0
Peggy Moreland
Wyrachowany
narzeczony
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Coś takiego! - mruknął Case Fortune z nutą niedowierzania. Do
tej pory myślał, że ktoś, ...
6 downloads
12 Views
458KB Size
Peggy Moreland
Wyrachowany narzeczony
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Coś takiego! - mruknął Case Fortune z nutą niedowierzania. Do tej pory myślał, że ktoś, kto pisze książki dla dzieci, wygląda jak stary bibliotekarz, nosi okulary w rogowej oprawie, solidne buty i równie solidny garnitur. Spojrzał na transparent przy dziecięcym stoisku i przeczytał: „Dziś Gina Reynolds, laureatka nagrody literackiej, podpisuje swoją książkę Opowieści z ropuszego miasta".
s u lo
Ropusze miasto? - pomyślał z lekką ironią. Co to za kobieta, która pisze o ropuchach? Chyba pomylona, uznał w duchu i przeniósł
a d n a c s
na nią spojrzenie.
Lecz Gina Reynolds nie wyglądała na wariatkę. Przysiadła na krześle z otwartą książką na kolanach, tak żeby zgromadzone wokół niej dzieci mogły oglądać ilustracje. Miała niesamowicie długie nogi, co podkreślała jeszcze krótka spódnica do połowy ud i niemal stykające się z nią czarne buty.
Nie tylko styl ubierania się Giny Reynolds przeczył wyobrażeniom, jakie Case miał dotąd o bajkopisarkach. Długie blond włosy opadały na jej szczupłe ramiona, a na policzkach przy nosie dostrzegł ledwo widoczne piegi. Miała zadziwiająco zielone oczy, w których, gdy czytała, zapalały się błyski. Głos jej też zmieniał barwę w zależności od treści książki.
1
Anula
Case nie przypuszczał, że ujrzy piękną kobietę. I słusznie. Bo ona nie była piękna, ale miała w sobie to coś, co każe mężczyźnie spojrzeć na kobietę po raz drugi. Może właśnie brzmienie jej głosu kazało mu się zatrzymać i słuchać tego, co czytała dzieciom? Gdy skończyła czytać i zamknęła książkę, rozległ się przeciągły jęk - dzieci prosiły o jeszcze. Młoda kobieta, prawdopodobnie sprzedawczyni, pospieszyła z interwencją.
s u lo
- Niestety, drogie dzieci - rzekła. - Koniec już czytania. Jeśli chcecie, żeby pani Reynolds podpisała wam książkę, ustawcie się w kolejce. - Uśmiechnęła się do Giny. - Na pewno zrobicie tym autorce przyjemność.
a d n a c s
Gina, wyraźnie zadowolona, usiadła przy stole zastawionym książkami. Dzieci, popiskując z radości, uformowały kolejkę ciągnącą się przez całą księgarnię.
Case pomyślał z odcieniem irytacji, że będzie musiał trochę poczekać, ale trudno, jeśli trzeba, to poczeka. Bo nie zamierzał rezygnować. Pochylił się nad stertą książek, udając, że czyta tytuły. Gdy ostatnie dziecko wyszło, sięgnął szybko po jeden z egzemplarzy. - Mógłbym prosić o autograf? - zapytał. Gina uniosła głowę i uśmiechnęła się, co wprawiło go w zdziwienie. Bo nie był to już ten ciepły uśmiech sprzed sekundy. Nie znali się, dlaczego więc ten wyraz niechęci, a może dezaprobaty, pojawił się w jej oczach? 2
Anula
Wzięła książkę i położyła przed sobą na stole. - Komu mam zadedykować? - zapytała. - Case'owi Fortune'owi. - To pan? Była szczerze zaskoczona. - Jakiś problem? - spytał. Zaczerwieniła się i zaprzeczyła ruchem głowy. -Nie... - zaczęła. - Tylko że... jest pan pierwszym mężczyzną, dorosłym mężczyzną, który prosi o autograf.
s u lo
- Zawsze staram się być w czołówce - rzekł, przesyłając jej wiele mówiące spojrzenie.
a d n a c s
Zamiast uśmiechu, jakiego oczekiwał, zmarszczyła groźnie czoło, po czym pochyliła się nad książką i złożyła podpis.
- Opłata u ekspedientki - poinformowała go krótko, sięgając po torebkę.
- Dzięki - mruknął.
- Panno Reynolds! - usłyszał głos kierowniczki. - Można panią prosić na słówko?
- Już idę - odparła. - Przepraszam - rzuciła w stronę Case'a. Zły, że im przerwano, wyciągnął portfel i ruszył za nią, kierując się ku wyjściu. Położył na ladzie kartę kredytową, przysłuchując się rozmowie Giny z kierowniczką, która gratulowała autorce nagrody. Zauważył na ścianie jej fotografię. Pod nią widniał napis: „Susan Meyer, kierowniczka księgarni". 3
Anula
Opłaciwszy należność, podszedł z książką w ręku do pogrążonych w rozmowie kobiet. - Czy pani Meyer? - zapytał z wahaniem w głosie. Obrzuciła go spojrzeniem. - Tak. Słucham pana. Wyciągnął rękę i przedstawił się: - Case Fortune. Była zaskoczona, jakby zbita z tropu. - O, to prawdziwy zaszczyt, że raczył pan odwiedzić naszą księgarnię.
s u lo
- Cała przyjemność po mojej stronie - oświadczył. -
Przepraszam, że przeszkadzam, ale dobiegło moich uszu, że pani
a d n a c s
Reynolds otrzymała nagrodę Newbury. Nie słyszałem o takiej nagrodzie. Jest prestiżowa?
- O, tak - odparła, kładąc rękę na sercu. - Amerykański Związek Księgarzy promuje nią autorkę najlepiej sprzedającej się książki dla dzieci. -Uśmiechnęła się. - W tym roku ich wybór padł na Ginę. Jesteśmy z tego dumni.
- Wyobrażam sobie - rzekł Case, obracając się ku laureatce. Chyba wszyscy znajomi chcą uczcić pani sukces. Znów rumieniec pokrył jej policzki. - Nie... raczej nie. - Wobec tego pozwolę sobie zaprosić panią na drinka. -Na drinka? - Tak, z okazji otrzymania nagrody. 4
Anula
- Nie... - Potrząsnęła głową. - Nie mogę. Dziękuję za zaproszenie, ale muszę pomóc Susan posprzątać w księgarni. - O, nie - zaprotestowała Susan. - Ty jesteś gościem. Damy sobie radę sami. - Wskazała ręką drzwi. - Przyjmij zaproszenie. Masz okazję napić się drinka z takim przystojnym mężczyzną. Doceń to. Restauracja, którą Case wybrał, nie dość, że znajdowała się w pobliżu księgarni, to jeszcze była jedną z najlepszych w Sioux Falls. W ciągu tygodnia przychodzili tu na lunch biznesmeni, dziennikarze,
s u lo
a wieczorami ci sami biznesmeni zapraszali do niej swoich klientów na wędzonego łososia i owoce morza oraz na markowe wino z piwniczki Henriego. W piątkowe i sobotnie wieczory panowała tu
a d n a c s
zupełnie inna atmosfera - tworzyły ją zakochane pary spożywające romantyczną kolację we dwoje. Ojciec Giny przyprowadzał tu w niedzielę żonę, by jej wynagrodzić zaniedbania, jakich się dopuścił w ciągu tygodnia, i robił wszystko, by wrócić do jej łask. Podobnie czynili wobec swoich żon jego kumple.
Gina zerknęła na Case'a, zastanawiając się, dlaczego wybrał tę właśnie restaurację. Nie był żonaty, co na pewno wiele dziewcząt miało mu za złe. Wiedziała, jacy są mężczyźni. Nie było tygodnia, by w lokalnej gazecie nie ukazało się zdjęcie kawalera z coraz to inną kobietą u boku. Prezenty, randki, imprezy. Kobiety czekają, a mężczyźni dokonują wyboru. Dlaczego zaprosił ją na drinka? - zapytywała siebie w duchu, zerkając na niego ukradkiem. Nie wierzyła, że chce uczcić jej sukces. 5
Anula
Mężczyźni jego pokroju robią tylko to, co przynosi im korzyść, a jaką korzyść może mu przynieść nagroda, którą ona otrzymała? Ze zmarszczonym czołem obserwowała, jak wspólnie z kelnerem otwierają butelkę szampana. Przyznała z niechęcią, że przy bezpośrednim kontakcie Case prezentuje się znacznie lepiej niż na fotografiach zamieszczanych w prasie. Fachowo ostrzyżone ciemne włosy, regularne rysy twarzy. Skórzana marynarka na oparciu krzesła miała włoski fason, podobnie koszula. Oryginalne włoskie rzeczy,
s u lo
stwierdziła z lekkim żalem. Ma pieniądze, myślała dalej, może nosić, co tylko zechce. Rzeczy w najlepszym gatunku. W przeciwieństwie do jej ojca.
a d n a c s
Na myśl o ojcu spojrzała na zegarek. Kiedy będzie mogła się stąd ulotnić? Za pięć minut? Dziesięć? - Szampan dla pani.
Spojrzała na serwującego jej kieliszek kelnera. Uśmiechnęła się z przymusem, przeklinając w duchu kierowniczkę księgarni, która tak usilnie ją namawiała, by przyjęła zaproszenie, że odmowa z jej strony byłaby wyrazem braku ogłady.
- Za następne sukcesy - rzekł.
Spojrzała, jak podnosił kieliszek, by spełnić toast. - Dzięki - mruknęła zgodnie z dobrym obyczajem i umoczyła usta w kieliszku. Nie przepadała za bąbelkami. Ojciec lubił ten musujący napój, co wystarczyło, by ona go nie cierpiała. Zadrżała na jeszcze jedno wspomnienie o ojcu i odstawiła kieliszek. To przez Case'a pomyślała o ojcu. 6
Anula
Popatrzył na nią z niepokojem. - Jeśli nie lubisz szampana - powiedział - poproszę kelnera o jakiś inny trunek. - Nie, dziękuję. - Potrząsnęła głową. - Ze mnie w ogóle kiepski kumpel do kieliszka. Tym razem na jego twarzy odbiło się zaciekawienie. - Dziwne, że dotąd się nie spotkaliśmy - rzekł. -Mieszkamy w tym samym mieście i dopiero teraz nasze drogi się skrzyżowały.
s u lo
- Wcale nie dziwne - odparła. - Ja kończyłam szkołę, a potem college gdzie indziej. Przyjeżdżałam tu tylko kilka razy w roku. - A, w takim razie to wszystko wyjaśnia - rzekł i uśmiechnął się.
a d n a c s
- Ale za to znam twojego ojca. Prawdę mówiąc, jestem jego fanem. Zbudował centrum handlowe na miarę światową. Jego
przedsiębiorstwo dobrze sobie radzi z finansami, co bardzo się liczy we współczesnym świecie.
Spojrzała w bok znudzona tą rozmową. - Nie wiedziałam - rzekła.
- Nie obchodzą cię sprawy ojca? - Nie.
- Dlaczego? Zerknęła na zegarek i powiedziała: - Muszę już iść. Uniósł ze zdziwieniem brwi. - Nie skończyliśmy szampana. Położyła na stole serwetkę i sięgnęła po płaszcz. 7
Anula
- Jak już mówiłam, kiepski ze mnie kompan do wypitki. Wsparłszy łokcie o stół, przyjrzał jej się uważnie. - Mam dziwne wrażenie, że ci się nie podobam. Speszona, że nie zdołała ukryć swoich uczuć, uciekła wzrokiem przed jego spojrzeniem. - Nie tyle ty, ile mężczyźni w twoim typie. - A jaki to typ? Niezadowolona z jego dociekań sięgnęła po torebkę.
s u lo
- Naprawdę muszę już iść - rzekła. - Dziękuję za szampana. Uścisnął jej rękę.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - zapytał. Miał niesamowicie niebieskie oczy i patrzył na nią tak intensywnie, że nie mogła
a d n a c s
odwrócić głowy.
- Rzadko... gdzieś wychodzę. Mam dużo pracy. - Ale musisz przecież coś jeść.
- Jem, na ogół nie odchodząc od biurka. - Czy mogę przynajmniej zadzwonić?
Na jej twarzy pojawił się niepokój. Najwyraźniej szukała w myślach pretekstu do odmowy. W końcu wstała i rzekła z nienaturalnym uśmiechem: - Jeszcze raz dziękuję za szampana. Zanim zdołał coś powiedzieć, ruszyła ku drzwiom. Case Fortune nie zadzwoni do niej, pomyślała. Nie mógłby. Miała zastrzeżony telefon. - Są jakieś postępy w sprawie fuzji z firmą Reynolds? 8
Anula
Case odchylił głowę na oparcie krzesła, westchnął ciężko i spojrzał na siedzącego przy biurku swojego brata Creeda. Wolałby wprawdzie, żeby Creed nie mieszał się do tych spraw, ale nie mógł mieć mu tego za złe. Wchodziły w grę finanse Dakota Fortunes, a Creed, jako wiceprezes, będzie miał przecież spory udział w tej ewentualnej inwestycji. - Nie - przyznał. - Mam czas. Creed zaklął pod nosem. - Nie muszę ci chyba przypominać, jakie to ważne - rzekł.
s u lo
- Zdaję sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że Reynolds w to wejdzie.
Creed wstał i zaczął przemierzać pokój w tę i z powrotem.
a d n a c s
- Można by mu w tym pomóc - powiedział.
- Rozmawiam z jego córką. Ona jest siłą napędową tego koła. Reynolds zamiast sprzedać nam firmę, chce ją przekazać jej. Creed przerwał marsz i spojrzał uważnie na Case'a. - Córka? Nie wiedziałem, że Curtis Reynolds ma dzieci. - Ja też nie, póki nie poinformował mnie o swojej decyzji. - A ona ma jakieś doświadczenie w biznesie? Case się roześmiał. - Skądże! Jest pisarką. Autorką książek dla dzieci. Jeśli się dobrze orientuję, sprawy firmy wcale jej nie obchodzą. - To dlaczego on to robi? Obaj wiemy, jakie ryzyko wiąże się z ropą. Ona może w ciągu miesiąca doprowadzić firmę do bankructwa. Case był tego świadom. - Wiem. - Rozłożył bezradnie ramiona. – Ale co mam począć? Facet jest uparty. Chce to na nią przepisać. 9
Anula
- Musisz mu to jakoś wybić z głowy - oznajmił Creed. Przekonać go do fuzji. - Popracuję nad tym - obiecał Case. - Trzeba by ją namówić, żeby przekonała ojca, że nie chce tej firmy. - A jak zamierzasz ją do tego namówić? Case splótł ręce na karku, a oczy mu rozbłysły. - Spokojnie, braciszku, umiem sobie radzić z kobietami. - Przepraszam, stary, zapomniałem, z kim mam do czynienia rzekł Creed i ruszył ku wyjściu.
s u lo
Gdy drzwi się za nim zamknęły, Case zmarszczył czoło, bo nie musiał już demonstrować swojej nieugiętej pewności siebie. A prawda była taka, że jego słowa o radzeniu sobie z kobietami mijały się z
a d n a c s
prawdą - przynajmniej w odniesieniu do tej kobiety.
Jak ma poprosić o pomoc córkę Reynoldsa, skoro nawet nie potrafi z nią rozmawiać? Ta dziewczyna go onieśmiela! Znana autorka książek dla dzieci pokonała Case'a Fortune'a, negocjatora klasy światowej!
Westchnął na wspomnienie niewinnego uśmiechu Giny, gdy pozwoliła mu do siebie zadzwonić.
Przecież wiedziała, że to niemożliwe, skoro ma zastrzeżony telefon! W końcu zdobycie jej numeru nie byłoby takie trudne, myślał. Parę telefonów do znajomych i sprawa załatwiona. Ale on z tej możliwości korzystać nie zamierzał. Bo jeszcze bardziej by się jej naraził. 10
Anula
Nie darzyła go sympatią. Ściślej mówiąc, nie darzyła sympatią mężczyzn jego pokroju - tak powiedziała. Alę co to w gruncie rzeczy oznacza? -zapytywał sam siebie ze wzburzeniem. Do jakich mężczyzn go zalicza? Do jakichś zboczeńców czy co?! Aż dreszcz go przeszył. Nieważne, jakie ma o nim wyobrażenie, pomyślał, chociaż raczej złe, ale i w tej sytuacji potrafi ją do czegoś przekonać. Tylko jakim cudem? Nagle uśmiech rozjaśnił mu twarz, bo znał odpowiedź na to
s u lo
pytanie. Aż dziw, że dopiero teraz to sobie uświadomił. Nacisnął guzik, przywołując sekretarkę. - Słucham, panie Fortune.
- Zamów w kwiaciarni trzy tuziny żółtych róż z dostarczeniem
a d n a c s
dla pani Giny Reynolds.
- Adres jest w notatniku służbowym czy prywatnym? - W żadnym. To córka Curtisa. Musisz poszukać. Może w spisie podatników. Na pewno tam figuruje.
- Jaki napis mam umieścić na wizytówce? Chwilę się wahał, po czym rzekł z uśmiechem:
- Miłośniczce ropuch. - Słucham?
-Miłośniczce ropuch - powtórzył. - Chyba wiesz, jak się to pisze? - Wiem - mruknęła sekretarka. -I poproś, żeby wstawili róże do naczynia przypominającego to stworzenie. Kryształ albo srebro. 11
Anula
- Czy to ma być żart? - zapytała. - Nie. Raczej wypowiedzenie wojny. Na pierwszy dzwonek u drzwi Gina nie zareagowała. Siedziała przy biurku ogarnięta pasją twórczą. Gdyby teraz odłożyła ołówek, wizja by prysła i nie mogłaby jej już przelać na papier. Dzwonek rozległ się po raz drugi, co ją rozzłościło. Na kolejny jego dźwięk rzuciła przekleństwem i odłożyła ołówek. Mamrotając pod nosem mocne słowa, zła na natręta, który przeszkadza jej w pracy, ruszyła ku
s u lo
drzwiom; Pomna ewentualnych zagrożeń, wspięła się na palce i wyjrzała przez wizjer.
Zobaczyła róże. Żółte. Mnóstwo róż. Uchyliła drzwi, trzymając rękę na sercu.
a d n a c s
- O Boże - jęknęła porażona wręcz ogromem bukietu.
- Przesyłka dla pani Giny Reynolds - rozległ się zza bukietu męski głos.
Usiłowała dostrzec go przez kwiaty. - Ja jestem Gina Reynolds - rzekła. - Gdzie mam je wstawić?
- Zajmę się nimi - powiedziała, wyciągając obie ręce. Próbowała jakoś chwycić kwiaty, ale nie dała rady. - Proszę do środka. - Skapitulowała. - Prosto. -I dodała: - Uwaga, po lewej stronie jest kolumna. A po prawej stół. Można postawić kwiaty na stole. Chłopak westchnął z ulgą. - Proszę podpisać - rzekł, podając jej kartkę. 12
Anula
- Od kogo te kwiaty? - zapytała. Wsunął kartkę do kieszeni. - Nie wiem - odparł. - Jest tam chyba napisane. Jak nie, to niech pani zadzwoni do sklepu. Powiedzą. - Dziękuję - rzekła, dając mu pięć dolarów. Znów spojrzała na kwiaty. - Zadzwonię. Zamknęła za nim drzwi i zaczęła szukać kartki wśród kwiatów. Znalazła ją w wazonie, w którym umieszczono bukiet. - Boże święty! — krzyknęła na widok utkwionych w nią porcelanowych oczu srebrnej ropuchy.
s u lo
Oczarowana swoistą urodą stworzenia rozłożyła kartkę. Była pewna, że to przesyłka od agenta z gratulacjami z okazji nagrody Newbury.
a d n a c s
- Miłośniczce ropuch - przeczytała głośno. Spojrzała na odwrotną stronę: Zadzwoń. Numer 555 436.
Nic jej ten numer nie mówił. Sięgnęła po słuchawkę i nacisnęła odpowiednie guziki. Trzy sygnały i usłyszała męski głos: - Tu Case. Zostaw wiadomość po sygnale. Zaskoczona trzymała słuchawkę przy uchu, nie przerywając połączenia. Case przysłał jej kwiaty? - pomyślała nieco stropiona. I to żółte róże, jej ulubione. Skąd wiedział? Srebrny wazon w kształcie ropuchy? Niesamowite! Kolekcjonowała ropuchy w każdej postaci. Ale dlaczego? Co nim powodowało? Nieważne, odpowiedziała sama sobie. Tak czy owak, mało ją to obchodzi. On także. I te róże. I ta fantastyczna srebrna ropucha, którą 13
Anula
gdzieś dla niej wyszukał. Wyrzuci to wszystko. Nie życzy sobie prezentów od Case'a Fortune'a. Spojrzała w kryształowe oczy srebrnej ropuchy i jęknęła głośno. Nie, nie może jej wyrzucić. Jak można wyrzucać przyjaciela? Podarła natomiast kartkę z numerem telefonu. Przesyłkę przyjmie, ale nie zadzwoni do niego. Róże są piękne, srebrny wazon w kształcie ropuchy jest kapitalny, ale do Case'a Fortune'a nie zadzwoni. Nie podziękuje mu. Emily byłaby wstrząśnięta jej brakiem
s u lo
dobrych manier, lecz do diabła z etykietą! Nie zadzwoni do niego i już.
Nie chce mieć nic wspólnego z Case'em Fortune'em.
a d n a c s
Nie i koniec!
- Jest już taksówka?
Pakując się przed podróżą do Nowego Jorku, Gina spojrzała na Zoie, swoją sąsiadkę i przyjaciółkę, która właśnie weszła. Była jedyną osobą, której Gina powierzyła klucz do swojego poddasza. Zoie spryskała dziś włosy czerwoną pianką, a jej przedramię zdobił nowy tatuaż.
Gina pokiwała głową na widok tych dziwactw przyjaciółki i zamknęła walizkę. - No, jestem gotowa - oświadczyła. Zoie stała, wlepiwszy oczy w kwiaty wypełniające niemal cały kąt pokoju. - Dziewczyno, czy ty zamierzasz otworzyć kwiaciarnię? Gina skrzywiła się i wzruszyła ramionami. 14
Anula
- Tak to wygląda, prawda? - Kim jest ten facet? - zapytała Zoie, gładząc płatki niezapominajek. - Nie ma żadnego faceta, uwierz mi - upewniła ją Gina. Zoie rozłożyła ramiona i zapytała: - To skąd to wszystko? - Sama chciałabym wiedzieć - rzekła Gina z westchnieniem. - W poniedziałek dostałam róże. We wtorek rano - stokrotki. Po południu
s u lo
tego samego dnia - orchidee. W środę - gladiole i kosz peonii. Wczoraj niezapominajki i tę palmę, co stoi w rogu. - A dziś nic?
a d n a c s
Uniosła głowę nad przegrodą dzielącą sypialnię od reszty pomieszczenia.
- Są tam. -I więcej miejsca już nie mam. - Facet musi być cholernie w tobie zakochany. Same te orchidee... O tej porze roku to fortuna.
Gina skrzywiła się na słowo „fortuna".
- Widocznie stać go na to. Ale on nie jest we mnie zakochany. Nawet mnie nie zna.
