Mieszko I - Jerzy StrzelczykWYDZIAŁ KULTURY I SZTUKI URZęDU WOJEWóDZKIEGO W POZNANIU BIBLIOTEKA KRONIKI WIELKOPOLSKI" IERZY STRZELCZYK MIESZKO PIerwSZ...
38 downloads
69 Views
557KB Size
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk WYDZIAŁ KULTURY I SZTUKI URZęDU WOJEWóDZKIEGO W POZNANIU BIBLIOTEKA KRONIKI WIELKOPOLSKI" IERZY STRZELCZYK
MIESZKO PIerwSZY Wydawnictwo ABOS POZNAŃ 1992
KOMITET REDAKCYJNY BIBLIOTEKI "KRONIKI WIELKOPOLSKI" Paweł Anders, Lena Bednarska, Krzysztof Kasprzak, Czesław Łuczak, Edmund Makowski, Tomasz Naganowski (przewodniczący) Recenzent Jadwiga Krzyżaniakowa Adres Redakcji: Urząd Wojewódzki w Poznaniu Wydział Kultury i Sztuki ul. Kościuszki 93, pok. 131 61-716 Poznań tel. 69 66 77, 5210 71 w. 677, 52 43 40 Projekt okładki Grzegorz Marszałek Redaktor Daria Zielińska Printed in Poland WYDAWNICTWO ABOS 40
Wydanie I. Nakład 4920+80 egz. Ark. wyd. 12,0; ark. druk. 13,5 Zlec. nr 77212/92 ZAKLADY GRAFICZNE W POZNANIU ul. Wawrzyniaka 39 ISBN 83-900370-2Adamowa dedykuję WSTęP Niełatwo jest historykowi zdecydować się na napisanie nowej książki o pierwszym historycznym władcy Polski, zwłaszcza takiej, która Strona 1
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk byłaby przeznaczona dla szerszego odbiorcy, a nie tylko dla zawodowego historyka, bardziej krytycznie patrzącego - rzecz jasna - na ręce autora, kompetentnie na ogół, choć surowo, oceniającego efekt jego pracy, ale zarazem świadomego ograniczeń, których albo w ogóle żadnemu autorowi podobnej pracy nie uda się uniknąć, albo - w najlepszym wypadku - w sposób wysoce hipotetyczny, daleki od rezultatów niewątpliwych, pewnych. Jak natomiast przeciętny czytelnik, wprawdzie może i zainteresowany naszymi odległymi dziejami, ale pragnący na ogół obrazu wyrazistego, w miarę możności pełnego i pewnego, przyjmie książkę, w której aż roić się będzie od znaków zapytania, której autor będzie musiał raz po raz wyznawać: ignoranus!, z gorzką nieraz refleksją, iż także zapewne: ignorabiTnus! (nie wiemy; nie będziemy wiedzieć!)? Początki naszego polskiego bytu narodowego i państwowego, podobnie zresztą, choć może jeszcze w wyższym stopniu, jak w przypadku tylu innych, bliższych i dalszych naszych sąsiadów, gubią się bowiem, jak to zwykło się nieco enigmatycznie wyrażać - w pomroce dziejów, to znaczy że przeminęły w sposób jak gdyby niepostrzegalny dla nas, także dla historyków. Tam gdzie nie ma źródeł, tam nie ma historii, a raczej - nauki historycznej, wiedzy o przeszłości. Tam, co najwyżej, otwiera się pole dla wyobraźni ludzkiej, która nie musi się brakiem źródeł krępować, ale nie może również pretendować do zastępowania nauki. Zresztą także dążność do spełnienia rygorów naukowości nie wyklucza twórczej wyobraźni, przeciwnie - w książce o Mieszku I jest ona ogromnie potrzebna, tyle że musi ciągle być kontrolowana metodami nauki, nie może, nie powinna chadzać samopas. Wyobraźnia ma jedynie pomagać badaczowi, dostrzegać luki w materiale źródłowym, nasuwać możliwości ich wypełnienia czy usuwania sprzeczności samych danych źródłowych, ale, broń Boże, nie zastępować źródeł i ogólnie uznanych metod postępowania badawczego. Jakby nie dość było trudności i komplikacji wynikających z samego procesu badawczego, jakże często dochodzą okoliczności dodatkowe, zwłaszcza wtedy, gdy przedmiot badań głęboko związany jest ze świadomością historyczną społeczeństwa. Początki państwa polskiego, pierwszy znany z imienia historyczny jego władca, chrzest i chrystianizacja Polski, stosunek młodego państwa polskiego do Niemiec i Stolicy Apostolskiej, znaczenie tego państwa w Europie, samodzielny charakter państwa polskiego czy zapożyczenia zewnętrzne... - oto niektóre problemy, które ze sfery nauki jakże często wiodły i wiodą w sferę ideologii czy - jeszcze gorzej! - polityki. Pamiętamy może (przynajmniej starsze i średnie pokolenie) obchody milenium państwa polskiego w latach sześćdziesiątych, jaką wagę przykładały ówczesne czynniki państwowe do wykazania odrębności i podrzędności momentu chrystianizacji wobec procesów państwowotwórczych. Napięte stosunki pomiędzy Państwem a Kościołem katolickim aż natrętnie rzutowały na obchody milenijne. Jeszcze starsi mogą pamiętać zapomniane już (na szczęście!), ale wcale w okresie dwudziestolecia międzywojennego i II wojny światowej nierzadkie poglądy uczonych niemieckich o dominujących rzekomo wpływach nordyckich (wikingowie) na kształtowanie się państw słowiańskich, kiedy nawet naszego Mieszka I usiłowano niekiedy przerobić na germańskiego wikinga. A jeden z najważniejszych bez wątpienia wątków Mieszkowych dziejów - charakter najwcześniejszych stosunków polsko-niemieckich: ileż razy był analizowany nie tylko, a nawet nie przede wszystkim pod kątem chłodnej obiektywnej refleksji naukowej, lecz jako projekcja w odległą przeszłość doświadczeń i fobii narodowych doby najnowszej. Niejednokrotnie w niniejszej pracy spotkamy się z tymi i innymi jeszcze pokusami "modernizacji" przeszłości, wykorzystania jej czy choćby tylko "dopasowania" do potrzeb chwili bieżącej. Dzieje Polski nie stanowią zresztą pod tym względem wyjątku, najwcześniejsze ich fazy były jednak zawsze szczególnie podatne na wszelkiego rodzaju falsyfikacje, a choćby tylko nie zawsze niewinne nieporozumienia. Po prostu tam, gdzie nie dostaje rzeczywistej wiedzy, a z takim przypadkiem mamy z przyczyn obiektywnych właśnie do czynienia, otwiera się szerokie pole nie tylko dla "twórczej" wyobraźStrona 2
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ni, ale także dla intelektualnych i politycznych nadużyć. Jakie pokusy 1. Fragment posągu Mieszka I dłuta Ch. D. Raucha (1841) ze Złotej Kaplicy katedry poznańskiej (zob. ilustrację nr 20) pchały już dziejopisów średniowiecznych, choćby tak wielkiego spośród nich, jakim był sam Jan Długosz, do "uzupełniania" czy modyfikowania wiedzy o Mieszku I i jego czasach! Niezależnie bowiem od motywów mniej szlachetnych czy zupełnie nieszlachetnych, "natura nie znosi próżni" i stara się ją wypełnić, rzadko - dodajmy - w sposób umiejętny. Pokażemy w książce ogromny trud wielu uczonych, którzy nierzadko większość wysiłków naukowego żywota zainwestowali w rozświetlenie mroków czasów Mieszka I, w różny - trwalszy lub szybciej przemijający - sposób wpisując się w dzieje nauki historycznej. Poznamy całą plejadę historyków, w tym wielu bardzo wybitnych i w stopniu, w jakim to będzie możliwe w pracy popularnonaukowej, będziemy niekiedy wsłuchiwali się w ich argumentację, niejako podążali tropem ich myśli, a to po to, byśmy i my mogli do pewnego przynajmniej stopnia wyrobić sobie pogląd na to, co w naszej aktualnej wiedzy o pierwszym w pełni historycznym Piaście i jego epoce jest pewne, co należy odrzucić jako nieprawdę, co wreszcie znajduje się pośrodku, będąc jedynie prawdopodobieństwem lub możliwością, winno być zatem zaopatrzone znakiem zapytania, ale kto wie - może w przyszłości się go pozbędzie. Biografistyka historyczna cieszy się także w Polsce sporym zainteresowaniem. Czytelnika wypadnie więc od razu na wstępie ostrzec: Nie ma mowy o napisaniu biografii Mieszka I w pełnym słowa tego znaczeniu. Na to, by w miarę wyczerpująco i w sposób odsłaniający osobowość bohatera spróbować wyjaśniE nie tylko "zewnętrzne" koleje życia, ale także motywacje wewnętrzne, a zatem to wszystko, czego nie powinno brakować w rzeczywistej biografii, biografa Mieszka I, podobnie zresztą jak ogromnej większości naszych średniowiecznych przodków, po prostu nie staE. Dostępne poznaniu i prezentacji są bowiem jedynie elementy, okruchy życia bohatera, te, które zdołały uwiecznić się w zachowanym do dziś materiale źródłowym, a więc te, które przeszłość nam niejako przekazała. Ta okoliczność powinna pozostać w naszej świadomości podczas całej lektury niniejszej książki: poznamy jedynie niektóre fragmenty biografii Mieszka I, o innych będziemy mogli w najlepszym przypadku jedynie snuć nieśmiałe i w różnym stopniu uzasadnione (ale niemożliwe do udowodnienia) przypuszczenia, oparte np. na analogiach z innych okresów i innych obszarów, na logice samych wydarzeń, zdawającej się dopuszczać tylko takie a nie inne wyjaśnienia, bądź na tym, co teoretycy nazywają niekiedy "wiedzą pozaźródłową", a co można sprowadzić do ogólnej znajomości świata, ludzi i procesu dziejowego przez historyka i czytelnika. Pomiędzy osiągnięciami nauki historycznej a poziomem wiedzy szerszych warstw społeczeństwa o przeszłości nie ma pełnej zbieżności. W świadomości społecznej funkcjonowały i nadal funkcjonują określone uprzedzenia i stereotypy, do których przywykliśmy i z którymi nam dobrze. Nie zawsze skłonni jesteśmy z nimi się rozstawać, zburzyłoby nam to bowiem w jakiejś mierze gmach wartości, z jakimi się solidaryzujemy. Z niektórymi takimi stereotypami zetkniemy się i w tej książce i być może uda się autorowi w tym czy owym punkcie namówić czytelnika do porzucenia "bezpiecznego" stereotypu. Szczególnie uporczywymi spośród nich są choćby: przekonanie o odwiecznym niejako charakterze antagonizmu polsko-niemieckiego, o tym że Niemcy zawsze byli stroną aktywną, agresywną, a Polacy - czy szerzej: Słowianie - tylko się bronili, gdyż taką rzekomo pokojową naturą zostali obdarzeni, następnie: o roli chrześcijaństwa i Kościoła u progu naszych pisanych dziejów, wreszcie - o "odwieczności" przodków Polaków na ziemiach przez nich w czasach historycznych zajmowanych ("praojczyzna" Słowian wszak miała się właśnie nad Wisłą i Odrą znajdować!). Nie inaczej skłonny byłbym zakwalifikować przekonanie o tym, że pańStrona 3
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk stwo polskie, które za panowania Mieszka I wyłaniało się stopniowo z pradziejowego "niebytu", musiało mieć już długą historię, "no bo przecież nie pojawiło się nagle jak Afrodyta z piany morskiej". Ano - zobaczymy! Chociaż bez nużących przypisów i w sposób wybiórczy sięgając do źródeł, jeszcze zaś oszczędniej do ogromnej, z pewnością już obecnie nieprzebranej, literatury naukowej na temat Mieszka I i jego czasów (ważniejszą z nich podam, dla wygody pilnego czytelnika, pod koniec książki), nie oszczędzę czytelnikowi, tam gdzie zajdzie potrzeba, trudu przedzierania się przez gąszcz niejednoznacz= nych, nieraz sprzecznych świadectw źródłowych oraz dyskusji uczonych. Tam, gdzie to będzie możliwe, będę rzecz jasna formułował własną opinię. Czytelnicy, zwłaszcza ci zbliżeni do cechu historyków, zechcą wybaczyć, jeżeli - ze względu na charakter niniejszej pracynie znajdą w wielu miejscach należnej zwykle w takich przypadkach dokumentacji naukowej. Biografii Mieszka I, jak wyjaśniłem wyżej, jeżeli pojęcie biografii rozumieć będziemy w sensie właściwym, jako w miarę pełne przedstawienie przynajmniej zewnętrznych okoliczności i faktów czyjegoś życia, napisać nie potrafimy. Trzeba zatem w większym niż w typowych biografiach stopniu uzupełniać obraz przez uwzględnienie tła historycznego, na którym działał nasz bohater. Chociaż i ono znane jest niedokładnie, to przecież im szerzej i głębiej potraktujemy postać Mieszka I, tym większa szansa, że nie pominiemy jakichś wskazówek, rysów, cech rzucających światło, choćby przymglone i niepewne, na bohatera. Z drugiej jednak strony łatwo w tych warunkach o przesadę - książka o Mieszku nie powinna mimo wszystko zamieniać się w książkę o jego czasach. Oznacza to, że akcent jednoznacznie położony zostanie na postać i dzieje pierwszego historycznego Piasta, władcy i jednoczyciela ziem polskich, wszystko inne natomiast pozostanie, a przynajmniej powinno pozostać, tłem, na którym ON pojawi się w sposób wprawdzie niepełny, ale bądź co bądź pełniejszy, niż by to było możliwe wtedy, gdybyśmy Mieszka I próbowali "wypreparować" z jego epoki. W maju 1992 r. mija 1000 lat od śmierci Mieszka I. Mają się odbyć stosowne obchody i konferencje naukowe. Jak to zwykle bywa, "okragłe" jubileusze zwiększają zainteresowanie społeczne przeszłością, zwykle także owocują cennymi nowymi opracowaniami naukowymi. Oby tak było i tym razem! Skromnym wyrazem hołdu dla budowniczego państwa polskiego niech będzie również przedkładana czytelnikom niniejsza książka. Spróbuję w niej najpierw naszkicować europejskie i polskie tło wydarzeń, następnie - w kolejnych rozdziałach nanizać 8 jak gdyby w jednej kolii to wszystko, co wiemy o Mieszku I i jego sprawach, dążąc w miarę możliwości do uzyskania obrazu pełnego, wszelako - zgodnie z tym, co zadeklarowano powyżej - nie za wszelką cenę, to znaczy ani na chwilę nie porzucając gruntu faktów i uzasadnionych hipotez. Najpierw jednak, także dlatego, żeby odciążyć dalszy tekst od powtarzania tego, co niezbędne, przedstawimy źródła historyczne, na podstawie których przystępujemy do rekonstrukcji dziejów życia i panowania Mieszka I. Rozdział I GŁÓWNI ŚWIADKOWIE Źródeł jest niewiele i w dodatku panowanie Mieszka I oświetlają one nierównomiernie. Szczególnie dotkliwie odczuwa historyk niemal zupełny brak źródeł rodzimych, polskich, współczesnych Mieszkowi. Jest on jednak zrozumiały, skoro dopiero chrześcijaństwo przyniosło społecznościom żyjącym na ziemiach polskich w X wieku znajomość czytania i pisania, a tym samym możliwość łączności cywilizacyjnej z Europą chrześcijańską wraz z szansą korzystania z ogromnego dorobku myśli europejskiej, a z czasemale znacznie później - aktywnego włączenia się do europejskiej wspólnoty kulturowej. Nie brakowało co prawda w nowszych nam czasach prób wykazania, że już pogańscy Słowianie tu i ówdzie Strona 4
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk znali pismo i umieli się nim posługiwać, ale z reguły okazywało się to mistyfikacją, jak w przypadku tzw. kamieni mikorzyńskich, czyli autentycznych żaren, na których nieznany fałszerz wykuł rysunki przedstawiające postać ludzką i zwierzęcą, dodając rzekomo słowiańskie znaki runiczne. Jeśli chodzi o znaki na fragmentach glinianej polepy, odkryte w 1986 roku w Podebłociu na pograniczu Mazowsza i Małopolski, które dadzą się istotnie odczytać jako greckie litery IXCH i zinterpretować jako skrót słów Isus Christos Nika {Jezu Chryste, żwyciężaj!) 1, tłumaczyć je można czasowym przebywaniem na ziemiach polskich, choćby w charakterze jeńców wojennych, jakichś chrześcijan (z Niemiec lub z państwa morawskiego?), nie mówiąc już o tym, że na podstawie tak niepozornego i nieI W latach 1986 (numer świąteczno-noworoczny) -1987 na łamach warszawskiego tygodnika "Kultura" toczyła się dyskusja polskich uczonych na temat odkrycia w Podebłociu. Zob. nr 52/53 z 1986 r., nr 4, 9, 12, 15, 16, 18, 22 z 1987 r. oraz nr 16 z 1988 r. 11 zupełnie dla uczonych jasnego znaleziska, nawet zakładając jego autentyczność, trudno o jakiekolwiek uogólnienia. To zresztą, że wraz z przyjęciem chrześcijaństwa pojawili się w państwie Mieszka ludzie znający sztukę czytania i pisania (litterati), wcale nie oznacza szybkiej kariery piśmiennictwa w naszym kraju. Nawet w Europie Zachodniej, gdzie znacznie wcześniej niż w Polsce nastąpił przełom cywilizacyjny, pisanie i czytanie było we wczesnym średniowieczu sztuką bardzo ekskluzywną, dostępną jedynie wybranym, w praktyce wyłącznie ludziom Kościoła i to daleko nie wszystkim (wielu plebanów i mnichów było, przynajmniej w praktyce, analfabetami). Ludzie świeccy, i to nie tylko skromnej kondycji społecznej, lecz także przedstawiciele górnych warstw, do osoby panującego i jego rodziny włącznie, obywali się bez tych umiejętności i nie było to bynajmniej postrzegane jako ujma czy brak. Nawet tak wybitny władca, jakim był Karol Wielki, który miał naprawdę dużo zrozumienia dla spraw umysłowych i w ogóle - kultury, i który ogromnie przyczynił się do podniesienia oświaty i piśmiennictwa w swoim rozległym imperium, nie umiał nawet się podpisać i - jeżeli wierzyć jego biografowi - posługiwał się, gdy zaszła taka potrzeba, specjalnie dlań sporządzonym szablonem, za pomocą którego składał podpis. Do czytania i pisania władcy i możni tego świata mieli duchownych skrybów. Gdy któryś z władców tej, a także nieco jeszcze późniejszej epoki, pod względem wykształcenia czy intelektu wyrastał ponad społecznie oczekiwaną przeciętność, odbijało się to żywym echem w historiografii, a on sam często wyróżniany był specjalnym przydomkiem (jak np. Henryk I Beauclerc, czyli "wykształcony" w Anglii). Wiadomo, że wnuk Mieszka I, Mieszko II (1025-1034), miał być tak bardzo wykształcony, że znał jakoby nie tylko łacinę, ale nawet język grecki, co jeżeli nie jest nieporozumieniem lub przesadą retoryczną, stanowiłoby nie lada ewenement wśród władców tej doby. Pisano więc w Polsce pierwszych Piastów niewiele, raz dlatego, że nie bardzo miał kto, nie mówiąc już o wysokich kosztach, przede wszystkim zaś dlatego, że nie odczuwano jeszcze potrzeby pisania, utrwalania na piśmie zdarzeń i myśli, a jeżeli już w jakiejś dziedzinie, np. ksiąg liturgicznych, nie można było obyć się bez wytworów sztuki pisarskiej, to potrzebę tę zaspokajano przez import z zagranicy. 12 Bardzo skromne, choć szacowne i ważne z poznawczego punktu widzenia, świadectwa rodzime do czasów Mieszka I, omówimy pokrótce nieco później, w pierwszej zaś kolejności uwagę kierujemy na źródła obce, powstałe poza Polską, ale oświetlające nasze polskie najwcześniejsze dzieje, one bowiem przynoszą podstawowy zrąb danych do tych czasów. Są to świadectwa ogromnej wagi, ale - jak zaraz zobaczymynawet one jakże często nie odpowiadają na pytania stawiane przez historyka, a jeżeli odpowiadają, to nie zawsze w sposób budzący pełne zaufanie, niekiedy wyglądają wręcz niewiarygodnie, znajdujemy sprzeczne albo przynajmniej rozbieżne wypowiedzi źródeł, wreszcie - co już podnosiliśmy wyżej - oświetlają one nasze Strona 5
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk dzieje w sposób wybiórczy i nierównomierny. Ze względu na to, że najważniejsze z tych źródeł są pochodzenia niemieckiego, a zatem autorów ich interesowały przede wszystkim powiązania dziejów Polski z dziejami Niemiec, zachodni, niemiecki asnat panowania Mieszka I znany jest - co prawda nie idealnie - stosunkowo dokladnie, a mało krytyczny historyk, nie w pełni świadomy owej "niemieckiej" perspektywy źródłowej, mógłby dojść do przedwczesnego wniosku, że innych problemów, poza niemieckimi, Mieszko I i jego poddani nie mieli. Historyk usiłujący badać dzieje Polski X wieku ma także pod tym względem pecha, że to właśnie stulecie należy w Europie Zachodniej do najmniej znanych, najsłabiej oświetlonych w materiale źródłowym. W następnym rozdziale zobaczymy, jakie były tego przyczyny, dlaczego X stulecie, nazywane niekiedy alegorycznie "wiekiem żelaznym" , z punktu widzenia tętna życia umysłowego było "stuleciem ciemnym" (saeculum obscurum, duk ages), swego rodzaju "dołkiem" pomiędzy dopalającym się w IX wieku "odrodzeniem karolińskim" a potężniejącym w ciągu XI wieku wszechstronnym ożywieniem społeczeństw europejskich, które już pod koniec tego stulecia zaowocuje nowym, znacznie od karolińskiego potężniejszym i głębszym "renesansem XII wieku". Niezależnie od przyczyn ówczesnego załamania cywilizacyjnego, jego skutki dla historyka są oczywiste: w "stuleciu żelaznym" mało dbano o kultyW nawiązaniu do antycznego mitu o "złotym", "srebrnym" i "żelaznym" okresie w dziejach ludzkości, a zatem o pogarszaniu się ludzkiej kondycji w miarę,.starzenia się" świata i ludzkości. 13 wowanie piśmiennictwa, nauk i sztuk, mało kto chwytał za pióro, horyzont myślowy się zawężał, kogóż tam interesowało tak naprawdę, co się dzieje wśród słowiańskich "barbarzyńców"? Tym większą wdzięczność winniśmy tym nielicznym, którzy jednak z takich czy innych powodów nimi się zainteresowali. Na pierwszym miejscu wymienimy dwóch autorów niemieckich, obu duchownych, ale różnej rangi i różnej osobowości: mnicha benedyktyńskiego z klasztoru saskiego w (Nowej) Korbei - Widukinda i biskupa merseburskiego Thietmara. Widukind urodził się około 925 roku, daty śmierci tego kronikarza nie znamy nawet w przybliżeniu. Choć pochodził z arystokracji saskiej (ród jego wywodził się od półlegendarnego przywódcy Sasów w wojnach z Karolem Wielkim, tego samego co kronikarz imienia) i był krewnym królowej Niemiec, życie spędził we wspomnianym klasztorze, gdzie zdobył dość gruntowne wykształcenie (także w zakresie niektórych autorów antycznych, m.in. Liwiusza, Salustiusza, Cycerona i Cezara). Jedyne zachowane dzieło Widukinda to "Dzieje Saskie" (Res gestae Sazorcicarum.) w trzech księgach, obejmujące dzieje tego plemienia niemieckiego, które na początku X wieku zajęło przodujące miejsce w państwie niemieckim, od na poły legendarnych początków, aż do lat sześćdziesiątych X wieku. Widukind, choć mnich, pisał w duchu właściwie zupełnie świeckim i "saskim" - jego kronika jest niezastąpionym źródłem do dziejów Sasów i ich miejsca w Rzeszy, jak również do kształtowania się poczucia więzi etnicznej w Niemczech X wieku. Dzięki wyostrzonemu spojrzeniu na sprawy etniczne, dzieło Widukinda jest także nadzwyczaj cennym źródłem do dziejów wschodnich sąsiadów Niemiec - Węgrów, a zwłaszcza Słowian. Właśnie Widukindowi zawdzięczamy podstawowy opis zmagań Henryka I i Ottona I z zagrożeniem węgierskim oraz walk ze Słowianami Połabskimi i Czechami. Interesującym szczegółem jest pominięcie faktu założenia przez Ottona I metropolii magdeburskiej i biskupstw dla ziem słowiańskich. W 66 rozdziale III księgi dzieła Widukinda znajduje się najwcześniejsza - jak się na ogół przyjmuje - wiadomość o państwie Mieszka I, jaką posiadamy (zob. rozdział VII). Z dalszych wydarzeń, szczególnie ważnych z naszego punktu widzenia, przedstawił Widukind, niewątpliwie w sposób nieproporcjonalnie dokładny w stosunku do ważności, sprawę buntowniczego grafa Wichmana i jego walki z Mieszkiem I oraz - choć już znacznie bardziej pobieżnie - podboje margrabiego Gerona oraz wczesny etap stosunków polsko-niemieckich. O chrzcie Mieszka I Strona 6
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Widukind nawet nie wspomniał. Kronika biskupa Thietmara z Merseburga (ur. w 975 r., zm. w 1018 r.) jest dziełem znacznie od kroniki Widukinda obszerniejszym, o szerszym "oddechu", jako że obejmuje już nie tylko dzieje saskie, lecz całych Niemiec, ze wszelkimi europejskimi powiązaniami. Widać wyraźnie, że autor nie był mnichem w zaciszu klasztornym, lecz wielkim panem, biskupem, blisko związanym z najbardziej wpływowymi kręgami feudalnego społeczeństwa niemieckiego, głęboko zaangażowanym w sprawy Kościoła i państwa. Kronika powstała pod koniec życia biskupa merseburskiego, jest najważniejszym źródłem historycznym do dziejów Niemiec w ogóle, a Kościoła wschodnioniemieckiego w szczególności z przełomu X na XI wiek, a także do dziejów Połabszczyzny, Polski i Czech. Oprócz stosunków polsko- (słowiańsko-) niemieckich, szeroko uwzględnił Thietmar (który jako biskup diecezji położonej w całości na terytorium słowiańskim znał nieco język Słowian) pewne aspekty wewnętrznych dziejów tych krajów (np. religię Połabian, obyczaje w Polsce). Kronika, przesiąknięta niepospolitą indywidualnością autora, zwolennika "realnej" polityki na wschodzie (nie takiej, jakiej pragnął cesarz Otton III), nieugiętego bojownika o prawa Kościoła, ale zarazem nie entuzjasty rodzącej się właśnie idei reformy tegoż Kościoła, mimo całej swej tendencyjności i pewnego niedopracowania stylistycznego (śmierć przerwała Thietmarowi zapewne pracę nad kroniką), dzięki uczciwości pisarskiej autora, jego starannemu wykształceniu oraz nader krytycznemu i niezależnemu umysłowi, stanowi jeden z najwybitniejszych pomników dziejopisarstwa średniowiecznych Niemiec. Oparta w starszych partiach m.in. na dziele Widukinda, różni się od niego ideowo, a niekiedy także w konkretnych sprawach. Zobaczymy, że zdaniem części uczonych polskich, w pewnym niezmiernie ważnym z punktu widzenia historii Polski miejscu Thietmar zniekształcił a zdaniem innych - uzupełnił odnośny przekaz Widukinda. Ponieważ jednak w nauce polskiej niekiedy występuje tendencja do niedocenienia dzieła Thietmara czy przesadnego akcentowania jego antypolskiej wymowy, łatwo o "wylanie dziecka z kąpielą". Zapamiętajmy: 15 Thietmar jest na ogół autorem godnym zaufania, dobrze poinformowanym, inteligentnym i prawdomównym. Co oczywiście nie zwalnia uczonego od zawsze potrzebnego krytycyzmu także wobec tego niepospolitego dzieła. Czasy Mieszka I to dla Thietmara już przeszłość, którą znał ze słyszenia i relacji innych, natomiast dla czasów Bolesława Chrobrego jest on już świadkiem bezpośrednim, po części uczestnikiem burzliwych wydarzeń początku XI wieku. Gdy urywa się dzieło Thietmara, od razu jakby gęstsza mgła pokryła dzieje Polski - nierychło znalazł się autor, który by tak dokładnie je relacjonował. Czasy Mieszka I z perspektywy wojen Henryka II z Bolesławem Chrobrym jawiły się Thietmarowi nawet jako okres spokoju i współpracy wzajemnej, postać Mieszka kronikarz w pewnym miejscu wręcz przeciwstawił buntowniczemu synowi! W każdym razie gdyby nie Widukind, a zwłaszcza gdyby nie Thietmar, jak żałośnie mało wiedzielibyśmy o czasach dwóch pierwszych historycznych Piastów! Nie piszemy tu szczegółowego przewodnika po źródłach do dziejów Polski za czasów Mieszka I, wspominamy tylko o najważniejszych, dlatego pominiemy w tym miejscu roczniki niemieckie, potwierdzające niekiedy dane kronikarskie, zawsze z podaniem dokładnej daty rocznej, niekiedy je korygujące, a nawet - uzupełniające. Najważniejszymi z nich są roczniki z Hildesheimu (Annales Hildesheimeses) i z Kwedlinburga (Annales Quedlinburgenses). Pominiemy także różne drobniejsze źródła, mimo że niekiedy przynoszą one godne uwagi informacje i jedynie tytułem przykładu wspomnijmy o nekrologach niektórych klasztorów niemieckich, informujących o śmierci Mieszka I czy grafa Wichmana, oraz utworach hagiograficznych, jak "Żywot biskupa augsburskiego Udalryka" (pióra Gerarda), który zawiera opowiadanie o zranieniu Mieszka I zatrutą strzałą i wyleczeniu za wstawiennictwem św. Udalryka. Rzecz jasna, do tych i wielu innych informacji źródłowych Strona 7
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk powrócimy w odpowiednich miejscach tej książki. Natomiast koniecznie musimy kilka słów poświęcić źródłu bardziej egzotycznemu, któremu nie bez powodu przypisuje się ogromną rolę w badaniach nad czasami Mieszka I, i to właśnie wczesnym okresem jego panowania. Jest to słynny fragment relacji kupca i podróżnika pochodzenia żydowskiego, ale w służbie kalifa kordobańskiego, Ibrahima ibn Jakuba, dotyczącej ówczesnej Słowiańszczyzny. Podróż Ibrahima do krajów słowiańskich datuje się najczęściej na lata 965-966. Nie wiemy, jaki był jej właściwy cel (handlowy, polityczny, wywiadowczy?), najgorsze zaś to, że relacja Ibrahima nie zachowała się do naszych czasów w całości, lecz jedynie we fragmentach przejętych przez kilku późniejszych (od XI do XV wieku) autorów arabskich. We fragmentach tych występują niekiedy niezgodności, co tym bardziej utrudnia określenie tego, co naprawdę pochodzi od Ibrahima, co zaś stanowi późniejsze dodatki czy zniekształcenia. W państwie Mieszka I Ibrahim osobiście nie był, był jednak zapewne w Pradze oraz w Magdeburgu, gdzie pewnych informacji (akurat nie najbardziej wiarygodnych) udzielił mu sam cesarz Otton I. Znaczenie relacji Ibrahima o Polsce polega nie tylko na unikatowych informacjach dotyczących spraw wewnętrznych młodego państwa (zwłaszcza organizacja drużyny książęcej), nie tylko na tym, że dane podróżnika potwierdzają i uściślają pewne kwestie związane z wojnami prowadzonymi przez Mieszka I, lecz także i może przede wszystkim na tym, że jest to obraz, choć fragmentaryczny, to przecież w jakimś sensie syntetyczny, że dla Ibrahima państwo Mieszka I jest jednym i to najrozleglejszym z czterech dostrzeżonych przezeń państw słowiańskich (obok "Polski" - w cudzysłowie, gdyż ani Ibrahim, ani Widukind z Korbei, ani żadne inne źródło z X wieku nazwy tej jeszcze nie zna - Ibrahim wymienił Bułgarię, Czechy i państwo Obodrzyców). Jest jeszcze jedno źródło, którego pominąć tu nie sposób, prawdziwy "koszmar mediewistów polskich, ale także teren nieustannych potyczek naukowych i to najtęższych głów. Nikt już bodaj nie wie, ile prac naukowych, często całkiem imponującej objętości, zostało poświęconych zabytkowi, który składa się raptem z kilku linijek tekstu i w którym niemal każde słowo może stanowić przedmiot nie kończących się polemik naukowych. To słynny dokument, a właściwie regest (streszczenie) dokumentu, nazywany od początkowych słów Dagome iudex. Pod tym imieniem ukrywa się, o czym bodaj nikt już dziś nie wątpi, nasz Mieszko I, a treścią regestu jest darowizna przedsięwzięta przezeń, wraz z drugą żoną Odą oraz synami zrodzonymi z tego małżeństwa, pod koniec życia i panowania (900-992). Darowizna nie byle jaka i nie byle jaki był 17 odbiorca darowizny: donatorzy oddawali swoje państwo czy pod= stawową jego część (jak wspomniałem, niemal wszystko w Dagome iudex jest sporne i takźe my nieraz będziemy sobie nad tym tekstem łamali głowę w niniejszej książce) pod opiekę Stolicy Apostolskiej, czyli - jak to się zwykło wówczas określać - na własność świętemu Piotrowi apostołowi. Nie wiadomo, czy regest Dagome iudex można traktować jako źródło polskiej czy papieskiej proweniencji. To znaczy: regest powstał w drugiej połowie XI wieku (a zatem prawie sto lat po samym akcie donacji) w Rzymie, ale nie wiadomo, czy sam dokument, który około 990 roku został niechybnie wystawiony i który właśnie został pod koniec XI wieku streszczony (zregestowany), został wystawiony i spisany np. w Gnieźnie czy też - przez wysłańców książęcych - w Rzymie, pod fachowym okiem papieskich urzędników. Natamiast jeżeli rozglądalibyśmy się za wczesnymi źródłami niewątpliwie polskiej proweniencji do czasów Mieszka I, musielibyśmy ograniczyć się do lakonicznych, choć niezmiernie także w swej lakoniczności ważnych, wzmianek w rocznikach polskich, ze słynnymi Dubrovka venit ad Meskoem, Mysko dux baptizatur ("Dąbrówka przybywa do Mieszka", "Książę Mieszko przyjmuje Strona 8
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk chrzest") na czele. Niestety, wiadomości starszych i wiarygodnych roczników polskich odnoszących się do czasów Mieszka I jest bardzo niewiele i bez większego trudu będziemy mogli się z nimi zapoznawać w toku dalszych wywodów. W dodatku najdawniejsze dzieje polskiego rocznikarstwa znane są niezbyt dobrze, wersje najstarsze nie zachowały się bowiem w postaci oryginalnej, lecz w późniejszych, niekiedy znacznie późniejszych, przeróbkach i wyciągach, tak że z największym jedynie wysiłkiem uczonych i bez wyników powszechnie akceptowanych można sobie wyrobić pogląd na temat czasu powstania tych najstarszych zapisek. Nie bez słuszności przyjmuje się dziś na ogół, że wymienione dwie notatki rocznikarskie pochodzą rzeczywiście, obok kilku dalszych, z najstarszego rocznika prowadzonego w Polsce najpierw przez biskupa Jordana, 18 następnie zaś przez arcybiskupa Radzima-Gaudentego (tzw. Rocznik Jordana-Gaudentego), który wprawdzie zaginął później, ale na początku XII wieku wzbogacona tymczasem jego treść została przejęta przez zabytek tym razem zachowany szczęśliwie do dziś i noszący miano Rocznika dawnego (w nieco starszej nauce zaś: Rocznika świętokrzyskiego dawnego). Jakąś wersję rocznika polskiego musiał mieć na swoim pulpicie pisarskim najstarszy kronikarz polski, którym był, jak wiadomo, cudzoziemiec żyjący na dworze Bolesława III Krzywoustego. Nie przekazał nam on swego imienia i tradycyjnie nazywa się go Gallem Anonimem. Wspaniałe dzieło Anonima (Kroniki i czyny książąt i władców polskich), z trzech ksiąg złożone, pisane kunsztownym językiem, prozą, lecz z rytmicznymi fragmentami, ma na celu apoteozę Krzywoustego, lecz ponieważ do "image" średniowiecznego władcy należało także przedstawienie jego przodków i ich chwalebnych czynów, pierwszą księgę kroniki Gall poświęcił wcześniejszym od Krzywoustego dziejom Piastów i Polski. Po raz pierwszy zatem mamy do czynienia ze zwartym zarysem dziejów Polski w pierwszym okresie jej istnienia. Gall Anonim wykroczył, choć jakby nieśmiało, a może po prostu nie dysponując lepszymi wiadomościami, poza czasy Mieszka I, to znaczy w głąb czasów pogańskich, opisując, choćby w na poły legendarnej formie, okoliczności zawładnięcia tronem polańskim przez przodków Mieszka I, których potrafi wprawdzie wymienić "po kolei" z imienia, ale o których nie umiał powiedzieć w zasadzie nic konkretnego. Panowanie Mieszka I to prawdziwy przełom, to "przejrzenie" narodu polskiego, symbolizowane przez cudowne przywrócenie przez Boga wzroku ślepemu od urodzenia Mieszkowi. To nie tylko opowiadanie o dziejach, lecz także ideologia: tak właśnie, zdaniem Anonima, powinny wyglądać najdawniejsze dzieje sławnego narodu polskiego i bohaterskich jego władców. Oznacza to, że kronika Galla w stosunku do czasów Mieszka I i jego bezpośrednich następców jest źródłem szczególnego rodzaju: przede wszystkim późniejszym od opisywanych wydarzeń, poza tym - porządkującym te wydarzenia z punktu widzenia potrzeb autora i jego mocodawców na początku XII wieku. Nie odmawiamy dziełu Anonima wartości źródłowej także w odniesieniu do czasów dwóch pierwszych Piastów, a nawet w jakiejś mierze do czasów 19 przedmieszkowych - czyż możemy sobie wyobrazić, by na dworze Krzywoustego i na stolicach biskupich w Polsce, w których to kręgach Gall się obracał i jako cudzoziemiec na informacje z tych kręgów był po prostu skazany, tak zupełnie zaginęła pamięć o Mieszku I i Bolesławie Chrobrym, by obcy kronikarz mógł dopuścić się jakiejś grubszej falsyfikacji? Ale niech to, co podnieśliśmy, pozostanie w naszej pamięci. Obraz najdawniejszych dziejów Polski w kronice Galla Anonima podległ swoistej transformacji i musi być kontrolowany, najlepiej za pomocą innych, od Galla niezależnych źródeł, możliwie wczesnych i wiarygodnych. Natomiast niewiele dałoby sprawdzanie danych Galla Anonima informacjami zaczerpniętymi z późniejszych kronik i roczników polskich, gdyż w zasadzie powtarzają one tylko i uzupełniają albo "uzupełniają" dane Anonima. Nie można co prawda wykluczyć, że tu i ówdzie i w tych zabytkach, takich jak kronika mistrza WinStrona 9
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk centego Kadłubka, Kronika polsko-śląska, Kronika wielkopolska czy rozmaite późniejsze roczniki, mogły zachować się ślady autentycznej tradycji o czasach mieszkowych, nie znanej źródłom wcześniejszym, nawet Gallowi, ale nie sądzę, by mogły to być liczne przypadki, a co może jeszcze ważniejsze i utrudniające naukowe spożytkowanie podobnych "rewelacji" - na ogół nie mamy żadnej możliwości sprawdzenia ich wiarygodności. Znaczy to, że jesteśmy w takiej sytuacji badawczej, że nie sposób stwierdzić ani prawdziwości danej informacji, ani jej zaprzeczyć. Obok źródeł polskich także niektóre późniejsze źródła obce zawierają nowe informacje o Mieszku I i jego czasach. Wymieniłbym tu zwłaszcza najstarszą, niemal współczesną Gallowi Anonimowi Kronikę Czechów pióra praskiego kanonika Kosmasa, również dwunastowieczną anonimową kronikę staroruską (Powieść lat minionych lub - nieściśle - Kronika Nestora), w której zachowała się pod 981 rokiem unikatowa wiadomość o odebraniu "Lachom" przez Włodzimierza kijowskiego Przemyśla, Czerwienia "i innych grodów", wreszcie - ale w tym przypadku wiarygodność historyczna jest szczególnie kontrowersyjna - niektóre sagi skandynawskie, przede wszystkim o wikingach z Jomsborga (Jomsvikingasagn), które prawdopodobnie zachowały pewne odległe echa wiadomości o stosunkach Mieszka I z grupami wikińskimi penetrującymi także południowe wybrzeża Bałtyku. 20 I to już byłoby właściwie wszystko, gdyby... Właśnie - gdyby otwarta księga ziemi", odczytywana przez archeologów, nie pomogła uczonemu. Grody na ziemiach polskich burzone lub przeciwnie budowane czy rozbudowywane przez pierwszych Piastów, skarby monet poświadczające przebieg dróg handlowych i kierunki wymiany, groby i cmentarzyska, na których jak w zwierciadle odbija się proces chrystianizacji kraju, choćby w postaci zarzucania kremacji i pośmiertnego wyposażania zmarłych na rzecz zapomnianej od wielu wieków inhumacji (grzebania ciał), wreszcie pojedyncze znaleziska broni, narzędzi pracy, elementów stroju, ozdób, ceramiki itd. - przemawiają do uczonego, spragnionego głębszej wiedzy o przeszłości, głosem doniosłym, wydatnie - choć nie wszechstronnie - poszerzając i pogłębiając zasięg informacji źródłowych. Rzadziej dotyczą one wydarzeń jednostkowych, np. politycznych, natomiast podstawowe jest ich znaczenie przy rozpatrywaniu zjawisk typowych, społecznych, jak np. sposobu życia naszych przodków, ich wierzeń, poziomu kultury materialnej, upodobań estetycznych. Tym jeszcze dane archeologii różnią się na korzyść od danych źródeł pisanych, że w znacznie szerszym stopniu ogarniają ówczesne społeczeństwo, także niższe i bardziej od dworów oddalone jego części, podczas gdy źródła pisane obarczone są cechą ograniczenia społecznego, gdyż pisane przez przedstawicieli sfer rządzących bądź przynajmniej w ich służbie, odzwierciedlają z reguły jedynie życie, dzieła i myśli elit społecznych. Rozdział II WIEK ŻELAZNY" Na parę lat przed pojawieniem się państwa polskiego na arenie dziejowej nieznany z imienia mnich benedyktyński, zapewne z opactwa Saint-Germain d'Auxerre (w Burgund), napisał list do niewymienionego z imienia biskupa Verdun, którym mógł być bądź Berengar (940-960), bądź Wikfred (962-972). Biskup był czymś ogromnie zaniepokojony. Otóż mnożą się grzechy i nieprawości wśród chrześcijan i w Kościele, znaki na niebie i na ziemi zdają się zapowiadać czas sądu. Czyż nie zbliża się rok tysięczny, który - jeżeli uważnie przeczytać starotestamentowe proroctwa - ma być rokiem pojawienia się apokaliptycznych ludów Goga i Magoga, które, z wyroków boskich, mają srożyć się na świecie, karając ludzi za ich występki i zbrodnie? Wprawdzie chrześcijanie zav,,sze, od czasów apostolskich, musieli się liczyć z przemijaniem tego świata i nadejściem apokaliptycznych nieszczęść zapowiadających spraStrona 10
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk wy ostateczne, ale gdy upływały pokolenie za pokoleniem, a świat trwał, przestano w praktyce oczekiwać rychłego spełnienia się biblijnych przepowiedni. To znaczy, nikt nie wątpił, że to kiedyś nastąpi, ale ponieważ czas spełnienia się Pisma jest człowiekowi nieznany, powtórne przyjście Chrystusa na świat, Sąd Ostateczny nad rodzajem ludzkim itd. stawały się czymś jak gdyby mniej realnym, usytuowanym w bliżej nie określonej, zapewne dość jeszcze odległej przyszłości... Teraz jednak uświadomiono sobie, że kończy się całe tysiąclecie dziejów ludzkich od chwili przyjścia Chrystusa na świat, które zapoczątkowało nową, ostatnią epokę w dziejach ludzkości. A wiele wskazuje na to, że Gog i Magog już pojawili się na zie22 mi. Czyż srożący się w Europie dzicy wojownicy zwani Węgrami (Hungari), o których nikt wcześniej nic nie słyszał, to właśnie nie owi zapowiedziani jeźdźcy Apokalipsy, Gog i Magog z proroctwa Ezechiela? Spokojni później Węgrzy istotnie w IX-X wieku byli utrapieniem Europy Środkowej, zwłaszcza Niemiec południowych i środkowych, a ich ataki, wyniszczające kraj, raz po raz docierały do Francji (Burgundia była oczywiście szczególnie narażona) i Italii. Mnich stara się uspokoić przerażonego księcia Kościoła. Już niejednokrotnie w przeszłości usiłowano z Gogiem i Magogiem łączyć obce, napastnicze ludy i poważni Ojcowie Kościoła podnosili brak podstaw do łączenia konkretnych wydarzeń i nieszczęść trapiących chrześcijan z zapowiedziami Pisriia Swiętego. Zapowiedzi te mają eśchatologiczny sens i nie wolno ich tłumaczyć historycznie - to nadużycie, nieudolna i grzeszna próba odgadnięcia wyroków Najwyższego. Weźmy takich oto Węgrów: toż to zupełnie normalny lud przybyły ze wschodu i z północy, tylko dlatego nie znany dziejopisom, że zmienił nazwę, jako że głód ich wypędził z meotyjskich bagien, przeto od głodu ("Hunger") nazywają się Hungri ("głodomory"). Mogą być groźni i wiele nieszczęść przysporzyć chrześcijanom, ale nie ma w nich nic demonicznego. W ogóle zaś "Gog i Magog" to nie żaden konkretny lud, lecz figura retoryczna, jaką posłużył się autor natchnionego tekstu; już św. Hieronim stwierdził, że nazwa ta oznacza po prostu ogólnie: prześladowanie wiernych przez heretyków. Żyć więc bogobojnie, pamiętać o śmierci i czekających każdego człowieka sprawach ostatecznych, ale nie wypatrywać obezwładniającego umysł i serce bliskiego już jakoby końca świata, przeciwnie - wykorzystać pozostały człowiekowi do dyspozycji czas jak najlepiej dla własnej duszy i ogólnego dobra, oto zalecenie wynikające zarówno z omówionego tu listu burgundzkiego benedyktyna (swoją drogą, nieco to dziwne, że skromny mnich musiał tak ważne rzeczy objaśniać biskupowi, a nie odwrotnie) oraz z wielu innych przejawów głosu rozsądku, jakie spotykamy w piśmiennictwie europejskim poczynająe od IX wieku, a zatem wraz z epoką karolińską, poprzez cały wiek X, a nawet jeszcze w wieku XI. To niewątpliwy dowód na dość szerokie zjawisko nastrojów milenarnych, oczekiwania na zbliżający się ko23 niec świata i trwogi przed nim, jakie były udziałem różnych kręgów i okolic Europy w miarą zbliżania się do owego, dla wielu magicznego, roku 1000. Oczywiście, nie było - jak wykazały dokładniejsze badania - żadnej ogólnoeuropejskiej psychozy "końca świata" i życie na ogół toezyło się zarówno przed rokiem 1000, jak i po nim swoimi koleinami. Kończył się wiek X. Trudny był to wiek w dziejach Europy i ogromnie ważny. Nazywany był "wiekiem żelaznym"; a zatem nie tylko nie "złotym", lecz nawet nie "srebrnym". Był to wiek brutalności i przemocy, wiek swoistej zapaści kulturalnej, widocznej zarówno przy porównaniu z okresem poprzedzającym ("renesans karoliński"), jak również, i w stopniu jeszcze bardziej jaskrawym, z następnym - rozpoczynającym się już w XI wieku "renesansem XII wieku"; jeden z "najciemniejszych" wieków średniowiecza, Strona 11
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk zarówno w sensie prymitywizmu i "ciemnoty" właściwych epoce, jak również w sensie poznawczym - jako wiek z braku źródeł najtrudniejszy do poznania historycznego. A przecież równocześnie było w tym stuleciu wiele cech optymistycznych i z wieku tego wywodziło się wiele zjawisk i procesów o dużym znaczeniu dla przyszłości. Wiek IX to ciągle jeszcze w dużym stopniu epilog, był on jak gdyby zapatrzony w przeszłość. Wiek X natomiast, mimo wspomnianego prymitywizmu, który na różnych polach istotnie można bez trudu zauważyć, to przede wszystkim zapowiedź zmian i czasów późniejszych. Dlatego należy zgodzić się z opinią jednego z wybitnych historyków amerykańskich (Roberta Sabatino Lopeza), że jeżeli popatrzeć na X wiek nie tyle z punktu widzenia "kultury elit" i nie szukać tego, co "wybitne", niepowtarzalne z literackiego czy artystycznego punktu widzenia, lecz z punktu widzenia zarodków, zapowiedzi elementów nowych, które zaowocują dopiero w przyszłości, właśnie jemz, X wiekowi, w stopniu może znaczniejszym niż inne stulecia, należy się miano "odrodzenia" - "jeszcze jeden renesans?"s Lopez wykazał, że wiek X przyniósł początek lub zapowiedź postępu i wzrostu także poza Europą - np. w krajach Islamu i na Dalekim Wschodzie. My 3 Stiil another Renaissance? - taki tytuł nosi głośna rozprawa R.S. Lopeza ogłoszona na łamach "American Historical Review" t. 57, 1951, 24 ograniczymy się tylko do Europy i wskażemy jedynie na niektóre elementy tego złożonego obrazu. Otóż najistotniejszą może cechą wieku X z punktu widzenia dziejów europejskich jest to, że w ciągu tego stulecia Europa właściwie po raz pierwszy w swoich dziejach stała się Europą. Mamy na myśli oczywiście nie geograficzny sens pojęcia Europy, lecz jego sens historyczny, kulturowy. Europa to przecież nie tylko subkontynent Eurazji, lecz przede wszystkim określona jedność historycznych losów i historycznie ukształtowanej kultury. Kultura ta miała kształt chrześcijański. Zauważmy, że na wiek X przypadła kolejna, trzecia już, faza chrystianizacji ludów europejskich. Miała ona definitywny w zasadzie charakter, to znaczy, że około 1000 roku proces chrystianizacji Europy niemal się zakończył. Oczywiście, to "niemal" wymaga komentarza. Poza ramami chrześcijaństwa pozostawał Półwysep Pirenejski w tym sensie, że rządzony był on przez muzułmanów i że spora część ludności wyznawała islam, ale z drugiej strony zarówno w wolnych od panowania islamu północnych regionach półwyspu, jak również pod panowaniem islamu żyło i tam bardzo dużo chrześcijan. Pozostawała w Europie, na wschodnim i południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, poważna, ostatnia już właściwie, enklawa pogańska ("klin pogański" z wierzchołkiem w okolicach Hamburga), obejmująca ludy fińskie, bałtyjskie (Litwini, Jaćwingowie, Prusowie) i zachodniosłowiańskie (Pomorzanie, Wieleci, Obodrzyce), która dopiero później, niekiedy znacznie później, z wielkimi oporami i w krwawych na ogół walkach zostanie przyłączona do "świata chrześcijańskiego" (orbis Christianus). Pozostawała diaspora żydowska - rozproszone na wielkich przestrzeniach, ale nierównomiernie, gminy ludności żydowskiej, odgrywające ważną rolę w życiu gospodarczym Europy, w tym czasie jeszcze pozostawiane najczęściej w spokoju (czasy zorganizowanych prześladowań i pogromów rozpoczną się właśeiwie dopiero pod sam koniec wieku XI, wraz z wybuchem nastrojów krucjatowych). Niepokoiła ona i drażniła chrześcijańskich zelotów, ale - nie tworząc jakichś nadmiernych skupisk - nie zagrażała nikomu i na ogół była tolerowana, a czasami nawet popierana przez władców. Chrześcijaństwo, które do końca istnienia Cesarstwa Rzymskiego (koniec V wieku) pozostało w zasadzie religią Rzymian (jedy25 nie Armenia na wschodzie i Irlandia na zachodzie stały się krajami chrześcijańskimi w tym okresie, nie będąc częścią Imperium), dopiero na przełoznie VI i VII wieku, za pontyfikatu papieża Grzegorza I Wielkiego (590-604), przypomniało sobie o uniwersalnym posłannictwie ("nauczajcie wszystkie narody!") i misją w Anglii Strona 12
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk rozpoczęło chrystianizację ludów spoza dawnego limesu rzymskiego. Wiek VII przyniósł chrystianizację Anglii, w wieku VIII przyszła kolej na Germanię - pod sam koniec tego stulecia wraz z podbojem i chrystianizacją najbardziej opornych Sasów cała Germania stała się chrześcijańska. Pod koniec VIII wieku sporadycznie, w IX wieku bardziej zdecydowanie podjęte zostały akcje misyjne wśród ludów słowiańskich, w które zaangażowały się oba główne ośrodki Kościoła: rzymski i konstantynopolitański. Trwała chrystianizacja ludów słowiańskich (z wyłączeniem Słowian Połabskich) nastąpiła jednak dopiero w X wieku (Czesi, Polacy, Ruś), podobnie jak ludów skandynawskich i Węgrów. Chrzest Polski był ogniwem wiekopomnego procesu chrystianizacji Europy. Misja i chrystianizacja w owych czasach różniły się dość znacznie od naszych potocznych wyobrażeń o nich, a także od teoretycznie uznawanych w Kościele zasad, kładących zawsze nacisk na dobrowolność konwersji.W rzeczywistości o dobrowolności nie mogło być mowy w warunkach, gdy religia stanowiła zbyt ważny element życia społecznego, zbyt ważący z punktu widzenia dobra wspólnoty, by można było pozwolić sobie na jakąś dowolność w tym zakresie. Religia panującego, głowy wspólnoty, powinna być religią jego ludu, przynajmniej w "normalnych" warunkach, a tym bardziej gdy (jak np. chrześcijaństwo) zawierała wartości ogromnej wagi dla owej głowy, gdy wynosiła jego osobę i godność tak bardzo ponad ogół społeczności. Chrześcijaństwo stanowiło głęboki przełom w życiu społeczeństw europejskich i po to, by mogło być przyjęte przez szersze kręgi społeczne, musiały zaistnieć szczególne warunki. Społeczeństwo musiało, krótko mówiąc, "dojrzeć" do przyjęcia chrześcijaństwa. Nowa religia, jak się okazało, nie miała szans w ramach ustroju rodowego. Zwróćmy uwagę na to, że np. jeżeli chodzi o kraje i ludy słowiańskie, nie znamy ani jednej pomyślnie zakończonej próby chrystianizacji jakiegokolwiek ludu czy plemienia przed pojawieniem się ustroju państwowego. Wyższa od ustroju 26 rodowego i go przezwyciężająca, rozsadzająca także zwykle w sposób gwałtowny bariery plemienne organizacja państwowa z reguły skwapliwie uciekała się do chrześcijaństwa, trafnie dostrzegając w nowej religii i nowym światopoglądzie, wreszcie w organizacji tworzącego się Kościoła elementy dla siebie korzystne i to wcale nie (a przynajmniej nie tylko i nie przede wszystkim) na planie ideowym, lecz z punktu widzenia doczesnych, wręcz politycznych potrzeb. Wrócimy do tego wątku, gdy przyjdzie nam omawiać chrzest Mieszka I i jego poddanych (rozdz. VIII). Gdy spojrzymy na zamieszczoną w niniejszej książce mapę Europy pod koniec X wieku, a zatem w dobie wychodzenia państwa pierwszych Piastów z cienia historii, zgodzimy się chyba, że w wielu szczegółach, a także w zasadniczym swoim kształcie, przypomina ona mapę nam współczesną. Wrażenie to pogłębiłoby się, gdybyśmy zechcieli porównać ją z Europą - powiedzmy - roku 800 czy 1400. Wiele się od 1000 roku zmieniło w Europie, niektóre państwa powstały, niektóre rozpadły się lub zznieniły granice, ale to już jest jakby nasza Europa, w której odnajdujemy większoś‚ znanych nam i dziś państw, a granice niekiedy w stopniu aż zastanawiającym przypominają obecny ich przebieg.. Najważniejszą chyba zmianą w systemie politycznym Europy, rozpoczynającą się wprawdzie głęboko w wieku IX, ale w X wieku doprowadzoną do końca, jest rozpad imperium frankijskiego, utworzonego przez pierwszych Karolingów, a obejmującego obszary Galii (dzisiejszej Francji), Germanii (dzisiejszych Niemiec do Łaby na wschodzie) i znacznej (północnej i środkowej) części Italii. Z imperium tego wyodrębniło się kilka sam.odzielnych królestw: Italii, Burgundii, Francji i Niemiec. Italia w drugiej połowie X wieku została opanowana przez królów niemieckich, podobnie jak Burgundia w 1034 roku - obok Niemiec oba te państwa stanowić będą w średniowieczu części składowe zdominowanego przez władców niemieckich Cesarstwa Rzyznskiego, o którym będzie już Strona 13
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ' wkrótce mowa. Wynika z tego, że z "masy spadkowej" po imperium karolińskim trwałymi elementami mapy politycznej Europy okazały się dwa państwa: Franków Zachodnich, które pozostało (Francja) przy tradycyjnej nazwie plemiennej, i Franków Wschodnich Regnum Francorum, orientalium.), dla którego z czasem (ale dopiero w XI 27
wieku) przyjęła się nazwa Królestwo Niemieckie (Regnum Theutoricorum,). U progu X wieku zarówno u zachodnich, jak i u wschodnich Franków rządzili jeszcze królowie z tego samego rodu Karolingów, w Niemczech dynastia ta wymarła wszakże już w 911 roku, we Francji zaś w 987. Wraz z Karolingami do historii nieodwołalnie przeszły resztki poczucia dawnej wspólnoty dziejowej. W Niemczech po krótkim epizodzie Konrada I, w 919 roku wraz z księciem saskim Henrykiem (jako król: Henryk I, 919-936), do władzy doszła Saksonia - dzielnica najbardziej na północ wysunięta i najpóźniej (dopiero za Karola Wielkiego) do wspólnoty frankijskiej i europejskiej przymuszona, najbardziej też w porównaniu z innymi (Bawarią, Szwabią, czyli Alemanią, Frankonią i Lotaryngią) pierwotna pod względem rozwoju cywilizacyjnego, w niejednym pod tym względem zbliżona do sąsiadujących z nią krajów skandynawskich (Dania) czy zachodniosłowiańskich (Połabie, Polska). bwczesne Niemcy, składające się z kilku opartych na wielkich szczepach dzielnic (tylko Lotaryngia nie vrywodziła się od konkretnego plemienia, lecz z podziałów państwa Franków), pod energicznymi rządami kolejnych władców z dynastii saskiej (nazywanej niekiedy, od imienia trzech kolejnych władców, dynastią ottońską, a od imienia jednego z przodków Henryka I, Ludolfa, dynastią Ludolfingów), panującej od 919 do 1024 roku, mimo przejściowych kłopotów i trudności spowodowanych tak walkami i napięciami wewnętrznymi, jak również zagrożeniami zewnętrznymi (zwłaszcza, w początkowej fazie, ze strony koczowniczych Węgrów), były państwem silnym, z czasem stającym się czymś w rodzaju hegemona w tej części świata i mimo wszystko jednolitym. Przeciwieństwem ich była Francja, która już pod słabymi na ogół rządami późnych Karolingów, a także począwszy od końca X wieku pod panowaniem nowej, lecz słabej początkowo dynastii Kapetyngów 4, znalazła się na drodze do całkowitego rozpadu i rozprzężenia wewnętrznego, które nazywamy posuniętym do skrajnej postaci rozdrobnieniem feudalnym, stając się w rzeczywistości luźną federacją kilkudziesięciu księstw i niższych rangą władztw 4 Będzie ona, w kilku liniach, panowała we Francji aż do końca ancien regimeu, tzn. do rewolucji końca XVIII w., oraz po restauracji władzy królewskiej (1815) do 1848 roku. 30 terytorialnych. W tej sytuacji Niemcy mieli aż do przełomu XII i XIII wieku zdecydowaną przewagę nad swym zachodnim sąsiadem. W 962 roku król niemiecki Otton I (936-973), korzystając z walk wewnętrznych na terenie Italii, której władcy, choć nie wszyscy, używali tytułu cesarskiego (beznadziejnie wówczas wyzutego ze splendoru, ja!cim otoczył go w 800 roku Karol Wielki), przede wszystkim zaś wykorzystując napięcia w stosunkach pomiędzy Papiestwem a władcami Italii (papieże od połowy VIII wieku byli zwierzchnikami tzw. państwa kościelnego, patrimonium Suncti Petri, w środkowej części Półwyspu Apenińskiego i z ośrodkiem w Rzymie), dokonał podboju Królestwa Italii, koronując się koroną tego państwa, a w Rzymie uzyskując z rąk papieża koronę cesarską. Od tej chwili zespoliła się ona z godnością królów niemieckich w ten sposób, że wprawdzie nie każdy król niemiecki zostawał cesarzem (aby nim zostać musiał aż do XIV wieku udawać się, najczęściej wręcz zbrojnie, do Rzymu), ale tylko on mógł pretendować do godności cesarskiej. Dzieje Niemiec i Italii w średStrona 14
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk niowieczu splotły się wobec tego tak bardzo, że w praktyce trudno je rozdzielić. Zdaniem wielu uczonych niemieckich, zwłaszcza o nastawieniu bardziej nacjonalistycznym, było to nieszczęściem dla Niemiec, gdyż zaangażowanie sił i środków niemieckich w walce o panowanie nad Italią było ich trwonieniem, podczas gdy jedynie słusznym i rokującym nadzieje na trwałość sukcesów, niejako "naturalnym " kierunkiem ekspansji niemieckiej miał być, ich zdaniem, wschód. Obecnie spory o "właściwy kierunek ekspansji niemieckiej w średniowieczu wiele straciły na ostrości, a przynajmniej nie ujmuje się ich jako antagonistyczne, lecz raczej jako dopełniające i wzmacniające się wzajemnie. W późnym średniowieczu blask korony cesarskiej w zmieniającej się Europie znacznie osłabł, przynajmniej jeżeli chodzi o realne znaczenie z niewielkimi przerwami w czasach nowożytnych godność cesarska pozostała związana z koroną królów niemieckich aż do początku XIX wieku (!), kiedy to na rozkaz Napoleona, w 1806 roku ostatni cesarz rzymski Franciszek II złożył koronę Cesarstwa Rzymskiego, od dawna będącą już zresztą jedynie symbolem i pamiątką dawnej sławy, zadowalając się odtąd tytułem i koroną Cesarstwa Austriackiego. 31 Południowa Italia, jak wspomniano, nie wchodziła w X wieku w skład Królestwa Italii, lecz stanowiła resztę niegdyś znacznie obszerniejszych posiadłości Cesarstwa Wschodniego na Półwyspie Apenińskim. Cesarstwo to, nazywane w nauce najczęściej Bizantyjskim, samo natomiast zawsze uważające się za Rzymskie (chociaż od mniej więcej VII wieku raczej greckie niż łacińskie z języka), było w prostej linii kontynuatorem antycznego Cesarstwa Rzymskiego. Teoretycznie nigdy nie wyzbywając się aspiracji do zwierzchnictwa w całym świecie chrześcijańskim, pod naporem twardej rzeczywistości - zarówno walk z różnymi przeciwnikami na Wschodzie i na Bałkanach, jak również postępującej emancypacji łacińskiego Zachodu i jego niechęci do uznawania zależności od Konstantynopola - zmuszone było uznać powstanie najpierw w 800, następnie w 962 roku odrębnego "zachodniego" Cesarstwa Rzymskiego. W X wieku zresztą Bizancjum przeżyło wyraźny wzrost znaczenia i pomyślności. Udało się powstrzymać znaczny jeszcze na początku tego stulecia impet Arabów, kierujący się na Sycylię, Tesalię, Saloniki i cieśniny bosforskie. Morze Egejskie znalazło się ponownie pod wszechwładną kontrolą Bizantyjczyków. Lata 934-969 przyniosły dalsze spektakularne sukcesy wojskom cesarskim - odzyskanie Edessy, Krety, Cypru, Tarsu, Cylicji, Aleppo i Antioehii, następnie Damaszku, części Palestyny i Armenii. Za panowania cesarza Jana II Tzimiskesa (969-976) udało się wyprzeć wojska Rusów (wielkiego księcia Światosława) znad dolnego Dunaju, wszakże na krótko przed śmiercią tego cesarza wielkie powstanie w Macedonii położyło kres panowaniu bizantyjskiemu w Bułgarii, a car Symeon (976-1025) stanął na czele wielkiego i groźnego państwa, które dopiero po około 40 latach ciężkich wojen udało się zniszczyć Bizantyjczykom (cesarzowi Bazylemu II Bulgaroktonosowi, czyli "Bułgarobójcy"). Panująca w Bizancjum dynastia macedońska doprowadziła też do konsolidacji italskich posiadłości Cesarstwa, które w połowie X wieku ponownie zyskały uporządkowaną administrację bizantyjską (ustrój temowy). Począwszy od pontyfikatu patriarchy Focjusza w Konstantynopolu (858-886) pogorszyły się znacznie stosunki pomiędzy Kościołem Wschodnim i Zachodnim (Rzymskim), ale do otwartego zerwania jeszcze nie doszło, nastąpiło to dopiero w połowie XI wieku 32 schizma wschodnia"). W IX-X wieku Kościół Wschodni wykazał się znaczną siłą oddziaływania; z niego wyszła chrystianizacja Moraw w IX, Bułgarii i Rusi w X wieku. Interwencja Ottona I w sprawy włoskie i jego koronacja cesarska w 962 roku były bezpośrednim zagrożeniem dla posiadłości bizantyjskich w południowej Italii, już choćby dlatego, że Otton Strona 15
