić jego z Joy w jego ramionach. Odwrócił głowę, podparł podbródek o jej głowę i zamknął oczy. Oddychała, ale tak powoli, ze wiedział, ze straciła przytomność. - Proszę powiedzcie, żeby karetka pospieszyła się. - Dobrze, proszę pana. – Funkcjonariusz odpowiedział. – Może byłoby jej wygodniej na łóżku? – Wyszedł z łazienki. – Oczyściłbym to miejsce. Moon delikatnie uniósł Joy, przyciskając dłoń do rany. Jej głowa opadła na jego klatę. Spojrzał na nią i od razu wiedział, żeby oszalał, gdyby umarła. Oficer stał jakieś cztery stopy od nich, gdy wszedł do sypialni. Moon przyjrzał się dwom zapakowanym walizkom leżącym na podłodze. Beta:doktorek22 202
Moon usiadł z nią na kolanach. Zignorował oficera przyglądającemu się mu, ledwie zwracał uwagę na hałasy dobiegające z innego pokoju – dwoje funkcjonariuszy przyszło po drania, który strzelił do Joy. Nawet nie było mu do śmiechu, słysząc bolesne protesty, gdy wróciła mu świadomość. Trzymał Joy w ramionach, gdy wzięła oddech ulgi. - Czy jest coś, co mógłbym dla pana zrobić? Moon otworzył oczy i spojrzał na człowieka. Współczucie było widoczne w jego oczach. Spojrzał na jego lewą dłoń zauważył złotą obrączkę. – Masz partnerkę? - Jestem żonaty. Tak. - Nazywam się Moon. Nie mogę stracić Joy. Czy istnieje sposób, by medycy przybyli tutaj szybciej? Głośne syreny zabrzmiały z oddali. – Będą mieli czysty wjazd na parking i jeden z oficerów otworzy im drzwi windy, wiec będą tutaj szybko. Jest jeszcze jeden oficer, który przyprowadzi ich bezpośrednio do nas. – Podszedł bliżej i kucnął, chwytając za koc. – Pozwól mi pomóc. Straciła zbyt wiele krwi. Utrzymamy ją w cieple, aby zapobiec by nie wpadła w szok. Moon był wzruszony troską mężczyzny. Zauważył, że człowiek owijał koc wokół Joy, jakby był ojcem malutkiego dziecka. - Jestem John. – Oficer uklęknął. – Czy możesz mi powiedzieć dokładnie, co się tutaj wydarzyło, Moon? - Przyszedłem, aby zobaczyć się z Joy, ale jej pacjent już tutaj był, zanim przybyłem. Miał broń w nią wycelowaną, kiedy wywarzyłem drzwi. – Zatrzymał się, nie wyjaśniając, że nie wiedział o tym w tamtym czasie. – Próbował strzelić do mnie, ale Joy stanęła między nami. – To było niedopuszczalne dla niego, by pokazać słabość w obecności człowieka, ale łzy napłynęły mu do oczu, gdy rzeczywistość uderzyła w niego pełną mocą. – Zrobiła z siebie cel. - Spojrzał w dół na jej piękną twarz. – Mogła umrzeć, ponieważ ryzykowała życie dla mnie. - Ona musi Cię bardzo kochać i widzę, że Ty też bardzo ją kochasz. – Ręka poklepała z wahaniem jego kolano by go pocieszyć. – Nie sądzę, by to była śmiertelna rana, w porządku? Widziałem znacznie gorsze rany, niż jej. Jestem pewien, że wyzdrowieje. Moon wiedział, że straciłby zmysły, gdyby było inaczej. Zamieszanie zwróciło ich uwagę. Mężczyzna w jednolitym kostiumie wszedł do pokoju. Strach był wyryty na jego Beta:doktorek22 203
twarzy. – Jestem ratownikiem. Czy możemy wejść? – Jego spojrzenie przesunęło się z Moona na Joy. – Chcemy jej pomóc. Ludzka kobieta przecisnęła się obok mężczyzny, ale ten chwycił jej ramię, trzymając mocno. Spojrzała na Moona i obawa była widoczna w jej oczach. - Pomóż jej. – Wycharczał. – Nie jestem zagrożeniem. Weszli do środka ze swoim wyposażeniem medycznym. Byli tak samo frustrowani, jak i przeceni, jakby miał ich zaatakować. Szybko zorientował się, ze nie będą podchodzili zbyt blisko, więc wstał i ułożył Joy na łóżku. Przytrzymywał jej ramię. -- Stosowałem nacisk. Kobieta odważyła się zerknąć na niego po raz pierwszy, gdy dociskała się do jego boku. – Proszę przesuń swoją dłoń. Mam ją. Nienawidził widoku rękawiczek, gdy przejęła opiekę nad Joy. To przypominało mu Mercile. Cofał się, aż jego tyłek uderzył w stół, by dać im więcej miejsca do pracy, gdy biegali do apteczki. John zwrócił jego uwagę na siebie, gdy stanął obok niego. – Z nią będzie wszystko dobrze. Podadzą jej płyny i przeniosą ją tak szybko, jak tylko będą mogli. - Gdzie ją przeniosą? Mężczyzna był wystarczająco wysoki by mogli utrzymywać spojrzenie na tym samym poziomie.- Ona musi jechać do szpitala. Mężczyzna w telefonie kazał mi przytrzymać Was tutaj oboje i żebyście nigdzie się nie ruszali. Wiem, że ONG wysłał tutaj helikopter, ale gdyby to była moja żona, ja chciałbym ją uratować, jak najszybciej. Pójdę razem z Wami, jeśli pozwolisz, ją tam zawieźć. Możemy jechać z nią w karetce. To miało sens i nie chciał, żeby Joy cierpiała. – Będę z nią cały czas. - Nikt nie chce nikogo skrzywdzić, okay? – Jego głos zniżył się do szeptu. – Jeśli będą starali się rządzić, przypomnimy im, że jesteś z NG. Będę z Tobą. Powiemy im, ze to zagrożenie bezpieczeństwa, jeśli nie będą nas informować o jej urazach. Moon spojrzał na niego. John mrugnął i podniósł swoją lewą rękę. – Mam to. - Dziękuje Ci. Zabierzmy ją do szpitala. John chwycił za krótkofalówkę. – Jedziemy z nią. – Odszedł by przekazać rozkazy sanitariuszom. - Słyszałeś go. Ustabilizujcie ją i zabierzcie do szpitala.
Beta:doktorek22 204
Rozdział 15 Joy z trudem otworzyła oczy. Miała wrażenie, jakby jej język był spuchnięty i ciężko było nim ruszać. Starała się poruszyć, ale wielka dłoń leżąca na jej klatce przytrzymywała ją w miejscu. W końcu była w stanie otworzyć oczy i spojrzała w przyciemnione światło wiszące nad nią. Nagle, jakiś niewyraźny kształt zasłonił je. Zamrugała i spojrzała w piękne ciemne oczy. Przeżyła postrzał przez Douglasa. Jej zawodowa strona martwiła się tym co się z nim stało, ale nie była na tyle naiwna by zapytać Moona o jego los. To był cud, że powstrzymała Gatunek przed morderstwem kogoś, kto zaatakował ich. pokazało, jak Nowy Gatunek zaaklimatyzował się w nowym świecie.
To tylko
Nauczyli się
kontrolować swoje emocje, zamiast działać pod wpływem impulsu. -Joy. – Wyszeptał Moon.- Wyzdrowiejesz. Powiedzieli, że kula przeszła przez Twoje ramię, ale straciłaś wiele krwi. Nie drasnęła kości. – Jego głos zabrzmiał wyjątkowo grubiańsko. – Lekarz powiedział, że miałaś szczęście, ale ja się z tym nie zgadzam. Zostałaś postrzelona. Szczęściem byłoby, gdyby ten bękart w ogóle do Ciebie nie celował. Nie czuła żadnego bólu przez środki przeciwbólowe, ale kiedy usłyszała Moona, zaśmiała się. Moon zmarszczył brwi. - Co Cie tak śmieszy? - Ty. - Zostałaś postrzelona. Rozumiesz? - Tak. Pamiętam. Starała się być poważna, ale jego wyraz twarzy przypominał jej zdziwioną rybę. Ponownie się zaśmiała. – Jesteś zbyt słodki. Jego broda przesunęła się i warknął, spoglądając na kogoś. – Co jest z nią nie tak?
Beta:doktorek22 205
- Jest na haju, jak latawiec. – Odpowiedział męski głos. – Dali jej jakieś dobre gówno. To normalne. Będzie odurzona przez jakiś czas. Moja żona śmiała się, jak szalona, gdy złamała nogę i dali jej lek przeciwbólowy. Możesz pomyśleć, ze zachowuje się, jakby była pijana. Joy odwróciła głowę, by spojrzeć na policjanta opartego o ścianę. Mrugnął. Domyśliła się, ze stał tam by uzyskać informacje od niej. To już nie było dla niej śmieszne. Biedny Douglas. Może nie uzyskać pomocy. Poczuła się winna, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jak niestabilny był.
W rzeczywistości wierzyła, że zaczął
przystosowywać się . Moon przesunął włosy z jej policzka. Spojrzała na niego. Moon pochylił się by spojrzeć w jej oczy. – Cieszę się, ze czujesz się wystarczająco dobrze, aby znaleźć swój humor. Ja niestety nie. Objęła dłońmi jego twarz. Zdała sobie sprawę, że jej palce muszą być lodowate przy jego ciepłej skórze. Miała nadzieje, że to mu nie przeszkadzało. – Wygadasz okropnie. – Jego włosy były brudne i skołtunione, jakby nigdy ich nie czesał, a białka oczu miał przekrwione. – Co Ty tu robisz. - Czy Ty myślisz, ze pozwoliłbym im zabrać Cie, gdybym nie pojechał z Wami? Nie zostawiłbym Ciebie. Nie wątpiła w to. Moon był honorowy i chronił kobiety. To dwie z wielu innych cech uwielbiała u niego. – Chodzi mi o t u t a j. Dlaczego opuściłeś Homeland? - Znowu mnie zostawiłaś, ale tym razem nie miałem zamiaru do tego dopuścić. Nauczyłem się czytać mapę, i znalazłem Twój adres. Przyszedł znaleźć ją. Albo był tak zły, że musiał nakrzyczeć na nią ponieważ opuściła go . – Pojechałam do domu spakować ubrania. Wróciłabym. Ja nie miałam nawet numeru telefonu do Ciebie. Nie przeczytałeś notatki? - Jakiej notatki? - Przyczepiłam ją do drzwi, na wszelki wypadek, gdybyś wrócił wieczorem. To znaczy, ze jej nie znalazłeś i przeze mnie opuściłeś Homelad? - Nie. Nie poszedłem do domu dla ludzi. Planowałaś wrócić z powrotem? - Tak sądziłem. Te walizki na łóżku były naprawdę ciężkie. Beta:doktorek22 206
Oboje spojrzeli na policjanta, który przemówił. Uśmiechnął się. -Zostawiłam jeszcze wiadomość. Planowałam zostawić wiadomość przy bramie, ale tam był doktor, który powiedział, że jest w drodze do Twojego domu. Rozmawiałam z nim, gdy oficerowie przeszukiwali mój samochód. Zaoferował się, że przekaże moją widomość. - Kregor. – Moon wymamrotał, po czym warknął. Musiał stłumić chęć odszukania i zabicia psychiatry. Joy odwróciła głowę w jego stronę, by mogła ponownie spojrzeć w jego oczy. – Myślałeś, że ponownie Cie opuściłam, prawda? Czy Ty przyjechałeś, by poprosić mnie, bym wróciła z Tobą? Oblizał wargi, wahając się. To zabolało, gdy zorientowała się, że to gniew napędzał go, do znalezienia jej. – Rozumiem. Wiem, że miałeś powód, by nie ufać mi, ale dostałam nagły telefon od mojego szefa. Musiałam pojechać do biura. Ktoś włamał się do naszej szafy z danymi. Douglas przyznał się do tego, ale nie wiedzieliśmy o tym, w tamtym czasie. - Dlaczego to zrobił? Powiedział? Dlaczego był w Twoim mieszkaniu z bronią? Odwróciła głowę, by odpowiedzieć na pytania policjanta. – Był moim pacjentem z problemami emocjonalnymi. danych.
Na razie zbyt wiele powiedzieć nie mogę. Poufność
Zalecałabym siedemdziesięciodwugodzinną obserwacje psychiatryczną.
