1 | S t r o n a 2 | S t r o n a What’s Left of Me Amanda Maxlyn Tłumaczenie: ninell_0 Korekta: Aneta10071992 Korekta całości: agunia2611 3 | S t r o n...
12 downloads
18 Views
5MB Size
1|Strona
What’s Left of Me Amanda Maxlyn
Tłumaczenie: ninell_0 Korekta: Aneta10071992 Korekta całości: agunia2611
2|Strona
Życie działa w tajemniczy sposób. Cztery lata temu stałam się znana, jako dziewczyna z rakiem. Odmawiam płaczu. I odmawiam poddania się temu. Związek z mężczyzną, jest ostatnią rzeczą, jakiej teraz szukam.. Ale jedna noc z Parkerem zmienia wszystko. On jest wytrwały i wie, czego chce. A chce mnie. On mnie nie uleczy. Jestem krucha. Ale on tego nie wie, a ja nie jestem gotowa by mu powiedzieć. Co jeśli to zmienia wszystko? Tragedia znalazła mnie, kiedy miałam 17 lat. Miłość znalazła mnie, gdy miałam 21 lat.
Nazywam się Aundrea McCall, a to jest moja podróż.
3|Strona
Dedykacja Dla moich dziadków.
Mam nadzieję, że wszyscy czworo patrzycie na mnie w dół, dumni z kobiety, którą się stałam. Ponieważ dzięki waszym dzieciom, jestem kobietą, którą jestem do dziś.
4|Strona
Spis treści: Prolog ........................................................................................................ 6 Rozdział 1 ...................................................................................................9 Rozdział 2 ................................................................................................ 20 Rozdział 3 ................................................................................................ 28 Rozdział 4 ................................................................................................ 41 Rozdział 5 ................................................................................................ 60 Rozdział 6 ................................................................................................ 78 Rozdział 7 ................................................................................................ 95 Rozdział 8 .............................................................................................. 103 Rozdział 9 .............................................................................................. 119 Rozdział 10 ............................................................................................ 136 Rozdział 11 ............................................................................................ 160 Rozdział 12 ............................................................................................ 169 Rozdział 13 ............................................................................................ 189 Rozdział 14 ............................................................................................ 195 Rozdział 15 ............................................................................................ 212 Rozdział 16 ............................................................................................ 224 Rozdział 17 ............................................................................................ 240 Rozdział 18 ............................................................................................ 248 Rozdział 19 ............................................................................................ 263 Rozdział 20 ............................................................................................ 278 Rozdział 21 ............................................................................................ 294 Rozdział 22 ............................................................................................ 309 Epilog .................................................................................................... 317
5|Strona
Prolog Czy miałeś kiedykolwiek marzenie o innym życiu? Drugiej szansie? Lub po prostu chciałeś spojrzeć w przyszłość? Ja tak mam. Często. Czy tylko ja nie zwracałam uwagi na znaki, które były naprzeciwko mnie? Jeśli tylko... Nie wierzę w panowanie nad żalem lub branie rzeczy za pewnik. To, co jest mi przekazywane, nie zawsze jest mile widziane. Ja jednak nauczyłam się radzić sobie z tym w porę, pewnego dnia. Nauczyłam się, że w celu zbudowania siły, trzeba stoczyć walkę. Życie jest moją walką. Może wydawać się proste, ale dla mnie to jest niełatwe. - Aundrea... czy ty mnie słuchasz? Mój palec zatrzymał się podczas obracania pierścionka na kciuku, który spoczywał perfekcyjnie na mojej lewej ręce. Spotykam błyszczące złote oczy doktor Olson. Wypuściła małe westchnienie. - Aundrea, myślę, że to czas, byśmy spojrzeli na inne opcje. Odnotowaliśmy istotne zmiany w twoich wynikach laboratoryjnych przy tych lekach, a to mi mówi, że powinniśmy pozostawić ten plan. Przykro mi. Inne opcje. To były te same dwa słowa, które zostały powiedziane z powodu mojego Hodgkin'a1 dwa lata temu. - Jakie inne opcje pozostały? - mój tata zapytał, biorąc słowa prosto z moich ust.
1
Nowotwór złośliwy, tzw. Chłoniak.
6|Strona
- Chcę pobrać od Aundrei próbki badań w Mayo Clinic w Rochester. Z tymi dwoma wysokimi dawkami chemii, śledziliśmy pacjentów po autologicznym przeszczepie, mają wyższy niż średni wskaźnik powodzenia. Wiem, że onkolog pobiera te badania – zatrzymuje się, zwracając swoją uwagę z powrotem na mnie. – Myślę, że jesteś idealną kandydatką. Te leki są silne, ale wierzę, że warto przyjrzeć się temu i możemy użyć twoich własnych komórek do przeszczepu. Moja mama oczyszcza swoje gardło. – Kiedy planujesz zrobić to wszystko? - Pod koniec lata. Nowotwór Aundrei trzeba oszacować trochę wyżej, żeby uzyskać jak najlepsze wyniki dla komórek macierzystych, które są potrzebne. Komórki będą zamrożone i przechowywane, aż pacjent będzie ich potrzebował do przeszczepu. - Zróbmy to - powiedzieli moi rodzice jednocześnie. Oni zawsze wydają się to robić. Podejmują decyzje o moim leczeniu, bez konsultowania tego najpierw ze mną. - Jak długo? - zapytałam. - Pięć serii. Na każdej będziesz dwa tygodnie. Następny około cztery tygodnie po poprzednim zabiegu, jeśli twoja krew, będzie wystarczająco dobra, by być gotowa do przeszczepu. Placówka jest nazwana Ulokowana Nadzieja i zapewnia pacjentom i ich rodzinom korzystanie z domków, podczas przechodzenia przez leczenie. Mogę zdobyć dla ciebie informacje kontaktowe, jeśli chcesz. - Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Nasza druga córka mieszka w Rochester - powiedział mój tata spoglądając na mamę, która kiwała swoją głową. Dr Olson patrzyła pomiędzy moimi rodzicami, następnie wróciła spojrzeniem do mnie. - Aundrea, co o tym wszystkim sądzisz? Co o tym myślę? - Nie ma sposobu, aby zrobić to tutaj? Mam na myśli… mam tu przyjaciół. Moje życie jest tutaj. 7|Strona
- Aundrea, skarbie - mama powiedziała delikatnie, biorąc moją rękę w swoją. To nie będzie na stałe. Tylko na kilka miesięcy. Twoi przyjaciele tu będą, kiedy wrócisz z powrotem. Poza tym, będziesz z Genną i Jason'em, a my przyjedziemy z wizytą w weekend. - Wolałabym nie jechać do Rochester - pociągając moją rękę z dala, patrzę z powrotem na doktor Olson, która usiadła za dużym czarnym biurkiem. - Nie ma żadnego innego sposobu, dzięki któremu mogę zrobić przeszczep szpiku kostnego tutaj? - błagałam. - Niestety to badanie, z tymi lekami jest robione jedynie w Rochester. Jeśli nie zdecydujesz się podjąć tej próby, możemy zobaczyć, jakie są inne opcje, takie jak rożne możliwości chemii, podczas gdy wpiszemy twoje nazwisko na listę oczekujących na przeszczep szpiku. Jednak to może trwać wiele miesięcy. Szczerze, mam nadzieję, że to jest najlepsza opcja dla ciebie-szczególnie po tym wszystkim, co już przeszliśmy. Są chwile, kiedy czuję się uwięziona w tym życiu. Żyję, choć nie jestem w stanie robić rzeczy, które chcę i teraz jestem zmuszona przenieść siebie i swoje życie do nowego miasta. Zamknięta od społeczeństwa i moich przyjaciół. Chcę tego, co najlepsze dla mojego zdrowia, ale czuję się tak, jakby nikt nie przejmował się rzeczami, jakie są najbardziej istotne dla mnie, pomimo tego jak wiele razy próbowałam, im to powiedzieć. Rak. To może cię złamać. Lub może sprawić, że będziesz silniejsza. Ja wybrałam siłę. Wybrałam przetrwanie.
8|Strona
Rozdział 1 Trzy miesiące później. - Skończyłaś? - mruknęłam przez zaciśnięte zęby do Jean, mojej najlepszej przyjaciółki, gdy kontynuowała podkreślanie moich cienkich ust, mając na celu, by wyglądały na pełne, a mimo to naturalne. Niestety nie zostałam obdarzona lubieżnymi ustami jak Angelina Jolie. - Wytrzymaj jeszcze. Będzie skończone, jak przestaniesz się wiercić i próbować zerkać. - Zabrała mi lustro z ręki, z dala ode mnie. Musnęła moje usta jeszcze raz krwisto czerwoną szminką. Kończąc, zastosowała mój ulubiony błyszczyk dwudziestoczterogodzinny. - Dobra, skończone! - wykrzykuje nazbyt głośno. Patrzę w górę, na sztuczne rzęsy, które mi wcześniej doczepiła, kiedy wycofuje się z uśmiechem. W końcu pozwala mi zerknąć. Pierwsze co zobaczyłam, to moje oczy. Dzisiejszej nocy są umalowane na ciemno, czarną kreską mimo smokey eyes, cień, który zastosowała dawał jedynie niewielki odcień fioletu. Ku mojemu zaskoczeniu ciemne oczy nie kolidują z czerwoną szminką. Pomalowała mnie kilkoma odcieniami bronzera, uwydatniając wysokie kości policzkowe i nadając mojej bladej cerze kolor. To sprawia, że skóra wygląda na gładką, ukrywając wszystkie skazy, które mogły być widoczne. Rzuciłam okiem na lustro i nie byłam pewna, czy powinnam się uśmiechać, lub być zdziwiona. Mój wygląd mówi tylko jedno: Choć, pieprz mnie. - Wiem, co sobie teraz myślisz. Nie masz pojęcia. - Tak? - Tak. Myślisz, że to może być trochę za dużo. - Och, jest naprawdę dobra. - Ale uwierz mi Aundrea, wyglądasz gorąco! Wszyscy chłopcy będą stali w kolejce, żeby kupić ci drinka dziś w nocy! - uśmiechnęła się do mnie diabelsko i dodała. - A wiesz, że lubimy chłopców, którzy stawiają nam drinki.
9|Strona
Jean spogląda na mnie ostatni raz, odwraca się na swoich wysokich obcasach i wychodzi z pokoju. Wstaję z ławeczki przy toaletce i podążam za nią do mojej sypialni. - Dokąd idziesz? Ignorując mnie torowała sobie drogę do mojej szafy, przeglądając niewielki wybór ciuchów. - Nie możesz nosić tego, co masz na sobie. Spojrzałam w dół na moje dżinsy, pomarańczowy top na jedno ramię i zapytałam. - Co jest złego w tym, co mam na sobie? - Potrzebujesz czegoś seksownego. - Seksownego? Nie chcę być seksowna. Wyciągnęła kilka par szortów, trzymając je przede mną. Kręcąc głową zaczęła kopać w walizce, którą przyniosła ze sobą na noc. Ma tyle ciuchów, że może ubrać każdą dziewczynę w akademiku. Kobiety kochają ciuchy, a ciuchy kochają kobiety. Jean studiuje na Uniwersytecie Minnesota, by stać się projektantką mody, a ja właśnie przeniosłam się z moją siostrą Genną i jej mężem, więc to pierwszy raz, kiedy widzę ją w ciągu dwóch tygodni. Patrzyłam jak wyciąga czarny kawałek materiału. Odwróciła go w moją stronę i rzuciła, uderzając mnie w buzię, gdy próbowałam go szybko złapać. - Właź w to. Sądzę, że widziałam czerwone szpilki w twojej szafie i będą idealnie do tego pasować. Patrzyłam się na kawałek tkaniny z szeroko otwartymi oczami, rozciągając to coś. To ma być rzekomo koszula czy sukienka? A może spódnica? Nie mogłam stwierdzić. Jak gdyby mogła czytać w moich myślach, odpowiada. - To sukienka. - Musisz sobie ze mnie żartować. Jaki to rozmiar? To nigdy nie zakryje mojego tyłka! 10 | S t r o n a
Jean ma rozmiar 34. Ja w dobry dzień mam rozmiar 36. Z niektórych grzesznych powodów, ona zawsze sądzi, że mogę „wcisnąć” się w jej ciuchy. - Dre! Przestań myśleć o wszystkim. Wyglądasz świetnie, a ta sukienka w parze z twoimi czerwonymi butami będzie wyglądać jeszcze lepiej! Nie mogę uwierzyć, że namówiła mnie na imprezę dziś wieczorem. Ze wszystkich rzeczy, jakie możemy robić podczas jej wizyt u mnie, ona zawsze wybiera to. - Myślę, że pójdziemy na imprezę. Poskakać dookoła, posłuchać ciebie krzyczącą złe słowa piosenki... kto wie, może nawet poznasz faceta, który będzie kupował ci drinki za te fantazyjne ruchy taneczne! - powiedziała. - Jean, poważnie, ta sukienka wygląda jakby została wykonana dla dziewięciolatki. Nie będzie na mnie pasować! W jakikolwiek sposób, ilekroć pozwoliłam sobie założyć jej sukienkę, wyglądałam jak Julia Roberts w Pretty Women, minus czerwone włosy. Wyrywa ją z moich rąk, trzymając przed sobą i rozciągając bardziej. - Spokojnie, jedna z moich sióstr pożyczała ją ode mnie. Siostry? Ona jest jedyną dziewczyną, spośród czwórki dzieci. Wciąż mam trudności w słuchaniu jej, gdy mówi, że dziewczyny w bractwie traktują się jak siostry. - Widzisz? Jest elastyczna. Wciśniesz się. Idź. Wleź. W. To. Rzuca tym z powrotem we mnie, uderzając mnie w twarz drugi raz. To jest bez ramiączek, proste z małą koronką wyszywaną po prawej stronie. Wypuszczając westchnienie porażki, odpowiedziałam lekko zirytowana. - Tylko dlatego, że jest elastyczna. - Rozciągnęłam sukienkę w powietrzu tak jak ona to zrobiła. - To nie znaczy, że będzie pasować na mnie tak samo, jak na ciebie. Zdajesz sobie sprawę, że mam 18 cm więcej od ciebie? – stojąc, na moje 175 cm wzrostu jestem najwyższa z moich przyjaciół. To nie pomaga, że moja najlepsza 11 | S t r o n a
przyjaciółka i siostra, obie mają 157 cm, dlatego kiedy stoję obok nich, szczególnie, gdy mam na sobie obcasy, wyglądam jak żyrafa. - Więc? To będzie trochę krótka. Zmieścisz się w to! - położyła ręce na moich ramionach i pchnęła mnie lekko w kierunku łazienki. - Przestań dramatyzować! Masz świetny tyłek, Aundrea. Jeśli zdarzy ci się pokazać komuś choćby pośladek, będziesz robić wszystkim przysługę. Wierz mi. Teraz pośpiesz się! Powiedziałam Shannon, że będziemy o dziewiątej, a jest za kwadrans, więc posieka nas na kotlet! Dała mi klapsa w tyłek, kiedy mówiła ostatnią część. Jęcząc w klęsce, wstąpiłam do łazienki i założyłam tę najkrótszą sukienkę, jaką widziałam kiedykolwiek w moim życiu. I byłam pewna, że to ostatni raz. Mówiąc przez zamknięte drzwi, zapytałam. - Jesteśmy umówione z Shannon? - Tak! Mam nadzieję, że to w porządku. Myślałam, że może być fajnie, zrobić sobie dziewczęcą noc. Ona też chce cię zobaczyć. Shannon pracuje dla mojego szwagra, Jasona. Jest właścicielem kliniki weterynaryjnej w Rochester. Jest jedną z trzech weterynarzy w tej małej klinice. Jean i ja podczas wakacji odwiedzałyśmy Gennę w weekendy i we cztery udało nam się wyjść kilka razy. Dobrze się razem bawiłyśmy, ale ona z Jean od razu załapały ze sobą dobry kontakt. - Jasne. Powinno być zabawnie. Wyszłam z łazienki, a twarz Jean od razu pojaśniała. - Aundrea, wyglądasz naprawdę dobrze! Niesamowicie gorąco! Jeśli ktoś nie będzie próbował zerwać tego z ciebie tej nocy będę... ale potrzebujesz stanika bez ramiączek! Nie możesz wyjść na zewnątrz z nimi widocznymi jak teraz. - Myślałam, żeby je podwinąć. Nie sądzę, żebym miała w domu jakiś stanik bez ramiączek. - Mam kilka. - Taa! Na pewno będą mi pasować! Będę wylewać się z każdej strony. 12 | S t r o n a
- Jeszcze lepiej! Wywróciłam na nią oczami. Jean rzuca mi czarny stanik bez ramiączek. Zamiast iść z powrotem do łazienki, odwróciłam się twarzą do ściany, aby zsunąć sukienkę do pasa. Odczepiając mój stanik, upuściłam go na podłogę i spojrzałam w dół na jej miseczkę 32B. To ma obejmować moją własną 34C? To się nigdy nie stanie. Jak tylko wciągnęłam sukienkę z powrotem, usłyszałam zszokowane westchnienie. - Co? - pytam, powoli odwracając się w jej kierunku. Ręce Jean przykrywały jej usta, a oczy były wielkie jak u sowy. - Co ci się stało? - w końcu zapytała. Patrząc w dół na siebie, zapytałam. - Co masz na myśli? - Twoje plecy! Odwróciłam głowę tak, że mogłam spojrzeć w dół na moje prawe biodro. Był tam wielki, ciemnofioletowy siniak obejmujący całą prawą dolną stronę moich pleców. - To nic. - To nie wygląda jak nic... to jest od twojej wizyty? Wzruszyłam ramionami. - Taa. - O mój Boże, Dre! Wszystko w porządku? To nie boli? - Taa, w porządku. Jest dobrze. Ciężko go zauważyć. - Daję jej ciepły uśmiech, przed podciągnięciem sukienki w górę. Prawdę mówiąc, to było zauważalne. Powiedzieli, że prawie nic nie poczujęmoże mały nacisk-i że potem mogę mieć małego siniaka i może nieco boleć. Ale nawet 13 | S t r o n a
Tylenol2 nie zdołał mi pomóc. Na moje szczęście, jestem początkującą, która będzie poddana procedurze przeszczepienia szpiku kostnego-mojego własnego. Przesunęłam rękoma po sukience upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu. Opinała mnie perfekcyjnie, modelując moje ciało, uwydatniając wszystkie krzywizny, jakie miałam. W ciągu ostatnich czterech lat, moje ciało przeszło zmiany ze względu na chemię, a moje krzywizny nie były już tak bardzo kształtne. Powoli traciłam na wadze, ale na szczęście dla mnie, trochę powróciło we właściwych miejscach - moim tyłku, biodrach i piersiach. Stanik push-up bez ramiączek, po prostu dodaje mi większego dekoltu i podkreśla atuty. Tak długo jak nie będę się pochylać, mój tyłek nie powinien być wyeksponowany. To mogłoby uczynić mój taniec dzisiejszej nocy trudnym. Chwytając swoją torebkę, Jean zapytała. - Jesteś gotowa? – spojrzała ostatni raz na siebie w całej długości lustra, wiszącego na drzwiach sypialni. - Tak gotowa, jak nigdy nie byłam. - Wyłączyłam światło w sypialni, pozwalając by pokój stał się ciemny.
***
Dojazd do Max's Baru był dużo krótszy, niż się spodziewałam. Kiedy Genna powiedziała, że jest w śródmieściu, nie zdawałam sobie sprawy, że miała na myśli, że był mniej, niż dziesięć minut od jej domu. Jest piękny, wczesny wrześniowy wieczór. Nie mamy wiele takich nocy w Minnesocie. Dojście tutaj mogło nam zająć dwadzieścia minut, ale to dziewiętnaście minut więcej, niż chciałabym spacerować w obcasach, gdy moje biodra są obolałe. Nie muszę dodawać, że to nadwyręża moje ciało. Hostessy, które przywitały nas w drzwiach, miały krótkie blond włosy szpiczaste z tyłu i przygładzone na płasko z przodu, kolczyk w wardze i najciaśniejsze czarne skórzane spodnie, jakie kiedykolwiek widziałam. Jean mówi jednej, że jesteśmy z kimś
2 Środek przeciwbólowy.
14 | S t r o n a
umówione, później opisuje Shannon i pyta czy jeszcze jej tutaj nie ma. Hostessy zwróciły się do nas, pokazując kierunek, w którym czekała. Przedzierałyśmy się poprzez ciała, stoły i krzesła, by dotrzeć do małego narożnika, gdzie siedziała Shannon. Wstała i pomachała, uśmiechając się do nas. Zmieniła włosy od ostatniego czasu, kiedy ją widziałam. Obecnie są trochę dłuższe i to, co było wcześniej jasnobrązowe, teraz jest czarne jak u Genny z ciemnofioletowymi pasmami. Gdy byłyśmy w jej zasięgu, pociągnęła Jean w ramiona, następnie mnie. Wyrwałam się z uścisku i ujrzałam, że jej fioletowy bezrękawnik jest tak nisko, że mogę zobaczyć piersi, a były tak wysunięte do góry, aż bałam się, że wyskoczą przy najmniejszym ruchu. Odwracając oczy z powrotem do jej twarzy, uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce po drugiej stronie. Jean cofnęła się i usiadła obok niej. Ponad głośną muzyką, pozdrawiam ją. - Wspaniale jest znowu cię widzieć! Wyglądasz fantastycznie! Kocham twoje nowe włosy! - Dzięki! Tak samo ciebie! - zatrzymała się wskazując na moje włosy. - Jak się czujesz? - ciągle do tego wraca. To byłoby miłe, gdyby mój rak nie zawsze był głównym tematem do rozmowy, albo pierwszą rzeczą, o której wspominano. Jak się czujesz? Cóż, na początek, moje biodro kurewsko mnie zabija. Mam siniaka w rozmiarze kantalupa3 obejmującego niższą prawą stronę moich pleców. I jestem tak zmęczona, że czuję jakbym mogła spać równy rok. Nie mówię jej tego. Chcę, ale tego nie robię. Zamiast tego wypowiadam z uśmiechem. - Mam się wspaniale! Kelnerka zatrzymała się przy naszym stoliku, kładąc tacę pełną drinków. Z szeroko otwartymi oczami, zabrałam trzy kieliszki martini: z cukrem dookoła brzegów, wypełnione żółtym alkoholem, ananasem zaklinowanym perfekcyjnie na brzegu i wykałaczką z wisienką umieszczoną na górze. Trzy kieliszki napełnione różową miksturą są ustawione przodem do mnie, następnie stały trzy szklanki wody z cytryną. Drogi panie, ratujcie mnie. - Zamówiłam pierwszą rundę - powiedziała Shannon, gdy zaczęła rozdzielać drinki. Pierwsza runda? Jestem popierdolona. Po królewsku popieprzona. Nie piję. 3 Odmiana melona.
15 | S t r o n a
Nigdy. Kiedy miałam wyjść z Jean, czy kilka razy z Genną, brałam tylko kieliszek, czy dwa wina. Było kilka imprez w liceum, kiedy piłam, ale czułam, jakby to miało miejsce wieki temu. Czuję mocne kopnięcie w goleń pod stołem, otrząsające mnie z szoku z powodu całego tego alkoholu leżącego naprzeciw mnie. Gdy spotykam jasne niebieskie oczy Jean, kiwa głową w kierunku kieliszków przede mną. Shannon krzyknęła ponad muzyką. - Za tworzenie nowej przyjaźni! Jean promieniała siedząc w fotelu, patrząc w moje oczy. - Dopuśćmy do tego! Co do cholery? Do dna! Stuknęłam kieliszkiem w inne. - Dopuśćmy do tego. Nowe początki. Nowe przyjaźnie. Podnosząc kieliszek do ust, przechyliłam głowę do tyłu i wzięłam całego shota za jednym połknięciem. Słodki smak trafił na mój język, zanim spłynął do gardła. Drink był słodki jak maliny, ale mocny jak tequila. Jean już wypiła swoje martini śmiejąc się z czegoś z Shannon. Czułam się trochę pominięta, więc oparłam się do tyłu na moim krześle i patrzyłam dookoła. Parkiet na pierwszym piętrze był zatłoczony ludźmi skaczącymi wokół, krzyczącymi „Shots” znowu i znowu, wraz z niektórymi piosenkami. Drugą sprawą było to, że bar był dość otwarty, pozostawiając małe pole wyobraźni. Każdy stół na niższym poziomie był zajęty, a długi bar po naszej prawej zatłoczony. Troje barmanów, dwóch mężczyzn i jedna kobieta, stoi za barem nalewając i miksując drinki, flirtując z każdym w zasięgu ręki. Mężczyźni ubrani byli w czarne koszulki pokazujące wszystko. A wspaniała rudowłosa barmanka miała na sobie czarno-srebrny top, pokazując tyle skóry, na ile pozwalał jej niski dekolt, umożliwiając mężczyznom ślinienie się na nią. - Więc, Aundrea, Jason powiedział, że uczęszczasz do Rochester University w tym semestrze? Dostałaś klasę, którą chciałaś? - zapytała Shannon.
16 | S t r o n a
Ustaleniem tego, co wiedziałam była kropla martini z ananasem i cytryną spływająca na stół, spojrzałam na Shannon. - Tak, online. Wzięłam tylko jedną klasę w tym semestrze. Coś lekkiego. Nie miałam w planach brać klasy tutaj, ale po rozmowie z moimi rodzicami i Genną to miało sens. Chcę zacząć coś robić, zamiast siedzieć zamknięta w domu Genny, dusząc się. Po skończeniu szkoły średniej, rozmawiałam z Jean o kilku kursach online i jednym semestrze na uniwersytecie. Zawsze byłam dobra z matematyki i kochałam naukę, więc zaczęłam tamte kursy. To było kilka klas później, gdy zdecydowałam się aplikować na główny kierunek astrofizyki. Jako mała dziewczynka, siadałam z moimi rodzicami na tarasie, pijąc gorącą czekoladę i obserwując gwiazdy z tatą. On mógłby pisać historie o gwiazdach. Były skazane na mnie, więc później nauczyłam się tego przedmiotu i wiedziałam, że to było to, co chciałam robić. Studiować na uniwersytecie. W tym czasie przybyła nasza druga kolejka martini. Byłam o jeden drink przed swoim limitem. Teraz zrozumiałam, że potrzebuję wody. Rytm muzyki porusza moim ciałem i zaczynam kołysać się w takt wolnej piosenki, wdzięczna za mniej krzyku i zmianę tempa. Wstałam wskazując znak toalety. Shannon kiwa głową na potwierdzenie, kiedy Jean macha nieopodal mnie. Kobiety zawsze wydają się podróżować w grupach do łazienki. Docieram do długiej kolejki czekających kobiet, by skorzystać z dwóch kabin toaletowych. Po kilku minutach czekania spojrzałam na oznakowanie „dla mężczyzn”. Rozejrzałam się, aby zobaczyć czy nikt nie nadchodzi i zdecydowałam się zaryzykować. Wychodząc z kolejki poszłam do męskiej ubikacji. Po umyciu rąk, pomalowałam się szminką, którą Jean wrzuciła do mojej torebki. Obecnie nie wyglądałam nawet w połowie źle. Moje krótkie ciemne, brązowe włosy były spięte skromnie do tyłu. Wypadając robiły mi na złość. Podciągnęłam sukienkę nieznacznie do góry, spoglądając ostatni raz w lustro, kiedy drzwi się otworzyły. Przesunęłam oczami po lustrze, biorąc na cel wysoką sylwetkę, która szła. On spojrzał w górę i spotkałam się z krystalicznie czystymi, niebieskimi oczami. Odsunęłam się o krok od kontuaru, nie spuszczając z niego wzroku. Jego oczy przypominają Morze Karaibskie. Piaszczyste blond włosy były nażelowane w wielu 17 | S t r o n a
kierunkach, dając mu seksowny, niechlujny właśnie-wyszedłem-z-łóżka wygląd, który idzie w parze z jego perfekcyjnie opaloną skórą. Ma dobrze podgolony zarost i prawdopodobnie jest najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek miałam okazję widzieć w moim życiu. Poprawka, on jest najbardziej przystojnym mężczyzną, którego kiedykolwiek widziałam. Miał na sobie czarne spodnie i pasujący do nich krawat, który luźno wisiał na jego szyi. Trochę nie za grubo ubrany jak na takie miejsce? Tak. Czy mnie to obchodzi? Nie. Mógł być niczego sobie - albo niczym - w tej chwili, a i tak mogłam być zadowolona. Moje oczy były wciąż na nim, oglądałam go powoli z daleka od miejsca, w którym stał. Otworzył drzwi za nim i spojrzał na coś bardzo krótko, jak mogę sobie wyobrazić, na oznakowanie drzwi znakiem „dla mężczyzn”. Pozwala drzwiom zamknąć się za nim, wchodząc z powrotem do środka, jeszcze bliżej mnie. Unosząc brew, pyta. - Zdajesz sobie sprawę, że to męska toaleta, zgadza się? nie ma śladu rozbawienia w jego głębokim głosie, ani uśmiechu. Rumieniąc się, przytakuję. Jestem w szoku, że ten atrakcyjny mężczyzna przede mną cokolwiek do mnie mówi. To jest pierwszy raz w moim życiu. Jestem oniemiała. To tak, jakby wyssano całe powietrze z tego pomieszczenia, uniemożliwiając moim płucom napełnienie ich z powrotem. Mężczyzna z tak dobrym wyglądem powinien istnieć tylko w książkach, albo filmach. Nie w prawdziwym życiu. Nawet w moich niskich obcasach, które sprawiają, że mam 182 cm, on wciąż jest wyższy ode mnie. Zapierający dech w piersiach. Z jego oczami podróżującymi po moim ciele, mogłam poczuć ciepło wpełzające na moją twarz. Znalazłam powietrze w płucach i wypuściłam oddech. - Przepraszam. Umm, tam była kolejka, a ja naprawdę musiałam iść. Wybacz mi. Poważnie musiałam iść? To wszystko, co byłaś w stanie wymyślić? Świetnie. Naprawdę świetnie, Aundrea. Poruszyłam się szybko, zostawiając go, nie oglądając się na niego, jak odchodziłam. Mogłam usłyszeć męski chichot za mną, gdy drzwi się zamykały. Kolejny raz, kiedy jestem w korytarzu, próbuję powoli złapać oddech, chcąc zapobiec hiperwentylacji. Wracam z powrotem do naszego stolika i znajduję go pustego. Rozglądam się dookoła i dostrzegam Jean i Shannon na drugim piętrze śmiejące się i 18 | S t r o n a
tańczące z grupą chłopaków. Podnoszę kieliszek z naszego stołu, jakby był nazwany moim imieniem i mówię sobie, że dzisiejszej nocy wszystko jest nowym początkiem. Dzisiejszej nocy jestem wyluzowana. Szybko wypijam shota, ponieważ Bóg jeden wie, że muszę być kompletnie zatracona, jeśli mam iść i zrobić z siebie durnia na parkiecie. Witamy w Rochester, Aundrea! Po dołączeniu do dziewczyn na parkiecie, tracę rachubę czasu. Nie mam pojęcia jak długo tańczyłyśmy i mogę poczuć, że moja głowa wiruje od alkoholu z każdym ruchem informując, że został przekroczony mój limit. Tępy ból, pełza mi we wnętrzu i jestem prawie pewna, że mój ruch taneczny jest straszny. Wiedząc, że muszę dać ciału odpocząć, zaczęłam iść w kierunku schodów, kiedy ręce przesunęły się po mojej talii, przyciągając mnie mocno do czyjejś klatki piersiowej. Natychmiast zamarłam. Gdy miałam się odwrócić i powiedzieć precz komukolwiek, kogo ręce są na mnie, on zaczyna kołysać biodrami. Moje ruchy z nim, złączyły nas razem w jeden. Jean podchodzi do mnie z największym uśmiechem na świecie, więc wiem, że ktokolwiek trzyma swoje ręce na mnie, musi dobrze wyglądać, albo idzie mi na ratunek. Jednak daje mi zatwierdzające kciuki w górę i odwraca się do chłopaka, z którym tańczyła, nie zwracając na mnie uwagi. Uważam, że jeden taniec z „kciuki w górę, mężczyzną” będzie w porządku, więc podnoszę ręce, owijając je wokół jego szyi i zaczynam ocierać się o niego. Jego dłonie chwyciły moją talię mocniej, sprawiając, że się krzywię, gdy pociągnął mnie do tyłu bliżej siebie, gdzie mogłam poczuć w nim wszystko. Każdy. Twardy. Centymetr. Uwolniłam jego szyję od moich rąk, przenosząc je do twardego jak skała ciała, unosząc przy tym lekko sukienkę. Normalnie nie tańczę tak jak teraz. W rzeczywistości, nigdy nie tańczę w ten sposób. Daję ciche podziękowanie cieczy, która dodała mi odwagi, by mieć jedną z najlepszych nocy w ciągu miesięcy. Przenosząc siebie, tak nisko, że prawie dotykam ziemi, moja sukienka podnosi się o centymetr wyżej, pokazując bezczelnie mój tyłek, a próbowałam nie świecić nim tego wieczoru. Szybko pnę w górę z powrotem do jego ciała, jak jak sądzę nikt nie patrzy, uwodzicielsko, jak to zaplanowałam. Gdy w końcu wracam do pozycji stojącej, jego silne dłonie szarpią moje biodra, odwracając mnie. Moja głowa odwraca się szybciej, niż ciało, więc trwa to chwilę zanim całe pomieszczenie zatrzymuje się wokół mnie. Kiedy palec pod moją brodą podnosi moją głowę do góry, spoglądam prosto w parę czystych, krystalicznie niebieskich oczu. 19 | S t r o n a
Rozdział 2 Otworzyłam usta, żeby przemówić, ale on potrząsnął głową dwa razy i w delikatnym dotyku przeniósł swoją rękę z powrotem na moją szyję, powodując dreszcze przebiegające wzdłuż mojego kręgosłupa. Zamknęłam oczy, pozwalając sobie czuć muzykę, przez cały czas jego kolano wsuwało się pomiędzy moje nogi, podnosząc lekko mi sukienkę. Odsuwając rękę z dala od mojej szyi, wziął moją i owinął wokół swojego karku, podczas gdy jego druga oplotła się dookoła mojej talii, ciągnąć mnie i przytulając do jego ciała. Kiedy jego dłoń uwolniła mnie, szybko przeniósł ją i owinął wokół moich pleców. Podniosłam moją drugą rękę na spotkanie z jego szyją, ledwie muskając linie jego włosów. Razem zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki, ocierając się o siebie. Biodrami zaczęłam kręcić powolne kółka, dopasowując do tego uwodzicielskie tempo i zablokowałam moje oczy z jego. Słyszałam, że po sposobie w jaki osoba porusza się na parkiecie, można stwierdzić jakie ma umiejętności w sypialni. Przypuśćmy, że ten facet porusza się w sypialni w sposób, w jaki robi to ze mną tutaj na parkiecie, byłabym bardziej niż szczęśliwa gdyby pokazał mi owe ruchy. Tutaj albo w sypialni. I poprzez dotyk pewnej rzeczy. Wiem, że mógłby pokazać mi którykolwiek z tych ruchów. Utrzymujemy nasze oczy na sobie, gdy stopniowo ugiął kolana, obniżając nas. Moja sukienka podjechała jeszcze wyżej, ale nie przejmuję się tym. Jego lewa ręka porusza się na moim biodrze i ciasno chwyta mój tyłek wspierając mnie, podczas schodzenia jeszcze bardziej w dół, a następnie stopniowo z powrotem do góry. Jego palce otarły o skórę pomiędzy moimi udami i tyłek, przez co przeszedł mnie dreszcz. Alkohol całkowicie zawładnął moim ciałem, czyniąc wszystko odrętwiałym, łącznie z zębami. Ból w biodrze był mniejszy niż wcześniej, prawie niezauważalny. Odsunęłam prawą rękę od jego szyi, by odsunąć włosy, które przykleiły się do mojego czoła, podczas naszego słodkiego tańca. Zanim zdarzyłam wykonać ten ruch, on ściągnął swoją dłoń z mojego tyłka i odgarnął moje włosy zamiast mnie. Zatrzymał swoja rękę i przyłożył do jednej strony mojej twarzy. W tej chwili trudno nie było patrzeć w jego oczy, które głęboko wwiercały się w moją duszę, a wszystko o czym 20 | S t r o n a
mogłam myśleć, to jak złe jest to, że chcę, żeby pocałował mnie właśnie tutaj, przed wszystkimi. Zaczekaj! Moja dusza? Pocałunek? Oficjalnie osiągnęłam mój limit na alkohol. Potrząsając głową, podniosłam się z powrotem z ziemi i odepchnęłam z jego objęć. Delikatny sprzeciw uformował się na jego ustach na nagłe uwolnienie naszych ciał. Musiałam uciec, zanim zacznę robić coś czego nie powinnam. Odwróciłam się od niego, ale zanim mogłam odejść, on dosięga mnie i łapie za łokieć. - Nie odchodź – powiedział, gdy próbował przyciągnąć mnie z powrotem do siebie. Nie był wystarczająco szybki. Spojrzałam na jego rękę na moim łokciu, akurat gdy inni tancerze zaczęli się poruszać. To złamało nas i wypełniło pustkę, której chwilę temu tam nie było. Jego oczy błagają mnie bym została. Odwracając się szybko, zaczęłam stawiać kroki, zerkając na Jean. Kiwając głową w kierunku naszego stołu, skierowałam się schodami w dół. Jak na zawołanie znalazła się szybko za mną, zostawiając swojego partnera od tańca samego. Nie mam pojęcia, gdzie była Shannon, nawet jeśli wciąż gdzieś tam tańczyła. Jest za dużo ciał, żeby spojrzeć dookoła, więc po prostu udałam się do naszego stolika, wiedząc, że spotka się z nami kiedy skończy. Przebywanie tam i bardzo intymne tańczenie z nim, przysporzyło dreszcze, których nie czułam od bardzo długiego czasu. Nie miałam uczucia chęci bycia blisko kogokolwiek od jakichś czterech lat. Ale dzisiaj, z nim, to właśnie czułam. Nie chcę odchodzić, ale zostanie nie będzie opcją. To nie jest opcją. Pozostanie zwiastuje kłopoty. A ten facet to kłopoty. Docierając do naszego stołu, wypiłam całą szklankę wody, nie kłopocząc się siadaniem i wytarłam z brody tą, która się rozlała. - Do kurwy nędzy, Dre! To było kurewsko gorące! On jest kurewsko gorący! Zabierz tam z powrotem swój mały słodki tyłeczek i załatw numer od tamtego kawałka ciacha. Jeszcze lepiej, weź go do domu albo idź do jego! - moje oczy śledziły jej usta, kiedy mówiła z prędkością kilometra na minutę. Nie jestem nawet pewna czy wzięła już oddech. - Jak dużo razy myślisz, że możesz powiedzieć kurwa czy tyłek? 21 | S t r o n a
- Kurwa. Tyłek. Kurwa. Tył... - Dobra, dobra. Załapałam. Odpuść. - Zaśmiałam się. - Nikt nie wymienia numerów telefonów. Nikt nie idzie z kimkolwiek, czy bierze kogokolwiek do domu trochę wybełkotałam te słowa, gdy je mówiłam. - Dlaczego nie? - Dlaczego nie? Jean, znasz mnie lepiej niż to. Nie jestem barową dziwką, która idzie do domu z przypadkowym facetem. - Przypadkowym gorącym facetem. I ty już dobrze wiesz, jak czuję się, jako stały bywalec wałęsając się po barach. Shannon uśmiecha się, gdy podchodzi do nas. - O. Mój. Boże. Widziałaś z kim tańczyłam? On jest jak marzenie. - Powinnaś była widzieć tego gorącego, o którego ocierała się Aundrea. Ten facet był na serio kurewsko gorący! - Nie był wcale taki gorący - oświadczyłam rzeczowo. Jean patrzy na mnie, jak gdybym straciła rozum. Może tak było. - Nie był gorący? - zapiszczała. Shannon stała, nie rozumiejąc naszych wypowiedzi. - A potrzebuję tego? Cholernie bardzo! Jean nadal mówiła ponad Shannon. - Mogę być pijana, ale wy nie jesteście i myślę, że nie dopadły was jeszcze piwne okulary. Aundrea, jeśli nie pomaszerujesz tam z powrotem i nie weźmiesz numeru, zamierzam zrobić to za ciebie. Jeszcze lepiej, jeśli nie pójdziesz z nim do domu i go nie powalisz, zamierzam udać się tam sama i zaproponować mu siebie. Może nawet tutaj! Zwęziłam swoje oczy na jej ostatnie oświadczenie. - Zwolnij. Nikt nie będzie nikogo dosiadał. Szczególnie tutaj. Nikt nie będzie cudzołożył dzisiejszej nocy, dziewczyny! Pijane czy nie. Shannon kontynuowała rozglądanie się do tyłu, potem z powrotem pomiędzy nami, kręcąc głową. - Nie mogę uwierzyć, że tego potrzebuję! Jestem taka wkurzona! 22 | S t r o n a
Daj spokój Aundrea. Kiedy ostatni raz miałaś gorący, pasjonujący, zwariowany, słodki i bez znaczenia seks z kimkolwiek? Och, zaczekaj! Co to takiego? - kwestionuje podnosząc swoje ręce do jej uszu. - Racja, nigdy i nie odważysz się mi powiedzieć, że ze Steven'em Jacobs'em, ponieważ to było jakoś... sama nie wiem, wieki temu. Plus, narzekałaś bardzo jakie to było okropne. To było okropne. Naprawdę straszne. Spotkałam Steven'a w grupie badawczej. Podczas jedynego semestru, jaki miałam na zajęciach w kampusie. Wciąż mnie pytał, ale ja nie chciałam prowadzać się z nim, ponieważ nie wiedziałam niczego o związkach. To trwało tylko cztery miesiące, bo byłam głupia i przespałam się z nim, jeśli można to w ogóle tak nazwać. Steven doszedł, zanim wszystko się zaczęło. Gdy drugi raz wszedł w kontakt ze mną, był dla mnie skończony. Byłam głupia, że próbowałam być z nim znowu kilka nocy później. Mówiłam sobie, że ten seks nie miał znaczenia, po prostu czasami wyłączałam mój umysł na wszystko co było ze mną związane: moją rodziną, moim życiem, wszystkim. Wykonał pięć pchnięć, zanim skończył. Trzeba powiedzieć, że, zaraz po tym unikaliśmy się wzajemnie jak zarazę. - Dobra, w porządku. Nie miałam pasjonującego, surowego, słodkiego, znaczącego czy bez znaczenia seksu, czy cokolwiek innego do cholery masz na myśli, ale to jedynie oznacza, że jestem jedną kobietą mniej z STD4, spacerującą ulicami. Jean wskazuje palcem na mnie. - Po pierwsze, nie miałam nigdy STD. Po drugie, co to wszystko do cholery ma znaczyć „Dopuścić luźne nowe początki”, o jakim gównie mówisz? Poważnie! Daje ci to o co prosiłaś! Nie myślę, by to było zbyt trudne, Aundrea. Myślenie po prostu staje ci na drodze do życia! Weź to! Teraz jest twoja szansa. Jean mamrocze coś o potrzebie skorzystania z łazienki i odwraca się, nie czekając na niczyją odpowiedź. W końcu siadam przy stoliku. Mój umysł był zbyt mglisty przez słowa Jean, przez muzykę i alkohol. Sięgnęłam po kolejną szklankę wody ze stołu i zaczęłam pić. Myślenie po prostu staje ci na drodze do życia.
4 STD - Sexually Transmitted Disease - czyli choroby przenoszone drogą płciową.
23 | S t r o n a
Jej słowa odtwarzały się w mojej głowie, dopóki nie zatonęły. Pieprzyć to. Dlaczego ona zawsze rzuca we mnie tego typu słowami? Zasługuję, żeby choć raz mieć trochę zabawy. Kelnerka zabrała nasze opróżnione szklanki, a Shannon powiedziała jej, że zabierzemy naszą kartę i odeszła z nią od naszego stolika. Nie jestem pewna, gdzie idzie, do czasu kiedy śledzę jej drogę do baru. Ale moja szczęka opada, gdy widzę ją z Panem Przystojnym. Moim Panem Przystojnym! Hej! Poczekaj. Kiedy on się stał Moim Panem Przystojnym? Siedzi po swojej lewej przy barze z piwem w ręku. Jeszcze jeden facet siedzi po jego prawej, pomiędzy nimi stoi Shannon. Pan Przystojny zaczyna się śmiać z czegoś co powiedziała. Mój. Boże. On. Jest. Taki. Piękny. Dobra. Właśnie powiedziałam o facecie, że jest piękny. Tak, jestem oficjalnie pijana. Shannon mówi coś innego, jednocześnie kładąc dłoń na jego ramieniu, powodując, że oboje się zaśmiali. Świetnie, ona flirtuje z nimi dwoma. Spojrzała na Pana Przystojnego i ostatni raz powiedziała coś co sprawiło, że się uśmiechnął, wskazując na korytarz, w którym znajduje się łazienka. Nie powinnam być zazdrosna. On nie jest mój. Ale część mnie jest zazdrosna. Troszeczkę. Jakby wiedział, że mu się przyglądam odwrócił głowę i jego oczy spotkały moje. Te pierdolone niebieskie oczy. Przełknęłam i patrzałam, jak gapi się na mnie. Prawie mogłam poczuć ciepło pochodzące od jego wzroku. Nie mogłam oderwać oczu, nawet jeślibym chciała. Patrzymy na siebie przez jakąś minutę, kiedy Jean przerywa. 24 | S t r o n a
- Gdybym wiedziała lepiej, powiedziałabym, że całkowicie kurwa totalnie macie na siebie oko. Oderwałam oczy od jego, podniosłam torebkę kładąc na stół dwudziestkę i dziesiątkę dla Jean. - Nie wiem kto za to płacił, jak dużo i ile jestem ci winna, ale to powinno wystarczyć by pokryć kartę. Kelnerka ma ją przynieść. Idę do łazienki zanim wyjdziemy. - Dobrze. Spotkamy się tu z tobą razem z Shannon. Odeszłam od stolika kierując się do łazienki, nie patrząc, co z boku robi Pan Przystojny. Naprawdę nie muszę korzystać z toalety. Po prostu chciałam mieć pretekst, żeby uciec od Pana Przystojnego i jego pięknych oczu, zanim zrobię coś głupiego, jak pójście tam i wejście na bar. Potrzebowałam odrobinę spryskać wodą moją twarz i złapać oddech. Nie spoglądając na drogę, patrzę w ziemie, ale czuję, jak jego oczy palą tył mojej głowy. Prawie nigdy - wróć, nigdy - nie znalazłam faceta w barze. Nie mogłam nawet wiedzieć, że pierwsza rzecz o jakiej pomyślę, będzie zabranie go ze sobą. Mogłabym przytoczyć jedno z tych kulawych tekstów na podryw. Przepraszam, mam trochę za mało pieniędzy. Nie masz nic przeciwko, żebyśmy dzielili razem taksówkę, wracając do domu? Albo podejść śmielej i bezpośrednio poprosić o numer telefonu. Nie mam pojęcia o co chodzi w tej grze. Jestem wdzięczna, kiedy podchodzę do drzwi damskiej toalety i nie ma nikogo w pobliżu. Gdy sięgam do rączki, słyszę głos za mną. - Nie zamierzasz ponownie korzystać z męskiej toalety? Znam ten seksowny głos. Pan Przystojny. Z moim sercem pędzącym, odwracam się ze słodkim uśmiechem. - Nie, tym razem mam zamiar usiąść i zrobić siusiu. - Mój uśmiech poszerzył się i powiedziałam po cichu „dziękuję ci dzieciątko Jezus, że pozwoliłeś mi odzyskać głos tym razem”. 25 | S t r o n a
Nie odpowiada. Po prostu stoi zaledwie kilka kroków ode mnie, a kącik jego ust unosi się do góry. Nie oddycham. Nie mogę oddychać. Nie, kiedy on jest tak blisko. Boże. Jego zapach jest niesamowity. Mieszanka przypraw i mięty. Może jeszcze też piwa. Jest to typ zapachu, który budzi pierwotne pragnienie w każdej kobiecie i dobry Boże, właśnie poczułam, że się obudził. - Uciekłaś zanim mogłem podziękować ci za nasz wspólny taniec. Nie, dziękuję. Jego głos jest słabym szeptem, a twarz nagle jest zbyt blisko, nasze nosy prawie się dotykają. Spoglądam na jego bardzo pociągające czerwone usta, właśnie wtedy, gdy kąciki jego ust unoszą się w pięknym uśmiechu. Cholera. Wiedział, że na nie spojrzę. Jestem sparaliżowana przez niego, a wszystko o czym mogę myśleć, to jego usta na moich. Mogłabym wziąć go na tym korytarzu. Nie powiedziałam tego. Czy pomyślałam o tym? Co zrobić? Nic! Patrzę z powrotem na jego wargi. Chcę poczuć je na sobie. Nie martwię się. Powiem wszystkie te tandetne teksty, które mam na myśli i pójdę z nim do domu. 26 | S t r o n a
Wiem, że przygląda mi się i że też myśli o moich ustach, ponieważ jego język wychodzi na zewnątrz oblizując je. Czuję tą bliską odległość pomiędzy nami. Wkłada palec pod mój podbródek, drugi raz dzisiejszej nocy, podnosząc moją twarz tak, że patrzę prosto w jego oczy. Gdy się odzywa mówi niskim chrapliwym głosem. - Zamierzam cię teraz pocałować. Bez czekania na pozwolenie, jego usta rozbiły się o moje. Wciągnął moją wargę między swoje zęby, gryząc delikatnie. Wydawałam słodkie jęki, kiedy jego miękki język zostawiał mokre ślady, degustując mnie. Chwyciłam jego szyje unosząc się bliżej, otwierając moje usta… zachęcając go tym. Jęczy, gdy owijam ramiona wokół jego szyi, przesuwając rękami po jego włosach. Cholera, jeśli bym umarła jutro, to przynajmniej jako szczęśliwa kobieta wiedząc, że taki jest mój ostatni pocałunek. Jego język wchodzi do moich ust i spotyka się z moim. Sięga ręką w dół do mojej lewej nogi podnosząc mnie na siebie. Oplatam nogi wokół jego talii, właśnie wtedy, kiedy dociska moje plecy do ściany w rogu korytarza. Gwałtowne tempo wysyła ból wzdłuż mojej nogi, powodując niemal mój płacz. Musiał wziąć to jako krzyk rozkoszy, ponieważ zaczął całować mocniej. Moja sukienka podjechała całkowicie do talii eksponując mnie dla kogokolwiek, kto by tędy przechodził. Moja głowa spada z powrotem na ścianę, a on natychmiast zaczyna całować mnie w dół mojej brody, po szyi, następnie przy uszach, biorąc je do ust i ciągnąc. - Chcesz wyjść, czy zostać tutaj? - szeptał delikatnie przy moim uchu. Kiwam głową w porozumieniu, bojąc się, że jeśli coś powiem, to to, nie będzie tak. A ja naprawdę chcę, żeby to było tak. Ściągnął mnie, przesunął swoimi dłońmi po sukience, ciągnąc ją w dół na miejsce. Następnie wziął moją rękę i zaczął szybko iść w kierunku wyjścia.
27 | S t r o n a
Rozdział 3 Podczas gdy wychodziliśmy z baru, trzymał mnie za rękę i prowadził za róg w dół po chodniku. Bałam się spojrzeć na niego, ponieważ wtedy mógł zdać sobie sprawę, że popełnia błąd, a ja nie chciałam, żeby sam zaczął się domyślać. Cholera, sama nie chciałam tego robić. Szybko wyciągam mój telefon i piszę wiadomość do Jean, dzięki czemu będzie wiedziała, że się nie zagubiłam. Nie martwię się, co sobie pomyśli, ponieważ ona była tą, która mnie do tego zachęcała. Ja: Wyszłam z Panem Przystojnym. Do zobaczenia rano. Jakieś dziesięć sekund później, telefon zawibrował w mojej ręce. Jean: CO?!!??! Szczegóły jutro! Potrząsnęłam głową i wrzuciłam moją komórkę z powrotem do torebki. - Wszystko w porządku? - Och, tak. Musiałam tylko powiedzieć mojej przyjaciółce, że wyszłam. Nic nie odpowiedział, jedynie dał mi nieznaczne skinienie głową w zrozumieniu. Prócz dźwięku moich obcasów na chodniku i kluczy, które obracał w swoich palcach, szliśmy w milczeniu, ciesząc się ciepłą nocną bryzą. Lata w Minnesocie są piękne. Szkoda, że nie trwają długo. Zastanawiałam się, czy jestem szalona, wychodząc z baru z facetem, którego imienia nawet nie znam. 28 | S t r o n a
- Mieszkam jedynie pięć minut drogi stąd. - Wskazując palcem w przód, dodał jeden blok w górę i dwa w dół. Uśmiechnęłam się do niego. Spojrzałam na nasze złączone ręce i zastanawiałam się czy powiedzieć cokolwiek, ale nie wiedziałam co, ani co zrobić. Może powinnam zapytać o jego imię? To mogłoby być dobre. Takie małe przełamanie lodów. Kurwa, dlaczego to jest takie trudne? Pewnie zrobiłabym to dziwacznie. Zdecydowałam, że lepiej będzie jak nie zapytam. Zerknęłam na niego. Przesunął ręką po swoich włosach. Wygląda tak nerwowo jak ja, co sprawia, że jestem zadowolona. Dobra, potrzebuję wyłączyć wszystkie moje myśli, zanim je wypowiem. Zatrzymaliśmy się na przejściu dla pieszych, czekając na zmianę światła. Chrząka obok mnie. Cholera, wycofa się! - Nazywam się Parker, tak swoją drogą. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Uśmiechnięta, spojrzałam na niego. Miał wyraz twarzy pełen nadziei. To sprawiło, że wygląda o wiele młodziej niż można by przypuszczać. - Jestem Aundrea. Ścisnął moją dłoń, a jego uśmiech wrócił. - Miło cię poznać, Aundrea. Weszliśmy za róg i zaczęliśmy iść drogą w dół do pozostałych dwóch bloków. Myślę, że mógł wyczuć mój niepokój, ponieważ przyciągnął mnie i zawinął ręce wokół mojej talii. Nie mogłam nic poradzić na to, że myślałam o tym jak idealnie pasuję do jego boku, a to sprawiło, że gęsia skórka pojawiła się na całym moim ciele.
29 | S t r o n a
Doszliśmy do tego, co zakładałam, że jest jego budynkiem mieszkalnym. Jednak to w ogóle go nie przypominało. Wyglądało bardziej jak hotel, ze świecącymi żółtymi i pomarańczowymi światłami. Wspaniały marmurowy budynek z oknami wznoszącymi się po dach. Uwolnił moją talię i z najdelikatniejszym dotykiem na moich plecach, poprowadził pod czarnym baldachimem przykrywającym schody, które prowadziły do głównych drzwi. Był tam strażnik, który je nam otworzył i przywitał krótkim skłonem z uśmiechem. Ręka Parkera ześlizgnęła się z powrotem na moją talię, kiedy wchodziliśmy do wspaniałego budynku. Byłam zachwycona, gdy przez duże otwarte lobby, jasnym przejściem, udaliśmy się w kierunku windy. Budynek miał unikalny historyczny urok, z ogromnym freskiem z jasnoniebieskim niebem, białymi chmurami na suficie i ogromnym złotym żyrandolem wiszącym pośrodku. Marmurowe kolumny były porozstawiane wszędzie. To absolutnie zapierało dech w piersiach. Dżentelmen za biurkiem po prawej od windy, przywitał nas ciepłym uśmiechem, gdy go mijaliśmy. - Dobry wieczór, Parker. Naprawdę lubię to imię. Parker skinął mu głową, nie puszczając przy tym mojej ręki. - Dobry wieczór. Nie mogłam nic na to poradzić, ale uśmiecham się na słowo wieczór. Prawdopodobnie jest teraz blisko drugiej nad razem. Drzwi windy otworzyły się i weszliśmy do środka. Mój żołądek robił koziołki z całej tej ekscytacji, albo może to były nerwy. Przełknęłam powoli, gdy nasze oczy spotkały się w lustrze. Prawie jak wtedy, kiedy spotkały się pierwszy raz. Na jego ustach pojawił się podstępny uśmieszek i mrugnął. Dał mojej ręce kolejny szybki, delikatny uścisk i odwróciłam do niego twarz. Obserwował mnie, uśmiechając się. Moje serce łomocze, tak głośno, że bałam się że wyskoczy z piersi. - Rozmyśliłaś się? - Nie - odpowiedziałam szybko. Zbyt szybko. Wypuścił oddech. - Dobrze. 30 | S t r o n a
Taa, on jest definitywnie tak samo zdenerwowany jak ja. Wyszliśmy z windy na korytarz oświetlony złotymi i brązowymi lichtarzami. Wciąż trzymał moją rękę, i wszystko o czym mogłam myśleć to, jak spocone są moje dłonie. Mam nadzieję, że tego nie zauważył. Jego apartament znajdował się za ostatnimi drzwiami na końcu korytarza. Gdy tylko doszliśmy, puścił moją dłoń, żeby włożyć klucz. Przytrzymał otwarte drzwi i pozwolił mi wejść jako pierwszej. W przedpokoju było ciemno, a jedyną rzeczą jaką mogłam odróżnić, to otwarta szafa w jego pokoju dziennym. - Chcesz coś do picia? Wodę? Wino? Naprawdę nie mam nastroju do rozmowy. Nie przyszłam tu po to. Pokręciłam głową w odpowiedzi, gdy owinął wokół mnie rękę. Zanim mogłam pomyśleć co robię, popchnęłam dłońmi jego klatkę, wpychając go na przeciwległą ścianę. W ten sposób zatrzasnął podwójnie drzwiami. Jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, na nagłe uderzenie. Zanim pozwoliłam jego ustom na protest, pociągnęłam ostro jego krawat, przyciągając twarz do mojej. Zostałam tak przez sekundę, wdychając jego zapach. Czułam się dobrze naładowana. Stał i patrzył na moje usta, nie mogłam nic poradzić, ale uśmiechnęłam się. Nie wykonał żadnego ruchu. Czeka na mnie. A ja to lubię. Przeniosłam swoje usta na jego, tak że ledwo się dotykają i mogłam poczuć jego oddech na moich. Powoli mój język oznacza jego wargi. Jęczy głośno, chwytając mnie za kark i przyciąga bliżej. Nie próbuje wepchnąć języka do moich ust, ani nie porusza rękami. Zamiast tego pocałował mnie delikatnie, zanim wciągnął moją dolną wargę, ssąc ją. Jedną ręką trzymałam go za krawat, a drugą oparłam na klatce, kiedy pozwoliłam mu ssać moje usta, dokuczając mi, zanim przeniosłam obie ręce na jego talię. Wiem, że nie ma odwrotu po tym, jak jego język wcisnął się do środka, zmuszając moje usta do otwarcia się. Trafiłam na jego język swoim własnym, delektując się smakiem mięty i piwa, które wciąż były wyczuwalne.
31 | S t r o n a
Jego ręce robią te rzeczy i chwytają mnie mocno, a następnie podnosi mnie i kroczy w kierunku ściany. Zdecydowałam się pomóc mu, owijając nogi bezpiecznie wokół jego talii, ani na chwile nie przerywając pocałunku. Jego dłonie ściskały mój tyłek. Przeniosłam ręce oplatając je wokół jego karku, pogłębiając pocałunek. Był silny, pełen pasji. Mogłam poczuć obrzęk na moich ustach, powiększający się z każdą sekundą. Zaniósł mnie gdzieś i poczułam jego lewą nogę kopiącą coś, następnie znowu usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych za nami drzwi. Drzwi! Cholera! Zapomniałam o tym! Parker nie przerywa naszego pocałunku, kiedy niesie mnie do pokoju, skręcając za rogiem i krocząc pomiędzy meblami. Zatrzymuje się i odwraca obniżając nas w dół na kanapę, wciąż utrzymując połączonych. Moja sukienka podniosła się na talię, eksponując gołe nogi, usiadłam na nim okrakiem, zabierając swoje ręce z jego szyi i wplątując je w jego włosy. Pociągnęłam delikatnie, odchylając jego głowę do tyłu i dociskając nasze wargi razem. Nie mogłam nacieszyć się tymi ustami. Wszystko o czym mogłam myśleć, to jego wargi na innych częściach mojego ciała. Nie wiem co było ze mną nie tak, ale nie chciałam tego zatrzymać. Nigdy. Parker sprawił, że pocałunek jest mocny, szorstki dla moich ust, podczas gdy jego ręce ściskają lekko moje uda. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, a małe westchnienie uciekło z moich ust i poczułam twarde wybrzuszenie przy moich nogach. Zaczęłam bardziej luzować jego krawat i rozpinać koszulę, ściągając ją z jego szerokich ramion, gdy oznaczał szlakiem pocałunków moją szyję. Odwróciłam głowę dając mu większy dostęp, pozwolenie na kontynuowanie. - Ty - pocałunek - jesteś - pocałunek - tak bardzo - pocałunek - seksowna pocałunek. 32 | S t r o n a
Bez ostrzeżenia przewróciłam się na plecy, tak że leżałam płasko na kanapie. Podniosłam ręce do moich włosów ściągając je z twarzy, tak bym mogła patrzeć na wszystko co robi. Parker zsunął moją sukienkę od góry w dół, sięgnął za mnie, odpiął stanik, prawie go zrywając i odrzucił na bok. Przeniósł swoje usta w dół i nakrył nimi mój sutek. Złapałam rękami jego głowę i wplotłam palce we włosy. Zaczął ssać mocno mój sutek, gdy ciągnął moją sukienkę dalej tak, że była na wysokości talii. Jego palce były lekko szorstkie na lejącym się materiale, który wciąż znajdował się na tym samym miejscu pomiędzy nami. Wiem, że może poczuć jak mokra jestem. Jak bardzo tego chcę. Owinęłam swoje nogi na jego biodrach, łącząc je razem. Parker uwolnił mój sutek i połączył z powrotem nasze usta. Zgarnęłam jego język znowu, ssąc go. Jęczy gdy zaczyna pocierać się o mnie, kołysząc naszymi biodrami i łapiąc moje dłonie, podnosząc je i zabezpieczając nad głową. Ciuchy. Za. Dużo. Ciuchów. Wyrwałam się z uścisku i przerwałam pocałunek. Sięgnęłam do jego paska. - Pozbądźmy się tego. Chcę cię zobaczyć. - Zaplanowałam to drażnienie się. Kurwa. To jest takie gorące. Uwolniłam jego talię od moich nóg, a on pochylił się by odpiąć swój pasek. Nie mogłam się doczekać. Chwyciłam jego spodnie w swoje ręce, pomagając mu. Razem obniżyliśmy je jednym szybkim ruchem. Poczułam jak skopywał je nogami, próbując się uwolnić z materiału, który splątał mu się między stopami. Uniosłam moją nogę do góry i pomogłam skopać je na podłogę. Dotarłam do jego bokserek, chwytając twardość i powoli gładziłam ją w górę i w dół.
33 | S t r o n a
- Jezu. - Nie miałam nawet szansy odpowiedzieć, bo Parker pocałował mnie ponownie, sięgając do moich pleców, przyciągając bliżej. Wygięłam się w łuk w jego objęciach. Przesunął lewą rękę chwytając moją pierś i szarpnął sutek, ściskając go mocno. Delikatne skomlenie wyszło z moich ust. Myślę, że nazwałam go Bogiem, raz czy dwa. Nie jestem pewna. Wszystko co czuję, jest tak rozmyte. Ból biodra. Co to jest ból biodra? Nie było niczego o czym myślałam poza Parkerem i tym co w tej chwili działo się pomiędzy naszą dwójką. Przechylił mi głowę, obniżył usta do mojej szyi, całując, gryząc i ssąc obojczyk. Zwolniłam i przeniosłam obie ręce na jego biodra ściągając bokserki. Nasze dłonie się spotkały. - Zwolnij. Zaraz wrócę. - Dał mi jedno szybkie muśnięcie w usta, następnie niemal zbyt szybko ode mnie odszedł. Ledwo mogłam złapać oddech. Próbując spowolnić dyszenie. Podniosłam się na łokciach i patrzyłam jak przechodzi przez pokój dzienny i drzwi. Jego sypialni, może? Kiedy wraca z powrotem, chwytam idealną okazję do zapamiętania go. Wiem, że wie, że go obserwuję, ponieważ zatrzymał się na środku pokoju, pozwalając by ten seksowny uśmiech pojawił mu się ponownie na ustach. Jego klatka piersiowa jest definitywnie zbyt idealnie zbudowana. Moje wargi przez chwilę cieszyłyby się całując jego plecy, zanim stopniowo przechodziłyby do dużych muskularnych ramion. Podążyłam moimi oczami z powrotem na jego ciało, lądując na silnym jak skała brzuchu. Widziałam wcześniej sześciopaki, ale ten jest lepszy niż jakikolwiek wcześniej. Mógł być definicją perfekcji. Poprowadziłam mój wzrok niżej na najbardziej niesamowite V znane mężczyźnie. Parker - nie wiem jakie jest jego nazwisko - jest tak bardzo seksowny. Obserwuję jak powoli idzie w moim kierunku. Dotarł do kanapy i wyszedł ze swoich bokserek. Przesunął je na bok i klęknął obok mnie, podczas gdy wciąż podpierałam się na łokciach, obserwując go. 34 | S t r o n a
- Tego tutaj, trzeba się pozbyć. Śledziłam jego wzrok i zobaczyłam jak chwycił moją sukienkę zsuwając ją w dół, aż spadła na podłogę. Po śladach swoich palców, delikatniej niż kiedykolwiek, wraca do mojego uda, ani razu nie odrywając oczu od moich. Przełknęłam, wpatrując się w niego, podczas gdy ciężko oddychałam czekając na jego następny ruch. Oblizał wargi, zanim obniża swoją głowę do wewnętrznej strony mojego uda. Delikatne pocałunki zaczęły podróżować w dół mojej nogi, wysyłając wszędzie dreszcze. Nie sądziłam by to było możliwe, ale czułam, że moje ciało stawało się coraz lżejsze, jakbym płynęła. Jego dotyk, pocałunek, słowa i zapach - wszystko wysyłało mnie coraz bliżej granicy. Kiedy mnie całował w drodze powrotnej do górnej wewnętrznej części mojego uda, zatrzymał się przed przemokniętym materiałem między moimi nogami. - I tego - powiedział, gdy chwycił moje stringi i ześlizgnął je w dół, rzucając daleko razem z sukienką. Przenosząc swoją rękę z powrotem do mojej kostki, dotknął czerwonych butów. Zapomniałam, że w ogóle miałam je na sobie. Wyciągnęłam moją stopę pozwalając mu ściągnąć go, ale zamiast to zrobić, jego palce wróciły w górę mojej nogi, znowu wysyłając dreszcze po całym moim ciele. - Zostawimy je na tobie. Parker wstał wracając do pozycji na mnie, podniósł mnie wyżej na kanapie, tak że moja głowa była na podłokietniku. Zamknął ten mały dystans między nami i przeniósł swoje usta z powrotem na mnie. Zjechałam moimi rękoma na jego plecy, drapiąc skórę, zaznaczając moją drogę do jego karku. Ześlizgnął swoje dłonie w dół mojego ciała, i zanim mogłam pomyśleć czy cokolwiek innego, jego palce wślizgnęły się wewnątrz mnie. - Taka mokra - wyszeptał do mojego ucha. - Przez ciebie - powiedziałam, gdy zaczęłam ruszać biodrami razem z nim. Jęcząc w moje ucho włożył w głąb mnie drugi palec, nadając szybsze tempo. 35 | S t r o n a
- Boże, tak. Proszę - błagałam. Nigdy tego nie robiłam, ale Parkera mogłabym błagać w kółko i w kółko, jeśli to oznaczałoby dotykanie mnie tak jak teraz. Wychodziłam naprzeciw jego palcom, ale wszystko o czym naprawdę myślałam, to erekcja szturchająca moje udo. Jakkolwiek utalentowane były jego palce, w tym momencie, po prostu chciałam go wewnątrz mnie. Popchnęłam go w klatkę, aby uzyskać jego uwagę. - Chcę cię wewnątrz mnie. Potrzebuję cię wewnątrz mnie… teraz. - Kurwa. - Sięgnął po prezerwatywę leżącą na podłodze obok nas. Wzięłam ją z jego rąk, rozerwałam i naprawdę bardzo powoli naciągnęłam na niego. - Cholera! - wrzasnął, kiedy wzdrygnął się lekko. Przeniósł swoją twarz tak blisko mnie, że spoglądałam prosto w jego piękne niebieskie oczy. Wepchnął się we mnie z taką siłą, że westchnęłam. Przestał się ruszać. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, a następnie znowu zaczął mocniej się we mnie wpychać. Poruszałam się razem z nim, spotykając go z każdym pchnięciem. Mogłam poczuć ogień w jego oczach, płonący przeze mnie. Moje ciało paliło z gorąca. Połączenie, intymność, to zbyt wiele i kiedy nie mogłam znieść patrzenia w jego oczy ani chwili dłużej, przeniosłam moje ręce na jego biodra, nadając ruchom szybsze tempo. Nasze ciała poruszały się razem, a języki pracowały tym samym rytmem. - Boże, tak kurewsko dobrze cię czuć. Taka. Ciasna. - Z trudem łapał powietrze. - Szybciej. - Poruszyłam moimi biodrami mocniej, czując, na wyciągnięcie ręki, rosnące uwolnienie. - Chcesz mocniej? Tak bardzo jak chciałam powiedzieć mu, że wezmę wszystko co mi da, zamiast tego jęknęłam „Tak”. Jęknęłam głośniej, on dyszał. 36 | S t r o n a
- Dostaniesz to. - Jego biodra pompowały szybciej we mnie. Chwycił moje ręce ze swoich bioder, przyszpilając je ponownie wysoko nad moją głową. Nadal poruszaliśmy się razem i ciśnienie zaczęło budować się głęboko wewnątrz mnie. Błagałam o więcej, błagałam go, żeby nie przestawał. Znajduję swoje uwolnienie. Krzyczę jego imię, a następnie szeptam. - O Boże. Gdy schodziłam na ziemię, usłyszałam uwolnienie Parkera. - Ach, kurwa! Parker zwolnił ruchy w środku mnie, by przetrwać burzę ostatnich dreszczy, które przez niego przeszły. Oboje leżeliśmy, dysząc, próbując złapać oddech. Mogłam poczuć bicie jego serca, tak szybkie jak moje własne. Skopuję moje buty, w potrzebie poruszania palcami przez skurcze powstałe podczas orgazmu, gdy Parker wychodzi ze mnie i odsuwa się. Obserwuję jego nagie ciało, gdy idzie do kuchni wyrzucić prezerwatywę. Nie jestem pewna co teraz nadejdzie. Będziemy normalnie rozmawiać? Dzielić się tym co lubimy, a czego nie? Ta jedna noc i to wszystko jest zupełnie dla mnie nowe. Kiedy otwieram usta, by coś powiedzieć, Parker wraca z powrotem. - Wybacz, musiałem to wyrzucić. Gdzie skończyliśmy? - uśmiecha się głupkowato, gdy powraca na kanapę, ustawiając się za mną. Czuję jego ciepły oddech na moim karku, gdy sięgnął za siebie zgarniając koc i zarzucił go z powrotem na kanapę. - Tutaj - powiedział miękko owijając go wokół nas. Usadowił się po swojej stronie, tak jak wcześniej na kanapie, przyciągnął mnie do siebie, tak że dostosowałam się i oparłam o niego. Po prostu leżeliśmy, moje oczy były otwarte w niedowierzaniu. To jest odpowiedź na moje pytania.
***
37 | S t r o n a
Poczułam jak słońce przechodzi przez okna, zanim otworzyłam oczy. Cholera! Moja głowa pękała. Domyśliłam się, że to nauczy mnie, żeby znowu tak dużo nie pić. Leżałam na boku z plecami przyciśniętymi do Parkera, a jego ramię wciąż było bezpiecznie owinięte wokół mnie. Niemniej jednak nie byłam na kanapie. Podniosłam jego rękę ze mnie by zejść z łóżka, na którym teraz jestem. Parker przewraca się na plecy. Wstrzymuję oddech na widok jego ruchów, pragnąc, żeby nie otworzył oczu. Musiał mnie przynieść tutaj ostatniej nocy. Wow, musiałam być mocno nieprzytomna. Szybko przesunęłam rękami przez moje włosy, wygładzając je w odpowiednich miejscach. Patrzyłam w dół na Parkera śpiącego tak spokojnie i pozwoliłam moim oczom przeskanować jego ciało w świetle dziennym. Jest teraz bardziej piękny niż wcześniej i nie sądziłam, że to kiedykolwiek będzie możliwe. Pozwoliłam by mój wzrok utrzymał się na nim, śledząc każde zmarszczenie, zarys i krzywiznę jego postaci. Biodra z tymi naprawdę gorącymi mięśniami brzucha. Taki gorący. Wyciągnęłam rękę i delikatnie śledziłam jego zarys palcami. Jest o wiele bardziej opalony w świetle. Blond włosy i niebieskie oczy pasują idealnie. Jest podręcznikowym ideałem. Cóż, może jeśli miałby tatuaż albo dwa, byłby podręcznikowym ideałem. Ale z lub bez tego, jest dość cholernie blisko. Wyszłam cicho z jego sypialni w kierunku pokoju dziennego, szukając moich ciuchów. W końcu znajduję stringi i stanik, które Parker rzucił. Znalazłam je na podłodze, gdzie spadł jeden z moich butów. Zgarniam je i ubieram. Kiedy zaczynam zakładać sukienkę sprawdzam godzinę na statywie telewizora. 8:26 rano. Jasna cholera! Kończę się ubierać z prędkością światła. Znajduję mój drugi but, w porę by spanikować, na myśl czy znajdę swoją torebkę. Nie jest tak, że muszę gdziekolwiek iść, ale nagła potrzeba wyjścia zanim Parker wstanie przechodzi przeze mnie. Nie wydaje mi się, że mogłabym zobaczyć się z nim po ostatniej nocy. Dziwak.