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk nie krył się z zamiarem przywrócenia jedności całego Regnum Italicum W roku 968 cesarz "zachodni" najechał Bari, zbrojnie przemaszerował Apulię i Kalabrię, a w roku następnym pod Ascoli pokonał w otwartym polu wojska bizantyjskie. W krytycznej dla strony bizantyjskiej chwili Jan Tzimiskes wystąpił z ofertą matrymonialną: w zamian za zwrot zajętych w toku kampanii terytoriów oferował synowi cesarza, Ottonowi II, swoją krewną Teofano za żonę. Małżeństwo istotnie doszło do skutku w 972 roku; w osobie Teofano Niemcy zyskali mądrą i wybitną władczynię, która zwłaszcza po śmierci swego męża (982) jako regentka w latach mało33 letności syna i następcy tronu Ottona III położyła wielkie zasługi dla swej nowej ojczyzny. Spotkamy się z Teofano jeszcze w związku z naszym Mieszkiem I. Na przełomie X i XI wieku ponownie spotężniał napór Arabów na Italię południową. W 982 roku poniósł z ich rąk klęskę w Kalabrii Otton II. Dla zyskania sojusznika przeciw Saracenom cesarz Bazyli II sprzymierzył się z rosnącymi w potęgę morskimi miastami włoskimi - Wenecją i Pizą. To początek ogromnej w czasach późniejszych potęgi tych morskich miast-państw. Już znacznie krócej opowiemy o innych, mało lub w ogóle nie powiązanych z dziejami ówczesnych ziem polskich, obszarach europejskich. Na Półwyspie Pirenejskim muzułmański Kalifat Kordobański przeżywał w X wieku szczyt potęgi, obejmując większość półwyspu. Nie znajdujemy jeszcze wówczas Portugalii - ta wyłoni się dopiero w XII wieku. Północna, przeważnie górzysta część półwyspu znajdowała się w ręku chrześcijan i dzieliła się politycznie na kilka królestw: Leonu i Kastylii (zjednoczone w 1037 roku), Nawarry i Aragonii, hrabstwo Barcelony. Francja, jak wiemy, była konglomeratem większych lub mniejszych władztw senioralnych, wśród nich znalazło się Księstwo Normandii, powstałe w wyniku ekspansji Normanów z północy, którzy na początku X wieku opanowali ten obszar, a następnie wymusili na królu Francji uznanie tego zaboru i stopniowo wtapiali się w feudalne społeczeństwo francuskie. Później, w 1066 roku, Normanowie ci, jak może pamiętamy z lekcji historii, pod wodzą Wilhelma Zdobywcy opanowali Anglię. Na razie jednak Anglia, zjednoczona ostatecznie na początku X wieku, wyzwolona z dokuczliwej, choć tylko część kraju obejmującej, okupacji Skandynawów (wikingów), żyła własnym życiem, raz jeden jeszcze, w latach 1016-1042, w ramach wielkiego imperium duńsko-angielsko-norweskiego króla Kanuta Wielkiego ściślej wiążąc się z północą europejską. Szkocja i Walia do Anglii nie należały - był to obszar niezależnego od nikogo panowania Celtów, podobnie jak najważniejszy wówczas kraj celtyckiIrlandia, która dopiero w połowie XII wieku znalazła się pod częściowym panowaniem angielskim (Walia dopiero na początku XIV wieku, Szkocja utrzymała niezależność aż do czasów nowożytnych). Dania, złączona z nią przez pewien czas w XI wieku Norwegia, wreszcie Szwecja - to trzy królestwa skandynawskie, włączające 34 się w X-XI wieku do wspólnoty europejskiej. Wschodnie pobrzeże Bałtyku, od Finlandii po Prusy, nie przekroczyło jeszcze progu życia państwowego i pozostawało w pogaństwie. Rozległe obszary Europy Wschodniej zostały ujęte w państwo, w którego powstaniu decydującą rolę odegrał żywioł normański (wareżski), ale które w ciągu X wieku uległo, także w warstwie panującej (dynastia Rurykowiczów), zupełnej slawizacji. To Wielkie Księstwo Kijowskie, które pod rządami Swiatopełka, Włodzimierza i Jarosława Mądrego podporządkowało sobie wszystkie plemiona wschodniosłowiańskie i wiele okolicznych ludów niesłowiańskich (tak koczowniczych na południu, jak i osiadłych na północy i wschodzie), w 988 roku przyjęło za pośrednictwem Bizancjum chrześcijaństwo i osiągnęło podziwu godny poziom życia umysłowego i artystycznego, zupełnie porównywalny do przodujących ośrodków "wieku żelaznego" na Zachodzie, a w niejednym (np. powszechność sztuki czytania i pisania) je niewątpliwie przewyżStrona 16
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk szający. Na południowym skrzydle świata słowiańskiego burzliwe losy przeżywali Bułgarzy, przez pewien czas niemalże rywalizując z Bizancjum, następnie zaś mu ostateeznie ulegając i tracąc na dłuższy czas niepodległość i samodzielność. Pod panowaniem bizantyjskim znalazła się także zachodnia część południowej Słowiańszczyzny - Serbia i Chorwacja. Imponująco na mapie przedstawiającej państwa europejskie na przełomie X i XI wieku rysują się Węgry. Węgrzy pokonani w 955 roku przez Ottona I w Bawarii, zmuszeni zostali do zaniechania niszczących Europę najazdów i przeszli do tworzenia własnej państwowości. Za panowania Stefana I Wielkiego (997-1038) ich państwo doszło do dużej potęgi, nastąpiło przyjęcie chrześcijaństwa (z Rzymu), w 1001 r. Węgry stały się (wcześniej niż Polska, nie mówiąc już o Czechach, do tego na stałe) królestwem. Wkrótce potem panowanie węgierskie rozszerzyło się na Siedmiogród, a jeszcze później - na Chorwację i Dalmację. Do Węgier należała także (z wyjątkiem lat 1001-1018) Słowacja, przez którą Węgry graniczyły z Polską i z Czechami. Państwo czeskie, którego początki sięgają końca IX wieku, dogodnie położone w Kotlinie Czeskiej, mimo niewielkich stosunkowo rozmiarów odgrywało w X-XI wieku dużą rolę. Wcześniej zorganizowane i schrystianizowane niż Polska, silnie powiązane 35 z Królestwem Niemieckim, zachowało jednak w jego ramach znaczną samodzielność w sprawach wewnętrznych. W stosunkach z Polską okresy zbliżenia były raczej wyjątkiem niż regułą, przeważały stosunki nieprzyjazne, wynikające z dzierżenia początkowo przez Czechy ziem Polski południowej, odebranych pod koniec X wieku przez państwo piastowskie, a ogólnie rzecz biorącz swego rodzaju walki o dominującą pozycję w zachodniej Słowiańszczyźnie. Na północ ad Czechów, a na zachód od plemion polskich żyli Słowianie Połabscy. Tym nie udało się, w przeciwieństwie do Czechów i Polaków, utworzyć trwalszych rodzimych form państwowych. Rozbici na wiele drobnych plemion (wśród których można wyodrębnić grupę ludów serbskich i łużyckich na południu, wieleckich i obodrzyckich na północy), o których wypadnie nieraz wspomnieć w związku z panowaniem Mieszka I, opierający się wytrwale chrześcijaństwu i wszelkim zewnętrznym próbom opanowania ich ziem, Połabianie potrafili dość długo i skutecznie opierać się Czechom, Polakom, Duńczykom, a przede wszystkim Niemcom. Pod koniec X wieku, jeżeli chodzi o terytoria wieleckie i obodrzyckie, obalili nawet zainstalowane tam przez dwóch pierwszych władców z dynastii saskiej niemieckie panowanie i zlikwidowali pierwociny chrześcijaństwa, na około 150 lat odzyskując pełną niepodległość, nie potrafili jednak danej im szansy wykorzystać dla utworzenia własnych państw, które jedynie byłyby w stanie na dłuższą metę zapewnić im samodzielny byt. W czasach Mieszka I i jego następców byli więc Wieleci i Obodrzyce groźnym i liczącym się przeciwnikiem, w XI wieku jednak znaczenie ich zmniejszyło się, w XII wieku wreszcie ziemie ich zostały podbite, oni sami, o ile nie padli w bojach, ulegli naciskowi germanizacyjnemu i dość szybko znikli jako odrębny naród i język. W tej panoramie Europy X wieku nie może zabraknąć jeszcze jednego elementu. Mam na myśli Papiestwo w Rzymie - tę centralę zachodniego chrześcijaństwa. Otóż Papiestwu ówczesnemu wiele jeszcze brakowało do takiej pozycji, jaką osiągnęło później, za czasów Grzegorza VII (XI wiek) czy zwłaszcza w wiekach XII-XIII. Biskup Rzymu, patriarcha Zachodu, był wprawdzie uznawanym wszędzie najwyższym autorytetem w sprawach wiary, był także - jak wiemy - głową odrębnego państwa w środkowyeh 36 Włoszech, ale Kościół X wieku, jak zresztą całego wcześniejszego średniowiecza, nie był jeszcze organizmem tak scentralizowanym, jak to będzie później, po reformach gregoriańskich. Kościół ówczesny w praktyce to suma, a raczej federacja kościołów partykularnych, pozostających na ogół pod przemożnym wpływem panujących. Poszczególni metropolici strzegli zazdrośnie i na ogół skuStrona 17
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk tecznie własnych praw i poza honorowym przewodnictwem nie bardzo byli skłonni uznawać władzę biskupów Rzymu. Na niekorzyść Papiestwa ogromnie wpływało także nadmierne zaangażowanie się w doczesne, polityczne sprawy Italii - konieczny skutek świeckiej zwierzchności papieży nad patrimonium Sancti Petrioraz sięgający właśnie w X wieku dna upadek moralnego autorytetu Papiestwa, do czego, trzeba przyznać, niejeden z ówczesnych papieży walnie się osobiście przyczynił. Oto biogram jednego z nich, Jana XII, papieża w latach 955-964. Urodzony około 937 roku jako syn patrycjusza rzymskiego Alberyka, został papieżem dzięki staraniom swego ojca w wieku około osiemnastu lat. Odznaczył się skandalicznym trybem życia, w czym nie różnił się zbytnio od swych poprzedników. Dbał i popierał klasztory, słusznie widząc w nich możliwość przeciwdziałania samodzielności episkopatów w poszczególnych krajach. Utrzymywał rozległe kontakty od Anglii po Hiszpanię. Gorzej powodziło mu się w samej Italii - w walce z królem Berengarem II wezwał w 960 roku na pomoc Ottona I niemieckiego, którego koronował w lutym 962 roku. Współpracował z cesarzem w dziele tworzenia organizacji kościelnej dla Słowian. Z czasem jednak, obawiając się nadmiernej potęgi Ottona I, sprzymierzył się z jego wrogami, wobec czego musiał uchodzić z Rzymu, gdy Otton pod koniec 963 roku doń powracał. Zdjęty na rozkaz monarchy z godności przez synod rzymski, pokonany wraz ze swymi stronnikami w styczniu 964 roku, powrócił do Rzymu, gdy tylko cesarz opuścił Wieczne Miasto. Smierć w maju 964 roku zapobiegła dalszym walkom, gdyż cesarz zamierzał ponownie interweniować. Taki to papież zasiadał na Stolicy Piotrowej w przeddzień chrztu Mieszka I. Kto wie, czy właśnie z nim władca Polan nie róbował się kontaktować, choć nic konkretnego o tym nie wiemy. Łatwo można by wzorem niektórych światłych" historyków, przytaczać wiadomości źródłowe i plotki o rozwiązłości czy zbrod37 niczości ówczesnych papieży; których osąd nawet w oficjalnej historiografii katolickiej pozostaje bardzo surowy. Nie mógł w tych warunkach nie cierpieć autorytet Stolicy Apostolskiej. Trudno jednak jednego nie dostrzec: mimo wszelkich ułomności i cech nagannych, mimo daleko idącego uwikłania w politykę i to od najgorszej jej strony, papieże ówcżeśni wykazywali na ogół zrozumienie i - na ile im okoliczności pozwalały - zapał do spraw misyjnych, do chrystianizacji i rozszerzania stanu posiadania Kościoła w świecie. Co więcej - nawet najbardziej surowi krytycy ówczesnego Papiestwa nie odmawiali mu prawa do przewodnictwa w świecie chrześcijańskim, przynajmniej w honorowym sensie, ubolewali co najwyżej nad tym, że opłakany stan Kurii rzymskiej utrudnia należyte sprawowanie tej funkcji. ?Może więc nie jest niezrozumiałe to dziwne zjawisko, że w dobie bezprzykładnego moralnego i politycznego upadku Papiestwa chrześcijaństwo tak dynamicznie i skutecznie rozprzestrzeniało się w Europie, obejmując te jej części, które dotąd były poza jego wpływem. 38 Rozdział III IBRAHIM SYN IAKUBA Proponuję, byśmy w tym miejscu zapoznali się z bodaj najważniejszym przekazem źródłowym dotyczącym początków panowania Mieszka I, to znaczy z odpowiednim fragmentem relacji Ibrahima ibn Jakuba z podróży po krajach słowiańskich. Oto ten fragment w dwunastowiecznym przekazie al-Bekriego, a w przekładzie znakomitego arabisty polskiego Tadeusza Kowalskiego: Strona 18
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk [Stanowią] oni [Słowianie] liczne, różniące się między sobą plemiona [. . .] Królowie ich [są] w tej chwili [obecnie] czterej: król Bułgarów i Bojeslaw król Faraga, Bojema i Karako i Meśko król Północy i Nakon na krańcu Zachodu. Zatrzymajmy się na chwilę. Ibrahim poprawnie konstatuje liczebność i zróżnicowanie ludów słowiańskich. Informacje otrzymał jednak jedynie w stosunku do niektórych z nich. Tego, co my nazywamy wschodnią Słowiańszczyzną, czyli przede wszystkim państwa kijowskiego, wydaje się w ogóle nie znać, choć inni autorzy arabscy właśnie o nim, jako najbliższym Wschodowi muzułmańskiemu, wiedzieli najwięcej. Ibrahim jednak, pamiętajmy, pochodził z Hiszpanii lub północnej Afryki, zbliżał się zatem do świata słowiańskiego od strony zachodniej, konkretnie - od Saksonii i Magdeburga. W południowej Słowiańszczyźnie dostrzegł jedynie Bułgarów, tak zwane pierwsze państwo bułgarskie, które już wkrótce potem zostało zniszczone przez Bizancjum. Imienia władcy Bułgarów (był nim wówczas zapewne Piotr 927-969) Ibrahim nie podał, podał natomiast zupełnie poprawnie imiona trzech pozostałych aktualnie panujących władców państw słowiańskich. 39 Cała ta trójka dotyczy zachodniej Słowiańszczyzny. "Bojeslaw król Faraga, Bojema i Karako" to Bolesław I czeski (935-96?), "Meśko król Północy" to oczywiście władca Polan Mieszko I, wreszcie panujący "na krańcu Zachodu" Nakon to władca Obodrzyców Nakon, który wraz z bratem Stojgniewem walczył nieszczęśliwie nad rzeką Rzekienicą przeciw Ottonowi I i margrabiem ku 955 i prawdopodobnie umarł wkrótce po powstaniu relacji Ibrahima ibn Jakuba, jako że kronikarz saski Widukind około 966 roku wymienia imiona innych książąt panujących u tych najbardziej na północny zachód wysuniętych Słowian. Ibrahim potrafił powiedzieć sporo o Słowiańszczyźnie jako całości, a także o Czechach i Obodrzycach. Pominiemy wszakże na razie te wszystkie dane (będziemy do nich odwoływali się w miarę potrzeby w dalszych partiach niniejszej książki) i przejdźmy od razu do opisu czy charakterystyki państwa Mieszka I: A co się tyczy kraju Meśko, to [jest) on najrozleglejszy z ich (tj. słowiańskich] krajów. Obfituje on w żywność, mięso, miód i rolę orrą [lub: rybęl. Pob erane przez niego [tj. Mieszka) podatki [lub: opłaty] [stanowią) odważniki handlowe. [Idą] one [na] żołd jego mężów [lub: piechurów). Co miesiąc [przypada) każdemu (z nich) określona [dosłownie: wiadoma] ilość z nich. Ma on trzy tysiące pancernych [podzielonych na] oddziały, a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych [wojowników). Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują. A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko, on [tj. Mieszko) każe mu wypłacać żołd od chwili urodzenia [dosłownie: w godzinie, w której się rodzi), czy będzie płci męskiej czy żeńskiej. A gdy [dziecię) dorośnie, to jeżeli jest mężczyzną, żeni go i wypłaca za niego dar ślubny ojcu dziewczyny, jeżeli zaś jest płci żeńskiej (dosłownie: kobietą), wydaje ją za mąż i płaci dar ślubny jej ojcu. A dar ślubny [jest] u Słowian znaczny, - czym zwyczaj ich [jest] podobny do zwyczaju Berberów. Jeżeli mężowi urodzą się dwie lub trzy córki, to one [stają się] powodem jego bogactwa, a jeżeli mu się urodzi dwóch chłopców, to [staje się) to powodem jego ubóstwa. Już wiemy, co w państwie Mieszkowym szczególnie zafrapowało egzotycznego podróżnika albo - czego się o tym państwie dowiedział. Oprócz dość szablonowego stwierdzenia o obfitości kraju pod względem żywności oraz uwagi o opłatach płaconych chyba przede wszystkim przez cudzoziemskich kupców do skarbu ksiąźęcego, reszta zacytowanego fragmentu dotyczy specyficznej, jak zdaje się wynikać z relacji Ibrahima, formy organizacji sił zbrojStrona 19
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk nych w państwie polańskim, zwanej w językach słowiańskich "druźyną". Przytoczony tu fragment relacji Ibrahima jest, zaznaczony, bodaj najważniejszym i najbardziej szczegółowym świadectwem źródłowym dotyczącym tej instytucji. 40 Niestety, inne problemy wewnętrzne państwa Mieszka I nie przyciągnęły uwagi żydowskiego wędrowca, natomiast podał on jeszcze pewne informacje dotyczące niektórych sąsiadów tego państwa i wzajemnych stosunków między nimi a państwem Mieszka: Z Meśko sąsiadują na wschodzie Rus, a na północy Burus. Siedziby Burus [leżą] nad Oceanem [Bałtykim]. Oni mają odrębny język [i] nie znają języków swych sąsiadów. Są sławni ze swego męstwa. Gdy najdzie ich jakie wojsko, żaden z nich nie aciąga się, ażeby się przyłączył do niego jego towarzysz, lecz występuje. nie oglądając się na nikogo i rąbie mieczem, aż zginie. Przeprawiają się [napadając) na nich Rusowie na okrętach z zachodu. Na zachód od Burus [leży) Miasto Kobiet. Ma ono ziemie i niewolników, a one [tj. kobiety] zachodzą w ciążę za sprawą swych niewolników. Jeżeli (która) kobieta urodzi chłopca, zabija go. Jeżdżą konno i osobiście biorą udział w wojnie, a odznaczają się siłą i srogośeią. Powiedział Ibrahim syn Jakuba Izraelita: wieść o tym mieście [jest] prawdą; opowiedział mi o tym Hótto [Otton I], król rzymski. Na zachód od tego miasta [miitzka) pewien szczep należący do Słowian, zwany ludem W aba. (Mieszka] on w borach należących do krain Meśko [albo:...w borach od krain Meśko] [z tej strony], która jest bliska zachodu i części północy. Posiadają oni potężne miasto nad Oceanem [Bałtykiem), mające dwanaście bram. Ma ono przystańkdo której używają przepołowionych pni [?). Wojują oni z Meśko, a ich siła bojowa [jest) wielka. Nie mają króla i nie dają się prowadzić jednemu [władcy], a sprawującymi władzę wśród nich są ich starsi. Ibrahim zatacza jakby szeroki łuk, wymieniając sąsiadów państwa Mieszkowego poczynając od wschodu, czyli od mieszkańców Rusi, nie zatrzymując się przy nich bliżej, lecz ograniczając się do informacji, że napadają oni, przeprawiając się w dodatku przez morze, owych BUrus. Tymi Burus są bez wątpienia bałtyjscy Pru= sowie; Ibrahim akcentuje ich waleczność oraz o drębność językową - oczywiście w stosunku do słowiańskich sąsiadów. Dotąd dane Ibrahima, choć może nazbyt ogólne, są w pełni wiarygodne i nie 41 budzą wątpliwości. To samo dotyczy ludu Weltaba, który rozszyfrujemy za chwilę. Nie można natomiast tego powiedzieć o "Mieście Kobiet. Najpierw zaznaczmy, że "miasta nie należy brać dosłownie, gdyż odpowiedni wyraz arabski (madina) może oznaczać równie dobrze "obszar" lub "kraj". Kraj Kobiet musiałby, gdyby zawierzyć Ibrahimowi, leżeć gdzieś pomiędzy Prusami a Weltaba. Ponieważ tych ostatnich zaraz wypadnie nam zidentyfikować z połabskimi Wieletami lub ewentualnie z mieszkańcami wyspy Wolin (Wolinianami), wojownicze amazonki (zauważmy, że cechę wojowniczości przypisuje Ibrahim wszystkim trzem północnym sąsiadom państwa polańskiego) musiałyby zamieszkiwać w przybliżeniu obszar Pomorza. Trudno jednak głowić się specjalnie nad lokalizacją owych nietuzinkowych dam, skoro opowiadanie Ibrahima bez wątpienia stanowi w tym punkcie reminiscencję szeroko w świecie antycznym, a także wśród muzułmanów rozpowszechnionego mitu o Amazonkach, lokalizowanych z reguły tam, gdzie nic pewnego nie wiedziano. Nawet powołanie się na autorytet cesarza Ottona Wielkiego (w znanym nam tekście rzadko znajdujemy podobne powołania) nie może skłonić do zaufania wobec omawianej tu relacji: czyżby cesarz bądź ktoś z jego otoczenia zażartował sobie z egzotycznego, spragnionego niecodziennych wieści gościa? Nie sądzę, przekonanie o istnieniu Kraju Kobiet gdzieś w rejonie Bałtyku, najczęściej lokalizowanego na jakiejś wyspie, było we wcześniejszym średniowieczu dość rozpowszechnione tak w Niemczech, jak poza nimi. Strona 20
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Trudno tu szerzej referować to interesujące skądinąd zagadnienie, zbyt daleko by nas to odprowadziło od kraju i czasów Mieszka I. Godzi się jednak przytoczyć i taką ciekawostkę, że niektórzy nawet poważni uczeni skłonni byli owo pokutujące w piśmiennictwie średniowiecznym Państwo Kobiet umieszczać dokładniej - mianowicie na Mazowszu, na tej między innymi (oprócz przytoczonej relacji Ibrahima ibn Jakuba, którą można ostatecznie na upartego odnieść do terytorium Mazowsza) podstawie, że archeolodzy odkryli tam - co prawda dla czasów o wiele wieków wcześniejszych - cmentarzyska zawierające wyłącznie pochówki żeńskie (widocznie mężczyzn chowano oddzielnie i to w sposób nieuchwytny - jak dotąd - archeologicznie), a także dlatego, że 42 w nazwie "MAZowsze" doszukiwano się (co prawda, tylko najbar= dziej przekonani poszukiwacze "polskich" Amazonek uciekali się do takich karkołomnych konstrukcji myślowych) tego samego rdzenia, co w nazwie "aMAZonki". I tyle o rzekomych Amazonkach w pobliźu granic państwa Mieszkowego. Weltaba to, jak wspomnieliśmy, najprawdopodobniej Wieleci. Musimy wyjaśnić to "najprawdopodobniej" - trudność polega na tym, że nie możemy być pewni, czy arabiści prawidłowo odczytują odnośne miejsce w rękopisach dzieła Ibrahima. Wynika to zarówno z faktu, że dzieło to, jak już miałem okazję zaznaczyć, zachowało się nie w postaci oryginalnej, pierwotnej, lecz jedynie w późniejszych przekazach, (najstarszy, al-Bekriego, z XI wieku), które w dodatku często różnią się w szczegółach pomiędzy sobą, a po wtóre - pisownia wielu wyrazów, zwłaszcza zaś niemal wszystkich imion własnych, ze względu na cechy pozbawionej samogłosek pisowni arabskiej, sprawia, że niektóre z nich można odczytywać różnie, a niewielka zmiana pisowni (np. znaku diakrytycznego) może spowodować znaczne niekiedy różnice odczytu. Tak więc forma Weltaba stanowi właściwie koniekturę wydawcy tekstu Ibrahima (czy poprawniej: al-Bekriego), czyli poprawienie wersji rękopiśmiennych (w rękopisach pojawił się, zdaniem uczonych, ewidentny błąd), które, formalnie rzecz biorąc, należałoby odczytać jako 'Aubbah ("Awbaba"). W krótkim tekście o Wieletach przynajmniej dwukrotnie jeszcze nie do końca wiadomo, jak należy odczytać konkretne wyrazy: raz gdy podróżnik opisuje położenie kraju zamieszkiwanego przez Wieletów ("w borach należących do krain Meśko", co ze względów rzeczowych trudniej byłoby przyjąć, gdyż nie wydaje się, by granice państwa polańskiego mogły sięgać tak daleko na zachód, chyba że chodziłoby dosłownie o puszczę graniczną, dzielącą mieszkańców państwa Mieszkowego od Wieletów, do której władca Polań istotnie mógł, zwłaszcza po opanowaniu zachodniego Pomorza, rościć sobie pretensje; prawdopodobnie lepiej oddaje rzeczywistość druga z zaznaczonych możliwości odczytu: "w borach [licząc] od kraju Meśko"), ponownie - co mają oznaczać owe "przepołowione pnie", z których budowano (moszczono? zabezpieczano?) przystań morską. "Potężnym miastem" Wieletów był prawdopodobnie 43 Wolin. Wiadomości o wojnach toczonych z Mieszkiem znajdują potwierdzenie w innych współczesnych, od Ibrahima niezależnych, źródłach, jak jeszcze później zobaczymy. W pełnej zgodności z wszystkim, co wiemy o Wieletach w X wieku, pozostaje także bystra informacja Ibrahima o braku wśród nich władzy królewskiej (wszak to właśnie najbardziej ich różniło od innych krajów słowiańskich) i sprawowaniu władzy przez "starszych". Ze względu na wagę świadectwa Ibrahima ibn Jakuba o państwie Mieszka I we wczesnej (połowa lat sześćdziesiątych X wieku) fazie jego "historycznych" dziejów, przytoczymy jeszcze drobne, uzupełniające lub modyfikujące dane z przekazu al-Bekriego, informacje zawarte w znacznie późniejszym słowniku historyczno-geograficznym al-Kazwiniego: Meśko. Obszerne miasto [=państwo] w krainach Słowian, nad morzem, wśród gęstych lasów, przez które trudno się wojskom Strona 21
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk przedzierać. Imię króla jego [jest) Meśko; zostało ono nazwane jego imieniem. [...) Jego król posiada oddziały piesze, ponieważ konnica nie może się poruszać w ich krajach. Nie wspomina Kazwini o "odważnikach jako formie obieranych przez Mieszka podatków, czy danin (co zresztą nie wypadło w wersji al-Bekriego zbyt jasno), a opisując; w zasadzie zgodnie z al-Bekrim, procedurę wydawania za mąż czy żenienia potomstwa wojowników przez księcia, dodaje uwagę następującą: Ożenek [następuje) u nich wedle uznania ich króla, nie z wolnego wyboru. Król bierze na siebie całkowite ich [=swych ludzi] utrzymanie. Na nim też ciąży koszt wesela. Jest on jak czuły ojciec dla swych poddanych. A ci [=Słowianie czy poddani Mieszka I?j odznaczają się wielką zazdrością o swe kobiety, w przeciwieństwie do reszty Turków. Darujmy Kazwiniemu owych "Turków", czyli Węgrów. Późny ten autor (XIII wiek) w ogóle nie grzeszy ścisłością, nic więc dziwnego, że tam, gdzie podana przez niego wersja różni się od wersji al-Bekriego, tej ostatniej daje się pierwszeństwo. Nie mówiąc już o tym, że al-Bekri zachował i przekazał nam znacznie więcej informacji zaczerpniętych z relacji Ibrahima niż Kazwini, przynajmniej co się tyczy jedynie nas tu interesujących spraw słowiańskich, zwłaszcza polańskich. 44 Wszystkich ich i tak wyliczyć, a tym bardziej szczegółowo omówić, nie możemy. Wspomnijmy zatem jedynie niektóre z nich, bardziej, jak sądzę, interesujące, które z dużym prawdopodobieństwem będzie można odnieść również do państwa Mieszkowego czy jego mieszkańców, mimo że sam Ibrahim odnosił je ogólnie do Słowian. Do części z nich będziemy zresztą i tak musieli wracać w dalszych partiach tej książki, po to zazwyczaj, by za ich pomocą lepiej uzasadnić czy odrzucić dane o Polanach i ich władcy, pochodzące z innych źródeł. Na uwagę zasługuje np. informacja Ibrahima, jakoby wszystkie ludy słowiańskie stanowiły niegdyś jedność i panował nad nimi jeden władca, wywodzący się z plemienia, którego nazwę arabiści odczytują bądź jako Wolinjana (Wolinianie) bądź Welitaba (Wieleci), a dopiero później poróżniły się między sobą i potworzyły odrębne ludy, z własnymi "królami" na czele. Przekonanie o pierwotnej jedności ludów słowiańskich musiało być wśród Słowian w średniowieczu dość rozpowszechnione, skoro w takiej czy innej formie spotykamy się z nim w tak różnych źródłach, jak tzw. Geograf Bawarski (IX wiek), Powieść lat minionych na Rusi (XII wiek) czy Kronika wielkopolska z końca XIII lub raczej z XIV wieku. O kraju Nakona, czyli kraju Obodrzyców, stwierdził Ibrahim, że sąsiadują z nim Sakson, a zatem Sasi, czyli Niemcy, i "część Murman", pod którym terminem ukrywają się zapewne Normanowie, w tym przypadku Duńczycy. Za cechę charakterystyczną ziem obodrzyckich uznał autor obfitość koni, eksportowanych podobno do innych krajów, a także ogólną taniość i posiadanie pełnego uzbrojenia (pancerze, hełmy i miecze). Ibrahim interesował się różnymi sprawami. Oto w jaki sposób Słowianie mieli, jego zdaniem, budować grody: Udają się [umyślnie] na łąki obfitujące w wodę i zarośla, po czym kreślą tam linię kolistą lub czworoboczną, w miarę tego, jaki chcą mieć kształt grodu i obszar jego powierzchni, kopią dokoła [rów) i piętrzą wykopaną ziemię, umocniwszy ją deskami i drzewem na podobieństwo szańców, aż taki mur [wał) osiągnie wymiar, jakiego pragną. I odmierzają w nim bramę, z której strony pragną ją mieć], a chodzi się do niej po pomoście z drzewa. 45 Kraj Nakona jest, zdaniem Ibrahima, niedostępny dla obcych wojsk ze względu na bagnisty charakter, zarośla i błota. Strona 22
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Dużo informacji miał Ibrahim o Czechach. Szczegółowo podał (z wyliczeniem w milach) drogę z Magdeburga do Pragi. Po-kreślał, że miasto to jest zbudowane z kamienia i wapna i jest wielkim emporium handlowym. Można w nim spotkać kupców z różnych krajów: Przybywają do niego [Pragi] z miasta Karako Rusowie i Słowianie z towarami. I przychodzą do nich z krain Turków muzułmanie, Żydzi i Turcy również z towarami i odważnikami handlowymi, a wywożą od nich niewolników, cynę i [wszelkie] rodzaje futer. Wiemy, że pod pojęciem "Turków" Ibrahim rozumiał Węgrów, Karako to niemal z całą pewnością (osłabioną jedynie tym, że rękopisy dzieła al-Bekriego, jak na złość, właśnie w tym miejscu mają formy poprzekręcane, tak że podawana forma Karakń stanowi emendację, a zatem ingerencję w tekst źródła, w tym przypadku jednak wyjątkowo dobrze uzasadnioną zarówno względami aleograficznymi, jak przede wszystkim rzeczowymi) Kraków. Ponownie wkraczamy zatem w tym miejscu na ziemie później polskie, ale jak widać z relacji Ibrahima, około 965 roku Kraków nie należał do państwa Mieszka I, lecz do państwa Bolesława I czeskiego. Więcej: Ibrahim przynależność tę akcentuje, nazywając Bolesława królem "Pragi, Czech i Krakowa" i podając odległość z Pragi do tegoż Krakowa (rzekomo trzeba trzech tygodni podróży, by ją pokonać). Jest to właściwie jedyna nazwa miejscowa w relacji Ibrahima z terytorium późniejszej Polski, a zarazem ważna wskazówka co do rozległości państwa Mieszka I, w sensie negatywnym: Kraków, a zatem cała zapewne ziemia krakowska, późniejsza Małopolska, około 965 roku doń nie należały. Podsumujmy: państwo Mieszka I graniczyło z Rusią, Prusami i Wieletami, nie obejmowało ziemi krakowskiej. Wracamy do danych Ibrahima o Pradze. Była ona nie tylko ośrodkiem handlu (autor zachwyca się wymownie taniością produktów rolniczych u Słowian), lecz także wytwórczości rzemieślniczej (siodła, uzdy i "nietrwałe" tarcze). Środkiem płatniczym były w Czechach lniane chusteczki. Uderzyło podróżnika, przybywającego z kraju śródziemnomorskiego, że mieszkańcy Czech, w przeciwieństwie do innych Słowian, mają śniadą cerę i ciemne włosy, "a jasna barwa [jest] wśród nich rzadka". W Pradze Ibrahim był osobiście, natomiast jak sam wyznaje, nie był u Bułgarów (zapomniał zaznaczyć w innym miejscu, że zapewne nie był osobiście także w kraju Mieszka I), a wiedzę o tym kraju nabył według wszelkiego prawdopodobieństwa od posłów bułgarskich, którzy zjawili się w Magdeburgu przed Ottonem I ("lecz widziałem jego posłów w mieście Madi Burg, kiedy przybyli w poselstwie do króla Hótto"). Widać, że sporo nasz podróżnik z owymi posłami rozmawiał, gdyż wiele się dowiedział o ich władcy (pominął jedynie jego imię), sposobie sprawowania władzy, zauważył, że Bułgarzy ubierają się w bogato srebrem i złotem zdobione obcisłe szaty, że są chrześcijanami, wiedział w jakich okolicznośeiach i kiedy przyjęli tę wiarę, próbował także dokładniej określić położenie Bułgarii i wymienił ich sąsiadów. "Posiadają oni znajomość języków i tłumaczą ewangelię na język słowiański". Wymieńmy kilka wiadomości ogólnych, odnoszonych przez Ibrahima do wszystkich Słowian. Słowianie są "skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda [wywołana] mnogością rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile". Zamieszkują krainy najdogodniejsze do osiedlenia i obfitujące w żywność, a pod względem rolnictwa "przewyższają wszystkie ludy północy". "Handel ich dociera lądem i morzem do Rusów i do Konstantynopola". Cechą charakterystyczną krajów słowiańskich (nie omieszkał zdziwić się przybysz z zupełnie innej strefy klimatycznej) jest nadmiar wilgoci - nie susza jest klęską u Słowian, lecz właśnie nadmiar wody. Sieją dwa razy do roku i dwukrotnie zbierają plony, najwięcej sieją prosa. W dwóch miejscach podkreśla Ibrahim surowość klimatu Słowiańszczyzny, będącą źródłem zdrowia i siły mieszkańców, którzy przeStrona 23
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk niesieni w klimat ciepły, chorują. Nie są wolni i oni od pewnego rodzaju chorób, unikają spożywania mięsa kurcząt. Szaty noszą obszerne. Uprawiają poligamię: Królowie ich trzymają swoje żony w ukryciu, a one są o nich bardzo zazdrosne [czyżby odwrotnie niż w haremach muzułmańskich?]. Mąż miewa u nich dwadzieścia żon i więcej. 47
I jeszcze o obyczajach seksualnych u Słowian Kobiety ich, kiedy wyjdą za mąż, nie popełniają cudzołóstwa; ale panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja u niego swą żądzę. A kiedy małżonek poślubi (dziewczynę] i znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: gdyby było w tobie coś dobrego, byliby cię pożądali mężczyźni i z pewnością byłabyś sobie wybrała kogoś, ktoby był wziął twoje dziewictwo. Potem ją odsyła i uwalnia się od niej. Nie zapomniał Ibrahim ibn Jakub wypytać swoich słowiańskich informatorów o to, jakie drzewa rosną w ich sadach (jabłonie, grusze i brzoskwinie). W nich [żyje) dziwny ptak, o ciemnozielonym nalocie [odcieniu], który powtarza [dosłownie: opowiada] wszystko, co posłyszy z głosów ludzi i zwierząt. Zwykł się on znajdować [tu niestety, luka w tekście], a wtedy polują na niego. Nazywa się po słowiańsku sb'. Jeżeli w tym przypadku można mieć wątpliwości, jaki konkretnie gatunek ptaków miał Ibrahim na myśli (czyżby szpak?), to trudno o wątpliwość w drugim przypadku: I żyje w nich [wspomnianych wyżej sadach] kura dzika, która się zowie też po słowiańsku tetr, o smacznym mięsie, której głosy słychać z wierzchołków drzew na parasangę [jest to arabska miara odległości, równa w przybliżeniu 5763 m) i więcej. [lstnieją) dwa gatunki ich: czarny i pstry, piękniejszy od pawi, gdyż trudno w tym opisie nie rozpoznać cietrzewia. Nawet używane przez Słowian instrumenty muzyczne (strunowe i dęte) zaciekawiły Ibrahima, jak również to, że ulubionym napojem upajającym Słowian jest miód. Wreszcie Ibrahim ibn Jakub jest autorem, którego zawsze cytuje się, gdy mowa o higienie osobistej u Słowian i znaczeniu, jakie do niej przykładano. Przytoczmy słynny ustęp relacji Ibrahima o łaźniach (saunach) słowiańskich: 48 Nie mają oni łaźni [w sensie takim, jak w świecie muzułmańskim], lecz posługują się domkami z drzewa. Zatykają szpary w nim [drzewie] czymś, co bywa na ich drzewach, podobnym do wodorostów, [a co] oni nazywają meh. Służy to zamiast smoły do ich statków. Budują piec z kamienia w jednym rogu i wycinają w górze na wprost niego okienko dla ujścia dymu. A gdy się [piec) rozgrzeje, zatykają owo okienko i zamykają drzwi domku. Wewnątrz znajdują się zbiorniki na wodę. Wodę tę leją na rozpalony piec i podnoszą się kłęby pary. Każdy z nich ma ' w ręku wiecheć z trawy, którym porusza powietrze i przyciąga je ku sobie. Wówczas otwierają się im pory i wychodzą zbędne substancje z ich ciał. Płyną z nich strugi [potu) i nie zostaje na żadnym z nich ani śladu świerzbu czy strupa. Domek ten , nazywają oni al-i(s)tba [oczywiście: izba!]. Wypada już tymczasem rozstać się z Ibrahimem ibn Jakubem. Jak widzimy, relacja jego (pewne fragmenty musieliśmy pominąć, by nadmiernie nie rozszerzać tego rozdziału) jest dość wszechstronna i zawiera wiele informacji ciekawych, doniosłych, niekiedy unikatowych. Mimo wszelkich ułomności, które w dużej mierze spadają zresztą na barki jego informatorów w Magdeburgu, Pradze Strona 24
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk czy w kraju Obodrzyców (tam także dotarł, jak się wydaje, osobiście), przede wszystkim zaś na nie zawsze o szczegóły dbałych późniejszych autorów, którzy wykorzystywali jego relację i którzy przekazali nam jej fragmenty, wreszcie - na niedbałych kopistów dzieł al-Bekriego i al-Kazwiniego (proszę uwzględnić, że pierwszy z nich żył w wieku XI, a najstarszy przekaz rękopiśmienny jego dzieła pochodzi dopiero z XIV wieku), nikt inny ani w X, ani w XI wieku w sposób tak dokładny i inteligentny (może - do pewnego stopnia - z wyjątkiem niemieckiego kronikarza Thietmara z Merseburga) nie przyglądał się Słowiańszczyźnie. Szkoda oczywiście, że ten niemal nie znany podróżnik (podróżujący z pewnością w określonym celu, może w misji dyplomatycznej kalifa kordobańskiego do cesarza Ottona I?) nie dotarł osobiście do Gniezna - stolicy państwa "króla Północy" Mieszka I. W porównaniu Z Czechami, Bułgarią, a nawet krajem obodrzyckiego Nakona relacja o państwie polańskim, nie da się ukryć, wypadła nieco blado i właściwie, poza omówieniem wojowniczych sąsiadów tego państwa, ograniczyła się do bardzo wprawdzie cennej i stosunkowo dokładnej relacji o drużynie książęcej Mieszka I. Wiemy także dzięki Ibrahimowi, że wówczas do państwa Mieszkowego nie należał Kraków, stanowiący część monarchii czeskiej. Jedno wszakże nie ulega po lekturze relacji Ibrahima ibn Jakuba wątpliwości i to choćbyśmy nie wiem jak krytycznie spoglą49 dali na poszczególne szczegóły jego opowieści5: około 965roku państwo Mieszka było największym z państw słowiańskich. toczyło wojny z Wieletami, a przede wszystkim było państwem już stosunkowo dobrze rozwiniętym i prężnie zarządzanym, posiadającym sprawne siły zbrojne. Słowem: było liczącym się partnerem politycznym w tej części Europy. 5 Aby raz jeszcze podkreślić trudności interpretacyjne związane z tekstem Ibrahima ibn Jakuba dodam, że niedbali kopiści rękopisów pq się takim oto "kwiatkiem": zamiast "Mieszko król północy', poprzez wielką pomyłkę w pisowni powstał dziwoląg: "plagę królów północy". wyniknęło to stąd, że bezmyślny kopista, nie mając pojęcia, o czym właśnie jest mowa w przepisywanym tekście al-Bekriego (Ibrahima), imię Mi wziął za identycznie pisany arabski wyraz maśakka, "pdaga, udręka, iliwość" i stosownie do tego zmienił następne wyrazy, by zachować matyczny sens. Rozdział IV Z RODU PIASTA "Król Północy" Mieszko jest znany nie tylko Ibrahimowi, lecz także innym, współczesnym lub nieco młodszym, źródłom. Z ich mformacjami o pierwszym historycznym władcy Polan będziemy zapoznawali się w toku niniejszej książki, gdy względy rzeczowe nakażą odwołanie się do nich. Znamy, choć w sposób niepełny, stosunki rodzinne Mieszka: postacie dwóch jego chrześcijańskich żon - Dąbrówki, a później Ody, ich potomstwo. Ponieważ wszystko vskazuje na to, że Mieszko zjawił się na arenie dziejowej jako człowiek w sile wieku, późniejsza wiadomość Galla Anonima o siedmiu pogańskich żonach władcy polańskiego przed chrztem wydaje się w istocie rzeczy zasługiwać na wiarę, jeżeli odrzucimy szablonową liczbę siedmiu (wyrażającą zapewne jedynie fakt wielożeństwa). Z pogańską żoną czy żonami książę rozstał się w momencie podjęcia decyzji o chrzcie i ślubie z czeską Dąbrówką. Nic konkretnego nie wiadomo o ewentualnych dzieciach z owymi pogankami, choć istnieją pewne supozycje w tym względzie. Wiadomo natomiast, że Mieszko miał co najmniej dwóch braci. Jeden z nich, niewiadomego imienia, poległ w wojnie z Wichmanem i Wieletami zaraz na początku oświetlonych źródłowo rządów Mieszka, drugiemu zaś było na imię zapewne Czcibor (Thietmar nazywa go Cidebur) i znany nam jest jedynie ze zwycięstwa odnieStrona 25
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk sionego z ramienia Mieszka nad margrabią niemieckim Hodonem pod Cedynią w 972 roku. Okoliczności te dowodzą, że obaj bracia Mieszkowi nie sprawowali władzy udzielnej, lecz ściśle współdziałali z Mieszkiem i byli wykonawcami jego woli. Wszelkie inne propozycje badawcze, doszukujące się dalszego rodzeństwa Mieszko51 wego, opierają się na bardzo słabych i niejednoznacznych podstawach żródłowych. Uwaga ta dotyczy pojawiającej się od czasu do czasu, zwłaszcza w polskiej nauce historycznej, postaci Adelajdy, rzekomej żony księcia węgierskiego Gejzy (zm. 995) i matki króla Stefana I Wielkiego, noszącej zdaniem Thietmara (który jednak nic nie wie o jej rzekomo polskim pochodzeniu) słowiański przydomek "Biała knegini" (Beleknegini), "to znaczy w słowiańskim języku: piękna pani". Nietuzinkowej tej postaci okazał kronikarz z Merseburga (ks. VIII, rozdz. 3) nawet sporo zainteresowania, nie tylko jednak, jak wspomniałem, w niczym nie sugerując jej polskiego pochodzenia, lecz również przemilczając jej imię, zadowalając się jedynie przytoczonym przydomkiem, którego słowiańskie brzmienie, przyznajmy, zdaje się przemawiać za słowiańskim (choć niekoniecznie polskim) pochodzeniem księżnej. Dopiero późna (zapewne z XIV wieku) i bardzo często bałamutna Kronika węgiersko-polska stwierdziła; iż żoną Gejzy (lesse) była Adelajda de regione Polonia de civitate Cracovia i że była ona siostrą "księcia Mieszka". Niestety, inne źródła węgierskie stwierdzają, że matką Stefana I była Sarolta, siostra księcia siedmiogrodzkiego Gyuli, a o Adelajdzie nic nie wiedzą. Zdaniem natomiast części polskich uczonych, Adelajda, "Biała knegini", miała być, zgodnie z Kroniką węgiersko-polską, siostrą Mieszka I i matką Stefana węgiers.kiego. Przechodzimy do zagadnienia przodków Mieszka I. Nic na ten temat nie potrafią powiedzieć źródła współczesne, a nawet Thietmar, który był jak na owe czasy wyjątkowo dobrze poinformowany o sprawach rozgrywających się na wschodnim pograniczu Niemiec, a także człowiekiem dociekliwym. Ani on, ani Widukind, ani żadne inne źródło obce nie podało imienia ojca ani matki' Mieszka I, nie mówiąc już o bardziej odległych antenatach. Nieprzenikniony mrok rozwiewa dopiero Gall Anonim na początku XII wieku. Doszliśmy tym samym do jednego z bardziej ulubionych i ciągle dyskutowanych zagadnień mediewistyki polskiejkwestii przodków Mieszka I. B Kronikarz czeski z XVI wieku Wacław Hajek podaje wprawdzie, że Siemomysł miał żonę imieniem Gorka. Ponieważ jednak nie podaje źródła tej informacji, a kronika jego w zakresie dawniejszych spraw polskich opiera się zasadniczo jedynie na dziełach Kadłubka i Długosza, wiadomość tę uważa się powszechnie za nieporozumienie, jeżeli nie wręcz zmyślenie Hajka. 52 Sprawie tej poświęcił najstarszy polski kronikarz trzy pierwsze rozdziały swego dzieła, zaraz po liście dedykacyjnym i przedmowie, w której opisana została Polska. W pierwszym z nich, O księciu Popielu kronikarz informuje, że w mieście Gnieźnie, które po słowiańsku znaczy tyle co "gniazdo", panował książę Popiel. Zamierzając "zwyczajem słowiańskim" przygotować wielką ucztę z okazji uroczystości postrzyżyn dwóch swoich synów, zaprosił na nią wielu "wielmożów i przyjaciół". "Z tajemnej woli Boga" przybyli wówczas do Gniezna dwaj tajemniczy goście, którzy jednak "nie tylko że nie zostali zaproszeni na ucztę, lecz nawet odpędzeni w krzywdzący sposób od wejścia do miasta". Wędrowcy udali się wobec tego na "przedmieście" - my byśmy raczej powiedzieli: podgrodzie - i trafili tam do skromnej zagrody oracza książęcego, który akurat także urządzał, z analogicznej jak książę okazji, ucztę dla swego syna. W przeciwieństwie do niegościnnego władcy ubogi oracz gościnnie przyjął wędrowców, zapraszając ich Strona 26
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk na skromny poczęstunek. W następnym rozdziale dowiadujemy się, że gościnnym oraczem był Piast syn Chościska i jego żona Rzepka. Zasadniczą jednak treścią tego rozdziału jest sprawiony dzięki tajemniczym gościom cud rozmnożenia jadła i napoju w czasie uczty, przypominający ewangeliczny cud w Kanie Galilejskiej. "Piast i Rzepka na widok tych cudów, co się działy, przeczuwali w nich jakąś ważną wróżbę dla syna i już zamierzali zaprosić księcia i jego biesiadników, lecz nie śmieli, nie zapytawszy wpierw o to wędrowców". Zachęceni przez nich, zaprosili i księcia, i jego gości, "a zaproszony książę wcale nie uważał sobie za ujmę zajść do swego wieśniaka. Jeszcze bowiem księstwo polskie nie było tak wielkie, ani też książę kraju nie wynosił się jeszcze taką pychą i dumą, i nie występował tak okazale otoczony tak licznym orszakiem wasali". Sprawcy cudu nie określeni przez kronikarza goście, dokonali następnie aktu postrzyżyn chłopca i nadali mu imię Siemowit "na wróżbę przyszłych losów". Wreszcie najważniejszy z tutaj nas interesującego punktu widzenia rozdział 3, "O księciu Samowitaj, zwanym Siemowitem, synu Piasta:" "Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Chościskowica, wzrastał w siły i lata, i z dnia na dzień postępował i rósł w za53 cności do tego stopnia, że król królów i książę książąt [czyli Bóg] za powszechną zgodą ustanowił go księciem Polski, a Po piela wraz z potomstwem doszczętnie usunął z królestwa. Opowiadają też starcy śędziwi, żeówPopielwy= pędzony z królestwa tak wielkie cierpiał prześladowanie od myszy, iż z tego powodu przewieziony został przez swoje otoczenie na wyspę, gdzie tak długo w drewnianej wieży broniono go przed owymi rozwścieczonymi zwierzętami, które tam przepływały, aż opuszczony przez wszystkich dla zabójczego smrodu mnóstwa pobitych [myszy], zginął śmiercią najhaniebniejszą, bo zagryziony przez [te] potwory. Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa, a wspomniawszy ich tylko pokrótce, przejdźmy do głoszenia tych spraw, które utrwaliła wierna pamięć'. S i e m o w i t tedy, osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej, zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozszerzył dalej, niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego miejsce wstąpił syn jego, L e s t e k, który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Po śmierci Lestka nastąpił S i e m o m y s ł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnością. W tym miejscu zaczyna się rozdział 4, "O ślepocie Mieszka, syna księcia Siemomysła", z którego w tej chwili przytoczymy tylko początek: "Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, który pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był ślepy". Słowa: "który pierwszy nosił to imię" stanowią jedną (dodajmy: bardziej prawdopodobną) możliwość rozumienia łacińskiego tekstu. Jak wiadomo, dzieło Anonima Galla zachowało się jedynie w trzech przekazach rękopiśmiennych, z nich tylko jeden (rękopis heilsberski z drugiej połowy XV wieku) zawiera lekcję odpowiadającą powyższemu przekładowi (quż prżtrr,us no%n,żne vocatus żllo), podczas gdy dwa pozostałe (rękopis Zamoyskich z XIV wieku i Sędziwoja z pierwszej połowy XV wieku) zamiast illo mają słowo 7 Wszystkie wyróżnienia w cytatach (jeśli nie zaznaczono tego inaczej Strona 27
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk pochodzą od autora niniejszej książki. 54 alio, wobec czego uczeni skłonni byli emendować tekst przekazany w owych dwóch rękopisach po to, by uzyskać jasny sens. Jeżeli leżałoby przetłumaczyć: "który uprzednio nosił inne imię". Do sprawy tej wypadnie wrócić przy omawianiu imion używanych przez Mieszka I. Zasób realnych i - jak sądzę - wiarygodnych wiadomości a początkach Polski, a właściwie o początkach d y n a s t i i piastowskiej w kronice Galla Anonima sprowadza się, jak widać z powyższego, do tego, że na trzy pokolenia przed Mieszkiem I doszło w Gnieźnie do gwałtownej zmiany na stolcu książęcym, która wyniosła nań ród Piasta. Wiarygodne wydają się imiona książęcych przodków Mieszka: Siemomysł, Lestek i Siemowit, chociaż nie występowały przez dłuższy czas w imiennictwie "historycznych Piastów. Znacznie więcej wątpliwości budziły w nauce postacie śamego Piasta i jego żony Rzepki, w tradycji polskiej nazywanej najczęściej Rzepichą, jeszcze więcej - postać ostatniego władcy poprzedniej dynastii, Popiela lub Pąpiela. Zanim przejdziemy do zwięzłego przedstawienia długich już dziejów "walk" o uznanie bądź zaprzeczenie historyczności listy dynastycznej przodków Mieszka I, zanotowanej w kronice Anonima Galla, zobaczmy, czy przypadkiem w późniejszej, pogallowej, tradycji polskiej nie pojawiły się nowe informacje o Piaście, Siemowicie, Lestku i Siemomyśle, to znaczy czy późniejsi autorzy nie przekazali potomności jakichś innych, nie znanych Gallowi lub przezeń przemilczanych, wiadomości o przodkach Mieszka I. Przyjrzenie się późniejszym kronikom i rocznikom polskim (obce zupełnie tutaj zawodzą) sprawia zawód. Mistrz Wincenty Kadłubek, który pod koniec XII lub na początku XIII wieku napisał znaną i znakomitą Kronikę Polaków, w której wykorzystał dla czasów bardziej odległych dzieło Anonima Galla, wprawdziew celu zaspokojenia rozbudzonych tymczasem, w porównaniu jeszcze z czasami Krzywoustego, ambicji intelektualnych elit polskich oraz połączenia dziejów polskich z dziejami powszechnymiznacznie cofnął dzieje Polski w czasy głębokiej starożytności 1 w tym celu przeniósł" najdawniejsze dzieje Polski z Gniezna " Lechido Krakowa i pomnożył liczbę władców "Polaków, czyli 55 tów"), ale jeżeli chodzi o okres bezpośrednio poprzedzający panowanie Mieszka I (podobnie zresztą jak panowanie tego księeia); poza retoryką nie wyszedł właściwie poza dane wyczytane u Galla Anonima. Jedynymi w zasadzie modyfikacjami czy amplifikacjami odnośnych danych Anonima jest zidentyfikowanie przez Kadłubka Gallowego Popiela z zamykającym długą listę dawniejszych władców Pompiliuszem 11, obarczenie go ciężkimi zbrodniami (wymordowanie, za namową żony, krewnych - stryjów; i ich właśnie rozkładających się ciał, porzuconych z rozkazu księcia bez pogrzebania, wylęgły się, zdaniem mistrza Wincentego, myszy "i ścigały go tak długo przez stawy, przez bagna, przez rzeki, a nawet przez ogniste stosy, aż zamkniętego z żoną i dwoma synami w bardzo wysokiej wieży zagryzły niezwykle bolesnymi ukąszeniami"), co stanowi swoiste "dopowiedzenie" zbyt, nawet na gust Kadłubka, enigmatycznej relacji Anonima Galla, wreszcie obdarzenie Gallowego Lestka numerem porzadkowym "cztery", jako że już wcześniej, w związku z "cyklem krakowskim" opowiadał kronikarz o trzech wcześniejszych władcach tego imienia. Gall Anonim kolebkę dynast i państwa sytuował w wielkopolskim Gnieźnie. Mistrz Wincenty, reprezentant duchowieństwa i dworu krakowskiego, nie mógł na to przystać. Między Wielkopolską a Małopolską toczyła się w Polsce piastowskiej rywalizacja o czołowe miejsce w państwie. Tradycji gnieźnieńskiej przeciwstawił Kadłubek tradycję krakowską, nie wiadomo na ile istniejącą już w jego czasach, na ile zaś przezeń kreowaną. Nie w Gnieźnie, lecz w Krakowie rozpoczęły się, zdaniem tego kronikarza, dzieje Strona 28
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Polski. W całej kronice mistrza Wincentego, notabene znacznie od dzieła Galla obszerniejszej, a n i r a z u nie wspomniano o Gnieźnie. To nie przypadek, lecz tendencja: czytelnik kroniki Kadłubka łatwo mógł powziąć przekonanie, że Popiel/Pompiliusz i Piast żyli i panowali w Krakowie! Po pewnym jednak czasie dziejopisowie średniowieczni przywrócili tej części naszych pradziejów wielkopolski charakter, przy czym jednak miejsce akcji zaczęło się przesuwać z wielkopolskiego Gniezna do kujawskiej Kruszwicy. Po raz pierwszy nieznany autor zabytku zwanego Kroniką pollsko-śląską, powstałego prawdopodobnie w śląskim Lubiążu około 1285 roku stwierdził, że miejscem śmierci Popiela była 56 Kruszwica ("na wyspie kruszwickiej"). Dalszy krok na drodże do odebrania Popiela i Piasta Gnieznu na rzecz Kruszwicy dokonany został w Kronice wielkopolskiej, zabytku powstałym prawdopodobnie dopiero w XIV wieku (choć nie bez wcześniejszych, trzynastowieeznyeh, podstaw). Czytamy w tej kronice (której nieznany autor, podobnie jak autor Kroniki polsko-śląskiej, znał i wykorzy= stywał z kolei kronikę mistrza Wincentego, w tym punkcie jednak od niej odszedł), że zarówno Popiel I, jak i II rezydowali w Kruszwicy, tam też zginął od myszy Popiel II. W Kruszwicy także, największym i najsilniejszym mieście lechickim, możni wybrali królem ubogiego rataja Piasta. Oto więc istotna zmiana tradycji: nie syn Piasta Siemowit został, zdaniem Kroniki wielkopolskiej, królem, lecz sam Piast! Ostatni z naszych kronikarzy średniowiecznych, Jan Długosz (XV wiek), któremu właściwie przysługuje już miano historiografa, a nie zwykłego kronikarza, a który obszerną relację o najdawniejszych dziejach Polski (wypełniającą I księgę jego wiekopomnego dzieła Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego) skonstruował na podstawie całej wcześniejszej twórczości rodzimych kronikarzy (i, tam gdzie to było możliwe, relacji obcych), nie wahając się skreślać i modyfikować tych fragmentóv, które uznał za jaskrawie niezgodne z rzeczywistością, szeroka wprawdzie rozbudował opowiadanie o obu Pompiliuszach, o niegodziwości drugiego z nich, o zbrodni wobec krewnych (szeroko rozwodząc się nad złowrogim wpływem jego żony, która pod jego piórem zdołała już się "ukonkretnić" jako księżniczka niemiecka), ale niewiele zmienił w gruncie rzeczy w ukształtowanej już tradycji, lokalizującej nie tylko śmierć, ale i rządy Popiela w Kruszwicy (władca ten, zdaniem Długosza, miał najpierw przenieść rezydencję z Krakowa do Gniezna, a następnie do Kruszwicy). Również Długosz był zdania, że powołany na tron został już Piast, a nie dopiero Siemowit Piastowic. Piast ponownie miał przenieść stolicę do Gniezna. W ten sposób Długosz pogodził tradycję kruszwicką z dobrze w Polsce ugruntowanym przekonaniem o stołeczności Gniezna za pierwszych Piastów. Długosz podał rok 921 jako rok objęcia rządów przez Siemowita i odtąd będzie podawał daty roczne bądź okresy panowania jego następców. To jest pozorna 57 dokładność - mamy do czynienia z dowolnymi kombinacjami chronologicznymi "ojca historiografii polskiej", do których historyk nie może przywiązywać wagi. Jak widać, to co można po Anonimie Gallu przeczytać o przod-: kach Mieszka I, to jedynie amplifikacje i modyfikacje, nie zasługujące raczej na zaufanie. Uważa się na ogół, że jedynie Gall, a w bardziej ograniczonym stopniu może i mistrz Wincenty, mieli szanse przekazania potomności a u t e n t y c z n e j tradycji o początkach dynastii piastowskiej. Skorzystał z niej jedynie pierwszy z nich. Iluż już historyków miało za złe Gallowi jego lakoniczność w interesującym nas tutaj zakresie! Dlaczego autor ten, żyjąey przecież zaledwie około półtora stulecia od czasów Mieszka I, nie przedstawił dokładniej dziejów jego przodków? Czy Gall m ó g ł dużo więcej wiedzieć o czasach przedmieszkowych? Więcej: czy jego relacja zasługuje na zaufanie, czy nawet te nieliczne dane (Popiel, Piast, Rzepka, trzej jego książęcy następcy) mają walor wiarygodności? Czy n a p r a w d ę tak było, jak opisuje cudzoStrona 29
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ziemski kronikarz? Okres 150 lat pozornie nie jest zbyt długi. Mimo wszystko jest to jednak sześć pokoleń ludzkich, a co ważniejsze - okres ogromnych i niezwykle szybkich, w porównaniu z czasami bardziej odległymi, przemian. Przez cały ten czas (i długo jeszcze potem) panowała jedna dynastia, którą w czasach nowożytnych nazywamy p i a s t o w s k ą (w średniowieczu tego ogólnego pojęcia nie używano), ale polskie państwo wczesnopiastowskie zdążyło już przeżyć co najmniej dwa głębokie kryzysy, z których zwłaszcza ten po śmierci Mieszka II (1034) tak mocno wstrząsnął samymi podstawami państwa i panującego w Polsce porządku społecznego, opartego na silnej władzy monarszej i na chrześcijaństwie, że jedynie w ograniczonym stopniu można mówić o ciągłości państwa polskiego w całym 150-letnim okresie, dzielącym panowanie Mieszka I od czasów, w których pisał Gall Anonim. Warunki do kultywowania tak bardzo odległych tradycji, które by sięgały czasów przed Mieszkiem I, nie były korzystne. Jak to - żachnie się niejeden z czytelników - czyżby przekraczało zdolności umysłowe naszych przodków prawidłowe zapamiętanie czy zapisanie ciągu sześciu (Mieszko I) lub dziesięciu 58 (Piast) generacji władców i najważniejszych wydarzeń związanych z poszczególnymi panowaniami? "Zapamiętanie w należytej kolejności i przekazywanie 9 swojskich imion [...] nie przekraczało niczyich - oprócz matołków - możliwości. Złą by też oddał przy-sługę naszym przodkom z X i XI wieku, kto by im tej zdolności odmawiał" - zagrzmiał ważki głos wybitnego historyka krakowskiego Karola Buczka, głos tym bardziej się liczący, że pochodzący od uczonego znanego z wielkiej dociekliwości i ?trytycyzmu wobec źródeł. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Pomijając bowiem nawet taki argument przeciwników autentyczności Gallowej listy przodków Mieszka I (byli wśród nich zaś tak wybitni uczeni, jak językoznawca Aleksander Brckner i historyk Kazimierz Tymieniecki), że lista ta, jako nie potwierdzona w żadnym innym niezależnym .od Galla Anonima źródle, nie może już dla tego samego zostać uznana za w pełni wiarygodną, nie można bowiem w żaden sposó4 jej s p r a w d z i ć e, powstaje pytanie, czy istniały w XI-XII wieku subiektywne i obiektywne warunki do kultywowania pamięci p o g a ń s k i c h przodków Mieszka I? Otóż wiele wskazuje na to, że początkowo, w pierwszych dziesięcioleciach po przyjęciu i obronieniu chrześcijaństwa, nie było jeszcze społecznego zainteresowania i zapotrzebowania na zbyt głębokie spojrzenie we wła=sną przeszłość. Aspiracje kulturalne Polaków, nawet warstw rządzących i oświeconych, były jeszcze stosunkowo skromne, kontakty z Zachodem jeszcze zbyt sporadyczne (a przy tym nawet na Żachodzie nowe prądy, które rozkwitną w tzw. renesansie dwunastowiecznym, znajdowały się jeszcze w fazie początkowej), by próbować synchronizować dzieje Polski z dziejami powszechnymi, do czego nieodzowna była właśnie starożytna genealogia. Potrzeba ta, jak widać, pojawiła się dopiero w czasach Wincentego Kadłubka, którego wolno uważać za wykwit tegoż właśnie renesansu dwunastowiecznego. s Postulat, iż za pewny fakt historyczny wolno uznać jedynie taki, który potwierdzony został przez co najmniej dwa niezależne od siebie źródła historyczne, określić trzeba jako puryzm metodologiczny, którego konsekwentne zastosowanie sprawiłoby, iż znaczną część naszej wiedzy o wczesnym średniowieczu należałoby wykreślić, jako opartą na jednym źródłowym. Wiarygodność danego źródła należy ustalać bez względu na to, czy znajduje ono potwierdzenie w innych czy też -nie. 59 W dodatku istniał silny antybodziec: czasy przedmieszkowe były przecież czasami pogańskimi. Kościół, który dążył do rządó dusz w społeczeństwie, niechętnie, wręcz wrogo, patrzył na tradycje pogańskie bądź za pogańskie uważane, rad by je wymazać z pamięci ludu, skazać na damnutio memoriae. Wszak nie tak dawne Strona 30
