Susan Mallery
Wymarzony dom
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kobiecie porzuconej przez oblubieńca przed
samym ołtarzem wolno lekko ześwirować. Przy-
sługujejej do te...
5 downloads
8 Views
Susan Mallery
Wymarzony dom
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kobiecie porzuconej przez oblubieńca przed
samym ołtarzem wolno lekko ześwirować. Przy-
sługujejej do tego pełne prawo i nikt nie powinien
mieć pretensji o drobne ekstrawagancje, takie jak
na przykład szalony weekend na Karaibach albo
moralnie niejednoznaczny romans z dużo młod-
szym mężczyzną.
Lily Tyler postanowiła poradzić sobie z pub-
licznym upokorzeniem w inny sposób – zaszła
w ciążę i kupiła dom.
– I co o nim sądzisz? – zapytała z lekkim
drżeniem w głosie, z całych sił zaciskając kciuki
za plecami.
Jake Stone – jej najlepszy przyjaciel, świetny
facet, który znał się na wszystkim – był sędzią, od
którego opinii zależało wiele. Lily mogła liczyć na
jego uczciwość i szczerość. Jake nie kłamał, nigdy.
Jeśli więc teraz jest zdania, że kupno tego domu to
stratapieniędzy – powie prawdę, choćby miało jej
pęknąć serce.
Rozejrzał się po jadalni, obejmując wzrokiem
drewnianą podłogę, sztukaterię na suficie i okno
z widokiem na rzekę Willamette.
– Przestronne pokoje, dużo przestrzeni – po-
wiedział powoli. – Sprawdzałaś dach?
Lily energicznie kiwnęła głową, omal nie pod-
skakując z radości.
– Tak. Sprawdziłam też rury i instalację gazo-
wą. Dom jest stary, ale przedostatni właściciel
sporo poodnawiał i wyremontował.
Niestety, jego następca nie był równie praco-
wity – nie zrobił nic poza pomalowaniem ścian na
niewiarygodnie wręcz brzydki kolor i położeniem
ohydnych tapet w podobnym odcieniu.
– Inspektor nadzoru budowlanego mówił, że
wszystko jest w porządku – dodała z nadzieją
w głosie.
Jake odwrócił się odoknaipopatrzył naLily.Jego
poważnaminaispokojnespojrzenieciemnychoczu
nie zdradzały kompletnie nic. Ależ on jest irytujący
z tą kamienną twarzą, pomyślała Lily z czułością.
– Powiedz prawdę – poprosiła wreszcie.
Jake uśmiechnął się złośliwie.
– Mówisz takim tonem, jakbyś rzeczywiście
chciała ją usłyszeć.
– Bo chcę. Chociaż, przyznaję, jestem trochę
zdenerwowana.
4 Susan Mallery
– Podoba ci się ta rudera?
– Uważam, że jest przepiękna.
– Pragniesz jej i pożądasz?
– Bardziej niż czekolady.
Uniósł brwi do góry.
– Nie wiedziałem, że istnieje na tym świecie
coś, co budzi w tobie większe emocje niż cze-
kolada.
– Jake! – powtórzyła. – Ja naprawdę chcę mieć
ten dom. Czy to znaczy, że jestem nienormalna?
Jake objął ją ramieniem.
– Lily, zawsze był z ciebie kawał wariatki, ale
ostatnio twoje szaleństwa stały się nieco bardziej
kosztowne.
Wyswobodziła się z uścisku.
– Jake, mówię całkowicie poważnie.
– Ja też. Jeśli aż tak ci zależy, możesz go kupić.
Złapała go za rękę.
– Naprawdę? Przecież trzeba w niego włożyć
mnóstwo pracy!
– Tylko kosmetycznej. Sprawdziłaś wszystkie
istotne rzeczy, masz pewność, że się nie zawali,
więc zafunduj sobie tę drobnostkę. Stać cię na nią.
– Zmrużył oczy. – Prawda, Lily? Stać cię na nią?
