Emilie Rose
Zakazana namiętność
ROZDZIAŁ PIERWSZY Jej mąż. Kochała go. I nienawidziła. A teraz już go nie ma. Ból i...
21 downloads
16 Views
1MB Size
Emilie Rose
Zakazana namiętność
ROZDZIAŁ PIERWSZY Jej mąż. Kochała go. I nienawidziła. A teraz już go nie ma. Ból i poczucie winy przepełniały Lynn Riggan. Chciała zakończyć to małżeństwo, ale nie w ten sposób. Nigdy w taki sposób. Ciesząc się na myśl o zdjęciu szpilek i obcisłej sukienki, zamknęła drzwi za ostatnim z żałobników i oparła się o nie. Nienawidziła tej sukienki, ale to była jej jedyna czarna rzecz bez nieprzyzwoicie głębokiego dekoltu. - Wszystko w porządku? - Głos szwagra przerwał jej rozmyślania. Wyprostowała się szybko i uśmiechnęła, ale nie udało jej się oszukać Sawyera. Przemierzył chłodny, wykładany marmurem hol i stanął przed nią. - Lynn?
S
- Myślałam, że wyszedłeś. - Nie podobało jej się, że widzi ją w takim stanie.
R
Jej świat się rozpadał i nie miała siły, żeby udawać, że wszystko będzie w porządku, nawet przed Sawyerem.
- Wróciłem na chwilę. - Strata młodszego brata była dla niego ciężkim ciosem. Smutek wypełniał jego niebieskie oczy, twarz pobladła, a błyszczące ciemne włosy były potargane. - Powinieneś wrócić do domu i odpocząć, Sawyer. - Proszę, odejdź, zanim się załamię. - Tak, pewnie tak. Ale czuję się tak bardzo... samotny. - Przeczesał dłonią włosy, ale nie udało mu się ich ułożyć. Jeden z kosmyków opadł na czoło, upodabniając go bardziej do licealisty niż trzydziestodwuletniego dyrektora prywatnej firmy komputerowej. - Cały czas czekam, aż Brett wejdzie tymi drzwiami i krzyknie: „Mam was!"
Tak, Brett lubił okrutne żarty. Kilka razy ją obrał sobie za cel. Jego najgorszym dowcipem był finansowy bałagan, który teraz musiała uporządkować. Ale nawet on nie mógłby upozorować tego tragicznego wypadku, w którym zginął. Sawyer spojrzał jej w oczy. - Dasz sobie radę sama? Zagryzła wargę, objęła się ramionami i odwróciła wzrok, unikając jego spojrzenia. - Nic mi nie będzie. Oczy piekły ją z braku snu, a mięśnie bolały od chodzenia w kółko całą noc. Żałowała, że znalazła ten klucz w jego rzeczach osobistych, które odebrała w szpitalu. Gdyby nie znalazła klucza, nie otworzyłaby sejfu. A gdyby nie otworzyła sejfu...
S
Wzięła niepewny wdech, a potem kolejny, próbując opanować panikę. Co teraz?
R
Szukała polisy ubezpieczeniowej, żeby pokryć koszty pogrzebu, a zamiast tego znalazła wyciągi z pustych kont i dziennik, w którym jej mąż napisał, że nigdy jej nie kochał i że szukał przyjemności w ramionach innych kobiet, tak fatalną była kochanką. Skatalogował wszystkie jej wady z okrutną szczegółowością. - Lynn? - Sawyer uniósł jej podbródek dotknięciem ręki. - Czy mam dziś z tobą zostać? Mogę przespać się w gościnnym. Nie, nie możesz. Przeprowadziła się do pokoju gościnnego wiele miesięcy temu i gdyby znalazł tam jej rzeczy, dowiedziałby się, że nie wszystko w domu Rigganów było w porządku. Nie chciała mówić Sawyerowi, że między nią i Brettem psuło się od miesięcy i że podejrzewała męża o romans. Rozmawiała nawet z prawnikiem na temat rozwodu, ale Brett zrzucił problem na swoje przepracowanie i namówił ją, żeby dała mu jeszcze jedną szansę. Mimo że w głębi duszy była temu przeciwna, dała się przekonać, że dziecko ich zbliży. Wtedy poszli do łóżka ostatni
raz. Chwilę przed tym, zanim znalazła dowód jego niewierności, straciła panowanie nad sobą i wyrzuciła go z domu. Parę minut później zginął w wypadku. - Nie, wszystko w porządku. - Jej głos załamał się przy ostatnim słowie i przeszedł ją dreszcz. Nie miała pieniędzy, nie miała pracy, zalegała z płatnościami za dom i samochód i nie wiedziała, jak je uregulować. I jakby to nie wystarczyło... Poczuła, że znalazła się na krawędzi załamania. Przycisnęła dłoń do brzucha, modląc się, żeby zbliżenie z mężem, które miało miejsce trzy dni temu, nie zaowocowało potomkiem. Kochała dzieci, zawsze chciała mieć dużą rodzinę, ale teraz nie wiedziała, jak ma utrzymać siebie, a co dopiero dziecko. Sawyer objął ją, przerywając to pasmo użalania się nad sobą. Po chwili poddała się, położyła głowę na jego ramieniu i egoistycznie wchłaniała jego ciepło i siłę rąk.
S
W pewnym momencie z jej piersi wyrwał się cichy szloch. Zacisnęła zęby i napięła wszystkie mięśnie. Będzie silna, nie podda się.
R
- Ciii - wymruczał z ustami przy jej skroni.
Poczuła ciepło jego oddechu na skórze i dłonie na swoich plecach. Dotarł do niej przyjemny zapach jego wody po goleniu i przeszedł ją kolejny dreszcz. Przerażona, próbowała się uwolnić, on jednak trzymał ją mocno. Poczuła, jak jego piersią wstrząsa łkanie i na jej szyję spływają gorące łzy. Łzy Sawyera. Ścisnęło ją w gardle i ogarnął nagły przypływ współczucia. Sawyer był obok niej, kiedy musiała zidentyfikować ciało Bretta i w trakcie załatwiania wszystkich formalności pogrzebowych. Przez cały czas ukrywał swój ból. Tym bardziej wzruszająca była ta nagła utrata kontroli. - Wszystko będzie w porządku - powtórzyła nic nieznaczące słowa, które tak wiele razy słyszała przez ostatnie kilka dni. - Poradzimy sobie z tym, Sawyer. Objęła go i poklepała po plecach. Szeptała mu uspokajające słowa do ucha, ale wiedziała, że nic, co powie lub zrobi, nie zmieni przeszłości. Nie mogła sprowadzić Bretta z powrotem.
Sawyer przyciągnął ją mocniej do siebie. Pochylił głowę i ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi. To nie była jego wina, że jej od dawna skostniałe ciało źle zinterpretowało jego pocieszający gest. Mężczyzna zadrżał, próbując odzyskać kontrolę nad emocjami. Rozluźnił uścisk, wyprostował się i odsunął. Przejechał dłonią po twarzy i skrzywił się. - Przepraszam. - W porządku. Widok tego silnego mężczyzny w takim stanie wzruszył ją. Wspięła się na palce, żeby pocałować go w policzek, ale on nagle odwrócił głowę. Ich nosy i policzki otarły się o siebie i serce Lynn podskoczyło. Jak mogła w ten sposób na niego reagować, skoro nie reagowała tak na swojego męża? Poczuła wstyd. Przypomniała sobie ostatnie słowa Bretta. „Zimna kobieta". Nie była zimna,
S
dopóki jej nie zranił, egoistycznie biorąc to, czego pragnął, i nie troszcząc się o jej przyjemność. Potem coś kuliło się w niej za każdym razem, kiedy jej dotykał.
R
Przerażała ją intymna strona ich małżeństwa, ponieważ oznaczała dla niej porażkę jako żony i kobiety.
- Chcę zapomnieć - dotarł do niej udręczony szept Sawyera, osłabiając zaporę, którą stworzyła między swoimi uczuciami i światem. - Wiem. Ja też. - Pogłaskała niepewną ręką bruzdę, którą smutek wyrzeźbił na jego twarzy. Pod opuszkami poczuła popołudniowy zarost. Ich usta dzieliły tylko centymetry. W oczach Sawyera dostrzegła zaskoczenie, a potem coś innego - coś, co ją rozgrzewało, przerażało, co sprawiało, że serce biło mocniej. Sawyer zamknął na chwilę oczy. Zanim zdążyła się odsunąć, chwycił ją za łokcie i przycisnął usta do jej warg. Zesztywniała, zaskoczona, ale jeszcze bardziej zdziwiła ją własna reakcja. Nagły przypływ pożądania przeniósł ją w czasie do ostatniej randki z Sawyerem, kiedy myślała, że to właśnie on jest „tym jedynym". Do czasów przed tym, zanim jej serce zostało złamane i Brett pojawił się w jej ży-
ciu. Kiedy czuła się piękna i pożądana, a nie brzydka i niechciana. Kiedy jej życie wciąż było pełne nadziei. Sawyer odsunął się i ich spojrzenia spotkały się na jedną chwilę. Podniósł niepewnie rękę, żeby pogładzić ją delikatnie po twarzy. Powoli, jakby dawał jej czas na sprzeciw, pochylił głowę i zaczął całować jej czoło i policzki. Dość tego szaleństwa, pomyślała, ale ten dotyk budził ją do życia, tak jakby odsuwał kamień zawalający wejście do jaskini, w której jej dusza spędziła ostatnie cztery lata. Poczuła, jak przepływa przez nią gorąco, rozgrzewając jej ciało, które pogrążyło się w odrętwieniu po licznych gorzkich komentarzach jej męża. Sawyer dotknął lekko wargami jej ust. Lynn nie zaprotestowała, zaskoczona. Była przyzwyczajona do władczych pocałunków Bretta i nie wiedziała, jak poradzić sobie z delikatną perswazją Sawyera. Z wahaniem przyjęła pocałunek i wtedy
S
jego ręce objęły ją mocniej. To powinno się skończyć. Teraz. - Każ mi przestać - szepnął Sawyer, ale ręce, które przesunął na jej pośladki, zaprzeczały jego słowom.
R
Nie mogła go odepchnąć, nawet gdyby zależało od tego jej życie. Była zbyt słaba. Głód, z jakim ją całował, powinien ją przerazić, ale zamiast tego sprawiał, że pragnęła dużo więcej. Kiedy dotknął jej piersi, wydała z siebie stłumiony jęk. Kolanami rozsunął jej uda tak szeroko, jak na to pozwalała sukienka. Czuła rosnące pożądanie. Zsunął z ramion marynarkę, odrzucił ją na bok i znów sięgnął po Lynn. Wysunął spinki z jej włosów, pozwalając im opaść falą na ramiona. - Lynn... Jego ręce powędrowały na jej uda i wsunęły się pod skraj sukienki. Dotyk jego palców przez cienki jedwab bielizny palił ją jak ogień. Podwinął sukienkę, długie palce dotknęły jej skóry z delikatnością, która sprawiła, że zapomniała o całym świecie. Zamknęła oczy.
Po chwili Sawyer wziął ją na ręce i przeniósł na schody, sadzając na stopniu. Zsunął jedwabny materiał do końca, ukląkł między jej kolanami. Część jej umysłu zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie, jeśli teraz tego nie zatrzyma. Powinna to zrobić, ale całe jej ciało dygotało w oczekiwaniu. Po raz pierwszy od dawna czuła się jak kobieta. Zamiast odepchnąć Sawyera, przyciągnęła go do siebie, pomagając mu zsunąć spodnie ze szczupłych bioder. Dotknęła gładkiej skóry jego brzucha. Oparła się plecami o stopnie, a on całował ją zapamiętale. Poczuła, jak wchodzi w nią jednym, głębokim pchnięciem. Poruszając się najpierw powoli, a potem coraz szybciej wprawił jej ciało w rytm zmierzający ku nieznanej rozkoszy. W końcu osiągnęła szczyt. Wchodził w nią głęboko, za każdym razem głębiej. Odnalazł jej usta i wpił się
S
w nie. Uniósł wyżej biodra. Lynn poczuła, jak to cudowne uczucie budzi się w niej po raz kolejny, i wygięła się w łuk. Nagle obydwoje krzyknęli, kiedy ogarnęła ich rozkosz.
R
Opadł na nią. Czując spełnienie, Lynn przycisnęła usta do jego szyi, smakując słoność skóry. Położyła dłoń na piersi Sawyera i spróbowała zrozumieć, co się właśnie stało. I dlaczego teraz, z Sawyerem? Każda komórka w jej ciele pulsowała życiem. Otępienie, które towarzyszyło jej od lat, znikło. Kochanie się z Brettem jeśli w ogóle można to było tak nazwać, nie miało nic wspólnego z tą desperacką namiętnością. Nawet w tym szaleństwie Sawyer postarał się, żeby zapewnić jej przyjemność. Jednak, zanim jeszcze jej ciało ochłonęło, poczuła wyrzuty sumienia. Sawyer czuł, jak koszula klei się do pokrytej potem skóry. Jego serce biło mocno, a płuca walczyły o oddech. Lynn położyła dłoń na jego piersi. Spojrzała na obrączkę na swoim palcu, zamknęła oczy i pochyliła głowę. Co on najlepszego zrobił? Jak mógł w taki sposób wykorzystać wdowę po swoim bracie? Nagle otrzeźwiony wstał, ale nogi ugięły się pod nim. Zawstydzony
utratą kontroli zapiął spodnie. W pośpiechu omal nie przyciął sobie palców suwakiem. - Przepraszam, Lynn. To nie powinno się stać. - Słowa ledwo wydobyły się z zaciśniętego gardła. Nie patrząc na niego, wstała i poprawiła na sobie sukienkę. Drżącymi palcami przyczesała potargane jasne włosy. - W porządku, Sawyer. Obydwoje cierpieliśmy i musieliśmy zapomnieć o tym na chwilę. To już się nie powtórzy. - Napięcie w jej głosie i bladość twarzy zaprzeczały tym słowom, wypowiedzianym zwyczajnym tonem. - Chcesz zapomnieć o tym, co właśnie się stało? - To niemożliwe. Jak mógł zapomnieć jedwab skóry pod swoimi dłońmi albo słodki smak jej ust? - Tak, proszę - wyszeptała.
S
- Jeśli nie bierzesz pigułek, to może okazać się, że nie będziemy mogli o tym zapomnieć. Nie zabezpieczyłem się. Przepraszam. Jeśli to jakieś pocieszenie, to
R
nigdy nie zachowałem się tak beztrosko.
Zamknęła oczy. Cienka czarna sukienka podkreślała jej wspaniałe kształty. Weź się w garść, Riggan. To żona twojego brata. - Lynn, czy bierzesz środki antykoncepcyjne? Zacisnęła usta w wąską linię. Jej broda zadrżała. - Jestem zmęczona. Chciałabym odpocząć. Poczuł, jak niepokój ściska mu żołądek. - Lynn? Spojrzała na niego. - Nie mogę powiedzieć ci tego, co chcesz usłyszeć. Nie biorę pigułek i... nie jest to najlepszy czas. Chwycił ją za ramiona. - Co takiego? Możesz teraz zajść w ciążę?
Z jej twarzy odpłynęły wszystkie kolory, podkreślając ciemne obwódki dookoła oczu. Poczuł nagle potrzebę przytulenia jej, pocieszenia, ale zamiast tego puścił ją, włożył ręce w kieszenie i odsunął się. Lynn podniosła drżącą rękę i położyła ją na brzuchu. - Brett i ja chcieliśmy mieć dziecko i... - Pochyliła głowę. Zanim jej włosy opadły, zasłaniając twarz, zdążył jeszcze dostrzec rumieniec na jej policzkach. Dzień, w którym umarł, to był pierwszy dzień okresu płodnego. Sawyer poczuł mdłości. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? Pochował swojego młodszego brata, kochał się z jego żoną i być może ona zaszła teraz w ciążę. A potem dotarło do niego znaczenie jej słów. Ona i Brett chcieli mieć dziecko. Brett był jego jedyną rodziną i być może jego potomek rósł teraz w łonie Lynn. Może zostanie wujkiem.
S
Albo ojcem. Przełknął ślinę i próbował oddychać mimo ogarniających go duszności. To pierwsze byłoby błogosławieństwem, a to drugie przekleństwem.
R
Chociaż z drugiej strony podobała mu się myśl, że Lynn mogłaby urodzić jego dziecko. Sam nie wiedział, co myśleć.
Powinien wyjść, wynosić się stąd jak najszybciej, dopóki nie pogorszy całej sytuacji. Nie mógł jednak wyjść, nie wiedząc, czy Brett zatroszczył się o Lynn. - Zostałem z tyłu, ponieważ chciałem zapytać, czy ubezpieczenie Bretta wystarczy na utrzymanie ciebie... i dziecka. Nastąpiła długa cisza. - Polisa Bretta jest nieważna. Wspaniale. Jego brat nigdy nie przejmował się przyziemnymi szczegółami. - Co zrobisz? Przestąpiła z nogi na nogę, co przypomniało mu, że pod sukienką była zupełnie naga. - Wolałabym teraz o tym nie rozmawiać. Zacisnął pięści, sfrustrowany.
- Nie próbuję być wścibski. Wiem, że jesteś zmęczona i to był trudny dzień, do czego i ja się przyczyniłem, ale nie wyjdę, dopóki nie dowiem się, że masz wystarczająco dużo pieniędzy, żeby pokryć wszystkie najpilniejsze wydatki. - To nie jest twój problem. Jeśli będę musiała, to znajdę pracę. - Jaką? - Nie wiem. Mogę znowu być kelnerką. Lynn była kelnerką w kafejce w Chapel Hill, kiedy spotkali się cztery i pół roku temu. Spodobał mu się jej słoneczny uśmiech, błękitne oczy i jasne włosy. Na początku była bardzo nieśmiała, ale oczarowała go swoją ambicją i odwagą. Lynn miała marzenia - i to była ich wspólna cecha. Zastanawiał się miesiącami, zanim zaprosił ją na randkę. Była dla niego za młoda, ale nie mógł się jej oprzeć i w końcu się z nią umówił. Spotkali się kilka
S
razy, a potem popełnił drugi największy błąd w swoim życiu. Przedstawił ją bratu. W pewnym momencie musiał nagle wyjechać służbowo na dłuższy czas, a kiedy
R
wrócił, Lynn i Brett byli już po ślubie.
Nie oglądaj się za siebie, Riggan. Nie możesz zmienić przeszłości. Wybrała Bretta.
- Dostaniesz minimalną pensję. Zasługujesz na coś lepszego. - Skończyłam liceum i jeden semestr studiów. Nie mam kwalifikacji. - Powinnaś była skończyć studia. Lynn odwróciła wzrok. - Brett chciał, żebym była w domu. Brett inaczej o tym opowiadał. - Omówiłaś już sprawy finansowe ze swoim księgowym? - To Brett prowadził nasze rachunki. Sawyer poczuł się jeszcze gorzej. Brett był geniuszem marketingu, ale liczby nigdy nie były jego mocną stroną.
- Kiedy spotkasz się z prawnikiem, żeby przejrzeć testament? Musisz wiedzieć, czy masz wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zatrzymać dom i samochód. Przycisnęła dłoń do czoła. Miał ochotę pogładzić jej potargane loki, ale zamiast tego wsunął ręce głębiej w kieszenie. - Spotkam się z nim w ciągu kilku dni, ale przejrzałam rachunki i z pieniędzmi będzie krucho, dopóki nie sprzedam domu. Jej słowa nie miały sensu. Brett zarabiał bardzo dobrze jako dyrektor marketingu w Riggan CyberQuest. - Chcesz sprzedać dom? Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zobaczył w nich zmęczenie i strach. - Jest dla mnie za duży. - Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?
S
- Dziękuję, ale nic. Skontaktowałam się już z agentem nieruchomości. Przyjedzie, żeby wycenić dom. - Wyglądało na to, że jest zdecydowana wszystko zrobić sama.
R
Ale on był równie zdecydowany, żeby jej pomóc. Był teraz odpowiedzialny za Lynn - zwłaszcza jeśli nosiła w brzuchu dziecko Rigganów. - Możesz wprowadzić się do mnie, zanim znajdziesz sobie coś nowego. Otworzyła szerzej oczy. - Nie, dziękuję. Nie mógł jej winić - w końcu nadużył jej zaufania. Przeczesał dłonią włosy. - To, co się dzisiaj zdarzyło... Nie umiem powiedzieć, jak bardzo tego żałuję. Nie stracę już panowania nad sobą, obiecuję ci. Dlaczego te słowa zabrzmiały jak kłamstwo? I dlaczego Lynn wzdrygnęła się, jakby ją uderzył? Miał ochotę sam sobie przyłożyć. Zamiast tego wyjął portfel, otworzył go. - To wszystko, co mam przy sobie, ale mogę dać ci więcej. Skrzywiła się, a na jej policzki wystąpił rumieniec.
- Czy chcesz, żebym poczuła się jak prostytutka? Zamrugał i poczuł ogarniający go wstyd. - Nie. Myślałem, że może potrzebujesz pieniędzy na jedzenie albo... - Sąsiedzi przynieśli tyle jedzenia, że starczy na cały tydzień. Nic więcej nie potrzebuję. - Chcę ci pomóc... - Wiem, że jesteś przyzwyczajony do opiekowania się Brettem, ale ja mam już dwadzieścia trzy lata, Sawyer. Mogę sama się sobą zająć. Poza tym jestem zmęczona i chciałabym odpocząć. - Otworzyła drzwi wejściowe. - Lynn... - Proszę, idź do domu. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać, więc postanowił się z nią nie spierać.
S
- Pamiętaj tylko, że ta rozmowa nie jest skończona.
R
ROZDZIAŁ DRUGI - Jest gorzej niż myślałam? - Lynn poruszyła się na swoim krześle naprzeciwko biurka pana Allena, doradcy od nieruchomości. Wbiła paznokcie we wnętrze dłoni i przygryzła dolną wargę. Od tej całej terminologii prawniczej kręciło jej się w głowie. Starszy mężczyzna spojrzał na nią ponuro zza swoich okularów w drucianych oprawkach. - Posiadłość pani męża jest poważnie zadłużona, pani Riggan. Musi pani posprzedawać wszystko, żeby pokryć długi. Z tego, co zdążyłem się zorientować, pozostanie pani tylko trzydzieści procent udziałów w Riggan CyberQuest. - Czy powinnam wobec tego sprzedać udziały Bretta?
S
- Tak, jeśli chce pani mieć z czego żyć. Ale wie pani o tym, że szwagier ma prawo pierwokupu?
R
- Tak. Myślę, że Sawyer chętnie kupi udziały brata. - Ma pani też prawo sprzedać dom i radzę zrobić to, zanim sprawą zainteresuje się bank, ponieważ raty kredytu od dawna nie są spłacane. Polecę pani kilka osób, które zajmują się wyceną. Pomogą sprzedać również część wyposażenia. To wszystko wydawało jej się teraz nierealne. Może jednak dzięki udziałom Bretta uda jej się zacząć od początku i zdobyć wykształcenie, tak żeby mogła sama na siebie zapracować. - Przedstawiła pani dowody zapłaty za pogrzeb - kontynuował prawnik - ale pieniądze nie zostały wycofane z żadnego z pani kont bankowych. - Nie. Zwróciłam prezent, który mój mąż kupił ostatnio dla... mnie i stąd miałam pieniądze. Czy gdyby wątpliwości na temat pogodzenia się z nim nie wyciągnęły jej z łóżka po ich intymnym zbliżeniu, dowiedziałaby się kiedykolwiek o kochance Bretta?
Podniosła garnitur męża z podłogi tak samo, jak robiła to już setki razy, ale tym razem wypadło z niego pudełko na biżuterię, potoczyło się po podłodze i otworzyło, ukazując pierścionek z ogromnym diamentem. Wzruszyła się - pierścionek wprawdzie się jej nie podobał, ale wierzyła, że ten prezent oznacza nowy początek w ich małżeństwie. Jednak napis wygrawerowany wewnątrz zburzył wszelkie nadzieje. „Dla Niny z miłością. Brett". Okazało się, że jej najgorsze obawy były prawdą. Brett wymyślił historyjkę, że kupił pierścionek dla niej, ale doszedł do wniosku, że nie jest w jej stylu. Twierdził, że miał zamiar go zwrócić następnego dnia i pokazał jej nawet dowód zakupu. Najgorsze było to, że gdyby nie przeczytała wygrawerowanego napisu, zapewne znów uwierzyłaby w jego kłamstwa. Twierdził, że jubiler się pomylił, ale ona już wiedziała, że on kłamie.
S
Gdyby nie była tak rozwścieczona własną naiwnością i nie zaczęła na niego krzyczeć, czy wciąż by żył? Kazała mu wynosić się z domu, przysięgając, że na-
R
stępnego dnia dostanie pozew rozwodowy. Wybiegł wściekły, a niecałą godzinę później policja zastukała do jej drzwi z wiadomością, że jej mąż nie żyje. Kiedy stało się jasne, że nie ma pieniędzy, żeby zapłacić za pogrzeb, zwróciła pierścionek jubilerowi. Prezent dla jego kochanki wart był ponad dziesięć tysięcy dolarów. Jej pierścionek, prosty i skromny, kosztował tylko sto dolarów, co dobitnie mówiło o tym, jak wysoko Brett ją cenił. Jak mogła być tak ślepa? Jak mogła być tak głupia? - Pani Riggan? - Cichy głos prawnika przerwał tok jej myśli. - Tak? - Wyprostowała się. - Mam jeszcze jedną radę. Niech pani jak najszybciej znajdzie jakąś pracę.
Lynn cały czas starała się go unikać, ale dzisiaj jej się to nie uda. Musi się z nią w końcu zobaczyć.
Był niedzielny poranek i Sawyer postanowił pojechać do niej do domu. Przez ostatni tydzień zostawił kilkanaście wiadomości na jej automatycznej sekretarce, ale nie oddzwaniała. Jak miał się nią zaopiekować, skoro nie mógł z nią porozmawiać i dowiedzieć się, czego potrzebuje? Postanowił dać jej trochę czasu, ponieważ wspomnienie smaku jej ust, delikatnej skóry i namiętności, która ich połączyła, wciąż nawiedzało jego sny. Nie chciał jednak, żeby unikała go w nieskończoność. Skręcił w ulicę, przy której stał dom jego brata. Najpierw dostrzegł znak „Dom na sprzedaż" a po chwili drugi - „Wyprzedaż". Poczuł, jak serce mocno bije mu w piersi, kiedy zobaczył rzeczy brata wystawione na trawniku przed domem. Kilkoro ludzi kręciło się między nimi, szukając okazji. Od śmierci Bretta upłynęło
S
zaledwie dziesięć dni, a Lynn najwyraźniej już postanowiła wymazać pamięć o jego istnieniu.
R
Sawyer zatrzymał się przy krawężniku, wysiadł i ruszył w kierunku Lynn. Wyglądała świetnie w jasnożółtych szortach i sweterku bez rękawów. Jej nogi i ramiona były szczupłe i opalone, a wycięty sweterek ukazywał zmysłowy dekolt. Jasne włosy opadały kaskadą na ramiona, a na ustach miała ciemnoróżową szminkę - tę samą, którą scałował z jej ust kilka dni temu. Poczuł przypływ pożądania, ale tym razem gniew nie pozwolił mu się rozwinąć. Spojrzała na niego znad kasetki z pieniędzmi i w jej oczach dostrzegł zmęczenie. - Co ty, do diabła, wyprawiasz? - Udało mu się powstrzymać od krzyku, ale w jego głosie słychać było wściekłość. Lynn przygryzła wargę. - Sprzedaję rzeczy, na które nie będę miała miejsca, kiedy przeprowadzę się do mniejszego mieszkania. - To są książki Bretta, jego kije golfowe, jego ubrania, na miłość boską!
- Przykro mi, Sawyer. Powinnam była powiadomić cię o wyprzedaży. - Wystawiłaś wszystko, co do niego należało! Lynn skrzywiła się i spojrzała przez ramię, uświadamiając mu, że kilka osób stanęło niedaleko nich i przysłuchiwało się rozmowie. Chwycił ją za łokieć i odprowadził na bok. - Zostawiłam wszystko, co chciałbyś zatrzymać. - Spojrzała na niego łagodnymi, współczującymi oczyma. - Jeśli jest tu jeszcze coś, o czym nie pomyślałam, to możesz to zabrać. - Nie o to chodzi. To wygląda, jakbyś chciała wymazać Bretta z pamięci. Uwolniła ramię z jego uścisku. - Moje wspomnienia są tutaj. - Dotknęła skroni. - Tamto to tylko rzeczy. Przeszedł kilka kroków i wrócił.
S
- Dlaczego tak bardzo próbujesz go zapomnieć? - Nie próbuję - odparła i znów przygryzła wargę. - Jest kilka długów, które muszę spłacić. - Jakich długów? - Poradzę sobie z tym.
R
- Lynn, nie mogę ci pomóc, nie wiedząc, o co chodzi. - Mówiłam ci już, że nie potrzebuję pomocy - westchnęła. - Głównie chodzi o raty kredytowe, ale jako administrator nieruchomości mogę sprzedać trochę rzeczy. Czy Brett nie nauczył się niczego z czasów, kiedy było im tak trudno po śmierci rodziców? A może to Lynn chciała mieć luksusowe samochody i luksusowy dom? Po ślubie z jego bratem zaczęła nosić się inaczej - obcisłe sukienki, wymanikiurowane paznokcie, różne kolory włosów... Poczuł, jak coś ściska go w żołądku, a w ustach pojawił się gorzki smak. Brett opowiadał, że za każdym razem, gdy Lynn zmienia kolor włosów, to jakby kochał się z inną kobietą. Seksowna brunetka, kasztanowa kusicielka, blond anioł. To jak zdrada, a jednak nie zdrada, mówił puszczając do niego oko, a w Sawyerze zawsze
wtedy coś się zaczynało gotować. Kiedyś myślał, że on i Lynn mają wspólną przyszłość, ale to było w czasie, zanim ona zignorowała jego list i poślubiła jego brata. Sawyer wolał, kiedy Lynn była blondynką - to był naturalny kolor jej włosów. Podobała mu się wtedy, gdy była kelnerką, kiedy po pracy zamieniała swój uniform na dżinsy i podkoszulek. Oczywiście, podobały mu się jej kształty, podkreślane przez ubranie, ale wolał, kiedy kobieta pozostawia coś wyobraźni. - Ile musisz spłacić? Zacisnęła usta w wyrazie zdecydowania i uniosła brodę. - Jestem teraz zajęta. Czy możemy o tym porozmawiać później? Kilka osób stało w oczekiwaniu, jakby mieli zamiar coś kupić. - O której to się skończy? - O trzeciej przyjdzie syn sąsiadów i pomoże spakować mi to, czego nie sprzedam. - W takim razie wrócę tutaj wieczorem.
R
S
Udawaj, że się nic nie stało. Udawaj, że mężczyzna idący wzdłuż twojego podjazdu nie dał ci więcej przyjemności w ciągu pięciu minut niż twój mąż w ciągu czterech lat.
