Copyright for the Polish Edition © 2016 Edipresse Polska SA Copyright for text © 2016 by Magdalena Majcher Copyright photo © theartofphoto/Fotolia.com
Edipresse Polska SA ul. Wiejska 19 00-480 Warszawa Dyrektor ds. książek: Iga Rembiszewska Redaktor inicjujący: Natalia Gowin Produkcja: Klaudia Lis Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51), Beata Konik (tel. 22 584 25 73), Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43) Redakcja: Anita Rejch Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: Dolina Literek Projekt layoutu, korekta i skład: Dolina Literek Biuro Obsługi Klienta www.hitsalonik.pl mail:
[email protected] tel.: 22 584 22 22 (pon.–pt. w godz. 8:00–17:00) www.facebook.com/edipresseksiazki ISBN 978-83-7945-302-3 Druk i oprawa: Lega, Opole Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw
autorskich. Mojemu mężowi, bez którego nie byłoby tej książki, i synom, którzy są moją motywacją do działania 1 Marianna Dulewicz zaparkowała swojego wiekowego golfa wśród innych samochodów na osiedlu i odetchnęła z ulgą. Na najbliższe tygodnie mogła zapomnieć o obowiązkach służbowych. Dwumiesięczne wakacje to jedna z najważniejszych i niestety nielicznych zalet zawodu nauczyciela, o którym Polacy wciąż mieli błędne wyobrażenie. W opinii społeczeństwa Mania przez cały rok pracowała po pięć godzin dziennie, aby przez wolne popołudnia, weekendy, święta, ferie, wakacje wylegiwać się w łóżku i beztrosko przełączać kolejne kanały w telewizji. Grzechem byłoby nie wspomnieć o ciepłej, państwowej posadce, stabilnym zatrudnieniu, wysokiej pensji i lekkiej pracy. Lekkiej! Takie mądrości z pewnością powtarzali ci, którzy z zawodem nauczyciela nie mieli nic wspólnego. To ciężka i często niewdzięczna praca. Marianna zarwała wiele nocy, żeby na czas sprawdzić testy, z własnych pieniędzy przygotowywała materiały na zajęcia, kserowała ćwiczenia, przejmowała się losem swoich podopiecznych, zostawała dłużej w pracy, aby pomóc słabszym uczniom. Nie potrafiła inaczej. Była nauczycielem z powołania. Pracowała w zawodzie ponad dziesięć lat i, wbrew wcześniejszym zapewnieniom starszych koleżanek, nie wpadła w monotonię. Wciąż jej się chciało. Dawała z siebie sto, a nawet dwieście procent. Dlatego tak bardzo potrzebowała tych dwóch miesięcy wakacji. Latem ładowała akumulatory na kolejne dziesięć miesięcy ciężkiej pracy z uczniami i ich rodzicami. Z biegiem lat zaobserwowała, że to ci drudzy stają się coraz bardziej problematyczni. Była zdania, iż dzieci od wieków rodzą się takie same, tylko środowisko, a przede wszystkim matka i ojciec psują najmłodszych swoją roszczeniową postawą wobec świata. A pieniądze? Nie wiedziała, dlaczego Polacy żyją w przekonaniu o wysokich zarobkach nauczycieli. Jej pensję pochłaniały opłaty i rata za kredyt hipoteczny. Po uregulowaniu rachunków zostawało jej na waciki. Zarobki Pawła, męża Marianny, również nie przekraczały średniej pensji krajowej. Ba! Jego wynagrodzenie było o kilkaset złotych niższe niż pensja przeciętnego Polaka. Mimo tych trudności nigdy nie zrezygnowałaby ze swojej pracy. Robiła to, co kochała. Już od dziecka marzyła o tym, żeby w przyszłości zostać nauczycielką. Bawiła się w szkołę, prowadziła klasowy dziennik, jej maskotki zastępowały prawdziwych uczniów. Kiedy dziewiętnastoletnia Mania zdała maturę, złożyła dokumenty tylko na jeden kierunek. Na pedagogikę. Rodzice powtarzali jej, że powinna aplikować również na inny wydział. Przekonywali, iż warto zostawić sobie furtkę na wypadek, gdyby jej plan miał się nie powieść. Marianna jednak nie zamierzała ich słuchać. Postanowiła, że będzie nauczycielką, i w ogóle nie brała pod uwagę innej możliwości. Dopięła swego i skończyła studia. Nie przeszkodziła jej w tym nawet ciąża. Wyszła za mąż, urodziła Anię i zdobyła tytuł magistra.
Ania. Gdyby wiedza zdobyta przez Mariannę na studiach pedagogicznych i podczas lat praktyki w zawodzie mogła posłużyć nie tylko w pracy, ale również w domu… Wyrwała się z zadumy. Spojrzała przez zabrudzoną przednią szybę samochodu. Okna mieszkania na trzecim piętrze były zamknięte. Ania powinna być już w domu. Zakończenie roku szkolnego w gimnazjum skończyło się około jedenastej. W tym czasie Marianna dopiero zaczynała ostatnie przed wakacjami spotkanie ze swoimi uczniami i z ich rodzicami. Przez głowę przemknęła jej myśl, żeby zadzwonić do Ani z prośbą o pomoc we wniesieniu kwiatów, ale szybko z niej zrezygnowała. Od kilku miesięcy nie potrafiła porozumieć się z córką, a każda prośba spotykała się z buntem nastolatki. Ania narzekała na rodziców, że ci wiecznie mają do niej pretensje, a jeśli nie pretensje, to zadania do wykonania. Marianna uważała, iż dziewczyna była już w takim wieku, że powinna mieć w domu swoje obowiązki, ale tego dnia nie zamierzała kłócić się z córką. Właśnie rozpoczynały się wakacje i Marianna nie chciała psuć sobie tego dnia. Zawsze mogła wnieść część kwiatów do mieszkania, a potem wrócić do samochodu po resztę, jeśli nie da rady zabrać wszystkiego za pierwszym razem. Wysiadła z samochodu i otworzyła bagażnik. W tym roku rodzice jej uczniów szczególnie ją docenili. Od całej klasy dostała przepiękny kosz kwiatów oraz bon podarunkowy do Apartu. Dodatkowo każdy z wychowanków miał dla swojej pani bukiet lub przynajmniej pojedynczą różę. Uśmiechnęła się na widok kwiatów. Czuła, że jest lubiana przez uczniów i doceniania przez rodziców. Traktowała prezenty jako rodzaj podziękowania za wykonywaną pracę. Od wielu lat była najbardziej lubianą przez dzieci nauczycielką w szkole. Doceniła to również dyrekcja, nominując ją do nagrody dyrektora. W ubiegłym roku została wyróżniona przez prezydenta miasta. Była dumna z podkreślenia jej zasług, ale najważniejsze było dla niej uznanie w oczach uczniów. Dzieci niczego nie udawały, nie bawiły się w politykę. Ich podziw był szczery. Zabrała się do pracy. Okazało się, że dwa kursy na górę i z powrotem nie wystarczyły. Gdy w końcu wniosła do mieszkania wszystkie kwiaty, z podziwem spojrzała na piętrzący się w przedpokoju stos bukietów. Każdego roku powtarzała sobie, że musi kupić dodatkowe wazony. Kiedy tylko wyrzucała zeschnięte kwiaty, jeszcze o tym pamiętała, ale już za chwilę wylatywało jej to z głowy. Tym razem nie było inaczej. Zorientowała się, iż mieszkanie jest puste, i zajęła się przygotowaniem wazonów na kwiaty. Gdy uporała się ze wszystkimi bukietami, spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę, żeby odebrać Mateusza z przedszkola. Z czułością pomyślała o swoim młodszym dziecku. Od kilku tygodni rozemocjonowany przypominał rodzicom, że we wrześniu będzie starszakiem. Nie mogła uwierzyć, że jej maleńki synek tak szybko dojrzewał. A Ania? Piętnaście lat minęło zupełnie niepostrzeżenie.
Marianna wzięła prysznic, przebrała się i postanowiła zadzwonić do córki. Nastolatka od dłuższego czasu powinna być w domu, tymczasem w mieszkaniu nadal panowała cisza. Ania nie wspominała o swoich planach na dziś, dlatego Mania wyszła z założenia, że po zakończeniu roku córka wróci do domu. Razem z mężem dawali jej dużo swobody, ale stawiali przy tym jeden warunek. Mieli zawsze być poinformowani o tym, gdzie i z kim przebywa oraz o której zamierza wrócić. Marianna westchnęła głośno. Wszystko wskazywało na to, że będzie musiała znów porozmawiać z córką. Jej telefon nie odpowiadał. Jedno krótkie spojrzenie na zegarek wystarczyło, aby zrozumieć, że jeśli zaraz nie wyjdzie z domu, spóźni się do przedszkola. Mateusz nie znosił, kiedy przychodzili po czasie, bo wtedy musiał być razem z dziećmi z innej grupy, co bardzo go stresowało. Marianna i Paweł wiele razy mu tłumaczyli, że nawet jeśli pani zaprowadzi go do sali obok, rodzice nie będą mieli problemu z odnalezieniem go w przedszkolu, jednak do niego nie trafiały żadne argumenty. Zawsze musieli odebrać go przed piętnastą. Marianna skierowała się prosto do sali, w której na co dzień przebywały Żabki. Odszukała wzrokiem swojego syna i uśmiechnęła się do niego szeroko. Mateusz od razu ją zauważył. – Mama! – wrzasnął rozemocjonowany i już biegł w jej stronę. Wychowawczyni chłopca spojrzała w stronę drzwi i dostrzegła w nich Mariannę, którą, tak na marginesie, kojarzyła mgliście ze studiów. Świat był mały. Gdyby spotkały się w innych okolicznościach, z pewnością przeszłyby na „ty”, jednak w przedszkolu zachowywały bezpieczny dystans. – Dzień dobry – przywitała się Marianna. – Jak zachowywał się dziś Mati? – No, już nie będę na niego skarżyć! – przyznała ze śmiechem nauczycielka. – Mogło być lepiej, ale dostrzegam małą poprawę, więc nic nie mówię. To co, Mati? Widzimy się po wakacjach? – Taaaak! – krzyknął Mateusz i już go nie było. Marianna poszła za nim w stronę szatni, pomogła mu zasznurować adidasy i wyszli razem z przedszkola. – Mamaaa! – zawołał, zabawnie akcentując drugą sylabę. – Dziś jesteś autem czy na nogach? – Jestem człowiekiem – uśmiechnęła się. – Ale przyjechałaś autem czy przyszłaś po mnie na nogach? –
dopytywał chłopczyk. – Przyjechałam autem – odpowiedziała. – To szkoda – zauważył ze smutkiem Mateusz. – Dlaczego? – Boooo… Bo nasza pani mówiła, że jak są wakacje, to musimy dużo spacerować i dużo przebywać na świeżym powietrzu, to wtedy będziemy zdrowsi. Wiesz, mamooo? – Twoja pani jest bardzo mądra i ma rację, ale dziś, niestety, przyjechałam autem, bo z pewnością spóźniłabym się, gdybym miała po ciebie przyjść pieszo. A tego byś chyba nie chciał, prawda? – zasugerowała. – Nieee! – odpowiedział z wrzaskiem przerażony Mateusz. – A wiesz, mamooo? Dzisiaj jest pierwszy dzień wakacji, a mówiliście mi z tatą, że w pierwszy dzień wakacji będzie nowy numer gazetki z Lego Ninjago. – Kochanie, dziś jest ostatni dzień przedszkola, a pierwszy dzień wakacji będzie w poniedziałek. – Poniedziałek jest jutro? Chłopiec nie poddawał się. – Jutro jest sobota – powiedziała Marianna. – Wskakuj do samochodu. Zapięła go w foteliku, po czym sama wgramoliła się na siedzenie kierowcy i przekręciła kluczyk w stacyjce. – Mamooooo! Pasy! – wrzasnął pięciolatek z tylnego siedzenia. Marianna grzecznie zapięła pasy, po czym uradowany Mateusz mówił dalej: – Mamo! Nie rozumiem! Dziś jest ostatni dzień przedszkola, jutro nie jest poniedziałek, a mówisz, że dopiero w poniedziałek jest pierwszy dzień wakacji i… i… To kiedy będzie Lego Ninjago? – W poniedziałek – przyznała Marianna, rozglądając się w prawo i w lewo, czy żaden samochód nie zbliża się do skrzyżowania, na którym znajdował się ich golf. – Kochanie, jutro jest weekend, dlatego formalnie uznaje się, że wakacje rozpoczynają się w poniedziałek, to znaczy jak już się ten weekend skończy. – Weekend? – zdziwił się Mati. – Czyli tatuś ma jutro wolne? – Tak, tatuś ma jutro wolne – powiedziała Marianna, włączając się
do ruchu. – Fajnie – przyznał Mateusz i na chwilę zapadła cisza. Mania wiedziała, że ten moment nie będzie trwał wiecznie. Zbyt dobrze znała swoje dziecko, więc nie zdziwiła się, kiedy po dziesięciu sekundach synek znowu się odezwał. – A wiesz, mamooo? Dzisiaj rozmawialiśmy z naszą panią o wakacjach. Pytała nas, czy już mamy te… no… plony na wakacje! – Chyba plany – poprawiła go Marianna. – No właśnie, plany! Mamo, a jest takie słowo? Plony? – Jest – przyznała niechętnie. Przez chwilę rozważała, czy nie okłamać swojego dziecka, gdyż wiedziała, z czym wiązała się prawda. Zaraz będzie musiała długo, szczegółowo i wyczerpująco odpowiadać na pytania pięciolatka. Zrezygnowała jednak z zamiaru małego oszustwa. Kiedyś postanowiła, że zawsze będzie szczera wobec dzieci. – Tak? – Mateusz był wyraźnie podekscytowany. – A co to znaczy? Niby takie oczywiste, ale jak wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, co to są „plony”? – Żniwa, zbiory… – spróbowała. – Co to żniwa? – Mati natychmiast zareagował. – Plony – wyjaśniła rezolutnie. – Mamo! – Mateusz upomniał ją z tylnego siedzenia. – Co to są plony? Zastanowiła się jeszcze raz. Nikt nie przygotował jej na takie pytanie. Nie powiedzieli na studiach, jak pomóc pięcioletniemu dziecku zrozumieć definicję słowa „plony”. Nie dostała tej wiedzy również w pakiecie z macierzyństwem. – Kochanie – spróbowała jeszcze raz dyplomatycznie – jeśli ktoś jest rolnikiem i ma duże pole, to wszystko, co daje ziemia, a on później zbiera, to są właśnie plony. – Aha. – Mateusz nie był przekonany, ale jak na razie odpuścił. Marianna zaparkowała właśnie przed supermarketem i dziecko
skupiło się na najbliższej przyszłości. Chciał koniecznie wiedzieć, w jakim celu przyjechali do sklepu i co będą kupować. Kiedy już uzyskał odpowiedź i dowiedział się, że wezmą coś na obiad, wrócił do tematu magazynu z Lego Ninjago. Kazał sobie pokazać na palcach, za ile dni będzie mógł pójść do kiosku i kupić ulubioną gazetkę. Kiedy Marianna cierpliwie wyjaśniła mu, że jeszcze trzy razy musi pójść spać i wstać rano, żeby dostać pisemko, odetchnął z ulgą. Stwierdził, że to wcale nie tak dużo i jest w stanie poczekać te trzy „pójścia spać i wstawania rano”. Marianna uśmiechnęła się do siebie. Pierwszy kryzys zażegnany. Zdawała sobie sprawę, że nadchodzące wakacje nie będą lekkie. Ania wkroczyła w trudny wiek dojrzewania, Mateusz obecnie znajdował się na etapie pytań w stylu „A dlaczego? A jak? A kiedy?” i – obowiązkowo – „Dlaczego tak długo?”. Denerwował się, kiedy rodzice powtarzali, że musi na coś poczekać. Mati z natury był dzieckiem bardzo niecierpliwym i po prostu nie lubił czekać na cokolwiek. Na obiad, na czekoladę, na gazetkę z Lego Ninjago, na swoje urodziny, na ulubioną bajkę. Wszystko chciał dostać już, natychmiast, teraz. Usiłowała przypomnieć sobie, co jest w lodówce, i zastanowiła się, co musi kupić, żeby wyczarować smaczny obiad. Było gorąco, więc nie zamierzała tkwić długo w kuchni. To musiało być coś szybkiego. W końcu wybór padł na spaghetti, na co Mateusz zareagował ogromnym entuzjazmem. Uwielbiał spaghetti! Do domu dotarli kilka minut po szesnastej. Ania była już na miejscu. Z jej pokoju dobiegała głośna muzyka. Marianna westchnęła ciężko. Nie pamiętała, aby za czasów, gdy sama była nastolatką, młodzież słuchała muzyki pozbawionej głębszego sensu, za to wyposażonej we wszystkie przekleństwa, jakie tylko znał język polski. Zapukała do pokoju, a kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi, odczekała kilka sekund i weszła do pokoju córki. Ania leżała na łóżku. – Czy mogłabyś to ściszyć? – poprosiła. – Właśnie wróciłam z Matim do domu i wolałabym, aby nie wysłuchiwał tych wszystkich przekleństw. Nastolatka wzruszyła ramionami, bez słowa wstała z łóżka i wyłączyła płytę. Marianna nie poznawała własnej córki. To da się tak bez narzekania? Nie chciała jednak wywoływać kolejnej kłótni, dlatego zachowała tę uwagę dla siebie i spytała o zakończenie roku szkolnego. Tę kwestię dziewczyna również podsumowała wzruszeniem ramion. – Zaniemówiłaś? – zapytała Marianna. Zdała sobie sprawę, że powiedziała to zbyt agresywnie, ale nie potrafiła się powstrzymać. Z córką od kilku miesięcy działo się coś bardzo, bardzo złego.
I znowu ten wymowny, jakże denerwujący gest! Miała ochotę krzyczeć, ale nakazała sobie spokój. Wiedziała, że kłótnie nic tu nie dadzą, jedynie pogorszą sytuację. – Gdzie twoje świadectwo? – zapytała. Ania wskazała palcem dokument leżący na biurku. Marianna podeszła w tym kierunku i wzięła go do ręki. Doskonale wiedziała, jakich stopni spodziewać się na zakończenie roku – w ubiegłym tygodniu była na wywiadówce, a jednak ten widok napawał ją smutkiem. Zachowanie – nieodpowiednie. Język polski – dostateczny. Język angielski – dopuszczający. Niemiecki – dopuszczający. Matematyka – dopuszczający. Historia – dostateczny. Fizyka – dopuszczający… Marianna przeleciała wzrokiem oceny córki. Trzy dostateczne i same dopuszczające. Aż się w niej zagotowało. W oczach zaszkliły się łzy. Nie tego spodziewała się po swojej inteligentnej, niegdyś ambitnej córce. Co się stało z tamtą dziewczyną? – Jesteś z siebie dumna? – zapytała Anię, odkładając świadectwo na miejsce. – Zaraz ojciec wróci z pracy. Z pewnością będzie zadowolony… Ania znów wzruszyła ramionami. Po raz czwarty. Marianna nie wytrzymała i wrzasnęła na córkę. – A ty co, niemową nagle jesteś? Odpowiedz! – Nie – powiedziała krótko. – Co nie? Nie jesteś niemową czy nie jesteś z siebie dumna? – dopytywała Mania. – Nie jestem z siebie dumna – odparła dziewczyna. Mówiła w sposób co najmniej… dziwny. Jakby coś przeszkadzało jej w buzi. Jakby miała „kluskę” w gardle. Czyżby nabawiła się anginy? Marianna spojrzała na nią zaniepokojona, a nastolatka spuściła wzrok. Wiedziała, że to właśnie lato oraz wysoka temperatura są najbardziej zdradliwe i wtedy najszybciej można zachorować na anginę. – Coś cię boli? – Nie – zaprzeczyła szybko Ania. – To dlaczego tak dziwnie mówisz? Nastolatka wzruszyła ramionami.
Marianna spojrzała na zegarek i postanowiła odpuścić, przynajmniej teraz. Mogły wrócić do tej rozmowy później. Zaraz Paweł miał wrócić z pracy, z pewnością wściekle głodny. Mania również od rana nie miała niczego w ustach. Mati z pewnością nie zjadł obiadu w przedszkolu, idąc przykładem najlepszego kolegi, który był strasznym niejadkiem. A Ania… Marianna machnęła ręką. Mogła porozmawiać z nią potem. Teraz i tak raczej nie zanosiło się na porozumienie. Poszła do kuchni, a po chwili dołączył do niej Mateusz. Podczas gdy ona przygotowywała obiad, chłopiec postanowił wrócić do porzuconego tematu „plonów” na wakacje. – Mamooo! – zaczął, standardowo przeciągając ostatnią sylabę. – Pani Kasia dzisiaj rozmawiała z nami o naszych pla–nach – zaakcentował wyraźnie pierwszą samogłoskę – na wakacje. Pytała, czy wyjeżdżamy gdzieś z naszymi rodzicami. Bo pani Kasia jedzie ze swoim mężem i z dziećmi do Kołobrzegu! Mamo, a gdzie jest Kołobrzeg? – Całkiem niedaleko miejscowości, do której my jedziemy w tym roku – wyjaśniła. – Niedaleko Ustronia Morskiego? – upewnił się chłopczyk, a Marianna potwierdziła skinieniem głowy. – Łoooo! To może spotkamy się z panią Kasią w tym, no… Kołobrzegu albo w Ustroniu Morskim?! – Zobaczymy. Wakacje są długie. Wcale nie jest powiedziane, że pani Kasia będzie tam w tym samym terminie co my. – A kiedy my tam będziemy? – spytał Mateusz. – Wyjeżdżamy piętnastego lipca – wyjaśniła Marianna. – Za ile będzie piętnasty lipca? – drążył temat młody Dulewicz. Mańka westchnęła. Kochała syna i córkę najmocniej na świecie, ale czasem była po prostu zmęczona. Paweł był raczej dobrym ojcem, ale miał staroświeckie poglądy na temat wychowania dzieci. Według niego obowiązkiem kobiety była codzienna opieka i zajmowanie się najmłodszymi członkami rodziny. On mógł, ale nie musiał. Marianna dawno przestała walczyć z mężem. Kiedy Ania była mała, naiwnie wierzyła, że jest w stanie zmienić głęboko zakorzenione wzorce swojego mężczyzny. Miotała się i urządzała karczemne awantury. Teraz nie miała na to siły ani ochoty. Akceptowała rzeczywistość i nie zamierzała jej zmieniać. Anię urodziła w wieku dwudziestu jeden lat. Miała w sobie cechy typowej dwudziestolatki. Była przekonana, że jest w stanie zmienić świat. Młoda, pewna siebie, nieco zbuntowana, trochę też naiwna. Mieszanka wybuchowa. W wynajmowanym przez Dulewiczów
mieszkaniu każdego dnia dochodziło do głośnych kłótni. Marianna wściekała się, że jej świeżo poślubiony mąż nie potrafił wpasować się w schematy narzucone przez żonę. Paweł złościł się, że ona próbuje dyktować mu warunki. Awantury były na porządku dziennym, ale po każdej burzy wychodziło słońce. Mania miała przynajmniej pewność, że to, co łączy ją z Pawłem, to miłość. A teraz? Drugi raz została mamą w wieku trzydziestu jeden lat. Macierzyństwo przeżywała w zupełnie inny sposób niż dziesięć lat wcześniej. Mogłoby się wydawać, że przy pierwszym dziecku było więcej strachu, niepewności. Nie w tym przypadku. Kiedy urodziła Anię, była zbyt młoda, żeby w stu procentach zdawać sobie sprawę z pewnych zagrożeń. Później nasłuchała się o ludzkich dramatach, przeczytała w internecie o chyba wszystkich możliwych chorobach, jakie tylko mogą dotknąć najmłodszych. To właśnie teraz, przy drugim dziecku, była matką przewrażliwioną. Wydawało jej się, że kocha Anię i Mateusza tak samo, a jednak to młodsza pociecha była ukochanym, wypieszczonym synkiem mamusi. Szybko przeliczyła w myślach, ile czasu zostało do wyczekiwanego przez całą rodzinę – z wyjątkiem Ani – wyjazdu. – Trochę ponad dwa tygodnie – wyjaśniła Mateuszowi. Chłopczyk widocznie musiał przetrawić tę informację, gdyż przez dłuższą chwilę panowała cisza. Marianna spojrzała na synka i poczuła przypływ tej niesamowitej, niekończącej się miłości. Był idealny. Ciemne, gęste, długie rzęsy, duże, zielone oczy i włoski w kolorze ciemny blond. Podeszła do syna, mocno go przytuliła i poczochrała pieszczotliwie po włosach. – Ejjj! – Mateusz zareagował natychmiast. – Zniszczysz mi fryzurę! – Przepraszam – powiedziała ze śmiechem i powróciła do przygotowania sosu do makaronu. Chłopiec chyba już przestał roztrząsać termin wyjazdu na wymarzone wakacje, bo zmienił główną myśl, pozostając jednak w klimatach okołourlopowych. – Mamooo! A wiesz, że Bartek nigdzie nie jedzie na wakacje? Bartek był kolegą z grupy Mateusza. Marianna kilkakrotnie minęła się w szatni z mamą chłopca, która samotnie go wychowywała. Musiało być jej bardzo ciężko. Kiedyś Mati powiedział, iż „Bartek jest tak biedny, że nosi stare i śmierdzące ciuchy”. Marianna koniecznie chciała wiedzieć, skąd syn wytrzasnął takie informacje. Była pewna, że nie wymyślił tego sam. Okazało się, iż takie mądrości powtarza jeden z kolegów chłopca. Typowy przykład dziecka z nowobogackiego domu. Mania odbyła wtedy z Mateuszem poważną rozmowę. Wytłumaczyła
synkowi, że nigdy nie można śmiać się z drugiej osoby z powodu gorszych ubrań czy zabawek. Nie to miało świadczyć o człowieku. Przecież Bartek był bardzo dobrym kolegą, przekonywała Matiego, co on potwierdził mądrym wzrokiem i skinieniem głowy. Mateusz bardzo chętnie bawił się z Bartkiem w przedszkolu, jednak co jakiś czas w ich domu powracał jego temat. – To przykre – skomentowała Marianna. – Na pewno Bartek bardzo chciałby gdzieś pojechać, ale jego mama widocznie nie ma pieniędzy na taki wyjazd i nie mogą sobie na to pozwolić… – Tak – potwierdził przejęty Mateusz. – Ale powiedziałem mu, żeby się nie przejmował, bo jego mama zawsze może zadzwonić do bociana i na pewno wtedy pojadą na wakacje nad samo morze! – Gdzie? – zapytała zszokowana. – No mamo, nie wiesz? – Teraz z kolei on był zdziwiony. – „Jeśli nie masz siana, zadzwoń szybko do bociana!” – zacytował fragment często powtarzanej reklamy telewizyjnej. Mania roześmiała się głośno. Mały był obłędny! I jak tu go nie kochać? Po chwili do domu wrócił Paweł. Wyćwiczona przez lata wspólnego życia i starannie naoliwiona machina ruszyła. Szybkie przywitanie, standardowe „Jak dzień?” bez oczekiwania na konkretną odpowiedź, „Dzieci w domu? Co na obiad?” i już go nie było. Wyskoczył ze swojego służbowego garnituru, a potem w koszulce i bokserkach rozłożył się wygodnie na kanapie. Najwidoczniej zapomniał o czymś arcyważnym, jak na przykład zimne piwo czy pilot od telewizora, bo po chwili zaczął nawoływać żonę. – Mańka! Możesz tu na chwilę? Marianna była wściekła, odkąd tylko Paweł wszedł do domu. Każdego dnia przed powrotem męża z pracy miała cichą nadzieję. Na to, że tym razem będzie inaczej, a ona przestanie być tylko elementem krajobrazu, który, w zależności od potrzeb pana i władcy, przybiera postać sprzątaczki, kucharki, służącej, opiekunki do dzieci. I tak dalej, i tym podobne, niepotrzebne skreślić. Marianna nie potrafiła jednoznacznie wskazać momentu, gdy w jej małżeństwie zaczęło się psuć. Wiedziała, że w dużym stopniu była to jej wina. Pozwoliła na taki stan rzeczy, nie postawiła sprawy jasno. Kiedy wyszła za mąż, była bardzo młodą dziewczyną, pełną wiary we własne ideały. Na początku wrzeszczała, głośno dopominając się o swoje, ale w końcu, po karczemnej awanturze oraz seksie na zgodę, odpuszczała i sama robiła to, o co jeszcze przed chwilą tak głośno walczyła. Brakowało jej konsekwencji. Paweł był typowym przykładem maminsynka. Nie wychowała go matka, nie wychowała go żona. Teraz, w wieku trzydziestu siedmiu lat, było już za późno na jakąkolwiek zmianę. Mania mogła tylko biernie
przyglądać się biegowi wydarzeń. To nie tak, że zawsze było źle. Zdarzały się dobre chwile, jednak… było ich coraz mniej. Gdyby ktoś przyjrzał im się z zewnątrz, nie domyśliłby się, iż w ich małżeństwie dzieje się coś złego. Publicznie zawsze odnosili się do siebie z szacunkiem, mieli dwoje wspaniałych dzieci, choć starsza córka mogła wydawać się nieco problematyczna przez ostatni czas. Raz w roku jeździli razem na wakacje, zawsze nad ukochany Bałtyk. Weekendy spędzali wspólnie, czasem zabierali dzieci i wyruszali na wycieczkę. Odwiedzali swoich rodziców, w święta zawsze zapraszali do siebie seniorów. Ona – szanowana i lubiana nauczycielka, on – elegancki pracownik obsługi klienta w jednym z renomowanych banków. Od dwunastu lat na tym samym stanowisku, prychnęła Marianna. Postanowiła nie reagować na nawoływania męża. Był dorosły i w pełni samodzielny. Nie zamierzała go dłużej wyręczać. Próbowała już obrać taką taktykę kilkakrotnie, jednak za każdym razem poddawała się. Obiecała sobie, że tym razem będzie inaczej. Wściekły Paweł wszedł do kuchni. Kiedy żona nie odpowiadała na jego wezwania, postanowił osobiście sprawdzić, co w nią tym razem wstąpiło. – Mańka! Wołam cię od pięciu minut. – Jestem zajęta – oznajmiła. – Czym? Pilnowaniem, żeby makaron się nie przypalił? – rzucił ironicznie. – Nic by się nie stało, gdybyś przyszła do mnie na chwilę. – A co tym razem było aż tak ważnego? – Teraz to już nic, skoro tu przyszedłem! – powiedział obrażony, po czym skierował się w stronę lodówki. Nie pomyliła się. Zabrakło zimnego piwa pod ręką. A przecież mogło być inaczej. Mogło? 2 Wprzeciwieństwie do zdecydowanej większości populacji na świecie Marianna uwielbiała zmywać. Robiła to niezwykle starannie i powoli. To był jej czas. Czas, gdy mogła spokojnie przemyśleć i przeanalizować swoje życie. Przeanalizować. Od miesięcy nie robiła nic innego, tylko analizowała. Swoją przeszłość oraz małżeństwo. Nie potrafiła wskazać momentu, gdy poczuła się nieszczęśliwa. Nie wiedziała, co się stało pomiędzy nią a Pawłem. Chyba po prostu dopadła ich proza życia. Marianna nie
potrafiła przebywać dłużej niż pięć minut w tym samym pomieszczeniu co jej mąż. Nie mogła patrzeć na jego niechlujstwo, a nade wszystko nie potrafiła znieść jego oziębłości. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym częściej dochodziła do wniosku, iż Paweł zaczął ją irytować samą swoją obecnością, kiedy przestał dostrzegać jej kobiecość. Przy swoim mężu czuła się przezroczysta. Początkowo próbowała ratować gasnący płomień namiętności. Nowa fryzura, buty na wysokim obcasie, kusząca bielizna. Nic z tego. Już nawet nie chodziło jej o sam seks, ale o dotyk. Paweł po prostu przestał ją dotykać. Traktował jak obcą osobę. Mania podejrzewała, że mąż ma romans, ale szybko została pozbawiona złudzeń. Romans mógłby tłumaczyć zachowanie męża, jednak wszystko wskazywało na to, że przestał ją zauważać ot tak, po prostu, bez głębszej przyczyny. Gdyby Paweł miał kochankę, z pewnością nie chodziłby w dziurawych bokserkach i przetartych skarpetkach. Musiałby wtedy zainteresować się swoim wyglądem, tymczasem Marianna odnosiła wrażenie, że gdyby nie praca, kompletnie zaniechałby dbania o higienę. Czy zawsze taki był? Całkiem możliwe, ale kiedyś przynajmniej się starał. Od dłuższego czasu zachowywał się natomiast jak… Ech, szkoda gadać! Skojarzenia nasuwały się same – Mania i Paweł byli niczym stare, dobre małżeństwo. W dzisiejszych czasach piętnastoletni staż to już osiągnięcie, więc o ile przymiotnik „dobre” niekoniecznie oddawał naturę związku Dulewiczów, o tyle można było ich nazwać „starym” małżeństwem. Marianna zastanowiła się, jak to wyglądało w innych związkach z podobnym stażem. Czy można było tego uniknąć? Właściwie nie mieli większych problemów. Kiedyś Mania próbowała porozmawiać z mężem o ich małżeństwie, ale ten szybko zakończył dyskusję. Wszyscy członkowie ich rodziny byli zdrowi, mieli co jeść, gdzie spać, na koncie udało im się odłożyć trochę oszczędności, pozostawali sobie wierni, w ich domu nie było żadnej patologii, takiej jak alkoholizm czy przemoc domowa. Więc o co tak naprawdę chodziło Mariannie? Czy seks był dla niej aż tak ważny? Natychmiast zrugała się w myślach. Oczywiście, że nie. Nie chodziło tylko o seks, chociaż jasne, że byłoby miło, gdyby mąż czasem miał ochotę na swoją żonę. Tymczasem odnosiła wrażenie, jakby tylko ona była zainteresowana intymną stroną ich pożycia. A raczej jej brakiem. Seks nie był źródłem, a raczej skutkiem ich problemów. Paweł nie dostrzegał w swojej żonie kobiety. W jego mniemaniu Marianna była przede wszystkim matką jego dzieci oraz gospodynią domową. Gdzieś po drodze jeszcze przynosiła do domu pieniądze, aby uregulować opłaty i przelać do banku kolejną ratę kredytu. Na tym kończyła się jej rola. Mania doszła do wniosku, że Paweł chyba najzwyczajniej w świecie nie potrzebował kobiety. Już nie. Potrzebował kogoś, kto zadba o dzieci i mieszkanie. Kogoś, kto poda obiad do stołu, wyprasuje koszulę. Nie rozumiał jej fanaberii i ciągłych narzekań. Jego rodzice żyli tak przez ponad czterdzieści lat, dlaczego więc oni mieliby być z tego powodu nieszczęśliwi? Mania tymczasem pragnęła czegoś więcej. Po cichu godziła się na swoją rolę kury domowej, ale brakowało jej tego błysku w oczach męża. Podziwu i pożądania. Może była próżna, ale potrzebowała podobać się mężczyźnie. Chciała być doceniana, podczas gdy mąż zdawał się jej nie dostrzegać, a co dopiero mówić o fascynacji. Starannie ułożyła naczynia na suszarce i wytarła mokre dłonie
w ręcznik. Postanowiła porozmawiać z Anią i wyjaśnić, co córka robiła po zakończeniu roku, podczas gdy powinna być w domu. Po drodze zajrzała jeszcze do pokoju Mateusza, który właśnie rozgrywał decydującą bitwę superbohaterów. Zamknęła za sobą bezszelestnie drzwi i zapukała do Ani. Nie zdziwiła się, gdy odpowiedziała jej tylko cisza. Policzyła w myślach do pięciu i otworzyła drzwi. Nastolatka siedziała ze słuchawkami w uszach przed komputerem. Kiedy dostrzegła wchodzącą do pokoju matkę, speszona szybko zamknęła przeglądarkę internetową i spojrzała na Mariannę pytającym wzrokiem. Poprosiła córkę, żeby wyłączyła komputer, bo najwyraźniej czekała je dłuższa rozmowa. Ania westchnęła demonstracyjnie, ale bez słowa wykonała polecenie mamy. – Kochanie – zaczęła Marianna spokojnie – chciałabym z tobą porozmawiać o zasadach panujących w tym domu. Myślałam, że wyraziliśmy się z tatą jasno. Według moich obliczeń najdalej po jedenastej powinnaś być w domu. Nie powiedziałaś, gdzie idziesz. Poczekaj! – zareagowała natychmiast, kiedy tylko dostrzegła minę nastolatki. – Nic nie mów! Pozwól mi skończyć. Nie zamierzam zamykać cię w czterech ścianach, po prostu martwię się o ciebie i chciałabym wiedzieć, co robisz. Abyśmy mogli ci zaufać, musisz wykazać się dojrzałością. Znikanie bez słowa z pewnością nie jest zbyt mądre. Więc – przeszła w końcu do sedna – dowiem się, gdzie byłaś? Ania wzruszyła ramionami. Ten jakże wymowy gest doprowadzał jej matkę do szewskiej pasji. Czy ta dziewczyna na dobre zatraciła zdolność komunikacji? I co to w ogóle miało znaczyć? Tym ruchem okazywała kompletny brak szacunku. – Ania, na litość boską! Rozmawiaj ze mną! – zażądała Marianna. – Gdzie dzisiaj byłaś? Której części pytania nie rozumiesz? – Tu i tam – bąknęła dziewczyna pod nosem. Mania z niepokojem zorientowała się, że nastolatka nadal dziwnie mówi. Chyba rzeczywiście była przeziębiona. – Chcesz coś na ból gardła? – dopytywała. Ania pokręciła głową. – Co się z tobą dzieje? Jesteś chora? Dzisiaj nic nie zjadłaś, a przecież na obiad było twoje ulubione spaghetti – zauważyła całkiem sensownie. – Nie byłam głodna – przyznała nastolatka. Mania spojrzała na córkę z niepokojem. Dość tego! Jeśli Ania była chora, trzeba było ją zagonić do łóżka i podać aspirynę.
– Otwórz buzię i pokaż gardło – zażądała. Ania zaprotestowała. Z tylko sobie znanych powodów pod żadnym pozorem nie zamierzała pokazać matce swojego gardła. Marianna uznała zachowanie córki za irracjonalne. Przecież nawet jeśli Ania miała chore gardło, ona nie zamierzała się na nią złościć. Niby dlaczego miałaby denerwować się na nastolatkę z powodu jej przeziębienia? Przez dłuższą chwilę próbowała zmusić córkę do otwarcia ust, aż ta w końcu skapitulowała. Marianna wrzasnęła na widok tego, co zobaczyła. – Co to jest?! – Nie dowierzała własnym oczom. – Kolczyk – wyjaśniła rzeczowo dziewczyna. – Przecież widzę, że nie kaktus! Skąd… kiedy… – Nagle zabrakło jej słów. – Kto ci to zrobił?! – Spokojnie, mamo. To profesjonaliści – wyjaśniła Ania, sepleniąc. Teraz przynajmniej Mania rozumiała, skąd ta dziwna mowa u córki. – Zrobiłam to w salonie piercingu i tatuażu. – Salonie piercingu i tatuażu? – powtórzyła bezmyślnie, po czym odzyskała zdolność myślenia. – PAWEŁ!!! Chodź tutaj szybko! Twoja córka ma kolczyk w języku! Oczywiście Paweł nie pofatygował się do pokoju nastolatki. Mało tego, nawet nie ruszył się sprzed telewizora, więc Marianna uznała, że musi działać osobiście. Wtargnęła do salonu, który jednocześnie pełnił funkcję małżeńskiej sypialni, i oznajmiła zdziwionemu mężowi, że jego córka przebiła sobie język. Paweł zbladł. – Jak to… przebiła sobie język? Czym? – W salonie piercingu i tatuażu, o czym mnie właśnie poinformowała. Ma wielką dziurę w języku, a w samym jej środku obrzydliwy, metalowy kolczyk. – Matko boska, po co jej to?! – Paweł był przerażony. Marianna wzruszyła ramionami. – Możesz sam ją o to zapytać. W mieszkaniu Dulewiczów rozpętało się prawdziwe piekło, którego sprawcą, oczywiście, była piętnastoletnia Ania, a konkretnie – jej kolczyk w języku. Rodzice stanowczo zażądali, aby dziewczyna
wyjęła tę wątpliwą ozdobę, a Ania równie stanowczo odmówiła. Ojciec zagroził, że odetnie jej kieszonkowe, na co córka zareagowała wzruszeniem ramion. Matka dała jej dozgonną karę na komputer, co również nie przekonało Ani. W końcu, po długich negocjacjach uzgodniono, że może zachować kolczyk na czas wakacji, ale do szkoły wróci już bez niego. Marianna nie do końca była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale postanowiła odpuścić. Jakoś przecierpi te dwa miesiące, a potem pozbędzie się kolczyka z języka Ani raz na zawsze. Marianna długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok. Po drugiej stronie łóżka Paweł spał niczym niemowlę. Głośno chrapał, co również przyczyniało się do jej problemów ze snem. Ale to, co nie pozwalało jej pogrążyć się w objęciach Morfeusza, to przede wszystkim kryzys w małżeństwie i problemy z nastoletnią córką. Mania sama już nie wiedziała, jak rozmawiać z córką i mężem. Miała wrażenie, jakby nagle znalazła się w domu pełnym obcych, którzy pojawili się na miejscu Ani i Pawła. Jedynie Mateusz był ten sam, co zawsze. Coraz częściej zastanawiała się, czy zadecydowała właściwie. Kiedy brała ślub, była w piątym miesiącu ciąży, więc nie miała dużej możliwości wyboru, ale przecież nikt nie zmusił jej do tego, żeby spotykała się wówczas z Pawłem i poszła z nim do łóżka. Z uczuciem żalu pomyślała o swojej najlepszej przyjaciółce, Natalii. Znały się od liceum, swego czasu były nierozłączne. Jakże inaczej potoczyły się ich losy. Natalia, owszem, spotykała się z chłopakami, ale do żadnego nie przywiązywała się na dłużej. Powtarzała, iż na stały związek przyjdzie jeszcze czas, a teraz zamierzała się bawić, studiować i wdrażać w życie swój pomysł na biznes. Wiedziała, czego chce, i miała jasno sprecyzowane cele. Nie chciała żyć tak jak większość społeczeństwa, od pierwszego do pierwszego. Tłumaczyła ze śmiechem zdziwionej Mani, że ślub, dziecko, owszem, ale dopiero, gdy zarobi pierwszy milion. Marianna nie wiedziała, na ile te zapewnienia okazały się prawdziwe, jednak bardzo dobra sytuacja materialna Natalii stała się faktem. Dziewczyna wykorzystała znajomości, dotacje z Unii, wzięła kredyt z banku i otworzyła aptekę. Zapytana, dlaczego zainwestowała właśnie w ten biznes, tłumaczyła, że ludzie zawsze będą chorować i potrzebować lekarstw. Mania pomyślała, że to nawet logiczne. Obecnie Natalia była właścicielką sieci aptek, zatrudniała ponad osiemdziesiąt osób i zarabiała naprawdę duże pieniądze. Pięć lat temu urodziła córkę, rówieśnicę Mateusza. Zdążyła już rozwieść się z ojcem Lilianki, gdyż, jak powtarzała, małżeństwo okazało się przereklamowane i zdecydowanie nie dla niej. Czy Natalia była szczęśliwa? Marianna nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, chociaż były najlepszymi przyjaciółkami. Natalia kilka razy w roku wybierała się na egzotyczne wakacje, żeby odpocząć po ciężkiej pracy, mogła pozwolić sobie na zakupy w ekskluzywnych butikach, do pomocy przy wychowaniu córki miała sztab niań i opiekunek. A jednak… Mania odnosiła wrażenie, że Natalia czuje się samotna, chociaż przyjaciółka nigdy nie powiedziałaby tego głośno. W ciemnym pokoju, pogrążona we własnych myślach doszła do wniosku, że chyba lepiej jest być samotnym w czterech ścianach własnego domu, niż odczuwać ten rodzaj samotności, w pułapkę którego wpadła ona sama, Marianna. Samotności wśród ludzi.
Można być z kimś od wielu lat w związku, a mimo to doświadczać odizolowania. Z tą myślą Mania w końcu zasnęła. W sobotni poranek nieśmiało zapytała męża, czy mógłby zostać z dziećmi na kilka godzin po południu. Przez te nocne rozmyślania uświadomiła sobie, że dawno nie widziały się z Natalią. Najwyższa pora umówić się na kawę i poplotkować. Zanim jednak wyjęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki, upewniła się, czy Ania i Mateusz będą mieć opiekę. Córka właściwie mogłaby już zostać sama, chociaż istniało prawdopodobieństwo, że w tajemnicy przed rodzicami, podczas ich nieobecności może przebić sobie kolejną część ciała, na przykład pępek czy nos. Mateusz jednak był dzieckiem wymagającym stałej opieki. Marianna nie chciała ośmieszać się przed przyjaciółką, najpierw umawiając się, a później odwołując spotkanie lub przyprowadzając ze sobą zbuntowaną nastolatkę w pakiecie z rozwrzeszczanym fanem Lego Ninjago, dlatego w pierwszej kolejności porozmawiała z Pawłem. O dziwo, mąż nie zgłosił żadnych zastrzeżeń i zgodził się zostać z dziećmi bez zbędnego narzekania. Przyjaciółka zareagowała entuzjastycznie na propozycję spotkania. Obiecała, że oddzwoni za kilka minut, gdyż musiała sprawdzić dostępność swojej niani, która z reguły miała wolne soboty i niedziele. Po chwili potwierdziła spotkanie. Marianna umówiła się z Natalią na szesnastą. Nakarmiła rodzinę, pozmywała naczynia i wyszła z domu. Jechała przez puste miasto. Od trzech dni termometry pokazywały powyżej trzydziestu stopni i powietrze zdążyło się już nagrzać. W takie dni Mania przeklinała swojego golfa za brak klimatyzacji. Musiała jeździć z otwartym oknem, co nie było aż tak uciążliwe do czasu, aż była zmuszona zatrzymać się na czerwonym świetle czy stać w korku. Gorący weekend i początek wakacji przyczyniły się do tego, że miasto sprawiało wrażenie całkiem wyludnionego. Do kawiarni, w której umówiła się z przyjaciółką, Mania dojechała dziesięć minut przed czasem. Z reguły nie lubiła czekać sama w knajpie, ale tym razem wybrała klimatyzowane pomieszczenie. Upał skutecznie zniechęcał do przebywania na dworze. Natalia starym zwyczajem przybyła spóźniona o kwadrans. Marianna zdążyła się już nieźle wynudzić i wypić dwie filiżanki kawy. Przyjaciółka wyglądała perfekcyjnie. Marianna poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Może gdyby wyglądała tak jak Natalia, Paweł by ją zauważał? Zawsze zastanawiała się, jak ona to robiła – łączyła życie zapracowanej bizneswoman z wychowaniem dziecka, a do tego znajdowała czas, żeby zadbać o siebie. Wiedziała, że ogromną rolę odgrywały pieniądze – Natalia miała ludzi od wszystkiego, ale Mania i tak w głębi serca szczerze podziwiała przyjaciółkę za świetną organizację czasu. Przywitały się wylewnie. Nie widziały się od wielu tygodni. Był taki czas, kiedy były nierozłączne. Teraz spotykały się średnio raz, maksymalnie dwa razy w miesiącu, ale ich przyjaźń nie ucierpiała na tym. Nadal miały ze sobą bardzo dobry kontakt, a rzadkie
spotkania nadrabiały długimi rozmowami telefonicznymi. Więź łącząca Mariannę i Natalię była jedną z tych wyjątkowych relacji, które nie zanikały, jeśli poświęcało się im mniej czasu. – Strasznie cię przepraszam za spóźnienie! Niania miała być u mnie wpół do czwartej, przyjechała za dziesięć i sama rozumiesz, reakcja łańcuchowa – wytłumaczyła się Natalia. – To co, po kawce? – Zdążyłam wypić dwie filiżanki, kiedy czekałam na ciebie. Mogłabym paść tu na zawał, gdybym skusiła się na trzecią, więc myślę, że połaszę się na gorącą czekoladę. Chociaż w taki upał… – zastanowiła się. Natalia machnęła ręką. – Gorzej być już nie może. Poszła złożyć zamówienie. Po chwili wróciła do stolika, przy którym czekała na nią przyjaciółka. Usadowiła się wygodnie na fotelu, po czym wyjęła z torebki smartfona. – Żeby nam nikt nie przeszkadzał! – wyjaśniła z uśmiechem i wyłączyła telefon. – W miejscach publicznych powinien być zakaz korzystania z komórek. Siedzisz z kimś w knajpie przy drinku, a twój rozmówca nagle ni stąd, ni zowąd sprawdza Facebooka! Koszmar. Marianna jako jedna z nielicznych pośród jej znajomych oparła się popularności portali społecznościowych. Nie można jej było znaleźć na Facebooku i innych tego typu stronach. Nie odczuwała potrzeby, aby publicznie dzielić się ze wszystkimi swoim życiem. Uważała, że zachowania, o jakich mówiła Natalia, były niegrzeczne i nie do zaakceptowania, dlatego z całego serca popierała jej pomysł. – Mnie telefon służy do wykonywania połączeń i wysyłania wiadomości – wyjaśniła przyjaciółce. – I chyba zaczynam ci tego zazdrościć! Wstyd przyznać, ale ja też wpadłam w szpony uzależnienia. Idę do toalety na dłuższe posiedzenie i co zabieram ze sobą? Nie książkę, nie gazetę, a oczywiście telefon! – przyznała ze śmiechem Natalia. Po kilku minutach przy ich stoliku pojawiła się kelnerka, przynosząc latte dla Natalii i gorącą czekoladę dla Marianny. Natalia zdecydowała się jeszcze zamówić szarlotkę na ciepło z lodami. Marianna uznała ten pomysł za doskonały i poszła w ślady najlepszej przyjaciółki. Po chwili łapczywie pałaszowały przepyszny jabłecznik podany z gałką lodów stracciatella. – Niebo w gębie! – przyznała Natalia z pełną buzią. – No, a jak tam
na linii frontu? Ania nadal daje wam tak popalić? – Wczoraj przebiła sobie język – wyznała zrezygnowana Mania. – No co, idzie dziewczyna z duchem czasu! Daj jej trochę luzu, ma wakacje – zasugerowała przyjaciółka. – Zgodziliśmy się w końcu, aby zostawiła to cholerstwo do końca sierpnia, ale później nie ma zmiłuj! Do szkoły wróci już bez tej, ekhem, ozdoby. – No i dobrze! Nie pamiętasz, co wyprawiałyśmy, jak same byłyśmy młode? – uśmiechnęła się tajemniczo przyjaciółka. – Wypraszam sobie. Nigdy nie przekłułam sobie języka ani innej części ciała! – zaprotestowała ze śmiechem Mania. – Faktycznie, ale z pewnością tylko dlatego, że w tamtych czasach nikt nie słyszał o kolczykach w języku. – Panicznie boję się igieł – przypomniała Marianna. – No tak – potwierdziła Natalia. – To skutecznie wybiłoby ci z głowy ten pomysł. – Gdybym, oczywiście, na niego wpadła. – Oj, kochana, nie oszukuj się! – uśmiechnęła się szelmowsko Natalia. – Obydwie doskonale wiemy, po kim Anula odziedziczyła ten charakterek. – Z Pawła też jest niezły gagatek! – zaprotestowała Mańka. – Nuda. – Ziewnęła ostentacyjnie przyjaciółka. Natalia nigdy nie przepadała za Pawłem. Już za czasów studenckich przepowiadała swojej przyjaciółce nudne, średnio satysfakcjonujące życie, jeśli Mania zdecyduje się związać z nim na stałe. Kiedy przyjaciółka podzieliła się z nią wiadomością o ciąży, Natalia nie odzywała się do niej przez trzy dni. Był to absolutny rekord w historii ich przyjaźni. W końcu zapewniła przyjaciółkę, że będzie ją wspierać, mimo że nie popiera jej wyboru. I bardzo chętnie zostanie matką chrzestną dziecka, które miało się urodzić. Właśnie z tego powodu Mańka nie podzieliła się z najlepszą koleżanką swoimi problemami małżeńskimi. Wstydziła się i nie chciała potwierdzić, że Natalia się nie pomyliła. Marianna miała trudny charakter. Nie potrafiła przyznać się do błędu. Wolała przemilczeć porażkę, niż podzielić się z innymi swoimi kłopotami. W końcu jednak nadszedł czas, że postanowiła schować dumę do kieszeni i szczerze porozmawiać z przyjaciółką o pułapce, w jaką wpadło jej małżeństwo.
– Masz rację, nuda – przyznała zrezygnowana. – Nuda, proza życia i rutyna. A na dodatek, moja droga, doszłam do wniosku, że chyba musiałam stać się transparentna, bo innego wytłumaczenia dla zachowania mojego męża nie widzę. Natalia zdziwiła się wyznaniem przyjaciółki, ale nie dała tego po sobie poznać. Miała ochotę, tytułem wstępu, przypomnieć przyjaciółce swoje dobre rady sprzed kilkunastu lat, a przy okazji wygarnąć brak szczerości w tematach dotyczących małżeństwa Dulewiczów, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Nie chciała być złośliwa w stosunku do Mani. Znała ją od wielu lat, więc zdawała sobie sprawę, jak dużo musiało ją kosztować to wyznanie. – Kochanka? – zasugerowała. – Nie ma szans – powiedziała Marianna. – Musiałby przestać chodzić w dziurawych majtkach, a na to raczej się nie zanosi. – No tak – przyznała Natalia. – Nie u wszystkich mężczyzn takie zachowanie można wytłumaczyć kryzysem wieku średniego i fascynacją młodymi dupami. Pawełek zawsze był jakiś… inny. No ale co, w ogóle się nie bzykacie? – Ostatni raz… niech pomyślę – zastanowiła się Marianna. – W styczniu? – O żesz ty… Przecież jest koniec czerwca! To ja nie jestem w stałym związku, a zaliczyłam satysfakcjonujący numerek w maju. Myślałam, że jak ma się faceta pod ręką, dwa razy w miesiącu to takie absolutnie minimum. – Też tak myślałam – wyznała Mania. – Ale wiesz, tutaj wcale nie chodzi tylko o seks. – A o co? – dopytywała przyjaciółka. – Mówisz mi, że nie sypiasz ze swoim mężem od pół roku, a potem stwierdzasz, że nie chodzi o seks? To o co chodzi? Marianna zastanowiła się. Sama nie potrafiła określić źródła swoich problemów małżeńskich. – Po prostu nie jestem szczęśliwa z Pawłem – wyjaśniła najprościej, jak potrafiła. – Wszystko jest takie mechaniczne, pozbawione uczuć. Sama nie wiem, co nas jeszcze łączy. Czy to nadal miłość? A może dzieci i przyzwyczajenie? Paweł dawno przestał dostrzegać we mnie kobietę. Jestem dla niego elementem krajobrazu. A przy okazji – sprzątaczką, kucharką, opiekunką do dzieci, praczką. Tak naprawdę nie rozmawiamy ze sobą. Wymieniamy jedynie
podstawowe informacje o tym, co będzie na obiad, jak Ania zachowywała się w szkole, czy Mateusz był grzeczny w przedszkolu, gdzie pojedziemy na wakacje. Czasem wyjedziemy gdzieś na weekend, ale nie robimy tego dla siebie, raczej z poczucia obowiązku, no i żeby dzieci zobaczyły coś ciekawego. Sama nie wiem. Może wszystkie małżeństwa po piętnastu latach wspólnego życia tak egzystują… – Nie mam pojęcia, jak wygląda życie innych ludzi – przerwała jej Natalia. – Ale to, o czym mówisz, jest straszne. Gdybym miała tak żyć, już dawno bym od niego odeszła. – Natalia, ja nie żyję na takim poziomie jak ty – wyjaśniła Mania. – Nie stać mnie na samotne macierzyństwo. Poza tym nadal… Nadal wierzę w wartość małżeństwa i nie chcę komplikować dzieciom życia. Mają bezpieczny, stabilny dom. W zasadzie to nic się nie stało. Nic, co by tłumaczyło rozwód. – A słyszałaś kiedyś o czymś takim jak niezgodność charakterów? – zapytała ironicznie Natalia. – Nie chcę być produktem ubocznym czasów, w jakich żyjemy. Teraz nikt nie próbuje naprawiać tego, co się zepsuło, bo przecież zawsze można kupić coś nowszego, bardziej modnego. Natalia wzruszyła ramionami. – Takie czasy. – No właśnie. A ja chcę wpoić moim dzieciom ponadczasowe, uniwersalne wartości. – I dlatego zamierzasz męczyć się w nieszczęśliwym związku? – nie dowierzała Natalia. – Każde małżeństwo przeżywa lepsze i gorsze chwile – usprawiedliwiła się Marianna. – Jasne – przyznała Natalia. – Ale wtedy warto zrobić bilans zysków oraz strat i zastanowić się, których chwil jest więcej: lepszych czy gorszych. – A ty jesteś szczęśliwa? – zapytała niespodziewanie Mania. – Nie rozumiem, co to ma do rzeczy. – Zastanawiałam się ostatnio nad tym. Nie mogłam w nocy spać i myślałam o tobie. Czy… czy lepsza jest samotność w czterech ścianach własnego domu, czy samotność w związku?
