Olivia Cunning – One Night with Sole Regret 05 – Tie Me
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Noc...
2 downloads
20 Views
580KB Size
Olivia Cunning – One Night with Sole Regret 05 – Tie Me
Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden
Rozdział 1
Noc przeszyła Kellena, owijając go w kokonie nicości. Sporadyczne błyski żółtych, odległych chmur nad jego głową niebawem by zniknęły, więc musiał wejść do środka. Jednakże potężna burza szalała nad Zatoką Meksykańską, przy czym nie był gotowy zmierzyć się z tym pustym domem. Po prostu został na plaży, aż rozwiązanie stało się silniejsze od strachu. Miganie nad horyzontem zwiększyło się, zerwał się wiatr, rozdmuchując jego długie włosy wokół szyi i twarzy. Zapatrzył się w niekończącą się wodę, walcząc z dreszczami jakie spowodowały wilgotne ukąszenia słonego, morskiego powietrza, które wyssało ciepło z jego ciała. Zdrętwiała mu skóra. Żałował, że bryza Zatoki nie znieczuliła surowego bólu w jego piersi. Czy to uczucie, za którym częściowo tęsknił wreszcie by zniknęło, czy jego przeznaczeniem było czuć pustkę przez resztę swojego życia? Strata Sary wciąż była namacalna, tak samo jak to było pięć lat temu, kiedy patrzył na ten pieprzony czujnik tętna, wstrzymując oddech, czekając na chociaż jedno piknięcie. Chociaż jedno. Tylko jedno, Saro. Zrobię wszystko. Nigdy nie nadeszło. Cała nadzieja w świat - cała miłość jaką miał do dania - na końcu nic nie znaczyła. Pod wściekłymi chmurami, woda wyglądała się jak mieniący się obsydian - błyszczące, czarne szkło ze szczytami i wgłębieniami. Przypadkowe krzywizny białej piany zbliżały się do wilgotnego piasku u stóp Kellena, a następnie wycofywały się, bezustannie się unosząc i cofając. Morska piana bawiła się z nim - powoli się wycofywała, aby znowu nadejść. Fale pieniły się pod mocą burzy, czasami obmywając jego nagie stopy i wymywając piasek spod jego podeszw, ale fale nigdy go nie pochłonęły. Nigdy nie wciągnęły go
pod powierzchnię. Kellen ruszył do przodu, podążając powoli za ustępującą woda, wiedząc że morze w końcu wypchnęłoby go na brzeg, kiedy fala by wróciła. Człowiek mógł liczyć na niewiele w swoim życiu, ale mógł polegać na tych pływach. I Kellen mógł liczyć na to, że wspomnienia Sary wciąż będą go ścigać. Spojrzał przez ramię na ciemny dom za sobą. Był pomalowany na słoneczny, żółty kolor, ale w nocy wyglądał na szary. Smutny. Nie jak szczęśliwe miejsce, jakie dzielił z nią zanim zachorowała. Och, spójrz na ten dom, Kellen, wesoły głos Sary rozbrzmiał echem w jego wspomnieniach. Nie byłoby zabawnie wynająć go na tydzień i udawać, że jest nasz? Nigdy nie widziałam oceanu. Po raz pierwszy chcę go zobaczyć z tobą. Kellen spojrzał na ekran przez ramię Sary. Przeglądała zdjęcia ogromnego, słonczego, żółtego domu na wynajem z otwartymi, przestronnymi pokojami, zapraszającym umeblowaniem i rozległym pomostem z widokiem na plaże. Chcesz zobaczyć ocean, kochanie? Pojedziemy, powiedział. Ile kosztuje? Kliknęła na link do rezerwacji i obojgu opadły szczeki, kiedy wyświetliła się cena na tygodniowy wynajem. Zamknęła laptopa i spojrzała na niego, a jej wielkie, niebieskie oczy wciągnęły go w swoją głębię. Niczym prądy odpływowe, zawsze wciągały do pod powierzchnię. Nie potrzebne mi to, powiedziała. Mam ciebie. I pocałowała go w taki sposób, jak tylko Sara mogła go pocałować. Pocałunkiem, który poruszył jego ciało i sprawił, że ogarnął go gorący szał. Pocałunkiem, który dotknął jego serca i duszy. Jej pocałunki zawsze przeszywały go na wylot. Właśnie to robiła z nim miłość. Właśnie dlatego Kellen potrzebował tego i jednocześnie już nigdy nie chciał tego znaleźć. Więc Kellen zrobił to, co zrobiłby każdy zakochany głupiec dla swojej idealnej dziewczyny. Oddał w zastaw swoją najbardziej cenną rzecz - gitarę Les Paul swojego zmarłego dziadka - i zaskoczył Sarę tygodniem w jej wymarzonym domu. Nie sprawiła, że czuł się źle ze zrezygnowania ze swojej gitary. Zamiast tego wynagrodziła mu jego poświęcenie tygodniem najpiękniejszy wspomnień. Radość na jej twarzy, gdy stanęła przed tym okropnie wielki, wynajętym domkiem z dłońmi splecionymi na piersiach, była warta każdej ceny. Kocham cię bardziej, niż jest całej tej wody w oceanie. Więcej niż jest ziarenek piasku na tych plażach. Niż wszystkich gwiazd na niebie, powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. To wiele miłości, powiedział, ukrywając nos w jej słodko pachnących włosach i poświęcając moment aby ją poczuć. Była jego wszystkim. Mogła być jego wiecznością. Nie wahał się co do tego nawet na chwile. Kocham cię bardziej niż to, Kellen. O wiele bardziej. Ja też, kochanie. Kellen z trudem przełknął ślinę i zamknął oczy przez rozbrzmiewające
echo przeszłości. Wspomnienia o Sarze nieustannie dręczyły Kellena. Rozrywały jego serce na kawałeczki. Niezależenie od tego, to i tak szukał rzeczy, które mu o niej przypominały. Stracenie jej ciała i duszy było wystarczająco trudne. Utracenie tych wspomnień? Nie mógł i tego zaryzykować. Potrzebował przypomnień o niej. Stałych przypomnień. I właśnie dlatego, nawet po jej śmierci, kupił ten wielki, pieprzony dom na plaży w Galvestone, gdy tylko było go na niego stać. Pieniądze nie były problemem po sukcesie drugiej płyty Sole Regret, która pokryła się platyną i wyprzedawali koncert za koncertem w pierwszej samodzielnej trasie. Co Sara pomyślałaby o jego sukcesie? Byłaby dumna? Zazdrosna? Nigdy nie rozumiała jego potrzeby, aby tworzyć muzykę. Oddałby każdy grosz, każdy okrzyk, każdego fana na jeszcze jedną chwilę, którą mógłby z nią spędzić Był tutaj właśnie przez ten pusty dom, stojąc na plaży. Nie miał żadnego interesu, aby tu być. Powinien być w busie z zespołem w drodze do Beaumont na ich jutrzejszy koncert, ale nie był w stanie się powstrzymać. Nie gdy zespół zagrał w Houston. Nie gdy był tak blisko tego miejsca, które uszczęśliwiło Sarę przez tydzień jej krótkiego życia. Chciał zamknąć te radosne wspomnienia. Były tuż po drugiej stronie piaskowych wydm za nim. W tamtym domu. W tamtym ciemnym, pustym domu, który stał się kolejnym koszmarem. Teraz, kiedy przyjechał, nie mógł się zmusić do wejścia do środka. Nie mógł znieść popijania piwa na pomoście bez niej u swego boku. Nie mógł znieść myśli, że gdyby wszedł do łóżka, to jej poduszka byłaby pusta. Nie mógłby jej dotknąć, usłyszeć jej oddechu. Mógł tam tylko leżeć, patrzeć na wirujący wiatrak sufitowy, próbując nie przypominać sobie co jedli na śniadanie pierwszego poranka i jak słońce tańczyło przez złote pasemka w jej włosach, gdy patrzyła jak piasek przesuwa się pod pianą morską. Niemal mógł usłyszeć jej śmiech. Prawie widział, jak obracała się w ciepłym wietrze z wyciągniętymi rękoma. Niemal poczuł jak woda rozpryskała się na jego nogach, kiedy kopnęła falę. Tamtego dnia była taka żywotna. Tak cholernie żywa. W jego wspomnieniach zawsze taka była. I właśnie z tego by nigdy nie zrezygnował. Owen próbował go przekonać do tego, żeby dzisiaj nie odwiedzał tego domu. Rozumowanie Owena było prawidłowe - bycie tutaj nie pomagało. Sprawiało ból. Ale Kellen nie mógł się powstrzymać. I chociaż wiedział, że byłoby tak najlepiej, to nie mógł pozwolić Sarze odejść. Minęło pięć lat, odkąd Sara mu się wymknęła. Pięć długich lat, podczas których Kellen powinien wyleczyć rany i nauczyć się ruszy do przodu. Pięć pierdolonych lat cierpienia. Tego dnia, kiedy została pochowana, spadł na same dno i myślał, że to był najgorszy moment. Ale był teraz niżej. Co jest poniżej dna? - Piekło - szepnął w wiatr.
Dlaczego mi umarłaś, Sara? Potrzebuję cię przy sobie. Kurwa, nie powiedziałem ci tego wystarczającej ilości razy? Kellen owinął dłoń wokół skórzanej obręczy na swoim lewym nadgarstku. Dla niego był to trwały znak powiązania z kobietą, którą wciąż kochał. Gdy Kellen w końcu pomyślał, że mógłby dać Sarze odejść i ruszyć do przodu, to Owen dał mu tą bransoletę w prezencie świątecznym. Znaczenie nie było takie ogromne, ale był to znak - taki, który nakazał Kellenowi zostać przy Sarze nieco dłużej. Jego uczucia nie skończyły się, kiedy jej życie dobiegło końca. Nie tak działała miłość. Ludzie, którzy nie stracili miłości swojego życia, nie mieli o tym pojęcia. Pomyślał o tym, że człowiek powinien ruszyć dalej kiedy zmarła jego bratnia dusza. Znaleźć jakieś następstwo. Ale Kellen nie chciał ruszyć do przodu. Nie chciał zastępstwa. Chciał tylko, żeby Sara wróciła. Chciał niemożliwego. I chciał, żeby Owen przestał się gapić na jego cenną bransoletę, jakby była opętana przez zło. Kellen chciał, aby Owen wreszcie pozwolił mu się taplać w smutku i przestał na niego naciskać, aby ruszył do przodu. Może jeśli Kellen by poudawał, to może obecne napięcie między nim a jego najlepszym przyjacielem by złagodniało. Jego determinacja, aby pozbyć się bransolety Sary nie było dla jego własnego dobra. Było dla Owena. Mógł to zrobić dla Owena. Powiększająca się przepaść między nimi rozdzierała Kellena. Ta kobieta, która Owen poznał noc wcześniej - Caitlyn - otworzyła Kellenowi na brutalną rzeczywistość. Na dziwne rozumowanie Kellena - jego niezdolność do nowej, intymnej więzi - odpychało Owena od niego. I nie mógł też stracić Owena. Nie miał nikogo innego, nikogo komu pozwoliłby zbliżyć się do siebie. Nikogo, komu ufał. Nikogo, kto by zniósł te dziwne gówno przez jakie przechodził. Kellen wziął głęboki oddech i pociągnął za jeden pasek w bransolecie, aby ją odpiąć. Nie zapomnę o tobie, Saro. Mówiłem prawdę, kiedy powiedziałem na zawsze. Tak bardzo przepraszam, kochanie. Ja po prostu nie mogę... już nie mogę koncentrować swojego życia wokół ciebie. Ale nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę. Przełknął gulę w gardle i odpiął drugi pasek. Skórzana bransoleta spadła w jego prawą dłoń. Jego nagi nadgarstek był jak obcy. Odkryty. W środku czuł się pusty. Taki pusty. Zanim zmienił zdanie, rzucił bransoletę w morze. Nie powinieneś śmiecić, dupku. Kellen prychnął, gdy pierwsze słowa jakie Sara kiedykolwiek do niego powiedziała, rozdźwięczały w jego wspomnieniach. Nie zwrócił uwagi, kiedy rzucił pustą butelkę wody na ziemie, zamiast do śmietnika, do którego celował. Podniosła ten kawałek śmiecia, podeszła do niego i dźgnęła końcówką butelki w jego pierś. Zagapił się na nią z rozdziawionymi ustami, całkowicie gubiąc język w gębie. W tamtej chwili wiedział, że znalazł swoją całość. Przed tymi wiecznymi sekundami, które
oznaczyły ich pierwsze spotkanie, nie wierzył w miłość i to już z całą pewnością nie w miłość od pierwszego wejrzenia, ale w chwili w której ujrzał niewinną twarz Sary, to wiedział że tak właśnie miało być. Ona była innego zdania. W jej oczach nie było żadnej miłości, kiedy zapytała, Myślisz, że ile mamy planet? Miliony, odpowiedział. Trilony. Drgnął kącik jej ust, tylko nieco i odrobinka ognia ustąpiła z jej niebieskich oczu. Przez chwilę myślał iż sądziła, że był zabawny. Cóż, więc śmiało idź na nich żyj. Ja jestem częścią tej, na której stoję. Jej długi, jasno brązowy kucyk uderzył go prosto w ramię, kiedy odwróciła się i podeszła do śmietnika. Wrzuciła butelkę do niebieskiego kontenera i dołączyła do swoich znajomych z klubu ochrony środowiska. Otoczyły ją, jakby w pojedynkę uratowała planetę przez nagadanie fajnemu chłopakowi, który nie trafił do śmietnika. Nie miało to znaczenia. Kellen był jak uzależniony. Następnego dnia zapisał się do ich grupy ratowania drzew, a nawet nie był przyjęty do jej uczelni. Nie pozwolił, aby takie błahostki jak ta stanęła mu na drodze, gdy czegoś chciał. I chciał jej. Wciąż jej chciał. - Myślę, że skóra ulega biodegradacji - powiedział teraz, wiedząc, że nie pochwaliłaby jego wrzucenia śmiecia do wody. Po prostu uważał, że był to godny pochówek dla tej rzeczy, oddając Sarę morzu, które tak kochała przez krótki czas. Wiedział, że chciała spędzić tam więcej czasu, zanim odeszła. Wiedząc, że był odpowiedzialny za niespełnienie tego czego chciała, ponieważ bał się wypuścić ją ze szpitala. Miał tylko nadzieję, że w zaświatach był ocenach i że już zawsze mogła tańczyć w falach. Kellen potarł swój nagi nadgarstek, próbując się pozbyć uczucia stałego dotyku bransolety z jego skóry. Tak jak ze wspomnieniami o niej, nie mógł zmniejszy tego efektu prostym wysiłkiem. Po chwili uciskania swojego nadgarstka, coś uderzyło o jego bosą stopę. Zerknął w dół i dostrzegł odbicie dwóch metalowych klamer w piasku. - Tak szybko wróciłaś?- powiedział i westchnął. Pochylił się i podniósł skórzaną bransoletę, wkładając ją do tylnej kieszeni swoich dżinsów. Na jego biodrze rozkwitła wilgoć. Nieco dłużej ponosi bransoletę, ale w ciszy przysiągł, że już nigdy nie założy jej na nadgarstek. Przecież nie złamało to jego dzisiejszej obietnicy, która dotyczyła tego, że ściągnąłby ją dzisiaj. Nie do końca. Przecież ją ściągnął. Chociaż nie była już na jego nadgarstku, to wciąż był świadom jej obecności w swojej mokrej kieszeni. Miękki brzęk muzyki fortepianowej konkurował z rykiem fal. Kellen obejrzał się za siebie, szukając źródła tego dźwięku. Większość domów wzdłuż bezludnej plaży Zatoki były pogrążone w ciemności, ale słaby, żółty blask rozświetlił otwarte okno w domu obok jego. Tam, późno w nocy, gdzie mógł udawać, że był jedyną osobą w odległości wielu mil. Jednak nie przeszkadzało mu wtargnięcie przejmującej melodii. Prawdę mówiąc, to był
pewien, że potrzebował czegoś nieoczekiwanego, co wciągnęłoby go z powrotem do teraźniejszości. Silny podmuch wiatru zdmuchnął mu włosy na twarz. Grzmot huknął mu nad głową. Melodia fortepianu zaczęła narastać - było to inspirujące crescendo które wznosiło się coraz wyżej. Wyżej. Wyciągając go z ciemności. Rozjaśniając jego myśli. Uwalniając jego serce. Obmywając go radością. Choćby tylko na kilka sekund. Nagle ciąg nut przepadł. Głośne uderzenie w klawisze zakończyło kawałek. Chwilę później wściekłe uderzenie „Pałeczek” wyleciało z okna i wywołało uśmiech na twarzy Kellena. Piorun przedarł się przez ciemności, a zanim głośny grzmot. Kellen zmrużył oczy, kiedy deszcz zaczął padać w wielkich kroplach. Natychmiast został przemoczony, woda spłynęła po jego twarzy i nagim torsie. Włosy przykleiły mu się do szyi, ale nie pobiegł do schronienia. Melodia znowu się zaczęła. Nawet nie zauważył jak zbliżył się do sąsiedniego domu, dopóki nie spostrzegł, że stał pod otwartym oknem, które było osłonięte szeroką markizą. Melodia znowu narosła. Wstrzymał oddech, czekając na kolejną nutę. Jeszcze jedną tej wspaniałej muzyki. Tylko jedną nutę. Jeszcze jedną. Blam! - Argh!- usłyszał sfrustrowany, kobiecy krzyk zanim błysnął kolejny piorun i grzmot sprawił, że znowu wrócił do zdrowych zmysłów. Spojrzał na swój domek na plaży obok tego, próbując zebrać się na odwagę, aby wejść do środka z deszczu. Bez Sary. - Miły wieczór na spacer - zawołał do niego głos. Słowa kobiety zostały stłumione przez ulewę i walące fale. Spojrzał na nią i dostrzegł ją stojącą przy drewnianej poręczy. Nie dostrzegł rys jej twarzy, odkąd światło wylewało się za jej pleców, ale rozpoznał krągłości, kiedy wiatr owiał jej białą sukienkę wokół jej ciała. Znane i niepożądane ciepło przesunęło się do jego podbrzusza. Minęło wiele czasu, odkąd ostatni raz był z kobietą. Cholernie zbyt długo. I miało być jeszcze dłużej, jeżeli pamięć o Sarze miało coś do powiedzenia w tej sprawie.
Rozdział 2
Ostatnią rzeczą, jaką Dawn spodziewała się zobaczyć na plaży przy jej wynajętym domku wypoczynkowym, to przemoczony przystojniak bez koszulki. Była zbyt zaskoczona, aby czuć zagrożenie z jego obecności. Czy Neptuna - władcę morza - wyrzuciło na brzeg? Z tym twardym ciałem i wodą kapiąca z każdego calu jego napiętej skóry, ten wysoki, muskularny mężczyzna naprawdę przypominał nieśmiertelnego boga. - Zgubiłeś się?- krzyknęła. Poważnie, Dawn? Morze sprezentowało ci tą wspaniałą syrenę bez ogona, a ty się go pytasz, czy się zgubił? Oczywiście, że się zgubił. Dlaczego inaczej stałby półnagi na plaży podczas sztormu? Wątpiła, żeby ratował żółwie morskie. Pokręcił głowa. - Nie - krzyknął do niej.- Mieszkam obok. Właśnie podziwiałem... wyciągając rękę, wskazał na szalejące morze za sobą.- ... widok. - Normalnie bym ci uwierzyła, ale w tej chwili widok jest nieco gwałtowny - odkrzyknęła. Pioruny trzasnęły nad ich głowami, a wiatr powiał w nią zimnym deszczem. Cofnęła się od poręczy. Nie powinno się zadzierać z tamtejszymi burzami. Liście palm uderzały o konary drzew, grzechocząc jak gniazdo wściekłych węży. Piana morska uderzyła o plażę z większym impetem, pożerając większy skrawek ziemi. Mężczyzna przyłożył dłonie do ust i krzyknął. - Jaką piosenkę gra... Błyskawica rozdarła ciemność, zapowiadając kolejny grzmot. Dawn dostrzegła, że usta mężczyzny wciąż się poruszały, ale wiatr okradł jej uszy z jego słów.
- Co?- krzyknęła. - Tą melodię, którą usłyszał... Pokręciła głowa i wskazała na swoje ucho. - Nie słyszę, co mówisz! Skrzywił się i rozejrzał, zanim odwrócił i podbiegł do drewnianego chodnika, który został zbudowany na wydmach. Wkrótce straciła go z oczu i zaczęła się zastanawiać, czy czasami go sobie nie wyobraziła. Przynajmniej miał tyle rozumu, żeby uciec z deszczu, nawet jeśli było to niegrzeczne z jego strony, iż nawet się nie pożegnał. Dawn wzruszyła ramionami i wróciła do domu. Być może ta mała przerwa rozbudziła jej muzę. Dzisiejszego wieczoru ta leniwość nie współpracowała z nią, a Dawn zbliżała się do terminu. Musiała do rana znaleźć resztę tej piosenki, bo inaczej znalazłaby się w poważnych, profesjonalnych kłopotach. Zgięła dwoje obolałe palce i właśnie usiadła przy fortepianie, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Czy to Neptun dzwonił? Podskoczyło jej tętno. Była sama w tym dziwnym domu i była pewna, że najbliższy policjant był znajdował się jakieś dziesięć mil stąd. Co jeśli ten przemoczony przystojniaczek był psycholem? Właśnie takie było przekleństwo posiadania przerośniętej wyobraźni. Dobrze jej służyła w pisaniu piosenek, ale była istnym przekleństwem, kiedy w jej życiu pojawiło się coś nieco odbiegającego od normy. Wahała się przez chwilę, a następnie poszła do drzwi, podnosząc zasłony, aby mogła wyjrzeć przez szybę. Na zewnątrz zamajaczyła barczysta postać. Zapaliła światło na werandzie. Owszem, na jej werandzie stał nikt inny jak jej ociekający wodą, bardziej seksowny niż jakakolwiek utopiona bestia miała prawo wyglądać, Neptun. - Mogę ci w czymś pomóc?- krzyknęła przez drzwi. Nie zamierzała ich otworzyć. W swoim życiu widziała wystarczająco dużo horrorów i wiedziała co działo się z kobietami, które były same w ciemne, burzowe noce, które były na tyle głupie, aby otworzyć drzwi nieznajomy. Prawdziwi mordercy nie ostrzegali o swoich intencjach nosząc przerażające maski i uruchamiając piłę łańcuchową, kiedy stali przed twoimi drzwiami, prosząc o wpuszczenie do środka. - Przepraszam - powiedział mężczyzna, a jego głos został stłumiony przez szklane drzwi.- Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem. Chciałem tylko poznać tytuł piosenki, którą grałaś gdy rozpętała się burza. Nie będę ci dalej przeszkadzać. - Piosenkę, którą grałam? - Tak. Naprawdę do mnie przemówiła. Miałem nadzieję, że mogłabyś mi powiedzieć jaki ma tytuł, abym mógł ją znaleźć - szczególnie głośny grzmot sprawił, że się wzdrygnął.- To głupie. Pójdę już. Przepraszam, że zawracałem ci głowę.
Cofnął się, jego wzrok spoczął na schodach, które prowadziły na ziemię. Jak wszystkie inne domy wzdłuż brzegu, dom był ustawiony na wysokich, grubych, drewnianych palach, aby utrzymać je powyżej strefy zalewowej. Dawn sięgnęła do zamka. Już jej nie obchodziło, czy był wariatem. Skomplementował jedną z jej piosenek w czasie, kiedy zbytnio nie wierzyła w swój talent. Otworzyła drzwi i wyszła na wilgotne deski. Wdepnęła w kałużę, jaką pozostawił po sobie Neptun i podwinęła pod siebie palce stóp, aby uniknąć zimna. - Powiedziałabym ci jaki ma tytuł ta piosenka, ale jeszcze jej nie nazwałam - powiedziała. Zatrzymał się na szczycie schodów. Był wspaniały w tej odległej ciemności, ale w takim przybliżeniu i świetle po prostu zapierał jej dech w piersiach. Silny, o surowych rysach - tak męski, że powinno być to przestępstwem - posiadający ciemne oczy, które trafiły prosto w jej, nie pozwalając jej odwrócić wzroku. - Nie nazwałaś jej?- jego głos był głęboki i gładki jak jedwab. Zagrał na końcówkach jej nerwów, niczym smyczek wyciągający magię ze skrzypiec. - Nie nazwałam jej, ponieważ jeszcze jej nie skończyłam. Naprawdę ci się spodobała?- zapytała.- Właśnie zamierzałam zgnieść kartkę i zacząć od nowa. - Nie rób tego - powiedział.- Jest niesamowita. Skomponowałaś ją? - Próbuję. Tylko że ona ze mną nie współpracuje. Światło zamigotało, kiedy następny piorun prześlizgnął się przez chmury do ziemi. Dawn tęsknie spojrzała na swoje otwarte drzwi frontowe. Może i Neptunowi nie przeszkadzała szalejąca burza, ale ona nie była taka twarda. Spódnica jej sukienki owinęła się wokół jej nóg przez szalejący wiatr. Objęła rękami swoje ciało, aby dla ciepła i zaczęła się przesuwać w stronę progu. - Przepraszam, że zabieram ci czas - powiedział.- Po prostu pójdę... do domu. Coś w sposobie w jaki powiedział dom, sprawiło, że ścisnęło się jej serce. - Chcesz wejść na kawę?- zapytała nagle. Czasami jej impulsywne usta mówiły rzeczy, których natychmiast żałowała. Do końca nie była pewna, czy powinna żałować tego konkretnego wybuchu czy nie. Może gdyby zaakceptował jej ofertę, to zapragnęłaby się stać niemową. Ale jeśli by odmówił, to wiedziała, że poczułaby się nieprzyjemnie. Przygryzł wargę i spojrzał na nią najbardziej ciemnymi oczami, jakie kiedykolwiek widziała. Mogła utonąć w tych oczach i nawet by nie walczyła z pewną śmiercią. - Jesteś pewna?- zapytał. Zawała się, gdy oboje spojrzeli na drzwi. - Najpierw się obróć. Uniósł na nią cienką, czarną brew, ale odwrócił się powoli, z rękami
przyciśniętymi do boków, aby pokazać jej swoje plecy (i idealny tyłek). Niesamowity tatuaż pokrywał lewy bok jego pleców i ramię. Czarno szary ogier, który stał dęba, wyglądał tak realistycznie, że po części oczekiwała, że zaraz kopnie ją jednym z kopyt. Nawet piórka wplecione w grzywę konia zdawały się tańczyć na bryzie. Kiedy zakończył obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni i spojrzał jej w oczy, to powiedziała: - Wolałam się upewnić, nie kryłeś za plecami gigantycznego siekiery nie wspomniała o tym, że spodobał się jej jego idealny tyłek, muskularne plecy i ten wspaniały tatuaż, który zdobił połać jego gładkiej skóry w kolorze brązu, gdy ponoć szukała śmiercionośnej broni. Może i odznaczała się wieloma cechami, ale tandeta do nich nie należała. - Zapewniam cię - powiedział.- Że nie jestem mordercą z siekierą. Ani żadnym innym brutalnym kryminalistą. - Tak? Właśnie to powiedziałby każdy przemoczony, dzierżący siekierę, żądny krwi kryminalista. Uniósł się kącik jego zmysłowych i potarł jedną brew koniuszkiem palca. - Mogę sobie tylko wyobrazić, co sobie o mnie pomyślałaś, gdy tak stałem przed twoim domem podczas burzy. Przysięgam, że to twoja śliczna piosenka przyciągnęła mnie do twojego okna - jego uśmiech rozszerzył się, łagodząc jego silne rysy i zniknął cały lęk Dawn.- Jaki przemoczony, dzierżący siekierę, żądny krwi kryminalista by się do tego przyznał? Odwzajemniła uśmiech i weszła do domu. - Wchodź. Pewnie ci zimno. - Dziękuję za troskę, ale nic mi nie jest. Zimno mi nie przeszkadza. - Więc pewnie nie pochodzisz stąd - powiedziała. Była w Teksasie tylko od kilku miesięcy i już przyzwyczaiła się do ciepłego klimatu. Już było jej zimno podczas piętnastu stopni. - Nie, nie jestem z Galveston. Jestem z obrzeży Austin - tam się urodziłem i wychowałem. - Więc pewnie naturalnie masz gorącą krew. Jej Neptun zachichotał. - Może trochę. Wszedł do domu i zatrzymał się z boku, aby mogła zamknąć drzwi. Woda ściekła z jego ciała, tworząc całkiem sporą kałuże na płytkach podłogi. - Zostań tu - powiedziała.- Przyniosę ci ręcznik. - Zwykle nie robię z siebie takiego kretyna - powiedział i zaraz zaśmiał się.- Zostawiam to Owenowi. - Owenowi?- zawołała, gdy pobiegła w stronę szafy w przedpokoju, w które był zapas ręczników plażowych. - To mój przyjaciel. - Też jest bogiem? - Bogiem?
- Jesteś Neptunem, prawda?- zapytała.- Panem morze, który został wyrzucony na plaże podczas burzy? Potrafisz wyczarować cuda? Ponieważ przydałoby mi się kilka dzisiejszej nocy. Znowu się zaśmiał i wziął od niej ręcznik, aby wysuszyć swoje proste, czarne włosy. Przekraczały nieco długość do ramion, a woda spłynęła w dół jego twardych konturów klatki piersiowej i brzucha. Dawn upuściła drugi ręcznik na podłogę, aby zetrzeć kałuże i zmusiła się, aby nie gapić się na jego ciało. - Przepraszam, że cię rozczaruję - nie jestem bogiem. Tylko człowiekiem, który czasem zbłądzi ze swojej drogi. - Próbuję wyciągnąć od ciebie imię bez pytania wprost - powiedziała jego udom, gdy przykucnęła, aby zetrzeć wodę. - Zdaje się, że gdzieś zapodziały się moje maniery - powiedział, wycierając tors i ręce.- Jestem Kellen Jamison. A ty? - Dawn O'Reilly - podniosła się powoli, aby stanąć prosto i spostrzec, że chociaż przy swoich sześciu stopach wzrostu górowała na wieloma mężczyznami, to Kellen i tak był wyższy od niej o kilka centymetrów. - Twoje imię i nazwisko brzmią znajomo - przygryzając palec, przyjrzał się badawczo jej twarzy. - Jestem pewna, że jest wiele osób o moim imieniu i nazwisku. Jego oczy zabłysły i pstryknął placami. - Ale nie kompozytorów nagrodzonych Grammy. Napisałaś muzykę, która w zeszłym roku zdobyła nagrodę za najlepszy utwór przewodni w filmie. Mam rację? Zarumieniła się. Wiedział, kim była? Nikt nie wiedział kim była. Cóż, może i kilka osób wiedziało kim była, ale kompozytorzy nie mieli fanów. Gwiazdy popu owszem. - Tak naprawdę, to była to nagroda dla Najlepszej Kompozycji Instrumentalnej, ale owszem, jedna z moich prac została puszczona przy napisach pewnego filmu kinowego. Skąd wiesz, kim jestem?- podejrzenia znowu zaczęły wypełniać jej głowę. Może był jednym z tych obleśnych prześladowców, którzy zobaczyli kogoś w telewizji i zaczęli ścigać ich nawet na końcu ziemi. Z wyjątkiem tego, że nikt oprócz jej rodziny, najbliższych przyjaciół i jej agenta nie wiedział, że tu była. Nie było powszechnie wiadomo, że wynajęła domek na plaży na kilka miesięcy, mając nadzieję na iskierkę kreatywności. Po jej Grammy, skontaktowało się z nią kilku producentów, aby napisała dla nich muzykę i jako nowicjuszka w sławie, która była, przyjęła każdą pracę, która przyszła w jej stronę. Wielki błąd. Ogromny! Najwidoczniej jej wena twórcza całkowicie się wyczerpała z powodu presji lub oczekiwań. - Widziałem, jak przyjmowałaś nagrodę - powiedział Kellen.- Nie pamiętam twojej przemowy, ale zapamiętałem twoje piękne włosy. Dotknęła dłonią swoich rudych loczków, które sięgały jej do pasa. Z
powodu wilgotnego powietrza były zakręcony, ale na wieczór Grammy, jej fryzjerce udało się okiełznać loki i elegancko je wyprostować. - Widziałeś mnie w telewizji?- była pewna, że każdy w Ameryce wykorzystał ten moment na przerwę do łazienki, kiedy zaczęła dziękować każdej osobie jaką poznała i kilku, których nie widziała na oczy. Zaśmiał się. - Byłem na widowni. Cofnęła się o krok. To było zbyt dziwaczne. - Prześladujesz mnie? Znieruchomiał i zostawił ręcznik na ramionach, opuszczając ręce do swoich boków w nie zastraszającej postawie. - Znowu cię przerażam? Dawn, naprawdę nie musisz się martwić o coś z mojej strony. Byłem tam, ponieważ mój zespół został nominowany do nagrody Najlepszego Nowego Artysty. Jego zespół? Cóż, z tymi tatuażami i skórzanym mankietem na prawym nadgarstku wyglądał na kogoś, kto takowy miał. - Wygraliście? - Nie. Wygrał jakiś raper - Jizzy Wizzy Def Jam z grillzami 1 na zębach wykonał fałszywy znak gangu i uśmiechnął się szeroko, aby pokazać swoje grille - zestaw prostych, białych zębów.- Czy coś w tym stylu. Zaśmiała się, rezygnując ze swojej obrony. - Wow, mały świat. Co za dziwny zbieg okoliczności, że się tak spotkaliśmy. - Nie wierzę w zbiegi okoliczności - powiedział. Jego intensywność spowodowała, że zatłukło jej serce a motylki załaskotały ją w brzuchu. - A w co wierzysz, Kellen? Jego ciemno brązowe oczy przytrzymały jej spojrzenie na kilka przejmujących sekund. - W przeznaczenie. Zmiana powietrze między nimi nie miała nic wspólnego z szalejącą burzą na zewnątrz. Pięścią zakryła swoje walące serce, zastanawiając się, dlaczego nagle czuła się obudzona. Otworzyła okno dla powietrza, żeby nie zasnąć, gdy przygotowywała się do kolejnej bezproduktywnej nocy. I wtedy dostrzegła Kellena, który był mokry i wyglądał dziko, przy czym zrozumiała, że nie było opcji, aby do końca tej nocy ślęczała nad klawiszami. W jego obecności czuła się tak, jakby mogła przebiec maraton i zmagać się z rekinami. I może napisać piosenkę. - Mogę usłyszeć twoją kompozycję?- zapytał.- Cóż, to co napisałaś do tej pory. 1 Grillz – złote, srebrne lub platynowe nakładki na zęby, często z diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi. Obecnie fragment mody związanej z kulturą hip-hop. Zostały rozpowszechnione przez amerykańskich raperów już w latach 80.
Spojrzała na mały fortepian w salonie po jej prawej. Kartki papieru były porozrzucane na podłodze i ławce fortepianu. Niestety większość z nich była pusta, albo było na nich zapisanych tylko kilka nut. Zgniecione kulki wysypywały się ze śmietnika. Falstart za falstartem. Była sfrustrowana, że w ciągu ostatnich dni muzyka nie przychodziła do niej z łatwością. Przez swoim Grammy, kompozycje fortepianowe wylewały się na nią jak tryskający deszcz ze wściekłych chmur za oknem. Teraz? Pisanie muzyki było jak próbowanie wyciśnięcia wody z suchej gąbki. Aż tak bała się zawieść oczekiwania, że aż się tym dusiła. - Ja... - oblizała wargi, czując nagle zdenerwowanie. To było jedno, kiedy kompletny nowicjusz chciałby usłyszeć jedną z jej nieopublikowanych prac, a co innego niż zwierzę, które było muzykiem nominowanym do nagrody Grammy. Była to prawda, że gdy tylko stworzyła utwór, to już dopadły go prawa autorskie, ale prawo własności było trudne do udowodnienia. - Najpierw napijmy się kawy - powiedziała.- Muszę trochę odpocząć. Jego rysy napięły się z rozczarowania, ale skinął głową. - Bezkofeinowa?- zapytała i odwróciła się w stronę kuchni, która znajdowała się z dala od salonu. Otwarty plan piętra ułatwiał fortepianowi wyśmiewanie się z niej, gdy zbyt długo pozostawiała instrument w ciszy. Może dlatego tyle czasu spacerowała po plażach.- Jest dość późno na kofeinę. - I tak pewnie dzisiaj nie zasnę - powiedział. - Właśnie dlatego stałeś na plaży, gdy uderzył sztorm? Bezsenności? - Coś w tym stylu - powiedział. Zastanawiała się, czy celowo był tajemniczy, czy przychodziło mu to naturalnie. Otworzyła szafkę i wyjęła pojemnik z kawą. - Jeżeli przez całą nos będę na kofeinowym haju, to będziesz musiał zostać i dotrzymać mi towarzystwa. Jego ramiona opadły z ulgą. - Da się zrobić. - A skoro jesteś muzykiem, to może mógłbyś mi pomóc z moją twórczą blokadą. Uśmiechnął się i temperatura w pokoju musiała zwiększyć się o jakieś dwadzieścia stopni, bo mimo tego, że trzymała termostat w chłodnych dwudziestu siedmiu, to Dawn nagle czuła upał. - Chętnie pomogę - powiedział tym swoim niskim, gładkim głosem, który rozpraszał jej dziewczęcych cech.- Albo spróbuję. Jesteś U-N-W? - U-N-W? - Urodzona na Wyspie? Chyba nie, skoro nie znasz tego znaczenia. Pokręciła głową. - Tylko wynajmuję na lato. Przyjechałam tutaj, aby uciec przed chaosem miasta i aby poszukać inspiracji - albo się ukryć. Zdecydowanie próbowała się ukryć przed nadchodzącą klęską. Niestety, ta dotarła za nią do Galveston.
- I szukasz inspiracji na brzegu? - Głos morza przemawia do duszy - powiedziała, starając się, aby nie było nazbyt oczywiste, iż gapiła się jak poruszały się jego bicepsy, gdy wytarł twarz i napełniła dzbanek na kawę w zlewie.- Słowa Chopina - kiedy nie odpowiedział, to dodała.- Szalenie utalentowanego polskiego kompozytora i pianistę z dziewiętnastego wieku. - Taa, wiem kim jest Chopin. Może i jestem gitarzystą metalowym, ale to nie oznacza, że nie szanuję klasyki. Gitarzystą metalowym? Ona i Kellen odbiegali od siebie w muzycznym spektrum jak tylko było to możliwe. Nie było mowy, żeby pomógł jej z blokadą twórczą. Ona pisała klasyczne kompozycje, nie zawodzące rzępolenie. - Och - powiedziała. - Cóż, ja jestem wielką fanką. Chopina. Jego nokturn2 - zadrżała z rozkoszy na samą myśl o jego mieszance fortepianowych utworów. Kellen zaśmiał się. - Więc mam zrozumieć, że nie jesteś pod wrażeniem moich błahych wypocin na strunach gitarowych? - Jestem pewna, że byłabym pod wrażeniem, ale wolę fortepian. Kiedy Dawn nalała już kawę, to odwróciła się do Kellena. Wyglądał tak, jakby było mu niesamowicie niewygodnie w tych mokrych dżinsach. - Powinieneś ściągnąć te ubrania - powiedziała. Krzywy uśmieszek ozdobił jego przystojne rysy. - Podrywasz mnie, panno O'Reilly? Jesteś panną O'Reilly, prawda? - Tak, jestem panną O'Reilly, ale nie, nie podrywam cię - chociaż powinna.- Po prostu jesteś mokry. Mogę ci znaleźć coś do przebrania. Jego wzrok prześlizgnął się po jej zwiewnej, spódnicy jej luźnej sukienki i zaśmiał się. - Myślę, że żarty o noszeniu spódniczek wreszcie mnie dogoniły. - Nosisz spódniczki?- zdawało się to wbrew prawom natury, że człowiek tak niewątpliwie męski jak Kellen Jamison nosił spódniczki. Oczywiście kilt to zupełnie inna sprawa. Widziała go w kilcie. Płynęło w niej dziedzictwo szkockiej krwi, lecz Kellen wydawał się być rodzimym Amerykaninem i wolała go zobaczyć w parze bryczesów z koźlej skóry. Albo obcisłej skórze. Skóra by pasowała. - Nie bardzo. To kiepski dowcip, jaki opowiadam z członkiem mojego zespołu, gdy jesteśmy na scenie. - Z Owenem? Opadła mu szczęka. - Skąd wiedziałaś? - Wspomniałeś tylko jego imię. 2 Nokturn (wł. notturno, franc. nocturne, niem. Nachtstück) – bardzo spokojna i zrównoważona oraz równie nastrojowa instrumentalna forma muzyczna inspirowana poetyckim nastrojem ciemnej nocy.
- Racja. - Mogę ci pożyczyć bokserki - nie mogła oderwać wzroku od jego mokrych dżinsów. Co się z nią działo? Obrażała samą siebie swoim lubieżnym zachowaniem. Może wyciągnięcie go z tych mokrych ubrań oderwałoby jej myśli od jego spodni. - Są twoje? Skinęła głową, wciąż patrząc na południe. - Zazwyczaj w nich śpię. - Nosisz męską bieliznę, a mnie krytykujesz za noszenie spódniczek? Zerknęła w górę, aby spojrzeć mu w oczy. - W przypadku gdybyś nie zwrócił uwagi, to w tym kraju istnieje coś takiego jak podwójne standardy. - I czasem jest ku temu dobry powód. Wyglądałbym w spódnicy jak totalny krety, ale ty wyglądałabyś seksownie w męskich ciuchach. W parze bokserek i niczym więcej - jego wzrok spoczął na jej klatce piersiowej i oparła się pokusie, aby skrzyżować ręce na piersiach.- Albo w męskiej koszuli i... niczym innym - jego wzrok przesunął się do jej nóg, które były całkowicie zakryte przez jej spódnicę maxi, ale i tak czuła się beznadziejnie naga. I nagle gorąca. Czy jej nogom było gorąco? Czując się głupio, powachlowała je spódnicą. - Wyobrażasz mnie sobie nago?- zapytała. Potrząsnął głowa. - Tylko w połowie nagą. Przygryzła wargę i pozwoliła sobie gapić na niego bez udawania, że tego nie robiła. - Ja nie muszę sobie ciebie wyobrażać pół nagiego. Już jesteś. - Przykro mi, że zepsułem ci zabawę - spojrzał jej w oczy i zaparło jej dech w piersiach.- Zawsze możesz sobie wyobrazić moją druga połowę półnagą. Uśmiechnęła się i spojrzała na jego dżinsy. - Już wyobrażam - dobrze było flirtować. Miała mało czasu dla mężczyzn, ale czy zbliżające terminy nad nią wisiały czy nie, to chętnie by poświęciła chwilkę dla tego jednego. Kellen odchrząknął i spojrzał na podłogę. - Jednak skorzystam z tych twoich bokserek - powiedział.- Nieco mi zimno i tam na dole właśnie muszę sobie poradzić z pewnymi kwestiami skurczowymi. Nie chciałbym rozczarować twoich wyobrażeń. - Moje wyobrażenia zdecydowanie nie będą rozczarowane - jeżeli pozbył by się tych spodni, to była pewna, że rzeczywistość też by jej nie rozczarowała. Powachlowała sobie twarz jedną dłonią. Cholera, co działo się z klimatyzacją w tym domu? - Zaraz wrócę - powiedziała i rzuciła się na górę do głównej sypialni,
aby znaleźć mu jakąś parę bokserek. Przejrzała szufladę i wyciągnęła kraciaste bokserki, które wyglądały najbardziej męsko - miała niezwykły sentyment do kratki - i wróciła do kuchni, aby znaleźć Kellena, który gapił się w przestrzeń. Jego zniewalający uśmiech zniknął, a zastąpiło opuszczone oszołomienie. Bawił się czymś w przedniej kieszeni dżinsów i była pewna, że nie starał się zaradzić swoim problemom ze skurczom. - Mam nadzieję, że będą pasowały - powiedziała. Tak naprawdę, to miała nadzieję, że byłby obcisłe i nieco pomogłyby jej wyobraźni. Gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na nią. Jego uśmiech wrócił. - Dzięki - powiedział, przyjmując parę bokserek, które wyciągnęła w jego stronę. - W szafce w toalecie są ręczniki - powiedziała i wskazała w stronę toalety obok schodów. - Dzięki - powtórzył i ruszył pospiesznie do łazienki. Jej zachwycony wzrok zatrzymał się na jego muskularnych plecach, gdy odszedł. Miała słabość do seksownych, męskich pleców i nie widziała bardziej ponętnych, niż te, które należały do Kellena. Pozwoliłby prześledzić linie swojego tatuażu? Może tak, jeśli zebrałaby się na odwagę aby go poderwać, zamiast gapić się za nim, aż zniknął w łazience. Było to wielkie jeśli. - Jesteś zbyt wielkim tchórzem, żeby zrobić pierwszy krok - skarciła się pod nosem. Ale miała nadzieję, że nie była.