Lynn stała na bocznej werandzie z płonącymi policzkami. Była tchórzem. Najpierw z niepokojem obserwowała Sawyera przez okno, a potem wybiegła kuchennymi drzwiami, zanim skierował się do głównego wejścia. Nie była w stanie spotkać się z nim w holu. Granatowa koszulka polo podkreślała jego umięśnioną klatkę piersiową. Krótkie rękawy ukazywały pięknie rzeźbione i opalone ramiona. Szorty koloru khaki okrywały twarde uda, na twarzy miał popołudniowy zarost. Lynn zacisnęła pięści, kiedy przypomniała sobie dotyk jego brody na swojej szyi. Właśnie straciła męża i nawet mimo tego, że dawno już przestała go kochać, nie powinna tak reagować na Sawyera i jego dobrze zbudowane ciało. Zawstydzo-
na, pochyliła głowę i potarła kciukiem obrączkę, mając nadzieję, że rumieniec szybko zniknie z jej twarzy. - Unikałaś mnie - powiedział bez wstępów. Poczuła ukłucie poczucia winy. - Byłam zajęta, cały zeszły tydzień zajmowałam się papierami dotyczącymi domu i jego wyceny. W jego wzroku pojawiła się troska, która zmiękczyła twarde rysy przystojnej twarzy. - Jak się trzymasz? Lynn poczuła ucisk w gardle. - W porządku. A ty? Wzruszył ramionami. Typowy mężczyzna, który nie chce przyznać się do te-
S
go, że ma uczucia. Jej ojciec, policjant, był taki sam - zwłaszcza po tym, jak umarła jej matka.
R
- Wejdź. - Poprowadziła go przez garaż do kuchni. Mimo że stanęła tyłem do łukowatego przejścia prowadzącego do holu, jej serce biło mocniej. Skupiła się na swoich rękach, starając się nie rozsypać kawy na granitowy blat. Potem nalała wody do ekspresu i włączyła go. Przyciskając dłoń do żołądka, próbowała zignorować ogarniające ją uczucie przerażenia. - Kawa będzie gotowa za kilka minut. - Ile jesteś winna? - zapytał. Lynn zrobiła krok do tyłu i stanęła przy okrągłym okienku wychodzącym na niewielkie podwórze z tyłu domu. Zaczęła poprawiać stojące pod oknem kwiatki, urywając suche listki i przestawiając doniczki. - Ile, Lynn? - powtórzył. - To naprawdę nie jest twój problem, Sawyer. Pochylił się, opierając się dłońmi o stół. Widać było, jak zaciska szczękę.
- To jest mój problem, jeśli chcesz sprzedać udziały w firmie, żeby pokryć długi. - Właśnie chciałam ci odstąpić udziały Bretta. Zmarszczył brwi i przeczesał dłonią włosy. - Nie mogę teraz ich kupić. Firma ma pewne trudności. Lynn poczuła chłód. Te udziały były jej całym majątkiem. Jeśli firma zbankrutuje, będą bezwartościowe. - Ale ja potrzebuję pieniędzy, żeby zacząć wszystko od nowa, kiedy już sprzedam dom. - Musisz być cierpliwa. Próbuję polepszyć sytuację firmy. Jeśli sprzedasz je teraz, dostaniesz jedynie małą część tego, co są warte. Gdzie chcesz się przeprowadzić?
S
Lynn przycisnęła dłoń do lewej skroni, tam gdzie zaczynał się ból głowy. - Moja ciotka powiedziała, że mogę zamieszkać u niej, dopóki nie stanę na nogach.
R
- Na Florydzie? Jeśli szukasz mieszkania, za które nie musiałabyś płacić, to wprowadź się do mnie. Mam dużo miejsca. Jego oferta kusiła ją i odrzucała jednocześnie. Kochała to małe miasteczko uniwersyteckie z jego stromymi wzgórzami, krętymi drogami i przyjacielską atmosferą, a dom Sawyera w zabytkowej dzielnicy miał charakter i wdzięk, których brakowało jej nowszemu domowi. Kiedy skończy go odnawiać, jego dom będzie cudowny. Uwielbiała pokoje z wysokimi sufitami i wysokie okna wychodzące na duży ogród. Ale Sawyer sprawił, że straciła panowanie nad sobą. Gdyby zamieszkała z nim, mogłaby powtórzyć ten błąd. - Dziękuję, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Szukasz pracy?
- Tak. - Próbowała coś znaleźć przez ostatnie trzy dni, ale studenci wyjechali z miasta na wakacje, a miejscowi przedsiębiorcy ograniczyli liczbę zatrudnionych, żeby dostosować się do zmniejszonych obrotów. - Możesz pracować u mnie. Spojrzała przez okno. Nie chciała spotykać się z Sawyerem każdego dnia i za każdym razem przypominać sobie, że rzuciła się na niego jak kobieta desperacko pragnąca uczucia. - Nie znam się na oprogramowaniu komputerowym. Sawyer podszedł bliżej i stanął tuż za nią tak, że mogła dostrzec jego odbicie w szybie. Położył dłoń na jej ramieniu, a ona odwróciła się twarzą do niego. Gorąco jego dłoni przenikało przez sweter, ogrzewając jej skórę. Przełknęła ślinę i spojrzała mu w oczy. W jego wzroku dostrzegła współczucie, frustrację i ogień. Tak jak
S
ona, nie zapomniał o tym, co się między nimi zdarzyło. Poczuła rosnące napięcie. - Lynn, mogę dać ci wystarczająco dużo pieniędzy, żebyś mogła pokryć bie-
R
żące wydatki, albo mogę dać ci pracę. Wybór należy do ciebie. Ale nie chcę, żebyś wyjeżdżała z Chapel Hill, zanim będę pewien, że nie nosisz dziecka Bretta... albo mojego.
Dziecka Sawyera. Jej serce zabiło szybciej. Wzięła uspokajający oddech. Przeprowadzić się na Florydę sama lub z dzieckiem Bretta to jedna rzecz. Zabrać Sawyerowi jego dziecko to druga rzecz. - Dziękuję, ale wolałabym uczciwie na te pieniądze zarobić. - Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w twarz i rozciągnęła usta w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Nie była w stanie zrobić więcej. - Chcę pomóc. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do niego twarzą. - A ja chcę prawdziwej pracy, a nie takiej, którą dla mnie stworzysz z litości.
- To jest prawdziwa praca. Opal, moja asystentka, potrzebuje pomocy. Asystentka Bretta odeszła kilka miesięcy temu i Opal od tamtej pory musi sobie radzić z pracą swoją i Niny. Lynn wstrzymała oddech i poczuła narastające mdłości. Nina. Kochanka Bretta. Czy Sawyer wiedział o ich romansie? Czy skłamałby, żeby chronić brata? Pomimo zamętu w głowie próbowała jednak wymyślić jakąś rozsądną odpowiedź. - Nie mam doświadczenia. - Nauczysz się. - Wyraz twarzy Sawyera zapowiadał sprzeczkę, jeśli Lynn odrzuci jego ofertę. Sprzeczkę, na którą nie miała teraz sił. - Pomyślę o tym. A teraz proszę, usiądź przy stole. Chcę ci coś pokazać, muszę tylko pójść po to na górę.
S
Sawyer zamknął na chwilę oczy, po czym podniósł wieczko taniego, drewnianego pudełka, stojącego przed nim na stole. Złoto, srebro i inne szlachetne me-
R
tale leżały w środku wrzucone byle jak. - Ty je tu spakowałaś?
- Nawet nie wiedziałam, że Brett ma to pudełko, zanim zaczęłam szukać testamentu. Znalazłam je na dnie szafy, zobaczyłam twoje imię wygrawerowane na kilku rzeczach i pomyślałam, że to cię może zainteresować. Nie chciałam sprzedawać czegoś, co ma dla ciebie wartość sentymentalną. - Nie znalazłaś testamentu? - Nie. Mój adwokat sprawdził jeszcze w sądzie, w banku i we wszystkich możliwych miejscach, ale nic nie znalazł. Kolejny szczegół, o którym zapomniał jego brat. Sawyer ostrożnie wydobył z poplątanej masy złoty zegarek na łańcuszku i przesunął kciukiem po wygrawerowanym imieniu. Ogarnęły go ciepłe wspomnienia - kiedyś oglądał ten zegarek z ojcem i czekał na dzień, w którym go dostanie.
- Ten zegarek kieszonkowy należał do mojego pradziadka, pierwszego Sawyera Riggana. - Skąd wziął się w posiadaniu Bretta? - Poprosił mnie o niego. - Ale dlaczego mu to dałeś, skoro to miało należeć do ciebie? - Byłem mu to winny. - To był dług, którego nigdy nie byłby w stanie spłacić. - Co byłeś mu winny? Czy Brett jej nie powiedział? - Zabiłem naszych rodziców. Uniosła brwi ze zdziwieniem. - Twoi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. - Ja siedziałem za kierownicą. Współczucie zmiękczyło jej spojrzenie.
S
- Myślałam, że to pijany kierowca przejechał na czerwonym świetle.
R
- Tak było, ale gdybym nie ruszył natychmiast, jak tylko światło zmieniło się na zielone, i gdybym rozejrzał się, zanim przyspieszyłem... Podeszła do stołu, usiadła na krześle po jego prawej stronie i położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści.
- Sawyer, ten wypadek to nie twoja wina. Brett pokazywał mi artykuł w gazecie. Tamten kierowca jechał bez świateł. Nie mogłeś go widzieć. Jej dotyk palił mu skórę. Wziął głęboki oddech. Lynn zabrała szybko rękę i schowała ją pod stołem, tak jakby żałowała swojego gestu. Od śmierci Bretta Lynn przestała używać mocnych perfum i mógł teraz czuć jej zapach. Lekki aromat miodu unoszący się dookoła niej był dziesięć razy skuteczniejszy niż jakiekolwiek perfumy. Przestała też układać włosy we fryzury seksownego kociaka. Dzisiaj spływały lekkimi falami na jej ramiona. Miał ochotę zburzyć jej włosy tak jak tego dnia, kiedy kochali się na schodach. Nie, nie kochali. Uprawiali seks.
Odchrząknął i skupił się znowu na pudełku z biżuterią, szukając w nim czegoś, aż znalazł w końcu obrączki ślubne ojca i matki. Zamknął je w dłoni, czując żal po utracie rodziców, jakby to stało się wczoraj a nie wiele lat temu. Przypomniał sobie ostatnie słowa matki. Opiekuj się Brettem. Cokolwiek się stanie, nie pozwól im rozdzielić naszej rodziny. Otworzył dłoń i spojrzał na grawerowane obrączki. Lynn nachyliła się w jego stronę. - Są piękne. To niespotykany wzór. - Brett powiedział, że nie chciałaś nosić obrączki mojej matki. Lynn uniosła brwi ze zdziwienia. - Nigdy wcześniej tych obrączek nie widziałam. Sawyer podniósł mniejszy krążek. - Nie podarował ci tego?
S
W jej błękitnych oczach dostrzegł ból i po chwili odwróciła wzrok.
R
- Nie. Może chciał je trzymać razem. Wiesz, że Brett postanowił, że nie będzie nosił obrączki.
To nie miało sensu. Brett błagał go o zegarek i obrączki, a wyglądało na to, że nigdy żadnej z tych rzeczy nie używał.
Delikatny, srebrny zamykany naszyjnik przykuł jego uwagę. Odłożył obrączki na bok i sięgnął po niego. Kiedy go otworzył, okazało się, że w środku są dwa zdjęcia - jego jako niemowlaka i Bretta jako trzylatka. - To należało do mojej matki. Zawsze chciała to dać swojej wnuczce. Spojrzał jej w oczy, a potem przesunął wzrokiem po jej piersiach. Poczuł ucisk w gardle i znów spojrzał w oczy Lynn. Zagryzła wargę, na której dawno już nie było szminki. Przez moment ogarnęła go przemożna ochota, żeby pochylić się w jej stronę i dotknąć ustami jej miękkich warg. Wziął głęboki oddech i odchylił się do tyłu na krześle. Nie był w stanie nazwać uczuć, które nim targały. Strach? Ekscytacja? Przerażenie? Oczekiwanie?
Lynn zacisnęła dłonie na brzegu stołu, aż zbielały jej palce, po czym wstała i zaniosła swój kubek do zlewu. - Jeśli będziesz pewnego dnia miał córkę, to jestem pewna, że będzie chciała to nosić. Jest prześliczny. Inne rzeczy w pudełku miały mniejszą wartość, chociaż Sawyer odnalazł swój ulubiony scyzoryk, o którym myślał, że go zgubił w liceum, i bransoletkę, którą dostał od byłej narzeczonej. Skąd się wzięły u Bretta? I dlaczego wrzucił te wszystkie rzeczy do taniego pudełka jak śmieci? Lynn stanęła za nim. - To są twoje wspomnienia, Sawyer. Powinny pozostać w twojej rodzinie. - Rodzina Rigganów zakończy się na mnie, chyba że w twoim łonie rośnie kolejne pokolenie. Kiedy będziesz wiedziała, czy jesteś w ciąży?
S
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma, po czym odwróciła wzrok. Jej twarz pobladła tak nagle, jak wcześniej się zarumieniła.
R
- Za jakiś tydzień, ale nie róbmy z tego problemu. - Powiedz mi, jak tylko się dowiesz. - To nie była prośba. Zawahała się przez moment, ale odpowiedziała: - Dobrze. - Chcesz urodzić to dziecko? W jej oczach pojawiło się zmęczenie. Wzięła głęboki oddech. - Zawsze chciałam mieć dzieci, ale to jest chyba najgorszy moment. Zwłaszcza że nie wiem kto... - Przygryzła wargę i pochyliła głowę. - Pomogę ci, Lynn. Bez względu na to, czyje to będzie dziecko. Nie wyglądała na uspokojoną.
ROZDZIAŁ TRZECI Ładnie ubrana kobieta po pięćdziesiątce pilnowała drzwi z napisem „Sawyer Riggan. Dyrektor" wygrawerowanym na tabliczce. Lynn przełknęła ślinę i przestąpiła próg biura. - Dzień dobry. Nazywam się Lynn Riggan. Chciałabym zobaczyć się z Sawyerem. Kobieta spojrzała na nią badawczo, wprawiając Lynn w zakłopotanie. Miała ochotę poprawić fryzurę i wygładzić szmaragdową obcisłą sukienkę. Nie znosiła ubrań, które wybrał dla niej Brett. Jednak dopóki nie będzie miała pieniędzy, żeby kupić sobie coś nowego, będzie musiała chodzić w tym, co ma. Kobieta wstała.
S
- Nazywam się Opal Pugh. Jestem asystentką pana Sawyera. Bardzo mi przykro z powodu pani straty.
R
- Dziękuję. Miło mi panią poznać.
- Zobaczę, czy Sawyer jest wolny. - Opal zapukała do drzwi jego gabinetu i znikła w środku.
Lynn nie mogła znieść myśli, że zależy od Sawyera, ale wszędzie gdzie się zgłaszała, odpowiedzi były identyczne. Nie ma wolnych miejsc. Drzwi otworzyły się. Lynn poczuła pustkę w żołądku. Opal gestem zaprosiła ją do środka. - Proszę, niech pani wejdzie. Idąc, czuła, jak drżą jej kolana. Chciałaby móc winić za to tylko swoją niepewną sytuację finansową, ale niestety uczucie to miało też sporo wspólnego z mężczyzną, który podniósł się na jej powitanie zza dębowego biurka. - Dzień dobry, Lynn. - Jego głos był głębszy niż zazwyczaj. Niebieskie oczy przesunęły się po niej powoli. - Dzień dobry. - Poczuła, że się czerwieni.
Sawyer ledwo dostrzegalnym skinieniem głowy poprosił Opal, żeby zostawiła ich samych. Drzwi zamknęły się za nią i nagle pokój wydał się mniejszy, bardziej intymny. - Zdecydowałam się przyjąć twoją ofertę pracy... jeśli wciąż jeszcze jest aktualna. - Oczywiście. - Pochylił się nad biurkiem i wyciągnął do niej dłoń. Doszedł do niej zapach jego wody po goleniu. Uwolniła rękę. - Jesteś współwłaścicielką firmy, więc będziemy musieli blisko współpracować. Czy to jest dla ciebie problem? Czy to będzie problem widywać się z nim codziennie? Tak. - Nie. Sawyer usiadł na krześle za szerokim biurkiem i położył palce na blacie. - Kiedy chciałabyś zacząć? Lynn przełknęła ślinę.
R
S
- Dzisiaj? Jutro? Ale najpierw chciałabym spędzić chwilę w biurze Bretta. Współczucie pojawiło się na jego twarzy, a ona poczuła się jak oszustka. Nie była wdową ze złamanym sercem. Opłakała swoje małżeństwo już wiele miesięcy temu. - Wiesz, gdzie ono jest? - Chyba tak. Na drżących nogach przeszła krótkim korytarzem do biura męża i stanęła za biurkiem. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że Sawyer szedł za nią. Była wyjątkowo wyczulona na jego obecność. Sięgnął po szklaną ramkę stojącą na biurku i przypadkowo dotknął jej ramieniem. Lynn wstrzymała oddech i poczuła gęsią skórkę w miejscu dotknięcia. - Poprosiłem Opal, żeby przyniosła kilka pudeł. Pewnie będziesz chciała zabrać rzeczy Bretta do domu. To chyba też.
Wzięła od niego zdjęcie i wpatrzyła się w parę o blond włosach i niebieskich oczach, jakby to byli jacyś nieznajomi, a nie ona i Brett. Jej oczy błyszczały i uśmiechała się, jakby ktoś właśnie zaofiarował jej świat na srebrnej tacy. Jak dawno temu przestała czuć tę nadzieję i szczęście? Wierzyła jednak w przysięgę małżeńską i próbowała naprawić ich związek. Dlaczego nie zauważyła wcześniej, że w oczach jej męża nie było miłości tylko zaborczość? Dlaczego była tak głupia, że nie zauważyła, że jest dla męża tylko dodatkiem? Wymagał od niej, żeby ubierała się zgodnie z jego gustem, prowadziła idealny dom, była idealną żoną, którą się widzi, ale której się nie słyszy. Ale dlaczego właśnie ona? Dziennik męża wyraźnie wskazywał na to, że jego wybór nie był motywowany miłością. Ciepło dłoni Sawyera na jej ramieniu przywróciło ją do rzeczywistości. W
S
jego oczach widziała smutek i troskę. Nie po raz pierwszy zauważyła różnicę między nim i jego bratem.
R
Teraz patrzył na nią, marszcząc brwi.
- Dobrze się czujesz? Mam przysłać kogoś, żeby zajął się pakowaniem? - Nie, sama się tym zajmę. Wszystko w porządku - skłamała i odsunęła się. Patrząc wstecz, zdała sobie sprawę, że źle zaczęło się dziać już w drugim roku jej małżeństwa z Brettem. Zaczął sugerować, że powinna zmienić kolor włosów na ciekawszy, a potem nalegał, żeby powiększyła sobie piersi. Nie zgodziła się na operacje plastyczne, ale zaczęła eksperymentować z włosami. Żaden kolor mu się jednak nie podobał. Tak bardzo chciała mieć rodzinę, którą Brett obiecał jej przez ślubem, tak bardzo chciała mu się podobać i zmienić go z powrotem w mężczyznę, który oczarował ją na pierwszym spotkaniu i wyleczył z rozczarowania po związku z Sawyerem. Nie udało jej się. Strząsnęła z siebie ponure myśli. - Czy mogłabym zostać na chwilę sama?
- Jasne. Sam też tutaj siedziałem. - Ból w głosie Sawyera dotknął ją do głębi. Chciała go przytulić, ale nie zrobiła tego. Jak tylko zamknęły się za nim drzwi, Lynn otworzyła szuflady. Jednak sama nie wiedziała, czego szuka. Inne konta bankowe? Dowody niewierności? Nagle ktoś zapukał do drzwi i Lynn wzdrygnęła się lekko. - Tak? Do środka weszła Opal, niosąc kilka pudeł, które położyła na krześle. - Czy pomóc pani pakować? - Nie, dziękuję. - Sawyer mówi, że szuka pani pracy. Co potrafi pani robić? Chłodny wyraz twarzy i ton kobiety wskazywały, że nie jest zachwycona perspektywą uczenia Lynn.
S
- Pomagałam Brettowi, kiedy przynosił pracę do domu. Potrafię pisać na komputerze i... - Przygryzła wargę, zastanawiając się, czy powiedzieć, że udawała,
R
że zajmuje się dziećmi sąsiadów, a tak naprawdę wymykała się, żeby chodzić na zajęcia, bez wiedzy Bretta. Ale Bretta już nie było. Jej sekrety nie mogły nikogo zranić. - Chodziłam również na zajęcia komputerowe w Orange Tech. Opal zmrużyła oczy, podeszła do komputera i włączyła go. - To dobry początek. Zobaczmy, jak wiele programów jest pani w stanie rozpoznać. Znajome ikony pojawiły się na ekranie i Lynn poczuła, że sobie z tym poradzi. - Używałam większości z nich. - Dobrze by było, gdyby wiedziała pani cokolwiek na temat projektowania broszur promocyjnych: Nad tym Brett pracował przed wypadkiem. - Opal przesunęła okulary na czoło. - Nie znam się na grafice, a projekt wylądował na moim biurku. Muszę to zrobić albo komuś go podesłać.
- Brett pracował nad ulotką w domu, nad swoim laptopie. Kiedy Sawyer kupił nowe oprogramowanie w zeszłym roku, Brett nie bardzo umiał sobie z nim poradzić. Przeczytałam instrukcję i kiedy mąż był w pracy, robiłam różne ćwiczenia, żeby móc zaprezentować mu program. - Chce pani dokończyć tę broszurę? - Mogę spróbować. - Świetnie. Czy będzie pani mogła pracować tutaj? Pliki są już w komputerze. - Tak. - Jeśli mocno skupi się na pracy, to może zapomni, że Sawyer jest na końcu korytarza.
- Nie chcę mieszać w to federalnych, Carter. - Sawyer siedział naprzeciwko swojego współlokatora ze studiów w ich ulubionej restauracyjce. - Chcę wiedzieć,
S
kto okradał moją firmę, i chcę zrobić to dyskretnie. - Nie ma problemu.
R
- Moja bratowa i ja jesteśmy jedynymi właścicielami, ale nie chcę, żeby Lynn dowiedziała się o dochodzeniu. Ma już i tak wystarczająco dużo zmartwień. - Tak, wiem. Przykro mi z powodu Bretta. - Carter przesunął piwo. - Myślisz, że to sprawka kogoś z wewnątrz?
Sawyer próbował zignorować ból w klatce piersiowej, który pojawiał się za każdym razem, kiedy ktoś wspomniał imię brata. Potarł skroń i potrząsnął głową. - Wszystko na to wskazuje, ale jest nas tylko piętnaścioro i jakoś się ze sobą dogadujemy. Nie przychodzi mi do głowy nikt, kto byłby na tyle niezadowolony, żeby sprzedawać sekrety firmy. Albo nie sprawdziłem dokładnie, albo ktoś zostawił fałszywy ślad. - Źle sprawdziłeś? Ty? Nie sądzę. Poza tym na ogół sekrety wynoszą ludzie pracujący w firmie.
Sawyer czuł gorycz w ustach na myśl, że mógł okradać go ktoś bliski. Jadał w domach swoich współpracowników, jeździł z nimi na żagle i chodził na ich śluby. Grali razem w firmowej drużynie baseballowej. - Ufam moim ludziom. Na twarzy Cartera pojawił się sceptycyzm. - No cóż, moja praca polega na tym, żeby dowiedzieć się, czy to zaufanie jest uzasadnione. Ile na tym straciłeś? - Mnóstwo. Mieliśmy wypuścić nowy program za kilka tygodni, ale ktoś nas uprzedził. Co gorsza, wydaje mi się, że nie był to pierwszy przeciek. Mieliśmy inny podobny przypadek kilka lat temu. Sądziłem, że to po prostu pech, ale teraz nie jestem tego taki pewien. Załączyłem to do dokumentów. - Firma to przetrwa?
S
- Tak, jeśli uda nam się powstrzymać wyciek informacji. - Nie martw się, znajdziemy tego człowieka. Na razie potrzebuję nazwisk
R
wszystkich twoich pracowników i chcę wiedzieć, kto ma do czego dostęp. Sawyer dokończył piwo.
- Wrócę do biura i prześlę ci wszystko mailem z prywatnego konta. Naprawdę bardzo ci dziękuję. Jestem twoim dłużnikiem.
Nie była bezużyteczna i udowodni to. Trzy dni to za długo jak na zmaganie się z tą przeklętą broszurką i Lynn zdecydowała, że musi ją za wszelką cenę skończyć przed weekendem. Nie jadła nic od rana. Dobrze by było pójść napić się wody. Wstała i poczuła, jak kręci jej się w głowie. Musiała przytrzymać się biurka, żeby nie stracić równowagi. Och nie, nie mogła teraz się rozchorować. Na niepewnych nogach okrążyła biurko i skierowała się w stronę holu. Jej żołądek znów się odezwał i podziękowała swojej szczęśliwej gwieździe, że biura
były puste i nikt nie widział jej niegodnego biegu w stronę łazienki. Wbiegła do pierwszej kabiny, upadła na kolana i zwymiotowała. Drzwi za nią otworzyły się. Poczuła dreszcz niepokoju, ale nie mogła wstać. - Lynn, wszystko w porządku? Widziałem, jak tutaj biegałaś. Sawyer. Dlaczego musiał zawsze pojawiać się w najgorszym momencie? - Tak, wszystko jest w porządku - wymamrotała nieszczerze. Usłyszała, jak woda spływa do zlewu, a po chwili jego ręka pojawiła się w jej polu widzenia, przykładając jej do czoła mokry i zimny papierowy ręcznik. Wzięła od niego ręcznik z wdzięcznością i odsunęła jego rękę. Cofnął się, ale nie wyszedł na zewnątrz. Po czasie, który wydał jej się długi jak wieczność, mdłości wreszcie minęły. Brzegi kafelków wbijały się jej w kolana, a powiew powietrza z klimatyzatora chłodził skórę. Spuściła wodę w toalecie i powoli wstała.
S
Kolana jej drżały, a w głowie się kręciło. Przytrzymała się chłodnej metalowej ramy drzwi. Sawyer podszedł do niej, objął ją w pasie i podprowadził do zle-
R
wu. Lynn ochlapała twarz wodą, wypłukała usta i wytarła się ręcznikami. Dostrzegłszy swoje odbicie w lustrze, skrzywiła się. Wyglądała niezbyt atrakcyjnie. Tusz do rzęs rozmazał się wokół jej oczu, pozostałości różu wyglądały zbyt rażąco na tle bladej skóry. Niebieska sukienka podkreślała cienie pod oczami. Wspaniale. Starła z twarzy resztki makijażu, po czym odwróciła się do niego. Sawyer przyjrzał się jej uważnie od stóp do głów. - Jesteś w ciąży? Na te słowa wstrzymała oddech. Obliczyła sobie szybko w pamięci i nogi się pod nią ugięły. O, Boże. Przy całym tym stresie związanym ze sprzedażą domu i nową pracą nie zauważyła, że okres jej się spóźnia. A może po prostu nie chciała o tym myśleć. - Nie wiem. - Odwiozę cię do domu. Zatrzymamy się po drodze w aptece i kupimy test ciążowy.
Poczuła słabość. Strach czy podniecenie? Nie wiedziała. - Może to tylko grypa żołądkowa. Nie wyglądał na przekonanego. Najgorsze było to, że ona również w to nie wierzyła. Otworzył drzwi i owiało ją chłodne powietrze. - Weź swoje rzeczy i zamknij komputer. Kiedy ostatnio coś jadłaś? Skrzywiła się i poszła przodem. - Jadłam śniadanie. Sawyer zmarszczył brwi. - Przyniosę ci teraz sok i krakersy, zjesz je w samochodzie. Spotkamy się na zewnątrz za trzy minuty. - Wydawał rozkazy, jakby nie miał wątpliwości, że ona go posłucha. - Sawyer...
S
- Po prostu zrób to, Lynn. - Jego ton wskazywał na to, że nie ma sensu z nim się spierać.
R
Przy okazji jednak rozzłościł ją. Brett uwielbiał jej rozkazywać. Zrobiła jednak to, o co prosił. Do chwili, w której spotkała się z nim na parkingu, emocje z niej opadły i nie miała nawet siły nalegać, żeby pozwolił jej poprowadzić jej własny samochód.
Wsiadła do jego terenówki i skubała krakersy przez całą drogę do apteki. Sawyer kazał jej zostać i poszedł kupić test. Dwadzieścia minut później podjechał pod jej dom, wyłączył silnik i podał jej papierową torbę. - Przywiozę ci samochód z samego rana. - Dziękuję. - Czuła się kompletnie bezwładna. Nie miała siły robić testu wieczorem. Miała ochotę położyć się do łóżka i przespać całą dobę. - Zobaczymy się jutro. Sawyer wysiadł i okrążył samochód, żeby otworzyć jej drzwi. Napięcie na jego twarzy odzwierciedlało to, co czuła.
- Wejdę z tobą. Zacisnęła palce mocniej na torbie. Szelest papieru wydał jej się nienaturalnie głośny. Garaż był zamknięty, więc musiała wejść głównym wejściem. Ręce jej się trzęsły, kiedy otwierała drzwi. Udało jej się przekręcić klamkę dopiero po kilku próbach. Sawyer wszedł za nią do holu. Poczuła falę gorąca na wspomnienie tamtego dnia. Nie mogła patrzeć na niego, nie chciała widzieć wyrzutów sumienia w jego oczach. Torba ciążyła jej jak ołów, kiedy wspinała się po schodach. Za sobą słyszała kroki Sawyera. Weszła do pokoju gościnnego. Nie mogła znieść myśli, że dowie się, że jest matką, w pokoju, który dzieliła z Brettem i który był świadkiem jej porażki jako żony i kobiety. - Wyprowadziłaś się z sypialni.
S
Wzdrygnęła się na dźwięk zaskoczenia w jego głosie. Najwyraźniej dostrzegł
R
jej rzeczy w pokoju i jej ubrania przez półotwarte drzwi szafy. Zamykając się w łazience, dostrzegła Sawyera siadającego na brzegu skrzypiącego łóżka. Spokojny i zdecydowany, żeby zrobić to, co należy, w ogóle nie przypominał swojego brata, który na ogół wybierał krótszą i łatwiejszą drogę. Torba zaszeleściła przy otwieraniu. Przeczytała instrukcję kilka razy, a potem rozpakowała test. W głowie znów zaczęło jej wirować. Części testu wydawały się tak małe i były takie śliskie, a jej ręce zmieniły się w dwa kawałki drewna. Trzy minuty. Dwie linie znaczą „tak". Jedna znaczy „nie". Postąpiła dokładnie według instrukcji, a potem umyła twarz, ręce i zęby, chcąc czymś wypełnić ten czas. Spojrzała na zegarek. Jeszcze dwie minuty. Wyszczotkowała włosy i uporządkowała rzeczy na półce, próbując nie patrzeć na test. Zza drzwi nie dochodził żaden dźwięk. Czy Sawyer denerwował się tak samo jak ona?
Sprawdziła zegarek. Jeszcze minuta. Czy chciała być w ciąży? Tak. Nie. Nie mogła się zdecydować. Rozum walczył z emocjami. Chciała mieć dziecko, ale nie stać ją było na dziecko i spłacanie długów Bretta. Stojąc tyłem, wpatrzyła się w zegarek i odliczała upływające sekundy. Trzy. Dwa. Jeden. Zamknęła oczy. Jej stopy wydawały się przytwierdzone do podłogi. Odwróciła się bardzo powoli i zmusiła do otwarcia oczu. Dwie kreski. Zarumieniła się z radości, ale potem powróciła rzeczywistość. Będzie miała dziecko, ale kto był jego ojcem?