– Zdecydowanie zbyt dużo myślisz – uśmiechnęła się Natalia. – Jesteś szczęśliwa? – powtórzyła pytanie Marianna. Przyjaciółka nie odzywała się przez chwilę. Zastanawiała się, jak ująć w słowa swoje odczucia. – Zdecydowanie jest mi lepiej teraz, kiedy jestem sama, niż gdy tkwiłam w nieudanym związku. Czy jestem szczęśliwa? A czym dla ciebie jest szczęście? Myślisz, że człowiek jest w stanie przeżywać szczęście bez doświadczania innych uczuć, takich jak strach, gniew, złość czy poczucie krzywdy? Czy szczęście czuje się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę? Jeśli tym dla ciebie jest szczęście, nie, nie jestem szczęśliwa. Jak każdy człowiek mam też słabsze dni, kiedy ogarnia mnie bezsilność i odczuwam lęk przed nieznanym. Ale jeżeli pytasz, czy satysfakcjonuje mnie życie, jakie prowadzę, owszem, jestem zadowolona. Szczęście odczuwam… partiami. Mania nie do końca oczekiwała takiej odpowiedzi. To, co powiedziała Natalia, było takie niejednoznaczne. Ale czy nie takie właśnie jest ludzkie życie? Raz przeżywamy lepsze, innym razem gorsze chwile, euforia miesza się ze smutkiem, radość wybucha, żeby za chwilę ustąpić miejsca złości. Najważniejsze, żeby być szczęśliwym… Przeważnie. Satysfakcja z życia – czy tym właśnie było szczęście? Wielu mędrców próbowało zdefiniować ten błogostan, jednak nadal nie podano jednoznacznej definicji szczęścia. Ilu ludzi, tyle sposobów na życie. Mariannę przerażał fakt, iż w wieku trzydziestu sześciu lat była jeszcze bardziej zagubiona, niż gdy miała lat dwadzieścia. Wtedy przynajmniej wiedziała, czego chciała. A teraz? Czuła się zmęczona i przytłoczona codziennością, pragnęła, aby ktoś ją dostrzegł i docenił. A konkretnie – jej mąż. Od lat tkwiła w związku, który nie przynosił jej satysfakcji. Jednocześnie nie chciała rozbijać rodziny, wierzyła w wartość małżeństwa i za każdym razem, gdy o tym myślała, dochodziła do wniosku, że w zasadzie nie stało się nic takiego, co dawałoby jej powód, aby zniszczyć życie najbliższych jej osób. Czuła, iż utknęła w martwym punkcie. Cokolwiek zrobi, ktoś będzie cierpiał. Przestawała wierzyć w cudowną odmianę. Jeszcze miała nadzieję, lecz rzeczywistość każdego dnia pozbawiała ją złudzeń. Były takie chwile, gdy miała ochotę spakować siebie oraz dzieci i odejść od Pawła. Odejść, ale dokąd? Do rodziców? To nie wchodziło w grę. Wynająć mieszkanie? Nie było jej na to stać. I co miałaby powiedzieć dzieciom? „Postawiłam wasze życie na głowie, bo czuję się nieszczęśliwa”? Jej rozmyślania przerwał głos Natalii. – Myślę, że musisz złapać dystans i oderwać się od codziennych problemów. Kiedy byłaś ostatnio na imprezie? – Na imprezie? – powtórzyła zdziwiona Marianna. – Tak właśnie myślałam. – Pokręciła głową z niezadowoleniem
przyjaciółka. – Otworzyli w centrum świetny lokal. Nazywa się Paradise. Nie ma tam gówniarstwa, wystrój jest genialny, grają naprawdę dobrą muzykę i można tam spotkać interesujących ludzi. Marianna chciała automatycznie odmówić, ale kiedy zastanowiła się nad tym dłużej, zdziwiona własnymi myślami stwierdziła, że to wcale nie jest taki zły pomysł. – Okej, okej! – skapitulowała. – Ale to już po naszym powrocie z wakacji. Teraz będę musiała przygotować całą naszą rodzinę na wyjazd. Nie będę miała czasu na imprezy. – Nie wywiniesz się – powiedziała ze śmiechem Natalia. – Będę twoim wrzodem na tyłku i nie odpuszczę ci, dopóki nie pójdziesz ze mną do klubu. 3 Marianna wracała ze spotkania z przyjaciółką pogrążona we własnych myślach. Taki już miała charakter, że analizowała problem setki razy, cały czas zastanawiała się, co mogłaby zrobić, aby zmienić swoje położenie. Za każdym razem dochodziła jednak do wniosku, iż cokolwiek zrobi, ktoś będzie cierpiał. Postanowiła więc nie robić na razie nic i obserwować bieg wydarzeń. Wkrótce mieli całą rodziną wyjechać na wakacje. Może tam, wolni od codziennych obowiązków i stresu związanego z pracą, na nowo odnajdą z Pawłem wspólny język? Mania próbowała się przecisnąć przez centrum miasta. Zbliżała się dziewiętnasta, tymczasem główne ulice z niewiadomych przyczyn były zakorkowane. Gdzie ci ludzie jeżdżą?, pomyślała. W jej torebce odezwał się telefon. Marianna zaklęła szpetnie, rozejrzała się wokół siebie i zadecydowała, że może odebrać. Z reguły stosowała się do przepisów ruchu drogowego, nie rozmawiała przez telefon, prowadząc. Teraz jednak zapowiadał się dłuższy postój na światłach, dlatego wyjęła komórkę z torebki. Matka. Mania odebrała, pytając, czy to coś bardzo ważnego, bo właśnie prowadzi. Okazało się, że mama chciała zaprosić córkę, z mężem i dziećmi oczywiście, na niedzielny obiad. Marianna potwierdziła, iż nie mają innych planów, po czym szybko zakończyła rozmowę. Ta krótka chwila jednak wystarczyła, aby rozproszyć jej uwagę. Mania kątem oka zobaczyła zmianę świateł, odnotowała ruch pojazdu stojącego przed nią, wrzuciła jedynkę, puściła sprzęgło, jednocześnie dodając gazu i… – O kurwa! O kurwa! – krzyknęła głośno. – O ja pierdolę. Co ja zrobiłam? Paweł mnie zabije! Z tą myślą odpięła pasy i wyskoczyła z samochodu. Ze srebrnego forda mondeo wysiadł właśnie mężczyzna. – Nic panu nie jest? Tak mi przykro! Nie wiem, co się stało. Byłam
pewna, że pan ruszył i… Nagle zamarła. Mężczyzna zdążył wysiąść z auta i patrzył na nią równie zszokowany. Dojście do siebie zajęło mu jednak mniej czasu niż jej, bo już po chwili uśmiechnął się szeroko. – Mańka?! To naprawdę ty? Marianna nie wiedziała, co odpowiedzieć. A niby kto inny, jak nie ona? Po co pytał, skoro ją poznał? Idąc przykładem swojej nastoletniej córki, wzruszyła ramionami. Konrad roześmiał się głośno. – No tak, mógłbym się tego spodziewać! Jeśli ktoś wjechał we mnie na czerwonym, to z pewnością musiałaś być ty. Światło zmieniło się na zielone. Kierowcy zaczęli trąbić zniecierpliwieni. Marianna spojrzała za siebie. Stała cała Zielonogórska. Konrad również musiał to zauważyć, bo zasugerował jej, aby ta zjechała za nim na parking. – W końcu musimy coś postanowić w sprawie tej stłuczki – powiedział i uśmiechnął się szelmowsko. Marianna wróciła do samochodu i rozdygotana ruszyła za srebrnym fordem. Ze wszystkich osób na Ziemi musiała uderzyć właśnie w auto Konrada Morawskiego. Cóż za pech! Na świecie żyło ponad siedem miliardów ludzi, a ona, oczywiście, wjechała w tył samochodu tego faceta. Na dodatek będzie musiała wytłumaczyć się z tej stłuczki przed Pawłem. Nie zdążyła ocenić strat, ale na pewno pozostał jakiś ślad. Wjechała w niego z całym impetem ruszającego samochodu. Była święcie przekonana, że światło zmieniło się na zielone! Jak to wytłumaczyć? Zjechała na parking, przy którym czekał już na nią Morawski. Zanim wysiadła, włożyła swoje duże, ciemne okulary przeciwsłoneczne. Dodawały jej pewności siebie. A chyba niczego nie potrzebowała tak bardzo. Zdążyła zauważyć, że Konrad nie stracił nic ze swojego dawnego uroku. Te okulary były bardzo dobrym zagraniem. Mogła go zlustrować, nie narażając się na śmieszność. Jej wzrok zatrzymał się na prawej dłoni Morawskiego. Nie miał obrączki. Oczywiście, że nie miał obrączki. Tacy mężczyźni nie zmieniają się z biegiem lat. – Kto ci dał, Storówna, prawo jazdy? – zaśmiał się głośno.
– Nazywam się Dulewicz – poprawiła go szybko. – Dla mnie zawsze będziesz Storówną – nie dał się zbić z tropu. – Chcesz wezwać policję? – powróciła do głównego tematu ich przedziwnego spotkania. – Zwariowałaś? Spiszemy oświadczenie i będzie po sprawie. – Machnął ręką. Marianna zdziwiła się. Nowy ford mondeo nie wyglądał na najtańszego. Z reguły kierowcy takich samochodów chuchają i dmuchają na swoje cacka. Ona na jego miejscu byłaby wściekła, ale co mogła o tym wiedzieć? W końcu jeździła tylko niemal dwudziestoletnim golfem. Przystała na propozycję Konrada. Po chwili przygotowali stosowne oświadczenie i każde mogło odejść w swoją stronę. Morawski nie chciał jednak tak chętnie rozstać się z Manią. – Spotkaliśmy się pierwszy raz od… od wielu lat, a ty chcesz tak po prostu jechać do domu? Zapraszam na kawę! – Od piętnastu – powiedziała. – Słucham? – Nie widzieliśmy się od piętnastu lat. Ostatni raz spotkaliśmy się, kiedy byłam w ciąży z Anią. Ania kończy piętnaście lat w listopadzie, więc nie widzieliśmy się ponad piętnaście lat – wyjaśniła. – Kto by tam pamiętał? – Ja pamiętam – wyznała beznamiętnie. Konrada nieco zbiło z tropu nagłe dziwne zachowanie Marianny, ale postanowił je zignorować. Nadal upierał się, aby zaprosić ją na kawę. – Mąż i dzieci czekają na mnie w domu – oświadczyła dobitnie. Nie rozumiała, dlaczego propozycja Konrada wywołała w niej taką złość. To chyba normalne, że kiedy dawni znajomi spotykają się przypadkiem po latach, czasem wypijają razem kawę. W sugestii Konrada z pewnością nie było nic niewłaściwego, a jednak była na niego wściekła. Bała się swojej standardowej reakcji organizmu na jego osobę. Minęło mnóstwo czasu, ale może nic się nie zmieniło w tej kwestii? Konrad chyba zrozumiał, że nie ma co naciskać. Poprosił Manię o numer telefonu, a kiedy ta stanowczo odmówiła, wcisnął jej w dłoń swoją wizytówkę. Marianna ze złością włożyła kartonik do kieszeni, pożegnała się chłodno i ruszyła z piskiem opon.
„Niektóre rzeczy pozostają niezmienne”, pomyślał. A on nigdy nie zrozumie pewnych dziwnych zachowań Mańki Storówny. Marianna pragnęła szybko znaleźć się w domu. Jak najprędzej odjechać z miejsca, zostawić to niecodzienne zdarzenie za sobą, zapomnieć o tym spotkaniu. Bała się tego mężczyzny. Kiedyś był jej największą słabością. Przy nim traciła głowę, a po każdym spotkaniu długo nie mogła się pozbierać. Obiecywała sobie, że to ostatni raz, po czym znów wracała na jego warunkach. Najgorsze w tej sytuacji jednak było to, że tak naprawdę… nie mogła go o nic obwiniać. O niczym nie wiedział, był święcie przekonany, iż Mańka traktuje tę znajomość tak jak on. A ona nie dała po sobie poznać, że jest inaczej. Mania pomyślała teraz, że Konrad musiał wziąć ją za wariatkę. W końcu nigdy nie wyznała mu swoich uczuć. Oficjalnie byli tylko znajomymi, a co robią znajomi, kiedy spotkają się po latach? Na pewno nie uciekają w popłochu i nie odjeżdżają z piskiem opon. Ale tak naprawdę co ją to w ogóle obchodziło? Czy to ważne, co Konrad Morawski pomyślał na jej temat? „Oczywiście, że nie”, przekonała samą siebie. Zaparkowała pod blokiem i oceniła straty. Całe szczęście, były niewielkie. Paweł z pewnością będzie wściekły, kiedy przedstawi mu historyjkę o bliskim spotkaniu z latarnią na parkingu, ale z dwojga złego – lepiej stworzyć taką bajeczkę, niż przyznać, że na czerwonym świetle wjechało się w tył innego samochodu. Samochodu, który, zupełnie przypadkiem, należał do Konrada Morawskiego. Marianna nie była pewna, czy Paweł znał tę historię sprzed lat z Konradem w roli głównej, ale po co ryzykować? Zamknęła oczy. Poczuła spływającą po głowie i twarzy wodę. Wycisnęła z butelki odpowiednią ilość szamponu do włosów i wmasowała we włosy. Po remoncie łazienki Dulewiczowie byli posiadaczami nowoczesnej kabiny prysznicowej, wyposażonej w przejrzystą szybę, która z powodzeniem mogła służyć za lustro. Marianna oceniła swoje odbicie krytycznie. Oficjalnie była przeciwniczką poprawiania urody za pomocą skalpela, botoksu i innych wynalazków. Uważała, że wszystko ma swój czas, ale… No właśnie. Głośno pochwalała naturalizm, jednak trudno było jej się pogodzić z mijającym czasem. Przestała liczyć pojawiające się na twarzy zmarszczki. Upływające lata przez długi czas szerokim łukiem omijały jej ciało, ale tylko do pewnego momentu. Grawitacja zaczynała działać na jej biust. Długotrwałe karmienie piersią dwojga dzieci i wiek zrobiły swoje. Niegdyś jędrne, pełne piersi Marianny zwisały smętnie, pozbawione dawnej sprężystości. Rozciągnięta skóra była już tylko wspomnieniem zgrabnych atutów kobiecości. Pupa podzieliła los biustu. Skóra nie była już aksamitnie gładka i napięta. Może powinna zacząć ćwiczyć? Tyle mówiło się o zdrowym trybie życia. Ale kiedy miała znaleźć na to czas? Wiele kobiet traktowało pracę i dom jako wymówkę, lecz Mania naprawdę nie miała czasu na treningi. Trudno jej było wygospodarować chwilę, aby raz w miesiącu spotkać się z przyjaciółką, a co dopiero mówić o regularnych wyjściach z domu. Marianna wnikliwie przyjrzała się swoim udom. Ze złością pomyślała, że cellulitu nie ma chyba tylko pod stopami. W Mani odezwała się
jej kobieca natura. Może gdyby wyglądała lepiej, Paweł wciąż widziałby w niej atrakcyjną kochankę? Czy po piętnastu latach małżeństwa to było jeszcze możliwe? Marianna nie miała wielu koleżanek. Nie licząc Natalii, utrzymywała kontakty z dwoma znajomymi z pracy. Obydwie nauczycielki były mężatkami z długim stażem, ale Mania nie była z nimi aż tak blisko, żeby porozmawiać szczerze o swoim małżeństwie i zapytać, jak to wyglądało u nich. Marianna starannie umyła swoje ciało. Miała już wychodzić spod prysznica, kiedy przypadkowo skierowała strumień wody w stronę łechtaczki. Jej ciało zareagowało natychmiast. Przeszedł ją dreszcz. Wszystko wskazywało na to, że Paweł zrezygnował z seksu na dobre, ale Mania wciąż miała swoje potrzeby. Tym razem podrażniła swoją kobiecość zupełnie świadomie. Drażniła się sama ze sobą, pobudzając łechtaczkę wodą. Zapomniała, jakie to może być przyjemne. Delikatnie dotknęła się dłonią. Palcem wskazującym odkryła na nowo zapomniane strefy własnego ciała. Najpierw subtelnie, by po chwili nacisnąć mocniej. Kreśliła kółka wokół magicznego punktu. Z sekundy na sekundę odczuwała coraz większą przyjemność. Zatraciła się w rozkoszy. Przez chwilę nie myślała o niczym innym, tylko o tym, aby zapewnić sobie satysfakcję. Była instynktem, pragnieniem spełnienia. Nie potrzebowała wiele czasu, żeby szczytować. Całość aktu na własnej osobie trwała minutę, może dwie. Już po chwili Marianna z westchnieniem uświadomiła sobie, że od miesięcy chodziła podminowana z powodu braku seksu. Nie rozumiała osób, które z własnego wyboru rezygnowały z pożycia intymnego. Chichot losu polegał na tym, że sama od wielu lat żyła z takim mężczyzną pod jednym dachem. Marianna zawsze z zainteresowaniem słuchała koleżanek, które w przerwach między wykładami opowiadały o swoich chłopakach. Ci młodzi mężczyźni byli gotowi nawet kilka razy dziennie. Mania słyszała o takich przypadkach, ale myślała o nich jak o legendach. Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Tymczasem okazywało się, że jej znajome miały takich facetów i byli oni całkiem, całkiem blisko. Paweł wykazywał zainteresowanie seksem, oczywiście, w końcu jako pierwsza spośród koleżanek zaszła w ciążę, a jak powszechnie wiadomo, dzieci nie znajduje się w kapuście. Jednak nigdy nie potrzebował seksu w ilościach takich jak Mania. Myślała, że może to z nią było coś nie tak, i nie mówiła głośno o swoich wątpliwościach. W końcu, po latach wspólnego życia przekonała się, iż ona jest całkiem normalna, a to jej mąż wykazywał znikome zainteresowanie sferą intymną. Litości! Mania miała dopiero trzydzieści sześć lat. Czy ten chłód w małżeńskiej sypialni miał zagościć na stałe? Marianna wytarła się starannie, włożyła piżamę i wyszła z łazienki. Mateusz już spał, Ania jak zwykle była czymś zajęta w swoim pokoju, a Paweł oglądał mecz. Zadziwiająco łatwo i szybko zażegnali kryzys związany ze stłuczką spowodowaną przez Mariannę. Wzruszył ramionami, stwierdził, że to jej samochód i ona będzie takim jeździć, bo inwestowanie w wiekowego golfa mijało się z celem. Kiedy, a raczej wypadało powiedzieć „o ile”, sprzedadzą auto, nie dostaną za nie więcej niż tysiąc złotych. Wgniecenie nie było aż tak duże, nie rzucało się w oczy i w najmniejszym
stopniu nie miało wpływu na funkcjonalność auta. Paweł nie zamierzał ładować pieniędzy w naprawę samochodu, uwzględniając wyłącznie zmysł estetyczny swojej żony. – Nie podoba ci się, to mogłaś patrzeć, w co wjeżdżasz – podsumował. Marianna była zadowolona z takiego obrotu spraw. Osiągnęła to, do czego dążyła. Mąż nie wnikał za specjalnie i nie interesował się kwestią stłuczki. Mania pomyślała, że może to dziwne spotkanie znaczyło dla niej więcej, niż jej się wydawało, skoro tak uparcie próbowała ukryć prawdę. Gdyby nie było w tym żadnego podtekstu, chyba nie miałaby problemu z poinformowaniem Pawła o spotkaniu dawnego znajomego sprzed lat? Nonsens! Natychmiast odsunęła od siebie te myśli. Postanowiła szybko zapomnieć o tym zdarzeniu. I prawdopodobnie udałoby jej się to, gdyby nie przewrotny los, który nie pozwolił zostawić Mani tej sprawy tam, gdzie było jej miejsce. W przeszłości. 4 Uwielbiała Bałtyk. Za żadne skarby świata nie zamieniłaby tego na wakacje w egzotycznym kraju. Przeciwnicy wypoczynku nad polskim morzem wspominali o niepewnej i zmiennej pogodzie, ale ona właśnie to lubiła najbardziej. Kochała wybrzeże za chłodne wieczory, kapryśną aurę, ostry wiatr i ogromne fale. Dotychczas była nad Adriatykiem, Morzem Śródziemnym i Północnym, ale to właśnie polskie morze było jej ulubionym. Nie wyobrażała sobie wakacji w żadnym innym miejscu. W Ustroniu Morskim byli po raz pierwszy, ale już zdążyła pokochać to miasteczko i wiedziała, że wróci tu z nieukrywaną przyjemnością. Nie było takich tłumów jak we Władysławowie czy w Łebie. Inna kultura plażowania. Miasto zasypiało jeszcze przed północą, a nie – tak jak Mielno – o piątej nad ranem. Wymarzone miejsce na spacery i odpoczynek. Nie wiało nudą, ale można było odnaleźć też ciszę i spokój. Mania uwielbiała przesiadywać w knajpce na klifie. Piła gorącą czekoladę, od której była uzależniona, podaną z bitą śmietaną i posypaną drobnymi kawałkami czekolady i wpatrywała się w morze. Teraz stała na samym brzegu i moczyła stopy w zimnej wodzie. Szum fal działał na nią kojąco. Paweł wraz z dziećmi poszedł coś zjeść, ona miała chwilę tylko dla siebie. Tak bardzo tego potrzebowała. Przez cały rok na to czekała. Zadziwiające, jak szybko ładowała tu akumulatory na kolejne miesiące pracy. Wystarczył dotyk chłodnej wody na stopach, ostry wiatr na twarzy i odgłos fal rozbijających się o brzeg. Jak błogo! Mogłaby tak stać godzinami, jednak obowiązki matki i żony wzywały. W kieszeni zawibrował telefon. Odebrała. To Paweł dzwonił z pytaniem, gdzie mogą ją znaleźć. Zjedli już rybę z frytkami i pytali o plany na dalszą część wieczoru. Mania umówiła się z mężem przy zejściu na plażę. Czekała na ławce, wpatrując się w morze. Po chwili zjawił się
Paweł z dziećmi. Ania, tradycyjnie naburmuszona i obrażona na cały świat, Mateusz podekscytowany i szczęśliwy. – Mamooo! – wrzasnął, podbiegając do Marianny. – Czy możemy wreszcie iść się wykąpać? Mania rozumiała zniecierpliwienie syna. Kiedy jako dziecko przyjechała z rodzicami nad morze, koniecznie chciała zaliczyć kąpiel w wodzie. Tym razem pogoda jednak sprzyjała spacerom, a nie plażowaniu. – Kochanie, jest za zimno. Poza tym woda jest lodowata i mógłbyś się zaziębić – wytłumaczyła cierpliwie. – To po co przyjechaliśmy nad morze, skoro nie mogę się wykąpać? – spytał Mateusz. – Zostało nam jeszcze siedem dni wakacji – powiedziała. – Jestem przekonana, że zdążysz się wykąpać. Chłopiec dał się przekonać i postanowił odpuścić, przynajmniej na chwilę. Marianna z Pawłem zgodnie postanowili, że pójdą promenadą na klifie w stronę amfiteatru, żeby potem wrócić miastem do pokoju. – Może kupimy jakiś dobry alkohol i usiądziemy wieczorem razem na tarasie? – zaproponował Paweł, czym wprawił żonę w konsternację. Mania nie mogła uwierzyć, iż ta sugestia wyszła z ust jej męża. Już miała na końcu języka kąśliwą uwagę, ale postanowiła się powstrzymać. Paweł w końcu nią się zainteresował i proponował wspólne spędzenie czasu. Byłoby głupotą z jej strony to zepsuć. Tyle razy narzekała na brak zainteresowania ze strony swojego męża. W końcu miało się to zmienić. – Bardzo chętnie – powiedziała. – Szczerze, nie mam ochoty na wino ani drinki… Może po prostu napijemy się piwa? – Dobry pomysł – potwierdził. Ania przysłuchiwała się rozmowie rodziców. – To może ja napiję się z wami? – zasugerowała. Marianna spojrzała na córkę zszokowana. Jej propozycja była co najmniej niegrzeczna, a ona rzuciła ją z taką… z taką lekkością. Dzisiejsze nastolatki wyróżniały się bezczelnością, czego najlepszym dowodem była Ania. – O nie, moja droga! – zaprotestowała natychmiast.
– Chyba lepiej, żebym napiła się piwa z wami, niż kitrała się po krzakach ze znajomymi? – odparła dziewczyna. – Po pierwsze wyrażaj się! Po drugie nie ma takiej możliwości. Nie będziesz pić ani z nami, ani z koleżankami po krzakach. Dziecko, masz dopiero piętnaście lat! Jeszcze masz czas, aby pić alkohol – przekonywała ją matka. – Pić alkohol… pić alkohol… – podchwycił Mateusz. – Żebyś ty inne rzeczy tak chętnie powtarzał! – zwrócił mu uwagę ojciec. Tymczasem Marianna nadal dyskutowała z córką, licząc na wsparcie męża, lecz Paweł nie odezwał się ani słowem w tej sprawie. – Mamo, nie bądź taka staroświecka. – Ania wciąż nie odpuszczała. – Absolutnie! Powiedziałam, co uważam za słuszne, i skończyłam. Dalsza dyskusja nie ma sensu – ucięła Marianna. – To chociaż Radlera mi kupcie – skapitulowała Ania. – Co ci mamy kupić? – Radlera. Piwo o smaku lemoniady, bezalkoholowe – wyjaśniła. Mania zorientowała się, że jej piętnastoletnia córka wiedziała, które piwo jest z alkoholem, a które bez, podczas gdy ona sama nie miała o tym pojęcia. Poddała się. Mateusz już od dawna mocno spał. Ania w końcu dała się zagonić do łóżka, a Mania zdążyła się nieźle wstawić. Już trzeci raz wysyłała męża do sklepu po „jeszcze”. Nie pamiętała, kiedy ostatnio piła alkohol w ilościach większych niż jeden kieliszek za „zdrowie ojca” na jego imieninach. Mania z reguły nie lubiła być pijana, nie znosiła tego stanu, a nade wszystko nie mogła znieść kaca dzień „po”. Jej organizm słabo znosił picie alkoholu, dlatego robiła to tak rzadko. Teraz postanowiła zerwać z ograniczeniami. Na jedną noc. A później… później się zobaczy, chociaż podejrzewała, że skończy się potwornym bólem głowy. Paweł właśnie wrócił ze sklepu, zaopatrzony w sok pomarańczowy i pół litra wódki. Zestaw standardowego Polaka. Mania postanowiła dziś zaszaleć. Wypiła cztery niskoprocentowe piwa, po których przyjemnie szumiało jej w głowie, kiedy wpadła na genialny jej zdaniem pomysł. Dziś będzie pić wódkę, a co! Jak pomyślała, tak też uczyniła, a raczej wysłała męża do sklepu. Paweł nie poznawał własnej żony, ale nie protestował. W końcu byli na wakacjach. Mania, chichocząc, wyjaśniła mężowi, że trzeba będzie skombinować jakieś kieliszki, po czym zniknęła w pokoju. Niestety
właścicielka domu nie przewidziała takich sytuacji, bo w wyposażeniu brakowało tego typu naczyń. Wróciła na taras, niosąc dwie literatki i dwa kubki. – A co, będziemy pić ze szklanek! – oznajmiła ze śmiechem. – Mańka – Paweł spojrzał na nią z niepokojem – jesteś pewna, że to cię nie zabije? – Co nas nie zabije, to nas, kurwa, wzmocni, a co! Pijemy – przekonała męża. Paweł rozlał alkohol, uważając, by swojej żonie wlać mniejszą ilość. Mania nie była przyzwyczajona do czystej wódki. Przechyliła szklankę i wypiła całość za jednym razem. Skrzywiła się i pokazała mężowi, aby ten podał jej sok. – Fuuuj! – krzyknęła, kiedy już popiła alkohol. – Jak ludzie mogą to pić?! – Przypominam ci, że jeszcze przed chwilą ty to chciałaś pić – powiedział Paweł. – No właśnie, nalej mi jeszcze! – poprosiła. Paweł spojrzał na nią z niepokojem, ale wykonał jej polecenie. Mania, widząc jego minę, mimowolnie się skrzywiła. – No już! Nie bądź taki sztywny. Jesteśmy na wakacjach! Czy stanie się coś wielkiego, jeśli jedyny raz się upiję? Paweł wzruszył ramionami. Marianna jednak nie zamierzała psuć sobie humoru tym wymownym gestem, który, jak widać, rozpowszechnił się w całej rodzinie. Postanowiła dzisiaj dobrze się bawić, więc tak się stanie! Kilka kieliszków później, a właściwie szklanek, Manię dopadł nostalgiczny nastrój. Po alkoholu ludziom zdarzało się przeceniać swoje możliwości, dlatego, niewiele myśląc, poruszyła temat ich małżeństwa. Nieco plątał jej się język, ale nagle poczuła, że musi raz na zawsze wyjaśnić z mężem pewne sprawy. – Paweł, co się z nami stało? – zapytała od razu. – Nie rozumiem. O co pytasz? – Dlaczego jest tak… nijak? – Na rozmowy ci się zebrało? – zirytował się Paweł. – Mogłaś ze mną porozmawiać na trzeźwo.
– Wiesz, że próbowałam – zaprotestowała Marianna. – Ale ty odwracasz kota ogonem i twierdzisz, że wszystko jest w najlepszym porządku. – Skoro tak twierdzę, to tak z pewnością jest – stwierdził beznamiętnie Paweł. – Nic nie jest w porządku – przerwała mu. – Ja… ja nie jestem z tobą szczęśliwa! Nie zauważasz mnie już. Traktujesz mnie jak mebel w pokoju! Moja obecność jest dla ciebie tak naturalna, że przestałeś ją dostrzegać. Ciekawe, czy gdybym nagle zniknęła… – Chcesz odejść? – zapytał Paweł. – Ależ skąd! – Marianna zareagowała natychmiast. – Nie o to chodzi. Nie chcę od ciebie odejść. Chciałam ci tylko… Chciałam ci tylko uświadomić, że zawsze możesz stracić to, co masz, i… Co wtedy, Paweł? Paweł wzruszył ramionami. „Nieodrodna córeczka tatusia”, przemknęło jej przez myśl. Nawet podobnie reagowali. – Są dzieci – zauważył Paweł. – Chyba im tego nie zrobisz. A poza tym… przecież to normalne po piętnastu latach małżeństwa, że nie będę skakał ze szczęścia za każdym razem, gdy cię zobaczę. Marianna westchnęła głośno. Była pijana i nie powinna była rozpoczynać tej rozmowy tak bezmyślnie. Dopiero teraz to zrozumiała. – Masz rację, nie powinniśmy teraz o tym rozmawiać – zgodziła się niespodziewanie. – Są wakacje. – Paweł wykazał się kolejnym rezolutnym komentarzem. – Będziemy w domu, to wrócimy do tej rozmowy. Teraz nie zamierzam psuć sobie urlopu. Marianna odwróciła wzrok w drugą stronę. Wiedziała, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, jej mąż padłby martwy na miejscu. Była przekonana, że po powrocie do domu nie wrócą do rozmowy, chyba że ona będzie mocno nalegać. Wypiła resztkę wódki, postanowiła się wykąpać i pójść spać. Kiedy dwadzieścia minut później leżała już pod kołdrą, a Paweł był pod prysznicem, wpadła na szalony pomysł. Skoro on nie chciał rozmawiać, może powinna zacząć działać? Wyślizgnęła się po cichu z łóżka i delikatnie pociągnęła za klamkę drzwi od łazienki. Paweł nie zamknął się na klucz. Stał w kabinie prysznicowej, odwrócony do niej plecami. Mania bezszelestnie podeszła do niego, po czym odsunęła zasłonę
i spotkała spojrzenie zaskoczonego Pawła. Jego reakcja nieco wybiła ją z rytmu, gdyż zdawał się nie być uszczęśliwiony jej nagłym pojawieniem się. Marianna jednak nie zwykła poddawać się tak łatwo, dlatego zdjęła klapki i w ubraniu wskoczyła do męża. Zaczęła dotykać go po klatce piersiowej. Paweł przez dłuższą chwilę stał bez ruchu, po czym zdecydowanie odepchnął żonę. Marianna poślizgnęła się i tylko szybka reakcja uratowała ją przed wylądowaniem na pupie. – Czyś ty oszalała?! – krzyknął Paweł. – Alkohol zdecydowanie ci nie służy! – Ciszej, bo obudzisz dzieci – rzuciła Mania nadzwyczaj spokojnie. – Jesteś żałosna – wysyczał jej w twarz Paweł. – Pijana i żałosna. Najpierw chcesz ratować nasze małżeństwo, zawracając mi tyłek swoimi urojeniami, a potem bezczelnie wchodzisz do łazienki, kiedy biorę prysznic, i próbujesz… – Jestem twoją żoną – przerwała mu Marianna. – Mam swoje potrzeby, do cholery! W ogóle ze sobą nie sypiamy. Czy ty myślisz, że jestem robotem nastawionym na pracę, pranie, sprzątanie, gotowanie i prasowanie? – A ja nie pracuję? Myślisz, że nie jestem zmęczony? Zresztą to nie jest czas i miejsce na tego typu dyskusje! Wracaj do łóżka i daj mi się wykąpać w spokoju. Marianna wyszła z łazienki upokorzona. Pijana i żałosna. Jednego była pewna. Zdążyła błyskawicznie wytrzeźwieć. A miało być inaczej. Już od dłuższego czasu nie spała, jednak nie potrafiła się zmusić, żeby otworzyć oczy. Ból rozsadzał jej czaszkę. Powróciło wspomnienie wczorajszego wieczoru i sposobu, w jaki Paweł ją potraktował. Ze wstydu miała ochotę schować się pod kołdrę. Co jej odbiło?! Z pewnością miał ją teraz za zdesperowaną wariatkę. W końcu zdecydowała się unieść jedną powiekę. Rozejrzała się wokół nieprzytomnym wzrokiem. Słońce świeciło wysoko na niebie, a w pokoju oprócz niej nie było nikogo. To zmotywowało ją do wstania z łóżka. Zadziwiło ją to, co zastała po przebudzeniu. Nie miała na to najmniejszej ochoty, ale zdecydowała się zadzwonić do Pawła. Gdziekolwiek poszedł, zabrał ze sobą dzieci. Komórka męża nie odpowiadała. W spisie kontaktów wyszukała numer do córki, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę. Ania odebrała po trzech sygnałach. – Gdzie jesteście? – spytała Marianna. – Na plaży – wyjaśniła Ania. – Była taka ładna pogoda, ty ciągle
spałaś, a Mateusz bardzo chciał iść się wykąpać w morzu, więc tata postanowił nie czekać na ciebie. – No tak – rzuciła niezbyt rezolutnie. – Chcecie, żebym tam przyszła? – Czekaj, zapytam taty – odpowiedziała Ania, po czym Mania usłyszała strzępy jej rozmowy z ojcem. Po chwili wróciła do matki. – Tata mówi, że nie ma potrzeby. Dajemy sobie radę. A ty sobie odpocznij. Jasne. Odpocząć. Marianna od dawna nie miała chwili tylko dla siebie, więc nie wiedziała, co zrobić z wolnym czasem. Iść na spacer? Pójść do centrum? Jej samopoczucie jednak nie zareagowało zbyt entuzjastycznie na tę propozycję, dlatego postanowiła zostać w pokoju. Wróciła do łóżka i włączyła telewizor. Nie zdawała sobie sprawy z upływającego czasu. Chyba przysnęła, bo gdy w połowie serialu paradokumentalnego wrócił Paweł z dziećmi, zdziwiła się, że byli z powrotem tak szybko. Postanowiła zignorować męża. Zapytała córkę i syna, jak bawili się na plaży. Ania jak zwykle wzruszyła ramionami. Doprawdy ta dziewczyna mogłaby zmienić repertuar westchnień i gestów. Mateusz był nastawiony bardziej entuzjastycznie. – Mamooo! Mam nową przyjaciółkę! – powiedział podekscytowany. – I w ogóle na plaży było super! Naprawdę! Pływałem w morzu! Marianna przytuliła mocno synka. – A ty, jak się bawiłaś? – zapytała córkę. – Nudy – odpowiedziała Ania, po czym tradycyjnie wzruszyła ramionami. – Nieprawda! – zaprotestował stanowczo Mateusz. – Wcale nie było nudno! To ty jesteś nudna, bo tylko leżysz na kocu i leżysz i patrzysz na chłopaków! – Cicho bądź, gówniarzu! – krzyknęła do chłopca Ania. – Ej! – Marianna zareagowała natychmiast. – Jak ty mówisz do brata? Nastolatka prychnęła gniewnie.
– No jasne, wybacz, że obraziłam twojego ukochanego synka. Mania westchnęła. Nie zamierzała wdawać się w polemikę z córką, bo wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie czuła się na siłach na tego typu dyskusję, więc tym razem odpuściła. Pomyślała tylko, że zanim minie ten okres buntu, zdąży osiwieć. – Jutro też pójdziemy na plażę? – zapytał Mateusz. – Oczywiście, jeśli tylko będzie taka ładna pogoda jak dziś – potwierdziła. – Super! – ucieszył się chłopiec. – A ty pójdziesz z nami czy będziesz spać? – Pójdę z wami – uśmiechnęła się. Marianna wychwyciła w locie spojrzenie męża. Odwróciła się w drugą stronę, chwyciła wystającą z szafy koszulkę i szorty, po czym poszła się ubrać. Powrót do domu zbliżał się nieuchronnie. Już dwa dni przed wyjazdem Mariannę ogarnęła nostalgia. Kochała Bałtyk i mimo iż jeździła nad morze każdego lata, nie potrafiła opanować smutku, kiedy nadchodził czas pożegnania. Pogoda dopisywała już do końca urlopu. Mateusz był zachwycony. Codziennie szalał pośród fal. Natomiast Ania była nieobecna duchem, obrażona za to, że okrutny los pokarał ją wakacjami z rodzicami. Przecież koleżanki mogły już wyjeżdżać same! Do Marianny jednak nie docierały jej argumenty. Uważała, iż córka jest stanowczo za młoda na takie samodzielne wyjazdy, bez kontroli rodzicielskiej. Mania ze smutkiem pomyślała, że ten urlop miał zbliżyć ją i Pawła, tymczasem stało się odwrotnie. Nie mogła zapomnieć o odrzuceniu ze strony męża. Czuła się poniżona i jeszcze bardziej nieatrakcyjna. 5 Paweł wrócił do pracy. Życie toczyło się swoim rytmem. Marianna wciąż miała urlop, ale powoli zaczynała mentalnie przygotowywać się na powrót do szkoły. Całe dnie spędzała, zajmując się domem i dziećmi. Późnym popołudniem Paweł przyjeżdżał do domu, ona podawała mu wcześniej przygotowany i podgrzany obiad, wymieniali zdawkowe informacje o tym, jak minął dzień, po czym każde zajmowało się swoimi sprawami. Mania uwielbiała czas wakacji, bo mogła oddać się jednemu ze swoich ulubionych zajęć – czytaniu. Kiedy pocałowała Mateusza na dobranoc i poprosiła Anię, żeby ta nie siedziała przed komputerem do późna, brała lekturę do łóżka i czytała do nocy. Paweł kładł się chwilę po niej, czasem wybuchały niewielkie sprzeczki związane z tym, że on chciał spać, a ona długo czytała przy zapalonej lampce. Poza tym nie rozmawiali zbyt wiele.
Marianna wciąż miała w pamięci sposób, w jaki mąż potraktował ją w Ustroniu Morskim. Przestała mieć nadzieję, że w ich małżeństwie sytuacja może ulec zmianie na lepsze. Postanowiła żyć swoim życiem i nie zwracać większej uwagi na Pawła. Byli razem, ale jakby osobno. Mijali się w korytarzu, wymieniali ukradkowe spojrzenia, kiedy Mania podawała mu obiad, ale poza tym traktowali się jak obcy ludzie. W ich związku zabrakło nie tylko cielesności, ale i rozmowy. Małżeństwo Dulewiczów konsekwentnie zmierzało w stronę przepaści. Kilka dni po powrocie Marianny znad morza zadzwoniła do niej Natalia. Chwilę porozmawiały, Mania opowiedziała jej o wakacjach, konsekwentnie unikając tematu Pawła. W końcu przyjaciółka zapytała: – To kiedy wybieramy się razem do Paradise? Mańka kompletnie zapomniała o obietnicy złożonej przyjaciółce przed wyjazdem. Nie pamiętała również, że sama miała ochotę wyjść na trochę z domu i się rozerwać. Na dyskoteki mogła chodzić, kiedy miała dwadzieścia lat, a nie teraz, kiedy bliżej jej już było do czterdziestki niż do trzydziestki. Chciała wykręcić się od wspólnego wyjścia z Natalią, ale przyjaciółka nie zamierzała jej na to pozwolić. – Pamiętasz, powiedziałam wtedy, że ci nie odpuszczę, i dotrzymam słowa! – zaprotestowała. – Dasz radę załatwić sobie wychodne na najbliższą sobotę? Marianna zastanowiła się. Spojrzała w kalendarz. W okresie wakacyjnym nigdy nie wiedziała, jaki był właśnie dzień. – W sobotę? – powtórzyła. – Ale przecież dziś mamy… czwartek! – Dokładnie tak – potwierdziła Natalia. – To co, może podjadę po ciebie taksówką o dwudziestej pierwszej? Marianna wstępnie umówiła się z przyjaciółką, po czym obiecała, że jeszcze to potwierdzi po rozmowie z Pawłem. Rozłączyła się. Odwróciła się, a wtedy ujrzała córkę stojącą w drzwiach do pokoju. Ania najwyraźniej musiała słyszeć jej rozmowę z Natalią, a przynajmniej jej część. – Wybierasz się na imprezę? – zapytała. – Nie wiem, chyba tak. Muszę jeszcze porozmawiać z tatą i zapytać, czy z wami zostanie – odpowiedziała. – Ale ekstra! – zachwyciła się Ania. – Co włożysz? – Nie rozumiem? – Marianna rzeczywiście nie wiedziała, o co zapytała ją córka.
– No, mamo, jak to nie rozumiesz! – oburzyła się nastolatka. – O ciuchy pytam! Chodź, wybierzemy coś z twojej szafy. Będę mogła cię pomalować? Zdezorientowana Mania dała się zaprowadzić do dużego pokoju, gdzie stała szafa, w której zostały poupychane wszystkie jej ubrania. Ania tymczasem zdawała się być w swoim żywiole. Z nieukrywaną radością kompletowała strój, dobierała dodatki. Początkowe zagubienie Marianny zastąpiło rozbawienie. A więc tak niewiele wystarczyło, aby nawiązać nić porozumienia z córką? – Ale ja jeszcze nie wiem, czy w ogóle gdzieś pójdę – przyznała z rozbawieniem. – Oj tam – przerwała jej Ania. – Nieważne! Tata z pewnością się zgodzi. A jak nie, to przecież ja mogę zostać z Mateuszem! Mamo, ale ci zazdroszczę. Wszyscy moi znajomi opowiadali mi, że w Paradise jest genialnie, ale wstęp jest od dwudziestu jeden lat i podobno sprawdzają tam dowody. – To jakim cudem twoi znajomi tam weszli? – zaniepokoiła się Marianna. Ania machnęła ręką, więc Mania postanowiła nie zaprzątać sobie tym głowy w myśl zasady, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Córka przygotowała jej zestaw, który robił wrażenie. Właśnie dlatego nie zamierzała w nim wyjść. – Aniu – zaczęła – ja mam trzydzieści sześć lat. W życiu w tym nie wyjdę! – Niby dlaczego? – spytała dziewczyna. – Wyśmieją mnie! – wyjaśniła matka. – W takim wieku… w takim wieku już nie wypada się tak stroić! – Oszalałaś – stwierdziła nastolatka. – Mamo, tak się teraz ubiera. Nie możesz iść na imprezę w spodniach i T-shircie. Musisz jakoś wyglądać, prezentować się przy Natalii. Jestem pewna, że ona też będzie przyciągać wzrok i o to właśnie chodzi, mamo! Jest w twoim wieku i jakoś nie ma z tym problemów. A poza tym ta sukienka jest klasyczna. Nie będziesz w niej wyglądać jak dziwka. – Ania! – oburzyła się. – Wyrażaj się! Nastolatka uśmiechnęła się rozbrajająco. Miała jeszcze coś w sobie z tamtej uroczej dziewczynki. Marianna pomyślała, że warto wybrać się na dyskotekę, żeby chociaż przez chwilę było tak błogo i zwyczajnie, bez kłótni pobyć
chwilę ze swoją córką. Marianna postanowiła porozmawiać z Pawłem od razu po jego powrocie do domu. Przywitała go przy drzwiach, a on, chociaż zdziwiony jej obecnością w progu, nie dał tego po sobie poznać. Mania powiedziała mu, kiedy i dokąd chce wyjść, po czym zapytała go, czy zostanie z dziećmi. Te czasy, gdy Marianna rozpytywała Pawła o jego zdanie, minęły bezpowrotnie. Nie chciała wiedzieć, co o tym myślał. Od razu wyszła do niego z konkretnym komunikatem. Paweł był zdziwiony nie tyle sposobem komunikacji jego żony, co jej wyjściem na dyskotekę. Marianna nie była w klubie od wielu lat, nie przepadała za przeludnionymi miejscami i głośną muzyką. Typowym dla Dulewiczów gestem wzruszył ramionami, po czym zapewnił żonę o braku planów na sobotę. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby mógł zająć się dziećmi. – Świetnie – podsumowała. Chwilę później zadzwoniła do Natalii i potwierdziła spotkanie. Mimo początkowej niechęci poczuła podekscytowanie na myśl o zbliżającym się wyjściu. W końcu miała zrzucić pióra kury domowej i przywdziać eleganckie wdzianko. Tak dawno nie była na imprezie. Przypomniała sobie czasy, gdy obie z Natalią były piękne i młode (chociaż o Natalii nadal można było powiedzieć to pierwsze) i do białego rana szalały na parkietach dyskotek. To była końcówka lat dziewięćdziesiątych, wspaniałe czasy ich młodości. Ania z dużym entuzjazmem towarzyszyła matce w przygotowaniach do jej „wielkiego wyjścia”. Kiedy już ubrana, uczesana i pomalowana stanęła przed lustrem, zaniemówiła z wrażenia. Dawno nie wyglądała i nie czuła się tak dobrze. Podbudowana własnym wizerunkiem i samopoczuciem zeszła przed klatkę, kiedy tylko zawibrował jej telefon. Natalia, zgodnie z umową, wysłała jej wiadomość z informacją, że zaraz będzie pod jej blokiem. Marianna z niecierpliwością przestępowała z nogi na nogę. W domu, przed lustrem czuła się fantastycznie, teraz dopadła ją irracjonalna myśl, że wygląda śmiesznie. Nie mogła się przyzwyczaić do swojego nowego wyglądu i już miała iść do domu się przebrać, kiedy przed blok zajechała taksówką z Natalią. Mania zaczerpnęła głośno powietrza i wsiadła do samochodu. Nie było odwrotu. Taksówka dowiozła je pod samo wejście. Czuła się głupio, kiedy stała i czekała w kolejce do klubu. Dużo się zmieniło od czasów, gdy ona sama była częstym bywalcem dyskotek. Wtedy nie czekało się przed wejściem na „być albo nie być” wypowiedziane z ust selekcjonera. W tamtych czasach nikt nie oceniał ludzi po pozorach i każdy, kto chciał się bawić na imprezie, taką szansę dostawał. Słyszała o legendarnych dyskotekach w stolicy, gdzie na bramkach stali ochraniarze i decydowali o tym, kto wchodzi do klubu, a kto nie, ale do ich miasta wtedy
nie dotarły te zwyczaje. „Wszystko jednak zmieniło się wraz z upływem czasu”, pomyślała Marianna, stojąc w kolejce. W końcu weszły do klubu, płacąc najpierw trzydzieści złotych za wstęp. Mania była w szoku. Szybko przeliczyła pozostałą w portfelu gotówkę. Nie spodziewała się, że samo wejście będzie ją kosztować tyle pieniędzy! Skierowały się w stronę baru. Mańka czuła się nieswojo. Była przekonana, że wygłupiła się tym wyjściem, lecz teraz było za późno na to, żeby zrezygnować. „W końcu zapłaciłam trzydzieści złotych za wstęp”, pomyślała gorzko. Dwadzieścia minut później była już po trzech drinkach i humor zdecydowanie jej się poprawił. Nadal nie czuła się częścią społeczności, ale pozbyła się w końcu tego głupiego wrażenia, że powinna wracać do domu. Po czwartym drinku język jej się rozwiązał i zaczęła opowiadać przyjaciółce o wakacyjnym incydencie. – Któregoś wieczoru Paweł zaproponował, żebyśmy kupili alkohol i usiedli razem na tarasie – rozpoczęła swoją historię. – No w końcu! – skomentowała przyjaciółka. – Poczekaj – zastopowała ją Marianna. – W wielkim skrócie: kupiliśmy piwo, a ja poczułam ten klimat, wiesz, wieczór, my, nadmorskie powietrze, alkohol i tak dalej… Poprosiłam Pawła, żeby poszedł do sklepu po więcej, potem jeszcze raz, potem jeszcze raz, aż w końcu wpadłam na świetny – tak mi się wtedy wydawało – pomysł. Napijmy się wódki! Jak pomyślałam, tak też uczyniliśmy i… Upiłam się. Zaczęłam Pawła zamęczać rozmową na temat naszego małżeństwa, na którą on, najdelikatniej mówiąc, nie miał ochoty. – Co za gbur! – stwierdziła Natalia. – To jeszcze nie wszystko – przyznała ze smutkiem Mania. – Najgorsze zostawiłam na koniec. Położyłam się w końcu do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Paweł był pod prysznicem, więc pomyślałam… – Głośno przełknęła ślinę. – Pomyślałam, że do niego dołączę. A on mnie odepchnął. Natalia zdębiała. – Jak to cię odepchnął? – Powiedział, że jestem pijana, żałosna i mam wracać do łóżka – wyznała Marianna. – O kurwa – rzuciła przyjaciółka. – Co ty z nim w ogóle robisz, kobieto? Co za cham! Chodź, napijemy się jeszcze po jednym drinku.
Kolejne dwa drinki później Natalia zasugerowała przyjaciółce, że ta koniecznie musi znaleźć sobie kochanka. Marianna, gdyby nie była pod wpływem wypitego w klubie alkoholu, z pewnością oburzyłaby się na słowa przyjaciółki, jednak tym razem roześmiała się głośno. Ta myśl ją rozbawiła. Ona i kochanek? Takie kobiety jak ona nie nawiązywały romansów. Znały tylko drogę między domem a pracą, cierpliwie znosiły wszystkie humory pana i władcy, nie stać ich było na to, by odejść, więc pokornie akceptowały otaczającą je rzeczywistość. Zresztą gdzie miałaby poznać tego kochanka? Bywała jedynie w pracy i osiedlowym supermarkecie. Czasem jeszcze wychodziła z Mateuszem na plac zabaw. To nie były miejsca, w których można było nawiązać romans. Chwilę po północy Marianna i Natalia dziarskim krokiem wkroczyły na parkiet. Mania nie pamiętała, kiedy tańczyła poprzednim razem. Pomyślała, że przez ostatni czas zaczęła robić rzeczy, które zazwyczaj nie należały do jej codziennych zajęć. W ciągu dwóch tygodni upiła się dwa razy, co wcześniej zdarzyło się jej ponad dziesięć lat temu na dwudziestych piątych urodzinach Natalii. Marianna należała do osób, które nie przepadały za alkoholem. Teraz jednak wypite drinki pozwoliły się jej zrelaksować i naprawdę dobrze się bawić. Właśnie. Bawić się. Tego też Mańka nie robiła od wielu lat. Mania i Natalia były swoimi przeciwieństwami, a przyjaźniły się od dłuższego czasu. Marianna do dziś nie rozgryzła fenomenu ich znajomości. Skrajnie różne osobowości, a jednak lata temu znalazły wspólny język i nadal bardzo dobrze się dogadywały. – Mańka? – Za jej plecami rozległ się znajomy głos. Ten głos poznałaby nawet w ciemnościach, chociaż nie słyszała go od piętnastu lat, nie licząc jednego przypadkowego spotkania sprzed kilku tygodni. Marianna odwróciła się i na własne oczy przekonała, że wspomnienie sprzed lat wróciło. – Cześć, Konrad – przywitała się z uśmiechem, który przykrył początkowe zdziwienie. – I znów się spotykamy – zauważył. Mania spojrzała na niego średnio przytomnym wzrokiem i głośno się roześmiała. Nie wiedziała, kto sterował tym światem, ale wychodziło mu to całkiem zabawnie. Nagle, w ciągu zaledwie czterech tygodni spotkała dwukrotnie faceta, który kiedyś w jej życiu nieźle namieszał, chociaż sam nie miał o tym pojęcia. – Konrad? – Chwilę później do Marianny dołączyła Natalia. – No proszę, ty tutaj? W sumie mogłam się tego spodziewać. To wymarzona sceneria dla ciebie! – Tak jak i dla ciebie – odgryzł się. – Dołączycie do nas przy stoliku? Powspominamy stare, dobre czasy!
– Czy ja wiem, czy takie dobre – rzuciła kąśliwie Natalia. Marianna niepostrzeżenie szturchnęła ją w żebro. Konrad zignorował Natalię i przedstawił towarzyszącego mu mężczyznę. – Dziewczyny, poznajcie Tomka, mojego kumpla. Tomek, to moje dawne znajome – Mańka i Natalia. – Miło mi – przywitała się Marianna, po czym w jej ślady poszła druga kobieta. – To co, dołączycie do nas? – powtórzył pytanie Konrad. – Jasne – zgodziła się Mania. Razem z Natalią poszły za mężczyznami prowadzącymi je w stronę loży. Przyjaciółka odciągnęła Mariannę na bok, po czym zapytała: – Jesteś tego pewna? Mańka skinęła głową, po czym pociągnęła przyjaciółkę w stronę stolika zajmowanego przez Konrada i Tomka. – Napijecie się czegoś? – spytał Konrad. – Martini z wódką poproszę – odpowiedziała Marianna, a Natalia jej zawtórowała. Po chwili wrócił z drinkami dla znajomych. Mania czuła już szum w głowie, a jednak musiała się jeszcze napić. Widok Konrada wywołał u niej uśpione uczucia. Nadal ją pociągał i wzbudzał w niej dawny sentyment. Była pijana, ale emocje były prawdziwe. Minęło piętnaście lat, ona zdążyła wyjść za mąż, urodzić dwoje dzieci, a wciąż nie uwolniła się spod władzy, jaką – zupełnie nieświadomie – miał nad nią Konrad Morawski. Z zadumy wyrwał ją głos Natalii. – Właściwie to miałyśmy się już zbierać. – Jak to? Już? – zdziwiła się Marianna. Przyjaciółka posłała jej zabójcze spojrzenie. – Muszę iść do toalety. Pójdziesz ze mną? Przeprosiły na chwilę towarzyszących im mężczyzn, po czym
skierowały się w stronę schodów. Zeszły w dół i ruszyły w kierunku damskich toalet. – Mańka, co ty wyprawiasz? – spytała Natalia. – O co ci chodzi? – Jesteś w niego wpatrzona jak w obraz! Wychodzimy stąd! – zarządziła. – Nie – zaprotestowała Marianna. – Nigdzie stąd się nie ruszam. Sama najpierw namawiasz mnie na wyjście, a potem, gdy się dobrze bawię, ogłaszasz koniec imprezy. Daj spokój. Pamiętasz, jeszcze dziś mi mówiłaś, że mam sobie znaleźć kochanka – zażartowała. – Ale nie Morawskiego! Czy ty zwariowałaś? Nie wiesz, czym to grozi? Polecisz do niego, zakochasz się znowu, zostawisz dla niego wszystko, męża, rodzinę, dzieci, a potem zostaniesz z niczym! – stwierdziła stanowczo Natalia. – Przecież żartowałam – wyjaśniła Mania. – Mam trzydzieści sześć lat, a nie dwadzieścia. Nie wdam się z nim w romans, zresztą nie tylko z nim, w ogóle nie zamierzam z nikim wdawać się w romans. Po prostu… jest miło. Teraz. Więc po co to psuć? Wróćmy do stolika, wypijmy z nimi jeszcze kilka drinków, pobawmy się na parkiecie, a potem wrócimy do domu. Sama chciałaś, żebyśmy tu przyszły. Natalia badawczym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę. – Jesteś tego pewna? Bo jeśli coś w tobie chociaż delikatnie drgnęło na widok Morawskiego, to wychodzimy stąd. – Jestem tego pewna – potwierdziła Marianna. – Zresztą nie spotkałam go teraz pierwszy raz od tamtej pory. – Jak to? Dlaczego nic nie powiedziałaś? – chciała wiedzieć Natalia. – Wjechałam w niego na czerwonym świetle – oznajmiła Marianna i nagle wybuchła histerycznym śmiechem. Przyjaciółka najpierw nie podzielała jej entuzjazmu, lecz po chwili dołączyła do niej i chichotały już obie. W takich doskonałych humorach wróciły do stolika, gdzie czekali na nie Konrad oraz nowo poznany Tomek. Marianna bawiła się z Konradem przez cały wieczór. Niewypowiedziane słowa, niedokończone gesty sprzed lat ożyły w nich. Marianna zdawała się nie dostrzegać krytycznych spojrzeń najlepszej przyjaciółki. Tańczyła z Konradem, czuła jego bliskość. Mimo iż była
mężatką, żaden mężczyzna nie dotykał jej tak od miesięcy. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Ich ciała mijały się w tańcu, ale czuła rozpacz, z jaką Konrad muskał jej ciało. Ona także miała ochotę znaleźć się bliżej, wciąż bliżej niego. Żałowała, że nie byli sami. Klub i przebywający w nim ludzie odbierali tej scenie intymność. Nie wiedziała, co czuł i myślał Konrad, ale miała wrażenie, że ich myśli były podobne. Przez piętnaście lat myślała o nim od czasu do czasu, zwłaszcza w nocy, kiedy powracał do niej w snach. Śnił jej się w najbardziej absurdalnych sytuacjach, ale scenariusz zawsze był podobny: stawała przed dylematem, kogo wybrać – Pawła czy Konrada. Zostawała z mężem, ale później tęskniła za Morawskim. Budziła się zlana potem, po czym uspokajała się, kiedy uświadamiała sobie, że to był tylko sen. Później przez kilka dni zawsze intensywnie go wspominała. Zastanawiała się, co robił, czy udało mu się spełnić marzenia o karierze sportowca. W końcu kiedyś dla tych pragnień zrezygnował z Marianny. Nigdy nie słyszała, aby Konrad Morawski został znanym piłkarzem, ale może grał w którymś z mniejszych klubów? Teraz był tutaj, obok niej i to wcale nie był sen. Chciała mu zadać wiele pytań, zapytać o tyle spraw, ale uparcie milczała, wijąc się uwodzicielsko w tańcu. Nie poznawała siebie. Złamała chyba wszystkie swoje zasady i zmieniła oblicze. Chwilę po czwartej podeszła do nich Natalia. Wyjaśniła przyjaciółce, że jest już zmęczona, poza tym musiała zmienić nianię w domu. Konrad postanowił, że wraz z Tomkiem odwiozą je do domu taksówką. Kiedy okazało się, że Tomasz mieszka w tej samej dzielnicy, co Natalia, zmodyfikowali nieco trasę nocnej eskapady. Ku niezadowoleniu Natalii taksówkarz najpierw odwiózł ją i Tomka. Marianna została więc sam na sam z Konradem. Jej przyjaciółka już wtedy przeczuwała katastrofę. – Co z samochodem? – zapytała Mania, kiedy zostali już sami. Konrad w pierwszej chwili nie zrozumiał, o co Marianna go zapytała. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem, po chwili jednak zorientował się, w czym rzecz. – A! – zreflektował się. – To nic takiego. Sprawa została już załatwiona i, jak sama widzisz, zdążyłem o tym zapomnieć. Ale nadal nie mogę zrozumieć, jakim cudem wjechałaś we mnie na czerwonym świetle. Marianna zarumieniła się. Nigdy nie była wybitnym kierowcą. – Rozmawiałam z mamą przez telefon i kątem oka zauważyłam… to znaczy wydawało mi się, że światło zmieniło się na zielone – wyjaśniła.
– Aha! – zaśmiał się Konrad. – Jeszcze przyznajesz, że rozmawiałaś przez telefon podczas prowadzenia samochodu? – Nie podczas prowadzenia samochodu – poprawiła go ze śmiechem. – Stałam na światłach! – Okej, okej, zwracam honor, masz rację. To cię absolutnie usprawiedliwia. Taksówka zatrzymała się pod adresem podanym wcześniej przez Mariannę. Nie wiedziała, jak się pożegnać z Konradem. – Odprowadzić cię? – zapytał. – Nie, dziękuję. Jeszcze tego brakuje, żeby… – Już miała wspomnieć o mężu, ale zmieniła zdanie. – Żeby dzieci widziały, że mamę obcy facet do domu odprowadza! – Dzieci nie śpią o tej porze? – zdziwił się. Spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta. – Śpią, ale… – przerwała. – To ja już pójdę. Zaczęła powoli wysiadać z samochodu, kiedy Konrad ją zatrzymał. – Mańka, poczekaj! – zawołał ją. – Nie mam twojego numeru telefonu. Zastanowiła się szybko. – Zapisuj – powiedziała, po czym podała mu ciąg cyfr. Jeszcze w tej samej chwili pomyślała, że będzie tego żałować, ale nie było odwrotu. Konrad złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Marianna oddała pocałunek z równie wielkim zaangażowaniem. Nie myślała o tym, co robi. Poddała się pragnieniu. Taksówkarz chrząknął znacząco, a Mania odskoczyła od Konrada. Pożegnała się pospiesznie. Weszła do klatki i zdążyła pomyśleć, że chyba upadła na głowę, całując się z obcym facetem pod własnym blokiem, podczas gdy mąż i dzieci spali w domu. Poczuła wibrację w kieszeni. Przekonana, że to Konrad, odczytała wiadomość. Natalia: „Chyba musimy poważnie porozmawiać”. Zignorowała esemesa i najciszej, jak tylko potrafiła, otworzyła drzwi do mieszkania. W pośpiechu wzięła prysznic, przebrała się w piżamę i położyła obok męża, który nawet nie drgnął. Zdążyła jeszcze przeczytać wiadomość na wyświetlaczu telefonu.
Konrad 05.15 Śpij dobrze. K. 6 Konrad 13.42 Dzień dobry :-) Śpisz jeszcze? Marianna 13.49 Cześć! No co ty, nie śpię już od czterech godzin. Konrad 13.51 Jak ty to robisz? Zdradź mi tę tajemnicę! Przecież wróciliśmy o piątej :-) Marianna 13.53 Tajemnica? Jaka tajemnica? Po prostu mam dzieci! Konrad 13.54 No tak. W jakim są wieku? Marianna 13.58 Ania ma 15 lat, Mati – 5. Nie udawaj, że cię to interesuje :-) Kiedyś nie musiałbyś mi zadawać tego pytania. Sporo rozmawialiśmy… Konrad 13.59 Nie tylko rozmawialiśmy;-) Marianna 14.05 Zdecydowanie nie jesteś dżentelmenem! Konrad 14.06 Przecież nigdy nim nie byłem ;-) Konrad 14.50
Halo? Obraziłaś się? Marianna 15.17 Nie, musiałam nakarmić dzieciaki. Konrad 15.18 Mnie też mogłabyś nakarmić. Marianna 15.20 Pusta lodówka? Konrad 15.21 Pusta :-( Marianna 15.24 No to zbieraj się i na zakupy! Konrad 15.25 Dzisiaj to jest ponad moje siły… Marianna 15.27 Cha, cha, cha! Dobrze ci tak! Konrad 15.28 Ej! A gdzie zwykłe ludzkie współczucie? Marianna 15.30 Empatia? A co to takiego? Konrad 15.31 Podobno zupa z Azji ;-) Marianna 15.33 Wiem, też oglądałam.