38 | S t r o n a
Zataczam kółko szukając mojej torebki. Winą za to obciążam wczorajszy alkohol. Ok, to akurat jest kłamstwo. Ale alkohol odgrywa główną rolę. Znalazłam ją leżącą pomiędzy pokojem dziennym, a jadalnią. Nie pamiętam, że położyłam ją tam ostatniej nocy. Nie pamiętam zbyt dużo z ostatniej nocy oprócz Parkera: pocałunków, języka, naszych ciał poruszających się razem i Boże wszechmogący miałam najlepszy orgazm w moim życiu. Z butem w jednej ręce, poszłam podnieść torebkę. Kuchnia jest po mojej lewej. Granitowe blaty i urządzenia ze stali nierdzewnej. Nie ma tutaj niczego co by nie pasowało. Nawet przesyłka pocztowa. Jego apartament jest nowoczesny ze srebrnymi i niebieskimi odcieniami. Obracając głowę w kierunku drzwi, zauważyłam zdjęcie na stoliku. On z dwójką innych ludzi: mężczyzna i kobieta. Jego rodzice? Zastanawiam się ile ma lat. Może końcówka lat dwudziestych? Wczesna trzydziestka? Dobra Aundrea, rusz się. Przestań myśleć w jakim wieku jest Pan Przystojny. Zdecydowałam nie zakładać moich butów, żeby nie obudzić Parkera. Pomyślałam o zostawieniu mu swojego numeru, ale pamiętałam co to miało być. Jedna noc. Nic więcej. Wpadłam na róg ściany, gdy szłam w kierunku drzwi i upuściłam jednego buta na drewnianą podłogę. - Cholera! - syknęłam. Usłyszałam Parkera i zamieszanie w sypialni, co spowodowało, że zaczęłam ruszać się szybciej. Zabierając mój but, szłam dalej do przodu. - Aundrea? - Parker zawołał z sypialni. Nie oglądałam się za siebie. Otworzyłam drzwi i zamknęłam je zbyt głośno ruszając do windy. Wielokrotnie wciskałam jej przycisk osiągając swoje dno, jeśli uważałam, że naciskając go stale winda przyjedzie szybciej. Kiedy usłyszałam głośne ruchy i walenie nadchodzące z jego apartamentu, mogłam tylko spekulować, że ubiera 39 | S t r o n a
się by wyjść po mnie. Widzę drzwi ze znakiem windy, a przy nich inne ze znakiem schody. Otwieram je biorąc po dwa stopnie na raz. Robię to przez dziewiętnaście pięter, aż mogę stanąć i poczekać na klatce schodowej. Stoję tam przez kilka minut, zanim pokonuję resztę drogi w dół zaciskając palce dopóki nie widzę Parkera w lobby. Lub nigdy więcej.
40 | S t r o n a
Rozdział 4 Wyjście z budynku Parkera bez śladu po nim gdziekolwiek, pozwoliło mi obrać drogę z powrotem w kierunku baru Max’a, gdzie był zaparkowany mój samochód. Poszukałam mojego telefonu by zadzwonić do Jean. Po sześciu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Po prostu zostawiłam jej krótką wiadomość, dzięki czemu będzie wiedziała, że jestem w drodze do samochodu i niech da mi znać jeśli potrzebuje, żebym ją odebrała. Czuję się tak zażenowana idąc ulicą w ciuchach z ostatniej nocy. Mogę usłyszeć myśli krzyczące o mnie od idących przechodniów. Spacer wstydu! Wciąż nie założyłam moich butów, w nadziei, że dotrę szybciej do samochodu. Nawet nie pomyślałam, co mogło za tym iść. Trzymałam głowę wysoko podniesioną, przechodząc koło ostatniego bloku do auta, kiedy moja komórka zabrzęczała. Jean: Shannon podrzuci mnie do samochodu o dziesiątej. Ma spotkanie ze swoją rodziną na późne śniadanie. Ja: Ok. Do zobaczenia niedługo. Czekałam w samochodzie na Jean, myśląc o Parkerze i ostatniej nocy. Zastanawiałam się, czy robi takie rzeczy cały czas. Wybiera losowo obcych w barze. Moje serce przyśpiesza na myśl o Parkerze robiącym to i mogę jedynie mieć nadzieję, że nie myśli, że sama tak postępuję. Oczywiście, prawdopodobnie to robi! Czerwony SUV Shannon stanął za mną. Jean wysiada z niego, na swój własny sposób. Uśmiecha się. Kolejne piski i pytania za… trzy… dwa… - Wyduś to! - Co? Żadnego „Jak się masz tego ranka?” - dokuczam.
41 | S t r o n a
- Umm, nie! Chcę brudnych szczegółów! Wyduś je! - wywróciłam oczami, kiedy obserwowałam jej zacięcie. Z delikatnym uśmiechem, wycofuję z parkingu. Gdy jestem już na głównej drodze, mówię jej wszystko o nocy, o naszym podwójnym spotkaniu w łazience, o pójściu do jego mieszkania, rozmowie i jakieś drobne detale o naszym seksie. Przez jej szeroko otwarte oczy, myślę, że ma wyobrażenia o tym jak niesamowita była moja noc. - Więc, było dobrze? - Lepiej niż dobrze. - Gorąco? - Gorąco! - Owinęłaś go czymś prawda? Przewróciłam oczami. - Tak mamo. Użył prezerwatywy. - Dobrze. Dostałaś jego numer? Odwracam się twarzą do niej i otwieram usta. Po ułamku sekundy zamykam je, odwracając się z powrotem w kierunku drogi. - Nie. Ostatniej nocy chodziło tylko o seks. To ja odpuściłam. - Cóż, możesz zdobyć jego numer. Szczególnie jeśli seks był tak gorący, jak to brzmiało. - Jesteś jedyną, która mówiła, że taki bez znaczenia seks na jedną noc jest pociągający. Teraz mówisz mi, że powinnam zdobyć numer tego faceta? - Nie zawsze musisz mnie słuchać, wiesz o tym. - O mój Boże! Czasami jesteś taka frustrująca! 42 | S t r o n a
Wybuchła śmiechem. - Ale to dlatego mnie kochasz! - Ta, to jest to - mamroczę sarkastycznie. - Zrobiłaś z nim co najmniej jeszcze jedną rundkę, zanim wyszłaś rano? - Żartujesz sobie ze mnie? Nie! Uciekłam tak szybko, jak tylko pozbierałam moje ciuchy porozrzucane dookoła. Wiesz jak żenujące było to, że chodziłam ulicami tak wyglądając? To nie jest strój do kościoła! Jej śmiech był teraz jeszcze mocniejszy, łzy napłynęły jej do oczu. - Co jest takie zabawne? - Nic. To po prostu… - robi przerwę, próbując kontrolować swój oddech. - Po prostu widzę cię tam biegającą z zachwytu po jego mieszkaniu i starającą się zebrać wszystkie swoje ciuchy, zanim się obudzi! Muszę przyznać, to było dość zabawne, teraz jak patrzę na to wstecz. Zaczynam się śmiać razem z nią. Potem uspakajamy się i pytam czy Shannon wspominała coś o rozmowie z nim, ostatniej nocy. - Nie. Nic nie mówiła. Jedynie o chłopaku, którego spotkała na parkiecie i jak dał jej swój numer. Byłyśmy dość przytomne, kiedy szłyśmy do jej mieszkania. Ok. Więc on nie pozostawił po sobie trwałego wrażenia na niej. To dobrze, prawda? Próbuję przekonać siebie, że się nie przejmuję, bo to nie jest tak, że zobaczę go znowu. Notuje sobie mentalnie, żeby nigdy więcej nie iść do tego baru, wtedy będzie szansa, że mogę od niego uciec.
43 | S t r o n a
Kiedy wracamy do Genny, zauważam, że drzwi do garażu są otwarte. Jej Maroon G6 5 zniknął. Ale Jason tam jest i woskuje swoją najnowszą zabawkę: motocykl. Wypuszczam delikatny śmiech, pamiętając jak Genna nazwała mnie suką, po jego zakupach. Była taka wkurzona. Jest w nich coś niebezpiecznego, a on jest, tak jakby lekkomyślny, jeśli o to chodzi. Osobiście uważam, że to raczej gorące. Obie machamy do Jason’a zanim kierujemy się do domu. Od razu poszłam do mojego pokoju, żeby dostać się do jakichś bawełnianych szortów i bezrękawnika, zanim pomogę Jean zebrać razem jej rzeczy. Wraz z ostatnią rzeczą upchniętą do jej walizki, posyła mi smutny uśmiech. - Aww. Chodź tu. Potrzebuję uścisku. Owinęła ramiona ciasno wokół dolnej części moich pleców, przyciągając mnie do niej. Nagłe uderzenie zamieniło tępy ból na moim biodrze, w ostry. Wdzięczna za przestrzeń, gdy już mnie uwolniła, opieram się plecami o garderobę, żeby się wesprzeć. Ból odbiera mój oddech, więc stałam tam nieruchomo przez minutę, aż mrowienie odeszło. - Wszystko w porządku? Słowa opuszczają jej usta, gdy pokonuję drogę do łóżka, gdzie na sekundę mogę usiąść. - Och, ta. Wszystko dobrze. - Jesteś pewna? Daję jej pełen nadziei uśmiech i kiwam głową. - Miałam dużo zabawy, Dre.
5
44 | S t r o n a
- Ja też. Upewnij się, że wyślesz mi wiadomość, kiedy tylko dotrzesz do swojego mieszkania. - Oczywiście. - Kocham cię. - Ja tak samo. Poszłam z nią na dół do drzwi frontowych, otworzyłam je dla niej i poczekałam aż wsiądzie do samochodu i odjedzie, zanim skierowałam się do kuchni. Poczułam zapach świeżej kawy w dzbanku i nalałam sobie w duży kubek. Genna ma obsesję na punkcie kawy, tak jak ja. Przysięgam, że jej dzbanek jest zawsze nią napełniony. Dodałam śmietankę i cukier. Lubię białą kawę. Z kubkiem w ręku, obieram drogę na górę, żeby wziąć prysznic. Nienawidzę śmierdzieć seksem, a to jest wszystko czym śmierdzę, z wyjątkiem odrobiny Parkera. On pachnie dobrze. Naprawdę dobrze. Stawiam moją gorącą kawę i zdejmuję ciuchy, spinam włosy z tyłu i zmywam pozostałości mojego makijażu. Nienawidzę tego, że nie ważne jak próbuję je upiąć, zawsze znajdują drogę z powrotem, kiedy myję twarz. Z głową wciąż pochyloną nad umywalką, szukam na ślepo wsuwki i chcę wsunąć z powrotem w długie pasmo, które wpadało mi do oczu. Przestaję. Zamiast tego podnoszę głowę, zaczesuję delikatnie do tyłu i odpinam. Ściągam moją perukę sięgającą do brody, pozwalając skórze głowy oddychać. Ułożyłam perukę, na głowie manekina, siadam i biorę szybkie spojrzenie na siebie w lustrze.
45 | S t r o n a
Wzdycham, chwytając moje zaniedbane, cienkie truskawkowo blond krótkie włosy w stylu pixie cut6. Są tak krótkie, że sięgają zaledwie szczytów moich uszu. Nienawidzę tego. Tęsknię za moimi włosami. Bardzo. Kiedyś były długie, grube i naturalnie kręcone. Nigdy nie myślałam, że to będzie taka wielka sprawa, jak je stracę. Mam na myśli, to tylko włosy, prawda? Odrosną. Błąd. Nie widziałam moich długich włosów od czterech lat. Kiedy pierwszy raz znalazłam kępkę moich włosów na łóżku po jednej z chemii, spanikowałam. Naprawdę spanikowałam. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, po pierwszych paru zabiegach, gdy moje włosy wciąż jeszcze były, że może jednak nie wypadną. Płakałam cały czas, kiedy moja mama goliła moją głowę. Chciała ściąć na krótko i czekać, ale ja chciałam mieć kontrole nad tym. Potrzebowałam mieć to pod kontrolą. Sama podjęłam decyzję, gdy moje włosy mają opuścić moje ciało. Nie ktoś inny, czy też rak. Ludzie nie mają pojęcia, jak bardzo włosy są częścią tego kim są. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo moje włosy były częścią mnie. Częścią mojej tożsamości. Miałam głowę podniesioną, jak chciałam wyglądać i czuć się wyrafinowana, albo spuszczoną w dół, żeby się ukryć, kiedy miałam zły dzień i nie chciałam nikogo widzieć. Odwracałam się, kiedy próbowałam flirtować z ładnym chłopakiem, albo robiłam wielki skok w bok, kiedy czułam, że mogę wziąć cały świat. W ciągu ostatnich czterech lat, już przyzwyczaiłam się, że moje włosy pojawiają się i znikają. To się robi łatwiejsze z czasem, jeśli możesz to sobie wyobrazić, ale nie ważne jak wiele razy próbuję, wciąż nie jestem w stanie wyjść na ulicę z łysą głową,
6
coś takiego
46 | S t r o n a
owiniętą chustą, albo w włosach tak krótkich jak mam teraz. Ludzie patrzą. Nie powiedzą nic, ale wiem co sobie myślą. „Och, biedna dziewczyna. Musi być chora. Może ma raka.” Nie chcę niczyjej litości. Mam jej wystarczająco od mojej rodziny. Ciągle obserwują każdy mój ruch. Upewniają się, że jem, biorę moje leki, czy często odpoczywam. Więc kiedy pokazuję się publicznie, chcę po prostu czuć i być postrzegana jako ja. Dlatego tak trudno jest mi wyjść bez mojej peruki, ponieważ chcę istnieć na świecie jako kobieta która ma raka, a nie jako kobieta, która próbuje się wpasować.
***
Po prysznicu przypinam moją perukę z powrotem i spędzam pozostałą część popołudnia, drzemiąc i czytając. Słyszę delikatne pukanie do drzwi, zanim słowa mojej siostry przechodzą przez małą szczelinę w drzwiach, odwracając moją uwagę od strony, którą czytałam. - Dre, mogę wejść? - Oczywiście - odpowiadam, nie odrywając wzroku od mojego Kindle.7 Widzę ruch kątem oka, kiedy pokonuje drogę wokół moich rzeczy. Podnoszę się, żeby zrobić jej miejsce na łóżku, kładąc Kindle na bok. Mogę powiedzieć, po wyrazie jej porcelanowej twarzy, że chce odbyć jedną z tych rozmów z głębi serca. Jak w jednym z epizodów Pełnej chaty8 , który kończy się łzami ze szczęścia, spokojną muzyką i uściskiem po omawianiu lekcji życia. Moja siostra chce dobrze, ale na tą chwilę ostatnią rzeczą w moim umyśle jest rozmowa, szczególnie o tym co ona ma na myśli. - Bawiłaś się dobrze ostatniej nocy?
7 8
Czytnik e-book. Serial komediowy.
47 | S t r o n a
- Ta, spędziliśmy czas naprawdę dobrze. - Tak wywnioskowałam. - Zaśmiała się. - Wy dwie zostałyście na całą noc. Nie odpowiadam. Normalnie mówię mojej siostrze wszystko, ale nie mam ochoty mówić jej o mojej jednonocnej przygodzie. - Mówiłam ci, że uwielbiam ten kolor na tobie? Pasuje ci. Patrzę w dół, chwytając mój różowy bezrękawnik i czarne szorty. Odwracam twarz do niej, podnosząc brwi w pytaniu. Sięga i chwyta mały kosmyk moich włosów owijając go wokół palca. - Twoje włosy. Wyglądasz pięknie jako brunetka. Daje mi delikatny uśmiech, zanim puszcza moje włosy, które spadają z powrotem na moją brodę. Odwracając głowę ode mnie, koncentruje znowu swoją uwagę na moim pokoju. Nienawidzę tego mówić. Mój pokój. Nie czuję jakby był mój. Czuję się bardziej jak w więzieniu. - Zamierzasz się rozpakować? - to ósmy dzień odkąd tu jestem. - Wkrótce. - Nie jestem pewna, czy jestem gotowa rozpakować wszystkie rzeczy, żeby zostać tu na stałe. Kiwa na zgodę marszcząc brwi na pudła, które są ułożone jedno na drugim. Genna jest maniakiem czystości, więc wątpię, że lubi mój styl w dekorowaniu. - Możemy go pomalować, jeśli chcesz. - Gestykuluje w kierunku beżowych ścian, wciąż nie patrząc na mnie. Beż. To taki przyziemny kolor. To jest jedyny pokój spośród trzech sypialni w domu, który jest bez koloru. Reszta domu jest wypełniona żywymi odcieniami, sprawiając, że pokoje mają więcej życia. Może dlatego ona dała akurat ten jeden mi. - Jest dobrze - odpowiadam patrząc na ściany. 48 | S t r o n a
Genna westchnęła delikatnie, ale nic nie powiedziała. To nie jest konieczne. Ja wiem, że ona wie, że nie jest w porządku. Jesteśmy kobietami. Kobiety, nie stosują słowa dobrze, dosłownie. - Genna, dziękuję. - Czuję, że powinnam powiedzieć więcej, więc dodałam. - Za wszystko. - Z jakiegoś powodu myślę, że powinnam również wypowiedzieć kilka słów wsparcia, żeby zabrać ten jej smutny wyraz twarzy, ale nic nie nachodzi. Pochyliła swoją głowę do mojego ramienia, wzięła moją prawą dłoń w swoją i splotła nasze palce razem. - Dre, cokolwiek potrzebujesz, albo chcesz, tylko mi powiedz. Chcę, żeby było ci tu wygodnie. Nie czuj się jakbyś nie mogła tu nic zmienić. To twój pokój i twój dom, mimo tego co mówisz, lub myślisz. Jason i ja chcemy, żeby było ci tu dobrze. Możesz udekorować ten pokój, pomalować go, czy cokolwiek tylko chcesz. Pragniemy po prostu, żebyś była szczęśliwa. Nie odpowiadam. Nie mam sumienia powiedzieć jej, że próbuję. Myślę, że jej serce jest z prawdziwego złota. Jest siedem lat starsza ode mnie i zawsze była moim ochroniarzem. Moi rodzice starali się o dziecko przez cztery lata, zanim zdecydowali się na adopcję. Minęły lata od tego dnia, kiedy zadzwonili z agencji, mówiąc im, że w Chinach mają dla nich nowonarodzoną dziewczynkę. Moi rodzice chcieli szybko adoptować, a w agencji powiedzieli im, że w Chinach mogą im to zapewnić. To było bardzo kosztowne, ale pieniądze nie były ważne, gdy nadeszło ich wyczekiwane dziecko. Zdobywali informacje, walczyli i wrócili trzy tygodnie później z Genną. Rodzice uważali, że ich marzenia o byciu rodziną były spełnione, aż pewnego dnia moja mama zaszła w ciążę ze mną. Tego dnia, nazwali mnie swoim cudownym dzieckiem. Mimo, że nie związana krwią, Genna jest moją dużą siostrą, w każdy możliwy sposób. Nie musimy mieć tej samej krwi, żeby być rodziną, dlatego mamy dopasowane tatuaże, na naszych stopach. Siostry przez przypadek, przyjaciółki z wyboru. - Daj spokój. - Podniosła się z łóżka, wskazując, żebym podążała za nią. Najwyższy czas, zacząć robić obiad. Pomożesz posiekać warzywa. 49 | S t r o n a
Wstałam i podążyłam za nią do kuchni. Jest fantastyczną kucharką. Nie wiem dlaczego nigdy nie poszła do szkoły kulinarnej, żeby stać się szefem kuchni, niż zastępcą nauczyciela. Genna jest idealną żoną. Spędza swój wolny czas w wolontariacie, albo coś piecze. - Co gotujesz? - pytam udając się do centralnej kuchennej wyspy. - Och, po prostu próbuję nowego przepisu na kurczaka, który znalazłam. Posłała mi ciepły uśmiech, zanim wepchnęła nos w swoją książkę z przepisami. - O której musisz być jutro w szpitalu? Szpital. Zaczynam nienawidzić tego słowa. - W południe. Tylko jeden zabieg. Mam znowu dostać chemię, żeby ponownie rozpocząć moją terapię. Chemia jest do bani. Filmy pokazują jedynie niewielką część tego, co naprawdę się dzieje. To są trzy, czasem cztery godziny siedzenia na krześle podłączony do maszyny w celu otrzymania leków, których potrzebujesz. To sprawia, że jesteś… bezradny. Masz poczucie utraty całej kontroli. To uczucie, w którym przekazujesz swoją wiarę i nadzieję, komuś innemu niż Bogu, dając swoje zaufanie lekarzowi i lekom, które będą pompowane w twoje żyły. W przeszłości podczas mojego leczenia, zmęczenie było dla mnie najtrudniejsze do zniesienia. Zawsze byłam zmęczona, spędzając czas z moimi przyjaciółmi, siadając przy obiedzie z rodziną, czy ciesząc się rozmową z kimś, bez chęci pójścia spać. Nie chcę patrzeć w przód na to co będzie. - Brzmi świetnie. Chemioterapia zaczyna się w środę? - Ta. Kontynuujemy przygotowywanie jedzenia w ciszy. Ona faszeruje kurczaka, ja kroję warzywa. 50 | S t r o n a
Siadam na ladzie oglądając najnowszy magazyn plotkarski, podczas gotowania, kiedy Jason wraca, ze swojej przejażdżki motocyklowej. - Witam panie. Dobrze tu pachnie. To prawda. Mieszanką cytryny, masła i przypraw. Jason pochyla się, żeby dać Gennie buziaka w policzek. Stoi tam taki wysoki i patrzy na mnie. - Pomóc ci? - pyta, z cieniem rozbawienia w głosie. Wie, że nie umiem gotować tego gówna. - Zrobiłam sałatkę. Twoja żona zrobiła resztę i dużo więcej, żeby zaspokoić twój apetyt po rowerze. - Nie powiedziała ci? Nowy lekarz9 weterynarii, którego zatrudniłem w naszej klinice, przychodzi dziś na obiad. Odkładam nóż i daję Jason’owi moją pełną uwagę. Opiera się o blat. Pochłaniając Bud Light10 jakby było wodą. Ten facet musi być spragniony. Jason był w rzeczywistości całkiem atrakcyjny. Jest wysoki, szczupły i schludny w krótkich czekoladowo-brązowych włosach. Nie jest napakowany, ale dobrze zbudowany. Jest bielszy niż biały. Można by pomyśleć, że nigdy nie wychodził na słońce. Jednak potrafi sprawić, że nawet butelka piwa wygląda pociągająco. A to przypomina mi reklamę Bud Light. - Nie mówiła mi, że kogoś zatrudniłeś! Patrzę jak wypija pozostałą część swojego piwa, potem odstawia pustą butelkę na bok. - Ta, stażysta z Florydy, mówiłem Gennie o tym.
9
Bądźcie czujni :P Amerykańskie piwo.
10
51 | S t r o n a
- Taki jeden gorący. Zaśmiał się. - Tak, taki jeden gorący - powiedział pomiędzy chichotaniem. - Zatrudniłem go. Nie ze względu na jego dobry wygląd, czy urok, ale dlatego, że miał kilka świetnych pomysłów i usilnie czuję, że on jest właściwym partnerem, więc dopuściłem go na to miejsce. - To niesamowite! Nie mogę uwierzyć, że nikt mi nie powiedział! Nie żeby ktoś musiał mi powiedzieć. Genna i ja byłyśmy tak blisko i doszłam do tego wniosku, po jednej z naszych rozmów, przed moim przeniesieniem się tutaj. - To się stało w ciągu ostatniego tygodnia. Z twoim przeniesieniem się tutaj, po prostu zbyt wiele się działo. Lubię go. Personel też. Genna widziała go krótko po powrocie. Pomyśleliśmy, że to będzie miłe, zaprosić go w ramach świętowania rozpoczęcia jego pracy. Jutro rozpoczyna swój pierwszy tydzień jako dr Jackson w „For the Love of Paws11” - Jason, to jest takie ekscytujące! Cieszę się razem z tobą! Genna przechadza się po kuchni. Obserwuję jak idzie do szafki i wyciąga talerze. - Jesteś szczęśliwa z tego powodu? - pyta, wyjmując ostatni czarny kwadratowy talerz. - Zatrudnił stażystę. To niesamowite. - Och, tak. Dla kliniki i dla pań. - Widzisz? - Jason kręci głową. - Wygląd! Kobiety chcą tylko jego wyglądu! - Skarbie, te biedne kobiety chcą tylko na niego popatrzeć przez cały dzień. A ty jesteś żonaty. One potrzebują świeżego mięsa. - Uśmiecha się do niego niewinnie.
11
Nazwa tej kliniki weterynaryjnej.
52 | S t r o n a
- Co? Nie jestem wystarczająco dobry, żeby na mnie spojrzeć? - żartuje, udając jakby był zraniony. - Kochanie, jesteś dość dobry, żeby na ciebie spojrzeć. Ale ja nie lubię wystawiać pazurów na moich przyjaciół. Śmieję się z tej małej pogawędki pomiędzy nimi. - Aundrea, Jason opowiadał mi ostatniej nocy, że myśli o zatrudnieniu pomocy w niepełnym wymiarze godzin, pomyślałam, że może to jest coś co chciałabyś robić? - jej pytania krążyły po jadalni. - Ta, mam na myśli, że to nic specjalnego. Pomoc przy porządkowaniu dokumentów i może odbieranie telefonów? - Jason dodał. - Myślałam, że chcesz coś robić. Wiesz, kiedy będziesz się dobrze czuła pomiędzy zabiegami. I wyjdziesz z domu - powiedziała Genna, wzruszając ramionami, gdy wróciła do kuchni. - To może być dobre - powiedziałam. Może to jest to.
***
Pobiegłam z powrotem na górę, ubrać się w coś bardziej odpowiedniego do towarzystwa. Zostawiłam różowy top, zsunęłam moje bardzo krótkie szorty cheerleaderki i wciągnęłam wygodne spodnie do jogi. Przeszłam do łazienki, nałożyłam trochę korektora i tuszu. Poprawiłam moją perukę, aż leżała prawidłowo, potem upięłam ją na miejsce. Mam szczęście, że ta peruka posiada wbudowany uchwyt na spinki do włosów. To był jedyny powód, dla którego trzymała się na mojej głowie ostatniej nocy z Parkerem. Czy może to był poranek, technicznie? To było specjalnie tak zrobione, dla włosów które rosną. Wolę dłuższe peruki, ale nie wyglądają tak realistycznie, jak krótkie. Tą mam od początku sierpnia. 53 | S t r o n a
Wcześniej miałam blond. To pewien rodzaj zabawy, by być kimś innym co jakiś czas. Czuć się jak ktoś inny. Gdy kończę szczotkować moje włosy, dzwoni dzwonek do drzwi. Upewniam się ostatni raz, że wszystko jest na swoim miejscu, wyłączam światło i kieruję się na dół. Kiedy już mam zamiar zejść, odzywa się mój telefon. Jean: Hej. Przepraszam. Zapomniałam do Ciebie napisać. Wróciłam bezpiecznie. Dobrej nocy. Odezwę się wkrótce. Xo Ja: Dobrej nocy
Gdy jestem na dole schodów, Genna rozmawia z kimś, kto zakładam, że jest tym nowym facetem. Jest plecami do mnie i jedno ramię ma oparte o ścianę, tam gdzie salon łączy się z jadalnią. Jest wysoki, ma krótkie włosy, wyglądają na mokre, jak po prysznicu. Ubrany na ciemno, sprane dżinsy opinają jego ciało we wszystkich właściwych miejscach i zielona koszulka, wygląda mniam! Jason oczyszcza swoje gardło obok mnie. Zakłopotana przy przyłapaniu na przyglądaniu się jego nowemu pracownikowi, zaśmiałam się nerwowo. - No nie, ty też? - zapytał. Jego oczy opadły dokładnie tam gdzie moje. Na niego. - Co? - Wszystkie dziewczyny w biurze, uważają że jest jak marzenie. - Przeciągnął to „jak”, kiedy podnosi rękę do swojej klatki piersiowej, jednocześnie nieznacznie podnosząc ramiona, wymuszając kiepski uśmiech. Wybuchłam śmiechem. Ten głos, który usłyszałam obok, zatrzymał mnie, powodując, że zdusiłam mój śmiech w połowie. - Przepraszam, jestem trochę spóźniony. Rozpoznaję ten głos. 54 | S t r o n a
Jego prawa ręka wędruje w górę wplatając palce we włosy. To wygląda tak znajomo. Znam tą rękę. Znam te palce. Zbyt dobrze. Nie. Jest. Dobrze. - Och, nie bądź niemądry. Jesteś w sam raz. Jak ci minął dzień? - pyta moja siostra? Moja siostra! On rozmawia z moją siostrą! Muszę się stąd wydostać i to szybko. - Powiedzieć, że miałem interesujący dzień, byłoby niedomówieniem. Nie ruszam się. On się obraca. Rusz się! Wciąż mówi. Ale nie zwracam na to uwagi. Po prostu obserwuję jego usta poruszające się, jak podąża za moją siostrą do salonu. Wtedy widzę jego twarz. - Ja. Pierdole - wyszeptałam wystarczająco głośno, żeby Jason usłyszał. Jason zaczyna się śmiać tak głośno, co sprawia, że aż odskakuję. Zapomniałam, że wciąż stoi obok mnie. - Och, Aundrea, masz zamiar dopasować się idealnie do innych dziewczyn? powiedział nadal się śmiejąc, gdy owinął rękę wokół moich ramion. Mogę poczuć, jak jego ciało trzęsie się ze śmiechu. Wtedy zauważam Parkera, jak gapi się prosto w moje piwne oczy. Z rozdziawionymi ustami. Nie mogę oddychać. Nie mogę się ruszyć. 55 | S t r o n a
Nie mogę niczego powiedzieć. Facet, z którym spałam ostatniej nocy, stoi tutaj teraz w domu mojej siostry. Jasna cholera, to jest takie niecodzienne. - Daj spokój, pozwól mi cię przedstawić - powiedział Jason, gdy pociągnął mnie do Parkera. Dobre jest to, że mnie prowadzi, ponieważ nadal tkwiłabym na dolnym schodku. Oczy Parkera nie opuszczają moich. - Parker, to jest Aundrea. Aundrea, to jest Parker. Żadne z nas się nie porusza. Po prostu stoję i patrzę się na niego. To nie może mi się przydarzyć. Oczywiście, że może! Wszystko przydarza się mnie! Oczyszczając swoje gardło, Parker wyciąga rękę chwytając moją w uścisku. Kręcę głową, a on się uśmiecha. - Miło poznać cię oficjalnie, Aundrea. Otwieram usta, ale nic z nich nie wychodzi, więc je zamykam. Jason znowu zaczyna się śmiać. Walę go łokciem w bok, co powoduje, że śmieje się jeszcze głośniej. Gdyby tylko wiedział, jak naprawdę to jest zabawne. I nie mam na myśli, że lekko. Odzyskuję mój głos i odpowiadam. - Ta, uh, to jest miłe, poznać cię. - To powoduje, że daje mi szeroki uśmiech. Jason nie przestaje się śmiać. Genna mówi coś do niego i natychmiast następuje cisza. - Obiad jest zrobiony. Dlaczego nie pójdziemy zjeść? - zapytała, dając Jason’owi surowe spojrzenie. 56 | S t r o n a
Nie mogę jeść. Siadam po przeciwnej stronie stołu od Parkera. On nie wydaje się mieć problemu z moją obecnością, tak jak ja z jego. Prowadzi rozmowę z Genną i Jasonem, przez cały obiad. Kiwam głową wtedy, kiedy muszę. Uśmiecham się, gdy trzeba. Śmieję się, kiedy oni to robią. Przez cały czas nie zwracam uwagi na to co mówią. - Aundrea? - usłyszałam moje imię, ale nie wiem kto je wypowiedział. - Tak? - Właśnie mówiłam, Parkerowi, że będziesz pomagać w biurze - powiedziała Genna, łamiąc przerwę pomiędzy nami. Patrzę na Parkera i odnajduje swój głos. - Och, nie będę mogła pomóc. Trzeba to przenieść, bo będę zbyt zajęta szkołą. - Lekcje, są tylko onli12… - W środy. Nie wspominając o tym, że zgłosiłam się do pomocy nauczycielowi - przerwałam. Wymieniłam środę, ponieważ w te dni mam chemię. - Od kiedy? - sprzeciwia się, dając mi dziwny wyraz twarzy. - Od dzisiaj. - Jest niedziela. Ups. - Wysłałam dziś maila do mojego instruktora i powiedziałam mu, że mogę. Mailował ostatnio do całej klasy, kto byłby zainteresowany. - Raaaacja. - Ona wie, że kłamię. - Cóż, jeśli wybaczycie. Nie jestem głodna. - Wstałam od stołu. Genna wypuściła delikatne westchnienie. 12
Online - by było, gdyby Aundrea nie przerwała.
57 | S t r o n a
- Aundrea. - Jej oczy błagały mnie. Spojrzała na mój ledwo tknięty talerz, potem z powrotem na mnie, ale nic więcej nie powiedziała. Mogę zobaczyć smutek w jej oczach. Robi to. Próbując powiedzieć mi, że muszę jeść. Zastanawiam się i siadam z powrotem, a potem przypominam sobie, kto siedzi naprzeciwko mnie. Patrzę na Parkera i próbuję dać fałszywy uśmiech mojej siostrze i Jason’owi. - Parker miło było cię poznać. Może zobaczymy się jeszcze. Albo nie. Opuszczam jadalnię i kieruję się do góry. Mogę usłyszeć Parkera mamroczącego coś do Genny i Jason’a, ale nie odwracam się. Zamiast tego biorę po dwa stopnie, przez cały czas. Kiedy znajduję się pokoju, moje serce łomocze tak szybko. Popycham drzwi zamykając je, ale zatrzymują się. Po czym pewna ręka otwiera je z powrotem. Parker. Wchodzi do pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. - Odeszłaś. - Nie sądziłam, że mówi o tym co było teraz. Wziął krok w moim kierunku. Wzięłam krok w tył. Patrzył na mnie tymi oczami. Tymi samymi z baru. Z identycznym ogniem. Nagle nie mogę oddychać. Patrzę na jego usta, a potem w powrotem w jego oczy. - Posłuchaj Parker, zwykle nie chodzę do domu z dziwnymi facetami, czy nieznajomymi, tak w ogóle. Obiecuję, że od tej chwili, nie będę wspominać o ostatniej nocy, ani myśleć o tym. To się nie stanie znowu i przysięgam, że nie powiem Jason’owi. Więc twój sekret o wkręceniu swojego szefa, a mojego szwagra jest u mnie bezpieczny. Zrobiłam ruch zamykającego się zamka na ustach, kiedy mówię ostatnią część. - Zwykle? - Nigdy. Nigdy nie chodzę do domu z dziwnymi facetami. 58 | S t r o n a
- Myślisz, że jestem dziwny? - Tak. To znaczy, nie. Jestem speszona, bo wszystko o czym mogę myśleć, to ja na jego kanapie i jego ręce trzymające moje nad głową, gdy wbijał się we mnie. - Skończyliśmy? - pytam, próbując odwrócić uwagę od tematu jego rąk. - Nie. Dobrze zatem. Podszedł do mnie, powodując tym, że upadam na łóżko. Jest zbyt blisko. Tak blisko, że mogę poczuć zapach jego wody kolońskiej. Dlaczego musi pachnieć tak dobrze? - Chcę się upewnić, że jesteśmy po tej samej stronie. Po pierwsze, mam nadzieję, że to co powiedziałaś, o nie myśleniu nigdy więcej o ostatniej nocy nie jest prawdą, ponieważ to jest wszystko o czym ja mogę myśleć. A po drugie, mam nadzieje, że to się znowu stanie. Faktem jest, że liczę na to. Z tym odwrócił się i wyszedł z pokoju.
59 | S t r o n a
Rozdział 5 Poniedziałek nadszedł zbyt szybko i jeden raz myślałam o Parkerze. Dobra, to kłamstwo. Jego pieprzone niebieskie oczy i silne ręce, są wszystkim o czym mogę myśleć. Cały czas wspominałam o tym co powiedział mi poprzedniego wieczoru i uśmiecham się. Nie mogłam nic na to poradzić. Genna coś wiedziała i ciągle naciskała na odpowiedzi, ale nie wiem co mam jej powiedzieć. Przepraszam, wspominałam jak pracownik twojego męża pieprzył mnie na swojej kanapie, a potem groził mi, że to się stanie znowu. Um, nie dzięki. Zamiast odtwarzać to jak naprawdę dobry miałam weekend. Powiem jej o Parkerze… Ostatecznie. Dr Bradley mój nowy chirurg ogólny, nie przewidywał trudności w założeniu mojego portu13. To prosty zabieg, który może być wykonany pod narkozą. Port będzie usadzony pod lewym obojczykiem. Można będzie go zobaczyć pod moją skórą, wystający jak mały winogron. To nie jest zbyt zauważalne, chyba, że ktoś będzie bardzo blisko - albo będzie w stanie to ujrzeć, poprzez moje ciasne ubranie. Ale dla mnie jest, bardzo widoczne. Wszystkie blizny i znamiona na moim ciele, które są związane z moim rakiem są zauważalne. Jest blizna długości około 4 cm, po prawej stronie mojej szyi, gdzie została zrobiona pierwsza biopsja, a gdzie później został usunięty guz. Jedna znajduje się po prawej stronie obojczyka, od mojego poprzedniego portu. Musiałam go usunąć, Port do chemioterapii, umożliwia trwały dostęp do żylnych naczyń krwionośnych i jest wszczepiany pod skórę, w okolicy obojczyka. Ogólnie rzecz biorąc wygląda jak implant podskórny. 13
60 | S t r o n a
ponieważ wdała się infekcja. W tym czasie miałam tylko dwa zabiegi chemioterapii, więc robili to przez kroplówkę, zanim go zastąpili. Jest 5-cio cm blizna, pod moim prawym ramieniem, od promieniowania, przez które przeszłam. Powstaje przez to duży plac, który może się wydawać znamieniem, dla kogoś kto nie zna się lepiej. Mam także czarny tatuaż kropki, na moim prawym ramieniu, który został wykorzystany do wiązki promieniowania. Wygląda jak mały, ciemny pieprzyk z oddali. Wszystkie te blizny i znamiona, są bolesnym przypomnieniem tego co musiałam przejść, żeby być tutaj w tej sekundzie. Może wydawać się niedużo, ale dla mnie, to są blizny bitewne. Muszę stawiać im czoła każdego dnia, kiedy wstaję i każdej nocy, kiedy czołgam się do łóżka. Nie ważne jak wiele razy próbuję zapomnieć, one zawsze patrzą na mnie w lustrze. Wtedy gdy dojdę do siebie, czy nie patrzę w przeszłość, moja rodzina to komentuje i wszystko wraca. Jestem ciągłym przypomnieniem. To nie przyciąga nawet myśli do mojej głowy, o tych wszystkich znamionach po igłach, próbujących znaleźć żyły po setkach pobrań krwi. Spędziłam wtorek na kursie online, pracując nad moim rachunkiem różniczkowym. Od ukończenia szkoły średniej trzy lata temu, zapisałam się do tak wielu collage’ów jak tylko mogłam. Nie robiłam tego w przypadkowej kolejności. Zapisywałam się na to co wyglądało interesująco w tym czasie. Nauki ścisłe i głównie klasy matematyczne. Nawet niektóre klasy z literaturą. Nie wiem co przyniesie moja przyszłość, ale kiedy to zrobi, będę gotowa. Gdy nadszedł wieczór, Genna i ja zdecydowałyśmy się obejrzeć film. - Hej, zrobiłam popcorn - oznajmia, dołączając do mnie na kanapie. W jednej ręce trzymała pomarańczową miskę od Rachael Ray14 z ekstra maślanym popcornem,
14
Dokładnie taka miska.
61 | S t r o n a
a w drugiej ręce małe szklaneczki z sokiem z ogórka. Nikt nie mógł usiąść wystarczająco blisko, kiedy to robimy, ale nie powinni nas oceniać, zanim tego nie spróbują. Popcorn zanurzony w soku z ogórków, jest tak dobry! Nie muszę być w ciąży, żeby to wiedzieć. Sięgam ręką do miski i zgarniam garść. - Dzięki. - Zanurzam każde nasionko prażonej kukurydzy w soku z ogórków, zanim wrzucam je jedno po drugim do moich ust. Słony smak, miesza się z posmakiem soku z ogórków i to jest raj dla mojego języka. Puszcza horror z nieznanym aktorem, który znalazła w telewizji. Typowy film gdzie dziewczyna jest w domu - sama - atakowana - ucieka na górę, zamiast na zewnątrz. To zabawne, że telefon zawsze jest rozładowany, albo nie działa, kiedy ona jest atakowana. Takie głupie! Nie mogę nic poradzić na to, że wywracam oczami, na wybór tego filmu. - Więc, zamierzasz mi powiedzieć co to było w niedziele wieczorem? – zapytała Genna, nie odrywając oczu od filmu. Wyprzedzając jej myśli, odpowiadam. - Co masz na myśli? Wiem o co jej chodzi. - Myślałam, że chciałaś pomóc Jasonowi w klinice. Co się zmieniło? Parker. - Nic. - Dre. Ona to robi. Po prostu mówi moje imię tak smutnym tonem, a potem przestaje. - Nie jestem pewna, czy nadaję się do tego. Nie chcę się jeszcze zobowiązywać. 62 | S t r o n a
- Myślę, że rozumiem. Kontynuowałyśmy oglądanie kiepskiego horroru, wykrzykując to co się stanie następnie, zanim się dzieje. Genna zamówiła chińszczyznę dla nas, nim film się skończył. Usiadłyśmy po turecku na podłodze opierając się o kanapę z pudełkiem klusek, ryżu, kurczaka, warzyw i zawiniętych jajek ułożonych na górze. Genna przywołuje ten jeden temat, przez który chcę zwinąć się i ukryć. - Co myślałaś zeszłej nocy o Parkerze? Jest miły, huh? - Ta. Mam na myśli, że wcale nie rozmawiałam z nim wiele. Nie. Po prostu wpatrywałam się w jego pełne usta. Pragnąć żeby były na mnie. - Jest z Florydy. Poszedł na Uniwersytet Florydy na Medycynę Weterynaryjną, a dorastał na Jupiter Island15. - Jak na kogoś kto widział go krótko, wydajesz się znać historię jego życia. Zaśmiała się. - Pytałam Jasona. Oczywiście, że to zrobiła. Ona musi wiedzieć wszystko o wszystkich. - Dobra, więc co to jest to Jupiter Island? - Aundrea! To tam gdzie Celine Dion ma dom! Myślę, że Tiger Woods, też. Cóż, bynajmniej to jest to, co powiedział mi Jason. Tam jest o wiele więcej takich ładnych domów, według Google. Sprawdziłam to kiedyś, jak wspominał o Celine i Tigerze. To jest jak małe prywatne miasto, ale nieogrodzone, ani nic, więc ludzie mogą tam przyjeżdżać.
15
Według Wikipedii jest to miasto na Florydzie.
63 | S t r o n a
- Więc, on ma pieniądze? - zapytałam. - Umm, nie jestem pewna. Ale Jason mówił, że jego ojciec jest bankierem inwestycyjnym, więc myślę, że jego rodzina ma pieniądze, niekoniecznie on. Ale mam na myśli, że jest teraz weterynarzem, więc będzie miał dość cholernych pieniędzy. Typowe. Dobrze wyglądający lekarz, który akurat pochodzi od bogaczy. To nie może być nic lepszego, niż czytałam w niejednej z moich książek. - I… - trąca łokciem moje ramię. - Jason powiedział, że jest singlem. Kręcę głową i uśmiecham się. - Nie rozglądam się za nikim. - Wiem. Zawsze to mówisz, ale kiedy masz zamiar poszukać kogoś? Jest w porządku randkować, Aundrea. Wyjść gdzieś. Zabawić się. - Wychodzę. - Mam na myśli, z facetem. - Robię to. - Który nie jest twoim przyjacielem. - Nie chcę komplikacji. Wystarczająco dużo się dzieje. Próbowałam randkować, ale to powoduje zbyt wiele komplikacji, więc unikam tego tak długo jak to możliwe. - Aundrea. - Proszę, Genna. Możemy odpuścić? Nikt nie chce umawiać się z dziewczyną, która ma raka.
*** 64 | S t r o n a
Nie chcę wychodzić z mojego łóżka. Dziś jest dzień chemii. Jestem wdzięczna, że moja wizyta jest rano. To jest wystarczająco złe, że muszę spędzić tam więcej niż trzy godziny, więc lepiej po prostu mieć to z głowy. Po zarzuceniu na siebie rybaczek i łososiowej koszulki, upewniam się, że zabrałam mój telefon i Kindle. Nie zawracam sobie głowy, nakładaniem jakiegokolwiek makijażu, poza odrobiną korektora, wokół moich oczu i tuszu. Genna mówi mi, że kieruje się do samochodu, więc szybko zmierzam do kuchni i wlewam sobie w kubek kawy na drogę. Wkładam moje płaskie czarne baleriny i wychodzę na zewnątrz, na chłodne poranne powietrze. - Dlaczego jedziemy godzinę wcześniej? - pytam, gdy pokonuję moją drogę. - Ponieważ Jason zapomniał kilku wykresów, które przywiózł na weekend do domu. Niesamowite. Obserwowałam jak sięga w dół by włączyć radio. Rodzinny czas: to nie może być dobre. - Rozmawiałaś w ogóle z mamą, albo tatą? - Krótko - powiedziałam. - Zanim poszłam do łóżka. - I? - Nic. Oboje powiedzieli, że chcieliby tu być ze mną. Choć, nie wiem dlaczego. Mam na myśli… - zatrzymałam się w poszukiwaniu słów. - Oni po prostu chcą siedzieć obok mnie przez parę nudnych godzin i oglądać mnie chorą. To nie jest sposób w jaki chcę spędzać z nimi czas. Moja pierwsza dawka chemii była najgorsza, gdy tylko przychodziły nudności i wymioty. Nie ma znaczenia rodzaj raka jakiego masz, czy jakiego typu leków użyją za pierwszym razem. Lekarze tak naprawdę nie wiedzą co robią. Dobra, to nie jest prawda. 65 | S t r o n a
Robią to, ale metodą prób i błędów. Nie wiedzą jaka będzie twoja reakcja na leki, czy na dawkowanie. Po prostu dają leki i patrzą jak reagujesz i regulują jak potrzeba. Ta, brzmi zabawnie, nieprawdaż? - Robią to, wiesz o tym. Chcieliby być z tobą tutaj. - Wiem. I tak jest. Całym moim sercem. Moi rodzice są niesamowici. Zawsze byli tam dla mnie, przed i w trakcie tego całego procesu. To uderzyło w moją mamę najmocniej, kiedy nie mogła dostać wolnego w swojej nowej pracy, by przyjechać tu ze mną, ale wiedziała, że jestem z Genną, która myślę, że była powodem dla którego ona nie wzięła urlopu. Rachunki za leczenie nigdy nie miały końca, więc moja mama nie mogła sobie więcej pozwolić na pracę na pół etatu. Musiała przejść na pełny wymiar godzin, ale również musiała wziąć drugą pracę w niepełnym wymiarze, żeby pomóc. Wydatki związane z chłoniakiem Hodgkina 16 pchnęły moich rodziców do bankructwa. Ubezpieczenie mojego ojca nie było najlepsze, ale z wysokim odliczeniem, a nawet wyższym, a i tak maksimum dokładał z kieszeni. Nie ważne jak wiele razy moi rodzice błagali o dofinansowanie, to zawsze zwracali dziesięć procent w miesiącu. Dziesięć procent, z tysięcy dolarów. Ostatecznie stracili swój dom, więc przenieśliśmy się do przyczepy z trzema sypialniami, odpowiednia ilość miejsca dla naszej trójki. Do dziś czułam okropny dla wszystkich stres o finanse, których przyczyną było, że utracili wszystko na co tak ciężko pracowali. Choć moi rodzice nigdy tego nie pokazali. Nigdy nie wiesz, czy po prostu patrzeć, czy porozmawiać z nimi. Tak jakby strata ich domu, albo życie od wypłaty do wypłaty ich nie dotyczyło.
Ziarnica złośliwa, choroba Hodgkina, limfogranulomatoza, tzw. Chłoniak Hodgkina. Choroba nowotworowa układu chłonnego, zajmująca węzły chłonne i poza węzłową tkankę limfatyczną. 16
66 | S t r o n a
Zawsze się uśmiechali, nigdy nie walczyli, byli gotowi dać mi, albo mojej siostrze wszystko czego potrzebujemy. Wjechałyśmy na parking przed „For love of Paws”. Było trochę po ósmej, więc tylko kilka samochodów znajdowało się dookoła. Genna pokonuje drogę do budynku. Nie podążam za nią. Po kilku minutach, Shannon otwiera drzwi i krzyczy do mnie, że mam przyjść. Przytrzymując dla mnie otwarte drzwi, daje mi słodki uśmiech. - Cześć. - Cześć. Idę drogą do małej, cichej poczekalni i rozglądam się dookoła. Tylko jedna osoba czekała z transporterem dla zwierząt. Słyszę szczekającego psa i kota miałczącego z korytarza, gdzie trzymają zwierzęta na noc na chirurgii. One mówią w moim języku. Wiem jak to jest w miejscu, w którym się nie chce być. - Genna się zgubiła? To miejsce nie jest wcale takie wielkie. - Nie. Do Jasona przyszedł ktoś ze szkoły, jest tutaj ze swoim psem. Chyba Genna chciała się przywitać. Poszła z nim. Świetnie. Jedyna rzecz jakiej się nauczyłam przez lata, to to, że Genna lubi rozmawiać. Dużo. Lubi szczegóły, szczególnie, kiedy nie widziała kogoś przez jakiś czas. Spoglądam w dół na mój zegarek. Mam czterdzieści minut, zanim będę musiała się zgłosić. Będę tu tylko chwilę. Podchodzę do biurka z fałszywego granitu, za którym siedzi Shannon, zerkając na korytarz, gdy to robię. Wiem, że Parker jest gdzieś tu. Część mnie ma nadzieję go zobaczyć, a druga część chce unikać go za wszelką cenę.
67 | S t r o n a
Boczne drzwi otwierają się. Patrzę ponad ramieniem Shannon i staję twarzą w twarz z osobą, o której właśnie myślałam. - Dzień dobry Shannon - powiedział. - Aundrea. Wypowiedział moje imię z niewielkim kiwnięciem, po czym obrócił się w prawo i skierował w dół korytarza. Hmm. To nie była reakcja jakiej oczekiwałam. Moment, a czego ja oczekiwałam? - Skąd znasz Parkera? - zapytała, spoglądając na mnie z ukosa. Teraz to wszystko stanie się jasne. Nie wiem jak to zrobić, żeby nie dodać dwa do dwóch. Ta noc w barze. Shannon rozmawiająca z Parkerem. Pracują razem. Ona z nim nie flirtowała. To sprawia, że się uśmiecham. Nie, że powinnam się uśmiechać, ponieważ mnie to nie obchodzi. Prawda? Nie. Nie obchodzi mnie to. No może, troszeczkę. - Och, poznałam go u Genny i Jasona, pewnego wieczoru. Przyszedł na obiad próbuję powiedzieć to nonszalancko. - Jest taki gorący. Hej! Jeśli będziesz tu pracować, możesz dołączyć do mnie i patrzeć cały dzień na niego. Jest męskim cukierkiem. Potrząsam głową i mówię, trochę zbyt przerażona. - Umm… nie. On nie jest gorący. I nie, nie będę tutaj pracować. - Zagryzam wargę i mam nadzieję, że brzmię przekonująco. Widocznie nie brzmiałam. Posłała mi spojrzenie, w którym było rozpoznanie. - Och, czyżby już ktoś się podkochiwał w naszym nowym doktorze? - Nie. - Pokręciłam głową z obrzydzeniem. - Uch, huh. Dobra. - Po prostu pójdę znaleźć Gennę. 68 | S t r o n a
Śmiała się z tyłu za mną. Pokonałam drogę do biura Jasona. Drzwi były zamknięte. Słyszę glosy dwa pokoje dalej, które jak mi się wydaje są pokojami do badań. Zsuwam się w dół po ścianie, siadając na podłodze, plecami opierając się o nią, decyduję się siedzieć tutaj w spokoju i ciszy, czekając aż Genna przyjdzie. Wzięłam mój Kindle, więc mogę przeczytać rozdział, czy dwa mojego paranormalnego romansu, choć to nie wydaje się wystarczające. Jestem tuż przy miejscu gdzie ona dowiaduje się kim - lub czym - on jest naprawdę, kiedy ktoś oczyszcza swoje gardło. Zerkam w górę i widzę Parkera stojącego tam w całej swojej gorącej chwale. - Cześć, Aundrea. Sięga w dół, bierze moją rękę i pomaga mi wstać na nogi. Parker sięga za mnie, żeby odblokować drzwi, potem popycha je i otwiera dając mi znak bym weszła. Przechodzę obok niego, do biura Jasona. Wygląda inaczej, niż ostatnim razem je widziałam. Wiśniowe biurko jest bezpośrednio na wprost mnie, z dwoma małymi kremowymi krzesłami do siadania naprzeciwko dużego czarnego skórzanego fotela z marynarką przewieszoną przez oparcie. Mały laptop i brązowa lampka na biurku, obok niewielkiej zielono-białej rośliny na okrągłej srebrnej antycznej podstawce. Po mojej prawej była półka wypełniona książkami, srebrny cyfrowy zegar i zdjęcie w ramce stojącego Parkera z dwoma innymi mężczyznami i jedną kobietą. Obracam się szybko na widok tego zdjęcia. - To jest twoje biuro? - pytam Parkera, który przygląda mi się uważnie. - Tak. - Ale było Jasona.
69 | S t r o n a
- Tak, było. Jego jest teraz w głąb korytarza. - Nie mówi nic więcej, a ja nie zadaję pytań. - Dobra, cóż, lepiej pójdę. Czekam na Gennę, mamy plany i musimy iść. - Oni właśnie kończą. Może zostaniesz pięć minut? Usiądź. Porozmawiaj ze mną przez chwilę. Przechodzę obok wielkiej zielonej rośliny przy drzwiach, gdy idę usiąść na jednym z krzeseł. - Chcesz rozmawiać, więc rozmawiajmy. - Mój ton wyszedł bardziej zirytowany niż zamierzałam, ale nie poprawiłam tego. Parker zamyka drzwi, potem podchodzi i siada na biurku po prawej obok mnie, kompletnie ignorując dwa puste krzesła w pokoju. - Chciałbym porozmawiać z tobą o pracy tutaj. Mam przeczucie, że nauczanie… - robi cudzysłów w powietrzu kiedy mówi „Nauczanie”. - …było kłamstwem. Mam nadzieję, że nie ze względu na mnie. - Wykrzywił brwi w górę. - Nie mogę pracować koło ciebie - powiedziałam szczerze. - Dlaczego nie? Ponieważ posmakowałam raz i chcę więcej. Potem, kiedy już to zrobię, uczucie spełnienia, które mnie ogarnia jest tak bardzo elektryzujące. A to jest coś - czym nie mogę się nacieszyć. - Wiesz dlaczego. - Nie. Proszę oświeć mnie. - Z powrotem siada na biurko, krzyżując ręce z przodu. Ten głupi seksowny uśmieszek wrócił i chcę go uderzyć. - Nie muszę tego tłumaczyć. Nie byłoby w porządku tu pracować. Nie po tym co my… - nie mogę dokończyć. Nie sądzę, że muszę wyjaśniać mu co zrobiliśmy. 70 | S t r o n a
- Po tym, co my… co Aundrea? - pochyla się przenosząc swoją twarz bliżej mojej. Patrzę na jego usta gdy mówi i myślę jak bardzo seksowne są, zahaczając o krótki zarost, obrysowujący jego wargi. Te piękne wargi. Weź się w garść, Aundrea. - Jestem naprawdę… Przerywając mi, szybko dodaje niskim ochrypniętym szeptem. - Zanim znowu powiesz nie, pozwól mi powiedzieć ci, że będę się zachowywał przez cały czas najlepiej jak umiem. - Obserwuję jak podnosi ręce w powietrze, jakby zamarły w bezruchu, a jego usta są ściśnięte w linie. - Nie będziesz próbował robić, żadnych ruchów w moim kierunku? - Nie. - Uśmiech formuje się na jego ustach. - Ani razu? - Cóż… - poszerzył uśmiech. Podniosłam brwi na niego, a on westchnął. - W porządku. Dobra. Nie będę wykonywał żadnych ruchów, jak się zgodzisz. - Obiecujesz? - Słowo honoru. - Podniósł dwa palce. Jestem dość pewna, że skauci salutowali na trzy palce. Wstaję z krzesła i schylam się, żeby podnieść moją torebkę. Muszę się odsunąć z dala od niego. Zrobić trochę miejsca. Mogę poczuć ciepło pochodzące od niego i nie potrafię jasno myśleć, z nim tak blisko mnie. Zanim mogę dosięgnąć moją torebkę, Parker chwyta mnie za ramię i ciągnie w swoim kierunku. Łapie mnie w talii i obraca do siebie, zamykając swoje usta na moich, przenosząc swoją prawą rękę na tył mojej głowy, trzymając mnie w miejscu. Moje dłonie przechodzą na jego klatę i odpycham go do tyłu, ale jak tylko czuję jego język wpychający się do moich ust, pogłębiający pocałunek, to tracę całą kontrolę i poddaję 71 | S t r o n a
mu się. Chwytam jego koszulę i przyciągam go bliżej mnie. Nasze usta poruszały się razem, podczas gdy języki kontynuowały badanie się nawzajem. Parker jęczał, kiedy wciągnęłam jego język do swoich ust i zaczęłam go ssać. Pamiętam, że naprawdę lubił, kiedy to robiłam. Jego ręce puszczają moją talię i głowę. Zanim mogę zorientować się co się dzieje, wstaje i obraca mnie tak, że moje plecy kończą płasko na biurku, gdy przesuwa swoją rękę pod moją bluzkę, ocierając skórę swoimi palcami, póki nie dosięga mojej piersi. Zamyka ją w swojej ręce, ściskając mocno, a to powoduje, że wypuszczam delikatny krzyk. Czuję łaskotanie jego zarostu na mojej szyi, kiedy zostawia szlak lekkich pocałunków od ucha w dół mojego obojczyka. - Boże, Aundrea. Twój zapach jest tak dobry. Jak… słodkie gruszki. Nie mogę nic poradzić, że jęk wychodzi z moich ust, gdy jego ręka wsuwa się pod biustonosz, szczypiąc mój sutek. Tak jakby to było wskazówką, jego wargi przeniosły się z powrotem na moje. Ból pomiędzy moimi nogami spotyka jego twardość. Nie ma nic, czego bym chciała bardziej niż poczuć go we mnie. Unoszę swoje nogi i owijam je wokół jego talii, potrzebując być bliżej niego. Chwyta je z tyłu, zabezpieczając je ciaśniej na nim. - Chcę cię, tak bardzo. Właśnie teraz, Aundrea. Właśnie. Kurwa. Teraz. Słowa rozwiały mgliste chmury, które zatkały mój umysł i stłumiły jego imię pomiędzy naszymi zamkniętymi ustami. Mój głos wychodzi szorstki, błagający, a nie taki by uzyskać jego uwagę, żeby przestał. Przerywam pocałunek i łapię jego rękę wciąż ściskającą moją pierś. - Parker - powiedziałam mocno. Nie usłyszał mnie, albo po prostu zignorował, a jego twarz poruszała się w zagięciu mojej szyi, całując bardziej. - Parker - powiedziałam trochę głośniej tym razem, następnie odpycham jego klatkę. - Musimy przestać. Przestaje mnie całować, na słowo przestać i podnosi się powoli, dysząc jak uwalnia moje nogi. Wstaję, poprawiając moją koszulę i przebiegając palcami przez włosy. 72 | S t r o n a
- Powiedziałeś, że nie będziesz wykonywał żadnych ruchów, jak się zgodzę. - Tak. Jeśli się zgodzisz. Nie chcę, żebyś się jeszcze zgadzała, więc mogłem to zrobić. Nic nie mówię. Po prostu stoję tam, naprzeciwko niego, dysząc i próbuję się uspokoić po tym pocałunku. W dwóch dużych krokach, jest tuż przede mną. Zabiera włosy z mojej twarzy, przypominając mi nasz taniec w noc, gdy się poznaliśmy. - Co powiesz, Aundrea? Będziesz tu pracować? Ze mną? - szepta w moje usta. Powiem mu wszystko, to co chce. - Tak. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu się na to zgodziłam. - Będzie fajnie - powiedział mrugając. Kurwa.
***
Kiedy Genna i ja pokonałyśmy drogę do Mayo Clinic, mówi coś o pobiegnięciu do sklepu po sok i krakersy dla mnie. Nie poświęcam jej zbyt wiele uwagi. Po prostu przytakuję. Siadam w dużym obitym niebieską tkaniną fotelu, po moim badaniu ogólnym z onkologiem. Pielęgniarka wypytuje w celu weryfikacji o moje pełne imię, datę urodzenia i alergie. - Aundrea Leigh McCall. 14 marzec 1992. Żadnych alergii, których jestem świadoma. 73 | S t r o n a
Wyjaśnia jakie dostanę leki i mam oczekiwać, że moja pierwsza seria potrwa trzy godziny. Nie wiem dlaczego mówi mi te wszystkie nazwy, ponieważ ja nigdy ich nie pamiętam. Są zbyt długie, których nigdy nie mogę poprawnie wymówić. Nawet nie wiem czy pielęgniarka wypowiada je dobrze, czy tylko brzmi na inteligentną. Zazwyczaj pielęgniarki stosują maść miejscowo paraliżującą na port, żeby wbić igłę przez skórę i wtedy nic nie czuję, ale tym razem tego nie zrobili. Ból od ukłucia zwykłą igłą jest niczym. Ale nie po igłę grubości mojego przedramienia, wbitej do mojej kości miednicy, w celu pobrania szpiku kostnego! Dobra, może trochę przesadzam, ale igła była naprawdę gruba! Po tym jak już jestem podłączona i dostaję leki staram się siedzieć oparta i zamykam oczy. Trochę relaksu. Kiedy jestem na chemii, pomieszczenia z reguły mają jasną i ciemną stronę. Jedna połowa jest tam gdzie pacjent może spać, albo odpoczywać, a druga połowa tam gdzie może czytać, albo rozmawiać z innym pacjentem. Wybieram jasną. Nie mogę odpocząć po moim spotkaniu z Parkerem. Moje ciało wciąż drży od jego dotyku i tak bardzo jak próbuję odpuścić temat Parkera, nie mogę przestać się uśmiechać. I jego pożegnalne słowa „Będzie fajnie” nie znikają z mojego umysłu. Nie ma wątpliwości, że praca w tym samym miejscu co on, nie będzie niczym mniej niż zabawą. Wciąż próbuję ochłonąć po fakcie, że praktycznie pozwoliłam mu wziąć mnie na biurku. Co jest do cholery ze mną nie tak? Kiedy on jest blisko mnie, nie jestem dłużej sobą. Przysięgam, że ma jakiś rodzaj władzy nade mną. Dobra, teraz moje fikcyjne życie, staje się częścią mojej rzeczywistości. Świetnie! To dlatego moja mama zawsze powtarzała mi, żeby nie dać się za bardzo wciągnąć w książkę. Wkrótce nie będziesz w stanie powiedzieć co jest prawdziwe, a co nie, ponieważ będziesz żyć tym w swojej głowie!
74 | S t r o n a
Godzinę później, uśmiech w końcu zniknął z mojej twarzy, gdy dosięgłam kosz na śmieci i zaczęłam wymiotować. Pielęgniarka pokonuje drogę do mnie i podaje mi coś poprzez moją kroplówkę. - Przejdziesz przez to, kochanie. Dałam ci coś na nudności. Powinno pomóc. Próbuję jej podziękować, ale nudności nie ustają. Z reguły ta część z chorowaniem nie wydarzała się nigdy przed wieczorem, albo na następny dzień. Dlaczego to się dzieje teraz, nie mam pojęcia. Może to przez większe dawki leków. Może to przez moje nerwy. Nie wiem. Po krótkim czasie, przestałam wymiotować, w sam raz przed pokazaniem się Genny. - Jak się masz? - usiadła na krześle obok mnie, wyciągając jakieś krakersy i sok jabłkowy, podając mi to. Cóż, pomyślmy! Mam rurki wchodzące do mojego ciała, które są podłączone do maszyny, która pompuje toksyny we mnie, zabijające komórki, a jednocześnie powoduje mdłości. Tak. Jest fantastycznie. Wyciągaj herbatę i ciasteczka. Zacznijmy imprezę! - Miewałam lepsze dni. - Przepraszam. Pielęgniarka mówiła, że wymiotowałaś przed chwilą? - Ta. Myślę, że tak było, ponieważ nie jadłam śniadania. Nawet z tego powodu, nie miałam tak wcześniej i nie mogę na to nic poradzić, ale część mnie się boi. Nieznanego. Nie wiem czego się spodziewać tym razem. Mój onkolog dr Olson, próbowała przygotować mnie na pierwszą rundę chemii, wyjaśniając, że to jest większa dawka i będę bardziej chorować niż wcześniej. Dobra wiadomość - tak jest dobra wiadomość w tym wszystkim - to powinno potrwać tylko tydzień, może krócej. Wtedy będę czuć się dobrze, aż do następnej dawki. Więc w zasadzie, mam chemię, będę chorować przez tydzień, następnie przez tydzień będę czuła się dobrze i potem znowu mam chemię. Och i to wszystko idzie zgodnie z planem dr Olson.
75 | S t r o n a
Po trzech godzinach w końcu mogę opuścić klinikę. Pielęgniarka wypisuje mnie do domu z kilkoma torebkami na wymioty. Żałuję, że nie ma lepszego słowa na rzyganie, niż wymiotowanie. Nic nie brzmi dobrze. Ale z drugiej strony, hipotetycznie, to brzydkie słowo do opisania, a obrzydliwe do działania. Wzięłam Zofran17 i receptę zanim ruszyłam do domu. To jest lek przeciw nudnościom, który rozpuszcza się na języku, ale nie działa. Wymiotuję całą drogę do domu. Genna pociesza mnie, podczas pocierania w kółko mojego ramienia. Zwykle dotykanie mnie, gdy jestem chora jest irytujące, ale tym razem nie mam nic przeciwko. Jason spotyka nas na zewnątrz, kiedy Genna podjeżdża. Domyślam się, że dzwoniła do niego w którymś momencie i postanowił wrócić z pracy. Otwiera mi drzwi i pomaga wyjść z samochodu z jednym ramieniem owiniętym wokół mojej talii, a jego druga ręka trzyma wielkie wiadro dla mnie i powoli idziemy do domu. Moja głowa wiruje a mięśnie brzucha, są tak zaciśnięte, że aż bolą. Po tym jak Jason pomógł mi dojść do kanapy, Genna przylatuje z wielką butelką wody i krakersami. Wiem. Wiem, że muszę coś zjeść i wypić. Najgorszym uczuciem są suche torsje. Nikt tego nie lubi. Cholera, nikt nie lubi być chory. I nic nie jest gorsze od bycia chorym, gdzie w grę nie wchodzi nic innego jak paskudny zielony kwas żołądkowy. Reszta dnia i wieczoru minęła powoli. Wymiotuję co piętnaście minut lub przynajmniej się tak czuję. Genna wyciera moją twarz zimną szmatką, a Jason napełnia moją wodę lodem, kiedy potrzebuję. Nie zmieniłam strony przez całą noc. Gdy wyrzyguję moje flaki, ktoś pociera mi plecy. Kiedy kładę się na boku mam ból i skurcze szyi, zanim zwijam się w pozycji embrionalnej, jedno z nich jest właśnie tam pocierając mi brzuch. Nienawidzę ludzi dbających o mnie. Nienawidzę uczucia bezradności. Nienawidzę uczucia bycia martwym.
17
Lek na nudności.
76 | S t r o n a
Ale teraz, jestem więcej niż wdzięczna tej dwójce i tak bardzo jak mięśnie mojego brzucha bolą i jak jestem wyczerpana… Odmawiam poddania się. Odmawiam wycofania się. Odmawiam pogodzenia się z tym. Odmawiam płaczu.
77 | S t r o n a
Rozdział 6 Nie zwracam uwagi na to jaki jest dzień, czy co się dzieje wokół mnie. Po prostu koncentruję się na tym, żeby pokarmy i płyny zostały na dole, a to sprawia, że przez następną godzinę tak właśnie jest, podczas gdy nie opuszczam wygodnego łóżka, które stało się moim domem, przez kilka ostatnich dni. Są chwile, kiedy tylko się modlę, żeby znowu zasnąć, tak bym nie musiała już dłużej czuć tych skurczy mięśni. Jason poszedł do pracy po dniu mojego zabiegu, mimo, że całą noc zostali z Genną na górze opiekując się mną. Zachowywał się tak, jakby zaledwie dwie godziny snu, to było nic takiego i nie narzekał ani razu o pozbawienie go tego. Genna nie opuszcza mojego boku, dostarczając mi wszystkiego co potrzebuję. Przynosiła kawałki lodu, czy wodę, jedzenie, kiedy brzmiało to apetycznie i nawet czytała mi, jak nie mam siły utrzymać dłużej książki czy mojego Kindle. Gdy zasugerowałam, że powinnam dzwonić w dzwoneczek za każdym razem, kiedy jej potrzebuję, ona odpowiadała na to wywracając oczami. Z drugiej strony myślę, że to rozsądne żądanie, żeby przede wszystkim mieć jakąś rozrywkę. Wszystko to co dr Olson powiedziała mi o tym jak mogę się czuć po pierwszej dawce chemii było prawdą: nudności, bóle głowy, zmęczenie, ból gardła i brak apetytu. Ale nie przygotowała mnie na to, że będą owrzodzenia w jamie ustnej. To zabawne jak jeden ból przechodzi, by móc zostać zastąpiony innym. Miałam małe owrzodzenia w ustach w przeszłości, ale nigdy aż takich. Trzy dni po chemii, ledwo otwierałam moją buzię. Na moich dziąsłach, wewnątrz policzków, a nawet podniebienie było wypełnione otwartymi owrzodzeniami. Zaledwie potrafiłam mówić, nie wspominając o jedzeniu czy piciu czegokolwiek. Kiedy próbowałam, mogłam poczuć jak owrzodzenia rozciągają się i palą, a to powodowało, że do oczu napływały mi łzy. Genna zasugerowała, żebym próbowała ssać kostki lodu, by pomóc moim zbyt suchym ustom i to wydawało się działać.
78 | S t r o n a
Jason starał namówić mnie, żebym piła posoloną wodę i bulgotała, aby się ich pozbyć, ale kiedy ostatnio miał dziewięć owrzodzeń w swoich ustach za jednym razem? Solona woda, może być dobra, jak jest jedno, ale dziewięć? Nie sądzę. Gdy nadszedł poniedziałek, w końcu poczułam, że jestem w stanie opuścić mój pokój. Jak tylko byłam w połowie drogi w dół po schodach, musiałam się zatrzymać i usiąść na schodku. Nie mogłam znieść tego, że przejście dziesięciu stóp, sprawi, że poczuję się jakbym przebiegła milę. - Hej ty. Potrzebujesz pomocy? – zapytał Jason. - Och, nie. Dam radę. – I tak zrobię. Tylko nie wiedziałam, jak długo zajmie mi dostanie się do kanapy, która została nazwana moim imieniem w momencie, kiedy opuściłam swoją sypialnię. - Okej. Cóź… po prostu będę tam. – Wskazał za siebie, gdzie kończyły się schody, a zaczynał salon. – Jakbyś mnie potrzebowała. - Dzięki. Dla normalnej osoby wstawanie w poniedziałek, może być do bani. Spójrzmy prawdzie w oczy: kto lubi z konieczności wstawać wcześnie w poniedziałek i zaczynać swój tydzień od nowa? Dla mnie to było coś, za czym tęsknię. Przyrzekam, jeśli pokonam raka, to nigdy więcej nie będę na to narzekać. Dlaczego? Bo to będzie oznaczało, że jestem zdrowa. Będzie oznaczało, że jest inny dzień niż sobota. Będzie oznaczało, że mam coś do zrobienia, albo muszę być gdzieś indziej niż w domu, chora i czując się bezradna. Po tym, co odczułam jako dwadzieścia minut siedzenia na schodach, Jason przychodzi i pomaga mi przez resztę drogi w dół. - Dziękuję – powiedziałam, gdy pomógł mi dojść do kanapy. - Żaden problem. Jaki pożytek miałby być z tych nierozciągniętych mięśni stóp, piękna pani? Śmieję się. Kocham Jason’a za poczucie humoru i możliwość poprawienia każdego nastroju. 79 | S t r o n a
- Hej, wy. Dzień dobry – powiedziała Genna, idąc ze swoim kubkiem z kawą. – Chcesz kawy? - Poproszę. - Przychodzisz w sam raz. Spoglądając na Jasona, pytam. - O której zamierzasz dziś rano jechać? - Nieco później. Wygląda na to, że Genna została wezwana na zastępstwo, więc dzisiaj ja cię zabieram na twoją wizytę. Wtedy dopiero będę jechał. Parker wziął mój grafik i pracuje za mnie dziś rano. - Och… to miło z twojej strony… i jego. – Parker nie tylko dobrze wygląda, jest mądry i świetny w łóżku, zbyt miły. Oczywiście, że jest. - Tutaj jesteś. – Genna wręcza mi kubek idealnie zaparzonej kawy. Biorę mały łyk i delektuję się gorącym, słodkim, waniliowym smakiem. To jest mój pierwszy kubek od zeszłej środy i człowieku, to smakowało jak niebo. - Przepraszam, nie mogę zostać dziś w domu, czuję się okropnie, ale mam zastępstwo. Możemy się też wybrać jutro. - Nie martw się tym. Mogę po prostu pozalegać w biurze dzisiaj po moim pobieraniu krwi. - Naprawdę? – oboje powiedzieli w tym samym czasie. - Cóż, pomyślałam po prostu, że to mi da jakieś zajęcie. Nie czuję się chora, więc może, mogłabym zrobić trochę lekkiej pracy biurowej czy coś? – może zobaczę Parkera? – nic wielkiego – kontynuuję. – Coś co mogłabym robić swoim tempem, w twoim biurze? – jak patrzenie na Parkera? Poczekaj… nie chcę patrzeć na Parkera! Chcę? Tak, chcę! – jeśli to w porządku, Jason? – daję mu duży zębaty uśmiech jak dwunastolatka.
80 | S t r o n a
- Ta, mam na myśli, jasne. To może być świetne. Zdecydowanie, możesz siedzieć w moim biurze. Nikt ci nie będzie przeszkadzał. Mam dla ciebie kilka małych rzeczy i zdecydowanie potrzebuję przy nich pomocy. - Dzięki. - Dre, jesteś pewna, że dobrze się czujesz? – Genna zapytała. - Ta, w porządku. Naprawdę. – Nie wiem czy próbuję przekonać ją czy siebie, ale muszę coś zrobić. Nie lubię czuć się bezbronna. Chcę być silna. Jeśli mam to pokazać, to najpierw muszę to poczuć.
