New girlCZĘŚĆ 1 PROLOG Życie jest bezsensu. Przynajmniej moje. Jestem obrzydliwym mutantem, którego każdy omija szerokim łukiem. Szkolony by być bezli...
11 downloads
35 Views
324KB Size
New girl
CZĘŚĆ 1 PROLOG Życie jest bezsensu. Przynajmniej moje. Jestem obrzydliwym mutantem, którego każdy omija szerokim łukiem. Szkolony by być bezlitosnym, by w razie potrzeby zabić z zimną krwią. A to wszystko przez moich "kochanych" rodziców, którzy posłali dziewięcioletniego synka by trenował walkę katanami. Po co im to było? Chyba tylko dla własnej satysfakcji. Raduje ich to że ich, już dorosły syn nigdy nie ułoży sobie normalnego życia. Nie mogę się zakochać. Nie da się zakochać bez uczuć. A tak poza tym Mateusz jestem. Przerośnięty facet. Metr osiemdziesiąt wzrostu. Sto kilo wagi. Sporo nieprawdaż. Kruczoczarne włosy. Brązowe oczy, w które wszyscy boją się spojrzeć. Blizna wzdłuż żuchwy. Wiem, wiem odrażający jestem. *** Kto rano wstaje temu pan Bóg daje. Szybka garderoba, szybka toaleta, szybkie śniadanie. Potem szybka przebieżka o poranku. No i szybki prysznic. Wszystko byle szybko. Oto cała ja. Łapie pięć srok za ogon naraz (oczywiście szybko). Optymistycznie nastawiona do świata kobieta z nienagannym poczuciem humoru. Znajomi pytają się mnie skąd mam tyle werwy. Żebym to ja wiedziała. Do mężczyzn szczęścia nie mam. Trzymam się jak na razie na dystans. Było paru w moim życiu, z którymi chciałam spędzić resztę swojego życia. Każdy z nich okazał się zwykłym dupkiem. Jestem inteligentną i zdolną blondynką. Nie taką z kawałów co wszyscy się nabijają, że mózg Bozia wykonała jej z kartofla. Co najważniejsze jestem bardzo skromna. Żarcik taki. Mam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Skóra w kolorze kości słoniowej. Jej największy minus to, to że opalić mogę się najwyżej na lekki pomarańcz. Kolczyków mam bardzo dużo. W języku, w wardze, w uszach... no w wielu miejscach. Wiek? Kobiety o to się nie pyta.
I Dzień zaczął się jak każdy. Pobudka o szóstej rano. Zwlekłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Po porannej toalecie przyszła pora na śniadanie. Miska płatków z mlekiem o dziwo mi wystarczyła. Włączyłem telewizor i nacisnąłem szóstkę na pilocie. Na ekranie pojawił się jakiś serial. Załączyłem opcję "telegazeta" . Wyświetlił się tytuł "Pierwsza Miłość".
- O Boże! – westchnąłem sam do siebie. Przeleciałem szybko wszystkie kanały. Niestety w większości tytułach pojawiało się słowo "miłość". Włączyłem pierwszy lepszy kanał. Na ekranie pojawiła się romantyczna scena pocałunku dwojga aktorów. W tle pole bitwy. Buchające płomienie, żołnierze miotający pociskami z karabinów maszynowych. Przeżyta normalka. Wywróciłem oczami. Uczucie miłości jest mi obce od wielu lat. Dziewięć lat byłem szkolony na bezlitosną maszynę to zabijania. Gdy aktorka wplatało palce we włosy przystojnego aktora, myślałem o tym czy gdyby rodzice nie zmusili mnie do uczęszczania na treningi katan to mógłbym doświadczyć tego co postać filmowa. Spojrzałem na zegarek. Dochodziło wpół do ósmej. Wziąłem plecak z kąta. Ubrałem skórzaną kurtkę, nowe buty i wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi na klucz, ale nie wyłączając telewizora. Zarzuciłem czerwono czarny plecak na ramię. Szybkim tempem zbiegłem z szóstego piętra na parter. Już miałem wybiec przed blok gdy na drodze stanęła mi młoda dziewczyna. Wyraźnie młodsza ode mnie. Niosła przed sobą karton z książkami. Nie zdążyłem zatrzymać się i z impetem wpadłem w tą drobną osóbkę. Książki wypadły jej z rąk. Rzuciłem plecak na podłogę i schyliłem się aby pomóc. - Przepraszam – powiedziała cichym tonem. - Chyba ja powinienem przepraszać. Nic ci się nie stało. – popatrzyła mi w oczy. Tak jak sądziłem nie wytrzymała mojego wzroku. Spuściła głowę i zaczęła zbierać książki. - Nic mi się nie stało. Mam nadzieję, książki się nie poniszczyły. – niewiele brakowało a dziewczyna rozbawiła by mnie. Mogłem ją połamać a ta martwi się o książki. - Mieszkasz tutaj? Nigdy wcześniej cie nie widziałem. - Niedawno wprowadziłem się tutaj z rodzicami. Właśnie przenosiłam ostatnie rzeczy z samochodu, kiedy... - Kiedy cie staranowałem? – posłała mi ciepły uśmiech. Włożyłem ostatnią książkę do pudła. Podniosłem je i wręczyłem dziewczynie. - Mateusz – wyciągnąłem w jej stronę rękę w powitalnym geście. - Aurelia – Docisnęła pudło do siebie i podała mi oswobodzoną rękę. – Idź już bo się spóźnisz. - Masz rację. To do zobaczenia. – schyliłem się i podniosłem plecak z podłogi. - Do zobaczenia. – Odprowadziła mnie wzrokiem do drzwi wyjściowych. Droga do szkoły zajęła mi dziesięć minut. Wchodząc do szkoły koło szafek zobaczyłem kumpli z klasy. - Matist! – krzyknął do mnie Dominki. Nieco niższy ode mnie blondyn o brązowych oczach. Na jego twarzy wiecznie gościł promienisty uśmiech. - Siema. - Co ty taki nie w sosie. Newsa mam. Doboszowa jest chora. Nie będziemy mieć matmy. Zajebiście, nie? - Nom – odpowiedziałem obojętnie wypakowując niepotrzebne książki do szafki. - Dobra wal! - Serio mogę? – podniosłem w górę zaciśniętą pięść. - Nie w tym sensie! – wrzasnął do mnie odskakując w tył. – Chodzi mi żebyś powiedział co ci leży na wątrobie. - Wiesz co, chyba zaszkodziła mi wczorajszy gulasz mojej siostry.
- Gościu ciężko się z Tobą rozmawia. - Wiem – powiedziałem do niego z udawaną satysfakcją. Zatrzasnąłem szafkę przed nosem Dominika i poszedłem w stronę klasy, w której mieliśmy mieć lekcje. Pod sala stały już dziewczyny z mojej klasy. - Cześć Mateusz! Jak tam? – zapytała mnie Eliza, jedna z dziewczyn chodzących do mojej klasy. Eliza była "bossem" dziewczyńskiego klubu. - Jak zwykle. - Dzisiaj idziemy z dziewczynami do klubu, przyłączysz się? – zapytała mnie trzepocząc rzęsami (jakby to miało wpłynąć na moją decyzję). - Wiesz... - na szczęście na horyzoncie pojawił się Dominik. - Ooo nie! On idzie z nami. – Dominik złapał mnie za łokieć i pociągnął w stronę grupki chłopaków z mojej klasy. - Łał nie wiedziałem, że gdzieś wieczorem idę. - Heh! Ja też nie wiedziałem. No, ale chyba się cieszysz że nie będziesz kręcić piruetów na parkiecie. - Nie wiesz nawet jak bardzo. – Dominik parsknął śmiechem. Na moje szczęście zadzwonił dzwonek, ogłaszając rozpoczęcie się lekcji. Weszliśmy do sali. Usiadłem jak zwykle z Dominikiem. Usiedliśmy w trzeciej ławce tuż obok okna. Po chwili do klasy wszedł nauczyciel. - Niestety pani Dobosz jest chora. Do końca tygodnia będziecie mieli zastępstwa – w klasie wybuchł okrzyk radości. Dominik wstał z krzesła i rzucił książkę do matmy w stronę drzwi, która wylądowała tuż pod nogami blondwłosej, drobnej dziewczyny. Schyliła się i podniosła książkę. Dominika zatkało. Zresztą tak jak większość klasy. - To jest Korin. Jest tu nowa, więc proszę abyście zachowywali się jak na prawie dorosłych przystało. - Niech się pan nie martwi, będziemy dla niej bardzo mili. – zachichotał Krzysiek a razem z nim reszta chłopaków. Trzeba było przyznać, że dziewczyna obdarzona jest nie małą urodą. Blond włosy sięgające do ramion. Nad lewym uchem krótko przycięte. Bystre bursztynowe oczy patrzyły na mnie i Dominika. Krwisto czerwone usta zdobił kolczyk. Była wysoka, nawet bardzo. Pomimo swojego wzrostu wydawała się drobniutka, krucha. Bluzka z długim rękawem w kolorze różowym opinała się na jej chudych rękach. Na tą bluzkę założyła jeszcze jedną tyle, że obszerną i żółtą z krótkim rękawem. Bluzkę zdobiła flaga Stanów Zjednoczonych i napis "USA my city". Różowe spodnie rurki jeszcze bardziej dodawały chwały jej szczupłej figurze. - Usiądź proszę. - Siadaj – Klaudia siedząca w ławce obok odsunęła krzesło i wskazała je Korin. - Dzięki – jej głos był delikatny. Położyła torbę z pumy na podłodze koło stolika i usiadła. – Czy to twoja książka ? Zwróciła się do Dominika. - Tak dzięki. Dominik jestem. A to Mateusz. – wskazał ręką na mnie. - Miło mi – kąciki jej ust uniosły się w serdecznym uśmiechu.