R
S
ROZDZIAŁ CZWARTY Drzwi do łazienki otworzyły się i Sawyer odwrócił się od okna. Zauważył szok na twarzy Lynn. - Jesteś w ciąży. - Na to wygląda - szepnęła. - Pobierzemy się - ogłosił bez wstępów. Rozmyślał nad wszelkimi możliwymi scenariuszami i małżeństwo wydawało mu się najlepszym sposobem, żeby być prawnym opiekunem dziecka. Spojrzała na niego rozszerzonymi oczami i chwyciła się framugi drzwi. - Ale dziecko może nie być twoje. Zacisnął zęby, czując niespodziewane ukłucie w piersi. Czy to naprawdę miało znaczenie, kto był ojcem tego dziecka? - Chcę być jego ojcem.
R
S
- Sawyer, to naprawdę nie jest konieczne. A jak będę mieszkać na Florydzie... Panika chwyciła go za gardło.
- Rodziny powinny trzymać się razem. - No tak, ale nie musimy się pobierać. Jeśli to twoje dziecko, znajdę tu w mieście jakieś mieszkanie i będziesz mógł mnie odwiedzać tak często, jak będziesz chciał. - A jeśli nie jest moje? - To przeniosę się do ciotki. Nie mógł na to pozwolić. Stracił Bretta, ale nie straci dziecka Bretta. - Przecież nie będziesz wiedziała, czyje to dziecko, zanim się urodzi i zrobimy testy DNA. A ja, tak czy inaczej, chciałbym być dla niego ojcem. Wiesz, że jeden rodzic to nie to samo co dwoje. Nie wyglądała na przekonaną.
- Sawyer, wciąż jeszcze nie możesz pogodzić się ze śmiercią Bretta i dlatego nie myślisz rozsądnie. Kiedyś będziesz chciał się ożenić i założyć rodzinę. - Brett na pewno chciałby, żebym zajął się tobą i dzieckiem. - Nie sądzę... Wskazał ręką na stos rachunków leżących na komodzie i uciszył jej protest. - Lynn, toniesz w długach po uszy. Nie poradzisz sobie sama, musisz to przyznać. - Jeśli odkupisz moje udziały w firmie, to sobie poradzę. - Powiedziałem ci, że nie mogę teraz tego zrobić. - Nie możesz wziąć pożyczki? - Na milion dolarów? Musiałbym zastawić CyberQuest, a nie chcę tego robić. Otworzyła usta ze zdziwienia. Prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy z wartości udziałów Bretta. - Nie chcę ponownie wychodzić za mąż.
R
S
- Proszę tylko o dwanaście miesięcy. Do tej pory prawdopodobnie będę mógł już odkupić twoje udziały i będziemy wiedzieli, kto jest ojcem dziecka. Bez względu na kwestie rodzicielstwa, założę dla dziecka fundusz, kiedy się rozwiedziemy. Przynajmniej rok zajmie załatwienie wszystkich kwestii związanych z majątkiem Bretta. W tym czasie będziesz miała najlepszą opiekę medyczną i dach nad głową. - Nie wiem, o co mnie prosisz - szepnęła, patrząc na niego z niepokojem. - Rozumiem, że wciąż kochasz Bretta. Nie chcę go zastąpić. Chcę go pamiętać, tak samo jak ty. Objęła się rękami w pasie i odwróciła. Jej napięte plecy wyraźnie wskazywały odmowę. - W Karolinie Północnej nie wymagają testów krwi ani długiego czekania, ale będziemy musieli zwrócić się o pozwolenie. Cała papierkowa robota powinna zająć około tygodnia. Będę potrzebował twojego świadectwa urodzenia.
Rzuciła mu przerażone spojrzenie ponad ramieniem. - Prawie skończyłem odnawiać pokoje u mnie w domu. Będziesz miała do swojej dyspozycji sypialnię z łazienką i przyległy pokój dzienny. - Małżeństwo bez miłości to żałosne małżeństwo. Wyraz zaszczutego zwierzęcia w jej oczach sprawił, że napiął wszystkie mięśnie. Otrząsnął się jednak ze współczucia i podniósł leżący na wierzchu list. - Bank rozpoczął już przeciwko tobie postępowanie. Spłaty rat są opóźnione o sześćdziesiąt dni. Śmierć Bretta może dać ci trochę czasu, ale niewiele. Gdzie się podziejesz? Prawie nie słyszał jej westchnięcia, ale bladość jej skóry była trudna do przeoczenia. - Nie miałeś prawa czytać mojej korespondencji.
S
Nie chciał zaglądać do jej listów, ale była w łazience przez najdłuższe trzynaście minut i dwadzieścia sekund w jego życiu, a czerwony napis na kopercie przy-
R
ciągnął jego wzrok z drugiego końca pokoju.
Jak Brett mógł pozwolić na to, żeby rachunki nie były płacone przez dwa miesiące? Czy Lynn zaciągnęła tak duży debet na karcie kredytowej, że nie mieli pieniędzy na opłaty? Pytania tłoczyły się w jego głowie, ale nie wypowiadał ich na głos. Zaatakowanie jej w takiej chwili, byłoby jak zaatakowanie bezbronnego kociaka. Chwycił ją za ramiona i poczekał, aż spojrzy mu w twarz. - Czy wolałabyś, żeby mi nie zależało? Czy chcesz, żebym stąd wyszedł i pozwolił bankowi na wyrzucenie ciebie i twojego dziecka na ulicę? Nie mógłby tego zrobić, ale ona mogła o tym nie wiedzieć. Napięcie w jej mięśniach powoli znikło, ustępując miejsca zmęczeniu. Wyglądała na wyczerpaną, delikatną i bliską łez. Chciał ją przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze, ale nie mógł tego zrobić. Nie mógł zagwarantować, że złapie tego drania, który okradał jego firmę.
- Nie. Ja tylko... Nie sądzę, żebym mogła ciebie poślubić. Nawet bez obietnicy, którą dał swojej matce, chciałby zaopiekować się Lynn i dzieckiem, które w niej rosło. Miał dziwne pragnienie patrzenia, jak jej brzuch rośnie i jak dziecko Rigganów - czyjekolwiek by ono było - rozwija się w jej wnętrzu. - Widziałaś podwórko za moim domem, Lynn. Jest ogromne. Postawimy tam huśtawkę i piaskownicę, a ty będziesz miała miejsce na ogródek warzywny, który zawsze chciałaś mieć. Lynn... wyjdź za mnie i pozwól mi stworzyć dom dla ciebie i twojego dziecka. Usiadła na brzegu łóżka i ukryła twarz w dłoniach. Czy mogła zaufać kolejnemu mężczyźnie? I to temu, który znienawidziłby ją, gdyby wiedział, że to ona sprawiła, że jego brat wyszedł tej nocy z domu? Nie, nie spowodowała śmierci Bretta, ale przyczyniła się do niej.
S
Zakochiwała się w Sawyerze wtedy, cztery i pół roku temu, kiedy wyjechał w służbową podróż. Nie trzeba było wyższego wykształcenia, żeby domyślić się, co
R
to znaczy, kiedy mężczyzna wyjeżdża z miasta bez pożegnania i nawet nie zadzwoni ani nie napisze. Nie chciał jej. Uważał, że nie jest wystarczająco dobra... Tak jak uważał Brett i jej ojciec.
Sawyer opadł na kolana przed nią i chwycił jej zimne dłonie. Spojrzał jej w oczy pewnym, spokojnym wzrokiem. - Lynn, będę kochał to dziecko jak własne, bez względu na to, kto jest jego ojcem. Chciała wierzyć w uczciwe spojrzenie jego oczu, ale Brett oszukał ją fałszywą szczerością tyle razy, że nie polegała już na swoim osądzie. Spojrzała na obrączkę, potem na stos rachunków i poczuła, że sytuacja ją przerasta. Do chwili, kiedy umieściła nekrolog w gazecie, nie miała pojęcia, ilu odziedziczyła wierzycieli. Codziennie poczta dostarczała stosy niezapłaconych rachunków. Mogła tylko mieć nadzieję, że pieniądze z wyprzedaży wszystkich cennych przedmiotów w domu pozwolą jej na pokrycie długów. Same debety na kartach
kredytowych Bretta pochłoną całą jej pensję. Kusiło ją życie bez troszczenia się o takie sprawy, ale tak naprawdę kwestią rozstrzygającą był fundusz, który Sawyer obiecał stworzyć dla dziecka. A co by było, gdyby jej coś się stało - tak jak jej matce? Zwykłe przeziębienie, które zamieniło się w śmiertelne zapalenie płuc. Jednego dnia jej matka była pełna miłości i życia, a następnego już jej nie było. Ojciec, który nigdy nie potrafił okazywać uczuć, zamknął się wtedy w sobie całkowicie. Zaczął pracować po godzinach, a Lynn pragnęła choć jednego znaku, że ojciec ją kocha i nie wini za przyniesienie do domu wirusa, który zabił jej matkę. Niezamężna ciotka pomagała im, ale kiedy rozpętał się skandal po śmierci ojca, ciotka postanowiła się wyprowadzić, jak tylko Lynn osiągnie pełnoletność. Lynn poczuła się opuszczona. Niekochana. Niechciana.
S
Nie miała zamiaru pozwolić na to, żeby jej dziecko kiedykolwiek przeżywało podobne emocje. Jeśli coś jej się stanie, Sawyer nigdy go nie opuści. Ale czy mogła
R
mieszkać z kolejnym mężczyzną, którego nie kochała, tylko dla dobra dziecka? Przygryzła wargę i spojrzała Sawyerowi w oczy. Dwanaście miesięcy. Przecież dwoje dorosłych ludzi potrafi mieszkać razem przez tak krótki czas? - A co z seksem? - Poczuła, jak się czerwieni, i pożałowała, że nie zaczęła tego tematu w bardziej dyplomatyczny sposób. Sawyer zesztywniał, ale nie odwrócił wzroku. - O co chodzi? - Jeśli my nie... to jak ty... - Wstyd tamował jej słowa. - Pytasz, czy będę cię zdradzał? Dlaczego nie? Brett tak robił. Poza tym to nie będzie normalne małżeństwo. - Czy to będzie zdrada, skoro my nie... - Tak - przerwał jej, a potem przesunął ręką po twarzy i spojrzał na nią podejrzliwie. - Czy prosisz o pozwolenie na posiadanie kochanków? - Nie!
- To dobrze, bo trudno by mi było go udzielić. - Ale... - Lynn, nigdy nie żyłem jak mnich i nie mogę powiedzieć, żeby mnie taka perspektywa cieszyła, ale przysięga małżeńska jest święta, nawet jeśli małżeństwo zawarte jest tylko ze względu na dziecko. Nie poproszę pastora, żeby ominął słowo „wierność". Pochyliła głowę. Kiedyś wierzyła w świętość przysięgi, ale życie nauczyło ją, że nie wszyscy podzielają jej opinię. - Lynn, to najlepsza decyzja dla nas wszystkich. Przysięgam, że nie pożałujesz, że za mnie wyszłaś. Dla dobra dziecka nie mogła stracić szansy, jaką dawało jej to małżeństwo. - Mam nadzieję, że masz rację.
S
Zamknął na chwilę oczy i wziął ją za rękę.
- Chodź. Potrzebujesz czegoś więcej niż krakersy na kolację.
R
Sawyer wrócił już ze spotkania. Lynn zaparkowała samochód obok jego auta i podążyła w stronę biur Riggan CyberQuest. Było poniedziałkowe popołudnie. Przycisnęła dłoń do żołądka i po cichu modliła się, żeby lunch tam pozostał. Większość tygodnia spędziła, bezskutecznie próbując znaleźć alternatywę dla małżeństwa. Sawyer nie chciał mieć żony, a ona tym bardziej nie chciała męża. On chciał mieć tylko dostęp do dziecka, a prawne rozwiązanie tej kwestii nie powinno być trudne. To było otwarte, uniwersyteckie miasteczko. Mogli dzielić się dzieckiem bez pobierania się. Opal zapukała do drzwi i weszła. - Gratuluję zaręczyn i gratuluję ciąży. Ja mam troje dzieci i dwoje wnuków. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to zawsze możesz zwrócić się do mnie. Lynn poczuła się oszołomiona tym stwierdzeniem i miała wrażenie, że znalazła się w pułapce. Zamrugała, westchnęła i opadła bez sił na fotel. Jak mogła ze-
rwać zaręczyny, skoro Sawyer już wszystko ogłosił pracownikom? A jeśli za niego nie wyjdzie, to czy wciąż będzie miała pracę? Sawyer przecież nie mógł wyrzucić współwłaściciela firmy, prawda? Ale mógł zrobić z jej życia piekło, a ona nie chciała znów przez to przechodzić. - Lynn, Sawyer zajmie się tobą i dzieckiem. To wspaniały człowiek. Nigdy nie znałam nikogo, kto byłby bardziej lojalny wobec rodziny, przyjaciół i pracowników. A tak przy okazji - prosił, żebyś do niego przyszła. - Powiedz mu, że zaraz przyjdę. - Oczywiście. Podoba mi się twoja sukienka. Dobrze ci w takim klasycznym kroju. - Dziękuję. - Jej też podobał się sposób, w jaki jej prawie nowa sukienka podkreślała kształty. Gdyby tylko udało jej się pozbyć też szpilek... Ale sklep nie miał żadnych butów w jej rozmiarze.
S
Opal wyszła i Lynn podążyła za nią na korytarz. Co Sawyer pomyśli sobie o
R
nowej Lynn, która zamieniła w najbliższym second-handzie swoje prowokacyjne ubrania na mniej wyzywający strój? Dlaczego ją to interesowało? Zmarnowała cztery lata życia, próbując przypodobać się mężczyźnie. Jedyną aprobatą, której potrzebowała ze strony Sawyera, było docenienie jej pracy. Opal wskazała jej gestem, żeby weszła do biura Sawyera. Lynn zatrzymała się chwilę na progu. Mógł mieć każdą kobietę, której by zapragnął. Z jakiego powodu poza dzieckiem, które nosiła - miałby wiązać się właśnie z nią? Sawyer wpatrywał się w ekran komputera. Skorzystała z okazji, żeby dobrze mu się przyjrzeć. Lok kruczoczarnych włosów opadł mu na czoło. Zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Jego duże dłonie poruszały się na klawiaturze z taką samą pewnością, z jaką poruszały się po jej ciele. Odezwała się, próbując stłumić tę niechcianą myśl: - Chciałeś mnie widzieć?
Gwałtownie wyłączył monitor i wstał. Jego wzrok przesunął się po całym jej ciele powoli, jak pieszczota, po czym powrócił na jej twarz. - Usiądź - poprosił. Kolana pod nią drżały, kiedy szła w stronę krzesła. - Nowa sukienka? - Zmarszczył brwi. - Tak. Położył dłoń na karku i podszedł do okna. Na końcu pokoju odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy. - Może zajmę się twoimi kartami kredytowymi? Jak znajdziesz coś, czego będziesz naprawdę potrzebowała, to wtedy to przedyskutujemy. Spojrzała na niego zaskoczona. Poczuła gęsią skórkę. Brett kontrolował wszystkie zakupy, które robiła. - Nie.
S
- Wiem, że jesteś przygnębiona po śmierci Bretta, a zakupy podobno są dla
R
niektórych kobiet prawdziwym lekarstwem, ale najlepiej by było gdybyś nie kupowała niczego, dopóki nie wyjaśni się sprawa z majątkiem i nie uregulujesz długów. Patrzyła na niego, nie rozumiejąc. Czy on myślał, że to ona miała problemy z wydawaniem pieniędzy? Przecież oszczędzała całe swoje życie. - To niewiarygodnie seksistowska uwaga. Przynajmniej się zarumienił, ale gestem ręki wskazał na jej sukienkę. - Zaprzeczasz, że w weekend byłaś na zakupach? - Zamieniłam kilka moich ubrań w sklepie z używanymi rzeczami. Nie wydałam nawet centa. A dla twojej informacji, pocięłam wszystkie karty kredytowe. - Przepraszam. - Znalazł się tuż przy niej. - Ale nie musisz ubierać się... inaczej. Dałem ci słowo... Jej policzki płonęły. - Sawyer, do niczego mnie nie zmuszałeś. Obydwoje straciliśmy panowanie nad sobą. Cierpieliśmy i potrzebowaliśmy pociechy.
Zacisnął szczęki. - Kobieta nie zmienia się w jedną noc z dziewczyny z kalendarza w bizneswoman bez ważnego powodu. Dziewczyna z kalendarza? Ona? Nieomal roześmiała się głośno. Czy to znaczyło, że uważał ją za atrakcyjną? Zaparło jej dech w piersi. - Dla twojej informacji - ubieram się tak, ponieważ lubię, a nie z powodu... z powodu tego, co stało się między nami. Znów obejrzał ją niedowierzającym wzrokiem. - Brett umarł zaledwie trzy tygodnie temu. Wprowadzasz wiele zmian, których możesz później żałować. - Nie sądzę, żebym miała czegokolwiek żałować. Sawyer wsunął ręce do kieszeni, oparł się o blat biurka i skrzyżował nogi.
S
Materiał jego spodni dotknął brzegu jej spódnicy. Jej puls przyspieszył. Nie sądziła, żeby zrobił to specjalnie. On... po prostu zajmował tyle miejsca w pokoju, w jej głowie, w jej snach.
R
Sawyer odwrócił się, żeby sięgnąć po coś, co leżało za nim na biurku. Wziął do ręki teczkę, zawierającą materiały do ulotki. - To jest naprawdę niezłe, Lynn - powiedział szorstkim głosem. - Dodałem tutaj kilka sugestii. Włącz je do projektu, zapisz plik na dysku i wydrukujemy to dziś po południu. Przygotowała się wewnętrznie na jakieś „ale", jednak upłynęło trzydzieści sekund i żadne „ale" nie nastąpiło. Spodziewała się, że Sawyer wytknie jej wszystkie błędy, tak jak zawsze robił to Brett. - Podobało ci się? - Tak. Podkreśliłaś dokładnie to, na co chciałem zwrócić uwagę. - Poczuła radość, słysząc, jak ją chwali. - Brett nie zrobiłby tego lepiej.
Ogarnęło ją poczucie winy. Wzięła teczkę od Sawyera i opuściła głowę. Jej mąż był ostatnią osobą, o której myślała, kiedy Sawyer patrzył na nią z aprobatą w oczach. Przejrzała kartki i spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Naniesienie tych zmian zabierze mi mniej niż pięć minut. - Jak już powiedziałem, zrobiłaś kawał niezłej roboty. - Przyglądał się jej przez kilka cichych, pełnych napięcia sekund. - Możesz mi wyjaśnić, skąd wiedziałaś, co należy umieścić na ulotce promocyjnej? - Brett trzymał wszystkie swoje podręczniki z czasów studiów na strychu. Przeczytałam je. Zmarszczył brwi. - Przeczytałaś książki i sama się nauczyłaś? Jego ton sprawił, że zacisnęła zęby. Czy chciał w ten sposób wciągnąć ją w
S
pułapkę, żeby móc później się z niej naśmiewać? Uniosła podbródek do góry. - Tak.
R
Sawyer wyprostował się i okrążył biurko. Zatrzymał się po drugiej stronie i pochylił w jej stronę, opierając dłonie o blat. Poczuła gęsią skórkę na widok gniewu w jego oczach.
- Powiedział, że wyrzucili cię... i że... nie byłaś stworzona do studiowania. Brett często mówił jej, że według niego nie była wystarczająco mądra, żeby studiować. Nie chcę tracić moich pieniędzy, mówił i pewnie to samo powtarzał bratu. - Nie miałam czasu na uczenie się i moje stopnie nie były dobre, ale nigdy nie oblałam żadnego egzaminu. - Więc dlaczego odeszłaś? Jej mąż obrażał się, kiedy uczyła się czy też wychodziła z domu, ale nie powie mu tego. - Brett uważał, że moje studia kolidują z naszym małżeństwem. - Zmusił cię do rzucenia nauki?
Nie chciała burzyć jego obrazu młodszego brata. - Ostateczna decyzja należała do mnie. Prychnął z niedowierzaniem. - Jak się pobierzemy, możesz wrócić na studia. Nie musisz pracować. Och, jak bardzo chciałaby móc skorzystać z tej oferty! Ale już raz przez to przechodziła i nauczyła się kilku trudnych lekcji. Kiedy Brett zaczął pracować dla Sawyera, ona rzuciła pracę, żeby móc studiować. W rezultacie nie tylko stała się niemal więźniem we własnym domu, ale również musiała tłumaczyć się Brettowi z każdego centa, którego wydała. Czuła przerażenie na myśl, że jego brat mógłby robić to samo. Bez względu na to jak bardzo chciała się uczyć, nie popełni drugi raz tego samego błędu. Zamknęła teczkę z trzaskiem. - Chcę pracować. - Nie musisz. - Ja uważam, że muszę. Zmarszczył brwi. - Lynn...
R
S
- Sawyer, nigdy nie chciałam być bezrobotna. Wyłączając lata mojego małżeństwa, pracowałam od czternastego roku życia. - Jej ojciec głęboko wierzył, że dzieci, które nic nie robią, źle skończą. Sawyer zmrużył oczy, więc zaczęła mówić dalej, zanim zdążył się sprzeciwić. - Chcę pracować do urodzenia dziecka. Potem chcę kontynuować pracę, przynajmniej na część etatu. Jeśli nie będziesz chciał mnie tutaj, znajdę sobie coś innego. - Nie chodzi o to, czy ja ciebie tu chcę czy nie. Kiedyś marzyłaś o studiowaniu... Myślałem, że będziesz chciała zostać w domu z dzieckiem albo wrócić na uniwersytet. Możesz zrobić jedno i drugie. Wynajmiemy kogoś do pilnowania dziecka, kiedy będziesz miała zajęcia.
Jego propozycja była zbyt piękna, ale nie miała już różowych okularów i nie była na tyle głupia, żeby znów mieć nadzieję. Niektóre rzeczy wystarczyło przeżyć raz. - Chcę, ale... - Pomyśl o tym. Mamy mnóstwo czasu na podjęcie tych decyzji. - Przysunął do siebie kalendarz, kończąc tym samym dyskusję. - Jak skończysz poprawiać broszurę, pójdziemy do sądu po zezwolenie na zawarcie małżeństwa. Mamy termin ślubu na środę, na trzecią po południu. Jeśli masz ochotę zaprosić jakichś gości, nie krępuj się. Zakręciło jej się w głowie. To wszystko było za szybko. - Nie mam nikogo poza ciotką, a ona nie czuje się wystarczająco dobrze, żeby podróżować. Zamknął kalendarz z trzaskiem.
S
- Dobrze. Twoje pokoje są gotowe. Możesz zacząć przeprowadzkę dziś wieczorem.
R
Przełknęła ślinę, próbując opanować ogarniającą ją panikę. - To wszystko jest takie nagłe...
- Po co czekać? - Sięgnął do kieszeni i podał jej klucz. - To jest klucz do mojego domu. Kiedy się zawahała, wziął jej rękę, położył klucz na dłoni i zamknął na nim jej palce. Metal był rozgrzany ciepłem jego ciała, a ręka trzymająca jej dłoń była tak gorąca, jak to zapamiętała. Zanim zdołała wymyślić jakiś rozsądny powód, żeby nie przyjąć klucza, Opal zastukała do drzwi i wsunęła głowę do pokoju. - Pani Riggan, dzwoni agent nieruchomości. Sawyer puścił ją i wskazał jej swój fotel. - Przełącz go tutaj, Opal. Kolana Lynn drżały tak, że z trudnością wstała i okrążyła biurko. Usiadła w jego skórzanym fotelu z wysokim oparciem. Otoczył ją jego zapach, przed oczami
pojawiły się obrazy tamtego wieczoru na schodach i wspomnienie tego, jak pachniał, kiedy wtuliła twarz w jego szyję. Światełko na telefonie zamrugało, odciągając ją od niechcianych myśli. Podniosła słuchawkę i wysłuchała tego, co miał jej do powiedzenia agent. Dostała doskonałą ofertę sprzedaży domu za gotówkę i agent pytał, czy może się wyprowadzić do końca miesiąca. Lynn poczuła, jak ogarnia ją panika. Wszystko w niej krzyczało „nie", ale długi Bretta nie dawały jej wyboru i zgodziła się. Odłożyła słuchawkę, oparła łokcie na biurku i schowała twarz w dłoniach. Czy jej się to podobało czy nie, musiała wyjść za Sawyera i wprowadzić się do jego domu.
R
S
ROZDZIAŁ PIĄTY Sawyer miał się pojawić lada chwila, a Lynn nie była gotowa - chociaż prawdopodobnie nigdy nie będzie gotowa, żeby ponownie wyjść za mąż. Ta myśl zasmuciła ją, ponieważ zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Zsunęła obrączkę, którą dał jej Brett, i przewlokła przez nią cienki złoty łańcuszek. Palce jej drżały do tego stopnia, że z ledwością udało jej się zapiąć go na szyi. To będzie jej talizman, przypominający, że to tylko krótkie małżeństwo z rozsądku, które skończy się, jak tylko Sawyer będzie mógł odkupić od niej udziały. Miłość nie miała z tym nic wspólnego. Ostatniej nocy spędziła kilka godzin nad dziennikiem Bretta, czytając jego zaszyfrowane notatki i próbując znaleźć jakiś sposób na uniknięcie tego małżeń-
S
stwa. Brett wspominał o pieniądzach, jakie zarobił, ale nie było po nich śladu na ich kontach. A potem jego dygresje na jej temat sprawiły, że zrobiło jej się niedobrze, więc odłożyła dziennik.
R
Dlaczego nie domyśliła się, że nigdy jej nie kochał? Dlaczego w ogóle się z nią ożenił? I co miało znaczyć zdanie: „Dopóki mam to, co jest dla Sawyera najcenniejsze, dopóty jestem górą"? Będzie musiała wrócić jeszcze do tego dziennika. Nie była to emocjonująca perspektywa, ale była w nim tajemnica, którą chciała rozwikłać. Niektóre uwagi były napisane jakimś kodem. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła i zobaczyła Sawyera. Jej serce przyspieszyło. Wyglądał bardzo dobrze w czarnym garniturze, białej koszuli i grafitowo-szarym krawacie. W butonierkę wpiął kwiat róży w kolorze kości słoniowej. Był świeżo ogolony i ostrzyżony. Wyglądał jak zakochany pan młody. Pod jego wzrokiem jej skóra zaróżowiła się. - Gdzie jest mercedes? Czyj samochód stoi w garażu? Przełknęła ślinę. - Zamieniłam wczoraj mercedesa na coś bardziej praktycznego.
Zmarszczył brwi. - Brett dał ci ten samochód na dwudzieste pierwsze urodziny. - Tak, ale wolę jeździć czymś, za co nie muszę płacić rat. - Gdyby nie sprzedała mercedesa, bank zająłby go na poczet długów. Miała szczęście, że udało jej się znaleźć przyzwoity używany samochód za sumę, która pozostała jej po spłaceniu kabrioleta. Zacisnął usta. - Kochałaś ten samochód. Tak, to była prawda. Sportowe auta reprezentowały wszystko to, czego jej brakowało - radość, zmysłowość, klasę. Ale nie chciała dyskutować o zadłużonym samochodzie, skoro właśnie mieli wziąć ślub. - Sawyer, to tylko samochód, a poza tym sedan jest lepszy do wożenia fotelika dla dziecka.
S
Zgodził się z nią krótkim skinieniem głowy. - Jesteś gotowa? - Na tyle, na ile mogę.
R
Jego wyraz twarzy nagle złagodniał. - Uda nam się, Lynn. Chciałaby mu wierzyć.
Wzięła torebkę ze stolika w holu i wyszła za nim w upalne popołudnie. Dziesięć minut później Sawyer zaparkował samochód przed zabytkowym kamiennym kościołem. Materiał jej brzoskwiniowej sukienki przylgnął do nagle zwilgotniałej skóry, a koronkowy kołnierzyk żakietu nagle zaczął uwierać w szyję. Podniosła rękę i zacisnęła dłoń na naszyjniku. Sawyer okrążył samochód, otworzył drzwi i podał jej dłoń. Przyjęła ją z wahaniem i wysiadła powoli z samochodu. Kolana pod nią drżały.
Sawyer otworzył tylne drzwi i wyciągnął z samochodu bukiet kremowych róż przeplatanych bluszczem. - To dla ciebie. Brett nigdy nie kupował jej kwiatów, chyba że musiał ją za coś przepraszać. W twarzy Sawyera nie widziała jednak poczucia winy. Ten nieoczekiwany i przemyślany gest sprawił, że łzy napłynęły jej do oczu. Ukryła swoją reakcję, zanurzając twarz w pachnącym bukiecie. - Naprawdę, nie trzeba było... Wzruszył ramionami. - Chciałem, a poza tym widziałem róże w twoim ogrodzie i domyśliłem się, że je lubisz. - To moje ulubione kwiaty.
S
Na parking wjechały dwa samochody i zaparkowały obok terenówki Sawyera. Z jednego wysiadła Opal, a z drugiego ciemnowłosy mężczyzna o szerokich ramio-
R
nach, którego Lynn nigdy nie widziała.
Sawyer objął ją w pasie i podprowadził w ich stronę. Gorąco jego dotyku przenikało przez materiał sukienki.
- Lynn, to jest Carter Jones, mój współlokator z czasów studenckich. Opal i Carter będą naszymi świadkami. Próbowała powiedzieć coś uprzejmego, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Stała przecież właśnie przed kościołem, w którym za chwilę miała brać ślub. Potrząsnęła tylko dłonią Cartera i wydusiła z siebie: - Cześć. Skinął jej krótko. Nie sposób było nie zauważyć chłodu w jego stalowych oczach i niechęci widocznej w zaciśniętej linii ust. - Chodźmy. - Sawyer uczynił ręką gest w stronę kościoła. Szła naprzód wolnymi, niepewnymi krokami. Sawyer poświęcił się kiedyś dla Bretta i to samo teraz zrobi dla dziecka, które nosiła. Potarła kciukiem palec, z któ-
rego zdjęła obrączkę i dotknęła naszyjnika. Dla swojego dobra - dla dobra swojego dziecka - musiała być silna. W środku kościół był chłodny i ciemny. Pomimo żakietu zadrżała. Promienie słońca przesączały się przez witraż, malując ołtarz kolorami z obrazów Moneta. Ksiądz już na nich czekał. Sawyer podszedł do niego i obydwaj rozmawiali chwilę na temat formalności. Opal dotknęła jej rękawa. - Wygląda ślicznie, prawda, Sawyer? Serce Lynn podskoczyło. Ich spojrzenia się spotkały. - Olśniewająco. Ksiądz skinął na nich. - Jesteście gotowi? - Tak. - Macie obrączki?
R
S
Serce Lynn nieomal wyskoczyło z piersi, kiedy Sawyer wyjął z kieszeni pięknie grawerowane obrączki swoich rodziców i położył je na otwartej Biblii. Do oczu napłynęły jej łzy. Jej udawane małżeństwo zostanie przypieczętowane spuścizną rodziny Rigganów. Czuła się jak oszustka. Msza była krótka. Sawyer wziął dłoń Lynn i wsunął na jej palec obrączkę, która zakryła jaśniejsze miejsce pozostałe po obrączce jego brata. Ksiądz powiedział, że może pocałować pannę młodą. Twarz Lynn zaróżowiła się. Sawyer poczuł suchość w ustach. Nie powinien jej pożądać, ale dzisiaj wyglądała bardziej jak dziewczyna, której pragnął lata temu, a mniej jak kociak, którego znał jako żonę swojego brata. Jej letnia sukienka okrywała smukłe kształty z delikatną zmysłowością, a włosy opadały na ramiona jak jedwab w kolorze szampana. Cholera, wolałby, żeby została taka jak wcześniej. Seksowne ubrania przypominały mu, że należała do Bretta, i łatwiej mu było się jej oprzeć.
