Buddyzm Prosto Steve Hagen Piękne, jasne i proste spojrzenie na mądrość i naukę Buddy Buddyzm prosto. Steve Hagen - 2 - Kiedy poproszono Buddę, o pods...
18 downloads
25 Views
2MB Size
Buddyzm Prosto
Steve Hagen Piękne, jasne i proste spojrzenie na mądrość i naukę Buddy
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Kiedy poproszono Buddę, o podsumowanie jego nauk jednym słowem, powiedział: „Świadomość". Budda uczył jak patrzeć prosto w naturę doświadczenia. Jego obserwacje i wglądy są proste i praktyczne i dotyczą teraźniejszości.
Dla każdego, kto pragnie głęboko wejrzeć w naturę egzystencji, jest to wezwanie do przebudzenia. To książka o świadomości, nie świadomości czegoś szczególnego, ale świadomości jako takiej - o przebudzeniu, uważności, śledzeniu tego, co się aktualnie dzieje. Traktuje ona o stawianiu najbardziej podstawowych pytań związanych z życiem i odkrywaniu odpowiedzi na nie. nie mówi o wierze, doktrynie, formule czy tradycji, lecz o poleganiu na bezpośrednim doświadczaniu chwili obecnej. Mówi o wolności umysłu. Ludziom spotykającym się z buddyzmem po raz pierwszy, Buddyzm prosto oferuje możliwość czystego spojrzenia na mądrość i naukę oświeconego nauczyciela, jakim był Budda. Uświadamia też, że choć żył około 2500 lat temu, jego nauki nadal pozostają żywe i aktualne, natomiast osobom, którym buddyzm już jest bliski, książka ta dostarczy kompendium podstawowych prawd buddyjskich, wolnych od interpretacji i naleciałości kulturowych, którymi obrósł on przez ostatnich 25 wieków. Autor, Steve Hagen, prezentuje tu nauki wolne od jakichkolwiek naleciałości, posługuje się przy tym językiem przystępnym, nie obciążonym stylem narzuconym przez tradycję czy wiarę.
-2-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Wstęp. W chwili, gdy bieżące tysiąclecie zbliża się ku końcowi, większość z nas już nie wierzy w wersje świata zawarte w świętych księgach. Wraz z rozwojem nauki, wszechświat coraz częściej jawi się nam, jako ogromnie dziwna, olbrzymia, złożona, bezosobowa, wielowymiarowa i być może bez znaczenia, sfera umysłu i materii. By jakoś poradzić sobie z tą - wyzbytą wiary — wizją, uciekamy zwykle w jedno z dwóch nieszczęsnych ekstremów. Albo ślepniemy na nasze kłopotliwe położenie i staramy się uciec w narkotyki, alkohol, kariery lub jakiekolwiek inne niezliczone systemy wiary, albo też kierujemy się ku żałosnej myśli, że jesteśmy inteligentnymi istotami żyjącymi w świecie pozbawionym sensu. Przy czym wielu z nas zachowuje się tak, jakbyśmy mogli osiągnąć spełnienie, gdybyśmy tylko posiadali: dostatecznie dużo pieniędzy, dostatecznie duże zabezpieczenie, dostatecznie dużo szacunku, dostatecznie dużo miłości, dostatecznie dużo wiary, dostateczną edukację, dostateczną siłę, dostateczny spokój, dostateczną wiedze, dostateczne... coś tam. Są jednak i tacy, którzy tego nie kupują (lub nie mogą kupić), ponieważ czują, że prawdziwego bezpieczeństwa nie da się osiągnąć. Bo nawet, gdybyśmy zdołali zgromadzić wszystko, czego pragniemy, to przecież i tak nieuchronnie zabierze nam to śmierć. To naprawdę nas frustruje. Jak w takich warunkach odnaleźć spokój. Nie tylko czujemy się więźniami własnej ignorancji, ale wydajemy się skazani na pozostanie na tej drodze. Oto jak mówił o tym Yang Chu, chiński filozof z czwartego wieku przed naszą erą: Idziemy przez świat z klapkami na oczach, zaabsorbowani małymi rzeczami, które widzimy i słyszymy, rozmyślając nad własnymi uprzedzeniami, omijając radość życia, nie zdając sobie nawet sprawy, że coś ominęliśmy. Nigdy, nawet przez chwilę nie kosztujemy podniecającego smaku wina wolności. Jesteśmy uwięzieni tak prawdziwie, jakbyśmy leżeli na dnie lochu, skuci łańcuchami. Jaki jest podstawowy ludzki problem, którego nie może uleczyć żadne znane lekarstwo? O co chodzi w całej naszej egzystencji? W jaki sposób moglibyśmy kiedyś pojąć ją całą? I w końcu, czy znajomość Całości - wiedza, która nie jest relatywna ani uwarunkowana - nie jest właśnie tym, co uwolniłoby nas od wątpliwości i dylematów, które przysparzają nam tyle bólu i niepokoju? Pragniemy uwolnić się od niepokoju umysłu i dyskomfortu, i nie przeżywać swojego życia tak, jakbyśmy byli zakuci w dyby niepewności i strachu. Niestety, rzadko zdajemy sobie sprawę, że to właśnie niepokój naszego umysłu, a nie jakaś zewnętrzna przyczyna odbiera nam wolność. Jest jednak sposób, by wyjść poza tę ignorancję, pesymizm, niepokój - i doświadczyć - doświadczyć, a nie pojąć - Rzeczywistość, jako Całość. Doświadczenie to nie opiera się na żadnej koncepcji czy wierze; jest to postrzeganie samo w sobie. To widzenie, zanim pojawi się znak, zanim zakiełkuje pomysł, zanim zrodzi się myśl. Widzenie takie nazwano oświeceniem. Oświecenie, mówiąc wprost, polega na widzeniu rzeczy takimi, jakimi one są, a nie takimi, jakimi chcemy, żeby były lub wierzymy, że są. To wyzwolenie umysłu - postrzeganie Rzeczywistości, jako Całości - może osiągnąć każdy, kto nauczy się doświadczać tu i teraz. Dwa i pół tysiąca lat temu, w Indiach, człowiek zwany Gautama doświadczył takiego wyzwolenia. Resztę życia poświęcił pokazywaniu innym, jak osiągnąć taką wolność umysłu. Od czasu, gdy obudził się z wyniszczającej ignorancji, która powstrzymywała go od poznania tego, co rzeczywiście się dzieje, znany był, jako Budda - czyli „przebudzony".
-3-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Kiedy poproszono Buddę, by podsumował swoje nauczanie jednym słowem, rzekł: „Świadomość". To jest książka o świadomości. Nie świadomości czegoś szczególnego, ale świadomości, jako takiej - o przebudzeniu, czujności, śledzeniu tego, co się aktualnie dzieje. Traktuje ona o stawianiu najbardziej podstawowych pytań związanych z życiem i odkrywaniu odpowiedzi na nie. Nie mówi o wierze, doktrynie, formule czy tradycji, lecz o poleganiu na bezpośrednim doświadczeniu chwili obecnej. Mówi o wolności umysłu. Budda nauczył się patrzeć prosto w naturę doświadczenia. Rezultatem jego nauczania i życia była nowa religia, która ogarnęła cały świat. Równocześnie, tak jak wszystkie religie, buddyzm zgromadził (i stworzył) różnorodność wierzeń, rytuałów, ceremonii i praktyk. W miarę jak ogarniał kraj za krajem, obrastał różnorakimi naleciałościami kulturowymi. W ten sposób pojawiły się specjalne ubrania i kapelusze, posągi, kadzidła, gongi, dzwony, gwizdki nawet osobliwe formy architektoniczne, ideogramy i symbole. Ta książka wszystko to pozostawia na uboczu. Rytuały, ceremonie, modlitwy i specjalne stroje są nieuniknione, ale nie wyrażają (nie mogą wyrazić) sedna tego, czego nauczał Budda. W rzeczywistości, zbyt często, takie rzeczy stają nam na drodze - zaciemniają prostą mądrość słów Buddy i odrywają nas od nich. To główny problem i to nie tylko dla tych z nas, którzy wychowali się na Zachodzie. Niełatwo zobaczyć gdzie kończy się buddyzm, a zaczyna kultura azjatycka, czy też odróżnić oryginalne i autentyczne nauki Buddy od tego, co zostało dodane później przez ludzi z mniej dogłębnym spojrzeniem na sedno sprawy. W rezultacie, wielu Amerykanów i Europejczyków głęboko wierzy, że buddyzm to wielbienie Buddy, czy też kłanianie się i noszenie tóg, albo wprowadzanie się w trans, wymyślanie odpowiedzi na kłopotliwe zagadki, czy też wiara w przeszłe lub przyszłe inkarnacje. Buddyzm nie polega na tych wierzeniach i praktykach. Obserwacje i wglądy Buddy są jasne i praktyczne. Dotyczą wyłącznie tu i teraz, nie zajmują się teorią, czy też wiarą w odległy czas lub miejsce. Ponieważ nauki te pozostają skupione na obecnym momencie - także na momencie, w którym to czytasz - pozostają w związku z każdą kulturą i każdą osobą, która bada je z należytą uwagą. Do takich właśnie, nieskażonych i oryginalnych wglądów i obserwacji książka ta będzie się odwoływać. Podzieliłem ją na trzy części. W części pierwszej skupimy się na podstawowych naukach Buddy, które on nazwał Czterema Szlachetnymi Prawdami. W części drugiej zajmiemy się głównie czwartą z tych prawd. W niej Budda wykłada praktyczny i efektywny sposób na życie - ścieżkę, dzięki której będzie nam łatwiej zmierzyć się ze światem takim, jakim go zastajemy, i ten świat zrozumieć. W części trzeciej natomiast, przyjrzymy się ponownie pierwszym dwóm aspektom wspomnianej ścieżki, by je ugruntować. Oba te aspekty, gdy zgłębimy ich znaczenie, pozwolą nam zmierzyć się z takimi zjawiskami, jak zamiar i świadomość. Ludziom spotykającym się z buddyzmem po raz pierwszy, Buddyzm prosto oferuje możliwość czystego spojrzenia na mądrość i naukę oświeconego nauczyciela, jakim był Budda. Uświadamia też, że choć żył on około 2500 lat temu, jego nauki nadal pozostają żywe i aktualne jak kiedyś. Natomiast osobom, którym buddyzm już jest bliski (także tym, którzy praktykują od dawna), książka ta dostarczy od dawna potrzebnego kompendium podstawowych prawd buddyjskich, wolnych od interpretacji i naleciałości kulturowych, którymi obrósł on przez ostatnich 25 wieków. Dla każdej osoby, która pragnie głęboko wejrzeć w naturę egzystencji jest to wezwanie do przebudzenia.
-4-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Podróż do teraz. Człowiek, znany jako Budda, żył w północnych Indiach (obecnie Nepal), w szóstym wieku przed narodzeniem Chrystusa. Naprawdę nazywał się Gautama, był jedynym synem bogatego króla, który rządził małym państwem. Jako chłopiec i nastolatek, Gautama żył jak pod kloszem, rozpieszczany w pałacu ojca. Ojciec zadbał o to, by Gautama otrzymał wszystko co najlepsze: najpiękniejsze ubrania, najlepszą edukację i mnóstwo służących na jego rozkazy. Życie Gautamy było tak ciasno przykryte kloszem, że nie wiedział on nic o chorobie, śmierci czy ludzkim cierpieniu, aż do chwili, gdy jako młody człowiek usłyszał o śmierci od służącego. Wówczas nagle, po raz pierwszy, został skonfrontowany z rzeczywistością - z prawdą, że życie ludzkie nieuchronnie pociąga za sobą chorobę, starość i śmierć. Tej nowo odkrytej wiedzy nie potrafił ani zapomnieć, ani jej zaprzeczyć, i wkrótce zaczęło go to bardzo dręczyć. Jaki jest cel ludzkiego życia - zaczął pytać siebie - jeśli jest ono tak ulotne, tak niepewne i tak przepełnione cierpieniem? To pytanie prześladowało go tak długo, że w końcu nie był już w stanie cieszyć się jakimikolwiek przyjemnościami życia wypełnionego luksusem. Wówczas zdecydował, że opuści dom rodzinny i zrezygnuje z szansy zostania królem, po prostu doszedł do wniosku, że władza i bogactwo to pozory wobec życia, w które z założenia już wpisane są żal i strata. Zdecydował, że w zamian poświęci czas i energię na znalezienie sposobu wyswobodzenia się z powszechnej rozpaczy, która zdaje się tworzyć podstawę każdej egzystencji. Przez sześć lat wędrował doliną rzeki Ganges, poznając różne systemy i praktyki wielkich nauczycieli religijnych, którzy w owym czasie nauczali. Ponieważ był dobrym uczniem, szybko opanowywał wszystko, czego go uczono. Niestety, nie znalazł w tych naukach i praktykach nic satysfakcjonującego, nic co rozwiałoby głęboki smutek, wypełniający jego serce i umysł. Opuścił więc nauczycieli i poszedł własną drogą. I wtedy, któregoś dnia, siedząc pod drzewem, doznał nagle oświecenia. Zrozumiał na czym polega ludzki problem. Poznał jego źródło, konsekwencje i - co najważniejsze - jego rozwiązanie. Od tamtej chwili, znany był jako Budda, co znaczy „przebudzony". Czterdzieści pięć kolejnych lat swego życia poświęcił nauczaniu drogi do oświecenia, a nauczał zarówno mężczyzn, jak i kobiety, szlachetnie urodzonych, jak i chłopów, uczonych i niepiśmiennych, moralnych i nikczemnych - nie czyniąc najmniejszej różnicy pomiędzy nimi. Jego nauka wyzwolenia z ludzkiego cierpienia i rozpaczy była i jest tak uniwersalna, że po dziś dzień pozostaje otwarta dla każdego, kto zechce ją poddać próbie, zbadać i zrozumieć. Pewnego dnia, wkrótce po tym jak Budda został oświecony, pewien człowiek ujrzał go idącego w swoim kierunku. Człowiek ten nie słyszał o Buddzie, ale zauważył, że w nadchodzącym było coś niezwykłego. Skłoniło go to do postawienia pytania: - Czy jesteś bogiem? - Nie - odpowiedział Budda. - Jesteś więc magikiem? Czarnoksiężnikiem? Czarodziejem? - Nie. - Czy jesteś czymś w rodzaju istoty niebiańskiej? Aniołem może? Ponownie Budda odrzekł: - Nie. - Czymże więc jesteś? - Jestem przebudzony.
-5-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Budda nigdy nie twierdził, że jest kimś innym niż istotą ludzką. Był jednak istotą ludzką całkowicie przebudzoną. Nigdy też nie uważał, że jest bogiem lub że bóg go natchnął. Podobnie zaprzeczał, jakoby był adeptem wiedzy tajemnej, czy też miał dostęp do jakiejś nadnaturalnej mocy. Swoje uświadomienie i zrozumienie przypisywał wyłącznie ludzkiemu wysiłkowi i ludzkiej umiejętności. To Gautamę nazywamy Buddą, ale żyło i żyje wielu innych buddów, wielu innych przebudzonych. I każdy budda - przeszły, obecny, czy przyszły - jest nikim innym jak istotą ludzką. Budda nie jest bogiem - kimś, do kogo winniśmy się modlić. Nie jest również kimś, przed kim należy zginać kark. Budda to po prostu osoba przebudzona - nic więcej i nic mniej. Buddyzm nie jest systemem wierzeń, doktryną. Nie chodzi w nim o zaakceptowanie określonego zestawu twierdzeń i zasad. Właściwie, jest zupełnie na odwrót. Idzie w nim o badanie świata, w pełnym świetle i uważnie, o sprawdzanie wszystkiego, każdej idei. Buddyzm polega na widzeniu. Na tym, żeby wiedzieć raczej niż wierzyć, mieć nadzieję, a nie pragnąć. Na tym również, żeby nie bać się badać dosłownie wszystkiego, łącznie z własnymi, osobistymi przekonaniami. Przede wszystkim, oczywiście, musimy badać nauki Buddy. Sam Budda zachęcał ludzi przy każdej okazji, żeby go sprawdzali. „Nie wierzcie mi tylko dlatego, że widzicie we mnie waszego nauczyciela" mówił. - „Nie wierzcie mi dlatego, że inni wierzą. I nie wierzcie w coś, ponieważ przeczytaliście o tym w książce. Nie dawajcie wiary relacjom, tradycji, pogłoskom, ani temu co głoszą przywódcy religijni lub święte teksty. Nie polegajcie na zwykłej logice lub wnioskowaniu, nie polegajcie na pozorach ani na czczych spekulacjach". Budda wielokrotnie podkreślał niemożność dotarcia do Prawdy, jeśli poddamy się cudzemu autorytetowi. Taka ścieżka zaprowadziłaby nas tylko do opinii - własnych lub cudzych. Budda zachęcał ludzi, żeby „dowiedzieli się dla samych siebie, że pewne rzeczy są zdrowe i dobre, następnie je zaakceptowali i podążyli za nimi". Przesłanie jest takie: zawsze badaj i patrz sam. Kiedy sam zobaczysz co jest prawdziwe a jest to naprawdę jedyny sposób, by móc prawdziwie coś poznać - obejmiesz to. Do tego momentu, po prostu zawieś wszelkie sądy i krytykę. Sensem buddyzmu jest po prostu widzieć. To wszystko. Nie można zbliżyć się do buddyzmu lub zacząć dochodzić do Prawdy z powziętym z góry założeniem czy wiarą. Musimy chcieć widzieć rzeczy jakimi one są, a nie jakimi mamy nadzieję - pragniemy czy oczekujemy - by były. Autentyczny buddyzm zaczyna się od faktu; ma początek w percepcji - w bezpośrednim doświadczeniu. Prawdziwy buddyzm nie jest „izmem". Jest procesem, świadomością, otwartością, duchem uważności - nie systemem wiary lub nawet (jak zazwyczaj to rozumiemy) religią. Precyzyjniej byłoby powiedzieć, że buddyzm jest „nauczaniem przebudzonego", czyli budda-dharmą. Ponieważ książka ta skupia się właśnie na nauczaniu przebudzonego, a nie na jakichś sekciarskich wersjach nauki Buddy, od tego momentu w miejsce określenia „buddyzm", będę używał terminu „budda-dharma". Nauczanie Buddy nie traktuje tego co zapisane zbyt poważnie. Buddyjskie zapisy (łącznie z tą książką) można by przyrównać do tratwy. Tratwa przydaje się bardzo, gdy pragniemy przeprawić się przez wodę, z jednego brzegu na drugi. Lecz kiedy już osiągniemy drugi brzeg, staje się niepotrzebna. W istocie, gdybyśmy chcieli kontynuować podróż wzdłuż brzegu, musimy zostawić tratwę za sobą.
-6-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Nasz problem polega na tym, że mamy skłonności do tego, by w tratwie się zakochiwać. Myślimy: „To była doskonała tratwa; dobrze mi służyła. Chcę ją zachować i zabrać, gdy będę kontynuował podróż". Ale jeśli potraktujemy nauki buddyjskie - lub jakiekolwiek inne nauki - jako coś absolutnego, ostatecznie staną się one dla nas przeszkodą. Buddyjskie nauki i pisma mogą pomóc, lecz nie liczmy na to, że znajdziemy w nich Prawdę, która w niewiadomy sposób mieszkałaby w słowach Buddy. Żadne słowa - Buddy, moje czy czyjekolwiek - nie zobaczą za ciebie. Musisz zrobić to sam, tak jak Budda, kiedy siedział pod drzewem setki pokoleń przed tobą. Słowa Buddy można też porównać do palca, który wskazuje księżyc. Jego nauki mogą Prawdę wskazać, ale nie mogą nią być. Buddowie - ludzie, którzy są przebudzeni - mogą jedynie wskazać drogę. Prawdy nie da się wyrazić słowami. Możemy ją tylko zobaczyć, doświadczyć, sami dla siebie. Jeśli wskażesz kotu księżyc, on prawdopodobnie nie spojrzy na niebo; podejdzie i obwącha twój palec. Na podobnej zasadzie i my ulegamy fascynacji jakąś nauką, nauczycielem, książką, systemem wierzeń, kulturą czy rytuałem. Jednak jak głosi budda-dharma, nauka przebudzonego, naszym celem nie powinno być skupianie się na wskazującym palcu, a doświadczanie Prawdy samej w sobie. Buddyzm określa się czasem jako religie ahistoryczną. Oznacza to, że nie opowiada on historii stworzenia, ani nie spekuluje, czy zmierzamy do nieba lub czegoś innego, co nastąpi po tym życiu. Budda-dharma w ogóle nie mówi o początkach i końcach. Jest bardziej religią środków; często bywa nazywana drogą środka. Gdyby budda - „przebudzony" znalazł się na twoim miejscu, prawdopodobnie skupiłby się na tym czego bezpośrednio doświadcza. Nie namawiałby cię do brania czegokolwiek na wiarę i nie próbował niczego wyjaśnić poprzez teorie. Żaden budda nie prosiłby cię też, byś poszukiwał określonych wyjaśnień tego, jak się rzeczy mają. Prawda nie wymaga żadnego wyjaśnienia. Prawdę trzeba zobaczyć. Budda stwierdził kiedyś, że nasza ludzka sytuacja jest jak sytuacja osoby przebitej strzałą. Obie są bolesne i nieznośne. Ale zamiast organizować natychmiastową pomoc w nieszczęściu, my pytamy o szczegóły budowy łuku, z którego wystrzelono strzałę. Pytamy kto wy konał strzałę. Chcemy znać wygląd i pochodzenie osoby, która naciągnęła łuk. Pytamy o wiele rzeczy - błahych rzeczy - nie zauważając jednocześnie naszego podstawowego problemu. Interesują nas źródła i cele, a sam problem pozostawiamy nierozwiązany. Zapominamy o nim, mimo że nasze życie tak naprawdę obraca się wokół niego. Jak to zmienić? Cóż, musimy nauczyć się podróżować do teraz.
-7-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Część pierwsza: ODWIECZNY PROBLEM 1. Sytuacja ludzka Wyobraź sobie, że widzisz ludzi siedzących na wspaniałym bankiecie. Długie stoły wysoko obładowane przysmakami, rozciągają się przed nimi. Doskonale przygotowany, olśniewający i apetycznie wyglądający wachlarz potraw, paruje, lśni i skwierczy tuż przed ich oczami, w zasięgu ręki. Ale ludzie obecni na tej uczcie nie jedzą. Właściwie i ich talerze są puste. Nie poczęstowali się nawet okruszkiem. Siedzą na tym bankiecie już długo. I powoli, stopniowo, umierają z głodu. Umierają nie dlatego, że nie mogą spożyć wspaniałej uczty, czy też dlatego, że jedzenie jest zabronione, ciężko-strawne lub szkodliwe. Umierają z głodu, ponieważ nie zdają sobie sprawy, że jedzenie to jest właśnie to, czego oni do życia potrzebują. Nie rozpoznają ostrego, natarczywego bólu w żołądkach jako głodu. Nie domyślają się co powinni zrobić, chociaż wystarczyłoby cieszyć się ucztą, którą dla nich przygotowano. Taka jest właśnie nasza ludzka sytuacja. Większość z nas czuje, że coś jest nie w porządku z naszym życiem. Ale nie mamy pojęcia, jaki jest naprawdę nasz problem, ani co powinniśmy z nim zrobić. Być może widzimy - może niewyraźnie - że jedzenie jest tam przed nami, lecz nie łączymy tego faktu z bólem w środku, nawet jeśli ten ból zaostrza się i wzmaga. Tęsknimy za czymś. Czujemy ból i stratę. Cierpimy. A wszytko czego potrzebujemy do złagodzenia niezadowolenia jest dokładnie przed nami. Cóż, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Według buddy-dharmy, ten smutny stan rzeczy, to głębokie i permanentne niezadowolenie jest pierwszą prawdą ludzkiej egzystencji. Cały ból, który przynosimy sobie i innym nienawiść, wewnętrzne rozdarcie, płaszczenie się, manipulacja - jest czymś, co sami tworzymy. Co wychodzi z naszych własnych serc i umysłów, z naszego własnego uwikłania. Idąc dalej, jeśli nie zobaczymy dokładnie na czym ów problem polega - nie rozwiążemy go. Przekażemy go naszym dzieciom, a one swoim dzieciom - i tak dalej, pokolenie za pokoleniem. Kiedy Budda pierwszy raz zajrzał w swoje serce i umysł, poznał tę prawdę. Od tamtej pory, w identyczny sposób, niezliczona liczba innych ludzi odkryła to samo. Każdy z nich zobaczył, że sposoby uwalniania od cierpienia, pozostają w zasięgu jego możliwości. Nie w tym rzecz, byśmy oczekiwali uwolnienia od problemów lub zachowywali się poprawnie - przez to sprawy i tak nie potoczą się jak byśmy sobie tego życzyli. Nie ma człowieka - łącznie z Buddą - którego życie byłoby, jest lub też będzie wolne od trudności. Budda-dharma nie obiecuje uwolnić nas od problemów. Namawia nas jedynie do zbadania ich natury, do ustalenia czym one są i skąd się biorą. Budda-dharma to nie filozofia uprawiana w zaciszach gabinetów. To nie mrzonka. Budda-dharma polega na docieraniu do podstaw i praktycznym działaniu. Jest taka stara historia o mężczyźnie, który przyszedł zobaczyć Buddę, ponieważ słyszał, że jest on wielkim nauczycielem. Jak my wszyscy, miał jakieś problemy w życiu i myślał, że Budda jest w stanie pomóc mu w ich rozwiązaniu. Powiedział Buddzie, że jest rolnikiem. - Lubię pracę na roli - mówił - ale czasami nie pada wystarczająco i moje zbiory giną. W zeszłym roku prawie umarliśmy z głodu. A czasami znów pada za dużo i wówczas moje plony nie są takie jak bym chciał. Budda słuchał cierpliwie. - Jestem również żonaty - ciągnął tamten. - Ona jest dobrą żoną... Kocham ją, -8-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
naprawdę. Ale czasami za dużo zrzędzi. I czasami jestem nią zmęczony. Budda słuchał spokojnie. - Mam dzieci - mówił mężczyzna. - Dobre dzieci, owszem... Ale czasami nie okazują mi wystarczająco dużo respektu. A czasami... Mężczyzna ciągnął tak dalej, wyrzucając wszystkie swe żale i zmartwienia. Wreszcie skończył i czekał, aż Budda wypowie słowa, które pomogą mu wszystko ułożyć. W zamian Budda rzekł: - Nie mogę ci pomóc. - Co masz na myśli? - zapytał zdumiony człowiek. - Każdy ma problemy - odparł Budda. - W rzeczywistości, my wszyscy mamy osiemdziesiąt trzy problemy, każdy z nas. Osiemdziesiąt trzy problemy - i nic nie można na to poradzić. Jeśli pracuje się naprawdę ciężko nad jednym z nich, może uda się go rozwiązać ale w ten sposób inny problem wskoczy na miejsce poprzedniego. Na przykład, ostatecznie stracisz ukochanych. I umrzesz kiedyś. Jest więc problem i nic nie możesz zrobić, ani ja, ani ktokolwiek inny. Mężczyzna wściekł się. - Myślałem, że jesteś wielkim nauczycielem! - krzyczał. - Myślałem, że możesz mi pomóc! Co zatem w twoim nauczaniu jest dobrego? Budda odpowiedział: - Cóż, może pomoże ci ono w osiemdziesiątym czwartym problemie. - W osiemdziesiątym czwartym? - zapytał człowiek. - Co jest osiemdziesiątym czwartym problemem? Budda odrzekł: - To, że nie chcesz mieć żadnych problemów. Wydaje nam się, że musimy uporać się z naszymi problemami w sposób, który je zniszczy, rozmyje czy zaprzeczy ich realności. Ale postępując tak, próbujemy uczynić Rzeczywistość czymś innym niż ona jest. Próbujemy tak manipulować światem, by psy nigdy nie gryzły, wypadki się nie zdarzały, a ludzie, na których nam zależy, nigdy nie umierali. Nawet z grubsza biorąc, daremność takich wysiłków powinna być oczywista. Kiedy pracowałem nad tą książką, umarł mój przyjaciel - nagle, bez przyczyny, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Kilka chwil wcześniej śmiał się i rozmawiał z przyjaciółmi, a potem poszedł przez trawnik do frontowych schodów, usiadł i umarł. Rick był miły, wielkoduszny i przez wielu bardzo kochany. Miał szczęśliwe, solidne małżeństwo i zostawił kochającą żonę i troje małych dzieci. Miał trzydzieści sześć lat i jak wszystko na to wskazywało, pozostawał w doskonałym zdrowiu. Dla mnie i dla innych, którzy go znali, jego śmierć była bardzo smutna. Szokująca. Nieoczekiwana. I bardzo nagła. Ogromnie mi go brakuje i wylałem wiele łez, opłakując go z jego rodziną i osobami, które go kochały. Cóż takie jest ludzkie życie. Nie da się tego nie zauważyć. Chwasty zakwitną, chociaż ich nienawidzimy i chcemy, by uschły; kwiaty zwiędną, chociaż je kochamy i pragniemy, by kwitły wiecznie. Nasze życie jest pełne cierpienia. Towarzyszy nam ono cały czas. To jest pierwsza prawda buddy-dharmy o ludzkim życiu. Jak sobie poradzić z taką rzeczywistością? Czy powinniśmy udawać - mieć nadzieję - że to co kochamy nie umrze? Przebudzony z przekonaniem odpowiedziałby „nie". Budda - „przebudzony" jest osadzony w Rzeczywistości. Nie interesują go obiecanki, myślenie życzeniowe, czy zaprzeczanie temu, czym jest ludzkie życie. Nie będzie też próbował niczego ukrywać, tuszować, ani przeinaczać. Najważniejszą rzeczą jest rozpoznać, że nasze niezadowolenie pochodzi od nas. Powstaje z naszej ignorancji, ślepoty na to jaka jest naprawdę nasza sytuacja, powstaje z tego, że chcemy, by Rzeczywistość była czym innym niż jest. Nasza tęsknota, pragnienie, pożądanie czegoś innego -9-
Buddyzm prosto. Steve Hagen
niż Rzeczywistość są tym co powoduje naszą frustrację. Druga prawda buddy-dharmy jest więc taka, że wszelkie niezadowolenie ma swe źródło w nas. Trzecia prawda mówi, że możemy rozpoznać źródło naszego niezadowolenia, a w ten sposób położyć kres jego najbardziej głębokim i egzystencjalnym formom. Czwarta prawda, którą przedstawię pokrótce, wyjaśnia nam jak tego dokonać. Całkowite uwolnienie od permanentnego niezadowolenia i niepokoju umysłu często jest nazywane nirwaną lub oświeceniem. Dokładniej rzecz ujmując, jest to jednak wolność umysłu. Często, zniechęceni, przerywamy nasze duchowe poszukiwania - naszą podróż polegającą na zmaganiu się z podstawowymi ludzkimi kwestiami. Ale podróż, o której tu mowa, nie jest podróżą w przyjętym znaczeniu tego słowa. Generalnie myślimy, że podróż powinna zawierać ruch i kierunek, że jest to wyjazd gdzieś w świat lub też wejście w głąb siebie. Ale w buddyzmie nasza podróż nie może zmierzać dokądkolwiek - ani do, ani z. Jest to bardziej podróż w bliskość, w bezpośredniość. Nasza podróż musi prowadzić do przebudzenia tu i teraz, do otwarcia oczu na wieczne tu i teraz. Albowiem aby w pełni żyć, musimy być w pełni obecni. Pytanie brzmi: jak to osiągnąć? Zanim na to odpowiemy, trzeba sobie uświadomić trzy kwestie. Po pierwsze, trzeba prawdziwie zdać sobie sprawę z tego, że życie jest ulotne. Następnie, trzeba zrozumieć, że jesteśmy już kompletni, wartościowi, integralni. W końcu, trzeba zobaczyć, że jesteśmy sami dla siebie schronieniem, azylem i własnym zbawieniem. Zerwij kwiat - piękną, żywą, świeżą różę. Pachnie cudownie. Ukazuje nam wspaniały rytm w wirowaniu płatków, bogaty, jeszcze olśniewający kolor, delikatną, aksamitną fakturę. Porusza nas i zachwyca. Problem z różą jest taki, że pewnego dnia ona umiera. Wówczas opadają jej płatki; róża usycha; staje się brązowa i powraca do ziemi. Jednym z rozwiązań tego problemu jest ignorowanie prawdziwej róży i zastąpienie jej plastikową imitacją, taką, która nigdy nie umrze (i nigdy nie zacznie żyć). Ale czy plastikowa róża to to czego chcemy? Nie, oczywiście, że nie. Chcemy prawdziwej róży. Chcemy tej, która umiera. Chcemy jej, ponieważ umiera, ponieważ jest ulotna, ponieważ jej kolory blakną. To ta właśnie cecha czyni ją cenną. I to jest to, czego chcemy - chcemy tego, czym każdy z nas jest: żywej istoty, która umiera. Twoje własne ciało i umysł także są cenne, ponieważ także są ulotne. Zmieniają się zawsze, w każdej sekundzie. W istocie, jesteś niczym innym jak wieczną zmianą. Przyjrzyjmy się temu dokładniej. Łatwo zauważyć, że nie masz ciała, które miałeś jako małe dziecko. Ani tego samego umysłu. Jeśli spojrzysz uważnie, zauważysz, że nawet nie masz już tego samego ciała i umysłu, które miałeś kilka chwil temu, gdy zacząłeś czytać tę stronę. Przez te kilka sekund, wiele komórek w twoim ciele umarło, a wiele innych powstało. Zaszły niezliczone zmiany w różnych narządach twego ciała. Twoje myśli zmieniły się pod wpływem słów zapisanych na tej stronie i okoliczności jakie wokół ciebie zaszły. Tysiące synaps w twoim mózgu wybuchło tysiące razy. W każdej chwili i co chwilę, zmieniałeś się. Nasze ciała i umysły niewiele różnią się od róży - są tak samo ulotne. Nasze ciała, umysły, myśli, chęci, potrzeby i związki są zmienne - są też podległe śmierci. Umieramy co chwilę i ponownie - co chwilę - rodzimy się. Proces narodzin i śmierci ciągnie się w nieskończoność, chwila po chwili, dokładnie na naszych oczach. Wszystko na co patrzymy, łącznie z nami i każdym aspektem naszego życia, jest niczym innym jak zmianą. Żywotność to nic innego jak poprzeplatane z sobą narodziny i śmierci. Ta nietrwałość, to ciągłe pojawianie się i znikanie, są właśnie tym, co czyni nasze życia pełnymi, cudownymi i żywymi. Jednak zazwyczaj chcemy uchronić wszystko przed zmianami, zatrzymać je. Jak - 10 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
zobaczymy, jest to pragnienie, by zaczekać, w jakiś sposób powstrzymać zmiany, jest największym źródłem nieszczęścia i kłopotów w naszym życiu. Bez względu na to czy ją widzisz, czy nie, jesteś zanurzony w rzeczywistości. Rzeczywistość to nasze tu i teraz. A zatem i ty jesteś tu i teraz. Wiesz o tym już z bezpośredniego doświadczenia. Nie jesteś od Rzeczywistości odseparowany. Ona nie jest „gdzieś tam", ale dokładnie tutaj. To daje nam szansę na przebudzenie. Masz ją właśnie teraz - w tej chwili i w każdej chwili. To oświecenie w istocie już należy do ciebie. Większość z nas zwykła myśleć - bo tak nas uczono - że jest inna droga, biegnąca naokoło, że musimy ją dopiero odszukać. Ale to nieprawda. Nie potrzebujemy wymyślać żadnego doświadczenia; ono jest tu, w zasięgu naszych rąk. Jesteś już oświecony. Wszystko, co musisz zrobić, to przestać blokować siebie i poważnie zająć się tym, co się dzieje. Niczego ci nie brakuje. Musisz tylko przestać się blokować, przestać interpretować to, co widzisz. W swoich ostatnich słowach przed śmiercią Budda rzekł: „Niech każdy z was będzie światłem dla samego siebie; pójdźcie sami do wewnętrznego schronienia. Mocno trwajcie przy Prawdzie. Nie szukajcie schronienia u nikogo". To ty jesteś władzą ostateczną. Nie ja. Nie Budda. Nie Biblia. Nie rząd. Nie prezydent. Nie mama i tata. Ty! Nie autorytet filozofów, naukowców, księży, akademików, polityków lub generałów. Nie szkoła, parlament albo sąd. Żadne z tych ciał nie może wziąć odpowiedzialności za twoje życie, słowa czy czyny. Ta władza należy do ciebie i tylko do ciebie. Nie możesz się jej pozbyć ani od niej uciec. Oczywiście, możesz udawać, że oddajesz tę najwyższą władzę w cudze ręce lub zachowywać się tak, jakbyś jej po prostu nie miał. Ale tak naprawdę nie pozbędziesz się jej. Ty oddałeś swoją władzę komuś innemu. Ty zdecydowałeś się zaprzeczyć jej czy ją zignorować. Ty podjąłeś decyzję, by okłamać siebie, by udawać, że prawowita władza do ciebie nie należy. W najmniejszym stopniu nie będąc ciężarem, ta władza jest czymś cudownym. Oznacza, że masz moc, by się obudzić. Masz ją teraz - w swoich rękach. Nie musisz iść nigdzie indziej. Możesz przebudzić się właśnie teraz, w tym miejscu. Jesteś w pełni wyposażony, by zrobić to teraz, w tej chwili. Posiadasz już całą moc, jakiej kiedykolwiek będziesz potrzebował, by osiągnąć szczęście. Innymi słowy, jesteś całkowicie przygotowany na wszystko co może nadejść. Każdy z nas posiada moc, potrzebną do tego, by po prostu być tym, czym jest. Niczego nam nie brakuje; nic więcej nam nie trzeba. Jesteś wspierany i krzepiony, właśnie teraz, nawet jeśli jeszcze nie możesz zrozumieć, w jaki sposób. Suto zastawiony stół rozpościera się przed tobą, a ty po prostu sięgnij po pożywienie. Jeśli chcesz położyć kres niepokojowi umysłu, musisz zobaczyć, że już nic „tam gdzieś" do zdobycia nie ma, ponieważ tu, w tej chwili, już wszystko jest całością i jest ukończone. Tak czyniąc, możesz przebudzić się z odwiecznego niepokoju i znaleźć odpowiedź na pytanie czym jest życie. To działanie - inaczej mówiąc: zobaczenie — jest czwartą prawdą buddy-dharmy. Jest to sposób, w który możemy doświadczyć wolności umysłu. Czwarta prawda buddy-dharmy zawiera osiem aspektów, dlatego jest również nazywana Ścieżką Ośmioraką. Na czym jednak ta ścieżka polega? Jak podążyć nią w praktyce? Po pierwsze, trzeba zobaczyć, jaki jest nasz problem i wtedy dopiero się z nim zmierzyć. Widząc, zrozumiesz, że musisz żyć świadomie, nie ze względu na siebie albo kogoś innego, ani ze względu na jakiś cel, wiarę czy ideę, ale ze względu na to, żeby całkowicie zaangażować - 11 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
się w daną chwilę. Gdy tylko zobaczysz, będziesz mówił, działał i wiódł życie świadomie. Mądra mowa, działanie i środki potrzebne do życia przyjdą wtedy w sposób naturalny - same. Wszystko to utworzy solidny, moralny fundament twojej egzystencji. Moralne nauczanie, które wywodzi się z buddy-dharmy nie jest świętoszkowatym kodeksem zachowania, w który wpisuje się udawana moralność, chęć przypodobania, czy obietnica bycia dobrym, w zamian za nagrodę w przyszłości. Prawdziwa moralność jest zakorzeniona całkowicie w tej chwili. Opiera się na bezpośredniości Rzeczywistości, na tym jak żyjemy tu i teraz. Nasza „nagroda" też jest tu i teraz, a nie w mitycznej krainie „nigdy-nigdy". W Ścieżce Ośmiorakiej zawiera się także wysiłek, uważność i medytacja. Lecz medytacja buddyjska nie jest tym, co większość ludzi za medytację uważa. Nie jest ona ani ćwiczeniem relaksacyjnym, ani dążeniem do jakiegoś specjalnego stanu umysłu. Medytacja buddyjska to po prostu uczenie się bycia tu - bycia obecnym w każdej chwili i zauważania tego, co się dzieje. Budda-dharma nie zaprasza nas do parania się abstrakcyjnymi pojęciami. Nasze zadanie to zająć się tym, czego rzeczywiście doświadczamy, dokładnie w tej chwili. Nie musisz patrzeć „gdzieś tam". Nie musisz niczego wymyślać. Nie musisz niczego nabywać. I nie musisz nagle wyruszać do Tybetu, Japonii czy gdziekolwiek indziej. Przebudzisz się tutaj, w rzeczywistości, bo jedynie tutaj możesz się obudzić. Nie musisz też prowadzić długich, bolesnych poszukiwań. Już jesteś tam, gdzie masz być. Stół stoi przed tobą, suto zastawiony. Teraz spróbujemy nauczyć się, jak po przygotowane dla nas jedzenie należy sięgać.