Konrad 15.34 A ty nie jesteś zmęczona? Marianna 15.37 Jestem, ale to nie zwalnia mnie z obowiązków. Niestety! Konrad 15.40 No, a twój mąż? Marianna 15.42 Odpoczywa. Wyszedł z założenia, że skoro on w nocy zajmował się dziećmi, to teraz moja kolej i nie ma, że boli. Konrad 15.44 Chyba nie znam się za bardzo na dzieciach, ale wydaje mi się, że 15-latka i 5-latek nie potrzebują całonocnej opieki. Marianna 15.46 Bez komentarza :-) Konrad 15.47 Co robisz? Marianna 15.48 Teraz czy tak w ogóle? Konrad 15.49 I teraz, i tak w ogóle. Marianna 15.55 Teraz oglądam Lego Ninjago: Mistrzowie Spinjitzu :-) A tak w ogóle to wypoczywam przed kolejnym bardzo ciężkim rokiem szkolnym. Konrad 15.56 CO OGLĄDASZ??? Więc dopięłaś swego i jesteś nauczycielką.
Gratulacje. Musimy się spotkać i pogadać. Wczoraj nie było okazji porozmawiać. Marianna 15.59 To taka bajka. Dzisiejsze dzieciaki nie oglądają, niestety, Smerfów i Gumisiów, tylko Lego Ninjago. Nieważne :-) Tak, pracuję w szkole. Konrad 16.01 Nie odpowiedziałaś na pozostałą część wiadomości. Marianna 16.20 Którą? Konrad 16.21 Tą z propozycją spotkania. Marianna 16.32 Nie tak łatwo jest mi się wyrwać z domu. Wczoraj była wyjątkowa sytuacja. Konrad 16.33 Będę próbował! Marianna 16.39 Próbować możesz. A ty co robisz? Konrad 16.42 Aktualnie wciąż leżę. A tak poza tym prowadzę firmę. Dostarczam sprzęt sportowy. Nie udało mi się zrobić kariery sportowca;-) Marianna 16.45 No, ale nie zrezygnowałeś całkiem z branży. Domyślałam się, bo nie widziałam twojego nazwiska obok Roberta Lewandowskiego :-) Konrad 16.47 Grrrr. Bardzo zabawne;-)
Marianna 16.49 Nie chciałam cię urazić, przepraszam. Konrad 16.51 W porządku, żartowałem. Po prostu nie wyszło. Marianna 16.59 Co się stało? Konrad 17.03 Miałem dość poważną kontuzję, później ciężko mi było wrócić na boisko i skończyło się na dostarczaniu piłek do klubów sportowych. Marianna 17.05 Współczuję. Wiem, ile to dla ciebie znaczyło. Konrad 17.07 Ty natomiast spełniłaś swoje marzenia. Marianna 17.09 Powiedzmy, że tak. Konrad 17.10 To znaczy? Marianna 17.12 Nie, nic, głośno myślę :-) Tak, spełniłam marzenia. Robię to, co zawsze chciałam robić i to daje mi szczęście. Konrad 17.13 A życie prywatne? Marianna 17.15 Moje życie prywatne to moja prywatna sprawa :-)
Konrad 17.17 Daj spokój, kiedyś potrafiliśmy rozmawiać szczerze. Marianna 17.30 No właśnie, kiedyś. Dzisiaj mamy po trzydzieści sześć lat. Informuję, w razie, gdyby poprzednie piętnaście wyleciało ci z głowy. To szmat czasu. Nie da się już naprawić pewnych spraw. Konrad 17.35 A ty jak zwykle refleksyjna. Oczywiście, że się da, jeśli się chce. Marianna 17.43 Zostawmy to. Konrad 17.46 Przepraszam cię za wczoraj. Poniosło mnie. Marianna 17.55 Tak jak i mnie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Dobrze, że chociaż tego żałujemy i jest już po sprawie. Konrad 17.58 Mów za siebie :-) Marianna 18.01 Jesteś niemożliwy. Nic się nie zmieniłeś! Konrad 18.03 To chyba dobrze? Marianna 18.06 No nie wiem, w pewnym wieku wypadałoby coś zmienić w swoim życiu. Żona? Dzieci? Konrad 18.08
Przecież mnie znasz :-) Marianna 18.10 No właśnie. No nic, muszę kończyć, mam robotę w domu! Miłego wieczoru. Konrad 18.11 Wzajemnie, odezwę się. Konrad 7.39 Zaraz po ostatniej wiadomości od ciebie poszedłem spać i dopiero teraz mogę powiedzieć, że jestem wyspany. Lecę do pracy. Miłego dnia! Marianna 7.48 Dziękuję, wzajemnie. Konrad 11.37 Mam dziś luźniejszy dzień. Może kawa na mieście? Marianna 12.15 Nie dam rady. Konrad 12.16 Szkoda :-( Konrad 18.21 Jak minął dzień? Marianna 18.24 Bez zmian :-) Mam na myśli, że każdy mój dzień wygląda tak samo, z tą różnicą, że mam teraz wakacje i nie chodzę do pracy. Konrad 18.28 To chyba musi być męczące? Marianna 18.36
Zależy, co kto lubi. Konrad 18.38 No tak. Mam ochotę obejrzeć dobry film. Polecisz coś? Marianna 18.45 W tym niestety nie pomogę. Konrad 18.49 A w czym pomożesz? Marianna 18.54 Nie rozumiem? Konrad 18.59 Napisałaś „w tym niestety nie pomogę”, więc pytam, w czym możesz pomóc :-) Marianna 19.07 Cha, cha, bardzo zabawne! Konrad 19.10 Nikt się tu nie śmieje. Jak dzieciaki :-)? Marianna 19.15 W porządku, dziękuję. Trochę problemów z Anią, ale poza tym jest dobrze. Konrad 19.17 Bunt wieku dojrzewania? Marianna 19.20 Niestety… Jakiś czas temu zrobiła sobie, o zgrozo, kolczyk w języku!!! Konrad 19.22
Cała mama. Cha, cha :-) Marianna 19.23 Ja nie miałam kolczyka w języku! Konrad 19.24 Z pewnością dlatego, że wtedy nikt o czymś takim nie słyszał. Marianna 19.28 Mówisz jak Natalia. Konrad 19.29 A właśnie, co z nią? Marianna 19.33 W jakim sensie? Konrad 19.37 Była jakaś obrażona w sobotę? Marianna 19.59 Nie, po prostu zmęczona i musiała wracać do domu. Samotnie wychowuje córkę i Lilcia była wtedy pod opieką niani. Konrad 20.02 Widzę, że u was sporo się zmieniło. Marianna 20.13 Konrad! Minęło piętnaście lat! To normalne, że sporo się zmieniło. Konrad 20.15 Nie u wszystkich :-) Marianna 20.42 No tak, nie u wszystkich. Boli mnie głowa. Położę się już.
Konrad 20.44 Słodkich snów, śpij dobrze. Marianna 20.45 Wzajemnie! Konrad 15.24 Dzień dobry, panno Marianno! Marianna 15.37 Już od dawna nie jestem panną :-) Konrad 15.39 Nawet się nie odezwiesz… Marianna 15.51 Nudy, nic się nie dzieje. Konrad 15.55 Kiedy wracasz do pracy? Marianna 16.02 W ostatni tydzień sierpnia. Konrad 16.06 Gdzie pracujesz? Marianna 17.14 Przepraszam, byłam zajęta. W podstawówce, w jedenastce na Słonecznym. Konrad 17.16 Czego uczysz?
Marianna 17.20 Nauczanie początkowe. Od września będę miała pierwszą klasę. Konrad 17.24 O tym to nawet ja mogę z tobą porozmawiać, tyle o tym mówią w telewizji. Sześciolatki? :-) Marianna 17.35 Cha, cha, tak! Ale błagam, nie piszmy o tym! Mam urlop! Konrad 17.39 Okej, okej, wybacz! Też nie lubię rozmawiać o pracy na urlopie. Marianna 17.48 A ty już po urlopie czy jeszcze przed? Konrad 17.50 W czerwcu wyrwałem się na kilka dni. Tak to jest, kiedy się pracuje na swoim. Czasem myślę, że wolałbym pracę na etacie. Marianna 17.55 Wszystko ma swoje wady i zalety. Konrad 17.57 Jasne, na co dzień nie narzekam. Marianna 18.00 To dobrze. Nie lubię ludzi, którzy wiecznie narzekają, chociaż sama lubię pomarudzić. Konrad 18.01 Oj, tak!!! Marianna 18.09 Co „oj, tak”?
Konrad 18.14 Że sama lubisz pomarudzić. Marianna 18.32 Phi! Wyłączam się. Syn wzywa. Konrad 18.55 Już tęsknię, ha! Konrad 16.40 Czy nadejdzie taki dzień, kiedy napiszesz do mnie pierwsza? Marianna 16.58 Jestem tradycjonalistką :-) Konrad 16.59 Czekasz, aż facet odezwie się pierwszy? Marianna 18.02 Tak. Wybacz, nie mogę pisać. Marianna 14.16 Doczekałeś się! Konrad 14.24 Jestem z ciebie dumny. To może dasz się też namówić na spotkanie przy kawie? Marianna 15.01 Innym razem, w porządku? Konrad 15.06 A mam inny wybór, niż zgodzić się z tobą? Marianna 15.26
Nie :-) Konrad, mój syn, ma anginę i gorączkę nawet do czterdziestu stopni. Odezwę się, jak będzie lepiej, okej? Teraz mam urwanie głowy w domu. Konrad 15.30 Jasne! Zdrówka dla młodego! Konrad 18.06 Cześć! Jak syn? Marianna 18.20 Dziś jest lepiej niż wczoraj, ale nadal gorączkuje. Konrad 18.25 Trzymam kciuki za powrót do zdrowia! Marianna 18.30 Dziękuję. Marianna 16.35 Uff, kryzys zażegnany. Przetrwałam! Konrad 16.59 Gratulacje! Jestem u klienta. Odezwę się wieczorem. Buziaki. Konrad 20.40 Śpisz? :-) Marianna 21.02 Nie, czytam. Konrad 21.05 Co czytasz? Marianna 21.09
Nową Witkiewicz. Konrad 21.12 Nie znam. Marianna 21.20 Bo to babskie :-)v Konrad 21.30 Nie przeszkadzam, dobranoc! Marianna 21.35 Dobranoc. Konrad 14.07 I przeczytałaś wczoraj książkę? Marianna 14.10 Jeszcze nie. Zostało mi pięćdziesiąt stron. Konrad 14.18 Dobre? Marianna 14.22 Przyjemna lektura. Lubię się czasem zrelaksować przy tego typu książce. Konrad 14.25 I o to chodzi! A ja dziś świętuję. Podpisałem umowę na wyłączność z ważnym klientem. Marianna 14.38 Gratulacje! Konrad 14.40 Dziękuję :-)
Konrad 00.40 Śpij dobrze. Cieszę się, że znów pojawiłaś się w moim życiu. Marianna 8.02 Co to za nocne wyznania? Spałam już. Konrad 8.40 Wybacz, wypiłem kilka drinków i trochę mnie poniosło. Marianna 8.50 W porządku, to było miłe. Konrad 9.40 Spotkamy się? Marianna 12.25 W porządku. Konrad 12.54 Kiedy masz czas? Dostosuję się. Marianna 14.12 Musiałam się zorientować. Czy jutro będzie w porządku? Konrad 14.13 Jasne. O której i gdzie? Marianna 14.22 18? Nie wiem gdzie. Zaproponuj coś. Konrad 14.24 Mogę po ciebie przyjechać. Marianna 14.26
Nie, lepiej nie. Spotkajmy się na mieście. Konrad 14.32 Może w Plotce w centrum? Marianna 14.50 Mam nadzieję, że ta nazwa nie będzie prorocza. W porządku, znajdę. Konrad 14.53 Cieszę się, że się spotkamy :-) Marianna 14.58 Ja też. Konrad 20.57 Czytasz Witkiewicz? Marianna 21.01 Proszę, jaka wzorowa pamięć. Nie, dziś już nie. Dziś wieczór spędzam z kryminałem. Konrad 21.02 Szkoda, że nie ze mną. Marianna 21.05 Konrad!!! Konrad 21.08 Przepraszam. Nie przeszkadzam ci. Do jutra. Konrad 15.02 Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś? Marianna 15.06
Nie rozmyśliłam. Aktualne. Konrad 15.09 Świetnie! Pogadamy o starych, dobrych czasach :-) Marianna 15.20 Czy ja wiem, czy takich dobrych? Starych na pewno. Do zobaczenia! 7 Marianna poznała Konrada na osiemnastce, na której znalazła się zupełnie przypadkiem. Nie znała jubilata. Umówiła się z koleżanką, że przyjedzie do niej na noc. Wtedy telefony komórkowe były dostępne tylko dla ludzi zamożnych, dlatego znajoma nie miała jak poinformować Mańki o zmianie planów. Próbowała dzwonić na numer stacjonarny, jednak dowiedziała się od matki koleżanki, że ta zdążyła już wyjść z domu. Postanowiła poczekać na znajomą, a kiedy Marianna zjawi się u niej, wziąć ją ze sobą na imprezę. Urodziny obchodził jeden z młodych, obiecujących piłkarzy miejscowego klubu. Jego rodzice wynajęli dla niego salę w domu kultury. Zostało zaproszonych ponad trzydzieści osób. Kasia była przekonana, iż nikt nie zauważy pojawienia się Mani. Sama dowiedziała się o urodzinach kilka godzin wcześniej od chłopaka, z którym wówczas się spotykała. Marianna początkowo chciała wracać do domu. Nie lubiła zjawiać się nieproszona, poza tym nie była przygotowana na imprezę. Nie miała odpowiedniego makijażu, jej strój również nie nadawał się na wyjście. Była w zwykłej koszulce z dekoltem, krótkich szortach i sandałach. Koleżanka jednak przekonała ją, żeby wybrały się tam razem. Kasia tłumaczyła, że również nikogo nie zna i będzie czuć się nieswojo. Mania poszła na osiemnastkę człowieka, którego w ogóle nie znała, i wyszła stamtąd zakochana po uszy. A jeśli nie zakochana, to na pewno mocno oczarowana. Konrad podszedł do niej już na początku imprezy i zaprosił ją do tańca. Chwilę pobujali się w rytm muzyki zespołu Spice Girls, a po chwili z głośników poleciał przebój Toni Braxton „Un-break My Heart”. Nowo poznany chłopak przyciągnął Manię do siebie. Nastolatka czuła się skrępowana bliskością tak przystojnego młodego mężczyzny. Jego zapach przyprawiał ją o zawrót głowy. Nie spotkała jeszcze w swoim osiemnastoletnim życiu chłopaka, który działałby na nią tak jak Konrad. Śmiała się, kiedy koleżanki opowiadały w szkole o miłości od pierwszego wejrzenia. Przecież coś takiego nie istniało! Wiedziała, że aby kogoś pokochać, trzeba go dobrze poznać, ale… W tamtym właśnie momencie pomyślała, że rozumie swoje koleżanki. Tylko po części, ale jednak. Zdawała sobie sprawę, że to, co poczuła, nie było miłością, przynajmniej jeszcze nie wtedy, ale była zafascynowana nowym znajomym.
Po zakończeniu imprezy Konrad poprosił ją o numer telefonu. Nie miał gdzie go zapisać, dlatego powtarzał ciąg cyfr tak długo, aż w końcu go zapamiętał. Zadzwonił następnego dnia. Słuchawkę podniósł ojciec. Konrad przedstawił się i zapytał, czy mógłby porozmawiać z Manią. Od tej pory tak było każdego dnia. Nie widywali się, bo on często trenował i nie miał czasu na spotkania. Musiał pogodzić sport z nauką, co wcale nie było łatwe, jak to tłumaczył. Natalia, która została poinformowana o całej sytuacji, kręciła głową na tę znajomość. – Co to za facet, który nie potrafi znaleźć dla ciebie czasu? – pytała. Mania wzruszała ramionami i pędziła do domu, aby być na miejscu, kiedy odezwie się telefon. Dzwonił codziennie. Dziewczyna dowiedziała się, że Konrad chodził do liceum sportowego i trenował piłkę nożną od czwartego roku życia. „Sport zawsze będzie na pierwszym miejscu”, powtarzał. Opowiadał jej o tym, jak minął dzień, ona odwdzięczała się tym samym. Z czasem zaczął dzwonić coraz rzadziej, aż w końcu przestał się odzywać. Skontaktował się z nią ponownie w połowie grudnia, żeby zaprosić ją na studniówkę. Mania była zachwycona. Podejrzewała, że wokół takiego przystojniaka musiało się kręcić mnóstwo dziewczyn, podczas gdy on wybrał właśnie ją w charakterze partnerki na ten ważny bal, mimo że widzieli się tylko raz. Natalia radziła jej, żeby odmówiła, powtarzała, że to niegrzeczne z jego strony tak urywać kontakt, a potem nagle zadzwonić i ni stąd, ni zowąd zaprosić ją na studniówkę. Mówiła, że jeśli nie chce zrezygnować z imprezy, to chociaż powinna potrzymać go w niepewności. Mańka jednak była głucha na jej dobre rady. Rozanielona propozycją Konrada, zgodziła się od razu. Była zachwycona, tym bardziej że jej studniówka została odwołana z powodu śmierci jednego z nauczycieli. Dyrekcja doszła do wniosku, że uczniowie nie powinni się bawić po tym, co się stało. Przyjechał po nią ze swoim starszym kuzynem. Mania długo nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć. W końcu kupiły z mamą prostą, klasyczną kreację. Konrad był zachwycony, kiedy ją zobaczył. Podczas poloneza nie mógł oderwać od niej oczu. Początkowe zdenerwowanie opuściło Mariannę na dobre. Bawiła się świetnie, a humoru nie zepsuło jej nawet wyznanie Konrada. Poinformował ją, że chociaż bardzo by chciał, nie może pozwolić sobie na dziewczynę. Nie miał na to czasu. Jednocześnie zapewnił, że bardzo chętnie będzie utrzymywał z Manią kontakty koleżeńskie. Marianna zgodziła się na propozycję chłopaka. Była nim oczarowana, zrobiłaby wszystko, o co by ją tylko poprosił. Po imprezie przyjechał po nich ten sam kuzyn, który zawiózł ich na salę. Konrad odprowadził Mańkę pod same drzwi. Pocałował ją na do widzenia. Nie protestowała. Trochę nie rozumiała jego zachowania, ale nie dała tego po sobie poznać. Najpierw powiedział jej, że nie mogą być razem, żeby potem pocałować ją na do widzenia? Z pewnością nie był to koleżeński buziak. Mania nie nadążała za Konradem, ale postanowiła poczekać
i przyjrzeć się biegowi wydarzeń. Konrad zadzwonił następnego dnia, żeby podziękować jej za towarzystwo na studniówce. Nie odzywał się przez kolejne dwa tygodnie. W końcu skontaktował się, żeby zaprosić ją na urodziny kolegi. – Jak on cię traktuje?! – grzmiała Natalia. – Jak dziewczynę na imprezę! – Mówiłam ci przecież, że on nie ma czasu na związek – tłumaczyła cierpliwie Marianna. – Chce się ze mną tylko kolegować. Dzwoni wtedy, gdy ma czas. – Z pewnością – prychała ironicznie przyjaciółka. – A ty się na to zgadzasz! Impreza, na którą Konrad zabrał Mariannę, nieco kłóciła się z jej wyobrażeniami na temat urodzin. Były tam same pary, które obściskiwały się po kątach. Mania, która była już wtedy do szaleństwa zadurzona w Konradzie, nie protestowała, kiedy ten zaczął ją całować, ale nie zgodziła się na więcej. Chłopak chciał dotknąć jej piersi, jednak ona stanowczo odmówiła. Wracali późnym wieczorem. Konrad spacerem odprowadził ją pod samą klatkę. Temperatura była dość przyjemna, przynajmniej jak na luty. W pewnym momencie nastolatek złapał ją mocno za rękę i wypuścił jej dłoń dopiero pod domem. Długo jeszcze stali objęci. – Ależ ty na mnie działasz – mruknął Konrad. – Jak? – spytała z uśmiechem. – Domyśl się – powiedział, po czym przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej. – Kiedy się spotkamy? – zapytała Mania. – Nie wiem – przyznał chłopak. – Postaram się znaleźć chwilę w przyszłym tygodniu, ale nie obiecuję. Zadzwonię, w porządku? – W porządku – odparła. Więcej nie mogła powiedzieć, bo Konrad zamknął jej usta pocałunkiem. Tym razem zadzwonił po dwóch dniach i zaprosił Manię do kina. Dziewczyna skakała z radości. Cały czas miała nadzieję, że ich
znajomość zmieni swój charakter. Ubłagała mamę, żeby kupiła jej w nowo wybudowanym markecie bluzkę, którą widziała podczas szwendania się po sklepie w godzinach szkoły. Oczywiście nie przyznała się matce, że poszła na wagary. Wytłumaczyła jej, że któregoś dnia wybrała się po lekcjach do centrum handlowego z Natalią. Mama zgodziła się na zakupy i dzięki temu Mania mogła pójść na randkę w nowym ciuchu. A nikt, oprócz kobiet, nie wie, ile pewności siebie dodaje taka świadomość. Było idealnie. Trzymali się za ręce przez cały seans, po kinie poszli do parku, gdzie mimo mrozu Konrad obdarzał ją namiętnymi pocałunkami, a ona coraz śmielej odpowiadała tym samym. Mania miała osiemnaście lat i po raz pierwszy w życiu była naprawdę zakochana. Oczywiście, nie była na tyle głupia, żeby od razu wyznać to Konradowi. Czekała na jakiś ruch z jego strony. Liczyła, że on pierwszy wypowie te upragnione przez dziewczynę słowa. Nie doczekała się. Spotykali się dosyć rzadko i tylko wtedy, gdy Konrad miał czas. Marianna wiedziała, że jej ukochany był bardzo zajęty, dlatego nie nalegała, a kiedy tylko zadzwonił i poinformował o możliwości spotkania, rzucała wszystko i pędziła do niego jak na skrzydłach. Skrzydłach miłości. Natalia nie poddawała się, przez cały czas trwania tej znajomości próbując wytłumaczyć przyjaciółce, jak powinna się zachowywać, ale Mania uparcie robiła swoje. Była na każde skinienie Konrada. Nie przeszkadzało jej to, że chłopak traktował ją jak rozrywkę, kiedy akurat nie miał nic lepszego do roboty. A może inaczej – nastolatka nie dała po sobie poznać, że jej to nie odpowiadało. Bała się, że mogłaby stracić Konrada, a poza tym, no cóż, zgodziła się na ten dziwny układ już na samym początku znajomości. Nie wiedziała, jak mogłaby się zachować, żeby wyjść z sytuacji z twarzą i nadal pozostać blisko chłopaka. Więc czekała. Czekała na każdy pojedynczy telefon, spędzone razem popołudnie. Czekała na pocałunki i czuły dotyk jego dłoni. Matura zbliżała się wielkimi krokami. Konrad dzwonił jakby rzadziej, ale Mania tłumaczyła to sobie nadchodzącymi egzaminami. Była przekonana, że kiedy już obydwoje skończą szkołę, będą mieć dla siebie więcej czasu. Marianna marzyła o pedagogice, Konrad, oczywiście, miał zamiar składać papiery na AWF. Gdzie indziej miałby studiować? Tymczasem Mania zupełnie przez przypadek dowiedziała się, że jej ukochany spotykał się również z inną dziewczyną. Świat okazał się zbyt mały, kiedy okazało się, że Konrad umawiał się z przyjaciółką jej bliskiej znajomej z klasy. Zabolało, mimo iż koleżanka utrzymywała, że Konrad z tamtą dziewczyną tylko się kolegował. Marianna ze smutkiem pomyślała, że przecież z nią też „tylko się kolegował”. Zaczęła być oschła w stosunku do Konrada. Dalej odbierała telefony od niego, ale na jego pytania odpowiadała półsłówkami,
szybciej kończyła rozmowę, a na propozycje spotkania odpowiadała niezmiennie, że musi się uczyć. W końcu zapytał wprost, co się stało. Marianna postanowiła powiedzieć mu prawdę. Miała nadzieję, że chłopak wytłumaczy jej całą sytuację. Jednak Konrad nie zamierzał niczego tłumaczyć. Był wręcz oburzony tym, że Marianna miała do niego jakieś pretensje. – O co ci chodzi? Przecież nic nas nie łączy – oznajmił beznamiętnym tonem. Manię zatkało. Zabolały ją słowa Konrada. Z jednej strony od samego początku miała pełny obraz sytuacji, poinformował ją, że nie miał czasu na stały związek, z drugiej jednak… jego czyny świadczyły zupełnie o czymś innym niż słowa. – Nic nas nie łączy? – powtórzyła jak echo. – No już, Mańka – rzucił chłopak. – Źle mnie zrozumiałaś. Nie o to chodziło. Jasne, że jesteś dla mnie ważna, lubię cię i tak dalej… I tak dalej? W Mani obudziła się nadzieja. Co znaczyło to tajemnicze „i tak dalej”? – Ale sama dobrze wiesz, że nie mam czasu na dziewczynę – wytłumaczył. – Nie zauważyłam – powiedziała ironicznie Marianna. – Rozmawiamy ze sobą codziennie, może nie widujemy się zbyt często, ale jednak… Konrad nie pozwolił jej dokończyć. – Wiem, jak to jest. Zawsze wam to wystarcza, dopóki nie dostaniecie oficjalnego statusu. Później są wieczne pretensje, narzekanie: znów nie miałeś dla mnie czasu, piłka ważniejsza… Nie, serio. – Ja nie jestem taka – rzuciła Mania obrażonym tonem. – Żadna nie jest, a później… – zaczął Konrad. – Mańka, jest dobrze, jak jest. Nie chcę się kłócić. – Dla kogo dobrze? – zapytała. – Dla nas? – zasugerował. Mania prychnęła głośno. W tamtej chwili była już wściekła. – Chyba dla ciebie – powiedziała ze złością.
– Mańka, nawet mi nie mów, że zaczynasz się wyłamywać. Przecież coś ustaliliśmy – przypomniał jej. – To ty ustaliłeś – stwierdziła. – A ty się ze mną zgodziłaś – zauważył. Cisza. – Mańka, zgodziłaś się, prawda? – A te wszystkie pocałunki, czułości? – Marianna odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Fajna dziewczyna jesteś. Tego było za wiele. Marianna miała swój honor i nie chciała pozwolić na takie traktowanie. – To nie ma sensu – rzuciła do słuchawki. – Chyba się nie rozumiemy. Myślę, że to najwyższy czas, żeby zakończyć tę znajomość. – Myślę, że masz rację – zgodził się Konrad. Mania miała złamane serce. Matka patrzyła na nią z przerażeniem. Został niespełna miesiąc do matury, a dziewczyna, zamiast się uczyć, całe dnie spędzała w pokoju i płakała do poduszki. Jej mama postanowiła działać. Pomyślała, że zaprosi do domu przyjaciółkę córki i poprosi ją o pomoc. Natalia zjawiła się godzinę po telefonie od mamy koleżanki. Weszła do pokoju Marianny, powstrzymała się od powiedzenia wszechwiedzącym tonem „a nie mówiłam?” i w dwie godziny przywróciła dziewczynę do życia. Matka nie miała pojęcia, jakim cudem tego dokonała, ale postanowiła nie wnikać. Najważniejsze, że Mania z zaciętą miną oznajmiła: – Nie zmarnuję mojej przyszłości dla tego bawidamka! Ja mu jeszcze pokażę, na co mnie stać! Natalia już miała jej przerwać oraz zasugerować, że najprawdopodobniej ten „bawidamek” miał głęboko w poważaniu, jak i czy w ogóle Mania zda maturę, i powinna to zrobić przede wszystkim dla siebie, ale ugryzła się w język. Motywacja była nieważna, kiedy cel okazywał się właściwy. Marianna zdała maturę z najlepszym wynikiem w klasie i dostała się na wymarzone studia. W tym czasie poznała sympatycznego chłopaka, Michała, ale po dwutygodniowej znajomości stwierdziła, że nadają na zupełnie różnych falach, i zerwała kontakt. Złość na Konrada minęła jej już jakiś czas temu, ale dopiero wtedy zapomniała o swojej dumie i nie informując nikogo o swoich planach, zadzwoniła do niego. Sama nie potrafiła powiedzieć, dlaczego to zrobiła. Może z sentymentu, może aby mu udowodnić, że czuła się świetnie i nie potrzebowała go do niczego? Zatelefonowała i rozmawiali dwadzieścia minut. Konrada nie zdziwił telefon Mani, a nawet jeżeli, nie dał tego po sobie poznać.
Pogratulował jej zdania matury i dostania się na wymarzone studia, on również od października miał zostać studentem upragnionej uczelni. Wymienili serdeczności, po czym rozłączyli się, ani słowem nie wspominając o możliwości ponownego nawiązania kontaktu. Rozpoczęły się studia. Marianna dała się namówić Natalii, kiedy ta zaproponowała jej imprezę. Koleżanka Natalii z roku organizowała domówkę i dziewczyna nie chciała iść tam sama. – Słyszałam, że organizatorka imprezy zaprosiła samych przystojniaków! – powiedziała Mariannie. Zaprosiła, a jakże. Konrada również. Jakiż ten świat mały, pomyślała, gdy przywitała się z dawnym znajomym. Natalia spojrzała na nią pytającym wzrokiem, więc Marianna przedstawiła ich sobie. Przyjaciółka natychmiast zaciągnęła ją do łazienki. – TEN Konrad? – zapytała. – Ten sam – przyznała Marianna. – Co ON tutaj robi? – Nie mam pojęcia. – Mania wzruszyła ramionami. – Przecież to impreza twojej znajomej. Natalia pilnowała przyjaciółki przez cały wieczór. Marianna nie miała więc nawet okazji porozmawiać z Konradem, nie zamienili ze sobą ani słowa oprócz standardowych „co słychać?” i „w porządku”. Dziewczyna nie mogła jednak nie zauważyć ukradkowych spojrzeń rzucanych w jej stronę. Konrad zadzwonił do Mani już następnego dnia. Przeprosił za tak długie milczenie i zaproponował spotkanie. Marianna zdawała się już nie pamiętać o tym, w jaki sposób chłopak pogrywał sobie z nią i to wcale nie tak dawno. Umówili się na najbliższą sobotę. Znajomość Marianny i Konrada miała wiele wzlotów oraz upadków. Młodzi ludzie ewidentnie czuli do siebie słabość, jednak z niezrozumiałych dla niej względów nigdy nie stanowili pary. Spotykali się przez długi czas, wiele razy próbowali o sobie zapomnieć, aż w końcu jedno z nich przerywało milczenie i wracali do punktu wyjścia. Konrad naciskał na więcej, Mani wystarczyły namiętne pocałunki. Potrzebowała poczucia stabilizacji, aby oddać mu się w pełni. Wielokrotnie kusiło ją, miała ochotę poddać się urokowi chwili, jednak za każdym razem udawało jej się powstrzymać pożądanie. Z upływem czasu Marianna przestała pokładać w tej znajomości nadzieje na przyszłość, chociaż nadal była dostępna na każde skinienie i wezwanie Konrada. Wstydziła się tego przed samą sobą. Czuła się niewolnicą jego i dziwnego układu, który ich połączył. Mania spotykała się
też z innymi kolegami. Nie kryła się z tym. Miała nadzieję, że za którymś razem Konrad poczuje w sercu ukłucie żalu, zrozumie, że może ją bezpowrotnie utracić. Ale ta chwila nie nadeszła. Natalia w końcu zaakceptowała niecodzienną znajomość, w jaką wplątała się przyjaciółka, i na swój sposób polubiła Konrada. Głęboko wierzyła w to, że Marianna spotka w końcu na swojej drodze odpowiedniego mężczyznę i zapomni o nieodpowiedzialnym facecie. Mania kilkakrotnie zaprosiła Konrada na imprezę w gronie swoich znajomych. Natalia niechętnie przyznała, że Morawskiego po prostu nie da się nie lubić, mimo świadomości jego wad. Z czasem Mania zaczęła traktować Konrada jako lek na wszelkie zło tego świata. Po każdej nieudanej randce czy znajomości, która nie sprostała jej oczekiwaniom, dzwoniła do Morawskiego. Nauczyła się już czytać z niego jak z otwartej księgi i uwielbiała sposób, w jaki jej pożądał. Zachowywał się przy tym arogancko, sprawiał wrażenie zbyt pewnego siebie. W ten sposób próbował ukryć to, jak działa na niego Mania. Taki już był. Nigdy nie mówił głośno o swoich uczuciach i pragnieniach. Marianna zdążyła się przyzwyczaić. Poznała go na tyle, że już wiedziała, jak duży był jego sentyment do niej. A kiedy sentyment łączył się z pożądaniem, ona wygrzewała się we własnej próżności. Mania przyzwyczaiła się, że Konrad zawsze był. Może nie najbliżej, ale w zasięgu ręki. Relacji łączących dwoje młodych ludzi nie można było tak po prostu zdefiniować. To zdecydowanie nie była przyjaźń. Miłość raczej też nie. Marianna swego czasu była zakochana w Konradzie i, owszem, niekiedy miała wrażenie, że nadal czuła do niego coś więcej, ale już następnego dnia wybijała to sobie z głowy. Wolała twierdzić, że łączył ich przede wszystkim sentyment. I właśnie ten sentyment nie pozwalał im o sobie zapomnieć. Paweł pojawił się na horyzoncie, kiedy Marianna kończyła pierwszy rok studiów. Na trzy miesiące dziewczyna zapomniała o Konradzie. Świata nie widziała poza nowo poznanym chłopakiem. Była pewna, że to ten jedyny, ten, który poprowadzi ją do ołtarza i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmieni jej los. Odtąd każdy dzień w życiu Marianny miał być usłany różami. Jednak po początkowej fascynacji przyszły pierwsze kłótnie o to, jak spędzać wolny czas, i Mania uświadomiła sobie, iż jej idealny wybranek w zasadzie był… nudnym facetem. Natalia powtarzała to koleżance od początku tej znajomości, jednak Marianna nie dała sobie nic powiedzieć. Kiedy w końcu zrozumiała, że Natalia niczego sobie nie wymyśliła, również nie przyznała jej racji. Taka już była. Uparta. I nigdy nie potrafiła przyznać się do błędu. Nie wytrzymała po czterech miesiącach związku z Pawłem. Zadzwoniła do Konrada. Akurat był sam w domu, jego rodzice wyjechali. Okłamała swojego chłopaka, że umówiła się z Natalią, i pojechała do Konrada. Było jej cudownie. Spędzili w łóżku cztery godziny. Nie, nie uprawiali wtedy seksu. Ku niezadowoleniu Konrada nigdy nie przekroczyli tej granicy, chociaż tamtego wieczoru byli bliżej niż kiedykolwiek. Marianna nawet nie wiedziała, jak bardzo tęskniła za Konradem, dopóki nie znalazła się w jego ramionach. Była rozbita między dwoma mężczyznami. Jeden z nich mógł okazać się facetem na
całe życie. Może i to życie miało być nudne, ale przecież każdy człowiek powinien dążyć do stabilizacji. A Konrad… Wiedziała, że z Konradem nigdy nie będzie szczęśliwa na dłuższą metę. On był na chwilę, siłą wyrwaną codzienności. Problem polegał na tym, że będąc z Pawłem, nigdy nie poczuła, że właśnie przy nim było jej miejsce na świecie. Leżąc u boku Konrada, czuła się spełniona. Wiedziała jednak, że po nocy przyjdzie dzień. Dzień, w którym Konrad nie będzie mógł albo chciał się z nią spotkać. Dzień, w którym zabraknie mu dla niej czasu. Dzień, w którym znowu jej przypomni, kim może dla niego być. Przez kolejne tygodnie każdego dnia po kilka razy podnosiła słuchawkę telefonu i miała ochotę do niego zadzwonić. Tymczasem Paweł zaczął przebąkiwać o wspólnej przyszłości. Marianna biernie poddawała się rzeczywistości. Spotykała się i sypiała z Pawłem, na swój sposób lubiła z nim być, z czasem zaczęła myśleć, że to, co do niego czuła, to mogła być miłość. Był dla niej ważny, a jednak nadal nie potrafiła zapomnieć o tym, jak czuła się w ramionach Konrada. Los zdecydował za nią. W marcu zorientowała się, że jest w ciąży. Jej pierwsza myśl nie była związana ze studiami, z rodzicami czy Pawłem. Nie zastanawiała się, jak uda jej się pogodzić naukę z macierzyństwem, nie myślała, skąd wezmą pieniądze na utrzymanie dziecka. Nie. Pierwsze, o czym pomyślała, to Konrad. „Jak ja powiem o ciąży Konradowi?”. Raczej nie wiedział o Pawle. Zdawał sobie sprawę, że Marianna spotykała się z kimś, jednak nie miał pojęcia, na ile to było poważne. Tego dnia Mania pomyślała ze smutkiem, że wszystko stracone. Poinformowała o ciąży najpierw Pawła, potem rodziców. Ta druga rozmowa była trudniejsza. Matka zawodziła, a ojciec rzucił tekstem standardowym w podobnej sytuacji: „Spodziewaliśmy się po tobie czegoś innego”. W końcu jednak zaakceptowali sytuację i zaoferowali swoją pomoc w opiece nad dzieckiem. Paweł oświadczył się, a ona powiedziała „tak”. W końcu tak wypadało zrobić. Była w ciąży, miała urodzić jego dziecko. Nie mogła mu odmówić. Przecież Paweł nie był jej całkiem obojętny. Chyba po prostu, tak jak ojciec, spodziewała się czegoś innego. Miała podbić świat i przeżyć szaloną przygodę, tymczasem dorosłe życie okazało się takie zwyczajne. Przez długie tygodnie unikała Konrada. Pierwotny plan zakładał, że zniknie z jego życia bez pożegnania. Nie wytrzymała. Musiała się spotkać z nim jeszcze raz. Zadzwoniła na jego numer domowy, ale matka Konrada poinformowała ją, że wyjechał na zgrupowanie. Miał wrócić w przyszłym tygodniu, więc czekała. W końcu sam zadzwonił. – Dzwoniłaś do mnie? – zapytał, zamiast się przywitać. – Skąd wiedziałeś? – odparła. – Mama powiedziała, że dzwoniła ta sama dziewczyna, co zawsze,
więc się domyśliłem – wyjaśnił. – Spotkamy się? – Mania od razu przeszła do rzeczy. Konrada zdziwiła jej bezpośredniość. Zastanowił się przez chwilę. – Jutro po południu mam czas – odpowiedział. Mańka długo myślała, jak się ubrać. Nie chciała, żeby Konrad dowiedział się o jej ciąży, która powoli zaczynała być już widoczna. W końcu postawiła na luźną sukienkę. Zamierzała pożegnać się z Konradem, ale… tak, aby on nie zorientował się, że to było pożegnanie. Była za słaba na to, żeby powiedzieć mu prawdę. Postanowiła zniknąć z jego życia bez słowa, ale najpierw musiała go jeszcze raz zobaczyć. Gdy go ujrzała, przez chwilę bała się, że zmieni zdanie i nie będzie potrafiła zakończyć tej niecodziennej znajomości. Wtedy przypomniała sobie o dziecku. Jakby na zawołanie poczuła delikatne ruchy, w tym etapie ciąży jeszcze subtelne i przyjemne. Nie mogła nadal spotykać się z Konradem. To było niemożliwe. Jak sobie to wyobrażała? Miała urodzić dziecko Pawła i wyjść za niego za mąż. Konrad musiał zniknąć z jej życia. Na zawsze. Jeszcze jej nie zauważył, wciąż miała szansę, żeby się wycofać. Zatrzymała się i z daleka przyjrzała Konradowi. Był nieziemsko przystojny. Jeszcze nigdy nie spotkała tak… tak pięknego mężczyzny. Wciągnęła głośno powietrze i ruszyła w jego stronę. – Cześć – uśmiechnęła się nieśmiało. Serce waliło jej jak oszalałe. Bała się, że chłopak zorientuje się w sytuacji. Wyprostowała się, wypięła dumnie pierś i maksymalnie napięła wypukły już brzuch. Tego dnia Konrad zachowywał się inaczej niż zazwyczaj. „Może się zorientował”, pomyślała przerażona Mania. Albo ktoś z ich wspólnych znajomych przypadkiem wspomniał mu o ciąży Marianny? Wyrzuciła te natrętne myśli z głowy. Ten jeden, ostatni raz chciała po prostu odczuwać radość ze spotkania z Konradem. Przypuszczała, że to jej zachowanie wydawało mu się niecodzienne, co być może odbijało się na nim. Ten ostatni dzień spędzili w zasadzie zwyczajnie. Poszli do knajpy na pizzę, Konrad zamówił sobie piwo, Mania podziękowała. Poprosiła o szklankę soku. Później długo spacerowali po parku i rozmawiali. Konrad zapytał Mariannę, jak wyobraża sobie swoją przeszłość za pięć, dziesięć czy piętnaście lat. O ironio. Właśnie w taki dzień zachciało mu się rozmawiać o tym, co będzie. Mania wzruszyła ramionami.
– Chciałabym uczyć w szkole – powiedziała obojętnie. – To wiem – uśmiechnął się szeroko. – I nie widzę dla ciebie innej możliwości. Jesteś do tego stworzona. – Naprawdę tak myślisz? – No dobra, podlizywałem się. Mania ze śmiechem szturchnęła go w ramię. Konrad tymczasem kontynuował rozmowę o przyszłości. – Ja będę grał w lidze europejskiej – oznajmił. – Nie ma innej możliwości! – Też tak myślę – potwierdziła. – A rodzina? – odważyła się zapytać. – Nie wiem – przyznał Konrad. – Może kiedyś. Na razie o tym nie myślę. Jesteśmy młodzi, mamy na to mnóstwo czasu. Jasne. W końcu spojrzał na zegarek. – Właściwie muszę się już zbierać – oznajmił. – Już? – Można było usłyszeć rozpacz w jej głosie, ale Konrad chyba nie zorientował się w sytuacji. – Mam jeszcze dziś kilka spraw do załatwienia – poinformował ją lakonicznie. – W porządku – powiedziała cicho. – To co, do następnego razu? – zapytał. – Do następnego – skłamała Mania. Już zaczął się oddalać, kiedy Marianna ze smutkiem pomyślała, że nie może pozwolić mu tak po prostu odejść. Zawołała za nim, Konrad zatrzymał się, a ona pobiegła w jego stronę. Serce waliło jej jak oszalałe. Wtuliła się w niego mocno. Oczy Mani zaszkliły się od łez. Siłą woli powstrzymała się od płaczu, bo niby jak miałaby wytłumaczyć swoje zachowanie, gdyby nagle rozpłakała się bez przyczyny? Starała się nie myśleć o tym, że dotyka go po raz ostatni. Taką cenę przyszło jej zapłacić za przedwczesną dorosłość, w którą postanowiła wejść. Kilka dni po spotkaniu z Konradem Mania wyprowadziła się
z domu. Paweł przeniósł się na studia zaoczne, znalazł pracę i przy wsparciu finansowym rodziców wynajął dla nich kawalerkę. Marianna poprosiła matkę, żeby ta nie wdawała się w szczegóły, gdy Konrad do niej zadzwoni i zacznie jej szukać. Nie wierzyła w taką możliwość. Był na to zbyt dumny. Prawdopodobnie spróbuje skontaktować się raz czy dwa, a potem odpuści. Wolała się jednak zabezpieczyć na wszelki wypadek. Wzięła ślub z Pawłem, urodziła Anię, skończyła studia, znalazła wymarzoną pracę w szkole, po raz drugi została mamą. Nie widziała Konrada przez piętnaście lat. Do czasu, aż wjechała w tył jego auta na czerwonym świetle. 8 Spojrzała na zegarek. Do spotkania z Konradem zostało jeszcze ponad dwadzieścia minut. Tradycyjnie na miejscu pojawiła się przed czasem. Nie mogła jednak sobie pozwolić na to, żeby wejść do środka i czekać tam na mężczyznę, z którym była umówiona. Stres by ją zjadł. Poza tym nie wypadało, żeby kobieta zjawiła się na spotkaniu przed facetem. W takich sprawach Mańka wciąż była tradycjonalistką. Jakieś zasady musiały być zachowane. W innej sytuacji zadzwoniłaby do Natalii. Wielokrotnie przekonała się, że czas szybciej płynął podczas rozmowy z drugą osobą, nawet jeżeli był to tylko kontakt telefoniczny. Jednak dzisiaj Marianna nie mogła zadzwonić do przyjaciółki. Od kilku dni unikała Natalii. Wiedziała, o czym chciała z nią porozmawiać. O Konradzie i skandalicznym – jej zdaniem – zachowaniu Mańki w Paradise. Gdyby Marianna przyznała się, że właśnie czeka na Konrada, Natalia byłaby gotowa rzucić wszystko, żeby przyjechać i osobiście wybić z głowy przyjaciółce ten pomysł. Wiedziała, z czym wiązała się znajomość z Morawskim. Z kłopotami, o czym Mania przekonała się ponad piętnaście lat temu. Mimo nabytego doświadczenia i trzydziestu sześciu lat Marianna nadal nie zmądrzała. Już słyszała przyjaciółkę, jak to mówi i kręci głową z dezaprobatą. Rozmowa z Natalią zdecydowanie nie była w tej chwili najlepszym pomysłem. Przez przednią szybę Marianna obserwowała Konrada zmierzającego w stronę lokalu, w którym byli umówieni. Pojawił się dziesięć minut przed czasem. Wyglądało na to, że rzeczywiście zależało mu na tym spotkaniu. Mania poczuła się przyjemnie połechtana. Odczekała jeszcze kilka minut, po czym wyszła z samochodu i ruszyła w stronę niewielkiej knajpki. Odszukała wzrokiem Konrada i podeszła do stolika, przy którym siedział. Wstał na jej widok i przywitał się całusem w policzek. Marianna mimowolnie zarumieniła się. Bliskość Konrada działała na nią zawstydzająco. Zamówił dla niej gorącą czekoladę i szarlotkę. Punkt dla niego. Przez te wszystkie lata nie zapomniał, że za każdym razem wybierała
właśnie ten zestaw. – To co zawsze? – zapytał tylko. Jakby od ich ostatniego spotkania nie minęło piętnaście lat. „Całe lata świetlne”, pomyślała Marianna. Tyle rzeczy uległo zmianie. Mania potwierdziła skinieniem głowy. Po chwili rozkoszowała się smakiem gorącej czekolady. Konrad przypatrywał się jej z uwagą. – Wciąż wyglądasz tak samo – zauważył. – Nie żartuj – zaprzeczyła Marianna. – Upływający czas nie był dla mnie łaskawy. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Mania nie wiedziała, o czym ma z nim rozmawiać. Ostatnim razem było łatwiej. Przemawiał przez nią wypity alkohol. – Mogę o coś zapytać? – Konrad przerwał krępującą ciszę. – Oczywiście. – Wtedy, po tej stłuczce powiedziałaś mi, że ostatni raz spotkaliśmy się, kiedy byłaś w ciąży – przypomniał jej. – Zgadza się. – Dlaczego mi o tym wtedy nie powiedziałaś? Zniknęłaś bez słowa – zauważył Konrad. Marianna uciekła wzrokiem. Nie spodziewała się, że Konrad ją o to zapyta. Nie wiedziała, co mogłaby mu odpowiedzieć. Czy dziś, jako trzydziestosześcioletnia kobieta musiała tłumaczyć się z wyborów, jakich dokonała tamta młoda dziewczyna? Wzruszyła tylko ramionami. – Czy muszę odpowiadać na to pytanie? – Chciałbym, żebyś odpowiedziała. Mania zmarszczyła czoło, zapominając, że miała tego nie robić. Kiedy ostatni raz obejrzała dokładnie swoją twarz w lustrze, obiecała sobie, że nigdy publicznie nie zmarszczy czoła. Przeraziła ją ilość zmarszczek. – A ja nie chciałabym do tego wracać – odparła. Zapadła cisza. – Ale skoro nalegasz… Nie wiem, Konrad, o czym wtedy myślałam – skłamała. – Miałam dwadzieścia jeden lat i byłam zagubiona w nowej sytuacji. Przypuszczam, że nie chciałam, żebyś o tym wiedział.
– Ale dlaczego? – dociekał. – Chyba nie umiałam ci o tym powiedzieć. Nie wiem. – Rozłożyła bezradnie ręce. – Wolałam zniknąć bez słowa, niż powiedzieć ci, że jestem w ciąży i wychodzę za mąż. – Kim jest twój mąż? – zapytał Konrad. – Nie znasz go – odparła. – Nie powiedziałaś mi wtedy, że spotykasz się z kimś – zauważył. – Ty również nie opowiadałeś mi o swoich, hm, koleżankach – odbiła pałeczkę. – Ale żadna z moich koleżanek nie była ze mną w ciąży. – Pokonał ją. Na ten zarzut nie była przygotowana. – Myślałem, że byliśmy… przyjaciółmi? – Zmieszał się. – Nieważne. Chodziło mi o to, że byliśmy ze sobą blisko. Z nim musiałaś być jednak bliżej, skoro zaszłaś w ciążę. Wiem, że nie poszłabyś do łóżka z pierwszym lepszym facetem. W końcu my… my nigdy nie spaliśmy ze sobą, chociaż spotykaliśmy się przez dłuższy czas. – Chodziłam z nim przez kilka miesięcy – potwierdziła. – Jesteśmy piętnaście lat po ślubie, mamy dwoje dzieci. Paweł jest… Paweł pracuje w banku. Nie miał nic wspólnego z moim dawnym towarzystwem, raczej nie będziesz go kojarzył. Był całkowicie spoza grona znajomych, pośród których się obracałam. No, a ty? – Zmieniła szybko temat. – Co ja? – Nigdy nie miałeś żony, dzieci, psa i tak dalej? – zapytała. Roześmiał się głośno. – Mam jeszcze czas – stwierdził. – Piętnaście lat temu mówiłeś to samo – zauważyła. – Upływający czas nie ominie cię szerokim łukiem. – To raczej wy macie z tym problem – powiedział Konrad z uśmiechem. – Zegar biologiczny, coraz mniejsza ilość jajeczek, problemy z zajściem w ciążę. Zawsze mogę znaleźć sobie młodszą żonę. – Nie ironizuj – poprosiła go Marianna. – Serio nigdy nie pomyślałeś o założeniu rodziny? – Serio – potwierdził. – Być może nie spotkałem odpowiedniej
kobiety. – Bo jesteś zbyt wymagający? – dopowiedziała Mania. Konrad spojrzał jej głęboko w oczy i uśmiechnął się szeroko. – Znasz mnie – powiedział szelmowsko. – Nie wierzę. – Marianna ze zdumieniem pokręciła głową. – Minęło piętnaście lat, a ty wciąż jesteś taki sam! Jak ty to robisz? – Nie odczuwam potrzeby, żeby cokolwiek zmieniać – odparł wymijająco. – To co tutaj robimy? – zapytała niespodziewanie Mania. Niespodziewanie nawet dla samej siebie. Nie przypuszczała, że od razu będzie chciała jasno określić, w jaką stronę zmierza ich odnowiona znajomość. – Jesteś szczęśliwa w małżeństwie? – Teraz z kolei Konrad ją zaszokował. Nie przewidywała, że padną tego typu pytania. Potrzebowała chwili, aby cokolwiek powiedzieć, chociaż tak naprawdę mogła to zrobić w jedną sekundę. Nie. Jedno krótkie słowo cisnęło się jej na usta. – To nie takie proste… – zaczęła, ale on nie pozwolił jej dokończyć. – A widzisz! – zauważył nie bez satysfakcji. – Jak większość moich znajomych w naszym wieku nie jesteś szczęśliwa w związku. Nadal jesteś ze swoim mężem, bo macie dzieci, pewnie wspólnie zaciągnięty kredyt, od lat prowadzicie razem dom i… Boisz się to zmienić, chociaż już zapomniałaś, jak to jest odczuwać satysfakcję ze swojego życia. Mam rację? Albo lepiej nie odpowiadaj. Oczywiście, że mam rację. Nie jesteś szczęśliwa ze swoim mężem, to jasne. Inaczej nie byłoby cię tutaj ani tym bardziej w sobotę w Paradise. I właśnie ty krytycznym okiem patrzysz na to, że ja nie mam żony, dzieci, rodziny… Nie żyję w zniewalającym i odbierającym mi radość małżeństwie. Gdzie w tym logika? Po tych słowach Marianna powinna wyjść. Wstać, szarpnąć za pasek swojej torebki, trzasnąć drzwiami, wsiąść do samochodu i odjechać z piskiem opon. I nigdy nie wracać do tematu Konrada Morawskiego. Nie myśleć o tym dziwnym mężczyźnie. Tak powinna była zrobić. Ale nie wstała, nie szarpnęła za pasek swojej torebki, nie trzasnęła drzwiami, nie wsiadła do samochodu i nie odjechała z piskiem opon. Nie potrafiła zrobić tego, na co zdobyła się dwudziestojednoletnia Marianna. A może nie chciała? W końcu dowiedziała się już, jak potoczyło się jej życie, kiedy została z Pawłem. Konrad miał rację. Nie była szczęśliwa. Zapragnęła dowiedzieć się, jak
wyglądałaby jej codzienność, gdyby zerwała wtedy z Pawłem, zanim zaszła w ciążę i było za późno. Spojrzała Konradowi w oczy. Uwielbiała jego wzrok. To właśnie jego oczy podobały się Mariannie najbardziej. – Masz rację – przyznała cicho. – Nie jestem szczęśliwa. – I co dalej? – zapytał. Mania podjęła decyzję w kilka sekund. – Chciałabym, żebyś zaprosił mnie teraz do siebie. Tym razem to Marianna narzucała reguły tej gry. Nie dała Konradowi dojść do słowa. To ona miała decydować o tym, co się stanie bądź nie. Przepuścił ją w drzwiach. Marianna weszła do mieszkania, rzuciła torebkę na podłogę, wysunęła stopy z butów i czekała. Czekała, aż Konrad zamknie za sobą drzwi. Podeszła do niego bezszelestnie. Nie wahała się. Pocałowała go zachłannie i zdecydowanie. Jeden krótki pocałunek wystarczył, żeby ogarnęło ją pożądanie. Pragnęła tego mężczyzny przez osiemnaście lat, odkąd go tylko ujrzała. Była wtedy młodą dziewczyną, nie znała dobrze swojego ciała, ale już wtedy wiedziała, że Konrad wzbudzał w niej nadzwyczajne uczucia. Teraz w końcu mogła zaspokoić swoje pragnienie. Konrad ją podniósł. Oplotła nogami jego biodra. Nie przestając jej całować, zaniósł Mariannę do sypialni i rzucił na łóżko. Położył się na niej, ale ona nieśmiało zaprotestowała. – Nie – szepnęła. To ona miała narzucać zasady. Wyswobodziła się z jego objęć. Konrad spojrzał na nią zdziwiony. Marianna pochyliła się nad nim i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Zdecydowanym ruchem popchnęła go na łóżko i przygniotła ciężarem swojego ciała. Pocałowała go łapczywie. Zrzuciła z ramion bluzkę, szybko uporała się z biustonoszem. Była naga od pasa w górę. Konrad z podziwem obserwował jej biust. Marianna była jak w transie. Złapała jego dłonie i naprowadziła w stronę piersi. Uniosła biodra i swobodnie odpięła rozporek w spodniach Konrada. Jęknął cicho. – Mańka… Nie mógł uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu była zaledwie mglistym wspomnieniem. Mania wstała na chwilę, żeby pozbyć się spodni i majtek. Zsunęła bokserki i dżinsy Konrada do kolan. Usiadła na nim i zachłannie przyjęła go do siebie. Opuściła się w dół, a on odpowiedział jej, wypychając biodra do góry. Kochanka wbiła paznokcie w jego ramiona. Miała wrażenie, że wypełniał ją całą. Każdym milimetrem swojego ciała czuła Konrada wewnątrz.
