Bruce Holland Rogers
Sztuka wojenna
Przełożyła Joanna Grabarek
Kiedy na priorytetowym kanale nadeszło połączenie,
dowódca Obrony, Lara Chuen, była dal...
8 downloads
11 Views
218KB Size
Bruce Holland Rogers
Sztuka wojenna Przełożyła Joanna Grabarek Kiedy na priorytetowym kanale nadeszło połączenie, dowódca Obrony, Lara Chuen, była daleko stąd, zarówno w czasie, jak i latach świetlnych. Przyglądała się bitwie, którą widziała już wcześniej setki razy. Unosiła się w przestrzeni pomiędzy ludzkimi okrętami wojennymi a flotą Wypalaczy. Nie padł jeszcze ani jeden strzał. Obce krążowniki utworzyły ciasną sferyczną formację, która nagle zawirowała niczym planeta, rozszerzyła się, skurczyła i znowu powiększyła. Z taktycznego punktu widzenia taki ruch nie miał żadnego sensu. Gdyby ludzie mieli wystarczająco potężną broń, aby unieszkodliwić statki Wypalaczy, zaatakowaliby w momencie, kiedy kuKsta formacja obcej floty była najbardziej zwarta. Wtedy większość okrętów Obcych byłaby zasłonięta własnymi statkami i nie mogliby odpowiedzieć ogniem na atak. To było ich pierwsze spotkanie z Wypalaczami. Ludzka flota stała w pogotowiu w formacji obronnej i bombardowała Obcych sygnałami oraz informacjami we wszystkich znanych językach i systemach matematycznych; ludzie usiłowali rozpocząć spotkanie w
przyjazny sposób. Tymczasem statki Wypalaczy analogowo nadawały rytmiczne syczenie i pojękiwanie. Lara wsłuchiwała się w ich przekaz. Ludzkie komputery szczegółowo przeanalizowały sygnał Obcych, szukając w nim struktury danych, ale zamiast informacji napotykały tylko chaotyczne wariacje naturalnego szumu. Jedyny przekaz o sensownej strukturze można było odczytać w makroskali. Brzmiał jak muzyka. Później, już po śmierci ludzi uczestniczących w tym spotkaniu, okazało się, że to była muzyka wojenna. Ping. W głowie Lary odezwał się sygnał komunikacyjny, przerywając jej rozmyślania. Sferyczna formacja statków Wypalaczy uległa spłaszczeniu, przekształcając się w wirujący dysk. Lara zmieniła perspektywę, aby popatrzeć nań pod innym kątem. Ping-ping, nalegał komunikator w głowie Lary. Ping-ping-ping-ping. „Odpowiedź” zasubwokalizowała Lara. – Tak? – spytała już głośno. – Proszę czekać na połączenie z Prezydentem – wśród pomrukiwania i łupania muzyki Wypalaczy rozbrzmiał głos sekretarki. „Zatrzymać odtwarzanie” zasubwokalizowała Lara. Natychmiast znalazła się z powrotem w swoim biurze, w pałacu. Sprawdziła godzinę. 51: 58, prawie północ zwykłego czasu. W jej głowie odezwał się głos Prezydenta:
– Są tu komandosi. – W systemie? – Lara powinna otrzymać tę wiadomość przed Prezydentem. Każdy statek powracał ze skoku do normalnej przestrzeni, wytwarzając relatywistyczny błysk, którego nie przeoczyłby żaden czujnik. Nawet jeżeli okręt pojawia! się w cieniu zewnętrznej planety, odbłysk powinien zostać wykryty. Wywiad wojskowy miał informować ją o takich wydarzeniach. – „Tutaj”, tutaj – odparł Prezydent. – Ich oddział jest na orbicie, natomiast dowódca i adiutant czekają w przedpokoju. – Co takiego?! – Wślizgnęli się. Mają jakieś nowe sposoby maskowania się. Lara przez sekundę lub dwie chłonęła tę informację. Jeśli komandosi opracowali nową technologię taktyczną, będą chcieli ją wypróbować. – Cholera! – Pomyślałem dokładnie to samo – zgodził się Prezydent. – Zanim dostali się do systemu, byli już, praktycznie rzecz biorąc, w moim biurze. Ba, co ja mówię, w mojej sypialni! – Jak długo zamierzasz kazać im czekać? – W ogóle nie zamierzam – odparł Prezydent. W tym samym momencie w polu wizualnym Lary zaczęły pojawiać się napisy: Jeśli ich nowa technologia jest tak dobra, mogą
równie dobrze podsłuchiwać teraz z przedpokoju. Nie wiem nawet, czy ten kanał jest bezpieczny. – Proszę panią o przybycie. Chcę, żebyś natychmiast przekonała ich do swojego pomysłu. – Tak jest, panie Prezydencie. To nie będzie proste. W polu wizualnym pojawiła się odpowiedź: to nigdy nie miało być proste. * Oczekującymi komandosami okazały się kobiety. Pułkownik Hodges, dobrze zbudowana i w doskonałej kondycji fizycznej, była dość młoda jak na zajmowane przez siebie stanowisko. Jej adiutantka, porucznik Rogan, była ciemnoskóra i o wiele wyższa niż jej przełożona. Trzymała się bardzo prosto, co czyniło ją jeszcze roślejszą. Nastąpiła wzą jemna prezentacja. Uścisk dłoni obu komandosek był bardzo mocny. – Żeby wszystko było jasne co do naszej sprawności organizacyjnej – powiedział Prezydent, siadając za biurkiem – proszę sobie wyobrazić, że kazałem paniom czekać w przedpokoju przez dwanaście godzin, następnie bez spotkania się z nimi odesłałem je do kwater, nie podając im ustalonej godziny spotkania. Proszę sobie dalej wyobrazić, że następnego dnia spotykamy się