***
Miałam szybkie badanie krwi, żeby sprawdzić poziom moich białych krwinek, które wracają z powrotem do swojej odpowiedniej normy. Z reguły, to się odbywa tuż przed chemią, ale dr Olson nalegała, że mam zrobić jedno badanie pięć dni wcześniej. Chciała także sprawdzić moja hemoglobinę i żelazo, które również wracały do normy. Pielęgniarka wykonała telefon do dr Olson, dwukrotnie sprawdzając wyniki i dostała wytyczne odnośnie jakichś leków, które będą próbować przy mojej następnej chemii, żeby pomogły zwalczyć nudności. Otrzymała też zalecenie czegoś na moje owrzodzenia w ustach, aby zapobiegać pleśniawkom – drożdże w ustach. Ohyda! Dr Olson była zadowolona z moich wyników i powiedziała mi, że za jakiś czas będę miała znowu pobieraną krew, tak też będzie w każde poranki mojej następnej chemii. Czekając w samochodzie na Jason’a, który odbierał moje recepty, próbowałam nałożyć makijaż. Musiałam zakryć te cienie pod oczami i dodać trochę koloru moim policzkom. Akurat kiedy kończę przywracanie twarzy do życia, wraca Jason. - Dzwoniłem do Shannon, jak byłem w aptece. Zrobi razem z tobą parę akt, które trzeba zeskanować na nowy system komputerowy i pytałem, czy mogłaby się zająć podłączeniem wszystkiego w moim biurze. Mam tylko sześć wizyt po południu i mały zabieg do zrobienia, więc tak szybko jak skończę wrócimy z powrotem. Okej? 81 | S t r o n a
- Brzmi świetnie. Dzięki. - Och i nie musisz pędzić z tymi wykresami. Nie śpiesz się. Jeśli nie czujesz się na siłach, to się nie martw. - Okej. Kiedy przyjeżdżamy do kliniki, Jason prowadzi mnie powoli w kierunku swojego biura, chociaż wielokrotnie mówiłam mu, że sobie poradzę. Shannon woła do nas z tyłu, że wszystko jest gotowe do jego wizyty o godzinie pierwszej. Przekonuję go, że będzie ze mną w porządku, więc kieruje się na prawo do sali zabiegowej. Gdy przechodzę obok biura Parkera, nie mogę nic na to poradzić, że zerkam do środka i patrzę czy tam jest. Kiedy widzę, że biuro jest puste, poczułam się trochę rozczarowana. Następnie odwracam głowę od biura, biorę krok w głąb korytarza, uderzam prosto w twardą jak skała klatkę piersiową, co sprawia, że mruczę w najbardziej możliwie pochlebny sposób. - Szukasz mnie? – jego głęboki głos dudni przy mnie. Odrywam się od niego, udając że nie mruczałam przed nim. Zakłopotana próbuję zagrać w tej sytuacji jakby nic się nie stało. - Nie. Zmierzam do biura Jason’a. - I pomyślałaś, że można się tam dostać przechodząc przez moje? - Nie ja tylk… - Szukałaś mnie – powiedział jakby stwierdzał fakt. - Nie. - Uch, huh. - Nie szukałam cię. - Więc słucham. – Uśmiecha się głupkowato do mnie. 82 | S t r o n a
Wyrzucam ręce w powietrze. - Dobra! Zaglądałam, żeby zobaczyć czy tam jesteś! Zadowolony? - Bardzo. A w czym mogę ci pomóc w to piękne popołudnie? – miał uśmiech w głosie, ale jego twarz cała się zmienia, zanim kontynuuje w poważny sposób. – Ponieważ jeśli szukałaś po to, żeby mnie znowu pocałować, to będę musiał pamiętać, by zawsze zachować jakieś miętówki, na wypadek tych przypadkowych spotkań. Rumienię się, a to powoduje u niego pełnoprawny zębaty uśmiech. - Ugh, nie przyszłam tutaj, żeby cię całować! Nie miałabym nic przeciwko całowaniu cię. - Jeśli to sprawia, że lepiej śpisz w nocy, śmiało, powtarzaj to sobie. - Nie chcę cię całować, Parker. – Mam nadzieję, że brzmiałam przekonywująco. Tak bardzo chciałam się do niego uśmiechnąć. Wiem, że on nie może zobaczyć wrzodów w moich ustach, ale nadal jestem świadoma ich obecności. Jego usta otworzyły się, a ręka poszła do klatki piersiowej, jakby w urażonym geście. - Och, nie zachowuj się jakbym cię zraniła – powiedziałam, przepchnęłam się obok niego powoli i zmierzałam do biura Jason’a. Kiedy tam jestem sapię, próbując złapać oddech. Taka mała odległość sprawia, że czuję się jak na maratonie, ale nie mogę powstrzymać uśmiechu, który tak bardzo chce się pojawić. - Chciałbym sprawić, że warto będzie poświęcić chwilę! – woła z korytarza, co powoduje, że mój uśmiech się rozrasta.
***
83 | S t r o n a
Jason jest na etapie przekształcania praktyki na zapis elektroniczny. Nie wiedziałam, że wszystkie formalności kliniki weterynaryjnej odbywają się w zapewnieniu bezpieczeństwa i prywatności zwierzętom, jako pacjentom. Muszę podpisać formularze prywatności, że nie mogę udostępniać ani kopiować żadnych informacji które przeglądam, po skończeniu całej papierkowej roboty, oficjalnie jestem pracownikiem. Shannon jest niezwykle pomocna, odpowiada na moje pytania i pokazuje mi co muszę zeskanować i gdzie. Po dwóch godzinach, mam dziesięć wykresów i w końcu uzyskałam swoją płynność. Widocznie, dziesięć wykresów to nie dużo, biorąc pod uwagę, że Shannon zrobiła trzy razy tyle. Podczas gdy ja pracowałam powoli, nadeszło lekkie pukanie do drzwi biura. Sądziłam, że to Shannon, więc nie odrywałam moich oczu od ekranu komputera, ani ręki od myszki, wciąż klikając. - To nie wygląda jakbyś mnie skanowała. Podskakuję na dźwięk tego głosu, pochodzącego zza mojego ramienia. - Parker! Przestraszyłeś mnie na śmierć! Wypuszcza krótki śmiech, przemierzając drogę do przeciwnej strony biurka. Obserwuję jak zajmuje miejsce, odchylając się do tyłu i kładzie swoje nogi na biurku, jakby był u siebie w domu. - Nie wyobrażam sobie ciebie, jako fanki hokeja. - Słucham? Wskazuje na komputer. - Ta strona internetowa, The Minnesota Wild18. - Och, um, ta, jestem fanką. – Dlaczego zawsze brzmię tak niespójnie obok niego? Wydaje się, że nie mogę mówić, ani myśleć jasno. A co gorsza łatwo się rumienię. To tak jakbym ciągle płonęła będąc obok niego. - Ja też. 18
Amerykański klub hokejowy.
84 | S t r o n a
- Naprawdę? Błagałam moich rodziców, żeby pozwolili mi grać, kiedy byłam młodsza, ale życie sprawiło, że nie mogłam jeździć, więc zrobiłam kolejną dobrą rzecz, zostałam fanką. – Nie wiem dlaczego mu to mówię, ale mogę stwierdzić, po sposobie w jaki się uśmiecha do mnie, że chce coś dodać do tej rozmowy. To nie jest ten jeden z jego seksownych chcę-ciebie uśmiechów, ale uśmiech małego chłopca, który jest podekscytowany nową zabawką. - Grałem przez całą szkołę średnią. Potem, kiedy byłem w college, grałem w prywatnej lidze, poza moim harmonogramem. Jestem fanem Tampa Bay Lightning 19, czyli samego siebie. - Powiedziałeś, że jesteś tylko fanem. - Tak, fanem hokeja. Nie the Wild, tylko Tampa. - Co! Tampa? Daj spokój! Teraz usiadł prosto, zabierając nogi z biurka. - Poważnie, masz zamiar wygadywać bzdury na temat bycia fanem Tampa? Ostatnim razem wygraliśmy Stanley Cup20. Nie możesz powiedzieć tego samego o swojej ukochanej Minnesota Wild. - Ta, to może być prawdą. - Może być prawdą? To jest prawdą, skarbie. - Dobra, to jest prawdą. Jednakże, Lightning 21 , miał dużo więcej lat doświadczenia w rozwoju zespołu. Wild, mieli tylko jakieś dwanaście lat, czy coś takiego. Tampa, była chyba z dziesięć lat przed nimi! - Och, daj spokój, słoneczko. Dwanaście lat, to bardzo dużo, żeby rozwinąć umiejętności zespołu. O co chodzi z tym nazywaniem mnie słoneczko i skarbie? Również amerykański klub hokejowy. Puchar Stanley’a to nagroda w National Hockey League, amerykańsko-kanadyjskiej lidze hokejowej. 21 Tampa Bay Lightning. 19 20
85 | S t r o n a
- Nie. Potrzeba dobrego trenera, aby każdego roku zespół był silniejszy. To jest ich praca, żeby znaleźć graczy, którzy przyczynią się dla teamu. Zbudują zespół od podstaw. Lightning, są o wiele dłużej, więc mogę sądzić, że mieli więcej czasu, żeby się umocnić. Ale podkreślając moje słowa, the Wild, byli w tym roku wyżej w rankingu play-off22, niż twoja Tampa. - Och, kochanie. Coś co musisz o mnie wiedzieć, to to, że lubię dobrą rywalizację i nigdy nie wycofuję się z zakładu. Nie przegrałem. Nigdy. To jest kolejne, trzecie już słowo: kochanie. - Zaczyna się. – Czuję się tak, jakby było więcej znaczenia w naszych słowach, niż tylko hokejowy zakład. Jego oczy tańczą po mnie i znowu wraca jego głupi uśmieszek. Wiem, że myśli o tym samym. Parker mruga do mnie zanim pochyla się nad biurkiem. - Powiedz mi coś innego o sobie. - Dlaczego? - Ponieważ chcę wiedzieć coś o nowej pracownicy. Potraktuj to jako coś w stylu spóźnionego wywiadu. Zaśmiałam się. - Spóźniony wywiad? - Tak. Poinformowano mnie, kiedy zostałaś przyjęta, ale chciałbym mieć coś do powiedzenia w tym całym przyjmowaniu do pracy. A nie mogłem zbyt wiele, jeśli chodzi o przyjęcie ciebie. - Tak? Dobrze, co mogłeś powiedzieć do tej pory, doktorze Jackson?
22
System rozgrywek sportowych, mający na celu wyłonienie drużyny mistrzowskiej.
86 | S t r o n a
- Do tej pory mogę powiedzieć, że podoba mi się to co widzę. I słyszę. Ale muszę znać więcej, więc proszę, opowiedz mi coś o sobie. – Uśmiech ani razu nie opuścił jego twarzy. Rumienię się. Nie mam pojęcia, dlaczego nie mogę tego kontrolować, ale czuję rozprzestrzeniające się ciepło w mojej klatce piersiowej i jestem wdzięczna za koszulkę, którą dziś założyłam, bo nie może zobaczyć tworzących się pod nią czerwonych plam. Opowiedz mi coś o sobie. To jest jedyne pytanie, które jest tak nieograniczone, że nigdy nie wiem co właściwie, chcą wiedzieć, albo czego szukają. - Nie musisz doglądać, żadnych zwierząt? - Nie. Szczęśliwie dla ciebie, skończyłem na dziś. Wiedząc, że nie mam wyjścia, krzyżuję ramiona i opieram na jego krześle. Jeśli jest coś czego się nauczyłam na psychologii, to mowa ciała. Może mój przyjazny gest da mu podpowiedź, że nie jestem w nastroju na dyskusję o moim życiu osobistym. Kiedy nic nie mówię, Parker bierze to na siebie i zaczyna zadawać pytania. - Więc zacznijmy od najłatwiejszego. Ile masz lat? Wiem, że możesz legalnie pić drinki. - Dwadzieścia jeden. A ile ty masz? – myślę, że to fair zapytać o to samo. Poza tym, powinnam zadać to pytanie pierwszej nocy. - Nie tak szybko. To jest twoja rozmowa kwalifikacyjna. Wywracam oczami. - Co cię sprowadza do Rochester z twoją siostrą i Jason’em? To jest łatwe pytanie. Jedno z tych, o których myślałam, kiedy tutaj jechałam. - Szkoła. – Nie rozwijam dalej. - Huh, jaki jest twój kierunek? 87 | S t r o n a
- Astrofizyka. - Wow, to nie jest coś co się słyszy codziennie. Co sprawiło, że tego chciałaś? - Badanie wszechświata, planet i gwiazd, mogłabym powiedzieć, że astronomia – mówię kąśliwie. Mam tendencję do bycia bezczelną. - Dobra irytujący-wszystkowiedzący-tyłku. Wrócimy do tego. Co cię interesuje? Ty. - Wiele rzeczy. - Jesteś singielką, prawda? – naciska. Whoa! To nie jest pytanie, które oczekiwałam jako następne. - To jest osobiste pytanie. Ostatnio sprawdzałam, osobiste pytania nie są dozwolone na rozmowie kwalifikacyjnej. - To nie jest typowa rozmowa kwalifikacyjna. Jesteś już zatrudniona i myślę, że to daje mi prawo do tego jednego. – Jego głos zmienia się w ledwo słyszany szept, zanim kontynuuje. – Poza tym, spałaś ze mną, więc muszę wiedzieć, komu jestem przeciwny… jeśli ktoś jest. Wtedy wchodzi Shannon. - Jak ci leci tuta… Ocalona przez dzwonek! Zatrzymuje się w połowie zdania, kiedy zauważa Parkera. - Och, przepraszam. Nie chciałam przerywać. – Nie ukrywa rozbawienia w swoim głosie, czy poruszania brwiami, gdy wycofuje się z biura. Zanim Parker, czy ja możemy odpowiedzieć, zamyka drzwi.
88 | S t r o n a
- Cóż, wygląda na to, że nasz czas minął. Muszę tutaj skończyć, zanim Jason wróci – mówię mu. Parker wstaje. Umieszcza obie dłonie na biurku, pochyla się tak, że jest zaledwie cale od mojej twarzy. - Ta rozmowa nie jest zakończona. Mruga do mnie i odwraca się. Zagłębiam się z powrotem w fotelu, odrzucając głowę do tyłu. Mam przejebane.
***
Tego wieczoru Jason wyszedł do swojej ligi siatkówki, więc Genna i ja zdecydowałyśmy się na babski wieczór. To zwykle obejmuje wino, filmy i ploteczki, ale dzisiaj składa się z patrzenia jak Genna zjada lody i to sporo. - Nie chcesz mi powiedzieć, jak twój dzień? – pyta z drugiego końca kanapy. Plecy ma na podłokietniku, a jej nogi leżą na moich udach. - Było dobrze. Tylko skanowałam wykresy, nie było ich zbyt wiele, ale Jason nie wydaje się tym przejmować. Nie zdawałam sobie sprawy, jaka czułam się zmęczona, kiedy rozmawiałam z Parkerem. Nawet nie denerwuje mnie, że moje nogi czy ramiona są jak z waty. Czuję się dobrze. Naprawdę dobrze. Genna trzyma swoją łyżkę pełną lodów waniliowych, zwieńczoną syropem czekoladowym, wskazując nią na mnie, żebym wzięła trochę. Kręcę głową na nie. Moje usta wciąż są owrzodzone i nie mam dużego apetytu. Nawet na lody.
89 | S t r o n a
- Cóż, z tego co słyszałam, to zajmuje dużo czasu, żeby przenosić te wykresy. Zdecydowałaś już, co będziesz robić jutro? – pyta biorąc kęs, który mi oferowała. - Myślę, że uda mi się pójść tylko na pół dnia. Jason powiedział, że przywiezie mnie do domu po porannej zmianie. Nie widziałam tam żadnych pracowników, prócz Shannon czy Parkera, więc to było miłe, zobaczyć wszystkich, zanim stali się zbyt zajęci. - Parker, huh? Jaki był dzisiaj? – zapytała z radością. - Wydawał się… w porządku. Mam na myśli… tak naprawdę nie rozmawiałam z nim zbyt dużo. – Gubię się w moich słowach. - Interesujące. - Co masz na myśli, mówiąc to? – patrzę na nią i widzę uśmiech, kiedy ukrywa się za swoim kieliszkiem wina, gdy bierze łyk. Tak, moja siostra jest dziwna, mając wino i lody, ale już widzę jak mówi „To się nazywa wino deserowe. Lody są deserem.” - Nic. Wydaje się jakbyś była za nim. - Co! Nie jestem. - Jest w porządku, jeśli jesteś. - Nie jestem. - Dobra… ale jeśli jesteś, to wiedz, że będę cię wspierać. - Wiem. - I to jest w porządku, powiedzieć mu o twoim raku. Dlaczego? Żeby mógł mnie traktować, jak wszyscy inni? Jakbym była krucha? - Genna, nie powiem mu, czy komukolwiek tutaj, kto nie wie o mojej chorobie. Nie rozumiesz? Chcę tylko być sobą. 90 | S t r o n a
- Aundrea, zawsze będziesz sobą. - Nie, nie będę. Zawsze będę znana jako dziewczyna z rakiem, chyba wyraziłam się jasno wcześniej, że większość mnie jest właśnie tam. - Aundrea, nie musisz się bać mówić ludziom o tym. - Nie boję się! Dlaczego wszyscy zawsze myślą, że się boję? To zbyt wiele prosić, żeby choć raz traktowali mnie normalnie? - Ok, łapię. - Dobra. - Dobra. Czując jakby ktoś mnie obgadywał, mój telefon dał sygnał powiadomienia z prośbą zaakceptowania znajomości na Facebook’u. Parker. Nie mogę tego zaakceptować. Nie chcę, żeby przeczytał komentarze od moich znajomych, czy rodziny. Moi rodzice chcieli zacząć prowadzić bloga o mnie, gdzie mogłam aktualizować moje postępy z chłoniakiem Hodgkin'a i gdzie jestem leczona. To zbyt przygnębiające z konieczności pisać te wszystkie szczegóły, więc tego nie robię. Żeby w zamian dostawać wiadomości, albo posty z pytaniami jak się miewam. Moja skrzynka odbiorcza pokazuje, że mam jedną nową wiadomość. Parker: Zamierzasz ignorować moją prośbę? Ja: Czułeś jakby ktoś Cię obgadywał? Parker: Wciąż o mnie myślisz? Ja: Nie. Genna i ja, tylko rozmawiałyśmy o Tobie. Nie dostaję kolejnej wiadomości od niego, więc wracam do rozmowy z Genną o jej dniu i o tym co ma w planach robić przez resztę tygodnia. Mój telefon znowu dzwoni, ale tym razem to wiadomość od nieznanego numeru. 91 | S t r o n a
Nieznany numer: Lubię wiedzieć, że jestem tematem rozmowy. Ja: Kto tam? Nieznany numer: O jak wielu mężczyznach myślisz w nocy? To Parker, ale nie przypominam sobie, żebym dawała mu numer. Jestem trochę wkurzona, że znalazł sposób, żeby go zdobyć. Ja: Scott? Nieznany numer: Kim jest Scott? Ja: Mike? Nieznany numer: To nie jest zabawne. Śmieję się, z pomysłu zabawienia się z nim. Ja: Tak myślałam. Jak zdobyłeś mój numer? Numer nieznany: Mam swoje sposoby. Nie wyobrażam sobie jego idącego z tym do Jasona, więc to musiała być Shannon, albo ta nowa umowa na papierze, którą wypełniałam dzisiaj. Dodając go do kontaktów, mówię Gennie, że jestem zmęczona i kieruję się do łóżka. Naprawdę, nie chcę jej widzącej mnie, jak się rumienię przez Parkera. Ja: Oczywiście, że masz. Czego chcesz, Parker? Rzucając mój telefon na łózko, ściągam moje ciuchy, zakładając jedynie szorty i bezrękawnik do spania. Po przebraniu, zdejmuję perukę, potem biorę mój telefon z jego gotową odpowiedzią. Pan Przystojny: Ciebie. Och. Kuźwa. 92 | S t r o n a
Jest, ok. Bądź spokojna. Pokaż, że jego wiadomość wcale na ciebie nie wpłynęła. Czy chce, żebym przyszła? Kurwa, mam tak przejebane, jeśli zapyta mnie czy przyjdę. Nie graj w to, Aundrea. Pan Przystojny: Zobaczę Cię jutro? Ja: Pomyślę nad tym. Pan Przystojny: Proszę. Ja: Och… błagasz. Teraz ja flirtuję. Świetnie. Pan Przystojny: Nie. Ale Ty będziesz. Och, chłopaku. Ja: Ja nie błagam. Pan Przystojny: Och, już słyszałem jak błagasz. Dobra, to nie idzie w tym kierunku w którym planowałam. Ja: Tak, będę tam jutro, ale tylko rano i nie dlatego, że prosisz. Ale dlatego, że nie mam nic innego do roboty. Pan Przystojny: Mogę Ci coś zaoferować do roboty. Założę się, że możesz. Ja: Tak, wiem. Skanowanie wykresów. Pan Przystojny: Nie. Ja: ???? Pan Przystojny: Mnie. 93 | S t r o n a
Ja pierdolę… Gapię się na mój telefon. Kogo ja oszukuję? Wiedziałam, że to będzie kwestią czasu, zanim znowu prześpimy się ze sobą. Może potrzebuję tego, żeby go wyrzucić z systemu? To nie jest nic złego, jeśli dwoje dorosłych się zgadza… Pan Przystojny: Nie słyszałem, żebyś powiedziała nie. Do zobaczenia jutro, Aundrea. *mrugnięcie* On i to jego cholerne mruganie. Opadam do tyłu na łóżko, zaciągając poduszkę na twarz i wypuszczam stłumiony krzyk.
94 | S t r o n a
Rozdział 7 Nigdy nie zrozumiem, dlaczego kobiety muszą spędzać tak dużo czasu rano nad nakładaniem makijażu, robieniem włosów, czy wyborem właściwego stroju, szczególnie jeśli to wszystko dla faceta, ale jestem tutaj, stoję przy moich ciuchach i Bóg jeden wie, jak długo patrzę na koszulę, którą zamierzam założyć. Od kiedy, dobór ciuchów i dodatków przychodzi tak trudno? Wybieram prostą żółtą koszulę z rękawem do łokci i koronką na plecach, zakładam pod moje czarne legginsy i małe kolczyki przy uszach. Teraz, wiem, że noszenie legginsów nie jest gorące, czy atrakcyjne, ale one są cholernie wygodne, a to wszystko czego potrzebuję na te dni. Komfortu. Po dwukrotnym sprawdzeniu czy moje włosy są na swoim miejscu, ruszam w dół schodów. - Jak się spało? – Jason pyta, wręczając mi banana, gdy siadam do stołu dołączając do niego. - Świetnie! Nie mogłam spać lepiej. Jason daje mi małe skinienie, zanim wraca do czytania gazety. - Dobrze słyszeć, że znowu sypiasz przez całą noc – mówi Genna, rozpromieniona. Obieram banana i biorę gryz, zauważając, że moje owrzodzenia zaczynają znikać, dzięki lekowi, jaki przyjmuję. Chcę powiedzieć Gennie prawdę. O tym jak nie mogłam pozbyć się uczucia pieczenia nóg i stóp. O tym jak całą noc, czułam jakby tysiące igieł wbijały się we mnie bez przerwy. O tym, że nie ważne jak próbowałam, to mrowienie nie chciało ustać, a rano było tak, jakby to się wcale nie działo. Ale nie mogę jej tego powiedzieć. Ponieważ jeśli to zrobię, to ona zgłosi moje objawy dr Olson, która będzie chciała
95 | S t r o n a
zmienić moje leki, albo dawkowanie. Nie chcę przechodzić, przez zmiany leków. Nie jestem szczurem laboratoryjnym i nienawidzę tego uczucia. Jason oczyszcza swoje gardło. - Mam pewne operacje po południu, więc przywiozę cię tu z powrotem o 11:30, w porządku Aundrea? Chyba, że ty – zatrzymał się i spojrzał na Gennę – możesz ją odebrać. Zanim Genna może odpowiedzieć, mówię. - Dlaczego po prostu nie mogę sama prowadzić? Czuję się na siłach, by to robić. Jestem zmęczona, owszem, ale czuję się lepiej. Leki wykonują swoją robotę. Patrzą tam i z powrotem na siebie i mogę dostrzec niewypowiedziane słowa pochodzące z ich oczu. Wkurza mnie to, ponieważ oni sprawiają, że czuję się jak dziecko, które potrzebuje pozwolenia na zrobienie czegokolwiek. Wstaję nagle od stołu i odpycham moje krzesło nogami. - Mój Boże, mam raka! Nie jestem niepełnosprawna! Dzień, w którym dowiedziałam się, że mam raka, był dniem, który zmienił moje życie. Nie w sensie wyroku śmierci, ale pod względem nauki wszystkiego co mogę zrobić, żeby przez to przejść. Mówiłam o tym, kiedy moi rodzice już nie mogli na mnie patrzeć, tego ranka, zanim wyszliśmy z domu do lekarza. Lub kiedy moja siostra komplementowała mnie bez powodu. Albo jak moi przyjaciele nie dawali mi żadnego gówna, czy czegoś głupiego do zrobienia. Stałam się znana, jako dziewczyna, która ma raka. Zostawanie w gabinecie lekarza nie tylko mnie zmieniło, ale zmieniło też życia wszystkich dookoła mnie. Moi rodzice wciąż patrzą na mnie, jakbym była ich małą dziewczynką – ich małym cudem – ale teraz spoglądają tak, jakbym miała zniknąć tuż sprzed ich oczu. Komplementy mojej siostry, miały sprawić, że poczuję się lepiej, gdy byłam załamana, albo kiedy czułam się niepewnie z moim wyglądem. Z wyjątkiem Jean, moi przyjaciele nie żartowali, czy nie zaczepiali mnie, bo bali się powiedzieć coś co mnie obrazi.
96 | S t r o n a
Wiem, że niektóre rzeczy nie będą z powrotem takie jak wcześniej, ale to mogłoby być miłe, obudzić się pewnego dnia i czuć się jakby twoje życie się nigdy nie zmieniło. Że chorowanie na raka nie wpływa na to, jak ludzie na ciebie patrzą, albo jak cię traktują. Po prostu byłoby miło wrócić do tego jakimi rzeczy były przed Hodgkin’em. Nawet na jeden dzień. Wychodzę z jadalni i przez frontowe drzwi. Podchodzę do czarnego Nissana Altima Jasona i opieram się o drzwi pasażera, czekając aż dołączy do mnie. Po długiej niekomfortowej ciszy podczas jazdy, Jason i ja wjeżdżamy na pierwszy podjazd. Pokonuję drogę z powrotem tam gdzie w ciągu nocy przebywają zwierzęta i karmią je. Cała ściana jest pokryta metalowymi klatkami wypełnionymi kotami, kociętami i małymi psami. Poza tym pomieszczeniem jest mały pokój, z sześcioma budami, w której są trzymane duże psy. Tylko jedna jest zajęta przed ogromną sukę i jej szczenięta. Widząc to, notuję sobie mentalnie, żeby później zadzwonić do rodziców. Będzie już kilka dni, odkąd z nimi rozmawiałam ostatnio. Próbuję dzwonić każdego dnia, ale nie udało mi się tego zrobić przez parę ostatnich. Kiedy udaję się do pomieszczenia pracowniczego by umyć ręce, spotykam Shannon rozmawiającą z inną dziewczyną, której nigdy wcześniej nie widziałam. - Cześć Aundrea! To jest Bryn. Biorę rękę Bryn i potrząsam nią. - Miło cię poznać. Jest wysoka. Może mojego wzrostu. Ma piękne, grube, kręcone brązowe włosy z karmelowymi pasemkami, które oprawiają jej twarz. Jej zielone oczy dają mi pobieżne spojrzenie. To nie jest miłe spojrzenie. To pełne od stóp do głów w stylu pozwól-mi-obczaić-nową-dziewczynę spojrzenie. - Ciebie też. – Jestem pewna, że tak jest. – Wiele o tobie słyszałam. Moje oczy przesuwały się od Bryn do Shannon. - Nie wierz we wszystko co słyszysz. – Te słowa wychodzą jako żart, ale wystarczająco srogo, żeby uzyskać efekt. 97 | S t r o n a
Nie jestem pewna, co chciała przez to powiedzieć, ale ostatnią rzeczą, jaką potrzebuję to jej wiedza na temat mojego zdrowia. To nie żaden sekret, ale chorowanie na Hodgkina nie jest czymś co mogę z dumą oświadczać za każdym razem poznając kogoś, ani czymś czym chcę się dzielić z innymi. Raczej rzeczy, takie jak moja słaba kondycja fizyczna, zainteresowanie gwiazdozbiorami, czy charakter, były tematem, jeśli ktoś chciałby się czegoś dowiedzieć o mnie. I tak, moja słaba kondycja, jest tematem samym w sobie. Nie ma miejsca na granie w koszykówkę w moim życiu. Prawdę mówiąc, dlatego byłam cheerleaderką. Dopingując tych, którzy nie mogą grać. - Dzień dobry, panie. Wszystkie odwracamy się, widząc jak Parker wychodzi zza rogu, gdzie parzy się kawę. - Dzień dobry – Shannon i Bryn powiedziały obie wesoło. Nie powiedziałam nic. Po prostu obserwowałam jak przechadza się po pokoju, bez względu na to, wszystkie śliniłyśmy się na niego. - Dzień dobry, Aundrea. Wyglądasz jakbyś dobrze spała. – Rozbawienie w jego głosie, sprawia, że przypominam sobie jak zakończył naszą konwersację ostatniego wieczoru. Zamiast odpowiedzieć, utrzymuję na nim mój wzrok, zanim odwracam swoją uwagę z powrotem na Shannon. On chichocze lekko, co powoduje, że Shannon wygina brew w niemym pytaniu. Przewracam oczami i wzruszam ramionami, ale nie zanim biorę ostatnie mam nadzieje ukradkowe spojrzenie w jego kierunku. Ma czarne spodnie i szarą koszulę z kołnierzem na guziki i czarny krawat. Garnitur podkreśla każdą krzywiznę jego mięśni, jak porusza się i sięga po kubek z kawą. Jego włosy są lekko nażelowane, a zapach wody po goleniu wypełnia pokój. Wygląda do zjedzenia. Nie zdawałam sobie sprawy, że gapię się na niego, aż czyjeś kolano szturchnęło mnie od boku.
98 | S t r o n a
Shannon kręci głową dając mi irytujący uśmiech. Unoszę brwi w niemym pytaniu, co miało oznaczać to szturchnięcie. - Ach, lubisz go – szepcze, pokazując na Parkera, jak trąca swoim ramieniem moje. Przechodzi obok mnie i idzie w kierunku biurka w holu. - Parker co robisz w sobotę? – zapytała Bryn patrząc na niego. – Organizuję spotkanie w moim domu. Nic wielkiego: mała grupa przyjaciół, drinki i ognisko. Jesteś bardziej niż mile widziany, jeśli przyjdziesz. Ty też, Aundrea. Rany Boskie! Daje mi krótkie spojrzenie, kiedy mnie zaprasza, potem szybko przenosi swoją uwagę z powrotem na Parkera. Jeśli Shannon myślała, że ja byłam zła, to ta dziewczyna była szalenie zła. Ona nawet nie próbuje ukryć jej intencji. - Dzięki za zaproszenie, ale Aundrea i ja mamy plany. - Masz plany? – zapytała zaskoczona, patrząc na mnie. - Mamy plany? – zapytałam tym samym tonem co Bryn. Parker napełnia swój kubek kawą, potem zgarnia mój z mojej ręki i napełnia go dla mnie. - Tak, mamy. Dodaję do mojej śmietankę i cukier. - Cóż, jeśli oboje chcecie przyjść, to będziecie więcej niż mile widziani – powiedziała, potem odeszła w tym samym kierunku co Shannon, zostawiając naszą dwójkę samych. - Jeśli nie chcesz iść na jej imprezę, nie musisz używać mnie jako wymówki. - Nie chcę iść i nie używam cię jako wymówki. Mamy plany na sobotnią noc. 99 | S t r o n a
- Co jeśli mam już plany na sobotnią noc? – siedzenie w domu na kanapie odtwarzając Dextera, liczy się jako plany, prawda? - Odwołaj je. - A dlaczego miałabym chcieć to zrobić? - Ponieważ mam dwa bilety na bijatyki w hokeja Wildów w sobotę. Te gry są darmowe i otwarte dla publiczności, ale nie przebijam tej bańki, pozwalając mu wiedzieć, że nie jestem świadoma tego faktu. - Bijatyki są trzy: ale to nie zalicza się do planów na sobotnią noc. Poza tym to nie jest niezgodne z polityką pracy, żeby wychodzić z własnym pracownikiem? - Czy ty właśnie powiedziałaś, że traktujesz to jako randkę? - Nie! Zdecydowanie nie jako randkę. - Mogłaby nią być. - Nie. Randka odpada. - Dobra, niech będzie. Nie jest niezgodne z polityką pracy wyjście ze swoim współpracownikiem, jako z przyjacielem. To jest również w kwestii przyjaźni: przyjaciele muszą jeść, więc, tak to jest odpowiedź na twoje pytanie: to też mogą być nasze plany na sobotnią noc. Co byłby ze mnie za przyjaciel, jeśli nie dopilnowałbym, że zjadłaś obiad? Stoję tam i zastanawiam się nad tym co powiedział, gdy zaczyna odchodzić w kierunku drzwi. - Odbiorę cię w sobotę o jedenastej. Do stadionu jest prawie dwie godziny drogi. Mruga do mnie, zanim odwraca się i zostawia samą, wpatrującą się tępo na wejście. - Nie za bardzo zarozumiały? – wołam za nim, ale wszystko co dostaję w odpowiedzi to kolejny chichot. 100 | S t r o n a
Cały tydzień trwa w ten sposób. Jeżdżę z Jasonem, a Parker daje mi swoje urocze uśmiechy i mrugnięcia. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele, poza jego stałym przypominaniem mi o sobocie. W końcu powiedziałam, by przestał mi przypominać, albo nie pójdę. A to zamknęło go naprawdę szybko. Spędziłam piątkową noc robiąc zadania domowe i rozmawiając z Jean przez telefon. Była tak zajęta szkołą i nową pracą, że nasz kontakt ograniczał się jedynie do krótkich wiadomości. Nie chciałam jej mówić o Parkerze, dopóki nie będę z nią rozmawiać przez telefon. - Pozwól mi sprostować. Ten facet z baru jest stażystą Jasona? - Był stażystą. Teraz jest nowym weterynarzem i współwłaścicielem kliniki. To nie jest głośny huk, ale spowodował, że drgnęłam i odsunęłam telefon od ucha. - Przepraszam! Spadła mi komórka! – krzyczy, jak przenoszę telefon z powrotem do ucha. - W porządku. - To jest dobre Aundrea. Naprawdę dobre. - Dlaczego jest? - Ponieważ powiedziałaś, że seks był niesamowity. Wasza noc razem była spontaniczna. I to brzmi jakby próbował wrócić z powrotem do twoich majtek, albo kto wie… myślę, że to kwestia czasu, kiedy trochę odpuścisz. Może to znak. - Znak? - Ta, powinnaś się cieszyć, tym co życie stawia na twojej drodze. Gdzieś głęboko wiem, że jestem dziewczyną, która chce bajkowego związku. Ten typ związku jest szalony i spontaniczny. Taki, przez który masz motyle, na samo wspomnienie jego imienia. Chcę to co ma Genna i Jason. 101 | S t r o n a
To co mają moi rodzice. Ale w rzeczywistości – mojej rzeczywistości – jest tylko: bajkowy.
102 | S t r o n a
Rozdział 8 W sobotni poranek, myję moją perukę, suszę i zakręcam. Plusem posiadania peruki, jest to, że mogę wystylizować moje włosy, kiedy są na stojaku, mając pewność, że dostanę się do każdego kosmyka, bez konieczności sięgania do tyłu głowy. Normalnie, to lubię zmieniać moje fryzury i kolor, ale od przyjazdu tutaj i podczas pomagania w klinice, nie mogę tego zrobić, bez pytania. Nie jestem przyzwyczajona do przebywania w nowych miejscach, gdzie nikt nie wie o mojej przeszłości i lubię to. Moje ubezpieczenie tylko częściowo pokryło jedną perukę, ale moja mama znalazła organizację, która w tym pomogła. Mam w sumie osiem, a sześć z nich jest wysokiej jakości, wykonane z ludzkich włosów, dlatego wyglądają realistycznie. Osiem, może wydawać się lekką obsesją, ale to był jedyny sposób w jaki mogłam wyrazić siebie, po tym jak straciłam włosy. Gdy skończyłam kręcić włosy, nakładam makijaż: róż, połyskujący brąz i cielisty cień do powiek, tusz i trochę eyelinera. Zakładam świeżutko wypraną parę dżinsów, biały podkoszulek i turkusową marynarkę. Dodaję, małe złote kolczyki i wsuwam parę białych płaskich balerinek. Płaskie są moimi ulubionymi do noszenia z dwóch powodów: są najwygodniejsze i nie czuję się jeszcze bardziej gigantyczna, niż już jestem, kiedy stoję obok ludzi. Wychodzę na zewnątrz i widzę, jak Genna i Jason grabią pomarańczowe i czerwone liście, które spadły z ogromnego klonu, który stoi przed ich dwupiętrowym domem. - Hej ty, gdzie wychodzisz tak rano? – Genna pyta mnie, kiedy przestaje grabić. - Wybieram się do Saint Paul na dzień bitew w hokeja. - Z kim? - Z Parkerem. - Z Parkerem? – pyta Genna, bardzo próbując się nie uśmiechnąć. Nie mówiłam jej o moich planach, dokładnie z tego powodu. Ciągle by mnie podsłuchiwała, a nie chcę, żeby sobie za dużo wyobrażała po tym dniu. 103 | S t r o n a
- To nie to co myślisz. - Nie powiedziałam, że myślę cokolwiek. - Idziemy jako przyjaciele. Wie, że jestem fanką Wildów. Poza tym, że bitwy są darmowe, więc to nie jest tak, że wydał coś na bilety. - Ponownie powtarzam, nic sobie nie pomyślałam. - Tylko ci wyjaśniam. - Nie miałam niczego na myśli. - Powinnaś widzieć wyraz swojej twarzy! - Jaki wyraz? - Ten jesteś-tak-pełna-tego-gówna-że-totalnie-go-lubisz – powiedziałam. Zachichotała. To jest ten chichot, który daje mi stu procentowe potwierdzenie. - Nie myślę, że jesteś pełna tego gówna. Tylko myślę, że jesteś ślepa. Albo w zaprzeczeniu. – Obserwuję, jak obraca się w kierunku podwórka, całkowicie skupiając się na liściach. - Skończyłam tą rozmowę. To jest przyjacielskie spotkanie. Jestem pewna, że po dzisiejszym, nie spojrzy już więcej w moim kierunku. A teraz, koniec historii. Genna potrząsa głową. - Nie było konieczności rozmowy. Głębokie westchnięcie słychać obok nas i odwracam się twarzą do Jasona. Wiem, że chce coś dodać. Genna robi ten sam ruch. - Zdobył bilety w jednym z sektorów – mówi. - Zdobył sektor? – pytam. - Cóż, nie cały sektor, ale kupił dwa bilety w sektorze – odparł, oczywiście całkowicie niewzruszony tą wiadomością, po prostu podzielił się tym z nami. Ze wszystkich rzeczy, nie rozumiem, dlaczego Parker miałby wydawać w ten sposób pieniądze, żeby usadzić nas w sektorze na bitwach. 104 | S t r o n a
- Tylko przyjaciele, Dre? – Genna wtóruje szczerząc się. Przewracam oczami ignorując ją i podchodzę do Jasona. - Zdobył bilety w sektorze? Na walki? Od kogo? - Nie jestem pewien. Po prostu przyszedł do pracy w zeszłym tygodniu i powiedział, że wasza dwójka wybiera się na bitwy i kupił bilety w sektorze. Nie zadawałem pytań. - Co masz na myśli, mówiąc, że nie zadawałeś pytań? Pytam w tym samym czasie, w którym Genna mówi – nie pytałeś o szczegóły? Podnosi ręce w górę, patrzy do tyłu i do przodu pomiędzy nas. - Spokojnie, moje panie. Pojedynczo proszę. Nie, nie pytałem. Jesteśmy facetami. Nie potrzebujemy tych wszystkich gównianych szczegółów. Co to za wielka sprawa? Niesamowite. On wydał nie wiadomo jak dużo, żeby zdobyć dla nas te bilety, a to nawet nie jest prawdziwa gra! Genna wraca do grabienia. - Cóż, Aundrea, powiedziałabym, że Parker idzie trochę ponad etap przyjaciół. To brzmi jak randka dla mnie. - Dla mnie też – rzucił Jason. Też mam przeczucie, że to randka, ale otrząsam się z tego. Wciąż nie mogę przeboleć faktu, że wydał pieniądze w ten sposób. Kto tak robi? Dokładnie o jedenastej Parker wjeżdża na podjazd mojej siostry, swoim lśniącym małym dwudrzwiowym sportowym autem. Moja szczęka opada na trawnik, tak jak Genny. - Parker – mówi Jason, odkładając swoje grabie, gdy podchodzi do niego się przywitać i chwyta jego rękę, dając uścisk. Wykorzystuję okazję, żeby obejrzeć jego auto. Nie widziałam go pod kliniką, więc mogę tylko przypuszczać, że jest nowe. Nie widziałam takiego nigdy wcześniej. Srebrny metalik, z przyciemnianymi szybami. Mogę zobaczyć kropelki wody, 105 | S t r o n a
spływające w dół auta, oznaczające, że wyjechał świeżo z myjni. Cholera, to mogłoby być auto marzeń. Świetnie, teraz brzmię jak facet, który robi się twardy z powodu cholernego samochodu! Obserwuję jak rozmawia z Jasonem. Ma na sobie jasne dżinsy z dopasowaną granatową koszulką polo. Nie ma nic, czego bardziej chcę w tym momencie, niż być jednym z kawałków tej odzieży, przylegającej do jego ciała. Przyjaciele. Muszę powtarzać sobie to słowo w kółko i w kółko w mojej głowie, aż sobie to wpoję. To nigdy nie działa. Oczy Parkera, spotkały moje i uśmiechnął się. Nie mogę nic poradzić, że to powoduje zawroty głowy i daję mu ciepły uśmiech w odpowiedzi. - Dzień dobry – powiedział, podszedł i stanął bezpośrednio przede mną. Patrzę w górę i spotykam jego wzrok. - Cześć. Jednym spojrzeniem sprawia, że moje serce trzepocze. Parker obraca się w kierunku mojej siostry, która jest po drugiej stronie trawnika, obserwując nas. Daje jej lekkie machnięcie, a ona odpowiada mu tym samym, zbyt entuzjastycznie. - Gotowa? – pyta. Nie masz pojęcia. - Tak. Trzyma swoje ramię przede mną, wskazując mi, że mam iść pierwsza. Nie byłam wcześniej nerwowa, ale teraz motyle przejęły mój brzuch w całości, a to jest wszystko na czym mogę się skoncentrować. Pokonujemy drogę do auta i sprawdzam znaczek na masce, gdy kieruję się do drzwi pasażera. Nie wiem nic na temat tego samochodu, ale w dużej części mogę stwierdzić, że to znaczek producenta. Jest jedynie kilka, których nie znam. Ten znaczek jest prosty. Po prostu pisze Scion23 na środku owalu, z fantazyjnym „S”, za tym słowem. Sięgając do klamki, spotykam się z ciepłymi palcami. Spoglądam za siebie i widzę Parkera. Nie patrzy na mnie, ale w dół na klamkę, jak otwiera drzwi. 23
Producentem jest Toyota.
106 | S t r o n a
- Dziękuję – mówię i wciąż gapiąc na niego. Przyjaciele otwierają drzwi, innym przyjaciołom. Prawda? Wsiadam do samochodu i zatapiam się w siedzeniu. Pachnie nowością: niczym więcej. Biorę głęboki oddech, rozpływając się w tym zapachu, zanim Parker wsiądzie. Kocham zapach nowego samochodu. Mogę powiedzieć wiele, o czyjejś osobowości na postawie jego samochodu. Na podstawie samochodu Parkera, że jest typem, który dba o wszystko co się liczy w jego życiu. Nie ma odrobiny kurzu, czy paprochów nigdzie w zasięgu wzroku. Jest bardzo dobrze utrzymany. Cóż, albo ma OCD24. Parker siada za kierownicą, zamykając drzwi delikatnie, gdy to robi. Kiedy wycofujemy z podjazdu i skręcamy na ulicę. Patrzę przez okno Parkera, na Jasona, który wykonuje jakieś dziwne gesty ręką do Parkera, których nie rozumiem. Akurat jak miałam zapytać Parkera, co Jason robi, on zwiększa obroty silnika, zmienia bieg i z piskiem wjeżdża na ulicę, a to sprawia, że opadam w tył na siedzenie. Słyszę jak Jason gwiżdże i wykrzykuje, kiedy jedziemy dalej; przewracam oczami. Faceci i ich zabawki. Teraz już wiem, co te gesty miały oznaczać. Parker zwalnia, kiedy podjeżdżamy do znaku stop. - Chciałabym umieć jeździć na manualnej – mówię, obserwując jak zmienia biegi. Nigdy nie brałam tego pod uwagę, ale wystarczył ułamek sekundy szybkiej jazdy, przez który dostałam dreszczy, a to sprawiło, że chcę więcej. - Nie wiesz jak? - Nie. - Poważnie? - Tak, poważnie. – Zaczynam się śmiać, z głupoty tej rozmowy. To sprawia, że chcę dodać „ale wiem jak jeździć na drążku25” - Nauczę cię. To naprawdę łatwe, kiedy już załapiesz. Parker zwalnia i muszę się podeprzeć, kładąc rękę na czarnej desce rozdzielczej. Nigdy wcześniej nie siedziałam w sportowym samochodzie, ale obserwuję jak wymija 24 25
Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Gra słów, chyba wszyscy wiedzą o co chodzi
107 | S t r o n a
samochody, tak niespodziewanie, że zastanawiam się, dlaczego nigdy wcześniej tego nie miałam, ponieważ dreszcz od prędkości jest wysoce uzależniający. W końcu, kiedy mamy odpowiednią prędkość, pytam. - Jaki to rodzaj samochodu? Wnętrze jest czarne, z małymi czerwonymi akcentami, na zewnętrznych krawędziach siedzeń. Z tyłu jest jedynie tyle miejsca, żeby pomieścić duże dziecko, albo małego dorosłego. Nie wygląda wygodnie. Jedyna rzecz, która mogłaby sprawić ten samochód lepszym, to rozsuwany dach. Uwielbiam czuć wiatr muskający moje ciało, kiedy jestem w stanie nieważkości. - Scion FR-S26. Wyprodukowali go w czerwcu zeszłego roku. Chciałem tego jednego, ponieważ dobrze się zapowiadał. Ta dziecinka, to był prezent z okazji ukończenia studiów dla mnie. Dziecinka? Dlaczego faceci muszą odnosić się do swoich zabawek jak do dzieci? To jest coś, czego mogę nigdy nie zrozumieć. Uśmiecha się, kiedy zmienia pasy. - Czym ty jeździsz? – pyta, dając mi szybkie spojrzenie, zanim odwraca się z powrotem na drogę. - Mam Jeepa Wranglera27. Z otwieranym dachem. Błagałam moich rodziców o to. Mój tata szukał mi czegoś prostszego. Powiedział, że mój Wrangler może być zbyt niebezpieczny, jeśli będę miała wypadek. - Ale ty masz swój sposób – powiedział rzeczowym tonem. To nie było pytanie, więc nie odpowiadam. - Pojechaliśmy na kemping jednego lata i ktoś z grupy miał takiego purpurowego. Właśnie odebrałam swoje prawo jazdy, więc ona pozwoliła mi go poprowadzić. To była manualna skrzynia i nie zajechałam daleko. – Śmieję się na to wspomnienie. – Ostatecznie była zmęczona moją jazdą na sprzęgle, więc przejęła stery. Kiedy moja
26 27
taki o. Nie będę wklejać zdjęcia, bo to taki pospolity Jeep, więc łatwo go sobie wyobrazić.
108 | S t r o n a
siostra zabrała mnie, żeby pooglądać samochody, znalazłam tego jednego z automatyczną skrzynią i nie chciałam patrzeć na żaden inny. - Lubię je. Są dobre nawet na trudnym terenie. - Ta, był odpowiedni dla mnie. – I tak było, biorąc pod uwagę, że jest z 1999 i ma dobrze ponad sto tysięcy mil przebiegu. Parker włącza swoją MP3 i rap zaczyna płynąć przez głośniki. - To jest w porządku? - Ta, jest dobrze. – Tak naprawdę, nie jestem za rapem. Dobra, niektóre są ok, ale jeśli miałabym wybór, to wolałabym się trzymać popu. - Nie pomyślałabym o tobie jako o kimś kto mógłby lubić rap – mówię, ponad piosenką. To nie jest zbyt wyraźne i może wybrał ten utwór właśnie z tego powodu. - Nie? Uwielbiam go. Dobra, powinienem powiedzieć, że oldschoolowy rap. Po tym całym pop rapie. Pop rap? Jest w ogóle taki gatunek? - Kogo się uważa za pop rap? - Dość dużo tego puszczają w radiu w dzisiejszych czasach. Ja lubię 2Pac, Too Short, Dr Dre, to są właśnie dobre rzeczy. - Dr Dre jest powodem dla którego Genna nazywa mnie Dre. – Śmieję się. - Poważnie? – podnosi jedną brew z cieniem rozbawienia. - Ta. Kiedy byłam dzieckiem, chciałam być lekarzem. Genna zaczęła nazywać mnie Dr Dre jak ten raper, które w końcu zostało skrócone do Dre. Nazywa mnie tak odkąd pamiętam. To wpoiło się mojej rodzinie i przyjaciołom również. - A teraz już nie chcesz być lekarzem? - Zbyt dużo nauki. – Wypuszczam krótki śmiech, co powoduje, że on uśmiecha się do mnie. Przestałam chcieć być lekarzem, po tym jak za drugim razem miałam nawrót raka. Wszystko czego kiedykolwiek chciałam to pomagać ludziom i sprawiać, że będą
109 | S t r o n a
czuli się lepiej, ale kiedy rak powrócił, zdałam sobie sprawę, że lekarz nie zawsze może sprawić, żeby ludziom było lepiej. Nie chcę mieć tego na sumieniu. Jazda nie trwa długo, ze względu na brak ruchu, a Parker ma poważny problem z prędkością. Docieramy do stadionu na długo przed planowanym rozpoczęciem. Patrzę na tych wszystkich ludzi dookoła chodzących w koszulkach Wildów. To zabawne widzieć fanów przychodzących i okazujących swoje wsparcie, nawet jeśli taką małą rzeczą jak ta. Po zaparkowaniu w prywatnej sekcji, wchodzimy do osobnego wejścia budynku. Parker przesuwa rękę na dolną część moich pleców, prowadząc mnie przez drzwi, podobnie jak pierwszej naszej nocy razem. Nie próbuje chwycić mojej ręki, za co jestem wdzięczna, ale jego bliskość w naszym sektorze, nie pozostała niezauważona. Sprawia, że to popołudnie jest jeszcze bardziej przyjemne, utrzymując naszą rozmowę lekką i zabawną. Nie naciska na mnie w celu wydobycia informacji, ale o moje przemyślenia na temat gry. Możemy kibicować drużynie i śmiać się razem, z głupoty innych fanów pomiędzy bitwami. Podobnie jak w sezonie, spiker wybiera fanów na chybił trafił i zadaje im drobne pytania. Zabawnie jest razem wykrzykiwać odpowiedzi i śmiać się, kiedy każdy z nas mówi co innego. Kiedy zaczynają pojawiać się pary na ekranie całuśnej kamery, wskazuję tam i chichoczę. Nie wiem czemu robią całuśną kamerę na bitwach. Wciąż się śmieję, widzę moją twarz… i Parkera… na ekranie. Mój śmiech znika. Patrzę pomiędzy Parkerem, a ekranem, z otwartymi ustami. Musisz sobie ze mnie robić jaja! Parker przebiega palcami delikatnie w dół mojego policzka, przyciągając moją twarz bliżej niego. - Co? – szepczę. Wiem co. Oglądam w zwolnionym tempie, jak kładzie swoje usta na moich w jednym z najkrótszych, najsłodszych, najdoskonalszych pocałunków. Zamykam oczy na miękkość jego ust. Moje serce łomocze, a uszy eksplodują od serii oklasków. Otwieram je, kiedy mnie uwalnia. Nie mówimy nic. Zamiast tego, przenosimy swoją 110 | S t r o n a
uwagę z powrotem na lodowisko, gdzie mogę się skupić na tym, żeby nie pocałować go znowu.
*** Parker zabiera mnie do małej włoskiej restauracji o której nigdy nie słyszałam. Jest tu tylko dwadzieścia stolików i małe patio na zewnątrz. Parker prosi, żebyśmy usiedli na zewnątrz, ponieważ wciąż jest ciepło. Słyszę jak mój żołądek burczy od zapachu chleba czosnkowego, kiedy idziemy do stolika. Parker podchodzi za mną i odsuwa mi krzesło. - Jaki byłby ze mnie dżentelmen, gdybym nie odsunął twojego krzesła? - Przyjaciele odsuwają krzesła innym przyjaciołom? – pytam w odpowiedzi. Albo otwierają drzwi? - To właśnie robią przyjaciele. Na patio były dwa inne zajęte stoliki, ale my jesteśmy osadzeni przy balustradzie, która oddziela patio od chodnika. Z głośników leci delikatna muzyka i jestem wdzięczna za przypadkowość tego miejsca. Kelnerka podała nam menu i przyjęła nasze zamówienia na drinki. - Mogę zobaczyć listę win, proszę? - Oczywiście – powiedziała piękna rudowłosa, uśmiechając się do Parkera. - Teraz poproszę wodę. Podnoszę menu, spoglądając na nie szybko. W tym momencie, po zapachu tego chleba wezmę cokolwiek. Decyduję się na kurczaka marinara na makaronie. Zamykam menu, kładę je z powrotem na stoliku i patrzę w górę na Parkera, który wciąż czyta swoje. - Wiesz już co chcesz? – zapytał. - Jestem łatwa do zadowolenia. – Natychmiast żałuję tego co powiedziałam, ale wyraz twarzy Parkera, kiedy spotyka moje oczy pokazuje, że wcale nie ubolewa, że te słowa wyszły z moich ust. 111 | S t r o n a
- Cóż, na moje szczęście lubię zadowalać, więc to wygląda jakby mój dzień miał być jeszcze lepszy. Zarozumiały. Nie mogę nic na to poradzić, że uśmiecham się głupkowato i przewracam oczami na jego śmiałość. - Parker… - Tak? - Przyjaciele. Pamiętasz? - Oczywiście. Ale to nie znaczy, że nie mogę popracować nad zmianą twojego zdania. Podchodzi kelnerka i stawia na stole dwie wody, z małym talerzykiem cytryn. Parker mówi jej, że jesteśmy gotowi zamówić, zanim odchodzi. Przenoszę przedramiona, kładę je na blacie stołu i opieram się na nich, patrząc bezpośrednio na Parkera. - Dobra, myślę, że nadszedł czas, żeby dowiedzieć się czegoś o tobie. Co cię interesuje dr Parker Jackson? – jego pełne imię wyleciało figlarnie z moich ust. - Ty. Nie byłam przygotowana na taka odpowiedź. Przekrzywiam moją głowę w bok. - Mówię poważnie. - Ja też. Mogę stwierdzić na podstawie jest wyrazu, że jest poważny i nagle jest mi gorąco. To przykre, że jedno spojrzenie sprawia, że czuję się jakbym leżała na rozżarzonych węglach. Wypuszczam głębokie westchnienie, zanim chwytam moją wodę i przenoszę ją do ust, pozwalając, żeby chłód ukoił moje napięte gardło. Czuję jak zadaszenie, pod którym jesteśmy, zawaliło się na nas i utrudniało oddychanie. Nie wiem dlaczego 112 | S t r o n a
jestem taka zdenerwowana. Spałam z tym facetem, na miłość boską, w dodatku nie mogę mieć nawet z nim normalnej rozmowy! Mruga do mnie i natychmiast ciepło trafia do moich policzków. Bawi się ze mną i wiem, że on zdaje sobie sprawę, że ma na mnie taki wpływ. - Wszystkie żarty na bok, kocham zwierzęta, ale to już wiesz. Chciałem być weterynarzem odkąd byłem dzieckiem. Wychowałem się na farmie, z wieloma końmi, więc pierwotnie chciałem być weterynarzem dla wielkich zwierząt. Na studiach, zacząłem robić dużo wolontariatów w Humane Society28 i wtedy zmieniłem zdanie o małych zwierzętach. Umm, co jeszcze? Lubię grać w golfa, chociaż nie jestem w tym zbyt dobry. Mój ulubiony kolor to zielony. Ćwiczę sztuki walki – głównie brazylijskie jiu-jitsu, nie taekwondo. Istnieje duża różnica. Jestem fanem samochodów – mruga, zanim dodaje – lubię Piña coladę29 i gubię się, kiedy pada deszcz. – Uśmiecha się na ostatnią część. Śmieję się z jego głupoty. Uwielbiam fakt, że jest w stanie mnie rozśmieszyć. Czułam się jakby ostatnio, Jean była jedyną, która może do mnie dotrzeć. Zaczyna się śmiać ze mnie. - Co? Nie wstydzę się mojej wrażliwej strony. To powoduje, że śmieję się mocniej. - Dobra, Romeo. Uspokajając nasz śmiech, Parker bierze mały łyk swojego wina, zanim kontynuuje naszą rozmowę. - Powiedz mi więcej o sobie. - Och, nie, kolego. Teraz miało być o tobie. Ty już miałeś swój wywiad. Parker odchyla się do tyłu na krześle, splata swoje palce, zanim przenosi je za głowę, rozciągając swoje ciało. Obserwuję uważnie, co wywołuje u niego czarujący uśmiech, znowu.
28 29
Organizacja ochrony zwierząt. Drink z rumu, kokosowej śmietanki i soku ananasowego.
113 | S t r o n a
Ten facet wie, jak używać swojego uśmiechu. Jest idealny. Jego zęby mają idealny kolor i są równe. Nic dziwnego, że zawsze jest uśmiechnięty. Też bym chciała, gdybym miała taki uśmiech jak on. - Wychowałem się na obrzeżach West Palm Beach30 w mieście zwanym Jupiter. Mam jednego brata, który jest młodszy, ale ja wyglądam lepiej. – Zapodaje drugi uśmiech, potem dodaje – nie planowałem przyjazdu do Minnesoty, ale cieszę się, że to zrobiłem. W milczeniu przeklinam rumieniec, który przejmuje moją klatkę piersiową, pnąc się w górę do policzków. - Ile masz lat? – pytam. Zastanawiam się nad tym, od kiedy go poznałam. - Dwadzieścia siedem. Kiwam głową w aprobacie. Jestem zaskoczona, że w wieku dwudziestu siedmiu lat, był w stanie kupić spółkę i stać się współwłaścicielem, szczególnie zaraz po zakończeniu studiów, ale pamiętam, co mówiła Genna, o jego rodzinie, która ma pieniądze. Nasze jedzenie zostaje przyniesione i oboje zaczynamy w nim grzebać. Nie wstydzę się moich nawyków żywieniowych. Nie jestem tym typem dziewczyny, która zamawia sałatki, ponieważ boi się, że facet zobaczy co je i nie piję niczego co jest dietetyczne. Jeśli facet nie lubi sposobu w jaki jesz, to nigdy nie był za tobą. Jak biorę drugi kawałek kurczaka, obserwuję jak Parker wcina swoją lazanię. - Chcesz spróbować? – trzyma kawałek na swoim widelcu przede mną. Wygląda niesamowicie. To taki intymny gest i nie mogę nic poradzić, że kiwam głową, chociaż pewnie nie powinnam. Ser spływa po widelcu, dlatego jedną rękę trzyma pod nim, dopóki nie przenosi go do moich otwartych ust. Jest gorące, ale mieszanka przypraw, sera i mięsa jest po prostu boska. - To takie dobre – mówię z zamkniętymi oczami. - Nie sądzę, że muszę jeść. Mógłbym po prostu siedzieć całą noc i patrzeć jak ty to robisz. 30
Miasto na Florydzie.
114 | S t r o n a
Moje oczy zatrzepotały otwierając się na jego słowa. Zakłopotana, wycieram usta moją serwetką. Uśmiecha się do mnie i znowu się czerwienię. - Mamy zamiar wywalić tego słonia z pokoju31? - Co masz na myśli? - Nas. - Myślałam, że już to uzgodniliśmy. Zgodziliśmy się, że to zrobimy. To skończone. Będziemy przyjaciółmi. - Myślę, że ty i ja oboje wiemy, że tak się nie stanie. Odstawiam mój widelec. - Co masz na myśli? - Zamierzam być szczery tutaj. Oboje dobrze wiemy, że coś jest między nami. Przyciągamy się do siebie. Co jest złego we wzajemnym poznaniu siebie bardziej? - Nie prześpię się znowu z tobą, Parker. - Nie proszę cię o to, ale nie mogę sprzeciwić się temu pomysłowi. – Poruszył brwiami, podczas gdy daje mi największy chłopięcy uśmiech. - Skąd wiesz, czy już się z kimś nie widuję? - Ponieważ nie byłoby cię ze mną teraz. Jeśli spotykałabyś się z kimś i powiedziała mu, że będziesz wraz ze mną tutaj, byłby głupi pozwalając na to. W zasadzie, Jason powiedział mi, że jesteś wolna, już zanim ty odmówiłaś mi odpowiedzi wtedy w klinice. I nie jesteś typem, który sypia z kimś, spotykając się z kimś innym. Trafiona. Oczywiście, że pytał Jasona i oczywiście, że Jason mu powiedział, że jestem wolna. Muszę sobie zapisać mentalnie notatkę, żeby skopać Jasona, kiedy wrócę.
Pewnie większość wie o co chodzi, ale wyjaśnię, że słoń w pokoju oznacza, jakiś problem, albo sprawę, o której wiadomo, ale wszyscy udają, że jej nie ma. 31
115 | S t r o n a
- Spójrz, Parker, jesteś miłym facetem. Takim, którego dziewczyny chcą zabrać do domu do mamy i taty. Wyglądasz dobrze i masz idealne maniery, jesteś wykształcony i zabawny. Ale zbyt wiele rzeczy się dzieje teraz w moim życiu. Nie mam czasu na chłopaka, czy randkowanie, o to chodzi. Muszę skoncentrować się na szkole i innych rzeczach. - Myślisz, że jestem miłym facetem? – przysuwa się bliżej, kładąc ręce na stole przy moich. Jego lewa dłoń ledwo ociera się o moją. - Oczywiście, że tak. - Więc czym to czyni ciebie? Złą dziewczyną? – pochyla się bliżej, podnosi nad stołem i szepcze – ponieważ lubię, złe dziewczyny. - Parker! – żartobliwie przesuwam ramię bliżej swojego. - Co? – przesuwa się z powrotem na krzesło. - Seks to wszystko o czym myślisz? - Nie. Ale kiedy siedzisz naprzeciwko mnie, nie trudno o to. Wypuszczam ciężkie westchnienie, przez co odsuwa się jeszcze bardziej do tyłu. - Dobra, dobra. – Chichocze. – Wszystkie żarty na bok, Aundrea, nie pytałem o żadnego rodzaju zobowiązania. Ja po prostu mówię o mężczyźnie i kobiecie, którzy są w stanie spotykać się od czasu do czasu po pracy, w celu lepszego poznania się. Niektórzy mogą nazywać to randkowaniem, ale my możemy mówić na to jakkolwiek chcesz, jeśli masz się poczuć lepiej z tym pomysłem i powiesz tak. Wiem o co mnie prosi i nie jestem pewna, czy jestem gotowa dać mu tę część siebie – czy jakąkolwiek, o to chodzi. Rzeczy są już skomplikowane, a dodanie Parkera do mojego tak to nazwijmy – życia, jest szaleństwem i może się okazać katastrofą. Pieprzyć to. To będzie katastrofa. - Przykro mi, Parker. Mogę robić, tę rzecz z przyjaźnią, ale nie randkowanie. Mam… - Wiem, masz inne rzeczy. Powtarzasz to zbyt wiele razy. Nie jest tak, że proszę cię, żebyś za mnie wyszła. Proszę o randkę, dwie, może więcej. Wezmę cokolwiek na co jesteś w stanie mi pozwolić, ponieważ jest mi dobrze z tobą i chcę cię poznać lepiej. A jeśli tak się stanie, że razem opadniemy na łóżko, pod koniec tego wieczoru, to niech tak będzie. Po tym wszystkim, jak możesz się opierać? 116 | S t r o n a
I oto jest! Zarozumiały Parker wrócił! Daję mu surowe spojrzenie, po którym wybucha donośnym śmiechem. Ludzie dookoła odwracają się i patrzą w naszym kierunku. Nienawidzę, kiedy ludzie się gapią. Wiem, że oni po prostu są zainteresowani zamieszaniem przy naszym stoliku, ale nic nie mogę poradzić na to, że niepokój przechodzi przeze mnie. Wpatruję się bezmyślnie na Parkera, pozwalając mu dowiedzieć się, że nie znajduję w tym nic zabawnego, ale głęboko w środku muszę przyznać, że podoba mi się ta jego figlarność. Wyrzuca swoje ręce, w geście porażki. - Żartowałem! Żartowałem! Daj spokój. Będę dobry. Skończyłem. Obiecuję. Po prostu sprawiasz, że nie mogę tak łatwo odpuścić. Ta, racja. Nauczyłam się, że jeśli Parker mówi, że będzie dobry, to naprawdę ma na myśli coś przeciwnego. - Jestem pewna, że będziesz. Oboje milczymy, patrząc tępo na siebie. Daję Parkerowi twarde spojrzenie. Nie wiem co zrobiłam, żeby zasłużyć na takiego faceta jak on w moim życiu, ale może – tylko może – on jest właśnie tym, czego teraz potrzebuję. - Dobra. Pójdę na randkę, lub dwie. – Wykorzystuję jego słowa i uśmiecham się do niego. - Naprawdę? – usiadł prosto na krześle, jakby zaskoczony moimi słowami. Myślę, że samą siebie zaskoczyłam. Nie wiem co mam na tym zyskać, ale nie sądzę, że Parker przestanie mnie o to pytać. - Pod jednym warunkiem. Daje mi swoją pełną uwagę i mogę stwierdzić, że ma na myśli interes, kiedy mówi. - Podaj go.
117 | S t r o n a
- Żadnych zobowiązań. Żadnych smyczy. Żadnych pytań. Mam dużo spraw, a nie szukam, niczego… – zamilkłam, szukając właściwego słowa. Nie wiem czego szukam, bo w prawdzie, aż do tej sekundy, nie szukałam niczego. – Poważnego. A to – wskazuję pomiędzy nas – czymkolwiek może być, nie może wpływać na nasze relacje w pracy. Nie lubię niezręczności i nie chcę, żeby ludzie gadali o moim życiu osobistym. - Wow, to dużo więcej niż jeden warunek. - I myślę, że najlepiej będzie jeśli ludzie z pracy nie będą wiedzieć. Nie chcę, żadnych konfrontacji. Biorę uspokajający oddech, licząc w mojej głowie. Nie chciałam zmieniać zdania, ale potajemnie chciałam, wymknąć się i zadzwonić do Jean. Wiem, co wychodzi z randkowania; rozmowy, otwieranie się na temat swoich marzeń i aspiracji i dzielenie się swoimi najgłębszymi, najciemniejszymi sekretami. To są rzeczy, które nie jestem pewna, czy mogę zrobić. - Masz swoją umowę. Wiem, że to zrobię. Randkowanie z Parkerem. Tylko kilka randek, jak ta dzisiejsza. Czekaj, dzisiaj nie było randką? Będzie tak teraz myślał? Mówię sobie, że to będzie dobre dla mnie. Randkowanie może dać mi coś, czego niecierpliwie oczekuję. Parker da mi coś, czego oczekuję.
118 | S t r o n a
Rozdział 9 Bałam się tego dnia, od mojej ostatniej chemii. Jestem podłączona do maszyny, przyjmując drugą dawkę. Najpierw dostałam Zofran, który ma pomóc pozbyć się nudności, dr Olson kazała dodać go do innego leku i spróbować podczas dzisiejszej sesji z nadzieją, że nie będę tak chora jak ostatnim razem. Dwie godziny później, wciąż czuję się dobrze. Pielęgniarka ciągle pojawia się i sprawdza co ze mną, ale odsyłam ją za każdym razem. Genna zaoferowała, że przyjedzie ze mną, ale powiedziałam jej, że będzie dobrze jeśli pojadę sama i zadzwonię do niej, jeśli będę potrzebowała czegokolwiek. Jestem przekonana, że podwójna dawka leków przeciw nudnościom, będzie w stanie zapobiec wymiotom, podczas mojej wizyty. Jestem wdzięczna, że po mojej ostatniej nieudanej rozmowie na temat jazdy, Genna i Jason odpuścili i dali mi więcej wolności. To jest postęp, ale wciąż nienawidzę tego uczucia, że potrzebuję pozwolenia na robienie niektórych rzeczy. Dla zabicia czasu rozmawiam z moimi rodzicami przez telefon i wymieniam wiadomości z Jean. Moja mama powiedziała mi, że przyjadą zobaczyć się ze mną za kilka tygodni. Próbują pozamieniać swoje grafiki w pracy, tak że będą mogli wziąć tydzień wolnego, zamiast przyjechać tylko na weekend. Nie mogli być tutaj, odkąd pomogli mi się przenieść, ale upewniają się co ze mną, dzwoniąc za każdym razem. Jean: Co robisz w następną sobotę? Ja: Nic. Masz coś na myśli? Jean: Mam bilety na koncert w Minneapolis. Jakieś lokalne zespoły rokowe. Chcesz iść? Ja: Tak! Nie jestem za bardzo za rockiem, ale jestem zdesperowana, żeby uciec. Być kolejną noc na zewnątrz. 119 | S t r o n a
Jean: Świetnie! Mam cztery bilety, więc zabierz swojego chłopaka zabawkę. Ja: Chłopaka zabawkę? Jean: Ta. Czy to Twój kochaś teraz? Ja: Lol. Ani jeden, ani drugi. Jean: Zapytaj go czy ma plany. Możemy wcześniej zjeść obiad, czy coś. Może zarezerwujemy hotel jeśli chcesz? Musimy wiedzieć. Ja: Umm, pewnie. Jean: Tak!!! Z resztą, jak to jest z nim wychodzić? Ja: Dobrze… Jean: To świetnie! Cieszę się razem z Tobą, Dre, naprawdę! Rzeczy są dobre z Parkerem, tak myślę. To znaczy po naszej randce, wysadził mnie pod domem. Nie próbował mnie pocałować. Trzymał moją rękę, kiedy szliśmy do drzwi, potem dał mi szybkiego całusa, zanim odszedł. Genna i Jason oczywiście byli, czekali na mnie jak rodzice czekający na ich nastoletnią córkę wracającą do domu. Genna zadawała milion pytań. Jason był tylko zaniepokojony o Parkera okazującego szacunek. Nigdy nie było co do tego wątpliwości. Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi. Tylko przewróciłam oczami. Po odłożeniu z nimi na bok tej rozmowy, wysłałam do Jean szybką wiadomość o randce. Nie byłam zaskoczona, że wciąż była na nogach. Wysyłałyśmy sobie wiadomości, aż zasnęłam z telefonem w ręku. Obudziłam się następnego ranka z w połowie napisaną wiadomością do niej na wyświetlaczu.
***
Parker zadzwonił raz w środę po tym jak wróciłam do domu, ze szpitala, ale nie odebrałam. Napisał wiadomość kilka razy w czwartek i odpowiedziałam krótko nie 120 | S t r o n a
wdając się w rozmowę. Jestem zbyt zmęczona by podnieść moją rękę i przenieść szklankę do ust, nie wspominając o wysłaniu wiadomości. Leki na nudności pomogły, ale nie powstrzymały ich całkowicie. Są chwile, kiedy nie ma znaczenia w jakiej jestem pozycji, kiedy czuję jak na przejażdżce na karuzeli i nie chce odpuścić. Nie słyszałam go w piątek. Nie chcę robić nic prócz leżenia na kanapie albo moim łóżku. Jestem w letargu. Jason i Genna obserwują mnie jak jastrząb, nie opuszczając mojego boku, z wyjątkiem jedzenia albo korzystania z łazienki. Genna śpi na krześle obok mnie, podczas gdy ja śpię na kanapie, albo kiedy ja śpię w swoim łóżku, ona śpi na skórzanej kanapie w moim pokoju. Próbowałam ją zbyć, żeby poszła do swojego pokoju, ale odmawia. Genna próbuje wmusić rosół w moje gardło, ale to naprawdę śmierdzi jak stary, stęchły płyn pomieszany z tłustym kurczakiem. To jest okropne. Wystarczyło samo powąchanie tego i natychmiast wymiotuję. Zapewnia mnie, że przyniesie nowy i że jest w porządku, ale później wrzeszczę na nią, żeby zabrała to sprzed mojej twarzy, łapie aluzję i wraca z wiśniową galaretką. Sam jej widok sprawia, że jestem chora. Nawet nie próbuje dawać mi czegoś innego, odwraca się na pięcie i wraca przynosząc mi wodę i krakersy. Późnym sobotnim popołudniem, wciąż nie mam wieści od Parkera. Decyduję się wysłać do niego wiadomość. Ja: Hej. Odpowiada natychmiast. Parker: Hej, Tobie. Ja: Jak się masz? Parker: Dobrze. A Ty? Ja: W porządku. Chciałam tylko powiedzieć cześć. Parker: Cześć.