- 12 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
2. Wadliwe koło Pierwsza z czterech prawd, które opisał Budda, nazywana jest duhkhą. Duhkhą nie jest słowem łatwym do przetłumaczenia, kiedy więc już raz wyjaśnię jego znaczenie, to w dalszej części rozważań będę przytaczał oryginalną formę pisowni tego pojęcia. Duhkhę często tłumaczy się jako „cierpienie". Ale to tylko część znaczenia tego słowa. Przyjemność bowiem również jest formą duhkhy. W sanskrycie, duhkhą ma znaczenie przeciwstawne względem innego słowa - sukha, które oznacza „satysfakcję". Niektórzy ludzie tłumaczą zatem duhkhę jako „niezadowolenie". Ale to wyjaśnienie także nie trafia w sedno. Tak naprawdę duhkhą pochodzi od słowa, które w sanskrycie określa wadliwe koło. Załóżmy, że jest to koło, które odgrywa ważną funkcję, na przykład taką, jak koło garncarskie. Wówczas to nieprawidłowo działające koło przysporzy nam trudności za każdym razem, gdy spróbujemy wykonać gliniane naczynie. W czasach Buddy, podobną sytuację stworzyłaby ryksza z wadliwym kołem. Łatwo sobie wyobrazić, jak niewygodna musi być jazda takim pojazdem. Nieustanne wstrząsy, wznoszenie i opadanie zaczynają denerwować, później coraz bardziej rozpraszają i przeszkadzają. Może na początek podróżnik odczuwa niewielką przyjemność z podskoków - ale po czasie stają się one coraz bardziej irytujące. Pierwsza prawda buddy-dharmy porównuje ludzkie życie właśnie do wadliwego koła. Zwraca w ten sposób uwagę na sytuację, w której nie działa rzecz podstawowa. Owo wadliwe koło życia denerwuje nas, wielokrotnie sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi. Z każdym obrotem koła, każdym mijającym dniem, doświadczamy bólu. Oczywiście doznajemy też chwil przyjemności. Ale nieważne, jak bardzo próbujemy kultywować przyjemność i podtrzymać jej trwanie, ostatecznie ona i tak wygasa, a powracają niepokój oraz zdenerwowanie. Nic, co zrobimy, nie może całkowicie nas od nich uwolnić. Bez względu na to, co uczynimy, nasze osiemdziesiąt trzy problemy i tak pozostają. Cóż możemy na to poradzić? Możemy zacząć od określenia -jasno i wyraźnie -jaki dokładnie jest nasz problem. Każdy zapewne słyszał wyrażenie „zobaczyć znaczy uwierzyć". Ale faktem jest, że wiary nie można utożsamić z postrzeganiem. Właściwie, słowa te mają przeciwstawne znaczenia. Wiara jest w pewnym stopniu zaledwie domysłem na temat Rzeczywistości. Odwrotnie: widzenie surowe, bezpośrednie, niezafałszowane doświadczenie - to bezpośrednia percepcja Rzeczywistości jako takiej. Załóżmy, że przyszedłem do ciebie i wyciągnąłem zamkniętą dłoń, mówiąc, że mam w niej klejnot. Jedyne, co możesz zrobić, mając ograniczone informacje, których dostarczyłem, to uwierzyć w moje słowa lub spekulować, czy mam klejnot w garści, czy też nie. Dopiero kiedy otworzę pięść, zobaczysz czy jest w niej klejnot. A kiedy ją otworzę, potrzeba - i przydatność -wiary znikną. Sam zobaczysz, że kamień jest lub go nie ma i oprzesz swoje działania raczej na tym, co widzisz, a nie na tym, co myślisz. Tak samo jest z problemem, pytaniem czy dylematem. Wiara może służyć za pożyteczny środek tymczasowy, pod nieobecność faktycznego doświadczenia, ale kiedy zobaczysz Rzeczywistość, wiara stanie się niepotrzebna. W tym momencie wręcz stoi przeszkodą na drodze czystej, bezpośredniej percepcji. Dlatego, jeśli chcemy zobaczyć Prawdę i Rzeczywistość, nie możemy polegać jedynie na tym, w co wierzymy. Możemy tylko polegać na faktycznej percepcji i bezpośrednim doświadczeniu. Prawda i Rzeczywistość (terminy te są synonimiczne) są tutaj, żebyś je zobaczył. Nie są to jakieś tam bibeloty, śmieszne kapelusze czy znaczące uściski dłoni. Prawda po prostu jest tu sama w sobie. Rzeczywistość sama w sobie. Nie taka, jak myślisz, masz nadzieję, czy wierzysz lub sobie wyobrażasz, ale taka jak przed tobą (lub kimkolwiek innym) się rozciąga. To jest - 13 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
jedyny sposób, by zdobyć Prawdę - przez zobaczenie jej, nie przez nazywanie lub przetrzymywanie. Prawda czyli Rzeczywistość nie jest czymś niejasnym, tajemniczym lub ukrytym. Nie musisz iść do kogoś innego, by ją odnaleźć - ani do nauczyciela, ani do buddy, rodziców, księdza, rabina, szamana czy jakiejkolwiek innej osoby dzierżącej władzę. Nie jest to również coś, o czym możesz przeczytać w książce. Prawda przychodzi do nas przez widzenie. Zobaczyć znaczy Wiedzieć. Widzenie nie potrzebuje dalszych weryfikacji. Jest natychmiastowe i stanowi jedność z Prawdą. Niestety, nader rzadko widzimy to, co akurat nam się ukazuje. Żeby lepiej zrozumieć sens moich słów, spójrz na obrazek na następnej stronie. Wierz lub nie, ale to jest prawie fotograficzna interpretacja czegoś dobrze ci znanego; czegoś, co widziałeś (osobiście lub na zdjęciu) wielokrotnie. Jeśli nie rozpoznasz natychmiast obiektu doświadczenia, skoncentruj się na stanie swego umysłu. Zauważ, że jest on jakby zagubiony we wrażeniach - „splątany". Niektórzy ludzie, widząc ten obrazek po raz pierwszy, mówią: „Myślę, że to może być leżący mężczyzna". Ale mówią to niepewnie. Nie są całkiem przekonani. Wierzą, że mógłby to być mężczyzna w półleżącej pozycji. (Ja także tak pomyślałem, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten obrazek.) Ale tego twierdzenia nie dyktuje zmysł widzenia, ani przekonanie, że wiesz, co obrazek przedstawia. Patrz na ilustrację. Zapewniam cię, że kiedy naprawdę zobaczysz co obrazuje, cała twoja niepewność natychmiast zniknie. Będziesz wiedział, co przedstawia. Wtedy natychmiast ustaną wszystkie domysły i niepokoje związane z obrazkiem.
Tajemnicza figura Jeżeli do tej pory nie ujrzałeś sensu rysunku, popatrz na niego jeszcze przez chwilę. W końcu na to wpadniesz. A kiedy to się stanie, zauważysz nagłą zmianę, która zajdzie w twoim umyśle. (Jeśli sytuacja wydaje się beznadziejna i potrzebujesz pomocy, rozwiązanie znajdziesz na stronie 160. Ale spróbuj poczekać do chwili, gdy zobaczysz co przedstawia ilustracja. Doznasz wówczas szoku rozpoznania i głębokiej zmiany w umyśle.) Czy zauważyłeś, jak twój umysł rozluźnił się, gdy nagle zobaczyłeś i poznałeś to, na co patrzysz? Stan twojego umysłu, który wcześniej określałeś jako niejasny, mętny, zagmatwany i skrępowany, zmienił się nagle w chwili, w której zobaczyłeś. Zyskać jasność i całkowite przekonanie. I ta jasność oraz przekonanie będą ci towarzyszyć za każdym razem kiedy znowu spojrzysz na obrazek. Jeśli ktoś ci powie: „Ten obrazek przedstawia leżącego męż- 14 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
czyznę", będziesz wiedział, że nie ma racji - i żaden argument nie wpłynie na twoją postawę. Opisaną sytuację można odnieść do różnicy między widzeniem a zwyczajnym posiadaniem wiary, pomysłu, koncepcji. Budda-dharma wskazuje drogę do podobnego, ale bardziej uniwersalnego i głębokiego znaczenia okrzyku: „Aha!", towarzyszącego odkryciu prawdy. Nie chodzi tu o rozważanie jakiejś niejasnej, odległej sfery. Chodzi o nasze tu i teraz- O przebudzenie, zobaczenie tego tu i teraz takim jakim jest. I tak, jak zmienił się stan twego umysłu gdy rozpoznałeś ilustrację, tak doświadczysz pewności, kiedy nagle zobaczysz sytuację, w której się znajdujesz. Rozjaśni się istota rzeczy. Ten moment i ten stan nazywany jest oświeceniem lub przebudzeniem. Wszyscy możemy doświadczyć przebudzenia w każdej chwili. Jednakże tak długo, jak pozostajemy w zwyczajnym stanie zagubienia, nasze umysły nacechowane są irytacją, duhkhą. W rzeczywistości, jeśli dokładnie i poważnie spojrzymy na naszą sytuację, zobaczymy, że doświadczamy trzech rodzajów duhkhy. Pierwszy rodzaj duhkhy jest prostym bólem - fizycznym i psychicznym. Podoba nam się czy nie, ból jest nieodłączna częścią naszego życia. Możemy go złagodzić, leczyć lub poddać się znieczuleniu. Możemy poczynić starania, by go uniknąć lub zmniejszyć; czasami udaje się nam ból zminimalizować. Ale nie możemy całkowicie uciec od niego. Nawet jeśli jesteś teraz całkowicie zdrowy, wcześniej czy później zranisz się, zachorujesz, skaleczysz, umrzesz. W wielu przypadkach, próby ograniczenia lub uniknięcia bólu mogą nawet zwiększyć nasze cierpienie. Klasycznym przykładem jest człowiek z bólem zęba, który odkłada pójście do dentysty, gdyż boi się, że leczenie będzie bolesne. Ponieważ odkłada wizytę u lekarza zbyt długo, w zębie rozwija się poważna infekcja i w końcu człowiek ten musi poddać się leczeniu kanałowemu - o wiele bardziej bolesnemu, czasochłonnemu i kosztownemu. A nie potrzebowałby go gdyby dotarł do dentysty na czas. Cierpienie fizyczne pojawia się wtedy, gdy szwankuje nasz organizm. Cierpienie psychiczne powstaje natomiast wtedy, gdy czujemy, że coś szwankuje w naszym życiu, w życiu innych lub ogólnie - na świecie. Cierpimy psychicznie wtedy, gdy nie dostajemy tego, czego chcemy lub kiedy jesteśmy zmuszeni żyć i przetrwać w okolicznościach, które nam nie odpowiadają. Prawda jest taka, że nie możemy udawać, iż nie postrzegamy bólu. Gdziekolwiek się zwrócimy, on jest z nami. Musimy stawić mu czoło albo nigdy nie znajdziemy wyjścia z sytuacji, w której jesteśmy - sytuacji duhkhy. Możemy rozprawić się z bólem tylko przez śmiałe stawienie mu czoła. Drugą formą duhkhy jest zmiana. Wszystkie aspekty naszego doświadczenia, zarówno fizyczne jak i psychiczne, podlegają ciągłej zmianie i przeistoczeniu. Cokolwiek myślimy, cokolwiek możemy wskazać, obejrzeć lub omówić, podlega ciągłej zmianie. Jeśli nasz umysł znajduje się w zwyczajnym stanie, określanym tu jako przeciwieństwo stanu przebudzenia, ta zmiana postrzegana jest jako niezadowolenie, niedogodność - duhkha. Wówczas wyolbrzymiamy nasz problem. Czynimy to przez tęsknotę (i wysiłek), by zatrzymać zmiany, zostawić rzeczy, jakimi są. Próbujemy tego dokonać kierując nasze działania na zewnątrz: siłą, kontrolą i manipulacją. Wewnętrznie czynimy to przez konceptualizację świata. Próbujemy wszystko zdefiniować, poukładać w umysłach tak, byśmy zachowali poczucie porządku rzeczy, celu lub ulgi. Nawet jeśli na chwilę zdołamy uczynić naszą sytuację komfortową, pamiętajmy, że to stan tymczasowy. Wszystkie okoliczności budujące tę chwilową sytuację, podlegają nieuchronnej zmianie. A kiedy owa sytuacja się zmieni, nasza chwilowa przyjemność odejdzie i swą ulotnością podkreśli jeszcze moc duhkhy. - 15 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Próba zdefiniowania świata jest głęboką, acz subtelną manifestacją drugiej formy duhkhy. Boli ona i uwiera tym bardziej, że w swej istocie jest po prostu naszą desperacką próbą przeciwstawienia się Rzeczywistości. Tęsknimy za mniej doskwierającym miejscem „zameldowania", miejscem, gdzie taki ból i irytacja nigdy nas nie zaatakują. Czasem nawet próbujemy stworzyć takie miejsce - wewnętrzne lub zewnętrzne. Ale takie miejsce nie istnieje, nigdy nie istniało i istnieć nie może. Chwila refleksji nad śmiercią powinna uczynić to twierdzenie oczywistym. Wszystko, co żyje, musi umrzeć; wszystko, co zaczyna istnieć, musi dojść do kresu istnienia lub zmienić swoją formę. Jest po prostu niemożliwe, by cokolwiek istniało i nie podlegało zmianie. Tak długo, jak pozostajemy w naszym zwyczajnym stanie umysłu, nie ma dla nas ucieczki od duhkhy, uwarunkowanej zmianą. My jednak zwykle nie zwracamy na to uwagi. W zamian, staramy się głównie kontrolować świat i manipulować nim: naszym życiem, związkami wydarzeniami, innymi ludźmi. Te próby stanowią główne źródło drugiego typu duhkhy. Aż do chwili, gdy zobaczymy, że tak jest, naszym najwyższym priorytetem pozostanie kontrola oraz manipulacja. Szczerze będziemy wierzyć, że czyniąc tak, możemy uczynić świat lepszym dla nas i dla innych. Nie zrozumiemy, że wszystko, co tworzymy w ten sposób jest chaosem - bólem, irytacją oraz psychicznym i fizycznym cierpieniem: duhkhą. Kontrola lub celowe działanie nie stanowią wyjścia z tej sytuacji, jedyne wyjście to widzenie. Ale jak i co zobaczyć? Wkrótce odpowiemy na te pytania. Poza duhkhą bólu, poza duhkhą zmiany jest jeszcze duhkhą istnienia. Te trzecią formę duhkhy o wiele trudniej zobaczyć, niż pierwsze dwie. Zazwyczaj wymaga ona poważnej kontemplacji. Tak długo, jak widzisz siebie jako odrębną, oddzielną jednostkę, musisz również postrzegać siebie jako podmiot śmierci. Jeśli twoja egzystencja jest byciem, musisz nieuchronnie zakończyć istnienie. Ta świadomość niesie ze sobą głęboki ból, cierpienie lub grozę. Doświadczenie tej formy duhkhy jest nader proste. Usiądź spokojnie i zastanów się nad faktem, że nie znasz odpowiedzi na kilka fundamentalnych pytań: Jak się tu dostałeś? Kim jesteś? Skąd przyszedłeś? Dokąd zmierzasz? Twoje wierzenia i idee mogą podsuwać ci odpowiedzi na te pytania. Nie poznałeś jednak tych odpowiedzi na drodze bezpośredniego doświadczenia. Spójrz, jak ogromny jest świat. Czy ma jakiś cel? Spójrz, jak nieważny jest każdy z nas wobec tego ogromu. Jaki cel ma ludzkie życie? Po co w ogóle to wszystko istnieje? Dlaczego akurat coś, a nie nic? I na koniec to wielkie pytanie wciąż pozostające bez odpowiedzi: „Co się stanie ze mną po śmierci?" Znamy wiele opowieści o niebie i piekle, o niepamięci i nicości, o „powracaniu" i tak dalej. Ale to wszystko są opowieści. Nauka przebudzonego nie zasadza się na opowiadaniu sobie historii. Traktuje o badaniu aktualnego doświadczenia. Co doświadczenie właściwe mówi na temat „wielkiego" pytania? Czy jesteśmy w stanie zrozumieć i wykoncypować skąd przychodzimy lub dokąd zmierzamy, czy też dlaczego jesteśmy tutaj lub co się stanie z każdym z nas po śmierci? Tak, jesteśmy w stanie. Ale próba wymyślenia odpowiedzi na te pytania nie da nam żadnej satysfakcji. Jednakże, jeśli dokładnie zanalizujesz własne doświadczenie, ów głęboki niepokój, którego wszyscy doświadczamy przez samą egzystencję, może zniknąć - tak jak zniknął ten nieprzyjemny stan umysłu, gdy tylko zobaczyłeś, co przedstawiał rysunek na stronie 40. Przez zobaczenie możesz Poznać.
- 16 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
3. Przychodzenie Druga prawda buddy-dharmy odnosi się do powstawania duhkhy. Duhkha powstaje z pragnienia - żądzy, chcenia, prób zdobycia obiektu pożądania. To pragnienie czy pożądanie objawia się w trzech różnych formach. Pierwsze jest pożądanie zmysłowe. Mamy zwyczaj myśleć, że związane jest ono całkowicie ze sferą fizyczną, ale istnieje również pożądanie psychiczne. Oczywiście pragniemy swobodnych, a więc pobudzających, fizycznych odczuć, ale chcemy także stymulacji intelektualnej, ciekawej wymowy, zrównoważonego życia emocjonalnego, zadowalającej rozrywki i tak dalej. W rzeczywistości, nasze pragnienie zmysłowe jest głównie pragnieniem psychicznym. Drugą formą pragnienia jest pragnienie egzystencji jako takiej. Nie chcemy umierać. Chcemy się utrzymać przy życiu, żyć dłużej, wiecznie. Nawet gdybyśmy mogli zrezygnować z pragnienia egzystencji, pozostaje trzecia forma pragnienia, które nas nęka: pragnienie nieistnienia. Chcemy się uwolnić z tego świata bólu i irytacji, raz na zawsze. Duhkha nieustannie powstaje w naszych sercach i umysłach jako te trzy formy pragnienia. Dzieje się tak, gdy zapominamy o chwili obecnej i dajemy się złapać w pułapkę tęsknoty i obrzydzenia - pożądania, by coś przyszło (lub /.ostało), a coś odeszło. Praktycznie, wszystkie nieszczęścia ludzkie biorą się z tych trzech form pragnienia. Nasze największe bóle zatem prowokujemy sami. Nazwij to, co ciebie dotyka, a ostatecznie odkryjesz, że łączy się to z twoim pragnieniem, chceniem, pożądaniem. Na ogół jednak nie postrzegamy swej sytuacji z tej perspektywy. Zazwyczaj, jesteśmy uwikłani w to, czego chcemy. Niełatwo zauważamy, że wszystko czego naprawdę chcemy czego chce każdy z nas - to po prostu przebudzenie. Nie chcemy być uwikłani. Nie chcemy przejść przez życie w stanie ignorancji. Ale przeważnie ignorujemy nawet to pragnienie. Ponieważ ignorujemy tę głęboką potrzebę serca, szukamy zaspokojenia naszego pożądania w nabywaniu i blokowaniu. Wyobrażamy sobie, że odpowiednia dawka pieniędzy i sławy, miłości i braku stresu, odsuną nieszczęścia. Ale nic, co można nabyć, nigdy tego nie uczyni... i my o tym wiemy. Przebudzony nie obiecuje, że nasze osiemdziesiąt trzy problemy - zmienne koleje codziennego życia - odejdą. Nie, wzloty i upadki życia pozostają w nim. Ale zmagając się z osiemdziesiątym czwartym problemem wie, że - w widzeniu powstawania duhkhy - nasze problemy nie są już problemami. Mój nauczyciel zeń zwykł był opowiadać historię człowieka, który chciał opuścić - nie na zawsze, po prostu na jakiś czas - klasztor zeń, gdzie mieszkał. W klasztorach zeń trzeba ciągle uważać na to, co się robi, czego się doświadcza - chwila po chwili. Wszystkie czynności są narzucane i wykonuje się je z zamierzonym spokojem. Po pewnym czasie, może to wyprowadzić z równowagi - co właśnie przydarzyło się człowiekowi z opowieści. Przyszedł on do mistrza i powiedział: - Nie mogę już tego znieść. Chcę wyjść. Mistrz odrzekł: - Dobrze, idź więc. Kiedy tamten ruszył w stronę drzwi, nauczyciel powiedział: - To nie twoje drzwi. - Och, przepraszam. Zaskoczony człowiek rozejrzał się dookoła i zauważył drugie drzwi. Kiedy skierował się w ich stronę, nauczyciel powtórzył: - To nie są twoje drzwi. - Och! - 17 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Rozejrzał się wokół za kolejnymi drzwiami. Zauważył, że za nauczycielem są małe drzwi, używane zwykle przez pomocnika nauczyciela. Kiedy skierował się do nich, nauczyciel krzyknął na niego: - To nie są twoje drzwi! Całkowicie zdezorientowany i zrozpaczony, biedny człowiek zapytał: - Co masz na myśli? Nie ma innych drzwi! Powiedziałeś, że mogę wyjść, a nie ma drzwi przez które mogę przejść! - Jeśli nie ma drzwi, przez które możesz przejść - odrzekł nauczyciel - usiądź więc. Możemy być tylko tutaj. Nie możemy wyjść. Zawsze jesteśmy tutaj. Zbadaj swoje życie, a to zobaczysz. „Usiądź" mistrza znaczy, zacznij zwracać uwagę na to, co się aktualnie dzieje, nie uciekaj od tego. To jedyny sposób, by położyć kres bólowi i zamętowi u źródła. Niestety, próbujemy zmagać się z większością naszych problemów przez kierowanie się w stronę drzwi, przez próby natychmiastowego wyjścia z sytuacji w jakikolwiek sposób. Ale nasz prawdziwy problem - głęboki ból serca - nigdzie nie odchodzi. Podróżuje z nami. Nasz prawdziwy problem to uwikłanie. Najbardziej bolesne problemy - wojna, przestępczość, bieda, ignorancja, chciwość, poniżenie - nie są naturalnymi katastrofami. Co bardziej rani serce: trzęsienie ziemi w Los Angeles czy zamieszki w Los Angeles? Choć trzęsienie ziemi jest nieszczęściem, to w takich chwilach ludzie zbliżają się do siebie i pomagają sobie nawzajem. Wśród dymu i gruzów, ludzie wyciągają do siebie ręce i równocześnie stają się bardziej ufni. Natomiast choć w zgiełku zamieszek heroiczne jednostki podejmują szlachetne działania, to źródłem wszelkich zamieszek jesteśmy my. Stanowimy punkt zapalny. Wybuch zamieszek to my. Kontynuowanie to my. W przeciwieństwie do trzęsienia ziemi - zamieszki całkowicie pozostają w naszej mocy - co oznacza, że całkowicie w naszej mocy leży ich unikanie. Ale żeby ich uniknąć, najpierw musimy stanąć twarzą w twarz z naszą rzeczywistą sytuacją. Niewiedza może okazać się zdradziecka, jeśli w swym postępowaniu nie zachowamy ostrożności. Zauważ, że nawet dostając cudowne rzeczy, których pragniemy, zazwyczaj chcemy więcej, bez względu na to, co mogłoby przyjść jako następne. Taki stan może trwać aż do czasu, gdy życie straci dla nas jakiekolwiek znaczenie. Z drugiej strony jesteśmy sfrustrowani także wtedy, gdy nie dostajemy tego, co chcemy. Henry'ego Forda, po zarobieniu pierwszego miliarda dolarów, zapytano, jak dużo pieniędzy chce jeszcze zgromadzić. Odpowiedział, że tylko trochę więcej. Tacy właśnie jesteśmy. To, że ignorujemy naszą prawdziwą sytuację, skazuje nas na ciągły brak satysfakcji. Jesteśmy jak Straszny Hagar - bohater jednego z komiksów. Zapytany, co by wybrał: moc, złoto czy prawdziwe szczęście, wskazał moc: „Z mocą zdobyłbym złoto, a wtedy byłbym szczęśliwy" - uzasadnił swą decyzję. Pomysł Hagara wydaje nam się humorystyczny, ponieważ posiadamy głębszą wiedzę. A jednak, przez większość czasu ignorujemy tę wiedzę i czynimy (lub przynajmniej myślimy) w dużej mierze jak Hagar. Dobre czasy przychodzą i odchodzą. Złe czasy tak samo. Gros naszego życia i energii poświęcamy jednak próbom wskrzeszenia dobrych czasów. Nie zauważamy, że dobry czas przychodzi sam. Podobnie, zły czas pojawia się nawet wtedy, gdy poświęcamy gros życia i energii usiłując trzymać go z daleka. Nie chcemy złych czasów, to jasne. Ale złe czasy są poza naszą kontrolą, tak jak i dobre. Czasy, których nie chcemy, przychodzą (i odchodzą) bez względu na to, co robimy w - 18 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
celu utrzymania kontroli nad sytuacją. Dobre czasy tak samo. Dlatego, poza samym prostym życiem pełnią, każdą chwilą, powinniśmy zrozumieć, że taka kontrola jest niemożliwa - to mrzonka. Nie znaczy to, że nie powinniśmy organizować naszej przyszłości. Znaczy, że dobrze byśmy zrobili, nie przywiązując się do przyszłych rezultatów naszych planów. Zrobilibyśmy lepiej, skupiając nasze wysiłki raczej na byciu obecnym niż na upieraniu się, jaka przyszłość powinna czas czekać. Obalenie rządów ignorancji i pragnienia przychodzi po prostu z widzeniem, a nie z robieniem czegoś szczególnego w tym celu. Kiedy tylko zobaczysz, ciąg działań zostanie zainicjowany w sposób naturalny. Problem z pragnieniem jest taki, że kiedy próbujemy je przerwać, wzmagamy je tylko w innej sferze. Wybucha ono z większą siłą, niż kiedykolwiek wcześniej. Przyjmijmy, że w pewnej chwili zauważysz: „Pragnę teraz pizzy". W porządku. Po prostu to zauważ. Ale my zazwyczaj nie poprzestajemy na tym. Zamiast po prostu widzieć, podporządkowujemy swe działania temu, co zauważamy, zamiast powiedzieć: „Nie powinienem chcieć pizzy. Muszę przestać pożądać pizzy". Ta reakcja jest jeszcze większym pragnieniem. Pożądamy końca pożądania. Robimy znowu to samo, co zazwyczaj - sięgamy po coś, upieramy się, chwytamy. To jest niewola, nie wolność. Niestety, nie ma leku na ten problem. Pozostanie on zawsze tym samym problemem. Jedyny sposób, by go wyeliminować, to zobaczyć czym jest i tym samym przestać go dłużej karmić. Rozważmy kolejną sytuację, w której zamiar wiąże się z duhkhą. W młodości jeździłem Austinem Healey Sprite, małym sportowym samochodem, bardzo podobnym do MG. Był to kabriolet z brezentowym dachem. Pewnego razu wybrałem się z kolegą w podróż przez kraj. Żeby oszczędzić pieniądze, obozowaliśmy wzdłuż drogi. Był marzec, martwy sezon. Późną nocą przyjechaliśmy do stanowego parku Indiana Dunes, położonego nad jeziorem Michigan. Myślałem, że jest zamknięty, ale kiedy tam dotarliśmy, zastaliśmy bramę otwartą. Wokół nie było nikogo, więc wjechaliśmy prosto na pole namiotowe, by rozbić tam namiot. Byliśmy zmęczeni podróżą, więc kiedy tylko rozbiliśmy obóz, poszliśmy spać. Zanim się położyłem, zdjąłem zegarek i powiesiłem go w samochodzie, na drążku do zmiany biegów. Ponieważ dookoła nie było nikogo, również portfel zostawiłem na desce rozdzielczej. Następnie wślizgnąłem się do śpiwora i zasnąłem. Dla mojego kolegi spanie w namiocie było" całkowitą nowością. Po pewnym czasie, mój towarzysz obudził mnie. Zaniepokoiło go coś poruszającego się na zewnątrz. Był dzieckiem miasta; myślał, że to włamywacz. Wyśmiałem go. Przyzwyczajony do obozowania sądziłem, że to jakieś •tworzenia szeleszczą w nocy wokół namiotu. Poradziłem mu, by się nie martwił, przewróciłem na drugi bok i zasnąłem. Następnego dnia, po wyjściu z namiotu, stanąłem przy samochodzie, by wykonać poranną gimnastykę. Kiedy tak Stałem z szeroko rozpostartymi ramionami, zdałem sobie sprawę, że dach mojego samochodu został rozcięty w kształt litery T, a jego boki zapadały się w wielką, ziejącą dziurę. Okazało się, że był to tylko bezsensowny akt wandalizmu. Mój portfel wciąż leżał na tablicy, a zegarek wisiał na drążku. Ktoś po prostu rozciął dach i uciekł. Poczułem się strasznie. Kto miałby rozcinać mój dach nożem bez żadnego powodu? Nie chciałem żyć w świecie, gdzie ludzie robią tak absurdalne rzeczy. Później, gdy poszedłem do pobliskiego lasu, natknąłem się na podarte pudełko po ciastkach. Ciastek w środku nie było. U stóp drzew poniewierały się tylko szczątki opakowania. Nie analizując tego, wyrzuciłem je do śmieci. Gdy znów znaleźliśmy się na trasie, mój towarzysz począł grzebać w otwartej przegródce - 19 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
przed siedzeniem pasażera. Nagle krzyknął: „Hej! Ciastka zniknęły!" Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne: mój kolega -mieszczuch był na tyle naiwny, by zostawić na noc w samochodzie ciastka i to... szop rozciął dach, by je zdobyć. Moje złe samopoczucie momentalnie zniknęło. Zobaczyłem to wydarzenie z innej perspektywy. Gdy myślałem, że dach mojego samochodu zniszczył człowiek, czułem w sercu żal. Teraz zrozumiałem, że uczynił to szop. Cóż, oczywiście, szop nie pomyśli: „To nie są moje ciastka. Nie powinienem ich jeść". Szop po prostu wchodzi jedyną znaną mu drogą, bez uczucia naruszania cudzej własności. Było jedzenie i oczywiście poczęstował się nim. Nie było uwikłania w pragnienie, nie było winy. Nagle cierpienie ustało. Zniknął nieznośny, trudny do wytrzymania ból serca. Ale dlaczego mój stan umysłu tak drastycznie się zmienił? Dlaczego ocena czynu szopa była tak różna od oceny czynu wandala? Różnica tkwi w zamiarze. Często myślimy, że celem podejmowania praktyk duchowych jest tworzenie dobrego działania jako opozycji do działań złych. Według buddy-dharmy jednakże, nie taki jest ich sens. Rzecz raczej w tym, byśmy stali się świadomi tego, jak i kiedy urzeczywistniamy nasz zamiar. Wielu z nas, przez większość czasu, działa z intencją - próbuje doprowadzić do spełnienia jakiegoś pragnienia. Ale natura nie działa z zamiarem. Budda-dharma również. Działanie bez zamiaru oznacza urzeczywistnianie Całości - widzenie Całości. Lecz czy nie prościej byłoby po prostu nauczyć się robić dobrze i w ten sposób przeciwstawiać się złu? Otóż nie, a to dlatego, że nie ma trwałego, niezmiennego „dobra" lub „zła". Dobro i zło nie są wartościami absolutnymi, ostatecznymi. Są wierzeniami, sądami, wyborami opartymi na ograniczonej wiedzy oraz na skłonnościach naszych umysłów. Naszą życiową sytuację można przyrównać do sytuacji mądrego rolnika, któremu uciekł koń. Kiedy przyszedł jego sąsiad, by go pocieszyć, rolnik stwierdził: - Kto wie, co jest dobre, a co złe? Gdy następnego dnia jego koń wrócił, prowadząc za sobą stado koni, głupi sąsiad przyszedł pogratulować mu pomyślnego losu. - Kto wie, co jest dobre, a co złe? - rzekł mądry rolnik. Wkrótce syn rolnika złamał nogę próbując ujeździć jednego z nowych koni. Głupi sąsiad ponownie przyszedł z pociechą. - Kto wie, co jest dobre, a co złe? - powiedział rolnik. Kiedy przyszło wojsko, by zabrać mężczyzn na wojnę, pominęli syna rolnika ze względu na jego złamaną nogę. Głupi mężczyzna przyszedł pogratulować rolnikowi tego, te jego syna oszczędzono. Ten jednak ponownie stwierdził: - Kto wie, co jest dobre, a co złe? Kiedy ta historia dobiegnie końca? Sokrates zwrócił uwagę, że zachowujemy się tak, jakby śmierć była największą z klęsk, a wszyscy wiemy, że mogłaby być największym z błogosławieństw. Co zamierzamy nazwać dobrym? Co zamierzamy nazwać złym? Dobre czy złe, nigdy nie jest naszym wyborem, a nawet naszą sprawą. Podczas wojny domowej w Stanach Zjednoczonych, obie strony konfliktu domagały się wsparcia od Boga. Dla każdej strony było jasne, że to ona broni słusznej sprawy. W odpowiedzi na takie głosy prezydent Lincoln zauważył: „Bóg nie może być jednocześnie za i przeciw tej samej sprawie w jednym czasie". Im dłużej prowadzimy tę grę, tym bardziej oszukujemy samych siebie. Tu nie chodzi o walkę dobra ze złem. W grę wchodzi coś o wiele bardziej podstawowego. - 20 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Czego więc szukamy? Jeśli twoje wyobrażenie dobra przeciwstawia się czemuś, możesz być pewien, że to co nazywasz „dobrym" nie jest absolutne ani pewne. Tylko w widzeniu mamy nadzieję znaleźć to, co leży poza naszymi mglistymi, relatywnymi ideami dobra i zła. Gdybyśmy żyli poza pewnymi dualnościami relatywnego świata, musielibyśmy nauczyć się obserwować skłonności naszego umysłu - nasze intencje, naszą wolę, gorące pożądania. Nie niszcz pożądania ani nie próbuj go powstrzymać. W ten sposób tylko nakarmisz i zwiększysz pożądanie. By pożądania się pozbyć, trzeba je zobaczyć.