– Oczywiście. – Rzuciła mu się na szyję. –
Bardzo się cieszę, że ci się podoba, ale chyba kupi-
łabym ten dom, nawet gdyby ci się nie podobał.
– Czyżby? To dlaczego trzymałaś kciuki za
plecami?
5Wymarzony dom
Lily wybuchnęła śmiechem.
– Zauważyłeś?
– Ja widzę wszystko.
– No dobra. – Odsunęła się i ciężko wes-
tchnęła. – W takim razie podpiszę umowę. Zo-
staną mi jeszcze trzy miesiące na doprowadzenie
tego miejsca do stanu używalności.
Jake pokręcił głową.
– Za mało czasu. Nie dasz rady.
– Oczywiście, że dam. – Dotknęła brzucha.
– Nie zamierzam czekać z naprawami aż do
porodu.
– Jesteś w szóstym miesiącu.
– Co ty nie powiesz? Wyobraź sobie, że ja też
umiem liczyć.
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Byłaś u leka-
rza? Pozwolił ci obdzierać tapety i malować
ściany?
– Z obdzieraniem nie ma problemu. Jest taka
specjalna maszyna do tych celów. A co do malo-
wania... – Lily pozwoliła, by głos jej nieco zadrżał,
i spojrzała na Jake’a spod rzęs. – Z tym może być
problem.
– Niech zgadnę. Ja mam pomóc? – jęknął.
Lily zatrzepotała rzęsami najładniej jak umiała
i przybrała błagalny wyraz twarzy.
– Jeśli nie sprawi ci to zbyt wiele kłopotu...
– Super. A więc sam mam to wszystko poma-
lować?
6 Susan Mallery
– Tylko w środku. Do malowania fasady wy-
najmę ekipę.
– Jestem dozgonnie wdzięczny. Przewidziałaś
dla mnie jeszcze jakieś rozrywki?
– Chciałabym położyć kafelki w łazience. Ty
już to robiłeś. Masz wprawę, wiesz co i jak. Może
udzieliłbyś mi kilku wskazówek?
– Coś jeszcze?
Lily rozpromieniła się.
– Na razie to wszystko.
– Przyniosę miarkę z samochodu – westchnął
boleśnie Jake. – Poczekaj chwilę.
Lily podeszła do okna i wpatrzyła się w drzewa
rosnące na skraju jej posiadłości oraz zbocze
schodzące ostro do rzeki. Po czterech latach
spłacania kredytu za studia i gnieżdżenia się
w ciasnych mieszkankach kupowała swój pierw-
szy dom. I to nie byle jaki dom – dawną posiadłość
O’Malleyów. Zachwycał ją od dzieciństwa, a te-
raz ma należeć do niej.
Czuła się szczęśliwa. Przeszłość wreszcie prze-
staje o sobie przypominać. Może wspominać
Michaela Carsona – tego wrednego drania – bez
mrugnięcia okiem.
Czekała na dzień, w którym będzie mogła się
śmiać także z obrazu siebie samej, wystrojo-
nej w ślubną suknię, czekającej przed ołtarzem na
pana młodego, który się nie pojawił. Na ra-
zie wciąż nie widziała w tym nic zabawnego,
7Wymarzony dom
wspomnienie nadal było bolesne i upokarzające,
ale i tak czuła się znacznie lepiej niż kilka miesięcy
temu.
A teraz oto doczekała naprawdę przełomowe-
go momentu. Kupna własnego domu.
Na drewnianych schodach zadudniły kroki.
Zanim zdążyła się odwrócić, Jake położył jej dłoń
na ramieniu.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
– Jasne. Myślałam o domu.
– A Sam?
Lily dotknęła brzucha.
– Nie nazwę dziecka Sam.
– Dlaczego? – Zrobił zdziwioną minę. – Prze-
cież to idealne imię. Samantha – jeśli dziewczyn-
ka, i Samuel – jeśli chłopak. W skrócie Sam. Dla
obojga.