121 | S t r o n a
Czekam chwilę, żeby zobaczyć, czy wyśle mi jeszcze coś innego, ale nie robi tego. Wkurzona, rzucam moim telefonem w ścianę naprzeciwko kanapy. Musi być naprawdę zajęty, żeby nie odpisać. Albo może, jest tak wściekły, na te moje krótkie odpowiedzi innego dnia. Nie wiem dlaczego tak bardzo się przejmuję. - Co się stało? Walczysz z telefonem? – Genna zapytała, wchodząc do salonu, podając mi kubek z czarną herbatą. Kładę go na podłodze obok mnie. Jest zbyt gorąco, żeby pić herbatę. - Nie. Jestem wyczerpana. Nie cierpię, tu leżeć. Jestem znudzona, ale nie mam siły, żeby wstać i coś zrobić. - Chcesz żebym poczytała ci książkę? Albo możemy obejrzeć Seks w wielkim mieście, lub Dextera. - Nie. Pocę się, zerwałam moją perukę. - Nienawidzę tej cholernej rzeczy! – powiedziałam jak rzuciłam ją na podłogę. - Wiesz, że nie musisz jej nosić, kiedy jesteś w domu. - Ta, wiem. – Jestem zirytowana. Czy ona lubi mówić mi to za każdym razem? Cóż, wybacz droga siostro, ale masz długie, piękne, lśniące włosy. Wybacz, ale ja nie mam. Wybacz, że chcę się poczuć jakbym je miała! - Dre, daj spokój. Nie bądź wkurzona. - Jest w porządku. Mogłabym cię prosić o włączenie zimnego powietrza czy coś? Jest tutaj cholernie gorąco. Pocę się. - Powietrza? Jest prawie październik. - Proszę, Genna. Mówiłaś, że chcesz mi pomóc? Sprawić, że będzie mi lepiej. Tylko ten jeden raz proszę cię o coś. Proszę wpuść tu dla mnie powietrze. 122 | S t r o n a
Chcę poczuć zimno. Zimno jest łatwe. Zawsze mogę założyć jakieś warstwy, aż będzie ciepło i przyjemnie. Ale uczucie gorąca? To okropne uczucie. Nie ważne co zrobię, czy zdejmę nie mogę się przez to ochłodzić. - Jasne. – Wstaje z krzesła, ale nie wraca aż godziny później. Wtedy jestem zaczytana w mojej najnowszej książce. Jest young adult32, ale jest cholernie dobra. W rzeczywistości czuję się trochę brudna, że topnieję z powodu siedemnastoletniego przystojniaka. - Hej, wszystko dobrze? – pyta Genna jak podnosi moje nogi i siada na miejscu w którym były. - Tak, a ty? – pytam wskazując na jej ubrania. Ma na sobie bluzę z kapturem, szalik i rękawiczki. - W porządku ze mną. Jest tu dość zimno. Jesteś pewna, że wszystko dobrze z tobą? - Powiedziałam, że tak. - Tylko się upewniam. - Gdzie byliście ty i Jason? - W garażu. – Mieli ogrzewany garaż, więc to nie jest zaskoczeniem dla mnie, to że mogli tam być. Jason umieścił tam pełnowymiarową lodówkę, mały telewizor i mikrofalówkę zeszłego lata, więc nie czuję się aż tak źle, za wypędzenie ich tam. Mają tam wszystko czego potrzebują, żeby mogli być zajęci przez kilka godzin. Kiwam głową, potem wracam z powrotem do mojego Kindle. - Jason zaprosił chłopaków na pokera dziś wieczorem. Masz coś przeciwko jeśli odcięłabym już ten dopływ zimnego powietrza, żebym mogła zostać tutaj? – posyłam
Każdy z nas na pewno przeczytał wiele takich książek, ich akcja toczy się w szkole średniej. W dosłownym znaczeniu to oznacza „młodzi dorośli”, ale zostawiam w oryginale. 32
123 | S t r o n a
jej puste spojrzenie, a ona szybko dodaje – albo mogę wyłączyć niektóre dmuchawy. Wiem, że ci gorąco, ale dosłownie zamarzam tutaj. - Nie, jest w porządku. Jest dobrze. Jestem w rzeczywistości naprawdę zmęczona i zamierzam iść do łóżka. Możesz je wyłączyć. - Do łóżka? Jest dopiero szósta. - Ta. Jestem zmęczona. - Jesteś pewna? Może przygotować ci coś do jedzenia? Daję jej ciepły uśmiech. - Dzięki, ale naprawdę, jestem zmęczona. I naprawdę jestem, ale przede wszystkim chcę być za zamkniętymi drzwiami, gdzie mam tyle prywatności, że mogę rozebrać się do naga i leżeć na łóżku z wentylatorem dmuchającym na mnie. Miałam już takie uderzenia gorąca w przeszłości po leczeniu, ale nawet spodziewałam się, że po tej dawce to nie będzie łatwiejsze do zniesienia. - Dobra. Potrzebujesz pomocy? - Nie, poradzę sobie. Zajmuje mi chwilę, ale w końcu znajduję siłę do podniesienia się z kanapy. Pierwsze kilka dni po chemii są najgorsze. Zmęczenie, które mnie ogarnia jest nie do zatrzymania. To jest tak jakby moje ciało było przejęte przez coś innego. Nie mogę poruszać mięśniami bez uczucia jakbym było do nich dołączone dodatkowe dwadzieścia kilogramów. Wtedy, kiedy jestem w stanie zrobić krok, to tak jakbym była z galarety, a moje kończyny miały się odłączyć w dowolnym momencie. Mój oddech jest przyśpieszony, jak w końcu wstałam do pozycji stojącej. Wiem, że bliskość Genny nie jest teraz przypadkowa. Ona tylko czeka na możliwość dotknięcia mojego łokcia, albo talii. Stara się jakby to wyglądało na przypadkowe za pierwszym razem, ale za drugim razem utrzymuje mnie. 124 | S t r o n a
Odpycham się do przodu i przeszłam powoli dookoła niej kierując się do mojej sypialni ulokowanej w nowym miejscu, podpierając się ścian, kiedy to robię i nie pozwalam mojej głowie wirować. Jason przeniósł się do mojego pokoju, który kiedyś był biurem. On i Genna pomyśleli, że tak będzie łatwiej dla mnie, być na pierwszym piętrze, szczególnie na kolejne dni po zabiegu. Po ich twarzach wydaje się, jakby nie było wielką sprawą dla mnie, żeby chodzić w górę i w dół po schodach, ale po cichu odetchnęłam z ulgą, bo nie wiem czy byłabym w stanie to zrobić znowu, po ostatnim razie. Genna przychodzi po tym jak zrobiłam łóżko, dając mi dwie zimne szmatki, worek z lodem i mojego Kindle. - Trzymaj. Wiem, że wciąż ci gorąco. Wiem, że nie, ale proszę krzycz, jeśli będziesz czegoś potrzebować. – Odwróciła się i odeszła. Pocieram twarz i głowę zimną szmatką, potem zamaczam ją w zimnym worku z lodem i kładę na kark. Kiedy ułożyłam się wygodnie na łóżku, włączyłam z powrotem mojego Kindle i kontynuuję czytanie tam, gdzie skończyłam, nawet jeśli to będzie tylko troszeczkę. Oprócz pomidorów, jedyną rzeczą jakiej nienawidzę najbardziej na świecie jest przerywanie w trakcie czytania świetnej książki.
***
Obudziłam się przez śmiech pochodzący zza drzwi mojego pokoju. Biuro – lub mój pokój, czy czymkolwiek to jest – jest ulokowane obok salonu, w dole korytarza, naprzeciwko łazienki. Kindle jest na mojej klatce, więc podnoszę go i patrzę na godzinę wyświetloną na ekranie, 8:41 wieczorem. Świetnie. Tylko dwie godziny drzemki. Jeśli chodzi o moje nudności, to jest lepiej, ale wciąż czuję się wyczerpana. Można by pomyśleć po tym jak zmęczone jest moje ciało, że byłabym wstanie spać dłużej, niż tylko parę godzin. Może miesiąc? To jest właśnie to co czuję, że mi potrzeba. Długa miesięczna drzemka. 125 | S t r o n a
- Ona jest już w łóżku? Tak wcześniej w piątkowy wieczór? Cholera. Co on robi teraz w moim domu? Genna powiedziała coś, o mnie będącej zmęczoną, a potem był tam inny głos, którego nie rozpoznaję. To na tyle z gry w pokera w garażu. Jeśli nie będę słyszała tych głosów, albo udawała, że śpię, wtedy nikt nie będzie mi przeszkadzał. Jednej rzeczy jakiej nauczyłam się o moim nowym pokoju, to to, że zdecydowanie nie jest dźwiękoszczelny. Mogę usłyszeć wszystko co jest za drzwiami i każdy może dosłyszeć to co się dzieje w środku. Jest tak jakbym miała pięć lat i była uwięziona w pokoju zabaw. Z tym wyjątkiem, że to jest dalekie od pokoju zabaw. - Dre, wstałaś? – Genna mówi przez drzwi. Musisz sobie ze mnie żartować! Nie ruszaj się; nie ruszaj się! Czasami myślę, że Genna jest nadprzyrodzona, ponieważ tylko takie kobiety mogą usłyszeć i wyczuć coś takiego. Leżę cicho, aż słyszę kroki kierujące się w kierunku salonu. Dzięki Bogu! Jednak niestety dla mnie, że muszę skorzystać z toalety i cicho przeklinam całą wodę wypitą dzisiaj. Im więcej o tym myślę, tym bardziej muszę iść. Panikuję, kiedy przypominam sobie o mojej peruce wyrzuconej wcześniej i przeklinam siebie, za nie podniesienie jej kiedy tutaj szłam. Jak do cholery mam iść do łazienki? Zirytowana, wypuszczam długie westchnięcie i siadam prosto, próbując obmyśleć plan. Kiedy ruszam się i wstaję z łóżka, widzę moją perukę leżącą na stoliku nocnym. Genna musiała przynieść ją tutaj, kiedy towarzystwo się przeniosło. Wypuszczając westchnienie ulgi, podnoszę ją i zakładam. Po dopasowaniu włosów, ubieram z powrotem szorty i sportowy stanik, który zdjęłam wcześniej. Dając sobie szybkie pobieżne spojrzenie w lustrze w garderobie, upewniam się, że moja peruka jest spięta ciasno. Powoli wyłażę z pokoju, szybko rzucam okiem w dół korytarza upewniając się, że nikt nie patrzy w tą stronę. Po wejściu do łazienki, zamykam drzwi, tak szybko, jak tylko mogę, nie kłopocząc się zapalaniem światła ze strachu, że zobaczą je w korytarzu. Mówię sobie, żeby nie spłukiwać wody tak, by nie dać im wiedzy o moim pobycie tutaj, ale sekundę po umyciu rąk otwieram 126 | S t r o n a
drzwi i spotykam się moją twarzą z niesamowitą klatą, mogę tylko zakładać, że należy ona do niesamowitego mężczyzny. - Myślałem, że śpisz? - Spałam. Wygiął tylko dziwnie brwi na mnie i w ciszy przeklinam siebie, za nie spłukanie toalety. Zakłopotana odwracam się, blokując z powrotem łazienkę, przed Parkerem. To sprawia, że śmieje się przez całą drogę do drzwi, a ja odwracam się czerwona z zakłopotania. Szybko spłukuję toaletę, potem wychodzę z łazienki, przechodząc obok Parkera, na drugą stronę korytarza do mojego pokoju. Jak popycham drzwi, żeby je zamknąć, Parker popycha, aby je otworzyć. - Nowy pokój? - Ta, z tego łatwiej mi się wymknąć – mówię obojętnie, jak wspinam się z powrotem na łóżko, powoli próbując uniknąć, napływu krwi do mojej głowy. Czuję się tak jakbym miała zemdleć w każdej chwili. - Kotku, nie musisz się wymykać. Jeśli chcesz wyjść, po prostu zapytaj. Myślę, że muszę z nim porozmawiać o tym przyznawaniu zwierzęcych nazw. - Ha, ha – powiedziałam w połowie sarkastycznie, a w połowie rozbawiona. - Więc, to jest tu, gdzie dzieje się magia? – zapytał Parker, kiedy podszedł do łóżka, siadając na granicy, patrząc na mnie. - Magia? - Tam gdzie śnisz o mnie? Śmieję się. - Jedyny mężczyzna o jakim śnię, żeby był w tym pokoju, w moim łóżku, to Matt Bomer. 127 | S t r o n a
Biorąc ciężki oddech, Parker przytrzymuje rękę na sercu w oszołomieniu. - Co? Wolisz śnić o kimś innym? - Tak, faktem jest, że wolę. - Jak na przykład o Jasonie Stathamie? - Nie. - Josh Duhamel? Parker potrząsa głową. - Paul Walker? - Kobiety, jesteście bezwzględne! – wchodzi na łóżko, tak że siada obok mnie. Owija swoje ramię dookoła mnie i przyciąga bliżej. Jestem zszokowana na jego nagły gest i zamieram w jego ramionach. Działa tak, jakby to było dla niego naturalne, usadawia nas w bardziej wygodnej pozycji. Jestem w połowie zrelaksowana w jego objęciach. To nie jest to, czego oczekiwałam od niego po naszych ostatnich wiadomościach – czy raczej ich braku. - Dobrze się czujesz? Jason wspominał coś, że nie czułaś się zbyt dobrze, a potem Genna powiedziała, że jesteś już w łóżku na noc, kiedy tu przyszedłem. Wzruszam ramionami. - Musiałam załapać jakąś infekcję. Nie jestem pewna, czy chcesz być tak blisko. – Podniosłam ręce do głowy, przebiegając palcami przez włosy. Nagle staję się jej świadoma i zastanawiam się czy moja peruka leży śmiesznie, ponieważ nie zapięłam spinek we właściwych miejscach. - Wybacz, chciałbym, żebyś mi coś więcej powiedziała. Mam ci przynieść rosół z makaronem czy 7-up’a? - Naprawdę? Rosół z makaronem? 128 | S t r o n a
- Jasne, to nie jest to co powinno pomóc, kiedy jesteś chora? Patrzę na niego. Jego oczy nie pokazują niczego prócz troski. Potrząsam głową i pytam. – Skąd przybyłeś? Mężczyźni nie powinni być słodcy i opiekuńczy, czy powinni? To powoduje, że wybucha głębokim śmiechem, a ja kocham to tak bardzo. - Umm, co ty tu robisz? - Co? Chcesz, żebym wyszedł? -Nie! – powiedziałam zbyt szybko. Cholera, nie chciałam brzmieć jak suka. – Po prostu mam na myśli, to dlaczego przyszedłeś? - Jason zadzwonił do mnie parę godzin temu, pytając czy chcę przyjść i pograć w pokera. Zapytałem czy tam będziesz, odpowiedział, że tak, ale dopiero tutaj powiedział mi, że nie czujesz się dobrze, co tłumaczy wszystkie te krótkie wiadomości od ciebie. Nie chciałem przepuścić okazji, żeby cię zobaczyć. Rumienię się, na co oczywiście, Parker wyciąga rękę i dotyka mnie. - Kocham ten kolor na tobie. Czerwony. Wyglądasz z nim pięknie. Chowam głowę do tyłu, próbując się ukryć. - Dziękuję. Myślę. Siedzimy cicho, słuchając naszych oddechów. To jest rzeczywiście bardzo uspokajające. Słuchanie go. Bicia jego serca. Zamykam oczy i cieszę się tymi dźwiękami mieszającymi się ze sobą. Kiedy czuję, że odpływam w sen, w uścisku Parkera, on oczyszcza swoje gardło. - Hmm? 129 | S t r o n a
- Przepraszam, ty śpisz? - Nie. Obudziłam się. - Dobra, przepraszam. Nie powinienem się odzywać. - Jest w porządku. - Od kiedy masz czarne włosy? - Huh? – pytam, otwierając oczy. - Zdjęcie. – Wskazuje na mój nocny stolik. To jestem ja z moim rodzicami, Genna, Jason i Jean świętując moje dwudzieste pierwsze urodziny. Byłam wkurzona, że nie mogłam wyjść i świętować jak typowa dwudziestojednolatka, więc nosiłam czarne włosy, żeby pokazać mojej rodzinie, jak bardzo byłam wściekła. To jest to co zrobiłam zanim przyjechałam tutaj. Mogłam nosić różne peruki, prezentując przez nie swoje nastroje. Czy były długie, krótkie, blond, czerwone, czarne, czy świecące, zawsze były idealnie dopasowane. Mogłam ukryć się za nimi, jak za maską i stawałam się kimś, kim chciałam być. - Och, um, to było w moje dwudzieste pierwsze urodziny. - To są twoi rodzice, z tobą? - Tak. To mogłoby być dobre zdjęcie rodzinne. Przesunęłam się i Parker łagodzi uścisk trochę, pozwalając mi czuć się komfortowo. Waham się przez chwilę, zanim w końcu kładę głowę na jego ramieniu. Nie jestem pewna, czy to nie jest zbyt dużo, czy więcej niż normalny język mowy ciała, ale czuję, że to właściwe. - Dlaczego nie masz więcej zdjęć wokół? Wzruszam ramionami. 130 | S t r o n a
- Nie czuję potrzeby przenosić ich wszystkich. Włozyłam je do albumu, który mama zrobiła dla mnie. Cóż, ona to zaczęła i dała mi go jako prezent ukończenia szkoły. I powoli dodawałam do niego w ciągu ostatnich lat. - Gdzie on jest? - Co? - Chce go zobaczyć. Gdzie jest? - Um… – milknę. Jestem niepewna, ponieważ nie pamiętam, czy są tam jakieś zdjęcia mnie w szpitalu, albo bez włosów. Nie wiem dlaczego byłam tak głupia, że nie upewniłam, kiedy nie pamiętałam co w nim było. Nie mogę przypomnieć sobie ani jednego włożonego tam zdjęcia, jakie moja mama zrobiła oddzielnie do albumu, dlatego nie mogę być pewna. - Daj spokój. – Trąca mnie żartobliwie. - Jest tam – odpowiadam, wskazując na półkę w rogu. Parker wstaje z łóżka. - Nie musisz się odegrać w pokera? - Ta, ale powiedziałem chłopakom, żeby zagrali partyjkę albo dwie, beze mnie. Chciałem sprawdzić, co z tobą. Gdy jest plecami do mnie, szybko chwytam moją perukę, zapinając spinki na swoje miejsca wypuszczając powietrze, kiedy to robię. Parker zgarnia album i wraca z powrotem do łóżka, siadając w tej samej pozycji, co wcześniej. - Dlaczego chciałeś sprawdzić, co ze mną? - Dlaczego nie?
131 | S t r o n a
Dlaczego nie? Te słowa sprawiają, że mięknę przy nim, jak przyciąga mnie bliżej do siebie, dając mi buziaka w czubek głowy, gdzie jego usta utrzymały się chwilę dłużej niż normalnie. Patrzę, jak przerzuca moje zdjęcia. Nie mówiąc zbyt wiele, prócz małych komentarzy tu i tam, o tym jak słodkim byłam dzieckiem, albo jak moje piegi naprawdę widać na zdjęciu, po przebywaniu na słońcu. Uśmiecham się do niego na to szczęśliwe wspomnienie. - Co skłoniło cię, do przejścia z blond włosów, do ciemnych? - Słucham? Pokazuje na moje zdjęcie w peruce, którą mam obecnie na sobie. Jestem z grupą moich przyjaciół ze szkoły średniej, tuż po balu. Przyszli do mojego domu spędzić czas, opowiadając mi wszystko o nocy i pokazując mi zdjęcia. Mieliśmy świetny dzień, ale to był także ostatni dzień jaki spędziliśmy razem. - Chciałam zmiany. - Lubisz ciemne włosy? - Lubię ciemne włosy. Obserwuję jak kontynuuje oglądanie zdjęć, zatrzymując się na nikim innym jak na Jean, ze mną podczas zakończenia roku. - Kto to jest? - Moja najlepsza przyjaciółka, Jean. Była ze mną tamtej nocy… – zatrzymuję się, rumieniąc. – Tej nocy, której cię poznałam. Patrzy w dół na mnie, a ja w górę i nasze oczy się spotykają. - To była wspaniała noc, Aundrea. – Jego słowa są miękkie i delikatne. Nie mówię nic. Odwracam swój wzrok z powrotem na zdjęcie.
132 | S t r o n a
- To było na zakończeniu szkoły. Dokuczałam jej, za noszenie głupiej czapki. Za to ona wymalowała mojej imię, na wierzchu na jasno różowo, żeby wszyscy widzieli, kiedy będę z nią szła. Zawsze chodziłyśmy razem. To był nasz plan odkąd pamiętam. Jeździłyśmy do szkoły razem, siadałyśmy razem, wzięłyśmy większość tych samych klas, nawet robiłyśmy te same czynności. Miałyśmy razem zakończenie i razem poszłyśmy na studia. To sprawia, że jestem smutna, kiedy myślę o tym wszystkim i tęsknię za moim starym życiem. Dużo rzeczy, jak mój ostatni rok, bal, zakończenie roku, studenckie życie, czy moje dwudzieste pierwsze urodziny. Lubię myśleć, że jestem silna, ponieważ moje życie było rozpatrywane. - Dlaczego nie poszłaś? Nie mów, że potajemnie masz siedemnaście lat i wciąż chodzisz do szkoły średniej. – Zaśmiał się. - Nie, nie! – szturcham go łokciem w żebra żartobliwie, z wystarczającą siłą. - Patrzcie, na tę panią! Gdyby nie to, że nie czujesz się za dobrze, przerzuciłbym cię na plecy. I co zrobił? Chciałabym nie czuć się chora, tak żebym mogła się tego dowiedzieć. - Dlaczego nie poszłaś? – pyta znowu. Jaka jest na to odpowiedź? - Moi rodzice, zabrali mnie ze szkoły w połowie ostatniej klasy, więc uczyłam się w domu. Zmień temat, Aundrea! - Dlaczego? - Jezu, co to jest dwadzieścia pytań do? Myślałam, że mówiłam ci, żadnych pytań.
133 | S t r o n a
- Aundrea. – Odwraca się tak, że patrzy bezpośrednio na mnie. Wsadza palce pod moją brodę. – Chcę wiedzieć wszystko o tobie. To jest właśnie wzajemne poznawanie się. Na tym polega randkowanie. W porządku? Tylko kiwam. Jego wielkie niebieskie oczy, w pewien sposób hipnotyzują mnie i robią ze mną szalone rzeczy. Parker pochyla się i całuje czubek mojego nosa, prawie szeptając, pyta znowu. - Dlaczego uczyłaś się w domu? Biorę głęboki oddech. - Miałam pewne problemy, w ostatniej klasie, rzeczy o których nie mogę teraz rozmawiać, a moi rodzice zrobili to co było najlepsze i zabrali mnie stamtąd. Nie lubiłam tego. Wciąż nie lubię, a to jest bardzo drażliwy temat dla mnie, więc proszę, możemy dać spokój? - Jasne. Patrzę jak kontynuuje przeglądanie zdjęć. Kiedy kończy, sięga ponad mną i kładzie go na stoliku, obok zdjęcia. - Lubiłaś zmieniać, swoje włosy, to pewne. Myślę, że widziałem z dziesięć różnych stylizacji. - Taa. Co mogę powiedzieć? Jestem buntowniczką. - Poważnie? – Parker pyta, zaciekawiony. – Jak bardzo jesteś buntownicza? Zdecydowałam się z nim zabawić. - Jestem bardzo niegrzeczną buntowniczką. – Próbuję powstrzymać śmiech w moim głosie, ale nie mogę się pohamować, kiedy patrzę na jego zszokowany wyraz twarzy. - Kobiety! – stęka, ciągnąc nas w dół na łóżku. Przesuwa nas i pociąga mnie tak, że jestem zmuszona leżeć głową na jego ramieniu. – Nie wydaje mi się, że takie rzeczy powinno się mówić wolno. 134 | S t r o n a
Ciepło jego ciała sprawia, że zaczynam się pocić i nie mogę nic na to poradzić, ale czuję się zdegustowana i modlę się, żebym nie śmierdziała, bo nie chcę się odsuwać z jego ramienia. Wolę być w jego ramionach i się pocić, niż nie być w nich wcale. - Shh. – Całuje moją skroń, potem szepcze delikatnie – Prześpij się. Jesteś rozpalona. Sięgając za siebie, gasi lampkę, pozostawiając nas w ciemności. To zawsze wraca, by być w ciemności. Ale, chociaż raz jestem z tym w porządku. Witam to.
135 | S t r o n a
Rozdział 10 Budzę się ze skrętem szyi i ogromnym skurczem ramienia. Otwieram oczy, pozwalając zatopić się w tym, że wciąż jestem w identycznej pozycji co zeszłej nocy: leżąc na piersi Parkera. Powoli podnoszę moją rękę z jego klatki, lekko odpychając, przenoszę się na drugą stronę łóżka. Parker śpi głęboko na plecach, blisko granicy łóżka. Jego stopy są skrzyżowane w kostkach. Jedno ramię pod karkiem, a drugie leży na jego brzuchu. Zsuwam nogi z łóżka, przebiegam ręką przez włosy, upewniając się, że spinki w peruce wciąż się trzymają. Gdy docieram do otworów w niej, zauważam, że parę spinek jest niezapiętych. Po zapięciu ich na miejsce, puszczam i zauważam kilka małych kosmyków pomiędzy moimi palcami. Cholera. Schodzę z łóżka i natychmiast idę do łazienki. Ściągając perukę, przesuwam palcami przez krótkie pasma, które wciąż próbują odrastać. Gdy moja ręka sunie przez włosy, te pasma zaplątują się między moimi palcami. Przenoszę dłonie przed siebie, mam przed twarzą kępę swoich włosów. Podwójna cholera. Pocieram głowę, próbując pozbyć się wszystkich luźnych kosmyków i patrzę jak spadają na blat. Biorę szybkie spojrzenie w lustrze, nakładam perukę i ponownie zapinam małe spinki na głowie. Następnie, wyciągam palce znowu, zauważam więcej małych pasm. - Świetnie – mamroczę. Wiedziałam, że to kwestia czasu, zanim to się będzie działo, ale wciąż nie jest łatwo być tego świadkiem. Kiedy wracam, Parker siedzi na końcu łóżka z rękami zaciśniętymi razem i głową w dole. Wygląda jakby był pogrążony w myślach. Gdy słyszy mnie podchodzącą do niego, patrzy w górę i się uśmiecha.
136 | S t r o n a
- Przepraszam, za ostatnią noc. Nie miałem zamiaru zasnąć. Mam nadzieje, że ci to nie przeszkadza. - Nie przeszkadza. – Daję mu ciepły uśmiech. Nawet jeśli obudziłam się ze skrętem i skurczem, to był drugi raz, kiedy przespałam całą noc od czterech lat. Obie z Parkerem. To jest pierwszy poranek, w którym budzę się, bez bólu związanego z moim rakiem. Z tego objawienia dodałam. – Świetnie spałam. – Ponieważ naprawdę tak było. - Tak? – pociera swój kark. – Mam straszne skurcze szyi. Nie mogło być aż tak wygodnie. - Musisz być dobrą poduszką, ponieważ spałam całą noc. - To, albo naprawdę nie czujesz się dobrze. – Pochodzi do mnie i przyciąga mnie do szybkiego uścisku, zanim odciąga z powrotem trzymając na dystans, dając mi pobieżne spojrzenie. – Jak się czujesz dziś rano? - Lepiej. - To dobrze. Stoimy niezręcznie przez kilka minut. Zaczynam się śmiać z głupoty tej sytuacji. To jest dokładnie to, dlaczego uciekłam pierwszej nocy, po naszym poznaniu. Unikając dziwnego uczucia przy pożegnaniu. - Co jest takie zabawne? - Nic. - Nie, powiedz mi. Proszę. - To po prostu… to jest to, czego próbowałam uniknąć za pierwszym razem. To pożegnanie teraz jest tak samo dziwne, jak byłoby wtedy. - To jest tak dziwne, jakim to robisz, Aundrea. – Z tym przyciąga mnie do swojego uścisku. Pochyla się i daje mi miękkiego całusa w usta. – Do widzenia, Aundrea. Widzimy się jutro? 137 | S t r o n a
- Tak myślę. Daje mi jednego więcej buziaka w czubek głowy, zanim mnie puszcza. - Zadzwonię później. - W porządku. Skierował się do drzwi, ale zanim je otworzył, mrugnął do mnie. Potem odszedł. Potrząsam głową na tą sytuację i śmieję się na myśl o Gennie koczującej pod moimi drzwiami przez całą noc. Jestem wdzięczna, że Parker jest pierwszym, który musi jej stawić czoła. Nie minęły nawet dwie minuty, odkąd słyszę Parkera żegnającego się z Jasonem, a Genna już włazi do mojego pokoju. - Aundrea! Co to było ostatniej nocy? - Nic. – Przewracam oczami i idę w kierunku garderoby, ściągając perukę kiedy to robię. – Po prostu zasnęliśmy. Nic się nie wydarzyło. Patrzę do tyłu na jej rozczarowany wyraz twarzy. - Nic? Nawet żadnego całowania? - Nie. – Śmieję się. – Nie jest tak, że czuję się 100% sobą Genna. – Nadal się śmieję, jak biorę ciuchy i idę do łazienki wziąć prysznic. Kiedy jestem za zamkniętymi drzwiami, siadam na zamkniętej toalecie, żeby odzyskać równowagę. Czuję jakby moje kolana miały się poddać. To uczucie jest takie jakbym pocierała o szkło moimi rzepkami, przy każdym kroku, utrudniając poruszanie się. Biorę uspokajające oddechy, sięgam do górnej szuflady, chwytam maszynkę do włosów, którą widziałam tu gdy się przeniosłam. Nie ma nic gorszego niż prysznic i wypadające pasma włosów, albo oglądanie jak przyklejają się do twojego mokrego ciała. 138 | S t r o n a
Mimo, że moje włosy są krótkie, to są grube. Włączam maszynkę i przykładam ją do głowy. Waham się za pierwszym razem, ale odpycham moje myśli i przesuwam na ślepo przez włosy, zaczynając od czoła pociągając do tyłu. Nie tracę czasu na myślenie, co właśnie robię. Po prostu poruszam ręką, pozwalając by włosy spadały swobodnie na podłogę. To zaskakujące, jak przechodziło się przez to wcześniej, a jak przechodzi się teraz. W tej chwili już nawet mnie nie rozprasza. Tak długo jak tęskniłam za moimi włosami i chciałam, żeby wróciły, tak teraz jestem w punkcie kiedy chcę, żeby to wszystko się skończyło. Im szybciej to wszystko się stanie, tym szybciej będę mogła wrócić do mojego życia. Jestem zmęczona bezustannym przeżywaniem swojej przeszłości. Wyłączam maszynkę, kładąc ją na blacie i potrząsam głową. Muszę zgolić resztę, ale nie jestem w stanie sama tego zrobić. Otwierając drzwi od łazienki, krzyczę. - Genna potrzebuję cię tu na chwilę! W ciągu kilku sekund Genna wchodzi do łazienki. Jedno spojrzenie i jej ręce wędrują do jej dyszących ust. - Dre – szepcze. – Coś ty zrobiła? - Zaczęły wypadać dziś rano. Potrzebuję cię, żebyś zgoliła resztę. Nie mogę usunąć tej części. - Dre… - Genna, proszę. Wiesz, że nie mogę zgolić tyłu sama. Muszę się pozbyć wszystkich. - Nie wiem… - Proszę. – Nienawidzę błagać. - W porządku.
139 | S t r o n a
Siadam okrakiem na toalecie. Genna porusza się za mną, wyjmuje nową maszynkę i krem do golenia, żeby dokończyć. Czekam aż spieni krem do golenia, ale się nie rusza. Po kilku sekundach, biorę go od niej. Wylewam na swoje ręce, spieniam nim moją ogoloną głowę, obejmując każdy cal. - Jest. Teraz zgól to. - Jesteś pewna? - Tak. Ona się nie rusza. Można by usłyszeć muchę. - Genna, to jest łatwe. Podnieś rękę, przenieś maszynkę do mojej głowy i zacznij golić. Nie możesz być roztargniona. Po prostu wyłącz to. - Ale… - Kurwa, zlituj się, Genna. Zgól te pieprzone włosy. Wypuściła pisk z frustracji i w końcu przeniosła maszynkę na moją głowę. Czuję jej powolne pociągnięcia od czoła do karku. Robi to tak powoli, jakby tworzyła dzieło sztuki, a nie pozbywała się włosów. Goli je w ciszy. Jak sobie przypomnę to ona kiedyś tylko patrzyła jak mama goliła mi włosy, więc zrobiła to jedynie w połowie za pierwszym razem. Wychodziła płacząc, ponieważ nie mogła znieść tego widoku, mówiąc zawsze coś, że to trudne do oglądania. Nie winię jej. Też nie mogłam tego wcześniej znieść. Ale tym razem potrzebuję jej i ona o tym wie. Gdy skończyła, kładzie maszynkę na blat obok zlewu i wychodzi bez słowa. Podchodzę do lustra i gapię się na osobę, która jest nie do poznania. Błyszcząca, blada skóra, która jest teraz wyeksponowana sprawia, że mam obrzydzenie do siebie. Blady odcień nie pasuje do mojej cery, powoduje, że wyglądam o wiele młodziej niż jestem. Moje usta wyglądają na bardziej popękane niż pamiętam. Uszy znajdują się o wiele dalej niż myślałam, moje brwi wyglądają na nienaruszone, a oczy nagle wydają 140 | S t r o n a
się być dalej od siebie. Nawet moje rzęsy wydają się być bardziej ściśnięte. Nie rozpoznaję tej kobiety patrzącej na mnie. Ona nie jest mną. Ona jest silniejsza.
***
- Dzień dobry – Shannon ćwierka mi do ucha, jak wlewam kawę do kubka. Chcę jęczeć w odpowiedzi. Jestem wykończona. Moja głowa pulsuje bez wyraźnego powodu prócz wkurzenia mnie bardziej niż jestem. Stawy w rękach i kolanach są zgodne ze mną, doprowadzając do tego, że przewracałam się całą noc w nadziei, że ból zmaleje. To się nigdy nie stało. Dostałam receptę na Percocet przeciwbólowy i Robaxin na rozluźnienie mięśni tuż przed moim przeszczepem szpiku. Dr Olson poinformowała mnie, że być może będę potrzebowała ich w czasie chemioterapii i mam dzwonić jeśli będę potrzebowała więcej, ale nigdy z nich nie korzystałam. Narkotyki i ja, to niezbyt dobra mieszanka. Moje ciało staje się lekkie, wizja przychodzi i odchodzi, a to sprawia, że czuję się jakbym była poza swoim ciałem. Zakładam mój fałszywy uśmiech i tym samym ćwierkającym głosem co Shannon, odpowiadam. - Dobry! Jak się masz? - Świetnie. A jak ty się miewasz? – obniża swój głos, nawet kiedy jesteśmy same i staje się poważna. Chcę przewrócić oczami. - Mam się dobrze. Dziękuję. - Zmieniłaś swoje włosy. 141 | S t r o n a
Musiałam zmienić na inną perukę, kiedy zgoliłam włosy, ponieważ nie mogłam jej dłużej zapinać na spinki. W tej jest specjalna dwustronna taśma, dzięki której mogą utrzymać perukę, ale to nigdy nie działa. W pewnym momencie ona zsuwa się, albo roluje. - Ta, musiałam. - Podoba mi się. – Kiwnęła głową z aprobatą, kiedy patrzyła jak wygląda. - Dziękuję. Peruka jest tej samej długości co większość – może trochę krótsza – i ciemno brązowa, pomieszana z kasztanowym. Uwielbiam ten kolor. Mam również grzywkę na bok. To jest nowy styl, ale Genna zapewniła mnie, że wszyscy będą myśleć, że właśnie ścięłam włosy i zafarbowałam. Udaję, że wierzę, jak niektóre dziewczyny dają komplementy na temat koloru i stylu. Grzecznie im dziękuję i śpieszę jak najdalej, zanim podejdą zbyt blisko, zauważając, że coś jest nie tak. Shannon i ja opuszczamy pokój pracowniczy z kawami w rękach idąc do biurka na przodzie. - Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że nigdy nie rozmawiałam z Bryn o twojej chorobie. Mimo tego, co ona może sugerować, nie wie nic o tym. Już dawno miałam ci o tym powiedzieć – mówi, kiedy przełącza telefon, by odsłuchać wiadomości z nocy. - Dziękuję. – Daję jej uśmiech. To sprawia, że czuję się trochę lepiej, że ona nie wie. Mogłaby być jedna z tych, które powiedzą Parkerowi, a to mogłoby zrujnować wszystko. Po zajęciu miejsca za biurkiem, mówi mi, że będę jej pomagała w ciągu dnia. Jestem wdzięczna, że Jason zwolnił mnie z przeliczania elektronicznych zapisów, nie sądzę, że wytrzymałabym patrząc na ekran komputera. Wyciągam plecak, żeby schować telefon, akurat jak drzwi się otwierają i Parker z Bryn wchodzą razem. Musiał powiedzieć coś zabawnego, ponieważ się uśmiecha, a ona śmieje. Jej śmiech jest tak piskliwy i irytujący, że przypomina mi tą hienę z Króla Lwa. 142 | S t r o n a
Przewracam oczami. Trzyma drzwi otwarte, kiedy ona przechodzi. Patrzę jak zaczyna iść w głąb korytarza, na tyły. Ma na sobie ciasne, czarne dresowe spodnie, i różowo-fioletowy sweter. Jej włosy są spięte u góry, z luźnymi lokami opadającymi w dół, okalając jej drobną twarz. Jest piękna, a ja zawiedziona sobą, że tak myślę. Gdy odrywam oczy od jej pleców, widzę Parkera patrzącego na mnie. Wciąż ma mały uśmiech na twarzy. Nie mogę stwierdzić, czy to od rozmowy z Bryn, czy cieszy się, że mnie widzi. - Dzień dobry, Parker – woła Shannon. - Dzień dobry, panie – mówi, patrząc na mnie. Przewracam oczami. Nie jestem zazdrosna, mówię sobie. On jest wolny i może śmiać się z innymi dziewczynami. Jego oczy wędrują po mojej twarzy i włosach i nagle nie myślę już o nim i Bryn śmiejących się, ale nad tym czy zauważy zmianę mojej fryzury. Przebiegam świadomie rękami przez włosy. Kiedy nie mówię nic w odpowiedzi, odwraca się i idzie w dół korytarza. - Co to było? - Co? - To. Ty i Parker. - Nie wiem o czym mówisz. - Oczywiście, że nie wiesz. Dlaczego mu nie powiedziałaś? - Nie wiem dlaczego miałabym to zrobić. - Aundrea, coś się dzieje pomiędzy waszą dwójką, ponieważ nie wiesz co jest pomiędzy nim, a Bryn, racja? Tak, ona go lubi, ale z tego co słyszałam, on jej powiedział, że nie lubi jej w ten sam sposób. 143 | S t r o n a
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam odpowiadać na telefony. Nie obchodzi mnie to czy on ją lubi, czy nie. Nie jesteśmy razem. Jest wolny, żeby rozmawiać, randkować i śmiać się z kimkolwiek chce. Po prostu wolę, żeby nie afiszował się z tym przede mną. Ranek mija w ślimaczym tempie. Patrzę na zegarek z każdą upływającą minutą, czekając aż dzień się skończy. W mojej głowie znowu zaczyna walić, po tym jak przychodzi piąty pies, szczekając tak głośno, że wszystkie zwierzęta na tyłach wariują i Shannon musi przynieść właściciela i jego zwierzaka, bezpośrednio do sali badań, z nadzieją na uspokojenie się innych zwierząt. Wykorzystuję tę szansę, żeby wrócić do biura Jasona, gdzie jest cicho i moja głowa może odpocząć. Drzemałam, kiedy drzwi się otworzyły. Czy kiedykolwiek będę mogła być sama? - Hej, w porządku? Shannon powiedziała, że wróciłaś tutaj – zapytał Jason. Jestem wdzięczna, że nie włączył światła. - Mam tylko ból głowy. - Potrzebujesz czegoś? - Nie. Będzie dobrze. Przepraszam, nie jestem teraz zbyt wielką pomocą. - Nonsens. Każdy trochę pomaga. – Podchodzi do mnie, pochyla się i opiera rękę na górnej części moich pleców. Trzymam głowę między moimi dłońmi, bojąc się ruszyć. Wiem, że muszę wziąć tabletkę przeciwbólową, ale nie chcę iść po moją torebkę. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Wypuszczam westchnienie. - Nie wiem. Nie sądzę. Chciałabym tylko, żeby moja głowa przestała pulsować. To jest taki ból, który przejmuje całe ciało. Nie chciał odejść zeszłej nocy i teraz też trzyma mnie cały dzień. - Pozwól mi pomóc, okej? 144 | S t r o n a
Kiwam. - Gdzie jest twoja torebka? - Gdzieś tam. Leży na krześle. – Mam przytłumiony głos przez moje ręce. Jason podnosi się i idzie przez pokój. - Nosisz tabletki przeciwbólowe ze sobą, prawda? Nie odpowiadam. Zamiast tego chrząkam z frustracji. Nie lubię o tym rozmawiać. - Daj spokój. Wiem, że nosisz je ze sobą gdziekolwiek idziesz, ale odmawiasz brania ich i wiem, że zniesiesz więcej bólu, niż możesz sobie pozwolić. Genna może się na to nabierać, ale ja widzę przez to. Weź swoje tabletki, Aundrea. To jest to, do czego one są. - Dobra. Podaj mi dwie, proszę. Podaje mi dwie białe tabletki oraz moją wodę w butelce. Po wzięciu tabletek, siadam prosto na krześle. - Jason, sądzę, że muszę wyjść. Myślisz, że możesz mnie zabrać, albo zadzwonić po Gennę dla mnie? Nie uważam bym mogła prowadzić. - Ja cię zabiorę. – Słyszę od strony drzwi. Jason i ja oboje odwracamy nasze głowy, żeby zobaczyć stojącego tam Parkera. Jego twarz jest bez wyrazu, kiedy patrzy na mnie. Kiwam mu wdzięcznie i posyłam ciepły uśmiech. - Dobra – mówi Jason obok mnie. – W porządku z tobą, czy potrzebujesz pomocy? - W porządku.
145 | S t r o n a
Bierze głęboki oddech, wypuszczając go powoli, potem kiwa głową. Kocham Jasona, za to, że nigdy mnie nie popycha do niczego. Zna swoje granice i wie kiedy ma odpuścić. Chciałabym, żeby Genna miała to samo. Wstając od biurka, idę w kierunku Parkera. Mogę zobaczyć w jego oczach, że wie, że nie czuję się dobrze. Wyciąga swoją rękę i bierze moją. - Powiem Gennie, że jesteś w drodze do domu, Aundrea. Dzięki Parker. Mówię do widzenia Jasonowi, a potem Shannon za biurkiem w recepcji. Bryn woła kogoś do pierwszego pokoju badań, zaraz przy holu. Podnosi brwi w zaskoczeniu. Wygląda na zirytowaną. Parker pomaga mi wsiąść do samochodu i natychmiast kładę moją głowę na zagłówku, zamykając oczy. Parker lekko uchyla okno pasażera, powodując tym otwarcie moich oczu. Trzyma palec przy ustach. - Jedną minutę. – Potem szybko wraca do środka. Znowu zamykam oczy, modląc się, żeby tabletki zadziałały szybciej. Drzwi się otwierają i Parker wślizguje się do środka. Po kilku minutach jazdy, sięga do mnie i odsuwa włosy z mojej twarzy. - Dobrze z tobą? - Tak w porządku, dziękuję. Myślę, że po prostu mam migrenę. - Daj swoim oczom odpocząć. Niedługo będziemy. Zapadam w sen i budzę się, nie zwracając uwagi, gdy samochód staje. Czuję się jakbym płynęła, jak leki zaczęły działać. Parker otwiera drzwi i zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy u Genny. - Gdzie jesteśmy? – pytam, rozglądając się dookoła garażu. - W moim mieszkaniu. Jason powiedział, że Genna jest w pracy i chce mieć pewność, że będzie wszystko dobrze z tobą. Moje mieszkanie jest bliżej, a mam kilka 146 | S t r o n a
rzeczy, które muszę zrobić. Możesz leżeć na dole i odpoczywać. Przyjemne z pożytecznym. - Dlaczego miałbyś chcieć być koło mnie, kiedy nie czuję się zbyt dobrze? Nie będę zabawna. - Ponieważ lubię twoje towarzystwo i chcę mieć pewność, że będziesz miała opiekę. - Dziękuję Parker. Wysiadł z samochodu i patrzę, jak podchodzi od przodu. Biorę torebkę i kładę ją na kolanach, jak on robi swoje ostatnie kroki do moich drzwi. Tak bardzo jak chciałabym być w domu, to jestem szczęśliwa, że przywiózł mnie tutaj. - No dalej. – Bierze moją rękę, pomagając mi wyjść. Jego dłoń zsuwa się na dół moich pleców, podpierając na biodrze. Prowadzi mnie przez rampę na parkingu, do budynku i na górę do jego mieszkania, prosto do sypialni. - Tutaj. Tutaj możesz się zdrzemnąć. – Wskazuje na starannie pościelone łóżko. Moje oczy się otwierają. Zaczynam się wycofywać z jego uścisku, ale on zacieśnia ramiona na mnie. - Aundrea, to nic takiego. Moje łóżko jest bardziej wygodne niż kanapa. – Zatrzymuje się i oczyszcza gardło. Wracam myślami do pierwszej nocy razem i przebudzeniu się w jego łóżku. Parker wypuszcza mnie ze swojego uścisku. – Będę w salonie jeśli będziesz mnie potrzebowała. Jego usta dociskają się do czubka mojej głowy, jak zamykam oczy wdychając jego zapach świeżo po goleniu. Prowadzi mnie do łóżka pozwalając mi wejść. Zamykam oczy i słucham jak wycofuje się z pokoju. - Aundrea? - Hmm? - Naprawdę podobają mi się twoje nowe włosy. 147 | S t r o n a
Moje oczy otwierają się nagle i siadam prosto, widząc jego obserwującego mnie. - Nie sądziłam, że zauważysz. Podoba mi się to… bardzo. – Zastanawiam się też, czy nie dostrzegł zbyt dużo. - Prześpij się. Kładę się z powrotem, wpatrując się w sufit. Nie muszę patrzeć na niego, żeby wiedzieć, że właśnie do mnie mrugnął.
***
Budzę się w ciemnym, cichym pokoju. Głowa i kark już mi nie pulsują. Czuję lekki ból w moich nogach, ale przesuwam je ponad krawędzią łóżka. Zerkając na zamknięte drzwi, szybko ściągam moją rozczochraną perukę, poprawiając wszystkie pasma tak, żeby były we właściwych kierunkach. Po założeniu jej z powrotem naciskam, żeby zabezpieczyć taśmę na głowie i kieruję się do salonu, aby znaleźć Parkera. W tym pomieszczeniu pachnie wspaniale. Mieszanką ziół, wrzącego makaronu i jakimś sosem pomidorowym. - Parker? – wołam z salonu. - W kuchni. Stoi za otwartą ladą, która prowadzi do jadalni. Popija piwo i pochyla się nad kuchenką z drewnianą łyżką w dłoni. - Czujesz się lepiej? – pyta, wciąż plecami do mnie. - O wiele. – I tak jest. - Dobrze. Przygotowałem szpinak, kurczaka i nadziewane muszelki makaronu. Mam nadzieję, że jesteś głodna. 148 | S t r o n a
- Bardzo! To pachnie niesamowicie, Parker. Podchodzę i staję obok niego, to daje mi lepszy widok na zawartość garnka. - Mam nadzieję, że smakuje tak samo dobrze jak pachnie. Rzadko tutaj gotuję, więc jeśli nie, to mam pizzerię za rogiem na szybkim wybieraniu. Kolacja jest niesamowita. Co nawet zaskoczyło nas oboje. Uwielbiam to jaki jest wyluzowany. Zamiast jeść na blacie, czy przy stole, robimy piknik na podłodze w salonie, śmiejąc się, pijąc piwo i jedząc aż nasze brzuchy są jakby miały eksplodować. Nie chcę w to wciągać Bryn, ale nie mogę tego zatrzymać, kiedy słowa opuszczają moje usta. - Jest coś co dzieje się pomiędzy tobą, a Bryn? Parker prawie dławi się swoim piwem, kaszląc. - Słucham? - Bryn. Ona po prostu wydaje się być zawsze tam gdzie ty, śmiejąc się ze wszystkiego co powiesz. Siedzi z tobą podczas lunchu, przyszła z tobą dzisiaj rano. Po prostu zastanawiam się czy coś w tym jest. - Nie. – Patrzy mi wprost w oczy. Powtarza się drugi raz i przysuwa bliżej do mnie. Muszę wyglądać na nie przekonaną, ponieważ odstawia swoje piwo. – Posłuchaj, Bryn i ja, wyszliśmy na parę randek, kiedy zaczynałem mój staż. Nie znałem nikogo. Byłem nowy w mieście, a ona wzięła mnie pod swoje skrzydła: pokazała mi okolice. Mieliśmy ubaw, ale to nie było nic poważnego. Odkąd mój staż się skończył i mam poważniejsze rzeczy do roboty z Jasonem jako partnerzy, powiedziałem jej, że możemy być tylko przyjaciółmi. Przyjęła to dobrze. To było koleżeństwo. - Spaliście ze sobą? Chciałam to wiedzieć? Przejęłam się? Tak. 149 | S t r o n a
Przebiegł palcami przez włosy. Zaczynam myśleć, że to jest oznaką zdenerwowania. - Nie. Przynajmniej nie dostała wszystkiego od niego. - Okej. – Zatrzymałam się, szukając czegoś więcej do powiedzenia. Nie mam prawa zmuszać go do omawiania swojego życia seksualnego przede mną. – Po prostu nie sądzę, żeby naprawdę wierzyła w wasz status przyjaciół. Zawsze się do ciebie ślini. - Ktoś tu jest zazdrosny – dokucza. - Nie. - Jesteś pewna? Ponieważ znam kobiety. Mówią, że nie są, ale potajemnie planują jakiś sposób, żeby poniżyć sukę. Śmieję się. To nie tylko mały śmiech, to jest pełny zaciskający żołądek, odrzucający-twoją-głowę-do-tyłu śmiech. - Jestem poważna! Nie jestem zazdrosna! Śmieje się, jak wstaje, żeby odnieść talerze. - Chcesz kolejne piwo? - Pewnie. Rozmowa zakończona. Siada wygodnie na podłodze z plecami opartymi o kanapę. Chwyta moje ramię, przyciągając mnie bliżej do siebie. Przesuwając nogi wzdłuż mojego ciała kładzie mnie płasko na swojej klatce piersiowej, więc siedzę pomiędzy jego nogami. Sięgając ze swojej prawej, podnosi dwie butelki piwa, podając mi jedną. - To dla ciebie, moja pani. 150 | S t r o n a
- Wszakże dziękuję, miły panie. Stuknęliśmy się razem butelkami i wzięłam łyk. Nie jestem wielkim fanem piwa, ale lubię jego smak od czasu do czasu. To jest moje trzecie i już czuję jak uderza do głowy. Mój lekarz mówi, że jest w porządku wypić parę drinków teraz i znowu po chemioterapii, ale przez moje niskie badania morfologii, może wpływać na mnie inaczej. Najczęściej w ogóle trzymam się z dala od alkoholu, ale bycie tutaj z nim, sprawia, że łatwo jest zapomnieć o tym wszystkim co się dzieje. - Aundrea? - Hm? - Naprawdę nie ma nic pomiędzy Bryn, a mną. Po prostu chciałem żebyś to wiedziała. - Wierzę ci. - Dobrze, ponieważ chcę tylko ciebie. Zesztywniałam. Bierze moją rękę do swoich ust, dając mi małego całusa. - Nie musisz nic mówić, ale wiem, że też to czujesz, tak bardzo jak próbujesz z tym walczyć. Ale ja będę tu czekał, aż będziesz gotowa. Mogę jedynie nieznacznie kiwnąć. Wszystkie słowa, które chcę złożyć mam na końcu języka. Moje serce wali. Wiem, że to mógłby być dobry czas, żeby powiedzieć mu o moim raku, ale stchórzyłam. Parker włącza MP3 i jestem wdzięczna, kiedy głośna piosenka wybucha z głośników. To jest jakiś rockowy kawałek i nie mogę zrozumieć niczego co śpiewa wokalista. Słowa mieszają się razem, a głośna gitara zagłusza jej głos. - Kto to jest? - Kto to jest? To jeden z najlepszych zespołów na świecie. Death Line. 151 | S t r o n a
- Jeden z najlepszych? Brzmią jak garażowy zespół ze szkoły średniej. - Musisz żartować. – Porusza się tak, że może spojrzeć na moją twarz. Jego oczy są otwarte w szoku. - Nie! Nie żartuję. Nie można zrozumieć niczego co on śpiewa–albo raczej, krzyczy. – Śmieję się. - Nie możesz być poważna. To jest to co oni robią. Rockowcy. Są prawdziwą muzyką. Legendą. Biorę to za dobrą okazję, żeby odnieść się do biletów na koncert, które Jean ma na sobotnią noc. Nie pytałam jeszcze Parkera. Czekałam, aż będzie odpowiedni czas. - Tak bardzo jak próbuję się odnaleźć w tej całej rozmowie i fascynacji Death Line, mam do ciebie pytanie. - Uch, och! – odstawił swoje piwo. – Dobra, jestem gotowy. Co tam dla mnie masz? - Więc, moja przyjaciółka Jean, dostała bilety, żeby zobaczyć lokalne zespoły rockowe, w sobotnią noc. Nie jestem pewna kim oni są, albo czy są dobrzy. A może masz już jakieś plany, ponieważ mówię to jest mało informacji i w ogóle, ale myślałam… że może… wiesz… gdybyś chciał, może… Od kiedy zaczęłam brzmieć jak frajer przebierający w słowach? - Aundrea, próbujesz zaprosić mnie na randkę? – pyta złośliwie. - Nie. Nie na randkę. Tylko może, no wiesz… jako wyjście na noc. Przestaję mówić. Kogo ja oszukuję? Drżę z nerwów. Nie rozumiem dlaczego on sprawia, że jestem nerwowa, a wszystko co robię brzmi o wiele gorzej niż zamierzałam? Jak mogłam wyrwać tego faceta w barze? Albo lepsze pytanie: jak on mi na to pozwolił? - Tak. Zapraszam cię na randkę. - Więc mnie zapytaj. 152 | S t r o n a
- Robię to. - Nie. Tylko mamroczesz i plączesz się po drodze. Biorę głęboki oddech i zaczynam od nowa. - Parker, będzie mi miło, jeśli pójdziesz na rockowe występy w sobotnią noc ze mną i moją przyjaciółką Jean i ewentualnie obiad przed. Wiem, że to krótko przed tym, ale jeśli jesteś wolny, to chciałabym, żebyś poszedł ze mną. - Widzisz. Było tak trudno? - Tak. Uśmiecha się do mnie, potrząsając głową nieznacznie i wybucha znowu śmiechem. - Dzięki, za zaproszenie. Nie jestem pewien co mam zamiar robić w sobotę, ale dam ci znać. Patrzę jak bierze łyk swojego piwa, jakby słowa, które powiedział nie były wielką sprawą. Moje usta są otwarte i po prostu gapię się na niego w szoku. Żartuje sobie ze mnie? - Żartujesz sobie ze mnie? - Co? – pyta z cieniem rozbawienia. Mogę zobaczyć uśmiech formujący się, ale rozpaczliwie próbuje go ukryć. - Po prostu zmusiłeś mnie do zapytania cię o to, żebyś mógł powiedzieć, że dasz mi znać. Serio? - Tak. – Jego usta wracają z powrotem do linii prostej. Potrząsam głową w niedowierzaniu. Mam wrażenie, że on sobie żartuje, ale nie jestem całkowicie pewna. Podnoszę się do pozycji stojącej, ale zanim mogę wstać całkowicie, Parker chwyta moje ramię i pociąga mnie z powrotem tak, że ląduję na jego kolanach. Upadam na jego skrzyżowane nogi idealnie dopasowując się do małej przestrzeni. 153 | S t r o n a
Śmiejąc się, próbuję wydostać się z jego uścisku. - Co? Jego głowa obniża się do mojej szyi, utrzymuje tak przez kilka sekund, a ja wciąż chcę iść. Większość kobiet w tej sytuacji, mogłaby błagać go o pocałunek, albo o uczucie jego ust pocierających ich szyję, ale ja nie jestem typową kobietą. Tak bardzo jak chciałabym myśleć o nim dotykającym ustami mojej skóry, jestem zbyt skoncentrowana na tym, że zauważy, że moje włosy mają inną strukturę niż wcześniej. Lub co gorsza, że są dłuższe po jednej stronie niż po drugiej i zsuną się w dół, z nagłym podciągnięciem na kolana. Zamykam oczy i zaciągam się jego nieodpartym zapachem. Pachnie bosko i w zaledwie minutę zatracam się w jego zapachu i wszystkie inne myśli opuszczają moją głowę. On robi dokładnie to, co myślałam, że zrobi. Przenosi swoje usta na górną część mojego ramienia i lekko pociera moją skórę. - Tak delikatna – szepcze przy moim obojczyku. - Hmmmm? - Twoja skóra. Jest taka delikatna. Uwielbiam uczucie delikatnej ciebie. To jak dobrze pachniesz. Słuchając go oddycham jego zapachem, końcówką nosa delikatnie przesuwa po szyi i w górę z powrotem do mojego ucha. Gęsia skórka pokryła mi ciało i nagle każda myśl, czy zmartwienie o włosy wyleciała na dobre przez okno. Moje ręce są wiotkie i relaksuję się przy nim. - Gruszki. Zawsze te cholerne gruszki. – Jego język wychodzi, ledwo mnie liżąc i przysięgam, że zmieniam się w kałużę. Wzdycham. Nie mogę odpowiedzieć. Nawet jeśli próbuję.
154 | S t r o n a
Jego ręka trafia na bliznę po prawej stronie mojej szyi, w lekkim jak piórko dotyku. - Co tu się stało? – pyta, kiedy jego usta ocierają się przy tym. - Nieszczęśliwe wydarzenie, gdy byłam nastolatką. Jego wargi docierają i dotykają dolnego płatka mojego ucha. - Przepraszam. – Oddycha przy nim, ledwo dotyka ustami, a głos wysyła drżenie w dół mojego ciała. Mogę poczuć jego ciepły oddech w dole szyi. Wiem, że jeśli przechylę głowę nieznacznie w lewo, moje usta spotkają jego, a to będzie koniec wszystkiego. - Wiesz, że pójdę gdziekolwiek mnie poprosisz, prawda? Po prostu bawiłem się z tobą wcześniej. - Huh? – zrobiłam wydech. - Występy. Nawet gdybym miał plany, odwołałbym je, żeby być z tobą. Moje serca opada w dół do żołądka. Podnosząc swoje lewe ramię do góry owijam je wokół jego szyi, utrzymując jego głowę w miejscu. Nie chcę zrujnować tej chwili. - Proszę, pojedź ze mną, Parker. - Nie musisz pytać dwa razy, kochanie. Przesuwa się tylko tyle, żeby jego głowa się obróciła, przenosząc usta na moje. Pocałunek zaczyna się wolno i delikatnie, ale nie jestem w stanie tego dłużej znieść i przyciągam jego kark mocniej, dociskając jego wargi bardziej do moich. Zobowiązuje go to do otwarcia ust dla mnie. Sekundę po otwarciu, wsuwam mój język do środka spotykając jego. Smakuje słodko, jak owoce, które jedliśmy po kolacji i nie mogę nic na to poradzić, że chcę więcej. Parker obraca się i przenosi moje nogi nad jego. Podoba mi się ta pozycja. 155 | S t r o n a
Rozkraczona na nim. To sprawia, że czuję, że mam kontrolę nad tym i mogę decydować co on robi, albo czego nie ma mi robić. To jest niezwykłe dla mnie by ją mieć w życiu i nad nim, zdobyłam ją. On jest jedyną rzeczą, nad jaką mam kontrolę i ogarnę to. Jego ręce poruszają się w górę i w dół moich pleców, aż spoczywają na granicy mojej bluzki. Nie przesuwa dalej materiału, ale zamiast tego zatacza małe kółka na wyeksponowanej skórze, wysyłając mnie na krawędź czystej rozkoszy. Wiercę się, przybliżając bliżej do niego i czuję twardość w jego dżinsach napierającą na mnie. Jęczy w moje usta, z braku kontroli nad moim ciałem, zaczynam kołysać się mocniej naprzeciw niego. Natychmiastowo jedna ręka idzie do mojego biodra, pomagając mi kołysać się, podczas gdy druga porusza się w górę do dolnej krawędzi moich włosów. Nasze biodra zaczynają poruszać się razem w zsynchronizowanym rytmie. - Aundrea. – Jedynie sposób w jaki powiedział moje imię może wysłać mnie na granicę. Szorstko i chrypliwie. Mówi to znowu, między pocałunkami, gdy przyciąga mnie bliżej. Mogę poczuć wilgoć i ciśnienie, pomiędzy swoimi udami i choćby nie wiem co, nie chcę tego przerwać. Nie sądzę, że mogę to zatrzymać. Aż czuję rękę poruszającą się po moich włosach. Chwyta perukę, szarpiąc lekko, co powoduje, że moje oczy szeroko się otwierają. - Parker! Poczekaj! – wrzeszczę. Zamieram, zatrzymując wszystkie tarcia, które zostały utworzone pomiędzy nami. Nie przypominam sobie przenoszenia rąk na jego klatkę, ale teraz tam są i odpychają go do tyłu. - Proszę, musimy przestać. 156 | S t r o n a
Jego uchwyt poluzowuje się, jak osuwam się w dół. Nie wiem, czy moje serce wali przez niego, czy przez to, że prawie ściągnął mi perukę. Patrzę jak odrzuca głowę do tyłu z frustracji. Pocierając twarz w obu dłoniach, mamrocze. - Masz rację. Przepraszam. Poniosło mnie. Zsuwając się na kolana, zwiałam od niego, zostawiając między nami właściwą odległość. Z rękami wciąż zakrywającymi jego twarz, wykorzystuję tą chwilę, żeby przesunąć palcami po włosach, upewniając się, że nie opadły z jednej strony. Jak tylko przekonuję się, że jest gdzie być powinna, Parker patrzy na mnie z chytrym uśmieszkiem. - Jesteś zbyt cholernie kuszącą kobietą. Nawet nie masz pojęcia. Rumienię się. Nigdy nie pomyślałabym o sobie, jako o kuszącej, ale to brzmi dobrze, kiedy wychodzi od niego. - Myślę, że powinnam już iść. Możesz zawieść mnie do domu? - Jasne. – Wstaje, poprawiając się, gdy to robi. Nic mogę nic poradzić, ale uśmiecham się wiedząc, że wciąż jest twardy dla mnie. - Hej, kotku? - Tak? Kiedy zacznę odpowiadać mu, używając nazw zwierząt domowych? - Randka i występy? - Ta? - Pod jednym warunkiem. Pomaga mi wstać zanim kontynuuje. 157 | S t r o n a
- Co takiego? - Musisz iść na kolejną randkę ze mną. Ja wybieram. - Kiedy? - Kiedy poproszę. Nie możesz myśleć, ani pytać o to. - Nie wiem, Parker. Nie mogę się zobowiązywać. Z moimi zabiegami, ciężko jest mieć jakieś plany, nie wspominając o ich realizacji. - Proszę? - Postaram się. - Wezmę nawet to. – Chwyta moją rękę, przenosząc moje kostki do ust i wyciska miękki pocałunek na każdej z nich. - Co masz na myśli? - To niespodzianka. – Odkłada moją dłoń z powrotem na kolano. - Nie lubię niespodzianek. - Życie jest pełne niespodzianek. Jasna cholera. - To nie oznacza, że muszę je lubić. - Jaka jest zabawa w tym, żeby przejść przez życie, wiedząc co się wydarzy? Jego słowa są prawdziwe. Przeciętni ludzie nie chcą wiedzieć wszystkiego co się przydarzy w ich życiu. Lubią być spontaniczni. To jest dla mnie trudne. Ostatnie cztery lata mojego życia, były niczym innym jak niespodziankami i nie były mile widziane. 158 | S t r o n a
Niespodzianka, masz raka! Niespodzianka, musisz mieć operację! Niespodzianka, twoja chemioterapia nie działa! Niespodzianka, twój rak powrócił! Niespodzianka, musisz być przyjęta do szpitala… znowu! Niespodzianka, kolejny cykl się nie powiódł! Niespodzianka, musisz mieć przeszczep szpiku kostnego! Och, poczekaj, niespodzianka! To oznacza, że potrzebujesz więcej chemii. Te pieprzone niespodzianki. Są świetne. - Po prostu nienawidzę niewiedzy. Czekania. Przewidywania. Zawsze jest czekanie na niespodziankę! To mnie zabija. Dosłownie. - Przewidywanie jest warte czekania, kotku.
159 | S t r o n a
Rozdział 11 Powiedziałam Jean, że Parker i ja będziemy w jej mieszkaniu koło szóstej, ale nalegała, żeby spotkać się w restauracji, zamiast tam, mówiąc coś o tym, że jej mieszkanie wygląda jak męski klub ze striptizem, niż typowy zwyczajny studencki dom. Zgodziłam się bez wahania. Nie jestem świętoszką, ale nie musze widzieć kobiet pocierających się o facetów w salonie, jakby był ich osobistą sceną. Dwa tygodnie po jej wprowadzeniu się do akademika, Jean została poproszona o przeniesienie do domu studenckiego. Byłaby głupia gdyby z tego nie skorzystała. Jedynym problemem o jakim mi mówiła, jest to, że są tam imprezy każdego dnia, bez względu na porę. To nie są rodzaje imprez, na które chcesz zaprosić swoich rodziców. Tuż przed tym jak Parker mnie odbiera, ona wysyła mi wiadomość przypominając, że mam założyć coś seksownego. W jej oczach, to oznacza tak krótką sukienkę, jak to tylko możliwe. W moich oczach, to ciemne przylegające dżinsy i czarny bezrękawnik z diamentowymi czaszkami na przodzie, który pożyczyłam od Genny, czarne baleriny, srebrne kolczyki i długi, czarny wysadzany naszyjnik. Zaoferowałam, że pojadę do sąsiedniego miasta, ale z dżentelmenem jakim jest Parker, nie ma opcji na coś tego rodzaju. Parker i ja spędziliśmy wczorajszy wieczór rozmawiając przez telefon. Czuję jakbym miała znowu szesnaście lat, mając motyle i ekscytując się czymś nowym. Nie sądziłam, że mogłabym być tą dziewczyną znowu; dziewczyną, która leży na brzuchu, a jej nogi są w powietrzu, machając do tyłu i do przodu, podczas gdy ona chichota do telefonu. Opowiedział mi trochę więcej o swojej rodzinie, a ja powiedziałam mu jeszcze mniej o mojej. Wiedział jakie pytania zadawać, żeby trzymać się od tego z dala. Kiedy przenosi temat na moją prawdziwą pasję, czytanie, nie mogę wybrać ulubionej książki, wyjaśniając, że tu nie chodzi o to co lub kto jest najlepszy, ale o samą historię. Każda książka jest inna i niepowtarzalna, wydobywając ze mnie najlepsze emocje. Uwielbiam wyłączyć się z rzeczywistości – z dala od przypominania sobie bólu.
160 | S t r o n a
Gdy mówię mu, że czytam co najmniej trzy książki w tygodniu, jest zdumiony. Jedyną rzeczą na jaką mogłam odpowiedzieć, było to, że moim ulubionym cytatem jest cytat Madeleine L’Engle. „Książka też może być gwiazdą, żyjącym ogniem rozjaśniającym mrok, prowadzącym do rozszerzającego się wszechświata.”33 To jak dla mnie jest podsumowanie wszystkiego. Stukając nogą w rytm muzyki, nie mogę wypędzić środy z mojej głowy. Moje leki zostały zmienione na coś silniejszego podczas ostatnich dwóch zabiegów. Dr Olson wyjaśniła, że to po to, aby moje ciało przygotowało się na przyjęcie z powrotem krwinek, więc potrzebuję dwóch rożnych dawek leków, dlatego w trakcie dwóch ostatnich zabiegów są najsilniejsze. Wszystko co z tego przyswoiłam to słowo najsilniejsze. To oznacza silne symptomy – albo co gorsza, nowe. Przejdę przez to. Zawsze to robię. Ale nie jestem pewna czy jestem gotowa poświęcić mój czas z Parkerem. - O czym tak myślisz? – pyta Parker, odrywając moje spojrzenie od okna. Jest ubrany w niebiesko-brązową koszulkę polo i dżinsy, a włosy nażelował w sposób w jaki lubię – niechlujnie, ale seksownie. - O niczym ważnym. – Próbuję dowiedzieć się jak mam spędzić z tobą czas, będąc chora. – A ty? - O tym tygodniu. Masz zajęcia w środę, tak? - Ta. Nie będzie mnie przez resztę tygodnia. Może też przez następny. - Dlaczego następny?
33
Z racji tego, że nie znalazłam nigdzie tego cytatu przełożonego na polski zrobiłam to sama.
161 | S t r o n a
- Mam test i projekt, nad którym muszę spędzić trochę czasu. – To jest pewnego rodzaju prawda. Mam test i mam projekt, ale nie przez kolejne trzy tygodnie, więc mam dużo czasu, żeby zwlekać. - Cóż, może będziesz mogła zrobić przerwę na obiad, czy film. Wiesz, żeby oczyścić umysł. - Tak, myślę, że mogłabym. – Daję mu pełen nadziei uśmiech. Albo może sobie. Parker wyciąga rękę i bierze moją w swoją. Zostajemy tak przez resztę drogi.