- Dobrze młodzieży, nie przygotowałem się do tego zastępstwa więc poproszę was o to byście się zajęli sobą w ciszy. - No wie pan co! – krzyknął Krzysiek. Cała klasa wybuchła śmiechem. - Wiecie co miałem na myśli. – Pan Kowalczyk spojrzał krzywo na Krzynę. – Muszę wyjść na chwilę. Mam nadzieję że będziecie zachowywać się w miarę cicho. - Postaramy się. – powiedział figlarsko Dominik. Wiedziałem, że gdy tylko nauczyciel wyjdzie wszyscy zaczną się wydzierać. Nie pomyliłem się. Gdy tylko kroki nauczyciela na korytarzu umilkły zrobił się szum. Krystian i Marcin odwrócili się do siedzących za nimi Klaudii i Korin. - Krystian – podał Korin rękę w geście powitalnym. – A to Marcin. - Miło mi. - Skąd jesteś? Bo raczej nie z Nysy. - Nie. Pochodzę z Ameryki, a dokładniej z Nowego Jorku. - To wyjaśnia napis na koszulce i nietypowe imię – uśmiechnął się Marcin. - Tak, wiem jest okropne. Dominik spojrzał na nową uczennice z naszej klasy. - Chyba żartujesz jest piękne.- Klaudia wydawała się zauroczona nową koleżanką. - Klaudii, bo się zaraz zakochasz. – zażartowała Eliza. Widać było, że nie polubiła Korin. Nic dziwnego. Już nie jest najładniejszą dziewczyną w klasie. Uwaga Elizy nie spodobała się dziewczynie. I wtedy stało się coś czego nikt by nie przypuścił. - Co może jej zazdrościsz? Wiem, że jestem śliczna, ale żeby aż tak komuś zazdrościć?! – powiedziała Korin ze wścibskim uśmiechem. Marcin z Krystkiem spojrzeli po sobie rozbawieni. - Czy ty się do mnie stawiasz?! – wrzasnęła zaskoczona Eliza. Wszyscy chłopcy z klasy zaczęli chichotać. - Na a czemu by nie? – wzruszyła ramionami Korin zamalowując kratki w brudnopisie. – Nie zadaję się z tapeciarzami. - Uuu, ale dowaliła! – krzyknął rozbawiony Krzyna. - Chcesz sobie przepieprzyć od razu w pierwszy dzień? Jeśli tak to proszę. Nie dam ci żyć. - Tak, tak. Na pewno. – powiedziała od niechcenia dziewczyna nie podnosząc wzroku na rozwścieczoną Elizę. - Nie wierzysz mi? Jestem szychą w tej szkole. - Nie wątpię. – westchnęła znudzona Korin. Eliza nie wytrzymała. Wstała ze swojego miejsca podeszła do ławki w, której siedziała Korin i uderzyła dłońmi w blat. *** Co ona sobie wyobraża?! Myśli, że jest najlepsza. Bo co? Bo ma trzy kilo tapety na mordzie? Hamulce mi puściły. Przejebała sobie u mnie jeszcze bardziej gdy bezczelnie podeszła do mojej ławki i zaczęła nerwy pokazywać. Nie będzie mi suka rękami walić w moją ławkę. - Patrz! Przez ciebie wyjechałam poza kratkę – uniosłam w górę skoroszyt i pokazałam jej małą
krateczkę. Każdy w klasie zaczął się śmiać (taki był mój zamiar). Nawet ponury Mateusz zaczął chichotać. - Ty sobie ze mnie jaja robisz? - Jaa! Ty dopiero teraz to zauważyłaś?! – powiedziałam sarkastycznym tonem. - Nie przeginaj! – warknęła dominie. Chyba minie chciała przestraszyć. - Weź idź usiąść, bo mi widoki zasłaniasz. – Marcin parsknął śmiechem. Elizka spojrzała na niego groźnie, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. -Zasłaniam ci tylko Dominika i Mateusza. Aż tak ci się podobają?! – wycedziła przez zęby. - A pewnie! Czemu by nie. Na pewno wyglądają lepiej od ciebie. – Teraz to Dominik zaczął się śmiać. Klaudia patrzyła na tą scenę z uśmiechem na ustach. - A ty co się głupkowato chichrasz?! Pozwoliłam ci?! – Klaudia zaczerwieniła się i spuściła wzrok. NIE! TO BYŁ SZCZYT! - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – wstałam z krzesła przewracając je. Chłopaki siedzący przed nami odsunęli się, tak jakbym w przypływie furii miała pourywać im głowy. – Ona nie będzie cię słuchać. Ona nie musi nikogo słuchać! Nie będę trzymać języka za zębami bo jestem nowa! Zachowujesz się jak ostatnia dziwka! I co! Może teraz mi przywalisz w mordę?! Dawaj! Ale ostrzegam! Tylko sobie wstydu narobisz. – w klasie zapadła cisza. Nie obchodziło mnie to co sobie wszyscy pomyślą. To nie było ważne. - Jeszcze się policzymy! – warknęła do mnie. Czułam że wszyscy w klasie patrzą właśnie na mnie. - Mistrzostwo! Żółwik! – powiedział rozentuzjazmowany Dominik wystawiając zaciśniętą pięść w moja stronę. Przybiłam żółwika i wróciłam do bazgrania po zeszycie. - Nie sądziłem, że się jej postawisz. – zagadnął Marcin. – do niej raczej nikt nie pyskuje. Zaśmiałam się. Moi rozmówcy wydawali się być zaskoczeni. - Zazwyczaj nie chodzę w takich ciuszkach. Wole spodnie melanż i zadurzą bluzę. Ryzyko to mój żywioł. - Serio? Nawet bym nie pomyślał. – Odparł Dominik nieco zdziwiony. – Myślałem, że dziewczyny myślą wyłącznie o makijażu, tipsach i ciuszkach. - No widzisz widocznie jestem nienormalna. Gdy koledzy zaczęli się spierać jaka dziewczyna jest lepsza – dresiara czy tapeciara – przyjrzałam się Mateuszowi. Był bardzo przystojny. Miał minę jakby jutro miał umrzeć. Wpatrywał się tępym wzrokiem w okno. Nie udzielał się w rozmowie. Tak, jakby była mu całkowicie obojętna. Nagle rozległy się kroki na korytarzu. W klasie zapadła grobowa cisza. Nauczyciel wszedł do klasy. - Nie sądziłem, że zachowacie się cicho. – Krzysiek zakasłał próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Nauczyciel usiadł do biurka i zaczął oglądać książkę od biologii. W klasie na nowo zaczęły się rozmowy. Marcin i Krystian zapewniali Krzyśka, że dresiary są lepsze od lasek w rurkach i obcisłych bluzeczkach. - Gdyby nie Korin to ślinili byście się na widok takiej laski – zakpił Krzysiek. - Co , nie podobam ci się? – zapytałam go posyłając mu zalotny uśmiech. - Nie, wręcz przeciwnie. Jesteś najładniejszą dziewczyna w klasie. - Eliza patrzyła na mnie groźnym wzrokiem, a ja po prostu to olewałam. Co jakiś czas zerkałam na Mateusza. Przysłuchiwał się rozmowie w ciszy. Nie udzielał się.
Gdy chłopaki doszli do tematu czy dziewczyna powinna mieć duże cycki, czy wielką dupę zadzwonił dzwonek. Ucieszyłam się. Raczej nie chciała bym wiedzieć jak wygląda ideał któregoś z moich rówieśników. Gdy wychodziłam z klasy w towarzystwie Klaudii minęła mnie Eliza. - Policzymy się! – warknęła do mnie ze złością. - Nie musiałaś tego robić. Przyzwyczaiłam się. – powiedziała Klaudii cichutkim głosem. - jesteś moją przyjaciółka a przyjaciół nie zostawia się w biedzie. Ta suka nie będzie do ciebie pyskować. Zadbam o to. – posłałam jej przyjacielski uśmiech. Widziałam łzy szczęścia w jej oczach. Ta biedna dziewczyna była ofiarą klasowych żartów. Była ładna, ale nie umiała wydobyć z siebie tego piękna. Gdy ja rozmawiałam z Klaudią miną nas Mateusz. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jaki on jest wysoki. Z nim szedł żwawym krokiem Dominik. - Choć teraz mamy biologię. Rachwałowa nie lubi jak się ktoś spóźnia. - Aha... - nie za bardzo słuchałam swojej przyjaciółki. Przyglądałam się Mateuszowi z zaciekawieniem. Był inny niż reszta. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Poszłam z nowo poznaną przyjaciółką na drugie skrzydło szkoły. Weszłyśmy po schodach na górę. Po drodze minęłyśmy grupkę chłopaków, którzy zagwizdali na nasz widok. - Jak ty to robisz, że podobasz się wszystkim? – zapytała mnie Klaudia zdziwiona. - A może to do ciebie było – powiedziałam posyłając jej słodki uśmiech. - Ta... już to widzę. – spuściła wzroki i przyśpieszyła kroku. Koło Sali stali tylko Dominik, Marcin i... Mateusz. Stał podparty o ścianę i rozmawiał ze swoimi kolegami. Marcin bawił się czapką. Taką jak mi się zawsze podobała. Czarna czapka skate z różnokolorowymi symbolami. Bez zastanowienia podeszłam do właściciela tego "cuda". - Marcin, pożyczysz mi tę czapkę? Jutro ci ją oddam. – popatrzyłam na niego szczenięcymi oczkami. - Hmmm... co ja z tego będę miał? – zapytał mrużąc oczy. - Zależy co chcesz. – w odpowiedzi przyłożył wskazujący palec do policzka. Zrozumiałam. Co miałam do stracenia. Pewnie wyjdę na pusta lalę co da się przelecieć za pożyczenie czapki, ale trudno. Niech myślą co chcą. Wspięłam się na palcach oparłam dłoń na jego ramieniu i pocałowałam go w policzek. Zaskoczyłam go tym. Pewnie myślał, że zrobię obrót na pięcie i się na niego obrażę. Dominikowi szczęka opadła. Mateusz otworzył szerzej oczy. Marcin podał mi czapkę i uśmiechnął się szeroko. - Jak pocałujesz mnie w usta do dostaniesz ją na tydzień. – No tak miałam rację uznał mnie za pustą lalę. O niee, nie dam się. - Chciałbyś – założyłam czapkę na głowę i wróciłam do Klaudki. - Szkoda, fajnie by było! – krzyknął za mną. LEKCJA - I ty miałaś na to odwagę?! – wypaliła Klaudia nagle, gdy nauczycielka wyszła wezwana przez dyrektora.
- Na co? – zapytałam zdziwiona. - Na to by pocałować Marcina. – zniżyła głos. Zaśmiałam się. - Jak mieszkałam w Nowym Jorku to tak zazwyczaj się witaliśmy. - Ale ty go prawie nie znasz! – powiedziała stanowczo. - Oj Boże! Pocałowałam go tylko w policzek. Chyba to nie zbrodnia – powiedziałam spokojnie poprawiając czapkę. - Masz chłopaka? – zapytała wpatrując się we mnie. - Nie. - Jakbyś miała, to po tym byłby miedzy wami koniec. - Przecież to był pocałunek w policzek. Coś ty taka staromodna. Jak moja babcia – powiedziałam do niej uśmiechając się. - Nie wiem. Reszta lekcji minęła spokojnie. Chodziłam po korytarzach w towarzystwie Klaudii i poznawałam szkolne zakamarki. Po skończeniu lekcji wyszłam ze szkoły. Przy bramie stał Marcin z kolegami. - Nie zapomnij czapki – powiedział do mnie. - Nie martw się. – jego koledzy zlustrowali mnie przenikliwymi spojrzeniami. Ruszyłam żwawym krokiem do domu. Miałam jakieś dwa kilometry drogi, ale to nie wiele w porównaniu z tym co musiałam przeżyć śmigając piętnaście kilosów w Nowym Jorku. Droga zajęła mi pół godziny. Weszłam do domu, rzuciłam torbę w kąt i usiadłam na kanapie obok mojego brata. Alan nie był zły. Dobrze gotował, lubił sprzątać. Miał tylko jedną wadę, uwielbiał mnie wkurzać. Gdy tylko nadarzał się okazja dogryzał mi na wszelkie sposoby. - I co siostrzyczko? Jak tam nowa szkoła? - W porządku – odpowiedziałam ściągając czapkę z głowy. - Widzę, że wybrałaś się na zakupy. - Nieee. - To skąd to masz? – zapytał wskazując na czapkę Marcina. - Kolega mi pożyczył. - Pożyczył? – spojrzał na mnie podnosząc brwi. – Kolega? - TAK. Kolega pożyczył mi czapkę za buziaka w policzek. – Alan zaśmiał się głośno. - Rozumiem czemu ci pożyczył. Oj nienormalne z ciebie dziecko. – wzdychał. Złapałam leżącą obok mnie poduszkę i rąbnęłam go nią w twarz. Zamiast mnie opieprzyć zaczął się śmiać (to dopiero głupie dziecko). *** Wróciłem do domu. W drzwiach czekał na mnie mój brat. - Nie wyłączyłeś debilu telewizora. - No i? – patrzyłem na niego obojętnym wzrokiem.