– Rozumiem – uśmiechnęła się. – A wyjaśnisz
mi też, dlaczego mam je nazwać tak, jak ty sobie
życzysz?
– Bo ja mam zawsze rację.
– Czyżby? Przypominam sobie co najmniej
kilka sytuacji, w których twoja ocena rzeczywis-
tości była, hm... wątpliwa. Pamiętam na przykład
całą sześciomiesięczną znajomość z panną o imie-
niu Buffy, która nie dorastała do pięt swojej
serialowej imienniczce.
– Lubiła kick boxing.
– Przyznaję, że to tłumaczy wszystko.
8 Susan Mallery
– Możesz rozwiać wątpliwości i dowiedzieć
się o płeć dziecka przy następnej ultrasonografii
– przypomniał jej.
– Wiem. Bardzo mnie to kusi, ale chyba jednak
wolę niespodziankę.
– Tak też jest dobrze.
Przez kilka sekund masował barki Lily, potem
się odsunął.
– Zmierzę pokoje.
Lily przyglądała się, jak szedł przez pokój,
grzebiąc w kieszeni i wyciągając z niej miarkę.
W wyświechtanych dżinsach i ciężkich butach
wyglądał jak przystojny drwal z reklamy. Albo
jak stolarz z fantazji erotycznej, który zjawia się
w progu i pyta, co naprawić.
Jake był wysoki, szczupły i na tyle atrakcyjny,
by niektóre kobiety oglądały się za nim na ulicy.
– Odwdzięczę ci się! – zawołała.
– Jasne. Powiedzieć łatwo. Ale przejść od słów
do czynów...
– Czekam na właściwy moment.
Tak naprawdę Lily wiedziała, że nigdy nie
zdoła mu się zrewanżować. W ciągu ostatnich
ośmiu miesięcy zaciągnęła wobec Jake’a ogromny
dług – dług nie do spłacenia.
Kiedy Michael nie pojawił się na ślubie, Jake
przyjął na siebie całą falę uderzeniową jej rozpa-
czy. Przytulał ją, gdy płakała. Pytał, czy ma spuś-
cić Michaelowi lanie. Biegał do sklepu nocnego
9Wymarzony dom
po familijne opakowanie lodów czekoladowych
z podwójną polewą i wciąż obiecywał, że już
niedługo Lily przestanie się czuć tak fatalnie.
Przesiadywał z nią, lekceważąc własne życie
towarzyskie. Nie powiedział nic krytycznego
nawet wówczas, gdy oznajmiła mu, że zafun-
dowała sobie sztuczne zapłodnienie i jest w ciąży.
Spojrzała teraz na brzuch.
– Ale zrobiłeś niespodziankę – szepnęła, po-
klepując go lekko. – Wszyscy mówili, że to się nie
udaje za pierwszym razem. No i się pomylili, co?
Lily bardzo pragnęła mieć dziecko. Zawsze
marzyła o licznej gromadce i liczyła na to, że
znajdzie męża z podobnymi aspiracjami. Nie-
stety, nie pojawił się nikt, kogo pokochałaby na
tyle, by zostać z nim na zawsze. Do czasu, gdy
spotkała Michaela. Ten okazał się jednak naj-
większym idiotą ze wszystkich jej chłopaków,
a Lily uznała, że zostało jej bardzo niewiele czasu,
by założyć rodzinę. Z mężem czy też bez niego.
Kiedyś wraz z dwiema koleżankami, Rachel
i Jenną, żartowały, że jeśli do trzydziestego
czwartego roku życia nie spotkają właściwego
mężczyzny, sprawią sobie dziecko z probówki.
Lily jako jedyna podeszła do tego całkowicie serio.
Zaszła w ciążę i obecnie uważała, że poza od-
powiednim kandydatem na męża i ojca niczego
nie brakuje jej do szczęścia.