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk były palące wspomnienia wielkiego buntu lat trzydziestyeh i czterdziestych XI wieku, który zmobilizował rzesze ludności (nie tylko chłopskiej, prawdopodobnie wielu przedstawicieli szeregowego rycerstwa przyłączyło się do powstania) do walki z postępującym nieubłaganie i łamiącym dawne porządki ustrojem społeczno-politycznym, pod sztandarami i hasłami powrotu do religii przodków - pogaństwa. Dopóki istniał choćby cień możliwości nawrotu do pogaństwa, dopóty Kościół nie był zainteresowany przypominaniem czasów pogańskich, był temu wręcz przeciwny. Inaczej zapewne patrzyli na tę sprawę książęta i kręgi zbliżone do dworu. Mimo podniesionych wyżej zastrzeżeń jest dość prawdopodobne, że na dworze Bolesława Krzywoustego nie zapomniano zupełnie o tradycjach dynastycznych starszych od Mieszka I i jeżeli nawet, z uwagi na stanowisko Kościoła, nie pielęgnowano ich nadmiernie i nie akcentowano, to zapewne również nie dążono do zaniechania i zapomnienia tych tradycji. Jeżeli tak było, to Gall Anonim nie mógł zupełnie zlekceważyć stanowiska księcia, którego wysławiał. Obraz najstarszych dziejów Polski, jaki wyłania się z kroniki Anonima, stanowi rodzaj kompromisu pomiędzy wymaganiami Kościoła a oczekiwaniami Krzywoustego. Nie przemilcza zatem odległych pogańskich przodków księcia, potrafi znaleźć ciepłe o nich słowa, nie decyduje się jednak na bardziej szczegółowy raport o tych czasach (albo: nie potrafi tego uczynić), które - przypomnijmy - "zaginęły w niepamięci wieków" i zostały "skażone błędami bałwochwalstwa", wobec czego tak szybko, jax to możliwe, przechodzi "do głoszenia tych spraw, które utrwaliła wierna pamięć". 60 Rozdział V IMIONA PIERwSZEI POLSKIEI CHRZEŚCIIAŃSKIEI PARY KSIĄŻęCEI Jak właściwie było na imię synowi Siemomysła? Sprawa tylko na pozór jest prosta. Najbliższe w czasie źródła, z jednym wyjątkiem łacińskojęzyczne, wymieniają najczęściej formy następujące: Masaca (Widukind), Masuco i Miseco (Thietmar), Meśko (Ibrahim ibn Jakub), Misico, Miesico, Mesico (Bruno z Kwerfurtu), Miszego, Masago, Misacho, nilisicho (inne źródła niemieckie). Pomijając formę przekazaną przez Ibrahima czy jego ekscerptatorów, zdecydowanie przeważają zatem formy trzysylabowe. Źródła polskie natomiast z reguły stosują formę dwusylabową, do której i my przywykliśmy: Mesco, Msko, Mysco, Mesko. Niezależnie od różnic, znaczenie imienia "Mieszko" nie jest oczywiste. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jest to pierwśze, właściwe, rodzime, słowiańskie imię władcy polańskiego. W zdecydowanej mniejszości są ci uczeni, którzy uważają, że Mieszko nosił początkowo inne imię. Najczęściej proponowano tu normańskie imię Dago, Dagon - zwłaszcza tak zwani "normaniści", starający się wykazać skandynawskie pochodzenie Mieszka czy w ogóle - Piastów. Jerzy Dowiat natomiast w znacznie bliższych nam czasach wysunął hipotezę, że właściwe imię Mieszka I było słowiańskie i brzmiało: Dzigoma. Już za chwilę zobaczymy, na jakiej podstawie normaniści" i Dowiat tak właśnie, a nie inaczej próbowali imię to rekonstruować. To zaś, że w ogóle szu61 kano "właściwego" imienia Mieszka, wynikało stąd, że jeden z przekazów kroniki Anonima Galla zawiera informację, jakoby Mieszko był "pierwej zwany innym imieniem", być może - sądzo= no - zmienionym z okazji wspomnianych przez tegoż Anonima postrzyżyn 7-letniego syna Siemomysłowego. Niektórzy, także polscy, uczeni przypuszczali, że imię Mieszko nie jest rodzimego, lecz obcego pochodzenia. Wspomniany Dowiat sądził, że jest to imię chrzestne pochodzenia chrześcijańskiegospolszczenie imienia biskupa ratyzbońskiego Michała ("Miszka"j, który, zdaniem tego uczonego, ochrzcił księcia polańskiego w 966 Strona 31
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk roku. Już wcześniej Władysław Semkowicz był zdania, że imię Mieszko jest pochodzenia starotestamentowego i wywodzi się od Misacha - postaci wymienionej kilkakrotnie w Księdze Daniela. A oto inne próby objaśnienia imienia "Mieszko" (przytaczamy ważniejsze lub ciekawsze). Polski kronikarz Wincenty Kadłubek i niektórzy inni średniowieczni erudyci wyprowadzali je od "zamieszek", "zamieszania"ł (zob. s.110). Jan Długosz w drugiej połowie XV wieku, znał i przy- ; toczył wersję Kadłubkową: Spodobało się ojcu i dostojnikom nazwać go Mieszką, co w ję-zyku polskim znaczy zamieszanie albo poruszenie, dlatego że z powodu swej ślepoty od urodzenia był przyczyną zamieszania dla rodziców i narodu polskiego, a po zejściu Siemomysła miał spowodować jeszcze większe, jak obawiali się polscy dostojnicy i szlachta, powtarzając to często [...], że po śmierci jego ojca, księcia Siemomysła, zapanuje w Polsce jeszcze większy zamęt niż ten, jaki nastąpił po śmierci Popiela, dodał jednak i drugą, bardziej jego zdaniem prawdopodobną: Sądzą niektórzy, że małego księcia nazwano Mieczysławem, co oznacza mający posiadać sławę i że imię to przeszło w Mieszko przez zdrobniałe wołanie go, gdy był dzieckiem. Ten sąd i my podzielamy z wielu względów, zważywszy, że Polacy zwykli kończyć imiona swych królów i książąt nie na szko, ale na sław, tworząc je w swoim językuca,
Bolesław, Mieczysław, Przemysław, Stanisław, Swiętosław. Co do Mieszka mylił się jednak nasz wielki dziejopis. Mylił się także szesnastowieczny kronikarz Marcin Kromer, odbiegając od Długoszowej etymologii, choć nie wątpiąc w poprawność formy "Mieczysław". Jego zdaniem imię to znaczy tyle, co "mieczem 62 ‡, Mieczysław I z anonimowego pocztu władców Polski (druga połowa XVIII w.), obecnie w Muzeum Narodowym w Warszawie depozyt w Muzeum Okręgowym ar Piotrkowie Trybunalskim. Olej na płótnie sobie sławę zapewniający" (gladio glodiaL sibi puraturus). Imienia Mieczysław nie było jednak w Polsce średniowiecznej, choć występowały formy dość zbliżone: Miesław, Miecław, dlatego niektórzy uczeni uznali, że Mieszko jest zdrobnieniem któregoś z tych właśnie imion. Dużą popularnością cieszyła się teoria Aleksandra Brcknera, wywodząca imię Mieszko, "Mieszka", od niedźwiedzia, "misia', "miszki". Byli tacy "normaniści", którzy podchwycili ochoczo tę etymologię, dowodząc, że "Mieszko" jest... słowiańskim przekładem z północnogermańskiego Bjorn "niedźwiedź". Uczony niemiecki Robert Holtzmann, może najbardziej zagorzały "normanista", wolał jednak imię to wywodzić od "myszy". Historyk Józef Widajewicz był zdania, że zdrobnionym do formy Mieszko imiE-niem było Miech. Językoznawcy Jan Otrębski i Stanisław Rospond sądzili, że Mieszko jest skrótem lub przekształceniem drugiego członu takich słowiańskich imion, jak KaziMIERZ (Otrębski, SiemoMYSŁ lub DobroMYSŁ (Rospond). Slawista niemiecki Heinrich Kunstmann zupełnie niedawno wystąpił z pomysłem, że imię Mieszko (Misaco, Mysżco itp.) wywodzi się od nazwy mieszkańców bałkańskiej Mezji (Mhacus, lVlysiacus itp.) i stanowi dowód na pochodzenie Mieszka lub jego rodu właśnie z południa, z Mezji... 63 Strona 32
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk O ile wiadomo, imię Mieszko występowało tylko w rodzie piastowskim do XIII wieku. Poza Polską, a w Polsce poza tym właśnie rodem, było nieznane. Nie ma powodu sądzić, że iznię to musiało być zdrobnieniem "uroczystego" imienia, takiego jak Mieczysław, Miecław czy Miesław. Zauważono w pierwszych pokoleniach Piastów ciekawe zjawisko pewnej przemienności: po imieniu "krótkim", zakuńczonym niekiedy na "ko", występuje imię dłuższe, trzysylabowe, jakby uroczyste, i na odwrót: Chościsko Piast Lestek Siemowit Siemomysł Mieszko Bolesław Mieszko II Kazimierz Sprawia to wrażenie wręcz regularności. Podkreślmy, że tak waż ne dla ludzi średniowiecza nadawanie imion, do tego w rodzinio panującej, nie mogło być pozostawione ślepemu losowi. Kolej na "Dagona", "Dzigomę" i dalsze tego rodzaju propozycje. Przedstawiony już ogólnie w rozdziale I regest dokumentu nadającego część państwa polańskiego pod opiekę Stolicy Apostolskiej, któremu poświęcimy jeszcze należną uwagę w rozdziale XIII, zaczyna się słowami: Dagome [lub: Dagone] iudex et Ote seatrix... (Sędzia Dagome i senatorka Oda...). Nie może ulegać wątpliwości, że pod tymi imionami ukrywają śię Mieszko I i jego druga żona Oda. Przekonamy się o tym pod koniec niniejszej książki. W tej chwili interesuje nas tylko zagadkowa forma Dagome/Dagone. Nikomu jeszcze nie udało się w sposób naprawdę przekonywający wyjaśnić, dlaczego Mieszko I figuruje w regeście pod jakimś niezrozumiałym i nigdzie poza tym nie występującym imieniem Dagome czy Dagone. Jest to "wieczny" problem badawczy, od wielu już dziesięcioleci uporczywie towarzyszący nauce historycznej, która w żaden sposób nie może się obejść bez dokumentu Dagome iudex. Najogólniej powiedzieć można, że rozwiązania wychodziły z dwóch punktów widzenia, z których pierwszy zakładał, iż mamy do czynienia z drugim, zapewne chrzestnym, imieniem Mieszka I, drugi natomiast twierdził, że imię Mieszko, pod którym pierwszy historyczny władca polski wymieniony został w tylu źródłach obcych i polskich, jest imieniem przybranym, chrzestnym, natomiast jego pierwotnym imieniem było imię oddane przez Deusdedita (lub pisarza regestowanego przezeń dokumentu) jako Dagome lub Dagone. Zwolennicy jednego i drugiego poglądu zgodni byli na ogół w tym, że forma Dagome (Dagone) jest formą zepsutą, zniekształceniem formy wyjściowej, właściwej, dokonanym z winy nieuważnego kopisty albo pisarza dokumentu, który miał być może trudności z wyrażeniem alfabetem łacińskim obcego mu wyrazu. Nie można poza tym wykluczyć, że oryginał papirusowy w sto niemal lat po jego sporządzeniu był w tym akurat miejscu (podobnie jak i gdzie indziej) uszkodzony czy zniszczony - papirus bowiem nie odznacza się zbytnią odpornością na czas i warunki przechowywania. Oto niektóre przykłady pomysłowości uczonych. Dagome to zdaniem Augusta Bielowskiego (XIX wiek) właściwie Tagino. Imię takie nosił arcybiskup magdeburski (od 1004 roku), z którym MieszStrona 33
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ko I nie mógł mieć oczywiście nic wspólnego, ale być może jakiś kapłan tego imienia ochrzcił księcia polańskiego i nadał mu swoje imię. Zwolennicy teorii, czy jak się to obecnie ironicznie ujmuje, "herezji wikińskiej", sądzili, jak wiemy, że jest to skandynawskie imię Dag (Tag), Dago. Ten sam rdzeń, ale rozumiany nie jako germański, lecz celtycki (iryjski?), w znaczeniu dag "dobry", w imieniu Mieszka odnajdywał Władysław Semkowicz. Zarówno w jednej, jak i drugiej wersji imię Dag, Dago byłoby pierwotnym pogańskim imieniem naszego księcia. Jerzy Dowiat, jak pamiętamy, doszukiwał się pod formą Dagome słowiańskiego imienia Dzigoma (człowiek tego imienia, zupełnie, dodajmy, nieznanego w antroponim Piastów, występuje w Bulli Gnieźnieńskiej z 1136 r.). Mikołaj Rudnicki zestawiał Dagome z imieniem bóstwa (!) połabskiego Podaga, zanotowanym przez Helmolda z Bowa w XII wieku i domyślał się, że matką Mieszka była księżniczka wagryjska, która imię wagryjskiego bóstwa przeniosła na swego syna. Wśród bardziej oryginalnych, co wcale nie znaczy: bar64 dziej wiarygodnych (oryginalność idzie tu w parze z wybujałą fan tazją), odnotujmy pogląd Augustyna Steffena, jakoby sporny wy raz nie był w ogóle imieniem, lecz tytułem, najwyższą godności w rodzie książęcym, który powstał ze spolszczonego domniema nego wyrazu greckiego dźngoneus "rodziciel". Niemiecki współ czesny nam slawista Heinrich Kunstmann, który nie tylko przod ków Mieszka I, lecz wszystkich nieomal Słowian chciałby wypro wadzić z południa, z Półwyspu Bałkańskiego, uważa Dagone, czy raczej: Dagoni, za zepsutą formę słowa "Dak", "dacki": Mieszko byłby zatem "księciem Daków", a forma Dagone byłaby, zdaniem Kunstmanna, jednym z argumentów za pochodzeniem Polań a przynajmniej jakiejś ich części z obszarów starożytnej Dacj (podobnie imię Mieszko miałoby wskazywać na starożytną Mezję) Wobec trudności ze znalezieniem jakiegoś imienia, od któreg forma Dagome/Dagone mogłaby zostać przy jakiejś ogólniejsze zgodzie świata uczonych wyprowadzona, pojawiły się inne propo zycje. Już dawno, w pierwszej połowie XIX wieku, Wacław A. IV'fa ciejowski spróbował "pogodzić" słowiańskie z germańskim uwa żając Dagome za niemieckie (Degen) tłumaczenie polskiego "Mie czysław", "sławny mieczem". Cóż, kiedy forma "Mieczysław" po jawia się dopiero w drugiej połowie XV wieku u Długosza i jest próbą nobilitacji imienia "Mieszko", a tak samo niemieckie Degeń poświadczone jest dopiero w późnym średniowieczu. Natomiast nie można odmówić sporej dozy prawdopodobieństwa teorii pomyłki paleograficznej, którą wysunął już jako jeden z pierwszych polski uczony Oswald Balzer: na skutek nieuwagi czy zniszczenia odpowiedniej części oryginału, skryba odczytał słowa EGO MESCO DUX ("ja, książę Mieszko") jako DAGOME IUDEX, tym bardziej że ozdobny, często w dokumentach średniowiecznych występujący tzw. chrysmon wystawcy, poprzedzający domniemaną intytulacje, mógł zostać błędnie odczytany jako litera D. Odmianą tej teor jest przypuszczenie, że Mieszko użył w dokumencie obu swoich domniemanych imion: DAGO MESCO DUX, co jeszcze łatwiej pod piórem kopisty mogło przybrać formę Dagome iudex (tak Ludwik Kolankowski). Aczkolwiek, jak wspomniałem, teorii ogólnie przyjętej brak, bodaj największym uznaniem cieszył się i cieszy pomysł językoznawcy Jana Otrębskiego, najpełniej rozwinięty przez historyka Henryka Łowmiańskiego, zgodnie z którym imię Dagome/Dagone wywodzi się od germańskiego imienia Dagobert. Było to imię trzech władców frankijskich z rodu Merowingów. Zwłaszcza Da gobert I (623-629-638 lub 639), bon roź Dugobert, najpopularniejszy władca z wymienionego rodu, a może jeszcze bardziej Dagobert II (zm. 679), wprawdzie mniej od poprzedniego wybitny, ale czczony jako męczennik, przede wszystkim w Lotaryngii i Alzacji, mogli dać asumpt do przyjęcia tego imienia jako chrzestnego. Szkoda tylko, że brak w Polsce jakichkolwiek śladów kultu św. Dagoberta w późniejszych czasach, czego można by oczekiwać, gdyby Mieszko I żywił doń jakiś szczególny kult. Strona 34
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Na tym wypadnie zakończyć ten swoisty ekskurs, z którego pilni czytelnicy ten przynajmniej wniosek bez trudu mogli wyciągnąć, że uczeni wykazali w omawianej sprawie wiele pomysłowośei, w gruncie rzeczy zaś bezradność. Trudno się nawet dziwić rozlegającym się raz po raz głosom zniecierpliwienia. Józef Widajewicz pisał: "Sprawa dziwacznego tworu Dagome dojrzała na tyle, by powziąć decyzję ostateczną: na śmietnik z takim absurdem!" (1948). Podobnie wyrażał się Karol Buczek: "Sądzę. że należałoby skończyć z opartymi na regeście Dagome iudex kombinacjami na temat imienia chrzestnego Mieszka I, jest bowiem zgoła nieprawdopodobne, by wystawił on akt darowizny państwa gnieźnieńskiego, nie pod tym imieniem, pod którym występuje w źródłach polskich, czeskich i niemieckich, nie wyłączając kronik Widukinda i Thietmara. Świadczy to, że innego imienia w ogóle nie używał [...] Trudno nie uważać w tej sytuacji imienia Dagome za produkt jakiejś pomyłki spowodowanej może nadniszczeniem pierwowzoru naszego regestu" (1965). Imię czeskiej małżonki Mieszka I nie zajmie nam tyle uwagi. Problem polega na wyborze, która forma jest pierwotna i właściwa: przekazana tylko przez Thietmara z Merseburga i od razu przezeń wytłumaczona ("co w języku niemieckim wykłada się: dobra") forma "Dobrawa", czy też potwierdzona zarówno przez Kosmasa z Pragi, jak również źródła polskie (roczniki, Gall Anonim) "Dąbrówka" (Dubravca, Dubravku, Dubrouka). "Dąbrówka 67 jest nazwą kilku roślin, tylko żona Mieszka tak się nigdy nie na zywała; nazywała się Dobrawa, nonsens z Dąbrówką wyłonił : później" - kategorycznie, ale i apodyktycznie stwierdził tak w bitny uczony, jak Aleksander Brckner. Zwłaszcza historycy p słuchali Brcknera, zawierzyli Thietmarowi i imię "Dobraw zdawało się wypierać formę "Dąbrówka". Inni i także wybil językoznawcy (zwłaszcza Tadeusz Lehr-Spławiński) dowodzili je nak tezy przeciwnej: tylko Thietmar zaświadcza formę imiex od "dobra", pozostałe źródła dość zgodnie potwierdzają forz wskazujące na "dąb". Nieprawdą jest, że imienia żeńskiego z można było od dębu wywodzić - przeciwnie, magiczna siła dę zupełnie dobrze motywuje imię Dąbrówka. To raczej Thietmar ps ofiarą własnej, niewątpliwej, ale przecież chyba nie nadmiern znajomości języka słowiańskiego, tym bardziej że jak się okazu właśnie na obszarze Serbów Połabskich (na którym rozciągała ; diecezja merseburska) imiona i nazwy od "dobry" rzeczywiście występowały, co mu pozwoliło imię czeskiej księżnej nawiązać takiego właśnie rdzenia. Ponieważ forma "Dąbrówka" jest b: dziej zadomowiona w polskiej tradycji i zachodzi duże prawc podobieństwo, iż lepiej niż "Dobrawa" odpowiada ona rzeczyi stemu imieniu władczyni, jej będziemy używali w niniejs: książce. 68 Rozdział VI DZIEDZICTwO Z dużymi trudnościami i w sposób daleki od pewności próbuje nauka historyczna ustalić zasięg posiadłości Mieszka I w nie znanym nam bliżej momencie obejmowania przezeń rządów po Siemomyśle. Daty rozpoczęcia przez Mieszka rządów nie znamy, podobnie jak daty jego urodzin. Wprawdzie w późniejszych źródłach polskich (niektóre rękopisy Rocznika małopolskiego, Rocznik lubiński, Kronika wielkopolska) możemy spotkać się z informacjami, jakoby Mieszko I urodził się bądź to w roku 920, bądź 931, ale do dat tych nie można przywiązywać wagi, gdyż są to po prostu dowolne kombinacje autorów. W gruncie rzeczy jedynymi, ale pośrednizni i bardzo ogólnymi wskazówkami źródłowymi, rzucającymi nieco światła na czas urodzin pierwszego historycznego Piasta na tronie Strona 35
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk polskim, są dane (Ibrahima ibn Jakuba, Widukinda, Thietmara, roczników) wskazujące na to, że w połowie lat sześćdziesiątych X wieku Mieszko był człowiekiem zupełnie dojrzałym i pewną ręką dzierżącym władzę w państwie (zdaniem Anonima Galla przed 965 rokiem miał już mieć "siedem żon), a także informacja Thietmara z Merseburga (ks. IV, rozdz. 58), iż Mieszko I zmarł 25 maja 992 roku sędziwy już wiekiem i gorączką zmożony" (senez et febricitans). Niestety, pojęcie sędziwości w średniowieczu było nader rozciągliwe i mogło dotyczyć ludzi, którym w naszym rozumieniu daleko jeszcze do starości. Oswald Balzer uważał, że słowa Thietmara wskazują zapewne na około siedemdziesiąt lat, w związku z czym ustalał hipotetycznie rok urodzenia Mieszka na 922, ale ponieważ senex w średniowieczu mógł ozna69 czać także człowieka powyżej pięćdziesiątki, wypadnie ogólnie ty ko stwierdzić, że Mieszko urodził się gdzieś pomiędzy 920 a 9 rokiem. Aktywność księcia w ostatnich jeszcze latach życia zdaj się nawet świadczyć za późniejszą raczej, bliższą roku 940 niż 92 datą urodzenia. Z braku bezpośrednich danych co do zasięgu państwa odziedzi czonego przez Mieszka po ojcu skazani jesteśmy na domniemani opierające się na wnioskowaniu retrospektywnym ("wstecz" z pewnych wydarzeń datowanych na lata panowania Mieszka, p parte obserwacjami archeologicznymi czy logiką położenia geogra ficznego, czy uwarunkowań historycznych. W tej sytuacji trudn rzecz jasna, o pewność. Ziemie później nazywane polskimi, inaczej mówiąc: wschodnio lechickie, składały się w X wieku z kilku dużych terytoriów, bę dących rezultatem długotrwałych procesów rozwojowych mieszka jących tam plemion. Na północ od Karpat i Sudetów można wy odrębnić dwa równoleżnikowe pasma plemienne: południowe obejmujące plemiona Śląska i Małopolski i północne - obejmu jące Wielkopolskę, Polskę Środkową (Kujawy, ziemie sieradzk i łęczycka), Mazowsze i Pomorze. Geografia plemienna ziem pol skich znana jest w stopniu nierównym, dane źródłowe nie zawsz są współczesne i nie wiadomo, czy oświetlają one strukturę ple mienną ziem polskich w sposób równomierny. Najdokładniej jesz cze znamy plemiona śląskie: oprócz Ślężan, od których cała dzielnica otrzymała później nazwę i którzy - zajmując cen tralną pozycję na Śląsku (nad Odrą, z centrum we Wrocławiu) odgrywali wśród plemion śląskich bez wątpienia czołową rolę, już! Geograf Bawarski w połowie IX wieku wymienił: Dziadoszan (w okolicach Głogowa), Opolan(Opole), Gołęszyców (Racibórz) i zagadkowych Lupiglaa (Głupczanie?). Ze źródeł późniejszych dowiadujemy się o plemieniu Bobrzan (nad rzeką Bóbr) i T r z eb o w i a n (lokalizacja sporna). W przeciwieństwie do Sląska, gdzie Geograf Bawarski zna jedynie zwykłe, "małe" plemiona, w M ał o p o 1 s c e źródła poświadczają jedynie W i ś 1 a n nad górną Wisłą (okolice Krakowa i Sandomierza) i zapewne na wschód od nich, na pograniczu z Rusią, L ę d z i a n, chociaż istnieje i druga koncepcja, że Lędzianie lub Lędzice (Lendżzż Geografa Bawarskiego, Lendzunenoż cesarza Konstantyna Porfirogenety z połowy 70 X wieku) żyli w Wielkopolsce i byli tym samym ludem, który później występował pod nazwą Polan. Zdaniem niektórych uczonych spośród tych, którzy opowiadają się za wschodnią lokalizacją Lędzian, w skład tego plemienia wchodzili zapewne Bużanie i Dulębowie. Fakt, że poza tymi ewentualnymi wyjątkami z terytorium Wiślan i Lędzian nie znamy żadnych drobniejszych plemion, zdaje się dowodzić znaczniejszego niż na Śląsku zaawansowania procesu konsolidacji politycznej w okresie przed Mieszkiem I. Dawno już uczonych zastanawiał brak P o 1 a n u Geografa Bawarskiego i w innych źródłach (podczas gdy Wiślan wyxnieniły z nazwy aż trzy niezależne od siebie źródła w IX wieku), a zatem plemienia później wiodącego w Polsce północnej, od którego wyStrona 36
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk wodzi się nazwa Polski i Polaków. Nazwa Polan w znaczeniu ogólniejszym, jako ogół poddanych pierwszych władców piastowskich, pojawiła się w źródłach dopiero na przełomie X i XI wieku, gdy założone przez władców polańskich państwo zdecydowanie wkro71 czyło na arenę dziejów. Szybkość jednak, z jaką nomenklatura "polańska" czy "polska" począwszy od tej chwili rozpowszechnia ła się, całkowicie wypierając wcześniejsze określenia (zob. niżej) zdaje się dowodzić, że musiała ona powstać wcześniej, już w ciągu X stulecia i obowiązywać niejako na użytek wewnętrzny. Pomimo tego trudno nie przyznać, że jak na domniemane znaczenie Polan nazwa ich stosunkowo późno się pojawiła, co można tłumaczyć albo tym, że Polanie uprzednio ukrywali się pod jakąś inną nazwą (np. Lędziców/Lędzian), albo że uprzednio, powiedzmy w połowie IX wieku (gdy zbierał informacje Geograf Bawarski), byli plemie niem mniej znacznym, drugorzędnym, ustępującym pod względem liczebności i znaczenia nie tylko Wiślanom, ale także swoim wschodnim sąsiadom - mieszkańcom żyznych Kujaw, występującym u Geografa Bawarskiego zapewne pod nazwą Goplan (Glopenni), od nazwy jeziora Gopło, a z ośrodkiem w Kruszwicy. Nie jest wykluczone, że w polskiej tradycji dziejopisarskiej zachowały się pewne głuche echa rywalizacji pomiędzy kruszwickimi Goplanami a gnieźnieńskimi Polanami, zwłaszcza jeżeli wraz z niektórymi uczonymi właśnie z tą rywalizacją łączyć będziemy znane nam już Gallowe podanie o gwałtownym obaleniu Popielidów i zastąpieniu ich przez Piastów. Siedziby pierwotnych Polan znajdowały się w późniejszej Wielkopolsce, z centrum nad środkową Wartą i z głównymi ośrodkami w Gnieźnie, Poznaniu, na Ostrowie Lednickim i w Gieczu. Mazowszan i Pomorzan nie wymieniło z nazwy żadne źródło przed XI wiekiem, w związku z czym niektórzy uczeni są wręcz zdania, że nie były to właściwe plemiona, poprzedzaiące istnienie państwa polskiego, lecz jednostki wtórnie, później wyodrębnione w ramach państwa piastowskiego. Należy jednak przychylić się do tezy przeciwnej, uznającej starodawność dwóch wymienionych plemion. O ile nazwa Pomorzan, jak wspomniałem, jest stosunkowo późna, o tyle źródła z IX-X wieku wymieniają, jak się wydaje, kilka mniejszych plemion wchodzących w skład nadrzędnego pojęcia "Pomorzanie". Chodzi tu zwłaszcza o Pyrzy= czan w rejonie Pyrzyc oraz Wolinian na wyspie Wolin wraz z zapleczem lądowym, choć kto wie, czy Wolinianie (z którymi wiele kłopotów miał potem Mieszko I) nie byli już raczej plemieniem wieleckim, a nie pomorskim. Wiele wskazuje na to, że już w IX wieku na ziemiach wschodniolechickich doszło do próby stworzenia ponadplemiennej organizaeji politycznej, wyprzedzającej późniejszą inicjatywę polańskiclh Piastów. Według wszelkiego prawdopodobieństwa inicjatywa ta wyszła od małopolskich Wiślan. Ziemie Polski południowej były od dawna (co najmniej od okresu wpływów rzymskich, tzn. pierwszych wieków naszej ery) znacznie bardziej, w porównaniu z Polską północną, zaawansowane w rozwoju cywilizacyjnym. Warunki naturalne (gleby, mniejsze zalesienie terenu, bogactwa naturalne) także bardziej sprzyjały człowiekowi niż na lesistych i bagiennych terenach Polski środkowej i północnej. Wreszcie oddziaływania obcych centrów politycznych i kulturalnych (Ruś, Bizancjum, Niemcy, Morawy) na południu były znacznie silniejsze niż wobec znajdujących się długo w naturalnej i politycznej izolacji ziem polańskich. Zapewne około lat 875-880 Małopolska i Śląsk znalazły się w obrębie, a przynajmniej w sferze silnych politycznych wpływów państwa morawskiego - ówczesnej potęgi w skali środkowoeuropejskiej, później zaś - w X wieku - czeskiego, podlegając przez pewien czas oddziaływaniom z południa (także w zakresie chrystianizacji), których jednak, wbrew często pojawiającym się odmiennym opiniom, nie należy przeceniać i o których przyjdzie nam jeszcze w niniejszej książce podyskutować. "PodStrona 37
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk bój" Małopolski przez Świętopełka morawskiego sprawił, że Wiślanie stracili dość, jak się wydaje, realną szansę skupienia wokół siebie innych ziem wschodniolechickich (polskich) i objęcia roli hegemona na północ od Karpat i Sudetów. Tymczasem nie zagrożone z zewnątrz, ale niestety pozostające w głębokim cieniu źródeł, rozwijało się gnieźnieńskie państwo pierwszych (przed Mieszkiem I) Piastów. Są uczeni, którzy dopatrują się w "karierze" Polan nawet efektu jakiejś współpracy czy aliansu pomiędzy Piastami a władcami Moraw. Panowanie tych ostatnich, zdaniem tych uczonych, którzy nieco zbyt odważnie usiłują rozświetlić kulisy najwcześniejszyeh dziejów ziem polskich, sięgnęło bowiem aż pogranicza Śląska z Wielkopolską (strefa porzecza Baryczy i Obry), to zaś, że ekspansja morawska na tej rubieży właśnie się zatrzymała, jest - ich zdaniem - ważnym dowodem na to, że pod koniec IX wieku Wielkopolska była już skonsolidowana politycznie i postawiła skuteczną zaporę dalszej in73 wazji z południa. Niektórzy postąpili nawet krok dalej, dopatru jąc się w wyniesieniu do władzy Piastów ukrytej ręki Morawia którzy liczyli na osłabienie jedności polańskiej, stworzonej już przez ród Popielidów, lecz zawiedli się w swych rachubach, poni waż Piastowie jeszcze energiczniej prowadzili akcję skupiania w! kół siebie plemion Polski najpierw środkowej, następnie zaś tak mieszkających poza nią. Nie trzeba, jak sądzę, zaznaczać, że tego rodzaju wywody mają w zasadzie charakter spekulacyjny i mogą powoływać się jedynie na bardzo słabe przesłanki źródłowe. Trudno w książce poświęconej osobie i panowaniu Mieszka szczegółowo referować dyskuśje naukowe (lub wręcz nienaukov dywagacje), zmierzające do odtworzenia poprzedzających to pa nowanie faz dziejów ziem polskich. Czynimy to tylko w zakres niezbędnym do wyjaśnienia faktów i okoliczności panowania Mies ka I. Przypomnijmy sobie to, co jedyny nasz informator o przol kach Mieszka, Gall Anonim, potrafił (bądź: chciał) powiedzieć: Si mowit "trudem i wojną zdobył sobie rozgłos i chwalebną sław a granice swego księstwa rozszerzył dalej niż kto kolwiek przed nim". Lestek "dzięki czynom wojennym dorów nał ojcu w prawości i odwadze". Jedynie przy Siemomyśle, ojca Mieszka I, kronikarz nie wspomniał o przewagach wojenny< i podbojach; władca ten natomiast "pamięć przodków potroił uro dzeniem i godnością". Przyznajmy - bardzo niewiele informacji przekazał nam Gall Żeby może nieco konkretniej uchwycić zasięg państwa odziedzicz nego przez Mieszka po ojcu, sięgnijmy do źródła wprawdzie pó niejszego, bo pochodzącego z ostatnich lat panowania tego władc czyli regestu zwanego Dagome iudez (bliższe omówienie tego d kumentu w rozdz. XII). Opisuje on, jak wiemy, zasięg państwa polańskiego około 990 roku, ale pewne wnioski dotyczące czasó o trzydzieści lat wcześniejszych będzie można, jak sądzę, z ówcze nego przebiegu granic wyprowadzić. Mieszko I wraz z (drugą chrze ścijańską) żoną Odą oraz dwoma synami z tego małżeństwa (Mies szkiem i Lambertem) poczynili nadanie na rzecz Stolicy Aposto skiej, obejmujące "jeden gród w całości, zwany Schinesghe, : wszystkimi jego przynależnościami", to znaczy "państwo gnie nieńskie" z obszarami jeszcze nie uważanymi za ostatecznie przy należne do tego "państwa", ale już uzależnione przez Mieszka 74 wchodzące w skład jego państwa w szerszym znaczeniu tego poia. Granice "państwa gnieźnieńskiego ze wszystkimi jego przyależnościami" dokument określił w sposób następujący: uta ncipit aprimo latere logum, mare, re Pruzze usque in locum, qui dicitur Russe, fane Russe eztendente usque n Craccoa, ab ipsa Craccoa usque ad fluStrona 38
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk men Oddere recte in locum, qui dicitur Alemure, ab apsu Alemura usque in terram Milze, tak jak zaczyna się z pierwszego boku długie morze, granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś, i granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa, i od samego Krakowa aż do rzeki Odry prosto do miejsca, które nazywa się Alemure, i od samej Alemura aż do granicy Milczan, 75 et a fine Milze recte intrn Odde- i od granicy Milczan prosto w kierunku Odry et exinde ducente iuzta flumen i stąd prowadząc wzdłuż rz Oddera usque itz predictam Odry aż do wymienionej civitatem Schinesghe grodu Schinesghe Co zdanie, co słowo nawet, to problem naukowy, dlatego zdecydowałem się odnośny tekst źródła wyjątkowo przytoczyć także w języku oryginału, tzn. w łacinie. Są też zgoła zagadki - przede ; wszystkim ta, dzisiaj wprawdzie uchodząca za rozwiązaną, dawnieJ ' jednak dzieląca uczonych: co znaczy "gród" (civitas) Schitesghe. Część uczonych uważała, że może ona oznaczać tylko Szczecin, a opisana granica państwa Mieszkowego obejmowałaby "zewnętrzne" jego granice, zaczynając się i kończąc w Szczecinie. Cóż, kiedy Szczecin w końcu X wieku nigdy poza tym nie wystąpił w jakimkolwiek źródle i odgrywał rolę podrzędną, nie mogąc równać się np. z Wolinem, a poza tym dlaczego Szczecin właśnie miałby stanowić punkt centralny Mieszkowego państwa. Do dziś nie ustalono definitywnie, co oznacza nazwa Alemure, -a; najczęściej przyjmuje się, że jest to morawski Ołomuniec. Pozostałe nazwy "w zasadzie" są czytelne: Prusy, Ruś, Kraków (w znaczeniu raczej pars pro toto, czyli ziemi krakowskiej). Omawianie i dyskutowanie dalszych, niebagatelnych kwestii związanych z Dagome iudex odkładamy oczywiście do jednego z dalszych rozdziałów, w tym miejscu ;edynie zauważmy, że Kraków (ziemia krakowska) niewchodziła w skład państwa Mieszka I około 990 roku, podobnie jak nie wchodziły doń (co oczywiste) Prusy i Ruś. Jeżeli nie wchodziły w 990 roku, to zapewne nie wchodziły również 30 lat wcześniej, skoro nic nie wiadomo, by Mieszko I w ciągu swego panowania kraj ten utracił. Istotnie, niemal do końca X wieku Polska południowa, to znaczy Małopolska i Sląsk, należały do Czech. Nie wiemy, kiedy rozpoczęło się czeskie panowanie w tych dzielnicach. Nie należy jednak sądzić, że władcy czescy niejako automatycznie weszli w posiadanie Sląska i Małopolski w następstwie Wielkich Moraw, po upadku tego państwa na początku X wieku w rezultacie klęski zadanej mu przez Węgrów. (Zresztą, podkreślmy, panowanie morawskie pod koniec IX i na początku X wieku w Polsce południowej, aczkolwiek prawdopodobne, nie należy do faktów ustalonych 76 w sposób bezwzględny, musi pozostać hipotezą). W przeciwieństwie do tego panowanie czeskie w Małopolsce i na Sląsku w drugiej połowie X wieku nie może budzić wątpliwości. Pamiętamy, jak wyraźnie Ibrahim ibn Jakub podkreślał przynależność Krakowa do Czech, władcę czeskiego określając wręcz jako "króla Pragi, Czeeh i Krakowa". Późny wprawdzie, bo z 1086 roku, sfałszowany wówczas, ale niewątpliwie oparty na tekście autentycznym, a zatem wiarygodny w sensie merytorycznym, tzw. dokument praski, opiStrona 39
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk sujący granice powstałego w 973 roku biskupstwa praskiego, w następujący sposób opisuje północne granice tego biskupstwa: Następnie na północ te są granice: Pszowianie, Chorwaci i drudzy Chorwaci, Slężanie, Trzebowianie, Bobrzanie, Dziadoszanie, aż do środka lasu, którym otoczone są granice Milczan. Stąd na wschód te rzeki ma za granice: Bug i Styr z grodem Krakowem i prowincją, której nazwa jest Wag, z wszystkimi krainami należącymi do wspomnianego grodu Kraków. Stąd rozszerzona dołączonym pograniczem węgierskim ciągnie się aż do gór, których nazwa jest Tatry. Niezależnie od tego, czy granice biskupstwa praskiego w drugiej połowie X wieku istotnie miały na północy tak imponujący zasięg czy też w cytowanym dokumencie mamy do czynienia wyłącznie z pretensjami biskupów tej stolicy z czasu powstania falsyfikatu (koniec XI wieku), na ogół przyjmuje się w nauce, że tak dokładne określenie rzekomych północnych granic biskupstwa nie mogło zostać przez fałszerza po prostu wymyślone. Uważa się, że przytoczony opis odzwierciedla zasięg terytorium albo przynajznniej obszaru bezpośrednich wpływów politycznych w okresie wielkomorawskim (przełom IX i X wieku) albo - czeskich przed włączeniem południowej Polski w skład monarchii piastowskiej. Wreszcie mamy świadectwo bezpośrednie. Kosmas z Pragi (on, dodajmy, przytoczył w swojej kronice omawiany przed chwilą tekst dokumentu praskiego") w innym zupełnie miejscu swego dzieła, w związku z objęciem tronu praskiego przez Bolesława III (999-1003), stwierdził, iż "polski książę Mieszko, nad którego nie było podstępniejszego człowieka, wnet zabrał podstępem miasto Kraków zabiwszy mieczem wszystkich Czechów, których tam znalazł". Wprawdzie w 999 roku Mieszko I od siedmiu lat już nie żył, i Kosmas najwyraźniej pomylił go z Bolesławem Chrobrym, ale zdaniem 77 niektórych uczonych (m.in. Gerarda Labudy) w tym akurat miejs Kosmas pomylił się nie co do osoby księcia polskiego, lecz co daty opanowania przez Polaków Krakowa. Pomyłka wynosi 10 lat - Mieszko I zajął zatem Kraków w 989 roku. Zobaczymy w je nym z kolejnych rozdziałów, źe data ta jest dobrze uzasadniona. W 990 roku, jak wynika z danych zawartych w kronikach Thit mara i tzw. Mnicha Sazawskiego, który uzupełniał i kontynuow kronikę Kosmasa z Pragi, Mieszkowi I udało się także wydrz Czechom Śląsk. Było to zakończenie procesu łączenia wszystki ziem "polskich" (wschodniolechickich) w jeden organizm pań; wowy, zapoczątkowanego przez przodków Mieszka I. Co prawda, pojawiają się niekiedy w nauce głosy kwestion jące czeską przynależność Małopolski i Śląska w X wieku lub d puszczające jedynie bardzo krótkie, epizodyczne, rozłączenie ty ziem z resztą ziem polskich. Nie wydaje się to uzasadnione, gd przytoczone wyżej świadectwa źródłowe, poświadczające zwłaszc czeską przynależność Krakowa, są trudne do podważenia. Trzeba więc przyjąć, że Mieszko, obejmując rządy, nie włać Polską południową, może jedynie wschodnią jej częścią, zamie: kałą według wszelkiego prawdopodobieństwa przez Lędzian. J sam bowiem fakt, że zarówno Rusini, jak również niektóre izi ludy "wschodnie" nazwę tego granicznego plemienia wcześnie rc szerzyły na całość plemion wschodniolechickich, nazywając Polaków Lachami (Ruś), Lengyel (Węgrzy) czy Lenkas (Litwini), bą Lendzanenoi (Bizancjum), można rozumieć w tym sensie, że rycl zostali oni włączeni do państwa piastowskiego. Wprawdzie państi to, bez ziemi krakowskiej i Śląska, ale z terytorium Lędzian, mi łoby dość dziwny, wydłużony na osi północny zachód - połu niowy wschód kształt, ale wykluczone to nie jest. Niestety, główny argument pozytywny, zawsze przytaczany na poparcie tezy o r chłym rozciągnięciu państwa wczesnopiastowskiego ku południowemu wschodowi, okazuje się niepewny. Argumentem tym jest wzmianka najstarszego rocznika (latopisu) ruskiego, zwanego Powieści lat minionych (lub Kroniką Nestora), zanotowana pod z kiem 6490 (według ery od początku świata), co odpowiada roko Strona 40
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk 981 w naszej rachubie: Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich, Pr: Czerwień i inne grody, które są i do dziś dnia pod Rusią, ,rą zwykle rozumiano w ten sposób, że Włodzimierz kijowski #brał Polakom (Lachom) tak w nauce polskiej nazywane Grody erwieńskie (odzyskał je następnie na krótko Bolesław Chrobry 1018 roku, odpadły ponownie w czasach Mieszka II). Nie jest jednak, jak wykazał Gerard Labuda, interpretacja konieczna, że wyprawa Włodzimierza z 981 roku mogła kierować się przeciw "Lachom" w ściślejszym, plemiennym słowa tego znaczeniu, #li Lędzianom, pozostającym jeśzcze pod zwierzchnictwem czes-kim. Jeżeli więc ktoś poza Lędzianami był dotknięty akcją ruską, wcale nie Piastowie, lecz czescy Przemyślidzi, o ile nie jest przeiną opinią, że strefa ich bezpośrednich wpływów politycznych #czywiście sięgała tak daleko na północny wschód. Wynika stąd, pogląd o przynależności Małopolski Wschodniej do państwa :eszkowego opiera się na kruchych podstawach. Nie należało do tego państwa w chwili obejmowania stolca ksiącego przez Mieszka I także Pomorze, chyba że wschodnie, jako że słychać o walkach Mieszka w tej części dzielnicy pomorskiej. alki koncentrowały się na Pomorzu Zachodnim, można powieieć, że wypełniały one znaczną część rządów Mieszka I i stano:ły jeden z głównych problemów tego panowania. Podobnie Zieia Lubuska została zapewne dopiero przez Mieszka zdobyta. W tam razie pozostaje wniosek, że Siemomysł przekazał Mieszkowi oprócz rozszerzonego terytorium Polan Polskę środkową (Kujay, Łęczyca i Sieradz) i prawdopodobnie Mazowsze (skoro za paiwania Mieszka nic nie słychać o walkach o wymienione dzielce). Zdaniem zmarłego przed kilkoma laty wybitnego mediewisty poznańskiego, Henryka Łowmiańskiego, przedmieszkowe fazy procesu konsolidacji ziem polskich przedstawiały się następująco. Panowanie Siemowita, przypadające według wszelkiego prawdopodobieństwa na schyłek IX i ewentualnie także początek X wieku, objęcie granicami państwa Piastów całego ob:aru Polan. Nie jest wykluczone zresztą, że takie terytorium Siemowit obejmował już po obalonych Popielidach. Tylko bowiem konsolidacją państwa polańskiego można, zdaniem Łowmiańskiego, wytłumaczyć zatrzymanie się ekspansji wielkomorawskiej u graic Wielkopolski. "Największym zdobywcą w historii Piastów" przed Mieszkiem I był Lestek, syn Siemowita, który dokonał więk79 szości dzieła jednoczeniowego. Pod koniec panowania skupił w swym ręku oprócz terytorium Polan: ziemie Goplan (czyli Po skę środkową), Mazowsze i kraj Lędzian (prof. Łowmiański op wiedział się zatem za wczesną przynależnością tego terytoriu Ekspansja Polan za Lestka miała więc charakter wschodni i w czerpała już realnie istniejące wówczas możliwości w tym sensi że objęła w tym kierunku całość plemion wschodniolechickich. S Lestka, Siemomysł, skierował zatem ekspansję na północ, przył czając do swego państwa przynajmniej część Pomorza (Pomor Wschodnie?). Kierował się bez wątpienia także względami gospo darczymi - chęcią zapewnienia sobie dostępu do Bałtyku i czer pania korzyści z handlu morskiego. Prawdopodobnie miał na uwa dze także możliwości ekspansji zachodniej - na Połabie. Mieszko I, obejmując zapewne około 960 roku tron książęcy po ojcu, miał pod swoją władzą prawie dwie trzecie terytorium za mieszkiwanego przez plemiona polskie. Równocześnie, poczynając od połowy X wieku, zaczynała pękać dotychczasowa dość szczeln izolacja piastowskiego państwa od świata zewnętrznego. Na Połab szczyźnie ukształtował się silny związek plemienny Luciców/WiE letów, aktywnie i destrukcyjnie oddziałujący na wszystkie stron; Nabierało znaczenia pod rządami Bolesława I (zm. 972) państwo czeskie, obejmujące, jak już wiemy, także południowe ziemie po: Strona 41
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk skie. Pojawiały się konflikty z pogranicznymi władcami niemiec kimi, a sama Rzesza Niemiecka pod energicznymi rządami Ottona śtała się pierwszej rangi czynnikiem politycznym w Europie. Ruś niebawem sięgnie po Grody Czerwieńskie... Państwo, nad którym władzę objął Mieszko I, stało przed n' lada jakimi wyzwaniami. 80 Rozdział VII ROK 963? Znak zapytania w tytule tego rozdziału jest konieczny, najstarsza bowiem data roczna w histor Polski, stanowiąca przedmiot te o rozdziału, została w nowszej polskiej historiografii zakwestionowana. Jeżeli okazałoby się to słuszne, najstarszą datą byłby rok 965 - przybycie czeskiej Dąbrówki do Polski i sojusz polsko-czeski. Jak zwykle, najpierw trzeba oddać głos źródłom. Źródłem w tym przypadku "numer jeden", współczesnym opisywanym wypadkom, są "Dzieje saskie" Widukinda z Korbei (ks. III, rozdz. 66 i 67) : W chmana Drugie świadectwo jest znacznie krótsze: to wzmianka w kronice Thietmara z Merseburga (ks. II, rozdz.14): Gero margrabia wschodnich ludów pesd# #az zch t dcesarza Łużyczan i Słupian, a także danymi. 81 Mieszko I Tak więc komes Gero, dobrze pamiętając przysięgi 1 gdy widział że został on oskarżony, odesłał go do barbarzyń' odebrał. Przez nich chętców, od których go [przedtem) h w a 1 k a c h n a nie przyjęty, natarł w częstyc y dalej w głębi mieszkających barbarz ńców. Króla I Vlieszka którego władzy podlegali Słowianie zwani Lici, , ą caviki, pokonał za dwoma nawrotami, jego brata zabił wielk zdobycz mu zabrał. W tym samym czasie komes Gero potężnie zwyciężył Słowian zwanych Łużyczanami i przymusił do pełnej niewoli, jakkolwiek sam odniósł ciężką ranę, stracił bratanka, męża najlepszego, oraz innych bardzo licznych szlachetnych mężów.
Teraz trzeba dokonać krótkiej choćby prezentacji dwóch nie mieckich aktorów tych wydarzeń. Najpierw przedstawimy Gerona. Wybitna to postać na sceni wschodnich Niemiec X wieku. Pochodził z szlachetnego rod wschodniosaskiego, którego rodowe (alodialne) posiadłości położo; ne były na wschodnim pogórzu Harzu (Frose i Gernrode). W roku, 937 Otton I powierzył Geronowi sprawowany uprzednio przez jego brata Zygfryda urząd legata w Saksonii i zwierzchnictwo nad granicami tego kraju, zwłaszcza słowiańskiego pogranicza na wschodzie. Kompetencje Gerona rozciągały się na większą część terytoriów ludów połabskich między Salą i Łabą a Odrą, od Czech na południu po marchię Hermana Billunga, obejmującą ziemie obodrzyckie, na północy. Geron rychło wyrósł na głównego eksponenta niemieckiej polityki na wschodzie i najważniejszego pomocnika Ottona I na tym terenie. Wobec Słowian był bezwzględny, czego dowiódł już w 939 roku podstępnym wymordowaniem 30 wielmożów wieleckich zaproszonych na ucztę. Miało to zapobiec Strona 42
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk przygotowywanemu powstaniu ludów słowiańskich przeciw narzuconemu im nie tak dawno panowaniu niemieckiemu. Wrażenie tego czynu było podobno tak wielkie, że w roku następnym wszystkie plemiona słowiańskie aż po Odrę podporządkowały się bez walki Niemcom i zobowiązały do płacenia trybutu. W 954 roku Geron ujarzmił powstających przeciwko Niemcom Wkrzan na północnym Połabiu, a w roku następnym odegrał ważną rolę w tłumieniu przez Ottona I wielkiego powstania Obodrzyców i Wieletów, przyczyniając się do decydującego zwycięstwa niemieckiego nad rzeką Rzekienicą (Recknitz). Wspomniana przez Widukinda i Thietmara wyprawa w roku 963 była już ostatnim czynem Gerona na wschodnim pograniczu. Ciężko ranny w toku kampanii na Łużycach, straciwszy w tych walkach bratanka i wielu wojowników, po wyleczeniu się z ran udał się jeszcze w tymże 963 roku z pielgrzymką do Rzymu, gdzie na grobie apostołów Piotra i Pawła miał jakoby złożyć broń na znak wycofania się z życia politycznego. Zmarł 20 maja 965 roku, został pochowany w założonym przez siebie żeńskim klasztorze w Gernrode. Czyżby postępek Gerona był prototypem podobnego "wyczynu"opisanej przez mistrza Wincentego Kadłubka śmiertelnej uczty na dworze Pompiliusza II/Popiela; za namową - jak pamiętamy z opowiadania Długosza - niemieckiej żony? 82 Jest to postać trudna do jednoznacznej oceny, zwłaszcza gdybyśmy chcieli zastosować do owej twardej epoki nasze normy moralne: zbrodni 939 roku nigdy mu historia, zwłaszcza ludów słowiańskieh, nie zapomni. Najnowsza nauka niemiecka zauważyła, że przekonanie o bezwzględnej wierności Gerona wobec Ottona I, który w dokumentach nazywał go oster ailectus ("nasz ukochany") i fidelis marchio ("wierny margrabia"), niezupełnie odpowiada rzeczywistości, skoro w czasie powstania syna królewskiego Liudolfa przeciwko Ottonowi Geron otrzymywał w 951 roku od rebelianta jakieś nadania i skoro, co ma związek już bezpośredni ze sprawami Mieszka I, udzielał pomocy banicie Wichmanowi. Thiet83 mar z Merseburga nie odmówił wszakże Geronowi miana "obrońcy ojczyzny" (defensor patriae). Graf Wichman był postacią zupełnie innego wymiaru, po prostu awanturnikiem, nie mogącym znaleźć swojego miejsca w feudalnym społeczeństwie niemieckim. Na scenie historycznej była to postać drugo- czy nawet trzeciorzędna, raczej przez przypadek związana z najdawniejszymi źródłowo poświadezonymi dziejami państwa polskiego. Pochodził co prawda z dobrej rodziny - z rodu Billungów, był bratankiem wspomnianego księcia saskiego Hermana Billunga i powinowatym zarówno samego Ottona I, jak i margrabiego Gerona. Niezbyt długie (urodził się zapewne w latach trzydziestych, poległ 22 września 967 roku) życie Wichmana było bardzo burzliwe, to że znamy je wyjątkowo jak na X wiek dokładnie (chciałoby się rzec: zbyt dokładnie w stosunku do rzeczywistej roli dziejowej przez Wichmana odegranej), zawdzięezamy kronikarzowi Widukindowi, który bliżej zainteresował się losami Wichmana, przedstawiając ich koleje w III księdze (rozdz. 23-69) swego dzieła. Około 953 roku wraz z bratem Ekbertem brał Wichman udział w niepomyślnej dla Ottona I wyprawie do Frankonii (w trakcie wspomnianej wojny domowej wszezętej przez królewicza Liudolfa), sprawując z ramienia stryja Hermana Billunga współdowództwo korpusu saskiego. Okrążony przez przeciwników w jakimś grodzie, przeszedł wraz z bratem do obozu rebeliantów, występując równocześnie przeciw stryjowi z oskarżeniem o zagarnięcie ojcowizny. Książę saski pokonał buntowników i ujął obu bratanków. Dzięki wstawiennictwu królewskiemu Wichman został jedynie oddany pod straż. W 954 lub na początku 955 roku zbiegł, ponownie połączył się z bratem i zbrojnie zaatakował Hermana. Ponownie pokonani, zdołali buntownicy ujść za Łabę do książąt obodrzyckich Nakona i Stojgniewa, znajdujących się Strona 43
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk w przededniu wojny z Sasami. Była to, z punktu widzenia niemieckiego, oczywista zdrada. W rozpoczętej wiosną 955 roku wojnie Słowianie początkowo powierzyli dowództwo Wichmanowi. Po pierwszych sukcesach Słowian, po zwycięstwie Ottona I nad Węgrami (sierpień 955 roku nad rzeką Lech w Bawarii) szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę niemiecką. W drugiej fazie wojny, zakońezonej, jak wiemy, klęską Słowian nad Rzekienicą, Wichman zdaje się nie odgrywał znaczniejszej roli. Uznani; wraz z Ekbertem, za wrogów państwa i pozbawieni majątku, uszli do Francji, gdzie przebywali około dwóch lat. Po wybuchu wojny Sasów z Redarami, głównym plemieniem Związku Wieleckiego (w 958 roku), Wichman potajemnie wrócił do Saksonii, przyłączając się do Redarów. W wyniku kolejnej wojny skierowanej przeciw Wiehmanowi, ten skapitulował, uzyskując od króla (dzięki pośrednictwu margrabiego Gerona i jego syna, którego żona była siostrą Wichmana) darowanie przewinień, zwrot ojcowizny oraz majątku żony. Również i to pojednanie nie miało się okazać trwałe. Pod nieobecność króla w Niemezech raz jeszeze sprzymierzony z Ekbertem Wichman zebrał drużynę i wszezął wojnę ze znienawidzonym stryjem Hermanem, po czym zbiegł do króla duńskiego Haralda Sinozębego, bezskutecznie usiłując nakłonić i jego do wojny. Spisek został ujawniony, część spiskowców - straeona, Wichman z Ekbertem ledwo uszli z życiem. Z tą chwilą postać Ekberta znika ze źródeł, na placu boju pozostaje już tylko Wichman. Sehronił się on u margrabiego Gerona, który, jak już wiemy z przytoczonej na początku niniejszego rozdziału relacji Widukinda, wysłał kłopotliwego powinowatego i banitę "do barbarzyńców, od których go [uprzednio] odebrał". O co tu chodziło? Nie chcąc dopuścić do wydania banity w ręce sprawiedliwości, Geron zapragnął najwidoczniej oddalić Wichmana z terenu Niemiec, zwłaszeza ze swojej rozległej marehii, gdyż w zasadzie był przecież zobowiązany do ujęcia zdrajcy. Zarazem chciał sprawić, by przez jakąś korzystną widocznie dla Niemców akcję wśród owych bliżej nie określonych "barbarzyńców" dać Wichmanowi być może szansę rehabilitacji i odzyskania łaski królewskiej. Kim byli ci "barbarzyńcy"? Na ogół identyfikuje się ich z Redarami, wśród których działał Wichman weześniej, około roku 958, bądź z Wolinianami, zajmującymi, jak wiadomo, siedziby u ujścia Odry, Gościnnie przez nich przyjęty, wraz z nimi miał teraz Wichman trapić najazdami jakichś tajemniczych "dalej w głębi mieszkających barbarzyńców". Następne zdanie zdaje się wyjaśniać, co to za dalej mieszkający "barbarzyńcy": Wichman miał dwukrotnie pokonać "króla" Mieszka (Misacam regem), o którym dotąd w kronice Widukinda nie było jeszeze mowy, dlatego kronikarz uznał za 85 stosowne wyjaśnić: "którego władzy podlegali Słowianie zwanj Licicaviki", zabić brata tego władcy i zabrać mu "wielką zdobycz". To, że rex Misaca (król Mieszko) był naszym Mieszkiem I, nie jest już od dawna sporne w nauce. Dziwnie jakoś: Licicaviki, okreś; leni zostali jego poddani - do sprawy owych Licicavików powró: cimy za chwilę. Na razie wypada zapytać, kiedy opisywane wyda: rzenia nastąpiły. Widukind niestety nie podaje tej daty wprost. O Wiehmanie i jego dalszych walkach z Polanami Mieszka I będzie jeszcze pisał w dalszych rozdziałach i my także do nich będziemy jeszcze musieli wrócić. Data śmierci Wichmana, znana dokładnie (22 września 967 roku), wyznacza terminus ad quem (znaczy to tylko, że omawiana tu wojna z Mieszkiem I musiała być od tej daty wcześniejsza). W przytoczonym przez nas następnym (67) rozdziale, donosi jednak Widukind, że "w tym samym czasie" (eo quoque tempore) komes Geron pokonał Łużyczan. Także i w tym wypadku Widukind nie podał daty, ale przytoczony zwrot dowodzi, że przynajmniej, zdaniem kronikarza saskiego, wyprawa Gerona przeciw Łużyczanom była równoczesna z wyprawami Wichmana przeciwko Mieszkowi. Tak się składa, że wyprawa Gerona przeciw Łużyczanom wspomniana została w innym zupełnie źródle, tak zwanej Kontynuacji (kroniki) Reginona, pióra późniejszego arcybiskupa magdeburskiego Adalberta i umieszczona tam wyraźnie pod Strona 44
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk rokiem 963. Pozwala to datować wspomniane przez Widukinda wojny Wichmana z Mieszkiem także na ten rok. Mielibyśmy zatem źródłowe potwierdzenie najwcześniejszego wydarzenia związanego z dziejami państwa polskiego. Piszemy o "wojnach Wichmana", gdyż tak właśnie ujmował te wydarzenia kronikarz Widukind, ale nie zapominamy o proporcjach: nie ulega wątpliwości, że rola samego Wichmana była tu podrzędna. Już wcześniej, gdy wypadło mu działać wśród Obodrzyców, ci chętnie posłużyli się jego doświadczeniem i wykorzystali nienawiść żywioną do księcia saskiego, bynajmniej jednak nie po= wierzyli mu dowództwa. Wataha takich jak on sam awanturników czy wręcz banitów nie mogła być zbyt liczna, jeżeli liczyła kilkadziesiąt osób, to dużo, nie ona mogła decydować o wyniku bitew z wojownikami Mieszka I, o których już wkrótce Ibrahim ibn Jakub wyrazi się tak poehlebnie. Przeciwnikami Mieszka byli przede 86 wszystkim owi "barbarzyńcy", z którymi Wichman współdziałał. byli nimi, jak wiemy, Redarowie - główne plemię silnego Związku Wieleckiego (Lucickiego) lub Wolinianie - plemię zapewne wówczas także w jakiś sposób stowarzyszone ze Związkiem Wieleckim. Wydaje się, że nawet roli podżegacza czy inicjatora nie można w tym przypadku Wichmanowi przypisać. Prawdopodobnie Geron posłał go właśnie do tych Słowian, którzy mieli własne porachunki z księciem polańskim. Czujny margrabia pilnie śledził to wszystko, co działo się na powierzonym mu przez króla pograniczu. Nikt nie wątpił w wiarygodność omawianej relacji Widukinda, pomijając nadmierne wyeksponowanie przezeń roli Wichmana, natomiast wielką dyskusję naukową wywołała przytoczona wyżej, bezpośrednio po relacji Widukinda, lakoniczna informacja Thietmara. Przypominam: Thietmar przemilcza tu w ogóle postać VVichmana i "jego" wojnę z Mieszkiem, natomiast potwierdza zwyeięstwo Gerona nad Łużyczanami (dodając wszakże, że podbił także i Słupian) i stwierdza fakt nie znany Widukindowi, iż Gero, oprócz Łużyczan i Słupian poddał zwierzchnictwu cesarza (imperiali subdidit dicioni) "także Mieszka wraz z jego poddanymi". Niestety, żadnych bliższych informacji, np. na temat okoliczności narzucenia Mieszkowi tego zwierzchnictwa czy jego warunków, biskup merseburski nie udzielił. Wiemy jednak, że kilka lat później rzeczywiście Mieszko I występował w charakterze władcy podporządkowanego Ottonowi I. Otóż tenże Widukind, opisując pod rokiem 967 przebieg drugiej wojny Mieszka I z Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami, nazwał władcę polańskiego "przyjacielem cesarza" (amicus imperatoris). Analiza znaczenia takiej tylulatury, wielokrotnie podejmowana w nauce polskiej, pro" wadzi do wniosku, że "przyjacielem cesarza w ówczesnych warunkach mógł być władca związany z nim jakimś układem i wspólnie z nim realizujący jakieś polityczne cele. Wreszcie Thietmar, opisując wyprawę margrabiego Hodona przeciw Mieszkowi I w 972 roku napisał, że Mieszko płacił cesarzowi "trybut aż do rzeki Warty i był "wierny cesarzowi" (Misecoem imperatori fidelem tribumque usque itz Vurta fluvium solventem). Na razie odkładamy sprawę zasięgu owego trybutu (co to znaczy: "aż do rzeki Warty"?); 87 wkrótce zresztą i tak do niej wrócimy. Przytoczone dwa niepod rzane w swej wiarygodności świadectwa źródłowe potwierdzają istnienie nierównorzędnego sojuszu pomiędzy Ottonem a Mieszkiem I, który z niemieckiego punktu widzenia był postr; gany jako podporządkowanie władcy polańskiego królowi Niemi Thietmar w dyskutowanej notatce związanej z wydarzeniami roku jako jedyny informuje o nawiązaniu tego stosunl Dlaczego sprawa wywołała tyle wątpliwości? Przez długie dziesięciolecia nikt jakoś nie kwestionował informacji. Poważne wątpliwości zgłosił dopiero na kilka lat przed drugą wojną światową Kazimierz Tymieniecki, dyskwalifiku; w rezultacie informację Thietmara. Zdaniem Tymienieckiego Th Strona 45
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk tmar padł ofiarą własnej pomyłki, po prostu nieuważnie, niec kładnie streścił oclnośne fragmenty rozdziałów 66 i 67 III księgi Dziejów saskich Widukinda, to znaczy zrozumiał je tak, jak gdy nie Wichman ze sprzymierzeńcami, lecz Geron pokonał Mieszl wobec czego sam już sobie wykombinował, że widocznie w rezi tacie tych zwycięstw "poddał zwierzchnictwu cesarskiemu [ Mieszka wraz z jego poddanymi". Profesor Tymieniecki nie wszystkich przekonał. Proste i jas (choć rzeczywiście dość ogólnie sformułowane) świadectwo Thit mara trudno tak po prostu ocirzucić jako niewiarygodne tylko dl tego, że wykracza poza dane Widukinda, tym bardziej że - j zaznaczyłem - późniejsze nieco dane tak Widukinda, jak Thietri ra istotnie poświadczają istnienie porozumienia niemieek -polańskiego o charakterze, jak się dowiadujemy ze wzmiar Thietmara pod rokiem 972, trybutarnym. Z uczonych, którzy nać stali na stanowisku wiarygodności omawianej informacji Thietzr ra, oprócz uezonych niemieckich, wymieniłbym Zygmunta Wojci chowskiego, Mariana Zygmunta Jedlickiego i Józefa Widajewic; Zwróeono uwagę na to, że Thietmar nie korzystał z dzieła Wid kinda w sposób mechaniczny, lecz wybiórczy, że "epopea Wichm na" wcale go nie interesowała, gdyż słusznie uważał ją za pozb wioną większego znaczenia z punktu widzenia całej Rzeszy, wreszcie przy opisywaniu stosunków polańsko-niemieckich z cz sów Mieszka I i Ottona I (któryeh urodzony w 975 roku kronika nie mógł znać bezpośrednio) mógł korzystać z innych, poza Wid kindem, danych, np. relacji świadków tych wydarzeń. W związku z wspomnianą wyprawą Hodona z 972 roku kronikarz wyraźnie wierdził, że brał w niej udział jego własny ojciec, Zygfryd (graf Walbeck), który zmarł w 991 roku i mógł młodemu Thietmarowi iejedno opowiedzieć zarówno o tej bitwie, jak również, być może,. wydarzeniach wcześniejszych. Jest to oczywiście tylko możliwość, le taka, którą trzeba mieć na uwadze przy ocenie kompetencji wiarygodności inkryminowanej relacji Thietmara. Śladem Tymienieckiego podążył konsekwentnie Gerard Labua, ostrze polemiki kierując zwłaszcza przeciw Józefowi Widajewizowi, a później - Henrykowi Łowmiańskiemu. Istotnie, ostatni .wymienionych uczonych spróbował nowych dróg w celu wyka= ania wiarygodności kwestionowanej przez Tymienieckiego i Labudę informacji Thietmara. Zdaniem Łowmiańskiego, Thietmar ,bsolutnie się nie pomylił, pomylił się Widukind, a może nawet -e on, lecz nowożytni uczeni, wprowadzeni nieświadomie przez Widukinda w błąd. Spójrzmy raz jeszcze na przytoczony na stronie 81 cytat z dzieWidukinda. Zwróćmy, w ślad za Łowmiańskim, uwagę na zda= nie wyróżnione spacją. Tylko ono, zdaniem Łowmiańskiego, odnosi się do Wichmana, natomiast zdanie pierwsze (w sposób oczywisty): jak więc komes Gero...", oraz trzecie ("Króla Mieszka...")b Gerona. Dotyczące Wichmana drugie zdanie ("Przez nich [tzn: barbarzyńców" - Redarów lub Wolinian] chętnie przyjęty, natarł a częstych walkach na dalej w głębi mieszkających barbarzyńców") stanowi w t r ę t w narrację odnoszącą się do Gerona, może #erwotnie była to nota marginalna (glosa), włączona później dość# echanicznie do tekstu głównego, co przy niezaznaczeniu faktu #any osoby mogło doprowadzić do nieporozumienia. O ile koniektura (domniemanie) Łowmiańskiego byłaby słusz= na trzeba by przyjąć, że: 1) Mieszka i Licicavików" w dwóch " paniach czy starciach pokonał nie Wichman, lecz Geron; _ wcale nie wiadomo, czy Wichman w 963 roku w ogóle walczył z Mieszkiem, gdyż "dalej mieszkającymi barbarzyńcami" wcale musieli (choć mogli) być poddani Mieszka, lecz na przykład zyci lub Wkrzanie. Geron zatem, zdaniem Łowmiańskiego, onał Mieszka (nie jest wykluczone, że pomocna mu w tym była Strona 46
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ersja" Wichmana i jego sojuszników) i w rezultacie zwycięa narzucił mu zwierzchnictwo niemieckie wraz z trybutem.