- Nie przeginaj Mateusz, bo dostaniesz w pysk – warknął na mnie jak wkurwiony pies. – Wiesz, że nie mam cierpliwości. - No ja też – powiedziałem włączając telewizor. Mój brat też uczęszcza a treningi. Jest podobny do mnie. Usiadłem na fotelu i wyłożyłem nogi na stolik. Szymon machnął tylko ręką i poszedł do kuchni. Siedziałem i myślałem o nowo-przybyłej. Cały czas wracało do mnie wspomnienie jej kłótni z Elizą. Odważna jest to fakt. Jej piękne blond włosy, zniewalający głos. Nie mogę zapomnieć tej dziewczyny.
CZĘŚĆ 2 - Cześć Klaudia – właśnie odebrałam telefon. Dzwoniła Klaudia. - Hej, mam nadzieje, że ci nie przeszkadzam. – siedziałam na fotelu z książką w ręku. Dostałam ją na pożegnanie od koleżanek. "Siren", "po polskiemu" syrena. Historia tragicznej miłości. Wiecznej rozłąki dwóch sióstr (dziewczyny wiedziały co lubię). - Coś ty. Właśnie miałam do ciebie dzwonić. Może pójdziemy gdzieś razem? – wcale nie miałam do niej dzwonić. Pomyślałam, że nie powinna siedzieć w domu sama. - Ja?! Z tobą?! - Tak ty, ze mną – zaśmiałam się do słuchawki. – Może do centrum handlowego? Kupimy ci jakieś fajne ubrania. - Nie potrzeba mi. - Oj tam! Jeśli nie pójdziesz po dobroci to wezmę cię siłą! – zagrzmiałam niby groźnie do słuchawki. Klaudia mimowolnie zaśmiała się. Podałam jej adres. - Dobra. Czekam na ciebie przed domem. - Ok! – rozłączyłam się. Poszłam do łazienki. Rozpuściłam włosy i wyprostowałam je. Makijażu nie chciało mi się robić. Wybiegłam na korytarz i ubrałam adidasy. Przed furtką stała Klaudia. Patrzyła na mój dom szeroko otwartymi oczami. - Jak ja ci zazdroszczę! - Czego? – zapytałam ją poprawiając kołnierz skórzanej kurtki. - Wszystkiego! Mieszkasz w takim pięknym domu. Musicie być bogaci – powiedziała wpatrując się w samochód stojący na podjeździe. Westchnęłam. Nie wiedziałam czy powiedzieć Klaudii o swojej sytuacji rodzinnej. Przecież ona mi ufała, pora bym ja zaufała jej. - Co z tego, skoro moi rodzice mają mnie gdzieś. Ważniejsza dla nich jest praca niż ja. Wszystkim się chwalą jaką to mają wspaniałą córeczkę, a wcale mnie nie znają – spuściłam wzrok. Nie lubię o tym mówić. - Czyli to jak się zachowujesz to rodzaj buntu? – zapytała. - Tak... Nie... Nie wiem. - Przykro mi. Jesteś wspaniała. Mądra, ładna, sprytna. Chciała bym być taka jak ty. - No to idziemy na zakupy – złapałam ją za ramię i ruszyłyśmy w stroną galerii.
Nie szłyśmy długo. Centrum znajdowało się tuż za rogiem. Weszłyśmy do oszklonego budynku i wjechałyśmy ruchomymi schodami na górę. Namówiłam Klaudkę na wizytę w New Yorkerze. Kazałam jej przymierzyć kremowe rurki i luźną bluzkę z krzyżem gotyckim. Na początku wzbraniała się kiepskimi argumentami takimi jak: "za gruba na to jestem", "te kolory do mnie nie pasują". W końcu odniosłam sukces. Klaudia poszła przymierzyć wybrane przeze mnie ubrania. Weszła do przebieralni. - Nie! Wyglądam okropnie! – powiedziała po chwili. - Pokaż się, bo coś ci nie wierzę – powiedziałam z przekąsem. Wglądała pięknie. Wyglądała jak nie ona. - Miałam rację. Bierzemy! – powiedziałam satysfakcją. Klaudia spojrzała na metkę i westchnęła. – Ooo nie! Ja płacę. - Nie po... - Pozwolisz. Idź się przebierz. - Dzięki, dzięki, dzięki!!! – myślałam, że zaraz zacznie całować mnie po rękach. Po piętnastu minutach byłyśmy już w drodze do mojego domu. - Znamy się jeden dzień, a ty kupujesz mi ciuchy – zaczęła rozmowę Klaudia. - Bo cię lubię. Jesteś inna niż tamte krzywe lale ze szkoły. - Bo one są ładne. – Ty też. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam stronę fryzjera. – Teraz zmienimy fryzurę. Po pół godzinie Klaudia wyszła z salonu. Miała długie do ramion rude włosy (wcześniej były czarne), mocno wycieniowane. Kolor podkreślał zieleń jej oczu. Nie sądziła, że zgodzi się na przefarbowanie włosów. - I jak? – zapytała uśmiechając się do mnie. - Jeszcze lepiej niż wcześniej. Mam nadzieję, że jutro w szkolę zobaczę cię w nowych ciuchach i olśniewającej fryzurze. – puściłam do niej perskie oko. - Masz to jak w banku – roześmiałyśmy się obie. O dziewiętnastej wróciłam do domu. Mama krzątała się po kuchni przygotowując sobie omlet. - Jak tam w szkole? - Nie najgorzej – spojrzała na mnie zdziwiona. - Mam się udać do dyrektora? – zaśmiałam się, ale od razu spoważniałam. - Nie, jeszcze nie. Może później jak coś zrobię jednej takiej. Denerwująca tapeciara. - Kori, nie rób głupstw. Wiem, że masz wybuchowy charakter, ale to nie powód by używać siły podczas konfliktów. – Moja mama jest psychologiem. Znalazła się! Nie radzi sobie ze swoją córeczką, a innym doradza. - Postaram się – weszłam schodami na górę i poszłam do swojego pokoju. Byłam strasznie zmęczona, sama nie wiem z czego. Rzuciłam się na łóżko i od razu zasnęłam. RANEK Wstałam o wpół do ósmej. - Cholera! Spóźnię się na biologię! – ubrałam się szybko, uczesałam, pozbierałam potrzebne mi na dzisiaj książki i zbiegłam po schodach na dół. Nikogo w domu nie było. Wybiegłam z domu. Przy
drzwiach potknęłam się o mojego psa. Zawył z bólu. - Przepraszam Balto! – pochyliłam się i przytuliłam twarz do jego pyska. Zamerdał radośnie ogonem. – Muszę iść, pilnuj domu! – zawył krótko w odpowiedzi. Wybiegłam z domu zamykają za sobą drzwi na klucz. Do szkoły dobiegłam w dziesięć minut. Schodami wbiegłam na pierwsze piętro. Zapukałam do sali numer 15. Usłyszałam "proszę" i weszłam. - Bardzo przepraszam za spóźnienie. - Czyż to nie nowa uczennica? – zapytała patrząc na mnie znad okularów. - Tak proszę pani. - Zobaczmy co zapamiętałaś z wczorajszej lekcji. – No nie! Nic się nie nauczyłam. Starałam sobie przypomnieć cokolwiek z lekcji o tkankach. - Dobrze, wymień trzy rodzaje tkanek. – pani Rachwał spojrzał mi w oczy. Wiedziała, że nie uczyłam się. Ale rozczaruje się tym, że mnie wpisze mi oceny niedostatecznej do dziennika. - Tkanka kostna, tkanka chrzęstna, tkanka tłuszczowa – nauczycielka wybałuszyła oczy. Uczniowie też byli zaskoczenie. - No dobrze. Teraz powiedz mi jaką funkcje spełnia tkanka tłuszczowa. - Bierze udział w termoregulacji, magazynuje nadmiar tłuszczu – nauczycielka otworzyła szeroko oczy. Nie wiem czemu. Przecież to były banalne pytania. - Dobrze siadaj – odpowiedziała patrząc na mnie z ukosa. Przechodząc obok ławki Marcina rzuciłam do niego czapkę. Uśmiechnął się do mnie. Podeszłam do ostatniej ławki, w której siedziała odmieniona Klaudia. Zdziwiłam się gdy spostrzegła, że tuż obok siedzi nie kto inny a... Dominik. Uśmiechał się do niej a ona odwzajemniała ten zalotny uśmiech. - Jeśli nie masz nic przeciwko ja usiądę dzisiaj z Klaudią. Możesz usiąść z Mateuszem. No chyba, że nie chcesz. – powiedział Dominik patrząc na mnie swoimi błękitnymi oczami. - A siedź z kim chcesz! – szepnęłam do niego. Spojrzałam na ławkę w której siedział ów "groźny" chłopak. Ubrany w obszerną czarna bluzę wyglądał bosko. - Mogę usiąść? – powiedziałam podchodząc do niego. - Proszę – jego głos brzmiał łagodnie. - Dzięki. – szepnęłam nie wiedząc czy usłyszał. Wyciągnęłam zeszyt i książkę. Bezskutecznie próbowałam się skupić na lekcji. Obecność Mateusza strasznie mnie rozpraszała. Czułam cudowny zapach jego perfum. Co jakiś czas zerkał na mnie, a ja na niego. Nie odezwał się ani słowem. Rachwałowa gadała jak najęta. Czasem sama gubiła się w tym co do nas mówiła. - Zaraz wrócę. Pójdę tylko do pokoju nauczycielskiego po drugą książkę. Proszę o zachowanie ciszy – powiedziała wychodząc z klasy. Oczywiście zaraz zaczęły się rozmowy. Patrzyłam na rozanieloną Klaudkę. Chyba po raz pierwszy flirtuje z chłopakiem. Jak na pierwszy raz szło jej naprawdę świetnie. Uśmiechałam się sama do siebie (w końcu miałam w tym swój wkład). - Co cię tak bawi? – zapytał nagle Mateusz.
