PrzełoŜył MACIEJ
PERTYŃSKl
Wydawnictwo Da Cap0
Warszawa 1994
Rozdział
pierwszy
Charlie, ty sukinsynu, zawsze miałeś
spaczone poczucie humoru! Ale jak
...
4 downloads
10 Views
PrzełoŜył MACIEJ
PERTYŃSKl
Wydawnictwo Da Cap0
Warszawa 1994
Rozdział
pierwszy
Charlie, ty sukinsynu, zawsze miałeś
spaczone poczucie humoru! Ale jak
mogłeś mi zrobić coś takiego?
Joel Blackstone stał w kruchcie małego
kościółka i przyglądał się gromadce
Ŝałobników w przednich ławkach.
Promienie wrześniowego słońca
przenikały przez witraŜe w oknach,
rozświetlając wysokie wnętrze. Głos
pastora był mocny i zaskakująco
pogodny, biorąc pod uwagę, Ŝe była to
uroczystość Ŝałobna.
- Charlie Thornquist był najbardziej
zagorzałym wędkarzem, jakiego znałem -
powiedział pastor. - A to wiele znaczy, bo
jeden Bdg tylko wie, jak chętnie sam się
oddaję temu szlachetnemu zajęciu. Ale ja
traktowałem je zawsze jako rozrywkę,
hobby. Dla Charliego zaś było
prawdziwym Ŝyciowym powołaniem.
7
JayneAnnKrentz
Na prawo od pastora, na drewnianym podwyŜszeniu,
stała urna. Na przybitej do niej małej, mosięŜnej tablicz-
ce wyryto słowa „Poszedł na ryby". W urnie znajdowały
się doczesne szczątki osiemdziesięciopięcioletniego sze-
fa Joela, Charliego Thornąuista. Wpkdł urny ustawiono
kilka zdjęć Charliego z wyjątkowymi okazami: najwięk-
sze wraŜenie robiła fotografia z marlinem złowionym u
wybrzeŜy Meksyku.
Joel wciąŜ nie potrafił uwierzyć, Ŝe ten stary drań w
końcu go wykiwał. Po całym tym gadaniu, Ŝe w nad-
chodzącym roku da się Joelowi wykupić, teraz go wyro-
lował. Firma, którą Joel zbudował od podstaw, przypadła
córce kuzyna Charliego. Pani Letitia Thornquist była bib-
liotekarką w jakimś college'u na środkowym wschodzie,
w Kansas, Nebrasce czy jeszcze innym, równie odległym
miejscu.
Och, do diabła z tym wszystkim! Firma Thornąuist
Gear naleŜała do niego, Joela Blackstone'a, a on za Ŝadną
cholerę nie miał zamiaru dopuścić, Ŝeby wpadła w om-
szałe łapki jakiejś wychowanej w wieŜy z kości słoniowej
panienki, która nawet za pomocą dwudziestotomowego
słownika nie zdołałaby odczytać bilansu handlowego, Jo-
el skręcał się z wściekłości. Był juŜ tak blisko przejęcia
Thornąuista!
To była jego firma, pod kaŜdym względem! To on
wsadził w nią przez ostatnie dziesięć lat wszystko, co
miał. To on własnoręcznie uczynił z niej jedno z najwaŜ-
niejszych przedsiębiorstw na rynku. I to właśnie on spę-
dził ostatnie osiem miesięcy na knuciu i planowaniu
zemsty, której juŜ nie mógł się doczekać. Ale Ŝeby doko-
nać tej zemsty, musiał utrzymać pełną kontrolę nad
Thornąuist Gear.
Joel pomyślał, Ŝe w ten czy inny sposób pozostanie
szefem firmy. A ta bibliotekareczka z Iowy czy skąd tam,
moŜe się pocałować w dupę.
- Zebraliśmy się tu dziś, aby poŜegnać Charliego
Idealni partnerzy
Thornąuista - powiedział pastor. - Pod wieloma względa-
mi to smutny moment, ale w rzeczywistości wysyłamy
go po prostu w kochające ręce Wielkiego Wędkarza.
