Lekcja nr 7. Metody wodzenia wskaźnikiem Po treningu widzenia peryferycznego, percepcji i skracania czasu fiksacji jesteś już prawdopodobnie gotowy do...
7 downloads
17 Views
206KB Size
Lekcja nr 7.
Metody wodzenia wskaźnikiem Po treningu widzenia peryferycznego, percepcji i skracania czasu fiksacji jesteś już prawdopodobnie gotowy do podjęcia prób opanowania technik wodzenia wskaźnikiem. Dotychczas wskaźnik przesuwany płynnie i dość szybko narzucał tempo czytania oraz pomagał w utrzymaniu koncentracji na właściwej partii tekstu. Wskaźnik przesuwany był jednak zgodnie z tradycyjnym systemem czytania, czyli od lewej do prawej i od góry do dołu. Techniki szybkiego czytania wykorzystują jednak także system fotograficzny oko – mózg. Zaskakujące jest jak wiele obrazów absorbuje w jednej sekundzie nasze oko np. jadąc samochodem – widzisz drogę, jej otoczenie, wnętrze samochodu itd. Patrząc na to zjawisko w ten sposób, nie wydaje się niczym nadzwyczajnym błyskawiczna percepcja fragmentu tekstu. Prezentację technik wodzenia wskaźnikiem rozpoczniemy od najprostszych. Trening każdej z nich warto rozpocząć na tekście znajomym, z bardzo dużą prędkością, w zasadzie bez prób zrozumienia czegokolwiek, niejako „na rozgrzewkę”.
Przebieg co drugą linię: Tym różni się od techniki tradycyjnej, że zamiast jednej linii obejmujemy wzrokiem jednocześnie dwie. Aby wykonać to zadanie przesuwaj spokojnym ruchem wskaźnik tuż pod tekstem co druga linijkę. Unieś wskaźnik na kilka milimetrów w czasie ruchu powrotnego i umieść go ponownie pod drugą linijką. Ruch powrotny – odpoczynek, ruch poziomy czytanie jednocześnie dwóch linijek. przykład Niniejszy kurs będzie trwał 9 tygodni. Raz w tygodniu otrzymasz 1 lekcję, czyli nowe materiały do pracy na kolejny tydzień. Aby kurs przyniósł efekty konieczna jest minimum 20 minutowa praca każdego dnia. Każda z lekcji rozpoczyna się wstępem teoretycznym, następnie pojawia się objaśnienie sposobu wykonania załączonych ćwiczeń i wreszcie instrukcja jak pracować przez najbliższy tydzień. Do pracy potrzebny będzie stoper oraz wskaźnik – do tego celu najlepiej posłuży długi patyczek do szaszłyków, jako że jest odpowiednio cienki i zaostrzony na końcu, dzięki czemu nie przysłania tekstu podczas czytania.
Przebieg zmienny: Podobnie jak powyżej, jednak zależnie od swoich możliwości możesz obejmować wzrokiem jednocześnie nawet do 8 linijek. przykład Niniejszy kurs będzie trwał 12 tygodni. Raz w tygodniu otrzymasz 1 lekcję, czyli nowe materiały do pracy na kolejny tydzień. Aby kurs przyniósł efekty konieczna jest minimum 20 minutowa praca każdego dnia. Każda z lekcji rozpoczyna się wstępem teoretycznym, następnie pojawia się objaśnienie sposobu wykonania załączonych ćwiczeń i wreszcie instrukcja jak pracować przez najbliższy tydzień. Do pracy potrzebny będzie stoper oraz wskaźnik – do tego celu najlepiej posłuży długi patyczek do szaszłyków, jako że jest odpowiednio cienki i zaostrzony na końcu, dzięki czemu nie przysłania tekstu podczas czytania. Musisz wiedzieć, że początkowo wzrost tempa czytania powoduje spadek zrozumienia czytanego tekstu, jednak nie należy się tym przejmować, gdyż już po miesiącu systematycznej pracy sytuacja zaczyna wracać stopniowo do normy. Planowany efekt to mniej więcej dwukrotny wzrost szybkości czytania przy jednoczesnym zbliżonym do wyjściowego lub wyższym poziomie zrozumienia tekstu. Efekty będą dostrzegalne dzięki załączonemu do kursu wykresowi i tabeli, do których nanosić będziesz bieżące parametry twojego czytania, dzięki czemu zaobserwujesz swoje postępy. Kontynuacja systematycznych ćwiczeń po zakończeniu kursu będzie powodowała dalszą poprawę indywidualnych parametrów w zakresie czytania.
