Pan Tadeusz 2 (nowa wersja) Księga pierwsza Tadeusz do biurka zbliżył się powoli, "Mamczas" tak pomyślał " W Wordzie się podszkolić". Odpalił komputer...
8 downloads
16 Views
328KB Size
Pan Tadeusz 2 (nowa wersja) Księga pierwsza Tadeusz do biurka zbliżył się powoli, "Mam czas" tak pomyślał " W Wordzie się podszkolić". Odpalił komputer, poczekał chwil kilka I by móc pracować wystarczyła chwilka. Następna sekunda i Word był gotowy. Tadeusz odetchnął bo był w Wordzie nowy. Wiedział tylko tyle, co słyszał od Zosi Która się zgodziła wiedzę mu podnosić. Kurs komputerowy Zosia ukończyła I teraz to Tadzia powoli uczyła. Zaczął Tadek pisać, potem wyjustował, I czcionkę pogrubił, i
pokolorował. Lecz nagle komputer wzrok jego przywabił, Bo ujrzał tam napis: "Follow the white rabbit". Zdziwił się Tadeusz i westchnął głęboko. Podrapal się w glowę, potarł silnie oko, Wstał z krzesła z rozmachem i wyjrzal przez okno. Co ujrzal? Deszcz padał, a tam królik moknął. Wybiegł więc na ganek, by złapać królika Lecz ten wciąż uciekał- taka bestia dzika. Dotarli na końcu do skrytej polany Wpadł tam pan Tadeusz i krzyknął "O rany!" Otóż Telimena będąc całkiem nago Stała tak na deszczu podparwszy sie lagą. "Jestes Tadeuszu" zaczęła rozmowę, Tadeusz stał sztywno nie mówiąc ni słowem. "Królik
tresowany Cię tu przyprowadził, Spełnił swe zadanie i sobie poradził". "Co chciałaś ode mnie?" Tadeusz wydusił, Nie patrząc na damę zapytać się zmusił. "Sprawa straszna Tadziu i pomóc mi możesz, Ktoś ukradł me ciuchy. Tak więc mi pomożesz". Zdziwil się Tadeusz i spytał nieśmiało: "Jak że mam Ci pomóc w tym co ci się stało?" "To proste mój drogi. Pójdziesz więc do dworu I stamtąd przyniesiesz coś mi do ubioru". Zrobił tak Tadeusz jak mu nakazała I przyniósł jej ciuchy co by się ubrała. A, że znalazł tylko sutannę Robaka Więc zdziwiła damę garderoba taka. Lecz co bylo robić? Sutannę włożyła I tak to ubrana za Tadkiem
ruszyła. Morał z tego taki niech wam pozostanie: Dzięki komputerom ujrzysz gołe panie. "Follow the white rabbit" - Podążaj za białym królikiem , taki napis zauważył bohater filmu "Matrix" na ekranie swojego komputera. Cytat z "Alicji w krainie czarów" Księga druga Wielce podniecony wrócił Tadzio do domu O tajemnym spotkaniu nie mówiąc nikomu Wrócił do pokoju, zamknął się za drzwiami Bo jeden tylko obraz miał wciąż przed oczami Siadł przed komputerem, lecz nie włączyl Worda Bo przez mózg mu płynęła dzikich myśli horda Siedzi przed ekranem, lecz go coś rozprasza "Dobra" szepnął Tadzio i włączył Paintbrusha Stworzył Telimenę, praca była trudna
Lecz w efekcie mu wyszła bitmapa przecudna Miał więc Telimenę w Windzie na tapecie Ale było mu mało, umiescił ją w necie Na darmowym serwerze, z którym się połączył Gdy się tylko przez Tepsę do sieci podłączył Pomyślał o Zosi - miła i wesoła, Ale nigdy przed Tadkiem nie stanęła goła "Idź do Telimeny" usłyszał w swej głowie "Dobra, pójdę, zobaczę co ona mi powie" "Jesteś Telimeno, chcę ci coś powiedzieć Już dłużej w mieszkaniu nie mogłem swym siedzieć Jesteś mi tak bliska, coś do Ciebie czuję" "Zgadza się, Tadziku - jestem Twoim wujem!" "Jakże to?" - krzyk Tadzia rozległ się dokoła "Widzialem Cię dzisiaj, byłaą cała goła"
"Przykro mi to mówić, mój Tadziu kochany Jestem bratem Soplicy, tym drugim - niechcianym Nikt mnie nie rozumiał, nawet ksiądz w kościele A ja się po prostu źle czułam w swym ciele Musiałam wyjechać więc aż do Strasbourga, A kiedy wróciłam znów do Petersburga Nikt mnie nie poznawał, nie chciał przyznać racji Że się tam musiałam poddać operacji Ojciec wygnał z domu, nikt nie przenocowal Musiałam więc swe życie rozpocząć od nowa" Oto nowy morał już na Ciebie czeka By nie po wyglądzie oceniać człowieka. Księga trzecia Słysząc słowa damy zachwiał się Tadeusz Złapał się za głowę i strącił kapelusz.
Świat mu przed oczami szybko zawirował I już po sekundzie na ziemi zlądował. Upadł tak jak kłoda bez życia na ziemię Strasząc Telimenę na serio szalenie. Podbiegła do niego, za rekę złapała No i odetchnęła - bo puls wyczuwała. Jednak się nie ruszał. Co z Tadkiem sięe stalo? Wyglądał na trupa- tak to wygladąło. Krzyknęła z przestrachem "Pomocy!! Pomocy!!" By nie czekać długo- ktoś się napatoczył. Najpierw wpadła Zosia, ksiądz Robak i Hrabia Ciekawi tak tego co się tu wyprawia. Ujrzeli panicza bez tchu na podłodze By w jednej to chwili umartwić się srodze. Tadek wciąż bez życia nie ruszał się wcale No a ludzi wokól
przybywało stale. Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty Swój róg bawoli długi, cętkowany, kręty. Takim to sposobem grał na pogotowie By się tu zjawiło i zbadało zdrowie Pana Tadeusza. Szpital był tuż blisko Więc przyjadą szybko. Chyba żeby ślisko Miało być na drodze, ale lato przecież Swoim ciepłem grzało. Pamiętał o lecie. Grał tak przez chwil kilka, aż usłyszał z dala Jak do Soplicowa erka za...dąła. Za minut piętnaście stanął był pod dworem Jankiel, który właśnie jadł chleb z pomidorem. Było w Soplicowie lekarzy dość wielu Ale nikt nie zechciał leczyć przy