Rozdział 3
Kellen wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Co do cholery sobie wyobrażał, że flirtował z kobietą którą dopiero co poznał, obiecując swojemu libido coś, czego nie miał zamiaru dać? Raz przestał na siebie uważać. Więcej sobie na to nie pozwoli. Dostrzegł swoje odbicie w lustrze nad zlewem i się skrzywił. Boże, nic dziwnego, że Dawn pomyślała, iż miał nikczemne zamiary, kiedy zobaczyła go na plaży. Wyglądał jak jakiś pirat, który zeskoczył ze statku i dopłynął na brzeg, aby uniknąć kary za kradzież łupu. Nie miał zamiaru dzisiaj zgarnąć żadnego łupu, nawet jeśli Dawn sama by wpadła w jego ręce. I jeżeli dalej by ją podrywał w taki sposób jak to robił, gdy zaprosiła go do domu, to był całkiem pewien, że byłaby przygotowana na coś takiego. Z trudem ściągnął swoje mokre dżinsy, pozostawiając kolejną kałużę na podłodze Dawn i znalazł ręcznik aby wytrzeć swoje włosy, nogi i resztę swojego ciała, zauważając pewną sztywność, na którą nie był przygotowany by sobie z nią poradzić. Najwidoczniej skłamał co do swojego problemu ze skurczeniem. Jak miał założyć na siebie parę wąskich cienkich bokserek ze wzwodem? Wciągnął bokserki na swoje uda i biodra, a następnie zerknął na swoje krocze i jęknął z przedstawienia jakie sam robił. - Spokojnie, chłopcze - powiedział i pociągnął swojego zbyt wrażliwego kutasa w nogawkę bokserek.- Wiem, że jest seksowna, ale nie możesz jej mieć. Nacisnął na oczywiste wybrzuszenie w swoich spodenkach. Jej spodenkach, przypomniał sobie. Zakładała pod nie majtki, czy były przy jej
nagim ciele? Jak pachniał ukryty skarb między jej udami? Jak smakuje? Ślina napłynęła mu do ust i przełknął ją, zanim dał sobie mentalnego liścia w twarz. Przestań, kretynie. Wspaniale. Teraz jego wybrzuszenie było jak pełno wymiarowy, burgundowy namiot w niebieską kratkę. Cholera. Może powinien z powrotem założyć swoje dżinsy i powiedzieć jej, że bokserki były za małe. Zdecydowanie były obcisłe, a w jego stanie wręcz niewygodne. A może bardzo szybko powinien sobie zwalić konia, aby mógł pomyśleć o czymś innym jak zerżnięcie zmysłowej rudowłosej kokietki, aż wpędziłby ją w śpiączkę. A może powinien zapiąć bransoletę Sary wokół swojego nieposłusznego kutasa, jako przypomnienie obietnicy jaką jej złożył, obietnicy że już nigdy nie będzie uprawiać seksu z inną kobietą. Nigdy. A może jego wielka głowa powinna przypomnieć tej mniejszej kto tu rządził. Bo kto dowodził? Kellen wyobraził sobie parę pijanych dziewczyn, które zeszłej nocy próbowały zaciągnąć go do łóżka. Zajęło mu to chwilę, ale to przypomnienie wystarczyło, aby rozproszyć jego libido. Głównie. Dopiero gdy zdał sobie sprawę po tym, jak jakoś zapanował nad swoim krnąbrnym kutasem, że pożyczone szorty nie miały żadnej kieszeni, aby schować niedawno ściągniętą skórzana bransoletę. Podwójne gówno. Wyciągnął skórzany pasek z dżinsów i spojrzał na niego. Pragnienie, aby założyć go z powrotem na nadgarstek było przytłaczające. Wciąż miał skórzaną bransoletę na swoim drugim nadgarstku, ale nie było to przypomnienie o Sarze, więc się nie liczyło. Kupił ją w centrum handlowym, kiedy miał szesnaście lat i myślał, że dzięki temu był fajny. Nie miała żadnego emocjonalnego znaczenia, był to tylko zwykły kawałek skóry. Ale ten, który ściągnął wcześniej, posiadał moc wyrwania jego głowy z chmur i sprowadzenie na ziemię. Miał nadzieję. Pewnie najlepiej byłoby wyjść z domu Dawn tak szybko, jakby się dało. Dlaczego w ogóle przyszedł? Piosenka Dawn. Melodia rozbrzmiała w jego głowie i uśmiechnął się. Ta piosenka sama w sobie posiadała moc. Znowu chciał ją usłyszeć. Chciał patrzeć, jakby ją zagrała dla niego. Chociaż myśli Kellena były w tej chwili strasznie pogmatwane, to jej piosenka dała mu chwilę spokoju i jasności. Nawet jeżeli to był tylko tymczasowy stan, to chciał z powrotem te uczucia. Potrzebował ich. Nawet bardziej, niż potrzebował stałego przypomnienia o Sarze na swoim nadgarstku. - Kawa jest już gotowa - zawołała Dawn.- Jaką lubisz? Jezu, drzwi od łazienki były naprawdę cienkie.
Potrójne gówno. Słyszała, jak mówił do siebie o jej seksowności? - Czarną!- zawołał, dziękując sobie za to, że jednak nie postanowił sobie zwalić konia. Co jeśli usłyszałaby przez drzwi, jak jęczy i wzdycha? Już podejrzewała, że był niebezpiecznym kryminalistą. Jeżeli by nakryła go masturbującego się w jej nieskazitelnie czystej łazience, to z całą pewnością wzięłaby go za zdeprawowanego zboczeńca. Kellen przeczesał włosy szczotka, aż leżały płasko, spoczywając na jego ramionach. Miał nadzieję, iż nie miała nic przeciwko temu, żeby podzielić się z nim tak osobistym przedmiotem jak szczotka do włosów. Może nie była jej i już była w domu. Kellen spojrzał na siebie, aby upewnić się, że znowu mu nie stanął, wcisnął bransoletę z powrotem do spodni i podniósł mokry ręcznik z podłogi. Po raz ostatni ścisnął skórzaną bransoletę, wziął głęboki, uspokajający oddech i otworzył drzwi. Łazienka znajdowała się naprzeciwko kuchni, więc nie można było jej przegapić. Dawn stała tam, pochylając się nad ladą, nalewając mleczka do kawy. Było coś niesamowicie erotycznego w sposobie w jaki chwyciła kubek obiema dłońmi i przysunęła go do ust, gdy przyglądała mu się. Jej piwne oczy były hipnotyzujące. I te grube, rude włosy. Ta luźna, biała sukienka. Jej bose stopy z dziesięcioma idealnie zrobionymi paznokciami pomalowanymi na ostry różowy, które wystawały spod rąbka jej spódnicy. Wszystko w niej było erotyczne, a nawet nie starała się. Jego kutas zapulsował w uznaniu na jej kobiecość. Och, jednak powinien pojechać na ręcznym. Idąc nieporadnie, Kellen przycisnął pranie do swojego pasa, próbując ukryć to co działo się w jego bokserkach. Jej bokserkach. Kurwa! Przestań o niej tak myśleć, kretynie. Rozerwiesz jej spodenki na pół, jeżeli zrobisz się jeszcze twardszy. I jak niby jej to wyjaśnisz? Wybacz mi, Dawn. Zdaje się, że uszkodziłem twoje bokserki swoim szalejącym wzwodem. Masz może jakieś wytrzymalsze, które mógłbym założyć?Może coś zrobionego z grubej skóry i stali nierdzewnej. - Chcesz, żebym wrzuciła twoje spodnie do suszarki?- zapytała. - Nie, dzięki - nie chciał, żeby odkryła skórzaną bransoletę w jego kieszeni i potrzebował swoich dżinsów, aby ukryć swoje podniecenie. Dawn odwróciła się i podniosła czerwony kubek z lady. Podeszła do niego i wyciągnęła ku niemu kawę. Jedną ręką przyciskając swoje dżinsy i ręcznik do brzucha, Kellen wyciągnął wolną i przyjął kubek. - Dzięki - powiedział. Cholera, a teraz jego głos był szorstki i lekko zdyszany. Była świadoma tego-nie-takieg-małego problemu, jaki się dział za parą mokrych dżinsów i wilgotnego ręcznika? Wiedziała w ogóle, jak bardzo chciał ją posadzić na tej ladzie i pieprzyć ją dopóki nie mógłby myśleć jasno, aby poczuć wyrzuty sumienia spowodowane złamaniem przysięgi wobec
Sary? Dawn spojrzała mu w oczy i musnęła palcami jego w bardo powolnej, zmysłowej pieszczocie, kiedy podała mu kubek. Było jasne, że nie zamierzała mu ułatwiać jego oddaniu się abstynencji. Kilka rozsypanych piegów zdobiło grzbiet jej nosa i grube, ciemne rzęsy sprawiły, że wyróżniały się zielone plamki w jej piwnych oczach. Starał się nie patrzeć na jej pulchne wargi i zastanawiać się, jak smakowała. Podobały się jej miękkie, delikatne pocałunki czy wolała głębokie, grabieżne ataki na jej usta których tak pragnął. Chciał zatopić dłonie w tych grubych, czerwonych lokach i odchylić jej głowę do tyłu i... i... Pogawędka! Musiał zacząć rozmawiać! - Więc skąd pochodzisz?- zapytał. Zamrugała i wzięła zaskoczony oddech. Myślała o tym samym co on? Naprawdę wolał, żeby teraz okazała się oziębłą suką, ale wątpił, aby była takim typem. Sprawiała wrażenie ciepłej i zapraszającej. Nie mógł sobie przypomnieć ostatniego razu, kiedy chciał być zaproszony do kobiecego ciepła, całego śliskiego i gorącego i przytulnego. Jego fiut zapulsował w zainteresowaniu. Och, do cholery, kobieto. Powiedz coś. Nie mogę myśleć w ten sposób. - Pierwotnie czy ostatnio?- zapytała. - Jedno i drugie - proszę, przestać tak na mnie patrzeć tymi swoimi egzotycznymi, kocimi oczami. Kellen był przyzwyczajony do tego, że kobiety okazywały mu zainteresowanie. Do czego nie był przyzwyczajony, to do tracenia kontroli nad swoimi przekonaniami i uczuciami wzajemności. - Urodziłam się w Pensylwanii, niedaleko Filadelfii. Przez kilka lat mieszkałam w Los Angeles. - Podobało ci się? Wzruszyła ramionami i pociągnęła kolejny łyk kawy. - Nie jest tam tak wilgotno, jak tutaj. I jest tam Hollywood. - Ach, więc dlatego się tam przeprowadziłaś. - Rynek pracy dla kompozytorów muzyki klasycznej jest dość mały. Przełknął kawę. - Zawsze chciałaś pisać muzykę do filmów? Uśmiechnęła się do niego. - W moim buntowniczym okresie pisałam muzykę do gier wideo. - Miałaś buntownicze lata? Uniosła na niego brwi, przez co wyobraził sobie wiele sporśnych czynności, jakich pewnie nie zaliczyła podczas swoich buntowniczych lat, ale byłby przeklęty, jeśli teraz sam nie chciał się z nią nieco zbuntować. - A czy wszyscy takich nie mieliśmy?- zapytała.- Przynajmniej dopóki z nich nie wyrośniemy. - Czekaj. Mówisz, że powinniśmy z nich wyrosnąć? - Wciąż się buntujesz, Kellen?
Zaśmiał się. - Niektórzy chcieliby tak myśleć, ale nie, w tych dniach nie mam się przeciwko czemu buntować - znowu napił się kaw i skinął na swój kubek.Jest naprawdę dobra - powiedział. - Jeżeli uważasz, że jest dobra, to powinieneś spróbować moich francuskich tostów. Jego żołądek zawarczał w zgodzie. Przed koncertem zjadł kolację z resztą zespołu - i z dziwnego zrządzenia losu, z nową ukochaną Owena, Caitlyn - ale minęło wiele godzin i wiele fizycznych i emocjonalnych zawirowań. Kellen zakrył swój hałaśliwy brzuch i przy okazji upuścił tarczę, która chroniła jego penisa. Na szczęście ich bezmyślna rozmowa zmniejszyła jego namiot do nieco podekscytowanej wypukłości. Daw przesunęła wzrokiem po jego torsie i zesztywniał, próbując wymyślić tematy do dalszych pogawędek, ale praktycznie stracił sporą część swojej sprawności umysłowej. Kiedy przesunęła wzrok w górę po jego ciele, aby znowu spojrzeć mu w oczy, to uśmiechnęła się i powiedziała: - Brzmi tak, jakby twój żołądek się zgadzał. Zauważyła, że wypełniał jej bokserki bardziej niż powinien? Skierowała się do lodówki, co oznaczało, że nieprędko usłyszałby jej piosenkę. Oznaczało to także, że spędziliby więcej czasu w swoim towarzystwie, co okazało się złym pomysłem przy jego słabnącej obronie. - Nie musisz tego robić - powiedział.- Zrobię sobie kanapkę, kiedy wrócę do domu - co było bezczelnym kłamstwem, ponieważ w domku Sary nie było żadnej żywności. Miałby szczęście, jeśli znalazłby w spiżarni jednoroczne musli. - Chcę dla ciebie ugotować - powiedziała.- Staram się ciebie olśnić swoimi imponującymi umiejętnościami. Zrobione. Więc pił kawę przy jej barze śniadaniowym, podczas gdy przygotowała francuskie tosty. - Opowiedz mi o twoim zespole - powiedziała, gdy zaczęła ubijać jajko, mleko i wanilię w miejsce. - Od czego mam zacząć? - Od początku. - To długa historia - ostrzegł. - To dobrze, bo ta kofeina o której wcześniej cię ostrzegłam, zaczęła działać. - Więc chcesz, żeby moja długa, nudna historia zespołu ukołysała cię do snu?- droczył się, czując się bardziej zrelaksowany, kiedy między nimi znalazł się szeroki blat. Był napalony jak cholera, ale nie sądził, żeby jego kutas zdołał się przebić przez kilka cali drewna i granitu. Kiedy Dawn dodała masło na rozgrzaną patelnię i zlizała je z palca, to postanowił, że nie powinien być
tego taki pewien. - Nie, chcę żebyś mnie zabawił - jej całkowicie niewinny komentarz sprawił, że Kellen zaczął sobie wyobrażać nie takie niewinne sposoby na zapewnienie jej rozrywki. Co, do cholery? Nie reagował w ten sposób na ładną dziewczynę, od pełnych żądzy, nastoletnich lat. Właśnie tak to było być Owenem? Nic dziwnego, że zawsze próbował się w bić do najnowszego seks klubu Tony'ego. Jego wieczne pobudzenie było wręcz rozpraszające. - Um - o czym rozmawiali? O jego zespole. Racja.- Jesteśmy razem jako zespół jakieś siedem lat. - Jak się nazywacie? - Sole Regret. Jej oczy zabłysnęły i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Brzmi znajomo - powiedziała.- Może jednak pamiętam zapowiedź waszej nominacji do Grammy. - Towarzyszyło jej bardzo długie trąbienie powietrznego sygnału dźwiękowego? Zaśmiała się. - To byłeś ty? Kellen pokręcił głową. - Owen. Nie potrafi zachować odpowiedniej etykiety podczas takich pokazów. Również krzyknął, „Pierdolcie się!” podczas przemowy zwycięzcy. Dawn zaśmiała się. - Pamiętam to. Nie kazali mu wyjść? - Cóż, wszyscy musieliśmy. Owen jest nieco zbyt głośny i szczery, kiedy jest pijany, a poprzedniej nocy zaczęliśmy świętować nasze pewne zwycięstwo. - Och - powiedziała, zanim pobłażliwie wydęła wargi.- Pewnie był strasznie rozczarowany. Ukroiła z bochenka kawałek chleba, nasączyła go w jajecznej miksturze i ostrożnie położyła na skwierczące masło. - Nawet nie masz pojęcia jakie to uczucie - powiedział Kellen. Spojrzała w górę. - Dlaczego tak sądzisz? - Cóż, ponieważ wygrałaś swoje Grammy. - Ale nie wygrałam Nagrody Międzykontynentalnej i Konkursu Pianistycznego Peabody. - Nigdy nie słyszałem o czymś takim. - Nie wygrałam także... - Dawn, wygrałaś pieprzone Grammy. O tym słyszałem. Ciesz się swoim zwycięstwem. Spojrzała na niego, ściskając mocno w dłoni swoją łopatkę. Przez chwilę myślał, że zamierzała go nią trzepnąć.
- Nie lubię przegrywać - powiedziała. W jej głosie i na jej twarzy pojawił się ogień. Szybki rozwój jej pasji spowodował, że pewne części jego ciała uniosły się. Znowu. - Wymień choć jedną osobę, która to lubi - powiedział. Zassała lekkie westchnienie i zamrugała na niego. Podejrzewał, że tylko on odważył się jej w czymś przeciwstawić, co zainspirowało go do znalezienia jej wszystkich przycisków i naciskaniu na nich wielokrotnie, aby zobaczyć jak jasło zapłonąłby jej ogień. - Ale ja naprawdę nie lubię przegrywać. To niemal patologiczne. Przez chwilę przyglądał się jej uważnie, szukając czegoś więcej poza seksownym stworzeniem, przez które jego cała uwaga napięła się, nieco zbyt mocno wobec nieco zbyt dokładnej kobiety, którą przegapił do tej pory przez szalejące hormony w swoim ciele. Zdawało się, że nieco zbyt mocno trzymała się kontroli. Chętnie by ją związał i zobaczył jakby zareagowała na zrezygnowanie z pełnej kontroli. Dla niego. - Jest tylko jeden sposób, który zapewniłby ci brak przegranej powiedział. Przewróciła łopatką doskonale zarumieniony kawałek francuskiego tostu. - Jaki? - Nie walcz. - Cóż, to się nie wydarzy. Moja konkurencja sięga na milę. Muszę wiedzieć, czy... Spojrzała mu w oczy, a ogień w nich wzrósł. Czy przez skrępowanie linami jej ogień stałby się jaśniejszy, zostałby stłumiony czy całkowicie by zgasł? Przewidział, że zapłonęłaby pod jego uwagą, gdyby włączył jej ciało do swoich dzieł - sztuki krępowania. I wątpił, żeby tylko ona zapłonęła żywym ogniem, gdyby w to wkroczył. Wziął głęboki oddech. Musiał się na czymś skupić, co było praktycznie niemożliwe, kiedy wyglądała tak wyzywająco i na spięta. Chciał usunąć z jej ciało zarówno opór i napięcie, aby nauczyć ją jakby mogła się rozluźnić. - Musisz wiedzieć, czy jesteś najlepsza - dokończył jej zdanie. Użyła łopatki, aby przenieść idealny kawałek tosta francuskiego z patelni na talerz, a następnie dodała na patelnię surowy kawałek. Zaczął się smażyć i syczeć. Kellen zaciągnął się zapachem wanilii i ciepłego chleba. Ślinka napłynęła mu do ust. - Nie muszę być najlepsza we wszystkim - powiedziała, skupiając się na swoim zadaniu.- Tylko w tym, co najbardziej mnie pasjonuje. - A to komponowanie czy gra na fortepianie? - Jedno i drugie - powiedziała. - Realizowanie swojej doskonałości sprawia ci radość? Podniosła wzrok, aby spojrzeć mu w oczy. Ukrył uśmiech. Znalazł kolejny guziczek i go nacisnął.
- To bardzo osobiste pytanie - powiedziała nieco głośniej, niż było to konieczne.- I jak to się stało, że mówimy o mnie? Zapytałam cię o twój zespół. - Mówimy o tobie dlatego, że jesteś bardziej interesująca ode mnie powiedział. - Gwarantuję ci, że nie jestem. - Zobaczymy - zachichotał.- Zacząłem grać na gitarze, kiedy mój dziadek przyłapał mnie na bawieniu się jego zabytkowym Les Paulem, który wygrał w zakładzie. Zerwałem jedną stronę i myślałem, że żywcem obedrze mnie ze skóry, ale zamiast ukarać mnie, to zmusił mnie do brania lekcji u jego kolegi, który grał w lokalnym zespole. Miałem trzynaście lat. W tym samym roku poznałem basistę Sole Regret, Owena. Nie przepadał zbytnio za muzyką. Jednak lubił chodzić ze mną na lekcje i patrzeć, ale sam nie chciał się nauczyć grać. Nabrał tej chęci, kiedy kilka lat później zaczęły otaczać mnie dziewczyny, bo byłem fajny. Więc Owen zaczął się uczyć grać na gitarze, żeby zaimponować dziewczynom. Był przez to bardzo płytki - Kellen puścił jej oczko. - Więc nie zacząłeś się uczyć grać, żeby zaimponować dziewczynom? - Muzyka jest moją ucieczką - powiedział.- Szybko się uzależniłem od tworzenia dźwięku. Jest jak narkotyk, którego nigdy nie ma się dość. Spojrzała mu w oczy i przez chwilę patrzyli na siebie. - Czuję to samo do fortepianu - powiedziała.- Tylko że nazwałabym to przymusem, a nie uzależnieniem. Sara nigdy nie rozumiała tej jego części. Uważała, że muzyka była czymś, co go od niej odciągało. Zdawało się, że myślała, iż konkurowała z muzyką dla jego uczuć, a nie że muzyka pomogła mu się stać człowiekiem, którego kochała. Było miło spotkać kobietę, która rozumiała jak muzyka mogła być ważna dla człowieka. Dawn przerzuciła kolejny kawałek tostu na talerz i dodała trzeci na patelnię. Podczas gdy się smażył, to postawiła przed nim pudełko z masłem, butelkę z syropem klonowym i jego talerz. Zaciągnął się głęboko. - Bosko pachnie. - To przepis mojej babci. Pierwszy kęs sprawił, że Kellen przewrócił oczy na tył głowy w zachwycie. - Jest niesamowity. W czym tkwi tajemnica? - W wanilii - powiedziała.- I jednodniowym, świeżo upieczonym chlebie. - Mam szczęście, że przyszedłem do ciebie dzień po tym jak pojechałaś do piekarni. Jej policzki zarumieniły się i skupiła się na skwierczącym toście na patelni. Odkrył kolejny guziczek? Nie był pewien gdzie dalej naciskać. - W pobliżu jest jakaś piekarnia?
Pokręciła głową. - Upiekłam go - powiedziała.- Pieczenie jest dla mnie ogromnym lekiem na stres. - Szczęściarz ze mnie - powiedział.- Czym się tak stresujesz? Wahała się przez długi moment, a potem westchnęła. - Potrafisz dotrzymać tajemnicy? - Tak. - Do jutra powinnam stworzyć kompletny utwór - powiedziała.Dostałam zlecenie na utwór, który ma zostać użyty jako motyw przewodni jakiegoś letniego przeboju. Pracuję nad nim od miesięcy i nie ważne jak bardzo się staram, to nie daję rady. - Może w tym tkwi twój problem - powiedział, próbując sobie przypomnieć o swoich manierach i nie mówić z pełnymi ustami, ale francuski tost był taki pyszny, że nie mógł przestać go wcinać. - Mój problem? Och, kolejny guziczek? Wcisk. Wcisk. Wcisk. - Jestem pewien, że jeden z wielu - powiedział. Zaszczyciła go gorącym spojrzeniem i rozgrzał się od środka. Nawet nie zauważył, że był taki zimny. - Może po prostu starasz się za mocno - powiedział.- Czasami najlepsze inspiracje uderzają, kiedy nie zwraca się uwagi. Niech to twoja podświadomość napisze muzykę. W ten sposób będzie czystsza. - A co ty wiesz o pisaniu muzyki?- powiedziała, wrzucając swój kawałek tostu na swój pusty talerz. Zgasiła palnik i sięgnęła po pudełko z masłem. Nie mógł się oprzeć pokusie, aby przesunąć je poza jej zasięg. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Dlaczego odniósł wrażenie, że policzyła od tyłu do stu, żeby nie pieprznąć go swoją łopatką? - Napisałem kilka piosenek - powiedział.- Gitarzysta prowadzący zespołu, Adam, jest naszym głównym kompozytorem, ale pozwala by reszta z nas wyskoczyła z nutką czy dwiema. - Co wiesz o pisaniu muzyki fortepianowej? - Absolutnie nic - przyznał. Podniosła swój talerz i obeszła blat, aby usiąść koło niego. - Przepraszam, że jestem dzisiaj taka drażliwa - powiedziała.- Wisi nade mną wiele presji. Ja po prostu... nie chcę aby nie udało mi w moim własnym marzeniu. - W niczym nie zawodzisz - powiedział.- Tylko nieco utknęłaś. Każdemu się to zdarza. Pokręciła głową i rozsmarowała masło na swoim francuskim toście. - Mnie się coś takiego nie przytrafia. Nie mogę pozwolić, by mi się to przytrafiło. - Rzeczywistość do Dawn. To już się zdarzyło. - Jeszcze mogę dzisiaj dokończyć kompozycję - powiedziała.
- A co jeśli nie będziesz mogła? Jej dolna warga zadrżała i nie spojrzała mu w oczy, chociaż on patrzył na nią jak pantera gapiąca się na delikatnego, młodego jelenia, który nieświadomie wędrował pod jego drzewem. - Nie wolno mi popełnić klęski - powiedziała.- Zdecydowanie nie wolno. Nie wolno? Dlaczego powiedziała to w taki sposób? Położył dłoń na nasadzie jej kręgosłupa w pocieszającym geście i poderwała się tak mocno, że niemal spadła ze stołka. - Nie mogę ci niczego obiecać, ale pomogę ci, jeśli będę mógł powiedział.- Spokojnie, dobrze? - Łatwo ci powiedzieć - wymamrotała pod nosem. Zdjął rękę z jej pleców, przeklął samego siebie za dotknięcie jej, gdy wciąż czuł napięcie w jej mięśniach pod swoją dłonią. Podniosła swój tost i po chwili nadchodzącej porażki, wyprostowała ramiona i odwróciła się lekko, by na niego spojrzeć. - Więc ty i twój przyjaciel Owen zostaliście gitarzystami, aby uwieść naiwne, młode kobiety. A co z resztą zespołu? Takie nie udało im się poderwać dziewczyn dzięki swojemu wyglądowi i osobowości? Westchnął na jej oczywistą zmianę tematu. - Tak naprawdę, to Owen nie przepadał za gitarą, więc przerzucił się na bas, która jest pozycją w zespole, której najmniej przypada okazja na seks jednak Owen po ukończeniu liceum prędko pozbył się tego problemu.- nie jesteśmy tak płytcy, jak ci się wydaje. - Dlaczego Owen nie został przy gitarze? - Nie sądzę, aby jego tłumaczenia były zgodne z prawdą. Myślę, iż stwierdził, że nie przepadał za gitarą, aby nie odwrócić ode mnie uwagi na siebie. Tak naprawdę, to jest dobrym gitarzystą, ale to jego sposób na ustawianie każdego przed siebie. Szczególnie mnie. - Więc nie chciał cię pokonać na twoim własnym terenie. - Coś w tym stylu. - Ilu jest was w zespole? - Pięciu. Jacob jest głównym wokalistą, Adam gra na gitarze prowadzącej. Byli przyjaciółmi za czasów młodości. Są starsi o kilka lat ode mnie i Owena. Założyli zespół z perkusistą o imieniu Quint i szukali basisty na czwartego członka zespołu, który był nazwany Desperation Normal. Kiedy Owen odpowiedział na ich ogłoszenie w barze w Austin i zgodził się dołączyć do nich jako ich basista, to nie mieli zamiaru mnie przyjąć; nie szukali drugiego gitarzysty. Ale Owen ma talent w uzyskiwaniu tego, czego chce i odmówił przyjęcia do zespołu beze mnie, więc też mnie przyjęli. Okazało się, że dwóch gitarzystów było lepszych niż jeden. Nie ograłbym Adama Taylora jako solista, więc przerzuciłem się na gitarę rytmiczną, aby mógł pozostać w centrum uwagi. - Satysfakcjonuje cię granie na gitarze rytmicznej?
- Tak, chyba tak. Jestem zadowolony z bycia częścią Sole Regret - tak naprawdę, to nigdy nie myślał dlaczego Adam grał na prowadzącej, podczas gdy jemu została gitara rytmiczna. Po prostu tak działało najlepiej.- A potem Quint poznał dziewczynę, ożenił się i odszedł z zespołu. I Jacob zwerbował naszego aktualnego perkusistę, Gabe'a. Cóż, w sumie to bardziej go porwał Kellen zaśmiał się z tych wczesnych tygodni z Gabe'em, który ciągle narzekał na to, że nie miał wystarczająco dużo czasu na uczenie się o swojej fizyce kwantowej na swoją sesję. Może świat ominął niesamowity wynalazca, kiedy Gabriel Banner wreszcie rzucił szkołę, po tym jak z trudem próbował wszystko ogarnąć w jednym semestrze - szkołę, pracę, zespół i jego dziewczynę w tamtym czasie. Może i przegapił inżyniera, ale zdobył jednego z najbardziej utalentowanych perkusistów.- Zmieniliśmy naszą nazwę na Sole Regret kilka tygodni po tym, jak zespół w pełni się ukształtował. - Dlaczego żałujecie swoich dusz?- zapytała. - Co?- oderwał wzrok od swojego talerza, który jakoś stał się pusty, gdy on opowiadał. - Nazwa twojego zespołu to Sole Regret. Dlaczego żałujecie swoich dusz? - Sole Regret. Sole oznaczał jeden albo jedyny. - Och, jedyny żal - Dawn dokończyła ostatni kęs swojego francuskiego tostu.- Masz tylko jeden? - Cóż, w tamtym momencie - uśmiechnął się smutno. Teraz miał kilkadziesiąt żali, a wszystkie koncertowały się wokół rzeczy, jakie powinien był zrobić z Sarą. Żałował nawet tego, że na początku ich związku szanował ją tak bardzo, że nawet jej nie obmacywał. Może gdyby poddał się tym pragnieniom, to na czas znalazłby guzek w jej piersi. Może jej leczenie okazałoby się bardziej skuteczne. Może mogliby ją uratować. Czy było to dziwne, że żałował tego, że nie mógł być tylko z miłością swego życia? Może, ale nie mógł nic na to poradzić. - Kellen?- Dawn powiedziała po tym, jak przełknęła swój kęs. - Tak? - Dlaczego nie chcesz wrócić do domu? Zawahał się. Jak udało się jej to zauważyć? - Co masz na myśli? - Kiedy wcześniej powiedziałeś, że zostawisz mnie samą i pójdziesz do domu, to nie brzmiałeś jakbyś chciał. Wzruszył ramionami. - Już niczego tam dla mnie nie ma. - A tutaj jest coś dla ciebie? Zanurzył palec w kropli syropu i przysunął go do swojego języka. - Tak - powiedział.- Jesteś ty. Jej oczy rozszerzyły się. - Och.
- I twoja piosenka - dodał, zanim pomyślała o czymś innym.- Zagrasz mi ją? Już rozpieściłaś mój głodny brzuch swoimi fantastycznymi tostami; może teraz pora, aby potraktować moje uszy czymś równie słodkim? Puścił jej oczko i po chwili skinęła głową. - Myślę, że jestem gotowa - powiedziała.- Tylko nie spodziewaj się cudów. - Nie będę - Kellen zrezygnował z cudów pięć lat temu.
Rozdział 4
Dawn położyła dłonie na klawiszach i zamknęła oczy. Pierwsze nuty utworu przyszły łatwo, a jej palce naturalnie znajdowały sukcesje. Muzyka wylewała się z każdej cząstki jej osoby, gdy zatraciła się w melodii. Gdy pierwsze crescendo zaczęło narastać, to jej mięśnie zaczęły się napinać coraz bardziej, gdy dotarła do tej tamy, której nie mogła przezwyciężyć. Zamarła. Jej dłonie znieruchomiały. Zacisnęła mocno powieki. Lęk wypełnił jej brzuch. Fortepian zaczął grać z własnej woli. Nuty, które rozbrzmiały, nie były tymi właściwymi - Dawn instynktownie wiedziała które były odpowiednie - ale nie była to cisza. Dzięki Bogu, że nie nastała cisza. Otworzyła oczy i dostrzegła ja długie, męskie palce przesuwają się po czarny i białych klawiszach. Potem nagle znieruchomiały i spojrzała na Kellena, zastanawiając się, dlaczego przerwał. - Cóż, to brzmiało lepiej w mojej głowie niż w rzeczywistości powiedział z grymasem.- Obraziłem cię, że zepsułem twoją piosenkę? Podejrzewała, że gapiła się na niego jak idiotka, która mogłaby poczuć się urażona, ale nie była. Za to była zaskoczona. Wdzięczna, że morze jej go przysłało. Obrażona? Nigdy. - Nie było całkiem dobrze - powiedziała. - To było przerażające - powiedział.- Słyszałaś, jak podążyłem za twoim dziełem z tym gównem? Pewnie teraz myślisz, ze jestem kretynem bez talentu. Pokręciła głową i dotknęła grzbietu jego dłoni swoimi palcami. Iskry zatańczyły wzdłuż końców jej nerwów, a jej brzuch wypełnił się motylkami nerwów albo podniecenia, albo czystej głupoty. Kiedy odsunął rękę i oparł ją
na swoim udzie pod klawiaturą, to mogłaby się rozpłakać. Było do dupy czuć pociąg, który nie odwzajemniał zainteresowania. - Zagraj to jeszcze raz - powiedział.- Obiecuję, że tym razem nie będę przerywać. - Nie przerwałeś. Zawsze kończę w tym samym miejscu. Obawiam się, że nigdy przez niego nie przebrnę. - Więc zamiast przestawać, to spróbuj coś zagrać - jakiekolwiek gówno z tego wyjdzie - aż odpowiednie nuty wreszcie cię znajdą. Roześmiała się. - Nie wiem jak zagrać gówno. - Szczęściara - powiedział, a biały uśmiech rozbłysł na jego silnej, przystojnej twarzy. Chciała oprzeć brodę na swojej dłoni i patrzeć na niego z rozmarzeniem. Musiała wziąć się w garść. - Dziewięćdziesiąt procent mojej pracy to gówno - kontynuował.Kolejne dziewięć jest przeciętna, a potem przychodzą te rzadkie perełki, które naprawdę się przydają. - Nie chodzi o to, że nie mogę zagrać gówna. Po prostu zbyt się tego boje - spojrzała na klawisze.- Jestem tak jakby perfekcjonistką - i nie była to cecha z którą się urodziła. Jej matka zapewniła ją, że kiedyś zapłaci za swój każdy błąd, dopóki nie stanie się kaleką. - To co zagrałeś nie było złe powiedziała. - Kłamczucha - powiedział, wciąż się uśmiechając.- Ale było to nieco lepsze niż... Bam! Jego dłonie trzasnęły o klawisze, niczym jej przez ostatni tydzień. - Nieco lepsze niż... - uderzyła w klawisze swoją pięścią. Bam! - Cholera, nawet twoje... - Bam! - ... dźwięki brzmią lepiej niż moje. - Może powinieneś zrezygnować z pisania muzyki. - Ouch! Moje ego nie jest zrobione ze stali, wiesz? - Tylko się droczę - nie widział tego? Jeśli nie, to czuła się źle, że naruszyła jego dumę.- Spróbujmy jeszcze raz. Może coś co wyjdzie od ciebie wypełni coś we mnie. Jęknął. - Nie mów takich rzeczy. Jestem abstynentem od tak długiego czasu, że mógłbym to źle zrozumieć. Dlaczego egoistycznie uciekł w abstynencję? Dawn zastanawiała się, czy chciałby złamać to suche zaklęcie, ponieważ u niej miała miejsce jej własna abstynencja, nie żeby planowała to w ten sposób i może razem mogliby zakończyć suszę. Oczywiście dla tak pięknego, męskiego mężczyzny jak Kellen, abstynencja pewnie trwała z jakiś tydzień. - Przepraszam - powiedział.- Nie powinienem był o tym wspominać. Proszę, kontynuuj. Ale wspomniał o tym, więc musiała zapytać. - Dlaczego pościsz? Jestem pewna, że setki kobiet stoi w kolejce do
twojego łóżka - choć dopiero co go poznała, to miała wrażenie, że znalazła się na końcu takowej kolejki, lecz z pewnością w niej była. - Ale nie ma w niej nikogo, na kim by mi zależało. Wyłapała udrękę w jego minie, zanim odwrócił twarz i zaczął grać całkowicie chaotyczny ciąg nut. Zakryła jego dłoń swoją, aby przestał grać. - Celowo jesteś taki tajemniczy? Czy doprowadzanie mnie do szaleństwa z ciekawości przychodzi ci naturalnie? - Przychodzi naturalnie. Zaśmiali się razem i Kellen sięgnął po jedną z kartek. Położył ją stojaku nad klawiszami. Czytając nuty, które były rozsiane wzdłuż pięciolinii, zagrał je powoli, ale właściwie. Zwalczyła chęć, aby zagrać to właściwie, aby uzyskać tempo tam, gdzie było trzeba. Nie wiedziała dlaczego, ale niezmiernie jej to przeszkadzało, kiedy ktoś brał się za jej muzykę i nie zagrał jej odpowiednio, tak jak sobie ją wyobrażała. Kiedy piosenka przesunęła się o ton niżej, jego ramię otarło się o jej i jego palce znieruchomiały. Spojrzała na niego, by dostrzec, iż siedział ze zamkniętymi oczami. - Powinienem iść - powiedział. - Dlaczego? Nie chcę, żebyś sobie poszedł. - Bo czuję do ciebie niesamowity pociąg i nie jestem pewien, czy byłbym w stanie nad sobą zapanować. Cóż, w takim wypadku nie było mowy, aby pozwoliła mu pójść.
Rozdział 5
Nie był pewien, dlaczego tak się czuł przez Dawn. Nie była zbyt zalotna. I w ogóle nie wyglądała jak Sara. Dawn miała przepiękne, ciemno rude włosy, piwne oczy przeplatane zielenią i urocze piegi na swoim długim, prostym nosie. Jej wargi były cieńsze od Sary. Była wysoka i miała długie, zgrabne kończyny. Nie pachniała jak Sara, ani nie brzmiała jak ona, ani nie używała zwrotów jakie stosowała Sara. Dawn w ogóle nie przypominała Sary. Kellen nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem spojrzał na jakąś kobietę, która w ogóle nie przypominała Sary. Nie mógł sobie przypomnieć, gdyż nigdy coś takiego nie miało miejsca. Nie miał pojęcia, czy powinien czuć ulgę, wyrzuty sumienia czy smutek. Głównie czuł podniecenie. - Podobam ci się?- Dawn zapytała, a jej piwne, wyraziste oczy rozszerzyły się.- Bo muszę przyznać, że świetnie to ukrywasz. Dlaczego się odsuwasz, kiedy cię dotykam? Sprawiasz, że czuję się tak, jakbym miała wszy. - Nie chcę, żebyś mi się podobała. - Jesteś żonaty? Zaręczony? - Żałuję, że nie jestem - równie dobrze mógł powiedzieć z czym miała do czynienia.- Też się tobie podobam?- myślał, że tak było, ale zanim zacząłby mówić rzeczy które by ją odstraszyły i przypomniałyby mu o pustce w środku, to musiał się upewnić, że to objawienie było warte bólu. - Tak, zdecydowanie mi się podobasz - powiedziała.- Nie wyobrażam sobie nawet, żeby na tym świecie była jakaś kobieta, która by na ciebie nie leciała. Przewrócił oczami. Nie potrzebował jej pochlebstw. Potrzebował tego, aby była z nim jasna.