Mieliśmy układ, Charlie. Ufałem ci. Thornąuist miało
być moje! Dlaczego, do cholery, musiałeś umrzeć akurat
teraz?
Joel bardzo chciał wierzyć, Ŝe Charlie chyba jednak
nieumyślnie wykitował na atak serca, zanim zdąŜył
zmienić testament zgodnie ze swoją obietnicą. Po prostu
miał zwyczaj olewać interesy na rzecz wędkarstwa. Był
w tym naprawdę świetny. Tym razem stary dobry Charlie
olewał róŜne rzeczy trochę za długo.
i oto teraz, zamiast zostać posiadaczem Thornąuist
Gear, szybko rozwijającej się firmy z centralą w Seattle,
specjalizującej się w sprzęcie sportowym i turystycz-
nym, Joel dorobił się nowego szefa. JuŜ na samą tę myśl
zagryzał zęby. Bibliotekarka, na litość boską! Miał praco-
wać dla bibliotekarki!
- Przez większą część swego dorosłego Ŝycia Charlie
Thornąuist ulegał jednej, jedynej pasji. - Pastor uśmiech-
nął się łagodnie do zebranych. - A tą pasją było wędkar-
stwo. Ale dla Charliego Thornąuista liczyło się nie to, co
akurat złowił, lecz sama wspólnota z naturą, towarzyszą-
ca kaŜdej wyprawie na ryby. Charlie był najszczęśliwszy
siedząc w łodzi z wędziskiem w garści.
Joel przyznał w myślach, Ŝe to cała prawda. Jednak
kiedy Charlie wypływał na ryby, Joel wypruwał z siebie
flaki, Ŝeby zmienić Thornąuist Gear z guzik wartego
sklepiku w handlową i finansową potęgę, w młodego,
głodnego rekina, który właśnie szykował się do połknię-
cia w całości i Ŝywcem swojej pierwszej ofiary. Charlie-
mu podobałaby się ta metafora.
Joel zmruŜył oczy przed złotą poświatą, sączącą się
przez kolorowe okna. Przyjrzał się uwaŜnie trzem oso-
bom siedzącym w pierwszej ławce.
Dzięki Charliemu poznał juŜ wcześniej doktora Morga-
8 9
JayneAnnKrentz
na Thornquista. Morgan był profesorem na Wydziale Filo-
zofii i Logiki co!lege'u w Ridgemore, małej, prywatnej
uczelni w Seattle. Wychował się na farmie na środkowym
wschodzie, co dawało się jeszcze zauwaŜyć w jego moc-
no zbudowanej sylwetce i szerokich ramionach.
Ale poza tym nic nie wskazywało na to, Ŝe jako chło-
piec Morgan mieszkał na wsi. Niedawno skończył pięć-
dziesiąt lat, i - o czym Joel wiedział od Charliego - pięć
lat temu stracił pierwszą Ŝonę. Z krzaczastymi brwiami,
dokładnie przystrzyŜoną siwą brodą i otaczającą go aurą
akademickiej pompatyczności, Morgan idealnie pasował
do wyobraŜeń Joela o profesorze college'u. Joel nie miał
nic przeciwko Morganowi. Spotkali się do tej pory kilka
razy, a Morgan zawsze był bardzo uprzejmy. Joel szano-
wał inteligencję, a Morgan Thornquist bez cienia wątpli-
wości był człowiekiem bardzo inteligentnym.
To samo moŜna było powiedzieć o jego obecnej Ŝonie,
wysokiej, zimnej jak lód blondynce w zaawansowanej
ciąŜy, siedzącej po prawej stronie Morgana. Stephanie
Thornąuist była według wszelkich znaków na niebie i
ziemi równie błyskotliwa, jak jej mąŜ. Mając czterdzieści
lat była profesorem na Wydziale Lingwistyki college'u w
Ridgemore.