Jankielu. Mówiono już cuda o panu doktorze Nikt przeto nie wątpił, że teraz pomoże. Podszedł on do Tadzia postukał go w czoło I do wszystkich wokół szepnął niewesoło. "Nic tu nie poradzę, myślałem, że Zosię Przyjdzie mi wyleczyć. Ja Tadka mam w nosie. Nie jestem ja jego domowym lekarzem Nie moęe mu pomoc- tu się nie wykażę." Żegnając się zimno "No, na mnie już pora" Odjechał więc szybko kończąc pomidora. Zanim ktoś nastuka czwartą Tadka ksiegę* Wyjawie Wam morał mądry na potęgę. Skończy niejednego życie bohatera
Reforma służb zdrowia. Jak, jasna cholera! "...czwartą Tadka księgę..." - w oryginale była troche inna numeracja , więc pozwoliłem sobie na drobną zmianę. Księga czwarta Gdy doktor odjechał ciszę wnet przerwała Zosia która zajście całe podsłuchała: "To przez Telimenę" - pośród łez krzyknęła "On tu przyszedł znaleźć w Tobie przyjaciela Jakżeś mogła go zranić prawdą tak bolesną Gdy on przyszedł tutaj po miłość cielesną? Gdyby do mnie tak przyszedł, szczerze wyznać muszę Oddałabym swe ciało a razem z nim duszę Dosyć mam już bowiem proszę drogich gości Tej straszliwie nudnej mojej niewinności" Księga piąta
Tadeusz wnet się ocknął, przetarł blade lice Spojrzał wpierw na Zosię, potem na Soplicę Lecz gdy spojrzał tylko w oczy Telimenie Ujrzał bardzo dziwne zalotne spojrzenie Gdyż on się jej podobał, choć to jej bratanek, Zwłaszcza kiedy rano wychodził na ganek Robił dziesięć pompek na silnych ramionach W brudnym podkoszulku, starych kalesonach Tadeusz wtedy pojął, czemu ją tak lubi, Czemu ciągle marzy, że ją on poślubi. Leżał jednak dalej na brudnej podłodze Popatrzył na wszystkich, zachmurzył się srodze W nogach czuł mrowienie, w głowie dziwny zament Zerwał się na nogi, z półki zdjął atrament Zamaczał w nim pióro, spojrzał dookoła Pisał coś zaciekle,
pot mu płynął z czoła Wsadził list w kopertę, zakleił dokładnie I w dolnej szufladzie polożył go na dnie. Nikt mu nie śmiał przerwać, wszyscy z boku stali I patrzyli na niego całkiem oniemiali Nie wiedzieli co robic, czy uciec czy zostać Każdy do szuflady miał zamiar się dostać Nikt nie okazywał zbytniej ciekawości, lecz każdy był ciekaw, co Tadzik wymościł Na kawałku papieru formatu A-cztery A Tadeusz wiedział, tam byly litery Litery się tworzyły w przeliczne wyrazy Z wyrazów powstały troche dłuższe frazy A wszystko pisane znakomitym wierszem, (Wszystko, co napisal, bylo jak najszczersze)
Szufladę więc zamknął na kluczyk mosiężny Tak jakby w niej trzymał plik czeków pieniężnych. Klucz włożył do spodni i wyszedł na ganek (Choć wychodził tylko, kiedy był poranek) Wszyscy byli ciekawi, co tam napisane Otwarli więc szafkę, to było dość cwane Każdy z nich miał własny kluczyk zapasowy Tadzik o tym nie wiedział, bo był tutaj nowy. List otwarł Soplica, mówi "Ja mam prawo By list ten przeczytać, wy spadajcie żwawo" Soplica sam został i czytał te bajdy List był skierowany do jakiegoś Wajdy Tadeusz w nim pisał o tym Soplicowie, Że można go nakręcić, niech każdy się dowie Niech każdy zobaczy i niech puści pawia Na
ujrzenie tego, co tu się wyprawia. Checią Tadzia było, a chęc była szczera By jego osobę zagrał sam Banderas Żeby Telimenę zagrała z wymogu Ta aktorka, ktorą widział w "Dekalogu" Soplica się zasępił, w środku cały skisiał Bo Tadeusz w Robaku chciał widzieć Barcisia! "Tego już za wiele, skreslę mu to słowo I miejsce Barcisia wypelnię na nowo Nie wiem kogo wpisać", aż z wrażenia usiadł "Wiem już, kto to będzie" i wpisał Bogusia Kopertę wnet zakleił, wysłał list jak trzeba "Może Bóg mi przebaczy i pójdę do nieba." A co z tego wyszło i czy mu się poszczęści Dowiemy się jednak chyba z szóstej części*.
"...szóstej części." - tak jak w czwartej księdze pozwoliłem sobie na zmianę numeracji. Księga szósta Przemierzył list Tadka, czasu oceany Aż w końcu przez Wajdę został odebrany. Przeczytał go szybko dwa razy jak leci I po przeczytaniu wyrzucił do śmieci. Minęły dwie doby, wiatr zawiał z północy I list ów wyleciał tak z kosza jak z procy. Leciał dzień i drugi przeleciał pół Polski Aż w końcu go znalazł Władek Pasikowski. Przeczytał, pomyślał, zadumał przez chwilę I myślał już o tym zarobi nań ile. Co w liście ,dla niego wydało się super Aż z tego wrażenia on usiadł na kuper. Po chwili
popędził w te pędy do domu I zaczął list pisać całkiem po kryjomu. Gdy list był gotowy na pocztę poleciał I wysłał go szybko- była wtedy trzecia. I znów list przemierzył czasu oceany, Aż w końcu przez Tadka zostal odebrany. Tadek właśnie Zosię namawiał do grzechu, Gdy przyszedł listonosz nie kryjąc uśmiechu, Zosia bowiem prawie już naga leżała I widział dokładnie co w sukni skrywała. Lecz przestał spoglądać widząc Tadeusza Szczególnie, że Tadek groźnie pięścią ruszał. Odebrał list Tadek i zaczął czytanie, I usta wykrzywił- to uśmiech wszedł na nie. Pisał Pasikowski, że film ten nakręci, Mieć
musi jedynie ciąg dalszy opowieści*. Zosia nadal nago na trawie leżała Lecz się Tadeusza już nie doczekała. Ze złością włożyła znów suknię na siebie Tyłeczek podnosząc ubrudzony w glebie. I do Telimeny biegiem podążyła, Która to kobiecej miłości uczyła. Tadek nic nie widział, bo pisał i pisał Aż w końcu historię calutką opisał. Zrobił z tego paczkę i znaczek przykleił Potem wziął ją wysłał i tak się weselił, Że słychać go było w całym Soplicowie, A film już po chwili poukładal w glowie. Paczkę dostał Władek i zaczął czytanie Myśląc co tu zmieni, a co pozostanie.