- 21 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
4. Odchodzenie Trzecia prawda buddy-dharmy głosi, że cokolwiek powstaje, musi również ustać. I jeśli duhkha powstaje, ma też swój koniec. Ustanie duhkhy - koniec niepokoju umysłu, żalu i straty - to nirwana. Budda określał nirwanę jako coś „nienarodzonego, nie-dorosłego i nieuwarunkowanego". Mówił: „Gdyby nie było nienarodzonego, niedorosłego i nieuwarunkowanego, nie byłoby ucieczki dla urodzonego, wyrosłego i uwarunkowanego. Od kiedy jest nienarodzone, nie-dorosłe i nieuwarunkowane, jest też ucieczka dla urodzonego, dorosłego i uwarunkowanego.” Narodzone, dorosłe i uwarunkowane odnosi się do wszystkiego, co możesz sobie wyobrazić - łącznie z tobą. Rozejrzyj się dookoła. Nie znajdziesz nic - właściwie nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić - co by nie powstawało i nie rozwijało się w relacji z innymi rzeczami. Narodziny, wzrost i przystosowywanie się do zmiennych warunków to procesy wpisane w świat, w którym żyjemy. Ale Budda podkreślał również, że istnieje aspekt doświadczenia, który się nie rodzi, nie rośnie czy nie warunkuje. Ten nieuwarunkowany aspekt jest bezpośrednio dostępny percepcji. Możemy go zobaczyć - nie możemy tylko stworzyć dla niego pojęcia ani go sprecyzować. Musimy widzieć naszą sytuację taką, jaka ona jest. Nie jesteśmy ani szaleni, ani głupi. Po prostu nie widzimy - nie zwracamy uwagi na to, co widzimy. Krótko mówiąc, jakakolwiek jest nasza sytuacja, na pewno nie jest beznadziejna. Naprawdę istnieje coś Realnego, Szczerego i Prawdziwego, co możemy zobaczyć. W przeszłości, kiedy chorowałem na raka, czasami spotykałem się z innymi osobami cierpiącymi tak jak ja. Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać. I złożyło się tak, że zaprzyjaźniłem się z mężczyzną, który umierał z powodu tej strasznej choroby. Często odwiedzałem go w szpitalu. Ale jedna wizyta, jeden wieczór, wydał mi się szczególny. Nie był taki jak poprzednie. Z jakiejś przyczyny, szpital wydawał się wtedy o wiele spokojniejszy niż zazwyczaj. Mój przyjaciel leżał w łóżku, podłączony do maszyny, która nabierając powietrza, przerywała ciszę co kilka minut. Poza tym, było kompletnie cicho. Radio, nastawione na stację nadającą muzykę klasyczną, było ledwo słyszalne. Usiadłem przy łóżku przyjaciela i rozmawialiśmy cicho przez jakiś czas. Nasza rozmowa była w dużej mierze milczeniem. Dobiegały nas tylko dźwięki radia i respiratora. Przyjaciel cierpiał z bólu i poprosił mnie o masaż. Przez kilka minut masowałem go. Później znowu trochę rozmawialiśmy. Po chwili ciszy, nagle położył dłonie na twarzy i z siłą nabrał powietrza. Rzeczywistość w końcu go dogoniła. Walczył z rakiem przez większą część roku, ale w tamtym momencie, rzeczywistość śmierci w końcu go dopadła. Po chwili opuścił ręce i tylko patrzył przed siebie. Powiedziałem do niego: - Dokądkolwiek idziemy, zawsze tak to wygląda. Zaskoczony, spojrzał na mnie i zapytał: - Co masz na myśli? Wykonałem gest i powiedziałem: - To. Przez chwilę na jego twarzy malowała się konsternacja. Później jednak uspokoił się. Zrozumiał. Wtedy właśnie rozmawialiśmy po raz ostatni. - 22 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Siedziałem z nim jeszcze długo - w tym śmiertelnie cichym pokoju, z respiratorem i radiem, niezmiernie cichym. Umarł następnego dnia. Niektórzy ludzie sądzą, że nauka przebudzonego jest nihilistyczna, że podkreśla rangę nicości. Wydaje im się, że nirwana to popadanie w spokojne zapomnienie, wprowadzanie w sferę szarości, dryfowanie na bezkresnym morzu. Ale nie to stanowi istotę nirwany. Przypomnijmy, że wszystko, co widzimy, słyszymy, czujemy i myślimy jest płynne i zmienne. Nic nie trwa wiecznie. Tęsknimy za trwałością i w rezultacie cierpimy, ponieważ nie znajdujemy nic trwałego. Wydaje się, że istnieje tylko przychodzenie i odchodzenie. Przychodzenie i odchodzenie to niekończące się powstawanie i ustawanie. Doświadczamy wszystkiego jako ruchu. Faktycznie, fizycy mówią nam, że materia to dosłownie nic innego, jak ruch. I nieważne, jak na to patrzymy, według jakiej skali, nasze doświadczenie jest zawsze ruchem, zmianą. Ta prawda dotyczy całego świata fizycznego, również naszych ciał. Każda komórka — właściwie każdy atom każdej komórki - ujawnia zasadę nieustannego przychodzenia i odchodzenia. Nasze ciała odnawiają się chwila po chwili; nie ma takich dwóch momentów, w których byłyby takie same. Ta prawda odnosi się również do naszych umysłów. Zawartość naszych umysłów także jest w ciągłym ruchu. Myśli, uczucia sądy i impulsy powstają jeden po drugim, następnie rozkwitają i usychają, niczym przekwitłe kwiaty. Nirwana jest widzeniem: dokładnym i globalnym spojrzeniem na naszą sytuację. Myślimy o sobie jak o osobach lub indywidualnościach - oddzielnych jednostkach, trwających przez jakiś czas. Ale nie jesteśmy nimi. To, co nazywamy osobą, Budda nazywał po prostu „strumieniem". Zapewne - jak większość ludzi - myślisz o sobie jak o kimś urodzonym. Ale jeśli przyjrzysz się temu pojęciu uważnie, zrozumiesz, że nie posiadasz bezpośredniego doświadczenia rozpoczęcia egzystencji. Odszukaj je w przeszłości. Idź za wspomnieniem. Czy pamiętasz początek swojego istnienia? Oczywiście, twój „początek" nie jest równoznaczny z narodzinami - ale kiedy powstałeś? Przy poczęciu? Kiedy, dokładnie, ma miejsce poczęcie? Gdy sperma dociera do komórki jajowej? Ale co ze spermą i jajem? Kiedy one powstają? Co z naszymi rodzicami? A kiedy oni powstają? A ich rodzice? Tak naprawdę, nie możesz odnaleźć „wejścia w bycie" jako wydarzenia w rzeczywistym doświadczeniu. Zawsze odnajdziesz jakieś „wcześniej", „przedtem". Wszystko zależy od wcześniejszych warunków, które z kolei zależą od wcześniejszych warunków i tak dalej, tak daleko, jak możemy to zbadać lub sobie wyobrazić. Innymi słowy, jest coś bardzo dziwnego, sprzecznego i niepokojącego w tej koncepcji „wejścia w bycie". Niemniej jednak, tutaj, jest Rzeczywistość, tutaj jest świat. Tutaj jest to. Ten sam problem pojawia się we wszystkim, co wyobrażalne. Na przykład, siedzę tutaj przy komputerze i piszę te słowa. Ale kiedy te słowa stały się książką. Czy w momencie, gdy je napisałem? Gdy ukończyłem ostatnią redakcję? Ody oddałem manuskrypt mojemu wydawcy? Gdy wydrukowano strony? Kiedy powstała niniejsza książka? Czy wtedy, gdy po raz pierwszy pomyślałem o jej napisaniu? A zatem książka ta rozwijała się ponad kilka dziesięcioleci. Czy powstała już wówczas, gdy zacząłem studiować buddyzm? Czy wtedy, gdy przed 25 wiekami nauczano mądrości, z których czerpie ta praca? Pisanie tej książki jest nierozerwalnie związane z - 23 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
wysiłkami, dążeniami i rozważaniami nieskończonej liczby ludzi, budujących tę wiedzę od ponad milenium. A co z zakończeniami? Gdzie ta książka (ty albo ja) kończymy się? Jeśli wszystko jest zmienne, to nie ma trwałej rzeczy - takiej jak książka (ty lub ja), która może osiągnąć koniec. Materiał, który tworzy tę książkę, w tym jednym szczególnym momencie przechodzi - zawsze przechodził - niekończące się transformacje, nie dając szans, że takie transformacje kiedyś ustaną. I jeśli nawet powiemy, że esencja tej książki (ciebie lub mnie) leży nie w materialności, ale w psychicznym lub intelektualnym wymiarze, to tam również znajdziemy ciąg niekończących się transformacji, bez początku i końca. Znamy opowieści, które mówią: „Na początku Bóg stworzył..." Ale nie odpowiadają one na pytanie, skąd wziął się sam Bóg. Jeśli wszystko jest zmienne, gdzie znajdziemy początki lub końce? Jesteśmy jak ów głupi sąsiad, który chodził do mądrego rolnika, żeby go pocieszać albo mu gratulować. Kiedy, według nas, ta opowieść się zakończy? I początek, i koniec są niewyobrażalne. Przyjrzyjmy się jeszcze trzem pożądaniom, o których była mowa w poprzednim rozdziale, ale tym razem - pod innym kątem. Pierwsze, pożądanie zmysłowej przyjemności, można ująć jako prostą żądzę zadowalania samych siebie. Chcemy tylko być szczęśliwi. Ale jak można być prawdziwie szczęśliwym, gdy nad naszą głową ciąży wyrok śmierci? To nas prowadzi do drugiego pożądania. Wolelibyśmy nie umierać. Jak zamierzasz wymknąć się śmierci? Jeśli się urodziłeś, to umrzesz. To takie proste. Ale jeśli wizja śmierci, która trzyma nas w tak silnym uścisku, okaże się nie być prawdziwą? Co, jeśli jest to wpisane w nasze uwikłanie? A jeśli tak jest, to skąd możemy wiedzieć, czy jakieś działania uwolnią nas od takiej wizji? Nasz problem polega na tym, że nie widzimy zmiany jako zwykłego przychodzenia i odchodzenia. Myślimy raczej, że w jakiś sposób sygnalizuje ona osiągnięcie stanu trwałości nawet jeśli pozostaje to w sprzeczności z bezpośrednim doświadczeniem, które ujawnia tylko zmianę i płynność. Wyobrażamy sobie, że rzeczy zaczynają istnieć, trwają przez jakiś czas i wtedy przestają istnieć. Ponieważ myślimy w ten sposób, dręczy nas jeszcze jedno pragnienie: pożądanie nieegzystencji - pożądanie kontroli nad śmiercią. Wszystkie trzy pożądania powstają z powodu naszej konsternacji faktem zmiany. Budda mówił o gaszeniu tych pożądań. Ale jak możemy tego dokonać? Czy nasz zamiar, by tak zrobić, nie jest kolejnym przejawem pożądania? I czy jedno pożądanie nie prowadzi do następnego? To znaczyłoby, że pragnienia są niewyczerpalne. Co mamy więc zrobić? Możemy przestać podsycać płomień pożądania i pozwolić mu maleć i odejść. Postrzegajmy pożądanie jak lampę, która płonie do wyczerpania paliwa. Budda-dharma proponuje nam dwa sposoby osiągnięcia tego stanu. Pierwszy Budda nazwał „mniejszym pożądaniem". Drugi nazywany jest często „zapominaniem siebie". Mówi się, że jeśli wrzucisz żabę do gorącej wody, ona wyskoczy. Jeśli włożysz ją do letniej wody i bardzo powoli l podniesiesz temperaturę, żaba zostanie w wodzie tak długo, aż umrze. Nie jesteśmy żabami. Mamy zdolność widzenia i poznania kiedy posuwamy się za daleko i brniemy w niezdrową sytuację. Ale musimy brać pod uwagę to, co widzimy. Nie musimy kontynuować schodzenia ze śliskiego zbocza. Możemy zatrzymać się, odwrócić i skierować w inną stronę. Ale można tego dokonać tylko wtedy, jeśli zobaczymy naszą sytuację taką, jaka ona jest. - 24 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
To „zawracanie znad przepaści" jest charakterystyczne dla praktyki mniejszego pożądania. Gdy przeciążymy nasze zmysły, ogarnie je paraliż. Ale kiedy już raz zostaną sparaliżowane, kusi nas, żeby je przeciążać coraz bardziej, tak długo aż przestaną odczuwać cokolwiek. Na tym właśnie polega proces uzależniania od narkotyku. Ogólny efekt, którego doświadczamy jest odwrotny od tego, którego pożądamy. Ale to nie narkotyki uzależniają nas przede wszystkim i nie one pchają nas nad skraj przepaści. Na przykład, w miarę jak milenium zbliża się ku końcowi, stajemy się znudzeni sztuką i muzyką tylko dlatego, że wraz z rozwojem technologii uczyniliśmy wszystko zbyt powszechnym i codziennym. Jeśli regularnie oglądamy reprodukcje Słoneczników van Gogha, przestajemy widzieć ich niesamowitość, krzyczącą witalność. A ileż zostało mocy w Piątej Symfonii Beethovena po setkach przesłuchań? (Pomocne w zrozumieniu może być przypomnienie, że dla ludzi współczesnych Beethovenowi, możliwość słuchania jego muzyki nadarzała się nader rzadko.) Jak możemy rozprawić się z taką sytuacją? Powinniśmy spróbować ugasić nasze pożądania? Powinniśmy myśleć o naszych pożądaniach jako paskudnych, niewłaściwych czy złych? Oczywiście, że nie. Takie podejścia tylko dolewają paliwa do płonącej lampy pragnień. Co więc możemy zrobić? Po pierwsze możemy zobaczyć. Następnie możemy się obrócić i delikatnie zawrócić. Nie musimy wywierać na sobie żadnej presji. Tylko przez widzenie, jak rzecz się ma naprawdę - co prowadzi do uwikłania i co prowadzi do jasności - zaczynamy się odwracać. Natura ma swoje systemy kontrolne i wagi. Mamy zwyczaj unieważniać je bez zastanowienia. Możemy jednakże uczynić świadomy wysiłek, żeby zobaczyć i pozwolić wadze naprawić się samej. Gdy widzimy konsekwencje czynu, nie mamy chęci robić nic więcej. Inny sposób, radzenia sobie z pożądaniami to skierowanie uwagi naszych pożądań poza nas. Zapomnieć o sobie, znaczy pamiętać, że nie żyjemy sami, ale w relacji z innymi ludźmi, innymi stworzeniami, z planetą, z wszechświatem. Trzeba skupić się nie na nas samych, jako sile kierującej, manipulującej innymi, ale na tym, jak nasze życie wnika w życie innych i, oczywiście, we wszystkie funkcje dynamicznego wszechświata. Mamy więc mnóstwo okazji, by zapominać o sobie. Taką okazją jest sadzenie drzewa dla przyszłych pokoleń, tworzenie wiersza, posiłku, glinianego naczynia; granie w baseball - z wkładaniem w to całego serca, wiedząc, że przeciwnicy są zaangażowani w grę tak, jak my. Generalnie, nasze pożądania, działania, słowa i myśli są nastawione na doprowadzenie do określonego końca. Wykorzystujemy w tym celu różne środki kontroli. Gdy owe środki zawodzą (co jest nieuchronne, jeśli chcemy zbyt długo utrzymać kontrolę), cierpimy. Budda-dharma nie prosi nas o zrzeczenie się kontroli. Zamiast tego radzi, byśmy nigdy nie stawiali jej na pierwszym miejscu w hierarchii działań. Gdy spojrzymy na to Z takiej perspektywy, pożądanie kontroli zaczyna naturalnie maleć. Sedno w tym, żeby nie próbować zaprzestać Używania kontroli, by nie potępiać pożądania kontroli jako złego lub niewłaściwego. Sedno w tym, żeby widzieć rzeczy, jakimi są, potwierdzać, co naprawdę się dzieje. Dzięki takiemu potwierdzeniu i rozpoznaniu, przestaniemy cierpieć. W centrum pożądania kontroli tkwi nasze ego. Ale widząc, ego traci swą kontrolę. Gaśnie. Przestajemy uporczywie trwać przy czymś, co nie istnieje. Nasza pierwsza relacja na te słowa mogłaby być taka: „Ale kto chciałby osiągnąć taki stan?" Jeśli jednak spojrzymy uważniej, znajdziemy w nim głębokie wyzwolenie. Ponieważ to, co nas przestraszy najbardziej, jest w swej istocie złudne. Przebudzenie i zobaczenie owej ułudy przyniesie nam najgłębszą wolność. Najbardziej bowiem boimy się tego, że każdy z nas - „ja" któregoś dnia wyjdzie z egzystencji. Ale jak coś, co nie miało trwałej egzystencji, może ustać w byciu? - 25 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Budda powiedział: „Właśnie tak, jak człowiek drży z przerażenia, gdy podchodzi do węża, a śmieje się, gdy patrzy w dół i widzi, że to tylko lina, i ja odkryłem pewnego dnia, że tego, co nazywałem „Ja" nie można znaleźć i cały strach i wątpliwość zniknęły wraz z przedmiotem mojej pomyłki.” Budda-dharma każdemu z nas wskazuje drogę do przebudzenia, uwolnienia się od tej podstawowej ułudy. A kiedy się przebudzimy, nasze strachy i wątpliwości znikną zupełnie naturalnie, jak blednie noc, gdy wstaje słońce.
- 26 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
5. Sztuka widzenia Czwarta prawda buddy-dharmy, znana także jako Ośmioraka Ścieżka, proponuje nam zrozumienie i praktykę prowadzącą do ustąpienia duhkhy. Nie jest to ścieżka, którą możemy dojść z punktu A do punktu B. Jej osobliwa natura polega na tym, że w momencie, w którym na nią wkraczamy, od razu pojmujemy całą ścieżkę. Mimo to, z każdym krokiem, możemy pogłębiać nasze rozumienie. Osiem aspektów owej ścieżki to słuszny pogląd, słuszny zamiar, słuszna mowa, słuszny czyn, słuszny żywot, słuszny wysiłek, słuszne skupienie, słuszna medytacja. Zajmiemy się nimi za chwilę, ale wpierw rozważymy znaczenie słowa „słuszny". Słowo, którego naprawdę używał Budda brzmi samma. Samma tłumaczy się zazwyczaj jako „słuszny" lecz nie jest to antonim określeń: „niewłaściwy", „zły", czy „niedobry". Oczywiście, w chwili. w której mówimy „słuszny", już implikujemy, że istnieje jakiś „niewłaściwy". Implikujemy dualizm (dwoistość). Tym, którym termin ten nie jest znany w znaczeniu, które tutaj przywołujemy, wyjaśnić trzeba, że dualizm odnosi się do świata przeciwności: lewicy i prawicy, ciemnego i jasnego, dobrego i złego, czystego i nieczystego. Jest, mówiąc wprost, psychologicznym tłem dla naszego codziennego świata pogoni za jednymi rzeczami i ucieczki przed innymi. Świata, w którym jeśli różnisz się ode mnie, to jest z tobą coś nie tak. Oczywiście, nie to Budda rozumiał pod pojęciem sam-ma. Termin ten sugeruje coś o wiele bardziej subtelnego. W ustach Buddy, słuszny oznacza „to jest stosowne", to działa", „to współgra z Rzeczywistością". Słuszny na Ośmiorakiej Ścieżce, nie zakłada istnienia czegoś niesłusznego, określa raczej bycie w kontakcie z rzeczywistością jako przeciwieństwo łudzenia się własnymi uprzedzeniami, myślami czy wierzeniami. Samma odnosi się bardziej do Całości niż do tego co podzielone. Dlatego, kiedy używam słowa „słuszny" w kolejnych rozdziałach, odnoszę je do tego, co sprzyja przebudzeniu, nie zaś do czegoś, co może być porównywalne do czegokolwiek Niewłaściwego. Pierwszym aspektem Ośmiorakiej Ścieżki jest słuszny pogląd. Według Buddy, trwanie przy jakimkolwiek określonym poglądzie oznacza, unieruchomienie Rzeczywistości, próbę zawarcia świata w jednej myśli. Wyrabianie poglądu to nic innego, jak robienie zdjęcia zamrażanie sceny w danym momencie. Jeśli trwamy przy określonym poglądzie, to prawdopodobnie prędzej czy później wystąpimy przeciwko innym poglądom. A ludzie mający odmienne poglądy należą do zwalczających się obozów. To co Budda rozumiał przez słuszny pogląd, to zupełnie coś innego. Pogląd Buddy nie jest zwyczajnym, „unieruchomionym" - skostniałym poglądem. Są tacy, którzy upierają się, że Budda nie miał żadnego poglądu - ale to nieprawda. To, co Budda rozumiał przez słuszny pogląd nie jest po prostu klasycznym poglądem. Mówiąc inaczej, nie zawiera się w ideach, pomysłach, wierzeniach czy opiniach. Pogląd Buddy na to, jakimi rzeczy naprawdę są - w świetle stałych zmian i płynności świata - nie stanowi jednej szczególnej drogi. Bo właściwie, jak rzeczy mogą być jednym jeśli są w ciągłym ruchu? Jak niewzruszony pogląd na świat, który wciąż się zmienia, może być odpowiedni? To nie poszczególne aspekty tego świata dostarczają nam słusznego poglądu, ale sam świat, jako wiecznie dynamiczna Całość. Słuszny pogląd jest Zdrowy - to znaczy, jest częścią Całości. Jest globalny. Niczego nie pomija. Taki pogląd, według definicji, nie toczy wojny z innym poglądem. Prawdę mówiąc, nie może jej toczyć. Jeśli jest częścią dynamicznego świata jako Całości, nie może istnieć nic, co byłoby jego przeciwieństwem. - 27 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Drugi aspekt Ścieżki to słuszny zamiar. Równie często jest on nazywany słusznym postanowieniem, słusznym motywem lub słuszną myślą. Jest taka opowieść o Sokratesie badającym prawdziwą intencję młodzieńca, który przyszedł do niego po poradę. Sokrates chciał się przekonać, czy ów młody człowiek powziął autentyczne postanowienie szukania Prawdy. W tym celu zabrał młodzieńca nad rzekę i po wejściu w wodę poprosił go, by szedł za nim. Kiedy tylko obaj zanurzyli się do pasa, Sokrates nagle chwycił chłopaka i przytrzymał go pod wodą. Oczywiście, młodzieniec wkrótce zaczął walczyć nie mogąc złapać tchu. Wtedy Sokrates podniósł go i powiedział: - Kiedy będziesz walczył o Prawdę tak, jak walczysz o powietrze wróć, a będę cię uczył. To właśnie jest słuszny zamiar, słuszne postanowienie. Prawdy nie można nauczyć się od kogokolwiek. To twoje własne postanowienie sprawia, że staje się one widoczne. Jeśli nie postanowisz obudzić się, żaden nauczyciel nie będzie w stanie nic dla ciebie zrobić. Słuszne postanowienie porównuje się do osoby, której włosy objął płomień. Kiedy twoje włosy stają w płomieniu, nie rozważasz wszystkich za i przeciw ich gaszenia. Jeśli twoje włosy stają w płomieniu, nie ma czasu do stracenia. Nie widzisz wyboru działasz. Słuszna mowa to następny aspekt Ośmiorakiej Ścieżki. Najbardziej oczywistą formą słusznej mowy jest unikanie kłamstwa. Abstrahując od przeróżnych moralnych przeciwwskazań dla posługiwania się kłamstwem, istnieje też kilka praktycznych powodów, dla których warto mówić prawdę. Ośmioraka Ścieżka jest po to, by powstrzymywać umysł przed nadmiernym rozproszeniem, abyś mógł pozostawać obecny tu i teraz. (Przecież tylko tu i teraz możesz się przebudzić.) Jeśli więc zaczniesz kłamać, twój umysł natychmiast się rozproszy. Musiałbyś bowiem stale uważać co i komu powiedziałeś, i jak kłamać dalej, by niczego nie poplątać. Nie byłoby temu końca, a przebudzenie stałoby się dużo trudniejsze. Drugim czynnikiem słusznej mowy jest nie mówić w sposób nieokrzesany i niegrzeczny. Taka mowa jest niepotrzebna, niegodna i wnosi niepokój. Inne aspekty słusznej mowy obejmują niemówienie źle o innych i powstrzymywanie się od plotek i jałowych dysput. Oczywiście, pogrążanie się w trywialności, oszczerstwie lub fantazji również nie sprzyja przebudzeniu. Czwarty aspekt Ośmiorakiej Ścieżki to słuszne działanie. Jest to takie działanie, które prowadzi do cieszenia się nieskrępowanym umysłem, umysłem nie zniewolonym skostniałymi myślami. Aspekt piąty Ośmiorakiej Ścieżki to Słuszny żywot. Jak mamy zarobić i wieść godziwy żywot bez używania przemocy wobec innych, środowiska, wobec siebie samych? Budda-dharma nie dostarcza w tym miejscu gotowej listy zawodów, które takie życie gwarantują. Każdemu z nas pomaga jednak obudzić się na to, jak możemy uczciwie zarobić na życie, nie krzywdząc innych. Zachęca do otwartości, wglądu, uczciwości i harmonii. Słuszny wysiłek - szósty aspekt Ośmiorakiej Ścieżki - jest świadomym i nieustannym spotykaniem się z każdą chwilą. Jest świadomym porzucaniem naszej niespójnej psychiki i dualnej myśli oraz dążeniem do czystego i Całkowitego stanu umysłu. Słuszny wysiłek jest mocno związany z siódmym aspektem Ośmiorakiej Ścieżki - słusznym skupieniem. Oznacza on wysiłek włożony w niezapomnienie, jaki jest nasz prawdziwy problem: duhkha. Przez słuszne skupienie rozpoczynamy i regularnie odnawiamy poznanie stanów i funkcji - 28 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
naszych umysłów, by móc zrozumieć jak przebiega mechanizm naszego angażowania się w świat chwila po chwili. Przez tę obserwację i świadomość możemy stać się świadomi jak działamy w każdym z tych psychicznych stanów. Ostatni aspekt Ośmiorakiej Ścieżki to słuszna medytacja lub słuszna koncentracja. Słuszna medytacja jest takim porządkowaniem umysłu, że staje się on nastawiony, skupiony i świadomy. W rozdziale ósmym przedstawię kilka wskazówek wprowadzających w tę formę medytacji. Proszę, nie bierz żadnego z wymienionych aspektów Ośmiorakiej Ścieżki na wiarę. Sprawdź je. Wdróż we własne życie i sam zobacz czy sprzyjają one, czy też nie twojemu przebudzeniu. Pamiętaj: budda-dharma to widzieć, a nie - wierzyć. Blisko związany z omówioną wyżej Ścieżką jest zbiór ogólnych wskazówek dotyczących życia, nazywany Buddyjskimi Zasadami. Nie są to żadne przepisy, choć czasem porównuje się je do Dziesięciorga Przykazań, ponieważ jest ich dziesięć. Wskazówki te podpowiadają jak żyć w Rzeczywistości tu i teraz, bez oddawania się zachciankom i upodobaniom, sympatiom i antypatiom. Zamiast nakazywania specyficznych działań lub czynności, wskazówki te zachęcają nas do życia przebudzonego, w którym ani na chwilę nie przestajemy widzieć. Jeśli próbowałbyś ściśle podążać za moralną zasadą, szybko popadłbyś w prawdziwe uwikłanie, ponieważ napotkałbyś różne sprzeczności i paradoksy. Rzeczywista, moralna odpowiedzialność tkwi w szeroko otwartych oczach w każdym momencie. To z konieczności pozostawia zasady ortodoksyjne i nieelastyczne z tyłu. Przypuśćmy, że podczas wojny ukrywasz na strychu żydowską rodzinę. Przychodzi do ciebie dwóch oficerów gestapo i pytają, czy nie znasz miejsca pobytu takiej a takiej rodziny. Czy mówisz, że są na strychu? W tych okolicznościach, najmądrzejszym i najbardziej współczującym sposobem działania byłoby zwyczajnie skłamać. Jednak, jeśli poczujesz się zmuszony przestrzegać zasady „Nie będziesz kłamał!" - wtedy musiałbyś wydać niewinnych ludzi: „Ci Żydzi? Och, oni są na górze". Z drugiej strony, jeśli nie jesteś niewolnikiem zasad, możesz powiedzieć gestapo, że rodzina, której szukają, pojechała do Ontario odwiedzić krewnych. I uratować ludzkie życia. Nie znaczy to, oczywiście, że kłamanie jest generalnie tym, co należy robić. Trzeba natomiast tak obserwować aktualną sytuację, jak obserwujemy własne skłonności umysłu. Moralne jest to, co najbardziej sprzyja przebudzeniu. Tego właśnie dotyczą wskazówki. Jeśli zamiast widzieć sytuację tu i teraz, zaczniesz odnosić ją do moralnych lub innych wzorców, odciśniętych w twoim umyśle, natychmiast wpadniesz w kłopoty. Przez widzenie sytuacji, jaką ona jest, jesteś w stanie odkryć Rzeczywistość. Nie ma zasad - jest tylko dana sytuacja i skłonności umysłu.