Poczuł ucisk w piersi na widok jej zwilgotniałych oczu. Wciąż jeszcze nosiła żałobę po jego bracie, a on wmanewrował ją w małżeństwo. Nie miał jednak wyboru, jeśli nie chciał, żeby uciekła na Florydę i zabrała ze sobą dziecko. Pochylił się, żeby pocałować ją w usta. Poczuł jej słodki zapach i zamiast dotknąć jej warg przez krótką chwilę, całował ją dłużej, aż jej usta się rozchyliły. Zawładnęła nim nagła potrzeba przyciągnięcia jej mocno do siebie i musiał użyć wszystkich sił, żeby się temu oprzeć. Odsunął się i spojrzał na jej zaróżowione policzki i wilgotne wargi. Jak mogła go tak całować, jeśli wciąż kochała Bretta? A może, kiedy zamykała oczy, wciąż myślała o jego bracie? W zakrystii Sawyer podpisał dokument, który podsunął mu ksiądz. Obok jego podpisu Lynn umieściła swoje nazwisko - to samo, którym podpisała się po ślubie z
S
Brettem. Po tylu latach myślenia o Lynn jak o zakazanym owocu nagle przestała nim być, przynajmniej z punktu widzenia prawa. Ale nie poślubiła go z miłości i,
R
tak jak jej nazwisko, ich relacje nie miały się zmienić. Na zewnątrz pozostawił Lynn z Opal i poszedł za Carterem do jego samochodu. Przez całą mszę czuł jego dezaprobatę. Doceniał jednak, że mimo wszystko jego przyjaciel zgodził się zostać drużbą.
- Dziękuję - powiedział Sawyer, wyciągając rękę. Po krótkiej chwili wahania Carter uścisnął mu dłoń. - Mam nadzieję, że wiesz, w co się pakujesz. - Brett chciałby, żebym zatroszczył się o Lynn. Carter prychnął. - Brett tylko chciał, żebyś jej pragnął. Posłuchaj, byłeś zupełnie ślepy, jeśli chodzi o Bretta. Uważaj na Lynn. Może mieć ukryte powody, żeby chcieć tego małżeństwa.
- Ona jest w ciąży. - Sawyer zacisnął zęby, widząc na twarzy Cartera minę pod tytułem „a nie mówiłem". Nie odważył się wyznać całej prawdy - nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi. - Możesz na mnie liczyć... Bez względu na wszystko - powiedział Carter, wsiadł do swojego mustanga i odjechał. Sawyer wrócił do kobiet i znów uderzyła go świadomość, że Lynn jest teraz jego żoną. Jego żoną. Jego piękną, zmysłową żoną. I nie może jej dotknąć. Objął Lynn w pasie i spojrzał na Opal. - Wiesz, jak mnie znaleźć. Ja i Lynn będziemy w pracy w poniedziałek. Plecy Lynn zesztywniały pod jego dłonią. W jej niebieskich oczach dostrzegł panikę. Nie wtajemniczył jej w swoje plany dotyczące ich pseudomiodowego miesiąca.
S
Opal obiecała dzwonić tylko w nagłych wypadkach, po czym odeszła. Zaprowadził Lynn do samochodu, włożył jej bukiet z powrotem do pudełka
R
na tylnym siedzeniu i wsiadł do auta.
- Nie rozumiem - powiedziała, zapinając pasy. - Dlaczego bierzemy wolne na resztę tygodnia?
- Będziemy w ten sposób mieli czas na urządzenie cię w moim domu. Zamknęła na chwilę oczy, po czym podniosła wzrok. - Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś. - Przecież agent przyjeżdża jutro zabrać resztę mebli? - Tak, mówi, że dostanie lepszą cenę, jeśli zabierze wszystko z powrotem do salonu i wystawi. Wzruszył ramionami. - No to masz teraz czas, żeby go dopilnować. Splotła palce na kolanach. - Ale nie pracowałam wystarczająco długo, żeby mieć płatny urlop. I tak źle już się stało, że musiałam dzisiaj zwolnić się na pół dnia. Możemy podjechać do
biura, żebym mogła wziąć trochę pracy do domu? Inaczej nadrobienie zajmie mi więcej czasu. Nie wiedział, jakich argumentów się spodziewał, ale na pewno nie takich. Brett nigdy nie mówił wprost, że jest leniwa albo głupia, ale sugerował to, mówiąc, że jest dobrą żoną, jak długo trzyma ją w ryzach. - Dostajesz pensję. To nie jest żaden problem. Wyglądało na to, że Lynn ma zamiar zacząć się z nim spierać. Podniósł dłoń. - Carter i kilku innych moich kolegów przyjeżdżają do ciebie za godzinę. Przeniesiemy dzisiaj wszystkie twoje rzeczy. Poczuł żal, kiedy zobaczył w jej oczach, że czuje się wpędzona w pułapkę. - Carter na pewno jest z tego powodu szczęśliwy. Westchnął, żałując, że Lynn nawiązała do tego tematu. - Daj mu trochę czasu. Przyzwyczai się. Nie wyglądała na przekonaną.
R
S
- Czy on wie, że to tylko tymczasowe małżeństwo? - Nie i nie mam zamiaru tego nikomu tłumaczyć. To nie ich sprawa. Oparła głowę na zagłówku i westchnęła. Wyglądała na zmęczoną. - Nie martw się o nic oprócz siebie i dziecka. - I firmy. Zacisnął zęby, słysząc to przypomnienie, że wyszła za niego jedynie z powodów finansowych. - Tak. Ale firma to mój problem. Podniosła powieki. W jej oczach znów była ostrożność, którą widział w nich codziennie od tamtej nocy w holu. - Nie mam zbyt wielu rzeczy. Zatrzymam tylko meble z gościnnej sypialni i pudła z rzeczami, których nie udało mi się sprzedać. - A więc dziś będziesz spała w swoim łóżku w moim domu. Na resztę rzeczy jest mnóstwo miejsca w garażu.
Kilka chwil temu stał w kościele, ślubując jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Czy za to kłamstwo znajdzie się w piekle, czy też piekłem będzie następne dwanaście miesięcy? - pomyślała. Czując się niezręcznie, Lynn stała w rogu dużej wiejskiej kuchni. Była przyzwyczajona do oficjalnych przyjęć, takich, jakie lubił jej mąż. Tutaj jednak głośna grupa czterech mężczyzn i trzech kobiet krążyła wokół kuchennej wysepki. Wszyscy wbili zęby w pizze, jak tylko zostały przywiezione. Usadowili się przy stole lub na barowych stołkach wokół wysepki, jedli wprost z pudełek i pili swoje napoje albo piwa wprost z butelek. Nie spodziewali się, że Lynn będzie na nich czekać ani że po nich posprząta. Sądzili, że przyciągnie sobie krzesło i do nich dołączy. Po latach izolacji, było to trochę onieśmielające... nawet bez ciągle skrzywionej miny Cartera.
S
- Lynn, musisz coś zjeść. - Cichy głos Sawyera przy jej uchu zaskoczył ją. Po ślubie przebrał się w szarą koszulkę bez rękawów i parę dżinsowych szor-
R
tów. Nie mogła oderwać od niego oczu, kiedy załadowywał jej żałosne mienie do samochodów przyjaciół.
Odwróciła wzrok od jego ramion. Sawyer dotknął swoją dużą dłonią jej ramienia i poprowadził ją w stronę stołu. Ciepło jego dłoni pozostało na jej skórze nawet wtedy, kiedy postawił przed nią talerz z pizzą i butelkę z jej ulubionym napojem i wrócił do baru po swoją kolację. Brett był czarujący, ale nie miał przyjaciół gotowych do pomocy. Natomiast przyjaciele Sawyera wzięli ze sobą swoje dziewczyny i w ciągu dwóch godzin cały jej dobytek został przewieziony. Nie prosili o nic w zamian. Mężczyźni wnieśli jej mosiężne łóżko do odnowionych pokoi gościnnych Sawyera. Kobiety pochwaliły ją za piękne urządzenie pokoi, ale to nie ona była odpowiedzialna za beżowe ściany z niebieskim wykończeniem. Sawyer wybrał farby, które pasowały do narzuty przykrywającej jej łóżko. Dlaczego to zrobił? Ca-
ły czas nieufnie odnosiła się do jego hojności. Dobre uczynki Bretta zawsze coś ze sobą niosły. - Gdzie jest Maggie? - zapytała jedna z kobiet. Maggie? Czy Sawyer był z kimś związany, teraz, kiedy zaproponował jej małżeństwo? Brett często opowiadał o wielkiej liczbie kobiet, które przewijały się przez życie Sawyera, i często zastanawiał się głośno, dlaczego Sawyer nie mógł związać się z żadną na dłużej niż kilka miesięcy. Lynn poczuła chłód. Czy miała mieć drugiego męża, który ją będzie zdradzał? - Zamknąłem ją w pralni, bo drzwi były otwarte. Mogę ją wypuścić? - Jasne - odpowiedzieli wszyscy jednym głosem. - Lynn? - Sawyer dotknął jej ramienia. W porządku, więc Maggie nie była kobietą. - Kim albo czym jest Maggie?
S
- Psem sąsiada. Rick znalazł ją na ulicy i przyprowadził do domu. Wyjechał
R
teraz na kilka tygodni z miasta i poprosił, żebym się nią zaopiekował. Nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, kocham psy. - Pragnęła mieć psa przez lata, ale psy brudziły drogie, białe dywany i piękne wypielęgnowane ogrody, tak więc nie było o tym mowy. Sawyer podszedł do drzwi i otworzył je. Długowłosy, rudy seter irlandzki przebiegł kuchnię i położył się na dywaniku przy drzwiach na korytarz. Lynn otworzyła ze zdziwienia usta. - Ona jest w ciąży. Sawyer uśmiechnął się. - I to w zaawansowanej. Jeśli Rick wkrótce nie wróci, to zostanę wujkiem. Wszyscy roześmieli się, ale Lynn spojrzała na Sawyera i wstrzymała oddech. Podobieństwa pomiędzy losem jej i psa nie dało się nie zauważyć. Czy Sawyer będzie ojcem czy wujkiem? Czy chciał, żeby to dziecko było jego? Zadrżała, myśląc,
że być może za każdym razem, kiedy Sawyer będzie odwiedzał dziecko, ona będzie przeżywała te same seksualne katusze. Sawyer przyciągnął stołek do stołu i położył swój talerz obok talerza Lynn. Spojrzał na jej nietknięte jedzenie. - Wolałabyś może coś innego? Troska w jego ciemnych oczach poruszyła w niej jakąś strunę. - Nie, dziękuję. - Kiedyś marzyła właśnie o takich głośnych, niezobowiązujących spotkaniach. Jej marzenia nie miały absolutnie nic wspólnego z jej małżeństwem - z jej pierwszym małżeństwem. W żołądku poczuła ssanie, przypominające jej, że faktycznie była głodna, po raz pierwszy od miesięcy. Ugryzła kawałek pizzy i wsłuchała się w przekomarzania otaczających ją ludzi. Śmiech odbijał się od wysokiego sufitu i podłogi. Wydawało
S
jej się dziwne, że przyjaciele Sawyera, z wyjątkiem Cartera, zaakceptowali ją bez żadnych pytań, mimo tego, że miesiąc temu była jeszcze żoną jego brata. Po raz
R
pierwszy w dorosłym życiu Lynn czuła się, jakby gdzieś należała i była za to wdzięczna Sawyerowi. Wziął ją do swojego domu i wprowadził w krąg przyjaciół. Lynn usłyszała, jak Sawyer śmieje się z jednej z uwag Cartera. Poruszył się i otarł o nią ramieniem. Lynn wstrzymała oddech. Traktował ją, jakby była jego ukochaną kobietą, a nie tylko obowiązkiem, którego się podjął. Takie właśnie powinno być małżeństwo. Szkoda, że to tylko na niby i na chwilę. Sami w noc poślubną. Drzwi zamknęły się za ostatnim z gości i w domu zapadła ogłuszająca cisza. Lynn przestąpiła z nogi na nogę pod uważnym spojrzeniem Sawyera. Teraz przyszedł czas na odkrycie, co się kryło za jego dobrocią. Wytarła wilgotne dłonie w materiał spodni. - Masz miłych przyjaciół.
- Tak. Oni też ciebie polubili, chociaż... - Sawyer zacisnął wargi i odwrócił się. Lynn wzięła głęboki oddech. Po każdym przyjęciu Brett zaczynał wypominanie jej niezręczności. Poczuła niemiły dreszcz i wbiła paznokcie w dłonie. Chciała mieć to już za sobą. - Chociaż...? Westchnął, zanim się do niej odwrócił. - Przesadziłaś trochę. Czy chodziło mu o to, że śmiała się zbyt często? Za dużo mówiła? Wyglądała niedbale? Przejrzała się w antycznym lustrze wiszącym w holu i skrzywiła się. Beżowe spodnie i bladoróżowa bluza, w które przebrała się po ślubie, były pogniecione i ubrudzone. Makijaż starł się trochę i kosmyki włosów wysunęły się zza
S
opaski. Ale przecież był to długi i emocjonujący dzień. Czy winił ją za to, że wyglądała trochę nieporządnie?
R
Podszedł do niej blisko i dotknął piersią jej ramienia. Teraz obydwoje odbijali się w lustrze. Ciepło jego ciała ogarnęło ją, rozchodząc się wzdłuż ramienia jak pieszczota. Jej puls przyspieszył, a w ustach poczuła suchość. Skóra stała się nagle wrażliwsza na dotyk ubrania i ciepło jego oddechu na jej skroni. Sawyer zmarszczył brwi. Podniósł dłoń, zawahał się chwilę, po czym wsunął jej lok włosów za ucho. Lynn poczuła gęsią skórkę na całym ciele. - Nie powinnaś była tyle robić. Łagodny ton jego głosu zaskoczył ją i spojrzała mu w oczy. Spodziewała się potępienia, a zamiast tego ujrzała w nich... troskę? - Żartujesz? Za każdym razem, jak podnosiłam coś cięższego od pudełka butów, któryś z twoich przyjaciół odbierał to ode mnie. - Nagle doznała objawienia. Wiedzą, prawda? - Tak. - Nawet nie mrugnął. Przycisnęła zimne dłonie do rozpalonych policzków.
- Co oni muszą o mnie myśleć? Albo że zmusiłam cię do małżeństwa, żebyś został ojcem dziecka swojego brata, albo że zdradzałam męża. W jego oczach pojawił się błysk irytacji, ale nie odwrócił wzroku i położył rękę na jej brzuchu. Poczuła rozchodzące się po ciele ciepło. - Moi przyjaciele nie osądzają, a nawet jeśli tak robią, to nie obchodzi mnie, co myślą inni ludzie. Będę ojcem tego dziecka. Będę przy jego narodzinach i będę na każdym meczu małej ligi albo przedstawieniu baletowym. Jeśli Bóg tak zechce, będę przy nim, jak skończy szkołę, będzie brało ślub i w dniu, kiedy zostanę dziadkiem. Lynn poczuła ucisk w gardle. Nie mogła oddychać. Właśnie odmalował przed nią obraz, do którego tęskniła przez większość życia i jakiego pragnęła dla swojego dziecka. Jej rodzice nie byli przy niej na rozdaniu świadectw, w liceum ani na jej
S
ślubach. Ani jej, ani Sawyera rodziców nie będzie przy narodzinach ich pierwszego wnuka. Do oczu napłynęły jej łzy i zamrugała szybko, żeby znikły. Łzy były ozna-
R
ką słabości - za każdym razem, kiedy płakała w obecności Bretta, naśmiewał się z niej.
- Ciii... Nie płacz. - Sawyer objął ją, pogładził po głowie i przytulił mocno do siebie.
Jego serce biło równo pod jej policzkiem. Stłumiła szloch i poczuła chęć wtulenia się w niego jeszcze mocniej. Otoczył ją jego zapach, a dobroć zmiękczyła jej zgorzkniałe serce. A jednak w głowie wciąż słyszała ostrzegawczy głos. Sawyer uniósł jej brodę i starł łzy z twarzy. - Nie chciałem, żebyś płakała. Jego usta znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od jej warg. Czuła na twarzy jego oddech i miała ochotę wspiąć się na palce, pocałować go i odnaleźć zapomnienie, które ofiarował jej tamtej nocy. Zwilżyła wargi, a jego oczy śledziły każdy jej ruch. Dojrzała w nich płomień i poczuła przechodzący ją dreszcz. Pragnęła pogładzić palcami popołudniowy zarost na jego twarzy. Przysunął się bliżej.
Maggie wpadła między nich, piszcząc na znak, że chce wyjść. Zaszokowana własnym zachowaniem, Lynn odsunęła się szybko. Pogłaskała psa i podziękowała mu po cichu, że pojawił się w samą porę. Pocałowanie Sawyera byłoby kolosalną pomyłką. Utrata panowania nad sobą zawsze miała konsekwencje. Już raz tak się stało i być może teraz nosi w łonie jego dziecko. Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. Sawyer przeczesał dłonią włosy i wziął smycz Maggie z szafki. Lynn spojrzała podejrzliwie na jego napięte ramiona. Czy był wściekły, że się odsunęła? Czy jego uprzejmość miała tylko na celu zaciągnięcie jej do łóżka? Brett tak właśnie by postąpił. Czy nie nauczyła się już, że mężczyźni oddzielali pożądanie od miłości? Różnica polegała tylko na tym, że Sawyer budził w niej emocje. Sprawiał, że
S
czuła głód i pożądanie, i dbał o nią w sposób, w jaki nigdy nie robił tego jego brat. Pragnęła znów się z nim kochać, czuć ten przypływ kobiecej siły. Nie chciała jed-
R
nak tego robić, bo wiedziała, jak łatwo może się w nim zakochać. A to byłby poważny błąd. Byli tylko współlokatorami, nic więcej.
Sawyer przypiął smycz do obroży Maggie i stanął z Lynn twarzą w twarz. Napięcie pogłębiające zmarszczki od śmiechu na jego twarzy nie wyglądało jak złość. - Lynn, to jest teraz twój dom. Jeśli czegokolwiek potrzebujesz, bierz bez wahania. Idę z Maggie na spacer. Dobranoc. Wyprowadził psa na zewnątrz i cicho zamknął za sobą drzwi. Zupełnie nie jak jego brat. Kiedy wyszedł, Lynn wciąż wpatrywała się w drzwi. Czego on od niej chciał? Musiał czegoś chcieć. Co Sawyer mógłby zyskać na ich związku? Zanim udało jej się coś wymyślić, poczuła ogarniającą ją falę przemożnego zmęczenia. Weszła powoli po kręconych schodach na górę i poszła do łóżka. Sama w noc poślubną.
Tymczasowe małżeństwo z rozsądku było właśnie tym, czego chciała. Dlaczego więc czuła się taka samotna?
ROZDZIAŁ SZÓSTY Kubek z kawą wyśliznął się ręki Sawyera i roztrzaskał na kafelkach. Sawyer zaklął i Maggie schowała się pod kuchennym stołem. Czy mieszkanie z Lynn w jednym domu uczyniło z niego kompletną niezdarę? Nie licząc matki i psa, nigdy wcześniej nie mieszkał z żadną kobietą. Nawet jego była narzeczona nie chciała stworzyć z nim wspólnego domu. To nawet dobrze, ponieważ zerwała z nim chwilę po tym, jak oznajmił jej swój zamiar przejęcia formalnej opieki nad szesnastoletnim bratem.
S
Sawyer chwycił szczotkę i śmietniczkę i zamiótł cały bałagan. Drzwi do sypialni Lynn zaskrzypiały, sygnalizując, że ją obudził. Usłyszał jej kroki na scho-
R
dach i w holu. Zatrzymała się w progu, kiedy wyrzucał zawartość śmietniczki do kosza.
Jej widok zaparł mu dech w piersi. Zaróżowiona twarz i jedwabny, krótki szlafroczek wyglądały bardzo seksownie.
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i jedną ręką przeczesała potargane lekko włosy, a drugą chwyciła poły szlafroczka przy szyi. - Przepraszam, zaspałam. Jeśli dasz mi kilka minut, błyskawicznie przygotuję coś do zjedzenia. Powiedz mi, o której chcesz jeść jutro. Obiecuję, że śniadanie będzie już na ciebie czekało, kiedy zejdziesz na dół. Zmarszczył brwi, słysząc jej pospieszne słowa wypowiadane zdenerwowanym tonem. - Nie oczekuję, że będziesz robić mi śniadania. Spojrzała na niego uważnie. - Nie?
- Sam potrafię się nakarmić. - Poklepał dłonią pudełko płatków śniadaniowych stojące na blacie. Ostrożność uchodziła z niej powoli, najpierw opuszczając jej zaciśnięte usta, potem rozluźniając mięśnie barków i pleców. Zamrugała, a potem spojrzała na jego nagą pierś, szorty - które nałożył tylko ze względu na jej obecność w domu - i bose stopy. Jego puls przyspieszył, jak gdyby dotykała go nie wzrokiem, tylko ręką, a ciało odpowiedziało na to wrażenie w sposób, którego cienkie szorty nie mogły ukryć. Rumieniec wypłynął na jej policzki. Rzuciła mu pełne winy spojrzenie i odwróciła głowę, obejmując się ramionami. - Słyszałam hałas. - Upuściłem kubek. Przepraszam, że cię obudziłem - odpowiedział i odchrząknął.
S
Nie chciał zawstydzać ani jej, ani siebie, ale jego ciało reagowało przy niej
R
jak kompas na obecność bieguna północnego.
Przed tą nocą w holu jej domu nigdy tak się nie zdarzało. Jednak teraz, kiedy wiedział już, jak smakowała, jak poruszała się pod nim, jego opanowanie znikło. - I tak powinnam już wstać. Nie skaleczyłeś się? - Nie. Nie idziemy dzisiaj do biura, więc nie musisz nigdzie się spieszyć. Możesz sobie poleżeć przy basenie, dopóki nie przyjdzie człowiek od wyceny domu. - A co ty będziesz robił? - Podniosła dłoń, żeby przygładzić włosy i jej szlafroczek zsunął się z drugiego ramienia, odsłaniając cienkie ramiączko. Do diabła, brakowało tylko tego, żeby zaczął myśleć, co miała - lub czego nie miała - pod spodem. Wyciągnął rękę, chwycił śliski materiał i zasłonił z powrotem jej kremową skórę, po czym odwrócił się w stronę tostera. Zadała mu pytanie. Spojrzał na nią przez ramię, ale wciąż stał przodem do blatu.
- Muszę pomalować boazerię w jadalni. - Może potrzebujesz pomocy? Dodatkowa para rąk przyspieszyłaby pracę, ale tylko wtedy, kiedy będzie w stanie skupić się na tym, co robi. - Jak chcesz. Farba jest nietoksyczna, a pokój ma dobrą wentylację. Jeśli możesz znieść zapach, to nie odmówię przyjęcia pomocy. To duży dom i dużo czasu zajmuje mi odnawianie go. - Możesz na mnie liczyć. Skoro mam tutaj mieszkać, to może chociaż pomogę w odnawianiu. Jak do tej pory wykonałeś kawał niezłej roboty. - Dziękuję. Najpierw chyba jednak zjemy śniadanie, co? Perspektywa wyglądała na kuszącą. - Powinnam była ubrać się i umalować. Zeszłam na dół tylko dlatego, żeby sprawdzić, czy nic ci się nie stało.
S
Musiał przyzwyczaić się do tego, że ktoś się o niego troszczy. Oprócz oka-
R
zjonalnych matczynych porad Opal, nikt nie zajmował się nim od lat. - Lynn, to jest twój dom, a nie hotel. Nie musisz ubierać się ani malować przed wyjściem z pokoju. Jeśli masz ochotę, możesz cały dzień chodzić w piżamie. Miał jednak nadzieję, że tego nie zrobi. Był świadomy, że między nim a jej nagą skórą jest tylko kilka warstw cienkiego jedwabiu. - Zjedz coś, zanim zrobi ci się niedobrze. Tosta? Maggie przecisnęła się obok niego i wcisnęła pysk w dłoń Lynn. Kiedy Lynn uklękła, żeby pogłaskać psa, jej szlafroczek podjechał do góry, odsłaniając całe uda. Sawyer zdusił jęk. Nieomal czuł jej gładką skórę pod swoimi dłońmi. Jakkolwiek wiele czasu by zajęło spłacenie jej udziałów, na pewno będzie to za długo. - Poproszę - powiedziała Lynn, patrząc tęsknie na ekspres do kawy. - Będzie mi brakowało kawy. - Przejdziemy na bezkofeinową - wykrztusił i wcisnął dwie kromki chleba do tostera.
Spojrzał na jej twarz. Jej skóra pobladła i przybrała kolor lekko zielonkawy. Nie chciał, żeby było jej niedobrze. Dziwna myśl. Kobietom w ciąży było niedobrze przez cały czas, ale z jakiegoś powodu przeszkadzało mu to, że Lynn cierpi. Wyjął szklankę z szafki i postawił przed nią na blacie. - Sok i mleko są w lodówce. Stała przez chwilę niezdecydowana. Tosty wyskoczyły z tostera. Sawyer wyjął je, położył na talerzu, postawił go na blacie i przesunął w jej stronę. Odwrócił się, żeby włożyć kolejne kromki do urządzenia. Ból, który czuł po utracie brata mieszał się z uczuciem zazdrości. Brett przez cztery lata jadał z nią śniadania, patrzył na nią, jak była zaspana, potargana i tak niewymownie seksowna. A może ona zawsze schodziła na dół ubrana i umalowana? Dlaczego? Nie wyglądała jak te próżne kobiety, które cały dzień spędzały w pobliżu lustra. Wiedział o tym, bo sam umawiał się z wieloma z nich.
S
Zanim odwrócił się w jej stronę, pociągnął łyk kawy z kubka.
R
- Jeśli nie lubisz truskawek, to w lodówce są jeszcze inne konfitury. Mam też płatki, a na górnej półce są jajka.
- Tosty mi wystarczą. - Umyła ręce i otworzyła lodówkę. Porozumiewawczy uśmiech, który rzuciła mu nad ramieniem, sprawił, że serce stanęło mu na chwilę. Widzę, że lubisz słodycze. Twoja kolekcja konfitur cię zdradziła. - Tak - odpowiedział, smarując tosta dżemem truskawkowym. - I mam też kartę stałego klienta na siłowni, żeby zneutralizować jakoś swoje złe przyzwyczajenia. Zaśmiała się i ten dźwięk go zaskoczył. Zapomniał, jak brzmi śmiech Lynn. Jego dźwięk przypomniał mu, jak cztery i pół roku temu odprowadzał ją do domu i kradł pocałunki w cieniu drzew. Wypił kolejny łyk kawy i zacisnął zęby. Lynn nalała sobie szklankę soku pomarańczowego i posmarowała swojego tosta grubą warstwą konfitury z winogron. Sawyer gestem wskazał na jej kanapkę. - Jak widać, nie tylko ja lubię słodycze.
Kąciki jej ust, ubrudzone lekko konfiturą, uniosły się w górę. Serce zabiło mu mocniej na myśl, że mógłby zlizać lepką substancję z jej warg, poczuć gorąco i namiętność jej ust. Zwilżył wyschnięte nagle wargi, wziął głęboki oddech i spojrzał jej w oczy. Jej uśmiech znikł, a między nimi pojawiło się nagle napięcie. Piersi Lynn uniosły się w głębokim, uspokajającym oddechu. Przerwała tę chwilę, sięgając po papierową chusteczkę i wycierając usta. Sawyer zacisnął palce na kubku i zmówił krótką modlitwę, prosząc o siłę na zignorowanie ich wzajemnego przyciągania. Miał swoją szansę wiele lat temu, ale ona dokonała wyboru, kiedy zignorowała jego Ust i wyszła za jego brata. - Stój - Słowa Sawyera zatrzymały Lynn na progu jadalni. - Nie możesz w tym malować.
S
Spojrzała na swój dopasowany strój do ćwiczeń. Brett uważał, że zawsze powinna wyglądać dobrze - nawet wtedy, kiedy sprzątała dom lub pociła się, ćwicząc
R
przy jednej z kilkunastu kaset z aerobikiem, które jej kupił. Fioletowe szorty i koszulka były najbardziej zwyczajnymi ubraniami, jakie posiadała. - Nic innego nie mam.
- Pożyczę ci coś. - Przeszedł obok niej i wszedł do pralni, wracając z szarą podkoszulką i szortami. Lynn poszła na górę, przebrała się i wróciła na dół. Sawyer obejrzał ją od czubka głowy do palców u stóp. Skinął głową. - Włóż rękawiczki. Dziesięć minut później Lynn stwierdziła, że pożyczenie ubrań od Sawyera było pomyłką, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich poranne spotkanie w kuchni. Jej ciało obudziło się do życia, wyolbrzymiając dotyk materiału na skórze, aż miała ochotę jęknąć. Reakcja ta była po prostu śmieszna. No dobrze, Sawyer pociągał ją tak samo jak wiele lat temu, ale nic z tego wtedy nie wyszło i teraz też nic
nie wyjdzie. Ten związek był tylko tymczasowy i chciała, żeby tak pozostało. Nie chciała znów mieć złamanego serca. Uklękła na podłodze i całą frustrację włożyła w przecieranie szmatką boazerii pomalowanej przez Sawyera. - Spokojnie. Zostaw trochę na ścianie. - Sawyer odłożył pędzel, ukląkł za nią i położył lewą rękę na jej ramieniu. Drugą ręką ujął jej prawą dłoń, dotykając jej udami. Czuła ciepło i nagle wydała się sobie bardzo kobieca. - Właśnie tak. Tylko zetrzyj nadmiar. Stosowanie takiej techniki wykończenia wymaga trochę praktyki, ale nauczysz się. - Cierpliwie pokazywał jej, jak usuwać nadmiar farby z drewna. Dotyk jego klatki piersiowej na plecach sprawiał, że trudno jej było skoncentrować się na tym, co jej pokazywał. W uszach czuła szum krwi, a oddech uwiązł jej w gardle. Kiedy w końcu wzięła głęboki oddech, nie poczuła zapachu farby, ale
S
miętowy oddech Sawyera pomieszany z zapachem wody kolońskiej. Lekko zakręciło jej się w głowie.
R
Nie mogła za to winić braku powietrza w pokoju. Sawyer postawił dwa wentylatory - jeden w oknie, a drugi w drzwiach. Podmuchy powietrza nie były jednak w stanie ochłodzić jej rozpalonej skóry.