- Hm - mruknęła Zoie z niedowierzaniem. - Naprawdę. Przysięgam. Spotkaliśmy się po raz pierwszy w sobotę, gdy podpisywałam książki. Zoie klasnęła w dłonie dramatycznym gestem. - Błagam cię, powiedz mi, że to normalny facet, a nie jakiś twój małoletni wielbiciel. 15
Anula
- Tak, skarbie, jak najbardziej normalny. - Jakoś się nazywa? - Owszem. Case Fortune. Zoie wytrzeszczyła na nią oczy. - Ten Case Fortune? Ginę zirytowała reakcja przyjaciółki. - Powiedziałaś to tak, jakby był jakimś bogiem czy królewiczem. - W pewnym sensie nim jest, na arenie towarzyskiej. - Przesadzasz. - Mówiłaś, zdaje się, że go nie znasz?
s u lo
- Bo nie znam. Ale znam ten typ mężczyzn. -I jacy są twoim zdaniem?
a d n a c s
- Bezduszni, egoistyczni... - Gina uniosła brwi. - Mam mówić dalej?
- O ile pamiętam, te same cechy przypisujesz swojemu ojcu. - Zgadza się.
- Przestań, Gino. Odpuść facetowi. Nie wszyscy muszą być tacy jak twój ojciec.
- Nigdy tak nie twierdziłam. - Wzięła szczotkę, sygnalizując tym koniec rozmowy. - Chodźmy już. Tyle jest korowodów z kontrolą na lotnisku, a ja nie chcę się spóźnić na samolot. Zoie chwyciła rączkę walizki na kółkach i ruszyła za Giną ku drzwiom. - Pamiętasz - zaczęła - że na parę dni jadę do Sally i nie odbiorę cię z lotniska, kiedy wrócisz? - Pamiętam. 16
Anula
- To jak dotrzesz do domu? - Wezmę taksówkę. Zoie stłumiła uśmiech i rzekła: - Możesz poprosić Case'a, żeby po ciebie przyjechał. Będzie zadowolony. - Poradzę sobie - odparła Gina.
a d n a c s 17
Anula
s u lo
ROZDZIAŁ DRUGI Powrót do domu z lotniska po wypadzie do Nowego Jorku zabrał Ginie sporo czasu, a to z powodu obfitych opadów śniegu. Nie spieszyło jej się. Nikt na nią w domu nie czekał. Nawet Zoie. A poza tym lubiła śnieg. Patrzyła przez boczną szybę auta, jak płatki śniegu lecą z nieba o barwie ołowiu. Przypomniała sobie siebie z dziewczęcych lat, gdy stała wśród śnieżycy i łowiła ustami białe płatki. Matka mówiła
s u lo
wtedy, że wygląda jak pisklę czekające z otwartym dzióbkiem na pożywienie.
Uśmiechnęła się smętnie, wspominając te lata. Tęskniła do
a d n a c s
matki. Tęskniła do wieczornych rozmów z nią, do poranków na werandzie, gdy leżała z głową na jej kolanach. Zamknęła oczy, niemal czując palce matki na swojej głowie i słysząc jej śmiech, gdy Gina opowiadała jej różne zabawne historie.
„Powinnaś je zapisać, zanim zapomnisz - mówiła matka. - Może kiedyś je opublikujesz".
- Tak się też stało - szepnęła. - Słucham?
W bocznym lusterku dostrzegła wzrok taksówkarza. - Przepraszam, głośno myślę - rzekła speszona. - Zaraz dojedziemy - powiedział. - Podobno nadchodzi śnieżyca. - Dzieci uwielbiają śnieg. Bić się śnieżkami. Lepić bałwany. Cudo! 18
Anula
- Ma pani dzieci? - Czy mam dzieci? - powtórzyła i roześmiała się. - Nie. Nie jestem mężatką. - Do tego nie trzeba być mężatką - rzekł. - Nie te czasy. Ludzie zgłupieli, bo myślą, że można samemu wychować dziecko/Po mojemu nie. - Kiwnął głową stanowczym gestem. - Musi być matka i ojciec. Gina patrzyła przez okno, myśląc o własnej rodzinie. O stale nieobecnym ojcu i kochającej rozrywki matce. Czasem nawet dwójka
s u lo
rodziców nie wystarczy, pomyślała ze smutkiem.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział taksówkarz. - Mam zajechać przed wejście czy na parking?
a d n a c s
- Przed wejście.
Wyjął walizkę z bagażnika, a ona odliczyła pieniądze i zarzuciła torbę na ramię. Wysiadła, czując na twarzy płatki śniegu. - Dziękuję - powiedziała, wręczając mu należność. - Niech pan uważa dziś wieczór, słaba widoczność.
- Wszystkiego dobrego - rzekł i dotknął ręką kapelusza. Gina szła ku wejściu, pchając przed sobą walizkę na kółkach. Światła jarzyły się nad oszklonymi drzwiami i rozpalały iskierki na leżącym na stopniach śniegu. - Witaj w domu. Potknęła się na widok wyłaniającego się z cienia mężczyzny. Z rękami w kieszeniach, z czapką nasuniętą na czoło wyglądał jak bandyta. Przerażona, że stanie się ofiarą przestępcy, obejrzała się na taksówkarza, ale już odjeżdżał. Nie usłyszałby jej krzyku. 19
Anula
- Jak minęła podróż? Rozpoznała głos tego domniemanego bandyty. - Case? - zapytała niepewnie. Przyłożyła rękę do serca, które wciąż biło przyspieszonym rytmem. -O Boże! Przeraziłeś mnie na śmierć! Ściągnął czapkę z głowy. - Przepraszam, naprawdę nie chciałem. Zrobiło jej się głupio. - Ale co ty tu robisz? - Witam cię po podróży. Spojrzała na niego podejrzliwie. - Skąd wiedziałeś, że wyjechałam?
a d n a c s
s u lo
- Dowiedziałem się od twojej sąsiadki. Chyba ma na imię Zoie. Kiedy zadzwoniono do mnie z kwiaciarni, że nie mogą dostarczyć ci kwiatów, które zamówiłem, bo cię nie ma, zaniepokoiłem się i postanowiłem się upewnić, czy wszystko u ciebie w porządku. Zoie właśnie wychodziła i powiedziała mi, że wyjechałaś służbowo do Nowego Jorku.
Gina zakodowała sobie w pamięci: powie Zoie, żeby w przyszłości pilnowała własnych spraw.
- Jak widzisz, jestem i nic mi się nie stało. -I wyglądasz świetnie - powiedział. Wyprostowała się, żeby trzymać formę, jak zawsze zresztą. - A teraz wybacz mi... miałam ciężki dzień. Sięgnęła po rączkę walizki, ale Case ją uprzedził, po czym uczynił dłonią gest. - Prowadź - rzekł. 20
Anula
Nie ruszyła się z miejsca. - Potrafię sama nosić własny bagaż - powiedziała. - Nie wątpię - rzekł ciepło. - Ale moja matka przewróciłaby się w grobie, gdybym pozwolił kobiecie nosić ciężary. Zawahała się, nie życząc sobie jego towarzystwa, lecz w końcu westchnęła z rezygnacją i ruszyła ku drzwiom, on zaś podążył za nią. Skierowali się do windy. - To naprawdę zbędne - rzekła zirytowana. - Pozwól mi.
s u lo
Zmierzyła go spojrzeniem ostrym jak sztylet. Drzwi windy otworzyły się i weszła do środka. Podążył za nią, ciągnąc walizkę.
a d n a c s
- Nie zadzwoniłaś do mnie.
Spojrzała na niego, po czym zaczęła obserwować numery mijanych pięter.
- Nie zadzwoniłam.
Winda zatrzymała się naprzeciwko drzwi jej poddasza. Wysiadła. Case z walizką za nią.
Przekręciła zamek w drzwiach i obróciła się ku niemu. - Dziękuję za pomoc - rzekła. - Dalej już sobie poradzę. - Chciałbym się z tobą spotkać. - Po co? - zapytała. Wzruszył ramionami. - A dlaczego nie? - Już ci powiedziałam, że nie podobają mi się mężczyźni tacy jak ty. - Skąd możesz wiedzieć, jaki jestem, skoro mnie nie znasz? 21
Anula
- Wiem wystarczająco, by uznać, że mnie nie interesujesz. Odwróciła się, ale chwycił ją za ramię. Oczy miał niesamowicie niebieskie, o bardzo stanowczym wyrazie. - Daj mi szansę - powiedział. - Umów się ze mną. Zapomnij, co o mnie słyszałaś, i sama osądź, jaki jestem. Chciała mu odmówić i oszczędzić sobie rozczarowania, jakie na pewno stanie się jej udziałem. Był podobny do jej ojca. Ale jak ma powiedzieć „nie" mężczyźnie tak
s u lo
nieprawdopodobnie przystojnemu, że aż w oczy ją kłuło od patrzenia na niego... Rzadko przyjmowała zaproszenia od mężczyzn i równie rzadko się z kimś umawiała. Miała zatem mało przyjaciół, zarówno
a d n a c s
wśród mężczyzn, jak i wśród kobiet.
- No dobrze - rzekła w końcu tonem rezygnacji. - Umówię się z tobą, ale...
Zanim skończyła zdanie, pocałował ją w usta. Zaskoczona starała się go odepchnąć.
Powinna się czuć urażona, że pozwolił sobie na coś takiego i zażądać, by ją puścił. Okazał się dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażała. Egoista niezważający na uczucia kobiety. Lecz w tym pocałunku było coś kuszącego, coś co sprawiało, że zaczęła mu się poddawać, a nawet chciała więcej. Poczuła chłód jego płaszcza i wilgoć topniejącego śniegu. Ale te wszystkie doznania zagłuszało bicie jego serca i żar płynący z jego ciała. 22
Anula
Było jej słabo, czuła zamęt w głowie i oddychała tak ciężko, że oddech uwiązł jej gdzieś w piersi. Uniósł dłonią jej podbródek. Uśmiechnął się filuternie. - Wpadnę po ciebie jutro po południu - rzekł. - Ubierz się ciepło. Skinęła głową. Nie mogła oderwać od niego oczu. Wreszcie odwróciła się i skierowała kroki ku drzwiom swojego poddasza, wciąż czując na ustach ciepło jego pocałunku. Nazajutrz Gina usiłowała przekonać samą siebie, że wcale nie
s u lo
marzyła o takim pocałunku. Był on tak nieoczekiwany, że pewnie dlatego wydawał się czymś więcej, niż był w rzeczywistości. Trzeba również wziąć pod uwagę fakt, że tacy mężczyźni jak Case są
świetnymi aktorami. Potrafią jednym takim pocałunkiem zwalić
a d n a c s
kobietę z nóg... i nie mają żadnych wyrzutów sumienia.
Jakby na przekór tym przemyśleniom, była rada, że zgodziła się na spotkanie. Wszelkie próby oporu z jej strony, myślała, niewiele by dały, zważywszy na upór tego faceta. Zresztą na samą myśl o nim słabła w niej wola o jakimkolwiek sprzeciwie. A efekt był taki, że oto siedziała przy nim W autobusie, ubrana ciepło, tak jak kazał. Zdziwiła się niepomiernie, gdy przyprowadził ją na przystanek, a nie na parking znajdujący się za jej domem. Przypuszczała bowiem, że dla człowieka o jego pozycji miejskie środki lokomocji to coś poniżej jego standardu. Tym bardziej że jego cadillac stał niedaleko od jej domu i mógłby ją zawieźć samochodem tam, gdzie sobie zaplanował. 23
Anula
Spojrzała na niego ukradkiem i przyszło jej na myśl, że może się pomyliła w jego ocenie. Wyczuł jej wzrok i zapytał z uśmiechem: - Ciepło się ubrałaś? - Ciepło - odpowiedziała krótko. Nie wiedząc, co dodać, wyjrzała przez okno, gdy autobus zatrzymał się na przystanku. Dokąd jedziemy? -zapytała wreszcie. - Do wodospadu. - Obróciła głowę i utkwiła w nim wzrok. - Wodospadu?
s u lo
- Tak. Nie masz chyba nic przeciwko temu? Wodospad jest piękny w lecie, ale ja wolę go oglądać zimą, gdy dookoła leży śnieg, a
a d n a c s
rzeka zaczyna zamarzać.
- Wodospad - powtórzyła, dziwiąc się w duchu, że Case Fortune znajduje przyjemność w oglądaniu czegoś, co stanowi tak powszechną atrakcję turystyczną.
- Jeśli nie chcesz, to możemy pojechać gdzie indziej powiedział.
Potrząsnęła głową.
- Nie. Lubię patrzeć na wodospad. Zaskoczyło mnie tylko, że wybrałeś taki cel wycieczki. Uśmiechnął się, ujął jej rękę i położył ją sobie na udzie. - Jeżdżę tam prawie co miesiąc. A jak mam czas, to i częściej. Myśląc o swojej dłoni na jego udzie i o tym, jak sprytnie to uczynił, spojrzała na niego uważnie. - Byłaś kiedyś na wieży widokowej ? - zapytał. 24
Anula
- Taaak... dawno temu. - Zatem włączymy ją do naszych planów. Zatrzymamy się też w Stajniach. Trwa tam wystawa sztuki. Gina wiedziała o wystawach i pokazach, które się tam odbywają. Była członkiem Rady Artystycznej i brała udział w każdym sponsorowanym przez Radę pokazie. W czasie najbliższego weekendu miała zamiar się wybrać na wystawę o charakterze edukacyjnym, a zarazem rozrywkowym.
s u lo
- Co chcesz najpierw zobaczyć? - zapytał. -Wieżę czy Stajnie? W ciągu dziesięciu minut dojechali do końcowego przystanku, skąd ruszyli w stronę wodospadu. Śnieg, zgodnie z prognozą, przykrył ziemię cienką warstwą. Ów śnieg i chłód dodały Ginie wigoru.
a d n a c s
Zanim wodospad ukazał się jej oczom, usłyszała huk toczącej się po skałach wody. Po obu brzegach rzeki leżał śnieg, spowijając białym puchem drzewa, a ze szczytów skał, zamieniony w wodę, spływał z hukiem, tworząc wodospad.
- Podejdźmy bliżej - rzekł Case, biorąc ją za rękę. Gdy się zatrzymali, otoczył ją ramieniem.
Stali tak dłuższy czas, podziwiając widok i wsłuchując się w szum wodospadu, a pamięć przywiodła jej chwile z dzieciństwa sytuację prawie identyczną. Miała może dziesięć lat i stała z matką przy wodospadzie. Tak samo słuchały szumu wody i podziwiały widok. Matka powiedziała coś, czego Gina wówczas nie zrozumiała: „Ciekawe, czy to spadanie jest bolesne". 25
Anula
Nie dało jej to do myślenia, ale wzbudziło chwilowy lęk i dreszcz przebiegł jej po plecach. Dopiero po samobójstwie matki uświadomiła sobie grozę tych słów. Zadrżała na to wspomnienie. - Zmarzłaś? - zapytał, przekrzykując huk wodospadu. Wolała potwierdzić niż wyznać prawdziwą przyczynę: - Tak, trochę. Zdjął płaszcz, owinął nim Ginę i przytulił. - Teraz lepiej?
s u lo
Czując jego bliskość, zdołała tylko skinąć głową. Pochylił się nad jej uchem, by usłyszała go wśród huku wody.
- Pamiętasz, jak tu przedtem wyglądało? Tyle pracy trzeba było wykonać...
a d n a c s
Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Zabrzmiało to tak, jakbyś miał w tym swój udział. - Osobiście niewielki. To zasługa finansów Dakoty i robotników. Ja też trochę pracowałem, ale zatrudniano tu setki osób. Zdziwiła ją ta jego praca dla dobra ogółu - odkryła jeszcze jedną cechę jego charakteru. Warto by się nad tym zastanowić, pomyślała. - Rafineria Reynolds też na to łożyła - mówił dalej. - Pieniądze, ropa, chyba się orientujesz. Peggy Moreland - Niewiele wiem o przedsiębiorstwie ojca - odpowiedziała. Nie sądziła, że poruszy ten problem - jej ojciec, firma - i cieszyła się, że wrócił do tematu prac nad renowacją wodospadu. 26
Anula
Przyjemny był ten dzień z Caseem, ale dobiegał już końca. Gina nie miała doświadczenia w obcowaniu z mężczyznami, nie wiedziała, co ma robić. Zaprosić go do domu? Pocałować? Pożegnać się, podając mu rękę? Przekręciła klucz w zamku, obróciła się ku niemu i powiedziała: - Dziękuję, to był naprawdę miły dzień. Uśmiechnął się, ujął jej rękę i przyciągnął do siebie. - Czy to znaczy, że zmieniłaś o mnie zdanie? -zapytał.
s u lo
Spuściła oczy zażenowana, że powiedziała mu coś takiego prosto w twarz.
- No... może to znaczy, że się zastanawiam, czy się z tobą znowu spotkać.
a d n a c s
Pocałował ją we włosy.
- Chyba będę musiał wystąpić z taką propozycją - rzekł. - Też tak sądzę - zgodziła się. - No to kiedy się spotkamy?
- Nie wiem - odparła, przewidując, że znowu zechce ją gdzieś wyciągnąć. - Kierownik artystyczny w Nowym Jorku zaproponował mi pewne zmiany w oprawie graficznej mojej nowej książki i prosi, żebym znów przyjechała. Więc chyba pojadę. - Na jak długo? - zapytał. - Na parę dni? Tygodni? Miesięcy? Rozśmieszył ją zirytowany ton Case'a. - Nie wiem. To zależy od mojej weny twórczej. Ale raczej wchodzą w rachubę dni. - No to pół biedy - stwierdził. Spojrzała na niego badawczo. 27
Anula
- Widziałam kilka twoich rysunków w Centrum Sztuki oznajmiła. - Może nie jestem artystą, ale umiem rysować -rzekł, marszcząc brwi. - Specjalizuję się w aktach. - W przeciwieństwie do mnie - stwierdziła. - Ryzykowne zajęcie - mruknął i mówił dalej: - Daj mi znać, kiedy będziesz gotowa, i uczcimy to. - Zerknął na nią z ukosa. - Masz mój numer, prawda?
s u lo
Poczuła się niezręcznie, bo zignorowała wszystkie jego kartki, które dołączał do kwiatów. - Tak, mam - odparła.
a d n a c s
Znowu ją pocałował, tym razem dłużej.
- Idź już do pracy - powiedział. - Im szybciej skończysz, tym szybciej się spotkamy.
Pomachała mu ręką i oparta o mur słuchała, jak winda z Case'em zjeżdża w dół.
Pocałował ją, naprawdę ją pocałował. I chciał się znowu z nią spotkać. Otworzyła drzwi i skierowała kroki do biurka. Usłyszała wtedy szczęk przekręcanego w zamku klucza. Obejrzała się. To Zoie. - Opowiadaj - poleciła przyjaciółka. - Dokładnie, ze szczegółami. Choć Gina wiedziała, co i kogo Zoie ma na myśli, udała, że nie rozumie. - O czym mam ci opowiadać? Zoie wzniosła ręce do góry. 28
Anula
- O nim! O facecie, który się nazywa Case Fortune. Wracając od Sally, widziałam jego samochód zaparkowany tam gdzie zawsze. A przy okazji, Sally przesyła ci pozdrowienia - dodała. - Sally jest urocza - stwierdziła Gina, patrząc na Zoie zmrużonymi oczami. - A ty skąd wiesz, że to samochód Case'a? Włamałaś się do środka i przeszukałaś schowek? - Nie musiałam - rzekła Zoie. - Tylko głupi nie zauważy escalady. - No tak.
s u lo
- Tylko „no tak"? Nie przeprosisz mnie za to posądzenie? Śmiejąc się, dotknęła ręki Giny. - Nieważne. Powiedz mi, gdzie byłaś
a d n a c s
przez cały dzień. Nie mogłam się na ciebie doczekać.
Gina obróciła się w stronę biurka i wzięła portfel. - Tu i tam - odparła wymijająco.
- Ojej! - jęknęła Zoie. - Niedobrze. - Usiadła na kanapie i skrzyżowała ramiona na piersi. -Chcę znać wszystko ze szczegółami, od wymiany spojrzeń po ten pocałunek w korytarzu, którego byłam świadkiem. Nie puszczę cię, póki mi nie powiesz. Gina znała przyjaciółkę i wiedziała, że nie rzuca słów na wiatr, więc przysiadła się do niej. - Wczoraj wieczór - zaczęła - czekał na mnie przed domem. Spojrzała na Zoie, zmarszczywszy brwi. - Wszystko przez tę moją sąsiadkę, która nie umie trzymać języka za zębami. Niezrażona tym stwierdzeniem Zoie pytała dalej: - Spał u ciebie? 29
Anula
- Skądże! - wykrzyknęła Gina zaszokowana wyraźnie tym pytaniem. - Przyniósł mi bagaż. To wszystko. Na twarzy Zoie pojawił się wyraz gorzkiego zawodu. - A to ci numer! A co robiliście dzisiaj? - Byliśmy w parku, a potem zjedliśmy obiad w Centrum Kultury w tej nowej włoskiej restauracji przy Phillips Street. - Przestań - warknęła Zoie. - Nawijasz jak przewodnik. A ja chcę wiedzieć to, co najważniejsze. Dotyk. Czułe słowa. Nie takie gadki, jakie mi wstawiasz.
s u lo
- Trzymał mnie za rękę. To się u ciebie liczy?
- Tylko trzymał czy to była gra wstępna? Gina spojrzała na nią
a d n a c s
ze zdziwieniem.
- Co masz na myśli?
- No, czy siedział nieruchomo, czy uprawiał grę miłosną? Dotykał twoich dłoni, palców?
Po chwili zastanowienia Gina rzekła: - Gra wstępna.
Zoie uradowana splotła dłonie.
- Świetnie - powiedziała. - Cieszę się. Co dalej? - Gdy szliśmy, objął mnie parę razy. A przy wodospadzie otulił swoim płaszczem. - Od tyłu czy od przodu? -Od tyłu. - Poczułaś coś? Coś twardego? - Przestań, Zoie! Zoie uniosła ręce. 30
Anula
- No dobrze, już dobrze - powiedziała. - Chciałam się dowiedzieć, jaki to etap zbliżenia. - To była pierwsza randka - zaznaczyła Gina. -Trochę za wcześnie na seks. - Na to nigdy nie jest za wcześnie - stwierdziła autorytatywnie Zoie. - Musisz być bardziej otwarta. Dać się ponieść. - Nie potrafię - rzekła Gina. - Nie potrafisz się rozluźnić? Gina skinęła głową.
s u lo
- Alkohol - oznajmiła Zoie bez wahania. - Nic tak człowieka nie odpręża jak parę drinków.
- Nie mam pijackich skłonności - powiedziała Gina, wstając.
a d n a c s
- Tym lepiej. Jeden drink ci wystarczy.
- Niezły z ciebie numer. - Gina wzięła się pod boki. -
Namawiasz mnie do pijaństwa i do uprawiania seksu z mężczyzną, którego prawie nie znam.
- Chcesz do końca życia być dziewicą? - zapytała Zoie. -Nie.
- A co w tej kwestii powiesz o Casie?