Zakładam, ze tez został przyjęty do szpitala? - Tak, został. Przypuszczam, że ma szczęście, ze żyje. - To nie było szczęście. – Warknął Moon. – Ona nie chciała go skrzywdzić i zamiast tego poprosiła, bym go związał. Drań jest tutaj, Joy. Policja na wszelki wypadek przetrzymuje go w kajdankach i jest bacznie obserwowany. Obiecałem mu, ze zostanie wysłany do wiezienia, jak tylko lekarze zajmą się nim. Policjant spokojnie spojrzał na Moona. – Sprawca nadal oddycha. Nie jestem pewnien, jak bardzo cierpi, ale wyglądał na cholernie obolałego, gdy go sprawdzałem. On…- przerwał i chwycił za krótkofalówkę podpiętą do ramienia. – Zrozumiałem. – Odpowiedział i odepchnął się od ściany. – ONG przybyło. Właśnie wylądowali. Beta:doktorek22 207
- Cholera. – Burknął Moon. - Co się stało? – Joy znienawidziła sposób, w jaki Moon odsunął się z dala, od jej zasięgu. - Zrobisz mi przysługę, John? Zostań z nią. - Pewnie. Nie opuszczę jej boku dopóki nie wrócisz. Moon szybko opuścił pokój i zamknął drzwi za sobą. Ona starała się usiąść. Oficer delikatnie włożył rękę za jej plecy i pomógł jej ułożyć się wygodnie. - Co się dzieje? – zapytała go. Usiadł na krześle. - Mam zgadywać? Mogę jedynie się domyślać. Nie sądzę, by ONG wiedziało gdzie byłaś, do czasu, aż zostałaś ranna. Słuchałem paplaniny. – Wskazał na swoją słuchawkę. – Moon przyszedł sam. Jakąś grubsza ryba na naszym posterunku otrzymała wezwanie na 911. Wezwanie było pod Twój adres zamieszkania z natychmiastową i pełną ochroną policyjna dla NG. Było na tyle ważne, ze ,musieliśmy się upewnić, ze wysłaliśmy wszystkich dostępnych funkcjonariuszy, których tylko mogliśmy dostać. Pochylił się, ściszając głos. – Kazano nam zablokować cały budynek poza Tobą i nim, ponieważ powiedziano nam, że jesteście w niebezpieczeństwie, bez eskorty. Gdyby chcieli się upewnić, ze jest bezpieczny, nie pozwoliliby mu odejść bez wcześniejszego zameldowania, prawda? To zajęło prawie godzinę, by do nich dotrzeć. Umysł Joy nadal był ociężały od leków, ale szybko trzeźwiała. – Prawie godzinę? - Tak. – Spojrzał na zegarek. – Przylecieli tutaj helikopterem. Zakładam, że zajęło im tak dużo czasu, by zebrać ekipę i przetransportować ich tutaj. Służyłem sześć lat w armii. Możesz dodać odległość stąd do Homeland, policzyć czas do rozgrzania się świdrów i masz szybką odpowiedz. - Nie mógł opuścić go bez pozwolenia. Powinieneś zobaczyć zabezpieczenia, jakie maja w Homeland. Zajęło mi około dziesięciu minut zanim pozwolono mi wyjechać. Oni Ciebie przeszukają i Twój samochód, jeśli będziesz chciał wyjechać na zewnątrz. Tam są strażnicy w na bramach i na murach.
Beta:doktorek22 208
Funkcjonariusz wzruszył ramionami. – Czy on według Ciebie wyglądał na szczęśliwego, gdy wychodził stąd by się z nimi zobaczyć? Był na przegranej pozycji, ale to była samoobrona. Czy ONG będzie miało z tym problem? - Nie. - Więc nie mam nic więcej do dodania. – Odchylił się do tyłu. – I zauważyłem, że sytuacja miedzy wami jest napięta. Usłyszałem wystarczająco dużo, bym mógł to poskładać. Opuściłaś go i pomyślał, ze nie wrócisz. Jesteś jego partnerką. Nic nie powiedziała. Nie było w tym żadnego biznesu i nie chciała, żeby jej związek z Moonem był tematem wieczornych wiadomości, gdyby powtórzył cos dziennikarzom. - Jakikolwiek argument byś miała, ten facet szaleje za Tobą. Pracuje tutaj od dwunastu lat i widziałem wiele gówna. Wybacz, mój język. On naprawdę wyglądał strasznie, jakby kogoś stracił, gdy zemdlałaś. Może nie mówi tego w taki sposób, w jaki Ty chcesz lub po prostu nie potrafi łatwo okazać swoich uczuć. – Zamilkł. – Jedynej rzeczy nie mógłby ukryć, tego co dla niego znaczysz, ok.? Daj mu trochę luzu, ale nie puszczaj jego kulek, jeśli to jest dla Ciebie argument. Niemal sprawił, że personel sikał tutaj ze strachu, gdy próbowali namówić go do wyjścia, podczas gdy zszywali Twoje ramie. Zszyli Cie i zwiali tak szybko, bo byli przerażeni, gdy ten domagał się dla Ciebie jak najlepszej opieki. - Dziękuje Ci za powiedzenie mi tego. Nie pamiętam zbyt wiele po postrzale. – Spojrzała na dół, na biały bandaż. – Sadzę, że zemdlałam. - Będziesz osłabiona jeszcze przez kilka dnia, lekarz zasugerował byś leżała długo w łóżku i dużo piła. Chcą zatrzymać Cie na noc. Nie masz też możliwości poruszania się bez pomocy. Powiedział coś o zawrotach głowy i możliwych omdleniach. Lekarz przepisze Ci jakieś inne leki, niż na ból głowy, ale Moon nie pozwolił na to. – Zachichotał. – Powiedział, że lekarze ONG lepiej o Ciebie zadbają. Nie był zbyt ufny. - Nie będzie. Policjant pokiwał ponuro. – Dobrze. Założę się, że lekarze i pielęgniarki nie sa zbyt lubiane przez niego. - Gatunkowi trudno jest nam zaufać. Ludzie, którzy się nimi zajmowali przez większość ich życia byli tymi, którzy trzymali ich w kajdanach i teraz stają przed sądem. Beta:doktorek22 209
- To zrozumiałe. Joy spojrzała na telefon leżący na stole, zastanawiając się, czy powinna poprosić policjanta o podanie go. Powinna zadzwonić i powiadomić swoja rodzinę, ze jest w szpitalu. Będzie musiała wyjaśnić, kim jest dla niej Moon. Odrzuciła ten pomysł. Byłoby najlepiej, gdyby zaczekała, aby sprawdzić, czy mają przed sobą przyszłość, zanim zaangażuje go w swoje Zycie osobiste. To by zraniło ich uczucia, gdyby utrzymywała to w sekrecie przez dłuższy czas. To by była ochrona prywatności Moona, ale oni nie zrozumieliby tego. - Chcesz trochę soku? Zmusiła się do śmiechu. – Z przyjemnoscią. Dziękuje. Wpatrywała się w drzwi, zastanawiając się co tam się dzieje. Moon mógł opuścić Homeland bez pozwolenia? Odsunęła tą myśl. Nie było żadnego sposobu na przedostanie się przez trzydziestometrowy mur, bez pomocy innych. 466, którego kiedyś znała uwielbiał łamać zasady. Prawie zawsze gubił strażników i chodził wszędzie tam, gdzie miał zakaz wstępu w Obszarze Czwartym. Tak bardzo, jak chciała zatrzymać czas, zrobiła krok w przyszłość i wiele rzeczy się zmieniło, w tym on. Powiedziała „Kocham Cie” do Moona. Słowa wymsknęły się jej, gdy zdała sobie sprawę, że może nie dostać szansy do powiedzeniu mu tego, gdyby cos poszło źle. To było ważne, by powiedzieć mu, co naprawdę czuje. Jego reakcja będzie jedyną, której nigdy nie zapomni. Zrobił krok do tyłu. To był niewielki ruch, ale ona go wyłapała. Zamknęła oczy. Powoli. Nie poganiaj go.
Nigdy nie przestała go kochać, ale
prawdopodobnie on bardzo mocno starał się zapomnieć o mnie.
Moon wiedział, ze jest w głębokim gównie, gdy Tim Oberto szedł korytarzem z sześcioma członkami zespołu grupy specjalnej, za nim. Mężczyzna nie ukrywał swojego rozdrażnienia. – Moon. - Cześć, Tim.
Beta:doktorek22 210
Złapał spojrzenie Treya. Mężczyzna nie wykazywał swojego normalnego poczucia humoru. Jego usta tworzyły wąską linię, gdy wpatrywał się w czubek głowy swojego szefa. - Gdzie jest Harley?- Moon był pewien, że prosił o niego, gdy był zestresowany. - Dostał rozkaz by zostać wewnątrz helikoptera, poza zasięgiem wzroku. Nie chcemy przyciągać więcej uwagi, niż to potrzebne. Tam są cztery wozy dziennikarskie koczujące przy wejściu. – W głosie Tima można było zauważyć ślad niezadowolenia. Moon stłumił jęk. - Ruszajmy zanim zrobi się gorzej. Każda minuta na ziemi sprowadza ich coraz więcej. Masz udać się bezpośrednio do biura Justice, gdy wylądujemy. – Tim szarpnął swoją głową wskazując kierunek. – Tędy. - Nie pójdę bez Joy. Tim zrobił się czerwony, jego głos się obniżył i upewnił się, czy nikt nie podsłuchuje. – Twoim rozkazem jest natychmiastowy powrót do Homeland. Moon warknął i zrobił krok do tyłu. Będzie walczył z każdym, kto zechce odsunąć go od Joy. – Nie bez Joy. Trey przeszedł obok Tima. – Nie chcemy zostawić tutaj dr. Yards. Reporterzy zawisną nad nią, jeśli tutaj zostaniemy. Oni starają się przecisnąć obok ochrony i Ty bardzo dobrze wiesz, że oni mają na to sposoby. Cholera, oni muszą tylko założyć jeansy, koszulkę i kupić jakąś pamiątkę w sklepie na dole, aby mogli przejść bezpośrednio do jej pokoju, zanim ktokolwiek się zorientuje. - Ona nie jest moim problemem. On jest. – Tim wskazał na Moona. Trey westchnął. – Pomyśl Tim. Wiem, ze wszyscy jesteśmy zrzędliwi, bo musieliśmy wstać z łóżek, by tutaj przylecieć. Ona jest na tyle ważna, ze Moon opuścił Homeland i przebył całą tą drogę, by się z nią zobaczyć. Została ranna. Jak myślisz, jak on zareaguje, gdy zobaczy ją jutro w wiadomościach, leżącą na łóżku z aparaturą szpitalną na twarzy. Czu Ty naprawdę uważasz, że on nie znajdzie innego sposobu, by wydostać się z Homeland dla niej?
Beta:doktorek22 211
- Kurwa. – Tim odpuścił. – W porządku. Bierz ją i lecimy. Chodzi mi o to- byś wziął ją teraz. Nie jestem za tym, by wypełniać wszystkie formalności, by wziąć ją pod naszą opiekę. Wychodzimy za cztery minuty. Bez wymówek. Moon obrócił się i ruszył korytarzem. Ciężkie kroki zaprowadziły go do pokoju Joy. Jego oczy chłonęły ja. Zaczął szarpać się z klipsami śledzącymi jej poziom tlenu, po czym zerwał druty wystające z jej klatki piersiowej monitorującej jej tętno. Maszyny zaczęły głośno pikać. Trey szybko nacisnął jakieś przyciski, uciszając je. - Mam w tym trochę doświadczenia. – Wyjaśnił, gdy Moon spojrzał na niego. - Co Ty robisz? – John nie próbował ich powstrzymać. Moon zatrzymał się, obserwując mężczyznę. – Wychodzimy. Ona idzie ze mną. Będzie bezpieczniejsza w Homeland. Oficer odwrócił się i chwycił za płyn, który był uczepiony do ramienia Joy. – Nie wyciągaj jej tego. Weź to. I trzymaj w górze. - Dziękuje Ci za wszystko John. Jestem bardzo wdzięczny. - Nie ma problemu. Cieszę się, ze w końcu spotkałem Nowy Gatunek. Joy podniosła ramiona, gdy Moon obniżył poręcze, by móc ją złapać. Jego serce rozgrzało się, gdy nie spierała się. Pościel wziął razem z nią, nie chcąc by było jej zimno. Swoje zdrowe ramie owinęła wokół jego karku, a ranne zwinęła przy żołądku. - Szkoda, że nie mogłam wziąć ubrań. – Wymamrotała. – Teraz straciłam wszystkie fajne ubrania, bo zakrwawiłam je, a mój samochód jest pod blokiem. Ja nawet nie mam portfela, ani kluczy. Trey wziął worek soli fizjologicznej od Johna. – Mamy kilku ludzi w Twoim mieszkaniu dr. Yards. Powiedz mi co chcesz, a wezmą to zanim wyjdą. - Dlaczego tam są? – Moon zmarszczył brwi. Nie podobał mu się pomysł, by grupa specjalna szperała w jej rzeczach osobistych. - Oczyszczają bałagan i upewniają się, ze poradzą sobie z każdym problemem, jaki tylko zaistnieje. Odpowiadają na pytania policji. - Mów mi Joy.- Uśmiechnęła się do Treya, który spowodował zazdrość u Moona. – Chciałabym, żeby wzięli moją torebkę i obie walizki z pokoju. Mam tez torbę podróżną Beta:doktorek22 212
na ladzie w łazience. Jest niebieska. Nie można jej nie zauważyć. – Odwróciła głowę spoglądając na Moona. – Jestem bardzo ciężka? Mogę chodzić. Warknął, przechodząc obok łóżka szpitalnego, z nią w ramionach. Czy ona naprawdę spodziewała się, że postawi ją na nogi, po tym, jak cierpiała? To było irytujące i obraźliwe. Trey musiał truchtać obok nich w niewielkiej odległości, ponieważ niósł torebkę z płynem podpiętym do jej ramienia. - Nie mogę czekać, aż leki opuszczą Twój organizm. Jej uśmiech zbladł i pochyliła podbródek. - Przepraszam. - Niepotrzebnie. Jestem w złym nastroju. – Przyznał. Nie miał nawet możliwości posiadania satysfakcji z zabicia drania, który niemal ją zastrzelił. Była zbyt wyrozumiała. - Byłaś w sytuacji stresowej w jakiej ciężko mi się odnaleźć. - Czuje się naprawdę dobrze.- Spojrzała na jego usta. – Założę się, ze mogłabym coś wymyślić, by Cie rozweselić. – Użyła zdrowej ręki by maskować jego mięsnie. – Pan Marudny musi odpocząć i znaleźć swoje poczucie humoru. Trey roześmiał się. – morfina? - Nie wiem co jej dali. Ona jest bardzo szczęśliwa. - Bawi się. – Trey zaśmiał się. – To bije rzeczywistość. To przypomniało Moonowi, że mógł stracić Joy. Oboje będą musieli przeprowadzić ważną rozmowę, gdy leki opuszczą jej organizm. Ona nigdy nie powinna przyjmować kuli przeznaczonej dla niego. On mógł przyjąć więcej obrażeń, niż ona. Trey spojrzał na niego, gdy szli korytarzem. – Chodziło mi o to, ze ona mogła być wredna, albo jęczeć z bólu. Nie chodziło mi o… cholera… wiesz. Widziałem wiele krwi w jej mieszkaniu. Założę się, ze było gorzej, zanim dotarli sanitariusze. Moon nie chciał rozmawiać o tym, jak bezradny się czuł, nawet jeśli lubił tego człowieka. Tim i jego zespół czekali na końcu korytarza. - Trzymaj się schodów i unikaj holu. Nikt nas nie zatrzyma. – Rozkazał zespołowi otoczyć Moona z Treyem po lewej stronie. – Pilot jest gotowy zabrać nas do Homeland. Pójdziemy prosto do tylnych drzwi helikoptera.