- Eee... - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. – Nie śmieję się, tylko się uśmiecham a to jest pewna różnica. - Niech ci będzie. To... czemu się uśmiechasz? – zapytał posyłając mi uśmiech. Po raz pierwszy widziałam go z uśmiechem na twarzy. - Cieszę się, że Klaudia znalazła sobie towarzysza rozmów innego niż ja. - Towarzysza rozmów – zaśmiał się. – Czyli tak to się teraz nazywa? – Czy ta miało znaczyć, że Klaudia w tak dużym stopniu podoba się Dominikowi? Trzeba jej przyznać wygląda ślicznie. Może uda się coś więcej dowiedzieć. - Nie rozumiem. O co ci chodzi? – wykrzywił usta w chytrym uśmieszku. - Spójrz na nich! Dominik zabujał się w niej. Tak już jest – wzruszył ramionami. - Znalazł ładną laskę i mnie zostawił. - Co, nie lubisz mnie? - Ledwo cię znam. Ale po tym jak zbeształaś Elizę mógłbym cie polubić. – spojrzał na mnie swoimi piwnymi oczami. Ludzie rzućcie koło ratunkowe, bo zaraz w nich utonę! – Nigdy jej nie lubiłem. - W tej kwestii moglibyśmy się dogadać. - O wilku mowa – powiedział i przestał się uśmiechać. Stanęła przed ławką naprzeciw Mateusza i oparła dłonie o ławkę. Znałam ten trik. Koleżanki z Nowego Jorku często tak robiły. Nachylały się przed chłopakiem tak by ten mógł podziwiać do woli ich cycki. Typowe! - Zastanawiałam się – zaczęła mówić słodkim głosikiem. Mateusz wpatrywał się w wykres narysowany w książce do biologii i ani myślał spojrzeć na nią. – Może byś poszedł ze mną i dziewczynami do klubu. Było by fajnie. Rozerwiesz się trochę. - Nie sądzę – odpowiedział beznamiętnie i podnosząc na nią wzroku. – Jestem dziś zajęty. - Aha. Może innym razem – nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Elizie nie umknął ten drobny szczegół. – I z czego się brechtasz? - Z ciebie. A niby z kogo innego? - Taka zabawna jestem?! – syknęła przez zaciśnięte zęby. - No jak dla mnie – Mateusz zaśmiał się cicho. Eliza posłała mi wściekłe spojrzenie i wróciła do swojej ławki. - Czemu nie przyjąłeś zaproszenia? – zapytałam - Mówiłem ci już. Nie lubię jej. A tak w ogóle to nie lubię łazić po klubach – przewrócił kartkę w książce. - Tylko dlatego? - Tak – powiedział podnosząc na mnie wzrok. Nie wytrzymałam jego spojrzenia. Spuściłam głowę. – Nie ty jedna. - Nie ja jedna, co? - Nie ty jedna nie wytrzymujesz mojego wzroku. Mało ludzi ma tyle odwagi by spojrzeć mi w oczy – chciałam zapytać go dlaczego tak jest, ale nauczycielka wróciła i dostaliśmy solidny opierdziel za to, że słychać nas na drugim końcu szkoły. Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Matma, fiza, infa. Okazało się, że Mateusz jest bardzo dobry z chemii. Zrobił za mnie dwa zadania. Wredna "patrzała" Eliza wlepiała we mnie te swoje ni to szare, ni to niebieskie gały.
Klaudia zawzięcie flirtowała z Dominikiem. - Korin dzięki – rzuciła mi się na szyję gdy poszłam do szafki wziąć książki, które potrzebne mi są do nauki. - Za co? - Za ubrania, za rady... no za wszystko! – po raz pierwszy widziałam ją taką szczęśliwą. - Nie ma za co – powiedziałam śląc jej słodki uśmiech. - Jest! Dominik zaprosił mnie do kina! Rozumiesz to?! Pierwszy raz idę gdzieś z chłopakiem. - Super! Opowiesz mi jak było. – przytuliłam ją na dowidzenia i cmoknęłam ją przyjacielsko w policzek (tak witałam się i żegnałam z dawnymi przyjaciółkami). Rozeszłyśmy się. Ona poszła do domu a ja... hmm. Poszłam po prostu po szlajać się zatłoczonych ulicach "mojego" miasta. Nie chciałam wracać do domu. Zadzwoniłam do mamy i oznajmiłam, że wrócę późno do domu. Chodziłam bez celu. Poszłam do małego parku w centrum. Zaczynało się ściemniać. Usiadłam na ławce naprzeciwko małego oczka wodnego. Na ławce nieopodal siedziała dziewczyna. Na oko nieco starsza ode mnie. Miała podkrążone oczy i bladą twarz. Mizerne wychudzone ciało ubrane było w wytarte dżinsy i starą poplamioną kurtkę. Sięgnęła ręką do kieszeni i wyjęła z niej strzykawkę. No tak! Ćpunka jak nic. Jest niewolnikiem swojego nałogu. Była wyraźnie na głodzie. Dłonie trzęsły jej się tak mocno, że nie mogła wkłuć się w żyłę. Zrobiło mi się jej szkoda. Wiele moich "znajomych" też brało. Najbardziej popularna była majka. Ale często pili kompoty. Ja nigdy nie odważyłam się spróbować. Nie miałam odwagi. To może i lepiej. Wstałam i podeszłam do roztrzęsionej dziewczyny. - Pomogę – powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. Wyjęłam jej strzykawkę z ręki i delikatnie wkułam się w żyłę. Wiem! Źle zrobiłam, powinnam wyrwać, tą zabójczą "broń" z dłoni i wyrzucić do tego oczka wodnego. Powstrzymały mnie tylko wspomnienia. Widziałam osoby uzależnione, które nie mogły zażyć swojego "paliwa". Są wtedy zdolne do wszystkiego. - Dziękuję! – powiedziała do mnie owa dziewczyna. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i odeszłam. Postanowiłam wrócić czym prędzej do domu. - Dziwnych masz znajomych – rozbrzmiał znajomy głos z moimi plecami. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Obróciłam się i zobaczyłam kamienną twarz Mateusza. - Nie znam jej. - Aha. Ale zastrzyk jej zrobiłaś. Nie wiedziałem, że jesteś ćpunką. - Nigdy nią nie byłam! – mało nie krzyknęłam. - To skąd umiesz robić zastrzyki? – zapytał podnosząc jedną brew. - W mojej dawnej szkole wiele osób brało. Tak przy okazji się nauczyłam. Ale sama nigdy nie brałam – patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami. Chciałam zmienić temat. – Co ty tu robisz? - Mieszkam niedaleko – wskazał palcem na wielką kamienicę. – A co ty tu robisz, chuliganie? - Ja... sama nie wiem. Nie chciało mi się iść do domu – zaśmiał się cicho. Miał takie piękne oczy. Zbyt piękne by były po prostu brązowe.
- Gdzie mieszkasz? – nie wiedziałam czy odpowiedzieć na to pytanie. Pierwszy raz odebrało mi mowę. Zawsze byłam – jak mówi mój brat – wyszczekana. - Tam – wskazałam bogatą dzielnicę. Byłam tak skrępowana, że nie mogłam przypomnieć sobie nazwy ulicy na której mieszkam. - Odprowadzę cię – myślałam, że zemdleję. Ona chciał mnie odprowadzić. Serce zabiło mi mocniej. Co się ze mną dzieje?! *** Szła tuż obok w ciszy, wbijają wzrok w ziemię. Nie mogłem oderwać od niej oczu. Nie wiedziałem co do niej powiedzieć. Może zacząć temat tego spotkania z ćpane? - Czemu to robisz? – zapytał mnie cicho. - Co? - Czemu mnie odprowadzasz? Nie musisz. - Ale chce – spojrzała na mnie bursztynowymi oczami. – Jeśli ci to przeszkadza to mogę cię tu zostawić. - Nie, nie – zaczerwieniła się. – Tylko tak pytam. Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Mieszkała w pięknym domu z dużym ogrodem. - To do jutra w szkole – powiedziała do mnie otwierając furtkę. Stałem tuż z nią gdy wielki pies z radością skoczył na zaskoczoną Korin. Zachwiała się i wpadła na mnie. Oboje leżeliśmy na chodniku przed jej domem. Wesoły pies dreptał wokół nas i lizał na po twarzach. Dziewczyna spojrzała na mnie i zaczerwieniła się. Pies podbiegł do niej i przyłożył nos do jej policzka. Chcąc się odsunąć przycisnęła się do mnie. - Balto spadaj! – krzyknęła do psa, ale ten nic sobie z tego nie robił. Wstałem i pomogłem się jej pozbierać. Otrzepała spodnie i bluzę. - Dzięki i przepraszam za tego wrednego kundla! – spojrzała z pogarda na psa. Spuścił uszy i zaskomlił żałośnie. – Nie wiem co go napadło. - Nic się nie stało. Fajna z niego psina – wyciągnąłem dłoń i pogłaskałem psa po głowie. – To do zobaczenia. - Do zobaczenia. – Powiedziała przechodząc przez bramkę. – Balto! – krzyknęła gdy pies pchał się jej pod nogi. Mimowolnie zaśmiałem się. Ta dziewczyna potrafiła mnie rozśmieszyć. Rzadko komu się to udawało. Wracałem niespiesznie do domu. Na klatce schodowej spotkałem moją nowo-poznaną sąsiadkę. Aurelia taszczyła walizkę. Wydawała się ciężka. - Pomogę - Dzięki – rzuciła zawstydzona. Co się z tymi kobietami dzieje. Wszystkie rumienią się jak zaczynam rozmowę. Wiozłem walizkę i wszedłem do mieszkania dziewczyny. Postawiłem walizkę w korytarzu i już miałem wychodzić gdy Aurelia stanęła w drzwiach. - Może się czegoś napijesz? – głupio mi było odmówić. Zaprowadziła mnie do kuchni. Usiadłem przy owalnym stole. Moją uwagę przykuły zdjęcia wiszące na jednej ze ścian. Przedstawiały Aurelie i bardzo podobną do niej starszą kobietę, zapewne jej mama. Tylko jedno czarno-białe zdjęcie przedstawiało mężczyznę w średnim wieku. Miał identyczne oczy jak Aurelia. Dziewczyna zauważyła, że przyglądam się zdjęciu.
- To mój tata. Zmarł pięć lat temu. Był policjantem i w czasie jednej akcji został postrzelony. Lekarzom nie udało się go uratować – patrzyła z czułością na zdjęcie. - Przykro mi – wydusiłem z siebie. - Już się przyzwyczaiłam – powiedziała stawiając przede mną szklankę z colą. Nie wiem czemu przypomniała mi się sytuacja z Korin. Ciepło jej ciała. Była tak blisko, a ja tego nie wykorzystałem. Rozmawiałem z Aurelią na różne tematy. Okazało się, że tańczy balet. Nic dziwnego, że była taka szczupła. Siedziałem u niej dobrą godzinę, ale w końcu trzeba iść do domu. Wszedłem do domu, gdzie czekał mój brat. - Gdzie się szlajałeś. - A co cię to obchodzi? Nagle zaczynasz się o mnie martwić – zapytałem podchodząc do lodówki i wyjmują z niej spaghetti. Włożyłem je do mikrofali i usiadłem przy stole. - Chciałbyś – podszedł do mnie i powąchał mnie. - Co ty odwalasz?! – zapytałem zdziwiony. - Oj młody! Pachniesz damskimi perfumami. I to drogimi. To może powiesz mi coś ty robił? No chyba, że kupiłeś sobie nową perfumę – zaśmiał się cicho. Stałem i kopnąłem go delikatnie w kolano. Tak dla zasady. Opowiedziałem mu o zajściu z uczestnictwem Korin. - Wiesz co? Niech ta twoja nowa dziewczyna pożyczy mi kiedyś tego psa – o mało się nie zakrztusiłem makaronem. - To nie jest moja dziewczyna! - Jeszcze! Zjadłem obiadokolacje i poszedłem pod prysznic. Po kąpieli ubrany w krótkie spodenki i koszulkę poszedłem pooglądać telewizję. Jak zwykle w tym starym pudle nic nie ma. Zacząłem skakać po kanałach nie patrząc co na nich jest. W końcu trafiłem na horror "Silent Hill". Patrzyłem tempo w telewizor nie myśląc o tym co widzę. Myślami byłem pod "willą" Korin. Rozmyślałem nad różnymi scenariuszami. Ciekawiło mnie to co by zrobiła gdybym ją wtedy pocałował. Może by mnie spoliczkowała, albo poszczuła mnie psem, a może... spodobało by się jej. Sam nie wiem kiedy zasnąłem na fotelu. *** Nie mogłam spać. Myślałam o Mateuszu. O tym co się stało. Szczerze mówiąc, bardzo fajnie było być tak blisko niego. Czuć jego ciepły oddech na karku. Jutro kupię Baltusiowi jakiś przysmak. W końcu to jego zasługa. Zasnęłam późno i śnił mi się nie kto inny jak Mateusz. Był znowu tak blisko. Przyłożył swoje ciepłe i wilgotne usta do mojego policzka. Dłońmi delikatnie jeździł po moich plecach. Całował mnie w szyję. Jego ręce zjeżdżały coraz niżej. Serce biło coraz mocniej, oddech przyspieszał. Zatrzymały się na brzegu żółtej koszulki. I wtedy pocałował mnie dziko w usta. Nogi się pod mną uginały. Włożył swoje gorące dłonie pod koszulkę przyprawiając mnie o dreszcze rozkoszy. Zaczął szeptać: - Korin, Korin. Korin, wstawaj! – zerwałam się na równe nogi. Jęknęłam z rozczarowania. To był tylko
sen! To było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Na skraju łóżka siedziała mama. Patrzyła na mnie tak... Jakoś dziwnie. - Kori dobrze się czujesz? - Tak, tak – powiedziałam spiesznie. – Idę wziąć prysznic. Chciała coś dodać, ale ja już wybiegłam z pokoju i wskoczyłam do łazienki zamakając za sobą drzwi.