- Kobieta, z którą planowałem się ożenić, umarła, więc technicznie rzecz biorąc, to nie jestem z nikim związany. Ale duchowo i emocjonalnie wciąż tkwię w związku, który nie istnieje. Spojrzała na niego, jej oczy szukały czegoś w jego, aż nie odwrócił wzroku. - Cóż, musi być do bani - powiedziała.- Trochę trudno mi konkurować z kimś, kto nie zrobił niczego złego. Żadnego empatii ani współczucia, do których był przyzwyczajony. Oczy Dawn były suche i nie poklepywała jego dłoni w irytującym geście i nie unikała jego wzroku, jak wielu ludzi którym powiedział o Sarze. - Dobra - powiedziała, odwracając się z powrotem do klawiszy.- Jeszcze raz zacznę piosenkę i gdy dotknę do swojej blokady, to chciałabym, abyś zagrał cokolwiek na co będziesz miał ochotę. Tylko tyle? Nie zamierzała go zbombardować pytaniami i przytłoczyć go wspomnieniami Sary, że zostałby zmuszony by znowu się w sobie schować? Nie zamierzała dać mu powodu, aby ją odepchnął? Nie wiedział jak odpowiedzieć. Zaczęła grać swoją niedokończoną kompozycję i tak jak wcześniej, kolekcja nut wzniosła jego duszę, co sprawiło, że zaczął pragnąć, aby piosenka nigdy się nie skończyła. Z każdą kolejną nutą czuł się szczęśliwszy, bardziej żywy, bardzie związany z czymś, niż był od lat. Kiedy Dawn dotarła do ostatecznej nuty, to Kellen przygotował się aby przejąć kontrole, ale spod jej palców wypłynęły dodatkowe trzy nuty. Wyprostowała się na ławce obok niego i jeszcze zagrała te trzy. I znowu. Potem zaśpiewała je w najbardziej pięknym falsecie jaki kiedykolwiek usłyszał i znowu je zagrała. Wypuściła długie westchnienie i napięcie uleciało z jej ciała. - Trzy to zawsze coś lepszego niż nic. - I lepsze niż gówno. Rozpromieniła się i szybko go przytuliła. - Myślę, że moja muza wystraszyła się twojego gówna, Kellen. Walczył z pragnieniem, aby otoczyć ją ramionami i przytulić do siebie. Wciąż nie był pewien jak się czuł wobec pociągu do niej. Czuł się inaczej niż wtedy, kiedy czuł seksualne podniecenie, podczas gdy jakaś kobieta robiła na niego niechciane zakusy. Taa, może i jego kutas twardniał, kiedy kobiety go podrywały, ale czuł takie wyrzuty sumienia z powodu reakcji swojego ciała, że nie mógł sobie pozwolić na oddanie się swoim seksualnym potrzebom. Siedząc obok Dawn, czuł rozbudzającą się pożądliwość, ale miejsce w którym go dotknęła było głębsze, niż jego bardziej podstawowe potrzeby. Dotknęła go tam, gdzie zamieszkiwała jego muzyka. Sara nigdy nie dotarła, nie dotknęła do tej części. Kiedy byli razem, to niemal zrezygnował z muzyki. Pierwszy album Sole Regret nie odniósł takiego sukcesu jak się spodziewali. Z Sarą na studiach i Kellenem, który łapał się dorywczych prac, aby zapłacić rachunki, byli kompletnie spłukani. Gdy tylko rachunki medyczne Sary zaczęły
się piętrzyć, to zdawało się, że jedyne wyjście było takie, by odejść z zespołu i znaleźć dobrą pracę. Chciał zapewnić jej byt. Tylko opór Owena, aby został, powstrzymał od całkowitego zrezygnowania pozostania w zespole. Owen wierzył w Sole Regret, kiedy Kellen całkowicie stracił nadzieję w ich marzenia. Owen, który zawsze był optymistą. Owen, który zawsze przekładał potrzeby innych przed swoje. Owen na pokładzie w każdej chwili. Owen... Boże, co zamierzał zrobić z Owenem? Kellen całkowicie spieprzył ich przyjaźń i gdy myślał, że ich przyjaźń wreszcie wróciła na odpowiedni tor, to zrobił coś całkowicie głupiego. Tak jakby związał Owena i przez demonstrację pokazał kobiecie jak właściwie zwalić mu konia. O czym do cholery myślał ostatniej nocy? Dawn nagle przestała grać. - Nie słuchasz - powiedziała.- Nudzę cie? - Nie. Po prostu mam dużo na głowie - powiedział.- Nie przerywaj. Ta piosenka jest jak przełom w chmurach podczas burzy. - Oko w twoim huraganie. Zaśmiał się. Jego życie zdecydowanie było jak wichura. - Dokładnie. - Jeżeli chcesz o niej porozmawiać, to posłucham - powiedziała, znowu zaczynając cicho grać. - Chcesz, abym o niej mówił? Dawn pokręciła głową. - Nie szczególnie. Jestem pewna, że skoro ją kochałeś to była wspaniała. - Czasami nienawidzę jej za to co mi zrobiła - Kellen spiął się. Naprawdę przyznał się do tego na głos? Nigdy nie przyznał się do tego przed samym sobą. Nie myślę tak, Sara. Nigdy nie mógłbym cię znienawidzić. - Potrafię to zrozumieć - powiedziała Dawn. Jakoś w to wątpił. - Byłaś kiedyś zakochana?- zapytał. Dawn zawahała się na moment, a następnie skinęła głową. - Ale nie odwzajemniał mojego uczucia. Myślał, że byłam głupią, małą dziewczynką i z perspektywy czasu taka właśnie byłam. Miałam szesnaście lat, a on trzydzieści. Od lat był moim nauczycielem gry na fortepianie, zanim moje hormony przeskoczyły na wyższe obroty i zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, gdy się na niego rzuciłam. - Jestem pewien, że gdybyś nie była więzienną przynętą, to by cię złapał. Jak miał na imię? - Pierre - powiedziała, wzdychając z rozmarzeniem. - Pierre?- Kellen zachichotał.- Żartujesz, prawda? - Jest francuzem - powiedziała sztywno. - Vous êtes plus belle que les étoiles, mon amour3 - szepnął blisko jej ucha. 3 Jesteś piękniejsza niż gwiazdy, moja miłości <3
Zakołysała się przy nim i objął jej plecy ręką, aby powstrzymać ją od spadnięcia z ławki. - Mówisz po francusku?- powiedziała. - Tylko to jedno zdanie - powiedział. Nawet nie pamiętał dokładnie co oznaczało. Coś o tym, że gwiazdy były piękne. - Więc jeśli powiedziałabym, je suis très excitée par vous4, to nie zrozumiałbyś mnie? - Brzmi perwersyjnie - zażartował. - I może być. Przechyliła głowę, aby na niego spojrzeć. Ich wargi dzieliły zaledwie cale. Smakowałaby tak samo zachwycająco, jak wyglądała? Zielone plamki w jej oczach przykuły uwagę Kellena. Były takie egzotyczne. Jego serce zaczęło bić coraz szybciej, kiedy pochylił się bliżej. Od Sary nie pocałował żadnej kobiety. Nie chciał. Ale teraz był cholernie pewien, że tego chciał. Dawn przycisnęła palec do jego ust. - Wstrzymaj się - powiedziała i odsunęła, aby zacząć grać ze wznowionym wigorem. Kellen stłumił jęk. Czuł się rozdarty między swoją tęsknotą, aby pożreć zmysłowe usta tej kobiety, a jego pragnienie coraz bardziej narastało, gdy tuż obok niego tworzyła swoją kompozycję. Dawn grała z zamkniętymi oczami, jej palce przesuwały się szybko po klawiszach. Luźny stanik jej sukienki rozchylił się, gdy zakołysała się do przodu, aby wcisnąć pedały i Kellen dostrzegł krągłość jej piersi i połacie blady piegów, które zdobiły gładką, alabastrową skórę jej piersi. Czy wszędzie znalazłby piegi? W miejscach ukrytych przed wzrokiem? Na jej brzuchu? Na jej udach? Jego penis drgnął na myśl o pocałowaniu każdego piega, jakiego by odkrył, aż rozłożyłaby dla niego nogi. Pozwoliłaby mu spróbować językiem swoich soków? Pozwoliłaby oddychać swoim pobudzonym, piżmowym zapachem, gdy wynagrodziłby jej cipkę tymi samymi głębokimi, żarłocznymi pocałunkami, jakich pragnął od jej warg. Chciał usłyszeć, jak wyjęczałaby jego imię, wzdychała i krzyczała, gdy dochodziłaby w kółko pod naciskiem jego języka, warg, zębów. Kiedy zauważył, że cienkie bokserki jakie mu pożyczyła, uniosły się przez jego namiot spowodowany oczywistym podnieceniem, to cieszył się, że miała zamknięte oczy. Przesunął się tak, że jego brzuch opierał się o fortepian a jego erekcja była ukryta przed widokiem. Próbował sobie nie wyobrażać pieprzenia Dawn, gdy leżała na pokrywie swojego fortepianu z sukienką podciągniętą na talii i piersiami wyciekającymi ze stanika. Próbował, ale poległ. Niemal czuł, jak jej pięty wbijają się w jego tyłek, jak otacza go jej ciepło. Otarł pot, jaki utworzył się u podstawy jego gardła. Właśnie to dostał za tak długie zaprzeczanie swoim potrzebom. I nie pomagał fakt, że komponowana piosenka towarzyszyła rytmowi morza powtarzające się wzrosty i wycofania, szczyty i doliny - było to dla niego 4 Bardzo mnie podniecasz
zdecydowanie zbyt seksualne, niż powinno być. Sztorm szalał na zewnątrz, tworząc grzmiące pioruny tak głośne, że aż zadrżały okna. Dawn podskoczyła i przycisnęła dłoń do środka swojej klatki piersiowej. - Och - powiedziała.- To mnie zaskoczyło. Czasami tak zatracam się w swojej muzyce i zapominam o całym świecie, oprócz mojego dźwięku. - Czasami mam tak samo na scenie - powiedział. Przygryzła wargę, podczas gdy przyglądała mu się uważnie. - Wyglądasz na nieco spiętego - powiedziała.- Piosenka ci sie nie podoba? Możesz być szczery. Piosenka działała na niego w taki sposób, w jaki zapewne nie powinna. Nie mógł jej przecież powiedzieć, że go podnieciła. Oczywiście, że w jego obecnym stanie frustracji seksualnej wszystko go podniecało. Nawet podniecił się wczoraj, kiedy wiązał Owena. Związał Owena, zęby kobieta mogła się z nim zabawić, ale gdy go takiego zobaczył... Kellen nie był w stanie trzymać przy sobie rąk i ostatecznie uciekł z pokoju ze sztywnym fiutem. Jak bardzo było to popieprzone? Nawykowa masturbacja pomagała zmniejszyć frustrację Kellena, ale nie było to to samo, jak dotykanie kogoś, bycie dotykanym przez kogoś, kogo się kochało i ufało. Dotknął Owena - i raz nawet pozwolił Owenowi dotknąć siebie - ponieważ w jakimkolwiek alternatywnym wszechświecie mieszkała jego moralność, to przecież nie zdradził Sary. Nawet jeśli sam siebie przekonywał co do tego, to jak do cholery miał wyjaśnić to gówno Owenowi? Owenowi, który godził się na wszystko, jeżeli tylko było to przyjemne. Owenowi, który wszystkich kochał bezwarunkowo. Kellen wykorzystał naturę Kellena i czuł się z tym strasznie. Jednak nie na tyle strasznie, aby przeprowadzić z nim szczerą rozmowę. Było to zbyt niezręczne. Co mógł powiedzieć, żeby naprostować sytuację? - Ziemia do Kellena - powiedziała Dawn.- Czujesz w ogóle tą piosenkę? - Gdybym miał szczerze przyznać, co zrobiła ze mną ta piosenka... powiedział Kellen.-... to z pewnością wyrzuciłabyś mnie z powrotem na burzę. Co może byłoby najlepsze. - Co z tobą robi?- zapytała. Odchylił się od klawiszy i spojrzał na swoje kolana. Podążyła za jego wzrokiem i westchnęła, gdy dostrzegła bardzo zauważalną wypukłość w jego bokserkach. - Och! Przetarł brwi. Pewnie myślała, że tylko jedno chodziło mu po głowie, co nie odbiegało zbytnio od prawy. - Pójdę. Chwyciła go za udo, zanim zdążył podnieść się z ławki. - Ta piosenka robi podobne rzeczy ze mną - szepnęła.- Nie mogę przestać myśleć o seksie - spojrzała na niego, taka piękna i urzekająca, że
jego kutas znowu się szarpnął.- Nie mogę przestać myśleć o seksie z tobą. Zaschło mu w ustach. - Nigdy nie podnieciłam się podczas tworzenia piosenki - powiedziała.Więc to pewnie przez towarzystwo. Jej dłoń przesunęła się w górę jego uda, przez co ścisnął się jego brzuch. Jeśli dotknęłaby go tam, to by eksplodował. - Nie idź. Muszę sprawdzić dokąd mnie to zaprowadzi, a obawiam się, że jeżeli pójdziesz, to nigdy tego nie skończę. Jęknął, kiedy odsunęła dłoń i znowu położyła ją na klawiszach. - Przepraszam, że jestem taka samolubna - powiedziała.- Ale muszę to pociągnąć jeszcze trochę. Jestem teraz pochłonięta przez melodię i nie chcę przestań, dopóki nie skończę. Mam nadzieję, że rozumiesz. Kellen doskonale ją rozumiał. Nigdy nie przestawał, dopóki jego partnerka nie skończyła. Chodzi o to, że kiedy pozwalał sobie mieć partnerów. Jej palce przeleciały po klawiszach, wzbudzając tak wiele pozytywnych emocji w Kellenie, że mógłby pocałować ją z wdzięczności. Piosenka była kwintesencją zmysłowości i była zdecydowanie zbyt długa dla jego własnego dobra. Zachwycił go wyraz twarzy Dawn, gdy pracowała podczas komponowania, przez co chciał ją ściągnąć na podłogę i okiełznać. Zatracić się w jej ciele. Już zatracił się w jej pasji. Błyskawica rozświetliła piękną twarz Dawn. Chwilę później zostali skąpani przez ciemność. Zdawało się, że burza stała się głośniejsza, kiedy zamilkły szumiące urządzenia i system klimatyzacji. - Postaram się znaleźć świeczki - powiedziała Dawn.- Myślę, że chyba jest kilka w kuchni. Kellen sięgnął do niej i poczuł ciepłą skórę jej dłoni, która opierała się o jej udo. - Nie potrzebujemy światła, aby usłyszeć muzykę - powiedział.- Albo żeby ją poczuć. Nie kłopocz się - a poza tym nie miał nic przeciwko, aby siedzieć z nią w ciemności, podczas gdy niebiosa walczyły na zewnątrz. Mógł się podniecić tak jak tylko chciał, zaś ona nie byłaby w stanie tego zobaczyć. Szkoda tylko, że światła nie zgasły zanim odkrył swój nie-taki-mały-sekret. Zanim tak bardzo pochłonął go jej widok i muzyka, jaką tworzyła, w której się zatracił, to przykuł uwagę do swojego boleśnie twardego fiuta. Rozbłysła błyskawica, pozwalając mu dostrzec jej zamyśloną minę. Deszcz rozbił się o szyby, a wiatr wył za oknami. Cały dom zachwiał się lekko na swoich mocnych palach. Mimo tego, Kellen wciąż był głodny kobiety obok siebie, że najbardziej wyraźnym dźwiękiem dla niego był jej oddech. Dawn odwróciła dłoń, wciąż opierają ją na swoim udzie, aż wgłębienie jej dłoni spotkało jego i chwyciła jego w luźnym uścisku. - Masz rację - szepnęła.- Nie potrzebujemy światła. Tylko dźwięku. I dotyku. Kciuk Kellena pogładził jej skórę. Dlaczego czuł, że trzymanie jej dłoni
było strasznie intymne? Dlaczego czuł, że było takie właściwe? - Kellen?- powiedziała. - Tak? - Jak miała na imię? Jego serce ścisnęło się i wyszarpnął dłoń z jej. Skupił się na strumykach wody, która spływała po szybach na tle odległych błysków. - Sara - powiedział wokół guli w gardle.- Miała na imię Sara. - Przepraszam - powiedziała Dawn.- Nie powinnam była o niej wspominać. Tylko, że... - wzięła głęboki oddech.- Jeżeli miałabym mężczyznę, który kochałby chociaż w połowie tak jak ty wciąż kochasz ją, to uważałabym siebie za błogosławioną. - Nie czuję się błogosławiony - przeklęty. Właśnie tak się czuł. Przeklęty. Dawn oparła się o jego ramię, a jej wolna dłoń przesunęła się wzdłuż dolnej części jego pleców. Kellen wstrzymał oddech, nie chcąc czuć pocieszenia przez jej prosty, gest, ale nie mógł na to niczego poradzić. Czuł się wspaniale, gdy mógł się przy niej rozluźnić i pozwolić na ten drobny kawałek kobiecego kontaktu. - Dlaczego jesteś sama, Dawn O'Reilly?- zapytał.- Piękna, seksowna, utalentowana, inteligentna, odnosząca sukces taka jak ty powinna być zajęta. Jej uścisk wokół jego pleców zwiększył się, przez co przysunęła się do niego bliżej. Była taka ciepła. Pachniała tak słodko. Cieszył się z powodu ciemności, ponieważ mógł doświadczać jej na zupełnie nowym poziomie. Wcześniej był przytłoczony jej wyglądem; teraz jego inne zmysły miały okazję, aby zostać oślepionymi. Pochylił się bliżej i poczuł zapach wiciokrzewu na jej skórze. - Chyba przez to, że jestem zapracowana - powiedziała.- Nie byłam w stanie znaleźć właściwego mężczyzny. A może czekałam, aż to on znajdzie mnie. Kellen zamknął oczy i przełknął ślinę. Nie był gotów, aby być dla niej właściwym mężczyzną. Jak mógł ją do tego przekonać, nie raniąc jej uczuć? Kompletnie nic nie stało mu na drodze, ale z całą pewnością nie był przygotowany, aby oczyścić drogę przed sobą, ponieważ szalały hormony jego i tej kobiety. - Dawn, ja... Odsunęła się i natychmiast zatęsknił za uczuciem jej dłoni w swojej. - Nie musisz tego mówić. Rozumiem. Rozbrzmiała losowa nuta, kiedy jej palce znalazły klawisze. Ścisnął jej kolano. - Nie zdawałam sobie sprawy, jak czułam się samotnie - szepnęła.- Z niczym oprócz muzyki, która wypełniała moje dni i noce. Myślałam, że to wystarczy. Znał to uczucie. Z wyjątkiem Owena, nie pozwolił sobie dbać o cokolwiek oprócz muzyki, dokąd Sara odeszła i jeżeli nie poznałby Owena
przed nią, to Kellen z pewnością nie pozwoliłby mu się do siebie zbliżyć. - A co z twoimi przyjaciółmi?- zapytał.- Twoją rodziną? Nie widujesz się z nimi? - Od czasu do czasu - powiedziała. Przesunęła dłoń, aby zakryć jego na jej kolanie, jakby bała się, że znowu ją odsunie.- Mają swoje własne życie. Nigdy nie byłam priorytetem dla kogoś innego - zaśmiała się suchym, pustym dźwiękiem.- Kiedy byłam mała, to moja mama spędziła wiele czasu, próbując ze mnie wycisnąć nieco talentu - balet, gimnastyka, sztuka, jeżeli były jakieś zajęcia, to brałam w nich udział. Kiedy odkryła, że miałam naturalny talent do fortepianu, to oddała mnie pod skrzydła najlepszych nauczycieli, jakich mogły kupić pieniądze mojego taty i upewniała się, że na mnie naciskali. Było niemal tak, jakby poczuła ulgę, że nie musiała się już o mnie martwić. Tato... wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej.- Tata zawsze pokazywał się na moich występach, aby pokazać, że był dumny z moich osiągnięć, ale po prostu nie było w nim żadnego ciepła. Nigdy nie czułam się blisko z którymś z nich, nie w taki sposób jak inne córki miały relacje ze swoimi rodzicami. Myślałam, że jedyny sposób dla którego by mnie kochali, to bycie idealną. Usłyszał ból w jej głosie i zapragnął zobaczyć jej twarz. Może jednak powinien zachęcić ją, aby znalazła świece. - A co z twoim rodzeństwem?- zapytał. - Jestem jedynaczką - powiedziała. - Ja też. Cóż, dopóki nie spotkałem Owena, a jego rodzina nie zaczęła mnie traktować jak jednego z nich - zaśmiał się, ponieważ same myślenie o Mitchellsach przynosiło mu radość. - Opowiedz mi o Owenie - powiedziała, zaciskając dłoń na jego.Uczyłam się w domu z najlepszymi nauczycielami, jakich można było kupić za pieniądze, więc nigdy nie miałam kontaktu z nikim w moim wieku, dopóki nie dorosłam. Fortepian nie jest sportem grupowym. Bardziej niż cokolwiek innego, chciałabym mieć przyjaciela z dzieciństwa. - Twoja rodzina musi być bardzo bogata - powiedział cicho. - Jako dziecko nigdy niczego nie chciałam - powiedziała.- Oprócz miłości. Kellen nie miał ani bogactwa ani miłości. Jego dziadek był ważną częścią jego młodości, ale był stary i wiek zrobił straszne rzeczy z jego pamięcią. Nie żył długo po tym, jak umieścili go w domu opieki dla jego własnego bezpieczeństwa. Jego dziadek po prostu nie rozkwitał z dala od zarośniętej dziczy, po której uwielbiał wędrować. Gdy zabrano go z jego ziemi, to zrezygnował z życia. Nie potrwało długo, jak dziadek Kellena zmarł i ten poznał Owena. Było tak, jakby przeznaczenie wiedziało, że Kellen potrzebowałby go w ciągu nadchodzących lat. - Żyjąc pośrodku nikąd, jako dziecko też nie miałem żadnych bliskich przyjaciół - powiedział Kellen.- Poznałem Owena podczas pierwszego dnia siódmej klasy. Chodziliśmy do różnych szkół podstawowych, ale wrzucili nas
do tego samego gimnazjum. Liczyłem na świeży start. Nowa szkoła. Tylko połowa dzieciaków wiedziała skąd pochodziłem. Nawet wtedy nikt nie chciał usiąść obok biednego dzieciaka, który noc wcześniej odwalił straszną fuszerkę, próbując ściąć swoje włosy i nikt nie pozwolił usiąść koło siebie pulchnemu dzieciakowi w bluzce w poziome pomarańczowo białe paski. Więc Owen nie miał innego wyboru jak usiąść koło mnie. Tylko raz spojrzał na moją brzydką fryzurę, ale nigdy niczego nie powiedział. Nigdy nie wyśmiewał się ze mnie jak inne dzieciaki. Owen każdego dnia siadał obok mnie w autobusie przez tydzień i nie wymieniliśmy żadnego słowa. Posiadaliśmy ten sam brak popularności podczas lunchu, więc siadaliśmy przy tym samym stole, oboje próbując stać się niewidzialni, ponieważ gdy miało się trzynaście lat, to niewidoczność była lepsza, niż bycie zauważonym przez bycie innym. Dawn ścisnęła jego dłoń. - Trzynaście lat to straszny wiek. Więc podejrzewam, że wasza dwójka wreszcie zaczęła ze sobą rozmawiać. Czy wciąż siedzieliście w milczeniu, próbując być niewidzialni? Kellen zaśmiał się. - Zaczęliśmy rozmawiać po tym, jak jego matka zjawiła się dla mnie w gabinecie dyrektora. - Gabinecie dyrektora? Sprawiałeś kłopoty? - Tylko wtedy, kiedy nie mogłem już ich zignorować. I było w Owenie coś tak czystego i dobrego, że chciałem to zachować. Nienawidziłem tych wszystkich gnojków, którzy łazili z nami w stołówce i piszczeli jak świnie, gdy popychali go o stolik. Nienawidziłem tego, jak go traktowali, a jeszcze bardziej nienawidziłem tego, jak wyśmiewali się z moich ubrań, moich butów, mojej fryzury i przyczepy, w której mieszkałem z moją matką i jej czeku na opiekę. Owen w całym swoim życiu nigdy nikomu nie zrobił niczego wrednego. Nie miało znaczenia to, skąd pochodziłem i nie był wkurzony, że został zmuszony siadać koło mnie w busie i podczas lunchu. Wydawał się wdzięczny. - Więc tydzień później, kiedy zaczęliśmy spotykać się w ciszy, Owen siedział w stołówce ze mną przy stoliku, naprzeciwko mnie, jak zwykle zajęty swoimi sprawami, gdy ten pieprzony dupek, Jasper Barnes, podniósł czekoladowy budyń Owena i rozgniótł go na jego piersi. „Wciąż zamierzasz żreć to gówno?” powiedział. „Założę się, że tak, Świnko. Zliż to. Zjedz swoje własne gówno, Świnko.” I potem zaczął wydawać dźwięki podobne do świńskiego pisku. - To takie podłe. - Nie będę zaprzeczać, że się wkurzyłem, ale pewnie po prostu dalej bym tam siedział i próbował nie patrzeć, będąc wdzięczny za to, że nie mnie obrał na swój celownik. Wtedy Owen podniósł głowę i spojrzał na mnie. Zobaczyłem wstyd w jego oczach. Wstyd. Dlaczego miał czuć wstyd? To ten pieprzony gnębiciel powinien czuć wstyd. Kiedy Owen zaczął wycierać budyń ze swojej koszulki serwetką, to pękłem. Byłem chudym dzieciakiem i nie
miałem żadnej szansy przeciwko wielkiemu twardzielowi, takiemu jak Jasper Barnes, więc ruszyłem na niego z moim widelcem. Nawet nie miałem szansy, żeby go dźgnąć, zanim odciągnęli mnie nauczyciele. Zostałem zawieszony za użycie broni w szkole, a następnie ten idiota skopał mi tyłek wraz połową linii defensywnej drużyny footballowej, ale było warto, ponieważ po tym Owen zaczął ze mną rozmawiać. Tak właściwie, to nie zamknął się od tamtej pory. Kellen uśmiechnął się na myśl o nieustannym paplaniu Owena. I coś w siedzeniu w ciemnościach z Dawn O'Reilly też sprawiło, że Kellen stał się gadatliwy. - Cieszę się, że zostaliście przyjaciółmi. Widzę, że wiele dla ciebie znaczy. - Umarłbym za niego. Nie mówię tego lekko. Owen zawsze powtarza, jak to uratowałem przed bycia gnębionym, ale to on uratował mnie z tysiąc razy. Nie wiadomo, gdzie teraz bym był, gdyby nie on i jego rodzina. Nie widzi żadnego brudnego biedaka, którego widzieli wszyscy w mieście. Nigdy nie oceniał mnie na podstawie złych wyborów mojej matki. Owen widział tylko mnie. Nie miał nic przeciwko, kiedy jego mama dawała mi ubrania po jego starszym bracie. Owen mówił takie rzeczy jak, „Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że już nie będę musiał się wciskać w stare ubrania Chada” i „Nie wierzę, że moja mama dała ci skarpetki i gacie na twoje urodziny. Ta kobieta tak mnie zawstydza.” Była jak święta. W ósmej klasie osiągnąłem spektakularny wzrost i gdyby nie Janine, to nosiłbym za krótkie spodnie i rozrywające się w szwach koszulce ze Spidermanem. - Owen zdawał sobie sprawę, że jego mama ci pomagała? - Nigdy niczego nie powiedział, ale musiał wiedzieć. Wszyscy wiedzieli, że nie poznałem swojego ojca i że moja mama wzięła zapomogę, ponieważ alkoholiczce trudno było utrzymać prace. Zrezygnowała z nadziei na lepsze życie długo przed tym, zanim się urodziłem. Definiował mnie brak pieniędzy. Ale nie dla rodziny Mitchellów. Byłem przyjacielem Owena, więc stałem się ich przyszywanym synem. Jego mama jest prawdziwym skarbem. To najlepsza kobieta, jaką kiedykolwiek poznałem. - Więc to kolejna kobieta w twoim życiu, z którą nigdy nie będę mogła się równać - powiedziała Dawn. Kellen zachichotał. - Z tobą też nie może się mierzyć żadna kobieta, Dawn. Jesteś jedyną kobietą, która podnieca mnie seksualnie jedynie swoją piosenką. Pochyliła się i szepnęła blisko jego ucha: - Wezmę to, co będę mogła. Nie tylko jej piosenka go podniecała. Łaskotanie jej oddechu na jego skórze wywołał w dole jego gardła cichy jęk tęsknoty. - Kellen? Uwielbiał brzmienie swojego imienia, gdy je wypowiadała. - Dawn?
- Ile minęło czasu, odkąd ostatni raz uprawiałeś seks? Siedział tam oszołomiony, że zapytała go o coś tak osobistego. - Uch, dlaczego?- powiedział po chwili. - Zazwyczaj nie uprawiam seksu z mężczyznami, których dopiero co spotkałam, ale chcę to zrobić z tobą. Zamknął oczy i przełknął ślinę. Jak mógł odrzucić jej ofertę? Nie chodziło to, że kobiety nigdy mu tego nie proponowały. Robiły to przez cały czas - ocierały się o niego, wpychały mu ręce do spodni, szeptały sugestie do jego ucha - ale nie był zainteresowany. Pamięć o Sarze dawała mu siłę, by powiedzieć nie. Cholera, kiedy był sam na sam z kobietą, to uważał takie propozycje za wręcz odpychające, ale kiedy był sam z Dawn, to jej słowa nie miały na niego takiego zwykłego wpływu. Pragnął jej. Boże, jak cholernie jej pragnął. Obiecaj, że nigdy nie będziesz się kochać z inną kobietą, Kellen. Słowa Sary rozbrzmiały echem w jego głowie. Były jak uderzenie w twarz. - Minęło pięć lat - powiedział. - Niczego nie zrobiłeś przez te pięć lat? - Nie powiedziałem, że niczego nie zrobiłem. Po prostu od tak dawna nie byłem w kobiecie. - Och - powiedziała. Usłyszał rozczarowanie w jej głosie. Tym razem się cieszył, że było ciemno, aby nie musiał zobaczyć tego na jej twarzy. - Jakie rzeczy zrobiłeś?- zapytała niespodziewanie. - Sam czy z Owenem? Zadyszała. - Z Owenem? Jesteś gejem? - Nie jestem gejem, Dawn. Może i jestem nieco zdezorientowany potarł brew dwoma palcami, podczas gdy zbierał myśli.- Mogę ci powiedzieć o czymś? O czymś, czego nawet nie powiedziałem Owenowi? Coś, co muszę powiedzieć mu, albo będę się martwić jak zareaguje za każdym razem, kiedy będę próbował o tym wspomnieć. Czy to ciemność pozwalała mu się otworzyć? A może to w ogóle nie była ciemności. Może to przez bratnią duszę w kobiecie obok niego, czuł się tak, jakby mógł porozmawiać z Dawn o wszystkim. - Wysłucham cię - powiedziała.- Chociaż pewnie nie powiem odpowiedniej rzeczy. Wątpił, aby było w tym coś właściwego do powiedzenia. - Wkrótce po śmierci Sary, Owen zaczął chodzić do klubów erotycznych i namawiał mnie, abym zaczął chodzić wraz z nim. - Do klubów erotycznych? To coś podobnego do burdelu? Uśmiechnął się i nie mógł oprzeć pokusie przesunięcia dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. Och, te wszystkie sprośne rzeczy z jakimi mógłby zapoznać ją, Pannę Słodką i Wanilię.
- Nie, w burdelu płaci się za pewną usługę i właśnie to dostajesz. W klubach erotycznych zbierają się i łącza ludzie o różnych upodobaniach seksualnych - odwrócił twarz, aby szepnąć jej do ucha i kosmyk jej włosów przy jego nosie wysłał fale rozkoszy do jego pachwiny, przy czym w jego głowie zadzwoniły dzwonki alarmowe - które postanowił zignorować.- Jakie są twoje upodobania seksualne, Dawn? Mogę ci powiedzieć, gdzie jest tutaj taki klub. - Nie czułabym się komfortowo, gdybym spotkała się z jakimś nieznajomy w klubie - powiedziała. Mięśnie jej pleców napięły się pod jego dłonią. Bez względu na to jaką przyjemność mu to sprawiało, to musiał przestać ją dotykać. Ta rzecz między nimi z całą pewnością się nie wydarzy. - Nie chciałbym, żebyś spotkała się z nieznajomym - powiedział, co było prawdą, ponieważ nie miał interesu w powiedzeniu jej tego. I naprawdę musiał powiedzieć o tym co działo się z Owenem. Może ktoś spoza ich związku mógłby to pojąć.- Tak więc, pewnej nocy gdy czekałem na Owena, aż ten skończyłby bić w tyłeczek i pieprzyć jakąś laskę, którą właśnie spotkał, dostrzegłem kolesia o imieniu Toshi. Dawn przesunęła się obok niego, wijąc się lekko. - Nie uprawiałem seksu z Toshim - powiedział. - To nie moja sprawa, gdybyś to zrobił. - Chcesz, abym o tym nie mówił? Widzę, że czujesz się przez to nieswojo. - Tak, nieswojo - szepnęła.- Dam radę. - Toshi jest mistrzem w japońskiej sztuce Shibari. - Czy to coś ma związek z mieczami i patroszeniem? - Nie, z linami i uwolnieniem. Toshi mówił o wiązaniu węzłów, jakby były wysoką formą sztuki - w taki sposób, jak zainspirowani malarze, poeci czy muzycy mówią o swojej pracy. Byłem zaintrygowany. Cóż, podejrzewam, że jestem do dupy jako artysta. Pozwoliłem mu pokazać kilka technik na swojej ręce. Nauczył mnie wiązać kilka węzłów, a kiedy przyszedł po mnie Owen, to Toshi powiedział mi, abym zatrzymał linę i jeśli chciałbym nauczyć się więcej, to miałbym go znaleźć. - Więc podejrzewam, że go znalazłeś. - Wiele szukałem w internecie na temat Shibari, nawet przeczytałem kilka książek, ale ostatecznie go poszukałem, ponieważ nic nie równało się do nauczenia na żywo przez mistrza. - To prawda. - Ma studio w San Francisco - powiedział Kellen.- Wiąże ludzi linami, a następnie ich fotografuje. Przez pierwszy rok po śmierci Sary, nic mnie nie ekscytowało - emocjonalnie czy fizycznie. Ale gdy wszedłem do jego galerii, podziwiałem jego prace - ciało przy skomplikowanych wzorach kolorowych lin - nie skłamię, byłem podniecony. Wyrzuty sumienia niemal sprawiły, że
wyszedłem. - Dlaczego czułeś się winny? Dla mnie brzmi to erotycznie. Czasami nie powinniśmy czuć podniecenia przez rzeczy, które są dla nas erotyczne? Nie chciał się w to zagłębiać, więc dalej ruszył z historią. - Cóż, tak, zapytałem Toshiego, czy nauczyłby mnie być takim artystą jak on, aby pokazał mi jak wiązać liny w wzory, które uwydatniały każdą linię ludzkiej postaci. Powiedział, że w celu zrozumienia formy sztuki, najpierw musiałbym stać się jej przedmiotem. Powiedział mi, abym się rozebrał i pozwolił mu związać. Dawn znowu zaczęła się wiercić. Kiedy jej dłoń musnęła jego gołe kolano, to sapnął. Powinien pominąć tą część tej historii, ale uświadomił to sobie zbyt późno. Pierwsze doświadczenie z wiązaniami było najbardziej intensywnym emocjonalnie i seksualnie doświadczeniem jego życia. - Przeszedłeś przez to?- zapytała. - Tak. Bałem się na śmierć. Z każdym węzłem, jaki plótł Toshi, coraz bardziej się napinałem, coraz bardziej bałem, byłem coraz bardziej podniecony. Kiedy skończył, byłem świadom każdego centymetra swojego ciała. Byłem kompletnie bezradny. Pomyślałem, że mógł mnie zmusić do uprawiania seksu - chociaż nie miałbym nic przeciwko, mimo tego, że obiecałem Sarze. Ale gdy mnie związał, to szepnął, „Teraz jesteś wolny, mój uczniu”, i usiadł obok mnie z dłonią między moimi łopatkami, podczas gdy ja walczyłem z linami. Nie fizycznie. Nie mógłbym się ruszyć, nawet gdybym chciał. Ale psychicznie walczyłem z linami przez bardzo długi czas. - Co miał na myśli, mówiąc że jesteś wolny? - Nie zrozumiałem go, dopóki nie przestałem walczyć z więzami. Fizycznie, emocjonalnie i duchowo pozwoliłem linom przejąć kontrole i wtedy zrozumiałem co miał na myśli. Rezygnując z kontroli, stałem się wolny. - W ogóle nie ma to dla mnie sensu - powiedziała. - Będzie tylko wtedy, jeśli sama tego doświadczysz. - Robisz teraz te rzeczy z linami? Jak je nazwałeś? - Shibari. Ostatnio nie praktykowałem zbyt wiele. Przez jakieś trzy lata była to dla mnie ucieczka. Podobało mi się wiązanie kobiet, ale tylko wtedy, kiedy był ze mną Owen. Nie sądzę, bym ufał sobie na tyle, abym mógł sam zostać z kobietą. Miały tendencje do błagania o seks po tym jak je wiązałem i wciąż nie byłem skłonny posunąć się tak daleko. Owen nie miał problemu z tym aspektem. Uprawiał z nimi seks, jeśli tego chciały i ostatecznie zaczął mi pomagać ze splotami. - Więc ty i Owen wiązaliście kobiety, a następnie on uprawiał z nimi seks? - Nie zawsze. Pozostawialiśmy kobiecie tą decyzję. - Ale ty nie zrobiłeś z nimi niczego seksualnego, prawda? Zaczerpnął głęboki oddech. - Zwykle... - odkaszlnął. Wow, naprawdę zamierzał jej o tym
powiedzieć?-... uprawiałem z nimi seks oralny. Wstrzymał oddech i znowu się zawierciła. - Ale nigdy ich nie penetrowałem, nigdy nie pozwoliłem im, aby w jakikolwiek sposób dotknęły mojego fiuta. Żadnego obciągania. Niczego. - Musiałeś strasznie cierpieć. - Cierpiałbym, ale Owen mi pomógł - ścisnął mu się brzuch. Co ta kobieta teraz o nim myślała? - Jak?- zapytała. - Waleniem konia. - Och, ale bez seksu? - A czy to nie seks?- powiedział.- Właśnie dlatego jestem taki zdezorientowany. Sary już nie było, po tym jak zainteresowałem się Shibari, więc jakoś przekonałem sam siebie, że to było w porządku. Nie lubiła seksu oralnego... - Ja lubię - Dawn wypaliła. Zapadła między nimi długa, niezręczna cisza i modlił się o to, aby jakiś piorun rozświetlił jej twarz, aby mógł odczytać jej minę. - To znaczy, jeżeli facet wie, co robi - powiedziała.- Może nie podobało się jej, ponieważ nie jesteś w tym dobry. Kellen zachichotał. - Wierz mi, jestem w tym dobrym. Była nieco nieśmiała w łóżku - Kellen potarł swój kark.- Taki rodzaj głębokiej intymności zawstydzał ją, więc nie chciała, abym przez godziny kochał się z jej cipką. - Dobry Boże - Dawn szepnęła. - Więc przekonałem samego siebie, że seks oralny nie był wbrew mojej przysięgi dla niej. - Dzięki Bogu. Kellen zaśmiał się z dowcipu Dawn. - I chociaż powiedziałem jej, że nigdy nie pozwolę na to, aby jakaś kobieta dotknęła mojego kutasa, to nie wspomniałem o tym, że nie pozwoliłbym na to mężczyźnie. Więc użyłem Owena na ulżenie sobie, ponieważ czułem się z nim na tyle komfortowo, aby pozwolić mu siebie dotknąć. Na samą myśl, że jakiś inny facet miałby się zbliżyć do mojego fiuta, robi mi się niedobrze, ale Owen z jakiegoś powodu jest inny i to tej części nie rozumiem. Dlaczego nie mam nic przeciwko temu, aby mnie dotykał? - Kochasz go? - Jest moim najlepszym przyjacielem. - Więc tak, kochasz go. To nie było takie proste. - Ale nie w kwestii romantycznej. - Czujesz do niego seksualny pociąg czy nie?- nie osądzała ani nie oskarżała, jej głos był po prostu wypełniony ciekawością. Kellen próbował poukładać pomieszane uczucia, jakie kierował do
Owena. Cieszył się, że Dawn pozwoliła mu o tym powiedzieć bez żadnego osądu. Od lat musiał z kimś o tym porozmawiać. Nie mógł omówić tego z Owenem, skoro sam tak naprawdę nie wiedział co działo się w jego głowie, a już zdecydowanie nie chciał, żeby reszta zespołu dowiedziała się o tym, co za zamkniętymi drzwiami działo się między nim a Owenem, więc nie mógł o tym porozmawiać ani z Jacobem, Gabe'em, czy Adamem. Dawn może nawet nie zdawała sobie sprawy ile dla niego robiła, wysłuchując go i zmuszając, aby zmierzył się z rzeczywistością. - Nie patrzę na niego i nie myślę, cholera, chcę go zerżnąć do nieprzytomności. To bardziej jak, proszę, czy mógłby mnie ktoś tam dotknąć? Ale nie mogę już tego znieść. Ani ręki Owena. Dosłownie - Kellenowi ścisnął się żołądek, kiedy dopadła go prawda.- Cholera, ja tylko go używam, prawda?jego łokcie uderzyły o klawisze fortepianu, gdy ukrył twarz w dłoniach.- Jak mogłem mu to zrobić? Pewnie jest co do tego tam samo zdezorientowany jak ja. - Gdy patrzysz na mnie, to myślisz, cholera, chcę ją zerżnąć do nieprzytomności?- zapytała Dawn. Plecy Kellena zesztywniały, odrywając go od klawiszy, gdy pomyślał o tym jak wyglądała w swojej zwiewnej, bezkształtnej, białej sukience. Jak pachniała wiciokrzewem i morzem. O dźwięku jej głosu i muzyki, którą tak łatwo wyciągnęła z fortepianu przed nim. Wiedział, że wpadł w tarapaty, gdy zaczął sobie wyobrażać jak smakowała - tak przepysznie jak jej słodkie, waniliowe francuskie tosty - i jak giętkie byłoby jej ciało pod jego rekami. Ciepłe. Miękkie. Gładkie. Niemal czuł, jak wiła się pod nim, gdy brałby ją w powolnych, głębokich pchnięciach. Jego penis zadrżał i ścisnęły mu się jaja z tej nieznośnej pełni. Czego by nie oddał, aby móc się w niej zagłębić. Ale nie mógł. Wziął drżący oddech i zatrzymał go głęboko w płucach, aby rozproszyć pożądanie. Tortura. Była to cholerna tortura. - Tak - jęknął.- Dokładnie o tym myślę, kiedy na ciebie patrzę - zacisnął obie pięści na swoich kolanach, aby po nią nie sięgnąć.- Ale nie mogę. Burza zdawała się być coraz głośniejsza, kiedy ich rozmowa ucichła. Nigdy bardziej go nie kusiło, żeby wycofać się z obietnicy danej Sarze. Musiał wyjść z tego domu. Jego przekonania były silne, ale jego ciało stawało się słabsze z każdą chwilą, jaką spędzał w towarzystwie Dawn. - Mógłbyś mnie związać?- zapytała cicho. Spiął się i ześlizgnął z ławeczki, uderzając palcem stopy o nogę fortepianu. Ból wystrzelił w górę jego stopy i goleni, przy czym powitał odwrót. Już była dziełem sztuki. Jak pięknie by wyglądała w splotach węzłów i lin, które podkreślałby wdzięki jej kształtów i miękkich krągłości? Kellen oblizał wargi i przełknął ślinę, pomimo suchości w ustach. - Muszę iść - powiedział Kellen.
W krótkim odstępie czasu zagrzmiały błyskawice. Burza sprawiła, że dom znowu zadrżał. Wiatr wył, a tnąca ulewa rozbijała się o okna. - Nie możesz w tym pójść - powiedziała Dawn. Prawda. I taka w stylu Dawn. Rozbrzmiało ciche piknięcie, gdy w ciemności znalazła klawisze i zaczęła grać jego piosenkę. Zabawne, jak myślał o niej jak o swojej piosence. Chciał, żeby Dawn też była jego. Jedną ręką przycisnął twardy grzbiet swojego kutasa do uda i zamknął oczy, całkowicie oddając się melodii, nawet jeżeli wciąż nie był gotów oddać się kobiecie.