Po pracy miesiącu script był już gotowy. Zaczynał się właśnie takimi to słowy: "Litwo, kurwa, moja, ty, kurwa, jak zdrowie. Cię kurwa trza cenić ten się o tym dowie Kto cię, kurwa, stracił. Piękność twą opisuję Bo ja kurwa tesknię, tak kurwa to czuję.". "...Mieć musi jedynie ciąg dalszy opowiesci... - w oryginale było "Mieć musi jedynie cd. opowiesci", tutaj rozwinąłem ten skrót, dzięki czemu lepiej się to czyta. Księga siódma Pasikowski do pracy wziął się bez wahania Nie mył się już z rana, nie jadał śniadania Pisał więc bez przerwy bez ładu i składu Jeden krótki wątek podam dla przykładu: "Natenczas Tadek chwycił do spodni przypięty Telefon - komórkę, bo był trochę spięty
I wystukał numer, do ucha przycisnął Wzdął policzki jak banie w oczach krwią zablysnął Zsunął w dół powieki, wciągnął wgłąb pół brzucha Z całej siły wrzasnął: 'Czy ktoś mnie tam słucha? Co wy tam robicie na ruskiej granicy? Przecież chyba łapówę już wzięli celnicy Mieliście gorzałę przemycić już wczoraj Teraz już za późno, teraz już nie pora Czy w tamtych dwóch TIRach jest też amunicja? Bo na waszym tropie jest ruska milicja Dziś mieliście już być u Saszy w Zaganiu Co wy k... wiecie o transportowaniu?'" Scenariusz wnet napisał, (praca ma pierwszeństwo) W co drugiej linijce umieścił przekleństwo
Scenariusz szybko wysłał więc do Tadeusza Bo bez zgody Tadka praca się nie ruszy Tadeusz podniecony przesyłkę otworzył Ostrożnie wziął w ręce, na stole położył Pierwsze, co Tadkowi rzuciło się w oczy Ledwie trzy litery: "PSY" - tytuł roboczy "O czym ten film będzie? O Kusym, Sokole? Jadę do Warszawy, chyba mu wpier..." Księga ósma Lecz zanim wyjechał podzwonił po świecie, Bo chciał zebrać kumpli co pomogą przecież. Sam nie dałby rady, a w grupie bezpieczniej, Więc takie dzwonienie uznał za konieczne. "Kto mógłby się przydać?" Wyciągnął notesy, W których trzymał wszystkich znajomych adresy.
Po czasu kawałku miał listę gotową, I zaczął kolegów uraczać rozmową. John Rambo był pierwszy, zadzwonił do niego I szybko powiedział "Przyjeżdżaj kolego" Potem opowiedział jaka to cholera Jest z Pasikowskiego - tego reżysera. Rambo go wysłuchał i przybyć obiecał, A Tadek już nowy to numer wykręcał. Zadzwonił do Tomka Neo Andersona, Bo wiedział ze niezły z niego profesjonal. Neo wziął się zgodził nie mówiąc ni słowa Tak więc była w grupie osoba już nowa. Nie wiedział Tadeusz czy dzwonić tak z rana Lecz powziął decyzję: "Dzwonię do Conana" Conan obudzony zły był i się rzucał Lecz zmiękł
gdy Tadeusz rzewnie się wysmucał. Narzekal na Władka, wyzywał od "cienia", I że tylko "kurwa" ma do powiedzenia. Powiedział "Przyjadę" slysząc jego żale I że do przybycia nie ma przeszkód wcale. Miał więc już Tadeusz całkiem sporą grupę Lecz myślał komu jeszcze pozawracac dupę. Dzwonił do Castora i brata Polluxa A takze do Ripley i do Franka Duxa. Wszyscy się zgodzili więc przestał już dzwonić Myśląc jakby tu czas co został roztrwonić. Wiedział bowiem Tadek, że czasu ma dużo Zanim tu przyjadą zmęczeni podróżą. Potem zejdzie dzionek na odpoczywaniu Więc czasu ten ogrom spędził na pisaniu.
Odpisał do Władka żeby się szykował Na taką zabawę jaką mu gotował. Nie dbał pan Tadeusz o fakt zaskoczenia Powiedział więc to co miał do powiedzenia. Liczył się Tadeusz bardzo z takim faktem, Że się przygotuje Władek przed kontaktem. Lecz lubił wyzwania więc nie bał się wcale. "Co będzie to będzie", A będzie wspaniale. A że czasu jeszcze wciąż mu szmat pozostał Więc się on do Zosi pokoju przedostał I z Zosią przez dwa dni gorąco figlował, Tak się to do walki on tu przygotował. Księga dziewiąta Po figlach z Zosieńką nie chciał odpoczywać Bo kolejni goście zaczęli przybywać
Wszyscy wymienieni, oprócz Andersona Bo mu synka powiła jego nowa żona Tadeusz chciał jechać. "Zaczekaj chwileczkę", Rzekł mu Podkomorzy i wyjął wódeczkę "Trzeba sobie wypić, jeśli jest okazja Szkoda, że nie przybył ten z "Trylogii" Azja Gościu jest zabawny, kiedy jest naprany Poza tym ma kasę, jest nieźle nadziany" "Nic to" rzekł Tadeusz, "Zaraz po kolacji Zapraszam was wszystkich do ostrej libacji" Rambo podczas picia dziwnie się zachował Najpierw głośno beknął, potem zwymiotował Dziwna niemoc także dotknęła Conana Zsunął on się z krzesła, czołgał na kolanach Nie ma już pożytku Tadeusz z Kastora Polluks,
jak braciszek, też się rozchorował. Zosia, kiedy skutki libacji ujrzała Z bezsilnosci cała aż poczerwieniała Podeszła do Tadka, walnęła go kijem Tadzik tylko westchnął: "Kobieta mnie bije" W kilka godzin później, gdy powstał z podłogi Rozmasował mięśnie, rozprostował nogi Podszedł do Conana, ten na kocu leżał I oddać go Tadziowi wcale nie zamierzał, Bo było mu zimno, lecz go miał pod sobą Tadek zrezygnował, "Niech koc będzie z Tobą" Wszyscy spali twardo, nikt się nie podnosił, W pokoju się odór rzygowin unosił, Gdy nagle ktoś Tadka po ramieniu puka.* Podala wtem jemu Zosieńka notebooka,
Mówiąc by do siebie maila wziął poszukał. Znalazł go dość szybko i zaraz przeczytał No i go zmroziło to, co tam wyczytał. Pisał Pasikowski, ze juz w dobrej wierze Rozpoczął on zdjęcia kręcić gdzieś w plenerze. Księga dziesiąta Pasikowski z Lusasem, gdy zostali sami, Połączyli "Tadzika" z "Gwiezdnymi Wojnami". Tadeusz, choć chłop z niego był co się zowie, Nie wychodził, bo wiedział o dziwnej chorobie. Od czego jej dostał? Tego on nie wiedział, Dobrze się czuł wtedy, gdy na dupie siedział. Gdy to Robak usłyszał krew się w nim wzburzyła. "Jak to ??? Tadeusza powaliła kiła ??? Kto nas teraz obroni przed Darthem Vaderem?
Wszak bez Tadeusza my wszyscy są zerem !" Natenczas Wojski chwycił przy pasie wiszacy, Swój Miecz Świetlny - długi, jasny i błyszczący. Dołączył po chwili do niego Gerwazy: "Nikt nas nie pokona gdy walczymy razem! Miecz mój jest potężny - Scyzoryk się zowi, Nie sprosta mu nawet Obi-Wan Kenobi !" Potrzebny jest ktoś by Vaderowi sprostał, Wielu próbowało - żaden nie pozostał. "Zobaczymy" rzekł Robak "Bo w jedności siła, Poczekajmy na Tadka, może przejdzie kiła" Lecz Lucasa rzecz ta nie za bardzo wzrusza, Ma w zanadrzu ciąg dalszy - "Powrót Tadeusza". Księga jedenasta Bardzo chciał iść walczyć, ale nie mógł wcale
Wiec jął Tadek Zosi streszczać swoje żale. Zosia nic nie mówiąc tylko go słuchała, Ale tak naprawdę cholera ją brała, Bo się umówiła w swiątyni dumania Razem z Telimeną na lekcję kochania. Lecz co było robić? Męża słuchać trzeba, A za tą cierpliwość można pójść do nieba. Tymczasem we dworze coraz bardziej wrzało. Coraz więcej szlachty wzięło się zbierało. Wszyscy chcieli głowy Grzegorza Lucasa, A każdy miał oręż przypięty do pasa. Czasu było mało, by powstrzymać jego Przed puszczeniem w obieg kopii filmu tego, W której to historia dworu z Soplicowa Dzieje się w kosmosie vel "Nadzieja nowa".