Beta:doktorek22 213
Moon nie mógł się doczekać co go czeka. Jego krótka podróż na zewnątrz zamieniła się w burze. To było egoistyczne, złamać
zasady, których trzymali sie wszyscy z
Gatunku. Poprosił o pomoc odpowiedni kanał zanim opuścił Homeland. Nie chciał przyznać się, ze Joy go zostawiła, albo jak słaby się stał, gdy zdał sobie sprawę, jak wiele dla niego znaczyła. Dokuczanie Harleya ugodziło jego dumę. Ale Moon nie obwiniał swojego przyjaciela za żartowanie z jego obsesji na punkcie Joy. Zrobiłby to samo, gdyby role się odwróciły, ale kazałby mu działać w rozsądny sposób. Odpowiedzialność spoczywała na jego ramionach. Odmówił unikania prawdy. Wiele z Gatunku spoglądało na niego , jakby był wzorem do naśladowania. Zawiódł ich przez swoje impulsywne zachowanie. Nie obchodziłoby go żadne ryzyko. Gdyby nie zrobił tego, sytuacja mogłaby stać się bardziej agresywna, szalony mężczyzna znalazłby się z pistoletem w domu Joy i wiele innych przerażających myśli pojawiły się w jego głowie i nie pomagały. Joy była z nim związana. Stanie się celem każdego, kto nie lubił Gatunku. Delikatna kobieta w jego ramionach koiła jego wstyd. Tylko żal mu było, że True zrobił mu przysługę i teraz odkryją, że go wypuścił. Pozostanie kwestia ustalenia słabego punktu w zabezpieczeniach, co oznaczało, że będzie musiał być uczciwy, co oznacza, ze inni nie będę już mogli opuścić Homeland tą drogą. Tak czy inaczej, zrobił to, by udowodnić swojego męstwa, jeśli będzie trzeba to powie o tym. Tak, czy inaczej Moon odpowie za to z pełną odpowiedzialnością. Justice i Członkowie Rady będą zapewne rozczarowani. Nie będą, gdy każą go zamknąć za to co zrobił, ale każdy usłyszy tą historie. Wsiadł do helikoptera i usiadł, trzymając Joy w swoich ramionach. Trey zajął miejsce obok nich, zaczepiając worek z solami fizjologicznymi nad ich głowami. Moon złapał spojrzenie Harleya. Nie powiedział słowa, ale znał go zbyt dobrze. Pokłócą się, kiedy zostaną sami. To nie będzie przyjemne. Powiem całą prawdę, bez znaczenia, jaka ona będzie.
Beta:doktorek22 214
Rozdział 16 Moon nie kłopotał się, by zająć jakieś miejsce, ponieważ w pomieszczeniu nie było już żadnego krzesła. Nie było dwóch członków Rady. Przybywali w Rezerwacie, , ale Jaded i Bastian obecnie mieszkali w Homeland. Wołałby, żeby zamiast nich byli tu Brawn i Cedar. Byli bardziej wyluzowani. Obejrzał się wokół widząc Slade, Fury, Justice, Darkness i Jericho wśród przybyłych.
Brak Breeze zasmuciło go. Przynajmniej poprawiłaby humor w tym
ponurym towarzystwie. Stanął na środku, zamiast oprzeć się o ścianę. Harley stanął blisko, jak chciał chronić jego plecy. Justice czekał, aż drzwi się zamknął, po czym siedząc za biurkiem skierował się do Slade. – Trisha zajmuje się psychiatrą? - Tak. Rozmawiała ze szpitalem i wysłali jej kartotekę medyczną. Joy odzyska w pełni sił. Ludzki samiec nie był specjalistą w strzelaniu i udało mu się na szczęście przebić tylko mięsień. Pocisk nie dotknął tętnicy, ani kości. Moja partnerka bada ją dokładnie i na pewno niczego nie przeoczy. Jest w dobrych rękach. Justice położył łokcie na blacie i oparł brodę na wyciągniętych dłoniach, gdy spojrzał na Moona. – Ja nawet nie wiem co powiedzieć oprócz tego, ze się cieszę, ze żyjesz. Darkness warknął. – Tylko tyle? – Prawie czarne oczy spojrzały na Moona. – Jak wyszedłeś? Ostatnie dziesięć minut spędziłem na przeglądaniu kamer przy obu bramach. Nie zostałeś przyłapany na żadnej z nich. - Spokojnie. – Ostrzegł Fury. – Dojdziemy do tego. - Jeśli ktoś będzie chciał się stad wydostać, zrobi to w taki sam sposób. – Zaprotestował Darkness. – Moglibyśmy zostać zaatakowani. Moi ludzie muszą wiedzieć, jak to zrobił. - Wyszedłem ukrytą bramą, którą niedawno zbudowaliśmy. Wiedziałem, że kamery nie zostały tam jeszcze zamontowane. – Moon wziął głęboki oddech. – To nie była wina True. On jest nowy, a ja wyższy rangą. Powiedziałem mu, ze jade na patrol motocyklem i użyłem mojego autorytetu, wiedząc, że nie będzie mnie kwestionował, gdy Beta:doktorek22 215
kłamałem. – Zamknął usta i nic więcej nie dodał. Nie zamierzał wkopać True, próbując się ratować. - Kłamałeś? – Jericho warknął z głębi gardła pokazując, jak blisko krawędzi był. To nie był dokładnie warkot, ale było równie przerażające. – Czemu? Nadal cierpisz przez narkotyki? Wydawałeś się wrócić do siebie w Medycznym. Przestałeś byś wzorem dla innych mężczyzn. Nie byli świadomi, ze Ciebie nie ma, do czasu, aż Book nie odebrał Twojego telefonu. - To nie były narkotyki. – Utrzymywał wzrok na Justice. – Joy ponownie mnie opuściła. Wcześniej zrobiła to w Obszarze Czwartym i po prostu musiałem to zaakceptować. Wiedzieliśmy bardzo mało o świecie zewnętrznym i o ludziach tam mieszkających. Tym razem nie miałem zamiaru pozwolić jej na to. Wiem, że mogłem poprosić o eskortę, ale moja duma nie pozwoliła na to. Myślałem, ze wrócę zanim ktoś zauważy moja nieobecność. - Duma? – Jasno-zielone oczy Jadeda zabłyszczały z gniewu, gdy wysyczał te słowo. – To, co to było? Poszedłeś zapolować na kobietę, ponieważ odeszła od Ciebie? – Posłał sfrustrowane spojrzenie Justice. -
Sądzę, że powinien wrócić do Medycznego.
Widocznie nadal czuje prymitywna silę narkotyków. Zbyt wcześnie go wypuszczono. - Ona jest moje. – Stwierdził Moon, odmawiając pozwolenia na to, by zwalili całą winę na narkotyki. – Miałem silne uczucia do Joy, kiedy się poznaliśmy i mając ją w swoim życiu ponownie uświadomiłem sobie dlaczego tak mnie ciągnęło do niej. – Spojrzał na Justice. – Ona jest moja Justice i kiedy opuściła mnie ponownie
to
doprowadziło mnie do zrobienia czegoś głupiego. – Rozejrzał się. – Dokuczałem wielu mężczyzną, którzy znaleźli swoje partnerki. To było zabawne obserwować ich, jak małe orzeszki, ale to nie jest zabawne, kiedy to przytrafia się Tobie. To upokarzające, ze jestem zafascynowany tą kobietą, która opuściła mnie nie raz, ale dwa razy. Nie chciałem słuchać, jak ktoś użala się nade mną, gdybym poprosił o pomoc. Chciałem namówić ja do powrotu. - Cholera. – Mruknął Harley. – Przepraszam. Odwrócił się. – Nie rób tego. Jestem jedyny z słabością.
Beta:doktorek22 216
Justice wstał, przyciągając jego uwagę. Mężczyzna zmarszczył brwi. – To nazywa się miłość. Jest bardziej przerażająca, niż konfrontacja z Twoimi największymi obawami i otwiera Twojego serce na innej płaszczyźnie. – Położył dłoń na sercu. - Wydaje Ci się, ze to słabość, ale to jest dowód, ze jesteśmy czymś więcej, niż numerami, eksperymentem, lub czymkolwiek innym czym mieliśmy być dla Mercile. Potrzeba odwagi i siły, by poczuć coś tak silnego do jednej osoby, gdy odmówiono nam troski od dnia narodzin. Nie mówię, że to jest łatwe i bezbolesne. To jest chyba jedno z najbardziej przerażających doświadczeń, jakie przeżyłem. Jessie jest moim życiem. Moje serce bije dla niej i przyznam się wszystkim, że nigdy nie chciałbym jej stracić. Justice spojrzał na sale, zanim odwrócił się do Moona, uśmiechając. – Ci bez partnerek nie rozumieją i dlatego wyglądają na zagubionych i przerażonych. – Zaśmiał się. – Mam nadzieje, że doznają wzlotów i upadków, gdy się zakochają pewnego dnia. To dar i przekleństwa za razem, ale wszyscy powinni tego doświadczyć. To jest element życia i my przeżyliśmy to. Moon chciał coś powiedzieć, ale gula utknęła w jego gardle. Chciał podziękować Justice za zrozumienie tego, co przeżywał. Nagle przestał się czuć, jakby stał się gorszym przykładem dla innych z Gatunku, przez swoja słabość. - Nie byłoby tak, gdybyśmy mieli rodziców, którzy daliby nam wskazówki, kiedy zawiedlibyśmy w miłości lub moglibyśmy uczyć się na ich przykładach. – Justice opuścił dłoń. – Popełniałem błędy w sprawach z Jessie, gdy próbowałem zobaczyć, co do cholery robię. Nie miałem pojęcia, jak radzić sobie z zazdrością i zaborczością, przez co zacząłem się zastanawiać nad swoim stanem psychicznym. Jej człowieczeństwo było dla mnie mylące. Powinieneś rozmawiać z którymś z samców z partnerkami, zanim uświadomiłeś sobie, jak bardzo kochasz Joy i zacząłeś ryzykować własne Zycie. Chętnie byśmy Ci towarzyszyli, w drodze do niej, gdybyś powiedział. - Przepraszam. Justice skinął głową. – Wiem, Moon. Jesteś dobrym facetem. Ostatnio było ciężko, co nie? - Tak.
