Lynne Graham Podróże z milionerem Tłumaczenie: Monika Łesyszak ROZDZIAŁ PIERWSZY – Między nami wszystko skończone, Rebo – oświadczył stan...
6 downloads
21 Views
851KB Size
Lynne Graham
Podróże z milionerem Tłumaczenie: Monika Łesyszak
ROZDZIAŁ PIERWSZY – Między nami wszystko skończone, Rebo – oświadczył stanowczo Bastien Zikos. Prześliczna blondynka popatrzyła na niego z rozgoryczeniem. – Dlaczego? Przecież było nam razem tak dobrze. – Nigdy nie udawałem, że łączy nas coś więcej niż seks. Ale to już koniec. Reba gwałtownie zamrugała powiekami, jakby powstrzymywała łzy, ale nie zwiodła Bastiena. Znał jej twardy charakter. Wiedział, że nic nie poruszyłoby jej do łez prócz hojnego zadośćuczynienia. Nie wierzył kobietom. Wcześnie poznał ich fałsz. Już w dzieciństwie postępowanie równie rozpustnej co wyrachowanej matki nauczyło go nieufności wobec płci przeciwnej. – Ostrzegano mnie, że szybko porzucasz kochanki. Szkoda, że nie słuchałam – narzekała Reba. Bastien zaczynał tracić cierpliwość. Reba dostarczała mu rozkoszy w sypialni, ale obecnie miał jej dość. Nie czuł wyrzutów sumienia. W końcu wydał na nią fortunę. Nie brał nic za darmo. – Skontaktuj się z moim księgowym – odrzekł bez skrupułów. – Masz kogoś innego na oku, prawda? – naciskała blondynka. – Nie twoja sprawa – odburknął. Kierowca stał przed budynkiem, żeby zawieźć go na lotnisko. Dyrektor finansowy, Richard James, już czekał w obszernej kabinie. – Czy mogę zapytać, co pana skłoniło do zakupu niewypłacalnego przedsiębiorstwa w tej zapadłej dziurze na północy? – zagadnął. – Pytać możesz, ale nie obiecuję, że odpowiem – odparł Bastien, leniwie przeglądając notowania giełdowe na laptopie. – Czyżby dostrzegł pan jakieś atuty Moore Components, które umknęły mojej uwadze? Ciekawy patent? Nowy wynalazek? – Fabryka stoi na gruncie wartym miliony. To idealne miejsce na budowę osiedla mieszkaniowego w pobliżu centrum miasta. – Myślałem, że dawno zaprzestał pan polowania na okazje – skomentował Richard, podczas gdy personel Bastiena i ochroniarze zajmowali miejsca z tyłu kabiny. Bastien zaczął od wykupywania upadających przedsiębiorstw, które modernizował i rozwijał, żeby przynosiły maksymalne dochody. Nie miał wyrzutów sumienia. Wiedział, że trendy się zmieniają, fortuny powstają i nikną, firmy prosperują i bankrutują. Miał talent do wychwytywania okazji i determinację człowieka, którego nie wspiera bogata rodzina. Sam doszedł do miliardów. Zaczynał od zera i wysoko sobie cenił uzyskaną niezależność. Lecz w tym momencie nie myślał o interesach tylko o Delilah Moore – jedynej kobiecie, która go odtrąciła, zostawiła z niezaspokojoną żądzą i urażoną ambicją. Lepiej zniósłby odrzucenie, gdyby jej nie interesował. Ale widział tęsknotę w jej oczach, słyszał ją w jej głosie. Wiele potrafił wybaczyć, ale nie kłamstwo, że go nie
chce. Bezczelnie odsądziła go od czci i wiary, rzuciła w twarz jego reputację kobieciarza niczym dama odprawiająca natrętnego ulicznika. Rozgniewała go tak, że po dwóch latach nadal nie zapomniał zniewagi. Lecz koło fortuny obróciło się na niekorzyść Delilah Moore i jej rodziny, ku ponurej satysfakcji Bastiena. Tym razem nie przewidywał zawziętego oporu… – Jak się czuje? – spytała Lilah półgłosem, gdy spostrzegła swojego ojca, Roberta, na podwórku małego domku szeregowego. – Tak samo załamany i przegrany jak zawsze – westchnęła ciężko jej macocha, Vickie, krągła blondynka tuż po trzydziestce, zmywająca naczynia nad zlewem. – Budował tę firmę przez całe życie, a teraz wszystko stracił. Brak możliwości znalezienia pracy jeszcze bardziej go przygnębia. Lilah wzięła na ręce dwuletnią przyrodnią siostrzyczkę, Clarę, uczepioną nogi mamy, posadziła ją na krzesełku i dała zabawkę, żeby nie przeszkadzała. – Miejmy nadzieję, że wkrótce coś się pojawi – pocieszyła sztucznie wesołym tonem. Wychodziła z założenia, że w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji warto szukać jakichś dobrych stron. Tłumaczyła sobie, że choć ojciec stracił firmę i dom, rodzina pozostała cała i zdrowa. Równocześnie dziwiło ją, że polubiła macochę, której z początku nie znosiła. Uznała ją za jedną z rozrywkowych panienek, które ojciec uwodził całymi stadami, póki nie zrozumiała, że mimo dwudziestu lat różnicy wieku połączyła ich prawdziwa miłość. Wzięli ślub przed czterema laty. Obecnie mieli trzyletniego synka, Bena, i maleńką Clarę. Na razie wszyscy zamieszkali w jej wynajętym domku z zaledwie dwiema małymi sypialniami, ciasnym pokojem dziennym i jeszcze ciaśniejszą kuchnią. Ale póki władze miasta nie przydzielą im mieszkania socjalnego albo ojciec nie znajdzie pracy, nie mieli wyboru. Imponujący dom z pięcioma sypialniami, który posiadali, przepadł wraz z przedsiębiorstwem. Musieli wszystko sprzedać, żeby spłacić pożyczkę, którą Robert Moore zaciągnął, by ratować Moore Components. – Wciąż mam nadzieję, że Bastien Zikos rzuci twojemu tacie koło ratunkowe – wyznała Vickie w nagłym przypływie optymizmu. – Nikt nie zna branży lepiej od Roberta. Na pewno znajdzie jakieś zastosowanie dla jego umiejętności. Zdaniem Lilah grecki miliarder prędzej przywiązałby mu kamień do szyi, żeby go utopić. Dwa lata wcześniej Robert odrzucił ofertę sprzedaży fabryki, choć Bastien Zikos złożył wyjątkowo kuszącą propozycję. Ale wtedy firma jeszcze doskonale prosperowała, a Robert nie wyobrażał sobie życia bez kierowania swoim przedsiębiorstwem. Najgorsze, że sam Bastien przewidział upadek zakładu, gdy odkrył, że jego dochody zależą od jednego kluczowego kontrahenta. Kilka tygodni po utracie kontraktu Moore Components walczyło o przetrwanie. – Idę do pracy – oświadczyła, zanim pogłaskała swojego miniaturowego jamniczka, który łasił się do jej nóg, prosząc o pieszczotę. Gryzło ją sumienie, że zaniedbała Skippiego, odkąd rodzina u niej zamieszkała. Nie pamiętała, kiedy wzięła go na dłuższy spacer. Zaraz jednak zostawiła pieska,
żeby założyć płaszcz i zawiązać pasek wokół szczupłej talii. Była drobna i smukła, miała długie, czarne włosy, porcelanową cerę i niebieskie oczy. Oprócz Lilah likwidator zostawił w zakładzie tylko pracowników działu kadr, żeby dopełnili formalności związanych z zamknięciem przedsiębiorstwa. Ponieważ zatrzymano ją tylko na dwa najbliższe dni, wiedziała, że też zostanie zwolniona. Vickie już zapinała kurtkę Benowi. Lilah odprowadzała go do przedszkola w drodze do pracy. Gdy wyszła na dwór, pożałowała, że nie spięła włosów w kok. W rześki, wiosenny dzień wiatr ciągle rozwiewał jej włosy. Co chwilę musiała odgarniać je z twarzy. Ponieważ ostatnio źle sypiała ze zmartwienia, wstawała w ostatniej chwili i brakowało jej czasu na układanie fryzury. Odkąd usłyszała, że Bastien Zikos kupił fabrykę ojca, dokładała wszelkich starań, by nie okazać strachu. Wszyscy inni widzieli w nim wybawcę. Syndyk szalał z radości, że w ogóle znalazł nabywcę. Ojciec liczył na to, że nowy właściciel zatrudni jego i część załogi, która straciła pracę. Tylko Lilah, która poznała bezwzględność Bastiena, nie podzielała ich entuzjazmu. Wątpiła, czy przyniesie dobre wiadomości. Prawdę mówiąc, nikt w życiu jej tak nie przerażał, jak zabójczo przystojny, władczy i potężny Grek. Dlatego gdy go poznała, usiłowała zejść mu z drogi, co tylko podsyciło jego instynkt łowcy. Mimo że Lilah skończyła dopiero dwadzieścia trzy lata, nie ufała przystojnym, pewnym siebie mężczyznom. Nie bez powodu uważała ich za kłamców. Jej własny ojciec unieszczęśliwił nieżyjącą już matkę, zdradzając ją nawet z jej koleżankami i własnymi podwładnymi. Dopiero kiedy poznał Vickie, Lilah zaczęła go znów szanować i wybaczyła błędy przeszłości, ponieważ drugiej żonie dochowywał wierności. Bogaty, bystry i zabójczo przystojny Bastien nigdy nie krył, że nie zamierza zakładać rodziny. Mimo to kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Tylko Lilah umknęła w popłochu. Nie mogła pozwolić, by człowiek, którego interesowało tylko jej ciało, złamał jej serce i podeptał godność. Zasługiwała na znacznie więcej – na człowieka, który da jej miłość, otoczy opieką i pozostanie wierny w każdych okolicznościach. Znów musiała to sobie powtórzyć, tak jak przed dwoma laty. Wysoki, przystojny, ciemnooki Bastien Zikos już wtedy pociągał ją tak bardzo, że odparcie pokusy przyszło jej z największym trudem. Po raz pierwszy zobaczyła go w zatłoczonym salonie aukcyjnym. Poszła tam, żeby po kryjomu odkupić wisiorek po matce, który Vickie, wówczas konkubina jej ojca, wystawiła na sprzedaż. Gdy podprowadzono ją do otwartej gabloty, ujrzała śniadego bruneta, który oglądał uważnie coś, co trzymał w ręku. Podszedłszy bliżej, rozpoznała zwyczajny, srebrny wisiorek po mamie w kształcie konika morskiego. – Po co to panu? – spytała bez zastanowienia. – A co to panią obchodzi? Gdy podniósł na nią przepiękne, ciemne oczy w oprawie długich rzęs, serce Lilah przyspieszyło do galopu, a w ustach jej zaschło, jakby stanęła na brzegu przepaści. – Należał do mojej mamy – wyjaśniła. – Skąd go wzięła? – Kupiła go na wyprzedaży nieodebranych przedmiotów z biura rzeczy znalezionych około dwadzieścia lat temu. Zabrała mnie ze sobą.
– Moja zgubiła go w Londynie niewiele wcześniej. Mój ojciec, Anatole, dał go mojej matce, Athene. – Odwrócił wisiorek, żeby pokazać dwie wygrawerowane, splecione litery A otoczone sercem. – Co za niezwykły zbieg okoliczności! – Rzeczywiście niezwykły… – powtórzyła, zbita z tropu zarówno wyjaśnieniem, jak i jego bliskością. Stał tak blisko, że widziała cień zarostu na mocnej żuchwie i czuła cytrusową nutę wody kolońskiej. Odstąpiła do tyłu tak niezręcznie, że potrąciła kogoś, kto stał za nią. Bastien złapał ją mocno za ramię, żeby nie upadła. Gdy napotkała spojrzenie głębokich, ciemnych oczu, oblała ją fala gorąca. – Czy mogę go obejrzeć, zanim schowają go z powrotem do gabloty? – poprosiła. – Nie ma sensu. Zamierzam go kupić – poinformował zwięźle. – Ja też – mruknęła. Bastien z ociąganiem podał jej wisiorek. Łzy napłynęły jej do oczu ze wzruszenia. Wisiorek przypomniał jej nieliczne szczęśliwe chwile z dzieciństwa. Matka bardzo go lubiła. Często nosiła go latem. Lecz Bastien zaraz go odebrał, żeby oddać jednemu ze sprzedawców. – Zapraszam na kawę – zaproponował. – To chyba… niezbyt właściwe, zważywszy, że będziemy konkurować o tę samą rzecz – zauważyła. – Może kieruje mną sentyment? Chciałbym usłyszeć, kto go nosił przez tyle lat. Tym niezbyt wiarygodnym argumentem szybko ją przekonał. Uznała, że nieuprzejmie byłoby odmówić takiej prośbie. Następnego tygodnia wolała nie wspominać. Nieprędko zapomniała Bastiena Zikosa. Jednak nigdy nie żałowała, że go odtrąciła. Albowiem poszukiwania w internecie zaowocowały odnalezieniem całej galerii piękności, dotrzymujących mu towarzystwa. Wyglądało na to, że stawia na ilość, nie na jakość. Zanim przekroczyła bramę fabryki, powtórzyła sobie, że podjęła najwłaściwszą z możliwych decyzji. Posmutniała na widok pustego placu bez samochodów i tłumu robotników. W tym momencie zadzwonił Josh, kolega ze studiów. Zaproponował wyjście do kina i restauracji następnego wieczora. Co kilka tygodni chodzili gdzieś całą paczką. Lilah chętnie przyjęła zaproszenie. Ostatni chłopak porzucił ją, kiedy jej ojciec zbankrutował. Potrzebowała rozrywki, by choć na chwilę zapomnieć o strapieniach i wyjść z zatłoczonego domu. Josh też leczył ból złamanego serca po zerwanych zaręczynach. Z okien gabinetu na ostatnim piętrze biurowca Bastien obserwował Delilah Moore przemierzającą pusty parking. Odkąd poznał córkę Roberta Moore’a, przepuścił przez łóżko wiele piękności, ale żadna nie zdołała zatrzymać go przy sobie na dłużej. Dziwiło go, że wciąż pamięta błękitne oczy, porcelanową cerę i burzę czarnych loków spływających do talii. Delilah wyglądała elegancko nawet w spranych dżinsach i ciężkich, turystycznych butach. Sam nie rozumiał, co go pociągało w tej drobnej figurce. Nie była w jego typie. Wolał wysokie blondynki o wydatnych, kobiecych krągłościach. Obiecał sobie, że tym razem nie pozwoli jej umknąć. Pozna wszystkie
jej wady i wyrzuci z pamięci. – Przyjechał nowy właściciel! – szepnęła Julie, koleżanka, z którą Lilah dzieliła małe biuro. Lilah zamarła w bezruchu. – Kiedy? – Ochroniarz twierdzi, że o siódmej rano. Bardzo wcześnie. Przywiózł ze sobą mnóstwo ludzi. To chyba dobrze, nie sądzisz? A wygląda jak supermodel! Podobno był tu już dwa lata temu. – Tak – potwierdziła Lilah. – Chciał kupić fabrykę. – Widziałaś go? Dlaczego o tym nie wspomniałaś? – Moim zdaniem w obecnej sytuacji to bez znaczenia – wymamrotała Lilah. Ledwie usiadła za biurkiem, jeden z podwładnych Bastiena poprosił ją do gabinetu szefa. Strach chwycił ją za gardło. Dlaczego tak ją przerażał? Wchodząc po schodach, tłumaczyła sobie, że nic jej nie grozi, że prawdopodobnie chce tylko nad nią ostatecznie zatriumfować, nic więcej. Kupił fabrykę za śmieszną cenę, a rodzina Moore’ów straciła ją zgodnie z jego przewidywaniami. Wpływowi bogacze lubią się przechwalać, a Bastien Zikos miał powody do dumy. Ale cóż wiedziała o potężnych bogaczach? Przecież nie znała żadnego prócz Bastiena. Zajął gabinet ojca, co ją jeszcze bardziej przygnębiło. Zaraz po wejściu spostrzegła, że prócz niego w pokoju nie ma nikogo. Czy to dobry, czy zły znak? – Dzień dobry, panie Zikos – powitała go drżącym głosem. – Możesz mnie nadal nazywać Bastienem. Bastien obserwował jej napięte rysy, zdziwiony, że tak świetnie wygląda w zwykłej czarnej spódnicy nieokreślonej długości i rozciągniętym swetrze. Nie obcięła bujnych loków, które przykuły jego uwagę, kiedy ją pierwszy raz zobaczył. Intensywnie błękitne oczy kontrastowały z porcelanową cerą. Lilah usiłowała rozluźnić mięśnie twarzy, żeby ukryć, jak piorunujące wrażenie na niej robi. W końcu musiała mu spojrzeć w oczy, choć swobodnie mogłaby zatrzymać wzrok na niebieskim krawacie z jedwabiu. Mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt i przewyższał ją wzrostem o ponad trzydzieści centymetrów. Lecz oczy same podążyły ku jego twarzy. Skrycie przyznała rację Julie. Wyglądał jak supermodel z pięknie rzeźbionymi kośćmi policzkowymi, klasycznym, prostym nosem, mocną linią szczęki i pełnymi, kuszącymi wargami. Poczuła, że płoną jej policzki. Okropnie ją krępowało, że niewątpliwie to zauważył. Był niezwykle spostrzegawczy. Nigdy nic nie umknęło jego uwadze. – Usiądź, Delilah – poprosił, wskazując fotel przy stoliku do kawy w rogu obszernego pokoju. – Lilah – sprostowała nie po raz pierwszy, ponieważ skojarzenia z biblijną Dalilą[1] przez całą szkołę podstawową i średnią narażały ją na drwiny. – Wolę twoje pełne imię – zamruczał z satysfakcją, jak kot, który dostał śmietankę. Lilah sztywno opadła na krzesło. Nie potrafiła oderwać wzroku od ciemnobrązowych oczu w oprawie gęstych, długich rzęs, najwspanialszych, jakie w życiu widziała. Gdy Maggie, sprzątaczka i pomocnica, wniosła tacę z kawą i herbatnikami, sko-
rzystała z okazji, by skoczyć na równe nogi i odebrać ją od niej. Maggie przekroczyła wiek emerytalny i dźwiganie ciężarów przychodziło jej z coraz większym trudem. – Dziękuję, ale dałabym sobie radę – usiłowała ją uspokoić. Lilah postawiła na stole reprezentacyjną porcelanę, którą sekretarka jej ojca trzymała dla najważniejszych gości. Po wyjściu Maggie bez zastanowienia posłodziła Bastienowi kawę. Odebrał ją od niej, spróbował i stwierdziwszy, że trafiła w jego gust, obdarzył ją zniewalającym, niemal chłopięcym uśmiechem, od którego topniało jej serce. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. – Dlaczego mnie wezwałeś? – spytała, gdy odzyskała głos. – Nie wiesz? Co za skromność… zważywszy, że właśnie zostałaś bardzo wpływową osobą. Dalszy los Moore Components spoczywa od dziś wyłącznie w twoich rękach. Lilah osłupiała. – Jakim cudem?
ROZDZIAŁ DRUGI Bastien obserwował Delilah z satysfakcją w głęboko osadzonych, ciemnych oczach. Długo czekał na tę chwilę. Cieszyła go bardziej, niż przewidywał. – Przedstawię ci trzy możliwości. Od tego, którą wybierzesz, zależy dalszy los Moore Components. Lilah gwałtownie odstawiła filiżankę na stolik. – Nadal nic nie rozumiem. Dlaczego? – Nie jesteś aż tak naiwna, żeby nie wiedzieć, że cię pragnę. Lilah nie wierzyła własnym uszom. Myślała, że po ponad dwóch latach zapomniał nie tylko jej twarz, ale nawet imię. – Nadal? – wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem. Policzki Bastiena lekko poczerwieniały, zanim potwierdził lakonicznie, lecz stanowczo: – Tak. Lecz Lilah ciągle nie pojmowała, jak to możliwe, że jeszcze ją pamięta po całej kolekcji znanych piękności, które przez ten czas dotrzymywały mu towarzystwa. Nie należała do ich grona, choć nie mogła narzekać na brak powodzenia, przynajmniej z pozoru. Mężczyźni zwracali na nią uwagę, ale gdy dawała do zrozumienia, że natychmiast nie wskoczy im do łóżka, większość z nich szybko traciła zainteresowanie. Nawet nie próbowali jej bliżej poznać. Widocznie wychodzili z założenia, że jest dewotką albo że czeka z oddaniem dziewictwa na pierścionek zaręczynowy i przysięgę dozgonnej miłości. Usiadła z powrotem, wciąż zaszokowana deklaracją Bastiena. Jak mógł nadal uważać ją za atrakcyjną po tylu miłosnych przygodach? Czyżby jej opór podsycił w nim pożądanie? Czy możliwe, żeby ktoś tak bystry myślał jak pierwotny łowca? – Nie zamierzam cię tu trzymać cały ranek – wyrwał ją z zamyślenia głos Bastiena. – Przedstawię ci wszystkie trzy propozycje. Opcja pierwsza: jeżeli mnie odtrącisz, sprzedam maszyny, a potem grunt deweloperowi. Już otrzymałem korzystną ofertę. Sporo na niej zyskam. Lilah spuściła głowę, przerażona sugestią zburzenia fabryki. Jej zamknięcie już zachwiało gospodarką małego miasteczka. Nawet sklepy i instytucje kultury ucierpiały wskutek zubożenia mieszkańców. Ludzie daremnie szukali zajęcia. Wielu wystawiło domy na sprzedaż z braku możliwości spłaty kredytów hipotecznych. Znała skutki kryzysu. Robiła, co w jej mocy, żeby pomóc byłym pracownikom ojca. Wykorzystując doświadczenie zdobyte w dziale kadr, udzielała im wskazówek, doradzała, jak zdobyć nowy zawód. – Opcja druga: jeżeli spędzisz ze mną jedną noc, wznowię produkcję na rok. To nieopłacalny i kosztowny scenariusz, ponieważ zakład wymaga inwestycji, by sprostać konkurencji i zdobyć kontrakty. Ale jeżeli nic więcej nie mogę od ciebie uzyskać, jestem gotów zainwestować.
Lilah zrobiła wielkie oczy: – Wykorzystujesz sytuację w Moore Components jako środek do zdobycia mojego ciała? – wykrztusiła z niedowierzaniem. – Chyba oszalałeś! – Powinnaś być mi wdzięczna. Gdybym cię nie pożądał, nic bym nie zaproponował. Nie zadałbym sobie nawet trudu, żeby tu przylecieć. Sprzedałbym ziemię i koniec – poinformował lodowatym tonem. Lilah osłupiała. – Niemożliwe, żebyś aż tak bardzo mnie pragnął – zaprotestowała, gdy odzyskała mowę. – Przecież to czyste szaleństwo. – Widocznie naprawdę zwariowałem – potwierdził ze stoickim spokojem, mierząc ją wzrokiem od różowych, pełnych warg, poprzez drobne piersi pod swetrem, po smukłe biodra, kształtne kolana i kostki. – Masz fantastyczne nogi – orzekł po dość długiej obserwacji. Dwa lata wcześniej znajomość z Delilah Moore kosztowała go wiele nieprzespanych nocy. Cierpiał męki niezaspokojonego pożądania. Nawet zimne prysznice nie pomagały. Przysiągł sobie, że więcej na coś takiego nie pozwoli. Zrobi wszystko, żeby ją zdobyć – ale na własnych warunkach. Drugi wariant byłby przypuszczalnie najkorzystniejszy dla niego, nie materialnie, ale ze względów osobistych. Przewidywał, że kiedy zaciągnie ją do łóżka, straci zainteresowanie, tak jak poprzednimi partnerkami. Jednak choć uważał, że jedna noc w zupełności mu wystarczy, niechętnie narzucał sobie takie ograniczenie. Lilah obciągnęła spódnicę. Cała płonęła. Zmysłowe spojrzenie Bastiena działało jak pieszczota. Atmosfera w gabinecie aż pulsowała erotycznym napięciem. Już przed dwoma laty ciągnęło ją do niego jak ćmę do płomienia. Teraz też desperacko walczyła z pokusą. – Nie wierzę, że mówisz serio – zaprotestowała. – Niemożliwe, żeby człowiek o tak wysokiej pozycji tak bardzo pożądał takiej osoby jak ja, żeby proponować tego rodzaju układ. – Co ty możesz o tym wiedzieć? Jeszcze nie znasz trzeciej opcji. Oburzona jego uporem, Lilah ponownie wstała. – Odmawiam wysłuchiwania takich bzdur! – wykrzyknęła. – W takim razie dzisiaj sprzedaję zakład – oświadczył stanowczo, gdy ruszyła ku drzwiom. – Twój wybór. Masz szczęście, że w ogóle cokolwiek proponuję. – Ładne mi szczęście! – wrzasnęła, upokorzona sugestią, że robi jej łaskę. Jednak z drugiej strony wyglądało na to, że Bastien jest gotów wiele dać, żeby zaciągnąć ją do łóżka. Czy powinna uznać jego szczególne zainteresowanie jej osobą za komplement? Czemu jego propozycje tak bardzo ją oburzały i raniły? – Przy moim poparciu możesz machnąć czarodziejską różdżką i zostać bohaterką. Zrobię niemal wszystko, czego sobie zażyczysz, łącznie z zatrudnieniem twojego ojca na stanowisku konsultanta i menedżera. Lilah przystanęła w pół kroku. Zamarła w bezruchu, gdy zobaczyła oczami wyobraźni zrozpaczonego ojca. Przywróciłaby mu godność i dawną energię, gdyby umożliwiła mu zarabianie na życie i utrzymywanie rodziny. – A więc tylko w ten sposób można cię zatrzymać. Prawdziwa córeczka tatusia! –
skomentował Bastien z nieskrywanym rozbawieniem. – Czy zechcesz mnie w końcu wysłuchać, zamiast robić dramat i wyzywać od szaleńców? Jedyny objaw mojego rzekomego szaleństwa to przemożna chęć zaciągnięcia cię do łóżka. Lilah poczerwieniała, gdy uświadomiła sobie, że wypowiedział te słowa bez śladu zażenowania. W gruncie rzeczy nie powinno jej to dziwić przy jego doświadczeniu erotycznym. – Dobrze. Wysłucham cię ze względu na tatę. – To siadaj! – rozkazał takim samym szorstkim tonem, jakim ona upominała rozbrykanego psa. Mimo przykrości, jaką jej sprawił, spełniła polecenie. – Zostaniesz moją utrzymanką tak długo, jak zechcę. – Myślałam, że ta forma seksualnego niewolnictwa przestała istnieć co najmniej sto lat temu. – W moim świecie to norma. Zresztą jeszcze nie wiesz, co otrzymasz w zamian. – Przerwał na chwilę, gdy wyobraził ją sobie w jedwabiach, koronkach i brylantach. – Zainwestuję w fabrykę i doprowadzę ją do rozkwitu. Jako właściciel sieci spółek bez trudu załatwię kontrakty, żeby utrzymać produkcję. Poproszę twojego ojca, by ponownie zatrudnił swoich dawnych pracowników. W końcu niełatwo zastąpić wykwalifikowaną siłę roboczą. Przy moim wsparciu finansowym przywrócę Moore Components do dawnej kondycji sprzed utraty kluczowego kontraktu. Lilah nareszcie pojęła znaczenie przenośni o czarodziejskiej różdżce. Ileż razy w minionych miesiącach marzyła o takim cudzie? Chyba po raz pierwszy doceniła możliwości Bastiena. Zdawała sobie sprawę, że potrzeba setek tysięcy funtów, by fabryka mogła funkcjonować i dawać zyski w przyszłości. Nie wątpiła, że to ryzykowne przedsięwzięcie, ale od niego zależał los wielu osób. – Widzę, że wizja czarodziejskiej różdżki przemówiła do twojej wyobraźni – zauważył z nieskrywanym rozbawieniem. – I nic dziwnego, zważywszy na twoją skłonność do poświęceń. Nie tylko przyjęłaś całą rodzinę pod dach, ale też utrzymujesz wszystkich. Zbierasz też fundusze na bezdomne psy i głodujące dzieci. – Skąd wiesz? – Musiałem cię sprawdzić, zanim przyjechałem. Gdybyś wyszła za mąż albo poderwała chłopaka, nie traciłbym czasu. – Miałam chłopaka! – Niezbyt długo. Porzucił cię, kiedy twój ojciec zbankrutował. Lilah omal go nie sklęła, ale uznała, że nie warto bronić kogoś tak bezwartościowego jak Steve. Jak na ironię Bastien trafił w sedno. Steve zaczął chodzić z Lilah, gdy Moore Components rozkwitało. Usiłował namówić ojca, żeby przyjął go do spółki. Najgorsze, że Bastien najwyraźniej znał przyczynę jego nagłego odwrotu. Uniosła wysoko głowę, żeby ukryć, jak ciężko przeżywa upokorzenie. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że na serio przedstawiłeś mi tak niemoralne propozycje. – Nie jestem bardzo moralny – oświadczył bez żenady. – Dążę wprost do celu i zawsze dostaję to, czego chcę. A chcę ciebie. Powinnaś się czuć wyróżniona. – Ty nikogo nie wyróżniasz. Traktujesz kobiety jak towar, jak zabawki. To obrzydliwe i wulgarne.