Zdecydowanie przeciw tezie Łowmiańskiego wystąpił Gerard Labuda, rozwijając argumenty przedstawione w większości już w pracy ogłoszonej w 1946 roku. Pomyłkę Thietmara uważa La; buda za bezdyskusyjną. Nie sądzę, by można było zgodzić się ze znakomitym historykiem. Kontynuator Reginona (Adalbert z Tre wiru) pod rokiem 963 wspomina o podboju Łużyczan przez Niem: ców, potwierdzając tym samym i datując odnośną informację Widukinda. Już jednak osoby Gerona Adalbert tu nie podaje; z jego wzmianki nie wiadomo, komu Niemcy zawdzięczali ten sukces. Jeżeli Adalbert, pisze G. Labuda, "zauważył podbój pogranicznego plemienia Łużyczan, z którym Niemcy od dawna byli w kontakcie, to jakże by mógł nie dostrzec o wiele bardziej ważkiego wydarzenia, jakim musiałoby być pokonanie księcia Polan Mieszka, i jeżeli byśmy mieli wierzy‚ Thietmarowi, poddanie go pod jarzmo króla nieznieckiego?" (podkr. G. L.). Otóż niewykluczone, że Adalberta sprawy łużyckie bardziej interesowały, gdyż dotyczyły obszaru już od pewnego czasu przez Niemców penetrowanego i należącego niewątpliwie do obszaru planowanej od 962 rflku, choć urzeczywiśtnionej dopiero w 968 roku metropolii magdeburskiej (której Adalbert z Trewiru był pierwszym pasterzem). Poza tym nie ma żadnej koniecznej potrzeby by przyjmować, że: 1) Geron pokonał Mieszka zbrojnie, 2) nawiązanie przez Mieszka I (czy narzucenie mu) stosunku podporządkowania wobec Ottona I nastąpiło w tymże 963 roku, to znaczy w roku wyprawy łużyckiej Gerona i ewentualnej wyprawy "polańskiej" Wichmana i jego sojuszników (bądź również Gerona, jeżeli przyjąć konstrukcję badawczą Łowmiańskiego). Oto co w wywodzie profesora Labudy budzi pewne wątpliwości. Po pierwsze (ale do tego szczegółu nie przywiązywałbym nadmiernej wagi) wcale nie wynika koniecznie z Widukinda, że owi "dalej mieszkający barbarzyńcy", których miał gnębić Wichman, mieszkali na wschodzie, to znaczy byli poddanymi Mieszka. Była już o tym mowa; Widukind w tym zdaniu nie precyzuje kierunku. Po drugie Labuda nie dopuszcza myśli, że w 963 roku margrabia Geron miałby być tak aktywny - pokonać Łużyczan (i Słupian) w ciężkich walkach, które kosztowały Niemców wiele strat (poległ, jak wiemy, bratanek Gerona, a on sam został ciężko ranny), oraz "dwukrotnie wyprawić się na Mieszka za Odrę". "Musielibyśmy przyjąć, że w roku 963 Geron zorganizował aż trzy wyprawy, z których dwie co najmniej musiały przekroczyć rzekę Odrę. Kto jest jako tako obznajomiony z techniką prowadzenia wojen w tamtych czasach, zgodzi się, że jest to przedsięwzięcie zgoła niewykonalne". Otóż ani Thietmar, ani Widukind nie twierdzą, że przeciwko Mieszkowi i jego "Licicavikom" prowadzono w lub około 963 roku (Łowmiański był skłonny pokonanie Mieśzka i nawiązanie sojuszu z Niemcami datować na 964 rok, po wyleczeniu się Gerona z ran .kampanii łużyckiej i pielgrzymce do Rzymu zimą 963 roku) dwie wojny czy kampanie wojenne. Mowa jest jedynie o dwóch klęskach zadanych wojskom polańskim, które mogły nastąpić przecież .w trakcie jednej i tej samej kampanii. Z drugiej strony (odstępując od chronologii zaproponowanej przez Łowmiańskiego): co stoi na przeszkodzie, by zakładając realność wojny Gerona z Mieszkiem, połączyć kampanię łużycką i "polańską" w jedną, która mogła rozpocząć się starciami z wojskami Mieszka I (przecież niekoniecznie na terytorium samego państwa polańskiego, gdyż mogło do nich dojść także poza nim, na obszarze łużyckim lub zaodrzańskiej części Ziemi Lubuskiej - terenu spornego pomiędzy Polską a Niemcami), a zakończy‚ pokonaniem Łużyczan, okupionym ciężkim zranieniem margrabiego. Wreszcie (i to uważam za nader istotne) moim zdaniem nie ma żadnej koniecznej potrzeby przyjmowania zwycięstwa (dwóch zwycięstw) Gerona nad Mieszkiem. Strona 47
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Thietmar twierdzi wszak tylko tyle, że Geron "poddał zwierzchnictaru cesarza" (Łużyczan, Słupian i) "Mieszka wraz z jego poddanymi", co może oznaczać wykorzystanie niepowodzenia księcia polańskiego na innym zupełnie niż Łużyce teatrze wojennym (np. w wyniku akcji Wichmana w rejonach położonych bardziej na północ od Ziemi Lubuskiej - wszystko to jedynie przypuszczenia) " i nakłonienie go do uznania zwierzchnictwa króla niemieckiego lub przyjęcie jego odpowiedniej propozycji. Byłby to zatem sukces dyplomatyczny, nie militarny Gerona i Niemców, niekoniecznie musiał się zaraz o tym dowiedzieć Kontynuator Reginona, wreszcie - wcale nie musiało to się zdarzy‚ w 963 roku, lecz równie dobrze w roku 964, a nawet 965 roku (byleby przed śmiercią 91 Gerona, która dosięgła go 20 maja tego roku). Wszelkie podnoszo ne przez G. Labudę trudności ze zmieszczeniem wydarzeń "rok 963" w czasie byłyby w takim razie pozorne. Nie znaczy to, byśmy byli skłonni uznać argument przytoczon przez G. Labudę, mający jego zdaniem jednoznacznie przemawis przeciwko datowaniu wojen Wichmana z Mieszkiem na 963 rol Argumentem tym są znane nam już (zob. s. 41) słowa Ibrahizr ibn Jakuba, pochodzące, jak się powszechnie i chyba słusznie przy muje, z lat 965-966, iż Wieleci ("Weltaba") "wojują" z Miess kiem, a zatem wojna, do której los włączył Wichmana, musiała si toczyć właśnie wtedy, gdy Ibrahim bawił w Magdeburgu. Je; to argument oczywiście niesłuszny, gdyż słowa żydowskiego poc różnika mogą chyba posiadać (i zapewne posiadają) walor bardzii ogólny i odnosić do niedawnej przeszłości albo niejako permanen' nego charakteru konfliktu polańsko-wieleckiego w latach sześi dziesiątych X wieku. Z drugiej strony dziwi próba tak dokładni (w sensie aktualności) wykładni słów Ibrahima przy równoczc snym przejściu do porządku dziennego nad wyraźnym oświadczc niem Widukinda, iż wyprawa łużycka Gerona (datowana przez Kontynuatora Reginona na rok 963) odbyła się współcześni (eo quoque tempore) z rzeczonymi wyprawami Wichmana na Lic eavików Mieszka I. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że 1) rok 963 zachowuje znt czenie jako pierwsza znana nam data w historii państwa polai skiego (dwukrotna klęska Mieszka I z rąk Wieletów przy wspó udziale banity saskiego Wichmana); 2) niekorzystną sytuację Miesz ka, spowodowaną zarówno tymi niepowodzeniami militarnymi, ja również opanowaniem przez Niemców Łużyc i kraju Słupian, wy korzystali lub zdyskontowali Niemcy, nakłaniając księcia polskieg do uznania zwierzchnictwa króla niemieckiego albo przyjmując jego własną inicjatywę w tym kierunku. Rolę inicjatora czy pc średnika w niezbędnych rokowaniach musiał odgrywać margrabi Geron, któremu całe wschodnie pogranicze Niemiec podlegał Mieszko miał powody, by silniej związać się z cesarzem. Ic wspólny interes dotyczył niebezpieczeństwa wieleckiego, a po tym bezpośrednia podległość wobec monarchy niemieckiego w ja kiejś mierze zabezpieczała Mieszka przed ewentualnymi zakusan co bardziej energicznych i niecierpliwych potentatów niemieckicl zwłaszcza z chwilą, gdy po opanowaniu przez Gerona Łużyc Niemcy i państwo polańskie stały się, choćby na ograniczonym odcinku, bezpośrednimi sąsiadami. Argument, że król niemiecki (od 962 roku kże cesarz) nie wiązałby się sojuszem z władcą pogańskim i nie wypadałoby poganina nazywać "przyjacielem cesarza" chybia celu. Wymogi polityki pozwalały tolerować nie takie sojusze (przypomnijmy późniejszy, skierowany przeciwko chrześcijaninowiBolesławowi Chrobremu, sojusz arcychrześcijańskiego cesarza Henryka II z arcypogańskimi Wieletami), do sojuszu niemiecko=polańskiego mogło dojść, jak podnosiliśmy, nawet na początku 965 roku. Postaramy się teraz w sposób możliwie najbardziej zwięzły (co wszakże oznacza, że również pobieżny) omówić zapowiedzianą już kwestię "Licicavików". Pamiętamy, że mianem tym, nigdzie poza tym, w żadnym źródle nie występującym, raz jeden Widukind Strona 48
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk oznaczył "Słowian" podległych Mieszkowi. Kim byli Licicaviki i skąd Widukind wziął tę nazwę? Uczeni nieznieccy i polscy z wielką pomysłowością starali się na te pytania odpowiedzieć. Od razu zaznaczmy, że odpowiedzi, która by satysfakcjonowała wszystkich i nie budziła żadnych wątpliwości, nie ma i bodaj nie będzie. Wszy- etkie rozwiązania mają z konieczności charakter hipotetyczny. Wspomnijmy ważniejsze lub ciekawsze. Można je podzielić na dwie grupy. Zdaniem zwolenników pierwszej z nich, Widukind nazwą Licicaviki określił ogół poddanych Mieszka, według ich oponentów - jedynie jakąś ich część, odłam. Kłopot polega na tym, że nie znamy ani jednego plemienia, ani jednej nazwy miejscowej z ziem polskich, które można by ewentualnie z nazwą Licicaviki połączyć. Nie ulega wątpliwości, że w postaci przekazanej przez Widukinda jest ona jakimś dziwolągiem, formą mocno zniekształconą. Odrobinę jedynie można ją "poprawić" w ten sposób, że końcówkę -viki należy poprawić, zgodnie z zasadami słowotwórstwa słowiańskiego, na -vici, co daje formę wprawdzie nie bardziej zrozumiałą: Licicavici, -wicze, ale w każdym razie nieco zapewne bliższą pierwotnej (litera k w łarińskiej formie wyrazu jest przejawem "hiperpoprawności" łaciń#ch skrybów w oddawaniu dźwięków słowiańskich). Józef Wida#ewicz, który już w 1927 roku omawianej tu nazwie poświęcił #sobną, najobszerniejszą z istniejących na ten temat, monografię, 93
nie widział innej możliwości, jak tylko
dopuszczenie istnieni w czasach Mieszka I gdzieś na zachodnich rubieżach jego państw (Widajewicz precyzował bliżej: w południowej części Pomorza Za chodniego, u zbiegu Odry i Warty, czyli na terenie późniejsze kasztelanii cedyńskiej) jakiegoś odrębnego (i poza tą jedyn #vzmianką u Widukinda nieznanego źródłom) plemienia Licikowi czów lub Lickowiczów. Pogląd ten nie miał szans przyjęcia prze innych uczonych, ale nikt inny nie był w stanie przedstawić o wie le bardziej przekonywającej propozycji. Niektóre, nawet moż i pociągające ze względów językowych, są niedopuszczalne z względów merytorycznych. #tanisław Zakrzewski zauważył np., że w pobliżu Magdeburg znajduje się miejscowość Leitzkau, występująca w źródłach śred niowiecznych m.in. jako Lżezca, Lżezeca, Lżtzke, w X wieku poło żona w okolicy niemal zupełnie jeszcze słowiańskiej (mieszkał tam plemię Morzyczan), dopuścił przeto możliwość związania na zwy Licicaviców z tą miejscowością. Pomysł chybiony, gdyż ob szary koło Magdeburga nigdy nie podlegały ani Mieszkowi I, a żadnemu innemu władcy polśkiemu. Podobnie, lecz z innej per pektywy, należy odrzucić ewentualność identyfikacji Licicavicó z Łęczycanami (mieszkańcy ziemi łęczyckiej), gdyż Widukind ni miałby żadnego powodu określać przeciwników Wichmana nazw# mieszkańców tak od ówczesnego teatru wojennego oddalonej czę# ści państwa Mieszkowego. Stosunkowo najwięcej w tej grupie po glądów ("Licicavici to pojęcie partykularne, oznaczające część pod# danych Mieszka I") szans ma zrównanie ich z Lubuszanami #; plemieniem co prawda raz tylko, w XI wieku, jako Leubuzzż wy,' mienionymi źródłowo, ale którego istnienie jest dość zgodnie przyj# mowane w nauce. Lubuszanie mieszkali po obu brzegach środko# wej Odry, głównym ich ośrodkiem był gród Lubusz, Ziemia Lu= buska przeszła w nieznanych okolicznościach wcześnie pod pano-# wanie Mieszka I, niemiecki kronikarz mógł zatem nazwę plemien# ną Lubuszan na zasadzie pars p#o toto (część za całość) rozszerzyć na całość poddanych Mieszka I. Zwolennicy poglądu, że nazwa Licicavici odnosi się czy raczeJ wywodzi od nazwy o g ó 1 n e j, obejmującej wszystkich mieszkań# Strona 49
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ców państwa Mieszka I, dzielą się jak gdyby na dwie orientacje. Według pierwszej z nich jest ona zniekształceniem nazwy Lędzice, Lędzianie, która to nazwa, oznaczająca pierwotnie jedno z pletnion polskich, w ustach wschodnich sąsiadów Polski dość szybko nabrała znaczenia ogólnego - wszystkich plemion polskich (Lachowie, Lengyel, Lenkas, wreszcie w samej Polsce - wtórnieLechici). Ponieważ Widukind rzecz jasna o Lędzianach nad Bugiem i Styrem nic wiedzieć nie mógł, więc jego relacja o roku 963 byłaby zarazem ważnym argumentem za nabraniem przez nazwę Lędzianie-Lachowie znaczenia ogólnopolskiego już w połowie X wieku. Co więcej, nieco wcześniej od Widukinda piszący uczony cesarz bizantyjski Konstantyn X Porfirogeneta ("w purpurze urodzony"), obdarzył rzekę Wisłę inną jeszcze nazwą: Dżtzyke, co wielu uczonych proponuje poprawić (w alfabecie greckim majuskulne delta i lambda są bardzo podobne i łatwo je pomylić) na Litzyke. Nazwy Lżcżcnvżkż Widukinda i Lżtzyke Konstantyna Porfirogenety "potwierdzałyby się wzajemnie", a zarazem uprawdopodobniały przedstawioną właśnie teorię "lędziańsko-lachską" Inny pogląd reprezentował w swoim czasie Aleksander Brckner (później się wszakże z niego wycofując), ostatnio zaś najdobitniej - Henryk Łowmiański. Wiążą oni sporną nazwę z imieniem osobowym Lestek, Listek. Pamiętamy, że imię to nosił dziadek Mieszka I. Od jego imienia mieszkańcy kraju Polan (a w miarę podboju czy przyłączania innych plemion także i pozostali poddani pierwszych Piastów) zwani byli (sami się zwali czy zwani byli przez innych Słowian?) Lestkowicami, co pod piórem saskiego skryby mogło zostać oddane jako Licicavici. Teoria to, przyznajmy, pociągająca: Mieszko I jako władca "Lestkowiców", gdyby nie to, że ludy słowiańskie (i nie tylko) niesłychanie rzadko przyjmowały nazwy od imion osób, a od imienia członków dynastii czy przywódcy, o ile wiemy, nigdy. Polacy-Lestkowice byliby więc # mianem bez analog, unikatowym. Sceptycyzm jest więc na miej#gcu, a szkoda, gdyż w konstrukcji badawczej Łowmiańskiego, dotyczącej przedmieszkowych dziejów Polski, "Lestkowice" odgry#vali sporą rolę: skoro mieszkańcy Polski mieliby nosić (chociażby tiie przyjętą szeroko i rychło zarzuconą) nazwę pochodzącą od #ienia księcia Lestka, to widocznie ów Lestek był nie byle jaką obistością: "[...) państwo gnieźnieńskie w granicach przedmiesz_ owych jest przede wszystkim dziełem panowania L e s t k a" odkr. H.Ł.). "Za Lestka ekspansja Gniezna rozwinęła się jedno94
#stronnie w kierunku wschodnim i tam osiągnęła swój cel, docier jąc po krańce osadnictwa wschodniolechickiego", choćby bez Kr kowa i Śląska. Profesor Łowmiański w tym wypadku chyba jednak za dalel posunął się w domysłach. "Podstawiając pod nazwę Licicaviki d mniemany wyraz Lestkowicy, tworzymy klasyczne błędne ko w dowodzeniu, co z konieczności musi zaprowadzić nas na be: trafnie Gerard Labuda. Do pełnego zbioru zagadek związanych z pojawieniem się paż stwa piastowskiego na arenie dziejowej należy też zasięg powir ności trybutarnej Mieszka I, ustanowionej w 963 roku lub raczt w obrębie lat 963-965, a określonej przez Thietmara, jak pamiE tamy, słowami: usque ad Vurta fluvium ("aż do rzeki Warty" Proponuję jednak, byśmy sprawę tę nieco odłożyli, gdyż być moż odrobinę jaśniej wypadnie ona wtedy, gdy poznamy dalsze los zmagań Mieszka I na zachodnich rubieżach jego państwa, przy padająće na późne lata s#eśćdziesiąte i początek siedemdziesiątyc: X wieku. Wówczas jednak władca Polan był już chrześcijaninen dlatego #zas byśmy prześledzili drogę Mieszka I do nowej religi: Rozdział VIII Strona 50
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk CHRZEST
Niezależnie od tego, czy w układzie zawartym w latach 963=965 z władcą niemieckim, jak sądzi część uczonych, znalazło się żobowiązanie władcy polskiego do przyjęcia religii chrześcijańskiej czy też nie, książę Polan bez wątpienia j,.zż od pewnego czasu rozważał tę ewentualność. Trudno bowiem przypuszczać, by tak ważną decyzję, powodującą tak doniosłe konsekwencje zarówno w stoszznkach międzynarodowych, jak również wewnętrznych, syn Siemomysła podejmował pochopnie. Nikt już dzisiaj nie będzie twierdził, że chrześcijaństwo na ziezniach polskich pojawiło się dopiero w momencie chrztu Mieszka I, który, jak już niebawem zobaczymy, niemal powszechnie dataje się na rok 966. Nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza w południowej Polsce, która, jak pamiętamy, w 966 roku i jeszcze ponad 20 lat później znajdowała się poza granicami państwa gnieźnieńskiego, pozostając prawdopodobnie od końca IX wieku pod panowaniem państwa morawskiego, w X wiek#.z zaś - już niewątpliwieczeskiego, musiało dochodzić do infiltracji chrześcijaństwa, działalności obcych, lecz pobratymczych, nauczających w zrozumiałym słowiańskim języku kapłanów i że w tyeh warunkach najprawdopodobniej dochodziło do konwersji mieszkańców Małopolski i Śląska na nową, chrześcijańską wiarę. Jeżeli coś w tej sprawie może dziwić historyka, to chyba skrajna n i k ł o ś ć jakichkolwiek już nie dowodów, lecz choćby argumentów źródłowych '#a poparcie tej tezy. Mimo wielu wysiłków uczonych, zmierzacych do wykazania wcześniejszych od czasów Mieszka I śladów #hrześcijaństwa na ziemiach polskich, najnowsze zestawienia i dyMieszko I
skusje (ostatnio G. Labuda) ponownie wykazują ich hipotetyc ność i słabość. Niestety, w ramach niniejszej książki kwestii tej możemy, przyjrzeć jedynie pobieżnie. Zaznaczmy zatem chociażby, że pie wszym niejako obowiązkiem historyka pozostaje rozpatrzenie m żliwości wpływów na ziemie (południowo) polskie chrześcijaństi w obrządku słowiańskim, zapoczątkowanego w państwie mora, skim w latach sześćdziesiątych IX wieku przez misjonarzy gre kich Cyryla (Konstantyna) i Metodego, wypartego wprawd# w latach osiemdziesiątych z Moraw przez zazdrosny o swe wpł wy kler niemiecki, ale rozwijanego później przez uczniów ś Metodego w Bułgarii i na Rusi. Wiadomo, że wpływ Kościc morawskiego dość silnie oddziaływał na Czechy, pozostające, pewnego czasu pod morawską dominacją, mimo że już wcześni na Czechy oddziaływał - od strony Bawarii - Kościół niemiec (z liturgią łacińską) i że wpływy niemieckie ostatecznie tam z triumfowały. Ponieważ, jak już była o tym mowa w rozdziale # nie jest wykluczone (chociaż także nie jest udowodnione w sp sób pewny), że za panowania Swiętopełka morawskiego, gdzi w siedemdziesiątych-osiemdziesiątych latach IX wieku, jak część ziem polskich (Małopolska z Krakowem? może także Śląsk także, podobnie jak Czechy, znalazła się pod kontrolą czy wrę w składzie wielkiego sąsiada zza Karpat, powstaje pytanie, c została na nią rozciągnięta morawska organizacja kościelna i c zachowały się jakieś ślady występowania na ziemiach polski# obrządku i liturgii słowiańskiej. Istnieje właściwie tylko jeden przekaz źródłowy o niezaprz czalnej autentyezności i dużym ciężarze gatunkowym, który d tyczy wprost interesującej nas tutaj sprawy. To słynny ustęp st Strona 51
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk rosłowiańskiego anonimowego Żywotu św. Metodego. Nieznai autor, zgodnie z wymogami hagiografii, pragnął wykazać, że Swię obdarzony był także darem jasnowidzenia, posłużył się zatem t kim oto przfkładem: Książę pogański, silny bardzo, siedzący na Wiśle, urą#ał w chrześcijanom i krzywdy im wyrządzał. Posławszy zaś do ni [kazał mu] powiedzieć [Metody): Dobrze [będzie) dla cie synu, ochrzcić się z własnej woli na swojej ziemi, abyś nie przymusem ochrzczony w niewoli na ziemi cudzej; i będziesz mnie wspominał. T a k s i ę t e ż s t a ł o. Owym nie wymienionym z imienia "silnym bardzo" pogańskim ęciem ",siedzącym na Wiśle", był zapewne - tu panuje daleko ca zgoda w nauce - książę plemienia Wiślan, którego głównym odkiem był Kraków. Wydaje się pewne, że ci ciemiężeni przei chrześcijanie to, przynajmniej zdaniem żywotopisarza, mieszicy państwa morawskiego. Zadufany w sobie, agresywny wład"wiślański" nie posłuchał rady św. Metodego i odmówił dobrolnego przyjęcia chrztu ("na swojej ziemi"), co miałoby, zdaniem ;ora żywota, spowodować widocznie zaniechania przezeń napa# na terytoria chrześcijan, wobec czego został zmuszony do przyia chrztu "w niewoli na ziemi cudzej" - zapewne na MoraŚciśle rzecz biorąc - tyle tylko wynika z przytoczonego fragtentu Żywota św. Metodego. Niesforny naczelnik słowiański mógł, #oretycznie rzecz biorąc, popaść w niewolę np. w trakcie nieudaego najazdu na Morawy czy jeszcze gdzie indziej. Nie wiemy awet, czy udało mu się powrócić do swoich. Jeżeli jednak wrócił nadal sprawował rządy wśród Wiślan, to będąc chrześcijaninem pozostając od czasu klęski pod wpływem czy zwierzchnictwem więtopełka morawskiego, mógł, a zapewne także poniekąd m ui a ł, aktywnie działać na polu popierania nowej wiary wśród wych poddanych. Nie można także wykl;zczyć takiego oto sceariusza, że wojska Swiętopełka zwycięsko wtargnęły do kraju Viślan, by położyć kres dokuczliwemu sąsiedztwu (wszak bezporednio przed przytoczonymi słowami czytamy w Żywocie św. #etodego, iż na skutek pogodzenia się ks;ę#ia #więtopełka z Me#dym "państwo morawskie zaczęło rozszerzać swoje granice na rszystkie strony i wrogów swoich zwyciężać pomyślnie"), zabrali ziejscowego księcia ze sobą i doprowadzili do jego chrztu na obzyźnie, po czym albo pozwolili mu wrócić do kraj#.z, albo zaproradzili tam własne rządy. W każdym razie omówione tu świadectwo dawałoby niezły #nkt wyjścia do poszukiwań dalszych śladów ewentualnego istienia w Polsce południowej począwszy od końca IX wieku kult,.z hrześcijańskiego w wersji metodiańskiej. Okazuje się jednak, że 93
ślady te są, jak już wspomniałem, nader nikłe. Wskażę tu p kładowo tylko na nieliczne ż nich. Gall Anonim w pieśni żało po śmierci Bolesława Chrobrego każe między innymi opłak: zgon króla: Latino#u#n, et Sclavoru#n, quotquot estis i#colue, co w poetyćkim przekładzie Józefa Birkenmajera, w nieco szym kontekście, zostało oddane w taki sposób: Wszyscy ze mną czcijcie pogrzeb męża tej zacności: Bogacz, nędzarz, ksiądz czy rycerz, i wy, kmiecie prości, Czy kto rodem jest z słowiańskich, czy z łacińskich włości! Słowa kronikarza niektórzy uczeni chcieii rozumieć w tym sf sie, że jeszcze w 1025 roku obok obrządku łacińskiego, wpro# Strona 52
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk dzonego przez Mieszka I, utrzymywał się obrządek słowiański i przedstawiciele obu obrządków zostali wezwani do okazywai czci należnej zmarłemu władcy. Nietrudno dostrzec, jak dowol jest taka interpretacja. Gall pragnął najwyraźniej powiedz tylko tyle, że rozpacz z powodu śmierci Chrobrego oddawali c mieli oddawać nie tylko Polacy, krajowcy, lecz także cudzozie cy, ludzie języka łacińskiego. W bardzo późnym źródle ruskim, pochodzącym z końca # wieku tzw. rękopisie diaka Samuela z Dubkowa, znajduje się o# wieść o tym, jak to św. Wojciech miał niszczyć piśmiennictwo s wiańskie na Morawach, w Czechach i w Polsce (Lech), wp# wadzone tam przez św. Cyryla: [Po śmierci Cyryla] gdy mnogo lat minęło, przyszedł Wojcit do Moraw i do Czech i do Lechii, zniszczył wiarę prawdzi i słowiańskie pismo odrzucił, i zaprowadził pismo łacińs' i obrządek łaciński; obrazy wiary prawdziwej popalił; biskup i księży jednych pozabijał, drugich rozegnał, i poszedł do Pr chcąc i tych na swoją wiarę nawrócić [...] Informację diaka z Dubkowa należy jednak stanowczo odr jako niewiarygodną - odzwierciedla ona nie rzeczywiste # rzenia z końca X wieku, lecz antyrzymskie nastroje Kościoła wosławnego znacznie późniejszego średniowiecza. Już w najdawniejszych katalogach biskupów krakowskich Poppona, który zainstalowany został na tę stolicę w 1000 Zlota Kaplica katedry poznańskiej. Obraz Januarego Suchodolskiego Mieczysław I kruszy bał1.vany (1837) (zgodnie z postanowieniami zjazdu gnieźnieńskiego), poprzedzają dwa imiona zupełnie skądinąd nie znane: Prochora i Prokulfa. Wynikałoby stąd, że w środowisku krakowskim istniała tradycja o jakichś wcześniejszych biskupach. Zdaniem części uczonych Prochor i Prokulf mieli by‚ biskupami obrządku słowiańskiego (metodiańskiego) wprowadzonymi albo przez św. Metodego, albo po rzejściowym odnowieniu arcybiskupstwa morawskiego pod koniec #X wieku. Jest to jednak wątpliwe: Gerard Labuda wykazał, że w rzeczywistości byli oni biskupami nie krakowskimi, lecz morawskimi (ołomunieckimi) obrządku łacińskego. Bis?tupstwo ołomunieckie zostało założone wraz z praskim w 973 roku lub wkrótce po nim. Podobnie jak praskiemu biskupstwu podlegał (do 990 roku) Śląsk, tak samo ołomunieckiemu podlegała zapewne Mało:#olska, aż do chwili przyłączenia tej dzielnicy do państwa polań#kiego. Uwzględnienie dwóch biskupów ołomunieckich w katalogu :#iskupów krakowskich, skoro Kraków podlegał nie tak dawno #pod względem kościelnym Ołomuńcowi, byłoby dość zrozumiałe. 100 101
Odpada jednak kolejny argument za obrządkiem słowiański w Polsce południowej. Nie będziemy przywoływali innych argumentów, gdyż wyn' ogólny nie uległby zmianie. Dołączmy wszakże ważką obserwac' z innej dziedziny. Najpewniejszą w średniowieczu wskazów chrystianizacji ludności jakiegoś kraju i najłatwiej jeszcze uchw tną jest porzucanie pogańskiego, ciałopalnego obrządku pogrzeb wego i zastępowanie go, zgodnie z nakazami Kośeioła, obrządkie grzebalnym. Gdyby Wiślanie czy Ślężanie już pod koniec IX wi ku w jakimś godnym uwagi zakresie przyjmowali chrzest, mu siałoby się to odbić w badanym przez archeologów obrządku p grzebowym. Tymczasem nie stwierdzono śladów przechodzenia n chrześcijański obrządek pogrzebowy przed końcem X wieku, czy przed okresem oddziaływania biskupstw praskiego i ołomuniec kiego, później zaś - rodzimego Kościoła polskiego. Chrześcijaństwo na ziemiach polskich nie miało, jak wolno są Strona 53
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk dzić przynajmniej na obecnym etapie badań, jakiejś godnej uwa metodiańskiej" prahistorii. Nie uczynią odmiennego poglądu bar dziej prawdopodobnym wspomniane we wstępie niniejszej książ być może greckie inskrypcje na glinie w Podebłociu, odkryt w latach osiemdziesiątych, ale jak dotąd - odosobnione i niezu pełnie pewne co do swej istoty, a zwłaszcza interpretacji. A już zwłaszcza Polska środkowa i północna - państwo gnieź= nieńskie przodków Mieszka I i jego własne - była, można to chyba z całą pewnością stwierdzić, niemal nietknięta chrześcijaństwem. Wprawdzie, jak może pamiętamy, w Gnieźnie w czasach Popiela miało się pojawić dwóch tajemniczych wędrowców-cudo# twórców i zapowiedzieć wyniesienie Siemowita Piastowica d# godności książęcej, ale czy wypada uważać te postacie za echo kontaktów polańsko-morawskich (misjonarze czy emisariusze Metodego bądź Świętopełka?) - jak chcą niektórzy uczeni - to sprawa zbyt ryzykowna. Skoro nie udało się odszukać także śladów innych, poza morawską, misji chrześcijańskich na ziemiach polskich przed Mieszkiem I, np. domniemanej misji iryjskiej (Iryjczycy byli we wczesnym średniowieczu dość aktywni w E#ropie, ale, wbrew obiegowym opiniom, wcale nie jako typowi misjonarze, działający wśród pogan), pozostaje rozejrzeć się za wpływami, insp racjami i wzorami, które mogły oddziaływać na Mieszka I, skłaniać go do chrze#ijaństwa i wpływać na przebieg chrystianizacji i kształt organizacyjny wczesnego Kościoła polskiego. W sytuacji głębokiego kryzysu, jaki ogarnął w X wieku Kurię rzymską, impulsy i wpływy na dwór gnieźnieński docierać mogły praktycznie jedynie z terenu Niemiec lub Czech. Ponieważ zaś Kościół czeski stanowił aż do roku 973 część Kościoła niemieckiekonkretnie - diecezji ratyzbońskiej (##orawy - passawskiej), go, a poprzez nie - metropolii salzburskiej, również wpływy czeskie można sprowadzić do niemieckich. Geograficznie rzecz biorąc, najłatwiej można by oczekiwać zaangażowania się biskupstw saskich, w których zasięgu znajdował się od połowy X wieku (948) obszar słowiańskiego Połabia. W 962 roku cesarz Otton I powziął plan nowej organizacji kościelnej wschodniego pogranicza swego państwa, poprzez założenie nowej metropolii w Magdeburgu, której zostałyby podporządkowane istniejące już od 948 roku biskupstwa w Hawelbergu i Brandenburgu. Właśnie z terytorium diecezji brandenburskiej zaczęło na ograniczonym odcinku graniczyć państwo Polan, gdy margrabia Geron w 963 roku podbił Łużyce. Nawet jednak potężny cesarz, działający w dodatku w porozumieniu z papieżem (papiestwo, jak wiemy, pozostawało w zależności od władcy Niemiec, który w tymże 962 roku został ukoronowany koroną cesarską), nie był w stanie szybko urzeczywistnić planu powołania nowej metropolii. Przyczyną zwłoki była niechęć tych hierarchów Kościoła niemieckiego, których terytoria w wyniku powołania metropolii magdebur#skiej musiałyby zostać okrojone. Byli nimi: biskup halbersztadzki i jego zwierzchnik - metropolita moguncki (którym w tym momencie był na domiar złego brat cesarski). Bez zgudy jednego i drugiego nowych diecezji, a tym bardziej metropolii, o ile znajdowały się one na obszarze podlegającym ich obediencji, zakładać nie było wolno. Toteż sprawa przećiągnęła się aż do roku 968. Do# piero po śmierci biskupa Halberstadtu i arcybiskupa Moguncji mógł cesarz, któremu przysługiwało prawo mianowania (inwestyturj) biskupów i arcybiskupów, nakłonić ich następców (stosując meto-ę szantażu: albo się zgodzisz, albo nie zostaniesz biskupem...) do wyrażenia zgody na utworzenie trzech nowych biskupstw w południowej części Połabia (w Merseburgu, Żytycach 102 103 i Miśni) i podporządkowanie ich, wraz z już i#tniejącyzni w# Strona 54
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk mnianymi biskupstwami w Hawelbergu i Brandenburgu, nc kreowanej metropol magdeburskiej. Oznacza to, że w latach decydujących o początkach chrze jaństwa i Kościoła polskiego biskupstwa saskie miały bardzo o# niczone możliwości jakiejś aktywnej akcji na rzecz chrystianiz ziem polskich. Jakoż istotnie źródła całkowicie milczą o ez5 takim. Co prawda, gdy wreszcie metropolia magdeburska wstała, pojawiły się - ale, jak wykazał wybitny uczony nien cki Paul Kehr i co po nim skwapliwie przejęli liczni uczeni, z# szcza polscy, nie od razu, lecz znacznie później - tendencje rozszerzenia zasięgu jej obediencji możliwie daleko na wscl: także na ziemie objęte państwem polskim i polskim Kościoł# Wrócimy jeszcze do tej sprawy. Pretensje te jednak nie były wystarczająco uzasadnione prawnie, ani nawet moralnie, g Kościół polski, tak pilnie potrzebujący pomocy z zewnątrz, o wiemy, w początkowym okresie swego istnienia nie otrzymał z renów wschodnioniemieckich żadnej pomocy. Biskupstwa wsch niosaskie miały zresztą znacznie bliższe sobie zadania organizac ne i misyjne: wszak cała nieomal Połabszczyzna, będąca beż średnim obiektem ich działalności, była jeszcze pogańska. Uważa się poza tym, że Mieszko I był zbyt doświadczon i przewidującym politykiem, by wiązać się pod względem ścielnym z Saksonią, stanowiącą w X wieku centralną część # miec (z niej wszak wywodziła się dynastia panująca w Rzeszy 919 do 1024 roku), dla której Wschód stanowił naturalny niej: kierunek politycznej ekspansji. Jeżeli musiał i chciał szul w Niemczech pomocy w dziele chrystianizacji, wygodniej mu b zwracać się do ośrodków "bezpieczniejszych", dalej od granic j# państwa położonych, a więc nie zainteresowanych, przynajmr w tym stopniu, osiąganiem wpływów politycznych. Dodajmy, ośrodki kościelne położone na zachodzie Niemiec, nad Renem, cz w Lotaryngii, oraz na południu, w Bawarii, legitymujące się z# cznie w porównaniu z Saksonią dawniejszą metryką i na o wyższym stopniem kultury intelektualnej, wykazywały się też ; gdyby większą aktywnością na polu misyjnym. W dodatku istnieją pewne wyraźne, choć nie zawsze dostate nie jasne, wskazówki, zdające się przemawiać zarówno za Lo #gią, jak i za Bawarią jako rejonami wyjścia wpływów chryenizacyjnych na Polskę Mieszka I. Za zachodem mogłyby prze#wiać np. imiona chrześcijańskie występujące w Polsce pierwych Piastów (Dagobert?, Lambert, Jordan?), nawiązujące do różich osób tego kręgu (króla Franków Dagoberta I, św. Lamberta), ‚zwania niektórych wczesnych kościołów w Polsce, wreszcie ,wne analogie w architekturze sakralnej. Nie są to jednak argupnty pewne i ich wymowa z interesującego nas punktu widzea bardzo różnie jest oceniana. Zdecydowanie więcej danych, nie ie może w sensie ilościowym, co jakościowym, zdaje się przeawiać za kręgiem południowoniemieckim, konkretnie - bawarim. Pomijając inne (jak chociażby związki łączące osobę Miesz= i I z bawarskim Augsburgiem, udokumentowane przez "Żywot #. Udalryka", zob. s. 16), dość wspomnieć czy przypomnieć przeankę zasadniczą: południowe ziemie Polski wchodziły do lat edemdziesiątych X wieku w skład diecezji bawarskich (ratyzbońiej i passawskiej), a po 973 roku jeszcze przez szereg lat do diezji praskiej, która wprawdzie została wyłączona ze składu meópolii salzburskiej i włączona do mogunckiej, ale zachowywała, #dobnie jak całe państwo czeskie w tym okresie, silne związki Bawarią. Zaznaczmy, że związki z Bawarią, która w ramach Rzey Niemieckiej zachowywała tak wówczas, jak i później wybitnie #lrębne stanowisko, utrzymywali w X wieku nie tylko Przemyidzi, lecz - przynajmniej okresowo - także Piastowie (Mieszb I i Bolesław Chrobry), traktując je jako pożądaną przeciwwagę ebec opartej na Saksonii władzy królów-cesarzy z domu sasiego. Związki polityczne były zatem zgodne z tradycjami związbw kościelnych. Rozważania takie i podobne można by snuć jeszcze długo, lecz #dzę, że po tym, co już powiedziano, czas najwyższy by od tego, Strona 55
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Go mogło być", przejść do tego, "co naprawdę się wydarzyło" ! państwie polańskim w połowie X wieku w kwestii chrystiani#cji. Zgodnie z przyjętą w tej książce zasadą, oddamy teraz głos #'ódłom. Co konkretnie mówią źródła o chrzcie Mieszka I i jego #ństwa? ; Najstarsza, zachowana w rocznikach, polska tradycja okazuje # ogromnie zwięzła. Wśród notatek rozpoczynających relacjono#anie rodzimych dziejów, spotykamy następujące: 104 105
965 Dubrouka [Dub#ovkn, Dn7n,brovca, Dubroz,uka, Dcl#m,brou ad Mescone#n, venżt (Dąbrówka przybywa do Mieszka) 966 Mesco duz Polonże baptżsatur (Książę Mieszko przyjm chrzest) Niektóre roczniki dodają do tej ostatniej wiadomości: et fżc katholżca żrz Polonżn recżpżtur (i wiara katolicka została w Pol; przyjęta). Jeden z roczników określa przy tej okazji Mieszka ja "pierwszego chrześcijanina polskiego" (prżmus ch#żstżanus Po nus). Ten sam rocznik (Rocznik poznański I) wyjaśnia zarazem, Dąbrówka była córką księcia czeskiego. Pod rokiem 968 kilka roczników polskich zanotowało wresz fakt objęcia biskupstwa polskiego przez,Tordana. Ze względu to, że postaci tej będziemy musieli poświęcić sporo uwagi i w dyskusji naukowej omawiane tu wzmianki rocznikarskie b# odgrywały dużą rolę, zestawimy je tutaj: #ocznik kapituły poznańskiej: Ite7n. anno Do'mi#i DCCCCL.XVIII Jorc;latzus prż7n,us epżsc ż# Polonżu orc#żnatus est, et obżżt DCCCCLXXXIll1 (Roku skiego 968 został ordynowany Jordan, pierwszy biskup w sce; zmarł on w roku 984) Rocznik poznański: An#o Do7n,żnż DCCCCLXIII lordanus prż#mus epżscopus Pos#anżensis ordżnatus est (Roku Pańskiego 963 [!] został ordynowany Jordan, pierwszy biskup poznański) W rocznikach czeskich wreszcie wiadomość o ordynacji Jordana zaehowała się w postaci następującej: DCCCCLXVIII Polonżcr. cept habe#e epżscopu#n, (968. Polska zaczęła mieć biskupa) Data 963 w Roczniku poznańskim jest oczywistym błędem rocznikarza, zapamietajmy jednak znamienną różnicę pomiędzy dwozna pierwszymi rocznikami: pierwszy z nich nazywa Jordana bisk#.zpem "w Polsce", drugi - biskupem poznańskim. Zapis rocznika czeskiego wprawdzie pomija mię Jordana, ale bardziej zbłiża się do pierwszego z tych dwóch sformułowań, w każdym razie w określeniu występuje nazwa kraju, nie miasta. Znacznie więcej szczegółów dotyczących okoliczności chrztu Mieszl:a I zawarł w swojej kronice Thietmar z 1\#erseburga. Oto odpowiednie fragmenty tej kroniki (ks. IV, rozdz. 55 i 56): 206 Dlatego przedstawię resztę czynów znakomitego księcia Polan Mieszka, o którym pisałem szeroko w poprzednich księgach. W czeskiej krainie pojął on za żonę szlachetną siostrę Bolesława Starszego [Bolesława II], która okazała się w rzeczywistośc:i taką, jak brzmiało jej imię. Nazywała się bowiem po słowiańsku Dobrawa, co w języku niemieckim wykłada się: dobra. Owa wyznawczyni Chrystusa, widząc swego małżonka pogrążonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla swojej wiary. Starała się go zjednać na wszelkie sposoby, nie dla zaspokojenia Strona 56
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk trzech żądz tego zepsutego świata, lecz dla korzyści wynikających z owej chwalebnej i przez wszystkich wiernych pożądanej nagrody w życiu przyszłym. Umyślnie postępowała ona przez jakiś czas zdrożnie, aby później móc długo działać dobrze. Kiedy mianowicie po zawarciu wspomnianego małżeństwa nadszedł okres wielkiego postu i Dobrawa starała się złożyć Bogu dobrowolną ofiarę przez wstrzymywanie się od jedzenia mięsa i umartwianie swego ciała, jej małżonek namawiał ją słodkimi obietnicami do złamania postanowienia. Ona zaś zgodziła się na to w tym celu, by z kolei móc tym łatwiej zyskać u niego posłuch w innych sprawach. Jedni twierdzą, iż jadła ona mięso w okresie jednego wielkiego postu, inni zaś, że w trzech takich okresach. Dowiedziałeś się przed chwilą, czytelniku, o jej przewinie, zważ teraz, jaki owoc wydała jej zbożna intencja. Pracowała więc nad nawróceniem swego małżonka i wysłuchał jej miłościwy Stwórc:a. Jego nieskończona łaska sprawiła, iż ten, który Go tak srogo prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej u##ochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zr.zywając plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły ułomne dotąd członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chryst#.zsowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawy winnicy Pańskie j. #vastępne Thietmar wspomina narodziny Bolesława (Chrobrego) spomina narodziny Bolesława (Chrobre-
#ot#m urodziła zacna matka syna, bardzo do niej niepodobnego, sprawcę z#uby wielu matek, którego nazwała imieniem swego brata Bolesława i który - trzeba to powiedzieć - jej przede wszystkim okazał swą złość do czasu ukrywaną, następnie zaś srożył się przeciw krewnym, jak to jeszcze przedstawię poniżej. 107
Tutaj kronikarz-biskup dał upust swej głębokiej niechęci wok Bolesława Chrobrego, zapominając albo nie wiedząc, że w chw śmierci matki Bolesław nie mógł mieć więcej niż jakieś 10 lat (Z brówka umarła, według świadectwa kronikarza praskiego Koszr sa, w 977 roku), w żaden sposób nie mógł jej "okazać swej zło; do czasu ukrywanej". A oto jak wyobrażał sobie okoliczności przyjęcia chrześcija stwa w Polsce piszący w czasach Bolesława Krzywoustego najsts szy kronikarz polski, cudzoziemiec Gall Anonim. Najpierw nie; ko prolog, zapowiedź chrztu. Wróćmy myślami do przytoczoz w jednym z poprzednich rozdziałów (s. 54) genealogii Mieszka Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, któ= ry pierwszy nosił to imię [lub: który początkowo zwany był in= nym imieniem], a przez siedem lat od urodzenia był ślepy. Gdy zaś dobiegała siódma rocznica jego urodzin, ojciec, zwoławszy wedle zwyczaju zebranie komesów i innych swoich książąt, urządził obfitą i uroczystą ucztę; a tylko wśród biesiady skrycie z głębi duszy wzdychał nad ślepotą chłopca, nie tracąc z pamięci [swej] boleści i wstydu. A kiedy inni radowali się i wedle zwyczaju klaskali w dłonie, radość dosięgła szczytu na wiadomość, że ślepy chłopiec odzyskał wzrok. Lecz ojciec nikomu z donoszących mu o tym nie uwierzył, aż matka, powstawszy od bieStrona 57
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk siady, poszła do chłopca i położyła kres niepewności ojca, pokazując wszystkim biesiadnikom patrzące#o już chłopca. Wtedy na koniec radość stała się powszechna i pełna, #dy chłopiec rozpoznał tych, których poprzednio nigdy nie widział, i w ten sposób hańbę swej ślepoty zmienił w niepojętą radość. Wówczas książę Siemomysł pilnie wypytywał starszych i roztropniejszych z obecnych, czy ślepota i przewidzenie chłopca nie oznacza jakieóos cudownego znaku. Oni zaś tłumaczyli, że ślepota oznaczała, iż Polska przedtem była tak jakby ślepa, lec; odtąd - przepowiadali - ma być przez Mieszka oświeconą i wywyższoną ponad sąsiednie narody. Tak się też rzecz miała istotnie, choć wówczas inaczej mo#ło to być rozumiane. Zaiste ślepą była przedtem Polska, nie znając ani czci prawdziwego Boga, ani zasad wiary, lecz przez oświeconego [cudownie] Mieszka i ona także została oświeconą, bo gdy on przyjął wiarę, naród polski uratowany został od śmierci w pogaństwie. W stosownym bowiem porządku Bóg wszechmocny najpierw przywrócił Mieszkowi wzrok cielesny, a następnie udzielił m,.z [wzroku] duchowego, aby przez poznanie rzeczy widzialnych doszedł do uznania niewidzialnych i by przez znajomość rzeczy [stworzonych) sięgnął wzrokiem do wszechmocy ich stwórcy. Tutaj spostrzegł się nasz kronikarz, że może nieco się rozwiół na ten temat, a poniekąd także wyprzedził naturalny bieg wydarzeń: Lecz czemuż koło wyprzedza wóz? Siemomysł tedy w podeszłym wieku rozstał się ze światem 108 i rozpoczyna się rozdział 5, "Jak Mieszko pojął za żonę Dąbrówkę": Mieszko, objąwszy księstwo, zaczął dawać dowody zdolności umysłu i sił cielesnych i coraz częściej napastować ludy [sąsiednie] dookoła. Dotychczas jednak w takich pogrążony był błędach pogaństwa, że wedle swego zwyczaju siedmiu żon zażywał. W końcu zażądał w małżeństwo jednej bardzo dobrej chrześcijanki z Czech, imieniem Dąbrówka. Lecz ona odmówiła poślubienia go, jeśli nie zarzuci owe#o zdrożne#o obyczaj:z i nie przyrzeknie zostać chrześcijaninem. Lecz #dy on [na to] przystał, że porzuci ów zwyczaj pogański i przyjmie sakramenta wiary chrześcijańskiej, pani owa przybyła do Polski z wielkim orszakiem [dostojników] świeckich i duchownych, ale nie pierwej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż powoli a pilnie zaznajamiając się z obyczajem chrześcijańskim i prawami kościelnymi, wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł na łono matki-Kościoła. [Rozdz. 6] Pierwszy więc książę polski Mieszko dostąpił łaski chrztu za sprawą wiernej żony; a dla sławy jego i chwały w zupełności wystarczy [jeśli powiemy], że za je#o czasów i przez niego Światłość niebiańska nawiedziła królestwo polskie. Z tej to bowiem błogosławionej niewiasty spłodził sławnego Bolesława, który po je#o śmierci po męsku rządził królestw#m i za 3aską Bożą w taką wzrósł cnotę i potęg#, iż ozłocił - że tak powiem - całą Polskę swą zacnością, po czym następuje już opis rządów Chrobrego, przedstawionych znacznie obszerniej niż rządy Mieszka I. Jak widzimy, zarówno kronikarz niemiecki, jak i polski w bardzo pozytywnych barwaeh przedstawiają postać małżonki Mieszka I, jej w zasadzie przypisując zasługę nakłonienia męża do przyjęcia chrześcijaństwa. Odnot różnicę: bliski w czasie Dąbrówce i Mieszkowi 1 niemiecki kronikarz stwierdza, że w zbożnym celu pozyskania sobie męża Dąbrówka nie wahała się łamać przepisów kościelnych i zapewne - choć tego akurat Thietmar wprost nie stwierdza - współżyć z poganinem, natomiast Gall Anonim uważał najwidoczniej, że współżycie takie byłoby 109 Strona 58
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
czymś niestosownym, dlatego twierdzi, że księżniczka odmawi go Mieszkowi przed jego chrztem. Niespodziewanie niekorzystnie, wręcz złośliwie, wyraził się i tomiast o Dąbrówce współczesny naszemu Gallowi Anonimowi k nikarz czeski Kosmas z Pragi: W roku od wcielenia Pańskiego 977. Zmarła Dąbrówka, która ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poślubiała księcia polskie#o będąc już kobietą podeszłe#o wieku, zdjęła z swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim #łupstwem tej kobiety. Trudno ustalić przyczyny tej złośliwości. Zdaniem wybitnego historyka czeskiego V. No#otnego, Kosmas pomylił Dąbrówkę z drugą żoną Mieszka I, Odą, która - jak jeszcze zobaczymybyła uprzednio mniszką, albo niechęć kronikarza była spowodowana tym, że Dąbrówka była córką bratobójcy - Bolesława I (który zamordował księcia Wacława I). Ten ostatni argument jednak nie przekonuje, ponieważ książę Bolesław II, brat Dąbrówki, przedstawiony został w kronice bardzo pozytywnie. Nie potrafimy sprawdzić informacji (czy insynuacji) Kosmasa o podeszłym jakoby wieku Dąbrówki w chwili zawierania małżeństwa z Mieszkiem, zresztą w czasach, gdy za mąż wydawano dziewczęta kilkunastoletnie, nawet osoba powiedzmy dwudziestoletnia, a tym bardziej dwudziestokilkuletnia, mogła w oczach człowieka nieżyczliwego uchodzić za podstarzałą. Któryś z uczonych wyraził zresztą przypuszczenie, że Kosmasa w błąd wprowadziło imię siostry Dąbrówki - Mlada "Młoda"; skoro jedna z sióstr była "młoda", to druga widocznie była "stara". I to byłoby już w zasadzie wszystko, co wiarygodne źródła nam przekazały w związku ze chrztem Mieszka I. Późniejsze źródła ilustrowały już raczej dzieje legendy o Dąbrówce i ##i#s?ku, r.ie rzeczywistą ich historię. Kadłubek dość wiernie powtarza informacje Galla, pozwala sobie jedynie na interesującą etymologię imienia Mieszko: ?Vazwany zaś został ##Mieszka##, to jest ##zmieszanie## [Dżetus vero est P!fes#a żd est turbatżo), ponieważ rodzice zmieszali się na widok ślepego syna; albo obrazowo, ponieważ od niego, zdaje się, zaczęła się szerzyć walka ##,chowa. On bowiem wszezął dobrą wojnę, aby zerwać zły pokój. oniki wielkopolskiej przejął ten wątek od strza Wincentego, nadał mu jednak inny koloryt: Polacy widząc to [ślepotę małego Mieszka], nadto zaniepokojeni, że król Ziemowit w przecią#u siedmiu lat nie spłodził inne#o syna, mówili: ##Oto znowu zamieszka w królestwie!#, Mieszka bowiem, czyli zamęt, nazywa się od rozruchu. Wiedzieli bowiem, że po śmierci Chościska, które#o pożarły myszy, w państwie polskim powstały liczne rozruchy, toteż lękali się ponowne#o ich wybuchu i dlatego ślepego syna królewskie#o nazywali Mieszkiem. Przy okazji kronikarz wielkopolski popróbował sił w chronologii, mając wszakże, jak zaraz zobaczymy, kiepskie pojęcie o niej: Ziemomysł zaś, jak opowiadają roczniki dziejów Polski, wstąpił na tron polski po ojcu swym Lestku IV w roku Pańskim 913 a wspomnianego syna swego Mieszka spłodził w roku 931 . [...) I wreszcie roku Pańskiego 931 [!] [Mieszko] pojął za żonę Dobrochnę, siostrę św. Wacława (!). W roku następnym za naStrona 59
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk mową żony i pod tchnieniem łaski boskiej przyjął chrzest z całym ludem lechickim, ezyli polskim. Z tej żony w roku 937 zrodził syna, któremu na chrzcie świętym kazał nadać imię Bolesław, w roku zaś Pańskim 938 ustanowił Jordana biskupem Polski. Na usprawiedliwienie kronikarza wielkopolskiego można powiedzieć, że podobne grube pomyłki chronologiczne zdarzyły się również niektórym rocznikom polskim, np. tak zwanemu Rocznikowi małopolskiemu. W czternastowiecznym Roczniku Traski pojawiła się wiadomość, że Mieszko założył i wyposażył wiele kościołów, klasztorów, biskupstw i prepozyt#,zr. Choć starsze źródła o tym milczą, rocznikarz w XIV wieku uznał, że książę, który wprowadził chrześcijaństwo do Polski, m u s i a ł być także wielkim fundatorem. W tak zwanym kodeksie królewieckim Kroniki polsko-śląskiej (sama kronika powstała pod koniec #III wieku) znajduje się kilka fragmentów nieznanych pozostałym przekazom rękopiśmiennym tej kroniki i nie pochodzących zapewne od jej autora. Jedna z tych interpolacji dotyczy Kazimierza Odnowiciela i czytamy w niej, iż książę ten, przygnębiony niemożnością zapo'#ieżenia klęskom i bliski załamania się, przybył do kościoła znajd#.zjącego się w grodzie Ostrów, założonego niegdyś przez Dąbrówkę ku czei Matki Boskiej. 110 111
(Tam przeżył widzenie, które natchnęło go wiarą w zwycięstwi rzeczywiście, przy pomocy Boskiej wkrótce pokonał Miecław i jego Mazowszan). Interesuje nas jedynie tradycja o założeni przez Dąbrówkę owego kościoła. Większość uczonych jest zdani że "gród Ostrów" to Ostrów Tumski w Poznaniu, gdzie, jak wi# domo, do dziś zachował się gotycki kościół pod wezwaniem NM (inni myślą, raczej niesłusznie, o Ostrowie Lednickim koło Gnies na). Kościół NMP na Poznańskim Grodzie (Sancta Marża ż# SuYn,7n Posnatziensż), jak wykazał niedawno warszawski historyk Roma Michałowski, odgrywał jeszcze w XIII wieku sporą rolę w dzie nicy wielkopolskiej. Z jednego z dokumentów księcia Przemysła wynika, że władca ten sprawował swoje władcze funkcje, zasiad; jąc na tronie umieszczonym przy tej właśnie świątyni. Nie je więc zupełnie pozbawiony podstaw domysł, że kościół NMP, połi żony jak wiadomo w pobliżu katedry poznańskiej, mógł być kapl cą pałacową pierwszych Piastów i tradycja, przypisująca jego po# stanie Dąbrówce, wygląda na zupełnie wiarygodną. Nie można tego powiedzieć o znacznie późniejszej, bo z drugr połowy XV wieku pochodzącej informacji, zawartej w roczniH pióra zapewne Sędziwoja z Czechla. Pod rokiem 970, znajdujen w zachowanym do dnia dzisiejszego rękopisie pięciowierszową r zurę, to znaczy wyskrobanie pierwotnego tekstu, na którym inI ręka drobniejszym pismem (niekiedy z uzupełnieniami na brze# kolumny) zapisała te słowa: [...] założony został kościół metropolitalny w Gnieźnie pod zwaniem Trójcy Świętej i św. Wita, którego pierwszym a biskupem został Hipolit. Wtedy także założony został ko w Krakowie pod wezwaniem błogosławione#o Wacława, k1 go pierwszym biskupem był Prochor [Prothorus], oraz ko wrocławski, a także założony został [kościół] poznański wezwaniem świętych Piotra i Pawła - te wszystkie zaś [ko ły] zostały założone przez najpobożniejszą [chrżstżu#żss księżnę Dobrochnę [Dąbrówkę]. Kościoły biskupie w Krakowie i Wrocławiu z całą pewnc nie mogły swego powstania zawdzięczać Dąbrówce, podobnie katedra gnieźnieńska, która powstała dopiero w wiele lat po śn ci księżnej, zresztą nigdy nie szczyciła się wezwaniem Trójcy Ś tej czy saskiego świętego i patrona katedry praskiej Wita. Nie Strona 60
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk 112 # Gotycki kościół NMP Ostrowie Tumskim Poznaniu wzniesiony #pewne na miejscu #cześniejszego kościoła #budowanego według #radycji przez Dąbrówkę
iczone jednak, a nawet prawdopodobne jest to, że za życia Dąiwki, a zatem zapewne przy jej aktywnym poparciu (a może rvet inicjatywie) powstał w Gnieźnie kościółek, skoro najstar‹ gnieźnieński kościół parafialny nosił właśnie wezwanie Trójcy riętej. Dąbrówce przypisuje się także początki innego kościoła Gnieźnie - pod wezwaniem św. Jerzego, tytułem przypomina:y kościół i klasztor benedyktynek na grodzie praskim, którego ienią była siostra Dąbrówki - Mlada. Jeżeli chodzi o katedrę znańską która w pierwotnej postaci musiała powstać za życia ‡brówki, trudno wątpić w poparcie budowy ze strony księżnej, tym też sensie wolno tę część informacji piętnastowieeznego cznikarza uznać za wiarygodną. Ten sam rocznik parę wierszy wcześniej, nie na razurze, lecz zasadniczym tekście, pod rokiem 965, wspominając o chrzcie ieszka s na Siemomysła" twierdzi że chrzest ten odbył się " y , , Mieszko I 1 i3
w Pradze (Prage baptisatus divżno zrziracu.lo lu#n.en 7ecepżt). to, rzecz jasna, tylko domysł rocznikarza, który vaykombin# so#ie, że skoro Dąbrówka (którą zresztą błędnie określa jako c księcia czeskiego Wratysława i siostrę św. Wacława) była Cze; a w Polsce dotąd nie było chrześ#ijaństwa, chrzest księcia pol: go nie gdzie indziej, lecz w Pradze, winien nastąpić. Inaczej padnie ocenić wiadomość przekazaną w Roczniku krakow z końca XIII wieku, a zanotowaną pod rokiem 974: Kościół praski otrzymał biskupa imieniem Thietmar za wsta wiennictwem Dąbrówki. Niewykluczone, że istotnie księżna polska w jakiś sposób przy Strona 61
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk czyniła się do powstania biskupstwa w swej ojczystej Pradz a przynajmniej do objęcia nowo założonej stolicy przez jej pierw szego pasterza. Tym samym wyczerpaliśmy mniej więcej zasób informacji źród łowych rzucających światło na okoliczności małżeństwa Mieszka z Dąbrówką oraz chrzest księcia Polan. Wszystkie przytoczon świadectwa wielokrotnie były j,.zż przedmiotem analizy uczonyc Jak zauważył w 1966 roku Piotr Bogdanowicz, który starał si gruntownie przedstawić interesującą i nas obecnie problematykę wszystkie owe źródła zgodnie potwierdzają właściwie jedynie dwa fakty, że: 1) cr.rzest Mieszka I pozostawał w związku z osobą jego żony# #ąbrówki, 2) nastąpił on po przybyciu Dąbrówki do Pols?#i. Z przytoczonych wzmianek rocznikarskich wyn#l#:a następująca; kolejność czterech zapamiętanych przez tradycję polską wydarzeń: 1) przybycie Dąbrówki - 965 rok, 2) przyjęcie chrztu przez Mieszka - 96# rok, 3) narodziny Bolesława (Chrobrego) - 967 rok, 4) L#stanowienie pierwszego biskupa w Polsce Jordana - 968 rok. A oto czego dowiadujemy się z kroniki Thietmara: - zasługa nawrócenia Mieszka I na chrześcijaństwo należy do Dąbrówki, siostry księcia czeskiego, - Dąbrówka była "dobra" i religijna, lecz także mądra i doświadczona życiowo; - starania jej o uzyskanie aprobaty męża dla chrztu trwały dość długo (kronikarz sugeruje, że rok albo 3 lata), - po przyjęciu chrztu przez władcę w ślad za nim podążyli natychmiast jego poddani, - w pracy nad chrystianizacją Polan brał udział Jordan, pierwszy ich biskup, - był on w tym dziele gorliwy, gdyż społeczeństwo polskie; ehoć poszło bez wahania za swoim władcą, wymagało wielu wysiłków apostolskich. Relacja Galla Anonima, aczkolwiek ogólnie rzecz biorąc zgodna x danymi Thietmara, różni się od niej kilkoma istotnymi szczegó- uwzględnia wątek legendarny (uzyskanie przez 1\#lieszka wzroku w siódmym roku życia) i materiał anegdotyczny (siedem #ałożnic), - nie wspomina o książęcym pochodzeniu Dąbrówki (cho‚ Gall wiedział, że pochodziła ona z Czech), - Dąbrówka uzależniła zgodę na małżeństwo z Mieszkiem i przybycie do Polski od obietnicy zmiany obyczajów i przyjęcia ‚hrześcijaństwa, # - przybyła do Polski w otoczeniu dworu z#ożonego z osób świeckich i duchownych, - nie prędzej zgodziła się dzielić z mężem łoże malżeńskie, aż on nie wypełnił przyrzeczeń 'o. "Jak widzimy - stwierdza P. Bogdanowicz - relacja Thietma:ra góruje nad relacją Anonima Galla, i to nie tylko ilością i wag# #nformacji (co zawdzięcza niewątpliwie bliższości chronologicznej wypadkom), ale i stopniem krytycyzmu. Wspomniał wprawdzie #(Gall) o pominiętym przez Thietmara dworze przybyłym z obrawą do Polski, jak też o przygotowaniu się Mieszka do chrzt,.z św. [...), nie podał jednak żadnego nazwiska, poza parą rsiążę;.ą, zwią2anego ze sprawą ehrystianizacji Polski i przypisał Do'arawie postępowanie mało zgodne z psychologią ludzką, deprecjonujace zaś #v rezultacie Mieszka I. Ani Thietmar, ani Anonim zwany #a?lem lo Upraszczam i modyfikuję wyliczenie zawarte w #racy P. Bogdaicza, Chrzest Po?skń, "Nasza Przeszłość" 1966, nr 23, s. 12-13. Cytat s. 13 Strona 62