Wyszła z jadalni, skierowała się na górę i znala-
10 Susan Mallery
zła Jake’a w łazience. Za każdym razem, gdy
wchodziła do niej, widok tapety imitującej kafel-
ki w złote liście palmowe przyprawiał ją o dreszcz
obrzydzenia.
– Jak sądzisz, dlaczego wybrali właśnie taką?
– zapytała.
– Może to była jakaś kara?
– Wiesz, co jest najbardziej przerażające? Że
jest tylu ludzi o złym guście. Ktoś w firmie
tapeciarskiej wymyślił taki wzór, ktoś go zatwier-
dził i ktoś uznał, że będą na niego chętni. Trzeba
to świństwo zedrzeć jak najszybciej.
Jake oparł się o półkę z lastryko.
– Lil, musisz brać pod uwagę czas i pieniądze.
Masz trzy miesiące. Potem urodzi się dziecko.
Powinnaś zdecydować, co do tego momentu ma
być zrobione bezwzględnie, a co może poczekać.
Mogę się zgodzić, że malowanie powinno być
jedną z pierwszych czynności, chociaż wiem, że
spadnie to na mnie. Mogę ci też położyć kafelki.
To łatwe, dużo roboty jest tylko z przycinaniem.
Lily uśmiechnęła się.
– Jak to dobrze, że w twoim zawodzie masz
tyle wolnego. – Jake był strażakiem, czasami
musiał być w pracy przez dwadzieścia cztery
godziny, ale potem zwykle mógł sobie dwa dni
odpocząć. – Masz rację – dodała. – Rozejrzę się
i przygotuję listę najważniejszych rzeczy, od
których zaczniemy.
11Wymarzony dom
– Zaczniemy? My? Nie, Lil. Ty zaczniesz. Ja
się zgodziłem tylko na kafelki i malowanie.
Lily zrobiła smutną minkę.
– Jake, przecież ty mnie uwielbiasz i żyjesz
tylko po to, żeby sprawiać mi przyjemność. Po-
wiedz, nie jest tak?
Jake w milczeniu wpatrzył się w zielone oczy
Lily. Uwielbiać ją? To jest najskromniejsze słowo,
które by opisywało jego uczucia.
– Niech ci będzie – zgodził się. – Zrób tę listę
i pogadamy. Tylko proszę, żebyś wybrała farbę
i kafelki. Nie, nie pójdziemy do sklepu razem. Raz
popełniłem ten błąd. Wybrałem się z tobą, kiedy
chciałaś pomalować łazienkę w poprzednim mie-
szkaniu. Kupno jednego wiaderka farby zajęło ci
cztery godziny.
Lily ujęła się pod boki.
– Jesteś niesprawiedliwy! – zawołała. – Żółty
był tam za jaskrawy albo za bardzo pomieszany
z zielonym. Chciałam bladożółty z odrobiną...
Jake pokręcił głową i cofnął się.
– Taki stawiam warunek. Ty wybierasz farbę,
ja maluję. Umowa stoi?
– Tak. – Lily spoważniała. – Mówię teraz
serio. Jake, jesteś niesamowity. Nie wiem, jak
wyrazić wdzięczność. Powiedz tylko, czego byś
chciał, a będzie twoje.
Czego chciał? O, to był tematdo zupełnie innej
rozmowy.
12 Susan Mallery
– Nie przesadzaj, Lil. Ty mi też pomagałaś
w przeszłości. Teraz wyrównałem rachunek.
– To były sprawy zupełnie innego kalibru.
Potrzebowałeś mnie, żebym ci doradzała, jak
postępować z kobietami. Z tych rad nigdy zresztą
nie korzystałeś. Parę razy pomogłam ci wybrać
jakiś ciuch w sklepie. A ty opiekujesz się mną,
jakby dziecko, które noszę, było twoje, a w dodat-
ku remontujesz mi dom.
Dyskusja zaczynała zbaczać na grząski grunt,
więc Jake szybko obrócił wszystko w żart.