Beta:doktorek22 217
- Podsumowując jesteś zdrowy i bezpieczny w Homeland ze swoją kobietą. – Spojrzał na Jerycho i Darkness. – Naprawmy to, skoro znajduje się jeszcze jedna brama i upewnijcie się, ze ktokolwiek kto strzeże tej bramy, niech nie opuszcza posterunku, no chyba, że wezwą go przez kanał. – Zwrócił się do Furego. – Pozwólmy zorganizować spotkanie na jutro by wymyśleć sposób na lepszą ochronę. Musimy uświadomić naszych ludzi, dzięki czego będą bardziej zaangażowani i jeszcze bardziej się rozwiniemy. Nie chcemy, by kilku samców zwiało chyłkiem poza strefę bezpieczeństwa w poszukiwaniu kobiety. - Przykro mi. – Mruknął Moon. - Powinno być. – Zawarczał ponownie Jerycho. Zmrużył swoje wyraźnie czerwone oczy. – Ja nie widzę żadnego powodu, by być pobłażliwym, Justice. Ludzki samiec został zraniony przez Moona. To będzie powodować problemy z wyjazdem na zewnątrz. - Postrzelił moją kobietę. – Warknął Moon, a jego gniew wzrósł. To był jeden błąd, który zrobił, opuszczając Homeland bez pozwolenia, ale nie czuł grama żalu, z powodu Douglasa. Jaded stanął miedzy nimi. – nie walczcie. Jerycho nie miał na myśli tego, ze człowiekowi nie należało się. On tylko stwierdził fakt, ze to zwróciło na nas uwagę. Nieustannie rozwijamy się i uczymy na własnych błędach. Zgadzam się z Justice. To jest coś, czym musimy się zając, ponieważ to się staje coraz częstszym zjawiskiem. Nie jestem zestresowany opinią publiczna, ponieważ Gatunek pokona każą opinie, zwłaszcza gdy było wiadome, ze człowiek był zagrożeniem dla społeczeństwa. Oni powinni Tobie podziękować, Moon. - Zjawiskiem? – Zachichotał Slade. – Nie mogę się doczekać momentu, gdy kobieta przetnie Twoją drogę, Jaded. Przypomnę Ci wtedy, jakie irracjonalne miałeś myśli na temat miłości. - Nigdy więcej naśmiewania się. – Zażądał Fury, próbując być ostrym, ale widoczna była jego górna warga uniesiona w górze. Wpatrywał się w Jerycho. – Zachowaj wątpliwości na przesłuchania więźniem z Fuller odnoście leków od Mercile. - On nie wie nic, co mogłoby być przydatne dla nas w sprawie Moona. Narkotyk, który dano Moonowi jest nowy i czymś, co oni dopiero rozwinęli. Beta:doktorek22 218
- Jesteś pewien? – Justice był ponury. - Tak. - Cholera. – Lider Gatunku potrzasnął głową. – Ci ludzie są dobrzy w ukrywaniu swojego połączenia z innymi krajami. Założę się, że osoba, która postrzeliła Moona zatrudniła najemne, który miał porwać Beauty. Będę musiał zadzwonić do Jessie, aby otrzymać jakieś wiadomości od jej brata. Obiecał, że postara się cos odnaleźć. Wierze, że jest coraz bliżej odnalezienia ich. - Chce by zapłacili za to, co zrobili mnie i wszystkim poszkodowanym podczas ataku na Rezerwat. – Stwierdził Moon. - Jak my wszyscy. – Justice, sfrustrowany przeczesał palcami swoje długie włosy. – Wydaje się, ze będziemy mieli więcej możliwości do nauki cierpliwości. Nasi wrogowie sa przebiegli, ale nigdy się nie poddamy. Jesteśmy tutaj. Odkładamy spotkanie. Moon zawahał się. – To wszystko? Nie zamierzasz mnie zamknąć, ani nie nakrzyczysz na mnie? Justice ponownie usiadł. – Chcesz tego? - Nie. Chciałbym wrócić do Centrum Medycznego i porozmawiać z Joy. - Tak myślałem. Wiem, ze żałujesz kłopotów, które spowodowałeś i nie powtórzysz tego. Musiałeś dowiedzieć się, co ona do Ciebie czuje, ale nie zwalaj tego na swoją dumę i bądź z nią całkowicie szczery. To moja najlepsza rada. Ona nie będzie widziała Ciebie, jako słabego, jeśli w końcu przyznasz, ze chcesz mieć ja za swoją partnerkę. Przyjdź do mnie lub do innego związanego samca, jeśli będziesz potrzebował porady, lub jeśli poczujesz, ze czujesz, jak źle cos robisz. – Jego spojrzenie wyostrzyło się. – To rozkaz. - Tak zrobię. Dziękuje. – Moon zwiał z biura, czując wdzięczność, ze większość z nich była tak wyrozumiała. Harley stanął przy jego boku, gdy szli do jednego z Jeep-ów stojących na zewnątrz. Złapał za ramię Moona, powstrzymując go przez jazdą do Medycznego. – Chciałbym, żebyś powiedział mi, ze planujesz opuścić Homeland. - Chciałbyś mnie zatrzymać, a ja musiałem się z nią zobaczyć.
Beta:doktorek22 219
- Poszedłbym z Tobą, jako wsparcie, w przypadku, gdybyś wpadł w kłopoty. Wpadłeś w nie i nie było mnie tam, by Ci pomóc. To mnie dręczy. Jesteśmy braćmi. Pozwalasz mi żartować sobie, kiedy Ty czułeś się źle w środku. Nie robiłbym Tobie tego. To był dobry opis jego uczuć. Ciężko było mu utrzymywać spojrzenie przyjaciela. – Potrzebuje Twojego szacunku. To ważne dla mnie. Harley zgarnął go nagle w uścisk. – Zawsze będziesz to miał. – Cofnął się. – Możesz płakać, jak mała ludzka dziewczynka, ale chciałbym chronić Twoje plecy. – Uśmiechnął się. – To może doprowadzić mnie do piekła, ale jesteśmy braćmi. Chciałbym Ci dać chusteczkę i kupić misia. Moon zaczął się śmiać. – Trey ma rację. Czasami jesteś fiutem. Nie chciałbym, żebyś się zmieniał. - Ok. – Harley spoważniał. – Więc, jaki jest Twój następny ruch? Jak masz zamiar sprawić, ze Joy zostanie Twoją partnerką? Jestem tutaj dla Ciebie. Nazwij to, a to zrobię. Powinienem zabrać z ochrony kajdanki, byś mógł przypiąć ją do siebie? Ona zapewne nie będzie mogła ponownie przekroczyć bramy wyjazdowej, jeśli będzie targać Twoje ciało za sobą. - Moje ciało? - Yeah, tak na wszelki wypadek, gdyby chciała od Ciebie odejść. Ona jest z tych sprytnych, prawda? Ta ludzka rzecz sprawia, ze sadzę, ze jest słodkie. Widzę, ze będzie remis. Moon odwrócił się i wsiadł do Jeepa. – Czynisz cuda z moim zaufaniem. Harley wsiadł na miejsce pasażera. – Chcesz mojej rady? Seks. Dużo. Trzymaj ją ciągle zmęczoną, żeby nie miała siły uciekać. Moon odpalił silnik. – Nie pomagasz. - Pomagam. Wymyślam plan, na wszelki wypadek, gdyby rozmowa się nie kleiła. Nie wiem, co powiedzieć, aby przekonać samicę, by przyszła do mojego domu i tam została. A Ty? Moon był w rozterce. – Nie.
Beta:doktorek22 220
- Musisz wiedzieć. Jesteś mądry. Poza tym, Ona poprosiła grupę specjalną, by przyniosła kilka rzeczy z jej mieszkania. Słyszałem, jak Trey podawał im listę przez słuchawki helikoptera. Będą za kilka godzin, gdy zespół wróci. To oznacza, że ona chce tutaj zostać na trochę póki co. Połowa bitwy jest wygrana. Zapomniał o tym. – John powiedział, ze jej walizki były ciężkie. Mam nadzieje, ze ona spakowała wiele ubrań. - Kto wie, co ludzie pakują? Może spakowała swoje ulubione ciężarki. - Nie sądzę, by Joy podnosiła ciężary. – Moon był bardzo dobrze zaznajomiony z jej ciałem i zauważył, ze nie była umięśniona. - Każdy kocha ćwiczenia. - Nie wszyscy ludzie to robią. - Dobra. Ja tego nie rozumiem. – Harley odwrócił głowę i zmarszczył brwi. – Kto to jest John? - Opowiem Ci w drodze do Centrum Medycznego.
* * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * ** * * * * - Pozostanie brzydka blizna, prawda? – Joy musiała patrzeć w inną stronę, gdy Trisha zmieniała bandaż. Nie było dużo krwi i nie była świeża. - Nie. Wykonali naprawdę świetną robotę. Szwy, pierwsza klasa. Musisz rozluźniać ramię i utrzymywać je usztywnione jeszcze przez kilka dni. Staraj się go nie zmoczyć, gdy będziesz brała prysznic. Mam coś, czym mogłabyś osłonić je. Będzie Ci ciężko myć głowę jedną ręką, ale rana potrzebuje czasu na wyleczenie. Dam Ci temblak, który ograniczy Twój ruch. - Naprawdę musisz lepiej o siebie zadbać. Straciłaś dużo krwi. Nie wystarczająco, byś potrzebowała transfuzji, ale wystarczająco, byś czuła się osłabiona przez kilka dni. Leki przeciwbólowe sprawią, że będziesz trochę osowiała, ale do czasu, aż tego nie zdejmiesz. Zwłaszcza, że nie jesz wystarczająco dużo, ani nie spisz, koncentrując się cały czas na Moonie, że ignorujesz własne zdrowie. Twoje ciało było wykończone i teraz ból Beta:doktorek22 221
wyszedł na powierzchnie. Karze Ci zostać w łóżku i jeść jak najwięcej. Jedzenie i potem spanie, to rozkaz. - Dobrze. Lekarka skończyła i cofnęła się. – Teraz, kiedy mamy do czynienia z fizyczną relacją, musimy omówić kilka rzeczy. To wzbudziło ciekawość Joy. – O czym chcesz porozmawiać? Trisha sięgnęła po stołek i usiadła na nim. – Chciałabym przygotować Ci do czegoś, co może nadejść. - Co masz na myśli? - Spotykasz się z Nowym Gatunkiem. Nie wiem, jakie masz relacje z Moonem, ale to, co wydarzyło się w Twoim domu… Joy wstrzymała ją. – Doceniam to, że starasz się wyjaśnić jego wzmożoną agresje, ale w każdym bądź razie nie boje się Moona. Martwisz się, że mogłabym zaatakować swojego klienta? To była samoobrona. Jestem pod ogromnym wrażeniem,
że
powstrzymał się od zabicia go. To pokazało jego dużą kontrolę. - To nawet nie przeszło mi przez myśl. Chociaż miło mi to słyszeć. - Och.- Joy poczuła się trochę głupio. – Okay. Przepraszam. - Niepotrzebnie. Moon wezwał 911, kiedy zostałaś postrzelona, co oznacza, że wiadomość szybko się rozniosła przez co policja i pogotowie ratunkowe odpowiedziało na wezwanie. Tym draniom wydaje się, że mają słuchawki doklejone do uszu, przez co podsłuchali kanał dla ratowników. Chciałam przygotować Cie na ich sposób działania. – Zamilkła. – Nie będę słodzić, bo wiem, że wiesz co robisz ze swoim życiem. Do teraz dziennikarze prawdopodobnie przesłuchali wszystkich Twoich sąsiadów, przekopali każdy kosz i próbowali zlokalizować Twoich przyjaciół, bądź rodzinę przez co mogą znaleźć się w wywiadzie. Węzeł z niepokoju powstał w żołądku Joy. - Jesteś tego pewna? - To już hit Internetu. Główne stacje telewizyjne będą rano opowiadać Waszą historie i możesz być pewna, że pracownicy drukarni są bardzo zajęci by dostarczyć gazety na rano. Reporterzy dostali adres strzelaniny i powiązali to z Twoim imieniem. Beta:doktorek22 222
Moon powiedział, że jest z Gatunku, ponieważ dyspozytor myślał, ze to żart . Powiedział, ze mężczyzna Cie postrzelił, a ona naturalnie założyła, że nie był dość…. – Przerwała swój opis. - Myślała, że robi sobie żarty, - Joy westchnęła. – Przeciętna osoba nie opisuje innej osoby, jako człowieka. - Dokładnie. Wysłano do mnie kopie wezwania i przesłuchałam je. Odniosłam wrażenie, że ona myślała, że rozmawiała z kimś porwanym przez UFO. Konsekwencje tego, co mówi Trisha spowodowały, że wpadła w panikę. Co się wydarzyło, że jej mieszkanie będzie w głównych wiadomościach? Oddychaj. Tysiące myśli przepływało przez jej umysł. Zmusiła się, by ponownie skupić się na priorytetach. - Czy mogłabyś dać mi telefon? Wolałabym, żeby moi rodzice dowiedzieli się o mnie i Moonie ode mnie, niż od kogoś obcego pukającego do ich drzwi, bądź z telewizji, jedząc śniadanie. Musze do nich zadzwonić. - Oni nie wiedzieli, że pracowałaś dla Nowego Gatunku, lub, ze spotykasz się z jednym? - Nie. Trisha wstała. – Przyniosę Ci telefon komórkowy, jednorazowy, który trzymamy w recepcji. Musisz pozostać w łóżku, a ten pokój nie ma telefonu stacjonarnego. -Dlaczego trzymasz to wszystko? – Była bardzo wdzięczna za odwrócenie uwagi. Trisha uśmiechnęła się. – Powiedzmy, że Gatunek wiele gra i ciężko pracuje. Przychodzą tutaj po pomoc, gdy zostaną zranieni. Ich telefony nie zawsze wytrzymują, więc gdy je przynoszą możemy zawsze wykorzystać części zamienne, albo pożyczają do czasu, Az dostana nowy. Tak pozostają w kontakcie z ochroną, w wypadku, gdyby gdzieś byli potrzebni. Joy została sama i zaczęła robić mentalna listę osób, do których będzie musiała zadzwonić. Meg była poinformowana. Zostawi swojej matce kontakt z reszta rodziny. Kobieta uwielbiała plotkować i była centrum informacji dla innych. Trisha wróciła. – Proszę. Dam Ci trochę prywatności i pójdę przynieść syty posiłek. Zjedzenie czegoś na pewno zmniejszy nudności spowodowane przez leki. Beta:doktorek22 223
- Dziękuje. – Wzięła komórkę. – Gdzie jest Moon? - Na spotkaniu. - Czy on ma kłopoty przez to, co wydarzyło się w moim mieszkaniu? Nie miał wyboru, ale oddał mojego pacjenta na policje. - Jestem pewna, że wszystko z nim w porządku. To potwierdza moje zdanie. Jest dużym facetem, który potrafi o siebie zadbać. Teraz skup się na sobie. – Wyszła zanim Joy mogła zadać więcej pytań. Wybrała numer, widząc późną porę. Jej mama odebrała za trzecim sygnałem. - Cześć Mamo. Z mną wszystko okay. Przepraszam, że Cie budzę, ale musze powiedzieć Ci kilka ważnych rzeczy. To nie może czekać. - Kto to? Czego chce? – W tle można było usłyszeć jej ojca, podpitego i zirytowanego. - Co się stało? - Głos mamy wyostrzył się. – Co miałaś na myśli mówiąc, ze wszystko z Tobą w porządku? Dlaczego nie miałoby być? Wzięła głęboki oddech. – Mój klient miał załamanie. Byłam ranna, ale już jest okay. - Oh, mój Boże, Joyce. Wiedziałam, że to się zdarzy. Pobił Cie? Zagryzła wargę. Nie mogła pominąć prawdy, która ukarze się w wiadomościach. - Co się stało naszej dziewczynce? Czy ona jest cała? Jej ojciec brzmiał coraz bliżej, jakby stał obok telefonu. Mogła prawie zobaczyć ich na łóżku z telefonem pośrodku. Nigdy nie przyszłoby im do głosy, by wcisnąć przycisk głośnomówiący. Nigdy nie wykorzystali tego, pomimo tego, ze kupiła im nowy telefon na Boże Narodzenie. - Ze mną w porządku. Potrzebowałam tylko kilka szwów, dobrze? To naprawdę brzmi okropniej, niż jest w rzeczywistości. - Co Ci zrobił jeden z tych szaleńców? – Jej ojciec zamartwiał się. – Mówiłem Ci, żebyś była szefem kuchni. Gotowanie jest o wiele bezpieczniejsze. Ostrzegałem Cie, jak niebezpieczna jest praca z szaleńcami.