Lecz ciągle czekano: może Tadeusza Najdzie sił na tyle, by mógł on się ruszać. Mogli iść bez niego lecz z nim było raźniej. W końcu on był młody i widział wyraźniej. Zebrał więc się wreszcie chłopstwa oddział srogi I wszyscy czekali na rozkaz do drogi. Robak był do rządu message wystosował, By tą demonstrację zalegalizował. Na wariata bowiem oni iść nie chcieli, A wszystko legalnie załatwić woleli. W końcu zobaczyli w wieczornym dzienniku, Że premier się zgodził. Ale było krzyku! Wszyscy się cieszyli, ruszać chcieli teraz, Bo każdy chciał głowy pana reżysera. Lecz zapał ostudził Wojski wraz z Robakiem: "Czekajmy do rana! Może wraz z chłopakiem
Pójdziemy w tą drogę?! Może wyzdrowieje?! W końcu dużo się tu cudów przecież dzieje!" No i przeczekali nockę spiąc w śpiworach Aż nastał już ranek- bardzo wczesna pora. Nagle drzwi od dworu z hukiem się otwarły. Wszystkie serca naraz z wrażenia zamarły. W drzwiach stanął Tadeusz z takimi słowami "Czekajcie panowie, zaraz pójdę z wami!!!" Księga dwunasta Ruszyli więc raźno, wszyscy zwarci w hordę, Aby Lucasowi wspólnie obić mordę. Hejże na Lucasa! Tadzik wrzasnął srodze, Lecz jego kamraci dawno byli w drodze. Pobiegł więc za nimi z bosymi stopami, Dogonił ich wreszcie - "Niech moc bedzie z nami!
Coście tacy szybcy i do zemsty skorzy?! Zdążym dojść do celu zanim sen nas zmorzy!" Lecz do wieczora kilka chwil bez mała, Zrobili sto metrów i noc ich zastała. Nie ujdą daleko przez otchłanie nocy, Pomni zagrożenia "Ciemnej Strony Mocy". Prześpim się do rana wszyscy rzekli zgodnie, Postawili straże, a z nimi pochodnie. Tadzik sen miał twardy i niezbyt spokojny, Cóż mu się sni? Jak nie Gwiezdne Wojny? Księga trzynasta A jednak nie wojny się Tadkowi śniły, A snił mu się problem dla niego wstydliwy. Otóż od dni paru, albo jeszcze dłużej Miał on erotyczne odchyły tak duże,
Że nawet i Zosia kochać z nim się bała, Bo co on wymyśli nigdy nie wiedziała. Raz ją trachnął pejczem, potem znowu kijem Mówiąc że to lubi i dla tego żyje. Owszem - tak twierdziła, nawet było miłe, Gdy pejczem Tadeusz skroił czasem tyłek, Ale gdy to robił często no i silnie To już się przestała śmiać jemu przychylnie, Ale jeśli mogła to się wykręcała Z takiego to seksu - bo się bardzo bała. Innym znowu razem do łóżka ją przykuł, Lub się kazał drapać wprost to po języku. Wpadł doń z wibratorem mówiąc takie słowa: "Dzisiaj dwóch nas będzie, jesteśże gotowa?" Przyszedł też wraz z Hrabią - kazał siąść mu z boku
I się im przyglądać. Milość była w toku, A Hrabia się patrzył rozpraszając Zosię. Mimo to Tadeusz miał to wszystko w nosie. Bez takich brewerii nie mógł mieć spełnienia Więc namawiał Zosię do ich to czynienia. Pewnego wieczora miarka się przebrała, Gdy w ubraniu damy jego to ujrzała. Miał na sobie kieckę, usta pomalował I w takim ubraniu w domu paradował. Na włosy perukę blondwłosą zarzucił, A pod nosem babskie przeboje był nucił. Wtedy coś w niej pękło, w oczy mu rzuciła, Że od teraz ważną rzecz postanowiła. Otóż koniec z seksem dokąd się nie zmieni. Przyrzekła na wszystko co swięte na Ziemi.
Śniąc to takie rzeczy obudził się z krzykiem I nie mógł już zasnąć koszmaru wynikiem. Zanim wszyscy wstali miał on czasu dużo By przemyśleć rzeczy ważne przed podróżą. Przyrzekł sobie w duchu, że gdy się to skończy Prosto do psychiatry w podskokach podąży, Aby ten go zbadał stawiając diagnozę Co Tadeuszowi wreszcie dopomoże. Księga czternasta Tadzik w okno popatrzył, ziewnął, że aż miło* Cóż to tak naprawdę dzisiaj mi się śniło? Myśl ta cały czas spokoju mu nie daje, Czyż to na myśl o Jabbie penisik mu staje? Z niedowieżaniem Tadzik głową kiwa, Chyba pojdę do baru, napiję się piwa. Reszta bandy
też chętnie się napije, Na myśl o złotym trunku cieszą im się ryje. Wkrótce po wypitku wiara z baru wyszła, Gdyż dziś na zemstę właśnie pora przyszła. Zemsta to nie bajka ani żaden poker, Już ,już wyruszają na "Rancho Skywalker". Wkrótce się dokona, w końcu zemsta słodka, Zasłużona kara dziś Lucasa spotka. Lecz Grzesiu jak to Grzesiu, wcale nie jest frajer, Wita ich na progu i pociska bajer: "Welcome people, siemacie ludziska..." Lecz Tadkowi w dłoni miecz świetlny już błyska. Wysłowić się nie dał Grzesiowi biednemu, Odwrócił się na piecie i... odszedl, niewiedzieć czemu. Wszystkich zdumienie ogarnęło wielkie, Wszak w
Tadeuszu nadzieje pokladali wszelkie. Tadeusz jął tłumaczyć każdemu co się da, "Moc wielki wpływ na umysły słabe ma". Księga piętnasta Tadeusz z wyprawy powrócił do domu Co myślał w swej głowie nie zdradził nikomu Zosia go na ganku miło przywitała I tajemny sygnał ręką przekazała Tadek na to czekal, wykrzyknął: "Pączuszku!" Jeszcze w tej minucie wylądował w łóżku, A Zosia nowy rodzaj igraszek wybrała Do czterech rogów lóżka Tadka przywiązała Tadeusz powiedział "Jesteś bardzo miła, Co dziś będziesz ze mną całą noc robiła? Przy łóżku nożyczki, maszyna do szycia"
"Będziesz to pamiętał aż do końca życia" Tadkowi żołądek odezwał się z głodu, A Zosia wyjęła szpikulec do lodu. Na ten widok Tadek o jednym zamarzył, By szybko stąd uciec, już pobladł na twarzy Wpadł w pułapkę Zosi, to musiał jej przyznać "Słuchaj Tadeuszu, muszę Ci coś wyznać: Dzisiaj przyszła paczka od jakiegoś Johna W tej paczce leżala Twoja była żona. Właściwie nie cała, nawet nie połowa Tak naprawdę tylko jej odcięta głowa, A obok tej głowy, chyba dla pociechy Leżaly zwinięte w rulonik bebechy Leżala też kartka pośród tych bebechów A na niej spisana lista głównych grzechów Do
łóżka więc mego musiałam Cię zwabić Przykro mi to mówić, lecz muszę Cię zabić Nie wciskaj mi kitu o Twojej miłości, Bo i tak odpowiesz za grzech nieczystości". Już Tadzio główkuje jak Zosię przekonać, Bo w tak młodym wieku nie chciałby on skonać. "Co ja biedny pocznę, co ja biedny zrobię?" Oczami swej duszy widział się już w grobie... Księga szesnasta Podniosła do góry Zosia swój szpikulec. Tadek ją łagodził mówiac bardzo czule, Lecz na nic się nie zdały Tadeusza słowa, Bo do ciosu Zosia była wnet gotowa. Jednym szybkim ruchem opusciła ostrze, Mówiąc przy tym z pasją "Zgiń! Przepadnij! Łotrze!"