– Będę dla ciebie dobry. – Nic z tego. Tata nie przehandluje mnie za żadne pieniądze czy nawet najbardziej eksponowane stanowisko! – Nie musi znać szczegółów. Oficjalnie oferuję ci pracę marzeń z licznymi podróżami służbowymi i wysokim funduszem reprezentacyjnym. Lilah przeszedł dreszcz obrzydzenia. – Widzę, że wszystko przemyślałeś – wytknęła oskarżycielskim tonem. – Owszem, a tobie daję czas na zastanowienie do jutra rana. – Nad czym tu myśleć? Nie złożyłeś mi ani jednej sensownej, przyzwoitej propozycji. – Jeżeli nie otrzymam odpowiedzi do jutra, sprzedaję zakład – ostrzegł lodowatym tonem. Lilah bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Nie pierwszy raz miała ochotę wybić mu zęby. Bastien wydał pomruk zniecierpliwienia. Następnie wziął głęboki oddech. – Nie musimy się kłócić, Delilah – powiedział pojednawczo. – Możemy spokojnie przedyskutować wszystko przy kolacji. – Wykluczone! – odparła, chwytając za klamkę. – Jestem już umówiona na dzisiejszy wieczór. – Z kim? – Nie twoja sprawa. Zostałeś właścicielem Moore Components, ale nie moim. – Nie byłbym tego taki pewien – odrzekł, otwierając dla niej drzwi. Roztrzęsiona Lilah zbiegła po schodach wprost do toalety, żeby ochłonąć, zanim stanie twarzą w twarz z zaciekawioną Julie. Umyła spocone ręce pod kranem i wzięła głęboki oddech dla uspokojenia wzburzonych nerwów. Niestety Bastien trafił w jej najsłabszy punkt, dając nadzieję na uratowanie najbliższych od nędzy. Gdyby dawni pracownicy ojca dostali z powrotem angaże, praca w zmodernizowanym przez Bastiena, przynoszącym dochody zakładzie zapewniłaby im stabilizację. Perspektywa zatrudnienia uszczęśliwiłaby wszystkich. Ale Bastien Zikos żądał od niej nieprawdopodobnie wysokiej ceny za dokonanie tego cudu. Wciąż wrzała gniewem. Jak mógł ją tak upokorzyć? Nie krył, że traktuje ją jak przedmiot, jak zabawkę na jedną lub kilka nocy, póki mu się nie znudzi. Rozbolała ją głowa. Pulsowanie w skroniach uniemożliwiało logiczne myślenie, podobnie jak za pierwszym razem, kiedy roztoczył przed nią swój urok osobisty. Nie pozostał po nim żaden ślad, ale doskonale pamiętała, jak ją zauroczył, kiedy przed dwoma laty zaprosił ją na kawę w domu aukcyjnym. Po wymianie podstawowych informacji wyciągnął wizytówkę, żeby pokazać, że wybrał na logo swojej spółki wizerunek konika morskiego. Świadomość jego więzi emocjonalnej z licytowanym wisiorkiem przełamała pierwsze lody. Spostrzegłszy złotego rolexa na ręce i doskonały krój garnituru, Lilah doszła do wniosku, że przy tak ewidentnych dowodach bogactwa nie istnieje szansa, żeby go przelicytowała. Gdy dokuczała mu, że sypie zbyt dużo cukru do kawy, posłał jej szelmowski uśmiech, który przyspieszył rytm jej serca. O tak, pociągał ją nieodparcie od pierwszego wejrzenia. Chłonęła zachłannie każde jego słowo. – Nie wyjaśniłaś jeszcze jednej kwestii – zagadnął w pewnym momencie. – Skoro tak cenisz sobie ten wisiorek, dlaczego został wystawiony na sprzedaż?
Lilah w skrócie nakreśliła mu swoją sytuację rodzinną. Wytłumaczyła, że ojciec ofiarował macosze całą biżuterię po zmarłej żonie. – A teraz Vickie robi porządki w szafach i wyprzedaje to, czego nie nosi. Żeby nie sprawić jej przykrości, postanowiłam odkupić go w sekrecie – dodała na zakończenie. – O co nie poprosisz, tego nie dostaniesz – skomentował z przekąsem. – Ale nie narzekam. Twój takt przyniósł mi korzyść. Gdyby nie trafił na aukcję, nigdy bym go nie odnalazł. Od lat próbowałem go wytropić. – Pamiętasz, jak mama go nosiła? – Nie. Pamiętam, jak tata jej go podarował – sprostował bezbarwnym głosem. – Miałem wtedy około czterech lat i wierzyłem, że stanowimy idealną rodzinę – dodał nieoczekiwanie z goryczą. – To nic złego – zapewniła z szerokim uśmiechem, gdy wyobraziła go sobie jako ślicznego chłopczyka z wielkimi, ciemnymi oczami i burzą czarnych włosów. – Niezależnie od wyniku jutrzejszej aukcji obiecaj, że zjesz ze mną jutro kolację – poprosił. – Mimo wszystko będę próbowała wygrać – ostrzegła. – Mogę sobie pozwolić na przelicytowanie większości osób. Przyjdziesz do mnie wieczorem do hotelu? – naciskał niezmordowanie. Oczywiście przyjęła zaproszenie. Bastien nie skojarzył jej z Moore Components. Ku jej zaskoczeniu po przegranej na aukcji spotkała go w biurze ojca, który zaprosił ich na kolację do swojego domu. Gdy zadzwonił telefon, Robert Moore poprosił ją, żeby odprowadziła gościa do samochodu. – Jeżeli oczekujesz gratulacji z powodu wygranej, czeka cię rozczarowanie – ostrzegła, schodząc z nim po schodach. – Sporo przepłaciłeś za ten wisiorek. – I to mówi osoba, która podbiła cenę do tak zawrotnej kwoty! – wytknął ze śmiechem. – Musiałam przynajmniej spróbować go odzyskać. Po co odwiedziłeś mojego ojca? – spytała, gdy dotarli na parking. – Jestem zainteresowany zakupem fabryki, ale poprosił mnie o trochę czasu na przemyślenie oferty. Ponieważ tam pracujesz, niewykluczone, że pozyskałbym też ciebie – wyszeptał jej do ucha tak zmysłowym głosem, że oblała ją fala gorąca. Zaniepokojona własną reakcją, Lilah zesztywniała. – Nie sądzę. Zresztą podejrzewam, że tata nie zechce sprzedać zakładu, nie teraz, kiedy płynie na fali powodzenia. – To najlepszy okres do sprzedaży. Bastien powoli zmierzył ją taksującym spojrzeniem. Lilah zrobiła wielkie oczy na widok podjeżdżającej limuzyny. Uświadomiła sobie w pełni różnicę statusu finansowego. Postanowiła, że jak tylko znajdzie czas, poszuka o nim informacji w internecie. – Szkoda, że twój ojciec zaprosił nas na kolację – westchnął Bastien. – Wolałbym mieć cię tylko dla siebie u mnie w hotelu. Jego wyznanie zaniepokoiło Lilah. Z początku pochlebiało jej jego zainteresowanie, ale wyglądało na to, że oczekiwał, że spędzi z nim noc, co jej nie odpowiadało. Wprawdzie nie planowała pozostać nietknięta do wieku dwudziestu jeden lat, ale
na uniwersytecie nie spotkała nikogo, kto by pociągał ją na tyle, by zaryzykować. Nie ufała mężczyznom i słusznie. Po pierwszym roku studiów, gdy obserwowała bardziej lekkomyślne koleżanki, porzucone, załamane i zapłakane, postanowiła zaczekać z ofiarowaniem całej siebie, dopóki nie pozna kogoś, komu będzie na niej zależało na tyle, że zaczeka, aż będzie gotowa na nawiązanie intymnej więzi. – Bastien nie może od ciebie oczu oderwać – szepnęła Vickie z rozbawieniem po kolacji u jej ojca. – Śledzi każdy twój ruch. Choć wolę starszych mężczyzn, muszę przyznać, że jest zabójczo przystojny. Zanim Lilah zdążyła wezwać taksówkę, Bastien zaproponował, że odwiezie ją do domu. Ledwie wsiadła, porwał ją w objęcia i wycisnął na jej ustach zachłanny pocałunek, który rozpalił jej zmysły. Odsunęła go, ale Bastien zignorował jej protest. – Spędź ze mną noc – nalegał, gładząc palcem jej nadgarstek, gdzie krew pulsowała w zawrotnym tempie. – Prawie cię nie znam – przypomniała. – Poznasz mnie w łóżku. – To nie w moim stylu, Bastien. Bastien popatrzył na nią, jakby spadła z księżyca. – Diavelos! – zaklął pod nosem. – Zostanę tu tylko dwa dni. – Trudno, nie zmienisz mi charakteru – odrzekła półgłosem, gdy kierowca zatrzymał limuzynę przed szeregowym domkiem, w którym mieszkała. – Ja nie muszę nic wiedzieć o swoich partnerkach – przyznał bez cienia zażenowania. – Szczerze mówiąc, interesuje mnie tylko seks. – Stąd wniosek, że różnimy się od siebie jak ogień i woda – podsumowała, pospiesznie wysiadając z auta. Zamknąwszy za sobą drzwi, odetchnęła z ulgą. Lecz zaraz potem łzy napłynęły jej do oczu. Przeklinała własną naiwność. Nie mogła sobie darować romantycznych marzeń. Dostała upokarzającą nauczkę. O ile z początku pociągała ją atrakcyjna powierzchowność Bastiena, o tyle znacznie bardziej fascynowała ją jego silna osobowość i bezpośredni sposób bycia. Tej nocy siedziała do późna przy komputerze, szukając informacji na jego temat w internecie. Obejrzała całą galerię piękności, które dotrzymywały mu towarzystwa. Jego reputacja kobieciarza mocno nią wstrząsnęła, ale też stanowiła pewne pocieszenie. To, co wyczytała, utwierdziło ją w przekonaniu, że podjęła właściwą decyzję i zraziło do bliższych kontaktów. Bastien nie pragnął stałego związku, a ona nie szukała erotycznych przygód. Po dwóch latach Bastien znów sprawił, że płakała. Obmyła twarz, zaszokowana, że nadal potrafi wyprowadzić ją z równowagi. – Długo siedziałaś u nowego szefa – zauważyła Julie, gdy z powrotem usiadła za biurkiem. – Pan Zikos chciał ze mną przedyskutować plany na przyszłość – wymamrotała z rumieńcem na policzkach. – Czyżby zamierzał wznowić produkcję? Nie sprzeda fabryki? – Jeszcze nie podjął decyzji – zastrzegła Lilah, żeby nie robić nikomu złudnych nadziei. – Nie wyklucza możliwości sprzedaży.
Julie z ciężkim westchnieniem wróciła do swoich zajęć. Ale Lilah nie potrafiła skupić uwagi na pracy. Jeszcze nie ochłonęła po wstrząsie. Równie dobrze mógł jej obiecać gwiazdkę z nieba. Jej rodzina biedowała tak jak wszyscy, którzy utracili zarobek w wyniku upadłości Moore Components. Mały pasierb i pasierbica stracili ogród do zabawy. Wszystkie większe zabawki zostały rozdane, ponieważ w małym domku Lilah zabrakło na nie miejsca. Ojciec cierpiał na depresję i przyjmował leki. W dniu zamknięcia zakładu cały jego świat legł w gruzach. Bez pracy, bez możliwości prowadzenia interesów Robert Moore nie wiedział, co ze sobą zrobić. Lilah zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. Mimo trudnych lat nieszczęśliwego małżeństwa rodziców bardzo kochała ojca. Miała zaledwie jedenaście lat, kiedy jej mama zmarła na tętniaka. Ojciec wspierał córkę w żałobie, ale nie zaniedbał interesów. Szybko wrócił do pracy. Harował po osiemnaście godzin dziennie, by rozwinąć przedsiębiorstwo. Nagle pozbawiony wysokich dochodów i perspektyw na przyszłość, czuł się bezwartościowy jako mężczyzna. Kto zatrudni bankruta w średnim wieku? Choć Lilah powtarzała sobie, że nie powinna rozważać odrażającej oferty Bastiena, wizje aktywnego, odzyskującego energię po powrocie do pracy ojca wciąż krążyły jej po głowie. Poraziła ją świadomość własnej słabości. Czy naprawdę była gotowa zostać seksualną niewolnicą? Ze wstydem przyznała przed sobą, że kusi ją, by przystać na niemoralną propozycję. Pewnie Bastien nie spodziewał się, że zachowała dziewictwo, ale to bez znaczenia. Przecież nie rozważała na serio jego nieprzyzwoitych opcji. Nadal niezdolna do skupienia się na pracy, wróciła pamięcią do następnego poranka po rodzinnej kolacji sprzed dwóch lat. Przysłał jej wtedy kwiaty, a wieczorem stanął na jej progu, żeby znów zaprosić na kolację. Jego upór wyprowadził ją z równowagi. Dlaczego? Gdy uświadomiła sobie przyczynę ówczesnego wybuchu gniewu, pobladła, a potem poczerwieniała. Oczarowana Bastienem, niemal go pokochała. Doznała bolesnego zawodu, gdy uświadomił ją, że interesuje go tylko jej ciało. Nie mogła sobie darować, że uległa jego czarowi po jednym pocałunku, skradzionym w limuzynie. Zaczęła kwestionować swoje niewzruszone dotąd zasady. Rozczarowana nim i wściekła na siebie za karygodną słabość, rzuciła mu w twarz całą wiedzę na temat jego reputacji i nazwała buhajem. W drodze powrotnej do domu nadal prześladowało ją to niefortunne wspomnienie. Popełniła błąd, że go zwymyślała jak źle wychowane dziecko. Nie jego wina, że mieli odmienne charaktery i reprezentowali różne wartości. Wciąż pamiętała zimny błysk w ciemnych oczach. Nie odpowiedział ani jednym słowem na obelgi. Odwrócił się na pięcie, wsiadł do swojej luksusowej limuzyny i odjechał bez słowa. Kilka tygodni później przysłano jej do pracy nieoczekiwany podarunek: niemal wierną kopię wisiorka w kształcie konika morskiego, który Bastien zakupił na aukcji. Jedyną różnicę stanowił brak wygrawerowanych inicjałów na odwrocie. Natychmiast odgadła tożsamość ofiarodawcy. Zaszokowana, że mimo jej niekulturalnego zachowania zadał sobie dla niej trud, by zamówić i przysłać odlew, doszła do wniosku, że nic o nim nie wie. Zaczęła wątpić, czy rzeczywiście zobaczyła gniew
w pociemniałych oczach, czy tylko go sobie wyobraziła. Dwa lata później zyskała pewność, że doprowadziła go wtedy do pasji. Podejrzewała, że przyjechał, żeby odpłacić jej za zniewagę.
ROZDZIAŁ TRZECI W środku nieprzespanej nocy Lilah zeszła na parter, żeby zaparzyć sobie herbaty. Przy kuchennym stole zastała Vickie. – Też nie możesz usnąć? – zagadnęła. – To ze zmartwienia. Kiedy poszłam po Bena, rodzice innych dzieci powiedzieli mi, że Bastien Zikos był dziś w Moore Components. Dziwne, że o tym nie wspomniałaś. Lilah zesztywniała. – Nie widziałam powodu. – Nie śmiem prosić, ale gdybyś miała okazję, czy mogłabyś zapytać, czy nie zatrudniłby Roberta? – Dobrze, jeżeli da mi szansę – odrzekła, czerwona ze wstydu, że zataiła prawdę. Bastien miał rację. Nikt nie podziękuje jej za prawdę, której nie chciałby usłyszeć. Jak mogłaby dalej żyć, wiedząc, że dostała czarodziejską różdżkę, zdolną odmienić losy wielu ludzi, ale ją odrzuciła? Najłatwiej byłoby wyładować całą złość na Bastienie i odejść z podniesioną głową, ale musiała myśleć praktycznie. Szczerze mówiąc, oferował jej cud, za określoną cenę. Czy warto bronić dziewictwa bez względu na koszty? W końcu, czy jej to odpowiadało, czy nie, od początku ją pociągał. Jak mogła szukać usprawiedliwień dla siebie, kiedy z tego układu wynikłoby tyle dobrego? Nie ulegało wątpliwości, że Bastien szybko straci zainteresowanie. Nie wytrwał długo przy żadnej z kochanek. Wkrótce wróciłaby do normalnego życia, ale najprawdopodobniej nie do domu. Gdyby ją porzucił, poszukałaby pracy w Londynie i zaczęła wszystko od nowa. Lilah ubrała się do pracy staranniej niż zwykle. Związała niesforne loki, założyła czarną, wąską spódnicę i kremową, jedwabną bluzkę. Wolała nie myśleć o tym, co ją czeka. Jej rówieśniczki od dawna prowadziły życie erotyczne. Ona też przywyknie. Bogate doświadczenie Bastiena ułatwi jej wejście w nieznany świat erotyki, zwłaszcza że od początku ją do niego ciągnęło. Zachowanie emocjonalnego dystansu powinno jej przyjść bez trudu wobec braku zaangażowania emocjonalnego ze strony partnera, zwłaszcza że znienawidziła go za niemoralną propozycję. Jeszcze przedwczoraj widziała w nim kobieciarza, który zranił jej wrażliwe serce i pozostawał poza jej zasięgiem. Obecnie uważała go za nędznego łotra, który potraktował ją jak prostytutkę, kupując jej ciało. Zadrżała na myśl o spotkaniu z Bastienem. Zawierała pakt z diabłem, ale przysięgła sobie, że nie okaże słabości. Powoli nabrała powietrza w płuca i wyprostowała plecy. Ledwie weszła do biura, Julie popatrzyła na nią z zaciekawieniem. – Pan Zikos dzwonił, żeby o ciebie zapytać. Wyjaśniłam mu, że nigdy nie przychodzisz przed dziewiątą, ponieważ odprowadzasz małego braciszka do przedszkola. – Dziękuję. Lilah drżącą ręką powiesiła płaszcz na wieszaku. Wyznaczył spotkanie na dziesią-
tą, ale najwyraźniej nie starczyło mu cierpliwości, żeby zaczekać. Rozsadzała go energia. Ciągle potrzebował zajęcia. Zmuszony do bezczynności, już po chwili bębnił palcami w stół i nerwowo przebierał nogami. Obciągnęła spódnicę na biodrach i weszła po schodach. Dlaczego zżerały ją nerwy? Czyż nie wytłumaczyła sobie, że seks to nic strasznego? Przecież nie rzuci jej na biurko i nie wykorzysta natychmiast. Tym niemniej przerażała ją perspektywa fizycznego kontaktu. Najlepiej byłoby, gdyby odebrał swoją nagrodę w kompletnej ciemności i ciszy. Gdy wkroczyła do dawnego gabinetu ojca, Bastien jednym ruchem ręki odprawił podwładnych i odłożył tablet. – Wezwałeś mnie, ale jeszcze nie ma dziesiątej – zwróciła mu uwagę. – Jest dopiero dziesięć po dziewiątej. – Mój biologiczny zegar wskazuje dziesiątą. – W takim razie źle chodzi. Bastien zmierzył ją wzrokiem spod długich rzęs. Zmysłowe spojrzenie podziałało jak pieszczota. – Nigdy się nie mylę, Delilah. Lekcja pierwsza: nie po to utrzymuję kochankę, żeby mnie krytykowała, tylko po to, żeby podbudowywała moje ego. Lilah zamarła w bezruchu. Skrycie pożerała wzrokiem doskonale skrojony garnitur, podkreślający szerokie, muskularne ramiona, smukłe biodra i długie nogi. Gdy przeniosła wzrok na regularne rysy twarzy, jej ciało zareagowało. – Nie umiem nikomu schlebiać – oświadczyła. – Jakoś przeżyję twoje docinki – odparł z szelmowskim uśmiechem. – A na czym polegają twoje prawdziwe talenty? – Wygląda na to, że chociaż jeszcze nie wyraziłam zgody, uznałeś ją za oczywistą! – wykrzyknęła Lilah z oburzeniem. – Czyżbym się mylił? – Nie. – Więc którą opcję wybierasz? Drugą czy trzecią? Bastien błagał w myślach Delilah, żeby wybrała trzecią opcję, najkorzystniejszą dla niego. Sprzedałby grunt, przeniósłby fabrykę na przedmieścia i uzyskał hojne dotacje rządowe na stworzenie miejsc pracy w rejonach o wysokiej stopie bezrobocia. Upiekłby dwie, a właściwie trzy pieczenie na jednym ogniu. Zdobyłby Deilah, natychmiastowy zysk i założyłby dochodowe przedsiębiorstwo bez żadnych kosztów własnych. – Nie masz wstydu – wycedziła Lilah przez zaciśnięte zęby. – Nie, jeżeli to jedyny sposób, żebyś przestała uparcie zaprzeczać, że mnie pragniesz. Nie mogę się doczekać chwili, gdy sobie uświadomisz, że nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie w mojej obecności. – Prędzej się zestarzejesz – odburknęła. Bastien zaczął krążyć po pokoju jak drapieżnik, okrążający ofiarę. – Nie trzymaj mnie w niepewności. Którą opcję wybierasz? Drugą czy trzecią? – Trzecią, ale muszę cię ostrzec, że wybrałeś niewłaściwą osobę. – Niby dlaczego?
Lilah niepewnie przestąpiła z nogi na nogę. – Ponieważ brakuje mi doświadczenia, którego zapewne oczekujesz. – Mojego wystarczy dla nas dwojga. Czy próbujesz mi powiedzieć, że rzadko korzystasz z uciech cielesnych? – Nigdy nie próbowałam – oświadczyła, unosząc dumnie głowę. – Jestem dziewicą. Bastien odstąpił kilka kroków do tyłu, wyraźnie zaszokowany. – Żartujesz sobie ze mnie? – Nie. Uznałam, że powinnam cię uprzedzić, na wypadek, gdybyś uważał moje dziewictwo za przeszkodę w dopełnieniu warunków umowy. – Jeżeli mówisz prawdę, to nie przeszkoda, tylko najbardziej fascynująca podnieta, jaką można sobie wymarzyć. Dopiero teraz doszedł do takiego wniosku. Nigdy nie interesowały go niewinne, młode dziewczęta. Jako nastolatek wybierał starsze partnerki, później rówieśnice, ale z doświadczeniem. Nie lubił tracić czasu na przełamywanie zahamowań. Lecz ku jego zaskoczeniu perspektywa zostania pierwszym kochankiem Delilah ogromnie go ucieszyła. Nie rozumiał dlaczego. Nie był zaborczy ani też na tyle niepewny własnych umiejętności, by obawiać się porównania z innymi. Zmarszczył brwi, usiłując odgadnąć przyczynę zmiany swojego nastawienia do dziewic. Po namyśle doszedł do wniosku, że pociąga go urok nowości. – To odrażające! – skomentowała Lilah z wściekłością. – Jak możesz tak otwarcie przyznawać coś takiego? Bastien najchętniej przyciągnąłby ją do siebie i pokazał, co czuje, ale nerwowy błysk w błękitnych oczach Delilah ostrzegł go, że gotowa umknąć w popłochu. – Poproszę cię o podpisanie deklaracji poufności. To standard. Oznacza, że nikomu nie wyjawisz szczegółów naszej umowy, publicznie czy prywatnie. – Nie sądzę, żebym chciała – prychnęła. – W zamian kupię twojemu ojcu odpowiedni dom. – Nie! Jeżeli zaczniesz szastać pieniędzmi, nabierze podejrzeń co do charakteru mojej pracy dla ciebie. Zatrudnij go, a sam zadba o rodzinę bez twojego wsparcia – dodała z godnością. – Życzę sobie, żebyś jutro poleciała ze mną do Londynu. – Już jutro? – Zadzwonię do twojego ojca, żeby do mnie przyszedł, i przekażę mu dobrą wiadomość. Poinformuję go, że dołączysz do mojej osobistej asysty. Możesz wcześniej wyjść z pracy, żeby spakować bagaż, zanim zjesz ze mną kolację w moim hotelu. – Jestem już umówiona z przyjaciółmi. – Po co? – Do kina i restauracji. Bastien zacisnął zęby. Najchętniej uświadomiłby jej, że wkrótce nie będzie mogła nic zrobić bez jego zezwolenia, ale postanowił zaczekać, żeby jej nie wystraszyć. Niebawem będzie należała wyłącznie do niego, co go niepomiernie cieszyło. Nie będzie musiał się nią dzielić z żadnymi znajomymi, rodziną czy kimkolwiek innym. Zaniepokoiła go własna zaborczość. Zaraz jednak wytłumaczył sobie, że długie oczekiwanie wywołało w nim chęć zagarnięcia jej na jakiś czas wyłącznie dla siebie. Wyciągnął telefon i rozkazał jednemu ze swoich ochroniarzy dyskretnie ją śledzić.
Lilah w milczeniu obserwowała, jak wydaje komuś polecenia po grecku. – Mój kierowca odwiezie cię teraz do domu i zaczeka na twojego ojca, żeby przywieźć go do mnie – poinformował po wyłączeniu aparatu, ujmując jej dłoń. – Nie zobaczę cię do jutra, póki nie wsiądziesz do mojego samolotu. To nawet dobrze, że wychodzisz dzisiaj z przyjaciółmi, bo nie wzbudzimy podejrzeń, aczkolwiek niewiele obchodzi mnie opinia twojego ojca. To, co robimy sam na sam, to tylko nasza sprawa. – Przyciągnął ją do siebie, pochylił głowę i delikatnie musnął jej usta zębami i wsunął w nie język. – Jesteśmy w pracy! – wydyszała. – Pocałunek to nic zdrożnego. Niby tak, ale choć pamiętała, że Bastien wkrótce zażąda więcej, oddała go z pasją. Nie starczyło jej siły woli, by ponownie zaprotestować, gdy przyciągnął ją do siebie tak mocno, że czuła, jak bardzo jej pożąda. Chłonęła jego bliskość wszystkimi zmysłami, dopóki nie odsunął jej od siebie. – Nie powinienem zaczynać czegoś, czego nie mogę dokończyć – wymamrotał. Lilah przystanęła w drodze do drzwi. Pełna pogardy dla siebie, gorączkowo szukała jakiegoś neutralnego tematu, żeby odwrócić uwagę od własnej słabości. W końcu go znalazła. – Czy mogłabym zabrać ze sobą psa? – zapytała. – Nie. Zostaw go w domu. – Nie mogę. Moja macocha nie lubi psów. Nie będzie nam przeszkadzał. To mały, spokojny zwierzak – zapewniła, niezupełnie zgodnie z prawdą, ponieważ Skippy zwykle dość hałaśliwie obszczekiwał nowo poznane osoby. Bastien zmarszczył brwi. – No dobrze. Spisz wszystkie dane. Przekażę je specjalistycznej firmie transportowej, która go przywiezie. Ale we Francji trzymaj go z dala ode mnie. – We Francji? – powtórzyła z bezgranicznym zdumieniem. – Tak. Wylatujemy tam pojutrze. Lilah zeszła po schodach, wstrząśnięta własną reakcją na pocałunek Bastiena. Jak mógł rozpalić w niej ogień pomimo tak wstrętnych warunków umowy? Do tej pory naiwnie sądziła, że odrażająca forma traktatu handlowego zabezpieczy ją przed jego zwodniczym urokiem. Czy nie przyszło mu do głowy, że kupując ją jak towar, zrazi ją do siebie? Najwyraźniej nie. Nie obchodziło go, co ona czuje. W drodze powrotnej do domu usiłowała sobie wytłumaczyć, że nie pozostaje jej nic innego, jak wziąć z niego przykład. Nadwrażliwość tylko jej zaszkodzi, narazi na ból i upokorzenie. Nie mogła liczyć na komplementy czy inne romantyczne gesty, które pozwoliłyby jej zachować twarz. Nawet nie próbował ubrać bezdusznego kontraktu w jakąś cywilizowaną formę. Wieczorem, nakarmiwszy rodzinę stekiem niewiarygodnych kłamstw, spakowała rzeczy i wyszła do kina. Towarzyszył jej Josh, wysoki, przystojny dwudziestokilkulatek o brązowych włosach i zielonych oczach, i dwie pary: Ann z Jackiem i Dana z George’em. – Podjęłaś mądrą decyzję – zagadnął Josh po wyjściu z kina. – W międzynarodowej firmie zdobędziesz wszechstronne doświadczenie. Praca w dziale kadr w biurze ojca nie dawała ci takich szans na rozwój kariery zawodowej.