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk 114 ll
nie podali motywów, dla których Mieszko starał się o rękę Dobr wy, nie wyszli rówńież obaj poza motywy osobiste przyjęcia now wiary, nie poinformowali, jakim sposobem znalazł się biskup Jo dan w Polsce, nie podali żadnych informacji o samym akcie prz jęcia chrztu św. przez Mieszka I i jego poddanych. Obaj kronik rze wystąpili z własną wersją sposobu pozyskania przez Dobra Mieszka I dla nowej wiary". W tej ostatniej sprawie panuje raczej jasność: wersja Gal Anonima, bardziej "pruderyjna", stara się, z perspektywy początk XII wieku, zdjąć odium grzechu (choćby w chwalebnym cel z pierwszej chrześcijańskiej księżny polskiej, polegającego na ni dozwolonym współżyciu z poganinem. Ze wszech miar realniejs wydaje się tu relacja Thietmara. Dodajmy, że motyw rygoryzm moralnego Dąbrówki stał się czymś w rodzaju obsesji polskiej tra dycji historiograficznej, która - zaznaczmy raz jeszeze - w prak tyce aż do końca XVIII wieku (Naruszewicz!) nie znała dzieł Thietmara, a więc również podanej tam wersji wydarzeń. Istniej nawet podejrzenie, że podawana w rocznikach data urodzenia Ba lesława Chrobrego - 967 - może być nieprawdziwa, lecz jest rw zultatem kombinacji rocznikarzy, jako że poczęcie pierworodneg# nie mogło przecież nastąpić, zgodnie z tym, co chciano zapamięta# w Polsce, przed chrztem Mieszka I, który najprawdopodobniej od1 był się wiosną 966 roku. W rzeczywistości, jeżeli stanąć na grunci! prawdziwości odnośnej informacji Thietmara, nic nie stoi na prze szkodzie, by urodzenie Chrobrego cofnąć o jeden rok. W przytoczonym podsumowaniu przez P. Bogdanowicza od razu widać te problemy związane z chrztem zarządzonym przez Miesz: ka I, na które źródła odmawiają odpowiedzi, wobec czego history# jest skazany na domysły i kombinacje, jak również na wniosk wanie przez analogię. W trosee, by niniejszy rozdział nie nabr jakichś monstrualnych rozmiarów, postaram się możliwie zwięźI! przedstawić niektóre problemy ciągle dyskutowane, o ile wiążą si# bezpośrednio z chrztem Polski, oraz te rozwiązania, które przynaj# mniej na obecnym etapie badań wydają się najbardziej przek#ny: wające. Problemem najistotniejszym są oczywiście m o t y w y, skła# niające Mieszka do podjęcia decyzji o chrzcie. Nikt rzecz jasna nit przyjmie za dobrą monetę zapewnień Thietmara i Galla Anonim# I. Ostrbw Lednicki. ragment niedawno odkrytego baptysterium
Strona 63
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
# Mieszko przyjął chrzest po to, by przypodobać się swojej żonie hociaż często występujący niewybredny argument o "podstarza#ch wdziękach" czeskiej księżniczki jest nie tylko mało eleganeki, e także chyba nieuzasadniony, gdyż jak widzieliśmy, jedynie nie#czliwy Dąbrówce i dzieje Polski za Mieszka I słabo znający Kosas z Pragi uzasadniałby taki sąd). Mieszko I najpierw podjął de#zję o chrzcie, a następnie, szukając sposobów umożliwiających ułatwiających wprowadzenie tej deeyzji w czyn, zbliżył si# do #oru praskiego. Nie da się teraz spraw religijnych i kościelnych oddzielić od #lityki, z którą zresztą i w czasach P!Iieszka I ściśle się one łą:yły. Po części była już o tym mowa (zob. s. 81 nn.), daleko jednak # wyczerpania zagadnienia. 116 #17
Wśród najezęściej wysuwanyeh możliwych motywów omawi nej tu wiekopomnej decyzji Mieszka I najezęściej występują n stępujące: _ - chrzest i chrystianizacja miały odebrać Niemcom (królo _ i Niemcom jako całości oraz poszezególnym potentatom wsehodni niemieckim, w rodzaju margrabiego Gerona) pretekst do prow dzenia akeji misyjnej oraz objęcia ziem polskich organizacją K ścioła niemieckiego, co w warunkach wezesnego średniowiecza mu siało prowadzić najpierw do kościelnego, później zaś polityczneg uzależnienia od Niemiec, - miały "nobilitować" Mieszka oraz jego państwo w oczae chrześcijańskiej Europy: w wyniku chrztu i#Zieszko byłby pełn prawnym członkiem chrześcijańskiej wspólnoty europejskiej. #ą to, jak widać, argumenty zaczerpnięte z arsenału "wielkie# polityki". Nie lekceważyłbym ich zupełnie, wydaje się jednak, że' waga zwłaszeza pierwszego z wymienionych arg#.zmentów zos#ał w miarę upływu czasu i narastających doświadezeń historycznych# znacznie wyolbrzymiona. Prawdą jest, że po zd##szeni#? powstania: w połowie lat pięćdziesiątych X wieku panowanie niemiec?#ie na' słowiańskim Połabiu umocniło się i wydawało się n.ieza# # ;#;:#n‚ (w 983 roku okazało się jednak, że miało ono cią5le kr#che #o#sta= wy), a w ślad za zdobyczami niemieckiego oręża postępowa#a niemiee?-a admini#tracja i niemiecki Kościół. #raw#ą jest równie#, że ,;no zdobyciu przez Gerona kraju r użyczan grani#e państwa polańskiego i Niemiec po raz pierwszy zetknęły się, co prawda na niewielkim jeszeze odcinku. Wydaje się pewne, że Mieszko i jego do= rad#y wiedzieli o cesarskiej koronacji Ottona I vr roku 962 i że; byli z grubsza przynajmniej zorientowani w prerogatywach, iakie w myśl teor wyznawanej w świecie chrześcijańslcim przysługiwały cesarzowi, jeżeli chodzi o pogan. Na pewr?o zaś nie uszły uwagi dworu gnieźnieńskiego ożywione zabiegi wokół kościelnej organizacji Połabia, zakładanie klasztorów - tych "wylęgarni" 7;adr chrześcijańskich, biskupstw, zwłaszeza zaś (na razie jeszeze nie uwieńezone powodzeniem, ale uparcie przez cesarza forsowane) plany objęcia niemieckiego Wsehodu odrębną organizacją metropoiitalną (w Magdeb,.zrgu). r# Tiemniej jednak w 965-966 roku "prob?em niemiecki" nie był według wszelkiego prawdopodobieństwa postrzegany przez Miesz-lY. flstrów Lednicki. Próba #rekonstrukeji bapty terium .oVezesnopiastow;kiego według K. Żurow;kiej Strona 64
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
ka I jako realne zagrożenie, a mimo niewątpliwych kwalifikacji męża stanu, jakich nie odrnówimy Mieszkowi I, daru jasnowidzenia chyba nie posiadał, nie Inógł więc wiedzieć, jk w przys#łości rozwiną się stosunki Polski z Niemcami. Co więcej, jak postaram śię wykazać w dalszych rozdziałach i co zresztą nie będzie w gruncie rzeczy żadną nowością w na#ce, stos,,znki Polski z Niemcami do śmierci 1\2ieszka I, a nawet przez pierwsze dziesięciolecie rządów jego następcy były zupełnie poprawne, a nawet - nieco więcej niż #oprawne. Polska i Niemcy do początku rządów Henryka II w Niemezech i interweneji Bolesława Chrobrego w Czechach (1003) były złączone wspólnotą interesów i soj#.:szem. Toteż rychło zaczęto gdzie indziej rozglądać się za "prawdzi#ymi" i "decydującvmi" przyc#ynami chrzbu Polski. Gerard La#uda najpełniej uzasadnił pogląd, że decydującym motywem, przy#najmniej zewnętrznym, przyjęcia chrztu były starania Miesz?#a I 118
o zabezpieczenie się przed niebezpieczeństwem znacznie bardzi w połowie X wieku dotkliwym i wyraźnym, jakim dla młode# a właściwie kształtującego się dopiero państwa piastowskiego b Związek Wielecki na Połabiu, zwłaszcza gdy interesy Polski i Wi letów skrzyżowały się w dwóch miejscach: na Ziemi Lubuski# opanowanej przez Mieszka - jak się na ogół przypuszcza - krót# przed pojawieniem się jego państwa w źródłach (sam początek 1 sześćdziesiątych?), oraz w rejonie ujścia Odry, gdzie ekspans Polan została zatrzymana przez silnych i ze Związkiem Wielecki powiązanych Wolinian. Wieleci i inne ludy zwłaszcza północn części Połabia byli w drugiej połowie X wieku r e a 1 n y m ni bezpieczeństwem nie tylko dla Polski, lecz także dla Niemiec i p zostali nim jeszcze mniej więcej półtora stulecia. Wieleci od dłu szego czasu powiązani byli sojuszem z Czechami, którzy mieli wł sne cele polityczne zwłaszcza na południowym Połabiu. Przez zb żenie do Niemiec, o ileż łatwiejsze na gruncie chrześcijaństvc Mieszko niwelował niebezpieczeństwo wieleckie; przez zbliżex do Czech natomiast osiągał ważny doraźny efekt polityczny: ze wanie niebezpiecznego dla Polski sojuszu czesko-wieleckiego. J zobaczymy, już w 967 roku to odwrócenie sojuszy bardzo miało, Mieszkowi przydać. Jednocześnie sojusz z Gzechami Przemyślidów, potwierdzon zgodnie z ówczesnymi zwyczajami politycznymi, małżeństwe z Dąbrówką, ułatwiał Mieszkowi nawiązanie kontaktów ze świ tem chrześcijańskim. Wprawdzie Czechy były, mimo kilkudziesi ciu już lat historii chrześcijaństwa w tym kraju, pod względe Strona 65
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk stopnia chrystianizacji jeszcze na pewno krajem "na dorobku" i z można przeceniać możliwości tego kraju w promieniowaniu now religii na zewnątrz (wszak do 973 roku Czechy pozbawione bę nawet własnego biskupstwa, wchodząc w skład niemieckiego bi kupstwa w Ratyzbonie), ale liczyły się nie tylko możliwości "k drowe" i duchowe samych Czech, lecz powiązania tego kraj#.z, kt ry pod względem kościelnym ciążył od dawna ku Niemcom połu niowym (Bawarii). Jeżeli zaś, jak sądzi spora część uczonych, Mie: ko miał j,,zż wówczas jakieś powody czy przeczucia, by obawiać : nadmiernego wpływu Niemców i Kościoła niemieckiego na sw kraj, to bardziej odległe od granic Polski i pozostające w wyraźn rywalizacji z Saksonią Niemcy południowe mogły być nawet wła .#y polskiemu bardziej miłe jako wzór chrześcijaństwa i pomoc W zaprowadzaniu nowej religii w Polsce, niż Saksonia. W dodatku biskupstwa i klasztory bawarskie miały już spore tradycje i doświadczenia w pracy misyjnej także wśród Słowian, inaczej niż młode" biskupstwa saskie, które póki co nie bardzo potrafiły się uporać z zadaniami misyjnymi na samym Połabiu. Było co prawda jedno "ale": sojusz z Czechami oznaczał uznanie przez Mieszka stanu posiadania Przemyślidów także na północ od pasm górskich, czyli w Małopolsce i na Sląsku. Trudno jednak z tego powodu czynić władcy polańskiemu zarzut. Na ogół w nauce polskiej rzecz ujmuje się w ten sposób, jakoby Mieszko "przyczaił się" i nie mając w połowie lat sześćdziesiątych możliwości walki na kilku frontach, odłożył na później walkę o odebranie ziem południowopolskich Czechom. Wydaje się, że jest to typowe spoglądanie na dzieje X wieku z późniejszego punktu widzenia. Począwszy od schyłku panowania Mieszka I Małopolska i Sląsk rzeczywiście stały się częściami składowymi państwa polskiego i mimo późniejszych okresowych perturbacji (Sląsk na pewien czas odpadł od Polski po śmierci Mieszka II) zrosły się z Polską na stałe (w przypadku Małopolski) bądź na długo (w przypadku Sląska, który począwszy od XIV wieku odchodził od związku państwowego z Polską). Przynależność tych dzielnie do Polski skłonni jesteśmy tatem traktować poniekąd jako coś zupełnie naturalnego i oczywistego, Mieszko więc "musiał" dążyć do opanowania Małopolski i Śląska. Otóż wcale nie "musiał". Ani Małopolska, ani Sląsk nigdy dotąd nie wchodziły w skład państwa gnieźnieńskiego i nie było żadnych specjalnych powodów, skłaniających te dzielnice do związku z nim. Dlaczego właściwie ówcześni Krakowianie i Slężanie mieli= by być bardziej zainteresowani związkiem z Gnieznem niż z Pragą, która była stolicą państwa bądź co bądź bardziej niż kraj Polan rozwiniętego i z którą byli już od dawna powiązani? Wszelkie rozważania nowożytnych uczonych o "naturalnych granicach" państwa polskiego, o jedności dorzeczy Odry i Wisły, o jedności językowe wschodniolechickie o" (polskiego) odłamu Słowiańszczyzny j " zachodniej, są konstrukcjami teoretycznymi, których świadomość w X wieku była z pewnością nikła, podobnie jak ich wpływ na bieżącą politykę. Mieszko I zajął po prostu najpierw Małopolskę, !20 121
Il‚z?niej zaś Śląsk, wtedy gdy mu na to pczwoliła sytuacja polityc na i rachunek sił, podobnie jak wcześniej zajmował Pomorze, Zi mię Lubuską czy każdy inny skrawek ziemi. I tyle o motywach zewnętrznych towarzyszących decyz chrztu 1\#ieszka I. Nie wyczerpywały one z pewnością zagadnieni a zdaniem wielu bardzo poważnych uczonych wszystkie one r~iał znaczenie podrzędne. Liczyły się naprawdę jakoby tylko względ wewnętrzne - na własne społeczeństwo. Mieszko I przyjmov#ż zatem chrzest, zdaniem reprezentantów tego poglądu, gdyż: I) Nowa, uniwersalna nauka chrześcijańska cia#,ała władc. ważny at#.zt, ogromnej wagi instrument ideologiczny, ułatwia Strona 66
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk jący Lanifikację, sćalanie młodego, z trudem jednoczonego pań# stwa, w którym ścierały się tradycje partykularne, własnego, od# rębnego bytu plemiennego, na których straży stał kult pogańsk# przez wieki znakomicie dostosowany do plemiennej strtzkt##ry spo# łeczeństwa i dlatego niedogodny w chwili, gdy władzy zależało naI usunięci##, zd#.zszeniu wszelkich odrębności i separatyzmów; 2) Nowa religia wynosiła osobę panującego znacznie ponad ogółj ludności. Władca chrześcijański, obojętnie, czy podniesiony da godności królewskiej czy nie, był kimś zasadniczo różniącym si# od władcy, naczelnika w społeczeństwie plemiennym i poga:;skim: Tam był zasadniczo depozytariuszem woli "ludu", a choćby tylko starszyzny plemiennej, jak gdyby urzędnikiem, "pierwszym z nich": W spo?eczeństwie chrześcijańskim był przede wszystkim mandatari,#s#em Boga, miał udział we władzy Boskiej, w sacru7n,. On właśnie, nie zaś inni nobile, jego może konkurenci... 3) Wspomnijmy wreszcie, że w czasach, które etylsietowano ja= ho czasy "błędów i wypaczeń", modna była i taka oto interpretacja: religia chrześcijańska była dla klas pos:adającycń, la kształtującej się jakoby w czasach pierwszych Piastów "klasy fe#,zdałów" bardzo dogodnym orężem ideologicznym w ugruntowywani#.z ich władzy nad resztą społeczeństwa, niegdyś wolnego, stopniowo zaś poddawanego "uciskowi" klasowemu. Dla biednych i wywłaszczo= nych chrześcijaństwo miało być "plasterkiem" na ranę, mo%e rzeczywiście za#łaniającym tego i owego przed zbyt jaskrawyrn nadużyciem ze strony możnych, na ogół jednak, "obiektywnie" dzia= łającym na rzecz nowego, klasowego systemu społecznego przez i2. Łe#-no k. #Vągrov,#ca. Pozo,stałości kościoła (rotundy) prawdopodobn#e ż XI wie?#u wewnatrz zary#u światyni póiniejs#ej ('rzyn ##towiecznej), odsłonięte przez ekspedycję Instytutu rIi#tarii AI# "rozbrajanie" niezadowolonych, przez kierowanie i#h uczuć i zaćhowań w zaświaty, a odciąganie od "walki klasawej" czy po prcśtu prz:## vłatwianie godzenia się z niesprawiedliwością i krzywdą ńa tym świecie, z nadzieją na#rody w nie##i#. Dostrzegając eałą jednostronność, wykoś?awiającego przeszłość wulgarno-materialistycznego poglądu na dzieje, nie odmówimy pierwszyr, d#:rom z wymi#nicnyeh mo:z:entć### perS#vazyjnej. Wszakże do pewnych granic. Czyż botxriem Mieszko I i inni władcy znajdujący się w podobnej jak on syt##acji, rzeczywiście był w stan#e należycie ccenić korzyści czy ogólniej - skutki swej decyzji? #:#ćwimy o chrześsija#st#vie jako spoiwie społe#zeńst,#a, czynniku je unifikującym w imię jednej wiary i jedna;kowych ideałów, ale to :ź:ogło ewentuainie sprawdzić się w dalszej 122 123
pzrspektywie. Na krótką metę przyjęcie chrześcijaństwa natomi oznaczać musiało - i z tego na pewno zdawać musieli sobie spr wę chrystianizatorzy - głębokie rozbicie społeczeństwa, któr przecież nie od razu i nie w całości dało się przekonać do now j p reli Ocz wiście słowo "przekonać nie odda e w ełni isto rzeczy, gdyż we wczesnym średniowieczu, w krajach świeżo n wracanych nie starczało ani chęci, ani zrozumienia, ani możliwoś# indywidualnego przekonywania, wola panującego była wolą spo;# łeczeństwa, a przynajmniej nią być powinna. Jakoż źródła, i t# przytoczone, bliższe chrztu Polski, i te bardziej odeń odległe w cza, sie, więc jeszcze mniej wiarygodne, zgodnie podkreślają ochoczość z jaką poddani Mieszka przyłączyli się do grona chrześcijan. Oto późne, ale interesujące, przejawy tej tradycji. Wspomnieli= śmy (w związku z tradycją o Dąbrówce) o jednym (królewieckimj Strona 67
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk z rękopisów Kroniki polsko-śląskiej. Rękopisy tej kroniki zawiera: ją więcej niespodzianek dla historyka. W innym z nich, wrocławskim (zwanym też rhedigeriańskim), możemy przeczytać słowa następujące: bw Mieszko założył i uposażył biskupstwo w Polsce, które początkowo znajdowało się w Poznaniu, a miejsce to dlatego tak się nazywa, że tutaj [Mieszko] uznał się lennikiem cesarstwa. Mówi się także i można przeczytać w innej kronice, że Polska w Poznaniu po raz pierwszy przyjęła wiarę [chrześcijańską] i stąd wywodzi się nazwa Poznań, jakby rozpoznający się wiernym [se recog#oscens fidelem]. Drugie, może jeszcze bardziej interesujące świadectwo pochodzi z również nam już znanego rocznika Sędziwoja z Czechla (druga połowa XV wieku). Wiemy już, że Sędziwój był zdania, iż Mieszko I otrzymał sakrament chrztu w Pradze czeskiej. Wiemy również, że sam rocznikarz czy może ktoś z ezytelników jego dzieła, wyskrobywał pewne jego fragmenty, dopisując w te miejsca własne wersje. W miejscu, o którym mowa, nieznana ręka napisała na razurze: Widząc to możni [nobżles], którzy byli z nim [Mieszkiem w Pradze# wołali: polej! i dlatego nazwani zostali Polanami, od polania [wodą] chrztu świętego, przedtem natomiast, jak długo pozostawali poganami, nosili imię I achów [I achowye]. I wobec, tak wielkiego cudu [! - nie bardzo rozumiemy, co autor tej zapiski miał na myśli - J. S.] możni królestwa zostali ochrzcze ni w Pradze i odtąd cała Polska nazywana #est od ##polej##". Mam nadzieję, że czytelnik nie zostanie wprowadzony w błąd: podobne do tutaj przytoczonych świadectwa są wstawkami, mającymi ożywić tekst i przydać mu kolorytu średniowiecznego, zarazem zaś pouczyć o zawiłych drogach późniejszej tradycji o Mieszku I i jego czeskiej małżonki. W gruncie rzeczy niemal nic nie wiemy o przyjęciu chrześcijaństwa wśród Polan, a lakoniczna wzmianka Thietmara o tym, jak bardzo wypadło się trudzić biskupowi Jordanowi "w winnicy Pańskiej", zdaje się zaświadczać, że nie wszystko od razu poszło tak gładko. Milczenie źródeł w tym wypadku nie dziwi, jest wręcz zrozumiałe - Kościół zrobił wszystko co w jego mocy, by wykorzenić z pamięci Polaków wspomnie# nie pogańskiej przeszłości i zmagań nowego porządku ze starym. Ale i analogie obce, i wielkie powstanie lat trzydziestych-czterdziestych XI wieku, które tak duże szkody przyniosło Kościołowi w Polsce, dowodzą, że chrześcijaństwo napotykało znaczne opory, że były grupy społeczne żywotnie zainteresowane w utrzymaniu status quo ante (choćby kapłani pogańscy), że w końcu zawsze to # jakoś niemiło porzucać na rozkaz wiarę ojców, że gdyby jeszcze # można było krzyż i Chrystusa postawić obok dotychczasowych bo# gów i czcić razem z nimi, to może... Ale jak wiadomo i o czym ##rychło dowiadywali się zgorszeni tym nasi przodkowie z czasów Mieszka I, chrześcijaństwo było zupełnie inną religią, nie tolerującą żadnej konkurencji. "Nie będziesz miał bogów cudzych przede tmna..." Mieszko wiedział więc, że nie uniknie kłopotów z własnym #społeczeństwem i musiał kłopoty te skalkulować. Widać ocenił, #:jak najbardziej zasadnie, że ryzyko to należy podjąć. Korzyści, jakie ofiarowywała nowa religia, zdecydowanie przeważały. # Jednego jeszcze nie braliśmy pod uwagę - motywów osobietych, nie tych przyziemnych (nadzieja na pomyślność w życiu doczesnym, dla poganina będąca czymś zrozumiałym samo przez #ię - tego właśnie oczekiwał od "swoich" bóstw), lecz motywów głębszych, przekonania do nowej religii. Religia ta, jak się obecnie ość powszechnie przyjmuje, lepiej niż pogańska tłumaczyła swo# wyznawcom świat, dawała im pewniejszą niż tamta osłonę 124 125 Strona 68
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
i ochronę przed nieszezęściami, rękojmię, a choćby tylko możliz#vo# wieeznej s#częśliwości, zapowiedź s#rav#,iedliwego osąd#eni# #:# l::--kiego, nagrody dla sprawiediiwych, k#ry dla z?ych i n##;;od# nych. Kult pogański miał charakter zryt#alizowany, chronił ra;:::e# sp#'ec#ność niż jednostkę, nie wystarezał głębiej myślącym i ezuś jącym. #:iożna było być ostatecznie doń przywiązanym, alc był# to przywiązanie siłą tradycji i inereji. Trudno było oczeki#;#r:#, i#y wiara pogańska mogła motywowa‚ do lepszeg# życia czy he:oicznych czynów. Wolno sądzić, że gdyby nie ten moment: leps###go i pełniejszego odpowiadania chrześeijazistwa na potrzeby jedno##i;i ludzkiej, triumf nowej relig nad Wartą i Wis1ą, podobnie _#a# w całej bez mała wezesnośredniowie#znej Europie, a pó#niej i na innych częśeiach kuli ziemskiej, nie bvł##y tak szy###i i pełny. Wobec omówionego tu (prawda, że w sposób wyry#vko;ry ; #,o-: bieżny) zagadnienia, inne nie wyjaśnione I#rzez źródła kwe#tie mają dr ugorzędny charakter. Nie znaczy to, by nie warto próbo-#=# ać: ich rozwiązać. Jerzy Dowiat, jeden z tych pols'#ich uczonych, którzy najwięcej wysiłku włożyli w wyjaśnianie oko?iczności chrztu Polski, pokusił się, wbrew milezeniu źródeł, o opraco;vanie,.##etryki chrztu #Jlieszka I" (taki właśnie tytuł nosi jego monogr###:a, opublikowana w sytuacji narastających przygotowań do miieni##am państwa i chrztu Polski w 19E1 roku). Między innymi spróbo#=r#ł Dowiat w tej książce rozwiązać zagadkę daty i miejsea chr#tu Mieszka I oraz imienia chrzestnego tego władcy. Wbrew wię'#szości uczonych polskich, którzy - jak sądzę - n:e l#ez słuszności iiważają, że chrzest nastąpił w kraju, że dok#na# go Jordan #ąd# j#?siś inny kapłan przybyły w orszaku Dąbrówki i że stało się to najpewniej w Poznaniu, Dowiat opowiedział się za chrztem na o#e#yźnie (w kraju nie było po temu warunków), a szukając odpowied= niebo tziiejsca, wskazał na I#atyzbonę jako stoIieę bis#upią #z#chkraju rodzinnego Dąbrówki. Data roczna pośu#iadezona jest w sposób raczej nie budzący podejrzeń prz.ez roczniki #olsr;ie, datę ##zienną spróbowal Dowiat uściślić, na podstawie anaiogii z innych terenów i inny#h czasów, na Wielką Sobot#, która #r 9#6 rer.u #:#y# padała na dzień 14 kwietnia. Ojcem chrzestnym był najprawdopodo#niej teść Mieszka - książę czeski Boi;:s;aw I (co n##lepiej tłumaczyłoby nadanie tegoż imienia pierworodnemu synotvi ##iesz#g, Drzwi Gnieźnień#kie. Fra#ment sceny VIII: szwagier Mie5zka I - książę cze,ki Bolesław II
ka i olśniewającą karierę imienia Bolesław w rodzie Piastóiv) =', Strona 69
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk szafarzem sakramentu był natomiast z natury rzeczy ordżnari#s locż, czyli biskup ratyzboński Michał. Imię biskupa ratyzbońskiego natehnęło zarazem J. Dowiata pomysłem następującym: imię Mieszko nie było weale rodzimym imieniem słowiańskim księcia polańskiego (w rzeczywistości zwał się on - Dowiat jest autorem tego zadziwiającego domysłuDzigoma 1`), lecz i#nieniem chrzestnym, wywodzącym się od imienia biskupa Michała (Mieszko - Miszko to forma słowiańska urobiona, zdaniem Dowiata, od imienia chrześcijańskiego Michał). Po's Jeżeli, jak sądzą niektórzy uczeni, ślub Mieszka z Dąbrówką od chrztu Mie#zka dzieli, co :ugeruje Thietmar, więcej czasu, niewykluczone, że Bolesław był już na świecie w tym momenc:e i został ochrzezony wraz z ojcem. '# Imię to, zdaniem Dowiata, zostało "uwiecznione" w formie Dageme Znanego nam już regestu Dago#n,e iudex, do którego wypadnie nam jeszeze niejednokrotn:e wracać. 126 127
mysł Dowiata tak w kwest imion Mieszka, jak również co do bycia ceremonii chrztu w dalekiej Ratyzbonie (Regensburgu) wielu zdołał przekonać. Nie będziemy tracić czasu i nadużywać cierpliwości czyte ków na dalsze dyskusje wokół spraw może ciekawych, ale dri rzędnych. Natomiast sprawa biskupa Jordana i początków org zacji kościelnej w państwie Mieszka I jest zbyt poważna, by poświęcić jej osobnego rozdziału. Rozdział IX IORDAN I UNGER
Imiona dwóch pierwszych biskupów polskich zostały wybrane ko tytuł rozdziału, który mógłby również zostać zatytułowany: #jdawńiejsza organizacja Kośeioła w Polsce. Wzmianki roczników polskich dotyczące Jordana zostały przyczone już w poprzednim rozdziale (s. 106), podobnie jak opinia hietmara z Merseburga o trudach, jakie wypadło Jordanowi poeść w trakcie pracy misyjnej w Polsce. Nie jest to jednak jedyi wiadomość Thietmara o Jordanie. Już znacznie wcześniej (ks. II, izdz. 22), opisując mianowanie pierwszego arcybiskupa magdeirskiego, co powiodło się Ottonowi I w roku 968 (pamiętamy, jakimi oporami zainteresowanych biskupów niemieckich spotkał ę plan założenia nowej metropolii), Thietmar napisał (myląc się 'esztą o dwa lata): [...) z upoważnienia Stolicy Apostolskiej wyniósł do godności arcybiskupiej 18 października, roku Pańskiego 970, znamienitego [...) duchownego Adalberta z Trewiru [...). Arcybiskup [...] konsekrował w tych dniach uroczystych Bozona, pierwszego pasterza Merseburga, Burcharda, pierwszego biskupa Miśni i Hugona, pierwszego biskupa Żytyc. Dołączył do nich pierwszego biskupa hobolińskiego [Havelberg) Dudona, który już przedtem otrzymał sakrę. Wszyscy ci biskupi przyrzekli posłuszeństwo zarówno jemu, jak jego następcom, i każdy z nich otrzymał osobną diecezję. Do rzędu tych duchownych pasterzy wcielony został ponadto pierwszy biskup Brandenburga Thietmar, konsekrowany dawno przed nimi, o r a z p i e r w s z y biskup poznański Jordan" (podkr. J. S., z wy)ątkiem słowa ierwsz " w óżnionego już przez kronikar#<). Strona 70
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk riieszko I 128
Na innym miejscu (ks. VI, rozdz. 65) Thietmar podał infor dotyczącą innego (drugiego z kolei) biskupa polskiego, Ui którą z rzeczowego punktu widzenia wypadnie już tutaj z: wać : "W tym samym dniu [co arcybiskup magdeburski Tagi 9 czerwca 1012 roku) zmarł jego brat w kapłaństwie i suf gan, pasterz poznańskiej trzody Unger, w trzydziestym roku swojej nominacji". Źródła polskie, o ile w ogóle znają postać Jordana (zasług na uwagę, że nie znał go ani Anonim Gall, ani Kadłubek, zn natomiast Kronika wielkopolska, co jest zrozumiałe ze względu skupienie uwagi na sprawach dzielnicy wielkopolskiej, ale tal kroniki śląskie: Kronika polsko-śląska i Kronika książąt polskic określają jego godność bądź jako "biskup polski" lub "bisk w Polsce", albo - dokładniej - jako "biskup poznański" 18. Li, się przede wszystkim przytoczone wyżej wzmianki rocznikarsl; ponieważ - co wykazały badania zwłaszcza Gerarda Labudy wywodzą się one z najwcześniejszego połskiego zwodu rocznik# skiego, nazwanego właśnie "Rocznikiem Jordana". Rocznik ten połączeniu z tzw. Rocznikiem Gaudentego (pierwszego metropa ty gnieźnieńskiego), był kontynuowany w Gnieźnie i wywiezio do Pragi podczas najazdu Brzetysława I czeskiego na Polskę śmierci Mieszka II (1038 lub 1039 rok). Tym właśnie tłumaczy ; przechowanie przez Rocznik praski zbliżonej do wersji rocznikl oznańskich wiadomości o Polsce która w 968 roku "zaczęła mi biskupa". Rocznik praski jest więc cennym sprawdzianem wiar godności i starodawności tradycji polskiej o ordynacji Jordar Datę 968 roku uznać należy zatem jako pewną: od tego roku chrz ścijanie w Polsce mieli własnego biskupa. Czy znaczy to jednak, że Jordan dopiero w 968 roku poja# się w Polsce, od razu obdarzony biskupią godnością? Wniosek ta byłby niekonieczny, chociaż trzeba przyznać, że dalej to już bęt jedynie przypuszczenia. Nic wszelako nie stoi na przeszkodzie, t przyjąć, że Jordan już wcześniej przybył do Polski, prawdopodol nie wraz z orszakiem Dąbrówki w 965 roku. Był wówczas ma 18 Zwykłym nieporozuxnieniem lub zamiarem wywyższenia Krako# jest "rewelacja" nieznanego autora "Pocztu królów polskich" z drugi połowy XV w. iż Mieszko (I) w roku 966 za namową żony przyjął chrze "i ustanowił Jordana pierwszym biskupem w Krakowie". #ykłym misjanarzem, ale mógł być również już wtedy bisku,m. W dziewiczym pod względem kościelnym państwie Miesz, I obecność biskupa była pilnie potrzebna. Chrzcić wprawdzie 5gł każdy kapłan, bierzmować jednak tylko biskup. Także jedye biskup mógł kansekrować świątynie, które - choćby w naj= ostszej, drewnianej postaci - musiano zacząć stawiać od razu, emal natychmiast po chrzcie władcy i jego dworu. O obecności kiegaś innego biskupa, oprócz Jordana, w tych czasach w pańwie polańskim nic nie wiadomo. Nie wiemy, kim był Jordan nim przybył do Polski, nie wiemy nawet, skąd się wywoclził, zyjmujemy jednak, że był on prawdopodobnie kapłanem die#zji ratyzbońskiej (której podlegały, jak wiemy, do 973 roku #chy oraz należący wówczas do Czech Śląsk), może ze słynnego mtejszego klasztoru św. Emmerana, i że przed przybyciem do ilski otrzymał on od papieża godność biskupią, tym bardziej że e wypadało chyba, by chrztu panującego księcia dokonywał du#wny niższej rangi (zresztą nie mógłby on udzielić sakramentu erzmowania, którego przy takich okazjach dokonywano najczęśej bezpośrednio po chrzcie). To, że Jordana najchętniej wyprowadzalibyśmy z obszaru diezji ratyzbońskiej, nie przesądza, rzecz jasna, kwestii jego pocho#nia i przynależności etnicznej. Z braku jakichkolwiek bezpoStrona 71
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk 'eclnich danych źródłowych na ten temat pojawiła się znaczna :zba hipotez. Raczej nie spotykane na obszarze Niemiec imię faje się sugerować, że Jordan nie był Niemcem z pachodzenia. tóbowano go wywieść z Irland (bądź z iryjskich klasztorów taśnie w X wieku po dłuższej przerwie pojawiających się w Eurpie, zwłaszcza na pograniczu niemiecko-francuskim), ogólniejlotaryńsko-nadreńskiego pogranicza germańsko-romańskiego (ze #kazaniem na Leodium - LiŠge), z Italii, z Półwyspu Bałkań#ego (Dalmacja?). Trudno raczej wyobrazić sobie, by kierowano I Polski misjonarzy "pierwszego rzutu", nie znających przynajniej w minimalnym stopniu języka słowiańskiego - ten wzgląd #e życzliwszym okiem spoglądać na możliwość bałkańskiego czy pogranicza włosko-słowiańskiego pochodzenia Jordana. Są ana#ie za tym przemawiające: pierwszy biskup Merseburga, Bozon, #ł język Serbołużyczan, wśród których miał działać (nawet je# z jego następców, biskup i kronikarz Thietmar znał nieco 130 131
język słowiański), podobnie jak pierwszy (od 973 roku) biskup P gi - Thietmar. Jordan przybywał do kraju Polan jako misjonarz, być mi z tytułem biskupim, ale bez jakichkolwiek uprawnień j,.zrysd# cyjnych, bez określenia zasięgu kompetencji, tym bardziej - g nic diecezji, jako że żadnych diecezji jeszcze w Polsce nie b5 Po chrzcie Mieszka I i stworzeniu najniezbędniejszych warunk do dalszej działalności Kościoła w nowo pozyskanym państ# nastąpiła, niewątpliwie w Rzymie, ordynacja biskupia Jorda Stał się on wówczas, jak wiemy, biskupem p o 1 s k i m (w P i sce). Co oznacza taka niezupełnie jasna na pierwszy rzut oka ty latura? Każdy bowiem, kto jest choćby trochę zorientowany w z# czajach i prawie Kościoła katolickiego wie, że godności bisku są niemal zawsze wiązane z konkretną miejscowością jako sied bą biskupa. Nawet biskupi pomocniczy, którzy nie otrzymują r dów w jakiejś diecezji, żeby tej ogólnej regule nie uchybić, oz# biani są jakimś honorowym mianem biskupa dawnych, history nych (z reguły dawno już nie istniejących) stolic biskupich. Zn# są jednak w dziejach Kościoła sytuacje nadzwyczajne, przejściot kiedy to z takich czy innych względów nie można było zaprov dzić normalnej struktury diecezjalnej; wówczas biskup nosił ty nie od (nie istniejącej) stolicy, lecz od całego kraju, który mu ty czasowo podlegał (epżscopus Polonżae, epżscopus Croatżae). Trzeba jednak przyznać, że w przypadku najstarszych biskup polskich sprawa nie jest zupełnie jasna. Pamiętamy bowiem, jeden z roczników polskich, a także Thietmar z 11#lerseburga (i ir źródła niemieckie, z reguły zresztą zależne od Thietmara), ok ślili Jordana jako biskupa poznańskiego. W związku z tym w n: ce tak polskiej, jak niemieckiej rozgorzała i trwa od dawna # skusja, jaki charakter miało biskupstvVo polskie w czasach J dana i Ungera? Były dwa stanowiska. O ile uczeni dawniejs doby przyjmowali przytoczoną wyżej wzmiankę Thietmara prawdziwą i uważali, że Jordan od 968 roku był biskupem die zjalnym, to znaczy miał przydzieloną sobie iecezję polską, stolicą biskupią w Poznaniu (a pogląd ten ma zwolenników tal obecnie, których jakby nawet przybywało), o tyle począwszy wystąpienia uczonego niemieckiego Paula Kehra w 1920 roku w 14. Kościół lsatedralny w Poznaniu - widok obecny na fasadę główną 132
lu zwolenników, zwłaszcza, choć nie wyłącznie, w nauce pols# zdobył sobie pogląd przeciwny, zgodnie z którym Jordan pi całe życie, jego następca zaś Unger przez pewien jeszcze # Strona 72
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk byli biskupami misyjnymi, bez określonych z góry diecezji. D łalność ich obejmowała całe państwo Mieszka I, o którego gr: cach w papieskim Rzymie nie miano z pewnością bliższych dan# Nie kwestionuje się na ogół (przytoczonej na s. 130) inform Thietmara, iż biskup Unger umarł jako poznański biskup diecez ny i sufragan metropolity magdeburskiego Taginona (1012), tomiast problem: kiedy i w jakich okolicznościach diecezja pol czy poznańska znalazła się w magdeburskim związku metrop talnym, należy do węzłowych i nadzwyczaj zawzięcie dyskuto# nych kwestii wczesnej historii Kościoła polskiego. Obie sprawy: misyjny czy diecezjalny od samego począ charakter biskupów Jordana i Ungera, oraz zależność metropoli na od Magdeburga, są dość ściśle ze s#bą splecione. Jeżeli wiem - rozumowano na ogół - najstarsze biskupstwo pol; byłoby od razu (w 968 roku) normalną diecezją (choćby na granice jej miały być identyczne z granicami państwa Miesz wego), powinno w myśl zasad prawa kanonicznego być włącz do którejś z istniejących wówczas metropolii. W grę mogły wc dzić jedynie metropolie niemieckie, z których z państwem Mit ka I graniczyły wówczas dwie: salzburska i właśnie w 968 r powołana do życia magdeburska. O ile brak w źródłach jaki kolwiek śladów zwierzchności metrop#lii salzburskiej, a nawet a racji do takiej zwierzchności nad Kościołem polskim (zaznac2 na wszelki wypadek: mam na myśli Kościół w ówczesnym p stwie Mieszka I, nie obejmującym, jak wiemy, Małopolski i ; ska), o tyle co do Magdeburga ślady takie są zupełnie dobrze doczne. A zatem: czy najdawniejszy Kościół polski był pod wz# dem kościelnym uzależniony od Magdeburga? czy Jordan i Un byli magdeburskimi sufraganami? Przytoczone na wstępie tego rozdziału świadectwa Thietm z Merseburga wydają się istotnie sprawę tę ro?strzygać w sei pozytywnym. Nauka jednak, przede wszystkim polska (choć ta część uczonych niemieckich podobnie tę sprawę widzi), wysuz wielkiej wagi zastrzeżenia przeciwko wiarygodności odnośn; danych Thietmara. Najważniejsza wątpliwość jest taka: dlacz 134 rześniejsze od kroniki Thietmara, zupełnie dobrze zachowane # dnia dzisiejszego dokumenty papieskie i cesarskie, dotyczące rzygotowań do założenia arcybiskupstwa w Magdeburgu oraz sa#ego aktu powołującego je do życia, które niejednokrotnie bliżej kreślały zasięg nowej metropolii i wyliczały jego sufraganie, a n i a z u nie wspominają o Poznaniu czy w ogóle o jakichkolwiek bszarach na wschód od Odry. Przeciwnie - zawsze jest mowa ylko o Łabie i Sali, żadne też z pięciu biskupstw podporządkoianych Magdeburgowi w 968 roku (zarówno nowo powołanych o życia, jak również wtedy do metrop#l przyłączonych) ani wów#as, ani później nie przekroczyło wschodniej granicy państwa nie#eckiego. Świadectwu oficjalnych dokumentów należy w tak waż#ej sprawie przypisać decydujące znaczenie. Przyjęcie milczenia dokumentów niemieckich w sprawie podwrządkowania czy niepodporządkowania biskupstwa polskiego poznańskiego) Magdeburgowi za decydujący dowód w sensie ne;atywnym, oznacza jednak zaprzeczenie wiarygodności świadectwa #'hietmara, który Jordana, "pierwszego biskupa poznańskiego" Nyraźnie zalicza do sufraganów magdeburskich już w roku 968. #zyżbyśmy przyłapali biskupa merseburskiego na fałszerstwie? Wszystko wskazuje na to, że kronikarz nie posunął się do #łszerstwa, lecz padł ofiarą nieporozumienia. W najstarszym ko#arzu arcybiskupstwa magdeburskiego zachował się mianowicie #o dnia dzisiejszego pewien dokument, a raczej "koncept", to zna#zy projekt obszernego dokumentu, którego autor spróbował spi#ać wszelkie prawa metropolii magdeburskiej, by następnie przed#tawić je do zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej. Chodzi zatem nie "pełnoprawny" dokument, to znaczy tekst mający moc prawną, cz jedynie o próbę stworzenia takiego dokumentu, próbę, która # jakichś, bliżej nam nie znanych, powodów nie została uwieńczona Strona 73
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk I#ukcesem, sam koncept jednak pozostał w archiwum archidiecezji IAaagdeburskiej, poświadczając zamiary, jakie legły u jego podw. To "fałszerstwo magdeburskie" powstało, jak wykazały baia, w latach 1004-1012, a usiłuje sprawić wrażenie, że zostało stawione przez jakiegoś papieża Jana. Najpewniej fałszerz, a ra., _ ej: twórca konceptu, miał na myśli Jana XII (955-964) lub ana XIII (965-972). Interesują nas w tej chwili tylko dwa fragnty falsyfikatu: 135
Na tych terenach ze wzrostem wiary chrześcijańskiej ws#kub podniesienia wspomnianego miasta [Magdeburga do rangi # tropol] zarządził najpobożniejszy Otton, aby za rzekami ł Salą i O d r ą w miastach, w których panował niegdyś wie; zabobon pogański obrzędów, a ich nazwy są następujące: Żyty# Miśnia, Merseburg, Brandenburg, Hawelberg, P o z n a ń, # stały założone biskupstwa na cześć Najświętszego ZbawiciE Pana naszego Jezusa Chrystusa, czego też przy pomocy Bo# łaskawości dokonano [...J Adalbert, pierwszy arcybiskup świętego Kościoła magdebu skiego, konsekrował więc, na podstawie tego pozwolenia, J o d a n a b i s k u p a P o z n a n i a, Hugona biskupa Żytyc, Bu charda biskupa Miśni, Bozona biskupa Merseburga, Dodila biskupa Brandenburga, Tudona biskupa Hawelbergu. Widać wyraźnie, o co chodziło fałszerzowi. Rozszerzył on li biskupstw poddanych metropolii magdeburskiej o Poznań, zrę nie odając do rzek łaby i Sali również Odrę. Gdybyśmy # mieli wcześniejszych, nie podejrzanych w swej autentyczności c kumentów magdeburskich, bylibyśmy pewnie skłonni uwier# konceptowi, tym bardziej że wydaje się on potwierdzać wiarygc ność odnośnego świadectwa Thietmara. W rzeczywistości byn mniej nie poświadcza, gdyż prawdopodobnie Thietmar miał pr2 oczyma omawiany koncept i na jego podstawie uformował włas sąd na temat przynależności Poznania do Magdeburga. Kto 1 autorem konceptu, oczywiście nie wiadomo. Wszystko wskazi jednak na to, że powstał on jak gdyby w odpowiedzi na postat wienia Zjazdu Gnieźnieńskiego roku IOflO, na którym, jak w domo, doszło do definitywnego zorganizowania Kościoła polskie prze# powołanie do życia odrębnej metropolii polskiej z siedzi w Gnieźnie oraz kilku biskupstw jej podporządkowanych. Wpra dzie lilagdeburg nie posiadał żadnych wiążących tytułów pra nych ani do Poznania, ani do jakiejkolwiek innej części ziem p skich, ale to jeszcze nie znaczy, że nie miał takich aspiracji. Da no już zauważono, że w dokumentach wystawianych na rzecz v gdeburga w X wieku, poczynając od roku 962, nigdzie nie okreś no wschodnich granic nowej metropol, lecz zadowalano się og nikowym sformułowaniem: kraje za Łabą i Salą lub podobn Część uczonych uważa co prawda, że był to wybieg taktyczny, celowo formułowano wschodni zasięg metropol tak ogómikor nie wykluczać - o ile sytuacja polityczna na to pozwoli = ;tensywnej interpretacji, zarazem zaś nie antagonizować stoików z nowym polskim partnerem politycznym. Zamysł taki im zdaniem jest możliwy, ale formalnie rzecz biorąc równie doszczalna, jeżeli nie wręcz bardziej prawdopodobna, jest inter#tacja, zawężająca zasięg metropol magdeburskiej do Połabia, znaczy terenów, które rzeczywiście w drugiej połowie X wieku dlegały pod względem politycznym i kościelnym Niemcom. VV późniejszych czasach, opierając się na owych mniej lub bariej tłumionych pretensjach oraz nader wątpliwej - jak już emy - wartości podstawie czy raczej pretekstach prawnych, Strona 74
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk atropolici magdeburscy niejeden raz będą próbowali zamiar #porządkowania sobie Kościoła polskiego wprowadzić w czyn, nawet za panowania Bolesława Krzywoustego zdołali na kilka t uzyskać odpowiedni dokument papieski, wkrótce zresztą przez olicę Apostolską uchylony. Jordan zatem nie był sufraganem magdeburskim. Może zresztą e trzeba tego dowodzić na podstawie ogólnej przesłanki, że ksiąpolański nigdy by się nie zgodził na bezpośrednie podporządi#vanie Kościoła w swoim państwie metropolii niemieclciej. Wzglę# polityezne nieraz bowiem skłaniały władców do kompromisów rozwiązań tymczasowych. Oprócz analizy samych źródeł, która, k mieliśmy okazję nawet w powyższym skróconym przeglądzie ę przekonać, nie popiera tezy o zależności, dochodzi jeszcze je#n argument. Musimy wybiec myślą naprzód, osiem lat po śmierci Mieszka I, # wspomnianego przed chwilą Zjazdu Gnieźnieńskiego. Sam cetrz Otton III (wnuk Ottona I) przybył do Gniezna z pielgrzymką u grobu św. Wojciecha, trzy lata wcześniej (897) zamordowanego #zez pogańskich Prusów. W trakcie rozmów politycznych dopełiono postanowień wcześniejszego synodu rzymskiego, na którym #hwalono powołać do życia metropolię gnieźnieńską - ogromny ukces kościelno-polityczny Polski i jej władcy Bolesława Chrorego! Oddajmy znowu głos Thietmarowi z Merseburga (ks. IV, #zdz. 45): # Następnie [Otton III) utworzył zaraz arcybiskupstwo, zgodnie zprawem, jak przypuszczam, lecz bez zgody wmienionego tylko co biskupa [chodzi o biskupa 136 131
Ungera], którego diecezja obejmowała cały ten kraj. Arcyl skupstwo to powierzył bratu wspomnianego męczennika Rad mowi i podporządkował mu z w y j ą t k i e m b i s k u p a p z n a ń s k i e g o Ungera następujących biskupów: kołobrzi kiego Reinberna, krakowskiego Poppona i wrocławskiego Ja# Okazuje się zatem, że biskup Unger, którego Thietmar nazy, konsekwentnie poznańskim, zaznaczając wszakże właśnie w t5 miejscu, że podlegała mu cała Polska, nie wyraził zgody na zało; nie nowej metropolii, co jednak nie zdołało wstrzymać biegu w darzeń. Metropolia gnieźnieńska w roku 1000 powstała, "jak pr2 puszczam - zgodnie z prawem" - zaznacza Thietmar. Otóż gdy Kościół polski przed rokiem 1000 podlegał metropolii magdebi skiej, do utworzenia nowej metropfll konieczna byłaby, w m; niewzruszalnych zasad prawa kanonicznego, bardzo ściśle wówc# przestrzeganych, zgoda metropolii macierzystej. Pamiętamy, j długo musiał starać się i czekać sam cesarz Otton I, zanim zdo doprowadzić do zgody na powołanie metropol magdeburskiej i dokonał tego dopiero po śmierci zainteresowanych i niechętny tej inicjatywie niemieckich hierarchów. Ani Otton III, ani E lesław Chrobry, ani nawet papież nie byliby w stanie kreovr metropolii gnieźnieńskiej bez zgody metropolity magdeburskie) gdyby istotnie obszar Polski wcześniej do tej ostatniej należ Z#mczasem o proteście arcybiskupa magdeburskiego Gizylera t nie słychać - widocznie nie miał po temu podstaw. Co nie w klucza, że omawiany wyżej falsyfikat magdeburski, powstały v< dług wszelkiego prawdopodobieństwa w latach 1004-1012, i był tworzony z inicjatywy czy przynajmniej z cichym błogos: wieństwem następcy Gizylera - Taginona. To już wszelako in sprawa... Protestował natomiast "pożnański" Unger i chociaż, jak zd# się sugerować Thietmar, protest jego nie był w pełni uzasadnia jskoro metropolia gnieźnieńska powstała, "jak mniemał" kronika legalnie), to jednak pewien skutek protest ten odniósł i bisku stwo poznańskie nie zostało podporządkowane polskiemu meti Strona 75
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk policie, to znaczy że pozostało poza metropolią gnieźnieńską. Od ' chwili zatem możemy bez cienia wątpliwości mówić o biskupst# poznańskim, podobnie jak o biskupstwach kołobrzeskim (nie pr: trwało ono zbyt długo), krakowskim i wrocławskim. Jeżeli i J# dan, i Unger przed rokiem 1000 nazywani byli w źródłach (jak #>viemy, nie wszystkich) także biskupami poznańskimi, to pojęcie to #nusiało mieć inny niż po roku 1000 sens. Albo byli oni biskupami bez określonej diecezji, czyli tak zwanymi biskupami misyjnymi, r jedynie ze względu na to, że obaj najczęściej rezydowali w Poźnaniu (do sprawy stołeczności Poznania w X wieku powrócimy obszerniej w jednym z następnych rozdziałów tej książki) i w grodzie tym mieli swój główny (katedralny) kości4ł, przeto od nazwy poznania byli niekiedy tytułowani, albo byli od 968 roku biskupami diecezjalnymi, poznańskimi, przy czym diecezja ich obejmowała tak czy inaczej wszystkie ziemie polskie. W gruncie rzeczy, jak gię wydaje, pomiędzy tymi dwoma stanowiskami nie ma wielkiej różnicy. W jednym i drugim przypadku byliby oni, co możemy teraz, po przeprowadzeniu dyskusji na temat ewentualnej obediensji wobec Magdeburga, stanowczo stwierdzić, niezależni od jakie;gokolwiek związku metropolitalnego - podlegali bezpośrednio Sto#cy Apostolskiej. Dodajmy, że praktyka bezpośredniego podpo##ządkowania biskupstw w krajach, w których regularna organi`#acja metropolitalna jeszcze nie została zaprowadzona, papieżowi #była dość często występującym zjawiskiem, przejściowym wpraw#dzie, ale właściwie niezbędnym i wygodnym. Unger, jako biskup #podległy bezpośrednio Stolicy Apostolskiej, obojętnie czy "znisyj#ny", czy diecezjalny, nie mógł skutecznie protestować przeciwprzyznajemy - radykalnemu uszczupleniu swojej diecezji, to znaczy protest jego nie musiał zostać uwzględniony, nie wstrzymywał biegu wydarzeń. To zaś, że Unger protestował, jest zupełnie #rozumiałe. Od kilkunastu lat, zapewne od 982 lub 984 roku (powrócimy jeszcze do początku rządów Ungera), sprawował on rządy nad Kościołem #olskim, był więc jak gdyby naturalnym kandydatem do godności metropolity. I zostałby nim zapewne, gdyby nie pojawienie się osoby brata męczennika św. Wojeiecha - Radzima-Gaudentego, który uzyskał poparcie cesarza Ottona III i papieża Sylwestra II, # jak się wydaje - został do pewnego stopnia narzucony Bolesła#oowi Chrobremu 1". Kto wie, czy jeszcze w chwili, gdy okazały 14 Jest ciekawe i charakterystyczne, że stosunld pierwszego metrolity z Chrobrym układały się niedobrze. Nic nie słychać o jego udziale życiu państwa, tradycja polska nie zachowała (aż do Długosza) rocznej ...aty śmierci Radzima-Gaudentego, zanotowała jednak jakąś klątwę rzu138 139
orszak cesarski przybywał do Gniezna, gdzie go, jak informuj# niezastąpiony Thietmar, przyjął z wielkim szacunkiem i wprowa dził do kościoła "tamtejszy biskup Unger", nie był on przekona ny, że jemu właśnie przypadnie godność metropolity. Tym cięższ musiało być rozczarowanie. Gwoli ścisłości, nie wiemy, czy Unger zgłosił jakiś otwarty pro test - z danych Thietmara to wprost nie wynika. Być może sy nod rzymski i wysokie umawiające się w Gnieźnie strony po pr stu "po cichu" przeszły do porządku dziennego nad oczekiwaniamiA polskiego biskupa i spróbowały mu jedynie w ten sposób zrekom# pensować zawód, że pozostawiono go poza metropolią gnieźnieńskąx tworżąc dlań osobne biskupstwo w zachodniej części Wielkopolski, chyba niezbyt bogate, gdyż zajęte w znacznej części przez las# i słabo zaludnione. Pozostał mu wszakże Poznań z wybudowaną` tymczasem najokazaiszą, a do czasu jedyną katedrą biskupi# w Polsce. Archeolodzy odnaleźli w niej, w warstwach odpowiada# jących "Jordanowemu" kościołowi z drugiej połowy X wieku; wapienne misy, które być może były misami chrzcielnymi - świad# kami alstu chrztu Mieszka I i jego otoczenia, jak również grodzian Strona 76
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk poznańskieh w roku 966 i następnych. Mimo gorzkiego zawodu w 1000 roku biskup Unger dobrze zapisał się w dziejach Kościoła polskiego, chociaż niewdzięczna pamięć sprawiła, że źródła pochodzenia polskiego - w przeciwień= stwie do jego poprzednika Jordana - zupełnie o nim zapomniały; Wszystko co wiemy o biskupie Ungerze, zawdzięczamy źródłoza niemieckim. Czy był Niemcem z pochodzenia - nie wiadomo; imię Unger było w każdym razie w ówczesnych Niemczech rzadkie. Wszkaże nie był byle kim, gdy przybywał do Polski - od 979 rokbył według wszelkiego prawdopodobieństwa opatem założonego wówczas przez cesarza Ottona II klasztoru benedyktyńskiego w Memleben w Turyngii (diecezja moguncka). Wydaje się, że klasztor ten miał w planach cesarskich do odegrania ważną rolę, któ# rej jednak nie było dane mu spełnić. W dokumencie Ottona III z 991 roku spotykamy Ungera z podwójną godnością: jako bliżej nie określonego biskupa, a zarazem opata w Memleben (Vunnż= coną przez niego na cały kraj. Wygląda nawet na to, że Chrobry- ostentacyjnie unikał arcybiskupa, przenosząc niechęć nawet za zgon - kazał się pochować nie w Gnieźnie, lecz w Poznaniu. 140 gerus epżscopus, Mżrnżlevensżs ecclesiae abbas). Czy był już wówczas biskupem polskim ("poznańskim")? - oto nowy probiem badawczy, niełatwy do rozstrzygnięcia. Jeżeli wierzyć Thietmarowi (zob. s.130), godność biskupią Unger uzyskał około roku 982, ##e wiadomo jednak, czy od razu został wyświęcony na biskupa dla Polski, skoro po pierwsze, jeszcze we wspomnianym dokumencie z 991 roku występ#.zje jako biskup "bezimienny", zachowując jednocześnie godność opacką w 1\#emleben, a po wtóre jeden z roczników polskich (zob. s.106) zanotował, że śmierć pierwszego biskupa polskiego Jordana nastąpiła w 984 roku. Albo więc Unger pozostawał na razie po 982 roku w Memleben, a godność biskupia zostałaby mu nadana niejako "na wyrost", być może w związku z planami, jakie dwór cesarski wiązał z opactwem memlebeńskim (Turyngia pozbawiona była własnego biskupstwa, może więc Unger był przewidziany na biskupa Turyngii, a Memle; ben na stolicę tego biskupstwa?), albo od razu po wyświęceniu przy#był do Polski (data śmierci Jordana mogła zostać w roczniku pol#skim o kilka lat przesunięta), zachowując jednak z bliżej nie wy#jaśnionych względów godność opacką. Dopiero pod koniec września 992 roku pojawił się w źródłach inny opat memlebeński - zapewne następca Ungera. Widocznie Unger tak już się "zadomowił" w Polsce i sprawy polskie tak go zaabsorbowały, że zrezygnował z godności w dalekiej Turyngii. Można zresztą założyć i taką możliwość, `że początkowo (982-992) sytuacja Ungera w Polsee nie była wyjaśniona i że był on początkowo biskupem pomocniczym Jordana. W marcu (?) 1000 roku Unger przyjmował, jak wiemy, w Gnieźnie, jako gospodarz Kościoła polskiego, cesarza Ottona III. W rezultacie postanowień Zjazdu Gnieźnieziskiego ogromny obszar pod' legający jego jurysdykcji został podzielony i ujęty w ramy odrębnej organizacji metropolitalnej. Odtąd Unger był jedynie biskupem diecezji poznańskiej, tyle że nie podporządkowanej, ze względów kurtuazyjnych, metropolicie. W 1003 roku, 13 listopada, porhował eiała zamordowanych przez złoczyńców "pięciu braci polskich". Autor Żyu#ota Pżęcżu Bracż Męcze#nżkóu#, Brunon z Kwerfurtu '(później i on zdobędzie palmę męczeństwa i zostanie ogłoszony #więtym), stwierdził podeszły wiek poznańskiego ordynariusza śpieszącego na zachodnie peryferie swej diecezji, by oddać ostat#ą posługę zamordowanym pustelnikom: 141
[...) a ponieważ dopiero trzeciego dnia można było donieś Strona 77
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk o tym biskupowi, zeszło się dosyć - jak na młode chrześcijań stwo duchownych i zakonnic na szczęśliwy pogrzeb niewinnyc świętych. I gdy z materiału obficie przez las dostarczonego spo rządzono drewniane trumny, stosownie do polecenia biskup wewnątrz kościoła wykopano wielki dół, tak że to miejsce moś gło pomieścić jakby dwakroć czterech Bożych mężów. Sędziw# zaś biskup Unger, pełen dobrej woli, przybywszy do świętegq miejsca odprawił razem z duchownymi uroczystą Mszę świętą oraz przepisane modły i do ciała świętych przystąpił z rękoma pokornie złożonymi i z sercem pokornym [...] Następnie biskup wśród modłów i antyfon, jak należy, z bojaźnią Bożą odpro= wadził zwłoki świętych aż do miejsca pogrzebania. Zdaje się jednak, że nie dane mu było aż do końca pełnić biskupich obowiązków w swojej diecezji. Tenże Brunon z Kwerfurtu informuje: [Jeden z braci] gdy przedsięwziął ponowną podróż do Rzymu [...), wraz z przezacnym biskupem Ungerem został po drodze ujęty i wysłany do Magdeburga, gdzie trzymano go w klaszto= rze pod czujną strażą; był bowiem [wtedy] ostry zatarg z królem #asów, który obawiał się, że podróż ich może przynieść szkodę jego państwu. Konkretnych przyczyn internowania Ungera nie znamy. Faktem jest jednak wojna niemiecko-polska rozpoczęta właśnie w 1004 roku. Bez trudu zrozumiemy zaskoczenie, jakie w Magdebur#u wywołały postanowienia Zjazdu Gnieźnieńskiego. Pamiętamy "falsyfikat magdeburski", być może właśnie około 1004 roku sporządzony - była to brawurowa próba wykazania praw Magdeburga do diecezji poznańskiej ("polskiej"). Często można spotkać się w nauce 2 przypuszczeniem, że w Magdeburgu przymuszono Ungera do uznania magdeburskiej obediencji. O tym wprawdzie głucho w źródłach, zupełnie jednak nie można wykluczyć takiej sytuacji, gdyż wygląda na to, że Unger już do Polski nie powrócił. I na to nie ma co prawda żadnych dowodów, ale są pewne poszlaki: zainteresowanie się osobą Ungera przez różne źródła niemieckie (Thietmar i roczniki z Kwedlinburga podały datę śmierci Ungera, pierwszy z nich nawet datę dzienną; w dwóch klasztorach saskichw Merseburgu i Lneburgu - nekrologi odnotowały datę dzienną jego śmierci), ezego raczej trudno byłoby oczekiwać, gdyby Unger zmarł z dala od Saksonii, w Polsce; z drugiej zaś strony wspomnia#e już całkowite milczenie źródeł polskich o Ungerze. Czyżby był to refleks głębokiej niechęci, jaka musiała dzielić starego biskupa z areybiskupem Gaudentym i Kościołem jemu podległym? Nawet Jan Długosz w XV wieku, który wiele donosił na temat najstarszych biskupów polskich w opracowanych przez siebie katalogach, pominął Ungera zupełnym milczeniem, jako następcę Jordana podając jakiegoś zapewne przez siebie wymyślonego Tymoteusza. Być może echem postaci i losów Ungera jest jednak wiadomość Długo#a, jakoby Jordan umarł i p#chowany został w Brandenburgu (także przy śmierci rzekomego Tymoteusza, umieszczonej pod rokiem 1020, zaznaczy Długosz, iż "inni utrzymują, że został pochowany nie w katedrze poznańskiej, lecz w brandenburskiej" - być może, że wielkiemu historiografowi pomyliły się w tym momencie po prostu notatki). Jeżeli nawet rzeczywiście Unger w Magdeburgu został zmuszony czy nakłoniony do uznania zwierzchnictwa tamtejszej metropolii (czyżby pokazano mu "falsyfikat"?), nie miało to większego wpływu na Kościół polski. Nie arcybiskup magdeburski ani król ; niemiecki decydowali o obsadzie i umożliwiali funkcjonowanie bi: skupstwa poznańskiego, lecz książę polski, który ani nie chciał, ani `nie mógł tolerować obcego zwierzchnictwa nad częścią Kościoła ;polskiego. Akt poddania się metropolicie magdeburskiemu, jeżeli ; w ogóle miał wówczas miejsce, miał charakter ściśle osobisty. Bo‡lesław Chrobry z pewnością zadbał po śmierci Ungera, by jego # następcą został ktoś w pełni mu odpowiadający i uległy! # czono (Gerard Labuda), by przed rokiem 1000 jakiś inny, poza Gnieznem, ośrodek w państwie polańskim mógł Strona 78