- Przepraszam, popsułam - szepnęła, mając nadzieję, że wycofa się w drugi koniec pokoju. Wzruszył ramionami. Nie widziała tego - poczuła to. - Nie ma problemu. Dam jeszcze trochę farby i nikt nic nie zauważy. Podniósł pędzel, pomalował jeszcze raz ścianę i przesunął się w bok. Lynn rozluźniła zaciśnięte mięśnie. Znów ją zaskoczył. Brett wygłosiłby wykład na temat tego, jak teraz mu będzie trudno poprawić jej błąd - chociaż nigdy nic w domu sam nie robił. Płacił za to innym. Sawyer, jak zaczęła to powoli odkrywać, nie był tak bardzo podobny do swojego brata, jak jej się na początku wydawało. Potrafił ją docenić, a za swoją hojność
najwyraźniej nie oczekiwał zapłaty. Przygarniał bezdomne psy... i bezdomne ciężarne kobiety. Sawyer Riggan był po prostu miłym facetem. Dotknęła nadgarstkiem obrączki wiszącej na łańcuszku. Nie przywiązuj się. Nie potrafisz oceniać ludzi. Zobacz, jak bardzo pomyliłaś się ostatnim razem. Strząsając negatywne myśli, zapytała: - Po co odnawiać stary dom, skoro łatwiej byłoby kupić nowy? - Straciliśmy dom po śmierci mamy i taty i przenieśliśmy się do zagraconego mieszkania. Ta okolica przypomina mi tę, w której dorastaliśmy razem z Brettem. Nie ma nic złego w nowych domach, ale stare mają historię i... - Wzruszył ramionami. - Charakter - dokończyła za niego. - Masz rację. - Ich oczy się spotkały. Lynn skinęła głową.
S
- Rozumiem cię. Uwielbiam stare domy, stare ogrody, wysokie drzewa i duże podwórka.
R
- Lubisz rośliny, prawda? - zapytał.
- Przepraszam. Mogę wyrzucić kwiaty, jeśli chcesz. - Lynn, lubię mieć kwiaty w każdym pokoju. Wtedy zwykły budynek staje się... domem. Jeśli masz rękę do roślin, to możesz zrobić z ogrodem, co tylko chcesz. - Nie zatrudniasz ogrodnika? - Nie. Ogród jest po to, żeby samemu przy nim pracować. Brett wynajął ogrodnika i zakazał jej ruszać drogich roślin, które kazał posadzić. Nie wolno jej było ścinać róż z własnego ogrodu. Całe szczęście zaprzyjaźniła się z Lily, ogrodniczką, i Lily nie tylko przynosiła jej kwiaty za każdym razem, kiedy kosiła trawnik, ale też nauczyła ją kilku sztuczek, jak utrzymać domowe rośliny w zdrowiu. - Ale te piękne kwiaty...
- Były tu, jak kupowałem dom. Tak jak krzaczki jagód pod płotem. W lecie mamy tu niezłe zbiory. Dlaczego ty i Brett kupiliście nowy dom? - On lubił nowe rzeczy. Zmarszczył brwi. - A co z tym, co ty lubisz? - On płacił za dom, więc on wybierał. Sawyer odłożył pędzel. - Ja w ten sposób nie postępuję. Skoro tutaj mieszkasz, nawet jeśli tylko tymczasowo, to decyzje będziemy podejmować wspólnie. - Mówisz, jakbyś naprawdę tak myślał. - Ale słowa były tanie i łatwo było zastawić nimi pułapkę, nauczyła się tego na własnej skórze. - Lynn, mówię, co myślę, i myślę, co mówię. Od innych oczekuję tego samego.
S
Nadgarstkiem odsunęła pasmo włosów z twarzy.
R
- Będę o tym pamiętać. Skoro jednak nie będę tu długo, to nie chcę mieszać się w twoje plany.
- Nawet jak się wyprowadzisz, twoje dziecko będzie mnie przecież odwiedzać. - Spojrzał na nią uważniej. - Pobrudziłaś sobie nos farbą. Krzywiąc się, spojrzała na ręce ubrane w plastikowe rękawiczki. Brudne. Odłożyła swoją szmatkę i rozejrzała się za czystszą, ale bez skutku. - Poczekaj, pomogę ci. - Przysunął się bliżej na kolanach, podnosząc skraj swojego podkoszulka. Lynn dojrzała jego twarde mięśnie na chwilę przed tym, jak dotknął jej brzucha swoim. Wstrzymała oddech. Jedną rękę położył jej delikatnie na karku, a drugą starł farbę z jej twarzy połą swojego podkoszulka. Gorąco jego skóry wywołało w niej gwałtowną reakcję. Zamknęła oczy, bojąc się, że Sawyer dostrzeże w nich, co się z nią dzieje. Kiedy przestał pocierać jej nos,
ale nie puścił jej, powoli podniosła powieki. Patrzył jej w oczy, po czym przeniósł wzrok na usta. Chciała, żeby ją pocałował, żeby wszystkie zmartwienia znikły, a ona mogła się czuć kobieca i pożądana. Tylko Sawyer tak na nią wpływał. Jego palce pod jej włosami zesztywniały, oddech głaskał jej skórę. Zadrżała i zamknęła oczy, a jego wargi dotknęły jej ust. Objął ją w pasie, przyciskając do siebie, rozchylając językiem wargi, splatając go z jej językiem. Dłonie Lynn stały się wilgotne w plastikowych rękawiczkach. Chciała je zdjąć i zanurzyć palce we włosach Sawyera, ale trzymała zaciśnięte pięści wzdłuż ciała. Poczuła falę pożądania w dole brzucha. Pragnęła, żeby położył ją i kochał się z nią tutaj, na twardej podłodze. Nagle dotarło do niej, co się dzieje. Nie mogła pozwolić sobie na utratę kontroli. W panice napięła mięśnie i poruszyła się.
S
Tyle, jeśli chodzi o platonicznych sublokatorów.
R
Sawyer wypuścił ją natychmiast. Spojrzał na farbę spływającą po ścianie. Napięcie promieniowało z każdego centymetra jego ciała, a oddech był nierówny. Chwycił pędzel i odsunął się na kilka metrów. - Jeśli chcemy zdążyć popływać przed obiadem, to musimy się pospieszyć. Jej serce waliło jak oszalałe, ale nieomal roześmiała się w głos z tej ironii. Całował ją jak szaleniec, a potem wrócił do pracy, jakby nic się nie stało. Przełknęła ślinę i podniosła szmatkę drżącymi dłońmi. Sawyer pragnął jej, ale nie był z tego powodu szczęśliwy. Ona też go pragnęła i ta świadomość ją przerażała. Nie była kobietą, która łatwo oddawała swoje ciało... pomijając ten jeden wieczór w holu poprzedniego domu. Przed Sawyerem jej jedynym kochankiem był Brett i to był prawdziwy koszmar. Poza tym, jeśli kochałaby się teraz z Sawyerem, to pewnie stałaby się zimna jak zwykle i to doświadczenie rozczarowałoby ich oboje. Jeśli zaś w to wątpiła, to wystarczyłoby przeczytać w dzienniku Bretta, jaką była fatalną kochanką.
Kiedy wychodziła za Bretta, była młoda i głupia, ale teraz była starsza i mądrzejsza. Mieszkanie z Lynn doprowadzi go do szaleństwa. Sawyer położył pędzel na barierce tarasu, żeby wyschnął w słońcu. Pachniał farbą i terpentyną i nie mógł się już doczekać, kiedy wskoczy do basenu i zmyje z siebie te wszystkie zapachy. Zimna woda nie zaszkodzi też jego libido. Ten pocałunek. Do diabła. Była poza jego zasięgiem, więc czemu pamięć wciąż podsuwała mu wspomnienia słodyczy jej ust i miękkości jej pośladków pod dłońmi? Tylne drzwi otworzyły się i wyszła z nich Lynn, owinięta dużym ręcznikiem. Przeszła przez patio i zrzuciła ręcznik na pasek betonu otaczający basen. Sawyer stłumił jęk. Zamiana ubrań na mniej dopasowane najwidoczniej nie obejmowała
S
kostiumu. Poczuł, jak pot spływa mu po plecach, ale nie miało to nic wspólnego z gorącym, letnim powietrzem.
R
Żółte bikini Lynn podtrzymywało jej piersi w sposób, w jaki pragnął to robić swoimi dłońmi, a wysoko wycięty dół podkreślał jej jędrne pośladki. Mięśnie miała delikatne, ale ładnie wyrzeźbione. Przesunął wzrokiem po jej nieskończenie długich nogach, po czym powrócił spojrzeniem do płaskiego brzucha. Pragnienie, aby było w nim jego dziecko, zaskoczyło go, ale będzie zajmował się małym bez względu na to, kto jest ojcem. Nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy łukiem wskoczyła do basenu niemal bez żadnego plusku. Szybko przepłynęła do końca basenu i z powrotem. Maggie usiadła przy ręczniku Lynn, najwidoczniej tak samo zafascynowana swoją nową panią jak on. Czy Lynn cieszyła się z tego, że jest w ciąży? Czy pozwoli mu poczuć ruchy dziecka? Jeśli to mogło być jego dziecko, to chyba miał do tego prawo? Chciał uczestniczyć w tej ciąży, w porodzie i wszystkim, co nastąpi później. Czy Lynn będzie próbowała go odtrącić?
Pragnienie, żeby się z nią kochać, było całkowicie sprzeczne ze znakiem „ręce precz", który powinna zawiesić sobie na szyi. Pragnął jej od dnia, kiedy ją spotkał, ale rozwijanie firmy wymagało od niego dni, a czasami tygodni w drodze. Przed wyjazdem do Kalifornii, gdzie miał podpisać kontrakt zapewniający firmie zamówienia na następne kilka lat, napisał do Lynn list wyjaśniający, że jak już firma stanie na nogi, ma nadzieję częściej ją widywać. Dał list Brettowi i poprosił go, żeby przekazał go Lynn razem z przeprosinami za odwołanie spotkania w ostatniej chwili. Lynn najwyraźniej jednak nie chciała na niego czekać. Wrócił do domu dwa miesiące później i okazało się, że właśnie wyszła za jego brata. Wciąż pamiętał ucisk w żołądku, kiedy Brett wziął ją za rękę i pomachał jej obrączką przed jego oczami. Plany na przyszłość rozpadły się w jednej chwili. Sawyer robił, co mógł, żeby ukryć to, że pożąda żony brata. Umawiał się z tyloma
S
kobietami w ciągu ostatnich czterech lat, że nie pamiętał nawet ich imion. Kontrolowanie pożądania stało się łatwiejsze, kiedy Lynn stała się wyniosła i wypielę-
R
gnowana, jak kobiety, których zazwyczaj unikał. Teraz jednak dawna Lynn powracała i był w poważnych kłopotach.
Włączył wąż z wodą i spłukał sobie twarz. Wytarł ją podkoszulkiem i odwrócił się w stronę drzwi.
- Nie przyjdziesz popływać?! - zawołała Lynn z wody. Była lekko zdyszana po przepłynięciu kilku basenów. - Muszę zadzwonić do biura, a potem zacznę porządkować garaż. Lynn wyszła z wody, wypłaszając Maggie z powrotem pod stolik z kutego żelaza. - Ja... jeszcze nie zdecydowałam, gdzie wszystko poukładać. Chwyciła ręcznik i owinęła się nim. Włosy opadały mokrymi pasmami na ramiona i nie miała żadnego makijażu. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział ją nieumalowaną. Nigdy chyba nie była piękniejsza.
Wyglądała młodo i niewinnie - i za bardzo przypominała mu dziewczynę, o której kiedyś myślał jako o swojej. - Popływaj sobie jeszcze. Ja poprzenoszę pudła dzisiaj po południu. Przeszła szybko przez patio i stanęła między nim a drzwiami. - Sawyer, tam są moje osobiste rzeczy. Chciałabym zająć się nimi sama. Strumyki wody spływały z jej włosów na ramiona i obojczyk i znikały między piersiami. Jego puls przyspieszył. - Nie powinnaś podnosić niczego ciężkiego. Powiedz mi, gdzie mam postawić pudła, to je przeniosę, kiedy ciebie nie będzie. - Jestem w ciąży, nie jestem chora. - Dopóki nie pójdziesz do lekarza i nie dowiesz się, co ci wolno, a czego nie, chciałbym, żebyś uważała. - Sawyer... - To nie podlega negocjacjom, Lynn.
R
S
Wyglądało na to, że ma ochotę pokłócić się z nim, ale tylko westchnęła. - Połóż wszystko w pokoju dziecinnym. Wyschnę i zrobię obiad. Sięgnął do klamki, ale dotyk jej ręki na ramieniu zatrzymał go. - Sawyer, chciałabym, żebyś wiedział, że nigdy świadomie nie zrobię niczego, co mogłoby zaszkodzić dziecku. Rzeczy może nie ułożyły się dokładnie po mojej myśli, ale cieszę się, że będę miała kogoś, kogo będę mogła kochać. Jej delikatny uśmiech i dłoń, którą położyła na brzuchu w geście ochrony, sprawiły, że poczuł ucisk w gardle. Nie mówiła o kochaniu jego.
ROZDZIAŁ SIÓDMY Wydawało jej się to dziwnie stosowne, ukryć swoje najmroczniejsze sekrety w godzinie duchów, o północy. Wstała z jednego z pudeł, które Sawyer przeniósł do pokoju dziecinnego, przyciskając dziennik Bretta do piersi. Wśliznęła się do swojej sypialni i zamknęła drzwi. Dziennik sprawiał, że czuła się odsłonięta i niechciana, ale nie mogła go wyrzucić, zanim odczyta wszystkie notatki Bretta. Jeśli miał gdzieś ukryte pieniądze, to musiała je odnaleźć, żeby pokryć jego długi. To było frustrujące, ponieważ miała wrażenie, że jego notatki są napisane jakimś sekretnym kodem, którego nie była w stanie odczytać. Chciałaby móc poprosić Sawyera o pomoc, ale gdyby tak zrobiła, odkryłaby przed nim wszystkie swoje wady. Stare mosiężne łóżko zaskrzypiało, kiedy wcisnęła książkę pod materac.
S
Godzina, jaką spędziła nad dziennikiem, osłabiła jej nerwy. Nie będzie w sta-
R
nie zasnąć w takim stanie. Szklanka mleka mogłaby jej pomóc. Otworzyła drzwi najciszej jak mogła i skrzywiła się, kiedy usłyszała skrzypienie. Przeszła na palcach przez korytarz i na dół do kuchni. Kiedy mleko się podgrzewało, poszła zobaczyć, co z Maggie. Pies, zwinięty na stosie koców w pralni, wyglądał na równie niespokojnego jak ona. Po napełnieniu kubka Lynn oparła się o blat, wzięła łyk mleka i skrzywiła się. Nie lubiła go, ale podobno było dobre na sen i dla maleństwa, które nosiła. W lekko uchylonych drzwiach gabinetu Sawyera widać było pasek światła, który przyciągał ją jak ćmę. Sawyer, ubrany w beżowe szorty i koszulkę polo, które nałożył przed kolacją, siedział na skórzanej sofie i trzymał na kolanach dużą otwartą książkę. Szklanka napełniona do połowy ciemnym płynem stała na małym stoliku obok stosu innych dużych książek. Albumy z fotografiami? Sawyer podniósł głowę i zesztywniał, zanim zdążyła się wycofać. Przesunął wzrokiem od jej twarzy do stóp.
Na czoło opadł mu lok ciemnych włosów. - Nie możesz spać? Jego głos wywołał u niej gęsią skórkę. Skrzyżowała ręce na piersiach, żeby ukryć stwardniałe nagle sutki. Dlaczego nie założyła szlafroczka? Jedwabna, krótka koszulka nocna odsłaniała zbyt dużo. Mądra kobieta wycofałaby się do swojego pokoju. - Zeszłam na dół po szklankę mleka na sen. Ta popołudniowa drzemka wybiła mnie trochę z rytmu. Zostaw Sawyera samego z jego wspomnieniami. Wracaj do łóżka. Sawyer podniósł szklankę, wypił jej zawartość i spojrzał w dół na album leżący na jego kolanach. - Nie ma go już od miesiąca. Zatrzymał ją ból w jego głosie. - Wiem.
R
S
- To jego zdjęcie z zakończenia przedszkola. - Wskazał ręką. Lynn chciała uciec, ale Sawyer cierpiał. Podeszła bliżej, stanęła obok niego i spojrzała przez jego ramię na zdjęcie uśmiechającego się Bretta. W jego oczach widać było diabelskie ogniki, obietnice zabawy i śmiechu - obietnice, których nie dotrzymał po ślubie. Usiadła na sofie obok Sawyera w odległości kilku centymetrów od niego, ale jego zapach, zmieszany z zapachem bourbona i ciepłem ciała dotarł do niej natychmiast. Przełknęła łyk mleka, mając nadzieję na uspokojenie żołądka. Sawyer przewrócił stronę. - A to dzień, w którym zaczął pierwszą klasę. Brett wyglądał tak świeżo i beztrosko ze swoimi potarganymi jasnymi włosami. Obok niego stał Sawyer, ucieleśnienie starszego, opiekuńczego brata, z poważnym wyrazem twarzy i starannie uczesanymi ciemnymi włosami. Czy jej dziecko będzie podobne do jednego z nich? Wstyd za to, że nie wie, kto jest ojcem
jej dziecka, zaróżowił jej policzki. Nie była rozwiązła, ale tak się właśnie w tej chwili czuła. Odsunęła od siebie tę nieprzyjemną myśl. - Ile miałeś lat? - Dwanaście. Między nami jest... było sześć lat różnicy. - Sawyer przewracał strony, od czasu do czasu, dodając jakiś komentarz albo krótką opowieść. Skończyli oglądać jeden album i przeszli do następnego. Miłość Sawyera do brata była widoczna na każdej stronie i w każdej jego opowieści, ale człowiek, którego opisywał, nie był tym, obok którego obudziła się po ślubie. Brett miał swoją ciemną stronę, którą ukrył przed bratem. Nie chciała mówić o tym Sawyerowi, nie chciała niszczyć jego wspomnień. Rodzina była najważniejszą rzeczą na świecie.
S
Zdjęcia w albumach pokazywały szczęśliwą rodzinę, podróżującą wspólnie, bawiącą się wspólnie. Widoczna na nich solidarność między Rigganami wywoły-
R
wała w niej pragnienie podobnych więzi - zaangażowani rodzice, oddane rodzeństwo - dla jej dziecka. Nigdy jednak nie będzie ich miała, jeśli ona i Sawyer będą trzymali się umowy, którą zawarli. Jej dziecko będzie samotnym jedynakiem, tak jak ona. Czy ona i Sawyer mogą pozostać po rozwodzie przyjaciółmi dla dobra dziecka? Czy mogą mieć rodzinę bez miłości, która tylko wszystko skomplikuje? - Zazdroszczę ci - wyznała. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. - Dlaczego? - Dlatego, że masz te zdjęcia. - Dotknęła albumu. - Po śmierci mojej matki ojciec był tak wściekły i nieszczęśliwy, że spalił wszystkie zdjęcia. Miałam mamę tylko przez jedenaście lat, więc wiele moich wspomnień zbladło. Ty żyłeś ze swoimi rodzicami dwadzieścia dwa lata, a kiedy ich straciłeś, pozostały ci zdjęcia i brat...
- Mówiłaś mi, że wspomnienia pozostały tutaj. - Dotknął leciutko jej skroni. Co pamiętasz najlepiej? - Kiedy zamykam oczy, wciąż widzę jej uśmiech. Moja mama była zawsze szczęśliwa i często śpiewała. Ojciec wracał z pracy zmęczony i przygnębiony, ale mama zawsze potrafiła wywołać uśmiech na jego twarzy. Po jej śmierci próbowałam robić to samo, ale nie potrafiłam. - Nigdy wcześniej nie przyznała się do tej porażki i nie wiedziała, dlaczego zrobiła to teraz. Może z powodu późnej godziny, a może dlatego, że Sawyer sam dzielił się z nią wspomnieniami. Przykrył jej dłoń, którą zacisnęła w pięść na swoim kolanie, oferując jej w ten sposób ciche wsparcie. Poczuła ucisk w gardle. - Co ty pamiętasz najlepiej o swojej mamie? Smutny uśmiech wypłynął mu na usta.
S
- Pytania. Zawsze zadawała pytania. Może wychodził po prostu z niej nauczyciel akademicki, ale zawsze sprawiała, że patrzyło się głębiej. Nigdy nie po-
R
zwalała przyjmować nam niczego powierzchownie.
- Co wyjaśnia, dlaczego stałeś się specjalistą od komputerów. - To tylko jeden z powodów. Reszta to po prostu decyzja zawodowa. Znasz już Cartera - mieszkałem z nim w jednym pokoju na uniwersytecie. Jest dla mnie jak brat. Obydwaj byliśmy maniakami komputerowymi. Chcieliśmy skończyć studia, wstąpić do marynarki wojennej i zostać rządowymi specjalistami komputerowymi. Wyobrażaliśmy sobie siebie jako tajnych agentów. Kolejna rzecz, jakiej nie wiedziała o mężczyźnie, którego poślubiła. - Nie wiedziałam, że byłeś w piechocie morskiej. - Nigdy mi się to nie udało. Moi rodzice zginęli w drodze powrotnej z przyjęcia z okazji ukończenia studiów. Carter i ja mieliśmy się zapisać w następnym tygodniu, ale ja się wycofałem. Musiałem zająć się Brettem. - Napięcie w głosie zdradzało emocje, które starał się ukryć. - Wątpię, żeby Carter cię za to winił.
Zacisnął zęby. - Obiecałem, że będę razem z nim, a ja nie wierzę w łamanie obietnic. Firma, którą teraz prowadzi, miała być naszą firmą. Obydwaj goniliśmy za marzeniami, z tym że osobno, a nie razem. - Nie mogłeś przecież zaciągnąć się i pozwolić, żeby Brett stracił i ciebie, Sawyer. Tylko ty mu zostałeś. - Moja narzeczona była innego zdania. Zostawiła mnie, kiedy nie zgodziłem się, żeby sąd przejął na nim opiekę. Lynn odwróciła dłoń i splotła palce z jego palcami. - Przykro mi. Wzruszył ramionami. - Gdyby naprawdę mnie kochała, to by została. Miłość nie ucieka, kiedy zaczyna robić się ciężko.
S
Sawyer zamknął album i odłożył go na stół.
R
- Nasze dziecko będzie miało dwoje kochających rodziców i damy mu prawdziwe wspomnienia.
- Wiem, ale to nie będzie to samo, jeśli będziemy dzielić wakacje i ona będzie mieszkała raz u ciebie, raz u mnie.
Zamrugał i Lynn zrobiło się cieplej na sercu. - Wiesz o czymś, o czym ja nie wiem? - Nie, ale nie wiem nic o wychowywaniu chłopców, więc mam nadzieję na dziewczynkę. - A ja nie wiem nic o wychowywaniu dziewczynek. Chyba będziemy musieli nauczyć się razem. - Czułość w jego spojrzeniu zahipnotyzowała ją i obudziła niemożliwe do spełnienia tęsknoty. Rozdzierające wycie przecięło powietrze i sprawiło, że włosy na karku Lynn podniosły się. Skoczyła na równe nogi. - To Maggie. Chyba ją coś boli.
Pospieszyła do pralni, a Sawyer, który biegł z tyłu, wpadł na nią, kiedy zatrzymała się w progu. Chwycił ją w pasie, żeby jej nie przewrócić. Lynn wstrzymała oddech, czując ciepło jego dotyku i widząc cud, który rozgrywał się na jej oczach. - Ona rodzi szczeniaki. Pierwszy piesek już się urodził. Maggie wylizała go i wyczyściła. Sawyer wydał z siebie dziwny odgłos. Lynn spojrzała przez ramię. Wyglądał, jakby było mu niedobrze. - W porządku? Skrzywił się i przełknął ślinę. - Tak. Nie wiem, co robić, kiedy suka rodzi szczenięta. A ty? - Też nie. Myślisz, że powinniśmy jej pomóc?
S
W innych okolicznościach roześmiałaby się, widząc jego przerażone spojrzenie.
R
- Nie mam pojęcia. Zadzwonię do weterynarza. - Jest pierwsza w nocy. Gabinet na pewno zamknięty. - Zostawię wiadomość na sekretarce, może oddzwoni. Włącz mój komputer, sprawdzimy w Internecie, jak należy odbierać poród szczeniąt. - Nie powinnam zostać z Maggie? - Myślę, że musimy najpierw sprawdzić, zanim zaczniemy coś robić. Daj mi dwie minuty na telefon, a potem dołączę do ciebie i pomogę ci szukać. Lynn pobiegła do gabinetu Sawyera i włączyła komputer. Znalazła odpowiedni artykuł i uruchomiła drukarkę. Sawyer wrócił do niej. - Znalazłam instrukcję. - Skinęła głową w stronę wysuwających się z drukarki kartek. Kolejne wycie sprawiło, że podskoczyli. Sawyer potarł kark i zaczął chodzić tam i z powrotem, czytając artykuł. W pewnym momencie spojrzał jej w oczy.
- Możemy to zrobić. - Świetnie. Dwie godziny później stali razem, patrząc, jak piąty piesek przychodzi na świat. W odróżnieniu od pozostałych czterech, Maggie nie umyła go od razu. Powąchała go tylko i zignorowała. - No dalej, Maggie - powiedziała Lynn. Uścisk, w którym trzymała rękę Sawyera, wzmocnił się. Nie pamiętał, kiedy wzięła go za rękę. - Co mamy robić? Czy myślisz, że on żyje? Ignorując protest żołądka, Sawyer podszedł bliżej, podniósł śliskiego szczeniaka i położył przed Maggie. Maggie odsunęła go nosem. Poczuł ucisk w piersi i spojrzał przez ramię. Lynn oczami prosiła go, żeby coś zrobił. - Poszukaj w Internecie, co zrobić z porzuconym szczeniakiem. Zmartwienie zamgliło jej oczy. - Myślisz, że ona go odrzuciła?
R
S
Sawyer podsunął delikatne stworzonko Maggie, a ona znów je odepchnęła. - Tak.
Przerwał błonę otaczającą szczeniaka i wytarł je rogiem koca. Piesek wydawał z siebie cichutkie, bezradne odgłosy i serce Sawyera ścisnęło się. To tylko pies, do diabła. Dlaczego tak się tym przejmował? Telefon zadzwonił i Lynn odebrała. - To weterynarz. - W samą porę. Powiedz mu, co się dzieje, i poproś, żeby powiedział mi, co mam robić. Lynn przekazywała mu instrukcje, jak oczyścić i rozgrzać pieska. Wyraz jej twarzy sprawił, że czuł się, jakby dokonywał najbardziej heroicznego czynu. Nie chciał jej rozczarować ani przypominać, że nie było wielu szans na uratowanie szczeniaka. Chciał ocalić go dla niej. Kiedy skończyła rozmawiać, Sawyer wstał, położył małe zwierzątko na jej dłoniach i przytrzymał je. W jej oczach pojawiły się łzy.
Dotknął małego noska i przesunął dłonią po mokrym rudym futerku. - Niedaleko jest apteka otwarta całą dobę. Wezmę listę, którą podyktował nam weterynarz i pojadę wszystko kupić. Przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego. W jej oczach widział troskę. - Dopilnuję tego małego i Maggie. Nie mogę uwierzyć, że nie chciała własnego dziecka. Sawyer spojrzał na brzuch Lynn. Nie mógł wyobrazić sobie, że ona zostawi to dziecko. - To dzieje się cały czas. Psy, ludzie... Brett był adoptowany. Jego matka stwierdziła, że nie da sobie z nim rady. Zostawiła go w kościele, jak miał dwa lata. Lynn wstrzymała oddech. - Nie wiedziałam. Nigdy nic nie mówił.
S
- Mam nadzieję, że tego nie pamiętał. Miał prawie trzy lata, kiedy przyjechał do nas. Bardzo się z tego cieszyliśmy i chcieliśmy mu to wynagrodzić.
R
- Ale wy byliście tak blisko... Nigdy bym nie przypuszczała... - Dla Bretta zrobiłbym wszystko. Moja mama była szczęśliwa, mogąc go adoptować. Poroniła kilka razy i nie mogła już mieć dzieci. - Umył ręce i wziął listę zakupów. - Ogrzewaj go. Wrócę, jak będę mógł najszybciej. Sawyer chwycił kluczyki i zniknął. Lynn siedziała w ciemności, trzymając szczeniaczka. Brett został opuszczony. Czy to dlatego nigdy jej nie przytulał, nigdy nie dotykał i nigdy jej nie kochał? Bicie zegara obudziło Lynn. Wtuliła się w poduszkę i próbowała zignorować ten dźwięk, ale jej poduszka nie była miękka. Łóżko też nie. Nogi miała ściśnięte i podkulone i... Otworzyła piekące oczy, zamrugała. Nie była w swoim skrzypiącym mosiężnym łóżku. - Gotowa pójść na górę? - Łagodny baryton Sawyera wygonił z niej resztki senności. Gwałtownie usiadła na sofie. Zasnęła oparta o pierś Sawyera, który
obejmował ją ramieniem, ze szczeniaczkiem na kolanach. Tylko przytłumione światło z korytarza rozjaśniało ciemność. - Przepraszam. Nie chciałam cię przygnieść. - Ukryła swoje skrępowanie, sprawdzając co z pieskiem i poprawiając ręcznik i butelkę z gorącą wodą. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała był Sawyer podający jej szczeniaka po tym, jak nakarmił go i rozmasował ze wzruszającą delikatnością. - Nie zgniotłaś mnie. Jesteś gotowa, żeby iść do łóżka? - Jego chrapliwy głos podsunął jej myśl, że być może on również spał. Oblizała wyschnięte wargi. - Nie. Chciałabym zostać ze szczeniaczkiem. Weterynarz powiedział, że pierwsze dwadzieścia cztery godziny są najgroźniejsze. Która godzina? - Szósta. - Wsunął lok jej włosów za ucho. Delikatny dotyk jego palców
S
sprawił, że zadrżała. - Lynn, jesteś kompletnie wyczerpana. Idź do łóżka. Ja zajmę się małym.
R
To Sawyer przejął dzisiaj kontrolę nad sytuacją. Najwyraźniej nie czuł się dobrze, patrząc na poród, ale nie zawahał się, kiedy szczeniak potrzebował pomocy. Czy będzie równie nieustraszony, kiedy będzie chodziło o ich dziecko? Ich dziecko. Jej serce przyspieszyło. Do dzisiejszego wieczoru uważała dziecko, które nosiła, za wyłącznie swoje. Oczywiście brała pod uwagę Sawyera jako kogoś w rodzaju ojca, ale nie dopuszczała do siebie myśli o wspólnym wychowywaniu. Czy myliła się, nie chcąc stworzyć razem z nim rodziny? Sawyer wziął od niej śpiącego pieska i włożył do wyścielonego ręcznikami pudełka przy kominku. Jej serce złagodniało na widok tego, jak delikatnie obchodził się ze szczeniakiem. - Jest uroczy. - Tak, i do tego waleczny. - Duma w jego głosie wywołała uśmiech na jej twarzy.
- Powinniśmy go nazwać Trooper. - Lynn dotknęła jego ramienia. - Umarłby, gdyby nie ty. Wzruszył ramionami i Lynn roześmiała się. - Nie chcesz być bohaterem? I tak nim jesteś. - Przysunęła się bliżej, żeby pocałować go w policzek. Piersią dotknęła jego ramienia. Sawyer wciągnął gwałtownie powietrze. Objął ją za ramiona, przytrzymując, żeby nie mogła się odsunąć. Ich spojrzenia spotkały się. Ogień widoczny w jego oczach sprawił, że jej serce przyspieszyło. Pragnęła, żeby ją pocałował, pragnęła, żeby wywołał w niej to uczucie, które tylko on był w stanie u niej wywołać. Żeby mogła czuć się pożądana. Piękna. Zwilżyła językiem wargi. Ujął jej twarz swoją dużą, ciepłą dłonią i pochylił się tak, że tylko kilka centymetrów dzieliło ich wargi.
S
- Lynn, powiedz mi, że tego pragniesz - wyszeptał. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, więc dotknął jego ust swoimi. Zamknęła oczy.