Lilah spłonęła rumieńcem, zawstydzona, że przyjaciele równie gładko jak najbliżsi przełknęli wszystkie kłamstwa na temat charakteru jej pracy u Bastiena. – Mam nadzieję… – wymamrotała z zażenowaniem. – Szkoda tylko, że wyjeżdżasz akurat teraz, kiedy zamierzałem cię zaprosić na prawdziwą randkę – ciągnął Josh. – Co takiego? – wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem. Josh obdarzył ją szerokim uśmiechem, ignorując szydercze gwizdnięcie Jacka. – Musiałaś się zastanawiać, czy stanowilibyśmy dobraną parę. Lilah nie wiedziała, co odpowiedzieć, ponieważ nigdy nie zwracała na niego uwagi. – Pocałuj mnie – poprosił, przypierając ją do ściany. – Nie. Lilah zesztywniała, wsparła ręce o jego pierś, ale ponieważ go nie odepchnęła, wykorzystał moment zaskoczenia, żeby skraść pocałunek. Nie czuła absolutnie nic. Lubiła Josha, chętnie przebywała w jego towarzystwie, ale nigdy jej specjalnie nie interesował. – Kiedy wyjedziesz, pomyśl, czy chciałabyś ze mną chodzić – zaproponował, obejmując ją, żeby zaprowadzić do swojego samochodu. – Nie sądzę – mruknęła, gorączkowo szukając taktownego sposobu uświadomienia mu, że nie odwzajemnia jego zainteresowania. Ponieważ go nie znalazła, doszła do wniosku, że najlepiej zignorować całe zdarzenie. Po powrocie do domu zastała ojca w salonie. Zaskoczył ją uszczęśliwiony wyraz jego twarzy, choć wiedziała, że Bastien zadzwonił do niego, jeszcze przed jej powrotem po południu do domu. Zanim wróciła, zdążył założyć garnitur. Kiedy wychodziła wieczorem, nadal przebywał w gabinecie Bastiena, co ją martwiło. – Czy wszystko w porządku, tato? – spytała z drżeniem serca. – Wspaniale! – zapewnił Robert Moore z entuzjazmem. Następnie poinformował ją, że pan Zikos zatrudnił go na stanowisku menedżera w Moore Components, co mu bardzo odpowiada. – Zaczynam rozumieć, dlaczego tak szybko doszedł do bogactwa – dodał na koniec. – Jest bardzo bystry. Wychwycił okazję, której nikt inny nie dostrzegł, a która przyniesie przedsiębiorstwu pokaźne zyski. – Co to za okazja? – spytała Lilah. – Wykrył, że rada miejska wyznaczyła nowe tereny pod inwestycje, żeby umożliwić rozwój przedsiębiorczości. Sprzedaje obecną siedzibę za olbrzymią sumę i przenosi fabrykę na Moat Road, co uprawnia go do otrzymania kilku hojnych dotacji rządowych po otwarciu jej w nowym miejscu. Sprytne posuniecie! – O rany! – jęknęła Lilah, gdy uświadomiła sobie, jak świetny interes zrobił Bastien jej kosztem. Podstępnie wykorzystał ją w dwójnasób. Nie tyle ją kupił, co wziął za darmo i jeszcze na tym zarobi. Świadomość, że nie musiał nic zainwestować, żeby ją zdobyć, doprowadziła ją do pasji.
ROZDZIAŁ CZWARTY Lilah wkroczyła na pokład odrzutowca Bastiena z wysoko podniesioną głową. Nie zamierzała okazywać wstydu, który czuła. Powtórzyła sobie, że nie jest jego ofiarą. Choć postawił jej upokarzające warunki, to ona w ostatecznym rozrachunku dokonała wyboru. I nie żałowała, ponieważ jej poświęcenie przyniosło rodzinie wymierne korzyści. Ojciec zarządzał ukochanym przedsiębiorstwem. Na razie zostali z Vickie i dziećmi w domku Lilah ze względu na niski czynsz i bliską odległość do przedszkola Bena. Lilah przypuszczała, że jeszcze nie do końca wierzą w trwałą odmianę losu. Straciwszy wszystko w jednej chwili, pewnie nadal żyli w strachu przed kolejną katastrofą. Lilah ze łzami w oczach żegnała tego ranka siostrzyczkę i braciszka. Nie wiedziała, kiedy ich znowu zobaczy. Czy utrzymance przysługuje urlop? Czy w ogóle ma jakiekolwiek prawa? Bastien uniósł głowę i obserwował Lilah wchodzącą do kabiny. Wykrzywił usta z niesmakiem na widok jej stroju. Włożyła stare czarne spodnie i marynarkę i znowu splotła włosy w warkocz. Najwyraźniej dołożyła wszelkich starań, żeby wyglądać jak najmniej atrakcyjnie, ale go nie zwiodła. Nie potrafiła zamaskować ani zgrabnej figury, ani zdrowej, młodej cery. Ledwie rozpięła żakiet, widok białej koszulowej bluzki, opinającej jędrne piersi, rozbudził w nim pożądanie. Tego wieczora nareszcie je zaspokoi. Czy naprawdę zachowała dziewictwo? Jeżeli tak, przypuszczał, że będzie wymagała szczególnie delikatnego traktowania. Zirytowała go ta myśl, zwłaszcza że usiłowała go wyminąć, żeby zająć miejsce z tyłu wraz z resztą personelu. Wyciągnął rękę i pochwycił ją za nadgarstek. – Usiądź przy mnie – rozkazał. – Zdejmij ten paskudny żakiet i rozpuść włosy. Lilah zesztywniała. – A jeżeli odmówię? – Sam go z ciebie zedrę i rozplotę ci warkocz – odparł bez wahania. Lilah, w pełni świadoma, że cała załoga obserwuje ich z drugiego końca kabiny, spłonęła rumieńcem i spuściła rzęsy. Niewątpliwie ciekawiło ich, co tu robi. Gdyby nie posłuchała, zaspokoiłaby ich ciekawość i narobiła sobie wstydu. Z ociąganiem spełniła polecenie, żeby uniknąć skandalu, choć ręka jej drżała, gdy rozwiązywała wstążkę. Z wściekłością opadła na fotel obok Bastiena i spuściła głowę, by zakryć włosami zaczerwienione policzki. – Znów ślicznie wyglądasz, laleczko – pochwalił. – Czy zawsze będziesz wymagał bezwzględnego posłuszeństwa? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – A jak myślisz?
– Że prawdziwy mężczyzna nie musi na każdym kroku udowadniać swojej potęgi! Przystojną, śniadą twarz nieoczekiwanie rozjaśnił promienny uśmiech. – Cały kłopot w tym, że lubię ci rozkazywać. Lilah gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Nie po raz pierwszy wyprowadził ją z równowagi. Póki go nie poznała, rzadko wpadała w gniew, ale Bastien ciągle działał jej na nerwy. – Dlaczego pragniesz kobiety, która cię nie chce? – spytała. – Czyżby opór cię podniecał? Jej sugestia uraziła Bastiena. Nie zniósłby najlżejszych objawów niechęci u kochanki. Zwrócił ku niej gniewne spojrzenie i wplótł palce w gęste włosy, żeby musiała spojrzeć mu w oczy. – Nie. Ty sama stanowisz wystarczającą podnietę, chociaż potrafisz mnie poważnie rozgniewać. – Naprawdę? Zamiast odpowiedzi wycisnął na jej ustach tak zachłanny pocałunek, że na chwilę zabrakło jej tchu. Świat zawirował wokół niej. Rozpalił w niej niepohamowaną żądzę. Przez kilka sekund Bastien rozważał, czy nie zanieść jej do wydzielonej kabiny sypialnej, ale zaraz zrezygnował z tego zamiaru. Skrzywdziłby ją, ponieważ tak rozpaliła jego zmysły, że nie zdołałby zachować kontroli nad sobą. Zresztą od Londynu dzieliła ich niewielka odległość. Wkrótce wylądują. Mimo że pożądał jej do bólu, odsunął się od niej. – Chcesz mnie, od pierwszego spotkania – stwierdził z niezachwianą pewnością na widok rozpalonych policzków i opuchniętych, zaczerwienionych warg. Lilah odwróciła wzrok. Choć drażniła ją jego arogancja, skłamałaby, gdyby zaprzeczyła. Wbrew rozsądkowi, mimo trudnego charakteru i fatalnych manier każdym spojrzeniem czy dotknięciem rozpalał w niej ogień. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby potraktował ją nieco subtelniej i nie wyłożył tak bezceremonialnie swojego podejścia do płci przeciwnej, prawdopodobnie uwiódłby ją bez trudu. Załoga samolotu serwowała napoje. Śliczna, jasnowłosa stewardessa otwarcie kokietowała Bastiena. Choć wychodziła ze skóry, by zwrócił na nią uwagę, zignorował jej słodką paplaninę. Nawet na nią nie spojrzał. – Dokąd pojedziemy? – spytała Lilah, gdy odrzutowiec wylądował. – Zabiorę cię na zakupy. Jutro wylatujemy do Paryża. Mam tam ważną naradę. – Na zakupy? – powtórzyła ze zdziwieniem. Bastien tylko wzruszył ramionami zamiast odpowiedzi. Lilah spostrzegła, że stewardessa patrzy na nią z dziką zazdrością. Gdybyś znała prawdę, dziewczyno… – pomyślała z przygnębieniem. Lecz jak wyglądała prawda? Zadawała sobie to pytanie w limuzynie, która wiozła ich zatłoczonymi ulicami Londynu. Dała słowo, a Bastien jak do tej pory dotrzymywał obietnic, co oznaczało, że w najbliższej przyszłości będzie do niego należała. Ta świadomość stawiała ją w pozycji ofiary, póki nie przyznała przed sobą, że wystarczy jedno spojrzenie na pięknie rzeźbione rysy i atletyczną sylwetkę, żeby obudzić w niej nieznane dotąd erotyczne tęsknoty. Zważywszy na jego reputację kobieciarza, pewnie niejedna czuła przy nim to samo.
Kilka osób wyszło po nich przed drzwi znanego magazynu mody. Wjechali windą na górę w asyście stylistki, osobistej doradczyni do spraw zakupów i kilkorga sprzedawców. Widocznie Bastien już określił swoje preferencje, ponieważ skierowano ich do wydzielonego pomieszczenia, gdzie wskazano mu fotel. Lilah przystanęła, obserwując, jak podają mu szampana. Zaraz jednak zaprowadzono ją do przebieralni, gdzie czekał na nią nieprawdopodobnie wielki wybór ubrań. Z całą pewnością mogła ją spotkać większa przykrość niż przymierzanie strojów dla Bastiena, ale nie odpowiadała jej rola manekina prezentującego kreacje dla jego wyłącznej przyjemności. Nie pozostało jej jednak nic innego, jak zacisnąć zęby i spełnić jego wolę. Z rumieńcem na policzkach wyszła do niego w sukience z błękitnego jedwabiu, przylegającej do ciała jak druga skóra. Bastien rozsiadł się wygodnie w fotelu w oczekiwaniu miłych dla oka widoków. Z rozbawieniem obserwował, jak Delilah wychodzi z przebieralni niepewnym, chwiejnym krokiem. Najwyraźniej nie przywykła do wysokich obcasów. Sukienkę natychmiast uznał za zbyt wyzywającą. W tak prowokującej kreacji mogłaby paradować wyłącznie po jego sypialni i nigdzie więcej. Machnął lekceważąco ręką i oczekiwał kolejnej prezentacji. Jasnoróżowy żakiet ze spódnicą pasował do kruczoczarnych włosów i niebieskich oczu. Niedostatek krągłości rekompensowała delikatnością i kobiecą klasą. Kiedy pierwszy raz ją zobaczył, przypominała mu doskonałą, porcelanową laleczkę, póki nie dostrzegł fascynującej, zmiennej gry uczuć na jej twarzy. Wyrażała wszystko, co czuła. Czytał w niej jak w otwartej książce. – Nie zaprezentuję ci bielizny – zastrzegła szorstkim tonem. Wyrwany z zadumy, Bastien podniósł wzrok na jej twarz. Błękitne oczy płonęły gniewem. – Nic nie szkodzi – rzucił lekkim tonem. – Odłożymy ten pokaz na później. Pokażesz mi ją w sypialni. – To nie w moim stylu – zaprotestowała z urazą. – Wybrałeś niewłaściwą osobę. – Dla mnie jesteś doskonała. – Niestety nie mogę odwzajemnić tego komplementu – odburknęła. – Nie ulega wątpliwości, że nie stanowimy dobranej pary. Potrzebujesz wystrojonej marionetki, posłusznie wykonującej rozkazy, a ja nie cierpię, jak ktoś mną rządzi. Bastien wstał i popatrzył na nią z góry z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – Nie tego chcę. – Żądasz bezwzględnego posłuszeństwa. Potrzebujesz uległej kobiety, a ja bronię swojego stanowiska przed osobami stawiającymi nierozsądne wymagania, tak jak ty. Co ze mną zrobisz? – Spróbuję ci wytłumaczyć, że fałszywie interpretujesz moje intencje. – Czyżby? Jesteś tak apodyktyczny, że chcesz decydować nawet o tym, co mam nosić. – To nieprawda. Widzę w tobie klejnot wymagający odpowiedniej oprawy. Dlatego nie lubię, jak nosisz tanie rzeczy. Chciałbym, żebyś błyszczała… – Bastien! – wykrzyknęła, ale zamilkła raptownie, zaszokowana nieoczekiwaną deklaracją. Od początku traktował ją jak towar. Co go obchodziło opakowanie? Nie krył, że interesuje go wyłącznie jej ciało, bez ubrania.
Paradowała dla jego przyjemności w jednym stroju po drugim. Oddano jej do dyspozycji obszerną garderobę. Podejrzewała, że nie zdąży założyć nawet jednej czwartej z tego, co wybrał, zanim ją odprawi. Na jak długo planował ją zatrzymać? Słynął z niestałości. Przy żadnej kochance nie wytrwał dłużej niż miesiąc. Mimo to wyposażył ją w niezliczone sztuki ubrania na wszelkie możliwe okazje i każdą porę roku. Popołudniowa wyprawa po zakupy potrwała aż do wieczora. – Teraz wrócimy do hotelu na kolację – poinformował w pewnym momencie ze stoickim spokojem, jakby nie doszło między nimi do sprzeczki. Lilah wróciła do przebieralni. Rozdarta wewnętrznie, zdjęła z wieszaka spódnicę i bluzkę, żeby na siebie założyć. Z jednej strony kusiło ją, żeby stawić opór Bastienowi, z drugiej chciała mu sprawić przyjemność. W końcu, cóż znaczyła jej duma wobec radości i odzyskanej energii ojca? To, co Bastien dał, mógł odebrać w jednej chwili. Oferując Robertowi stanowisko, przywrócił mu wiarę w siebie i chęć do życia. Lilah tłumaczyła sobie, że powinna być mu wdzięczna, ale przy swoim idealistycznym nastawieniu do świata nie potrafiła praktycznie myśleć. W przeciwieństwie do Bastiena pragnęła intymnej więzi w połączeniu z duchową w romantycznej otoczce. Bastien zabrał ją do luksusowego hotelu, w którym wynajął przestronny apartament złożony z dwóch sypialni. Przystanął przed drzwiami pierwszej. – To twój pokój – oznajmił. – Ja zamieszkam w drugim. Potrzebuję własnej przestrzeni. Lilah z ulgą przyjęła do wiadomości, że tym samym i jej zapewnił prywatność. Uspokojona, patrzyła, jak służba hotelowa wnosi niezliczone pudła i torby zawierające jej nową garderobę oraz pokaźną kolekcję markowych walizek. Bastien odebrał od jednego z podwładnych telefon. Z poważną miną długo debatował z kimś po francusku, przywołując gestem pozostałych pracowników. Podczas rozmowy podszedł do biurka w wielkim holu, gdzie już ustawiono dla niego laptop. W mgnieniu oka zapomniał o obecności Lilah. Obserwował swoich ludzi rozkładających telefony i laptopy, żeby wypełnić jego polecenia. Ciągle powtarzali jedną nazwę: Dufort Pharmaceuticals. Lilah zrzuciła buty na wysokich obcasach i włączyła telewizor w rogu pokoju. Zamiast ekskluzywnej kolacji, którą obiecywał, dopiero po godzinie kelnerzy wnieśli tace z zimnymi przekąskami dla pracowników, którzy woleli przegryźć coś na stojąco niż usiąść do stołu. – Delilah! – zawołał Bastien z drugiego końca pokoju. – Chodź, weź sobie coś. Na pewno zgłodniałaś do tej pory. – Umieram z głodu – przyznała, zanim podeszła na bosaka odebrać talerz, który dla niej napełnił. Dopiero teraz, bez butów, w pełni dostrzegła różnicę wzrostu. – Wychwyciliśmy obiecującą okazję – wyznał, mierząc ją wzrokiem od burzy rozczochranych włosów po maleńkie paluszki u nóg. Podziwiał ją za brak próżności. Nie usiłowała mu zaimponować. Szanował jej poczucie własnej wartości. – Tak myślałam – odrzekła, starannie ukrywając radość, że coś odwróciło uwagę Bastiena od jej osoby. Bastien patrzył, jak siada wygodnie na sofie, żeby obejrzeć do końca odcinek re-
ality show. Zaakceptowała bez urazy, że stawia interesy na pierwszym miejscu. Nie próbowała zwrócić na siebie jego uwagi. Widząc, jak zajada z apetytem swoją porcję, pomyślał, że właściwie powinien uznać jej obojętność za zniewagę. Bynajmniej nie pochlebiało mu, że nie przeszkadza jej brak zainteresowania z jego strony. Po godzinie znudzona Delilah wyłączyła telewizor i z powrotem założyła buty. Nie nadeszła jeszcze pora spania i najwyraźniej nie mogła wysiedzieć na miejscu. – Dokąd idziesz? – spytał, gdy ruszyła ku drzwiom. – Na spacer. Potrzebuję wytchnienia. Kiedy wsiadała do windy, ku jej zaskoczeniu dołączył do niej jeden z pracowników Bastiena. – Czy Bastien boi się, że ucieknę? – spytała, gdy go rozpoznała. – Niestety, jest pani skazana na moje towarzystwo. Dostałem polecenie, żeby nie spuszczać z pani oka. – Jak ma pan na imię? – Ciro. – A ja Lilah – odrzekła z uśmiechem, świadoma, że byłoby niesprawiedliwie wyładowywać złość na Bogu ducha winnym człowieku, wykonującym tylko swoje obowiązki. W barze na dole, oświetlonym nastrojowym, przyćmionym światłem, grał pianista. Lilah zamówiła sobie napój. Ciro usiadł przy stoliku pod ścianą i zostawił ją w spokoju. Lilah żałowała, że nie wzięła ze sobą nic do czytania. Postanowiła wypełnić nadmiar czasu, dzwoniąc do rodziny. Jako pierwszy wybrała numer ojca. Robert Moore przedstawił córce plany Bastiena wobec firmy i zalety nowej lokalizacji zakładu. Następnie usłyszała od Vickie, że jej piesek, Skippy, został zabrany tego ranka zgodnie z przepisami przez specjalistyczną firmę transportową. Wkładała telefon z powrotem do torebki, kiedy jakaś blondynka bez pytania o pozwolenie zajęła miejsce naprzeciwko. Lilah popatrzyła na nią ze zdziwieniem. – Mieszka pani z Bastienem Zikosem, prawda? – zagadnęła z uśmiechem. Lilah zmarszczyła brwi. – Dlaczego pani pyta? – Nazywam się Jenny Gower. Piszę artykuły na strony dla pań w „Daily Pageant” – wyjaśniła pogodnym tonem, wyjmując wizytówkę. – Oto mój numer telefonu. Proszę dzwonić o dowolnej porze. Bastien należy do ulubieńców naszych czytelniczek. Dlatego zbieramy informacje o jego najnowszych podbojach. – Nie mam pani nic do powiedzenia – odparła Lilah, przerażona atakiem reporterki. – Proszę się nie krępować. Hojnie płacimy nawet za drobne ploteczki. Nieoczekiwanie podszedł do nich Ciro i ostrzegł: – Lilah! Nie rozmawiaj z dziennikarzami. – Właściwie nie rozmawiałyśmy. Właśnie zamierzałam wyjść. – Po ostatnich słowach dopiła napój i wstała od stolika. – Pan Zikos nie znosi plotkarskich gazet – poinformował ją Ciro. – Jeżeli to będzie możliwe, nie przekażę mu, że do ciebie podeszła. Gdy wróciła do apartamentu, Bastien właśnie odprawiał swoich ludzi przed nocą.
– Planowałem zejść na dół i do ciebie dołączyć – oznajmił, kiedy ją spostrzegł. Lilah drgnęła, spłonęła rumieńcem i z przestrachem podniosła na niego wzrok. Bastiena zdenerwowało jej spłoszone spojrzenie. Nie budził w kobietach strachu, tylko pożądanie. Musiała mówić prawdę o swojej niewinności. Tylko brak doświadczenia usprawiedliwiał jej lęk. Uznał, że najwyższy czas pokazać jej, że nie ma powodu do obaw. – Zamówić ci coś do picia? – zaproponował. – Nie, dziękuję. Bastien przemierzył pokój i uniósł ją do góry. Usiłując się oswobodzić, wiła się jak węgorz. – Przestań histeryzować – upomniał ją surowo. Lilah zastygła w bezruchu w jego ramionach, jakby wymierzył jej policzek. Uświadomiła sobie, że faktycznie przesadnie zareagowała. Wiedziała, że zamierza jej dotykać. Powinna być na to przygotowana. – Zaskoczyłeś mnie i wystraszyłeś – wymamrotała z zażenowaniem. – Nie zamierzam przepraszać. – Usiadł na krześle, nadal tuląc ją do szerokiej piersi. Potem rozsunął zamek błyskawiczny na plecach i zsunął jej bluzkę z ramion. – Och! – westchnęła znowu, zawstydzona, że rozebrał ją do stanika. Bastien tymczasem objął z tyłu jej wąską talię, żeby ją przytrzymać, podczas gdy jego usta błądziły po karku. Serce waliło jej jak młotem, gdy delikatnie chwytał zębami skórę i wodził językiem po zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem. Przyspieszył jej nie tylko puls, ale i oddech. Chłonęła zmysłowe doznania tak intensywnie, że chwilami brakowało jej tchu, a biustonosz zaczął uwierać nabrzmiałe piersi. Później uniósł ją do góry, posadził z rozstawionymi nogami przodem do siebie i wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek. Przyciągnął ją bliżej, żeby czuła, jak bardzo jej pragnie. – Bastien… Wystarczyło jedno spojrzenie pięknych, ciemnych oczu w oprawie długich rzęs, żeby ją uciszyć. Przestała protestować, przestała nawet myśleć. Odbierała jego bliskość każdą komórką ciała. Nie wiedziała nawet, kiedy zdjął jej biustonosz. Zanim zdążyła odczuć skrępowanie z powodu małych rozmiarów piersi, objął je dłońmi i wprawnymi ruchami palców zaczął pieścić, budząc nieznane dotąd, erotyczne tęsknoty. – Masz piękny biust. I taki wrażliwy… – wymamrotał, zanim objął wargami jeden sutek. Długo, rytmicznie kołysał ją w ramionach, zanim jego dłonie dotarły do najwrażliwszych miejsc. W mgnieniu oka skruszył wszelkie opory, tak że krzyczała z rozkoszy bez wstydu, bez oporów, bez zahamowań. Wyczerpana po nieziemskich doznaniach, wsparła głowę o mocną pierś, zadziwiona, że jej ciało potrafi tak gwałtownie reagować na sam jego dotyk. Z przyjemnością wdychała zapach wody kolońskiej, testosteronu i piżma. Bastiena ogarnęła czułość, gdy Delilah przytuliła się do niego. Oblizał palce, żeby poczuć jej smak. Pragnął więcej, tak wiele, że nie śmiał jej dotknąć, póki nie ochłonie. Nie był cierpliwy i znał swoje wady. Wstał, nadal tuląc ją w objęciach, zaniósł do jej sypialni, położył na łóżku i zgasił lampkę nocną.
– Do zobaczenia rano. Gdy poczuła na nagich piersiach powiew zimnego powietrza, podniosła na niego zdumione spojrzenie. Czyżby nie zamierzał do niej dołączyć i dokończyć tego, co zaczął? – Ale… – Dzisiejszy wieczór był dla ciebie, nie dla mnie – oświadczył w drodze do drzwi. – Nagle przystanął i obdarzył ją zniewalającym uśmiechem. – Wyobraź sobie, że to najbardziej niewinne doświadczenie z kobietą w całym moim życiu. Gdy zamknął za sobą drzwi, Lilah uniosła brwi ze zdumienia. Jak mógł tak intymny kontakt nazwać niewinnym? Na miękkich nogach doszła do łazienki. Półnaga, z rozmazanym makijażem i rozwichrzonymi włosami, bynajmniej nie wyglądała jak uosobienie niewinności. Zawstydzona, ściągnęła spódnicę i weszła pod prysznic. Lecz nawet pod orzeźwiającym strumieniem chłodnej wody miejsca, których Bastien dotykał, płonęły i pulsowały. Zadrżała na myśl o powtórce, bynajmniej nie z odrazy. Później przez pół nocy nie mogła zasnąć.