- Jeśli chodzi ci o to, czy on mi się podoba, to tak, podoba mi się. - No właśnie. - Zoie wzruszyła ramionami. -Skoro tak, to Case Fortune jest twoim księciem z bajki, który wprowadzi cię w życie, pokona twoje opory, nauczy cię czerpać rozkosz... Gina przyłożyła dłoń do swoich płonących policzków. - Nie do wiary! Po co ty mi to wszystko opowiadasz? Zoie wstała, objęła Ginę i ruszyły ku drzwiom. 31
Anula
- Kochanie, najwyższa pora - rzekła. - A właściwie pora już minęła. Za długo nosisz ten pas cnoty.
a d n a c s 32
Anula
s u lo
ROZDZIAŁ TRZECI Gina poczuła się bardziej jak kapłanka niż autorka książek dla dzieci. Wokół jej biurka stały świece promieniujące migoczącym blaskiem i roznosił się zapach lawendy. Ze stojącego obok głośnika wydobywał się śpiew oceanu wkomponowany w nastrój i sytuację. Na biurku półmisek z różnymi rodzajami sera, a krakersy, słodycze i czekolada - w zasięgu ręki. Maskotka w postaci ropuchy rozsiadła się
s u lo
na biurku i obserwowała, jak Gina pracuje, ubrana w starą znoszoną sukienkę z dziurami na łokciach i poprzecieraną wzdłuż ud. Tę samą miała na sobie, gdy zadzwoniono do niej z wydawnictwa z
a d n a c s
wiadomością, że chcą opublikować jej książkę.
Stosowała przedtem różne metody, by zachęcić wydawców, ale do tej pory nic z tego nie wynikało.
A teraz ten problem z Case'em. A właściwie z Zoie.
Bo to Zoie przyszło do głowy, żeby Gina się z nim przespała. I teraz Gina nie może przestać o tym myśleć. Nie dość, że nęka ją myśl o utracie dziewictwa, to jeszcze bez przerwy się zastanawia, jakim też Case okazałby się kochankiem. Mniej się przejmowała samym aktem, znacznie bardziej mężczyzną, któremu zamierzała się oddać. Przed ową sławetną niedzielą nie znała Case'a osobiście, a to, co o nim wiedziała, nie było zbyt zachęcające. Był wypisz, wymaluj jak 33
Anula
jej ojciec, a to aż nadto wystarczający powód, by go nie lubić, a przynajmniej nie darzyć zaufaniem. Tacy ludzie biznesu jak Case i jej ojciec nie są zdolni do prawdziwych uczuć. A ona oczekiwała od mężczyzny czegoś wręcz przeciwnego. Ludzie ich pokroju poświęcają cały swój czas i energię własnym przedsiębiorstwom i firmom. Firma liczy się dla nich przede wszystkim, a rodzina - na ostatnim planie. To motto ich życia. Gina miała dość frustracji własnej matki, która wyszła za
s u lo
człowieka obsesyjnie oddanego biznesowi, i nie chciała takiego życia dla siebie. Z rozmysłem wybrała zawód stanowiący absolutne
przeciwieństwo kariery ojca, którego wyłączyła z własnego życia, bo
a d n a c s
on zawsze przedkładał biznes nad rodzinę. Była to z jej strony decyzja głęboko przemyślana.
Po licznych gorzkich doświadczeniach. Jako młoda dziewczyna, udręczona pełną napięcia atmosferą w rodzinnym domu, stworzyła sobie własny czarowny świat, bezpieczny i szczęśliwy, pełen dobrych i życzliwych ludzi. Po samobójstwie matki ojciec umieścił ją w internacie, dokąd Gina zabrała ze sobą tych wymyślonych przez siebie dobrych i życzliwych łudzi, by stanowili dla niej duchowe wsparcie, jakiego ojciec nie mógł jej zapewnić. Kiedy dorosła, ci dobrzy i życzliwi ludzie znaleźli się na kartach jej książek i tym samym zapewnili jej finansową niezależność, dzięki której ojciec nie miał już prawa wtrącać się w jej życie. 34
Anula
A teraz Gina miałaby się przespać z człowiekiem należącym do świata jej ojca? Świata, którego nienawidziła i którym pogardzała? Wsparła się na łokciach i ujęła głowę w obie dłonie. - O Boże! - jęknęła. - Co ja wyprawiam? Chcąc zapomnieć o Casie Fortunie, pomyślała o ropusze Timothym. Tak nazywał się jej przyjaciel. Jedyny, na którego mogła liczyć. Nie miał wad, był bezinteresowny i uczciwy. Doskonały w każdym calu.
s u lo
Był tylko jeden problem, a właściwie dwa: ten przyjaciel istniał wyłącznie w jej wyobraźni, w dodatku, choć był rodzaju męskiego, nie był mężczyzną.
a d n a c s
Ziewając, Gina przetarła oczy. Starała się przepędzić zmęczenie. Miała za sobą ciężki dzień, dochodziła północ, a ona marzyła tylko o łóżku. Ale przedtem musiała się jeszcze zastanowić nad ilustracjami. Przydepnęła rozrzucone na podłodze kartki papieru, na których usiłowała podsunąć wydawcy jakiś pomysł, przekazać mu swoją wizję. Nic z tego nie wychodziło.
Z ołówkiem w ręku sięgnęła po kolejną kartkę. Brak ci koncentracji - karciła się w duchu. -Znasz treść, więc ją opisz. Wizje, emocje. Masz to w głowie. Wierząc we własne możliwości, zakreśliła koło. Odchyliła głowę, zadumała się, jakby czekając na przypływ fantazji. Coś błysnęło za oknem. Przestraszona spojrzała w tamtym kierunku. Ale jedyne, co zobaczyła, to odbicie własnej twarzy na ciemnym szkle szyby. 35
Anula
- Nieźle się zapowiada - mruknęła pod nosem. - Niedługo zaczniesz do siebie gadać. Zamknęła usta ręką. Jakie „niedługo"? To już się stało. Coś uderzyło w szybę. Spojrzała tam i zobaczyła biały przedmiot opadający na parapet i znikający. Serce biło jej mocno. Podeszła do okna i chciała wyjrzeć, ale przeszkadzał jej stolik. Odsunęła go. Znowu wolno opadało coś białego. Papier? - zapytywała siebie
s u lo
w duchu. Na pewno papier, bo coś ciężkiego wydałoby jakiś dźwięk przy zetknięciu z parapetem.
Wysunąwszy głowę, spojrzała na chodnik i zobaczyła postać mężczyzny stojącego w świetle latarni. Jakiś łobuz, pomyślała ze
a d n a c s
złością. Wychyliła się, by powiedzieć, co o nim myśli.
- Co tu robisz?! - wykrzyknęła. - Wynoś się, bo wezwę policję. Mężczyzna podniósł głowę.
- Case? - zapytała zdziwiona.
- Uwaga! - krzyknął, podnosząc z ziemi zwitek papieru. - Co ty robisz?
- Przesyłam ci list drogą powietrzną - powiedział, podrzucając ów biały latający przedmiot. Widząc, że „samolocik" jest już blisko okna, wychyliła się i chwyciła go jednym ruchem. Przeczytała, co było na nim napisane: . „To już tydzień. Ani jednego telefonu. Ropusi kochankowie za dużo wymagają. Mogą poczekać". 36
Anula
Dotknęła palcami ust, a jej serce zaczęło mocniej bić. Zaraz jednak roześmiała się i zawołała: - Jesteś wariat! - Nie wariat. Jestem samotny. Mogę wejść na górę? Trochę tu zimno. Skrzywiła się, pomna własnej decyzji, że przestanie sobie zawracać głowę Case'em Fortune'em. - Późno już - zauważyła.
s u lo
- Nie aż tak, żeby morzył cię sen - powiedział. - Daj mi choć szansę ogrzania się.
Wahała się przez moment, ale w końcu się zgodziła. Może
a d n a c s
naprawdę zmarzł, pomyślała. - Dobrze. Za chwilę.
Zamknęła okno, po czym pozbierała wszystkie kartki papieru i wrzuciła do kosza na śmieci. Nie chciała, żeby widział dowody jej radosnej twórczości.
Na dźwięk jadącej w górę windy poprawiła włosy i pobiegła do drzwi.
Case wysiadał właśnie z windy. Przebrał się. Był teraz w dżinsach, czarnym swetrze i skórzanej marynarce. Włosy miał w nieładzie i zarumienione z zimna policzki. Wyglądał ładniej niż w tym swoim garniturze biznesmena. Jęknęła w duchu na myśl o łachach, jakie miała na sobie, i zielonych postrzępionych skarpetkach. Uśmiechnął się. 37
Anula
- Cześć, świetnie wyglądasz - rzekł. Poprawiła fryzurę niezdarnym ruchem. - Okropnie - zaprzeczyła. - Dla mnie pięknie. Zanim zdążyła powiedzieć, że kłamie, objął ją i poprowadził do środka. - Siedem dni, trzy godziny i trzydzieści dwie minuty - oznajmił, zamykając drzwi.
s u lo
- Słucham? - zapytała, mrugając powiekami. - Tyle czasu o tym marzyłem...
Zanim się zorientowała w sytuacji, pocałował ją w usta. Nie chciała go całować. Ani żeby on ją całował.
a d n a c s
Czyżby?
Mogła sobie postanawiać, że już go więcej nie zobaczy, lecz jej ciało nie przyjmowało tej decyzji do wiadomości. Niemal odruchowo przytuliła się do niego, wsparła piersi o jego silnie umięśniony tors, a twarzą sięgnęła jego twarzy. Case przesuwał dłonią po jej plecach, a ona owinęła ramionami jego szyję.
Silny. Władczy. Domagający się. Jego pocałunki były dokładnym odbiciem jego charakteru, co tym bardziej ją pociągało. Odurzały ją, pobudzały i podniecały. Obiema dłońmi ujął jej twarz. Odchylił się i chwilę przyglądał jej się uważnie, po czym pocałował ją w czoło. - Przez cały tydzień o tym marzyłem. 38
Anula
Mówił głosem niskim, wydobywającym się jakby z trzewi. Ona też marzyła o pocałunku, ale za nic w świecie nie przyznałaby się do tego. Uniósł jej twarz jeszcze wyżej i spojrzał z wyrzutem. - Dlaczego nie zadzwoniłaś? - zapytał. - Byłam zajęta... Rysowałam. Spojrzał na stół, przy którym stała. Lampa rzucała jasny krąg na jej szkic. - Pracujesz - rzekł. Skinęła głową.
s u lo
- A ja ci przeszkadzam. Wzruszyła ramionami.
- Praca nie za bardzo mi idzie - powiedziała. Uśmiechnął się nieznacznie.
a d n a c s
- Przeze mnie? - zapytał.
Spojrzała na niego z niepokojem. Czyżby się domyślił przyczyn jej niemocy twórczej? Wydymając wargi, stwierdziła: - Twój egotyzm jest porażający. Przygarnął ją do siebie. - Myślałem o tobie. Przez cały tydzień nic nie mogłem robić. Przypomniała sobie słowa Zoie o reakcji męskiego ciała i w jednej chwili odrzuciła od siebie tę myśl.
- Już... mi o tym mówiłeś. Wsunął nos za jej ucho. - Bo to prawda. Dlaczego miałbym kłamać? Przed godziną, przed pięcioma minutami wymieniłaby mu setki przeróżnych powodów. Teraz jednak mogła myśleć tylko o jego ustach, o ich smaku i o tym, jak bardzo pragnie, by znowu ją pocałował. 39
Anula
- Case... Gdy wymawiała jego imię, dotknął ustami jej warg i objął ją jeszcze mocniej. Zrobiło jej się gorąco, a gdy sięgnął dłonią do piersi, płonący w niej żar zatamował jej oddech. Usłyszała jęk i zdumiała się, gdy sobie uświadomiła, że ów jęk wydobywa się z jej ust. Zlękła się, że Case może się domyślić jej braku doświadczenia w tej dziedzinie. Albo tego, jak bardzo go pragnie. Ale on był zajęty czymś innym. Pieścił całe jej ciało. To jest
s u lo
jak wstrząs elektryczny, pomyślała. Tak określała to przemożne pragnienie. Sądziła, że doświadczyła tego już przedtem, ale tak nie było. Myliła się. To, co teraz czuła, to była ogromna, nieziemska
a d n a c s
wręcz rozkosz. Nie liczą się wówczas ani dyskrecja, ani przyzwoitość. Byle szybciej być z nim do końca.
Zdała sobie sprawę, jak blisko jest czegoś, co się nazywa utratą samokontroli, i postanowiła położyć temu kres i wziąć się w garść. Nie podda się urokowi Case'a. W żadnym razie. Wie, ile bólu tacy mężczyźni jak on potrafią zadać kobiecie. Przyłożyła ręce do piersi, szepcząc: - Case, nie!
- Przestań, kochanie - mruknął, mocniej ją obejmując. Pragniesz tego. Oboje tego pragniemy. Chwyciła go za ramiona i z całych sił odepchnęła od siebie. - Pragnienia są nieważne - powiedziała. - Czekam na mężczyznę, który zostanie moim mężem. Wytrzeszczył na nią oczy. 40
Anula
- Jesteś dziewicą? - zapytał. Zmieszała się, zarumieniła i skinęła głową. Przeczesał dłonią włosy. - To zmienia postać rzeczy - powiedział. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Co masz na myśli? - zapytała. - Nic - odparł. - Jeżeli przyszedłeś tu tylko w wiadomej sprawie - zaczęła z irytacją - to zabieraj się stąd. Mam robotę.
s u lo
Chwilę się wahał, po czym zrzucił marynarkę. - Nie. Nigdzie nie idę.
a d n a c s
Patrzyła, jak podchodzi do biurka i pochyla się nad ilustracją, nad którą pracowała.
- Czy to ta, którą na prośbę wydawcy masz wymienić? Zmarszczyła czoło.
Usiadł, przyglądając się rysunkowi.
- Facet jest chyba ślepy - rzekł. - To jest naprawdę dobre. Stanęła obok niego.
- Nie. On ma rację. To nie to. Nie ten wyraz. -Wskazała na ropuchę. - Ma być smutna, a wygląda na... No nie wiem. -To źle? - Nie... Tylko że ona w powieści straciła właśnie jedynego przyjaciela. Powinna być smutna. Case sięgnął po ołówek i podał jej go. - No to pokaż ten smutek. 41
Anula
Odwróciła się. Sztuka to jej prywatna sprawa, coś, co uprawia w samotności. - Nie lubię, jak ktoś mi patrzy na ręce. - Nie będę patrzył, przysięgam - obiecał. Bezradna wobec jego uporu wzięła ołówek. Kilkoma kreskami naszkicowała ropuchę, jej smutek. Odchyliła głowę, zmierzyła rysunek ostrym spojrzeniem, aprobując kierunek, który obrała. Jeszcze tylko jedna kreska, coś, co nasuwałoby myśl o łzach.
s u lo
- Dobrze! - wykrzyknęła, zarzucając Case'owi ręce na szyję. Właśnie o to mi chodziło.
Cofnęła się, jakby raptem sobie przypomniała, że Case tu nadal jest, a ona jeszcze przed chwilą chciała, żeby sobie poszedł. Z
a d n a c s
ołówkiem w ręku pochyliła się nad arkuszem papieru.
Otworzyła oczy prosto w słońce wpadające przez okno od podłogi po sufit. Przeciągnęła się. Ciekawe, pomyślała, przecież okna sypialni wychodzą na zachód, nie na wschód. Ale gdy człowiek przesypia pół dnia, myślała dalej, to nic dziwnego, że słońce za nim nie nadąża.
W nocy, w przypływie weny twórczej, wprowadziła zmiany w myśl życzeń redaktora do wszystkich czterech ilustracji. Skończyła przed wschodem słońca i w ubraniu padła na łóżko. Case wyszedł wkrótce potem. Nie wiedziała, o której, bo nie miała siły spojrzeć na zegarek. Pamiętała jednak, że otulił ją kołdrą. Pamiętała też szorstkość jego brody, gdy całował ją na pożegnanie w policzek, i jego krótkie „dobranoc". 42
Anula
Jakim on jest człowiekiem? - zastanawiała się. Na pewno nie takim, jak wcześniej sądziła. Nie było w nim nic z egoizmu czy sobkostwa. A jego komentarze dotyczące jej pracy pomogły jej, w niczym nie uchybiając. Prawdę mówiąc, wątpiła, czy bez niego potrafiłaby zmienić coś w ilustracjach. Jego opinie wyzwoliły w niej emocje, dzięki którym pracowała do późna w nocy i osiągnęła zamierzony efekt. Zadzwonił telefon. Spojrzała na stolik obok, gdzie stał, i
s u lo
wiedziała, że to dzwoni Case. Po drugim sygnale podniosła słuchawkę. - Halo?
a d n a c s
- Dzień dobry.
Dreszcz przebiegł jej po plecach na dźwięk jego głosu. - Obudziłem cię? - zapytał. - Nie, już nie spałam. - A spałaś dobrze? - Jak zabita. A ty?
- Nie wiedziałem, że rysowanie jest takie wyczerpujące. Uśmiechnęła się.
- Nie pamiętam ciebie z ołówkiem w ręku. - Coś takiego! To od czego bolą mnie palce? - Może od otulania mnie kołdrą - zażartowała. - Niewykluczone. - A po dłuższej chwili milczenia zapytał: Masz jakieś plany na obiad? 43
Anula
- Nie - odparła zdziwiona. - Nie myślałam jeszcze o żadnym posiłku. - To zjedzmy go razem - zaproponował. - Moi rodzice wrócili właśnie z Australii i cała rodzina wita ich w naszym majątku. Zamarła ze strachu na myśl o spotkaniu z jego rodziną. - Nie chciałabym przeszkadzać w rodzinnej uroczystości rzekła. - Nie ma mowy o przeszkadzaniu, zresztą to żadna uroczystość. Poza tym chcieliby cię poznać.
s u lo
- Czy ja wiem, Case... - zaczęła niepewnym tonem. - Jestem jedynaczką, nie jestem przyzwyczajona do bycia w dużej rodzinie. - To żaden problem - orzekł. - Obiad jest o siódmej. Wstąpię po
a d n a c s
ciebie godzinę wcześniej. Pokażę ci majątek, żebyś się czuła bardziej swojsko.
Wbrew zapewnieniom Case'a Gina nie poczuła się „bardziej swojsko". Objazd kilkudziesięcioakrowego majątku, a potem sam pałac oszołomiły ją. Był zbudowany w stylu gotyckim i wyglądał jak forteca na tle nieboskłonu. Trzy piętra szarego muru, część środkowa i dwa skrzydła robiły wrażenie. Gina naliczyła cztery kominy, ale na tym poprzestała, bo było ich znacznie więcej. Case położył rękę na jej dłoni. - Nie obawiaj się - rzekł. - Duchy nie goszczą w tych murach. - Dobrze wiedzieć - stwierdziła. Wyprzedził ją i otworzył drzwi.
44
Anula
Gina przekroczyła próg z westchnieniem ulgi. W środku domostwa było kolorowo i przyjemnie. Case ujął jej dłoń i ruszyli ku schodom. - Mieszkasz tu? - zapytała, obrzucając go pełnym ciekawości wzrokiem. - Ja, moi rodzice, brat Creed, brat przyrodni Blake i siostra Eliza. Skylar, moja przyrodnia siostra, ma willę na terenie posiadłości, można więc uznać, że też tu mieszka.
s u lo
- Sporo osób - rzekła Gina. - Oczywiście dom jest duży, ale chyba od czasu do czasu potrzebujesz trochę prywatności?
- Wtedy uciekam do mojego mieszkania na ostatnim piętrze
a d n a c s
budynku Dakota Fortunes. Creed też ma tam apartament, ale całkiem oddzielny. Nawet jeśli pomieszkujemy tam w tym samym czasie, to się nie spotykamy, chyba że się umówimy.
Chodźmy dalej - wtrącił. - Tyle jeszcze mam ci do pokazania. Na pierwszym piętrze z lekkim ukłonem otworzył przed nią jakieś drzwi. - Mój skromny kącik, madame - powiedział. Ubawiona tą jego skromnością przekroczyła próg i oczy jej się zaokrągliły ze zdumienia.
- O rany! - jęknęła. - Zmieściłoby się tu całe moje poddasze i jeszcze byłoby luźno. Zdjął kurtkę, powiesił ją na oparciu krzesła i pomógł jej zdjąć żakiet. Wskazał bar w kącie pokoju. - Masz ochotę na drinka? - zapytał. - Poproszę o wodę - rzekła. 45
Anula
Rozejrzała się dokoła. Mieszkanie ładnie urządzone, myślała, ale od razu widać, że należy do kawalera. Przy jednej ścianie stał tapczan przykryty niebieską narzutą z literą F na środku. Cztery wyściełane czerwoną materią krzesła ustawione były naprzeciwko telewizora. Na lewo wisiały w rzędzie obrazy. Gina podeszła do ściany, by lepiej im się przyjrzeć. - O, tu jesteś - powiedział Case. Wzięła szklankę z jego rąk i wróciła spojrzeniem do obrazów.
s u lo
- Kim jest ta pani? - zapytała, wskazując kobietę w długiej wieczorowej sukni stojącą w ogrodzie. - To moja matka.
a d n a c s
- Jest piękna.
- Była piękna.
Spojrzała na niego pytająco. - Była?
- Umarła, gdy miałem sześć lat - powiedział. - Wydawało mi się, że mówiłeś, że twoi rodzice wrócili właśnie z Australii?
- Ojciec i macocha.
- Bolesny temat - raczej stwierdziła, niż zapytała. - Na pewno bardzo kochałeś swoją matkę i niełatwo ci było zaakceptować małżeństwo ojca... I przebywanie jego nowej żony w domu, w którym mieszkałeś z matką. -I tak, i nie - odparł. - Od śmierci matki ojciec ożenił się już po raz drugi. Tej pierwszej nie znosiłem, i tak jest do dziś. Trina to 46
Anula
straszna baba i ojciec w końcu się o tym przekonał i się z nią rozwiódł. Ma z nią dwójkę dzieci, Blake a i Skylar. Musiał zatrudnić niańkę, Patricię, z którą niebawem się ożenił. Uniósł w górę dłoń. - Wiem, co sobie myślisz - rzekł - ale mylisz się. Patricia nie poleciała na forsę ojca jak Trina. Ojciec musiał ją długo przekonywać i prosić, żeby za niego wyszła. Gina z trudem nadążała za tropem rodzinnych zawirowań Fortuneów.
s u lo
- Jak ty to wszystko znosisz? - zapytała. -Normalnie. Jest jeszcze jedna osoba, Maya
a d n a c s
Blackstone. To córka Patricii, czyli moja kolejna przyrodnia siostra. - Wskazał na szklankę. - Skończyłaś pić? Bo chcę ci pokazać solarium.
Odstawili szklanki i ruszyli w stronę drzwi. -Jest tam oczko wodne, fontanna - mówił. -I jeśli dobrze poszukasz, to na pewno znajdziesz parę ropuch wśród paproci. Gina roześmiała się, schodząc po schodach. Na półpiętrze zobaczyła w holu kobietę. Stała przy stoliku i przeglądała pocztę. Była tak szczupła, że wydawało się, że byle powiew wiatru może ją przewrócić. Nagle zachwiała się z kopertą w ręku, jakby miała zaraz zemdleć. Case podbiegł do niej szybko i podtrzymał ją. - Źle się czujesz, Patricio? - zapytał tonem pełnym zatroskania. Dotknęła czoła drżącą dłonią. 47
Anula
- Jestem trochę zmęczona po podróży, ale już wszystko dobrze. Uśmiechnęła się z widocznym wysiłkiem i poklepała go po dłoni. Spojrzała na Ginę, potem na niego. - Gdzie twoje maniery, panie Casie Fortunie? Przedstaw mi swoją przyjaciółkę. - Patricio, to Gina Reynolds, Gino, to moja macocha Patricia Blackstone Fortune. - Miło mi panią poznać - rzekła Gina z uśmiechem. - Mów mi Patricia - powiedziała macocha Case'a. - Zostaniecie na obiedzie, mam nadzieję?
s u lo
- Oczywiście - potwierdził Case. - Pójdziemy jeszcze tylko do solarium i chcę pokazać Ginie fontannę i oczko wodne.
a d n a c s
- Najpierw obiad - rzekła. - Bo stół jest już nakryty. Zaniosę pocztę i dołączę do was.