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk pełnić rolę siedziby biskupiej, ale zarówno tradycja, jak również wymowa badań archeologicznych, jak wreszcie uporczywie (choć niekonsekwentnie) pojawiająca się "poznańska" tytulatura pierwszych dwóch biskupów polskich, dowodzą wyjątkowej roli Poznania w drugiej połowie X wieku. Na wschód od potężnie około połowy X wieku obwarowanego grodu poznańskiego po 968 roku zaczęto wznosić okazały kościół biskupi, dominujący nad całym umocnionym podgrodziem. Była to wielka świątynia bazylikowa o powierzchni około 1000 m#, ogólnej długości 49 m i wymiarach prostokąta złożonego z trzech naw 23X43 m. Szerokość nawy głównej wynosiła 8,5 m, naw bocznych 4,5 m. Oto jak świątynię tę, 142 143
której pozostałości spoczywają do dziś pod obecnym kościołem tedralnym ("najstarsze fundamenty do dziś jeszcze dźwigają na bie gmach kościoła katedralnego, czyli jego zasadniczy rzut pozo; od X wieku prawie ten sam, przynajmniej w partii trzynawow korpusu. A zatem te pierwsze fundamenty w bardzo dużym p cencie się zachowały i dalej służą jako ławy nośne budynku"), c suje Krystyna Józefowiczówna, jedna z uczonych, którzy po os1 niej wojnie prowadzili badania archeologiczne we wnętrzu zn: czonej przez działania wojenne katedry: "Wykopaliska lat 1946 i 1951-6 odsłoniły pod obecną kate pozostałości I fazy budowli z dz'ugiej połowy X w., jej przebud z połowy XI i połowy XIII w. oraz warstwę przedsakralnych pr kładkowyeh konstrukcji clrewnianych przypuszczalnie z pierw: połowy X w., wykorzystanych jako umocnienie terenu. Odkryte na tej warstwie relikty prymitywnych saclzav chrzcielnych z wapiennego betonu dokumentują fakt maso, chrystianizacji mieszkańców grodu, jaki poprzeclził położenie f, damentów pierwszego kościoła. Kamienną katedrę biskupa Jordana charakteryzuje znany szczątków przyziemia przedromański wątek murów z płask warstw okrzesków lub z opus spicatum, wiązany wapienną zap wą i tynkowany, oraz fundamenty z dużych, nieobrabianych # zów granitowych. Była to trzynawowa, stropowa, zapewne fila wa bazylika. Jej chór wschodni miał kwaclratowe sanktuari z apsydą, oddzielone od naw przegrodą (lektorium) i flankow; dwiema prostokątnymi zakrystiami, nieco szerszymi od naw bc nych, niewątpliwie dającymi podstawę dwu symetrycznym # żom. Zachodni biegun kościoła piętrzył się w masyw o płaskiej sadzie i wieżowej partii środkowej, do której przystawały węż od naw bocznych wieżyczki schodowe. Pośrodku nawy głównej w poziomie fragmentarycznie zacho# nych wapiennych posadzek odsłonięto pozostałości dwu grobc ców-mauzoleów, zidentyfikowane jako znane ze źródeł grc .#ieszka I i Bolesława Chrobrego [...]. W formie I katedry pozn; skiej zespalają się cechy dwu typów wczesnoromańskich baz5 europejskich, a mianowicie trójdzielna struktura chóru o dwu krystiach i lektorium (lombardzki) z częstym w dojrzałym ror nizmie niemieckim motywem dwubiegunowych spiętrzeń wie Pozostałości domniemanych pochówków Mieszka I i Bolesława Chrobrego w podziemiach obecnej katedry poznańskiej ych, signum dostojeństwa budowli cesarskich. W połączeniu tym, zwłaszcza we wczesnym zastosowaniu dwuwieżowej formy chóx, wprowadzonej po połowie X w. dopiero w kilku czołowych kośołaeh Nadrenii, ujawnia się proweniencja twórcy I poznańskiej #tedry [...) Najprawdopodobniejsze jest zatem przybycie do Poz;inia architekta z wybitnych ośrodków monastycznych na pograiczu północnych Włoch i cesarstwa, a ściślej ze skupionej wokół ;onstancji i Reichenau wspólnoty benedyktyńskiej nad Jeziorem odeńskim" (Stownżk Stnrożytnośrż Słowżu#skich, t. IV, s. 273Strona 79
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk -274). Zdaniem archeologów, kościół ten jeszcze przed zniszczeniem r latach 1034-1039 został dość znacznie przekształcony pod wpły#em bodźców i wzorów wywodzących się z Lotaryngii i Westfalii. # ten sposób koleje losów najstarszej w Polsce świątyni katedra#ej są jakby odbiciem losów młodego państwa, różnych twórczych ddziaływań na Kościół i architekturę sakralną, zarazem zaś świaectwem dokonań pierwszego pokolenia chrześcijan polańskich pierwśzego chrześcijańskiego ich władcy. 144 #ieszko I
Rozdział X AMICUS IMPERATORIS"
Buntowniczego grafa saskiego Wichmana, który tyle zamie: nia i kłopotów sprawił przede wszystkim swoim władzom, spot liśmy już w rozdziale VII, w momencie powodzenia, gdy vt z Wieletami dwukrotnie pokonał Mieszka I i jego "Ticica#ikó Był to rok 963. Przez kilka następnych lat nic nie wiadomo o Wi manie, a także Mieszko zbyt był chyba zajęty nowym czeskim juszem oraz sprawami związanymi z chrztem i kładzeniem kan nia węgielnego pod Kościół polski, by od raz,.z podejmować dzi# nia wojenne na północnym zachodzie. W cztery lata później i p#częły się jednak ponownie walki na tym terenie. W 967 roku szło do wojny wewnętrznej wśród Obodrzyeów; interweniował j arbiter książę saski Herman. Jedna ze stron wezwała Wichm na pomoc, ten - rad że i tam może zaszkodzić znienawidzone krewnemu - chętnie wmieszał się do walk. Oblężony przez # ska księcia saskiego w pewnym grodzie, zapewne głównym gro# obodrzyckich Wagrów Stargardzie (Oldenburg), wydostał się zewnątrz, podobno by starać się o pomoc króla duńskiego. z tego nie wyszło, gród musiał się poddać, książę ukarał tych z, lenników Wichmana, którzy wpadli mu w ręce. W 1'ronice Widukinda (ks. III, rozdz. 69) odnotowano intere jące zakończenie dziejów Wichmana: Zasłyszawszy zaś Wichman, że miasto jest wzięte, a towarzy broni pobici, zwróciwszy się ponownie na wschód, zanurzył wśród 5łowian. I układał się ze Słowianami, którzy nazyw się Wolinianami [Vuloinż], w jaki by sposób mogli gnębić wo Mieszka, przyjaciela cesarskiego; co dla tamt# nie było tajemnicą. I ów posłał do Bolesława, króla czeskiego - był bowiem jego zięciem - i otrzymał od niego dwa hufce konnicy. I gdy Wichman wyprowadził przeciwko niemu wojsko, najpierw [Mieszko) nasłał na niego piechotę. A gdy ci na polecenie swego księcia z wolna uciekali przed Wichmanem, został on dość daleko odciągnięty od obozu, wtedy nasławszy na niego od tyłu konnicę, na dany znak wezwał uciekających do przeciwnatarcia na wroga. Gdy tak z naprzeciwka i od tyłu nań napierano, spróbował Wichman się wycofać. Posądzony jednak przez towarzyszy o niegodziwoś‚, jako że sam przecie namówił ich do walki, iż mógłby, zawierzając koniowi, łatwo uciec, gdyby zaszła potrzeba, przymuszony zsiadł z konia i pieszo razem z towarzyszami wdał się w bitwę. I tego dnia mężnie walcząc, bronił się orężem. Wyczerpany postem i długą drogą, jaką przebył przez całą noc z bronią, już nad ranem dobił do jakiegoś zabudowania wraz z garstką towarzyszy. Przedniejsi zaś z wrogów, gdy go odnaleźli, po broni poznali, że mają przed sobą męża wybitneStrona 80
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk go. Wypytywany przez nich, kim jest, wyznał, że jest Wichmanem. Ci wezwali go do złożenia broni i zaklinali się, że go całego odstawią swojemu księciu i to u niego wyjednają, aby go nietkniętego odstawił cesarzowi. ów jednak, choć doprowadzony do ostateczności i baczny na swe starodawne szlachectwo i męstwo, wzgardził podać takim dłoń, prosił jednak, aby donieśli o nim Mieszkowi: przed nim chce złożyć broń, jemu podać rękę. W czasie, gdy ci podążyli do Mieszka, otoczył go niezliczony tłum i ostro go zaatakował. On zaś, choć wyczerpany, powaliwszy wielu z nich, wyciągnął wreszcie miecz i przekazał go przedniejszemu z wrogów z tymi słowami: KWeź - powiada - ten miecz i zanieś panu twemu, niech go trzyma na znak zwycięstwa i niech go przekaże przyjacielowi, cesarzowi, aby, dowiedziawszy się o tym, mógł natrząsać się z poległego przeciwnika lub raczej opłakiwać powinowatego##. I to rzekłszy, zwrócony ku wschodowi, tak jak potrafił błagał Pana w ojczystym języku i duszę przepełnioną wielu błędami i udrękami wyzionął na łono Stwórey wszechrzeczy. Taki był koniec Wichmana, taki wszystkich prawie, którzy podnieśli broń na cesarza, ojca twego, ińczy kronikarz przestrogą, zwracając się do Matyldy, córki Ottoi I, której poświęcił swą kronikę. Jest to zarazem ostatnia w dziele Widukinda wiadomość odno#ca się do Mieszka I i spraw polskich. Datę dzienną śmierci Wichmana zanotował nekrolog klasztoru V. Michała w Lneburgu (klasztor ten był klasztorem rodu Billun146 147
gów, z którego wywodził się zarówno Wichman, jak i jego moż nieprzyjaciel - książę saski Herman): 22 września Wżch%n.anr, co'm,[es] et %n,ulti alżż occisż ("Komes Wichman i wielu innych zost zabici"). Niestety, Widukind nie podał miejsca bitwy i pościgu, ; nazwa słowiańskiego ludu Wolinian, z którymi sprzymierzył Wichman (jak pamiętamy, zdaniem niektórych uczonych sprzym rzył się on z tymże ludem już w 963 roku), nie pozostawia racs wątpliwości, że opisane tu wydarzenia rozegrały się na północr -zachodnim Pomorzu. Osobisty udział księcia polańskiego w bitv wskazuje na to, że zapewne kontynuował on akcję zdobywczą, k' ra widać coraz wyraźniej zagrażała silnemu Wolinowi. Mniej nas tu interesują osobiste losy i przeżycia Wichma niż jego polański przeciwnik. Wichman, pomny zapewne zwycięs nad wojskami Mieszka sprzed kilku lat, liczył na ponowne z# cięstwo. Bardzo się jednak przeliczył. Przede wszystkim przeci nikiem jego w 967 roku nie był pogański naczelnik jakiegoś (chi by znacznego) plemienia słowiańskiego, lecz władca chrześcijańs a w dodatku, co kronikarz dw-krotnie w przytoszonym fragmen zaznacza, sprzymierzeniec ("przyjaciel") samego cesarza. Widuki nie pochwala wyczynu Wichmana, a nawet - jak widzieliśmy wyraźnie stawia los buntownika za przestrogę innym. Mieszki miał czas przygotować się do nowego starcia, a co szczególnie ; sługuje na uwagę - opłaciło mu się odwrócenie soj#zszu z lat ) przednich, jako że spowinowacony z nim książę czeski przysłał i posiłki wojskowe - dwa hufce (zapewne około 100 koni) jazdy, wydatnie powiększyło opartą na piechocie siłę uderzeniową jt wojsk. Z relacji Widukinda widać także dojrzałą myśl militai władcy polskiego - pozorowany odwrót zmylił przeciwnika i # zwolił, przy wykorzystaniu wspomnianej jazdy, w dalszej fa bitwy wziąć go w dwa ognie i pokonać. Podnieść warto jesz# nastawienie rannego Wichmana wobec przeciwników. Choć sam 1 on banitą i rebeliantem, jako krewny samego cesarza zachował v sokie poczucie własnej godności, nie godząc się na poddanie ści# jącym go wojownikom, znimo że ci ofiarowali mu honorowe warl ki. Gotów był oddać broń jedynie samemu księciu polańskiez może uznając tylko w nim godnego siebie partnera, a może dowierzając rozmówcom. Miało go to zresztą kosztować życie zdaniem kronikarza po odjechaniu pogoni napadł na Wichm# Strona 81
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk iś tłum (zapewne okoliczna l-dność lub prości żołnierze Mieszi on był zapewne bezpośrednią przyczyńą śmierci Wichmana. Mieszko, "przyjaciel cesarza", spełnił widać prośbę Wichmana, rż Widukind zaraz potem napisał: Kiedy więc cesarz otrzymał broń Wichmana i został poinformowany o jego śmierci [...] Dwaj kronikarze niemieccy, Widukind i Thietmar, jakby umyślna przemian informują nas o sprawach Mieszkowych. Thietmar nam nie powiedział o wydarzeniaeh roku 967, natomiast jemu vdzięczamy kolejną wiadomość, dotyczącą wydarzeń o pięć lat :niejszych (ks. II, rozdz. 29): Tymczasem dostojny margrabia Hodo, zebrawszy wojsko, na= padł z nim na Mieszka, który był w i e r n y c e s a r z o w i [i#peratori fżdelem] i płacił t r y b u t aż po r z e k ę W a r t ę [usque żn Vu'rta fluvżu#n,]. Na pomoc mar#rabiemu pospieszył wraz ze swoimi tylko mój ojciec, graf Zygfryd, podówczas młodzieniec i jeszcze nieżonaty. Kiedy w dzień św. .Tana Chrzciciela starli się z Mieszkiem, odnieśli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscowości zwanej ##Cidini## brat jego Czcibor [Cżdebu7us] zadał im klęskę, kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy z wyjątkiem wspomnianych grafów. Cesarz, poruszony do żywe#o wieścią o tej klęsce, wysłał czym prędzej gońców, nakazując Hodonowi i Mieszkowi, aby pod rygorem utraty jego łaski zachowali pokój do czasu, gdy przybędzie na miejsce i osobiście zbada sprawę. Jest to fragment dobrze znany w Polsce, zawiera bowiem zmiankę o zwycięstwie wojsk Mieszka I, dowodzonych przez jego 'ata Czcibora, pod miejscowością, którą ogromna większość uczo#ch identyfikuje z Cedynią (niem. Zehden) nad Odrą. Tym razem ramy dokładną datę - 24 czerwca 972 roku, znamy także główych protagonistów. Główna rola przypadła margrabiemu Hodonowi. Kim był Ho#n? - margrabią saskiej Marchii Wschodniej. Wprawdzie po nierci margrabiego Gerona (965) ogromna marchia jemu powiecona, a określana takim samym mianem, została podzielona na ilka mniejszych, łatwiejszych do zarządzania, ale wśród nich dwie iyróżniały się pod względem znaczenia: Marchia Północna, którą arządzał Teodoryk (Dytryk) - w przyszłości teść Mieszka I (zab. #ej) i Marchia Wschodnia z Hodonem na czele. Nie był więc Ho= 148 14.9
don na pewno jakimś drugorzędnym margrabią, jak to nieki można przeczytać zwłaszcza w popularnej literaturze. Należał wpływowego rodu, z którego wywodził się i Geron. Był wyc wawcą przyszłego cesarza Ottona II, a więc osobą bliską same cesarzowi. Współcześni doceniali to: Thietmar określa go zaw z dużą rewerencją, używając takich określeń jak vetzerabżlżs 7n chżo, żnclżtus #n,archio, egregżus Hodo, sam Otton II w dokum tach także podkreślał rolę Hodona jako swego wychowawcy ('nos dżlectus #n,agżster, fżdelżs noster dulcżs nutrżc'rus). Rozpatrzmy w związku z tym jeszcze następującą wzmiar Thietmara, zawartą w jednej z dalszych ksiąg kroniki (ks. V, roz 10). Opisując atak Bolesława Chrobrego na Saksonię w 1002 rol kronikarz dodał gorzką refleksję: Jak przykro jest porównywać współczesnych z naszymi przc kami! Za życia znakomitego Hodona ojciec Bolesława Miesz nie odważył się nigdy wejść w kożuchu do domu, w któr# wiedział, że znajduje się Hodo, ani siedzieć, gdy on się podni z miejsca. Strona 82
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Niechaj Bóg wybaczy cesarzowi, że czyniąc trybutariusza # nem [Otton III w Gnieźnie w roku 1000 zwolnił Bolesła, Chrobrego od obowiązku płacenia trybutu], wyniósł go tak w soko, że ten, zapominając o tym, jak postępował jego rodz ośmielał się wciągać pomału w poddaństwo wyżej od siel; stojących [...]. " Thietmar z Mersebur a rzeciwstawia zatem "butę Bolesła# Chrobrego "pokorze" Mieszka I. Mniejsza o to, czy rzeczywiśc chodziło o pokorę czy raczej o kurtuazję wobec margrabiego, kt rego faktyczne znacz.enie - przede wśzystkim ze względu # wspomnianą bliskość do dworu cesarskiego i osoby Ottona IIznacznie przekraczało miarę "zwykłego" margrabiego. Do poko# wobec Hodona Mieszko I nie miał bowiem szczególnych powodó ani przed 972 rokiem, ani tym bardziej po nim. Hodon zresztą ż; jeszcze długo, zmarł w 993 roku, przeżył zatem Mieszka I. Wróćmy jednak do wojny 972 roku. O czeskich posiłkach ty razem nic nie wiadomo. Przy okazji poznajemy imię Czciborazwycięskiego brata Mieszka I, jedynego z rodzeństwa, którego zn; my z imienia. Inny brat, jak wiemy, poległ w wojnie z Wichmane# w 963 roku. Miejsce bitwy, Cżdżtzż, jak wspomniałem, zazwycz: identyfikuje się z Cedynią na prawym brzegu Odry, gdzie istotni #heolodzy polscy odkopali pozostałości imponującego grodtt ronnego oraz znaleziska odnoszone do pobojowiska z 972 roku. ;wna trudność polega na tym, że Cedynia była niepokojąco oddaia od terytorium podlegającego władzy margrabiego Hodona, brego centrum obejmowało Łużyce, leżało zatem znacznie dalej i południe ad teatru ówczesnych działań wojennych. Wyprawiac się przeciwko Mieszkowi tak daleko na północ, po#a obszar tasnej march, Hodon wyraźnie wkraczał w kompetencje marabiego Teodoryka. Tymczasem z danych Thietmara nie wynika, r była to wspólna inicjatywa Teodoryka i Hodona, lecz jedynie go ostatniego. Istnieje wprawdzie poszlaka, mogąca wskazywać # jakieś ciche współdziałanie czy przynajmniej przyzwolenie Teoiryka. Otóż na pomoc pośpieszył Hodonowi ojciec kronikarza iietmara, graf Zygfryd z Walbeck. Zmarł on dopiero w 991 roi, gdy przyszły kronikarz miał około 15-16 lat, zapewne więe jego ust dowiedział się szczegółów bitwy pod Cedynią. Zarazem dnak kronikarz stwierdza, że była to jedyna pomoc, jaką otrzyał Hodon w 972 roku od panów niemieckich. Nie można zatem imniemywać, że była to wspólna wyprawa obu wspomnianych Zupełnie niejasny jest cel wyprawy Hotlona. Marian Z. Jedlii, w komentarzu do opisu tych wydarzeń w sporządzonej przez #bie polsko-łacińskiej edycji kroniki Thietmara, tak pods'#mował glądy na tę sprawę, wysuwane w nauce niemieckiej i polskiej: wyprawa Hodona była osobistym przedsięwzięciem margrabie, nie uzgodnionym z żadną inną instancją w Rzeszy. 2) Hodon #stąpił oficjalnie, zaniepokojony sukcesami Mieszka I na drodze pełnego usamodzielnienia się spod przewagi niemieckiej; 3) wyawa Hodona wynikała ze sprawowanego przezeń nadzoru nad rytori#.zm, z którego Mieszko uiszczał trybut; 4) zniała na celu #zeciwdziałanie akcji zdobywczej Mieszka na Pomorzu Zachodm i była uzgodniona z Teodorykiem, zwierzchnikiem Hodona. Zdaje się, że akcję tę można określić dokładniej. Prawdopodobe znowu chodziło o Wolin i Wolinian. W 967 roku oni byli, wraz Wichmanem, stroną aktywną. Pokonani wówczas przez Mieszka, usieli się liczyć z dążeniem władcy polańskiego do ostatecznego #dboju ich terytorium, co zamykałoby proces wchłaniania Pomoa przez Piasta. Zapewne Wolinianie, mając uz.asadnione obawy IJO 151
przed planowaną nową akcją polańską, zwrócili się do margrabie Hodona o pomoc. Terytorium Wolinian było uważane przez stro Strona 83
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk niemiecką za podległe cesarzowi albo, zagrożeni przez Mieszka obiecywali Wolinianie przyjąć zwierzchnictwo niemieckie. W 1 sytuacji Hodon mógł zdecydować się na interwencję - jako ma grabia był uprawniony do reagowania, o ile interesy Niemiec b łyby zagrożone, bez konieczności uprzedniej konsultacji ze swy monarchą. Czy w Kwedlinburgu cesarz wystąpił w charakter gwaranta zawartego krótko przedtem, a ułatwionego zwycięstwe Mieszka I pod Cedynią, pokoju polańsko-wolińskiego, zapewni jącego Wolinianom wyraźną autonomię w ramach państwa pola skiego, jak przypuszcza jeden z polskich uczonych (Jan P. Sob lewski) - brak przekonywających danych. Można się wszak zgodzić z wymienionym autorem, że Otton I nie miał wobec ksi cia polskiego w Kwedlinburgu szczególnie złych intencji: "[...] z skoczony nieoczekiwanym konfliktem, musiał dokonać wybo: między samowolnymi poczynaniami - zwłaszcza zobowiązaniai wobec Wolinian - blisko związanego z rodziną cesarską w sokiego dostojnika Niemiec a korzystnymi i pomyślnie ukł dającymi się stosunkami z polańskim władcą". Mały Bolesła w ręku Niemców byłby gwarantem respektowania przez Mieszl zobowiązań podjętych wobec Wolinian. Ostatnia supozycja, chociaż podobnie jak pozostałe nie da # udowodnić źródłowo, najlepiej, jak sądzę, tłumaczy reakcję c sarza Ottona I (o której za chwilę), z tym że nie ma chyba koni czności zakładać współdziałania ze strony Teodoryka. Chociaż b wiem, formalnie rzecz biorąc, Hodon był rzeczywiście podporzą kowany Teodorykowi, to jednak szczególna pozycja Hodona jal osoby bliskiej cesarzowi, zapewniała mu chyba niezbędną sam dzielność w tego rodzaju akcjach. Gdyby wyprawa 972 roku z kończyła się sukcesem strony niemieckiej, nikt by zapewne złe# słowa margrabiemu nie powiedział. Zakończyła się jednak sr motną klęską, Mieszko wyszedł z opresji wzmocniony. * Czas na wyjaśnienie terytorialnego zasięgu, a poniekąd ta i charakteru obowiązku trybutarnego ciążącego na Mieszku I. J ńawiązanie sugerował Thietmar już w związku z wydarzeni# iku 963, istnienie zaś potwierdził wyraźnie przy okazji wypraRiy. odona w 972 roku, a także - retrospektywnie - w dopiero co ej refleksji poczynionej w związku ze Zjazdem nieźnieńskim 1000 roku. "Aż do rzeki Warty" - łatwo mówić o "wyjaśnieniu", w prak#e trzeba będzie wskazać jedną z różnych wysuwanych w nauce -opozycji, jako może najbardziej prawdopodobną. Czy można się ;t to poważyć, nie referując uprzednio, choćby w syntetycznej na pewno nie wyczerpującej formie, przebiegu dotychczasowej #rskusji? Autorowi takiej książki, jak niniejsza, nie wolno pod idnym pozorem sprawiać wrażenia, że wie lepiej, że może przejść i porządku nad opiniami swoich poprzedników i wmówić czytelikowi własną opinię jako jedynie słuszną. Problem należy zaś do iełatwych, a także - zauważmy - obarczony jest ładunkiem nocjonalnym. Skoro bowiem "nasz" Mieszko płacił trybut, to był cależniony od władcy Niemiec. To niezbyt miłe dla polskiego #ha stwierdzenie można by złagadzić, gdyby udało się wykazać, c podstawa terytorialna trybutu obejmowała jedynie niewielki ;rawek państwa polańskiego albo że trybut nie miał charakteru olitycznego, czyli nie wynikał z podporządkowania Polski Niemim, lecz jakiś inny. Darujmy sobie jednak aspekty i podteksty emocjonalno-patrio= iczne, gdyż nawet pozostając na gruncie ściśle naukowym, nie#two tu o jasność. Dwa najczęściej w nauce reprezentowane polądy można określić jako "lewobrzeżny" i "prawobrzeżny". Chozi za każdym razem, rzecz jasna, o bieg rzeki Warty. "Leworzeżni" szukają więc terytorium trybutarnego na lewym brzegu larty, "prawobrzeżni" na prawym. W obrębie pierwśzej grupy poglądów wyróżnić można "makStrona 84
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk imalistów" i "minimalistów". Maksymaliści (nie było ich wielu # nauce polskiej) gotowi są uznać, że Mieszko został zmuszony :y skłoniony do płacenia trybutu z całej położonej na zachód od "rnej i środkowej Warty oraz na południe od dolnej Warty części rvojego państwa. Byłby to jednak trybut bardzo dziwny. Kiedy; ' jakich warunkach Mieszko miałby zostać zmuszony do tak da#ko idącej koncesji na rzecz Rzeszy? Jakie byłyby podstawy prawe takiego żądania ze strony Ottona I? Trzeba by przyjąć, że wyrawa Gerona z 963 roku sięgnęła bardzo daleko w głąb terytorium 152 153
państwa polańskiego, do czego brak - jak już wiemy - wszelk przesłanek. Jeżeli nawet, co i tak nie jest pewne, Geron poko wówczas Mieszka, to stało się to zapewne albo na terytorium ł życzan, albo gdzieś w jego pobliżu. Słowem - nie widać okoli ności, w których Mieszkowi I można było narzucić trybut "aż rzeki Warty" w maksymalnym zakresie, obejmującym cały b tej, na długim odcinku przecinającej - dodajmy - rdzenne te toria Polan, rzeki. Jerzy Dowiat zaproponował więc znaczną redukcję obsz; trybutarnego: był nim, zdaniem tego uczonego, Śląsk, który j# pertynencja Księstwa czeskiego wraz z nim potZlegał władcy n mieckiemu. Skoro Mieszko I zatem przyłączył Śląsk do swego pa stwa, przejmował tym samym ciążący na tej dzielnicy obowiąs trybutarny. Ale, jak wiemy, Śląsk znalazł się w granicach Pol #opiero w 990 roku. Dowiat dostrzega tę trudność, toteż uważa, Thietmar w niewłaściwyxn miejscu wspomniał o trybucie. W r czywistości w 972 roku ani tym bardziej wcześniej Mieszko był trybutariuszem króla nieznieckiego, był nim natomiast po ! roku. Thietmar omyłkowo przypisał ten śtan czasom wcześni szym, a raczej nie przypisał, lecz wspomniał o nim przedwcześr Jeszcze inaczej uzasadniał "maksymalistyczną" tezę niemie uczony Oskar Kossmann. Warta była jego zdaniem granicą we nętrzną ówczesnego państwa polańskiego. Mieszko I bezpośred panował jedynie na lewym jej brzegu (na pozostałym terytori# rządzili natomiast inni Piastowie, choćby Czcibor, a uprzednio #drugi, nieznany z imienia, brat Mieszka). Ponieważ pokonany stał Mieszko, przeto nic dziwnego, konkluduje Kossmann, że te# torianiczało się do jego lewobrzeżnej dzielni chociaż Mieszko był zarazem księciem zwierzchnim (princepse całego państwa polańskiego. Niestety, nic nie wskazuje na to, Mieszko z kimkolwiek dzielił władzę w Polsce, a powoływanie przez Kossmanna na trzynastowieczne wewnętrzne podziały Wi kopolski nic nie wyjaśnia, jeżeli chotlzi o stosunki kilkaset weześniejsze. Od czasów wystąpień Herberta Ludata (1938) i Gerarda Lal; dy (1946) dużym uznaniem cieszy się teza "lubuska" - wedł niej Mieszko płacił trybut z niedawno zdobytej Ziemi Lubuski Przeważa bowiem pogląd, że Mieszko istotnie u progu swoich r: 5w zdobył to ważne terytorium, graniczące równocześnie z Wiel#polską, Pomorzem i Śląskiem, nie mówiąc już o dalszych tereach połabskich. Ponieważ w do#atku Ziemia Lubuska, inaczej ściślej mówiąc - terytorium zamieszkałe przez Lubuszan, rozągało się, jak się zazwyczaj przyjmuje, po ob- brzegach środ#wej Odry, jego zdobycie przez władcę polańskiego bezpośrednio aruszyło interesy Królestwa Niemieckiego, które od kilku już ziesięcioleci traktowało całe Połabie, aż do Odry, jako obszar #oieh bezpośrednich wpływów. Ponieważ na północnym wschozie Ziemia Lubuska zbliżała się do Warty, zwrot "aż do rzeki Varty" byłby rzeczowo uzasaZlniony. Mieszko uznał zatem pretenje władcy niemieckiego i trybutem okupił faktyczne władanie #zn terytorium. Jest jednak jedynie domniemaniem, że w X wieku bardzo słabo r źródłach poświadczone plemię Lubuszan zajmowało obszary po Strona 85
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk rbu stronach Odry. "Jednocześnie przewiduje się opłacanie przez #olskę trybutu z prawobrzeżnej połaci tej ziemi, nie tłumacząc, #aczego Niemcy i tę połać mieliby uz.ależnić" (E. Rymar). W rzezywistości, jak zdaje się świadczyć dokument Dago#ne żudex, pań#two Mieszka I około 991 roku na tym odcinku granicy nie przetraczało Odry. "Nie sposób zresztą dowieść, by Ziemia Lub#.zska #ochodziła kiedykolwiek do kilkukilometrowego odcinka Warty aiędzy Skwierzyną a Santokiem" - mnoży trudności wspomnia#y Fdward Rymar. Rymar jest ostatnim, jak dotąd, ze zwolenników tezy "prawo#rzeżnej", konkretnie - pomorskiej. Nienowa ta teza, miała zresztą wielu zwolenników i występowała w kilku odmianach. Józef Widajewicz np. ograniczał obszar trybutarny do południowo-zachodniego skrawka Pomorza, tam gdzie jego zdaniem mieszkali i:żcżcuvżkż, Lickowicy, podlegający Mieszkowi I - tylko z tego robszaru płacił on Niemcom trybut. Wraz z upadkiem tej identyfi#acji tajemniczych Licicawiców (zob. s. 93 nn.), oraz z obserwacją, śe nie ma żadnych realnych podstaw do łączenia ze sobą relacji Widukinda o Licicawicach z jednej, a Thietmara o trybucie Mieszko#vym z drugiej strony, teza Widajewicza zawisła w powietrzu. To#eż inni uczeni (np. Zygmunt Wojciechowski i Marian Z. Jedlicki) ją na myśli raczej całe "zachodnie" Pomorze. Nie byli jednak stanie wyjaśnić podstaw uznanych przez Mieszka pretensji Nie154 155 #'# miec do zwierzchnictwa nad Pomorzem, którego władcy niemiei cy, o ile wiadomo, nigdy przecież nie podbili. Dość zaskakującyi w przypadku słuszności tezy pomorskiej byłby wzrost "aż do rzeki Warty", użyty przez kronikarza merseburskiego; już raczi z jego perspektywy można by oczekiwać "od rżeki Warty [na pó noc)". Wreszcie już H. Ludat przed wojną zauważył, że w średni# wieczu dzisiejszy bieg Warty pomiędzy Santokiem i Kostrzynei zwany był Notecią, nie Wartą; nie Warta przeto, lecz Noteć oć dzielała Pomorze od Polski. E. Rymar, by obronić tezę "pomorską", musiał uciec się d stwierdzenia, że Niemcy swoje pretensje do Pomorza wywodzi jeszcze z czasów... Karola Wielkiego. Istotnie, biograf Karol Wielkiego Einhard stwierdził, iż Karol podbił i uczynił trybutt riuszami "wszystkie barbarzyńskie i dzikie ludy położone pomit dzy Renem a W i s ł ą, Oceanem [czyli Bałtykiem) a Dunajem' wymieniając z nazwy wśród nich Wieletów, Serbów (Połabskich Obodrzyców i Czechów ("i wiele jeszcze innych"). Ponieważ i wszystkie ludy zamieszkiwały zdaniem Einharda "Germanię' a pojęćie to było jednym z "urzędowych" pojęć geografii antyc# nej, w dodatku zaś w geografii antycznej Wisła stanowiła niekied wschodnią granicę owej Germanii (zwłaszcza u Ptolemeusza), n ogół odmawia się wspomnianej relacji Einharda wiarygodnośc uważając, że "Wisła" znalazła się w przytoczonym fragmenci przez nieporozumienie: skoro Karol Wielki pokonał istotnie "wszy stkie ludy Germanii", to znaczy, że m u s i a ł podbić kraje aż d Wisły. Edward Rymar jest innego zdania, wzmiance Finhard o Wiśle (wprawdzie jedynie w odniesieniu do dolnej Wisły) przy pisuje realne znaczenie, do niej miały sięgać podboje frankijski na przełomie VIII-IX wieku, z nich wywodziły się nieprzedaw nialne prawa sukcesorów państwa Franków - Niemców, przy kt‚ rych twardo obstawali nie tylko w czasach Mieszka I, lecz takż w wiekach następnych. Śląsk z tytułu przynależności do Czecl Pomorze (nie tylko "zachodnie") z tytułu podboju przez Frankóa zawsze były uważane jako podlegające imperium, a jeżeli znajde wały się w innych rękach, każdorazowy właściciel był zobowiąza ny do trybutu - odszkodowania państwu niemieckiemu. Tezy "lubuska" i "pomorska", choć, jak z powyższego przyc#u giego zresztą, lecz i tak niepełnego przeglądu wynika, niewolne o vażnych wątpliwości, najbardziej chyba zbliżają się do prawdy, eli chodzi o określenie obszaru, z jakiego Mieszko I (i Bolesław robry przed 1000 rokiem) płacił Niemcom trybut. Nie widzę Strona 86
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk żliwości opowiedzenia się po jednej czy po drugiej stronie sposób kategoryczny; uwzględniając całokształt wysuwanych -mentów, byłbym wszakże skłonny na obecnym etapie dyskusji ę lubuską uznać za mimo wszystko lepiej uzasadnioną. Tezę odrębną, odbiegającą od wszystkich dotąd omówionych, rmułował Henryk Łowmiański. Jego zdaniem Mieszkowy trybut miał w ogóle charakteru politycznego, należy go "wyeliminoć ze sfery stosunku prawno-państwowego Polski i Cesarstwa". wiązując do poglądu wypowiedzianego już wcześniej przez Z. Jedlickiego, którego zdaniem trybut Mieszkowy był oclszko#aniem za rezygnację z praw cesarsko-misyjnych na Pomorzu, # widząc jednak powodów, dla których odszkodowanie to miałosię władcy niemieckiemu należeć jedynie z tej jednej dzielniey, niósł Łowmiański tę propozycję badawczą do całego państwa zpośrednio podlegającego Mieszkowi I, czyli obszaru cżvżtas hżn,esghe - państwa gnieźnieńskiego w ś c i ś 1 e j s z y m słowa ;o znaczeniu, bez dzielnic później do tego państwa przyłączoch, określonych w owym tekście jako pertynencje Gniezna. Teza Łowmiańskiego budzi poważne wątpliwości. Zestawił je #rard Labuda: "Cesarstwo miało o b o w i ą z e k szerzenia isji [...], ale z tego tytułu nie wynikały żadne przywileje, które dawałyby się do odsprzedaży". Komuż zresztą miałby te prawa sprzedawać? - p o g a n i n o w i Mieszkowi? (Niekoniecznie poninowi - zauważmy na marginesie, gdyż nie wiemy przecież, edy dokładnie nastąpiło nałożenie obowiązku trybutarnego). reszcie: przyjmując założenie teorii Łowmiańskiego, dlaczego zedmiotem cesji była tylko część (Łowmiański szacuje ją na jedE trzecią) wszystkich posiadłości Mieszka I, czyżby do pozostałych sarz nie miał już uprawnień misyjnych? I jeszcze jedno: "Gdyby poteza Łowmiańskiego miała być prawdziwa, to zwrot ten mu#łby brzmieć: usque żn Vistula fluvżu7n. [aż do rzeki W i s ł yS.], gdyż tak daleko na wschodzie sięga zrekonstruowana przez #wmiańskiego: cżvżtas Schżnesghe". * 156 15#
O ile ze zrozumieniem czytamy u Thietmara, że cesarz Otton na wieść o klęsce Hodona nakazał przez posłów obu stronom przi rwanie walk i oczekiwanie na rozsądzenie sporu, o tyle epilog t, całej sprawy jest już jakby mniej zrozumiały. Otóż cesarz wcze; ną wiosną pojawił się we wschodniej Saksonii i Wielkanoc (prz5 padała ona w 973 roku 23 marca), spędził w Kwedlinburgu - jeć nym z ulubionych przez siebie miejsc w tej części Niemiec. Ta# odbył wielki, ostatni - jak się miało okazać - w swoim życi zjazd dostojników świeckich i duchownych. Thietmar twierdzi, ż w obecności wszystkich możnych państwa stawili się na ro# kaz cesarza książęta Mieszko i Bolesław [czeski] oraz posłowi z Grecji [tzn. od cesarza wschodniego), Benewentu, Węgie# Bułgarii, Danii, jak również od Słowian [Połabskich]. Po pokc jowym załatwieniu wszystkich spraw i otrzymaniu wspania łych darów powrócili wszyscy w radosnym nastroju do swoic krajów. Informacja - przyznajmy - nader enigmatyczna. Domyślać się jedynie możemy, że Mieszko miał przedstawić staremu cesarzowi okoliczności walk z roku poprzedniego. Skoro "w radosnym nastrojał wrócić do kraj#i, znaczyłoby to, że cesarz przyjął do wiadomości jego wersję wydarzeń, "usprawiedliwił" pokonanie urzędnika cesarskiego, jakim bądź co bądź był Hodon, przez swego wiernego trybutariusza. Zakwestionowano jednak (G. L:abuda) tę wiadomość Thietmara co do osobistego stawienia się Mieszka w Kwedlinburgu, a to na Strona 87
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk tej podstawie, że Roczniki altajskie (Annales Altahenses), powstałe wprawdzie dopiero w XI wieku w dalekiej Bawarii (klasztor w Nieder-Altaich), ale zawierające wiele cennych informacji wcześniejszych, zanotowały w związku z omawianym tu zjazdem w Kwedlinburgu wersję nieco odmienną. Wymieniwszy, nawet dokładniej niż Thietmar, zagranicznych posłów (Grecy, Benewentyńczycy, Węgrzy, Bułgarzy, Duńczycy), udział władców czeskiego i polańskiego przedstawił rocznikarz w tych słowach: Boneszlawo, książę słowiański, przybył tutaj, dając mu królewskie podarunki bez liku. Także M i s z e g o, książę słowiański, nastraszony, przysłał syna jako zakładnika [Mższego etia7rt dux Sclavże#us ter7ore co7n,pulsus, fżlżum. 7nżttit obsżdenz, Drzwi Gnieźnieńskie. Frag#t sceny XVI: głowa Bolesława Chrobrego
Skoro Mieszko p o s ł a ł syna - konkluduje G. Labudaznaczy że sam nie przybył do Kwedlinburga. Widocznie cesarz : wcześniej (zapewne na syno#zie w Ingelheimie latem 972 roku) ecydował się groźbą zmusić władcę polańskiego do dostarczenia na (był nim wówczas, o ile wiemy, jedyny dotąd syn Mieszkalesław) jako zakładnika. Byłby on, zgodnie z powszechnie wów:is stosowaną praktyką, rękojmią należytego postępowania ojca. Może rzeczywiście tak było, chociaż wydaje mi się, że z przy:zonej wzmianki Rocznika altajskiego nie wynika koniecznie eobecność Mieszka w Kwedlinburgu. Fżlżu'm, 'm.żttżt można przezmacz ć nie t lko w sensie "przysłał s a zamiast siebie lecz kże chyba "posłał syna", to znaczy przybył z nim do Kwedlinirga, po czym syn jako zakładnik został wysłany gdzieś dalej, ojciec wrócił do kraju. Inny uczony (J. Widajewicz) posunął się iwet do zakwestionowania wysłania młodego (mógł mieć w 973 ku około 6 lat lub niewiele więcej) Bolesława, wbrew wyraźne158 159
mu oświadczeniu rocznikarza niemieckiego, a to na zasadzie małe prawdopodobieństwa, by Mieszko I godził się na tak duże ryzy dla zdrowia i życia swego przewidywanego następcy. Może zre tą, dopuszcza Widajewicz i taką możliwość, Bolesław isto został wysłany cesarzowi, ponieważ jednak Otton I niebaw (7 maja 973 roku) umarł, młody zakładnik nie dotarł do miej przeznaczenia i został przez polską świtę zawrócony do kraj Nałożony na Mieśzka w Kwedlinburgu obowiązek nie został Strona 88
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk tem, konkluduje Widajewicz, spełniony, dlatego Thietmar a1 o nim nic nie wiedział, albo nie uznał za godny wspomnienia w k nice (nie bardzo wszakże harmonizuje z tą konkluzją wesoł z jaką Mieszko miał odjeżdżać ze zjazdu). W pewnym polskim źródle zachowała się tradycja, którą mo# na by ewentualnie skojarzyć z oddaniem późniejszego króla po) skiego w młodości na zakładnika do Niemiec. Otóż wierszowa# napis na nie zachowanym do dziś grobowcu Bolesława Chrobre# w katedrze poznańskiej, którego czas powstania niestety nie zQ stał bezspornie ustalony, ale w każdym razie nie później niż wie XIV, wspomina między innymi, że Mieszko "obciąwszy [Bolesłl wowi) włosy po siedmiu latach [przesłał je) do Rzymu". Postrz# żyny Bolesława przypadłyby właśnie na rok 973 lub 974. Jeż# Mieszko I zdecydował się wysłać włosy chłopca papieżowi, 1 w geście tym wolno dopatrywać się oddania Bolesława w opiek Stolicy Apostolskiej. Wysyłając syna jako zakładnika do Niemi# ojciec pragnął przez symboliczne oddanie go papieżowi dodatkow go zabezpieczyć, obawiał się widać o jego życie. Nie dojdziemy prawdy, czy Bolesław rzeczywiście, a jeże tak - jak długo, pozostawał w ręku Niemców. Zaburzenia, jaki ogarnęły Niemcy po śmierci starego Ottona I, nie sprzyjały# z jednej strony trosee o jego dobro i zdrowie, z drugiej jednak ran ga zakładnika dla obu stron konfliktu wewnętrznego w Nien czech niewątpliwie by rosła. Skoro jednak w roku 974 Mieszko od razu połączył się z opozycją bawarską, rozpoczynając tym ss mym dość ryzykowną grę polityczną, słuszny jest chyba domyg że do tego czasu Bolesław musiał bezpiecznie wrócić do Gnieznl trudno bowiem sądzić, by ojciec chciał ryzykować życie pierworo4 nego, rzucając otwarte wyzwanie tej stronie konfliktu, w któr! rękach znajdował się - o ile się znajdował - Bolesław. Tak więc wydarzenia roku 973 stanowią epilog, może niezbyt #z Mieszka oczekiwany, nie przez niego zawinionej, ale w jagposób - z punktu widzenia przynajmniej pogranicznych maribiów niemieckich - sprowokowanej jego sukcesami z lat po;ednich, wojny roku poprzedniego. Klęska margrabiego Hodona biła się dość żywym echem w Niemczech. Znany nam już du#wny niemiecki Bruno z Kwerfurtu w napisanym przez siebie wocie św. Wojciecha, podał, mając na myśli niepomyślne dla emiec i chrześcijaństwa rządy Ottona II: (",] wiele się stało złego [...]. Prowadzono wojnę z Polanami; książę ich, Mieszko, zwyciężył podstępem [?); upok#rzona pycha Teutonów musiała ziemię lizać, wojawniczy margrabia Hodo z poszarpanymi proporcami rzucił się do ucieczki. Nie ulega wątpliwości, że Mieszko nie czuł się usatysfakcjonoany decyzjami kwedlinburśkimi. On, wiernie spełniający oboiązki trybutariusza wobec cesarza, napadnięty przez jednego margrabiów, a zatem niejako w obronie koniecznej, zwyciężyw;y napastników został - co by nie powiedzieć o formachłaściwie ukarany przez cesarza. Władca polański weźmie te do#iadczenia pod uwagę w latach następnych. Tymczasem po śmierci Ottona I, jak wspozrmiałem, doszło # Niemczech do ostrego konfliktu. Przeciwko synowi i następcy marłego, Ottonowi II, podniósł bunt jego brat stryjeczny, książę #warski Henryk zwany Kłótnikiem, należący do bawarskiej linii odu Ludolfingów. Zarówno nowy książę ezeski Bolesław II, jak Mieszko I znaleźli się po jego stronie. Nie należy jednak stano#ska książąt słowiańskich rozumieć jako chęć zerwania z Niem#mi. Chociaż zazniar uzyskania od pretendenta do tronu niemiec#ego korzystniejszych warunków niż za Ottona I (zwolnienie # trybutu?) odgrywał zapewne także swoją rolę, chodziło w 974 #ku nie o zerwanie związku z Niemcami, lecz o opowiedzenie się #o jednej stronie konfliktu wewnętrznego. Henryk Kłótnik jedtym razem nie miał szczęścia. Mimo dość szerokiego poparw południowych Niemczech rokosz Henryka nie wyszedł po># Strona 89
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ę przygotowań i zakusów. Sam przywódca buntu został uwiny w Ingelheimie, ale na początku 976 roku uciekł z więzienia #potkamy się z nim jeszcze za kilka lat, po śmierci Ottona II. 160 # MieSzko I
Czechy bardziej niż Polska zaangażowały się po stronie # tendenta, co było chyba rezultatem dawnych związków czes -bawarskich. Po ucieczce z więzienia Henryk Kłótnik schronił w Pradze. W latach 975 i 976 źródła odnotowały wyprawy wfl niemieckich na Czechy, w roku 977 stroną atakującą był poz wiony tymczasem swego bawarskiego księstwa Henryk, dopi w roku następnym, 978, Ottonowi II udało się definitywnie po na‚ buntowników. Książę czeski odzyskał łaskę cesarza, a Hen# Kłótnik i jego niemieccy sprzymierzeńcy stracili swe posiadł# i zostali uwięzieni. Stanowisko Mieszka I wobec tych wydarzeń nie jest zupeł jasne, w ogóle źródła zachowują niemal pełne milczenie o sp wach polskich w ciągu lat 975-983. Milczenie przerywa jedy wiadomość źródła wprawdzie odległego od pogranicza polsko-z mieckiego, ale oparta na informacji poselstwa bawiącego na di rze cesarskim. Otóż katalog biskupów z Cambrai jako jedyne ź dło zachował wiadomość o wyprawie cesarza w 979 roku na # wian, w odległe kraje od granic swego państwa. Z powodu jedl zimowej słoty cesarz musiał przerwać wyprawę i Boże Narod nie tego roku spędził już na pograniczu sasko-turyńskim w P"hl Ponieważ z Czechami świeżo zawarto pokój, a także na Poł w owym czasie raczej nic nie słychać o większych niepokoj: (chociaż w słowiańskim Brandenburgu na trzy lata przed wielk powstaniem z 983 roku miało dojść do jakichś zaburzeń, w trak których zamordowano nawet miejscowego biskupa), większ uczonych przypuszcza, że obiektem niezbyt udanej wyprawy (# tabene: byłaby to pierwsza źródłowo poświadczona wypra w ł a d c y n i e m i e c k i e g o przeciw Polsce) mogło być państ #lieszka I. O tym, że do walk polańsko-niemieckich pod koniec lat siede dziesiątych istotnie dochodziło, i że miały one dla Mieszka rac pomyślny rezultat, przekonują okoliczności drugiego (chrześcij# skiego) małżeństwa władcy polańskiego. W 977 roku, według p skiej i czeskiej tradycji, zmarła Dąbrówka. Thietmar pisał (ks. : rozdz. 57): Kiedy matka Bolesława umarła, jego ojciec poślubił bez zez# lenia Kościoła mniszkę z klasztoru Kalbe, która była có margrabiego Teodoryka. Oda - było jej imię i wielką była przewina. Albowiem wzgardziła Boskim oblubieńcem, dając pierwszeństwo przed nim człowiekowi wojny, co spotkało się z potępieniem ze strony wszystkich dostojników Kościoła, a w szczególności jej czcigodnego biskupa [halbersztadzkiego] Hildiwarda. Z uwagi jednak na dobro ojczyzny i konieczność zapewnienia jej pokoju nie przyszło z tego powodu do zerwania stosunków, lecz znaleziono właściwy sposób przywrócenia zgody. Albowiem dzięki Odzie powiększył się zastęp wyznawców Chrystusa, p o w r óciło do ojczyzny wielu jeńców, zdjęto skutym okowy, otwarto bramy więzień przestępcom. Mam więc nadzieję, że Bóg przebaczył jej wielki grzech, jakiego się dopuściła, skoro tak wielką okazała gorliwość w tym zbożnym postępowaniu. Lecz, z drugiej strony, Pismo święte mówi nam, iż daremnie stara się przebłagać Boga ten, kto obrawszy na początku zły sposób życia, nie chce go potem całkiem porzucić. Oda urodziła swemu mężowi trzech synów: Mieszka, Swiętopełka i..... [luka w tekście). Żyła tam w wielkich łasStrona 90
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk kach aż do śmierci swego męża, szanowana przez tych, pośród których przebywała, p o m o c n a t y m, o d k t ó r y e h r ó d swójwywodziła. Tradycja polska zupełnie zapomniała o Odzie, niesł#,zsznie, gdyż ni ta, jak wiele wskazuje, miała duże zasługi nie tylko dla swoi ziomków, co mocno podkreśla Thietmar, lecz także dla swojej ugiej ojczyzny. Wywód biskupa-kronikarza, który dopiero co przytoczyliśmy, #żna by określić jako obłudny, choć widać zarazem dążność do '#ciążenia pamięci Ody. Trudno przypuszczać, by oddana do klatoru (Kalbe nad rzeką Milde w tzw. Starej Marchii, na zachód od odkowej Łaby), sama, z własnej inicjatywy, odeszła (uciekła?) niego, by poślubić polskiego wdowca, podobnie jak nikt nie bę:ie sądził, że Mieszko porwał i uprowadził ją z klasztoru. Po prou możni sascy, a przede wszystkim jej rodzony ojciec, Teodoryk, :łonili ją, by w imię jakichś wyższych celów złamała śluby zakon', przełamali także opór episkopatu niemieckiego, a przynajmniej ciejscowego ordynariusza. Na początku X wieku późniejszy król iemiecki Henryk I pośłubił wdowę-mniszkę Hateburgę i chociaż
Ślub Mieszka I z Odą datuje się, mimo braku jednoznaczn awa Hodona, "sąd" w Kwedlinburgu, Bolesław Chrobry zakładdowodów w źródłach, na lata 979/980. Jakie to względy nak ' iem w ręku Niemców, poparcie udzielone przez Mieszka I Henwały margrabiemu Teodorykowi, niewątpliwie identycznemu _ kawi Kłótnikowi przynajmniej w pierwszej fazie rebelii, milczeznanym nam już przełożonym Marchii Północnej w latach 96 e źródeł o latach następnych, wyprawa Ottona II z 979 roku, -985 i pierwszemu w hierarchii, po księciu saskim, dostojniko ieś bliżej nie znane kłopoty Niemców, które miał zażegnać ślub na wschodnim pograniczu Niemiec, nakłaniać pierworodną có #eszka z Odą... "Tym bardziej zastanawia i wymaga skomento(pierworodność jej zaświadczają roczniki z Kwedlinburga) do ania fakt - pisze Henryk Łowmiański - że Mieszko I po 979 r., rzucenia klasztoru i poślubienia władcy Polan, a niemieckiej opi #edy ugruntował swe niezależne stanowisko, rozwinął politykę publicznej, reprezentowanej później tak wymownie przez Thi półdziałania z Cesarstwem, a nawet wszedł, zdaje się, w stomara z Merseburga, do zaakceptowania tej decyzji? Wydaje się, nek wasalski do Ottonów". wyróżnione w zacytowanym fragmencie spacją ustępy dostatecz Zbierzmy najpierw fakty, później spróbujemy określić przyczyny tłumaczą całą tę sprawę. "Dobro ojczyzny" i konieczność "zape liżenia polsko-niemieckiego na przełomie lat siedemdziesiątych nienia jej pokoju", następnie - jako bezpośredni rezultat małże osiemdziesiątych X wieku. Zbliżenie to przetrwało Mieszka I, stwa - "powrót do ojczyzny wielu jeńców, "zdjęcie oków sk iedziczył je jego następca i można powiedzieć, że właśnie wczetym", wreszcie t#, że Oda w Polsce była "pomocna tym, od który a faza panowania, Chrobrego, aż do śmierci cesarza Ottona III ród swój wywodziła" - wszystko to wskazuje chyba jasno, że s dojścia do władzy w Niemczech Henryka II (1002), stanowić bęną bardziej zainteresowaną dojściem tego małżeństwa do skut #e apogeum tego zbliżenia. byli Niemcy. Ponieważ trudno przypuszczać, by tymi amnestion Klęska Ottona II (który pod koniec swego panowania przebywanymi i zwolnionymi z niewoli jeńcami mogli być pokonani wr ał z dala od Niemiec) w bitwie z Saracenami na południu Włoch z Hodonem w roku 972 (pamiętajmy zresztą, że Thietmar wspo 82), #'buch wielkiego powstania Słowian Połabskich, głównie Strona 91
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk nał w związku z bitwą cedyńską jedynie o poległych, lecz nie o je ieletów, w roku następnym, wreszcie śmierć cesarza pod koniec cach), gdyż gdyby tacy istotnie znaleźli się w rękach Mieszka, b 3 roku, stworzyły nową sytuację w Rzeszy. Koronowany jako liby zapewne zwolnieni już po ugodzie kwedlinburskiej z roku 97 e dziecko już za życia ojca jego syn i następca - Ottfln III, pozostaje jedynie domysł, że mowa o jeńcach z nieudanej ał wtedy trzy lata i dopiero w 994 roku zostanie uznany za prawy Ottona II z 979 roku, ale nie tylko o nich, skoro wypra łnoletniego. Henryk Kłótnik uznał, że ponownie wybiła dlań gota w ogóle nie została "zauważona" w źródłach niemieckich. Wni #aęzienia, zdołał nakłonić arcybiskupa kosek taki, że mimo milczenia źródeł druga połowa lat siedemdzi ńskiego do powierzenia jego opiece małego króla. Spora część siątych nie była na pograniczu polsko-niemieckim zbyt spokoj # #ążąt i biskupów królestwa stanęła po jego stronie, częściowo i choć nie dochodziło zapewne do jakichś wielkich kampanii, yba z obawy o interesy państwa pod rządami niezbędnej w tych jednak stosunki musiały układać się tak dla strony niemiecki arunkach regencji. Na wiosnę 983 roku Henryk został przez niepomyślnie, że spora liczba jeńców dostała się w ręce Mieszka oich zwolenników wybrany w I#wedlinburgu na króla, co oznaało otwarte wyzwanie stronnictwu Ottona. Piśze Thietmar (ks. a gorączkowe poszukiwania strony niemieekiej za odpowie ,rozdz. 2): kandydatką na żonę dla polańskiego księcia, będące wykładnikie dążeń do pokojoweg# ułożenia stosunków, nie zatrzymały się na Przybyli tam także wśród wielu innych książąt Mieszko, Mściwet przed furtą klasztorną. wój i Bolesław i przyrzekli mu pod przysięgą poparcie jako Przy powierzchownym traktowaniu stosunków polsko-niemie# #ólowi i władcy. kich powstaje pewna wątpliwość. Lata 972-983 przyniosły wy Powtórzyła się zatem jakby sytuacja sprzed lat dziewięciu. Boraźne ochłodzenie w stosunkach wzajemnych. Przypomnijmy: wy sław II czeski, Mściwój obodrzycki i nasz Mieszko I zdecydowali 164 16i
się poprzeć po raz drugi bawarskiego pretendenta. Nie miało jednak i tym razem decydującego znaezenia: koronacja Kłótn skutecznie odstręczyła odeń "legalistów", w połowie 984 roku Hi ryk został zmuszony do wydania przetrzymywanego Ottona jego matce, cesarzowej Teofano, w czerwcu 985 roku było już rebelii: w zamian za restytuowanie w Księstwie Bawarskim H# ryk Kłótnik poddał się Ottonowi i regencji. O ile wiemy i tym razem najbardziej po stronie pretendei zaangażował się czeski Bolesław, wykorzystując sytuację po by w 984 roku zająć Miśnię, stolicę march graniczącej z Czed mi i ważny punkt strategiczny nad Łabą. Tymczasem Mieszk szybciej porozumiał się z Sasami. Roczniki hildesheimskie i kv dlinburskie pod rokiem 985 zanotowały: W roku tym Sasi najechali Słowiańszczyznę [Połabską], a szedł im z pomocą Mieszko z wielkim wojskiem; pustoszy całą tę ziemię pożarami i rzezią. "Sprawa lucicka - domyśla się H. Łowmiański - mogła wi wpłynąć na dezintegrację trójkąta politycznego", oczywiście: n' miecko-czesko-p#lskiego. Polacy mieli podstawy obawiać się, t samo jak Niemcy, powstania Słowian Połabskich. Czesi, bardz od północnego Połabia oddaleni, obaw takich nie żywili, a osłab: nie Niemiec mogło im być nawet po myśli. Niemniej jeszcze wielki zjazd do Kwedlinburga na Wielkanoc 4 kwietnia 986 ro przybyli władcy tak Czech, jak i Polski. Thietmar (ks. IV, rozdz. informuje: Strona 92
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Przybyli tu także Bolesław i Mieszko razem z orszakiem i dy wszystko jak należy załatwili, odjechali z bo#atymi daz Wszakże o władcy czeskim nie podał Thietmar w związku z już żadnych dalszych informacji, natomiast o Mieszku stwie co następuje: W owych dniach Mieszko podporządkował się królowi i innych darów ofiarował mu wielbłąda, następnie towar mu w dwóch wyprawach wojennych. Słowo "podporządkował się" nie oddaje istoty rzeczy. # mar użył tu określenia: Miseco se#n,et ipsu7n. regi dedit ("sam się królowi"). Dokonało się to zapewne nie w trakcie samego W Kwedlinburgu, lecz w toku wspólnej z młodocianym królem prawy zbrojnej przeciw Połabianom - jedna odbyła się w 985, iga w 986 roku, w tej ostatniej monarcha niemiecki uczestniczył biście (oczywiście, dowództwo sprawowali za niego inni). Sporprzytoczone słowa Thietmara próbowano różnie tłumaczyć. Nie ga wątpliwości, że Mieszko nawiązał wówczas z mło#yzn Otton III szczególny stosunek. Czy nazwiemy go "lennym" (MieszI stałby się wasalem cesarza, zgodnie z zasadami prawa lennego) i też zadowolimy się formułą "pojednania", uznania Ottona III prawowitego władcę państwa i przywrócenie stosunku trybu#nego, który prawdopodobnie w czasach Ottona II uległ rozwianiu, jest to kwestia trudna do jednoznacznego rozstrzygnię,. Wygląda na to, że władca polański świadomie dążył do zacieienia sojuszu (może pragnął wykorzystać nacechowane dystanm i obciążone sprawą Miśni stanowisko władcy czeskiego) z młom Ottonem III, stąd "poddał się" jemu, wiernie i z zaangażowa?m znacznych sił towarzyszył mu w wyprawach przeciw Połabiam, wreszcie obdarowywał cesarskie dziecko różnymi darami, tym jakże egzotycznym w Niemczech okazem wielbłąda! Szukając możliwego wytłumaczenia tej gorliwości polańskiego Eadcy, jakże kontrastującej z rezerwą okazywaną ojcu młodego óla, trudno nie wrócić myślą do małżeństwa z Odą. Nie tylko rona niemiecka, lecz także Mieszko był najwyraźniej zainteresoany poprawą stosunków z Sasami i dynastią panującą w Niemech. Danuta Borawska zwróciła uwagę na to, że ponieważ ojciec dy, margrabia Teodoryk, był nie tylko wpływowym politykiem, cz także prawdopodobnie krewnym panujących Ludolfingów, nażał przez to do uprzywilejowanej i cieszącej się dużym presti#m społecznym warstwy "krewnych królewskich", przez małżeńwo z Odą Mieszko I zyskiwał dostęp do tej ekskluzywnej grupy. prócz względów prestiżowych, chęci wywyższenia własnego rodu # rzędu najprzedniejszych w Cesarstwie, również względy poli#czne skłaniały jednak Mieszka I do zacieśniania sojuszu z Niem#mi, a wśród nich, obok wspomnianego już wspólnego dla Polski Niemiec zagrożenia wieleckieg#, zwłaszcza po roku 983, dostrzeamy powolne, ale wyraźne rozchodzenie się tak od 965 roku żyrych i bliskich stosunków polsko-czeskich.