ROZDZIAŁ PIĄTY – Czy mogę pana prosić na słówko? – zagadnął z niepewną miną szef ochrony Bastiena, Manos. – Sprawa dotyczy panny Moore. Manos w ciągu kilku minut zburzył spokój Bastiena. Ponieważ z początku uznał Delilah Moore za nową pracownicę, nie widział powodu, by informować szefa, jak spędza wolny czas. Zbyt późno doszedł do wniosku, że jej spotkanie z innym mężczyzną mogłoby go zainteresować. Bastien przeżył szok. Gdy trochę ochłonął, ogarnęła go złość na siebie, że otrzymany raport tak mocno nim wstrząsnął. Ile razy kobieta go zawiodła, okłamała, naciągnęła, okazywała fałszywe emocje? Zbyt wiele razy, żeby mógł zliczyć. Lecz z tego, co wiedział, żadna z kochanek go nie zdradziła. Jeżeli Delilah poszła na randkę z innym zaledwie wczoraj, już jej nie chce. Przeklinał jednak ochroniarzy za to, że nie pojechali za nią do domu, sprawdzić, jak zakończyła wieczór. Sfrustrowany, zacisnął pięści, wsadził je do kieszeni i postanowił wyjść na miasto, żeby rozładować nadmiar złych emocji. Dziewica? Wierutne kłamstwo! Nie wątpił, że je zmyśliła, żeby zrobić z niego potwora, a z siebie zniewoloną ofiarę. A Bastien nie znosił dramatów. Już przed dwoma laty uznał swoją fascynację Delilah Moore za szkodliwą. Czy kiedykolwiek pragnął jakiejś osoby tak bardzo, żeby pamiętać ją przez dwa lata? Poszedł do ekskluzywnego nocnego klubu, znaleźć dziewczynę na noc. Musiał sobie udowodnić, że nie bardzo obeszło go postępowanie Delilah. Pijąc trzeci kieliszek, powtarzał sobie, że niczym szczególnym się nie wyróżnia. Każda może ją zastąpić. W klubie natychmiast otoczyły go ślicznotki, które wprost wychodziły ze skóry, by zwrócił na nie uwagę. Obejrzał je dokładnie w nadziei, że któraś go zainteresuje. Blondynkę uznał za zbyt pulchną. U brunetki przeszkadzały mu zbyt blisko osadzone oczy, u rudej zbyt głośny śmiech, jeszcze u innej paskudna sukienka w kwiatki, a u kolejnej zbyt wielkie stopy. Delilah miała maleńkie paluszki z paznokietkami jak perełki. Uświadomił sobie, że zanim ją poznał, nigdy nie zwracał uwagi na takie drobiazgi. Każda ładna dziewczyna powinna ją z powodzeniem zastąpić. Dlaczego więc nadal siedział sam? Nie powinien poświęcić ani jednej myśli osobie, która go oszukała. Zamówił czwartego drinka, usiadł i spróbował zebrać myśli. Wbrew własnym zwyczajom czuł potrzebę konfrontacji z Delilah, co go niepokoiło. Nigdy nie kłócił się z kochankami. Jeżeli któraś go drażniła, szybko wykreślał ją definitywnie ze swojego życia i znajdował następną na jej miejsce. Doszedł do wniosku, że najlepiej byłoby odesłać Delilah z powrotem na północ, zerwać wszelkie kontakty i zapomnieć o całej przygodzie. Lilah obudził dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi. Usiadła na łóżku. W świetle,
dochodzącym z zewnątrz, ujrzała potężną, męską sylwetkę. Natychmiast rozpoznała Bastiena. Zapalił światło, które ją oślepiło, i wkroczył do środka z chmurną miną. Wystraszona jego nagłym wtargnięciem, podciągnęła kolana pod brodę. Gdy zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł bliżej, wyczuła lekki zapach alkoholu. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, że prawie nic o nim nie wie. To, co wyczytała w internecie, bynajmniej jej nie uspokoiło. Czy dużo pije? Czy po pijanemu jest zdolny do przemocy? Czy ma gwałtowny charakter? – zastanawiała się gorączkowo, gdy obserwował ją bacznie spod długich, gęstych rzęs. – Nie patrz na mnie z takim przestrachem – upomniał ją surowo. – Nigdy w życiu nie skrzywdziłem kobiety – dodał już łagodniej. – Obudziłeś mnie nagle. Już mocno spałam – wyjaśniła, zatajając najbardziej niewygodną część prawdy, że naprawdę ją przeraża. Wysoki, potężny, nieprzewidywalny budził w niej lęk, zwłaszcza teraz, gdy stał tuż przy łóżku i patrzył na nią badawczo z góry z gniewnym błyskiem w oku. – Wyjaśnij, dokąd i z kim wychodziłaś wczoraj wieczorem – zażądał. – Poszłam z paczką przyjaciół na kolację i do kina – niemal wyszeptała, zdziwiona, że żąda takich wyjaśnień nagle w środku nocy. – Czy zawsze całujesz kolegów i wracasz z nimi samochodami do domu późnymi wieczorami? – dociekał z ponurą miną. Lilah zrobiła wielkie oczy. – Skąd wiesz o pocałunku? Bastien pilnie śledził grę uczuć na jej twarzy. Wyczytał z niej zażenowanie, urazę, ale ani śladu skruchy. – Wysłałem za tobą jednego z moich ochroniarzy. Stracił cię z oczu, gdy wsiadłaś do samochodu tego faceta. – Och! – jęknęła Lilah, ponieważ odebrało jej mowę na wieść, że kazał ją śledzić, jeszcze zanim opuściła rodzinne miasto. Jak śmiał naruszać jej prywatność? – Nie miałeś prawa mnie szpiegować! – zaprotestowała. – Zyskałem je w momencie, kiedy przystałaś na moje warunki. Czy spędziłaś z nim noc? Lilah wzięła głęboki oddech dla uspokojenia wzburzonych nerwów. – Nie – zaprzeczyła stanowczo. – Josh odwiózł mnie do domu. Pocałował mnie tylko raz, z zaskoczenia. Nigdy wcześniej nie próbował mnie uwodzić. – Nie zrobiłaś nic, żeby go powstrzymać. – Nie byliśmy sami. Nie chciałam robić przyjacielowi wstydu przy ludziach, żeby nie postawić go w niezręcznej sytuacji. Bastien długo obserwował ją w napięciu, niezdecydowany, czy uwierzyć, czy nie. – Okazałaś mu zbyt wielką wyrozumiałość. Nie pozwolę, żeby ktoś prócz mnie cię dotykał. – A ja nie życzę sobie, żeby ktokolwiek deptał mi po piętach. – To konieczne dla mojego spokoju i twojego bezpieczeństwa. – Nie potrzebuję ochrony. – To ja o tym decyduję – oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu, gasząc światło.
– Czasami okropnie mnie denerwujesz – odburknęła. – Ty mnie też. – Zamilkł na chwilę, następnie odrzucił kołdrę, wziął ją na ręce i ruszył ku drzwiom. – Co robisz? – zaprotestowała, gdy spostrzegła, że niesie ją do swojej sypialni. – Obiecałeś mi osobny pokój. – Na dziś zmieniłem zdanie – uciął krótko, układając ją na własnym łóżku. Następnie zdjął marynarkę i powiesił na oparciu krzesła. – Idę pod prysznic – oświadczył bezbarwnym głosem. Lilah zwinęła się w kłębek, zbyt zmęczona, zdezorientowana i zalękniona, żeby wszczynać kłótnie. Zaskoczyło ją, że zakończył dyskusję równie nagle, jak ją rozpoczął. Czy przekonała go, że nie spała z Joshem? Nie potrafiła odgadnąć jego myśli ani przewidzieć reakcji. Doszła do wniosku, że niesłusznie uznała go za zimnego, pozbawionego uczuć człowieka. Odkąd go poznała, w jej głowie panował totalny zamęt. Jeszcze kilka godzin wcześniej nie śmiałaby ponownie spojrzeć mu w oczy po intymnych pieszczotach, które określił jako niewinne. Dopiero teraz zaczynała sobie uświadamiać, że jej pruderia i naiwność wynikały z braku doświadczenia. Po latach dobrowolnej wstrzemięźliwości nic nie wiedziała o życiu. Skoro znacznie bardziej doświadczony Bastien uważał, że nie zrobili nic zdrożnego, ona też nie powinna odczuwać wstydu. Następnego ranka obudziła ją służba, która przyniosła obfite śniadanie na tacy. Lilah zerknęła na wgniecenie na poduszce obok, zdziwiona, że spokojnie zasnęła obok Bastiena i przespała całą noc. Jadła właśnie rogalika z nadzieniem czekoladowym, kiedy osobista asystentka Bastiena o imieniu Berdina przyszła ją poinformować, że wyszedł na ważną naradę. Dodała, że po spotkaniu z jego prawnikiem za kilka godzin odlecą do Paryża. Zachodząc w głowę, po co ją z nim umówił, spakowała nowo nabytą garderobę. Włożyła intensywnie niebieski płaszcz i jasną sukienkę. Powiedziała sobie, że noszenie eleganckich strojów należy do jej obowiązków, za które hojnie zapłacił. Musiała sobie regularnie przypominać, że zawarli prosty układ handlowy. Zaakceptowała jego warunki w zamian za ponowne otwarcie fabryki i zatrudnienie dawnej załogi, łącznie z ojcem. Wątpiła, czy kiedykolwiek wybaczy Bastienowi, że udowodnił, że można ją kupić. Gdy wyszła z sypialni, prawnik Bastiena zaprezentował jej deklarację poufności, którą zgodziła się podpisać. Starszy pan rozłożył dokument na stole. Podczas czytania zwracał jej uwagę na różne klauzule, zanim wręczył długopis. Ponieważ nie znalazła nic podejrzanego, bez oporów złożyła podpis. Gdy tragarze przyszli zabrać bagaże, opuściła hotel w towarzystwie Berdiny. – Marielle i François Durand zaprosili nas dzisiaj na lunch w Paryżu – poinformował Bastien, gdy ledwie zajęła miejsce obok niego w obszernej kabinie jego odrzutowca. Grafitowy garnitur doskonale leżał na smukłej, barczystej sylwetce. Biała koszula podkreślała śniadą cerę. – Co to za ludzie? – spytała Lilah z zaciekawieniem. – Marielle była kiedyś moją dziewczyną. Później wyszła za François – wyznał bez
cienia zażenowania, kiedy podano kawę. – Twoja obecność rozładuje atmosferę. Jego wyznanie podsyciło ciekawość Lilah. Bastien wyciągnął kartę kredytową i rzucił na dzielący ich stolik. – To dla ciebie. Idź na zakupy, gdy ja będę prowadził interesy. Przyjadę po ciebie przed lunchem. Lilah popatrzyła z niesmakiem na kartę, po czym odsunęła ją od siebie. – Nie chcę wydawać twoich pieniędzy. – Nie masz wyboru. Oczekuję tego od ciebie. Lilah dla świętego spokoju wsunęła kartę do torebki. Powiedziała sobie, że nie musi niczego kupować. Nie umknęło jej uwadze, że podwładni Bastiena śledzą każdy jej ruch. Nie ulegało wątpliwości, że rozsadza ich ciekawość, co ją łączy z ich szefem. Ich zainteresowanie świadczyło o tym, że przynajmniej dla postronnego obserwatora ich wzajemne relacje nie sprawiały wrażenia typowych. Gdy uniosła głowę, gorące spojrzenie Bastiena przypomniało jej niedawne intymne pieszczoty. Natychmiast wzrosła jej temperatura, a serce szybciej zabiło. Bezwiednie zwilżyła językiem wyschnięte wargi. – Se thelo. Pragnę cię – wyszeptał, gładząc ją po dłoni. – Nigdy na żadną kobietę nie czekałem tak długo. Wczorajszy wieczór podsycił mój apetyt. – Wcale nie czekałeś! – wypomniała, cofając rękę. – W przeciągu dwóch lat uwiodłeś cały tłum piękności. – Sprawdziłaś, ile? – A po co? Co mnie obchodzą twoje prywatne sprawy? – Racja. Nie powinny cię interesować. Nie łączy nas nic prócz pociągu fizycznego. – Oczywiście. Po przejściu przez bramkę portu lotniczego w Paryżu Lilah zaskoczył widok wycelowanych w nich obiektywów. Strach chwycił ją za gardło, że media okrzykną ją najnowszą zdobyczą Bastiena. Martwiło ją, że gdy rodzina lub znajomi zobaczą ich zdjęcia w gazetach, zaczną podejrzewać, że łączy ich coś więcej niż stosunki służbowe. Aby zminimalizować ryzyko, odstąpiła do tyłu i próbowała udawać jedną z pracownic. Mimo to flesze wciąż błyskały. Dziennikarze wykrzykiwali pytania po francusku i angielsku, ale zignorowała ich tak samo jak fotografów. Wsiadła do limuzyny w towarzystwie Berdiny, z którą miała wspólnie robić zakupy, i Cira, przydzielonego jej do ochrony. Kierowca zawiózł ich na Avenue Montaigne, ekskluzywną aleję handlową. Gdy Berdina nie zwracała na nią uwagi, Lilah poszukała w telefonie informacji o Marielle Durand. Na ekranie ujrzała smukłą, śliczną blondynkę i wyczytała, że przed wyjściem za mąż była sławną modelką. Nieobecna duchem, przemierzyła firmowe sklepy Louisa Vuittona, Diora i Chanel. W końcu zgodnie z życzeniem Bastiena skorzystała z karty kredytowej, żeby kupić mu krawat u Ralpha Laurena. Skoro spełniła jego życzenie, nie powinien narzekać. Dołączył do niej w południe. – Gdzie torby z zakupami? – zapytał zamiast powitania. Lilah wyciągnęła z torebki malutką paczuszkę i wręczyła mu. – Proszę, to dla ciebie.
– Dla mnie? – Kazałeś mi wydawać swoje pieniądze – przypomniała. – Ale nie na mnie! – wykrzyknął, gdy rozpakował krawat ze złocistego jedwabiu. – Kupiłeś mi tyle rzeczy w Londynie, że nie będę potrzebowała niczego nowego co najmniej do końca stulecia. – Nie o to mi chodziło. Chciałem, żebyś przynajmniej raz spełniła moje życzenie. Czy wypełnianie jakichkolwiek poleceń sprawia ci aż tak wielką trudność? – Nie. Tylko twoich. Wybacz, panie. Następnym razem posłucham rozkazu – zadrwiła. – Powinnaś z własnej woli dążyć do tego, żeby mnie zadowolić. – Niby dlaczego? – Żeby wprawić mnie w dobry nastrój. Podczas gdy Lilah próbowała sobie wyobrazić, co by zyskała, okazując uległość, samochód ruszył w drogę. Durandowie mieszkali w imponującym osiemnastowiecznym domu na Wyspie Świętego Ludwika. Pokojówka zaprowadziła ich do przestronnego salonu, gdzie wymienili z gospodarzami powitalne uprzejmości i gdzie podano napoje. Okropnie skrępowana badawczym spojrzeniem Marielle, Lilah na próżno usiłowała opanować zdenerwowanie. Marielle na żywo wyglądała jeszcze piękniej niż na zdjęciach. Ucieszyła ją wiadomość, że jest Angielką. Bastien zaskoczył Lilah, ujmując jej dłoń i przyciągając ją do siebie podczas pogawędki z François. Rozmawiali wyłącznie po francusku, dopóki Marielle nie zapytała Lilah o rodzinne miasto. Zadowolona, że nie musi przywoływać z zakamarków pamięci szkolnej francuszczyzny, Lilah odprężyła się nieco podczas lunchu. Przy kieliszku wina piękna blondynka zaprosiła ją na przechadzkę po ogrodzie. – Od jak dawna jesteś z Bastienem? – spytała prosto z mostu, gdy odeszły na tyle daleko, że panowie nie mogli ich usłyszeć. – Zaledwie od kilku dni – przyznała Lilah z ociąganiem. – Czy wolno mi zapytać, kiedy z nim chodziłaś? – Bardzo dawno temu, gdy zaczęłam odnosić sukcesy jako modelka. Uwielbiam męża, ale muszę przyznać, że nigdy w życiu nie przeżyłam tak fascynującej przygody jak z Bastienem. Lecz złe doświadczenia wywarły na niego zbyt destrukcyjny wpływ, by mógł zaufać jakiejkolwiek kobiecie i zostać przy jednej na stałe. Dlatego łamie damskie serca. – Co go spotkało? – Nie wiem, ale dam głowę, że dorastał w nieprzyjaznym środowisku. Przypuszczam, że trudne dzieciństwo wycisnęło piętno na jego psychice, stąd jego niestałość i nieuzasadniona nieufność. Dla mnie ma zbyt skomplikowaną osobowość. Lilah odkryła, że właśnie nieprzewidywalność Bastiena najbardziej ją pociąga. Stanowił dla niej zagadkę i ciekawe wyzwanie. Nie przypominał nikogo, kogo znała. Nieprzeciętnie inteligentny, niecierpliwy, skryty, bez reszty oddany pracy i nienasycony w dążeniu do kolejnych sukcesów, intrygował ją jak nikt inny. Co ukształtowało jego charakter? Albo kto? Jakie motywy nim kierowały? I dlaczego w ogóle łamała sobie nad nim głowę?
– Skutecznie oczarowałaś Durandów – orzekł Bastien w drodze powrotnej na lotnisko. – Nie jesteś o mnie ani trochę zazdrosna. – A czemu miałabym być? – odpowiedziała pytaniem, żeby ukryć zaskoczenie nieoczekiwanym stwierdzeniem. – Nie sądzę, żebyś lubił zaborcze kobiety. Bastien przyznał jej w duchu rację, ale gdy obserwował przez otwarte drzwi na patio, jak swobodnie gawędzi i żartuje z jego byłą kochanką, zabolała go jej obojętność. Zawstydził nieco Lilah, ponieważ nie powiedziała mu całej prawdy. Nie cierpiała mąk zazdrości, ale przeszkadzała jej świadomość, że prześliczna modelka niegdyś dzieliła z nim łoże. – Dokąd teraz polecimy? – spytała, żeby odwrócić jego uwagę od niewygodnego tematu. – Mam zamek w Prowansji.
ROZDZIAŁ SZÓSTY Opuścili lotnisko samochodem terenowym. Ochrona podążała za nimi drugim autem. Jasne prowansalskie słońce chyliło się ku zachodowi, łagodząc ostre kontury cieni. Jechali przez wyboiste wzgórza z głębokimi wąwozami i żyznymi dolinami. Na szczytach wybudowano malownicze, fortyfikowane osady z wąskimi, krętymi uliczkami i domkami z okiennicami w oknach. Wspaniały krajobraz porastała bujna zieleń. Zbocza wzgórz pokrywały stare winnice. W sadach na kamiennych tarasach rozkwitały brzoskwinie, grusze, nektarynki i wiśnie. – Czy odziedziczyłeś rezydencję po przodkach? – spytała Lilah. – Nie pochodzę z zamożnego rodu – poinformował Bastien oschłym tonem. – Moja matka urodziła się na przedmieściu Aten. Pracowała jako kelnerka. Ojciec prowadzi małe przedsiębiorstwo budowlane. Poślubił bogatą kobietę. Niestety, nigdy nie ożenił się z moją matką. – Och! – westchnęła Lilah po dość długim, niezręcznym milczeniu. – Gdy wspomniałeś, że podarował jej wisiorek w kształcie konika morskiego, i dodałeś, że jako dziecko uważałeś związek swoich rodziców za doskonały, odniosłam mylne wrażenie na temat waszych stosunków rodzinnych. – Jako mały chłopiec nie rozumiałem, jak wyglądają prawdziwe relacje między rodzicami. – A jak wyglądały? – Fatalnie. Moja matka była kochanką Anatole. Raz przyznała, że celowo zaszła w ciążę w nadziei, że porzuci żonę i ożeni się z nią. Jednak jej plan spalił na panewce. Doznała gorzkiego rozczarowania. Nieco wcześniej spłodził z żoną mojego przyrodniego brata, Leona, starszego ode mnie zaledwie o kilka miesięcy. – Powiedziała ci o tym? – dopytywała się Lilah z niedowierzaniem. Bastien wykrzywił pięknie wykrojone usta. – Athene nie miała za grosz instynktu macierzyńskiego. Nigdy nie przezwyciężyła rozgoryczenia. Nie kryła żalu, że spadła na nią odpowiedzialność i wydatki na dziecko, które nie przyniosło jej żadnego pożytku. Lilah zacisnęła zęby, żeby nie wyrzucić z siebie, co myśli o tak bezdusznej osobie. Przeżyła szok, ale przewidywała, że Bastien by ją wyśmiał, gdyby wyraziła oburzenie. Bolało ją jednak, że dorastał, myśląc, jakoby niepotrzebnie przyszedł na świat. Żadne poczęcie dziecka nie powinno być narzędziem moralnego szantażu. – Czemu milczysz? – zagadnął Bastien po dłuższej chwili. – Dałbym głowę, że wygłosisz moralizatorską przemowę. – Bo mnie nie znasz. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie dzieci dorastają w bajkowym świecie. Inaczej mój ojciec kochałby mamę i pozostał jej wierny. – A nie był? – zapytał z niedowierzaniem. – Ponieważ łączy was bliska więź, uznałem za oczywiste…
– Moi rodzice nie byli ze sobą szczęśliwi. Nie wzięli ślubu z miłości. Ojciec zdradzał mamę, z kim popadło. Z powodu jego niewierności ciągle dochodziło w domu do kłótni. Zostali parą bardzo wcześnie, w wieku kilkunastu lat. Wszyscy oczekiwali, że się z nią ożeni, więc w końcu to zrobił. Nieprędko zrozumiałam, że presja społeczna spowodowała, że czuł się jak schwytany w pułapkę. Zupełnie inaczej traktuje moją macochę. – Czy niestałość ojca wpłynęła na twoją ocenę, kiedy wyzwałaś mnie od buhajów? Zawstydził Lilah, przypominając obelgę sprzed dwóch lat w najmniej spodziewanym momencie. – Oczywiście że nie, ale… ty też często zmieniasz kochanki. – Ale nie zdradzam i nie śpię z byle kim. Choć wyznaję inne wartości niż ty, ja także przestrzegam określonych standardów. Lilah ze wstydu mocno zacisnęła palce, splecione na kolanach. – Tamtego wieczora niepotrzebnie poniosły mnie nerwy. Nie powinnam odsądzać od czci i wiary kogoś, kogo prawie nie znałam – przyznała w nadziei, że tym wyznaniem zamknie niewygodny temat. – Czy to przeprosiny? – Gdy zamiast potwierdzenia usłyszał tylko głęboki oddech, dodał po chwili: – Przyjmuję, że tak. W końcu nie zrobiłem ci krzywdy. Zaprosiłem cię tylko na kolację i zaproponowałem, żebyś spędziła ze mną noc. Nie próbowałem cię zniewolić. – No dobrze, przepraszam… uniżenie. Zadowolony? – warknęła z urazą. – Swoją drogą, co dziewica może wiedzieć o męskich zwyczajach? – zadrwił. – Może czytam brukową literaturę – odburknęła. Bastien roześmiał się na widok zaczerwienionych policzków i gniewnego błysku w błękitnych oczach. Bawiło go, że nawet jeżeli nie miała racji, nie dawała za wygraną jak inne. Lubił tę jej przekorę. Wjechali pomiędzy dwiema potężnymi kamiennymi kolumnami w aleję starych drzew. Wkrótce zatrzymał samochód. – Witaj w Chateau Sainte-Monique. Kinkiety w formie żelaznych latarń oświetlały starą budowlę, podkreślając miodową barwę kamieni. Wiele okien przesłaniały typowo prowansalskie fioletowo-niebieskie okiennice. Rabatki kwiatowe pomiędzy żwirowymi alejkami zdobiły frontowy dziedziniec. Lilah wysiadła i podeszła z Bastienem ku wejściu. – Kiedy kupiłeś tę posiadłość? – zapytała. – Około trzech lat temu. Należała do sędziwej hrabiny, którą poznałem, kiedy poszukiwałem terenów pod wiejską zabudowę. Ledwie zobaczyłem tę rezydencję, złożyłem jej ofertę, ale dopiero po kilku miesiącach zgodziła się ją sprzedać. Remont zajął następny rok. Przyjeżdżam tu odpocząć albo kiedy mogę pracować w domu. Mieszkałem tu przez ostatni miesiąc. Otworzył im mężczyzna w średnim wieku w sztywno wykrochmalonej białej koszuli i muszce. Powitał ich uśmiechem. – Stefan wraz z żoną, Marie, dbają o dom – poinformował Bastien po przedstawieniu jej domownikom. Następnie objął Lilah i wprowadził do środka. Wystrój wnętrza zapierał dech w piersi. Hol z nowoczesnymi meblami pokrywała
posadzka z ułożonego w szachownicę czarnego i białego marmuru. Na górę prowadziły szerokie, kręcone schody. Gdy wniesiono bagaże, Bastien ruszył ku schodom. Stefan otworzył drzwi i Lilah usłyszała znajome, radosne szczekanie. Stefan uśmiechnął się na widok jamniczka z długimi uszami, który w podskokach dopadł do Lilah. – Ja też za tobą tęskniłam – przyznała, kucając, żeby wziąć pupila na ręce. Wyjęła mu z pyszczka jedną z piszczących zabawek, które uwielbiał aportować, po czym z powrotem postawiła go na podłodze. Gdy mu ją rzuciła, pochwycił ją i pospieszył do Bastiena. – Zignoruj jego zaczepki – doradziła. – Zrozumie, że nie chcesz się z nim bawić i da ci spokój. Vickie zawsze tak robi. Nie przepada za psami. Woli koty. Skippy trącił noskiem czubek buta Bastiena. Mimo że patrzył na niego błagalnie wielkimi, ciemnymi oczami, Bastien odsunął go nogą. Lilah patrzyła z przerażeniem, jak piesek spada ze schodka. Stefan podbiegł, żeby go podnieść, najwyraźniej świadomy, że jego pracodawca nie lubi zwierząt. Lilah podążyła za Bastienem do nastrojowej sypialni, wyposażonej w mieszaninę zabytkowych i współczesnych mebli. W oknach zawieszono perłowe zasłony. Draperia z tego samego materiału spływała obfitymi falami z obręczy z kutego żelaza w kształcie korony nad wielkim łożem. – Jaki przepiękny pokój! – wyszeptała Lilah w zachwycie. – Pokojówki rozpakują twoje rzeczy. Przyjdź za godzinę na kolację – powiedział, gdy jakiś mężczyzna przyniósł jej bagaż, a dwie dziewczyny w uniformach przyszły przenieść walizki do przyległej garderoby, widocznej przez otwarte drzwi. – Włóż coś wyjątkowego, żebym rozbierał cię później z przyjemnością, moja słodka. Lilah spłonęła rumieńcem, gdy napotkała gorące spojrzenie Bastiena. Delikatnie pogładził ją po policzku, po czym wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek, który przyspieszył jej oddech i puls. Gdy ją puścił, patrzył na nią w milczeniu przez kilka długich sekund, zanim ruszył ku drzwiom. Lilah weszła do wyłożonej marmurami łazienki. Kompletnie zagubiona, powiodła palcem po opuchniętych wargach. Nie mogła sobie darować, że pragnie Bastiena do bólu. Tylko tego brakowało, żeby polubiła rolę utrzymanki! Ale czy to naprawdę takie złe? Czy nie przemawiała przez nią urażona duma? Przecież ludzie uprawiają seks dla przyjemności, aczkolwiek z relacji przyjaciółek wynikało, że często doznawały rozczarowania. W końcu uznała, że kiedy wypełni zobowiązanie, prawdopodobnie będzie się dziwić sama sobie, że łamała sobie głowę nad zupełnie naturalną ludzką aktywnością. Wzięła prysznic, zabrała kosmetyki do makijażu i owinięta w ręcznik wróciła do sypialni. W garderobie przejrzała nowo zakupione stroje. Bastien kazał jej włożyć coś wyjątkowego. Z błyskiem rozbawienia w oku ściągnęła z wieszaka suknię balową brzoskwiniowej barwy, bardziej przypominającą kostium teatralny niż współczesne ubranie. Uznała, że w sam raz pasuje do pałacu. Kiedy prezentowała ją Bastienowi w domu mody, dostrzegła w jego oczach płomień pożądania. Bastien stanął w holu i z zachwytem obserwował Delilah. Schodziła ze schodów z wdziękiem i godnością królowej. Wspaniała, lśniąca kreacja opinała jej smukłą figurę do talii. Poniżej niezliczone warstwy cieniutkiego tiulu spływały po kamiennych
schodach. Burza czarnych loków opadała na plecy. Pojedyncze pasemka okalały trójkątną twarzyczkę, podkreślając błękit oczu. Podał jej rękę, wpatrzony w pełne, różowe usteczka. – Zaparło mi dech w piersi na twój widok – wyznał. Lilah zaskoczył nieoczekiwany komplement. Bastien przeprowadził ją przez przestronny salon z zabytkowym, rzeźbionym kominkiem i eleganckimi, niebieskimi sofami na wyłożony kamienną posadzką taras z płonącymi świecami na stole. – Jestem bardzo głodna – stwierdziła, gdy lokaj odsunął dla niej krzesło i rozłożył jej serwetkę na kolanach. – Powinno ci smakować. Marie, żona Stefana, gotowała w renomowanej restauracji, oznaczonej gwiazdkami Michelina w Paryżu, zanim podjęli u mnie pracę – poinformował. – Zatrudniasz tu wielu ludzi – zauważyła. – Żyjesz jak król. – Tylko wtedy, gdy obowiązki pozwalają mi tu spędzić jakiś czas. Podczas podróży służbowych jadam w lokalach lub sam przyrządzam sobie posiłki. – Umiesz gotować? – spytała z niedowierzaniem. – Oczywiście. Nikt mnie nie rozpieszczał. Ale doceniam to, co w życiu najlepsze. – Czy twoja mama żyje? – spytała podczas pierwszego dania. Bastien przez chwilę obserwował ją ze zmarszczonymi brwiami. – Widzę, że ciekawi cię moje życie. – Czemu nie? To chyba nic dziwnego – odrzekła, wzruszając ramionami. – Zginęła w wypadku samochodowym, gdy byłem jeszcze dzieckiem, i musiałem zamieszkać u ojca. – Jak ci tam było? – Koszmarnie. Jego żona, Cleta, znienawidziła mnie od pierwszego wejrzenia. Stanowiłem dla niej żywy dowód niewierności męża. A mój przyrodni brat, Leo… nagle przestał być ukochanym jedynakiem. Naturalnie i on mnie nie znosił. Ale odniosłem pewne korzyści z przeprowadzki do nowego domu. – Jakie? – Przede wszystkim wreszcie regularnie widywałem ojca i poszedłem do lepszej szkoły. – Wygląda na to, że z ojcem łączy cię bliska więź – skomentowała Lilah w nadziei, że potwierdzi. Ucieszyło ją, że mówił o nim ciepło, ponieważ nie ulegało wątpliwości, że miał bardzo ciężkie dzieciństwo. – Tak. Bardzo go kocham. Fatalnie wybierał życiowe partnerki, ale był wspaniałym ojcem. Zawsze mogłem na nim polegać – przyznał z nieskrywaną dumą. Lilah odetchnęła z ulgą, że przynajmniej jeden człowiek go kochał. Ku jej zaskoczeniu bardzo przygnębiła ją myśl, że dorastał w osamotnieniu, bez rodzicielskiej miłości. Odpowiedzi Bastiena wyjaśniły jej, co ukształtowało jego twardy, bezkompromisowy charakter. – Ale dajmy spokój mojej przeszłości, glikia mou – wyrwał ją z zadumy głos Bastiena. – Lepiej opowiedz mi o Joshu Burrowesie. Lilah zesztywniała, zbita z tropu. – Nie ma o czym mówić. Studiował ze mną na jednym roku na uniwersytecie. Jest dla mnie tylko kolegą.