Beta:doktorek22 224
Och, Boże, tylko nie znowu to. On zawsze myśli, że każdy pacjent jest seryjnym mordercą. Westchnęła. - Dość. – Jej matka zarządziła. – Co się stało? - Czuje się dobrze. – Powtórzyła, wiedząc, że przesadza, gdy da im więcej szczegółów. Ona była ich jedynym dzieckiem i byli w stosunku do niej nadopiekuńczy. – Opatrywali mi ramie po kuli. – To brzmiało lepiej, niż stwierdzenie, że została postrzelona. Cisza. Skrzywiła się. – Jest w porządku. – To było kolejne kłamstwo, ale mogła z tym żyć. - W jakim jesteś szpitalu? Kochanie, ubieramy się. - Tato? Nie jestem w szpitalu. – Technicznie rzecz biorąc Centrum Medyczne w Homeland nie był nim, przynajmniej nie była tego świadoma. – Nie chce byś wstawał z łóżka i w pośpiechu jechał do mnie. Chciałam powiedzieć Wam, że ze mną wszystko w porządku, zanim zobaczycie mnie w wiadomościach. - W wiadomościach? Joy odsunęła telefon od ucha. – Nie piszcz, Mamo. Jest jeszcze jedna rzecz, o której musze Wam powiedzieć. Ostatnio zobaczyłam kogoś, o kim Ci nie mówiłam. Nasze relacje z Gatunkiem są nowe, wiec chciałam poczekać, aż dojdziemy do wniosku, że to jest ten moment. Joy nie cierpiała uczucia, jakby znowu była piętnastolatką.
Jej pracą było
doradzanie innym w relacjach z innymi ludźmi, ale jej rodzice zawsze naginali jej trening. - Nowy Gatunek? Tata musiał załapać, ze to nie on, prawda? – Więc, od niedawna zaczęliśmy się spotykać. – Powiedziała obronnie. – Był ze mną, kiedy zostałam postrzelona. – Wybrała te słowa, jako oznakę opieki. – Nazywa się Moon i uratował moje życie. – Była niemal pewna, że Douglas miałby więcej obrażeń, gdyby nie skończyła nieprzytomna i wykrwawiająca się na dywan. - Moon? Co to za imię? Czy jego rodzice byli hipisami? – Jej tata nie brzmiał na szczęśliwego. Beta:doktorek22 225
- Powiedz mi, że on nie jest gwiazdą rocka, lub aktorem. – Poprosiła matka. – Oni zawsze wybierają dziwne pseudonimy artystyczne i czytałam o nich wszystko. Twój ojciec i ja chcemy wiedzieć co się u Ciebie dzieje. Zagryzła wargę, tłumiąc jęk. Oni wydawali się zapomnieć, że została postrzelona, ale to nie była niekoniecznie dobra rzecz. Znała ich zbyt dobrze. - Małżeństwo jest poważnym zobowiązaniem i musze się upewnić, że ten chłopiec będzie dobrze Cie traktował. – Jej tata stwierdził. – Czy on ma dobrą pracę? Jego rodzice są nadal małżeństwem? - On nie prosił mnie o rękę. Dlaczego o to pytasz? -Joy utrzymywała spokojny ton. – Zadzwoniłam, by powiedzieć Wam, co mi się stało i ze mną wszystko w porządku. Chciałam Wam też powiedzieć o Moonie. On… - Czy Ty spałaś z nim? – Jej matka wyszeptała. – Jesteś bezpieczna? Używasz prezerwatyw i robiłaś mu badania na te choroby, które Wy młodzi łapiecie w tych czasach? - och, Mój Boże. – Joy chciała przywalić głową w poręcz łóżka. – Nie jestem w ciąży, jeśli to jest kolejne pytanie, które chcesz zadać. Jestem odpowiedzialna i moje życie seksualne nie jest tematem do dyskusji. Pozwolisz mi mówić? Proszę? Ich milczenie wskazywało na tak. - Dziękuje. On uratował moje życie. – Powtórzyła, mając nadzieje, ze skupia się na tym. – Jest naprawdę miły. – Ruszyła dalej. – Sądzę, ze moglibyście polubić go, jeśli będziemy dobrze się zachowywać i dojdzie do spotkania. Zawahała się. – On jest z Nowego Gatunku. Jej ojciec odpowiedział jako pierwszy. Brzmiał na oszołomionego. – Co? - Moon jest z Nowego Gatunku. – Joy wyjaśniła. – On jest bardzo słodki i w ogóle nie straszy. – Próbowała wyobrazić sobie, co moją sobie pomyśleć, zanim się odezwą. – Spotkamy się razem i mam nadzieje, że będzie dobrze, ponieważ myślę o nim na poważnie. Wiem, że nie wiem o nim zbyt wiele, ale dowiem się. Oni naprawdę są dobrymi ludźmi. Kocham go.- Czekała, zastanawiając się, jak przyjmą wiadomość. Jej matka zaskoczyła ją. – Lubię to. Czy on jest przystojny? Beta:doktorek22 226
- Bardzo. W każdym razie tak myślę. - Jaki on jest? – Jej ojciec nie brzmiał na zdenerwowanego. - Czy on ma te kocie oczy? – Jej matka brzmiała na bardzo podekscytowaną. – Są takie ładne. - Psie. – Odpowiedziała.- Więc nie nie ma ich. – Było o wiele lepiej, niż się spodziewała i dziękowała za to. - Psy są bardzo wierne. To naprawde dobrze. - Tato! – Była przerażona tym, co powiedział. - Nie chodziło mi o nic złego, kochanie. To był komplement. - Wiem. Proszę nie mów tego ponownie jeśli go spotkasz. – Przyznała się. - Chcemy koniecznie go poznać. Czy to nie wspaniałe? – Jej mama zaśmiała się. – Nasz córka spotyka się z Nowym Gatunkiem. - Nie mogę się doczekać, aż powiem to facetom w klubie kręglowym. Mam dość słuchania o synu Bobiego, będącego na celowniku sław. To jest lepsze. Joy zaczęła jęczeć. – No proszę, tato. Naprawdę? Masz zamiar wykorzystać Moona by zaimponować kumplom, w jakimś klubie kręglowym? Znajome, głębokie warknięcie było słyszalne z korytarza Centrum Medycznego. - Powiedziałem nie! Zejdź mi z drogi. Joy prawie opuściła telefon, gdy usłyszała głośne uderzenie. Moon był w pobliżu i był naprawdę wściekły. Przypomniała sobie o rodzicach. - Pozwólcie, ze zadzwonię do was później. Kocham Was oboje. – Odłożyła telefon, zanim zdążyli zaprotestować. Przeniosła nogi nad krawędź łóżka, więc mogła odchylić się lekko. - Nie ignoruj mnie, Moon. – Znała ten głos i brzmiał na równie wściekłego, tyle że bez warkotu. – Zapraszam Cie do mojego biura. - Nie. Przestań blokować korytarz, albo następną rzeczą, przez którą przejdę to Ty.
Beta:doktorek22 227
- Jedyne miejsce, do którego pójdziesz to mój gabinet. Zadzwoniłem po ochronę. Możesz sam tam pójść, albo Cie zaprowadzimy. - Nie teraz. – Moon nadal nie dawał za wygrana. – Nie chce Cie krzywdzić, ale to zrobię. Zejdź mi z drogi. - Pomocy!- Wrzasnął mężczyzna. – Potrzebuje wsparcia. - Co się dzieje? – To była Trisha. - Idę zobaczyć się z Joy. – Zakomunikował Moon. - On nigdzie nie pójdzie, oprócz mojego biura. – Facet brzmiał na lekko przerażonego. – Pielęgniarka? Przynieście lek uspakajający. On ma nawrót choroby. Joy zsunęła się z łóżka i bosymi stopami dotknęła zimnych kafelek. Uderzyła w nią fala zawrotów głowy, przypominając jej, że nadal nic nie zjadła, ale chciała, jak najszybciej dostać się do Moona. Użyła łóżka, jako balansu, aby dotrzeć do drzwi. Zatrzymała się przy nich, patrząc na korytarz. Średnich rozmiarów mężczyzna stał samotnie pośrodku korytarza, oddalony około dziesięciu stóp od niej. Rozciągnął ramiona na przeciwległe ściany, blokując tym samym Moona. Wózek leżał na boku przy ścianie, zapewne źródło dźwięku. Moon obserwował mężczyznę, zaciskając dłonie w pieści. Jego zęby wysunęły się, gdy warknął gardłowo. Trisha stała u jego boku, wyglądając na równie złą. - Dlaczego tutaj jesteś, Kreagor? Nikt Cie nie wzywał. Nie masz dziś dyżuru. – Trisha nie ukrywała swojego gniewu. - Dostałem telefon o tym, co się wydarzyło. Uciekł z Homeland, zaatakował kogoś i musiał być sprowadzony siłą. Trisha zmarszczyła brwi. – Nic z tego, się nie wydarzyło. Ktoś z Homeland do Ciebie zadzwonił? Kto? Chce imię. - Mój przyjaciel przeczytał w Internecie i wie, ze pracuje z Nowym Gatunkiem. Dał mi cynk. Nikt nie pofatygował się, by mnie poinformować. Będę rozmawiał z moim przełożonym i Justice się o tym dowie. Upewnię się, ze Prezydent będzie bardzo zaniepokojony, gdy usłyszy, ze Nowy Gatunek latał oszalały po mięście i próbowaliście
Beta:doktorek22 228
to zatuszować. To mój pacjent i wymaga leczenia. Jestem zmęczony, ciągłym utrudnianiem. - Twój informator jest w błędzie. – Trisha próbowała uspokoić sytuacje.- Moon jest zdrowy On… - To nie jest Twój problem. Nie jesteś kwalifikowana, by mówić mi o moim pacjencie. Jesteś lekarzem z innej ligi. Wyśle go do ciebie, jeśli złamię nogę, lub się potnie, ale teraz jesteś poza tym. Paul wypadł z recepcji, wyglądając, jakby dopiero się obudził.- Co się stało? - Potrzebuje leki uspakajające i ograniczniki. – Zażądał Kregor. – Zadzwoń po kilku oficerów na wszelki wypadek, gdyby się stawiał. Mój pacjent znów ma epizod. Joy czuła opór, gdy parła do przodu. To było wystarczające ciężkie, by ustać na nogach, gdy jej kolana chciały ugiąć się, ale odmawiała powrotu do łóżka. Musiała ocenić sytuacje, zanim ruszy. Ciężko było udawać, ze ten emocjonalny dupek, blokujący korytarz nie zagraża mężczyźnie, którego kochała. Wiedziała, ze dr. Kregkor, psychiatra, mieszkał w Homeland, ale był kompletnym idiota, jeśli wierzył, ze Moon mógł zrobić to, o co go oskarża. - Złaz z mojej drogi. – Warknął Moon, blokując wzrok na Joy. Trisha złapała za jego ramie, przyciągając uwagę. – On nie jest tego wart, Moon. Rozumiem. Zaufaj mi. On jest dupkiem, ale naprawdę chcesz żebym go łatała? - Mówiłem Ci, żebyś przyniósł leki uspakajające i ograniczniki, po czym zadzwonił po ochronę, by pomogli powstrzymać mojego pacjenta, pielęgniarzu. Do dzieła. Paul zrobił kilka kroków naprzód, kręcąc głowa. – Nie przyjmuje rozkazów od Ciebie. - Jesteś zwolniony. Trisha puściła Moona. – Nie możesz zwolnic mojego pielęgniarza. Ty jesteś jedyna osoba tutaj poza liga, Kregkor. Popełniasz wielki błąd jeśli wierzysz w te bzdury. Twój znajomy podzielił się z Toba informacjami przez Internet? Jesteś poważny? Moon nie uciekł i na pewno nie zaatakował ludzi. Jeśli będziesz rozsądny i pos….