wszyscy o 49 godzinie po tym, jak znowu zmuszone byłyście panie czekać cały dzień. Pułkownik uśmiechnęła się i przymrużyła oczy w wyrazie wdzięczności. – Zawsze podziwiałam sprawną organizację. – Usiadła. Jej adiutantka nadal stała, więc Lara również nie skorzystała z krzesła. – Mimo wszystko, nie chciałbym, aby panie odniosły wrażenie, iż są tu milej widziane niż w rzeczywistości – powiedział Prezydent. – Tak naprawdę mamy nadzieję, że uda nam się was przekonać do odejścia – dodała Lara. Pułkownik popatrzyła kolejno na Prezydenta, Larę i znowu na Prezydenta. – Oni nadchodzą – powiedziała. Wskazała na punkt na suficie, który był prawdopodobnie dość dobrym przybliżeniem obszaru ekliptyki, jarzącym się coraz jaśniej każdej kolejnej nocy. – Wiecie, co zrobią. – Wiemy – odparła Lara. – I jesteśmy gotowi na konfrontację. Porucznik Rogan uśmiechnęła się z wyższością. – Pani adiutantka zdaje się uznała, że jesteśmy zabawni – powiedział Prezydent. Twarz porucznik zmieniła się w nieprzeniknioną maskę. – Przepraszam, jeżeli pana obraziłam. Lara zwróciła się do pułkownik Hodges: – Rozumiem, że żadna z was nie uważa naszych
zdolności obronnych za wystarczające, ale nie mówimy tutaj o pokonaniu Wypalaczy w otwartej bitwie. Nasza kolonia istnieje zaledwie od kilku pokoleń i przemysł ciężki rozwinął się tylko na dwóch kontynentach. Jesteśmy biedni, a nasza flota jest mała i słaba. Zdajemy sobie z tego sprawę, jednak nasz plan nie wymaga użycia broni równie zaawansowanej, jak Wypalaczy. W rzeczywistości nasze analizy... – Wasze analizy – przerwała Hodges – zostały rozpatrzone i odrzucone przez Naczelnych. Nawet jeśli macie rację i Wypalacze uspokoją się, rozbawieni radosnymi popisami waszych statków, nie możemy sobie pozwolić na odpuszczenie inteligentnemu gatunkowi, który wie, że może nami poniewierać, kiedy tylko mu się zachce. – Dlaczego nie? – spytała Lara. – Czy to ważne, co mogą zrobić, jeżeli nie będą chcieli tego zrobić? – Mogą kiedyś zmienić zdanie. Larze nie trzeba było wyjaśniać następstw tego komentarza. – Zatem zamierzacie zaangażować się w konflikt, bez względu na okoliczności – stwierdziła Lara. – Tak. Do czasu, kiedy osiągniemy i zademonstrujemy militarną równość lub przewagę nad Obcymi. – Dlaczego? – Stara doktryna wojskowa mówi, że nie należy próbować przypodobać się wrogowi.
Lara potrząsnęła głową. – Pod warunkiem, że mamy do czynienia z agresorem. Naszym zdaniem cała sprawa jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. – Jeśli można – wtrąciła się porucznik. – Pewna polityczna doktryna głosi: „podczas wichury dąb się powali, a trzcina zostaje". Czy to miała pani na myśli, Dowódco? – Nie – odparła Lara. – Zupełnie nie. Rogan wyglądała na zirytowaną, zupełnie jakby spodziewała się usłyszeć „tak” i przygotowała już ripostę. – Miałam na myśli to, że czasami miecz pełen wdzięku może pokonać silnego przeciwnika. Czy czytała pani nasz raport dla Naczelnych? – W skrócie. W skrócie ? Lara zapytała w myślach Prezydenta. Czytają raporty w skrócie? Nie odpowiedział. Wstał zza biurka. – Pułkowniku, czy pani również przeczytała nasz raport w skrócie? Ryzykuje pani życie naszych obywateli i zasoby naturalne tej planety po to, aby wypełnić jakąś macho-doktrynę i nawet nie zadaje sobie pani trudu, aby zrozumieć nasze stanowisko? – Mam swoje rozkazy. – Ma pani swoje doktryny i tradycje, według których pragnie pani postępować. Ja ze swej strony mam obowiązek chronić moich ludzi. – Pana obowiązki są ograniczone wyłącznie do tej