Rozdział 6
Dawn próbowała zatracić się w swojej muzyce. Próbowała, ale nie udało się jej. Była tak świadoma Kellena, który stał w ciemnościach kilka kroków od niej za jej prawym ramieniem, że równie dobrze mógłby przykleić się do jej pleców. Chciała poczuć to ogromne wybrzuszenie w jego bokserkach, jak przycisnęłoby się do jej kręgosłupa, gdy tak za nią stał. Oddałaby wszystko, aby te silne, męskie dłonie sięgnęły wokół niej i chwyciły jej piersi. Żeby jego kciuki pocierały nieznośnie obolałe sutki. Zaczęła się kręcić na ławeczce, próbując złagodzić nieco dopasowany ból w swoim opuchniętym miejscu między udami. Teraz, kiedy już znała całą piosenkę, Dawn musiała ją spisać, aby jutro mogła ją zeskanować i wysłać swojej agentce. Niestety było zbyt ciemno, aby zobaczyć kawałek papieru, a jeżeli światło by wróciło, to bała się, że Kellen znalazłby dobry powód aby sobie pójść. Nawet jeżeli nie uległ jej marnym próbom uwodzenia, to nie chciała, żeby sobie poszedł. Dostrzegła, że jego towarzystwo było inspirujące. Jego interakcje z jego przyjacielem Owenem zdawały się być nieco dziwne, ale kiedy opisał Shibari - o którym nigdy nie słyszała - to zaczęła się kręcić na całej ławce. Wierciła się tak często, że Kellen pewnie pomyślał, że musiała siusiu. Ale pilność była całkowicie spowodowana czymś innym. Gdy przeszła przez muzykę, sięgnęła do drugiej zwrotki, tej, która tak bardzo była podobna do oceanu. Oceanu seksu. Kellen westchnął zmysłowo i z całych sił swojej postrzępionej woli, nie powaliła go na ziemię, nie usiadła na nim okrakiem i nie pokazała mu rytmu swoim własnym ciałem. Nigdy wcześniej nie była z muzykiem. Pożądała Pierra i wyobrażała sobie jakby to było uprawiać z nim miłość - jakby odebrał
jej dziewictwo - ale nigdy nic nie wyszło z tego zauroczenia. Nie żeby któryś z jej byłych kochanków posiadał duszę artysty. Dlaczego czuła się tak dziwnie wokół Kellena? Czy to przez duchową więź między muzycznymi częściami ich jestestwa sprawiała, że chciała go za wszelką cenę, czy dlatego, że był tak cholernie przyjemny dla oczu? Nie, musiało to być coś więcej. Poczuła go. Nawet w mroku, była pod jego urokiem, więc nie chodziło tu tylko o jego wygląd. Więc jak miała go namówić, aby zapomniał o martwej kobiecie, która była straszną szczęściarą, że zdobyła jego serce? Nie obchodziło jej, gdyby Kellen złamał swoją obietnicę do jak-jej-tam-było; jego wierność była tak głęboka, że aż przerodziła się w odpowiedzialność. Ale przejmowała się tym, jeśli jej podrywy go raniły. Nie chciała go ranić. Chciała się w nim zatracić. Chciała, aby pokazał jej swoją sztukę wiązania lin i jakby miała zrezygnować ze swojej kontroli, aby poczuć się wolna. Chciała go poznać całego - dobrego i złego, duchowo i fizycznie. Chciała go. Więc jeżeli przez całą noc miała siedzieć na tej ławeczce bez zaspokojenia, to by to zrobiła. Najgorsze co mógł zrobić, to wyjść i zostawić ją samą. Kiedy dotarła do końca utworu, to pozwoliła rozbrzmieć ostatniej nucie. Zdecydowała, że była to jej najlepsza praca. Tak jak melodia, która wygrała Grammy, ta kompozycja była prawdziwa, jakby nuty zawsze tkwiły w niej i po prostu szukały właściwego ujścia. Kellen wyciągnął je z jej podświadomości. Nie wiedziała, czy zdawał sobie sprawę ze swojego wpływu. - Dziękuję, że pomogłeś mi z tą piosenką - powiedziała cicho. - Skończyłaś ją? - W większości - lekki strach ścisnął spód jej brzucha. Może nie była taka dobra, jak myślała.- Brzmi na niekompletną? - Jest doskonała - powiedział bez tchu. Odetchnęła z ulgą. Doskonała. Właśnie do tego zmierzała. - Nie sądzę, bym mogła ją dokończyć bez ciebie. Chcesz, abym uwzględniła cię jako współtwórcę? - Nie - powiedział.- Nie zrobiłem niczego oprócz słuchania. I najwyraźniej było to, czego potrzebowała. Jego obecność pomogła. Niezaprzeczalny pociąg seksualny jaki czuła od niego, dotarł głęboko do jej wnętrza i uwolnił w niej niezwykle zmysłową siłę - taką, o której istnieniu nie zdawała sobie sprawy, ale przyjęła ją z zadowoleniem. - Dawn - Kellen szepnął. - Tak? - Masz jakieś sznury? Coś miękkiego, co nie uszkodziłoby twojej skóry. Wzrostowi wilgoci między jej udami towarzyszył delikatny jęk. Naprawdę zamierzał ją związać? - Na poręczy na piętrze jest ozdobna lina - powiedziała.- Ma muszelki i czerwoną rozgwiazdę, ale łatwo będzie można je usunąć. Taka będzie
pasować? - Będzie musiała. Dawn potknęła się, gdy zeszła z ławki. - Pójdę po świeczki. Ty pójdź po linę. Moja sypialnia jest na górze po prawej. Spotkamy się tam. - Nie w twoim łóżku - powiedział.- Na fortepianie. Łono Dawn ścisnęło się i opadła jej szczęka. Fortepian nie brzmiał jak najbardziej wygodne miejsce do związania lub bycia związaną - wciąż nie miała pojęcia jak wyglądało to wiązanie - ale brzmiało seksownie jak diabli. Przygryzła wargę i skinęła głową, nie będąc pewna, czy dostrzegł ten gest w ciemności, ale była świadoma, że słowa wydobyłyby się z niej w długim, tęsknym jęku. Spędziwszy dni wyobrażając sobie jak jej nauczyciel od gry kochał się z nią na pokrywie fortepianu jej taty nie przygotował ją na impakt tych dwóch słów - na fortepianie - które wyszły z ust Kellena. Jak każda kobieta, pożądała mężczyzn, ale nie w taki sposób. Nie swoim ciałem i umysłem. Nie w takim stopniu. To było dla niej całkowitą nowością i siła tego sprawiała, że drżała w miejscach, których nie podejrzewała, że mogły poruszać się z własnej woli. Wpadła na niego, gdy próbowała znaleźć kuchnię. Złapał ją - i przytrzymał - luźno za oba ramiona. Czuła ciepło jego ciało, ale nie przyciągnął jej do siebie tak, jakby tego chciała. Nie pocałował jej. Nie chwycił jej za tyłeczek i nie zmiażdżył jej swoją erekcją. Och, Boże, dlaczego nie zrobił nic z tego? Albo tych wszystkich rzeczy? Och, proszę, Kellen. - Jesteś tego pewna?- zapytał blisko jej ucha. Gdyby nie trzymał jej za ramiona, to pewnie opadłaby na podłogę. - To boli?- usłyszała samą siebie, jak zapytała. Obchodziło ją to? Najwidoczniej część niej owszem, ale jej pierwotna część, którą rozbudził, nie zamierzała ustąpić z powodu jakiegoś zadrapania czy dyskomfortu. - Wcale nie - powiedział.- Bycie związanym to fizyczne doświadczenie, które działa również na psychikę większości osób. Bycie bezradną prawdopodobnie wypycha nas z własnej strefy komfortu. Jeżeli nie jesteś pewna, czy chcesz to zrobić, to musisz mi teraz o tym powiedzieć. Jeżeli wycofasz się, gdy już zacznę, to nie sądzę bym zdołał to przetrwać. Muszę zobaczyć moją pracę ukończoną. Stało się to dla mnie duchowym rytuałem. Trudno... trudno to wyjaśnić. Przestanę, jeśli będziesz mi kazała, ale wolałbym nie zaczynać, jeżeli masz jakieś zastrzeżenia. Chciała zrozumieć jego słowa, samodzielnie doświadczając jego duchowego rytuału. - Jestem pewna. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Przyciągnął ją do siebie w ostatniej chwili i uścisnął ją przyjaźnie. - Dziękuję - szepnął. Rozpłynęła się przy nim, przyciskając dłonie do jego pleców, aby
przyciągnąć go bliżej. Chciała czegoś więcej, niż przyjacielskiego uścisku. Chciała nieco ciepła. Pasji. Wyczuła ją w nim. Jak miała ją uwolnić? Odwróciła twarz ku jego szyi i nie mogła się oprzeć pokusie potarcia swymi wargami o jego ciało. Opuścił ręce i odsunął się. - Pójdę znaleźć linę - powiedział. Krótki rozbłysk błyskawicy ukazał jego oddalające się plecy, a potem zniknął. Naprawdę rzuciła się chętnie na tego faceta? Kilka stóp dalej boczny stolik zgrzytnął o podłogę. - Cholera - Kellen zaklął.- Nie jestem pewien, czy palce moich stóp przetrwają noc. Tak, zdecydowanie zamierzała się na niego rzucić. Miała tylko nadzieję, że zamierzał ją złapać. Uśmiechnęła się do ciebie i odwróciła się, aby ostrożnie poszurać w kierunku kuchni, aby znaleźć świeczki. Może uratowałyby place stóp Kellena od całkowitej zagłady. Dawn znalazła kilka dużych świec i zapalnik do grilla, po czym pospiesznie wróciła do salonu. Ułożyła świeczki na pobliskim stoliku - pewnie tym samym, z którym zapoznał się palec Kellena - i zapaliła wszystkie trzy świeczki. Postawiła pobliską lampę na podłodze i zerknęła na poręcz piętra. Kapryśne liny girlandy, które oczarowały ją gdy ujrzała je po raz pierwszy, teraz przeszyły ją dreszczem tęsknoty. Świece dały jej wystarczająco dużo światła, aby mogła dostrzec dłonie Kellena, które uwalniały długie odcinki niebieskiej i jasnej liny. Nie był zbyt delikatny z muszelkami, które wisiały na linach. Niektóre z nich spadły z góry. - Prawie ją mam - powiedział po chwili. Nie widziała go dokładnie, ale wyobraziła sobie jego idealny widok, gdy stała piętro niżej, gapiąc się na niego. Była tak zniecierpliwiona, żeby zacząć, że dźwięki pośpiechu rozbrzmiały jej w głowie. Nie chcąc wyjść na tak zrozpaczoną jak się czuła, chwyciła za kartkę papieru i usiadła przy fortepianie, aby spisać nuty teraz kompletnej kompozycji. Jej obecnie ulubionej, bo tak bardzo przypominała jej o Kellenie i o tych wszystkich rzeczach, jakie chciała aby z nią zrobił. Jeżeli nie dzisiejszej nocy, to kiedyś w bliskiej przyszłości. Używając ołówka, szybko naniosła nuty, a melodia przelała się jej przez głowę, jakby grała ją na głos. Poprawiłaby ostateczny wygląd, zanim by ją wysłała, ale musiała ją spisać. Znajome zadanie uspokajało ją i pożerało czas, który z pewnością spędziłaby na chodzeniu w kółko, czekając na Kellena. Nie zdawała sobie sprawy, że stanął za nią, dopóki nie usłyszała brzęku na podłodze. Obejrzała się przez ramię. Przyglądał się jej z wyrazem fascynacji i przerażenia. Odrzuciła ołówek na bok, zebrała kilka kartek w przypadkowy stos. Zdawało się, że nabierał wątpliwości, ale nie miała zamiaru pozwolić mu na
zmianę zdania. Powinna pójść pomóc mu z linami, żeby nie miał czasu myśleć o tamtej kobiecie - Sarze. - Przepraszam, że ci przerwałem - powiedział.- Jeżeli musisz pracować, to... - Nie - przerwała mu, zanim mógł powiedzieć, że wyjdzie. Wiedziała, co zamierał powiedzieć i nie zamierzała mu na to pozwolić.- Po prostu wypełniłam jakoś czas, gdy na ciebie czekałam. Wstała z ławki fortepianu i zgięła podpórkę, która utrzymywała pokrywę fortepianu. Ostrożnie ją puściła i przesunęła dłońmi po gładkiej powierzchni. Serce waliło jej jak młot pneumatyczny, ale nie zamierzała stchórzyć. Zawsze martwiła się o zrobienie czegoś niewłaściwego, o tym że mogłaby kogoś rozczarować, ale dzisiejszej nocy zamierzała zrobić to co chciała. Choć raz zapomniała o presji świata zewnętrznego i pozwoliła temu mężczyźnie, aby ją uwolnił, wiążąc jej ciało. Wciąż nie była pewna co to oznaczało, ale ufała, że miał zamiar jej pokazać. Znowu się do niego odwróciła i dostrzegła, że przyciskał długie zwoje liny do swojego krocza. Miała nadzieję, iż oznaczało to, że ukrywał kolejną erekcję, chociaż pewnie nie był przez nią tak samo podniecony, jak ona była przez niego. - Liny pasują?- zapytała, skinąwszy głową w stronę jego krocza. - Są zaskakująco miękkie i elastyczne. Właśnie taką linę wybrałbym na twój pierwszy raz. To prawie jak... - Przeznaczenie - powiedziała. Uśmiechnął się i oparł o fortepian dla wsparcia. - Tylko że wybrałbym zieloną linę zamiast niebieskiej, aby podkreśliła te śliczne plamki w twoich piwnych oczach. Zauważył kolor jej oczu? Spodobało się jej, że poświęcił tak wiele uwagi jej szczegółom. Oznaczało to, że był zainteresowany. Prawda? - Niebieski dla oceanu - powiedziała.- Dla naszej piosenki - nagle zesztywniała.- To jest to. - Co jest czym? - Nazwa naszej piosenki. Blue. Nazwę ją Blue. - Blue5 zazwyczaj nie oznacza bycia smutnym?- powiedział.- Ta piosenka jest radosna, nie smutna. Sprawiła, że czuję się szczęśliwszy, niż byłem przez te pięć lat. Wstrzymała oddech i poczuła dziwne mrowienie za oczami. Jej praca dotknęła go tak głęboko? - Naprawdę? Skinął głową. - W takim razie jakbyś ją nazwał?- zapytała go. - Dawn.6 5 Słówko „blue” w angielskim oznacza kolor niebieski, jak też bycie przygnębionym, smutnym, markotnym ;) 6 Świt. Kelly zapodał taki tytuł piosenki, który jest taki sam jak imię naszej bohaterki ;)
- Tak? - Nie, tak bym ją nazwał. Świt. Uśmiechnęła się. - To całkiem narcystyczne, żeby nazwać piosenkę po sobie, prawda? - Ale jest jak świt. Piękne wyjście z ciemności. Koniec atramentowego, nocnego nieba. Przebudzenie światła, które znowu włączyłoby błękit nieba. Początek nowego dnia. Chociaż w jej brzuchu tłoczyły się motylki, to nie mogła oderwać od niego wzroku. Wiedziała, że nie mówił tych pięknych słów aby połechtać jej ego - chociaż były bardzo skuteczne - ale naprawdę mówił to co czuł. I zrozumiała, że właśnie to czuł do niej. Była jego świtem. Końcem jego ciemności. A może to tylko było jej pobożne życzenie. - Zdejmij sukienkę - powiedział. Szczęka opadła jej w szoku. Więc może nie był tak romantyczny, jak myślała. - To znaczy, jeżeli jesteś gotowa by zacząć - powiedział. Była. Po prostu nie nadążała za jego szybkim zmienianiem biegów. Dawn odpięła szeroki pas na swojej talii, pozwalając kawałkowi skóry upaść na podłogę. Chwyciła za spódnicę swojej luźnej sukienki i wzięła głęboki oddech, zanim ściągnęła cały materiał przez głowę. Odrzuciła ją na bok, stając przed nim w niczym innym jak białym, koronkowym staniku i majtkach. Gorąco jego spojrzenia sprawiło, że zaczerwieniło się i potężny wstyd nakazał jej ręką zakryć się tak bardzo, jak to tylko było możliwe. - Nie ukrywaj się - powiedział.- Jesteś piękna. Nie czuła się pięknie. Czuła się niezręcznie. Zawsze nienawidziła tego, że była za wysoka, miała zbyt wąskie biodra, za małe piersi i zbyt szerokie ramiona. - Piękna - powiedział znowu.- Nigdy nie związałem kobiety tak wysokiej i szczupłej jak ty - powiedział. Spojrzała na swoją sukienkę na podłodze, chcąc aby powstała ze swojej kałuży i znowu ją zakryła. Była pewna, że zazwyczaj używał bardziej kobiecej postać do rzeźbienia swojej niewoli. Dlaczego się na to zgodziła? Jego nogi powoli weszły w jej pole widzenia, a lina którą trzymał, upadła splątana na ziemię. Stłumiła płacz, kiedy chwycił dłonią jej ramię i powoli przesunął ją po długości jej ręki. Było jej przykro, że była rozczarowaniem. Że nie była idealnym wzorem dla jego sztuki. Że nie była dość ładna. Dość idealna. - Mogę zobaczyć twoje plecy?- zapytał. Odwróciła się. Wkurzona na niego. Wkurzona na siebie. Jego opuszki palców powoli przesunęły się w dół jej pleców. - Twoje kształty są niesamowite - powiedział.
Taa, jej płaskie jak deska, proste jak kij kształty. - Tak wdzięczne. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zobaczył bardziej doskonałe ciało. Zmarszczyła brwi. Doskonałe? Ale czyż nie wolał krągłości? - Tak myślisz?- opuściła dłonie i spojrzała na swój zbyt biały brzuch i te wszystkie głupie piegi, które pokrywały jej piersi. - Mogę zacząć? Nie sądzę, bym mógł wytrzymać jeszcze dłużej. Skinęła głową, czując się niema dumna ze swojego ciała. Jak dziwne to było? - Tylko zdejmij swój stanik i majtki i usiądź tutaj na fortepianie, dobrze? Whoa. Zbyt szybko. - Wolałabym je zostawić - powiedziała. Jego palce prześledziły elastyczną linię jej majtek wzdłuż dolnej części jej pleców. - Myślę, że mógłbym je wciągnąć do swojego projektu - powiedział.Jeżeli będziesz się z nimi czuła bardziej komfortowo. Skinęła głowa i zdziwiła się, kiedy przysunął się do stolika i zdmuchnął wszystkie trzy świeczki. - Co robisz? - Chcę to zrobić przez wyczucie? - Przez wyczucie?- pisnęła. - Nie chcę, aby rozproszyło mnie twoje piękno. Roześmiała się. - Okej. To było kiepskie. - Po prostu stwierdzam fakty. - Już masz mnie w bieliźnie i chętną do związania i bycia na twojej łasce. Nie musisz używać tych tanich tekstów. Poczuła, jak stanął tuż za nią. Jego dłonie przesunęły się po jej żebrach, w dół jej drżącego brzucha i w kierunku małego skrawka koronki. - Nie chcę, abyś czuła się niekomfortowo - powiedział.- Więc pewnie będzie lepiej, jak je zostawimy. Twoja odkryta cipka zdecydowanie zbyt by mnie kusiła. Objął dłonią jej łechtaczkę i lekko ścisnął. Wstrzymała oddech, gdy mimowolnie uniosła ku jego dłoni. - Czuję twoje ciepło - szepnął jej do ucha.- Wiesz, to nie musi być seksualne doświadczenie. Z Kellenem przy kontroli, owszem, musiało. - Nie mogę nic na to poradzić - powiedziała.- Podnieca mnie samo przebywanie z tobą w jednym pomieszczeniu. Niby jak mam się zachowywać, kiedy dotykasz mnie tak w ciemności? - Rób to tak długo, jak będziesz wiedzieć, ze nie będę się z tobą kochać. Nie dlatego, że nie chcę, ani dlatego, że nie jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek dotknąłem, ale dlatego, że złożyłem obietnicę której nigdy nie
złamię. Dawn skrzywiła się. Znowu ta pieprzona martwa dziewczyna. - Jeśli jednak chcesz, to mógłbym cię doprowadzić - szepnął.- Dać ci więcej orgazmów, niż mogłabyś znieść. Więc może jego niezdolność do złamania tej obietnicy nie była aż takim ciężarem. - Chcesz tego, Dawn? Chcesz dojść? - T-t-tak. Jego dłoń wsunęła się w jej majtki. Kiedy jego środkowy palec przesunął się po w pełni pobudzonej łechtaczce, to ugięły się pod nią nogi. Przyciągnął ją do siebie, aż jego twardy kutas wcisnął się w jej tyłeczek. Zaczęła się wić przy nim, aby ten gruby wał już znalazł się głęboko w jej wnętrzu. Ugryzł ją w płatek ucha i odwrócił ją do fortepianu, aż była twarzą do klawiszy. - Zagraj moją piosenkę, gdy doprowadzę cię po raz pierwszy - zażądał cicho. Jakby mogła się kłócić z jego żądaniem. Przesunęła dłońmi po klawiszach i nie zaczęła grać od początku. Zaczęła od drugiej zwrotki. Tej, która wznosiła się i upadała jak fale, jak kochanek, który brałby to co było gorące, obolałe, opuchnięte i mokre tylko dla niego. Kellen potarł jej łechtaczkę w rytmie piosenki, kołysząc się przy niej delikatnie z każdą miękką i zmysłową pieszczotą. Nie pieścił jej, aby ją doprowadzić - zwiększył jej potrzebę na gorączkowy poziom. Kiedy dotarła do końcowego cresceno, to wysłał ją w powietrze. Zapominając o piosence, chwyciła się klawiszy i krzyknęła w uwolnieniu, kiedy jej cipka zacisnęła się na pustce między jej nogami. Potrzebując więcej, znacznie więcej, Dawn pochyliła się do przodu, tak że jego sztywny kutas, który wcześniej ocierał się o jej tyłeczek, też znalazł się przyciśnięty do jej szczelinki. Jedyną rzeczą, jaka oddzielała jego twarde ciało od jej śliskiego ciepła, to para koronkowych majtek i bokserek. Wyszarpnął dłoń z jej majtek i odsunął się, przewracając ławkę do tyłu z głośnym trzaskiem. W ciszy, która nastąpiła, była świadoma jedynie swego ciężkiego oddechu oraz jego. Intensywna przyjemność zaczęła znikać, kiedy powoli wzięła się w garść. Jej orgazm był fantastyczny, ale mało satysfakcjonujący. Chciała go więcej. Jego całego. W sobie. - Wiedziałem, że powinienem cię związać zanim bym cię dotknął powiedział.- Myślisz, że jestem zrobiony z żelaznej woli? Nie możesz się tak o mnie ocierać i spodziewać się, że dotrzymam obietnicy danej Sarze. Ale nie chciała, aby dotrzymywał obietnicy Sarze. Dawn chciała zerżnąć Kellena, dopóki więcej nie mogłaby poczuć swoich nóg. Ale on nie chciał jej na tyle, aby dać jej tego czego pragnęła. Powinna czuć wyrzuty sumienia za
zmuszanie go do zrobienia czegoś, do czego nie był przygotowany, ale czuła lekką gorycz do kobiety, która istniała tylko w sercu Kellena. - Zatraciłam się w tym momencie - powiedziała, co nie było kłamstwem.- Nie zamierzałam się o ciebie ocierać. Było to mimowolne. Milczał przez dłuższą chwilę. Nawet sobie nie wyobrażała o czym myślał. Pewnie o tym, że powinien znaleźć swoje ubrania, zanim uciekłby z domu w szalejącą burzę mając na sobie tylko jej bokserki. Odsunęła się od fortepianu i odwróciła się, aby spojrzeć w miejsce, gdzie stał w ciemności. Westchnął. - Masz racje. To była moja wina. Kellen uniósł rękę i chwycił jej szczękę w jedną dłoń. Musnął jej wargi swoim kciukiem. Czuła na nim zapach swojej płci. Drogi Boże. - Następnym razem sprawię, że dojdziesz mocniej - powiedział.- Nawet nie skończyłaś, kiedy się odsunąłem. Nie skończyła? To była dla niej nowości. Jednak ulżyło jej, że zamierzał kontynuować. Bo ona z całą pewnością chciała to ciągnąć dalej, nawet jeżeli nie zamierzał jej dać głębokiej penetracji, jakiej pragnęła. Może z czasem i cierpliwością będzie w stanie się z nią kochać. Była pewna, że był tego wart. Odwróciła twarz, aby zaciągnąć się ich zmieszanymi zapachami. - A kiedy ty skończysz? - Skończę wtedy, kiedy będę musiał. Wyobraziła sobie, jak dotykał sam siebie, chcąc, aby pozwolił jej dotknąć się tam. - Mogę przynajmniej popatrzeć? - W ciemności? - Zawsze możesz znowu zapalić świeczki - powiedziała. - Zapalę je po tym, jak skończę cię wiązać - powiedział.- Chciałbym zobaczyć, jakbyś pięknie wyglądała - przesunął palce po jej szczęce, w dół gardła, zatrzymując się tuż nad piersią.- I chciałbym abyś też zobaczyła, jak dojdę na twojej skórze. A to z całą pewnością chciała zobaczyć. Im szybciej tym lepiej. Wskoczyła na zamkniętą pokrywę fortepianu i położyła stopy na klawiszach, aby odchylić się do tyłu. Chociaż powinna się spodziewać dziwnego dźwięku, to tak podskoczyła na głośny dźwięk klawiszy. Usłyszała szelest lin na podłodze, gdy pochylił się aby je podnieść. Burza w końcu ustąpiła, a cisza w domu była niepokojąca. A może po prostu była bardziej wrażliwa na dźwięk niż zwykle. - Nie powinienem był się na ciebie rzucać - powiedział. - Nie zrobiłeś tego. - Nawet nie mogę ci powiedzieć jak trudno było mi się od ciebie odsunąć, zamiast odsunąć twoje majtki na bok i zanurzyć się w tobie głęboko.
Skrzyżowała nogi i zakręciła biodrami. Jakie byłoby to uczucie, gdyby się w niej znalazł? Kochał się z kobietą delikatnie, czy pieprzyłby ją do nieprzytomności? Smutne było to, że mogłaby się nigdy nie dowiedzieć. - Kellen, nie mów takich rzeczy, jeżeli nie zamierzasz ich zrealizować. Nie tylko ty tutaj walczysz z zapanowaniem nad sobą. Jego dłonie przesunęły się w górę jej ud. - Rozsuń nogi. Rozsunęła nogi i otworzyła je, jakby żyły swoim własnym życiem. Przysunął się do przodu, aby stanąć między jej nogami. Wiedziała, że był blisko, chociaż dotykał ją tylko dłońmi. Pieścił jej biodra i plecy. Kiedy jego tors otarł się o jej twarde sutki, to westchnęła. Natychmiast się lekko cofnął i zmusiła się, aby nie zmiażdżyć piersi na jego torsie. Jego warunki. To musiało być na jego warunkach. - Chcę poznać twoje ciało. Posłuchała się go. Chłodna pokrywa fortepianu była twarda pod jej plecami i pośladkami, ale szybko zapomniała o lekkim dyskomforcie. Dawn westchnęła, gdy jego dłonie przesunęły się powoli po jej skórze, wpadając w krzywizny, grzbiety, doliny i wgłębienia. Nikt nigdy nie poświęcił im tyle uwagi. Pomyślała, że może przez to poczułaby się samoświadoma, skoro została dokładnie zbadana od stóp do głów, ale przez jego uwagę czuła się piękna. Doceniona. Rozpieszczona. - Pomyślałem, że będę musiał przypomnieć ci jak się rozluźnić powiedział Kellen, a głębia jego głosy wywołała w niej dreszcz zachwytu. - Zakładasz, ze byłam zbyt spięta?- zażartowała. Jego dłonie przesunęły się po jej łydkach i zaczęły ugniatać jej mięśnie, aż były jak ciepłe masło. Jej uda rozsunęły się w całkowitym poddaniu. Jedyną częścią, jaka wciąż była napięta, to pustka między jej udami. Jej cipka zacisnęła się przy narastającym bólu i chociaż już ją ostrzegł, że to nie doprowadziłoby do kochania się, to i tak tego chciała. Kellen zaczął masować jej kostki i podbicia stóp. - Zawsze jesteś taka spięta? - Przez większość czasu - przyznała.- Ale coś w tobie pozwala mi odpuścić moje zahamowania. - Właśnie tego ci trzeba, abyś w pełni się tym nacieszyła. Odpuszczenia. Odpuszczenie było zaskakujące łatwe, gdy Kellen przejął kontrole. - Spróbuję - powiedziała. - Będzie to dla mnie nieco inne, robienie tego wszystkiego przez dotyk powiedział.- Będę ostrożny, ale jeżeli coś mocno by się otarło o twoją skórę albo cię uszczypnęło, to obiecaj mi, że powiesz mi gdzie. Zazwyczaj widzę gdzie są pętle i więzy w moich projektach, ale teraz zrobię to na ślepo. Jej serce zabiło szybciej, kiedy spróbowała wychwycić dźwięk przesuwanych lin w jego dłoniach. Kiedy pierwsza pętla owinęła się wokół jej kostki, to się spięła. Zacisnął ją tak, że poczuła na skórze miękką bawełnę,
ale nie przecięła ona jej ciała. - Dawn?- powiedział.- Jesteś pewna, że nie chcesz być naga? Kiedy już zacznę, to nie będzie sposobu, aby ściągnąć twoje majtki i stanik. Ale jej majtki były jedyną rzeczą, która powstrzymywała jej soki od zalania fortepianu pod nią. - Byłoby lepiej, gdybym je ściągnęła? - Chcesz orgazmu czy tylko rozkoszy? Tak! - A mogę mieć oba? - Chciałbym w tym zaangażować każdy centymetr twojego ciała - jego dłoń przesunęła się w górę wewnętrznej strony jej uda i niemal zerwała się z fortepianu.- Myślę, że spodobałby mi się szereg węzłów między twoimi udami, ocierającymi się o twoją gołą łechtaczkę, o twoje otwarcie i o twoje tylne wejście. Spróbowała sobie wyobrazić, jakby to było gdyby węzły znalazły się między jej udami, ale niczego nie wymyśliła. Brzmiało to wręcz niewygodnie. - Co masz na myśli, Kellen? - Wolałbym ci pokazać - powiedział.- Ale zostaną umieszczone w taki sposób, że minimalne wiercenie powinno spowodować orgazm. Mogło tak być? Co za puste życie prowadziła. - Jeśli się zgodzę, to zdejmiesz ze mnie majtki? Nie czekał na jej zgodę. Jego palce wsunęły się pod elastyczną gumkę na jej udach i pociągnęły. Przerwał, aby mogła unieść tyłeczek i zsunął majtki z jej pośladków. Fortepian zapiszczał w proteście, kiedy jej stopy nacisnęły klawisze i powoli zsunął jej majtki. Jego oddech ogrzał jej łono, gdy zaciągnął się głęboko. - Pachniesz niesamowicie - szepnął, a małe podmuchy powietrza zatańczyły na jej wrażliwej skórze. W zaskoczeniu otworzyła oczy, kiedy miękki, mokry czubek jego języka przesunął się między jej wargami jej łechtaczki. - Mmm - mruknął. Jego język prześledził wewnętrzne fałdki i zawirował wokół jej obolałego otwarcia. Dawn wygięła plecy na fortepianie i zanurzyła dłoń w jego włosach - tak długich i jedwabnych, wciąż wilgnych od deszczu. Boże, tak, pocałuj mnie tam. Przycisnęła jego twarz bliżej, obejmując nogami jego plecy, aby go zachęcić. Odsunął się, niemal ściągając ją ze śliskiej powierzchni fortepianu, gdy wyplątał się z jej kończyn. - Muszę się pospieszyć i cię związać, abym przez godziny mógł pożreć twoją cipkę. - Chwila, co? Nie powstrzymałam się - zachęcała go. Właśnie to robiła. - Zbyt łatwo mógłbym stracić panowanie nad sobą, gdy możesz się swobodnie poruszać.
- Jeżeli nie spodobało ci się ciągnięcie za włosy, aby wciskanie stóp w twoje plecy, to przestanę. - Nie w tym tkwi problem - powiedział. - Więc dlaczego się odsunąłeś? - Bo podoba mi się to. Za bardzo. Sprawia, że chcę zrobić o wiele więcej niż tylko cię lizać. Jego palce przesunęły się po jej szewku i wsunęły w nią. - Sprawia to, że chcę cię pieprzyć. Jej cipka zacisnęła się gorliwie na jego palcach. Tak. - Chyba zmieniłam zdanie co do bycia związaną - powiedziała. Jeżeli tak mało było trzeba, aby stracił kontrolę, to zamierzała go dalej zachęcać. - W takim razie będę musiał pójść. Cholera. Nie zadziałało. Naprawdę starał się nad tym panować. Ale wierzyła, że dałby jej to, czego potrzebowała i więcej. Wciąż martwiła się tym, że nie otrzymałby tego czego potrzebował. Uprawianie miłości powinno dawać i brać, nie brać i brać i brać, ale jeżeli zamierzał dobrowolnie jej tyle dać, to podejrzewała, że nie powinna narzekać. - Nie chcę, żebyś wychodził - powiedziała.- Chcę, żebyś przez godziny pożerał moją cipkę. Zaśmiał się nerwowo. - Chciałabym, abyś też mnie pieprzył, ale jeżeli nie zamierzasz się posunąć tak daleko, to spróbuję się tym zadowolić. Usłyszała, jak wziął głębokie, uspokajające oddechy przez noc i zastanawiała się, czy powinna mocniej na niego nacisnąć. Czuła, że znalazł się w punkcie krytycznym i lekkie popchnięcie posłałoby go w jej stronę. A może na wieki odepchnęłaby go od siebie. Po chwili ściągnął linę z jej kostki, ściągnął jej majtki i znowu nasunął pętle na jej kostkę, zaciskając ją mocno. Jego dłonie przesunęły się po jej nodze - nieznacznie zmieniając jej kąt, tak że jej plecy i tyłeczek znalazły się w bardziej wygodnej pozycji na powierzchni fortepianu, a jej kolano było naturalnie zgięte. Zamknęła oczy i skoncentrowała się na uczuciu lin wokół swojej łydki, wokół góry jej kolana i dolne drugiego boku. Lina przycisnęła się do podeszwy jej stopy, przez co podciągnęła pod spód palce. Dlaczego było to takie przyjemne? Westchnęła z rozkoszy. Lekko się odsunął, pracując z liną - słyszała jak włókna ocierają się o siebie. Węzeł przycisnął się do jej podeszwy. Znowu westchnęła. Jeśli lekko poruszyła palcami stóp, to pętla ocierała się o podbicie jej stopy, co powodowało że jej sutki stwardniały z podniecenia. Nie miała pojęcia, czy celowo umieścił splot w odpowiednim miejscu, ale była wdzięczna za tą stymulację. Spodziewała się, że związałby ją z szeroko rozsuniętymi nogami, ale najwidoczniej w tym całym Shibari było coś więcej, niż proste krępowanie. Zawinął linę na jej kostce i przesunął dłońmi po długości jej ciała. Chwycił obie piersi przez stanik, pocierając kciukami o jej twarde sutki.
- Idealna - szepnął. - Zdejmij go - chciała poczuć jego kciuki przy swoich nagich sutkach. - Szczypie cię gdzieś?- zapytał i przesunął dłonie do jej związanej nogi, przesuwając palcami po linach i więzach jakimi ją ozdobił. - Nie. Nie miałam na myśli lin. Mówiłam o moim staniku. - Och - zaśmiał się i puls rozkoszy rozpromienił się między jej udami. Więc teraz nawet jego śmiech ją podniecał? Byłam skończona. - Najpierw pozwól mi związać twoją drugą nogę - powiedział.- Wtedy będę musiał cię posadzić. Pozwolił wolnemu końcowi linii zwisnąć z jej kostki i innym kawałkiem związał jej drugą nogę. Teraz miała nieco doświadczenia z jego ruchami, więc zamiast koncertować się na tym, gdzie umieści linę i więzy, to pozwoliła sobie czuł jego wpływ na swoje ciało. Najbardziej podobało się jej uczucie węzłów na podbiciach jej stóp, które spoczywały na klawiszach, ale napięcie lin na jej udach nakierowało jej uwagę do heh otwarcia i odkrytego ciała między nimi. Miała nadzieję, że prędko coś z tym zrobi; nie mogła zamknąć nóg i zakręcić się, jak to robiła gdy siedziała obok niego przy barku śniadaniowym, a następnie na ławce fortepianu. Mimo tego, że wcześniej zabrał ją na krawędź słodkiego orgazmu, to znowu była beznadziejnie podekscytowana. Gdy związał jej nogi tak jak chciał, to przesunął dłońmi po linach, jakby sprawdzał czy znalazły się jakieś błędy w jego projekcie. - Czujesz się dobrze?- zapytał. - Czuję się wspaniale - wymruczała. Przycisnął delikatnie wargi do wnętrza jej uda. - Twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa. Będziesz w stanie trzymać ręce przy sobie, gdy skradnę nieco twojego zapachu? - Tak - skłamała. Zanim nawet jego język musnął zmysłowo jej wewnętrzne fałdki, to wyciągnęła dłonie do jego grubych, wspaniałych włosów. Odsunął się, zanim zdążyła chwycić go za włosy. Wsunął dłoń między jej plecy a fortepian, żeby pomóc jej usiąść. - Dlaczego przestałeś?- zapytała, a jej cipka wciąż drżała po krótkim dotyku jego języka. - Wiem, że jeżeli się w tym zatracę, to nie będę mógł przestać. - Nie mam nic przeciwko. - Ufasz mi, że zrobię ci dobrze? - Tak. - Więc pozwól mi to zrobić. Wciąż jeszcze nie zrezygnowałaś z kontroli. Pozwoliła mu się związać na fortepianie. Spodziewał się, że z jakiej kontroli jeszcze zrezygnuje? Chwycił za wiszące końce lin przy jej kolanach i obwiązał je wokół jej talii, krzyżują je za jej plecami. Kiedy naciągnął liny, to ta akcja rozsunęła jej uda.
- Ow - zaprotestowała na naciągnięcie w mięśniach. Była rozciągnięta do granic. - Spokojnie - powiedział. Łatwo mu powiedzieć. To nie on siedział na krawędzi twardej powierzchni z nogami rozłożonymi tak szeroko, że mogłyby pęknąć. Po chwili jej mięśnie przystosowały się i westchnęła z ulgą. Wymuszona joga. Właśnie tak się czuła, jakby ją robiła. Pociągnął liny o kolejny cal, otwierając ją szerzej i związał razem liny tuż pod jej pępkiem, aby utrzymać ją w pozycji. - Nie rozciągam się tak mocno - zaprotestowała. - Owszem, rozciągasz. Przesunął dwoma palcami po jej łonie, po łechtaczce i do odkryte, ociekającego otwarcia. - Zamierzałem umieścić pętle między twoimi udami, tak żeby otrzymywała rozkosz z lin - pomasował jej wejście koniuszkami palców i gdy spróbowała zamknąć nogi na jego inwazję, to pętle ją powstrzymały.- Jednak zmieniłem zdanie - powiedział. - Zamierzasz mnie zostawić taką podnieconą?- z pewnością by umarła, gdyby to zrobił. - Nie, zamierzam ci dać tyle przyjemności, ile zdołasz znieść. Kilka lin nie zasługuje na ten przywilej. Żałowała, że nie widziała jego miny. Ponieważ było ciemno, to czuła się komfortowo, gdy była taka odkryta, ale czuła się tak, jakby brakowało jej kilka sygnałów jakie jej dawał. Przesunął się i jego tors otarł się o jej piersi, gdy sięgnął za nią, aby odpiąć jej stanik. Wkrótce i jej nogi byłby bezradnie skrepowane tak jak jej nogi, więc skorzystała z okazji, aby go przytulić. Zesztywniał, ale gdy nie zrobiła niczego innego, oprócz trzymania go w swoich ramionach, to wreszcie zaczął się rozluźniać. Jego ręce napięły się wokół niej i trzymał ją tak po prostu. Jego serce waliło tak mocno w jego piersi, rozbrzmiewając przy jej w szybkim staccato. Jego wargi musnęły jej włosy. - Nie powinienem - powiedział, przytulając ją mocniej. Jej dłonie przesunęły się po jego bokach i odchyliła głowę, szukając jego pocałunku. Jego oddech ogrzał jej wargi. Rozchyliła swoje, zamykając oczy z ciałem kompletnie dostosowanym do jego. - Pocałuj mnie - szepnęła. Puścił ją gwałtownie, że niemal spadła z fortepianu. Odsunęła ręce za siebie, aby złapać nieco równowagi. Natychmiast ją złapał, żeby powstrzymać ją przed upadkiem. - Przepraszam - powiedział.- Nie oczekuję, że powierzysz mi swoje zaufanie, jeżeli tak cię narażam. - Nic się nie stało - powiedziała, ciesząc się, iż było ciemno, ponieważ nie mógł dostrzec łez, które napłynęły do jej głupich oczu.- Nie musisz mnie
całować, jeśli nie chcesz. - Może to nie jest dobry pomysł - powiedział. Odnalazł jej twarz w ciemnościach i chwycił ją w dłonie.- Nie byłem sam z kobietą od czasów z Sarą. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo potrzebowałem Owena, będąc tylko obserwatorem. Ból w piersiach Dawn zelżał i zaśmiała się. - Obserwator? Nie każesz mi podnosić ciężarów, Kellen - powiedziała.Po prostu mnie dotykasz. - Ale są rzeczy, których kobieta spodziewa się, że nadejdą. Na przykład pocałunki. Owen zajmował się tą częścią. - Nie wiedziałam, inaczej bym nie prosiła. - To nie jest fair w stosunku do ciebie. Nie mogę oczekiwać, że będziesz przestrzegać moich dziwnych, małych zasad. - Może powinieneś mi o nich opowiedzieć, więc będzie mniejsze ryzyko, że je złamię. Próbuję cię zrozumieć, Kellen. - Dlaczego? - Bo cię lubię. - Kurwa. Zesztywniała i jej temperament wrócił do życia. - Przykro mi, że moje uczucie do ciebie jest takie odrażające. - Nie uważam tak. Uważam, że to wspaniałe. I kuszące. I przerażające jak diabli. Też cię lubię. Bardziej niż kogokolwiek przed Sarą - powiedział.Albo od tego czasu. Więc była na drugim miejscu po zmarłej dziewczynie. Podejrzewała, że był to jakiś początek. Czego by było trzeba, aby wspięła się na szczyt? Musiała być pierwsza. Może nie dzisiejszej nocy. Może nie w tym tygodniu ani tego miesiąca. Ale pewnego dnia chciałaby być numerem jeden dla Kellena. Po prostu musiała tego nie spieprzyć do tego czasu. Niestety, jej usta czasami żyły swoim własnym spontanicznym życiem. - Sądzisz, że Sara chciałaby, abyś zrezygnował z miłości do końca swojego życia? - Teraz, kiedy odeszła, jestem pewien że nie obchodziłoby jej to, czy miałbym psa - powiedział.- Ale była bardzo zazdrosna. Chciała mnie tylko dla siebie. Zmusiła mnie do obiecania wielu rzeczy i to zrobiłem. I mam na myśli wszystkie te obietnice. - Ale nie powinny się skończyć z chwilą, w której zmarła? - Nie - powiedział.- Powinny się skończyć wtedy, kiedy przestałbym ją kochać. Co nigdy nie miałoby miejsca. - Teraz musisz się rozluźnić - powiedział. - Rozluźnić?- wypaliła.- Niby jak mam się rozluźnić? Podniósł ciężką masę jej włosów z jednego ramienia i zaczął pieścić odkrytą skórę.
- Po pierwsze, powinnaś przestać próbować konkurować z Sarą. Nie jesteś nią. - Jestem tego w pełni świadoma. Jestem pewna, że ona nie musiała się dostosowywać do twoich reguł, albo prosić cię o zrobienie czegoś tak skandalicznego, jak pocałunek. - Nie, dla niej nie ustaliłem żadnych zasad. Ale miała całe mnóstwo dla mnie. Zasada numer jeden: zero gryzienia - powiedział. Jego zęby skubnęły płatek ucha Dawn. Zadrżała i jęknęła, gdy rozkosz liznęła bok jej szyi. Jego nos otarł się o jej gardło i poczuła ciepłą wilgoć jego oddechu na swojej skórze, zanim ugryzł bok jej szyi, jej obojczyk, jej żebra, brzuch, łono. - Kolejna zasada: nie kładź tam ust, Kellen - jego głos stał się tak kobiecy, na ile pozwolił jego głęboki głos.- Czuję się dziwnie. Boże, dla Dawn w ogóle nie było dziwnie. Było niesamowicie. Może i nie chciał pocałować Dawn w usta, ale wykonał świetną robotę, całując ją w te drugie wargi. - Ja tylko chcę dojść, kiedy we mnie będziesz, Kellen - powtórzył więcej słów Sary.- Patrząc mi w oczy. Obiecaj, że nigdy nie dojdziesz w nikim innym oprócz mnie, Kellen. Obiecaj. Wow, ta kobieta nieźle pokręciła mu w głowie. Dawn podejrzewała, że większość mężczyzn zgodziłoby się na takie zasady aby uszczęśliwić kobietę, ale wątpiła by wzięli sobie je do serca, co najwyraźniej zrobił Kellen. - Kellen - powiedziała Dawn.- Nie musisz mi niczego obiecywać. Nie chcę, byś to robił. Jego jedyną odpowiedzią było wciągniecie jej łechtaczki do ust i pocieranie go wielokrotnie językiem, aż nie wybuchnęła w ekstazie przy jego twarzy. Chwyciła go za włosy, bezwiednie kołysząc biodrami, gdy jęczała z rozkoszy. Po chwili wyplątał jej palce ze swoich włosów i znowu sięgnął po sznur. Nie odzywał się, gdy pracował, najpierw krzyżując liny na jej ciele i plecach, a następnie wokół piersi i przez ramiona. Wdrapał się na fortepian, aby usiąść obok niej, gdy związał razem jej ręce za jej plecami, zaczynając od góry i przesuwając się do jej nadgarstków. Kellen plótł węzeł za węzłem, jakby budował skomplikowaną linową drabinę na jej rekach. Poświęcił dużo czasu każdej pętli, że myślała iż trwało to wieki. Żałowała, że nie mogła zobaczyć co robił. Jak to wyglądało? Nigdy wcześniej nie była tak bardzo świadoma swojej skóry. Jej piersi, cipka i część powyżej szyi były jedynymi miejscami, które nie były skrępowane przez długie liny i węzły, więc skupiła się na tych częściach, pragnąc też stymulacji. - Szkoda, że nie mam więcej lin - powiedział, kiedy w końcu się odsunął.- Naprawdę chciałbym związać twoje utalentowane ręce - jego zęby zatopiły się w nagim miejscy z tyłu jej ramienia i mimowolnie wygięła kręgosłup. Spostrzegła, że jej ruchy były ograniczone przez liny.- Chociaż przypuszczam, że są wystarczająco piękne same w sobie.
Poczuła brak równowagi, kiedy zsunął się na podłogę i zostawił ją balansującą, siedzącą na krawędzi pokrywy fortepianu ze związanymi nogami i stopami, które spoczywały na klawiszach i rękami skrepowanymi za jej plecami. Odchyliła się do tyłu na swoje dłonie i poczuła nieco więcej równowagi. Nie pomagał fakt, że ciemność była tak dezorientująca. Usłyszała zapalenie zapalniczki i wkrótce płomień przełamał ciemność, kiedy Kellen zapalił świeczki, które przyniosła z kuchni. Zaniósł świece na daleki koniec fortepianu, zwiększając wokół niej ilość świata, Patrzył na nią w słabym, żółtym blasku, aż jej twarz poczerwieniała z zawstydzenia. - Nie patrz na mnie tak intensywnie - powiedziała i zamknęła oczy. - Nie mogę na to niczego poradzić. Wyglądasz tak samo pięknie tak jak czułem. Zerknęła na niego spod rzęs, gdy okrążył fortepian, czasami dotykając jej skóry, jakby się upewnić, iż była prawdziwa i patrząc na nią przeciągle, jakby była dziełem sztuki na wystawie. - Żałuję, że nie widzisz wzoru na swoich rękach - powiedział.- Nie mam pojęcia, jak udało mi się ułożyć węzły tak równomiernie. Pewnie dlatego, że spędził tyle czasu na skrupulatnym wykończeniu, że aż myślała, iż nigdy nie skończy. Na jej rękach nie było cala wolnego ciała. Próbowała je odsunąć od siebie i zauważyła, że oddychała ciężko bez powodu. - Spokojnie, kochanie - szepnął. Nagle dłonie Kellena znalazły się wszędzie, delikatnie pieszcząc jej skórę, aż poczuła się tak, jakby liny stały się częścią niej. Spojrzała na swoje nagie ciało. Świece słabo oświetlały jej skórę. Nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo była odkryta. Jej nogi były szeroko rozsunięte. Czuła, że tak było, ale zobaczenie ich w takiej pozycji było szokiem. Więc tak wyglądała jej cipka. Zerkała na nią podczas golenia i mycia, ale nigdy wcześniej się na nią nie gapiła. Też na nią patrzył. Była zbyt nieśmiała, aby się przekonać. Zmusiła swoją uwagę do spojrzenia na mniej erotyczne widoki, ale odkryła, że przekształcił każdy cal jej ciała w coś apetycznego wizualnie. Erotycznego. Kellen użył niebieską linę na jej prawej nodze, a jasną na lewej. Węzły nie były wykorzystane tylko po to, aby przytrzymać jej kończyn w pewnym kierunku, ale także dla dekoracji. Na jej talii dwie liny splotły się razem. Nie miała pojęcia jak udało mu się połączyć te dwa kontrastujące kolory w diamentowe wzory małych pierścieni, kiedy nie widział co robił, ale było to coś pięknego. Sposób w jakich sznury wspierały jej piersi, wypychając je dumnie i nago do przodu. Było tak, jakby zaprezentował je swoją pracą lin, przyciągając uwagę do jej lekko różowych sutków. Odwróciła głowę, aby dojrzeć jaką pracę wykonał z jej rękoma, ale węzły były poza zasięgiem jej wzroku. Nigdy w swoim życiu nie czuła się bardziej seksownie. Lub bardziej w pułapce.