- 29 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Część druga: DROGA O PREBUDZENIA 6. Mądrość Poszukujący: „Pokaż mi drogę do wyzwolenia" Mistrz zeń: „Kto cię więzi?" Poszukujący: „Nikt mnie nie więzi". Mistrz zeń: „Po cóż więc szukać wyzwolenia?" Nasze więzienie, nasz loch, jest w nas. Jest w naszym umyśle, myśleniu. Własnoręcznie spinamy się łańcuchami i innym czynimy to samo. Także nasze dzieci trenujemy w „sztuce niewolnictwa". Wszystko to opiera się na ignorancji. Nie widzimy czym jesteśmy. Nie widzimy naszej sytuacji taką, jaką ona jest, ani nie widzimy, jak sobie z nią poradzić. Jak mówi Yang Chu, omijamy radości życia nie wiedząc, że cokolwiek tracimy. Zazwyczaj, kiedy wstępujesz na ścieżkę, dokądś zmierzasz. Wstępujesz na nią, przemierzasz i jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, przybywasz do celu lub miejsca przeznaczenia. Ścieżka uwalniania umysłu nie jest taka. Ta ścieżka ani się nie zaczyna, ani się nie kończy. A zatem, tak naprawdę, nie jest to ścieżka dokądś. Ponadto, w chwili, w której postawisz na niej stopę, już przebyłeś ją w całości. Wystarczy znaleźć się na tej ścieżce, by w tym momencie ją pokonać. Rozumiem to dosłownie, nie symbolicznie czy metaforycznie. Ale najpierw musisz wkroczyć na ścieżkę. Słuszny pogląd jest taki: musisz mieć chociaż przebłysk, że coś jest bolesne, niepokojące, trudne lub nie takie w związku z ludzką egzystencją. Jeśli prawdą jest, że coś w związku z naszym życiem jest nie tak, co mogłoby to naprawić? Co uczyniłoby ludzką egzystencję sensowną i właściwą? Innymi słowy, czego my, inteligentne istoty, w tym olbrzymim i wyraźnie bezsensownym wszechświecie naprawdę chcemy? Co by ukoiło głuchy ból serca? Pieniądze? Sława? Seks? Nauka? Władza? Życie na „drodze szybkiego ruchu"? Życie na „drodze wolnego ruchu"? Luksusowe apartamenty w Paryżu i na Manhattanie? Cichy domek nad strumykiem? Może już wyczułeś, że żaden z tych specyfików nie zadziała. Rzeczywiście, jakiegokolwiek byśmy nie obrali celu może on w najlepszym wypadku tylko tymczasowo stłumić nasze pragnienie. Dojmujący ból serca pozostaje wszechobecny i nieugaszony. Jak przypuszczasz, co prawdopodobnie ugasiłoby nie ugaszalne pragnienie? Jeśli nie jest to zwykłe pragnienie, po co szukać zwykłego lekarstwa? Nie ma sensu szukać czegoś do zażycia, do spełnienia się. Wiemy, że to nie zadziała. Jeśli zaspokoimy jedno pragnienie, inne zajmie jego miejsce. To z czym się tutaj zmagamy, to jakościowo inny typ problemu. Trzeba go rozwiązać w inny sposób. Tym razem nie zaczniemy od rozpoznawania czym jest to, czego potrzebujemy i chcemy. W algebrze, niewiadomą określamy zwykle literami a, b, x lub y. Tego samego sposobu użyjemy do określenia tego, czego naprawdę potrzebujemy lub chcemy w życiu. Niech to będzie x. X jest Odpowiedzią. Jest tym, czego my wszyscy naprawdę chcemy i potrzebujemy, nawet jeśli nie wiemy, co to jest. Wiemy, że wszystko o czym moglibyśmy pomyśleć nigdy nas nie usatysfakcjonuje. Zatem wiemy, że szukamy czegoś, co nie jest takie jak wszystko co moglibyśmy pomyśleć lub posiąść, - 30 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
także umysłem. Może, przez chwilę, teraz lub później, pomyślimy lub uwierzymy, że jest coś, co nas prawdziwie usatysfakcjonuje. Ale już w następnej chwili odkryjemy, że znów pragniemy - prędzej czy później, wątpliwości powrócą. Według definicji, x nie może być takie. Jeśli poznasz x czymkolwiek by się on okazał - nigdy nie zapragniesz niczego więcej, poza x. Ale, w odróżnieniu od jasnych celów, do których powszechnie dążymy w wysiłku zaspokajania własnych potrzeb, nie możemy szukać tego czego naprawdę potrzebujemy i chcemy, ponieważ nie mamy pojęcia, co to jest. Nasze x jest jak ryba, która wpływa w sieci z własnej woli. To co możemy zrobić - wszystko co możemy zrobić - to po prostu zarzucić sieć. To czego naprawdę potrzebujesz i chcesz, nigdy nie pojawi się jako obiekt dla twojego umysłu. Niemniej jednak, już znasz Prawdę i Rzeczywistość (to czego prawdziwie potrzebujesz i chcesz) teraz. Jeśli tylko przestałbyś pytać siebie, co to może być lub spekulować, jak to może wyglądać, stałoby się to łatwo widoczne. Nasz problem polega na tym, że nie zwracamy uwagi na to co właściwie wiemy. Poświęcamy uwagę temu co myślimy - temu co posiadamy, pomysłom i wierzeniom - i odrzucamy to, co rzeczywiście widzimy. Wychodząc od ignorancji, co nieuniknione, nie mamy pojęcia za czym gonimy. Zatem podejmujemy długie i mozolne poszukiwania. Szukamy Prawdy w książce, wyznaniu, rytuale albo jakimś świętym obiekcie czy miejscu. Ale takie rzeczy nigdy w pełni nie satysfakcjonują. My musimy to zobaczyć i zatrzymać w sercu. Jedyną rzeczą, która satysfakcjonuje jest widzenie Rzeczywistości - widzenie co się dzieje naprawdę - w nas, w innych i w świecie. Słuszny pogląd, pierwszy krok na Ścieżce buddy-dharmy, zaczyna się nie tyle od zobaczenia, co od zrozumienia natury tego, czego szukamy. Przestajemy szukać czegoś, co kształtuje się jako obiekt w naszych umysłach, czegoś, co możemy wizualizować „gdzieś tam" i dążyć do tego, jakby Prawda była wizerunkiem, ideą lub wierzeniem. Prawda nie jest taka. Nie jest czymś do wierzenia lub nie-wierzenia. Rzeczy, w które możemy wierzyć są zawsze czymś pośledniejszym niż Prawda i dlatego nie mogą satysfakcjonować. Generalnie, pogląd na świat jest niczym więcej niż zestawem wierzeń, sposobem „unieruchamiania" świata w naszych umysłach. Ale to nigdy nie będzie pasować do Rzeczywistości, bo świat po prostu nie jest „nieruchomy". Niemniej jednak brniemy w to dalej, jakby sposób w jaki to robimy był sposobem prawdziwym. Kiedy Budda mówił o słusznym poglądzie, odnosił go do poglądu nie skostniałego. Słuszny pogląd jest płynny i elastyczny, stale w ruchu. Jest świadomością tego, jak powstała chwila obecna. Słuszny pogląd jest widzeniem rzeczywistości w jej pełni i płynności. W świecie naszego umysłu, wszystko jest podzielone: lewe i prawe, dobre i złe, nad i pod. Na przykład, widzimy pumę skradającą się do jelenia i chcemy go ostrzec, by zdołał uciec. A kiedy puma rzuca się na jelenia, nasze serce jest z nim. Szukamy sposobu, żeby ochronić jelenia. Zakładamy pumie dzwonki, tak żeby jeleń miał świadomość, że puma jest w pobliżu. W rezultacie, puma cierpi; ostatecznie, umiera z głodu. Bez pum, które polując kontrolują populację jeleni, liczba tych ostatnich wzrasta. W niedługim czasie jest ich za dużo w stosunku do możliwości środowiska naturalnego, w którym żyją. Jelenie ogryzają drzewa i krzewy z liści. I w końcu, z powodu przerostu populacji, one również zaczynają głodować. Wierzymy, że wyrażamy współczucie. Ale współczucie musi być równoważone mądrością. Tak długo jak nie widzimy, tak długo marnotrawimy nasze współczucie. Jeśli widzisz Rzeczywistość w jej płynności i pełni, wtedy widzisz zarówno pumę, jak i jelenia. Widzisz jak tych dwoje pasuje do siebie, niczym część jednolitej Całości. Mój przyjaciel, lekarz, powiedział mi, że na studiach medycznych czuł się bardzo przytłoczony informacjami. Mówił, że niektórzy wykładowcy potrafili bez trudu konden-sować - 31 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
materiał. Mówili np.: „Odtąd dotąd. To musicie wiedzieć". Studenci kochali tych nauczycieli, co oczywiste. Ale byli też wykładowcy, którzy zawsze proponowali dwa lub więcej (często sprzeczne) spojrzenia na daną rzecz. I tego studenci nie cierpieli. „To wymagało od nas większego nakładu pracy", opowiadał mój przyjaciel. „Kto chce, żeby mu mówiono, że jedni ludzie myślą tak, a inni tak? Byłoby o wiele łatwiej, gdyby powiedzieli co jest co". Ale, ciągnął, w miarę jak mijały lata, a on stawał się coraz bardziej doświadczonym doktorem, zrozumiał, że uproszczone, zgrabnie przykrojone poglądy nie są dobre, bo nie odzwierciedlają stanu faktycznego. Wykładowcy usuwają wszystkie elementy, które nie pasują do obowiązującego systemu. Co smutne, my wszyscy robimy to samo, wciąż i wciąż od nowa, praktycznie w każdym aspekcie naszego życia. Najlepiej widać to w mediach, w programach informacyjnych. Serwują nam one starannie przygotowane, uproszczone relacje - nawet na temat złożonych zagadnień. Dowiadujemy się, którzy to źli, a którzy - dobrzy, kim są ofiary, a kim winowajcy. Co sprawia, że wszystko tak upraszczamy i etykietujemy? Otóż przemożny lęk przed splątaniem naszego umysłu, przed chaosem. Wszystko chcemy rozumieć. Wszystko wiedzieć. Schludne poukładanie wszystkiego daje nam złudzenie, że naprawdę coś wiemy. Dlaczego więc zadowalamy się papką telewizyjnych sloganów? Cóż, wówczas nie musimy tak ciężko pracować. Nie musimy kibicować zapasom Prawdy z Rzeczywistością. Wolelibyśmy mieć wszystko ładne i schludne - wiedzieć, że to jest to, a tamto to tamto. Wszystko jasno po etykietowane i podane. Kiedy tylko świat mamy już zaaranżowany, czujemy się bardziej komfortowo - dopóki, jak mój przyjaciel, nie spojrzymy ponownie i nie powiemy: „Poczekajcie chwilę! Coś jest kompletnie pomieszane. Świat w ogóle nie ma sensu!" Tak niechcący pozwalamy rosnąć duhkhce. Trudno jest czuć się swobodnie z niewiedzą - bo zazwyczaj zależy nam na tym, żeby wiedzieć. Przyjrzyj się figurze poniżej.
Jest wklęsła czy wypukła? Jeśli powiemy, że jest wklęsła, stworzymy pogląd. A ponieważ stworzyliśmy pogląd, coś pominęliśmy - fakt, że figura mogłaby równie dobrze zostać uznana za wypukłą. Lecz jeśli powiemy, że figura jest wypukła, zrobimy dokładnie ten sam błąd. Zajmiemy jedynie przeciwne, równie niepełne stanowisko. Możemy w końcu powiedzieć, że nasza figura jest taka i taka - ale, oczywiście, i to nie będzie nic znaczyć (bo przecież, nie jest to ani wklęsły, ani wypukły, a jedynie dwuwymiarowy rysunek). Oto jak zazwyczaj zmagamy się ze światem. Przy każdej próbie zdobycia wytłumaczenia jakiejś sytuacji, coś pomijamy. Bo stworzenie jakiegokolwiek „nieruchomego" poglądu, zawsze łączy się z pominięciem fragmentu Rzeczywistości. To czego nieustannie nie zauważamy, to to, że nie istnieje nieruchomy obiekt obserwacji - jak też, nieruchomy, jasno zdefiniowany obserwator. To co dzieje się naprawdę, jest całkowitą płynnością. Gdybyśmy mogli prawdziwie to zobaczyć, przestalibyśmy się upierać przy układaniu rzeczy w pudełkach, formułowaniu definicji i konstruowaniu wierzeń. Przestalibyśmy grzęznąć w przeciwnościach, zdobylibyśmy elastyczność umysłu. Uwolnilibyśmy się od dogmatyzmu, nietolerancji, arogancji i upierania się przy określonych odpowiedziach. Przywyklibyśmy do płynności wszystkiego. Właściwie, sami stalibyśmy się tą płynnością umysłu. Bylibyśmy zdolni tolerować niepojętność. Słuszny pogląd nie omija niczego i niczego specjalnie nie podtrzymuje. W zamian, - 32 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
wskazuje bezpośrednio właściwe doświadczenie w danej chwili. Jedyny sposób, by być w każdej chwili wolnym, to stać się tym, czym ta chwila jest. Zazwyczaj zachowujemy skostniały pogląd zarówno na nasz temat, jak i na temat świata. Myślimy, że jesteśmy czymś. Etykietujemy sami siebie: „Jestem typem nerwusa", „Jestem nieśmiały i zamknięty w sobie", „Zawsze gestykuluję rękoma, taki po prostu jestem". Krótko mówiąc, identyfikujemy się z grupami, zachowaniami, nawykami i wierzeniami. Przez silną identyfikację rodzinną wyrosłem myśląc o sobie jako o Norwegu. Byłem chyba w wyższej szkole, gdy nagle zrozumiałem: „Chwileczkę! Nie jestem Norwegiem. Urodziłem się i wychowałem w Minnesocie. Nie mówię po norwesku. Nigdy moja noga nie postała w Norwegii. Jak więc mogę być Norwegiem?" Obecnie, kiedy ludzie dowiadują się, że jestem wyświęconym kapłanem buddyjskim, często mają jakieś wyobrażenie o tym kim muszę być - nawet jeśli o buddyzmie wiedzą doprawdy niewiele. Na przykład, zakładają, że muszę być surowym wegetarianinem, podczas gdy ja, chociaż nie gotuję i nie jem mięsa w domu, nie odmawiam, jeśli ktoś mnie nim poczęstuje. (Budda jadał mięso, jeśli mu je podawano. Odmawiał tylko wówczas, jeśli zwierzę zostało ubite specjalnie dla niego.) Czasami ludzie mówią mi: „Ja także jestem buddystą" i oczekują, że będę się z tego cieszył. A prawda jest taka, że ja właściwie, po trzydziestu latach studiowania nauk Buddy, po święceniach kapłańskich, po klasztornym i innych treningach, wcale nie myślę o sobie jako o buddyście. Chociaż jestem studentem i nauczycielem buddy-dharmy, nie identyfikuję się z tym. Raz na jakiś czas jestem zmuszony wystąpić jako kapłan -jak też jako mężczyzna, buddysta, syn czy przyjaciel - lecz przez większość czasu nie utożsamiam się z żadną z tych ról. Kiedy uczepimy się jakiejś tożsamości jak rzep psiego ogona, obrażamy samych siebie. Bo zamykamy się w skostniałych sposobach widzenia, myślenia oraz reagowania. To nie jest dobra droga. Tak naprawdę nie jestem kimś jednym. Ani ty. Ani nikt inny. Innym rodzajem niewoli, w którą się wpędzamy, jest koncepcja „A znaczy B". To zwięzły sposób pakowania świata w schludne paczki. Ale czy możliwe jest, żeby „to" naprawdę znaczyło „tamto"? To dzielenie i pakowanie świata w pojęciowe paczki doprowadza nas do niezliczonych wytłumaczeń, z których żadne nie może adekwatnie zastąpić samej Rzeczywistości - i żadne nie może ukoić bólu serca. Tak naprawdę Rzeczywistość nie potrzebuje wytłumaczenia. W istocie, to ona właśnie jest tym jedynym, co nie potrzebuje wytłumaczenia. Prawda i Rzeczywistość są oczywiste. Co tu tłumaczyć rozpatrując świat, jakim on naprawdę jest? W chwili, w której próbujemy opanować i streścić Prawdę, zyskujemy paradoks, niepokój umysłu, niezgodę, wątpliwości i spór. Nieustannie popełniamy ten błąd - a tylko z rzadka to zauważamy. W zamian, szukamy bardziej szczegółowej, złożonej i „precyzyjnej" formy pakowania. Ale jaki jest cel w zaprzeczaniu aktualnemu doświadczeniu na rzecz pogoni za jakąś odległą ideą? Nie możemy pojąć Rzeczywistości naszym intelektem. Nie możemy jej wciągnąć w żaden skostniały pogląd. Wszystkie nasze wyjaśnienia są z konieczności tymczasowe. Są tylko skostniałymi ramami tego, co tu i teraz jest ruchem i płynnością. Innymi słowy, jeśli myślisz, że Rzeczywistość jest taka i taka, możesz być pewien, że taka nie jest. Rzeczywistości po prostu nie można wcisnąć w konceptualną formę - nawet poprzez analogię, ponieważ niczego takiego nie ma. Rzeczywistość po prostu nie pasuje do żadnych pojęć. Niemniej jednak, Rzeczywistość jest czymś co możesz /.obaczyć. Nie możesz jej sobie wyobrazić, ale możesz ją postrzegać. Na przykład, jeśli wskazałbym na twoje zdjęcie w wieku dwóch lat i zapytał: „Czy to ty?", co byś odpowiedział? Jeśli wziąłbyś się do tego na poważnie, stwierdziłbyś, że nie uda ci się udzielić sensownej odpowiedzi bez zaplątania się w sprzeczności. Zadawałem to pytanie - 33 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
setkom studentów na moich zajęciach przez lata i odkryłem, że odpowiedź jest na ogół do przewidzenia. Większość ludzi bez wahania odpowiada: „Tak, to ja". Gdy zwracam im uwagę, że przecież nie są dziećmi, grupa zazwyczaj cichnie. Po chwili, pojedynczy głos stwierdza: „To bytem ja". Ale jak możesz się zmieniać (stawać się innym niż jesteś) i wciąż być sobą? Do czego ostatecznie odnosi się słowo „ja"? Otóż mimo ponawiania prób, nie znajdziemy nic odpowiedniego, zdefiniowanego w doświadczaniu tu i teraz, do czego moglibyśmy to „ja" odnieść. Po prostu jest tak, że w chwili, w której wkładamy cokolwiek w nasz konceptualny pakiet, otrzymujemy sprzeczność. Niemniej jednak, zawsze możemy zobaczyć co się dzieje. Tak długo jak nie zadamy pytania, wszystko będzie doskonale jasne: to co istnieje w tym momencie to obrazek dziecka i dorosły, rozważający czy tamto mogłoby być tym. Z przyzwyczajenia nie udaje nam się zauważyć, że przez uporczywe trwanie przy jakimś pojęciu - w tym przypadku, przy pojęciu „ja" - przyspieszamy wymknięcie się Rzeczywistości z naszej garści. Gdy tylko kreujemy pojęcia, tworzymy sprzeczności, od których nie można uciec. Ale nie w tym rzecz, że Rzeczywistość jest sprzeczna, tylko w tym, że nie będzie pasowała do żadnej pojęciowej ramy. Idee, oczywiście, nie są jedynym typem pojęciowych obiektów. Pojęcie jest czymś otoczonym skórą, rodzajem granicy dzielącej coś od czegoś. Nawet to co myślimy o obiektach fizycznych, to właściwie pojęcia. Na przykład, patrzysz na to, co jest nazywane książką. Myślisz o niej jak o książce, ponieważ wyobrażasz ją sobie jako oddzielną od innych rzeczy. W rzeczywistości jednakże, jest ona mocno złączona ze wszystkim we wszechświecie. Thich Nhat Hanh, wybitny wietnamski mistrz zeń, przypomniałby nam, że książka nie jest jedynie książką - jest jednocześnie słońcem. Bo gdyby nie słońce, nie urosłyby drzewa, by dać miazgę na papier, z którego ją wykonano. Nie możemy też zapomnieć o Cai Lunie, który w drugim wieku wynalazł papier, o Johannie Gutenbergu, który w piętnastym wieku wynalazł sposób na zastosowanie ruchomego typu prasy drukującej, jak też o zespołach ludzi, którzy wymyślili i oprogramowali mój komputer i ludzi, którzy uczyli ich nauczycieli. W podobny sposób wymieszane z drzewami, słońcem i kreatywnymi umysłami ludzi są i inne rzeczy. Nie możemy ignorować języka, czasu, ziemi, roślin, zwierząt, emocji czy myśli. Nie możemy zapominać o deszczu, a nawet o gwiazdach czy galaktykach gwiazd. W istocie, nie ma nic co moglibyśmy wskazać lub nawet wyobrazić sobie, co nie byłoby w jakiś sposób powiązane ze wspomnianą książką. Tak więc, czym jest to co nazywamy „książką"? W słynnej historii zeń, cesarz Chin, Wu, zapytał buddyjskiego nauczyciela Bodhidharmę: - Kim jesteś? Bodhidharma odpowiedział: - Niewiedzącym. Ta odpowiedź oznacza, że Bodhidharma widzi Rzeczywistość, nie jakąś rzecz obdarzoną nazwą. Innymi słowy słuszny pogląd nie tkwi w oczach widzącego. Nie ma widzącego w słusznym poglądzie. Słuszny zamiar, drugi aspekt Ośmiorakiej Ścieżki, jest tym co najbardziej odróżnia buddę od tych z nas, którzy nie są przebudzeni. Dlaczego? Ponieważ w chwili, w której zostajemy przebudzeni ze wszystkich praktycznych celów, pozostajemy bez jakiegokolwiek zamiaru. Moglibyśmy powiedzieć, że zamiarem przebudzonej osoby jest po prostu zostać przebudzonym. Jeśli chcemy przerwać łańcuch cierpienia i niepokoju umysłu, naszym zamiarem powinno być jedynie to by zostać przebudzonym. Jeśli naszym zamiarem jest zdobyć coś przez przebudzenie, to niestety jest to już złudzenie. Nie dostajemy niczego przez przebudzenie. - 34 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Jeśli jesteś przebudzony, to po prostu jesteś przebudzony. A jeśli jesteś przebudzony, zachowujesz się i mówisz w sposób, który nie wywołuje urazu u ciebie ani u innych. Oczywiście, natychmiast musimy przebudzić się ponownie. Musimy bez przerwy powracać do tej chwili. A zatem, słuszny zamiar jest po prostu zamiarem powrotu do tego momentu - do tego, żeby być po prostu obecnym, bez ochoty zyskiwania czegokolwiek. Nie możesz być tutaj i jednocześnie cały czas poszukiwać idei. Wszystko czego ci trzeba to tu i teraz. Jest taka historia zeń o człowieku, który zaczął medytować, aby zostać buddą - nierzadki zamiar wśród studentów zeń. Przyszedł jego nauczyciel i zapytał: - Co robisz? Student odparł: - Medytuję, by zostać buddą. Nauczyciel podniósł dachówkę i zaczął ją polerować. - Co robisz? - zapytał student. - Zamierzam wypolerować tę dachówkę na lustro. - Żadne polerowanie nie uczyni z tej dachówki lustra. - Żadna medytacja nie uczyni z ciebie buddy. Nie możemy podchodzić do medytacji jak do czegoś, co jest sposobem na coś. W istocie, można stwierdzić, że jest ustalony czas na medytację, ale nie powinniśmy myśleć, że gdy ten czas mija, obwieszcza nam to dzwonek. To nie jest tak, że teraz medytujemy, a kiedy dzwoni dzwonek kończymy. Medytacja nie jest taka. Nie zaczyna się ani się nie kończy. Przynajmniej nie na sygnał dzwonka. Medytacja zaczyna się i kończy wraz z twoim zamiarem. Jeśli tracisz trop twojego zamiaru bycia przebudzonym, już nie medytujesz. Jeśli zamierzasz medytować, to musisz to zrobić teraz. Medytacja to po prostu być tu, teraz. Jeśli chcesz medytować, medytuj teraz - nawet kiedy czytasz tę książkę. Jeśli twoim zamiarem jest być przebudzonym, a nie wiesz co to znaczy być przebudzonym, co możesz zrobić? Nie możesz stworzyć idei oświecenia, a następnie starać się ją zrealizować. Przebudzenie nie na tym polega. Jeśli chcesz zostać przebudzonym, musisz przebudzić się teraz. Ocknij się w tej chwili. Bądź świadom tego, co się dzieje. Bądź świadom własnego zamiaru, właśnie teraz. Jeśli będziesz w tej chwili, to w tej chwili zostaniesz przebudzony. To wszystko. Jeśli zastanawiasz się - co to jest przebudzenie i co możesz na nim zyskać - to jest to już złudzenie. Koncepcja. Zwyczajne, codzienne sprawy. Interes. Słuszny zamiar prawie w ogóle nie jest zamiarem. Nie próbuj używać słusznego zamiaru dla innych celów. To nawet nie byłoby możliwe. Jedyną przyczyną, dla której warto być przebudzonym jest być przebudzonym. Jeśli nie spodziewamy się zdobyć czegokolwiek prze/, przebudzenie, jaki mamy powód, by się przebudzić? Oto/, nie mamy żadnego powodu. Już wiesz czym jest nie być przebudzonym. To niepokój umysłu. Ból. Cierpienie. Duhkha. Jeśli zaczyna cię to męczyć, dlaczego tego nie przerwiesz? „Ale czy nie jest to pragnienie zdobycia czegoś?" pytamy. Cóż, jeśli podchodzimy do sprawy w ten sposób, nie przerwaliśmy tego jeszcze, prawda? Jesteśmy jak ten człowiek ze starego dowcipu, który idzie do lekarza. Sięga za siebie prawą ręką, żeby dotknąć lewego łokcia i mówi: „Doktorze, boli mnie kiedy to robię". Lekarz patrzy na niego i odpowiada: „Niech pan więc tego nie robi". Nikt nam nie mówi, żebyśmy robili coś co nas boli. Robimy to, co nam sprawia ból, tylko z powodu ignorancji i przyzwyczajenia. Kiedy więc tylko to zobaczymy, możemy przestać to robić. - 35 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Słuszny zamiar znaczy po prostu, że twój umysł nie ma już skłonności. Twój nie przebudzony umysł zakłada, że jest coś „tam gdzieś". A ty albo chcesz tego i próbujesz to zdobyć, albo nie podoba ci się to i próbujesz trzymać się od tego z daleka. Do pewnego stopnia twój umysł skłania się lub nie w kierunku pewnych rzeczy, przy czym towarzyszą temu tęsknota i obrzydzenie. Ta skłonność ujawnia twój stan umysłu. Umysł ma nie tylko skłonności oczywiste, takie jak pęd do sławy, pieniędzy, seksu i tym podobnych - może się skłaniać ku różnym rzeczom. Może nawet być skłonny położyć kres skłonnościom. „O tak, chcę oświecenia!" Ale, oczywiście, to również będzie skłonność. To czego naprawdę chcesz dla twojego umysłu, to nie mieć skłonności. Co więc możesz z tym zrobić? Możesz powiedzieć: „Dobrze, zamierzam wyprostować swój umysł!" I wtedy usiłujesz wyprostować swój umysł. Ale to też jest skłonność. Nie da się rządzić umysłem. Jeśli spróbujesz zmusić go, by miał mniejsze skłonności, nabierze ich więcej. Czy więc kiedykolwiek uda nam się sprawić, by nasze umysły odrzuciły skłonności? Odpowiedź brzmi: zajmij się po prostu tym, co robisz. Ponieważ zajmując się tą chwilą, zajmujesz się swoim umysłem. Obserwuj jak twój umysł popada w skłonności. Zobacz jak taka skłonność przychodzi. Jeśli zapoznasz się z tym czym naprawdę jest owa skłonność, zrozumiesz, że próbując przerwać tę skłonność, sprawiasz, że umysł popada w nią jeszcze bardziej. Niemniej, kiedy obserwujesz co akurat zachodzi w danej chwili, twój umysł w tej konkretnej chwili odchodzi od swojej skłonności. Nie możesz sprawić, by twój umysł nie miał skłonności - przynajmniej nie bezpośrednio. Lecz kiedy zaczniesz obserwować, co naprawdę zachodzi, z chwili na chwilę, twój umysł powoli - we własnym tempie - pozbędzie się wszelkich skłonności.
- 36 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
7. Moralność Samuel Johnson powiedział kiedyś, że częściej potrzebujemy przypomnienia niż instrukcji. Słowa Buddy w praktyce słusznej mowy - trzecim aspekcie Ośmiorakiej Ścieżki służą jako przypomnienie tego, co już wiemy. Mówią prawdę, są oddani prawdzie, solidni, godni zaufania... Nigdy świadomie nie oszukują innych ze względu na własną korzyść... Tego, co usłyszeli tutaj, nie powtórzą tam, żeby nie spowodować niezgody... A zatem łączą tych, którzy są podzieleni, a tych, którzy są złączeni, zachęcają. Zgoda cieszy ich, lubują się i radują w zgodzie; i zgodę rozprzestrzeniają swoimi słowami. Unikają ostrego języka i mówią słowami, które są delikatne, miękkie dla ucha, pełne miłości, trafiają do serca, uprzejme i drogie oraz miłe wielu. Unikają próżnego gadania i mówią w odpowiednim czasie, zgodnie z faktami, mówią, co jest użyteczne, mówią o słusznej mądrości i słusznych ćwiczeniach; ich mowa jest jak tresura, w odpowiednim momencie przy akompaniamencie argumentów, umiarkowana i pełna znaczenia. W rzeczywistości, wiele z tego jest obecne w budda-dharmie. Niemniej jednak, większość z nas potrzebuje, przypomnienia tego, co już wie. Jaki jest sens słusznej mowy? Ma ona zwracać nas ku chwili obecnej - z korzyścią nie tylko dla nas, ale i dla innych. Jest ona po to, by na różne sposoby wyprowadzać nas z uwikłania i niewoli. Byśmy widzieli, co się naprawdę dzieje. Budda nie ustanowił żadnych przykazań. Można to wyjaśnić w bardzo prosty sposób. Na przykład, powiemy: „Nie-będziesz kłamał" i potraktujemy to jako zasadę. Cóż jednak mamy zrobić, gdy gestapo wali do naszych drzwi, a my ukrywamy na strychu rodzinę niewinnych uciekinierów? Wówczas, chcąc dochować wierności zasadzie mówieni;) wyłącznie prawdy, popadlibyśmy w głęboki dylemat moralny. Nie chodzi jednak o to, że buddowie żyją według własnych, indywidualnych prawd. Buddadharma to nie prawda Buddy, twoja prawda, moja prawda czy też prawda kogoś innego. Budda-dharma - jak uczy przebudzony - znaczy widzieć Prawdę bezpośrednio, samą w sobie, przed formowaniem jakichkolwiek idei z nią związanych. Dharma jest odpowiedzią na każdą konkretną sytuację, ale nie zawiera sztywnego schematu: rób - nie rób. Nie istnieje ostateczna i absolutna zasada radzenia sobie z dylematami, niepewnościami i niejasnościami życia. Zasada jakakolwiek zasada - tylko otworzyłaby drzwi na relatywizm i sprzeczności. Niemniej, widzimy, co jest moralnie właściwe w każdej sytuacji. Bez trudu widzimy, jakie czyny i mowa doprowadzą nas i innych do nienawiści, uwikłania, trudności i cierpienia. I widzimy też, jakie słowa i czyny nas od tego uchronią. Wszelkie działania warunkowane są naszym zamiarem. Czy naszą intencją jest łudzić, zwodzić, rozniecać cierpienie i oszukiwać innych - czy też zostać przebudzonym? W tym tkwi sedno słusznej mowy. W każdym momencie musimy mieć oczy otwarte, by widzieć sytuację w pełni taką, jaka ona jest. Naszym zamiarem - oraz czynem, mową i myślą, które powstają z zamiaru - jest, abyśmy stali się wolni od uwikłania i niepokoju. Słuszna mowa niczego nie omija. Zawiera w sobie wszystko: gestapo, rodzinę uciekinierów na twoim strychu, ciebie i świat, w którym żyjesz. Słuszna mowa nie polega na opiniach czy myśleniu rozróżniającym. Wydając sądy wszystko podważamy. Opieramy naszą mowę na pewnej ramie pojęciowej, którą sami zaaranżowaliśmy. Taką ramę tworzy na przykład założenie, że gestapo jest z natury złe, a ludzie na strychu są z natury dobrzy. Taki tok myślenia wpędza nas w uwikłanie. Jest to myślenie, które „stwarza" i gestapo, i uciekinierów. - 37 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