R
Sawyer jęknął i wsunął palce w jej włosy. Poczuła dreszcz przechodzący wzdłuż pleców i gęsią skórkę na całym ciele. Przycisnął usta mocniej do jej warg i wsunął swój gładki język do środka, sprawiając, że zakręciło jej się w głowie od pożądania. Spróbował jej ust, drażniąc ją, kusząc, namawiając, żeby oddała pocałunek. Chwyciła się jego ramion. Wolną rękę położył jej w pasie, przez delikatny materiał koszulki nocnej gładząc jej biodro, a potem udo. Położył ją powoli na sofie, wyciągając się obok niej. Poczuła na swoim biodrze twardość. Objęła go ramionami i wygięła się, przyciskając się do niego w desperackiej próbie wypełniania pustki, którą czuła wewnątrz siebie. Jego głodne pocałunki stały się coraz gwałtowniejsze, aż w końcu niemal nie mogła oddychać. Wsunął rękę pod skraj jej koszulki, przesuwając palce bardzo powoli w górę. W końcu dłonią objął jej pierś i Lynn miała wrażenie, że zaraz spłonie z pożądania.
Oderwała usta od niego, walcząc o oddech. Dotyk Sawyera był delikatny - tak delikatny, że pragnęła więcej i więcej. Wsunęła pierś głębiej w jego dłoń i dotknęła wargami jego szyi, zlizując słoność jego skóry i chłonąc jego zapach wszystkimi zmysłami. Z jękiem wsunął dłoń pod materiał jej majtek i odnalazł miękką wilgoć. Przyjemność była nieomal nie do zniesienia. Przygryzła wargę, próbując zdusić jęki, ale kiedy wsunął palce głęboko w jej wilgotne wnętrze, nie mogła dłużej być cicho. Umiejętnymi dotknięciami rozbudzał w niej rozkosz, aż w końcu doprowadził ją na szczyt ekstazy. Obawiała się, że jej namiętna reakcja za pierwszym razem związana była z jej rozchwianymi nerwami, ale to nie była prawda. Sawyer przytulił ją i głaskał, całując jej usta. Potem chwycił brzeg jej koszulki obydwiema dłońmi i zdjął ją z niej przez głowę. Usiadł i przyglądał się jej na-
S
giemu ciału. Nawet w przytłumionym świetle czuła się odkryta i podniosła ręce, żeby się zakryć.
R
- Jesteś piękna - jego słowa zatrzymały ją.
Prawie mu wierzyła. Prawie. Ale przez lata Brett powtarzał jej, że miała zbyt małe piersi, żeby spodobać się mężczyźnie. Pożądanie znikło. Odwróciła głowę i poczuła na skórze chłód nocnego powietrza. - Lynn, spójrz na mnie. Bała się, że zobaczy w jego oczach rozczarowanie, więc zwlekała, zanim podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Wyglądał, jakby miał zaraz ją pochłonąć wzrokiem. - Tym razem nie będziemy żałować. Zaskoczona, zamrugała powiekami. Czy to znaczyło, że on wciąż jej pragnął? Jego rozszerzone źrenice, poruszające się nozdrza, podnosząca się i opadająca klatka piersiowa mówiły, że tak, pożądał jej. Poczuła, jak na policzki wypływa jej rumieniec.
Sawyer wstał, ściągnął koszulę przez głowę, ale nie mógł oderwać wzroku od Lynn. Usta miała wilgotne i powiększone, a w jej oczach widział odbicie swojego głodu. Jej piersi były jędrne i okrągłe z małymi, różowymi sutkami. Idealnie mieściły się w jego dłoni. Dolna warga pod jego palcem była delikatna jak jedwab i wilgotna od jego pocałunków. Ręka mu drżała, kiedy przesuwał ją powoli w dół jej szyi, po złotym łańcuszku, który nosiła. Łańcuszek opadł na bok i był uwięziony pomiędzy jej ciałem i podłokietnikiem sofy. Złote oczka wbijały się w jej ciało, chwycił więc je palcami i pociągnął. Dostrzegł przerażenie w jej oczach na chwilę przed tym, jak uwolniony łańcuszek opadł pomiędzy jej piersi. Obrączka. Obrączka Bretta.
S
Poczuł nagły chłód, który natychmiast ugasił płomień w jego żyłach. Były pewne rzeczy, w których nie chciał być w tyle za bratem. Na ich szczycie było
R
łóżko. Zacisnął pięść i wziął głęboki oddech, który miał uspokoić jego zazdrość. Wspólne przeżywanie narodzin szczeniaczka, Lynn przytulona do niego i śpiąca, wszystko to sprawiło, że zaczął pragnąć czegoś, czego nie mógł mieć. Lynn wciąż nosiła żałobę po jego bracie. Obrączka mówiła to wprost. Jej serce wciąż należało do Bretta. Lynn przycisnęła koszulkę do piersi. - Przepraszam, Sawyer. Przepraszam za co? Za udawanie, że on jest swoim bratem? Poczuł ukłucie w żołądku na widok żalu w jej oczach. Czuł złość i ból. Jakie to było głupie, zakochać się w Lynn drugi raz. I tak jak poprzednim razem, Brett dostał dziewczynę. Wstał. - Nie lubię być tym trzecim. Nie przychodź do mnie, dopóki Brett jest tym, którego widzisz, jak zamykasz oczy.
ROZDZIAŁ ÓSMY Szczeniaka nie było. Lynn obudziła się, usiadła na łóżku, odsunęła włosy z czoła i włączyła nocną lampkę. To nie była jej wyobraźnia ani kwestia zmęczonych oczu. Pudełka Troopera nie było przy jej łóżku. Sawyer musiał go zabrać, ale nie słyszała, jak wchodził do pokoju. Czy stał obok łóżka i przyglądał się jej, jak śpi? Poczuła gęsią skórkę. Odrzuciła kołdrę, szybko odprawiła wszystkie poranne rytuały i wskoczyła w czerwone szorty i pasującą do nich koszulkę. Zbiegła na dół, sprawdziła co z Maggie i jej szczeniakami i zatrzymała się przy drzwiach na patio. Przez szybę zobaczyła Sawyera przecinającego wodę silnymi uderzeniami ramion. Szczeniak leżał zwinięty w swoim pudełku na stoliku z kutego żelaza. Wydała westchnienie ulgi. Bała się, że coś stało się pieskowi.
S
Nalała sobie szklankę soku i wyszła na zewnątrz. Usiadła na krześle obok
R
Troopera i sączyła sok, patrząc, jak Sawyer pływa. W żołądku poczuła ucisk. Jeśli ich związek miał opierać się na szczerości, powinna wyjaśnić mu, o co chodzi z obrączką.
Po kolejnych piętnastu minutach Sawyer wynurzył się z wody i wyszedł z basenu. Woda spływała po jego szerokich ramionach, wspaniale rzeźbionej klatce piersiowej i umięśnionym brzuchu, uwydatniając kształt jego męskości pod mokrymi spodenkami. Lynn wstrzymała oddech i poczuła, jak jej puls przyspiesza. W ustach jej zaschło, a piersi stały się nagle bardzo wrażliwe. Jak to możliwe, że samo patrzenie na tego mężczyznę sprawiało, że czuła się kobieca i atrakcyjna? I dlaczego jej ciało tak łatwo się budziło w jego obecności, skoro przez lata pierwszego małżeństwa dałaby wszystko za ułamek tej ekscytacji? Im bardziej jednak martwiła się swoim brakiem reakcji na Bretta, tym było z tym gorzej. Sawyer podszedł do niej, zatrzymując się jednak w dość dużej odległości.
- Wypoczęłaś? - Tak. Przepraszam, że zaspałam. Sięgnął po ręcznik. - Przez większość nocy zajmowaliśmy się tą kulką futra. Musiałaś odpocząć. Próbowała nie wpatrywać się, jak wyciera ręcznikiem swoją mokrą skórę, ale jego pracujące pod nią mięśnie fascynowały ją. Zacisnęła dłoń na brzegu leżaka i przełknęła ślinę. - Sawyer, jeśli chodzi o wczoraj... Jego twarz przybrała obojętny wyraz. - Chciałabym ci to wyjaśnić. - Wzięła uspokajający oddech. - Kiedy mnie pocałowałeś, nie myślałam o Bretcie. Zacisnął usta w linię. Oparł się biodrem o stolik i założył ręce na piersiach,
S
ale pomimo tej swobodnej pozy widać było, że ze wszystkich sił stara się udawać spokój. Przeczesała dłonią włosy i wzięła drżący oddech.
R
- Noszę... Nosiłam tę obrączkę tylko z jednego powodu - żeby przypominała mi, że to jest małżeństwo z rozsądku. Żadne z nas niczego nie oczekiwało, ale ja... Tyle razy w życiu zaznała odrzucenia, że teraz bała się, że to wyznanie może prowadzić do kolejnego. Najpierw ojciec, oślepiony bólem, odciął się od niej kompletnie po śmierci matki. Potem szkolni przyjaciele odwrócili się od niej, kiedy wybuchł ten skandal. Potem Sawyer miał jej dosyć, a na końcu Brett zdecydował, że nie jest warta żadnych starań. Czuła się bezbronna, ale musiała mu to wyjaśnić. - Ale ty...? - delikatnie ponaglił ją Sawyer. - Lubię cię, Sawyer. Lubię w tobie to, że jesteś dobry, lubię twoich przyjaciół i to, że pomalowałeś moją sypialnię tak, żeby pasowała do narzuty babci. Uważam, że to niezwykle szlachetne z twojej strony, że zajmujesz się ciężarną suczką sąsiada i stajesz się zastępczym ojcem dla opuszczonego psiaka. Podoba mi się to, że lojalność wobec brata przedkładasz ponad wszystko. Właściwie lubię w tobie wszystko.
Serce biło jej z ogromną szybkością. Wiedziała, że musi dokończyć to, co zaczęła, mimo że trudno było jej wydobyć głos ze ściśniętego gardła. - Ale muszę ci powiedzieć, że nie chcę znów się zakochać. Nigdy. Nie chcę po raz kolejny mieć złamanego serca. Nosiłam obrączkę, żeby przypominała mi, że miłość jest skomplikowana. Ale nie udawałam, że jesteś Brettem. Jesteś... lepszy od Bretta pod każdym względem - inny niż on. Przycisnęła zimne dłonie do policzków, wzięła głęboki wdech i spróbowała jeszcze raz. - Przepraszam, nie bardzo mi to wychodzi. Próbuję powiedzieć, że uważam, że nasze małżeństwo może być dobre, jeśli będzie oparte na wzajemnym szacunku i przyjaźni. Chciałabym, żeby moje dziecko miało takie dzieciństwo jak ty. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, odepchnął się od stołu i podszedł
S
bliżej. Pochylił się, opierając się dłońmi o poręcze jej krzesła. Lynn poczuła, że wilgotnieją jej dłonie. Jego wzrok ją unieruchomił.
R
- Czy zakochiwanie się we własnym mężu to taka zła rzecz? - Tak. Miłość się kończy. I to boleśnie, słowami, których nie można cofnąć ani zapomnieć.
Jego oczy złagodniały i ukląkł przed nią. - Nie musi tak być, Lynn. Moi rodzice żyli w małżeństwie dwadzieścia pięć lat i wciąż się kochali w chwili śmierci. Odgarnął jej pasmo włosów z policzka, założył je za ucho i dłonią objął jej kark. Kciukiem dotykał szyi w miejscu, gdzie czuć było galopujący puls. - A może po prostu nie będziemy nic z góry zakładać i zobaczymy, co przyniesie nam ten rok? Płomień w jego oczach sprawił, że wszystkie jej mięśnie nagle jakby przestały istnieć. Poczuła gęsią skórkę, a jej piersi stwardniały boleśnie. Nie mogła oddychać i ledwo udało się jej skinąć głową w odpowiedzi.
Sawyer wstał, pociągnął ją w górę i pochylił głowę, aż poczuła ciepło jego oddechu na ustach. Oparł czoło o jej czoło i potarł nosem o jej nos. Ich usta spotkały się, lekkim dotknięciem, rozdzieliły i znów dotknęły. A potem on odsunął się i spojrzał jej w oczy. - Chcę się z tobą kochać, Lynn, ale tylko wtedy, jeśli nie będziesz miała wątpliwości, kto dzieli twoje łóżko. Przełknęła ślinę. Czy mogliby być kochankami - nie zakochanymi, ale kochankami? Tak, oczywiście. Mimo że miała dopiero dwadzieścia trzy lata, była dojrzała jak na swój wiek. - Nigdy nie mogłabym pomylić cię z twoim bratem. Odchyliła głowę do tyłu i rozchyliła usta, ale zamiast namiętnego, odsuwającego wszelkie myśli pocałunku, którego pragnęła - którego potrzebowała - on wtu-
S
lił się twarzą w jej szyję i wziął głęboki oddech.
- Przepięknie pachniesz. Miodem i latem. - Dotknął ustami jej skóry.
R
- To mój... - Wstrzymała na chwilę oddech, kiedy uszczypnął ją lekko wargami - żel do kąpieli.
- Czy używasz go do całego ciała? - zapytał z ustami przy jej uchu. Dotknął jej swoją klatką piersiową, podrażniając wrażliwe piersi. Nie mogła przestać drżeć. - Tak. Z jego gardła wydobył się chrapliwy odgłos i chwycił jej twarz dłońmi, całując ją z taką intensywnością, że poczuła zawroty głowy i miękkość w kolanach. Przesunął dłonie w dół, objął nimi jej pośladki i przycisnął do siebie. Poczuła twardy dowód jego pożądania na swoim brzuchu. Zadrżała i objęła go dłońmi w pasie. Woda z jego spodenek przemoczyła jej szorty, ale nie obchodziło jej to. Pocałunek stał się nagle gorączkowy. Sawyer wyciągnął koszulkę z jej szortów i wsunął dłonie pod materiał, obejmując ją w pasie. Potem przesunął dłonie w górę i błyskawicznie rozpiął zapięcie
stanika. Poczuła, jak jego ciepłe dłonie obejmują jej piersi. Oderwała usta od jego ust, wciągając głęboko powietrze. Sawyer oddychał z trudem. - Chodźmy na górę. Ja wezmę szczeniaka. Sawyer wziął pudełko pod ramię, drugą ręką chwycił jej dłoń i poprowadził ją na górę do pokoju. Delikatnie położył pudełko na podłodze i stanął twarzą do niej. - Masz wątpliwości? - Patrzył jej prosto w oczy. Kochanie się z Sawyerem mogło przybliżyć ją do posiadania rodziny, o której zawsze marzyła. - Nie. Podszedł bliżej i musnął ustami jej brew. Ściągnął jej koszulkę, odsłaniając nagie piersi, i jęknął. - Lynn, nie chcę się spieszyć. - Brett nigdy nie patrzył na nią z takim głodem w oczach.
S
- Spiesz się - odpowiedziała. Proszę spiesz się i nie zostawiaj mi czasu na myślenie o przeszłości ani na martwienie się o przyszłość.
R
On jednak postąpił wprost przeciwnie. Wziął ją na ręce i położył na łóżku, po czym bardzo powoli zdjął z niej szorty, sycąc oczy jej widokiem. Lynn miała ochotę zakryć się narzutą, ale widoczny pod materiałem spodenek dowód jego pożądania i ogień płonący w jego oczach mówiły jej, że Sawyer na pewno nie kataloguje jej wad. Ukląkł nad nią, pochylił głowę i przesunął ustami od zagłębienia na jej szyi w dół na piersi, całując i gryząc je delikatnie. Lynn wygięła się w łuk, czując, że nie jest w stanie wytrzymać tego rozkosznego uczucia. Sawyer nie miał jednak zamiaru na tym poprzestać. Zataczając językiem koła, zsunął się niżej, zatrzymując się na chwilę przy jej pępku, żeby móc powoli, centymetr po centymetrze, zsunąć jej majtki. Potem objął dłońmi jej pośladki, przesuwając usta jeszcze niżej. Nigdy wcześniej nie kochała się w ten sposób.
Lynn zacisnęła palce na narzucie i poczuła, jak pod delikatnymi dotknięciami jego języka budzi się w niej potężny orgazm. Sawyer zaczął całować ją mocniej i wszystkie jej myśli rozpłynęły się w przemożnej fali rozkoszy. Wygięła się w łuk i krzyknęła jego imię. Sawyer przeniósł usta na jej brzuch, całując ją delikatnie. - Nie rób tego. Spojrzała na niego zdziwiona. - Nie zamykaj oczu. - Pochylił głowę i przykrył jej wargi swoimi ustami. Nigdy nie całowała się z otwartymi oczami i było to bardzo intymne przeżycie. Zwłaszcza że czuła go w sobie. - Proszę... - jęknęła. - Spójrz na mnie i powiedz moje imię. - Sawyer, proszę.
S
Wszedł w nią głęboko, sprawiając, że nie mogła oddychać. - Powtórz. - Sawyer...
R
Poruszył się w niej, najpierw powoli i delikatnie, a potem szybciej i mocniej. Każdy jego ruch sprawiał, że ciepło rozchodziło się z jej brzucha na całe ciało. Lynn uniosła biodra i poruszała nimi w rytm miłosnego tańca. Cały czas patrzyli sobie w oczy, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zamglone rozkoszą. Lynn wbiła paznokcie w jego plecy, czując skurcze orgazmu, które ogarnęły całe jej ciało, wprawiając je w drżenie. Wtedy on krzyknął, przyciskając ją mocniej do siebie. Leżeli chwilę bez ruchu, po czym Sawyer pocałował ją delikatnie w usta. Wysunął się z jej ramion. Puściła go niechętnie, ale on zamiast odwrócić się i pójść pod prysznic, położył się obok niej i objął ją mocno.
Każdym spojrzeniem, każdym gestem dawał jej do zrozumienia, że jest atrakcyjna i zmysłowa. Wypełniła ją nadzieja, ale zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie ta nadzieja doprowadzi ją znów do złamanego serca. Sawyer mógłby przysiąc, że Lynn nie miała zbyt dużo seksualnego doświadczenia. Nie była dziewicą, ale wydawała się zaskoczona tym, co robili przez ostatnie trzy godziny. Wsunął koszulkę do dżinsów, podczas gdy pytania krążyły mu nieustająco w głowie. Oczywiście umiała dawać przyjemność, ale wyglądała na zaskoczoną, że ona również ją dostaje. Ta myśl skierowała go na tory, na które nie chciał iść, budząc pytania, na które nie chciał dostać odpowiedzi. Nie mógł myśleć o Lynn i Bretcie - nie wtedy, kiedy jego skóra wciąż pachniała nią i wciąż walczył z wyrzutami sumienia, że dzieli z nią przyszłość, którą powinna dzielić z jego bratem.
S
Woda w łazience przestała płynąć i usłyszał, jak otwierają się drzwi kabiny prysznicowej. Odsunął niechciane myśli na bok i oparł się o framugę, ciesząc się widokiem.
R
Nie zauważyła go jeszcze. Stała pod prysznicem, otoczona kłębami pary. Jej wilgotna skóra lśniła w słońcu, przebijającym się przez koronkowe zasłonki. Jedno szczupłe ramię sięgnęło po ręcznik. Chwyciła materiał i wytarła nim włosy, szyję, plecy. Jej piersi kołysały się przy każdym ruchu, sprawiając, że krew zaczęła szybciej płynąć w jego żyłach. Kiedy zobaczył otarcia od jego brody i lekki ślad po ugryzieniu na jej szyi, ukłuło go poczucie winy. Wyszła na matę przed prysznicem i pochyliła się, żeby wytrzeć swoje długie nogi. Jęknął na widok jej słodko zaokrąglonych bioder. Wyprostowała się nagle zaskoczona i okryła ręcznikiem, zasłaniając się przed jego głodnym wzrokiem. - Potrzebujesz czegoś? - Nie. Rozkoszuję się widokiem. Rumieniec pogłębił kolor jej lekko zaczerwienionej skóry.
- Nie musisz tego mówić. - Czy uważasz, że kłamię? - Sawyer, jestem płaska i koścista. - Chyba żartujesz. - Podszedł bliżej, wyjął ręcznik z jej dłoni i pozwolił, żeby opadł na podłogę. Objął dłońmi jej piersi, pocierając je kciukami. - Jesteś niesamowicie piękna, a twoje piersi są idealne. W jej oczach widział niedowierzanie. Jak mogła wątpić w swoje piękno? Miał ochotę przekonać ją, wejść razem z nią pod strumień gorącej wody i zatracić się w niej, ale zmusił się, żeby tylko pocałować ją w koniuszek nosa. Ślady na jej ciele wyraźnie wskazywały, że powinna teraz odpocząć. - Muszę wpaść do sklepu z farbą dziś po południu. Chcesz pojechać ze mną i wybrać dekoracje do pokoju dziecinnego?
S
W jej oczach pojawiło się zainteresowanie, ale spojrzała na łóżko i przygryzła wargę.
R
- Powinnam chyba jednak rozpakować pudła.
Musiał przełknąć swoje rozczarowanie. Po ostatniej nocy myślał, że nie mają szans, ale dzisiaj Lynn go zaskoczyła. Miał wrażenie, że postępuje trochę za szybko dla niej, ale dzisiaj zrobili naprawdę ogromny postęp. Twierdziła, że nie chce miłości, ale on chciał jej miłości. Dopóki jednak jej żałoba się nie skończy, będzie się musiał zadowolić tym, co ona będzie chciała mu dać. Pochylił głowę i ukradł jej kolejnego całusa, po czym wycofał się i uśmiechnął. Rumieniec, który pojawił się na jej policzkach, nie mógł być tylko wynikiem gorącego prysznica. - Trooper dostał już jeść. Zająłem się też Maggie i innymi szczeniaczkami. Nie będzie mnie około dwóch godzin.
Optymizm dodał jego krokom sprężystości, kiedy schodził po schodach. Lynn pożądała go i lubiła. Uśmiechnął się do tej myśli. Jeśli duch Bretta ich nie rozdzieli, nic ich nie rozdzieli. Wrażenie, że wszystko jest w porządku, nie opuszczało Lynn, kiedy układała swoje drobiazgi na półkach Sawyera. Jednak nauczyła się, że jeśli coś wyglądało na zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, to znaczyło, że to nie potrwa długo. Nadszedł czas, żeby się przegrupować i odbudować mur wokół swojego serca. Potrzeba powrotu do rzeczywistości doprowadziła ją z powrotem do dzienników Bretta. Jedną frustrującą godzinę później z trzaskiem zamknęła książkę. Co Brett miał na myśli, pisząc, że miał przewagę tak długo, jak miał to, co Sawyer cenił najbardziej?
S
Co Sawyer cenił najbardziej? Co takiego mógł mieć Brett, czego pragnął Sawyer? Obrączki? Zegarek kieszonkowy? Nie sądziła, żeby to o to chodziło. Cokol-
R
wiek to było, musiała to odnaleźć i zwrócić. Dlaczego nie mogła się domyślić, co to takiego było?
Przeczytała dziennik Bretta kilka razy od początku do końca, ale za każdym razem jedynym efektem był ból głowy i żołądka. Chwilami dziennik wydawał się napisany urwanymi zdaniami, ze słowami, które w ogóle w tych miejscach nie pasowały. Czy to był jakiś kod? Nie mogła być tego pewna, ale miała wrażenie, że Brett spodziewał się czegoś wielkiego w ciągu miesięcy poprzedzających jego wypadek i to, czego się spodziewał, stało się. Z kilku ostatnich wpisów przebijało zadowolenie z siebie. Ale o czym on pisał? Chrzęst żwiru na podjeździe wyrwał ją z przeszłości. Zerwała się na równe nogi i schowała dziennik pod materac. Próbowała się otrząsnąć z ponurego nastroju, ale nie udało jej się to. Na dole schodów natknęła się na Maggie w chwili, kiedy Sawyer wchodził przez frontowe drzwi. Lynn wolałaby, żeby nagłe przyspieszenie serca było wywo-
łane szybkim zbieganiem ze schodów a nie pojawieniem się mężczyzny w spranych dżinsach i podkoszulku, idącym w jej stronę od drzwi. Poranek był dla niej wielkim zaskoczeniem. Wszystkim, co robił i mówił, Sawyer sprawiał, że czuła się atrakcyjna i uwielbiana. Brett mylił się, mówiąc, że jest zimna. W czym jeszcze się mylił? Na twarzy Sawyera pojawił się przekorny uśmiech, który rozjaśnił też jego oczy. - Lubię, kiedy moje kobiety czekają na mnie. Zwilżyła wargi i wzięła uspokajający oddech, ale w środku cała drżała. Kiedy tak patrzył na nią z płomieniem w oczach, czuła się atrakcyjna, a kiedy jej dotykał, zamiast sztywnieć, topniała pod jego palcami. Jego dotyk łagodził rany, które zostały jej zadane przez ostatnie kilka lat. Teraz, po ślęczeniu nad dziennikiem Bretta, desperacko potrzebowała tego balsamu.
S
Sawyer odstawił puszki z farbą, objął ją za szyję i pocałował długo i głęboko.
R
Jej serce zatrzepotało nadzieją... ale za chwilę zamknęło się w sobie. Rzeczywistość jest twarda, pamiętasz?
Zobaczymy, do czego nas to doprowadzi, powiedział Sawyer. Nie wykraczał jednak myślami poza ich początkową umowę. Ona też nie powinna. Odsunął się i wyciągnął zza pleców plik ulotek i broszur. Lynn zmarszczyła czoło, widząc znajome logo. - Co to takiego? - Zatrzymałem się przy uniwersyteckim biurze rekrutacyjnym i wziąłem program. Dziecko urodzi się dopiero w lutym, więc możesz zapisać się na semestr jesienny. Oferują również zajęcia indywidualne, tak że będziesz mogła zajmować się dzieckiem i kontynuować naukę. Jego propozycja poruszyła ją, ale jednocześnie poczuła się zagrożona. Marzyła o wykształceniu, o tym, żeby móc zapewnić sobie i dziecku utrzymanie, ale najpierw musiała się uniezależnić.
- Już o tym rozmawialiśmy. Nie chcę rzucać pracy. Jego twarz stężała. - Kiedy się spotykaliśmy, nie mogłaś się doczekać początku studiów. Brett zabrał ci tę możliwość, ja chcę ci ją z powrotem zaoferować. - Muszę załatwić wszystkie sprawy związane z majątkiem i przygotować się na dziecko. Zacisnął zęby z determinacją. - A więc może powinienem umieścić zapisanie się na studia jako wymagane kwalifikacje do pracy. - Nie możesz mi tego rozkazać. - Do diabła, Lynn, masz talent do marketingu. To, jak zaprojektowałaś ulotkę, i to bez żadnego przygotowania, naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Wyobraź so-
S
bie, jaka będziesz dobra, kiedy nauczysz się wszystkich tych sztuczek. Będziesz niesamowicie dobra, nawet lepsza niż Brett, a on był geniuszem marketingu.
R
- Ale potrzebuję mojej pensji, żeby spłacić długi Bretta. Zmrużył oczy. - Długi Bretta? - Chodzi o zadłużenie domu.
W jego oczach pojawiły się pytania, ale nie kontynuował tematu. - Możesz studiować i pracować, tak jak inni nasi pracownicy. Weź mniej zajęć i pracuj na część etatu. Ja będę płacił za czesne i za książki. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Poczuła dreszcz schodzący w dół kręgosłupa, zastępujący ciepło jego słów. Brett używał tego zdania za każdym razem, kiedy chciał powiedzieć jej coś, czego nie chciała usłyszeć. - Nigdy więcej tak do mnie nie mów. Zmarszczył brwi, słysząc jej ostry ton, i Lynn skrzywiła się. Lektura dziennika Bretta zabrała ją z powrotem do tego złego miejsca, w którym znajdowała się
przed jego śmiercią. Nie powinna go czytać, tylko rozpakować resztę pudeł. Może w jednym z nich był ten tajemniczy przedmiot, który Sawyer tak cenił. - Przepraszam. Wiem, że chciałeś dobrze, ale nie dam sobie rady z tyloma zmianami naraz. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał, że nie może zrozumieć, dlaczego odrzuca edukację, której kiedyś tak bardzo pragnęła. W końcu wzruszył ramionami i podał jej plastikową torbę. - Wychodzimy dzisiaj wieczorem. Włóż to. Uderzył w kolejny czuły punkt. Co znajdzie w tej torbie? Obcisłą sukienkę, podobną do tych, które leżały w jej szafie na górze, tak wyzywających, że nawet sklep z używaną odzieżą nie chciał ich przyjąć? Czy Sawyer też będzie ją przebierał i pokazywał swoim przyjaciołom, tak jak to robił Brett? Nienawidziła spojrzeń,
S
jakie rzucali jej wtedy mężczyźni. A kobiety... Ciężko było znaleźć przyjaciółkę, kiedy było się tak ubranym.
R
Zacisnęła opuszczone wzdłuż boków dłonie w pięści i nie przyjęła torby. - Wolę sama sobie wybierać ubrania. Jeszcze mocniej zmarszczył brwi.
- Czy możesz powiedzieć, co w ciebie wstąpiło, że chcesz pokłócić się o firmową koszulkę? Ucisk w jej żołądku zelżał. - Firmową koszulkę? - Nasza drużyna gra dzisiaj mecz baseballowy. Pomyślałem, że będziesz miała ochotę rozerwać się trochę i poznać kilka osób. Skrzywiła się i zamknęła na chwilę oczy. - Przepraszam. - Lynn, co się z tobą dzieje? - Zdecydowany wyraz jego twarzy mówił, że nie ustąpi, dopóki nie dostanie odpowiedzi.
Maggie, wyczuwając napięcie, kręciła się między ich nogami. Chcąc zyskać trochę czasu, Lynn pochyliła się i pogłaskała ją. Nie mogła powiedzieć, że dziennik jego brata przywołał z powrotem poczucie niepewności i przypomniał jej, jaka była głupia. Nie mogła się doczekać dnia, kiedy będzie go mogła spalić, ale tymczasem winna była Sawyerowi wyjaśnienie. - Brett wybierał wszystkie moje ubrania. Na chwilę zapadła cisza. - A ty nie chcesz, żebym ja robił tak samo. - Nie. - Dlatego, że przypomina ci to o tym, że jego już nie ma, czy dlatego, że nie chcesz, żebym ubierał cię jak seksownego kociaka? - Nadszedł czas, żebym sama podejmowała decyzje, zarówno co do ubrania, jak i co do mojej przyszłości.
S
- W większości przypadków się zgodzę. Jesteś piękną kobietą, Lynn, i nie
R
musisz podkreślać swoich wdzięków, żeby rzucić mężczyznę na kolana, a ja na pewno nie będę wybierał ci ubrań. Ale chcę, żebyś zastanowiła się nad powrotem na uczelnię, dla swojego dobra, nie dla mnie. - Rzucił broszury na stół i upuścił torbę na podłogę. - Jeśli chcesz pojechać na mecz, to będę wyjeżdżał za pół godziny. - A co z Trooperem? - Będzie musiał pojechać z nami. - Odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi. - Chodź, Maggie, idziemy na spacer. Drzwi zamknęły się za nim. Broszury uniwersytetu przyciągały ją jak magnes. Przesunęła palcami po okładce katalogu wydziału. To, co proponował jej Sawyer, wydawało się zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Czy ośmieli się mu zaufać i przyjąć jego ofertę?