planety – odparła Hodges. – Ja przysięgałam służyć całej ludzkiej rasie. Pana władza... – Nie mogę pani rozkazać – przerwał Prezydent, machając ręką. – Dla dobra obywateli tego świata proszę tylko, aby wstrzymała się pani z rozpoczęciem wojny. Pozwólcie naszym statkom nawiązać kontakt z flotą Wypalaczy. Dajcie nam spróbować. Hodges wstała, nic nie odpowiedziawszy, co Lara uznała za uprzejmą odmowę. A może tylko pani pułkownik była chwilowo zajęta przesyłaniem informacji do swojej adiutantki i nie potrafiła robić dwóch rzeczy naraz? – Czy znacie sztukę walki Mieczem Baeli? – spytała. – Którakolwiek z was? Pułkownik nadal stała bez ruchu. – Praktykowałam kiedyś kendo – odparła porucznik Rogan. – To bardzo podobne. – Tylko tak się pani wydaje. – Lara uśmiechnęła się. * Najłatwiej było wezwać pierwszego mistrza miecza, Abooda Chuena. Był pilotem w formacji obronnej. Pozostali zawiadomieni przez Larę byli jednak cywilami. Niewielu ludzi praktykowało jeszcze ten stary styl walki. Zrobiła się niemal prawdziwa druga nad ranem, zanim wszystkich troje mistrzów obudzono i przywiedziono do pałacowej sali treningowej. Lara obeszła zaprogramowane
ustawienia i przesunęła oświetlenie sali na maksymalne światło dnia. – Jak tu jasno! – zdziwiła się porucznik Rogan. – Tak to jest, kiedy się mieszka na planecie z długim cyklem dziennym – odparła Lara. – Doskonale potrafimy operować oświetleniem. Przedstawiła wszystkich. Mistrzowie miecza nosili luźne tuniki przepasane szarfą – kostium, który ich przodkom wydałby się nader znajomy. Poza Aboodem byli tu jeszcze Michael Chuen i Ghadir Chuen. – Owszem, wszyscy jesteśmy buddystami z nurtu Fułan. Nie, nie jesteśmy spokrewnieni. – Nie obrażaj naszych gości – powiedziała Ghadir, kiwając głową w stronę komandosek. – Nie sądzę, że przebyły tak długą drogę, nie dowiedziawszy się uprzednio niczego o naszej kulturze. 1 – Z całym szacunkiem – wtrąciła się pułkownik. – Czy długo to jeszcze potrwa? – Tylko szybka demonstracja – powiedziała Lara, wychodząc na środek sali. – Użyczysz mi swojego miecza? – spytała Abooda. Abood otworzył futerał i wyciągnął zeń miecz w pochwie. Skłonił się, trzymając go oburącz. Lara przyjęła broń, wyciągnęła z pochwy długie ostrze i odłożyła ją na matę. Zaczęła od kilku ruchów, które rozpoznałby każdy adept kendo. Wypad i cięcie znad głowy. Unik i kontra. Potem, w trakcie kolejnego parowania, Lara pomyślała nowy kształt miecza. Ostrze posłusznie się
wygięło. Gdyby walczyła z kendoką, jego ostrze zostałoby unieruchomione przez jej klingę, której wygięta końcówka uderzyłaby w ramię przeciwnika i obcięła mu ucho. – Widzi pani, poruczniku? Niezupełnie jak kendo. – Lara pomyślała bezwładność miecza, który zawisł z rękojeści niczym srebrny bat. Zwinęła go i rozwinęła jak sprężynę. – Ale ja jestem dopiero nowicjuszką. Mistrzowie Baeli roześmiali się. Lara nigdy nie powiedziałaby , jestem nowicjuszką” do żadnego wyznawcy Fulan. Było to coś w rodzaju przechwałki, tak jakby powiedzieć: „mam czysty umysł”. – Abood? Michael? – poprosiła Lara, zwracając miecz jego właścicielowi. Dwaj mistrzowie pokłonili się, unieśli broń i zajęli pozycje. Srebrne klingi zabrązowiły się, przechodząc na tryb sparingowy. Nie będą ranić i zmiękną, napotykając powierzchnię inną niż ostrze przeciwnika. – Zaczynajcie! Abood uderzył, Michael sparował. Zadźwięczał metal, a potem dwa ostrza splotły się cicho, niczym gałęzie winorośli. Michael szarpnął mocno, lecz Abood utrzyma! równowagę. Jego miecz zawisł na moment bezwładnie, a potem uformował się ponownie. Ostrze Michaela zrobiło się cieńsze i dłuższe. Wiło się po ziemi, aż ten utworzył zeń wędkę z paskudnym hakiem na końcu. Żyłka zakreśliła szeroki łuk ponad Aboodem, nie
czyniąc mu żadnej krzywdy. W ten sposób Michael umieścił swoją broń za plecami przeciwnika. Jego przewaga zniknęła jednak, gdy Abood zaatakował, i Michael musiał przeformować swój miecz w bardziej klasyczny kształt, aby odeprzeć natarcie. – Stop! – zakomenderowała Lara. Wojownicy skłonili się sobie i obecnym na sali obserwatorom. – Poruczniku Rogan, ma pani doświadczenie w walce mieczem – powiedziała Lara. – Kto, pani zdaniem, wygrał? – Według mnie obaj walczyli na równym poziomie. – Pani pułkownik? Na początku Hodges nie odpowiedziała, jakby zdezorientowana. – Oni... tak, zgodzę się z tym, że walczyli na równym poziomie. Jak do tej pory, remis. – Bardzo dobrze. Tym razem poproszę Michaela i Ghadir. Abood ustąpił miejsca Ghadir, która wyciągnęła miecz i stanęła naprzeciwko Michaela. Ukłonili się i przyjęli pozycję wyjściową. Michael górował wzrostem nad przeciwniczką. Miała też mniejszy miecz, przez co wydawała się jeszcze drobniejsza. – Zaczynajcie! Przez kilka sekund żadne z nich się nie poruszyło, oboje tylko mierzyli się wzrokiem. Kiedy wreszcie Michael błyskawicznie opuścił miecz, Ghadir zeszła z linii cięcia. Jej ostrze wykrzywiło się do tyłu, zmarszczyło