– Zapominasz, że zupełnie gratis pozwalam ci
zachwycać się moim wdziękiem, urodą i erudy-
cją. Niejedna wiele by dała, żeby być na twoim
miejscu.
– Wiem i doceniam łaskę, jaka na mnie spły-
wa. Chodźmy już, co? Gotowy do wyjścia?
– Oczywiście.
Szedł tuż za nią po skrzypiącej podłodze w kie-
runku drzwi. Odwróciła się przy nich, raz jeszcze
ogarnęła dom spojrzeniem, a potem wygrzebała
klucz z torebki i wsunęła go do zamka.
– Nie musisz kupować go od razu – próbował
ją uspokoić. – Możesz przecież zaczekać i za-
stanowić się.
– Jak zwykle czytasz w moich myślach. Ale ja
już wiem, jak to będzie: najpierw się namyślę,
przeanalizuję wszystkie za i przeciw, a potem,
niezależnie od wniosków, i tak go kupię. Ja chcę
13Wymarzony dom
go mieć. Od dawna odwlekam różne ważne
decyzje, czekając, aż spotkam odpowiedniego
faceta, który pomoże mi je podjąć. To bez sensu.
Mnóstwo razy udowodniłam sama sobie, że mam
fatalny gust, jeśli chodzi o mężczyzn. – Obróciła
klucz w zamku. – Ty jesteś wyjątkiem.
– Ja się nie liczę. Nie jestem twoim facetem.
– No właśnie. Jedyny normalny osobnik płci
przeciwnej, jakiego znam, nigdy się ze mną nie
umówił. Jak to możliwe? – Zanim zdążył od-
powiedzieć, roześmiała się. – Ach, już wiem.
Ponieważ spotykasz się wyłącznie z dziewczęta-
mi, które mają mniej niż dwadzieścia pięć lat
i startowały w konkursach piękności. Powiesz mi
dlaczego?
– Bo kiedy pytam, czy się ze mną umówią,
odpowiadają ,,tak’’.
– O mój Boże, a czy nie miewasz czasem
ochoty na randkę z dziewczyną inteligentną?
Albo ambitną?
– Od czasu do czasu. Dla odmiany.
Randkę z kimś takim jak ty, pomyślał. Czy to
było rozwiązanie? Czy istnieje druga taka Lily?
Czy udałoby mu się ją znaleźć? Czy byłaby to
tylko nędzna kopia, którą przez cały czas porów-
nywałby do oryginału i raz po raz dostrzegał
różnice?
– Bzdury gadam, wybacz – paplała Lily weso-
ło. – Wiesz, że dzisiaj rano zauważyłam u siebie
14 Susan Mallery
początki lustrzycy? Muszę się wychylić do przo-
du, żeby zobaczyć swoje stopy. Już niedługo będę
je oglądać wyłącznie w lustrze.
– Ale będzie to lustro wiszące w twoim włas-
nym domu.
Podeszli do samochodu Jake’a. Podał Lily rękę,
by pomócjej wsiąść. Starałsię nie okazać,że kiedy
jej palce zacisnęły się wokół jego dłoni, oblała go
fala gorąca. W tym momencie najchętniej przy-
ciągnąłby ją do siebie i pocałował.
Skarcił się, bo przypomniał sobie, że ma do
czynienia z ciężarną, ale nie ostudziło to jego
pragnień. Skupił się więc na przypominaniu sobie
bolesnego faktu: Lily nie zależy na nim. Nie...
w ten sposób.
– Mówiłam ci już, że dostałam zgodę na kre-
dyt? – zapytała, podczas gdy on sadowił się za
kierownicą.
– Nie. Świetnie. To wielki krok do przodu.