Tadek zamknął oczy na śmierć się szykując, A po chwili słyszał jak ona pokrzykując* Rzucała ku niemu słowa pełne złości. "Zosiu, nie trafiłaś? Z takiej odległości?!" Tako rzekł Tadeusz zdziwiony jej zezem. "Jak mogłaś nie trafić, gdy bez ruchu leżę?" Nagle do pokoju wpadł pan Podkomorzy I strzałem ze strzelby Zosię wziął położył. Odpiął Tadeusza i wyciągnął z łóżka. Z ust Zosi spłynęła krwi czerwona strużka. Spojrzał na nią Tadek i zapłakał rzewnie, Bo się nie ruszała - już nie żyła pewnie. Lecz jakże się mylił. Okazać się miało, Że Tadek o Zosi wiedział bardzo mało, Bowiem Zosia nagle przy łóżku stanęła,
Krzyknęła "O kurwa!" i nóżką tupnęła. Włosy jej urosły, zęby wydłużyły, A zamiast paznokci szpony pojawiły. Tadek z Podkomorzym patrzyli z przestrachem Na to co się dzieje pod dworku tym dachem, A po chwili Zosia okrutnie zawyła I chłopy patrzyli prosto na wampira. Księga siedemnasta Tadeusz swym krzykiem narobił hałasu Wyskoczył z pościeli i uciekł do lasu, Do lasu przyleciał potwornie zziajany, Ale zaraz spostrzegł, że nie jest ubrany, Więc lekko skulony, cichcem, po kryjomu Dosyć bezszelestnie zakradł się do domu Na spotkanie z Zosią był jednak gotowy,
Bo w ręku miał ostry kołek osinowy "Szlachetny wybawco, Panie życia mego" Zbliżył się Tadeusz do Podkomorzego I spojrzał z przestrachem, bowiem z jego pyska Wystają po bokach dwa ostre zębiska Pojął wtedy Tadek, dlaczego i po co Telimena głównie przechadza się nocą Spojrzał na nich smutno i pomyslał z żalem "Całe Soplicowo to miasteczko Salem*" Rzucił się na Zosię z kołkiem osinowym W drugiej ręce z młotem dziesięciokilowym Kołek już przyłożył, lecz walnąć nie zdążył, Bo Zosia krzyknęła: "Tadziu, jestem w ciąży!" "Zosiu, jak się cieszę, nadeszła więc pora, Żebyś mi powiła Tadzika Juniora"
"Nie ciesz się tak bardzo, mój miły kolego, To nie Twoje dziecko, lecz Podkomorzego" I z błyskiem w oczętach na Tadka spojrzała Jak gdyby krwi swieżej zasmakować chciała. "Jeśli jestem we śnie", Tadeusz się łudzi "To chciałbym czym prędzej z niego się obudzić". Księga osiemnasta Jednak się marzenia Tadka nie spełniły, Te krwawe historie jemu się nie śniły. Szczypaniem w ramię jął się Tadek trudzić, Lecz to nie pomogło - nie zaczął się budzić. Wniosek więc był prosty: nie sen to, lecz jawa. A to jęło Tadka przestrachem napawać. Nie chciał być wampirem, a noc jeszcze trwała, Więc musiał uciekać. Szansa była mała, By
mógł się ulotnić, lecz musiał spróbować. Więc jak by to zrobić zaczął kombinować, A że marnie jemu poszło to myślenie Po prostu dał nogę biegnąc w las szalenie. Zosia z Podkomorzym za nim się udali, Lecz słońce wstawało więc zaraz wracali. Pobiegł pan Tadeusz do miasta, na dworzec, Aby sprawdzić pociąg- o jakiej był porze. Pierwszy za godzinę pociąg był niestety, Lecz poszedł do kasy, by kupić bilety. W końcu się doczekał, bo pociąg przyjechał I tak pan Tadeusz z ziemi tej wyjechał. Dotarł do Warszawy. By nie mieć frasunku Wziął w banku pieniądze ze swego rachunku. Potem na lotnisku wsiadł on do Boeinga
I tak to poleciał wprost do Van Helsinga**, Znali się ze szkoły ze słynnym doktorem Liczył więc na pomoc znawcy filmów gore. Zamknął Tadek oczy, rozsiadł się w fotelu I w takiej wygodzie podążał do celu. Nagle dym wypelnił jego otoczenie. Zdziwił się Tadeusz widzac to szalenie, Jego to reakcja była odruchowa. I uciekł do kibla, bo tam się chciał schować. Zostawił swe miejsce z rozrzuconym pledem. Numer tego miejsca brzmiał pięćdziesiąt siedem... Księga dziewiętnasta I siedząc tak w kiblu mruczał coś pod nosem, Czy ktoś się zlituje nad jego marnym losem. Czy ktoś z opresji wyciagnąć go raczy,
Bo nie ma zamiaru drażnić porywaczy, Lecz w glowie już świta myśl jakże szalona Nie podda się Tadzik, on tego dokona. "Nie skoczy mi w oczy żaden dycydent, Wykiwam ich przecież, jakem prezydent!" Wyskoczył więc z kibla jak z procy wystrzelony, W końcu to były żolnierz w boju zaprawiony. Przewagę ma nad nimi poprzez zaskoczenie, Już ,już zaczyna swoje oblężenie. Ze spluwą w jednej, z komórą w drugiej dłoni, Podłych porywaczy do poddania nakłoni. Rozwalił ich wszystkich, ich wszystkich on sam, Bo to jego samolot - "Air Force One"! Księga dwudziesta "Jestem prezydentem! Jestem prezydentem!"