166
Rozdział XI MAŁOPOLSKA I ŚLĄSK
Sprawę włączenia obu dzielnic Polski południowej do pańs# Strona 93
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Mieszka I poruszyliśmy już w jednym z poprzednich rozdzia: (zob. s. 76 nn.), gdyż było to niezbędne do rozważań na temat sięgu tego państwa w chwili obejmowania przez Mieszka tri polańskiego. Obeenie należałoby się przyjrzeć okolicznościom, # re to włączenie umożliwiły. Zarysowane pod koniec poprzedniego rozdziału fakty z dzie; "politycznego trójkąta" Rzesza-Czechy-Polska w latach pa wania Ottona III, a właściwie regencji sprawującej rządy za m# letniego cesarza, nie pozostawiają wątpliwości, iż Bolesław II c2 ki prowadził dość samodzielną politykę i tak długo, jak to b możliwe, popierał sprawę Henryka Kłótnika. Być może z jego przyzwolenia zajął i przez pewien czas trzymał w swym rf Marchię Miśnieńską. Zakwestionowano nawet pobyt Bolesława zjeździe w Kwedlinburgu w 986 roku 15 - wymienionym pr Thietmara uczestnikiem tego zjazdu obok Mieszka miał być j# syn Bolesław (Chrobry), nie zaś książę czeski. Wacław Korta w z dawno opublikowanej pracy stara się wykazać, że nie dopiero l lesław Chrobry, ale już Mieszko I wykazywał dużą aktywność południowym Połabiu, to znaczy że niemal natychmiast po "b dzie" złożonym małemu Otton#wi III podjął, wspólnie z Niemca akcję antyczeską, dzięki czemu został przez Ottona III wynag dzony częścią Marchii Miśnieńskiej, odebranej Czechom, konkr ls Zjazd ten, o którym wspomina tylko Thietmar (ks. IV, rozdz. 9), n "pecha" w nauce. Kwestionowana bywała nie tylko obecność Mieszka i Bolesława czeskiego na tym zjeździe, lecz nawet sam fakt zjazdu. ie - Milskiem, ezyli krajem Milczan. Nastąpiłoby to w 987 roku. ‹poteza ta powodowałaby konieczność innego spojrzenia na wy#rzenia roku 990, o których już za chwilę. Do wcześniej już przeprowadzonej analizy okoliczności skłaiających Mieszka I w latach osiemdziesiątych X wieku do zaeśnienia sojuszu z Niemcami doliczyć warto by jeszcze kłopoty problemy, jakie pojawiły się na innych odcinkach granicy jego #ństwa. Niestety, jednostronność naszej - przeważnie niemieciego pochodzenia - podstawy źródłowej, jak już wcześniej ostrzeałem czytelników, z konieczności prowadzić musi do takiego obrau panowania Mieszka I, o którym z całą pewnością możemy pońedzieć tylko tyle, że jest wyrywkowy i niepełny. Uwaga ta otyczy wszelkich właściwie spraw wykraczających poza stosunkż olsk#-niemieckie. Właśnie jednak w latach osiemdziesiątych pewe przynajmniej sprawy z zakresu pozaniemieckich problemów #ieszka I zaczynają się zarysowywać. Mieliśmy już okazję mówić o zajęciu w roku 981 przez wielkiega sięcia kijowskiego Włodzimierza "Przemyśla, Czerwienia i in#ch grodów" w rezultacie pomyślnej wyprawy tego władcy "ku achom". Zdecydowana większość uczonych była i jest zdania, że Lachami" latopisu ruskiego byli Polacy, to znaczy że ważne ta egraniczne terytorium należało uprzednio (nie wiadomo od kiedy) b Mieszka I i w 981 roku zostało przezeń na rzecz Rusi utracone. lyłby to dodatkowy argument, tłumaczący zaangażowanie się #ieszka na zachodzie, gorączkowe szukanie odpowiedniej partnerei na żonę w Niemczech, co z kolei miałoby tłumaczyć brak reakcji %ładcy polańskiego na zabór dokonany przez Włodzimierza. N świetle wywodów Gerarda Labudy poglądu powyższego nie da dę jednak utrzymać, gdyż prawdopodobnie "Lachami" latopisu #cale nie byli Polacy, w sensie mieszkańców kraju Mieszka I dopiero później nazwa ta nabierze ogólnego znaczenia), lecz Lęizianie - plemię lechickie zamieszkujące obszar "grodów czerŃieńskich", znajdujący się w dodatku w 981 roku nie pod panobaniem ani nawet zwierzchnictwem Mieszka I, lecz - podobnie #k reszta Polski południowej - księcia czeskiego. Nawet jednak, #dyby takie odczytanie ówczesnych wydarzeń miało okazać się #uszne (nie wszyscy uczeni są skłonni tak szeroko zakreślać za#lęg panowania czeskiego na północnym wschodzie), zbrojny czyn l#a is# Strona 94
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk księcia ruskiego uprzytomnił władcom Czech i Polski "blisko kij#wskiego ośrodka politycznego, a poniekąd nawet sprawił, państwa ruskie, czeskie i polskie stały się sąsiadami. Ośrodkiem niepokoju, mogącym prowadzić do destabiliza pozostawał także rejon ujścia Odry z najważniejszym grodem # linem na czele. Wiemy, że po zwycięstwie wojsk polskich pod l dynią, Wolin według wszelkiego prawdopodobieństwa znalazł pod zwierzchnictwem polskim, ale zachował zapewne w ram# państwa polskiego określoną autonomię, która wyraziła się m w pozostawaniu przy pogaństwie. W 986 roku wypędzony zos z Danii władca tego państwa i właściwy jego twórca Harald Szęby. Był to rezultat buntu możnych, niezadowolonych z poli# tego władcy; na czele buntu stanął syn Haralda - Swen Wid " brody. Harald znalazł schronienie "wśród Słowian na Wolir zmarł tam wszakże bardzo szybko. Nic nie wiadomo o jakichk wiek walkach polsko-duńskich w X wieku, ponieważ jednak Di czycy dość energicznie występowali na północnym Połabiu, a roku 983 zdołali odzyskać utracone uprzednio na rzecz Niem tereny Szlezwiku, Mieszko I zapewne z troską spoglądał na p noc, obawiając się może wmieszania się Duńczyków w spra# nad dolną Odrą. Wspomnimy tu jeszcze, że zdaniem niektórych uczonych, op rających się na enigmatycznych i dalekich od ścisłości przekaza sag islandzkich i norweskich z XII-XIII wieku, właśnie w lata panowania Mieszka I w Wolnie usadowiła się niezbyt może licz# ale bitna i niespokojna grupa wojowników wikińskich, stanowia swego rodzaju bractwo wojenne. Ponieważ Wolin w sagach ve stępuje pod nordycką formą Jomsborg, saga, o której mowa, n nazwę Sagi o wikingach jomsborskich (Jonzsvżkżngasaga). Wpra dzie autor podstawowych nowszych prac na ten temat, Gera Labuda, bardzo krytycznie zapatruje się na wartość źródłową s' sunkowo późnych utworów sagamadrów, odmawiając Sadze o t, Mściwój obodrzycki i nasz Mieszko I zdecydowali
kingach jomsborskich wręcz jakiejkolwiek wartości źródłow krótko mówiąc - uważa całą sprawę za nieporozumienie, ale i można wykluczyć jakichś form penetracji wikingów duńskich i i nych także na obszarach podlegających władcy polańskiemu, skc ich penetracja na północnym Połabiu, jak stwierdziłem, j# świetle materiałów "historycznych", jak również archeologii zutnie wyraźna. Na tym tle należy rozpatrywać bardzo interesujący związek #żeński córki Mieszka I. Z pewnym prawdopodobieństwem jej #zime, słowiańskie imię można zrekonstruować jako Swiętoiwa lg, w późniejszej tradycji skandynawskiej występuje ona pod rdyckim imieniem Sygryda lub Syryta Storrada ("Dumna"). Może warto parę słów poświęcić tej Piastównie. Bez podania #enia wspomina o niej Thietmar z Merseburga (ks. VII, rozdz. [...) tylko w paru słowach wspomnę o owym jaszczurczym pomiocie, czyli o synach onegoż Swena [Widłobrodego) - prześladowcy. Urodziła mu ich córka księcia Mieszka i siostra jego syna i następcy Bolesława. Wiadomość Thietmara dotyczy już późniejszego okresu życia viętosławy-Storrady. Istotnie, wkrótce po śmierci swego pierwego męża w 995 roku wyszła ponownie za mąż za znanego nam ż króla duńskiego Swena Widłobrodego (986-1014). Wśród dziez tego małżeństwa był król trzech państw (Danii, Anglii i Noreg) Kanut Wielki. Zanim jednak pani ta poślubiła Swena duńiego, była żoną innego władcy skandynawskiego - króla Szwei Eryka Zwycięskiego (Segers"ll). Slub ten datuje się w przyStrona 95
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk iżeniu na lata 980-984 (matką Świętosławy musiała być oczyiście Dąbrówka, chyba że chcielibyśmy dopatrywać się w niej órejś z wcześniejszych pogańskich żon Mieszka I), z małżeństwa Erykiem uroclził się późniejszy król Olaf Skotkonung; sam Eryk narł w 995 roku. Dalszymi niełatwymi losami Swiętosławy nie ożemy się tu bliżej zajmować, wspomnimy jedynie, że pod koec życia została ona przez swego drugiego męża wypędzona dworu duńskiego, schroniła się u brata, Bolesława Chrobrego, lB W jednym ze źródeł angielskich zapisano imię siostry króla Kanuta, zatem córki Swena Widłobrodego i Piastówny jako Santslaue", co zda:m historyków i językoznawców można odcyfrować jako "#więtosława". :oro córka nosiła takie imię to zapewne odziedziczyła je, jak się przyiszcza, po matce. Jeżeli jedn'ak prawdą jest, że w Skandynawii panował iyczaj nadawania jedynie imion osbb zmarłych wtedy trzeba by przyE, że matka owej Swiętosławy nosiła inne (r-eznane nam) imię, natoiast imię,to zostało odziedziczone po babce - pogańskiej żonie Mieszka I, e zaś po Dąbrbwce.
1 i0 171
a po śmierci Swena (1014) synowie zabrali ją na powrót do I Dalsze losy Świętosławy są nie znane. Polityczny sens małżeź Świętosławy z Erykiem Zwycięskim jest jasny: zbliżenie po -szwedzkie miało stanowić przeciwwagę do wpływów duzi# które zbyt bezpośrednio zaczynały zagrażać interesom Mies; w rejonie ujścia Odry. Polityczne, choć nie we wszystkim dla nas przejrzyste, miały także trzy małżeństwa Bolesława Chrobrego zawarte je za życia ojca, a zatem stanowiące według wszelkiego praw# dobieństwa elementy polityki państwa Mieszkowego. Imion d pierwszych żon Chrobrego nie znamy, a małżeństwa te były kie. Dopiero trzecie z kolei małżeństwo miało okazać się tr Wszystko niemal, co wiemy o tych małżeństwach, zawdzięc; kronice Thietmara (ks. IV, rozdz. 58): [Bolesław] poślubił córkę margrabiego Rykdaga, którą na nie odprawił. Z kolei pojął za żonę Węgierkę, z którą miał Bezpryma, lecz i tę również przepędził. Trzecią [żoną] Emnilda, córa czcigodnego księcia Dobromira, która - ( stusowi wierna - niestateczny umysł swego męża ku dob zawsze kierowała i nie ustawała w zabiegach, by przez w szczodrobliwość w jałmużnach i umartwienia odpokutow grzechy ich obojga, po czym następuje wyliczenie dzieci z tego małżeństwa ". Trad; polska zanotowana przez Galla Anonima zachowała pamięć t# o jednej żonie Chrobrego, "kobiecie mądrej i roztropnej"wątpliwie mając na myśli Emnildę, która swój wpływ na n wykorzystywała dla łagodzenia jego surowości i pochopnych roków. Pierwszy teś‚ Bolesława Chrobrego, Rykdag, był margr; w południowej części Połabia, podlegały mu okręgi Merseb Żytyce i Miśnia. Popierał początkowo Henryka Kłótnika, gdy nak, jak już wiemy, w 985 roku Bolesław II czeski zajął podstę) Miśnię, co znacznie skurczyło posiadłości Rykdaga, przeszedł pewne do obozu Ottona III. Zmarł, podobnie jak teść Mieszk margrabia March Wschodniej Teodoryk, w 985 roku. Podol jak schyłek życia tamtego zaciemnił wielki bunt Słowian Po 1# Małżeństwo z Emnildą trwało do 1017 roku. Po jej śmierci ożenił się po raz czwarty z Odą, córką margrabiego Miśni Ekk Strona 96
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Złota Kaplica katedry poznańskiej. Sarkofag Mieszka I i Bolesława Dbrego. Projekt Franciszek Maria Lanci, dłuto Oskar Sosnowski (1840). ;e prawe figury są czternasto#vieczne i pochodzą z grobowca Bolesława Chrobrego zniszczonego w 1790 r. tak i Rykag umierał pozbawiony swego głównego grodu. #ą po śmierci Rykdaga i oddaniu Miśni Niemcom (zapewne ' roku) marchię miśnieńską otrzymał nie syn Rykdaga, lecz ; Ekkehard. Małżeństwo Chrobrego w tych warunkach rychło ło wartość polityczną, uległo więc rozwiązaniu. Notabene: na t zasługuje łatwość, z jaką Chrobry "rozstawał się" ze swoiałżonkami, nie oglądając się na zwyczaje i nakazy kościelne. spomniane małżeństwo Chrobrego z margrabianką datuje się ęściej na 984 rok, to znaczy na czasy, gdy teść dzierżył jeszcze ę. Trwało chyba niedługo, tym bardziej że nic nie wiadomo ;omstwie z tego małżeństwa. Z węgierskiej małżonki natomiał Bolesław syna Bezpryma, który później odegra ważną, niefortunną rolę w dziejach Polski. I w tym przypadku nie y bliższych okoliczności - ani imienia wybranej, ani tego, iej części ówczesnych Węgier się wywodziła, ani daty i czasu zia związku. Ślubu z Emnildą nie można wprawdzie przesu172 173 wać na czasy późniejsze niż lata 989 - początek 990, niezm czasu na związek z Węgierką jest dosyć. Polityczny sens drugi małżeństwa wydaje się także oczywisty: sojusz z Węgrami skierowany przeciwko Czechom, miał trzymać ich w szachu wo równoczesnej, jak zaraz zobaczymy, akcji polskiej w Małopol i na Śląsku. Przyczyn rozchwiania się drugiego małżeństwa Bolesława Ct brego nie znamy. W przeciwieństwie do obu dotąd omówion małżeństw, znamy imię trzeciej małżonki Chrobrego, potoms# z tego związku oraz imię ojca Emnildy. Imię to jest czysto słowi skie - Dobromir, tytuł, jakim obdarzył go Thietmar (venerat senżor), wskazuje na wybitne, zapewne książęce stanowisko.1` stety, Thietmar nie podał, jakim krajem rządził lub skąd poc dził ów Dobromir, którego skądinąd nie znamy. Otwiera się tam, jak zwykle w podobnych okolicznościach, szerokie pole domysłów. Taka kombinacja, że ojciec nosi imię słowiańskie, có zaś - czysto niemieckie, jest do pomyślenia jedynie w warunk pogranicza etnicznego, gdzie wpływy niemieckie i chrześcijań; nakładały się na rodzime słowiańskie podłoże, nie doprowad jednak dotąd do zatraty charakteru słowiańskiego. Biorąc jed cześnie pod uwagę takie okoliczności, jak zachodni kierunek p tyki Mieszka I pod koniec lat osiemdziesiątych oraz występu; od pewnego czasu na południowym Połabiu symptomy takiej egzystencji słowiańsko-niemieckiej, uważano Dobromira i Emn najczęściej za przedstawicieli dynastii panującej u Stodoran ( welan), których rezydencja znajdowała się w Brandenburgu,1 bardzi#j że słowiański sufiks -'m.żr występował w tej dynast jeden raz (Tęgomir, który w 940 roku w porozumi#niu z Hez kiem I zdobył władzę u St#doran i poddał swój kraj niemieckit zwierzchnictwu, mógłby być ojcem Dobromira) ls, lub - nie z nej skądinąd dynastii panującej u Milczan (Milsko) na pogn czu łużycko-czesko-polskim. Pojawiły się wszakże również poglądy odmienne. Zdaniem H ryka Łowmiańskiego Dobroznir nie wywodził się z Połabia, był ostatnim udzielnym księciem Wiślan, sprawującym wła #s Inna rzecz, że końcówka -'m.ir nie była charakterystyczna w; nie dla władców starodorańskich, gdyż występowała także na półna Połabiu oraz na innych obszarach słowiańskich. Zob. niżej tezę T. silewskiego. pod czeskim zwierzchnictwem. Bolesław Chrobry, żeniąc się z jego córką, nabywał praw do sukcesji w Krakowie. Dopóki żył jego wuj (brat Dąbrówki) Bolesław II, Chrobry rządził tam pod czeskim zwierzchnictwem, dopiero gdy ten umarł, zgodnie ze świadectwem Strona 97
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk ego Kosmasa w 999 roku, Chrobry, tymczasem już władca państwa polańskiego, zerwał zależność Małopolski od Czech, przyłączając tę dzielnicę "oficjalnie" do Polski. Ostatnio wreszcie Tadeusz Wasilewski, opierając się przede wszystkim na analizie imiennictwa słowiańskiego, op#wiedział się za pochodzeniem Emnildy z Moraw. "Małżeństwo to miało - zdaniem Wasilewskiego - wzmocnić pozycję Moraw, walczących z Czechami, a Piastom zapewnić trwałe panowanie nad Krakowem i umożliwić sięgnięcie po czeski dotąd Sląsk". Niezależnie od tego, która koncepcja (stodorańska, milczańska, wiślańska czy morawska) pochodzenia trzeciej żony Chrobrego jest słuszna, matrymonialne kłopoty pierworodnego syna Mieszka I rzucają znamienne światło na przesunięcie się punktu ciężkości polityki państwa polańskiego w drugiej połowie lat osiemdziesiątych na południe czy południowy zachód. Na lata poprzedzająee rok 990 oraz na sam tenże rok przypadło istotnie przyłączenie do państwa piastowskiego Małopolski i Sląska. Właśnie w tej kolejności. Swiadectwa źródłflwe, które przemawiają za pozostawaniem obu tych dzielnic czy jeszcze szerzej: całego pasa Polski południowej poza ramami państwa Mieszka I, omówiliśmy już w jednym z poprzednich rozdziałów (zob. s. 75 nn.). Przypomnijmy najważniejsze z tych źródeł: relacja Ibrahima ibn Jakuba, falsyfikat praski z 1086 r., wreszcie regest DagoTn,e żudex ze schyłku panowania Mieszka I. Kiedy Kraków i Małopolska zostały przyłączone do państwa polańskiego, nie wiadomo. Kosmas z Pragi datuje to wydarzenie na rok 999: Po jego [Bolesława II) śmierci [...) nastąpił w księstwie syn jego Bolesław III, lecz ani takich samych powodzeń, ani ojcow1# skim szczęściem zd#bytych granic, nie zachował. Albowiem # polski książę Mieszko, nad którego nie było podstępniejszego t# człowieka, wnet zabrał podstępem miasto Kraków, zabiwszy mieczem wszystkich Czechów, których tam znalazł. Część uczonych, m.in. Henryk Łowmiański, przyjmuje tę datę # jako wiarygodną, z tym że zdaniem Łowmiańskiego od czasu ślubu ...# 174 175
z Emnildą Chrobry panował już w Krakowie (i Wiślicy) jako n miestnik czeski. Większość jednak uczonych jest zdania, że pod ną przez Kosmasa datę należy poprawić na 989 (przesunięcie o je ną dziesiątkę przy rzyznskim zapisie lat łatwo zrozumieć), za cz mogłoby przemawiać przypisanie przez praskiego kronikarz# z# boru Krakowa nie Bolesławowi Chrobremu, lecz Mieszkowi (ci dla roku 999 byłoby oczywistym błędem). Ale pamiętać należy, ż# Kosmas w ogóle miesza Mieszka I z Bolesławem Chrobrym, każą np. Mieszkowi interweniować w Pradze jeszcze w 1003 roku. Inr podejrzewają, że kronikarz celowo p lesł ła II byp e ł G 5 chów Krakowa na okres po śmierci tego smutnego ze swojego punktu widzenia wydarzenia z pamięc rzez siebie faworyzowanego władcy. Przeciwko tra szczególnie p #;i# zaś istotne względy, np. ten że tru ności daty 9## przc:na j- ' # no byłoby wytłumaczyć, jak w takich warunkach mogłoby j w rok później, na Zjeździe Gnieźnieńskim, dojść do powołania # skupstwa krakowskiego w ramach gnieźnieńskiej organizacji m ją także inne powody, które będzie tropolitalne. Przemawia ę #,#,darzeniami w stanie ocenić dopiero po zapoznaniu si z roku. W anonimowej Kronice Sazawskiej z XII wieku, kontynuu Strona 98
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk cej kronikę Kosmasa z Pragi, pod rokiem 990 znajdujemy lal niczną wiadomość: W tym samym roku również Niemcza została stracona. Pod tymże 990 rokiem Thietmar z Merseburga opisał wojnę pomiędzy Mieszkiem I a Bolesławem II czeskim (ks. IV, rozdz# 11-13). dl # wielce na Bolesław popa i w spor i W tym czasie Mieszko i ł a pomoc Luciców się wzajem nastawali. Bolesław przyzwa n którzy zawsze byli wierni zarówdo jemu, j k j o prz d# om, Mieszko zaś zwrócił się o pomoc o w Ma#defano]. Cesarzowa, która podówczas znajdował kiego] Gizyler2 burgu, wysłała tam arcybiskupa [magdeburs i następujących grafów: Ekkeharda, Ezykona, Binizona, mojeg# ojca i jego imiennika Zygfryda, Brunona, Udona oraz wieli mnych. Nie będziemy bliżej objaśniać wymienionych tu postaci; kt #iekawy, łatwo może sprawdzić w przypisach do wydania kroni# .Th#etmara przez M. Z. Jedlickiego. Świetnemu gronu przywódców aie odpowiadała jednak wojskowa wartość posiłków posłanych lVlieszkowi. "Ci, wyruszywszy w sile zaledwie czterech oddziałów [...)", znaleźli się najpierw w kraju Słupian (w północnej części Dolnych Łużyc) i 13 lipca zbliżyły się do nich wojska czeskie pod wodzą sameg# księcia. ano posłów. Od Bolesława przybył na zwiady do naszego wojska pewien rycerz imieniem Słopan. Kiedy stąd wrócił, pytał go jego władca, jak się przedstawia nasze wojsko i czy może się z nim zmierzyć, czy raczej nie. Albowiem ludzie z otoczenia Bolesława zaklinali go, by nikomu z naszych nie pozwofił ujść żywym. Słopan odradził podejmowanie walki z Niemcami, argum#ntując to w ten sposób, że wprawdzie ze względu na szczupłość oddziałów niemieckich zwycięstwo czeskie jest możliwe, lecz będziesz tak wyczerpany, że z trudem tylko lub wcale nie ujdziesz przed następującym ci na pięty twoim wrogiem Mieszkiem. Narazisz się również na wieczną nieprzyjaźń Sasów, natomiast w przypadku klęski, koniec będzie z tobą i z całym należącym do ciebie państwem. Nie ma bowiem nadziei, byś mógł stawić opór otaczającym cię zewsząd wrogom. "Ta przemowa pohamowała gniew Bolesława" - kontynuuje Thietmar : Zawarłszy pokój, zwróeił się do naszych książąt z prośbą, aby ci, którzy przeciwko niemu tu ściągnęli, udali się wraz z nim do Mieszka i pomogli mu przez swe wstawiennietwo u tegoż w odzyskaniu z a b r a n y c h p o s i a d ł o ś c i. Nasi przystali na to, eo by nie powiedzieć - wyraźnie dopuściwszy się tym samym złamania polecenia otrzymanego od cesarzowej. Jakoż ruszyli razem z nim w drogę arcybiskup Gizyler oraz grafowie Ekkehard, Ezyko i Binizo, podczas gdy wszyscy inni Strona 99
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk powrócili w spokoju do domu. Kiedy nadszedł wieczór, odebrano naszym broń, którą jednak zwrócono im zaraz, gdy tylko potwierdzili przysięgą umowę. 12 Mieszko I 177 1#5
Teraz władca czeski uciekł się wobec swojego szwagra, ksi# polańskiego, do formalnego szantażu. Zakładnikami mieli być zn# dujący się w jego ręku dostojnicy niemieccy: Bolesław przybył razem z nimi nad Odrę i wyprawił posła Mieszka z wiadomością, że ma w swoim ręku jego sprzyzti rzeńców. Jeżeli Mieszko zwróci mu z a b r a n ą c z ę ś ć p a s t w a [regnu#n, sibi ablatu#n], pozwoli im odejść cało, w pr# ciwnym wypadku zgładzi ich wszystkich. Książę polański nie pozwolił się szantażować Lecz książę Mieszko tak mu na to odpowiedział: Jeżeli k chce ratować swoich ludzi lub śmierć ich pomścić, niechaj czyni! Jeżeli jednak to nie nastąpi, to on, Mieszko, nie m5 z ich powfldu ponosić jakiejkolwiek straty. Oddziały posłane przez Teofano na pomoc, pomocy Mieszkc praktycznie nie udzieliły, Mieszko nie czuł się przeto za ich l, odpowiedzialny, zapewne też nie sądził, by książę czeski ośmi# się rzeczywiście podnieść rękę na tak wybitnych panów niemi kich. Gdy te słowa doszły do Bolesława, wypuścił wśzystkich szych, lecz złupił i spalił, co tylko mógł, w okolicy. Dalsza część opowiadania (szczegóły tej historii, jak się ni trudno domyślić, Thietmar zawdzięczał zapewne uczestnikom niee fortunnej wyprawy saskiej, wśród których był, jak pamiętamy, jeg ojciec) nie dotyczy już bezpośrednio spraw polskich. W droclz# powrotnej wojska czeskie otoczyły pewien nie wymieniony z naz~ wy gród, który zdobyły bez walki, a dowódcę wydały w ręce swyc# pogańskich sprzymierzeńców Luciców na pewną śmierć. Książ# czeski miał teraz kłopot z zakładnikami - czuł się zobowiązan#. do zapewnienia zwolnionym przez siebie niemieckim zakładnikom swobodnego powrotu do Niemiec, tymczasem Lucicy tylko czyhana okazję, by ich napaść. Bolesław II wypuścił Niemców o świcieł po kryjomu, nakazując pośpiech, samych natomiast Luciców usiłował odwieść od zamiaru puszczenia się za łakomą zdobyczą w pościg. "Wiem, że wielka jest nieprzyjaźń między wami, lecz przyjdzie stosowniejsza pora dla waszej zemsty". W ten sposób ułagodził swoich sprzymierzeńców i zatrzymał ich przez dwa dni, po upływie tego terminu jednak "wiarołomni" i tak wyłonili oddział #cig#wy i Niemcy ledwo zdołali przed nim schronić się w bezpiecznym Magdeburgu. "Kiedy się o tym dowiedziała cesarzowa, #adowała się wielce z powodu ich ocalenia". Co myślała o spoobie wywiąz#ia się z powierzonego im zadania - o tym Thietmar nas już nie poinformował. . Rozumiemy, że Thietmar nie zamier#ał przedstawiać wojny polsko-czeskiej jako takiej, lecz zainteresował go jedynie pewien #pizod tej wojny, związany z losami niefortunnej pomocy saskiej dla Mieszka. W przytoczonym op#wiadaniu brak jest wprawdzie konkretnych szczegółów geograficznych, to jednak, co Thietmar aapisał, wyraźnie wskazuje na Śląsk jako teatr ówczesnych wydarzeń. Mieszko jest panem terytoriów aż do Odry. Biorąc pod uwagę kierunek nadejścia oczekiwanyeh posiłków niemieckich, poStrona 100
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk dążających od Dolnych Łużyc (kraj Słupian), najłatwiej s#bie wyobrazić, że wojska polskie zajęły stanowiska za Odrą, może w pobliżu Krosna Odrzańskiego, gdzie znajdowała się ważna przeprawa. Obecność po stronie czeskiej posiłków lucickich oraz miejsce spotkania wojsk czeskich z niemieckim korpusem wskazują na to, że wydarzenia 990 roku, przynajmniej w zakresie dostrzeżonym przez Thietmara, rozgrywały się na obszarze Łużyc, być może w niewielkiej odległości od granicy z Polską. Sprawę wyjaśniłaby nazwa grodu, który poddał się Czechom w trakcie odwrotu; niestety, nazwy tej nie dowiedział się Thietmar, p#zostawiając wolne miejsce w swej kronice. Pamiętamy jednak, że Mnich Sazawski, kontynuator kroniki Kosmasa z Pragi, odnotował utratę przez Czechy Niemczy. To jedyna miejscowość wymieniona z nazwy w związku z wydarzeniami 990 roku. Większość uczonych opowiada się za Nysą Kłodzką, niektórzy jednak woleliby widzieć tu Nysę Łużycką - obie możliwości zasługują na uwagę, ale rozstrzygnięcie jest raczej niemożliwe. Skoro cała czeska tradycja zdołała zapamiętać jedynie jeden gród, mogłoby to wskazywać na to, że zabór Śląska przez Mieszka I dokonał się w sposób jeżeli nie pokojowy, to w każym razie (z wyjątkiem może właśnie owej Niemczy) łatwy i niezauważalny dla postronnych obserwatorów. Na szczególną uwagę zasługuje przygodnie przez Bolesława II wypowiedziana uwaga: żądanie zwrócenia mu przez Mieszka jakiegoś regnu7n. ablatu7n, - "zabranego [oczywiście - wcześniej] kraju". O jaki tu kraj mogło chodzić? Brano pod uwagę Morawy, #z*
południowe Połabie (zdaniem części uczóńych, ostatnio Wacława Korty, Mieszko I rozwijał aktywną akcję na obszarze Milska i Marchii Miśnieńskiej, a nawet, zdaniem tego właśnie uczonego, otrzymał po śmierci Rykdaga władzę w tej ostatniej), najczęściej zaś - i chyba słusznie - Małopolskę z Krakowem. Jak już wiemy, część uczonych (m.in. Gerard Labuda) emenduje datę 999 Kosmasa z Pragi na 989. Wyprawa 990 roku byłaby zatem bezpośrednią ripostą księcia czeskiego na zabór Małopolski w roku ubiegłym. Nie ma jednak koniecznej potrzeby, by tak późno datować opanowanie Krakowa i Małopolsl:i przez Polaków. Zdaniem np. Karola Buczka nastąpiło to znacznie wcześniej, prawdopodobnie pomiędzy rokiem 977 (śmierć Dąbrówki) a 981, kiedy to Włodzimierz kijowski, ośmielony konfliktem polsko-czeskim o Małopolskę, pokusił się o zawładnięcie pogranicznymi "grodami czerwieńskimi", w których Mieszko I nie zdołał się jeszcze bezpiecznie urządzić. Gdyby ten pogląd okazał się słuszny, konflikt polsko-czeski byłby naturalnie znacznie starszy niż się na ogół sądzi, ale też przyznać trzeba, że wszelkie argumenty za współdziałaniem, a w każdym razie brakiem wzajemnych konfliktów polsko-czeskich w pierwszych latach po śmierci Ottona II w Niemczech, są dość słabe. Bolesław II mógł czekać wiele lat na sposobność odzyskania regnum ablatum. Nawet sojusz z Lucicami nie doprowadził do osiągnięcia tego celu, a także zapobieżenia zawładnięciu przez Mieszka I w 990 roku Śląskiem. Wprawdzie realnej pomocy niemieckiej, jak widzieliśmy, Mieszko nie uzyskał, ale nie zmienia to faktu, że polityczny sojusz władcy polańskiego z młodocianym władcą Niemiec oraz jego matką i regentką Teofano spełnił zadanie. Mieszko I okazał się bardziej wytrwałym i skutecznym politykiem niż jego praski szwagier. Terytorialna budowa państwa polskiego była tym samym ukończona. 1 1'Iieszko mógł pomyśleć o zabezpieczeniu i urządzeniu swego państwa, z takim trudem zjednoczonego, na wypadek swojej śmierc#. Rozdział XII Strona 101
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk DAGOME IUDEX"
Pierwsze lata po wybuchu wielkiego powstania Słowian Połabskich z 983 roku przebiegały pod znakiem inicjatywy powstańców. Niemcy zostali zmuszeni do defensywy, sprzymierzeni z nimi Polacy nie występowali aktywnie - Mieszko I był coraz bardziej pochłonięty sprawami czeskimi, Czesi wreszcie - jak widzieliśmy w poprzednim rozdziale - pozostawali w sojuszu z Lucicami. Dopiero po pomyślnym zakończeniu kampanii śląskiej 990 roku Mieszko mógł ponownie wystąpić jako sojusznik Ottona III i Teofano na Połabiu. Dnia 5 kwietnia (Wielkanoc) 991 roku spotykamy go na wielkim zjeździe w Kwedlinburgu. Rocznikarz z Kwedlinburga wymienił w związku z tym zjazdem tylko dwie osoby z imienia: margrabiego Toskanii Hugona oraz "księcia słowiańskiego" Mieszka (dux Scluvonżcus Mżsżco), "wraz z innymi władcami #uropy". Zgodnie z wysoko w średniowieczu cenioną zasadą "odwzajemnionego daru" goście przywieźli dla cesarzowej-regentki i młodego cesarza - oprócz wyrazów oddania i czci - wiele up#minków; z kolei "Mieszko i inni" (zasługuje na uwagę dwukrotne wymienienie imienia władcy polańskiego przez rocznikarza) "godnie obdarowani wrócili do swych krajów". Zapewne postanowiono w Kwedlinburgu przeprowadzenie normalną porą, to znaczy latem (gdy drogi stawały się przejezdne) 991 roku, wyprawy zbrojnej, co prawda nie przeciw głównym siłom zbuntowanych plemion na północnym Połabiu, lecz przeciwko silnej twierdzy słowiańskiej, głównem#,z ośrodkowi plemienia Stodoran (Hawelan) nad Hawelą - Brandenburgowi (słowiańska Brenna?). Mało o tej wyprawie wiemy, tyle tylko, że nominal181
nie na jej czele stał młody cesarz (który dopiero za cztery lata zostanie uznany za pełnoletniego), że siły były znaczne (cu7n, #n,agno exercitu Saxotzu#n,), że z pomocą Niemcom przybył Mieszko I i że ekspedycja "oblegała i zwyciężyła" Brandenburg, czyli chyba go zdobyła, skoro 9 września tego roku cesarz mógł w grodzie tym wystawić dokument jednem#.z z biskupów. Jednak gdy tylko cesarz wycofał z Brandenburga swe wojska, niejaki Kizon, Sas, przy pomocy Luciców opanował gród i chociaż Niemiec, w porozumieniu ze Słowianami podejmował szereg wypraw rabunkowych za Łabę, do Saksonii, aż wreszcie został kiedyś zabity w ezasie ucieczki. Wynika stąd, że wyprawa 991 roku nie przyniosła trwalszych rezultatów. Młody cesarz zapewne zrozumiał, że warunkiem wykorzystania powodzenia militarnego jest zabezpieczenie zdobyczy własną załogą (tak się stało w 993 roku). Być może w Kwedlinburgu na wspomnianym zjeździe, którego Mieszko I był tak ważnym uczestnikiem, doszło do spisania przez któregoś z obecnych tam przedstawicieli Stolicy Apostolskiej ważnego dokumentu. Była już o nim mowa w rozdziale VI niniejszej książki. Nadszedł czas, by dokładniej mu się przyjrzeć. Przypomnijmy: po włączeniu Małopolski i Śląska do swego państwa, a zatem nie wcześniej niż jesienią 990 roku, Mieszko I wraz ze swą drugą żoną Odą oraz dwoma z trzech synów z tego małżeństwa (Mieszkiem i Lambertem) nadają "świętemu Piotrowi", to znaczy - następcy św. Piotra, papieżowi, Stolicy Apostolskiej, szczegółowo określony obszar. Jest to szeroko w średniowieczu rozpowszechniona forma czynności prawnej, zwanej precarża oblata, polegająca na tym, że prekarzysta przenosi na wybraną osobę czy instytucję kościelną własność (najczęściej gruntu), stając się od tej chwili użytkownikiem tejże własności. Strona, na którą przeniesi#no tytuł własności, zobowiązana jest do opieki nad prekarzystą, który z kolei na znak podległości i za to, że użytkoStrona 102
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk wuje rzecz, która nie stanowi już jego własności, winien jest właścicielowi zwykle pewne świadczenia. Dokument, którego wystawcą musiała być polańska para książęca, działająca także w imieniu małoletnich synów, został spisany na papirusie. Teoretycznie do spisania mogło dojść w Polsce (jeżeli tak, to zapewne w Gnieźnie), wtedy wysłannicy Stolicy Apostolskiej musieliby wraz z pisarzem przybyć na dwór Mieszka. Jednak równie dobrze można by przyjąć, że w Polsce spisano tylko koncept (główną treść, dyspozycję) nadania, natomiast sam "uroczysty" dokument mógł zostać spisany w Kurii rzymskiej, w obecności upoważnionych przez księcia polskiego wysłańców; wreszcie, skoro wiadomo, że Mieszko był obecny na zjeździe w Kwedlinburgu na Wielkanoc 991 roku, cóż bardziej naturalnego, niż gdyby przy tej właśnie okazji doszło do spisania tak ważnego dla obu stron tekstu. Przez długi czas nie dopuszczano myśli o możliwości powstania dokumentu, o którym mowa, w Niemczech, na dworze cesarskim, a to dlatego, że sądzono, iż nadanie państwa Mieszkowego "na własnoś‚" Stolicy Apostolskiej było czynem naruszającym interesy Niemiec i przeciwko nim skierowanym. Wydaje się, że o antyniemieckim wydźwięku decyzji Mieszka I nie może być mowy, co postaramy się uzasadnić. Niestety, sam dokument nadawczy nie zachował się do naszych czasów, a przynajmniej nie został dotąd odnaleziony ani w Polsce, ani w archiwach papieskich. Zachowało się natomiast zwięzłe streszczenie tego aktu, sporządzone w drugiej połowie XI wieku (1083-1087) przez wysokiego urzędnika Kurii rzymskiej, kardynała Deusdedita, i umieszczone w opracowanym przezeń obszernym zbiorze Collectżo canonu7n., mającym służyć obronie niezależności Kościoła od władzy świeckiej i zapewnieniu papieżowi hegemonii w Kościele (były to właśnie czasy papieża Grzegorza VII i jego następców). Żeby było jeszcze trudniej: dzieło Deusdedita zachowało się nie w oryginale, to znaczy w formie, jaką nadał mu autor, lecz w kilku późniejszych odpisach. Warto to mieć w pamięci, gdy mowa będzie o dziwnie brzmiących, trudnych niekiedy do zidentyfikowania nazwach występujących w tekście nadania Mieszkowego. Przekazane w późniejszych kopiach, różniących się w niektórych szczegółach między sobą, streszczenie (regest) nadania Mieszka i Ody, nosi w nauce słynną nazwę Dngo#ne żudex. Nazwa ta pochodzi od pierwszych dwóch słów regestu, poprzedzonych następującym "przypisem", czyli wskazaniem przez Deusdedita miejsca, w którym znalazł on streszczony przez siebie tekst: "Podobnie w innym tomie za Jana XV papieża czytamy, że [...)" Jan XV był papieżem w latach 985-996. "Tom" (to7n,us, tho7n,us) oznacza 182 183
zwój papirusowy, najczęściej wówczas w strefie śródziemnomorskiej używany materiał pisarski. Albo więc oryginał dokumentu Mieszkowego był (w Gnieźnie, Rzymie czy Kwedlinburgu) napisany od razu na papirusie albo Mieszko i Oda wystosowali jedynie tak zwaną suplikę (mogła ona być pisemna, ale mogła i ustna) i na jej podstawie w Kur rzymskiej sporządzono dokument papieski (bullę), biorący pod opiekę Stolicy Apostolskiej ("świętego Piotra") kraj jej nadany. Sprawa ta jednak dla nas nie ma zasadniczego znaczenia, gdyż tak czy inaczej obszar nadawany "św. Piotrowi" musiał być szczegółowo opisany, a w tym zakresie liczyła się tylko wola ofiarodawcy. Problem zaczyna się już przy następnych słowach regestu: [...) Dagome sędzia i Ote senatorka i synowie ich #Vlisica i Lambert nadali świętemu Piotrowi jeden gród w eałości, zwany Schinesghe, ze wszystkimi jego przynależnościami, w obrębie tych granic [...) Strona 103
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Dagome [lub: Dago'ne - w różnych rękopisach dzieła Deusdedita forma ta zapisana jest różnie] żudex i Ote senatrix, synowie ich Mżsżca (Mieszko) i Lambert, gród (cżvżtas) Schżnesghe (inne formy rękopiśmienne: Schżgnesne, Schż#esche itp.), czasy pontyfikatu Jana XV - już wszystko to wskazuje jednoznacznie na osoby wystawców dokumentu i czas nadania. Może chodzić tylko o polską parę książęcą i dwóch sp#śród trzech znanych nam jej synów. Ponieważ Mieszko I zmarł 25 maja 992 roku, czas nadania ogranicza się od jesieni 990 roku do 25 maja 992 roku, a biorąc pod uwagę hipotezę, że do sformalizowania aktu mogło dojść w Kwedlinburgu 5 kwietnia 991 roku, akcja podjęta przez dwór polski u schyłku panowania Mieszka I daje się zupełnie dobrze określić w czasie. Regest nastręcza wiele problemów. Biorąc pod uwagę to, że cały znany nam tekst to dosłownie kilka linijek, można uznać, że mamy do czynienia z jednym z najtrudniejszych źródeł do dziejów polskiego średniowiecza. Choćby te w Polsce zupełnie nie znane i nie używane tytuły donatorów: żudex "sędzia" i senutrżx "senatorka". W części przekazów rękopiśmiennych naszego tekstu p# wymienieniu Dugo7n,e, Ody i ich synów, następuje taka oto uwaga: nie wiem jakiego rodu ludzie, sądzę jednak, że byli Sardyńczykami, ponieważ władają nimi czterej sędziowie. Nie wiadomo, czy uwaga ta pochodzi od samego kardynała Deusdedita, czy też od któregoś z późniejszych kopistów, świadczy ona jednak niezbicie, że w Rzymie w końcu XI wieku (lub później) absolutnie nie wiedziano, czego dotyczy nadanie ani kim byli donatorzy. Aut#r przytoczonej przed chwilą uwagi nie miał o tym pojęcia i tylko tytuł żudex, jaki znalazł w swoim wzorze (albo jaki w nim błędnie wyczytał), naprowadził go na z gruntu błędne przypuszczenie, że musi być mowa o mieszkańcach Sardynii, jako że ci właśnie rządzeni byli nie przez "normalnych" władców, lecz w archaiczny sposób przez "sędziów". Pamiętając o podniesionej wyżej (w przeglądzie dyskusji na temat imienia Dagome) możliwości, takiej że tytuł żudex może być rezultatem nieporozumienia paleograficznego (EGO MESCO DUX - DAGOME IUDEX), nie będziemy dłużej zastanawiać się nad genezą osobliwej tytulatury polskiej pary książęcej. Zadowolimy się prostym przypuszczeniem, że została ona ozdobiona tytułami nawiązującymi do tradycji biblijnej (sędziowie Izraela) bądź bizantyjskiej, co w otoczeniu cesarzowej Teofano nawet nie mogłoby szczególnie dziwić. Nieporozumienia tego typu, co Dago7n,e, iudex i senatrżx czy "Sardyńczycy" w Dugo7n,e iudex są niezaprzeczalne i zważywszy na skomplikowane okoliczności powstania zabytku oraz formy jego przetrwania do naszych czasów (oryginał spisany "pod dyktando" przez nie znającego języka polskiego skrybę - jego zużycie się czy zniszczenie - regest Deusdedita - kopie regestu), trudno nawet sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. Nie można jednak nie dostrzec, że nawet w takich niekorzystnych warunkach większość imion i nazw występujących w regeście przekazana została w sposób na ogół zupełnie poprawny. Dotyczy to imion Ody i jej synów, a także nazw geograficznych, za pomocą których określony został zasięg darowizny. Niejasne, niestety, jest pojęcie naczelne, za pomocą którego obszar nadania został określony: cżvżtas Schżn,esghe cu#n, o#n,tzżbus sużs pe#tżnentiżs ("miasto Schinesghe ze wszystkimi jego przynależnościami"). Zwróciłem już wyżej uwagę na to, że nazwa owa
184
w poszczególnych przekazach rękopiśmiennych Dagom,e żudex występuje z drugorzędnymi odmiankami, jako m.in. Schż#esgne Strona 104
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk lub Schżnesne. Pamiętając, że civitas oznaczać po łacinie może zarówno "miasto", "gród", jak również "okręg", "kraj", a nawet "państwo" i szukając zarówno w brzmieniu nazwy zagadkowego "miasta", jak również w sytuacji ziem polskich pod koniec X wieku jakiego5 realnego jej odpowiednika, trudno nie zgodzić się, że chodzi najprawdopodobniej o Gniezno - stołeczny gród państwa pierwszych Piastów, dopóki zapewne za Mieszka II nie został on w tej funkcji zastąpiony przez Kraków. Formy Schżnesghe, a zwłaszcza SchżnesGNE, dadzą się wytłumaczyć włoskim pochodzeniem pisarza dokumentu. Z tezą "gnieźnieńską" konkurowała w swoim czasie teza "szczecińska", ta jednak za sobą, oprócz wątpliwego zresztą podobieństwa przekazanej formy nazwy do nazwy Szczecina, mogła powołać się jedynie na to, że opis granic owej cżvżtas Schżnesghe biegłby "na okrągło": od Szczecina do Szczecina. Prawdą jest, że jeżeli będziemy łączyli sporną nazwę z Gnieznem, to opis stanie się odrobinę zrmiej jasny, ale nie może to decydować ze względów rzeczowych. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by do oznaczenia państwa Mieszkowego posłużono się nazwą miasta położonego zupełnie na jego skraju, a w dodatku nie pojawiającego się w źródłach przed wiekiem XII. Dla wygody czytelnika powtórzymy obecnie, już bez przytaczania pełnego łacińskiego tekstu, opis granic cżvżtas Schżnesghe: [...] w obrębie tych granic, tak jak zaczyna się z pierwszego boku długie morze [longu#rt 7rcare], granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś i granicą Rusi ciągnąc aż do Krakowa [Craccoa], i od samego Krakowa aż do rzeki Odry prosto do miejsca, które nazywa się Alemura, i od samej Alemura aż do granicy Milczan [usque in terra#n, Mżlze], i od granicy Milczan prosto w kierunku Odry i stąd prowadząc wzdłuż rzeki Odry aż do wymienionego miasta Schinesghe. To już jest koniec regestu, ale nie koniec naszych dociekań. Nazwy Prusy, Ruś, Kraków, Odra, kraj Milczan, czyli Milsko, są znane i nie budzą wątpliwości. Nie można tego powiedzieć jedynie o nazwie Alemura, która nie pojawia się w żadnym innym źródle 1 pod którą według wszelkiego prawdopodobieństwa ukrywa się jakaś inna nazwa. Ale mimo wszystko nie identyfikacja owej Alemura jest sprawą dla nas najważniejszą. Wygląda bowiem na to, że dzięki Dago#n,e żudex otrzymaliśmy bardzo sumaryczny, ale równocześnie jak na te warunki bardzo ścisły opis granic państwa Mieszka I, gdyż - taka opinia panuje dziś w nauce - przedmiotem nadania na rzecz papiestwa było właśnie to państwo niemal w przeddzień zgonu pierwszego historycznego jego władcy. Przy bliższyzn spojrzeniu na opisane granice civżtas Schżnesghe jawią się jednak wątpliwości. Regest jest tak skonstruowany, że podaje terytoria graniczące z owym państwem, to znaczy iż zasada jest taka, że wymienione nazwy okalają civżtas Schż#esghe, n i e z a 1 i c z a j ą się doń. W przypadku Prus, Rusi, kraju Milczan i rzeki Odry jest to zrozumiałe, gdyż rzeczywiście są to kraje pozostające poza państwem Mieszka I (jedynie co do kraju Milczan, zdaniem niektórych historyków, mógł Mieszk# przez pewien czas czuć się panem, nawet jednak, jeśliby tak było w istocie, kraj ten pozostawał pod zwierzchnictwem niemieckim, był więc i tak p oz a Polską). Pomijając jednak na chwilę longu#n, mare na północy (zaraz wrócimy i do tej sprawy), poważna wątpliwość pojawia się w przypadku Krakowa, czyli ziemi krakowśkiej, Małopolski. Wiemy bowiem, że w 991 roku, gdy Mieszko I czynił omawiane nadanie, Kraków z Małopolską już do jego państwa n a 1 e ż a ł y, tymezasem dokument zdaje się sugerować (oczywiście, zakładając konsekwencję redaktora tekstu) pozostawanie ich poza granicami państwa polańskiego. Tu już będzie potrzebne rozumowanie wykraczające poza tekst Dago7n,e żudex, ale niezbędne, jak sądzę, do jego zrozumienia. Powstaje naturalnie pytanie o cel decyzji Mieszka i Ody: dlaczego starzejący i zapewne, mimo dwukrotnego osobistego w roku 991 Strona 105
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk pobytu w Niemczech, w tym raz na wyprawie wojennej, nie cieszący się już zbyt dobrym zdrowiem (w związku ze zgonem Mieszka I w 992 roku kronikarz Thietmar napisał o nim: "sędziwy już wiekiem i gorączką zmożony") książę decydował się na tak bądź co bądź doniosły akt polityczny, który wprawdzie nie zagrażał w niczym panowaniu Piastów, a wobec odległości i ówczesnej słabości Papiestwa nie mógł grozić jakimkolwiek uszczupleniem praw władczych księcia, ale przecież wiązał się z określonymi warunka186 187
mi, nawet fiskalnej natury, choćby płaceniem przez księcia polskiego na rzecz Kurii rzymskiej określonej (bliżej nam nie znanej) opłaty. Wiadomo, że płacił ją syn Mieszka, Bolesław Chrobry, musiał więc uznać darowiznę swego ojca, do czego zresztą z punktu widzenia prawa kanonicznego był zobowiązany. Dodajmy, że o ile wiadomo, darowizna Mieszka I była najwcześniejszym podobnym aktem ze strony świeckich władców, którzy dopiero w późniejszych wiekach częściej będą, idąc nieświadomie śladami Mieszka, pflddawać swe kraje Stolicy Apostolskiej i stawać się w ten sposób "wasalami" św. Piotra. Na coś takiego Mieszko wraz z Odą nie mógł wpaść sam, lecz musiał mieć doradców z kręgów zbliżonych do Kur rzymskiej, kontakty zaś z nimi najłatwiej było chyba uzyskać na dworze regentki - cesarzowej Teofano. No tak, ale zdaniem wielu uczonych, zwłaszcza nieco dawniejszych, darowizna była skierowana właśnie przeciwko Niemcom i Cesarstwu. Przez oddanie państwa pod protekcję, czyli "na własność" Stolicy Apo#tolskiej, Mieszko I pragnął jakoby zabezpieczyć się przed nadmiarem wpływów niemieckich, przed możliwymi pretensjami ze strony Cesarstwa do Ziemi Lubuskiej, Pomorza czy nawet Sląska. Pogląd ten niezupełnie przekonuje. Przeciwko niemu przemawiają przede wszystkim: niezaprzeczalnie konsekwentna i długotrwała w s p ó ł p r a c a księcia polańskiego z l Viemcami (luźniejsza jedynie pod sam koniec panowania Ottona I i w czasach Ottona II), zwłaszcza w okresie małoletnośei Ottona III i regencji Teofano, oraz faktyczna niemoc papiestwa w sprawach politycznych i podporządkowanie papiestwa władzy cesarskiej. Toteż nie jest w stanie przekonać także inny pogląd, w sferze politycznej doszukujący się motywów decyzji Mieszka I: Dagome żudex miałby być skierowany przeciwko Czechom - przez poddanie Stolicy Apostolskiej c a ł e g o terytorium swego państwa władca polski pragnął zabezpieczyć się przed możliwymi dążeniami książąt czeskich do odwojowania Małopolski i Śląska. Cóż, kiedy według wszelkiego prawdopodobieństwa darowizna Mieszka n i e o b e j m o w a ł a całego podległego mu państwa i to właśnie na południu, czyli na terenie ewentualnych rewindykacji czeskich. Jak wspomniałem, Dugo#n,e iudex wymienił bowiem Kraków jako terytorium sąsiadujące z będącą przedmiotem nadania cżvżta.s Schinesghe, a także brak jasności, czy Śląsk wchodził czy nie wchodził w jej skład. Tutaj dużo by zależało od identyfikacji następnej po Krakowie nazwy wymienionej w Dago#n,e żudex, czyli Alemura. Jeżeli zidentyfikuje się ją z Ołomuńcem na Morawach (Olomuze), to można by regest rozumieć w ten sposób, że od "Krakowa" granica cżvżtas Schżnesghe biegła na zachód - tak jak obecna granica Polskipasmem Sudetów, dotykając okolic Bramy Morawskiej (Ołomuniec) i dochodząc do środkowej Odry (kraj Milczan), Niestety, następujący po "Krakowie" odcinek granicy nadania jest niezbyt jasny i dopuszcza również inne rozwiązania. Nic dziwnego, że pojawiły się inne próby identyfikacji czy rozumienia nazwy Alemura. Nie będziemy ich tutaj referować. Z Krakowem jednak inna sprawa. Zbliży nas do zrozumienia istoty rzeczy fakt znamienny: w regeście brak najstarszego, pierworodnego syna Mieszka I - BolesłaStrona 106
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk wa (Chrobrego) i musiało brakować go w samym dokumencie onacyjnym (a zatem brak jego nie jest wynikiem czyjejś niedbałości), skoro donatorami są, jak wiemy: Dagome = Mieszko I, jego (druga) żona Oda oraz synowie i c h (fżlżż eoru#n,), a nie np. synowie j e g o (Mieszka I). Znaczy to, że pierworodny Holesław, liczący w roku 991 około 24 lat, trzykrotnie już żonaty i ojciec kilkorga dzieci, został przez ojca i macochę p o m i n i ę t y w akcie donaeji. Może to oznaczać wiele, ale wcale nie musi. Czyżbyśmy byli świadkami dramatycznych napięć w rodzinie Mieszka I? Czyżby syn z pierwszego małżeństwa znalazł się w niełasce i miał zostać odsunięty od władzy, a Polska po śmierci Mieszka I miała zostać podzielona tylko pomiędzy dwóch synów Mieszka i Ody? Samej Odzie, wobec małoletności młodego Mieszka i Lamberta, musiałaby wówczas przypaść rola regentki, pod#bnie jak to było udziałem cesarzowej Teofano w Niemczech. Słowa Thietmara z Merseburga, wypowiedziane w związku ze śmiercią Mieszka I, mogłyby do pewnego stopnia potwierdzać przypuszczenie o wydziedziczeniu Bolesława albo o takim uposażeniu i88 189
pierworodnego, które nie odpawiadało jego aspiracjom i zdolnościom. Oto 25 maja 992 roku książę Mieszko, wiemy już, że "sędziwy wiekiem i gorączką zmożony", przeniósł się z tego miejsca wygnania do wiekuistej ojczyzny, pozostawiając swoje państwo do podziału między k i 1 k u książąt. Z lisią chytrością złączyłjepotemw jedn ą c a ł o ś ć syn jego Bolesław, wypędziwszy macochę i braci oraz oślepiwszy swoich [raczej: ich - J. S.) zaufanych Odylena i Przybywoja. Onże Bolesław, aby tylko samemu panować, podeptał wszelkie prawo i sprawiedliwość. Ja#i gdyby na dowód tych słów przytacza Thietmar w tym miejsea koleje trzech pierwszych małżeństw Chrobrego, z których dwa pierwsze, jak wiemy, zośtały niekanonicznie zerwane przez księcia. Thietmar potwierdza więc, że wolą Mieszka I było, by kilku książąt, to znaczy kilku jego synów rządziło państwem, które oczywiście musiałoby ulec podziałowi. Z Dago#ne żudex można odczyta‚, że synowie z małżeństwa z Odą, Mieszko i Lambert (o trzecim, którego imię Świętopełk znamy z kroniki Thietmara - Thietmar za to nie znał imienia Lamberta, wiedział wszakże, że synów z tego małżeństwa było trzech - oraz o prawdopodobnej przyczynie pominięcia jego, podobnie jak Bolesława, w Dago7ne żudex, będzie wkrótce mowa) byli - choć nie mówi się o tym wprost w zachowanym regeście - przewidziani na dziedziców w cżvżtas Schżnesghe, czyli "państwie gnieźnieńskim". Dopóki cżvitas Schżnesghe z przyległościami (cu7n o7n,n,żbus sużs pertinentżżs) traktowano jako c a ł o k s z t a ł t ziem podległych Mieszkowi I w roku 991, czyli jako synonim ówczesnego państwa polskiego, dopóty pominięcie pierworodnego Bolesława trzeba było traktować jako wydziedziczenie go z ojcowizny, jako rezultat "knowań" Ody, pragnącej zapewnić następstwo s w o i m synom, i zgubnego wpływu drugiej, energicznej, n i e m i e c k i e j żony na starzejącego się księcia, który dla spokoju domowego godził się na tak niesprawiedliwe potraktowanie Bolesława. Nic więc dziwnego, że gdy tylko stary książę zamknął na zawsze oczy, Bolesław natychmiast przeszedł do porządku dziennego nad wolą ojca, wygnał z kraju macoshę i przyrodnich braci, zdusił jakiś bunt (o ile do niego doszło), każąc oślepić wymienionych przez Thietmara dostojników Ody i w rezultacie przywrócił jednoś‚ ojcowego dziedzictwa. Niewątpliwie, taka rekonstrukcja wydarzeń rzucałaby cień na Strona 107
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk mądrość polityczną Mieszka I w ostatnich przynajmniej latach życia. Wydziedziczenie pierworodnego syna, niezgodne notabene z prawem słowiańskim, byłoby politycznie w najwyższym stopniu niebezpieczne dla państwa, trudno byłoby bowiem zakładać, że Bolesław pogodzi się z takim losem, nie mówiąc j#,zż o rażącej niesprawiedliwości takiego posunięcia oraz wystawieniu się na zarzut ulegania wpływom kobiecym. Ponieważ w 991 roku Małopolska z Krakowem, wbrew Kosmasowi z Pragi, wchodziła już w skład państwa Mieszka I (co prawda być może od niedawna), powstaje kolejne pytanie: dlaczego Dago#n,e żudex w opisie granic cżvitas Schżnesghe Kraków p o m i j a? Profesor Henryk Łowmiański, stojący na gruncie wiarygodności wiadomości podanej przez Kosmasa, jakoby Kraków został dla Czech utracony na rzecz Polski dopiero w 999 roku, odpowiadał na to pytanie w sposób prosty: w 991 roku Kraków pozostawał poza granicami państwa polańskiego, zatem nadanie na rzecz papiestwa nie mogło ujmować Krakowa. Nie godził się jednak z pomysłem o wydziedziczeniu Bolesława: Bolesław był udzielnym władcą w Krakowie jako mąż Emnildy i zięć Dobromira (pamiętamy, że zdaniem Łowmiańskiego Dobromir był księciem wiślańskim!), z ramienia księcia praskiego, swojego wuja Bolesława II. Rozwiązanie takie korzystne było w danej chwili także dla Mieszka I i Ody: skoro Bolesław był w 991 roku udzielnym księciem, w dodaktu poza związkiem państwowym z państwem polańskim, spokojnie i bez podejrzenia o chęć skrzywdzenia pierworodnego można było państwo to podzielić pomiędzy synów z drugiego małżeństwa... Cóż, kiedy po śmierci Mieszka I Bolesław i tak złamał wolę ojca i sam objął panowanie nad "państwem gnieźnieńskim", łącząc je - do 999 roku - z swego rodzaju czeskim namiestnictwem nad ziemią krakowską. Przyznajmy, że to sztuczna dość konstrukcja i że, jak staraliśmy się wykazać uprzednio (zob. s. 1'76), wygląda na to, że Kraków z Małopolską nie dopiero w 999 roku, lecz co najmniej 10 lat wcześniej został przyłączony do Polski. Skoro więc w 991 roku Kraków do państwa polskiego n a 1 eż a ł, a n i e f i g u r u j e jako część cżvżtas Schżnesghe w tekście 190 191