***
Meksykańska restauracja jest małym miejscem z zespołem Mariachi, chodzącym od stołu do stołu. Jean i jej randka, nie dotarli jeszcze, ale od razu mamy gdzie usiąść. - Wybierasz się na Halloween, organizowane przez „The Love of Paws”? - Nie wiem o czym mówisz. - Naprawdę? Byłem pewny, że Genna wspomni ci o tym. - Nie, nie zrobiła tego. Prawdopodobnie założyła, że zostanę w domu, skulona z moim Kindle, nie czując się dobrze. To jedna z tych ciężkich rzeczy, z którymi mam do czynienia. Wychodzący ludzie, mogący imprezować, brać udział w fajnych wydarzeniach, beze mnie. Stałam się dla nich zapomnianą duszą. Kimś, kto prawdopodobnie będzie zbyt chory, żeby pójść, więc nawet nie zawracają sobie głowy zaproszeniem mnie. - Jest dwa tygodnie przed Halloween. Sobota. Nie pamiętam daty, tak od ręki. Dziewiętnasty? Osiemnasty może? – zaśmiał się z siebie. – Pewnie myślisz, że to nasza impreza i powinienem pamiętać cholerną datę. W każdym razie, to będzie w Hotelu London i kostiumy są wymogiem. Będziemy mieli nagrody, ciche aukcje, zespół na 162 | S t r o n a
żywo, drinki i kolację. Bryn wspomniała coś też o konkursie na najlepszy męski i damski kostium. To powinna być świetna noc! Wszystkie wpływy pójdą na szkolenia. - Bryn? – tak, muszę tam być. Dlaczego ona podsuwa pomysły na ich imprezę? - Tak, cała ta impreza była jej pomysłem. - To brzmi jak dużo zabawy. Oczywiście, że taka piękna dziewczyna jak ona, mogła wpaść na taki świetny pomysł jak ten. Jest takim typem dziewczyny, która musi być w centrum uwagi we wszystkim co robi. Nie byłoby dla mnie zaskoczeniem gdyby przyszła w biustonoszu i stringach od Channel, jak jej wewnętrzna Lady Gaga. - Co na to powiesz? - Przepraszam, na co? Zaśmiał się. - Pójdziesz? Ze mną? Czy on naprawdę mnie o to zapytał? Musiałam być tak bardzo pochłonięta moimi myślami o Bryn, że nie zwróciłam uwagi. - Och, um. – Obliczam datę w mojej głowie. To powinien być weekend po moim ostatnim zabiegu. Nic dziwnego, że Genna nic mi o tym nie powiedziała. Wiedziała, że będę zbyt chora by pójść. – Może, nie wiem jaki będę miała harmonogram w szkole. To będzie w połowie semestru, więc mogę mieć duży test albo projekt do zrobienia. Jestem rozczarowana. Naprawdę chcę iść na tą imprezę. Halloween to moje ulubione święto. Kostiumy, impreza, dekoracje; to wszystko jest zabawą dla mnie. Nigdy nie brakowało mi przebrania. Nawet poszłam przebrana jako Wujek Fester34 jednego roku. To był jedyny raz, kiedy wyszłam publicznie bez włosów. Nikt nie patrzał na mnie jakbym była chora, albo jakbym tu nie przynależała. Moja mama zrobiła mi makijaż, dzięki czemu wyglądałam, jakbym nosiła łysą czapkę. To było jedno z moich ulubionych Halloween. 34
Ten łysy z Rodziny Adamsów, jakby ktoś nie skojarzył
163 | S t r o n a
Jean przybywa, ratując mnie od rozmowy na ten temat. Facet koło niej jest nie do końca mojego wzrostu. Ma piaskowe blond włosy i ciemno czekoladowe oczy. - Przepraszamy za spóźnienie! - Jest w porządku. Schylając się, daje mi krótki uścisk, zanim przedstawia mi chłopaka, z którym jest. Po poznaniu jego imienia, które brzmi Tristan i wymianie pozdrowień, przedstawiam jej Parkera. - Ach, to ten sławny Parker. Jest tak dobrze, w końcu cię poznać. Nie mogę sprawić, żeby Dre się zamknęła, na twój temat – drażni się, ale to powoduje, że Parker siada prosto. Patrzę na niego, mruga do mnie. - Ona wydaje się, lubić ten temat do rozmowy. Co jest dobre, ponieważ też nie mogę się zamknąć czy przestać o niej myśleć. Moje oczy rozszerzają się na jego słowa, które mówi do Jean. - O mój Boże – westchnęła obok mnie, jej oczy migotały na jego słowa. Patrzę z powrotem na Parkera i nasze oczy się blokują. Przeszukuję je i widzę, że nic co wyszło z jego ust, nie było żartem. Cokolwiek powiedział, jego słowa nie mają większego znaczenia. Muszę mu przypomnieć, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi, nic więcej, ale nie widzę tego. Zamiast tego dostrzegam faceta, do którego rozwijają się moje uczucia i który wiem, że je odwzajemnia. Szybko kończymy nasz obiad, potem pakujemy się razem do jednego samochodu, żeby zaoszczędzić na parkingu. Mogę powiedzieć, że Jean naprawdę polubiła Parkera; szturcha moją nogę, albo łapie za rękę, kiedy Parker mówi coś, co jej się podoba. Tak jest prawie ze wszystkim. Wchodzimy do Tainted, Jean i ja zatrzymujemy się natychmiast, żeby pokazać nasze dowody. Bramkarz przepuszcza Tristana i Parkera nawet bez jednego spojrzenia. 164 | S t r o n a
Po tym jak dostałam swój stempelek, na wewnętrznej stronie nadgarstka, Parker bierze mnie za rękę i prowadzi do trzypiętrowego klubu nocnego. Znajdujemy mały stolik obok metalowej poręczy, który wychodzi na parkiet, naprzeciwko sceny. Parkiet jest uważany za pierwsze piętro, ale w rzeczywistości jest obniżony w dół o kilka stóp. Duże schody po bokach klubu prowadzą na trzecie piętro, gdzie są bardziej okrągłe stoły. Parker daje mi znak bym usiadła, ale Jean szarpie moją wolną rękę. - Hej, powinnyśmy pójść po drinki. Uratujmy nasze spotkanie! – wrzeszczy przez moje ramię do chłopaków. Popycha mnie w stronę baru, kiedy krzyczę. – Nie mogę dziś pić, pamiętasz? Muzyka rozbrzmiewa tak głośno, że nawet nie słyszę swoich własnych myśli. - Dlaczego? Wciąż trzymała moją rękę w swojej, ciągnąć mnie przez tłum. Próbuję krzyczeć ponad hałasem muzyki i ludzi, ale ona mnie nie słyszy, więc czekam aż dotrzemy do baru. - Mam zmienione leki od środy, na dwa ostatnie zabiegi. Dostałam szczegółowe instrukcje, żeby nie pić pięć dni wcześniej. - Nie pierdziel? - Będziesz musiała przetrwać tę noc, beze mnie pijanej. – Śmieję się. Z wódką żurawinową, dwoma piwami i wodą dla mnie, wracamy do stolika. Wsuwam się na krzesło obok Parkera. Jego ramię leży na oparciu krzesła, kiedy siedzę, przysuwa swoje krzesło bliżej, owijając ramię wokół mojej talii. Daję mu uśmiech i podaję jego piwo. - Żadnego picia dziś? – wskazał swoim piwem w kierunku butelki wody przede mną. - Ta. 165 | S t r o n a
Rozmawiamy, tańcząc na naszych krzesłach, śmiejemy się ze wszystkiego i z niczego. Nigdy nie widziałam Jean z facetem. Pochłania każde jego słowo, jakby dawało jej życie, w końcu znajduje drogę na jego kolana. Wkrótce po tym, pojawia się zespół i podsłuchałam jak Tristan krzyczy do Jean, że chce pójść na przód pod scenę. Zerkam w tym kierunku i widzę że tłum już się zbiera. Nie ma cholernej mowy, że to zrobię! Parker trąca mój bok. - To nie wygląda na zabawę? - Nie! Śmiejąc się, bierze łyk swojego piwa. - Och, daj spokój kotku. Pomyśl tylko jak blisko siebie będą tam nasze ciała. Nieznacznie porusza brwiami, zanim wybucha śmiechem. - Nasze ciała mogą być blisko właśnie tutaj. – Przysuwam się bliżej niego, zawijając jego ramię z powrotem wokół mojej talii, łapiąc moją wolną ręką, jego własną i złączając nasze palce razem. – Widzisz. Jesteśmy blisko. Z tego powodu, jego śmiech jest jeszcze mocniejszy. Jean i Tristan zatrzymują się w połowie rozmowy i patrzą na nas. - Co jest takie zabawne? – pytam Jean. - Aundrea, chcę iść na dół pod scenę! – krzyczy pomiędzy śmiechem. - Nie! – nie lubię się czuć ściśnięta dookoła. To nawet nie ze względu na fakt, że czuję drobny ból w stawach. Mogę się przepychać, ale jeśli poślizgnę się na czyimś rozlanym piwie, upadając śmiertelnie, na środku lepkiej brudnej podłogi. Nikt by nie zwrócił na to uwagi, bo wszyscy by skakali i zataczali w rytm muzyki. Na koniec byłabym podeptana, pokopana i prawdopodobnie 166 | S t r o n a
zachlapana czyimiś płynami ustrojowymi. Albo co gorsza byłabym popchnięta i moja peruka poleciałaby na ziemię. To nie brzmi jak dobry czas dla mnie. - Myślę, że jest mała wolna przestrzeń na środku i możemy się tam wcisnąć. – Wskazał Tristan. Albo nie. Ta. Na środku. W samym środku akcji. Parker i Jean oboje odwracają się, żeby lepiej widzieć. Biorę to jako okazję, aby poszukać najbliższego wyjścia, ponieważ będę musiała go użyć szybciej niż zamierzałam. Nie ma mowy, bym zaryzykowała utratę włosów, przez coś takiego. Klaszcząc w dłonie, Jean podskakuje na swoim siedzeniu jakby miała pięć lat. - Masz rację! Chodźmy tam! To będzie dużo lepsze tam na dole! Chwyta Tristana za ramię, odciągając go od stołu. Lepiej? Jak bycie popychaną i wypychaną może być lepsze? - Daj spokój, Aundrea – mówi Parker, stojąc. Nie bierze mojego potrząsania głową, za odpowiedz, ponieważ zaczyna ściągać mnie z krzesła. - Będę trzymał swoje ramię cały czas wokół ciebie. Osłaniał w trosce o twoje bezpieczeństwo – mówi opiekuńczo, podczas gdy mruga. Chodzimy z boku na bok po parkiecie, gdzie wszyscy ściskają się szaleńczo. Ramię Parkera pozostaje ciasno owinięte wokół mojej talii. Stoimy z tyłu tłumu, z dala od sceny. Parker zaczyna tańczyć i to nie jest takie jak nasz wczorajszy taniec. Jest beztroski. On jest beztroski. Wyrzuca ręce w powietrze, tańczy i krzyczy z tłumem. Wygląda tak młodo, jakby się nie martwił, ani nie przejmował niczym na świecie. Jest wolny. Ma większy uśmiech na twarzy, pięść wyrzuconą w powietrze, pluska piwem z butelki i próbuje śpiewać jednocześnie z tekstem. W tym momencie nie ma żadnych obaw. 167 | S t r o n a
Żadnych wyroków. Żadnego wyobcowania. Żadnego raka. Wszyscy są równi. Chodzi o bycie wolnym. Chodzi o odpuszczenie wszystkiego. Przysuwam się do Parkera i wyrzucam ręce w powietrze, delikatnie przenosząc się na palce w rytm bębnów. Nie martwię się, że skaczę za bardzo i spowoduję, że moja peruka spadnie. Krzyczę i dopinguję ze wszystkimi, okazjonalnie dyskretnie sprawdzając perukę. Widzę Parkera obserwującego mnie z pożądaniem. Zamykam oczy pozwalając muzyce przejąć mnie. I zapomnieć o wczoraj. Nie myśleć o jutrze. Jestem po prostu Aundrea. Jestem wolna.
168 | S t r o n a
Rozdział 12 Nienawidzę rozmawiać. Rozmów o pogodzie, szkole, lokalnych imprezach… to wszystko jest nudne. Takie informacje dla zabicia czasu. Wolę powiedzieć „cześć, ze mną w porządku, dzięki, pa.” Ale nie mogę tego zrobić moim rodzicom. Szczególnie mojej mamie. - W szkole dobrze, mamo. Mam wyluzowanego nauczyciela, który pozwala nam pracować naszym własnym tempem. - Własnym tempem? Jaki to rodzaj zajęć? - Online, mamo. Pierwszego dnia napisał harmonogram i zadania, pozwalając nam robić je w przód jeśli chcemy. - Robić je w przód? Więc uczysz się sama? Co to za szkoła? - Mamo, jest w porządku. Większość klas online, jest bardziej wyluzowana. Dlatego ją wybraliśmy. – Hej, przynajmniej jestem szczera. Wszyscy coś odkładamy na później od czasu do czasu. To dlatego właśnie zajęcia online są takie świetne. - Cóż, nie podoba mi się to. Myśleliśmy o kredytach, które masz brać i co? Jesteś w klasie, gdzie nauczyciel nawet nie uczy? - Mamo, on uczy. Wciąż dodaje posty z wykładów, które musimy słuchać, żeby wiedzieć w jaki sposób uzyskać kredyt. Jest w porządku. Zapewniam cię. - Skoro tak mówisz. A jak tam wszystko inne? Jason cię nie przepracowuje? Ponieważ razem z twoim tatą możemy z nim porozmawiać. - Nie, on jest w porządku. Ledwo tam coś robię, jeśli mam być szczera. - Czujesz się lepiej? Czuć się lepiej? Ja? 169 | S t r o n a
- Tak, oczywiście. Wszystko jest dobrze. – Mogę zobaczyć swoje odbicie w szklanych drzwiach patio. Są na nim ciemne worki pod moimi oczami od niewyspania. Spałam może trzy godziny w ciągu całej nocy. Ból w moich stawach jest coraz bardziej niekomfortowy, a leki przeciwbólowe nie pomagają. Próbuję stłumić swój płacz przez poduszkę, ale i tak mam przeczucie, że Genna go słyszy. - Dobrze. Cieszę się kochanie. Tata i ja wpadniemy za parę tygodni, więc będziemy mogli być z tobą podczas twojego ostatniego zabiegu. – Moi rodzice starali się załatwić weekend, kiedy rozmawialiśmy o tym, ale terminy nigdy nie współgrały. - Brzmi dobrze. – Co innego rzekomo miałabym powiedzieć? Świetnie! Urządźmy imprezę! - Co tam jeszcze nowego? Czuję się jakbym nie rozmawiała z tobą od tygodni. Dni. To były dwa dni. - Nic nowego, mamo. - Dlaczego nie powiesz jej o Parkerze? Opowiedz jej o nim! – Genna krzyczy z któregoś miejsca w domu. Siadam na szezlongu35 na patio, który Jason dla niej zrobił. Jest piękny: ciemna czerwona cegła, z czerwonymi meblami i wbudowanym grillem. Nawet ma baldachim wykonany na zamówienie, żeby zakrył całą część patio, by mogli siedzieć na zewnątrz w cieniu. Mogłabym siedzieć na zewnątrz cały dzień, w ciszy i spokoju. - Kto to jest Parker? – pyta mama. Jej głos był podniesiony i mogłam usłyszeć jej poruszenie się na fotelu. Domyślam się, że po to, żeby było jej wygodniej słuchać. Owiewa mnie ostry wiatr i mam dreszcze. Uwielbiam taką pogodę: zimno, świeżo i łagodząco. Idealny czas na podkoszulek i spodnie dresowe. Tym bardziej, taki początek października jest wymarzony. - Nikt, mamo.
35
Rodzaj leżanki.
170 | S t r o n a
- To nie jest nikt. Powiedz jej! – odezwała się Genna, kiedy dołączyła do mnie. Wpycha się obok na szezlong, spychając mnie na granicę. Mam lekki koc na kolanach, gdy mnie przytula, podając mi szklankę gorącej czekolady z piankami. - Aundrea! Kim on jest? – praktycznie krzyczy na mnie przez telefon. Kim jest Parker? Przyjacielem. Facetem, z którym raz spałam. Facetem, z którym spędzam czas. Facetem, z którym cieszę się spędzając czas. Facetem, który sprawia, że się śmieję. Facetem, który sprawia, że czuję, że żyję. Facetem, który sprawia, że zapominam o tym gównie, przez które przechodzę. - Jest facetem, którego poznałam. Pracuje z Jasonem. Czasem spędzamy razem czas. Żadna wielka sprawa. – Powtarzaj to sobie. - Żadna wielka sprawa? Nie nazwałabym wielu randek żadną wielką sprawą – prycha Genna. - Wielu? - Były rozgrywki w hokeja i obiad, obiad w jego mieszkaniu, koncert rockowy i kilka lunchów. - Rozgrywki w hokeja były przyjacielską rzeczą. A w jego mieszkaniu, to żadne randki. - W porządku, dobra. Więc wyszliście dwa razy, rozmawiacie każdego dnia i widzicie się prawie codziennie w klinice. - Aundrea! Przestań rozmawiać ze swoją siostrą i mów do mnie! – moja mama krzyczy do telefonu. 171 | S t r o n a
Śmiejąc się, przepraszam. Opowiadam jej trochę o Parkerze, ale bardzo jasno daję do zrozumienia, że nie jesteśmy niczym więcej niż przyjaciółmi. Ostatnią rzeczą jakiej teraz chce, to jej złudna nadzieja na moje randkowanie. Kiedy odkładam słuchawkę, Genna gapi się na mnie. - Co? - Ty. - Co zrobiłam? – pytam. Potrząsa głową. - Co? – znowu pytam. - Powiedziałaś mu o twoim raku? Twoim? Jakby był moją własnością? - Nie. Nie ma powodu, żeby mu teraz mówić. My tylko się spotykamy i spędzamy razem dobrze czas. - Dlaczego to robisz? - Co robię? - Oszukujesz siebie. - Nie oszukuję. - Tak, robisz to. Aundrea, wszystko czego chciałam to widzieć cię szczęśliwą i w końcu widzę. Sposób w jaki przychodzisz radosna do domu, po powrocie z kliniki. Śmiejesz się z nim przez telefon. Sposób w jaki uśmiechasz się, kiedy Jason wypowiada jego imię. Jak się ekscytujesz i zawsze szukasz czegoś do ubrania, gdy zamierzasz się z nim zobaczyć. Cokolwiek się dzieje pomiędzy tobą a Parkerem, to jest to coś więcej, niż tylko spędzanie razem dobrze czasu. Ma rację, ale boję się do tego przyznać przed sobą. 172 | S t r o n a
- Nie zamierzam ci mówić, jak masz przeżyć swoje życie, ale powinnaś pomyśleć o powiedzeniu mu, zanim rzeczy staną się poważne. - Rzeczy nie staną się poważne. Nie dopuszczę do tego. - Kocham cię, Dre. Będę cię wspierać we wszystkim co zrobisz. Ale czasem rzeczy dzieją się poza naszą kontrolą. Nie dodaję nic do tej rozmowy. Potrząsając głową, udaję się do pokoju wyszykować się na swoją randkę z Parkerem.
***
Moja trzecia chemia jest odroczona, z powodu mojego niskiego poziomu białych krwinek. Dostałam zastrzyk Nelustea36 w celu zwiększenia ich liczby. Doktor Olson powiedziała, że muszę odczekać tydzień, aż liczby będą wyższe. Z lekami powinno się to udać, muszę być powyżej pewnego poziomu, a w tej chwili stąpam po cienkiej granicy. Przez wzięcie tak jakby tygodnia wolnego od chemii, będzie ona oczywiście przełożona, ale jakby na to spojrzeć inaczej, to tydzień więcej spędzony z Parkerem. Jeszcze kolejne dni, w których mogę się czuć dobrze i zapomnieć o tym co nadchodzi. Nie wyszłam nawet ze szpitala na trzydzieści sekund, zanim napisałam do niego z zapytaniem, kiedy będzie następna randka. Ja: Kiedy znowu mogę Cię zobaczyć? Pan Przystojny: A kiedy chcesz? Ja: Dziś?
36
Lek stosowany u pacjentów w czasie chemioterapii, mający na celu zwiększenie ilości granulocytów.
173 | S t r o n a
Pan Przystojny: Mam dużo suk do obejrzenia… To znaczy psów. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się trochę na jego straszne poczucie humoru. Ja: Jutrzejsza noc? Pan Przystojny: Nie mogę. Bryn, Jason i ja mamy spotkanie z inwestorem. Nie będzie Cię jutro? Miałam pójść, ale Genna zapytała, czy zamiast tego nie udam się z nią na zakupy. Naprawdę chcę mieć babski dzień. Wiedząc, że nie widuję się z nim tak często, jak w klinice, podejmuję decyzję. Ja: Zamierzam iść jutro na zakupy z Genną. Pan Przystojny: Podjechać po Ciebie w piątek wieczorem? Ja: Idealnie! Pan Przystojny: Zadzwonię później. Ja:
Bryn. Ona naprawdę nie jest taka zła. Tylko wlazła mi pod skórę. Jak pasożyt. Była miła dla mnie, włączając mnie w swoją rozmowę z Shannon podczas lunchu. Dostałam nawet zaproszenie na jedną z jej przyszłych imprez. Ale nie jestem pewna, czy ona rzeczywiście mnie lubi, czy po prostu trzyma wrogów w pobliżu. Kiedy nadchodzi piątkowa noc, decyduję się na ciemne dżinsy, obcasy, luźną białą bluzkę i kolorowy szal. Zważywszy na to, że nie wiem gdzie idziemy, więc próbuję wyglądać jak na co dzień, ale nie do końca. O siódmej, reflektory zaznaczają swoją drogę na podjeździe. Ściemnia się teraz wcześniej, sprawiając, że wygląda jakby było później niż jest w rzeczywistości. - Cześć – mówię gdy witam Parkera. Nie pozwalam mu przebyć całej drogi do środka, zanim chwytam jego ramię i odwracam go z powrotem w stronę samochodu. Ostatnio jak sprawdzałam Genna była na szczycie schodów, robiąc to cokolwiek robiła i chciałabym, żeby tam pozostała. 174 | S t r o n a
- Zamierzasz mi w ogóle powiedzieć dokąd idziemy? – pytam, jak jesteśmy w drodze. - Jeszcze nie. Zobaczysz wkrótce. To nie tak daleko. Patrzę na radio, zauważając, że jest wyłączone. - Co? Żadnego rapu dziś? - Nie, pomyślałem, że dziś pozwolę ci wybrać stację. - Aww, jaka hojność – żartuję sięgając i włączając radio, wybierając stację XM. Ustawiłam na Dzisiejsze Hity i oparłam się do tyłu słuchając najnowszej piosenki Katy Perry. Zaczynam bezgłośnie śpiewać słowa, dopóki zauważam, że Parker mnie obserwuje. - Co? - Nic. – Uśmiecha się. - Naprawdę nie zamierzasz powiedzieć mi dokąd jedziemy? - Naprawdę. - Co jeśli to znienawidzę? - Wątpię. - Taki pewny? - Zawsze. - Zarozumiały, jeszcze bardziej. Chichocze.
175 | S t r o n a
Moje ręce są zaciśnięte razem i spoczywają na kolanach, nogi drgają, a oczy błądzą. Jestem zdenerwowana. Parker nic nie mówił co to za plan, a ta niewiedza mnie przeraża. - Wyluzuj. Nie zabieram cię w żadne szalone miejsce. Będzie zabawnie. - Jestem wyluzowana. - Jestem pewny, że jesteś. Patrzy w dół na moje stopy, które nerwowo poruszają się w przód i w tył. Zamieram w połowie drgnięcia, co tylko potwierdza jego przypuszczenia. - Co to za miejsce? – pytam, kiedy wjeżdżamy na parking przed ogromnym białym budynkiem. Lampy oświetlają parking i chodnik wiodący do budynku. Nie ma tu więcej samochodów i nie jestem pewna, czy powinnam być wdzięczna czy nerwowa. - To… – wskazał na budynek i zaparkował samochód na parkingu. – …jest Graham Arena. Powiedziałaś, że nie wiesz jak się jeździ na łyżwach. Zamierzam cię nauczyć. - Ty zamierzasz mnie nauczyć? - Ta. – Wysiada z auta, przechodzi na moją stronę i otwiera dla mnie drzwi. – No dalej. – Podaje mi rękę i prowadzi drogą do dużych podwójnych drzwi. Uwielbiam przychodzić na lodowisko: chłodne powietrze, zapach lodu świeżo wygładzonego przez Zamboni37, odgłos łyżew pozostawiających swój ślad na lodzie. Zapach lodu z lodowiska wypełnia moje płuca, jak biorę oddech i nie mogę nic na to poradzić, ale podkurczam palce z podniecenia. Lodowisko jest ogromne: wygląda jak pełnych rozmiarów arena do hokeja. Wciąż trzymając się za ręce idziemy wypożyczyć łyżwy. Wypożyczalnia jest otwarta, a koszt wynajmu łyżew jest minimalny. Chłopak daje nam do wyboru albo
37
Maszyna do wygładzania lodu na lodowiskach.
176 | S t r o n a
hokejowe albo figurowe. Parker mówi mu, że potrzebujemy dwa zestawy łyżew hokejowych i pyta o mój rozmiar. Wariuję. - Jedenastkę38 poproszę. Chłopak za ladą nawet się nie waha, sięga po odpowiedni rozmiar i podaje mi. - Jedenastka? – pyta Parker. Wzruszam ramionami, zażenowana. Mam pięć stóp i dziewięć cali39 i wielkie stopy. Jak wiele wysokich kobiet jakie znasz ma małe stopy? Parker podaje mu swój rozmiar, to dwunastka. Daje facetowi dwudziestkę, a ja idę na ławkę i zaczynam zakładać łyżwy, podczas gdy Parker czeka na swoją kolej. Po raz pierwszy mam ubrane łyżwy i przesuwam moje nogi, żeby Parker mógł usiąść obok mnie. - Jedenastka? – Parker pyta ponownie, patrząc w dół na moje stopy, jak zaczynam wiązać sznurowadła. - Tak, jedenastka. – Wzdycham. – Nienawidzę swoich stóp. Więc nie rozmawiajmy o nich, proszę. - Nie wyglądasz jakbyś nosiła ten rozmiar. Zaśmiałam się. Nie wiedziałam, że ludzie wyglądają jak rozmiary ich stóp. - Wybacz, że cię rozczarowałam. - Nie, nie! Żadnego rozczarowania! Szczerze, jestem w szoku. Właściwie, to lubię twoje stopy. Po prostu nigdy nie pomyślałem, że są takie duże. – Trąca moje ramię i daje mi figlarny uśmiech. Potrząsam głową i wracam z powrotem do wiązania sznurowadeł. - Gotowa? – pyta, stojąc w łyżwach jak profesjonalista. 38 39
Rozmiar 43. Około 175 cm.
177 | S t r o n a
Ściągam sznurowadła ciaśniej i podnoszę się do niego. – Ta. Miałam kiedyś na sobie łyżwy, ale to było przez chwilę i nigdy nie byłam dobra, dlatego potrzebuję lekcji. Chwieję się i trzymam ramię Parkera dla równowagi, podążam za nim blisko w stronę lodowiska. Jest ciche o tej porze, za co jestem wdzięczna. Nie jestem pewna, czy chciałabym być pośmiewiskiem dla osób postronnych. Parker pierwszy wchodzi na lód, więc puszczam jego ramię, pozwalając mu jechać do przodu. Obserwuję jak jedzie w kierunku środka lodowiska, podziwiając figurę ósemki, którą zrobił. Kiedy dotarł na środek nagle się zatrzymał, rozpryskując lód łyżwami, jakby były iskrami od ognia. - Popisówka! – krzyczę do niego. - Chodź kochanie. – Zgina palec, dając mi znak, żebym podjechała do niego. - Nie ma mowy! Przyprowadziłeś mnie tu, żeby mnie nauczyć. Nie mam zamiaru się wygłupić i pokazywać ci jaka jestem niezdarna na łyżwach. Jedzie w moim kierunku i zatrzymuje się przede mną. Łapię obie jego ręce i powoli pokonuję moją drogę na lód razem z nim. Nie nazwałabym tego, że jeżdżę. Jest bardziej jakbym poruszała moimi stopami, podczas gdy Parker ciągnie mnie za sobą. Jedzie tyłem i nigdy nie patrzy za siebie, żeby zobaczyć dokąd zmierza. Jest tak jakby był na tym lodowisku sto razy i wiedział gdzie są jego końce. Jeździmy tak przez jakiś czas, aż mówi mi, że jestem gotowa pojechać na własną rękę. Nie wierzę mu, ale spróbuję. Jestem zaskoczona, że nie upadłam na tyłek kawałek dalej, ale nawet bardziej zaskoczona, kiedy jestem w stanie utrzymać tempo z Parkerem. - Robisz to świetnie! – krzyczy. Jedzie obok mnie, ale jest między nami „trzyosobowy” dystans. Nie jestem pewna czy to tylko zbieg okoliczności czy chce dać mi przestrzeń, ale nie złapie żadnego z moich palców, kiedy upadnę. - Dzięki! Myślę, że załapałam. – Moje stopy odpychają się szybko i gładko do przodu, pozwalając mi jechać jeszcze szybciej. Gdy dojeżdżamy do momentu, jak trzeba zawrócić, robię to co mówi Parker, czyli odpycham się moją zewnętrzną nogą, 178 | S t r o n a
pozwalając jej kierować. Kiedy myślę, że zrobiłam wszystko dobrze, on rozpędza się na maksymalną prędkość, posyłając cały lecący lód na mnie. - Hej! To nie w porządku! – krzyczę. - Daj spokój maleńka. Rusz się! Odpycham się, żeby jechać szybciej, ale nie mogę nabrać wystarczającej prędkości. Moje nogi są trochę chwiejne, więc tracę równowagę za każdym razem, gdy próbuję odpychać się szybciej. Słyszę Parkera śmiejącego się, gdy jeździ dookoła mnie. Jesteśmy teraz jedynymi osobami na lodzie. Zginam trochę kolana, zniżając się nieznacznie bliżej lodu. Naśladując ruchy Parkera, macham rękami do tyłu, jednocześnie odpychając się nogami. Zanim się orientuję, osiągnęłam wystarczającą prędkość, żeby go dogonić. Patrzy zadowolony. - Spójrz na siebie – mówi uśmiechając się. Jadę po małym łuku dla zatwierdzenia, ale wydaje mi się, że zapomniałam, że poruszam się po lodzie, ponieważ tracę równowagę i upadam na lód, bezpośrednio na prawe biodro, co wywołało u mnie chrząknięcie pod wpływem zaskoczenia. Ból promieniował z mojego biodra prosto do nogi. Każdy ból, który czułam wcześniej w biodrze właśnie się pomnożył. - Cholera! W porządku? – Parker jest przy moim boku, schylając się do mnie, zanim mogę właściwie zrozumieć co się stało. Kiedy patrzę w jego oczy, ekspresja jaką w nich znajduję jest przyczyną mojej paniki. Są szeroko otwarte, źrenice powiększone, a usta zamarły otwarte. Rozglądam się dookoła szukając mojej największej obawy – włosów obok mnie – ale nic nie widzę. Moje ręce lecą do głowy. Czuję włosy. Jak dobrze! - Parker? – pytam ostrożnie. Nie wiem dlaczego tak na mnie patrzy. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - Tak, tak sądzę. 179 | S t r o n a
- Okej, to dobrze. – Zdusił śmiech, który jest powodem, dla jakiego daję mu surowe spojrzenie. - Przepraszam! - To nie jest zabawne! - Wiem. Masz rację. Nie jest. – Ale znowu się śmieje. - Parker – sapię. Nawet przez moje pulsujące biodro, daję mu mały uśmiech, ponieważ mimo wszystko, to było zabawne. Oboje zaczynamy się śmiać. Robię to tak mocno, że mój brzuch zaczyna boleć. Parker sięga w dół oferując mi rękę, a ja ją biorę. - Myślę, że masz dosyć. - Zgadzam się. Schodzimy powoli z lodu. Moje biodro naprawdę boli. Mogę już poczuć tworzącego się siniaka. Mam morfologię trochę poniżej normy, ze względu na chemię, więc łatwiej dostaję siniaków. W szybkim ruchu sprawdzam włosy, ale czuję, że są w porządku, więc nie przejmuję się tym. - Dziękuję – mówię do Parkera, kiedy pomaga mi usiąść na ławce. - Musisz przyłożyć lód. Wyglądało jakbyś uderzyła dość mocno. - Tak zrobię. – Jedyną dobrą rzeczą w tym całym upadku jest to, że mogę przetrwać ten ból, będąc gotowa na nowy. Proszę Parkera, żeby ominął kolację i zabrał mnie do domu. Moje biodro pulsuje i czuję nowego siniaka tworzącego się w miejscu starego, ale on mnie nie słucha. Upiera się, żeby wrócić do jego domu i dokończyć randkę, oferując, że przygotuje mi kolację i ewentualnie obejrzymy film, mówiąc, że to nie będzie prawdziwa randka, jeśli zabierze mnie do domu, bez nakarmienia mnie. Więc kończymy w jego mieszkaniu z domowej roboty pizzą. - Chcesz jakieś wino? 180 | S t r o n a
- Jasne. Tylko małą lampkę. – Ponieważ chemia była odroczona o tydzień i jestem pięć dni przed następną, mówię, że będzie w porządku wypić kieliszek czy dwa. Rozlewa nam po pół kieliszka białego wina i stukamy się wznosząc toast. Obserwuję go jak bierze małego łyka, zanim bierze jeden większy. Sprawia, że picie wina wygląda tak profesjonalnie w porównaniu z moimi łykami. Co za klasa! Jak Parker wylewa sos na nasze ciasto od pizzy, zaczynam dodawać składniki. - Powiedz mi więcej o tym skąd jesteś. To małe miasto, prawda? – pyta Parker. - Prawda. Northridge jest bardzo małe. Poza sąsiednimi miastami myślę, że jest może trzy tysiące mieszkańców, którzy tam żyją. - Tak. Nigdy nie słyszałem o nim. Nie mogę nic poradzić, ale chichoczę. - Nie oczekuję tego od ciebie: nie jesteś stąd. Ale nie martw się, nie jesteś jedyny. 80% państwa nie słyszało o tym. Zazwyczaj podaję nazwę sąsiedniego miasta. Nie mamy ich dużo, ale za to mamy mnóstwo barów. Nie narzekamy na suchość w ustach w mieście! Śmieje się. - Brzmi jak moje miasto. Jest małe, ale jest tam mnóstwo miejsc, w których możesz dostać mocnego drinka. Och i wiele klinik. Biorąc szybki łyk wina pytam. – Co jest z tymi małymi miastami, mającymi tyle barów? - Przypuszczam, że twoje miasto jest tak dobre jak moje. Na koniec dodaję pepperoni, w sam raz gdy piekarnik zaczął piszczeć. Parker wstawia naszą pizzę do niego. - Ile miałaś lat, kiedy twoi rodzice adoptowali Gennę? 181 | S t r o n a
- Moi rodzice najpierw ją adoptowali. Starali się mieć dziecko przez kilka lat i nie mogli, więc adoptowali. Potem bach, mają mnie – dodaję zabawny ruch palcami i wielki uśmiech. Parker się śmieje. - To niesamowite. Rozumiem, że obie jesteście bardzo blisko? - Tak. Dogadujemy się naprawdę dobrze. Kiedy pierwszy raz wyszliśmy, wspominałeś, że masz młodszego brata. Jak jest z waszą dwójką? Jesteście blisko? - Och, Lee i ja? Tak. Jesteśmy. Jesteśmy przeciwieństwami. On gra w futbol, ja w hokeja. Wiosną gram w golfa, on w baseball. Oboje jesteśmy sportowcami, tylko, że nie uprawiamy tych samych sportów. Ale bez względu na to, zawsze spędzamy dobrze czas. - Lee? - Tak. Nie mówiłaś mi, że go znasz? – żartuje. Śmieję się. - Nie, nie mówiłam, że znam Lee. To tak jak moje drugie imię, ale przeliterowane brzmi L-e-i-g-h. - Nie ma mowy. Cóż, trochę niekomfortowo, że masz coś wspólnego z moim bratem – dokucza. - Jakie jest twoje? – pytam. - Moje drugie imię? Kiwam. - Cade. Cade. Podoba mi się. Daję mu delikatny uśmiech i mówię – dziękuję. - Twój brat mieszka na Florydzie? - Tak. Pracuje z moim ojcem w firmie finansowej. 182 | S t r o n a
- Czy twój tata też chce, żebyś z nim pracował? - Nie. Moi rodzice nigdy nie wywierali na nas presji w niczym. Tak długo jak byliśmy na studiach oni byli szczęśliwi i dawali nam wsparcie. Lee jak się okazało był dość dobry w liczbach i rachunkowości, więc to miało sens, że podążył w ślady ojca. Ja jestem bardziej jak moja mama. Nigdy nie pracowała oprócz prowadzenia gospodarstwa. Wszystko co chciała robić, to być na zewnątrz ze zwierzętami. Widziałem jej podziw i miłość do zwierząt i wiedziałem, że chcę być taki jak ona. Parker otwiera lodówkę i wyciąga miskę pełną bezpestkowych winogron. Och, matko! One są nie z tego świata. Ktokolwiek wymyślił te winogrona jest czystym geniuszem. Sięgam i zgarniam garść wrzucając jedną do ust. - Jak to się stało, że nie masz chłopaka? Prawie udusiłam się winogronem. – Słucham? - Chłopak. Jak to się stało, że jesteś sama? - A jak to się stało, ze ty jesteś wolny? - Ponieważ dziewczyna mnie zostawiła. Teraz ty. O cholera. Obszar, w który nie chcę brnąć. - Przykro mi. - Mi nie. Zrobiła mi przysługę. Więc jak to się stało, że nie masz chłopaka? Biorę głęboki oddech i wypuszczam go. Dlaczego nie mam chłopaka? Ponieważ mam raka. Adam był przerażony i nie mógł sobie z tym porazić. Więc mnie zostawił. Faceci są po prostu bezużyteczni. - Zostawił mnie. - Jak dawno temu?
183 | S t r o n a
- Jak dawno temu, twoja dziewczyna cię zostawiła? – nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć, ale dzięki temu mogę dłużej utrzymać siebie z dala od tej rozmowy. - Rok temu. A ciebie? - Dlaczego? - Teraz ty. Po co mu to było teraz? Liczę lata w mojej głowie. - Cztery. - Miesiące? - Lata. - Nie miałaś chłopaka od czterech lat? Wzruszam ramionami. - Poważnie? - Cóż, umawiałam się i miałam krótkie związki do teraz, od czasu do czasu, ale nic poważnego. - Wow. Dlaczego? - Okej, to uderzenie było zbyt blisko. Zmieńmy temat, proszę. - Nie próbuję umieścić cię z powrotem w tym miejscu. Jestem w szoku. Piękna kobieta jak ty, włóczyła się sama po ulicach przez cztery lata. To się nie mieści w mojej głowie. - Nie włóczyłam się po ulicach. – Zaśmiałam się. - Dlaczego cię zostawił? - Dlaczego ona cię zostawiła? 184 | S t r o n a
- Chciała wziąć ślub. Tak, naprawdę uderzyłam w terytorium, na które nie chciałam wchodzić. - Ty nie chciałeś? – naprawdę chcę to wiedzieć? Tak. Nie. - Nie. - To nie fajnie. - Chciałem wziąć ślub. Tylko… nie mogłem jej wówczas dać tego czego ode mnie pragnęła. Czyli pierścionka. Szukałem wtedy stażu. Nie wiedziałem gdzie skończę. Chciałem żeby była ze mną, przy moim boku, ale nie sądzę, że musiałem jej dać pierścionek, żeby jej to udowodnić. Kiedy zapytała, powiedziałem, że nie jestem gotowy. Wróciłem do domu następnego dnia i zastałem puste mieszkanie. - Ponieważ nie chciałeś dać jej pierścionka? - Tak sądzę. – Bierze długi łyk swojego wina. - Cieszyłabym się z tego. Parker podnosi brwi i odstawia kieliszek. - Byłabyś szczęśliwa jeśli nie dałbym ci pierścionka? - Nie. Mam na myśli, tak, ale nie tak jak myślisz. Mam na myśli… – dlaczego zawsze muszę znaleźć się w takiej dziurze? – Nie chcę wychodzić za mąż. Więc, osobiście byłabym wstrząśnięta wiedząc, że byłam z facetem, który nie myślał o tym, żeby podarować mi pierścionek. - Nie chcesz wychodzić za maż? - Nie. - Nigdy? - Nigdy. 185 | S t r o n a
- Może nie spotkałaś odpowiedniego faceta. - Nie, to nie to. - Ałć. Wypuszczam dziwaczny śmiech. - Więc, dlaczego chłopak z małego miasta cię zostawił? Chciał wziąć ślub i pracować na farmie, podczas gdy ty będziesz wychowywać dzieci? - Na farmie? Dzieci? - Tak, powiedziałaś, że jesteś z małego miasta. To nie jest to co ludzie robią w małych miastach? Biorą ślub w szkole średniej i mają dzieci? - To nie jest Południe czy rok 1950. I nie, to nie dlatego mnie zostawił. – Szczerze to nawet nie wiem, czy takie rzeczy robi się na Południu. - Więc dlaczego? Ponieważ był tchórzem? Ach, niezbyt miłe. Adam był świetnym facetem. Tylko był przerażony mając osiemnaście lat. Nie winię go. Prawdopodobnie i tak by mnie zostawił. - Mieliśmy inne plany na życie. Moje plany nie dorównywały jego. Poszedł w swoją drogę. Ja w swoją. Nie winię go. - A jakie masz plany na życie, Aundrea? Pozostać żywa. - Skończyć szkołę. Podróżować po świecie. Zepsuć dzieciaki mojej siostry. Cieszyć się życiem. Piekarnik się wyłącza i podskakuję.
186 | S t r o n a
Obserwuję pijąc moje wino, jak Parker wyciąga pizzę. Jest idealna. Ser jest złotobrązowy i skwierczy od gorąca. Zapach włoskich przypraw wypełnia kuchnię. Chwyta nóż do pizzy i zaczyna kroić na małe kwadraty. - Gdzie są talerze? - Druga szafka po twojej lewej. Podchodzę do niej i wyciągam dwa białe kwadratowe talerze. - Proszę bardzo. – Podaję mu je, pozwalając mu położyć nam po kawałku. Siadamy do stołu i dmucham na pizzę zanim biorę gryz. - To jest takie dobre. - Dzięki. Przełykam swój drugi kęs, pojawia się ten temat, przez który chcę uciekać. Dzieci. - Powiedziałaś, że chciałabyś zepsuć dzieciaki swojej siostry. Nie chcesz mieć własnych? - Nie wiem. Może. Wiem, tylko, że ona będzie je mieć, kiedykolwiek będą chcieli, a kiedy to zrobi, ciocia Aundrea będzie mogła je zepsuć. - Ale dzieci nie są wykluczone? - Dobra Parker, cała ta rozmowa o dzieciach i ślubie… to jest trochę przedwczesne, nie sądzisz? - Tylko staram się cię zrozumieć. Chcę cię poznać. - Posłuchaj, wiem, że to są zasady randkowania i osobiste pytania wchodzą w grę, ale pamiętasz naszą rozmowę o braku zobowiązań? Żadnych pytań? Nie mogę z nim o tym rozmawiać. O dzieciach i małżeństwie. Lubię go. Bardzo. Po drugie, dowie się tych wszystkich informacji o mnie i w sekundę ucieknie. Nie jestem gotowa na to, żeby uciekł. Może byłam samolubna. Jestem samolubna. Chcę 187 | S t r o n a
go mieć koło siebie, ale nie chcę się z nim dzielić niczym osobistym. Czy proszę o zbyt wiele? Jak powiedzieć facetowi, w którym jesteś zakochana, że nie chcesz być żoną, czy mieć rodziny, ponieważ największym strachem jest pozostawienie ich samych? Nie możesz znieść myśli o pozostawieniu swojego męża jako wdowca, albo swoje dzieci bez matki. - Zauważyłem. Żadnych zobowiązań. – Brzmiał na trochę zirytowanego, kiedy podniósł się od stołu i wziął kolejne piwo. Cholera. Teraz czuję się źle. - Spójrz – mówię, gdy podążam za nim i wkładam mój talerz do zlewu. – Przepraszam, nie jestem dobra w tych randkowych sprawach. Postaram się, obiecuję, ale możemy odłożyć te głębokie rzeczy na chwilę? Podchodzi do mnie, stawiając nieotwartą butelkę piwa na blacie. - Na razie – powiedział, owijając rękę dookoła mojej talii. Idziemy do salonu i śmieję się, kiedy widzę horror, który dla nas wypożyczył, żartując, że przestraszenie mnie to jego sposób, żebym została na noc. To działa. Zapadam w sen na kanapie z głową położoną na jego kolanach.
188 | S t r o n a
Rozdział 13 Parker i ja staliśmy się nierozłączni przez cały weekend, po moim przełożonym zabiegu. Poszliśmy do kina – w tym spacer po parku – obiad, lunch, nawet zabrał mnie do nowej księgarni, otwartej kilka miast dalej. Nie skarżył się ani razu, podczas gdy ja chodziłam dookoła przez kilka godzin, czytając opisy i wpatrując się tęsknie na wszystkie piękne okładki. Jedliśmy w pomieszczeniu dla personelu w klinice razem z Shannon i czasem z Bryn. Niekiedy trącał mnie przez stół w celu uzyskania mojej uwagi, a potem uśmiechał się do mnie, kiedy patrzyłam w jego stronę. Nie sprawia, że czuję się niekomfortowo, ani nie próbuje flirtować ze mną przed innymi. Wciąż mruga do mnie, przez co czuję się wyjątkowa. Jednego spokojnego popołudnia, Jason i ja jesteśmy sami w jego biurze i rozmawiamy o przypadkowych rzeczach, jak pojawia się temat Parkera i mojego związku. - Więc, co właściwie dzieje się między tobą, a Parkerem? Co jest ze wszystkimi pytającymi o to? - Co masz na myśli? - Po prostu się zastanawiam. Wiem, że to nie jest normalne spotykać się w miejscu pracy, ale chcę, żebyś wiedziała, że jestem w porządku z tym, że wasza dwójka randkuje. Nie chcąc brzmieć jak ojciec–podoba mi się to z nim, będącym teraz współwłaścicielem, nie chcę, żebyś myślała, że jestem temu przeciwny. - Nie myślałam tak, ale dziękuję. Kiwnął. Patrzę przez otwarte drzwi na pusty korytarz, kiedy mówi. 189 | S t r o n a
- Myślisz, że to jest w porządku, żeby mu nie powiedzieć? Nie winię cię. Tylko widzę jak patrzy na ciebie i vice versa. - Powiem mu. Pewnego dnia. Nazajutrz, podsłuchałam Jasona mającego taką samą rozmowę z Parkerem, jak to uczynił ze mną wczoraj. Wiem, że coś jest pomiędzy nami i to coś więcej niż przyjaźń, ale nie mogę się przyznać… nie chcę się przyznać. Mamy niemal wszystko wspólne, to znaczy to czym się dzielisz, kiedy kogoś poznajesz, z wyjątkiem tych największych rzeczy o mnie. Chociaż to też może wyczuć. Gdy dopytuje o moje życie osobiste, wycofuję się. Jestem przerażona. Boję się mu w pełni oddać, pokazać mu co znajduje się w środku. Nie mogę przyjąć jego litości albo współczucia, dlatego też, nie mogę mu powiedzieć, że mam raka. Po prostu wiem, że kiedy się o tym dowie, ucieknie daleko. Jestem w tej chwili zbyt samolubna. Chcę go wokół siebie. On sprawia, że warto wstawać każdego dnia: żeby zobaczyć jego uśmiech i mrugnięcia: nawet jeśli nazywa mnie nazwami zwierząt domowych. Czekam na lunche, spacery do mojego samochodu po pracy, nawet na bardzo późne rozmowy telefoniczne. Wydobywa ze mnie tą stronę z którą czuję się wartościowa. Sprawia, że ta bitwa jest warta walki. Sprawia, że ja czuję się żywa. Parker sprawia, że zapominam. Tak bardzo jak uwielbiam myśl o tym, że go potrzebuję, to wiem, że to dużo więcej, ja go chcę. Chcę go wokół siebie. On daje mi nadzieję. - Pójdziesz ze mną na tę imprezę Halloween’ową w sobotę? – zapytał mnie w środę popołudniu. Siedzieliśmy w jego biurze, jedząc lunch, podczas gdy Bryn pomagała Jasonowi w jakimś nagłym przypadku. Pies wypadł z samochodu w trakcie jazdy i wpadł do rowu przy drodze. Ktoś zobaczył całą tą sytuację, która się stała i przywiózł psa do nas. 190 | S t r o n a
Parker zaoferował mu pomoc, ale Jason powiedział, że to było czyste złamanie i może zrobić to sam. Nigdy nie rozumiałam, jak ludzie mogą być tacy okrutni. Wobec ludzi czy zwierząt. Karma. To jest wszystko co mam do powiedzenia. - Jeszcze nie jestem pewna. – Dzióbię w mojej kanapce z tuńczykiem i boczkiem. Jutro muszę iść na chemioterapię. Myślałam, żeby zadzwonić do dr Olson, czy może przenieść to o kolejny tydzień, ale moja mama krzyczała na mnie, żebym nawet nie myślała o czymś podobnym. Zrozumiałam. To było bezmyślne i głupie. Nie mogę zaprzeczyć, że to byłoby miłe, jeśli mogłabym wybrać, kiedy miałby być mój zabieg. - Spod kliniki jest wynajęta limuzyna, która ma zabrać wszystkich do hotelu. Będziemy zatrzymywać się pod twoim domem, po Jasona i Gennę, a tam będzie dużo pokoi, więc pozwól mi wiedzieć, że chcesz jechać. - Nie byłoby bardziej zabawne, jeśli zaskoczymy siebie nawzajem? Nie wiedząc, co zamierza zrobić drugi? Pomyśl, jak ekscytujące mogłoby być szukanie się nawzajem. – Uśmiecham się nikczemnie. Daję mu nadzieję, że tam będę i nie mogę nic na to poradzić, ale sama w to wierzę. To smutne, że liczę, że wyniki mojej krwi wciąż będą za niskie, abym mogła pójść. Kiedy doszłam do tego punktu, w którym chcę pozostać chora, żeby spędzić więcej czasu z facetem, zamiast poczuć się lepiej, aby poświęcić mu go więcej czasu? Odkłada swoją kanapkę. Odwracając się i patrzy na mnie z ogniem w oczach. - Uwielbiam dobre polowania, Aundrea. Podnosząc moje ręce w górę, pochylam się w stronę jego twarzy. Dotykając moimi ustami jego warg, daję mu niewinny pocałunek. - Postaram się. Obiecuję. - Dziękuję.
***
191 | S t r o n a
Pielęgniarka pobiera mi krew, potem oznacza je odpowiednio do laboratorium. Zostałam poinstruowana, żeby poczekać z przyjaciółmi – na niebieskich krzesełkach – aż dostaniemy wyniki i decyzję doktor Olson. Pielęgniarki jedynie zapisują leki, które przypisze lekarz. Są tu inni lekarze, ale ponieważ dr Olson, pracuje głównie na uniwersytecie oni dzwonią do niej z zaleceniami. - W porządku z tobą? – pyta Genna. - Ta. Po prostu chcę, żeby to już się skończyło. Siedzimy w ciszy. Genna przerzuca kartki magazynu, podczas gdy ja spędzam mój czas, na rozglądaniu się dookoła. Miejsce jest dziś zatłoczone. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku siedzą wszędzie. Niektórzy są sami; niektórzy są z innymi ludźmi, rozmawiając i śmiejąc się. To zawsze jest interesujące kogo możesz zobaczyć, kiedy ludzie czekają w takim miejscu jak to. Są tacy, którzy trzymają się razem i tacy, którzy rozmawiają z daleka z każdym z osobna i ze wszystkimi na raz. Naprzeciwko mnie siedzi mała dziewczynka z parą, jak sądzę jej rodziców. Nie może mieć więcej niż dziesięć lat. Jest tak maleńka, ale piękna, nawet bez włosów. Jej wielkie brązowe oczy patrzą w górę na mamę, kiedy ta coś jej czyta. Jej tata rozmawia z pielęgniarką i podsłuchuję, że to jej piąty zabieg. Patrzy na mnie i błyska wielkim uśmiechem, jakiego nigdy nie widziałam. To łamie mi serce, wiedząc, że ona prawdopodobnie przejdzie przez te same rzeczy co ja, ale jest jeszcze taka młoda. Jak odwzajemniam uśmiech, wraca pielęgniarka. - W porządku, moja droga. Omówiłam to z dr Olson. Twoje białe krwinki są lepsze, ale wciąż są niżej niż chciała. Nie chce przekładać chemii o następny tydzień, ale też nie chcemy tego robić dzisiaj. - Co to znaczy? - Cóż, ona chce dać Aundrei trochę więcej czasu z przyjmowaniem Naulasty i zrobić następną chemię, za pięć dni. To powinno pomóc, podnieść trochę te liczby. Więc, czekamy znowu do poniedziałku i jeśli będą wyższe, będziemy podawać leki. - Jak dla mnie to w porządku. – Zaczynam wstawać, ale Genna ciągnie mnie z powrotem w dół.
192 | S t r o n a
- Poczekaj – powiedziała nie patrząc na mnie, ale na pielęgniarkę. – Co to oznacza dla jej raka? To odwlekanie nie spowoduje, żadnego nawrotu? Chce żeby była wystarczająco zdrowa do zabiegu, ale myślę przyszłościowo. Wzdychając, czekam, aż pielęgniarka odpowie, wiem, że powinnam się martwić, ale nie robię tego. Wszystko co słyszę to, że będę mogła spędzić weekend z Parkerem i to jest wszystkim w mojej głowie. - Jej rokowania są naprawdę dobre. Zareagowała odpowiednio na pierwsze dwie rundy, mamy nadzieję, że ostatnie dwie będą wszystkim czego potrzebuje, ponieważ chcemy, żeby jej ciało sobie z tym poradziło, inaczej nie będzie działało. Teraz lepiej dla Aundrei, żeby jej organizm się przygotował na to, co nadejdzie. To co nadejdzie. Nie podoba mi się, jak to brzmi. Dzwonię do Jean w drodze do domu i daję jej znać jak przebiegła wizyta. - Zamierzasz tu przyjechać? – głos Jean jest zmartwiony przez telefon. - Nie udawaj takiej zaskoczonej. - Przepraszam, nie jestem. Cóż, może trochę. Co z chemią? - Jest odroczona, aż do poniedziałku. Wyniki były zbyt niskie, znowu. Ale dobrą stroną tego jest, że będę mogła iść na imprezę Halloween’ową z Parkerem. Usta Genny wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy usłyszała jak mówię jego imię. - To wspaniale! Cóż, nie z powodu zabiegu, ale dlatego, że możesz pójść. - Tak! Jestem podekscytowana! Potrzebuję twojej pomocy. Opowiedziałam jej o sukience i makijażu jaki potrzebuję do mojego kostiumu. Powiedziała, żebym się nie martwiła kupowaniem czegokolwiek, ponieważ jej siostra ze stowarzyszenia studentek ma dokładnie to, czego pragnę. Pakuję się szybko i wysłałam wiadomość do Parkera dając mu znać, że wyjeżdżam z miasta na parę dni i jest mi przykro, że nie będę na imprezie. Chcę go zaskoczyć, więc muszę się upewnić, że Genna nie wygada się Jasonowi. 193 | S t r o n a
Wydawał się być trochę zdenerwowany, kiedy mu powiedziałam, że nie mogę pójść. Będę musiała mu to wynagrodzić.
194 | S t r o n a
Rozdział 14 Idę przez hotelowe lobby i w dół długiego korytarza prowadzącego do podwójnych drzwi sali balowej. Światło wypełnia hol pomarańczową poświatą. Tekturowe ściany w linie z biało szarymi bawełnianymi pająkami, pajęczyny z czarnymi plastikowymi pająkami, dzięki temu wiem, że zmierzam w dobrym kierunku. Kiedy przechodzę przez podwójne drzwi, łapię oddech. Impreza o tematyce Halloween w tym miejscu, jest uderzająco piękna. Cały biały ogromny sufit przykrywa zasłona, która spływa w dół na ściany i drzwi. Pomarańczowe i białe światła migają poprzez tkaninę, wydzielając matową poświatę. Czarne obrusy położone na stołach, współgrają z wysokimi wazonami wypełnionymi różnymi rodzajami kwiatów w bieli i pomarańczu. Wokół są małe świecące wazoniki. Po mojej lewej są liczne okrągłe stoły, pokryte białymi obrusami z czarnymi i pomarańczowymi krzesłami z tymi samymi kwiatami na środku, gdzie jak zakładam będzie serwowany obiad. Jestem zdumiona tym miejscem i wszystkim przez co musiało przejść na dzisiejszą imprezę. Idę w kierunku najbliższego wolnego stolika i siadam kładąc moją fioletową kopertówkę, staram się znaleźć Jasona i Gennę. Genna nalegała, żeby ona i Jason pasowali ze sobą, więc poszli jako Bóg i Bogini, także ich togi łatwo będzie zauważyć w tłumie. W środku jest pięć ogromnych owalnych kamieni i pełno plastikowych pająków, czaszek i duchów. Mogę sobie wyobrazić jakie to wszystko jest kosztowne. Rozglądając się dookoła pomieszczenia, widzę te wszystkie powycinane, świecące w ciemności dynie i nagrobki ułożone dookoła na brzegach podłogi. W rogu jest D.J. i mały parkiet do tańczenia, który jest wypełniony różnymi kostiumami, królikami, aniołami, zombie, piratami i bohaterami akcji.
195 | S t r o n a
Szukam Parkera, ale nie widzę go z tej odległości. Za to zauważam Bryn – wygląda jak wyścigówka40 w bardzo krótkiej żółtej sukience w czarne pasy biegnące w dół i z dekoltem na wierzchu – wtedy go znajduję. Jest ubrany jak więzień w jasnopomarańczowy kombinezon. Są na środku parkietu – razem. Jej ramiona są owinięte wokół jego szyi, a jego wokół jej talii. Jeśli nie wiedziałabym lepiej, powiedziałabym, że są parą. Odpychając zazdrosne myśli zamierzam wyjść. Jak tylko się odwracam usta Bryn zmieniają się w mały uśmiech, gdy przyciąga go bliżej. Nie chcę nic więcej niż podejść tam i zdjąć jej ten uśmiech z twarzy. Parker wiedział, że nie zamierzam się pojawić, ale to wciąż nie sprawia, że czuję się dobrze, wiedząc, że z nią tańczy. Idę dookoła stołu i przeciskam się przez tłum, szukając kogoś, kto choć trochę przypomina Shannon. Nie ma nic czego nienawidzę bardziej, niż samotnego stania na imprezie. - Aundrea? Odwracam się i widzę Shannon stojącą za mną. Jest ubrana jak seksowny arbiter. - Hej! Szukałam cię. Jak się masz? - To ty! Wiedziałam, że przyjdziesz, choć nie byłam do końca pewna. Wyglądasz niesamowicie! Ledwo cię poznałam! Dobrze. To oznacza, że Parker nie zrobił tego wcześniej. - Chciałam to zrobić dla zabawy. - Powiem ci, że się udało. Wyglądasz naprawdę dobrze. Daję jej uśmiech, potem przesuwam mój wzrok z powrotem na parkiet. Jej oczy podążają za moimi.
40
nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić..
196 | S t r o n a
- Nie martw się, to jest ich pierwszy taniec i myślę, że ostatni. Błagała go wcześniej o jeden, aż w końcu się zgodził. Odwracam się z powrotem do niej i wzruszam ramionami. - Nie martwię się. - To dobrze. – Patrzy ponad moim ramieniem i macha entuzjastycznie do kogoś. – Hej, zaraz wrócę. - Jasne. Do zobaczenia później. Chodziłam dookoła przez chwilę, oglądając wszystkie rzeczy przeznaczone na aukcję, kiedy, chciałabym wiedzieć skąd usłyszałam śmiech; głęboki i seksowny jak cholera. Spoglądając na bar, moje oczy lądują na kobiecie, przebraną jako Kobieta-Kot. Jej ciasny czarny kombinezon opinał każdą krzywiznę jej ciała. Obok niej jest facet przebrany za Batmana, a obok niego facet cały na pomarańczowo. Jest skuty kajdankami na prawej kostce i ma kajdanki na lewym nadgarstku. Nie zauważyłam tego wcześniej. Idę powoli za nim, ocierając delikatnie moimi ramionami o jego, jak wciskam się pomiędzy niego, a Batmana, rozdzielając ich. - Przepraszam piękna – Batman mówi do mnie. Nie zwracam na niego uwagi, zarzucając moje płomiennorude włosy na prawe ramię, eksponując swoją długą szyję dla Parkera. Ktoś oczyszcza swoje gardło. Nie jestem pewna, czy Parker mnie rozpoznaje, ale jeśli tak, to nie daje tego po sobie poznać. Ignorując wszystkich dookoła i nie poświęcając uwagi nikomu, próbuję zdobyć uwagę barmana, mówię głośno, dając przystojnemu dżentelmenowi moje zamówienie na drinka. - Lampkę szampana poproszę. – Nie jestem fanką szampana, ale jest tani, a to jest wszystko czym się przejmuję. Nie mogę pić, ale to pomaga skupić uwagę Parkera. Oddam drinka Shannon albo Gennie. 197 | S t r o n a
Nie wiem czy bar jest czynny, czy nie, więc otwieram moją torebkę i chwytam banknot, kiedy widzę kogoś kładącego dwudziestkę na blacie. - Dzięki. Chcę grać trudną do zdobycia przed Parkerem, albo przynajmniej zobaczyć, jak długo zajmie mu rozpoznanie mnie. Moja płomiennoruda peruka jest długa i kręcona, a makijaż jest wyjątkowo ciężki, dodając mi wyglądu jak z kreskówki. Mam fioletowe cienie na powiekach, wiele warstw tuszu, eyeliner i jaskrawe czerwone usta. Zwieńczeniem mojego wyglądu a'la Jessica Rabbit41, jest długa, czerwona, bez ramiączek, cekinowa sukienka, z wycięciem od połowy nogi i fioletowe rękawiczki. Seksownie, ale z klasą. Genna dała mi naszyjnik, który pomaga zamaskować mój port do chemioterapii i zastosowała trochę pudru, żeby się nie wyróżniało. Nikt nie zauważy, chyba że specjalnie na to spojrzy. Kiedy barman podaje mi mojego szampana, biorę nóżkę kieliszka między palce, pozwalając pianie opaść. Patrząc na bar, zauważam faceta po drugiej stronie, który przerwał swoją rozmowę i spogląda na mnie. Lubię tą moc, jaką nad nim posiadam i mam nadzieję, że zadziałam tak samo na Pakera. Odwracam się nieznacznie w prawo, dając Parkerowi przelotne spojrzenie i mrugam do niego. Daje mi powolny, seksowny uśmiech. Obracając się cała, podchodzę do niego, dzięki moim wysokim obcasom i nachylam się do jego ucha. - Wygląda na to, że ktoś tu był bardzo niegrzecznym chłopcem – szepczę delikatnie, co powoduje jego warknięcie w odpowiedzi. Nigdy wcześnie nie mówiłam takich słów do nikogo i cicho dziękuję Jessice, za dodanie mi dodatkowej odwagi.
41
198 | S t r o n a
Parker sięga do mojej talii, ale wydostaję się z uścisku i opieram plecami o bar. Jego oczy wędrują powoli po moim ciele, badając każdy cal i krzywiznę. Kiedy spotyka moje migoczące oczy, mogę zobaczyć pasję w jego własnych; prosząc o pozwolenie. Znowu owija rękę wokół mojej talii, chwytając ciaśniej, przybliżając mnie do siebie. Bez wstydu pokazuje wszystkim wokół nas, że jestem jego. Jego. Lubię jak to brzmi. - Nie masz pojęcia, jak niegrzecznym chłopcem byłem – powiedział uwodzicielsko, patrząc na moje wargi. Nie przejmując się nikim dookoła, przeniosłam usta w górę do niego, ale czekałam aż połączą się razem. Nigdy wcześniej nie całowaliśmy się publicznie, ale nie obchodzi mnie to. Próbowałam udawać. Próbowałam być jego przyjaciółką. Chcę więcej. Potrzebuję więcej. Nie obchodzi mnie, kto o tym wie. Nigdy więcej. Pocieram moimi ustami o jego i przebiegam językiem wzdłuż jego dolnej wargi, zanim łapię ją między zęby i leciutko przegryzam. Wszystkie myśli o ludziach obserwujących nas wyparowały z mojego umysłu. Tylko my. To zawsze byliśmy my. Warczy w moje usta, pokazując swoją aprobatę. Podnosząc swoje ręce do góry, chwyta moją szyję, przytrzymując mnie w miejscu. Mogę poczuć jakiś mocny trunek w jego oddechu mieszający się ze słodkim zapachem. Kiedy posiadłam jego usta, dźwięk oczyszczania gardła, przywrócił mnie z powrotem do rzeczywistości. Powoli odsunęłam się i wyszłam z uścisku Parkera. Jego oczy były mgliste i nie opuściły moich. Wiem, że złapałam go na haczyk, więc daję mu przebiegły uśmiech, zanim odwracam się na swoich obcasach, zostawiając go z Batmanem. Znajduję Shannon wkrótce po tym jak zostawiłam Parkera przy barze i spędziłam z nią trochę czasu. Pozwala przypadkowym facetom podchodzić do niej i dmuchać w jej gwizdek. 199 | S t r o n a
To zaczyna być nieznośne. Naprawdę. Nie ważne, w którym miejscu sali byliśmy, Parker i ja, zawsze wiedzieliśmy, gdzie jest drugie. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, przez całą noc. To było jakby jakaś magnetyczna siła popychała nas w swoim kierunku. Za każdym razem, kiedy jego oczy lądowały na mnie, dawał mi swoje słynne mrugnięcie, tak że od razu topniało mi serce ilekroć to widziałam. Ilekroć przechodzę koło niego zalotnie ocieram się o niego we właściwych miejscach. To przerodziło się w grę pomiędzy naszą dwójką. Powolną, uwodzicielską grę, która może prowadzić tylko do jednej rzeczy. Genna dopada mnie, zanim mamy usiąść do kolacji, pozwalając Jasonowi wmieszać się w tłum gości. - Parker nie spuszcza dzisiaj z ciebie oczu przez całą noc, Dre, cały czas widzę, jak patrzy w twoim kierunku. Ten facet jest zły – Genna powiedziała głośno przy Shannon. - Ty i Parker, huh? – dokucza Shannon. Sugerowała, że nasza dwójka jest czymś więcej niż przyjaciółmi, przez kilka tygodni aż do teraz, ale wciąż zaprzeczałam jej oskarżeniom. Wzruszam ramionami i biorę mały łyk mojej wody, pragnąc, żeby to był szampan. Kiedy jest czas obiadu, idziemy znaleźć nasz stolik. Zatrzymujemy się najpierw, żeby odebrać swoje kartki z nazwiskami i numerami miejsc. Genna każe zmienić Jasonowi rozmieszczenie w ostatniej chwili, żebym mogła usiąść razem z nimi. Trzy długie prostokątne stoły są wypełnione ciemnymi czekoladowymi babeczkami z białym lukrem i małym nagrobkiem po środku. Na każdym nagrobku wypisane są nasze imiona i numerek z miejscem. Znajduję moje ciastko i idę do stolika numer siedem. Szczęśliwa siódemka. Genna, Jason, Shannon, Parker, Bryn, Batman i Kobieta Kot, oni wszyscy siedzą przy moim stoliku. Parker wysuwa dla mnie krzesło i kiwa głową, żebym usiadła, więc to robię. Bryn zajęła miejsce obok Parkera. Nie ukrywam mojego wywrócenia oczami. 200 | S t r o n a
- Masz dobrą noc, jak do tej pory? – pyta Parker. - Bardzo, bardzo. A ty? - Bardziej niż myślisz. Kiedy jest serwowany obiad, zwracam minimalną uwagę na rozmowy, jakie się toczą wokół mnie. Moje skupienie jest na Parkerze. Jego ręka rysuje małe kółeczka na moim udzie, wysyłając prąd w dół mojej nogi, do palców. Staram się nie reagować na jego dotyk, ale kiedy porusza swoją dłonią wyżej w górę mojego uda, tracę całe skupienie. Zamykając oczy, przyjmuję jego delikatny dotyk, szybujący powoli w górę nogi, coraz bliżej najwyższego miejsca rozcięcia mojej sukienki, która teraz podniosła się wyżej, dzięki pozycji w jakiej siedzę. Łapię oddech i otwieram oczy, kiedy jego palce mają styczność z materiałem, który znajduje się między moimi udami. Rozglądając się dookoła, widzę, że nikt nie zwraca na nas uwagi. Parker rozmawia z facetem po drugiej stronie stołu, więc nikt nawet nie podejrzewa co dzieje się pod spodem. Jak tylko sięgam pod stół, żeby zabrać jego rękę, wsuwa palec pod materiał, pocierając delikatnie moją gładką skórę. Pierwszy raz, kiedy byliśmy razem, miałam wygolony paseczek na gołej skórze. Od czasu drugiej chemioterapii straciłam wszystkie włosy od pasa w dół. Moja golizna musi go zaskakiwać, ponieważ oddech delikatnie wylatuje z jego nieznacznie rozchylonych ust. Kątem oka widzę, jak odchyla się do tyłu na krześle dostosowując się, zanim siada w dużo wygodniejszej pozycji. Uśmiech, który rozprzestrzenia się na mojej twarzy, jest trudny do ukrycia i najwyraźniej nie został niezauważony przez Gennę. - Od czego jesteś taka szczęśliwa? – pyta Genna. Parker wypuszcza lekki śmiech. Lekceważąc go, staram się zignorować jego palec między moimi udami. Odpowiadam – mam nadzieję, że dość przekonująco. - Och, nic takiego. Chodzi o ich rozmowę.
201 | S t r o n a
Nie patrzę na nią, kiedy to mówię z obawy, że rozszyfruje moje kłamstwo. Nie wiem nawet jakie rozmowy się toczą wokół mnie i po cichu mam nadzieję, że nie chodziło o żadne biedne zwierzęta. Genna wraca do rozmowy z Shannon i jestem wdzięczna, za ten długi stół, ponieważ Parker rozpycha moje uda i wsuwa we mnie palec. Przełykam ciężko, sięgam pod stół i ściskam jego udo, ale on wsuwa do środka kolejny palec, powodując tym, że mój uścisk się rozluźnia i daję mu całkowity dostęp, jaki potrzebuje. Patrzę na niego, a on daje mi złowieszczy uśmiech, po czym mruga, zanim odwraca się z powrotem wznawiając rozmowę. Głosy wokół mnie stały się stłumione, jak nie poświęcam im uwagi. Parker nie porusza palcami ani szybko, ani mocno. Ma czas, drażniąc mnie. Wsuwa je i wysuwa, przebiegając nimi przez moje fałdki. Kiedy dociera do opuchniętego miejsca, omija je, wypracowując sobie drogę z powrotem do środka. Robi tak kilka razy, zanim skupia swoją uwagę na miejscu, w którym najbardziej go potrzebuję. Kontynuuje poruszając delikatnie, zataczając powolne kółka, powodując budowanie się ciśnienia we mnie. Ściskam jego udo pod stołem, podczas gdy moja druga ręka trzyma mocno szklankę z wodą. Rozpaczliwie chcę podnieść ją do ust, żeby się ochłodzić, ale wiem, że nie będę w stanie tego zrobić bez drżenia, więc zostawiam szklankę tam, gdzie jest. Parker nadal rozmawia z grupą jak gdyby nie działo się nic niezwykłego, pozwalając mi spróbować kontrolować swój oddech i wykazując jakąś ingerencję w rozmowę na temat tego miejsca. Jestem wdzięczna, gdy Jason mówi coś, co sprawia, że wszyscy wybuchają głośnym śmiechem. To jest moment, w którym Parker pociera mnie szybciej, na tyle mocno, żeby wysłać mnie na krawędź, pozwalając by mój stłumiony krzyk rozkoszy zmieszał się z otaczającym nas śmiechem. Gdy jestem w stanie uregulować swój oddech, Parker pochyla się i szepcze – w tej chwili mój dobry wieczór, zmienił się w pieprzenie fantastyczny wieczór. – Daje mi delikatnego całusa. Kiedy przybywa deser, Genna i ja jesteśmy zagłębione w rozmowie o nowej komedii romantycznej, która będzie grana w przyszły weekend i że powinnyśmy pójść razem. 202 | S t r o n a
Czuję delikatne kopnięcie pod stołem, co zwraca moją uwagę na Gennę. Shannon skupia swój wzrok przez stół na Parkerze i Bryn. Bryn ma głowę odchyloną do tyłu, śmiejąc się tym swoim irytującym wysokim głosem, podczas gdy kładzie jedną rękę na jego, a drugą mu na ramieniu. Przechodzi przeze mnie fala gniewu. Nie zazdrości, ale nie podoba mi się to i nienawidzę tego, że nie mam na to wpływu. Nie muszę grać nieczysto, ale mogę. I zrobię to. Pokażę mu jak nieczysto mogę zagrać. Odpycham krzesło do tyłu i zaczynam wstawać. - Ta! Idź i pokaż im kto jest szefem – powiedziała Shannon spokojnie, a ja lekko zachichotałam. Nie lubię konfrontacji. Nigdy jej nie miałam. I nie chcę tego zaczynać tej nocy. Po prostu zamierzam rościć sobie prawo do Parkera, pozwalając Bryn dowiedzieć się raz na zawsze, kim on jest zainteresowany. To nie tak, że praca dla niego i Jasona jest czymś prawdziwym. Tak, pieniądze są w mojej kieszeni, ale ich nie potrzebuję. Mogę odejść w każdej chwili. Nie przejmując się nawet konsekwencjami. Martwię się jedynie trzymaniem jej rąk z dala od tego, co moje. Parker patrzy na mnie przez ramię i podnosi brwi. Bryn zabiera rękę z jego ramienia i kładzie na klatce piersiowej, klepiąc lekko, aby zwrócić jego uwagę z powrotem na siebie. Wykonuję swój wewnętrzny taniec, kiedy umieszcza je na stole, wciąż patrząc na mnie. Sięgam, kładąc moją rękę na tym ramieniu, którego dotykała Bryn. Może mój dotyk, zabierze ślad po jej. Zastanawiam się dlaczego nie zlekceważyłam jej wcześniej. Wiem, że to może być dziecinne, ale to trudne mieć do czynienia z tymi emocjami, których nigdy wcześniej nie doświadczyłam. - Cześć. - Cześć – szepcze, podnosząc rękę i blokując ją za moją szyją, przyciągając głowę bliżej swojej. Czuję oczy wszystkich skupione na nas, ale nie przejmuję się tym. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem z Parkerem.
203 | S t r o n a
Wolną dłonią sięga po moją i splata nasze palce razem, łącząc przy tym usta. Jeden szybki, prosty pocałunek. Odsuwając się patrzy mi w oczy. Żadne słowa pomiędzy nami nie są potrzebne. Wiem o czym myśli, po jego spojrzeniu z pożądaniem. Chwytam mocniej jego rękę, odciągając go od krzesła i od grupy. Muszę walczyć z pragnieniem, żeby nie spojrzeć na stół, czy na Bryn, jak kładę ramię wokół jego szyi, pochylając się do niego w kolejnym pocałunku. Owija ramię wokół dolnej części moich pleców i spotyka się ze mną w tym samym miękkim pocałunku co wcześniej. Zwyczajny. Bez języka. Bez otwierania ust. Po prostu nasze usta dotykające się. Pozostając zamknięci jedno przy drugim. To wyraża, wszystko co potrzebuję powiedzieć. Jest mój. Kiedy przerywamy pocałunek patrzę na Bryn. Jeśli były jakieś wątpliwości co do statusu naszego związku wcześniej, teraz zostały usunięte. Parker Cade Jackson jest mój.
***
Wyprowadzam Parkera z sali balowej i idziemy z powrotem korytarzem w kierunku wind. Żadne z nas nic nie mówi podczas jazdy na jego piętro, ani wtedy, kiedy wyprowadzam go z windy. Chwyta mnie i ciągnie w stronę swojego pokoju. Grzebie w poszukiwaniu karty magnetycznej, a ja nie mogę nic na to poradzić, ale się śmieję. Otwiera dla mnie drzwi i wchodzę powoli do czarnego pokoju. Przechodzę przez mały korytarz otwierając drzwi do głównego pokoju, gdzie moje oczy lądują na królewskich rozmiarów łóżku. Odwracam twarz do Parkera i czuję go przyciskającego się do moich pleców, pokazującego jak bardzo jest podniecony. Owijając swoje ramię wokół mojej talii, przyciąga mnie do siebie, więc jestem jeszcze bliżej. Zamykam oczy.