Beta:doktorek22 229
- Dzwonie do mojego zwierzchnika. – Szarpnął za kieszeń i wyjął telefon. – Wasi ludzie sa zagrożeniem dla społeczeństwa. To było uzasadnione, ze wysłali mnie tutaj, żeby mieć oko na wszystko. Jeśli to zmusi Cie do pozwolenia mi w pomaganiu tym biednym duszom zadzwonię po prasę. Pozwalanie im na swawole jest niedopuszczalne. On mógł kogoś zabić i byś to zatuszowała!. Joy miała dość. Trzymała się mocno ściany, gdy podchodziło do tego sukinsyna. Zaczął wybierać numer, gdy wyciągnęła rękę i wyszarpnęła mu telefon z dłoni. Obrócił się i spojrzął na nią. Przerwała połączenie i rzuciła telefon do Moona, zakładając, że go złapie, albo rozwali o ścianę. W każdym bądź razie to nie miało dla niej znaczenia. - Co Ty do cholery myślisz, że zrobisz? - Dzień dobry, dr Kregkor. Spotkaliśmy się przy bramie, pamiętasz? Zakładam, że wiesz o tym, że oboje jesteśmy specjalistami w tej samej dziedzinie. – Podniosła brodę, posyłając mu chłodne spojrzenie. Nie zaoferowała mu dłoni na powitanie. - Zamkniesz usta i zachowasz się, jak racjonalny, dorosły mężczyzna, albo poprószę pielęgniarkę o środek uspakajający dla Ciebie. - Jak śmiesz! Pochyliła się bliżej. – Jak Ty śmiesz! - Jej temperament wybuch i ledwo zachowała zimna krew. – Oceniałam całą sytuację. Przyznałeś się, że przyszedłeś tutaj, po otrzymaniu informacji z niewiarygodnego źródła, przygotowany ze swoją tezą i nie pofatygowałeś się nawet, by wykonać swoją pracę, która wymagała chociażby spokojnej rozmowy ze swoim pacjentem, aby określić stan psychiczny. Musiała oprzeć się o ścianę. Wciąż chwiała się od adrenaliny i od leków, które jej podali. – Sam fakt, że używasz swojego autorytetu by grozić komuś, kto ma Ci przynieść leki ogranicza moją ocenę, co do Twojej osoby. Jesteś zły i robisz sceny, celowo prowokujesz innych do przemocy. - Czy wiesz kim jestem? – Oburzony wypiął pierś. Nie czuła się dobrze i była zmęczona walką z nim. – Mogę Ci powiedzieć, jaki jesteś. Niekompetentny. Będę bardzo szczęśliwa, jeśli porozmawiam z Twoim przełożonym. Machnęła rękę na kamery. - Zapomniałam o kamerach. Jestem pewna, że biuro Ochrony tutaj w Homeland będzie szczęśliwe, wysyłając do Twojego szefa kopie nagrania, na Beta:doktorek22 230
którym oskarżasz kogoś o bycie psychicznie chorym bez żadnych podstaw do tej diagnozy. - Oboje wiemy, że to poważne nadużycie. Mam tez pewność, że Oni będą zadowoleni posiadając nagranie, na którym jesteś. Złamałeś warunki kontraktu z ONG, które jestem pewna, że kazali Ci podpisać. Pomyśl o tym, co się stanie z Twoją karierą. – Obniżyła ton głosu. – I jeśli chcesz wiedzieć, wyjdziesz na totalnego dupka. Kregor szybko spojrzał nad jej głową, na kamerę. W gniewie zapomniał o nich. One były zamieszczone wszędzie, w prawie każdym pomieszczeniu. Każdy, kto wjeżdżał do Homeland był informowany o środkach bezpieczeństwa. Był blady, gdy spojrzał na nią. - Ty suko. – Szepnął, prawdopodobnie mając nadzieję, że dźwięk nie wyłapie jego słów. – Kim Ty myślisz że jesteś grożąc mi? – Zniszczę Twoją karierę, zanim będziesz miała szanse zagrozić mojej reputacji. Nagle, Moon rzucił się do przodu. Nie uderzył Kregkora, ale klatką piersiową odepchnął z dala od Joy. Warknął. – Ona jest moją partnerka. Nigdy więcej nie mów do niej w taki sposób. Joy owinęła ramiona wokół jego tali i przytuliła go. Jedna z jego ramion natychmiast przysunęła ja bliżej do siebie. Nie chciała go ganić za to szarpniecie. Tej nocy było już wystarczająco dużo przemocy i miała dość, jak na tą chwilę. Zajęło jej kilka sekund uświadomienie sobie, co Moon powiedział do Kregkora. Jego partnerka? Podniosła głowę i spojrzała na niego oszołomiona. Warknął ponownie, jego nozdrza rozszerzyły się i pojawiły się jego kły, gdy ukazywał swoja wrogość do drugiego mężczyzny. Moon wyraźnie powiedział, ze jest jego partnerką. Nowy Gatunek nie używał tego słowa, chyba że…. Jej ręka zsunęła się na jego żołądek, czując jego abs przez firmową koszulkę. Złapała garść materiału przy jego żebrach, gdy fala zawrotów uderzyła w nią i tym razem była pewna, że to od utraty krwi i leków. Jej serce zaczęło szybciej bić i panika uderzyła w nią. - Moon?
Beta:doktorek22 231
Nie spojrzał w dół, wciąż zastraszał Kregokora. To musiało działać, ponieważ plotkarz nie powiedział ani słowa. - Moon? – Włożyła trochę więcej siły w swój głos. Warknął, ale jego spojrzenie spotkało jej . – Nie zabijaj go. Chociaż zadowoliłoby mnie złamaniu mu kilku kości. Nikt nas nie wyzywa, ani nie grozi Ci. – Ponownie spojrzał na swój cel. - Moon? Ona naprawdę musiała wiedzieć, czy on miał na myśli to, co ona.
Może to
przejęzyczenie? Może powiedział to tylko dlatego, by przestraszyć Kregkora? A może miał coś na myśli? Musze to wiedzieć. Może też mnie kocha? Każda inteligentna osoba wiedziała, że Gatunek broni swoich partnerów do granic skrajności. Ona znała to z opowiadanych jej historii. Większość reporterów miała jedynie spekulacje, ale ona obserwowała wiele par. Nigdy nie zapomni Furego, gdy został postrzelony, po tym, jak jego partnerka została zaatakowana podczas konferencji prasowej. Wykorzystał swoje ciało, by ją chronić, biegł mimo ran, aby doprowadzić ją do bram ONG. Tiger wskoczył na palący się samochód telewizyjny, aby ocalić swoją partnerkę. Cały świat nie miał wątpliwości, że Gatunek wskoczy do piekła by ochronić swojego partnera. - Proszę zignoruj go. Spójrz na mnie. Nie był szczęśliwy, gdy spojrzał na nią. - Partnerka? – Miała nadzieje, że nie będzie chciał tego cofnąć. Zesztywniał, jego oczy rozszerzyły się i lekko zarumienił się. Chociaż to nie było natychmiastową odmową. Wciągnęła powietrze. - Jestem Twoją partnerką? – Odpowiedz mi do cholery. Proszę. - Jesteś moja. – Strach w jego oczach był widoczny i rozrywał jej serce. – Jestem Twój i zamierzasz mnie znów odrzucić? Ona zapomniała o kamerach i o ludziach obserwujących ich, nic innego nie miało znaczenia oprócz Moona. Sprzeda swoje mieszkanie, rzuci pracę i zrobi wszystko, by być z nim. – Jesteś mój. Nigdy Cie nie opuszczę. Przysięgam. – Łzy ją oślepiły i zamrugała starając się je przepędzić. – Kocham Cie. Beta:doktorek22 232
Jego wyraz twarzy rozluźnił się w kilka sekund. – Nigdy nie pozwolę Ci mnie opuścić. - Nigdy nie będziesz musiał.- Jej zawroty głowy i mocne szarpniecie w końcu dały o sobie znać, zwalając ją z nóg. - Joy. – Moon zgarnął ją w ramiona, chroniąc przed upadkiem.- Trisha? - Ona jest słaba i musi więcej jeść. Zabierz ją z powrotem do łóżka. – Lekarz zarządził. – Paul? Wyprowadź Kregkora stad. - Mamy to. – Harley dołączył do nich. – Opuści Homeland i własnoręcznie zniszczę jego identyfikator. Zostaliśmy wezwani przez Ochronę. Powiedzieli nam, że jesteśmy potrzebni tutaj i podali powód. Joy zerknęła znad ramienia Moona, który tulił ją do siebie, gdy niósł ją do pokoju. Harley i dwoje innych z Gatunku obserwowali speszonego Kregkora. Nie było jej go żal. Trisha szła za nimi z wymuszonym uśmiechem. – Z Tobę będzie dobrze. Gdy powiedziałam Tobie odpoczynek, miałam na myśli pozostanie w łóżku przez kilka dni. - Przepraszam. – Joy oblizała wargi, gdy jej umyśl podsunął jej obraz jej całującej szyje Moona. - Jak myślisz ONG zastąpi Kregkora? Będę szukała pracy w Homeland. Moon delikatnie ułożył ją na łóżku i ujął jej twarz. – Masz zajęcie. Jesteś moją partnerką. - Nie mogę się doczekać, aż zacznę. Będziesz chodził do swojej pracy i chciałabym robić to samo, ale zarazem chciałabym robić coś dobrego dla innych. Wiem, że Gatunek będzie lepszy, niż ten Dupek mógłby kiedykolwiek być.
Beta:doktorek22 233
Rozdział 17 Joy obserwowała Moona z bliska, wciąż przetwarzając w kółko o byciu jego partnerką. Usiadł na skraju jej łóżka i chwycił jej dłoń. Mieli wiele problemów do rozwiązania. Ich relacje były skomplikowane, ale kochał ją. Mieli podstawę do budowania związku. - Nie powinnaś wstawać z łóżka. - Jestem pewna, ze mogę. - nie była pewna, gdzie zacząć, więc zaczęła tam, czym martwiła się najbardziej. – Czy będziesz mógł mi wybaczyć kiedyś za to, że zostawiłam Cie w Cztery? To największy błąd mojego życia. - Joy… - Proszę, pozwól mi skończyć. Pokiwał głową. - Ja naprawdę nie widziałam sposobu, by zostać. Sądziłam, że przysporzę Ci więcej złego, niż dobrego, jeśli zaczęlibyśmy sypiać razem. Nawet nie wiesz ile razy nie mogłam zasnąć i chciałam Cie odwiedzić w Homeland, po tym, jak został otwarty. Za bardzo bałam się, że nie będziesz chciał mnie zobaczyć, albo zastanawiałam się, dlaczego miałabym przyjść. Zakochałam się w Tobie, ale nie byłam pewna , czy czujesz do mnie to samo. Skrzywił się. – Wiedziałaś, że miałem obsesje na Twoim punkcie. - Seks nie zawsze jest jednoznaczny z miłością. Chciałeś mnie, ale przeszedłeś wiele w swoim życiu. Wiedziałam, że to może być Twój sposób na odwrócenie uwagi od nowych problemów po tym, jak otrzymałeś wolność z Mercile. Spędziłam wiele nocy zastanawiając się, czy zapomniałeś o mnie, gdy zabrano Cie z pustyni. Jego kciuk głaskał tył jej dłoni, gdy wzmocnił uścisk. – Zawsze byłaś w moich myślach. Jak mogłaś nie być? Byłem wściekły, że odeszłaś i to ode mnie. Raz nawet szukałem Ciebie w Internecie, gdy moja duma została zszargana.