Case zmarszczył brwi, odprowadzając ją wzrokiem. - Coś nie tak? - zapytała Gina.
- Nie uważasz, że jest trochę zdenerwowana czy niespokojna? - Nawet bardzo - odparła. - Ale to pewno zmęczenie po podróży samolotem.
- Możliwe - rzekł nieprzekonany, wzruszając ramionami. - Jesteś gotowa na spotkanie z moją rodziną? - A czy mam jakiś wybór? - zapytała. Śmiejąc się, wziął ją pod ramię. - Nie. Ale nie przejmuj się. Jestem przy tobie.
48
Anula
ROZDZIAŁ CZWARTY Gina czuła się jak rzucona w gniazdo srok. Albo gorzej: w wir tornada. Bolała ją głowa, w uszach jej szumiało i choć jedzenie wyglądało i pachniało znakomicie, czuła, że nie będzie w stanie nic przełknąć. W tym nieustannym gwarze byłoby to ponad jej siły. Ileż ich jest? - pomyślała, patrząc na zasiadającą przy stole rodzinę Case'a. Kuzyni, krewni. Jedyną osobą, którą odróżniła od reszty, był brat Case'a, Creed. Faktycznie byli bardzo do siebie podobni, jak bliźniacy.
s u lo
Łatwo też się było domyślić, kto jest rodzicami, bo byli najstarsi przy stole. Nash, ojciec Case'a, równie dobrze mógłby być jego
a d n a c s
bratem - wyglądał młodo i Case był do niego podobny. A inni? Stanowczo za dużo ludzi!
Głos Case'a wyrwał ją z zamyślenia:
- Ktoś chciał przejąć twoje kasyno, Blake? Wszyscy skwitowali śmiechem to pytanie, wszyscy z wyjątkiem Blake'a. Gina widziała, jak oczy zwęziły mu się w szparki, zacisnął pięści i pomyślała przez moment, że chyba rzuci się Case'owi do gardła.
- Uważasz, że nie potrafię prowadzić biznesu?! - wrzasnął. - Daj spokój, Blake - powiedział Creed. - Gdzie twoje poczucie humoru? Case tylko żartował. - Blake, nie znasz się na żartach? - zapytał Case. Z drugiego końca stołu rozległ się raptem czyjś 49
Anula
kobiecy głos: - Moim zdaniem stracił to poczucie humoru, kiedy ojciec wystawił go do wiatru, przepisując cały majątek tobie i Creedowi. - Dość tego! - oświadczył Nash stanowczo i uśmiechnął się w stronę Giny. - Wybacz moim dzieciom. Rodzeństwo zawsze się kłóci, bez względu na wiek. Patrzył na Ginę, a ona czuła, że się czerwieni. - Ja nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką -rzekła.
s u lo
- Jedynaczką? - powtórzyła Eliza i westchnęła ciężko. - Co ja bym za to dała!
- I wyrzekłabyś się takiego brata jak ja? - zapytał Case żartobliwie.
a d n a c s
- Nigdy w życiu - rzekła i pocałowała go w czoło.
Na tym kontakt Giny z rodziną Case'a się skończył i znów poczuła się zagubiona w otaczającym ją gwarze rozmów. Gdy Case zmagał się z zamkiem w drzwiach od poddasza Giny, ona wróciła myślami do owego pamiętnego wieczoru. Czuła się źle podczas tego obiadu, bo wszyscy się znali, a ona znała tylko Case'a. Zazdrościła im tej rodzinnej więzi. Krótkie spięcie między Case'em a Blakiem nie zmąciło jej ogólnego wrażenia. Usiłowała przypomnieć sobie imię tej dziewczyny, która wstawiła się za Blakiem. - Przypomnij mi, jak się nazywa twoja przyrodnia siostra powiedziała, gdy byli już w środku. - Skylar Fortune - odparł. 50
Anula
Gestem zmęczonej osoby zrzuciła płaszcz, który opadł na podłogę. - Jak ty to robisz, że pamiętasz wszystkie imiona twoich licznych krewnych? - zapytała, siadając na kanapie. Usiadł obok i objął ją. - Lata praktyki robią swoje - powiedział. Pieścił jej szyję, gdy zadzwonił telefon. - Tak mi dobrze - rzekła. - Nie odbierzesz? - zapytał. Potrząsnęła głową.
s u lo
- Nie chce mi się - odparła. - Niech ten ktoś zostawi wiadomość.
a d n a c s
Włączyła się automatyczną sekretarka i po chwili rozległ się męski głos:
- Mówi ojciec, Gino. Zadzwoń jak najszybciej. Poczuła ogarniający ją chłód.
- Nie oddzwonisz? - zapytał Case.
- Nie - powiedziała, odwracając głowę. - A jeśli to coś ważnego?
- Nie interesuje mnie nawet „coś ważnego". - To niezbyt uprzejme z twojej strony - upomniał ją delikatnie. - Wcale nie, zważywszy na to, co czuję do niego. - To przecież twój ojciec - powiedział. - Moja rodzina różni się od twojej - rzekła. -Nigdy nic mnie z ojcem nie łączyło. Z jego winy, nie z mojej. Spojrzał na nią ze zdziwieniem. 51
Anula
- Nie rozumiem... - Nigdy nie miał dla mnie czasu. Ani dla mojej matki - dodała z goryczą. - Jego jedyną miłością była Rafineria Reynolds. Widząc zdziwienie na twarzy Case'a, pomyślała, że winna mu jest parę słów wyjaśnień. Niechętnie to uczyni, tym bardziej teraz, gdy się przekonała,jak ścisłe więzi łączą rodzinę Case'a. Podeszła do okna i wyjrzała, jak gdyby chcąc się w ten sposób oddalić od swojej niezbyt ciekawej przeszłości.
s u lo
- Moja matka popełniła samobójstwo - powiedziała po chwili milczenia. - Był to jej krzyk, by ojciec raczył ją zauważyć. - Ze smutkiem pokiwała głową. - Ale chyba nie raczył. Po jej śmierci
a d n a c s
umieścił mnie w internacie - mówiła dalej. - Rzadko dzwonił, nigdy mnie nie odwiedził. Jedyna łączność była przez sekretariat. Przesyłał mi co miesiąc kieszonkowe, maile, kupował prezenty na urodziny i na Gwiazdkę. Potem poszłam do college'u i poza tym, że zmieniłam szkołę, nic się nie zmieniło.
Case wstał, położył jej ręce na ramionach, pochylił się i rzekł ciepło, z ustami tuż przy jej uchu:
- Smutno mi to słyszeć. Przełknęła łzy wzruszenia. - Mnie już nie jest smutno. Już nie. Patrząc w okno, wspominała tamte lata, ile się nacierpiała z powodu ojca, który poza tym, że łożył na nią, nie okazał żadnej ojcowskiej troski. - Utrzymywał mnie, ale do czasu, bo wkrótce postanowiłam się uniezależnić. 52
Anula
- W jaki sposób? - Zaczęłam pisać. Jeszcze w college'u wydałam pierwszą książkę. - Mówiąc to, cieszyła się* tak jak wtedy, gdy otrzymała wiadomość z wydawnictwa. - Zaliczka pozwoliła mi wyłączyć ojca z mojego życia dokończyła. - Potem jednak wróciłaś do Sioux - powiedział. - Chciałaś się z nim pogodzić?
s u lo
- Nie - odparła. - Zrozum, Sioux to mój dom, innego nie miałam. Stąd się wywodzę. Pomyślałam, że mam takie samo prawo tu
mieszkać, jak mój ojciec. A więc spakowałam się i wróciłam do
a d n a c s
rodzinnego gniazda.
- I nigdy go potem nie spotkałaś?
- Nigdy. Ten telefon to była pierwsza próba nawiązania ze mną kontaktu.
Chcąc zmienić temat i nastrój, zapytała z uśmiechem, który nie przyszedł jej łatwo:
- Skoro wiesz już wszystko o mojej nieciekawej rodzinie, to może napilibyśmy się wina?
- Mam lepszy pomysł. Serce w niej drgnęło. -Jaki? Zamknęła oczy w oczekiwaniu pocałunku. Czułość, z jaką dotknął ustami jej warg, z jaką otoczył ją ramieniem, sprawiła, że łzy napłynęły jej do oczu. Drżała, całe jej ciało się naprężyło. Jego dłonie były wszędzie, gorące i spragnione. 53
Anula
Brakło jej tchu, nie mogła zebrać myśli... Spróbowała go odepchnąć. - Case, proszę cię... Całował ją w szyję, policzki. - O co mnie prosisz? - wyszeptał. Pragnęła go, wiedziała jednak, że... - Nie mogę, Case. Odchylił głowę. - Czego nie możesz? - Tego - odparła łamiącym się głosem. - Dlaczego?
s u lo
- Mówiłam ci już. Chcę to zachować dla męża. - Czystość aż do ślubu?
a d n a c s
- No, może do zaręczyn - ustąpiła. - Ale muszą być oświadczyny. To dla mnie bardzo ważne.
Patrzył na nią chwilę, westchnął głęboko i rzekł: - Tak, ważne.
- Może powinieneś już iść - powiedziała z żałosną miną. Skinął głową i sięgnął po marynarkę. Już w drzwiach zatrzymał się i obejrzał. - Gino?
- Słucham? - Jaki byś chciała? -Co „jaki"? - Jaki byś chciała pierścionek? - Wygłupiał się - powiedziała nazajutrz Gina, popijając kawę z Zoie. - Ani nie ukląkł, ani mi się nie oświadczył, zapytał tylko, jaki bym chciała pierścionek. 54
Anula
Zoie przewróciła oczami. - Ale ty jesteś tępa! Ja na twoim miejscu zażądałabym czterech karatów w platynie. - Nie jestem tobą - odcięła się Gina. - Co masz do zarzucenia Case'owi Fortune'owi? - pytała Zoie. Jest przystojny i bogaty jak diabli. Świetna partia. - Nie chcę wychodzić za człowieka, którego nie kocham oświadczyła Gina stanowczo.
s u lo
- A czemuż to? Tak się na ogół dzieje. A poza tym z czasem możesz go pokochać.
- Albo i nie. A właściwie po co ta cała rozmowa? On się wygłupiał. To był żart.
a d n a c s
- Skąd ta pewność? Śmiał się? Robił miny? Gina poruszyła się niespokojnie.
- No nie.
- A co było dalej?
- Po prostu wyszedł z pokoju.
- Wyszedł - powtórzyła Zoie. - Oświadcza się i wychodzi, nie czekając na odpowiedź, tak?
Gina wyprostowała się na krześle, żałując, że się zwierzyła przyjaciółce. - Wahał się chwilę - zaczęła - jakby czekał na moją reakcję, po czym wyszedł z pokoju. - Chyba nie ma na świecie drugiej takiej naiwnej! Kiedy ktoś taki jak Case Fortune choćby się zająknął o małżeństwie, każda 55
Anula
normalna dziewczyna złapałaby go za słowo i zaciągnęła do ołtarza, żeby przypadkiem nie zdążył zmienić zdania. Gina wstała i zaniosła filiżankę do zlewu. - Ja bym tak nigdy nie zrobiła. - Zaufaj mi, bo zmarnujesz sobie życie - rzekła Zoie. - Nie zmarnuję, jestem tylko ostrożna. - Na jedno wychodzi. Nie odcinaj się od ludzi. Musisz się nauczyć ryzykować, podejmować wyzwania, bo inaczej zostaniesz sama jak palec.
s u lo
- Nie odcinam się od ludzi - powiedziała Gina ze wzburzeniem. I nie jestem sama. Mam przyjaciół.
a d n a c s
- Wymień choć dwie osoby - rzekła Zoie. Gina otworzyła usta, ale milczała. Poza Zoie nie miała chyba nikogo.
Nacisnęła guzik odkurzacza, by posprzątać poddasze po wypełnionym pracą twórczą okresie. Na szczęście poprawione przez nią ilustracje były już w drodze do Nowego Jorku. Ten problem miała z głowy.
Nie miała jednak z głowy problemu z Zoie. Może trochę zbyt gwałtownie sięgnęła odkurzaczem pod tapczan. - Nie odcinam się od ludzi - mruknęła pod nosem. - Mam tylko inny styl życia niż Zoie, co nie świadczy źle ani o mnie, ani o niej. Zoie to wolny duch, a ja nad liczne towarzystwo przedkładam w życiu spokój i skupienie. 56
Anula
I wcale nie jestem samotna, mówiła sobie. Jestem inna niż Zoie, której do szczęścia potrzebni są ludzie, gwar. Jestem zadowolona z życia, jakie wiodę. Albo raczej była zadowolona, dopóki nie zjawił się Case. Gniewnym ruchem pchnęła odkurzacz, który uderzył z hukiem w stół. Tak, to jest problem. Case Fortune. Wtargnął w jej świat i zburzył wartości, które w nim ceniła. Jęknęła i chwyciwszy ropuchę, przytuliła ją czule do piersi.
s u lo
Nigdy nie traktowała seksu jak sport, co jej rówieśniczki miały w zwyczaju. Dla niej seks był czymś niezwykłym, świętością, aktem dwojga ludzi, którzy są sobie przeznaczeni.
a d n a c s
Skoro tak, to dlaczego ciągle myśli o seksie z Case'em? Nie kocha go. Mało tego - prawie go nie zna. Dlaczego więc jego
pocałunki burzą w niej krew? Co z tego, że jest przystojny? Takich przystojnych jak on są setki. Co z tego, że postąpił tak romantycznie? Każdy mężczyzna potrafi przesłać kobiecie stos kwiatów. I nie sztuka zrobić samolot z papieru i wrzucić komuś przez okno. Każdy potrafi, myślała dalej, ale nie każdy to robi. Musi najpierw coś takiego przyjść komuś do głowy. Coś tak wymyślnego, przyjemnego, dowcipnego. Odchyliła głowę i spojrzała przed siebie. Czy naprawdę ona ma na myśli Case'a? Przecież sama przypisywała mu całkiem inne cechy. Że jest zimny, egoistyczny i bez serca.
57
Anula
Pewno jest i taki, i taki, orzekła w duchu. W drodze do kariery z pewnością podeptał wiele osób. Jej ojciec poświęcił dla kariery własną rodzinę. Case chyba także. I wtedy przypomniało jej się, jak Case czule mówił o matce, gdy patrzył na jej portret wiszący w jego pokoju. Wspomniała też jego zatroskanie, gdy macocha zasłabła, a także miłe, przyjacielskie stosunki z rodzeństwem, czego była świadkiem w trakcie owego rodzinnego obiadu, na który ją zaproszono.
s u lo
Czyżby źle go osądziła? Czy nie godząc się na seks, zaprzepaściła szansę na szczęśliwe życie z nim?
Zacisnęła zęby. Jeśli tak, to źle się stało. Ceniła sobie własne
a d n a c s
dziewictwo. Chciała podarować je mężowi, mężczyźnie, którego pokocha. Jeśli Case zrezygnował z niej, bo nie chciała się z nim kochać, to nie jest mężczyzną jej marzeń.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy. Była pewna, że to Zoie przyszła ją przeprosić, i pomyślała, że skarci ją po przyjacielsku za to, co powiedziała tego ranka. Sprawiła jej przykrość, a poza tym nie miała racji.
Otworzyła drzwi. W progu stał Case. - Case? - zapytała ze zdziwieniem.
- Smażysz naleśniki? - zapytał. Uświadomiła sobie, że ma na głowie chustkę i szybko ją ściągnęła. - Przepraszam, sprzątałam. Uniósł pytająco brwi. - Nie zaprosisz mnie do środka? Zmieszana cofnęła się, by mógł przejść. 58
Anula
- Przepraszam - szepnęła ponownie, zamykając za nim drzwi. - Już drugi raz mnie przepraszasz. - Uśmiech na jego twarzy pojawił się i znikł. - Świadczyłoby to o poczuciu winy. Zarumieniła się i spuściła głowę. - Jestem trochę speszona - rzekła. - Nie spodziewałam się gości. - Spojrzała na niego i zapytała: - Co tu robisz o tej porze? Powinieneś być w pracy. - Urwałem się na wagary.
s u lo
- Naprawdę? Nie wyglądasz na typa, który wagaruje. - A na typa spod ciemnej gwiazdy? - Na pewno nie. Przepraszam.
a d n a c s
- To już trzecie „przepraszam" - powiedział z uśmiechem. - Na ogół mi się to nie zdarza. Ale bałem się, że odejdę z niczym. -
Popatrzył jej w oczy. - Liczę na to, że dotrzymasz mi towarzystwa. Zmarszczywszy brwi, spojrzała na swoją znoszoną sukienkę i takież buty i rzekła:
- Nie jestem odpowiednio ubrana.
- Myślałem o filmowym maratonie. - Dotknął kasety, którą miał w ręku. - Mam komplet DVD, prażoną kukurydzę i sześć piw. Roześmiała się. - Mówisz poważnie? - Oczywiście. Położył na stole kasety, postawił torbę kukurydzy i piwo. Zdjął kurtkę i rozluźnił krawat. -I co ty na to? - zapytał. 59
Anula
- Przygotuję kukurydzę - rzekła, idąc do kuchni. - A ty się zajmij DVD. Ostatni film dobiegał końca. Gina i Case siedzieli na kanapie on tuż za nią i obejmował ją ramionami. Przetarła oczy. - Przy tym filmie zawsze płaczę - powiedziała. - Ja też. Spojrzała na niego, wspierając się łokciem o jego żebra. - Kłamiesz. Ty nie płaczesz. - Płaczę - rzekł.
s u lo
Sięgnęła po pilota i wyłączyła telewizję.
a d n a c s
- Nie opowiadaj - mruknęła.
- To, że nie okazujemy emocji, wcale nie znaczy, że nic nie czujemy.
- Chcesz powiedzieć, że to kobiety okazują? -zapytała, obracając ku niemu twarz.
Otarł łzę z jej policzka.
- Oto dowód. Odtrąciła jego rękę.
- No dobrze, jestem histeryczką i płaczę przy smutnych filmach. Musnął ustami jej policzek i powiedział: - Nie sprzeczaj się ze mną, bo ja mam zawsze rację. - Znowu wyłazi z ciebie egocentryk. - Niech wyłazi - szepnął z ustami tuż przy jej ustach. - Chodźmy. Wiedziała, co znaczy „chodźmy", i wiedziała, że nie powinna. 60
Anula
Lecz zanim zdążyła zaprotestować, objął ją, przytulił i już nie myślała, że nie powinna. Objęła go za szyję. Całował ją coraz bardziej zachłannie. Jego dłonie pieściły jej piersi i całe ciało. Usta szeptały jakieś dziwne słowa. Czuła jego siłę, jego podniecenie. Jęknął i ukrył twarz w zgięciu jej szyi. Trwał tak nieruchomo jakąś minutę, po czym uniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały. - Lepiej już pójdę, póki jeszcze trzymam się na nogach -
s u lo
zażartował i popatrzył na nią z żalem. Wstał i znów na nią spojrzał. Uśmiechnął się, pochylił i pocałował ją w usta. - Jutro zadzwonię powiedział.
a d n a c s
I po tych słowach opuścił jej poddasze.
Gina usłyszała kiedyś określenie „sfrustrowana seksualnie", ale nie wiedziała właściwie, co ono znaczy... aż do teraz. Case poszedł, a ona cała płonęła. Pożądała go. Aż trudno jej było uwierzyć, że Case doprowadził ją do tego stanu i poszedł sobie, jak gdyby nigdy nic. Przecież też był podniecony. Czuła, jak bardzo. Dlaczego nie nalegał? Czy nie zdawał sobie sprawy z jej emocji? Jeszcze pięć minut takiego napięcia i zdarłaby z niego ubranie. I stałoby się. Obróciła się na brzuch i ukryła twarz w poduszce, nie mogąc odżałować. Moja wina, myślała. Odchodząc, zademonstrował swój sprzeciw wobec zasad, jakie wyznawała. Właściwie powinna docenić jego szlachetność. 61
Anula
Lecz wiedza o tej szlachetności ani nie złagodziła jej bólu, że odszedł, ani nie zmniejszyła pożądania. Tymczasem na innej ulicy tego miasta ojciec Giny, Curtis Reynolds, klęcząc na podłodze w kuchni, trzymał się za głowę. Bolała go z każdym dniem coraz bardziej. Którejś nocy nie mógł spać i poszedł do kuchni, żeby się napić soku. Wtedy ból zaatakował go po raz pierwszy. - Panie Reynolds, dobrze się pan czuje?
s u lo
Dopiero po chwili dotarło do niego, że był to głos jego
gospodyni. Nabrał raz i drugi powietrza w płuca i uniósł wzrok. Gospodyni pochylała się nad nim.
a d n a c s
- Dobrze, Mary, dziękuję.
- Czy aby na pewno? - dopytywała się zatroskana. - Zaraz przyniosę panu proszek.
Potrząsnął głową, jakby chciał zrzucić z niej ból. - Nie chcę proszków, zamulają umysł. - Ale doktor powiedział...
- Wiem, co powiedział - rzekł i poklepał ją po ręku. - Jak człowiekowi zostało już niewiele czasu, to chce go przeżyć z jasnym umysłem, nie otumaniony prochami. - Może zadzwonię do Giny - zasugerowała nieśmiało. - Gdyby wiedziała... Potrząsnął głową. - Nie. Zostawiłem jej wiadomość, prosząc o telefon. Nie zadzwoniła. Gdyby przyjechała na twoją prośbę, zrobiłaby to z litości. 62
Anula
- Jest pana córką, powinna być przy panu. - Nie - rzekł ze smutkiem. - Mnie nie było przy niej, gdy mnie potrzebowała. Nie mogę więc jej o to prosić. Case zadzwonił do Giny, tak jak obiecał, tuż przed dwunastą w południe. Po krótkiej wymianie zdań zaprosił ją na obiad do rodziców. Doznając wciąż tego seksualnego niepokoju, jaki dręczył ją przez pół nocy, chciała mu powiedzieć, żeby dał sobie spokój z tym obiadem i przyszedł do niej na poddasze, bo ona ma inne plany wobec niego.
s u lo
Przyjęła jednak w końcu zaproszenie i miała nadzieję, że zapanuje nad sobą i przy rodzinie nie będzie się do niego tak
bezczelnie tulić. Bo prawda była taka, że od tamtego wieczoru nie
a d n a c s
mogła przestać myśleć o seksie.
Na szczęście proces dobierania odpowiedniego stroju zajął jej prawie całe popołudnie i wyparł z głowy te dręczące myśli. Case napomknął, że będzie to przyjęcie „krawatowe", co znacznie pogorszyło sytuację, bo nie miała ani sukni koktajlowej, ani innej na podobną okazję, w jakich na pewno wystąpi reszta pań. Miała nadzieję, że nie wypadnie głupio przy jego wieczorowym krawacie, gdy włoży białe spodnie i obszyty perłami żakiet w stylu mandaryńskim. Uczesaniu poświęciła całą godzinę, starając się nadać fryzurze kształt bardziej uroczysty, by nie wyglądać jak dziewczyna z farmy. Zaczesała w końcu włosy do góry i spięła perłową spinką.