Jej dłonie były wolne, więc zacisnęła je kilkukrotnie i była w stanie podwinąć pod spód palce od stóp, ale to tylko spowodowało, że węzły na podbiciu jej stóp z niewytłumaczalnego powodu sprawiły, że stwardniały jej sutki. - Trzęsiesz się - powiedział, przesuwając się, aby stanąć przed nią.- Nie walcz z tym. - Nie walczę - powiedziała bez tchu. Spojrzała na niego, dziwnie nie zawstydzona faktem, że miał nieograniczony widok na każdą prywatną część jej ciała. Czuła się oddzielona od samej siebie. Jakby obserwowała swoją własna formę. - Nie mówię o fizycznej walce. Mam na myśli mentalną. - Nie wiem, co masz na myśli. - Jak się czujesz? - W potrzasku. - Jesteś pewna?- przytrzymał jej spojrzenie, a jego brązowe oczy stały się intensywne i głębokie. Nie mogła odwrócić wzroku. - Prawdę mówiąc, to jest bardziej tak, jakby ktoś został uwięziony a ja patrzyłabym na nią z zazdrością. - Pozwoliłaś sobie poczuć liny, Dawn? - Nie wiem - tak szczerze, to nie była pewna co czuła. Była w tym nowa. Co powinna robić? Przegapiła coś? Próbowała pomyśleć o linach przyciśniętych do jej ciała, które zmusiły ją do pozostania w pozycji, w której nigdy by sama nie wytrzymała. Trzymały ją w niej. W całkowitym bezruchu. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę się ruszyć. Nagle było tak, jakby czyjaś pięść sięgnęła w jej pierś, ścisnęła jej serce i okradła jej płuca z powietrza. Kellen stanął między jej nogami i objął ją delikatnie, tak że opierała się czołem o jego ramię. Jego dłonie przesunęły się kojąco po jej ramionach i praktycznie się rozpłynęła. - Nie panikuj - wyszeptał.- Mam cię. - Nie jestem pewna, czy mi się to podoba. - Chcesz, żebym cię uwolnił? Pracował tak ciężko, aby to osiągnąć i czuła się o milion razy lepiej, kiedy teraz był blisko. - Jeszcze nie. Po prostu tul mnie jeszcze chwilę. - Pewnie podczas pierwszego razu powinienem był cię związać na łóżku. Czułabyś się bardziej bezpiecznie. Bardziej stabilnie. Tylko że nie mogłem przestać myśleć o tym jak seksownie byś wyglądała na powierzchni swojego fortepianu. - Czuję się bezpiecznie tak długo, jak jesteś blisko - szepnęła. Przechyliła twarz i pocałowała go w szyję. Zesztywniał lekko, ale nie odsunął się. Modliła się o to, by nie był to jeden z pocisków, przez który by uciekł, ponieważ gdy już raz zaczęła ocierać wargami o jego gardło, skubać zębami,
lizać, ssać i całować, to nie mogła przestać. Gdyby miała wolne ręce, to już by wsunęła je w jego bokserki. Boże, chciała chwycić w dłonie jego kutasa, wziąć go do ust, w swoją szeroko otwartą cipkę. I nagle była wdzięczna za to, że ją związał, żeby nie mogła go zaatakować. Jego nierówny oddech poruszył jej włosami. Jego dłonie przesunęły się z jej ramion, którym dawały komfort, do jej piersi, masując je, aby wywołać podniecenie. Ugniatał je delikatnie swoimi dłońmi, podczas gdy ona rozpaczliwie ssała jego szyję, jego ramię, obojczyk, żałując, że nie mogła dosięgnąć do pozostałych części ciała. Chciała go o wiele więcej. Kiedy zaczął pocierać jej sutki między kciukami a palcami wskazującymi, to jej pożądanie zapłonęło głęboko w jej wnętrzu. Jęknęła w udręce. - Znajdź równowagę - powiedział łagodnie. Nie miała pojęcia o co mu chodziło, dopóki nie zaczął przesuwać w dół jej ciała, przez co zachwiała się do przodu. Odchyliła się lekko do tyłu, opierając się na dłoniach. Klękając na podłodze przed jej szeroko rozsuniętymi udami, Kellen spojrzał na nią, gdy związał swoje włosy skórzanym paskiem, który wyciągnął spod bransolety na swoim prawym nadgarstku. W jego oczach nie było żadnego wahania, kiedy przesunął się do przodu i wbił język w jej drżącą dziurkę. Lizał jej otwarcie, wciągał jej soki do ust z każdym muśnięciem. Widziała wszystko. I czuła. Gdy zebrał większość tego, co na niego czekało, to małymi ukąszeniami przesunął się w górę do jednej napuchniętej wargi, a następnie uczepił się jej łechtaczki mocno ssąc. Jego język pracował na jej pączku, gdy ssał i ssał, unosząc ją coraz wyżej. - O Boże - krzyknęła. Dwa długie, grube palce wsunęły się głęboko w jej zaciskającą cipkę. Trzeci przycisnął się do jej tyłeczka, ale nie wszedł. Mimowolnie zakołysała biodrami, kiedy wybuchnęła w błogości. Gdy tylko rozkosz zaczęła mijać, to Kellen zaczął wsuwać palce i obracać nimi w szerokich kręgach w jej wnętrzu. Jęknęła za jego dobroć, gdy rozciągnął jej rozkosz na o wiele dłużej, niż było to możliwe. Kiedy jej nogi zaczęły drżeć od nadmiernej stymulacji, to wysunął place i uwolnił jej łechtaczkę, aby móc wsunąć palce do ust. Patrzyła z otwartymi ustami, jak zlizał jej soki ze swoich palców. Myślała, że ich widok między jej udami był seksowny, ale to... to sprawiło, że jej cipka zacisnęła się na zapowiedź kolejnego orgazmu. Wysunął palce, wziął głęboki oddech i powiedział: - Tak cholernie smaczna - zanim pochylił się do przodu i zaczął rozpaczliwie zlizywać jej soki. Potarł jej łechtaczkę dwoma palcami, podczas gdy ssał jej cipkę. - Daj mi więcej, kochanie - poprosił. Kiedy doszła chwilę później, jęknął z satysfakcji, gdy fala soków zalała jego oczekujący język. Cholera, był w tym dobry.
Wstał nagle, a z Dawn wyrwał się jęk zaskoczenia. Uwolnił swojego masywnego kutasa ze swoich bokserek i zaczął go pocierać w długich, szybkich i mocnych pchnięciach. Nie mogła się zdecydować gdzie patrzeć. Na jego zaciśnięte w rozkoszy oczy? Jego rozchylone usta, gdy łapał powietrze? Jego falującą pierś? Napięte mięśnie brzucha? Na jego dłoń, która szarpała jego sprzęt w szybkich, pewnych uderzeniach? O Boże! Cipka Dawn zaciskała się w tempie jego ruchów. Niemal poczuła go w sobie, gdy zadowalał się między jej udami. Wygięła się ku niemu. Wypełnij mnie. Wypełnij mnie. Wypełnij mnie, pomyślała. Krzyknął, gdy wystrzelił. Jego płyny wytrysnęły z jego ciała na jej brzuch i jedną pierś. Drugi strumień poplamił jej udo. Jego dłoń znieruchomiała. Pochylił się nad nią, oparł czoło na jej ramieniu, a jego drżące oddechy ogrzały jej pierś. Żałowała, że miała spętane ręce, bo chciała go mocno przytulić. Wtuliła twarz w jego szyję i objął ją ramionami i przycisnął do niej swojego ciało - tors do piersi, brzuch do brzucha, kutas do jej dziurki. Nie poruszyła się, bojąc iż się odsunie. Jego biodra zaczęły się o nią ocierać, pocierając wciąż twardym kutasem o jej otwarcie. Jęknął jakbym w cierpieniu i główka jego fiuta wsunęła się w nią. Tak, pomyślała. Proszę. Ale milczała, zaciskając mocno oczy, przygotowując się na jego odrzucenie. Poruszył biodrami w dół, ale zamiast się wysunąć, to wcisnął się w nią, zyskując kolejny cal. Obiema dłońmi chwyciła się fortepianu. Boże, chciała go przytulić, gdy wchodził w nią tak powoli, cal po calu dopasowując ją do swojego obwodu. Kiedy przycisnęły się do niej jego jądra i wiedziała, że miała go w sobie całego, to łza spłynęła po jej policzku. Wplótł dłonie w jej włosy i przycisnął wargi do jej policzka. - Dawn?- szepnął łamiącym się głosem.- Co ja właśnie zrobiłem? Chciała się odezwać, żeby go uspokoić, by powiedzieć, jest dobrze, Kellen, jest dobrze, ale emocje zatkały jej gardło i nie mogła znaleźć słów. Odsunął się gwałtownie, wysuwając się z jej ciała, z dala od niej i nie mogła do niego przylgnąć, nie mogła go powstrzymać od ucieknięciem do łazienki i trzaśnięcia drzwiami. I nie mogła powstrzymać łez, które niespodziewanie spłynęły jej po policzkach.
Rozdział 7
Kellen oparł się o wewnętrzną powierzchnię drzwi łazienki, próbując złapać oddech. Co on zrobił? Kurwa. Co on sobie myślał? Nie myślał. Całkowicie stracił kontrole. To była wina Dawn, że była taka piękna, taka słodka, taka ciekła i wspaniała i chętna Tak całkowicie niesamowita i akceptująca i taka... jak nie Sara. Uderzył pięścią w ścianę, rozkoszują się bólem, który przepłynął przez jego kostki w górę ręki. Wciąż czuł smak soków Dawn, wciąż czuł piżmowy zapach jej płci, wciąż czuł jej ciepłe, miękkie gorąco, które ukryło jego fiuta. Jak mógł to zrobić? Wejść w nią tak po prostu? Już nie wspominając o obietnicach Sar, cholera, nie miał nawet na sobie prezerwatywy. Podszedł do zlewu, potykając się w ciemności, aż znalazł kran. Odkręcił wodę i ścisnął ręce, po czym pociągnął z nich kilka łyków. Jego obietnica wobec Sary rozbrzmiała echem w jego głowie. Nigdy, kochanie. Obiecuję, że nigdy nie dojdę w innej kobiecie. Jesteś moją jedną jedyną na zawsze. Technicznie rzecz biorąc, to nie doszedł w Dawn. Wszedł w nią po tym jak wystrzelił na jej ciało. Znowu walnął w ścianę. Co ja do cholery wyprawiam? Kwalifikuję swoje działania, abym znowu mógł tolerować wyrzuty sumienia? Sam karmił się bzdurami. Najpierw przekonał samego siebie, że Shibari było w porządku, ponieważ nigdy nie związał Sary, a następnie uprawianie seksu oralnego tego było dobre, bo Sara nigdy nie przepadała za tym szczególnym aktem, a potem nie miał nic przeciwko temu, żeby Owen dotykał go i doprowadzał, ponieważ Owen nie był kobietą, a teraz Kellen próbował przekonać samego siebie, że mógł wejść w kobietę na tak
długo, dopóki by w niej nie doszedł? Hej, Sara, jak teraz wygląda moja obietnica? Znowu zawiodłem. Musiał wrócić do Dawn. Nie mógł jej zostawić tej związanej i bez nadzoru. Mogła z łatwością stracić równowagę i spaść z fortepianu. Ale jak mógł spojrzeć jej w twarz, po tym jak tak egoistycznie użył jej ciało, a następnie ukrył się w łazience, jakby całkowicie się w niej nie zatracił. Dawn była taka słodka. Taka idealna. Był nią całkowicie pochłonięty jej smakiem, jej zapachem, dźwiękiem jej westchnień i jęków, teksturą jej skóry, jej ciepłem, jej wyjątkowym pięknem. Kiedy okiełznał jej ciało, to zaczął szukać czegoś więcej niż tylko rozkoszy. Chciał być niej bliżej. Chciał być w niej głęboko - nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. I wiedział, że ta nowa forma niewierności była gorsza od bezmyślnego seksu. Jego głównym problemem było to, że trudno mu było pieprzyć się bez znaczenia. Nie bez powodu ostrożnie wybierał swoich partnerów. Najpierw musiał z kobietą nawiązać głębszą więź niż czuć tylko pożądanie, zanim by się z nią kochał. Zabawianie się z samym sobą było jedną rzeczą, ale bycie w kobiecie miało dla niego duchowe znaczenie. Dotykało coś większego, niż tylko jego ciało. Po Sarze, przyciągało go do kobiet, ponieważ w jakiś sposób przypominały mu utraconą miłość. Szukał zastępstwa dla tego co stracił. Wiedział o tym. Był to chore, pokręcone i niewłaściwe. A teraz była Dawn. Dawn, która w niczym nie przypominała Sary. Jednak ją poczuł. Dlaczego? Usłyszał uderzenie na zewnątrz łazienki i zamarło mu serce. Otworzył drzwi i pobiegł do Dawn. Był całkowicie nieprzygotowany na to co zobaczył. Dawn nie stała się żadna krzywda, ale jakoś udało położył się na boku na fortepianie, z rękami związanymi za plecami. Płakała cicho, łzy spływały po jej twarzy, tworząc błyszczące plamki na czarnej powierzchni. Głębokie, czerwone pasma loków rozsypały się na jej nagim ciele i spłynęły za nią, opadając na fortepian. - Boli cię coś?- zapytał.- Co cie boli, Dawn? - Moje serce - zapłakała. Miała właśnie zawał? Skrajny atak paniki? Słyszał, że czasami atak paniki wywoływał atak serca. Jako że był pochłoniętym sobą dupkiem, to zapomniał, że była przerażona byciem związaną, dopóki nie był blisko niej. Musiał uwolnić ją tak szybko jak tylko było to możliwe. Nie było czasu, aby powoli rozwiązał każdy splot. Chwycił świeczkę i pospieszył do kuchni. Znalazł nóż i wrócił do Dawn. Wstrzymała oddech, kiedy dostrzegła go stojącego nad nią z ogromnym nożem. Znowu ją wystraszył. - Nie dźgnę cię nim - powiedział. Rozciął wszystkie węzły, które krępowały jej ręce, zaczynając od nadgarstków i kończąc wokół jej łopatek. Kiedy odpadł ostatni węzeł, to zaskoczyła go odrzuceniem noża na bok i objęciem go za szyję. Jej mięśnie
drżały ze zmęczenia, ale trzymała go z zaskakująca siłą. - Nienawidzę jej - załkała.- Nienawidzę jej za to, że tak wiele z ciebie zabrała. Nienawidzę jej za to, że spotkała cię pierwsza. Nienawidzę jej z całych sił. - Spokojnie - powiedział, pozwalając sobie by przytulić ją delikatnie.Przepraszam, że zostawiłem cię tu samą. Nie powinienem był cię tu zostawić bez opieki - była to pierwsza zasada krępowania.- Mogło ci się przytrafić coś złego. Tak się cieszę, że nic ci się nie stało. Nigdy bym sobie nie wybaczył. - Ale ja cierpię, Kellen - powiedziała.- Cierpię tak strasznie... dla ciebie. Odchylił się i odgarnął włosy z jej policzków wilgotnych od łez. Zatracił się w jej zaszklonych, piwnych oczach. - Właśnie dlatego płaczesz? Dla mnie? Skinęła głową. - Chciałabym, żeby twoje serce było wolne, Kellen. Chciałabym tego dla siebie, ale jeszcze bardziej dla ciebie. - Nigdy nie powinienem... Zakryła jego usta dwoma palcami. - Nie mów, że tego żałujesz, Kellen. Nie mogłabym tego znieść. Kiedy byłeś we mnie... - kilka łez spłynęło po jej gładkich policzkach. - To było piękne. Nie żałował tego, że w niej był. Czuł paraliżującą winę, ale co dziwne, to poczucie winy były warte więzi jaką poczuł i której nie mógł zaprzeczyć. Ten moment emocjonalnej więzi może i nie był wart, kiedy Dawn nie przyciskała się już do jego ciała, trzymając go blisko, patrząc na niego z czymś, co bał się, że było uwielbieniem, ale w tej chwili, wyrzuty sumienia były niewielkie w porównaniu z radością jaką czuł, po prostu tuląc tą kobietę. - Nie powiem tego - szepnął.- Nie powiem tego, ponieważ to nie prawda. Bycie w tobie było... właściwe. Złapała jego twarz w dłonie i spojrzała na jego wargi. - Teraz cię pocałuję - powiedziała.- I nie waż się o niej myśleć, kiedy to zrobię. - Dawn - zamierzał powiedzieć jej imię w proteście, ale była to bardziej prośba. - Ciii. To tylko pocałunek. Tylko pocałunek. Jej wargi musnęły delikatnie jego i natychmiast się odsunęła, aby znowu spojrzeć mu w oczy. Dostrzegł jej troskę wobec niego i chociaż dotknęła jego serca, to nie była potrzebna. - To nie był pocałunek - powiedział. Ściągnęła razem brwi. - Nie był? Pochwycił jej wargi swoimi - w poszukujących, szorstkich, głębokich, namiętnych i och, takich intymnych pocałunkach. Kiedy jej usta się rozchyliły i
jej nieśmiały języczek musnął jego wargę, to poczuł jak tama w jego środku pękła i ogromna fala, której nie zamierzał zwalczyć, walnęła go prosto o Dawn, spajając ich w jedno. Gdy już raz zaczął ją całować, to nie mógł przestać. Nie chciał przestać. Nigdy nie chciał przestać. Żądza napłynęła do jego pachwiny, ale choć raz nie towarzyszyło jej poczucie winy, tylko prosta potrzeba. Potrzebował tego, potrzebował jej - Dawn. Był pewien, że rano poczuje co innego, ale nie obchodziły go następstwa tego upadku. Obchodziło go tylko tu i teraz. Nie chciał jej związanej, aby uniemożliwić jej dotykanie go, nie zachęcanie jego pożądania, albo podsycania jego pragnienia. Chciał, aby była całkowicie wolna, aby dalej mogła pomagać uwalniać jego serce z więzów przeszłości. Niechętnie oderwał się od jej rozkosznych ust i spojrzał jej w oczy. Wsunął palec pod jej brodę i musnął jej pełną, dolną wargę swoim kciukiem. - Poczułabyś się urażona, gdybym pieprzył cię aż do świtu 7? Uśmiechnęła się i z radością pożegnał się z emocjonalnym węzłem, który ściskał go za gardło. Nie chciał, aby czas z nią zepsuł cały ten bagaż, który ciągnął go w dół. Chciał tej samej radości, jaką dała mu jej muzyka i aby towarzyszyła ich połączeniu i aby patrzyła na niego jakby nie był trudnym przypadkiem, bo nie tego od niej potrzebował. Wiedział, że jej światło przegnałoby jego ciemności - może tylko na jedną noc, ale później będzie się tym martwił. - Urażona?- powiedziała.- Nie sądzę, by było to odpowiednie słowo, jakie wyrażałaby to co teraz czuję. - A co czujesz?- chwycił w dłoń jej pierś, zaś jego palce musnęły sznur, który wciąż krzyżował się na jej piersiach. - Inspirację - powiedziała. Uniósł brwi do góry. - Chcesz pisać muzykę? Teraz? Pokręciła głową. - Jeśli mi pozwolisz, to pokażę ci jak mnie zainspirowałeś. - Najpierw pozwól mi cię rozwiązać, a potem będziesz mogła mi pokazać co tylko zechcesz. Kellen rozwiązał to co pozostało z lin na ramionach Dawn. Nie spieszył się, nie dlatego, że nie czuł pospiechu aby ją posiąść, ale dlatego, że chciał aby trwało to tak długo jak to tylko możliwe. Gdy ściągnął liny, to pomasował i całował jej bladą skórę, upewniając się że każdy pieg otrzymał odpowiednią uwagę. Zacisnęła palce na jego ramionach, gdy powoli przesunął się w dół. Kiedy potarł wargami jego sutek, to westchnęła, a następnie jęknęła, gdy jego język trącił twardy wzgórek. Possał ją, zaś jego dłoń delikatnie ugniatała jej miękkie ciało. Było tak, jakby jej piersi zostały uformowane specjalnie dla jego dłoni. 7 Imię Dawn oznacza świt ;)
- Kellen. Poluzował kilka lin i zaatakował drugą pierś z równą uwagą. Uwielbieniem. Jej dłonie zaczęły odkrywać jego ramiona, wędrować po jego torsie, przeczesywać jego włosy. Bycie dotykanym było takie przyjemne. Zwalczył pragnienie, aby pospieszyć się z rozwiązywaniem jej nóg, aby mogła nimi go objąć. Wyobrażając sobie jej pięty wbite w tyły jego ud, jej łydki wiszące na jego tyłku, zaczął z trudem rozplątywać węzły na jej talii. Nie poświęcił jej brzuchowi nawet połowi uwagi jaką powinien dostać i pospiesznie rozwiązał sploty otaczające jej pępek. Schodził coraz niżej i niżej, aż jej cipka znalazła się tak blisko, że nie mógł się oprzeć. Więc pożarł ją, drażniąc jej łechtaczkę szybkimi liźnięciami swego języka, dopóki nie zaczęła jęczeć i ociekać sokami. Cholera, była taka przepyszna, gdy zanurzył w jej otwarcie swój język i zakręcił nim, aż zebrał każdą kropelkę jej podniecenia. Chwyciła go dłońmi za głowę, gdy zatracił się w jej zapachu, w jej smaku, ale jej nogi wciąż były szeroko otwarte, a on przecież chciał, aby były owinięte wokół niego, by wciągały go w nią. Chciał, aby była wolna, podczas gdy brałby ją, a jego sztywny kutas zapulsował, żądając wejścia w jej śliskie ciepło. Kucając między jej udami, odchylił się, aby na nią spojrzeć, czekając aż jej powieki się otworzą, gdy powiedział: - Masz jakieś prezerwatywy?- miał kilka w swoim portfelu - Owen dostarczał te wszystkie rzeczy - który znajdował się w schowku w wypożyczonym samochodzie, ale wolał nie wychodzić aby je znaleźć, jeśli nie było takiej potrzeby. - W mojej torebce - powiedziała i zachichotała.- Są tam od jakiegoś czasu. Mogą być przeterminowane. - Gdzie jest twoja torebka? - Najpierw skończ mnie rozwiązywać, to pójdę po nie - powiedziała. - Ale nie jestem pewien, czy jestem w stanie tak długo czekać. - To przetnij liny. Nie żebym miała coś przeciwko tej całej uwadze. Tylko chodzi o to, że im dłużej ci to trwa, to tym bardziej jestem zainspirowana. Wciąż nie wiedział co miała na myśli, mówiąc o byciu zainspirowaną, ale wiedział co musiał zrobić aby się dowiedzieć, czyli musiał uwolnić jej nogi. Zawahał się tylko dlatego, gdyż wiedział, że gdyby była całkowicie wolna, to nie byłoby już odwrotu. Nie byłby w stanie przestać, nawet jeżeli sumienie wyzywało go każdym imieniem zdrajcy. Rozpustnika. Słabego człowieka bez zasad. Znalazł nóż na podłodze i użył go ostrożnie, aby przeciąć liny na jej udach, następnie na kolanach i wreszcie na kostkach. Wyciągnęła nogi przed siebie i potarła swoje biodra, aby odzyskać pełną mobilność. - W porządku?- zapytał. - Lepiej, niż w porządku - przesunęła się do przodu i objęła go rękami i
nogami, by trzymać go blisko.- Idealnie. Pocałowała go w szczękę, w szyję. Zwalczył instynkt, aby odmówić sobie przyjemności - odmawiał sobie jej zbyt długo, że ta radosna, szukająca przyjemność była obca. Obca i wspaniała. - Ale myślę, że możemy poprawić doskonałość - szepnęła. Jej usta przesunęły jego po jego obojczyku, jej dłonie wędrowały po jego plecach, a nogi zacisnęły się wokół jego bioder, przyciskając jego penisa do ciepła między jej udami. Potrzebował gumki tak jakby już wczoraj. - Dawn? - Hmm?- mruknęła, gryząc wspaniały szlak wokół jednego z jego sutków. - Naprawdę jest mi potrzebna ta gumka. Wyglądała zbyt przebiegle, kiedy tak na niego patrzyła. - Pójdę po nie. Wejdź na fortepian i poczekaj na mnie. - Ale... - ale on chciał wziąć ją na fortepianie, podczas gdy stałby między jej udami i wchodził w nią. - Chcę ci pokazać jak mnie zainspirowałeś. I chciał tego doświadczyć, nawet jeżeli oznaczało to, że musiał poczekać troszkę dłużej, aby ją posiąść. Pomógł jej zejść z fortepianu, nie będąc w stanie oderwać wzroku od jej wspaniałego tyłeczka, kiedy ruszyła pospiesznie do kuchni. Wyglądała niesamowicie w tych wszystkich splotach, lin, ale wyglądała jeszcze piękniej bez żadnej ozdoby, jaka utrudniała by mu widok jej gładkiej, białej skóry. Całkowicie zapomniał, że miał wejść na fortepian, dopóki nie wróciła z czymś w dłoni. Przycisnął plecy do fortepianu i już miał się na niego podciągnąć, kiedy machnęła ręką. - Czekaj - powiedziała.- Widzę problem. Rozejrzał się dookoła w dezorientacji. Podeszła do niego i wsunęła palce za jego pożyczone bokserki. - Nie będziesz tego potrzebował. Pociągnęła bokserki w dół i odsunęła się niespodziewanie, kiedy jego kutas wyskoczył prosto w jej twarz. Zaśmiała się. - Whoa, wielkoludzie. Próbujesz podbić mi oko? - Nie, nie tam celowałem. Zaśmiała się jeszcze bardziej i całkiem pomogła mu się pozbyć spodenek. Potem wstała i poklepała powierzchnię pokrywy fortepianu. - Do góry - powiedziała. Kim był, aby kłócić się z jej inspiracją? Podciągnął się, by usiąść na fortepianie i przygryzła wargę, gdy na niego patrzyła. - Rozsuń nogi. Uniósł na nią brew. To on powinien powiedzieć jej takie rzeczy. - Mam cię związać?- zapytała.
Zachichotał. - Nie tym razem, ale chętnie pokażę ci kilka splotów. Zrobił to co mu kazała i spojrzał na nią - całkowicie zaintrygowany i zachwycony - gdy pochyliła się nad nim. Uczucie jej języczka, który musnął szew na jego jądra, sprawił że się poderwał do góry. - Dawn? - Nie przeszkadzaj - powiedziała.- Tym razem twoja kolej, aby ktoś doprowadził cię do szaleństwa samymi ustami. Jęknął z rozkoszy, gdy possała jego woreczek. Przyglądał się, jak całowała go i lizała i używała swoich palców, aby pomasować jego najbardziej wrażliwą skórę, aż nie mógł znieść widoku, gdy dawała mu tyle rozkoszy. Zacisnął oczy i pozwolił sobie poczuć ciepło i wilgoć jej ust, ciężaru swoich jąder i nieznośnego pulsowania w długości swojego kutasa. Przesunął się lekko, tak że mógł wsunąć dłonie w jej gęstą masę błyszczących włosów. Nakierował jej głowę w kierunku swojego fiuta tak powoli, jakby tego nie zauważyła. Gryzła, całowała i ssała jego ciało wokół nasady jego penisa, ale żadne szarpnięcie nie nakłoniło jej, aby wzięła go ust jego główkę. - Dawn - poprosił, kiedy nie mógł już znieść bólu w swojej pachwinie. Polizała jego jądra i dmuchnęła chłodnym powietrzem na mokrą powierzchnię. Drżał tak mocno, że bał się, że zemdleje. Przerwała swoje wykwintne tortury i otworzył oczy aby na nią spojrzeć. Uśmiechnęła się uspokajająco i sięgnęła po świeczkę, która płonęła w pobliżu. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zdmuchnęła płomień i przechyliła świeczkę nad jego ciałem, aż wosk zaczął skapywać na jego brzuch. Jego kaloryfer mimowolnie się spiął, kiedy zaznaczyła woskiem ślad wokół jego pępka i w dół jego kutasa. - Czekaj!- krzyknął. Podczas gdy stopione ciepło na jego brzuchu było ekscytujące, to były inne miejsca, których wolałby, aby nie poparzyła woskiem. - Cicho - powiedziała.- Ja zaufałam ci całkowicie. Jesteś mi winien tą samą uprzejmość. Taa, ale on wiedział co robił. Nigdy nie zrobiłby jej krzywdy w jakikolwiek sposób. Ale ona o tym nie wiedziała. Całkowicie mi zaufała. Skulił się, przygotowując się, aby odetchnąć przez ból, gdy gorący, powolnie się sączący wosk zbliżał się do jego kutasa. Mniej niż cal od wrażliwego, pulsującego wału, wyprostowała świecę i dmuchnęła na twardniejący wosk. Znowu zaczęła od jego brzucha i zarysowała kolejną linię wosku równolegle do pierwszej, znowu powoli zmierzając do jego penisa. Wstrzymał oddech, kiedy paląc szlak zbliżył się coraz bliżej jej celu. Z całą pewnością tym razem... ale nie, zaczęła kolejną kreską na jego brzuchu. Kiedy wosk się skończył, to sięgnęła po kolejną świeczkę. Kiedy jej wargi ściągnęły się, aby zdmuchnąć
płomień, to jęknął. Boże, była taka zmysłowa. Uśmiechnęła się, kiedy rozpoczęła czwarty szlak i kropelka przedwczesnego wytrysku pojawiła się na dziurce jego kutasa. - Podnieca cię to?- zapytała niskim głosem. Jego odpowiedzią było jęknięcie w udręce. Jeżeli wkrótce nie dotknęłaby jego kutasa, to skonałby. Piąta linia gorącego wosku sprawiła, że zassał oddech przez zęby a jego fiut szarpnął się w podnieceniu. Koralik wilgoci spłynął po krawędzi główki i złapała ją językiem, patrząc na niego tymi niesamowitymi oczyma, gdy roztarła drobną kropelkę płynu na swojej górnej wardze. - Pragniesz mnie?- zapytała, sięgając po jedno z dwóch opakowań prezerwatyw, które położyła blisko jego biodra. Ścisnął mu się żołądek, aż tak był podniecony, ale nie mógł znaleźć odpowiedni zdolności umysłowych, by chociaż kiwnąć głową. Rozerwała opakowanie i wyciągnęła lateksowy krążek kremowego koloru. Zadrżał, gdy objęła dłonią jego grubą, twardą jak granit długość. Nakierowała jego główkę do swoich ust i rozkosz jaką poczuł, sprawiła, że zapadły się pod nim ramiona. Tyłem głowy uderzył o pokrywę fortepianu, ale nie obchodziło go to. Wszystko na czym mógł się skupić, to rozkosz jaką dawały mu usta Dawn. - O Boże, kochanie - jęknął. Jęknął w rozpaczy, kiedy wypadł z jej ust. Nasunęła prezerwatywę na jego długość i się odsunęła. Otworzył oczy, kiedy zadźwięczały klawisze. Weszła na pokrywę fortepianu i położyła dłoń na jego biodrze, aby przesunął się na środek fortepianu. Leżąc na plecach na jej ukochanym instrumencie, czuł jak panika ściska go za serce. Co on wyprawiał? Usiadła okrakiem na jego biodrach, spojrzała mu w oczy, jej przepiękne, rude włosy otoczyły jej ramiona niczym lśniący płaszcz. Przytrzymała jego spojrzenie, gdy sięgnęła między swoje nogi, chwyciła jego kutasa i potarła jego końcówką o swoje otwarcie. Zamknął mocno oczy. Ścisnął mu się brzuch. Ledwo mógł oddychać. - Spójrz na mnie, Kellen - powiedziała łagodnie.- Wszystko będzie dobrze. Otworzył oczy i skupił się na twarzy Dawn, na jej oczach i panika nieco ustąpiła. Wsunął się w nią i odsunęła dłoń, aby mogła pochłonąć go o kolejne cale. Kiedy był w niej cały, to zamknęła oczy. - Czuję cię, Kellen - szepnęła.- W moim ciele. W mojej duszy. Czuję cię. - Tak - powiedział bez tchu, nie wiedząc dlaczego jego serce waliło tak mocno, albo dlaczego jego oczy zapiekły od łez. Zaczęła się unosić i opadać, ocierając się biodrami, aby zwiększyć swoją stymulację i brać go głębiej. Nie mógł oderwać od niej oczu, gdy dała jego ciału niezrównaną przyjemność. Nie był pewien, czy to dlatego, że wcześniej go tak podekscytowała, ale seks nigdy nie był taki dobry. Może jego pamięć była nieco zardzewiała, bo minęło tak dużo czasu, ale i tak tak nie sądził.
Dawn była taka przyjemna, czuł że była właściwa. Czuł bezpieczeństwo i ciepło, podniecenie i ukojenie, wszystko na raz. Uniósł dłonie, aby pomasować jej piersi, gdy się z nim kochała. Kiedy zaczęła nucić, gdy zaczął nadchodzić jej orgazm, to przesunął dłoń na jej podbrzusze i zaczął masować jej cipkę kciukiem. - Tak - szepnęła.- Już prawie, Kellen. Jej ruchy stały się intensywniejsze, gdy szukała orgazmu. Jego kciuk wsunął się między szczelinę jej obrzękniętych warg i potarł jej łechtaczkę. Wygięła plecy i krzyknęła, a jej uda zadrżały, cipka zaś zacisnęła się wokół niego, gdy się rozbiła. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i przesunął obiema dłońmi po jej gładkich plecach, całując ją w szyję, jej szczękę, usta. Otarła się piersiami o jego tors, gdy objęła go rękami, aby przytrzymać blisko siebie. Oparła głowę na jego ramieniu i wzięła głęboki oddech. - Wiedziałam, że będziesz idealny - powiedziała.- We mnie. Idealny. Tulili się do siebie przez długi moment. Kutas Kellena zaczął protestować wobec ciszy między nimi. Przewrócił ją na plecy, utrzymując między ich ciałami stałe połączenie. Jej uścisk rozluźnił się na tyle, że mógł zacząć się poruszać. Ach, Boże, była cudowna. Nie miał jej dość. Chciał przez godziny zanurzać się w jej ciasnej cipce. Słyszał samego siebie, jak nucił jej imię, czuł jak ściskają mu się jądra, gdy zbliżył się do orgazmu, ale było to niemal tak, jakby przytrafiło się to komuś innemu. Zakołysał biodrami szybciej i mocniej. Brał ją. Brał ją. Mocniej i mocniej. Przesunął ją wzdłuż pokrywy fortepianu, aż jej głowa zwisła z dalekiej krawędzi. Ona kochała się z nim, czuł ją każdym swoim kawałeczkiem, ale on pieprzył ją co i tak było ledwie satysfakcjonujące. Przerwał aby złapać oddech. Spojrzał na nią i dostrzegł, że przypatrywała się mu. Ostatnia paląca się świeca, sprawiała, że jej oczy iskrzyły. - Wszystko dobrze?- zapytała, dotykając jego policzka jedną dłonią.Dlaczego przestałeś? Nie sądził, aby mógł się odezwać, więc pocałował ją delikatnie. Zdawało się, że każde zakończenie jego nerwów znajdowało się na krawędzi. Wciąż ją całując, wsunął dłoń pod jej głowę i przesunął w górę, aż się z nim spotkała, aż wyprowadził ją z tej niebezpiecznej pozycji na fortepianie. Kiedy już wziął się w garść, to powiedział: - Przepraszam, straciłem panowanie. Zrobię to wolniej. - Nie mam nic przeciwko dzikości, jeśli tak lubisz. Ale nie lubił tego ostro i szybko, tak jak lubił to powoli i delikatnie. Wiedział, że nie pieprzył jej wystarczająco mocno, ponieważ było mu dobrze wbijał się w Dawn jak młot, ponieważ Sara nigdy nie pozwoliła mu się pieprzyć na ostro jak w ten sposób i wciąż walczył z realiami tego co się działo. Cieszenie się Dawn martwiło go. Nie na tyle, ab przestał, ale na tyle,
aby stanęło mu to na drodze w tym czego tak naprawdę pożądał. Wreszcie zrobił jakiś postęp, ale daleko mu jeszcze było do wolności, aby dać Dawn troskę i miłość na jaką zasługiwała. Gdyby nie była tak wyrozumiała i cierpliwa, to może już by wyszedł z wyrzutami sumienia. - A ty jak lubisz?- zapytał. - Jedno i drugie. Ale teraz wolałabym zrobić to powoli. Dałoby mi to więcej czasu, na pomyślenie o tym jakie to dobre - powiedziała. I postanowił się na tym skoncentrować, dopóki nie mógłby się powstrzymać. Chciał sprawić jej przyjemność. Tak długo, jak było to możliwe. Z nowym celem i ścisłą koncentracją, znowu zaczął poruszać biodrami, przyglądając się jej twarzy w poszukiwaniu oznak, czy robił to dobrze. Znalazł powolny, głęboki, ocierający się rytm, który sprawił, że wiła się pod nim i jęczała z rozkoszy. Zajęło mu kilka minut, aby zauważył, że kochał się z nią w rytmie fal oceanu, w rytmie jej piosenki i najwidoczniej w rytmie ich ciał. Wierzył w los i przeznaczenie, wiedział w swoim sercu, że ludzi ciągnęło do siebie z jakiegoś powodu. Od chwili w której usłyszał jak Dawn walczyła ze skomponowaniem tej piosenki, to czuł jak go do niej przyciągało. Powinien z nią być. Może nie kochać się z nią na jej fortepianie podczas braku prądu, ale wiedział, że w ich połączeniu było coś kosmicznego. Za ich poznaniem krył się powód. Powód, dlaczego była taka wspaniała i akceptująca i wręcz nie do odparcia. Dawn chwyciła jego twarz w obie dłonie i spojrzała głęboko mu w oczy, kiedy jego rozkosz wzrosła przy jednym pchnięciu, wznosząc co raz wyżej i wyżej, aż stracił kontakt z ziemią i zawirował w niebie. Jego mięśnie napięły się, a spazmy intensywnego orgazmu zapulsowały w nim głęboko. Chwycił ją za ramiona, by przytrzymać ją nieruchomo, gdy wbił się głęboko i pozwolił sobie dojść. Było to coś więcej, niż fizyczne uwolnienie. Lata bólu i cierpienia zdawały się wylać z niego z jeszcze większą intensywnością, niż jego wybuchające płyny. Jego dolna warga zaczęła drżeć i wiedział, że kompletnie się zatracił, więc opuścił swoje ciało na Dawn i ukrył twarz w jej szyi. Jakby się poczuła, gdy zrobił coś tak upokarzającego, jak rozpłakał się, gdy w niej doszedł. Nie chciał się dowiedzieć. Ukrył nieco swojej udręki, wepchnął ją na swoje stare miejsce, gdzie mógł je zachować, aby zająć się nią w ciągu dnia. Nie mógł odpuścić wszystkiego za jednym razem. Pewnie powinien to zrobić z Dawn nieco wolniej - nie powinien wskakiwać w ogień obiema nogami. Ale było za późno, żeby teraz czuć obawy. Był całkowicie pochłonięty przez jej płomienie i nie czuł potrzeby aby uciec, nawet jeżeli jego więzi z jego przeszłością ciągnęły go boleśnie w przeciwnym kierunku.
Rozdział 8
Dawn pogładziła Kellena po plecach, gdy leżał drżąc na niej. Wiedziała, że trudno było mu się pogodzić z emocjonalnym aspektem tego, co między nimi zaszło. Jednak zdawało się, że nie miał nic przeciwko fizycznej części. Nigdy nie była z mężczyzną, który patrzył jej prosto w oczy, podczas gdy się z nią kochał. Nie czuła się tak, jakby Kellen kochał się tylko z jej ciałem, ale także dusza. Dotknął jej wszędzie - na zewnątrz i wewnątrz. - Potrzebuję chwili - powiedział, jego głos drżał niemal tak samo jak jego ciało. Sprawiło to, że z jego powodu zabolało ją serce. Jeżeli płakał, to zamierzała to zrobić wraz z nim. Coś mocnego już ścisnęło ją za gardło. - Nie spiesz się - szepnęła.- Lubię czuć na sobie twój ciężar. Tak naprawdę, to miała trudności ze złapaniem powietrza, a powierzchnia fortepianu była niemal tak samo wygodna jak betonowa podłoga, ale ta drobna dolegliwość z pewnością nie mogła się mierzyć z tym, co działo się z jego emocjami. Niemal żałowała, że nie poczekali zanim zrobili ten krok. Co jeśli nie był gotowy? Co jeśli nurkując w fizyczny pociąg między nimi, całkowicie zniszczyła głębszą więź, która chciała z nim odkryć? Seks był fenomenalny i nie miała wątpliwości, że stałby się jeszcze lepszy, jeżeli uwolniłby się od swojej przeszłości, ale byłaby zniszczona, gdyby jej sukcesywne uwiedzenie go zraniło. Już i tak wystarczająco cierpiał. I nie miała pojęcia co powinna mu powiedzieć. Więc leżała tak, tuląc go, dopóki nie przestał drżeć i powoli wycofał się z jej ciała. Od razu zatęskniła za uczuciem jego pełności w środku. Nie zauważyła, że fizyczne połączenie było dla niej równie ważne, dopóki jej go nie zabrakło. Kellen wsparł się na łokci i spojrzał prosto w jej czoło. - Ja... uch... dzięki?
Dzięki? I nie było to stwierdzenie, ale pytanie. Wow, gdzie zniknął Pan Głęboki i Wrażliwy? Cholera, był jednym z tych facetów, którzy udawali zranionych, żeby się dobrać kobiecie do majtek. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy zostałaby nabrana do uprawiania seksu. No dobra, założyła, że podziękowanie było właściwe, ale z jakiegoś powodu rozbawił ją poważny wyraz jego twarzy i zaczęła się śmiać. - Uch... proszę bardzo?- powiedziała tym samym niepewnym tonem, jakiego on użył. Uśmiechnął się, a potem parsknął śmiechem, gdy spróbował go powstrzymać. - To było dość banalne - powiedział.- Poczekaj, spróbuję jeszcze raz. Twoje ciało jest jak rzeka ciepłej rozkoszy, która rozbija się na mnie jak... uch... - spojrzał w bok, gdy wyraźnie uciekło mu jakieś inspirujące słowo. - Rzeka ciepłej rozkoszy?- teraz naprawdę się śmiała.- Powinieneś zatrzymać się na dzięki. - Przepraszam, że jestem taki kiepski. Trudno mi zebrać spójną myśl po tak intensywnym orgazmie - uśmiechnął się.- Więc tak. Dzięki! Objęła go w czułym uścisku i nieco się zdziwiła, że nie szukał wymówek aby pójść. - Chcesz pójść na górę?- zapytała, splatając palce na jego karku. Tak, seks zdecydowanie przyszedł za szybko z głęboko zranionym człowiekiem. Chciała aby był przy niej, ale może lepiej byłoby go przekonać, aby został z nią dla czegoś więcej niż kolejny bardzo intensywny orgazm. Nie żeby sama miała coś przeciwko temu. - Co jest na górze? Nie mogła stwierdzić, czy żartował. - Uch, coś bardziej wygodnego do przytulania się niż twardy fortepian. Skrzywił się i przesunął się nieznacznie. - Jak jeżozwierz? - Jeszcze bardziej wygodne, niż to. - Nie sądzę, bym mógł spędzić noc w twoim łóżku, Dawn - powiedział.Nie dlatego, że nie jesteś najwspanialszą rzeczą jaka przytrafiła mi się od bardzo długiego czasu, ale dlatego, że... Nie musiał wypowiadać tych słów; wyczytała je z jego twarzy. Czuł wyrzuty sumienia z tego, że uprawiał z nią seks. Pewnie czuł się winny, ze mu się podobała i że z nią rozmawiał, zjadł jej francuskie tosty, nie wspominając już o jej cipce. Nawet w słabym świetle jakie dawała pojedyncza świeczka, poczucie winy w jego oczach sprawiło, że jego rzeczywistość zmiażdżyła ją. Wiedziała, że odejście od Sary było dla niego trudne i nie ułatwiała mu tego, wskakując w ten związek z prędkością rakiety, ale ktoś musiał nim wstrząsnąć. Równie dobrze mogła to być ona. Rozejrzał się po ciemnym pokoju. - Chciałabyś usiąść na kanapie?