CZĘŚĆ 3 Zrzuciłam z siebie ciuszki i weszłam pod prysznic. Woda działała na mnie kojąco. Umyłam się i usiadłam w brodziku obejmując rękami kolana podciągnięte pod brodę. Zaczęłam myśleć nad tym wszystkim. Nigdy nie miewałam takich snów, aż nagle zjawia się taki Mateusz. I co ja mam robić? Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie mogę przestać myśleć o NIM! Wściekłam się na siebie, że wczoraj nie wykorzystałam takiej sytuacji. Ciekawe co by zrobił gdybym go pocałowała. - Korin?! – do moich uszu dobiegł dźwięk pukania do drzwi. – Wszystko dobrze? - Tak mamo! – nie było dobrze. Jest sobota a ja nie mogę doczekać się poniedziałku. Znowu go zobaczę. Może Dominik dalej będzie siedział z Klaudią. - Jak wyjdziesz to proszę cię abyś przyszła do mnie – westchnęłam. To nie wróżyło nic dobrego. Znowu chciała się bawić w "kochającą mamę i wspaniałą córeczkę". Nie lubię tej zabawy. Wolę bawić się z nią w chowanego. Zakręciłam kurek i wyszłam z pod prysznica. Szczelnie owinęłam się ręcznikiem. "Brawo mała, nie wzięłaś żadnych ciuchów na zmianę" pomyślałam i puknęłam się w czoło. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Jedną ręką przytrzymywałam ręcznik, a druga przeczesywałam mokre włosy. Byłam w połowie drogi do mojej "kwatery" gdy z pokoju Alana wyszedł chłopak. Szczupły brunet o figlarnych zielonych oczach. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się. - Alan mówił, że ma młodsza siostrę. No ale takiego widoku się nie spodziewałem. – patrzył na mnie i szczerzył swoje białe zęby. Z pokoju wyjrzał ktoś jeszcze. Byli identyczni! – Ja jestem Kacper, a to – wskazał na chłopaka wyglądającego przez drzwi – Bartek. Kumple ze szkoły twojego brata. - Miło mi poznać. – Za te moje kłamstwa Bozia nie wpuści mnie do nieba. Ominęłam Kacpra i weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ubrałam moje ulubione dresy ze zwisającymi sznureczkami (pamiętam jak koledzy dla zabawy przywiązali mnie nimi do krzesła). Zdecydowałam się na koszulkę z napisem "I love NY". Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Na moje szczęście nie spotkałam kolegów mojego brata. Wysuszyłam włosy i zaplotłam wplatany warkocz (trzeba iść do fryzjera, warkocz sięga już prawie do pasa). Delikatnie pomalowałam oczy. Przy okazji pomalowałam paznokcie, co rzadko robię. Pech chciał, że wychodząc z łazienki wpadłam wprost na Kacpra... nie raczej Bartka. Kacper nie miał czapki na głowie. Wpadłam mu prosto w ramiona. Złapał mnie w tali. - Przepraszam – wybąknęłam. Spojrzałam na jego twarz. Nie był taki jak jego brat. Przynajmniej mi się tak wydawało. Rysy jego twarzy były delikatniejsze. Oczy miały bardziej błękitny kolor niż zielony.
Gdzieś już widziałam takie oczy. - Nie ma sprawy. – Choć już pewnie stałam na nogach on nadal trzymał dłonie na moich biodrach. Zaczerwieniłam się. Po chwili zorientował się co mnie tak zawstydziło. Zabrał swoje gorące dłonie. - Bartek! Nie podrywaj mi siostry. – Alan stał oparty o ścianę i wydawał się bardzo rozbawiony. – Za młoda dla ciebie jest. Bartek zaśmiał się głośno. - No wiesz łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Nie moja wina, że masz taką śliczną siostrzyczkę. Wygląda jak... - Anioł? – dokończył za niego Alan. W dzieciństwie wszyscy porównywali mnie do aniołka. Pewnie dlatego, że miałam kręcone blond włoski. - Często to słyszysz? – zapytał Bartek, wyraźnie niezaskoczony. - Nie wiesz nawet jak bardzo. Ale w środku tego aniołka dżemie zło. – Bartek zaśmiał się. Jego śmiech był taki delikatny. – A teraz choć, bo się obrażę. - No dobra, idę. – Bartek wszedł do pokoju mojego brata. Odetchnęłam z ulgą. Brakowało mi jeszcze jednego faceta, o którym mogła bym myśleć! Dziwne, Bartek o wiele bardziej podobał mi się od Kacpra. *** Myślałem o Korin całą noc. Nie mogłem przez nią spać. Nie żeby mi to przeszkadzało! Wręcz przeciwnie. Miło było przypomnieć sobie jej twarz, włosy, piękną figurę. Eh... o czym ja myślę. Która chciała by mutanta? Faceta pozbawionego uczuć. - Mateusz wstawaj debilu, ktoś do ciebie. – Do mnie?! Na jaja mu się z rana zebrało. - Ta jasne! – przewróciłem się na drugi nie zamierzając go słuchać. - Taaa... właśnie do ciebie. Aurelia jakaś. – No tak. Nowa sąsiadka. Szymon uśmiechał się do mnie dziwnie. – Myślałem, że coś cię łączy z Korin. - Ledwo się znamy – powiedziałem przeciągając się leniwie. – I z Aurelią też nie mam nic wspólnego. - Dobra Casanova pośpiesz się! – wyszedł z mojego pokoju trzaskając drzwiami. Wstałem, ubrałem się szybko i poszedłem do salonu. Na kanapie siedziała Aurelia. Ubrała króciutką spódniczkę i bluzkę na ramiączkach. Trzeba jej przyznać, wyglądała niebiańsko. - Cześć – powiedziałem zaspanym głosem przeciągając się. - Cześć! Przepraszam, że tak wcześniej ale mama pojechała gdzieś a mi się strasznie nudzi. Twój brat jest bardzo miły – uśmiechnęła się. - No, jak dla kogo. - Wyszedł, ale powiedział żebym na ciebie poczekała – zatrzepotała rzęsami, śląc mi słodziutki uśmiech. Podeszłam do kanapy i usiadłem obok niej. W tym samym momencie przyszedł do mnie sms. "Cześć Mateusz tu Korin. Masz czas?". Skąd ona miała mój numer? Nie czekając zbyt długo odpisałem: "Dla ciebie zawsze. Wbijaj do mnie." wysłałem jej mój adres. Dopiero gdy wysłałem go zacząłem się zastanawiać czy nie brzmi trochę dwuznacznie. No trudno może nie zinterpretuje tego w "takim" sensie. Aurelia przybliżyła się do mnie. Odległość między nami była niebezpiecznie mała. Objęła swoimi drobnymi rękami moją szyję.
- Co ty robisz? – zapytałem zdziwiony. Spojrzała mi w oczy i powiedziała: - Przytulam się. Nie widzisz? – zatkało mnie. Do czego ona zmierza? Nie rozumie, że ja nic do niej nie czuje? Jest ładna, podoba mi się z wyglądu ale tylko tyle. Nic więcej! – Jesteś taki gorący. - Aurelia przestań. – Wyrwałem się z jej żelaznego uścisku. Niestety nie dała za wygraną. Przełożyła jedną nogę ponad moimi kolanami i wsparta na nich zaczęła przybliżać swoje usta do moich. Nie wiem czemu, nie mogłem zmusić się do tego by jej w tym przeszkodzić. Jej gorące wargi zetknęły się z moimi. Dłonie powędrowały pod spódniczkę, zaciskając się na jędrnych pośladkach. Taki męski tik. Jej język wsunął się między moje rozchylone wargi. Nie pozostałem bierny. Pocałunek nie sprawiał mi większej przyjemności. - Upss... - usłyszałem aksamitny głos za moimi plecami. – Przepraszam drzwi były otwarte więc weszłam. - No wiesz, najpierw się puka – warknęła do niej Aurelia odrywając się od moich ust. - Korin to nie tak... - zacząłem się tłumaczyć. - Po co mi się tłumaczysz? Twoja sprawa co robisz i z kim – jednym pchnięciem zrzuciłem z siebie nachalną sąsiadkę. - Mateusz! – chciała protestować, ale nie miałem zamiaru jej słuchać. Podszedłem do Korin. Gdy byłem krok przed nią ona się cofnęła. Spuściła piękne bursztynowe oczy wpatrując się w podłogę. - Ja... nie będę przeszkadzać – powiedziała wskazując na zdenerwowaną Aurelię. Już miała wyjść gdy złapałem ją za rękę i obróciłem do siebie przodem. Raz się żyje. Wyciągnęła ręce opierając je o mój tors, po to by zachować odległość. - Nie! Zostań ze swoją koleżankę i baw się dobrze. – z całej siły uderzyła mnie z otwartej ręki w twarz. Pierwszy raz ktoś odważył się mnie uderzyć. Wyrwała się z mojego uścisku, obróciła się i wyszła jakby nigdy nic. Aurelia śmiała się cicho pod nosem. - Chyba musisz już iść – warknąłem przykładając dłoń do piekącego policzka. - No chyba tak – przechodząc obok mnie ucałowała mnie w policzek. W tedy poczułem do niej odrazę, wstręt, nienawiść. Wyszła cicho zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do lodówki i wyjąłem z niej schab. Przyłożyłem go do obolałego policzka. Usłyszałam skrzypienie drzwi. Wrócił Szymon. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać. - Ha ha. Naprawdę strasznie śmieszne. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. - Opowiesz bratu co się stało? – opowiedziałem mu wszystko ze szczegółami. Na koniec znowu zaczął się śmiać. - Jestem tylko o rok starszy a o lata świetlne mądrzejszy. - Hmmm... no wiesz to ty dwa razy nie zdałeś z klasy do klasy. - Chodzi mi o mądrość życiowa deklu! – przewrócił oczami. – Mogłeś brać obie na raz. - Powaliło cię! Nie mam takich zboczonych myśli jak ty! – Szymek zaśmiał się i poszedł oglądać film w telewizji. Złapałem za telefon i zadzwoniłem pod numer z którego dostałem sms-a. Czekałem i czekałem. - Ona nie odbierze – krzyknął do mnie Szymon. Miał racje.