63
Anula
Gdy punkt siódma Case zapukał do drzwi, wkładała właśnie buty na wysokich obcasach, białe tak jak spodnie. Cała w nerwach pospieszyła do drzwi. Zmierzył ją od stóp do głów. - Ho, ho, wyglądasz jak Królewna Śnieżka! Zaczerwieniła się. - A jak wygląda Królewna Śnieżka? Chwycił ją w ramiona. - Rozpuściłaby się, gdybym ją pocałował? - Nie wiem - odparła z uśmiechem. - Musiałbyś to sam sprawdzić.
s u lo
Pocałował ją delikatnie w usta, aż przebiegł ją dreszcz od stóp do głów. Z trudem chwytała oddech. -I co, rozpuściłam się? zapytała.
a d n a c s
- Na razie nie. Zobaczymy po kolejnej próbie. Odsunęła go od siebie stanowczym ruchem, bojąc się, że mogą nigdy nie dotrzeć na obiad.
- Nie wypada się spóźnić - rzekła z nutą żalu.
64
Anula
ROZDZIAŁ PIĄTY Przed drzwiami domu rodziców Case'a Gina trąciła go w ramię. - Skylar to ta wysoka z długimi jasnymi włosami, tak? - zapytała szeptem. - Wygląda jak urwis. - Taka już jest ta nasza Skylar. Żadnych ozdóbek ani świecidełek. Pocałowała go w policzek, a on pocałował ją. - A Eliza ma blond włosy i niebieskie oczy, tak?
s u lo
- Nie ucz się tego na pamięć. Nikt ci nie będzie miał za złe, jeśli zapomnisz czyjeś imię.
Nie rozwiało to jej wątpliwości, ale szła za nim odważnie.
a d n a c s
- Wygląda na to, że wszyscy są w tamtym pokoju - powiedział. Na widok tylu osób Gina ogromnie się speszyła. Poza członkami rodziny Case'a było sporo nieznanych jej gości. Trzymając się ramienia Case'a, zapytała:
- Kim jest ten, co stoi przy kominku z Maya? - Jej chłopak, Brad.
- To dlaczego ona co chwila zerka na Creeda? Case się roześmiał.
- Oj, wy, kobiety, zawsze lubicie mącić. - Nie chcę mącić, ale popatrz, niby to rozmawia z Bradem, ale patrzy na Creeda. Case podążył za jej spojrzeniem i rzekł w zadumie, marszcząc czoło: 65
Anula
- Faktycznie, ale to na pewno nic nie znaczy. Chodź. Poprowadził ją w głąb pokoju. - Napijemy się czegoś. Jak to może nic nie znaczyć? - dziwiła się Gina, idąc za Case'em do baru. Pili szampana, gdy podeszła do nich Eliza. - Uważaj na niego - rzekła do Giny, patrząc na Case'a podejrzliwie. - Upija kobiety i potem robi z nimi, co chce. - Wspięła się na palce i pocałowała brata w policzek. Nagle chwyciła dłoń przechodzącej obok dziewczyny. - Gino, poznaj moją przyjaciółkę
s u lo
Dianę. Diano, to obecna sympatia Case a, Gina Reynolds.
- Nie rób ze mnie playboya - powiedział ostro Case, po czym zwrócił się do Diany: - Cieszę się, że cię widzę.
a d n a c s
- O, popatrzcie! - wykrzyknęła Eliza. - Przyjechali
Australijczycy! - Machnęła ręką w stronę dwóch mężczyzn, którzy właśnie weszli. - Na pewno wam się spodobają - rzuciła przez ramię do Giny i Diany. - Rodzice, będąc w Australii, zaprosili ich do Stanów. - Z płonącymi oczami chwyciła za rękę jednego z nich. Max, Case'a już znasz, a to jest jego dziewczyna, Gina Reynolds. - Dziwne - powiedziała Gina do Case'a, gdy odeszli na bok. - Co dziwne?
- To wszystko, co się tu dzieje. Case popatrzył na nią podejrzliwie. - Czy aby na pewno jesteś pisarką, a nie detektywem? Zrobiła dumną minę.
66
Anula
- Jak widzisz, lepiej się orientuję, co tu jest grane, niż ty. I miałam rację co do Mayi - dodała stanowczym tonem. - Coś iskrzy między nią a Creedem. - Tak uważasz? - zapytał Case z powątpiewaniem. - Sam zobacz, jeśli mi nie wierzysz, jakim wzrokiem Creed mierzy jej chłopaka. Case obserwował przez chwilę swojego brata, po czym rzekł, potrząsając przecząco głową:
s u lo
- Nie, on chyba błądzi gdzieś myślami, a na Mayę patrzy całkiem machinalnie. - Nie sądzę - rzekła Gina.
a d n a c s
Uśmiechnął się do niej i szepnął, nachylając się nad jej uchem: - Jeśli już chcesz zwietrzyć romans, prawdziwy czy udawany, to polecam twojej uwadze przyjaciela Maxa, Zacka, który stoi obok Skylar.
Gina przebiegła wzrokiem pokój i dostrzegła w pobliżu drzwi zawzięcie flirtującą parę.
- Przecież oni dopiero co się poznali - powiedziała szczerze zdumiona.
Case otoczył ją ramieniem. - Chodź, ty mój detektywie - rzekł. - Nastąpi teraz coś, co zadziwi cię jeszcze bardziej. Stali na środku pokoju. Case uniósł w górę dłoń. -Chciałbym prosić państwa o chwilę uwagi -zaczął donośnym głosem. 67
Anula
Rozmowy ucichły, ludzie obracali się ku niemu. Głupio jest być w centrum uwagi, myślała Gina, przywierając do ramienia Case'a. - Co ty robisz? - zapytała. - Wszyscy na nas patrzą. Spojrzał na nią z uśmiechem. - I bardzo dobrze - powiedział. - Case... Nie zważając na jej błagalny szept, rozejrzał się po obecnych i mówił dalej:
s u lo
- Jak państwo wiedzą, przywiązuję ogromną wagę do rodziny. Moja rodzina jest liczna i rozrzucona po całym świecie. Los zarówno
a d n a c s
ciężko nas doświadczał, jak i nam sprzyjał, ale zawsze trzymaliśmy się razem, w szczęściu i w cierpieniu, w radości i w smutku,
śmialiśmy się razem, płakaliśmy razem i razem świętowaliśmy. Dorastałem w tym domu, w którym dziś się wszyscy zgromadziliśmy. Uczestniczyłem w różnych uroczystościach: od świąt narodzin po pogrzeby, i we wszystkim, co się zdarzyło w międzyczasie. A dziś proszę moją rodzinę i przyjaciół o uczczenie pewnego święta razem ze mną.
Gina aż się skuliła pod wzrokiem Case a, a on jedną ręką ujął jej dłoń, drugą sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pierścionek. Ginę zamurowało. Nie wiedziała, co powiedzieć. A Case ukląkł i patrząc na nią, wsunął jej na palec pierścionek. Głośno, żeby wszyscy słyszeli, zapytał: 68
Anula
- Gino Reynolds, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Zapadła cisza. Słychać było tylko trzask ognia w kominku. Wszyscy byli chyba równie zaszokowani jak ona. Nie wiedziała, co ma na to powiedzieć: Tak? Nie? Czyś ty oszalał? Ale on raczej nie oczekiwał odpowiedzi. Obejmował ją ze wzrokiem w nią utkwionym. Na oczach wszystkich, w martwej ciszy, pocałował ją w usta, aż zabrakło jej tchu.
s u lo
Gdy goście ocknęli się z osłupienia, rozległy się brawa, najpierw nieliczne, pojedyncze, potem dołączyli inni. I cały pokój rozbrzmiał
a d n a c s
zgodnym rytmem oklasków.
Przez całą drogę do domu Case rozmawiał przez komórkę o interesach, które prowadził razem z Creedem. Nie było to jako żywo zachowanie człowieka, który przed chwilą się oświadczył, ale Gina rada była z tego, bo nie stać by jej było na jakąkolwiek rozmowę. Siedziała obok niego, dotykając kciukiem pierścionka. Starała się uporządkować w myślach to, co się wydarzyło. Dlaczego on się jej oświadczył? - zadawała sobie wciąż to pytanie, ale nie znała odpowiedzi. Nigdy nawet nie wspomniał o małżeństwie, nigdy też nie padły słowa: kocham cię. Nie byli parą... przynajmniej w jej mniemaniu. Ich krótkotrwały związek - jeśli tę znajomość można tak określić - nie dawałby żadnej kobiecie nadziei na oświadczyny. W tak krótkim czasie nie można się nawet dobrze poznać. Spojrzała na swoją lewą rękę, na pierścionek. 69
Anula
Był piękny, z brylantowym oczkiem. Każda zakochana kobieta byłaby zachwycona takim dowodem miłości. A ona czuła niesmak. Nie wiedziała... Chciała znać odpowiedź na pytania, których nie potrafiła sformułować. Nie mogła go zresztą o to zapytać, bo... rozmawiał przez telefon. Skończył rozmowę, gdy przekroczył próg jej poddasza. Zebrała się na odwagę, poskromiła nerwy i zapytała: - Dlaczego chcesz się ze mną ożenić? Zmarszczył brwi i rozłożył ręce. - To chyba oczywiste - rzekł.
s u lo
- Może dla ciebie, ale nie dla mnie - powiedziała. - Człowieku,
a d n a c s
przecież znamy się zaledwie dwa tygodnie!
- Nie wiedziałem, że istnieją przepisy w tej kwestii - odparł. - To nie jest odpowiedź - rzekła ż nutą zniecierpliwienia. - I dlaczego zrobiłeś to na oczach tylu ludzi? Wszyscy się na mnie gapili. Było mi głupio, czułam się fatalnie.
Uśmiechnął się pobłażliwie i ujął jej dłonie. - Oj, Gino, Gino - mówił. - Nie powinno ci być głupio. Ci ludzie, jak ich określasz, to moja rodzina, moi przyjaciele. Zaręczyny to wielkie wydarzenie w moim życiu, w naszym życiu. Chciałem się z nimi podzielić naszym szczęściem. - Przyciągnął ją do siebie i objął. Nie gniewaj się na mnie, kochanie. - Pocałował ją w czoło, w policzek. - Chciałem podkreślić wagę tego faktu. Żebyśmy do końca życia pamiętali ten wieczór. Uniósł jej głowę i pocałował w usta. 70
Anula
- Proszę cię, nie gniewaj się na mnie - szeptał. - Nic nie może odebrać nam tych chwil. Proszę cię, Gino... Przytuliła się do niego pełna oddania. - Ja się nie gniewam - rzekła. - Tylko to wszystko stało się tak nagle. Zaskoczyłeś mnie. Ujął jej lewą rękę. Nie odrywając od niej oczu, dotknął ustami pierścionka na jej palcu. - Podoba ci się? - zapytał. Przebiegł ją dreszcz.
s u lo
- Jest naprawdę piękny. Uśmiechnął się na te słowa.
- Gdy tylko rzuciłem na niego okiem, wiedziałem, że jest przeznaczony dla ciebie. - Położył dłonie na jej ramionach. -
a d n a c s
Mówiłem ci, jak pięknie dziś wyglądasz? - zapytał, przytulając głowę do jej szyi.
Przymknęła oczy, poddając się jego dotykowi. - N-n-nie pamiętam.
- To teraz ci mówię. Jesteś piękna - rzekł, poprawiając jej żakiet. - Wspaniała, cudowna, jak panna młoda w dniu wesela. Drżała, gdy zdejmował z niej żakiet, a rytm jej oddechu stawał się coraz szybszy i żar uderzał jej do głowy. Chciała się jakoś wyciszyć, otworzyć oczy, ale jej powieki stały się ciężkie jak ołów. Czuła na plecach dotyk jego dłoni i usłyszała chrzęst zamka w jego spodniach. - Nie, Case - wyszeptała, oddychając z trudem. Zamknął jej usta pocałunkiem. - Wolno nam - rzekł. - Jesteśmy zaręczeni, zapomniałaś? 71
Anula
Tak, przypomniała sobie, powiedziała mu, że tylko z mężem, może ewentualnie z narzeczonym. A od trzech godzin była zaręczona z Case'em Fortune'em. - Czujesz, jak cię pożądam? - zapytał. - To ty, kochanie, wzbudziłaś we mnie taką namiętność. Nie miała doświadczenia w sprawach seksu, ale działała pod wpływem instynktu. Jej ciało poddawało się jego pieszczotom i pieściła go tak samo, jak on ją. Jej usta i piersi pragnęły jego
s u lo
pocałunków. Pożądała go, pragnęła rozkoszy, jaką jej dawał, tajemnic, jakie przed nią odkrywał. Czuła jego ciało, jego dłonie...
- Chcę cię mieć w łóżku - szepnął, prowadząc ją w tym
a d n a c s
kierunku. - Chcę, byś leżała naga obok mnie, chcę czuć twoje nagie ramiona.
Wymieniał jeszcze, co chce czuć, a jej serce biło coraz mocniej i coraz szybciej. Spojrzała na niego, z trudem chwytając oddech. - Jeszcze nigdy nie byłam z mężczyzną - rzekła. - Nie martw się - powiedział z pełnym czułości uśmiechem. Wszystkiego cię nauczę.
Stała już przed nim naga, osłaniając się ramionami. Gdy obrócił się ku niej, aż krzyknęła z wrażenia. Patrzył na nią, a jego oczy pociemniały, jakby zmieniły barwę. Dotknął jej policzka. - Kochaj się ze mną, Gino- rzekł głosem z lekka zachrypniętym i obiema dłońmi ujął jej twarz. Poddała się jego objęciom i pocałunkom. Całował ją zaborczo, namiętnie. Każdym nerwem czuła jego moc, odkrywał przed nią 72
Anula
nieznane jej dotąd rejony i emocje. Pieścił ją aż do bólu, który przechodził w rozkosz. Jej ciało domagało się spełnienia, choć nie wiedziała, jak to wyrazić. - Case, proszę... - Jesteś gotowa? Skinęła głową. Owładnęło nią uczucie bezgranicznego szczęścia. Pragnęła, żeby trwało jak najdłużej. Patrzyła w jego oczy, w których płonął ogień, na
s u lo
krople potu nad górną wargą, i cieszyła się z tej ich wzajemnej radości, wzajemnego oddania się sobie.
To jest właśnie to, myślała pełna zachwytu, usiłując
a d n a c s
uporządkować myśli. Zamknęła oczy, ale zaraz je otworzyła, nie chcąc tracić z nim kontaktu wzrokowego, i napotkała jego spojrzenie. Była mu wdzięczna za delikatność, jaką jej okazał w tym najważniejszym momencie.
- Dobrze ci było? - zapytał.
- Tak - szepnęła i przytuliła się do niego, wiedząc, że żadne słowa nie oddadzą tego, co czuła.
Zasnęli, a ich serca biły zgodnym rytmem. Gina uznała, że znacznie przyjemniej jest, gdy rano budzi ją mężczyzna, a nie budzik. Pocałunki w powieki, dotyk męskich rąk, szept słów miłosnych - to było coś wspaniałego. Chciałaby tak trwać w jego objęciach cały dzień. Była tak szczęśliwa, że dopiero po chwili uświadomiła sobie, że w jej sypialni jest ktoś trzeci. A gdy zdała sobie z tego sprawę, ujrzała 73
Anula
Zoie stojącą w nogach łóżka. Przerażona naciągnęła kołdrę aż po oczy swoje i Case'a. Ale on najwyraźniej nie podzielał jej konsternacji. Przeciągnął się jak kot i usiadł. - Dzień dobry - powiedział. - Widzę, że bardzo dobry - rzekła Zoie. -1 pewno za chwilę będzie jeszcze lepszy. - Mogłaś zapukać przed wejściem - zwróciła jej uwagę Gina.
s u lo
- Pukałam - odparła, wzruszając ramionami. -Ale nic do was nie docierało.
Gina, zła na przyjaciółkę, że kpi sobie z niej, zapytała ostro:
a d n a c s
- Czego chcesz?
- Chciałam się przekonać, czy to prawda - powiedziała Zoie z uśmiechem. -I przekonałam się.
- O czym? - zapytała Gina z irytacją. Zoie rzuciła na łóżko gazetę.
- Sama zobacz - rzekła, kierując się ku drzwiom. - Na razie. Gina, niepomna nagości, zerwała się z łóżka i sięgnęła po gazetę wydawaną przez rodzinę Fortune'ów. Na pierwszej stronie widniał tytuł wydrukowany dużą czcionką: „Autorka książek dla dzieci opowiada o swoich zaręczynach", a obok zdjęcie jej i Case a. Ona trzyma w ręku porcelanową ropuchę i pochyla się, jakby chciała ją pocałować. Tę fotografię przesłała wydawcy na jego prośbę. Wstrząśnięta sensacyjnym charakterem powiadomienia o ich zaręczynach znów spojrzała na tytuł. Jak Case mógł do tego dopuścić? 74
Anula
Nie do wiary! Czyżby był tak pewny jej zgody, że zamieścił ogłoszenie, nim się jej oświadczył? - Dlaczego? - zapytała go, zalewając się łzami. - Jak mogłeś? - Co „jak mogłem"? Podając mu gazetę, wstała z łóżka. - Jak mogłeś tak postąpić? - pytała. - Czy masz tak wielkie mniemanie o sobie, że nawet nie przyszło ci do głowy, że mogłabym
s u lo
odmówić? Jakaż kobieta mogłaby odmówić wszechwładnemu Case'owi Fortune'owi, prawda?
Case rzucił okiem na tytuł i zaklął pod nosem.
- Czy naprawdę sądzisz, że to ja zamieściłem?
a d n a c s
- zapytał gniewnym tonem.
- Na pewno nie ja - rzekła. - Ubiegłej nocy nawet nie napomknąłeś o ślubie.
Patrzył na nią dłuższą chwilę, zacisnąwszy usta, po czym wyciągnął ku niej dłoń.
Wahała się. Po tym wszystkim nie bardzo miała ochotę nawet na taki z nim kontakt.
- Gino - powiedział ostrym tonem. Choć z oporami, pozwoliła się jednak zaciągnąć z powrotem do łóżka. Objął ją i pocałował we włosy. - Przepraszam, kochanie - mówił. - Wiem, że nie w ten sposób chciałabyś obwieścić światu o naszych zaręczynach. Rozumiem cię. 75
Anula
Ale to nie ja przekazałem tę wiadomość gazecie. Nie ode mnie to wyszło. Przysięgam. - Westchnął i oparł czoło o jej policzek. Pojedźmy do twojego ojca. Na pewno jest wściekły, że nie poprosiłem najpierw jego o twoją rękę. Spojrzała na niego przerażonymi oczyma. - Nie! Ja nie chcę go widzieć! - Ależ, Gino... - Nie! Niepotrzebna mi jest jego zgoda na mój ślub! Sam już
s u lo
dawno temu pozbawił się wszelkich praw do decydowania o moim życiu.
- No dobrze, już dobrze. - Przytulił ją. - Nie pojedziemy do niego.
a d n a c s
Łykając łzy upokorzenia, pomyślała, że chętnie cofnęłaby czas o godzinę. Jakże była szczęśliwa, zanim zobaczyła ten tytuł w gazecie! Jak bardzo kochała Case'a!
Zastanowiła się chwilę. Miłość? Zakochała się w nim? Nie wiedziała, kiedy jej uczucia osiągnęły szczyt, ale fakt nie ulegał wątpliwości. Kochała go.
A czy on kochał ją?
- Case... - zaczęła z wahaniem. -Tak? - Czy ty mnie kochasz? Popatrzył na nią ze zdziwieniem. - Co ci przyszło do głowy? - zapytał. Choć w równym stopniu była zmieszana, co bała się jego odpowiedzi, rzekła: - Bo nigdy mi tego nie powiedziałeś. Jestem ciekawa. 76
Anula
Patrzył na nią dłuższą chwilę, a potem przygarnął do siebie i oznajmił: - Nie ożeniłbym się z kobietą, której bym nie kochał. Case wystukał kod do swojego mieszkania i wszedł do środka. - Nareszcie jesteś. Zatrzymał się zaskoczony. Na jego kanapie leżał Creed. - Co ty tu robisz? - zapytał Case. - Sprawdzam, co się z tobą dzieje, braciszku. Skoro nie wróciłeś
s u lo
wczoraj wieczór do domu, to pomyślałem, że jesteś tutaj. - Obrzucił go wzrokiem. - Masz na sobie to samo ubranie co wczoraj - ciągnął — z czego wnoszę, że spędziłeś noc ze swoją nową narzeczoną.
a d n a c s
Case, marszcząc brwi, zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła. -I co z tego? - zapytał. Creed splótł ręce na karku i rzekł: - Ale atrakcję nam zafundowałeś wczoraj wieczór. - Wyobrażam sobie wasze zdumienie. -Wiedziałem - mówił Creed - że załatwisz sprawę z Curtisem Reynoldsem, ale do głowy mi nie przyszło, że chcąc przejąć kontrolę nad Rafinerią, ożenisz się z jego córką.
- Kto mówi o ślubie? - rzekł Case, śmiejąc się nienaturalnie. - Ty. Sam słyszałem, jak się oświadczałeś. Case ściągnął koszulę, kierując się w stronę łazienki. - Jest drobna różnica między zaręczynami a ślubem - powiedział. - Co?! - wrzasnął Creed. Zerwał się z miejsca i ruszył za bratem.'- Chcesz powiedzieć, że nie zamierzasz się z Giną ożenić? Case uruchomił prysznic. 77
Anula
- Nie chcę niczego powiedzieć - rzekł. - Możesz wyrażać się jaśniej? - Creed stał oparty o framugę. - Gdy Reynolds się dowie o zaręczynach, a mam nadzieję, że już się dowiedział z prasy, zgodzi się na fuzję obu firm. A wtedy zerwę zaręczyny. Dakota Fortunes przejmie Rafinerię Reynolds, ja zaś pozostanę wolnym człowiekiem. Creed pokiwał głową ze smutkiem. - Bracie, to podłe, nawet jak na ciebie. - Naprawdę? Moim zdaniem to wspaniały plan. -Case zdjął buty
s u lo
i skarpetki i wszedł pod prysznic. -Ginie przecież zupełnie nie zależy na firmie. I nigdy nie zależało.
- Nie chodzi o to - rzekł Creed. - Oświadczyłeś się jej.
a d n a c s
Zerwaniem zaręczyn nie będzie raczej zachwycona.
- Może nie od razu doceni ów fakt - powiedział Case. -
Przepraszam cię - rzekł, zasuwając zasłonę - ale przywykłem brać prysznic bez świadków.
Gina będzie mu z pewnością wdzięczna, mówił sobie. Nie byłaby z nim szczęśliwa. Jest zbyt wrażliwa i zbyt krucha. Potrzebny jest jej mężczyzna, który będzie ją uwielbiał i nosił na rękach, a nie ktoś taki jak on, Case, egoista. Ktoś, kto będzie ją kochał dla niej samej, a nie z powodu wiana, jakie wniosła. „Czy ty mnie kochasz?" Jęknął. Uderzył pięścią w ścianę. I co on jej na to odpowiedział? Nic. Coś zdawkowego. Rzucił jakimś słowem używanym w biznesie. Creed miał rację. To zwykła podłość z jego strony. Nawet jak na niego. 78
Anula
W czasie gdy Case walczył z własnym poczuciem winy, Curtis Reynolds siedział w jadalni przy stole i czytał poranną prasę. Jak zwykle samotnie, co ostatnio zaczęło mu już doskwierać. Z początku wiadomość o zaręczynach córki z Case'em wstrząsnęła nim, ale po chwili namysłu przyjął ją z zadowoleniem. Najwyższy czas, myślał, popijając kawę, choć uznał ze smutkiem, że dla niego na wszystko jest już za późno. Chciałby kiedyś mieć wnuki. Szczególnie wnuka, ale na tym etapie życia cieszyłby się również dziewczynką.
s u lo
Na myśl o chorobie, która powoli i nieodwracalnie pożerała jego ciało i życie, westchnął ciężko i odstawił filiżankę. Zadumał się. Widmo śmierci zmienia człowieka, myślał, nadaje sprawom zupełnie
a d n a c s
inny wymiar. Przed rokiem nawet nie wyobrażał sobie, że może mieć wnuki. Teraz, w obliczu śmierci, coraz częściej wracał wspomnieniem do żony, córki i błędów, które popełnił wobec nich pochłonięty robieniem pieniędzy.