Stephanie Thornquist niezaprzeczalnie była kobietą
atrakcyjną. Miała szlachetne rysy twarzy, i nawet mimo
ciąŜy jej figura była smukła i elegancka. Srebrnoblond
włosy miała obcięte bardzo krótko i bardzo gładko, w
sposób, który był jednocześnie nowoczesny i ponad-
czasowy. Jej chłodne, niebieskie oczy odzwierciedlały
taką samą spokojną inteligencję, jaką charakteryzował
się jej mąŜ.
Joel wiedział, czego się spodziewać po Morganie i
Stephanie, bo przynajmniej miał okazję ich poznać. Nie
stanowili dla niego ani bezpośredniego zagroŜenia, ani
tajemnicy. Natomiast jego nowy szef był i tym, i tym.
Niemal z niechęcią Joel przeniósł wzrok na siedzącą
Idealni partnerzy
po lewej stronie Morgana Thornąuista młodą kobietę. Nie
miał do tej pory okazji poznać Letitii Thornąuist i nie
bardzo się do tego palił.
Z miejsca, w którym stał, nie widział dokładnie jej
twarzy - głównie jednak z tego powodu, Ŝe wciąŜ szlo-
chała w ogromną chusteczkę. W tym małym zgromadze-
niu panna Thornąuist była jedyną płaczącą osobą. Joel
zauwaŜył, Ŝe robiła to z pewnym entuzjazmem.
Pierwsze wraŜenie Joela w związku z nową właściciel-
ką Thornąuist Gear dotyczyło braku jakiegokolwiek po-
dobieństwa między nią i jej macochą. W przeciwieństwie
do tej wysokiej, eleganckiej blondynki była niska i miała
wymiętoszone ubranie, a jej rozczochrane włosy zdecy-
dowanie nie były koloru blond.
Właściwie to właśnie ta dzika gęstwa miedzianobrązo-
wych włosów jako pierwsza rzuciła mu się w oczy. Pani
Letitia wyraźnie dołoŜyła starań, Ŝeby jakoś upiąć tę bez-
ładną masę w powaŜny kok, ale zaczynał się on juŜ roz-
sypywać. Spod złotej kiamry wyślizgiwały się kosmyki
włosów, zaczynając Ŝycie na własny rachunek. Niektóre
z nich opadły na jej delikatny kark, inne figlarnie dotyka-
ły brwi lub skręcały się na policzkach.
Kiedyś, przy jakiejś okazji, Charlie powiedział mu, Ŝe
Letty miała dwadzieścia dziewięć lat. Wspomniał wów-
czas teŜ nazwę tego college'u, w którym pracowała jako
bibliotekarka, ale Joel zdąŜył to juŜ zapomnieć. Teraz
usiłował sobie przypomnieć nazwę tej szkoły - Valmont
czy Vellcourt, coś takiego.
W tej właśnie chwili Letitia Thornąuist obejrzała się i
dostrzegła, Ŝe Joel się jej przygląda. Joel nie odwrócił
wzroku, kiedy zerknęła na niego przez okulary w okrąg-
łych, szylkretowych oprawkach. Jej oczy były Wielkie i
pełne ciekawości. Małe, okrągłe szkła w połączeniu z
wysokim łukiem ciemnych brwi nadawały jej wygląd
wcielonej wielkookiej niewinności. Joelowi nasunęło się
porównanie z pyszczkiem małego, wścibskiego kotka.
10 11
JayneAnnKrentz
Patrząc na joela, Letitia z zastanowieniem zmarszczy-
ła czoło, wyraźnie usiłując się domyślić, kim on jest i co
tutaj robi.
Z lekkim wstrząsem Joel uświadomił sobie, Ŝe Letitia
ma ładne, pełne usta. ZauwaŜył teŜ, Ŝe jej Ŝakiet - przy-
najmniej częściowo - sprawiał wraŜenie wymiętego z po-
wodu pewnych zaokrągleń na jej figurze. Nie była ani
trochę za obfita, jak stwierdził, ale po prostu przyjemnie
zaokrąglona we wszystkich właściwych miejscach. Miała
w sobie pewną przytulną zmysłowość. Była tym typem
kobiety, o którym męŜczyźni myślą potajemnie, kiedy
zaczynają się zastanawiać nad domem rodzinnym
i dziećmi.