204 | S t r o n a
- Aundrea. – Wypuszcza oddech, opuszczając głowę przekrzywia moją szyję jednocześnie spychając rude włosy z mojego ramienia, odsłaniając skórę. Moje oczy pozostają zamknięte, kiedy czuję jego usta schodzące w dół. Spokojnie, sunie małymi pocałunkami w górę mojej szyi do ucha. – Zdejmij to – szepcze, jak przebiega ręką w dół mojego boku. Otwieram oczy. Przyszłam tu z myślą, że będę jedną, która dowodzi, ale słuchanie jego polecenia, podnieca mnie. To sprawia, że chcę zrobić wszystko co powie. Biorę sprawy w swoje ręce. Odepchnęłam go i zaczynam powoli odchodzić. - Czekaj – woła za mną. Zatrzymuję się i odwracam twarzą do niego. Widzę go kątem oka, jak podchodzi do łóżka i siada na krawędzi, wyrzucając portfel za siebie. - Dobra, twarzą do mnie. Robię tak jak mi powiedział. - Rozbierz się powoli Aundrea. Chcę na ciebie patrzeć. Kładąc obie ręce na biodrach, podchodzę uwodzicielsko w stronę Parkera. Nie rusza się. Po prostu obserwuje mnie z głodem w oczach. Chytry uśmieszek, który uformował się na jego twarzy, sprawia, że się rumienię. Nigdy wcześniej tego nie robiłam: uwodzenia mężczyzny. Wymyślam każdy ruch, zbliżając się do niego, z nadzieją, że nie wychodzi to amatorsko. To nie tak, że znam 101 zasad uwodzenia. Stojąc bezpośrednio przed nim, używam mojego kolana i wciskam je pomiędzy jego nogi, rozszerzając je tak, że mogę stanąć między nimi. Sięgając za siebie, z oczami przyklejonymi do niego, pociągam w dół zamek mojej sukienki, kawałek po kawałku. - Jezu – mówi Parker, kiedy pozwalam sukience opaść swobodnie w dół mojego ciała, odsłaniając koronkowy czerwony stanik i stringi do kompletu. Wychodzę z sukienki, prezentując te same czerwone szpilki, które miałam pierwszej nocy, gdy go poznałam. Widzę uznanie na jego twarzy i ten zarozumiały uśmieszek, który uwielbiam. 205 | S t r o n a
- Taka piękna. Jego palce przybliżają się i zahaczają o paski moich stringów, zwijając je i pociągając mnie bliżej. Jego lewa ręka przechodzi na moją talię, podczas gdy prawa puszcza stringi i przesuwa się w górę do mojej szyi, przyciągając mnie w dół do jego ust. Pocałunek jest powolny i zmysłowy. Bez języka i bez tych chciwych dłoni, ciągnących do siebie bliżej. Parker uwalnia mnie, podróżując rękami w górę i w dół mojego ciała, z oczami wypełnionymi pasją, chęcią i potrzebą. Kiedy jego oczy lądują na moim prawym biodrze, widzę zszokowany wyraz wypisany na jego twarzy, mówiący mi, że zauważył ciemno niebieski i fioletowy ślad, zmieszany z jasnozielonym starym siniakiem. - Czy to od lodowiska? Nie musze podążać za nim wzrokiem. - Tak. Ale jest w porządku. Naprawdę. - Aundrea. - Parker. Jest w porządku. Przyrzekam. – Mrugam do niego, zanim wypuszczam lekki śmiech. Dłonią odnajduję zamek jego kombinezonu i pociągam w dół. Jego oczy odnajdują moje i widzę w nich zniecierpliwienie. Pomagam mu wysunąć ręce, potem obniżam kombinezon w dół jego ciała, do podłogi, ściągając go do samego końca, aż do stóp. Wstaję z powrotem, gdy skopuje swoje buty i wychodzi z przebrania, odrzucając je na bok, pozostając jedynie w czarnych bokserkach. - Chcę, żebyś wszedł na łóżko – mówię. Kiedy jego usta otwierają się, żeby coś powiedzieć, potrząsam na niego głową. - Shhh – mówię, podnosząc palec do moich ust. Odsuwając się od niego, wskazuję, żeby przeniósł się na łóżko. Porusza się dopóki nie opiera się o zagłówek. Podchodząc w stronę łóżka, w moim najlepszym a’la 206 | S t r o n a
Jessica Rabbit ruchu, postanowiłam, że nadszedł czas dać Parkerowi, powolną, pełną tortur i przyjemności noc. Noc, której nie zapomni. Żadne z nas nie zapomni. W jednym szybkim ruchu, przenoszę swoje usta do jego, tak, że ledwo się dotykamy. Przemawiając, niskim, ściszonym głosem mówię. - Ktoś tu był niegrzecznym chłopcem. - Cholera, Aundrea – jęczy Parker. Cały wstyd jaki miałam, odszedł po tych dwóch słowach. Nie chodzi o same słowa, ale o jego ton, który mówi mi, że to mu się podoba. Odnajduję w głębi moją odwagę i przesuwam językiem liżąc jego górną wargę delikatnie, zanim zaczynam mówić, prawie szeptem. - Mam zamiar iść bardzo… bardzo… powoli, więc usiądź, zrelaksuj i ciesz się. Przesuwam paznokciem lekko w dół jego klatki piersiowej do mięśni brzucha. Obserwuję jak mój dotyk na niego działa. Sięgając do góry, poprawiam dwie duże poduszki, żeby mógł ułożyć się między nimi. Podnoszę jego lewy nadgarstek, gdzie wciąż są kajdanki i pytam. - Gdzie jest od nich kluczyk? - W moim portfelu. Rozglądam się po łóżku, gdzie widziałam, że go rzucił. Parker przesuwa się, wyciągając go spod siebie. Sceptycznie wręcza mi klucz. - Dzięki. Odpinam luźny mankiet, pozostawiając drugi zabezpieczony wokół jego nadgarstka i sięgam po jego prawą rękę. - Aundrea, co zamierzasz zrobić? 207 | S t r o n a
- Shhh, po prostu się zrelaksuj – mówię z odrobiną uśmiechu w głosie. - Łatwo ci mówić. Biorę jego ręce i przenoszę je pomiędzy czarny zagłówek, gdzie blokuję za nim lekko nadgarstki. Mówię mentalnie dzięki temu hotelowi, za piękny zagłówek, który bierze obecnie udział w mojej nocy przyjemności. - Aundrea – mówi stanowczo. - Zaufaj mi – szepczę, przed podniesieniem swoich ust na jego. Relaksuje się, otwierając dla mnie usta. Biorę to za okazję, aby ruszyć moim językiem do środka, gdzie z zapałem spotykam jego. Poruszamy się razem bezproblemowo. Nie dotykam go, prócz naszych ust. To powolny, prawdziwy pocałunek. Jest osobisty, łącząc wszystko co nie zostało wypowiedziane wcześniej. - Smakujesz słodko. Jak truskawki – powiedział pomiędzy pocałunkami. Uśmiecham się przy pocałunku, zanim daję mu ostatniego całusa i odsuwam się od niego. Staję w nogach łóżka. Upewniając się, że jego oczy są na mnie, sięgam do tyłu i odpinam stanik, pozwalając mu opaść na podłogę. Jego oczy zmieniają się z pasji, w głód z nutą ognia. To sprawia, że czuję, że mnie chce. Seksownie. Umieszczając stopę przed drugą, wchodzę na krawędź łóżka. Z kluczykiem od kajdanek wciąż w mojej ręce, sięgam w dół, gdzie kula i łańcuch są nadal zapięte. Odpinam je i spadają na podłogę, razem z kluczem. Parker wciąż obserwuje mnie uważnie, co sprawia, że czuję ciepło z potrzeby. Potrzeby jego. Jego ciała. Na kolanach i rękach zbliżam się do jego ciała, zatrzymując przy talii. 208 | S t r o n a
Biorę wypukłość, która utworzyła się w jego bokserkach i przebiegam palcami tak delikatnie jak nigdy, w górę i w dół. Oddech Parkera brzmi, jakby był wypuszczany przez zęby, przenoszę ręce na brzegi jego bokserek, ściągając je. Jest absolutnie pociągający i nigdy nie chciałam niczego bardziej w moim życiu. Mogłabym zrobić wszystko dla tego faceta, który jednocześnie pociąga mnie i przeraża. Z zamkniętymi oczami skomle z radości, kiedy przebiegam rękami w górę jego długości, gdy wyznaczam pocałunkami szlag tuż poniżej pępka. Kontynuuję całując w górę jego brzucha, do klatki piersiowej i szyi. - Parker, zamierzam… wysadzić… twój… umysł… - Kurwa! Aundrea, nie możesz mówić takiego gówna do skutego kajdankami faceta! Przesuwam się z powrotem w dół jego ciała, pozwalając moim włosom opaść na jego brzuch. Obserwuję jak zasysa powietrze, kiedy drży. Mając go na widoku, otwieram usta i biorę jego główkę do środka. Nie używam rąk. Pozostawiam je po bokach jego nóg. - Cholera. Biorę go głębiej w usta, przesuwając całą drogę z powrotem. Wypycha biodra do mnie, powodując moje lekkie zadławienie. - Cholera, przepraszam – przeprasza między zębami. Kładę jedną rękę na jego udzie, a drugą pomagam sobie wprowadzić go dalej do środka, przesuwając ostrożnie w i poza moje usta, powoli go degustując. Zaczynam poruszać ręką, razem z ustami. Powoli i szybko. W kółko. Czuję jego napięcie i poruszam głową szybciej, ssąc mocniej. - Aundrea, kochanie. Mam zamiar dojść. Zabierz głowę. Nie zamierzam. 209 | S t r o n a
Biorę go głębiej – rozluźniając gardło, otwierając je dla niego, dopóki nie sięga do końca. Napina się pode mną, a jego biodra dają ostateczne szarpnięcie. Napływająca ciepła, słona ciecz wypełnia moje usta. Nie czekam: przełykam, smakując go. - O mój Boże, Aundrea. To było… kurewsko niesamowite. Odsuwając się, wstaję i odchodzę od łóżka. - Dokąd idziesz? Proszę, nie mów, że zamierzasz zostawić mnie w ten sposób, Aundrea! Odwracam się i daję mu złowieszczy uśmiech. - Co masz zamiar z tym zrobić? Przyjść po mnie? – śmieję się, kiedy zmierzam do łazienki. - Nie żartuję, Aundrea! Rozkuj mnie! Szybko przepłukuję usta, wyłączając światło i wracam do niego. - Uspokój się. Znajduję kluczyk na podłodze, przy mojej sukience i odpinam go. Sekundę po odpięciu, pociąga mnie za talię, szarpiąc w dół na niego. Porusza się tak szybko, że w ciągu jednej sekundy leżę na nim, a następnej jestem pod nim. Czuję jak peruka opada mi z jednej strony od nagłej zmiany pozycji. Z prędkością światła, moje ręce lecą do mojej głowy, poprawiając ją. Jestem wdzięczna za to, że tylko się przesunęła, a nie spadła. Także za to, że jest ciemno, więc wiem, że niewiele mógłby zobaczyć. Śmieję się, mówiąc coś o tym jak bardzo nie cierpię tego kostiumu i peruki. - Zdejmij ją. – Sięga po nią, ale złapałam jego rękę, zatrzymując go. - Poczekaj. Chcę ją zostawić. Jest seksowna. - Jesteś jakaś inna. Wiesz o tym? 210 | S t r o n a
- Nie. - Cóż, to teraz wiesz. Parker pochyla się dając mi buziaka. Jest czuły. Delikatny. Nasze usta poruszają się razem, ale nie pogłębiamy tego. Po prostu się całujemy, z naszymi rękami splecionymi przy moim boku. - Jesteś niesamowitą kobietą, Aundrea – mówi w końcu, pozwalając mi złapać oddech. Patrzę na niego. On na mnie uważnie. Nie mogę powiedzieć tego, czego chcę. Ani tego co muszę, więc robię to co wiem, że mogę. Pokazuję mu to. Umieszczam ręce po obu stronach jego twarzy i powoli obniżam ją z powrotem do mojej, dając mu zmysłowy pocałunek. Włożyłam w niego wszystko co czuję. Sposób w jaki sprawia, że czuję. Jak mnie zmienia, a nawet o tym nie wie. Miałam spotkać Parkera. On wydobywa ze mnie to, co najlepsze. Wydobywa ze mnie życie.
211 | S t r o n a
Rozdział 15 Obudziłam się po dziewiątej. Ze swoimi nogami splątanymi razem z Parkera: ręką na jego brzuchu, i głową spoczywająca na jego ramieniu. Ubrania są porozwalane po podłodze, a nasze nagie ciała są splecione po środku łóżka. Nie porusza się, kiedy przesuwam się obok niego, odpychając moje włosy z oczu. Cała peruka przesunęła się na prawą stronę, niemal spadając mi z głowy. Patrzę na Parkera, który wciąż jest w fazie snu, siadam i poprawiam perukę – wypuszczając długi oddech, gdy to robię. To mogłoby być trudne do wyjaśnienia. Siadając prosto, przesuwam nogi tak, że są na krawędzi łóżka. Zanim mogę stanąć, nadchodzące od tyłu ramię Parkera, przytrzymuje mnie w miejscu, zmuszając do odskoczenia i sprawiając, że wypuszczam drobny pisk. - Gdzie myślisz, że idziesz? Śmieję się. - Nigdzie. - To dobrze, więc wracaj z powrotem do mnie, do łóżka. Robię to. Wsuwam się z powrotem obok niego. Skręcając moje włosy, przekładam je na ramię tak, żeby nie przeszkadzały. - Aundrea. Ostatnia noc… Ostatnia noc była niesamowita. Wypełniająca. Głęboka. Bezgraniczna. 212 | S t r o n a
Szczera. Mój umysł szybko odtwarza to co się wydarzyło… - Aundrea. Szepcze moje imię pomiędzy pocałunkami, którymi wyznacza szlag w dół mojego ciała. Lezę pod nim, naga, ale z moim naszyjnikiem – wyeksponowana – a on w kółko powtarza mi, że nigdy nie widział kogoś bardziej piękniejszego. Wcale nie myślę o swoim porcie. Nie kiedy jego palce przebiegały w górę i w dół po mnie, czy nawet wtedy, gdy jego usta podgryzały mnie i całowały każdy mój cal. Jego palce pogładziły mój port ostatecznie, kiedy próbował odsunąć naszyjnik z drogi, co było przyczyną mojego zamierania. Spoglądając na mnie w dół pytająco, powiedziałam mu, że to guz od uderzenia się o krawędź drzwi. To była kiepska wymówka i prawdopodobnie nawet nierealna, ale to najlepsze co mogłam wymyśleć z tego miejsca i z tym wspaniałym nagim mężczyzną pomiędzy moimi nogami. Nie pytał mnie o nic. Albo go to nie obchodzi, albo jest zbyt przejęty tym co się dzieje między nami, żeby zadawać mi pytania. W pokoju jest ciemno jak w smole, więc wiem, że nie może zobaczyć mojego rozważania. Wiem, że naszyjnik też pomaga – sprawiając, że to jest mniej widocznie niż jest w rzeczywistości. - Proszę, Parker. – Nadal mnie smakując, delikatnie pociera moją skórę swoim zarostem. – Chcę cię, Parker. Parker sunie swoim ciałem w górę mojego. Kiedy jego oczy są zablokowane na mnie, wchodzi we mnie jednym powolnym ruchem. Czuję się zaniepokojona, gdy rozciąga mnie, wypełniając. - Cholera, kochanie.
213 | S t r o n a
Pozwalam swoim oczom wywrócić się do tyłu, odczuwając mocno jego wsuwanie się głębiej. Kiedy jest cały w środku, nie porusza się. Jego dotyk na mojej twarzy sprawia, że moje oczy się otwierają. Jego piękne niebieskie oczy wciąż patrzą w dół na moje. Moje usta są nieznacznie rozchylone, a oddech jest płytki. Z naszymi oczami wciąż zablokowanymi, wysuwa się ze mnie, niemal do końca, zanim wsuwa się z powrotem. Zrobił to kilka razy, aż nie mogłam więcej znieść. Wypuszczając jęk rozkoszy, błagałam o więcej. Chcę więcej. - Shhh, kochanie. – Obniża swoje wargi do moich. Nasze usta pracują ze sobą, kiedy ciała poruszają się, w jednym – połączeniu. Próbuję przyciągnąć go bliżej do siebie, szarpiąc za jego plecy, biodra, kark i głowę. Nasze ciała kołyszą się w zwolnionym tempie. To nie jest nic gorącego czy mocnego, jak nasz pierwszy raz. To jest pasjonujące. Czułe. Nie potrzebujemy słów. Nasze ciała mówią za nas. To jest piękne. Kiedy czuję budujący się orgazm i moje mięśnie zaciskające się wokół niego, Parker zaczyna poruszać się szybciej. - To jest to, kotku. Jego ruchy nie są mocne. Kontynuuje pchnięcia wewnątrz mnie delikatnie, ale z idealną ilością siły. Gdy krzyczę jego imię, przechwytuje to tłumiąc odgłosy wychodzące z moich ust. W końcu wsuwa swój język do moich ust i biorę go łapczywie. Nie chcąc, żeby to się 214 | S t r o n a
skończyło podnoszę rękę do góry, owijając ją wokół jego szyi. Kontynuuje powolne ruchy do środka i na zewnątrz, dopóki nie znajduje swojego własnego uwolnienia. Leżymy dysząc, nasze ciała są lepkie od potu. - Parker… Nie mogę mówić dalej. Nie wiem co powiedzieć, aby sprawić, że ta chwila będzie jeszcze bardziej wyjątkowa. Cóż, myślę, że są trzy takie słowa. - Aundrea? – powiedział przerywając moje myśli. - Tak? - Słuchasz mnie? - Nie. Przepraszam, co mówiłeś? - Właśnie sobie uświadomiłem, że nie użyliśmy niczego zeszłej nocy. Myślę co ma na myśli. Ochrona. Co mam powiedzieć? Jest w porządku: nie mogę zajść w ciąże. - Jest w porządku, zabezpieczam się i jestem czysta. No właśnie. To tak naprawdę nie było kłamstwem. To prawda, ale mało precyzyjna i oczywiście byłam bardzo szczera mówiąc o tej części, że jestem czysta. Musiałam mieć wielokrotnie sprawdzane STD 42 , przy wszystkich zabiegach jakie miałam. - Cóż, wciąż nie powinienem być tak zachłanny. Nie myślałem o tym, że przyjdziesz ostatniej nocy, ani że mógłbym coś ze sobą mieć. Odwracam się do niego, kładąc ręce na jego klatce piersiowej, tak że spoglądam w dół na niego. To już chyba było w początkowych rozdziałach, ale jeśli ktoś nie pamięta, to to, oznacza choroby przenoszone drogą płciową. 42
215 | S t r o n a
- Parker. Naprawdę jest w porządku. Obiecuję. Między nami jest dobrze. – Daję mu szybkiego całusa, potem podnoszę się i ubieram. Pyta, czy może dołączyć do mnie pod prysznicem i mówię mu jak bardzo bym tego chciała, ale rodzice przyjeżdżają dzisiaj i muszę wracać. Błaga, żebym została, więc rozdziera mnie na pół to, że muszę powiedzieć mu nie. Chcę tego. Tak bardzo. Parker próbował wielokrotnie ściągnąć moją perukę ostatniej nocy, a ja nalegałam na zostawienie jej. Naciskał też dzisiejszego ranka, ale go zbyłam. - Naprawdę musisz iść? - Tak, przepraszam. - W porządku. – Patrzy jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale tego nie robi. – Zadzwonisz do mnie później? - Oczywiście. – Daję mu szybkiego całusa, potem proszę go, żeby zapiął z powrotem moją sukienkę. Nie przejmował się tym, że nie jest ubrany, a moje oczy nie mogły się powtrzymać i wędrowały po jego ciele cały czas, jak patrzyłam na niego. Zostawiłam go tam, stojącego nago w hotelowym pokoju ze wspomnieniami ostatniej nocy.
***
- Kochanie dlaczego nie możemy go poznać? Moja mama zadała to pytanie, nie mniej niż piętnaście minut po tym jak wyszłam spod prysznica. - Bo tak. Nie jesteśmy na etapie poznawania rodziców. - A na jakim etapie jesteście? – wyśpiewał mój tato. 216 | S t r o n a
- Na żadnym. Idziemy powoli. - Powiedziałabym, że spędzacie razem dużo czasu jak na kogoś kto idzie powoli – zaćwierkała Genna, podczas przerzucania stron w swojej nowej książce kucharskiej. Posyłam jej gniewne spojrzenie, zanim odwracam się z powrotem do mojego taty. - Tato, spędzamy tylko czas razem. - Bardzo dużo czasu! – przerwała Genna. - Czy możesz się zamknąć! – rzucam w nią jedną z jej niebiesko-szarych poduszek, leżących na kanapie. - Hej! – krzyczy, upuszczając swoją książkę kucharską na ziemię. Śmieję się i wkrótce ona także to robi. - Okej, wy dwie. Uspokójcie się. Dre, dlaczego nie powiedziałaś swojemu tacie i mi o Parkerze? - Już ci powiedziałam, to co miałam do powiedzenia. - Szczegóły proszę. Moja mama jest jak siostra. Albo raczej, moja siostra jest jak ona. Zawsze chcą cholernych szczegółów od wszystkiego. Mówiłam im, jak go poznałam w domu, kiedy przyszedł na obiad. Genna wciąż nie wie, jak tak naprawdę się poznaliśmy. - Obiad skończony! – Jason uśmiecha się, niosąc dwie duże torby z lokalnego baru przy drodze. Genna nalegała, żeby zrobić domowy posiłek, ale moja mama i tata uwielbiają tą knajpę, więc ustąpiła. - Kochanie, o której musisz być w szpitalu jutro? - O ósmej. Mój tata chciał jechać ze mną. Był tylko na kilku moich zabiegach w ciągu ostatnich lat. Do tej pory zabiegi zawsze odbywały się w tygodniu, gdy był w pracy, 217 | S t r o n a
więc w tym czasie zabierała mnie na nie moja mama, a on zostawał ze mną przez całą noc, jeśli było trzeba. - Będziesz miała coś przeciwko, jeśli mama i ja pojedziemy z tobą? - Oczywiście, że nie. Zawsze byłam dziewczynką tatusia i myślę, że dlatego nigdy nie mówi zbyt wiele o mojej chorobie. Dla niego nie jest normalnym rozmawiać o tym, czy dyskutować o innych szczegółach niż tylko o ważnych rzeczach. Niedługo po tym jak zostałam zdiagnozowana, powiedziałam mu, że nie jestem przerażona i że on też nie musi być. Nie musiał mi mówić jak było. Mogłam to zobaczyć w jego oczach. Genna opowiadała mi jak pił kawę za kawą podczas każdego mojego prześwietlenia, czy wizyty w gabinecie, tak jakby musiał coś robić. Chciałabym usiąść z nim na ławce późno w nocy, patrzeć na gwiazdy, trzymając jego rękę i pocieszać go, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Że ze mną było w porządku, i że nie musi się martwić. Kiedy miałam nawrót raka za drugim razem, jego stosunek do tego się wzmocnił. Stawał się cichy, na każdą wzmiankę o moim zabiegu, wiedziałam, że się martwił, ale nie mówił zbyt wiele. Tylko słuchał. Tuż przed tym, jak przyjechałam do Rochester, usiadałam z nim na dworze, słuchając odgłosów świerszczy latających dookoła. Rozmawialiśmy o naszych rodzinnych wakacjach i naszym domu z dala od domu, St. Thomas na Wyspach Dziewiczych. - Nie boję się umrzeć, tato – powiedziałam mu. – Jestem przerażona, bo nie będę mogła żyć. Nie chcę umrzeć z żalem, że nie zrobiłam w swoim życiu rzeczy, które zawsze chciałam zrobić. – Słuchał, kiedy mówiłam mu to wszystko czego chciałam dokonać, kiedy pokonam raka. Chciałabym podróżować po świecie, pojechać na safari, przejechać się rollercoasterem, spłynąć na pontonie górską rzeką, ułożyć Kostkę Rubika i może przepłynąć dookoła Morze Martwe. To była pierwsza noc, gdy widziałam, jak mój tato płacze. 218 | S t r o n a
***
Veronica, starsza pielęgniarka, która zapisywała mnie na wcześniejsze dwa zabiegi nie pracowała w poniedziałki, więc inna młoda pobrała mi krew w ostatnią środę, kiedy moja pielęgniarka była od rana. Zapamiętałam jej imię, Britney. Zawsze mówi bardzo miękkim i gładkim głosem do innych. To słodkie i ona jest miła, ale to irytujące. Jeszcze nie umieramy, więc nie mów do nas jakby tak było. - Dobra, kochanie. Wyniki są naprawdę dobre. Teraz zamierzam cię podłączyć. Powinno to potrwać około czterech godzin. Kiedy maszyna się wyłączy, usłyszysz krótki dźwięk, a potem kolejne trzy też krótkie piknięcia. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, po prostu wciśnij guzik. - Dziękuję – mówię w tym samym czasie co moja mama. Genna poszła na wolontariat do miejscowej biblioteki. Nie miała wolontariatu odkąd byłam w domu, więc powiedziałam jej, żeby wychodziła teraz, kiedy rodzice są tutaj. Gdy jestem podłączona, mama opowiada mi o tym jak jej się pracuje w kilku pracach i jakieś miasteczkowe plotki: kto z kim sypia i kto co ubiera do kościoła. Przysięgam, ona musi spędzać każdą wolną minutę u fryzjera, ponieważ rzeczy, które wie o życiu osobistym ludzi są zdumiewające. Śmieję się z komentarzy, a oczy mojego taty wywracają się, kiedy słucha jej opowieści. Decyduję się zmienić temat. - Tato, jak ci idzie w pracy? - Te same bzdury, co każdego innego dnia. Mógłby przejść na emeryturę. Myślę, że byłby szczęśliwszy pracując w sklepie z narzędziami, zamiast w fabryce, gdzie spędził ostatnie dwadzieścia pięć lat. To się opłaca, ale jest stresujące. - Jak wiele jest takich dni? 219 | S t r o n a
- Trzysta pięćdziesiąt. – Śmieje się, wzruszając ramionami. Dobrze jest spędzić czas z moimi rodzicami, nawet jeśli tak jak teraz. Nadrabiamy stracony czas, wspominamy i nawet planujemy moją następną wizytę w domu. Kiedy maszyna zaczyna pikać, Britney przychodzi i ją wyłącza. Odłączając plastikową rurkę z mojej żyły w porcie, zakłada mi bandaż na czas mojej jazdy do domu. - Dzięki – mówię jej, jak podnoszę się z krzesła i wychodzę razem z moimi rodzicami. Jak tylko schodzę w dół korytarzem do wind, słyszę jak ktoś woła moje imię. - Aundrea? Odwracam się i widzę stojącego tam Parkera. - Cześć – mówię, starając się wyglądać na szczęśliwą i zaskoczoną, że go widzę. Co on tutaj robi? - Hej, co tutaj robisz? – zapytał, podchodząc i biorąc mnie w uścisk. - Och, przyszliśmy z wizytą do przyjaciela rodziny. – Starałam się znaleźć odpowiednie słowa, z nadzieją, że brzmią one przekonująco. Zapięłam zamek mojej bluzy całkiem do góry, z nadzieją że ukryję wystający bandaż. Przyjeżdża winda, ale tracimy okazję dzięki mojej mamie. - Cześć, jestem Donna. Mama Aundrei, a to jest Jay, mój mąż – powiedziała, wskazując na tatę. Witają się uściskami dłoni i uśmiechami. - To wspaniale cię poznać. Aundrea opowiadała mi dużo o was. - Zabawne, bo ona nie… 220 | S t r o n a
- Tato, to jest Parker – mówię posyłając mu surowe spojrzenie. Proszę bądź miły! - Parker! – moja mama praktycznie zepchnęła mnie z drogi i przysunęła się bliżej do niego, biorąc go w uścisk. – Słyszałam tak wiele o tobie. Nie tylko od Dre, ale od Genny i Jasona także. To naprawdę dobrze w końcu cię poznać. - Tak, świetnie. – Mój ojciec powiedział pod nosem. Pozwoliłam sobie na mały chichot na jego męski akt. Tak naprawdę nie grał roli, wielkiego, złego, strasznego ojca, ale mogłam powiedzieć, że próbuje pokazać Parkerowi, kto tu jest szefem. Uwalniając moją mamę, Parker uśmiecha się do niej. Mama jest niższa ode mnie, ale wciąż ma swoje pięć stóp i osiem cali43. - Same dobre rzeczy mam nadzieję – powiedział mrugając, kiedy spojrzał z powrotem na moją mamę. - Oczywiście, oczywiście! Cała trójka wymieniła kilka zdań o klinice, podczas gdy ja stałam tam niezręcznie z boku. Korzystając z małej przerwy w ich rozmowie pytam – co tutaj robisz? - Och, przyszedłem do jednego z lekarzy, którzy byli na imprezie. Podrzuciłem mu kilka rzeczy, które wygrał na licytacji. - Och. - Jadłaś coś? Może moglibyśmy iść na jakiś lunch? Patrzy na mnie i bierze moją rękę. Rodzice oboje patrzą na mnie, pozostawiając mi decyzję.
43
Około 172 cm.
221 | S t r o n a
Myślę o tym przez chwilę. Nie mogę wymyśleć żadnego dobrego powodu, dla którego miałabym powiedzieć nie i wiem, że nie zobaczę go przez klika dni, kiedy będę chorować, więc zgadzam się. Wciskamy się do windy, Parker staje za mną, szybko ściskając moją rękę. Ściskam jego plecy, dwa razy. - Wyglądasz pięknie – szepcze w moje włosy. Nie czuję się piękna. Moje włosy są spięte z tyłu, mam dżinsowe rybaczki i szarą bluzę. Nie myślałam, że będę potrzebowała dziś makijażu, więc nie mam żadnego. Zgadzamy się pójść do bufetu, skoro już tutaj jesteśmy. Ku mojemu zaskoczeniu szpital ma naprawdę duży wybór. To nie jest to szpitalne jedzenie, z którym miałam zawsze do czynienia. Kiedy wszyscy jesteśmy przy stole, Parker siada obok mnie z ręką spoczywającą na moim udzie. - Więc, Parker, Aundrea powiedziała nam, że spędzacie ze sobą dużo czasu. - Tak, proszę pana. Parker nazwał mojego tatę tak formalnie, że dławię się śmiechem. Kładąc swoją pizzę, mama powiedziała – dobrze wiedzieć, że Aundrea poznaje nowych ludzi. Jej ojciec i ja niepokoiliśmy się, że nie będzie w ogóle wychodzić z domu. Parker patrzy na mnie. - Dlaczego miałaby nie wychodzić z domu? Śmiejąc się, mówię pierwszą rzecz, która przychodzi mi do głowy. - Ona tylko żartuje. Wiesz… zajęcia online, dom, łóżko, jedzenie. Mam wszystko czego potrzebuję. Po co wychodzić? – żartuję patrząc na rodziców. Moje oczy błagają ich, żeby odpuścili. 222 | S t r o n a
Mama spogląda na mnie ze zmieszaniem, a potem ze zrozumieniem. Natomiast tata ze smutkiem. Oboje teraz wiedzą, że nie powiedziałam nic Parkerowi. Kończymy nasz lunch śmiejąc się i opowiadając żenujące historyjki z rodzinnych wakacji. Parker obserwuje mnie z zainteresowaniem cały czas, ani razu nie zabierając ze mnie ręki. Mama wciąż wspomina jak to cudownie, że jesteśmy razem, podczas gdy tata ciągle patrzy się na Parkera. Zanim się żegnamy, mama mówi Parkerowi, że powinien wpaść do nas wkrótce na obiad, a on szybko się zgadza. - Zobaczymy się jutro? – pyta mnie. - Nie, przepraszam. Chciałam trochę czasu spędzić z rodzicami. Zadzwonić do ciebie później? - Oczywiście. – Przyciąga mnie w uścisk. Uwalniając mnie, waha się, spoglądając na moich rodziców. Przebiega palcem delikatnie wzdłuż moich ust, kiedy szepcze – do widzenia, Aundrea.
223 | S t r o n a
Rozdział 16 Jestem chora. Nie jak zazwyczaj, czy nie-czuję-się-dobrze chora. Jestem umieśćpocisk-w-mojej-głowie-i-zabierz-moje-cierpienie chora. Nigdy w życiu nie czułam się aż tak źle. Nie ma nic, co może kiedykolwiek być porównane z tym co czuję. To jest jak umieranie, nie chcę przez to przechodzić. Mój tata przenosi mnie z łóżka na kanapę, albo z kanapy do łazienki. Potrzebuję mojej mamy i Genny, żeby poradzić sobie w łazience, a to mnie miażdży. Nienawidzę tego, że nie mogę nawet stanąć w toalecie na własną rękę. Tabletki przeciwbólowe jadam jak cukierki, popijając wodą, jakby to miała być moja ostatnia kropla i leżąc w łóżku, albo na kanapie, jakbym była w śpiączce. Wszystko mnie boli. Moja głowa, ręce, nogi, plecy, klatka, gardło – nawet oczy. Nie mogę utrzymać ich otwartych wystarczająco długo, żeby chociaż uzyskać czysty obraz czegokolwiek. Moja mama i Genna traktują mnie jak dziecko, co stawia mnie w ich potrzasku. Nawet rozmowa boli. Odganiam je ode mnie za każdym razem, jak tylko zbliżają się do mnie, a to powoduje płacz mamy. Nie mam na celu zranienia jej uczuć, ale potrzebuję spokoju i ciszy. Każdy hałas, trzask czy nawet szept rani moje uszy. Boli fizycznie i emocjonalnie, dotykanie mnie przez kogokolwiek, poruszanie się, czy nawet mówienie do mnie. Parker dzwonił trzy razy. Kiedy nie odpowiedziałam, zaczął wysyłać wiadomości. Pan Przystojny: Wszystko w porządku? Nie odpowiadasz. Pan Przystojny: Aundrea? Pan Przystojny: Nie staram się brzmieć jak natręt, ale doprowadzasz mnie do szału. Zadzwoń. 224 | S t r o n a
Pan Przystojny: Koniec tego. Przyjeżdżam. Ostatnia wiadomość zmusza mnie do zadzwonienia do niego. - Aundrea? – odbiera po pierwszym sygnale. - Cześć. Wzdycha z ulgą do telefonu. - Co się dzieje. Dzwoniłem i pisałem. Wszystko dobrze? - Tak, przepraszam. Nie używam zbyt często telefonu, kiedy moi rodzice są tutaj. - Rozumiem. To po prostu niezwykłe, że nie miałem żadnych wiadomości od ciebie. Jesteś pewna, że jest okej? Brzmisz na smutną. Jestem bliska łez. Moja klatka piersiowa boli. Chcę z nim rozmawiać. Powiedzieć mu. Nienawidzę tego, że to przed nim zatajam. - Ze mną w porządku. Obiecuję. Tak szybko jak moi rodzice wyjadą, zadzwonię do ciebie, dobrze? Wyjdziemy gdzieś, albo może będę mogła wpaść? - Tak, pewnie. Oczywiście. Po prostu… proszę pisz do mnie. Nie lubię się martwić. - Będę. Przepraszam. - Jest okej. Porozmawiamy wkrótce? - Oczywiście. Po rozłączeniu się rzucam telefon obok mnie. Mój tato dzwonił do doktor Olson, żeby dostać nowy zapas leków przeciwbólowych dla mnie i pytał czy to przez co przechodzę jest normalne. Jak tylko poruszam ręką czuję jakby moje kości miały się złamać. Doktor potwierdza, że to przez leki. Jeśli będzie trzeba, następna runda za dwa tygodnie może zostać przeniesiona, ale 225 | S t r o n a
w między czasie, dostanę silniejsze leki, w tym Dilaudid, żeby bardziej rozluźnić mięśnie. W trzecią noc, leżę w łóżku rozbudzona, ponieważ mrowienie w rękach i nogach powróciło. Ból był trochę lepszy do zniesienia dzięki lekom, przez co teraz zastanawiam się nad wzięciem czegoś co pomoże mi spać. Sięgając do stolika nocnego, biorę pigułkę i popijam wodą. Podnoszę telefon i widzę, że jest druga nad ranem. Mimo to, wiem że Jean i tak odbierze. Zawsze to robi. - Dre? Wszystko dobrze? – odbiera po drugim sygnale. Nie mogę płakać z bólu, chociaż jestem bliska tego cały czas. Pociągam nosem do telefonu i słyszę szelest pościeli, kiedy układa się wygodnie na łóżku. - Mów do mnie. Jestem tu. - Ja… – próbuję powiedzieć, ale gula w moim gardle zatrzymuje wszystkie słowa przed wydostaniem się na zewnątrz. - Shhh. – Jej głos po drugiej stronie jest uspokajający. Ona jest jedyną osobą, na którą nie złoszczę się, za uspokajanie mnie. Myślę, że tak jest, ponieważ jest jedyną, która naprawdę rozumie przez co przechodzę. Nie chcę pocieszenia. Chcę uwolnienia swoich frustracji bez kogoś biorącego to osobiście i uciekającego od płaczu. Nie traktuje mnie jak dziecko. Nie mówi mi, że wszystko będzie dobrze. Tylko słucha. Nigdy nie osądza i kocham ją za to. Staram się wydusić jakieś słowa, ale zamiast tego lecą mi łzy. Zasysam powietrze, kiedy ból w mojej klatce się uwalnia. Szlochy stają się silniejsze i nie mogę ich powstrzymać. Pozwoliłam, żeby łzy moczyły poduszkę, gdy płakałam jeszcze mocniej do telefonu. - Po prostu chcę to zatrzymać. To wszystko. Ból. Cierpienie. Pierdolonego raka. Chcę, żeby to odeszło. Potrzebuję, żeby odeszło, Jean. To rozdziera mnie od środka. 226 | S t r o n a
Boże, nienawidzę tego. Mimo wszystko kłamię, bo robię to dla Parkera. To łamie mi serce. Słyszę stłumiony płacz po drugiej stronie, ale nic nie mówi. - Nie mogę mu tego zrobić. Nie mogę. Jeśli następna seria się nie przyjmie… jeśli przeszczep nie zadziała… jestem skończona, Jean. Będę tak kurewsko skończona przez to. Nie mogę nic zrobić. Moje cholerne ciało nie może nic zrobić! Nie mogę nawet wziąć prysznica sama, bo ból jest tak duży. – Zatrzymuję się, przenosząc mój głos do bardzo niskiego szeptu – czy to nie jest wystarczająco dużo? Płaczę mocniej do telefonu razem z nią. Pozwalam łzom spadać i nie wstydzę się tego. Muszę je wypuścić. Jutro będzie inny dzień. Jutro będzie lepiej. Może być tylko lepiej.
***
Alarm by wstać włączył się o ósmej, ale moje ciało się nie zgadzało. Słońce ledwo wzeszło, a mój umysł jest gotowy przebiec maraton. Razem z Jean poszłam późno spać, płacząc do trzeciej do telefonu. Kiedy skończyłam, pożegnałam się i próbowałam zasnąć. Wiem, że gdy będę następny raz z nią rozmawiała, ostatnia noc nie zostanie wspomniana i właśnie za to ją kocham. Parker wysłał mi wiadomość, pisząc, że tęskni za mną i chce przyjechać, żeby mnie zobaczyć i spędzić czas z moimi rodzicami, zanim wyjadą. Jestem przerażona na myśl o nim, spędzającym czas z moją rodziną. Kocham ich, ale czasem jestem tematem rozmowy, albo przynajmniej mój nowotwór jest. Sama muszę najpierw powiedzieć Parkerowi. Lecz nie wiem jak. Ja: Hej, przepraszam, że nie odpisałam ostatniej nocy. Późnej nocy. Myślę, że w ten weekend powinnam popracować. Dam Ci znać. Też za Tobą tęsknię. Xo 227 | S t r o n a
Odpowiedział niemal natychmiast. Pan Przystojny: W porządku. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Przyjść w ciągu dnia? Chcę Cię zobaczyć. Ja: Nie dzisiaj Przepraszam, może w następnym tygodniu… Pan Przystojny: Wszystko dobrze? Ja: Tak Zadzwonię później. Ok? Pan Przystojny: Jasne. Pocieram szybko ramiona, próbując pozbyć się skurczy, które się uformowały. Czuję się lepiej, niż ostatniej nocy, czy wczoraj – wystarczająco dobrze, wreszcie, mogę wziąć prysznic bez mojej mamy czy Genny w pobliżu. Po tym jak wyszłam z łóżka, skierowałam się prosto do łazienki. Najpierw prysznic, potem kawa. Kiedy zmierzam do łazienki, słyszę Gennę rozmawiającą z moimi rodzicami i Jasonem przy śniadaniu. Jestem zaskoczona, że wszyscy już wstali. Nie siliłam się, żeby wyszorować zęby czy zmienić ciuchy na czyste. Chciałam tylko poczuć parę i ciepło wokół mnie. Pod prysznicem, pozwoliłam, żeby gorąca woda płynęła przeze mnie, zezwalając by moje ramiona się rozluźniły pod wpływem pary. Woda uderzała mocno, jak tylko ją włączyłam, zmniejszając cały stres jaki budował się przez ostatnie trzy dni. Zamykając oczy, poczułam pochłaniające mnie ciepło, podczas gdy szorowałam każdą cząstkę siebie do czysta. Jestem zaskoczona jak dobrze prysznic wpłynął na moje samopoczucie po tych trzech dniach, które miałam. Pocieram dłońmi twarz, zmywając cały makijaż jaki pozostał. Z jakiegoś powodu pozwoliłam Gennie wczorajszego popołudnia mnie pomalować, ponieważ nie mogła się zamknąć, mówiąc mi ciągle jak lepiej bym się z nim czuła. Myślę, że to sprawiło, że ona poczuła się lepiej, jakbyśmy nadrabiały stracony czas, czy coś. 228 | S t r o n a
Poświęciłam moim oczom więcej uwagi, z nadzieją, że zmyłam cały tusz. Nie ma nic gorszego niż uczucie myjki drapiącej moją wrażliwą skórę, ale ponieważ nie zabrałam chusteczek do zmywania makijażu, to woda jest jedyną nadzieją by go zmyć. Ostatecznie wyszorowana, odwracam się w kierunku lecącej wody, żeby zmyć pozostałości po mydle. Biorę krok w tył, uciekając przed wodą i wycieram twarz suchym ręcznikiem, który wisi na ścianie poza kabiną prysznica. Pozwalając, żeby ręcznik opadł z powrotem do ściany, patrzę w dół na moje ręce, gdzie jest teraz kilka maleńkich czarnych włosów na czubkach palców. Odwracam dłonie na drugą stronę, żeby uzyskać lepszy widok, rozdzielając palce nieznacznie, kiedy to robię. - Co do cholery? – szepczę do siebie, trzymając moje teraz trzęsące się ręce w powietrzu. Małe włoski wyglądają jak rzęsy, ale są pomieszane z nieznacznie dłuższymi włoskami koloru złotej miedzi i brązu. - O mój Boże – to nie może być to co myślę, że jest. Czy może? - O mój Boże. O mój Boże! – zaczynam mówić coraz głośniej do lecącej wody. Szybko rozsuwając zasłonę, wychodzę spod prysznica, nie kłopocząc się wzięciem ręcznika. Kierując się prosto do lustra, chwytam ręcznik, żeby wytrzeć parę nagromadzoną na lustrze i próbuję zobaczyć swoje odbicie w zamglonym szkle. - O mój Boże! – krzyczę na swoje odbicie. Moje oczy wciąż są piwne, ale nie są już otoczone pełnymi, ciemnymi rzęsami. Są puste. Każda pojedyncza rzęsa zniknęła. Każda. Jedna. Pojedyncza. Nie mam czasu, by panikować o rzęsy, ponieważ moje oczy, spoglądają szybko na resztę twarzy, gdzie zauważam przerzedzone miejsce, gdzie były moje świeżo wyskubane złote brwi. Sapnęłam. Moje ręce poleciały do ust. Brwi prawie zniknęły. Są miejsca, gdzie ich brakuje. Nie zostało prawie nic. I nie jestem w stanie tego naprawić. Muszę wyskubać je wszystkie. Żadnych włosów. Zdesperowana by odsunąć się od lustra, cofałam się póki nie uderzyłam w ścianę. Moje palce dotknęły jej, pozwalając mi osunąć się na podłogę. 229 | S t r o n a
Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Jakimś cudem, jakoś, wszystko będzie w porządku. Nie będzie? Nie. Nie będzie. Nic nie będzie w porządku. To zmienia wszystko. Świadomość utraty włosów została opanowana. Żadnych więcej rzęs. Żadnych więcej brwi. Żadnego więcej wychodzenia publicznie. Żadnego więcej Parkera. Żadnego więcej Parkera? Moje serce zaczęło bicz szybciej, a oddech stał się ostrzejszy. To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje. To się nie dzieje. Kurwa. To się dzieje. Trzęsącym ruchem odchylam się od ściany i badam resztę mojego ciała. Wszystkie włosy poniżej brzucha? Zniknęły. Włosy na rękach? Są, ale ledwo co. Włosy na mojej twarzy? Mojej głowie? Zniknęły. Wszystko zniknęło. Nastała panika i wypuściłam stłumiony krzyk. Moje gardło jest ściśnięte i przełykam gulę za gulą, odmawiając pozwolenia im na tworzenie się. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie będę płakać. 230 | S t r o n a
Kurwa. Płaczę. Łzy zaczynają spadać i nie ważne jak szybko próbuję je otrzeć, na ich miejsce pojawiają się nowe. Z każdą upadającą łzą staję się bardziej i bardziej sfrustrowana. Jestem sfrustrowana na siebie, że płaczę i na tego pierdolonego raka, który zabiera nie tylko wszystkie moje włosy, ale teraz także Parkera. Krzyk wydostaje się przez moje spierzchnięte wargi i walę dłońmi o ścianę za mną. Jestem wkurzona na siebie za bycie tak załamaną, ale wszystko, co myślałam, że mam, teraz odeszło. Straciłam. Moje włosy. Moją wolność. Parkera. Wszystko. Nie mogę wyjść publicznie bez rzęs. Bez pierdolonych brwi! Moje brwi, do kurwy! - Zabranie włosów z mojej głowy, nie było wystarczające! Rujnujesz mnie! – krzyk wydostał się z moich płuc, a głos stał się ochrypnięty na ostatnim słowie. Szarpiąc ręcznik z wieszaka, potrącam małą roślinkę doniczkową na stole obok wanny, która rozbija się na podłodze. Zanim mogę wypuścić oddech, słyszę głośne kroki zbliżające się do drzwi. Owijam ręcznik szczelnie wokół siebie. - Aundrea! – krzyczy Genna po drugiej stronie drzwi, za nią podążają rodzice. Prysznic nadal jest włączony, więc sięgam ręką i wyłączam go. Odnajdując swój głos, krzyczę. – Wyjdę za minutę.
231 | S t r o n a
Słyszę przyciszone głosy mówiące po drugiej stronie. Nie chcę się teraz niczym zajmować. Pragnę tylko wczołgać się do łóżka i ukryć się do czasu, aż będę zdrowa. - W porządku? – zapytała znowu. - Daj mi minutę. Proszę – mówię poirytowana. Nie patrzę ponownie w lustro. Nie patrzę na siebie. Wyłączam światło, stoję w ciemności licząc do pięciu i upewniam się wcześniej, że mój ręcznik, jest ciasno owinięty wokół mnie, kiedy otwieram drzwi. Drzwi nie otwierają się nawet do końca, gdy słyszę ostre wdechy i ręce uderzające o skórę. Moje oczy spotykają Genny. Jej usta są w kształcie idealnego O, dopóki nie zakrywają ich dłonie. Jedna na drugiej. Jason jest obok niej. Nic nie mówi. Nie mogę nawet stwierdzić, czy oddycha. Patrzy prosto na mnie. Nie na mnie, ale na miejsce, w którym kiedyś znajdowały się moje pełne brwi i gęste rzęsy. Moja mama zaczyna płakać, opierając się o tatę, który nic nie mówi, ale mogę zobaczyć ból, widząc siebie w jego oczach. - Dre – powiedziała Genna delikatnie. Jason oczyścił gardło. – Um, dam wam kilka minut. – Patrzę jak odchodzi od nas, zostawiając mnie, stojącą w drzwiach łazienki z moją rodziną. Nie może nawet stać i na mnie patrzeć. Moje bicie serca zaczyna spowalniać i chwytam się drzwi, żeby się wesprzeć. Głowa czuje się lekka, a nogi zaczynają drżeć. - Będzie w porządku, Aundrea – wyszeptała Genna. - Proszę, nie. - Co nie? – zapytała ostrożnie. Mogę wyczuć, że nie chce powiedzieć albo zrobić czegoś co mnie zrani.
232 | S t r o n a
Czuję pieczenie w oczach, jak łzy zaczynają się tworzyć i muszę się uspokoić, zanim się wydostaną. - Nie mów tego. Po prostu nie. Przechodzę obok nich z obawą, że mogę złamać się w każdej chwili. Czuję moje ręce trzęsące się na bokach, więc złączam je razem z przodu, kiedy idę do pokoju. Genna mówi moim rodzicom, żeby dali nam chwilę i tata bierze mamę do drugiego pokoju. - Ja… ja tylko… - Ty, tylko co? – warknęłam do niej. - Obiecuję, że wszystko będzie w porządku. Ok? – powiedziała wchodząc do mojego pokoju. - Przestań tak mówić! Mój Boże, proszę. Możesz przestać mówić, że wszystko będzie w porządku? – jestem zirytowana. Nienawidzę słyszeć tych cholernych słów. Przez ostatnie cztery lata, to było wszystko co słyszałam, mam tego dość! - Przykro mi. - Nie. – Odwracam się twarzą do niej, podnoszę rękę, żeby powstrzymać ją przed kontynuowaniem. – Nigdy nie mów, że ci przykro. - Co chcesz, żebym ci powiedziała? - Coś innego! Chociaż jeden raz! Czy ktoś może spojrzeć mi w oczy bez powiedzenia, że wszystko będzie dobrze, albo że jest mu przykro? Ze mną nie jest dobrze! Nie jest dobrze! – krzyczę, wywołując tym jej wzdrygnięcie się na moje słowa. Nigdy nie krzyczałam na moją siostrę. Nawet jak dorastałyśmy. Nigdy nie musiałam. Ludzie nie wierzą mi, kiedy mówię, że nie walczymy ze sobą, ale to prawda. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką i zawsze byłyśmy otwarte i szczere wobec siebie. Nigdy nie miałyśmy powodu do walki.
233 | S t r o n a
Odwracam się i idę w kierunku szafy, wyciągam coś innego niż ręcznik przylegający do mojego ciała. Podeszła bliżej za mną. – Dobra. Nie powiem ci więcej, że wszystko będzie w porządku. Tego chcesz? – skopiowała moje własne zachowanie przeciwko mnie. Nie muszę się odwracać, żeby zobaczyć jej zraniony wyraz twarzy, kiedy mówi te słowa. - Tak. Tak długo, jak to jest prawdą. Nie wiesz czy wszystko będzie dobrze. Nawet ja tego nie wiem. Kurwa! Doktor Olson nawet nie wie, czy wszystko będzie w porządku. Jestem zmęczona tym wszystkim. Jestem zmęczona od słuchania tych słów! Odwracam się, tak że znowu jestem twarzą do niej. – Spójrz Genna! Czy tak wygląda twarz albo ciało osoby, z którą wszystko jest w porządku? Podejdź bliżej i spójrz dobrze. Nie mam włosów! Nigdzie! – moje gardło piecze i czuję żyły wychodzące na szyi. Biorę uspokajający oddech i odsuwam się od niej o krok, ale nie łamię kontaktu wzrokowego, kiedy to robię. Potrzebuję, żeby zobaczyła. Aby zrozumiała co przeżywam. Nikt nie wie, ani nie próbuje się dowiedzieć. Wszyscy mówią mi jak im przykro i że wszystko będzie dobrze. Będzie, ale w odpowiednim czasie.
***
Dobra, pieprzę czas! Za każdym razem to właśnie on robi coś, co mnie rani. Czas jest moim wrogiem. Daj temu więcej czasu, Aundrea. Więcej promieniowania, Aundrea. Więcej chemii, Aundrea. Jeszcze więcej czasu, Aundrea. Jeszcze więcej zabiegów, Aundrea. 234 | S t r o n a
Do cholery z tymi wszystkimi bzdurami o czasie! Łzy płyną w dół moich policzków, kiedy patrzy na mnie z pozbawionymi wyrazu oczami, ale nie przestaję. - Nie wyglądasz – kontynuowała patrzenie mi w oczy, jak trzymałam ramiona przed sobą. - Spójrz na mnie – krzyknęłam. Krzyk był tak głośny, że byłam pewna, że słyszano mnie przez drzwi sąsiedniego pokoju. Czekałam, żeby usłyszeć kroki Jasona czy moich rodziców wbiegających do pokoju, ale nikt nie przyszedł. Jej oczy przesuwają się na moje ręce, potem z powrotem na oczy z niczym poza pustką w nich. - Teraz widzisz? Nie jest w porządku – powiedziałam miękkim tonem. Wstydzę się, że pozwoliłam łzom się uwolnić. Próbuję je zetrzeć, ale w to miejsce spadają kolejne. – Nie tylko straciłam włosy z głowy, straciłam swoje brwi, rzęsy, włosy na rękach… i… – zamilkłam, ale przesunęłam moje oczy na podłogę. – Wszystkie zniknęły. – Dławiłam się słowami, próbując się ich pozbyć. - Przykro m… Odcięłam ją, podnosząc ręce do góry. – Proszę, nie. Usiadłam na granicy łóżka, woda spływała w dół moich nóg. - Wszystkie zniknęły, Genna. Wszystkie… nie zostało nic. Przyciskam ręce do twarzy i załamuję się. Pokazywanie słabości, boli tak bardzo, szczególnie w tej sytuacji. Tu nawet nie chodzi o to, że moje włosy wypadły. Ludzie mogliby być podekscytowani patrząc na to i widząc, że nie będą już musieli golić nóg, pach, czy okolic bikini. Ale fakt jest taki, że to zostało mi zabrane wbrew mojej woli, i to boli jeszcze bardziej niż cokolwiek. Ta rzecz rujnuje moje ciało. Do mnie należy decyzja co zostanie, a co nie. 235 | S t r o n a
To decydując za mnie. Łamie mnie. Zabija mnie. Czuję jak łóżko się zapada, potem jestem przyciągana w ramiona Genny. - Wiem. – Genna całuje czubek mojej głowy i zaczynam płakać mocniej, pozwalając wydostać się wszystkiemu, co się we mnie budowało. - Nawet nie czuję się jak kobieta. Patrzę w lustro i wszystko co widzę to wychudzone, blade, puste, bez włosów ciało, które stało się nie do poznania. Jeśli wszystko co reprezentowało to kim jestem, odeszło, w takim razie co ze mnie pozostało44? - Wszystko, Aundrea. Twoje piękne oczy. Twoje wielkie serce. Twoja siła. Twój mądry umysł. To wciąż jesteś ty, Aundrea. To, że nie masz włosów nie definiuje tego kim jesteś. Płaczę delikatnie w jej ramię. Siedzimy razem w ciszy, dopóki słońce nie zaczyna świecić przez żaluzje, wpadając do pokoju naturalną pomarańczową poświatą. Wciąć jestem owinięta w ręcznik. Nawet nie myślę o jego chłodzie z przemoczenia. Wszystko na czym jestem skoncentrowana, to bycie w ramionach Genny. To ona jest pierwszą, która się odzywa. – Wiesz, kiedy zostałaś pierwszy raz zdiagnozowana, marzyłam żebym to była ja. Poruszam się, żeby spojrzeć na nią i widzę, powagę na jej twarzy. - O czym ty mówisz? - Myślałam o tym, ponieważ byłam adoptowana i to ja powinnam mieć raka. Nie znam historii mojej rodziny. Mama i tata też nie znają. To miałoby więcej sensu, gdybym to była ja. Byłoby łatwiejsze. To by było właściwe. 44
Teraz wiemy do czego odnosi się tytuł książki
236 | S t r o n a
- Nie sądzę. Nigdy nie byłoby łatwo komuś mieć raka, szczególnie jeśli to byłabyś ty, Genna. Dlaczego mogłaś w ogóle pomyśleć o czymś takim, nie mówiąc o powiedzeniu tego. Westchnęła. – Aundrea, kocham cię. Kocham mamę i tatę bardziej niż cokolwiek, ale jestem adoptowana. Ty jesteś ich cudem. Nie ja. Nie jestem ich biologicznym dzieckiem. Myślałam i czasem wciąż to robię, że życie byłoby łatwiejsze gdybym to była ja. Nikt by nie tęsk… - Nie. Nawet nie kończ tej myśli. – Poruszam się tak, że może spojrzeć mi w oczy. – Posłuchaj mnie. Jesteś częścią tej rodziny. Jesteś moją siostrą. Nie musimy mieć tej samej krwi, żeby to udowodnić. To co mamy to nasze tatuaże. – Wskazuję na moją prawą stopę. – Te tatuaże nas reprezentują. Nie ważne co ktoś mówi i bez względu na nasze korzenie, kolor naszych oczu, czy kolor włosów, jesteśmy siostrami, Genna. Jesteś częścią tej rodziny, tak jak ja. Nigdy, nawet za milion lat, nie życzyłabym komuś tego przez co przechodzę, ani tego przez co przeszłam, szczególnie komuś, kogo kocham. Kiedy wypowiedziałam te słowa, zaskoczyły one nawet mnie. Myślałam o innym życiu przez cały czas, ale może to są te rzeczy, jakie miały się przydarzyć mi. Może to jest prawdziwa ścieżka, jakiej miałam się w życiu podjąć. To ja miałam odbyć tę podróż. - Nie rozumiem dlaczego Bóg wybrał tę ścieżkę dla mnie i może nigdy się nie dowiem, ale mogłabym przejść przez to wszystko jeszcze raz, jeśli nikt kogo kocham nie musiałby przez to przechodzić. Słowa, które wypowiadam są szczerą prawdą. Mówiąc, że chciałbyś zabrać od kogoś raka, to tak jakby powiedzieć, że przyjmie się za niego kulkę, ja mogłabym. Jeśli miałabym wybór między ocaleniem mojej rodziny albo siebie, ocaliłabym swoją rodzinę. Za każdym razem. Łzy opadają swobodnie po mojej twarzy. Genna przyciąga mnie w ciaśniejszy uścisk i tym razem z niej wydobywa się szloch. Pocierając tył jej głowy, pozwalam jej 237 | S t r o n a
płakać w moje ramię, dając małe słowa pocieszenia i otuchy, kiedy kołyszę ją w tył i w przód, pocieszając. Używając słów, które mówiła do mnie wcześniej, powiedziałam – wszystko będzie dobrze. – Nienawidzę słuchania tych słów i nienawidzę mówienia ich do niej, po tym jak krzyczałam na nią, za powiedzenie ich mnie. Nie czuję, że wszystko będzie dobrze, ale zdaję sobie sprawę, że Genna tak, więc wiem, że to są słowa, które potrzebuje usłyszeć. Mówię w jej włosy, w kółko i w kółko. Może jeśli będę je powtarzać, to staną się prawdą. Może wszystko się odwróci i będzie w porządku. - Chcesz wiedzieć, dlaczego zawsze byłam dla ciebie jak matka? Dlaczego zawsze starałam się ci pomóc? Upewniałam się, że jesz? Że dostaniesz się na zabiegi na czas? Że jesteś szczęśliwa? Dlaczego próbowałam robić wszystko, żeby było z tobą w porządku? Ponieważ wiem, że zrobiłabyś to samo, Aundrea. Wiem, że gdzieś głęboko w środku jesteś zraniona. Wiem, że przechodzisz przez ból, który jest nie do opisania. Że żyjesz w piekle, krzycząc, żeby się z niego wydostać. Jeśli mogę wziąć choć trochę z tego – nawet malutki kawałek – chcę sprawić, że chociaż coś będzie dla ciebie łatwiejsze, może właśnie przez zabranie jednej uncji bólu z dala. Może zabranie jeden uncji jak najdalej pozwoli utrzymać ci twoją siłę. Twoją nadzieję. - Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, Aundrea i czasem załamuje mnie, zdanie sobie sprawy z tego jak poświęcasz się dla życia, nawet po tym wszystkim przez co przeszłaś. Wstajesz za każdym razem, jak upadniesz. Jesteś zdeterminowana, żeby pokonać raka. To jest życie. Jesteś dla mnie jak starsza siostra i starasz się dbać o mnie, nie pokazując mi przez co przechodzisz. Jakbyś mnie chroniła. Ale jako twoja starsza siostra, chcę zatroszczyć się o ciebie. Chcę się upewnić, że silna i pełna życia dziewczyna, która jest w tobie nie odejdzie. Ona nigdy się nie podda, ponieważ ja nie pozwolę poddać się tobie. Odmawiam patrzenia jak się wymykasz. - Nie wybieram się nigdzie. – Przełykam moje łzy, wiedząc, że to nie ma sensu, ponieważ wkrótce wypływają ponownie. Jestem dużym zasmarkanym bałaganem z łzami spływającymi po policzkach i smarkami wyciekającymi z nosa. - Wiem, ale przeraża mnie myśl o tym. Boże, Aundrea, tak cholernie się boję o ciebie… o nas… o naszą rodzinę. Modlę się każdej nocy, żeby Bóg zabrał z dala cały twój ból. Myślisz, że nie słyszę jak płaczesz po nocy? Myślisz, że to mnie nie niszczy? To mnie zabija. Gdyby nie to, że Jason mnie zatrzymywał, byłabym tam trzymając cię. Nienawidzę tego, że czujesz, że musisz być taka silna. Że musisz udawać, że jest 238 | S t r o n a
dobrze. W porządku jest się załamać. Jest w porządku pozwolić czuwać nad sobą, można oszaleć, ale musisz pozwolić im sobie pomóc. - Staram się, ale… nie mogę. - Dlaczego? - Ponieważ nienawidzę być taka bezbronna. Nienawidzę uczucia potrzeby kogoś kto się mną zaopiekuję. Jest jak… jakbym mogła nie powiedzieć niczego, ani nie powiedzieć nikomu i wtedy to nie będzie prawdziwe. Ból w moich rękach, biodrach, kolanach czy plecach, albo słabość jaka ogarnia moje ciało, okażą się nie być prawdziwe. Jeśli odepchnę to, zachowując milczenie… to nie będzie się działo. Jeśli poproszę o pomoc, wtedy pokażę swoją słabość, którą czuję, a ja nie chcę być słaba. Nie chcę, żebyś ty czy mama i tata czuli jakbym się wymykała. Mimo, że czasami czuję, jakby tak było. Zatrzymuję się, pozwalając łzom spłynąć po policzkach i brodzie. – Widzę strach w twoich oczach. Także w oczach mamy i taty. Widzę, że mama jest słaba. Widzę, ból jaki wam wszystkim przysparzam. Jeśli nie będę jedyną silną, to kto będzie? - Razem będziemy silni i razem będziemy słabi. Tak długo jak jesteśmy wszyscy razem. Przejdziesz przez to, Aundrea. Tylko proszę, przestań nas odpychać. - W porządku. - Obiecaj mi. Obiecaj mi, że jeśli poczujesz, że czegoś potrzebujeszczegokolwiek–to przyjdziesz do mnie. Poprosisz mnie. Nie ważne co będziesz potrzebowała czy o jakiej porze. Chcę być tu dla ciebie. - Obiecuję. I dotrzymam tej obietnicy. Nic mnie więcej nie powstrzyma. Nie będę się ukrywać przed moją rodziną. Ostatnią rzeczą jakiej chce, to przysporzyć im więcej bólu. Jeśli to czyni ich szczęśliwymi albo sprawi, że poczują się lepiej, to dam im to. Tak bardzo jak zabija mnie proszenie o pomoc, to zrobię to. Dla nich. Tak długo jak mam swoją rodzinę, wiem, że wszystko naprawdę będzie w porządku. Nawet jeśli to oznacza, że muszę zrezygnować z Parkera. 239 | S t r o n a
Rozdział 17 Tak bardzo jak chcę spędzić czas z moją rodziną, muszę trzymać się z dala. Dom stał się zbyt wypełniony moimi wybuchami. Wszyscy obchodzą się ze mną jak z jajkiem, boją się powiedzieć cokolwiek, co zamieni mnie w wariatkę. Moja mama ciągle dręczy mnie, żebym wyszła – że świeże powietrze i słońce będą dla mnie dobre. Powiedziałam Jasonowi, że dłużej nie mogę pracować w klinice, co oczywiście doprowadziło moją rodzinę do szału. Mama chodzi i mówi ciągle o tym, jak muszę wyjść z domu i jak zobaczenie się z ludźmi sprawi, że poczuję się lepiej. Genna oferuje, że pomoże mi z tymi wszystkimi sztuczkami makijażu, żeby zakryć wszelkie niedoskonałości wzorując się na filmikach z YouTube, o tym jak zrobić sobie sztuczne rzęsy albo realistycznie odrysować kredką brwi. To słodkie, ale nie jest czymś z czym mogę zmierzyć się z Parkerem, nie mówiąc już o innych. Jean zaoferowała mi, że przyjdzie w niedzielę wieczorem i zabierze mnie do swojego mieszkania na kolejnych kilka dni, nawet mimo tego, że ma zajęcia w poniedziałek i środę. Ogólnie rzecz biorąc czuję się lepiej. Ból wciąż jest, ale dzięki receptom znajduję się na granicy. To jest tylko zmęczenie i przez to marzę o tym, żeby wziąć tabletkę. Bez względu na ilość wypitej kawy i jedzenia, wciąż jestem zmęczona.
***
- Spałaś z nim znowu? I nic mi nie powiedziałaś, aż do teraz? – żartobliwie, Jean kopie mnie u udo. Siedzimy w cichym salonie, w jej mieszkaniu, tylko we dwie, podczas gdy wszyscy są na zajęciach. Jean opuściła poniedziałkowe zajęcia, żeby spędzić ze mną czas, więc rani piekłyśmy dwa tuziny bananowo czekoladowych babeczek, które właśnie kończymy jeść.
240 | S t r o n a
- Nie sądziłam, że muszę przez to zmieniać status na Facebook’u – powiedziałam, zanim wzięłam łyka zimnego mleka, żeby popić smak czekolady. - Dlaczego nie? – dokucza. – Jak było? No wiesz… w porównaniu do ostatniego razu? Lepiej? Tak samo? - Było… Dlaczego znowu mam z nią tą samą rozmowę? Czasami myślę, że Jean i ja jesteśmy gorsze od chłopaków z tym jak wiele rozmawiamy o seksie. Jednak tak czy inaczej, nasze rozmowy schodzą na temat seksu. - Daj spokój! Podziel się szczegółami. Ja bym ci powiedziała o Tristanie i o tym jak jego język robi niesamowi… Śmiejąc się, potrząsam głową. – Proszę, nie! Nie potrzebuję szczegółów o tym jak utalentowany jest jego język. Załapałam! - Dobra, żadnych szczegółów, ale przynajmniej powiedz mi czy było dobrze. - Było lepiej niż dobrze. – Pojawił się cień uśmiechu, kiedy przypomniałam sobie, jak niesamowicie było. - Dobrze, dobrze? - Jean, to było magiczne. - Nie! – krzyknęła, odchylając się do tyłu na podłokietnik. – Nie porównałaś właśnie seksu z magią. Zrobiłam to. – Zrobiłam to. - Czy ja cię niczego nie nauczyłam? - Nauczyłaś… i będziesz szczęśliwa, wiedząc, że zdałam egzamin. – Dosłownie – wyskoczyłam z tym! Zaczynam się śmiać z siebie i tego jak głupi i niemądry był ten komentarz. 241 | S t r o n a
- Co masz na myśli? Czy ty… mu obciągnęłaś? – czy mu obciągnęłam? Nie powiedziała tego. – Zrobiłaś to! O mój Boże! Totalnie to zrobiłaś! - Dobra, tak, poszłam z nim na całość! – śmiejąc się w połowie ze wstydu, przycisnęłam ręce do twarzy. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu jej to powiedziałam. - I… jak było? - W porządku, dobrze, mam na myśli. Nie sądzę, że wiedział, że to był mój pierwszy raz. – Moje słowa są stłumione przez usta, które są przykryte dłońmi. Nie jest tak, że nigdy nie próbowałam tego z Adamem, kiedy byliśmy razem. Próbowałam. Jednak, z reguły nie mieliśmy dużo czasu żeby być sami. Byliśmy napalonymi nastolatkami, pomijaliśmy całą grę wstępną. - Pozwoliłaś mu skończyć w twoich ustach? Dlaczego znowu pozwoliłam jej poruszyć ten temat? Rozdzielając palce, powiedziałam cicho. – Tak. - Dobrze. Jak zaczynasz to kończysz. Zabierając ręce z dala od twarzy, uśmiecham się do niej dumnie. – Ta, myślę, że możesz być szczęśliwa z tego powodu. - Bardzo. Jestem dumną mamuśką!
***
Parker pisał do mnie parę razy, ale moje odpowiedzi są krótkie. Mogę powiedzieć, że jest zdenerwowany i sfrustrowany przeze mnie. Jego wiadomości są coraz krótsze i zadaje coraz więcej pytań. To nie leży w mojej naturze, by być niegrzeczną, ale staram się dać nam trochę przestrzeni. Spędziliśmy za dużo czasu razem w zbyt krótkim czasie. Nasz związek nigdy nie miał dotrzeć do tego punktu. Nie chciałam komplikować rzeczy bardziej niż już były… 242 | S t r o n a
Albo są. Bycie z dala od miasta powinno być dobre dla mnie. Powinno dać mi czas do przyzwyczajenia się z myślą, że nie ma wokół mnie Parkera. Jeśli teraz będę trzymać go na wyciągnięcie ręki, wtedy będziemy mogli znowu spędzać razem czas, kiedy będzie po wszystkim. Albo, przynajmniej jak leczenie będzie skończone i moje włosy odrosną. Gdy współlokatorki Jean pierwszy raz mnie zobaczyły, jąkały się w swoich słowach, próbując być taktowne patrząc na mój wygląd. Nikt nie poruszył tematu, moich brakujących włosów, ale ich spojrzenia nie pozostały niezauważone. W kółko słyszałam jak Jean im to wyjaśnia i nagle ta litość, którą otrzymywałam zaczęła mnie wkurzać, więc starałam się spędzać cały czas w jej pokoju, żeby uniknąć szeptów, pytań i spojrzeń. - Kto dzwonił? – Jean spogląda w dół na mój świecący telefon. - Parker. - Znowu? Dlaczego po prostu nie odbierzesz? - Ponieważ musi załapać wskazówkę. To nigdy nie miało być związkiem. Nie chciałam tego. - Nie chciałaś czego? Mieć faceta, który się o ciebie martwi, czy zakochać się? - Nie jestem w nim zakochana. - Jasne, a ja nie uwielbiam seksu. Przewracając oczami odchodzę od niej. To jest to co robię najlepiej. Nie chcę rozmawiać, więc odchodzę. Dom zrobił się zatłoczony, ponieważ wszyscy wrócili ze swoich zajęć. Muzyka jest tak głośno, że dudni przez ściany. Potrzebuję trochę przestrzeni z dala od Jean, chociaż na chwilę, więc wychodzę stąd w głąb domu z wysoko podniesioną głową. Przypadkowe ciała są na schodach, kanapie i nawet na kuchennym stole. Otwierając lodówkę, biorę butelkę wody. Jak tylko chcę zamknąć drzwiczki, głęboki głos za mną pyta. – Hej, co się stało z twoją twarzą? – zamykając drzwiczki, 243 | S t r o n a
pozostaję plecami do niego. Z uspokajającym oddechem, odwracam się gotowa do konfrontacji z facetem, ale zanim mogę otworzyć usta, głos Jean wypełnia pokój, przeklinając na faceta i jego przyjaciela. Mamrocze przeprosiny i odchodzi. Spotykam jej smutne oczy. – Umiem walczyć w moich własnych bitwach. - Wiem. – Podeszła do mnie, wyciągając sobie wodę z lodówki. – Ale co to by była za zabawa? – powiedziała z uśmiechem. Gdy wychodziła z kuchni, zawołała – jest w porządku, jeśli go kochasz. Doganiając ją szybko, odpowiadam – wiem, ale go nie kocham. - Nawet trochę? - Nie. Może. Tak? - Kłamca. Nigdy nie byłam zakochana. Myślałam, że kochałam Adama, ale kto nie jest zakochany, kiedy ma siedemnaście lat? To jest zbyt znaczące słowo, że nawet nie jestem pewna czy ci, którzy je mówią, w pełni rozumieją jego potęgę. To jest coś więcej niż tylko pasja. Miłość jest oddaniem się dla kogoś. Jest również powierzeniem zaufania i daniem pełnego wglądu we wszystko co twoje. Nawet jeśli to oznacza pozwolenie, na złamanie twojego serca. Chcę dać Parkerowi moje serce. Tylko nie wiem, czy mogę poradzić sobie z nim łamiącym je. Jean zabiera swoje ciuchy i kieruje się, żeby wziąć prysznic, przed pójściem do łóżka, co jest dla mnie sygnałem, żeby wślizgnąć się w moją piżamę. Kiedy jestem przebrana mój telefon znowu wibruje. 244 | S t r o n a
Czekam aż, wpełznę do jej ciepłego łóżka i pociągam kołdrę pod samą szyję, zanim go sprawdzam. To może być tylko jedna z trzech osób: Parker, Genna albo mama. Genna: Parker pokazał się chwilę temu. Przyszedł na pokera, ale mogę powiedzieć, że rozgląda się cały czas za Tobą. Wydaje się być naprawdę wkurzony. Zadawał mi mnóstwo pytań. Zadzwoń do niego! Kiedy mam zamiar rzucić moim telefonem, brzęczy kolejna wiadomość. Tym razem od Parkera. Pan Przystojny: Co się dzieje? Dlaczego mnie ignorujesz? Genna powiedziała mi, że wyjechałaś do Jean. Przed czym? Przede mną? Ja: Parker, przepraszam. To jest wszystko co mogę teraz powiedzieć. Pan Przystojny: Za co? Pan Przystojny: Zwolnienie się z kliniki? Czy ignorowanie mnie? Ja: Nie szukałam niczego na poważnie. Mówiłam Ci o tym. Myślę, że musimy zrobić sobie przerwę na jakiś czas. Przepraszam. Pan Przystojny: Zrobić przerwę? Co się stało, że zmieniłaś zdanie? Czego mi nie mówisz? Ja: Czasem tego potrzebuję. Nie mogę oddychać. To prawda: nie mogę. Ale nie przez niego. Przez wszystko inne w moim życiu. Pan Przystojny: Dam Ci przestrzeń, ale to nie jest koniec. Nie odpowiadam. Nie wiem czego chcę. Nie chcę tego kończyć. Tylko muszę pomyśleć, jak mu to powiedzieć. Rzuciłam telefon na podłogę. Tęsknię za nim. 245 | S t r o n a
Jean wraca ubrana w swój czerwono złoty uniwersytecki dres. Jej włosy są spięte wysoko na głowie w rozczochrany kok, a szkła kontaktowe są zastąpione okularami. - Whoa… co się stało? Przesuwając się na łóżku, robię dla niej miejsce obok siebie. - Tęsknię za nim – powiedziałam patrząc się w sufit. - Nie chciałabym widzieć, co robisz, gdy tęsknisz za mną. Przewróciłam oczami. - Zadzwoń do niego. Powiedz mu, że wszystko jest dobrze, i że masz w planach zobaczyć się z nim, kiedy wrócisz do domu, potem opowiesz mu wszystko. - Nie mogę do niego teraz zadzwonić. - Tak, możesz. To jest proste jak jazda na rowerze. Podnosisz telefon, przewijasz kontakty i szukasz numeru, obok którego jest imię ‘Parker’. - Dziękuję, Kapitanie Oczywisty.45 - Zasługujesz, żeby być szczęśliwa, Aundrea. Wiesz, że będę cię wspierać w każdej decyzji, ale nie jest w porządku, żebyś decydowała za niego, na podstawie tego co myślisz, że on powie albo zrobi. – Słucham jej słów i wiem, że każde z nich jest prawdziwe. – Musisz mu powiedzieć. Pozwól mu podjąć decyzję czy zostanie, czy odejdzie. Dowiesz się szybko jakim typem faceta jest. Wiem, że chcę dać mu moje serce. Sam dźwięk jego głosu, głęboko przechodzi przez moje ciało, kiedy się śmieje, albo motyle od jednego spojrzenia. Te malutkie włoski na palcach, poobijane kolana, mrugnięcia i pocałunki w skroń. To są wszystkie rzeczy jakich mi brakuje. Tęsknię za nim. Jak tylko myślę o nim miękną mi kolana. Jest więcej niż tylko atrakcyjny. Martwi się o innych, życie i o rodzinę. Nigdy nie spotkałam kogoś, kto z taką pasją ratuje jedno zwierzę po drugim. Uwielbiam jego
Humorystyczne określenie osoby która stara się odpowiedzieć na banalne pytanie w poważnym i pełnym powagi tonie lub po prostu stwierdza coś, co dla ogółu ludzi jest oczywiste. 45
246 | S t r o n a
zdolność do sprawiania, że się śmieję i zapominam o wszystkim dookoła. Stał się moim powodem, dla którego chcę, żeby było lepiej. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie chodzi o to, czy istnieje życie po śmierci, ale o to, czy żyjesz, zanim umrzesz. Nie wierzyłam, że mogłabym żyć kiedykolwiek znowu. Aż do poznania Parkera.