Beta:doktorek22 234
Wróciła do rozmowy z Falmem w Jeepie, gdy opowiadał jej o tym. – Chciałabym, żebyś skontaktował się ze mną. Wzruszył ramionami. - Nie sądziłem, ze odezwiesz się. Już raz odrzuciłaś mnie. - Bardzo mi przykro, ze tak to postrzegałeś. - Teraz to rozumiem, ale to głęboko zabolało, gdy odeszłaś. – Pochylił się wystarczająco blisko, myślała, że ją pocałuje w usta, ale jedynie odcisnął pocałunek na jej dłoni. – Jedyną rzeczą, która ma teraz znaczenie dla mnie, jest fakt, że jesteś tu ze mną i zostaniesz tutaj, Joy. Przeszłość jest za nami. Interesuje mnie nasza przyszłość. Lekko wzdechneła. – Byłam tak samotna i nieszczęśliwa bez Ciebie. - Ja też. Ale już nie, kochanie. Jesteś moją partnerka. Spędzimy resztę naszego życia razem. Będę trzymać Cie co noc i będę budzić się z Tobą w moich ramionach. - To nie będzie łatwe. – ostrzegła. – Byliśmy kiedyś bardzo blisko, ale teraz jest duża różnica miedzy nami. Jest wiele rzeczy, których musimy się o sobie nawzajem nauczyć. Zmieniliśmy się. – On bardziej, niż ona. – Ty uprawiasz sporty. Wygiął brwi. - Harley pokazał mi video. – Poczuła ukłucie zazdrości, ale zepchnęła je na bok. To było całkowicie nierozsądne myśleć o wszystkich kobietach, z którymi mógł być intymnie. – Teraz, jesteś o wiele bardziej towarzyski. - To wina Harleya. – Uśmiechnął się. – On jest czasem naprawdę denerwujący i nie pozwolił mi się dąsać. Wyzwał mnie o bycie lepszym w sportach i bardzo spodobało mi się. - Lubię go. Warknął nisko – Jak bardzo? Był zazdrosny. – Myślę, że jest wspaniałym przyjacielem, który bardzo Cię kocha. – Wsunęła dłoń w jego włosy, bawiąc się puklami. – Wiesz, że jesteś jedynym mężczyzną, którego chce. Rozumiem, kim jest partnerka i co się z tym wiąże. Jesteś tym samym dla mnie. Nikt nie jest bardziej seksowny, niż ty. On zupełnie nie przemawia do mnie w ten sposób, co Ty, okey? Każdy blednie w stosunku do Ciebie. Uspokoił się. – przepraszam. Beta:doktorek22 235
- Wiem, ze nie mogę nic na to poradzić. To jest jedna z wielu rzeczy, które kocham w Tobie. Ja nie oczekuje, lub chce, abyś zmienił. Bądź po prostu sobą. Rozumiemy się? - Nie będzie łatwo nam żyć razem. Partnerstwo jest zakręcone. – Jego wyraz twarzy był niemal komiczny. - Są, co? Powiedz mi, dlaczego tak uważasz. - Oni są gotowi na seks z partnerem cały czas. Samce są gotowi do rozlania krwi, jeśli inny samiec spojrzy z zainteresowaniem na ich partnerkę. Oni potrzebują zapach swojej kobiety na całym sobie i nie mogę znieść tego, jeśli go nie ma. Większość sparowanych mężczyzn co najmniej raz podczas przerwy jedzie do swojej kobiety by ja przytulić i powcierać ich zapach w siebie. – Westchnął głośno. – Wiem, ze też będę to robił. Ja już jestem uzależniony Twoim ładnym zapachem. Trudno było stłumić śmiech. On topi jej serce. – Dużo seksu i wiele przytulania nie brzmi dla mnie źle. - To prawda. – Jego oczy błyszczały się, gdy spojrzał na jej koszule szpitalną. – To nie ejst za bardzo atrakcyjne. Powinienem to zdjąć z Ciebie. Przylgnęła ręką do niego. – Nie tutaj. Chce poczekać, aż będziemy sami, więc nikt nam nie będzie przeszkadzał. Nie ma prywatności w takich miejscach. Poruszył się szybko, używając zwinności Gatunku, by zgarnąć ją w ramiona, wraz z szpitalnym kocem. – Zabieram Cie do domu. - Do Twojego? – Owinęła zdrowe ramię o jego szyje. - Do naszego. Jesteś moją partnerką, kochanie. – Jego ton głosu pogłębił się do seksownego warkotu. – Żyjesz teraz ze mną i dzielisz ze mną łóżko. Jej brzuch zadrżał i nie mogła się doczekać, by zobaczyć jego dom. Nasz, poprawiła się. Zaniósł ją na dół, do recepcji. Paul grał na jednym z komputerów na biurku. Trisha przeglądała jedną z teczek. Harley siedział na brzegu lady obok nich. Trzy pary oczu zwróciły na nich uwagę. - Biorę moja partnerkę do domu. Zatrzymam ja w łóżku, Trisha. Lekarka westchnęła, opuszczając teczkę. – Ona straciła wiele krwi, ale wiem lepiej, ze nie odwiodę Cie od uprawiania z nią seksu na kilka dni. Wiem też że będziesz Beta:doktorek22 236
doskonale się nią opiekował. Upewnij się, żeby wiele spała, jadła i przyjmowała jakieś płyny, kiedy nie będzie zajęta. I karm ją jako pierwszą. Ona nadal nie jadła i wydaje mi się, że nie ma za dobrej wytrzymałości. Nie powinny doskwierać jej bóle, ale wyśle delikatny lek przeciwbólowy, na wszelki wypadek. – Wzięła telefon do ręki. – Zadzwonię do Slade i powiem mu, że chcesz dokumenty w związku z partnerką od razu. - To może poczekać kilka dni. Nie chce by nam przeszkadzano. Harley skoczył na dół. – Nawet ja? Jesteśmy braćmi i zabraniasz mi wejścia do domu? Moon zmarszczył brwi. - Żartuje. – Harley uśmiechnął się. – Ciesz się swoją partnerką. Upewnię się, że Twoje zmiany zostaną zmienione i nie martw się tym. Będę robił Wam oboju kolację i będę Wam przywoził o szóstej, wiec nie będziesz musiął gotować. Zostawie go na ganku. - Dziękuje. - Uznaj to za prezent. – Harley mrugnął do Joy.- Bądź dobra dla niego. - Obiecuje. Będę. Harley podszedł do podwójnych drzwi, wyzwalając czujnik, drzwi automatycznie się otworzyły. Moon zabrał ją na zewnątrz , do Jeepa i ostrożnie owinął koc wokół jej nóg. Nawet zapiął jej pas. - Mogłabym to zrobić sama. - Masz partnera. Ja lubię to robić dla Ciebie. Jesteś moją partnerką i będę opiekować się Tobą. Doceniała specjalne traktowanie. Mogłabym wymyśleć kilka rzeczy, które mogłabym zrobić dla Ciebie. Okrążył Jeepa, szczerząc się. – Dobre rzeczy? - Tak. Chociaż będziesz nagi. Będziesz miał z tym jakiś problem? Zaśmiał się. – Nie. Trzymaj się, kochanie. Nie mogę się doczekać, by dotrzeć do domu. Jechał powoli, jakby obawiał się, że się zrani. Beta:doktorek22 237
- Joy? -Tak? - A co z Twoją pracą? Domem? Będziesz bardzo cierpiała, jeśli opuścisz to wszystko dla mnie? – Jego ton był nerwowy. – Trochę boje się zapytać o Twoją rodzinę. Będą niezadowoleni, że żyjesz tutaj ze mną? - Mam nadzieje, że dostane pracę Kregkora. Myśl, że każdy z Gatunku miał z nim do czynienia sprawia, ze mam dreszcze. Szpital będzie w stanie mnie zastąpić i to całkiem szybko. Mam kilka dni urlopu jeszcze, zadzwonię jutro i ja rzucę. To nie będzie pełna profeska, ale będą w stanie zastąpić mnie przed moim teoretycznym powrotem. Nie dostane gratulacji od mojego szefa, ale to w porządku. Podobało mi się moje mieszkanie, ale nie byłam w nich zakochana. Było niedrogie i blisko mojej pracy. Jestem pewna, ze szybko je sprzedam, zaraz po tym, jak naprawie drzwi wejściowe i wymienię dywan. - Jesteś wyjątkowo spokojna, przy tak wielu zmianach w swoim życiu. – Sięgnął miedzy nimi i wziął jej dłoń w swoją, a drugą nadal trzymał na kierownicy. – Przykro mi, że nie mogę jeździć z Tobą. To nie jest sprawiedliwe, że musisz jako jedyna musisz wszystko porzucić. Naprawię to dla Ciebie. Jej dotyk na jego dłoni był troskliwy. – Mogę to zrobić, by być z Tobą. Tylko to się dla mnie liczy. Zupełnie skoncentrowałam się na karierze, jak tylko się rozstaliśmy, ale uwierz mi, to nie jest dla mnie najważniejsze. Ja bym to wszystko oddała, w mgnieniu oka, by tylko być z Tobą. Wjechał na podjazd domu w cichej dzielnicy i zgasił silnik. Nie wysiadł, ale zamiast tego obrócił się na siedzeniu w jej stronę. – Co z Twoją rodziną i osobami, które kochasz? Co myślą o Gatunku? Oni wierzą, że jestem niebezpieczny dla Ciebie, albo ze nie lubię być obrażany? Ciężko było zobaczyć jego twarz w mroku. – Moi rodzice już Cie kochają. Bardziej martwię się o to, co Ty będziesz o nich myśleć. - Dlaczego? Westchnęła. – Kocham ich, ale Oni są dziwnie mili, Moon. Oni wygadają wszystko o czym myślą i to jest żenujące. Oni nigdy nie chcieli być dla nikogo obraźliwi, ale czasem w ich pokręcony sposób są. Czasem doprowadzają mnie do szału. Beta:doktorek22 238
Zaśmiał się. - Co jest takie śmieszne? - Jesteś psychiatrą. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Moon puścił jej dłoń i wyszedł otworzyć jej drzwi. - Nie będę na nich warczał, dobrze? Ukryje nawet zęby. – Podniósł ją. Możesz otworzyć drzwi, kiedy dotrzemy na ganek? Nie są zamknięte. Tutaj nie musimy się martwić o włamania. - Harley powiedział mi, że dużo bezpieczniej jest żyć w Homeland. Musze dać moim rodzicom uczciwe ostrzeżenie. Nie będziesz w stanie ukryć swoich zębów. Moja mama będzie chciała je zobaczyć. Prawdopodobnie tata tez. Nie trzymaj się z dala ode mnie, jeśli zaczną zadawać Ci dziwne pytania, chociażby, czy latasz za samochodami, albo czy gryziesz kości, okay? Oni są nieszkodliwi, ale mogą chcieć je zobaczyć. Czasami się zastanawiam , czy wybrałam swój zawód tylko ze względu na pieniądze. Moja najlepsza przyjaciółka Meg i ja poszłyśmy do tej samej, dobrze rokującej szkoły. My nigdy nie obciążamy siebie za sesje, kiedy się sobie zwierzamy. Roześmiał się, lekko nią wstrząsając. – Jestem pewien, że ich polubię, kochanie. Oni stworzyli Cie dla mnie. – Zatrzymał się. – Otwórz drzwi i powitaj swój nowy dom. Zamierzam sprawić, że będziesz tutaj bardzo szczęśliwa. Nie miała wątpliwości. – To jest droga dwukierunkowa, Moon. Jestem całkowicie zobowiązana do podjęcia tej pracy. Nie chce żyć moim starym życiem bez Ciebie.