Przebieg odwrócony: Można określić go czytaniem do tyłu, gdyż ruch powrotny wskaźnika także służy do czytania, podwaja to natychmiast prędkość czytania, gdyż nie ma tzw. „pustych przebiegów” wskaźnika. Ruch ręki jest tu taki sam jak we wcześniejszych, odwracamy tylko kierunek czytania. Wbrew pozorom nie jest to niedorzeczne, są kultury – japońska, chińska, które stosują taki system czytania od tysięcy lat. przykład Niniejszy kurs będzie trwał 9 tygodni. Raz w tygodniu otrzymasz 1 lekcję, czyli nowe materiały do pracy na kolejny tydzień. Aby kurs przyniósł efekty konieczna jest minimum 20 minutowa praca każdego dnia. Każda z lekcji rozpoczyna się wstępem teoretycznym, następnie pojawia się objaśnienie sposobu wykonania załączonych ćwiczeń i wreszcie instrukcja jak pracować przez najbliższy tydzień. Do pracy potrzebny będzie stoper oraz wskaźnik – do tego celu najlepiej posłuży długi patyczek do szaszłyków, jako że jest odpowiednio cienki i zaostrzony na końcu, dzięki czemu nie przysłania tekstu podczas czytania.
Tak wygląda prezentacja podstawowych technik, istnieją także techniki bardziej zaawansowane, jak S czy zygzak są to kombinacje czytania w przód i w tył oraz obejmowania wzrokiem coraz większej ilości linijek. „S” jest to wodzenie wskaźnikiem z góry w dół w kształcie połączonych liter S, natomiast „zygzak” to wodzenie wskaźnikiem w kształcie połączonych liter Z. W obu przypadkach podnoszenie stopnia trudności polega na jednoczesnym obejmowaniu wzrokiem coraz większej ilości linijek.
Zalecenia do pracy: W najbliższym tygodniu postaraj sie przećwiczyć na znanym już z wcześniejszych treningów tekście powyższe techniki stawiając na szybkie tempo czytania, nie zaś zrozumienie tekstu. Warto sesje czytelnicze poprzedzić skoncentrowaniem umysłu. Kiedy przetrenujesz wszystkie techniki w szybkim tempie i na znanym tekście (po około 4 dniach) przejdź do prób w tempie normalnym – umożliwiającym zrozumienie tekstu nowego. Wybierz najbardziej komfortową i efektywną technikę dla siebie. Korzystaj z tekstu podanego poniżej ale także z własnego jeśli czujesz potrzebę poszerzonego treningu.
Tekst znany W locie przypomina samolot. Bagatela: rozpiętość skrzydeł sięga trzech metrów. Pod tym względem spośród ptaków latających kondor ustępuje jedynie większym albatrosom. Należy do zdumiewających nawigatorów powietrznych. Żeby unieść się w powietrzu, musi wziąć rozbieg. Waży 12 kg! Przed ostatecznym wzniesieniem się olbrzymi ptak odbija się raz lub dwa od skalnej półki, potem nabiera szybkości przy pomocy kilku silnych, powolnych uderzeń skrzydłami. Unosi się w górę spiralnie, podobnie jak szybowiec wykorzystuje występujące prądy termiczne. Po osiągnięciu pewnej wysokości szybuje na skrzydłach prawie nieruchomych aż do następnego prądu wstępującego. Ogon i delikatne pióra u szczytu skrzydeł pełnią rolę najczulszych przyrządów – regulują kierunek i szybkość. Przy odpowiednich prądach powietrznych kondor może osiągnąć wysokość
przekraczającą pięć tysięcy metrów i lecieć z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Schodzi w dół w długich, prostych ślizgach. Gdy zbliża się słychać szum wiatru w jego skrzydłach. Czasem wędruje na długich i cienkich nogach setki metrów, by dotrzeć na odpowiedni grzbiet lub szczyt i unieść się z niego na rozpostartych skrzydłach. Właśnie ten lot bez trzepotu skrzydeł łudząco przypomina samolot. Kondory są przedstawicielami rodziny sępów Nowego Świata, czyli ścierwników lub bardziej dosłownie ścierwojadów. Niektórzy ornitolodzy są skłonni dopatrywać się powinowactwa tych padlinożerców raczej z bocianami niż z jastrzębiami. Przemawiać mają za tym przede wszystkim nogi dostosowane do chodzenia i przytrzymywania zdobyczy, ale nie jak u sępów, do chwytania. Tylko fantazja ludowa pozwala kondorom porywać w szpony jagnięta. Coraz mniej dzikich zwierząt E. Kotarska