W zamian, musimy po prostu zobaczyć tę sytuację i zawarte w niej ból, trudności i sprzeczności oraz zobaczyć, z jakiego powodu zostajemy uwikłani w tę sytuację. Wtedy i tylko wtedy, możemy mówić i działać w sposób, który sprzyja naszemu przebudzeniu. Musimy również obserwować nasze intencje - tak, byśmy wiedzieli, kiedy mówimy lub działamy poza pragnieniem doprowadzenia do jakiegoś określonego końca. Praktyka słusznej mowy związana jest z intencjami. Czy używasz mowy w celu manipulacji światem i innymi ludźmi? Czy też mówisz po to, by pomóc sobie i innym w procesie przebudzenia? Kiedy stajesz się słuchaczem, istota rzeczy pozostaje ta sama: zostać przebudzonym. Ale jak osiągnąć ten cel? Rozważmy jeszcze raz stwierdzenie Buddy o słusznej mowie: Tego, co usłyszeli tutaj, nie powtórzą tam, żeby nie spowodować niezgody... A zatem łączą tych, którzy są podzieleni, a tych, którzy są złączeni, zachęcają. Zgoda cieszy ich, lubują się i radują w zgodzie; i zgodę rozprzestrzeniają swoimi słowami. A teraz wyobraź sobie, że jesteś słuchaczem. Pat mówi ci coś o Jolene. Co właściwie słyszysz? Czego jesteś na prawdę świadomy, w przeciwieństwie do tego, co myślisz, w co wierzysz lub o czym decydujesz? Jaką - tak naprawdę - informację otrzymałeś? Otóż otrzymałeś informację o Pacie - nie o Jolene. Rzadko jednak zdajemy sobie sprawę, że tak to wygląda, że nie uzyskaliśmy wiarygodnej informacji o Jolene. Wszystko, co mamy, to słowa Pata, traktujące o Jolene. Z drugiej strony, otrzymaliśmy bezpośrednią informację o Pacie, ponieważ usłyszeliśmy jego słowa i informacje, widzieliśmy jego gesty, postawę i ekspresję. Musimy zwracać uwagę na właściwe okoliczności - sytuację w której rzeczywiście się znajdujemy. W sytuacji opisanej, naprawdę ukazał się nam Pat. Budda rozumie, że w mowie nic nigdy nie jest całkowicie pewne. Cokolwiek ktoś mówi do ciebie o innej osobie, jest to od samego początku wypaczone. Przechodzi przez filtr cudzej świadomości, cudze sympatie i antypatie, edukację, ambicję i skłonności umysłu. Może nawet nie spotkałeś Jolene. Jeśli jesteś mądry, odrzucisz usłyszaną opinię na jej temat. W najlepszym razie, wszystko, czego naprawdę dowiesz się o Jolene, będzie tylko opinią Pata. Jeśli nie jesteś mądry jednakże, zaakceptujesz słowa Pata jako rzeczywistość i przyjmiesz jego pogląd i jego skłonności umysłu jako swoje. Wtedy, gdy w końcu spotkasz Jolene, wniesiesz w to spotkanie ukształtowany i wypaczony pogląd - pogląd, który nawet nie jest twój. Fritz Pfeffer, dentysta, który ukrywał się przed nazistami razem z Anną Frank i jej rodziną, jest zwykle postrzegany w negatywnym świetle, a to dlatego, że większość informacji na jego temat pochodzi z ust młodej, niedoświadczonej - a jednak błyskotliwej i twórczej - osoby, jaką była Anna Frank. Inny wizerunek tego człowieka otrzymujemy od Miep Gies, która dawała schronienie Frankom i ocaliła pamiętnik Anny. Nazwała ona Pfeffera „przeuroczym mężczyzną". W filmie Kurosawy Rashomon, różne postaci opowiadają nam różne wersje tej samej historii. Najpierw oglądamy wydarzenie oczami drwala i myślimy, że wiemy, co się Stało. Lecz kiedy historia rozwija się, spotykamy każdą Z pozostałych postaci, które opowiadają swoją wersję wydarzeń. I każda postać opowiada co innego. Jedną z istotnych rzeczy, którą uświadamia nam ten film jest to, jak bardzo pierwsza zasłyszana historia determinuje nasze późniejsze myślenie. Z taką sytuacją stajemy twarzą w twarz w życiu. Jako dzieci, z łatwością akceptujemy pierwszą historię, którą nam się podaje w domu, szkole, czy w kościele. Wszystkim dzieciom opowiada się historie o nacjonalizmie, religii, rasizmie, polityce i rodzinie. Akceptujemy te opowieści zanim jeszcze nauczymy się patrzeć na nie krytycznie. Wszyscy też zbyt często akceptujemy te (lub inne) skostniałe poglądy, zamiast zobaczyć każdą sytuację taką, jaka ona jest, czy była. - 38 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Tak więc, słuszna mowa zawiera również słuszne słuchanie - co oznacza obserwowanie rzeczy takimi, jakimi są, a nie akceptowanie spreparowanych, łatwych do przełknięcia historii, które się nam opowiada. Gdy rozmawiamy o innych, powinniśmy zachować ostrożność i obserwować kierujące nami motywy - szczególnie, jeśli rozmawiamy o osobie, która jest nieobecna. Czy próbujemy tę osobę znokautować, a siebie wywyższyć? Czy też próbujemy wywyższyć lub zawyżyć znaczenie innej osoby? W obu przypadkach, nie mówimy w sposób sprzyjający przebudzeniu, ponieważ podążamy za skłonnościami umysłu, a nie za tym, co widzimy. Co więcej, kiedy mówimy o ludziach w oparciu o to, co myślimy, czujemy lub na co mamy nadzieję, zamiast w oparciu o to, co obserwujemy i doświadczamy, odziera my ich z człowieczeństwa. Ograniczamy ich zmienność i witalność naszymi skrystalizowanymi ideami, opiniami i wierzeniami. Krótko mówiąc, kiedy nie zajmujemy się tym, co widzimy lub wiemy, a tym, co sobie wyobrażamy, tworzymy problemy. Wielokrotnie, tworzymy większy problem, gdy w mowie stawiamy ludzi na piedestale, niż gdy ich z niego zrzucamy. Gdy robimy z człowieka - ministra, nauczyciela, atlety, geniusza, naszego przodka, Buddy - kogoś bardziej znaczącego niż życie, łatwo tobie i słuchaczowi zapomnieć, że osoba, o której mówicie, jest istotą ludzką. I z czasem, osoba ta staje się coraz większa, niczym jakiś mityczny olbrzym. Mamy zwyczaj idealizować ludzi, których podziwialiśmy lub podziwiamy. A jest to bardzo niebezpieczne - szczególnie, jeśli twój bohater jest nauczycielem buddy-dharmy. Możesz bowiem zapomnieć, że jesteś stworzony z tej samej gliny, co on. Zapomnisz, że jak on, jesteś zdolny zobaczyć Prawdę właśnie tu, właśnie teraz. Jeśli nadal będziesz utrzymywać oświeconą osobę (czy raczej twoją koncepcję „oświeconej osoby") na piedestale, przeoczysz punkt krytyczny swej drogi i zagubisz się we własnym uwikłaniu. Tak długo, jak będziesz uważał oświecenie za coś specjalnego, nie doznasz przebudzenia. Jedna z prawd, które przekazał mi nauczyciel zeń brzmi: „Końcowa praca nauczyciela to uwolnić studenta od nauczyciela". Jak więc twój nauczyciel ma zakończyć swą pracę, jeśli ciągle idealizujesz? Zmieniasz swojego nauczyciela w kogoś pretensjonalnego i próżnego. Gdybyś szanował nauczyciela, to uczyłbyś się od niego, z respektem testował ego nauki na własnym doświadczeniu i żył z wdzięcznym sercem. Pamiętam, że kiedyś usłyszałem w radiu człowieka, który mówił o nazistowskich lekarzach. Opisał tych ludzi jako potwory, nieludzkie bestie. To prawda, że my istoty ludzkie stworzyliśmy monstra. Ale przecież nikt z nas nie jest nikim innym jak tylko człowiekiem. W rzeczywistości, to Właśnie ze względu na nasze człowieczeństwo jesteśmy zdolni do tak strasznych czynów. Jeśli nie zrozumiemy tego, że każde sadystyczne morderstwo jest ludzkie, tak jak i my jesteśmy ludzcy - przegapimy fakt, że zarówno owe bestie jak i my, posiadamy zdolność wyboru i działania. Musimy zrozumieć, kim jesteśmy. Zakres tego, co ludzkie jest ogromny, rozciąga się od świętości po potworność. Kiedy mówimy o innych ludzkich istotach jak o przedstawicielach innego, obcego gatunku, ignorujemy rzeczywistość naszej natury. Mój nauczyciel zeń mawiał często: „Miła mowa nie zawsze jest miła". Oczywiście, z grubsza biorąc, delikatne słowo czy komplement sprzyjają spokojowi i przebudzeniu. Ale tak, jak nie odmówiłbyś zaszczepienia dziecka, po to tylko by oszczędzić mu bolesnego zastrzyku, tak samo raz na jakiś czas nie należy drugiej osobie szczędzić surowego słowa lub ostrej uwagi, choćby przez chwilę miało to boleć. Dziecko, które ma rzucić się na ruchliwą ulicę, może - 39 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
potrzebować ostrego nakazu zatrzymania. Zanim przemówisz, musisz zbadać swój umysł i intencje. Jeśli próbujesz kogoś poniżyć, albo jeśli zamierzasz mówić ze złośliwością lub zgryźliwością, lepiej nie mów wcale. Ale jeśli w tej chwili chcesz powiedzieć komuś: „Jestem zasmucona tym, jak potraktowałeś Jima tego ranka. Myślę, że jesteś mu winien przeprosiny", powiedz to W trosce o zdrowie przyjaciela, o jego kondycję psychiczną, jesteś również zobowiązany powiedzieć: „Myślę, że masz problem z alkoholem. Jeśli nadal będziesz pił tak, jak teraz, daleko nie zajdziesz. Sprawisz, że wraz z tobą będzie cierpieć cała twoja rodzina". Oczywiście to może zranić. Może w tej chwili, z zewnątrz, wydawać się bardzo kąśliwe. Lecz niekoniecznie oznacza to, że jest to złe. Wartościowanie czynów jest uzależnione od twoich pobudek. Upewnij się, czy znasz swoje intencje. Nie można dać z góry właściwej odpowiedzi. Każdą sytuację trzeba rozpatrzyć gruntownie i indywidualnie. Jeśli osiągniesz przebudzenie, to zrozumiesz, że sedno rzeczy nie tkwi w rozważaniu właściwych słów, ani w tonie, jakim je wypowiadasz. Zamiast tego, zainteresuj się własnym sercem i umysłem. Przyjrzyj się temu, co masz w sercu i umyśle w danej sytuacji. Słowa, które wybierzesz, ich ton, naturalnie za tym podążą. A ty będziesz mówił i słuchał z mądrością i współczuciem. Jeśli spróbujesz mówić o Prawdzie lub Rzeczywistości, nie będziesz potrafił tego nazwać, ponieważ nie znajdziesz odpowiednich słów i pojęć. Dlatego jesteśmy tak sfrustrowani oświeceniem. Nie możemy dotknąć go palcem. Nie możemy wziąć oświecenia w ręce i mu się przyjrzeć. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że na co dzień otrzymujemy wsparcie pojęciowe. (A kiedy go nie dostajemy, często rezygnujemy z zamierzonych działań lub rozmów.) Ale Prawda nie zajmuje się pojęciami. Nie możemy jej uchwycić jak idei. Dosłownie - nie umiemy mówić Prawdy. Kiedy widzimy Rzeczywistość, kompletnie poddajemy się działaniu słów i pojęć. Doświadczamy tego, czego słowa nie potrafią wyrazić, idee nie mogą zawrzeć, mowa nie jest w stanie komunikować. A więc, w pewnym sensie, nie ma nic do powiedzenia. Wyobraź sobie drzewo klonowe późną jesienią. Większość liści już opadła. Tylko kilka pozostaje jeszcze przytwierdzonych do gałęzi. Siedzisz w parku. Jest piękny dzień - ciepły, jak na tę porę roku. Niebo olśniewa błękitem. Na tle nieba, przy czubku drzewa, widzisz pojedynczy liść. Jest bardzo jasnoczerwono-pomarańczowy. Kiedy patrzysz na niego, zaczyna drżeć i w końcu spada. Spada, dryfując przez niebo. Delikatnie przechylasz głowę, aby podążyć za nim wzrokiem. Szybuje powoli, w końcu ląduje na ziemi, w miejscu, gdzie wiele innych liści opadło już wcześniej. Patrzysz na wzór utworzony z liści leżących na ziemi. Zauważasz, że tuż przy drzewie jest ich więcej, a trochę dalej mniej. Kiedy twoje oczy przesuwają się po trawie w kierunku następnego drzewa, odkrywasz, że na ziemi znowu leży więcej liści. Podnosisz trochę wzrok i uważnie patrzysz na trawnik. Widzisz miejsca, gdzie jest więcej liści i miejsca, gdzie jest ich mniej. Gdziekolwiek jednak spojrzysz, zawsze będą to piękne różnokolorowe wzory. Kto lub co może je ułożyć? Ryokan, japoński poeta zeń, żyjący na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku, napisał ten prosty wiersz: Liść klonowy Opada Pokazuje przód Pokazuje tył. - 40 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Ruch spadającego liścia, pokazującego przód, pokazującego tył - sposób, w jaki spada z drzewa, czas, w którym spada, miejsce, gdzie ląduje - wszystko to w prosty sposób ilustruje słuszne działanie. Jakże różni się to działanie od zamierzonej, nastawionej na ceł aktywności, do której jesteśmy przyzwyczajeni! Wyobraź sobie liść klonowy, który mówi w środku lata „Wymeldowuję się. Schodzę z tego drzewa". I odchodzi, opada, choć wciąż jest zielony. Albo wyobraź sobie liść, który nie ma zamiaru odejść. Wisi przez całą zimę, nic zamierzając się ruszyć ani zmieniać, aż do chwili, gdy w następnym roku pąk go wyrzuca. Inny liść na przykład, nie chce być „tylko liściem na wietrze". Kiedy spada z gałęzi, zwija się i udaje kulę armatnią pędzącą w kierunku ziemi. Jaki wzór stworzyłyby te liście na ziemi? Różniłby sic on diametralnie od wzoru opisanego przez Ryokana. Liście, oczywiście, nie posiadają motywów. Jednakże my, ludzkie istoty, często kierujemy się przedstawionymi wyżej wariantami motywów. Usiłując kontrolować ludzi, rzeczy i wydarzenia, uciekamy, uzależniamy się lub ignorujemy autorytety i robimy, co nam się żywnie podoba. Działanie dryfującego liścia klonowego Ryokana - naturalne, niezamierzone demonstruje słuszne działanie. Działania innych liści, które opisałem są zamierzone. Oba te typy działań prowadzą do zupełnie odmiennych rezultatów. Zazwyczaj, dyskusje o moralności dotyczą zasad i regulacji, schematu: będziesz - nie będziesz tak robić. Pamiętacie buddyjskie wskazówki z piątego rozdziału? Nawet one często są wykładane jako zasady. Ale zasady i regulacje nie stanowią sedna buddy-dharmy. Zasady i regulacje są niezbędne tylko wtedy, kiedy nie widzimy. Sedno wskazówek to widzieć, żyć w zgodzie z Rzeczywistością, nie podążać ślepo za zasadami. Jeśli widzisz, nie potrzebujesz zasad. Zasady stają się wówczas nawet przeszkodą. Ograniczają naszą naturalną wolność umysłu. Kiedy widzisz, twoje działania stają się jak liście, które spadają na trawnik w naturalny sposób. W Zeń Mind, Beginner's Mind, mistrz zeń, Shunryu Suzuki zwrócił uwagę na fakt, że jeśli spróbujemy ułożyć kropki na kartce w „artystyczny nieład", to okaże się, iż nader trudno taki „układ" osiągnąć. Gdy stawiasz jedną kropkę po drugiej, chcesz, by spadały na kartkę tak, jak liście lądują na trawniku. Jednak po chwili spostrzeżesz, że coraz trudniej rozwijać prawdziwie przypadkowy wzór. Dlaczego? Ma to związek z różnicą pomiędzy słusznym działaniem a zasadami, wskazówkami a przykazaniami. Mamy tendencje wciskać nasze umysły w skostniałe formy woli. Bezwiednie podążamy za sztywno określonymi, ograniczającymi nas zasadami, które w codziennym życiu objawiają się charakterystycznymi wzorami myśli i zachowania. Takie działania nie rodzą się z widzenia Całości. A to widzenie, ta nieskrępowana myśl i ruch, jest tym, czego potrzebowalibyśmy do ułożenia kropek w prawdziwie nieuporządkowany wzór. Mamy natomiast tendencje do zachowywania się niczym liść, który decyduje zwinąć się i spaść jak kula armatnia z drzewa. Wolimy zaśpiewać: „Zrobię to po swojemu" - wierząc, że to wyraz wolności. A wolność nie ma tu nic do rzeczy. Moglibyśmy odparować: „Czymże ja jestem? Tylko liściem na wietrze? To niezbyt miłe!" Ale chodzi o to, że tym właśnie jesteś. W rzeczywistości, nie różnisz się od wiatru samego w sobie. Wciąż jednak stawiamy odpór takiemu myśleniu. Nie pozwalamy sobie wylądować w przeznaczonym na to miejscu, albo pozostać naturalnym wzorem. Wciąż próbujemy kontrolować sytuację. Rezultaty tych prób to duhkha - pragnienie, chęć, pożądanie i ból uwikłania. Wyobrażając sobie nas samych jako coś szczególnego, określonego nazwą, widzimy siebie tak, jakbyśmy byli korkiem w strumieniu. Nie rozumiemy tego, że liczy się t ylko strumień. To, co wyobrażamy sobie jako coś szczególnego, jest od samego początku tylko ruchem, zmianą i płynnością. - 41 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Uznanie, że to jest nasze właściwe doświadczenie, stanowi moment całkowitego uwolnienia z duhkhy. Widzenia samo prowadzi nas do wyższych poziomów moralnego rozwoju. Dzięki widzeniu, osiągniemy punkt, w którym nie będziemy potrzebowali zasad. Tak naprawdę, by całkowicie dojrzeć moralnie jako istoty ludzkie, musimy nauczyć się działać w miejscu, gdzie zasady często okazują się niewystarczające. Święty żyje po prostu przez widzenie. Niektórzy buddyści nazywają taką osobę bodhisattvą. Gdy spotykamy takiego człowieka, czujemy przed nim ogromny respekt. Patrzymy, jak postępuje, a później zaczynamy spisywać zasady, które wydają się opisywać jego sposób życia. I zasady te dyktują, że nie powinniśmy kłamać, kraść, zabijać i tak dalej. Tak, święta osoba nie kłamie. Zauważyliśmy to, obserwując jej postępowanie. Ale dlaczego? Czy dlatego, że myśli, iż to wbrew zasadom? Że to złe? Czy boi się kary? Naprawdę odpowiedź na każde z tych pytań brzmi: nie. Święte osoby unikają kłamania, kradzieży i zabijania, ponieważ widzą naturalne reperkusje takiego postępowania. Widzą, że prowadzi ono do uwikłania, cierpienia - do duhkhy. Nie robią tego, ponieważ widzą Całą scenę. Zazwyczaj sami dochodzimy do pytania o słuszne działanie. Szukamy właściwej odpowiedzi. Pragniemy odpowiedzi, która mogłaby się zmieścić w poręcznym sloganie. Ale moralność przeciwstawia się jakiejkolwiek próbie zaprzęgnięcia jej do naszych celów. Na przykład, rozważmy zdanie, które powszechnie jest uważane za najbardziej uniwersalne z praw moralnych, złotą zasadę: „Czyń drugiemu tak, jakbyś chciał, by i tobie czyniono". Zasada ta pojawia się praktycznie we wszystkich społecznościach. Jeśli istniałaby uniwersalna zasada na życie, z pewnością ta by nią była. W istocie jednak, jest ona głęboko myląca. Możemy to zobaczyć bez większej trudności. W rzeczywistości, może już to zobaczyłeś. Przypuśćmy, że jestem grubiańskim, marudnym facetem, którego nic nie cieszy bardziej niż wdawanie się w walki na pięści. Zawsze przestrzegam więc złotej zasady, ponieważ nie robię nikomu nic poza tym, co sam lubię. Więc, gdziekolwiek pójdę, zawsze wdaję się w bójkę. Najwyraźniej, mamy tutaj pewien dylemat. Jego źródło tkwi w tym, że filozofowie moralności usiłują określić złotą zasadę tak, aby pasowała do każdego przypadku. Dokonano więc zreasumowania, które nazywa się inwersją złotej zasady. Inwersja ta przedstawia się w sposób następujący: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". Sprawa jednak wciąż pozostaje problematyczna. Kolejny przykład: jeśli osobą, z którą mamy do czynienia, jest dziecko, które siedzi przy stole kuchennym i krzyczy: „Nie chcę jeść groszku, chcę cukierka", zmuszony jesteś nakarmić dziecko cukierkiem miast pożywnym jedzeniem. Wiesz jednak, iż twoje moralne zobowiązanie wobec dziecka nie może być warunkowane jedynie tym, czego dziecko żąda lub chce. Musi istnieć coś bardziej zasadniczego. Ale co? Wydaje się, że nie możemy żyć bez moralności. Jednocześnie, wydaje się, że nie mamy jasnej podstawy dla moralności. Jak to ujął W. Macneile Dixon: Prawdopodobnie nie ma takiego tematu jak świat długi i szeroki, który wywoływałby większą wrzawę głosów niż ten - podwaliny moralności. „Dlaczego mam prosić Boga, by sprawił, abym była dobra, skoro ja chce być niegrzeczna?" zapytała mała dziewczynka. To dziecięce pytanie ucisza wszystkich mądrych tego świata. Nawet parlament filozofów nie rozwiąże tego dylematu. Kiedy ruszamy na poszukiwanie odpowiedzi jesteśmy... zgubieni. - 42 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Nie trzeba nam żadnej innej zasady oprócz tej, by widzieć. Bodhisattva żyje według tego, co widzi, nie według zasad. Trzeba po prostu widzieć Całość. Przez widzenie, można określić złotą zasadę, nie tworząc problemów podobnych do wyżej opisanych. Oczywiście, w tym określeniu nie będzie już zasady - skostniałej dyrektywy. Tak się jednak składa, że sposób ujęcia tej zasady przez przebudzonego stanowi jedno ze sformułowań, które zachodnia filozofia odrzuca: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". Powód, dla którego ową formułę przeoczono w zachodniej filozofii, jest taki, że na ogół uważa się pozytywne sformułowanie za bardziej... pozytywne. Podczas gdy pozytywne sformułowanie sprawia, że podnosimy się i działamy, negatywna formuła podtrzymuje postawę bierną. Pozytywne sformułowanie zawsze prezentuje nam problemy trudne do rozwiązania; problemy, których nie można sformułować przez negację. Dlaczego? Jaka jest różnica? Ma to związek z wolą, motywem i zamiarem, które są silnie związane ze sformułowaniem w trybie pozytywnym. Pozytywne sformułowanie mówi ci, co powinieneś robić. Negatywne nie jest nakazowe. To jest sedno problemu. Nie może istnieć ostateczna moralna władza, która narzuci ci sposób postępowania, ponieważ żadna taka władza nie może pochodzić spoza twojej własnej woli. To ty masz władzę ostateczną. I właśnie dlatego, że mamy taką władzę, musimy zwracać uwagę na zamierzone działania. To zamierzone działanie przywiązuje nas do duhkhy, do bólu i zmieszania. Negatywne sformułowanie złotej zasady nie jest właściwie zasadą, ale bardziej wskazówką. Nie wplątuje nas w nierozwiązywalne rozterki, ponieważ nie przekreśla naszej woli. Negatywne sformułowanie przywołuje tylko jeden zamiar - przebudzić się. Działania są inicjowane przez widzenie, nie przepis. Mówiąc prosto: nie możemy mieć zasady określającej co lub jak powinniśmy robić. Jeśli ją tworzymy, to zyskujemy dokładnie to, czego nie powinniśmy zyskać - ograniczoną, kruchą, spreparowaną, sztywną moralność. I po raz kolejny rezygnujemy z bezpośredniego doświadczenia Rzeczywistości na rzecz naszych wierzeń i idei o Rzeczywistości. Nie nawiązując do żadnej zasady, jak czyni to bodhisattva, od razu zobaczymy przyczynę smutku. To, co zrobić powinniśmy, staje się oczywiste tylko dzięki widzeniu. Zawsze jest to sprawa indywidualna. Nie ma na to żadnej zasady. Taka jest podstawa słusznego działania: powstrzymywać się od wszystkiego, co stwarza podziały i spory; robić to, co przyczynia się do zgody i jedności. Krótko mówiąc, chodzi o to, by urzeczywistniać widzenie Całości. O to, by żyć jak spadający liść - jak sam wiejący wiatr. Nie jest to narzucony stan umysłu. Nie jest to stan umysłu, który dyktuje: „Muszę robić dobrze" - ten sposób po prostu się nie sprawdza. Mamy zwyczaj myśleć, że dobro to coś przeciwnego złu. Ale to tylko nasza idea dobra. To jest „dobro" skrystalizowane. Rodzi arogancję i wrogość. Działanie w sposób prawdziwie dobry jest całkowicie różne od tego co zazwyczaj przez dobro rozumiemy. To działanie z czystym umysłem, który nie został ani zaprogramowany, ani uwikłany. To działanie odnoszące się do Całości. Jak spadający liść. Możesz zrozumieć słuszne działanie myśląc o nim jak o działaniu bezinteresownym, działaniu dokonanym w poczuciu wolności od „ja". Działaniu, w którym nie postrzegasz siebie jako osobnej jednostki. Nie chodzi o pozbycie się tożsamości, świadomości siebie. Nie możemy pozbyć się wrażeń. Wciąż mamy doznania fizyczne, włączając w to ból i zadowolenie. Chodzi o to, że „ciebie" tam nie ma. Z poczuciem, że „ja" odeszło, „twoje" działania stają się nieprzewidywalne i wolne. Osiągniesz ten stan, gdy twoja wola zostaje sprowadzona do pojedynczego punktu. Twoim - 43 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
jedynym zamiarem jest zostać przebudzonym, być obecnym. Twoje działania są właściwe i wolne, jak liść spadający z drzewa. To jest całkowita wolność umysłu. Kiedy upieramy się, żeby wisieć na gałęzi, w swojej ignorancji myślimy, że to wolność. „Mogę robić, co chcę i jeśli mi się spodoba spadać w środku lata, zrobię to. A jeśli zechcę zostać kulą armatnią, to moja sprawa". Nie widzimy, że to, co nazywamy wolnością, faktycznie jest przeszkodą, ograniczeniem. Kiedy działamy w ten sposób, stajemy się więźniami własnych zachcianek i pożądań. W rezultacie, nie jesteśmy w stanie urzeczywistnić widzenia naszej sytuacji taką jaka jest, chwila po chwili. Możemy tylko działać podług własnych pragnień. Myślimy, że wolność to dokonywanie wyborów na podstawie naszych pożądań. Ale kiedy widzimy nasze warunki, widzimy znacznie więcej, niż tylko pożądanie. Widzimy, jak powstała obecna sytuacja. Prawdziwa wolność nie polega na dokonywaniu wyborów. Mamy działać, nie wybierać. Nawet jeśli wybieramy postawę bierną, to wciąż działamy - i wciąż dokonujemy wyborów. Nasz jedyny znaczący wybór polega na decyzji, czy jesteśmy przebudzeni, czy nie. Słuszny żywot, piąty aspekt Ośmiorakiej Ścieżki, dotyczy kwestii materialnej: zarabiania na życie w sposób, który nie przynosi szkody tobie ani innym. Jest kilka sposobów zarabiania na życie, które wydają się ewidentne nie sprzyjać przebudzeniu - handel narkotykami, bronią lub niewolnikami, czy też działanie na usługach propagandy totalitarnego rządu itp. I jest kilka sposobów zarabiania na życie, które nie wydają się ani ewidentnie moralne, ani ewidentnie niemoralne. Czym więc jest słuszny żywot, skoro żyjemy w tak splątanej socjalnie i ekonomicznie sieci? Trudno znaleźć jakieś sposoby na życie, które nie szkodziłyby absolutnie nikomu, gdyż w naszej „globalnej wiosce" wszystko jest ze sobą powiązane. A co z zawodem takim jak, na przykład, prawnik? Pracując jako prawnik miałbyś szansę zrobić coś dobrego: obronić niewinną istotę lub zakwestionować nierozsądne lub represyjne prawo. Ale mógłbyś również zostać poproszony o obronę człowieka, o którego winie byłbyś absolutnie przekonany. Albo o wywarcie nacisku na grupę ludzi, w imieniu organizacji lub korporacji, które zupełnie nie martwią się o społeczne dobro. Krocząc ścieżką przebudzonego, dostajemy zaproszenie do bardzo uważnego oglądu tego aspektu materii żywota. Nie możemy go zignorować, ponieważ warunkuje on większość naszych działań. Nie istnieją jednak jasno określone zasady postępowania. Po prostu trzeba widzieć sytuację, w jakiej się człowiek znajduje. Jeśli pracujesz w zawodzie, który wyraźnie wiąże się z czymś szkodliwym i bolesnym dla ludzi, może powinieneś się z niego wycofać. Albo może powinieneś pozostać na polu i zrobić coś bardziej „ludzkiego". Może najlepszym rozwiązaniem jest poszukać podobnej pracy, w bar dziej przyjaznym ludziom „przemyśle" - nawet jeśli oznaczałoby to obniżenie zarobków. Musisz najpierw uważnie obserwować swoją sytuację, a następnie działać. Obserwuj swoją postawę, gdy angażujesz się w pracę. Zobacz, co tworzy uwikłanie, pożądanie, cierpienie. Zobacz, co tworzy harmonię, radość, dobrą wolę, współpracę i spokój umysłu. Jeśli dręczy cię bezsenność, przyjrzyj się w jaki sposób zarabiasz na życie. Tu często tkwi problem. Musisz nauczyć się patrzeć i w ten sposób robić to, co najbardziej sprzyja przebudzeniu. Nie możemy sądzić innych, każdy sam musi badać własne życie. Budda-dharma polega na badaniu naszego życia, zachowania, mowy i sposobów, w jakie zarabiamy na swoje utrzymanie - a ponadto i tego, jak wszystkie te sprawy łączą się ze wszystkim innym. Stoimy przed prostym wyborem: albo przebudzimy się, albo nie. - 44 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
8. Praktyka Usiądź na chwilę i po prostu zrelaksuj się. Weź kilka głębokich oddechów. A później spróbuj nie myśleć o słoninie. Teraz wyobraź sobie kwadratowe koło. Spróbuj mocniej. Wysil się. Jak już pewnie się zorientowałeś, oba te ćwiczenia są zwyczajnie niewykonalne. Często jednak wkładamy ogromny wysiłek w bardzo podobne zadania. Skupiamy całą energię na celach, które pozostają całkowicie poza naszym zasięgiem. Dlatego tak często wysiłek kojarzy się nam z nadwerężaniem, zmuszaniem, popychaniem. Ale w tym, co Budda nazwał słusznym wysiłkiem - szóstym aspekcie Ośmiorakiej Ścieżki - nie ma nadwerężania, zmuszania, popychania; częściowo dlatego, iż słuszny wysiłek jest związany ze słusznym poglądem. Gdy widzisz, że wkładanie ręki w płomień jest bolesne, nie musisz się wysilać, by powstrzymywać się przed tym. Słuszny wysiłek oznacza po prostu bycie obecnym w każdej chwili. Znaczy być tutaj, zostać tutaj i widzieć, co się dzieje w danej chwili. Nie ma w nim miejsca na kontrolę, manipulację. Nie można kontrolować swego dążenia do osiągnięcia stanu oświecenia. Jeśli tak czynimy, to zbliżamy się ideowo do ćwiczenia „niemyślenia o słoniu". Słuszny wysiłek to naturalność naturalność ruchu, naturalność myśli. Naturalnością jest stawanie się tej chwili. Nie tak zazwyczaj rozumiemy wysiłek. Na co dzień, x;i wszelką cenę staramy się zachować kontrolę, stać się kimś innym, aby spróbować czegoś nowego - poprawić swoją sytuację. Historia ludzkości wypełniona jest takim wysiłkiem. I oto jesteśmy, w naszym udoskonalonym ludzkim świecie. Pracując nad nim straciliśmy mnóstwo czasu i energii. Udoskonalaliśmy rzeki i jeziora, ląd, społeczeństwo i sposoby życia aż do tej chwili, gdy zastanawiamy się, czy ludzka rasa przetrwa. Słuszny wysiłek jest przede wszystkim ciągłym naruszaniem skostniałego umysłu. Poglądów, które już w nas powstały. W tych powszechnych stanach umysłu świat pojawia się „gdzieś tam", podzielony na różne sposoby, z jedną rzeczą powstałą przeciwko innej. Kiedy jesteśmy w takim stanie umysłu, widzimy rzeczy jako wymagające manipulowania i kontroli. Budda nazwał taki stan umysłu „niezdrowym", ponieważ nie ogarnia całej sceny, która jest nam prezentowana. Musimy widzieć, gdzie możemy efektywnie spożytkować nasz wysiłek. Kiedy nie widzimy, wkładamy większość, jeśli nie całość, naszej energii w obszary, nad którymi nie mamy kontroli. Próbujemy kontrolować sytuacje, ludzi i sprawy, na które w rzeczywistości nie mamy wpływu. Czasami próbujemy kontrolować nasze własne skłonności i działania. Ale to wszystko bardzo przypomina wysiłek, by nie myśleć o słoniu. Musimy najpierw widzieć, co można kontrolować, a czego nie. Inaczej stracimy energię na próby osiągnięcia niemożliwego i jednocześnie zignorujemy to, co znajduje się w bezpośrednim zasięgu. Przez większość czasu, naszą psychikę ogarnia chaos. Nasz umysł wypełniają myśli typu: „Zamierzam wyciągnąć z tego, co tylko będę mógł" lub „muszę coś zrobić dla tych ludzi" lub „chciałbym, by mój umysł nie był tak rozproszony". Ale co zrobić z tymi myślami? Przepędzić je jak stado słoni? Wiemy już, że nie można ich przepędzić. Im bardziej próbujemy je odepchnąć, tym bardziej je karmimy i tym bardziej rosną w siłę i stają się mocne. Jeśli po prostu obserwujemy nasz ogarnięty chaosem umysł, widząc go takim, jakim jest, zamiast żywić go - czy przez osądzanie, czy próby przepłoszenia myśli - on sam, z własnej woli się zintegruje. Nie zintegrujesz rozproszonego umysłu siłą woli. Nie uczynisz tego przez stwierdzenie: - 45 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
„Widzę mój niezdrowy stan umysłu. Teraz muszę go zniszczyć". Ten typ myślenia nie zadziała. Gdy widzisz stan umysłu, widzisz jego skłonności do czegoś, znaczy to, że osiągnąłeś przebudzenie. Widzieć to uzdrawiać ogarnięty chaosem umysł i chronić go przed przyszłym rozproszeniem. Słuszny wysiłek ma doprowadzić do utrzymania świadomych, zdrowych i zintegrowanych stanów umysłu. Wszyscy znamy maksymę: „Możesz doprowadzić konia do wody, ale nie możesz sprawić, żeby pił". Dlatego że chcemy, by koń pił, stajemy się sfrustrowani, ponieważ realizacja zadania, które sobie wyznaczyliśmy, pozostaje poza naszymi możliwościami. Tak często upieramy się przy jakimś jednym, ściśle określonym wyniku. Oczekujemy, że osiągniemy zamierzony cel, jeśli przyłożymy się do zadania szczerze i z wystarczającą energią oraz siłą woli. Chcemy, by ludziom żyło się dobrze, by rząd obciął podatki, środowisko naturalne zostało oczyszczone, a wojny ustały. Ale jeśli chcesz się przebudzić, zapomnij o ustalaniu wyników. Zamiast tego, obserwuj skłonność swego umysłu. W przypadku buddy-dharmy, jesteśmy właśnie takim koniem, doprowadzonym do wody. Doprowadzają nas tam przebudzeni. Oni wskazują drogę. Ale to my musimy pić. To jest nasze zadanie. Możemy zostać ukierunkowani na cele, ale jeśli nie weźmiemy ich do serca - nie zbadamy dokładnie, z szacunkiem, nie przetestujemy, nie przetrawimy i nie wcielimy w nasze życie - to nie przebudzimy się. Sami musimy podjąć wysiłek. W związku z tą metaforą ważne jest coś jeszcze. Koń rzeczywiście jest spragniony. I jeśli ta świadomość jest wystarczająco silna, to koń zaspokoi pragnienie. Ale najpierw musi rozpoznać wodę - jako coś dostępnego, coś, czego on potrzebuje. Inaczej zmarnieje, nawet kiedy będzie stał tuż przy wodzie. Istota naszej ignorancji tkwi w tym, że większość z nas nie zdaje sobie sprawy, iż jest spragniona. Albo, jeśli nawet rozumiemy, że jesteśmy spragnieni, szukamy wody w złym miejscu. Szukając chłodnego orzeźwienia, idziemy w ogień. I często nie zdajemy sobie sprawy, czym właściwie jest nasze pragnienie. Zazwyczaj, jeśli coś wydaje się nam wartościowe, to czujemy, że musimy ciężko pracować, by to zdobyć lub chociażby się ku temu zbliżyć. W procesie przebudzenia ta zasada nie działa. Takie podejście odciąga nas od sfery przebudzenia. Pewien człowiek przyszedł do mistrza zeń i powiedział: - Jeśli będę bardzo ciężko pracował, jak szybko mogę zostać oświeconym? Mistrz zeń obrzucił go wzrokiem od góry do dołu i stwierdził: - Dziesięć lat. Człowiek odrzekł: - Nie, słuchaj, chodzi mi o to, że jeśli pracowałbym nad tym naprawdę bardzo ciężko, to jak długo... Mistrz zeń przerwał mu: - Przepraszam, źle oceniłem. Dwadzieścia lat. - Zaczekaj! - krzyknął młody człowiek. - Nie rozumiesz! Ja... - Trzydzieści lat - stwierdził mistrz zeń. Młody mężczyzna jest symbolem drogi większości z nas. Ale tutaj nie zmagamy się ze zwyczajową sprawą. Nie możemy obrać takiej drogi, jeśli naszym celem jest wolny umysł. Wysiłek, skierowany na osiągnięcie przebudzenia, przypomina celowanie w odwróconą tarczę. Od razu chcemy wziąć byka za rogi. Ale to są rogi oświecenia. I jeśli ku niemu dążysz, nie możesz opierać się na planowanych, zamierzonych działaniach. Nie możesz pożądać - 46 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