Jeśli chciała odzyskać kontrolę nad swoim życiem, to zdobycie wykształcenia powinno być pierwszym krokiem. Nie pozwoli na to, żeby przeszłość zniszczyła jej przyszłość.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Ta kobieta była pełna sprzeczności. Jak tylko wydało mu się, że rozszyfrował jej tajemnicę, robiła coś, co kompletnie zbijało go z tropu. Dobrze, że lubił zagadki. Co stało się w ciągu jego dwugodzinnej nieobecności? Zostawił ją łagodną i zmysłową, a wrócił, żeby zastać jeżozwierza. Na wszystko, co powiedział, reagowała ukłuciami. Ale jeżozwierze używały kolców tylko w obronie. Czy żałowała tego, że się kochali? Czy może czuła się, jakby zdradziła jego brata?
S
Im więcej dowiadywał się o małżeństwie brata, tym bardziej okazywało się, że nic nie wiedział. I to nie to, co Lynn mówiła, ale to, czego nie mówiła, budziło
R
pytania. Fakty po prostu się nie zgadzały.
Załadował swój sprzęt i przenośną lodówkę do bagażnika samochodu i w myślach spróbował uporządkować to, co już wiedział. Przez większość czasu Lynn najwyraźniej starała się bronić. Nie wiedział przed czym, ale napięcie widoczne na jej twarzy i nieufność w oczach były ciężkie do przeoczenia. No i sposób, w jaki rozkwitała jak kwiat w promieniach słońca przy najmniejszej pochwale. Tęsknota, jaka pojawiła się w jej oczach na wzmiankę o studiach, była całkowicie sprzeczna z jej twardą odmową. Dlaczego odrzuciła jego ofertę, skoro był gotowy płacić jej czesne, i dlaczego zaprzeczyła, że to Brett kazał jej przerwać naukę? Co chciała zyskać, osłaniając jego brata? No i te ubrania. Brett ubierał ją tak, żeby pragnęli jej inni mężczyźni, a jednak Lynn nie miała tej pewności siebie, jaką mają tego typu kobiety.
Jak dziewczyna z jej ciałem mogła nie wiedzieć, jakie budzi w mężczyznach uczucia? I najważniejsze pytanie - nie wyglądało na to, żeby nosiła żałobę po jego bracie, a jednak chciała z nim mieć dziecko. Czy to miało coś wspólnego z jej podejściem pod tytułem „chcę małżeństwa, ale nie miłości"? Jak mógł zabiegać o żonę, skoro jej nie rozumiał? Tylne drzwi otworzyły się, i Lynn, ubrana w szorty i koszulkę, którą jej dał, wyszła na ganek. Nogi miała długie, szczupłe i opalone. Jej świeżość była sto razy groźniejsza dla spokoju jego duszy niż te jej zmysłowe ubrania. Biorąc pod uwagę przyciąganie między nimi, ich wiarę w rodzinę i jego miłość do niej, zakładał, że małżeństwo uda się bez dużego wysiłku. Okazało się jednak, że jest kilka przeszkód do pokonania. - Jesteś gotowa?
S
Zbiegła po schodkach. Podniecenie i zdenerwowanie zaróżowiło jej policzki.
R
- Tak. Nigdy nie byłam na firmowym meczu baseballowym. - Brett nie grał. - Właściwie to Brett zawsze miał jakieś bardzo ważne spotkanie, kiedy odbywały się firmowe spotkania. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek przyprowadził ze sobą Lynn. Rzadko też pojawiał się z nią w biurze. - Nie. - Między jej brwiami pojawiła się zmarszczka. - Nie był typem sportowca. Ja zresztą też nie jestem. Przed oczami stanął mu obraz jej gładkiego, umięśnionego ciała i poczuł gorąco. - Pływasz jak ryba. W jej oczach pojawił się cień. - Wolę to od ćwiczenia z kasetami wideo. Do diabła. Czego mu właśnie nie powiedziała? Napięcie w jej głosie mówiło mu, że kryje się za tym coś więcej, a on miał zamiar odkryć wszystkie sekrety Lynn - nawet jeśli odpowiedzi miałyby mu się nie spodobać.
Otworzył drzwi i pomógł jej wsiąść do środka. Wziął pudełko ze szczeniakiem i położył je na podłodze za siedzeniem. Potem usiadł w fotelu kierowcy i wyjechał na ulicę. Zanim zdążył się zorientować, pojawiło się przed nimi wejście do parku. W przeciwieństwie do kobiet, z którymi się spotykał i które musiały każdą chwilę ciszy wypełniać rozmową, Lynn nic nie mówiła przez całą drogę. Sawyer wysadził swoją nową rodzinę z samochodu, i skierował się w stronę boiska. Lynn omal nie upuściła pudełka z Trooperem, kiedy Sawyer włożył palce do ust i zagwizdał przeciągle. W ciągu kilku sekund otoczyło ich około dwudziestu ludzi. Sawyer odłożył torbę ze sprzętem na ziemię, położył rękę na ramieniu Lynn i powiedział. - To jest Lynn. Moja żona.
S
Przedstawił ją tym, których nie znała, za każdym razem krótko opisując, kim są i co robią w Riggan CyberQuest. Nie udało się jej zapamiętać wszystkich pra-
R
cowników, nie mówiąc już o ich żonach, zwłaszcza że wszyscy mieli na sobie czerwone koszulki firmowe.
Sawyer nie przyniósł jej koszulki, żeby się wyróżniała. Przyniósł ją, żeby do nich pasowała. Po raz kolejny wprowadził ją w swój krąg, tak jakby miała pełne prawo tam być. Ta wiedza osłabiła bariery, które tak bardzo chciała wzmocnić. Wszyscy zachwycali się Trooperem, a w pewnym momencie do Sawyera podeszła mała dziewczynka i wyciągnęła ręce. Sawyer podniósł ją bez wahania i pokazał jej szczeniaczka. Po chwili dziewczynka dotknęła policzków Sawyera brudnymi rękami i wycisnęła na nich mokry pocałunek. Nie sprzeciwił się. Brett byłby tym zniesmaczony i Lynn zaczęła się zastanawiać, jak mogła kiedyś wierzyć, że Brett będzie dobrym ojcem. To Sawyer nim będzie. - Annie, brudzisz Sawyera. - Jedna z kobiet sięgnęła po dziecko. Oddał dziewczynkę niechętnie i odwrócił się do Lynn.
- Sandy i Karen mogą polecić dobrą akuszerkę. Ja i Lynn będziemy mieli dziecko. Powiedział to, uśmiechając się delikatnie do niej, co sprawiło, że jej serce podskoczyło. Przerwał im sędzia, mówiąc, że jeśli chcą zdążyć rozegrać mecz przed burzą, powinni już zaczynać. Na horyzoncie niebo zrobiło się szare. Sawyer odprowadził ją na trybuny i poczekał, aż się tam wygodnie usadowi. - Dacie sobie z Trooperem radę? - Oczywiście. Spojrzał na kobietę siedzącą po jej prawej stronie. - Sandy? - Zajmę się nimi. Lynn spojrzała na kobietę obok.
S
- Czy on właśnie poprosił, żebyś została moją nianią? Sandy uśmiechnęła się.
R
- Sawyer będzie wspaniałym ojcem.
- Też tak myślę. - Lynn czuła się jak nastolatka, siedząc na trybunach i podziwiając kapitana drużyny. To było zupełnie nowe doświadczenie. Przez pierwszą połowę kobiety rozmawiały o ciąży i dzieciach, przerywając czasem w połowie zdania, żeby wznosić zachęcające okrzyki, a potem spokojnie wracając do rozmowy. Lynn czuła się wśród nich jak wśród starych przyjaciół. Natychmiastowa akceptacja była czymś, czego nie doświadczyła w swoim dorosłym życiu. Dzieci zebrały się wokół niej, kiedy karmiła Troopera, i rozproszyły się znowu, kiedy skończyła i położyła śpiącego pieska z powrotem do pudełka. Dziecko Karen obudziło się i leżało, gaworząc w wózku. Karen spojrzała na nią i uśmiechnęła się. - Niedługo będziesz miała własne.
Ta myśl zarówno podniecała, jak i przerażała Lynn. - Wiem, nie mogę się doczekać. Mniej więcej w połowie gry dołączyła do nich jeszcze jedna kobieta i usiadła w rzędzie za nimi. - Lynn, to jest Jane. Jej mąż jest na trzeciej bazie. Jane, to jest Lynn. Żona Sawyera - przedstawiła Sandy. - Świeżo po ślubie, co? - Jane wygięła swoje ciemne brwi. - Nie mogę winić Sawyera, że tak szybko cię poślubił. Całe życie poświęcił temu swojemu bratu. Teraz, kiedy już Bretta nie ma, może nadrobić stracony czas. Lynn nie mogła się ruszyć, nie mogła myśleć, nie mogła odpowiedzieć. - Ta zjadliwość jest niepotrzebna, Jane - powiedziała Sandy, spoglądając nerwowo w stronę Lynn.
S
- Kto tu jest zjadliwy? Ja tylko stwierdzam fakty. Brett był kulą u nogi. Nigdy nie przygotowywał projektów na czas. Jim zawsze się na niego skarżył i Bóg tylko
R
wie, ile nadgodzin musiał brać Sawyer, żeby nadrobić to, czego nie zrobił Brett. Biedny Sawyer, dziwne, że w ogóle miał czas na jakiekolwiek życie, skoro przez cały czas sprzątał po swoim bracie.
Lynn wbiła paznokcie w dłoń. Nie wiedziała, że Brett zrywał się z pracy. W rzeczywistości to często mówił, że zostaje po godzinach. Prawdopodobnie był wtedy ze swoimi kochankami. Gra rozpoczęła się na nowo, ale Lynn nie potrafiła już cieszyć się tym popołudniem. Walczyła o to, żeby skupić wzrok na graczach i przypominać sobie ich nazwiska - wszystko, żeby tylko nie zastanawiać się nad słowami Jane. Czy była kolejną rzeczą, którą trzeba było zająć się po Bretcie? Pomimo gorąca i wilgotności tego czerwcowego popołudnia, Lynn poczuła zimny pot. Było jej niedobrze. Odwróciła się do Sandy. - Czy możesz mi powiedzieć, gdzie jest łazienka? Sandy wstała.
- Pokażę ci. Karen zaopiekuje się szczeniakiem. Kiedy dotarły do łazienki, mdłości trochę minęły. Przemyła twarz zimną wodą i oparła się o blat. Sandy była w pobliżu, zmywając brud z twarzy i rączek swojej córki. - Pójść po Sawyera? - Już jestem. - Sawyer pojawił się w progu. Serce Lynn zabiło. Nadstawiał karku za Bretta przez lata. Czy to dlatego się z nią ożenił? W oczach zapiekły ją łzy. Zamrugała, żeby je zatrzymać. Kochała go. - Nie masz żadnego szacunku dla znaku na drzwiach? - Skrzywiła się, słysząc swój ton. Nie zrobił nic, żeby zasłużyć na jej gniew. Nic oprócz tego, że sprawił, że się w nim zakochała. - Nie wtedy, kiedy masz kłopoty. - Zostawiłeś grę. Zawody. Wzruszył ramionami.
R
S
- Byłem na ławce, kiedy zobaczyłem, że tutaj idziecie. Źle się czujesz? Chcesz wrócić do domu? Sandy przeszła obok niego.
- Zostawimy was tutaj samych. Nie spieszcie się, zajmiemy się pieskiem. Lynn spróbowała odwzajemnić współczujący uśmiech Sandy, ale jej wargi tylko zadrżały. - Dziękuję, Sandy. Powiedz drużynie, że Sawyer zaraz wróci. Już wszystko w porządku, Sawyer. Wracaj grać. Podszedł do niej. - Co się stało? Czuła ból w sercu. Miała ochotę zwinąć dłonie w pięści i uderzyć go. Dlaczego sprawił, że się w nim zakochała?
Wiedziała, co stanie się potem. Otworzyła kran, ochlapała się wodą, żeby ukryć łzy, i schowała twarz w papierowy ręcznik. - To tylko zwyczajne popołudniowe mdłości. Wyjął wilgotny ręcznik z jej dłoni i delikatnie otarł jej twarz. - Chodź i usiądź ze mną na ławce. Miała ochotę zaszlochać, widząc czułość w jego oczach. Wyglądała na prawdziwą, ale nie mogła nią być, jeśli Lynn była tylko zobowiązaniem. Brett oszukał ją tyle razy fałszywą szczerością, że nie odważyła się uwierzyć. - Nie mogę tego zrobić. Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. - Pewnie że możesz. Bycie szefem ma swoje zalety. Jej czas z Sawyerem skończy się. Było tak ze wszystkimi jej związkami. Ale
S
dopóki się tak nie stanie, będzie chłonąć każdy dzień, odkładając wspomnienia na później.
R
Sawyer splótł palce z jej palcami i poprowadził ją z powrotem w stronę boiska. Podeszli na trybuny, żeby zabrać psa, i poszli dalej. Usiedli w cieniu na ławce i Sawyer podał jej paczkę krakersów i zimny napój z lodówki. Usiadł obok niej, objął ją ramieniem, jakby miał do tego wszelkie prawa, i został z nią, dopóki nie musiał wrócić na boisko. Każda chwila miała słodko-gorzki smak. Kiedy wchodził na boisko, w jej oczach znów pojawiły się łzy. Jak miała się w nim nie zakochać? Sprawiał, że czuła się chciana i rozpieszczana, a nikt tego nie robił od śmierci jej matki. Sprawiał, że czuła się mądra, piękna i seksowna. Odchyliła się do tyłu i przycisnęła zimną puszkę do policzka. Dwadzieścia minut później rozległ się grzmot. Sędzia zakończył mecz i gracze opuścili boisko. Sawyer podszedł i dotknął dłonią jej włosów. - Zostań tu jeszcze chwilę. Pomogę pochować sprzęt i będziemy mogli jechać.
Zaczął padać deszcz. Sawyer pomachał na innych, żeby już wsiadali do samochodów. Zostawili go, żeby sam zebrał bazy. Kiedy wszystko było już schowane, deszcz lał się strugami. Lynn objęła się ramionami, ponieważ nawet pod betonowym daszkiem nad ławką zrobiło się zimno. Sawyer, mokry, ale uśmiechnięty, wrócił do niej i usiadł obok na ławce, biorąc ją za rękę i wyciągając przed siebie długie nogi. - Poczekajmy jeszcze pięć minut, może się przejaśni. Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Zastanawiała się, czy zapytać go, czy jest kolejnym obowiązkiem przejętym po bracie, ale zdecydowała, że nie chce znać odpowiedzi. Położył jej rękę na swoim udzie. Kciukiem pogładził jej nadgarstek, odrywając ją od mrocznych myśli. Spojrzała na niego, ale miał zamknięte oczy i opierał
S
głowę o ścianę. Wyglądało na to, że nie zdaje sobie sprawy z zamieszania, jakie wywołuje w niej ta delikatna pieszczota. Potem jednak podniósł powieki i w jego
R
oczach dostrzegła płonące pożądanie.
- Robiłaś to kiedyś na ławce rezerwowych?
Na widok ogników w jego oczach poczuła trzepot w żołądku. Sawyer może jej nie kochał, ale na pewno pożądał, a ona miała zamiar cieszyć się z tego, dopóki mogła. - Nie. - A chciałabyś? Rozejrzała się po opuszczonym parku i poczuła, jak przechodzi ją dreszcz. - Nie możemy. To miejsce publiczne. Poruszył brwiami, a wyraz jego twarzy mówił „no i co z tego?". Lynn roześmiała się. - Przez ciebie czuję się jak niegrzeczna nastolatka. - Czy to jest jakiś problem? - Przysunął się i dotknął jej policzka.
- Nie wiem. Nigdy nią nie byłam. - Słowa zamarły, kiedy musnął jej usta swoimi wargami. - Kapitan drużyny nigdy cię nie podrywał? - Zmarszczył brwi. - Nie. Nie byłam specjalnie popularna w liceum - przyznała się z wahaniem. Nie chciała opowiadać mu o plotce, z powodu której odsunęli się od niej wszyscy przyjaciele. W jego oczach pojawiło się niedowierzanie, a za chwilę zastąpił je płomień. Kciukiem pogładził jej szyję, po czym pochylił się i znów ją pocałował. Odsunął się potem na kilka milimetrów i spojrzał jej w oczy. - Wracajmy do domu, zanim zaaresztują nas za to, o czym myślę. Pomógł jej wstać, przykrył ręcznikiem pudełko ze szczeniakiem, a sam chwycił torbę ze sprzętem.
S
- Ścigamy się do samochodu. - Rzucił jej przekorne spojrzenie. Kiedy w końcu dobiegli do auta, obydwoje byli zmoczeni. Kiedy wsiedli,
R
Sawyer pocałował ją długo i namiętnie, po czym wrzucił bieg i ruszył w kierunku domu.
Kiedy dojeżdżali na miejsce, słońce przebiło się właśnie zza zasłony chmur. Sawyer wjechał na podjazd, zaparkował i zgasił silnik. Lynn poczuła przypływ przyjemnego oczekiwania. Wysiadła z samochodu, zanim zdążył otworzyć jej drzwi, ale on szybko ją dogonił, zabrał od niej pudełko z Trooperem i położył je na patio pod parasolem. Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę basenu. - Dokąd idziemy? - Zmarszczyła brwi. - To niespodzianka.. - Tak, ale... - Zamilkła, kiedy zrzucił buty i wrzucił kluczyki do jednego z nich. Za chwilę obok wylądowała jego koszulka. - Zdejmuj buty, Lynn.
- Ale przecież jesteśmy na zewnątrz. - Obejrzała się z niepokojem w stronę sąsiadującego domu. - Ricka teraz nie ma w domu, a po drugiej stronie magnolii jest tylko las. Nikt nie może nas zobaczyć - powiedział, zdejmując spodenki i skarpetki. Piękno jego nagiego ciała zaparło jej dech w piersiach. Czy to małżeństwo mogło się udać? Czy ośmieli się pragnąć czegoś więcej niż tylko tych umówionych dwunastu miesięcy? Poczuła, jak budzi się w niej nadzieja. Zrzuciła buty, a Sawyer pomógł jej ściągnąć koszulkę. Potem, w ciągu sekundy, otworzył przednie zapięcie jej stanika. Rozpiął jej szorty i zsunął razem z bielizną. Lynn zawahała się i objęła się ramionami. Sawyer chwycił ją i wskoczył razem z nią do basenu. Jej okrzyk zaskoczenia zamienił się w śmiech, kiedy udało im się wynurzyć. Chciał z nią grać, proszę bar-
S
dzo. Lynn zanurkowała i popłynęła w stronę drabinki na końcu basenu. Złapał ją trzy uderzenia ramionami później, chwytając za kostkę u nogi długimi palcami i
R
przyciągając ją z powrotem do siebie. Nie walczyła z nim zbyt długo. Na brzuchu poczuła twardość, która sprawiła, że krew w jej żyłach zamieniła się w płynny żar. Sawyer objął ją ramionami w pasie i oparł o ścianę basenu. Nie mogła dotknąć stopami dna, ale on mógł. Obejmowała go ramionami i czuła go między udami, kiedy przyciskał ją do ściany, tak żeby mieć wolne ręce i móc jej dotykać do woli. - Lynn... - jego głos był zduszony, jak głos człowieka, który ma zaraz stracić panowanie nad sobą. Dla niej. Ta świadomość rozgrzała jej serce. Jeśli ona miała na niego chociaż w połowie taki wpływ jak on na nią, to może mieli jednak wspólną przyszłość. Objęła dłońmi jego twarz. - Sawyer... Kiedy szeptała to magiczne słowo, pocałował ją w szyję.
Pogładziła jego mokrą skórę. Nadzieja w niej rosła. I miłość. Kochała go. Kochała go. Kochała. Przebiegły ją fale rozkoszy. Objęła go mocniej udami i wtedy Sawyer odrzucił głowę to tyłu i wydał z siebie przeciągły jęk.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Zadzwonił dzwonek u drzwi. Sawyer wstał z sofy, starając się nie obudzić Lynn z jej niedzielnej, popołudniowej drzemki. Przykrył ją pledem, który wyciągnęła z jednego ze swoich pudeł. Kochała go. Nie powiedziała mu tego jeszcze, ale tylko miłość mogła wyjaśnić czułość w jej oczach. On też jej tego jeszcze nie powiedział, ale miał zamiar zrobić to dziś przy kolacji.
S
Wszedł do holu i otworzył drzwi. Na progu stał Carter z teczką w ręku. Po-
R
ważny wyraz twarzy przyjaciela powiedział mu, że to nie jest towarzyska wizyta. Carter znalazł złodzieja. Sawyer poczuł przypływ adrenaliny. Ręką zaprosił go do środka i poprowadził do swojego gabinetu. - Gdzie jest Lynn? - spytał Carter. - Śpi. - Dobrze. - Carter zamknął drzwi i Sawyer poczuł dreszcz. Przyjaciel był jedną z najbardziej opanowanych osób, jakie znał, a teraz był widocznie zdenerwowany. - Kto? - Był w stanie wydobyć z siebie tylko to jedno słowo. Carter stanął twarzą do niego. - Sprawdziłem wszystko trzy razy. - I? - Sawyer podszedł do biurka i oparł się o blat. - To był ktoś z firmy. Sawyer zaklął.
- Dlaczego moi pracownicy mieliby chcieć mnie okradać? Mamy świetną atmosferę i są bardzo dobrze opłacani. Jesteśmy jak rodzina. Musiałeś się pomylić. - Mam dowód. - Carter postawił swoją skórzaną teczkę na brzegu biurka i otworzył miedziane zamki. Sawyer poczuł ból na myśl o tym, że ktoś go zdradził. - Chcę znać nazwisko tego sukinsyna. - Wszystko jest w moim raporcie. - Carter zawahał się. - Sawyer, naprawdę mi przykro. To był Brett. Sawyer zachwiał się pod wpływem szoku. Na czoło i górną wargę wystąpił mu pot. - Mylisz się. Ktoś zostawił fałszywy ślad. - Znalazłem wpłaty na konto bankowe dokonane w tym samym czasie, co daty, które mi wskazałeś. - Mój brat nigdy by mnie nie okradł. Carter westchnął.
R
S
- Na pewno zauważyłeś, że Brett konkurował z tobą, jeśli chodzi o samochody, domy, rzeczy, Lynn. To łatwo mogło zwrócić się przeciwko firmie. Chciał tego, co było twoje.
- To była zdrowa braterska rywalizacja. - Ale co z bransoletką i resztą biżuterii? Co z Lynn? - Dlaczego Brett miałby okradać firmę, z której się utrzymywał? - Twój brat był winien pieniądze chyba wszystkim. Bank odrzucił jego ostatnie podanie o kredyt, a jego karty kredytowe były zadłużone i niespłacone. Pieniądze mógł dostać tylko od ciebie, ale proszenie o nie byłoby przyznaniem się, że jest w kłopotach finansowych, co oznaczałoby przegraną. Stos rachunków, które widział w domu Lynn, potwierdzał słowa Cartera, ale nie mógł uwierzyć, że to Brett go zdradził. - Wiem, że nie lubiłeś Bretta, ale nigdy nie spodziewałem się, że złośliwie będziesz go oczerniał.
Rysy Cartera stwardniały. - Nie zabijaj posłańca. Sam powiedziałeś, że jestem w stanie dotrzeć wszędzie. Żałuję, że to nie był ktoś inny. Naprawdę próbowałem, ale każdy ślad prowadził do Bretta. Z tego, co wiem, pracował sam i sprzedawał tajemnice handlowe jednemu z twoich konkurentów. Sawyer zacisnął zęby i odwrócił się plecami do Cartera. Dlaczego przyjaciel miałby go okłamywać? Ale przecież musiał kłamać. - Myślisz, że łatwo jest mi o tym mówić? Sawyer odwrócił się. - To dlaczego to zrobiłeś, skoro jesteś takim dobrym przyjacielem? Carter wziął głęboki oddech. - Nie chciałem tego robić, ale nie chciałem też, żebyś martwił się o bezpie-
S
czeństwo firmy. Kiedy Bretta już nie ma, możesz spokojnie zacząć pracę nad nowymi projektami i nie obawiać się, że ktoś ukradnie ci pomysły.
R
Sawyer przeczesał włosy palcami. Zrobił dla Bretta wszystko, co mógł. Harował i oszczędzał, żeby tylko mieli dach nad głową i żeby brat mógł pójść na studia. Dał mu pracę i udziały w firmie. Brett by go nie zdradził. - Czy myślisz, że Lynn wiedziała, co on robi? - zapytał Carter. Mięśnie Sawyera stężały na ten niespodziewany atak. - Nie. - Wiem, że zawsze miałeś do niej słabość, ale musisz pogodzić się z faktami. Lynn korzystała z pieniędzy Bretta i wyszła za ciebie, zanim to wszystko się wydało. - Mylisz się. - Gniew ścisnął mu gardło. Miał ochotę uderzyć Cartera. Dlaczego jego przyjaciel chciał odseparować go od dwojga ludzi, których najbardziej kochał? - Nie wiem, dlaczego chcesz to przypiąć Brettowi i dlaczego chcesz w to wciągnąć Lynn, ale wszystko schrzaniłeś. Wypiszę ci czek i chcę, żebyś wynosił się z mojego domu.
- Wiesz, że nie skłamałbym ci w takiej sprawie. - Carter wyciągnął gruby plik papierów z teczki i położył go na biurku. - To są moje dane. Jak będziesz gotowy, żeby wyciągnąć głowę z piasku, to sam sobie możesz to przeczytać. Nie wierzył w to. Nie mógł uwierzyć. - Wynoś się. Nastąpiła krótka chwila napiętej ciszy. - Kiedy będziesz chciał porozmawiać, wiesz, gdzie mnie znaleźć. - Nie będę chciał. Carter odwrócił się na pięcie i wyszedł z domu. Odgłos zatrzaskiwanych drzwi wytrącił Lynn z osłupienia. Podniesione głosy ją obudziły, a słowa, które usłyszała, przeraziły. Brett był złodziejem. Jak mogła się tego nie domyślić?
S
Nielogiczne wpisy w dzienniku Bretta nagle nabrały sensu. Brett czuł się usprawiedliwiony, zabierając Sawyerowi to, co Sawyer cenił sobie najbardziej.
R
Chciał to, co mu się należało, pisał. Brett nie był jak Sawyer. Nigdy nie szedł trudniejszą drogą, kiedy mógł pójść na łatwiznę.
Lynn poczuła, jak robi się jej niedobrze. Zakryła usta dłonią i pobiegła na górę do łazienki. Kiedy mdłości w końcu minęły, umyła twarz i zęby. Oparła się o ścianę i objęła ramionami. Co teraz? Czy miłość Sawyera do brata zamieni się teraz w nienawiść? Czy ta nienawiść obejmie również dziecko Bretta i ją? Brett był adoptowany, więc między Sawyerem i dzieckiem nie będzie żadnych więzów krwi. Położyła dłoń na brzuchu i pomodliła się o to, żeby to nie było dziecko Bretta - nie tylko dla dobra dziecka, ale też dla dobra Sawyera. Rodzina była dla niego wszystkim i potrzebował tego dziecka. Potrzebował rodziny, którą będzie mógł kochać. Zakochała się w nim. Nie chciała odchodzić, ale miał pełne prawo wyrzucić ją tak, jak to zrobił z Carterem.
Co zrobiłaby, gdyby chciał pozbyć się jej z domu? Pieniądze, których spodziewała się po sprzedaży udziałów, nie należały się jej. Nie mogła ich wziąć, skoro Brett okradał Sawyera. Nic więcej już od niego nie weźmie. Zamrugała, żeby powstrzymać łzy. - Dobrze się czujesz? - Głos Sawyera zaskoczył ją. Zobaczyła, że stoi w drzwiach łazienki. - Tak. A ty? - Wiedziała dokładnie, jak to jest, kiedy ktoś zatruje najcenniejsze wspomnienia. - Słyszałaś wszystko. - Trudno było nie słyszeć. Krzyczeliście. Tak jak po pogrzebie próbował ukryć przed nią swój ból, ale widziała go w jego oczach.
S
Chciała chronić go przed ciemną stroną Bretta, ale nie udało się jej. Nie doceniła swojego pierwszego męża. Podeszła do Sawyera, objęła go i oparła policzek o
R
jego pierś. Napięcie w jego plecach nieco zelżało i objął ją ramionami. - Przykro mi.
- Carter twierdzi, że Brett był złodziejem. Dlaczego mój najlepszy przyjaciel miałby skłamać?
Lynn poczuła, jak pęka jej serce. Rano wierzyła, że ona i Sawyer mogą mieć wspólną przyszłość. Kochała go. On ją lubił i pożądał jej. Teraz to stało się niemożliwe. Ale nie chciała, żeby Brett tym razem pozbawił go najlepszego przyjaciela. Jedyne, co mogła zrobić, to pokazać ten przeklęty dziennik, w którym z detalami opisywał jej wszystkie wady. Kiedy Sawyer przeczyta, jak złą była żoną i kobietą, nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego. Nie miała jednak wyboru. Carter był jego przyjacielem, a ona tylko obowiązkiem, którego Sawyer się podjął. Pomimo bólu, musiała poświęcić swoją miłość w imię ich przyjaźni. - On nie kłamie. Brett cię okradał.
Sawyer puścił ją gwałtownie i zrobił krok do tyłu. - Co ty mówisz?! Lynn sięgnęła pod materac i wyciągnęła dziennik. - Znalazłam to, kiedy Brett umarł. Pisze tutaj, że chce „mieć to, co Sawyer ceni najbardziej" i o „odbieraniu długu". Są tu daty, pewnie te same, które podałeś Carterowi, gdzie pisze, że jego statek przypływa. Kiedy Sawyer zacisnął palce na skórzanej oprawie dziennika, Lynn po cichu pożegnała się ze swoimi nadziejami i marzeniami o szczęśliwym małżeństwie. - Brett zabrał ci już wystarczająco dużo. Nie pozwól mu skłócić cię z Carterem. Oczy Sawyera przybrały kamienny wyraz. - Wiedziałaś, co robił, i osłaniałaś go.
S
Lynn poczuła chłód i oparła się o framugę drzwi. Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie było magicznych słów, które mogłyby odmienić przeszłość.
R
- Osłaniałaś go, ponieważ wciąż go kochasz.
Nie! Ale nie mogła powiedzieć mu, że nie kochała Bretta ani że tamtej fatalnej nocy nieomal nienawidziła za to, co jej zrobił, i nienawidziła siebie za to, co poświęciła dla tego małżeństwa. Pogarda w jego oczach wywołała kolejne mdłości. - Nie mówiłam ci, ponieważ nie chciałam zepsuć twoich wspomnień o bracie. Bretta nie ma. Jego złe uczynki ustały wraz z jego śmiercią. Twoja firma jest bezpieczna. Zaklął, odwrócił się, podszedł do okna i znów się odwrócił, twarzą do niej. Ból w jego oczach zaparł jej dech w piersiach. - Zdradziłaś mnie. Tak jak mój brat. Przycisnęła dłoń do piersi. - Sawyer, nigdy nie zrobiłabym niczego, żeby cię zranić. Kocham cię. - I myślisz, że ja w to teraz uwierzę? Po prostu próbujesz chronić swój tyłek. Kochasz mojego brata na tyle mocno, że chronisz go jeszcze po śmierci. - Przecze-
sał palcami włosy. - Czy po pogrzebie kochałaś się ze mną po to, żeby się zabezpieczyć? Może miałaś nadzieję, że mnie złapiesz w pułapkę. A ja głupi dałem się nabrać na historyjkę, że to może być moje dziecko. Poczuła jak nóż w jej sercu wbija się głębiej. - Wiesz, że to nie było tak. Wiesz, że to może być twoje dziecko. - Nie wiem już, w co wierzyć. Wydawało mi się, że ciebie wykorzystałem, ale wygląda na to, że było odwrotnie. - Nie, ja... - Ludzie, którym ufałem najbardziej na świecie, oszukali mnie i okłamali. - Nie wiedziałam, dopóki... - Wiedziałaś, że Brett mnie oszukuje, i nie powiedziałaś mi tego. To wszystko, co ma znaczenie... - Odwrócił się do niej tyłem. - Idę zabrać Maggie na spacer. - Ale...