Krzyczał pan Tadeusz stając za zakrętem. Czy się będąc w kiblu uderzył czymś w głowę, Że teraz tu krzyczał takim oto słowem? W każdym to bądź razie krzyczeć nie przestawał I w tych swoich krzykach szalonym się zdawał. Zdziwił porywaczy- bardzo ich zaskoczył Krzycząc głośno na nich patrząc prosto w oczy. Jeden więc z bad guy'ów rąbnął go po karku I Tadeusz upadł tłukąc szkło w zegarku. A, że Tadek bardzo kochał swój zegarek Nie minąło nawet sekund kilka parę, A on używając wiedzy swej karate Skopał terrorystów- stał się dla nich katem. Zanim jednak wszyscy byli załatwieni Jeden prosto w scianę zdążył raz wystrzelić.
No i stał się chaos. Wiatr hulał w kabinie, A ludzie krzyczeli "Zginiem! Jezu! Zginiem!" Pojawił się pilot i mówi te słowa: "Tak więc katastrofa jestże już gotowa. Jedno tylko wyjscie glowę moją truje: Trzech musi wyskoczyć - to nas uratuje!" Pierwszy powstał Anglik, usta w piwie zmoczył Wykrzyknął "Za Anglię!" i zaraz wyskoczył. Drugi Francuz stanął. Łyk wina obalił Wykrzyknął "Za Francje!" z plane'u się oddalił. Widząc sytuację Tadek wstał odważnie, Wódkę wypił z gwinta, rozejrzał uważnie. Teraz Tadek głośno "Za Mozambik!" rzucił Złapał w pół Murzyna i wziął go wyrzucił. Księga dwudziesta pierwsza
Jęły targać Tadzia wyrzuty sumienia, Z czarnego człowieka tak zrobić jelenia? Cóż mu biedaczysko w sumie zawiniło, że na takie loty sobie zasłużyło? Czyż to jego wina, że skóre ma czarną? Nie, on nie zasłużył na dolę tak marną. Lecz nagle wstrząs wielki targnął samolotem, Tadzik się obudził, cały zlany potem. Ach, cóż za ulga, że sen to był przecie, Poczuł się był Tadzik najszczęśliwszy w świecie. Siedział tak w fotelu pogrążon w nirwanie Nic nie przewidując, co potem się stanie. A stać się rzecz miała wcale nie banalna, Bo wprost na nich leciała kapsuła owalna. Nie, to nie owal, Tadzik przetarł oczy,
Widoczność jest słaba - obiekt w chmurach broczy. Rozejżał się dyskretnie na współpasażerów, Wszyscy siedzą cicho, wokół żadnych szmerów, Jednak kila osób mocno podnieconych O czymś rozmawiają - "Ech, podejdę do nich". Może już coś wiedzą, co ten obiekt szuka, Lecz oni wpatrzeni są w ekran notebooka. Spojżał i Tadzik w ten ekran nieśmiało, Wnet pojął w czym rzecz - czasu było mało. Za oknem się chmury z lekka rozrzedziły I wszyscy widzeli ów widok niemiły. Widnokrąg przysłonił im talerz olbrzymi, Toż to jest inwazja! Nie mamy szans z nimi! Poczęli w panikę wpadać po kolei, Gdy wybuch potężny za oknem ujżeli.
Cała nadzieja w wojsku powinności, Jutro czwarty lipca - "Dzień niepodległości"! Księga dwudziesta druga Przyjrzal się Tadeusz statkowi dokładnie. Zamiast się przerazić, usmiechnął się snadnie. Wcale to nie wybuch, błysk to owy sprawił, Ale rozblysk swiatła, który się pojawił Tak nagle, że wszyscy tutaj w samolocie Wzięli go za wybuch mysląc "Po klopocie. Całe nasze troski, zmartwienia życiowe Obrócą się w popiół przez wybuch zwęglone", Lecz zaraz zaczęli widzieć to co Tadek. Wróciły rumieńce na oblicza blade I z zaciekawieniem przez okna patrzyli Na to, co się dzieje, po chwili odkryli,
Patrząc w stronę statku, ze wprost to z talerza Do ziemi powoli, jakiś statek zmierza. Gdy dotarł do celu, miękko wylądował, Ładownię otworzył i coś wyładował. Małą chwilę potem powrócił do góry I "połknął" go zaraz ten talerz ponury. Huk się dało słyszeć, silnik się zapalił Odwrócił się talerz i gdzieś się oddalił. Po chwili już po nim nie było ni śladu, A wszystko wróciło do ładu i składu. Jednak pasażerów myśl taka dręczyła Co załoga statku w dole zostawiła. Ten z pasażerów, co miał z sobą laptopa, Połączył się z Siecią i WWW kropa niedo-wiary kropa pl jął stukać, Bo tam
odpowiedzi chciał zaraz poszukać. Nie minęła chwila i wszystko już wiedział, A będąc mądrzejszym ludziom też powiedział. Otóż to kosmici martwiąc się przesadnie Teraz zachowali się tak bardzo ładnie. Obejrzeli wcześniej Obcego część czwartą I walkę z Obcymi cholernie zażartą, A, że wszyscy Obcy w filmie wyginęli, Więc się to kosmici strasznie zamartwili, Że gdy Obcy zdechli koniec będzie sagi I nikt już na Obcych nie zwróci uwagi. Przywieźli tu przeto jednego Obcego I do Hollywoodu kazali wziąć jego. Księga dwudziesta trzecia W Hollywood, Obcego przygarnąć nie chcieli,
Gdyż Obcych z plastiku cały tuzin mieli. "Cóż nam po tym stworze?!" Magazynier wrzasnął... Dostał szczęką w czapę i na wieki zasnął. Obcy wściekł się bardzo, takim przywitaniem, "Dajcie mi prezesa - będzie drugim daniem!" Larmo się w wytwórni strasznie narobiło, "Ratuj się kto może! Obcemu odbilo!" "Ruszył biedny Obcy w obce sobie strony, Zemszczę się na wszystkich jakem jest szalony! Zostaną po nich zgliszcza, piasek, ziemia, torf, Dokonam tego wkrótce jakem Xinomorf." Myśląc tak o zemście gniazda zaczął szukać, By się przed Marines mógł był rychło uciekać. Wiedzał bowiem Obcy, co go może czekać, Gdy wojskowe działka zaczną na niego szczekać.
Wieczór wnet nadciagnął, Obcy zęby szczerzy, Czas się przysposobić do sutej wieczerzy. Wyszedł z gniazda Xino, dyskretnie, cichaczem, A tuż przed nim stoi Tadeusz z miotaczem. "Nie tak prędko, mały", Tadzik szepnął cicho, Wreszcie cię spoktalem! Hurra! Niech mnie licho! Uciekaj czym prędzej, chcą Cię mieć żywego, Ja zaś chciałbym ujrzeć piątą część "Obcego"... Księga dwudziesta czwarta Gdy tylko Tadeusz przegonił Obcego, Zaczęły złe myśli dręczyć umysł jego. Czasu przecież mało miał Tadek ku temu Żeby pomóc ludziom bliskim sercu jemu, Którzy w Soplicowie w wampiry zmienieni Żyli sobie w dworku wśród leśnych zieleni.