- Wszystko jest lepsze od fortepianu - powiedziała.- Dla odpoczynku. Kochanie się na nim spełniło moją długoletnią fantazję i doświadczenie znacznie przekroczyło moje oczekiwania. Więc... uch... dzięki? Zaśmiał się i pocałował ją w czubek nosa, zanim przesunął się na krawędź fortepianu. Gdy już stanął na nogach, to spojrzał na nią. - Nigdy nie kochałem się na fortepianie ani nawet o tym nie fantazjowałem, ale teraz będę. Gdy tak na nim leżysz, to wyglądasz absolutnie oszałamiająco. Rozpromieniła się na jego uwagę, a jego wzrok dotknął każdy centymetr jej nagiego ciała. Też lubiła na niego patrzeć. Zwłaszcza kiedy ociekał wodą, jak było gdy ujrzała go po raz pierwszy. - Kochałeś się kiedyś na plaży? - Tak, powiedział wyglądając nagle na zagubionego i opuszczonego. Dawn doszła do wniosku, że pewnie rżnął tam Sarę. Zaczęła rozpoznawać, że zagubiony wygląd był wskaźnikiem, że jego myśli obracały się wokół tamtej kobiety. - I? - Wszędzie piasek - powiedział.- W miejscach, w których byś go nie chciała. Jest jak papier ścierny w miejscach, których nie chciałabyś potraktować papierem ściernym. - Ouch - powiedziała bez tchu, nieco ciekawa aby dowiedzieć się jakie to było uczucie, ale nie przyznała się mu do tego. Głównie dlatego, że pomyślałby o niej. Czy Dawn chciałaby spędzić każda chwilę obserwując go, gdy coś powiedziała, aby nie pojawiła się Sara? Był w ogóle warty takiego wysiłku? O tak, był. Kellen ściągnął prezerwatywę i wyrzucił ją do kosza na śmiechu, w których było pełno zgniecionych kartek papieru. Udawała, że patrzenie na coś tak intymnego nie wpłynęło na nią. Wszystkie drobne rzeczy jakie robił, fascynowały ją z głupiego powodu. Pewnie by szlochała nad jego męskim pięknem, gdy patrzyłaby jak po prostu by się golił. Rany, cieszyła się, że ten mężczyzna nie potrafił czytać jej w myślach. I tak było wystarczająco źle, że już wiedział jak szybko poczuła do niego fizyczny pociąg - gdyby miał jakieś pojęcie, że już się do niego przywiązała emocjonalnie, to nie byłaby w stanie patrzeć na niego tak długo, bo już by przepadł. - Kochanie się na plaży wydaje się być romantyczne - powiedziała. - Romantyczne owszem, ale również niewygodne. Zachichotała, gdy znowu zbliżył się do fortepianu. - Najwidoczniej kręci mnie kochanie się w niewygodnych lokalizacjach. Zaśmiał się i podniósł ją z fortepianu, tuląc jej głowę na swoim silnym ramieniu. Automatycznie objęła rękami jego szyję. Spodziewała się, że postawi ją na ziemi, ale zamiast tego zaniósł ją do kanapy i posadził sobie na kolanach.
- Opowiedz mi o swoich rodzicach - powiedziała. - Podczas gdy trzymam cię nagą w swoich ramionach? - Tak. - Moja mama miała problem z alkoholem i nigdy nie spotkałem swojego ojca. Opowiedz mi o twoich. - Moja mama miała kij w dupsku, a tata upewniła się, że tam był. Widuję się z nimi dwa razy do roku. - Boże Narodzenie i Święto Dziękczynienia? - Boże, nie. Spędzają święta na swojej prywatnej wyspie na Bahamach. Nie ma mowy, abym dobrowolnie dołączyła do ich towarzystwa, podczas gdy mogłabym spędzić czas z ludźmi, będąc wdzięczna za swoje prezenty. Widuję się z ojcem na cały tydzień w kwietniu. Opiniuje wtedy moją sytuację finansową ze swoim doradcą podatkowym. To świetna zabawa. I również świetnie się bawię w ich firmie podczas zjazdu rodzinnego każdego roku w lipcu. Wtedy wszyscy rozmawiają o tym jaki obecnie rządzi polityk i kto ma najdroższy jacht. - Nie mogę tego nawet pojąć. Zachichotała. - Ja też nie. - Czyż nie dorosłaś w tym środowisku? - Nie bardzo. Miałam nauczyciela od gry na fortepianie i różnych nauczycieli, gosposię, która upewniała się, że byłam nakarmiona i czysta, ale głównie miałam siebie. - Musiałaś być naprawdę samotna. Mój dziadek posiada kawałek ziemi za Austin. Mieszkał w jednej przyczepie, a ja z moją mamą w drugiej. Upewniałem się, że mama była nakarmiona i czysta, a dziadek próbował mnie nauczyć jak znaleźć spokój łącząc się z ziemią. Wiele się od niego nauczyłem, zanim zmarł. Był w połowie Comanchem i posiadał wyjątkowy sposób postrzegania rzeczy. Kiedy zmarł, to zostawił wszystko mojej mamie, więc ta zaczęła kupować wódkę z najwyższej półki. Potem, podczas ostatniego roku mojego liceum poznała faceta i zostawiła mnie samego. Miałem osiemnaście lat, więc zdecydowałem, że wolałbym skończyć szkołę w Austin, niż pojechać z nią i Henrym na Florydę. - Zapytała cię, jak się wobec tego czułeś? - Nie, ale miała rację. Wolałem zostać sam. Ale gdy nie dała mi wyboru do podjęcia, to poczułem się niemile widziany i niechciany. Ścisnęła uspokajająco jego ramię. Ona także nigdy nie czuła się chciana. Ale chciała jego i miała nadzieję, że on też jej chciał. - Nigdy się do tego nikomu nie przyznałem - powiedział.- Nawet Owenowi. Kiedy moja mama się wyprowadziła, to obydwoje się zachowywaliśmy, jakby była to wielka impreza. Myślę, że potrzebowałem tego kłamstwa, że cieszyłem się, iż moja mama wyjechała. Owen zazwyczaj widzi samo dobro i udaje, że zło nie istnieje. Dzięki niemu przetrwałem większość
dni. - Myślę, że chciałabym go poznać. Trudno jest znaleźć dobrego optymistę. Zaśmiał się. - Taa, Owen nosi optymizm jak tarczę. - Wiesz kim jest twój ojciec? - Tak. Jednak nigdy go nie poznałem. Skontaktował się ze mną, gdy miałem szesnaście lat. Przysyłał kartki i listy, ale nigdy od niego niczego nie chciałem. Byłem zbyt wściekły na niego za porzucenie mnie. - Nigdy go nie spotkałeś? Ani razu? - Nie. Zginął w wypadku samochodowym, zanim pozwoliłem sobie mu wybaczyć. I wtedy było za późno. Dowiedziałem się o jego śmierci dopiero tydzień po jego pogrzebie. Nie jestem pewien, czy bym poszedł, jeślibym wiedział. - Przykro mi. - Zanim została zdiagnozowana choroba Sary, to był to mój jedyny żal w życiu - powiedział.- Że nie poznałem swojego ojca, kiedy miałem okazję. Kiedy zachorowała Sara, to moja lista żali strasznie wzrosła. - Nie żałujesz poznania jej, prawda? - Nigdy. Żałuję tego, że przez jej ostatnie miesiące nie sprawiłem, żeby czuła się bardziej żywa niż konająca. Żałuję tego, że pozwoliłem jej przekonać siebie, że ten guzek jaki znalazłem w jej piersi to prawdopodobnie było nic. Wiesz, że jeżeli wykryje się raka we wczesnym stadium, to ma się blisko sto procent szans na wyleczenie? Dawn nienawidziła tego, że przyjął na siebie winę. Niby skąd miał wiedzieć co działo się w jej ciele? - Nie znaleźli go wcześnie, prawda? Potrząsnął głowa. - Już miała przerzuty na płuca. W jej rodzinie nie było nawet raka płuc. Nie paliła. Odżywiała się zdrowo i dbała o swoje ciało. Dlaczego się jej to przytrafiło? - To był po prostu przypadek - powiedziała Dawn. - Nie wierzę w przypadki. - Wierzysz w przeznaczenie - powiedziała. Skinął lekko głową. - Więc uważasz, że jej przeznaczeniem było umrzeć w... ile miała lat? - Dwadzieścia cztery. - Jezu - Dawn powiedziała, czując nagle łzy w oczach. Nikt nie powinien umrzeć tak młodo.- Łatwiej czy trudniej ci o tym myśleć, że śmierć była jej przeznaczeniem? - Nie wiem - powiedział.- Tak naprawdę, to wciąż nie mogę uwierzyć, że cierpiała tak bez powodu. Ale chociaż próbowałem racjonalizować jej śmierć, to nie znalazłem żadnego rozsądnego powodu, aby musiała umrzeć w tak
młodym wieku. Dawn nie wierzyła w przeznaczenie czy los. Wierzyła w przypadki. Trudno było jej zrozumieć, do czego zmierzał. W jej głowie, nie było innego powodu dla którego Sara umarła, jak komórki w jej ciele, które z jakiegoś przypadku, z jakiegoś powodu nigdy nie zostały zdiagnozowane i umarła. Wiedziała, że Kellen nie przyjąłby takiego pocieszenia, jeżeli nie znalazłby w tym powodu. A przekonania Dawn nie były ważne. Nie chciała go przekonywać, że ona miała rację a on się mylił. Wszystko, czego dla niego chciała, to żeby znalazł komfort jakiego potrzebował, nawet jeżeli to nie ona miała mu go dać. - Może nie dane ci będzie poznać powodu, dlaczego zmarła tak młodo powiedziała Dawn. - Jestem pewien, że nie jest mi dane nawet tego zrozumieć powiedział.- Ale to nie powstrzymuje mnie od próbowania. Siedzieli w ciszy i Dawn przyłapała się na tym, że brakowało jej dźwięków szalejącej burzy ma zewnątrz. Mogła by jej użyć jako rozproszenie od myśli i była pewna, że te Kellena były równie burzliwe. - Więc z iloma spałaś?- zapytał. A może myślał o jej waginie. - Dlaczego?- zapytała. - Zdajesz się być nieco niedoświadczona. - Naprawdę? - Jesteś wspaniała w tym co robisz - powiedział.- Ta sztuczka z woskiem sprawiła, że byłem gotowy do eksplozji. - Wymyśliłam to na poczekaniu - powiedziała. - Miło. Roześmiała się. - Ale żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, to z czteroma. Włącznie z tobą. Liczysz się, prawda? - Mam nadzieję, że pod koniec tej nocy będę się liczyć podwójnie. To brzmiało obiecująco. Myślał o tym, aby znowu nawiązać z nią intymny kontakt? Tak, proszę. Nigdy nie znała faceta, który doszedłby dwa razy w ciągu jednej nocy, więc jeżeli Kellenowi udałby się i trzeci, to zdecydowanie policzyłaby go podwójnie. - A ty z iloma kobietami się przespałeś?- zapytała. Sprawiedliwie było się podzielić tą samą informacją. I wtedy przypomniała sobie, że był gwiazdą rocka. Pewnie będzie miała atak serca, kiedy wyrzuci z siebie tą astronomiczną liczbę. - Mówimy tu o właściwym seksie, czy zabawianiu się i grze wstępnej? - O właściwym seksie. - Z czterema - powiedział.- Łącznie z tobą. Wgapiła się w niego na jakieś pięć minut i wypaliła: - Kłamca!
- Ja nie nazwałem cię kłamczuchą. Dlaczego uważasz, że nim jestem? - Bo tak. Bo jesteś wspaniałą gwiazdą rocka. Kobiety pewnie na tobie wręcz wiszą. - Taa, ale nie uprawiam z nimi seksu. Uprawiam seks tylko z kobietami, z którymi czuję więź, więc to nie zdarza się zbyt często. Chciał przez to powiedzieć, że czuł z nią więź? - Jednak sporo się zabawiałem - powiedział.- Nie jestem święty. - Więc dlaczego powiedziałeś mi, że byłeś tylko z trzema innymi kobietami? - Bo stawiam pewien nacisk na byciu wewnątrz kobiety. Jest to dla mnie ważne i myślałem, że jest to też ważne dla ciebie. Jeśli nie, to w porządku. Tylko chciałem wiedzieć z jakim rodzajem kobiety przeznaczenie naciska, abym się związał. No i znowu zaczął gadać o tym przeznaczeniu. Nie mogli się po prostu spotkać przez przypadek, mieć kilka wspólnych zainteresowań - głównie muzyką - i że uważali siebie za atrakcyjnych oraz zdecydowali się na to, że nieco przyjemności dobrze zrobi ich nowo odkrytej zgodności? - Opowiedz mi więcej o swoich kochankach - powiedział.- Chcę wiedzieć z kim mam do czynienia. Jej oczy rozszerzyły się. Było to jak tematy tabu w tak wczesnym związku. Ale chwila - był to w ogóle związek? Raczej nie. Ale i tak postanowiła mu powiedzieć. - Straciłam dziewictwo podczas studniówkowej nocy. - Stereotypowo - powiedział z lekkim uśmiechem.- Było dobrze? - Nie. Było dziwnie i bolało i nawet nie lubiłam tego faceta. Nigdy wcześniej nie byłam nawet na randce. Mój tata jakoś namówił jednego z synów swoich kolegów ze studiów, aby zabrał mnie swoją studniówkę, odkąd uczyłam się w domu i przegapiłam całą zabawę. Nikogo tam nie znałam. Byłam społecznie wyobcowana i pozornie naiwna. Dał mi mój pierwszy pocałunek. I ten francuski. Pierwsze ściśnięcie piersi. Pierwszy dotyk poniżej. Pierwszą penetrację. Wszystko podczas jednej nocy. Nie wiedziałam jak go powstrzymać. Chciałam go powstrzymać, ale byłam zbyt wystraszona i zdezorientowana, że w końcu na to pozwoliłam. Dzięki Bogu, że po tamtej nocy już nigdy go nie zobaczyłam. Pewnie bym zwymiotowała, gdybym znowu musiała przebywać w tym samym pomieszczeniu co on - na samą myśl o tamtej nocy wiele lat temu zrobiło się jej niedobrze. - Co za pierdolony sukinsyn - powiedział.- Nie zaliczaj tego jednego, Dawn. To nazywa się gwałtem. Pokręciła głową. - Z wyjątkiem tego, że nigdy nie powiedziałam mu nie. Tylko o tym myślałam. I myślałam. I myślałam. Ale nigdy nie powiedziałam. - Jeżeli tego nie chciałaś, to był to gwałt. Miałem wiele kobiet, które nie przyjmowały odmowy. Nigdy nie postępuje to z właściwym współżyciem, ale
samo dotykanie gdy nie chcesz być dotykanym nie jest właściwie. Denerwuje mnie to za każdym razem, kiedy tak się dzieje. Dawn ścisnął się żołądek. - Ale ja dotknęłam ciebie, kiedy nie chciałeś być dotykany. Przepraszam, jeśli cię zdenerwowałam - nawet nie pomyślała, że przez jej silne podrywanie, Kellen mógł poczuć się tak samo, jak czuła się za sprawą Jonathana Kingsleya. Jak wspaniałomyślnie z jej strony. Zaśmiał się. - Żartujesz sobie? Jedynie co mnie zdenerwowało, to to, że czułem gorąco i żądzę. Chciałem, żebyś dotknęła mnie tak bardzo, iż myślałem, że rozedrę te bokserki swoim wzwodem. Jest różnica między niechęcią a odrzuceniem. Ten dupek skradł ci coś, czego nie miał prawa brać. Niewiele osób wiedziało co się stało podczas balowej nocy. Przecież nie było tak, że mogła o tym powiedzieć swoim rodzicom. Nie miała bliskich przyjaciół aż do studiów, a ci uważali, że stracenie cnoty w taki sposób było zabawne, ponieważ zazwyczaj opowiadała to w zabawny sposób. Nie wiedziała dlaczego odkryła swoje prawdziwe uczucia i powiedziała o nich Kellenowi. I jak Kellen ją zrozumiał, przez co poczuła się lepiej. - Wiesz, to nie była twoja wina - dodał i delikatnie potarł knykciami jej gołe ramię. Kellen miał rację - to nie była jej wina. Ale przez długi czas obwiniała się za to, że nie wiedziała co zrobić albo jak go powstrzymać. Nigdy nie przyszło jej do głowy, aby obwiniać Jonathana Kingsleya. - Mam nadzieję, że pozostała dwójka traktowała cię dobrze - powiedział Kellen.- Nie chcę słuchać o tym, jak zranił cię inny dupek. - Nie. Był tylko ten jeden dupek. Moim drugim kochankiem był mój długoletni chłopak. Chodziliśmy ze sobą przez miesiące, gdy wreszcie postanowiliśmy się ze sobą przespać. Michael miał jeszcze mniejsze doświadczenie niż ja, ale gdy już staliśmy się dla siebie intymni, to czerpaliśmy wiele zabawy z przyjemności. Zerwaliśmy po studiach. On chciał wyjechał do Chin i uczyć angielskiego. Ja powiedziałam mu, aby bawił się beze mnie. - Nie chciałaś pojechać z nim? - Nasz związek się zestarzał. Odkochałam się, ale jako że nigdy nie zrobił niczego złego, to nie wiedziałam jak z nim zerwać. Jak kończy się związki, bo są po prostu nudne? Jego wyjazd do Chin wreszcie dał mi wymówkę na którą czekałam. - Aww, nie chciałaś zranić jego uczuć, prawda? Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś taka miła. - Miła? Byłam wycieraczką. Ale to był koniec moich dni bycia wycieraczką. Po studiach umawiałam się z kilkoma facetami, ale byłam tak pochłonięta swoją muzyka, że nic z tego nie rozwinęło się w związek i skończyło się, że przespałam się z jednym z nich. To było kilka lat temu.
- Cóż, to wyjaśnia dlaczego tak szybko wskoczyłaś mi do łózka. Byliśmy bardziej napaleni niż wiadro ropuch pustynnych. Jego poczucie humoru stale ją zaskakiwało. Najpierw zdawał się być poważny i głęboki, a potem wyskakiwał z czymś takim. - Mogę tolerować napalenie - powiedziała.- Sądzę, że wskoczyłam ci do łóżka - a raczej na fortepian - bo jesteś najseksowniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek spotkałam. Zwykle jestem ekspertką w kontrolowaniu swoich erotycznych potrzeb. Byłam nazywana lodową księżniczką i zimną suką więcej niż raz po trzeciej randce, czwartej randce i piątej randce bez żadnej akcji. - Sprzeczałbym się. Nie doświadczyłem żadnego lodu ani zimna. - Tylko księżniczkę i sukę. - Ani tego. Jeśli miałbym cię opisać, to powiedziałbym, że jesteś gorąca, utalentowana, seksowna i... napalona. - Dostałeś przynajmniej jedną z tych rzeczy. Przesunęła się tak, że usiadła okrakiem na jego udach. Czy zauważyła, że jej szeroko otwarte krocze idealnie dopasowało się do jego kutasa? Oczywiście, że tak. I zamierzała wkrótce coś z tym zrobić, ale najpierw... - Twoja kolej - powiedziała.- Opowiedz mi o swoich trzech kochankach. Milczał przez dłuższą chwilę. Boże miała nadzieję, że nie myślał znowu o niej. Ależ oczywiście, że myślał. Przecież Dawn wyraźnie o nią zapytała. Głupia Dawn. Naprawdę głupia. - Najpierw była Jennifer, potem Becca, a o Sarze już opowiedziałem powiedział.- Więc studiowałaś muzykę? Jak było? Uczyłem się grać na gitarze, ale nigdy nie studiowałem teorii. - Co?- wypaliła.- To nie sprawiedliwe. Ale jeżeli nie chcesz powiedzieć, to sama coś wymyśle. Więc Jennifer była twoją ukochaną z podstawówki, ale przeprowadziła się zanim przeszedłeś okres dojrzewania. Kiedy wróciła kilka lat później, to urosły jej cycki i... Zakrył jej usta jednym palcem. - Nic w takim romantycznym stylu. Jennifer była moją pierwszą fanką. Obydwoje byliśmy w liceum, ale była ode mnie starsza o rok. Przychodziła na każde próby zespołu. Patrzyła i tańczyła, dopingowała i ubierała się kompletnie w nic, co karmiło moje ego. Więc ją przeleciałem. I jeszcze bardziej dokarmiła mojego ego. Więc znowu ją bzyknąłem. I tak dalej. Jakieś trzy razy na dzień. W końcu zdecydowała się, że bardziej odpowiadali jej perkusiści. - Zdradziła cię? Skinął głową. - Cóż, do bani. Kochałeś ją? - Lubiłem ją. Bardzo. Jaki siedemnastolatek nie lubił się pieprzyć trzy razy dziennie. Byłem młody i napalony i musiałem podbudować swoje ego. Nie wyrządziła żadnej długotrwałej krzywdy, kiedy przerzuciła się na innych
członków zespołu, ale patrzenie na nią ze Snake'iem było dziwne. Nie tak dziwne jak wtedy, kiedy William Pierce nagle zaczął nalegać, aby każdy nazywał go Snake'iem, ale owszem, nieco dziwne. - Więc nie skończyło się tak źle. A co z Beccą? - Jeżeli kiedykolwiek spotkasz Owena, to nie możesz mu powiedzieć, że się z nią przespałem? - Dlaczego? - Bo była jego jedyną. Albo tak myślał w tamtym czasie. - Przespałeś się z dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela? - O nie. Nigdy z nim nie chodziła. Sądził, że ją kochał, a ona dała mu kosza. Jednak nie odrzuciła mnie. Nawet nie jestem pewien dlaczego się z nią przespałem. Tak naprawdę, to nie podobała mi się tak bardzo. Podrywała mnie i tak jakby samo się to stało. Dawn prychnęła. Taa, to zdecydowanie brzmiało jak rozumowanie chłopca. Po prostu się stało. - Przestań - Kellen ścisnął ją, aż zachichotała.- Przespanie się z nią nie było nawet warte orgazmu. Przez lata, za każdym razem gdy patrzyłem na Owena, to myślałem o tym jak przespałem się z Beccą i mnie to obrzydzało. Po seksie z nią postanowiłem, że będę sypiać tylko z kobietami, z którymi czułbym więź. Seks ze względu na seks nie był niczego wart. - Ale później przespałeś się tylko z Sarą. - Tak. I z tobą. Dawn usiadła prosto na jego udach, próbując odczytać wyraz jego twarzy, ale nie było wystarczająco dużo światła po tej stronie pokoju, aby odgadnąć jak się z tym czuł. - Nie jestem pewna, czy jestem gotowa, aby to usłyszeć. - Więc nie słuchaj. Jestem nieco zmęczony. Wiele mówię o rzeczach, o których lepiej nie mówić, kiedy jestem pijany lub zmęczony. - Chcesz pójść spać? - Nie - pogładził jej włosy.- Chcę spędzić więcej czasu z tobą. - To wspaniale - powiedziała.- Ja też chcę spędzić z tobą więcej czasu, ale możemy porozmawiać o czymś bardziej powierzchownym? Czuję się nieco... przytłoczona. To wiele ciężkich informacji jak na pierwszą randkę. Zachichotał. - Masz rację. Powinniśmy zostawić nieco ciężkiej artylerii na drugą randkę. Drugą randkę? Tak! - Co powiesz na to, abyśmy zostawili to całe gadanie na drugą randkę, a spędzili resztę tej pierwszej na zadowoleniu twojej cipki? Roześmiała, po prostu dlatego, że jego propozycja naprawdę ją uszczęśliwiła. Chętnie by się zgodziła na to, aby przez resztę nocy nie robili niczego innego, jak zadowalali jej cipkę. - Myślę, że też powinnam zadowolić twojego penisa - powiedziała.
- Najpierw panie. Pisnęła w zaskoczeniu, kiedy chwycił ją w talii i zaczął unosić nad swoją głowę. - Połóż nogi na oparciu kanapy - poinstruował ją. Ledwie co widziała oparcie kanapy. - Dlaczego? - Bo nie sądzę, bym utrzymać cię przy ustach w takiej pozycji dłużej, niż dwadzieścia sekund - odchylił głowę, by musnąć jej szparkę swoim językiem.A potrzeba mi przynajmniej dwudziestu minut. Czując całkowity brak równowagi, przerzuciła jedną nogę przez jego ramię a drugą przez oparcie kanapy, a następnie drugą, tak że jego głowa znajdowała się między jej nogami. - A teraz odchyl się. Uczepiła się jego głowy niczym wystraszony kociak. - Spadnę. - Mam cię Wciąż nie czuła się bezpiecznie, ponieważ nie była pewna czego się spodziewać po tak słabo oświetlonym pokoju, ale zaufała mu, więc puściła się i ostrożnie odchyliła do tyłu. Pomógł jej utrzymać jej ciężar, kładąc jedną dłoń na jej brzuchu a drugą pod jej plecami, aż znalazła się praktycznie do góry nogami z głową między jego kolanami., jej włosy zaś ocierały się o jego łydki i podłogę. Drogi Boże, jej nogi były zgięte za oparciem kanapy, a Kellen siedział pod nią z twarzą między jej udami dłońmi ściskającymi jej tyłeczek. W co do diabła się wpakowała? Czuja się jak jakaś zboczona akrobatka. - Idealnie - powiedział.- Daj mi znać, kiedy zakręci ci się w głowie. Już miała zawroty, ale gdy jego usta uczepiły się jej cipki, a jego silne dłonie wbiły się w jej pośladki, aby utrzymać ją przy swojej twarzy, to mogła się skupić tylko na rozkoszy między swoimi drżącymi udami. Gwałtowne liźnięcia jego języka na jej łechtaczce sprawiły, że doszła zbyt szybko i praktycznie była naburmuszona, kiedy jej tyłeczek zsunął się po jego brzuchu, aby znowu mogła się wyprostować. - Jesteś w tym raki dobry - powiedziała.- Ledwie miałam czas zorientować się, gdzie był twój język, zanim doszłam. - Wiele ćwiczyłem. Ale nie na Sarze, ponieważ Dawn przypomniała sobie, że Kellen powiedział, iż Sara nie przepadała za oralem. Dawn zaczęła kwestionować poczytalność tej dziewczyny. - Na kim?- zapytała, żałując, że nie mogła zassać słów z powrotem, gdy tylko wybuchnęły z jej ust. Szczerze mówiąc, to nie chciała wiedzieć ile kobiet obrócił do góry nogami na swoim ciele, aby mógł wygodnie lizać je do orgazmu. - Głównie na kobietach, które związałem z Owenem. Jednak nie robiliśmy tego od miesięcy.
- Dlaczego nie?- och, zamknij się, Dawn. Po prostu się zamknij. Na samą myśl o Kellenie, który wiązał kobiety i pieścił je ustami, to ścisnął się jej brzuch, kiedy nie powinna czuć zazdrości wobec kobiet, które były przed nią. - Owen dał mi wymowny prezent świąteczny. Może za bardzo wymowny. Przypominał mi o Sarze. Zadawał pytanie, co robiłem. Więc przestałem to robić. - Co ci dał? - Skórzaną bransoletę na nadgarstek. Dotknęła skórzanej obręczy wokół jego prawego nadgarstka. - Nie tą - powiedział, łapiąc ją za dłoń i obracając ją w luźnej pięści, aby przytrzymać ją przy znoszonej skórze.- Mam ją odkąd zacząłem grać na gitarze. To pewien rodzaj mojego amuletu. Owen dał mi bransoletę na drugi nadgarstek. Byłem na plaży próbując się jej pozbyć, kiedy nadciągnęła burza. - Próbowałeś się jej pozbyć? - Taa, pożegnać się z Sarą i wyrzucić bransoletę do oceanu. Po kilku minutach znowu do mnie przypłynęła. Przeznaczenie znowu weszło w grę. Nie sądzę, aby była gotowa, aby już dać mi odejść. A potem usłyszałem twoją piosenkę i... nie jestem pewien co mnie opętało, aby przyjść do twoich drzwi. Było tak, jakbym po prostu nie mógł trzymać się z daleka. - Och, to zdecydowanie przeznaczenie - powiedziała z uśmiechem. Może nie dawało to postępu, gdy stwierdziła, że to jego wierzenia go tu przyciągnęły. A może to przez przeznaczenie wylądował w jej progu. Nie miała wszystkich odpowiedzi. Czasami zastanawiała się, czy miała jakieś. - Jestem pewien, że tak było - powiedział.- Nie jestem pewien co powinienem teraz zrobić. Bycie z tobą zdaje się być właściwe, no chyba że myślę o Sarze. A wtedy czuję, że to bardzo niewłaściwe. Dawn przesunęła się tak, że była do niego twarzą. Znowu usiadła okrakiem na jego udach i wzięła jego twarz w dłonie. Widziała tylko blask jego ciemne oczy w świetle świecy. - W takim razie o niej nie myśl - powiedziała.- Pomyśl o mnie. Pocałowała go głęboko, odsuwając się, kiedy zacisnął dłonie na jej biodrach, a jego pocałunek stał się rozpaczliwy. Oderwała od niego usta. - Kto cię całuje, Kellen? - Ty. - Powiedz moje imię. - Dawn. Całuje mnie Dawn. Pochyliła głowę i pocałowała go w szyję, skubiąc zębami i ssąc mięśnie na jego gardle. Jęknął. - Kto sprawia, że jęczysz, Kellen?- szepnęła mu do ucha. - Dawn - powiedział bez tchu.- Dawn również sprawia, że mrowi mnie po kręgosłupie i drży mi brzuch. - Czy to przez Dawn stwardniał ci kutas?
- Tak. - To dobrze - pocałowała jego pierś i potarła jego skórę obiema dłońmi. Spodobało się jej podekscytowanie w jego oddechu, tak samo jak uczucie jego skóry pod dłońmi.- Kto cię doczeka, Kellen? - Dawn. Zsunęła się na podłogę między jego udami i w ciemność, zanim złapała jego gruby wał w obie dłonie. - Kto ci obciągnie? - Co? Nakierowała jego penisa w swoje usta i potarła jego brzeg wargami, zanim rozciągnęła mocno zęby. - Dawn - jęknął. Ssała, gdy zaczęła poruszać głową, biorąc go coraz głębiej. Uwielbiała sposób w jaki nucił jej imię pod nosem. Nieoczekiwanie zacisnął pięści na jej włosach i powstrzymał jej ruchy. Wysunął się z jej ust i spojrzała na niego pytająco, przeklinając ciemność, gdyż w ogóle nie mogła zobaczyć jego twarzy. Zrobiła coś nie tak? – Gdzie jest twoja sypialnia?- zapytał. – N-n-na górze. Pomógł jej wstać. - Dlaczego mnie powstrzymałeś?- zapytała. Jej niedoświadczenie znowu dało o sobie znać? Zdawało się, że sprawiała mu przyjemność, ale mogła go źle zrozumieć. - Byłem niemal w punkcie bez odwrotu. - Właśnie o to mi chodziło - powiedziała. - Ale chcę, aby ten raz trwał. Zmieniłaś zdanie co do tego, aby chcieć mnie w swoim łóżku? - Zostaniesz na noc?- zapytała Dawn. Chętnie by się obudziła obok Kellena i patrzyła jak śpi. Chciała zobaczyć jego brązową skórę skąpaną w porannym słońcu. Nie żeby nie wyglądał spektakularnie w blasku świec, ale tonął w ciemności zbyt długo i nadeszła pora aby światło oświetliło go po raz kolejny. - To zależy - powiedział, gładząc jej nagie ramiona dotykiem lekkim jak piórko. - Od czego? - Czy będę się w stanie poruszać po tym, jak skończę się z tobą kochać. Jej ciało zalała fala ciepła. Nigdy nie miała mężczyzny, do którego czuła takie pożądanie. - A biorąc pod uwagę te wszystkie rzeczy, jakie chcę tobie zrobić i z tobą - powiedział, a jego twarz w większości była ukryta przez cień, kiedy się pochylił.- ... to nie sądzę, abym był w stanie wyjść, chyba że zadzwonisz po nosze. Chwycił ją za dłoń i poprowadził do fortepianu, aby wziąć drugą
prezerwatywę, którą przyniosła z torebki i podał jej ostatnią zapaloną świecę. Wykorzystując ograniczone oświetlenie, aby znaleźć drogę, Dawn ruszyła do schodów, które prowadziły do jej sypialni. Kellen wszedł po schodach za nią. Od czasu do czasu jego palce musnęły jej palce, ramię, lub jej pośladki. Wiedziała, że patrzył na nią, przy czym chciała uciec na górę i wskoczyć do łóżka, to jednak szła powoli, kusząc go aby poszedł za nią, zwiększając swoje oczekiwania i miała nadzieję, że jego także. Na szczycie schodów skręciła i podeszła wzdłuż długiej poręczy, która już nie była udekorowana żartobliwym wiankiem z muszelkami, które wisiały z niebieskiej i jasnej linii. Na progu sypialni, zatrzymała się i spojrzała za siebie, aby się upewnić czy Kellen wciąż za nią szedł. Poruszał się cicho jak kot i nie dotknął jej od czasu gdy weszli na górę. Zatrzymał się kilka kroków z nią i po prostu patrzył. Zmienił zdanie? Spróbowałaby go zrozumieć, jeśli by tak było, ale cholera, chciała aby położył się obok niej w jej wielkim, wygodnym łóżku. - Co robisz?- spytała. - Patrzę na ciebie - powiedział, gdy szybko do niej podszedł. Pozwoliła swojemu spojrzeniu powędrować w górę jego długich, muskularnych nóg. Seksowne V na jego kościach biodrowych przyciągnęło jej uwagę do jego kutasa, który stał sztywno przed nim. Był taki twarzy, że aż widziała żyłki pod powierzchnią jego ciemnej skóry. Zmusiła się, aby spojrzeć w górę. Jego napięte mięśnie brzucha aż prosiły się o ugryzienie. Zacisnęła dłoń na myśl o badaniu kontur jego twardego torsu. Nie uniosła wzroku wyżej niż na dwie wypukłości u nasady jego gardła. Złapała go za nadgarstek i pociągnęła w stronę łóżka. Jutro będzie patrzeć. Przez resztę nocy chciała go po prostu poczuć. Postawiła świeczkę na szafce nocnej i pozwoliła swoim dłoniom na dotknięcie go. Wszędzie. Szybko się zniecierpliwił i posadził ją na łóżku królewskich rozmiarów, aby mógł rozsypać pocałunki po jej piersiach. - Nie mam pojęcia co takiego jest w tych piegach, że są takie seksowne - powiedział, ocierając wargami i językiem po jej nakrapianej skórze, jakby był zdeterminowany aby zebrać maleńkie plamki do ust. - Zawsze ich nienawidziłam - przyznała. Nie opalała się. Na słońcu zbierała więcej kropek i jeszcze więcej, ale nigdy na tyle, aby pokryły ją całą. Zazdrościła Kellenowi jego ciemniejszy odcień skóry. - Są piękne - powiedział.- Co do jednej z nich. Odkrył jej piersi, gdy całował jej piegi. Jego wargi ocierały się o nią w pocałunkach lekkich jak trzepot skrzydełek motylka wokół jej sutka, dopóki nie wygięła się w rozkoszy, na co musnął językiem jej twardą końcówkę. Wyjęczała jego imię i wplotła palce w jego długie, jedwabne włosy. Uwolniła gęstą masę z gumki na jego karku i ta rozsypiała się wokół jego twarzy, aby pieścić jej skórę, gdy zadowalał jej piersi. Nigdy nie uważała, żeby długie włosy u mężczyzny były atrakcyjnie, ale Kellenowi pasowały. A
gdy pocałował drogę w dół jej żeber, łaskocząc jej skórę, to również to zadziałało. Zaczął skubać skórę wokół jej pępka i przesunął się niżej. Niżej. Znowu zamierzał ją tam pocałować? Było tak, jakby nie mógł się trzymać z daleka. Skubnął zębami jej łono, a jego gorący oddech znalazł się miedzy jej udami, zaś jego cudowne włosy opadły na jego brzuch. Rozsunęła dla niego nogi na co jęknął. - Pachniesz tak seksownie - mruknął. Jego język przesunął się do jej szparki i musnął jej opuchniętą łechtaczkę. Jęknęła, gdy rozkosz strzeliła po wewnętrznej stronie jej ud, w górę jej kręgosłupa, a to wszystko przez jej cipkę i coś jeszcze głębszego w niej. - Tak seksownie - powiedział.- A kiedy cię tu liże... - jego język potarł jej łechtaczkę.- To staje się jeszcze seksowniejszy. - Śmiało, uczyń go takim seksownym jak tylko chcesz - powiedziała. Zaśmiał się. - Nie chcę stać się nudny, gdy będę w kółko degustował twój smak. - Och, zaufaj mi. W ogóle się nie nudzę. I wątpiła, aby kiedykolwiek się znudziła tym w jaki sposób jego usta poruszały się po jej łechtaczce, jej wargach, otwarciu. Bezwiednie zakołysała biodrami, kiedy szybko doprowadził ją na szczyt pożądania. Wsunął w nią palce, gdy doszła. Znowu. Już przestała liczyć ile razy usta tego mężczyzny wysłały ją do nirwany. Chwyciła się narzuty pod nią, gdy zadrżała w orgazmie. W chwili w której jego usta odsunęły się od jej łechtaczki i musnęły wnętrze jej uda, to już drżała niekontrolowanie. Jej nogi zmieniły się w galaretkę. Pocałował swoją drogę w górę jej ciała. Jego palce, wciąż głęboko w niej, zaczęły się poruszać. Rozpoznała rytmiczny wzrost i spadek tempa, jak w rytmie morza i jej piosenki. Possał jej sutek, gdy jego palce doprowadzały ją do szczytu. Jeszcze nie doszła do siebie po ostatnim orgazmie, a już kręciła się w ekstazie i prosiła o więcej. Jego kciuk musnął jej łechtaczkę. Jęknęła w udręce; jej ciało nie wiedziało jak znowu znaleźć szczyt. Nieznośne uczucie niemal złapało ją w swoje szpony i nie chciało puścić. Kellen przesunął usta na jej drugą pierś, jego palce wciąż pogrążały się w jej ciele w tym samym szalonym rytmie. Jednej palec musnął jej tylne wejście i zadyszała w zaskoczeniu. Jego kciuk znowu zaczął pieścić jej łechtaczkę. Słyszała jak mokra była, podczas gdy on dalej wpychał palce w jej ciało. - Nie mogę już więcej - powiedziała. Ugryzł jej sutek i poderwała biodra z łóżka. - Równie dobrze możesz przestać z tym walczyć, bo nie zamierzam przestać dopóki nie dojdziesz. - Nie mogę - krzyknęła.
- Och, możesz. Possał jej sutek tak mocno, że poczuła pociągnięcie w swoim łonie, a potem te jego demoniczne usta zaczęły pieścić ją w dół jej ciała. Rozsiał na jej łonie maleńkie ugryzienia. Doprowadzało go to do szaleństwa, ale nie było to nawet w przybliżeniu tak dobre lub ekscytujące, jak niezachwiany ruch jego palców, który zatapiał się i wycofywał, zatapiał i wycofywał. Wyprostowała się przy jego dłoni, potrzebując dojść tak bardzo, chcąc dojść, ale nie mogła. Balansowała na krawędzi wieczności. - Powinienem był się domyślić, że będziesz taka uparta - powiedział Kellen. - Staram się. - Właśnie w tym tkwi problem, kochanie. Starasz się. Po prostu czuj, Dawn. Poczuj mój rytm. Nasz rytm. Słyszysz go? Usłyszała dźwięk poruszającego się ciała we wnętrzu jej śliskiego. Skrzypienie łóżka. Jego i jej oddech. Walenie fal za oknem. Słyszała nawet jak własny puls walił jej w uszach, jeżeli skoncentrowała się wystarczająco. Znowu położył usta na jej łonie i zanucił jej melodię. Wybuchnęła w supernowie. Jej środek zacisnął się, gdy fale ekstazy przelały się przez jej ciało. Płyny trysnęły z jej zaciskającej się cipki. Oszołomiona, uniosła głowę i wgapiła się w Kellena, ale rozkosz była zbyt intensywna, więc opuściła głowę z powrotem na łóżko i zamknęła mocno oczy, gdy fale rozkoszy wciąż się o nią roztrzaskiwały. - Kurwa, tak - Kellen powiedział w seksownym warknięciu. Jego palce wysunęły się z jej ciała, aby mógł zlizać jej płynące soki niczym wygłodniały człowiek. Nie była pewna, kiedy skończył pieścić jej cipkę, albo kiedy przewrócił ją na brzuch. Wciąż dochodziła do sobie po tym piekle jakie właśnie się stało, gdy poczuła jego silne dłonie, które masowały jej pośladki. Za każdym razem zsuwał je, aż zabolała ją druga dziurka, aż ocierała się cipką o materac pod sobą, chcąc go więcej. Jak w ogóle mogła chcieć więcej? Przesunął się tak, że pochylił się nad jej plecami. Potarł główką swojego kutasa o jej szparkę. Napięła się pod nim. Chciała go mieć w środku. - Lubisz w tyłeczek, Dawn?- szepnął. Jej serce przeszył dreszcz niepokoju zmieszanego z podnieceniem. Nigdy wcześniej tego nie zrobiła. - Nie wiem. - Cóż, kiedyś będziemy musieli się dowiedzieć - powiedział, biorąc ją od tyłu, wypełniając jej obolałą cipką dziesięciu calowym, twardym jak kamień kutasem. - O Boże - krzyknęła. Chwycił ją za biodra i podniósł lekko jej brzuch z łóżka. Jej nogi były za mocno rozsunięte, aby mogła oprzeć się na kolanach, a gdy spróbowała, to
przycisnął jej pierś w dół z dłonią na środku jej pleców. - Zostań tam, gdzie cię położyłem - powiedział. Poczuła lekki gniew, ale szybko zgasł, gdy zaczął się poruszać. Pieprzył ją tak mocno, że nie miała innego wyboru jak i pieprzyć jego. Rozkoszowała się pełnią, tarciem, lekkim bólem, wybuchem rozkoszy. Boże, był głęboko. Tak głęboko. - Lubisz być pieprzona, gdy jesteś twarzą do tyłu, Dawn?- powiedział. - Tak. Tak! Znowu dojdę. Kellen. Nie mówiła tego tylko po to, aby go pobudzić. Gdy chwycił ją kolejny zadziwiająco mocny orgazm, to przylgnęła do pościeli, rozchyliła usta, odkąd nie mogła złapać wystarczająco dużo powietrza, gdy dyszała. Jego uderzenia gwałtownie się zmniejszyły. Podejrzewała, że też musiał znaleźć szczyt, ale szybko się przekonała, że po prostu zmieniał rytm. Przesunął palcami po pocie, który zebrał się w dolnej części jej pleców. - Muszę ci teraz spojrzeć w oczy - powiedział. Jego usta musnęły jej plecy i wysunął się. Złapała powietrze, wciąż nie mogąc złapać normalnego oddechu. Nie miała siły, aby mu pomóc przewrócić ją na bok. - Wszystko w porządku? - Tylko... muszę... złapać... oddech. - Lubię, gdy brak ci tchu. - Zaraz zemdleję. - Tym razem zwolnię. Obiecuję. Znowu w niej był. Brał ją powoli. Głęboko. Kręcił biodrami, aby wsunąć się jeszcze głębiej. Było tak dobrze. Tak właściwie. Tak, Kellen. Właśnie tak. Idealnie. Przez cały czas patrzył jej w oczy; gdy świeczka zgasła i skąpała ich ciemność, to pozwolił sobie wreszcie dojść.