oświecenia tak, jak pragniesz innych rzeczy. Nie ma absolutnie nic, za czym można by podążać. Jak więc to „ugryziemy"? Jak się obudzimy? Normalnie, tarcza celu jest zbudowana tak, że im bliżej środka trafisz, tym więcej punktów zdobywasz. Ale cel oświecenia jest odwrócony. Duża kropka w środku to zero punktów. Małe kółko, które je otacza warte jest punktów dziesięć. A koło zewnętrzne dwadzieścia pięć. Natomiast strefa warta sto punktów znajduje się daleko, wokół zewnętrznej krawędzi tarczy. Jeśli chodzi ci tylko o zdobycie punktów, lepiej celuj w strefy położone z dala od środka. Ale jeśli chcesz przebudzić się prawdziwie, będziesz musiał uderzyć byka między oczy - w martwy punkt. Im bliżej podejdziesz do źrenicy oka byka bez uderzenia w martwy punkt, tym dalej jesteś od przebudzenia. Innymi słowy, jeśli podążasz tylko za szatami, śpiewem, rytuałami lub imieniem Buddy, znajdziesz się o wiele dalej od celu. niż gdybyś nie zaczął studiować buddy-dharmy. Te elementy „oprawy" są tylko tworami kultury, które kształtowały się przez tysiące lat. Nie mają nic wspólnego z przebudzeniem i prawdopodobnie będą ciebie odrywać od głównego zadania. W przeciwieństwie do łucznictwa, uderzanie w środek oka byka - oświecenia nie wymaga specjalnych umiejętności, w normalnym znaczeniu tego słowa. Poświęć tylko swą energię na przebudzenie w danej chwili. Przypomnij sobie, jakie masz zadanie: przebudzenie, i wtedy wróć właśnie tu, właśnie teraz. Przez większość czasu, większość ludzi, których spotykamy, jest w najlepszym przypadku tylko częściowo zaangażowana w chwilę. I często znajdujemy ludzi (lub samych siebie) zagubionych w myślach lub marzeniach - prawie nieobecnych. Był wiosenny poranek. Wybrałem się na jeden z moich codziennych spacerów wokół jeziora. Światło było soczyste; kwiaty zaczynały kwitnąć; zapachy uderzały do głowy. Nagle usłyszałem głośne skrzeczenie gęsi. Podniosłem wzrok, by zobaczyć stadko około dwudziestu ptaków, lecących w szyku prawie na poziomie wzroku, prosto na mnie. Nadleciały szybko, niczym burza, nadciągająca nad moją głowę. Kiedy mnie mijały, słyszałem szum powietrza nad ich skrzydłami. W tej samej chwili, w moim kierunku zbliżała się biegaczka ze słuchawkami na uszach. Głośno skrzeczące gęsi przeleciały tuż nad jej głową - niektóre ledwo co uniknęły zderzenia z nią. Najbardziej wprawiło mnie w zdumienie to, że ona nadal biegła. Wcale tych gęsi nie zauważyła. Chciałem podzielić się z nią tym przeżyciem, chociażby spojrzeniem lub uśmiechem. Ale jej już nie było. Jak często tracimy takie chwile - tylko dlatego, że jesteśmy nieobecni w danej chwili. W większości nie dostrajamy się do świata - jak również do siebie - tak jak ta biegaczka. I nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, w jak dużym stopniu ucieka nam to, co się dzieje obok. Budda bez przerwy zwracał uwagę na znaczenie takiego stanu. „Ci którzy są świadomi" mówił - „nie umierają. Ci którzy są ignorantami, tak jakby już umarli". Życie jest przeżywane tylko w tej chwili, choć zmienia się ona i płynie nieustannie. Nie możemy jej zawłaszczyć. Gdybyśmy tylko przestali układać życie w szufladki, kierując się skostniałymi opiniami, doświadczylibyśmy życia takim, jakie jest, w jego pełni. Ważność słusznego skupienia, siódmego aspektu Ośmiorakiej Ścieżki, polega na tym, że splata poprzednie siedem aspektów i prowadzi nas z powrotem do Rzeczywistości, do naszego tu l teraz. Skupienie ciała jest świadomością tego, w jaki sposób ono się porusza; świadomością pozycji ręki, głowy lub języka; postawy; oddychania; dotyku trawy, piasku, drzewa lub kamienia pod stopą; zapachu i smaku danej chwili. Thich Nhat Hanh w jednym z ćwiczeń ruchowych prosi nas, byśmy wyobrazili sobie, że jesteśmy astronautami, którzy rozbili się na Księżycu. Utknęliśmy. Patrzymy w górę i - 47 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
widzimy piękną niebieską Ziemię, ale nie możemy na nią wrócić, ponieważ mamy niesprawny statek. Wszystko co możemy zrobić, to patrzeć na olśniewająco niebieską kulę zawieszoną na zimnym, czarnym niebie i tęsknić za domem. Ale przypuśćmy, że zdołaliśmy w końcu naprawić statek i ponownie znaleźliśmy się na Ziemi. Co czulibyśmy stawiając stopę na Ziemi? Czym byśmy się delektowali i co obserwowali? Z jaką intensywnością doświadczalibyśmy zapachów i smaków, delikatnego deszczu lub ciepłego piasku pod stopami? Oto, co mówi Thich Nhat Hanh o tym, jak powinniśmy stawiać na ziemi każdy krok. Tak, jak możemy zająć się swoim ciałem i jego fizycznym otoczeniem, możemy również zwrócić uwagę na obecne, emocjonalne tło naszego umysłu. Przez zwyczajną obserwację ego, jak czujemy się bez prób osądzania lub zmiany naszych uczuć, możemy zauważyć, że nie ma różnicy między nami a innymi ludźmi. Jeśli w nas panuje szary dzień, również na zewnątrz jest on szary. Z czasem może też zauważymy, że każde uczucie, którego doświadczamy, jest przemijające i nietrwałe. Ostatecznie, przez zwykłą obserwację, nasze uczucia - chociaż nie mniej żywe - staną się mniej natarczywe i przestaną tak nieugięcie determinować nasze emocje i działania. Będziemy w stanie zobaczyć każde uczucie; zobaczyć jak powstaje bez przymuszenia do działania. Obserwując uczucia, zaczynamy formułować wewnętrzne komentarze - „To jest dobre", „To jest złe", „Nie podoba mi się to". Nie musimy z nimi walczyć i rozwijać w następne komentarze typu: „Powinienem obserwować, a nie komentować". Zajmijmy się po prostu tłem uczucia. Nie próbujmy zmieniać go, po prostu weźmy pod uwagę to, jakie jest. Istnieje również stan nazywany skupieniem umysłu. Dopóki świadomie wsłuchujemy się w niego, dopóty przywiązujemy małą wagę do faktu, że w umyśle galopuje nieustanny monolog często idiotyczny. Kiedy już naprawdę się gubimy, możemy nawet stworzyć z niego wewnętrzny dialog. Przez większość czasu nasze umysły trajkoczą same do siebie. Sprawdź to. Po prostu posiedź cicho przez chwilę i spróbuj skupić się na oddechu, odnotować wdech i wydech. Jeśli poćwiczysz choćby pięć minut, prawdopodobnie zauważysz, że przez cały czas twój umysł rozważał niezliczoną ilość myśli, uczuć i fantazji. Zazwyczaj nasz umysł jest źródłem uwikłania i cierpienia. Nałogowo urzeczywistniamy nasze myśli i założenia — większości jesteśmy ledwie świadomi - zamiast w pełni angażować się w chwilę. Czasem jeszcze pogarszamy sprawę i utożsamiamy się z naszymi myślami, jak byśmy chcieli znaleźć oparcie dla tego, co myślimy lub w co wierzymy. Kiedy uważnie obserwujemy stan naszego umysłu, możemy zauważyć, że nasze myśli i stany psychiczne są przemijające, jak samopoczucie fizyczne. I na koniec, skupmy się na samej duhkhce: jak i dlaczego powstaje i jak doprowadzić do jej ustania. Musimy uświadomić sobie ułudę ludzkiego życia. Musimy zobaczyć, że owa ułuda powstaje w naszych sercach i umysłach. W końcu, może dojdziemy do tego i zobaczymy, że panowanie duhkhy można zakończyć dążąc Ośmioraką Ścieżką. Kluczowa sprawa w praktyce skupienia to właściwy stosunek do siebie. Gdy zrozumiesz, że nie byłeś skupiony, nie besztaj siebie. Nie ma takiej potrzeby - w rzeczywistości, ów zwrot ku sobie stanie tobie na drodze. Oczywiście, musisz być świadom, że nie byłeś dostatecznie skupiony. Ta świadomość pogłębi stan koncentracji. Po prostu obserwuj swój umysł. Gdy zobaczysz, co jest dla ciebie bolesne i nie sprzyja przebudzeniu, nauczysz się unikać tych myśli, emocji czy czynów - w bardzo naturalny sposób. Podczas gdy słuszne skupienie to powrót do teraźniejszego doświadczenia, słuszna - 48 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
medytacja, ósmy aspekt Ośmiorakiej Ścieżki, to po prostu pozostawanie z naszym bezpośrednim doświadczeniem, chwila po chwili. W medytacji siedzącej (po japońsku zazen), sedno naszego działania obejmuje absolutnie minimum - tylko ciało, umysł i oddech. Tu uwaga: lepiej stosować się do instrukcji siedzącej medytacji otrzymywanych od doświadczonego nauczyciela, niż zaczerpniętych z książki. Najlepiej też medytować z innymi. Niemniej jednak, pisanie książek ma swoje prawa. Chcąc podać formalną, zapisaną instrukcję medytacji, nie mogę zrobić nic lepszego, niż zacytować Mistrza zeń, Dogena, z jego Uniwersalnych zaleceń w siedzącej medytacji (Fukanzazengi): Dla medytacji odpowiedni jest cichy pokój. Jedz i pij z umiarem. Odrzuć wszelkie zaangażowanie i zaprzestań wszelkich spraw. Nie myśl dobrze lub źle. Nie wystawiaj niczego za i przeciw. Zaprzestań wszystkich ruchów świadomego umysłu, określania myśli i poglądów. Nie czyń zakusów na osiągnięcie stanu buddy. Medytacja nie ma nic wspólnego z siedzeniem lub leżeniem. W miejscu, gdzie zazwyczaj siedzisz, rozłóż grubą matę i umieść na niej poduszkę. Usiądź w siadzie skrzyżnym, z kolanami opartymi bezpośrednio na macie. Powinieneś mieć ubranie uporządkowane, .a pasek luźno związany. Następnie umieść prawą rękę na lewej nodze i lewą dłoń wierzchem do góry na prawej dłoni, łącząc je czubkami kciuków. Tak siedź, w prostej postawie ciała, nie pochylając się na lewo, ani na prawo, nie pochylając się do przodu ani do tyłu. Upewnij się, że uszy są na linii ramion, a nos na linii pępka. Oprzyj język o podniebienie, usta niech będą zamknięte. Oczy powinny zawsze pozostawać otwarte i powinieneś oddychać delikatnie przez nos. Kiedy już raz wyregulowałeś postawę, weź głęboki oddech, zrób wdech i wydech, zakołysz ciałem w prawo i w lewo i usadów się w stałej, nieruchomej pozycji siedzącej. Instrukcja ta jest przeznaczona do medytowania na siedząco, na podłodze, ale możesz również medytować siedząc na krześle. Umieść stopy wprost na podłodze. Wyreguluj wysokość krzesła za pomocą poduszki lub koca jeśli zachodzi taka potrzeba, tak, by twe uda znajdowały się w pozycji równoległej do podłogi. Utrzymuj kręgosłup prosto; nie spoczywaj na oparciu krzesła. Jeśli w celu medytacji wybierzesz siedzenie na poduszce, na podłodze, reguluj wysokość poduszki tak, by kolana na pewno dotykały maty. Jeśli wolisz pozycję klęczącą, możesz wesprzeć ciało na poduszce umieszczonej między nogami. Gdy już zakołyszesz ciałem i zastygniesz w pozycji siedzącej, zwróć uwagę na oddech. Siedząc prosto, oddychaj w pełni, z głębi przepony. Oddychaj ze środka ciała. Skup całą uwagę na oddechu. Oddychaj naturalnie i spokojnie. Nie wymuszaj oddechu w żaden sposób - po prostu idź za nim. Gdy bierzesz wdech, bądź świadom wdychania. Gdy robisz wydech, bądź świadom wydychania. W początkowych etapach, kiedy trudno skupić się wyłącznie na oddechu, liczenie każdego wdechu i wydechu może pomóc utrzymać koncentrację. Licz jeden, gdy bierzesz wdech, dwa - gdy robisz wydech. Kontynuuj liczenie do dziesięciu i zaczynaj od nowa. I znowu, po prostu podążaj za oddechem. Stopniowo, zaczną ogarniać cię różne myśli. Nie zawracaj sobie nimi głowy. Nie myśl, że są złe lub że nie powinieneś ich mieć. Nie próbuj ich przepędzić. Jeśli je zostawisz samym sobie, odejdą z własnej woli. Oto jak „zaprzestać wszelkich ruchów świadomego umysłu". Nie możesz tego zrobić przez bezpośrednie życzenie woli. Jeśli zrozumiesz, że myśli i uczucia rozproszyły cię i zapomniałeś o oddechu, po prostu wróć do oddychania. Nie ma potrzeby besztać siebie za to, że odszedłeś. Besztać siebie, znaczy odejść ponownie. Rozpocznij liczenie od jednego. - 49 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Kiedy medytujesz, mogą pojawiać się w twojej głowie wszystkie rodzaje autokomentarzy; np.: „I znowu, zaczynam" lub „Nie mogę tego zrobić" lub „Nie jestem w tym zbyt dobry", a nawet „Nie jestem pewien, czy robię to dobrze". Ich obecność to naturalna sprawa. Obserwuj je i pozwól im odejść - odejdą, jeśli im pozwolisz. Nie staraj się osiągnąć jakiegoś specjalnego stanu umysłu. Nie ma specjalnego stanu umysłu. Jeśli będziesz dążyć do niego, tylko przeszkodzisz swojemu umysłowi. Medytacja siedząca nie jest transem. Nie jest odpoczynkiem. Nie jest relaksacją. Jest tylko świadomością oddechu, to wszystko. Stopniowo, w miarę jak zwiększa się koncentracja, możesz liczyć tylko wydechy, następnie tylko wdechy. Kiedy już uczciwie, bez przerwy, pozostajesz ze swym oddechem, możesz przestać liczyć i swobodnie za nim podążyć. Podaję ci tylko proste instrukcje - medytacja sama nauczy cię, czym jest. Stopniowo nauczysz się siedzieć jak góra. Chociaż będą ogarniać cię myśli, będą one jedynie chmurami mijającymi górę. Chmury nie mogą zaniepokoić góry. Chmury mijają, a góra wciąż siedzi - obserwując wszystko, nie zagarniając niczego. Ludzie pytają mnie często, jak długo i często powinni medytować. Odpowiadam: to zależy od ciebie. Dobrze jest medytować rano, zanim świt wstanie, ale dobrze też i wieczorem. Zacznij od medytacji pięciominutowej. Stopniowo możesz ją przedłużać, aż do dwudziestu lub trzydziestu minut. Ale najważniejsza - o wiele ważniejsze od długości medytacji - jest regularność medytowania. Twoja medytacja powinna stać się czynnością, którą wykonujesz regularnie, jak jedzenie i spanie. Gdy przychodzi czas na jedzenie, po prostu jedz. Gdy przychodzi czas na spanie, po prostu śpij. Gdy przychodzi czas, by oddychać, po prostu oddychaj. A gdy przychodzi czas, by medytować, po prostu medytuj. Zachowanie regularnego rytmu medytacji jest ważniejsze od pytania: „Jak długo?" (Nie wiem, jak długo. Niezbyt, ale trochę.) Można medytować w grupie - inni odzwierciedlą bowiem ciebie; pomogą ci zobaczyć siebie. Ale, co więcej, medytacja z innymi daje wsparcie i zachętę do wytrwałości. Samemu nie zawsze jest łatwo ustanowić praktykę medytacji. Jak mówi Shunryu Suzuki w Zeń Mind, Beginner's Mind, gdy praktykujesz medytację, nie próbuj przestać myśleć. Zajmij się tylko tą chwilą, pozostań z oddechem i niech on sam się zatrzyma. Pozwól sobie na myśli. Gdy myślenie ci przeszkadza, gdy je odczuwasz, zwykle robi się ono bardziej natrętne, szybsze i głośniejsze. Im bardziej próbujesz je kontrolować, tym bardziej ono rośnie w siłę. Daj umysłowi dużo przestrzeni, a uspokoi się; próbuj kontrolować, uspokajać, ograniczać, a oszaleje. Musimy tylko zauważyć, co się dzieje, uspokoić się. Pozwól aby myślenie zatrzymało się samo; zatrzyma się, jeśli je pozostawisz w spokoju. Myśli, uczucia i emocje przychodzą i odchodzą. Nie zostają w umyśle. Jeśli jednak z nimi grasz lub je popychasz, rozwijasz - to zostają. Zaczynają przeradzać się w inne myśli. Oto, co robi umysł, gdy nim się nie zajmiemy. Gdy usiądziesz i podążysz za oddechem, zobaczysz, czym naprawdę zajęty jest twój umysł. Oddech jest wyjątkowym obiektem medytacji, ponieważ tkwi dokładnie na granicy pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem, pomiędzy tobą a światem zewnętrznym. Jeśli użyjesz jakiegokolwiek innego obiektu medytacji - nieważne czy wizualnego, dźwiękowego czy wymyślonego - nie wyjdziesz poza podstawową dualność. Zachowasz zwyczajowe podziały. Znowu będzie ta sprawa „gdzieś tam" i znowu będziesz ty, odrębny i osobny. Znowu pojawi się uprzedzenie, tęsknota i odraza, ból i poczucie uwikłania. Znowu - 50 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
ogarnie cię duhkha. Przez skupienie uwagi na oddechu, na tej umownej granicy, stopniowo zobaczysz, że granica się rozpływa. Właściwie, zobaczysz sam, iż nigdy nie było żadnej granicy między wewnątrz i zewnątrz, „ja" i „ten drugi". Nie można podchodzić do medytacji jak do zwyczajnego zadania. W medytacji, jeśli to jest prawdziwa medytacja, nie jesteśmy uwarunkowani innym celem. Wykonuje się ją tylko i wyłącznie ze względu na nią samą. Innymi słowy, jest bezużyteczna. Zwyczajna „użyteczna" czynność jest uwikłana w kalkulacje i ważenia, wyceny i oceny. Medytacja nie ma nic wspólnego z żadnym z tych działań. Nie oczekuj, że cokolwiek osiągniesz przez medytację -włączając oświecenie. Jeśli naprawdę chcesz oświecenia, po prostu zauważ czym to - Umysł - rzeczywiście jest! Zauważ, że. zachłanność umysłu stoi w opozycji do tego, co chcesz czynić. Jeśli medytacja byłaby tylko kolejną formą aktywności - próbą zdobywania, zmiany, kontroli, doprowadzenia do czegoś - jaki byłby jej sens? Jest czymś więcej, niż to, co zwykle robimy i przez co nieustannie cierpimy. Medytacja jest niepróbowaniem niczego. Dogen zauważa, że kiedy praktykujesz słuszną medytację, to: Zaprzestajesz praktyki opartej na intelektualnym rozumieniu, ściganiu słów i podążaniu za mową, i uczysz się stawiać krok w tył, co włącza światło wewnętrzne, oświetlające twoje ja. Ciało i umysł same odpadną i ukaże się oryginalna twarz. Jeśli chcesz to osiągnąć, powinieneś zacząć praktykować bez żadnych opóźnień. Jeśli posmakujemy Rzeczywistości, musimy się w nią zaangażować bezpośrednio - nie jedynie myśleć, spekulować, teoretyzować i rozważać. Budda-dharma nie jest „kanapową" filozofią. To gruntowna praktyka. Medytacja dla samej idei nie ma sensu. Mimo że bezużyteczna, słuszna medytacja jest jednak aktywnością, która wychodzi naprzeciw głębokim, bolesnym potrzebom serca. Wykonuj słuszną medytację, nawet jeśli jest bezużyteczna. Rób to bez celu. Rób to tylko przez wzgląd na siebie. Nie ma innej drogi. Jeśli kieruje tobą motywacja uzyskania czegoś drogą medytacji, znaczy to, że nie jesteś w pełni zaangażowany. Nie praktykujesz słusznej medytacji. Słuszna medytacja jest tam, gdzie wszystko żyje - gdzie ani nie tworzymy, ani nie manipulujemy, nie posiadamy ani nie prześladujemy, nie próbujemy ani nie przegrywamy.
- 51 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
9. Wolność Są dwa rodzaje wiedzy i dwa typy poglądów. Na jeden składają się wierzenia, opinie, domysły - czyli idee, koncepcje intelektualne. Tak powszechnie myślimy o wiedzy. Ale to nie jest prawdziwa wiedza. W rzeczywistości, naturalnymi konsekwencjami zawierzania jedynie wiedzy pojęciowej są strach, dyskomfort i uwikłanie - krótko mówiąc, duhkha. Sądzimy, że nasze wierzenia i idee powinny nas uspokajać, satysfakcjonować. Ale jeśli zbadamy efekty, które w nas wywołują, odkryjemy, że - w najlepszym razie -zadowalają nas tylko tymczasowo. Tak naprawdę, stanowią podstawowe źródło naszego niepokoju i strachu, ponieważ zawsze są przedmiotem sprzeczności i wątpliwości. W swej naturze, wszystkie idee i wierzenia są poglądami skostniałymi - fragmentami Rzeczywistości, oddzielonymi od Całości. Innymi słowy, ponieważ polegamy na tym, co myślimy (koncepcja), zamiast na tym, co widzimy (percepcja), w naszym umyśle rodzi się niepokój. Jesteśmy więc niespokojni - i, co więcej, wiemy o tym. Prawda jest taka, że już jesteśmy oświeceni, nawet teraz. Znamy Prawdę. Tylko z przyzwyczajenia powlekamy nasze bezpośrednie doświadczenie Prawdy myślami - wierzeniami, opiniami i ideami. Ładujemy je w pojęciową ramę, nie rozpoznając konsekwencji tego, co czynimy. Największy problem nie polega jednak na tym, że postępujemy w ten sposób. Właściwie, nic nie możemy poradzić na to, że tworzymy pojęcia. Nie mógłbym napisać t ej książki, a wy nie moglibyście jej przeczytać, jeśli nie tworzylibyśmy pojęć. Prawdziwy problem tkwi w tym, że nasze pojęcia nas ograniczają i wiążą. Nie powinniśmy przyznawać im mocy, precyzji lub zasadności, których one nie posiadają. Musimy po prostu zrozumieć, że nasze koncepcje nie są Rzeczywistością. Błąd, który popełniamy, ciągle i ciągle od nowa, polega na tym, że automatycznie czynimy jakieś intelektualne założenia, nie zdając sobie sprawy z tego, iż tak postępujemy. A później uciekamy z naszą ideą, myśląc, że zdobyliśmy jakiś aspekt Rzeczywistości. Pomijamy coś, co znajduje się pod powierzchnią naszych wierzeń, opinii i koncepcji bezgraniczne morze niepewności. Pojęcia, przy których trwamy, są niczym małe łódki rzucone na środek wielkiego oceanu. Polegamy na naszych wierzeniach i ideach myśląc, że są trwałe, ale w rzeczywistości, unoszą się one (i my) na wzburzonych falach morza. Wszystkie idee i wierzenia, które pielęgnujemy w naszych umysłach, zawsze stoją w opozycji do innych idei i wierzeń. Tak więc, nic nie możemy poradzić na doświadczanie wątpliwości. Koniec duhkhy polega na zrozumieniu, że pod wszystkimi naszymi ideami panuje głęboka, nieusuwalna wątpliwość. W każdej chwili, w której powlekamy nasze aktualne, bezpośrednie doświadczenie myślą koncepcyjną, możemy tę myśl podać w wątpliwość. Zobaczyć oddzielne, odrębne formy, znaczy tworzyć pojęcia. Nie odnosi się to tylko do idei i myśli. Fizyczne cele - filiżanka, książka, nawet światło padające na tę kartkę -są wciąż pojęciowe. Wciąż są sprawami, które formułujemy w umysłach, oddzielonymi od Całości i przeciwstawnymi do całej reszty. Możemy o nich rozmawiać; używać ich; możemy nimi manipulować. Możemy ich szukać, tęsknić za nimi lub je odpychać. Ale nie powinniśmy brać tych pojęciowych, skostniałych, oddzielnych celów za Rzeczywistość. Oto, gdzie popełniamy błąd. W ten sposób pozwalamy rosnąć duhkhce. Największy błąd, który popełniamy myląc pojęcie z Rzeczywistością, to tworzenie najbliższej i najdroższej nam, najbardziej fundamentalnej różnicy: podział na „ja" i „ten drugi". „Ja jestem tutaj, a tam jest świat zewnętrzny względem mnie". Wierząc bezwarunkowo, że posiedliśmy pełny i wierny opis Rzeczywistości, ignorujemy natychmiastowe - 52 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
doświadczenie i szukamy wrażeń - komfortu, szczęścia, sensu - „gdzieś tam". „Idź po to" mówimy. (A nasze uwikłanie pozostaje nieograniczone nawet wtedy, gdy szukamy takich rzeczy „tutaj".) Nawet oświecenie pojmujemy jako cel zewnętrzny. Ale gdy czynimy tak, nie udaje nam się zobaczyć, że stworzyliśmy właśnie kolejną koncepcję, kolejną ideę, kolejny punkt, za którym można podążać - coś całkowicie zwyczajnego i złudnego. Ale jeśli spojrzymy z bliska na nasze bezpośrednie doświadczenie, to nie odnajdziemy w nim podziału na „ja" i „świat". W rzeczywistości, im intensywniej patrzymy, tym bardziej absurdalne i niemożliwe wydaje się to rozróżnienie. Jak wspomniałem na wstępie, istnieją dwa typy wiedzy i poglądów. Drugi ze wspomnianych rodzajów Budda nazwał słusznym poglądem. Słuszny pogląd nie jest koncepcją lub wierzeniem. Właściwie, nie jest on niczym szczególnym. Słuszny pogląd to po prostu widzenie Rzeczywistości taką, jaka ona jest, tu i teraz, chwila po chwili. To poleganie na absolutnej uwadze - całkowitej świadomości własnych myśli. To poleganie na tym, czego rzeczywiście doświadczamy, a nie na tym, co myślimy. Jeśli kiedykolwiek zdobędziemy pewność - prawdziwy wiedzę, która jest ponad wszelkie wątpliwości i niezrozumienie - to narodzi się ona z naszych, sprzecznych czasem, pojęć i wierzeń. Prawdziwa wiedza pojawi się przed wszystkimi ideami i opiniami. Innymi słowy, jest natychmiastowym, bezpośrednim doświadczeniem świata w i poza nim. Prawdziwa wiedza jest widzeniem tego. Widzenie tego jest stabilnym gruntem, za którym tęsknimy. Tęsknimy dlatego, że nie można go poddać zwątpieniu. Na tym polega wolność umysłu. A stan ten oznacza również brak strachu. Z dwoma typami poglądów idą w parze dwa rodzaje umysłów. Jako istoty ludzkie, wszyscy posiadamy coś, co można nazwać zwyczajnym umysłem - umysłem, którego istnienie zawsze trzeba zakładać. To umysł kalkulujący, dyskryminujący, pofragmentowany. To umysł zwyczajnej świadomości, umysł „ja" i „tego drugiego". Myślimy o nim ogólnie „mój umysł". Ale jest i inny umysł, nie do końca rozwinięty, niedorosły i nieuwarunkowany. W przeciwieństwie do „twojego umysłu", nie jest zdeterminowany, ponieważ nie kryje nic. Dla tego Umysłu nie istnieje pojęcie umysł „tego drugiego". Umysł ten jest po prostu Całością. Jest tym samym światem - ciągłym powstawaniem i zanikaniem, staje się materią, energią i zdarzeniami. Mówiąc o tym Umyśle, wielki chiński Mistrz zeń Huang Po stwierdził: Wszyscy buddowie i zwyczajni ludzie są po prostu Jednym Umysłem... Umysł ten jest poza wszystkimi miarami, nazwami, przeciwieństwami: każdy byt jest w Nim; jak tylko uwikłasz swój umysł, odwrócisz się od Niego. Ten Umysł jest zawsze włączony, jeśli można tak powiedzieć. Możemy go zobaczyć - i, faktycznie - widzimy Go w każdej chwili. Jeśli tylko powstrzymalibyśmy pracę naszego umysłu (uspokójmy nasze przednie płaty - jak mawiał mój nauczyciel zeń - i niech proces tworzenia pojęć się uspokoi, niczym powierzchnia stawu po ucichnięciu porywczego wiatru) zrozumielibyśmy - poznalibyśmy -Umysł bezpośrednio. Naszą intencją jest osiągnięcie stanu przebudzenia. Jednak nie może to być cel w zwykłym tego słowa znaczeniu. To nie jest koniec, do którego możemy (lub nawet powinniśmy) dążyć. Dlatego ta praktyka jest zupełnie inna od wszystkiego, co robiliśmy do tej pory. Gdy widzimy Rzeczywistość taką, jaka ona jest, nie możemy grać dłużej roli zdobywców, ludzi dążących czy przybywających. Nie można dojść do widzenia. Gdy człowiek jest całkowicie zaangażowany w - 53 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
obecną chwilę, to już widzi. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, nie ma żadnego strachu, nie ma żadnego niepokoju egzystencjalnego. Nie ma przytłaczających pytań, takich jak: „Dokąd pójdę po śmierci?", ponieważ staje się jasne, że takie pytania, wątpliwości, obawy i niepokoje opierają się na iluzji oddzielnego ja. U progu trzeciego milenium coraz trudniej znaleźć sens egzystencji. Religia już nie pomaga w odnalezieniu istoty życia. Chociaż wielu ludzi wciąż skłania się ku niej, „Bóg" nie wydaje się być ostateczną odpowiedzią na pytania dręczące wielu z nas. Życie większości ludzi nie stanowi świadectwa wiary w Boga. Desperacko szukając sensu balansujemy pomiędzy cynizmem i dogmatyzmem. Nieprzerwanie dążymy do różnych celów, by zaszczepić nasze życie sensem. Trudno nam zrozumieć, że sami wzmacniamy poczucie bezsensowności egzystencji przez nasz sposób myślenia. Jeśli udałoby się nam po prostu zobaczyć tę chwilę taką, jaka ona jest, nie zadawalibyśmy pytań o sens życia - one nigdy by nie powstały. To przez próby określania i aranżowania sytuacji zgodnie z naszymi potrzebami, przez usiłowanie identyfikacji rzeczy i przydzielania im znaczeń, tworzymy świat, który - w ostatecznym rachunku - okazuje się nie mieć sensu. Cokolwiek uznamy za „sposób na życie", ostatecznie okaże się puste, fałszywe lub sprzeczne. Jednak wciąż grzebiemy w tej samej torbie, bezskutecznie próbując odnaleźć sens w pojęciach. Albo popadamy w rozpacz. Próbowaliśmy tego, próbowaliśmy tamtego, próbowaliśmy następnego i jeszcze czegoś. Zrobiliśmy się bywali, znudzeni. Po wiekach poszukiwań w dziedzinie filozofii i innych nauk, coraz trudniej znaleźć akceptowalne odpowiedzi. Wyzwolenie umysłu polega na zrozumieniu, że wcale nie musimy przyjmować żadnej odpowiedzi. Na zrozumieniu, że przed naszymi uwikłanymi myślami znajduje się właśnie Rzeczywistość. Widzimy to. Wszystko, co musimy zrobić, to nauczyć się w pełni angażować w tę chwilę, która przyszła. Ośmioraka Ścieżka wskazuje drogę ku chwili teraźniejszej, tu i teraz. Głęboki ból serca powstaje w wyniku poszukiwania sensu życia. Ale to przez nasze pragnienie znalezienia tego sensu, tworzymy bezsensowność. Idea szukania celu i sensu powstaje z ułudy naszej myśli. Gdy widzimy Rzeczywistość taką, jaka jest, wszystkie pytania o sens są niepotrzebne. Jesteśmy wolni i gotowi, by wziąć świat takim, jaki jest. Joseph Campbell powiedział, że spłycamy doświadczenie religijne przez ubieranie go w pojęcia. To prawda: wiele religijnych systemów ujęto w ramy pojęciowe. Tak w buddyzmie, jak i w każdej innej tradycji duchowej. Po przebudzeniu jednak zauważylibyśmy strukturę, w którą wszystko wpasowaliśmy. Jeśli naprawdę szukamy wolnego umysłu, nie możemy trzymać się kurczowo nawet tej Ośmiorakiej Ścieżki - nawet samego buddyzmu. Nie powinniśmy robić z buddy-dharmy czegoś świętego; czegoś, co można umieścić na złoconym piedestale, w widocznym miejscu. Ścieżka ta ma za zadanie po prostu przypominać nam o tym, jak bardzo mamy być zaangażowani w świat. Jest ona jak tratwa, która przewozi nas na przeciwległy brzeg. Używamy ją, a po osiągnięciu celu, zostawiamy przy nabrzeżu. Gdy już przepłyniemy strumień, zostawiamy tratwę dla kogoś innego. Nie musimy jej taszczyć dalej. Będzie dla nas tylko ciężarem.