Joel jęknął w duchu. Zupełnie jakby miał jeszcze za
mało problemów. Teraz musiał jeszcze wymyślić sposób
na poradzenie sobie z wielkookim niewiniątkiem, kobie-
tą, która wyglądała, jakby jej Ŝyciowym powołaniem było
mozolenie się nad garnkami z obiadem i raczkującymi
pod nogami niemowlętami.
Z drugiej strony, pocieszył się, jeśli Letitia Thornquist
była tym, na kogo wyglądała - naiwną bibliotekarką ze
środkowego zachodu - powinien sobie z nią poradzić.
ZłoŜy jej tę samą propozycję, jaką złoŜył Charliemu.
Przy niewielkiej dozie szczęścia pani Thornquist rzuci
się na sposobność zostania w kilka miesięcy bogatą osobą
i wskoczy do najbliŜszego samolotu do Kansas, czy
skąd tam przybyła. Joel przypomniał sobie, Ŝe chyba
była mowa o jakimś narzeczonym. Tak, był pewny, Ŝe
Charlie wspomniał o jej niedawnych zaręczynach.
Joel przyjrzał się uwaŜnie jej smukłym palcom wypa-
trując pierścionka, kiedy Letitia Thornąuist z powrotem
przeniosła uwagę na kończącego ceremonię pastora.
- Charlie opuścił ten świat w chwili, kiedy poświęcał
się swojej najukochańszej czynności - podsumował pa-
stor. - Nie kaŜdemu moŜe to być dane. Jego rodzinie i
przyjaciołom będzie go brakowało, ale wszyscy moŜe-
Idealni partnerzy
my czerpać satysfakcję z wiedzy, Ŝe Charlie przeŜył swo-
je Ŝycie w taki sposób, jakiego sobie Ŝyczył.
Joel wbił wzrok w urnę. Będzie mi cię brakowało, ty
stary sukinsynu, mimo Ŝe na koniec wszystko rozpie-
przyłeś.
Przyjrzał się z zainteresowaniem, jak Letitia otwiera
czarną torebkę, wyjmuje kolejną wielką chusteczkę i wy-
dmuchuje nos. Schowała chusteczkę do torebki i ukrad-
kowym ruchem usiłowała obciągnąć Ŝakiet. Patrząc na to
Joel stwierdził, Ŝe był to zupełnie bezowocny wysiłek.
Najwyraźniej Letty była jedną z tych osób, na których
ubranie pięć minut po włoŜeniu juŜ jest wymięte.
Jakby znów wyczuwając jego spojrzenie, Letty się
obejrzała. W dziwnym przypływie lubieŜnego zaintere-
sowania Joel zaczął się zastanawiać, czy będąc w łóŜku
z męŜczyzną Letty ma na twarzy taki sam wyraz zacieka-
wienia. Wyobraził sobie, jak bardzo musi być zaskoczona
osiągając orgazm. Uśmiechnął się na tę myśl. Uświadomił
sobie, Ŝe był to jego pierwszy uśmiech od wielu dni.
- śycząc Charliemu nieskończonej wyprawy na ryby,
pomódlmy się przez chwilę w ciszy. - Pastor pochylił
głowę, a wszyscy zebrani poszli za jego przykładem.
Podniósłszy znów głowę Joel dostrzegł, Ŝe pastor wrę-
cza urnę Morganowi Thornquistowi. śałobnicy powstali
z ławek i zaczęli wychodzić przed kościół.