Rozdział 9
Kellen przewrócił się, przeklinając promienie słońca, które padały bezpośrednio na jego twarz. Sięgnął po poduszkę, aby ukryć pod nią głowa, ale zamiast tego jego dłoń natrafiła na ciepłe ciało. Uśmiechnął się i pozwoli palcom na przyjemność gładzenia gładkiej skóry wzdłuż ramion Dawn. Nie mógł stwierdzić, czy była świadoma jego dotyku. Jej ciche chrapanie ani na chwili nie wybiło ze swego rytmu i nie drgnęła, kiedy przysunął się bliżej i pocałował ją w smukłe ramię. Jej ciało było całkowicie luźne, a jej mina nieświadoma. Wykończyłem ją, pomyślał z dumą. Nieprędko o nim zapomni. Przyglądał się jej we śnie, zastanawiając się jak rozwinie się ten dzień. Niebawem będzie musiał wyjechać, aby dotrzeć do Beaumont na czas na koncert Sole Regret tego wieczoru. Może Dawn pojechałaby z nim. Wiedział, że musiała dokończyć spisanie piosenki jaką skomponowała w nocy, aby zdążyć na wyznaczony termin, ale miał nadzieję, że zdążyłaby dotrzeć na koncert. Jeśli nie, to jutrzejszej nocy grali w Nowym Orleanie, a przed drugim koncertem w Nowym Orleanie mieli kilka dni wolnych. Z pewnością mogliby znaleźć czas, aby go spędzić razem, zanim wyjechaliby na północny wschód w kolejną część trasy. Teraz, kiedy ją znalazł, nie chciał spędzić ani chwili z dala od niej. Nie był pewien, czy czuła to samo, ale musiał dać temu szanse, aby się przekonać. Nie czuł czegoś takiego do kobiety odkąd... cóż, nigdy. I nie zamierzał już porównywać Dawn do Sary. Nie było to fair dla nich obu. Kellen usiadł, przetarł zaspane oczy i przeczesał palcami swoje potargane włosy. Wstał z łóżka i przeciągnął plecy, które były nieco obolałe od kochania się z Dawn przez godziny, ale czuł się bardziej zrelaksowany,
bardziej swobodny niż czuł się od lat. Pochylił się nad łóżkiem, aby z wdzięcznością pocałować Dawn w kącik ust. Kiedy zatrzepotały jej tylko powieki, to postanowił wziąć szybki prysznic. Gdy już był czysty i pobudzony, to znowu spostrzegł, że znalazł się przy łóżku Dawn. Nigdy nie spotkał kogoś, kto by spał tak głośno. Nie chciał jej przeszkadzać, ale chciał ją obudzić. Chciał dostrzec zadziorną iskierkę w jej piwnych oczach i ciepło jej uśmiechu. Nie miałby niczego przeciwko, aby na kilka godzin zatracić się w jej ramionach, zanim musiałby wyjść. - Dawn - szepnął blisko jej ucha.- Już jest ranek. Jęknęła cicho, chwyciła za poduszkę i w proteście przycisnęła ją do głowy. - Wstaniesz niebawem? - Kawa - pomyślał, że właśnie to wymamrotała spod poduszki. A może po prostu na niego zawarczała. Nie była rannym ptaszkiem. Tylko nienaturalnie szczęśliwi ludzie, tacy jak Owen, wstawali rano. Kellen zastanawiał się, co by Owen powiedział o przebudzeniu Kellena. Owen pewnie zachwyciłby się tylko tą częścią, że w Kellen uprawiał seks tej nocy. Co było ważne i nie mógł temu zaprzeczać. Ale były też ważniejsze rzeczy, niż jego odstęp od abstynencji. I musiał za to podziękować Dawn. Faktycznie coś ich do siebie przyciągnęło. Jakaś wyższa moc lub siła z zewnątrz. Jak inaczej znalazłby dokładnie taką osobę jaką potrzebował, we właściwym czasie i dokładnie odpowiednim miejscu? A może wyobrażał sobie zbyt wiele. W niczym innym jak samym ręczniku, Kellen zszedł na dół aby zrobić Dawn kubek kawy. Może mógłby ją udobruchać kofeina. Podczas gdy była piękna podczas snu, to wolał patrzeć na nią w ruchu. A może zostawi kubek kawy na później i obudzi ją delikatnymi pocałunkami między udami. Zdawało się, że cieszyła się z jego zainteresowania tamtym miejscem i jemu też to sprawiało radość. Ta kobieta mogłaby na stałe siedzieć mu na twarzy, przy czym umarłby jako szczęśliwy człowiek. Uśmiechnął się przebiegle na samo wspomnienie jej słodkiego, uzależniającego smaku. To było prawdziwe śniadanie dla mistrzów. Otworzył szafkę, szukając kubka. Znalazł szafkę pełną świeżo upieczonego chleba - tak odstresowała się Dawn. Rany. Naprawdę miała ciężkie chwile ze swoją twórczą blokadą. Było tam wystarczająco dużo chleba, aby wykarmić cały stadion. Kellen otworzył drugą szafkę i znalazł to czego szukał. Z kubkiem w dłoni, zanucił pod nosem zmysłową melodie Dawn. Zdumiony tym jak po burzy pogoda się uspokoiła, wyjrzał przez okno. Kubek wpadł do zlewu, rozbijając się od uderzenia. Obok błyszczał żółty domek letniskowy Sary w porannych promieniach słońca. Kellen zamknął oczy i cofnął się. Nie patrz na niego, powiedział sobie. Odwrócił się. Boże, trząsł się. Otworzył oczy i pierwszą rzeczą jaką zobaczył, to jego zmięte dżinsy na barze śniadaniowym. Bransoleta Sary nie była już w
kieszeni. Wysunęła się na pełny widok. O Boże, co on zrobił? Kellenowi gwałtownie ścisnął się żołądek, a jego tętno przyspieszyło. - Przepraszam - szepnął, patrząc na skórzaną bransoletę, jakby ta oskarżyła go o przestępstwo jakie popełnił. Ściany zaczęły się zamykać. Musiał wyjść. Musiał błagać Sarę o wybaczenie. Musiał odpokutować za swoje grzechy popełnione przeciw pamięci o niej. Musiał zrezygnować z Dawn. Nie zasługiwała na to, aby związać się z kimś takim jak on - mężczyzną, który nie mógł przeżyć pojedynczego dnia od bycia sparaliżowanym przez poczucie winy i przeszłość. Dawn zasługiwała na to, aby być pierwszą. A on nigdy nie będzie w stanie jej tego dać. Wskoczył w swoje dżinsy, które wciąż były lekko wilgotne i zimne na jego skórze. Wcisnął bransoletę z powrotem do kieszeni, żałując, że nie mógł wyrzucić tej przeklętej rzeczy do śmietnika, ale wiedział, że jeśli by to zrobił, to grzebałby w kubkach po kawie i skórkach po bananie, aby ją odzyskać. Z jakiego niewytłumaczalnego powodu potrzebował tej tortury. Dlaczego nie pozwolił sobie na bycie szczęśliwym dłużej, niż tylko na jedną noc? Kellen wiedział, że nie mógł wypaść drzwi bez żadnego wyjaśnienia. Dawn pomyślałaby, że stało mu się coś gorszego, niż tylko bycie popieprzonym w głowie, aby wziąć co tak hojnie mu oferowała. Musiał zostawić jej wiadomość. Coś krótkiego i na temat. Nie było sensu, aby przeciągać potrzebne pożegnanie. Podszedł do fortepianu, gdzie wiedział że znajdzie papier i ołówek. Znalazł także jej sukienkę, kawałki lin i resztki świec. Nie pozwolił sobie myśleć o tym, co wydarzyło się w nocy. Nie o tym, jak wyglądała Dawn, kiedy zapalił pierwszą świeczkę, aby zobaczyć ją związaną i piękną. Nie o tym, jak go otaczała, gdy zanurzył się w niej po raz pierwszy. Nie pozwolił sobie dotknąć klawiszy fortepianu, które stworzyły melodię, która była zdolna do dania mu wolności przez tych kilka krótkich godzin. Poszedł prosto do pustej kartki i pospiesznie napisał wiadomość. Droga Dawn, Dziękuję ci za rozrywający wieczór. Musiałem wyjść wcześniej. Życzę ci powodzenia z piosenką. Widzę Oskara w twojej przyszłości. Przykro mi, że między nami nie wyszło. Dbaj o siebie. Kelly Skrzywił się, kiedy w jego podpisie pojawiło się y zamiast e-n. Już nie podpisywał się jako Kelly. Było to zbyt frywolne imię dla złamanego, melancholijnego człowieka. Kellen położył kartkę na podpórce nad klawiszami, gdzie był pewien, że by ją zobaczyła, pochylił się aby podnieść kawałek niebieskiej liny z podłogi i
uciekł z domu. Żałował, że nie miał czasu aby zamknąć za sobą drzwi; nie podobała mu się myśl, że zostawił ją samą z odkluczonymi drzwiami. Może powinien był ją obudzić, zanim uciekł jak tchórz, ale nie sądził, że byłby w stanie zrobić odpowiednią rzecz i wyjść, gdyby się do niego uśmiechnęła. Pocałowała. Przytuliła. Kurwa, przestań! Unikał patrzenia na dom Sary, kiedy podbiegł do wynajętego samochodu, który zaparkował na krótkim podjeździe. Czuł się tak, jakby dom patrzył na niego i jego dezaprobata ciążyła mu u podstawy szyi. Wyjął kluczyki ze schowka, gdzie ukrył je poprzedniej nocy i odpalił silnik. Żałował, że nie prowadził swoim wiernym Firebirdem, zamiast tym zużytym sedanem, ale przynajmniej miał środek ewakuacji. Kolorowe domki na palach oddzielały krótkie przebłyski oceanu, kiedy jechał w stronę miasta Galvestone. Osobliwe osiedla znikały jedno po drugim, dopóki nie zatrzymał się na znaku stopu, nie wcisnął hamulca i wpadł w poślizg. Nie miał pojęcia jak szybko jechał, ale był pewien, że migające niebieskie światła za jego samochodem nie były dobrym znakiem. Policjant uruchomił swoją syrenę i Kellen skulił się, zanim skręcił w prawo, aby wyjechać z ruchu ulicznego. Wyciągnął portfel i dokumenty wynajęte samochodu ze schowka, podczas gdy czekał aż gliniarz podejdzie do jego samochodu. Kellen opuścił okno i podmuch ciepłej wilgoci uderzyła go w twarz. - Gdzie się pali, synu?- policjant powiedział na powitaniu. Kellen z trudem się powstrzymał, aby nie przewrócić oczami. Zdawało się, że policjanci nie lubili, gdy tak robił. - Jak szybko jechałem? - Osiemdziesiąt na trzydzieści pięć. Nie mógł nawet powołać się na wymówkę „Zapomniałem zwolnić w strefie prędkości miasta”, jakby osiemdziesiąt kilometrów na godzinę miało pozwolić mu uciec z miasta. - Przepraszam za to, byłem... - uciekałem od dręczących mnie wspomnień i potencjalnej, świetlanej przyszłości.- ... roztargniony. - Prawo jazdy i dowód ubezpieczenia. - Samochód jest wypożyczony - powiedział Kellen i podał policjantowi prawo jazdy i złożony dowód ubezpieczeniowy, który trzymał w portfelu. - Proszę chwilę poczekać, panie Jamison - powiedział policjant, gdy spojrzał na prawo jazdy Kellena.- Zaraz przyjdę z mandatem. Kellen nie zamierzał się kłócić. Zasłużył na mandat. Funkcjonariusz wrócił do swojego patrolowego SUVu, podczas gdy Kellen siedział w swoim samochodzie i zaczął się dusić. Ostatecznie ciężar w jego kieszeni stał się nie do zniesienia. Wyciągnął bransoletę, patrzył na nią przez długi moment, a następnie zapiął ją na nadgarstku. Już jej nie ściągnie. Kiedy ją ściągnął, to zapomniał o obietnicach, popełniał błędy i skrzywdził innych ludzi oprócz siebie samego.
Poczuł jej moc, gdy tylko bransoleta znalazła się na miejscu. Jednak noszenie jej nie powstrzymało jego myśli do wracania do Dawn, ale jej przypomnienie powstrzymało go od zawrócenia tego pieprzonego samochodu i wrócenia do niej. - Jestem zaskoczony, że to pana pierwszy mandat - policjant powiedział do Kellena przez okno. Dlaczego? Bo był boso i bez koszulki, był wytatuowany i miał długie włosy, czy dlatego, że Toyoty Corollas były notorycznie szybkimi samochodami? - Zazwyczaj ludzie, którzy jeżdżą tak szybko jak pan, to robią to stale. - Nie pędziłem. Po prostu tego ranka mam wiele na głowie. - Gdyby pan nie jechał tak szybko, to puściłbym pana tylko z ostrzeżeniem... Kellen przyjął mandat i swoje dokumenty od policjanta. Nie czuł się tak, jakby miał pędzić z wiatrem, ale dzięki. - Rozumiem. Miłego dnia - powiedział Kellen, zamykając okno. - Uważaj na prędkość - usłyszał za sobą krzyk policjanta. Kellen skinął głową i włączył się do ruchu. Skupił się na drodze i na swojej prędkości. O wiele łatwiej było mu się skoncentrować na jeździe, gdy bransoleta Sary była w zasięgu wzroku, przypominając mu o tym, żeby grał według zasad, a nie ryzykował, tylko kochał ją na zawsze. Jechał wzdłuż Seawell Boulevard podczas swojej drogi do promy, który zabrałby go na Półwysep Bolivar, aby ominąć korki, które często otaczały Houston. Wciąż było dość wcześnie, więc na plażach było tylko kilka osób. Zatrzymał się na światłach stopu, przyglądając się jak piesi przeszli przez pasy ze swoimi psami, jak rodzice targali sprzęt plażowy, podczas gdy próbował zapanować nad swoimi dziećmi na drodze, a turyści robili zdjęcia zwyczajnym mewom. Zdawało się, że wszyscy tu pasowali i wiedzieli co robili. To musiało być miłe. Mijał hotel za hotelem, restaurację za restaurację i nawet mały park rozrywki, który został zbudowany na pomoście nad oceanem. The Pleasure Pier. Nawet nie znalazł w sobie wystarczającej ilości humoru, aby rozwinąć ten dowcip. Ale Owen chciałby pójść do miejsca zwanego The Pleasure Pier, ale obecność Owena nie była by przyjazna dla rodzin. Drobny uśmiech wydawał się być obcy na twarzy Kellena. Musiał wrócić do Owena. Owen był jedyną osobą, która go uszczęśliwiała i nigdy mu nie współczuła. Kellen był szczęściarzem, że miał w swoim życiu taką osobę jak Owen, ale w tej chwili rozpaczliwie potrzebował kogoś, kto by go w tym przekonał. Kellen podążył za znakami drogowymi, które prowadziły do przystani promowej i ucieszył się, że kolejka była krótka. Nie miał pojęcia jak długo by utknął na łodzi z niczym, co zajęłoby ego umysł, podczas gdy przekroczył szeroką zatokę tętniącą życiem przy korku do barki. Może znalazłby czas, aby
zadzwonić do Owena. Kilku minutowa rozmowa z pewnością wprawiłaby Kellena w lepszy nastrój. Był bliski wyskoczenia z własnej skóry. Poczekał, aż prom odbił od przystani, zanim odpiął pas i wyszedł z samochodu z telefonem w dłoni, aby stanąć przy balustradzie. Włączył swój telefon i spostrzegł, że miał kilka wiadomości na poczcie głosowej. Wszystkie były od Owena. Kellen powiedział mu, że wyłączy telefon. Zaczął się zastanawiać, czy w zeszłej nocy przegapił coś ważnego, czy może Owen po prostu był znudzony, bo nie miał w busie nikogo do zaczepiania. Kellen nie kłopotał się, aby odsłuchać wiadomości, zwłaszcza, że bateria jego telefonu była niska, więc wybrał numer Owena. Owen odebrał po drugim sygnale. - Jesteś wreszcie. Zacząłem myśleć, że zostałeś zeżarty przez rekiny. - Nie spotkałem żadnych rekinów. Za to świnię tego ranka, ale żadnych rekinów. - Świnie? - Dostałem mandat za przekroczenie prędkości. - Jesteś pewien?- powiedział Owen.- Czekaj, to naprawdę Kelly? Adam, znowu ukradłeś Kelly'emu telefon? To jakiś żart. Kellen uśmiechnął się, już czując się lepiej. - Wiele myślałem, kiedy ja, uch, zostawiłem... kobietę z którą... tak jakby przespałem się w nocy. Po drugiej stronie linii nastąpiła martwa cisza. Kellen odsunął telefon od ucha, aby spojrzeć na ekran i przekonać się, czy to padła bateria. Wciąż był połączony. - Owen? Jesteś tam? - Przespałeś się w nocy z kobietą? Ty? Kellen Szybujący Orzeł Jamison przespał się z kobietą? Jesteś pewien? Kellen zachichotał. - Tak, w dodatku byłem chętnym uczestnikiem. Ale tego ranka, tak jakby... wyszedłem. Powinienem wrócić? Nie powinienem, prawda? Lepiej teraz przeciąć wszystkie więzi, prawda? - Nie wiem. Polubiłeś ją, czy to było to pożądanie typu nie-pieprzyłemsię-właściwie-od-pięciu-lat? Kellen wydął policzki. - Sądzę, że po trochu jednego i drugiego. Lubię ją, ale nie sądzę, żebym się z nią przespał, jeżeli byłbyś tam aby mnie przypilnować. - Kurwa - powiedział Owen.- Chcesz mi powiedzieć, że jedyne co musiałem zrobić, abyś przespał się z laską, to zniknąć? - Nie - powiedział Kellen, kręcąc głową.- Między nią a mną było coś wyjątkowego. Po prostu zbzikowałem przez to, że zdradziłem Sarę i wyszedłem zanim się obudziła. - W takim razie tak, powinieneś zawrócić i natychmiast do niej wrócić, ty pieprzony idioto. Od pięciu lat czułeś tylko łaskotanie kobiety na swoim
kutasie, nie wspominając już o niczym głębszym. Ta sprawa z Lindsey może poczekać. - Lindsey?- powiedział Kellen, marszcząc brwi.- Kim jest Lindsey? Ona ma na imię Dawn? - Nie odsłuchałeś moich wiadomości głosowych? Wszystkich siedmiu? - Mam niską baterię, więc jeszcze ich nie odsłuchałem. Owen zaśmiał się. - Cóż, stary, wczorajszej nocy na nas wszystkich spadła szokująca wiadomość. Lindsey, ta śliczna mała fanka, którą związałeś podczas Wigilii, zjawiła się po naszym ostatnim koncercie i nie uwierzysz w to, stary, ona jest... Kellen poczekał, aż dokończy, wiedząc, że Owen lubił się z nim pieprzyć, tworząc długą, dramatyczną pauzę. - Jest co?- brak odpowiedzi.- Owen? Spojrzał na telefon i spostrzegł, że ekran stał się czarny. Rozładowana bateria. Cholera. Z irytacją, Kellen wepchnął telefon do swojej kieszeni, pociągając za pasek niebieskiej liny, kiedy wyciągnął rękę. Zacisnął kawałek sznurka w dłoni. - Dawn - szepnął i spojrzał na wyspę. Tęsknił za nią. Żałował, że wyszedł bez pożegnania się. Duże, szare ciało, śliskie i giętkie, wyskoczyło z wody. Zaparło mu dech w piersiach. Nigdy wcześniej nie widział dzikiego delfina. Sara podskoczyłaby do księżyca z ekscytacji. - Sara - mruknął pod nosem. Kellen westchnął i chwycił czoło w jedną dłoń. Dawn. Sara. Lindsey. Kobiety będą jego śmiercią. Próbował ich unikać, ale jego działania nie przynosiły nic dobrego. Prom zaczął zwalniać, gdy zbliżył się do pomosty na Półwyspie Bolivar. Kellen wszedł do swojego wypożyczonego samochodu i rozważył swoje opcje. Nie mógł wrócić do Dawn; z pewnością coś by sobie pomyślała. I był niezmiernie ciekaw, o co chodziło z tą kobietą o imieniu Lindsey. Wszystko co pamiętał, to to, że była szokująco podobna do Sary, że jej cipka była słodsza niż miód i była bardzo dobra w dzieleniu się. Wróciła do busu na kolejną orgię? Kellen nie był zainteresowany. W takim przypadku musiałby sobie znaleźć hotel, w którym mógłby się zaszyć na noc. Poza tym chłopaki byli bardziej zaangażowani w związki, niż to było sześć miesięcy temu. Z pewnością nie zamierzali zmarnować czegoś tak ważnego dla seksownego tyłeczka i chętnej pułapki. Kellen postanowił pojechać prosto do busu. Może gdy wszystko sobie poukłada, to wróci do Galveston, aby przeprosić Dawn za to, że był takim tchórzliwym sukinsynem. Ale to dzisiaj się nie stanie. W ciągu dwudziestu czterech godzin mógł znieść tylko tyle bólu serca i dezorientacji. Jazda przez Beaumont nie była bogata w wydarzenia. Jego bijące się
myśli dotrzymywały mu towarzystwa. Myślał o Dawn. I myślał o Sarze. Ale głównie przeklinał siebie za to, że nie zabrał ze sobą ładowarki do telefonu. Spędził jedną noc z dala od zespołu i Owen uznał za stosowne zadzwonić do niego siedem razy, aby powiedzieć mu o jakiejś fance. Przekazała im wszystkim jakąś nieuleczalną chorobę? Kellen nie przespał się z nią, ale ją pożarł. Kellen zaparkował w pobliżu miejsca, gdzie zespół i załoga przygotowali się do koncertu i skierował się do busu, przygotowany na najgorsze. Ale nic nie mogło go przygotować na to, kogo zobaczył u szczytu schodów busu. Jej włosy były zaczesane z jej twarzy w luźny kucyk. Jej błyskotliwe niebieskie oczy błyszczały rozpoznaniem, gdy uśmiech rozciągnął jej miękkie, zmysłowe usta. Położyła jedną dłoń na wyraźnie rozdętym brzuchu i machnęła do niego lekko. Była w ciąży i piękna i zdecydowanie żywa. - Sara?- szepnął, chwytając się progu, aby nie paść na asfalt.
Rozdział 10
Dawn zepchnęła poduszkę z głowy i zamrugała w jasnym słońcu, które wlewało się przez rozsunięte zasłony jej sypialni. Było blisko południa. Dlaczego wciąż była taka wyczerpana? Uśmiechnęła się, gdy wspomnienia tej nocy, którą dzieliła z Kellenem, wypełniły jej myśli. Nie mogła się doczekać, aby dodać do tego swoje dzisiejsze rozkosze. Była nieco rozczarowana, gdy odkryła, że jego miejsce było puste, ale niejasno przypomniała sobie, jak wymruczał jej imię, aby ją obudzić, na co ona głupio zażądała kawy. Kto potrzebował kawy z takim mężczyzną, jako jej pobudkę? Była tylko nieco oszołomiona u najwyraźniej nie w swojej głowie. Teraz była rozbudzona. Wciąż naga, wysunęła się z łóżka i ruszyła korytarzem do schodów. - Kellen - zawołała w głąb domu poniżej.- Zmieniłam zdanie. Nie potrzebuję kawy. Potrzebuję tylko ciebie. Kiedy nie odpowiedział, to ruszyła w dół schodów. - Kellen, wychodź, wychodź, gdziekolwiek jesteś. Weszła do kuchni i zauważyła pełny dzbanek z kawą, który stał nietknięty w ekspresie do kawy. Przycisk był włączony. Było to słodkie z jego strony, że zrobił dla niej kawę, ale dlaczego nie dołączył do niej do łóżka, gdy skończył? - Kellen, jesteś tutaj?- zawołała, wyglądając za baru śniadaniowego do salonu, gdzie jej fortepian stał cicho jak kamień. Kawałki liny zaśmiecały pokrywę fortepianu i podłogę. Dawn uśmiechnęła się. Już zawsze będzie pamiętała uczucie, jak instrument przyciskał się do jej skóry i otworzyła oczy na uderzenia, których w sobie nie rozpoznała. Było szkoda, że liny zostały pocięte i teraz były bezużyteczne. Zastanawiała się, czy w garażu pod domem znajdowały się jakieś zapasy lin. Jeśli nie, to zamierzała wybrać się do najbliższego sklepu i zrobić zapas.
Nie była pewna gdzie poszedł Kellen. Może był w łazience, a może poszedł pospacerować po plaży. Zawsze znajdowała najciekawsze drobiazgi wyrzucone na plażę po burzy. Całkowicie rozumiała przyciąganie wody. Odwróciła się i wróciła do kuchni. Kiedy otworzyła szafkę, to zauważyła w zlewie rozbity kubek. Podniosła duży kawałek porcelany i dostrzegła wielki, żółty dom obok jej. Dom Kellena, zauważyła z uśmiechem. Potem spojrzała z powrotem na stłuczony kubek, na pełny dzbanek kawy. Na dom Kellena. Jej uśmiech zniknął. Dom Sary, poprawiła się. Cholera. Odszedł, prawda? Zobaczył ten piękny, pusty dom naprzeciwko, zaczął znowu o niej myśleć - o Sarze - i uciekł. Nawet po tym wszystkim co zaszło między w nimi, to i tak nie zrezygnował z tamtej kobiety. Co za palant! Jeżeli wszystko czego od nie chciał to seks, to mógł powiedzieć jej to w prost. Nie musiał udawać takiego cudownego. Była dużą dziewczynką. I chociaż serce bolało ją tak bardzo, że z trudem mogła złapać oddech, a jej dolna warga drżała niekontrolowanie, to Dawn nie zamierzała nad tym płakać. Nie pozwoliła, aby spłynęła choć jedna łza. Kopnęła dolną szafkę tak mocno jak mogła i skrzywiła się, gdy w palcu jej stopy eksplodował ból. - Niech go szlag - mruknęła.- Przynajmniej mógłby mieć tyle przyzwoitości, aby powiedzieć mi w twarz, że nie był zainteresowany. Zdeterminowana, aby mieć wspaniały pomimo ciemnej chmury, która nagle przysłoniła słońce, Dawn nalała sobie kubek kawy i poszła się dąsać kontemplować życie - do swojego fortepianu. Podniosła ławkę, która została przewrócona po ich cudownie zmysłowych czynnościach z nocy i opadła na nią. Przycisnęła kawę do swojego nagiego przodu, kiedy zauważyła notatkę od Kellena. Wyrwała ją z podpórki i przeczytała trzy razy, zanim zgniotła ją w kulkę i rzuciła na podłogę. - Rozrywający wieczór - mruknęła pod nosem.- Właśnie to wszystko tym dla ciebie było? Ponieważ dla mnie było to coś magicznego, ty dupku!- nie wiedziała dlaczego krzyczała na swój fortepian, ale dobrze jej to zrobiło. Przykro ci, że między nami nie wyszło. Jak mogłoby się ułożyć? Nawet nie dałeś nam szansy. Mam nadzieję, że udławisz się swoją gitarą - nie miała pojęcia, dlaczego miałby mieć w ustach swoją gitarę, ale nie myślała na tyle jasno, aby wymyślić lepsze chore życzenie. Odwróciła się na swojej ławce i przyciągnęła do swojego ciała nogi, obejmując łydki i ukrywając twarz w zgiętych kolanach. Nie będzie przez niego płakać. Nie będzie płakać. Te gorące, mokre kropelki, które wypływały z jej oczu i spływały w dół jej ud nie były łzami. Nie. Nie będzie płakała za mężczyzną, który będzie kochał inną kobietę do dnia swojej śmierci. Nie będzie płakała za mężczyzną, który spróbował z nią czegoś, ale zdecydował że wolał wrócić do martwej dziewczyny. Podciągnęła nosem. Naprawdę chciała, aby mogła go za to nienawidzić, ale łamało to tylko jej serce.
Kiedy zdecydowała, że pogrążyła się w swoim nieszczęściu na wystarczająco długo, to odwróciła się do fortepianu i przećwiczyła swoją nową piosenkę. Piosenkę Kellena. Już zawsze będzie myślała o niej jak o piosence Kellena, nawet jeśli nie nazwie jej „Dawn.” Niemal się lepiej poczuła. Radosna melodia podniosła jej ducha, aż zapomniała o łzach i uśmiechnęła się do siebie. Musiała zadzwonić do swojego agenta. Musiał usłyszeć tą piosenkę. Wybrała jego numer i przełączyła ją sekretarka. Gdy tylko pojawił się na linii, to przerwała mu jego zwykłe, „Masz coś?”, jakby szczęście miało coś wspólnego z komponowaniem. - Posłuchaj - powiedziała i włączyła w głośnik, aby mógł ją usłyszeć. Zagrała utwór od początku do końca. Kiedy rozbrzmiała ostatnia nuta, to spojrzała na telefon, a jej serce zaczęło walić z ekscytacji. Piosenka była wspaniała. Idealna. Wiedziała, że była. Ale musiała usłyszeć to od kogoś innego, kto nie owijałby w bawełnę.- No i? Nastąpiła długa przerwa. - Ja... jestem oniemiały - powiedział. Co? Oniemiały? Co to oznaczało? - Dzięki, że mi powiedziałeś. Ale piosenka jest dobra? - Jest fenomenalna. Niemal nie chcę jej oddać. Jest zbyt dobra na napisy końcowe jakiegoś filmu. - Ale zostanie usłyszana, Wes. Cóż, przynajmniej przez tych którzy zostaną na napisy. Po prostu cieszę się, że wreszcie napisałam coś wartego posłuchania. - Jesteś dla siebie zbyt surowa, Dawn. Wszystko co piszesz jest inspirujące. Przewróciła oczami. Myślał tak, ponieważ za każdym razem słyszał ukończone kawałki. Nigdy nie słyszał walących ze złością „pałeczek”, ponieważ brzmiały lepiej niż gówno jakie tworzyła. - Myślisz, że mógłbyś zyskać dwa dodatkowe dni dla mojego terminu? Jest skończona, ale jeszcze jej nie spisałam. - Więc spisz ją teraz. - Muszę dzisiaj zrobić coś ważnego powiedziała i zanim jej porywcze usta dokończyły całe zdanie, to wiedziała, że taka była prawda. - Coś ważniejszego, niż zadowolenie studia filmowego? - Tak. Ważniejszego niż to. Słyszałeś kiedyś o zespole Sole Regret? - To ten metalowy zespół z Austin, który w zeszłym roku został nominowany do najlepszego nowego artysty na Grammy? Wiedziała, że Wes o nich słyszał. - To oni. - Nie znam ich, ale mam kontakty biznesowe z ich menadżerem. Dlaczego pytasz? Wes znał każdego w branży muzycznej, bezpośrednio lub za
pośrednictwem zewnętrznego kontaktu. Uwielbiał rzucać nazwiskami. - Muszę znaleźć się na liście VIP na ich dzisiejszym koncercie Beaumont w Teksasie. Dasz radę to załatwić? - Możesz przesłać mi faksem surową wersję twojego dzieła sztuki w następnej godzinie, abym zaspokoił producentów? Westchnęła głośno. - Tak, prześlę ci surową wersję. - W takim razie spełnię marzenie fanki. - Nie jestem fanką - powiedziała z rozdrażnieniem. - Och. Więc teraz piszesz dla nich muzykę? - Nie, nie piszę dla nich muzyki. To raczej nie w moim gatunku, nie sądzisz? - Fanka - droczył się, piszcząc jak dziewczyna. - Uważaj, Wes. Wiem gdzie mieszkasz. - Gdy tylko dostanę surową wersję, to umieszczę cię na liście. Uśmiechnęła się, ponieważ wiedziała, że to zrobi. - Tyran - mruknęła pod nosem. - Wirtuozka - odpowiedział. - Naprawdę jesteś w beznadziejny w obrazach, Wysysający krew Agencie. - A ty naprawdę nie umiesz kłamać, Fanko. - Spodziewaj się faksu za godzinę - powiedziała, już bazgrząc nuty tak szybko jak mogła się poruszać jej ręka. - Międzyczasie pociągnę za odpowiednie struny. Świetna robota, laleczko. Widzę Oskara w twojej przyszłości. Dawn przerwała i spojrzała na zmiętą notatkę na podłodze. - Taa, nie ty pierwszy dzisiaj do tego doszedłeś. Cieszę się, że wreszcie skończyłam tą piosenkę. - A ja się cieszę, że jesteś fanką - zaśmiał się i wyobraziła sobie jego zbyt białe zęby błyszczące na jego nadmiernie opalonej twarzy.Porozmawiamy niebawem. Rozłączył się, zanim zdążyła sięgnąć do telefonu i go udusić. Fanka? Jak mogła być fanką, skoro nigdy nie usłyszała muzyki Sole Regret? Po prostu potrzebowała zamknięcia lub otwarcia pewnego rozdziału. Nie była pewna, czy Kellen w ogóle by z nią porozmawiał, ale musiała spróbować. Musiała się dowiedzieć dlaczego odszedł i czy był nią zainteresowany, pomijając tą niesamowitą noc. Ale najpierw musiała spisać ich piosenkę, a potem znaleźć jakiego ubrania. Podczas gdy była pewna, że Kellen zrozumiałby jej potrzebę bycia nago, to publiczność pewnie nie byłaby taka wyrozumiała.
Rozdział 11
- Wszystko w porządku?- zapytała Sara, gdy zeszła ze schodów, stając na ostatnim, tak że niemożliwe było przegapić jej brzucha. Poklepała Kellna po ramieniu.- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. Nie Sara, powiedział sobie. Lindsey. Ta dziewczyna, o której Owen mówił przez telefon, zanim ich rozłączyło. Nie jest Sarą. Taa, powiedzcie to włoskom na jego karku, które stanęły dęba. Wziął głęboki oddech i zacisnął drżące dłonie w pięści. - Gdzie jest Owen?- zapytał Kellen, patrząc na jej ciężarny brzuch, obliczając mentalnie matematykę. Czy to mogło być... Właśnie o tym próbował powiedzieć mu Owen? Nie. Niemożliwe. - Myślę, że znowu z nią rozmawia - powiedziała Lindsey-nie-Sara. Spojrzał akurat w momencie, w którym przewróciła swoimi ślicznymi, niebieskimi oczami.- Dobrze było cię zobaczyć - pocałowała go w policzek i wreszcie zeszła z ostatniego schodka.- Jeżeli ktoś będzie mnie szukał, to poszłam kupić jedzenie. Nie mogę pojąć jak możecie tak żyć, chłopaki? Nadal oniemiały, patrzył jak podeszła do Jordana, który zrobił sobie jedną ze swoich setnych, codziennych przerw i za pomocą trzepotania rzęsami i potarcia swojego brzucha, Jordan zerwał się na nogi, aby podprowadzić ją do wypożyczonego samochodu, który powinien zwrócić. Kompletnie sparaliżowany, Kellen przyglądał się jak wsiadła do samochodu. Lindsey naprawdę była piękna. Z pewnością rywalizowałaby z Sarą, ale nie równała się do Dawn. Cholera. Nie mógł sobie teraz pozwolić na myślenie o Dawn. Kellen wszedł po schodach busu i zauważył Owena siedzącego przy stole kuchennym i patrzącego uważnie na swojego iPada. Podniósł wzrok, kiedy Kellen usiadł naprzeciwko niego. Uśmiechnął się.
- Więc wróciłeś. Zrezygnowałeś z sinych jaj na stałe, czy było to tylko tymczasowe? - Musi być tymczasowe. - Musi? Kellen skinął głową. Nie chciał, aby Dawn musiała radzić sobie ze swoim bagażem. Musiał o niej zapomnieć, żeby ona mogła zapomnieć o nim. - Więc Lindsey... - Kręci się tu gdzieś - Owen machnął ręką po dużej kabinie busu. - Taa, widziałem ją. Ona jest... - Kellen uniósł brwi. - W ciąży?- Owen skinął głową i nieco zbladł.- Taa. Myśli, że jest moje. - Twoje? Ale przecież miałeś gumkę, gdy ją posuwałeś; jak może być twoje? - Cóż, jest kogoś z tamtej nocy, zakładając, że nie przeleciała jakiegoś faceta po tym jak skoczyła ze swoją orgią z zespołem Sole Regret i załogą. Kiedy zostawiłem cię samego, abyś ją rozwiązał, to nie zrobiłeś jej niczego, prawda? - Nie - nie był w kobiecie od pięciu lat. Aż do Dawn. Cholera. Nie mógł sobie teraz pozwolić na myślenie o Dawn. - Nie sądziłem tak. Wolałem się upewnić. Ale Kellen doszedł na brzuchu Lindsey, więc podejrzewał, że przy tym całym macaniu, pieszczeniu i pieprzeniu, nieco z potężnej spermy Kellena jakoś dostało się do niej. Możliwe, ale nie prawdopodobne. Mimo to czuł się tak, jakby chciał zwymiotować. Co jeśli było jego? Co by zrobił? Nie mógłby się zmusić do sypiania z jakąś dziewczyną, z która nie czuł więzi tylko dlatego, że była matką jego dziecka, ale jako ojciec nie byłby dupkiem. Nie zostawiłby matki, aby zmarnowała samą siebie i ignorowała istnienie własnego dziecka, widząc jak jego ciało i krew dąży tą samą ścieżką co on, albo żeby spieprzył sprawę tak jak jego ojciec i spróbował nawiązać kontakt po szesnastu latach. Bardziej, niż nie spotkania się z tym dupkiem, Kellen żałował, że nie powiedział mu jakim był bezwartościowym kawałkiem gówna, kiedy miał okazję. Nie chciał, aby nienarodzone dziecko Lindsey poczuło taki rodzaj odrzucenia. - Pomyślałem, że bardziej byś się uśmiechał - powiedział Owen. Kellen spojrzał na Kellena, jakby odwalał taniec kurczaka. Znowu. Dlaczego miałby się uśmiechać? Ta sytuacja potencjalnie spieprzy komuś życie w poważny sposób. - Z tego powodu, że Lindsey jest w ciąży?- zapytał Kellen. - Z tego, że uprawiałeś seks. Opowiedz mi o niej. Nie mogę się doczekać, aby ją poznać. Podejrzewam, że ma blond włosy i niebieskie oczy Owen przewrócił oczami na podejrzaną przewidywalność Kellena. Kellen pokręcił głowa. - Jest ruda. W głębokim, ciemnym, czerwonym odcieniu. Niemal bordowa. A jej oczy są piwne z plamkami koloru wiosennych liści.
Owen prychnął i wybuchnął śmiechem. - Zapomniałem jaki jesteś banalny. - Banalny? Co masz na myśli? - Kiedy lubisz dziewczynę. Stajesz się wcieleniem Johna Keatsa czy coś w tym stylu. Jest śliczna? Pewnie jest, skoro wyciągnąłeś fiuta ze spodni. - Oszałamiająca. I już ją wcześniej zobaczyłeś - powiedział Kellen. Owen jeszcze bardziej zbladł. - Nie przeleciałem jej, prawda? - Nie. Wierz mi lub nie, ale wciąż istnieją kobiety, które nie przejechały się na oklep na twoich kolanach. Owen otworzył szeroko oczy. - Jesteś pewien? Kellen skinął głową. - Kilka. - Więc skoro jej nie bzyknąłem, to gdzie ją zobaczyłem? - W zeszłym roku na rozdaniu nagród Grammy. - O Boże, powiedziałem jej coś głupiego?- teraz Owen wyglądał tak, jakby potrzebował opalania na solarium.- Byłem tej nocy taki skończony. I pewnie nie pamiętał eleganckiej piękności, która zaszczyciła scenę, aby przyjąć nagrodę za najlepszą kompozycję instrumentalną. - Wygrała Grammy za jedną ze swoich kompozycji. Gra na fortepianie. I nie miała pojęcia kim jesteśmy, ale pamiętała, że zostaliśmy wyrzuceniu za incydent z rogiem powietrznym i rzucanie wyzwisk na rapera, który dostał naszą nagrodę. Owen skulił się. - Tak, to było dość nieprzyjemne. Najwidoczniej myślałem, że byłem na meczu hokeja. Dlaczego pozwoliliście mi tyle wypić? Kellen zachichotał. - Wszyscy wypiliśmy za dużo. Tylko ty nie radzisz sobie z alkoholem. Owen zaczął podnosić jeden palec za drugim, gdy mówił: - Więc mamy do czynienia ze piękną rudowłosą. Grammy. Przyprawia Kellenowi wzwód - stukając swoim palcem serdecznym, wkręcił go w swoje czoło w koncentracji, jakby szukał dalszych wskazówek. - Na na imię Dawn O'Reilly - powiedział Kellen. Nie chciał, żeby przeciążył sobie synapsy. Kellen zapomniał, że Owen miał przed nosem swojego iPada. Natychmiast zaczął przeszukiwać internet. Kiedy twarz Dawn pojawiła się na ekranie, to Kellenowi serce zastygło w piersi, zanim nie rozmroziły go poplątane emocje. Stojąc na ściance po rozdaniu nagród Grammy, wyglądała oszałamiająco w swojej długiej do ziemi, zielonej sukni, trzymając swoją nagrodę Grammy w obu dłoniach przy talii. Dawn. Niemal usłyszał jej głos, który szeptał do niego w ciemnościach. Zapewniał go, że wszystko będzie dobrze. Naprawdę zamierzał ją odepchnąć?
Zrezygnować z niej? Wrócić do czucia się samotnym i zamkniętym na wszystkich w swoim życiu oprócz Owena? Kellen zamknął oczy i przełknął ślinę. Tak. Właśnie to zamierzał zrobić. Był słaby przez jedną noc, ale już nigdy nie ulegnie tej słabości. - Wow - powiedział Owen.- Jest seksowna. Zaliczyłbym ją. Kellen otworzył oczy, gdy przypływ paniki zalał jego pierś. Owen mógł uwieść każdego, jeżeli to sobie postanowił. Pewnie nawet Dawn. - A co z Caitlyn? Myślałem, że ją lubisz. - Bo lubię - powiedział Owen.- Nie zaliczyłbym jej teraz, ale kilka dni temu, zanim poznałem Caitlyn, to zdecydowanie bym ją zaliczył. Jest olśniewająca. I gra na fortepianie. Muzycy są seksowni. Kellen zachichotał, kiedy Owen wskazał na siebie, zacisnął usta i sugestywnie skinął głową. Znowu odwracając się do swojego iPada, Owen kliknął w kilka ekranów i zaczęła płynąć zmieszana muzyka jej gry. - To coś więcej niż sama gra na fortepianie - powiedział Kellen.- To tak, jakby jej dusza wylewała się z tego instrumentu. Owen spojrzał na niego i prychnął, zanim parsknął śmiechem. - O Boże, stary, nieźle ześwirowałeś na punkcie tej laski. Kellen pokręcił. - To był jedno nocny wyskok. - Jaaasne. Wmawiaj to sobie dalej, aż w końcu w to uwierzysz. Zamawiam kwiaty dla Cailtyn. Powinieneś zrobić to samo dla Dawn O'Reilly. Nie wyśle Dawn kwiatów. Mogła by pomyśleć, że wciąż był zainteresowany, co było prawdą, ale nie chciał aby tak sobie pomyślała. - Już kwiaty?- zapytał Kellen.- Nie potrwało długo, aż to spieprzyłeś. - To nie była moja wina. Kiedy pojawiła się Lindsey, to Caitlyn odwróciła się i poszła. Nie żebym ją winił. To znaczy... - wykonał odgłos eksplozji i uniósł dłonie nad głową.- ... całkowita rozjebka. - I nikt oprócz ciebie nie bierze na siebie odpowiedzialności za dzieciaka? Tamtej nocy nie tylko ty przespałeś się z tą dziewczyną. - Testy na ojcostwo wyjaśnią wszystko za kilka miesięcy, ale spadło teraz na nią wiele stresu, więc wiesz. Nie zaboli być dla niej miłym i traktowanie jej jak człowieka. Kellen nie spodziewał się czegoś mniejszego po swoim przyjacielu, ale ta cała jego dobroć mogłaby wrócić, aby ugryźć go w tyłek. Jeżeli Lindsey zbytnio by się do niego przywiązała, to mógłby utknąć z nią do końca życia, nawet jeśli nie byłby ojcem dziecka. Ale może Owen właśnie tego chciał. Lubił, gdy ludzie na nim polegali. Co było dobre, ponieważ Kellen strasznie na nim polegał. Owen wskazał na zdjęcie kwiatów na swoim tablecie. - Powinienem wysłać jej róże czy zmieszany bukiet? I czekoladki też, prawda? Zbyt wcześnie na biżuterię?
- Owen, nie jestem pewien... - Masz rację. Nie jest typem kobiety, która nosi zbyt wiele biżuteri. Myślisz, że co by się jej spodobało? Perfumy? Albo... mógłbym wysłać jej majtki z kurczakiem. Tak, to będzie idealne. Rozmięknie po tym. Majtki z kurczakiem? Kellen bał się pytać, dlaczego miałaby uważać, że majtki z kurczakiem byłby idealnym prezentem. - Niektóre kobiety czują się niezręcznie, gdy kupuje się im prezenty powiedział.- Zwłaszcza na początku związków - i Kellen brał Cailtyn za taki typ. - Chcę tylko, żeby myślała o mnie - powiedział Owen.- I żeby wiedziała, że ja myślę o niej. - Dzwoniłeś do niej? - Taa, z jakieś pięć razy. Żartowała, że musi coś w końcu zrobić, zamiast gadać ze mną przez cały dzień. - Więc wie, że o niej myślisz. Owen uśmiechnął się i kupił jakiekolwiek śmieszne majtki wpadły mu w oko. - Powinienem wysłać je do jej biura? - Majtki? Uch, nie. Nie sądzę, aby to doceniła. - W takim razie potrzebny mi jej domowy adres - zaczął pisać smsa. Kellen walnął się w czoło. I tyle wyszło z tego, aby Owen zastosował czyjąś radę. Ale uśmiechał się, gdy przeczytał odpowiedź Caitlyn. Owen wyglądał na cholernie szczęśliwego, że Kellen znienawidził się, że zamierzał to utrudnić, ale naprawdę musiał porozmawiać z nim o słoniu, który ostatnio ciągle był z nimi w pokoju. - Owen - powiedział Kellen.- Musimy pogadać o... - wziął głęboki oddech i wypuścił go z policzków. Rany, miało to być jeszcze trudniejsze niż sobie wyobrażał.- ... o tych wszystkich zboczonych rzeczach jakie razem robimy. Owen przeczytał wiadomość od Cailtyn i wklikał jej adres na tablecie. - Jakich zboczonych rzeczach? - Wiesz o czym mówię. Wyglądał, jakby w ogóle nie przykuwał uwagi do ich rozmowy, a Kellen naprawdę potrzebował, aby zachował powagę. - Mówisz o moim asystowaniu ci podczas wiązania kobiet, abyś mógł je zjeść, ponieważ boisz się, że mogłyby cię dotknąć? - Nie. Mam na myśli inne rzeczy - zniżył głos do ledwie słyszalnego szeptu.- O dotykaniu naszego sprzętu. Co robimy. Sobie nawzajem. - Mnie się podobało. Tobie nie?- zaśmiał się i Kellen powinien był wiedzieć, że Owen spróbuje to zbagatelizować. Zmuszenie go do konfrontacji z czymś poważnym było blisko niemożliwego. Więc Kellen musiał przeć do przodu i mieć nadzieję, że Owen weźmie sobie jego słowa do serca. - Chcę cię przeprosić.