Jeszcze kilka miesięcy, tygodni, a może nawet dni temu nie mogła pomyśleć o zdradzie bez wyrzutów sumienia. Była przekonana, że to nie dotyczy jej małżeństwa. Między nią a Pawłem nie układało się od lat, ale zdrada? Nie wyobrażała sobie, jakim trzeba było być człowiekiem, aby mieć romans. Teraz już wiedziała. Nawet przez chwilę nie pomyślała o mężu. Była tylko ona, Konrad i ich wzajemna fascynacja. Długie miesiące bez seksu, a także pożądanie, jakie wzbudzał w niej Morawski, sprawiły, że potrzebowała mniej niż dwie minuty, żeby szczytować. Jęczała i wiła się przez dobre trzydzieści sekund. Już po wszystkim pomyślała, że jeszcze nigdy nie miała tak długiego orgazmu. Leżała nago obok Konrada i uśmiechała się do niego zalotnie. Wyparował gdzieś cały wstyd. Czuła się naturalnie. Gładził ją po obnażonej piersi. – Dlaczego nie zrobiliśmy tego, kiedy mieliśmy po osiemnaście lat? – zapytał. – Przypuszczam, że wtedy nie byłoby to aż tak niesamowite – odpowiedziała. – A było? – podpuszczał ją Konrad. – Ty narcyzie! – zaśmiała się głośno. Zamknął jej usta delikatnym pocałunkiem. Myślała, że ma ochotę na więcej, ale on, o dziwo, chciał się tylko przytulić. – Trochę skomplikowaliśmy sobie życie – zauważyła. – Żałujesz? – Nigdy w życiu! Wróciła do domu chwilę przed północą. Jak najciszej otworzyła drzwi i weszła do ciemnego mieszkania. Bezszelestnie rozebrała się i poszła pod prysznic. Jeszcze przez długi czas nie mogła ochłonąć. Wciąż czuła na ustach pocałunki Konrada. Myślała o tych chwilach, gdy kochali się namiętnie. Ich ciała od razu złapały wspólny rytm, jakby robili to od zawsze. Marianna miała duże potrzeby, którym jej mąż nie potrafił sprostać. Pod tym względem byli niedopasowani. Z Konradem było inaczej. Mania szybko ubrała się w piżamę i postanowiła jeszcze zerknąć do pokoi dzieci. Ania spała głębokim snem. Gdyby ktoś na nią teraz zerknął, w życiu nie uwierzyłby, jak na co dzień zachowywała się ta
zbuntowana nastolatka. Wyglądała tak niewinnie. Mateusz jak zwykle leżał w poprzek. Zawsze zadziwiał ją swoimi nocnymi wędrówkami po łóżku. Dzieci. Dopiero teraz Marianna pomyślała, jaki wpływ na dzieci mógł mieć jej romans z Konradem. Od razu jednak w jej sercu zrodził się bunt. Przez piętnaście lat myślała głównie o Ani, później również o Mateuszu. Jej własne potrzeby zeszły na dalszy plan. W końcu zrobiła coś dla siebie, jakkolwiek to brzmiało. Z niechęcią poczłapała w stronę małżeńskiej sypialni. Uchyliła drzwi. Już od progu usłyszała głośne chrapanie Pawła. No tak, westchnęła. Powrót do rzeczywistości. Żałowała, że nie mieli więcej pokoi. Po tym, co dziś przeżyła z Konradem, nie miała ochoty kłaść się do łóżka i wysłuchiwać chrapania męża. Jeszcze raz pomyślała o tych cudownych chwilach i zmusiła się, żeby położyć się obok Pawła. Liczyła na szybki sen. 9 Obudziła się ze świadomością, że zdradziła męża. Dziś ta myśl wydawała jej się irracjonalna, zupełnie oderwana od rzeczywistości. Dotarło do niej, że to nie była sprawa tylko między nią a Konradem. Decydując się na romans, wplątała w tę sytuację siebie, męża oraz dzieci. Nie mogła się tłumaczyć czarem chwili czy zaćmieniem umysłu. Sama podjęła decyzję. Była dorosła, odpowiedzialna za swoje czyny oraz słowa, a jednak jeszcze bardziej skomplikowała swoje życie, co do niedawna wydawało się niemożliwe. Czuła się rozbita. Z jednej strony towarzyszyła jej euforia, czuła się atrakcyjna, pewna siebie i w końcu doceniona przez mężczyznę. W jej brzuchu trzepotały motylki. Miała ochotę podzielić się swoją radością z całym światem. Jednak z drugiej strony przytłaczała ją myśl, że znalazła się w sytuacji, z której nie było dobrego wyjścia. Cokolwiek zrobi, ktoś będzie cierpiał. Najlepiej byłoby z myślą o dzieciach zachować pozory, nadal tkwić w nieszczęśliwym małżeństwie z Pawłem i jednocześnie spotykać się od czasu do czasu z Konradem. Wiedziała, że to niemoralne i nie będzie potrafiła długo żyć w obłudzie. Poza tym… tak się nie robi! Była przekonana, że w końcu będzie musiała podjąć decyzję i wziąć życie w swoje ręce. Spojrzała na budzik na szafce nocnej. Ósma czterdzieści. Paweł z pewnością wyszedł już do pracy. Odetchnęła z ulgą. Odczuła spokój na myśl, że przez najbliższych kilka godzin nie będzie musiała patrzeć mężowi w oczy. Wstała z łóżka i poszła do kuchni. Włączyła ekspres do kawy. Chwilę później ze swojego pokoju wyłonił się Mateusz w swojej piżamce z bohaterami Lego Ninjago. Uśmiechnęła się szeroko na widok synka. Nie, nie mogła mu tego robić. Żadne dziecko nie zasługiwało na to, żeby wychowywać się w rozbitej rodzinie. Chłopiec podbiegł do mamy i mocno ją przytulił. Marianna ze śmiechem ucałowała syna. – Mamo! – zaczął Mateusz z wyrzutem. – Wczoraj czekałem na ciebie, a ty do mnie nie przyszłaś! Poczuła ukłucie żalu. Czy tak będzie się czuła zawsze, gdy
wykradnie czas poświęcony dzieciom i spędzi go tylko z kochankiem? – A właśnie że przyszłam do ciebie wieczorem, ale ty już spałeś – wyjaśniła synkowi. – Co zjesz na śniadanie? – zapytała, chociaż z góry wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Od początku wakacji każdego dnia Mateusz jadł to samo na śniadanie. Codziennie! – Płatki z mlekiem! – wykrzyknął zadowolony z siebie. Nie pomyliła się. Przygotowała posiłek dla Mateusza i kawę dla siebie. Po chwili w kuchni pojawiła się zaspana Ania. – A wy co tak hałasujecie od rana? – zapytała. – Nie można się nawet wyspać w tym domu, do cholery! – Ej! Wyrażaj się! – krzyknął Mateusz, a Marianna mimowolnie zachichotała. Najwidoczniej synek przejął ulubione hasła swojej mamy. – Też chcesz płatki z mlekiem? – Mańka postanowiła zignorować tę wymianę zdań i załagodzić sytuację. – Może być – stwierdziła Ania. – A, zapomniałam ci powiedzieć. Umówiłam się z Kamilą na jedenastą. Zjem u niej obiad. – W porządku – zgodziła się Marianna. – Co będziecie robić? – Mamy w planach wyjście na basen, a później posiedzimy u niej – poinformowała. – Brzmi fajnie, baw się dobrze – uśmiechnęła się Mania. Od kilku dni czuła, że jej relacje z Anią się ociepliły. Znów to ukłucie żalu i wyrzuty sumienia. Gdyby tylko córka dowiedziała się, co matka robiła wczoraj wieczorem… Marianna z pewnością mogłaby zapomnieć o porozumieniu. Ania wyszła na spotkanie z koleżanką, a Mańka układała puzzle z Mateuszem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiła się, bo raczej nikogo się nie spodziewała. Natalia. No tak. Marianna przełknęła głośno ślinę, gdy zobaczyła przyjaciółkę przez wizjer. Od kilku dni nie odpowiadała na jej wiadomości i telefony. Nie chciała rozmawiać z Natalią o Konradzie, a do tego niechybnie doprowadziłby je kontakt ze sobą. Wiedziała, że
przyjaciółka zamierzała podzielić się z nią swoim zdaniem już po wieczorze spędzonym w Paradise, a teraz, gdy sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana… Mania otworzyła drzwi i wpuściła gościa do domu. – Paweł w pracy? – zapytała Natalia od wejścia. – Tak – potwierdziła Mania. – Ania? Mateusz? – dopytywała dalej. – Ania u koleżanki, Mateusz w swoim pokoju. Może usiądziemy w kuchni? – zaproponowała Marianna. Przyzwyczaiła się, że gdy ktoś odwiedzał ich w domu, wolał przebywać w kuchni, niż w salonie. Natalia nie była wyjątkiem. – Jasne – przytaknęła przyjaciółka. – Poczekaj, pójdę na chwilę do Mateusza i zaraz do ciebie wracam. Mama poprosiła Matiego, by ten pobawił się przez chwilę sam, gdyż przyszła ciocia Natalia i muszą porozmawiać o ważnych sprawach dorosłych. Synek poprosił o włączenie bajki, a Marianna uczyniła to bez wygłoszenia standardowej mowy na temat szkodliwości telewizji, więc chłopiec pomyślał, że sprawa musiała być rzeczywiście poważna. – Napijesz się czegoś? – zapytała, kiedy wróciła do kuchni. Natalia pokręciła głową. – A ty nie w pracy? – zagadnęła ją Marianna. – Oczywiście, powinnam być w pracy, ale postanowiłam przyjechać i osobiście sprawdzić, co się dzieje, że moja przyjaciółka nagle przestała odpowiadać na moje wiadomości i telefony – odezwała się ironicznie Natalia. – Przepraszam – zreflektowała się Mania. – Tyle się ostatnio dzieje. – Nie wątpię – prychnęła przyjaciółka. – Więc czy możesz mi wyjaśnić, co konkretnie się dzieje? – No wiesz, problemy z Anią, Mateusz wymaga dużo uwagi… – zaczęła wyliczać, jednak przyjaciółka przerwała jej. – Nie udawaj – upomniała ją. – Jesteś taka dziwna od czasu, kiedy byłyśmy w Paradise. Zaczynam żałować, że cię tam w ogóle wyciągnęłam. Jeden wieczór w Paradise, a ty nagle zrywasz ze mną
kontakt i… – To nie tak. – Teraz z kolei Marianna przerwała przyjaciółce. – Nie zerwałam z tobą kontaktu. Po prostu nie chciałam rozmawiać na temat tego, co… co się wydarzyło. – To co się wydarzyło? – chciała wiedzieć Natalia. – Nic – zaprzeczyła szybko Mańka. – Spotkałaś się z nim jeszcze, prawda? – dopytywała przyjaciółka. – Uch – Marianna wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, ale Natalia wzięła to za potwierdzenie. – I spałaś z nim oczywiście – stwierdziła. – Ciszej! – upomniała ją Mania. – Mateusz jest w domu! – Czyli tak? – spytała Natalia. Zapadła cisza. Marianna nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Nie chciała okłamywać najlepszej przyjaciółki, jednak przyznanie się do tego, co zaszło pomiędzy nią a Konradem kosztowało ją wiele. Zbyt wiele. Dlatego postanowiła nie odpowiadać. Milczała uparcie, co wystarczyło Natalii, aby dojść do trafnych wniosków. – O kurwa – szepnęła. – I co teraz? – Nie wiem – przyznała bezradnie. – Nie mam najmniejszego pojęcia… – Wiedziałam, że to się tak skończy! – podniosła głos przyjaciółka. – Mogłam cię wtedy wywlec za włosy z tego klubu. Ale jestem na siebie zła. – Przecież to nie twoja wina – zaprotestowała Marianna. – Sama tego chciałam. – Porażka – skomentowała Natalia, a w Mani coś zadrżało. Może romans z Konradem nie był najlepszym wyjściem, ale przyjaciółka nie powinna była tego komentować w ten sposób. – Przecież sama sugerowałaś, żebym znalazła sobie kochanka w takiej sytuacji – broniła się. – Kochana, przecież ja żartowałam! – przypomniała jej Natalia. – Może był w tym jakiś podtekst, ale na pewno nie miałam na myśli Morawskiego. O. Mój. Boże.
– Niby co jest z nim nie tak? – spytała Marianna. – Wszystko jest z nim tak, w tym problem! – Natalia podniosła głos, ale gospodyni zaraz ją upomniała, żeby była ciszej. – Przecież ty byłaś w nim do szaleństwa zakochana, zresztą teraz też wpatrywałaś się w niego jak w jakiś pieprzony obraz! To źle wróży na przyszłość. – Dlaczego? – dopytywała. – Dlaczego i dlaczego? – przedrzeźniła ją Natalia. – Mańka, ty masz męża i dzieci! I z tego, co się orientuję, raczej nie zamierzasz rozbijać rodziny. Jeśli już musiałaś znaleźć sobie kochanka, to takiego, do którego… nic nie poczujesz. No, takiego, w którym się nie zakochasz! – Bez sensu – skomentowała Marianna. – A właśnie, że z sensem – pouczyła ją przyjaciółka. – Bo jeśli się zakochasz, to jeszcze ci coś odbije i zapragniesz porzucić rodzinę dla swojego ukochanego, a wtedy on, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zniknie z twojego życia i zostaniesz sama. Sa-ma! – Nie zostawię rodziny dla niego, a już z pewnością nie dzieci – powiedziała Mańka, bo to było dla niej jasne. – Mańka, oj, Mańka! – Natalia rozkręcała się. – Jak się ma rodzinę, to trzeba znaleźć sobie takiego kochanka, który ma do stracenia więcej, niż ty. Wtedy z pewnością sprawa nie wyjdzie na jaw. No, ale tak w ogóle… Jak było? – Co jak było? – Marianna nie nadążała za jej zmianą rozumowania. – No, seks jaki był! – wyjaśniła jej niecierpliwie Natalia. – Aaa. – Zarumieniła się Mańka. – Boski był, a jaki miał być! – Chociaż tyle dobrze – zauważyła rezolutnie przyjaciółka. Zawibrował telefon. Mania już sięgała do swojej kieszeni, żeby wyjąć z niej komórkę, ale Natalia była szybsza. – Ej! Oddaj! – zareagowała Marianna, jednak przyjaciółka już odczytywała wiadomość. – Widzę, że wszystkiego muszę cię nauczyć – oznajmiła zrezygnowana Natalia. – O co ci chodzi? – zdziwiła się Mania.
– „Dziękuję za wczoraj”. Nadawca: Konrad. A gdyby tak Paweł przeczytał tę wiadomość? – zasugerowała przyjaciółka. – Nie przeczyta – zaprzeczyła szybko Marianna. – Paweł nie przegląda mojego telefonu. – No, ale gdyby tak nagle przejrzał? – nie poddawała się Natalia. Zaciekle stukała palcem w wyświetlacz smartfona Marianny. – Czy ty w ogóle kasujesz wiadomości?! Przecież z tych esemesów można się wszystkiego dowiedzieć… – Nie kasuj! – krzyknęła Mania. – Za późno – powiedziała Natalia fałszywie smutnym tonem. – Ratuję cię od katastrofy. Zresztą po co ci te esemesy? – Czasem je czytam – bąknęła cicho Mańka. – Naprawdę źle z tobą – podsumowała sprawę Natalia. Oddała jej telefon. – I koniecznie zmień nazwę kontaktu. Na, bo ja wiem, fryzjer albo dentysta. – Fryzjer albo dentysta?! – przeraziła się Mania nie na żarty. – No co? – broniła się przyjaciółka. – Jak Paweł zobaczy, że dzwonił fryzjer albo dentysta, powiesz, że odwołano twoją wizytę i tyle. „Jakby Pawła interesowała moja wizyta u fryzjera czy dentysty”, pomyślała Marianna. W drzwiach pojawiła się głowa Mateusza. – Cześć, ciocia! – przywitał się, po czym zwrócił się do matki: – Mamo! Skończyła się bajka w telewizji. Włączysz mi teraz Lego Ninjago? Usłyszała kroki męża na klatce schodowej. Przez wszystkie lata wspólnego życia nauczyła się bezbłędnie rozpoznawać jego chód. Nagle serce podeszło jej do gardła. Była niczym sparaliżowana. Obawiała się, że gdy tylko spojrzy na Pawła, jej oczy powiedzą mu wszystko. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Odgłos klucza w zamku. „Tylko spokojnie. Dzień jak co dzień. Nic się nie zmieniło, nic się nie zmieniło”, powtarzała w myślach. Ale doskonale zdawała sobie sprawę, że to było kłamstwo. Paweł wszedł do mieszkania. Marianna czekała z niepokojem na jego krok. Zastygła w bezruchu z talerzem w dłoni. Wdech, wydech. – Cześć wszystkim! – rzucił od progu.
Mańka odetchnęła z ulgą. Chociaż on zachowywał się dziś normalnie. – Jak dzień? – zapytał. Kolejny stały element. Marianna potrzebowała tych niezmiennych fragmentów dnia. Dzięki temu miała złudne poczucie normalności. Mąż wrócił z pracy, ona przywitała go obiadem. Dzień jak co dzień! Nic się nie zmieniło, prawda? Marianna bezbłędnie weszła w swoją rolę. – W porządku – odpowiedziała. – Dzieci w domu? – Paweł kontynuował swoją małżeńską grę. Mańka nagle pomyślała, że to pytanie było bez sensu. Jakby Mateusz mógł w ogóle gdzieś wyjść bez jej opieki. Powinien pytać tylko o Anię. – Ania jest u Kamili – wyjaśniła. – Kiedy wróci? – spytał. Pytanie męża uświadomiło Mariannie, że nie zapytała o to córki. Zapomniała. A może po prostu była tak przejęta wczorajszymi wydarzeniami? – Niedługo – odparła wymijająco. – Jak było w pracy? – Całkiem możliwe, że dostanę awans! – pochwalił się Paweł. „Nareszcie”, pomyślała, ale na głos, oczywiście, powiedziała coś innego. – Gratuluję. – A ty co dzisiaj robiłaś? – zapytał. Marianna zmierzyła go wzrokiem. Skąd to nagłe zainteresowanie jej osobą? Nigdy nie zadawał aż tyle pytań. A może jednak coś wiedział? – Była u mnie Natalia – powiedziała. – Będziesz jadł obiad? – Zaraz, tylko się przebiorę. – Wycofał się z kuchni. Myślała, że to będzie trudniejsze. Spodziewała się, iż nie będzie w stanie spojrzeć mu w oczy, nie po tym, co zrobiła. Okazało się to jednak o wiele prostsze. Przeszła w stan automatyczny. Nie odczuwała wyrzutów sumienia, wcale nie były większe niż wcześniej.
Ania wróciła po dwudziestej drugiej. Paweł chrapał już głośno, Marianna czytała książkę i czekała. Zastanawiała się, czy wygłosić córce kazanie na temat zbyt późnych powrotów do domu, jednak zrezygnowała. Ostatnio zaczynała dogadywać się z Anią. Uznała, że chyba powinna dać dziewczynie więcej swobody. Była mądrym dzieckiem, można jej było zaufać. Zamieniła z córką kilka słów, po czym wróciła do łóżka. Zgasiła lampkę nocną i długo nie mogła zasnąć. Miała ochotę usłyszeć głos Konrada, ale głupotą byłoby ryzykować, kiedy Paweł był w domu. Postanowiła napisać krótką wiadomość na dobranoc i wyciszyć telefon, w razie gdyby odpisał. 10 Deszcz miarowo stukał o przednią szybę. Wycieraczki pracowały w trybie ciągłym, a mimo to nie nadążały z odprowadzaniem wody. Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Marianna wracała z rady pedagogicznej, tradycyjnie zorganizowanej przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pierwszego września miała zostać wychowawcą w klasie pierwszej. Od tego roku obowiązkiem szkolnym zostały objęte wszystkie sześciolatki. Marianna była pełna obaw. Uważała, że ich placówka nie była gotowa na przyjęcie dzieci. Wszystko wskazywało na to, iż część uczniów będzie przychodzić do szkoły na drugą zmianę. Lekcje dla tych dzieciaków miały się kończyć po szesnastej. Marianna była oburzona. A gdzie czas na zadanie domowe, dodatkowe zajęcia, o które tak dbali współcześni rodzice? Nie miała jednak nic do powiedzenia. Taka była rzeczywistość polskiej szkoły. Zadzwonił telefon. Mańka zjechała na pobocze, włączyła światła awaryjne i odszukała komórkę w torebce. Od jakiegoś czasu była niewolnicą telefonu. Wciąż czekała na wiadomości od Konrada. Kiedy mogła swobodnie rozmawiać, wysyłała mu esemesa, a on oddzwaniał w wolnej chwili. – Tak? – rzuciła w stronę słuchawki. – Dzień dobry, pani profesor! – przywitał się. – Już po wszystkim? – Tak. – Marianna odetchnęła z ulgą. – Wracam właśnie do domu. – A mogłabyś zaginąć na, powiedzmy, trzydzieści minut? – zapytał Konrad zmysłowym głosem. – Myślę, że tak – uśmiechnęła się do telefonu. – Ale zanim do ciebie dojadę… – zastanowiła się. – Gdzie jesteś? – przerwał jej. – Na Górnośląskiej.
– Za pięć minut pod teatrem. Będę czekał na parkingu. Zostaw tam auto i przesiądź się do mojego samochodu. Pojedziemy na wycieczkę – powiedział, po czym się rozłączył. Marianna roześmiała się głośno. Wariat! Odpaliła silnik i ponownie włączyła się do ruchu. Konrad był już na miejscu. Zaparkowała jak najbliżej jego samochodu, aby nie wyglądać jak zmokła kura. Miała do przejścia zaledwie kilka metrów, ale deszcz lał się z nieba strumieniami. Nie zdążyła dojść do auta Konrada, a już była cała przemoczona. – Co ty wymyśliłeś? – zapytała, kiedy tylko wsiadła do jego samochodu. – Może najpierw jakieś „cześć, stęskniłam się za tobą”? Uśmiechnęła się szeroko. Przepełniała ją radość. Uwielbiała przebywać w jego towarzystwie. Tak niewiele potrzebowała do szczęścia. – Cześć, stęskniłam się za tobą – oznajmiła posłusznie. Konrad pochylił się nad jej twarzą i ją pocałował. Mańka była podekscytowana jak nastolatka. – Gdzie jedziemy? – Zobaczysz – oznajmił tajemniczo. Wyjechali poza miasto. Konrad w milczeniu prowadził samochód, a Marianna przypatrywała mu się ukradkiem. Nie mogła uwierzyć, że był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Przez wszystkie lata małżeństwa myślami wracała do burzliwej znajomości z Konradem. Czasem zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby wtedy postanowiła czekać, aż ukochany będzie gotowy na bardziej stały związek. Czy taka chwila w ogóle by nadeszła? Czy może Marianna przeczekałaby swoje życie, aż w końcu byłoby za późno? Mimo iż jej małżeństwo nie należało do udanych, miała Anię i Mateusza. Warto było. Doświadczyła bezgranicznej, nieskończonej, największej miłości. Miłości matki do dziecka. Czy Konrad zechciałby dzielić z nią trudy macierzyństwa? Tego nie wiedziała. Paweł może nie był najlepszym mężem, ale dał jej to, co najcenniejsze. Od pewnego czasu Marianna żyła jakby w transie. Wszystkie czynności wykonywała automatycznie. Sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy. Dom, dzieci, dom, dzieci i… Konrad. Czekała na każde spotkanie, wiadomość i rozmowę telefoniczną. Tęskniła, kiedy nie mogli się spotkać. Nagle Mania okazała się mistrzynią w wymyślaniu wymówek. Częściej prosiła Pawła, swoją matkę oraz teściową o pomoc
w opiece nad dziećmi. Czuła wyrzuty sumienia, że poświęca im mniej czasu, ale Konrad był dla niej jak mocny, silnie uzależniający narkotyk. Nie potrafiła zrezygnować z potajemnych spotkań, ukradkowych pocałunków i świetnego seksu. Samochód zjechał w boczną drogę. Konrad zwolnił. Nawierzchnia nie była utwardzona, a przecież jeszcze przed chwilą z nieba lały się strumienie deszczu. Konrad zmarszczył nos. – Mam nadzieję, że nie ugrzęźniemy w tym błocie – powiedział. – Chcesz TAM wjechać? – Marianna wskazała palcem w stronę lasu. Nie dowierzała. – A dlaczego nie? – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. Roześmiała się głośno. – Jesteś szalony! – wykrzyknęła. – Przypominam ci, że mamy po trzydzieści sześć lat! – A to istnieje jakiś limit wieku, powyżej którego nie można zabrać swojej, hm, dziewczyny na spacer po lesie? – zapytał poważnie, ale wyraz twarzy go zdradził. – Na spacer po lesie, oczywiście – odparła Marianna ironicznie. – Na spacer po lesie jestem zawsze chętna. Z tobą, oczywiście. Zaparkował na poboczu kilkadziesiąt metrów dalej. Nie było sensu jechać w głąb lasu. Obawiał się, że jego samochód może utknąć w błocie. – To co, przesiadamy się do tyłu? – zasugerował. – Ty tak serio? – Serio, serio – przytaknął. – Masz coś przeciwko temu? – No… – Rozejrzała się. Wokół nie było żywej duszy. Podejrzewała, iż w taką pogodę raczej nikt nie zdecyduje się na wycieczkę do lasu. Jeszcze przed chwilą padał ulewny deszcz, teraz aura uraczyła ich delikatną mżawką, ale ponownie zaczynało się chmurzyć. Nagle zaśmiała się głośno. Nigdy nie uprawiała seksu w innym
miejscu niż bezpieczne, ciepłe łóżko. A przepraszam, zdarzyło się jej jeszcze kochać się z mężem w łazience, kiedy mała Ania spała. Limit miłosnych uniesień został wyczerpany. I nagle teraz, gdy była już trzydziestosześcioletnią, poważną kobietą, Konrad wywiózł ją do lasu i… Dlaczego nie?! – Przesiadaj się! – wydała błyskawiczną dyspozycję, po czym sama szybko znalazła się na tylnym siedzeniu. Rzucił się na nią od razu. Nie spodziewała się, że świadomość, iż mogą zostać nakryci, dodatkowo podniesie temperaturę uczuć. Podobało jej się! Była zachwycona, gdy Konrad sprawnym ruchem opuścił jej spodnie i majtki do kolan. A kiedy złapał ją mocno w biodrach i wszedł w nią gwałtownie… była już, no cóż, w siódmym niebie. Szyby zaparowały, Marianna oparła się ręką o okno i, zanim wspięła się na szczyt rozkoszy, zdążyła jeszcze pomyśleć, że ten moment niepokojąco przypomina scenę z Titanica. Konrad odwiózł ją na parking przed teatrem. Serce wciąż waliło jej jak oszalałe, kiedy złożył na jej ustach soczysty pocałunek. Marianna wyszła z forda rozdygotana i wciąż rozemocjonowana wcześniejszymi wydarzeniami. Postanowiła chwilę zaczekać w swoim samochodzie, żeby ochłonąć. W takim stanie niechybnie stałaby się sprawcą kolejnej stłuczki w te wakacje. Poprzednia kolizja skończyła się romansem i rozbudzeniem dawno uśpionych uczuć. Nawet nie chciała się zastanawiać, z czym mogłaby się wiązać kolejna. W kogo tym razem wjechałaby na skrzyżowaniu? Po powrocie do domu zastała w mieszkaniu Anię zmywającą naczynia. Ten widok tak ją zaszokował, że musiała natychmiast usiąść. – Cześć, mamo – przywitała się. Marianna spojrzała na nią zdziwiona. Może podczas jej nieobecności ktoś tu był i podmienił jej dziecko? Rozejrzała się. – Gdzie Mateusz? – zapytała. – Sprząta ciastolinę – wyjaśniła rezolutnie dziewczyna. – Bawiliśmy się trochę i narobiliśmy bałaganu, więc poprosiłam, żeby ogarnął pokój. Milczała przez kilkadziesiąt sekund. W końcu odzyskała mowę. – Dziękuję – powiedziała. – Przepraszam, że musiałaś z nim zostać, ale sama wiesz… Ta rada… tata w pracy… Ania machnęła ręką. Nieważne! Jak to nieważne? Przecież jeszcze do niedawna buntowała się, gdy musiała się zająć Mateuszem przez pięć minut, kiedy Marianna
wychodziła na chwilę do sklepu osiedlowego. – Wyjęłam już kolczyk z języka. – Dziewczyna nie przestawała zadziwiać. – Sama? – nie dowierzała Marianna. – No tak, mamo. To nie jest trudne. Wystarczy odkręcić jedną z kulek i wyjąć kolczyk – wyjaśniła cierpliwie. Mańce nie o to przecież chodziło, ale postanowiła nie kontynuować już tematu kolczyka w języku. Odetchnęła z ulgą, że – miała nadzieję – na zawsze pozbyli się biżuterii Ani. Wierzyła, że córka nigdy więcej nie wpadnie na tak szalony pomysł. Teraz Marianna była już w stanie pozwolić jej nawet przebić pępek, o co jeszcze niedawno prosiła ją Ania. Co tam pępek! – Aniu, miałabym do ciebie prośbę. Przejrzałabyś jeszcze raz listę i sprawdziła, czy na pewno mamy wszystko potrzebne do szkoły. – Już sprawdzałyśmy i na pewno mamy wszystko – powiedziała nastolatka. – Oczywiście oprócz podręcznika do historii, ale jest w brakach w hurtowni. – Tak, tak, wiem, drukuje się – potwierdziła Marianna. Jeszcze raz czujnym wzrokiem spojrzała na córkę, po czym poszła sprawdzić, czy z Mateuszem wszystko było w porządku. Tak bez zająknięcia wykonał polecenie siostry, kiedy ta poprosiła go o posprzątanie pokoju? Wyglądało jednak na to, że chłopiec był cały i czuł się dobrze. Marianna zabrała się za przygotowanie obiadu. Paweł miał być za godzinę. Zostało niewiele czasu. Marianna obierała ziemniaki, gdy do kuchni weszła Ania z dziwną miną. Matka przerwała na chwilę swoje zajęcie, żeby wysłuchać córki. – O co chodzi? – spytała. – Mamo, bo… – Ania zaczęła dość standardowo. – Bo teraz będzie ostatni weekend wakacji. – Zgadza się – odparła Marianna, cały czas obserwując córkę. – I… Kamila… bo ona ma działkę, wiesz… – Ania mówiła chaotycznie. – To znaczy nie ona, tylko jej rodzice. I oni pozwolili jej zrobić tam imprezę z okazji pożegnania wakacji. W piątek. Ognisko, kiełbaski i tak dalej… Mańka przejrzała swoje dziecko na wylot. Mogła się tego
spodziewać. Ania nigdy nie zmywała naczyń i nie bawiła się z bratem bez powodu. Zawsze miała w tym swój ukryty cel. A ten kolczyk w języku ewidentnie był próbą podlizania się matce. Dziewczyna wiedziała, że to właśnie mama, a nie tata w ich domu jest głową rodziny i podejmuje ważne decyzje. – O której jest ta impreza? – spytała Marianna. – O dwudziestej – odpowiedziała szybko Ania. – A o której się kończy? – No nie wiem… – zastanowiła się dziewczyna. – Dwunasta, pierwsza? W pierwszej chwili Marianna przeraziła się i miała zdecydowanie odmówić, ale przypomniała sobie o swoim niedawnym postanowieniu. Miała dać Ani więcej swobody i okazać jej zaufanie. Właśnie zaistniała ku temu doskonała okazja. Bała się o córkę, nie pochwalała tego, żeby włóczyła się po nocach, ale… Jej dziecko dorastało. Musiała się z tym pogodzić i dostosować do zmieniających się wymagań. – W porządku – powiedziała. – Żartujesz?! – Ania nie wierzyła własnym uszom. Spodziewała się długiej przeprawy z matką, a tymczasem ta zgodziła się niemal od razu. Dziewczyna zapiszczała głośno i rzuciła się matce na szyję. – Aaaaa! Dziękuję, dziękuję! Mania roześmiała się. Warto było! Czasem trzeba pójść na kompromis, żeby móc osiągnąć porozumienie. Mimo swoich trzydziestu sześciu lat wciąż się tego uczyła. Była uparta i miała skłonności do ustawiania świata pod siebie. Wiedziała, że była to zła cecha, dlatego próbowała nad nią pracować. Ania już wycofywała się z kuchni, prawdopodobnie po to, by przekazać koleżance najnowszą wiadomość, ale Marianna ją zatrzymała. – Aniu – zaczęła poważnie – zaufałam ci. Nie pochwalam tak późnych wyjść w młodym wieku. Uważam, że jeszcze masz na to czas. Ale widziałam, jak bardzo chcesz iść na tę imprezę, dlatego się zgodziłam. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. – Nie będziesz, obiecuję! – powiedziała Ania i już jej nie było. Mania kontynuowała przygotowanie obiadu, kiedy nagle wpadła jej do głowy pewna myśl. A gdyby i ona skorzystała z wyjścia Ani do koleżanki? Mama zawsze powtarzała, że chętnie zajmie się Mateuszem, podczas gdy opieka nad zbuntowaną nastolatką ją przerażała. Postanowiła zadzwonić do matki od razu. Wybrała numer i czekała na połączenie.
– Dzień dobry, mamo – przywitała się serdecznie. – Jak się czujecie? – Sama wiesz, w naszym wieku to już nie to samo zdrowie, co kiedyś… – zaczęła tajemniczo matka. No tak, matka Marianny była hipochondryczką. Co dwa dni odwiedzała lekarza rodzinnego, opowiadała o swoich kolejnych przypadłościach i nie wychodziła z gabinetu, dopóki doktor nie dał jej następnego skierowania na badania. – Nieprawda, ja jestem zdrów jak ryba! – Marianna usłyszała głos ojca z głębi mieszkania rodziców. Zaśmiała się. No tak, cała mama i cały tata. – Oj, Zygmuś, nie gadaj głupot, a ta cukrzyca? – przypomniała mu Janina. – No, nieważne, córuś, nie będę cię tu zadręczać opowieściami o chorobach starych ludzi. Lepiej powiedz, co u moich wnuków. – W porządku! – odpowiedziała Mania. – Ania wyjęła dziś kolczyk z języka. – Dzięki Bogu. – Janina odetchnęła z ulgą. – Nie mogłam już patrzeć, jak mieli jęzorem i bawi się tym paskudztwem… A fuu! – Tak, też jestem z tego powodu przeszczęśliwa – potwierdziła. – To znaczy z tego powodu, że to wyjęła, a nie że przebiła język. – No jasne – przytaknęła jej matka. – Kochanie, a może wpadniecie do nas w niedzielę? – Hm, w niedzielę zapraszali nas chyba rodzice Pawła – zastanowiła się. – Ale… No właśnie! Bo widzisz, mamo, dzwonię w takiej sprawie. Ania idzie w piątek do znajomych na ognisko. Chciałam się spotkać z przyjaciółką, zanim zacznie się to całe zamieszanie w nowym roku szkolnym. Czy mogłabyś zająć się Mateuszem w piątek wieczorem do południa w sobotę? Zapraszam was w sobotę na obiad! Przyjedziecie do nas, przy okazji odwieziecie małego… – Ja nie wiem, kochanie, czy tata może prowadzić samochód – szepnęła konspiracyjnie Janina. – Ostatnio coś słabo się czuje. – Wszystko słyszałem! – Ojciec odezwał się w tle. – Czuję się doskonale i nadal mogę prowadzić!
– A więc? – Marianna szybko zapytała matkę o zdanie. – W porządku – zgodziła się Janina. – Świetnie! – ucieszyła się Mania. – Mateusz z pewnością będzie szczęśliwy. Uwielbia u was nocować! Pożegnała się z matką i szybko zakończyła połączenie. Wystukała wiadomość do Konrada. Jesteś wolny w piątkowy wieczór? Na odpowiedź czekała kilkadziesiąt sekund. Owszem, a ty masz wychodne? :-) Odpisała od razu. Udało mi się załatwić wolny wieczór. Masz ochotę się spotkać? Jasne, przyjedź do mnie. Będę czekał. Marianna uśmiechnęła się do telefonu. Zapowiadał się długi, naprawdę miły wieczór. Organizacja piątkowej nocy zajęła jej tyle czasu, że nie zdążyła przygotować obiadu, zanim Paweł wrócił do domu. – To co ty robiłaś? – rzucił kąśliwą uwagę. Marianna już miała mu odpowiedzieć w równie bezczelny sposób, ale w końcu odpuściła. Miała doskonały humor. Postanowiła, że nie pozwoli sobie go zepsuć mężowi. Wystarczyło tylko poinformować go o tym, co ustaliła z Anią i ze swoją matką. Oczywiście nie zamierzała mu powiedzieć, gdzie tak naprawdę spędzi wieczór. Dla niego umówiła się z przyjaciółką. Z Natalią. Musiała jeszcze zadzwonić do przyjaciółki, aby poinformować ją o swoich planach, ale z tym nie powinno być problemu. Natalia na początku skrytykowała jej znajomość z Konradem, ale potem najzwyczajniej przyjęła to do wiadomości, a czasem nawet zapewniała jej alibi. Wszystko układało się doskonale. Paweł ze swoimi beznadziejnymi uwagami nie miał szans zepsuć jej tego dnia! – Ania idzie w piątek wieczorem do koleżanki, Mateusz śpi u dziadków, a ja wychodzę z Natalią – poinformowała męża, kiedy podawała mu talerz z obiadem.
Paweł nagle postanowił zainteresować się życiem swojej rodziny. – Wspaniale – rzucił. – A czy ktoś w tym domu jeszcze liczy się z moim zdaniem? – O co ci chodzi? Przecież nie musisz zajmować się dziećmi. Zanim Ania wróci do domu, ja już będę. – Często ostatnio wychodzisz – zauważył. Marianna zadrżała, ale nie dała tego po sobie poznać. – Wolę to, niż siedzieć w domu z mężem, dla którego jestem przezroczysta – powiedziała spokojnie, po czym wyszła z kuchni. Sprawę uważała za załatwioną. Zaczynała się zastanawiać, w co się ubierze na piątkowy wieczór. Zalogowała się na stronie internetowej swojego banku. Sprawdziła stan konta. Mogła sobie pozwolić jeszcze na zakupy. Postanowiła zaskoczyć Konrada swoim wyglądem. 11 Ania pożegnała się z rodzicami i wyszła z mieszkania rozemocjonowana. To miało być jej pierwsze wyjście, podczas którego mogła sobie pozwolić na więcej niż powrót do domu o dwudziestej drugiej. Jej znajomi od dawna mogli uczestniczyć w całonocnych imprezach, tylko ona miała staroświeckich rodziców. Tym razem jednak matka ją zadziwiła. Spodziewała się, że mama, owszem, pozwoli jej wyjść, ale jak zwykle każe jej wrócić przed dziesiątą. Tymczasem dziś górną granicę ustaliła na godzinę pierwszą. Pierwszą w nocy! Ania była zachwycona. Marianna wciąż miała wiele wątpliwości związanych z wyjściem córki, jednak nakazała sobie w myślach spokój i rozwagę. Chciała okazać dziewczynie więcej zaufania, więc tak było. Odwiozła Mateusza do rodziców jeszcze przed dziewiętnastą. Wróciła do domu i zaczęła się przygotowywać do wyjścia. Poprzedniego dnia wybrała się na zakupy, jednak teraz zrezygnowała z ubrań, które kupiła. Sukienka była zbyt wyzywająca. Z pewnością nie byłby to problem dla Konrada, ale zastanawiała się, jak miałaby wytłumaczyć mężowi wyjście do przyjaciółki w takim stroju? Postawiła na klasykę. Zamierzała kusić tym, co miała pod ubraniem ‒ nową bielizną, kupioną specjalnie na tę okazję. Paweł przypatrywał się jej z nieukrywaną ciekawością. Zaczynała przypuszczać, iż mąż mógł się domyślać prawdy. Nawet jeśli dodał dwa do dwóch i z tego równania wyszło mu cztery, nie miał żadnych dowodów. Marianna obiecała sobie w myślach być jeszcze bardziej ostrożna. Od jutra, oczywiście. Dzisiaj myślami była już w objęciach Konrada. Ich romans trwał od zaledwie kilku tygodni. Niesamowicie
podziwiała ludzi, którzy tkwili w tego typu relacjach przez długie lata. Ona już po tak krótkim czasie miała dość udawania. Kłamstwo jej po prostu ciążyło. Mania nie była biegła w grze pozorów. Kiedy była już gotowa, zadzwoniła po taksówkę. Konrad poprosił, żeby nie przyjeżdżała samochodem. Specjalnie na ten wieczór kupił butelkę dobrego wina. Marianna nie przepadała za tym trunkiem, jednak doceniła jego starania. Przygotował romantyczną, chociaż nieco oklepaną i kiczowatą scenerię. Przygaszone światła, blask świec i drogie wino. Mania pomyślała, iż jeszcze nigdy nie uczestniczyła w tego typu przedstawieniu i – chociaż, oczywiście, nie przyznałaby się do tego głośno – zawsze miała ochotę na nastrojowy wieczór. Kiedy tylko weszła do mieszkania Konrada, oniemiała. Wydawało jej się, iż zdążyła dobrze poznać towarzyszącego jej mężczyznę, lecz to, co tego wieczoru przygotował dla niej kochanek, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nie znała go od tej strony i nie przypuszczała, że kiedykolwiek pozna. Świece szybko się wypaliły, Mańka zdążyła wypić sama prawie całą butelkę wina i nastrój uległ zmianie. Wrócili do dobrze sobie znanych klimatów. Atmosfera wiecznego nienasycenia, a także zwierzęcy wręcz instynkt dały o sobie znać. Związek Marianny i Konrada był nietypowy, niekoniecznie dlatego, że w domu czekał na nią mąż. Ich relacja wydawałaby się niesztampowa, nawet gdyby wyrwać ją z kontekstu. Główne role odgrywały cielesność i fizyczny wręcz ból spowodowany latami wspomnień, analizowania i… tęsknoty. Mańka nigdy nie przyznałaby się właśnie do tego uczucia, ale teraz, gdy odnaleźli się na nowo, wiedziała, że przez cały czas towarzyszył jej żal za straconymi chwilami. Próbowała nasycić się jego obecnością, ale wciąż było jej go mało. Nie wiedziała, czy Konrad miał podobne przemyślenia. Nigdy nie rozmawiali o tym, co ich połączyło, jednak jego zachowanie w łóżku mówiło samo za siebie. Postępował tak samo jak ona. Dotykał mocno, zdecydowanie, działał instynktownie. Seks był wspaniały. Marianna musiała przyznać, że Konrad był pierwszym mężczyzną, który potrafił sprostać jej wygórowanym wymaganiom. Zdążyła przywyknąć do myśli, że ma niespotykanie wysokie oczekiwania jak na kobietę. Nie dobrali się z mężem w tej kwestii. Dla Pawła współżycie miało niewielkie znaczenie. Zazwyczaj to mężczyźni narzekali na swoje kobiety, które zawsze bolała głowa, szukały różnych wymówek bądź były zmęczone. W małżeństwie Dulewiczów to Pawła bolała głowa, dlatego Mania zachłysnęła się związkiem z Konradem. Tak różnym od jej codziennego życia. – Mańka, wstawiłaś się – zauważył ze śmiechem, kiedy po wszystkim leżeli na podłodze w kuchni, bo tam to właśnie zrobili. Konrad przygotowywał kolację, kiedy Marianna podeszła do niego od tyłu i delikatnie się przytuliła. Czuły gest szybko przemienił się w rozpaczliwą potrzebę pocałunku, dotyku, a w końcu stosunku. Mańka odkrywała zupełnie nową satysfakcję z seksu. Nigdy nie współżyła w pozycji na jeźdźca. Wstydziła się swojego nieidealnego ciała, myślała o idiotycznych minach, jakie
musiała robić, ujeżdżając partnera. Przy Konradzie pozbyła się tych myśli. Uprawiała z nim taki seks, jaki chciała i o jakim zawsze marzyła. Liczyło się tylko tu i teraz. Uśmiechnęła się zalotnie, przynajmniej tak jej się wydawało. W rzeczywistości jej uśmiech był grymasem lekko podpitej, nie do końca wyraźnej kobiety. – No co ty?! – I jak ja cię odwiozę do męża w takim stanie? – zapytał. Pacnęła go w ramię. Nie zamierzała rozmawiać o Pawle. Na pewno nie w takiej chwili i scenerii. – Może coś obejrzymy? – zaproponowała. – A masz ochotę? Wzruszyła ramionami. – Czemu nie? Konrad zaprosił ją do salonu i poprosił, żeby wybrała film spośród jego kolekcji płyt DVD. Marianna długo zastanawiała się, na co ma ochotę, aż w końcu postawiła na klasykę. Wręczyła opakowanie Konradowi, który z niesmakiem spojrzał na tytuł. – „Pretty woman”? Żartujesz? Mam z tobą oglądać „Pretty woman”? – Dokładnie tak – przyznała ze śmiechem. – Skoro nie chcesz oglądać „Pretty woman”, to co ten film robi w twojej kolekcji? Konrad zastanowił się przez chwilę. – Z pewnością moja była zapomniała wziąć tę płytę, kiedy się wyprowadzała – oznajmił. To rozbudziło ciekawość Marianny. – Mieszkałeś z jakąś kobietą? – nie dowierzała. – Co cię tak dziwi? – Nic, po prostu… – Zmarszczyła nos. – Nie wspomniałeś o tym, kiedy pytałam cię o żonę, dzieci i tak dalej. – Pytałaś o żonę i dzieci, a Laura nie była moją żoną, córką tym
bardziej – wyjaśnił logicznie. – Uwielbiam, jak marszczysz nos. – Laura… Co za pretensjonalne imię! – zauważyła. Konrad wybuchnął śmiechem. – No i co cię tak bawi? – zapytała zaczepnie Marianna. – Jesteś zazdrosna – ni to stwierdził, ni zapytał. – To co, oglądamy ten film? – zmienił szybko temat. – O nie! – zaprotestowała stanowczo. – Teraz się nie wywiniesz! Musisz mi o niej opowiedzieć. – Nie ma o czym opowiadać – uciął szybko. – Ależ owszem, jest – przerwała mu Marianna. – Znam cię. Nie zamieszkałbyś z kobietą, gdyby nie była dla ciebie ważna… bardzo ważna. – Możliwe, że kiedyś była dla mnie ważna – odparł wymijająco. – A teraz? – dopytywała. – Teraz chciałaś oglądać film – zauważył. Mania jednak uparcie milczała i nie spuszczała z niego wzroku. Zaintrygowała ją historia z tą… z tą Laurą. Była ciekawa zakończenia. Wstępu i rozwinięcia w zasadzie również była ciekawa. Chciała wiedzieć wszystko. Konrad miał rację. Poczuła irracjonalną zazdrość, do której nie miała prawa. Sama przecież była żoną innego mężczyzny. – W porządku, wygrałaś – poddał się Konrad. – Ale ostrzegam, nie ma w tej historii niczego interesującego. – Zamieniam się w słuch. – Spotykałem się z Laurą przez kilka lat – rozpoczął swoją opowieść. – Poznałem ją dwa czy trzy lata po zakończeniu studiów. Właśnie wtedy uległem kontuzji i musiałem przewartościować całe swoje życie. Los zmusił mnie, żebym pożegnał się z marzeniami o sporcie. Laura była… swego rodzaju odskocznią od tamtych wydarzeń. Marianna słuchała jego historii, a w jej wnętrzu zrodziła się złość. Dlaczego Konrad zdecydował się na związek z tamtą kobietą, a ją odrzucił na wstępie, proponując układ koleżeński? Co miała Laura, czego nie miała w młodości Mania?
– Sam nie wiem, w którym momencie zorientowałem się, że czuję do niej coś więcej – kontynuował Konrad. – Pomyślałem wtedy, że mógłbym spróbować. Po kilku latach zamieszkaliśmy razem. W zupełności wystarczył mi tamten układ, jednak Laura z upływem czasu chciała wciąż więcej i więcej. Zaczęła temat ślubu i dziecka. Była ode mnie kilka lat starsza, przekroczyła właśnie magiczny próg trzydziestu pięciu lat i zaczęła wariować. Przekonywała mnie, że dziecko tylko dowartościuje nasz związek, uczyni go cenniejszym, ale ja kompletnie tego nie czułem. W końcu postawiła mi ultimatum: albo zdecyduję się na dziecko, albo ona odchodzi. I odeszła. Mania w skupieniu wysłuchała jego opowieści. Nie pomyliła się. Konrad nie był stworzony do ojcostwa. Podejrzewała, iż gdyby wtedy, w młodości trwała uparcie u jego boku, mogłaby nigdy nie zostać matką. W głębi serca współczuła Laurze. Każda kobieta prędzej czy później czuje pustkę w sercu, pragnienie, którego nie zagłuszy nic poza urodzeniem dziecka. – Dlaczego tak bardzo obawiasz się zobowiązań? – zapytała Konrada. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. – Nie boję się zobowiązań – zaprzeczył. – Przecież zamieszkałem z nią, byłem gotowy na stały, trwały związek. Ja po prostu… nie jestem stworzony do życia rodzinnego. Nie chcę mieć dzieci, przerażają mnie. Słowo „żona” również budzi we mnie złe skojarzenia. Sama jesteś najlepszym przykładem – zażartował głupio. Marianna poczuła ukłucie żalu. Zrobiło jej się przykro, gdy Konrad tak bezmyślnie z niej dowcipkował. Chciała podjąć dyskusję, stanąć w obronie małżeństwa, ale… wtedy przypomniała sobie, gdzie i z kim była. Ta myśl rozzłościła ją jeszcze bardziej. Miała ochotę utrzeć nosa Konradowi, pokazać, jak bardzo się mylił, spisując na straty takie wartości w życiu człowieka, jak dom, dzieci i rodzina, jednak nie była najodpowiedniejszą osobą do czynienia mu wymówek. W jej oczach wezbrały łzy bezsilności. Przecież nie o to chodziło! W dzisiejszych czasach można jeszcze stworzyć udany związek. Oczywiście, że można wytrwać przy jednym partnerze przez całe życie. Można było żyć w zgodzie i we wzajemnym zaufaniu. Tylko Marianna… nieco się zagubiła. Dawna miłość pojawiła się w jej życiu akurat wtedy, gdy jej małżeństwo przechodziło kryzys. Nagle zrobiło jej się wstyd. Zachowywała się jak licealistka. Z jednym facetem przestało jej się układać, więc od razu pobiegła do drugiego. Tak nie postępowały dojrzałe kobiety. – No już, nie złość się na mnie – poprosił ją Konrad. – Żartowałem. Wzruszyła ramionami. Nie mogła pozbyć się uczucia zażenowania swoim postępowaniem. Wino obudziło dotychczas uśpione sumienie. Westchnęła głośno. To nie był dobry moment i dobre miejsce na tego
typu przemyślenia. – Masz ochotę obejrzeć ten film? – Wyrwał ją z zamyślenia. Przytaknęła. Chętnie oderwałaby się od rzeczywistości. Kilkadziesiąt minut później Marianna nie pamiętała już o swoich rozterkach. Konrad pocałunkami rozbudził jej uśpione pożądanie. Naprawdę zamierzała obejrzeć cały film, jednak on skutecznie jej to uniemożliwił. Nie była w stanie skupić się na obrazie. Bliskość Konrada i jego pieszczoty działały na nią ogłupiająco. Ponownie wyłączyła wszystkie myśli i poddała się urokowi chwili. Nagle zabrzęczała jej komórka. Postanowiła ją zignorować, jednak dzwoniący był najwidoczniej odmiennego zdania. Mania przeprosiła na chwilę Konrada i rzuciła okiem na wyświetlacz telefonu. Numer prywatny. Odrzuciła połączenie i po chwili wróciła do kochanka. Telefon jednak nie dał o sobie zapomnieć, bo po kilkudziesięciu sekundach zadzwonił ponownie. Marianna zaklęła głośno i pocałowała go mocniej. W końcu komórka zamilkła. Jednak już po kilku minutach rozdzwoniła się ponownie. – Nie możesz po prostu wyłączyć telefonu? – zirytował się Konrad. – No właśnie nie mogę – wytłumaczyła się. – Muszę być pod telefonem, na wypadek gdyby Ania zadzwoniła. – Ania jest duża i sobie poradzi – zapewnił ją. Zamknęła mu usta pocałunkiem. Kiedy właśnie zdjął jej majtki, komórka znów zadzwoniła. Konrad zdusił w sobie przekleństwo. Marianna postanowiła sprawdzić, kto próbował się z nią skontaktować. Paweł. Pomyślała, że musi odebrać. – Przepraszam, to może być ważne – wytłumaczyła Konradowi, po czym wyszła do drugiego pokoju. – Słucham? – No, nareszcie! – odezwał się jej mąż. – Nie można się do ciebie dodzwonić! Dzwonię od dziesięciu minut, a wcześniej próbowali skontaktować się z tobą z policji… – Z policji? – Marianna powtórzyła przerażona. – Tak, z policji – potwierdził Paweł. Zapadła cisza. Najwidoczniej rozkoszował się niepewnością żony i przedłużał jej katusze.
– Co się stało? – ponagliła go. – Zgarnęli pijaną Anię na komisariat – poinformował ją w końcu. Marianna z wrażenia aż usiadła gołymi pośladkami na dywanie. – Jak to? Przecież… przecież rozmawiałam z nią! Prosiłam, żeby nie zawiodła mojego zaufania. – I tyle są dla niej warte twoje słowa – podsumował Paweł. – Przyjedziesz? – Gdzie? – zapytała nieprzytomnie. – No, jak to gdzie?! Na policję! – przypomniał jej mąż. – Jest na szóstym komisariacie. Właśnie wychodzę z domu, ale to z drugiej strony miasta. Zanim tam dojadę… Ty od Natalii masz bliżej. – Tak, tak – potwierdziła Marianna. – Zaraz wychodzę i tam jadę. – A więc do zobaczenia – pożegnał się Paweł. Mania z niedowierzaniem wpatrywała się w swój telefon. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Ania na komisariacie! Pijana! Przecież była jeszcze dzieckiem. Marianna wróciła do pokoju, w którym czekał na nią Konrad. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. – Przepraszam cię, ale… – zaczęła. – Muszę jechać. – Gdzie musisz jechać? – dopytywał. – Co się stało? – Ania… – Przełknęła głośno ślinę. – Muszę odebrać moją córkę z komisariatu. – Chryste! Co zrobiła? – przeraził się Konrad. – Nic – odparła Mańka. – Po prostu… upiła się i zgarnęła ją policja. Zadzwonisz po taksówkę? – Nie ma mowy. Ubieraj się, zawiozę cię. – Ale przecież piłeś – zauważyła. – Jedną lampkę wina – przypomniał jej. – Na wykroczenie. No, zbieraj się! Marianna była gotowa w dwie minuty. Konradowi dojście do ładu
zabrało nieco więcej czasu, ale po dziesięciu minutach od telefonu Pawła już pędzili w stronę komisariatu. Miała nadzieję, iż na miejsce dotrą wcześniej niż jej mąż i do tej pory zdoła namówić Konrada, żeby wrócił do domu. Nie wyobrażała sobie tego spotkania. Jak miałaby wybrnąć z sytuacji? Jechali w milczeniu. Mania przez cały czas wyrzucała sobie, że zbyt łatwo dała się podejść córce i nie powinna była pozwolić jej na nocne wyjście. Myślała, że można jej zaufać. Ania jednak okazała się kompletnie nieodpowiedzialna. Marianna wiedziała, iż będzie musiała wyciągnąć konsekwencje. Pod komisariat podjechali w tym samym momencie co Paweł. „Niech to szlag”, pomyślała Mania. Konrad chciał iść razem z nią, ale szybko podziękowała mu za podwózkę i zapewniła, że sobie poradzi. Wysiadła z samochodu i ruszyła na spotkanie z mężem. Paweł nie skomentował zaistniałej sytuacji. A może nie zauważył, jakim autem przyjechała? Wbiegli razem na komisariat i zgłosili się do policjanta dyżurującego. Zaczęli przekrzykiwać się nawzajem, w końcu jednak Marianna pozwoliła mówić Pawłowi. Zdecydowanie był bardziej opanowany. – Podobno przywieziono tu naszą córkę, Annę Dulewicz – powiedział. – To ta nieletnia? – dopytywał policjant. Marianna przełknęła głośno ślinę. – Tak – potwierdził Paweł. – Proszę zaczekać, zadzwonię po kolegę. Zaraz ktoś do państwa zejdzie – poinformował. Po dziesięciu minutach drzwi się otworzyły. Wysoki, dobrze zbudowany policjant zaprosił ich gestem do środka. – Młodszy aspirant Arkadiusz Tymański – przedstawił się. – Rozumiem, że państwo są rodzicami Anny Dulewicz? – Tak – przytaknęła Marianna. – Zapraszam schodami na drugie piętro. Proszę iść przodem. Ania siedziała skulona na krześle. Marianna z jednej strony była przerażona, z drugiej – wściekła. Martwiła się o córkę i nie rozumiała, jak dziewczyna mogła
wywinąć taki numer. – Przebadaliśmy córkę alkomatem – wyjaśnił policjant. – W wydychanym powietrzu miała ponad półtora promila alkoholu. – Ale… co się stało? – nie rozumiała Marianna. – Dostaliśmy wezwanie na interwencję – wyjaśnił. – Zgłoszono zakłócanie ciszy nocnej. Patrol pojechał na miejsce. Okazało się, iż nikt z uczestników imprezy nie był pełnoletni, a większość z nich miała sporo ponad promil alkoholu. Jeden chłopak miał nawet dwa i pół. – O mój Boże – wymamrotała. Nic z tego nie rozumiała. Jej córka pijana? Jej malutka dziewczynka upiła się i ona teraz musiała odbierać ją z komisariatu? Poczuła się, jakby ją spoliczkowano. Jaką była matką? Zachowanie Ani źle świadczyło o niej samej. – Podpiszą mi państwo oświadczenie i będzie po sprawie – podsumował policjant. – Będą mogli państwo zabrać córkę do domu. – Oczywiście – odezwał się Paweł. Zajął się dokumentami, podczas gdy Marianna próbowała nawiązać kontakt wzrokowy z milczącą Anią. Dziewczyna jednak uparcie siedziała z opuszczoną głową. Mania usłyszała głos męża jakby z oddali. – Dziękujemy za troskę. Oczywiście, zajmiemy się tą sprawą. Takie zachowanie nigdy nie było i nie będzie akceptowane w naszym domu. Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia – pożegnał się Paweł. Mańka szarpnęła Anię za rękaw, po czym w milczeniu wyszły za wściekłym Pawłem. Wszyscy troje ruszyli do domu. W ciszy przejechali kilkaset metrów, kiedy Paweł w końcu wybuchł. – Masz szlaban absolutnie na wszystko! – zwrócił się w stronę córki. – Nie wyjdziesz z domu do osiemnastki! Dałaś dzisiaj pokaz stulecia. Chciałaś pokazać, jaka jesteś dorosła? Gówno pokazałaś! Udowodniłaś tylko, że nadal musimy traktować cię jak gówniarę! Nieodpowiedzialną, rozwydrzoną gówniarę! – Paweł… – upomniała go Marianna. – Co Paweł, co Paweł?! Z tobą będę rozmawiał później! Teraz rozmawiam z córką, nie widzisz? Takie są efekty bezstresowego
wychowywania! Mamusia nie dałaby złego słowa na córeczkę powiedzieć, a teraz co? Musiała przerwać zabawę, żeby odebrać córeczkę z komisariatu! Dumna jesteś z siebie? Zapadła cisza. Żadna z nich nie wiedziała, do której były skierowane słowa Pawła. – Anka! – upomniał ją ojciec. – Dumna jesteś z siebie?! No odpowiedz! – Nie – odezwała się cicho dziewczyna. – Przestań już – wtrąciła się matka. – Dostanie szlaban, zabiorę jej telefon, laptop i zabronię wychodzić z domu. Tylko do szkoły i z powrotem. Nie musisz jej dodatkowo poniżać. – Oczywiście! – ironizował Paweł. – Jak widać, twoje metody wychowawcze raczej się nie sprawdzają! Zabiorę telefon, laptop, porozmawiam z nią, a potem wycałuję po dupie! A ona ma nas wszystkich gdzieś! – Nie mam was wszystkich gdzieś – wtrąciła nieśmiało nastolatka. – Rzeczywiście! Bo to takie normalne, że rodzice odbierają pijaną piętnastolatkę z komisariatu! – Przepraszam – bąknęła cicho Ania. – No już – uspokoiła ich Marianna. Paweł zaparkował pod samą klatką. Miejsce parkingowe, które zwolnił godzinę wcześniej, nadal było puste. Wysiadł z samochodu i nie zważając na towarzyszące mu kobiety, ruszył w stronę bloku. Mania pomogła Ani. Asekurując córkę, powoli skierowały się do domu. Pod klatką schodową dziewczyna powiedziała: – Będę wymiotować. Marianna odciągnęła córkę na bok i przytrzymała jej włosy, kiedy ta wymiotowała. Mańka westchnęła głośno. Nie spodziewała się takiego zakończenia wieczoru. Powróciły wyrzuty sumienia. Gdyby nie romansowała, to zajęłaby się swoją córką i prawdopodobnie nie doszłoby do tego. Czuła się rozdarta między własnymi pragnieniami a potrzebami rodziny. Powoli weszły na trzecie piętro. Matka pomogła dziewczynie umyć zęby i przebrać się w piżamę. Po kilku minutach Ania głośno chrapała. Marianna wycofała się z jej pokoju. Postanowiła, że porozmawiają następnego dnia.
Paweł zaskoczył żonę w przedpokoju. Nie spodziewała się tam jego obecności, nie usłyszała jego kroków. Może dlatego się wystraszyła. – Co tutaj robisz? – zapytała, łapiąc się za serce. – Nie skończyłem jeszcze z tobą – rzucił zaczepnie. – O co ci chodzi? Jestem zmęczona i chcę iść spać. – Kto to był? – zapytał Paweł. Marianna doskonale wiedziała, o kogo chodzi mężowi, jednak udawała zdziwioną. – Kto? A jednak zauważył. – Ten facet, który cię przywiózł – wyjaśnił Paweł. – A, ten – zreflektowała się Marianna. – Znajomy Natalii. Odwiózł mnie, bo ona piła. Czekała na dalsze pytania, jednak nie padły. Mąż zmierzył ją spojrzeniem, po czym poszedł do łazienki. Tym razem udało się, lecz Marianna wiedziała, że musi być bardziej ostrożna. 12 Od samego rana przygotowywała obiad. Nie miała ochoty na wizytę gości, jednak umówiła się ze swoimi rodzicami około czternastej. Paweł ostentacyjnie ignorował jej obecność, Ania leżała bez ruchu w łóżku, tępo wpatrując się w ścianę. Mańka z niecierpliwością oczekiwała powrotu Mateusza. Może on wniesie do domu więcej życia. Podczas gotowania miała dużo czasu na przemyślenia. Zastanawiała się, w którym miejscu popełnili z Pawłem błąd. Wiedziała, że dzisiejsze nastolatki są trudne w wychowaniu, ale bez przesady! Co innego kłócić się z rodzicami, w tajemnicy przebijać język, a co innego upijać się do tego stopnia, żeby matka z ojcem odbierali dziecko z komisariatu. Tego typu zachowania nigdy nie będą akceptowane w ich rodzinie. Ze wstydem przypomniała sobie uwagę, jaką Paweł rzucił do niej przed snem, zanim w ogóle przestali rozmawiać. – Jaka matka, taka córka – zasugerował.