Morgan i Stephanie zatrzymali się, Ŝeby zamienić parę
słów z kilkoma gośćmi. Joel nie spuszczał z oka Letitii,
która wydobywała właśnie następną chusteczkę. Kiedy
otworzyła torebkę, dwie z pokaźnej sterty zuŜytych chu-
steczek wypadły jej na podłogę. Letitia pochyliła się,
Ŝeby je wydostać spod ławki. Ta czynność uwypukliła
kształty jej rozkosznie zaokrąglonego tyłeczka, jak rów-
nieŜ spowodowała wysunięcie się na plecach bluzki spod
paska od spódnicy.
W tym momencie Joel uznał, Ŝe panna Letitia Thorn-
ąuist będzie zaledwie niedogodnością, a nie powaŜnym
12 13
JayneAnnKrentz Idealni partnerzy
problemem. Kierując się impulsem ruszył do ławki, pod
ktdrą Letitia na czworaka poszukiwała upuszczonych
chusteczek.
- Ja je podniosę, panno Thornąuist! - Joel zatrzymał
się obok, schylił, podniósł mokre chusteczki i wręczył je
wciąŜ przykucniętej między ławkami Letitii. Ze zdziwie-
niem uniosła wzrok i nagle Joel dojrzał ogromne, inteli-
gentne oczy koloru morskiej zieleni.
- Dziękuję - mruknęła, usiłując jednocześnie wstać,
obciągnąć Ŝakiet i wygładzić spódnicę.
Joel stłumił westchnienie. Wziął ją pod ramię i pomo'gł
się podnieść. Była lekka, ale zadziwiająco silna. Było w
niej coś zdrowego, wibrującego energią.
- W porządku? - spytał.
- Tak, oczywiście. Zawsze płaczę na pogrzebach.
Morgan Thornąuist zbliŜał się ku nim spokojnym kro
kiem.
- Cześć, Joel. Cieszę się, Ŝe dotarłeś.
- Za nic nie opuściłbym pogrzebu Charliego - odparł
sztywno Joel.
- Rozumiem. Znasz juŜ moją cdrkę? - spytał Morgan.
- Letty, to jest Joel Blackstone, dyrektor Thornąuist Gear
u Charliego.
Oczy Letty zalśniły ciekawością i jakby odrobiną pod-
niecenia.
- Miło mi. Jak pan się miewa?
- Świetnie - odparł krotko Joel. - Wręcz znakomicie.
Morgan przyjrzał mu się z namysłem.
- Pojedziesz z nami do domku letniskowego? Wypije-
my parę drinków i zjemy kolację na cześć Charliego.
- Dzięki - powiedział Joel. - Ale miałem zamiar wrócić
dziś wieczorem do Seattle.
Dołączyła do nich Stephanie.
- A moŜe przespałbyś się u nas, Joel? Mamy mnóstwo
miejsca. W ten sposób mógłbyś zjeść z nami kolację
i wypić drinka.
Och, do cholery, pomyślał Joel. To oznacza szansę na
zorientowanie się, co mi niesie przyszłość w osobie pan-
ny Letitii Thornąuist.
- Dobra. Dziękuję.
Letty z namysłem zmarszczyła brwi.
- Pan jest dyrektorem firmy mojego wuja?
- Zgadza się.
Z niejaką dezaprobatą przesunęła wzrokiem po jego
czarnej wiatrówce, dŜinsach i adidasach. Joel dostrzegł
moment, w którym zauwaŜyła brak krawata.
- Czy bardzo się pan spieszył jadąc tutaj, panie Black-
stone? - spytała uprzejmie.
- Nie. - Uśmiechnął się lekko. - Ubrałem się na tę
okazję mając w pamięci Charliego. Pracowałem dla niego
prawie dziesięć lat i ani razu nie widziałem go w kra-
wacie.
- Ten facet jest świetnyl - Morgan zachichotał. - Char-
lie zawsze mi opowiadał, jak bardzo jesteś niezastąpio-
ny. Twierdził, Ŝe tylko dzięki tobie mógł spędzić ostatnie
dziesięć lat na ciągłym wędkowaniu.
- Starałem się zdjąć mu z barków codzienne proble-
my związane z prowadzeniem firmy - mruknął Joel.