Coraz mniej dzikich zwierząt. Stwierdzenie smutne nieodwracalnością faktu, że za życia jednego pokolenia ludzkiego wymietliśmy z powierzchni Ziemi kilkanaście dziesiątków gatunków zwierząt. Wszystko wskazuje na to, że u progu XXI wieku bilans naszych poczynań przeszedł najbardziej posępne przewidywania. Coraz jest nas więcej, coraz więcej potrzebujemy miejsca. Oznacza to dalsze uprzemysłowienie, wznoszenie nowych miast, zajmowanie pod uprawy nowych terenów. A więc wycinanie lasów, zaoranie stepów, zmiany biegów rzek, osuszanie, nawadnianie, wydobywanie kopalin, a w konsekwencji zatruwanie wód, powietrza, unicestwienie świata roślinnego i zwierzęcego. Coraz więcej głosów bije na alarm: niszczenie równowagi biologicznej prowadzi do samozagłady. 2000 uczonych z kilkudziesięciu krajów ogłasza tak zwany apel z Mendozy, w którym stwierdza się, że wszyscy jesteśmy dziś tak samo zagrożeni. Przy ONZ powstał Program Ochrony Środowiska, sporządza się co roku zatrważające raporty o jego stanie, a równocześnie trwa wyścig zbrojeń nuklearnych, rośnie zapas broni jądrowej, Ziemia staje się beczką dynamitu.
W tym nieprzytomnym igraniu z ogniem, nieustannym okrawaniu obszarów dotychczas nie tkniętych cywilizacją, pierwszą ofiara padają zwierzęta, coraz więcej gatunków odchodzi bezpowrotnie, dzielą los dronta dodo, czy krowy morskiej Stellera. Jest to proces nieodwracalny, pozostaje pytanie , czy nieuniknionym, czy też można go zahamować? Powstało wiele organizacji międzynarodowych, aktów prawnych, stacji naukowych, funduszy dobroczynnych – zadaniem ich jest ochrona dzikich zwierząt. Powołana zaraz po drugiej wojnie światowej Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i jej Zasobów (IUCN) z siedzibą w Morges w Szwajcarii, opracowała kolejno dla Afryki, Azjii i Ameryki Łacińskiej specjalne projekty ochrony środowiska naturalnego, informując o ich znaczeniu poszczególne rządy. Istniejąca przy IUCN Komisja Ochrony Gatunków Wymierających patronuje powstaniu wielu rezerwatów i parków narodowych, porusza opinię publiczną (np. protest przeciw masakrze wielorybów i fok), czuwa nad operacjami ratującymi niektóre gatunki do całkowitego wymarcia, zabiega wreszcie o wprowadzenie przepisów zabraniających eksportu i importu niektórych poszukiwanych zwierząt. Komisja ta od roku 1966 publikuje „Czerwoną księgę”, która jest aktualizowanym spisem zwierząt zagrożonych bardziej lub mniej bezpośrednim unicestwieniem. Według tego rejestru na „cudowne” ocalenie czeka półtora tysiąca ssaków. Pocieszające, że niektóre można było skreślić z listy najbardziej zagrożonych, gdyż eksterminacja przestała im grozić w najbliższym czasie. Wypadki takie są sporadyczne, rejestr powiększa się z każdym rokiem. Podobną księgę opracowała także Międzynarodowa Rada Ochrony Ptaków. W przygotowaniu są tomy obejmujące ginące gady, płazy i ryby. Coraz mniej dzikich zwierząt E. Kotarska