Marianna zastanawiała się, ile racji było w tym stwierdzeniu. Czy Ania pozwoliła sobie na zbyt dużo, ponieważ przez ostatni czas ona poświęcała jej mniej czasu? Dziewczyna na pewno zauważyła bardziej regularne wyjścia Marianny, częściej zdarzało jej się również pić alkohol. Nie, nie, nie! Mańka wyrzuciła z głowy natrętne myśli. Dorośli ludzie wypijają czasem lampkę wina, a kobiety nie są uwiązane w domach. Nie mogła wpędzić się w bezsensowne poczucie winy. Sprawa z Konradem nie miała nic wspólnego z problemami dotyczącymi Ani, która zaczęła się buntować na długo przed tym, jak Mania związała się z Konradem. Postanowiła porozmawiać z córką, zanim przyjadą jej rodzice z Mateuszem. Cichutko zapukała do drzwi pokoju Ani i po chwili weszła. Usiadła obok dziewczyny na łóżku. Nastolatka nadal uparcie wpatrywała się w ścianę. – Aniu – zaczęła Marianna – myślę, że powinnyśmy porozmawiać. – Taaa – mruknęła jej córka. – Mam szlaban na wszystko. – Owszem – potwierdziła Marianna. – Ale nie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Aniu, co się z tobą dzieje? Masz jakieś problemy? Dziewczyna wzruszyła ramionami. – A co się ma dziać? – rzuciła pod nosem. – Właśnie nie wiem. – Mania nie poddawała się. – Ale bardzo chciałabym się dowiedzieć. Coś w szkole? Pokłóciłaś się z koleżankami? Zakochałaś się? Wpadłaś w niewłaściwe towarzystwo? – Mamo, błagam cię, daj mi spokój, boli mnie głowa – poprosiła nastolatka. – Nie dziwi mnie to – skomentowała matka. – Nie dam się spławić. Musimy porozmawiać. Nie zamierzam na ciebie wrzeszczeć. Uważam, że twój ojciec przesadził wczoraj, ale musisz go też zrozumieć. On cię bardzo kocha i martwi się o ciebie. – Nie broń go – zaprotestowała Ania. – Nie mam pięciu lat, tak jak Mateusz. Widzę, co się dzieje. Mania wzdrygnęła się na słowa córki. – Widzisz, co się dzieje? – powtórzyła cicho jej słowa. – No tak, tak…
– On ma nas wszystkich głęboko w poważaniu, tak samo ciebie, jak i mnie. Może na Mateusza zwraca jeszcze trochę uwagę. Ale my? – oburzyła się dziewczyna. – My jesteśmy dla niego przezroczyste. Wkurzył się wczoraj, bo mu narobiłam wstydu, ale tak poza tym to ja go w ogóle nie interesuję. Zastanowiła się nad słowami córki. A więc ona też to zauważyła. Marianna uważała, że słowa Ani były nieco krzywdzące wobec Pawła. Nie można było mu zarzucić, że nie interesował się dziećmi, ale nastolatka trafiła w dziesiątkę, określając stosunek ojca do matki. – Jest przepracowany – próbowała go wytłumaczyć. – Nie broń go – upomniała ją Ania. – Nie jestem głupia i swoje wiem. – A więc to o to chodzi? – zapytała Marianna. – Dlatego upiłaś się wczoraj na ognisku? Ania poderwała się z łóżka. – Czy wyście wszyscy powariowali? – zapytała, nie zwracając uwagi na zdziwienie matki. – Nie! Cholera, nie mam żadnych kłopotów! W szkole cały czas organizują pogadanki na temat problemów w życiu nastolatka, ty też się widzę uparłaś… Może mnie jeszcze zaprowadzisz do psychologa? Mamo, uspokój się! Popadasz w paranoję współczesnego świata. Wiedz, że coś się dzieje, kiedy twoje dziecko pije alkohol i tym podobne. Mamo, a ty nigdy nie upiłaś się jako nastolatka? Mariannę zdziwiły słowa córki. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zastanowiła się i doszła do wniosku, że… dziewczyna ma rację. Owszem, jej również zdarzyło się wrócić do domu w podobnym stanie. Może była nieco starsza niż Ania teraz, ale nikt wtedy nie pytał o jej problemy, nie chciał zabierać do psychologa. – No właśnie – kontynuowała córka, widząc minę matki. – Zdarzyło mi się. Koniec. Zrozumiałam. Nie mam żadnych problemów. Nie chcę popełnić samobójstwa, nie zamierzam zażywać narkotyków. Napiłam się po prostu dla towarzystwa. Chciałam zobaczyć, jak to jest. Nie dopatruj się w tym drugiego dna, bo go po prostu nie ma. – W porządku. – Mania skapitulowała. – Skoro tak twierdzisz, koniec tematu. Co nie zmienia jednak faktu, że masz szlaban na wszystko. Już miała wyjść z pokoju nastolatki, kiedy pomyślała jeszcze o czymś i zatrzymała się. Spojrzała wnikliwie na córkę.
– Aniu – powiedziała pojednawczym głosem – jestem pewna, że tata cię kocha. – Taa – mruknęła dziewczyna. Koniec porozumienia. Marianna wróciła do kuchni. W życiu nie powiedziałaby tego głośno, ale w tym, co mówiła Ania, było sporo racji. Kiedyś młodzi ludzie również sprawiali problemy wychowawcze. Sama doskonale pamiętała swojego pierwszego, wypalonego w ukryciu papierosa czy najtańsze wino wypite w krzakach w towarzystwie koleżanek i kolegów z klasy. Ona również nie była święta. Różnica polegała na tym, że Mania znała umiar. W tamtych czasach byłoby nie do pomyślenia, aby rodzice odbierali córkę czy syna z komisariatu. Takie rzeczy działy się tylko w domach patologicznych. Normalnych ludzi to nie dotyczyło. I właśnie w tym tkwił problem. Mania będzie musiała wrócić do tej rozmowy z córką. Trzeba znać umiar w tym, co się robi. A czy ona sama znała umiar? Od spotkania z Konradem minęło kilkanaście godzin, a ona już nie mogła się doczekać kolejnego. Tęskniła za nim i… Nie, to niemożliwe. Przecież nie zakochała się w nim. Miała dom, męża, rodzinę. Nie była bohaterką taniej komedii romantycznej. Konrad był dla niej odskocznią od życia codziennego. I tego miała się trzymać. Chwilę przed czternastą rozległo się pukanie do drzwi. Obrażony Paweł tkwił bez ruchu przed telewizorem, w pokoju Ani panowała cisza, więc Marianna uznała, że sama będzie musiała pofatygować się otworzyć. Kiedy tylko uchyliła drzwi do mieszkania, została powalona przez Mateusza. Zadziwiające, ile siły było w tym niewielkim człowieku. – Mama!!! – krzyczał uradowany chłopczyk. – Ale za tobą tęskniłem! Zobacz, zobacz! Dziadek kupił mi kolorowankę z Lego Ninjago! Zapamiętał w końcu! Kiedy przyjechałem do dziadków, już tam na mnie czekała! – mówił jednym tchem, a potem zwrócił się do babci: – Babciu, gdzie jest moja kolorowanka? Bezradnie rozłożyła ręce. Zdążyła wejść do mieszkania córki i poganiała męża, aby szybciej wchodził do przedpokoju, bo „przeciąg”. – Spakowałeś kolorowankę Mateusza? – spytała Zygmunta. – Nic nie mówiłaś, że mam to zrobić. Wzruszył ramionami. – Czy ja o wszystkim muszę ci mówić? – zirytowała się Janina.
Po policzkach Mateusza spływały wielkie łzy. – Moja kolorowanka!!! – zawył głośno. Marianna szybko wkroczyła do akcji. – Synku, podjedziemy później do dziadków odebrać gazetkę – zasugerowała. – To nie gazetka, tylko kolorowanka! – zaprotestował Mateusz. Zmierzył matkę wzrokiem. – Dzisiaj? – Co dzisiaj? – No, czy dzisiaj pojedziemy po kolorowankę?! – naciskał. – Postaramy się – odparła wymijająco Mania. Mateusz udobruchany poszedł do swojego pokoju, żeby sprawdzić, czy nikt nie ruszał jego kolekcji Lego Ninjago. – Wchodźcie, wchodźcie. – Marianna zaprosiła rodziców do salonu. – Paweł, wyłącz ten telewizor. Rodzice przyszli. Paweł niechętnie wykonał polecenie żony i przywitał się grzecznie z teściami. Ucałował Janinę w policzek i podał rękę Zygmuntowi. Janina zawsze zachwycała się zięciem. Jaki kulturalny, jaki uczynny, jaki serdeczny, a jaki przystojny! Marianna często myślała wtedy ze złością, że jak jest taki wspaniały, to mogła go sobie wziąć. – No, a gdzie Ania? – zapytała matka. Mania posłała mężowi karcące spojrzenie. – Ania śpi. Trochę źle się czuje – wyjaśniła szybko. – Zaraz ją zawołam. Zygmunt i Janina zdążyli rozsiąść się wygodnie przy stole. Marianna weszła do pokoju z uśmiechniętą, potulną Anią. W tym czasie zdążyła wydać córce dyspozycje. – Dzień dobry, babciu. Dzień dobry, dziadku – przywitała się grzecznie. – A dzień dobry, dzień dobry, moja pannico! – Janina zacmokała ustami. – Ho, ho, ho! Z dnia na dzień coraz piękniejsza! Będziesz podbijać serca tak jak twoja mama!
– Moja mama podbijała serca? – zainteresowała się Ania. – Nigdy nie opowiadałaś mi o swoich chłopakach z młodości – zwróciła się do matki. Marianna machnęła ręką. Nie było o czym opowiadać! – Tak, tak – kontynuowała Janina. – Szczególnie zapadł mi w pamięć taki jeden chłopak. Wydzwaniał do niej i szukał nawet wtedy, gdy twoja mama wzięła ślub z twoim tatą i wyprowadziła się z domu. Marianna zamarła. Dlaczego matka zaczęła wspominać o tym akurat teraz? – Naprawdę? – nie dowierzała nastolatka. – Mamo, kto to był? – Nie pamiętam – wymamrotała Mania. – Przecież to było tak dawno i… no, nieważne! Paweł nigdy nie wykazywał zainteresowania tego typu rozmowami, jednak tym razem zabrał głos w dyskusji. – Nigdy o tym nie słyszałem. – Spojrzał na żonę przeszywającym wzrokiem. – A o czym tu opowiadać? – Marianna machnęła ręką. Było, minęło. No, może nie całkiem minęło, ale musiała jak najszybciej zakończyć tę niespodziewaną rozmowę. – Mamo, co powiedział lekarz? Wiedziała, że teraz matka zanudzi ich półgodzinnym, niezwykle szczegółowym opisem swoich przypadłości. Wszystko jednak było lepsze od niebezpiecznych tematów, które poruszyła Janina. – Kochana, w moim wieku… ho! Szybciej byłoby wyliczyć, czego nie powiedział – zaczęła matka. Była zachwycona pytaniem Marianny. Uwielbiała opowiadać o swoich chorobach. Problem polegał na tym, że zazwyczaj nie miała komu. Tym razem jednak znalazła słuchaczy i z zaangażowaniem zaczęła relacjonować. Mańka odetchnęła z ulgą. Tymczasem temat Konrada okazał się bombą z opóźnionym zapłonem. Po wyjściu rodziców Paweł zagadnął Mariannę o dawną miłość. Ta zadrżała. – Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi o tym facecie, z którym spotykałaś się na chwilę, zanim mnie poznałaś? – spytał.
– To stare dzieje – zaczęła ostrożnie. – Nie uważałam, żeby było o czym opowiadać. Po prostu. – Skoro on wydzwaniał do ciebie jeszcze po naszym ślubie, myślę, że owszem, było o czym opowiadać – rzucił kąśliwie. – Matka nigdy mi o tym nie powiedziała. – Wzruszyła ramionami. – Czego od ciebie chciał? – Ton Pawła zaczął być agresywny. – Paweł! – Marianna podniosła głos. – Minęło piętnaście lat! Nie mam zielonego pojęcia, czego chciał. – Jak on się nazywał? – drążył. – Nie pamiętam – skłamała. – A ja myślę, że doskonale pamiętasz – powiedział mąż. – I wiesz, czego od ciebie chciał… – Nie rozumiem? – Mańka naprawdę nie miała pojęcia, o co chodziło Pawłowi. – Czy Ania jest moją córką? – zapytał. Marianna spojrzała na niego zdziwiona. Skamieniała. Nie wiedziała, skąd te absurdalne przypuszczenia. Nagle wybuchła głośnym śmiechem. Chichrała się tak histerycznie, że nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Doszła do siebie po dobrych kilku minutach. Paweł milczał uparcie i z pogardą obserwował żonę. – Skąd… skąd w ogóle taki pomysł? – wykrztusiła Marianna. – Przecież… Nie, ty nie możesz mówić poważnie! Nawet ty nie mógłbyś wpaść na coś tak idiotycznego. Czy Ania… czy Ania… Oczywiście, że tak! Wszyscy od lat powtarzają, że jest twoją wierną kopią, skóra zdjęta z tatusia – stwierdziła. – Ja tego nie widzę – powiedział Paweł całkiem poważnie. Marianna dla odmiany poczuła złość. Złość na tego kretyna, jej męża. Jak śmiał w ogóle coś takiego zasugerować?! – Ja pierdolę, Paweł! – rzuciła ze złością. – Ty sobie chyba kpisz! Wstałeś lewą nogą? A nie, przepraszam, ty się tak zachowujesz od dłuższego czasu! Ale dzisiaj przeszedłeś samego siebie. Może kryzys wieku średniego? – Jeśli ktoś tu przechodzi kryzys wieku średniego, to z pewnością
ty – odpowiedział. – Pindrzysz się w tej łazience godzinami, a potem zostawiasz mnie z dziećmi w domu i lecisz w świat. – O, nie, mój drogi – zaprotestowała. – Nie odwracaj kota ogonem. Nie będziesz mi tu teraz zgrywał roli poszkodowanego. To ty wyszedłeś do mnie z irracjonalnymi zarzutami! Zarzucasz mi, że twoje dziecko… że… Kurwa! Nawet nie umiem tego powiedzieć głośno! – Niby taka wykształcona, a słownictwo ubogie, oj, ubogie – zadrwił Paweł. Miała go dość. Zaczynała rozumieć ludzi, którzy zabijają, doprowadzeni do ostateczności. Sama była teraz bliska mordu. Wolała wycofać się, zanim powie kilka słów za dużo, których potem będzie żałować. A może właśnie powinna zostać? Ich małżeństwo było fikcją. Po co się tak okłamywać? Westchnęła głośno i wyszła z pokoju. Nadejdzie taki dzień, że znajdzie rozwiązanie i podejmie decyzję. Ale jeszcze nie dziś. 13 Stęskniłem się za tobą – wymruczał zmysłowo. Marianna czuła się coraz bardziej uzależniona od Konrada. – Ja za tobą też – szepnęła. Całował ją zachłannie. Nadszedł wrzesień, a wraz z nim kolejny rok szkolny. Mańka miała mniej czasu dla niego. Obowiązki służbowe to nie jedyne, co wypełniało jej dni. Musiała poświęcić Ani więcej uwagi. Nie zapomniała, o czym rozmawiały dzień po felernym zdarzeniu, ale nie chciała przeoczyć czegoś istotnego. No, i Mateusz. Wciąż był małym dzieckiem, wymagającym czasu i zaangażowania matki. Marianna nie mogła kontynuować romansu kosztem swoich dzieci. Jej spotkania z Konradem siłą rzeczy były więc rzadsze i miała wrażenie, że dzięki temu jeszcze gorętsze. Wciąż nie mogli się sobą nacieszyć, a intensywność spotkań pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy w końcu udało im się zobaczyć, starali się nacieszyć sobą na zapas. Seks sprawiał jej niczym nieskrępowaną radość. Kochanek nie przestawał jej zaskakiwać. Było niebanalnie, soczyście i nieziemsko. Marianna odnajdywała w ramionach Konrada nie tylko źródło przyjemności, ale również sposób na odreagowanie stresu. A tego w jej życiu było niemało. Nowy rok szkolny rozpoczął się, narzucając kobiecie zupełnie inne, jeszcze nieznane obowiązki. Była wychowawczynią klasy sześciolatków. Zdawała sobie sprawę, iż na tych dzieciakach testuje się reformę szkolnictwa. Króliki doświadczalne. Rodzice, i tak zaaferowani rozpoczęciem nauki przez ich pociechy,
dodatkowo stresowali się całą sytuacją. Praca to nie jedyne, co martwiło Mariannę. Był jeszcze dom, a w nim Paweł. Paweł. Jedynym, co ich jeszcze łączyło, były dzieci, które również dostarczały problemów, w szczególności Ania. Koło się zamykało. – Jesteś jakaś nieobecna – zauważył Konrad. – Przepraszam – zreflektowała się. – Nie mogę sobie poradzić ze sprawami, które mnie dręczą. – Co masz na myśli? – zapytał. – Praca, dom, Ania, mąż… – zaczęła wyliczać. – Na męża to akurat jest rozwiązanie – stwierdził Konrad. – Zawsze możesz od niego odejść. Marianna zadrżała. „Czy on właśnie…? Nie. Oczywiście, że nie, naiwna kretynko”. Czasem zastanawiała się, jak zareagowałby Konrad, gdyby rozstała się z mężem. Czy ich znajomość automatycznie wskoczyłaby na inny poziom? Nigdy nie rozmawiała z kochankiem o takiej ewentualności. Oni w ogóle nie dyskutowali o uczuciach. Łączył ich świetny seks, czasem ze sobą luźno pogawędzili i tyle. Tutaj ich relacja kończyła się w opinii Konrada. Jednak Marianna miała na ten temat nieco inne zdanie. Nie potrafiła wyłączyć emocji. Nie umiała oddzielić uczuć od seksu. A raczej seksu od uczuć. Dla niej akt miłosny składał się z całości – samego stosunku i jego bardziej romantycznej strony. Dziś nie potrafiła określić, w którym momencie na nowo zadurzyła się w Konradzie. Czy było to, zanim poszła z nim do łóżka, a może już później? Na początku nie dopuszczała do siebie tej myśli, dlatego teraz tak trudno było jej określić, jak się to wszystko zaczęło. Były jeszcze dzieci. Integralna część Marianny. Jeśli miałaby się rozstać z mężem i związać ponownie z innym mężczyzną, musiałby wziąć ich w pakiecie. A raczej w trójpaku. Konrad rozstał się ze swoją poprzednią partnerką, gdy ta zaczęła wspominać o dzieciach. Ania i Mateusz byli dla niego zupełnie obcymi osobami. Skoro nie chciał mieć własnego syna czy córki, z pewnością nie zareagowałby zbyt entuzjastycznie na perspektywę wychowywania dzieci innego faceta. Mańka doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a jednak czasem pogrążała się w marzeniach. Wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby byli razem. Ona, Konrad, Ania i Mateusz. Dziwnie. – Nie stać mnie na to – powiedziała teraz, podając pierwszą lepszą wymówkę. – Więc nie narzekaj.
Konrad wzruszył ramionami. Nie wyszedł z żadną propozycją. W zasadzie kwestia finansów nie była wyłącznie głupią wymówką. Marianna zarabiała na tyle mało, że sprawa pieniędzy była jednym z ważniejszych powodów, dla jakich w ogóle jeszcze tkwiła w małżeństwie. Wiedziała, że nie poradzi sobie sama z dwojgiem dzieci, nawet jeśli Paweł płaciłby jej alimenty. Zresztą sam nie zarabiał kokosów, sąd z pewnością nie narzuciłby mu zobowiązania z wyższej półki. Mańka pogrążyła się w myślach do tego stopnia, że nawet zazwyczaj kapitalny seks nie sprawiał jej przyjemności. Była zbyt zestresowana, aby doznać rozkoszy. Kilka dni później Paweł po pracy zamierzał pojechać do swoich rodziców, więc miała wolne popołudnie, o ile wolnym popołudniem można nazwać dzień spędzony z dziećmi. Postanowiła zaprosić do siebie Natalię z córką. Mateusz z pewnością chętnie pobawiłby się z Lilianką, a Ania… Przecież była na tyle duża, że mogła zająć się sobą! W końcu wyszła do koleżanki. Przyjaciółka z przyjemnością skorzystała z zaproszenia. Dawno nie widziała się z Marianną, poza tym deszczowa pogoda nie dawała wiele możliwości na spędzenie popołudnia z dzieckiem. Nakarmiła córkę i godzinę po telefonie była już w mieszkaniu przyjaciółki. – Co z Morawskim? Dalej się z nim spotykasz? – zapytała Natalia, kiedy dzieci zajęły się sobą w innym pokoju. Mańka pokiwała głową. – Myślę, że moje małżeństwo z Pawłem to i tak tylko kwestia czasu – przyznała. – A gdzie twoje wartości, które zamierzałaś przekazać dzieciom? – rzuciła kąśliwą uwagę przyjaciółka. – Tutaj nie chodzi o mnie – odpowiedziała Mańka. – Jak to nie o ciebie? To kto ma romans – ty czy Paweł? – Natalia nie przestawała być ironiczna, co zaczynało nieco drażnić Mariannę. – Mój romans jest skutkiem, a nie przyczyną – wyjaśniła cierpliwie. – W porządku, przepraszam – odparła Natalia. – Wiesz, że już dawno byłam za tym, żebyś odeszła od Pawła, ale ty uparcie odmawiałaś.
– I nadal sobie tego nie wyobrażam – potwierdziła Mańka. – Z czego będę żyć? – No, a Konrad? – zapytała Natalia. – Co Konrad? – No czy… czy rozmawiałaś z nim o przyszłości? Jak on to widzi, jeśli odejdziesz od męża? – Nie rozmawialiśmy o tym – oznajmiła Marianna. – Jeśli odejdę od Pawła, muszę liczyć na siebie. Konrad poniekąd jest zamieszany w tę historię, ale nie mogę od niego wymagać, żeby mnie utrzymywał po rozwodzie. – Jasne – potwierdziła Natalia. – Nie chodziło mi o to, że ma cię… utrzymywać, jak to nazwałaś. Myślałam raczej o wspólnym życiu, ale zaraz potem przypomniałam sobie, że rozmawiamy o Morawskim. To się wzajemnie wyklucza. – Myślisz, że rzeczywiście powinnam odejść od Pawła? – Mania zignorowała uwagę przyjaciółki. – Myślę, że przede wszystkim powinnaś zakończyć znajomość z Konradem – powiedziała Natalia. – A potem rozważyć rozstanie z Pawłem. – Znajomość z Konradem sprawia mi dużo radości – broniła się Marianna. – Oczywiście – ironizowała przyjaciółka. – Konrad potrafi być uroczym mężczyzną, który dostarczy kobiecie radości i, ekhem, rozrywki. Ale związek z nim przypominałby życie na pół gwizdka. Dziś jest, jutro może go nie być. Kochana, musisz brać wszystko albo nic! Zresztą – widzę, że już jesteś zakochana po uszy, więc to tylko kwestia czasu, aż zaczniesz robić głupoty. – Nie jestem zakochana – zaprzeczyła szybko Mania. – Oczywiście, że jesteś – odpowiedziała Natalia najspokojniej w świecie. – Cholera, Mańka, dlaczego ty się z nim nie bzyknęłaś osiemnaście lat temu? – Co? – Marianna nie rozumiała, o co chodzi przyjaciółce. – Nie mówi się „co”, tylko „słucham” – poprawiła ją Natalia. – Słucham – westchnęła ostentacyjnie. – Co miałaś na myśli?
– No, wiesz – zaczęła ta druga. – Gdybyście wtedy to zrobili, miałabyś dziś spokój. Dawno byś o nim zapomniała. A tak męczył cię przez te wszystkie lata właśnie dlatego, że z nim nie spałaś! – Ciekawa teoria. – Marianna parsknęła śmiechem. Usłyszała dźwięk nadchodzącej wiadomości. Musiała jeszcze znaleźć swój telefon, zanim odczytała esemesa. Konrad. Chciał się spotkać. Mania ze smutkiem pomyślała o tym, że będzie musiała odmówić, kiedy… Chwila. – Mogłabyś zostać przez godzinkę, powiedzmy dwie, z Mateuszem? – zapytała. Natalia zmierzyła ją wzrokiem. – Wiesz, że tego nie pochwalam – zauważyła. – W porządku, nie było tematu! – Marianna wycofała się. – Przecież nie powiedziałam „nie”! – wtrąciła przyjaciółka. – Nie pochwalam tego, ale w porządku, mogę zostać z Mateuszem. Tylko… muszę jeszcze jechać z Lilką do sklepu po buty dla niej. To nie problem. Przepniemy fotelik z twojego auta i młody pojedzie z nami. Pójdziemy na lody, kupimy, co trzeba, a potem go przywiozę. – Naprawdę? – Mańka uściskała przyjaciółkę. – Jesteś kochana! – Przecież nie będę stała na drodze wielkiej miłości. – Natalia nie byłaby sobą, gdyby nie rzuciła jakiejś złośliwej uwagi. Marianna jednak już jej nie słuchała. Pobiegła do pokoju, żeby poinformować zajęte zabawą dzieciaki, że pojadą na zakupy i lody z ciocią – i mamą, rzecz jasna – Natalią. Dzieci były zachwycone. Nic nie stało na przeszkodzie, aby Mańka mogła spotkać się z Konradem. Odpisała mu na wiadomość. Umówili się u niego w mieszkaniu. Była gotowa do wyjścia w piętnaście minut. Zapakowała syna do samochodu Natalii, pomachała mu na pożegnanie i sama wsiadła do swojego auta. Kiedy dojeżdżała do mieszkania Konrada, wyjęła z torebki telefon, żeby sprawdzić godzinę. Rozładowana bateria, niech to szlag! Miała zadzwonić do Natalii, gdy będzie wracać. Jak teraz skontaktuje się z przyjaciółką? Całe szczęście, że znała jej numer na pamięć. – Muszę skorzystać z twojego telefonu! – zawołała, kiedy tylko przekroczyła próg mieszkania kochanka.
Szybko wpisała ciąg cyfr i czekała na połączenie. Natalia nie odbierała. Cholera jasna! I co teraz? W końcu, za trzecim razem po drugiej stronie rozległ się głos przyjaciółki: – Halo? – No, nareszcie! – zawołała Marianna. – Dzwonię i dzwonię! – Mańka? – zdziwiła się Natalia. – Przecież wiesz, że po pracy nie odbieram telefonów od nieznajomych numerów. Ale ty byłaś tak natrętna, że… – Bateria mi padła! – przerwała jej. – Umówmy się po prostu o szóstej pod moim blokiem. W porządku? – Okej, będę z całą ferajną – potwierdziła Natalia. – Miłej zabawy! – rzuciła, po czym rozłączyła się. Marianna teraz mogła się przywitać. Dała Konradowi szybkiego buziaka w usta, po czym zaczęła się rozbierać. Po kilku upalnych dniach temperatura spadła gwałtownie i bez kurtki nie dało się wyjść z domu. – Przepraszam za to całe zamieszanie, ale sam słyszałeś – wyjaśniła. – Natalia wzięła mojego syna na zakupy i lody. Miałam do niej zadzwonić, kiedy będę wracać, a padł mi telefon i… – Natalia o nas wie? – przerwał jej Konrad. Mania zastanowiła się nad odpowiedzią. Nigdy nie rozmawiali na ten temat, ale może on nie życzył sobie, aby inni wiedzieli o ich romansie? – Hm – zaczęła, aby zyskać na czasie. – No… wie. A miała nie wiedzieć? – Ja nie mam nic do stracenia. – Wzruszył ramionami. – Myślałem, że nie chcesz nikomu mówić ze względu na twoją rodzinę. – A, o to chodzi – wymamrotała. – Nie, w porządku. To znaczy tak, oczywiście, masz rację, nie chcę, aby ludzie dowiedzieli się o nas, ale Natalia to co innego. – Żebyś tylko tego później nie żałowała – zauważył logicznie, ale i tak zirytował ją tym komentarzem. Miłosny nastrój wyparował. Była po prostu wkurzona. Postanowiła jednak zignorować jego uwagę. Nie po to kombinowała, aby teraz dąsać się i obrażać. Konrad chyba
wyczuł jej nastrój, bo uśmiechnął się najlepszym ze swoich uśmiechów i podszedł do niej z łagodną miną. Pogłaskał ją po twarzy. To wystarczyło, aby cała złość minęła. Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie jest żałosne i niegodne kobiety w jej wieku, ale tak właśnie działał na nią Konrad Morawski. Kochali się z rozpaczą. Kochali się, jakby chcieli nacieszyć się sobą na zapas. Nigdy nie wiedzieli, czy i kiedy spotkają się następnym razem, co czyniło ich seks jeszcze bardziej niezwykłym. Konrad był jedynym mężczyzną, jakiemu Marianna dawała wszystko. I – paradoksalnie – był również jedynym mężczyzną, od którego dostawała wszystko. Tego popołudnia zrobili to dwa razy. Wciąż nie mogli zaspokoić pragnienia. Prawdopodobnie doszłoby do kolejnego zbliżenia, gdyby Mania nie musiała już wracać. Pożegnali się czule. Wyszła z jego mieszkania, wsiadła do samochodu i… wybuchła płaczem. Nie chciała już udawać. Nie miała siły żyć w kłamstwie. Za każdym razem, gdy wychodziła od Konrada i wracała do Pawła, serce pękało jej na pół. Pragnęła zostać w mieszkaniu i życiu kochanka. Już jakiś czas temu przestał jej wystarczać ten układ. Nie mogła pozwolić sobie na emocje. Otarła łzy. Musiała być silna. Kiedyś… kiedyś sytuacja się wyjaśni. I będzie lepiej. Trzeba w to wierzyć. Z tą myślą ruszyła przed siebie. Błyskawicznie pokonała odległość dzielącą jej dom od mieszkania Konrada. Niby tak blisko, a tak daleko. Podjechała pod blok pięć minut przed osiemnastą. Natalii nigdzie nie było. Postanowiła czekać. Kiedy jednak dwadzieścia minut później przyjaciółka nadal się nie zjawiła, Marianna była już mocno zaniepokojona. Cholerna bateria, że też musiała paść akurat dzisiaj. Wysiadła z samochodu. Zdecydowała się pójść do mieszkania, podłączyć telefon do ładowarki i zadzwonić do przyjaciółki. Włożyła klucz do zamka. Czyżby nie zamknęła? Ale nie, przecież zamykała. Dziwne. Niepewnie pchnęła drzwi i weszła do przedpokoju. Chwilę później w jej ramiona rzucił się Mateusz. – Mateusz, skąd się tu wziąłeś? – zapytała. Chłopiec jednak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż za plecami dziecka pojawił się jego ojciec. Jedno spojrzenie na twarz męża i Marianna już wiedziała. Wiedziała, że on wie. 14 Paweł? Miałeś być u rodziców. Co ty tutaj robisz? – zapytała nieco nieprzytomnie.
Mąż zmierzył ją wzrokiem. Nie potrafiła znieść jego spojrzenia, dlatego spuściła oczy. Czuła się winna. Była winna. Zastanawiała się, ile Paweł wiedział. – To raczej ja powinienem o to spytać – odparł chłodnym tonem. – Możesz mi powiedzieć, co tu się, do kurwy nędzy, wyprawia? Spojrzała na syna, który wciąż był w przedpokoju. Poprosiła go, żeby poszedł do swojego pokoju. – Muszę porozmawiać z tatą – wytłumaczyła. Chłopiec chyba zrozumiał, że sprawa była poważna, bo nie protestował. Zazwyczaj niechętnie wykonywał to polecenie. Wszystkie inne zresztą też. Marianna usiadła – tak jak stała, w kurtce – na szafce w przedpokoju. Westchnęła głośno. W jej wnętrzu prawda walczyła z chęcią kłamstwa. Mogła jeszcze coś wymyślić. Mogła przecież powiedzieć, że… Co mogła powiedzieć? Nieważne. Coś mogła powiedzieć. – Pojechałem po pracy do sklepu na zakupy, idę główną alejką, patrzę i oczom nie wierzę – kontynuował Paweł. – Twoja przyjaciółeczka dumnie kroczy ze swoją córką i z naszym synem. Podszedłem więc do niej i zapytałem, co, u diabła, Mateusz z nią robi. Nie potrafiła mi odpowiedzieć na to pytanie. Bo ja wiem, zaniemówiła? Wziąłem stamtąd Mateusza i przyjechałem do domu, a mojej żony, oczywiście, nie było w domu. O co tutaj chodzi? Marianna wciąż zastanawiała się, co powiedzieć Pawłowi. Przyznać się czy dalej iść w zaparte? Nie potrafiła podjąć decyzji. Cokolwiek zrobi, będzie to złe rozwiązanie. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. – Mam romans. – Nagle zdziwiona usłyszała własne słowa. Zapadła cisza nie do zniesienia. Mania siedziała ze spuszczoną głową. Nie potrafiła podnieść wzroku i spojrzeć w oczy męża. Obawiała się tego, co w nich zobaczy. Paweł nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wcześniej przez chwilę przemknęło mu przez głowę, że jego żona może mieć kogoś innego, ale… Marianna i romans? To do niej nie pasowało. Tłumił w zarodku swoje podejrzenia, nie pozwolił im dojść do głosu. Pożałował tego w tej samej sekundzie, w której ona wyznała mu prawdę. Wiedział, że powinien coś powiedzieć. Cokolwiek! Opieprzyć ją, wyzwać od najgorszych, zagrozić odebraniem dzieci, ogłosić koniec ich małżeństwa… Nieważne. Po prostu odezwać się, zareagować na tę sensację. Nie potrafił. W końcu przemógł się i zadał pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy.
– Jak długo to trwa? Marianna bąknęła coś pod nosem. Szybko zorientowała się, że wydała z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk, dlatego powtórzyła głośniej i wyraźniej. – Kilka tygodni. Kilka tygodni. Dwa proste słowa, a potrafią zniszczyć życie. Paweł jeszcze przed chwilą miał nadzieję. Ufał, że to był jednorazowy wyskok, ale kilka tygodni? Regularny, systematyczny seks? Wzdrygnął się na samą myśl o jego żonie z innym mężczyzną. Wiedział, że nie traktował jej najlepiej, ale… Jak mogła?! – Kto to jest? – zapytał. – Nieważne – ucięła Marianna, zapadając się na tej szafce jeszcze głębiej. – Jak to, kurwa, nieważne?! – ryknął Paweł. – Moja żona właśnie oznajmia mi, że… – Ciszej, Mateusz usłyszy – upomniała go. – Mogłaś o tym pomyśleć, zanim dałaś dupy! – powiedział nieco ciszej. Mania milczała. Co miała odpowiedzieć? Przecież… przecież Paweł miał rację. Dała dupy. Nie tylko w przenośni. – Nie wierzę, po prostu nie wierzę! Ty, taka orędowniczka świętej instytucji małżeństwa, strażniczka rodziny! Kurwa, nie wierzę! – Przepraszam – powiedziała pod nosem Marianna. – Przepraszasz? – powtórzył. – Ja mam w dupie twoje przepraszam! Ty… – Nagle przerwał, bo do głowy przyszła mu pewna myśl. – Kochasz go? – Co? Tym pytaniem ją zaskoczył. – Pytałem, czy go kochasz – powtórzył. Mania w końcu uniosła wzrok i spojrzała na męża. Nie musiała nic mówić. Odpowiedź mógł wyczytać z jej spojrzenia. – No, proszę, idź do Mateusza! – prowokował ją. – Albo lepiej nie,
poczekaj na Anię, będzie ci łatwiej im powiedzieć, kiedy będą razem. Nie będziesz musiała się powtarzać. Pochwal się, jak rozbiłaś im rodzinę! – Paweł, przestań… – poprosiła spokojnie. – Musimy uzgodnić, co dalej. – Jakie dalej? – zdenerwował się. – Nie ma żadnego dalej! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! – Domyślam się – powiedziała Marianna przytomnie. – Ale… jak to widzisz? Mieszkanie, dzieci… – Nie pytaj mnie o to, bo nie wiem! – krzyknął Paweł. – Właśnie zniszczyłaś nasze życie i jeszcze wymagasz ode mnie, żebym ustalił z tobą, co będzie dalej. – Mamy dzieci i… – chciała mu przypomnieć, ale przerwał jej. – Wcześniej mogłaś o tym pomyśleć! – krzyknął. Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. – Gdybyś ty traktował mnie tak, jak na to zasługiwałam, w życiu nie szukałabym wrażeń gdzie indziej, więc przestań mnie teraz pouczać! – zdenerwowała się. – I może jeszcze powiesz teraz, że to moja wina?! Marianna miała dość. Miała dość całej sytuacji i tej awantury z mężem. Chciała, żeby to wszystko już się skończyło. Pragnęła mieć to za sobą. Westchnęła. – Obydwoje jesteśmy zdenerwowani, nie powinniśmy teraz rozmawiać – skapitulowała. – Mam wziąć dzieci i jechać do rodziców? To było oczywiste, że Ania i Mateusz zostają z nią. Nie widziała innej możliwości. – Jeszcze tego im w tej sytuacji brakuje, żeby szwendać się po obcych domach! – zirytował się. – Dom moich rodziców nie jest dla nich obcy – zauważyła. Paweł nie skomentował tego. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z przedpokoju. Marianna jeszcze przez chwilę nie potrafiła się ruszyć, ale w końcu zmusiła się do tego, aby pójść za Pawłem. Bała się tego, co mógł zrobić. Nie przypuszczała, żeby był zdolny do tego,
aby pójść do Mateusza i zniszczyć mu dzieciństwo, tłumacząc, że matka znalazła sobie innego pana i już ich nie kocha, jednak wolała przypilnować tego osobiście. Mąż był w sypialni i pakował właśnie torbę. – Co ty robisz? – zapytała. – Pakuję się – warknął. – Nie zniosę twojego widoku ani sekundy dłużej. Tylko błagam, nie pytaj mnie teraz, kurwa, co z mieszkaniem i dziećmi! Nie odezwała się ani słowem. Usiadła, nadal w kurtce, na brzegu łóżka i obserwowała Pawła. Pięć minut później był gotowy do wyjścia. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy osobiste, trochę ubrań, kosmetyków. Zapowiedział, że po resztę wróci wkrótce, cokolwiek to miało znaczyć. I wyszedł. Nawet nie trzasnął drzwiami. Zniknął bezszelestnie. Marianna pomyślała, że po piętnastu latach małżeństwach mógł chociaż uderzyć drzwiami, żeby z hukiem zatrzasnąć ważny rozdział swojego życia. Ale nie. On oddalił się w ciszy. Mateusz. No tak. Powinna ruszyć się z miejsca i pójść do dziecka. Z pewnością słyszał kłótnię rodziców i był teraz przerażony. Nie potrafiła jednak zebrać sił na rozmowę. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła telefon. W końcu podłączyła go do ładowarki. Chwilę odczekała, aż bateria się podładowała. Włączyła go. Zaczęły przychodzić powiadomienia. Marianna zignorowała je. Wybrała numer Natalii. Przyjaciółka odebrała natychmiast. – Mańka! – krzyknęła do słuchawki. – Cały czas próbuję się do ciebie dodzwonić. Słuchaj, spotkałam Pawła w galerii i… – Wyprowadził się – oznajmiła beznamiętnym tonem. Po drugiej stronie zapanowała cisza. – Powiedziałaś mu? – zapytała w końcu Natalia. – Tak – odpowiedziała krótko Marianna. – Ania jest już w domu? – Przyjaciółka, jak zawsze, przeszła do konkretów. – Nie. – A Mateusz? Co z nim? – Jest w pokoju. Ja… – Stłumiła szloch. – Nie wiem, co mam im powiedzieć. – Będę u ciebie za dwadzieścia minut – oznajmiła przyjaciółka. – Lilka jest już trochę śpiąca, ale trudno. Wezmę jej piżamę, położymy ją w pokoju Mateusza, a ja prześpię się najwyżej z tobą. Pojadę do pracy od ciebie.
– Dziękuję. – Marianna rozłączyła się. Czas między telefonem do Natalii a jej przybyciem minął Mariannie błyskawicznie. Miała wrażenie, że dosłownie przed sekundą skończyła rozmawiać z przyjaciółką, kiedy ta zapukała do drzwi. Mania wstała z łóżka, zdjęła kurtkę i poszła otworzyć. Na progu stała przyjaciółka ze śpiącą córką na rękach. Weszła do środka i zarządziła: – Kobieto, zejdź mi z oczu. W tym stanie na pewno nie będziesz rozmawiać z dziećmi. Jesteś blada jak ściana. Idź się połóż, ja ogarnę Lilkę i Mateusza, wytłumaczę mu jakoś całą sytuację. Ania wróciła? – Jeszcze nie – odpowiedziała Mania, po czym poszła do sypialni. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, odkąd położyła się do łóżka. Nie spała, słyszała odgłosy domowej krzątaniny, ale wszystko działo się jakby poza nią. W końcu do sypialni weszła Natalia. – Dzieci śpią – oznajmiła. – To znaczy Ania nie śpi, siedzi przed komputerem i… Obawiam się, że będziesz musiała z nią porozmawiać. Zaparła się, że nie pójdzie spać, dopóki nie zamieni z tobą kilku słów. Chce koniecznie wiedzieć, co się stało, dlaczego ojciec wyniósł się z domu. – Wyjaśniłaś jej? – zapytała Marianna. – A co jej miałam odpowiedzieć, kiedy zapytała o rodziców? – odbiła pałeczkę Natalia. – To znaczy, co konkretnie jej mówiłaś? – dopytywała Mania. – Że pokłóciliście się z Pawłem, dlatego on chwilowo się wyprowadził, a ty chwilowo jesteś nieobecna duchem – wytłumaczyła. Marianna westchnęła głośno. – Chwilowo… Ja nie wiem, czy to takie chwilowe. Dziękuję – zastanowiła się. – Co ja mam im powiedzieć? – Nie mam zielonego pojęcia – przyznała Natalia. – Wszystko zależy od tego, co powie im Paweł, kiedy się z nim spotkają, ale nie sądzę, żeby mieszał im w głowie i… No wiesz. – Też mi się nie wydaje – potwierdziła Marianna. – Ale jednak to moja wina. To ja rozbiłam im rodzinę. – Myślę, że wina nigdy nie leży po jednej stronie – zauważyła przytomnie przyjaciółka. – Obydwoje spieprzyliście sprawę, no, ale nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem. Trzeba coś postanowić i pogadać z Anką, bo ona tam strajkuje. – Nie chcę, żeby mnie znienawidziła – stwierdziła Mania z płaczem. – Mateusz jest za mały, jemu z pewnością nie mogę powiedzieć o Konradzie, ale Ania jest już prawie dorosła, nie powinnam jej okłamywać. – Dorosła – prychnęła Natalia. – Gdyby była dorosła, zachowywałaby się dojrzale, a nie głupio buntowała się, sama nie wiedząc, czemu się właściwie sprzeciwia. Ona wciąż jest dzieckiem, tylko trochę wyrośniętym. Moim zdaniem nie powinnaś jej wtajemniczać w wasze sprawy. Rozstaliście się i tyle. Koniec tematu. – Nie mogę jej traktować jak gówniary, tłumacząc, że to są sprawy dorosłych i nic jej do tego – zauważyła Marianna. – Zaczęłam łapać z nią dobry kontakt. Nie chcę tego zepsuć! – Z pewnością nie zepsujesz tego, kiedy jej oznajmisz, że masz kochanka – rzuciła ironicznie Natalia. Obradowały tak jeszcze dobrych kilkanaście minut. W końcu jednak skapitulowały. Zgodnie doszły do wniosku, że dzisiejszego wieczoru raczej nic mądrego nie wymyślą, lecz z Anią trzeba porozmawiać. Natalia poprosiła ją do sypialni, w której czekała zdenerwowana Marianna. Dziewczyna, kiedy tylko zobaczyła matkę, rzuciła się jej na szyję. – Mamo, nieważne, co on ci zrobił. Chciałam ci powiedzieć, że ja zawsze będę z tobą – oznajmiła. W jej oczach wezbrały łzy. Wzruszyły ją słowa córki, jednak nie mogła podtrzymywać mitu idealnej matki i złego ojca. – Kochanie, to nie tak – przerwała córce. – My z tatą… oboje popełniliśmy liczne błędy. – I pamiętaj, że my chcemy być z tobą! – kontynuowała dziewczyna, nie zważając na słowa mamy. – To bardzo miłe, kochanie, ale… – Marianna spróbowała raz jeszcze. – Nie obchodzi mnie, co ty mu zrobiłaś, bo z pewnością sobie na to zasłużył – stwierdziła Ania. – Nienawidzę ojca, nienawidzę, nienawidzę! – wykrzyczała, po czym wybiegła z pokoju. Zdziwiona Mania spojrzała na Natalię, która była równie zszokowana co ona, jednak otrząsnęła się szybciej.
– No widzisz, sprawa załatwiona – zauważyła przytomnie. – No, ale… – Marianna wciąż nie dowierzała. – Tak po prostu? Natalia wzruszyła ramionami. – Jak widać. Uważam, że nie powinnaś zaczynać z nią tego tematu, chyba że ona sama będzie pytać o ojca. – Jeszcze Mateusz… – Tutaj może nie pójść tak łatwo – stwierdziła Natalia, po czym zmieniła temat. – No dobra, a co z Konradem? Sytuacja tak jakby uległa zmianie. – Tak jakby – zauważyła gorzko Marianna. Zamyśliła się. – Nie mam pojęcia, co z Konradem. Nigdy nie rozmawialiśmy o przyszłości i o tym, co by było gdyby. – Może warto porozmawiać? – zasugerowała Natalia. – Może – zamyśliła się Mania. Bała się tego, co mogą przynieść najbliższe dni. Jej całe życie miało ulec zmianie. Pragnęła tego, czekała, ale… czy była na to gotowa? – Nie chcę ci niczego sugerować, ale… – Natalia przerwała w pół słowa. – Myślę, że powinnaś się przygotować na samotne życie, przynajmniej w ciągu najbliższych miesięcy. Morawski nie wydaje mi się człowiekiem, po którym możesz się spodziewać czegoś więcej. Marianna nie chciała przyznawać jej racji, chociaż sama miała takie przeczucia. Konrad tak naprawdę nie zmienił się przez te piętnaście lat, kiedy go nie widziała. Nadal był Piotrusiem Panem. Może tacy mężczyźni nigdy nie dojrzewają? – Chce mi się spać – powiedziała. Natalia spojrzała na zegarek. – Rzeczywiście, późno już. Jutro muszę wyjechać od ciebie przed szóstą. – A ja muszę odwieźć dzieci i jechać do pracy – potwierdziła Marianna. Trzydzieści minut później były już gotowe do snu, jednak ten nie nadchodził. Długo leżały w milczeniu, zanim Mania przerwała ciszę. – A jak to było u ciebie? – zapytała, nie precyzując, o co jej chodzi, jednak Natalia doskonale
zrozumiała pytanie. – Inaczej – przyznała. – Oboje po prostu doszliśmy do wniosku, że to nie nasza bajka. Obyło się bez histerii, awantur i łez. Uzgodniliśmy między sobą szczegóły opieki nad Lilką, wszystko skończyło się na jednej rozprawie. Kulturalnie, cywilizowanie. – On kogoś ma? – Nie wiem, ale wątpię – odpowiedziała Natalia. – Pasowalibyście do siebie z Konradem – zauważyła Marianna. Przyjaciółka prychnęła. – Niby dlaczego? – On też twierdzi, że to nie jego bajka – przyznała ze smutkiem Mania. – Są ludzie, którzy po prostu nie nadają się do związków – stwierdziła Natalia. – Którym lepiej żyje się bez zobowiązań w postaci żony czy męża. Społeczeństwo nas nie rozumie, bo przecież to takie normalne, że człowiek dąży do założenia rodziny. – No, ale przecież ty masz córkę – zauważyła Marianna. – Fakt, zawsze chciałam mieć dziecko, ale męża niekoniecznie – uśmiechnęła się Natalia. – Decyzję o małżeństwie zaliczam do najbardziej nieudanych w moim życiu. – Boję się – powiedziała Mańka. – To naturalne – odparła przyjaciółka. – Byłabyś idiotką, gdybyś się nie bała. Lęk przed nieznanym jest czymś normalnym. – Z czego będę teraz żyć? Nie stać mnie na opłaty i wyżywienie trzyosobowej rodziny – biadoliła. – Sąd z pewnością przyzna ci alimenty – zauważyła Natalia. – A jeśli on… jeśli on udowodni, że rozwód nastąpił z mojej winy i zabierze mi dzieci? – Marianna w końcu wyraziła swój lęk na głos. – Chyba żartujesz! – oburzyła się przyjaciółka. – Każdy, tylko nie on. To do niego niepodobne. – Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałabyś „każdy, tylko nie ona”, gdyby ktoś zasugerował, że mogłabym mieć romans – powiedziała Mania.
– W porządku – przyznała Natalia. – Ale Paweł… Nie, to niemożliwe! Nawet się nad tym nie zastanawiaj. Wszystko będzie dobrze. Zostaną ci przyznane alimenty i dasz sobie radę. – A z czego będę żyła do tego czasu? Natalia machnęła ręką. Dla niej pieniądze były sprawą drugorzędną, może dlatego, że nie musiała się o nie martwić. – Pożyczę ci – zaproponowała. – Oddasz, jak będziesz miała. A teraz już śpij! Muszę wcześnie wstać. 15 Mania skończyła studia pedagogiczne z oceną bardzo dobrą, a nie wiedziała, jak porozmawiać ze swoim synem o zaistniałej sytuacji. Jak bezboleśnie przeprowadzić dziecko przez rozwód rodziców? Bezboleśnie… Marianna westchnęła głośno. To chyba było niemożliwe. Ania nie chciała skorzystać z pomocy matki, gdy ta zaproponowała, że podwiezie ją do szkoły. Umówiła się już z koleżankami, miały pojechać autobusem. Marianna była przekonana, że poradzi sobie w nowej sytuacji. Ale Mateusz? Miał zaledwie pięć lat i potrzebował ojca. Sporo rozumiał i wiedział, że coś musiało się stać. Tata wyszedł poprzedniego dnia z domu i nie wrócił na noc, a mama była bardzo smutna i zamyślona. Marianna nie chciała przeprowadzać tej rozmowy w biegu do przedszkola. To był zbyt ważny i drażliwy temat, żeby poruszać go mimochodem. Postanowiła, że porozmawia z synem od razu po powrocie z pracy. Rano nie mieli czasu na tego typu dyskusję. Nie chciała, żeby chłopiec czuł się w przedszkolu zagubiony. – Mamo, dlaczego jesteś smutna? – usłyszała głos synka z tylnego siedzenia. – Kochanie, dorośli mają czasem swoje problemy. – Świetnie, potraktowała go protekcjonalnie. Miała nie być tego typu rodzicem. Miała nie rozmawiać z nim z wyższej pozycji. Miała być mamą – partnerem do rozmowy. Miała. Ech, życie weryfikuje plany. – Porozmawiamy po powrocie z przedszkola. – Czy to dlatego, że tatuś krzyczał wczoraj na ciebie i wyszedł z domu? – dopytywał Mateusz.
Spojrzała na synka w lusterku. Nie zasługiwał na to, co mu zafundowała. Co ona najlepszego narobiła? Rzuciła się w ramiona innego faceta, bo poprzedni przestał ją zauważać? Co się stało z jej szlachetnymi ideami, wartościami, jakie wyznawała? – Tak, kochanie – przyznała niechętnie. – Ale nie chciałabym, abyś teraz się tym przejmował. Porozmawiamy na spokojnie w domu. W porządku? – W porządku – zgodził się chłopiec. – Kocham cię, mamo, wiesz? I nie chcę, żebyś była smutna! Marianna poczuła, jakby w jej serce ktoś wbił nóż. Nie zasługiwała na tak wspaniałe dzieci. – Ja ciebie też, synku – odpowiedziała. Odprowadziła Mateusza do przedszkola i pojechała do pracy. Tego dnia kończyła zajęcia po jedenastej. Te kilka godzin dłużyło jej się niemiłosiernie. Nie potrafiła się skupić. Powinna była poprosić o zastępstwo, a nie przychodzić w takim stanie. – Nasza pani jest smutna – zauważyła Tosia, śliczna blondynka w warkoczach. – Moja mama też była dziś smutna – przyznała siedząca obok niej Weronika. Marianna postanowiła skorzystać z okazji. I tak nie była w stanie zrealizować tego, co zaplanowała na ten dzień. – A co to jest smutek? – zapytała dzieci. Zapadła cisza. Nikt nie kwapił się do odpowiedzi. – No, nie krępujcie się – zachęciła uczniów. – Skoro już pojawił się taki temat, chciałabym, abyśmy o tym porozmawiali. Co to jest smutek? Ala nieśmiało podniosła rękę. – Proszę, Alu. – Smutek to jest takie uczucie, kiedy stało się coś bardzo, bardzo złego – powiedziała. – Bardzo ładnie! – pochwaliła ją Marianna. – Ktoś jeszcze? Tosia wyrwała się do odpowiedzi. Mania starała się nie mieć swoich ulubieńców, ale nie zawsze to się udawało. Blondynka w warkoczykach podbiła jej serce pierwszego dnia szkoły.
– Smutek to jest bardzo smutne uczucie! – zauważyła rezolutnie. – Wtedy nie ma się nawet ochoty jeść! – Smutni ludzie płaczą – wtrącił Mikołaj. – Moja mama jest smutna zawsze wtedy, gdy tata wypije za dużo piwa i się pokłócą – stwierdziła Wiktoria. Marianna miała ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymała się. Dzieci zawsze były najlepszymi obserwatorami i komentatorami rzeczywistości. – No, a pani dlaczego jest smutna? – spytała z zaciekawieniem Tosia. Zamyśliła się. – Widzicie, popełniłam wielki błąd – przyznała Marianna. – Nie pomyślałam, że mogę tym skrzywdzić moich bliskich. I dziś jest mi bardzo, bardzo smutno, bo nie powinniśmy krzywdzić innych. – Nauczyciele też popełniają błędy? – zdziwiła się Ala. – Niestety tak – potwierdziła. – Nie jesteśmy nieomylni. – To musi pani teraz przeprosić i wszystko będzie w porządku – stwierdziła Tosia. – Czasem to nie jest takie proste – oznajmiła Mania. – Ale cenna uwaga, Tosiu. Może przeczytamy wiersz? Marianna wyszła ze szkoły i z przyzwyczajenia sprawdziła telefon. Pięć nieodebranych połączeń od matki. To nie wróżyło nic dobrego. – Halo, mamo? – odezwała się, gdy w słuchawce rozległ się głos Janiny. – Dzwoniłaś do mnie. Czy coś się stało? – Dziecko drogie! – zaczęła matka. To tym bardziej nie wróżyło niczego dobrego. – To ja ciebie powinnam zapytać, czy coś się stało! – Nie rozumiem? Marianna zamarła. Czyżby matka już wiedziała? Skąd? – Dzwonił do nas Paweł – oznajmiła. A więc to tak! Sprzymierzeńca sobie znalazł. – Czy to prawda? – Ale co, mamo? – zirytowała się. – O co pytasz?
– Twój mąż dzwonił do nas wczoraj późnym wieczorem – zaczęła matka, wyraźnie akcentując słowo „mąż”. – Kompletnie pijany! Pawełek! Już to mnie zdziwiło. No i ta godzina, o której dzwonił! Nie zrozumiałam, o co mu dokładnie chodziło, ale wywnioskowałam, że wyprowadził się z domu. Nie chciałam cię budzić, było już późno. No, a dziś nie odbierasz, więc… – Mamo! – Marianna była już wściekła. Na męża, na matkę, na siebie. Na wszystkich. – Byłam w pracy. W pra-cy. Nie mogłam rozmawiać. Jeśli Paweł ma z tobą tak dobry kontakt, że wydzwania do ciebie z każdym problemem, może jego powinnaś zapytać, co się stało. – Ale pytam ciebie! Przecież to ty jesteś moim dzieckiem. Czy to prawda? Czy Paweł naprawdę wyprowadził się z domu? – Tak. – Boże drogi! – krzyknęła matka. Oczami wyobraźni Marianna widziała, jak łapie się teatralnie za serce. – Ale co się stało? – Nie chcę o tym rozmawiać – ucięła. – Jak to? Jak to, ty nie chcesz o tym rozmawiać? Ze swoją matką? A niby z kim masz o tym porozmawiać? Zygmunt! – zawołała do ojca. – Ona nie chce o tym rozmawiać! – Daj jej spokój! – Marianna usłyszała głos ojca. – To nie twoja sprawa. – Jak to nie moja sprawa? – biadoliła Janina. – Przecież to… to moja córka jest, moje wnuki! I zięć tak jakby mój! Spać w nocy nie mogłam! Co się stało? – Mamo – przerwała jej Mańka. – Proszę cię, nie denerwuj się. Wyjaśnię ci to, ale nie dzisiaj. Sama muszę się z tym uporać, porozmawiać z dziećmi, ustalić szczegóły z Pawłem. – Ale co się stało? Matka nie ustępowała. – Od dawna żyliśmy razem, ale jakby osobno – przyznała niechętnie Marianna. – Razem, ale jakby osobno – powtórzyła Janina. – Co też się teraz wyprawia! – Muszę kończyć – rzuciła do słuchawki Mania. – Odezwę się do
ciebie. Pa, pa, pa! Rozłączyła się, zanim matka zdążyła jej przerwać. Rozmowy z Janiną, nawet te telefoniczne, a może szczególnie te telefoniczne, były nie lada wyzwaniem. Matka Marianny chciała mieć kontrolę nad całym życiem córki. Nieważne, że Mańka skończyła trzydzieści sześć lat i była dorosłą, w pełni odpowiedzialną za siebie i swoje czyny osobą. Janina lubiła wszystko kontrolować. Wtedy była w swoim żywiole. Mania była wściekła na swojego jeszcze obecnego męża. Jak on mógł zadzwonić do jej rodziców i się pożalić? Kto jeszcze wiedział o ich problemach? Była przekonana, że w domu teściów nie miała już czego szukać. Paweł z pewnością przedstawił rodzicom swoją wersję wydarzeń. Marianna zdawała sobie sprawę, że romans nie przemawiał na jej korzyść, ale… Przecież była jeszcze druga strona medalu. Ich problemy małżeńskie rozpoczęły się znacznie wcześniej. Skontrolowała czas. Mateusz powinien być po obiedzie za dwadzieścia minut. Postanowiła odebrać syna z przedszkola wcześniej. To był wyjątkowy dzień, który chłopiec zapamięta na zawsze. Wyjątkowy w negatywnym tego słowa znaczeniu. Marianna zapytała panią Kasię, czy dostrzegła dziś w zachowaniu Mateusza jakieś zmiany. Nauczycielka zaprzeczyła. Chętnie bawił się z kolegami, był nieco niesforny, ale w jego przypadku nie było to nic dziwnego. – Zapraszam cię na ogromną porcję lodów – zaproponowała synkowi, gdy tylko wyszli z przedszkola. Od razu dopadły ją wyrzuty sumienia. Rekompensowała synowi brak ojca słodyczami. – Hura! – ucieszył się Mateusz, bo uwielbiał lody. – Będę mógł wziąć czekoladowe? – Oczywiście – zgodziła się Marianna. Pojechali do kawiarni w centrum miasta. Początkowo planowała przeprowadzić tę rozmowę poza domem, jednak uznała, że to zły pomysł, i postanowiła poczekać. Mateusz zjadł olbrzymią porcję lodów. W drodze powrotnej rozbolał go brzuch. Mania była na siebie wściekła. Nie powinna była mu pozwolić jeść tyle słodyczy. Kiedy wrócili do domu, zaproponowała, żeby położyli się razem w wielkim łóżku rodziców. Mati przystał na propozycję matki i po chwili oboje wylegiwali się w sypialni. Marianna usłyszała dźwięk esemesa. Konrad. Postanowiła zignorować wiadomość. Miała teraz ważniejsze sprawy. Pomyśleć, że zaledwie kilkanaście godzin temu leżała w objęciach kochanka… Tak dużo zmieniło się od tej pory.
– Dzisiaj rano obiecałam ci, że porozmawiamy, kiedy wrócimy z przedszkola – przypomniała chłopcu. – O tacie? – zapytał Mateusz. – Tak, o tacie – przyznała ze smutkiem Marianna. – Będę z tobą szczera i chciałabym, abyś ty również był ze mną szczery. W porządku? – W porządku – odpowiedział poważnie. – Wiem, że dzieci tego nie chcą, ale czasem ich rodzice bardzo się ze sobą kłócą – zaczęła ostrożnie. – Tak jak ty i tata wczoraj? – Tak jak ja i tata wczoraj – potwierdziła. – Czasem… hm. Czasem jest tak, że mama i tata kochają się bardzo, ale pewnego dnia tej miłości już nie starcza, żeby mogli ze sobą mieszkać dłużej. Miłość się kończy. To bardzo trudne, nawet dla mnie, a co dopiero dla takiego chłopca jak ty. Rodzice nie kochają już się nawzajem, ale nie przestają kochać swoich dzieci. Miłość do dzieci nie kończy się nigdy. Właśnie tym różni się miłość mężczyzny i kobiety od miłości do dzieci. Dlatego właśnie ja i twój tata tak bardzo się wczoraj ze sobą pokłóciliśmy. Dlatego właśnie tata wyszedł zły, zabierając swoje rzeczy. Będziesz mieszkać ze mną i z Anią, ale nadal będziesz mógł widywać się z tatą, tak często, jak tylko będziesz mieć na to ochotę. – Czyli weźmiecie rozwód? – zapytał rezolutnie Mateusz. Marianna uniosła brwi. – Skąd… – zaczęła, ale chłopiec jej przerwał. – Ale nie będziesz taka biedna jak mama Bartka? – zapytał z przerażeniem. – Będziemy jeździć na wakacje? Bo wtedy mówiłaś… – Kochanie – wtrąciła matka. Już miała mu zwrócić uwagę za jego materialistyczne podejście do życia, ale odpuściła sobie. Miał dopiero pięć lat. Niebywałe. Właśnie mu powiedziała, że ojciec nie będzie już z nimi mieszkał, a on pyta o pieniądze. Aaaa! – Po kolei! Co i od kogo wiesz o rozwodzie? – Rodzice Kajtka się rozwodzą – poinformował ją syn. – Kajtek będzie mieszkał z mamą, a w weekendy będzie odwiedzał tatę. – O, widzisz. – Marianna szukała pozytywnych stron. – Nie tylko u nas w domu zaistniała taka sytuacja. Wiele dzieci mieszka tylko z mamą albo tylko z tatą, a w weekendy… – Ale ty mnie nie oddasz? – spytał Mateusz.