Spojrzał na gazetę, na fotografię córki. Piękna kobieta z niej wyrosła, pomyślał z odcieniem dumy, ale bardziej z żalem. Kiedy ostatnio ją widział? Dziesięć lat temu? Nie, chyba dwanaście. Wpadła do domu w czasie wakacji, przed wstąpieniem do college'u. Świetnie to pamięta. Pamięta wyraz jej oczu, gdy jej powiedział, że nazajutrz musi wyjechać w interesach. Ból. Zawód. Rozczarowanie. Pamięta. Wtedy o tym nie myślał, przyznał ze smutkiem. Nie czuł się winny. Praca była najważniejsza. Przez cały czas budował Rafinerię 79
Anula
Reynolds dla rodziny: dla żony i córki. Czyż nie zapewnił im wygodnego życia? Królewski dom, pozycja społeczna, no i najważniejsze: pieniądze. Teraz jednak, w obliczu śmierci, zdał sobie sprawę, co w życiu stracił. Miał pięćdziesiąt siedem lat. W zasadzie wciąż był młody - i sam na świecie. Jego ambicje doprowadziły żonę do samobójstwa, stracił też wszelkie szanse na dobre stosunki z córką. Po co to wszystko? - zapytywał sam siebie. Niech to szlag trafi!
s u lo
W ubiegłym tygodniu słyszał przez radio piosenkę country chłopak śpiewał, że nie jest i nie chce być szafą na rzeczy. Święta prawda, pomyślał teraz ze smutkiem. On poświęcił życie na zbieranie rzeczy. Teraz już wie, ilu ludziom zmarnował życie i co sam stracił.
a d n a c s
W poszukiwaniu złudnego sukcesu poświęcił to, co w życiu najważniejsze. Rodzina.
Z ciężkim westchnieniem odchylił głowę na oparcie krzesła. Przez całe życie był sam, lecz nie odczuwał samotności. Dopiero teraz...
80
Anula
ROZDZIAŁ SZÓSTY Przez cały czas Case zastanawiał się bezskutecznie, kto mógł przekazać prasie wiadomość o jego zaręczynach. Nikomu nie mówił o swoich planach, nawet Creedowi, któremu od dziecinnych lat zwierzał się ze wszystkich swoich sekretów. A nie powiedział o tym bratu dlatego, że ten zacząłby mu odradzać małżeństwo z Giną. Rafineria Reynolds jego zdaniem nie była warta takich poświęceń jak rezygnacja z wolności, a ponadto nie popierał wykorzystywania do
s u lo
celów biznesowych kobiety, w tym wypadku Giny.
Gdy Case zbliżał się do biura Creeda, usłyszał podniesione głosy i zatrzymał się. Pomyślał, że przyjdzie później, gdy brat będzie sam.
a d n a c s
Ale wtedy rozpoznał głos swojego przyrodniego brata, Blake'a, i postanowił wejść.
- Wiesz, jaka jest matka - mówił Blake. - Zawsze musi mieć przy sobie jakiegoś faceta, który będzie koło niej skakał. - Philip jest starszy od Triny o dobre dwadzieścia lat - zauważył Creed.
- Liczysz od daty, gdy wiek matki się zatrzymał? - zapytał Blake rzeczowym tonem. - Gość ma forsę, ale kiepsko skończy, jeśli będzie jej dawał takie prezenty od jubilera. Case poczuł narastający gniew, gdy stało się dlań jasne, że to Trina Watters Fortune, matka Blake'a i eksmacocha Case'a zamieściła w prasie zawiadomienie o jego zaręczynach.
81
Anula
Case kupił Ginie pierścionek w sklepie jubilerskim Gaddisa i na pewno wspomniał właścicielowi, komu go wręczy. Ten zaś przypadkiem albo umyślnie powiedział o tym Trinie. A ta jędza pobiegła czym prędzej z tą nowiną do gazety, żywiąc nadzieję, że zrobi tym komuś na złość. - Powiedz tej jędzy - wrzasnął Case - żeby się nie wtrącała do moich spraw! Blake, zmrużywszy oczy, wstał powoli, spojrzał na Case'a przez ramię i powiedział:
s u lo
- Nie masz prawa wyzywać mojej matki od jędz!
- Tak mówisz? - Case wyciągnął dłoń w stronę Blakea. -
a d n a c s
Posłuchaj mnie, braciszku, uważnie. Twoja matka sprawia ostatnio Fortune'om sporo kłopotu. Jeśli się nie uspokoi, to ja się już tym zajmę i wyląduje z powrotem w Sioux!
- Jak śmiesz?! - Blake poczerwieniał z wściekłości, zbliżając się do Case'a, ale Creed szybko wkroczył między nich i chwycił pięść Blake'a, nim dopadła celu.
- Dość tego! - warknął.
Z błyskiem w oku Blake wyrwał rękę z jego uścisku. - Nie będę spokojnie słuchał, jak on wygaduje takie rzeczy o mojej matce! - Możesz nie słuchać - zgodził się Case. - Ale najpierw pójdziesz do swojej matki i powtórzysz jej dokładnie to, co ci powiedziałem. Bo to ona zamieściła w prasie zawiadomienie o moich zaręczynach, wtrącając się w nie swoje sprawy i przysparzając mi kłopotu. 82
Anula
Zmierzając już ku drzwiom, dodał, bo poczuł się niezręcznie wobec Blake'a: -Nie bierz sobie tego do serca, przepraszam. Gina siedziała na kanapie, a obok niej wszyscy jej ropusi przyjaciele: Tululah, Timothy, Tyrone i Tessy. - Co o tym sądzisz, Timothy? - zapytała z zadumą, obracając w ręku pierścionek. - Masz rację, to duża sprawa. - Następnie zwróciła się do Tululah, mieszkanki ropuszego miasta, jakby ta miała moc mówienia. - Na pewno ci się podoba. Ale nie bądź zazdrosna, zresztą ty nie przepadasz za błyskotkami, prawda?
s u lo
Podrzuciła ją w górę i pocałowała w pluszowy łepek.
- Wyobrażasz sobie? - mówiła dalej. - Wychodzę za mąż! Ja,
a d n a c s
Gina, wychodzę za mąż! - Tanecznym krokiem przemierzyła pokój. Oczywiście będziesz moją druhną - rzekła, odpowiadając jakby na pytanie Tululah.
Prawie wpadła na Zoie stojącą przy drzwiach ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Zmieszana cofnęła dłoń, w której trzymała ropuchę.
- Nie słyszałam, jak weszłaś - rzekła.
Zoie chwyciła pluszową żabę i rzuciła ją na kanapę między inne ropuchy. - Przepraszam, że przerwałam tę rodzinną sielankę - powiedziała sucho. - Ale miałaś do mnie zadzwonić. - Wybacz, zapomniałam. Zoie, trzymając Ginę pod ramię, podeszła do stołu. 83
Anula
- A ja myślałam - zaczęła - że jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Gina, siadając na krześle, spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Bo jesteś - rzekła. Zoie zajęła miejsce naprzeciwko niej. - To dlaczego Tululah ma zostać twoją druhną? - Mówisz poważnie? - zapytała Gina ze śmiechem. - Przecież Tululah to pluszowe zwierzątko. Zoie udała, że wyciera pot z czoła.
s u lo
- A ja cały czas wierzyłam, że obok mnie mieszka stado sympatycznych ropuch - powiedziała.
a d n a c s
Gina wstała i wzięła ze stołu filiżankę.
- Bądź dla mnie miła - rzekła, nalewając kawę do filiżanek - bo naprawdę poproszę Tululah na druhnę.
Gdy Gina usiadła, Zoie przysunęła się z krzesłem bliżej niej. - Naprawdę za niego wychodzisz? - zapytała. - Nie wiem - odparła Gina z nonszalancją. - Ty wiesz lepiej. - Dostałaś ten pierścionek. - Chwyciła Ginę za rękę, chcąc się lepiej przyjrzeć brylantowi. - Co najmniej cztery karaty. Gina poruszyła dłonią i kamień zaiskrzył w świetle. - Tego nie wiem - odparła. - Ale jest piękny, prawda? - Cudowny - przytaknęła Zoie. - Najwyższej klasy. Sama go sobie wybrałaś?
84
Anula
- Nie. - Gina się roześmiała. - To jego wybór. -Niektóre dziewczyny to mają szczęście - stwierdziła Zoie. Gina łyknęła trochę kawy. - No to kiedy ten wielki dzień? -- zapytała przyjaciółka. - Jeszcze nie ustaliliśmy. - Na co czekacie? Ponaglij go, bo jeszcze ci się wymknie. Gina skwitowała uśmiechem to ostrzeżenie. - Mamy czas. Dopiero wczoraj mi się oświadczył.
s u lo
Zoie pochyliła się, a w jej oczach rozbłysła ciekawość.
- Skoro już o tym mowa, to zdradź, jaki on jest w łóżku? Gina, nienawykła do rozmowy o seksie, spuściła oczy i
a d n a c s
zarumieniła się.
- Chyba w porządku - odparła. - Tylko w porządku?
Spojrzała na przyjaciółkę spod firanki rzęs i powiedziała: - Jest świetny, naprawdę świetny. Bezkonkurencyjny, fantastyczny!
- Ho, ho, ho! - zawołała Zoie, unosząc dłonie nad głową. - To jasne! Pan Bóg, obdarzając go takim ciałem, musiał go hojnie i w te talenty wyposażyć. Case, zanim udał się po lunchu do swojego gabinetu, zapytał sekretarkę: - Masz coś dla mnie, Marcia? - Pocztę - rzekła, wręczając mu plik kopert. -I dzwonił Curtis Reynolds. 85
Anula
Case uniósł brwi ze zdziwieniem. - Mam do niego zadzwonić? - zapytał. - Nie. Prosił tylko, bym ci przekazała, że nad sprawą fuzji firm pracuje jego adwokat. Case się tego spodziewał, zważywszy na perspektywę rychłego małżeństwa córki. Lecz wbrew własnym oczekiwaniom nie ucieszyła go ta wiadomość.
s u lo
- W razie telefonów, nie ma mnie - polecił.
- Oczywiście - rzekła wyraźnie zdziwiona i spojrzała nań z niepokojem. - Dobrze się czujesz?
a d n a c s
Wychodząc, wzruszył ramionami. - Oczywiście. Świetnie.
Nie tak znowu świetnie, myślał, zamykając za sobą drzwi. A powinien być w siódmym niebie i cieszyć się, że wszystko ułożyło się po jego myśli. Tymczasem... Go się dzieje? Depresja? Poczucie winy? Rzucił koperty na biurko i usiadł w fotelu ze wzrokiem utkwionym w suficie. Nie powinien się smucić. Powinien triumfować. Sprawa fuzji idzie w dobrym kierunku. Przecież tego chciał od samego początku. Skąd więc, do diabła, ten nastrój, dlaczego nie otwiera szampana i nie święci triumfu wraz z Creedem? Z powodu Giny, ty idioto. Giny? - zapytał sam siebie. 86
Anula
Tak, Giny. Czy zastanowiłeś się nad tym, co ona czuje? Nie możesz jej przecież rzucić dlatego, że Curtis zgodził się na fuzję. Złamałbyś jej serce! Dość się w życiu nacierpiała, żebyś jeszcze ty zadawał jej ból. Wyobraził sobie jej reakcję, gdyby zerwał zaręczyny. Ciężko by to przeżyła, nie wątpił. Ale z miłością tak jak z wojną - nie obejdzie się bez cierpienia. I Gina będzie musiała się z tym uporać. Mają tak różne charaktery, że lepiej jej będzie w życiu bez niego.
s u lo
Może tak, a może nie. A on? Jak on to zniesie? Przecież zaszła mu za skórę i dobrała się do serca.
Case aż zamarł na tę myśl. Nie, w żadnym razie, mówił sobie w duchu. Jego związek z Giną wiąże się z biznesem, a od lat wiedział, że
a d n a c s
tam, gdzie w grę wchodzi biznes, uczucia nie mają wstępu. Jedno wyklucza drugie.
A może tak było kiedyś? Może to już przeszłość? Zastanów się, Case. Bo może całkiem po prostu się w niej zakochałeś? Wyprostował się. Miłość? Niech to szlag, nie, nie kocha jej! Lubi ją, owszem. Lubi ten jej dziwny sposób bycia. I jak na początkującą jest cholernie dobra w łóżku. Miło jest spędzać z nią czas. Ciekawie się rozmawia. Ale miłość? Wzruszył ramionami. Nie, to nie wchodzi w grę. A dlaczego nie uczcisz z nią szampanem przyszłej fuzji firm? Powiem ci dlaczego. Bo wiesz, że sprawa jest już załatwiona. Gina nie jest ci już potrzebna. Najwyższy czas się jej pozbyć. Lecz pozwól, 87
Anula
kolego, że coś ci powiem. Gdy Gina się przekona, jak z nią postąpiłeś, nie będzie chciała cię nawet znać. Widział tylko czarną dziurę, gdy usiłował sobie wyobrazić życie bez niej. Nie, nie skrzywdzi jej. Nie dopuści do tego, by go znienawidziła. Na pewno jakoś się ułoży. Zostaną przyjaciółmi. Ale „jakoś", to znaczy jak? Czyżby nagle odezwało się w nim sumienie?
s u lo
Do tej pory zawsze mi się udawało znajdować wyjście z każdej sytuacji, pomyślał. Tak będzie i tym razem.
Gina przez cały prawie dzień pracowała nad swoją nową książką.
a d n a c s
Przynajmniej próbowała.
Przyłapywała się na tym, że ciągle myśli o Casie. Mało tego, wpisuje w tekst różne odmiany swojego niby przyszłego nazwiska pani Gina Fortune, Gina Reynolds Fortune, Gina Fortune - co automatycznie zwiększało liczbę linijek na stronie maszynopisu. Co za różnica? - myślała. Żaden termin jej nie goni. A przecież wychodzi za mąż. Narzeczona ma chyba jakąś taryfę ulgową. Owszem, goni, uprzytomniła sobie. Ma napisać i zilustrować książkę i przygotować się do ślubu. Powinna porozmawiać ze swoim agentem i wydawcą i poprosić o przedłużenie terminu złożenia kolejnej książki. Wolałaby uniknąć dodatkowego stresu związanego z pośpiechem. Przygotowywanie się do wesela zajmie jej mnóstwo 88
Anula
czasu. Suknia ślubna, suknie dla druhen, które musi wybrać i kupić. Kwiaty, muzyka, catering - tyle spraw na głowie! Pomyślała przy tym, że nie ma matki, która coś by jej doradziła lub odradziła. I nie ma ojca, który oddałby ją w ręce narzeczonego. Gwałtownym ruchem odsunęła się od komputera, uniosła wzrok na rząd okien po drugiej stronie ulicy i całkiem niespodziewanie łzy przesłoniły jej oczy. Ślub to wielka sprawa w życiu kobiety. Bierze w nim udział cała bliższa i dalsza rodzina.
s u lo
A ona nie ma rodziny. Ani matki, ani rodzeństwa. Więzy z ojcem sama zerwała. Spojrzała na wiszący w kuchni telefon i
a d n a c s
przygryzła wargi. Powinna do niego zadzwonić, odpowiedzieć na tamten jego telefon.
Znów spojrzała w okno. Nie zadzwonię do niego, pomyślała z uporem. Dlaczego miałaby go zapraszać na tę ważną dla niej uroczystość, skoro porzucił ją, gdy był jej najbardziej potrzebny. Wyjrzała przez okno i pomyślała raptem o samej ceremonii ślubnej.
Kogo ma zaprosić na ten ślub? Jacy goście się na nim pojawią? Zgodnie z tradycją w jednej nawie stoją przyjaciele panny młodej, w drugiej - pana młodego. W nawie Case'a będzie tłum ludzi, lecz kto znajdzie się w nawie panny młodej? Z jednego zmartwienia wynikało kolejne. A co się stanie, jeśli Case będzie chciał mieć kilku drużbów? Bo ona ma tylko Zoie. 89
Anula
Zaczął ją ogarniać lęk, z każdą chwilą większy, gdy wyobraziła sobie kościół pełen ludzi wpatrzonych w nich stojących przed ołtarzem. Zadrżała, niemal czując skoncentrowane na sobie spojrzenia ludzi. Nie cierpiała tłumu, a jeszcze bardziej nie cierpiała być w centrum czyjegoś zainteresowania. Ktoś zapukał do drzwi. Odeszła od okna. Serce jej waliło. - Gina? Głos Case'a. Pobiegła mu otworzyć.
s u lo
- Case, ucieknijmy gdzieś - zaczęła błagalnym tonem. Ominął ją i zdjął płaszcz. - Co ci przyszło do głowy?
a d n a c s
Zamknęła drzwi i załamując ręce, usiadła na kanapie.
- Ten ślub... Nie mam nikogo, kto doprowadziłby mnie do ciebie.
- Masz ojca - przypomniał jej. Obrzuciła go wymownym spojrzeniem. Uniósł dłoń do góry.
- Przepraszam, cofam te słowa. Pojękując żałośnie, ciągnęła myśl:
- Nawet gdybym go o to poprosiła, to kto by go zaprosił na ślub? Usiadł przy niej i objął ją. - Jasne, że ty - powiedział. - Nie! - Uspokój się, Gino. Skończyłaś college, prawda? Nawiązałaś tam pewno jakieś przyjaźnie... 90
Anula
- Przyjaźnie? Kto by się chciał przyjaźnić z dziewczyną, której matka popełniła samobójstwo i do której ojciec nigdy nie przyjeżdżał? - Chwyciła się za głowę. - Lepiej już być samą niż odpowiadać na setki pytań. Milczał. Spojrzała na niego uważnie. - Ucieknijmy gdzieś, proszę cię! Uśmiechnął się i uścisnął jej ramię pocieszającym gestem. - Nie myśl teraz o tym. Planujemy przecież długie
s u lo
narzeczeństwo. Tak długie, jak tylko zechcesz. A dopiero potem zadecydujesz, jak ma wyglądać twój ślub. Zarzuciła mu ręce na szyję.
a d n a c s
- Ty zawsze umiesz mnie uspokoić. Dzięki! Przyciągnął ją do siebie.
- Znam lepsze sposoby wyrażania wdzięczności - powiedział. Nie licząc poprzedniej nocy, Gina nie miała wielkich doświadczeń w tej kwestii, ale była pojętną uczennicą. - Chyba tak to się zaczyna - powiedziała, wspinając się na palce i całując go w usta.
Ciekawe, myślała Gina, jak jedno zdarzenie może zmienić życie człowieka. Po zaręczynach jej szczątkowe do tej pory życie towarzyskie rozwinęło w jednej chwili. W ciągu zaledwie paru dni była na bankiecie na cześć nowo przyjętych do... Brała udział w koktajl party z okazji nowo mianowanego dyrektora banku. Jadła lunch ze swoją przyszłą szwagierką Elizą. Nie mówiąc już o całych godzinach sam na sam z Case'em. 91
Anula
I te godziny były najlepsze, pomyślała. Nie przypuszczała, że pocałunki i pieszczoty mogą sprawiać taką przyjemność. A seks? To coś znacznie więcej niż przyjemność. To fantastyczne, niezwykłe przeżycie! Przeszło wszelkie jej wyobrażenia. Jak na kogoś, kto zawsze był sam, szybko się przyzwyczaiła do stałej obecności Case'a. Case poza godzinami pracy stale przebywał u niej na poddaszu. Spali razem, razem jedli śniadanie, a po pracy wracał. Postanowiła
s u lo
popisać się przed nim swoimi umiejętnościami kulinarnymi.
Najwyższa pora. Nie chciała, żeby pomyślał, że jego przyszła żona nie umie gotować. Zaplanowała obiad w stylu włoskim - lazania piekła
a d n a c s
się w piecyku, a sałatka z przyprawami chłodziła w lodówce. Na stole nakrytym na dwie osoby stała butelka czerwonego wina. Zaraz wsunie do piecyka czosnkowy chleb owinięty w folię. Rozejrzała się. Wszystko w porządku.
Usłyszała przekręcenie klucza w zamku i pobiegła do drzwi, by powitać Case'a. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta. - Cześć! - zawołała.
- Cześć - odparł, wciągając dolatujące z kuchni zapachy. - Czy to spaghetti tak pachnie? - zapytał. Wzięła od niego płaszcz i powiesiła w szafie. - Nie - rzekła. - Lazania. Mam nadzieję, że lubisz. - Jeśli smakuje tak dobrze, jak pachnie... - Mam nadzieję - mówiła, prowadząc go do kuchni. - Napijesz się wina, nim chleb się zapiecze? 92
Anula
Wziął z jej rąk butelkę. - Pozwól, że ja naleję. Ty o wszystko tak pięknie zadbałaś. Z przyjemnością obserwowała jego ruchy. Lubiła ten istniejący między nimi podział obowiązków. O tym właśnie myślała, wsuwając ciasto do piekarnika. Dobrze się czuła w tym partnerskim układzie. Odpowiadał jej. Case ma swoje wady, rzecz jasna. Wiedziała o tym. Był trochę bezczelny. No, może nie trochę. Lubił przewodzić. Ale także umiał się liczyć z otoczeniem. Miała nadzieję, że w miarę
s u lo
upływu wspólnie spędzanego czasu ta cecha będzie w nim dominować.
Wyjmowała z lodówki sałatkę, gdy poczuła na szyi ciepło jego
a d n a c s
oddechu. Przymknęła oczy. Lubiła jego zapach, dotyk jego ust. Obróciła głowę i zanim wzięła z jego rąk kieliszek wina, pocałowała go.
- Jak ci minął dzień? - zapytała.
- Pracowicie. Głównie spotkania, podpisywanie umów, a to wymaga koncentracji. Męczące i niespecjalnie ciekawe. - Usiadł na kanapie, wsunął płytę do odtwarzacza i przez sekundę słuchał muzyki. - A ty co robiłaś?
- Jadłam lunch z Elizą. Pytała, gdzie będziemy mieszkać po ślubie. - Co jej powiedziałaś? Usiadła obok niego na podkulonych nogach. - Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, więc powiedziałam, że nie wiem. 93
Anula
Upiła trochę wina, modląc się w duchu, by nie musiała mieszkać w majątku Fortune'ów z całą jego rodziną. Byli sympatyczni, ale nie wyobrażała sobie mieszkania z nimi pod jednym dachem. - Możemy zamieszkać tutaj - powiedziała nieśmiało. - Miejsca jest dosyć. Jeśli zechcesz, zmienimy wystrój. Poklepał ją po dłoni, przymknął oczy i rzekł: - Nie musimy w pośpiechu podejmować decyzji. Mamy czas. Zawiedziona jego postawą upiła kolejny łyk.
s u lo
- Podoba ci się moje poddasze, prawda? - zapytała po chwili. Otworzył jedno oko.
- Oczywiście - odparł. - Przecież wiesz.
a d n a c s
- Tak tylko pytam. Bo moglibyśmy tu zamieszkać - powtórzyła. Siedział z zamkniętymi oczyma.