– Ale najwyraźniej jemu to nie wystarcza. Chciałby czegoś więcej. Powinnaś powiedzieć mu prawdę. – Opowiedziałam znajomym tę samą historię co rodzinie, że zaoferowałeś mi posadę. Bastien wbił wzrok w kuszące usta, gdy próbowała wspaniałej jagnięciny, podanej na drugie danie. – Dla jego dobra lepiej, żebyś mu uświadomiła, że jesteś moja. – Nie należę do ciebie – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Należysz. Ilekroć na ciebie spojrzę, widzę, że odwzajemniasz moje pragnienia. Lilah uznała milczenie za najbardziej dyplomatyczną odpowiedź. Za żadne skarby nie przyznałaby, że pociąga ją nieodparcie. Spróbowała skupić uwagę na jedzeniu, ale oczy same podążyły za Bastienem. Od pierwszego wejrzenia uznała go za najatrakcyjniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Przez dwa lata nie zmieniła zdania. Dopiero kiedy zabrano puste talerze i napełniono im kieliszki, zdołała oderwać wzrok od pięknie rzeźbionych rysów. – Żona Stefana wspaniale gotuje – pochwaliła, gdy spróbowała pieczoną gruszkę z sosem czekoladowym, którą podano na deser. – Ale nic więcej już nie zdołam przełknąć – dodała, odsuwając talerzyk. – Chcesz kawy? – Nie, dziękuję. – Zamarła w bezruchu, gdy Bastien wstał i podszedł do niej. – Reaguję na ciebie jak nastolatek – wyznał schrypniętym głosem. – Nie mogę czekać ani minuty dłużej. Lilah wsparła ręce o stół i wstała. Fałdy brzoskwiniowej sukni spłynęły na podłogę. Czas spłacić zobowiązanie – myślała gorączkowo. Bastien nie od razu jej dotknął. Pochylił głowę i musnął jej usta zapraszającym pocałunkiem, który przyspieszył jej puls i przyprawił o zawroty głowy, tak że ledwie mogła ustać na nogach. Następnie porwał ją na ręce. – Wczoraj zdenerwowała mnie wiadomość, że Josh cię pocałował – oświadczył nieoczekiwanie, niosąc ją po schodach z taką łatwością, jakby nic nie ważyła. – Póki pozostajesz ze mną, nie pozwól, żeby ktoś inny cię dotykał. Nadal oszołomiona niewypowiedzianie słodkim pocałunkiem, Lilah podniosła na niego zamglone spojrzenie. – Nie grozi mi to – wymamrotała. – Dlaczego? Jesteś piękna. Nie tylko ja to widzę. Josh też. – Widzisz we mnie więcej, niż sama dostrzegam – odrzekła, ponieważ według własnej oceny nie dorastała do pięt pięknym modelkom, z którymi wcześniej romansował. Zawsze wybierał długonogie, jasnowłose, klasyczne piękności w typie Marielle. Niska, za szczupła Lilah w niczym nie przypominała ideału urody. W szkole chłopcy nie zwracali na nią uwagi z powodu zbyt małego biustu i zbyt wąskich bioder. – Wiem tylko tyle, że cię pragnę. Nic innego się nie liczy. – Nic? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Nic – potwierdził, wdychając z lubością aromat kokosowego szamponu zmieszany z delikatnym zapachem kosmetyków i jej własnym, unikalnym, niepowtarzalnym. A te oczy, błękitne jak szafiry, lśniły jak klejnoty! Ułożył ją na łóżku w jej sypialni. Sam jej widok rozpalał mu zmysły. Powiedział so-
bie, że gdy ją posiądzie, nasyci głód. Nie wykluczał, że dozna rozczarowania, zważywszy na jej brak doświadczenia i zainteresowania cielesnymi uciechami. Bo czy zmysłowa kobieta pozostałaby tak długo nietknięta? Nawet jeżeli jej oczy błyszczały jak gwiazdy, gdy na niego patrzyła, nawet jeśli z pasją oddawała pocałunki, mało prawdopodobne, by miała wiele do zaoferowania. Zdejmując jej buty, świadomie odparł pokusę pogłaskania rozczulająco maleńkich stópek. Wytłumaczył sobie, że nie umie z nią postępować, ponieważ jej dziewictwo zbija go z tropu. Ale jeżeli mówiła prawdę, a nie miała powodu, żeby kłamać, będzie do niego należała bardziej niż jakakolwiek inna partnerka. Ze zdziwieniem stwierdził, że ogromnie go to cieszy. – O czym myślisz? – wyszeptała Lilah nieśmiało, gdy rozsunął zamek błyskawiczny sukienki. – Oczywiście o seksie. – Jasne. Głupie pytanie – mruknęła. Ponad jej głową Bastien uśmiechnął się szelmowsko. Zsunął sukienkę z białych, smukłych ramion, zdumiony jej przyspieszonym oddechem. – Bez obawy. Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił. – Słyszałam, że pierwszy raz boli. – Przemawiasz jak średniowieczna męczennica, prowadzona na tortury – wytknął z urazą. – Już zamykam buzię. Na kłódkę. Bastien zdarł z niej suknię i rzucił zmiętą na dywan. – Bastien! Widziałam cenę. Nie można tak traktować takich eleganckich rzeczy! – zaprotestowała żarliwie. – To… nieprzyzwoite. – Niezbyt długo milczałaś. Przestań mnie denerwować – upomniał ją surowo. – Jakie ty możesz mieć powody do zdenerwowania? – spytała z bezgranicznym zdumieniem, pomna jego bogatego doświadczenia. Najchętniej od razu zanurkowałaby pod kołdrę, zamiast siedzieć na łóżku w samej bieliźnie. Podciągnęła kolana pod brodę, żeby zakryć tyle, ile można. Bastien wsunął rękę do kieszeni i wyciągnął pudełeczko od jubilera. – To dla ciebie. – Nie chcę prezentów. – Załóż go dla mojej przyjemności, moja śliczna. Odkąd cię poznałem, chciałem cię zobaczyć w diamentach. – Otworzył pudełeczko, wyjął brylantowy wisiorek na łańcuszku i zapiął jej na szyi. Lilah nie wykonała żadnego ruchu. Czuła chłód i ciężar klejnotu na szyi. Bastien odstąpił od łóżka, żeby zdjąć marynarkę i rozpiąć koszulę, ale przez cały czas nie odrywał od niej wzroku. Jego spojrzenie działało jak pieszczota, rozpalało zmysły. Pożerała wzrokiem wspaniałe mięśnie na jego klatce piersiowej. Lecz gdy wyjął z kieszeni kilka foliowych pakiecików, a potem sięgnął do paska spodni, z zażenowaniem odwróciła wzrok. Usiadł koło niej na łóżku w samych bokserkach i jednym zręcznym ruchem rozpiął jej biustonosz, odsłaniając sutki. – Zgaś przynajmniej światło! – krzyknęła. – Jesteś piękna. Chcę na ciebie patrzeć. Jeżeli cię to krępuje, zamknij oczy – zasugerował.
Lilah nie śmiała dalej protestować, gdy gorące usta błądziły po jej rozpalonej skórze. Zaskoczyła ją jego delikatność. Po tak niecierpliwym, apodyktycznym człowieku spodziewała się gwałtowności. Przestała walczyć ze sobą i bez oporów chłonęła cudowne doznania. Każde dotknięcie, każdy intymny pocałunek sprawiał jej niewypowiedzianą rozkosz. – Powiedz, że mnie pragniesz, od pierwszego spotkania – zażądał, gdy nieco ochłonęła. – Przecież wiesz – wydyszała wśród przyspieszonych oddechów. – Nie potrzebujesz potwierdzenia. Ułożył ją wygodnie i znów rozbudzał powoli. Rozpalił w niej taki żar, że w momencie połączenia radość spełnienia przyćmiła lekkie ukłucie bólu. Gdy opadł na nią, wyczerpany, z głową wtuloną w jej policzek, czuła każde uderzenie jego serca. Gdy wyrównał oddech, porwał ją znowu w ramiona i spontanicznie pocałował w czoło. Sprawiła mu taką przyjemność, jakiej nie pamiętał. Sam nie rozumiał, co w niego wstąpiło, ale wiedział, że nie przestał jej pragnąć. Przerażony, że zaczyna popadać w uzależnienie, wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki, choć najchętniej pozostałby przy niej. – Nie śpię spokojnie, dlatego pójdę spać do pokoju obok – rzucił przez ramię od niechcenia. Lilah doznała zawodu. Tłumaczyła sobie, że nie powinna oczekiwać niczego więcej. Od początku nie krył, że nie czuje do niej nic prócz fizycznego pociągu. Mimo wszystko było jej przykro, że po zaspokojeniu pożądania zostawił ją samą. Czy oczekiwała cieplejszego zakończenia pierwszej wspólnej nocy? Jeżeli tak, to niepotrzebnie robiła sobie złudzenia. Przecież odtrąciła go przed dwoma laty właśnie dlatego, że nie interesowało go nic prócz jej ciała, podczas gdy ona pragnęła więcej. Nie tylko uraził jej dumę, ale też złamał serce. Wreszcie przyznała przed sobą, że od pierwszego spojrzenia utonęła w tych głębokich, tajemniczych oczach. Oczywiście nic o nim nie wiedziała. Określiłaby swoje początkowe zauroczenie raczej mianem fascynacji niż miłości. Odrzuciła go tylko dlatego, że głęboko rozczarowało ją powierzchowne podejście Bastiena do kobiet. Ponieważ uwodził je równie łatwo jak porzucał, odparła pokusę, żeby jej nie unieszczęśliwił. Teraz znów musiała spojrzeć w oczy bolesnej prawdzie, że znaczy dla niego nie więcej niż inne, jedynie tyle, co tymczasowa zabawka, przelotny, erotyczny kaprys. Nie ulegało wątpliwości, że zapłacił jej za uległość wysoką cenę nie z powodów uczuciowych, tylko dlatego, że przywykł naginać innych do swej woli wszelkimi dostępnymi sposobami. Nie umiał przegrywać i nie przyjmował do wiadomości odmowy. Żeby odpędzić przygnębiające myśli, usiłowała skupić uwagę na zaletach tego bezdusznego układu: na ponownym otwarciu fabryki, zatrudnieniu ojca, zapłaconych rachunkach. Jej przyrodnie rodzeństwo mogło dorastać bezpiecznie, bez trosk materialnych, a byli pracownicy Moore Components wkrótce powrócą do pracy. Podczas rozmowy telefonicznej ojciec wspomniał, że zwołał zebranie załogi, żeby poinformować ją o planach otwarcia zakładu w nowym miejscu. Ta wiadomość ucieszy wszystkich. Tylko bardzo samolubna osoba mogłaby użalać się nad sobą, widząc tyle pozy-
tywnych skutków poświęcenia własnej dumy. Przysięgła sobie, że nie będzie robić dramatu z tego, czego nie można zmienić. Wstała z łóżka, przeszła nago do garderoby, wyjęła szlafrok i zawiązała pasek w talii. Gdy zmierzała w stronę łazienki, Bastien wyszedł z niej w samym ręczniku na biodrach. Kropelki wody na owłosionej piersi lśniły jak kryształy. Mokre, kręcone włosy opadały na czoło. Cień zarostu podkreślał mocny zarys żuchwy i pięknie wykrojone usta. Gdy popatrzył na nią spod długich rzęs, jej serce przyspieszyło rytm. Na widok Lilah zmarszczył brwi. – Myślałem, że śpisz. – Potrzebuję kąpieli. Żeby zmyć wspomnienia twojego dotyku – dodała, oczywiście jedynie w myślach. Próbowała go wyminąć, ale wyciągnął rękę i chwycił ją za nadgarstek. – Byłaś wspaniała, glikia mou – pochwalił. – Nie było tak strasznie, jak sobie wyobrażałam – odpowiedziała z wysoko podniesioną głową, oswobodziwszy rękę. Bastien aż zamrugał powiekami po usłyszeniu tak prozaicznej odpowiedzi. Z chmurną miną otworzył drzwi, łączące obie sypialnie i wyszedł bez słowa. Delilah jak zwykle kąsała jak osa. Czego oczekiwał? Komplementów? – myślała Lilah pod prysznicem. Powiedziała mu prawdę, aczkolwiek niecałą. Musiała przyznać, że dołożył wszelkich starań, żeby nie sprawić jej bólu, tylko przyjemność. Mógł potraktować ją bardziej samolubnie. Lecz troska o jej odczucia nie zmieniała odrażającego faktu, że zaciągnął ją do łóżka za pomocą szantażu. Nie miał prawa oczekiwać ciepłych słówek jak od ukochanej. Wyczerpana, szybko zasnęła, ale Bastiena obudził telefon w środku nocy. Wiadomość, którą usłyszał, zepsuła mu nastrój na cały dzień.
ROZDZIAŁ SIÓDMY – Delilah! – wrzasnął Bastien od progu. – Wstawaj! Muszę z tobą porozmawiać. Lilah z wysiłkiem uchyliła ciężkie powieki, zadając sobie pytanie, czym zasłużyła na tak brutalne przebudzenie. Budzik koło łóżka wskazywał dopiero siódmą rano. Zamrugała i stłumiła ziewnięcie, po czym zwróciła wzrok na potężną sylwetkę Bastiena stojącego w drzwiach sypialni. – O co chodzi? – spytała półprzytomnie. – Podyskutujemy, jak wstaniesz – odparł lodowatym tonem. – Zejdź na dół za pięć minut. Lilah przewróciła oczami ze zgrozy. Doprowadzało ją do pasji, że traktuje ją jak niegrzeczną uczennicę. Po namyśle doszła do wniosku, że musiało się wydarzyć coś złego, co również jej w jakiś sposób dotyczyło. Inaczej nie patrzyłby na nią spode łba. Mimo wszystko nawet jeżeli tak, nie pozwoli sobą pomiatać jak niewolnicą. Nie przybiegnie w podskokach w przeciągu pięciu minut. Niedoczekanie! Przeszła do garderoby, przeszukała niezliczone szuflady, zapchane nowo zakupionymi strojami, póki nie znalazła własnych ubrań, które ze sobą zabrała. Wybrała dżinsowe krótkie spodenki i zwykły biały podkoszulek, w sam raz odpowiedni na upały. Wzięła jeszcze szybki prysznic, nałożyła lekki makijaż, po czym zeszła na dół w płóciennych tenisówkach, przygotowana na najgorsze. Skippy pospieszył za nią, głośno skrobiąc pazurkami po podłodze. Stefan poinformował ją, że Bastien czeka w gabinecie, i skierował ją korytarzem w odpowiednią stronę. Dodał, że śniadanie zostanie przygotowane na tarasie. Bastien stał przy oknie w wielkim, wypełnionym książkami pokoju, zwrócony tyłem do niej. Drogi materiał marynarki opinał wspaniałą muskulaturę. Usłyszawszy jej kroki, odwrócił się twarzą do niej. Lilah wbrew woli skrycie podziwiała wspaniałą sylwetkę w świetnie uszytym garniturze. Pobladła na widok badawczego, niemal wrogiego spojrzenia. Bastien powoli zmierzył ją wzrokiem. W swobodnym, dziewczęcym stroju, z długimi włosami i bardzo dyskretnym makijażem wyglądała jak nastolatka, nawiasem mówiąc prześliczna. Nie, nigdy nie używał tak staroświeckich określeń. Określiłby ją raczej jako apetyczną z tą smukłą talią, drobnymi, jędrnymi piersiami i zgrabnymi, długimi nogami. Usiłował odpędzić niewygodne myśli, ale sam jej widok budził w nim pożądanie. – O co chodzi? – spytała z niewinną miną. Bastien przemierzył pokój, porwał tablet z biurka i podsunął jej pod nos. – O to! – warknął. Lilah odczytała z ekranu tytuł z brytyjskiej gazety: Czy Zikos przyłączy Dufort Pharmaceuticals do swojego imperium?
– Nadal nic nie rozumiem – stwierdziła Lilah, choć jak przez mgłę przypominała sobie nazwę spółki. Często padała podczas wieczornej narady Bastiena z podwładnymi w hotelu w Londynie. Niestety, ponieważ nie słuchała uważnie dyskusji, nadal nie potrafiła odgadnąć przyczyny zdenerwowania Bastiena. – Tamtego wieczora w Londynie ktoś wyjawił prasie tajną informację. Podejrzewam, że ty – wycedził przez zaciśnięte zęby. Lilah raptownie się wyprostowała. Zaszokowana bezpodstawnym zarzutem, uniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. – Ja? Oszalałeś? Rysy Bastiena stężały. – Jako jedyna opuściłaś apartament podczas mojej debaty z personelem. Moi informatorzy donoszą, że ktoś zawiadomił prasę w trakcie trwania dyskusji. Ochroniarz, który ci towarzyszył, widział, jak dzwoniłaś do kilku osób. Nawiązałaś też kontakt z dziennikarką. Lilah nie wierzyła własnym uszom. Szczęka jej opadła. Jak śmiał oskarżać o szpiegostwo gospodarcze osobę, z którą spędził noc? Zaraz jednak przypomniała sobie, że niecałą, ponieważ po zaspokojeniu żądzy zostawił ją samą i poszedł spać do siebie. – Nie wierzę, że mówisz serio. Niemożliwe, żebyś podejrzewał mnie o kradzież poufnej informacji. Po co ktokolwiek miałby ją rozpowszechniać? – Wiadomość, że planuję zakup Dufort Pharmaceuticals, jest warta setki tysięcy funtów na rynku. – Nie ja ponoszę winę za przeciek. Nie dyskutowałam z nikim o tej sprawie. Nie obchodzi mnie, jakie interesy prowadzisz i nie słuchałam waszej debaty. Oglądałam telewizję. – Mimo wszystko byłaś obecna. Słyszałaś wszystko – przypomniał nieubłaganie. – Co najmniej czterech twoich ludzi uczestniczyło w zebraniu. Dlaczego typujesz właśnie mnie? – Ponieważ bezgranicznie ufam swoim najbliższym współpracownikom. – Miło mi to słyszeć, ale najwyraźniej co najmniej jeden z nich zawiódł twoje zaufanie. Zapewniam cię, że nikomu nie sprzedałam informacji o twoich planach. – Nie wierzę ci – odparł, ponieważ wszystkie poszlaki wskazywały na nią. Lilah położyła tablet z powrotem na stole. – Nie rób ze mnie kozła ofiarnego. Zamiast tracić czas na bezpodstawne oskarżenia, poszukaj prawdziwego winowajcy. Dlaczego mnie podejrzewasz? Mam zbyt wiele do stracenia, żeby ci szkodzić. – Jak to? – warknął, coraz bardziej zły, ponieważ kiedy obudził go telefon z ostrzeżeniem, miał ochotę znów porwać ją w ramiona. – Dałeś tacie pracę, która wiele dla niego znaczy. Nie podjęłabym żadnych działań, które mogłyby mu zagrozić. Za dobrze zdaję sobie sprawę, że gdybym zawiodła twoje zaufanie, zerwałbyś umowę. Bastien zacisnął zęby. Nie mógł liczyć na jej lojalność. Nie pracowała u niego. Nie wykluczał, że postanowiła go ukarać za wywarcie na nią presji, co stanowiłoby wystarczający motyw. Poza tym miała okazję tamtego wieczora, żeby wysłuchać, co ustalili, i wyjawić jego zamiary prasie. Najgorsze, że publikacja odebrała mu szansę
okazyjnego zakupu. Istniały tylko dwie możliwości: albo przepłacić, albo zrezygnować. – Pozbawiłaś mnie ogromnych pieniędzy – wytknął oskarżycielskim tonem. – W ogóle mnie nie słuchałeś, skoro nie przyjąłeś do wiadomości ani jednego słowa, które wypowiedziałam w swojej obronie. Powtarzam jeszcze raz: jestem niewinna. Nie plotkuję o twoich przedsięwzięciach ani nie przekazuję twoich planów nikomu, komu wiedza o twoich poczynaniach mogłaby przysporzyć korzyści. Po opuszczeniu apartamentu w hotelu zadzwoniłam do dwóch osób: najpierw do taty, a później do macochy. W żadnej z rozmów nie wspomniałam o waszej naradzie. Dziennikarka, która mnie zaczepiła, pisze do plotkarskiej kolumny dla pań, a nie do gazety ekonomicznej… ale ty nadal nie słuchasz – stwierdziła, patrząc w chmurne, kamienne oblicze. Nie ulegało wątpliwości, że z góry uznał ją za winną, zanim odpowiedziała na jego zarzuty. Bolała ją ta niesprawiedliwość. – Czy żadnej kobiecie nie potrafisz zaufać, czy tylko mnie? – Kobiety doskonale umieją wykryć i wykorzystać męskie słabości. – Żeby ich oszukać i okraść? Jeżeli w ten sposób mnie postrzegasz, nie pozwolę się dotknąć, póki nie oczyścisz mojego imienia. – Zawarliśmy umowę. – Przestała obowiązywać, odkąd uznałeś mnie za oszustkę i złodziejkę. Chyba nie wyobrażasz sobie, że po tak uwłaczających oskarżeniach radośnie wskoczę ci do łóżka! Sprawdzisz wszystkich pracowników, którzy byli obecni przy naradzie, oraz tych, którzy wiedzieli, że interesuje cię zakup spółki, wykryjesz zdrajcę i przeprosisz mnie za zniewagę. Bastien popatrzył na nią z niedowierzaniem. Rysy mu stężały, w ciemnych oczach migotały groźne błyski. – Mam cię prosić o wybaczenie? – Tak, choćbyś miał potem umrzeć – odburknęła. – Straszliwie mnie znieważyłeś. Nie zamierzam tolerować tak poniżającego traktowania. A to sobie zatrzymaj – dodała, kładąc na stole wisiorek z brylantem. – Nie prosiłam o niego, nie cenię go i odmawiam noszenia błyskotek od ciebie, póki mnie nie przeprosisz. – Skończyłaś? – warknął z wściekłością. – Jeżeli tak, to przyjmij do wiadomości, że nie zwykłem za nic przepraszać. – Na szczęście nigdy nie jest za późno na naukę dobrych manier – odparowała równie stanowczo, zanim odwróciła się na pięcie i ruszyła ku wyjściu na taras, żeby zjeść obiecane przez Stefana śniadanie. Skippy podążył za nią jak cień. Cała roztrzęsiona, bezwładnie opadła na fotel przy stoliku, ale nie żałowała ani słowa. Gdyby nie stawiła mu czoła, stłamsiłby ją i podeptał resztki godności. Zakwestionował jej uczciwość, żelazną zasadę, której bezwzględnie przestrzegała w każdych okolicznościach. Nie była aniołem, ale nie kłamała, nie oszukiwała i nie zdradzała, zwłaszcza dla tak niskich motywów jak zysk. Przeżyła wstrząs, gdy rzucił jej w twarz wyjątkowo odrażające oskarżenia po tym, jak zostali kochankami. Ta myśl powinna ją ostrzec, że nadal naiwnie myśli o ich związku. Zawsze sobie wyobrażała, że jej pierwszym partnerem zostanie ktoś, kto dobrze ją pozna i będzie rozumiał. Lecz z Bastienem połączyła ją tylko
więź cielesna, a nie intelektualna czy duchowa. Nie interesował go jej charakter. Ale czy powierzchowna znajomość usprawiedliwiała podejrzenie o podstępne zdobycie i sprzedanie tajnych informacji? Już wcześniej doszła do wniosku, że Bastien nie ma zbyt dobrego mniemania o płci przeciwnej, zwłaszcza o kobietach, które dzieliły z nim łoże. Zadrżała na wspomnienie zimnego ciężaru wisiorka z brylantem, który zawiesił na jej szyi minionego wieczora. Czy uważał, że drogie prezenty usprawiedliwiają obrzydliwe zachowanie? Czy jej poprzedniczki nauczyły go takiej arogancji? Jedząc czekoladowe rogaliki i popijając herbatą, Lilah spróbowała bezstronnie ocenić Bastiena. Nieprawdopodobnie atrakcyjny wygląd, bajeczne bogactwo i bogate doświadczenie w sypialni stanowiły niewątpliwe atuty. Nie wątpiła, że dla niejednej sam jego status społeczny i materialny rekompensował wady charakteru. Niestety Bastiena niewiele obchodziło, że ona nie zamierza na nie przymykać oczu. Nie interesowały go jej uczucia, tylko ciało. Za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominała, dochodziła do wniosku, że tkwi w martwym punkcie i że dalsze rozważania do niczego nie doprowadzą. Po śniadaniu poprosiła Stefana o butelkę wody i wyszła zwiedzić okolicę z nieodłącznym Skippym przy nodze. Nie wysiedziałaby bezczynnie, pokornie czekając, aż Bastien ją zrehabilituje. Ogrody otaczające pałacyk urządzono w tradycyjnym francuskim stylu. Kwatery ozdobnie przystrzyżonych krzewów ze spatynowanymi urnami i żwirowymi alejkami otaczały niskie, geometryczne żywopłoty. Lilah balansowała jak baletnica na brzegu starej, kamiennej fontanny rozpryskującej lśniące krople do misy u podstawy. Z okna na górze Bastien obserwował jej zabawę. Wyglądała niemal dziecinnie, jak długonoga dziewczynka, gdy raz po raz podnosiła głupią, piszczącą zabawkę i rzucała ją rozbrykanemu psu. Nie wiedział, co o niej myśleć. Wciąż go zaskakiwała, a Bastien nie lubił niespodzianek. Musiał przyznać, że nie wygląda na winowajczynię. Jednak z drugiej strony znał wiele kobiet na co dzień przewyższających talentami aktorskimi najsłynniejsze gwiazdy Hollywood. Jego własna matka nieustannie odgrywała przekonujące przedstawienia na użytek jego ojca, który do końca ją adorował. Ale o ile Anatole omotała bez trudu, o tyle syn wyciągnął logiczne wnioski z obserwacji z dzieciństwa, że nie należy wierzyć pozorom. Nie miał zbyt wysokiego mniemania o gatunku ludzkim i wolał najbardziej brutalną prawdę od najpiękniejszych kłamstw. Zauważył też, że w miarę wzrostu jego majątku przybywało takich, którzy usiłowali go wykorzystać. Ponieważ nie znosił manipulacji, obserwował bacznie swoje otoczenie w poszukiwaniu fałszywych pochlebców czy wielbicielek. Jeżeli ktokolwiek go zranił, nie znał litości. Odpłacał w dwójnasób, by ukarać winnego i nauczyć szacunku. Od najmłodszych lat udowadniał sobie, że jest silniejszy od dobrego, ale nieodpornego na manipulację ojca, którego bardzo kochał. Przysiągł sobie, że nikt nie omami go tak jak Athene Anatole. Athene przezywała Anatole „panem uniżonym”. Dręczony poczuciem winy, za każdym razem, kiedy odwiedzał kochankę i syna wciąż za coś przepraszał, żeby zachować względny spokój w swoim nieuporządkowanym, podwójnym życiu. Dlatego Bastien gardził pokorą. W jego odczuciu wyrażanie skruchy stanowiło objaw słabości
i tchórzostwa. Lecz teraz przyznał sam przed sobą, że nie przewidział konsekwencji natychmiastowej konfrontacji z Delilah po otrzymaniu doniesienia o przecieku. Sam nie rozumiał, dlaczego poniosły go nerwy. Czemu nie sprawdził wszelkich dowodów przed sformułowaniem zarzutów? Przecież doświadczenie nauczyło go, że pochopne działania przynoszą więcej szkody niż pożytku. Dlatego nigdy nie pozwalał sobie na utratę kontroli nad sobą. Jednak Delilah dwukrotnie zdołała wyprowadzić go z równowagi, choć przewidział, że będzie odgrywała uciśnioną niewinność. Jak inaczej mogłaby postąpić? – Sprawdzę każdego członka pańskiej załogi – zadeklarował Manos, szef ochrony Bastiena, po wysłuchaniu jego instrukcji. – Zdaję sobie sprawę, że panna Moore miała okazję przekazać wiadomość, ale jakoś jej nie podejrzewam. – Po czym rozpoznajesz podejrzane osoby? – spytał Bastien lodowatym tonem, obserwując zgrabne nogi Delilah w krótkich spodenkach z wystrzępionym brzegiem nogawek. Ręce go świerzbiły, żeby je z niej ściągnąć, ale odpędził niedorzeczne pragnienia. Miał nadzieję, że nie planuje opuścić posiadłości w tak wyzywającym stroju. Zacisnął zęby. Drażniło go, że wciąż jej pożąda. Nie wątpił, że gdyby wiedziała, jak bardzo, wykorzystałaby jego słabość przeciwko niemu. Wolałby, żeby go szybko znudziła jak wszystkie wcześniejsze zdobycze. Musiał jak najszybciej wyrzucić ją z pamięci. Poranek minął mu szybko. Żeby odwrócić własną uwagę od raportu, który zaburzył jego plan dnia, usiłował nadrobić powstałe zaległości. Zszedłszy na taras, odkrył, że przyjdzie mu samotnie spożywać lunch. Delilah bowiem postanowiła przekąsić coś w swoim pokoju. Ponownie zacisnął zęby i przeniósł wzrok na psa, dyszącego w cieniu. Prawdopodobnie zawędrowała tak daleko, że nadążenie za nią na króciutkich łapkach kosztowało miniaturowego jamniczka wiele wysiłku. Na widok wywieszonego języka Bastien opróżnił miseczkę z owocami, napełnił ją wodą i postawił przed Skippym. Piesek natychmiast do niej podszedł i wypił wszystko z głośnym mlaskaniem. Potem wszedł do środka, przyniósł w pyszczku zabawkę i położył obok buta Bastiena, ale jego zaczepka została zignorowana. Lilah nie mogła usiedzieć na miejscu. Nerwowo przemierzała pokój, zadając sobie pytanie, czy musi być uwięziona w zamku. Nie odpowiadało jej siedzenie i czekanie na rozkazy Bastiena. Przypomniawszy sobie, że w drodze do rezydencji mijali malowniczą wioskę Lourmarin, doszła do wniosku, że zwiedzenie okolicy dobrze jej zrobi. Opłukała zakurzone stopy, zmieniła szorty i tenisówki na białą, letnią sukienkę i sandały, po czym zeszła na dół, odszukać Stefana i zapytać, czy mogłaby urządzić sobie przejażdżkę. Kilka minut później przyjechał po nią samochód. Powitała uśmiechem Cira siedzącego obok kierowcy. Bastiena zaskoczyła wiadomość, że opuściła rezydencję. Rozdrażniła go jej dziecinna taktyka uników. Po telefonie do kierowcy podążyli w ślad za nią do Lourmarin.