się, tworząc ruchomy kształt przypominający arabską literę i powróciło do normalnej formy w samą porę, aby zablokować boczne uderzenie Michaela. Znów zadźwięczał metal. Ostrze Ghadir pochwyciło klingę Michaela. Jego miecz zmiękł i mężczyzna zrobił krok do tyłu. Ostrze Ghadir znowu zafalowało kaligraficznie, kobieta przesunęła się w bok i cięła nisko. Miecz Michaela pochwycił jej klingę, końcówka jego ostrza zafalowała wężowym ruchem, szukając możliwości przebicia osłony. Ostrze wojowniczki popełzło wężowym ruchem w kierunku czubka miecza przeciwnika. Końcówki kling wyglądały jak głowy dwóch kobr, każda szukająca możliwości ominięcia przeciwnika. Miecz Ghadir poruszał się w bardziej zawiły sposób, ale dodatkowe ruchy dodawały jedynie smaczku walce. Żaden z mieczy nie mógł osiągnąć przewagi. Ghadir cofnęła ostrze i przeformowała je. Michael zaatakował, kobieta sparowała. Znów atak i odpowiedź. Klingi rozbrzmiewały coraz wyższymi dźwiękami. Michael parł do przodu. – Stop! – zawołała Lara. Wojownicy ukłonili się. – Poruczniku, kto tym razem był lepszy? Kto wygrał? – Tak jak poprzednio, wydaje mi się, że walczyli na równym poziomie, ale mężczyzna miał przewagę rozmiaru i siły. W końcu udałoby mu się zmęczyć kobietę. Do tej chwili był remis, ale jeśli miałabym
wybrać ostatecznego zwycięzcę, postawiłabym na mężczyznę. – Nie – zaoponowała pułkownik. – To jest Miecz Baeli. Ona go pokonała. – Widzę, że jednak czytała pani co nieco – stwierdziła Lara. To dlatego Hodges sprawiała wcześniej wrażenie roztargnionej. – Tak, właśnie przeczytałam pani raport dla Naczelnych. Streszczenie nie oddaje należycie jego idei. – Zwróciła się do adiutantki. – Miecz Baeli daleko odszedł od starożytnych sztuk walki, z których się wywodzi. Jeżeli wojownik zostanie trafiony, oczywiście przegrywa pojedynek, jednak każde inne rozstrzygnięcie oznacza remis. Chyba że jeden z przeciwników jest... piękniejszy. Lara pokiwała głową. – Te falujące linie miecza Ghadir, brzmienie jej ostrza... Porusza swoim ciałem i mieczem z gracją i najwyższym artyzmem. Skopała ci tyłek, Michael – skończyła, zwracając się do walczących. – Zawsze to robi – odparł Michael. – Rozmiar i siła zawsze mają znaczenie – ciągnęła Lara – ale kiedy sztuka walki ma na celu bardziej doskonalenie umiejętności wojownika niż samo prowadzenie pojedynku, dochodzą do głosu inne aspekty. Kiedy werbuję pilotów i członków załogi w mojej flocie wojennej, nie wybieram tych największych i najsilniejszych. Wszystkie statki mają przecież taką samą moc i rozmiary. Szukam więc w ludziach pewnego
rodzaju mentalnego mistrzostwa. W Mieczu Baeli owa doskonałość przybiera formę piękna. – I uważa pani, że w ten właśnie sposób rozumują Wypalacze? – spytała pułkownik Hodges. – W podobny sposób – powiedziała Lara. – Mają zaawansowaną broń, więc może również ich poczucie estetyki jest rozbudowane. Istotna różnica w przypadku Wypalaczy polega na tym, że zanim zaprezentują broń, pokazują nam swoje piękno. Wydaje nam się... – ... że jeżeli będziemy w stanie odpowiedzieć im na równym poziomie, poprzestaną na prezentacji piękna – skończyła za nią pułkownik. – Sądzi pani, że wypalają ludzkie planety, ponieważ chcą nas zawstydzić. – Uznają, że jesteśmy kiepskimi artystami – powiedziała Lara. – Nie unicestwiają całej planety. Te obszary, które sterylizują promieniami ultrafioletowymi, układają się we wzory. Zupełnie jakby planeta została oznakowana. Z tego co wiemy, zostawiają swego rodzaju grafitti, mówiące: , jesteście kiepscy”. Myślimy, że jeśli zaspokoimy ich głód estetyki naszym artyzmem, cały konflikt może się na tym zakończyć i Obcy nie wypalą znaku na powierzchni naszej planety. – Może – powiedziała pułkownik. – Ale ja wciąż wolałabym dać im nauczkę na swoich warunkach. – Pozwólcie nam wypróbować nasz sposób. Zaczekajcie, dopóki nie przekonacie się, jak nam poszło. Pułkownik Hodges spojrzała na swoją adiutantkę, która tylko uniosła brwi. Zwróciła wzrok ku Larze:
– Zobaczymy. * Zobaczymy. Słowa pułkownik Hodges znaczyły dokładnie to, co myślała Lara. Komandoski dołączyły do swojej floty, Lara zaś wróciła do studiowania nagrań z interakcjami Wypalaczy oraz do ćwiczenia symulacji z pilotami i tą częścią załogi, która wciąż pozostawała na powierzchni planety. Statki ze skrzydła Lary pozostawały na niskiej orbicie, puste, z wyjątkiem przebywających w nich techników. Dwa dni po demonstracji Miecza Baeli do Lary zgłosił się wywiad wojskowy. – Flota Wypalaczy nadciąga – doniósł dyżurny oficer. – Uformowali szyk w odległości dziewiętnastu jednostek astronomicznych, ale się nie ruszają. Mobilizujemy pani załogi. Lara zasubwokalizowała polecenia, które przeniosły ją do sieci sensorycznej. Czarne sylwetki statków Wypalaczy odznaczały się wyraźnie na tle poświaty promieniowania Hawkinga. – Komandosi? – spytała. – Zniknęli. – Gotowi do przejęcia pałeczki? – Do diabła. Spróbowała ich wyczuć. Gdzie oni byli? – Odeszli, ale nie wiem, gdzie – doniósł oficer. – Siedzieli na wysokiej orbicie, a potem nagle zniknęli. Nie
wyczuwamy ich, ale muszą być jeszcze w systemie. Minęło zaledwie kilka minut. Żadnego czerwonego rozbłysku. – I może nie być – powiedziała Lara, chociaż wątpiła, że komandosi byli dalej niż kilka jednostek astronomicznych od słońca. – Zawiadomiliście obronę cywilną? – Uruchomiono alarm. Mieszkańcy planety mają udać się w bezpieczne miejsca. Oprócz tych, którzy tego nie zrobią, pomyślała Lara. Większość ludzi jednak posłucha rozkazu, aby zostać w domach i szczelnie zasłonić okna, a nawet, jeśli to możliwe, zejść pod ziemię. – Jestem w drodze na okręt flagowy – oznajmiła. Połączyła się z Prezydentem i poinformowała go o wszystkim, czego dowiedziała się do tej pory. Powiedział, że będzie obserwował zdarzenia. Komandor floty, Nikkono Chuen, czekał na nią na promie. – Wszystko zgodnie z planem? – spytała. – Załogi są już w drodze. Przybędziemy jako ostatni. * W czasie głośnej i wibrującej wspinaczki na orbitę Lara skontaktowała się z Łącznością – Chcę nadać wiadomość do komandosów – powiedziała. – Oczywiście. Tylko, pani Dowódco, nie wiemy,
gdzie oni są. – Wiem. Skoro nie mogę do nich pomyśleć, zamierzam nadać komunikat w klasyczny sposób. Wmyślcie wiadomość w sensory i wyemitujcie ją jako sygnał radiowy. Pauza. – Pani Dowódco, za pozwoleniem, czy wtedy Wypalacze nie dowiedzą się, gdzie znajdują się nasze czujniki? – Zdziwiłabym się bardzo, gdyby Wypalacze chcieli zniszczyć nasze sensory. W polu wizualnym Lary pojawiły się przyćmione litery. Proszę się nie fatygować. Łącznościowiec nie miał dostępu do kanału Lary, Prezydent zaś nie sygnalizował połączenia... Kto to, do cholery? Pułkownik Hodges. Nie musi pani nadawać sygnału radiowego z sieci sensorów. Co mogę dla pani zrobić, dowódco Obrony? – Zabezpiecz połączenie – powiedziała głośno do oficera łącznościowego i przerwała kontakt. Gdzie? Była przekonana, że komandosi skierowali się w stronę floty Wypalaczy. To jednak uniemożliwiłoby komunikację świetlną. Gdzie jesteście? Nie mogę powiedzieć. Jak mogę do pani myśleć, skoro nie znam pani położenia? Mamy najlepszy sprzęt, pani Dowódco. Jego moc
powaliłaby panią na kolana. Proszę tylko zaczekać, aż zobaczy pani nasze inne zabawki. Wycofajcie się. Zamierzacie to zrobić? Dajcie nam szansę! Powiedzmy, że pani plan zadziała, Dowódco. Nigdy się nie dowiemy, czy dotrzymalibyśmy pola Wypalaczom. Relatywna siict jest ważną informacją dla każdej ze stron – tej słabszej i tej silniejszej. Pani pułkownik, jeśli ich zaatakujecie, mogą uznać spotkanie za zakończone. Jeżeli bitwa nie pójdzie po pani myśli, nie będziemy mieli okazji do... występu. Mam cholerną nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli, ale jeżeli nie, życzę powodzenia. Przykro mi, ale wtedy zapewne nie będę w stanie przyjrzeć się pani przedstawieniu. – Czujniki odbierają od Wypalaczy przekaz analogowy – odezwał się komandor Chuen. – Posłuchajmy. Muzyka Wypalaczy dudniła i zgrzytała. Lara zaczęła wystukiwać przewodni rytm nogą. Ouć nadała pułkownik Hodges. Nie potrafiłabym do tego zatańczyć. My potrafimy. Ha! Założę się, że tak. Nie różnimy się tak bardzo, pani i ja... to był komplement, jeśli nie jest pani pewna. Lara zaśmiała się. – Co się dzieje? – zapytał komandor Chuen. – Nic.