- Jak już powiedziałem, mamy jeszcze sporo czasu. Choć nie była zadowolona z takiej odpowiedzi, oparła głowę na jego ramieniu. Ma rację, pomyślała. Za wcześnie na taką decyzję. Ciesząc się, że są razem, również przymknęła oczy, zasłuchana w dobiegające z radia dźwięki muzyki.
Dzwonek telefonu przywrócił ją do rzeczywistości. - Słucham - rzekła do słuchawki, zaglądając do piekarnika. - Czy mówię z Giną Reynolds? Głos był Ginie nieznany. Zmarszczyła brwi. - Tak, tu Gina. - Przepraszam, że panią niepokoję, ale powinna pani wiedzieć... - O czym? - zapytała Gina podejrzliwie. - Kto mówi? 94
Anula
- Jeszcze raz przepraszam. - Kobieta była wyraźnie zdenerwowana. - Jestem Mary Collier, gospodyni pani ojca. Gina przygryzła dolną wargę. Typowe dla ojca, myślała, wyręcza się kimś, byle samemu nie zadzwonić. Od śmierci matki każdy list, każdy urodzinowy prezent przesyłał przez sekretarkę. - Ojciec kazał pani zadzwonić? - zapytała. - Nie, kochanie - odparła Mary. - Przykro mi, ale dziś po południu twój ojciec umarł.
s u lo
Gina poczuła, jak krew ścina jej się w żyłach. Stała bez ruchu, oddychając z trudem, jakby w pokoju zabrakło powietrza.
- Umarł? - powtórzyła szeptem i zasłoniła dłonią usta, by nie
a d n a c s
krzyknąć. - Jak to?
- Chorował już od paru miesięcy - rzekła Mary, pociągając nosem. Też widać miała problemy z opanowaniem emocji. - Rak. Najpierw zaatakował mózg, potem były przerzuty na inne organy. Nic nie można było poradzić, absolutnie nic.
Gina ze słuchawką przy uchu usiadła na podłodze. - A naświetlanie? Chemioterapia?
- Przykro mi, kochanie, ale na wszystko było już za późno. Lekarze przepisywali mu tylko morfinę, żeby nie cierpiał. Gina wsparła głowę na dłoni. Próbowała się jakoś oswoić z myślą, że ojca już nie ma na świecie. - Co ja mam robić? - zapytała. - Nic. Sam wszystko załatwił. Z adwokatem i pogrzebem. Pan Andrews ma do ciebie zadzwonić w sprawie ostatniej woli twojego 95
Anula
ojca i poda ci datę mszy żałobnej. Ale pomyślałam, że zadzwonię pierwsza. Uprzedzę cię. Wyobrażam sobie, że to dla ciebie szok. - Dziękuję. - Muszę już kończyć. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Na razie mieszkam w domu twojego ojca. Gina po odłożeniu słuchawki oparła głowę o kolana. Była wykończona. Umarł, myślała, jakby nie mogąc zaakceptować tego faktu. Mój ojciec umarł. - Gino?
s u lo
Uniosła wzrok. Przed nią stał Case ze zmarszczonym z
zatroskania czołem. Przyklęknął, położył jej dłoń na ramieniu. - Źle się czujesz? - zapytał.
a d n a c s
Oczy zapiekły ją od łez. Potrząsnęła głową, nie mogąc wypowiedzieć słowa.
- Mój ojciec i.. - zaczęła, zwalczając ucisk w gardle. - Mój ojciec umarł. Case...
Nie wiedziała, jak przeżyła te dni. Identyfikacja zwłok. Goście. Pogrzeb. Działała jak w transie, załatwiając te wszystkie formalności. Była jak skała, gdy ludzie składali jej kondolencje, podchodząc do niej kolejno. Trzymali ją pod ramię, gdy trumnę spuszczano do grobu. I przez cały czas nie mogła zrozumieć, dlaczego nie wypomniał jej, że nie odpowiedziała na jego telefon, nie zarzucił jej, że zerwała z nim wszelkie więzi. Od chwili gdy się dowiedziała o jego śmierci, o niczym innym nie potrafiła myśleć. 96
Anula
Ironia losu! Przez całe lata żyła w przekonaniu, że go nienawidzi za to, jak postąpił z nią i z jej matką. Bo przecież niczego poza miłością od niego nie oczekiwała. A teraz już go nie ma, a tym samym ona nie ma szansy, by tej miłości zaznać. Ubolewała nad tyloma zmarnowanymi latami, winiąc się za to, że gniew i żal wzięły w niej górę nad tym, czego pragnęła najbardziej. Nad miłością. Do ojca.
a d n a c s 97
Anula
s u lo
ROZDZIAŁ SIÓDMY Milczała, spięta przed spotkaniem z adwokatem ojca, gdy wraz z Case'em zjeżdżali windą do garażu. - Mogę z tobą iść - powiedział. - Sekretarka zmieni mój grafik spotkań. Fakt, że Case stawia jej osobę na pierwszym miejscu, bardzo Ginę wzruszył. - Nie ma potrzeby - zapewniła go. - To wstępne spotkanie, nie potrwa długo. Dam sobie radę. Otulił ją płaszczem.
s u lo
- Czy aby na pewno? - zapytał. - Bo coś mi się nie wydaje.
a d n a c s
Wdzięczna za jego troskliwość przytuliła głowę do jego piersi, jakby czerpiąc od niego siły przed rozmową z prawnikiem.
- Dam sobie radę - powtórzyła. - Naprawdę. Ruszyli w stronę jej auta.
- Zadzwoń, gdy będzie po wszystkim - rzekł. -Może uda nam się zjeść razem lunch.
- Bardzo bym chciała.
Pocałował ją w policzek i ruszył do swojego samochodu. Odprowadzała go wzrokiem, myśląc z wdzięcznością o wsparciu, jakiego jej udzielił po śmierci ojca. - Case? Zatrzymał się i obejrzał.
98
Anula
Chciała mu powiedzieć, jak wiele dla niej znaczy i jak bardzo docenia to, co dla niej zrobił, ale zdołała powiedzieć tylko te dwa słowa: - Kocham cię. Bill Cravens, przedstawiciel firmy prawnej Bill Cravens Senior, siedząc przy stole konferencyjnym naprzeciwko Giny, podsunął jej plik dokumentów. - Pani ojciec zaliczał się do skrupulatnych biznesmenów - zaczął
s u lo
- co znacznie ułatwi procedurę wykonania jego ostatniej woli.
Nie wiedząc, co na to powiedzieć, Gina skinęła tylko głową. - To sprawa nader delikatna - ciągnął - ale powinna pani wiedzieć, że konflikt między panią a jej ojcem jest mi znany.
a d n a c s
Opuściła wzrok z poczuciem winy.
- Byłem kimś więcej niż adwokatem pani ojca - mówił dalej. Przyjaźniliśmy się od wielu lat. Miał swoje wady, jak każdy. Mam na myśli głównie jego życie osobiste. Lecz nie był egoistą, w co zapewne trudno pani uwierzyć. Wzrastał w biedzie - ciągnął - i dlatego wytyczył sobie takie cele, do których dążył. Pierwszy to zdobycie majątku, co osiągnął. Drugi wiąże się z pierwszym: by jego rodzina nie zaznała cierpień, jakie były jego udziałem. Dążąc do tego, pozbawił tę rodzinę wartości najcenniejszej: swojej przy niej obecności. Siebie. Czasu, jaki by jej poświęcił, troski, jaką by ją obdarzył. Wiedziałem o tym, podobnie jak inni jego przyjaciele. Usiłowałem rozmawiać z nim na ten temat, ale Curtis nie chciał mnie słuchać i nie chciał się przyznać do błędu. Pani matka... Złamał jej 99
Anula
serce. A ona kochała go ponad wszystko, czego potem dała dowód. On też ją kochał, ale nie rozumiał jej. A dla niej on był najważniejszy, a to, co jej kupował, nie miało znaczenia... Łzy napłynęły do oczu Giny, gdyż to, co mówił pan Cravens o małżeństwie jej rodziców, było prawdą. - Dopadła go niestety choroba - ciągnął - która go kompletnie odmieniła. Gdybym nie przekonał się o tym na własne oczy, nie uwierzyłbym, że coś takiego jest w ogóle możliwe. W obliczu śmierci
s u lo
zrozumiał, jakie popełnił w życiu błędy i co stracił.
Przerwał na chwilę i położył przed sobą na stole arkusz papieru. - Dał mi to - powiedział, podsuwając go Ginie. - Prosił, żebym
a d n a c s
pani doręczył.
Gina poznała charakter pisma ojca. Spojrzała na Cravensa pytająco. Uczynił gest ręką.
- Proszę przeczytać - rzekł. - Pozwoli to pani zrozumieć stan jego umysłu i zmiany, jakie zaszły w tym człowieku. Gina, bardzo wzruszona, pochyliła się nad listem i zaczęła czytać: „Droga Gino, gdy będziesz czytać ten list, mnie już nie będzie na tym świecie. Nie chcę grać na twoich uczuciach, ale chcę, żebyś wiedziała, że nie mam ci za złe tego, że zerwałaś ze mną kontakt. Masz prawo mnie nienawidzić. Nie byłem dobrym ojcem. Nie poświęcałem ci ani czasu, ani uwagi, tak jak na to zasługiwałaś. Nie dlatego, że cię nie kochałem. Kochałem cię i kocham. Tylko nie potrafię i nie potrafiłem okazać tego we właściwy sposób. 100
Anula
Smutno mi, że nie dożyję twojego ślubu i nie zobaczę dzieci, które ty i Case będziecie kiedyś mieli. I bardzo mi przykro, że nigdy ci nie powiedziałem, że źle postąpiłem, nie będąc przy tobie wtedy, gdy byłem ci potrzebny. Wierz mi, zdaję sobie sprawę, jak wielką stratę poniosłem. Wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę. Jestem z ciebie dumny. Kto by przypuszczał, że dzięki tej pluszowej ropusze, którą ci podarowałem, gdy byłaś małą dziewczynką, będziesz pisać i
s u lo
ilustrować książki dla dzieci. Nie mówię, że mnie to zawdzięczasz. Bo zawdzięczasz to swojemu talentowi i własnej pracy.
Swoje żale zabieram ze sobą do grobu. A największy spośród nich to ten, że zawiodłem ciebie i matkę, Bo wbrew temu, co o mnie
a d n a c s
myślisz, kochałem ją. I ciebie kocham, Gino. Pamiętaj o tym. Twój tata".
Pociągając nosem, Gina włożyła list do torby. Już przedtem czuła się winna wobec ojca, ale teraz to poczucie winy legło ciężarem na jej sercu. Kochał ją. Ojciec ją kochał. Gdybym wtedy odpowiedziała na jego telefon... myślała z bólem. Może udałoby jej się odbudować uczucia, przywołać pamięć, której teraz by strzegła. - To nie tak. Uniosła wzrok i napotkała pełne współczucia spojrzenie pana Cravensa. - Wiem, co pani myśli - rzekł. - Robi sobie pani wyrzuty. Curtis nie chciałby tego. Dlatego napisał; do pani list. Chciał, żeby pani wiedziała, że za to wszystko, co się stało, on jest odpowiedzialny, on 101
Anula
ponosi winę. I że panią kochał. Wbrew temu, co czynił, wbrew obojętności, którą okazywał, szczerze kochał i panią, i pani matkę. Te słowa poruszyły coś w sercu Giny i wyzwoliły wszechogarniające ciepło. Nie mogła wydobyć z siebie słowa, więc skinęła tylko głową. Pan Cravens chrząknął i przełożył kartki papieru z miejsca na miejsce. - Przejdźmy zatem do interesów - powiedział. Gina przetarła
s u lo
oczy i spojrzała na leżący przed nią dokument.
- To, co musimy dziś omówić - ciągnął - to przyszłość Rafinerii Reynolds.
Przestraszyła się, że Cravens oczekuje od niej, by przejęła firmę
a d n a c s
ojca.
- Ja się na tym nie znam - powiedziała. Roześmiał się. - Nikt od pani tego nie wymaga - rzekł. - Wystarczy, że zna się na tym pani przyszły mąż. Curtis nie zdążył przed śmiercią dokonać fuzji przedsiębiorstw, ale złożył uwierzytelniający jego wolę podpis na właściwym dokumencie.
Gina zamrugała powiekami, nie bardzo rozumiejąc sens słów pana Cravensa. - Słucham? - zapytała. - Proszę to przeczytać - powiedział, podsuwając jej jeden z arkuszy.
102
Anula
Przebiegła wzrokiem treść, ale żargon prawniczy plątał jej myśli. Odnotowała tylko to, że na końcu strony widniał podpis Case'a Fortune'a. Nic mi nie mówił o żadnej fuzji, myślała coraz bardziej stropiona. Ani o tym, że prowadził jakieś interesy z jej ojcem. Spojrzała na datę obok podpisu i skojarzyła, że jest to również data ogłoszenia w prasie ich zaręczyn. Przeraziła się. Trzymając na wodzy uczucia, zapytała:
s u lo
- Czy z powodu choroby ojciec postanowił sprzedać przedsiębiorstwo?
- Nie. Gdy Curtis dowiedział się, że ma raka, dokonał zapisu na
a d n a c s
pani rzecz - powiedział. - I wtedy ku naszemu zaskoczeniu zaręczyła się pani z Case'em. Curtis był bardzo zdziwiony, miło zdziwiony, muszę dodać. Przestał się martwić o pani przyszłość i spadek. Jako żona Case'a dziedziczy pani połowę jego stanu posiadania, łącznie z Rafinerią, czego tak bardzo pragnął pani ojciec. Gina, oszołomiona, znów utkwiła wzrok w dokumencie. To, czego się domyślała, było prawdą. Case ją wykorzystał: zyska kontrolę nad przedsiębiorstwem jej ojca, poślubiając córkę właściciela. Wstała, trzymając się za brzuch. - Przepraszam - wykrztusiła. - Skończymy tę rozmowę innym razem. Źle się czuję. Była to prawda. Nigdy w życiu nie czuła się tak źle. Wyszła z pokoju. 103
Anula
Marzyła o tym, by się znaleźć w domu, ukryć się tam, gdzie się czuła najbezpieczniej: na poddaszu. Lecz zamiast skręcić w stronę domu, pojechała w lewo, drogą wiodącą za miasto. Od lat tędy nie jeździła. Unikała tej drogi, bo wiodła do domu jej ojca. Zaparkowała na podjeździe i trwała przez chwilę bez ruchu. Opadły ją wspomnienia.
s u lo
Niewiele się tu zmieniło, myślała. Dom nawet teraz wydał jej się duży. Rodzice jako małżeństwo mieszkali w różnych miejscach, ale ten dom był ich ostatnim wspólnym miejscem zamieszkania.
a d n a c s
Ojciec wraz z architektem pracował nad planem tego domostwa. Chciał, by budowla była odbiciem jego sukcesu i pozycji społecznej. Dom był dwupiętrowy, z czerwonej cegły, a elewacja w odcieniu beżu. Ciemnozielone oszklone drzwi obrotowe wychodziły z salonu i jadalni na werandę. Pamiętała je z lat dziecinnych, jak bawiąc się, przemykała nimi w tę i z powrotem. Dziecinne igraszki, pomyślała i coś zakłuło ją w sercu.
Z ciężkim westchnieniem wysiadła z samochodu. Położyła rękę na klamce, zastanawiając się, czy może tak po prostu wejść bez zapowiedzi. Teoretycznie jest to wciąż mój dom, myślała. Tyle że mieszka tu gospodyni ojca i Gina nie chciałaby jej zaskoczyć swoim niespodziewanym pojawieniem się.
104
Anula
Nacisnęła więc dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły i w progu stanęła kobieta o siwych włosach. W jej oczach malowało się zdziwienie. - Pani do kogo? - zapytała. - Przepraszam. - Gina cofnęła się o krok. - Powinnam była zatelefonować. Oczy kobiety rozbłysły. - Gina! - zawołała. Chwyciła ją za rękę i wciągnęła do środka. -
s u lo
Nie wygłupiaj się! O czym ty mówisz? Przecież to twój dom.
- Sama nie wiem, dlaczego tu przyszłam - rzekła Gina. - Byłam w biurze prawnym i zamierzałam jechać do domu...
a d n a c s
Gospodyni była wyraźnie wzruszona. - Tu jest twój dom, kochanie.
Gina przełknęła cisnące jej się do oczu łzy. - Dziękuję - powiedziała. - Chciałam po prostu popatrzeć... powspominać.
Kobieta kiwnęła głową, jakby rozumiejąc powody, jakimi Gina się kierowała.
- Cieszę się. Rozejrzyj się po starych śmieciach. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, jestem w kuchni. Gdy gospodyni znikła jej z oczu, Gina zaczęła wędrować po starych kątach zapamiętanych z dzieciństwa. Olejny portret jej matki wciąż wisiał nad kominkiem, a na gzymsie stały te same oprawne w srebrne ramki fotografie. W ciągu tych dwunastu lat nic się tu nie 105
Anula
zmieniło, myślała, będąc już w holu i stojąc przed drzwiami dawnego gabinetu ojca. Nieśmiało przekroczyła próg. Mogłoby się zdawać, że nadal odgrywa tę rolę. Na środku pokoju stało biurko, przy nim obite skórą krzesło, odsunięte z lekka, jakby ktoś, kto siedział na nim przed chwilą, miał zaraz wrócić. Po lewej stronie biurka znajdował się pojemnik na tytoń, obok fajka. Gina niemal poczuła lekki zapach unoszący się w powietrzu. Już śmielszym krokiem przemierzyła pokój i usiadła na krześle
s u lo
ojca. Rozglądała się wolno dokoła, odnotowując w myślach znane szczegóły. Antyczny wieszak przy drzwiach. Zestaw półek
wypełnionych gromadzonymi od lat książkami. Okna wychodzące na
a d n a c s
rosarium. Wróciwszy spojrzeniem do biurka, dostrzegła fotografię w ramce.
Sięgnęła po nią i cała zdrętwiała z wrażenia. Na zdjęciu była ona jako mała dziewczynka, uczennica pierwszej klasy. Na widok pożółkłej ze starości gazety doznała wstrząsu. Był w niej artykuł zapowiadający ukazanie się jej pierwszej książki. Nie mogła się nadziwić. Skąd on ją wziął? A przede wszystkim, dlaczego przechowywał ją przez te wszystkie lata?
Odstawiła zdjęcie i przeszła przez pokój. Wzruszenie ściskało ją za gardło. Przed drzwiami sypialni rodziców zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. Tak, to był ten zapach, zapach czegoś, co odchodzi. Zapach człowieka, który zmaga się z chorobą. Walcząc ze łzami, przemogła się i weszła do sypialni ojca, pokoju, w którym wydał ostatnie tchnienie. Mimo to nie wyczuła w 106
Anula
nim woni leków towarzyszących umieraniu. Łóżko było starannie zasłane, promienie słońca wpadały przez nieza-ciągnięte zasłonami okna. Na szafce nocnej stał wazon z kwiatami oraz dwa zdjęcia w ramkach. Nie przypominała sobie, by je kiedyś widziała. Zaczęła im się przyglądać. Łzy przesłoniły jej oczy, gdy na jednej fotografii zobaczyła matkę, a na drugiej siebie. Kochał nas obie, pomyślała. I choć nigdy nie potrafił tego okazać, obdarzał je, jak widać,
s u lo
miłością. Nawet wtedy, gdy przestały być częścią jego życia.
Gina wracała do domu wolno, bo chwilami traciła orientację, gdzie jest i dokąd jedzie. Choć wciąż ciężko jej było na sercu, ostatnie
a d n a c s
odkrycia w domu ojca podniosły ją na duchu.
Jednakże im bliżej była śródmieścia, tym częściej myślała o tym, w jak podły sposób Case ją wykorzystał.
Po wyjściu z windy skierowała kroki w stronę nie swojego poddasza, lecz Zoie, bo musiała zaraz porozmawiać z przyjaciółką o tym, co ją spotkało. Przypomniała sobie jednak, że Zoie wyjechała do Sulley. Z ciężkim sercem stanęła przed swoimi drzwiami. Weszła, zdjęła płaszcz, powiesiła w szafie i szybko poszła do sypialni. Nie rozglądała się, bojąc się dostrzec jakiś drobiazg, który przypominałby jej Case'a. Jego krawat wisiał na oparciu krzesła, but wyglądał spod kanapy, a na stole leżała gazeta, którą czytał podczas śniadania.
107
Anula
Przed wyjściem z domu posłała łóżko, jak to miała we zwyczaju, i położyła ropuchę ma honorowym miejscu, na poduszce. Widok pluszowej zabawki wzruszył ją. Ze łzami w oczach ukryła twarz w miękkim zielonym materiale. Dopiero list ojca przypomniał jej, że ropuchę Timothy'ego dostała w prezencie od niego. Bo wyrzuciła ten fakt z pamięci, podobnie jak wyrzuciła ojca z własnego życia. Teraz przywołała wspomnienia, każdy szczegół dotyczący tego
s u lo
podarunku. Ojciec nie był na jej ósmych urodzinach, bo musiał, jak mówił, wyjechać z miasta w sprawach służbowych. Ale kupił tę ropuchę i po powrocie wręczył ją córce. Gina ceniła sobie wielce ten prezent. Dowodził przecież, że ojciec o niej myślał, nawet gdy był w
a d n a c s
podróży. Matka chłodziła jej zapał, mówiąc, że prezentami zastępuje ojcowską troskliwość.
Przytuliła ropuchę do piersi. Tak czy owak, te upominki świadczyły o jego uczuciu, a to było przecież najważniejsze. Łzy wypełniły jej oczy, gdy wróciła pamięcią do podpisanego przez Case a dokumentu, który jej pokazano w biurze prawnym. Okłamał ją. Wykorzystał. A ona, jak idiotka, dała się zwieść jego pięknym słówkom. Co mam teraz począć? - zapytywała się w duchu. Powiedzieć mu o swoich podejrzeniach? Zapytać, dlaczego nigdy jej nie wspomniał o fuzji dwóch firm? Skąd ta zbieżność fuzji z ogłoszonymi w prasie zaręczynami? 108
Anula
Przysięgał, że nie wie, kto przekazał prasie tę informację, ale chyba też kłamał. Tylko on miał w tym interes - świetny sposób na powiadomienie jej ojca o zaręczynach. Wszystko stało się teraz jasne, każdy jego ruch kryształowo przejrzysty. Jako kobieta nigdy go nie interesowała. Od chwili gdy ujrzał ją podpisującą książki, tylko jeden cel mu przyświecał: Rafineria Reynolds. Cierpiała niemal fizycznie. Nie mogła wprost uwierzyć, że
s u lo
zakochała się w tak bezwzględnym, wyrachowanym człowieku. Jak inaczej można by go określić?
Cofnęła się myślą do minionych miesięcy i ból stał się jeszcze bardziej dojmujący: nigdy jej nie powiedział, że ją kocha. Raz
a d n a c s
zapytała go o to wprost. Wymigał się od odpowiedzi. Pytaniem odpowiedział na pytanie. Tak jak to zwykli czynić politycy. „Zdążymy jeszcze o tym porozmawiać. Zakładamy długie narzeczeństwo, tak jak chciałaś".