Przytuliła go mocno do piersi. – Nie oddam! No co ty, głuptasie! Nikt nikogo nie oddaje. Tata też cię nie oddaje. Tylko… nie możemy już dłużej ze sobą mieszkać. Dlatego musiałam z tobą o tym porozmawiać i wyjaśnić ci, jak teraz będzie wyglądać nasze życie. – Czyli przestałaś kochać tatę? – zapytał. Mimo iż od kilkunastu lat pracowała z dziećmi, wciąż nie przestawały jej zadziwiać. Z jaką łatwością wyciągały wnioski! – Tak – przyznała gorzko. – A tata przestał kochać ciebie? – upewnił się Mateusz. – Tak. – Ale i tata, i ty kochacie mnie wciąż tak samo? – Oczywiście! – uśmiechnęła się do chłopca. – W porządku – zgodził się. – Ale wy, dorośli, robicie problemy! Mania pomyślała, że chyba jeszcze nikt nie podsumował tej całej sytuacji trafniej niż jej pięcioletni syn. Przytuliła go z całych sił, a on, o dziwo, nie odzywał się przez dłuższą chwilę, wdychając zapach matki. W takiej pozycji zastała ich Ania. – Oho! – odezwała się. – A co to za rodzinne czułości bez córki marnotrawnej? – Chodź do nas. – Marianna uśmiechnęła się przez łzy. Nastolatka bardzo chętnie położyła się z drugiej strony. Marianna pomyślała, że od miesięcy, a może nawet od lat, nie leżała tak po prostu ze swoimi dziećmi na łóżku i nie przytulała się z nimi. A przecież czas tak szybko płynął. Nie mogła przegapić tych najpiękniejszych chwil. Zaryzykowała wiele, straciła może jeszcze więcej, ale wciąż miała dzieci, swój największy skarb. Dzieci, które, mimo że popełniła błąd, nadal bezgranicznie jej ufały i wierzyły. Czy mogła chcieć więcej? Mateusz bawił się w swoim pokoju, a Ania odrabiała lekcje. Marianna przypomniała sobie o wiadomości od Konrada. Wzięła telefon, kiedy ten nagle zadzwonił. Paweł. Zadrżała. Serce na chwilę przestało jej bić. Nie wiedziała, co zrobić. Odebrać? Zignorować? Nakazała sobie spokój. Nie mogła odrzucić połączenia. Paweł był ojcem jej dzieci
i choćby ze względu na nich musiała utrzymywać z nim kontakt. – Słucham? – Nie potrafiła zapanować nad drżącym głosem. – Chciałbym zabrać do siebie dzieci w sobotę – poinformował oficjalnym tonem. – Masz coś przeciwko? – Nie, oczywiście, że nie – odpowiedziała szybko. – Chwilowo mieszkam u rodziców – oznajmił. – Moja mama przygotuje dla nich jakiś obiad, później gdzieś wyskoczymy. Czy mógłbym po nich przyjechać, powiedzmy, o dziesiątej? – Tak – potwierdziła. Zapadła cisza. W końcu odezwała się Marianna: – Rozmawiałam z nimi o… o tej całej sytuacji. Są na to przygotowani. – To dobrze – ton jego głosu nieco zelżał. Chciała zapytać, dlaczego zadzwonił do jej rodziców, ale zrezygnowała. To nie był czas na słowne przepychanki. Powinni przejść przez to jak najmniej boleśnie, bez kłótni, ze względu na Anię i Mateusza. – Czy zastanawiałaś się, jak wysokie alimenty by cię satysfakcjonowały? – powrócił do oficjalnego tonu. – Oczywiście w granicach rozsądku. Nie zamierzam robić problemów, wiem, jak duże są potrzeby dzieci, ale… Sama rozumiesz, nie zarabiam zbyt wiele i sam muszę z czegoś żyć. – Nie myślałam jeszcze o tym – przyznała. – Paweł… Jak się czujesz? Prychnął głośno. – Teraz pytasz, jak się czuję? – W jego głosie usłyszała żal, co ją zdziwiło. Kiedy wdała się w romans z Konradem, myślała o wszystkich, o sobie, o dzieciach, ale… nie pomyślała o Pawle. Konsekwentnie ją ignorował przez ostatnie miesiące. Nie zauważał jej obecności ani potrzeb. Nie spodziewała się, że zdrada może go zaboleć. Myślała, że podejdzie do tego obojętnie, tak jak traktował ich małżeństwo. A jednak zabolało go to. – Przepraszam – powiedziała. Sama nie wiedziała, za co przeprasza. Za to, że zapytała, czy za to, co zrobiła? A może za to i za to? – Będę w sobotę o dziesiątej – przypomniał, po czym się rozłączył.
Natychmiast po zakończeniu rozmowy w pokoju pojawiła się Ania. Wszystko wskazywało na to, że podsłuchiwała, ale Marianna nie miała siły jej upominać. – Dzwonił tata? – upewniła się dziewczyna. – Tak. Chce was zabrać w sobotę o dziesiątej do dziadków na obiad, a potem gdzieś pojedziecie. – Okej – westchnęła dziewczyna, po czym rzuciła się na fotel. – Mamo, tak się zastanawiam i… Wybacz, że pytam tak bezpośrednio, ale muszę to wiedzieć. Czy ty masz innego faceta? Bo w to, że tata ma jakąś kobietę, nigdy nie uwierzę. Mańka zastygła w bezruchu. Automatycznie chciała zaprzeczyć, obawiała się reakcji córki, ale nie chciała kłamać. Nie miała w planach informować jej o swoim, hm, związku z Konradem, ale skoro sama zapytała? – Wiem, że możesz mnie za to znienawidzić, ale… – zaczęła ostrożnie. – Nasze małżeństwo z tatą nie było szczęśliwe już od dawna. Tak, spotykam się z kimś. Myślę, że jesteś wystarczająco dojrzała, aby to zrozumieć. Rozmawiam teraz z tobą jak kobieta z kobietą. Czułam się samotna, niedoceniana i… spotkałam moją dawną miłość. Byłam niewiele starsza od ciebie, kiedy poznałam Konrada. – To ten facet, o którym opowiadała babcia? – skojarzyła szybko dziewczyna. – Owszem, ten sam – potwierdziła Marianna. – No, teraz możesz znienawidzić swoją głupią, starą matkę. – Nie jestem ślepa – powiedziała Ania. – Od dłuższego czasu widziałam, jak ojciec cię traktuje. Ty też masz prawo być szczęśliwa, mamo. Mania spojrzała na swoją córkę i nie potrafiła odnaleźć w jej twarzy tej maleńkiej dziewczynki, która zafundowała jej przyspieszony kurs dojrzewania. Teraz to Ania była młodą kobietą, o wiele mądrzejszą niż matka w jej wieku. Marianna była dumna z córki. – Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą twoje słowa – przyznała szczerze. – Chciałabym cię prosić, aby ta rozmowa została między nami. Mateusz jest za mały, żeby dzielić się z nim taką wiedzą, a babcia… Znasz babcię. Dostałaby zawału serca. – Zamierzasz teraz związać się z nim tak na serio? – zapytała Ania. – Myślę, że za wcześnie na tego typu rozmowy – powiedziała
Mania. Ania wróciła do swojego pokoju, a ona mogła w spokoju przeczytać wiadomość od Konrada. Niewiarygodne, ale już tęsknię! Wczoraj wiłaś się cudownie. Wciąż mam przed oczami ten obraz. Westchnęła głośno. Odpisała. Musimy porozmawiać. 16 Czy każda kobieta w dzień swojego ślubu jest pewna, że mężczyzna, którego ma zamiar poślubić, to ten, właśnie ten i tylko ten? Marianna nie była. W wieczór poprzedzający zamążpójście siedziała z Natalią na ławce przed blokiem rodziców Mańki i długo rozmawiały. Przyjaciółka przekonywała ją, żeby jeszcze raz dobrze się zastanowiła nad swoją decyzją. Nigdy nie ukrywała, że nie przepadała za Pawłem, ale wcale nie chodziło o jej sympatię. Znała Manię bardzo dobrze i… no cóż. Wiedziała, że nie była wcale taka pewna swego, jak utrzymywała. W porządku, była w ciąży, ale nie mieszkały na wsi. W mieście nikogo nie dziwiła już panna z dzieckiem. Nie te czasy. Natalia była przekonana, iż związek jej przyjaciółki nie będzie udany. Najzwyczajniej w świecie nie pasowali do siebie. Zupełnie inne temperamenty, odmienne charaktery. W tym przypadku przeciwieństwa zdecydowanie się nie przyciągały. – Jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytała Marianna. – Że dzień przed ślubem odwołam całą uroczystość? Natalia właśnie taka była. Wszystko albo nic. Mania miała nauczyć się tego w przyszłości. Jednak jeszcze dużo czasu musiało upłynąć, zanim to zrozumiała. Przekonała przyjaciółkę o słuszności swojego wyboru. Ona sama wciąż nie była tego taka pewna. Nadal miała przed oczami oddalającego się Konrada. Dlaczego była taka głupia?! Nie potrafiła podjąć żadnej decyzji, więc życie musiało zadecydować za nią. Konrad wczoraj znów dzwonił. Matka jej o tym powiedziała. Więc jednak myślał o niej. Czasem… Mania zasnęła chwilę przed czwartą nad ranem. O wpół do siódmej była już na nogach. – Dziecko, jak ty wyglądasz?! – biadoliła Janina. – Czy ty w ogóle spałaś? Fryzjer, makijaż, sukienka, welon. Wokół Marianny kręciło się
mnóstwo osób, a ona czuła się jak bohaterka kiepskiej komedii romantycznej. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw. Miało być normalnie, tymczasem jej życie przypominało scenariusz żałosnego romansidła. – No, prawie nie widać brzucha! – oznajmiła matka z satysfakcją. Mańka spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Wyglądała przepięknie, nawet ona musiała to przyznać. Delikatnie, z klasą. Ciąża jej służyła. W myśl starych zabobonów wszystkie ciotki, babki i inne przepowiadały jej, że urodzi chłopca. Ona jednak czuła inaczej. Sierpień. Podobno jeden z najlepszych miesięcy na ślub, chociaż Marianna nie wiedziała dlaczego. Później zastanawiała się, czy te wszystkie kobiety, które opowiadają o swoim weselu, że „było jak w bajce”, naprawdę tak myślą czy tylko tak mówią. Mania czuła wyjątkowość i wyniosłość tego dnia, ale kompletnie nie pasowała do baśniowej roli. Była zmęczona. O północy już ledwo widziała na oczy, podczas gdy goście dopiero się rozkręcali. Marzyła o tym, żeby ściągnąć już niewygodną sukienkę i położyć się spać. W końcu, chwilę po piątej goście się rozeszli. Marianna i Paweł wrócili do swojego wynajmowanego mieszkania, gdzie padli na łóżko w ubraniach. Byli nieprzytomni ze zmęczenia. Mania zdążyła jeszcze pomyśleć o tym, że to jej pierwsza noc w roli żony, i zasnęła. Nie wiedziała, że tak będzie wyglądać większość wieczorów spędzonych u boku swojego męża. Paweł całymi dniami pracował, Mania nudziła się i z niecierpliwością oczekiwała na rozpoczęcie roku akademickiego. Termin porodu miała wyznaczony na listopad. Powrót na studia był jedną z głównych przyczyn kłótni młodych Dulewiczów. Paweł nie wyobrażał sobie, żeby jego żona w ósmym miesiącu ciąży miała jeździć na uczelnię. Marianna z kolei nie dopuszczała do siebie myśli, że miałoby być inaczej. Nie zamierzała brać dziekanki. Jeszcze przed wakacjami porozumiała się z wykładowcami, których zdecydowana większość miała uczyć ją także od października. Mania zamierzała uczęszczać na wszystkie zajęcia, dopóki tylko da radę, a po porodzie chodzić tylko na najważniejsze ćwiczenia. Nie chciała być jedną z tych mam, które rezygnowały z własnych marzeń dla dziecka. Wiedziała, że jeśli będzie nieszczęśliwa, odczuje to również maleństwo, które miało przyjść na świat. Poród przerósł wszelkie najgorsze wyobrażenia Marianny. Później przez długie lata miała traumę i nie chciała nawet słyszeć o drugim dziecku. Skurcze męczyły ją przez ponad trzydzieści godzin. Nieprzytomna błagała o wykonanie cesarskiego cięcia, jednak personel szpitala był odmiennego zdania. Nie było wskazań do operacji. Owszem, poród przedłużał się, ale przebiegał prawidłowo, a dziecko było bezpieczne. Kiedy w końcu dotarła do niej upragniona informacja o pełnym rozwarciu i pozwolono jej przeć, zrobiło się naprawdę groźnie. Mała Ania zaklinowała się, a Marianna nie miała siły, żeby wypchnąć ją na świat. Konieczne okazały się kleszcze. Później nie mogła usiąść przez długie tygodnie. Za drugim razem natura okazała się być łaskawsza. Mania urodziła Mateusza bez problemów. Obyło się bez szycia. Doszła
do siebie po kilku godzinach. Ania jednak przez całe życie była zmuszona wysłuchiwać, na jakie katusze skazała matkę podczas porodu. Pojawienie się na świecie Ani zmieniło życie Marianny o sto osiemdziesiąt stopni. Była młodą mamą, a mimo to wszystko chciała robić sama i nie słuchała „dobrych rad”. Przez jakiś czas chodziła jej po głowie myśl, aby rzucić studia, ale do akcji szybko wkroczyła Natalia i przemówiła jej do rozsądku. Mańka potrzebowała stałego kontaktu ze swoją córką, była przerażona, gdy miała zostawić ją pod czyjąś opieką na kilka godzin. Sytuacja uległa zmianie, gdy córeczka skończyła rok, lecz przez pierwsze kilkanaście miesięcy jej życia Marianna najchętniej warczałaby na każdego, kto tylko próbował się do niej zbliżyć. Uważała, że jest niezastąpiona i miała wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy tylko rozstawała się z dzieckiem i szła na uczelnię. Była rozdarta. Z jednej strony pragnęła skończyć studia, z drugiej – chciała poświęcić się wychowaniu dziecka. Z czasem przekonała się, że nie tylko ona ma tego typu dylematy. Większość matek miewała podobne rozterki. Marianna była szalenie ambitna. Przez pierwsze miesiące po urodzeniu dziecka jej oceny się pogorszyły. Dotychczas jedna z najlepszych studentek na roku zaczęła zdawać egzaminy na dostateczny. Ale to było przejściowe. W rezultacie udało jej się skończyć studia z piątką na dyplomie. Mijały dni, które szybko zmieniały się w tygodnie, a tygodnie – nie wiedzieć kiedy – w miesiące. Miesiące w lata, lata w dekady, i tak dalej. Ania wyrosła na rezolutną dziewczynkę. Mania była w zasadzie szczęśliwa. I właśnie o to „w zasadzie” chodziło. Szybko po ślubie przekonała się, iż życie z Pawłem było do bólu przewidywalne i pozbawione szaleństwa. Na początku myślała, że to przez ciążę. Wyobrażała sobie, że urodzi, dziecko podrośnie, a oni odbiją sobie lata młodości spędzone w pieluchach. Po porodzie sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Mania wmawiała sobie, że to normalne. W domu pojawił się nowy człowiek, za którego byli odpowiedzialni. Nie mogli sobie pozwolić na chwilę szaleństwa i nierozwagi. Ania była taka malutka. A później, no cóż. Ania była na tyle duża, że już sporo rozumiała, więc nie wypadało. Koło się zamykało. Mańka sama chciała wierzyć, że w innych domach było tak samo. Że nie byli z Pawłem wyjątkiem. Nie chciała dopuścić do siebie myśli o braku dopasowania z mężem. On po prostu taki był. Domator, cichy, czasem opryskliwy. Jego ulubioną rozrywką było wpatrywanie się w telewizor. A Marianna potrzebowała ludzi, żeby czuć się szczęśliwa. Uwielbiała te dni, kiedy mogła pozwolić sobie na wyjście i spotkanie ze znajomymi. Dusiła się w czterech ścianach. Najchętniej wychodziłaby z Anią z domu z samego rana, a wracała wieczorem. Nie mogła usiedzieć na miejscu. Paweł krzywo na to wszystko patrzył. – Masz małe dziecko, usiądź na tyłku! Nie możesz jej wszędzie ze sobą ciągnąć. – Niby dlaczego?
– Bo nie. To jeszcze niemowlę. Udało mu się wzbudzić w niej poczucie winy. Może rzeczywiście nie nadawała się na matkę? Może była zbyt młoda i powinna się jeszcze wyszaleć? Seks uprawiali regularnie. Raz w miesiącu. Marianna zaczęła myśleć, że mąż miał do niej obrzydzenie po porodzie. Jej ciało nie było już takie samo, krocze goiło się wyjątkowo długo. Szukała winy w sobie. Kto to widział, żeby kobieta miała większe potrzeby niż mężczyzna? Zazwyczaj to faceci musieli namawiać swoje partnerki, a one zawsze wynajdywały kolejne preteksty. Mańka wiele by oddała, żeby jej mąż zaliczał się do grona przeciętnych mężczyzn. Tymczasem on był jakiś wyjątkowy – potrzebował niewiele seksu. Paweł dostał pracę w jednym z czołowych polskich banków. To były czasy, gdy praca w instytucji finansowej budziła prestiż. Miał obsługiwać bieżących klientów. Po skończonych finansach i rachunkowości liczył na lepszą posadę, ale dobre i to. Mogli w końcu stanąć na nogi i przestać liczyć na pomoc rodziców, zwłaszcza że Mania również zaczynała swoją karierę w zawodzie. Spełniły się jej marzenia. Została nauczycielką. Przypomniała sobie swoje zabawy w szkołę z dzieciństwa. Te dziecięce fantazje stały się elementem jej codzienności. Ania poszła do przedszkola. Wszystko zaczęło się układać. No, prawie. Marianna często się zastanawiała, czy nie za wiele oczekiwała od życia. Starała się czerpać radość z tego, co miała, i nie prosić o więcej. Z wiekiem wyciszyła się, doceniła spokój, chociaż w głębi serca tęskniła za szczyptą szaleństwa. Nie chciała wiele. Pragnęła, żeby mężczyzna, z którym dzieliła życie, zorganizował dla niej niespodziankę, zabrał na randkę czy po prostu kochał się z nią spontanicznie. Czy kochała Pawła? Tak. Może nie wielką, szaloną miłością, ale jednak miłością. Jej uczucie do męża było wynikiem wspólnych doświadczeń, przeżytych lat i mądrości, jaką nabyła wraz z wiekiem. Te fundamenty okazały się być jednak zbyt słabe, żeby przetrwać burzę. Może gdyby pokochała go właśnie wielką, szaloną miłością, kryzys nie zniszczyłby ich związku? Z czasem w ich małżeństwie pojawił się temat drugiego dziecka. Marianna wciąż miała w pamięci przeżycia z pierwszego porodu, dlatego tak bardzo bała się kolejnej ciąży. W końcu, niemal po dziesięciu latach od pojawienia się na świecie Ani, zdecydowali się. Dlaczego? Mania zwykła myśleć, że decyzja o poczęciu Mateusza była głosem rozsądku. To był ostatni dzwonek. Mańka nie wyobrażała sobie jeszcze większej różnicy wieku między dziećmi. Kiedy myślała o swojej rodzinie, w jej wyobrażeniach zawsze funkcjonował model dwa plus dwa. Paweł uważał podobnie, dlatego rozpoczęli starania. Marianna często w złości zastanawiała się, jak w ogóle udało jej się zajść w ciążę. Nadal kochali się średnio raz w miesiącu. Jedyna zmiana polegała na tym, że wtedy robili to w ściśle określony dzień. Kilka minut współżycia, zawsze w tej samej, klasycznej pozycji, obowiązkowo pod kołdrą. Po trzech miesiącach Marianna była w ciąży. Plan wykonano, Paweł
na długie miesiące mógł dać sobie spokój z udawaniem, że seks w ogóle go interesuje. Urodził się Mateusz, a sytuacja w domu zaczęła przypominać tę sprzed dziesięciu lat. Mańka znowu przepadła na długie miesiące, bez reszty rozkochana w synku. Powrót do pracy przypłaciła depresją, mimo iż tak bardzo kochała to, co robiła. Czuła, że zawiodła swoje dziecko, kiedy oddała je w ręce teściowej, która opiekowała się Mateuszem na zmianę z matką Marianny. W ich małżeństwie zaczęło być coraz gorzej. Czuła się niechciana i niepotrzebna. Czasem wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać jej życie, kiedy dzieci dorosną i wyprowadzą się z domu. Czy będzie miała do kogo się odezwać? Przestała wierzyć w zmianę w zachowaniu męża. Żyła z dnia na dzień, zastanawiając się nad istotą szczęścia, analizując swoje życie, przekonując siebie, że zawsze mogło być gorzej. W końcu zrobiła coś dla siebie. Znalazła kochanka. Wiedziała, że zasłużyła na potępienie, ale być może pojawią się w jej sytuacji okoliczności łagodzące. 17 Była zdenerwowana. Zadziwiające, wiele razy czekała na Pawła, w tym samym mieszkaniu, ba, w tym samym pokoju, wpatrując się w ten sam telewizor i siedząc na tej samej kanapie, a jednak tym razem było inaczej. Nie oczekiwała na powrót męża do domu. Miał przyjechać, żeby zabrać dzieci do siebie. Do siebie. Marianna wciąż nie mogła odnaleźć się w nowej sytuacji. W nocy spała przy zapalonej lampce, z wizytą w toalecie czekała aż do rana, chyba że fizjologia okazywała się silniejsza i musiała się poddać. Zasypiała u boku męża przez ponad piętnaście lat. To szmat czasu. Przyzwyczaiła się do jego obecności. Kiedy nadchodził wieczór, ogarniał ją lęk. Była dorosła, a bała się sama spać. Ze złością nacisnęła czerwony przycisk na pilocie. Postanowiła odnaleźć umowę z firmą świadczącą usługi telewizyjne, aby sprawdzić datę jej zakończenia. To było marnotrawstwo pieniędzy. Płaciła miesięcznie ponad sto złotych, a nie mogła obejrzeć nic sensownego, bo wszystkie stacje zostały zdominowane przez ogłupiające programy rozrywkowe. Rozległ się dźwięk domofonu. Mania zadrżała. To musiał być Paweł. Wpuściła go do klatki i w napięciu nasłuchiwała przy drzwiach. Tak, to był on. Serce podeszło jej do gardła. Obawiała się tego spotkania. Nie rozmawiali ze sobą, odkąd wyprowadził się z domu, nie licząc krótkiej rozmowy telefonicznej. Kilka dni, a Marianna miała wrażenie, jakby te wydarzenia miały miejsce w poprzedniej epoce. Bała się również, co Paweł, a przede wszystkim jego rodzice, powiedzą dzieciom. Mogła przygotować ich na to, co ich czekało, ale nie miała wpływu na przebieg spotkania z ojcem. – Dzień dobry – przywitał się oficjalnie. – Cześć – powiedziała Mańka. – Wejdziesz?
– Nie, spieszy nam się. – Nie zdziwiło jej to. – Ania i Mateusz gotowi? – Tak – potwierdziła, po czym zawołała dzieci. Chłopiec wybiegł szybko z pokoju, a Ania wykazała się mniejszym entuzjazmem. Poprzedniego dnia rozmawiała z Marianną. Przyznała, że nie ma ochoty na spędzenie sobotniego popołudnia z ojcem, ale mama ją przekonała. Chciała, żeby dzieci miały kontakt z Pawłem, poza tym obawiała się ewentualnych problemów, które mógł robić wkrótce już były mąż. Pożegnała się z córką i synem, zamknęła za nimi drzwi i… nie wiedziała, co począć z wolnym czasem. Konrad musiał załatwić jakieś pilne sprawy służbowe. W sobotę? Trochę ją to zdziwiło, jednak postanowiła nie dopytywać. Natalia planowała wyjazd z Lilką na weekend do domu rodzinnego. Nie miała więcej znajomych, do których mogłaby zadzwonić tak nagle i umówić się na spotkanie. Wszyscy spędzali czas z rodziną, mieli swoje zobowiązania i powinna była dać znać o chęci spotkania o wiele, wiele wcześniej. Poza tym Marianna nie chciała przyznawać się nikomu do swojej porażki, bo właśnie w takich kategoriach traktowała wiszące nad nią widmo rozwodu. Postanowiła posprzątać. Po dwóch godzinach mieszkanie lśniło czystością, a Mania nie miała pomysłu, co mogłaby jeszcze zrobić. Nie była w nastroju do czytania, chociaż na półce czekał najnowszy kryminał jednej z jej ulubionych polskich autorek. Postanowiła zadzwonić do rodziców. Odebrał ojciec. – Cześć, tato, co u was słychać? – zapytała. – Matka pojechała do ciotki Jadwigi, a ja delektuję się ciszą. – Marianna w głosie taty usłyszała rozbawienie. – A ty co robisz? Pogoda do dupy. – Ano, do dupy. Paweł zabrał Anię i Mateusza, a ja nie umiem sobie znaleźć miejsca. – No to przyjeżdżaj do mnie! – zaproponował ojciec. – Nie chcę ci przeszkadzać – powiedziała. – A niby w czym? – W delektowaniu się ciszą. – Mania uśmiechnęła się do telefonu. – Nikt nie robi takiego hałasu jak twoja matka, nawet ty – zauważył ojciec. – Przyjeżdżaj, Janina ugotowała pyszną ogórkową, taką jak lubisz. Odgrzeję ci, zjesz, pogadamy.
Zgodziła się. Ubrała się w to, co miała pod ręką, niedokładnie ułożyła włosy, zrezygnowała z makijażu i wyszła z domu. Pół godziny później siedziała w kuchni rodziców nad talerzem gorącej zupy. Ogórkowa była jej ulubionym daniem, zaraz po gorącej czekoladzie, o ile tę drugą można w ogóle traktować jako danie. – Ale się u was porobiło – zauważył ojciec. – Porobiło się – przyznała Marianna. – Ja nie matka, głowy ci suszyć nie będę – stwierdził Zygmunt. – Będziesz chciała, to powiesz. Wiedz jedno: u nas zawsze znajdziesz pomoc. Zresztą i tak nigdy nie przepadałem za tym całym Pawełkiem… Uśmiechnęła się znacząco. – Myślałam, że był waszym ulubieńcem. – Matki ulubieńcem, a nie moim, a to różnica! – powiedział tata. – Ja tam nie lubię za dużo gadać, swoje pomyślę, ale nigdy nie zamierzałem się wtrącać. Doszedłem do wniosku, że to twoje życie i twoje wybory. Dzisiaj mogę się przyznać, że go nigdy nie lubiłem. Jakoś tak od razu nie przypadł mi do gustu. – Mama chyba urwałaby ci głowę za to stwierdzenie – zauważyła Mania. – I co się śmiejesz ze starego ojca? – upomniał ją Zygmunt, ale po chwili oboje pękali ze śmiechu. Gdyby ktoś ich teraz spytał, co okazało się aż tak zabawne, prawdopodobnie żadne z nich nie potrafiłoby odpowiedzieć. – Podziwiam ciebie i mamę, że udało wam się wytrwać przez tyle lat w szczęściu i harmonii – powiedziała Marianna, kiedy już się uspokoiła. – W szczęściu i harmonii? – powtórzył ojciec. – A co, ty matki nie znasz, żeby takie głupoty opowiadać? Na starość zrobiła się jeszcze gorsza! Jestem przeszczęśliwy, kiedy wychodzi na dłużej z domu albo ja mam coś do załatwienia na mieście. Ostatnio pięć osób przepuściłem w ZUS-ie w kolejce, żebym tylko nie musiał tak szybko wracać! Ale gdyby miało jej zabraknąć… to coś innego. Mania zamyśliła się. Nigdy nie przyznałaby matce, jaki był rzeczywisty powód jej rozstania z Pawłem, ale z ojcem mogła o tym
porozmawiać. – Zdradziłam go – wyznała beznamiętnie. Zygmunt był doskonałym obserwatorem. Janina przez cały czas rozpływała się nad wspaniałym zięciem, niebywałym szczęściem swojej córki jedynaczki, a nie widziała tego, co miała pod samym nosem. Zygmunt od dawna wiedział, że to „niebywałe szczęście” było tylko na pokaz. Mania potrafiła udawać, ale nie zdołała oszukać swojego ojca. A więc w końcu zrobiła coś dla siebie. – Każdy popełnia błędy – zauważył. – O ile to był błąd. – Co masz na myśli? – zdziwiła się Mańka. – Czasem z człowieka wychodzi egoista – zaczął. – I nie ma w tym niczego złego. Trzeba pomyśleć o sobie. Małżeństwo działa bez zarzutu tylko wtedy, gdy spełniane są potrzeby obu stron. A co, jeśli jedna osoba daje z siebie wszystko, a w zamian jej potrzeby nie zostają zaspokojone? Kto zdradził? Ludzie często zapominają o tym, że wierność nie jest jedynym dobrem, które przysięgają sobie małżonkowie. Jest jeszcze miłość, uczciwość i tak dalej. Odejście od wierności jest procesem. Zdradę należy potępić, ale brak miłości, zainteresowania, jawną nieuczciwość… także. Wracamy więc do pytania wyjściowego: kto zdradził? Czy ten, który złamał przysięgę i wykazał się brakiem wierności, czy ten, który przysięgał miłość, uczciwość, i nie dotrzymał obietnicy? Marianna zaniemówiła. Nie miała pojęcia, skąd ojciec o tym wszystkim wiedział, ale… trafił w samo sedno! Nie podejrzewała swojego taty o tego typu przypuszczenia. Spojrzała mu głęboko w oczy. Ojciec uśmiechnął się ciepło. – Powiedzmy, że moje małżeństwo nie zawsze było idealne – odpowiedział na niezadane pytanie. – Z biegiem lat pojawiło się kilka większych rys, ale poradziliśmy sobie z tym. – Zdradziłeś mamę? – Mania nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. Pojawiła się druga możliwość, ale była jeszcze bardziej nieprawdopodobna niż pierwsza! – Albo… mama ciebie?! – A skąd. – Ojciec machnął ręką. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Przecież powiedziałem, że brak wierności nie jest jedyną zbrodnią przeciwko małżeństwu. – No tak – przyznała Marianna.
Nie wiedziała, co innego mogłaby jeszcze w tej sytuacji powiedzieć. – Był taki czas, że byłem wobec twojej matki nieuczciwy – powiedział Zygmunt. – Nie miałem żadnej innej kobiety, ale… Czułem się osaczony obecnością swojej żony. To było mniej więcej dziesięć lat po ślubie. Ty byłaś już dość dużą dziewczynką, a do naszego życia wkradła się nuda. Zacząłem myśleć z przerażeniem o przeszłości. To właśnie tak miało być już zawsze? Bałem się tego. W tym czasie do naszego zakładu został przyjęty taki młody chłopak. Polubiłem go od razu. Nie miał żony, dzieci ani żadnych zobowiązań. Miał za to mnóstwo znajomych, z którymi imprezował od rana do wieczora. Pili wódkę, tańczyli, żartowali i… byli wolni. Pewnego dnia wziął mnie ze sobą. Zachłysnąłem się tą odzyskaną – tak wtedy myślałem – wolnością. Okłamywałem twoją mamę, mętnie tłumaczyłem się delegacjami, kolacjami z kierownikami. W rzeczywistości balowałem z ludźmi młodszymi od siebie co najmniej o dekadę. Nie poszedłem do łóżka z żadną kobietą, ale byłem nieuczciwy w stosunku do swojej żony. Mania spojrzała uważnie na tatę. Nie znała go od tej strony. Doszła do wniosku, że w ogóle dzieci niewiele wiedzą o prawdziwym życiu swoich rodziców. – Nie mówię ci tego, żeby cię pocieszyć. Po prostu chciałem cię uświadomić, że każdy popełnia błędy. Nie jesteś jedyna. Może nie zdawałaś sobie z tego sprawy, ale jestem dość uważnym obserwatorem i dostrzegałem fałsz w twoich gestach. Nigdy nie wnikałem w wasze życie, ale czułem, że coś jest nie tak. – Zgadza się – potwierdziła Marianna. – Sama nie wiem, może nie powinnam była wychodzić za tego człowieka, może to nie on był mi pisany… Ojciec prychnął głośno. Zirytowały go słowa córki. – Nikt nie jest nikomu pisany – stwierdził. – To, z kim przejdziemy przez życie, jest konsekwencją naszych wyborów i zbiegów okoliczności, które doprowadziły do spotkania właśnie tej osoby. – W porządku. – Mania miała nieco inną teorię na ten temat, ale nie zamierzała kłócić się z tatą. – Jak zwał, tak zwał. Chodziło mi o to, że nie jestem dziś przekonana, czy to był dobry wybór. – Gdybyś nie spróbowała, nie wiedziałabyś tego – zauważył całkiem logicznie. – Nie ma co gdybać o tym, co było i czego nie zmienimy. – Masz rację. – Marianna zmarszczyła nos i zamyśliła się. – Paweł nigdy nie miał dla mnie czasu. Nie zauważał mnie jako kobiety. –
Trochę krępowała ją rozmowa z ojcem na intymne tematy, ale skoro zaczęła, postanowiła skończyć. – Nie przytulał, nie dotykał, ba! On mnie nawet nie dostrzegał. Nie czułam się przy nim atrakcyjna. Nie pamiętam, żeby tak po prostu, sam z siebie powiedział, że mnie kocha. – Więc twoje małżeństwo było nieudane, zanim zdradziłaś męża. – Zygmunt szybko wyciągał właściwe wnioski. – Właśnie – potwierdziła Mania. – Ale to moja zdrada okazała się gwoździem do trumny… – Nie zadręczaj się tym – przerwał jej ojciec. – Popełniłaś błąd. Twoje życie uległo zmianie i jeszcze przez jakiś czas będziesz się czuła zagubiona w nowej sytuacji, tak samo jak wasze dzieci. Ale to minie. Po każdej burzy wychodzi słońce. Pamiętaj o tym! Miała już coś powiedzieć, kiedy usłyszeli odgłos przekręcanych kluczy w drzwiach. Chwilę później w przedpokoju rozległ się głos Janiny. – A co to, drzwi niezamknięte? – zdziwiła się. – Zygmuś, jak nas okradną, to zobaczysz, nauczysz się w końcu zamykać drzwi! – Weszła do kuchni. – Mania? A co ty tu robisz? Nakarmiłeś ją chociaż? – zwróciła się do męża. – Nakarmiłem. – Paweł zabrał dzieci, więc miałam chwilę czasu i postanowiłam was odwiedzić – wyjaśniła Marianna. Janina spojrzała na córkę przeszywającym wzrokiem. Nie wiedziała, od czego zacząć, czy od kwestii Pawła „zabierającego dzieci”, czy od niezapowiedzianych odwiedzin. W końcu zdecydowała się na tę drugą opcję. – Mogłaś zadzwonić, to szybciej bym wróciła od ciotki! – naburmuszyła się. – Ojciec pewnie zanudza cię swoimi opowieściami, a z matką byś sobie pogadała tak od serca! – Mamo, ja się właściwie będę zbierać. Paweł niedługo przywiezie Anię i Mateusza – wyjaśniła. – Tym bardziej! – zaprotestowała Janina. – Nie uważasz, że mamy ze sobą do pogadania? – O czym? Marianna udawała zdziwienie. – Jak to o czym?! – zdenerwowała się matka. – Twój mąż
wyprowadza się z domu, a ty nie wiesz, o czym musisz porozmawiać z matką! – Jak słusznie mama zauważyła, to mój mąż – powiedziała Mania słodkim głosem. – Mój, a nie mamy. – Zygmunt, czy ty słyszysz, jak ona się do mnie zwraca? – Janina ostentacyjnie złapała się za serce. – Daj jej spokój, kobieto! – oburzył się ojciec. – Przepraszam, mamo. – Marianna podeszła do mamy i pocałowała ją w policzek. – Ale naprawdę, nie chcę o tym rozmawiać. Muszę lecieć. Zygmunt spojrzał na córkę. Nie znał drugiej takiej osoby, która by jawnie sprzeciwiła się Janinie. Zagwizdał z podziwem. On sam w życiu nie odważyłby się na tak śmiałą odzywkę wobec swojej żony. Paweł odwiózł dzieci do domu chwilę przed osiemnastą. Marianna nie mogła się doczekać, aż Ania i Mateusz podzielą się wrażeniami z wizyty u ojca i dziadków. Była ciekawa, czy i w jaki sposób poruszali drażliwy temat. Paweł poprosił ją o chwilę rozmowy. Mania zaprosiła go do środka, ale odmówił. – Nie zajmę ci dużo czasu – wyjaśnił. – Chyba możemy porozmawiać tutaj. Tutaj, czyli w przedpokoju. Marianna pomyślała, że wszystkie kluczowe dla ich związku rozmowy odbywały się właśnie w tym miejscu. – Czy myślałaś już nad kwestią alimentów i opieki nad dziećmi? – zapytał. Mania odpowiedziała zgodnie z prawdą, że nie. Ostatnio miała zbyt mało siły na myślenie. – Chciałbym mieć nieograniczone prawa do Ani i Mateusza – kontynuował Paweł. – Będą mieszkać z tobą, ale chcę nadal podejmować ważne decyzje, takie jak wybór szkoły czy leczenie. Myślę, że jesteśmy w stanie dogadać się bez… bez rozpoczynania wojny. Nie chciałbym, aby sąd narzucał mi sztywne godziny spotkań z moimi dziećmi. Uważam, że nie tędy droga. Na razie jestem w stanie płacić osiemset złotych alimentów. Wiem, że to niewiele na dwoje dzieci, ale… Przerwała mu.
– Daj spokój, przecież wiem, ile zarabiasz – powiedziała. – Myślę, że to rozsądna kwota. – Oczywiście, jeśli pojawią się dodatkowe wydatki, pomogę na tyle, ile będę mógł – dodał Paweł. – Ja i moi rodzice, bo także wyrazili chęć pomocy. – To bardzo miłe z ich strony – rzuciła Marianna. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. – Co do rozwodu… – Paweł zawahał się. – Nie spieszmy się z tym. Chyba że tobie bardzo zależy – dodał gorzko. – Nie, nie, oczywiście, nie musimy się spieszyć. – Ochłońmy i na spokojnie wszystko uzgodnimy – stwierdził. – To nie jest aż tak ważne, jak bieżące wydatki na dzieci i kwestia opieki nad nimi. Czy potrzebujesz wyroku sądu w tej sprawie, czy na razie wystarczy ci moje słowo? – Wystarczy mi twoje słowo – powiedziała. – Ufam ci. Miała wrażenie, że Paweł chciał się uśmiechnąć, ale jego twarz tylko wykrzywiła się w grymasie. Pożegnał się oficjalnie z Marianną, która natychmiast pognała do pokoju Ani. Nie chciała mieszać w głowie pięciolatkowi, rozpytując go, jak spędził dzień, ale z córką mogła spokojnie porozmawiać. – Jak było? – zapytała, kiedy usiadła obok Ani leżącej na łóżku. Nastolatka była niepewna swojej odpowiedzi. – Tak sobie. – Starym zwyczajem wzruszyła ramionami. – No, ale co mówił ojciec? Dziadkowie? – Nagle poczuła wyrzuty sumienia. – Przepraszam, nie powinnam cię tak dopytywać… To dla ciebie trudna sytuacja. – Daj spokój, mamo, nie wmawiaj mi kolejnej traumy – zaprotestowała Ania. – Najpierw rozmawiasz ze mną jak z dorosłą, a później znów traktujesz mnie jak dziecko? – Masz rację. Przepraszam. – I skończ już przepraszać! – zaprotestowała dziewczyna. Na chwilę zapadła cisza, po czym Ania kontynuowała: – Wygląda na to, że ojciec nie powiedział dziadkom, dlaczego się rozstaliście. Babcia próbowała mnie delikatnie podpytywać, dlatego uważam, że o niczym nie wie. Chyba jest nawet zła na ojca, że wyprowadził się z domu.
Mania była spragniona jakichkolwiek informacji. Sama nie wiedziała, dlaczego odczuwa aż tak silną potrzebę, żeby dowiedzieć się, co się działo „na przeciwnym froncie”. Było jej wstyd, że wykorzystuje w tym celu córkę, ale Ania nie wygląda na specjalnie zasmuconą z tego powodu. – A ojciec? Mówił wam coś? – dopytywała. – W zasadzie to nie – wyznała. – Mateuszowi próbował coś nieudolnie tłumaczyć, że teraz rodzice będą mieszkać osobno. Marianna zadrżała. W całej sytuacji najbardziej bała się o syna. Miał zaledwie pięć lat! Świat dorosłych był dla niego wciąż niezrozumiały. – Jak zareagował Mateusz? – Normalnie – odparła Ania. – Powiedział, że wie o tym, bo mama mu mówiła. – A z tobą rozmawiał na ten temat? To znaczy ojciec, nie Mateusz – poprawiła się szybko. – Nie. On w ogóle ze mną mało rozmawia – przypomniała matce. – No tak. – Marianna zamyśliła się. – Kochanie… Nie powinnam była cię tym wszystkim obarczać. Cały czas myślę o tym, że masz dopiero piętnaście lat, a ja przytłoczyłam cię moimi problemami. Wiem, że jesteś bardzo dojrzała jak na swój wiek, ale… nadal uważam, że źle zrobiłam. Ania westchnęła ostentacyjnie. – Nie zapomnij dodać, że zniszczyłaś mi dzieciństwo. – Ziewnęła głośno. – Daj spokój, to już się robi nudne. Marianna przyjrzała się córce. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że była już u progu dorosłości. Cieszyła się z odbudowanych relacji z nastolatką i nie chciała tego stracić. Postanowiła już więcej nie traktować Ani jak małej dziewczynki. Wtedy córka jawnie się buntowała. Mania wiedziała, że do dojrzałości nastolatki jeszcze daleka droga, ale nie zamierzała jej tego wypominać. Ich kontakty ewidentnie się poprawiły, odkąd zaczęła otwarcie rozmawiać z córką. Przyznała się przed nią do swojego błędu. Obawiała się, że straci jej zaufanie, jednak Ania doceniła szczerość i zaufanie, jakim została obdarzona. Marianna uśmiechnęła się do swoich myśli. Kto wie, może będzie dla córki przyjaciółką, jaką nigdy nie była jej matka? 18
Usłyszała dziecięcy płacz. Zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju Mateusza. Przerażony chłopiec siedział na łóżku i chlipał w rękaw. Marianna podeszła do syna i mocno go przytuliła. – Co się stało? – zapytała łagodnym głosem. Nie odpowiedział, tylko cały czas szlochał. – Śniło ci się coś złego? – spytała. Mateusz pokręcił głową. – Zsikałem się – przyznał ze smutkiem. Dopiero wtedy Marianna dostrzegła wielką plamę na materacu. Jeszcze mocniej przytuliła go do siebie. Chciała wierzyć, że to był przypadek, jednak intuicja i doświadczenie pedagoga podpowiadało jej coś innego. Podejrzewała, iż Mateusz w ten sposób odreagował stres związany z rozstaniem rodziców. A ona, głupia, myślała, że tak łagodnie przyjął tę wiadomość! To był dopiero początek. Poprzedniego dnia po powrocie od ojca rzeczywiście był nieswój, ale Marianna pomyślała, że tylko jej się tak wydaje. Jednak nic jej się nie wydawało. Bardzo dobrze znała swoje dziecko. – Kochanie, to nic takiego – wyjaśniła. – Zdarza się nawet dużym chłopcom. Zaraz posprzątam i dam ci nową pościel. Sytuacja przerosła jednak jej oczekiwania. O ile prześcieradło można było po prostu wymienić, o tyle materac nie nadawał się w ogóle do spania, a już na pewno nie tej nocy. Był cały przemoczony. – Albo wiesz co? – zagadnęła synka. – Dzisiaj będziesz spał ze mną. W porządku? Mateusz ucieszył się z propozycji mamy. Który pięcioletni chłopiec nie wolałby spać z mamą niż sam w swoim pokoju? Marianna ułożyła synka wygodnie do snu na tej połowie łóżka, którą wcześniej zajmował Paweł. Teraz była pusta, więc mieli dla siebie bardzo dużo miejsca. Jeszcze przez dobrą godzinę przyglądała się śpiącemu dziecku. One zawsze najsłodziej wyglądają podczas snu. Małe diabełki, które w nocy zmieniają się w przepiękne, niewinne aniołki. Długo nie mogła zasnąć. Myślała o Mateuszu i Ani… Zastanawiała się, jak rozstanie rodziców wpłynie na ich życie. Miała nadzieję jak najmniej bezboleśnie przeprowadzić dzieci przez tę sytuację, ale to było trudne. Ania z pewnością na swój sposób również to przeżywała, chociaż twierdziła inaczej. Później myślała o zbliżającym się spotkaniu z Konradem. Umówili się następnego dnia, od razu po pracy Marianny. Kończyła stosunkowo wcześnie, kiedy Mateusz będzie jeszcze w przedszkolu, a
Ania w szkole. Postanowiła porozmawiać z Konradem. Nie widzieli się od czasu, gdy rozstała się z Pawłem. Konrad nie miał pojęcia o zmianach, jakie zaszły. Zastanawiała się, jak zareaguje na tę wiadomość. W końcu zasnęła. – A nasza pani znowu jest smutna! – zauważyła Tosia. – Nie smutna, tylko zamyślona – poprawiła ją Ala. – A właśnie, że smutna! – zaprotestowała dziewczynka. Zaistniała dyskusja wyrwała Mariannę z zamyślenia. Szybko przywołała się do porządku. Miała zbyt odpowiedzialną pracę, żeby pozwolić sobie na zadumanie. Odpowiadała za bezpieczeństwo uczniów. – Widzę, że dziewczynki nadal wykazują zainteresowanie moim stanem emocjonalnym – zauważyła. – Co? – wymsknęło się Mikołajowi. – Nie mówi się „co”, tylko „słucham”! – błyskawicznie poprawiła go Wiktoria. – Słucham? – poprawił się chłopiec. – Zainteresowanie moim stanem emocjonalnym – powtórzyła nauczycielka. – Czyli tym, w jakim jestem nastroju. – Po polsku to ja rozumiem! – wykrzyknął Mikołaj. W klasie zrobił się zbyt duży chaos. Marianna była zmuszona klasnąć w dłonie i podnieść głos, żeby zwrócić na siebie uwagę. – Uwaga! Słuchamy! Patrzymy na panią. – Odczekała chwilę, aż klasa się uciszy. – Usiądźcie w kole na dywanie. Zaśpiewamy piosenkę i może pobawimy się w coś? – Taaaak! – wykrzyknęły dzieci. Zdecydowanie wolały te momenty dnia, gdy opuszczały swoje miejsca przy ławkach i bawiły się na podłodze. Potem chętnie zaśpiewali piosenkę o tym, co przywiozą mamie z podróży, kiedy już będą duzi. Z radością przyjęli propozycję nauczycielki, aby zagrać w kalambury. Klasa Marianny bardzo lubiła w to grać. Po skończonych zajęciach Mania minęła się w drzwiach z katechetą. Dzieciaki miały dwie godziny religii tygodniowo. Dwie
godziny! Marianna nie była ani wierząca, ani niewierząca. Była raczej pośrodku, ale wciskanie tak małym dzieciom dwóch godzin religii tygodniowo było dla niej po prostu nieakceptowalne. Ania w gimnazjum miała historię tylko raz w tygodniu, podczas gdy religię… Tak, oczywiście, dwa razy! Marianna wybiegła z budynku szkoły. Nie miała zbyt wiele czasu, a czekała ją poważna rozmowa z Konradem. Spojrzała na zegarek. Byli umówieni w centrum za dwadzieścia minut. Chciał się z nią spotkać u siebie, jednak Mańka stanowczo odmówiła. Podejrzewała, że mogłaby ulec Konradowi, a czas, który planowała poświęcić na rozmowę, mogliby spożytkować w nieco inny sposób. On z pewnością nie spodziewał się, co usłyszy. Konrad czekał już na nią w niewielkiej knajpce. Mania zobaczyła go przez szybę. Siedział do niej tyłem, ale poznała go od razu. Zadrżała. Teraz, kiedy go już ujrzała, wcale nie była taka pewna tego, co zamierzała mu powiedzieć. Zaczerpnęła tchu. Nie mogła stchórzyć. Weszła do kawiarni z uśmiechem na ustach. Pewnym krokiem podeszła do stolika, który zajmował Konrad. Przywitała się niezobowiązująco, całusem w policzek. Przytrzymał ją nieco dłużej, niż było to konieczne. Mańce zakręciło się w głowie. Miała ochotę błagać go na kolanach, aby stamtąd wyszli i pojechali do niego. Właśnie tak na nią działał. Tak teraz, jak i wtedy, gdy była młodą dziewczyną. – Zupełnie nie rozumiem, dlaczego chciałaś się spotkać w takim miejscu – wyszeptał jej do ucha. Dzięki przebłyskowi silnej woli oderwała się od niego. – Możemy usiąść? – zaproponowała. Chwilę później pojawiła się kelnerka. Mania zamówiła tylko szklankę wody, Konrad poprosił o kawę. Spojrzał uważnie na swoją towarzyszkę. – Oho, robi się poważnie – mruknął. – Słucham? – Marianna nie rozumiała. – Zanosi się na poważną rozmowę – wytłumaczył. – Mam rację? Mańka miała ochotę zaprzeczyć, stchórzyć, powiedzieć, że to wszystko jest jednym wielkim nieporozumieniem. Bała się reakcji Konrada. Nabrała powietrza. I jeszcze raz. „No, powiedz to w końcu”, pomyślała. Jak? Po prostu. – Rozstałam się z mężem – wyrzuciła z siebie. Kamień z serca. Udało jej się!
W tym momencie Konrad spoważniał. Zaczął starannie dobierać słowa. – W porządku – powiedział. – Rozstałaś się z mężem, bo…? – A jak myślisz? – burknęła. – Okej, dobra, nic nie mów – poprosił Konrad. – Już wiem. Po kolei. Powiedziałaś… powiedziałaś mu o nas? – Nie musiałam – zaprzeczyła. – Sam się dowiedział. To znaczy może nie wszystkiego, ale… – Jak się dowiedział? – zapytał. Marianna wzruszyła ramionami. – Spotkał Natalię w centrum handlowym i… – zaczęła, ale Konrad jej przerwał. – Czy ty jesteś normalna?! – podniósł głos, jednak po chwili zreflektował się i wrócił do spokojnego tonu. – Wiedziałem, wiedziałem! Nie powinnaś jej o nas mówić! Ale ty byłaś jej taka pewna. – I nadal jestem – wtrąciła. – Natalia mu o niczym nie powiedziała. Po prostu spotkał ją, kiedy była na zakupach z moim synem i ze swoją córką, podczas gdy ja… ja byłam u ciebie. – To nie mogła siedzieć w domu?! – zirytował się. Mania spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie wiedziała, jakiej reakcji spodziewać się po Konradzie, ale na pewno nie takiej! Nie gniewu skierowanego w Bogu ducha winną Natalię! – Ty chyba żartujesz – nie wierzyła. – Masz pretensje do Natalii? Chyba zwariowałeś?! – Pomyśl sama! – powiedział Konrad. – Gdyby nie ona, nikt by się o nas nie dowiedział i wszystko byłoby w porządku. – W porządku? – powtórzyła jak echo. – Konrad, ja… Przecież musieliśmy się z tym liczyć! Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później zawsze wyjdzie na jaw. – Zawsze zyskalibyśmy trochę czasu – mruknął. – To bez sensu – zauważyła. – Natalia jest akurat ostatnią osobą,
którą możemy o cokolwiek obwiniać. – Twój mąż wie, że… ja to ja? – zmienił temat. – Nie rozumiem? – No, czy wie, kim jest twój kochanek?! – zirytował się. – Nie – przyznała. – Nie powiedziałam mu i nie mam najmniejszego zamiaru. – Co za beznadzieja… – mruknął pod nosem. – Słucham? – zdziwiła się Marianna. – Rozumiem, że sytuacja nie jest kolorowa, ale… – Nie jest kolorowa? – zdenerwował się Konrad. – Kurwa, a było tak dobrze! Zawsze coś musi się spieprzyć. Jeszcze mnie będziecie ciągać z tym twoim mężulkiem po sądach! – Po jakich sądach? – Mania nie rozumiała. – Jak to po jakich sądach? – kontynuował zirytowany. – Mój kumpel wpakował się w podobną sytuację. Mąż się dowiedział, a potem wezwali go w charakterze świadka na sprawę rozwodową! – U nas z pewnością nikt nawet nie pomyśli o tym, aby wskazać cię jako świadka – uspokoiła go. – Zarówno ja, jak i Paweł chcemy załatwić to ugodowo, głównie ze względu na dzieci. Zapadła cisza. Marianna była rozczarowana. Gdzieś w głębi duszy pragnęła, żeby Konrad na wiadomość o jej rozstaniu z mężem zareagował z entuzjazmem. Wiedziała, że to mało realne, ale chyba można marzyć. Było jednak gorzej, niż mogła przewidzieć. Konrad wściekł się i zaczął obwiniać wszystkich wokół, tylko nie siebie. – A miało być tak pięknie – rzucił kąśliwą uwagę, która trafiła prosto do serca Mani. – Możesz wyjaśnić, co masz na myśli? – zdenerwowała się. – Mańka, po latach znów się odnaleźliśmy. Ty odważniejsza niż kiedyś, na dodatek mężatka. Dla faceta to najlepszy z możliwych układów.
Zabolało, ale postanowiła być jak skała. Niewzruszona. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji. – No, ale jeszcze możemy to naprawić – zauważył. Przez chwilę w oczach Marianny wnikliwy obserwator mógłby dostrzec nadzieję. Bo przecież to zabrzmiało, jakby… jakby Konrad miał zmienić zdanie i wycofać wszystko, co powiedział wcześniej. – Co masz na myśli? – zapytała drżącym głosem. – Zostawmy wszystko tak, jak jest – wyjaśnił. – Tak będzie najlepiej. Twoja sytuacja rodzinna nie ma dla mnie większego znaczenia. – Czyli – chciała się upewnić, o co chodziło Konradowi – proponujesz, abyśmy zachowali obecny układ? Kontynuowali naszą znajomość bez zmieniania jej charakteru? – Właśnie tak. Ucieszył się, że Mania tak szybko zrozumiała. Spojrzała mu głęboko w oczy z nieukrywaną satysfakcją. A jednak będzie mogła rozegrać tę grę na swoich zasadach. Było jej przykro, ale nie zamierzała pozbywać się tego, co jej jeszcze pozostało. Dumy. – Obawiam się, że nie jestem zainteresowana – powiedziała najspokojniej w świecie. – Ale… – zaczął Konrad niepewnie, lecz urwał w połowie zdania. Patrzył z głupią miną na Mańkę. – Wszystko albo nic, kochany – rzuciła ironicznie. – Nie rozumiem? – Tym razem to on był na przegranej pozycji. – Nie zamierzam zadowalać się półśrodkami, ot co – wyjaśniła. – Nie jestem zainteresowana związkiem na pół etatu czy też romansem. Nieważne. Oboje wiemy, o co chodzi. Jestem atrakcyjną, inteligentną kobietą i zasługuję na o wiele, wiele więcej niż te marne ochłapy, które mi rzucałeś. – Którymi ty byłaś usatysfakcjonowana – zauważył złośliwie. – Owszem, byłam – potwierdziła Marianna. – Niczego nie zamierzam się wypierać. Jednak poprzedni układ przestał mi wystarczać.
– Masz dzieci – przypomniał jej. – Co w związku z tym? – zapytała. – Będzie ci bardzo trudno znaleźć faceta, który to zaakceptuje – zauważył. – Niezobowiązujący romans to wszystko, na co większość mężczyzn zdecyduje się w twoim przypadku. – Nie mam ciśnienia, żeby być z kimś w związku – odparła. – Więc o co ci właściwie chodzi? – zirytował się Konrad. – Najpierw wyjeżdżasz mi tutaj ze wspaniałymi ideami, wyrzekasz się półśrodków, żądasz, żebym zaangażował się w tę znajomość na całego, a potem stwierdzasz, że nie masz ciśnienia, żeby być z kimś w związku. Ty jesteś niestabilna emocjonalnie. Mania zachowała spokój. – To, że nie będę z tobą, nie znaczy, że muszę być z kimś innym – wyjaśniła. – Może kiedyś spotkam kogoś, kto w stu procentach będzie odpowiadał moim wymaganiom. – Twoim wymaganiom – powtórzył ironicznie. – A co ty masz do zaoferowania? Masz trzydzieści sześć lat, kiepską pensję i dwoje dzieci. Twoja piętnastoletnia córka upija się do tego stopnia, że zgarnia ją policja. Rzeczywiście, jesteś idealną partią. Faceci marzą o wychowywaniu obcych dzieci. Marianna wstała, ponieważ nie zamierzała dłużej tego wysłuchiwać. – Niektórzy ludzie wyznają zupełnie inne wartości niż ty – powiedziała gorzko. – Dla normalnych, dorosłych ludzi dzieci są źródłem radości. Czego miałabym wymagać od faceta, który rozstał się ze swoją partnerką, gdy ta zapragnęła urodzić mu dziecko? Że miałby się zająć obcymi podlotkami? Aby wychowywać dziecko, najpierw samemu trzeba przestać nim być. W ogóle się nie zmieniłeś przez te piętnaście lat. W ogóle. Nadal jesteś pieprzonym Piotrusiem Panem. Współczuję ci. Nie pozwoliła mu dojść do słowa. Obróciła się na pięcie i jak najszybciej wyszła. Zostawiła Konrada Morawskiego za sobą. I nie zamierzała patrzeć wstecz. Wsiadła do samochodu, odjechała kilkaset metrów, aby mieć pewność, że Konrad nie zauważy jej po wyjściu z kawiarni, i wybuchła płaczem. Zaryzykowała wszystko, co miała. I to dla kogo? Dla takiego zera! Dwudziestoletnia Marianna była o wiele, wiele mądrzejsza od swojej trzydziestosześcioletniej wersji. Ludzie z reguły z biegiem lat mądrzeją. Mańka była zaprzeczeniem tej teorii. Ona zgłupiała. Zgłupiała dla
pewnego faceta z przeszłości, którego miejsce było właśnie tam, skąd przyszedł. W przeszłości. 19 Nie mogła pozwolić sobie na rozpacz. Musiała odebrać syna z przedszkola. Otarła łzy i odpaliła silnik. Mateusz i Ania. Oni byli w tym momencie najważniejsi. Zadziwiające, że nie ubolewała nad kilkunastoma latami małżeństwa, a właśnie kilkoma tygodniami romansu. Stracone nadzieje – to one bolały najbardziej. Marianna zdążyła się przyzwyczaić do myśli, że jej związek z Pawłem był nieudany, tymczasem sprawa z Konradem była świeża. Zbyt świeża, żeby nie wiązać z nią planów na przyszłość. Nie zdążyła się jeszcze rozczarować. Zakończenie znajomości z Morawskim spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Niespodziewanie. Jaka była głupia! Przecież znała Konrada, słyszała o jego związku z Laurą, a przede wszystkim – o przyczynach ich rozstania. Sama była sobie winna. Życie wcale nie jest niesprawiedliwe. Dostajemy dokładnie to, na co sobie zasłużyliśmy. Skoro Marianna przez całe swoje życie nie potrafiła podjąć ostatecznej decyzji: Paweł czy Konrad, los zdecydował za nią. Nie potrafisz wybrać, zostaniesz sama. Piętnaście lat temu wyszła za Pawła, ale kiedy tylko dawna miłość pojawiła się na horyzoncie, nie potrafiła dochować wierności swoim wyborom. Przez cały czas wahała się, w końcu sytuacja poniekąd zmusiła ją do ślubu, ale ona i tak tkwiła w zawieszeniu. Może problem tkwił właśnie w niej, a nie w mężu? Obwiniała go przez wszystkie lata małżeństwa o wszelkie zło tego świata, a sama nie była pewna, czy człowiek, z którym się związała, był tym właściwym. Poddała się temu, co podsuwał jej los. Brała wszystko. Okazała się zbyt łapczywa, żeby zrezygnować z jednego z mężczyzn. Nie, ona musiała mieć ich obu. Dlatego została sama. Zatrzymała się przed przedszkolem. Spojrzała w lusterko. Z rozmazanym tuszem wyglądała jak miś panda. Nie chciała, aby syn zobaczył ją w takim stanie. Z pewnością szybko zorientowałby się, że płakała. Nie zamierzała obarczać go swoimi problemami. Jak na pięcioletnie dziecko i tak miał ich za dużo. Szybko doprowadziła się do porządku. Jeszcze raz oceniła swój wygląd w lusterku. Nie było rewelacyjnie, ale lepiej być już nie mogło. Wysiadła z samochodu i poszła odebrać Mateusza. – Pani Marianno, czy możemy chwilkę porozmawiać? – usłyszała, kiedy tylko pojawiła się w drzwiach. – Oczywiście – odparła. Zadrżała. Nauczycielka Mateusza rzadko prosiła ją o indywidualną rozmowę. Coś musiało się stać. Pani Kasia podeszła do Marianny. Szeptem rozpoczęła rozmowę. – Nie poznaję Mateusza – przyznała niechętnie. – Zaczął dokuczać dzieciom, szczególnie Bartkowi. Dzisiaj go uderzył. Mania spuściła głowę. Nie mogła dłużej się oszukiwać, że jej problemy małżeńskie pozostają bez wpływu na chłopca.