*** Weszłam do domu. Czułam się oszukana, zdradzona. Jak on mógł! Wiem, że nie jesteśmy razem, ale zaprosił mnie więc powinien sobie darować migdalenie z jakąś małolatą. Żałuję, że poprosiłam Klaudię o jego numer. W kuchni spotkałam Alana i Kacpra. - Wychodzimy na chwilę zaraz wrócimy – westchnęłam. - Ale Bartek zostaje. – Kacper puścił do mnie oczko. No pięknie! Jeszcze jego mi brakowało. Wyszli na zewnątrz a ja poszłam schodami na górę. Nie wiedziałam co robić. Poszłam do pokoju Alana. Bartek siedział na krześle obrotowym wpatrując się w monitor komputera. Podeszłam do niego cicho i położyłam gorącą dłoń na jego ramieniu. - Nie słyszałem jak weszłaś – powiedział podnosząc na mnie wzrok. Na ekranie komputera zauważyłam stronę sklepu internetowego. Oglądał jakieś miecze. - Co to jest? - To są katany. Miecze samurajskie. Trenuje już dość długo. Poprzednie już się zepsuły i stępiły. Potrzebuję nowych – nachyliłam się aby przyjrzeć się lepiej zdjęciu na ekranie. - Kacper też... - Nie. Nie kręcą go sztuki walki – przeniósł wzrok z mojej twarzy nieco niżej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że spod bluzki widać sporą część moich piersi. Bartek nie był skrępowany tym, że patrzy na cycki siostry swojego kumpla. Wyprostowałam się i podciągnęłam bluzkę, żeby zasłonić w pełni swoje wdzięki. Zdawałam sobie sprawę, że mam co zasłaniać (spory rozmiar odziedziczyłam po mamie). Zadzwonił mi telefon. Znowu dzwonił Mateusz. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, ani o nim myśleć. Odrzuciłam połączenie. Bartek wstał z krzesła i podszedł do mnie. Poczułam szybsze bicie serca. Co on chce zrobić? - Wiesz, że strasznie mi się podobasz? – wziął do ręki mój warkocz. - Nie – modliłam się w duchu, żeby się odsunął. Czułam się osaczona jak dzika świnia na nagonce. - No to teraz już wiesz. Przybliżył swoją twarz do mojej szyi. Objął mnie silnym ramieniem w taki i przycisnął mocniej do siebie. Poczułam jego gorący oddech. Jego usta musnęły delikatną i czułą skórę. Parzący język zastawił mokry ślad tuż pod uchem. - Proszę przestań. – Nachalna dłoń wślizgnęła się pod koszulkę. Szukała drogi do mojej piersi. To nie było miłe uczucie. Bałam się. Mógł zrobić co chciał. Już miałam krzyczeć gdy z parteru dobiegł moich uszu śmiech Alana. Po raz pierwszy cieszyłam się, że mój "kochany" brat wrócił do domu. Bartek odsunął się ode mnie. Najwyraźniej też usłyszał, że jego kompani wrócili na chatę. Wykorzystując sytuacje wyrwałam się z jego uścisku i szybkim krokiem poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Słyszałam jak Alan woła. - Wychodzimy! - Dobra! – odkrzyknęłam. – A gdzie mama?! - Wyszła gdzieś mówiła, że późno wróci! – Ha! Minie mnie rozmowa z mamą. Telefon znowu zadzwonił. Mateusz. Byłam rozdarta. Chciałam z nim porozmawiać, ale to co dzisiaj zobaczyłam przyprawia mnie o migrenę. Jednak uczucie, którym darzyłam tego rosłego chłopaka było silniejsze niż... zazdrość. Sięgnęłam po telefon. Odebrałam i powiedziałam.
- Tak? *** - Tak? – rozbrzmiał jej słodki jak miód głos. - Korin, daj mi szanse to wytłumaczyć. Ja wcale tego nie chciałem. – Wiem, że brzmiało to co najmniej komicznie. - Nie pociskaj kitu. Jestem blondynką, nie idiotką – nie była zła, ale jakby... smutna, załamana. Czułem, że coś się stało i nie koniecznie chodziło o mnie. - Wiem, że ledwo mnie znasz. Wiem, że teraz na pewno nie chcesz mnie lepiej poznać ale... - Ale co? Masz swoja śliczną koleżankę idź z nią się zabawiać! – teraz była naprawdę wściekła. - Do niczego nie doszło! - Aaaa! To dlatego macałeś ją po dupie i uciskałeś język do gardła? – no kurwa! Pierwszy raz od dziewięciu lat odczuwałem uczucia. Ciężko to przyznać, ale kocham ją. Tą zadziorną amerykańską, bogata laskę. - Spotkajmy się – oznajmiłem jej prosto z mostu. - Co?! – zbiłem ją z tropu – Sorry, Mateusz. Teraz to ja już cię w ogóle nie rozumiem – pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu. - Proszę. Wszystko ci wytłumaczę – nastąpiła chwila ciszy. - No dobra. Przyjdź do mnie. Wiesz gdzie mieszkam. - Dzięki za jeszcze jedną szansę. - Nie dziękuj, tylko dobrze ja wykorzystaj – rozłączyła się. Przebrałem się. Ubrałem dżinsy i białą bluzkę z krótkim rękawem. Zdjąłem skórzaną kurtkę z wieszaka i ubrałem ja w pośpiechu. - Gdzie idziesz? – zapytał Szymon wychylając się przez drzwi do salonu. I co go to, kurde, interesowało? Nie muszę mu o wszystkim mówić! - Wychodzę z psem. - My nie mamy psa! – odpowiedział zdziwiony. - No to co się głupio pytasz? – nie czekając na jego reakcje wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Po drodze myślałem co jej powiedzieć. Musze uważać, żeby znowu nie oberwać po pysku. Trzeba przyznać siłę to ona ma. Nie miałem daleko. Już po kilku minutach stałem przed dużym domem. Otworzyłem furtkę i wszedłem no zadbane podwórko. Stanąłem przed dębowymi drzwiami. Nacisnąłem dzwonek. Niemal natychmiast się otworzyły. Ku mojemu zdziwieniu wyskoczył na mnie wielki biało czarny pies. Z radością przewrócił mnie i zaczął lizać po twarzy. - Pierwszy raz pochwalam to, co robi ten pies. – Korin stała oparta o framugę drzwi. Wstałem z chłodnego chodnika. – Szkoda tylko, że cię nie pogryzł. – miała minę jakby chciała mnie zabić. Może i miała rację. Gestem zaprosiła mnie do środka. Wszedłem do obszernego salonu. Na ścianach wisiały zdjęcia. Jedno spodobało mi się najbardziej. Przedstawiało małą Korin w za dużej, różowej skaterskiej czapce obok niej stał jej starszy brat. Są bardzo podobni. Jedyne co ich różniło, to kolor oczu. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Do pokoju z impetem wparował pies. Zaczął na mnie skakać merdając radośnie ogonem. Śmieszna psina. Za nim wszedł diabeł w przebraniu anioła. - Korin... - Nie musisz mi się tłumaczyć. To twoja sprawa co robisz i z kim robisz – ogarnęła mnie nieodparta ochota by przytulić ją czule. Co się ze mną dzieje? - Ale chce się wytłumaczyć. To jest moja sąsiadka. Właściwie jej nie znam. - No to tak jak mnie – podeszła do skórzanego fotela i usiadła, a właściwie skoczyła na niego. - Ty to co innego. - Mówisz? – spojrzała na mnie tajemniczo się uśmiechając. – Skąd taki pomysł? – podrapałem się po głowie. I co mam jej powiedzieć? Korin KOCHAM CIĘ! No chyba nie! Uzna mnie za ostatniego debila. Wolał bym tego uniknąć. - Bo tak – co za kompetentna odpowiedź. - Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi? Bo ja już cie nie rozumiem. - Bo ja... - raz kozie wio! – ko-cham cięę? – to raczej zabrzmiało jak pytanie nie jak odpowiedź. Korin zrobiła zdziwioną minę. – Myśl sobie o mnie co chcesz, ale naprawdę cię kocham! Wstała z czarnego fotela i podeszła powoli do mnie. Przygotowałem się na kolejny policzek i zszarganie mojej dumy. Spuściłem głowę i zacisnąłem powieki. Po raz pierwszy nie miałem odwagi spojrzeć komuś w oczy. Zawsze uczono mnie, że moje życie jest mniej ważne niż wygrana w zawodach i turniejach. Pozbawiono mnie lęków. Aż tu przybywa "anielica" wzbudzająca wszystkie uczucia na raz. Zauroczenie, strach, zawstydzenie... Można długo wymieniać. Stanęła tuż przede mną. Spojrzałem na jej twarz. Była uśmiechnięta. Cieszyło ją to co ode mnie usłyszała. Zarzuciła chude ramiona na moją szyję. Co za uczucie. Czuć jej ciepłe ciało. Nie wiedziałem co zrobić z rękami. Położyłem je delikatnie na jej plecach, dociskając ja do siebie. Zbliżyła usta do mojego ucha i wyszeptała: - Już myślałam, że nigdy tego nie powiesz. – powoli jej usta spoczęły na moim policzku. Pocałowała go delikatnie. - Gdybym wiedział, że na to czekasz powiedział bym to już dawno – dłońmi zahaczyłem o koniec jej koszulki. Wpiła się w moje usta, wciskając swój gorący język między moje zaciśnięte wargi. Nie mogłem się rozluźnić. Bałem się. Bałem się, że to tylko sen. Dłonie Korin zjeżdżały coraz niżej. Włożyła je pod moją koszulkę. Zaraz szybko ją cofnęła i odsunęła się ode mnie. Zapomniałem o bliznach pokrywających całe moje ciało, a w szczególności brzuch i plecy. Większość ludzi reaguje na to w ten sposób co Korin. Nawet moi rodzice brzydzą się mnie, własnego syna. - Co ci się stało? – zapytała wyrywając mnie z wewnętrznych refleksji. To pytanie musiało paść. I teraz muszę powiedzieć o wszystkim. - To przez treningi. – zrobiła zdziwiona minę, marszcząc brwi. Wyglądała wtedy jak mała niewinna dziewczynka. – Katany to niebezpieczny sport. Poczułaś jak się kończą turnieje. Z jej twarzy zniknęło zdumienie a pojawiło się współczucie. Zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Zdjęła ze mnie koszulkę i rzuciła ją na fotel. Przejechała opuszkami palców wzdłuż najbardziej widoczniej blizny. Westchnąłem głośno. Nie przerywając tej subtelnej pieszczoty pocałowała mnie z dzikim pożądaniem w usta. Łaskotała mnie swoim kolczykiem w podniebienie. - Nie obrzydzają cię te blizny – powiedziałem niechętnie odrywając się od jej pełnych ust.