Gniew ogarnął Ginę, gdy przypomniała sobie, jak zareagował na jej jednoznaczną propozycję. Nie zamierzał się z nią ożenić. Od samego początku te zaręczyny były farsą. Chodziło o to, by wpoić jej ojcu przekonanie, że jako żona Case'a otrzyma spadek, o którym on marzył. Każde słowo Case'a,każdy jego postępek był dobrze wyreżyserowaną, diabelską grą, zmierzającą do przejęcia kontroli nad Rafinerią Reynolds. Nie wyłączając aktu miłosnego. 109
Anula
I to bolało ją najbardziej. Że czynił to w ściśle określonym celu. Napełniało ją to goryczą i żalem. Oddała mu duszę, serce... dziewictwo. I co miała w zamian? Zyskanie praw do korporacji. Case spojrzał na zegar wiszący na ścianie w jego gabinecie i zmarszczył brwi: minęła dwudziesta trzydzieści. Zaniepokojony brakiem telefonu od Giny wybrał numer kancelarii prawnej. - Tu biuro Cravensa, Connersa, O'Reilly'ego, proszę zostawić wiadomość.
s u lo
Case poznał głos recepcjonisty. Pracując nad fuzją firm, często tam dzwonił.
a d n a c s
- Cześć, Margo, tu Case Fortune. Czy Gina jest jeszcze u Cravensa?
- Nie. Wyszła przed paroma godzinami. Źle się poczuła i poprosiła pana Cravensa o przełożenie spotkania. Case podziękował i odłożył słuchawkę. Był zaniepokojony. Chora? Rano nie wspominała, że źle się czuje. Była zdenerwowana, ale nie chora.
Jęknął, wspierając głowę na dłoniach. Zaczął się domyślać powodu tego złego samopoczucia. Dowiedziała się o fuzji. Mówiąc mu o spotkaniu z Cravensem, dodała, że chodzi o zapoznanie jej z osobistym majątkiem ojca. Case domyślił się, że sprawa dotyczyła domu wraz z umeblowaniem oraz osobistego konta bankowego. Nie przyszło mu nawet do głowy, że to kwestia Rafinerii. 110
Anula
Wiedziała już wszystko. Że Case ją oszukał. Że pokrętnie i bezczelnie przejął kontrolę nad przedsiębiorstwem jej ojca. Nie chciał jej skrzywdzić. Ale stało się. Zapewne ją straci. Przez własną zachłanność straci kobietę, którą kocha. Wstał zza biurka. Musi z nią porozmawiać. Wytłumaczyć jej wszystko. Ukorzyć się, przyznać do winy. Zrozumie go. Musi zrozumieć. Po piętnastu minutach wysiadł z windy i stanął przed jej
s u lo
drzwiami. Nacisnął na klamkę. Zamknięte. Sięgnął po klucz, który mu dała. Ale zawahał się. Poczuł, że nie ma prawa z niego skorzystać. Tym bardziej teraz, gdy się dowiedziała...
a d n a c s
Zapukał, czekał chwilę, znowu zapukał. Cisza. - Gino, to ja, Case! - zawołał.
Czekał, nadstawiając uszu, ale żaden dźwięk do niego nie docierał. Wiedział, że była w domu. Przed chwilą widział jej auto w garażu.
- Gino, proszę cię, wszystko ci wytłumaczę! W dalszym ciągu cisza. Znów pomyślał o kluczu i znów zrezygnował. Wiedział, że nie zasłużył sobie na zaufanie, jakim go obdarzyła, dając mu klucz. Zawiódł ją. Wykorzystał. Ale musi coś zrobić. Nie może stracić Giny. Bo zakochał się w niej. Musi jej udowodnić, że ją kocha, że ważna jest tylko ona, nie żadne firmy i przedsiębiorstwa.
111
Anula
ROZDZIAŁ ÓSMY - Gino! - zawołała Zoie, wchodząc na poddasze. - Jestem tu - odparła, wycierając chusteczką oczy i policzki. Może być załamana, ale to nie znaczy, że ma wyglądać jak półtora nieszczęścia. Zoie rozsunęła zasłonę oddzielającą sypialnię od reszty pomieszczenia. - Ojej, co z tobą? - zapytała. - Czy coś się stało?
s u lo
- Nie - odparła Gina. - Ale mam dość życia.
- Nie wygłupiaj się - rzekła Zoie, biorąc się pod boki.
- Przepraszam - mówiła Gina. - Żartowałam. Zoie usiadła obok
a d n a c s
przyjaciółki, objęła ją i zapytała tonem pełnym współczucia: - Co się stało, skarbie? Dlaczego płaczesz?
- Case mnie okłamał. Wcale nie zamierza się ze mną ożenić. Zoie uniosła brwi ze zdziwieniem.
-Zerwał zaręczyny? Kochanie, tak mi przykro. - Nie, nie. - Gina potrząsnęła głową. - Nie zerwał. Nie musiał. Bo to była farsa. Od samego początku. Chodziło mu o firmę mojego ojca.
- Przecież dał ci pierścionek. I to jaki! A w prasie ukazało się obwieszczenie o zaręczynach. - To wszystko kłamstwo! Zaplanował sobie połączenie Rafinerii Reynolds z Dakota Fortunes. Ojciec najpierw wyraził zgodę na tę
112
Anula
fuzję, ale gdy się okazało, że ma raka, wycofał się. Zapisał firmę w spadku mnie. - Gino, jakie to miłe! To znaczy, mam na myśli zapis ojca, a nie jego chorobę czy kłamstwo Case'a, oczywiście. - Napisał do mnie list. Ojciec, nie Case. Jego adwokat mi go wręczył. Napisał, że niepotrzebnie doszło do tego rozdźwięku między nami, że mnie kocha i zawsze kochał. I że chciałby doczekać mojego ślubu z Case'em i naszych dzieci, a swoich wnuków. Zoie jęknęła ze wzruszenia i żalu.
s u lo
- Wiem - ciągnęła Gina, kiwając głową. - Zmarnowaliśmy tyle lat. - Westchnęła ciężko. - Ale dowiedziałam się, że mnie kochał.
a d n a c s
Czego nie mogę powiedzieć o Casie.
- Czy aby na pewno? - zapytała Zoie. - Mam na myśli Case'a. - Tak - szepnęła Gina. - Widziałam dokumenty w biurze prawnym. Tylko przez małżeństwo ze mną Case może przejąć kontrolę nad rafinerią.
- Rozmawiałaś z nim o tym? Może wcale mu nie chodzi o firmę? - Był u mnie - rzekła Gina, zwiesiwszy głowę -ale nie otworzyłam mu drzwi.
- Dlaczego? Pewno chciał ci wyjaśnić. - Miałam słuchać jego kolejnych kłamstw? Nie, dziękuję. Mam dość tych, które mi naopowiadał. - Nie mogę uwierzyć - stwierdziła Zoie - by się kierował takimi niskimi pobudkami. Widziałam, jak na ciebie patrzył podczas pogrzebu ojca. Mężczyzna nie potrafi udawać takich emocji. 113
Anula
- Widocznie Case potrafi - orzekła Gina. Tej nocy nie zmrużyła oka. Przewracała się z boku na bok i rzucała na łóżku. Gdy już nie mogła ze sobą wytrzymać, wstała. Oczy ją piekły, a głowa pękała z bólu. Zmuszając się do zwykłych porannych czynności, zaparzyła kawę, włożyła do mikrofalówki mrożoną kanapkę, po czym usiadła przy stole i zabrała się do jedzenia. Zadzwonił telefon. Najpierw postanowiła nie odbierać, ale gdy
s u lo
wyświetlił się numer biura prawnego pana Cravensa, podniosła słuchawkę. - Halo?
- Dzień dobry, Gino - powiedział Cravens. -Przepraszam, że tak
a d n a c s
wcześnie dzwonię, ale nie mogę z tym czekać. Wczoraj wieczór zatelefonował do mnie Case.
Pożałowała, że odebrała telefon.
- Nie interesuje mnie, co Case miał ci do powiedzenia. - To cię zainteresuje - rzekł. Zaintrygował ją poważny ton Cravensa.
- Jakiś problem? - zapytała.
- Można tak powiedzieć - przyznał, a nuta gniewu w jego głosie jeszcze bardziej ją zdziwiła. - Case wycofał ofertę Dakota Fortunes nabycia Rafinerii Reynolds. Gina zaniemówiła. - Ale... dlaczego? - spytała po chwili. 114
Anula
- Powiedział tylko tyle, że Dakota Fortunes nic na tym nie straci i że osobiście będzie sprawę nadzorował. Gina zastanowiła się, czy i jak bardzo ta zmiana będzie dotyczyła jej osoby. -I co teraz? - zapytała. - Będziesz musiała przejąć zarządzanie Rafinerią Reynolds. - Ale ja nie mam o tym zielonego pojęcia! - Nauczysz się - rzekł Cravens. - Curtis zatrudnił zdolnych ludzi, ale ktoś musi podejmować decyzje. Bez tego firma w ciągu pół roku ogłosi upadłość.
s u lo
Gina przyłożyła dłoń do czoła, jakby chcąc uśmierzyć ból. - Muszę mieć czas do namysłu - powiedziała. -Wszystko się
a d n a c s
zbiegło na raz.
Odłożyła słuchawkę, obiecując, że zadzwoni później, i wróciła na swoje miejsce przy stole. Dlaczego Case tak postąpił? zastanawiała się. Jaki ma w tym interes? Wiedział przecież, że ona nie chce tej firmy i nie nadaje się na menedżera.
Poczuła przypływ gniewu. Nie dość, że Case igra z jej emocjami, to jeszcze doprowadziłby do upadku przedsiębiorstwo jej ojca.
Usłyszała brzęk klucza w zamku i zamarła. To na pewno Case. Gdy w progu stanęła Zoie, odetchnęła z ulgą. Ale uczucie ulgi szybko zmieniło się w niepokój, ponieważ na twarzy przyjaciółki ujrzała rumieńce gniewu. - Nie licz na to, że zmusisz mnie do rozmowy z Case'em uprzedziła Gina. - Teraz tym bardziej mu nie ufam. Rozmawiałam 115
Anula
przez telefon z adwokatem ojca. Oznajmił mi, że Case zrezygnował z zakupu Rafinerii Reynolds, a to oznacza, że ja mam nią zarządzać. - A to drań - rzekła na to Zoie. - A ja sądziłam, że na nic gorszego już go nie stać. Gina spojrzała na nią zdziwiona nagłą zmianą stosunku Zoie do Case'a. - Co masz na myśli? - zapytała. - Sama zobacz. - Podsunęła Ginie najnowszą prasę. Obrzydliwe.
s u lo
Gina, cała spięta, rozłożyła gazetę: na pierwszym planie fotografia Case'a.
a d n a c s
Przeczytała pierwsze zdanie artykułu, uniosła wzrok, przeczytała ponownie: „Wczoraj wieczór Case Fortune ogłosił zerwanie zaręczyn z Giną Reynolds".
- Ale fagas! - wykrzyknęła Zoie. - Drań i w dodatku tchórz! Nie dość, że zrywa zaręczyny, słowa ci o tym nie mówiąc, to jeszcze ogłasza to publicznie w prasie.
- Jak ci już wspomniałam, przyszedł wczoraj do mnie powiedziała Gina. - Ale go nie wpuściłam.
- Jak widać, dobrze zrobiłaś - skwitowała Zoie. Gina zaś wciąż wpatrywała się w fotografię Case'a, jakby liczyła, że jego wizerunek zdusi w niej gniew. Po chwili, z gazetą w ręku, ruszyła w stronę szafy. - Dokąd się wybierasz? - zapytała Zoie z niepokojem. - Muszę z nim porozmawiać - odrzekła Gina, wkładając płaszcz. 116
Anula
- Chcesz mu nawymyślać? - W głosie Zoie brzmiała nuta nadziei. - Moja sprawa - powiedziała Gina ze złością. -Najwyższa pora, żebym sama zaczęła o sobie stanowić. Zoie zerwała się z miejsca. - Mogę iść z tobą? - zapytała. - Nie - odparła Gina, otwierając drzwi. Pojechała do gmachu Dakota Fortunes, licząc, że tak jak zawsze,
s u lo
Case będzie w swoim gabinecie. Dlaczego miałoby go nie być? Dzień taki jak każdy. Nic przecież nie zburzyło jego życia, tak jak to się stało z jej życiem.
a d n a c s
Nie zważając na zdziwione spojrzenia mijających ją ludzi, szła korytarzem w stronę gabinetu Case'a.
Przerażona sekretarka spojrzała na nią znad komputera. - Panno Reynolds - rzekła - pani jest w nocnej koszuli! Gina zerknęła na wystający spod płaszcza rąbek bielizny. -I co z tego?! - rzuciła ze złością. - Case jest u siebie? Marcia obejrzała się przez ramię na drzwi do gabinetu. - Tak... jest. Pozwoli pani, że mu powiem... Gina ją wyminęła. - Nie! Sama to zrobię. Otworzyła drzwi, weszła i przekręciła klucz w zamku. Odruchowo. Nie wiedziała, czy zrobiła to dlatego, by nikt im nie przeszkadzał, czy może bojąc się, że puszczą jej nerwy i sama zechce się wycofać. A on patrzył na nią rozszerzonymi ze zdumienia oczami. 117
Anula
- Gina? Choć nogi się pod nią uginały, odezwała się tonem opanowanym i chłodnym: - Dzień dobry, Case. Wstał z miejsca. - Co ty tu robisz? - Dziś rano dzwonił do mnie pan Cravens i powiedział, że kupujesz Rafinerię Reynolds. Skinął głową. -Zgadza się.
s u lo
Niestety nie okazał wstydu, co jeszcze bardziej ją rozzłościło. Podeszła do jego biurka.
- Najpierw myślałam - zaczęła, dumna, że zdobyła się na obojętny ton - że zrobiłeś to dla zysku, który potem uzyskasz ze sprzedaży.
a d n a c s
- Nie - zaprzeczył, potrząsając głową. - Nie tym się kierowałem, choć nie dziwię się, że mnie o to posądzasz.
Czyżby przyznanie się do winy? Skrucha? Nieważne, uznała po chwili. Już nieważne.
- Rano wpadła do mnie Zoie - powiedziała. -Pokazała mi obwieszczenie w gazecie, że zrywasz nasze zaręczyny. - Chciałem ci to wczoraj wyjaśnić, ale... - Moja wina - rzekła, podnosząc rękę. - Nie wpuściłam cię. Byłam zdenerwowana. Nic dziwnego - dodała ze słodkim uśmiechem. - Twoje plany połączenia przedsiębiorstw... Dziwne, że nigdy mi o tym nie wspomniałeś. 118
Anula
Zmieszał się, co sprawiło jej satysfakcję. Unosząc głowę, zapytała: - Powiedz mi, Case, czy dla Rafinerii Reynolds warto było wiązać się słowem z kobietą, której się nie kochało? - Nie sądziłem, że sprawy zajdą aż tak daleko - powiedział. Gina przyszła tu, by wymóc na nim przyznanie się do winy, że ją wykorzystał. Nie przypuszczała jednak, że aż tak ją to zaboli. Musiało się to odbić na jej twarzy, bo spuścił głowę i rzekł:
s u lo
- Przepraszam, nie chciałem sprawić ci przykrości.
-Nieważne. - Ściągnęła pierścionek z palca i podała mu. - Może uda ci się wycofać pieniądze przy zwrocie.
a d n a c s
Spojrzał na nią, a ją poraził wręcz bezgraniczny smutek w jego oczach.
- Nie chcę tego pierścionka, Gino. Kupiłem go dla ciebie. Rzuciła nim w niego.
- Ku przestrodze przed błędnymi decyzjami -rzekła. Westchnął, wziął pierścionek, spojrzał na niego. - Wybacz, Gino, naprawdę nie chciałem sprawić ci przykrości. Zmarszczyła czoło.
- Czyżby? Kobiety bardzo poważnie traktują oświadczyny. Uważają to za dowód miłości, obietnicę szczęśliwego wspólnego życia. -I słusznie. Spuścił głowę, ale wiedziała, że to tylko gra z jego strony. 119
Anula
- Źle postąpiłem, Gino - ciągnął ze spokojem. -Źle postąpiłem wobec ciebie. Chciałem mieć firmę twojego ojca, a mogłem ją zdobyć, biorąc z tobą ślub. Kwestia uczuć nie wchodziła w grę, potraktowałem cię przedmiotowo. Gina nie mogła już dłużej tego słuchać. Była załamana i upokorzona. Czy zakochała się w mężczyźnie o tak twardym sercu? Tak bezwzględnym? Jak po tym wszystkim może go jeszcze kochać? A niestety kocha. Dlatego musi odejść. Nie dopuści do tego, by uznał ją za głupią gęś.
s u lo
-Jeśli prosisz o wybaczenie, to lepiej idź do księdza powiedziała. - Bo ode mnie go nie uzyskasz.
a d n a c s
Co rzekłszy, ruszyła w stronę drzwi. Już miała sięgnąć do klucza, gdy usłyszała jego głos:
- Gino, poczekaj! Proszę cię.
Łzy przesłoniły jej wzrok. Zanim przekręciła zamek, poczuła jego dłoń na swoim ramieniu.
- Gino - powtórzył, obracając ku sobie jej twarz. Przełknęła łzy. Nie chciała, by widział, jak bardzo cierpi. - Jeśli chcesz znać moje plany dotyczące rafinerii - zaczęła - to nigdy mi na niej nie zależało. Nie jest mi do niczego potrzebna. - Przecież Curtis ci ją zapisał. - Jedyne, czego oczekiwałam od ojca, to miłości. A z jego listu dowiedziałam się, że mnie kochał. - Spuściła wzrok, bo tego samego oczekiwała od Case'a. Miłości. - Obawiam się - ciągnęła - że nie rozumiesz, ile to słowo dla mnie znaczy. 120
Anula
- Rozumiem. Bardzo dobrze. - Ich spojrzenia się spotkały. Wczoraj rano, gdy szłaś na spotkanie z Cravensem, powiedziałaś, że mnie kochasz. - Naprawdę? - zapytała przekornie. - Nie przypominam sobie. - Naprawdę. - Przytulił ją do siebie. - Chciałbym wiedzieć, czy to się nie zmieniło. Powinna roześmiać mu się w twarz i powiedzieć, że to były tylko puste słowa, które nic nie znaczą. Ale nie mogła go okłamywać,
s u lo
chociaż on okłamywał ją. Nie potrafiła sterować swoimi uczuciami. Kochała go i chyba będzie kochać aż do śmierci.
Nie chce jednak być kobietą odtrąconą, godną litości.
a d n a c s
Odepchnęła go więc i znów skierowała kroki w stronę drzwi. - Daj mi spokój! - krzyknęła.
- Gino, proszę cię! - Zasłonił dłonią klamkę. -Kocham cię, Gino - powiedział. - Tak, postępowałem niegodnie, ale zmieniłem się. Zakochałem się w tobie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Kocham cię na śmierć i życie, uwierz mi. Wyjdź za mnie, Gino. Dziś, jutro, za rok. Nieważnie kiedy. Obiecaj tylko, że nie przestaniesz mnie kochać.
Spojrzała na niego uważnie, czując, że to znowu gra. -Case... Pochylił się, by ją pocałować, ale odsunęła się. - Powiedz mi, dlaczego wycofałeś ofertę zakupu Rafinerii Reynolds. Muszę to wiedzieć. 121
Anula
Zacisnął jej dłoń w swojej, podkreślając w ten sposób wagę swoich słów. - Domyśliłem się, że skoro wczoraj nie chciałaś ze mną rozmawiać, to zapewne dowiedziałaś się o fuzji i jesteś przekonana, że dlatego ci się oświadczyłem. - A tak nie było?! - wykrzyknęła. - Na początku tak. Ale teraz już nie. Zakochałem się w tobie, Gino. Nie planowałem tego, uwierz mi. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.
s u lo
Chciałaby mu uwierzyć, ale najpierw musi wyjaśnić wszystkie wątpliwości.
a d n a c s
- Jeśli to prawda, to dlaczego zamieściłeś w prasie wzmiankę o zerwaniu naszych zaręczyn?
- Bo się przestraszyłem, że pomyślisz, że przez to małżeństwo chcę przejąć kontrolę nad firmą twojego ojca. Chciałem ci udowodnić, że pragnę ciebie, a nie rafinerię.
Popatrzyła mu w oczy, szukając dowodu kłamstwa, ale dostrzegła w nich ciepło miłości, co ją wzruszyło i chwyciło za serce. - Naprawdę? - zapytała. - A gdybym ci oddała Rafinerię Reynolds bez żadnych zobowiązań z twojej strony, też chciałbyś się ze mną ożenić? Uśmiechnął się z lekka i założył jej za ucho pasmo włosów. - Możesz zrobić z firmą, co zechcesz: zamknąć ją lub sprzedać za jaką chcesz cenę. Pragnę tylko ciebie, Gino. Kocham cię tak, że trudno mi to wyrazić. 122
Anula
- Och, Case - rzekła z westchnieniem i to była cała jej odpowiedź. - Czy to oznacza, że za mnie wyjdziesz? - zapytał. Śmiejąc się, zarzuciła mu ramiona na szyję. - Tak, wyjdę! Dziś, jutro, kiedy chcesz! Obiecaj mi tylko, że nie przestaniesz mnie kochać. - To ja ciebie o to proszę. - No to powtórz, że mnie kochasz. - Kocham.
s u lo
- Powiedz, że zawsze będziesz mnie kochał.
- Zawsze będę cię kochał. A ty? Kochasz mnie bardziej niż
a d n a c s
Timothy'ego ropuchę?
-Ja nie kocham Timothy'ego bardziej, tylko dłużej - powiedziała. Zmrużył oczy. Pochylił się i zaczął ją całować. - Wiesz co? - zaczął żartobliwie. - Nie chcę, żeby kobieta, którą kocham, kochała ropuchę. Zadzwonił telefon.
- Odbierzesz? - zapytała.
Podniósł słuchawkę i położył na biurku, nie przestając jej całować. - Case - szepnęła, wyrywając się z jego objęć. -Ktoś jest po drugiej stronie przewodu... Usłyszy, co my wyrabiamy. - I co z tego? Całując swoją narzeczoną, nie łamię prawa. - Case? - powtórzyła. -Tak? - Czy po ślubie zamieszkamy w majątku twoich rodziców? 123
Anula
- A miałabyś coś przeciwko temu? - zapytał. - Mhm - mruknęła. - To nie znaczy, że nie lubię twojej rodziny zapewniła pospiesznie, czerwieniąc się po czubek głowy. - Tylko że... tyle tam ludzi... wszyscy się dokądś spieszą, chodzą tu i tam... A jeśliby wpadli niespodziewanie do naszej sypialni, wtedy gdy... no wiesz... Roześmiał się na cały głos. - Oj, Gino, Gino, przecież nikt bez pukania do nas nie wejdzie. - Nigdy nie wiadomo - rzekła.
s u lo
- Ale nie musimy tam mieszkać - oznajmił potulnie. -
Zamieszkamy, gdzie zechcesz. Na przykład u ciebie na poddaszu lub w moim mieszkaniu w Dakota Fortunes. Albo wybudujemy sobie
a d n a c s
nowy dom. Wybór należy do ciebie.
- Mówisz poważnie? - zapytała rozemocjonowana. - Naprawdę ja mam podjąć decyzję, gdzie będziemy mieszkać? - Naprawdę. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Nieważne, gdzie będę mieszkał, byleby z tobą.
- Case, kochany! - krzyknęła, zarzucając mu ramiona na szyję. Nie wyobrażałam sobie nawet, że będę aż taka szczęśliwa. - Ja też nie miałem pojęcia, że takie szczęście naprawdę istnieje powiedział. KONIEC
124
Anula