- 54 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Część trzecia: WOLNY UMYSŁ 10. Droga, która jesteśmy \V czasach Buddy panowało wielkie filozoficzne pomieszanie, podobnie, jak w czasach nam współczesnych. Konstruowano wówczas wiele różnych idei religijnych i systemów, dyskutowano je i naśladowano. Jedną z idei, rozwijaną przez wieki było założenie istnienia metafizycznego „ja", zwanego atmanem. Atmana uznawano za wieczną jaźń, zjednoczone „ja". Dlatego ludzie, którzy wyznawali teorię wiecznego „ja" byli znani jako eternaliści. Teoria eternalistyczna mówi, że w każdym z nas tkwi wieczny rdzeń, tymczasowo przechowywany w ciele, które podlega śmierci i zniszczeniu. Owo wieczne „ja" przetrwa śmierć ciała. Wraz z ukształtowaniem takiej teorii duszy, pojawiły się również inne związane z nią poglądy, włączając w to ideę Boga stwórcy. Wkrótce powstał system przeciwstawny względem koncepcji atmana. W starożytnych Indiach, grupa filozofów znanych jako materialiści, utrzymywała, że człowiek nie posiada duchowego rdzenia - atmana - wiecznego „ja" czy wiecznej duszy. Śmierć ciała jest końcem psychofizycznego istnienia, mówili. Człowiek umiera, a jego ciało się rozkłada - twierdzili. Wedle materialistów, po śmierci pozostaje tylko materia, bezużyteczne ciało, które szybko ulega rozkładowi. Idea materialistyczna głosiła, że to materia jest wieczna, a trwające „ja" nie istnieje. Wydawałoby się, że spory między wyznawcami wspomnianych koncepcji należą do historii. Nic bardziej złudnego: dzisiaj głosi się podobne idee. Po trwających stulecia poważnych debatach i konfliktach, wciąż toczy się ta sama walka. I powstają wciąż te same, odwieczne pytania. Kim lub czym jestem? Dlaczego jestem tutaj? Co znaczy być człowiekiem? Jaki był mój początek? Co się stanie ze mną po śmierci? Czy po śmierci wciąż będę istniał? Czy kiedykolwiek będę w stanie znaleźć ostateczną odpowiedź na te pytania? Owe pytania odzwierciedlają główne problemy ludzkości - problemy bytu. Doprowadzają nas, jednego za drugim, pokolenie za pokoleniem, do bólu i smutku. Te pytania uświadamiają nam prawdziwy, podstawowy problem, z którego bierze się nasze cierpienie; problem, którego nie wolno nam lekceważyć. W jaki sposób możemy stawić czoło niewygodzie uwikłania, udręce i grozie bycia wystarczająco inteligentnym, by wiedzieć, że umrzemy; zrozumieniu, że wszystko, w co wierzymy i każdy, kogo znamy mają swój koniec? W jaki sposób możemy stawić czoło temu głębokiemu problemowi bycia, nie uciekając od spekulacji i wierzeń? Nasz błąd polega na trwaniu przy koncepcji „ja". Tak czy inaczej, jesteśmy uwikłani nieodłączną ideą atmana, wiecznego „ja" i duszy. Czy posiadamy duszę, czy nie? Bez względu na to, czy uczepimy się „tak", „nie" lub „nie wiem", nie pozbędziemy się niepokoju. Spróbuj bronić którejś z tych postaw, a zobaczysz, że to niemożliwe. Żadna z odpowiedzi, które wymyślimy, nie zatrzyma głębokiego, uporczywego bólu serca. W rzeczywistości, każda z trzech opcji prowadzi nas nieuchronnie do jeszcze większego strachu i pomieszania myśli. Jeśli mówimy „tak", to stawiamy wszystko na wiarę, że wieczne „ja", czyli atman, jest centrum Rzeczywistości. Jeśli wierzymy w takie wieczne „ja", równa się to twierdzeniu, że istnieliśmy zanim powstała reszta. Możemy równie dobrze wyobrażać sobie, że my sami byliśmy przyczyną wszelkiego stworzenia. Być może, nie tak rozumiemy pojęcie „wieczny", może twierdzimy tylko, że „ja" istnieje teraz i nie umrze. Ale kiedy, jak i przez kogo zostało to „ja" stworzone? Czy istniało przed Big Bangiem? (Czy był Big Bang?) Czy przestanie istnieć po tym, jak rasa ludzka wymrze? Po tym, jak za bilion lat, Ziemia zostanie przesłonięta słońcem? Po tym, jak cały - 55 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
kosmos skurczy się do małego, niewiarygodnie gorącego, gęstego punktu? Czy po tym, jak cały kosmos rozrośnie się i przegrzeje? Więcej, jeśli akceptujemy pojęcie Stwórcy, poza konfliktami, jakie ta koncepcja nieustannie rodzi, stajemy twarzą w twarz z problemem określenia czego (jeśli czegokolwiek) można oczekiwać od takiego bytu. To kolejny kontrowersyjny punkt. Mamy również problem z uzyskaniem zadowolenia i poczuciem bezpieczeństwa w świecie, który zostawia nas z takim ogromem naglących pytań, pozostających wciąż bez odpowiedzi. Innymi słowy, wciąż stajemy twarzą w twarz z tym samym, nierozwiązywalnym problemem. Jeśli powiemy „nie, nie istnieje wieczne ja", wówczas nasze umysły zaczną pracować w innym kierunku. Jeśli nie ma „ja", to kto lub co jest tym, co doświadcza naszego życia? Co lub kto odczuwa zmysłami, czuje i wyraża się? Jeśli wszystko jest tylko materią i energią, jak możemy wyjaśnić percepcję i świadomość? Dlaczego cały wszechświat nie jest brakiem życia i świadomości? Czym lub kim jest to, co zadaje te wszystkie pytania? I co lub kto czuje ten głęboki ból serca i uwikłanie? Jeśli powiemy „nie" koncepcji wiecznego „ja", to staniemy twarzą w twarz z problemem bycia inteligentnymi stworzeniami w bezsensownym świecie. Cóż byłoby bardziej niepokojące niż taka wizja? Jeśli powiemy, z całą szczerością, „Nie wiem", jak długo możemy żyć bez ostatecznej odpowiedzi na to najważniejsze pytanie? W której chwili uporczywy ból głowy, uwikłanie w egzystencję i rozpacz staną się nieznośne? A jeśli po prostu odwrócimy się od tego pytania, ile czasu minie, nim nasz opór skruszy się pod wagą duhkhy? Czy na łożu śmierci będziemy w stanie jeszcze ignorować to pytanie lub zaprzeczać jego istnieniu? W naszym rzeczywistym doświadczeniu nie ma dowodu potwierdzającego żadne z tych stanowisk - włączając „Nie wiem". Jeśli zajmiemy któreś z nich, uczynimy niejako akt wiary; wiary, która sama w sobie jest i głęboko niepokojąca, i wielce podatna na wątpliwości. Budda przystąpił do wyjaśnienia tego głębokiego problemu. I uczynił to w sposób całkowity i niekwestionowany. Rozwiązanie nie leży ani w „tak", ani w „nie". Ale nie leży również w „nie wiem", ponieważ faktycznie - my wiemy. Po prostu, niezbyt dobrze potrafimy rozpoznawać to, co wiemy. Budda przemyślał to pytanie, pozornie pozostające bez odpowiedzi. Odkrył pogląd, który nie ma poglądu przeciwstawnego; pogląd, który jawi się jednaki wszystkim, którzy widzą. Zrozumiał, że obie koncepcje - eternalistyczna („wieczne 'ja' istnieje") i materialistyczna („nie ma 'ja', jest tylko materia") są ekstremalnymi i nieweryfikowalnymi założeniami Rzeczywistości. Eternaliści zaprzeczali opinii, że wszystko zdąża ku końcowi. Budda, polegając tylko na bezpośrednim doświadczeniu, nie tylko nie znalazł dowodu na istnienie początku lub końca, ale nie mógł również znaleźć dowodu na istnienie jakiejkolwiek oddzielnej, trwałej rzeczy, która mogłaby mieć początek lub koniec. Nie chodzi jednak o to, że nie ma doświadczenia, jest tylko materia. A takie stanowisko zajęli materialiści. Budda odrzucił również ten nihilistyczny pogląd. Uznał go za ekstremalny, ponieważ nie wyjaśniał on istnienia świadomości - faktu, którego nie można zakwestionować. Budda-dharma jest nazywana drogą środka, ponieważ odrzuca każdy pogląd ekstremalny; każde „skostniałe" przekonanie, jak nazwał to Budda. Są to poglądy, które próbują zapakować Rzeczywistość w ładne, estetyczne paczuszki. Usilnie staramy się kurczowo trzymać pewnych poglądów, ponieważ dają nam one poczucie stabilności i trwałości. Niestety, one nie mogą wytrzymać próby Rzeczywistości i dlatego zawsze zostawiają nas podatnymi na wątpliwości i uwikłanie - duhkhę. Większość naszych poglądów może nie wydaje się nam ekstremalna, ale im bliżej im się przyglądamy, tym bardziej skrajne - 56 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
(i absurdalne) się stają. Wszystkie poglądy, przy których trwamy (i trwamy szczerze) można ująć jako pary opozycji: za i przeciw, zachodni i wschodni, liberalny i konserwatywny, dualistyczny i niedualistyczny. Na przykład opinia: „Ludzie są z gruntu dobrzy" ustanawia najwyższą wartość dobra, następnie przypisuje tę wartość każdemu z przedstawicieli naszego gatunku. Jeśli jednak postawimy taką tezę, natychmiast wyłania się z niej twierdzenie przeciwstawne: „Ludzie są z gruntu źli". W gruncie rzeczy jest to ten sam pogląd, choć skłaniający się w przeciwnym kierunku. Czy widzisz, opierając się tylko na bezpośrednim doświadczeniu, że żaden z tych poglądów nie wskazuje Rzeczywistości? Oba operują pojęciami - są próbami ukształtowania Rzeczywistości w coś twardego, stałego i poszufladkowanego. Przyjrzyj się ponownie własnemu doświadczeniu. Czy znajdziesz w nim określoną rzecz zwaną Dobrocią, która daje podstawową motywację każdemu, kogo spotykasz? Co ze złem? Czy znajdujesz Zło, które istnieje jako określona rzecz i służy za największą motywację w każdym ludzkim życiu? Wrodzona Dobroć i wrodzone Zło przynależą do skostniałych poglądów, pojęć, koncepcji. Nie odnoszą się do rzeczywistego doświadczenia. Nie chodzi o to, że ludzie nie zachowują się w sposób, który można nazwać dobrym lub złym, ale o to, że wrodzone Dobro lub wrodzone Zło są koncepcjami intelektualnymi - filozoficznymi obiektami przez nas kreowanymi. Obie te koncepcje nie mogą wskazać Rzeczywistości. Rzeczywistość jest daleko bardziej płynna, niż którykolwiek z tych ekstremalnych poglądów może ukazać. Każdy z tych skostniałych poglądów jest, według definicji, ekstremalny - i dlatego niezdolny odzwierciedlać Rzeczywistości. Generalnie nie możemy zaakceptować tego, że to nasze uporczywe trwanie przy określonym poglądzie - to, że go wyznajemy, polegamy na nim, dążymy do niego - sprawia, iż staje się on skostniały i ekstremalny. Budda odrzucił wszystkie takie poglądy. Ponieważ są one z natury konceptualne, próbują ująć świat w stałe, oddzielne jednostki, bez względu na to, czy są one Dobrem, Złem, „ja", „nieja", książkami, światem, oświeceniem, buddyzmem czy też jakąkolwiek inną sprawą, zjawiskiem, rzeczy lub myślą. Oczywiście, wszystkie takie próby zawodzą. Świat doświadczenia po prostu nie jest skostniały. Rzeczywistość nie może zostać skondensowana w pojęcia. Potwierdza to nasze bezpośrednie, natychmiastowe doświadczenie. Wyobraź sobie, że ktoś przychodzi do ciebie i pyta: - Czy ludzie są z gruntu źli? Mógłbyś odpowiedzieć: - Nie, nie w moim doświadczeniu. Pytający stwierdza: - Och, rozumiem. Więc ludzie są z gruntu dobrzy. Co odpowiedziałbyś na takie słowa? Musiałbyś znowu odpowiedzieć: - Nie, nie w moim doświadczeniu. A teraz wyobraź sobie, że twój rozmówca jest bardzo poruszony twoimi wypowiedziami: - Co masz na myśli? Nie można być jednym i drugim! Jeśli ludzie nie są z gruntu dobrzy, muszą być z gruntu źli! Zaprzeczasz sam sobie! Ale, oczywiście, nie zaprzeczasz sobie w ogóle. Po prostu widzisz ponad tą dualnością, w której tkwi twój rozmówca. Widzisz, że istoty ludzkie są zbyt złożone i płynne, by można je określić jako z gruntu dobre lub złe. Właściwie, są zbyt złożone i płynne, by być „z gruntu" jakiekolwiek. Widzisz Rzeczywistość ponad konceptualizacją, ponad skostniałym poglądem pytającego. To właśnie Budda uczynił dla koncepcji jestestwa. Budda zobaczył, że oba twierdzenia: „wiecznego ja" (atmana) i wyparcia takiego ja (anatmana) są skostniałymi poglądami, które nie - 57 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
stanowią o rzeczywistym doświadczeniu. Są głównie koncepcjami, które budujemy z naszego pragnienia, odrazy i ignorancji. Wielu ludzi uważa, że Budda zaprzeczył istnieniu wiecznego, niezmiennego ja. I mają rację. Budda zweryfikował ekstremalne poglądy zwolenników teorii wiecznej duszy. Budda zaprzeczył jednak także przeciwstawnemu skrajnemu przekonaniu, głoszonemu przez materialistów, czy nihilistów. Co gorsza, wielu ludzi myśli: „Budda powiedział, że nie ma 'ja'; dlatego buddyzm jest religią nihilizmu". To jest przykład myślenia typu: „Ponieważ nie wierzysz, że Bóg jest przystojnym, starszym panem z długą, białą brodą, który mieszka w chmurach, musisz być ateistą". Bardzo łatwo nieświadomie popaść w taki dualizm. Zaprzeczać pojęciu, nie znaczy akceptować jego przeciwieństwo. Gdy odpowiadasz „nie" na pytanie: „Czy Pan Strach wciąż chowa się w szafie?", nie mówisz przez to, że Pan Strach wyszedł na jeden dzień. Zaprzeczysz prawdziwości samego pytania. Budda zaprzeczył pytaniu: „Czy 'ja' istnieje, czy nie?". W ten sam sposób Budda zobaczył, że ani dana opcja, ani dane ekstremum nie są odbiciem rzeczywistego doświadczenia. Właściwie, samo pytanie odnosi się do Rzeczywistości nie bardziej niż pytanie: „Czy Pan Strach wciąż chowa się w szafie?" Oba opierają się na całkowicie nie potwierdzonych założeniach co do Rzeczywistości. Gdy pytamy przede wszystkim, do czego właściwie odnosi się termin „ja", natychmiast wkrada się uwikłanie. Jeśli sprawdzimy w słowniku znaczenie słowa „ja", dowiemy się, że jest definiowane z reguły jako „nie ktoś inny". Czym więc jest „inny"? To „nie-ja". Tą drogą do niczego nie dojdziemy. Możemy zobaczyć, że termin „ja" odnosi się do istnienia przypuszczalnej jednostki, która się nie zmienia. Gdy mówisz: „Kiedy miałem sześć lat, byłem w pierwszej klasie", „ja" z tego zdania odnosi się do czegoś, co musiało być w wieku sześciu lat takie samo, jak dziś. A jeśli nie byłoby tym samym, to do czego na świecie wówczas to „ja" się odnosi? A jeśli ta jednostka jest tym samym, to w czym jest taka sama? W wyglądzie? We wspomnieniu? W komórkach, które tworzą jej ciało? (Właściwie, co teraz oznacza „ta"?) Wszystko to zmieniało się radykalnie przez lata i nadal się zmienia. Założyć istnienie ja wewnętrznego (self), ja - osoby („I"), znaczy założyć istnienie czegoś, co się nie zmienia, co pozostaje po upływających latach tym samym. I jeśli to coś w pytaniu - to „ja" - zmienia się, to w jaki sposób może być wciąż sobą? Zmieniać się, znaczy stawać się czymś innym. Nie wydaje się możliwe, by cokolwiek zostało sobą i jednocześnie się zmieniało. Ale takie właśnie winno być to, czego nie możemy znaleźć - „ja", które się nie zmienia. Dlatego, jak zobaczyliśmy, nie możemy znaleźć niczego, co się nie zmienia. Tak naprawdę, w ogóle nie możemy znaleźć żadnej trwałej rzeczy. Cokolwiek wskażemy - rzecz, osobę, myśl, emocję - wszystko jest bez „ja". Wszystko się zmienia. Nawet pamięć nie ukazuje nic poza płynnością i zmianą. Nie ma nic, żadnego składnika umysłu lub ciała, który nie podlegałby ciągłej zmianie. Czy mówimy o naszym ciele fizycznym, czy o elementach naturalnego świata - zwierzętach, roślinach, kamieniach, jeziorach, kroplach deszczu, gwiazdach - czy przedmiotach świata celów - krzesłach, oknach, mleku w kartonach i igłach do szycia - nie znajdujemy nic oprócz płynności i zmiany. Każdy atom, każda najmniejsza część wszechświata jest jedynie ruchem i zmianą. Taka sama jest prawda naszego umysłowego doświadczenia, uczuć, myśli i wyobrażeń. Jest niekwestionowanym faktem doświadczenia - bezpośredniej, natychmiastowej percepcji - że wszystkie te rzeczy nie mają „ja". Jednak my myślimy, wierzymy i działamy z nadzieją, że jest inaczej. To dlatego, że obstajemy przy pojęciu „ja" - i to bardzo mocno. Tym samym, żyjemy na przekór Rzeczywistości. W ten sposób cierpimy, cierpimy ogromnie. Ignorowanie Rzeczywistości rani. - 58 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Ale czyż nie potrzebujemy koncepcji „ja", aby wytłumaczyć doświadczenie? Jak może istnieć doświadczenie bez „ja", które mogłoby go doświadczyć? Prawda jest taka, że nie potrzebujemy takiego wytłumaczenia. I tym właśnie jest „ja": wytłumaczeniem doświadczenia. Rzeczywistość nie potrzebuje wytłumaczenia. Właśnie Rzeczywistość jest dokładnie tym, co nie potrzebuje wyjaśnienia, ponieważ żadne wyjaśnienie nie przenosi nas ze sfery bezpośredniego doświadczenia do królestwa koncepcji. Rzeczywistość tym po prostu jest - natychmiastowym, bezpośrednim doświadczeniem, z pierwszeństwem względem każdej idei czy tłumaczenia. Wytłumaczyć Rzeczywistość to znaczy spakować ją i wywieźć. To zignorować terytorium na rzecz mapy. Budda zobaczył, że pojęcie „ja" nie jest konieczne, aby wyjaśnić rzeczywiste doświadczenie. Zobaczył, że „ja" jest jedynie pojęciem sformowanym z naszego pragnienia, by zabrać się do rzeczy i nie musieć akceptować doświadczenia jako Prawdziwego, ale niepojmowalnego. Oczywiście, termin „ja" może - właściwie musi - być używany konwencjonalnie, abyśmy mogli swobodnie rozmawiać, pisać, czytać książki itd. Ale to nie jest zbyt odpowiednie pojęcie. Kiedy Budda mówił o osobach, często używał innego terminu: „strumień". Wyobraźcie sobie płynący strumień - nieustannie w ruchu, zmieniający się, zawsze inny, chwila po chwili. Większość z nas widzi siebie jako korki unoszące się w strumieniu, rzeczy utrzymujące się w ruchu samotnie, rzucone w strumień czasu. Ale to znowu kolejny skostniały pogląd. Według niego, wszystko w tym strumieniu się zmienia, tylko korek pozostaje wciąż taki sam. Choć uznajemy zmiany w naszych ciałach, umysłach, myślach, uczuciach, zrozumieniach i wierzeniach, to ciągle wierzymy: „Ja sam się nie zmieniam. Jestem wciąż sobą. Jestem niezmiennym korkiem w ciągle zmieniającym się strumieniu". W to właśnie wierzymy. W „ja", które się nie zmienia. Jednak prawda jest taka, że nie ma korków w strumieniu. Jest tylko strumień. To, co ujmujemy w pojęcie jako „korek", jest także strumieniem. Jesteśmy jak muzyka. Muzyka przecież jest rodzajem strumienia. Muzyka istnieje tylko w stałym przepływie i zmianie. Kiedy ruch ustaje, nie ma już muzyki. Istnieje nie jako coś dookreślonego, ale jako czyste przychodzenie i odchodzenie, bez podmiotu, który przychodzi i odchodzi. Przyjrzyjcie się temu uważnie. Jeśli to prawda - tak jak prawdziwy jest strumień, muzyka, my - zobaczcie, że kiedy przyjmujemy pojecie „ja", akceptujemy pewną małą, trwałą jednostkę, która płynie nie jako strumień, ale jako korek w strumieniu. Widzimy siebie jako trwały korek, nie jako prawdziwy strumień, którym jesteśmy. Jeśli jesteśmy strumieniem, to co doświadcza zmiany, przepływu, przeistoczenia? Budda zobaczył, że nie istnieje nic, co posiada doświadczenia. Jest doświadczenie, ale nie ma doświadczającego. Jest percepcja, ale nie ma postrzegającego. Jest świadomość, ale nie można zlokalizować lub zidentyfikować żadnego „ja". Doświadczamy duhkhy, ponieważ nie widząc prawdziwej natury rzeczy, pragniemy czegoś stałego: czegoś, co się nie zmienia. Jednak nasze właściwe doświadczenie daje nam tylko zmianę. To podstawowe uwikłanie wywołuje w nas pragnienie czegoś trwałego, namacalnego. Chcemy to zatrzymać, trwać przy tym z uporem. Chcemy, by to, co kochamy, trwało wiecznie. Tego, czego nienawidzimy, chcemy się pozbyć raz na zawsze. Jednak z racji zmiany, nie możemy się pozbyć na zawsze tego, czego nienawidzimy. To powraca. Z racji zmiany to, co kochamy, nie trwa, zanika. Gdybyśmy tylko si^ odprężyli, zauważylibyśmy, że przez zmianę to, co kochamy, będzie się ciągle powtarzało, a to, czego nienawidzimy nie będzie - 59 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
trwać wiecznie. Zaobserwowalibyśmy również, że nie ma niezmiennego „ja", które mogłoby być i zadowolone, i zniszczone. To właśnie musimy zobaczyć - że wszystko jest przeistoczeniem, ruchem i przepływem. Ale ponieważ wierzymy, że jest jakaś nieruchoma jednostka pośród wszystkiego - wymarzona trwałość, którą nazywamy „ja" - cierpimy duhkhę. Czasami, gdy ludzie po raz pierwszy słyszą nauki Buddy, czują niepokój lub strach. Naprawdę, dla niektórych z nas to jest najbardziej przerażająca sprawa, nad jaką kiedykolwiek rozmyślaliśmy. „To znaczy, że ja właściwie nie istnieję? To poczucie siebie jest iluzją? Naprawdę mnie tu wcale nie ma?" - to brzmi jak wyrok śmierci. Gorzej, to brzmi jakbyśmy już nie żyli i nawet o tym nie wiedzieli. Dlaczego ktokolwiek miałby chcieć przebudzić się na Rzeczywistość, w której nie stoi nawet na pierwszym miejscu? Ten strach powstaje z utrzymywania ekstremalnego poglądu, poglądu wewnętrznie sprzecznego: „Jestem w posiadaniu 'ja'". Zakłada on, że istnieje „ja" i ma zapobiegać umniejszaniu rangi jednostki. Jeśli takie właśnie założenia czynimy, to powinniśmy zrozumieć, że nic nie może zostać umniejszone. „Ja", którego nie mamy, jest jak Pan Strach, którego nie ma w szafie. Nie jest tak, że Strach wyszedł. Nigdy go tam nie było. Nasza sytuacja przypomina sytuację małego chłopca, którego zobaczyłem kiedyś przy gabinecie rentgenowskim. Wyglądało na to, że ma złamaną rękę. Technik medyczny prowadziła go do pokoju z wielkim aparatem rentgenowskim stojącym na środku. Gdy otworzyła drzwi, chłopiec spojrzał na wielką maszynę i skulił ramiona. Prawdopodobnie wiele już przeszedł - a teraz stanął przed tą ogromną, przerażającą maszyną. Pani technik zobaczyła jego zakłopotanie i zapytała delikatnie: - Czy boisz się tej wielkiej maszyny? Chłopiec nieśmiało pokiwał głową. Żeby go uspokoić, kobieta powiedziała: - Wiesz, to nie będzie bolało. Zrobi ci tylko zdjęcie. Odczuwamy strach w sposób bardzo podobny do tego chłopca. Nie rozumiemy świadomości, tak jak chłopiec nie rozumiał, czym jest aparat rentgenowski. Jesteśmy przerażeni, że cokolwiek to jest, zrani nas przy konfrontacji. Ale ja powtórzę tutaj kwestię pani technik od aparatu rentgenowskiego, że nie będzie bolało. Fakt jest taki, że nie zdarza się przebudzenie na Prawdę, które by bolało - wprost przeciwnie. To nasz bunt wobec Rzeczywistości, powstały z ignorancji bezpośredniego doświadczenia Rzeczywistości, nas rani. Wszystko, co musimy zrobić, by złagodzić taki strach, to uznać, że Rzeczywistość już jest tym, czym jest. Jeśli wszystko pozbawione jest niezmiennego „ja", jaka różnica jest między tym a teraz? Innymi słowy, czego się bać? Gdy widzisz, świat nie zaczyna pulsować doświadczeniem. Jeśli po prostu zobaczysz Rzeczywistość, twoja percepcja się nie zmieni. Rzeczywistość pozostaje Rzeczywistością. Zobaczysz ją po prostu taką, jaką jest - niczym konkretnym. Przebudzenie naprawdę nie jest bolesne. To przez nasze uwikłanie w Rzeczywistość cierpimy, nie przez Rzeczywistość samą w sobie. Chociaż pojęcie „ja" odnosimy zazwyczaj do podstawowej, trwałej jednostki, której istnienie sobie wyobrażamy jestestwo może charakteryzować jakąkolwiek rzecz lub myśl. Weźmy na przykład tę książkę. Wyobrażamy ją sobie jako odrębny, osobny obiekt, istniejący całkowicie na własny rachunek. Wyobrażamy sobie, że jest czymś szczególnym, co zaczyna istnieć w pewnym czasie w przeszłości, trwa teraz i kiedyś skruszy się w pył, a w przyszłości przestanie istnieć. Wtedy powiemy: „To jest koniec książki". Ale, jak już rozważyliśmy, nie możemy znaleźć żadnego definitywnego początku lub - 60 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
końca tej książki - ani, tak naprawdę, niczego innego. Myślenie, że możemy to uczynić przypomina kurczowe trzymanie się idei trwałej, niezmiennej rzeczy. Nawet teraz, jeśli uważnie przyjrzysz się bezpośredniemu doświadczeniu, nie znajdziesz żadnego niezmiennego elementu, który mógłbyś w „tej książce" wskazać. Jak wszystkie rzeczy to, co nazywamy „tą książką", jest tylko zmianą i przeistoczeniem. Na przykład, książka, którą trzymasz w tej chwili, różni się od tych wszystkich zamkniętych książek, które jakiś czas temu wziąłeś do czytania. Mówisz: „To dlatego, że ją chwyciłem i otworzyłem". A to już jest zmiana. Problem w tym, do czego odnosi się „ja" w zdaniu „To dlatego, że ją chwyciłem i otworzyłem"? Nie ma nic stałego i niezmiennego - nic pozostającego sobą. Innymi słowy, owo „ją" odnosi się właśnie do tu i teraz. „Ją", zakładamy, odnosi się tylko do konstrukcji psychicznej. Wiemy ze współczesnej nauki, że proces dynamiczny, który tymczasowo określamy jako „ta książka" jest zbiorem gwałtownie poruszających się molekuł. Każda sama w sobie jest niczym innym jak fermentem, ale wszystkie razem ciągle wymieniają swoje elektrony z innymi molekułami i atomami. Krótko mówiąc, ta książka jest jedynie ciągłą zmianą siebie. Jest płynącym strumieniem, nie twardym korkiem. Tak jak „ta książka" jest tylko psychiczną konstrukcją, ideą, tak psychicznymi konstrukcjami jest wszystko, co sobie wyobrażamy jako istniejące samo w sobie. Jak zobaczyliśmy, gdy zafiksowaliśmy się na idei wszechświata pełnego odrębnych, niezmiennych, trwających rzeczy (jak nasze przyzwyczajenie), stworzyliśmy idee, że każda rzecz musiała zacząć się w pewnym momencie w przeszłości. Wyobrażamy sobie również, że wszystko musi umrzeć, musi pewnego dnia dojść do końca. A kiedy rzecz z owego „wielkiego" pytania jest wyobrażana jako „ja", wizja ta nas przeraża. Ale jeśli przyjrzymy się uważnie naszemu bezpośredniemu doświadczeniu, zauważymy, że nic takiego się nie zdarza - nigdy! Zawsze znajdziemy powstawanie i niszczenie świata do stanu, w jakim jest teraz. Kiedy pstrykniesz palcami, już go nie ma. Wszystko, co trwa, jest tym. To nie jest obiektem umysłu, ale Umysłem Samym w sobie. Jest tylko wewnętrzne powstawanie i niszczenie - ale nie ma niczego, co przychodzi i odchodzi. To nasze aktualne doświadczenie z chwili na chwilę. Jeśli tylko przejrzelibyśmy, po prostu zawierzyli samej percepcji, zobaczylibyśmy to ciągłe powstawanie i niszczenie świata do stanu, w jakim jest on teraz - i całe nasze uwikłanie w naturę egzystencji zniknęłoby ostatecznie. Nasza jedyna nadzieja pozbycia się duhkhy tkwi nie w dalszym zgłębianiu, teoretyzowaniu czy zadowalaniu, ale w uczeniu się bezpośredniego patrzenia, jak bardzo jesteśmy uwikłani.
- 61 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
11. Niedefiniowalne ”ja” Wydaje się, że doświadczanie duhkhy od zawsze wpisane było w jednostkowy los człowieka. Będąc ludźmi, z przyzwyczajenia ubieramy nasze doświadczenia w pojęcia, zatem wyobrażamy sobie „ja". Fakt, że to „ja" jest nie do zlokalizowania, zaprzecza bezpośredniemu doświadczeniu i po prostu nie istnieje, nie osłabia tkwiącego w nas poczucia, że jednak istnieje ono „gdzieś w nas", jeśli nie w ciele, to chociażby w umyśle. Powinniśmy jednak zauważyć, że kiedy posiadamy głęboką wiarę w „ja", nie możemy wyjaśnić naszego doświadczenia, bowiem świadomość pozostaje przesłonięta tajemnicą. Co więcej, cierpimy na głęboką, egzystencjalną depresję, ponieważ błędnie interpretujemy właściwe doświadczenie. Zamiast po prostu zająć się tym, co naprawdę spostrzegamy, wyobrażamy sobie „ja" i truchlejemy przerażeni, że ono mogłoby zostać nam zabrane, zranione czy unieszczęśliwione. Oczywiście, nie możemy po prostu odrzucić pojęcia „ja" tak, jak zrzucamy części garderoby. To tylko iluzja. Aby zobaczyć, co jest iluzoryczne, należy nauczyć się brać pod uwagę tylko właściwe doświadczenie i zobaczyć po prostu, jak różni się ono od naszych myśli i pojęć. Gdy zauważymy, że nie potrafimy odnaleźć „ja", umysł uwolni się i nie będzie dłużej czuć obawy. To mniej więcej tak, jakbyśmy nagle przestali bać się Stracha z szafy. Gdy byliśmy dziećmi, nasz lęk przed nim mógł być silny i prawdziwy. Później dojrzewamy i Pan Strach znika. Nie dlatego, że znaleźliśmy sposoby wyrzucenia go z szafy za pomocą pieśni i rytuałów; nie dlatego, że znaleźliśmy efektywne sposoby zabarykadowania szafy na noc, ani dlatego, że nauczyliśmy się go wyrzucać z naszych umysłów przez zajmowanie się czymkolwiek przez cały dzień (od świtu do zmroku). Zniknął, ponieważ obudziliśmy się na Rzeczywistość. Pan Strach tak naprawdę nigdy nie istniał. Zobaczyliśmy, że przerażająca postać, której baliśmy się od lat, istniała tylko w naszych wyobrażeniach. Tak jest z poczuciem „ja". Kwestia tego, czym jest „ja" - jak długo będzie trwać, co się z nim stanie, kiedy nasze ciała umrą i zgniją, a nasza świadomość zgaśnie - opiera się nie na tym, co właściwie widzimy, ale co sobie wyobrażamy. Sytuacje, które nas przerażały okazały się istnieć tylko w naszych myślach, pojęciach i wyobrażeniach, nie w Rzeczywistości. Przez uważne zajęcie się właściwym, bezpośrednim doświadczeniem, każdy z nas może sobie to uświadomić. A kiedy już to wiemy, uwalniamy się od irracjonalnych strachów i dziecięcych fantazji. Jesteśmy wolni od głębokiego lęku, który dotąd nas dręczył. Każdy może przebudzić się z tego bólu, bez uciekania się do historyjek i sztuczek. Możemy w końcu zobaczyć, że cierpieliśmy i niepokoiliśmy się iluzją. Zobaczyliśmy, że niezmienne „ja" czy dusza, w które powszechnie wierzymy, są iluzją, wytworem wyobraźni. Może zaczęliśmy również rozumieć, że w ten sam sposób wyobrażamy sobie wszystkie niezliczone aspekty świata. Zamiast widzieć wiatr czy fale - lub strumień, filiżankę, albo książkę - jako stałą zmianę - to, czym są w rzeczywistości - wyobrażamy sobie, że są one stałe, trwałe, odrębne i niezmienne. Przypisujemy im tę „rzeczowość" w ten sam sposób, w jaki przypisujemy jestestwo istotom ludzkim. Zamiast widzieć ruch, płynność i zmianę doświadczenia, wyobrażamy sobie rozprzestrzenianie się niepoliczalnych, odrębnych rzeczy. Krótko mówiąc, przypisujemy jestestwo wszystkiemu, co znajdziemy „gdzieś tam". Następnie popełniamy kolejny błąd. Tak jak wyobrażamy sobie „ja" i przeciwstawiamy temu pojęciu „nie-ja", tak samo oszukujemy się przez kolejny zestaw pojęć przeciwstawnych istnienie i nieistnienie. Bez przerwy wpadamy w tę dualność, nie pragnąc zobaczyć, że „ja" i „nie-ja" są widmami stworzonymi przez świadomość. Pojęcia te (jak każde pojęcie) po prostu nie ujmują Rzeczywistości. - 62 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Budda wyraził tę sytuację wymownie: Ten świat... generalnie skłania się w kierunku dwu (poglądów): istnienie i nieistnienie. Tym, którzy postrzegają ze słuszną mądrością powstanie świata, jak to miało miejsce, nie pojawi się pojęcie nieistnienia... zaś, tym którzy postrzegają z odpowiednią mądrością niszczenie świata, jak to miało miejsce, nie pojawi się pojęcie istnienia. Kiedy po prostu widzimy - gdy polegamy na samej percepcji, przed powstaniem jakiegokolwiek pojęcia, jakiegoś trwałego, niezmiennego „ja", odrębnego i oddzielnego - wtedy pojęcie nieistnienia się nie pojawia. Nasza wiara w nieistnienie powstaje tylko jako rezultat trwania przy pierwszorzędności pojęcia egzystencji. Powstaje dlatego, że tak bardzo wierzymy i tak silnie odczuwamy obecność „ja" i „świata fizycznego obok nas", że doświadczamy uwikłania, strachu i drżenia. Przeciwnie, jeśli postrzegamy ze słuszną mądrością niszczenie świata tak, jak ma to miejsce w danej chwili, jeśli widzimy ulotną naturę wszystkiego bez pokrywania tego koncepcjami, wtedy pojęcie trwałego „ja" nie może zaistnieć. Chociaż wciąż dostrzegamy myśli i uczucia, to nie ma pojęcia trwałego „ja" -jest tylko spokój umysłu i brak strachu. Gdy mówimy o powstawaniu i niszczeniu „mnie" lub „świata", musimy pamiętać, że obie te iluzje pojawiają się jednocześnie. Z samą percepcją - pod nieobecność koncepcji - ani pojęcie „ja", ani świata zewnętrznego, opozycyjnego do „ja" nie pojawi się. Tylko wtedy, gdy zakładamy koncepcję istnienia, jesteśmy skazani na takie skrajności: eternalizm i nihilizm, albo też oscylujemy między nimi. Jak ukazał Budda, żadna z tych postaw nie może być wywodzona z właściwego doświadczenia. Budda powiedział: „Tym, którzy postrzegają z właściwą mądrością...". Powinniśmy więc zrozumieć, że ta percepcja jest dostępna nam wszystkim, w tej chwili. Wszyscy postrzegamy to samo, bez względu na to, czy jesteśmy buddami czy nie. Wszyscy postrzegamy Prawdę i Rzeczywistość właśnie teraz. Gdyby tak nie było, nie byłoby nadziei na przebudzenie. Zwyczajny człowiek jest po prostu osobą, która nie jest przebudzona w tej chwili; budda jest tym, który osiągnął stan przebudzenia. To wszystko. Ruch uczuć, nasze zmysłowe doświadczanie świata jest identyczne jak u buddy. Jaka jest więc różnica między buddą a zwyczajną istotą ludzką? Różnica nie tkwi w percepcji, a w koncepcji. Dla buddy - osoby ze słuszną mądrością - nie ma zwyczajowego pokrywania percepcyjnego doświadczenia koncepcjami, ideami, wierzeniami, pojęciami, uformowanymi nawykami myślowymi, którymi zwykle tłumaczymy doświadczenie. Zatem wszyscy mamy możliwość przebudzenia. Zwykle podejmujemy zmysłowe doświadczenie - percepcję - i natychmiast, zanim nawet poznamy, że to robimy, dzielimy nasze jednolite, bezpośrednie doświadczenie na koncepcje. Następnie etykietujemy te koncepcje, rozmieszczamy i wieszamy w kunsztownej i cennej ramie, którą długo i mozolnie budowaliśmy. Budda jednak nie jest uwikłany w ten schemat. Gdy buddowie konceptualizują (a robią to), zdają sobie sprawę z tego, co robią i nie są w to uwikłani. W każdym razie, to nie sama konceptualizacja stanowi problem, ale uwikłanie w nią, mylenie koncepcji z Rzeczywistością. Przebudzeni mogą mieć myśli i pojęcia - zupełnie tak samo, jak inni ludzie. Różnica tkwi w tym, że oni są świadomi, iż to, co właśnie widzą, różni się od tego, co myślą. Budda nazwał ten stan świadomością słusznej mądrości.
- 63 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
12. Współzależność Nasze uwikłanie może narzucić nam myśl, że omówione przeze mnie sprawy są dalece abstrakcyjne, hipotetyczne czy różne od naszego praktycznego, codziennego życia. Nic bardziej błędnego. Jeśli ujrzymy Prawdę i Rzeczywistość - powstawanie i niszczenie świata w danej chwili - natychmiast zobaczymy, że to nasze myśli są abstrakcyjne, opierają się na koncepcie i nie mają związku z Prawdą. To, co powszechnie bierzemy za Rzeczywistość - jak konstrukcję „ja sam" (myself) - ma charakter pojęciowy, a zatem oderwany od Rzeczywistości. Ale to, co jest Rzeczywiste i Prawdziwe jest od razu postrzegalne, bez jakiejkolwiek uprzedniej, abstrakcyjnej myśli, jakiegoś pojęcia, czy czegokolwiek. Jak możemy wyjaśnić właściwe doświadczenie, jednocześnie nie pozwalając się jemu uwikłać? To nie jest zwykłe, akademickie pytanie. Ma ono wartość praktyczną, ponieważ to, co powstaje z naszego uwikłania, determinuje sposób, w jaki traktujemy się nawzajem, w jaki traktujemy planetę i samych siebie. Budda-dharma proponuje, byśmy zauważyli, że nasz zdroworozsądkowy pogląd na sprawy, nasze podstawowe założenia co do nas samych i co do świata, są oparte na wielkiej iluzji. Pozwala nam też dookreślić, czym jest ta iluzja. Przypomina to obserwowanie wizerunku krowy ze strony 40. Z początku, wyglądała ona tylko jak plama atramentu na kartce. Ilustracja nie miała w ogóle dla nas sensu. Ale gdy długo patrzyłeś na rysunek lub do niego wracałeś, ostatecznie, nagle, zobaczyłeś ją. „Hej! Widzę! To jest krowa!" Na tym polega widzenie. Na tym polega nasza praca tu i teraz. Ale naszym zadaniem nie jest rozpoznawanie wizerunku nieruchomej krowy, lecz zobaczenie Rzeczywistości. Świadomość jest po prostu dzieleniem Rzeczywistości na to i tamto. Świadomość tworzy podziały i rysuje granice. Ona jest zestawem „gdzieś tam", a ty ustanawiasz „gdzieś tutaj". Świadomość dzieli bezpośrednie doświadczenie jednolitej Całości na świat mnogości, świat przestrzeni i czasu. (Albo raczej pojawia się, by podzielić Całość. Całość jednak oczywiście pozostaje Całością.) Przez świadomość, wszechświat jawi się „gdzieś tam", obciążony rzeczami. I, podobnie, przez świadomość „jestem tutaj". Angażujemy się w tworzenie pojęć, aby wyjaśnić, zrozumieć, zdobyć pewność. Na próżno próbujemy wyrazić Prawdę językiem. Myślimy, że jeśli będziemy mogli ją dookreślić, to ją posiądziemy. Jednak to, co próbujemy zdobyć przez pojmowanie - spokój umysłu, brak uwikłania - gubi się w ogromnym wysiłku pojęcia Prawdy i Rzeczywistości. Ile czasu zabierze nam zrozumienie, że w ten sposób zmierzamy donikąd? Oto odwieczna sprawa - nauczamy nasze dzieci niepewności, wątpliwości i bezsensowności, wszystko w imię „prawdy". Zatem pozwalamy duhkhce wzrastać w nas i w innych. I tak pokolenie za pokoleniem idzie to dalej - kontynuacja żądzy, gniewu i ignorancji. Wciąż od nowa pakujemy i rozpakowujemy nasze myśli i wierzenia, nieustannie je porządkując i reorganizując. Ale teraz wiemy, że w ten sposób nigdy nie dotkniemy Rzeczywistości. Rzeczywistość zawiera się w widzeniu, w bezpośredniej percepcji. Nie potrzeba jej żadnych środków. Nie można znaleźć Prawdy i Rzeczywistości w sposobie organizacji naszych myśli. W istocie, im bardziej szukamy Prawdy w naszych myślach i wierzeniach, tym bardziej podatni na wątpliwości się stajemy. To ta chciwość, upór, umieszczanie rzeczy i myśli w pojęciowej ramie - oraz pragnienie i odraza, które towarzyszą żądzy - sprawiają nam takie kłopoty. Wszystko, czego można pożądać, zależy od wiarygodności innych rzeczy. W związku z tym stają się one wątpliwe i wprawiają - 64 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
w zakłopotanie. Wątpliwość to po prostu jedna ze stron wiary. Gdy wyznajemy wiarę, zawsze towarzyszy jej wątpliwość. Są one tak nierozerwalne, jak dualności „ja" i „ten drugi", czy też istnienie i nieistnienie. Gdy trwamy przy jakiejś utrwalonej idei Rzeczywistości - zamiast polegać na bezpośredniej percepcji świata - nieuchronnie wyzwalamy obawę i strach. Krótko mówiąc, duhkha nie jest czymś nam narzuconym. To my tworzymy nasze cierpienie i uwikłanie. Gdy nie będziemy już związani naszymi koncepcjami, paradygmatami, żądzami czy też skłonnościami umysłu, wszelka wątpliwość zniknie, ponieważ nasza wiedza nie będzie już uzależniona od czegokolwiek poza natychmiastowym, bezpośrednim doświadczeniem. Widzenie nie wymaga pojęcia, języka, czy pamięci. Tu i teraz, powiedział Budda, „wiedza nie jest uzależniona od czegokolwiek". Tu i teraz leży wolność. Nie mogą istnieć tajemne nauki o Prawdzie i Rzeczywistości. Prawda jest tu i teraz, by wszyscy ją zobaczyli. Jesteśmy wyposażeni we wszystko, co potrzebne, aby po prostu widzieć, właśnie teraz. Nagardżuna, wybitny filozof buddyjski, żyjący %w drugim wieku na południu Indii, napisał: Ci, którzy nie rozumieją różnicy między [tymi] dwiema prawdami, nie rozumieją głębokiej prawdy prezentowanej w przesłaniu Buddy. Owe prawdy to prawda względna i Prawda Absolutna. Prawdami względnymi są codzienne sprawy i myśli, które możemy z łatwością omówić, nauczyć się ich, sprzedać i ubrać w pojęcia. Zawierają one proste fakty - stopa ma 12 cali (0,3 m), pomarańcze zawierają witaminę C, góra McKinley'a znajduje się w Ameryce Północnej. Ale stopa, cale, pomarańcze, skały, ptaki, uczucia i myśli same również są relatywnymi prawdami. Każde z pojęć zależy od mnogości innych rzeczy, innych pojęć, innych względnych dla ich istnienia prawd - które to istnienie jest oczywiście, w stu procentach koncepcyjne. Względne prawdy są pojęciami, używanymi w celu utrzymania świata w zrozumiałych granicach. Pomagają nam w codziennym życiu przy ogromnej ilości praktycznych spraw. Ale im bliżej im się przyjrzymy, tym mniej Prawdziwe się one okażą. Niemniej jednak, prawdy względne są nie do uniknięcia. Niekoniecznie są one złe, szkodliwe czy nieprawidłowe. Właściwie, są niezbędne. Aby przetrwać dzień, musimy znać wiele rzeczy i pojęć - takich jak: numery telefonów, godziny otwarcia sklepów, ziemniaki, pory urodzaju, ułamki, miłość, ograniczenia prędkości, sposób zawiązywania butów. Wpadamy w kłopoty wtedy, gdy zapominamy, że wszystkie rzeczy, myśli i uczucia są względne - że nie są wcale Prawdziwymi, niezależnymi jednostkami. Istnieją tylko w relacji z innymi rzeczami, myślami i uczuciami. Gdy odnosimy się do „tej książki", jest to prawda relatywna. I już zobaczyliśmy, że im bliżej badamy czym „ta książka" jest, tym bardziej nie możemy jej rozgryźć i tym bardziej „prawda" o niej rozprasza się, niczym poranna mgła po wschodzie słońca. Prawdy względne pozornie tłumaczą, dlaczego prowadzimy wojny, dlaczego boimy się ludzi, którzy nie są tacy jak my i dlaczego omawiamy kwestię aborcji, ale nie zbliżają nas do rozwiązywania tych problemów. Z drugiej strony, Prawda Absolutna jest bezpośrednią percepcją. Jest bezpośrednim postrzeganiem (przeciwnym wyobrażeniu), że nie ma oddzielnych, indywidualnych rzeczy, istniejących jako takie. Nie można doświadczać niczego oprócz tego jednolitego, ciągłego relatywizmu i zmienności. Innymi słowy, nie ma niczego poszczególnego. Jest tylko To. Prawdy Absolutnej nie można wyrazić pojęciami, ani stworzyć jej wyobrażenia. Nie - 65 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
można zatrzymać jej w umyśle. Można ją zobaczyć. Nie można Jej po prostu utrzymać jako idei. Prawda Absolutna objawia się taka sama wszystkim, którzy widzą. Nie można jej obalić, podać w wątpliwość, czy pominąć, ponieważ sama jest natychmiastowym, bezpośrednim doświadczeniem. Od niczego nie zależy. Nie ma „niczego innego". To znaczy, że ostatecznie Prawdziwe nie może być postawione w opozycji do czegoś innego. Możemy to zobaczyć. Możemy (i faktycznie tak się dzieje) zobaczyć sami, właśnie teraz, Absolutną Prawdę i Rzeczywistość. Naszym jedynym problemem jest to, że ignorujemy to, co widzimy. Lekceważenie nie jest niezdolnością widzenia, ale aktem ignorowania tego, co naprawdę się dzieje, na rzecz tego, co sobie wyobrażamy. Taka jest natura ignorancji. Rozważ wklęsłą linię, która znajduje się na tej stronie. Prawdopodobnie w tej chwili myślisz o tej linii jako wklęsłej, ponieważ tak ją przedstawiłem - i może z racji sposobu, w jaki została umieszczona na kartce. Ale z natury nie ma w niej nic wklęsłego. Równie dobrze mogłaby być uważana za wypukłą. Po prostu odwróć książkę do góry nogami. Tak naprawdę, gdy narysowałeś pojedynczą linię wklęsłą, narysowałeś jednocześnie wypukłą.