- Pewnie, że nie. Co w nich takiego obrażającego? Blizna jak blizna. – utonąłem w jej bursztynowych oczach. Złapałem gumkę wieńczącą warkocz i zdjąłem ją. Potrząsnęła głową. Długie do pasa włosy spływały kaskadą fal po jej plecach. Zbliżyłem usta do jej szyi. Napawałem się słodkim zapachem jej delikatnej skóry. Wonią cytryny i pomarańczy. Odsunęła się ode mnie i poszła w stronę schodów gestem nakazując mi bym podążył za nią. Wbiegłem wręcz na piętro. Korin zniknęła. Nagle z jednego z pokoi wyłonił się mój anioł. Schowała się ponownie za framugą drzwi. Wszedłem ochoczo do dużego pokoju o ścianach w kolorze dojrzałej pomarańczy. Stała przede mną uśmiechnięta. Czekała na mnie. Zamknąłem drzwi nogą, tak, bym nie musiał spuszczać z niej wzroku. Tanecznym krokiem podeszła do mnie. Stała przede mną w samych czarnych majteczkach, koszulce i jak przypuszczałem w staniku. Chciała zarzucić mi znowu ręce na szyję, lecz nie pozwoliłem jej na to. Jednym ruchem zdjąłem z niej koszulkę skrywającą obfite piersi. Trzymał je biały stanik z czarnymi, koronkowymi wstawkami. Jednym zwinnym ruchem obróciłem ją tyłem do siebie. Poczułem ciepło jej ciała na swoim torsie. Dłońmi delikatnie pieściłem jej brzuch. Jęknęła cicho. Zacząłem całować ją po ramieniu "wspinając" się pocałunkami coraz wyżej (uwielbiam całować kobiety po szyi). Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie ociekające rozkoszą. Wargami pieściłem jej gładką skórę. Pachniała jak cytrusowy ogród. Moje ręce drżały przesuwając się po jej nagim brzuchu. Pierwszy raz w życiu chciałem być delikatny. Miałem dwie dziewczyny. Nie dla tego, że je kochałem. Byłem z nimi... bo tak. Z obiema spałem. Żadnych ciekawych wspomnień. Miały spore doświadczenie w TYCH sprawach. Z Korin to co innego. Pragnę tego każdą komórką swojego ciała. *** To był impuls. Tak jakoś wyszło. Co ja robię?! Ja go w ogóle nie znam. Ale... chcę tego. Bardzo. Jego gorące ciało przyciągające mnie jak magnes. Czułam blizny na jego ciele. Nie odrażały mnie. Wręcz przeciwnie. Dodawały mu męskości. Widziałam pożądanie w jego ciemnych oczach. Jedną dłonią rozpiął mi haftki przy staniku. Zajęło mu to zaledwie sekundę (ciekawe gdzie się tego nauczył). Moje podniecenie sięgało aż po czubek głowy. Pchnął mnie na stojące nieopodal łóżko. Wylądowałam na kolanach podpierając się rękoma. Pościel ze śliskiego materiału kleiła mi się do dłoni. Mateusz przejechał delikatnie dłonią po moim prawym pośladku. - Marzyłem o tym od kiedy cię zobaczyłem – wyszeptał mi do ucha gdy pochylił się by pocałować mnie w szyję. - Nareszcie się doczekałeś. Czułam jak jego członek wbija się w moje pośladki. Nie mogłam się doczekać momentu, w którym ściągnie spodnie. Cieszyłam się jak dziecko na lizaka. Dosłownie!
Obróciłam się na plecy i spojrzałam mojemu herosowi w oczy. Błyszczały jabłka w ogrodzie Hery. Rozpiął klamrę paska i zsunął powoli spodnie. Rzucił je w kąt pokoju. - Sporo czasu zajmie nam zbieranie tych cuchów – powiedział uśmiechając się do mnie. - Szkoda, że będzie je trzeba zbierać. Przycisnął mnie swoim ciałem do materaca. Trzeba przyznać, że ważył nie mało. Namiętnie całował moją szyję zastawiając mokre ślady. Z mych ust wydobyło się głębokie westchnienie. Dłońmi głaskałam delikatnie jego plecy zjeżdżając coraz niżej. Zaczęłam zdejmować jego bokserki. Szło mi opornie. Ciężar ciała Mateusza sprawiał, że miałam mało miejsca do manewru. W końcu mi się udało. Jego bokserki wylądowały na podłodze uwalniając jego penisa. Czułam jaki jest duży. Położyłam dłonie na torsie Heraklesa i pchnęłam go. Oparł się plecami o pościel podpierając się łokciami. Oddech Mateusza przyspieszył. Zbliżyłam głowę do jego niemałego kutasa. Ucałowałam go delikatnie zmuszając jego właściciela do westchnienia. Włożyłam jego główkę do ust. Ssałam go i lizałam na przemian. Kolczyk w języku potęgował tylko jego rozkosz. Jak na pierwszy raz chyba szło mi dobrze. Mateusz wił się pod wpływam moich pieszczot (a podobno to kobiety tak mają). Jęczał jak oszalały. Włożyłam jego maszynę do gardła. Czułam słony, ale przyjemny smak. Wyjęłam go z ust i ponowiłam pieszczotę. Stękał głośno jak w agonii. Przerwałam zabiegi. - Dobrze, że sami jesteśmy. Chyba nawet sąsiedzi cię słyszeli. - Skoro mnie słyszeli to teraz przyszła kolej na to, by usłyszeli twój piękny głos. Złapał mnie w tali i sprowadził do parteru. Ustami wodził po mojej szyi zjeżdżając coraz niżej. Całował mój dekolt zostawiając na nim lepkie ślady śliny. Doszedł w końcu do piersi. Całował je i lizał. Omijał brodawkę doprowadzając mnie do białej gorączki. W reszcie objął ją ustami. Nie zdołałam powstrzymać głośnego jęku. Przygryzał, całował i ssał moje piersi przy akompaniamencie moich jęków. Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele wywołujące dreszcze rozkoszy. Słyszałam własne coraz głośniejsze jęki. Mateusz postępował coraz śmielej. Pocałunkami zszedł niżej na mój brzuch. Całował go namiętnie i przygryzał co chwilę wywołując jeszcze głośniejsze jęki. Miał wprawę. Czułam że odpływam w nieznane. *** Jej jęki sprawiały mi niemałą przyjemność. Sprawiła mi ogrom przyjemności. Czułem się zobowiązany by się jej odwdzięczyć. Całowałem namiętnie jej brzuch, tak jakby miało mi to przedłużyć życie o dziesięć lat. Gładka skóra pachniała cytryną i pomarańczą. Dłońmi złapałem za brzegi czarnych majtek, które osłaniały jej piękną i młodą kobiecość. Złapała mnie za dłonie nie pozwalając ich zdjąć. - Nie wiem czy dam radę – wydyszała. - Ty jeszcze nigdy nie... - Nie, nigdy – przerwała mi. - Jeśli nie chcesz, nie musimy. Zrobisz to jak będziesz gotowa. - Ja jestem gotowa! – wrzasnęła ochryple. – Ale się boję. Zbliżyłem twarz do jej twarzy. Wpiłem się w jej usta z dzikością wygłodniałego lwa. Z bólem serca oderwałem się od jej idealnych warg.
- Postaram się być delikatny. O zabezpieczenie nie musisz się martwić. Nie ze mną – spuściłem wzrok. Powiedziałem to. Już wie. Wie, że nie mogę mieć dzieci. - Nie tego się boje. Boję się bólu. - Nie bój się. Będę delikatny. – Czułem jak jej ciało rozluźnia się. Przymknęła powieki i rozchyliła usta. Oddała się mi w pełni. Zdjąłem ostatnią barierę dzielącą mnie i ją. Zbliżyłem twarz do jej wygolonego łona. Pachniało cudownie. Czułem cytrynę i kobiece soki obficie wypływające z jej szparki. Ucałowałem wargi sromowe wywołując głośny jęk. - Poczekaj ja się dopiero rozkręcam – uśmiechnąłem się, ale ona nic nie widziała. Miała zamknięte oczy. Wróciłem do sprawiania rozkoszy mojemu aniołowi. Ponownie ucałowałem jej kobiecość. Przejechałem językiem wzdłuż szparki zostawiając mokry ślad. Pisnęła z rozkoszy i uniosła biodra w górę. Oczami wodziłem po jej idealnych piersiach zakończonych różowymi sutkami. Wsunąłem język w jej kobiecość. Było widać, że jest dziewicą. Bardzo intensywnie reagowała na delikatne pieszczoty. Boże! Ona jest cudowna. Jeździłem językiem wzdłuż jej szparki i wsłuchiwałem się w jej donośne jęki. Były jak najpiękniejsza muzyka. Dotknąłem lekko jej łechtaczki. Ruszyła niespokojnie biodrami i jęknęła głośno. - Co jeśli wrócą teraz twoi rodzice? – zapytałem odrywając się od jej skarbu. - Gówno mnie to obchodzi! – wysapała. Wsunąłem język w jej kobiecość. Lizałem jej łechtaczek. Zacisnęła uda na mojej głowie, piszcząc z rozkoszy. Zacząłem namiętnie ssać jej łechtaczkę łaskocząc ją końcówką języka. Czułem, że dochodzi. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Uniosła biodra ponad pościel i krzyczała wniebogłosy. Zacisnęła dłonie na pościeli. Jej uda mocniej ścisnęły mają głowę. Moją twarz pokryły soki wypływające z wnętrza kobiecości Kori. Położyłem się obok niej. Czekałem aż dojdzie do siebie. Otworzyła oczy mieniące się bursztynowym blaskiem. Pocałowałem jej pełne usta. Mój język wślizgnął się między czerwone wargi. Nasze języki splotły się w namiętnym tańcu. Pierwszy raz całowałem się z dziewczyną, która miała kolczyk w języku. Jej dłoń błądziła po moim torsie przyjemnie łaskocząc. Przybliżyła twarz do blizny biegnącej od prawego sutka aż do pępka. Przejechała językiem po całej jej długości. Jęknąłem głośno. - Jesteś gotowa? – mój głos się zmienił. Był jakby obcy, jakby nie mój. - Jak nigdy – zamruczała mi do ucha przygryzając jego płatek. Położyła się na wznak na czystej i pachnącej pościeli, a ja usadowiłem się między jej rozłożonymi udami. Jej piękna szparka zapraszała mnie do środka. Ująłem członka w dłoń i przejechałem mim po rozgrzanej szparce. Pisnęła z rozkoszy. Chciałem jak najdłużej droczyć się z nią, ale to było zbyt trudne. Byłem na maksa podniecony. Czułem jak w moich lędźwiach płonie żywy ogień. - Zrób to wreszcie! – jęknęła błagalnie. Główka penisa zagłębiła się w pochwie wywołując jęk. Nie do końca wiedziałem czy to był mój jęk czy jej. Poczułem opór. Zawahałem się. Co jeśli ją skrzywdzę? Jeśli będzie ją boleć? Nie chcę by cierpiała!