- Za co? Że doszedłem naprawdę mocno? Szczerze mówiąc, to nie mam nic przeciwko. - Dotykałem cię tylko dlatego, bo chciałem żeby mnie też ktoś dotknął. - I zawsze była jakaś dziewczyna, która czekała na tą okazję - Owen oderwał wzrok od swojego telefonu, zanim skończył wysyłać swoją ostatnią wiadomość.- Więc to ta rozmowa, w której próbujesz powiedzieć mi, że jesteś gejem? - Ale ja nie jestem gejem. - Ja też nie, więc zapomnijmy o tym i ruszmy do przodu. - Jeszcze nie skończyłem cię przepraszać. - Nie musisz mnie przepraszać - Owen podniósł głos, jakby był zły, że Kellen w ogóle o tym wspomniał.- Nie chcę twoich pierdolonych przeprosił. Chcę, żebyś po prostu odpuścił, więc daj spokój. - Ale użyłem cię, Owen. - Ja przez cały czas używam kobiet. To nic wielkiego. - To coś wielkiego. Jesteś moim najlepszym kumplem, a ja zmusiłem cię do zrobienia czegoś, czego normalnie byś nie zrobił. - Do niczego mnie nie zmusiłeś. Wiedziałem, że cierpisz i już wolałem okazjonalnie zwalić ci konia, niż patrzeć jak się dąsasz po kątach, jakby twoje życie się skończyło. Twoje życie się kurwa nie skończyło, Kellen. Życie Sary się dobiegło końca, nie twoje. Jego słowa były jak policzek w twarz. - Myślisz, że musisz mi to mówić?- Kellen wrzasnął.- Żyję z tym każdego pieprzonego dnia mojego życia. - Cóż, ktoś musi ci o tym przypomnieć; najwyraźniej jesteś na tyle głupi, żeby sam to zobaczyć. I teraz znalazłeś piękną kobietę, której może by się udało wrzucenie Sary do jej grobu, tam gdzie jest jej miejsce, a ty nie możesz nawet znaleźć jaj, aby powiedzieć jej, że odchodzisz. Kellen był zbyt oszołomiony, żeby odpowiedzieć. Owen nigdy tak po nim nie pojechał. Nigdy. Zawsze był wyrozumiały i ostrożny, aby oszczędzić uczucia Kellena. - Cóż... - Kellen wymamrotał.- Może znowu się z nią zobaczę, a może nie. To nie twój interes. - Nie zobaczysz - powiedział Owen.- Wiem, że tego nie zrobisz. - Skąd wiesz? - Bo wciąż nosisz bransoletę Sary. Kellen spojrzał na swój nadgarstek i tak, była tam, gdzie obiecał sobie, że już nigdy jej nie założy. - Oddaj mi tą pierdoloną rzecz. Jeżeli ty się jej nie pozbędziesz, to ja to zrobię. Owen wepchnął plecy w pierś Kellena, aby przycisnąć go do oparcia kanapy, podczas gdy wyszarpnął paski z klamer, które przytrzymywały skórzany pasek. Kellen nie wiedział dlaczego walczył z Owenem. Chciałby,
aby ktoś usunął piętno Sary z jego nadgarstka, ale w chwili w której Jacob wszedł do busu i ich rozdzielił, to obydwoje byli posiniaczeni i potargani. Owen trzymał bransoletę w swojej dłoni, a Kelly skrawek koszulki Owena w swojej zaciśniętej pięści. - Co jest, kurwa?- powiedział Jacob, trzymając głowę Owena pod pachą.- Nie sądziłem, że dożyję dnia, kiedy rzucicie się na siebie z pięściami. - Oddaj mi moją pierdoloną bransoletę, dupku - powiedział Kellen, wyszarpując nadgarstek ze stalowego uścisku Jacoba. - Jaką bransoletę?- zapytał Jacob. - On już jej nie potrzebuje - krzyknął Owen. - Zgadzam się - powiedział Jacob.- Ale nie sądzisz, że powinien się jej pozbyć z własnej woli? To tylko symbolizuje Sarę; nie jest Sarą. Pozbycie się bransolety nie zmieni tego, jak się czuje. Kellen nie był tego taki pewien. Miał mnóstwo zabawy i podzielił z Dawn wiele intymności, kiedy tej nocy ściągnął bransoletę. Nie miał pojęcia, dlaczego czuł taką emocjonalną więź z tym kawałkiem biżuterii. Było to po prostu głupie. Czuł się jak mały dzieciak, który nie chciał porzucić swojego bezpiecznego kocyka, bo był przekonany, że pod jego łóżkiem krył się potwór. - Więc nie będzie go to obchodzić, jeśli ją spalę - powiedział Owen. - Nie!- głos Kellena pękł. Jego nadgarstek już był dziwnie odsłonięty, gdy zabrakło na nim bransolety.- Tej nocy próbowałem ją wyrzucić, ale wróciła do mnie. - Naprawdę?- zapytał Owen, a jego postawa przeszła do ostrożnej, a nie groźnej. Kellen skinął głową. - Wrzuciłem ją do oceanu, ale natychmiast do mnie przypłynęła. - W takim razie spróbuj wrzucić ją do wulkanu i zobaczymy, czy do ciebie wróci - powiedział Owen. Kellen spojrzał na niego ze złością. Jacob puścił Owena i wskazał na stół. - Obydwoje siadajcie i omówcie to gówno. Nie ma sensu, aby jakieś nieporozumienia i drobne kłótnie weszły między przyjaciół, kiedy można wszystko rozwiązać za pomocy prostej rozmowy. - Och, hej, czajniczku, jestem garnkiem i wow, jesteś czarny powiedział Owen. Tak, to była to spora hipokryzja, że ta rada wyszła właśnie od Jacoba. - Co?- powiedział Jacob. - Uch, od ilu trzymałeś do Adama urazę?- powiedział Owen.- I dlaczego? - Ale ty i Kellen nigdy nie walczycie. Adam i ja zawsze się różniliśmy. Owen spojrzał na Kellena i wyciągnął bransoletę w jego kierunku. - Proszę - powiedział.- Załóż ją z powrotem, jeśli przez to poczujesz się lepiej.
Dłoń Kellena zdawała się ciążyć, jakby była z ołowiu. Jego oddech stał się płytki. Zadrżały mu wargi. Czuł ciśnienie łez za oczami, gdy jego gardło ścisnęło się, że aż myślał, iż się udusi. Za co? Za jakiś głupi kawałek skóry? Nie był Sarą. Tak naprawdę, to przez noszenie go nie była blisko. Nawet nie był to hołd dla wspomnień o niej. Po prostu go unieszczęśliwiał. - Pozbądź się tego - powiedział bez tchu. Owen przycisnął swoją zaciśniętą pięść do swojej piersi, trzymając przy niej bransoletę, jakby miała go pocieszyć. Kellen nie mógł oderwać wzroku od czarnego paska. Śledził go jak kot, który przygotowywał się do skoku. - Jesteś pewien?- powiedział Owen.- Wiesz, że nie zniosę tego, jeśli się na mnie wkurwisz. - Jestem pewien. Zrób to szybko, zanim zmienię zdanie. Owen minął go i pospieszył do schodów busu. Jacob złapał Kellena za ramie, gdy ten po kilku bardzo długich sekundach odwrócił się, aby podążyć za Owenem. - Trzymaj się swojego, stary. Kellen skinął głową i opadł na kanapę. Spojrzał na swój nagi nadgarstek. Wyglądał tak obco, jak czuł. Skóra była o odcień bledsza na tej ręce, niż na przedramieniu. Więc nawet jeśli bransoleta zniknęła, to wciąż pozostały dowody jej pobytu. Zamknął oczy i pomasował rękę wolną dłonią. - Wiesz czego ci trzeba?- powiedział Jacob, siadając obok niego. - Butelki whisky? - Zegarka - Jacob odpiął swój analogowy zegarek, który czasami nosił przed koncertem - miał paranoję, że się spóźni i miał trudności z odczytywaniem liczb na cyfrowych zegarkach. Podał Kellenowi zegarek. Kellen docenił ten gest, ale nie sądził, żeby to pomogło. Ale i tak go założył i chociaż nie było to takie samo jak noszenie skórzanej bransolety - to sprawiło, że jego nadgarstek był mnie odkryty i nie musiał go masować, jakby bransoleta wywołała u niego zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. - Dzięki. Jacob poklepał go po plecach i podniósł się z kanapy. - Teraz musisz się upewnić, że zjawię się na koncert na czas. Ach, więc była pułapka. Kellen sięgnął do zapięć z tyłu srebrnego paska zegarka. - Nie potrzebuję... Dłoń Jacoba zacisnęła się wokół nadgarstka Kellena. - Noś go, aż wyciągniesz głowę ze swojego dupska. Kellen zaśmiał się. - Więc nie oczekujesz, że ci go oddam w najbliższym czasie? - Jak długo będzie trzeba. Chwilę później Owen wrócił do busu. Kellen trzymał w dłoni kawałek niebieskiej liny i pocierał ją kciukami, przypominając sobie jak wyglądała na bladej skórze Dawn.
- Więc zmieniłeś bransoletę na zegarek na sznurku? Kellen nie odpowiedział. W tej chwili nie chciał rozmawiać z Owenem. Nie chciał rozmawiać z kimkolwiek, ale tęsknił za uczuciem rąk Dawn wokół niego i jej piersi przyciskających się do jego torsu. Tęsknił za nią. Za jej uśmiechem. Za jej śmiechem. Za sposobem w jaki jej oczy błyszczały, gdy się wkurzała. Za dźwiękiem jej głosu. Za sposobem w jaki jej palce poruszały się po klawiszach fortepianu. Po jego skórze. Za nią. Tęsknił za nią. Cholera. Nie mógł sobie teraz pozwolić, aby myśleć o Dawn. Wsunął kawałek liny pod bransoletę na swoim prawym nadgarstku. Owen wrócił do kupowania Cailtyn prezentów przez internet, chichocząc z kolejnych wiadomości tekstowych, jakie przychodziły na jego telefon co trzydzieści sekund. Jacob zniknął w łazience. Kellen zastanawiał się, gdzie podziali się Gabe i Adam. Bus zdawał się naprawdę pusty. Czuł nietypową potrzebę aby otoczyć się ludźmi, a jako samotnikowi, trudno było mu się do tego przyznać. - Co z nią zrobiłeś?- Kellen zapytał w jednej z przerw między powiadomieniami smsów Owena. - Pogrzebałem ją - powiedział Owen. - W ładnym miejscu? - Tak. Kellen skinął głową, wdzięczny za to, że Owen nie wrzucił bransolety Sary do śmietnika ani nie spuścił jej w toalecie. Kellen wstał, decydując się, że pójdzie popatrzeć jak załoga rozstawiała sprzęt na scenie. By zająć się czymś, co odciągnęłoby jego myśli od brakującej bransolety lub ciągłych zawirowań w jego duszy. Albo od kobiety, która uspokoiła te zawirowanie, tworząc najpiękniejszą melodię jaką kiedykolwiek usłyszał i nie wstrzymywała się, kiedy trzymała go w ramionach. Kellen był w połowie drogi do drzwi, kiedy Lindsey weszła po schodach. Dwudziestu dwu letni pomocnik zespołu, Jordan, był tuż za nią, niosąc kilka siatek z zakupami i paplając o NASCAR. Kellen wycofał się w stronę tylnej części busu, aby nie musiał przechodzić obok nich przez wąski korytarz. Lindsey odbierała od Jordana jedną siatkę po drugiej i kładła je na aneksie kuchennym. Tak bardzo przypominała Sarę, że aż boleśnie było się na nią patrzeć, acz ból nie powstrzymał Kellena od gapienia się. Czy Sara też by wyglądała tak pięknie, gdyby była w ciąży? Z jego dzieckiem rosnącym w jej łonie?Rozmawiali o dzieciach zanim zachorowała. W tamtym czasie był nieco niezdecydowany do tej całej odpowiedzialności związanej z dzieckiem, ale jeżeli miałaby dziecko, to przynajmniej by coś po sobie zostawiła. Część siebie, zmieszaną z nierozerwalną częścią jego, dzięki czemu mógłby żyć. Kellen zachwiał się, gdy ktoś wpadł na jego plecy. Jacob od tyłu chwycił Kellena za ramiona i ścisnął je. - Jest coś seksownego w ciężarnych kobietach - powiedział.- Kiedy Tina
była w ciąży z Julie, to nie mogłem oderwać od niej rąk. Uch... Jacob pożądał Lindsey? Dziwne. Zwłaszcza, że dziecko mogło być innego mężczyzny. Może. Przynajmniej Jacob lubił dzieci. A co jeśli dziecko byłoby Adama? Adam nie cierpiał dzieci. A co jeśli to Gabe okazał się tatusiem? Facet mógłby ześwirować myśląc o takich rzeczach. Nic dziwnego, że Lindsey upierała się, że było Owena. Nie wiedząc czyje dziecko się nosiło, musiało być strasznie przygnębiające. I jak to było urodzić dziecko stworzone przez pożądanie, a nie miłość? - Jest słodka - zgodził się Kellen, żeby Jacob przestał ściskać go za ramiona. - Wiesz, kto by wyglądał cholernie seksownie będąc w ciąży?- zapytał Jacob, wciąż patrząc na Lindsey jak drapieżnik. Nie mów tego. Nie mów tego. Nie mów tego. - Amanda. Cholera, powiedział to. - Nie sądzisz, że powinieneś być z kobietą dłużej, niż tydzień, zanim zaczniesz próbować ją zapłodnić?- zapytał Kellen. Jacob walnął to w tył głowy. - Nie zamierzam jej zapłodnić. Po prostu uważam, że wyglądałaby seksownie będąc w ciąży. - Nie sądzę, że powinieneś jej to powiedzieć. Jacob zachichotał. - Pewnie masz rację. - Dziękuję, Jordan - Lindsey powiedziała głośno, przerywając mu w połowie jego opisu ulubionego samochodu wyścigowego. Cierpliwie słuchała jego paplaniny, która trwała o kilka minut za długo. Jordan był bardzo dobry w gadaniu i kiepski w zorientowaniu się, kiedy powinien się zamknąć.- Myślę, że potrzebują twojej pomocy na zewnątrz. - Naprawdę?- Jordan zerknął na drzwi busu.- Zamierzałem pomóc ci zrobić kanapki dla chłopaków. - Poradzę sobie - powiedziała.- A teraz idź. - Jeśli będziesz czegoś potrzebować - powiedział.- Czegokolwiek, to zapytaj. - Pewnie. Dziękuję, że podwiozłeś mnie do sklepu. Jordan stał przez kolejną długą minutę, przeczesując dłonie włosy w kolorze brudnego blondu, zanim wreszcie odwrócił się do wyjścia. Lindsey westchnęła z olbrzymią ulga i zaczęła wyciągać świeżo upieczone bułeczki, delikatesy i sery z worków. - Owen, co chcesz na kanapkę? - Pastrami i żyto?- Kellen droczył się, puszczając mu oczko. - Wyglądam, jakby dzisiaj uprawiał seks? - Co?- powiedziała Lindsey, odwracając się, aby na niego spojrzeć. - Nic - powiedział Owen.- Może być indyk i cheddar, jeśli je masz.
- Shade?- zapytała Lindsey. - Co?- odpowiedział Jacob. - Co chcesz na kanapkę? - Nie musisz robić mi kanapki - powiedział.- Usiądź i odpocznij. Wyglądasz na nieco zmęczoną. - Nic mi nie jest - upierała się.- Nie mogę po prostu siedzieć przez cały dzień i pochłaniać wasz tlen. Chcę coś zrobić. - Wysiadujesz dziecko - powiedział Jacob.- To wiele. - Ale nie jest. Nie przyszłam tutaj, aby być wrzodem na dupie powiedziała. - A nie jesteś?- dokuczał Owen.- Z całą pewnością się nim stałaś, gdy tylko się pojawiłaś. - Wiem, że wczoraj się załamałam - powiedziała.- Przepraszam, że wszyscy musieliście to zobaczyć. Spróbujcie jechać obok niedźwiedzia grizzly, który prowadził ciężarówkę i nalegał, że będzie was nazywać słodkimi cycuszkami. Zobaczymy jak racjonalnie się poczujecie po czternastu godzinach myślenia o byciu zgwałconą, zamordowana i skończenia jako karma do świń na tyle jego naczepy. - Taa, nie sądzę, żeby mi się spodobało byciem nazywanym słodkimi cycuszkami przez czternaście godzin - powiedział Owen. Lindsey zachichotała. - Przyjechałaś tutaj autostopem?- zapytał Kellen. - Wiem, że to głupie, ale byłam zdesperowana. Co chcesz na kanapkę, Cuff? Kellena to nie obchodziło. - Pieczeń wołową? - Shade?- znowu zapytała Jacoba. - Taa, pieczeń wołowa brzmi świetnie. Jednak wciąż uważam, że powinnaś usiąść i pozwolić nam, abyśmy sami zrobili te cholerne kanapki. - Nie martw się - powiedziała.- Nie mam zamiaru na siłę wpychać się w wasze życia - zerknęła przez ramię na Owena, ale wrócił do pisania smsów na swoim telefonie, więc tego nie zauważył.- Potrzebuję tylko nieco pomocy, dopóki nie stanę na nogi. Nie jestem pasożytem. - W ogóle nie powinnaś stać na nogach - upierał się Jacob. Stanął obok niej i położył dłoń na dolnej części jej pleców.- Powinnaś odpoczywać. - Nie, nie powinnam odpoczywać; powinnam pracować. Zarabiać pieniądze. Mam dziecko do utrzymania. Siedziałam w moim mieszkaniu tak długo jak to możliwe, gdy szukałam pracy po tym, jak pani Weston mnie zwolniła. To szybko pożarło moje oszczędności i skończyło się na tym, że byłam całkowicie spłukana. Na szczęście niebawem będę mogła znaleźć pracę w Austin i znaleźć mały dom dla siebie i dziecka, żeby jego ojciec mógł je odwiedzać tak często, jak będzie mógł. Potarła brzuch i znowu tęsknie spojrzała na Owena.
Kellen nie był pewien, czy Owen celowo ją ignorował, czy był po prostu nieświadom głównego tematu jej rozmowy. Najwyraźniej uważała, że dziecko było Owena. Albo tego chciała. Kellen nie chciał tego. Chciał, aby jego przyjaciel miał dzieci z kimś, kogo kochał. A poza tym fakt, że jego przyjaciel miałby być z kimś, kto cholernie przypominał Sarę, było popieprzone. Kellen kupiłby Lindsey rezydencję z dwudziestoma pokojami na Hawajach, jeżeli to oznaczałoby, że nie musiał patrzeć na nią w ciąży, jak pięknie wyglądała i jaka była żywa. Ale odkąd czekał na kanapkę, to równie dobrze mógł usiąść. Kellen zajął miejsce obok Owena. Owen spojrzał w oczy Kellena, a jego mina wyrażała mieszankę strachu, obrzydzenia i rozpaczy. Może i udawał, że ta sprawa z Lindsey na niego nie wpływała, ale Kellen go przejrzał. Chciał wyciągnąć z tego Owena, ale nie wiedział jak. Nie była to jakaś nadgorliwa fanka, którą można by zniechęci; było wliczone w to dziecko. Dziecko, które potrzebowało ojca. Jakikolwiek ojciec - nawet ten niechętny - był lepszy od żadnego. - Więc jakiej pracy szukasz?- Kellen zapytał Lindsey. - Czegoś w bankowości - powiedziała. Postawiła talerz przed Owenem.Zakładając, że dostanę przyzwoitą rekomendację od mojej poprzedniej pracodawczyni - odgarnęła grzywkę z twarzy i przytrzymała ją jedną dłonią, wpatrując się w nicość.- Nie rozstałyśmy się w dobrych stosunkach. Nazwałam ją oziębłą suką. - Dzięki za kanapkę - Owen powiedział szybko, nie patrząc na nią. Tak, Owen, ignoruj problem. To wszystko rozwiąże. Podczas gdy Lindsey była rozproszona brakiem zainteresowania Owena, to Jacob zajął jej miejsce przy ladzie aby zrobić więcej kanapek. Gdy Lindsey tylko zobaczyła, co robił, to chwyciła go za rękę i popchnęła go do kanapy i na miejsce naprzeciwko Kellena i Owena. - Proszę, Shade, daj mi to. Dobrze? Wiem, że to niewiele, ale muszę wnieść coś od siebie. - Pozwolisz dziewczynie wreszcie zrobić ci kanapkę?- powiedział Kellen. Owen jeszcze nie dotknął swojego jedzenia i pisał szybciej niż zwykle. Kellen wyrwał mu z dłoni telefon. - Napiszesz jak zjesz. - Tak jest, mamusiu - powiedział Owen. Owen zerknął na plecy Lindsey, znowu zbladł a następnie sięgnął po kanapkę. Wziął mały kęs, jakby bał się, że była wypełniona eliksirem miłosnym. Owen naprawdę musiał o tym pogadać. Kellen czuł się źle z tym, że na całą noc wyłączył telefon i że wcześniej mówił tylko o sobie. - Hej, Lindsey - powiedział Kellen.- Mogę wziąć kanapkę na wynos? Zapomniałem, że Owen i ja musimy za chwilę gdzieś pójść. - Pewnie - powiedziała, posyłając Owenowi rozczarowane spojrzenie. - Dokąd?- zapytał Jacob.
Kellen kopnął go pod stołem. - Wiesz. Musimy pójść zrobić tą rzecz, jaką zawsze robimy osiem godzin przed koncertem? - Masturbować się?- Jacob odpowiedział z całą powagą. Kellen dotknął palcami swojego czoła, kręcąc głowa z niedowierzaniem. Owen parsknął, a potem zachichotał i w końcu wybuchnął śmiechem, jakby Jacob wyskoczył z największa puentą wszechświata. Taa, Kellen naprawdę musiał dać mu nieco upustu. Zaraz by eksplodował. Lindsey otworzyła szufladę w małej kuchni, przeszukując zawartość. - Są tu jakieś woreczki? - Nie, odkąd Adam wyszedł na prostą - powiedział Jacob. Owen roześmiał się tak mocno, że groziło mu rozpadnięcie się na pół. Kellen wysunął się za stołu i pociągnął Owena za sobą za jego rozdartą koszulkę. - Nie kłopocz się owinięciem jej - powiedział Kellen, biorąc kanapkę z dłoni Lindsey.- Wezmę ją tak - wziął duży kęs i uśmiechnął się do niej.- Dzięki - powiedział z pełnymi ustami.- Umieram z głodu. Upewnił się, że Owen wziął swoją kanapkę, zanim popchnął go do drzwi. Kellen nie był pewien dokąd zamierzał zabrać Owena, ale najwidoczniej w tej chwili bus był najgorszym miejscem dla niego. - Zawieźć was do hotelu?- zapytał mężczyzna ubrany w czarny garnitur i krawat, gdy tylko wyszli z busu. - Tak - powiedział Kellen.- Musimy zabrać nasze bagaże do pokoi. - To właśnie ta rzecz, jaką robimy osiem godzin przed koncertem?zapytał Owen. - Nie, masturbujemy się. Pamiętasz? Owen uśmiechnął się i pstryknął placami. - O tak. Na tyle limo. Mam nadzieję, że macie z tyłu jakieś chusteczki powiedział do kierowcy limuzyny, klepiąc go mocno w ramię. Owen wziął duży kęs kanapki i skierował się do drzwi, które kryły bagaż pod busem. - Nie przejmuj się - Kellen powiedział do oszołomionego kierowcy, który najwyraźniej rozluźnił się na słowa Kellena.- Jestem pewien, że w swojej torbie ma cały zapas chusteczek. - Jeśli nie, to użyje twojej koszulki - Owen spojrzał na Kellena i odskoczył, jakby zaskoczony brakiem jego koszulki.- Gdzie twoja koszulka, bro? - A jak sądzisz, geniuszu? - Wybacz. Naprawdę musimy się zaopatrzyć w więcej chusteczek. Podczas gdy kierowca był zajęty przeszukiwaniem bagażnika limuzyny pewnie za chusteczkami - to Owen i Kellen wykonali swój sekretny, zwycięski uścisk dłoni. Żartowanie z ludzi było świetną zabawą. Owen już zrelaksował
się o dwadzieścia razy, kiedy uciekli z towarzystwa Lindsey. Więc jak dokładnie zamierzał wytrzymać z laską przez najbliższe trzy miesiące - i jeśli dziecko okazałoby się jego, to przez wieczność? Owen wyszarpnął torbę Kellena z bagażnika busu i podał mu ją, podczas gdy zaczął szukać swoją. Po chwili ich torby wylądowały w bagażniku limuzyny, podczas gdy kierowca spanikował. - Wygląda na to, że nie mam chusteczek - powiedział. - A ja nie mam koszulek - powiedział Kellen. - W porządku - Owen powiedział do kierowcy.- Użyję twoją skarpetkę. Daj mi ją. Kellen wiedział, że zniszczyłoby to ich dowcip, ale nie mógł się powstrzymać od śmiechu, kiedy kierowca skrzywił się i schylił aby ściągnąć but. - Koleś!- powiedział Owen, klepiąc kierowcę po ramieniu.- Tylko sobie żartowałem. Nie potrzebuję twojej skarpetki ani chusteczki. Ramiona kierowcy opadły z ulgi. - Kelly połyka. Kellen walnął Owena i wziął kolejny kęs swojej kanapki, zanim wszedł do limo przez otwarte, tylne drzwi. - To też był żart - usłyszał Owena na zewnątrz.- Wyluzuj trochę, człowieku. - Przepraszam, sir - kierowca powiedział sztywno.- Moi regularni pasażerowie zazwyczaj nie żartują z takich rzeczy. - A o czym żartują? - Uch, głównie o giełdzie, proszę pana. - Hmm, obawiam się, że nie jestem aż tak zaawansowany, aby żartować o giełdzie, ale pożartowałbym o osłach, trzech ziemniakach i marynarzu. - Owen, wsiadaj do samochodu - powiedział Kellen. Cieszył się, że Owen był bardziej sobą niż w obecności Lindsey, ale wciąż chciał przeprowadzić tą poważną rozmowę. Jeżeli Owen wpadłby na pomysł o żartach o pierdzeniu i odbycie, to nie było mowy, aby Kellen przekonał go do rozmowy jak dorośli. Byłby zbyt zajęty próbowaniem rozśmieszenia Kellena. Owen wszedł do samochodu i usiadł obok Kellena. - Dobra kanapka - powiedział, gdy wziął kolejny kęs.- Jest coś do picia w minibarze? Kellen otworzył małą lodówkę po swojej lewej i wyciągnął dwa piwa. - Wygodnie ci?- Kellen zapytał go, gdy podał mu jedną zimną butelkę. Owen pokręcił się na siedzeniu. - Tak. - To dobrze. Zacznij gadać. - O czym? - Co się stało ostatniej nocy?- Kellen otworzył kapsel swojego piwa i wziął zdrowy łyk.
Owen opowiedział mu o Lindsey, która pokazała się bez zapowiedzi i o Caitlyn, która uciekła tak szybko, że aż się za nią kurzyło. - Była naprawdę wkurzona - powiedział Owen. - Bo cię lubi, a ty pewnie się zastanawiasz jakby to ewentualnie miało między wami wyjść, skoro masz dziecko w drodze. - Nie sądzę, żeby było moje - powiedział Owen. - Więc dlaczego wziąłeś na siebie odpowiedzialność? - Bo nikt inny by tego nie zrobił. - Więc nadstawiłeś karku i byłeś miłym facetem? Owen, czasami musisz siebie postawić na pierwszym miejscu. - Gdybyś zobaczył twarz Lindsey, to zrobiłbyś to samo. Dzisiaj ma się lepiej. Wczorajszej nocy całkowicie się emocjonalnie rozpadła, a wszyscy traktowali ją tak, jakby była toksyczna. - Za to ty dzisiaj ją tak traktujesz. Owen skrzywił się. - Naprawdę? Nie chciałem tego. Po prostu naprawdę nie chcę spieprzyć tego z Cailtyn. Powinienem był wczoraj za nią pójść, a nie pozwolić jej odejść. Byłem po prostu całkowicie zaskoczony tym, że tak mocno to odebrała. - Czy jej mąż nie miał romansu z młodszą kobietą? Owen skinął głową. - Taa, no i? Co to ma do rzeczy? - Lindsey jest młodsza. I seksowna. I bardzo w ciąży. Może Cailtyn poczuła się zagrożona. - Nie powinna. Przez cały dzień myślę tylko o niej. I nie mogę przestać do niej pisać ani dzwonić. Pomyśli, że jestem zdesperowanym frajerem. - Bo jesteś. Odpowiedzią Owena był cios w ramię Kellena. - Więc jak zamierzasz być z Cailtyn, kiedy Lindsey kręci się w pobliżu?zapytał Kellen. - Z Lindsey możemy zostać tylko przyjaciółmi. - Potrafisz się zaprzyjaźnić z seksowną kobietą, która cię pragnie? - Tak. - Owen, jeżeli naprawdę chcesz być z Cailtyn, to musisz się trzymać z dala od Lindsey jak tylko to możliwe. Jest wrażliwa i zainteresowana, a ty jesteś łatwy. - Nie jestem łatwy. Kellen uniósł na niego brew. - Dobra, jestem całkowicie łatwy. Ale nie muszę być taki. - Więc co zamierzasz zrobić z Lindsey? - Znajdziemy jej miejsce, w którym mogłaby się zatrzymać. Pomożemy jej z rachunkami medycznymi i innymi rzeczami. Przecież nie jest tak, że nas na to nie stać. - Jesteśmy pewni, że nie wymyśliła tej całej historyjki z brakiem domu,
aby nie musiała płacić za nocleg? - Brzmisz jak Adam. - Ma duże doświadczenie z pasożytami. Na przykład z jego ojcem. - Więc myślisz że co powinniśmy z nią zrobić? Nie możemy jej od tak wyrzucić na ulicę. I nie ma mowy, żeby pojechała z nami w trasę. Kellen westchnął. Naprawdę nie było żadnego łatwego rozwiązania dla tego problemu. - Możemy znaleźć jej miejsce w jej mieście rodzinnym. - Wspomniałem jej o tym w nocy - próbowałem przekonać ją, że byłoby lepiej, jeśli miałaby przy sobie rodzinę i przyjaciół - ale rozpłakała się na godziny. Najwidoczniej jej rodzina wyrzekła się jej. - Och. - Pomyślałem, że może moja mama mogłaby mieć na nią oko, podczas gdy będziemy w trasie. Wiesz, jaka jest mama. Uwielbia takie drobne sprawy charytatywne. Kellen dokładnie wiedział jaka była mama Owena. Jak nie patrzeć to i on był jednym z jej przypadków charytatywnych. - Poza tym - kontynuował Owen.- Mama dręczy Chada o wnuki odkąd oświadczył się Josie. Może dzięki temu z niego zejdzie. - Bo już ma wnuka w drodze? - Nie jest moje. Byłeś tam. Miałem na sobie gumkę? - Tak. - Koniec historii. Niekoniecznie, ale Kellen postanowił, że z kłótni na temat rodzicielstwa nie wyszłoby nic dobrego. Musieli po prostu poczekać i zobaczyć jak to się rozegra. - Widzę, że już wszystko obmyśliłeś. Jednak nie musiałeś ze mną o tym pogadać. - Zawsze muszę z tobą pogadać, Kelly. Zdaje się, że nie tylko ja miałem noc pełną przygód. Co robiłeś w domu? Kellen pokręcił głową. - Nawet nie wszedłem do środka. Byłem na plaży, próbując wyrzucić ten cholerny mankiet jaki mi dałeś, a gdy usłyszałem melodię fortepianu, to wyciągnęła mnie z depresji w jakiej tkwiłem od pięciu lat. - Piosenkę? Właśnie tak poznałeś Dawn? Ciekawiło mnie, jak się z nią poznałeś. - Wynajmuje domek obok mojego, gdy pracuje; powiedziała, że morze inspiruje jej kompozycje. Zapukałem do jej drzwi, abym mógł usłyszeć piosenkę nad którą pracowała. - A potem się nią zająłeś - Owen walnął go w udo.- Ty ogierze. - Było to coś więcej, niż tylko to. Rozmawialiśmy, podczas gdy ona podzieliła się ze mną swoją muzyką a potem... - Kellen puścił oczko do Owena.- Potem się nią zająłem.
- Kiedy znowu się z nią zobaczysz?- zapytał Owen. - Nigdy - gdy to powiedział, to zabolało go serce, ale musiało tak być. Nie było żyjącej kobiety na świecie, która zasługiwała na to, aby zadowolić się resztkami jego serca. I ktoś taki jak Dawn zasługiwać na mężczyznę, który dałby jej księżyc i gwiazdy. Poświęcił każdy kawałek siebie, aby ją uszczęśliwić. Po prostu on nie mógł jej tyle dać. Dał już wszystko Sarze. - Jesteś idiotą - powiedział Owen. - A ty jesteś ekspertem od związków? - Nie ukrywam, że jestem do dupy w związkach - powiedział Owen.- Ale przynajmniej próbuję. Limuzyna zatrzymała się przed hotelem. Kellen rzucił na wpół zjedzoną kanapkę na siedzenie i wysiadł. Próbował. Otworzył się Dawn szybciej, niż pozwolił sobie na to z kimkolwiek innym. Nawet z Sarą. Nawet z Owenem. Ale nie wyszło. I jeżeli zakochałby się w kolejnej kobiecie, a ta by go zostawiła celowo lub nie ze swojej winy - to Kellen sądził, że by tego nie przetrwał. Ile człowiekowi trzeba, aby utrzymać tętno? Był pewien, że więcej niż on miał.
Rozdział 12
Kellen udawał, że oglądał powtórki z I Love Lucy, podczas gdy ukrywał się w pokoju hotelowym z resztą swojego zespołu. Adam szkicował niezwykle realistycznie wyglądające cycki, podczas gdy użył hotelowego telefonu, aby zaplanować jakąś rozpustę ze swoją kobietą w Nowym Orleanie. Gabe majsterkował przy mechanizmie jakiegoś szalonego wynalazku, na który Kellen przechylał głowę w dezorientacji - co to do cholery było? Owen bawił się swoim telefonem przez cały wieczór, aby po raz kolejny udowodnić, że był zdesperowanym frajerem. Jacob nigdy nie dotarł do hotelu. Kellen podejrzewał tylko, że był z Lindsey w busie. Pewnie wybierali imiona dla dziecka. Po jakimś czasie, gdy wszyscy siedzieli w limuzynie, jadąc z powrotem na stadion, to Kellen był gotów wyskoczyć ze swojej własnej skóry. Dlaczego powiedział Owenowi, żeby pozbyć się bransolety Sary? Dawał sobie bez niej rady, gdy Dawn udawało się go rozpraszać, ale teraz pozostał sam ze swoimi myślami, przez co znowu znalazł się w tym brzydkim miejscu. W bardzo ciemnym i naciskającym, obrzydliwym miejscu. Powinien zadzwonić do Dawn? Nie miał jej numeru. Powinien wrócić do Galveston po ich koncercie w Nowym Orleanie? Nie, był pewien że już nigdy nie chciała go zobaczyć. I jego liścik do niej dał jasno do zrozumienia, że nie był zainteresowany. Z wyjątkiem tego, że był zainteresowany. I znienawidził siebie za tą słabość. - Walnę cię, jeżeli nadal będziesz miał takie fochy - powiedział Owen.Myślałem, że ten twój cały mrok i ciemności były spowodowane brakiem seksu, ale ostatniej nocy uprawiałeś seks, więc co zostaje? - Uprawiałeś ostatniej nocy seks?- ciemne brwi Adama uniosły się pod samą linię włosów.
- Taa, z elegancką, szykowaną rudowłosą laleczką - powiedział Owen. - Byłeś tam?- zapytał Owen. Owen pokręcił głową. - Zgooglowałem ją. Kellen westchnął z irytacją. - Powiedziałem ci z milion razy, że moje fochy, jak to nazywasz, ma niewiele wspólnego z seksem. - W takim razie źle to zrobiłeś - powiedział Gabe i przesunął dłonią wzdłuż czerwonych końcówek włosów, które sterczały na środku jego głowy. - Prawdopodobnie - powiedział Kellen. - Jeżeli potrzebujesz jakiejś inspiracji, to mogę ci pożyczyć kilka gadżetów, które... uch... kupiłem - powiedział Gabe. - On nie potrzebuje żadnych gadżetów - powiedział Owen.- Już się z nią nie zobaczy. Jeżeli Kellen nie byłby przyzwyczajony, że Owen przez cały czas wtrącał się w nie swoje sprawy, to pewnie by go walnął. Był aż w takim podłym nastroju. - Nie ma nic złego w zaspokojeniu się i zbieranie manatków tak szybko, jak tylko można było, aby uciec - powiedział Adam.- Przed Madison był to jedyny sposób w jaki dawałem radę. Kellen nie zamierzał mu powiedzieć, że taki nie był. Tak naprawdę, to nie chciał zostawić Dawn. Czuł, że musiał, ale jego kumple pewnie odebrali jego odmowę jako odpuszczenie. Wolał nie rozmawiać o ostatniej nocy i dzisiejszym ranku, tylko zapomnieć o całej sprawie. Jakby było to możliwe. Ale przecież mógł udawać, że wszystko było po staremu jak przez ostatnich pięć lat. Po prostu uważali, że był markotny. Na stadionie kilku ochroniarzy eskortowało ich do środka. Przestrzeń za kulisami była wypełniona. Zespół miał zabawić dużą grupę VIPów. Na szczęście większość z nich chciała spędzić czas z ich wokalistą, Jacobem, który nie miał problemu z zabawianiem dwóch tuzinów kobiet. Faceci w tłumie natychmiast otoczyli Adama - ich gitarowego bohatera - albo Gabe'a faceta za perkusją. Kellen był wdzięczny, że był stosunkowo niezauważony, kiedy przekradł się przez tłum do garderoby. Oczy przykleił do znaku „Tylko członkowie zespołu. Żadnych gości.” - Kellen!- ktoś krzyknął z tłumu za nim. Zamarł. Znał ten głos. - Poczekaj! Przez jakiś dziwaczny odwrót psychologi, zaczął biec w stronę garderoby. Tuż przed tym jak przekroczył próg bezpiecznej strefy, to ktoś złapał go za rękę. Wziął głęboki oddech i odwrócił się powoli, aby na nią spojrzeć. Aby z tym skończyć. Przyglądał się twarzy Dawn, szukając jakichś wskazówek. Co ona tutaj
robiła? Wycofał się do garderoby. Jako gość czy nie, podążyła za nim do środka i zamknęła za sobą drzwi. Dawn przycisnęła zmięty zwitek papieru do piersi Kellena. Jej oczy błyszczały od ognia i pasji. Była najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział. - List Droga Dawn?- warknęła na niego.- Dzieliliśmy najbardziej niesamowitą noc w życiu, a ty zostawiłeś mnie z niczym innym, jak listem Droga Dawn? Był stracony. Nie rozumiała, że zostawienie jej było najmilszą rzeczą, jaką mógł wobec niej zrobić? - Zabieraj to - zażądała, mocniej wpychając kartkę w jego tors.- Zabieraj to, Kellen! Wyciągnął zwitek papieru z jej dłoni, pławiąc się gorącem jej furii, rozkwitając w jej cieple. Była jego ogniem. Jego Dawn. - Czy ostatnia noc nic dla ciebie nie znaczyła? - Znaczyła dla mnie wszystko - powiedział. A teraz gdy tu była w swojej promiennej chwale, to nie mógł temu zaprzeczyć. Nie mógł jej zaprzeczyć. Nie mógł zaprzeczyć samemu sobie. - Więc dlaczego odszedłeś? Dlaczego, Kellen?- jej głos pękł i równie dobrze mogła wziąć młotek i dłuto i wbić je w jego serce. - Ponieważ - powiedział bez tchu.- Ponieważ nigdy nie będę mieć wystarczająco wiele, aby dać. Nigdy nie będę wystarczać. Zasługujesz na kogoś lepszego, niż ja, Dawn. Na kogoś lepszego niż ja. Zasługujesz na kogoś, kto pokocha cię tym wszystkim kim jest, będzie albo się stanie. A ja... ja już to dałem komuś innemu. - To nie ty o tym decydujesz, Kellenie Jamison - powiedziała, a jej oczy zwęziły się niebezpiecznie. Zwalczył pragnienie, aby wciągnąć ją w swoje ramiona i uciszyć pocałunkiem. - To ode mnie zależy na kogo zasługuję, a nie od ciebie. I jeżeli mówię, że mi wystarczasz - aż za bardzo - to tak jest. I jeżeli niczego do mnie nie czujesz, to co innego; pozwolę ci odejść, jeżeli tego chcesz. Ale jeżeli coś do mnie czujesz i odszedłeś jedynie dla mojego dobra, to się na to nie zgodzę. Rozumiesz? Odejście ode mnie nie uratuje bólu mojego serca, Kellen. Tylko go spowoduje. Odwrócił wzrok, chcąc uwierzyć, ze mogliby być razem, albo przynajmniej dać im herkulesowy wysiłek ale w głębi serca wiedział, że nie mógłby jej uszczęśliwić. I bardziej niż cokolwiek innego, to chciał, aby była szczęśliwa. Nigdy nie chciał stłumić jej światła, albo zgasić jej płomienia. Nie mógłby znieść myśli, że jej to zrobił. Jej palce przycisnęły się do jego walącego serca i chciał odepchnąć jej dłoń, chciał się odwrócić, chciał uciec, ale jego pieprzone nogi zapomniały jak się poruszać.
- Spójrz mi w oczy, Kellen, i powiedz, że nie chcesz ze mną być, to wyjdę. Zmusił się, aby spojrzeć w jej fenomenalne piwne oczy i otworzył oczy, aby kazać jej spadać dla jej własnego cholernego dobra, ale jego język kompletnie się nie zgadzał z jego rozsądkiem. - Nic nie uszczęśliwiłoby mnie bardziej, niż bycie z tobą, Dawn O'Reilly. Jej oczy rozświetliła nadzieja. - Nic? Było to ogromne pytanie i rozważał je przez chwilę. Było coś czy ktoś żywy lub martwy - kto uszczęśliwiał go bardziej, niż wtedy gdy był w ramionach tej kobiety? Odpowiedź była zaskakująco łatwa. Nie musiał porównywać swojego czasu z Dawn do czegokolwiek z przeszłości, po prostu musiał cieszyć się tym i teraz. Właśnie to było ważne. Nie było nic złego w kochaniu Sary na zawsze, jeżeli zrobiłby w swoim sercu miejsce dla kogoś nowego. Z czasem ten małe miejsce w jego sercu może i się zwiększy, aż wreszcie pozwoli Dawn być jego wszystkim. Ale teraz przynajmniej mieli od czego zacząć. Emocjonalne chmury zagłady Kellena ustąpiły przed blaskiem Dawn, jego obrona rozpadła się i uśmiechnął się do niej. Naprawdę uśmiechnął. Tak szeroko, że rozbolała go twarz. - Nic - powiedział z całą szczerością. - To dobrze - powiedziała.- Bo już zamierzałam cię przywiązać do mojego łózka, dopóki nie doszedłbyś do zdrowego rozsądku, Kellenie Jamison. Boże, jak on podziwiał ten ogień w niej. Roześmiał się, przy czym nie czuł się, jakby był do tego zmuszony. Czuł, że było to dobre. - Mógłbym cię nauczyć kilku rzeczy przywiązania osoby do łóżka droczył się. - Nie chcę nikogo przywiązanego do mojego łóżka - powiedziała, przysuwając się, tak że ich ciała dzieliło zaledwie kilka cali.- Tylko ciebie. I wolałabym nie uciekać się do wiązania ciebie. Wolę cię, gdy jesteś wolny. On też to wolał. Nawet gdyby okazało się, byłby to bardzo powolny proces aby go uwolnić z więzów, które go wstrzymywały, to był gotowy, aby go rozwiązała. Kellen objął Dawn i przyciągnął ją do siebie, biorąc jej usta w powolnym, głębokim pocałunku. Pewna część w nim wciąż zmagała się ze znalezieniem intymności z inną kobietą, która nie była Sarą. Kolejna część wręcz wrzeszczała, że całowanie Dawn O'Reilly, uwielbianie jej, było złe. Ale najlepsza część niego kazała się pieprzyć dwóm pozostałym. Kiedy się odsunęli, to chwycił jej piękną twarz w dłonie i spojrzał na nią. Tak się cieszył, że miała w sobie odwagę, aby walczyć o to, ponieważ potrzebował tego małego pchnięcia, aby mógł wreszcie zobaczyć co miał tuż przed sobą. - Powiedz, Gwiazdo Rocka - powiedziała.- Co robisz po koncercie?
- Mam nadzieję, że tylko jedną rzecz. - A jaką? - Ciebie. Skinęła głowa. - Tak, odpowiada mi to. A co robisz jutro? - Jadę do Nowego Orleanu. - Znowu planujesz ode mnie uciec? - Nie. Pomyślałem, że może chciałabyś pojechać ze mną. Uśmiechnęła się i pocałowała go delikatnie w usta. - Tak, to też mi pasuje, Kellen. - Możesz nazywać mnie Kelly. Przechyliła głowę i spojrzała prosto w jego duszę, która wydawała się już rozgrzewać pod jej uwagą. - Tak, wyglądasz jak Kelly. To dobrze, bo właśnie tak się czuł.