Cześć i czołem! W polu wizualnym zaczerniały ostatnie słowa Hodges, a potem pojawił się znak zakończenia przekazu. – Dobrze zatem – powiedziała Lara bezgłośnie. – Skoro tak, dajcie im popalić. * Jak tylko Lara i komandor Chuen przenieśli się z promu na okręt flagowy „Alfa”, Wypalacze zaczęli przemieszczać się w kierunku słońca. Lara przywołała dane sensorów. Wciąż czuła delikatny ucisk pasów fotela, gdy załoga wyprowadziła statek z orbity planetarnej na słoneczną, a do jej nozdrzy dochodził stęchły zapach statku – woń zawsze trochę nieświeżej atmosfery, mimo pracy oczyszczaczy. Widziała już jednak tylko przestrzeń kosmiczną. Ciemność. Gwiazdy płonące jasnym, równomiernym blaskiem. Gdzieś w oddali flota Wypalaczy przesuwała się w kierunku słońca. Większość załogi również oglądała podobne obrazy. – Dowódco, nadal pozostajemy przy naszym planie, skoro są tu komandosi? – zapytał komandor Chuen. Statki Wypalaczy utworzyły płynącą linię, falisty kształt, który poruszał się w rytmie narastania i cichnięcia gwizdu w ich muzyce. – Podejście zajmie nam trochę czasu – powiedziała. – Komandosi mają nad nami przewagę, może nawet dość znaczną. Nie sądzę, żebyśmy przy naszej prędkości mogli
ich powstrzymać. – Ustawić wszystkie statki w szyku! – wykrzyknął komandor. – Mostek, proszę nas zabrać na zewnątrz! – Światła! – wykrzykfiął ktoś z załogi. Statki Wypalaczy mrugały światłami w takt obcej muzyki. – Tego jeszcze nigdy nie robili. – Nic nadzwyczajnego – odparła Lara. – Lubią odmianę. – Każde spotkanie, każdy atak Wypalaczy był inny. Lara zasubwokalizowała prośbę o dane widmowe. Rozbłyskujące światła Wypalaczy były silne, ale długość ich fal mieściła się pomiędzy podczerwienią i ultrafioletem. To nie była broń. Statki Wypalaczy przeformowały szyk w kwadrat o długości boku dziewięć statków na dziewięć i znów zabłyskały światłami. Promienie zakreśliły wzory przestrzenne. – Myślicie, że to coś znaczy? – spytał ktoś z załogi. Nikt nie odpowiedział. Kto to mógł wiedzieć? – Sztuczna inteligencja statku właśnie zmapowała dwa 2 tych wzorów. Są podobne do pieczątek, które Wypalacze pozostawili na innych planetach podczas wcześniejszych kontaktów – powiedział ktoś inny, prawdopodobnie oficer techniczny. Jeśli Wypalacze rzeczywiście chcieli powiedzieć za pomocą znaków wypalonych na powierzchni ludzkich planet: „jesteście kiepscy”, to właśnie powtórzyli
zniewagę. Jeśli. Wciąż jeszcze głównie zgadywali. Formacja statków Wypalaczy skurczyła się, tworząc kulę; był to jeden z ich ulubionych ruchów. Lara wstrzymała oddech. To doskonały moment na atak komandosów, pod warunkiem, że byli wystarczająco blisko. Sfera rozkurczyła się i spłaszczyła. Statki Wypalaczy poruszały się w sposób, który kojarzył się Larze ze stadem ptaków; wszystkie pojazdy równocześnie zmieniały kierunek i prędkość, jakby były tylko wydrukiem na przewracanej właśnie stronie księgi. I nagle wszystko się skończyło. Sygnał analogowy ucichł. Wciąż żadnego ataku. Albo komandosi byli za daleko, albo czekali, aż Wypalacze skończą rzucać wyzwanie, odgrywając muzykę i tańcząc w jej takt. Przez pół sekundy Lara myślała, że być może komandosi powstrzymają się od ingerencji i pozwolą flocie Lary rozprawić się z Obcymi. Nagle przestrzeń kosmiczna wybuchła białym światłem. – Panie Najwyższy! – powiedział ktoś. – Co do najgłębszej... Intensywny blask ustąpił ciemności. Nie zwykłej ciemności, lecz oślepiającej czerni. Sieć sensorów położona najbliżej floty Wypalaczy została usmażona. W strumieniu danych pojawiła się wyrwa. – Co to było? – spytała Lara. – Nasze czy ich? –
Wciąż widziała tylko ciemność, bezgwiezdną, jednolicie czarną. A potem napłynęły informacje z bardziej oddalonych czujników. Rozdzielczość obrazu była słaba, ponieważ sygnał był odbierany z daleka, ale Lara widziała, że statki Wypalaczy były wciąż na swoim miejscu. Pojawiło się też promieniowanie twarde. – Atomówka? – Analizuję – odparł technik. – Sygnatura promieniowania jest podobna do fali po wybuchu atomowym, ale to nie to. Wykrywam kilka dodatkowych cząsteczek. Wybuch nastąpił w samym środku floty Wypalaczy, więc to raczej nie ich sprawka. – Grajcie – powiedziała Lara. – Komandorze, proszę wydać rozkazy muzykom. Może uda się powstrzymać odwet. Coś właśnie uderzyło w Wypalaczy, a tylko my jesteśmy w polu ich widzenia. Komandor floty wydał rozkaz. Muzycy na pokładach innych statków zaczęli grać. Lara usłyszała analogowe brzmienie muzyki wygrywanej przez jej własną flotę, rytmem przypominającej utwory Wypalaczy, ale bardziej melodyjnej. Lara domyślała się, że Wypalacze będą chcieli usłyszeć coś oryginalnego, ale kompozytor Lary napisał ten utwór, wzorując się na tym, co potrafił zrozumieć z zasad tworzenia muzyki Obcych. Pojawił się kolejny jasny wybuch, a potem jeszcze jeden. Tym razem nie było zaciemnienia, światło wygasło powoli. Sensory położone najbliżej miejsca zdarzenia
przepadły. W przygasającym blasku Lara policzyła statki Wypalaczy. Wciąż osiemdziesiąt jeden. Strumień białego światła połączył statek Wypalaczy z pustym miejscem w przestrzeni. Lara nie mogła określić, w którą stronę przepływała energia. Czy to broń komandosów? Czyżby Marynarce Wojennej udało się odtworzyć broń cząsteczkową Obcych? W pustym przed chwilą miejscu pojawił się nagle statek komandosów – jego osłony zostały najwyraźniej uszkodzone. W przestrzeni wykwitło więcej promieni skierowanych ku niewidocznym szturmowcom. – Ten okręt bojowy komandosów jest skąpany w promieniowaniu gamma – zameldował ktoś. Uciekajcie, pomyślała Lara do komandosów na zniszczonym szturmowcu. Z napromieniowanego statku zaczęły się odrywać szalupy ratunkowe. Promienie broni cząsteczkowej Wypalaczy wyłapywały je jedną po drugiej. Szalupy miały jeszcze mniej osłon niż okręt wojenny, wybuchały więc gwałtownie, uwalniając atmosferę do próżni. Sześć lądowników – sześcioro martwych żołnierzy. – To jak strzelać do ryb w beczce – mruknął ktoś pod nosem. – Milczeć! – zareagował ostro komandor. Wypalacze zniszczyły flotyllę ludzkiej Marynarki Wojennej i po kolei zdezintegrowały szalupy ratunkowe. W ciągu kilku minut było po wszystkim.