– Właściwie ostatni. Pierwszy raz mieli do
czynienia z kimś, kto wygrał w totolotka. – W jej
oczach zamigotały zielone iskierki. – Gdyby trafi-
ło mi się parę milionów, nie potrzebowałabym
żadnej pożyczki, ale ponieważ wygrałam tyle, ile
wygrałam, musiałamprzedstawić w banku pismo
poświadczające, skąd mam pieniądze. Byli bardzo
dociekliwi.
– Nie wątpię.
Jake wrzucił wsteczny bieg. Kątem oka do-
15Wymarzony dom
strzegł, jak twarz Lily smutnieje, a ramiona opa-
dają. Domyślił się przyczyny.
Po wielu latach obstawiania zakładów totolot-
ka, Lily, Rachel and Jenna wygrały pięćset tysięcy
dolarów. Zdarzyło się to tuż po tym, jak Michael
zostawił Lily przed ołtarzem. Pieniądze nie ule-
czyły jej złamanego serca, ale nieco ją pocieszyły.
Niestety, wkrótce potem przyjaciółki pokłóciły
się i od miesięcy nie utrzymywały kontaktów.
– Rachel i Jenna? – zapytał łagodnie.
Lily trzepnęła go w ramię.
– Przestań czytać w moich myślach.
– Nie mogę się powstrzymać.
– Tak – westchnęła. – Bardzo mi ich brakuje.
– No to zadzwoń.
– Chciałabym, ale... – Wzruszyła ramionami.
– To skomplikowane.
– Lubisz je. Tęsknisz za nimi. Zadzwoń.
– Przestań mi wmawiać, że to takie łatwe.
– To jest nawet bardzo łatwe. Wystarczy wy-
stukać numer.
– Jasne. Zakładasz, że potrafię zachować się
jak dorosła, dojrzała osoba.
– Bo potrafisz.
Lily przechyliła się i sięgnęła po jego rękę.
– Dziękuję ci, Jake. Jesteś najlepszy. Wiesz
o tym, prawda?
– Oczywiście.
Uścisnął jej szczupłe palce, ale miał świado-
16 Susan Mallery
mość, że to, co właśnie usłyszał, nie znaczy tak
naprawdę nic. Dla Lily jest poprostu przyjacielem.
On zaś zmienił niedawno reguły gry, lecz nie
poinformował jej o tym. Obudził się pewnego
poranka i stwierdził, że kocha ją od lat. Niestety,
odkrył to nieco za późno. Lily była już zakochana
w Michaelu Carsonie. Kiedy ten jej się oświad-
czył, a ona się zgodziła, Jake postanowił, że nigdy
w życiu nie zdradzi się ze swoimi uczuciami.
Ale potem, gdy przyszło do ślubu, Michael nie
zjawił się w kościele. Wysłał jedynie do Lily list,
w którym wyjaśnił, że sprawy zaszły, według
niego, trochę za daleko. Co gorsza, okazało się, że
kłamał, twierdząc, że jest rozwiedziony. Lily była
zrozpaczona, a ramię Jake’a służyło jej odtąd do
wypłakiwania żalów.
Wówczas nie było sensu wspominać o miłości.
Postanowił zaczekać, aż Lily zapomni o swym
nieszczęsnym narzeczonym. Wybrał właściwy
moment. Zaplanował kolację ze świecami, wi-
nem oraz romantycznym wyznaniem. Niestety,
dwa dni przed spotkaniem Lily zadzwoniła, by
pochwalić się, że zaszła w ciążę.
Jedyną dobrą stroną tej informacji był fakt, że
dziecka nie zrobił jej żaden inny facet. Lily
skorzystała ze sztucznego zapłodnienia, ale i tak
zburzyła jego plany. Co by było, gdyby teraz
wyznał jej miłość? Czy nie pomyślałaby, że robi
to tylko dla dobra dziecka?
17Wymarzony dom
Jake nie chciał, żeby jego szczere uczucie po-
mylono ze współczuciem czy litością.