Chcę się z nią kochać, bardzo! Podniosła się i podparła na łokciach. Zbliżyła czerwone wargi do mojego ucha i wyszeptała cudowne słowa. - Zrób to! Jestem cała twoja. Raz kozia śmierć. Pchnąłem mocniej czując jak przerywam cienką barierę. Pokój wypełnił krzyk bólu. Wiedziałem! *** Czułam się jakbym płynęła po bezkresnym morzu przyjemności. Silnie dłonie Mateusza były równie delikatne co sprytne. Bezbłędnie odnajdywały najczulsze miejsca. Jego usta były słodkie, a język zwinny. Było tak pięknie. Zaraz miałam stać się prawdziwą kobietą. Niestety. Przyjemność przerwał ból. Ostry i nieprzyjemny. Krzyknęłam głośno. Mateusz napiął wszystkie mięśnie. Chciał się wycofać, ale ja mu nie pozwoliłam. Chwyciłam go za pośladki i docisnęłam do swojego łona. Pisnęłam z bólu. Musiałam wziąć się w garść. - Rób swoje. Zaraz mi przejdzie – wydyszałam. Zarzuciłam mu nogi na biodra. Zaczął powoli poruszać biodrami. Ból stał się znośny. Z chwili na chwile stawał się coraz mniejszy. Ustępował miejsca niezrównanej rozkoszy. Moje donośne jęki mieszały się z cichymi westchnieniami Mateusza. Czułam fale gorąca rozchodzące się po całym ciele. Mateusz dyszał głośno jakby właśnie biegł przez pustynie w samo południe. Oparł głowę o moje ramię. Wytrwale pracował biodrami. Czułam zbliżający się kres. Mateusz przyspieszył. Jego biodra poruszały się w przód i w tył zadając mi rozkosz. *** Czułem jak mięśnie jej pochwy zaciskają się na moim członku. Uniosła biodra. Krzyczała miotając się pode mną. Tego było zbyt wiele, nie wytrzymałem. Spuściłem się do wnętrza jej kobiecości. Pisnęła czując jak ciepła i lepka sperma wypełnia jej łono po raz pierwszy. Zastygłem w bezruchu, a po chwili opadłem bezwładnie na poduszkę tuż obok Kori. Zamknąłem powieki. W myślach przeżywałem wszystko od nowa. Szkoda, że trwało to tak krótko. Nie chciałem namawiać jej na kontynuacje. Jak by chciała to by sama to zaproponowała. Tym czasem ona wtuliła się we mnie. Jej miękkie piersi rozpłaszczyły się o mój tors. - Było cudownie – zamruczała. – Niestety musimy wstawać. Moja mama zaraz wróci. - Szkoda. Jesteś taka ciepła – pocałowałem ją czule w czoło. - Tak, a poza tym obolała i zmęczona. Nie wiedziałam, że już nie będę miała na nic innego siły. – Wstała z łóżka. Jej uda były całe zakrwawione. Zauważyła, że wpatruje się w czerwone plamy na jej zgrabnych nogach. – Nie przejmuj się. Było cudownie. Idę się umyć. Nie chętnie wstałem z miękkiego łóżka. Ubrałem się i usiadłem przy dębowym biurku. Na półce nad nim stały puchary. Jeden dla najlepszej siatkarki turnieju mikołajkowego, inny za zajęcie pierwszego miejsca w biegu na cztery kilometry. Kori wróciła owinięta szczelnie ręcznikiem. Jedną ręką przytrzymywała ręcznik, a w drugiej trzymała moją koszulkę.
- Gdyby mój brat ją zobaczył nie dał by mi spokoju – uśmiechnęła się zalotnie. Była piękna w każdej chwili. Zdjęła z siebie ręcznik i rzuciła je na łóżko, na którym widniała mokra, czerwona plama. - Będziesz musiała zmienić pościel. - Trudno. – Sięgnęła do szafy i wyjęła z niej czystą bieliznę. Ubrała ją szybko na swoje boskie ciało, zasłaniając idealnie kobiece kształty. Ubrała się w mgnieniu oka. Zeszliśmy na dół. Miałem ochotę rzucić się na nią, zedrzeć z niej niebieską bluzeczkę z dekoltem i krótkie dżinsowe szorty. Zrobić powtórkę z tego co stało się na górze. Resztkami woli powstrzymywałem się by nie zrobić czegoś głupiego. *** Chciałam, żeby został. Żeby przytulił mnie i pozwoli mi zasnąć w swoich ramionach. Niestety moja mama miała lada moment wrócić. Nie ucieszyła by się na widok Mateusza. Odprowadziłam go do drzwi i pocałowałam go na do widzenia. Długi, namiętny pocałunek. Gdy już się od siebie odlepiliśmy, pożegnaliśmy się i wróciłam do domu zamykając za sobą drzwi. Rozsiadłam się na fotelu gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Do domu weszła mama z zakupami w rękach. Postawiła je na stoliku w kuchni. Podniosłam się niechętnie ze skórzanego fotela. Podeszłam do stolika zaglądając do toreb. - Pomóc w czymś? – zapytałam nie patrząc na nią. - Usiądź proszę – powiedziała wpatrując się we mnie. – Musimy porozmawiać. - Oo nie! – jęknęłam. Wiedziałam co to oznacza. - Nie stękaj tylko powiedz co się z tobą dzieje. Zachowujesz się co najmniej dziwnie. – popatrzyła na mnie błękitnymi oczami. Nie nawiedziłam tego spojrzenia. – Kochanie martwię się o ciebie. - Nie masz o co – powiedziałam z naciskiem. – Czuje się świetnie. - A to co zrobiłaś dziś rano było normalne? – zapytała wyjmując mało z papierowej torby na zakupy. - Jak najbardziej – warknęłam. Znowu to robi! Udaje dobrą matkę. To, że jest psychologiem nie oznacza, że mnie zna. - Kori. My honey. – chwyt poniżej pasa. Zawsze mnie na to bierze. Jak nazwa mnie "my honey" przypomina mi się dzieciństwo. – Kocham cię i chcę wiedzieć co się z tobą dzieję. Chciała by też wiedzieć kim był ten chłopak, który wyszedł z naszego domu. - Nie wiem o kogo ci chodzi – powiedziałam mało przekonująco. - Nie kłam. – Nie wiedziałam co powiedzieć. Widziała Mateusza. Nie dobrze, zaraz będę musiała jej powiedzieć. Powiedzieć o tym co zrobiliśmy. - Wróciłem! – Alan wkroczył do domu. Rzucił bluzę na wieszak i wszedł do kuchni. Mama nie zwróciła na niego większej uwagi. – Co jest? - Właśnie nie wiem! – podniesiony ton głosu oznaczał, że się niecierpliwiła. – Nie chce mi powiedzieć, kim był ten chłopak, który wychodził z naszego domu. - Aaa! – Alan zrobił rozbawioną minę. Co on kombinuje? – To mój kolega. Zapomniałem do niego zadzwonić, że nie będzie mnie w domu. - To niby czemu Kori go nie kojarzy? – zadawała pytania jak detektyw, który przesłuchuje szefa gangu narkotykowego. - Chodzi o takiego z czarnymi włosami i skórzaną kurtka? – mama kiwnęła potakująco głową. – Tak
był i szukał Alana. Przepraszam, nie wiedziałam o kogo ci chodzi. - Wy coś kombinujecie – wskazała na nas palcem. Patrzyła na nasz z pod przymrużonych powiek. - Nie! – odpowiedzieliśmy jednocześnie. - Za pół godzimy kolacja. Weszliśmy oboje na górę. Chciałam iść do swojego pokoju, ale Alan wciągnął mnie do swojego pokoju. Rzucił mnie na łóżko i usiadł na obrotowym krześle. Patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Wpatrywał się w moje uda i piersi. - Nie patrz się tak na mnie! Przecież jesteś moim bratam! - Zastanawiam się jak czuł się tamten gościu, patrząc na swoje nagie ciało. – Alan zachowywał się dziwnie. - CO?! – otworzyłam szerzej oczy. - Nie udawaj! Myślisz, że nie wiem co robiliście? – wstał i usiadł na łóżku. Uśmiechał się szczerze. Lubiłam gdy się uśmiechał. Przypominał mi się czas gdy byliśmy jeszcze szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Czas gdy mama nie była pracoholiczką, a tata poświęcał więcej czasu mi i Alanowi zamiast chodzić do pubu z kumplami. - Nie powiesz rodzicom – powiedziałam zaniepokojona. – Jesteś moim bratem. - Pewnie, że nie powiem. Nie jestem głupi – uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując śnieżnobiałe zęby. Miał oczy mamy. Błękitne jak morze śródziemne. - Dzięki – pocałowałam go z wdzięcznością w policzek i poszłam do swojego pokoju. *** Wszedłem do mieszkania. W salonie siedział Szymon z jakąś młodą dziewczyną. Jej kasztanowe włosy opadały luźno na ramiona. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to Aurelia. Szymon uśmiechał się do niej słodko. Mój brat nie był najpiękniejszym facetem, ale brzydki też nie był. Nieco wyższy ode mnie. Miał kręcone, ciemno brązowe włosy, które ścinał na krótko. Oczy miał jaśniejsze niż ja. Zawsze otaczał go wianuszek kobiet. W ostatnim okresie nie miał czasu na dziewczyny. Zajęty był pracą. Dłoń Szymona spoczywała na odkrytym udzie dziewczyny. Krótka czarna sukieneczka nie wiele zakrywała. Uśmiechała się zalotnie do starszego od siebie Szymona. Nie spodziewałbym się tego po niej. Uważałem ją za ułożoną, grzeczną młodą dziewczynę. Nieźle! Niechże Szymon przejrzy na oczy, bo zaraz mogą wylądować w łóżku. Tak jak... ja i Korin. Na myśl o tym podniecenie powracało ze zdwojoną siłą. Przed oczyma miałem cudowny widok nagiego ciała Kori. Szymon przybliżył się do Aurelii przesuwając dłoń pod jej sukienkę. Ta zamiast protestować, zaśmiała się uroczo. Musiałem to przerwać. Wszedłem bezceremonialnie do salonu i usiadłem na fotelu. Szymon zabrał dłoń jakby się poparzył. Odsunął się spiesznie od zawstydzonej dziewczyny. Wziąłem pilota w dłoń i zacząłem skakać chaotycznie po kanałach. Nastała długa cisza, którą przerwał Szymon. - Muszę iść do roboty – wstał i wziął leżącą na oparciu sofy kurtkę. – Cześć Aurelia. Dziewczyna nie odpowiedziała. Kątem oka dojrzałem, że czerwieni się jeszcze mocniej. Trzaśnięcie drzwi oznaczało, że Szymon opuścił już mieszkanie. - Wiesz, że nie przyszłam do Szymona – Aurelia mówiła cicho. Wyłączyłem telewizor i usiadłem przodem do niej. Popatrzyła na mnie czule. Nie odwzajemniałem tego uczucia. Mimowolnie
spojrzałem na wyeksponowane uda dziewczyny. Zauważyła to i rozchyliła je lekko. Spojrzałem jej w oczy. – Podobam ci się? - Aurelia, posłuchaj... - nie wiedziałem co jej powiedzieć. - ... jesteś młoda i piękna, ale nie jesteś dla mnie. Jestem dla ciebie za stary. - Wcale nie – powiedziała stanowczym tonem, ale chyba sama nie wierzyła w to co mówi. – Jestem dojrzałą dziewczyną jak na swój wiek. Jestem gotowa na to by dzielić z kimś uczucia. - Nie zaprzeczam – przerwałem jej. – Ale ja nie jestem gotowy na to by być z tak młodą dziewczyną jak ty. Powinnaś znaleźć kogoś w swoim wieku. - Mateusz! – do oczu napłynęły jej łzy. Będzie beczeć! – Ja cię kocham. Wiek to tylko liczby! Między niektórymi ludźmi jest ponad dziesięć lat różnicy. Między nami tylko trzy. - Dla mnie to dużo. - Masz kogoś – powiedziała łkając. – Masz kogoś, dlatego mnie nie chcesz! To pewnie ta blond siksa. To przez nią! Miałem ochotę złapać ją za włosy i wywalić za próg. Powstrzymywało mnie tylko to, że jest młodą dziewczyną. Dziewczyn nie bije się nawet kwiatkiem. To jedyna rzecz jaką nauczył mnie ojciec. - Aurelia dość! Przykro mi, ale marnujesz czas. - Pokarzę ci, że nie jestem gorsza od niej – wstała i wybiegła z mieszkania.