247 | S t r o n a
Rozdział 18 Siedziałam na kanapie rozmawiając z rodzicami, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, a zaraz za nim nastało pukanie. Jean odwiozła mnie do domu we wtorek po południu. Przekonywała mnie – albo to może ja przekonywałam siebie – do powrotu i konfrontacji z tą częścią mojego życia, której tak bardzo próbowałam unikać. Wstałyśmy rano rozmawiając o naszych lękach, życiu, szkole średniej i nawet o naszej przyszłości. Przypomniała mi jak nigdy nie chciałam, żeby rak rządził moim życiem i co zrobiłam odchodząc od Parkera. Obiecałam sobie, że mu powiem. Kiedy będę gotowa. - Czy ktoś może otworzyć? – woła Genna ze schodów. - Tak! – krzyczę. Przechodząc przez salon, kieruję się go korytarza, żeby otworzyć drzwi. Niestety dla mnie, Genna i Jason mają okno zaraz koło frontowych drzwi, także można zobaczyć kogoś, kto tam stoi. Ale w tym przypadku, Parker jest tym, który widzi mnie jak zmierzam w jego kierunku. Ręce wystrzeliwują do mojej owiniętej chustą głowy, która jest bezpiecznie umocowana w miejscu, zamiast peruki, która powodowała z każdym dniem coraz większe swędzenie. Chwytam krawędź, próbując przesunąć ją niżej, w razie gdyby nie zakrywała każdego centymetra mojej łysej głowy. Patrzy smutno. Jego włosy są bałaganem a pod oczami ma ciemne worki. Próbuję powiedzieć mojemu mózgowi, żeby wysłał jakiś sygnał do ust by utworzyć jakieś słowa, ale nic z nich nie wychodzi. - Aundrea, proszę otwórz drzwi – błaga mnie wraz ze swoimi oczami.
248 | S t r o n a
Samo słyszenie jego głosu sprawia, że chcę wziąć krok bliżej niego. Brakowało mi tego głosu bardziej niż czegokolwiek przez ostatni tydzień. Parker jest jedyną osobą, której nie mogę uzasadnić nie pokazania tej części mnie, która nigdy nie miała być przez niego widziana. Zamiast ruszenia w stronę drzwi, moje usta mówią – przepraszam – zanim odwracam się i wracam do salonu. Moje serce łamie się z każdym krokiem, jaki biorę z dala od niego. Walenie do drzwi staje się głośniejsze, po czym słychać Parkera krzyczącego moje imię i dzwonek dzwoniący przez cały czas. - Kochanie, kto jest przed drzwiami? – pyta moja mama zmartwionym tonem. Tata przesuwa się do pozycji siedzącej, jakby był gotowy do walki. Zanim mogę odpowiedzieć, czy też tata swoje niewypowiedziane słowa, Genna zbiega po schodach. - Aundrea! Co jest z tobą nie tak? Dlaczego nie pozwoliłaś Parkerowi wejść? – pędzi obok mnie do drzwi. - Parker tu jest? – zapytali zgodnie rodzice. Nie odpowiadam. Tylko odwracam się i kieruję do mojego pokoju. Przynajmniej tam mogę udawać, że nic się nie dzieje, i że jedyna rzecz jaką starałam się trzymać z dala od osoby, która ma znaczenie, nie może się wydać. Nie mogę na niego patrzeć. Jeszcze nie. Jestem dziecinna, wiem, ale dopóki ktoś nie znajdzie się na moim miejscu i nie poczuje jaką pustkę noszę w środku, nie może mnie oceniać. Jak tylko docieram do pokoju, słyszę moich rodziców pytających Gennę co się dzieje i głośne kroki Parkera. Zamykam drzwi i zsuwam się po nich przyciągając kolana do klatki. Odchylam głowę do tyłu i owijam ciasno ręce wokół siebie.
249 | S t r o n a
- Aundrea, proszę porozmawiaj ze mną. Powiedz mi co zrobiłem. Proszę! Mogę to naprawić. Tylko proszę… Boże. – Jego głos załamał się za drzwiami i nie mogę powstrzymać spadających łez. - Parker. – Mój głos też się złamał, więc oczyściłam gardło. – Parker. Zadzwonię do ciebie później, dobrze? Obiecuję. - Nie. Nie odejdę stąd. Ignorowałaś mnie cały tydzień. Musisz ze mną porozmawiać. - Parker, wszystko w porządku? – zapytała Genna. - Muszę porozmawiać z twoją siostrą. - Aundrea… dlaczego nie pozwolisz Parkerowi wejść i porozmawiasz z nim? - Nie mogę. – To wychodzi jako szept i nie jestem pewna czy któreś z nich mnie słyszało. Chcę z nim porozmawiać tak bardzo, ale wiem, że po tym, wszystko się między nami zmieni. W głębi duszy wiem, że już się zmieniło, ale jeśli mogę sobie wyobrazić jeszcze przez jedną sekundę więcej, że wszystko jest idealnie, może to sprawi, że cały ból odejdzie. - Aundrea, mama i tata zadają pytania. Sugeruję, żebyś porozmawiała z Parkerem, zanim tata tu przyjdzie i zaangażuje się w to co się tutaj dzieje. Parker jest pierwszą osobą, która uczyniła mnie normalną. Sprawił, że zapomniałam o całym złu na świecie: moim raku, zabiegach i wszystkich niepewnościach za tym idących. Sprawił, że czułam się szczęśliwa, kompletna i bardziej ważna, kochana. Mogę przetrwać raka. Zamierzam przetrwać raka. Ale wiem na pewno, że nie przeżyłabym utraty Parkera, jeśli nie będzie mógł spojrzeć na przeszłość mojej choroby i zobaczyć co jest w środku mnie. 250 | S t r o n a
- Proszę otwórz drzwi, Aundrea. – Jego głos jest delikatniejszy. Mogę sobie go wyobrazić, z głową opartą o drzwi i ręką na klamce, czekającego aż pozwolę mu wejść. Biorę głęboki oddech. Podnoszę w górę jedną rękę, odblokowuję drzwi i odsuwam się z drogi. Drzwi powoli się otwierają. Wszystko co widzę to czarne buty Steve Madden, stojące przede mną. Nie mogę mówić. Słyszę tylko delikatne westchnienie ulgi, kiedy kuca naprzeciwko mnie. Bicie mojego serca jest szybkie i nieregularne. Próbuję uspokoić oddech, licząc do dziesięciu w głowie. Gdy w końcu podniosłam oczy do jego, nie spotkałam się z pasją i pożądaniem. Te oczy są inne. To są oczy zdezorientowanego mężczyzny, niepewnego kto siedzi przed nim. Nie ma żadnego ruchu. Ani z jego strony, ani z mojej. Nasze oczy pozostają zablokowane i przysięgam, że przestałam oddychać. Mogę usłyszeć jak krew płynie w żyłach, budując ciśnienie w moich uszach. Jego oczy wędrują po mojej twarzy i z delikatnym oddechem, szepcze – co się stało? Chcę otworzyć się na niego. Muszę to zrobić. Ale jak powiedzieć komuś kogo kochasz, że masz raka? Że powoli się wymykasz? Że twoje ciało dryfuje z dala od ciebie? To nie jest odpowiedni czas. Nie odpowiedni moment. Nie ma odpowiednich słów. Słów, które muszę powiedzieć, ale nie mogą się wydostać. Moje ręce zaczynają drżeć jak podnoszę je do jego twarzy, chwytając za policzki. Powoli, pochylam się do niego, przenosząc swoje usta na jego. W najlżejszym dotyku.
251 | S t r o n a
Żadne z nas się nie porusza ani nie pogłębia pocałunku. Po prostu jesteśmy tam, połączeni, chłonąc siebie nawzajem, jedyne dźwięki to nasze płytkie oddechy i zegar tykający z każdą sekundą. Przenosi ręce na boki mojej szyi, pocierając kciukami w górę i w dół miękkimi, krótkimi pociągnięciami. Nawet nie wiedziałam, że płaczę dopóki łzy nie spłynęły pomiędzy naszymi ustami, zwilżając je. - Mam raka. – To był najcichszy szept. Tak cichy, że nie jestem pewna, czy to powiedziałam. Ale kiedy jego kciuki przestały się poruszać, wiedziałam, że mnie usłyszał. Parker chwycił moje ramiona, delikatnie odsuwając mnie od siebie, tak, że patrzył prosto na mnie. Spoglądałam w jego oczy, kiedy mnie skanowały. Moje usta, mój nos, moje oczy, moje czoło, w końcu zatrzymały się na różowo pomarańczowej chuście, która była w miejscu moich włosów, które zawsze widział. Patrzę jak żyła na jego szyi pulsuje, pokazując jak szybko bije mu serce. Gardło powoli mu się poruszyło, gdy obserwowałam jak przełyka. - O-od… od kiedy? – jego głos złamał się na tych słowach. - Odkąd miałam siedemnaście lat. – Próbuję brzmieć pewnie, ale zamiast tego moje słowa wychodzą łamliwe i słabe. Parker przesuwa ręką przez włosy i wstaje. Nie podążam za nim, czy próbuję go pocieszyć. Tylko patrzę jak kroczy po pokoju. Kiedy dostaję zawrotów głowy od patrzenia na niego, wstaję, podpierając się ściany jako wsparcia i po prostu czekam. Czekam, aż to przetworzy. Czekam na jego pytania. Czekam aż na mnie spojrzy. Zatrzymuje się gwałtownie i spogląda przez okno w sypialni, gdy pyta – umierasz? - Słucham? Co chcesz przez to powiedzieć? Zwykle, jak ludzie dowiadują się, że mam raka, ostatnią rzeczą o jaką pytają, to czy umieram. Ludzie chcą wiedzieć, jakiego rodzaju jest rak, jak się czuję i czasem co robię podczas zabiegów, ale nikt nigdy nie zapytał mnie czy umieram. - Umierasz? – powiedział tym razem głośniej, wciąż nie patrząc na mnie. 252 | S t r o n a
- Wszyscy umieramy, Parker. Ta odpowiedź powoduje, że porusza się tak szybko, że nawet nie widzę, kiedy nadchodzi. W jednej sekundzie był po drugiej stronie pokoju, a w kolejnej jest przede mną. Podkładając rękę pod moją brodę, podnosi twarz tak, że jestem zmuszona patrzeć w jego smutne, pełne współczucia oczy. - Wiesz co mam na myśli. - Nie – szepnęłam. Westchnął, ale kontynuowałam – przynajmniej nie w najbliższym czasie. To powoduje, że się napina. - Spójrz, nie wiem jak na to odpowiedzieć, ale to co mogę ci powiedzieć, to że zespół lekarzy robi co może, żeby rak nie miał przerzutów. Mam jeszcze jedną chemię, przed przeszczepem. - Przeszczepem? - Mam mieć przeszczep szpiku, który wzięli ode mnie w czerwcu, dla zamrożenia komórek macierzystych, potem przeszczepią mi je po chemioterapii. - Dlaczego? – jego głos stał się silny. Głośny i czujny. - Moje szanse na przyjęcie się szpiku są większe jeśli pochodzi ode mnie, niż od dawcy. A w moim przypadku lekarze nie chcą tracić takiej szansy. Wyniki krwi były dość przyzwoite więc pobrali szpik ode mnie. Odsunął się ode mnie, siadając na granicy mojego łóżka. Oparł łokcie na kolanach, biorąc głowę w swoje ręce. Bez spojrzenia w górę, zapytał – mam na myśli, dlaczego potrzebujesz przeszczepu szpiku? - Ponieważ to rodzaj chemioterapii. Leki jakie przyjmuję są zbyt silne. Zabijają wszystkie złe komórki jakie mam, dlatego muszę je zastąpić zdrowymi komórkami z przeszczepu, po zakończeniu leczenia. 253 | S t r o n a
Siedział tam, oddychając krótkimi i płytkimi oddechami. Kiedy spojrzał w górę na mnie, zobaczyłam jego smutek. Jego współczucie. - Proszę nie patrz na mnie w ten sposób. - Jak? - Z tymi oczami szczeniaczka jakie pokazujesz zwierzętom, które próbujesz ocalić. Nie chcę twojego współczucia ani litości, Parker. To jest właśnie to spojrzenie jakiego nie chcę widzieć u ciebie. - To nie jest litość, Aundrea. Ja… Przechodzę i staję po drugiej stronie pokoju. Potrzebuję przestrzeni pomiędzy nami, podczas tej rozmowy. Jeśli zamierzam się przed nim otworzyć, to muszę być w stanie jasno myśleć. - Zamierzałaś mi powiedzieć? – nie odwrócił twarzy do mnie, ale ciągle patrzył w pustą przestrzeń, z której odeszłam. - Tak. - Kiedy? - Nie wiem. Kiedy miałabym odwagę. Odwrócił się, patrząc w moim kierunku – czy teraz masz odwagę? - Chciałabym, ale w głębi serca nie jestem pewna. Nic nie mówimy. Cofam się do łóżka i siadam na krawędzi. On stoi jak posąg, patrząc przez okno. Nasze oczy spotykają się często, ale on zawsze odrywa wzrok pierwszy, jakby bolało go patrzenie na mnie. - Powinnaś powiedzieć mi wcześniej. - Wiem. 254 | S t r o n a
- Ja… – patrzy na mnie z otwartymi ustami, ale żadne słowa z nich nie wychodzą. Zamyka je, potem znowu otwiera. – Potrzebuję chwili. Moje oczy podążały za nim, jak zaczął chodzić wkoło pokoju, zatrzymując się, żeby potrzeć twarz, albo przesunąć ręką przez włosy. Kiedy staje przed drzwiami, moja dłoń leci do ust, aby powstrzymać zdławiony szloch. Moje oczy wypełniają się łzami i powoli, jedna po drugiej zaczynają spadać. To jest to. Gdy jego ręka dotyka klamki, mówię bez zastanowienia – wiem, że to wszystko to dla ciebie zbyt dużo. Cholera, to nawet zbyt wiele dla mnie, czasem. – Ocieram łzy z moich opuchniętych oczu. – Ale chcę, żebyś wiedział, że zrozumiem jeśli odejdziesz. Nie stanę przeciwko tobie, czy będę myślała o tobie inaczej. Parker opuszcza swoją rękę po czym odwraca się tak szybko, że musze mrugnąć, żeby upewnić się, że dobrze widzę. Podchodząc bliżej mnie, z naszymi oczami zablokowanymi, mówi głośno – Aundrea, jestem zły i sfrustrowany, że nie powiedziałaś mi wcześniej. Miałem prawo wiedzieć. Kiwnęłam. – Wiem. Tak bardzo przepraszam, Parker. – Duszę się moim szlochem, starając się go odepchnąć. Pochylając się przede mną, szepcze – musisz wysłuchać bardzo uważnie co mam do powiedzenia, dobrze? Kiwam, ponieważ nie mogę mówić. - Posiadasz mnie Aundrea. Tak bardzo jak boli mnie, że mi nie powiedziałaś, nie mogę odejść od ciebie, nawet gdybym próbował. Po drugie zawiesiłem na tobie oczy już tamtej nocy, w lustrze i wiedziałem to. – Wziął moje dłonie w swoje, ściskając delikatnie. – Byłbym głupcem, gdybym pozwolił ci się wyślizgnąć. Tak niewiarygodnie jestem w tobie zakochany. Łzy suną po mojej twarzy, kiedy ramiona zaczynają się niekontrolowanie trząść na jego słowa. - Będę czekał, Aundrea. Jestem tu, gdy będziesz gotowa ze mną porozmawiać. 255 | S t r o n a
W końcu zajmuje miejsce obok mnie na łóżku, nigdy nie puszczając mojej ręki. Czuję jego oczy na mnie, czekając na mnie aż coś powiem. Szukam słów, żeby wszystko wyjaśnić, ale nie mogę nawet utworzyć spójnego zdania w głowie. Nie wiem gdzie, ani jak zacząć. Zamiast tego próbuję pomyśleć co powiedzieć, żeby po prostu zacząć mówić. Otworzyć się. Pozwolić mu wejść. - Są chwilę, kiedy czuję się bezbronna. Jakbym nic nie mogła zrobić, bez względu na to ile ścian wybuduję wokół siebie. Rak zawsze znajdzie do mnie drogę powrotną. To mnie zmienia i czasem nie jestem pewna, czy czyni mnie silniejszą czy słabszą. Wiem, że nie jestem idealna. Mogę być kapryśna i Bóg jeden wie, jaka mogę być uczuciowa. Mam wady, z których nie jestem dumna. Część z nich jest spowodowana rakiem, a część po prostu ode mnie. Brakuje mi pewności siebie, będąc w miejscu publicznym, patrząc czy ktoś nie rozpoznaje czy mam perukę, czy nie. Jesteś pierwszą osobą, która sprawiła, że czuję się piękna, jakbym mogła taka być i zrobić wszystko co chcę. A to więcej niż kiedykolwiek czułam, boję się, że już nigdy nie będziesz w stanie wrócić do tego i patrzeć na mnie w ten sposób. Odwraca się tak, że patrzy na mnie. – Nie patrzę na ciebie jak każdy, Aundrea. - Teraz tak mówisz, ale wiem co rak może zrobić ludziom będącym wokół mnie. Ludziom, których kocham. To ich niszczy. Nie powoduje nic prócz bólu, oni planują swoje życie pod kątem mnie i moich zabiegów. Wszystko co chciałam zrobić, to chronić cię w jedyny sposób jaki znam. Trzymając cię z dala od niego tak długo, jak mogłam. - Mogłaś powiedzieć mi wcześniej, chcę wiedzieć wszystko o tobie, Aundrea. To oznacza dobre rzeczy i złe. - Wiem… ale nie zrozumiesz tego, po raz pierwszy w moim życiu miałam kogoś, kto widział we mnie osobę, a nie raka. To byłam i wciąż jestem ja, boję się, że uświadomisz sobie, że bycie z kimś kto ma raka to coś więcej niż możesz udźwignąć. Mam na myśli to, dlaczego miałbyś być z kimś kto nie wie nawet czy będzie tu za pięć lat, kiedy możesz być z kimś kto jest zdrowy i ma długie życie przed sobą? 256 | S t r o n a
- Jesteś jedyną kobietą jakiej chcę, Aundrea. Nie chcę nikogo innego. Mogłem być tam z tobą. – Jego głos załamał się jak formował słowa i mogę zobaczyć wilgoć tworzącą się w jego oczach. - Przykro mi. - Mnie również. Kiedy nic nie powiedział, ciągnęłam dalej – nie myślałam o zaczęciu z kimś związku podczas leczenia. To znaczy jak w porządku byłoby dla ciebie opiekowanie się chorą dziewczyną? Powiedziałeś, że nie chcesz nikogo innego, ale co kiedy jestem tak słaba, że ledwo mogę wstać z łóżka przez kilka dni i nie mogę powstrzymać mdłości, ponieważ jestem chora? Albo kiedy ból jest tak nie do zniesienia, że nie mogę chodzić? Jestem w tobie zakochana, Parker i chcę żebyś też był w stanie mnie kochać i akceptować z, czy bez raka. Nie chcę nic więcej niż ciebie będącego w stanie zobaczyć kim jestem bez peruki i z bladą skórą. Co ważniejsze, chcę żebyś odłożył na bok chorobę i zobaczył kobietę, która siedzi przed tobą. Pragnę również, żebyś był taki jak wcześniej. Abyś traktował i kochał mnie tak jakbym nie była chorą dziewczyną, którą ludzie uważają za kruchą. - Jesteś we mnie zakochana? - Tak. – Mój głos się złamał. – Jestem w tobie zakochana, Parker. Parker przyciągnął mnie do siebie, otaczając ramionami. Całuje moją głowę, policzki, oczy i wreszcie moje usta. Więcej łez opada. Nigdy nie myślałam o sobie, że będę jedną z tych kobiet. Które płaczą, kiedy mężczyzna powie im, że je kocha, albo vice versa, ale teraz rozumiem dlaczego to robią, ponieważ w tym momencie wiem, że znalazłam osobę, którą miałam znaleźć. - Chcę całą ciebie, Aundrea. Wszystko i nic, to co mi dasz. Chcę wszystkiego. Chcę być twoimi nogami, kiedy nie będziesz mogła chodzić. Chcę być twoimi rękami, kiedy będziesz zbyt słaba by jeść. Chcę być dla ciebie w dzień i w nocy. 46 Ale nigdy nie ukrywaj przede mną żadnych informacji. Nigdy. 46
Nie sądzę żeby w tym momencie można było go kochać bardziej
257 | S t r o n a
Kiwnęłam kilka razy do niego, ponieważ nie mogłam uformować słów przez moje ściśnięte gardło. Nie sądzę bym kiedykolwiek bardziej płakała w swoim życiu. Nawet wtedy, kiedy zostałam zdiagnozowana na raka, czy za drugim razem, gdy był nawrót. Płakałam swobodnie, jak Parker pociągnął mnie na podłogę na swoje kolana. Pocałowałam go tak, jak nigdy nie całowałam. Tak, jakbym nigdy nie kochała ani nie potrzebowała nikogo innego. Oddaję mu wszystko co mam i nie odpycham. Gdy jego język pociera delikatnie o mój, przyciągam go mocniej do siebie. Nie mogę się dostać wystarczająco blisko niego, nie ważne jak bardzo próbuję. Pogłębia pocałunek, jak jego ręce przesuwają się na moje plecy po czym owijają mocno wokół mojej szyi. Przenosi się do bardziej komfortowej pozycji na podłodze, biorąc mnie razem ze sobą, tak, że wciąż jestem na jego kolanach. Przerywając pocałunek, po prostu mnie trzyma, podczas gdy płaczę. Parker w końcu wciąga mnie na łóżko, tak że leżymy na naszych bokach, twarzami do siebie. Podnosi rękę do mojej głowy, gdzie jest owinięta chusta i zaczyna ją odsuwać delikatnie, próbując zdjąć. Od razu się poruszam, żeby go powstrzymać. - Proszę. – Jest wszystkim co mówi. Jedynymi osobami jakie kiedykolwiek widziały mnie bez włosów, są moi rodzice, Genna, Jason i Jean. Nikt więcej. To wielki krok dla kogoś tak nie pewnego siebie jak ja. Zabieram ręce z jego, pozwalając mu odsunąć chustę do tyłu na łóżko. Pochyla się do przodu, rozsypując pocałunki na moich oczach, czole i wreszcie na mojej łysej głowie. Znowu czuję się jak zupełnie inna osoba, jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach po raz setny dziś. Z głośnym westchnieniem uśmiecham się, kiedy Parker nadal sypie pocałunki w dół po boku mojej twarzy, scałowując tworzącą się łzę. - Możesz mi proszę opowiedzieć o tym? Cokolwiek z czym jesteś w porządku teraz by się ze mną tym podzielić. Odsuwam się trochę od niego, biorę głęboki oddech, po czym wypuszczam go powoli. To jest dla mnie coś nowego, ponieważ zazwyczaj, kiedy kogoś spotkałam, ten ktoś wiedział, że mam raka, bo słyszeli już tą historię od innego członka mojej rodziny 258 | S t r o n a
albo przyjaciół. Rzadko sama się tym dzielę. W myślach wracam do początku i próbuję mu wszystko wyjaśnić. - Znalazłam guzek na boku mojej szyi, kiedy miałam siedemnaście lat. Cóż, znaczy Adam, mój chłopak w tamtym czasie, to zrobił. Był paciorkowaty, więc nie sądziłam, że to coś takiego. Gdy nie chciało zniknąć, mama zabrała mnie do lekarza. Po dwóch negatywnych testach pod kątem paciorkowca, lekarz zdiagnozował to jako alergię i powiedział, że przejdzie. Powoli robiło się większe, więc dostałam antybiotyki, które nic nie dały. Więcej guzków utworzyło się na moim ramieniu, po czym moi rodzice zabrali mnie z powrotem-tym razem do innej lekarki. ‘To przez twoje hormony’–było wszystkim co powiedziała. Czułam się dobrze. Nie miałam żadnych objawów, więc nie było powodu, żeby robić jakieś dodatkowe badania. Rodzice nie zadawali pytań lekarzowi, ponieważ, przede wszystkim, to ona była lekarzem. - Tuż po nowym roku, zaczęła się gorączka. Pociłam się w nocy a guzy były tak duże, że stały się bolesne. Nie mogłam podnieść ręki w szkole, czy pokręcić szyją na boki. Jednego ranka, nie mogłam wstać z łóżka, ponieważ tak bardzo bolało, a moja klatka była tak ściśnięta. Tata zabrał mnie na pogotowie, domagając się zrobienia badań. Parker nic nie mówił, ale trochę się do mnie uśmiechał na zachętę, żebym kontynuowała. - Reszta działa się szybko. Miałam zrobioną tomografię komputerową, rezonans magnetyczny, oraz pozytonową tomografię emisyjną. Pobieranie krwi i biopsję, wszystko w ciągu tygodnia. W jednej minucie słyszę słowa o studniach i rozdaniu świadectw, a w następnej wszystko co słyszę to rak. Masz raka. Oczyszczając gardło, zapytał – jaki rodzaj? - Do czasu zdiagnozowania, byłam w czwartym stadium Chłoniaka Hodgkin’a47. Przerzucił się z węzłów chłonnych na inne części mojego ciała i na płuca. Potrząsając głową, powstrzymuję się. Nawet teraz, kiedy wracam myślami do pierwszej diagnozy, to sprawia, że jestem tak wściekła. Przez trzy miesiące nic nie zostało zrobione. Żadne badanie. Nic.
47
Czwarte i najwyższe stadium: zajęcie narządów pozalimfatycznych takich jak kości, wątroba czy płuca.
259 | S t r o n a
- Operacja nie była żadnym rozwiązaniem, z wyjątkiem jednego z guzów na boku mojej szyi. Był tak duży, więc chirurg, którego w tamtym czasie poznałam zdecydował się go usunąć. – Wskazuję na długą bliznę po prawej stronie szyi. Parker lekko ściska moją rękę, więc mówię dalej. – Spotkałam się z onkologiem i od razu zaczęłam chemioterapię. To było straszne. Silnie chorowałam, zanim znaleźli leki, które mogę przyjmować. Zostałam zmuszona do rzucenia szkoły, bo nie mogłam nadrobić. Moi nauczyciele i dyrektor byli wspaniali, ponieważ pozwolili mi pracować swoim własnym tempem, ale niestety nie byłam wystarczająco szybka, żeby nadgonić i skończyć w czerwcu jak reszta moich przyjaciół. - To wyjaśnia twoje zdjęcie z rozdania dyplomów z Jean – powiedział Parker, przypominając o fotografii, którą widział w moim albumie. Kiwam. – Byłam tak chora, że musiałam się wtedy leczyć. Podczas gdy ja spędzałam moje osiemnaste urodziny przyjmując chemię, moi przyjaciele wyjechali do Cancun. Gdy ja chodziłam na zakupy szukając peruki, moi przyjaciele kupowali ciuchy na studniówkę. – Zamknęłam oczy na to wspomnienie. To były jedne z najgorszych chwil w moim życiu. - Ciągle wysyłały mi zdjęcia różnych kolorów i krojów sukienek z dopiskiem ‘chciałabym, żebyś tu była’. W końcu rzuciłam telefonem przez pokój tak, żebym nie mogła usłyszeć już więcej żadnego dźwięku, czy widzieć jeszcze jednej sukienki. - Przykro mi, Aundrea. Wzruszyłam ramionami. – Jest w porządku. - Nie, nie jest. Nikt nie powinien przez to przechodzić. – Patrzę na jego ból, w błyszczących niebieskich oczach, które wyrażają tak wiele emocji, jakby właściwie czuł wszystko co mu powiedziałam. Wzięłam głęboki oddech. – Po dziewięciu miesiącach chemii i po trzydziestu sześciu razach przy użyciu promieniowania, poziom moich markerów 48 był w normie. Przez cały rok, wszystko było dobrze. Czułam się świetnie. Nie byłam zmęczona, ani 48
Markery nowotworowe - to specyficzne cząsteczki powstające w naszym organizmie. Ich podwyższone stężenie może świadczyć o toczącym się procesie nowotworowym.
260 | S t r o n a
chora. Byłam naprawdę szczęśliwa. Ale to wszystko odeszło, kiedy jedne z badań krwi były znowu podwyższone i natychmiast trzeba było zrobić dodatkowe badania. Powiedziano mi, że mam nawrót raka – trzecie stadium. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie muszę się czuć chora, żeby być chora. Ludzie mogą czuć się niepokonani jednego dnia, a drugiego otrzymać tragiczną wiadomość. Zatrzymuję się, zerkając na Parkera. Patrzy na mnie uważnie z miękkością w oczach. Nie musi nic mówić, żebym wiedziała co czuje. Widzę to wszystko. Widzę tą pustkę. Smutek. Tęsknotę. To są wszystkie rzeczy, które ja czułam. - Potrzebowałam więcej chemioterapii i radioterapii. Nie rozumiałam… po co to całe leczenie? Żeby mógł wrócić z powrotem? Przez ostatnie dwa lata, miałam dość chemii, leków przyjmowanych doustnie i kroplówek. Robiłam próbne badania, przyjmowałam różne leki, nawet te najnowsze, robiłam wszystko. W i poza szpitalem, nawet miałam więcej biopsji. Po tych wszystkich nieudanych próbach doktor Olson zaproponowała przeszczep szpiku. Wyniki były wystarczająco dobre, żebym mogła być swoim własnym dawcą. - Nie można go po prostu wyciąć? - Nie Hodgkin’a. To krąży w moim układzie limfatycznym. Po całym ciele. W jednej sekundzie może być tu i zniknąć, a w następnej pokazać się gdzieś indziej. Rozprzestrzenia się jak ogień. Więc albo chemioterapia i radioterapia, albo sama chemia może go wyleczyć. I miejmy nadzieję, w moim przypadku również przeszczep szpiku. - Już miałaś to robione? - Zanim cię poznałam, wbili mi igłę w kość miednicy. Pobrali moje komórki i zamrozili je do czasu aż skończę chemię. Opuściłam tylko jeden zabieg. Więc myślę, że w ciągu kilku tygodni, przeszczepią mi je z powrotem. To musi zadziałać, Parker. Moje usta są suche, od tego całego mówienia, ale nie przestaję. Mówię mu wszystko o porcie, o obecnych zabiegach, o utracie włosów, a najwięcej o tym co nadejdzie. Nic nie mówi. Po prostu trzyma moją rękę i zatacza delikatne kółka mi na dłoni swoim palcem. Zadaje pytania, a ja odpowiadam. 261 | S t r o n a
Nie jestem pewna czego się tak bałam. Miłość leczy wszystkie rany. Mam nadzieję.
262 | S t r o n a
Rozdział 19 Parker nalegał, że pojedzie ze mną na ostatnią chemię, razem z Genną i moimi rodzicami. Jason też chciał iść, ale nie mógł wyjść z kliniki i zapewnił Parkera, żeby się nie martwił. Pobrali mi krew, a następnie udaję się w dół po schodach do gabinetu onkologa na wizytę z doktor Olson, która przyjechała na jeden dzień z Mayo Clinic. 49 Kiedy moje imię zostaje wywołane wszyscy wstają razem ze mną. Gdy idziemy z powrotem do pokoju, uśmiecham się na myśl, że wszyscy których kocham – oprócz Jasona i Jean – są ze mną. Czuję się błogo, bo wiem, że mam wsparcie w mojej rodzinie. Wiem, że oni chcą tu być, na mojej wizycie, na mojej ostatniej chemii, czy wszystkim innym. - Doktor Olson przyjdzie do was w ciągu kilku minut – mówi asystentka, kiedy wychodzi z pokoju. Nie ma wystarczająco miejsca dla nas przy małym stoliku, Parker i tata stoją z boku, podczas gdy mama siedzi obok mnie, a Genna na dodatkowym krześle, które przyniosła asystentka. Słychać dwa puknięcia w drzwi, zanim doktor Olson wchodzi do środka. - Wow, dziś pełna chata. – Śmieje się, jak idzie za biurko. Ponownie przedstawiam jej moją rodzinę, a potem Parkera. Nie wiem jak go nazwać, więc mówię, że jest moim przyjacielem. Nie wydaje się temu przeciwny, ale nie mogłam również przegapić lekkiego zaciśnięcia się jego szczęki podczas przedstawiania go. - Aundrea, jak się dziś czujesz?
49
Co zabawne ta klinika naprawdę istnieje ;)
263 | S t r o n a
Uwielbiam to pytanie. Ona nigdy mnie nie pyta, jak się mam. Jest tak jakby zawsze wiedziała jak jej pacjenci się czują. Bzdury. Mam na myśli to, że dajcie spokój, mamy raka. Ona zawsze traktuje nas na innym poziomie. Głębszym. - Dziś? Świetnie – mówię z uśmiechem. To prawda. - To dobrze. Jak objawy, z którymi twój tato do mnie telefonował? - Z bólem lepiej. Wciąż boli co jakiś czas. Myślę, że bóle głowy są najgorsze. Czuję, że mam co najmniej jeden każdego dnia. - Tak, to jest częsty skutek uboczny i niestety dość nieprzyjemny. Myślisz, że potrzebujesz czegoś na migreny? - Nie, już i tak przyjmuję wystarczającą ilość tabletek. - W porządku. Cóż. – Spojrzała w dół i otworzyła teczkę na biurku. – Twoje markery – spojrzała z powrotem na mnie i się uśmiechnęła – są dobre, Aundrea. Świetne w rzeczywistości. Wyznaczymy jeszcze jedno badanie w laboratorium w ciągu czterech tygodni i jeśli wyniki będą dobre będziesz gotowa do przeszczepu. Moja mama klaszcze w dłonie w podekscytowaniu. Genna się uśmiecha, a tata kiwa do mnie głową w aprobacie. Kiedy moje oczy spotykają Parkera, mruga do mnie. - To świetnie! - Wiedziałam, że tak będzie. Możemy dopuścić cię do przeszczepu. Pamiętaj, że zostaniesz w szpitalu przez około trzy do czterech tygodni, a odwiedziny będą bardzo ograniczone. Patrzę na Parkera, ale nie mogę odczytać jego wyrazu twarzy. Wychwytuje każde jej słowo. - Musimy trzymać cię z dala od wszelkiego rodzaju infekcji. Zamówię dla ciebie krew do transfuzji, na cały twój pobyt, żeby utrzymać liczbę płytek krwi i antybiotyki w kroplówce, które pomogą zwalczyć ewentualne infekcje. Bardzo ważne jest, żebyś nie chorowała w tym czasie, ponieważ jeśli tak się stanie, istnieje ryzyko, że przeszczep się nie przyjmie. 264 | S t r o n a
- Rozumiem. Zrobię cokolwiek trzeba. – Mam na myśli to wszystko. Wykonam wszystkie polecenia lekarz, nawet jeśli to oznacza, że muszę być odizolowana od świata na cały miesiąc. Tak długo jak mam mojego Kindle, będzie w porządku. Cóż, może jeszcze telefon.
***
Parker zostaje przy mnie podczas całego zabiegu. Zadaje pielęgniarce sto pytań o to co dostałam, jak jest podawane, a nawet o moje dawkowanie. Lubię widzieć tę jego stronę. Jak przyczynia się do mojego dobrego samopoczucia. To sprawia, że jestem szczęśliwa wiedząc, jak bardzo się o mnie troszczy. Po zabiegu, moi rodzice wracają do domu, więc Parker proponuje, żebym została u niego. Nawet nie próbuję protestować, ponieważ wiem, że danie Gennie i Jasonowi trochę przerwy będzie miłe. Byłam z nimi prawie cały czas odkąd tu przyjechałam.
***
- Dobrze się czujesz? Siedzimy na kanapie, z moją głową na jego kolanach. Piszę w swoim dzienniku, podczas gdy on ogląda hokeja na lodzie. Patrząc w górę, widzę jak spogląda w dół prosto w moje oczy. - Tak. Nic się nie zmieniło, odkąd pytałeś pięć minut temu. - Tylko sprawdzam. - Wyluzuj, Parker – mówię z lekkim uśmiechem. - Jestem wyluzowany. O czym tam piszesz? O mnie? - Nie – mówię, przyciskając dziennik do klatki. 265 | S t r o n a
- Co? Nie mogę spojrzeć? - Nie. - Dlaczego? Jest coś o mnie, czy nie? - Może – mówię z uśmiechem. - Och? – podnosi brwi wraz z kącikiem ust. - Tak, och – drwię. - Zatem, powinienem to przeczytać. - Nie ma tam nic ciekawego. - Wszystko co masz do powiedzenia jest interesujące, Aundrea. Jeden z moich lekarzy, powiedział mi, że powinnam prowadzić dziennik, podczas leczenia. To mnie zrelaksuje i pozwoli pozbyć się uczuć z tym związanych. Wyciągam go tylko raz w miesiącu i robię jeden długi wpis. To lepsze niż tworzenie codziennie nudnych aktualizacji. - Piszesz w nim o różnych rzeczach? - Nie bardzo. Szczerze mówiąc, rzadko w nim piszę. – Zaczynam się podnosić, tak, żebym mogła się odsunąć, ale dwie ręce owinięte wokół mojej talii, ciągną mnie z powrotem na jego kolana. - Jak to możliwe, że zawsze wydajesz się znaleźć na moich kolanach? - Jak to możliwe, że ktoś nie może utrzymać swoich rąk przy sobie? - Przyznaj się. Lubisz moje ręce na sobie. Oczywiście, że się rumienię. Parker sięga i odsuwa włosy z mojej twarzy. - Ściągnij to. 266 | S t r o n a
- Nie. - Proszę. Nie musisz się za tym chować. - Ja… – co? Boję się? - Aundrea, jesteś taka piękna. Te usta. – Delikatnie całuje moją górną wargę. – Ta broda. – Przenosząc usta w dół, całuje obok małych piegów, które mam. – Twoje duże oczy. Kocham twoje oczy. – Zamykam je i czuję pocałunek na każdej powiece. – I ten nos. Masz taki mały nosek. Jest uroczy. – Uśmiecham się, pozwalając całować mu czubek mojego nosa. – Jesteś idealna – szepcze, podnosząc rękę i ściąga moją perukę. Nie powstrzymuję go. Pozwalam mu ją zdjąć. Pozwalam mu mnie odkryć. To jest pierwszy raz, kiedy naprawdę jesteśmy sami, odkąd powiedziałam mu, że mam raka. Chcę mu się oddać. Chcę pozwolić mu, poznać moje ciało. Gdy peruka opada na podłogę, całuje całą moją głowę, nie pozwalając, żeby małe kropelki potu od peruki, mu przeszkadzały. – Masz idealną głowę, Aundrea. Powstrzymałam się od kłótni z nim w swojej głowie. Zapamiętałam, żeby zrobić to kiedy indziej. Wiedząc, że prawdopodobnie po dzisiejszej nocy będę zbyt chora, żeby mnie dotknął, korzystam z okazji i przenoszę swoje usta na jego. Chcę poczuć te wargi na moich, a jego ciało blisko mnie. Chcę dać mu tą część mnie, której jeszcze nikt nie miał. Ten kawałek siebie, którego myślałam, że nikt nigdy nie zechce. Jego usta są delikatne na moich. Wykorzystuje ten czas, ale nie naciska, żeby pójść dalej. Koniuszek mojego języka wychodzi na spotkanie z jego. Biorąc moją rękę, odciąga mnie od kanapy i prowadzi do sypialni, gdzie powoli mnie rozbiera, całując ramiona, obojczyk, klatkę piersiową, brzuch i dłonie. - Kocham cię, Aundrea. - Ja też cię kocham. Kładąc mnie na łóżku, pomaga mi przesunąć się całą do szczytu łóżka, tak, że jestem naga przed jego oczami, całe moje bez włosów ciało. 267 | S t r o n a
Nie próbuję się zakryć i nie zamykam oczu. Obserwuję go jak patrzy na to, co przed nim, czekając aż zdradzi jakieś oznaki obrzydzenia. To nigdy nie nadchodzi. Zamiast tego, widzę ogień, tęsknotę i potrzebę w jego oczach. Przede wszystkim widzę jego uznanie dla mnie. Dla mojego ciała. Samo to spojrzenie jest przyczyną mojego drżenia. - Jesteś absolutnie piękna, Aundrea. Każdy centymetr ciebie. Powoli, pomagam mu pozbyć się jego ubrań, a potem przysuwa się do mnie. Nie ma ciepłych słówek. Żadnych słów gorącej pasji. Jest tylko nas dwoje, zezwalając naszym ciałom badać się nawzajem. Poruszamy się powoli, pozostając połączeni, nie pozwalając tej chwili zniknąć. On nigdy nie puszcza mojej ręki, a ja nigdy nie spuszczam wzroku.
***
Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale znajduję się w łazience Parkera, w ciemności, wymiotując wszystko co dziś zjadłam. Obudziłam się, kiedy uderzyła we mnie fala nudności. Starałam się być cicho, jak biegłam do łazienki z sąsiedniego pokoju. Nawet włączyłam wodę w kranie, żeby spróbować ukryć odgłosy wydobywające się z mojego żołądka i gardła. Parker słyszy wszystko. Wstał, wyskakując z łóżka i wszedł do łazienki, zanim mogłam nawet policzyć do pięciu. - Potrzebujesz czegoś? Wody? Cokolwiek? - Nie – płaczę pomiędzy skurczami żołądka. Moje oczy palą od łez. Czuję jak zatacza kółka na moich plecach, kiedy opróżniam zawartość żołądka. Jestem zaskoczona, że nie jestem zakłopotana tym, że widzi mnie w takiej sytuacji. 268 | S t r o n a
Jestem wdzięczna, że mam tu kogoś. Jestem wdzięczna, że mam tutaj jego. Gdy czuję, że już więcej nie mogę z siebie wyrzucić, Parker pomaga mi wrócić do łóżka. – Tutaj. Połóż się. Pozwól, że przyniosę ci jakieś wiadro i tabletki na nudności. Ze szklanką wody w ręce przełknęłam je i wypiłam wszystko duszkiem, pozwalając kilku kroplom opaść na kołdrę. – Przepraszam – mamroczę ze szklanką wciąż przy ustach. - Nie martw się tym. Mogę ci przynieść coś jeszcze? - Nie. Myślę, że już w porządku. – Jestem rozgrzana, ale trzęsę się przez dreszcze. Czuję jak krople potu spływają z boku głowy i w dół mojej szyi. - Czy możesz mnie przytulić? – pytam, okrywając się kołdrą w nadziei, że to powstrzyma moje dreszcze. - Oczywiście. Nigdy nie myślałam, że jestem tak wielkim pieszczochem, ale wszystko czego chcę, to czuć go obok. Wiedzieć, że naprawdę tu jest i nie odejdzie. - Jesteś rozpalona Aundrea. Jesteś pewna, że jest w porządku? – słyszę zmartwienie w jego głosie, ale lekceważę to. - Tak. Jestem pewna. To przez leki. Jest w porządku, obiecuję. Chcę tylko poleżeć tu z tobą przez chwilę. - Trzęsiesz się. - Po prostu potrzebuję, żebyś mnie trzymał Parker. Proszę. - Trzymam, kochanie. Trzymam. – Przyciągnął mnie bliżej do siebie. Słyszę jak płytko oddycha, kiedy jego ciepły oddech uderza w moją szyję. Tak bardzo jak to sprawia, że jestem jeszcze bardziej rozpalona, to nie chcę żeby przestał. - Aundrea? – szepcze mi do ucha. 269 | S t r o n a
- Hmm? - Wiem, że to prawdopodobnie nie jest najlepszy czas, żeby zaczynać czy pytać o to–cholera, wiem, że nie jest. Wszystkie te emocje działają na mnie. Widząc cię… jak przechodzisz przez chemię. To mnie niszczy, Aundrea. Chcę ci pomóc, ale nie chcę cię zawieść. - Nigdy mnie nie zawiedziesz, Parker. Pomagasz mi. Samo twoje bycie tutaj mi pomaga. - Mając cię tu, w moim łóżku i w swoich ramionach, myśląc o tych minionych miesiącach… twoim raku, wszystkim tym co pędzi przez moją głowę i… - Po prostu to powiedz, Parker. Im więcej mówisz, tym mniej myślę o tym, że chce mi się wymiotować. - Byłabyś świetną mamą, Aundrea. Wiem, że to nie czas, żeby poruszać ten temat, ale nie mogę nic poradzić, że myślę o tobie i o tej nocy u mnie, kiedy wspomniałem o dzieciach. – Znajduję pocieszenie w jego głosie i pozwalam sobie się zrelaksować, rozluźniając uciski tworzące się w moich stawach. - Co z tym? - Nigdy nie dałaś mi odpowiedzi. Gedy pytałem, to temat dzieci był poza wszelką dyskusją dla ciebie. A byłabyś wspaniałą mamą… Dobra, teraz chce mi się rzygać. Czy tego chcesz, czy nie, dzieci są ważną częścią, każdego związku. To może was złamać, albo zbliżyć. Nie chcę nas złamać. Jest coś w byciu z nim tu w ciemności, próbującym rozwiać moje wątpliwości. Biorąc głęboki oddech, mówię – nie jestem pewna, czy mogę mieć dzieci. – Nic nie mówi, przez chwilę, co sprawia, że moje serce pędzi. - Myślę, że to akurat wiem. Mam na myśli chemię. Ale możesz zrobić taką rzecz, że zamrażasz swoje jajeczka… czy ty kiedykolwiek chciałaś je mieć? Słyszę strach w jego głosie. Zastanawiając się, czy potrzebuje pocieszenia. – Tak. – Czuję jak mięknie obok mnie. – Ale to nie znaczy, że będę w stanie myśleć o dziecku, 270 | S t r o n a
po całej tej chemii jaką dostałam. Czy o wzięciu surogatki. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie się tego podjąć. - Ale to wciąż nie jest wykluczone? - Nigdy, Parker. Chcę dzieci, ale jest w porządku, jeśli nie będę mogła mieć swoich własnych. Nie mam nic przeciwko adopcji… moi rodzice zostali obdarzeni Genną. Jestem zbyt przerażona odejściem od dzieci, jeśli znowu miałabym nawrót raka. - Och, Aundrea. – Przyciąga mnie bliżej. – Byłabyś świetną matką. I żoną. - Może. - Wciąż nie chcesz wyjść za mąż? - To nie jest coś czym kiedykolwiek byłam zainteresowana. - Dlaczego nie? Łza spływa po moim policzku. Zanim mogę ją zetrzeć, Parker wyciąga rękę i wyciera ją kciukiem. Nasze oczy zostają połączone, a moje serce bije tak szybko, kiedy widzę powagę na jego twarzy. - Nie musisz nic mówić, Aundrea. Rozumiem. Jesteś przerażona, ale to, że nie widzisz swojej przyszłości, nie znaczy, że ja nie mogę. Widzę ją wyraźnie, ponieważ widzę swoją własną.50
***
Parker nie opuszcza mojego boku przez tygodnie po zakończeniu leczenia. Dotrzymał słowa będąc moimi rękami, kiedy jestem zbyt słaba, moimi nogami, gdy nie sądzę bym była w stanie się ruszyć i moim głosem, kiedy nie mogę znieść mówienia, przez owrzodzenie. Nigdy nie spojrzał na mnie, tak jak ja na siebie, ale jak na coś pięknego.
50
Cholera, myślałam, że po ostatnim rozdziale Parker nie może powiedzieć nic lepszego, ale się myliłam
271 | S t r o n a
Wrócił do pracy, więc Genna spędza ze mną całe dnie, aż jestem w stanie się poruszać swobodnie na własnych nogach. Dzwoni i pisze wielokrotnie w ciągu dnia, sprawdzając i upewniając się, że ze mną w porządku, ale ani razu nie czułam się jakby mnie przytłaczał. Uczę się przyjmować pomoc i nawet mi się to podoba. Kiedy przychodzi czas, na moje ostatnie badania laboratoryjne i wizytę u doktor Olson, Parker nie mógł zrezygnować z zabiegu i biznesowej kolacji, którą miał już zaplanowaną. Powiedziałam mu, że jest w porządku i że będzie pierwszym, który pozna wyniki. Kierując się do szpitala, po raz pierwszy wyszyłam z domu, od ostatniej wizyty. Czytałam w Internecie, że to może potrwać nawet dwanaście tygodni, zanim zobaczę, że moje brwi i rzęsy zaczynają odrastać. Trzy miesiące, to wydaje się dużo, ale dwa tygodnie już minęły, a kolejne cztery spędzę w szpitalu, także wiem, że mogę sobie z tym poradzić. - Cześć Aundrea – powiedziała doktor Olson z wielkim uśmiechem. – Genna. – Potrząsnęła rękę mojej siostry. - Powiedz mi, że masz dobre wiadomości – błagam. - A co ze świetnymi wiadomościami? - Są jeszcze lepsze – powiedziałam z równie wielkim uśmiechem. - Zaplanowałam twój przeszczep na jutro rano. Twoje wyniki są fantastyczne, więc nie chcę tracić ani chwili. - Tak szybko? – jestem więcej niż gotowa, ale to oznacza, że nie będę mogła mieć całej nocy z Parkerem, zanim spędzę kolejne cztery tygodnie z dala od niego. Genna chwyta moją rękę patrząc na mnie z wyrazem całkowitej radości. - Aundrea! To świetnie! Jestem przytłoczona. Jestem podekscytowana. 272 | S t r o n a
Jestem oniemiała. Wiem, że wciąż długa droga przede mną, ale to jest początek czegoś dobrego. To początek mojej przyszłości.
***
Już nie mogę się doczekać, żeby powiedzieć Parkerowi. Doktor Olson nie jest jeszcze dość pewna, jak moje wizyty będą się odbywały i czy w ogóle będą po przeszczepie. Mogę mieć kogoś ze sobą, ale kiedy zostanę przyjęta muszą wracać. Mogę to zaakceptować. Akceptuję to. Genna jest zaskoczona, gdy mówię jej, że chcę się zatrzymać przy klinice, żeby porozmawiać z Parkerem. Nie mogę się doczekać wieczoru, a nie chcę z nim rozmawiać przez telefon. Jestem szczęśliwa i pragnę żeby był tego częścią. Wchodząc do kliniki, jestem wdzięczna, kiedy nie ma nikogo dookoła, poza Shannon za biurkiem. Zmniejszam dystans z pochyloną głową, bojąc się spotkać jej wzrok. Nie chcę, żeby ktoś mnie taką widział. Nawet jeśli mam perukę, to wciąż brakuje mi kluczowych elementów na twarzy. - Aundrea! Cześć! Parker powinien wyjść za chwilę. - Cześć. – Macham jej lekko, zniżając brodę do klatki, żeby ukryć moją twarz. - Genna, myślę, że Jason jest w swoim biurze – powiedziała Shannon. Jak tylko zaczęłam iść z nią w głąb korytarza, usłyszałam moje imię – Aundrea? – brzmiał na zaskoczonego widząc mnie tutaj. Odwracam się i widzę Parkera stojącego przed biurkiem. - Cześć. – Uśmiecham się do niego. Moje oczy spotykają Shannon i na jej twarzy też pojawia się uśmiech. 273 | S t r o n a
- Wszystko w porządku? – pyta zaniepokojony. Odkłada dokumenty, które trzymał w dłoni i podchodzi do mnie. - Tak. Chciałam z tobą porozmawiać. - Jasne, chodź. – Biorąc moją rękę, prowadzi mnie z powrotem do swojego biura. Tak bardzo jak chcę mu powiedzieć, że mam dobre wiadomości, to w rzeczywistości chcę poczuć jego usta na mnie, ponieważ wiem, że będę z dala od nich przez następne cztery tygodnie. Idziemy w ciszy. Ściska lekko moją rękę, co kilka kroków i już czuję budujące się oczekiwanie, przed zamkniętymi drzwiami. Wkłada klucz, otwierając je i przytrzymując, pozwalając mi wejść pierwszej. Drzwi zamykają się szybko. Spodziewam się, że podejdzie do mnie, ale nie robi tego. Zamiast tego kieruje się do biurka. Jego uwaga jest skupiona na mnie, gdy siedzi po drugiej stronie. Patrzę na krzesło, a potem z powrotem na niego. To wydaje się zbyt formalne jak na mój gust, więc podchodzę i siadam na blacie biurka bezpośrednio przed nim. - Wolę siedzieć tutaj – powiedziałam z diabelskim uśmiechem. - Aundrea… wszystko w porządku? – zaniepokojony usiadł prosto. - Wszystko jest świetnie, naprawdę. – Pochylam się i daję mu buziaka w usta. Lekko odpychając moje ramiona, trzyma mnie centymetry od siebie. – Jesteś pewna? Jak przebiegła wizyta u lekarza? - Dobrze. – Podnoszę się i siadam na jego kolanach bokiem, krzyżując nogi. Owija ramiona wokół mojej talii, przyciągając bliżej do siebie. – Moje wyniki wróciły do normy. Mam mieć przeszczep jutro rano. Rozluźniając uścisk, odsuwa mnie do tyłu, aby spojrzeć na moją twarz. – Aundrea! To świetnie! Ale… tak szybko? – przeszukuje moje oczy, a następnie przytula i daje delikatnego buziaka w bok głowy. 274 | S t r o n a
- Tak! Moje wyniki są lepsze, niż doktor Olson się spodziewała i nie chce czekać. Jedyna rzecz, która jest do bani, to fakt, że nie wie kiedy będę mogła przyjmować gości. Możesz jechać ze mną rano, ale gdy przeniosę się do pokoju to mogą minąć dni, albo tygodnie, zanim będę mogła cię zobaczyć. Wszystko zależy od mojego systemu odpornościowego i wyników. - Będę tu czekać. Pomyśl o wszystkich książkach jakie będziesz czytać – powiedział, śmiejąc się. - Zamierzasz za mną tęsknić? – pytam. - Nie. – Widzę jak walczy, żeby zachować powagę. - Nawet troszeczkę? – dąsam się. - Nie. - A co jeśli ja zamierzam tęsknić za tobą? - Zamierzasz tęsknić za moim ciałem. - Nie prawda. Dobra, może trochę. – Trąca mnie żartobliwie, kiedy to mówię – dobra, żartowałam! - Zamierzasz przynajmniej wysyłać mi niegrzeczne zdjęcia? – pyta. Śmiejąc się, potrząsam głową. – Nie! Chociaż może, jeśli będziesz grzeczny, będę do ciebie seksesemesować. – Chichotam. Jego oczy ożywiły się na tę myśl. – Lubię gdy to się dzieje. Może powinnaś dać mi teraz mały pokaz tego – szepcze mi do ucha, przyciągając bliżej. Zamykam oczy i czuję jego oddech na szyi. - No dalej, Aundrea. Powiedz coś… niegrzecznego. – Przesuwa językiem po płatku mojego ucha. Zassał go do ust, ugryzł mocno, a ja jęknęłam. Moje serce zaczęło walić i jestem pewna, że mogę usłyszeć swoje nagłe trudności z oddychaniem. – Powiedz mi. Powiedz mi to, co chcesz powiedzieć. To co chcesz mi zrobić. 275 | S t r o n a
Zaczął całować moją szyję, przenosząc rękę między moje uda i zmuszając moje skrzyżowane nogi do rozłączenia się. Jego druga dłoń chwyta mnie mocniej w pasie. – Aundrea… Zamykając oczy, szukam swojego głosu i szepczę – powiem ci jak bardzo pragnę, żebyś był we mnie. - Co miałbym tam robić, gdybym tam był? - Chciałabym, żeby twoja ręka pomiędzy moimi nogami została zastąpiona przez usta. - Chcesz moje usta pomiędzy swoimi nogami? – chcę, na zawsze! Kiwam głową, a jego ręka powoli zaczyna zataczać małe koła, pocierając mnie przez dżinsy, a ból między moimi nogami nasila się. - Powiedz mi, Aundrea. - Tak. Chcę twoje usta na sobie Parker. Właśnie. Teraz. Wstaje bez wysiłku, podnosząc mnie ze sobą w jednym błyskawicznym ruchu, a potem sadza mnie na biurku. Siada na krześle przysuwając się bliżej. Sięgając, rozpina moje spodnie i pociąga je w dół, dopóki nie sięgają podłogi, a następnie ściąga baleriny. Jego oczy nigdy nie opuszczają moich, kiedy delikatnie popycha mnie tak, że leżę płasko na biurku. Opiera moje nogi po obu stronach krzesła. Dłońmi sięgam krawędzi biurka w oczekiwaniu i zaciskam je mocno. Sunie rękami w górę moich nóg, do bladoróżowych stringów. Ściąga je powoli, sypiąc pocałunki w dół ud, kiedy zsuwa moją bieliznę, aż do kostek. Nie przestaje całować moich nóg, jak podnosi jedną stopę i chwyta moje stringi w drugą rękę, rzucając je na podłogę. Drżę na myśl o nim, dotykającym mnie swoim językiem. Czuję jego usta nade mną, zimny powiew powietrzna na mojej nagiej skórze: wtedy koniuszkiem języka przesuwa powoli w górę mojej mokrej cipki. Liże mnie gładkimi pociągnięciami w górę i w dół między fałdkami i dookoła spuchniętego pączka. 276 | S t r o n a
- Kurwa, Aundrea. Jesteś cała mokra. – Jęczę na jego słowa, pozwalając głowie opaść do tyłu na biurko, powodując tym, że moja peruka opada na podłogę. Zaczyna poruszać językiem szybciej, upewniając się, że dotyka każdego kawałka mnie, a ja drżę przy każdym ruchu. - Parker. – Jego imię wychodzi ochryple z moich ust. Nadal przesuwa językiem, a jego palce wsuwają się we mnie. Mój oddech więźnie w gardle i rzucam biodrami, kołysząc się przed nim. Jego ręce chwytają mocniej, naprowadzając mnie na jego twarz i palce. Jak próbuję ugryźć dolną wargę, żeby powstrzymać głośne jęki, Parker przyśpiesza, tym samym powodując, że moje jęki wydostają się na zewnątrz. - Cśśś, kotku. - Nie mogę. O Boże. Parker. Czuję jak mojej wewnętrzne mięśnie zaciskają się na nim. - Właśnie tak, kochanie. Mój orgazm zaczyna się we mnie budować, wysyłając prądy przez moje ciało. Dysząc głośno, próbuję złapać oddech, żeby coś powiedzieć. – Parker. Ja… - Wiem, kochanie. – Zatrzymał się, żeby powiedzieć. - Nie przestawaj! – krzyczę, a on natychmiast ponownie nawiązuje kontakt z moją skórą, wysyłając mnie na granicę.
277 | S t r o n a
Rozdział 20 Nie musisz nic mówić, Aundrea. Rozumiem. Jesteś przerażona, ale to, że nie widzisz swojej przyszłości, nie znaczy, że ja nie mogę. Widzę ją wyraźnie, ponieważ widzę swoją własną. Tydzień po przyjściu do szpitala, wyniki mojej krwi są wystarczająco wysokie, żeby mogła mnie odwiedzić najbliższa rodzina. Określili ścisłe instrukcje odnośnie tego co mogą, a czego nie mogą przynosić do pokoju, jak i czasu trwania tych wizyt. Parker wysłał do mojego pokoju moje ulubione żółte róże z malutką karteczką: Myślę o Tobie. Parker przyszedł w odwiedziny w drugim tygodniu. Nie jestem pewna jak przekonał pielęgniarki, żeby pozwoliły mu wejść do mojego pokoju, ale upewniłam się, żeby podziękować im za to nawet kilka razy. Dostaliśmy bardzo specyficzne instrukcje, żeby się nie całować, dopóki mój układ odpornościowy jest wciąż słaby i nie mogę ryzykować załapania czegokolwiek. Jedna z pielęgniarek nawet przychodzi specjalnie, żeby się upewnić, czy jesteśmy posłuszni. Pomaga mi skonfigurować aplikację w moim Kindle, tak żebyśmy mogli rozmawiać na wideo czacie i tak szybko jak wychodzi, dzwoni do mnie. W ciągu następnych dni, zabiera mnie ze sobą wszędzie tam gdzie idzie, za pomocą wideo czatu: jestem z nim w samochodzie, klinice, w jego domu i nawet w sklepie spożywczym. Jednej nocy oglądamy razem Wild 51 ale każdy u siebie, a w kolejnej on włącza film w swoim mieszkaniu, stawia blisko IPad’a i oglądamy razem. Oczywiście rozmawiając przez cały czas. Jest tak jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Są chwilę, kiedy dzwoni do mnie, tylko po to, żeby zapytać co mam na obiad, potem robi dla siebie to samo. Na kolejnej wizycie, zaskakuje mnie chińskim jedzeniem, co nie pozostało niezauważone na długo przez pracowników. Zapach świeżego makaronu, warzyw i kurczaka unosi się w pokoju i rozchodzi na korytarz. 51
Gatunek: biograficzny, dramat.
278 | S t r o n a
Pielęgniarka zabrała moją porcję, bo może przenosić jakąś bakterię. Bla. Bla. Bla. Przewróciłam oczami, jak wyszła z moim lo-mein.52 Najlepszą niespodzianką jest książka, którą dostarczono do mojego szpitalnego pokoju. - Parker! – krzyczę do telefonu. - Tak? – pyta, śmiejąc się. - Skąd wiedziałeś, że taką chciałam? – to jest drugi tom książki z serii paranormal, którą czytałam. - Zauważyłem, że czytałaś pierwszą część, a ta została właśnie wydana, więc pomyślałam, że się z tego ucieszysz. - Dziękuję! Nie mogę się doczekać, aż ją przeczytam. - Nie ma za co. Mam więcej badań krwi i w trzecim tygodniu spirometrię 53, żeby sprawdzić drogi oddechowe. Wyniki krwi powoli wracają do normy, ale ciśnienie rośnie i mam szybkie tętno. Doktor Olson ściągnęła kardiologa na konsultację, który z kolei zlecił echo serca i EKG. Moi rodzice są zaniepokojeni, kiedy mówię im, że wyniki potwierdzają tachykardię.54 Pomimo zdenerwowania w ich głosach, mówię im żeby zostali w domu. Nie ma powodów do paniki czy wariowania, dopóki nie wiem czegoś więcej. Spotykam się z kardiologiem, który wprowadza leki beta-adrenolityczne55, które mają pomóc na podwyższające się tętno. Wyjaśnił, że podczas chemioterapii podwyższone tętno nie jest niczym nadzwyczajnym i, że być może nie będę musiała być na tych lekach długo.
Tak jak wyżej wspomniane, makaron, warzywa, kurczak. Rodzaj badania medycznego, podczas którego mierzy się objętości i pojemności płuc oraz przepływy powietrza znajdującego się w płucach i oskrzelach w różnych fazach cyklu oddechowego. 54 Przyspieszenie akcji serca powyżej 100 uderzeń na minutę. 55 Grupa leków działających antagonistycznie na receptory β1 i β2 adrenergiczne. Hamują aktywność układu współczulnego, wywierając działanie na niemal cały organizm. Jest to jedna z najważniejszych grup leków stosowanych w kardiologii. 52 53
279 | S t r o n a
Po czterech tygodniach w szpitalu, to moja ostatnia noc przebywania tutaj i jestem z Parkerem na wideo czacie. - Cześć ci! – usiadłam prosto z ekscytacji. - Hej, tobie. Tęsknisz za mną jeszcze? - Oczywiście. Jutro nie chce nadejść wystarczająco szybko. - Powiedz mi. Jesteś spakowana i gotowa, czy może zakochałaś się do szaleństwa w jednym z uroczych lekarzy i zdecydowałaś się zostać? - Eh… – wzruszam ramionami, starając się zachować powagę, ale to nie trwa długo. - Tęsknię za tobą, Aundrea. - Ja za tobą też. – Uśmiecham się. – Co robisz? - Załatwiłem kilka spraw. Zaopatruję lodówkę w twoje ulubione potrawy. Wiem, że nie widziałaś się z rodziną, ale pomyślałam, że może przyjedziesz do mnie jutro? Jeśli chcesz. - Chciałabym. – Pielęgniarka weszła do mojego pokoju, żeby zmierzyć mi ciśnienie. – Parker, musze kończyć. Widzimy się jutro, dobrze? - Oczywiście. W samo południe, prawda? - Tak. Mrugnął do mnie i wysłał buziaka. Parker spotyka mnie w czwartek po południu razem z moją rodziną. Minął tydzień od czasu kiedy go widziałam i długie cztery tygodnie odkąd jestem w stanie wejść z nim w bliski kontakt fizyczny. - Cześć – krzyczę i rzucam się w jego ramiona koło stanowiska pielęgniarki i niemal go przewracam. 280 | S t r o n a
Przyciskam go tak mocno, że nie mogę wypuścić powietrza z płuc. Owijając ramię wokół mnie, podnosi mnie, kiedy się śmieje. – Cześć piękna. - Tęskniłam za tobą – szepczę jak ściska mnie jeszcze mocniej. - Ja też. Tak kurewsko mocno – szepcze, rozsypując pocałunki po mojej twarzy i ustach, nie martwiąc się tym kto jest dookoła nas. Odstawiając mnie z powrotem przy kontuarze, łzy napłynęły mi do oczu. Gdy jedna uciekła, podniósł kciuk i otarł ją. - Dziękuję, że tutaj jesteś. - Jak mogłoby mnie tu nie być. Kilka łez spadło, ale szybko je starłam. Kiedy moi rodzice i Genna przyjechali, słyszę ich krzyki i wrzaski pochodzące z korytarza. Jak przytulam ich wszystkich, Parker ani razu nie puszcza mojej ręki. Wszyscy czekają aż załatwię wszystkie swoje formalności. Parker nie może oderwać ode mnie dłoni. Wcześniej pocierał moje plecy, trzymając mnie za rękę, albo trzymał ramię ciasno owinięte wokół mnie. Tak bardzo jak to czyni załatwianie formalności bardziej trudnymi, nie chcę być z dala od jego dotyku. Muszę ponownie spotkać się z doktor Olson w przyszłym tygodniu i zrobić kolejne badanie echo serca za cztery dni na wizycie z doktor James, kardiologiem. - Gotowa? – zapytał Parker. - Nawet nie masz pojęcia. Owijając rękę wokół mnie, przyciąga mnie do siebie, jakbyśmy nie mogli dostać się do siebie wystarczająco blisko. – Tęskniłem za tym, żeby mieć cię blisko. - Mam nadzieję, że to była zapowiedź wieczoru.
281 | S t r o n a
Moi rodzice zaoferowali, że zabiorą mnie na kolację, żeby świętować, ale odmówiłam. Chcę spędzić czas z Parkerem. Wydawali się być smutni, kiedy im to wyjaśniałam, ale zrozumieli. Obiecałam spotkać się z nimi jutro.
***
Gdy jesteśmy z powrotem w mieszkaniu Parkera, pomaga mi się ulokować i zabiera moje ciuchy do prania. - Jesteś głodna? Mogę coś dla nas przygotować. Wypożyczyłem też film. - Nie jestem głodna, ale może jakiś popcorn do filmu. Idę do łazienki, ściągam perukę i myję twarz. Moje włosy nie zaczęły odrastać. Na czubku głowy jest meszek, ale to wygląda jakbym była pięćdziesięciolatką, która ma zaburzenia równowagi hormonalnej z włosami, które rosną tylko w niektórych miejscach. Znajdując koszulkę w szafie Parkera, przeszukałam jego szufladę, żeby znaleźć parę bokserek do ubrania. Gdy się przebrałam, umyta wracam do salonu, gdzie czeka na mnie na kanapie. Zapach popcornu wypełnia pokój, a mój żołądek zaczyna burczeć. - Masz jakiś sok z ogórków? – pytam, idąc do kuchni. - Sok z ogórków? - Tak. - Nie mam. Nie lubię ogórków. Zatrzymując się w połowie kroku, odwracam się i wracam do salonu. – Nie lubisz ogórków? Jak mogłam tego nie wiedzieć? - Nie wiedziałaś? – mówi z wahaniem, jakby bał się, że powie coś złego. Kto nie lubi ogórków? 282 | S t r o n a
- Co? – zapytał rozglądając się po pokoju, jakby był gotowy do walki. - Nie mogę jeść popcornu bez soku z ogórków. - Słucham? - Zawsze mam sok z ogórków do popcornu. - Ugh… Wracając do kuchni, otwieram lodówkę, żeby zobaczyć co mogę wykorzystać do popcornu. Pamiętam, jak Genna dodawała raz pieprz cytrynowy i smakowało dobrze, więc szukam go w szafce. Kocham popcorn, ale nie mogę go jeść ze zwykłym masłem. Muszę mieć w nim jakiś aromat. Karmel, ser, sok z ogórków, albo… pieprz cytrynowy! Parker obserwuje mnie z szeroko otwartymi oczami, jak sypię przyprawę na popcorn, upewniając się, że obsypię każdy pojedynczy. - Wystarczy, kobieto. Wzruszając ramionami, zamykam przyprawę i kładę ją na stolik do kawy. Chwytając garść, pakuję kilka do ust. Mocno pikantny smak cytryny wypełnia moje płuca, jak biorę oddech, co powoduje u mnie atak kaszlu. - Takie dobre, huh? – roześmiał się. Śmieję się pomiędzy kaszlnięciami. – Tak, nie jest złe. - Więc… sok z ogórków? - Nie krytykuj póki nie spróbujesz. To cholerstwo jest niesamowite. - Kto wymyślił tą dziwną kombinację? - Genna – powiedziałam chwytając kolejną garść. - A tą? – wskazuje w kierunku pieprzu cytrynowego na popcornie. 283 | S t r o n a
Wzruszam ramionami. - Sądzę, że widziałam raz, jak Genna tak robiła. Po naleganiu, żeby Parker spróbował, westchnął niechętnie. – Chyba mogę to dla ciebie zrobić. Jak kończymy, spędzamy wieczór przytulając się na kanapie. Oglądam film, podczas gdy on mnie obserwuje. Kiedykolwiek, kiedy spojrzę na niego, on po prostu się do mnie uśmiecha. Nie ściąga ze mnie wzroku i ani razu nie puszcza mojej ręki. W końcu uczucie ciężkości skrada się pod moje powieki i odpływam w sen.
***
Budzę się w ramionach Parkera, po środku miękkiego materaca. Śpi na plecach z rękami wyciągniętymi wysoko nad głową. Bez ruszania go, idę do łazienki i biorę prysznic. Uśmiecham się, kiedy widzę różową szczoteczkę do zębów, obok zielonej. W połowie prysznica, silne ramiona owijają się wokół mojej talii i ciągną mnie w tył do twardej klatki piersiowej. - Dzień dobry piękna. – Czuję szybki pocałunek w tył mojej głowy, zanim zostaję odwrócona. Ma zarost trochę dłuższy niż zwykle, ale to jeszcze nie do końca jest pełna broda. Jego ręka na mojej talii, przyciąga mnie bliżej. - Podoba mi się budzenie z tobą tutaj. – Jego głos jest spokojny. Dźwięk bieżącej wody zagłusza odgłos bicia mojego serca, gdy czekam, jak wykona pierwszy ruch. - Ja też. – Czuję jego podniecenie przy moim udzie. 284 | S t r o n a
Mój oddech przyśpiesza, kiedy jego zęby wbijają się w moje prawe ramię. Cztery tygodnie z dala od niego to była całkowita i kompletna tortura dla mnie. Czuję, że łzy zaczynają szczypać w oczy, gdy myślę o tym jak naprawdę bardzo mi go brakowało. Podnosi głowę, żeby spotkać moją, jak przenoszę swoje usta na jego. Moja ręka owija się wokół jego śliskiego karku dla równowagi. Jego palce wbijają się w moją talię, przyciągając mnie bliżej twardości wpychającej się między moje uda. - Parker – jęczę w jego usta, kiedy przenosi swoje palce między moje nogi rozszerzając mnie. - Mam cię, kochanie. – Jego palce wsuwają się wewnątrz mnie. Pozwalam mojej głowie opaść do tyłu, na ścianę prysznica i otwieram się szeroko dla niego. – Właśnie tak, kotku. Parker pokrywa moje mokre ciało pocałunkami, jak porusza palcami we mnie. Ciśnienie buduje się szybko wokół jego palców. Kołysząc się przy nim, zaczynam mieć dreszcze. Czuję jak Parker porusza się we mnie. Jego ramię przesuwa się na moje plecy, przyciągając mnie bliżej. Popycha mnie na ścianę pod lejący się prysznic, a gorące strumienie spadają na moje plecy i rozpryskują się na moją twarz. Porusza się szybko i mocno we mnie, sprawiając, że krzyczę. - Właśnie tam. Nie przestawaj. - Kurewsko nie zamierzam. – Wbija się we mnie mocniej i czuję jak moje ciało ustępuje pod nim. Jego ręka zaciska się mocniej na mojej talii, trzymając mnie przed osunięciem się. – Kocham cię, Aundrea. Boże, tak mi cię brakowało. - Ja też. Tak bardzo. Kiedy się napina i głośny jęk wydostaje się z jego ust, całuję bok jego głowy. Zostaje we mnie, nie rozłączając nas. – Cholera, ale jestem dupkiem. - Dlaczego? – zapytałam przez ramię.
285 | S t r o n a
- Ponieważ dałem się ponieść. Mam nadzieję, że to nie było zbyt szorstkie dla ciebie. Podnosząc rękę do jego twarzy, chwytam jego policzek. – Nie, myślę, że z tobą nigdy nic nie będzie zbyt szorstkie – mówię mu, mrugając. - Kobieto – jęknął – nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. - Na to musisz poczekać. Dając mi szybkiego całusa, wysuwa ze mnie palce. Spędziliśmy resztę naszego prysznica myjąc się nawzajem pomiędzy pocałunkami.