Nie znał odpowiedzi na swoje rozterki i wciąż
trzymał swą miłość w tajemnicy. Nie było mu
lekko, ale w końcu się przyzwyczaił. Tym bar-
dziej że Lily nie okazywała ani odrobiny wzajem-
ności. Wyglądało na to, że jest zadowolona z obe-
cnego stanu rzeczy.
– Spakowałaś się już? – zapytał.
– Prawie. Tak jak ci obiecałam, nie ruszyłam
książek.
– Dobrze. Za parę dni pomogę ci je zebrać.
Jej oczy błysnęły.
– Mogę sama je popakować. Dam sobie radę.
Będę przenosić tylko po kilka sztuk naraz. Dobrze
mi zrobi, jak się trochę poruszam.
– Mowy nie ma. Znam cię, Lil. Załadujesz
pełne pudło, po czym dojdziesz do wniosku, że
powinno stać w całkiem innym miejscu. Pod-
niesiesz je i coś ci się stanie. Książki zostaw mnie.
– Czemu tak się rządzisz?
– Bo ty lubisz, jak ci się rozkazuje.
– Nie bardzo. – Uśmiechnęła się. – Ale lubię,
jak ci się wydaje, że zachowujesz nad wszystkim
kontrolę.
– Bo tak jest.
Uścisnęła jego rękę.
– Jasne, twardzielu.
18 Susan Mallery
– Co ja wyprawiam? – jęknęła Lily. Robotnicy
w drelichach wynosili jej meble do ciężarówki.
– Czy jest za późno, żeby zmienić zdanie?
Jake zatrzymał się i postawił na ziemi pudło,
które trzymał w rękach.
– Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź?
– Nie wygłupiam się. – Ogarnęła ją panika.
– Co ja sobie wyobrażałam? To był straszny błąd.
– Zakryła twarz rękami. – Nie mogę uwierzyć, że
kupiłam dom.
– Świetny moment na wątpliwości. – Jake
przytulił ją. Ramię było ciepłe i silne. Lily wtuliła
się w nie i pozostała w kojącym uścisku dłużej,
niż początkowo zamierzała. – Nie popełniasz
żadnego błędu.
– Pocieszasz mnie, bo nie chcesz, żebym się
rozpłakała – westchnęła, opuszczając ręce.
– Rzeczywiście, robię to właśnie w tym celu.
Ale tak poza tym mówię szczerą prawdę.
– Taki jesteś tego pewny?
Jake położył jej ręce na ramionach i popatrzył
głęboko w oczy. Wypukły brzuch Lily dotknął je-
go brzucha.
– Masz pracę – zaczął.
– To prawda. Mam etat i wszystkie korzyści
z tym związane. Szpital opłaca mi nawet urlop
macierzyński. – Wciągnęła powietrze. – Mój
zawód ma zalety. Pielęgniarki są i będą potrzebne.
Nikt mnie nie zwolni i nie zastąpi komputerem.
19Wymarzony dom
– Właśnie. Pokryłaś już dużą część kosztów
domu.
– Tak. – Mimo że wciąż ściskało ją w gardle,
zdołała przywołać na usta uśmiech. – Z mojej
wygranej.
– Masz pieniądze na remont?
Lily przytaknęła.
– A także oszczędności – dodała.
Jake opuścił ramiona.
– Widzisz? Nie masz się czym martwić.
Lily wcale nie czuła się pocieszona.
– Zaczekaj!– Złapała go za koszulę.– Mnie nie
chodzi tylko o pieniądze. Przecież ja będę samo-
tną matką. Jak sobie dam radę w takiej roli? Nie
umiem obsługiwać kosiarki do trawnika. Całe
życie mieszkałam w bloku.
Jake wytrzeszczył oczy.
– Nie rozumiem, co ma bycie samotną matką
do koszenia trawy.
– Te dwie sprawy nie są ze sobą związane.
Chciałam po prostu zasygnalizować, że wciąż
martwię się domem.
– Dalej nie pojmuję. Czy mogłabyś wybrać
jeden temat rozmowy i pozostać przy ...