Cóż to go skusiło, by wyjść z samolotu I gonić za Obcym z miotaczem piechotą? Nie wiedząc wiąc co to wstał i ruszył w drogę, Rozganiając w głowie myśli bardzo srogie. Postanowił teraz nie rozdrapywac ran I nagle usłyszał "Run, Tadeusz, Run!" Na takie wezwanie porwał się do biegu. Biegł tak więc przed siebie, wśród deszczu, wśród śniegu. Nie patrzył na zimno, nie dbal o upały Tylko biegł przed siebie zadyszany cały. Miesiąc, potem drugi i trzeci tak minął, A on wciąż zasuwał ze zmeczoną miną. Przyłączać się także ludziska zaczęli, Bo coś magicznego w tym biegu widzieli. Wkrótce cała grupa tuż za nim biegała Wciąż się wiekszą stając i dluższą bez mała.
Nagle wbiegł Tadeusz do góry po schodach, Stanął na ich szczycie- pot sciekał jak woda Z czoła zmęczonego pana Tadeusza. A ten zaraz zaczął w podskokach się ruszać. Tak skakał i skakał robiąc drobne kroki I poczuł przez chwilę się tak jak sam Rocky... Księga dwudziesta piąta Tadeusz ochłonął, po schodach w dół zleciał I w pierwszym odruchu do portu zaleciał W porcie się załapał na rejs wycieczkowy I wkroczył na poklad, lecz był tutaj nowy I spojrzał po wszystkich, w glowę się podrapał I pojął na jaki Rejs to się załapał. 'Witamy Cię Tadziu', powiedzial Kaowiec 'Podejdź tu na scenę i coś nam opowiedz' Tadek
się pokłonił z bardzo dużym gestem 'Bardzo mi jest przykro, pan Tadeusz jestem. Co mam wam powiedzieć?' wypalił z kopyta 'Czego chcecie wiedzieć, niechaj każdy pyta' 'Co jest z polskim kinem?' ktos spytał spod ściany 'Co lubisz oglądać, gdy jesteś naprany?' 'Ja najbardziej lubię to "Milczenie owiec"' Odrzekl mu Tadeusz, lecz zaraz Kaowiec Zwrocil się do niego z błyskiem w oku dziwnym I rzekł do Tadzika z obliczem naiwnym 'To nie jest zabawa, jesteś na komisji powiedz nam tu zaraz, co wiesz o "Seksmisji" Czy widziałes "Kanał", "Potop" albo "Misia" Co mozna zobaczyc w naszych kinach dzisiaj?' I pojął Tadeusz, że to przesłuchanie
Wiec przed zebranymi rozpoczął bajanie 'W wielu filmach grywa niejaki Żebrowski Lecz lepszy od niego byłby Sidorowski A zamiast Figury, mam koncepcję nową Chyba bym umiescił samą Mamoniowa A Anthony Hopkins, ten z "Milczenia Owiec" To wypisz wymaluj nasz mily Kaowiec' Lecz tego Kaowiec widać nie wytrzymał, Bo Tadka pochwycił i w górze przytrzymał Tadeusz pomyślał „Ależ głupi byłem Czemu, ach czemu, z Kaowca zadrwiłem?” Księga dwudziesta szósta Zanim sie obejrzał wylądował w wodzie, Bo się nie zlitował Kaowiec- dobrodziej. Prąd wody go uniósł, popłynął w dół rzeki
Mijając po drodze gałęzie i ścieki. Woda w Wiśle ciepła była Bogu dzieki, Toteż Tadek płynął bez zbytniej udręki. Wtem ze strachu zamarł patrząc wprost przed siebie I po chwili uznał iż jestże w potrzebie. Na gwalt bowiem Tadek czegoś potrzebował, By zabić rekina co go atakował. Lecz Tadek pomyślał tocząc bój w umyśle: "Skad się kurwa nagle wziął ten rekin w Wisle?" Czasu było mało, zbliżał się ludojad. Patrzy na bok Tadek- widzi pływa boja. Co oznaczać mogla takowa to plawa? Uznał, że to sprawdzi- rekin nie zabawa! Zanurkował szybko, patrzy, a tam rura. Wyłowil ją. Bestia zbliza się ponura.
Rozdziawiła szczęki, zaatakowała. Myśli Tadek: "W rurze nadzieja ma cała". Wsadził mu ją w paszczę, prościutko do pyska Widząc wyszczerzone rekina zębiska. Pamietał, ze w filmie prąd bestie poraził Wiec i na to czekal wystraszony Tadzik. Zazgrzytaly zęby rekina o rurę I ją rekin przegryzł robiąc w rurze dziurę. Lecz nic się nie stało- prąd go nie poraził, A wycieklo z rury tylko trochę mazi. Ujrzal to Tadeusz no i się załamał. "Czyś ty kurwa głupi? Zęby chcesz mi złamać?" Usłyszał wyraźnie takie właśnie słowa No i ze zdziwienia aż się zagotował. Patrzy na rekina- ten nawija dalej.
Rekin, który mowi? Nie miesci się w pale. Dowiedział się przeto Tadek od bydlęcia, Że o tym, gdzie pływa nie ma on pojęcia, Że się biedny zgubił i pyta o drogę. "Ja Ci" Mówi Tadek "w tym to nie pomogę. Sam sie ja tu w wodzie znalazłem przypadkiem I plynę motylkiem, zamiast plynąć statkiem". Wspólczując mu rekin, na brzeg go podrzucił, A sam szukać drogi do domu powrócił. Księga dwudziesta siódma Lecz tak się Tadkowi świat wody spodobał, Że z desek dębowych łódkę wybudował, Rzucił ją na wodę i wskoczył do środka 'Cały jestem ciekaw, co jeszcze mnie spotka? Chcę zobaczyć Ghanę, Grecję, oraz Chiny
Może poznam inne przyjazne rekiny?' I płynął tak, płynął, wiosłując zawzięcie Na swoim malutkim, przytulnym okręcie Prowiant na tą drogę zapakował wcześniej, Były więc konserwy, była Wyborowa Co dzień się upijał, w horyzont wpatrywał Lecz szybko zasypiał - film mu się urywał 'Dobrze, że tu nie ma żadnych drapieżników, Nie chciałbym na morzu żadnych przeciwników' Ze wszystkich najbardziej bał się weżów boa Lecz najgorsze przyszło: atol Mururoa Bo Francuzi państwem chcąc zostać mocarnym Tu przeprowadzali wybuch nuklearny W samym jego środku Tadek się znajdował Gdy wybuch błysk wielki wokół spowodował
Tadeusz był w lodzi, nie w schronie schowany Więc zapewne został napromieniowany Łódka podczas sztormu wnet się roztrzaskała, Tadka owładnęła więc trwoga niemała, Dwie godziny płynął, aż zobaczył w dali Jak na jakiejś wyspie ognisko ktoś palił Tadeusz w te pędy do wyspy dopłynął Podbiegł do ogniska, rękawy podwinął Bardzo chciał się ogrzać, przy ogniu zobaczył Przepiekną kobietę. Wciąż się na nią patrzył A ona na niego spojrzała przelotnie Oraz uśmiechnęła się jakby zalotnie 'Ależ mi się trafił na wyspie Piętaszek Tu mi nie zabraknie miłosnych igraszek Ona taka piękna, ja taki wspaniały Zaraz jej
coś powiem, nie jestem nieśmiały', Lecz wnet się powstrzymał, chociaż była sama, Bo dostrzegł coś u niej. Co? - Jabłko Adama. 'Co więc bedę robił od świtu do nocy?' I jął wypatrywać z oddali pomocy... Księga dwudziesta ósma Wyspa byla mała- schować się nie dało. Uznał, że się poznać teraz wypadało. Podszedł do kolegi marszcząc lico blade: "Pozwól się przedstawić. Mam na imię Tadek"." Nisko w pas się skłonił i podał mu rękę "Będziem dzielić razem niewoli tej męke." "Miło mi Cię poznać niedoli mej bracie. I ja się przedstawie - jestem Teri Hatcher." Uścisnęli dłonie i się uśmiechnęli, A zaraz
to potem rozmawiać zaczęli. Wtem rzecze tak Teri: " Od samego ranka Marzę, aby ktoś mi zrysował baranka " Osłupiał pan Tadek- rysować nie umiał Więc na taką prośbę bardzo był się zdumiał. Zaczął się tłumaczyć nadmiernie bez mała, Lecz się to nie zdalo, bo sie rozpłakała. Już mial ją pocieszyć, gdy nagle trzęsienie Poruszyło wyspą tak nagle, szalenie, Że prawie do wody, by się osunęli, Gdyby się zą wczasu nie byli skapnęli. Wtem w ciszę na wyspie kichnięcie się wdarło. Serce Tadka ze strachu niemalże zamarło. No i głos się rozległ niczym dzwon w kościele: " Co ludzie robicie tutaj na mym ciele? " Skąd
się dobywało dziwne to zjawisko, Słyszeli dokladnie: katar, słowa, wszystko? Nagle cała wyspa wzbiła się w przestworza. Uderzyła w Tadka sytuacji groza. Lecz był się rozejrzał, zrobił przed się "kroka" I wprost pod nogami ujrzal Tadek smoka. Nic już nie powiedział, usiadł koło Teri I swój los przeklinał od jasnej cholery. Noc się przybliżała, ciemno się zrobiło, Gdy Tadeusz spostrzegł, że od niego biło Światlo tak wyraźne, że oświetlał drogę. Napromieniowanie było bardzo srogie. Zamknął Tadek oczy i w kłębek się skulił, A oni zbliżali się do złotej kuli. Nie było to słońce, bo noc przecież była.