Co w niej widział? Sprawiała same kłopoty. Absorbowała jego uwagę jak żadna inna. Dlaczego jej na to pozwalał? I dlaczego nadal jej pragnął, mimo że ciągle wyprowadzała go z równowagi? W Lourmarin trafili na dzień targowy. Długie poszukiwanie miejsca do parkowania bynajmniej nie poprawiło mu nastroju. Gdy ustalił miejsce pobytu Delilah, usłyszał jej śmiech, co go jeszcze bardziej zdenerwowało, ponieważ ostatni raz widział ją roześmianą przed dwoma laty. O ile nie znosił chichotek, o tyle jej wesołość zwykle poprawiała mu humor. Dostrzegł ją na tarasie kawiarni. Czarne włosy okalały ożywioną buzię, gdy gawędziła i żartowała z Cirem. W pewnym momencie nawet dotknęła jego ramienia. Bastien zacisnął zęby, widząc taką poufałość, zwłaszcza że Ciro patrzył na nią z nieskrywanym zachwytem. – Delilah! Lilah zesztywniała, słysząc dezaprobatę w jego głosie. Uniosła głowę i utonęła w ciemnych, głębokich oczach. Na ich widok zapomniała o czarownym otoczeniu. Nawet sroga mina i karcące spojrzenie nie odbierało Bastienowi zniewalającej męskiej urody. – Szukałeś mnie? – spytała, odstawiając kieliszek. – Nie sądzę, żebyś trafił na mnie wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. W odpowiedzi Bastien pochwycił jej dłoń i pociągnął do góry, zmuszając, by wstała z krzesła. – Dziękuję, że jej popilnowałeś, Ciro. Teraz wracamy do domu. – Wygląda na to, że nie wolno mi wyjść z twojego zamku – szepnęła, gdy prowadził ją do samochodu. – Nieprawda. Uważam za niedopuszczalne tylko flirtowanie z ochroniarzem. – Wcale z nim nie flirtowałam – zaprotestowała, z trudem dotrzymując mu kroku. Szedł bardzo szybko, nie zważając na to, że roztrąca przechodniów, a po prawie dwóch lampkach wina trochę kręciło jej się w głowie. – Ciro też nie powinien pozwalać sobie na taką poufałość z moją kobietą – dodał gniewnym tonem, gotów wziąć ją na ręce i zanieść do auta przy pierwszych oznakach buntu. – Nie jestem twoja – odburknęła ze złością. – Zgodziłam się tylko z tobą spać, póki ci się nie znudzę. Bastien spostrzegł, że po ostatnim zdaniu kilka osób odwróciło głowy w ich stronę. – Nie wrzeszcz tak głośno. Czy potrzebujesz megafonu, żeby rozgłosić tę informację? – upomniał ją surowo. – Nie podniosłam głosu – wycedziła przez zaciśnięte zęby, wzruszając ramionami. – Przypomniałam ci tylko podstawowe warunki naszej umowy. Zawarłam pakt z diabłem, ale mimo to wypełniłam swoje zobowiązanie. W zamian oczekuję przynajmniej odrobiny szacunku i zrozumienia. – A kiedy ja zasłużę sobie na szacunek? – Kiedy zrobisz coś, czym go sobie zaskarbisz – odparowała bez wahania. Bastien otworzył ferrari, wziął Delilah na ręce i posadził na miejscu pasażera, głuchy na jej narzekania. Niewiele brakowało, by na nią nakrzyczał. Po raz pierw-
szy od dzieciństwa spotkał osobę, która do tego stopnia wyprowadzała go z równowagi. – Po co mnie ciągniesz z powrotem do zamku? – dopytywała się wojowniczym tonem, kiedy zajął miejsce obok niej. – W obecnej sytuacji powinieneś mnie unikać jak zarazy. Bastien powoli zanurzył palce w gęstwinie długich, czarnych włosów, żeby odwrócić jej twarz ku sobie. Drugą dłoń delikatnie położył na policzku, żeby ją przytrzymać. Gdy wycisnął na jej ustach gorący pocałunek, Lilah drgnęła, a potem bezwiednie wplotła mu palce we włosy. Rozpalił w niej ogień pożądania, jakby wczorajsze zbliżenie obudziło wulkan namiętności, której nie potrafiła stłumić. Pragnęła go do bólu. Lecz gdy wsunął palce pod rąbek sukienki, przyszło opamiętanie. Odchyliła głowę i przytrzymała jego rękę, żeby nie zawędrowała dalej. – Nie – zakazała drżącym głosem. Bastien zaklął po grecku. Najchętniej wywlókłby ją z samochodu, ułożył na masce i posiadł natychmiast, bez żadnej gry wstępnej. Zacisnął zęby, zapiął pas i skręcił w krętą, wąską drogę prowadzącą w dół wzgórza. Lilah męczyło napięcie panujące w samochodzie, ale to Bastien ponosił za nie winę. Nie powinien jej dotykać. Na próżno usiłowała stłumić niezaspokojone pożądanie. Każde jego dotknięcie rozpalało jej zmysły. Żeby odwrócić swoją uwagę od niego, wysiadła pospiesznie, gdy dojechali na miejsce. Manos już na nich czekał. Skorzystała z okazji, by umknąć na górę. Bastien nie potrzebował świadków, gdy usłyszał, że wstępne śledztwo ujawniło fakty obciążające jednego z jego osobistych współpracowników. Andreas Theodakis zrobił sobie przerwę na papierosa podczas wieczornej narady w Londynie. Widziano go, jak korzystał z telefonu na balkonie. Co więcej, jeden z kolegów wyjawił, że uprawia hazard. Bastien uznał za bardzo prawdopodobne, że to on przekazał prasie wiadomość o planowanym zakupie Dufort Pharmaceuticals. – Przypuszczalnie do końca tygodnia zdobędę niepodważalne dowody jego winy lub niewinności – podsumował Manos. Bastien nalał sobie kieliszek i rozważał to, co usłyszał. Nie zamierzał przepraszać Delilah po tym, jak urządziła mu scenę. Nie zniósłby takiego upokorzenia. Zjadł kolację sam przy biurku i swoim zwyczajem poszukał ukojenia w pracy. Rozproszyło go skrobanie pazurkami po podłodze. Oderwawszy wzrok od ekranu, zobaczył Skippy’ego, który musiał się wśliznąć do gabinetu, gdy Stefan przyniósł posiłek. Miniaturowy jamniczek użył teczki leżącej na podłodze w charakterze trampoliny, żeby wskoczyć na krzesło po przeciwnej stronie biurka. Następnie jednym susem skoczył na blat, powiewając długimi uszami, podszedł do Bastiena i położył swoją zabawkę obok jego laptopa. Bastien z ciężkim westchnieniem przeniósł go z powrotem na podłogę, żeby nie połamał łapek przy zeskoku. Potem z niesmakiem wziął do ręki zabawkę i rzucił pieskowi, który pognał za nią radośnie. – Drugi raz ci jej nie rzucę – ostrzegł. Nie mogąc skupić uwagi na pracy, wyszedł na balkon i wydał głośny pomruk, gdy owionęło go ciepłe, wieczorne powietrze. Zesztywniały mu wszystkie mięśnie. Przegonił Skippy’ego, który najwyraźniej postanowił dotrzymać mu towarzystwa, i po-
szedł do sali gimnastycznej w piwnicy, żeby rozładować napięcie. Po maratonie pływackim i zawziętej walce z workiem treningowym wziął prysznic. Kusiło go, żeby zajrzeć do Delilah, ale powiedział sobie wcale jej nie potrzebuje. Wystarczy mu porządny sen. Lilah czytała do późna. Zasnęła przy świetle i obudziła się, zdezorientowana, około trzeciej w nocy. W drodze z łazienki usłyszała, że ktoś krzyczy. Podeszła do okna, odsunęła zasłony i popatrzyła na skąpany w blasku księżyca ogród, ale nie dostrzegła nikogo, nawet cienia. Gdy ponownie dobiegł ją podobny dźwięk, ustaliła, że dochodzi z sypialni Bastiena. Ze zmarszczonymi brwiami podeszła do drzwi dzielących obie sypialnie. Rozdzierający krzyk zmusił ją do ich otwarcia. Bastien rzucał się na łóżku, na przemian szlochając i wyrzucając z siebie greckie słowa. Najwyraźniej dręczyły go jakieś straszliwe nocne koszmary. Sumienie nie pozwalało jej go zostawić, by dalej tak cierpiał. Przez chwilę stała niezdecydowana przy łóżku, a potem ścisnęła mocno opalone ramię, żeby nim potrząsnąć. – Obudź się, Bastien. To tylko sen – powiedziała łagodnie.
ROZDZIAŁ ÓSMY Bastien gwałtownie wyrzucił przed siebie rękę, złapał ją za szyję i ściągnął w dół, otwierając szeroko oczy. – Spokojnie, Bastien, to ja, Lilah – wydyszała, przerażona rezultatem swojej interwencji. – Miałeś koszmarny sen. Próbowałam cię obudzić. Bastien zamrugał i półprzytomnie pokręcił głową. Ciemne oczy błyszczały w słabym świetle, dochodzącym z jej pokoju. – Delilah! Co tu robisz? – Przyszłam zobaczyć, co z tobą, kiedy usłyszałam twój krzyk. Musiało ci się przyśnić coś okropnego – wyjaśniła, siadając na wolnym brzegu łóżka. Spostrzegłszy, że nadal drży i cały błyszczy od potu, spytała: – Co cię tak wykończyło? – Chwyciłem cię za szyję. Nie zrobiłem ci krzywdy? – zapytał, zanim zapalił nocną lampkę przy łóżku i obejrzał lekkie zaczerwienienie na białej szyi. – Przepraszam. Nigdy nie podchodź do mnie w takich sytuacjach. Bywam bardzo niespokojny, dlatego zawsze śpię sam. – Nie zrobiłeś mi nic złego. Martwiłam się o ciebie – przyznała. – Dlaczego troszczysz się o faceta, który nie okazuje ci szacunku ani troski? Lilah zignorowała pytanie, ponieważ nie umiałaby na nie odpowiedzieć nawet sama sobie. – Nieważne. Powiedz lepiej, co takiego strasznego ci się śniło – poprosiła. – Uwierz mi, nie chciałabyś wiedzieć – odparł z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Zanim zdołała ochłonąć z zaskoczenia, porwał ją w objęcia. Lilah czuła, że nadal wstrząsają nim dreszcze. – Spróbuj się odprężyć – doradziła. – Nie zastępuj mi matki, glikia mou. Nie tego od ciebie oczekuję – przypomniał, po czym opadł na poduszki i wziął głęboki oddech. – Na razie niczego więcej nie dostaniesz – ostrzegła. Śmiała odpowiedź nareszcie rozbawiła Bastiena, bo roześmiał się głośno. – Opowiedz mi swój sen – nalegała niezmordowanie. Bastien przewrócił oczami i objął ją w talii, gdy z powrotem złożyła głowę na jego piersi. – Przeżywałem na nowo dramat z dzieciństwa – wyznał z ociąganiem. – Pewnego dnia zostałem ciężko pobity. – Jako dziecko? Przez kogo? – Przez kochanka mojej matki. Kiedyś wszedłem do sypialni i zastałem ją w łóżku z handlarzem narkotyków. Pobił mnie do nieprzytomności. Nie interweniowała z obawy, że wyjawię ojcu, że sypia z innymi, podczas gdy on płaci nasze rachunki. Lilah nie wierzyła własnym uszom. – O nie! Ile miałeś wtedy lat? Bastien wzruszył ramionami.
– Nie pamiętam dokładnie. Około pięciu. Najwyżej sześć. O mało nie umarłem. Athene zabrała mnie do szpitala dopiero następnego dnia, kiedy wyuczyła mnie na pamięć zeznania, że spadłem ze schodów. Lilah przypomniała sobie przypuszczenie Marielle Durand, że Bastien prawdopodobnie przeżył coś okropnego, co wycisnęło straszliwe piętno na jego psychice. Teraz zobaczyła ból w jego oczach. Nic dziwnego, że stracił zaufanie do ludzi przy tak bezwzględnej, samolubnej matce, która go nie chciała ani nie kochała. Ponieważ widziała, jak bardzo zawstydziło go wyznanie brutalnej prawdy, odwróciła wzrok, żeby oszczędzić mu skrępowania. Łzy napłynęły jej do oczu. Jako dziecko cierpiała męki, kiedy ojciec przyprowadzał kochanki do domu na noc. Czasami musiała jeść z nimi śniadanie. Z perspektywy czasu doszła do wniosku, że mogło ją spotkać coś o wiele gorszego. Choć niewierność ojca zawstydzała ją i zasmucała, nie mogła narzekać na brak rodzicielskiej troski. Zawsze ją kochał i otaczał opieką. Bastien nie miał tyle szczęścia. – Sam nie wiem, czemu opowiedziałem ci tę historię – wyszeptał schrypniętym głosem. – Ponieważ nalegałam. Jeżeli chcę coś wiedzieć, bywam bardzo uparta – przyznała rozmyślnie lekkim tonem. – I ponieważ robiłeś wrażenie załamanego. – Nic mnie nie załamuje – zaprotestował zgodnie z jej przewidywaniami. – Oczywiście – potwierdziła z drwiącym uśmieszkiem. Bastien bez ostrzeżenia wyskoczył z łóżka, nadal trzymając ją w objęciach. – Co robisz? – Muszę wziąć prysznic. – W takim razie wrócę do siebie. – Nigdzie cię nie puszczę. – Zanim zdążyła ponownie zaprotestować, zaniósł ją do łazienki, wprost do kabiny prysznicowej, i nacisnął łokciem przycisk. – Co ty wyprawiasz? – krzyknęła, gdy oblał ją strumień ciepłej wody, przylepiając nocną koszulę do ciała. Bastien zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak szalony, ale działał automatycznie. Nie obchodziło go nic prócz Delilah. W porywie dzikiej namiętności odgarnął mokre włosy z jej twarzy i zamknął jej usta zachłannym pocałunkiem. Oszołomiona chwyciła go za ramiona, żeby zachować równowagę, gdy penetrował językiem wnętrze jej ust. Podejrzewała, że rozpaczliwie poszukuje bliskości. Po raz pierwszy jego gwałtowność jej nie raziła. Wręcz przeciwnie, odurzała bardziej niż wypite poprzedniego wieczora wino i napawała dumą, że przy niej traci kontrolę nad sobą. Powiodła dłońmi po gładkim, mocnym torsie, a potem bez zastanowienia opadła na kolana i obdarzyła go intymnymi, czułymi pieszczotami, nadrabiając brak doświadczenia spontanicznością. Gdy nie mógł dłużej wytrzymać napięcia, podniósł ją do góry, oparł o kafelki i spełnił wspólne pragnienie. Zanim zdążyła ochłonąć, zdjął jej koszulę i owinął ją w ręcznik. – Nie powinnam na to pozwolić – wymamrotała, gdy odzyskała zdolność logicznego myślenia. – Nie przeprosiłeś mnie. – Doszedłem do wniosku, że niesprawiedliwie cię osądziłem. Wygląda na to, że jeden z moich współpracowników przekazał informację prasie – przyznał z ociąga-
niem, sięgając po drugi ręcznik, żeby owinąć w niego mokre włosy Delilah. – A nie mówiłam? – wypomniała niezbyt uprzejmie. – Wbrew swoim zwyczajom straciłem panowanie nad sobą. Niepotrzebnie poniosły mnie nerwy. W gniewie człowiek popełnia błędy. – Czy to znaczy, że mnie przepraszasz? – wyszeptała, słaba jak kociak, gdy zaniósł ją do jej sypialni, ułożył delikatnie na łóżku i przykrył prześcieradłem. Bastien zamilkł. Przeprosiny nie przeszły mu przez gardło, ale cieszyło go, że przyjęła jego wyjaśnienie za dobrą monetę. Chciał zawrzeć z nią pokój, ponieważ przy niej czuł, że żyje. Jedno zbliżenie rozbudziło apetyt na powtórkę. Objął jej twarz długimi, śniadymi palcami. Z przyjemnością dotykał gładkiej, jedwabistej skóry i smakował różane usteczka. W mgnieniu oka rozpalił w niej ogień. Gdy go ugasił, opadła bezwładnie na poduszki, wyczerpana, ale spełniona. Bastien z lubością wdychał zapach jej szamponu. Pachniała jak łąka latem. Nie wypuszczając Delilah z objęć, ucałował ją w czoło. – Jesteś najlepszym lekarstwem na nocne koszmary – stwierdził z rozbawieniem, zanim ruszył do łazienki. Dopiero tam uświadomił sobie, że dwukrotnie zapomniał o zabezpieczeniu. Gardził sobą za tak karygodne zaniedbanie. Kiedy stał pod prysznicem, powróciły najstraszniejsze wspomnienia, które przyprawiły go o dreszcze. Szybko zdecydował, co powinien zrobić. Nie mógł sobie pozwolić na bierne oczekiwanie na konsekwencje. Delilah musi wiedzieć, że cokolwiek nastąpi, zabezpieczy przyszłość jej i dziecka. Obwiązał ręcznik wokół bioder i wrócił do sypialni, żeby zadać bardzo ważne pytanie, które uznała za wysoce niestosowne. – Dlaczego wypytujesz o takie rzeczy? – zaprotestowała z rumieńcem na policzkach. – Ponieważ zapomniałem zadbać o zabezpieczenie – wyjaśnił ponurym głosem. – Niczym cię nie zarażę, bo regularnie robię badania i jestem zdrowy. Usiłuję tylko ocenić ryzyko zapłodnienia. Lilah zamarła ze zgrozy. Zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. W szale namiętności nie zauważyła, że nie zadbał o antykoncepcję. Świadoma ewentualnych konsekwencji, nie mogła sobie darować niedopatrzenia. Zawstydzona swą lekkomyślnością, obliczyła i podała datę ostatniej miesiączki. Z przerażeniem patrzyła, jak Bastien marszczy brwi ze strapienia. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zaszłaś w ciążę – orzekł. – Jesteś młoda, płodna. Weźmiemy ślub tak szybko, jak tylko zdołam załatwić formalności. Lilah gwałtownie usiadła na łóżku i zrobiła wielkie oczy. – Ślub? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Musisz wiedzieć, że niezależnie od tego, co się wydarzy, możesz na mnie polegać. Obrączka to najlepszy sposób zapewnienia kobiecie poczucia bezpieczeństwa w takiej sytuacji. – To czyste szaleństwo. Ludzie nie pędzą do urzędu stanu cywilnego zaraz po wstaniu z łóżka. – Doskonale wiem, co robię. Straciłem pierwsze dziecko w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat. Nie zaryzykuję po raz drugi – oświadczył głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Ale… – zamilkła, zaszokowana wyznaniem Bastiena. – Żadnego ale. Jeżeli zostaniesz mężatką, nie będzie cię kusiło, żeby dokonać aborcji. Nie musimy ogłaszać naszych planów. Urządzimy kameralną ceremonię. Jeżeli okaże się, że nie ma powodu, żebyśmy pozostali małżeństwem, szybko dostaniemy rozwód – zapewnił, jakby nagła zmiana stanu cywilnego była najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Lilah z powrotem opadła na poduszki, wstrząśnięta i wyczerpana. Za dużo na nią spadło: szokujące wyznanie na temat jego przeszłości i nierealny plan na przyszłość. – Moim zdaniem to absurdalny pomysł, ale przedyskutujemy go rano – zaproponowała, wciąż oszołomiona niespodziewanymi oświadczynami. – Przewidujesz najgorszy scenariusz. – Nie. Już go przeżyłem. Straciłem upragnione dziecko, ponieważ moja partnerka postanowiła usunąć ciążę. Lilah słyszała rozgoryczenie w jego głosie. Ciekawiło ją, kto go tak straszliwie zawiódł. Wyznanie Bastiena mocno ją poruszyło. Zdumiało ją odkrycie głębokiej, wrażliwej strony jego natury. Po raz pierwszy spróbowała sobie wyobrazić, co czuł. Z pewnością ciężko przeżył utratę dziecka, ale musiał też odebrać decyzję swojej dziewczyny jako odrzucenie i upokorzenie, co pewnie jeszcze bardziej bolało. Bardzo mu współczuła. Odprowadziła go wzrokiem, gdy wrócił do siebie, bynajmniej nie skrępowany swoją nagością. Ale co miałoby go krępować przy tak doskonałej budowie? Mimo wszystko żałowała, że u niej nie został. To, co usłyszała, kompletnie wytrąciło ją z równowagi. Czy kochał kobietę, która zdecydowała, że nie urodzi mu dziecka? I dlaczego zasmuciło ją, że kiedyś Bastienowi zależało na innej? Widocznie wtedy nie był tak zamknięty w sobie i oziębły uczuciowo jak teraz. Wyglądało na to, że oddał komuś serce i został zraniony. Dlaczego ta świadomość tak bardzo ją przygnębiła? Chyba nie powodowała nią zazdrość? Wmawiała sobie, że nie zależy jej na Bastienie. Została jego utrzymanką, żeby dotrzymać zawartej umowy. Niczego więcej od niej nie chciał. Ani ona od niego. Przystała na jego warunki, żeby nakłonić go do ponownego otwarcia fabryki i zapewnić ojcu pracę. Uczciwość zmusiła Lilah do przyznania, że okłamuje samą siebie. Dwa lata wcześniej, gdy poznała Bastiena, obudził w niej głębokie uczucia. Rozczarowało ją jego powierzchowne zainteresowanie o wyłącznie erotycznym charakterze. Niestety nie zmienił nastawienia. I bez wątpienia nie zmieni, nawet gdyby za niego wyszła. Jeżeli nic do niej nie czuł od samego początku, nie istniała szansa na poważną więź. Ale jak śmiał zakładać, że postanowi dokonać aborcji, jeżeli nie przejmie nad nią kontroli? Nie miał prawa ani tak myśleć, ani decydować za nią. Znużona bezowocnymi rozważaniami, szybko zapadła w głęboki sen. Następnego ranka nietypowe oświadczyny Bastiena wydały się Lilah zupełnie nierealne, wręcz surrealistyczne. Głęboko zamyślona, zeszła na dół na śniadanie. Bastien obserwował jej drobną postać, gdy przemierzała taras. Letni, turkusowy
kombinezon podkreślał smukłość talii i długość szczupłych nóg. Z czarnymi lokami na ramionach wyglądała bardzo młodo. Gdy usiadła naprzeciwko, pochwycił jej spłoszone spojrzenie. Na widok Bastiena Lilah zaparło dech. Siedział na niskim okalającym taras murku z filiżanką kawy w ręku. Świeżo ogolony, w kremowych, świetnie uszytych spodniach i w swobodnej pozie, emanował charyzmą i pewnością siebie. – Przemyślałam naszą sytuację – zagadnęła pospiesznie zamiast powitania. – Niepotrzebnie z góry się martwisz. Nie tak łatwo zajść w ciążę. Moja macocha czekała kilka miesięcy. – Nie zmieniłem zdania. Nadal uważam małżeństwo za najlepsze rozwiązanie – odparł, starannie ukrywając rozbawienie jej oporem. Niejedna na jej miejscu skwapliwie skorzystałaby z okazji, by wyjść bogato za mąż. – Zanim załatwimy niezbędne formalności, co tutaj, we Francji, trwa dosyć długo, moi prawnicy przygotują intercyzę. Nawet jeżeli moja propozycja brzmi dla ciebie dziwnie w naszym układzie, udowodnię, że mam wiele do zaoferowania jako mąż i ojciec. Lilah nie powstrzymała ciekawości. Musiała wiedzieć, kto odebrał Bastienowi poczucie własnej wartości u progu dorosłego życia. – Wiem, Bastien – zapewniła bez wahania. – Kim była dziewczyna, która dokonała aborcji? Twarz Bastiena wykrzywił bolesny grymas. – Minęło tyle czasu, że nie ma sensu wracać do tamtych wydarzeń. – Jeżeli chcesz, żebym za ciebie wyszła, mam prawo poznać całą historię – oświadczyła, patrząc mu prosto w oczy. – Nazywa się Marina Kouros. Jest córką bogatego przedsiębiorcy. – Greckiego? – Tak. Wypatrywała oczy za moim przyrodnim bratem, ale on widział w niej tylko koleżankę. – Skomplikowana sytuacja… – Wtedy nie myślałem w ten sposób. Nie wątpiłem, że przy mnie o nim zapomni. Oczywiście byłem nią zauroczony, ale i zbyt pewny siebie. Spędziłem z nią tylko jedną noc, ale to mi nie wystarczyło. Chciałem, żeby ze mną została. Nie zdawałem sobie sprawy, że wykorzystała mnie, żeby wzbudzić zazdrość w Leonie. – To podłe! Nie powinna wchodzić między braci. – Szczerze mówiąc, nie zamierzała nas poróżnić. Zresztą nigdy nie żyliśmy w zgodzie. Rozumiem też, dlaczego pozbyła się dziecka za moimi plecami. Bękart bez pensa przy duszy nie stanowił odpowiedniej partii dla córeczki bogatego tatusia. Najgorsze, że gdy Leo usłyszał plotki o ciąży, okłamała go, że zaciągnąłem ją wbrew woli do kliniki aborcyjnej. Później wykorzystywał każdą okazję, by wytknąć mi bezduszność. – To niesprawiedliwe! – skomentowała Lilah z oburzeniem. – Przez całe życie nie mogłem liczyć na sprawiedliwość. Dlatego musiałem wziąć swój los we własne ręce. Doszedłem do obecnej pozycji bez niczyjej pomocy. Wolę sam dbać o swoje sprawy niż cokolwiek komuś zawdzięczać. – Ale ja nie potrzebuję w życiorysie pochopnego małżeństwa zakończonego rozwodem. Lepiej zaczekać i sprawdzić, czy mamy powód do zmartwień. Nawet jeśli
zaszłam w ciążę, nie sądzę, żebym chciała ją usunąć – zapewniła na koniec. Bastien raptownie odstawił kawę i wstał. – Tym razem nie zamierzam ryzykować. Lilah jeszcze raz usiłowała przemówić mu do rozsądku, ale zignorował jej protesty: – Zrobimy tak, jak postanowiłem. Zostaniesz moją żoną. Uznaj moją decyzję za dodatkowy warunek umowy i pogódź się z koniecznością jego spełnienia – oświadczył bez wahania. – Daję ci kilka dni na przemyślenie swojej sytuacji. Będę musiał polecieć do Azji, żeby rozwiązać problemy w jednym z moich zakładów produkcyjnych. – Kiedy wrócisz? – spytała, zaskoczona. – Mniej więcej za tydzień. Podczas gdy Bastien rozmawiał przez telefon w obcym języku, Lilah przy drugiej filiżance herbaty rozważała jego ostatnią wypowiedź. Dlaczego przypomniał o zawartym układzie? Czyżby jej groził? Czy potraktuje odmowę zawarcia związku małżeńskiego jako zerwanie umowy? Czy warto próbować go przekonać? Nie mogła wykluczyć, że niepotrzebnie z nim walczy. Jeżeli jego obawy się potwierdzą, będzie potrzebowała jego wsparcia. Na samą myśl o takiej ewentualności przeszedł ją zimny dreszcz.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Prosta, elegancka sukienka z długimi rękawami z gęstej koronki, łódkowatym dekoltem i wąską spódnicą podkreślała smukłą figurę Lilah. Jej suknia ślubna! Oglądając w lustrze własne odbicie, wciąż nie mogła uwierzyć, że za chwilę wyjdzie za mąż za Bastiena Zikosa. Przygotowania zajęły cały miniony tydzień. W towarzystwie jednego z osobistych asystentów Bastiena, biegle władającego francuskim, odwiedziła merostwo – siedzibę miejscowego burmistrza, gdzie miała się odbyć ceremonia. Cały stos dokumentów przetłumaczono notarialnie i przedstawiono jej do podpisu. Po dopełnieniu wszystkich formalności dwa dni temu w obecności prawnika podpisała w zameczku Bastiena umowę przedślubną. Bastien zagwarantował jej wysokie alimenty w wypadku rozwodu, znacznie wyższe, niż uważała za konieczne. – Potraktuj je jako odszkodowanie – doradził przez telefon, gdy próbowała protestować. – Wychodzisz za mnie wbrew swojej woli. Zapinając na szyi wisiorek z brylantem, który dostała od Bastiena, powtarzała sobie w myślach, że nie zawiera prawdziwego związku małżeńskiego. Usiłowała sobie wmówić, że tym lepiej dla niej. Opuścił ją zaledwie na siedem dni, a zaczęła za nim tęsknić zaraz po wyjeździe. Jak to możliwe? Do tej pory myślała, że go nie znosi. Jak mogło jej tak brakować człowieka, który za pomocą szantażu zmusił ją do przyjęcia niemoralnej propozycji? Podeszła do okna, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wzięła kilka głębokich oddechów dla uspokojenia wzburzonych nerwów. Nie pokochała Bastiena, nie oddała mu serca. Nie czuła do niego nic prócz pociągu fizycznego i współczucia. Zaczęła lepiej rozumieć, że ciężkie dzieciństwo i bolesne doświadczenia z wczesnej młodości ukształtowały jego trudny, agresywny charakter. Czyżby szukała dla niego usprawiedliwień? Nie, skądże. Doskonale znała jego wady, więc nie istniało ryzyko, że straci dla niego głowę. Pukanie do drzwi przerwało gonitwę niespokojnych myśli i przypomniało, że czas wychodzić. Po opuszczeniu pokoju Manos powitał ją uśmiechem. Fałdy lśniącego jedwabiu wirowały Lilah wokół nóg. Bastien kazał jej przysłać całą gamę sukien ślubnych od najlepszych projektantów, co ją zaskoczyło. Przewidywała, że zrezygnują ze zwyczajowego splendoru. – Powinniśmy wyglądać, jak przystało na normalnych nowożeńców – orzekł, gdy wyraziła zdziwienie. Ale jak zachować choćby pozory normalności bez udziału żadnego z członków rodziny? Lilah dręczyło absurdalne poczucie winy, że wychodzi za mąż bez wiedzy ojca. Bastien czekał na nią w holu. Wyglądał oszałamiająco w nienagannym, jasnoszarym garniturze. Gdy napotkała spojrzenie głębokich, ciemnych oczu, serce Lilah przyspieszyło do galopu. Czuła, że płoną jej policzki. Bastien ujął jej dłoń, gdy dotar-
ła do najniższego stopnia schodów. – Wyglądasz fantastycznie – pochwalił. – Kiedy wróciłeś? – O świcie. Spałem w samolocie. Stefan wręczył jej niewielki bukiecik, za który serdecznie podziękowała. Po wyjściu przed frontowe drzwi przystanęli, gdy fotograf wyszedł im naprzeciw. – Nie spodziewałam się go – wyszeptała Lilah. – Trzeba uwiecznić ten moment – odrzekł Bastien. – Dla kogo? – Dla naszego dziecka. Na pewno zechce zobaczyć nagranie z naszego ślubu. – Ale… – przerwała, gdy fotograf poprosił o uśmiech do kamery. Nie wierzyła, że zaszła w ciążę, ale nie widziała sensu dyskutować z Bastienem. I tak by go nie przekonała. Limuzyna zawiozła ich do merostwa, niewielkiego budynku z kremowego kamienia, stojącego za pomnikiem upamiętniającym ofiary wojny. Cywilną ceremonię prowadziła urzędniczka w średnim wieku. Lilah wstrzymała oddech, gdy Bastien włożył jej na palec obrączkę. Kiedy przyszła kolej na nią, ręce jej drżały, gdy uświadomiła sobie, że Bastien właśnie został jej mężem. Wsiadała z powrotem do limuzyny, gdy po przeciwnej stronie ulicy zaparkował sportowy samochód i damski głos zawołał Bastiena. Bastien wysiadł i odwrócił się ku szczupłej blondynce, która podbiegła, żeby go powitać. Miała na sobie tylko szyfonową tunikę, rozciętą od dołu aż do talii, ukazującą wspaniałe nogi i kostium bikini z nadrukiem wzoru skóry leoparda. Lilah wygładziła sukienkę na kolanach i patrzyła, jak młoda dama całuje Bastiena na powitanie w oba policzki. Bastien powitał ją równie ciepło. Paplała z ożywieniem, gestykulując smukłymi rękami. Lilah stwierdziła, że wygląda bardzo szykownie, jak typowa Francuzka. Celowo odwróciła wzrok, tłumacząc sobie, że nie obchodzą jej znajomości Bastiena. Lecz gdy serce podeszło jej do gardła, doszła do wniosku, że jako żona Bastiena nie musi akceptować nadmiernych poufałości z innymi, skoro kilka minut temu przysiągł jej wierność. – Kim ona jest? – spytała, gdy wreszcie wsiadł z powrotem i samochód ruszył z miejsca. – Moją sąsiadką. Nazywa się Chantal Baudin. – Spałeś z nią, prawda? – spytała bez zastanowienia, ku własnemu zaskoczeniu, bowiem wcześniej nie uświadamiała sobie, że to pytanie krąży jej po głowie. – Od czasu do czasu, odkąd kupiłem ten zamek – odrzekł lodowatym tonem. – Jest modelką. – No jasne, kim by innym? – warknęła, wściekła na siebie, że demon zazdrości zaćmił jej umysł. – Nie łączyło nas nic poważnego, ale to nie twoja sprawa. Lilah popatrzyła na niego spode łba. Szafirowe oczy błyszczały gniewem. – Owszem, teraz już moja – zapewniła bez wahania. – Przed chwilą złożyłeś mi przysięgę małżeńską. Obowiązuje cię, dopóki pozostaniesz moim mężem. Bastien poczerwieniał. – To brzmi jak ostrzeżenie – zauważył.