– Dziękuję, że mi pani o tym powiedziała. Spróbuję z nim porozmawiać. Mateusz… przechodzi teraz trudny okres. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale proszę zwrócić na niego większą uwagę. – Sama zauważyłam, że dzieje się z nim coś niedobrego – odpowiedziała pani Kasia. – Bardzo się zmienił. Nigdy nie był agresywny. – Porozmawiam z nim – obiecała Marianna. Zawołała syna. Mateusz ucieszył się na widok mamy, lecz zaraz zmarkotniał, kiedy zobaczył, że rozmawiała z nauczycielką. Podszedł niepewnie, przywitał się i pobiegł w stronę szatni. Marianna pożegnała się z panią Kasią i poszła za synem. Poczekała, aż chłopiec się ubierze, po czym wyszli z przedszkola. Podróż do domu upłynęła im w ciszy. Mania nie zamierzała rozpoczynać tej rozmowy w samochodzie, natomiast chłopca musiało męczyć poczucie winy. To było do niego niepodobne – wytrzymać dziesięć minut, nie odzywając się ani słowem. – Nie wolno bić – powiedziała Marianna zdecydowanym tonem, kiedy tylko wrócili do domu. – Nikt nigdy cię nie uderzył i wymagam od ciebie tego samego. W naszej rodzinie panują pewne zasady. Nie pozwalam ci tak traktować innych. Nigdy! Jeszcze raz powtarzam: nie wolno bić! Chłopiec spuścił wzrok. Był zawstydzony. Mania przez chwilę pomyślała, że powinna mu odpuścić, i tak był teraz w trudnej sytuacji, ale nie! Nie było przyzwolenia na bicie i musiała jasno postawić granice. – Dlaczego uderzyłeś Bartka? – zapytała już nieco łagodniejszym tonem. Mateusz nie odpowiedział. Nie potrafił spojrzeć na mamę. – Ciekawe, czy uderzyłbyś większego, silniejszego od siebie chłopca? – zasugerowała. Od razu pokręcił głową. – A właśnie! – podchwyciła Marianna. – To dlaczego uderzyłeś Bartka? – Nie wiem – bąknął chłopiec. – Chciałabym z tobą porozmawiać na ten temat, ale widzę, że ty
nie masz ochoty – zauważyła. – Idź do swojego pokoju, żeby przemyśleć swoje zachowanie, i wrócimy do tej rozmowy, kiedy będziesz gotowy. Aha! I nie wolno ci się bawić Lego Ninjago! Mateusz oddalił się ze łzami w oczach. Mańka automatycznie poczuła wyrzuty sumienia. Zawsze tak miała, kiedy chłopiec zaczynał płakać, gdy czegoś mu zakazała. Nie lubiła być surowa wobec swoich dzieci, ale czasem musiała. Zdarzały się sytuacje, kiedy trzeba było ostro zareagować. Marianna nie akceptowała przemocy i starała się to przekazać Ani i Mateuszowi. Wyjęła komórkę z torebki. Na wyświetlaczu zobaczyła nieodczytane powiadomienie. Pewnie dostała wiadomość, kiedy prowadziła. Odblokowała telefon. Esemes od Konrada. Zadrżała, kiedy wczytywała się treść wiadomości. Przez sekundę poczuła przypływ nadziei, ale szybko pozbyła się tego uczucia. Sama wybrałaś. Tylko potem nie chcę słuchać płaczu i lamentu! Podejrzewam, że będziesz tego żałować, ale wtedy przypomnij sobie, że ja chciałem dobrze. Ze złością rzuciła telefon. Chciał dobrze! Dobrze to mu się ją pieprzyło bez zobowiązań. Była wściekła. Na niego, na siebie, na Pawła, że się wyprowadził, na Natalię, że akurat musiała wtedy wpaść w sklepie na jej męża… Ale najbardziej jednak na siebie. Dopuściła do takiej sytuacji, pozwoliła, żeby zawładnęło nią pożądanie i głupie sentymenty. Jak mogła narzekać na swoje życie? Co jej w nim nie pasowało? Że mąż z nią nie chciał sypiać? Że nie podszczypywał jej ukradkiem? Że nie wyznawał miłości i nie przynosił kwiatów? Teraz wiedziała, czym są prawdziwe problemy. Została sama, z dwojgiem dzieci. Nawet jeśli Paweł będzie płacił alimenty, i tak będzie ciężko. Będzie musiała liczyć się z każdą złotówką. Ania chwilowo jakby się uspokoiła, ale zawsze mogła to być cisza przed burzą. Mateusz moczył się w nocy i zaczął być agresywny w przedszkolu. A to dopiero początek. Jeden wieczór w Paradise i jej życie przybrało nieoczekiwany bieg. Wybrała numer przyjaciółki. Dobrze, że miała Natalię. W trudnych chwilach zawsze mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki. – Halo, halo, sygnał SOS – powiedziała do telefonu, kiedy tylko usłyszała głos Natalii. – Jeszcze jestem w pracy, ale później będę do dyspozycji. Co się dzieje? – zapytała przyjaciółka. – Morawski mnie rzucił. A może to ja rzuciłam jego? Natalia westchnęła głośno. Miała ochotę powiedzieć: „A nie mówiłam?”, ale powstrzymała się. Obiecała, że wpadnie za dwie godziny, po czym się rozłączyła. Z pokoju wyłonił się Mateusz.
– Mamo, ja już nie będę – powiedział smutno chłopiec. – Chodź tutaj do mnie. – Marianna zachęciła syna, żeby podszedł do niej. – Czy powiesz mi teraz, dlaczego uderzyłeś Bartka? – Bo nie chciał budować ze mną z klocków – wyznało dziecko. – To nie jest powód, dla którego można bić innych – wyjaśniła. – Rozumiem, że byłeś zdenerwowany. Każdy ma prawo do złości, ale to nie tłumaczy takiego zachowania. Wiesz, że Bartkowi musiało być bardzo przykro, kiedy go uderzyłeś? – Wiem – potwierdził Mati. – Płakał. – No, widzisz – podchwyciła Mania. – Tym bardziej. Sprawiłeś mu przykrość. Czy przeprosiłeś kolegę? – Tak – rozpromienił się Mateusz. – To bardzo dobrze – pochwaliła go matka. – Ale nie chcę, abyś tak robił. Bartek jest dla ciebie dobrym kolegą, a to, że jest… hm, nieco słabszy od ciebie, nie daje ci prawa, aby wyładowywać na nim swoją złość. Pokiwał w milczeniu głową i obiecał poprawę. Marianna zaproponowała mu wspólne kolorowanie, co przyjął z wielkim zapałem. Była zadowolona, że mogła z nim spędzić trochę czasu. Kilkadziesiąt minut później do domu wróciła Ania, a zaraz za nią wparowała Natalia, ciągnąc za sobą Lilę. Wściekle głodna Ania rzuciła się na lodówkę, co przyjaciółka skwitowała uniesionymi brwiami. – Ostatnio podobno się odchudzałaś – zauważyła. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Natalia postanowiła nie drążyć tematu. Kiedy tylko Ania najadła się, wygoniła ją z kuchni i zawołała Mańkę. Mateusz z Lilianką bawili się w najlepsze w dziecięcym pokoju. – Może przejdziemy do salonu? – zaproponowała Mania. – Daruj sobie. – Przyjaciółka machnęła ręką. – Najlepiej siedzi się w kuchni. A twoja jest najprzytulniejszym miejscem na świecie. Kupiłam wino. – Wino? – zdziwiła się Marianna. – Sama nadałaś sygnał SOS, więc niby co miałam kupić? Wrócimy
z Lilą taksówką, ewentualnie prześpimy się u was. Po ostatniej wizycie moja córka nie mówi o niczym innym, tylko o tym, że spała z chłopakiem. Marianna parsknęła śmiechem. – Cała mamusia – zauważyła. – Ty sobie nie pozwalaj! Gdzie masz korkociąg? – zapytała przyjaciółka, otwierając po kolei wszystkie szuflady. – Okej, siedź, mam. Dobra, a kieliszki? – Mania wskazała górną szafkę. – W porządku. Tobie naleję podwójnie. – Ejże! – zaprotestowała pani domu. – Należy ci się – podsumowała Natalia. – Najpierw rozstałaś się z mężem, a teraz z kochankiem. Opowiadaj szybko, jak to się stało! Mańka przechyliła kieliszek z winem. Upiła solidny łyk, po czym drugi i trzeci. Dopiero wtedy mogła zacząć mówić. – Teraz, kiedy nie jestem już z Pawłem, przestałam być dla Konrada partnerką do wymarzonego układu – przyznała gorzko. – Zaczęłam wymagać. Postawiłam sprawę jasno: albo wszystko, albo nic. Chyba nie za bardzo mu się to spodobało. Wypomniał, że w wieku trzydziestu sześciu lat i z dwojgiem dzieci nie jestem idealną kandydatką do stałego związku. – A co ma wspólnego jedno z drugim? – spytała Natalia. Marianna wzruszyła ramionami. – Jak widać wiele – odparła. Zakręciła się jej łza. Zaczęła nerwowo mrugać, jednak nie była już w stanie jej powstrzymać. Pojedyncza łza wyrzeźbiła ślad na policzku. – Chyba nie będziesz teraz płakać! – oburzyła się przyjaciółka. – Chciałabym czasem nie mieć racji, ale niestety, po raz kolejny mogłabym powiedzieć: „A nie mówiłam”… No, już, nie rób takiej miny! Przecież mówię, że mogłabym powiedzieć, ale siedzę cicho. Morawski to wredny typ, niedojrzały palant w ciele dorosłego faceta. Tacy jak on się nie zmieniają. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – przyznała Mania. – Tylko myślałam… No dobra, miałam nadzieję, że się jednak zmieni. – Taaa – mruknęła Natalia. – Kolejna, która liczyła na to, że ocali faceta albo że go zmieni. Ja nie wiem, o co chodzi kobietom. Faceci radzą sobie całkiem nieźle i najwyraźniej nie potrzebują ocalenia, a kobiety na siłę chcą takim pomagać. Po co? Skoro nie zmienił się przez trzydzieści sześć lat, to
myślałaś, że w wieku trzydziestu siedmiu z poczwarki przeobrazi się w motyla? Dolała przyjaciółce wina. – Jestem idiotką. – Marianna bezradnie rozłożyła ręce. – Oj tam, nie ty pierwsza i nie ostatnia – zauważyła znajoma. – Mówi się trudno, żyje się dalej. Mania spojrzała na nią z niepokojem. Mówi się trudno, żyje się dalej. Tylko co to za życie? Janina nie poprzestawała w podejmowaniu prób przeprowadzenia rozmowy z córką. Zygmunt, oczywiście, nie podzielił się z żoną zdobytą wiedzą. Szalała z niepokoju. Na domiar złego rozstanie córki wpłynęło na spadek zainteresowania osobą jej matki. Już nikt nie dzwonił z pytaniem, jak się czuje. Starsza pani zatęskniła za tymi beztroskimi chwilami, gdy mogła do woli chorować i cieszyć się uwagą najbliższych. Marianna poniekąd pozbawiła ją tej możliwości. Ale ona nie zamierzała tak łatwo odpuścić. – Dzień dobry, kochanie – powiedziała do słuchawki. – A ty na dobre zapomniałaś już o starej matce?! – Mamo, co ty opowiadasz? – oburzyła się Mania. – Nie zapomniałam o tobie, oczywiście. Jestem zapracowana, poza tym samej z dwojgiem dzieci jest mi trudniej niż… – A właśnie! – przerwała jej Janina. – Gdybyś trzymała się męża, nie cierpiałabyś na brak czasu i mogłabyś zainteresować się schorowaną matką. – Mamo – rzuciła zniecierpliwiona. – Kiedy widziałyśmy się ostatnim razem, wyglądałaś kwitnąco. – Kwitnąco! – powtórzyła oburzona matka. – No cóż, skoro nie obchodzi cię to, że twoja matka jest już jedną nogą w grobie… – Z pewnością zainteresuje mnie ten fakt, kiedy już to nastąpi – powiedziała Mańka, zanim zdążyła się powstrzymać. – Coś takiego! – krzyknęła Janina. – Po raz kolejny traktujesz mnie impertynencko! – Mamo – przerwała jej Marianna. – Spieszę się po Mateusza do przedszkola. – A tak, tak. Dowiem się w końcu, co się stało, że postanowiliście z twoim mężem zaprzepaścić piętnaście lat wspólnego życia?
– Porozmawiamy o tym innym razem. – Innym razem, innym razem! Nie możesz mnie tak zbywać! Jestem twoją matką, mam prawo wiedzieć… – A ja mam prawo mieć swoje prywatne sprawy – wyjaśniła cierpliwie. – Naprawdę muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie niedługo. Paaaa! – przeciągnęła ostatnią samogłoskę, po czym rozłączyła się szybko. Miała już dość zmasowanego ataku ze strony własnej matki. Coraz częściej podziwiała tatę, który potrafił wytrwać przez tyle lat w związku z tą kobietą. W przedszkolu czekała na nią miła wiadomość. Wychowawczyni Mateusza zauważyła zmianę w zachowaniu chłopca. Zmianę na lepsze! Nadal stwarzał problemy, był niesforny, nie słuchał pani, rozpierała go energia, lecz Marianna wiedziała, że takie były wszystkie pięciolatki. Najważniejsze, że przestał być agresywny. Niestety w kwestii nocnego moczenia nadal nie było poprawy. Mańka zaciskała zęby i zastanawiała się, ile to jeszcze potrwa. Najgorszy był pozorny spokój. Chłopiec zdawał się kompletnie nie przejmować obecną sytuacją, a jednak istniał namacalny problem. Zbliżał się kolejny weekend, który dzieci miały spędzić z ojcem. Jednak Ania stanowczo odmówiła i wszystko wskazywało na to, że Mateusz pojedzie do Pawła bez siostry. Marianna dwoiła się i troiła, aby namówić córkę do wizyty u taty, ta jednak upierała się przy swoim. W końcu Mania skapitulowała. Zadzwoniła do męża i szczerze mu powiedziała, że Ania nie ma ochoty na spotkanie. – Szkoda, bo liczyłem na to, że spędzimy trochę czasu we troje, ale rozumiem, jest w takim wieku, że może już sama podejmować decyzję – stwierdził Paweł. Chociaż tyle. Do obecnych kłopotów nie chciała dokładać kolejnego, związanego z brakiem porozumienia z ojcem swoich dzieci. Ania nie miała ochoty spotykać się z tatą, lecz zaproponowała mamie wspólne spędzenie soboty. Marianna zareagowała na to z wielkim entuzjazmem. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio spędziła więcej czasu sam na sam z Anią. Potrzebowały tego. Po seansie w kinie poszły na kawę. Mańka z dumą wpatrywała się w swoją córkę. Odczuwała wręcz fizyczną przyjemność, że w końcu potrafią usiąść razem w kawiarni i napić się wspólnie cappuccino. Cudownie było mieć syna, lecz Mateusz nigdy nie będzie częścią świata zarezerwowanego tylko dla niej i Ani. Świata kobiet. Świata matek i córek. Odnosiła jednak wrażenie, że relacja z chłopcem będzie prostsza, mniej skomplikowana. Nie bez powodu mówiło się, iż największym wrogiem
kobiet są inne kobiety. Po powrocie do domu wyczerpana udała się pod prysznic. Miała zamiar szybko się wykąpać i jak najprędzej położyć się do łóżka. Tego dnia Mateusz nocował u ojca, więc od razu mogła pójść spać. Ania potrafiła zająć się sobą. Marianna starannie namydliła ciało. Przesuwała gąbką w okolicach biustu, kiedy nagle pomyślała, że od dłuższego czasu nie kontrolowała swoich piersi. Swego czasu miała taki nawyk, bo uważała samobadanie za niezwykle istotne. Zastanowiła się, kiedy ostatni raz sprawdzała, czy wszystko było w porządku. Pół roku temu? Rok temu? Zbyt dawno. Podniosła najpierw lewą rękę i prawą dłonią zaczęła dotykać piersi. Delikatnie naciskając, zataczała kółka wokół brodawki. Lekko ścisnęła sutek. W porządku. Zaczęła dotykać drugiej piersi. Nagle zamarła. Wyczuła niewielki guzek. 20 Marianna ponownie spróbowała połączyć się z ostatnio wybieranym numerem. Zdawała sobie sprawę, że było wcześnie i najprawdopodobniej jeszcze nikt nie zjawił się tego dnia w pracy, ale nie poddawała się. W końcu kwadrans po ósmej ktoś odezwał się zniecierpliwionym głosem. – Dzień dobry, Centrum Medyczne TransMed. W czym mogę pomóc? – Dzień dobry, Marianna Dulewicz – przedstawiła się. – Chciałabym zapisać się na pierwszy możliwy termin do doktor Boreckiej. To właśnie doktor Borecka prowadziła jej obydwie ciąże. Mania miała zaufanie do lekarki. Znała ją od kilkunastu lat. Kiedy ginekolog zmieniała miejsce pracy, ona przenosiła się wraz z nią. TransMed był już czwartą kliniką, w której przyjmowała pani doktor. Mania szczerze nienawidziła pracujących tam recepcjonistek. Zachowywały się, jakby były w pracy za karę. Odbierały telefony wedle własnego uznania, wtedy, gdy akurat miały na to ochotę. – W tym tygodniu nie ma już wolnych miejsc – usłyszała niemiły głos w słuchawce. – Mogę panią zapisać na przyszłą środę. – Nie mogę tyle czekać – powiedziała Marianna. – Sprawa jest pilna. Jestem pacjentką pani doktor od piętnastu lat. Wierzę, że znajdzie się dla mnie termin. Zadzwoniłabym do doktor Boreckiej na jej prywatny numer, ale jest wcześnie i… – Nazwisko – przerwała jej nieprzyjemna recepcjonistka. – Marianna Dulewicz – powtórzyła.
– Jutro na dziewiętnastą – wysyczała tamta. Mańka pomyślała, że pracownica kliniki wydaje dźwięki podobne do żmii. – Bardzo pani dziękuję – mruknęła ironicznie. – Proszę – odburknęła kobieta z recepcji i odłożyła słuchawkę. – Bardzo pani miła – powiedziała Marianna do siebie. Była z siebie zadowolona, że udało się jej tak szybko umówić na wizytę do ginekologa. Ale… co dalej? Odczuwała lęk na myśl o przyszłości. Ona już postawiła sobie diagnozę. Nie poszła jeszcze do lekarza, nie wykonała niezbędnych badań, ale już wiedziała. Była pewna! Rak. W pierwszej chwili miała ochotę schować głowę w piasek, udawać, że tak naprawdę niczego nie wyczuła w prawej piersi. Ale potem dotknęła guzka jeszcze raz. I jeszcze raz. I znowu. Był tam przez cały czas. Nie wydawało jej się. Marianna próbowała sobie przypomnieć, kiedy badała się po raz ostatni. Na pewno jeszcze przed wakacjami. A może przed wiosną? To chyba było zimą. Mieliśmy październik. Minęło wiele miesięcy. Jeśli to nowotwór, mogło być już za późno. Nie potrafiła myśleć optymistycznie. Nie w tym przypadku. Może gdyby podobna sytuacja spotkała koleżankę, sąsiadkę, znajomą czy kuzynkę, umiałaby znaleźć pozytywne strony. Ale kiedy sprawa dotyczyła jej, nie było już tak łatwo spojrzeć na świat przez różowe okulary. Postanowiła na razie nikogo nie informować o swoim odkryciu. Wiedziała, że na to przyjdzie jeszcze czas. Najchętniej położyłaby się do łóżka i przespała najbliższe dni, może tygodnie. Nie była dość silna, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoim problemem. Sama, bez wsparcia u boku. W przypływie słabości miała ochotę chwycić za słuchawkę, zadzwonić do Pawła i poprosić, żeby wrócił i pomógł jej przez to przejść. Nie mogła jednak tego zrobić. To byłoby egoistyczne z jej strony. Najpierw go zdradziła, a teraz, kiedy zostawił ją kochanek i zachorowała, miałaby błagać o pomoc? Nie miała prawa. Nie po tym wszystkim, co zrobiła. Ania zdążyła już wyjść do szkoły. Mateusz siedział cicho w swoim pokoju, prawdopodobnie czekając na nią. Mania starała się zmusić do tego, aby wyjść z sypialni i stawić czoła życiu. Przybrała sztuczny uśmiech i przebojowym – tak jej się wydawało – krokiem poszła do dziecka. – Czołem! – Nawet jej się wydawało, że zabrzmiała fałszywie. – A ty jeszcze w piżamie? – Co to znaczy „czołem”? – zapytał chłopiec. – To samo co „cześć” – wyjaśniła. – Taka forma przywitania.
Chodź, kochanie, umyjesz zęby. – Jestem jeszcze w piżamie, bo czekałem, aż mi naszykujesz ubranie i pomożesz ze skarpetkami – powiedział Mateusz. – W porządku, zaraz coś wymyślimy – odparła Marianna. – A ty, mamusiu, nie idziesz dziś do pracy? – zdziwił się. – Idę, kochanie. Dzisiaj jest dzień, w którym moja klasa zaczyna później lekcje, dlatego mamy więcej czasu i nie musimy tak pędzić. – Wtorek? – upewnił się Mateusz. – Środa – uśmiechnęła się kobieta. Od tego wymuszonego grymasu zaczynała ją już boleć twarz. Była zadowolona, że Ania wyszła z domu, zanim ona zdążyła wyłonić się ze swojego pokoju. Przed piętnastolatką trudniej było udawać niż przed pięcioletnim chłopcem, chociaż Mateusz z pewnością i tak wyczuł fałsz w głosie mamy. Dzieci są najlepszymi radarami emocji dorosłych, o czym Marianna wiedziała doskonale. Nagle w jej oczach wezbrały łzy i musiała szybko wyjść do przedpokoju. Przez lata małżeństwa z Pawłem do perfekcji opanowała grę pozorów. W ciągu ostatnich tygodni wydarzyło się tak wiele, że Marianna nie była w stanie zapanować nad emocjami. Była przerażona. Jeszcze do niedawna żyła w przekonaniu, że oto zawalił jej się świat. Teraz już wiedziała, że poprzednie problemy były niczym w porównaniu z sytuacją, w jakiej się znalazła. Tak to właśnie działało. Nie potrafimy docenić tego, co mamy, a zawsze… zawsze mogło być gorzej. Mania ze smutkiem myślała o najbliższej przyszłości. Czekała na wyrok. Przez cały czas w jej głowie była myśl: „A co, jeśli…”. Kto zajmie się dziećmi? Na kogo Ania i Mateusz będą mogli liczyć w trudnych chwilach? Przyszłość zaczęła mienić się w najróżniejszych odcieniach szarości i czerni. Tego dnia czekało ją zebranie z rodzicami. Nie było najmniejszego sensu, żeby wracała po lekcjach do domu, bo po chwili musiałaby pędzić do szkoły na złamanie karku. Paweł obiecał odebrać Mateusza z przedszkola, Ania ponownie odmówiła spotkania z ojcem. Mariannę zaczęło to martwić. Z jednej strony może dobrze, że Ania stała za nią murem, nawet jeśli własne zachowanie wydawało się jej niedojrzałe, ale z drugiej – Paweł był tatą Ani i dobrze by było, gdyby utrzymywała z nim kontakt. Córka jednak miała swój rozum i Mania nie mogła wpłynąć na zmianę jej decyzji. Podczas przerwy pomiędzy zajęciami zdobyła się na telefon do swojej matki.
– Cześć, mamo – przywitała się. – Nie mam zbyt wiele czasu, bo zaraz zaczynam lekcję, więc będę się streszczać. Czy masz jakieś plany na jutro? – A jakie ja mogę mieć plany, dziecko? – westchnęła teatralnie Janina. Cała matka. – Chciałabym cię poprosić, abyś została z Anią i Mateuszem – powiedziała i dodała szybko, bo wyczuła niepewność po drugiej stronie: – Tak, mamo, wiem, uważasz, że jesteś za stara, żeby zajmować się zbuntowaną nastolatką, ale najgorszy okres Ania ma już za sobą. Nie prosiłabym cię o to, gdybym nie musiała. Dzisiaj mam zebranie z rodzicami. Paweł zabiera Matiego i nie wypada mi wymagać od niego, żeby zajął się dziećmi także jutro – wyjaśniła pokrętnie. – A co takiego ważnego będziesz robić jutro? – dopytywała starsza pani. – Mam wizytę u Boreckiej – przyznała Mania. – U Boreckiej? – upewniła się Janina. – Co się dzieje? – Nic się nie dzieje, rutynowa kontrola – ucięła szybko. – I tak nagle umówiłaś się na rutynową kontrolę? – nie dowierzała Janina. – Byłam umówiona już dawno – skłamała Marianna – ale wyleciało mi z głowy. Zapadła cisza. Mańka była przekonana, że matka wyrazi zgodę, jednak ta lubiła potrzymać drugiego człowieka w niepewności, stąd to przedłużające się milczenie. W końcu Janina poddała się. – W porządku. O której masz wizytę? – zapytała. – O dziewiętnastej. – Ale późno – marudziła matka. – No nic, nie ma co dzieci ciągać po nocy. Poproszę ojca, żeby mnie do was przywiózł, a potem po mnie przyjedzie. Będę o osiemnastej. – Dziękuję, mamo! Jestem twoją dłużniczką. – Nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni – zauważyła Janina.
Marianna nie potrafiła skupić się na pracy. Była z siebie niezadowolona. Zazwyczaj dawała z siebie sto, a nawet dwieście procent, tymczasem przez ostatnie tygodnie była nieobecna myślami. Tego dnia osiągnęła apogeum roztargnienia. Prowadziła lekcję, ale gdyby ktoś zapytał ją o czym – nie potrafiłaby odpowiedzieć. Słuchała uczniów, ale tak naprawdę nie słyszała, co do niej mówią. Drżała na myśl o zbliżającym się zebraniu. Sześciolatki stanowiły niewielki problem w porównaniu z ich rodzicami, którzy prezentowali bardziej roszczeniową postawę. Nie pomyliła się. Kiedy już przekazała to, co miała do powiedzenia, i oddała głos zebranym, w sali zawrzało. – Dlaczego opowiada pani dzieciom o swoich problemach? – zapytała kobieta siedząca w lewym rzędzie. Mania kojarzyła, że była mamą małomównej Leny. – Słucham? Nie rozumiała, o co chodziło matce dziewczynki. – Podobno przychodzi pani na lekcje rozkojarzona i opowiada uczniom, że popełniła błąd, i dlatego jest smutna – sprecyzowała tamta. Mariannę zatkało. Nie przypuszczała, że niewinna rozmowa może okazać się problemem. – Proszę państwa – powiedziała po chwili. – Nie uważam, aby w tamtej pogawędce było coś niewłaściwego. Owszem, miałam wtedy gorszy dzień, co dzieci mogły zauważyć, ale kto ich nie miewa? – Nie każdy ma pod opieką dwadzieścioro dzieci – kontynuowała mama Lenki. – Swoje problemy powinna pani zostawiać za drzwiami tej sali. Kilka matek mruknęło ze zrozumieniem, jednak farsę szybko zakończył wąsaty mężczyzna siedzący nieopodal kobiety, która z taką zawziętością rozpoczęła temat. – Dajcie kobiecie spokój – powiedział głośno. – Moja Tosia jest zachwycona panią Marianną. Dzieci powinny umieć nazwać głośno swoje uczucia, a pogawędka zorganizowana przez nauczycielkę była w tym pomocna. – Przypuszczam, że pana córka nie opowiadała o całej sytuacji w domu – odbiła pałeczkę matka Leny.
– Ależ oczywiście, że opowiadała. Tosia z reguły dużo mówi. – Mania posłała mu uśmiech. – Z tego, co słyszałem, pani Marianna była smutna, dzieciaki to zauważyły, zapytały, co się stało, a nauczycielka pokrótce wyjaśniła im sytuację. Skorzystała z okazji i porozmawiała z uczniami o tym, co wywołuje smutek i jak go rozpoznać. Co w tym złego? – Naszym dzieciom odebrano rok dzieciństwa – przypomniała mu kobieta. – A teraz jeszcze nauczycielka urządza im tu łzawe sceny… – Z tym problemem proszę się zwrócić do naszego rządu, a nie do pani Marianny – zauważył rezolutnie ojciec Antosi. Mama drugiej dziewczynki prychnęła głośno, ale nie odezwała się już ani słowem. Chwilę później do głosu doszła młoda kobieta z drugiej części sali. – Dlaczego nasze dzieci muszą przechodzić na obiad do drugiego budynku? – zapytała. – Bo tam jest stołówka – odpowiedziała Mania całkiem logicznie. – To wiem – zirytowała się kobieta, którą nauczycielka w myślach szybko dopasowała do niewysokiego Wojtka. – Ale dlaczego to właśnie nasze dzieci muszą być pokrzywdzone? – Proszę państwa. – Marianna podniosła lekko głos. Nienawidziła zebrań z rodzicami. Z roku na rok byli naprawdę coraz gorsi. – Drugi budynek nie jest przystosowany do tak małych dzieci. Niestety w tej części nie dysponujemy stołówką, dlatego dyrekcja właśnie w ten sposób to zorganizowała. Zapewniam państwa, że dokładamy wszelkich starań, aby wasze pociechy były bezpieczne w drodze do sąsiedniego budynku i z powrotem. – Wczoraj pozwoliła pani wyjść dzieciom bez kurtek – kontynuowała tymczasem mama Wojtka. – Owszem – potwierdziła Marianna. – Na dworze było dwadzieścia stopni, a mieliśmy do przejścia pięćdziesiąt metrów. Niektórym dzieciom ubieranie się sprawia kłopot, dlatego… – Dlatego naraziła pani nasze dzieci na chorobę? – dokończyła za nią kobieta. – Ależ skąd! – zdenerwowała się. Miała dość tego spotkania i tej damulki. – Przecież tłumaczyłam przed chwilą, że było ciepło i mieliśmy do pokonania niewielki odcinek. Dzieci wyszły w bluzach, na pewno nie odczuwały zimna. – Na przyszłość proszę pozostawić tak ważne decyzje rodzicom –
zakończyła dyskusję matka Wojtusia. Marianna miała ochotę przetrzeć oczy ze zdumienia, ale uznała, że to byłoby niegrzeczne. Skąd brali się tacy upierdliwi ludzie? Wyszła ze szkoły po osiemnastej, kompletnie wyczerpana i bez sił. Jedyną pozytywną stroną zebrania było chwilowe zapomnienie o jutrzejszej wizycie u lekarza. Mańka poczłapała w stronę zaparkowanego na sąsiednim osiedlu golfa i ruszyła w stronę domu. Po raz pierwszy w życiu postanowiła wykorzystać urlop na żądanie. Nie chciała postawiać dyrekcji przed faktem, dlatego jeszcze z samochodu zadzwoniła do przełożonej, tłumacząc się nagłą sprawą rodzinną. Wróciła do domu chwilę przed dziewiętnastą. Z pokoju Ani dochodziła głośna muzyka. Marianna od razu skierowała się w tamtą stronę. – Dziecko, błagam, wyłącz to. – Stanęła w progu ze zrezygnowaną miną. – Głowa mi zaraz pęknie. Ania westchnęła teatralnie, lecz wykonała polecenie matki. – Dziękuję, jesteś wielka. – Mańka doceniła córkę. – Jadłaś coś? – Jadłam na mieście – wyjaśniła dziewczyna. Mania nie miała nawet siły dyskutować z córką. Zazwyczaj nie pochwalała śmieciowego jedzenia, jakie jadła Ania, ale tym razem odpuściła. Mruknęła coś niezrozumiale i wycofała się do swojego pokoju. Od razu padła na łóżko. Usnęła, kiedy tylko poczuła miękką poduszkę. Ze snu wyrwał ją odgłos pukania do drzwi. Rozejrzała się nieprzytomnie po sypialni. Przez okno zobaczyła, że na dworze zrobiło się już ciemno. Jęknęła głośno i wstała. – Odwiozłem Mateusza – zameldował Paweł, kiedy tylko otworzyły się drzwi. – Uhm. – Marianna ziewnęła głośno i przetarła oczy. – W porządku. Wejdziesz do środka? – Dziękuję, spieszy mi się. – Była ciekawa, gdzie chciał zdążyć jej mąż, ale nie odezwała się. A może to była tylko wymówka? – Dziękuję, że mogłem spędzić czas z Mateuszem. Czy Ania jest w domu? – Jest – potwierdziła. – Mógłbym się z nią tylko przywitać? – zapytał.
Pokiwała głową. – Ania! – krzyknęła. – Tata chciał się z tobą przywitać! – Cześć! – usłyszeli z głębi pokoju nastolatki. – Wyjdziesz? – zapytała Marianna. – Nie! – odpowiedziała dziewczyna. – W porządku – powiedział Paweł ze zrezygnowaną miną. Mańce zrobiło się go żal. Chciał tylko przywitać się z córką. – Ona… – zaczęła niepewnie. – Sam wiesz, przechodzi przez trudny okres i… – ucięła. – Jasne, rozumiem, nie musisz mi tego tłumaczyć – potwierdził, chociaż zdawał się być nie do końca przekonany. Zapadła cisza. W końcu Paweł zreflektował się, pożegnał szybko i poszedł. Mania powiedziała Mateuszowi, że bardzo boli ją głowa, szybko go wykąpała, zapytała, czy jest głodny, po czym poprosiła Anię, żeby zgasiła światło, kiedy jej brat już zaśnie. Marianna zasnęła w ubraniu. Nastolatka zdążyła się zorientować, że mama źle się czuje, dlatego zaproponowała, że przed szkołą zaprowadzi Mateusza do przedszkola. Marianna nie do końca była przekonana do tego pomysłu, ale zwyciężyła chęć wylegiwania się w łóżku. Tak naprawdę nie miała ochoty ani tym bardziej siły na nic innego. Z przerażeniem myślała o nadchodzącej wizycie u Boreckiej. Czas dłużył się niemiłosiernie. W końcu jednak, w okolicach jedenastej zasnęła. Obudziło ją uczucie głodu. Spojrzała na zegarek. Szesnasta! Mateusz! Nie odebrała go z przedszkola. Wybiegła z sypialni i nagle usłyszała głos dziecka dochodzący z małego pokoju. – Mateusz? Ania? Nie rozumiała, co się stało. W drzwiach pojawiła się głowa Ani. – Dzwoniłam do ciebie chyba z dziesięć razy. Już myślałam, że zginęłaś pod kołami samochodu albo w równie tragiczny sposób – zrelacjonowała dziewczyna. – Ale potem wykombinowałam, że rano źle się czułaś, więc pewnie śpisz. Każdy ma prawo do choroby. Pognałam
po lekcjach po Mateusza i przyszliśmy razem do domu. – Powinnam cię ozłocić! – zachwyciła się Marianna. – Jesteś genialna. To po mnie, oczywiście! – Oczywiście. – Ania uśmiechnęła się ironicznie. – Aha, mamo? – Tak? – Jesteśmy głodni – przyznała Ania. Mania roześmiała się. Pierwszy raz od kilku dni zaśmiała się szczerze. – Zaraz wam coś przygotuję – powiedziała. – A potem przyjdzie do was babcia, bo ja muszę jechać do lekarza. – Okeeej – zgodziła się nastolatka, w zabawny sposób przeciągając drugą samogłoskę. Po jej minie matka poznała, że dziewczyna wcale nie zakończyła rozmowy, tylko zastanawiała się, jak powiedzieć to, co miała w zamiarze. Nie pomyliła się. Ania zapytała: – Mamo, a co z tym twoim facetem? Marianna nie spodziewała się tego pytania. Posłała córce zabójcze spojrzenie, po którym Ania wycofała się do swojego pokoju. Nie miała siły gotować wymyślnych dań, więc po prostu przyrządziła zupę pomidorową. Od kiedy wyczuła w piersi guz, nie potrafiła cieszyć się smakiem jedzenia, lecz tym razem była tak głodna, że pochłonęła cały talerz. Ania i Mateusz również wyglądali na zadowolonych. Obydwoje uwielbiali pomidorówkę. Chwilę po szóstej rozdzwonił się domofon, a kilka minut później na trzecie piętro wdrapała się Janina, a w ślad za nią Zygmunt. – Pomyślałam… – zaczęła matka, łapiąc się za klatkę piersiową. – O Jezu, poczekaj, niech tylko złapię oddech! Te schody mnie kiedyś wykończą. To nie na moją kondycję! Pomyślałam, że po co ojciec ma tak jeździć, skoro może zaczekać tu na mnie? Chyba ci to nie przeszkadza? – zwróciła się do córki. – Ależ skąd! Jestem wam bardzo wdzięczna. Wchodźcie, wchodźcie! A ja muszę już lecieć! Droga do kliniki minęła jej szybko. Zbyt szybko. Przez dłuższą chwilę przez przednią szybę wpatrywała się w światła przychodni i miała ochotę zawrócić. Bała się tego, co usłyszy podczas wizyty. Swoją drogą, czy podczas rutynowego badania lekarz może potwierdzić lub wykluczyć możliwość nowotworu? Raczej nie. A więc to był dopiero przystanek. Pierwszy przystanek na długiej drodze.
Zdobyła się na to, żeby wysiąść z samochodu. Zamknęła drzwi i powoli, dostojnym wręcz krokiem ruszyła w stronę centrum medycznego. Zdecydowanym ruchem szarpnęła za klamkę i weszła do środka. – Dzień dobry, byłam umówiona do doktor Boreckiej na dziewiętnastą – poinformowała recepcjonistkę. – Nazwisko? – Marianna Dulewicz – przedstawiła się. Nagle pomyślała, że po rozwodzie z Pawłem będzie musiała wrócić do swojego panieńskiego nazwiska, którego szczerze nienawidziła. Marianna Stor. Brzmiało beznadziejne. – Tak. – Pielęgniarka odnalazła ją na liście. – Jest niewielki poślizg, więc będzie musiała pani chwilę poczekać. Mania przeszła do poczekalni. Szybko zorientowała się, że w kolejce przed nią jest jeszcze jedna kobieta. Marianna zmierzyła wzrokiem jej wielki, ciążowy brzuch. Po cichu zazdrościła wszystkim ciężarnym samego faktu bycia w tym stanie. W przeciwieństwie do większości jej znajomych uwielbiała być w ciąży. Wspominała ten okres z tęsknotą. Ciężarna weszła do gabinetu, a więc ona była następna w kolejce. Czekała, walcząc z myślami o ucieczce z tego miejsca. W końcu, po dwudziestu minutach, które wydawały jej się wiecznością, drzwi naprzeciwko otworzyły się i spod trójki wyszła uśmiechnięta kobieta, a raczej najpierw pojawił się jej brzuch, a dopiero później ona. Mańka czekała na wezwanie. W końcu usłyszała dobiegający z gabinetu znajomy głos doktor Boreckiej. – Pani Dulewicz! 21 Na drżących nogach weszła do gabinetu. Ginekolog nieśmiało uśmiechnęła się do Marianny, gestem zachęcając, żeby ta usiadła. Mania przywitała się z doktor Borecką i zajęła miejsce z drugiej strony biurka. Rozejrzała się wokół. W gabinecie wszystko było na swoim miejscu, w idealnym porządku, tak jak zapamiętała sprzed dwóch lat z ostatniej wizyty kontrolnej, na której robiła cytologię. Zmusiła się, żeby spojrzeć na lekarkę. – Pani Marianno, standardowe badanie i cytologia? – zasugerowała doktor Borecka. Marianna głośno przełknęła ślinę.
– Nie tym razem – powiedziała niepewnym głosem. – Co się dzieje? – zapytała ginekolog. – Przedwczoraj zauważyłam… – przerwała i zaczerpnęła oddechu. – Zauważyłam guza w prawej piersi. Lekarka spojrzała na nią uważnym wzrokiem. – Zaraz to sprawdzimy – powiedziała i wskazała jej fotel ginekologiczny. – Proszę rozebrać się od pasa w górę i położyć na fotelu, unosząc ręce. Mania wstała i bez słowa skierowała się w stronę parawanu. W ciszy zdjęła bluzkę oraz biustonosz. Położyła ubrania na krześle. Jej wzrok zatrzymał się na dłużej przy staniku. Wcześniej nie zauważyła, że tego dnia założyła bieliznę, którą miała na sobie podczas ostatniego spotkania z Konradem. Nie wiedzieć czemu, ta myśl przemknęła jej przez głowę właśnie w gabinecie. Konrad. Ciekawe, co robi? Czy już znalazł sobie kogoś? Marianna położyła się na fotelu i czekała na panią doktor. Ginekolog podeszła do pacjentki. Ze skupioną miną zaczęła dokładnie badać jej piersi. Zatrzymała się na dłużej przy miejscu, w którym kilka dni wcześniej Mania sama wyczuła guz. – Rzeczywiście, w prawej piersi wyczuwam niewielki guzek – przyznała. – To pojedyncza zmiana, na razie nie jestem w stanie więcej powiedzieć. Zaraz porozmawiamy. Proszę się ubrać i rozebrać tym razem od pasa w dół. Skoro już pani u mnie jest, przebadamy się również ginekologicznie i wykonamy cytologię. Mańka skrzywiła się. Ginekologa bała się chyba jeszcze bardziej niż dentysty, chociaż doktor Borecka badała bezboleśnie i delikatnie. Po chwili znowu leżała na fotelu, tym razem w biustonoszu i bluzce, za to naga od pasa w dół. Patrzyła w sufit, kiedy lekarka przeprowadzała badanie. Syknęła podczas pobierania materiału do cytologii. – W porządku, proszę się ubrać. Porozmawiamy o tej zmianie w piersi. Ginekologicznie jest wszystko w porządku, tradycyjnie już będziemy dzwonić, jeśli wynik cytologii okaże się nieprawidłowy. W razie braku kontaktu z naszej strony proszę się nie martwić. To znaczy, że wszystko jest w porządku. Marianna ubrała się i usiadła naprzeciwko lekarki. – Uważam, że na razie nie ma żadnych powodów do paniki – wyjaśniła pani doktor. – Oczywiście, musimy przyjrzeć się temu guzkowi z bliska, aby wykluczyć najczarniejsze scenariusze. Pracuję
w zawodzie od dwudziestu pięciu lat i w zdecydowanej większości przypadków takie zmiany nie okazują się złośliwymi nowotworami. Wymaga to dalszej diagnostyki, ale proszę być dobrej myśli. Marianna zignorowała dobre rady lekarki i skupiła się na tej części jej wypowiedzi związanej z „dalszą diagnostyką”. – Co mam robić? – spytała. – Następnym krokiem jest wykonanie USG – wytłumaczyła ginekolog. – Mogłabym pani wypisać skierowanie do poradni chorób sutka, ale… Zdaje sobie pani chyba sprawę, jak odległe są terminy i jak długo trzeba czekać na wizytę. Sugerowałabym wykonanie USG prywatnie. Mogę polecić doktor Hajducką. Przyjmuje w centrum, obok poczty. Nie znam dokładnego adresu ani numeru telefonu, ale z pewnością znajdzie pani dane kontaktowe w internecie. – Oczywiście, nie zamierzam czekać – przyznała Mania. – Czy po tym USG będziemy wiedzieć coś więcej? – Proszę wrócić do mnie z wynikiem USG – powiedziała Borecka. – Wtedy podejmiemy decyzję co do dalszej diagnostyki. – Ale… – zaczęła Marianna. Nie chciała wyjść z gabinetu bez konkretnej informacji. Chciała poznać odpowiedź. Teraz, zaraz, natychmiast! – Jak pani sądzi? Przecież miała pani do czynienia z przypadkami podobnymi do mojego. Co to może być? Doktor Borecka pokręciła głową. – Nie postawię teraz diagnozy – stwierdziła. – To jest niemożliwe. Jeśli jakikolwiek lekarz podczas jednej wizyty potrafiłby jednoznacznie określić, z jakim typem guza ma do czynienia… no cóż, nie powinien wykonywać tego zawodu. Mańka była niepocieszona. Cierpliwość nie była jej mocną stroną. Podczas ostatnich dwóch dni umierała z niepewności, nie potrafiła się skupić na niczym poza myśleniem o intruzie, który zamieszkał w jej piersi. Nie wyobrażała sobie kolejnych dni, tygodni, a może nawet i miesięcy stanu zawieszenia. No właśnie – ile to miało potrwać? – Kiedy będziemy wiedzieć więcej? – zapytała. – Jesteśmy w stanie postawić diagnozę w ciągu miesiąca, a może nawet szybciej – przyznała pani doktor. Miesiąca?!
Lekarka musiała czytać w myślach pacjentki, bo po chwili dodała: – Proszę jak najszybciej zrobić USG. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, w jakim tempie uda się wykonać badania. Po skończonej wizycie Marianna wsiadła do samochodu. Powinna była od razu wracać do domu, rodzice z pewnością czekali zniecierpliwieni, jednak potrzebowała wyrzucić z siebie całą złość i niepewność ostatnich dni. Istniała tylko jedna osoba, z którą mogła teraz porozmawiać o swoim problemie. Kiedy zatrzymała się pod blokiem Natalii, zadzwoniła do niej. – Jesteś w domu? – zapytała, znając odpowiedź, bo w oknach świeciło się światło. – Jestem – potwierdziła przyjaciółka. – Mogę przyjść? – Jasne, że tak! – Będę za minutę – rzuciła, po czym rozłączyła się. Wysiadła z auta i wcisnęła przycisk domofonu. Po chwili przyjaciółka otworzyła drzwi i Marianna wbiegła po schodach na pierwsze piętro. Natalia czekała już na nią. – Co się stało? – spytała przerażona. Marianna dzielnie walczyła ze łzami, w końcu jednak skapitulowała. – Mam raka – powiedziała i wybuchła płaczem. Natalia zbladła i poczuła uginające się pod nią kolana. Chwyciła przyjaciółkę pod ramię i wprowadziła do kuchni. Mańka osunęła się na krzesło i zaszlochała głośno. – To jest takie, kurwa, niesprawiedliwe! – załkała. Przyjaciółka odzyskała zdolność mówienia. – Jak to masz raka? To znaczy… jesteś pewna? Kto postawił taką diagnozę? Natalia z uwagi na zajmowane stanowisko miała spore znajomości w środowisku medycznym. Już się zastanawiała, do kogo skieruje przyjaciółkę.
– No właśnie jeszcze nikt! Marianna zawyła żałośnie. – Jak to nikt? O czym ty mówisz? – Wracam właśnie z przychodni. Byłam u Boreckiej… – To świetna specjalistka – przerwała jej Natalia. Mania machnęła ręką, sugerując, że to nieważne. – Mam czekać miesiąc na diagnozę – kontynuowała swoją chaotyczną opowieść. – Miesiąc! Przecież ja zwariuję! Nie umiem myśleć o niczym innym. – Zaraz, zatrzymaj się – poprosiła Natalia. – Nic nie rozumiem. Najpierw mówisz, że masz raka, a później, że musisz czekać miesiąc na diagnozę. To… wybacz, masz tego raka czy nie? – Nie wiem! – Marianna podniosła głos. – I chyba to w tym wszystkim jest najgorsze. Pieprzona niepewność! – Błagam cię, powiedz jeszcze raz, po kolei – upomniała ją przyjaciółka. Mania zmobilizowała się, żeby zacząć od nowa i po kolei opowiedzieć, co się stało. – Dwa dni temu wykryłam w piersi guzek – wyjaśniła. – Od razu zapisałam się do Boreckiej. Właśnie od niej wracam. Potwierdziła, że rzeczywiście coś tam jest, ale nie może jednoznacznie stwierdzić co. Kazała mi zrobić USG i wrócić z wynikami. – Wariatko, przez ciebie padnę na zawał! – powiedziała Natalia. – Nie masz żadnego raka! Przestań tak myśleć! – A co to może być innego? Mariannie opadły ramiona. – Jest mnóstwo innych możliwości, a ty od razu zakładasz najgorsze! – zrugała ją Natalia. – Ja tam swoje wiem – mruknęła Mania. Przyjaciółka przeprosiła ją na chwilę, po czym wyszła z kuchni.
Wróciła ze smartfonem. Nie patrząc w jej stronę, wybrała numer i w oczekiwaniu na połączenie przyłożyła telefon do ucha. Po chwili ktoś się odezwał. – Dzień dobry, panie doktorze, Trybulska z tej strony – przedstawiła się. – Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale sprawa jest bardzo pilna. Bliska mi osoba potrzebuje szybkiej diagnozy. Chodzi o USG guza w piersi. – Jej rozmówca musiał dojść do głosu, ponieważ Natalia zamilkła na chwilę. – Tak, tak… Właśnie pomyślałam o pana żonie i dlatego dzwonię… Dobrze, oczywiście, poczekam. W porządku, nie ma problemu. Tak, czekam. Nie będę jeszcze spała, proszę zadzwonić. Dziękuję, do usłyszenia! – Z kim rozmawiałaś? – spytała Marianna. – Z Hajduckim – wyjaśniła Natalia. – Jest chirurgiem, a jego żona… – Wiem – przerwała jej Mania. – Borecka mi ją poleciła. – Bo jest najlepsza – przyznała przyjaciółka. – Jedź do domu, zajmij się sobą i dziećmi. Zadzwonię, kiedy tylko Hajducki skontaktuje się ze mną. – Skąd go znasz? – Z pracy – odparła Natalia. – Boję się – przyznała bezradnie Marianna. Przyjaciółka nie chciała pokazać, jak bardzo przejęła się problemem zdrowotnym Mani, dlatego zaczęła szybko mrugać, żeby powstrzymać łzy. Nie mogła się rozkleić. Musiała być silna, żeby wesprzeć przyjaciółkę. Przez ostatnie tygodnie na jej głowę zwaliło się mnóstwo problemów. – Byłabyś głupia, gdybyś się nie bała – powiedziała. – To naturalna reakcja obronna organizmu. Każdy z nas chciałby jeszcze trochę pożyć. Ale w twoim przypadku jestem przekonana, że to potrwa nieco dłużej niż „trochę”! Głowa do góry, najważniejsze to szybko rozpoznać to paskudztwo i ewentualnie rozpocząć leczenie. – Sama nie wiem, co o tym sądzić – wyznała Mańka. – Czasem wydaje mi się niemożliwe, żeby to był rak. Przecież jestem taka młoda, mam dwoje dzieci i dla kogo żyć. Ale po chwili przypominam sobie, że to kurestwo nie wybiera. Młodość czy macierzyństwo nie są parasolem ochronnym przed żadnym nowotworem. – Pomogę ci przez to przejść. – Natalia mocno przytuliła przyjaciółkę. – Mówiłaś już dzieciom? – Zwariowałaś? – oburzyła się Marianna. – Po co miałabym im
o tym mówić? Żeby dołożyć im problemów? – Uważam, że mają prawo wiedzieć – stwierdziła przyjaciółka. – Może nie Mateusz, ale chociaż Ania… – Powiem im dopiero wtedy, gdy sama będę wiedziała coś konkretnego. Pożegnały się i Mania wróciła do domu. Było już dawno po dwudziestej. Marianna nie chciała wykorzystywać dobroci rodziców, dlatego spieszyła się do domu. Dopiero po chwili zorientowała się, że samochód, który ją wyprzedził, należał do Konrada. Serce zabiło jej szybciej. Próbowała dostrzec coś pod osłoną wieczoru. Czy był sam? Czy to wyobraźnia splatała jej figla, czy rzeczywiście dostrzegła cień na miejscu pasażera? Z kim mógłby podróżować o tak późnej porze? Tęskniła, chociaż wiedziała, że nie powinna. Tęskniła, ale sama nie potrafiłaby określić, za czym. Czy za poczuciem bycia dostrzeganą, pożądaną? A może za dawnym Konradem, jej miłością z młodości? Była jednak przekonana, co, a raczej kto nie był źródłem jej utęsknienia. Miała żal do niego za to, jak ją potraktował. Wprawdzie niczego sobie nie obiecywali, od początku ich relacja przypominała luźny, niezobowiązujący układ, lecz nie potrafiła mu wybaczyć sposobu, w jaki przerwał ich znajomość. Człowieka poznaje się nie po tym, jak zaczyna, a po tym, jak kończy. Konrad Morawski był chodzącym potwierdzeniem tej starej mądrości życiowej. Jednak osobą, do której miała największy żal, była ona sama. Dopiero dzisiaj, kiedy straciła wszystko, co miała, mogła z całą pewnością stwierdzić, że… wcale nie było tak źle. Przekonała się, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Mimo wszystko miała nadzieję, że wyczerpała limit nieszczęść. 22 Siedząca naprzeciwko niej kobieta zmierzyła ją wzrokiem przez oprawki okularów. Marianna sama nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że przygląda jej się z niechęcią. Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. Zaledwie wczoraj była u Boreckiej, a dzisiaj znalazła się w gabinecie kolejnej lekarki. Natalia zdecydowanie była cudotwórczynią. Przed kilkoma minutami doktor Hajducka zakończyła badanie. Teraz stukała zawzięcie w klawiaturę komputera, co jakiś czas przyglądając się groźnie pacjentce. Manię krępowała przedłużająca się cisza, jednak nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby powiedzieć, dlatego również milczała. Spuściła wzrok i wpatrywała się w czubki własnych butów. Należałoby dodać – zniszczonych i dawno niemodnych butów. Marianna, jak większość matek, w pierwszej kolejności inwestowała w dzieci. Mateusz rósł jak szalony, wszystkie ubrania z zeszłego sezonu były na niego za małe. A buty nosił o trzy rozmiary większe niż w zeszłym sezonie. Co prawda na Anię pasowały ciuchy z poprzedniego roku, ale w jej wieku zawsze jest zapotrzebowanie na coś nowego. Nowe spodnie, bo poprzednie już są niemodne, kolejne bluzki, bo przecież to obciach chodzić do szkoły cały czas w tych samych.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos drukarki. – Proszę, to opis badania – powiedziała doktor Hajducka, podając je kartkę. – Wszystko dokładnie opisałam. Marianna spojrzała na wydruk nieprzytomnym wzrokiem. – Ale… – zaczęła. – Co mi jest? Hajducka patrzyła jej głęboko w oczy. Miała tak przeszywający wzrok, że Mania musiała spojrzeć w inną stronę, bo nie wytrzymała naporu jej spojrzenia. – Guz lity o średnicy trzech centymetrów – wyrecytowała z pamięci. – Podlega dalszej diagnostyce. Konsystencja guza jest spoista. Może, ale wcale nie musi być złośliwy. Pacjentka zamarła. Z całej wypowiedzi lekarki usłyszała tylko „może być złośliwy”. Reszta była nieistotna. Włożyła opis badania do torebki, po czym wyszła bez słowa z gabinetu. Już w drzwiach zreflektowała się i bąknęła pod nosem ciche „do widzenia”. Wsiadła do samochodu i odpaliła silnik. Tępo wpatrywała się w widok za przednią szybą, ale tak naprawdę nic nie widziała. Wciąż słyszała słowa pani doktor. Może być złośliwy. Co teraz? Hajducka nie udzieliła jej żadnych wskazówek, nie powiedziała, jak dalej powinna postępować. Marianna była przerażona. Optymistyczne myślenie nie było jej najmocniejszą stroną, a teraz… Teraz, gdy lekarka otwarcie zasugerowała złośliwą naturę zmian w piersi, czy można było jeszcze spojrzeć na świat przez różowe okulary? Po kilku minutach zgasiła silnik. Nie była w stanie prowadzić, jednak musiała jak najszybciej wrócić do domu. Ania została sama z Mateuszem. Ania i Mateusz. Najpierw wyprowadził się ojciec, teraz ona będzie zmuszona ich poinformować, że świat znowu się zawalił. Mateusz powoli zaczął się przyzwyczajać do nowej sytuacji i przestał się moczyć w nocy. Już wszystko zmierzało w dobrym kierunku. A teraz? Jak przygotować dzieci na taką wiadomość? Mania wytarła łzy. Nie zauważyła, kiedy popłynęły. Niekontrolowane wyżłobiły ścieżkę na jej policzku. Były wyrazem bezsilności i strachu. Musiała wrócić do domu, do dzieci. Wiedziała, że nie będzie potrafiła skoncentrować się na prowadzeniu. Stanowiła potencjalne zagrożenie na drodze. Była roztrzęsiona i pogrążona we własnych myślach. Zadzwoniła do Natalii. Przyjaciółka chyba czekała przy telefonie, bo odebrała po pierwszym sygnale. – Powiedziała, że może być złośliwy – oznajmiła Marianna, nie
siląc się na powitania. Natalia zamarła, po chwili jednak odzyskała zdolność myślenia. – Co za pizda! – krzyknęła. – Jasne, że może być złośliwy, to chyba wiedziałyśmy jeszcze przed wykonaniem USG! Ale bez biopsji nie można mieć pewności, więc nie rozumiem, dlaczego tak powiedziała… – Sama mi ją polecałaś – przypomniała Mania. – Nieważne. Przyjedziesz po mnie? – Gdzie jesteś? – Pod gabinetem – odparła. – Nie jestem w stanie… Chyba nie powinnam prowadzić. – Jasne. Przyjadę po ciebie, a potem coś wymyślimy. Marianna rozłączyła się. Zawsze były ze sobą blisko, jednak to przez ostatnie tygodnie Natalia udowodniła, jaką jest wspaniałą przyjaciółką. Była zapracowaną samotną matką, a mimo to zawsze potrafiła znaleźć dla niej czas. Kiedy Mańka znalazła się w tarapatach, rzucała wszystko i podążała na ratunek. Dobrze było mieć blisko taką osobę. Nie zdawała sobie sprawy z upływającego czasu. Z zamyślenia wyrwała ją Natalia, pukając w szybę od strony kierowcy. – Wysiadaj – zarządziła. – Pojedziemy prosto do ciebie. – Przepraszam – szepnęła Marianna. – Pewnie masz inne zajęcia, praca, Lila… – Nie samą pracą człowiek żyje, a Lilka jest u swojego ojca – wyjaśniła Natalia. – Chodź, bo zaczyna padać! Mania spojrzała na okno. Rzeczywiście, na szybie widniały pojedyncze krople, których ona zdawała się nie dostrzegać. – A co z moim autem? – spytała. – Coś wymyślimy. Chodź, bo zaraz przemoknę do suchej nitki! – upomniała ją. Marianna pomyślała, że przyjaciółka czasem przesadzała. Padający deszcz można było spokojnie nazwać mżawką, a nie ulewą, ale
postanowiła tego nie komentować. Bez słowa wysiadła z auta i podążyła za Natalią w stronę zaparkowanego citroëna. – Dała ci chociaż jakiś opis tego badania? – zapytała Natalia, kiedy już siedziały w jej samochodzie. – Dała. – No, to pokaż mi! Marianna wyjęła z torebki kartkę, którą dostała od doktor Hajduckiej. Bez słowa podała wydruk Natalii. Przyjaciółka od razu zaczęła czytać. – No – mruknęła. – Czyli mamy pewność, że to guz o spoistej konsystencji, więc z pewnością nie torbiel. Właściwie to jest wszystko, co wiemy po tym badaniu. – Ale… – zaczęła Mańka, lecz Natalia szybko jej przerwała. – Nie ma żadnego „ale”! – podniosła głos. – Rozmawiałam dziś w pracy ze znajomą panią doktor. Wprawdzie jest lekarzem rodzinnym, ale wszyscy chyba kończą takie same studia. – Nie do końca, bo potem robią specjalizację i… – wtrąciła Mania, ale przyjaciółka znów nie pozwoliła jej dojść do głosu. – Daj mi powiedzieć! – zrugała ją. – Owszem, USG jest pierwszym krokiem w diagnostyce, ale to badanie jest niedoskonałe. Lekarze nie są w stanie ocenić charakteru zmian tylko w oparciu o wynik USG. – Powiedziała, że guz może, ale nie musi być złośliwy – oznajmiła Marianna. – A widzisz! – podchwyciła Natalia. – Może, ale nie musi! Nie wiem, po co w ogóle o tym wspominała, skoro nie ma takiej pewności… – W ogóle była dla mnie bardzo niemiła – zauważyła Mańka. – Hajducka jest specyficzna – przyznała przyjaciółka. – To bardzo dobry lekarz, ale i wredny człowiek. Mąż notorycznie ją zdradza, a ona we wszystkich kobietach widzi jego potencjalne kochanki. Ty dostałaś się do niej z polecenia małżonka, więc sama rozumiesz… Pewnie wzięła cię za jego kochankę. – Chyba żartujesz! – oburzyła się. – Mogłaś mi o tym wcześniej powiedzieć! – A co by to zmieniło? – zauważyła Natalia. – Nieważne! Teraz musisz zgłosić się z tym wynikiem do swojej ginekolog.