Moon kopnął w drzwi, aby się zamknęły za nim i
rozejrzał się po pokoju,
wdzięczny Harleyowi, że zakrył ślady, które zrobił, gdy odkrył, ze Joy ponownie go opuściła. Było czysto i uporządkowanie. Pracował przez wiele godzin, ale to się zmieni. Miał partnerkę, z którą będzie spędzał więcej czasu. Obserwował swój dom z świeższej perspektywy. Beta:doktorek22 239
- Możesz zmienić kolory ścian i kupić nowe meble pod swój gust. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa. Joy uniosła twarz i uśmiechnęła się do niego. – Wszystko na czym mi zależy, to łóżko. Gdzie jest? Była swego rodzaju kobietą. Poprawił się. Nie, ona jest moją kobietą. Moją partnerką. Uczucie ciepła przeleciało prze niego. Wszystkie negatywne emocje uleciały z niego, w oczekiwaniu, na zatwierdzenie jej. Łóżko nie było doskonałe, ale spał w nim tylko on. Wziął wdech powietrza, z tym co ludzie wierzyli było powiewem wiosny według etykiety na butelce od płynu do prania. Mylili się, ale było przynajmniej przyjemne. Posadził ją na krańcu łóżka i przykucnął. Obróciła się, gdy uwolnił ją z koca. Szpitalna sukienka była cienka i zadbał o to, aby jej bandaż przypominał mu, jak prawie mógł ją stracić. – Coś Cie boli? -Trisha coś mi dała, ponieważ nic mnie nie boli, nie martw się tym. – Uśmiechnęła się. – To łagodny lek przeciwbólowy. Nie będę więcej chichotać. Uspokoił się. – Jesteś jeszcze na środkach? Zdjęła materiał i go na ziemię. Jego wzrok przesunął się na jej nagie ciało, a jego fiut stwardniał w odpowiedzi. Chciał jej tak bardzo, że to bolało, ale jej słowa to zmieniły - Jak to dla Ciebie wygląda? - Powiedziałaś, że jesteś moją partnerką, ale co jeśli jutro zmienisz zdanie? Ty… Położyła palec na jego ustach. – Mój umysł jest czysty, Moon. Wiem co mam robić i czego chce. – Jej palec obrysował jego wargi, po czym zjechał na gardło, aż zatrzymał się na skraju koszulki. – Byłam niezdecydowana przez miłość do Ciebie, przez narkotyki, które Ci podali i bałam się, że będziesz później tego żałował. Powiedziałeś mi kilka rzeczy, kiedy nasze role się odwróciły i mam zamiar powiedzieć Ci je teraz. - Co powiedziałem? - Bez wymówek. Chce Ciebie. – Zamilkła. – Jestem pewna.
Beta:doktorek22 240
Sięgnął po koszulę i powoli podciągnął ją do góry. Przeciągnął ją przez barki i zadowolenie wypełniło go, gdy jej spojrzenie pełne miłości obserwowało jego nagą pierś. Zdjął obuwie, nie przejmując się nawet rozwiązywaniem sznurowadeł. Zatrzaski w jego spodniach poszły, gdy mocnym szarpnięciem chciał je zdjąć. Pchnął je z bioder i uwolnił swojego penisa z ciasnego materiału. – Połóż się na plecach. - Wstań. Ona go testowała? Nie chciał błędu za partnera. Mężczyźni z Gatunku z natury byli dominujący, ale pochylali się do woli swoich parterów. – Dlaczego? Chcesz sprawdzić, czy ślepo będę robił co chcesz w imię naszej miłości? Oblizała wargi. – Wierze, że mnie kochasz. – Spojrzała na niego, będącego na kolanach. – Powiedziałam, że będę chciała cos zrobić dla Ciebie. Proszę, wstaniesz? Krew uderzyła do jego pachwin, a jego penis boleśnie napiął się. Już nie obchodziło go, czy to jest test. Wydawało mu się, ze wygrała z nim, gdy zrównał swoje biodra z jej twarzą. Prawie przewrócił się, zapominając, że ma spodnie nadal owinięte wokół ud. Zsunął je i odrzucił na bok. Jego uwaga skoncentrowała się na Joy, gdy dłonią przesunęła po koronie penisa. Jej język ponownie zwilżył usta i wiedział co miała zamiar zrobić. Jej gorący oddech podsycał żar jego pożądania, przez co musiał zaciskać zęby. Jako partnerka zasłużyła, by sterować tym, co zawsze uważał za najgłębsze fantazje. Pierwszy dotyk języka był gorący i zarazem łagodny – zmusił się, by zablokować kolana przed upadkiem. Jedna z jej rąk spoczywała na jego biodrze, a paznokcie delikatnie maskowały jego pośladek. Ledwie zauważył, jak drugą rękę owinęła wokół jego trzonu, i wsunęła go do swoich gorących wąskich i delikatnych ust. Jego kule zadrżały. Zaczęła powoli się poruszać do przodu i do tyłu, ale starannie trzymała się go. Kurwa! Uczucie było lepsze, niż mógł sobie wyobrazić. Chciał wsunąć palce w jej włosy, ale bał się, ze się zatrzyma. Nie wiedział co zrobić z rękoma, wiec zamiast tego zacinał je. Wściekła przyjemność przetoczyła się przez niego, gdy ssała go i lizała biorąc go głębiej. To była istna tortura, gdy lekko się wycofała, ale ponownie ruszyła do przodu. - Joy. – Wychrypiał, spoglądając w dół, aby zobaczyć, jak bierze go w usta.
Beta:doktorek22 241
Jej wspaniałe niebieskie usta uniosły się i prawie doszedł. Powoli wycofał się, bojąc, że ją udusi, gdy wtryśnie. To było piekielne musieć wyjść spomiędzy jej chętnych warg, kiedy wycofał biodra, jednocześnie trzymał jej ramiona, by nie szła wraz z nim. - Dlaczego mi przerwałeś?- Spojrzała na niego lekko zorientowana. - Nie chciałem tego przerywać, Joy. Jestem w tym nowy. - Co? Opadł na kolana. – To był mój pierwszy raz. To odcinało się na mojej kontroli. Zaufaj mi w tej sprawie. Jej usta opadły, gdy gapiła się na niego. To było bardziej, niż krępujące, gdyby złapali go i kazali wlewać sperce do pojemniczków. - Cholerka. Ta kryjąca sprawa będzie czasem trudna, co nie? Samica nigdy mi tego nie robiła. Czułem się zbyt dobrze, rozumiesz? Ja naprawdę mam nadzieje, ze będziesz chciała częściej to robić, ale poczekaj, aż nie będę umierał od znalezienia się w Tobie. Mam swoje dumę. - Nigdy nie miałeś seksu oralnego? - Nigdy nie byłem odbiorcą. Nie. - Ale… - nie możesz znaleźć słów? Ona nadal nic nie powiedziała. Zaśmiał się. – Sprawiłem, ze zaniemówiłaś. Byłem pomijany do tego. – Najechał na jej przestrzeń, zmuszając ją do położenia się płasko na plecach. – Tęskniłem za Tobę. Otwórz swoje słodkie uda dla mnie. To moje kolej by umieścić język na Tobie. Zobaczymy, jak długo przetrwasz, kochanie. - Nie za długo. – Rozszerzyła swoje nogi, a on spoglądał na nią swoim błyszczącym wzrokiem. – I nie wstydzę się do tego przyznać. – Sięgnęła dłonią, by dotknąć jego policzka, gdy pochylił głowę, składając pocałunek na wewnętrznej stronie uda i rozpoczął swoja prace nad jej łechtaczką. - Nikt nigdy nie robił tego, dla Ciebie? Naprawdę? Beta:doktorek22 242
Zatrzymał się, patrząc na nią. – Dlaczego to Cie dziwi? - Myślałam, że nabrałeś dużo doświadczenia, um, po tym, jak wyjechałeś z pustyni. Można było wyczuć coś w jej głosie. Zazdrość? To nie było fajne, on wiedzący co ona czuje. Jego ranna partnerka była obolała i chciał ukoić ten ból. - Nie kłamie Tobie. Byłem z innymi samicami, ale one nigdy nie dotknęły mnie w ten sposób, Joy – wewnątrz lub na zewnątrz. Żadna kiedykolwiek mnie nie kochała. Dałaś mi ten dar. – Justice miał rację. Nigdy nie czuł się tak żywy, jak z kobietą, która skradła jego serce. Ja będę to pielęgnować i Ciebie. - Ja też Cie kocham. – Wsunęła palce w jego włosy, masując jego głowę.- Jednak porozmawiamy o tym później. – Przesunęła się pod nim. - Może powinniśmy poczekać z tym. Nadal jesteś słaba. - Leżę. I będziemy uważać, a poza tym za bardzo Ciebie pragnę, by przerywać. Jego kciuk maskował delikatnie jej łechtaczkę, przez co szarpnęła się pod nim rozszerzając bardziej swoje biodra. Zapach jej podniecenia uderzył w niego, gdy zaczął zdecydowanie masować jej wiązkę nerwów. Jej sutki były sztywne, gdy wygięła plecy w łuk. – Doprowadzasz mnie do szału. Cicho jęknęła, gdy jej biodra drżały w jego dłoniach – Więc dobrze, że moją partnerką jest psychiatra. Idealnie, prawda? Zmoczył swój kciuk i ponownie zaczął drażnić pęczek nerwów. Dwom palcami delikatnie badał wejście do jej cipki, jego penis był zazdrosny, gdy palce zatonęły wewnątrz jej mocno rozciąganego kanału, upewniając się, że przyjmie go całego. Lekko zakrzywił palce w miejscu, w którym czerpała najwięcej przyjemności i zaczął powoli ją pieprzyć. Ścisnęła jego włosy i uśmiechnął się ignorując niewielki ból. Obserwował ją wijącą się pod nim, a jej biodra drżały, szukając gorączkowo sposoby by znaleźć punkt kulminacyjny. Była tak piękna przy nim. - Moon. – Poprosiła. Byłą blisko. Wstał, wycofując swoje palce z jej cipki. Chwycił jej biodra i przesunął ja na krawędź materaca, uważając by nie podrażnić, jej ramienia. Zamknął oczy, gdy jego kutas wjechał w nią. Jej mięśnie objęły go, jakby płakała. Położył rękę obok jej Beta:doktorek22 243
zranionego ramienia, gotowy, aby w razie jakiegokolwiek bólu zabrać ją, ale wjeżdżał w nią mocno, biodrami pompował wściekle, aż zobaczył białe plamki przed oczami, gdy rozlał w niej swoje nasienie. Upadł na nią, ale oparł się od razu na łokciach, aby upewnić się, że nie wywarł żadnego nacisku na jej ranie. Jego partnerka podniosła rękę i zbadała jego biceps. Odwrócił głowę i umieścił pocałunek na jej odsłoniętym gardle. - Jak Twoje ramię? - Jakie ramię? – Zaśmiała się. – O to. Jest idealnie. Zaśmiał się. – Wszystko ok, prawda? Prawie. Miał partnerkę do ochrony. Nowy Gatunek miał wrogów, którzy nadal mogli im zaszkodzić. Atak na niego powrotem sprowadził Joy do niego i niemal im wybaczył przez to, co mu zrobili. Chociaż następnym razem nie będą tacy szczęśliwi. Joy zmieszała się. – przestań się martwić. Podniósł głowę, spojrzał na nią i zastanawiał się, jak na to wpadła. Uśmiechnęła się. – Taka Twoja natura. Ja tylko chce żebyś mnie kochał i byś był, taki jaki jesteś. A reszta będzie się układać. Mamy siebie, możemy się na sobie opierać bez względu na wszystko, z czym będziemy mieć do czynienia. - Kocham Cię. - Chciał, żeby to wiedziała. - Też Cie kocham. Nie pozbędziesz się mnie. – Spojrzała na dół, między nimi. – Jestem praktycznie przyklejona do Ciebie. – Spotkała jego wzrok. – Sprawiasz, że jestem szczęśliwa. To nigdy nie ulegnie zmianie i będziemy razem długo żyć. Nie martw się o małe rzeczy. Jego kutas zmiękł w niej. – Wszystko o czym powinniśmy myśleć, to większe rzeczy. Zaśmiała się. – Czuję.- Zacisnęła uda wokół niego. - Trisha powiedziała, że mam Cie nakarmić. - Nie teraz. Zamiast tego pocałuj mnie. Odepchnął wszystkie myśli i skupił się na niej. Jego nastrój poprawił się. – Gdzie? Beta:doktorek22 244
Zaśmiała się ponownie, a ten dźwięk przypominał mu błogosławieństwo, jakie otrzymał w swoim życiu.- Gdziekolwiek chcesz, partnerze. - Moja przyjemność. – Jego język prześledził muszle jej ucha. - Moon? - Tak kochanie? - Warknij dla mnie. Nie powstrzymuj się. Czy kiedykolwiek wspominałam Ci, że to mnie kręci? Niskie dudnienie pochodziło z jego klatki. – Lubisz to? Jej paznokcie masowały jego skórę. – Tak. - Ja teeż. - Mmmmm. - Przesunęła twarz na jego szyje lekko go podszczypując. – Pokaż mi. - Wszystko dla mojej partnerki. – Obniżył swoje usta i oderwał się na chwilę.Postaram się Ciebie nie ugryźć. I przepraszam za malinkę. Uśmiechnęła się. – Jesteś zmartwiony tym, że może mnie zaboleć, ale nie przeszkadza Ci myśl, ze mnie oznaczysz, jako ślad, że nalezę do Ciebie, prawda? Łapie. Oblizała wargi.- Możesz zrobić wszystko, co chcesz. Wystarczy, że spróbujesz i zobaczysz by uniknąć rozlewu krwi. Miłość i ukąszenia są seksowne, lubię to podczas seksu. To sprawia, że staje się gorąca. Nie mógł przegapić szczerości w jej słowach. – Mogłabyś oznaczyć mnie i nie przeszkadzałoby mi utoczenie trochę krwi. Uwielbiam, gdy drapiesz mnie swoimi paznokciami. - Zatem przestań mówić i zrób coś, by mnie zachęcić. – Wygięła się pod nim. – Może mógłbyś mnie nauczyć cierpliwości, ale jestem beznadziejna w tym. Moje leki przeciwbólowe nadal działają. Chce Ciebie. - Już mnie masz, kochanie.
KONIEC Beta:doktorek22 245