– Zgodnie z moją intencją – odrzekła z godnością. – Czy oczekujesz ode mnie wierności? – Oczywiście – potwierdził bez namysłu. – W takim razie ty też jej dochowaj. Nie bądź szowinistą. Żyjemy w czasach równouprawnienia. Na czas trwania małżeństwa zapomnij o romansach – dodała z nieskrywaną satysfakcją. – Mam nadzieję, że wynagrodzisz mi ograniczenie wolności? – zapytał, spoglądając na nią spod długich, gęstych rzęs. Wystarczyło jedno zmysłowe spojrzenie, by przyspieszyć jej puls. Zawsze tak silnie na nią działał, nawet kiedy grał jej na nerwach. Po powrocie do zamku w jadalni czekał na nich lunch. Stół nakryto białym obrusem, ozdobiono koronką i płatkami róż jak na wesele. Lilah otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, ponieważ wyglądał bardzo romantycznie. Jedzenie smakowało wyśmienicie, a relacja Bastiena ze służbowej podróży nieco ją odprężyła. Opowiedział jej, na jakie problemy napotkał w azjatyckim zakładzie i jak je rozwiązał. Bastien pożerał wzrokiem Delilah, bardzo smukłą i kobiecą, zastanawiając się, czy jest w ciąży. Stwierdził, że pragnie dziecka, pewnie dlatego, że dojrzał do zmiany stylu życia. Ale czy czułby to samo przy innej? – Muszę się przebrać – zagadnęła przy kawie. – Nie. Chcę cię rozebrać z tej sukni. – W środku dnia? – Nieważne. Zegarek nie reguluje mojego libido. Zresztą wobec faktu, że przed chwilą zostałaś moją żoną, takie drobnostki jak pora dnia tracą na znaczeniu. Ale Lilah usiłowała nie myśleć o nim jak o mężu. Doszła do wniosku, że bezpieczniej będzie uznać to małżeństwo za kolejny punkt umowy. Innymi słowy, nosząc obrączkę na palcu, nadal pozostała jego utrzymanką, czyli erotyczną zabawką. Nie byłoby rozsądne liczyć na to, że po zawarciu ślubnego kontraktu zajęła ważniejsze czy też stałe miejsce w jego życiu. Gdy ujął jej dłoń długimi, opalonymi palcami, w napięciu weszła z nim na górę. Sygnał telefonu co chwilę informował Bastiena o nadejściu wiadomości. Lilah drażniło, że nigdy nie wyłączał aparatu, nawet w najbardziej intymnych sytuacjach. Bastien zerknął na ekran i zmarszczył brwi, przeczytawszy tekst. Chantal naprzykrzała mu się, chociaż ją uprzedził, że nie przyjechał sam. Powinna zrozumieć, że pozostaje poza jej zasięgiem. Pewnie źle zrobił, że nie poinformował jej, że się ożenił, ale po co rozgłaszać zmianę stanu cywilnego, nie mając pewności, czy to konieczne? W końcu jeżeli zapłodnienie nie nastąpiło, wkrótce weźmie rozwód i będzie wolny jak ptak, tak jak pragnął. Zawsze wysoko sobie cenił wolność bez żadnych reguł czy zobowiązań. Wyglądało jednak na to, że upłynie jeszcze trochę czasu, zanim Delilah go znudzi. Ze zdziwieniem stwierdził, że wcale nie pociąga go perspektywa rozstania. Uświadomił sobie, że chce ją przy sobie zatrzymać. Ta świadomość przeczyła wszystkiemu, co wiedział o sobie. Gorączkowo szukając racjonalnego wytłumaczenia tego nietypowego pragnienia, powolutku rozsunął zamek błyskawiczny i oswobodził ją z sukni. Porcelanowa karnacja kontrastowała z niekonwencjonalną, szkarłatną bielizną.
Myślał, że założy niebieską zgodnie ze starą tradycją, że panna młoda powinna iść do ślubu w czymś niebieskim, czymś starym i czymś nowym. Obejrzał jej długie nogi, ale podwiązki też nie znalazł. – Nie włożyłaś nic niebieskiego? – zapytał ze zdziwieniem. – Po co? Zawarliśmy związek małżeński tylko na papierze. Nie widziałam powodu przestrzegać tradycyjnych obyczajów – rzuciła beztrosko. Jej lekceważenie uraziło i oburzyło Bastiena. Uważał ją za bardziej sentymentalną osobę. – Tym niemniej zostaliśmy małżeństwem – przypomniał. – Tylko w świetle prawa i nie na długo. Trudno traktować je poważnie, skoro jeszcze przed ślubem zaplanowałeś rozwód – wypomniała bez ogródek. – Nikt w mojej sytuacji majątkowej nie żeni się bez umowy przedmałżeńskiej. Poza tym nie rozwiodę się z tobą, jeżeli nosisz w łonie moje dziecko – obiecał, sadzając ją na brzegu łóżka, niezadowolony, że wspomniała o rozwodzie. – Moim zdaniem to mało prawdopodobne – wymamrotała, zawstydzona, że siedzi w samej bieliźnie, podczas gdy on pozostał kompletnie ubrany. – Czas pokaże – stwierdził, ściągając jej sandały. – Mam cały tydzień na zapłodnienie. Odkąd jesteśmy mężem i żoną, stosowanie środków antykoncepcyjnych straciło sens. – Jak dla kogo. Gdybym planowała macierzyństwo, nie wybrałabym kobieciarza na życiowego partnera – odburknęła. Bastien zdjął marynarkę, powiesił na oparciu krzesła i zaczął rozwiązywać krawat. Postanowił zrobić wszystko, żeby ją przy sobie zatrzymać, za wszelką cenę. – Jeżeli dasz mi dziecko, zostaniesz jedyną kobietą w moim życiu. Nieoczekiwana deklaracja zaskoczyła Lilah. – Tak bardzo pragniesz zostać ojcem? – zapytała z niedowierzaniem. Bastien przemilczał, że tylko jeżeli ona zostanie matką. Posiadała rzadkie zalety, które dostrzegł już podczas pierwszego spotkania. Nie była chciwa, fałszywa czy zakłamana, nie manipulowała ludźmi. Imponowała mu też jej lojalność i dobroć dla bliskich. Stanowiła przedziwnie pociągającą kombinację autentycznej, staroświeckiej wrażliwości z uporem i przekorą. Jeżeli dodać do tego urodę i nieodparty wdzięk, Delilah Moore-Zikos stanowiła klasę samą w sobie. Nie zamierzał jednak wyrażać tej pochlebnej opinii, zwłaszcza teraz, gdy wykazywała absolutną obojętność zarówno wobec niego, jak i wobec perspektywy zostania matką. Nie wierzył jednak pozorom. Podobnie jak on, Delilah wolała przemyśleć każdą sprawę, zanim obnaży duszę przed drugim człowiekiem czy podejmie jakiekolwiek działanie. Podjąwszy nietypową dla niego, zadziwiająco szybką decyzję, ujął jej dłoń w smukłe palce. – Chcę mieć z tobą dziecko – oświadczył. – Ale w intercyzie… – Zapomnij o niej. To tylko formalność. Jeżeli urodzisz mi dziecko, pozostanę ci wierny. – Dlaczego zakładasz, że odpowiada mi taka propozycja? – dociekała Lilah z rumieńcem na policzkach. – A nie odpowiada ci?
Lilah nie wierzyła własnym uszom. Legendarny kobieciarz złożył jej deklarację wierności. Ledwie mogła oddychać z wrażenia. – Czyżbyś znowu usiłował mnie przekupić? – dociekała niezmordowanie. – Próbuję tylko negocjować. – Nie wiadomo, czy jestem płodna – ostrzegła. – Pomyślimy o tym, jeżeli wynikną problemy. Nie oczekuję, że wszystko natychmiast pójdzie po mojej myśli. Nic wartościowego nie przychodzi łatwo. Trafił w samo sedno. Myślała tak samo jak on. Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu. Zamrugała powiekami, żeby je powstrzymać. – W takim razie… niech los zadecyduje za nas – wykrztusiła, niepewna, czy dobrze robi. Z jednej strony dręczyła ją obawa przed uczuciową porażką, z drugiej – rozpaczliwie pragnęła dać mu szansę. Ale na co? Na to, żeby złamał jej serce, jeżeli znów odejdzie szukać pocieszenia w ramionach innych? Czy możliwe, żeby pozostał jej wierny? Czy warto ryzykować macierzyństwo w tak niepewnym związku? I dlaczego w ogóle rozważała taką możliwość? Jedno ukradkowe spojrzenie dało jej jasną odpowiedź przynajmniej na ostatnie z nurtujących ją pytań. Na widok pięknie rzeźbionych rysów jak zwykle zaparło jej dech. Kusiło ją, żeby spełnić jego życzenie, ponieważ kochała go od dwóch lat. W końcu przestała oszukiwać samą siebie, przyznając, że utonęła w tych ciemnych oczach w chwili, gdy po raz pierwszy obdarzył ją uśmiechem. Walczyła z tym uczuciem ze wszystkich sił, ale przegrała. Obrączka na palcu osłabiła jej siły obronne, uczyniła bardziej podatną, rozbudziła nadzieję na uczuciowe spełnienie. – Widzę, że spoważniałaś – wyrwał ją z zadumy głos Bastiena. Lilah patrzyła jak urzeczona, jak zdejmuje koszulę, ukazując muskularny tors. Nie wątpiła, że regularnie pracuje nad utrzymaniem doskonałej sylwetki. Chłonęła wzrokiem wspaniałe mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Gdy pochylił głowę, zaschło jej w ustach. Leciutko pochwycił zębami jej dolną wargę i powiódł koniuszkiem języka po górnej. Wodziła dłońmi po szorstkim torsie, porośniętym twardymi włoskami. Bastien wydał pomruk pożądania, zaniósł ją na łóżko, położył na sobie i rozpiął biustonosz. – Pragnę cię – wyznał schrypniętym głosem. – Nie widziałem cię przez cały długi, męczący tydzień. Zaczekał jednak ze spełnieniem własnych pragnień do chwili, kiedy po namiętnych pieszczotach wykrzyczała jego imię w miłosnej ekstazie. – Chyba nie zdołam wykonać żadnego ruchu – wyznała, gdy opadła na poduszki, wyczerpana i nasycona. – Ja cię poruszę – wyszeptał jej do ucha, tuląc ją w objęciach. – Mam nadzieję, że odpowiada ci pomysł spędzenia reszty dnia w łóżku? Wynagrodzę ci to jutro. Wziąłem wolne do końca tygodnia, kardoula mou. Będę się zajmował wyłącznie tobą. Lilah uśmiechnęła się, gdy poczuła jego zapach i gorący oddech na skórze. Potarła policzkiem o brązowe ramię, odprężona i szczęśliwa. W tym momencie wystarczyło jej, że Bastien skupia na niej całą uwagę. Po raz pierwszy poczuła się jak żona, nie jak kochanka.
Tydzień po ślubie Lilah obudziła się w środku nocy, słysząc, jak Bastien rozmawia przez telefon po grecku. Chodził nerwowo po pokoju w ogromnym napięciu. Ledwie otworzyła usta, uciszył ją gestem. Lilah nakazała sobie cierpliwość, choć ogromnie niepokoiły ją napięte rysy Bastiena. Miniony tydzień przyniósł radykalne zmiany. Bastien przełamał opory i co noc dzielił z nią łoże. Tylko raz miał zły sen, lecz bliskość Lilah szybko odwróciła jego uwagę od nocnych koszmarów. Do tej pory fascynujące erotyczne wspomnienie rozgrzewało jej krew w żyłach. Najpierw oprowadził ją po najbliższej okolicy, potem zabrał na dalszą wycieczkę. Pojechali do klubu jazzowego niedaleko Vaison-Ventoux-en-Provence. Odwiedzali kolorowe targi, wędrowali wąskimi, brukowanymi uliczkami lub pili kawę na ocienionych placach z szemrzącymi cichutko fontannami. Podarował jej prześliczną skórzaną torebkę i śmiał się z kolorowej, ceramicznej kury, którą kupiła dla Vickie. Żartował, że niemożliwe, żeby naprawdę lubiła macochę, jeżeli wybrała coś takiego na prezent. Kilkakrotnie wychodzili na kolacje do lokalnych restauracji, ale żaden posiłek nie dorównywał pysznościom, przygotowanym przez Marie w zamkowej kuchni. Przez kilka nocy kochali się aż do świtu. W niektóre popołudnia w ogóle nie opuszczali łóżka, póki nie wygonił ich głód. Lilah w pełni odwzajemniała nienasycony apetyt Bastiena. Dzięki jego zachętom zaczęła wykazywać nieco inwencji w sypialni. Jedyne, co ją nurtowało, to niepokój, jak Bastien zareaguje, jeżeli nie zajdzie w ciążę. Czy na pewno jej pragnie, czy tylko postanowił spełnić długo tłumione marzenie o ojcostwie? Tłumaczyła sobie, że mógł je zrealizować z każdą inną. Wolała nie myśleć, że wybrał ją tylko dlatego, że akurat była pod ręką. W każdym razie za kilka dni dowie się, czy nastąpiło zapłodnienie. Nawet jeżeli tak, prawdopodobnie nie wystarczy jej odwagi, by wyznać Bastienowi miłość, żeby nie czuł się schwytany w pułapkę. – Co się dzieje? – spytała, gdy Bastien odłożył telefon i nerwowo przemierzył pokój. – Dzwonił mój brat, Leo – poinformował z ponurą miną. – Mój ojciec trafił do szpitala w Atenach z podejrzeniem zawału serca. Leo twierdzi, że nie ma potrzeby, żebym tam jechał. Obiecał mnie informować na bieżąco, ale… – Naturalnie chcesz być przy nim – dokończyła za niego Lilah. – I równie naturalnie Leo i jego matka nie życzą sobie mojej obecności. – To wcale nie takie oczywiste! – zaprotestowała gwałtownie w jego obronie. – Anatole jest zarówno twoim ojcem, jak i twojego brata. – Chociaż żyłem z nimi całe lata pod jednym dachem, nigdy nie zostałem członkiem tej rodziny – wyznał Bastien z goryczą. – Do dziś nie jestem tam mile widziany. Żona mojego ojca, Cleta, nienawidzi mnie z całego serca. Lilah zacisnęła zęby. – Po tylu latach, które upłynęły od śmierci twojej matki i które spędziłeś w ich domu, to już tylko jej problem, nie twój – przekonywała żarliwie. – Nie pozwól nikomu pozbawić cię prawa do widywania rodzonego ojca. Ty również jesteś jego synem. Oczy Bastiena rozbłysły gniewem.
– Postanowiłem, że do niego pojadę. Wylecimy, jak tylko zorganizuję lot.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Bastien z Lilah wprost z lotniska pojechali do szpitala. Lilah zawahała się, gdy wkroczyli do zatłoczonej poczekalni. Anatole nadal przechodził badania i tylko najbliższej rodzinie pozwolono go odwiedzać. Pod obstrzałem nieprzychylnych spojrzeń Lilah stwierdziła, że chociaż wyszła za Bastiena, nie czuje się członkiem jego rodziny. Niska, pulchna kobieta w średnim wieku, przedziwnie wystrojona w wieczorowy płaszcz z brokatu i podobną sukienkę, obwieszona taką ilością brylantów, jakiej Lilah nie widziała nigdzie poza wystawą sklepu jubilerskiego, popatrzyła na Bastiena spode łba. – Jak śmiałeś przyprowadzić do szpitala jedną ze swoich kochanic? – prychnęła z wściekłością. – Pozwólcie, że przedstawię wam moją żonę – odrzekł Bastien. – To Cleta Zikos, żona mojego ojca, a to mój przyrodni brat, Leo, i jego żona, Grace. – Twoja żona? – wykrzyknęła radośnie rudowłosa ślicznotka z nienagannym angielskim akcentem, podchodząc bliżej. – Kiedy wzięliście ślub? – Niedawno – odpowiedziała Lilah, wdzięczna za życzliwe powitanie. Grace robiła wrażenie ciepłej i przyjacielskiej w przeciwieństwie do męża. Leo wyglądał na zdumionego wiadomością o ślubie przyrodniego brata. Jego zgryźliwa matka wykrzywiła twarz, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych kontaktów z Bastienem, żonatym czy nie. W Lilah narastała złość, gdy wyobraziła sobie, przez jakie piekło przeszedł, zmuszony mieszkać w jej domu po śmierci matki. Nie ulegało wątpliwości, że Cleta Zikos nie próbowała traktować go jak pasierba. Gardziła nim za to, że urodziła go kochanka męża. Leo podszedł złożyć Bastienowi gratulacje. – Nie przypuszczałem, że dożyję tego dnia – wymamrotał pod nosem. Mimo podobnego wzrostu i budowy dwaj bracia dla postronnego obserwatora nie sprawiali wrażenia spokrewnionych. Wyczuwała wzajemną rezerwę, kiedy przeszli na grecki, prawdopodobnie żeby omówić stan zdrowia ojca. Grace wzięła Lilah za rękę i podprowadziła do krzeseł przy przeciwległej ścianie. – Opowiedz mi wszystko, Delilah – poprosiła. – Leo był przekonany, że Bastien do końca życia pozostanie kawalerem. – Wszyscy oprócz Bastiena nazywają mnie Lilah – poinformowała Lilah nieśmiało. – Obydwie wyszłyśmy za okropnie upartych ludzi. Żaden z nich nie ustąpi na krok. Lilah zobaczyła, że przybyła jeszcze jedna osoba. Cleta Zikos wyszła naprzeciw wysokiej, zgrabnej brunetce, mówiącej po grecku. – Kto to jest? – zapytała Lilah. – Marina Kouros, przyjaciółka rodziny. Dawna miłość Bastiena. Gdy Lilah skojarzyła nazwisko, serce zaciążyło jej jak głaz.