***
Wieczorem po spędzeniu popołudnia z moimi rodzicami, Parker czyta artykuł o najnowszych postępach w chirurgii w świecie zwierząt, podczas gdy ja kończę niektóre swoje prace z kursu online, które oczywiście musiałam odłożyć. - Chcesz gdzieś wyjść wieczorem? – zapytał. - Uch, nie zupełnie. – Nie spojrzałam na niego, gdy odpowiadałam. - Nie wychodziłaś nigdzie od miesiąca. Pozwól mi cię gdzieś zabrać. Możemy iść gdziekolwiek chcesz. - Tu jest w porządku. Obiecuję. Odkłada gazetę, którą czytał, na stolik do kawy. – Nie możesz wiecznie się ukrywać. - Nie ukrywam się. - Tak, robisz to. 286 | S t r o n a
- Nie, nie robię. - Więc jak to nazwiesz? - Co? – patrzę i spotykam jego oczy. - Siedzenie w domu? Nie wychodzenie? - Parker, dopiero wyszłam ze szpitala. To niesprawiedliwe, powiedzieć mi, że nie wychodzę skoro jestem tutaj. - Nie chcesz wyjść i świętować? Potańczyć? Zjeść kolację? Iść do centrum handlowego? Księgarni? Cokolwiek? - Nie. – W rzeczywistości tęsknię za pójściem do księgarni. - Cóż, szkoda. Bo wychodzimy. - Nie mogę! - Tak, możesz. - Nie zauważyłeś mojej twarzy, Parker? Straciłam wszystkie włosy! Odrastają w dziwnych miejscach. Wyglądam jak cholerny dziwak. Kto chce oglądać coś takiego? Wszystko o czym mogę myśleć, to impreza u Jean i ktoś pytający mnie co mi się stało. Nie chcę się znaleźć znowu w tej sytuacji. Przysuwając się bliżej do mnie, mówi spokojnie. – Aundrea, posłuchaj mnie. Nie wyglądasz jak cholerny dziwak. Jesteś piękna, a ja chcę gdzieś zabrać moją dziewczynę i świętować, zakończenie jej leczenia raka. Teraz, proszę, pozwolisz mi cię gdzieś zabrać? - Nie mogę. Przepraszam. - Dobra – powiedział, biorąc moją rękę i ściągając mnie z kanapy. - Co? 287 | S t r o n a
- Wyjdziemy tak czy inaczej. – Prowadzi mnie do łazienki. - Co ty robisz? Ignoruje mnie, otwiera szafkę i podaje mi maszynkę do golenia włosów. - Parker… Wciąż mnie ignorując, włącza ją i podnosi ją do swojej głowy, co powoduje mój krzyk. – Co ty robisz! Nie odpowiada. Obserwuję jak ścina swoje piękne blond loki. Moje oczy są szeroko otwarte ze zdumienia, kiedy widzę jak pracuje w skupieniu, żeby zgolić wszystkie włosy. Kiedy dociera na tył głowy, wyłącza ją i podaje mi. - Teraz – patrzy w moje oczy w lustrze – ogolisz moją głowę. - Co? - To co słyszałaś. Zaczynam się wycofywać, kręcąc głową, kiedy to robię. – Nie ogolę twojej głowy, Parker. - Och, oczywiście, że nie. – Sięga i chwyta mnie za ramię, wciągając z powrotem do łazienki. - Nie zamierzam spędzić następnego miesiąca zamknięty w tym mieszkaniu, ponieważ nie mogę stawić czoła światu. Twoje włosy są tylko małą częścią tego kim jesteś, Aundrea. Nie chcę widzieć, jak się ukrywasz za tą maską. Odpuść. Zdejmij ją. - Nie ukrywam się. - Nie? - No może trochę. 288 | S t r o n a
Chwytając moje ręce, złącza nasze palce razem. – Nie musisz być kimś, kim nie jesteś. Niczego się nie nauczyłaś? Przestań się bać i staw czoła światu. Wiem, że nie jesteś jeszcze w stanie, ale kto może powiedzieć, że miał raka i dwa razy go pokonał? Zmierz się ze światem, Aundrea. Żyjesz. Bądź dumną, silną kobietą, którą jesteś i przestań się chować za swoją peruką. Łzy napływają mi do oczu. Wiem, że ma rację. Z góry założyłam, że ludzie nie chcą widzieć prawdziwej mnie, ale kto jest prawdziwą mną? Jestem silną kobietą. Jestem kimś, kto nie chce bać się przeszłości czy przyszłości. Chcę brać rzeczy jakimi są i stawić im czoła. Powinnam być dumna, że mam kogoś, kto chce to zrobić ze mną. Jestem dumna. Z wypełnionymi rękami pianką, nie patrzy na mnie, kiedy mówi. – Chcę, żebyś to zrobiła. Chcę, żeby je zgoliła i zobaczyła, że to wciąż jestem ja. Chcę, żebyś zobaczyła mnie tak jak ja widzę ciebie. - Parker… - Kochanie. – Porusza się tak, że stoi przede mną. – Zacznijmy od tego, że gdziekolwiek pójdziesz to ma wpływ na mnie. Jesteś częścią mnie. Pozwól sobie pomóc. Pozwól mi przejść przez to z tobą. Chcę brać każdy kolejny krok z tobą. Pozwól mi. Pojedyncza łza spływa po moim policzku. Nigdy nie byłam emocjonalna, ale wystarczyło pozwolić temu facetowi wejść do mojego życia i staję się kałużą. - To tylko włosy, Aundrea. Odrosną. Nic nie powiesz? - Tak, ale to nie tylko o to chodzi. Spójrz na mnie! - Patrzę. Widzę piękną kobietę stojącą przede mną i nie mogę się doczekać, kiedy jej to pokażę. - Park… - Shhh… nikt nie będzie na ciebie patrzył. Będą gapić się na mnie i myśleć „Cholera, jak ten facet może mieć takie szczęście?” – dokucza. 289 | S t r o n a
Parskam śmiechem. Przyciągając mnie do uścisku, całuje czubek mojej głowy. – Widzisz, śmiejesz się, tak bardzo cię kocham. Teraz, daj spokój, zgól moją głowę. Proszę. Napełniając zlew wodą, patrzę jak kończy nakładać piankę na głowę. Kiedy jest w pełni zakryta, zanurzam maszynkę w wodzie, żeby była mokra. Powoli zaczynam golić pozostałe włosy.
***
Nie mogę przestać się wiercić. Rękami gładzę moją łysą głowę niezliczoną ilość razy, jak opuszczamy mieszkanie Parkera. - Przestań to robić. – Sięga i zabiera moją dłoń, trzymając ją w swojej. - Nie mogę przestać. - Wyglądasz dobrze. Jeśli ktoś powinien być skrępowany to ja. Mam dużą głowę z raną na boku wielkości kciuka. - Sądzę, że wyglądasz rozkosznie. - Rozkosznie? – pyta, patrząc na mnie z rękami na kierownicy. - Tak. - Tak jak smakowicie56? - Bardzo. - Tak bardzo, że chcesz zjechać na pobocze? Śmieję się. Gra słów. Aundrea mówi, że Parker wygląda „delectable” co znaczy, że kiedy mówimy o osobie używamy określenia rozkoszny, a kiedy mówimy o jedzeniu to mówimy smakowite. 56
290 | S t r o n a
- Mówię poważnie. Tylne siedzenie może być małe, ale jestem pewien, że to może zadziałać. - Po prostu jedź, kochasiu. Wygina brwi w górę i w dół, co sprawia, że śmieję się jeszcze bardziej. Kiedy docieramy do The Palace, Parker prowadzi mnie do środka i podaje hostessie swoje nazwisko, a ona prowadzi nas na patio. Posiada drewniany daszek z migotającymi światełkami zawieszonymi na każdym centymetrze, duże donice z kwiatami na krawędziach i porozstawiane przy stołach wielkie czarne pufy. Jest wysoki kominek i trzy wysokie grzejniki. Mimo tego, że to na zewnątrz, to na patio jest gorąco. - Kelner zaraz tu będzie. – Hostessa posłała mi smutny uśmiech, zanim się odwróciła. Czuję silniejsze walenie w klatce piersiowej i automatycznie mam odruch podniesienia się. - Jest dobrze. – Jego ręka sięga moją przez stół. - Nie mogę tego zrobić, Parker. To zbyt wiele, zbyt szybko. - Możesz. Jest dobrze. Weź głęboki oddech i go wypuść. Tak robię. - Właśnie tak. Powoli. Robię tak jak mi powiedział w kółko i w kółko, aż czuję się zrelaksowana i moje serce bije wolniej. - Oni patrzą na mnie – szepnęłam. Czuję ich wzrok na sobie. Na mojej głowie. Twarzy. Nawet na Parkerze. - Nie, nie patrzą. – Zatrzymał się, rozejrzał dookoła. – Wszyscy są zajęci rozmową. Nikt nie poświęca nam uwagi. 291 | S t r o n a
- Cześć! Mogę podać coś do picia? – zaćwierkała kelnerka. - Ja proszę Bud Light57. Aundera? - Och, czy mogę poprosić kieliszek Moscato58? - Już się robi. – Jej uśmiech sięga oczu, jak patrzy prosto na mnie. - Kocham to miejsce – mówi, rozglądając się dookoła patio na drzewa bez liści. - To piękne miejsce – zgodziłam się. - Myślałaś o tym, co chcesz teraz robić? - Co masz na myśli? - Czy masz zamiar wrócić do kliniki? - Nie wiem. Myślałam o powrocie do szkoły. Zacząć od nowa zajęcia z głównym kierunkiem astrofizyki. - Tutaj, czy z Jean? Nie myślałam o tym zbyt dużo. Jeśli zostanę tutaj, mogę widywać Parkera i być bliżej Genny. Albo mogę iść do szkoły trochę ponad godzinę drogi stąd i robić to, co miałam w planach przez cały czas. Ale z kolei, to jest ostatni rok Jean, więc byłabym z nią tylko przez jeden semestr. - Nie wiem. Może tutaj. - Ponieważ chcesz, czy z jakiegoś innego powodu? - Jedno i drugie. To prawda. Czuję, że w końcu znalazłam się tam, gdzie mam swoje miejsce na świecie. 57 58
Dla przypomnienia. Piwo. Wino.
292 | S t r o n a
Z Parkerem.
293 | S t r o n a
Rozdział 21 Doktor Olson zadzwoniła, prosząc o spotkanie w celu omówienia najnowszych badań jakie miałam robione w szpitalu i badań serca z doktor James. Nie chciała powiedzieć mi niczego przez telefon, z wyjątkiem, że to ważne, ale to żadna wielka filozofia, żeby wiedzieć co to oznacza. Nauczyłam się przez lata, że jeśli doktor prosi cię, żebyś przyszła, nie mówiąc dlaczego, to nie jest dobrze. Zapamiętaj moje słowa. Dostałam telefon, kiedy rozmawiałam z mamą, więc oczywiście, wpadła w panikę i zakomunikowała mi, że nie wolno mi iść na to spotkanie bez niej. Powiedziała, że zrobi cokolwiek trzeba, żeby zmienić swój grafik w pracy, tak, by mogła być ze mną. Przekazałam Parkerowi informacje o telefonie i wizycie. Odpowiedział, że może poprzestawiać harmonogram zabiegów, by pójść ze mną, ale powstrzymałam go przed tym. Już zmieniał grafik tak dużo razy i nie chcę, żeby stracił pacjentów. Kiedy powiedział mi, że to w porządku i że oni zrozumieją, zażądałam, aby został. Zapewniłam go wielokrotnie, że zadzwonię do niego tak szybko jak wyjdę, więc niechętnie się zgodził. Rano przed wizytą, mama biega po domu, czyszcząc wszystko w zasięgu wzroku. Kiedy nadchodzi czas do wyjścia, boję się, że obgryzie wszystkie paznokcie, ale ja, o dziwo, nie czuję się zdenerwowana, choć prawdopodobnie powinnam. Gabinet znajduje się w samym sercu Minneapolis i ma najgorsze parkingi znane człowiekowi. Co najmniej dziesięć minut zajmuje znalezienie miejsca, potem kolejne dziesięć, żeby dostać się do budynku, ponieważ musiałam zaparkować półtora kilometra dalej. Do czasu, kiedy zostaję wywołana z powrotem do biura doktor Olson, mam już wypitą butelkę wody i przekartkowany cały magazyn People, dwa razy. Mama podąża za mną tak blisko, że przysięgam, jeśli bym się zatrzymała w pół kroku wpadła by prosto na moje plecy, przewracając nas obie bezpośrednio na ziemię. Gdy wchodzimy do gabinetu doktor Olson, jestem zaskoczona widząc ją wraz z doktor James. 294 | S t r o n a
- Aundrea. Donna. – Doktor Olson kiwnęła do nas. - Dzień dobry – odpowiedziałyśmy razem. - Proszę usiądźcie. – Wskazała w kierunku dwóch krzeseł po drugiej stronie jej biurka. Siadając prosto, wycieram moje teraz-spocone dłonie o dżinsy, biorę głęboki, uspakajający oddech, żeby pomógł na zdenerwowanie, którego nie czułam wcześniej. Doktor Olson patrzy w dół na teczkę, która leży otwarta na jej biurku. Z powrotem spogląda w górę na mnie i mogę zobaczyć to w jej oczach – smutek. W ciągu czterech lat nauczyłam się czytać z niej jak z otwartej księgi. Kiedy wiadomości są dobre, możesz zobaczyć blask i radość w jej oczach. Kiedy jest smutna, albo zdenerwowana, ma właśnie takie spojrzenie jak teraz. Głęboko w środku wiem, że słowa, które zaraz zostaną wypowiedziane z jej ust zmienią moje życie na zawsze. - Powiedzcie mi to prosto z mostu. Mama sięga, biorąc moją rękę w swoją i ściska ją. Oddaję jej jeden uścisk, ale nie przytrzymuję dłużej. Doktor Olson wzdycha lekko i kiwa głową. – Na początku chcę zaznaczyć, że pozytonowa tomografia emisyjna i wszystkie badania laboratoryjne pokazują, że przeszczep się udał. Twoje markery są w najlepszym porządku i nie ma śladu Hodgkin’a. Minęło tylko kilka tygodni i nie mogę powiedzieć, że zniknął całkowicie, dopóki nie będzie tak samo przez najbliższe pół roku. Doktor James przyjrzał się bliżej twoim wynikom i ciśnieniu krwi, dlatego poprosiłam go, żeby dziś do nas dołączył. - Dobrze – mówię niepewnie. Przenoszę całkowitą uwagę na doktora Jamesa. - Aundrea, wyniki pokazują, że twoje serce staje się coraz większe. Według echokardiogramu powstało coś, co się nazywa się kardiomiopatią, która może być wywołana przez tachykardię, czyli wzrost tętna. To poważny skutek uboczny długotrwałej chemioterapii. Nie jest czymś, co można przewidzieć i zazwyczaj nie pojawia się przez miesiące po zakończeniu chemii. Na podstawię tego, co widzę w 295 | S t r o n a
badaniach, możemy już stwierdzić, że miałaś ją wcześniej i dopiero teraz nastąpiły objawy. - Co to dokładnie jest kardio-mio-patia? – głos mojej mamy drżał. - To osłabienie mięśnia sercowego. Są różne rodzaje, ale na podstawie badań, które miała Aundrea, to jest tak zwana kardiomiopatia rozstrzeniowa59. Tak się dzieje, gdy serce staje się zbyt duże, zaczyna się od jednej komory i przenosi się na drugą, kiedy choroba postępuje. To wszystko w efekcie sprawia, że pompowanie krwi staje się niezwykle trudne, a to wielki wysiłek dla serca. To wyjaśnia duszności, które miała wcześniej, wysokie ciśnienie i gwałtownie rosnący puls. Kątem oka widzę, jak moja mama przeciera twarz. Pociąga nosem, przed wytarciem go, zanim zapytała. – Więc co teraz? Chirurgia? Co teraz? To nie jest pierwszy raz, kiedy słyszę te słowa. Co teraz? Jestem zmęczona słuchaniem ich. Jestem zmęczona uczuciem osłabienia. Jestem zmęczona byciem chorą. Jestem zmęczona bólem. Jestem zmęczona byciem królikiem doświadczalnym dla kolejnych grup nowych studentów pielęgniarstwa, czy przyszłych lekarzy. Jestem zmęczona badaniami i szpitalami. Jestem zmęczona tym wszystkim „co teraz będzie”. Jestem ponad to.
Kardiomiopatia rozstrzeniowa - inaczej przekrwienna (zastoinowa), polega na ścieńczeniu mięśnia sercowego, zwłaszcza w obrębie komór. Następuje wybiórcze powiększenie jąder kardiomiocytów bez przerostu komórki oraz zwłóknienie śródmiąższowe i okołonaczyniowe. 59
296 | S t r o n a
Doktor Olson patrzy na mnie, nie na mamę. Przesyła mi niewypowiedziane słowa wsparcia. Teraz rozumiem jej powód bycia tutaj. Wie, że jej ufam i że jej opinia ma znaczenie. Zdaje sobie sprawę, że moja rodzina podchodzi bardzo emocjonalnie i czasami brakuje im znaczących informacji. Jest moimi zapasowymi uszami. Doktor James bierze głęboki oddech. – Aundrea, zamierzam być z tobą bardzo szczery. Ostatecznie w przyszłości będziesz potrzebowała operacji serca. Za jak długo? Nie mogę powiedzieć. Rok, może dłużej. Moje zadanie teraz będzie polegało na kontrolowaniu twoich objawów i dobraniu leków. Słyszę jak moja mama płacze i sięgam, biorąc jej rękę w swoją, starając się dać jej odrobinę wsparcia. Dziwne, że to ja zawsze wydaję się być pocieszycielem w mojej rodzinie. - Przepraszam. To jest… po prostu za dużo, więc proszę mi wybaczyć jeśli moje pytanie zabrzmi niespójnie. Czy to jest coś, co można uleczyć za pomocą leków albo operacji i potem wszystko będzie w porządku? – zapytałam. Lekarz kontynuuje. – Ta choroba najczęściej nie jest uleczalna. Leczenie jest jedynie objawowe. Bierzemy pod uwagę to, co przeszłaś i wyniki badań serca. Opierając się na badaniach, które zrobiliśmy do tej pory, twoje serce jest w początkowym stadium kardiomiopatii. Musisz przyjmować leki na serce przez resztę swojego życia. - Dobra, teraz jestem naprawdę zdezorientowana – powiedziałam. – Dlaczego wspomniał pan o operacji, skoro to nieuleczalne? - Ponieważ z czasem serce może stać się zbyt duże, zwiększając nacisk na twoje ciało, a także osłabić mięśnie. Zastawki serca mogą się zagęścić i stają się bardzo wąskie, co sprawia, że niezwykle trudne jest wtedy pompowanie krwi do całego ciała. Celem naszego leczenia jest powstrzymanie postępu. Operacja nie wyleczy, ale zmniejszy ryzyko niewydolności serca. Jest niewielki odsetek pacjentów, którzy są skutecznie leczeni za pomocą samych leków, a nawet tacy, którym można je odstawić, jeśli są ściśle monitorowani. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś znalazła się w tej grupie. Mama nic nie mówi, po prostu wciąż płacze, siedząc na krześle. Ściskam jej dłoń, dając jej znać, że wszystko jest w porządku. 297 | S t r o n a
Myślałam, że już będzie koniec tego wszystkiego. Chemia jest skończona. Przeszczep się przyjął. Moje markery są niskie, a wyniki krwi świetne. Sądziłam, że będę miała z głowy operacje, leki i badania. Chcę być ponad tym. Muszę skończyć z tym wszystkim. Nic nie jest tak, jak powinno. - Co się stanie, jeśli leki nie zadziałają? - Twoje serce stanie się słabsze, co może spowodować u ciebie zatrzymanie akcji serca. Ale ponieważ będziesz ściśle monitorowana, nie dopuścimy do tego. Płacz mojej mamy staje się głośniejszy. - Jeśli przeprowadzimy operację, to czy wiadomo, że to nie wróci? Tak wiele pytań odbija się w mojej głowie, że nawet nie jestem pewna, czy w ogóle mają sens albo czy je zadawać. - Nie mogę na to teraz odpowiedzieć. Nie ma takiej możliwości, żeby przewidzieć stan serca w przyszłości. Nie pozwalając mu dodać więcej, przerwałam, podnosząc trochę głos. – Hipotetycznie mówiąc, co się może stać? Co przewidujesz? - Każdy pacjent jest inny. Nie ma opcji, żeby sprawdzić, czy twoje serce będzie tolerowało leki. Może być w porządku albo z czasem serce stanie się zbyt słabe i będzie wymagało umieszczenia w nim stentu. 60 Jeśli nie będę w stanie naprawić uszkodzenia, w oparciu o to, co widzę teraz, będziemy musieli się przyjrzeć innym opcjom. W najgorszym wypadku dojdzie do zatrzymania akcji serca i będziemy zmuszeni rozważyć opcję wszczepienia by-passów.61 W tej chwili, nie jestem w stanie stwierdzić, czy będziesz kiedykolwiek potrzebowała operacji. Zatrzymanie akcji serca.
Umieszcza się go wewnątrz naczynia krwionośnego w celu przywrócenia drożności. Operacja kardiochirurgiczna wszczepienia pomostów naczyniowych (tzw. by-passów) omijających miejsce zwężenia w tętnicy wieńcowej stosowana w niektórych przypadkach zawału serca i zaawansowanej choroby wieńcowej. 60 61
298 | S t r o n a
Wyszłam z piekła i z powrotem do niego wróciłam. Pokonałam dwa razy raka. Ale mogę nie przeżyć tego. - Nie będzie łatwo, Aundrea. A kiedy życie w ogóle było proste? - Czy leki wystarczą? Nie wiem, mam nadzieję, że tak. Moje zadanie będzie teraz polegało na tym, żeby nie dopuścić do uszkodzenia. Uszkodzenie. – Uszkodzenia? - Aundrea, z kardiomiopatią rozstrzeniową, jesteś w grupie wysokiego ryzyka niewydolności serca, dlatego bardzo ważne jest, żebyśmy wprowadzili leki i bardzo ściśle cię monitorowali, żeby upewnić się, że to zadziała. - Zajebiście – mruknęłam. - Aundrea! – krzyknęła mama z krzesła obok mnie. - Wiem, że to za dużo Aundrea, ale doktor James nie powiedział, że dojdzie do niewydolności serca. Po prostu przedstawił ci najgorsze scenariusze. Może potrzebujemy chwili, żeby wziąć oddech – zaoferowała doktor Olson. - Myślę, że to jest… - Nie. Nie chcę przerwy. Chcę to usłyszeć teraz – przerwałam mojej mamie. – Jestem zmęczona przerwami. Co się stanie jeśli–kiedy–dojdzie do niewydolności serca? Chcecie mi powiedzieć, że mogę mieć atak serca? - Niekoniecznie. Mówię, że jest możliwe, że twoje serce zacznie dodatkowo pracować, powodując poważny ucisk na całe twoje ciało. Z kolei to spowoduje, że twoje serce powoli przestanie pracować. Co się wtedy stanie? Cóż, być może będziesz musiała mieć na stałe wszczepiony rozrusznik serca, który będzie je stymulował albo tak jak powiedziałem wcześniej by-pass’y. Tak, jesteś narażona na atak serca, ale to jest coś czego staramy się uniknąć. Jesteśmy w stanie temu wszystkiemu zapobiec. Przysięgam. Poradziłam sobie, kiedy powiedzieli mi, że mam raka. Powiedziano mi to wcześniej i wiedziałam jak się z tym rozprawić. Pokonałam go poprzednio. Mogę 299 | S t r o n a
to zrobić znowu. Byłam przygotowana dziś na tą wiadomość. Ale to? To jest coś, czego nigdy sobie nie wyobrażałam. - Potrzebuję czasu, żeby przetworzyć to wszystko. – Zaczynam wstawać. - Słucham? – pyta doktor James. - Nie mogę tu siedzieć. Byłam przygotowana na informację, że mam nawrót raka. Ale nie to. Nie mogę myśleć jasno. Muszę stąd wyjść. Przepraszam. - Aundrea, myślę, że to ważne, żebyś usiadła z powrotem i posłuchała wszystkiego co doktor James ma do powiedzenia. - Aundrea, powiedziałaś, że nie potrzebujesz przerwy. Wróćmy do rozmowy, dobrze? – powiedziała mama, ciągnąć moją rękę, żebym usiadła z powrotem. Czy nie wyraziłam się jasno? – mam prawo zmienić zdanie! Jestem zmęczona słuchaniem ludzi, mówiących mi, co mam robić i gdzie iść. Tak wiele emocji przebiega przeze mnie, że nie mogę jasno myśleć. Bycie wkurzoną jest o wiele lepsze niż płacz. - Aundrea – powiedziała doktor Olson gładkim głosem. – Wiem, że to trudne do przyjęcia teraz, ale jeśli… - Nie! – przerwałam. – Ta rozmowa jest skończona. - Aundrea! – głos mojej mamy jest głośny i stanowczy. – Co w ciebie wstąpiło? Usiądź. – Jej oczy są czerwone i opuchnięte. Ręce się trzęsą, gdy podnosi wymiętą chusteczkę i wyciera łzy, które spływają jej po policzkach. Schylam się tak, że klękam bezpośrednio przed nią. – Mamo, jestem zmęczona tym wszystkim. Tak cholernie zmęczona. Jak wiele mogę znieść? Jak wiele, moje ciało może znieść? Nie sądzę, że ja–czy moje ciało–możemy przyjąć jeszcze więcej. Nie chcę spędzić tego czasu, który mi został, w szpitalach, czy biegać od kliniki do kliniki robiąc badania. Martwienie się o to czy wzięłam leki każdego dnia, jest już wystarczające. Jestem zmęczona uczuciem otępienia. Chcę skończyć z tym wszystkim. Nie mogę tego więcej robić. Moje ciało nie może tego więcej robić. 300 | S t r o n a
Nie spodziewałam się, że słowo „skończyć” wyjdzie z moich ust, ale teraz czuję się wyzwolona. Jestem skończona. Jestem skończona. Jestem skończona. Zanim moja mama może złapać oddech między szlochami, doktor James wtrąca delikatnie. – Aundrea, jeśli nie zrobisz nic ze swoim sercem, ono zacznie spowalniać, aż całkowicie się zatrzyma. Nie mogę ci zagwarantować, że nie będziesz miała niewydolności serca. Ale mogę obiecać, że jeśli zaczniesz przyjmować leki, one uniemożliwią pojawienie się teraz niewydolności. Posłuchaj, jesteś młoda. Nie chcę spotkać cię za pół roku, żeby omawiać twój przeszczep serca. - W przeciwieństwie do czego? Widzenia mnie przez ostatnie trzy lata? - Jestem po to, żeby zapewnić ci odpowiednie leki. To cztery tabletki dziennie. Zaszłaś tak daleko. Nie poddawaj się teraz. Rak cię nie zabił. Nie pozwól temu, tego zrobić. Niby co robię? Poddaję się? Rozumiem to i staram się przyswoić te informacje. Przetworzyć je bez niczyjego nacisku. Mama dławi się szlochem i pozwala sobie na krzyk bólu. Przyciskając ręce do piersi, obniża głowę między nogi, próbując kontrolować przyśpieszony oddech. Owijam ramię wokół niej, szepcząc do ucha, w kółko i w kółko, że wszystko będzie dobrze, kołysząc nas do przodu i do tyłu, pocieszając ją, żeby złagodzić łzy. Podnosi głowę i patrzy na mnie, a wszystko co widzę to ból. – Aundrea, jesteś naszym cudownym dzieckiem. Nie dam ci się poddać i jestem pewna jak cholera, że nie pozwolę ci zrezygnować. - Jeśli jestem waszym cudownym dzieckiem, to dlaczego Bóg wciąż próbuje trzymać mnie z dala od was? Dlaczego ciągle znajduje jakiś sposób, żeby mnie złamać? Nie rozumiem, mamo. Dlaczego chce mnie zabrać? – szepczę. - Skarbie, on nie chce cię zabrać.
301 | S t r o n a
- Nie? Więc jak to nazwiesz? Jestem na Niego teraz tak wściekła. Tak wściekła! – przełknęłam gulę w gardle, zanim odnalazłam z powrotem swój głos. – Teraz będzie próbował zabrać też moje serce. Łzy spływają mi po twarzy, ale nie wycieram ich. – Kiedy w końcu będę mogła żyć własnym życiem? Nie chcę nigdy więcej żyć w obawie. Nie chcę przychodzić do lekarza bojąc się tego, co pokażą kolejne badania. Nie chcę się bać, że leki nie zadziałają, tak jak powinny. Nie chcę stale zastanawiać się, czy otrzymam dobre czy złe wiadomości. Chcę po prostu żyć w spokoju. Naprawdę żyć. Chcę być wolna od tego wszystkiego. Patrząc w górę z mojej pozycji na podłodze, cicho dodaję – skończyłam rozmowę. – Odwracam swoją uwagę z powrotem na mamę, obrysowując małe kółeczka na jej plecach. Ściska mnie serce. Patrzenie na jej ból rani mnie jeszcze bardziej, ale nie mogę myśleć w takim stanie w jakim jestem. Muszę uciec z dala od wszystkich oczu patrzących na mnie.
***
Jadę z powrotem do domu mojej siostry w ciszy: jedyny dźwięk, to kluczyki obijające się w stacyjne. Mama nie mówi ani słowa przez całą drogę, a ja nie mam odwagi powiedzieć czegoś do niej. Całe moje ciało czuje się odrętwiałe. Palce mrowią, a serce bije tak mocno, że niemal jestem pewna, że próbuje się uwolnić. Gula nadal tkwi mi w gardle i wiem, że jeśli tylko otworzę usta, to się złamię. Jestem w szoku. Nauczyłam się jak pokonać raka, ale nie wiem jak walczyć z faktem i wiedzą, że przez resztę swojego życia, będę musiała żyć z chorobą serca. Nie wiem co jest gorsze. Umrzeć na raka, czy umrzeć na serce. Kiedy podjeżdżamy pod dom mojej siostry, jej samochód, stoi przed garażem. Zegar w radiu pokazuje, że jest 4:23. Parker powiedział, że będzie tu zaraz po pracy, czyli jak sądzę mam pół godziny, żeby odpuścić i się ogarnąć. Mama gasi silnik, ale się nie rusza. Patrząc przez swoje okno, mówi, że mam wejść do środka bez niej.
302 | S t r o n a
Gula staje się większa i czuję jak moje gardło się zaciska. Kiwam jedynie i zmierzam w kierunku frontowych drzwi. Gdy jestem przed nimi, odwracam się i patrzę z powrotem na mamę. Obserwuję jak zamyka twarz w dłoniach. Przez okno mogę dostrzec, jak trzęsą się jej ramiona i wiem, że płacze. Tak bardzo chcę owinąć rękę wokół niej i powiedzieć jak bardzo ją kocham, ale nie mogę. Nie mogę zmusić się do powiedzenia jej, że wszystko będzie dobrze, jeśli nie jestem pewna, czy sama w to wierzę. Nie przejmuję się ściąganiem butów, kiedy wchodzę do domu. Zamykam drzwi i idę przez salon do korytarza, gdzie znajduje się mój pokój. Genna woła moje imię i zatrzymuję się. Wyszła z mojego pokoju, trzymając pusty kosz na bieliznę. Jej uśmiech natychmiast znika, jak mnie widzi. - Aundrea! Co się stało? Patrzy zaniepokojona, odstawia pusty kosz na podłogę i pędzi do mnie. Nie mogę się z nią teraz zmierzyć. Podnoszę palec w górę, dając jej znać, że potrzebuję chwili. Odwracam się na lewo i wchodzę do łazienki. Zamykając za sobą drzwi, opieram obie ręce na blacie. Pochylam głowę, chowając podbródek w klatce piersiowej i próbuję desperacko uspokoić oddech. Słyszę Gennę mówiącą przez drzwi i moje gardło zaciska się jeszcze bardziej po raz drugi. Nogi zaczynają się trząść, a dłonie drżeć. Ochlapuję twarz zimną wodą, starając się przywrócić jej z powrotem kolor, ale to nic nie daje. Czuję jak oczy palą od tego, że są otwarte i próbują nie pozwolić, żeby łzy się wydostały, ale one i tak spadają. Zaczynają spływać powoli stróżkami, aż w końcu, zamazują mi całą wizję. Łzy płyną nadal, kiedy krzyczę z bólu i szlocham. Ściany wokół mnie, zaczynają się przybliżać. Pomieszczenie zaczyna mnie dusić, przez co trudno mi złapać oddech. Walenie w klatce staje się silniejsze, a oddech przechodzi w spanikowany, jak próbuję go na darmo kontrolować. Szloch przemienia się w uczucie, jakby sztylety wbijały się w moje serce. Ciśnienie rośnie. Wręcz nie do wytrzymania. Nie mogę tego zatrzymać. 303 | S t r o n a
Nie chcę tego zatrzymać. Dlaczego jestem osobą, która zasługuje na śmierć? Co zrobiłam, że zasłużyłam na karę? - Dlaczego ja? – krzyczę do piwnych oczu, które szydzą ze mnie. Mój żołądek się zaciska. Czuję jak całe ciało się napina, tak jakby ktoś próbował wyssać ze mnie życie. Pomieszczenie staje się zbyt małe. Moja klatka jest ściśnięta. Wszystko co czuję to nacisk co najmniej dwudziestu kilogramów, ciągnący mnie w dół. Mogę pokonać raka. Wiem jak. Ale to jest coś, co mnie zabija. Nie jeśli. Nie może. Zabija. Wciąż patrząc na swoje odbicie w lustrze, chwytam niebiesko-biały dozownik do mydła, leżący obok umywalki i rzucam nim w lustro. Szkło pęka na małe kawałki od siły uderzenia. Rozsypuje się na blacie i podłodze. Moja twarz staje się zniekształcona pomiędzy pęknięciami. Śmieję się. W końcu, moje odbicie wygląda tak, jak się czuję. Złamana. Śmiech zmienia się w płacz z bólu, kiedy krzyczę z frustracji przez łzy. To wspaniałe uczucie w końcu sobie odpuścić. Wszystko co zaszufladkowałam przez ostatnie cztery lata w końcu się wydostało. Krzyczę znowu i znowu, aż suchość zaczyna mnie palić w gardle. Słyszę walenie w drzwi i krzyki po drugiej stronie, ale ignoruję je. Pozbycie się całego bólu jest wyzwalające. Płaczę mocniej, waląc pięściami w klatkę, starając się zabrać z dala ten przeszywający ból. 304 | S t r o n a
Chwytam zasłonę prysznica, szarpiąc ją, aż ją zrywam. Rzucając ją na ziemię, tracę równowagę. Szloch wymyka się spod kontroli, gdy podnoszę biały kosz z włókna szklanego i ciskam nim w ścianę prysznica, obserwując jak rozpada się na sto kawałków. Walenie w drzwi staje się głośniejsze i jest jeszcze więcej krzyków „W tej chwili!” i „Otwieraj!” Sięgam po dozownik, który teraz leży na podłodze i uderzam nim znowu o lustro kilka razy, niszcząc do końca szkło, które z niego pozostało, w kółko i w kółko. Moja ręka jest czerwona od krwi, ale jestem wdzięczna za ten ból. Opadam na podłogę między kabiną a toaletą. Nie obchodzi mnie, że opieram się o muszlę, ani, że krwawię. Drzwi od łazienki się otwierają i ręce Genny ciągną mnie za łokcie, przyciągając do niej. Moja głowa opiera się o jej klatkę piersiową i przywieram do niej. Od zaciśnięcia rąk mocno na jej koszuli, krew zaczyna kapać. Całą siłą jaką mam, chwytam się jej, jakby miała zaraz zniknąć. Pozwalam ostatnim łzom spłynąć, ponieważ po tej chwili, nie zgodzę się więcej na ich uwolnienie. Muszę się z tego pozbierać. Muszę się ruszyć. Muszę żyć własnym życiem. Muszę przetrwać. - Cśśśś – mówi cicho w kółko, kołysząc nas do tyłu i do przodu. – Jestem tu. Cśśś, jest w porządku. Wypuść to. - Co się kurwa stało? Zostaję odciągnięta z ramion Genny, w inne silniejsze, ale nie patrzę w górę. Nigdy nie myślałam, że mam w sobie tak wiele łez, ale sądzę, że to przez cztery lata utrzymywania ich w sobie. - Aundrea, kochanie co się stało? 305 | S t r o n a
Nie odpowiadam. - Nie wiem, Parker – powiedziała Genna. – Wróciła do domu dwadzieścia minut temu i zrobiła to. - Twoja mama siedzi sama w samochodzie. Może chcesz sprawdzić co z nią. – Słyszę jak mówi, kiedy wciąga mnie na kolana. - W porządku z nią. Przyszła i siedzi w salonie. Nic nie mówi, ale dobrze z nią. Zadzwoniłem po tatę, żeby wrócił – mówi Jason. - Zamierzam iść sprawdzić co z mamą. Jason możesz przynieść coś do jej ręki? Parker, dlaczego nie zabierzesz jej do pokoju i nie położysz? Parker podniósł nas do pozycji stojącej. Wciąż mocno mnie trzymając, sięga po ręcznik, zwilża go, a następnie czyści moją rękę, wycierając krew i szkło. Wygląda gorzej niż w rzeczywistości jest. - Kochanie, coś ty sobie zrobiła w swoją piękną rękę? – całuje mnie w skroń i prowadzi nas do mojego pokoju. Kiedy w nim jesteśmy, sadza mnie na łóżku, gdy wchodzi Jason z gazą i bandażem. – Masz. Będzie z nią w porządku? - Tak, dasz nam chwilę? Jason zamknął drzwi, zostawiając nas samych. Po tym jak moja ręka jest owinięta, Parker naciska na odpowiedzi. - Aundrea, musisz mi wyznać, co się stało. Co powiedział lekarz? Patrząc na to, co tam zrobiłaś, wiem, że to nie była dobra wiadomość. Więc tak zrobiłam. Przekazałam mu wszystko, co doktor James i doktor Olson powiedzieli. Potem, to co ja im odpowiedziałam. Nie odezwał się od razu. Przyswajał wszystkie informacje. Przetwarzał je. 306 | S t r o n a
- Rozumiem twoje powody, dla których to zrobiłaś. Na tą chwilę wydają się słuszne. Ale Aundrea, to były najgłupsze rzeczy jakie mogłaś powiedzieć, czy nawet pomyśleć. - Kiedy przestaniesz mówić mi takie rzeczy? Nie wiesz jak to jest! Nie czujesz, tego co ja czuję. - Masz absolutną rację, ale wiem, że nie miałaś na myśli, tego co powiedziałaś. Boże, Aundrea, pomyśl o wszystkich dookoła ciebie. - Nie waż się mówić niczego więcej. Nie waż się tak do mnie odzywać. Myślałam o wszystkich przez ostatnie cztery pieprzone lata mojego życia. Myślałam tylko o nich, tak bardzo, że zapomniałam pomyśleć o sobie. Czego ja chcę. Nie mogę tego więcej robić, Parker. Jestem cholernie wyczerpana. Urodziłam się, żeby umrzeć. Rozumiem to. Proszę, pozwól mi cieszyć się życiem, które mi zostało, bez chodzenia do lekarzy i strachu. Poza tym, nie odmówiłam pieprzonych leków. Wszystko co powiedziałam, miało mi dać czas, żeby zrozumieć. Pozwól mi to przetworzyć. Nie siedź tu i nie mów mi jak miałam zareagować czy co powinnam, a czego nie powinnam powiedzieć. Wszyscy mamy swoją datę zakończenia. Wiemy, że umrzemy. Pytanie tylko, kiedy. Nie wiedząc – że któregoś dnia – może coś sprawi, że myślenie o tym będzie łatwiejsze, wyrzucamy to na tyły swojego umysłu. Ale gdy mówią ci, że twój koniec jest bliżej niż kiedykolwiek sobie wyobrażałeś, wszystko staje się jasne. Życie staje się wyraźniejsze. To taki mały szczegół w życiu, który bierzemy za pewnik. Wszystko co robimy, to plany na przyszłość. Kupujemy ubrania do noszenia na szczególne okazje, czy zaczynamy oszczędzać na studia naszych dzieci, zanim w ogóle skończą pierwszy rok życia. Ciągle myślimy z wyprzedzeniem, a nie o dzisiejszym dniu. Nie korzystamy z pięknej porcelany, poza specjalnymi okazjami, czy nosimy modne ubrania, tylko dlatego, że je chcemy. Ludzie po prostu nie myślą o końcu. Cóż, ja tak. To wszystko o czym mogę myśleć i nie chcę o niczym innym. - Aundrea. – Klęknął na kolana przede mną. – Nie mówię ci co masz robić. Ale błagam cię, proszę, zrób to dla mnie: weź te cholerne leki. Wiem, że nie ważne jak ciężkie staje się życie, to jest niesamowite, że możemy tu być. Być żywi. Nie 307 | S t r o n a
zmarnować go. Nie zaprzepaścić nas. Nasze życie, twoje życie, to jest dopiero początek. Chcę się z tobą zestarzeć, Aundreo Leigh McCall. - Nie patrz na to, jak na zmarnowanie mojego życia. Spójrz na to jak na moje życie. Jestem tutaj, gdzie chcę być. Z tobą. - Nie ma o czym myśleć. Weźmiesz leki. Będziemy to robić dzień po dniu. Razem. Dopiero cię zdobyłem i nie pozwolę ci odejść. Przejdę przez to. Zawsze to robię. Musisz przetrwać złe dni, żeby mieć te dobre. To jest zły dzień. Ale wiem, że jutro, bądź za kilka dni będzie dobrze. Parker osuwa się przede mną, chowając głowę w moich kolanach. Jego ramiona się trzęsą, a potem słyszę cichy płacz. - Parker spójrz na mnie. Ani razu nie powiedziałam, że nie zamierzam wziąć leków. Próbuję przyswoić to wszystko, a to kurewsko boli. Nie masz pojęcia jakie to uczucie, kiedy mówią ci, że pokonałeś raka, ale w zamian dostałeś chorobę serca. Gdy patrzy na mnie, jego oczy świecą. - Aundrea. Chcę, żebyś się ze mną ożeniła. Chcę mieć z tobą dzieci. Chcę żyć z tobą długo. Ty i ja stawimy czoła światu, razem. Ty i ja. Nie widzę innej opcji. Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek kogoś kochałem, dlatego będę walczył dla ciebie do ostatniego oddechu. - Obiecaj mi, że od tej chwili, nigdy nie wywrzesz na mnie nacisku w przyszłości w sprawie operacji czy leczenia. Nie jestem gotowa, żeby to zrobić. Chcę po prostu zacząć żyć, z tobą. Owinął ramiona wokół mnie, przyciągając mnie ciaśniej. – Nie mogę ci tego obiecać, ponieważ nic mnie nie powstrzyma przed ocaleniem twojego życia. Oddam ci swój własny oddech, jeśli to oznacza utrzymanie cię przy życiu. Przyciągam go mocniej do siebie i szlocham w jego koszulę. Trzymamy się nawzajem przez całą noc, rozmawiając o naszej przyszłości, snując plany i nie oglądając się za siebie.
308 | S t r o n a
Rozdział 22 Parker proponuje, żebyśmy uciekli na chwilę. Zgadzam się, myśląc, że wybierzemy się na północny brzeg na weekend, ale zaleca nam tydzień na Florydzie z jego rodzicami i relaks na plaży. Brzmi jak idealna ucieczka od rzeczywistości, chociaż na chwilę. Zanim wyjedziemy, spotykam się z doktor Jamesem, żeby omówić na przyszłość mój szczegółowy plan i zacząć dożywotnie leczenie. Moi rodzice stają się mniej podekscytowani, że jednocześnie zaczynam brać leki, wiedząc, że mam zalecenia, i zachęcają mnie do odwiedzenia rodziny Parkera, ale dali mi jasno do zrozumienia, że nie mogę się zakochać we Florydzie i tam zostać. Jason nie protestuje, kiedy Parker mówi mu, że wyjeżdża na tydzień. W rzeczywistości, praktycznie wypycha go za drzwi. - Gotowa? - Huh? – przenoszę swoją uwagę od okna samolotu na Parkera, który stoi po środku przejścia. – Och, tak. Przepraszam. Pomaga mi wyjść z siedzenia i dostać się do przejścia, pozwalając stanąć przed nim. Chwytając nasze bagaże podręczne, wyprowadza mnie z samolotu. - Moi rodzice powinni na nas czekać przy odbiorze bagażu. Trzymając się za ręce, idziemy przez międzynarodowe lotnisko Palm Beach. Kiedy docieramy do wyciągu bagaży, jest tam starsza para uśmiechająca się od ucha do ucha na widok Parkera. Puszczając moją rękę, przyciąga swoją mamę do uścisku, potem tatę, który jest – starszym – odpowiednikiem Parkera. Parker ponownie sięga po moją dłoń. – Mamo. Tato. To jest Aundrea. Aundrea, to jest Vicky, moja mama i George, mój tato.
309 | S t r o n a
- Dzień dobry – mówią razem. Widzę jak ich oczy się rozszerzą, gdy dostrzegają ogoloną głowę Parkera. Nalegał, że będzie ją golił, dopóki moje włosy całkowicie nie odrosną. Zamiast peruki, mam chustę, która zakrywa mój meszek, jaki zaczął odrastać. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, zaczęłam się czuć bardziej komfortowo chodząc przy Parkerze bez peruki. Wciąż się czasem denerwuję, ale to jest częścią mnie, a już nie boję się pokazywać światu kim jestem. Żadne z jego rodziców nie mówi nic na temat jego czy mojej głowy. Wiem, że Parker ich powiadomił o raku i z tego co mi mówił, oboje się martwią. Słyszałam jak oznajmił im przez telefon o diagnozie kardiomiopatii i że przywiedzie mnie tutaj, a oni oboje cieszyli się na ten pomysł. Jego mama chwyta mnie mocno, przyciągając mnie do uścisku. – Tak dobrze w końcu cię poznać. Parker mówił nam o tobie wiele rzeczy. - Również miło was poznać. – Wypuszczam oddech, kiedy nadal mnie ściska. - Dobra, mamo. Rozluźnij uścisk. - Och! Przepraszam skarbie. Po prostu jestem naprawdę podekscytowana poznaniem cię. - Wzajemnie. Patrząc na jego tatę, wyciągam rękę. Bierze ją i potrząsa powoli. Jest trochę dziwnie, ale potem pojawia się ten znajomy uśmiech, pokazujący te same równe, białe zęby, jak u Parkera. – Jestem szczęśliwy, że możesz tu być. - Dziękuję za przyjęcie mnie. - Och, nie wygłupiaj się. Jesteś zawsze mile widziana – mówi mama Parkera. Po zabraniu naszych bagaży zmierzamy do samochodu. Rodzice Parkera idą razem, z ramionami owiniętymi wokół swoich talii. To słodkie. Mam nadzieję, że kiedy będę stara, będę miała kogoś, kto wciąż będzie chciał chodzić z ręką zawiniętą wokół mojego pasa. 310 | S t r o n a
Jazda do jego domu nie trwa długo i wkrótce jesteśmy na prostej drodze. Patrzę na długi ogrodzony podjazd i domy schowane w oddali tak, że widać tylko ich dachy. - Nie mówiłeś mi, że żyłeś jak Prince of Bel Air 62 – szepnęłam z tylnego siedzenia tak, żeby jego rodzice nie słyszeli. - Ha! Raczej nie. - Cóż, na pewno nie jesteśmy w Kansas – mówię, zdziwiona patrząc przez okno. Jedziemy przez podjazd, wzdłuż którego rosną krzewy i kwiaty w jasnym różu, żółci, czerwieni i pomarańczu. Kiedy podjeżdżamy pod drzwi frontowe domu, moje usta się otwierają. Musisz sobie ze mnie żartować! – zdecydowanie nie jesteśmy w Kansas. Gdy samochód się zatrzymuje przed garażem, jestem na wprost ogromnego, najbardziej pięknego domu, jaki kiedykolwiek widziałam. - Daj spokój. Nie bądź onieśmielona – powiedział Parker, wychodząc z auta. Jego rodzice zrobili to samo, gdy ja siedziałam wciąż patrząc na wielki żółty dom. Ścieżka prowadząca do samych drzwi jest porośnięta roślinami i kwiatami jak podjazd, z małymi i dużymi palmami przy garażu i z przodu domu. Drzwi są ogromne, a nad nimi zadaszenie podparte na dwóch kolumnach w tym samym perłowo-białym kolorze co drzwi. Nie bądź onieśmielona? Jestem onieśmielona. Parker otwiera mi drzwi. – Daj spokój. Chodźmy. Oprowadzę cię. - Ta. Mogłabym się zgubić. Zaśmiał się. - Nie jest taki duży. Amerykański serial telewizyjny, emitowany w 1990-1996 r. Serial przedstawia losy nastolatka Willa Smitha z zachodniej Filadelfii, który zostaje wysłany do rodziny w Bel-Air. Jego styl życia często powoduje kłótnie i nieporozumienia z rodziną, co powoduje wiele zabawnych sytuacji. 62
311 | S t r o n a
- Jasne. Można by zmieścić cztery moje domy w tym jednym. – Zatrzymuję się, kiedy wchodzimy do środka. Hol jest ogromny i otwarty. Są wysokie schody prowadzące na piętro. Miejsce jest jasne, białe i czyste. - Parker, dlaczego nie pójdziecie się ulokować? Może się przebierzecie i pójdziecie odpocząć przy basenie po długiej podróży, a ja zrobię obiad. - Brzmi świetnie. Pokój Parkera jest na drugim piętrze. Nie mogę tego nawet nazwać sypialnią. To bardziej jak osobne skrzydło domu, z szafą wielkości mojego pokoju, z własnym salonem i łazienką rozmiarów kuchni Genny. - Gdzie kuchnia? – żartuję. Parker podnosi mnie i rzuca na łóżko. - Parker! – krzyczę. - Po prostu chciałem cię zobaczyć w moim łóżku. – Siada na mnie okrakiem przenosząc moje ręce nad głowę. – Nie pozwolę, żeby to mieszało ci w głowie. To nie są moje pieniądze, Aundrea. Mój tata ciężko pracował, żeby dostać się do tego etapu w swoim życiu i czasem może przesadza z okazywaniem tego. Nie dorastałem tu. Dorastałem z pieniędzmi, racja, ale nie było tak aż do ostatniej klasy liceum, kiedy się tu przenieśliśmy. - Ale chodziłeś do prywatnej szkoły? - Tak, ale nie dla edukacji. – Całując czubek mojego nosa, szepnął – zawsze marzyłem, żeby się przespać z niegrzeczną uczennicą. - Jesteś kimś innym. Wiesz o tym? – śmieję się. - Zawsze jestem. Parker i ja przebieramy nasze ciuchy i zmierzamy do basenu na tyłach. Jest ogromny, z widokiem na Atlantyk i z wodospadem w rogu, który spływa prosto do 312 | S t r o n a
niego. Jacuzzi jest w drugim rogu, umiejscowione tak, że wygląda jak jaskinia z kamienia. - To jest piękne. – Wzdycham. - Nie tak piękne jak ty. – Całuje moją gołą głowę. - Podlizujesz się, Parker. – Chichoczę. Uwielbiam te tandetne powiedzonka. Jego mama przygotowała nam kanapki i margaritę. Spędzamy popołudnie, dzieląc się rodzinnymi historyjkami i pływając. Mama Parkera bardzo przypomina mi moją, jest: bezinteresowna, troskliwa, opiekuńcza i cierpliwa. - George musiał wykonać kilka telefonów, ale dołączy do nas później. - Lee przyjedzie? – pytam. - Nie, skarbie. Miał podróż służbową, nie mógł z niej zrezygnować. Następnym razem, będzie na pewno – odpowiedziała słodko jego mama. - Och. W porządku. – Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję poznać wszystkich, ale wiem, że to nie jest jedyny raz, kiedy tu jesteśmy. My. Nie sądzę, że to mi się znudzi. Nigdy nie myślałam o tworzeniu planów na przyszłość, nie wspominając o tworzeniu ich z kimś, ale dobrze się czuję, wyobrażając sobie moją przyszłości z Parkerem. Tego wieczora, leżymy w łóżku, twarzami do siebie. - Podaj pierwszą rzecz jaka przychodzi ci do głowy, a której się boisz – powiedział Parker kreśląc małe kółka na mojej dłoni. - Wysokość. - Wysokość? To pierwsza rzecz? - Tak. Śmiertelnie boję się wysokości. I kolejek górskich. Śmieję się. 313 | S t r o n a
- Cieszę się, że mi to powiedziałaś. Cóż, nie musisz się tego bać, ale oczekiwałem, że powiesz coś innego. Na przykład, śmierci? – a co z tobą? - Bycia na otwartym oceanie–uczucia bezradności i bycia otoczonym przez rekiny. Próbuję ukryć uśmiech, który się formuje. – To dlatego, że dorastałeś nad oceanem, czy oglądałeś jeden z tych życiowych filmów? – szturcham go. - To nie jest zabawne. I nie. Ani jedno, ani drugie. Dlaczego ktoś się czegoś boi? Myślisz, o czymś jednego razu i marzysz, żeby to się nigdy nie zdarzyło. Taki mam stosunek do otwartego oceanu. - Czy kiedykolwiek myślałeś, żeby stawić czoła swoim lękom? Może nie temu, ale coś innego cię przeraża? – pytam. - Oczywiście. Niemal utonąłem, kiedy byłem dzieckiem. Nie zdecydowałem się ponownie wejść do wody. Może dlatego, że nie myślałem o samotnym byciu na oceanie. Ale w końcu Lee sprawił, że wszedłem ponownie do basenu. Pomógł mi skonfrontować się ze strachem do pływania. Jak było z tobą? Miałaś kiedykolwiek kogoś, kto pomógł ci w twoich lękach? Ciebie. – Ty pomogłeś mi pokonać, tak wiele. Przyciągając mnie bliżej, całuje delikatnie. – Możemy złożyć obietnicę, że zaczniemy razem stawiać czoła naszym lękom? Kiwam głową. Czy to również oznacza, że zamierzam skonfrontować się z moimi lękami o małżeństwie i dzieciach? - Obiecuję, Parker.
***
314 | S t r o n a
Następnego popołudnia, siedzimy na plaży niedaleko podwórka Parkera. Jest ponuro, z szansą na deszcz i prawdopodobnie burzę. - Przykro mi, że nasz dzień był zmarnowany. - Zmarnowany? – mówię. – On jest tak daleki od tego, Parker. Siedzimy tu, relaksując się: czego więcej można chcieć? Potrząsa głową i śmieje się. Zamykając oczy, odchylam głowę do tyłu, tak że patrzę prosto na niego. Jest wietrznie, ale wiatr jest orzeźwiający. – Musi być ekstra, mogąc mieć takie podwórko – żartuję, przenosząc uwagę na wodę, gdzie przemykają żaglówki. - Jest super, mówię ci – drwi Parker. Siedzi na plażowym leżaku, pijąc piwo, podczas gdy ja leżę na ręczniku z moim Kindle. Wracając myślami do naszej rozmowy z ostatniej nocy, chlapnęłam – chcesz wiedzieć, czego się boję najbardziej? Parker milczy i słyszę jak bierze kolejnego łyka, zanim mówi. – Oczywiście. - Jestem przerażona tym, że zamierzam iść przez życie bez pozostawienia śladu po sobie. Chcę robić takie rzeczy jak podróżowanie czy bycie spontaniczną, żeby udowodnić, że nawet po tym jak odejdę, zostawiłam chociaż coś po sobie. Boję się, że pewnego ranka po prostu się nie obudzę, a wtedy nie będzie niczego co pokaże, że byłam żywa. Parker podnosi się z krzesła i siada obok mnie. Siedzimy w ciszy, patrząc na ocean. - Nigdy nie chciałam wyjść za mąż, w obawie, że zostawię swojego męża jako wdowca i chociaż chcę pewnego dnia mieć dzieci, to jeszcze bardziej przeraża mnie to, że zostawię je bez jednego rodzica. Nigdy nie myślałam, że mogę kogoś kochać tak bardzo jak kocham ciebie, Parker. Często wracam myślami do czasu jaki spędziliśmy razem i… – milczę, szukając odpowiednich słów. – Mimo, że nasz wspólny czas nie 315 | S t r o n a
był długi, to był najlepszy w moim życiu. Po prostu chcę iść przez życie z tobą, pozostawiając swój ślad. Przenosi się przede mnie, podnosi palec pod moją brodę, zmuszając do spojrzenia w górę. Widzę jego oczy przez okulary przeciwsłoneczne i mogę zobaczyć, że są wilgotne. – Aundrea, już pozostawiłaś swój ślad. – Podnosi moją rękę i przykłada ją do swojego serca. – Właśnie tutaj. Ty, Aundrea Leigh McCall, jesteś biciem mojego serca. Parker pokazał mi, że istnieje życie poza cierpieniem. To dzięki niemu, nauczyłam się jak żyć, żeby móc opowiedzieć o swojej podróży. Może nigdy nie zrozumiem, dlaczego otrzymałam takie życie, albo dlaczego dostałam jedną przeszkodę, która została zastąpiona przez kolejną, ale nauczyłam się, że bez tych przeszkód, nigdy nie odnalazłabym tego, co właściwe. Jego. Moje życie zmieniło się w nocy, kiedy poznałam Parkera. Pokazał mi, że jest możliwe żyć dalej, pokazując światu, że nawet jak mam gówniane karty w ręku, wciąż mogę zaryzykować i wspiąć się na szczyt. Jestem Aundrea McCall i przetrwałam.
316 | S t r o n a
Epilog Trzy lata później…
Parker Moja miłości, moje życie, mój przyjacielu, Wiem, że cierpisz. Wiem, że jesteś zraniony. Nie mogę znieść myśli, że jestem jedynym tego powodem. Bardziej niż cokolwiek, pragnę móc być tam, nawet jeśli w tej chwili wszystko przepadło. Parker Cade Jackson, jesteś najbardziej charyzmatyczną, kochającą, niezależną osobą jaką kiedykolwiek znałam. Przywróciłeś mnie do życia w dniu, kiedy Cię spotkałam. Nasz czas razem nie mógł być tak długi jak mieliśmy nadzieję, że będzie. Ale to było prawdziwe. Było szczere. Naturalne. Emocjonalne. To były trzy najlepsze lata mojego życia. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Bardziej niż cokolwiek, chcę, żebyś znalazł siłę, bo wiem, że możesz ruszyć dalej. Chcę, żebyś znalazł miłość. Chcę, abyś miał rodzinę, o której zawsze marzyłeś. Obiecaj mi, ponieważ każda kobieta może być szczęśliwa, nazywając Cię swoim mężem, tak jak ja byłam. Czytałam kiedyś, że po śmierci, nasze dusze żyją, błąkając się po ziemi. Jeśli to prawda, wiem, że moja dusza będzie czekać na Twoją, ponieważ jestem na zawsze Twoja, Parker. Moja dusza należy do Ciebie. Bez wątpienia, jesteś moją bratnią duszą. Wiem, że znaczyłeś dla mnie wszystko, w życiu i po nim. Proszę wiedz, gdziekolwiek jesteś, będę pośród gwiazd, obserwując i czekając. Zawsze i na zawsze Twoja, Aundrea.
317 | S t r o n a
Wstaję z krawędzi łóżka, składając jej list, chowając go bezpiecznie do kieszeni płaszcza. Głosy z salonu są przyciszone i wiem, że to jedynie kwestia czasu, zanim ktoś po mnie przyjdzie. Stypa jest za godzinę, ale nie jestem pewien czy będę w stanie to zrobić. Nie jestem pewien czy jestem gotowy zobaczyć jej ciało. Nie jestem pewien czy mogę znieść myśl, o ostatnim wspomnieniu o niej, będącej w tym samym kościele, w którym stała się moją żoną. Nie jestem pewien niczego. Rozlega się pukanie do drzwi, ale nie patrzę, żeby zobaczyć kto to. – Parker, jesteśmy gotowi do wyjścia. Chcesz jechać z nami? – głos Genny roznosi się po pokoju, gdy otwiera szeroko drzwi. Stoję bez życia, po środku starego pokoju Aundrei. Nie mogę się ruszyć, więc tego nie robię. Nie mogę mówić, więc tego nie robię. Po prostu stoję tam z zamkniętymi oczami, oddychając spokojnie, starając się wchłonąć każdy jej zapach jaki został. Zapach, który wciąż przypomina mi o tym dniu. Dniu mojego życia, który wszystko zabrał.
Budzę się na dźwięk telefonu Aundrei. Wibracja na nocnym stoliku, jest jak brzęcząca pszczoła przy moim uchu. Dźwięk wycisza się na chwilę, potem zaczyna się z powrotem. W końcu, otwieram oczy. Mrużąc je, staram się odczytać godzinę na zegarze. Mój wzrok jest wciąż rozmazany, gdy próbuję skupić oczy na słońcu świecącym przez żaluzję. 8:09 rano. Ktokolwiek do niej dzwoni tak wcześnie, musi mieć dobry powód. Nie czuję, żeby Aundrea skuliła się przy mnie, jak zawsze to robi, więc sięgam za siebie, wyczuwając czy wciąż jest w łóżku, czy może już wstała. 318 | S t r o n a
Kiedy mam kontakt z jej biodrem, uśmiecham się na myśl, że wciąż jest w naszym łóżku. Przekręcając się na bok, poruszam ręką i chwytam jej biodro, czując jedwabną koszulę nocną między palcami. Jej głowa jest odwrócona na prawo, a lewe ramię jest po zewnętrznej stronie z dłonią do góry. Wygląda tak spokojnie. Tak pięknie. Aundrea, jest naprawdę najpiękniejszą kobietą jaką widziałem kiedykolwiek i jest nawet bardziej piękna, kiedy śpi. Sposób w jaki jej usta są rozchylone, jak bierze i wypuszcza oddech, a jej klatka podnosi się i opada. Czasem wręcz mam ochotę położyć głowę na jej klatce i posłuchać bicia serca. Po prostu samo słuchanie dźwięku uderzania w jej piersi daje mi uczucie spełnienia. Uczucie szczęścia. Kiedy patrzę na jej klatkę, czekam. Czekam na ten moment, w którym weźmie słodki oddech i powoli go wypuści. To moja ulubiona część obserwowania jak śpi: słuchanie dźwięku jej oddechu. Patrzę na jej piersi, wstrzymując swój własny oddech, gdy sekundy mijają. Po tym, co wydawało się być minutą, szepczę – Aundrea. Gdy się nie porusza, sięgam po jej lewą rękę i chwytam w miejscu pulsu. Moje serce się zatrzymuje i natychmiast siadam prosto. – Aundrea? – pytam znowu. Klękam na kolana, pochylając się nad jej nieruchomym ciałem i chwytam jej twarz, odwracając głowę w moją stronę. – Aundrea? Nie rusza się. Nawet nie reaguje na dźwięk mojego głosu. Chwytam ją rękami za ramiona i lekko potrząsam. Nie spuszczam oczu z jej twarzy. Jej oczy pozostają zamknięte, a usta rozluźnione. - Aundrea! – krzyczę. Patrzę w dół na jej klatkę, czekając na oddech. 319 | S t r o n a
Oddychaj. Oddychaj. Oddychaj. - Aundrea! – wrzeszczę. Potrząsam nią bardziej. Nie wzdryga się. Podnoszę swoje trzęsące palce do jej szyi i próbuję wyczuć puls. Uczenie się CPR63, a robienie tego, to dwie różne rzeczy. Wszystko co wiesz, wylatuje przez okno. Myślisz co zrobić pierwsze… ile oddechów… jak wiele uciśnięć. Jakby coś, lub ktoś inny przejmował kontrolę nad twoim ciałem. Kiedy jesteś w sytuacji, która wymaga resuscytacji, adrenalina bierze górę i twoje ciało jest przeciwieństwem wszystkiego czego byś się kiedykolwiek spodziewał. Nie liczy się nic, poza osobą będącą przed tobą. A gdy to dzieje się osobie, która jest miłością twojego życia, czujesz jakbyś widział siebie leżącego beż życia przed tobą. Nie mam czasu na myślenie. Muszę działać. Wskakuję nad jej ciało i pochylam głowę do twarzy, żeby wyczuć oddech. Nie czuć nic. Wiem, że nie poczuję niczego, ale muszę się upewnić. Muszę wiedzieć. Kiedy nie wyczuwam jej chłodnego oddechu na swoim policzku, odchylam jej głowę do tyłu. Nie myśląc dwa razy, otwieram jej usta i przenoszę na nie moje, wdmuchując dwa krótkie oddechy. Przenoszę ręce na jej klatkę, kładę jedną na drugiej i zaczynam uciskać jej idealną pierś. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10… 20, 21… 28, 29, 30.
63
Resuscytacji.
320 | S t r o n a
Przenoszę usta z powrotem do jej, wypełniając moje płuca powietrzem, gdy to robię. Oddychaj. Oddychaj. Moje ręce wracają z powrotem do jej klatki. Uciskam mocniej, licząc głośno, z każdym naciśnięciem. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11… - No dalej! 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18… - Oddychaj! – krzyczę, patrząc na jej twarz. Jej ciało szarpie się z każdym ruchem. 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26… - No dalej, Aundrea! Oddychaj! 27, 28, 29, 30… Oddychaj. Oddychaj. Powtarzam to w kółko dopóki nie pogubiłem się w liczeniu ile cyklów zrobiłem. Słyszę pęknięcia w jej klatce, z każdym ruchem jaki robię. Wiem, że już ma złamane żebro, czy dwa i przy każdym następnym ucisku, wiem, że łamie się więcej. Powtarzam „Przepraszam”, za każdym razem, kiedy dociskam mocniej jej klatkę i z każdym kolejnym trzaskiem, który rozbrzmiewa w pokoju. - No dalej, kochanie. No dalej! Wiem, że nie dam razy tego zrobić. Nie sam. Ale za bardzo się boję przestać. Nie wiem, jak długo nie oddycha, a wiem, że liczy się każda sekunda. Zatrzymanie się, 321 | S t r o n a
oznacza mniej wdychanego w nią powietrza. Mniejsze szanse na przywrócenie jej z powrotem do mnie. Zdaję sobie sprawę, że prędzej czy później, będę potrzebował pomocy. Zatrzymując się, patrzę w dół na jej telefon na stoliku nocnym. Walczę z komórką, żeby pozbyć się z ekranu dwóch nieodebranych połączeń od Genny. Wybieram numer, który mam zaprogramowany w umyśle odkąd miałem cztery lata: 911. - 911, co się stało? - Moja żona… ja–potrzebuję pomocy! Ona potrzebuje pomocy! Nie oddycha! – krzyczę do telefonu całą zawartością swoich płuc. Nie mam pojęcia dlaczego wrzeszczę. Wiem, że operator może mnie dobrze usłyszeć, ale część mnie myśli, że będą wiedzieli, jak bardzo to jest poważne, jeśli krzyczę. Że ten kto jest po drugiej stronie usłyszy moje cierpienie i będzie w stanie przyśpieszyć niektóre rzeczy. - Proszę pana, musi się pan uspokoić. Czy upadła? Jest ranna? Jak długo jest nieprzytomna? Zbyt wiele pieprzonych pytań! Wystarczy kogoś do mnie wysłać! Do niej! - Nie… nie wiem… obudziłem się, a ona nie oddychała. Ona nie oddycha! Prób… próbowałem resuscytacji. Proszę musicie… Nie mogę skończyć. Upuszczam telefon, a on spada przy moich kolanach. Wiem, że jest za późno. Wiem, że odeszła i to kurewsko boli. Czuję nóż wbijający się w moją klatkę. Z kolejnym ukłuciem opadam na podłogę, trzymając prześcieradło, które zwisa z łóżka, przyciągam je do swojej piersi i płaczę mocniej. Nie słucham głosu, który pochodzi z telefonu. Drapię moją klatkę, starając się zabrać to, cokolwiek ją przeszywa. Nie ważne jak bardzo próbuję, ból nie odchodzi. Ciągle się pojawia. Przeszywający. Przenikający. Tnący. 322 | S t r o n a
Zmuszam się do wstania i przenoszę na łóżko, gdzie jest Aundrea. Chwytam jej ciało w ramiona, przyciągając do siebie, kiedy szlocham. Nie czuję jej ciepła. Nie rusza się, gdy przenoszę głowę w zgięcie jej szyi. Wciąż pachnie tak samo. Jak miód i słodkie gruszki. Płaczę w jej szyję, kołysząc nas do przodu i do tyłu, kiedy się modlę. - Proszę, Boże, pozwól jej się obudzić. Aundrea! Proszę, kochanie, otwórz swoje piękne oczy. Nie możesz mnie zostawić. Nie w ten sposób. Proszę nie opuszczaj mnie. Potrzebuję cię. Potrzebuję. Proszę nie odchodź, Aundrea! Kocham cię tak cholernie mocno. Musisz być ze mną. Otwórz oczy! Płaczę tak kurewsko mocno, że nawet nie słyszę jak sanitariusze wdzierają się do naszego mieszkania i do sypialni. W jednej minucie trzymam, Aundreę, a w następnej silne ramię odciąga mnie od niej. Krzyczę jej imię i zaczynam rzucać się przy kimś, kogokolwiek ramiona są owinięte wokół mnie, odciągając od jej ciała. W mocnym uścisku próbuje wyprowadzić mnie z sypialni, ale wyrywam ramiona, chwytając się ramy od drzwi i powstrzymuję nas przed wyjściem. Słyszę jak drewno pęka pod naszym naciskiem, gdy staram się nie poruszyć. - Nie! Proszę! Proszę, ona mnie potrzebuje! Musze z nią być! Wszystko co widzę to Aundrea i mężczyźni, którzy ją podnoszą, krzyczący do siebie słowa, których nie rozumiem. Nie zwracam uwagi na to, jak wielu ludzi jest w pokoju. Całe moje skupienie jest na niej i staram się mieć chociaż minimalny obraz jej ciała, przez kilka sekund. Po chwili, poddaję się i pozwalam, żeby moja waga opadła z powrotem na tego, kto mnie trzyma. Łzy zamazują moją wizję, więc nie mogę dłużej widzieć, co dzieje się przed moimi oczami. Kiedy słyszę mężczyznę mówiącego, do kogoś po drugiej stronie linii radia „Zgon”, tracę to.
323 | S t r o n a
Jej zapach przywraca mnie z powrotem do teraźniejszości, a gdy czuję, że wchłonąłem każdą cząstkę tego, co zostało w pokoju, potakuję. Niewypowiedziane słowa są pomiędzy Genną a mną, jak schodzimy po schodach i idziemy do samochodu. Słowa wsparcia. Słowa wytrwałości. Słowa żałoby.
***
Kiedy Jason gasi silnik na parkingu kościoła, nikt się nie rusza. Jason i Genna siedzą z przodu, ze złączonymi rękoma, a jej rodzice siedzą z tyłu obok mnie. Widziałem tylko raz, jak ojciec Aundrei załamał się publicznie: w szpitalu. Mama Aundrei z kolei często płacze. Zawsze ma ze sobą chusteczki, nie ważne która jest godzina, czy gdzie jest, nawet wtedy, gdy je. Jest tak jakby wszystko przypominało jej Aundreę. Często wychodzi na spacery, a wraca ze spuchniętymi i czerwonymi oczami. Genna trzymała się dość dobrze w ciągu dnia. Pozwoliła sobie kilka razy na łzy, ale przede wszystkim czekała, aż będzie za zamkniętymi drzwiami, żeby móc je uwolnić. Znalazłem ją w starym pokoju Aundrei, dzień po tym jak zmarła. Leżała na środku starannie wygładzonego łóżka siostry, ściskając jedną z jej koszulek przy klatce piersiowej i dławiąc się łzami. Jej krzyki stały się głośniejsze, kiedy poczuła mnie na łóżku, obok niej. Nie wiem, gdzie był Jason, ale wiedziałem, że ona kogoś potrzebuje. Położyłem rękę na jej plecach, pocierając je delikatnie, podczas gdy zaczęła płakać mocniej. Leżeliśmy tam, z zapachem Aundrei wokół nas i płakaliśmy razem. Nigdy nie płakałem tak mocno w swoim życiu. Jason poruszył się pierwszy, sięgając do klamki w drzwiach. Jak domino, wszyscy ruszyliśmy za nim.
324 | S t r o n a
Wejście do kościoła wydaje się nierealne. Gdy idę w kierunku ołtarza, widzę twarze, oczy, uściski dłoni, klepanie po plecach, delikatny płacz i słowa współczucia. Nie rozpoznaję większości z nich, ale oni poznają mnie. Łapię oddech, jak widzę biało-różową trumnę, ustawioną na przodzie i środku w kościele. Zdjęcia wisiały w rzędzie na ścianie. Aundrea z rodziną i przyjaciółmi. Aundrea w szkole, na wakacjach i ze mną. Obok trumny jest jej zdjęcie wielkości 8x10. Siedzi na dworze, na leżaku plażowym, trzymając swojego Kindle i ma ogromny uśmiech na twarzy. Jest tak wiele życia w tym zdjęciu. Jest absolutnie wspaniała. To moje ulubione jej zdjęcie. Zostało zrobione dnia, w którym poprosiłem ją o rękę. Byliśmy na wakacjach na Florydzie z naszymi rodzinami. Jej truskawkowe blond włosy urosły do ramion i rozwiewały swobodnie na wietrze. Nie planowałem, że poproszę ją tego dnia, ale kiedy spojrzałem na nią, po prostu wiedziałem, że nigdy nie będzie bardziej idealnego momentu czy miejsca. Idę w kierunku ołtarza. Nigdy nie będzie odpowiedniego czasu, żeby się pożegnać czy oddać cześć osobie, z którą planowało się spędzić życie, ale wiem, że później będę żałował, jeśli tego nie uczynię. Odnajduję całą siłę jaką mam i przenoszę jedną stopę za drugą, podchodząc coraz bliżej i bliżej, aż znajduję się przed nią. Klękając przed trumną, sięgam do środka i kładę swoje ręce na jej. Zaczynam się trząść, kiedy próbuję znaleźć słowa. Moje usta otwierają się i zamykają, wiele razy, zanim gula w gardle trochę się zmniejsza, pozwalając mi odnaleźć głos. - Aundrea, jeśli mógłbym po prostu jeszcze raz zobaczyć twój uśmiech. Usłyszeć twój głos. Twój śmiech. Myślę, że byłbym w stanie spróbować pójść na przód. Zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć się w czasie i móc spędzić kilka chwil więcej z tobą. Dotknąć twoich ust w chociaż jeszcze jednym pocałunku. Trzymać cię jeszcze jeden raz w moich ramionach. - Obiecuję, że będę zawsze doceniał czas jaki razem spędziliśmy. Będę pielęgnował wszystkie wspomnienia jakie mi dałaś. A co najważniejsze, obiecuję zrobić to, o co mnie prosiłaś. Nie będzie łatwo, ale zrobię wszystko dla ciebie. W życiu i po nim. Ty, Aundrea Leigh Jackson, jesteś moją bratnią duszą. Spotkamy się znowu. Kocham cię zawsze i na zawsze.
325 | S t r o n a
Zaczynam się trząść niekontrolowanie, razem ze szlochem. Czuję ramię owijające się od tyłu ciasno, kojąc mnie. Przysięgam, że słyszę ją wokół, wołającą moje imię, mówiącą mi, że to w porządku – mówiącą, że mnie kocha.
***
326 | S t r o n a
***
- Parker? Otwieram oczy na dźwięk jej głosu. Moje ciało jest przepocone a prześcieradło się do niego klei. Czuję jak pot spływa mi po policzkach, mieszając się ze świeżymi łzami. Moja klatka piersiowa jest ściśnięta i wciąż czuję gulę w gardle, od płaczu. - Aundrea? - Cśśś… jestem tu. Myślę, że znowu miałeś sen. To nie dawało mi spokoju, od dnia, w którym Aundrea powiedziała mi o chorobie serca. Ten sen stał się moją obawą. Moim najgorszym wrogiem. Moim koszmarem. - Aundrea – powiedziałem znowu jej imię z westchnieniem, przyciągając jej drobne ciało bliżej do siebie. – Po prostu potrzebuję chwili. Muszę cię trzymać. Owinęła ręce wokół mnie, przytulając się bliżej, kiedy mówi cicho do mojego ucha. – Jestem tu, Parker. Nie martw się. Nigdzie się nie wybieram. Jeszcze.
327 | S t r o n a