- Wiem o tym. Jestem pewny, Ŝe równieŜ z Letty bę-
dzie ci się świetnie pracowało - zapewnił Morgan. - My-
ślę, Ŝe macie ze sobą mnóstwo do obgadania.
- Proszę, tatusiu - powiedziała Letty. - To chyba nie
czas i miejsce na rozmowy o interesach.
- Bzdura - odparł Morgan. - Wujek Charlie na pewno
by nie chciał, Ŝebyśmy popadali w sentymentalizm. Ty
i Joel musicie się bliŜej poznać. Im prędzej, tym lepiej.
Letty, a moŜe byś pojechała do domku samochodem Joe-
la? Będziesz mu pokazywała drogę, a jednocześnie lepiej
się poznacie.
Kiedy Letty zastanawiała się nad propozycją, Joel do-
strzegł w jej oczach niepewność. W tej właśnie chwili
postanowił, Ŝe najlepszym sposobem zapanowania nad
14 15
Jayne Ann Krentz
nową szefową będzie oszczędzenie jej konieczności sa-
motnego podejmowania waŜnych decyzji.
- Dobry pomysł - powiedział swobodnym głosem. Ujął
stanowczym ruchem ramię Letty i ruszył na schody
kościoła. - Mój Jeep stoi zaparkowany zaraz obok.
- No... - Letty szybko przenosiła wzrok z ojca na Joela i z
powrotem. - Jeśli to panu nie przeszkadza...
- Ani trochę.
Właśnie tak, jak to Joel przewidział, swym zdecydowa-
niem niejako podjął decyzję za Letty. Ściskając pod pa-
chą czarną torebkę dała mu się poprowadzić.
śadnych problemów - pomyślał Joel. To będzie jak
odebranie cukierka dziecku. Na swój sposób Charlie był
równie łatwy do opanowania. Niemal do końca, to znaczy
do momentu, kiedy Charlie po mistrzowsku go wyrolo-
wał.
- Au! - pisnęła Letty. - To boli!
- Przepraszam. - Joel zmusił się do rozluźnienia uchwytu
na jej ramieniu.
Charlie, ty bydlaku, jak mogłeś mi to zrobić?
Letty siedziała niespokojnie na fotelu pasaŜera, kiedy Joel
prowadził jeepa przez małe, górskie miasteczko, a potem
wyjechał na asfaltową szosę wzdłuŜ wąwozu - koryta rzeki.
Mocno ściskała pod pachą torebkę i ukradkiem taksowała
spojrzeniem swojego nowego dyrektora. Zastanawiało ją
napięcie, jakie wyczuwała w Joelu Blackstonie.
Owszem, pogrzeby to uroczystości, które wywołują
emocje, ale to było coś więcej niŜ smutek, jakiego moŜna
by oczekiwać po stracie szefa. Joel Blackstone miał w so-
bie jakiś niepokój. Letty go wyczuwała, płonął w jego
złotawych oczach i wibrował w kaŜdym fragmencie jego
smukłego, twardego ciała.
Dyszał niecierpliwością, choć świetnie ją ukrywał pod
maską chłodnej samokontroli. Poza tym, Joel był wście-
kły. Zrozumiawszy to Letty poczuła dreszcz na plecach.
16
Idealni partnerzy
Wściekli męŜczyźni są niebezpieczni.
WraŜenie gotowego do wybuchu wulkanu potęgowały
surowe rysy twarzy Joela. Było w niej coś dzikiego.
Letty pomyślała, Ŝe ta twarz odzwierciedla prymitywne
instynkty myśliwskie, które u współczesnego,
cywilizowanego człowieka powinny być głęboko ukryte.
U Joela Blackstone^ były widoczne, tuŜ tuŜ pod
powierzchnią. Doszła do wniosku, Ŝe Joel ma około
trzydziestu sześciu, moŜe siedmiu lat, ale coś w jego
twarzy i postawie wydawało się o wiele starsze.