Bez wątpienia Bastien miał dobry gust już w wieku dwudziestu jeden lat. Paplająca z ożywieniem brunetka była klasyczną pięknością. Zesztywniała, pobladła i zamilkła, dostrzegłszy Bastiena. Nie wymienili powitalnych uśmiechów. Skinęli tylko głowami z poważnym wyrazem twarzy, lecz Lilah spostrzegła, że Bastien patrzył na dawną kochankę dłużej niż to konieczne. Ogarnęła ją dzika zazdrość. Czyżby przysłowie, że stara miłość nie rdzewieje, mówiło prawdę? Spuściła wzrok na rękę Mariny. Nie nosiła obrączki, co oznaczało, że nie wyszła za mąż. – Chodźcie do mnie z Mariną na kawę – zaproponowała Grace. – Żadnej z nas nie pozwolą odwiedzić teścia. Ciebie, Cleto, też bym zaprosiła, ale wiem, że nie opuścisz szpitala, póki nie zobaczysz męża. – Później przyjadę po ciebie – zaoferował Bastien półgłosem, wyraźnie zadowolony, że wyjeżdża. – Wolałabym zostać – usiłowała protestować Lilah. Bastien popatrzył w jej zatroskane oczy. – Nie trzeba. Nie potrzebuję wsparcia – zapewnił. Lilah pomyślała, że nastawienie zależy od punktu widzenia. Mimo że unikała wrogiego spojrzenia Clety i równie nieprzychylnego, choć zaciekawionego Leona, wiedziała, że Bastien będzie osamotniony w nieprzychylnie do niego nastawionym towarzystwie. Niechętnie zostawiała go z nimi. Ale zawsze musiał być bardzo samotny w tej dysfunkcyjnej rodzinie. Nadal traktowali go jak bękarta – godną pogardy istotę niższego rzędu, którą lepiej trzymać na dystans. Naturalną koleją rzeczy zdołał jakoś przywyknąć do niechęci najbliższego otoczenia. Nauczył się żyć bez międzyludzkich więzi i tłumić emocje. Nikomu nie ufał, ponieważ zbyt wiele złego spotkało go w okresie dorastania. – Jak żyjesz z teściową? – spytała, gdy wsiadły we trzy do windy. – Rzadko ją widuję. Jej życie toczy się głównie wokół Anatole. Uważam ją za zimną rybę – wyznała Grace z grymasem niesmaku na twarzy. Lilah przycisnęła rękę do nabrzmiałych, obolałych piersi. Często ją bolały przed miesiączką, ale tym razem krwawienie się opóźniało. Planowała zrobić test ciążowy następnego ranka, ale nie przewidywała pozytywnego wyniku. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić, że zostanie mamą. Poczuła, że słabnie, więc oparła się o ścianę kabiny. W tym momencie napotkała zaciekawione spojrzenie Mariny. – Zaskoczyła mnie wiadomość, że Bastien się ożenił – przyznała otwarcie. – Zmusił mnie do małżeństwa – odparła Lilah lodowatym tonem, ukradkiem obserwując osobę, która wywołała długotrwały zamęt w jego życiu po spędzeniu z nim zaledwie jednej nocy. – Musiał się obawiać, że cię straci – skomentowała Grace. – Bastiena niełatwo wystraszyć – odrzekła, wspominając, jak zaczęli znajomość i jak szybko zmieniła nastawienie. Oczywiście miłość pozbawiła ją odporności. Wszystko mu wybaczała, ponieważ pokochała go od pierwszego wejrzenia. Dlatego też fatalnie się czuła w obecności Mariny. Budziła w niej zarówno zazdrość, jak i niechęć. Na próżno usiłowała sobie wytłumaczyć, że nie powinna osądzać osoby znanej tylko z relacji Bastiena. Mimo to nie znosiła jej za to, że kiedyś spała z Bastienem, że niegdyś ją kochał, a najbardziej za to, że odtrąciła jego miłość, a jej oszczerstwa poróżniły go z jedynym bra-
tem. – Nie jesteś zbyt gadatliwa – zauważyła Grace w samochodzie. – Ucięłam sobie drzemkę w samolocie, ale mimo to podróż mnie zmęczyła – odrzekła Lilah z przepraszającym uśmiechem. – Kiedy poznałaś Bastiena? – spytała Marina. – Przed ponad dwoma laty. – Wspaniały facet – pochwaliła Marina. – Niejedna będzie ci zazdrościć. Łącznie z tobą? – pomyślała Lilah, która wyczuła ciepłą, niemal intymną nutę w głosie byłej kochanki Bastiena. Nie mogła wykluczyć, że Marina żałuje, że kiedyś go odtrąciła. Teraz, gdy doszedł do bogactwa i odnosił sukcesy, jego pozycja społeczna, a zatem i atrakcyjność pewnie znacznie wzrosła w jej oczach. Przerażała ją własna wrogość wobec Mariny i zaborczość w stosunku do Bastiena. Leo i Grace mieszkali w pałacowej, miejskiej rezydencji. Niania przyniosła ich małą córeczkę, Rosie, żeby ją poznały. W obecności ślicznej, przemiłej dziewczynki Lilah nieco się odprężyła, ale tylko do chwili, gdy zaczęła się zastanawiać, jak Bastien zareaguje, jeżeli nie zaszła w ciążę. Czy zechce ją przy sobie zatrzymać, jeżeli dozna zawodu? Czy nie dojdzie do wniosku, że już jej nie potrzebuje, kiedy zawiedzie jego nadzieje na ojcostwo? Bogaci, wpływowi mężczyźni źle znoszą rozczarowania, ponieważ rzadko ich spotykają. Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy spróbowała optymistycznie myśleć o powrocie do dawnego życia bez Bastiena. – Miałam nadzieję, że skoro jesteście w Atenach, przyjdziecie do nas na kolację, żeby przełamać lody – zagadnęła Grace. – Moim zdaniem do tego trzeba lodołamacza – skomentowała Lilah. – Bastien nie przepada za życiem rodzinnym – wtrąciła Marina. – Jest typowym samotnikiem. Lilah zesztywniała. Błękitne oczy rozbłysły gniewem. – Bastien mógłby dojść do porozumienia z bratem, gdybyś dziesięć lat temu nie zatruła ich stosunków oszczerstwem – wypaliła bez zastanowienia. Po jej wypowiedzi zapadła długa, niezręczna cisza. Marina pobladła, a skonsternowana Grace zrobiła wielkie oczy. – Nie wiem, co odpowiedzieć – wymamrotała Marina z rumieńcem na policzkach. – Ale ja wiem. Delilah, pora wracać – wtrącił znajomy, szorstki głos zza sofy, na której siedziała. Lilah odwróciła głowę i struchlała z przerażenia na widok chmurnej miny i gniewnego błysku w oczach Bastiena. Nie ulegało wątpliwości, że słyszał jej zarzuty wobec Mariny. Doprowadziła go do pasji, wyciągając na światło dzienne uczuciową porażkę sprzed lat. Zarumieniona ze wstydu, wstała i napotkała współczujące spojrzenie Grace. – Przepraszam, że wkroczyłam tam, gdzie nie powinnam – wymamrotała ze skruchą, gdy wsiedli do samochodu. – Przedyskutujemy tę sprawę po powrocie do mieszkania. – Co z twoim tatą? – Podejrzewają lekki zawał serca. Musi zmienić styl życia: mniej jeść, a więcej ćwiczyć – rzucił krótko. – Cleta przy nim została. Ja wrócę do niego później.
Lilah ukradkiem zerknęła na zagniewane oblicze Bastiena. Przeklinała złośliwość losu, który sprowadził go akurat w tym momencie, kiedy zaatakowała jego byłą ukochaną. Wiedziała, że źle postąpiła, że nie trzymała języka za zębami. Postawiła Grace w niezręcznej sytuacji w jej własnym domu i jeszcze rozgniewała Bastiena. Zacisnęła zęby, zła na siebie, że nie pomyślała o konsekwencjach, ale nie żałowała, że powiedziała Marinie, co o niej myśli. Wjechali windą do przestronnego, nowoczesnego apartamentu na ostatnim piętrze. Lilah rzuciła torebkę w salonie i ciężko opadła na siedzenie. – Mów, co masz do powiedzenia – wyrzuciła z siebie, cała w nerwach. Bastien wbił w nią chmurne spojrzenie. – Co, do diabła, w ciebie wstąpiło? Wyjawiłem ci prywatny sekret, a ty użyłaś go jako broni przeciwko Marinie. To nie twoja sprawa. Narobiłaś wstydu mnie i Grace. – Jeżeli zawstydziłam też Marinę, to nie żałuję – odparowała Lilah. – Zasłużyła na to, żeby usłyszeć kilka słów prawdy. Zresztą nie opowiadałam całej historii, toteż wątpię, żebym skompromitowała kogokolwiek. – Czy to wszystko? – odburknął Bastien. – Wyciągnęłaś na światło dzienne bolesne przeżycie z mojej przeszłości. Aż trudno mi uwierzyć, że otworzyłem przed tobą duszę. Powinienem pamiętać, że kobietom nie można ufać. – Przestań hołdować tym staroświeckim przesądom! To dla mnie żaden argument. Poniosły mnie nerwy, kiedy Marina wkroczyła między was, uśmiechnięta i słodka jak najlepsza przyjaciółka rodziny. – Bo naprawdę jest przyjaciółką rodziny. – Ale nie twoją. Skłóciła cię z bratem. Nie powinieneś pozwolić, żeby oszczerstwa uszły jej płazem. Fatalnie wychodzisz na swojej dumie, Bastien. – Niepotrzebnie dyskutujemy na ten temat. To, co zaszło dawniej między mną, Mariną a Leonem, to nie twoja sprawa. Jak śmiałaś interweniować? – Może… próbowałam coś dla ciebie zrobić. – Nie miałaś prawa sprawiać Marinie takiej przykrości. – Jej żałujesz? – wydyszała niemal bez tchu, jakby wymierzył jej cios. Serce ją bolało, że bardziej go obchodzą uczucia byłej kochanki niż własnej żony. – Tak – potwierdził. – Oczywiście była załamana. Widziałem jej minę. Natychmiast pojęła, o czym mówisz. Chyba nie przemyślałaś swojej wypowiedzi, Delilah. Lilah cierpiała męki, ale dokładała wszelkich starań, żeby nie okazać, jak głęboko ją zranił. Jej mąż stał przed nią, potężny, piękny i groźny i bronił innej, zamiast trzymać jej stronę. Ze zdenerwowania dostała mdłości. – Marina ciężko przeżyła aborcję – tłumaczył Bastien. – Sama podjęła taką decyzję, ale nie wątpię, że drogo ją kosztowała. Przede wszystkim dlatego nie usiłowałem przekonać Leona do mojej wersji wydarzeń. Marina nie zasługuje na to, żeby przypominać jej ten koszmar. Fakt, skłamała, odgrywając ofiarę, żeby wzbudzić współczucie mojego brata. Oczywiście źle postąpiła. Ale to Leo postanowił uwierzyć jej, a nie mnie. Wyjaśnienie Bastiena obudziło w Lilah wyrzuty sumienia W jednej kwestii musiała przyznać Bastienowi rację. Nie pomyślała o konsekwencjach ciężkich zarzutów, jakie rzuciła w twarz Marinie. Z natury nie była bezwzględna ani zawzięta. Palił ją wstyd, że tak okrutnie ją potraktowała. Wstała gwałtownie, żeby umknąć przed nie-
przychylnym spojrzeniem Bastiena i wyleczyć zranioną dumę w samotności. Nagle pokój zaczął wirować wokół niej. Dostała zawrotów głowy. Zimny pot pokrył jej skórę. Nie zdążyła nawet jęknąć, gdy otoczyła ją ciemność i padła zemdlona na dywan. Bastien osłupiał. Przez chwilę patrzył bezradnie, jak pada bez czucia, ale zaraz podbiegł i przykucnął, żeby ją podnieść. Strach chwycił go za gardło, choć z reguły nie wpadał w popłoch. Wyciągnął komórkę, żeby zadzwonić do domu brata i poprosić do telefonu Grace. Leo o nic nie pytał, za to Grace zasypała go całym gradem pytań. Później spokojnie udzieliła mu instrukcji. Zrobił wszystko, co kazała, zły na siebie, że nie poszedł na kurs pierwszej pomocy, ponieważ wyszedł z założenia, że nigdy nie będzie potrzebował takich umiejętności. Kiedy schował aparat i niósł Delilah do głównej sypialni, zaczęła dawać znaki życia. Zamrugała powiekami, poruszyła głową, a pobladłe policzki zabarwił leciutki rumieniec. Dopiero wtedy Bastien odważył się głębiej odetchnąć. Odgarnął jej z czoła splątane włosy. Nigdy w życiu nie przeżył takiego strachu. Nie mógł sobie darować, że ją potępił, że na nią krzyczał. Wciąż brzmiały mu w uszach słowa Delilah: „Może próbowałam coś dla ciebie zrobić”. Kiedy przeanalizował ich sens, wstrząsnęły nim do głębi. Kiedy ktokolwiek próbował poprawić jego życie? Kiedy ktokolwiek podjął jakieś działanie, żeby ochronić go przed konsekwencjami jego własnego postępowania? Na pewno nikt przed Delilah. Lecz Bastien nie potrzebował niczyjej ochrony. Nikt o niego nie dbał, ani matka, ani ojciec. Musiał się nauczyć żyć, nie czekając na niczyje wsparcie. Ale Delilah stanęła w jego obronie. Lekceważąc zasady dobrego wychowania, w niezręczny i nieprzemyślany sposób spróbowała naprawić jego fatalne stosunki z jedynym bratem. Stanęła po jego stronie, gdy spostrzegła, jak rodzina Zikosów go traktuje. Uświadomił sobie z bezgranicznym zdziwieniem, że zależy jej na nim mimo nikczemnych metod, jakich użył, żeby ją zdobyć, i wszystkich błędów, jakie popełnił. Wziął głęboki oddech i popatrzył na nią z uznaniem. Lilah otworzyła niebieskie oczy i spojrzała na niego półprzytomnie. – Co się stało? – zapytała. – Czyżbym zemdlała? Nigdy życiu nie straciłam przytomności. Tak mi przykro! – Byłaś zdenerwowana. Poza tym kiedy ostatnio cokolwiek jadłaś? Poleż jeszcze chwilkę – poprosił, kładąc ją z powrotem, kiedy próbowała wstać. Niedobrze ci? – Mam lekkie mdłości. Ale to nic, to pewnie skutek omdlenia. – Bardzo przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem – powiedział, ujmując jej dłoń, zdziwiony, że przeprosiny tak lekko przeszły mu przez usta. – Nie krzyczałeś. – Ale poniosły mnie nerwy. Martwiłem się o Anatole i miałem wobec niego wyrzuty sumienia – wyznał, zaskoczony własną szczerością. – Kocham ojca, ale nigdy nie potrafiłem go szanować, co mnie okropnie zawstydza. Zawsze czułem się podłym synem. Lilah uścisnęła jego dłoń. – Moim zdaniem dojrzałeś do tego, żeby kochać go mimo świadomości jego wad.
Uważam, że to dobrze. – Czy zawsze potrafisz znaleźć usprawiedliwienie dla każdego mojego uczynku? – zapytał, patrząc na nią z podziwem. – Wątpię, ale przyznaję ci rację w sprawie Mariny. Postąpiłam okrutnie, wyciągając na światło dzienne błąd wczesnej młodości. Niestety nie pomyślałam, żeby wziąć pod uwagę jej odczucia, a nie tylko twoje. Wstyd przyznać, ale powodowała mną przede wszystkim zazdrość. Nie mogę sobie darować swojej bezwzględności. – Myślałaś o mnie i o mojej relacji z Leonem. Ale dlaczego miałabyś być zazdrosna o Marinę? Minęło prawie dziesięć lat od tamtej niefortunnej przygody, kiedy oboje byliśmy młodzi i głupi. Lilah wzięła głęboki oddech. – Jestem zazdrosna o każdą twoją byłą partnerkę – wyznała. – Nigdy wcześniej nie zdawałam sobie sprawy ze swojej zaborczości. – Tak jak ja – wtrącił nieoczekiwanie Bastien. – Tylko przy tobie zżera mnie irracjonalna zazdrość, jak o żadną inną przed tobą. Nie mogłem nawet znieść, że żartowałaś i gawędziłaś z Cirem. Lilah zrobiła wielkie oczy, usłyszawszy tę niespodziewaną deklarację. – Mówisz serio? – wykrztusiła. – Tak. Zachowywałem się jak szaleniec, odkąd cię odzyskałem. Na twoje nieszczęście wolę życie z tobą niż bez ciebie. Kiedy widzę cię przy sobie po przebudzeniu, jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek – wyrzucił z siebie jednym tchem. Lilah nie wierzyła własnym uszom. Chłonęła każde słowo, niepewna, co o tym myśleć. – Naprawdę? Czy nadal będziesz szczęśliwy, jeżeli nie zajdę w ciążę? – Diavelos! A co to za różnica? Jeżeli los zadecyduje inaczej, jakoś sobie poradzimy… o ile zechcesz ze mną zostać. Lilah usiadła na łóżku, zarzuciła mu ręce na szyję i z ulgą wdychała zapach jego skóry. – Oczywiście, że chcę – zapewniła z całą mocą. – To wcale nie takie oczywiste – zaprotestował ze wstydem, układając ją delikatnie z powrotem na poduszkach. – Zaciągnąłem cię do łóżka za pomocą szantażu, a potem zmusiłem do małżeństwa równie niecnym sposobem. – Wiem, że nie jesteś doskonały i robiłeś okropne rzeczy. Pamiętam, jak mną manipulowałeś, ale… mimo wszystko cię kocham. To nierozsądne, ale silniejsze ode mnie. Bastienowi zaschło w gardle. – Nie zasługuję na twoją miłość – powiedział schrypniętym z emocji głosem. – Nie, ale mimo to cię kocham. – To dobrze, bo nie zdołam nagle zmienić swojego charakteru. Lepiej, że widzisz wszystkie moje wady. Przynajmniej wiesz, co bierzesz – dodał, ściskając obie jej dłonie. – Ale ja też cię kocham, choć nie sądziłem, że zdołam pokochać kogokolwiek. Krótko mówiąc, szaleję za tobą. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, że straciłem dla ciebie głowę. Tak zgłupiałem na twoim punkcie, że uważałem za normalne, że spiskuję, jak przejąć fabrykę twojego ojca, by zyskać nad tobą wystarczającą władzę, żeby cię usidlić.
Lilah gwałtownie zamrugała powiekami. – Naprawdę mnie kochasz? Bastien uniósł jej dłoń do ust i niemal nieśmiało pocałował. – Tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć. Nieważne, czy kiedykolwiek urodzisz mi dziecko. Chcę cię i potrzebuję, bo nadajesz sens mojemu życiu. – Nawet jeżeli ingeruję bez zastanowienia w nie swoje sprawy? – wyszeptała z mocno bijącym sercem, wciąż nie wierząc w to, co usłyszała. – Robisz to spontanicznie, z dobrego serca, żeby pomóc mi uporządkować moje życie. Wyobraź sobie, że od urodzenia nikt mnie nie bronił, nikt nie wsparł, dopóki dziś ty nie przemówiłaś w mojej obronie. W tym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo cię kocham i dlaczego. Prawdopodobnie zakochałem się w tobie już w tym momencie, kiedy wyzwałaś mnie od buhajów i zatrzasnęłaś mi drzwi przed nosem przed dwoma laty. Od tamtej pory dostałem istnej obsesji na twoim punkcie. – Która jakoś nie przeszkadzała ci spać z innymi. – Nie wiń mnie za to, skoro nie dałaś mi najmniejszej szansy powrotu. Zresztą z żadną nie wytrzymałem długo. Łzy napłynęły Lilah do oczu. Zamrugała gwałtownie powiekami, żeby je powstrzymać. – Nie śmiałam wierzyć, że coś trwałego może wyniknąć z twojego powierzchownego zainteresowania wyłącznie seksem. – Och! – jęknął ze zbolałą miną. – Zmieniłaś moje życie w jednej minucie. Obudziłaś we mnie silne uczucia. Bez ciebie życie traci dla mnie sens, jakbym nie miał na co czekać ani dla kogo pracować. Po policzku Lilah spłynęła łza. – Och, Bastien! – załkała. – Doprowadzasz mnie do łez. Kocham cię, ale obawiam się, że pewnego dnia stwierdzisz, że czujesz się w małżeństwie ze mną jak w pułapce. – Przy tobie nigdy. Przy każdej innej czułem się uwięziony albo znudzony. – Popatrzył na nią z miłością, po czym pochylił głowę i złożył na jej ustach powolny, czuły pocałunek. Wyraził nim wszystko, czego nie potrafił ująć w słowa. Nie zdawał sobie sprawy, że szuka kogoś takiego jak ona, że na nią czeka. Jej obraz utkwił w jego głowie przed dwoma laty tak mocno, że żadna inna nie zdołała go zadowolić ani zatrzymać przy sobie. Pocałunek obudził Lilah na nowo do życia, wywołał przyjemne wibracje pod skórą. Wrażliwe piersi nabrzmiały, a krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach. Dzwonek u drzwi nie mógł zadzwonić w mniej odpowiednim dla obojga momencie. Bastien uniósł głowę. – Zobaczę, kto przyszedł. Nie wstawaj. Ledwie opuścił pokój, Lilah wbrew zakazowi wyskoczyła z łóżka i pobiegła do reprezentacyjnego salonu po torebkę. W drodze powrotnej przemierzyła hol i zobaczyła, że odwiedził ich Leo. Bastien zmarszczył brwi, widząc, że opuściła łóżko bez pozwolenia. Lilah uśmiechnęła się do braci i zapewniła: – Zaraz się położę z powrotem. Zamiast spełnić obietnicę, pomknęła prosto do łazienki przy sypialni i wyciągnęła
test ciążowy, który kupiła przed kilkoma dniami. Zrobiłaby go wcześniej, gdyby nie strach, że negatywny wynik zrujnuje ich związek. Dopiero zapewnienia Bastiena rozproszyły jej obawy. Poza tym utrata przytomności obudziła jej podejrzenia, ponieważ nigdy wcześniej nie zemdlała. Musiała wreszcie poznać prawdę. Kilka minut, które musiała odczekać, trwały w jej odczuciu nienaturalnie długo. Kiedy w końcu wstała z brzegu wanny, zmarszczyła brwi. Porażona rezultatem, szeroko otworzyła drzwi łazienki i wrzasnęła: – Bastien! Jesteśmy w ciąży! Poczerwieniała, gdy spostrzegła Leona. Zaabsorbowana oczekiwaniem na rezultat, zupełnie zapomniała o jego obecności. Leo, zaskoczony jej obwieszczeniem, nie powstrzymał uśmiechu rozbawienia. Pogratulował Bastienowi typowo po męsku, klepiąc go po ramieniu, po czym pospiesznie ruszył ku drzwiom frontowym, żeby zostawić małżonków samych. – Naprawdę? – zapytał Bastien niepewnie. – Przecież byłaś niemal pewna, że to niemożliwe. – Symptomy nie były jednoznaczne – wytłumaczyła Lilah skromnie. – Powiedz, co o tym myślisz? Co czujesz? – Chyba jestem w szoku. Zostałem twoim mężem, a wkrótce zostanę też ojcem i… nie mogłaś mnie bardziej uszczęśliwić – dokończył z szerokim, promiennym uśmiechem. Lilah podbiegła do niego. – Nawet jeżeli zawarłeś inną umowę? – Widzę, że nie przeczytałaś jej dokładnie, skoro nie zauważyłaś, że nie zakończyłem jej obietnicą, że pozwolę ci odejść. Jesteś moją żoną, nosisz w łonie moje dziecko i zrobię wszystko, żeby zatrzymać was przy sobie. – Nie chcielibyśmy bez ciebie żyć – zapewniła Lilah, stanęła na palcach i zarzuciła mu ręce na szyję. – Tak bardzo cię kocham, Bastien. Bastien popatrzył na nią w radosnym zdziwieniu. – Wiem, ale nie rozumiem za co. – Bo budzisz miłość. Bastien nadal nie ochłonął z zaskoczenia, ale uznał, że lepiej nie kwestionować cudu. Popełnił wiele błędów, wielokrotnie postąpił niegodnie, ale wszystko mu wybaczyła. Naprawdę musiało jej na nim zależeć. Czy komukolwiek innemu kiedykolwiek na nim zależało? Z podejrzanie błyszczącymi oczami ostrożnie wziął żonę na ręce i bardzo delikatnie położył na łóżku. – Potrzebujesz odpoczynku – stwierdził z pełnym przekonaniem. – Nie. Potrzebuję ciebie – zaprotestowała, wyciągając ręce, żeby przyciągnąć go do siebie. Bastien odstąpił krok do tylu. – Jeżeli położę się obok ciebie… – zaczął, ale nie dała mu dokończyć. – Powitam cię z otwartymi rękami. – W takim razie twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – odrzekł, rozpinając marynarkę – Od kiedy? – dopytywała się Lilah, niewzruszona nieprawdopodobną deklaracją. – Odkąd usłyszałem, że mnie kochasz.
– Kocham – westchnęła, wdychając z lubością jego zapach. – Ja ciebie też. Nad życie – wyznał, odgarniając jej włosy z twarzy. Ciemne oczy płonęły miłością. Lilah pocałowała go namiętnie, bezgranicznie szczęśliwa, że los podarował jej nie tylko Bastiena, ale też obietnicę powiększenia rodziny.
EPILOG Trzy lata później Lilah wygładziła kolorową letnią sukienkę i popatrzyła na pierścionek z szafirem i brylantem, który Bastien podarował jej z okazji narodzin syna. Nikos, prześliczny chłopczyk, odziedziczył po rodzicach gęste, czarne włosy, a po matce szafirowe oczy. Był też bardzo uczuciowy. Uwielbiał ojca, który poświęcał mu wiele uwagi i robił wszystko, żeby zapewnić chłopcu szczęśliwe, pełne miłości dzieciństwo. W ciągu minionych trzech lat zaszło wiele zmian. Na stałe mieszkali w londyńskim domu, ale kiedy potrzebowali wytchnienia od intensywnej pracy, lecieli do rezydencji w Prowansji. Wielki dom stanowił doskonałą bazę do rodzinnych zjazdów. Ojciec Lilah, jej macocha i rodzeństwo regularnie ich odwiedzali. Robert Moore nadal kierował Moore Components. Rozbudowali fabrykę, żeby mogła nadążać z realizacją nawału zleceń. Kilka tygodni po zawale Anatole Bastien z Lilah wzięli drugi, kościelny ślub w Prowansji, na który przybyła cała rodzina. Urządzili po nim huczne wesele w prowansalskiej rezydencji Bastiena. Przez jakiś czas później Lilah pracowała jako asystentka Bastiena, co umożliwiło małżonkom spędzanie więcej czasu ze sobą, zwłaszcza gdy Bastien dużo podróżował. Jednak po narodzinach synka Bastien skonsolidował różne przedsięwzięcia swojego przemysłowego imperium, żeby ograniczyć konieczność podróży i spędzać więcej czasu z rodziną. Grace i Leo regularnie ich odwiedzali. Przełamanie lodów zajęło wiele czasu, ale Leo z Bastienem w końcu nawiązali prawdziwą braterską więź. Marina powiedziała Leonowi prawdę o aborcji. Leo przyszedł zawrzeć pokój w dniu, w którym Lilah odkryła, że zaszła w ciążę. Z inicjatywy Lilah i Grace, które połączyła serdeczna przyjaźń, obie rodziny kilkakrotnie spędziły razem miłe wakacje na jachcie Leona i w zamku Bastiena. Anatole po zawale serca zrzucił sporo kilogramów dla poprawy zdrowia. Uwielbiał wnuki i często przyjeżdżał zarówno do Londynu jak i do Prowansji. Jego żona, Cleta, prawie nigdy nie towarzyszyła mu w tych wizytach. Radość ojca z pojednania obydwu synów wzruszała Lilah. – Przepraszam za spóźnienie – zawołał Bastien od drzwi, zdejmując koszulę, żeby wziąć kąpiel. – Nikos ze Skippym mnie zatrzymali, żebym zagrał z nimi w piłkę. Leo mnie zastąpił, chociaż Rosie stwierdziła, że kopanie piłek to głupia zabawa dla chłopaków. Lilah roześmiała się serdecznie. Córeczka Grace, bardzo bystra jak na swój wiek, często rozbawiała dorosłych wesołymi powiedzonkami. Przeszła przez pokój, żeby pomóc Bastienowi rozpiąć koszulę. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – zagadnęła łagodnie. – Czy miałbyś
ochotę na towarzystwo pod prysznicem? – Czy to prezent urodzinowy? – spytał z nadzieją w głosie. Lilah zdjęła sukienkę i rozpięła biustonosz. – Nie. To tylko drobna niespodzianka. Nie było cię całe trzy dni. Tęskniłam za tobą. – Ja za tobą też. Uważaj, zamoczysz włosy. – Podepnę je. Lilah westchnęła błogo, gdy wziął ją w objęcia i namiętnie pocałował. W tym momencie takie drobiazgi jak wygląd straciły na znaczeniu wobec bliskości Bastiena. – Uprzedziłem Leona, że pozostanę z tobą trochę sam na sam – wyznał Bastien. – Wykorzystałeś okazję? – Jak zwykle, hara mou - przyznał schrypniętym z pożądania głosem, zanim ściągnął resztę ubrania, nie wypuszczając żony z objęć. Odpoczywali później, ciasno spleceni, i wymieniali najnowsze ploteczki, szczęśliwi, że znowu są razem. – Kocham cię – westchnęła Lilah. – Ja cię kocham bardziej – wyszeptał Bastien, który w każdej sytuacji, nawet tak intymnej, lubił konkurować i wygrywać.
[1] Dalila – ukoc hana biblijnego Samsona, która rozkoc hała go w sobie, żeby podstępem wyc iągnąć od niego tajemnic ę jego nadludzkiej siły (zaklętej w nieo bc inanych nigdy włosach) i wydać wrogom – Filistynom [przyp. tłum.].
Tytuł oryginału: The Greek Comm ands His Mistress Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Lim ited, 2015 Redaktor serii: Marzena Cieśla Oprac owanie redakc yjne: Marzena Cieśla Korekta: Anna Jabłońska © 2015 by Lynne Graham © for the Polish edition by HarperC ollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017 Wydanie niniejsze zostało opublikowane na lic enc ji Harlequin Boo ks S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukc ji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postac ie w tej książc e są fikc yjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzec zywistych – żywych i umarłych – jest całkowic ie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życ ie są zastrzeżonym i znakam i należąc ym i do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego lic enc ji. HarperC ollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należąc ym do HarperC ollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właścic iela. Ilustrac ja na okładc e wykorzystana za zgodą Harlequin Boo ks S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone. HarperC ollins Polska sp. z o.o. 02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25 www.harlequin.pl ISBN 978-83-276-3015-5 Konwersja do form atu MOBI: Legim i Sp. z o.o.
Spis treści Strona tytułowa Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Epilog Strona redakcyjna