– To… – Marianna zamyśliła się. – Może zadzwonię do niej od razu? – No, jasne! Masz jej prywatny numer? – Tak. – To spróbuj zadzwonić na komórkę. Nie będzie problemu z przebiciem się przez wredną recepcjonistkę – zauważyła przyjaciółka. – Też chodzisz do TransMedu? – Nie – przyznała Natalia. – Ale przecież te wredne babska są wszędzie. Marianna uśmiechnęła się pod nosem. Sama była zaskoczona tym grymasem, który nagle wykrzywił jej twarz. Natalia prowadziła, a Mańka próbowała połączyć się ze swoją ginekolog. Już miała zrezygnować, kiedy usłyszała głos pani doktor. – Słucham? – Marianna Dulewicz z tej strony. Pani doktor, udało mi się zrobić USG… – Dzień dobry! – odpowiedziała lekarka. – Myślałam o pani! To wspaniale, że tak sprawnie i szybko to pani zorganizowała. Spotkajmy się po weekendzie. We wtorek jestem w TransMedzie. – Uch, obawiam się, że ciężko będzie mi się przebić przez panie w recepcji – przyznała Mańka. – Proszę powołać się na mnie – powiedziała Borecka. – Jeśli zaistnieje taka potrzeba, mogę przyjść pół godziny wcześniej lub zostać trochę dłużej. – Dziękuję pani bardzo. Zaraz spróbuję tam zadzwonić. – Pani Marianno, porozmawiamy we wtorek, ale… Co wykazało USG? – Guz lity o średnicy trzech centymetrów. Podlega dalszej diagnostyce – powtórzyła słowa Hajduckiej. Przełknęła głośno ślinę. – Porozmawiamy we wtorek – rzuciła pani doktor, po czym rozłączyła się.
Czy Marianna w jej głosie wyczuła smutek? Weekend. Co robić z wolnym czasem? Zdecydowanie wolałaby być teraz w pracy. Nie leżeć w łóżku i nie patrzeć tępo w ścianę. Czuła się zagubiona i… taka samotna ze swoimi problemami. O to jednak mogła mieć pretensje tylko do siebie. Usłyszała pukanie do drzwi. Dyskretnie otarła łzy. Do pokoju weszła Ania, ciągnąc za sobą upiorny smród perfum użytych w zbyt dużej ilości. – Mamo, umówiłam się z Kamilą na zakupy. Czy mogłabyś… – przerwała. – Mamo, czy ty płakałaś? Marianna zbyt późno i mało wiarygodnie zaczęła zaprzeczać. Córka jednak nie uwierzyła w jej tłumaczenie. – Ojciec ci coś powiedział? – próbowała zgadnąć Ania. – A może pokłóciłaś się z tym swoim? – Nie ma żadnego „mojego” – rzuciła. – Kochanie, naprawdę, nic się nie stało. – Nigdy nie umiałaś kłamać – stwierdziła nastolatka. – I kompletnie nie rozumiem, dlaczego to robisz, skoro zawsze nam powtarzałaś, żeby mówić prawdę, bo nawet najgorsza prawda jest lepsza od słodkiego kłamstwa. Rzeczywiście tak mówiła. Ale to było zanim… zanim prawda mogła zniszczyć życie jej dzieci. Jednocześnie Ania miała prawo wiedzieć, że wkrótce wszystko może ulec zmianie. Niekoniecznie na lepsze. – Mam trochę problemów zdrowotnych – bąknęła pod nosem. – To dlatego byłaś w czwartek u lekarza? – zapytała dziewczyna. – Tak – potwierdziła Marianna. – Właśnie dlatego… – Powiesz coś więcej czy mam się domyślać, o co chodzi? – Chciałabym zachować to dla siebie, zanim… zanim nie zrobię wszystkich niezbędnych badań. – To coś poważnego? – chciała wiedzieć Ania. Zapadła cisza. Mania chciała spojrzeć w oczy córki, ale nie potrafiła.
– Być może – wyszeptała. – Mamo, ale chyba nie umrzesz? – spytała Ania bez namysłu. Marianna wzruszyła ramionami. Każdy kiedyś umrze. Skąd miała wiedzieć, kiedy przyjdzie jej czas? – Mamo! – zawołała nastolatka. – To nie jest śmieszne! – Aniu – zaczęła spokojnym głosem. – Jestem w trakcie badań. Nic więcej nie wiem. – Ale co się dzieje? – panikowała córka. – Mam niewielki guz w piersi – powiedziała tyle, ile potrafiła. W oczach Ani wezbrały łzy. Guz. Dla niej również brzmiało to jak wyrok. Nie była głupia. Wiedziała, z czym może się wiązać choroba matki. – Ale… jak to guz?! – podniosła głos. – Jaki, do cholery, guz?! – Proszę cię, nie krzycz – próbowała ją uspokoić. – Mateusz jest zbyt mały, żeby to zrozumieć. Nie chcę go stresować, zanim nie poznam prawdy. Tobie też nie zamierzałam mówić, ale jak zawsze, mój Sherlocku, musiałaś się domyślić. Byłam u lekarza, zrobiłam już USG. Na razie nie wiem, jakie dokładnie są te zmiany. We wtorek mam kolejną wizytę. Przypuszczam, że… przypuszczam, że będę miała biopsję i wtedy dowiemy się, co dalej. – Chcę iść z tobą do tego lekarza! – wykrzyknęła Ania. Marianna przytuliła ją mocno. Od razu pożałowała wypowiedzianych słów. Ania sprawiała wrażenie młodej kobiety, jednak w głębi serca wciąż była małą, niewinną dziewczynką. Matka powinna była ją chronić przed światem, a tymczasem sama przyczyniła się do złamania jej serca. Głaskała ją cierpliwie po włosach, podczas gdy córka płakała jej w ramię. – Mamo, co to może być? – dopytywała. – Nie mam pojęcia – skłamała. Oczywiście, że miała pojęcie. Przeczytała mnóstwo publikacji na temat zmian w piersiach. W ciągu kilku dni dowiedziała się rzeczy, z których istnienia dotychczas nie zdawała sobie sprawy. – Musimy być dobrej myśli. – Ale… ale to może być rak? – drążyła Ania.
Mania nie odpowiedziała, tylko jeszcze mocniej przytuliła córkę. 23 Stała pod prysznicem i dotykała swoich piersi. Za każdym razem, gdy wyczuła pod palcami twardy guz, jej ciało przeszywał dreszcz. Łkała bezgłośnie. Tak bardzo się bała. Zaniedbała samobadanie na długie miesiące. A przecież wiedziała, że powinno się badać raz na cztery tygodnie. Sama namawiała matkę i koleżanki do regularnych badań! W każdym z mediów można było natknąć się na wzmiankę o profilaktyce raka piersi. Każdy wiedział, każdy widział, a jednak nie każdy pamiętał. Sama była tego najlepszym przykładem. Zaledwie dwa tygodnie temu znajdowała się w ramionach Konrada, a miała wrażenie, jakby dzieliły ją od tego wydarzenia całe lata świetlne. Dziś romans z Morawskim wydawał jej się najgłupszą z możliwych decyzji, był wynikiem niedojrzałości i skrajnej głupoty. Co miała na swoje usprawiedliwienie? Co powie w sali sądowej, kiedy sędzia zapyta o charakter jej związku z tym, z którym spotykała się przez kilka tygodni, zanim nastąpił całkowity rozpad małżeństwa z obecnym na rozprawie Pawłem Dulewiczem? Mój mąż nie chciał ze mną sypiać. Boże, to brzmiało tak trywialnie. Kim była, aby rzucać się do łóżka innego mężczyzny, tylko dlatego, że jej małżeństwo przechodziło kryzys? A może: Mój mąż przestał mnie dostrzegać? Mój mąż przestał mnie kochać? Bo przecież to było największą zbrodnią przeciwko małżeństwu. Brak miłości. Tylko czy… czy on naprawdę przestał ją kochać? Czy to właśnie nie miłość zobaczyła w jego oczach, kiedy oznajmiła mu, że ma romans? A przecież mogła po prostu zapytać. Nie wtedy, ale przez te wszystkie miesiące, może i lata. Mogła zadać proste pytanie: Czy mnie kochasz? Pomyślała o Pawle. Co musiał czuć, kiedy ona znalazła sobie innego? Czy podejrzenia zrodziły się w jego głowie stopniowo, a może nagle doznał olśnienia i zrozumiał przyczynę zmiany zachowania Marianny? Ania wymogła na niej obietnicę, że będzie mogła jej towarzyszyć u lekarza. Nastolatka miała czekać na Manię na korytarzu, przed gabinetem, ale matka i tak doceniała to, że córka chciała ją wesprzeć w trudnych chwilach. Teraz wyszła spod prysznica i zaczęła starannie wycierać swoje ciało. Nie zostało jej dużo czasu. Ania zawołała ze swojego pokoju, że jest już gotowa. Tego dnia Mateusza z przedszkola odebrała Janina. Marianna miała wpaść po syna po drodze od lekarza. – A może ty też powinnaś wybrać się do ginekologa na pierwszą wizytę? – zasugerowała Mańka, kiedy już jechały w stronę centrum medycznego. Ania wyraźnie się zaczerwieniła.
– A po co? – bąknęła pod nosem. Później nie wracały już do tematu. Zaparkowała pod centrum medycznym i razem z córką wysiadły z samochodu. Tym razem nie było kolejki. Mania zarejestrowała się w recepcji, po czym od razu poszła pod właściwy gabinet. Wzięła głęboki oddech. Ania mocno zacisnęła kciuki, podnosząc wysoko ręce tak, aby mama to zobaczyła. Marianna uśmiechnęła się nieśmiało do córki. Cichutko zapukała do gabinetu. – Proszę! – usłyszała. Powoli uchyliła drzwi. Borecka zaprosiła ją wzrokiem. – Dzień dobry – przywitała się Mania. – Pani Marianno, proszę usiąść. Przejrzymy opis badania ultrasonograficznego i postanowimy, co dalej robić – powiedziała doktor Borecka spokojnym głosem. Pacjentka skinęła głową. Wyjęła z torebki pomarańczową teczkę i podała lekarce wyniki, które dostała od Hajduckiej. Ta teczka przysporzyła jej nie lada problemu. Marianna miała w zwyczaju opisywać wszystkie teczki tak, aby bez trudu znaleźć niezbędne dokumenty i wiedzieć, co gdzie się znajduje. Mieszkanie, Kredyt, Umowy o pracę, Akty urodzenia dzieci. Tym razem jednak przez trzydzieści minut wpatrywała się w teczkę i nie wiedziała, co mogłaby tam wpisać. Guz? Choroba? Zrezygnowała z nadawania jej nazwy. Lekarka w milczeniu studiowała opis badania. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad czymś. W końcu odezwała się. – No cóż, skoro guz podlega dalszej diagnostyce, nie mamy innego wyboru, jak go porządnie zdiagnozować – uśmiechnęła się smutno. – Pani doktor, u której wykonywałam badanie, powiedziała, że guz może być złośliwy – wtrąciła Marianna. – Doktor Hajducka? – oburzyła się lekarka. – Coś takiego! Nie rozumiem, dlaczego przekazała pani taką informację. Proszę absolutnie się tym nie sugerować. O charakterze zmian w piersi będziemy rozmawiać dopiero wtedy, gdy uzyskamy wszystkie niezbędne wyniki badań.
Mania w milczeniu skinęła głową. W napięciu czekała na to, co jeszcze powie ginekolog. – Kolejnym krokiem będzie biopsja cienkoigłowa – kontynuowała pani doktor. Mania zadrżała. Biopsja? To brzmiało tak… tak groźnie. I cholernie poważnie. – Czy… czy to boli? – Zadała pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy. – Biopsja cienkoigłowa, jak sama nazwa wskazuje, wykonywana jest niewielką igłą o średnicy około pół milimetra, co minimalizuje stopień odczuwania bólu. Doświadczany dyskomfort można porównać do pobierania krwi – wyjaśniła Borecka. – Proszę się nie obawiać tego badania. Biopsja wykonywana jest pod kontrolą USG i jedyne, czego wymaga się od pacjenta, to brak ruchu podczas pobierania materiału. Zapadła cisza, podczas której Marianna analizowała informacje. Proszę się nie obawiać tego badania. Jasne. Podejrzewała, że lęk budzi w niej nie sama procedura, co wynik biopsji. – Wiele pacjentek unika tego badania – tłumaczyła dalej cierpliwie pani doktor. – Uważają, że lepiej „nie wiedzieć”, co jest ogromnym błędem, bo nawet jeżeli mamy do czynienia z nowotworem złośliwym, zmiany te są całkowicie wyleczalne we wczesnym stadium rozwoju. Trzeba tylko zrobić biopsję i czekać na wynik badania. Tylko tyle i aż tyle. – No właśnie – podchwyciła Mania. – Jak długo trzeba czekać na wynik? – Przeważnie od dziesięciu do czternastu dni – powiedziała lekarka. Mariannie nie spodobało się to, co usłyszała. Bała się, że zwariuje przez te dwa tygodnie oczekiwania na wyrok. Przecież to nieludzkie kazać ludziom tyle czekać! – Wypiszę pani skierowanie. – Borecka przerwała jej rozmyślania. – Mam do pani prośbę. Wiem, że w dzisiejszych czasach mnóstwo osób leczy się, korzystając z usług doktora Google’a, ale nie jest to bezpieczne. Wynik odbierze pani osobiście. Proszę potem do mnie wrócić. Biopsja jest badaniem specjalistycznym i interpretacja wyników wymaga wiedzy lekarskiej oraz znajomości konkretnego przypadku. – Oczywiście – zgodziła się Marianna.
Doktor Borecka podała jej skierowanie i zapisany na osobnej kartce numer telefonu wraz z adresem do ośrodka medycznego. – Myślę, że warto wykonać biopsję właśnie tam – zasugerowała. – Są bardzo dokładni, a poza tym charakteryzują się szybkością w działaniu, a chyba chodzi nam również o czas, prawda? Czy wypisać pani zwolnienie lekarskie? – Nie rozumiem. – Mania spojrzała na lekarkę nieprzytomnym wzrokiem. – Czy życzy sobie pani zwolnienie lekarskie na najbliższe dni? – wyjaśniła Borecka. – A skąd! – zaprzeczyła Mania. – Wolę pracować. Mam wtedy mniej czasu, żeby o tym wszystkim myśleć. Wyszła z gabinetu przytłoczona nadmiarem informacji. Przed drzwiami od razu dopadła ją Ania. Chciała koniecznie wiedzieć, czego się dowiedziała i co dalej z nią będzie. Marianna powtórzyła córce słowa pani doktor. – Muszę zrobić biopsję – wyjaśniła. – Wtedy będziemy wiedzieć już na pewno, co to za paskudztwo. – Kiedy masz zrobić tę biopsję? – dopytywała Ania. – Najpierw powinnam umówić się na konkretny termin. – Mamo, czy mówiłaś już dziadkom? – Dziewczyna zmieniła temat. – Nie. Proszę cię, nie mów im o tym. Znasz babcię. Mimo iż sama jest schorowana i źle się czuje, poszłaby na kolanach na pielgrzymkę do Częstochowy prosić w moim imieniu o pomyślne zakończenie sprawy. – Babcia wcale nie jest schorowana – podchwyciła Ania. – Uważam, że przeżyje jeszcze nas wszystkich. Marianna parsknęła śmiechem. Brzmiało to nieco sztucznie, jednak i tak była z siebie dumna, że udało się jej znaleźć coś pozytywnego w tej sytuacji. – Z czego się śmiejesz? – nie rozumiała córka. – Śmiesznie to brzmi w ustach piętnastolatki – wyjaśniła. Chwilę później zadzwonił telefon. To była Natalia. Mańka powtórzyła jej to, co dziesięć minut temu powiedziała córce, i rozłączyła się, bo nie potrafiła skupić
się na rozmowie podczas prowadzenia samochodu. Jeszcze wjedzie w tył samochodu któregoś ze swoich byłych facetów. Jakby miała ich w życiu wielu! Marianna miała ostatnio dużo szczęścia. Ktoś odwołał wizytę, zwolniło się miejsce, dzięki czemu już kilka dni później mogła poddać się badaniu. Borecka miała rację. Biopsja nie była bolesna. Pochylało się nad nią dwóch lekarzy. Jeden z nich, z wyglądu starszy od drugiego, wpatrywał się uważnie w monitor USG i instruował młodszego, skąd powinien pobrać materiał do badania. Marianna z przerażeniem pomyślała, że drugi mężczyzna dopiero się uczy i to właśnie ona jest jego królikiem doświadczalnym, ale lekarze szybko ją uspokoili, tłumacząc, że to u nich standardowa procedura. Jeden specjalista obserwuje guz, drugi – nakłuwa. Marianna syknęła cicho, kiedy igła wbiła się w jej ciało. Rzeczywiście, ból był porównywalny do tego odczuwanego podczas pobierania krwi czy zastrzyku. Kiedy jednak spytano ją o przebieg badania już po jego zakończeniu, nie miała wiele do powiedzenia. Była tak przerażona, że cały czas spędzony w gabinecie pamiętała jakby przez mgłę. Teraz zostało jej tylko czekać. Tylko albo raczej aż. Marianna po drodze do domu zrobiła zakupy. Postanowiła ugotować rosół. Tak, rosół! Miała ogromną ochotę na królową wszystkich zup. Przez ponad dwie godziny wywar bulgotał na małym ogniu. Zamieszała gotujący się w osobnym garnku makaron. Wyjęła durszlak, aby odcedzić tradycyjną krajankę. Nagle zorientowała się, że trzyma przez rękawice gar z rosołem, a raczej z jego pozostałościami, bo zupa… No cóż. Popłynęła do Wisły. Jednocześnie poczuła spływające po policzkach łzy i pieczenie w dłoni. Wściekła rzuciła garnkiem o ścianę, przystrajając białe płytki śladami z marchewki. – Kurwa mać! – wrzasnęła. A potem złapała to, co miała pod ręką, i cisnęła o podłogę. Jeszcze raz. I jeszcze! Osunęła się na podłogę i rozpłakała na dobre. W takim stanie zastała ją Ania, która właśnie wróciła ze szkoły. Zamarła w drzwiach wejściowych do kuchni. Takiego bałaganu jeszcze nie widziała w ich mieszkaniu! – Mamo – powiedziała cicho. – Co się stało? Marianna oprzytomniała. Rozejrzała się wokół i przekleństwo znów cisnęło się jej na usta, jednak powstrzymała ją obecność córki. – Przez przypadek odcedziłam rosół – wyjaśniła.
Jej odpowiedź zdziwiła córkę, lecz nie dała tego po sobie poznać. Pomyślała, że matka musi być w szoku po badaniu, więc postanowiła tego nie komentować. – Gdzie Mateusz? – zapytała. – Tata zaproponował, że go odbierze – wyjaśniła Mania. – Sama nie wiem, czy on przestał pracować, że nagle ma czas jechać po Mateusza do przedszkola? – Zabiera nas do siebie w weekend? – Nas? – zdziwiła się. Ania nie wykazywała żadnych chęci kontaktu z Pawłem. – No, w końcu wypadałoby się z nim spotkać – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. – No tak, wypadałoby – potwierdziła Marianna. Zapadła cisza przerywana odgłosami sprzątania. Próbowała zetrzeć ślady marchewki ze ściany. – Jak było na tym badaniu? – zapytała córka. – Rzeczywiście, nie bolało – mruknęła pod nosem matka. – No ale… Jak się czujesz? – Normalnie – odparła. – Jak w szkole? – Normalnie – zrewanżowała się nastolatka, lecz widząc minę mamy, szybko dodała: – Matematyczka oddawała dziś sprawdziany. – No i? – zachęciła ją Mania. – Czwórka z plusem! – powiedziała rozpromieniona. Matematyka nie należała do jej najmocniejszych stron. – Super! – ucieszyła się Marianna. – Jestem pod wrażeniem! Dziś miał być na obiad rosół, ale… Sama widzisz. – Nie przejmuj się, przecież już jadłam – przypomniała jej Ania. – Nie rozumiem, po co ty w ogóle gotujesz, skoro Mateusz ma obiady w przedszkolu, a ja w szkole.
– Chyba z przyzwyczajenia – przyznała zrezygnowana. – Kiedy wyniki? – Nastolatka zmieniła temat. – Za dwa tygodnie… Mania nie miała pojęcia, jak przetrwa czas dzielący ją od wykonania badania do odebrania wyników. Mateusz wrócił ze spotkania z ojcem smutny i przygaszony. Marianna poinformowała Pawła o wykazanej przez Anię chęci kontaktu. Rozpromienił się i obiecał, że przyjedzie po dzieci w najbliższą sobotę z samego rana. Od momentu, gdy wyprowadził się z domu, spędził z córką tylko jeden dzień, bo Ania jawnie bojkotowała „weekendy z tatusiem”, jak ironicznie nazywała dni, kiedy ojciec miał zabierać ją i Mateusza do siebie. – Czy w przedszkolu stało się coś złego? – zapytała synka Mania, gdy on bawił się właśnie najnowszym niszczycielem z kolekcji Lego Ninjago. Mateusz wydawał z siebie odgłosy walki, co chwila podskakując z czarnym wojownikiem Ninja w dłoni. – Nie – odpowiedział. – Czy ktoś ci zrobił przykrość? Chłopiec w milczeniu pokręcił głową. – A może tata powiedział ci coś niewesołego? Spojrzał na nią smutno swoimi wielkimi oczami. – Mamo, czy to prawda, że tata nie wróci już do domu? Marianna westchnęła. Słowa synka wywołały w niej podobną reakcję jak nóż wbity prosto w serce. Dziecko przeżywało swój dramat i to ona była w głównej mierze za niego odpowiedzialna. – Rozmawialiśmy już na ten temat – przypomniała mu. – Tata nadal bardzo kocha ciebie i Anię, ale nie kocha już mamusi i… – A właśnie, że kocha! – wykrzyknął z triumfem chłopiec. – Słucham? – Nie do końca zrozumiała, o co chodziło Mateuszowi. – Zapytałem go dzisiaj, czy cię kocha – zaczął swoją opowieść
podekscytowany. – Nie odpowiedział mi, ale zrobił taką dziwną minę. Ja się znam na tych sprawach! – To nie jest takie łatwe – przyznała niechętnie. Nie chciała mu robić przykrości, lecz nie zamierzała go również karmić fałszywymi nadziejami. – A właśnie, że jest! – upierał się Mati. – A ty, mamo, kochasz tatę? Synek zaskoczył ją tym pytaniem. Nie spodziewała się, że w tak bezpośredni sposób zapyta ją o tak trudne i skomplikowane sprawy. Zaraz jednak przypomniała sobie, że „te sprawy” zagmatwane były tylko dla dorosłych. Dla dzieci były proste. Albo się kogoś kocha, albo nie. Nie było innej możliwości. Marianna na chwilę zapomniała o obecności Mateusza. Odpłynęła myślami gdzieś daleko. Usilnie starała się znaleźć odpowiedź na zadane przez dziecko pytanie, ale nie potrafiła tak po prostu określić, co czuła do wkrótce byłego już męża. Czy go kochała? Nie. Tak. Może? Ale gdyby nadal go kochała, czy w ogóle pomyślałaby o zdradzie? Czyż to nie dowodziło jednoznacznie braku uczucia? – To są sprawy między mną a tatą – powiedziała niechętnie. Nie była zwolenniczką postawy rodzicielskiej w stylu „dzieci nie powinny interesować się problemami dorosłych”. Wiedziała, że obecna sytuacja w dużym stopniu wywierała wpływ również na życie Ani oraz Mateusza, ale nie miała siły prowadzić tej rozmowy. Nie w chwili, gdy odliczała dni i godziny do momentu, gdy dostanie wyniki badań. Jej myśli wciąż krążyły wokół biopsji. Nie potrafiła odłożyć tej sprawy na półkę. Przez cały czas czuła na karku jeżące się ze strachu włosy, gdy myślała o tym, jak bardzo zmieni się jej los i rodziny, kiedy wynik okaże się niepomyślny. Życie Marianny w ciągu minionych miesięcy wykonało kilka obrotów. Początkowo, zachłyśnięta odnowioną znajomością z Konradem, myślała, że jej los odmienia się właśnie na lepsze. Szybko zrozumiała, iż właśnie znalazła się na równi pochyłej, która niebezpiecznie szybko spycha ją w dół. Kiedy została sama z dziećmi, z jednej pensją, ze skromnymi alimentami, była przekonana, że gorzej już być nie może. Jak bardzo się pomyliła! Zrozumiała, że nawet najbardziej skomplikowane problemy można rozwiązać, jeśli tylko dopisuje zdrowie. Z każdej sytuacji jest wyjście, o ile pozwala nam na to kondycja i dobre samopoczucie. Choroba nie wybierała. Nie patrzyła na to, czy prowadzisz szczęśliwe, dostatnie życie, jesteś samotną matką dorastających dzieci, a może nie masz nikogo i nikt nie zapłacze po twoim odejściu. To cholerna loteria, w której każdy brał udział, niezależnie od wyrażanych chęci do walki i sił na wyzdrowienie. Marianna pamiętała histerię, jaka opanowała Polskę po śmierci popularnej i lubianej aktorki Anny Przybylskiej. Ania zostawiła troje dzieci. W udzielanych przed śmiercią wywiadach opowiadała o chęci przetrwania. Nie udało się jej. Kiedy przyszła wstrętna
kostucha, nie zapytała, ile miała dzieci i jak bardzo była potrzebna na tym świecie. Na to wezwanie każdy z nas musiał odpowiedzieć. Mania zadrżała. Nie chciała zostawiać swoich dzieci samych. Jeszcze tylu miejsc nie zdążyła im pokazać, nie poruszyła tak wielu istotnych spraw. Potrzebowała czasu, więcej czasu! W myślach złożyła obietnicę, postanowiła potargować się z przewrotnym losem. Błagam, jeśli wynik biopsji będzie dla mnie pomyślny i pozwolisz mi jeszcze trochę pożyć, przyjmę z pokorą wszystko, co dla mnie przygotowałeś. Nie będę narzekać, nie będę ranić moich najbliższych. Tylko, proszę, nie zabieraj mnie dzieciom. Niech to nie będzie cholerny rak… Cokolwiek, tylko nie to. Ujrzała zdziwione spojrzenie Mateusza. – Mamo, czy ty płaczesz? – Kiedyś przeczytamy wspólnie jedną książkę – powiedziała Marianna. – Co tam, nie kiedyś! Teraz. Zaraz! Powinnam mieć ją w naszej domowej biblioteczce. To piękna książka o chłopcu i dziewczynce, która nie płakała, tylko pociły jej się oczy. I właśnie teraz mnie też pocą się oczy. 24 Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w pustym mieszkaniu. Paweł zaraz po dziewiątej rano zabrał Anię i Mateusza do siebie na cały dzień. Zaczynała żałować, że wybrała zawód, w którym wszystkie weekendy miała wolne. Z przyjemnością pojechałaby teraz do pracy. Nawet na cały dzień. Cokolwiek, byle zająć myśli krążące niebezpiecznie wokół jednego tematu. Zaczęła czytać książkę, lecz nie potrafiła się skupić. Po chwili odłożyła ją na półkę. Za oknami siąpił deszcz. Postanowiła zaryzykować. Nie należała do wysportowanych osób. Miała słabą kondycję, ale nagle wpadł jej do głowy szalony pomysł. Otworzyła szafkę z butami i wyjęła dawno nieużywane adidasy. Włożyła dres, zamknęła drzwi i wybiegła z domu. Biegła przez długi czas, pokonując swoje słabości. Kiedy już nie miała sił, przystawała na chwilę, łapała oddech i wracała na swoją trasę. Nie podążała w żadnym konkretnym celu. Po prostu biegła przed siebie. Przyspieszyła. Szybciej, szybciej i jeszcze szybciej! Porzuciła wszystkie ograniczenia i poczuła przepełniającą ją nadzieję. Nagle uwierzyła, że jest w stanie zwyciężyć. Nie wiedziała, jaki będzie wynik biopsji, była jednak pewna, że nie podda się nawet wtedy, gdy guz okaże się złośliwy. Będzie walczyć i wygra! Dzisiejszy bieg był tego najlepszym dowodem. Uwierzyła, że ma siłę i, chociaż na co dzień nie uprawiała sportu, pokonała wszelkie zahamowania i pobiegła daleko przed siebie. Biegła, aż w końcu zatrzymała się pod mieszkaniem rodziców.
Była pod wrażeniem. Mieszkanie matki i ojca było oddalone ponad trzynaście kilometrów! Może to nie był maraton, ale przed samą sobą spisała się na medal. Zapukała do drzwi. Otworzyła zdziwiona Janina. – Mańka? Co ty tutaj robisz? Nie mówiłaś, że przyjedziesz! – powiedziała, nie wierząc własnym oczom. – Dziecko, ty jesteś cała przemoczona! Co ty masz na sobie? Przyjechałaś autobusem? – Nie – wydyszała Marianna. – Przybiegłam. Matka stanęła jak wryta. Dotknęła czoła córki. Tak samo robiła, gdy Mania była małą dziewczynką. – Co ci się stało? – spytała zaniepokojona. – Uwierzyłam, że mam siłę! – oznajmiła Mania, po czym weszła do mieszkania, żeby przywitać się z ojcem. Zygmunt nie okazał najmniejszego zdziwienia, widząc córkę w dresie, spoconą i przemoczoną do suchej nitki. Uśmiechnął się szeroko. – Pokonałaś biegiem cały dystans? – zapytał. – No, może nie biegiem, momentami truchtałam – przyznała Marianna, po czym oboje wybuchli śmiechem. Janina nie rozumiała zachowania córki i męża, dlatego machnęła tylko ręką i poszła do kuchni podgrzać zupę. Paweł przywiózł dzieci do domu wieczorem. Zamienił z Mańką zaledwie kilka słów w drzwiach, po czym – starym już zwyczajem – szybko wyszedł. Marianna wiedziała, że musi w końcu uzgodnić z mężem szczegóły rozwodu, ale postanowiła zrobić to po wynikach biopsji. Od tego badania wiele zależało. Ania przyznała, że miło spędziła czas, co ją ucieszyło. Nie chciała, żeby przez rozwód rodziców jej córka straciła kontakt ze swoim tatą. Sama była wychowywana przez wspaniałego ojca i wiedziała, jak ważna była jego obecność w życiu każdej dorastającej nastolatki. Mateusz chyba już zaakceptował nową sytuację. Czasem jeszcze próbował porozmawiać z Marianną na temat ewentualnego powrotu
ojca, ale szczerze mówiła synkowi, że nie ma na to większych szans. Marianna czekała na wyrok. Zerkając na kalendarz, widziała tylko jedną datę. Dzień, w którym miała odebrać wyniki. Udało się umówić na wizytę do doktor Boreckiej w tym samym terminie. A więc dostanie wynik biopsji, po czym pojedzie do swojej ginekolog, żeby poznać diagnozę. Podejrzewała, że będzie ją kusić, aby wcześniej poznać wynik decydującego badania, jednak postanowiła, że nie złamie się i otworzy kopertę dopiero w gabinecie. Nie miała specjalistycznej wiedzy na ten temat, dlatego wolała zaufać lekarce. W tych chwilach ogromnym wsparciem byli dla niej Ania oraz Mateusz, który wprawdzie nie wiedział o rozgrywającym się dramacie, ale pomagał samą swoją obecnością. Ania praktycznie zrezygnowała z popołudniowych wyjść i spotkań ze znajomymi. Marianna zachęcała ją, żeby nie porzucała swojego życia, jednak dziewczyna uparła się, żeby jak najwięcej czasu spędzać z matką. Próbowała odciągnąć uwagę mamy od biopsji i dnia, w którym miały poznać jej wyniki. Sama była przerażona, jednak nie dawała tego po sobie poznać. Godzinami oglądały razem durnowate komedie romantyczne i często chodziły na zakupy. Właśnie podczas jednej z takich wypraw, kiedy zabrały ze sobą Mateusza niezadowolonego z przymusowej rozłąki z Lego Ninjago, w centrum handlowym natknęła się na Konrada. Wpadli na siebie w drzwiach wejściowych. Mania nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek go spotka. W końcu udało im się mijać niepostrzeżenie przez piętnaście lat. Najwyraźniej jednak w tym roku los zgotował dla nich wiele przypadkowych spotkań. Konrad był sam. Pierwszy otrząsnął się z szoku, jaki wywołał w nim widok Marianny. Uśmiechnął się bezczelnie pod nosem, bąknął krótkie „cześć”, po czym poszedł w przeciwnym kierunku. Marianna wpatrywała się w oddalającą się postać przez dłuższą chwilę, aż poczuła, że ktoś ciągnie ją za rękaw. – Mamo, chodź! – prosił Mateusz. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Powoli wracała do rzeczywistości. – Już idziemy! – To był on, prawda? – zapytała Ania. – Nawet przystojny, chociaż odrobinę stary! – Jaki stary? – oburzyła się Mania. – Jest w moim wieku!
– Jaki on? – spytał synek. – Mamo, jaki on? – Znajomy – wyjaśniła. – Jaki znajomy? – nie odpuszczał chłopiec. – Oj, Mateusz! – zainterweniowała Ania. – Daj mamie spokój! Chodźmy już, bo im dłużej będziemy tutaj gadać, tym później zaczniesz się bawić Lego Ninjago. Argument siostry trafił do Mateusza. Zaczął pospieszać Manię i prosił, żeby jak najszybciej skończyli zakupy i wrócili do domu. Marianna kipiała ze złości. Wciąż miała przed oczami bezczelny, nieco ironiczny uśmieszek Konrada. Nie podobało jej się takie zachowanie. Potraktował ją jak pierwszą lepszą, a przecież… Nagle zrozumiała. Przez te wszystkie lata do znajomości z Konradem dorabiała ideologię, której nie było. Wierzyła w porozumienie dusz, wielką miłość, niesłabnące uczucie, a tymczasem chyba rzeczywiście była dla niego pierwszą lepszą. Zniszczyła swoje małżeństwo. Przez ten czas, kiedy była żoną Pawła, wciąż nie mogła zapomnieć o Konradzie. Czasem zastanawiała się, co by było, gdyby wtedy nie zaszła w ciążę i nie wyszła za mąż. Teraz już znała odpowiedź na to pytanie i wcale jej się nie podobała. Żałowała, że tak łatwo rzuciła się w ramiona dawnej miłości. To nie było jej życie. W swoim życiu była żoną Pawła oraz matką Ani i Mateusza. Może jej małżeństwo nie było do końca udane, może w pewnym momencie się pogubili, ale Paweł nigdy nie traktowałby jej jak pierwszej lepszej. Tego była pewna. Siedziały z Natalią na kanapie i obserwowały bawiące się dzieci. Każda z nich była pogrążona w swoich myślach. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Właśnie to było najpiękniejsze w dojrzałej, mądrej przyjaźni – mogły ze sobą milczeć i nie czuły związanego z tym skrępowania. W końcu z zadumy wyrwała się Marianna. – Natknęłam się na Konrada w centrum handlowym. Przyjaciółka się ożywiła. – O kurde! No i jak? Rozmawiałaś z nim? – Ależ skąd – przyznała Mania. – Obdarzył mnie ironicznym, pełnym pogardy uśmieszkiem, rzucił „cześć” i poszedł w drugą stronę. – Palant – skwitowała Natalia. – Żałuję – wyszeptała Mańka, chyba bardziej do siebie, ale Natalia
usłyszała cicho wypowiedziane słowo. – Słucham? – Miałaś rację – powiedziała Mania. – Miałaś cholerną rację. Miejsce takich facetów jak Konrad jest daleko w przeszłości. Bezpowrotnie. – I teraz, oczywiście, na usta samo ciśnie się nieśmiertelne „a nie mówiłam?”, ale nie będę cię teraz gnębić. – Mówiłaś, mówiłaś… Przez piętnaście lat żyłam fałszywym wspomnieniem. Konrad był poniekąd przez cały czas obecny w moim małżeństwie. Teraz to zrozumiałam. Żałuję, że nie dałam Pawłowi szansy się wykazać, tylko przez cały czas porównywałam go z innym. W tym zestawieniu zawsze był na przegranej pozycji, bo ja… Ja nie konfrontowałam go z rzeczywistym człowiekiem, tylko z moimi wyobrażeniami o nim. – I co teraz zamierzasz? – zapytała Natalia. – A co ja mogę? – zauważyła Marianna. – Nie dałam mu żadnej szansy, potrafiłam mieć tylko pretensje o to, że mnie nie dostrzega, że źle traktuje, że… A co ja mu takiego dawałam w zamian? – Myślę, że jesteś dla siebie zbyt krytyczna – powiedziała przyjaciółka. – Faktycznie, oboje popełniliście mnóstwo błędów, ale nie możesz teraz obwiniać się o całe zło tego świata. Może jeszcze nie wszystko stracone? Mania w milczeniu pokręciła głową. Wydarzyło się zbyt dużo złego, żeby można było to jeszcze jakoś sensownie poskładać. – Serce mi pęka za każdym razem, gdy Mateusz pyta, czy jest jakaś szansa, że tata wróci do domu, i gdy widzę, jak Ania odpycha ojca. Ona uważa, że musi dokonać wyboru pomiędzy jednym z rodziców. A przecież nadal ma nie tylko mamę, ale również tatę… – Dzieci zawsze cierpią podczas rozwodu rodziców. Nasza w tym głowa, aby przeprowadzić je przez to jak najmniej boleśnie – przyznała Natalia i za chwilę zmieniła temat. – Kiedy odbierasz wyniki biopsji? – W czwartek. – Boisz się? – Jak cholera!
– Musi być dobrze. Nie ma innej opcji! – pocieszyła ją. – Niezależnie od wyniku, postanowiłam, że nie dam się tak łatwo zniszczyć temu cholerstwu – stwierdziła Mańka. – I właśnie o to chodzi! W końcu jesteś sobą! – A co, jeśli… – zaczęła Marianna, ale Natalia nie pozwoliła jej dokończyć. – Nie ma żadnego „jeśli”! Będzie dobrze i tyle. Tego się trzymamy – przekonywała przyjaciółkę. Tak. Tego się trzymamy. 25 Tego dnia obudziła się wcześnie. Tak właśnie w myślach nazywał się dzień, w którym miała odebrać wyniki biopsji. Ten Dzień. Dzień, który wszystko zmieni albo pozwoli uratować jej podupadającą rzeczywistość. Bez względu na to, jaki miał być wynik badania, wiedziała, że już nic nie będzie takie samo. Ostatnie tygodnie zmieniły ją bezpowrotnie. Pokręciła się trochę po domu, przygotowała śniadanie dla siebie i dzieci, jednak nie była w stanie niczego przełknąć. Wypiła kilka łyków kawy, po czym odwiozła Anię do szkoły, a Mateusza do przedszkola. Córka nie odzywała się ani słowem podczas podróży. Była zła na mamę. Marianna kategorycznie zaprotestowała, kiedy zamierzała zrobić sobie wolne od szkoły i towarzyszyć matce. Ania miała ważną klasówkę z matematyki. Marianna była wdzięczna córce za wsparcie, które jej ofiarowała, lecz tego dnia była nieugięta. Ania zmuszona była pójść do szkoły i napisać sprawdzian. Mania wróciła do domu i czekała w napięciu na chwilę, kiedy będzie mogła pojechać do kliniki, żeby odebrać wyniki. Nieustannie zerkała na zegarek, lecz miała wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Zupełnie inaczej odczuwała upływ czasu. W końcu wybiła czternasta. Wychodząc z domu, pomyślała jeszcze, że wróci jako zupełnie inny człowiek, pogrążony w rozpaczy bądź euforii. Zapomniała kluczyków. Wróciła, usiadła i policzyła do dziesięciu. Nie była przesądna, lecz tego dnia wolała nie zapeszać. Ania obiecała, że odbierze Mateusza z przedszkola i razem wrócą do domu. Marianna nie musiała się spieszyć. Drżącymi rękami zamknęła drzwi i zeszła na dół. Szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu, gdy nagle, kątem oka zauważyła mężczyznę idącego w jej kierunku. To, co przykuło jej uwagę, to znajomy chód. Zatrzymała się, spojrzała w lewo i… Oniemiała, bo zobaczyła osobę, której kompletnie nie spodziewała
się ujrzeć tego dnia. – Co ty tutaj robisz? – spytała zaskoczona. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Bo… rozstaliśmy się przecież… Wyprowadziłeś się. – Marianna nie potrafiła zebrać myśli. – Jesteś matką moich dzieci – zauważył Paweł. – A w świetle prawa nadal pozostajesz moją żoną. Czy ci się to podoba, czy nie, jesteśmy rodziną. Spędziłem z tobą ostatnie piętnaście lat i… myślałem, że będę pierwszą osobą, do której zwrócisz się w takiej sytuacji. – Ja… – Mania nie wiedziała, co powiedzieć. – Oczywiście, masz rację, ale… Myślałam, że cię to nie interesuje. Przecież… stało się wiele złego i… – To nie myśl – przerwał jej. – Wsiadaj. Zachęcił ją, żeby podeszła do jego samochodu. Mańka nie zrozumiała. – Ale… jak to mam wsiadać? Nie mam teraz czasu na rozmowy. Muszę jechać po… – Po wyniki biopsji – dokończył za nią. – Wiem o wszystkim i mam zamiar pojechać tam z tobą. Marianna stała bez ruchu na środku ulicy. – Spóźnimy się – zauważył Paweł. – Ale… skąd… – Wszystko wyjaśnię ci po drodze. Wsiadaj – nakazał Paweł władczym tonem. Posłusznie wykonała polecenie obecnego jeszcze męża i wygodnie rozsiadła się na przednim siedzeniu pasażera w samochodzie. Pomyślała, że to nawet dobrze się składa, bo była rozkojarzona i bała się prowadzić. Paweł wsiadł do auta i bez słowa ruszył z osiedlowego parkingu. Mania odzyskała zdolność myślenia. – Czy możesz mi wyjaśnić, skąd… skąd się tutaj wziąłeś? – spytała.
– Ania mi o wszystkim powiedziała. No tak. Mogła się domyślić. Nagła chęć dziewczyny do spotkań z ojcem powinna wydać jej się dziwna. – O wszystkim… To znaczy? – O wszystkim – uciął dalszą dyskusję. – Chciała z tobą jechać po te wyniki, ale uparłaś się, żeby poszła do szkoły. Ania nie chciała, żebyś była sama tego dnia, więc zadzwoniła do mnie. Prawdę mówiąc, miałem zamiar z tobą porozmawiać, kiedy tylko się dowiedziałem, ale nasza córka zabroniła mi wspominać, że cokolwiek wiem. – I co teraz? – zapytała Marianna. Nadal nie do końca rozumiała sytuację, w jakiej się znalazła, jednak powoli zaczęło się przejaśniać w jej głowie. – Jadę z tobą po wyniki biopsji – zauważył całkiem słusznie Paweł. – O mój Boże… Nie spodziewałam się, że cię dzisiaj spotkam – mruknęła Mania. Przypomniała sobie u umówionej wizycie. – Później muszę jechać z tymi wynikami do lekarza. – Wiem – przyznał. – Zamierzam iść tam z tobą. To znaczy, oczywiście, jeśli chcesz. Gdybym wiedział wcześniej… W głowie mi się nie mieści, że musiałaś przez to przejść sama! Dowiedziałem się kilka dni temu, kiedy było już po badaniu i czekałaś na wyniki. Nagle wszystko wydało jej się łatwiejsze. Być może miała raka, ale będzie przy niej ktoś, kto pozwoli jej się otrząsnąć z pierwszego szoku i porozmawiać z lekarzem o konkretach dotyczących leczenia. A to było bardzo ważne. Podjechali pod klinikę, w której Marianna wykonywała biopsję. Ramię w ramię weszli do ośrodka. Mania poinformowała recepcjonistkę, w jakim celu przyszła, i już po chwili trzymała białą kopertę. Kopertę, w której był zapisany jej dalszy los. Wrócili do samochodu. Marianna położyła kopertę na desce rozdzielczej. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w nią, jakby była bombą, którą należy rozbroić. – Na którą jesteś umówiona u lekarza? – Paweł przerwał ciszę. – Na szesnastą. Spojrzał na zegarek. – Mamy jeszcze chwilę, ale mogą być korki, więc może lepiej wyruszmy już teraz. Lepiej być wcześniej, niż się spóźnić – zauważył, a Marianna przytaknęła.
Nie dostrzegała widoków za oknem, nie widziała zerkającego na nią Pawła. Jej uwaga była maksymalnie skupiona na leżącej naprzeciwko kopercie. Jednocześnie tak bardzo chciała ją otworzyć i pragnęła odwlekać tę chwilę w nieskończoność. Znalazła w sobie siłę, żeby podjąć walkę z chorobą, obiecała sobie, że nie podda się tak łatwo, nawet jeśli zmiany w piersi będą złośliwe. Bardziej przerażał ją ten jeden krótki moment, gdy usłyszy diagnozę, niż to, co miało się wydarzyć później. Miała moc, żeby żyć dalej z wyrokiem, jednak nie dysponowała siłami, żeby usłyszeć ten werdykt. Zorientowała się, że Paweł zaparkował pod przychodnią, w której przyjmowała doktor Borecka. A więc to już. Dojechali bez korków, byli nawet chwilę przed czasem. – Na pewno chcesz, żebym tam z tobą wszedł? – upewnił się. Marianna skinęła głową. Przed nimi w kolejce była tylko ciężarna kobieta i towarzyszący jej mąż. W czasach, gdy rodziła Anię, obecność mężczyzny w sali porodowej czy w gabinecie ginekologicznym nie była powszechna. Mówiąc wprost – faceci nie mieli tam wstępu. Na szczęście dużo zdążyło się zmienić, więc kiedy na świat przychodził Mateusz, Paweł mógł być przy porodzie. Teraz z nostalgią wspominała chwile, gdy mąż towarzyszył jej podczas badań USG u doktor Boreckiej. Tik-tak, tik-tak. Wielki zegar tykał głośno, odmierzając czas do chwili, gdy Marianna usłyszy swój wyrok. Z minuty na minutę była coraz bardziej spanikowana. Nie musiała nic mówić, Paweł spędził z nią pół życia, wiedział, jak bardzo była zdenerwowana. Chwycił ją mocno za rękę i nie puścił. Do gabinetu weszli razem, trzymając się za dłonie. Tak jak pięć lat temu, kiedy Mania była w ciąży. Doktor Borecka również była spięta. Mania wyczytała to z jej twarzy. Przywitała się, po czym od razu sięgnęła po kopertę, którą wyciągnęła w jej stronę Marianna. Nie było sensu tego odwlekać. – Gotowa? – upewniła się. Mania skinęła głową. Ginekolog wyjęła kartkę z koperty i przeleciała po niej wzrokiem. Zapadła cisza. Paweł ścisnął rękę żony jeszcze mocniej. – Gruczolakowłókniak – oznajmiła doktor Borecka z uśmiechem. – Łagodny, niezłośliwy guzek piersi. Pani Marianno, to nic groźnego! Paweł głośno wypuścił wstrzymywane powietrze.
Mania nadal w napięciu wpatrywała się w lekarkę. – Jest… jest pani pewna? – Oczywiście! – potwierdziła ginekolog, po czym podała jej wynik badania. – Proszę spojrzeć. Oczywiście, warto wykonywać kontrolne USG co sześć miesięcy, ale są to całkowicie niegroźne zmiany, które nie wymagają leczenia. W kącikach oczu Marianny pojawiły się łzy. Łzy szczęścia i ulgi. Tak bardzo pragnęła być zdrowa, tak bardzo pragnęła żyć, żeby każdego dnia móc najzwyczajniej być ze swoimi dziećmi, i jej marzenie się spełniło. Nie mogła wymagać już niczego więcej. Nie słyszała, co jeszcze mówiła do niej pani doktor. Całe szczęście, że obok był Paweł, który pochłaniał każde słowo lekarki i potem przekazał je żonie. Była zdrowa! Zdro-wa! Będzie żyć, odrabiać lekcje z dziećmi, bawić się Lego Ninjago i – kto wie – może w przyszłości doczeka się wnuków! Nie umrze na raka w wieku trzydziestu sześciu lat. Czy mogła usłyszeć tego dnia coś piękniejszego? Wyszli z gabinetu. Marianna od razu wyciągnęła z torebki telefon i zadzwoniła do córki. Ania czekała na wiadomość do matki i odebrała po pierwszym sygnale. – Aniu, jestem zdrowa! – powiedziała podekscytowanym tonem. – To tylko niegroźne, nieoperacyjne zmiany! – Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! – ucieszyła się dziewczyna. – Wiedziałam, że wszystko będzie w porządku. Po zakończeniu rozmowy z córką Mania przeprosiła jeszcze na chwilę Pawła i wybrała numer Natalii. Przyjaciółka wrzeszczała i piszczała ze szczęścia prosto do jej ucha. Mańka przeprosiła koleżankę, obiecała, że wszystko opowie później, po czym rozłączyła się. – Przepraszam – zwróciła się do męża. – Obiecałam, że zadzwonię, kiedy tylko poznam wyniki. – Daj spokój, to zrozumiałe. Chcesz, żebym zawiózł cię do domu? Marianna spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. Była nieco… zawiedziona. Sama nie rozumiała, dlaczego właśnie tak się poczuła. – Chyba że masz ochotę gdzieś usiąść i porozmawiać? – zasugerował Paweł.
Owszem, miała ochotę. W okolicy znaleźli całkiem przyjemną, gustownie urządzoną knajpkę. Paweł nie musiał nawet pytać, co zamówić dla Marianny, ponieważ wiedział, że na mieście zawsze zamawiała gorącą czekoladę. Dla siebie poprosił o filiżankę espresso. – Co za ulga, prawda? – zauważył. – Kamień z serca – przyznała. Zapadła cisza. Tak wiele pragnęła powiedzieć, lecz nie wiedziała, od czego zacząć, a co lepiej przemilczeć. – Ania mówiła, że nie wyszło ci z tym facetem – wtrącił Paweł. – Popełniłam błąd – wyznała, patrząc mu głęboko w oczy. – Fatalny w skutkach błąd. – I ja miałem w tym swój udział… – przyznał ze smutkiem. – Przepraszam, jeśli czułaś się niedoceniana. Nie powinienem być takim egoistą. Wiem, że to mnie nie tłumaczy, ale żyłem w notorycznym stresie związanym z pracą. Każdego miesiąca szef sugerował, że jeśli nie wyrobimy planu, wszyscy pójdziemy do odstrzału. Z roku na rok było coraz gorzej. Już nie dawałem rady psychicznie. – O niczym nie wiedziałam – wtrąciła Marianna. – Nie chciałem cię martwić. – Machnął ręką. – A potem… potem. No cóż, zauważyłem, że oddaliłem się od ciebie i chyba było już za późno. Przynosiłem swoje problemy z pracy do domu i wyładowywałem swój stres na tobie. Dzisiaj jest już trochę lepiej. Mój przełożony został dyscyplinarnie zwolniony i toczy się przeciwko niemu proces o mobbing. Wszystko wskazuje na to, że zajmę jego miejsce… – Gratulacje! – Sam nie wiem, czy jest się z czego cieszyć. Wyższe stanowisko – większy stres. Nie daję już rady. Zacząłem chodzić na terapię do psychologa. Uczę się radzić sobie z napięciem, ale mam już dość takiego systemu pracy. Szukam czegoś innego. Mogę być zwykłym pracownikiem fizycznym, byle nie czuć wiecznej presji. Przepraszam, że cię teraz tym obarczam, ale nie mam z kim o tym porozmawiać. – Nie miałam najmniejszego pojęcia, że tak ci ciężko – przyznała zażenowana. – Daj spokój, skąd miałaś wiedzieć? Nie mówiłem ci o swoich problemach w pracy. – Tak bardzo cię przepraszam. Miałeś mnóstwo własnych
problemów, a ja dołożyłam ci kolejnych. – Dzisiaj żałuję, że nigdy o tym z tobą nie rozmawiałem. Mieszkaliśmy pod jednym dachem, a żyliśmy jak obcy ludzie. Może dobrze się stało? Może gdybyś mnie nie… gdybyś nie znalazła sobie kogoś innego, nadal żylibyśmy w tym fałszu i obłudzie? – zauważył. Marianna głośno przełknęła ślinę. – Teraz ja jestem ci winna prawdę – zaczęła. – Facet, z którym miałam romans… on nie pojawił się znikąd. Poznałam go, zanim zaczęliśmy się spotykać. Przez dwa albo trzy lata zwodził mnie, nie potrafił się określić, a ja byłam na każde jego skinienie. Można powiedzieć, że kochałam go na swój sposób. To była toksyczna i niezdrowa relacja. Potem pojawiłeś się ty, szybko zaszłam w ciążę, wzięliśmy ślub. On zniknął z mojego życia. Wiem, że próbował kontaktować się ze mną, ale nie pozwoliłam na to. Tego lata spotkałam go przypadkiem. I… tak mi przykro. – Przez cały czas trwania naszego małżeństwa czułem, że nie jestem dla ciebie zbyt dobry – wyznał. – Teraz już wiem dlaczego. – To nie tak – zaprzeczyła Mania. – Owszem, czasem przewinął się w moich myślach i wyobrażałam sobie, co by było, gdybym z nim wtedy została, ale nie mogę powiedzieć, że byłam w nim przez cały czas zakochana, bo to nieprawda. Tylko… ja nie myślałam o nim. Przez wszystkie lata naszego małżeństwa myślałam o swoim wyobrażeniu jego osoby. Żaden człowiek nie ma szans w starciu z kimś wyidealizowanym, kimś, kto nie istnieje. – Teraz wiem, że nie mógłbym wygrać tej walki z wiatrakami. – Nie mógłbyś – przyznała szczerze. – Może właśnie tak musiało się stać, abyśmy oboje dostrzegli własne błędy? Mogę cię jedynie przeprosić. – Tak, ja też przepraszam – podchwycił Paweł. – I… co dalej? – zapytała, bo sama zastanawiała się nad tym od dłuższego czasu. – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Nie potrafię tak po prostu zapomnieć, że miałaś innego mężczyznę. Nie umiem ot tak ci wybaczyć i wrócić do domu. Ale chciałbym… chciałbym, żeby nam wyszło. Kto wie, może uda nam się jeszcze poskładać nasze życie? Kiedyś… Kiedyś. Tak, kiedyś może się udać. Mocno ścisnęła jego rękę.
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
1 Podziękowania W tym miejscu chciałabym podziękować, Tobie, drogi Czytelniku, że poświęciłeś uwagę i czas, aby zapoznać się z moją debiutancką powieścią. Mam nadzieję, że nie zawiodłam oczekiwań. :-) Chciałabym, aby w moich książkach czytelnicy dostrzegali coś więcej, drugie dno. W tej powieści zachęcam do regularnego samobadania piersi, wprawdzie nie jest to wątek główny, ale nie mniej ważny. Jeśli pod wpływem mojej książki chociaż jedna czytelniczka przebada się i na stałe wpisze do swojego kalendarza regularne badania, to będzie to dla mnie ogromny sukces. Największe podziękowania należą się mojemu mężowi, bez którego nie byłoby tej książki. Chyba już pogodził się z tym, że jego żona wybrała trochę niecodzienny sposób na życie. :-) Dziękuję Ci za ogromną pomoc, którą otrzymuję od Ciebie każdego dnia, nie ogarnęłabym domu, dzieci, zleceń i nie napisałabym książki bez Twojego wsparcia. Tak właśnie spełniają się marzenia. Chciałam pisać właściwie od zawsze, ale nie wystarczało mi odwagi, czasu, może pewności siebie? Na własnej skórze przekonałam się, że kiedy przy boku ma się odpowiedniego człowieka, wszystko wydaje się prostsze. No, i oczywiście, dziękuję za przepyszne obiady, bez których zeszłabym z głodu przy pracy nad powieścią. Minąłeś się z powołaniem. :-) Tę książkę dedykuję mężowi i dzieciom. Moim dwóm cudownym synom. Wiktorowi, bez którego książkowy Mateusz, syn głównej bohaterki, nie byłby takim kapitalnym dzieciakiem, zafascynowanym Lego Ninjago i mojemu małemu „dzidziusiowi” Mikołajowi, który swoim pojawieniem się na tym świecie, zmusił mnie do tego, bym ruszyła w końcu tyłek, zaczęła realizować marzenia i porzuciła tryb życia niewolnicy korporacji. :-) Mojej mamie dziękuję za trud włożony w wychowanie mnie. Wiem, jak bardzo czekałaś na tę książkę. Wciąż pamiętam moje pierwsze „dzieło”, wydrukowane i zbindowane. Dostałam za nie szóstkę w szkole! W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy we mnie wierzyli i czekali na tę książkę. Pani Marzenie Małysie, mojej polonistce z liceum, a obecnie – jednej z pierwszych czytelniczek i recenzentek mojej twórczości. Już w szkole mobilizowała mnie do pisania i miała rację! Edycie Świętek, która jako pierwsza przeczytała ten tekst i powiedziała „to jest bardzo dobre”. Za to, że wierzyła w powodzenie mojego planu, nawet kiedy ja już w niego zwątpiłam. Asi Szarańskiej za wszystkie facebookowe rozmowy i wspólne pisanie. :-) „Piszesz? Ja też. Pisz! Nie siedzimy na facebooku, idziemy!”. Pani
Małgorzacie Wardzie za wszystkie cenne wskazówki i dobre słowa. Agnieszce Pstrowskiej za to, że podczas wspólnych spacerów z dziećmi cierpliwie wysłuchiwała wizji życia moich bohaterów. Mojej teściowej za wspólną pasję do literatury i kciuki trzymane w oczekiwaniu na wiadomość w sprawie książki. Specjalne podziękowania należą się Magdzie, która podzieliła się ze mną swoją historię i pozwoliła uwiarygodnić wątek z profilaktyką raka piersi. Nie sposób wymienić tutaj wszystkich, którym chciałabym podziękować, ale na tej liście jest mnóstwo osób, które po wiadomości „piszę!” od razu zaczęło mnie dopingować i wierzyć w powodzenie całego przedsięwzięcia. Czytelnikom mojego bloga, moim znajomym, dziewczynom, które poznałam w klubach dyskusyjnych – wszystkim wam serdecznie dziękuję! Na koniec, kierując się zasadą „last but not least”, chciałabym podziękować mojemu Wydawcy za wiarę pokładaną w moim tekście i dostrzeżenie mojego potencjału. Dziękuję, nie każdy stawia dziś na debiutantów! Szczególne podziękowania kieruję do pani Natalii za ogromne pokłady cierpliwości, kiedy rozpoczynam swoje „sto pytań do” i za to, że pozwoliła mojej książce zaistnieć. Pani Anicie za świetną redakcję, duże zrozumienie dla zamysłu autora i brak ingerencji w treść. Z niecierpliwością czekam na pierwsze opinie Czytelników! Jestem dla Was na Facebooku. Zapraszam na moją stronę autorską, piszcie do mnie wiadomości na
[email protected] :-) Dajcie koniecznie znać, jak spodobała Wam się Mania i jej historia!