– Niech wszystkie odczuwające istoty osiągną oświecenie... – wyszeptała Lara. – Panie i panowie żołnierze. Czas na przedstawienie – zdecydował komandor Chuen. – Wszyscy na miejsca. Zbliżenie na pół jednostki astronomicznej. Dodajcie trochę improwizacji do muzyki. Niech te dranie się trochę zabawią. – I miejmy nadzieję, że komandosi nie spieprzyli naszej premiery – dodała Lara. * Statki Wypalaczy zbliżały się do słońca szybciej niż flota ludzka. Obie armie spotkały się poza orbitą martwej podwójnej planety systemu. – Pół jednostki astronomicznej – zameldował oficer z mostku. – Intro, na mój znak – zakomenderował Chuen. – Raz i dwa... Zabrzmiały pierwsze takty muzyki. Tam dadada tam. Ziiiiiii, Tak jak lubili to Wypalacze – taką przynajmniej nadzieję miała Lara. – Flaga – polecił komandor. Lara przestroiła swój obraz z sensorów, aby obserwować ruchy własnej floty. Ludzkie okręty utworzyły prostokątną płaszczyznę, ustawiając ją dłuższym bokiem do Wypalaczy. Lara poczuła, jak przyspieszenie wbijają w fotel i napina pasy
bezpieczeństwa. Figura utworzona przez ludzkie statki zaczęła falować niczym flaga na wietrze. – Tempo – powiedziała Lara sama do siebie. – Musimy trzymać się rytmu. Jak do tej pory piloci wykonywali dobrą robotę, ale najtrudniejsze manewry były jeszcze przed nimi. – Następny w kolejce wiatraczek – powiedział komandor. – Raz i... Flotylla utworzyła wirującą spiralę, która następnie wyciągnęła się, tworząc wirujący stożek, obracający się dodatkowo we wszystkich kierunkach jak w prezentacji trójwymiarowej figury. – Kolejka – zakomenderował Chuen i znowu zaczął odliczać, kiedy statki zmieniały formację. Tym razem ustawiły się w długą linię i lecąc jeden za drugim, tak jakby były wagonikami w szalonej kolejce, zakreśliły imponujące kontury trójwymiarowego kształtu. Następnie wróciły do punktu wyjścia i powtórzyły cały manewr raz, a potem drugi. Przeciążenie miotało załogą flagowca w ich fotelach. W górę i w dół. W górę i w dół. – Stado – polecił komandor. Tak jak to niedawno zrobiły statki Wypalaczy, ludzkie okręty skręciły synchronicznie i zawirowały, ledwo unikając zderzenia ze sobą. Potem nastąpiła prezentacja kilku podstawowych figur geometrycznych. Przedstawienie bardzo szybko zmierzało ku końcowi. Statki zacieśniły szyk, tworząc obracającą się kulę – formację, którą Wypalacze tak uwielbiali. Muzyka
ucichła. Na pokładzie „Alfy” nikt nie odezwał się ani słowem. Przez cały czas prezentacji obie flotylle zbliżały się do siebie i teraz dzieliło je zaledwie kilka sekund świetlnych. Promień światła wygenerowany przez jeden ze statków Wypalaczy przeciął jeden z ludzkich krążowników, „Trillium”. – Cholera! – przeklął komandor. – Do wszystkich statków! Wziąć ich na cel. – Zaczekajcie – powiedziała Lara. – Wstrzymać ogień. W „Trillium” uderzył kolejny promień. – Komandorze, jaki jest stan techniczny „Trillium”? Chwila ciszy. – Uszkodzony kadłub – zaraportował wreszcie. – Statek dokonuje samouszczelnienia. – Przed chwilą przekonaliśmy się na przykładzie komandosów, że jeśli Wypalacze chcą zabić, celują w reaktor – powiedziała Lara. Jeszcze jeden promień przeniknął przez „Trillium”. – Jeśli będą robić tak dalej, wypalą w poszyciu więcej dziur, niż statek będzie w stanie załatać – stwierdził komandor Chuen. – Albo przedziurawią któregoś z członków załogi. Co oni robią, do cholery? – Krytykują nas? Sprawdzają?... – próbowała się domyślić Lara. – Przekaż załodze „Trillium”, że mają opuścić statek – rozkazał komandor.