Tekst nowy Babka Alulajla Prastara miała własny pogląd na stworzenie świata. A już co jak co, powiadała, ale nasza dolina jest dziełem czartów. Czarcią dolinę, dziką i nieprzystępną, skrzętnie omijali ludzie. Za to zwierzęta wielce ją sobie upodobały. A żyła ich tu mnogość niezliczona, zarówno wśród rozciągniętych
po horyzont bagien i rozlewisk Szarej Rzeki, jak i po stronie pagórkowatej, gdzie pomiędzy wąwozami i jarami śmigały kity złocistych lisów, skubały trawę sarny i jelonki, taplając się w błocie chrumkały dziki, a nad zagajnikami szybowały, upatrując żeru jastrzębie. Nocą pohukiwały sowy i zjawom podobne przemykały nietoperze. Wśród tych wzniesień nie opodal rzeki, ukryty w cieniu wiekowych drzew stał domek niewielki z modrzewia zbudowany, cały gontem kryty. Za podworcem stał zadumany nad swoim losem stary sad. Z drugiej strony podwórza garbiły się dachy stajni, obory i stodoły, czym przypominały plecy służącego, którego babka Alulajla przezwała kiedyś Piżmołapem. I tak mu już zostało. Bowiem Piżmołap owszem nie stronił od gospodarskich zajęć, ale przy każdej okazji wymykał się za rzekę, gdzie wałęsając się po topieliskach i źródliskach tępił ród piżmaczy. Diabli go po moczarach noszą, ale dnia pewnego zwiodą i utopią, przepowiadała od lat Alulajla Prastara, matka AchaBeja właściciela Czarciej Doliny. Mimo, że według słów Babki Alulajli dolinę zamieszkiwały diabły, widżmarze, jędze leśne, rusałki, topielice, wiły, samodziwy, skrzaty, samojady i brzydopióry oraz inne nie mniej grożne dla człowieka stwory i duchy, w modrzewiowym dworku lata płynęły spokojnie, a ludzie w nim żyjący zawsze zachowywali pogodę ducha. Troje starych ludzi mieszkało w dworku: Prababka Alulajla Prastara, dziadek Acha-Bej i sługa Marcin, zwany Piżmołapem. I mieszkał ktoś jeszcze – 11 letni chłopiec, nad wiek silny, zwinny i odważny. Kiedyś dzieci z Zaskrońcowego Jaru nazwały go Białe Oko. I przylgnęło do niego to przezwisko. Wstydził siei złościł, kiedy ktoś go tym imieniem wołał. Z czasem przywykł. Białe Oko stracił rodziców, kiedy był jeszcze w kołysce. Wtedy też umarła i babcia. W modrzewiowym dworku pozostała jedynie prababka Białego Oka, która kołysząc prawnuczka, zwykła nucić alulaj, alulaj! I stąd właśnie jej przezwisko. A że wielce była wiekowa, to stąd jej przydomek Prastarej dodano. Kto dał? Dziadek Acha-Bej. Dlaczego Acha-Bej? Ponieważ dziadek Białego Oka, kiedy czemuś się dziwił powtarzał ach i zaraz dodawał bej. Powtarzając tak sam wpadł na pomysł aby nazwać się pięknobrzmiącym imieniem Acha – Bej. Białe Oko nie pamiętał swoich rodziców. Całą więc miłość dziecka przelał na swoich dziadków. A także na Czarcią Dolinę i jej czworonożnych oraz skrzydlatych mieszkańców. I właśnie o owej miłości chłopca do dziadków oraz zwierząt będzie ta opowieść. Bywały takie dni, kiedy Białe Oko wczesnym rankiem wybiegał boso przed ganek modrzewiowego dworku i mrużąc oczy śledził słoneczne promienie, które rojnie obsiadały sędziwe sosny, rosochate wierzby, panienkowate brzozy i otyłe buki, porastające okoliczne wzgórza. Widok ów wypełniał go zawsze uczuciem
szczególnym, takim jakiego się doznaje jedynie w chwilach poznania wielkiej tajemnicy, którą tylko nielicznym wyjawia czarodziejka przyroda. Czasami wydawało się chłopcu, iż dopiero co się narodził, że po raz pierwszy otworzył oczy i ujrzał te piękną okolicę, gdzie wśród piaszczystych, nieurodzajnych halizn sterczały na straży samotne drzewa rzucające cienie na od prawieków tu wypoczywające, a ongiś ciśnięte ręką czarta, jak zapewniała babka Alulajla, potężne głaziska. Białe Oko S. Maciejewski