Letty czuła z jednej strony niemal nieopanowaną cieka-
wość, z drugiej zaś silne poczucie zagroŜenia. Nigdy
dotąd nie spotkała człowieka, który działałby na nią w
ten sposób. Było to bardzo materialne, czyste odczucie.
- Jak długo pracował pan dla mojego wujaj panie Black-
stone? - spytała w końcu uprzejmie, kiedy njilczenie sta-
ło się juŜ nieznośne.
- Prawie dziesięć lat.
- Aha. - Letty zwilŜyła językiem usta. - On... ee...
wyraŜał się o panu z uznaniem. Mówił/ Ŝe jest pan bar-
dzo błyskotliwy. Powiedział, Ŝe ma pah talent do intere-
sów.
- Tak. Talent zamiast magisterium biznesu i admini-
stracji. - Joel rzucił jej krótkie, rozbawione spojrzenie. -
O pani teŜ się wyraŜał z uznaniem, panno Thornąuist.
Mówił, Ŝe pani jest sprytną osóbką.
Letty skrzywiła się lekko.
- Wujek Charlie chyba nie miał najlepszego zdania o
naukowcach. Zawsze mówił o nich z pobłaŜliwym lek-
cewaŜeniem.
- Był samoukiem. Niezbyt sobie cenił Ŝycie w wieŜy z
kości słoniowej.
- Tak jak i pan, prawda? - Letty z wysiłkiem utrzymy-
wała uprzejmy ton.
- Charlie i ja. mieliśmy sporo wspólnego. Na przykład
właśnie to.
JayneAnnKrentz Idealni partnerzy
- Niezupełnie. - Letty wydęła usta. - Pan chyba czuje
do tego pogardę, a Charlie niczym nie pogardzał.
- CzyŜby? - Ton Joeia nie wyraŜał szczególnego zain-
teresowania.
- Charlie wychował mojego ojca po śmierci dziadków.
I to właśnie Charlie sfinansował naukę taty aŜ do magi-
sterium. Tak więc, jak pan widzi, nie mógł tak zupełnie
pogardzać akademickim wykształceniem.
Joel wzruszył ramionami.
- Charlie uwaŜał, Ŝe kaŜdy powinien Ŝyć tak jak chce.
A sam chciał tylko tego, Ŝeby mu wszyscy dali spokój i
Ŝeby mógł jeździć na ryby tak często, jak się da.
- Tak, myślę Ŝe to prawda. - No i tyle wyszło z prób
rozluźnienia go swobodną rozmową. Letty zaczęła się za-
stanawiać, z jaką kobietą spotyka się Joel Blackstone. Bo
gdyby był Ŝonaty, to z pewnością przyjechałby z Ŝoną.
Doszła do wniosku, Ŝe jakakolwiek jest ta kobieta,
musi być bardzo zmysłową osobą, poniewaŜ taki męŜ-
czyzna, jak Joel Blackstone, poŜąda zapewne kobiety,
która pasuje do niego pod względem fizycznym.
Szybko sobie dopowiedziała, Ŝe większość męŜczyzn
poŜąda takich kobiet. Nawet Philip, którego nie uwaŜała za
tak wymagającego, potrzebował bardziej zmysłowej part-
nerki. Biorąc wszystko pod uwagę, szczęśliwie się złoŜyło,
Ŝe odkryła to w trakcie narzeczeristwa, a nie po ślubie.
- Jak długo będzie pani na WybrzeŜu, panno Thorn-
quist?
- Proszę mi mówić Letty.
- Jasne. Dobra. Letty. Jak długo?
- Jeszcze nie wiem.
Na mgnienie oka z twarzy Joela zniknęła cieniutka
warstewka samokontroli, ujawniając cień tej niespokoj-
nej niecierpliwości, którą Letty wyczuła juŜ przedtem.
- Co to znaczy, Ŝe nie wiesz? - Joel wpatrywał się
przez szybę Jeepa w wąską, krętą drogę. - Nie musisz
wracać do tego co!le...