Lara pomyślała o szalupach ratunkowych komandosów, jak uciekały ze zniszczonych statków i wpadały wprost pod ostrzał. Umierały. – Komandorze, proszę jeszcze przez chwilę zatrzymać załogę „Trillium” na statku – powiedziała. – Musimy to zrobić właściwie, inaczej już nie żyją. Jeśli mi pan ufa, proszę połączyć mnie bezpośrednio z kapitanem „Trillium” i muzykami. – Kanał otwarty, dowódco Chuen. Lara nałożyła trójwymiarową siatkę na pole wizualne. – Mówi dowódca obrony, Lara Chuen. Proszę podłączyć się do mojego pola wizualnego. Za zgodą waszego komandora, proponuję ewakuację załogi „Trillium” w następujący sposób... – Podświetliła pozycję uszkodzonego statku na trójwymiarowej siatce. – Będziemy potrzebowali szybkiej muzyki na czas tranzytu. – Nakreśliła linię prowadzącą od „Trillium”. – Oto nasza oś x. – Narysowała prostopadłą linię, przecinającą tę pierwszą. – A to jest nasza oś y. Statki ewakuacyjne zaparkują na obu końcach osi y. Przyjmijmy, że pozycje „Trillium” i obu transportowców stanowią czubki trójkąta równobocznego. – „Trillium” znowu oberwał – poinformował ktoś z obsługi „Alfy”. – Załoga „Trillium”, wasze szalupy ratunkowe polecą kolejno wzdłuż tej linii. Zatrzymajcie się na przecięciu obu osi. – Szalupy nie mą ją wystarczająco mocnych silników
pomocniczych – powiedział komandor Chuen. – Nie będą w stanie precyzyjnie się poruszać. – Zrobią, co mogą. Pierwsza szalupa rusza wzdłuż osi x. Kolejny statek opuszcza krążownik dopiero wtedy, gdy poprzedzająca go szalupa jest już prawie na miejscu. Odpalajcie i wyłączajcie silniki w takt muzyki, – Kolejne trafienie. – Z „Trillium” wycieka atmosfera. – Pierwsza szalupa na lewo, druga na prawo, trzecia znowu na lewo – wyjaśniała Lara. – Lećcie na przemian do statków ewakuacyjnych, aż wszyscy będą bezpieczni. – Potwierdzam rozkaz – włączył się komandor. – Co z muzyką? „Sierp” i „Rigel”, wy zajmiecie się ewakuacją. Nie lećcie tam tak po prostu, wytańczcie swoją drogę na wskazane pozycje. Ruszamy! Załoga „Trillium”, przygotować się do opuszczenia statku! Kolejny promień przeciął kadłub ludzkiego krążownika. Ktoś nieznajomy powiedział nagle: – Ehmm... komandorze, perkusista jest na pokładzie „Trillium”. – Improwizujcie! – rozkazała Lara. Pss-sssst psaaaaaaaa, zasyczał jeden z paneli dźwiękowych. Pss-sssst psaaaaaaaa. Pss-sssst psaaaaaaaa. Jeden po drugim, kolejne instrumenty dodawały swoje własne mruczenie i poświstywanie. Jazz z nutką „wypalenia”. Obcy nadal dziurawili kadłub „Trillium”, ale ani razu
nie wystrzelili do szalup ratunkowych, przemierzających przestrzeń w choreografii opracowanej przez Larę. Jeden ze stateczków nie odsunął się ze skrzyżowania wystarczająco szybko i zderzył się z nadlatującą z tyłu kolejną szalupą. Statki tylko z grubsza trzymały się linii prostych i ich manewry w niczym nie przypominały ośmiokrotnego lustrzanego odbicia ruchu, które wyglądałoby... pięknie. Nie była to najbardziej spektakularna ewakuacja pod słońcem, ale Lara nie spodziewała się, że pójdzie aż tak dobrze. Kiedy ostatnia szalupa znalazła się bezpiecznie na statku ewakuacyjnym, muzyka ucichła. – Utrzymują swoje pozycje względem naszej floty – zakomunikował komandor Chuen. Rozbrzmiał sygnał analogowy. Jeden dźwięk – dwa... właściwie nuta z dominantą w tle. Kolejny podobny sygnał i kolejny, harmonizujący dźwięk. Flota Wypalaczy wycofała się. – Przyspieszają z powrotem w kierunku obszaru promieniowania Hawkinga – zaraportował oficer z mostku. Lara przełączyła sensorium na dom; białoniebieską kulę rodzinnej planety. Na jej powierzchni nie pojawi się wypalony symbol, żadne grafitti Obcych. Wyłączyła pole wizualne. Jasność panująca we wnętrzu okrętu sprawiła, że zamrugała gwałtownie. Harmoniczne sygnały powielały się, tworząc coraz bogatszą i piękniejszą nutę.
– Zastanawiam się, co to jest? – powiedział komandor Chuen. Lara uśmiechnęła się zmęczona. – Chce mi pan powiedzieć, że nie rozpoznał pan aplauzu?