Stan ignorancji można porównać do postrzegania linii jako tylko wklęsłej i niebrania pod uwagę jej drugiego aspektu - tego, że jest wypukła. Zapominamy - lub lekceważymy fakt, że gdy tworzymy jakieś pojęcie, równocześnie powstaje jedno lub więcej pojęć przeciwstawnych. Każda prawda względna tworzy inne prawdy względne. A jeśli weźmiemy pojęcia przeciwstawne za rzeczywistość, nieuchronnie spowoduje to jakieś nieszczęście. Rozważ taką dobrze znaną historię zeń. Mnich zapytał Tung Shana: - Jak możemy uniknąć zimna i ciepła, gdy te nas spotkają? Shan odpowiedział: - Dlaczego nie pójdziesz tam, gdzie nie ma ciepła i zimna? Na to mnich: - A gdzie nie ma ciepła i zimna? Shan odrzekł: - Gdy jest zimno, niech zimno cię zabije; gdy gorąco, niech zabije cię gorąco. Jeśli narysowałeś jedno, narysowałeś i drugie. Jeśli czujesz jedno, czujesz i drugie. Jeśli zidentyfikowałeś jedno, zidentyfikowałeś i drugie - i świat „gdzieś tam" z tym związany. Rzeczywistość, oczywiście, nie jest ani wklęsła, ani wypukła, ani zimna, ani gorąca, ani „ja", ani „ten drugi". Jeśli wyobrazimy sobie zimno jako osobne od reszty Rzeczywistości - nie tylko w oddzieleniu od gorąca, ale również w oddzieleniu od nas samych - cierpimy przez to. Ignorujemy Całość, ponieważ z uporem trwamy przy rzeczy pojedynczej - na czymś, co narysowaliśmy, co czujemy, co zidentyfikowaliśmy. Ale lekceważymy fakt, że cokolwiek by nie było obiektem naszej uwagi, jest to obecne. Przez dzielenie Rzeczywistości na części i skupianie się na poszczególnym - fragmencie, wyłączyliśmy obraz Całości. Wystawiliśmy siebie na zagubienie i rozpacz. Sejsza to rodzaj fali, która formuje się w basenie lub w wannie, kiedy woda chlapie do - 66 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
przodu i do tyłu. Ten rodzaj ruchu powtarza się nieustannie w naszym umyśle, gdy zajmują go definicje pojęciowe. Falujemy nieskończenie pomiędzy pragnieniem i odrazą. Nasze umysły, nasze usposobienia i intencje popychają nas do przodu i do tyłu, zamkniętych w schematycznych wzorach myśli i działań. To jest niewola. To jest duhkha. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego stopnia rozciągamy to, co nazywamy światem; tworzymy sferę prawd względnych. Ustanawiamy granice, tworzymy definicje. Ustalamy, co jest dobre, co złe, co powinno być, a czego być nie powinno - wszystko z powodu skłonności umysłu. Ale rzadko rozpoznajemy całkowitą względność, całkowity brak znaczenia, naszego definiowania. Nie widzimy, że to przez naszą obsesję mnożenia pojęć tworzymy bezsens. Ale uwikłanie, które znajdujemy w świecie nie tkwi w samym świecie. Objawia się raczej jako rezultat lekceważenia własnego doświadczenia na korzyść prawdy relatywnej. Co możemy z tym zrobić? Możemy zobaczyć, jakie skłonności ma nasz umysł. I przez zobaczenie, możemy je zmienić. Gdy buddowie patrzą na świat, nie widzą stałości. Nie widzą „ja". Widzą tylko płynność. Nie chodzi o to, że przebudzony nie widzi już form, jak pozostali ludzie. Widzi. Ale widzi formy, czy raczej „foremność" - jako złudę. Widzi, że wszystko powstaje razem. Widzi, że pozorne istnienie czegoś, jest uzależnione od wszystkiego, czym to coś nie jest. I widzi tę zależność jako nic innego, tylko zmianę i ruch same w sobie. Budda nazwał to zjawisko uwarunkowanym powstawaniem. Uwarunkowane powstawanie jest formułą: „kiedy to powstaje, wtedy tamto się zaczyna.". Gdy dni stają się coraz dłuższe, rozkwitają wiosenne kwiaty. A gdy - krótsze, pojawiają się jesienne kolory i z drzew spadają liście. Właściwie, wiosenne kwiaty są dłuższymi dniami; gasnące kolory są krótszymi dniami. W Rzeczywistości, wszystkie zjawiska współpracują jak jednolita Całość. Uwarunkowane powstawanie nie jest czymś niejasnym, tajemniczym, odległym, intelektualnym. Budda-dharma jest bardzo praktyczna i bezpośrednia. Po prostu zwróć uwagę na właściwe doświadczenie, a zobaczysz to sam. Chociaż pozornie wypełniony wielością form, świat jako Całość nie ma intencji, inklinacji, skłonności umysłu podobnych naszym. Całość tworzy te oczywiste formy i wzory w sposób, w jaki nasze zamierzone działania nie mogą tego uczynić. Spadanie liścia z drzewa, nurt strumienia, dźwięk i ruch wiatru - wszystko to jest naturalne, nie wymagające wysiłku, inspirujące, głęboko żywe. Jak wszystkie czynności, które są niezamierzone. W wyniku niezamierzonego działania, powstaje naturalny wzór z liści na trawie. Zamierzone działanie tego nie sprawi. Zamierzone działania - działania przedsiębrane przez nasze zwyczajne umysły: pragnienia i odrazy - opierają się na iluzjach, na pojęciach. Wywodzą się z myślenia, że „to" i „tamto" są prawdziwe, stałe i oddzielne; z założenia, które tworzy zaplecze dla działania woli. Ale Całość nie ma woli. Nie skłania się w żadnym kierunku. To nie znaczy, że nie jesteśmy zdolni działać w naturalny sposób. Jesteśmy, wszyscy. W Rzeczywistości, dokładnie tak działa budda - poza Całością. Nasz odwieczny problem ma związek z intencją. Ponieważ lekceważymy Całość, jesteśmy wciągani przez części. Kuszą nas obiekty naszej świadomości - naszych pojęć - i, z pragnieniem i ochotą, radością i gniewem, nasze umysły zaczynają się skłaniać w określonym kierunku i odchylać. To jest duhkha. Istnieje rozwiązanie tego dylematu. Trzeba po prostu obserwować własny umysł i wiedzieć, kiedy wykazuje on skłonność. Wcześniej wizualizowaliśmy liść spadający z drzewa. „Zobaczyliśmy" go, jak lądował na wzorze liści na ziemi. Istnieje więc wzór, którego nie możemy zastąpić prostym aktem woli. Ale natura nie ma problemu, aby tworzyć takie przypadkowe wzory. Co steruje ułożeniem liści - 67 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
w absolutnie niepowtarzalny sposób; we wzór, który jest tak uderzająco piękny? Całość oczywiście. Nie posiadamy pełnej wiedzy na temat Całości. Na przykład, gdybyśmy wiedzieli wszystko o systemie pogody na planecie, potrafilibyśmy układać długoterminowe i dokładne prognozy meteorologiczne. By to jednak zrobić, musielibyśmy znać każdy drobny szczegół, łącznie z pozycją i ruchami każdego atomu - oczywiście, nie posiadamy takich informacji. Naturalne systemy, na naszej planecie (takie jak pogoda), są i zawsze będą pozostawać pod kontrolą pozbawionej intencji Całości. Ale chociaż nie możemy poznać szczegółów Całości, faktem jest, że każdy z nas już zna samą Całość. Nie ma nic tajemniczego w Rzeczywistości. Jest ona zawsze obecna, czysta i oczywista. Zamiast próbować coś wymyślić, widzieć lub zjednoczyć się z Całością, powinniśmy po prostu zauważyć, czy nasz umysł wykazuje skłonności, czy nie. Gdy zauważysz, że umysł jest uwikłany między pragnienie i odrazę - skłonność ku czemuś lub odwracanie od tego - nie próbuj go od tego powstrzymać. Jak zobaczyliśmy, próba powstrzymania skłaniającego się umysłu od skłaniania jest kolejną formą skłonności. („Naprawdę, nie chcę mieć skłonnego umysłu".) Bądź po prostu świadomy, gdy twój umysł się skłania i zrozum czym właściwie ta skłonność jest. Wraz z praktyką i świadomością tej chwili, twój umysł będzie, we własnym tempie, skłaniał się coraz mniej. Tak jak liść spada na trawę, tak twój umysł wyprostuje się zupełnie naturalnie i ułoży w zgodzie z Samym Umysłem - to znaczy - z Całością. Widzieć nie znaczy zainicjować program bezczynności. Ludzie często tego nie rozumieją. „Działać, czy nie działać?" - to nie jest odpowiednie pytanie. Właściwe pytanie brzmi: „Jesteśmy przebudzeni, czy nie?" Musimy zobaczyć, co dzieje się w każdym momencie i oprzeć nasze działania na tym, co widzimy, a nie — co myślimy. Jak powiedział Huang Po: Głupcy odrzucają to, co widzą, nie to, co myślą. Mądrzy odrzucają to, co myślą, nie to, co widzą. Kiedy właściwie widzimy co się dzieje, kiedy widzimy naturalny porządek rzeczy - jak są one zespolone i jak rozwijają się zdarzenia - przestajemy działać wbrew Rzeczywistości. Zapomnij o sobie. Zobacz, ku czemu skłania się twój umysł. To, co nas krzepi, już jest na miejscu. Musimy tylko przestać żyć w bolesnej ignorancji. Zapomnij o tych słowach i zacznij obserwować swój umysł - czy się ku czemuś skłania, wykazuje preferencje, robi kalkulacje, próbuje do czegoś doprowadzić, coś odepchnąć. Wyzwolenie umysłu nie wynika z działania przez pragnienie posiadania racji albo czynienia dobrze. Owe pożądanie to tylko kolejna droga prowadząca do duhkhy. Nasze działania muszą wynikać wyłącznie z pożądania przebudzenia. Nasze życie jest jak wadliwe koło. „Tam jest coś, co muszę zdobyć. I jest tam jeszcze coś, od czego muszę trzymać się z daleka". To niewola. Niewolą jest to, że chcemy, skłaniamy się, pragniemy czegoś co umiejscawiamy poza nami. Bierze się ona z iluzorycznego widzenia siebie jako jednostki oddzielnej i prawdziwej. Jedyny wybór, jaki stoi przed nami w życiu to decyzja, być czy nie być przebudzonym. Naszym zadaniem jest zobaczyć, kiedy sprawy nie mają sensu, kiedy sprawy nie zdają egzaminu. Musimy zauważyć, jak głęboki ból czujemy w sercu i zrozumieć, że nie wiemy, czym ona jest. Musimy zobaczyć naszą ignorancję i uwikłanie. „Gdzieś tam" nie ma niczego, co musimy zdobywać lub czego unikać. Naprawdę, „gdzieś tam" nie ma w ogóle niczego. Do Umysłu nic nie wchodzi, z Umysłu nic nie wychodzi. - 68 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Gdy zrozumiemy co rzeczywiście dzieje się w skłaniającym się umyśle, nie będziemy dłużej pragnąć tego, co w swej ignorancji uważaliśmy za godne pożądania. Powstrzymamy się od zatopienia się w duhkhce z taką samą naturalną łatwością, jak powstrzymujemy się od włożenia ręki w płomień. Nie będziemy dłużej robić tego co zobaczymy, że może być bolesne. Gdy umysł już się nie skłania, jest już tylko i wyłącznie Całym Umysłem. Zajmij się bezpośrednim doświadczaniem. Rozwijaj umysł w medytacji. Przyjrzyj się sposobom funkcjonowania i skłonnościom twego umysłu. Jeśli tak uczynisz, ominie cię wiele nieszczęść i ostatecznie poznasz Prawdziwą Wolność. Otwórz oko mądrości i po prostu zobacz.
- 69 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Epilog Bądź światłem dla samego siebie. Gdy zbliżała się śmierć, Budda przemówił do tych, którzy zebrali się wokół niego: Bądźcie światłem dla siebie; znajdźcie schronienie w sobie. Zmierzajcie szybko do Prawdy. Nie szukajcie ucieczki w nikim poza sobą samym. Nie znajdziesz niczego, co zadowoli Umysł ani w książce, ani w nauce. Nie znajdziesz tego nawet w nauce Buddy. Prawdy nie da ci Budda, ani czcigodny mistrz zeń, lama, ksiądz czy mnich, siostra, nauczyciel, ani guru. Prawdy - która ukoi najgłębszy ból serca - nie da ci nikt. Jedyny sposób, aby zobaczyć Prawdę polega na zobaczeniu, czy umysł skłania się ku czemuś. Jeśli twój umysł skłania się ku czemuś, to dlatego, że widzisz coś „gdzieś tam", w oderwaniu od ciebie. Umysł gubi się w myślach i wyobraźni. Zostaje odsunięty od bezpośredniego doświadczenia. Zwróć uwagę na to, co faktycznie robi twój umysł w tej chwili. Aby to uczynić, nie potrzebujesz żadnych środków. Jesteś już całkowicie w tym celu wyposażony. Nie musisz nigdzie iść, ani robić niczego specjalnego. Po prostu -niech twoją intencją będzie tylko patrzenie. To wszystko. Aby się przebudzić, nie trzeba trwać przy idei przebudzenia. Nie można trenować budzenia się. Nie można budzenia się ani fałszować, ani naśladować. Trzeba tylko naprawdę chcieć się przebudzić. To ty jesteś tym na kogo możesz liczyć. Nie jesteś od nikogo zależny. Wszystko, czego potrzebujesz jest tu i teraz. Po prostu polegaj na tym - natychmiastowym, bezpośrednim doświadczeniu. Jesteś władzą ostateczną. To czy się przebudzisz, czy nie, całkowicie zależy tylko i wyłącznie od ciebie.
- 70 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Dodatek Uwarunkowane powstawanie. Nauki Buddy, wyjaśniające jak dwunastoogniwowy łańcuch łączy ignorancję i zamiar z duhkhą, nazwano Powstawaniem Uwarunkowanym (pratityasamutpada). Budda mówił tak: Zależnie od ignorancji powstają usposobienia; zależnie od usposobienia powstaje świadomość; zależnie od świadomości powstają umysł i ciało; zależnie od umysłu i ciała powstaje sześć zmysłów; zależnie od sześciu zmysłów powstaje kontakt; zależnie od kontaktu powstaje uczucie; zależnie od uczucia powstają pragnienia; zależnie od pragnienia powstaje zachłanność; zależnie od zachłanności powstaje istnienie; zależnie od istnienia powstają narodziny; zależnie od narodzin postaje podeszły wiek, śmierć, żal, lament, cierpienie, przygnębienie i rozpacz. Tak powstaje ogrom cierpienia. Jednakże, z całkowitego wygaśnięcia i zaprzestania ignorancji bierze się ustanie skłonności; z ustania skłonności bierze się ustanie świadomości; z ustania świadomości bierze się niszczenie ciała i umysłu; z niszczenia ciała i umysłu, bierze się niszczenie sześciu zmysłów; z niszczenia sześciu zmysłów bierze się ustanie kontaktu, z ustania kontaktu, bierze się ustanie uczucia; z ustania uczucia, bierze się ustanie pragnienia; z ustania pragnienia, bierze się ustanie grabienia; z ustania grabienia bierze się ustanie bycia; z ustania bycia, bierze się ustanie narodzenia; z ustania narodzin, bierze się ustanie starości i śmierci, zgryzoty, lamentu, cierpienia, przygnębienia i rozpaczy. A zatem ustaje ogrom cierpienia. Budda opisał ten łańcuch za pomocą terminów „niewola" i „wyzwolenie". Niewola polega na trzymaniu się jakiegoś ogniwa tego łańcucha (a tym samym i całego łańcucha); wyzwolenie to puszczenie łańcucha - dochodzi do tego przez widzenie. W nauce Budda wskazuje, co jest naszym rzeczywistym doświadczeniem - a mianowicie, że wszystko powstaje razem lub w sposób uwarunkowany. Nic nie pojawia się samo z siebie; wszystko, czego doświadczamy, powstaje w jakimś kontekście i na tle innych rzeczy, które są od siebie zależne i wzajemnie uwarunkowane. Dosłowne tłumaczenie słów Buddy mogłoby brzmieć: „Kiedy jedno powstaje, inne się zaczyna". Widzimy więc, że Budda nigdy nie mówił jakimi rzeczy są, ponieważ to właśnie jest złudzenie, przez które cierpimy najbardziej. Mówił o rzeczach tak, jakby powstały w tej chwili, zależnie od innych rzeczy. Na przykład - kiedy wschodzi słońce, mamy światło dzienne. Budda przypomniałby nam, że te dwa zjawiska zawsze zastajemy razem. Wschód i dzienne światło są właściwie połączone ze sobą nierozerwalnie. W codziennym życiu jednak, idea, że wszystko co powstaje łączy się, wcale nie jest dla nas taka oczywista. I właśnie ta ignorancja trzyma nas w niewoli. Dwunastoogniwowy łańcuch, o którym mówił Budda, nie jest ciągiem w czasie i przestrzeni, w którym jedno ogniwo prowadzi do następnego. W istocie, jeśli złapiesz jedno z ogniw, jednocześnie wejdziesz w posiadanie całego łańcucha - od razu. W tabeli na stronie 181 łańcuch został przedstawiony w prostej linii, biegnącej od ogniwa numer jeden do ogniwa numer dwanaście. Przedstawiłem go w ten sposób tylko ze względu na czytelność. Prawdziwie precyzyjny obraz winien przedstawiać dwanaście ogniw w kole, tak jak umieszcza się cyfry na cyferblacie zegarka. Przyjrzyjmy się łańcuchowi szczegółowo. Zaczniemy od ignorancji, którą uważa się za pierwsze ogniwo. Ignorancja jest jak czarna dziura, która zasysa wszystko, nawet światło. Tak więc, nie możemy jej widzieć, w każdym razie nie bezpośrednio. - 71 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Jedną z cech ignorancji jest to, że ignorujemy naszą ignorancję. To sprawia, że nasze kłopotliwe położenie przyjmuje zgubny obrót. Wyróżnia się dwa rodzaje ignorancji: zaślepienie i oszukiwanie samego siebie. Zaślepienie jest ignorowaniem podstawowych realiów egzystencji: nietrwałości, duhkhy i bezinteresowności. (Budda nazywa to „trzema znakami egzystencji".) Samooszukiwanie się to nasza wiara, że jesteśmy w stanie poznać intelektualnie, jakie rzeczy są. „O! To jest woda. Wodór i tlen". I oddalamy się w ten sposób od rzeczywistego doświadczania chwili obecnej. (A jeśli naprawdę chcesz poznać, czym jest woda, po prostu napij się jej, idź na spacer w deszczu lub popływaj.) intelektualnie Jak powiedział Huang Po, w swojej ignorancji odrzucamy doświadczenie tu i teraz, by przyjąć to, co sobie wymyślimy. A w ten sposób wbijamy „ja" we własną opinię i widzimy trwałość tam, gdzie w istocie jej nie ma. Jeśli w zamian zajęlibyśmy się chwilą obecną, zobaczylibyśmy, że naprawdę nic nie powstaje, nie trwa ani nie umiera jako odrębna jednostka. To właśnie możemy prawdziwie poznać - a niestety ignorujemy to i w efekcie bardzo cierpimy. Chwila obecna już jest pełna. Niczego w niej nie brakuje. Jeśli naprawdę widzielibyśmy tę chwilę taką jaka jest, widzielibyśmy całą przestrzeń i czas jako nic innego jak tu i teraz. Ignorując je - nasze rzeczywiste doświadczenie - nasz umysł przestaje spoczywać w Całości, a zaczyna się skłaniać. Budda nazwał to „skłonnością umysłu" lub zamiarem. Ów zamiar właśnie formuje drugie ogniwo łańcucha. Wszystkie działania, które taki umysł podejmie, są zamierzone.1 Zwykle działamy z intencją, ze skłonnością umysłu. Natura, która działa z Całością - nie czyni tego. Powszechnie widzimy rzeczy „gdzieś tam" i dążymy do nich. Dlatego, dla naszego umysłu charakterystyczne są podział i separacja. Jednak Całość funkcjonuje odmiennie. Nie ma niczego „gdzieś tam", do czego mógłby się skłaniać lub od czego odwracać Umysł. Dlatego też, działania Umysłu-Całości czy natury - są w gruncie rzeczy radykalnie odmienne od działań ludzkiej woli. Natura działa w Całości, bez żadnego wysiłku czy intencji. Przez niezliczone transformacje, Całość jest nieskończonym ciągiem akcji i reakcji, bez początku i końca. Zamiar natomiast wkracza w naturalny strumień działań i próbuje je kontrolować. W ten sposób staje się źródłem duhkhy. Kiedy, w swej ignorancji, nasz umysł wyobraża sobie coś „gdzieś tam", to skłania się ku temu lub się od tego oddala. Ta skłonność umysłu zawiera rozeznanie, następne ogniwo 1
Żeby zrozumieć naturę zamierzonych działań i sposób w jaki wiążą nas one z duhkhą, musimy najpierw przyjrzeć się naturze działań, czy ogólnie rzecz ujmując - ruchu. Jeśli rzucę piłkę, poleci ona z taką szybkością i w takim kierunku, w którym ją rzuciłem, bez zatrzymywania i zmiany kursu, chyba że zadziała na nią jakaś inna siła. Taka sytuacja miałaby oczywiście miejsce, gdybyśmy znajdowali się w przestrzeni kosmicznej. Na Ziemi, oczywiście, piłka może jedynie spaść na ziemię i toczyć się aż do zatrzymania. Dzieje się tak, ponieważ pitka podlega sile grawitacji. Regulują to proste prawa fizyki. Kiedy widzimy jak piłka odbija się i toczy, a w końcu zatrzymuje, myślimy zwykle, że to koniec działania. Jednak zatrzymała się tylko piłka. Działanie, które my zainicjowaliśmy, wcale nie uległo zakończeniu. Kiedy piłka spadła, wzruszyła ziemię i trawę, a to przekształciło jej energię ruchu w ciepło. Mimo że piłka przechodzi w stan spoczynku, to raz wytworzona energia nie znika; zostaje przekształcona w ciepło i rozprasza się. I tak rozprasza się i rozprasza dalej, ale nie znika. Moim zdaniem, energia czy też działanie, w ogóle się nie zatrzymują. Dzięki niezliczonym transformacjom po prostu trwają, bez końca. Takie właśnie są rzeczy naprawdę. Nic się kończy Taka jest natura Rzeczywistości. A właściwie jest to natura Umysłu - czystego, nieskończonego ruchu. Jednak w tym miejscu popełniamy błąd. Wydaje nam się, że rzucając piłkę inicjujemy działanie, ale to jedynie przypadkowy punkt na linii działania, które nie ma początku. Ważne jest, abyśmy zrozumieli, iż linia działania, ruchu czy energii, która przez moment objawia się jako, na przykład, rzucona piłka, nie ma widocznego początku. Staje się on widoczny, gdy zamiar pozostaje za linią działania. Dla przebudzonego, to zmienia jakościowo obraz wszystkiego, a zmiana jest całkowita. Według Buddy, w tym zawiera się różnica między wolnością a zniewoleniem. Krótko mówiąc, zamierzone działanie radykalnie różni się od działania niezamierzonego czy naturalnego. - 72 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
łańcucha. To - trzecie - ogniwo określane jest również jako świadomość. Świadomość dzieli Rzeczywistość. Konceptualizuje ją, etykietuje oraz wyjaśnia ją sobie. Tak więc, w swej ignorancji, myślimy, że rozumie wszystko „gdzieś tam". W buddyzmie, świadomość jest przedstawiana czasem jako małpa na drzewie pełnym kwiatów. „Och! Zerwę ten i ten, i jeszcze tamten". Świadomość powoduje zaistnienie „tego", „tamtego" i jeszcze „czegoś". Dzieli ona świat na różne sposoby. Sądzimy zwykle, że świat jest „gdzieś tam", podzielony i trwały, i myślimy o świadomości jako o rodzaju jednoczących działań, łączących kawałki lub poszczególne części. Z takiego punktu widzenia, twoja świadomość postrzega tę książkę - wizualnie, namacalnie, a nawet słuchowo - w czasie, gdy przewracasz jej strony. Ludzie przebudzeni jednakże, widzą rzeczy inaczej. Dla nich, jeśli coś jest rzeczywiście doświadczane, jest zawsze jednolitą Całością. Świadomość dzieli Całość. Najbardziej podstawowy podział, którego dokonuje nasza świadomość, wyróżnia „ja" i „wszystko inne" „ja" i „ten drugi". Świadomość nie tylko dzieli świat przestrzennie, ale także czasowo. Tak więc, wyobrażamy sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość oraz trwałość poszczególnych obiektów. Świadome doświadczanie można by porównać do filmu. Tworzą je kolejne chwile - jak filmowe kadry - które są nieruchome i następują jedna po drugiej. A ponieważ pojawiają się bardzo szybko, przyjmujemy nieprawdziwy pogląd, że „gdzieś tam" istnieją określone, trwałe rzeczy, które podlegają zmianom. Dlatego Budda nazwał to ogniwo „odradzaniem się świadomości", poczuciem, że obiekty trwają, odradzając się chwila po chwili. Ogniwo czwarte - umysł i ciało oraz ogniwo piąte -zmysły, składają się na złudzenie, że my sami jesteśmy czymś określonym i trwałym. Każdy z nas wyobraża sobie jakieś ciało, a następnie zdaje mu się, że to ciało zawiera określoną świadomość, a oprócz niej zmysły i narządy z nimi związane. Według nauk buddyjskich, jest sześć zmysłów: pięć już nam znanych i umysł. Z każdym zmysłem jest połączony narząd zmysłu: oczy ze wzrokiem, uszy ze słuchem, nos z węchem, język ze smakiem, ciało z dotykiem, a umysł z myślą. Kiedy wyobrażamy sobie przedmioty „gdzieś tam", trwałe ciało i umysł „tutaj" oraz zestaw narządów zmysłów łączących przepaść pomiędzy nimi - doznajemy złudzenia kontaktu lub związku. To jest ogniwo szóste. Zgodnie z tym powszechnym i zarazem mylnym punktem widzenia myślimy, iż jesteśmy połączeni ze światem „gdzieś tam". Wielki Mistrz zeń, Pai-chang powiedział: „Jeśli uświadomisz sobie, że nie ma połączenia pomiędzy zmysłami a zewnętrznym światem, natychmiast zostaniesz oświecony". Nie może być takiego połączenia, bowiem nie istnieją oddzielne rzeczy, które mogłyby się łączyć. Można bezpośrednio doświadczyć tego, o czym mówił Pai-chang. Widzieć w ten sposób to całkowicie się wyzwolić. W naszym złudzeniu - poczuciu połączenia z rzeczami „gdzieś tam" - reagujemy emocjonalnie. I to jest siódme ogniwo - uczucie. W zależności od uczucia powstają ogniwa ósme i dziewiąte: pragnienie i pożądanie. Wynikają one z potrzeby uchwycenia pewnych obiektów „gdzieś tam", przybliżenia ich i utrzymania z daleka od pozostałych. Z pożądaniem przychodzi zachłanność, dziewiąte ogniwo łańcucha. Chcemy trwać przy tym, co kochamy oraz zdobywać to, czego nie lubimy, by następnie odrzucić to jak najdalej. Ogniwo to jest także nazywane „nasileniem pragnienia" lub „przywiązaniem". Zachłanność ma dwie formy. Pierwsza z nich, to zachłanność na przedmioty. Gdy widzisz przedmiot twojego pożądania „gdzieś tam" - zdobywasz go. Drugi rodzaj zachłanności to chęć posiadania mocnych, silnych przekonań, wiary w coś. Budda wyróżniał trzy typy wiary. Pierwszy, to wiara w coś „gdzieś tam", co wszystko uporządkuje i uczyni perfekcyjnym - wiara w niebo albo raj. Przy czym nawet nihilistyczny pogląd, że „kiedy ja umrę, nastąpi koniec" jest formą zachłanności na taką wiarę. Zachłanność na - 73 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
jakiekolwiek myśli czy opinie mieści się w tej kategorii, ponieważ jest próbą nadawania naszej egzystencji wyjątkowego znaczenia. Drugi rodzaj wiary to wiara w to, że jakiś rytuał czy ceremonia mogą uchronić nas od bólu, niepokoju umysłu i ignorancji. Powtórzę jeszcze raz, że tylko przez uczenie się widzenia tej chwili taką, jaka ona jest, może pojawić się wyzwolenie. Nie przyniesie go żadna ceremonia i żaden, choćby najbardziej podniosły, rytuał. Trzeci typ wiary, na który jesteśmy zachłanni, to wiara w siebie, w ciągłość naszej egzystencji. Jest to wiara, która najgłębiej zapuściła w nas korzenie i pozostaje przyczyną większej części bólu, pojawiającego się w naszym życiu. I tak dochodzimy do dziesiątego ogniwa łańcucha: trwałości lub egzystencji. Ono oczywiście prowadzi do ignorancji, ponieważ w Rzeczywistości nic nie trwa. Z byciem natomiast wiążą się narodziny - jedenaste ogniwo, a z urodzinami śmierć - dwunaste ogniwo. Widzimy zatem wyraźnie, że narodziny i śmierć, nasz największy problem, z jakim się spotykamy, są połączone z zachłannością „ja". To duhkha w swej najbardziej jaskrawej formie. Jednak duhkha wcale nie musi mieć kontroli nad nami. Zobaczyć chwilę jaką się ona staje zobaczyć, że wszystko jest płynnością, że nie rodzi się i nie umiera nic, co tworzy odrębną całość - równa się przerwaniu łańcucha niewoli. A więc przebudźmy się; przebudźmy się tu i teraz!
- 74 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
O autorze STEYE HAGEN jest kapłanem zeń, wieloletnim nauczycielem buddyzmu, autorem książki: How the World Can Be the Way It Is: Ań Inguiry for the New Millennium into Science, Philosophy, and Perception (Dlaczego świat jest właśnie taki: pytania o nowe tysiąclecie w nauce, filozofii i percepcji) (Quest Books, 1995). Hagen rozpoczął studiowanie buddyzmu w 1967 roku, a w 1975 został uczniem mistrza zeń Dainina Katagiri, autora Returning to Silence: Zeń Practice in Daily Life (Wracając do ciszy: praktyka zeń w codziennym życiu). W 1979 roku Hagena wyświecono na kapłana zeń. Uczył się później u innych nauczycieli - w Azji i Europie. W 1989 roku otrzymał Dharma Transmission (poparcie dla nauczania) od Katagiri Roshi. Hagen mieszka w Minneapolis, gdzie prowadzi wykłady, naucza medytacji, kieruje Dharma Field Meditation oraz centrum nauczania. Obecnie pracuje nad kilkoma książkami, a ostatnio zredagował zbiór wykładów autorstwa Katagiri Roshi pt. You Have to Say Something (Masz coś do powiedzenia). Zostały one wydane przez wydawnictwo Shambhala.
- 75 -
Buddyzm prosto. Steve Hagen
Spis treści Wstęp. ....................................................................................................................................... - 3 Podróż do teraz. ......................................................................................................................... - 5 -
Część pierwsza: ODWIECZNY PROBLEM 1. Sytuacja ludzka................................................................................................................... - 8 2. Wadliwe koło ....................................................................................................................- 13 3. Przychodzenie....................................................................................................................- 17 4. Odchodzenie......................................................................................................................- 22 5. Sztuka widzenia .................................................................................................................- 27 -
Część druga: DROGA O PREBUDZENIA 6. Mądrość ............................................................................................................................- 30 7. Moralność .........................................................................................................................- 37 8. Praktyka ............................................................................................................................- 45 9. Wolność ............................................................................................................................- 52 -
Część trzecia: WOLNY UMYSŁ 10. Droga, która jesteśmy......................................................................................................- 55 11. Niedefiniowalne ”ja”........................................................................................................- 62 12. Współzależność ...............................................................................................................- 64 -
Epilog Bądź światłem dla samego siebie. .........................................................................................- 70 Dodatek Uwarunkowane powstawanie. ..............................................................................................- 71 O autorze ..................................................................................................................................- 75 -
- 76 -