dokumentu Dago#n,e żudex, zważywszy następnie, że w dokumencie tym został p o m i n i ę t y Bolesław Chrobry, najbardziej przekonywający wydaje się domysł, że cżvżtas Sehnesghe, nawet ze "wszystkimi swoimi przynależnościami" nie obejmowała wszystkich ziem polskich, to znaczy wszystkich terytoriów podlegających władzy Mieszka I. Z całą pewnością pozostawała poza nią ziemia krakowska, w której zapewne pierworodny Bolesław, jako na terytorium od niedawna stosunkowo należącym do Polski, sprawował władzę udzielną, tyle że nie z czeskiego, lecz polskiego ramienia. Nie działa mu się zatem żadna specjalna krzywda, przynajmniej jeżeli spojrzymy z ojcowskiego punktu widzenia: w końcu Kraków i Małopolska były dzielnicą ważną i bogatą, już wkrótce zdystansują one Gniezno, Poznań i inne ośrodki wielkopolskie. Poza tym nie wiadomo, czy dzielnica Bolesława nie obejmowała od 990 roku (może zresztą już weześniej) także części Sląska, zwłaszeza górnego i środkowego; pamiętamy przecież, że granice cżvitas Sehżnesghe na śląskim odcinku zarysowane zostały w Dago#n.e iudex mało precyzyjnie. Myśl o wydzieleniu Bolesławowi Chrobremu nie tylko Krakowa, ale całej Polski południowej, od kraju Milezan (Odry) na zachodzie po Ruś na wsehodzie, podjął ostatnio i wzbogacił dalszymi propozycjami badawezymi Edward Rymar. Wzbogacenie to sprowadza się przede wszy;tk:m do propozycji, by z terytoriu#n cżvitas Sehżnesghe wyłączy‚ oprócz Polski południowej, przydzielonej przez Mieszka I Bolesławowi, także Pomorze, które, zdaniem Rymara, zostało przydzielone równie jak Bolesław nie wymienionemu w tekście Dugo7n,e żudex synowi Mieszka I i Ody - SwiętoStrona 108
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk pełkowi. Pogląd o nieobejmowaniu Pomorza przez cżvżtns Sehżnesghe nie jest, trzeba przyznać, zupełnie nowy. Granica północna darowizny na rzecz papiestwa została, jak pamiętamy, określona nastepująeo: [...] SżCutB 2nCżpżt u pri'mo latere longu7n, 7n.are, fine Pruzze [...], co na język polski przetłumaczyć wcale nie jest łatwo (w cytowanym wyżej przekładzie podaliśmy jedną z możliwości rozumienia tego trudnego miejsca). Wszystko zależy od znaczenia terminu longu7n, 7n.are. Dosłownie wypadłoby go przetłumaczyć jako "długie morze": [w obrębie tych granic] tak jak zaczyna się z pierwszego boku d ł u g i e m o r z e, granicą Prus [...] Jeżeli longu7n. #n,are, tak jak to rzeczywiście czyni większość historyków, rozumieć jako "długie morze", brzeg morza, oczywiście - Bałtyckiego, to znaczyłoby, iż Pomorze, kraina nadmorska, wehodziła w skład cżvżtas Sehinesghe i przewidziana była do ewentualnego podziału pomiędzy młodych Meszka i Lamberta. Od czasu do czasu pojawiał się jednak pogląd, że longu#n. 7n,are należy tłumaczyć właśnie jako Pomorze, "kraj ciągnący się wzdłuż morza" - do tej opinii przychylił się E. Rymar. W takim zaś razie obszar "państwa gnieźnieńskiego" ofiarowany Stolicy Apostolskiej nie obejmowałby Pomorza, podobnie jak nie obejmowałby całejwedług Rymara - Polski południowej. Inaczej mówiąc: "państwo gnieźnieńskie" wraz z pertynenejami w rozumieniu tekstu Dago7n,e żudex obejmowało tylko rdzenne obszary państwa Mieszka I, zasadniczo tylko te, które odziedziczył on po Siemomyśle bądź weześnie włączył do swego państwa (Kujawy, Polska środkowa, Mazows7e, część Sląska do górnej Odry), podezas gdy pozostałe później do Polski przyłączone obszary (Pomorze, Małopolska, pozostała część Sląska), a zatem obszary jeszeze stosunkowo s ł a b o z i n t e g r o w a n e z całością, traktowane były odrębnie, pozostawały pod rządami udzielnych, choć z rodu piastowskiego wywodzących się władców. "Polska" w rozumieniu "terytorium podległego władzy Mieszka I" byłaby zatem pojęciem nadrzędnym, natomiast "państwo gnieźnieńskie z jego pertynenejami" (cżvżtus Sehżnesghe cu#, pertinentżis) - podrzędnym, równoznacznym z ustabilizowanym rdzeniem Polski. Bolesław panował zatem w Polsce południowej z rezydeneją w Krakowie, a obszar mu podległy obejmował około 1/4 obszaru ó#=aczesnej Polski, w dodatku były to tereny bogate, rozwinięte i ważne, także w sensie drażliwego sąsiedztwa z Czechami. Swiętopełk na Pomorzu miałby także w przybliżeniu 1/4. Wynika z tego, że pomyślany przez Mieszka i niewątpliwie aprobowany przez Odę podział dziedzictwa Mieszkowego bynajmniej nie był niesprawiedliwy, przeciwnie - zaskakująco wręcz sprawiedliwy, gdyż także na 1\Zieszka i Lamberta, którzy mieli panować (wspólnie czy raczej po dokonaniu podział#.z) w "państwie gnieźnieńskim", centralnym niejako, obejmującym około połowy ówezesnej Polski, przypa#ałoby po jednej czwartej całości. O interesy Bolesława po śmierci ojcarozumowano - nie ma potrzeby się troszezyć, wszystko wskazy192 Z1 `:Iiesz#:o I 193
wało na to, że dostatecznie sam będzie o nie dbał (co się też, c... prawda w nie zamierzony przez rodziców sposób, rychło miał# z nawiązką sprawdzić), także rządy Świętopełka na Pomorzu uzna# no widocznie za niezagrożone (być może z myślą o aspiracjach zwierzchnich ze strony Niemiec do tej dzielnicy), natomiast najwidoczniej uważano, że losy dzielnicy centralnej ("państwa gnieźnieńskiego"), a zwłaszcza respektowanie przez pierworodnego Bolesława decyzji ojca w sprawie pozostawienia tej dzielnicy pod panowaniem dwóch braci przyrodnich i regencji sprawowanej przez macochę, wymagają zabezpieczenia ze strony najwyższego autorytetu duchowego, jakim było papiestwo. Okazało się rychło, Strona 109
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk jak płone były te rachuby... Na marginesie jedynie dodam, że E. Rymar "reanimował" (to jego własne sformułowanie) dawno już sformułowaną terię o pochodzeniu dynastii książąt zachodniopomorskich od Piastów, konkretnie - od owego Świętopełka, syna Mieszka I i Ody. Jego synem miałby być Dytryk (Teodoryk), który w 1032 roku został, co prawda na krótko, po interwencji ówczesnego cesarza osadzony w dzielnicy pomorskiej. Tajemniczy dokument, a właściwie regest dokumentu Dagont,e iudez, kryje rzeczywiście niejedną zagadkę. Bez niego jednak nasza wiedza o schyłku panowania Mieszka I, o rezultatach jego rządów czy ogólniej: o najwcześniejszym okresie dziejów państwa polskiego byłaby znacznie uboższa. Z analizy postanowień donacji Mieszka I i Ody na rzecz Stolicy Apostolskiej, mimo przedstawionych (w wyborze) trudności badawczych, wyłania się obraz osiągnięć terytorialnych pierwszego historycznego władcy Polski, przemyślany plan urządzenia spraw dynastycznych po jego śmierci, #vreszcie - nie sposób przemilczeć - zabiegów podjętych w interesie juniorów, które, jak rodzice z pełną słusznością podejrzewali, mogą zostać po śmierci ojca zagrożone przez energicznego Bolesława. O wydziedziczeniu Bolesława co prawda nie może być mowy i nic nie stoi na przeszkodzie przypuszczeniu, że Bolesław mógł być obecny przy łożu śmierci Mieszka I, nie ulega jednak wątpliwości, że podział Polski na cztery dzielnice, nawet jeżeli Bolesławowi, jako jedynemu dorosłemu spośród następców, miałaby - co wolno zakładać - przypaść rola princepsa, księcia zwierzchniego, nosił w sobie zarodki konfliktu. Historia nie musi być sprawiedliwa: z punktu widzenia interesów Polski dobrze się stało, że Chr#bremu tak szybko udało się usunąć konkurentów do panowania i objął w Polsce rządy jednowładcze. "Z lisią chytrością" zaznaczył Thietmar - zapewne Chrobry miał zwolenników także w dzielnicach, które nie jemu miały bezpośrednio podlegać. Nic nie wiadomo, by Niemcy lub Stolica Apostolska w jakikolwiek sposób próbowały protestować czy kwestionować za#nach Chrobrego na wolę rodziców. Widocznie nie było powodów: "lis" zapewne przejął wszystkie zobowiązania ojca (trybut "do rzeki Warty" wobec Niemiec, świadczenia na rzecz papieża wynikające z donacji Dagome iudez). Los wygnanej Ody i jej synów musiał ustąpi# wobec realiów: Bolesław Chrobry pozostawał zbyt silnym partnerem i cennym sprzymierzeńcem przeciw choćby Lucicom. Czy zamach dokonał się rzeczywiście natychmiast po śmierci 1:ieszka I, to znaczy w 992 roku? Pozory zdają się na to wskazywać. Otóż latem 992 roku cesarz Otton III podjął ponownie szeroko zakrojoną wyprawę zbrojną przeciw Stodoranom i oblegał (zresztą bezskutecznie) Brandenburg. Do udziału w wyprawie, jak to się stało już zwyczajem, wezwano również Bolesława polskiego (tym razem w wyprawie brał udział również Bolesław II czeski). Książę polski jednak wymówił się od osobistego uczestniczenia w tej wyprawie pod pozorem, że grozi mu wojna z Rusią; przysłał jednak cesarzowi na pomoc oddział zbrojny. Niewykluczone, że wymówka Bolesława miała realną podstawę - istotnie w roku 992 miała miejsce jakaś wojenna inicjatywa ze strony księcia kijowskiego, nie wiadomo tylko na pewno, czy rzeczywiście kierowała się ona przeciwko Polsce. Z punktu widzenia Cesarstwa wygląda w każdym razie na to, że latem 992 roku Bolesław sprawował już w Polsce niepodzielne rządy, to znaczy było już po zamachu na macochę i jej synów. Chociaż może byłby to wniosek pochopny, gdyż niezależnie od tego, czy było po zamachu czy jeszcze przed nim, wobec nieletności wszystkich przyrodnich braci na barki Bolesława i tak musiałby spaść ciężar wypraw wojennych. Istnieje zresztą, co prawda bardzo późne i dlatego nie wiadomo na ile wiarygodne, źródło czeskie, którego zdaniem Bolesław rządził wraz z braćmi przez trz#= lata, a następnie sam. Jeśli wiadomość ta byłaby trafna, wy194 '#" 195 Strona 110
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
gnanie Ody i braci przyrodnich, oraz ewentualne stłumienie niezbyt zresztą, jak się wydaje, silnej opozycji wewnętrznej w Polsce należałoby datować dopiero na rok 995. Denar z napisem GNEZDVN CIVITAS, którego emisję uczeni na ogół łączyli dopiero ze Zjazdem Gnieźnieńskim 1000 roku, był - jak głosi nowa, przekonywająca teza (Andrzeja Schmidta) - zapewne wybity zaraz po objęciu przez Bolesława Chrobrego rządów nad "państwem gnieźnieńskim" i stanowił #x#yraz triumfu ze zwycięstwa nad Odą i opozycją. Rozd2iał XIIl
" l#lIELKI I GODNY PAlVII##I"
Znużony często drobiazgowymi dociekaniami, zmuszony do przedzierania się w gąszczu hipotez, wysłuchiwania często rozbieżnych opinii źródeł - świadków epoki, jakże często pozostawiony przez autora w niepewności - bez odpowiedzi niewątpliwej, czytelnik może odebrać książkę, jaką mu zaproponowano, z uczuciem pewnego niedosytu. Postać i dzieje Jlieszka I przedstawiono bowiem, gdyż inacżej niepodobna, na tle dziejów Polski i Europy. Takie przykładowo problemy, jak "zapaść" duchowa i intelektualna Europy Zachodniej, kryzys Stolicy Apostolskiej, wzrost znaczenia państwa niemieckiego i odnowienie przez króIów niemieckich Cesarstwa Rzymskiego w i# wieku, równoczesne (w przybliżeniu) włączenie się Europy "słowiańskiej" w rytm dziejów powszechnych, a dalej: przeżywanie się ustroju rodowego i struktur plemiennych na ziemiach polskich, początki długotrwałego procesu chrystianizacji i równolegle doń postępującego procesu powstawania struktur państwowych na ziemiach polskich, znalazły wprawdzie uwzględnienie w niniejszej książce, z pewnością jednak nie takie, na jakie by zasługiwały ze względu na swoją rangę i znaczenie dla przyszłych pokoleń. Monografia, której celem jest przedstawienie dziejów wybranej postaci, nie może jednak zagubić się w historycznym tle, musi starać się skoncentror#ć na tej postaci, a wspomniane tło uwzględniać tylko w takiej mierze, w jakiej jest to niezbędne do nal#żytego poznania i naświet?enia postaci bohatera. Z drugiej strony miłośnicy literatury czysto biograficznej słusznie mogliby chyba zgłosić zarzut, że Mieszko aż nazbyt często 197
"ginie" w książce jemu poświęconej i że całe typowo biograficzne dziedziny, takie np. jak sylwetka duchowa (zresztą także fizyczna), formacja umysłowa, żyeie osobiste (zwłaszcza rodzinne), świat wartości, uczuć itp., mało lub niemal weale nie doszły do głosu. Zarzut teoretycznie słuszny, w przypadku jednak Mieszka I nietrudno oddalić go argumentem nadmiernej lakoniczności źródeł, które w dodatku, jak to często mieliśmy okazję dotkliwie odczuć w trakcie lektury, postać i panowanie Mieszka oświetlają w sposób fragmentaryczny, nierówny, a niekiedy sprzeczny. Wszelkie próby pogłębienia obrazu postaci Mieszka skazane są w tych warunkach na dowolność, zagubienie kontaktu z rzeczyStrona 111
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk wistością historyczną i muszą pozostać domeną literatów i artystów. Ale także ci czytelnicy monograf Mieszka I którzy godzą się z dopiero co uzasadnionym niedopowiedzeniem co do osoby księcia, ale liczyli na pełniejsze przedstawienie przynajmniej tego, co władca ten wniósł do skarbnicy dziejów Polski (czy Europy), zechcą uwzględnić, że z przyczyn zasadniezo tych samych (źródła!) ustalenie dziejowych zasług Mieszka I jest, jeżeli tylko pragnie się wykroczyć poza ogólniki lub niemożliwe do sprawdzenia hipotezy, ogromnie trudne, a w grucie rzeczy niemożliwe. Osiągnięcia Mieszka I dadzą się bowiem sensownie i w szerszym kontekście (co wcale nie znaczy: w sposób w pełni satysfakcjonujący historyka) uchwycić, zmierzyć i ocenić jedynie w ramach dorobku trzech przynajmniej pokoleń Piastów: Mieszka I, Bolesława Chrobrego i 1-iieszka II, czyli - jak to zwykło się mówić w nowszej meiewistyce polskiej - w okresie "pierwszej monarchii wczesnopiastowskiej" 18, a i tak wielką niewiadomą pozostanie to, co do wspólnego dzieła pierwszych Piastów wnieśli przodkowie Mieszka I, znani jedynie z kronik Galla Anonima. Najogólniej jedynie można dynamikę rozwojową tworzącego się i umacniającego państwa polańskiego/polskiego określić tak: przodkowie Mieszka I zjednoczyli wokół ośrodka gnieźnieńskiego najpierw wszystkie odłamy plemienia Polan, następnie zaś - te'#..Drugą monarchią wczesnopiastowską" było państwo odtworzone przez Kazimierza Odnowiciela po wielkim kryzysie państwa i społeczeństwa w latach trzydziestych XI wieku (po śmierci Mieszka II). Przetrwało ono do pierwszej połowy XII wieku, aż do rozbicia dzielnicowego. rytoria Polski środkowej i Mazowsze, przekazując Mieszkowi obszar zapewne odpowiadający cżvżtas Schżnesghe dokumentu Dago#n,e żudex (zob. wyżej, s. 186). Ten rdzeń państwowy Mieszko I rozszerzył w latach swego panowania o pozostałe plemiona polskie (wschodniolechickie), obejmująee Pomorze, Ziemię Lubuską, Malopolskię i Śląsk. Słusznie więc jemu i tylko jemu należy się miano (ostatecznego) jednoczyciela ziem polskich. Bolesław Chrobry, który z różnych względów przyćmił w pamięci potomnych postać swego ojca#o, znacznie rozszerzył granice państwa polskiego, prowadził na ogół pomyślne wojny, a pod koniec życia ozdobił skronie upragnioną koroną królewską, otrzymał w polskiej tradycji historycznej drugi - oprócz Chrobrego - przydomek "Wielki". Przydomek ten należy się ojcu i synowi - Mieszkowi I i Bolesławowi Chrobremu - łącznie. Bez wysiłku i zasług ojca wielkość syna byłaby zupełnie niemożliwa. Blask Chrobrego bije w oczy już przez niemal dziesięć wieków, ale gdy dążymy do sprawiedliwego rozdzielania laurów, a z tym w parze musi iść dostrzeganie braków czy niepowodzeń, trudno oprzeć się wrażeniu, że spora część zasług i dokonań Bolesława okazała się nietrwała, była świetnym fajerwerkiem, bardzo narodowi i państwu wówczas potrzebnym, ale realnie mierząc - raczej efektownym niż efektywnym. Słupy żelazne w rzece Sali (Soławie), uderzenie Szczerbcem w 2łotą Bramę Kijowa (wymieniam akurat wydarzenia jak się wydaje nie rzeczywiste, ale "zadomowione" w polskiej tradycji historycznej), inaczej zaś rzecz ujm,.zjąc: liczne wojny, toczone niemal na wszystkich granicach i na#częściej poza tymi granicami, wyczerpujące jednak społeczeństwo, efektowne zwycięstwa i zdobycze terytorialne, znaczne w y k r oc z e n i e pa:istwa polskiego pod rządami Chrobrego poza grani^e 1\lieszl=owe i poza terytorium etnicznie polskie zostały niemal bez wyjątku zaprzepaszczone po śmierci Bolesława. Nie dlatego, nie tylko i nie przede wszystkim dlatego, że syn Chrobrego Mieszko II, jak to niesprawiedliwie oceniał Jan Długosz, był "gnuśny", lecz chyba dlatego, że Chrobry jak gdyby przeliczył się z siłami i możliwościami społeczeństwa polskiego. Mocarstwowa polityka tego =o Pamiętamy jednak, że i odwrotnie: niekiedy tak w obcej (Kosmas z Pragi), jak i polskiej (Jan Długosz) tradycji Mieszkowi I przypisywano Strona 112
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk pewne dokonania jego następcy. 198 lgg
#vładcy doprowadziła do pełnej izoIacji politycznej Polski i do powstania wrogiej i groźnej koalicji. Chrobremu nikt i nic nie jest w stanie ująć wielkości, ale jeżeli zgodzimy się, że pierwszą i najważniejszą miarą wielkości męża stanu jest s k u t e c z n o ś ć jego działania i t r w a ł o ś ć dokonań, wówczas porównanie ojca z synem wypadnie korzystniej na rzeez pierwszego z nich. Nie zdziwimy się chyba nadmiernie, że biografowie Mieszka I, w chwili, gdy przyjdzie im zwięźle podsumować to pełne dokonań, a nam tylko fragmentarycznic znane życie, zadowalają się dość ogólnikowymi charakterystykami. Oto s#owa Stanisława Kętrzyńskiego: "Mało możemy powiedzieć o samym Mieszku. Postać ta, zapewne wysoce znamienna, okryta jest cieniem. Zręczny polityk, pełen inicjatywy, znakomity, jeżeli chodzi o przeprowadzenie radykalnego kroku, jak przyjęcie chrześcijaństwa, wielki wykonawca planów złączenia wszystkich szczepów lechickich w jedną całość, zaborem Pomorza otwierający państwu swemu dostęp do morza i szerokie w świecie horyzonty, był niewątpliwie tego narodu, który dopiero miał uzyskać swą pełną świadomość narodową, symbolem". Tam, gdzie próbowano wskazać słabości, braki, niedostatki panowania Mieszka I, okazuje się na ogół, że osądzano pochopnie. Oto wcześniejszy monografista tej postaci, #tanisław Zakrzewski, bardzo zresztą przychylny Miesz?#owi, podejrzewał, iż "na starość ulegał drugiej żonie, znacznie od niego młodszej", w czym zresztą dopatrywał się rysu właściwego "ogółowi" władców średniowiecznych. Zarzut nieuzasadniony, oparty oczywiście na Dngo7n.e iuez. Wpływu politycznego Ody na męża nie ma powodu kwestionować, od czego jednak daleko do tezy o uleganiu wpływom Ody czy biskupa Ungera. Trafną wydaje się obserwacja Zakrzewskiego o umiarkowaniu Mieszka co do tempa i trybu wprowadzania chrześcijaństwa do Polsl#i, narzucania społeczeństwu "tylko tyle, ile ono mogło znieść w danej chwili", ale braku-e podstaw do dalszej konkluzji tego uczonego: "Na chrześcijaństwo i kościół patrzył oczyma księcia-polityka. Bezwzględnie lojalny wobec kościoła, tak mu potrzebnego dla ugruntowania władzy, c h r z e ś c i j a ń s t w e m n i e p r z e j ą ł s i ę s i 1 n i e. Byl zatem na ogół prawdzi#vie polską naturą". Zanotowanie dziennej daty śmierci Mieszka I w nekrologu fuldajskim, a jeszcze bardziej kult żywiony przezeń do lokalnego świętego bawarskiego Udalryka, za którego wstawiennictwem władca polański został jakoby uzdrowiony od rany spowodowanej zatrutą strzałą, zdają się świadczyć o głębokiej, może niezbyt pogłębionej w sensie refleksji teoretycznej, czego przecież trudno było wymagać od książęcego neofity, ale przez to wcale nie "gorszej" religijności. Jeszcze jeden punkt widzenia S. Zakrzewskiego, typowy zresztą dla ogromnej części zwłaszcza polskiej literatury naukowej i w ogóle polskiego widzenia przeszłości, wymaga, jak sądzę, korektury. Według Zakrzewskiego nawiązanie bezpośrednich stosunków z Rzymem zostało "dokonane ostatecznie drogą zużytkowania genialnego wrogów Polski, jakimi byli Niemcy [...]". Do swoich celów szedł "zależny w komunikacji ze światem dalekim od Niemców, zmuszony do odgrywania przeważnie roli ich przyjaciela". Oto niewzruszony stereotyp polskiej świadomości hiśtorycznej: odwiecznej wrogości polsko-niemieckiej. Mieszko I, który pojawia się w źródłach jako "przyjaciel cesarza" i w przyjaźni tej, choćby za panowania Ottona II wyraźnie ochłodzonej, z zadziwiającą wytrwałością pozostaje przez całe swoje panowanie, skoro już nie można inaczej, to trzeba go chociaż "usprawiedliwić" na modłę Strona 113
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk makiaweliczną: "zmuszony był" odgrywać rolę przyjaciela. Nawet Thietmar z Merseburga, kronikarz wybitny, ale Polsce i Polakom wyraźnie niechętny, niczym nie sugeruje makiawelizmu Mieszka I, natomiast niedwuznacznie podejrzewa czy wręcz oskarża o to Bolesława Chrobrego. Po prostu powinniśmy przyjąć do wiadomości, że tysiąc lat temu n i e b y ł o jeszcze żadnych istotnych sprzeczności interesów Polski i Niemiec. Mieszko I nie udawał, on naprawdę konsekwentnie dążył do zbliżenia i współpracy ze świetnym państwem niemieckim, z Cesarstwem, którego nadrzędnej, opartej na autorytecie chrześcijaństwa, rangi nie kwestionował ani on, ani Chrobry, ani nikt rozsądny w tych czasach, broniąc jednocześnie, gdy trzeba było, własnej władzy i własnego państwa przeciw wszelkim zakusom czy to państwa niemieckiego, czy to bardziej krewkich potentatów niemieckich, jeżeli z autorytetu próbowano wyprowadzić prawa do podboju i podporządkowania. 200 201
Tutaj stanowisko władców polańskich, p#dobnie jak np. czeskich i węgierskich, było twarde i jednoznaczne: w swoim państwie byli oni i pragnęli pozostać w pełni niezależni od jakiejkolwiek władzy z zewnątrz, także cesarskiej. Władcy polscy w przyszłości będą nieraz musieli ciężko walczyć o praktyczne utrzymanie suwerenności wewnętrznej, ch#ć formalnie nie była ona na ogół kwestionowana, pomijając kwestie Pomorza i Śląska, co do których państwo niemieckie rościło sobie prawa zwierzchnie. Co pozostało po Mieszku? Oprócz uł#mnej i niepewnej, ale przecież trwałej i wdzięcznej pamięei w świadomości społecznej Polaków, pozostało państwo polskie, które nieoczekiwanym, ale znamiennym wyrokiem losu krótko przed rokiem 2000 kształtem w uderzający sposób przypomina jego państwo. Pozostał naród polski, który, co możemy powiedzieć z przekonaniem bardzo zbliżonym do pewności, nie byłby się wykształcił bądź utrzymał, gdyby dzieło Mieszkowe nie zostało dokonane, a przez jego potomków i następców utrwalone. To na najszerszym planie. Pozostały także niewymazalne ślady myśli i czynu władcy "wielkiego i godnego pamięci" (#n.agn,u,n et 7n.emorandu7n,), jak określił Mieszka I pierwszy polski kronikarz Gall Anonim, w krajobrazie polskim i pod powierzchnią polskiej ziemi pracowicie odkrywane przez uczonych: to katedry i kościoły w Poznaniu, Gnieźnie, na Ostrowie Lednickim; to niedawno ujawnione przez archeologów baptysterium lednickie, podobnie jak baptysterium poznańskie, choć może z większym od tamtego stopniem pewności przypominające pierwsze dosłownie chwile chrześcijaństwa w kraju Polan; to liczne grody, zarówno te, które wskutek możnej woli przodków Mieszka czy jego samego zostały porzucone, spalone czy zrównane z ziemią, dokumentując tym samym bliżej nam niestety nieuchwytne, lecz zapewne trudne i krwawe wczesne etapy mozolnego jednoczenia ziem polańskich i polskich przez pierwszych Piastów, jak i te, które zostały przez nich zaadaptowane, rozbudowane, umocnione czy wręcz zbudowane w służbie powstającego państwa i jego administracji; to wreszcie nieliczne (uczeni doliczyli się ich około 50) zachowane do dziś monety emisji Mieszka I, dość jeszcze prymitywne pod względem technologicznym i ikonograficznym denary (spójrzmy na ilustrację nr 18, na której w powiększeniu przedstawiono 18. Denar Mieszka I (w powiększeniu). Awers: szczyt kościoła z krzyżem. Legenda: OCZLTM - zniekształcenie imienia MISICO. Rewers: krzyż prosty z kuIami między ramionami. Srebro, średnica 18,8 mm, ciężar 1,77 g jedną z nich) - "naoczni" świadkowie ezasów pierwszego naszego historycznego władcy. * Strona 114
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Nie spróbowaliśmy nakreślić obrazu społeczeństwa i wewnętrznych przemian państwa Mieszkowego. Problem to bowiem obszerny, a jednocześnie o tyle trudny do przedstawienia w książce poświęcflnej pierwszemu naszemu historycznemu władcy, że dotyczy zjawisk i procesów z natury rzeczy długotrwałych. Trzeba by się więc cofnąć daleko w głąb epoki plemiennej i jednocześnie znacznie wybiec do przodu, co najmniej do katastrofy monarchii pierwszych Piastów w latach trzydziestych-czterdziestych XI wieku. Alternatywą byłoby jakieś zgoła banalne podsumowanie wiedzy podręcznikowej. Odsyłam zatem ciekawego czytelnika do niektórych z prac cytowanych we wskazówkach bibliograficznych dołączonych do niniejszej książki, zwłaszcza Stanisława Trawkowskiego, Gerarda Labudy, zbiorowej Kultury Polskż średnżowiecznej X-XIII z.u., tych zaś, których nie odstraszą rygory czysto naukowego stylu, także d# odpowiednich tomów Pocz#tkózu Polskż Henryka Łowmiańskiego. Jeden tylko moment pragnę z-sygnalizować. Polska Mieszka I i Bolesława Chrobrego, udany rezultat długiego procesu dziejo202 203
wego, miała dość skomplikowaną strukturę wewnętrzną, którą z największym jedynie trudem dostrzec może oko historyka. Nieocenione Dugo#me żudex jakby uchyliło już rąbka tajemnicy: państwo Mieszka I pod koniec panowania tego władcy dżieliło się na trzy części. Pierwszą z nich, centralną i najważniejszą, było "państwo gnieźnieńskie" (civżtas Schżtzesghe, GNEZDVN CIVITAS). Nie wiemy na pewno, jakie dokładnie obszary ono obejmowało, zapewne były to odziedziczone przez Mieszka po ojcu ziemie polańskie. Drugą część stanowiły "przynależności" (pertynencje) Gniezna. To chyba młodsze nabytki, prawdopodobnie dopiero z czasów panowania samego Mieszka I. Na myśl przychodzi przede wszystkim Mazowsze, ewentualnie (wiemy, że sprawa to sporna) kraj Lędzian (Polska południowo-wschodnia), może północne rejony Śląska, Ziemia Lubuska, wbrew dość rozpowszechnionej opinii chyba nie Pomorze. Polska południowa (Małopolska, główna część Śląska, kraj Lędzian?) i północna (Pomorze) tworzyły trzecią strefę. Chociaż Pomorze wcześniej niż Polska południowa zostało przyłączone do państwa Mieszka I, obie te dzielnice miały być rządzone nie bezpośrednio przez Gniezno, lecz za pośrednictwem odrębnych, udzielnych władców, co prawda należących do dynastii piastowskiej i uznająeych zwierzchność Gniezna. Na uwagę zasługuje, iż o ile Polska południowa, mimo tradycji wcześniejszego czeskiego panowania, stosunkowo rychło i ściśle zintegrowała się z resztą państwa polskiego, a niebawem sięgnęła po przywództwo w nim, o tyle Pomorze z ogroznnymi oporami i jedynie przejściowo dawało się ogarnąć polską organizacją państwową. Gall Anonim, spoglądając wstecz na czasy panowania Bolesława Chrobrego, które zdążyły się już w polskiej tradycji historycznej przeinaczyć i nabrać cech "złotego wieku", i opisując siły zbrojne tego władcy, szczególnie podkreślił znaczenie czterech grodów: Z Poznania bowiem [miał] 1300 pancernych i 4000 tarczowników, z Gniezna 1500 pancernych i 5000 tarczowników, z grodu Władysławia [Włocławek] 800 pancernych i 2000 tarczowników, z Giecza 300 pancernych i 2000 tarczowników. Czy to przypadek, że właśnie te cztery grody zostały w tym kontekście przez kronikarza wymienione? Zdaniem Henryka Łowmiańskiego to nie przypadek, lecz odbicie najdawniejszej struktury administracyjnej państwa gnieźnieńskiego. Na grodach opierało 19. Denar Bolesława Chrobrego GNEZDVN CIVITAS. Awers: głowa władcy w diademie, naszyjnik z pereł. W otoku legenda wsteczna: ROLIZAVS. Na rewersie legenda: GNEZDVN CIVITAS. Srebro, średnica 18,5 mm, ciężar 1,66 g Strona 115
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk się to państwo, one były ośrodkami władzy. Oprócz jednak zwykłych grodów, których na terytorium ówczesnej Polski można doliczyć się kilkudziesięciu, wyróżnia się niewielka grupa grodów naczelnych, które po łacinie określano terminem sedes reg## prżncżpales. Według Zofii Kurnatowskiej "Charakteryzuje je odmienność założenia przestrzennego, często wieloczłonowość (wydzielony gród i obronne podgrodzia), znacznie większa powierzchnia objęta umocnieniami, solidność fortyfikacji wzniesionych przy zastosowaniu najbardziej wypracowanych prawideł sztuki fortyfikacyjnej, obecność budowli monumentalnych sakralnych i świeckich, dowodzących rezydencjonalnego ich charakteru i ich roli jako ośrodków kultu chrześcijańskiego, skupienie się poza wałami wielu osiedli otwartych tworzących razem z wieloczłonowymi grodami znaczne skupiska ludnościowe i osadnicze [...] Grody tej kategorii pełniły przede wszystkim rolę ośrodków większych prowincji państwa piastowskiego, jak np. Wrocław, Głogów, Kalisz, Lubusz. J e d y n i e w W i e 1 k o p o ls c e mamy do czynienia z w y j ą t k o w y m s k u p i e n i e m grodów naczelnych na stosunkowo niewielkiej przestrzeni zawartej między kolanem Warty a rynną Gopła-Noteci. Są to G n i e z n o, P o z204 ! 205
n a ń, G i e c z, O s t r ó w L e d n i c k i i leżąee w nieco większej # odległości L ą d i K r u s z w i c a [...) Takieg# wielkiego skupiska dużych grodów [...] nie można było # zrealizować (nawet gdy założymy, iż nie powstawały one jednoeześnie) przy pomocy jedynie zasobów ludnościowych i materialnych bezpośreclniego zaplecza [...]. Stały dopływ dóbr z zewnątrz, z ośrodków lokalnych, warunkował egzystencję i funkcjonowanie grodów naczelnych". Do takiego ważnego wniosku doszła nauka głównie na podstawie badań archeologicznych i nad reliktami dawnych budowli kamiennych. Zdaniem H. Łowmiańskiego Gniezno, Poznań, Włocławek i Giecz były ośrodkami (grodami naczelnymi) czterech prowincji, na jakie dzieliło się państwo gnieźnieńskie. Wszystkie one były położone dość blisko od siebie (najbardziej jeszcze oddalony był Włocławek) i od Gniezna. Ułatwiało to kontrolę władzy centralnej nad prowincjami i zarząd rozległego państwa. "Pertynencje" nie posiadały odrębnej administracji, "podłączone" były jedynie do któregoś z ośrodków "centralnych". W obrębie państwa pierwszych Piastów Gniezno pełniło niezaprzeczalnie czołową rolę. Tam rezydowali książęta, tu pochowano ciało męczennika Wojciecha, tutaj w 1000 r#ku ustanowiono siedzibę metropolity, tutaj tradycja lokalizowała początki narodu i dynastii. Bardziej zagadkowo przedstawia się rola Poznania. W przeciwieństwie do Gniezna gród poznański został chyba założony "na surowym korzeniu", a w drugiej połowie X wieku tak rozbudowany, że konstrukcją wału obronnego przewyższył nawet gród gnieźnieński. Ta "planowa inwestycja" dowodzi wyznaczenia chyba jeszcze przez Mieszka 1 Poznaniowi ogromnie ważnej roli w jego państwie. Rola ta staje się wyraźniejsza, jeżeli uwzględnimy funkcję sakralną Poznania zwłaszcza przed 1000 rokiem, wezwanie św. Piotra nadane kościołowi katedralnemu w Poznaniu, legendę o założeniu kościoła NMP przez Dąbrówkę, wreszcie - mimo wszelkich możliwych zastrzeżeń - fukcję nekropolii pierwszych Piastów. "Poznań pełnił w strukturze państwa piastowskiego istotną rolę, porównywalną z tą, jaka związana była z Gnieznem. Wydaje się, że będąc w dużym stopniu ośrodkiem wykreowanym przez dynastię, Poznań wyznaczał punkt, wokół którego mogła się skupić 206 20. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Brązowy posąg Mieszka I i BoleStrona 116
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk sława Chrobrego dłuta Chri#tiana Daniela Raucha, odsłonięty w 1841 r. Złota Kaplica powstała z inspiracji i dzięki środkom hr. Edwarda Raczyńskiego; jest świadectwem poczucia narodowego społeezeństwa polskiego w warunkach zaboru
tradycja piastowska", przypuszcza Zbigniew Dalewski, znajdując na wytłumaczenie tego swoistego dualizmu następujące okoliczności: "Centralna pozycja Gniezna wewnątrz plemiennej społeczności polańskiej kształtowała się niezależnie od działań podejmowanych przez piastowskich władców [...]. Tradycja miejsca zdaje się przeważać nad tradycją dynastii". Gniezno było po prostu s t a r s z e niż dynastia piastowska, a co za tym idzie - tradycje plemienne i pogańskie były tam zapewne zbyt silne, by utożsamić się z tym rodem. "Można by się zatem zastanowić - rozważa Dalewski - czy istoty szczególnych związków łączących Piastów z Poznaniem nie warto by się doszukiwać w dążeniu dynastii do stworzenia nowego centrum ideowo-administracyjnego jej państwa. Jego pozycję w kraju określałoby, w przeciwieństwie do Gniezna, wyłącznie uczestniczenie w dynastycznej tradycji piastowskiej materializującej się w poznańskiej nekropolii". Inna rzecz, że "Poznań nie zastąpił Gniezna", a "związki łącżące Piastów z Poznaniem nie okazały się najtrwalsze". "Poznań nie mógł odnaleźć swojego miejsca w zmienionej po katastrofie roku 1038 strukturze państwa". Dopóki jednak po tej właśnie katastrofie Kraków "nie pogodził obu stolic wielkopolskich, "oba te ośrodki (Gniezno i Poznań) pełniły równolegle ważne, uzupełniające się role w przestrzeni ideowej i politycznej wczesnopiastowskiej Polski". * Postać Mieszka I, a także Dąbrówki fascynowała wielu w czasach nowszych. Nazwiska historyków, których prace o Mieszku I odegrały największą rolę w dziejach nauki, zostaną wymienione w bibliografii, umieszczonej bezpośrednio po niniejszym rozdziale. Niektóre przykłady artystycznej inspiraeji postacią bohatera tej książki ukazane zostały na ilustracjach. Dzieje tej inspiracji, a równocześnie wpływ dzieł artystycznych i literackich poświęconych Mieszkowi I czy przezeń wywołanych na świadomość historyczną Polaków nie zostały dotąd systematycznie zbadane, a nawet w pełniejszy sposób zestawione. (I pod tym względem Bolesław Chrobry miał więcej szczęścia). Zadanie to czeka zatem jeszcze na badacza. Postać Mieszka I odgrywa, jak wiadomo, rolę w Królu-Duchu Juliusza Słowaekiego. W 1858 roku ukazał się drukiem dramat Wielkopolanina Norberta Bredkrajcza Mżeczysław Pżerwszy. Powieść Lubonże - druga z cyklu historycznego Józefa Ignacego Kraszewskiego, Dzżkowy skarb, Ojcżec ż syn Karola Bunscha, Puszcza i Szło tzowe Antoniego Gołubiewa, Saga o jarlu Bron,iszu Władysława Jana Grabskiego - to najbardziej literacko udane (co nie znaczy, że zawsze przekonywające z historycznego punktu widzenia) wizje powieściowe czasów Mieszka I. Czy dzieje literatury do tego dostojnego grona dołączą głośną przed kilkoma laty, wręcz skandalizującą, powieść Dago%n,e żudez Zbigniewa Nienackiego, miałbym niejakie wątpliwości, ale nie uprzedzajmy ich wyroków... Wielu czytelników pamięta zapewne film Jana Rybkowskiego pt. Gnżazdo, w którym rolę Mieszka I grał Wojciech Pszoniak. Z tym wszystkim wydaje się, że postać i czasy Mieszka I dotąd czekają na godną ich wizję artystyczną.
Strona 117
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk
208
WSKAZÓ#IVKI BIBLIOGRAFIC21\TE
Pierwszą w pełni naukową monografię Mieszka I napisał austriacki historyk Heinrich Z e i s s b e r g, Miseco l. (Mżeczystau#), der erste chrżstlżeher Beherrseher der Polen (Arehiv fr "sterreichisehe Gesehichte 38, 1867, s. 25-120). Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Stanisław Zak r z e w s k i (Mżeszko I jako budou#nżezy państz.va polskżego, Warszawa [1921], ss. 185) dał zwięzły zarys dziejów Mieszka, stanowiący niejako zapowiedź znacznie obszerniejszej jubileuszowej monograiii poświęconej Chrobremu pibra tegoż autora (Bolesłau# Chrobry Wżelkż, Lwbw-Warszawa-Kraków [1925)), ważnej także dla panowania ojca Chrobrego. Niemal wyłącznie politycznych spraw dotyczy praca Zygmunta W o j c i e c h o ws k i e g o, Mżeszko I ż pou#stanże państu#a polskżego (Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu 10, 1935, nr 4 i nadbitka Toruń 1936, ss. 83), zawierająca także użyteczne zestawienia danych źrbdłowych dotyczących Mieszka i uzupełniona artykułem tegoż autora pt. Jeszeze o Mżeszku l. Nżeco polenzżkż ż uzupełnżeń, w tytn słou#o o pochodzenżu dynastżż zachodnżopoTn.orskiej (Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu 10, 1936, nr 6 i nadbitka Toruń 1936, ss, 24). Cenna, choć pozbawiona aparatu naukowego, jest przygotowana w latach 1945-1946 lecz wydana drukiem dopiero w 1961 roku praca Stanisława K ę t r z y ń s k i e g o, Mżeszko I (ukazała się w zbiorze pośmiertnie wydanych prac tego autora pt. Polska X-XI wżeku. Warszawa 1961 s, 5-288). Aspektów głównie terytorialnyeh dotyezy niewolna od usterek i tez wątpliwych praca Jana N a t a n s o n a- L e s k i e g o, Pa'ństu#o Mżeszka Pżerwszego (Studia Wezesnośredniowieezne 4, 1958, 7-106 i mapa). Bardzo zwiężle pisał Andrzej Feliks G r a bski, Mieszko l, ok. 932-992 (Warszawa 1973, ss. 165, seria: Bitwy-Kampanie-Dowódcy); stosunek tej pracy do większej monografii tego autora: Bolesłau# Chrobry. Zarys dzżejó2u polżtycznych ż wojskowych (wyd. 2, Warszawa 1966) jest analogiczny, jak w przypadku wymienionych dwóch prac S. Zakrzewskiego. Najnowsze zwięzłe zarysy to: Gerard L a b u d a, w: Polski Słownik Biograficzny, t. XXI, Wrocław 1976, s. 31-33 i Aleksander G i e y s z t o r, Mżeszko l, w: Poczet królóz.u ż ksżążąt polskżeh, Warszawa 1978, s. 16-25. Do prac podstawowych we wszelkich badaniach nad Mieszkiem I i jego epoką należą: Gerarda L a b u d y, Studża nad początka7n,ż państwa polStrona 118
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk skżego, Poznań 1946, wyd. 2, Poznań 1987 (jako t. I, z obszernym krytyeznym komentarzem autora), t. II (Poznań 1988) zawiera szereg nowych studiów G. Labudy dotyczących zwłaszeza dziejów najdawniejszego Kościoła w Polsce oraz stosunków polsko-czeskich i polsko-ruskich w czasach pierwszych Piastów; Henryka Ł o w m i a ń s k i e g o, Początkż Polskż, dzieło wielotomowe, z którego dla naszego zagadnienia szezególne znaczenie ma zwłaszeza t. V (Warszawa 1973). Mniej przygotowanemu czytelnikowi można polecić jako wprowadzenie do epoki prace G. L a b u d y, Pżertusze pa'ństu#o polskże, Kraków 1989 (seria: Dzieje Narodu i Państwa Polskiego) i Stanisława T r a w k o ws k i e g o, Jak powstaz.vała Polska, wyd. 5, Warszawa 1969. Szezegółowe zachodniosłowiańskie tło daje Lech L e c i e j e w i c z, Siowżanże zachonż. Z dzżejóu# tu#orzenża sżę średniou#żecznej Europ#, Wrocław 1989. Nie ma mowy, by przedstawić tutaj jakiś bardziej kompletny wykaz prac naukowych ważnych do poszezególnych zagadnień związanych z postacią i epoką Mieszka I. Musimy ograniczyć się do niektórych, zwłaszcza nowszych i o podstawowym znaczeniu, jak również w niektórych przypadkach do takich, ktbre zawierają nowe propozycje badaweze, choćby o charakterze dyskusyjnym. Na czoło wysuwa się dwutomowy okazały zbiór studiów, ogłoszony w związku ze zbliżającym się tysiącleciem państwa polskiego: Początkż pań.stt,va polskżego, Ksżęga tysżąclecża, red. Kazimierz Tymieniecki, t. I-II, Poznań 1962; niektóre artykuły z tego zbioru (skrót: PPP) będą cytowane niżej. Polecałbym - na poziomie bardziej popularnym - zbiór: Polska pżerwsz#ch Pżastóu#. Państwo-społeczeństwo-kultura, red. Tadeusz Manteuffel, Warszawa 1968 (seria: Konfrontacje Historyczne). Początkom państwa polskiego poświęcona została większa część numeru 4 z 1960 roku Kwartalnika Historycznego, z ważnymi artykułami m.in. W. Hensla, A. Gieysztora, H. Łowmiańskiego, J. Bardacha, T. Lehra-Spławińskiego, T. Manteuffla i G. Labudy. Nowatorskie i wszechstronne ujęcie cechuje pracę zbiorową (pod red. Jerzego Dowiata) Kultura Polskż średnżou#żecznej X-XIII u#., Warszawa 1985. Dla wszelkich zaś badań nad pradziejami i najweześniejszymi dziejami Polski i całej S#owiańszezyzny znaezenie wyjątkowe ma będący w tej chwili na ukońezeniu encyklopedyczny Słownik Starożytności Słowiańskich, t. I-VIII/1, Wrocław-Warszawa-Kraków 1961-1991. Do spraw genealogii i stosunków rodzinnych Mieszka I ciągle podstawowym dziełem jest Oswalda B a 1 z e r a, Genealogża Pżastóz.v, Kraków 1895, wymagająca jednak w wielu miejscach korekty. Imiennictwo pierwszych pokoleń Piastów omówił, wszystkie odnośne źródła krytycznie zestawiając, Jacek H e r t el, I#n.żennżetwo dynastżż pastou#skżej u#e weześnżejszy7n. 210 211
średn.iowżeczu, Warszawa-Poznań-Toruń 1980. W pracy tej znajduje się też najpełniejsze omówienie kwestii imion Mieszka I i jego rodziny. Ważne są również artykuły H. Ł o w m i a ń s k i e g o, Dynastża Pżastów we wczesny%n, średnżowżeczu w; PPP t, I, s. 111-162, i wcześniejszy l7nżę chrzestne Mżeszka 1 (Slavia Occidentalis 19, 1948, s. 203-308 i nadb. Poznań 1948). Sprawy polityczne i stosunki polsko-niemieckie za Mieszka I poruszali w swoich pracach (oprócz wymienionych wyżej) m3n.: Józef Wid a j e w i c z w pracach Lżcicavikż Wżdukinda (Slavia Occidentalis 6, 1927 i nadb. Poznań 1927, ss. 102, mapa), Wżchrnan (Poznań 1933, ss. 116), Najdawnżejszy pżastowskż podbój Pornorza (Slavia Occidentalis 10, 1931 i nadb. Poznań 1931, ss. 106), Początkż PoLskż (Wrocław-Warszawa 1948, ss. 163), PoLska ż Nżerncy w dobże panowanża Mżeszka 1 (Lublin 1953, ss. 114); Mar ian Zygmunt J e d 1 i c k i, Stosunek prawny PoLskż do Cesarstwa do r. 1000 (Poznań 1939, ss. 181); Zygmunt W o j c i e c h o w s k i w licznych pracach, z których częś E została zebrana w zbiorze pism tego autora pt. Studia historyczne, Warszawa 1955; Jan D ą b r o w s k i, Studża nad poczqtkarn,ż państwa poLskżego (Rocznik Krakowski 34, 1959, s. 3-59); Karol B u c z e k, Polska południowa w IX ż X w. (Małopolskie Studia Historyczne 2. 1959, z. 1, s. 23--48); Wacław K o r t a, Z kżrn waLczył Mżeszko 1 w 963 r.? (Studia Archeologiczne 2, 1967, s. 325-356) oraz MżLsko ż Łużyce w poLżt#ce pierwsz#ch Piastów (Sobótka 45, 1990, nr 2, s. 141-184); Piotr B o g d a n o w i c z, Strona 119
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk Przyn.aLeżność polityczna ŚLąska w X w. Dzieje probLe#n,u oraz próba jego rozwiązania (Wrocław 1968, ss. 358). Nowe perspektywy badawcze otwarły prace Herberta L u d a t a, zwłaszcza An ELbe und Oder urrt das Jahr IOOD (K"ln-Wien 1971) i Danuty B o r a w s k i e j, Mieszko ż Oda w gronże "co#sanguineorurrt" LudoLfżngów (w: Społeczeństwo PoLski średnżowiecznej. Zbiór studżów, t. I, Warszawa 1981, s. I1-39). Kazimierz M y ś ł i ń s k i, PnLityka poLska wobec Słowżan Połabskich w okresże powstanża 983 r. (Roczniki Historyczne 57, 1991, s. 5-32). Niemal pominięte w niniejszej książce stosunki polsko-skandynawskie za Mieszka I najpełniej omówili (z wynikiem nader sceptycznym): Leon K o c z y, PoLska ż Skandyn.awża za pżerwszych Piastów (Poznań 1934) i G. L a b u d a, Saga o Styrbj"rnże, jurlu Jó7n.sborga (Slavia Antiqua 4, 1953; s. 283-337, wyd. 2 w tegoż autora Frag#n,ent# dzżejów Słowżańszcz#zny zachodniej, t. II, Poznań 1964, s. 191-220). Por. dalsze prace G. Labudy związane z tą kwestią: Sprawa sojuszu poLsko-szwedzkżego u sch#łku X w. (w: Fragrnenty..., t. II, s. 221-234) i PoLska a Skandynawia w IX-X w. (w: PPP t. I, s. 299-317), oraz polemiczną wobec ustaleń G. La= budy pracę J. W i d a j e w i c z a, Kontakty Mieszka 1 z pań.stwan2i nordyjskirn.i (Slavia Antiqua 4, 1953, s. 131-150). Do stosunków polsko-węgierskich ważna jest praca G. L a b u d y, Ze stosunków poLsko-węgżerskżch w drugiej połowie X w. (w: Europa-Słowiańszczyzna-PoLska, Poznań 1970, s. 71-88). Chrzest i organizacja wczesnego Kościoła polskiego znalazły odbicie w takich podstawowych pracach jak: Władysława A b r a h a m a, Organizaćja Kościoła w Polsce do poło2vy X11 w. (Lwów 1893, wyd. 3, Poznań 1962); Tadeusza S i I n i c k i e g o, Początkż organżzacji Koścżoła w PoLsce za Mżeszka 1 ż BoLesława Chrobrego (w: PPP t. I, s. 319--361); Józefa N o w a ck i e g o, Dzżeje archżdżecezjż pozna'ńskiej, t. I (Poznań 1959, s. 1-52); Jerzego D o w i a t a, Chrzest PoLski (Warszawa 1958 i późniejsze wydania), Metr#ka chrztu lVlżeszka 1 (Warszawa 1961, ss. 221); Zygmunta S u ł o ws k i e g o, Początkż Koścżoła poLskżego (w: Koścżół w PoLsce, t. I: #rednżowiecze, Kraków 1966, s. 15-123); Gerarda L a b u d y, Organżzacja Kościoła w PoLsce w drugiej połowie X wżeku i kościeLne znaczenże zjazdu gnżeźnień.skżego w r. 1000 (w tegoż autora Studża nad początkan'zi pa#stwa poLskżego, t. II, 1988, rozdz. X); Piotra B o g d a n o w i c z a, Chrzest PoLski (Nasza Przeszłość 23, 1966, s. 7-64). Tom 69 pisma Nasza Przeszłość (Kraków 1988) zawiera materiały (referaty i dyskusję) konferencji naukowej (Poznań 1987) pt. Początki kultury chrześcijańskiej w Polsce w X wieku. O Dago7n,e żudex pisali; Brygida K r b i s ó w n a, Dago#'ne żudexstudżurn krytyczne (w: PPP t. I, s. 363-424); Karol B u c z e k, Zagadnżen.ie wżarygodnoścż regestu Dagorn.e żudex (Studia Źródłoznawcze 10, 1965, s. 117 -139); G. L a b u d a, w: Studia..., t. II, rozdz. V; Edward R y m a r, Dagorn.e iudex jako organiczna czgść decyzji Mżeszka 1 w sprawie podzżału Polskż na dzieLnice. Reanin'tacja hżpotezy o pżastowskirrz rodowodzie dy#astii po#norskiej (Materiały Zachodniopomorskie 32, 1986, wyd 1990, s. 293-350). Do budownictwa sakralnego w państwie dwóch pierwszych Piastów zob.: Klementyna # u r o w s k a, Archżtektura 'monu'rrt.entaLna u progu chrześcijaństwa w PoLsce (Nasza PrzeszłośE 69, 1988, s. 115-131); Krystyna Józ e f o w i c z, Katedra biskupa Jordana w śwżetłe badań. archeołogicznych (tamże, s. 133-158) ; Zbigniew P i a n o w s k i, Najstarsze budowLe sakraLne na WaweLu w śwżetLe badań archeoLogiczn.o-architektonżcznych (tamże, s. 159-172). Co do poznańskiego pochówku pierwszych Piastów zob. dwugłos archeologa i historyka: Zofia K u r n a t o w s k a, ArcheoLogżczne świadectwa o najstarsz#ch grobowcach w katedrze poznańskżej (Roczniki Historyczne 55-56, 1990, s. 71-84); Antoni G ą s i o r o w s k i, Najstarsze poLskże pochówkż rnonarsze w ś'wiet?e źródeł pżsanych (tamże, s. 85-93). Budownictwa grodowego w Wielkopolsce dotyczą: Zofia K u r n a t o w s k a, Próba odtworzenża organizacji zarzqdu ter#torialnego państwa pierwszych Pżastów w WieLkopolsce (w: Obronność poLskiej granic# zachodniej w dobże pżerwszych Pżastów, Wrocław 1984, s. 81-91), a z nieco dawniejszych prac ; Witold H e n s e I, Budownictwo obronne za czasów pżerwszych Pżastów (w: PPP t. I, s. 163-186). O Gnieźnie pisał: Kazimierz Ź u r o w s k i, Gnżezno - stołeczn# gród pżerwszych Piastów w świetLe źródeł archeoLogiczn#ch (w: PPP t. II, s. 61-90), O Poznaniu: Zdzisław K a c z m a r c z y k, Rola Pozna#ia w państwże pierwszych Piastów (tamże, s. 91-106). Zob. także Tadeusz L a ł i k, Ksztaitowanie się miast za pierwsz#ch Piastów (tamże, s. 10?-136) Inspirującą próbę nowego spojrzenia na kwestię stoStrona 120
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk łeczności w ówczesnej Polsce przynosi praca Zbigniewa D a I e w s k i e g o, 212 213
Między Gnieznem. a Poznanżem" O tnżejscach wladzy u# państwże pierwszych Piastów (Kwartalnik Historyczny 98, 1991, nr 2, s. 19--43). Monety zostały ombwione u Ryszarda K i e r s n o w s k i e g o, Pienżądz kruszcowy w Polsce wczesnośrednżowżecznej (Warszawa 1960, s. 246 i n.). Wykorzystywane, a niekiedy cytowane w niniejszej książce źródła można odnaleźć w następujących edycjach: Gerard L a b u d a, Słowżańszczyzna pierwotna. Wybór tekstów, Warszawa 1954 (fragmenty w polskim tłumaczeniu); Ibrahim ibn Jakub: Relacja Ibrahżm,a żbn Jakuba z podróży po krajach slo2użańskich w przekazże a1-Bekrżego, wyd. i przeł. T. Kowalski, Kraków 1946 (Monumenta Poloniae Historica, ser, nova, t. I), przekład pulski na s. 48-54; Thietmar: Kronika Thietmara, wyd. i przeł. M.Z. Jedlicki, Poznań 1953 (tekst łac. i równoległy przekład polski); Bruno z Kwerfurtu: Pżśnt.żennżctwo czasów Bolesćawa Chrobrego, wyd. J. Karwasińska, przeł. K, Abgarowicz, Warszawa 1966; PowieśE mźnionych lat (tzw. Latopżs Nestora), wyd. i przeł. F. Sielicki, Wrocław 1968; Gall Anonim: Kronika polska, przeł. R. Grodecki, wyd. M. Plezia, Wrocław 1565; tekst łaciński: wyd. K. Maleczyński, Kraków 1952 (Monumenta Poloniae Historica, ser. nova, t. 11); Kosmas z Pragi: Kosrrtasa Kronżka Czechów, wyd. i przeł. M. Wojciechowska, Warszawa 1968. Wincenty Kadłubek: Mistrza Wincentego Kronika Polska, wyd. B. Krbis, przeł. K. Abgarowicz i B. Kx'bis, Warszawa 1974. Kronżka wielkopolska, przeł. K. Abgarowicz, wyd. B. Krbis, Warszawa 1965. Długosz: Jana Długosza Rocznżki czyli Kronżkż Slawnego Królestzr>a Polskiego, ks. I-II, Warszawa 1961. Do wydań innych, nie tłumaczunych na język polski źródeł polskich i obcych, do dziejbw Polski wczesnopiastowskiej się odnoszących, zob.: Jan D ą b r o w s k i, Dawne dzżejopisarstwo polskże (do roku 1480), Wrocław 1964. SPIS ILUSTRACl1
1. Fragment posągu Mieszka I dłuta Ch.D.Raucha ze Złotej Kaplicy katedry poznańskiej (fot. P. Namiota) . 7 2. Europa na przełomie X i XI w. (wyk. M.Michalski) . . .28,29 3. Chrystus koronuje Ottona II i Teofano. Tabliczka z kości słoniowej 33 4. Mieczysław I z anonimowega pocztu władców Polski (druga połowa XVIII w.) . . . 63 5. Ostrów Lednicki. Pozostałości budowli wczesnopiastowskiej (fot. P,Namiota) . . 71 6. Polska pod koniec X wieku [wyk.M.Michalski). . 75 7. Margrabia Geron według obrazu z XVI w. . 83 8. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Obraz Januarego Suchodolskiego Mieczyslau# I kruszy bałwany (fot.P.Namiota). . . 101 9. Gotycki kościół NMP na Ostrowie Tumskim w Poznaniu (fot. P. Namiota) . . . 113 10. Ostrbw Lednicki. Fragment niedawno odkrytego baptysterium (fot. P. Namiota) . . . . 117 11. Ostrów Lednicki. Próba rekonstrukcji baptysterium wczesnopiastowskiego według K. Żurowskiej . . . 119 12. Łekno k. Wągrowca. Pozostałości kościoła (rotundy) prawdopodobnie z XI wieku (fot.P.Namiota) . . . . 123 Strona 121
Mieszko I - Jerzy Strzelczyk 13. Drzwi Gnieźnieńskie.Fragment sceny VIII: szwagier Mieszka I książę czeski Bolesław II. . . . 14. Kościół katedralny w Poznaniu (fot, P. Namiota) . . . . 15. Pozostałości domniemanych pochowków Mieszka I i Bolesława Chrobrego w podziemiach katedry poznańskiej (fot.P.Namiota) 16. Drzwi Gnieźnieńskie. Fragment sceny XVI: głowa Bolesława Chrobrego . . . 17. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Sarkofag Mieszka I i Bolesława Chrobrego (fot. P. Namiota) . . . 18. Denar Mieszka I . . . 19. Denar Bolesława Chrobrego GNEZDVN CIVITAS . . . . 20. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Brązowy posąg Mieszka I i Bolesława Chrobrego (fot. P.Namiota) . . .
SPIS TREŚCI
WSTĘP . . 5 Rozdział I. GŁbWNI ŚWIADKOWIE . . . 11 Rozdział II. "WIEK ŻELAZNY" . . . 22 Rozdeiał III. IBRAHIM SYN JAKUBA . . . 39 Rozdział IV, Z RODU PIASTA . . . 51 Rozdział V. IMIONA PIERWSZEJ POLSKIEJ CHRZESCIJAŃSKIEJ PARY KSIĄŻĘCEJ . . 61 Rozdział VI. DZIEDZICTWO . 69 Roz-ział VII,. ROK 963? . . 81 # Rozdział VIII. CHRZEST . . 97 f Rozdział IX. JORDAN I UNGER . . 129 Rozdział X. "AMICUS IMPERATORIS" . . 146 Rozdział XI. MAŁOPOLSKA I SLĄSK. . . 168 Rozdział XII. "DAGOME IUDEX" . . 181 Rozdział XIII. "WIELKI I GODNY PAMI#CI" . . 197 WSKAZbWKl BIBLIOGRAFICZNE . . . 210 SPIS ILUSTRACJI. . 215
Strona 122
127 133 145 159 173 203 205 207