Co więc tutaj sfera tak złota robiła? Księga dwudziesta dziewiąta (ostatnia) "Wyląduj no proszę mój smoku kochany Tam, gdzie świeci kula, bo mam swoje plany" Tak Tadek zagadął do smoka wielkiego Licząc, że wysłucha tamten słowa jego. Teri zadziwiona siedząc cicho z boku Wzięła go za rękę "Nie rób tego kroku! Kto wie co Cię spotkać może tam przy kuli" Tadek sie nad Teri powolutku skulił I szepnął do ucha pocieszenia słowa, By się nie martwiła niewiasta morowa. "Przez te dni ostatnie tylem ja zobaczył, Że bać się już nigdy nie bedę już raczył. Uciekłem ja z Litwy przed sforą wampirów,
Spotkałem Obcego, a wśród wodnych wirów, Także i rekina co po ludzku gadał - W sam raz się do cyrku taki byłby nadał... Cóż mi się przydarzyć może przy tej kuli? Nie wygląda groźniej od hrabi Draculi. Wręcz przyjaźnie świeci i drogę rozbłyska Nie sadzę bym zginął lądując tam z bliska. Ty, jeśli się boisz leć dalej ze smokiem I go nie zostawiaj ani jednym krokiem, Bo zwierz to poczciwy i Ciebie ochroni." I złozyl całusa gdzieś na Teri skroni. Smok tymczasem szybko do celu się zbliżał I w kierunku kuli lot swój wziął obniżał. Zlądował na wodzie, przy małym pomoście Drapiąc się po drodze po swędzącej kroście.
Zszedł Tadek na molo, smokowi pomachał I poszedl do kuli- chwili się nie wahał. Odchodząc uslyszał jeszcze slowa Teri, A w nich pożegnania cichy odgłos szczery. Lecz gdy się obejrzał smoka juz nie było I jakoś się smutniej Tadziowi zrobilo. Ruszył wtem przed siebie w kuli to kierunku Odganiając z duszy ostatki frasunku. Tuż przed złotą kulą stał magazyn wielki Poszedł tam Tadeusz poprawiając szelki. Liczył, że tam spotka jakiegoś człowieka, Który mu wyjaśni, na co kula czeka. Wszedł przez ciężkie wrota i spojrzał do środka. Pierwsze co zobaczył- Buscemi'ego mordka.*. Na podłodze leżał w krwi wielkiej kałuży Tim
Roth z pistoletem, bardzo, bardzo dużym. Trzecia tam osobą był Keitel- pan Biały Chodził w te i we w te jakby ogłupiały. Pomyślał Tadeusz "A cóż to za scena?" Nim minęła chwilka, dostał od Madsena. Zemdlał był na chwilę, a gdy się obudził Madsen go krępował, czym się bardzo trudził. Otworzył swe oczy, lecz nie mógł się ruszyć Męstwo Tadeusza zaczęło się kruszyć. Bo z tego co słyszał było z nim tu krucho Madsen bowiem zachciał, by mu odciąć ucho. Już stał przed nim z nożem i tańczył w amoku, Gdy drzwi się otwarły, stanął w nich w rozkroku Samuel L. Jackson, z Sharon i Dustinem Wszyscy zaś robili bardzo groźną minę. Siedem
osób w hali z wyjątkiem Tadzika Wyjęło giwery krzycząc przy tym dziko. I w jednej sekundzie padło kilka strzałów, A potem się cicho zrobiło pomału. Z całej strzelaniny Sharon tylko żyłaReszta się na amen teraz zastrzeliła. Podeszła do Tadzia i go odwiązała, A gdy był już wolny za rękę złapała. Wyszli z magazynu, skrącili do kuli, A będac na zewnątrz wiatr rześki poczuli. Spojrzala mu Sharon prosto w jego oczy I rzekła te słowa: "Mężczyzno uroczy Mamy jedną szansę, by to wziąść zapomnieć. Czy się chcesz przyłączyć teraz, tutaj do mnie?" Pokiwał Tadeusz nie mowiąc ni slowa, Czuł tylko, jak boli go cholernie głowa. "Mamy taką
siłę" - kobieta zaczęła "By zapomnieć o tym" mowiąc palce gięła. "To, co się zdarzyło nie wspomnieć już więcej Wystarczy się tylko chwycić tu za ręce." Złapali swe dłonie, skupili bez mała, A ta złota kula wkrótce odleciała... Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek. Rześki był nad wyraz, bo spał calą drogę "Woźnica mnie wiezie, więc się przespać mogę" Tak myślał i zasnął, by czas się nie dłużył Widać było teraz, że sen mu posłużył. Coś mu się i śniło, ale nie pamiętał, Nie myślał więc o tym. Snow pamięć jest kręta. Raz się sen
zapomni, raz pamięta dobrze, Ten był zapomniany. To i lepiej może. We dworze pusto: bo drzwi od ganku zamknięto Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przytknięto. Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać Odemknął, wbiegł do domu, pragnąc go powitać: Dawno domu nie widział, bo w dalekim miescie Kończył nauki, końca doczekał nareszcie... Koniec