S
- Muszę stąd wyjść i zastanowić się, co z naszym małżeństwem. - Ruszył w stronę drzwi. Powiedz mu. - Sawyer, poczekaj.
R
Ale on się nie zatrzymał. Usłyszała jego kroki na schodach. Zagwizdał na Maggie i drzwi się zatrzasnęły. Opadła na krzesło i nie próbowała powstrzymać łez. Czy powinna walczyć o swoją miłość, czy uciec do ciotki na Florydzie jak tchórzliwa mysz, którą udawała przez ostatnie cztery lata? Uciekaj z domu Sawyera, zanim sam cię stąd wyrzuci, podpowiadał jej tchórzliwy głos, ale przypomniała sobie słowa ojca, który mówił, że nic, co warto mieć, nie przychodzi łatwo. Obawiając się odrzucenia, pozwoliła Brettowi zniszczyć swoje marzenia i teraz płaciła za tchórzostwo. Jeśli kochała Sawyera, musiała mu powiedzieć całą prawdę. Jak mógł być tak ślepy?
Sawyer rzucił dziennik Bretta na swoje biurko i ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego nie dostrzegł złości brata? Zawsze rywalizowali ze sobą, ale to, o czym pisał Brett, używając sekretnego szyfru, który wymyślili jako dzieci, było czymś o wiele większym. Jego brat był gotów kraść, oszukiwać i kłamać, żeby go tylko pokonać, bez względu na to, kogo mógł po drodze zranić. Lynn. Sawyer zacisnął zęby. Brett nie kochał Lynn tak, jak na to zasługiwała. Wykorzystywał ją, ubierał i obnosił jak trofeum. Wszystko nareszcie nabrało sensu. Nie, nie wiedziała, jak otrzymywać rozkosz. Nikt jej nigdy nie chwalił. Tak, była cały czas przygotowana na atak. Czy Brett stosował tylko słowną przemoc? Poczuł mdłości i ogromny gniew. Co ona musiała przeżyć? I dlaczego nigdy nic o tym nie powiedziała? Czy
S
naprawdę dała się przebłagać przeprosinami Bretta? Pisał, że tak, ale Lynn była na to zbyt inteligentna.
R
Jak mogła kochać takiego potwora? Ale musiała go kochać, inaczej by go nie osłaniała. Wciąż kochała jego brata.
Komentarze Bretta sprawiały, że robiło mu się niedobrze. Jego brat nie uważał Lynn za wystarczająco bystrą, seksowną czy ładną. Sawyer nigdy nie spotkał mądrzejszej, piękniejszej i bardziej zmysłowej kobiety. Kochał jej śmiech, jej pragnienie wiedzy. Brett pisał, że była zimna. Co za bzdury! Lynn była najlepszą kochanką, jaką Sawyer kiedykolwiek miał. Jak jednak mogła tak na niego reagować, skoro wiąż kochała Bretta? Nie mógł się w tym wszystkim połapać. Miał do siebie żal. On pierwszy znalazł Lynn i gdyby porozmawiał z nią te cztery i pół roku temu, zamiast dać list Brettowi - list, którego prawdopodobnie nigdy nie otrzymała - nie musiałaby wysłuchiwać od ukochanego człowieka, że nie była dla niego prawdziwą kobietą bez operacji plastycznej. Cieszył się, że Lynn odmówiła, ale ile to ją musiało kosztować?
Był zbyt ślepy, żeby dostrzec machinacje brata. Sawyer wstał i podszedł do okna. Kochał Lynn całym sercem, ale ją zawiódł. Najpierw dlatego, że nie ochronił jej przed Brettem, a teraz zmuszając ją do małżeństwa, którego nie chciała, bo wciąż tęskniła za jego bratem. Mimo że tak bardzo go to bolało, wiedział, co musi zrobić. Musi uwolnić Lynn. Podszedł do drzwi na ołowianych nogach i znalazł ją w kuchni, jak przygotowywała kolację. Oczy miała spuchnięte i podkrążone. Jej ręce drżały, kiedy układała naczynia na stole. Rzuciła mu tylko jedno krótkie, przestraszone spojrzenie. Sawyer wcisnął ręce do kieszeni i zwalczył chęć przytulenia jej. - Przepraszam. Zatrzymała się i podniosła wzrok, ale nic nie powiedziała.
S
- Rano zobaczę się z adwokatem w sprawie rozwodu. Zbladła, ale po chwili skinęła głową. - Rozumiem.
R
- Wezmę pożyczkę, żeby spłacić twoje udziały. - Nie pozwolę ci na to, Sawyer. Brett już cię okradł. Nie powinieneś dalej płacić za jego błędy. Przepiszę moje udziały na ciebie. Nie pozwoli jej na to, ale nie chciał się z nią o to teraz spierać. - Będę ci płacić miesięczną pensję i alimenty na dziecko, ale zrzeknę się praw ojcowskich. Próbował zignorować łzy zbierające się w oczach Lynn i spływające po jej twarzy, ale każda z nich paliła go jak kwas. - Nie wiem, co zrobiłem źle z Brettem ani dlaczego mnie tak nienawidził. Nie rozumiem, co chciał zyskać niszcząc firmę, z której się utrzymywał. Może po prostu chciał zniszczyć moje marzenie. Nie wiem, co źle zrobiłem - powtórzył. - Nic - szepnęła.
- Jeśli tak wszystko popsułem z Brettem w ciągu dekady, to wyobraź sobie, co mógłbym zrobić z twoim dzieckiem w ciągu całego życia. Przeraża mnie to. - Sawyer, nie możesz winić siebie za chciwość Bretta. - Nie chcę zranić ani ciebie, ani twojego dziecka. Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. - Rozumiem, dlaczego mógłbyś chcieć odrzucić dziecko Bretta, ale jeśli to jest twój syn albo córka, to on albo ona ma prawo cię poznać. Nie pozwól Brettowi przekonać się, że nie byłbyś fantastycznym ojcem. Spojrzał na nią zaskoczony. - Chcesz zaryzykować to, że twoje dziecko stanie się przestępcą? - Tak się nie stanie. Brett cię nie nienawidził. Czcił cię i chciał być taki jak ty. Tylko że był leniwy. Nie zamierzał pracować na to, czego chciał, szedł na skróty. To nie twoja wina.
S
Nawet teraz kryła jego brata. Zazdrość i ból odebrały mu głos. Strząsnął jej
R
rękę, ponieważ miał ochotę przytulić ją, a nie mógł tego zrobić. - Traktował cię źle. Dlaczego go osłaniasz?
- Dlatego, że rodzina jest najważniejsza na świecie i nie chciałam zniszczyć twoich wspomnień o Bretcie. Kiedy wspomnienia są wszystkim, co masz, powinny ogrzewać cię, a nie prześladować w snach. - Podeszła do tylnych drzwi i odwróciła się do niego. - Wiesz, że mój ojciec był policjantem i zginął na służbie. Nie wiesz tylko, że śledztwo, które potem nastąpiło, rzuciło na niego podejrzenia o oszustwa. Nigdy go nie oczyszczono z zarzutów, ale też nigdy ich nie udowodniono. To jednak nie powstrzymało gazet od oczerniania jego, mojej ciotki i mnie, skoro ojca już nie było. Wszystkie moje wspomnienia o tacie zostały zatrute. Kiedy myślę o nim teraz, to zamiast mężczyzny, który kochał moją matkę tak mocno, że nieomal umarł po jej śmierci, pamiętam tylko te ostatnie dni. Łzy spływały po jej policzkach.
- Pamiętam, jak mówili, że człowiek, który był dla mnie bohaterem, wykorzystywał ludzi, którzy mu zaufali. Nie chciałam, żebyś cierpiał tak jak ja. Wyglądała na tak zagubioną i nieszczęśliwą, że przestał walczyć ze sobą i podszedł do niej. Przytulił ją mocno i pocałował w czoło. - Przepraszam. Wzruszyła ramionami i uwolniła się z jego objęć. - Jak mogłaś wciąż kochać Bretta po tym, jak cię potraktował. Odwróciła głowę i opuściła ramiona. Kiedy znów spojrzała na niego, w jej oczach zobaczył ogromny ból. - Nie kochałam go. - Co takiego? - Chwycił ją za ramiona. - Powiedz mi tym razem prawdę. Całą prawdę. I nie upiększaj jej, żeby oszczędzić moje uczucia.
S
Wahała się tak długo, że miał wrażenie, że mu odmówi. - Brett i ja mieliśmy kłopoty od długiego czasu. Rozmawiałam już z prawni-
R
kiem na temat rozwodu, ale Brett przekonał mnie, że to wszystko związane jest ze stresem w pracy. Obiecał mi, że będzie lepiej, i zamachał mi przed nosem szansą na posiadanie rodziny, o której zawsze marzyłam. Tak bardzo chciałam mieć dziecko, że poddałam się. Tej nocy, kiedy się kochaliśmy, dowiedziałam się, że zdradzał mnie z Niną. Sawyer zaklął. Powinien zacząć coś podejrzewać, kiedy Brett zatrudnił asystentkę, która miała obwód biustu większy niż IQ. Lynn wzięła głęboki oddech. - Pokłóciliśmy się. Straciłam panowanie nad sobą i kazałam mu się wynosić z domu. Powiedziałam mu, że wniosę pozew o rozwód następnego dnia. Godzinę później zginął. Tak więc jeśli nienawidzisz Bretta, możesz trochę tej nienawiści zachować dla mnie. Gdybym nie zaczęła krzyczeć, pewnie wciąż jeszcze by żył. - Lynn, on jechał sto sześćdziesiąt na godzinę w miejscu, gdzie było ograniczenie do sześćdziesięciu. Nie możesz się za to winić. Mamy szczęście, że nikogo
ze sobą nie wziął. A z tych bzdur, które wypisywał w dzienniku, wynika, że miałaś pełne prawo się wściec. - Ty wciąż winisz się za wypadek, w którym zginęli twoi rodzice. - Tak. - Przecież ten facet w tamtym samochodzie był pijany. Było ciemno. On przejechał na czerwonym świetle, nie ty. Jesteś nielogiczny. Poczuł, jak część ciężaru spada mu z ramion. - Tak. Masz rację. Lynn ruszyła w kierunku schodów. Musiała wyjść stąd, zanim straci panowanie nad sobą. Zdusiła szloch i wiedziała, że za chwilę będzie płakać jak dziecko. - Dlaczego cię to obchodzi? - pytanie Sawyera zatrzymało ją na najniższym stopniu.
S
Co miała do stracenia? I tak już wszystko straciła. Nie odwracając się, powiedziała: - Ponieważ cię kocham.
R
Usłyszała za sobą szybkie kroki i poczuła, jak jego ręka zaciska się na jej nadgarstku, zanim zdążyła wycofać się do swojego pokoju. - Do diabła, Lynn, nie waż się mówić mi, że mnie kochasz, i odchodzić. Przygryzła dolną wargę. Sawyer pogładził ją po plecach i przeszedł ją dreszcz. - Spójrz na mnie. Proszę. Powoli odwróciła się. Jej oczy były dokładnie na wysokości jego. To, co w nich zobaczyła, wprawiło ją w drżenie. - Czytałaś dziennik Bretta. Musisz wiedzieć, że cię kocham. Nie mogła oddychać. W głowie myśli kręciły się w zawrotnym tempie. - W tym dzienniku nie ma nic o miłości. Jest wypełniony nienawiścią i tym, jaką byłam okropną żoną. Jeden kącik jego ust uniósł się w smutnym uśmiechu.
- Jesteś doskonałą żoną. Zabawną, seksowną i tak gorącą w łóżku, że za każdym razem czuję się jak nastolatek. Poczuła iskrę gdzieś w głębi duszy, ale szybko ją przygasiła. Nadzieja przynosiła rozczarowania. - Brett pisał, że jak długo ma to, na czym najbardziej mi zależy, tak długo jest górą. Najbardziej mi zależało na tobie, Lynn. Kolana się pod nią ugięły. Sawyer chwycił ją w ramiona i zaniósł na sofę. Posadził ją na swoich kolanach i pogładził jej policzek. - Kiedy spotkaliśmy się wtedy, wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. To, co było między nami, było niesamowite. Ale byłaś młoda, miałaś zaledwie dziewiętnaście lat, a ja często bywałem w drodze, próbując rozwinąć firmę, więc pomyślałem, że powinniśmy poczekać. Kiedy wezwano mnie niespodziewanie do innego miasta,
S
żebym podpisał kontrakt, który zapewniał firmie świetlaną przyszłość, pomyślałem sobie, że wreszcie mam coś, co mogę ci ofiarować i nie musimy już dłużej czekać.
R
Byliśmy umówieni tego wieczoru, ale nie mogłem się z tobą skontaktować. Poprosiłem Bretta, żeby się z tobą spotkał, żeby wszystko ci wyjaśnił i dał list, który napisałem.
Lynn przełknęła ślinę. Desperacko pragnęła uwierzyć w jego słowa, ale bała się budzić w sobie nadzieję. - Brett nie dał mi żadnego listu. - Domyśliłem się tego po przeczytaniu dziennika. Musiał go otworzyć i przeczytać, co do ciebie czułem. W tym liście pisałem, że cię kocham i chcę z tobą spędzić resztę mojego życia. Chciałem ożenić się z tobą, jak tylko wrócę, ale wiedziałem, że nie będzie mnie kilka miesięcy. Prosiłem, żebyś na mnie czekała. Z ust Lynn wyrwało się łkanie, ale przykryła je dłonią. - A kiedy wróciłem do domu, okazało się, że jesteś żoną mojego brata. Szczerość i ból w jego oczach przekonały ją, że mówi prawdę. Oparła policzek o jego głowę.
- Myślałam, że mnie zostawiłeś. Brett powiedział... powiedział, że dla ciebie to była tylko zabawa, ale że teraz nadszedł czas na zabawę z dziewczynami z Kalifornii. - Oszukał nas obydwoje. - Przepraszam. - Ja też. A teraz powiedz mi prawdę na temat uniwersytetu. Westchnęła. - Większość ludzi uważa edukację za szansę na rozwinięcie skrzydeł, uzyskanie wolności. Dla mnie było to coś wręcz przeciwnego. Kiedy rzuciłam pracę, Brett rozliczał mnie z każdego centa i z każdej sekundy, którą spędzałam poza domem. Nie pozwalał mi chodzić na zajęcia, moje oceny pogorszyły się. W końcu zaczęłam wątpić, czy jestem wystarczająco inteligentna, żeby studiować. - I rzuciłaś studia. - Tak.
R
S
Splótł palce z jej palcami i pocałował ją w rękę. - Lynn, zmusiłem cię do tego małżeństwa. Jeśli chcesz je zakończyć, jeśli chcesz być wolna, odejdę i będę płacił za twoje studia. - Nie chcę go zakończyć. Chcę zostać z tobą i założyć z tobą rodzinę. Ale musisz zrozumieć, że będę kochała to dziecko, nawet jeśli ojcem jest Brett. Położył dłoń na jej brzuchu. - Ja też będę je kochał, ponieważ to jest część ciebie. Kocham cię, Lynn. - Ja też ciebie kocham.
EPILOG Sawyer otworzył frontowe drzwi. Trooper zaszczekał i odtańczył kilka kroków wokół jego nóg. - Tak, piesku, twoja mama i twój młodszy braciszek są już w domu. Uspokój się, bo nic nie słyszę. Za nim Lynn roześmiała się. Za każdym razem ujmowało go to od nowa. Uśmiechając się, wrzucił klucze do kieszeni. Serce rosło mu za każdym razem, kiedy patrzył na żonę i swojego syna. Swojego syna. Lynn uczyniła krok do przodu, ale zatrzymał ją. - Nie zrobiłem tego za pierwszym razem, kiedy przyprowadziłem cię tu jako moją żonę. Chwycił ją i jej cenny pakunek na ręce. - Jestem za ciężka! - zaprotestowała.
R
S
- Jesteś idealna. - Przeniósł ją przez próg i postawił na podłodze w holu. - O mój Boże, co ty zrobiłeś? - Spytała zaskoczona. - Wykupiłeś całą kwiaciarnię? Tu muszą być setki róż.
- Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek. A tu jest sześćdziesiąt róż po dziesięć na każde walentynki, które powinniśmy byli spędzić razem. Uśmiechnęła się łagodnie. - Musisz przestać obsypywać mnie prezentami. Nie jesteś mi nic winien za przeszłość. Pochylił się i pocałował ją delikatnie, a potem pocałował głowę małego J.C. - Rozpieszczanie cię należy do moich obowiązków. Usłyszeli chrzęst żwiru, kiedy samochód Cartera wjeżdżał na podjazd. Trooper wypadł przez drzwi, żeby powitać gościa i zaszczekał jeszcze głośniej, kiedy Maggie i Rick przedostali się przez magnolie na ich podwórko. Rick rzucił piłkę tenisową i obydwa psy pobiegły za nią.
- A więc udało ci się przetrwać poród bez krzyczenia i mdlenia? - zapytał Rick, kiedy obydwaj z Carterem weszli na schodki. Psy przebiegły obok nich i ułożyły się na dywanie przed płonącym kominkiem. Sawyer wykrzywił twarz w grymasie. - Prawie. Lynn zaśmiała się cicho. - Byłeś wspaniały, jak już przywykłeś do sytuacji. Dziękuję, że odwiozłeś mnie do szpitala, Rick. Sawyer trochę się denerwował, ale potem lekarze uspokoili go, że wszystko jest w porządku. Rick roześmiał się. - Trochę się denerwował? Szalał jak lew w klatce. - Pokażcie małego - poprosił Carter.
S
Lynn obróciła dziecko w ich stronę, a Sawyer ściągnął mu czapeczkę, ukazując lok czarnych włosów. Nastała chwila ciszy.
R
Carter zmarszczył brwi, spojrzał na Sawyera, na J.C. i z powrotem na Sawyera. - Wygląda zupełnie tak jak ty.
Odkrycie, że jest ojcem dziecka, było cudowną niespodzianką. Nigdy nie opowiedzieli o tym, co stało się w holu. Lynn bała się, co pomyślą jego przyjaciele, kiedy dowiedzą się, że kochała się z nim w dniu pogrzebu Bretta. A skoro ona tego chciała, to jego usta były zamknięte, mimo że miał ochotę krzyczeć, że urodził się jego syn. - Tak, zgadza się - powiedziała Lynn cicho. - Wygląda zupełnie jak jego tata. Ma niebieskie oczy Rigganów, prosty nos i pewnie będzie miał tę samą upartą brodę. Carter pierwszy się pozbierał, ale nie zadał pytania, które widać było w jego oczach. - J.C. to skrót od jakich imion?
Lynn położyła syna delikatnie na sofie i odkryła koc, w który owinęła go dla ochrony przed chłodem. - Joshua Carter. Joshua po moim ojcu, a Carter po człowieku, który zgodził się być jego ojcem chrzestnym. Carter przełknął ślinę i odwrócił głowę. Sawyer zauważył, że zamrugał kilka razy, zanim znów na nich spojrzał. - Jestem więc honorowym wujkiem? Sawyer klepnął go po ramieniu. - Jasne. Ty i Rick. Postanowiliśmy z Lynn poćwiczyć trochę z wami zajmowanie się dzieckiem i przewijanie, żebyście wiedzieli, jak sobie poradzić z własnymi dziećmi, kiedy przyjdzie na was czas. Rick odskoczył do tyłu z przerażeniem na twarzy. - Poczekaj! Lubię życie kawalera. Lynn tylko się uśmiechnęła.
R
S
- Zmienisz zdanie, jak tylko dostaniesz ten awans. Będziesz chciał mieć kogoś, kto będzie z tobą dzielił twój wielki dom.
- Mam Maggie i to jest jedyna kobieta, jakiej potrzebuję pod swoim dachem. Sawyer przyciągnął do siebie Lynn i pocałował ją w czoło, w policzek i w nos. - Wierzcie mi, jak dopadnie was miłość, to zmienicie zdanie. I nie będziecie tego żałować. Rick jęknął. - Znowu zaczynają. Chodź, Carter, zobaczymy, czy da się coś zjeść na kolację. Jak znam Sawyera, to przygotował dla świeżo upieczonej mamy płatki kukurydziane. Carter i Rick poszli do kuchni. Sawyer nie tracił czasu i pocałował Lynn w usta.
- Dziękuję ci, że jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła - powiedział. Lynn uśmiechnęła się do niego wzruszona. - Dziękuję, że pokazałeś mi miłość. - Cała przyjemność po mojej stronie. Sawyer wyciągnął z kieszeni srebrny medalion swojej matki i otworzył go, żeby pokazać jej zdjęcia. - Moi dwaj mężczyźni - powiedziała ze łzami w oczach. - Ty i J.C. Kocham cię, Sawyer, bardziej niż myślałam, że to możliwe. - Ja ciebie też kocham - Zapiął łańcuszek na jej szyi. - Będę go nosić dlatego, że jesteś w moim sercu. - A ty, Lynn, jesteś w moim.
R
S
Catherine George Noc z milionerem
Tłumaczyła Krystyna Kozubal
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Harriet zamknęła za sobą drzwi opustoszałego domu. Musiała przemyśleć kilka spraw, wzięła nawet tydzień urlopu. Babcia zapisała jej w testamencie End House wraz z całą zawartością i trzeba było postanowić, co dalej. Nie była to łatwa decyzja, bo tak naprawdę chciała tylko jednego: z˙eby babcia z˙yła, z˙eby zaraz – jak zwykle o tej porze – wróciła z ogrodu z naręczem ziół. Opróz˙niwszy dzbanek kawy, Harriet zaniosła bagaz˙e na górę, jednak nie do swojego pokoiku, który dotąd zajmowała, tylko do sypialni babci. W końcu mógł to być jej ostatni pobyt w End House. Pogłaskała mosięz˙ne wezgłowie łóz˙ka, powiesiła sukienki w dębowej szafie, a resztę starannie ułoz˙yła w pięknie rzeźbionej starej komodzie. Babcia nie znosiła, kiedy ubrania poniewierały się na krzesłach. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności babcia Olivia nie miała okazji zobaczyć sypialni Dido Parker, z którą Harriet dzieliła mieszkanie. Dido była oddaną przyjaciółką, ale porządku nie umiała utrzymać nawet przez pięć minut. Harriet podlała rośliny w szklarni, a potem
4
CATHERINE GEORGE
usiadła przy oknie, z˙eby trochę poczytać, wykorzystując resztki dziennego światła. Wtem usłyszała podjez˙dz˙ający pod dom samochód. Skrzywiła się, poznawszy kierowcę. Niestety nie mogła udać, z˙e nie ma jej w domu. Tim na pewno uprzedził brata o jej przyjeździe. Usłyszała pukanie do drzwi, policzyła do pięciu i dopiero potem poszła otworzyć. W progu stał James Edward Devereux. – Cześć – powiedziała Harriet. – Niestety, Tima nie ma. Przyjechałam sama. – Tak, wiem. Czy mogę wejść? Odmówić tez˙ nie mogła. Zirytowana wpuściła go do domu i zaprowadziła do niewielkiego, lecz gustownie umeblowanego saloniku. – Minęło wiele miesięcy od śmierci twojej babci – stwierdził James, rozejrzawszy się dookoła – ale właśnie w tym miejscu, w jej domu chciałbym ci jeszcze raz złoz˙yć kondolencje. – Dziękuję. Siadaj, proszę. – Bardzo ją lubiłem. – Usiadł w ukochanym fotelu Olivii Verney. – Naprawdę mi przykro, z˙e nie mogłem być na pogrzebie. Niestety dopadła mnie grypa... – Słyszałam. – Harriet przysiadła na brzegu sofy. Była zdenerwowana. Poznała Jamesa, kiedy miała trzynaście lat, a ostatnio kilka razy natknęła się na niego w Londynie, ale nigdy dotąd nie była z nim sam na sam. Nie potrafiła zgadnąć, po co się tu zjawił. – Wiem, z˙e bardzo przez˙yłaś odejście babci.
NOC Z MILIONEREM
5
– O tak. – Harriet skinęła głową. – Chociaz˙ dla niej to dobrze. Przynajmniej nie cierpiała. – To prawda. – James Devereux nagle zmienił ton. – Wobec tego moz˙e przejdę do rzeczy. Czy babcia ci wspominała, z˙e chciałem od niej kupić dom? – Ten dom? – zdumiała się Harriet. – Tak. Wszystkie inne na tej ulicy nalez˙ą juz˙ do Edenhurst... – To znaczy do ciebie. – Tak, Harriet, do mnie. Potrzebuję mieszkań dla personelu. End House doskonale się do tego nadaje. – Przykro mi. Ten dom nie jest na sprzedaz˙. – Tim mi powiedział, z˙e postanowiłaś spędzić tutaj tydzień, zanim podejmiesz decyzję. Kiedy przyjechałaś? – Kilka godzin temu. – I juz˙ się zdecydowałaś? – Uśmiechał się kpiąco, wstając z fotela. – Powiedz mi, czy gdyby ktoś inny zaproponował ci kupno End House, to przyjęłabyś propozycję? – To nie ma nic wspólnego z tobą – skłamała. – Po prostu nie chcę jeszcze go sprzedawać. – Ale Tim mi powiedział, z˙e zrobiłaś wycenę. – Owszem, za jego namową – odparła niezbyt uprzejmie. Postanowiła przy najbliz˙szej okazji powiedzieć Timowi parę słów do słuchu. – A gdybym zaproponował nieco wyz˙szą kwotę, niz˙ to wynika z wyceny? – James nie spuszczał oka z Harriet. – Czy wtedy zmieniłabyś zdanie?
6
CATHERINE GEORGE
– Na pewno nie! – niemal krzyknęła. – Nie upowaz˙niłam Tima do jakichkolwiek pertraktacji z tobą. – W ogóle z nim o tym nie rozmawiałem, tylko zapytałem pośrednika, który mi sprzedał wszystkie tutejsze domy. – Niepotrzebnie się trudziłeś. End House nie jest na sprzedaz˙. – Zanim wyjdę... – podąz˙ył za Harriet, która zdecydowanie prowadziła go do holu – chciałbym cię jeszcze zapytać, dlaczego zawsze jesteś tak wrogo do mnie nastawiona. – To z˙adna tajemnica. Całkiem wyraźnie dałeś do zrozumienia, z˙e nie pochwalasz mojego związku z Timem. – Przeciez˙ dobrze wiesz, dlaczego. – Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – kłamała jak najęta. Nawet trochę się zdziwiła, z˙e nos jej się nie wydłuz˙ył. – Więc moz˙e teraz się zastanów. Odkąd Tim skończył dziesięć lat, byłem dla niego ojcem, matką i bratem w jednej osobie. Nie chciałbym, z˙eby cierpiał. – Uwaz˙asz, z˙e mogłabym go skrzywdzić? – najez˙yła się Harriet. – Tak. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Tim nie jest kobieciarzem, za to w twoim z˙yciu jest miejsce dla innych męz˙czyzn. Dlatego bardzo się boję, z˙e Tim będzie cierpiał z tego powodu. Nie po raz pierwszy w ciągu trwania ich znajomości Harriet miała ochotę rozkwasić kształtny
NOC Z MILIONEREM
7
nos Jamesa Edwarda Devereux’go, zwanego przez Tima Jedem. Zamiast tego otworzyła drzwi na ościez˙, z˙eby się go jak najprędzej pozbyć. – Moja propozycja jeszcze przez jakiś czas będzie aktualna – powiedział James, otwierając drzwiczki ślicznego sportowego auta. – Zadzwoń do mnie, jeśli zmienisz zdanie. Harriet bez słowa zatrzasnęła drzwi, zasunęła zamki i poszła do kuchni zrobić sobie mocną kawę. Musiała jakoś zneutralizować wraz˙enie, jakie nieodmiennie robił na niej James. Tima, młodszego z braci Devereux, poznała na poczcie podczas swego pierwszego pobytu u babci. Dwoje osieroconych trzynastolatków od razu do siebie przylgnęło. Tim prosto z poczty pobiegł razem z Harriet do End House, z˙eby spytać Olivię, czy moz˙e zabrać jej wnuczkę na ryby. Zgodziła się, więc poszli nad strumień okalający posiadłość Edenhurst, a potem Tim zaprowadził nową przyjaciółkę do domu, gdzie poznała jego brata. Był o dwanaście lat starszy od Tima i taki przystojny, z˙e dla Harriet stał się prawdziwym bóstwem. Tim wielbił brata i Harriet przez jakiś czas robiła to samo. Nigdy nie kochała się w aktorach ani piłkarzach, jak jej kolez˙anki z klasy, tylko ubóstwiała Jamesa Edwarda Devereux’go. Wysoki, pewny siebie, o gęstych czarnych włosach i ciemnych oczach rodu Devereux, był archetypem Korsarza w oczach nastolatki, która zaczytywała się Byronem.
8
CATHERINE GEORGE
Podczas tych pierwszych wakacji spędzonych u babci, Harriet musiała dojść do siebie po wielkiej z˙yciowej tragedii. Śmierć obojga rodziców, którzy podczas rejsu przegrali walkę ze sztormem, zniszczyła jej bezpieczny świat. Trzeba było wielkiej miłości i troskliwości babci Olivii, z˙eby ten świat odbudować. Spotkanie z Timem znacząco przyspieszyło proces gojenia ran. Tamtego lata Tim i Harriet spędzali razem całe dnie. Jadali w kuchni Olivii albo biegali po bezkresnych przestrzeniach nalez˙ącej do braci Devereux posiadłości Edenhurst, która, niegdyś okazała, teraz chyliła się ku upadkowi. Rodzice obu braci nie z˙yli od kilku lat i dziedzicowi posiadłości nie było łatwo ją utrzymać. Wysoki podatek spadkowy, do tego jeszcze czesne za szkołę Tima... Te problemy niejednego by przerosły, lecz James, który dopiero co został architektem, nie poddał się, choć musiał sprzedać część mebli i co bardziej wartościowe obrazy, z˙eby jakoś związać koniec z końcem. Mniej więcej w tym samym czasie wraz z przyjacielem załoz˙ył firmę budowlaną. Kupili stary na wpół zrujnowany magazyn na nabrzez˙u Tamizy i w jego murach wybudowali eleganckie, bardzo drogie apartamenty. Interes okazał się strzałem w dziesiątkę. Mieszkania sprzedały się jak ciepłe bułeczki, dzięki czemu James mógł się zając rodzinną posiadłością, którą przekształcił w luksusowy hotel. To takz˙e była trafna inwestycja. Wkrótce Edenhurst stał się
NOC Z MILIONEREM
9
pierwszym z licznych hoteli nalez˙ących do Jamesa Edwarda Devereux’go. Jedynym cieniem na dynamicznie rozwijającej się karierze okazała się stanowcza odmowa młodszego brata przystąpienia do spółki. Tim Devereux postanowił studiować sztuki piękne. Zaraz po maturze rozpoczął pracę w znanej londyńskiej galerii, której właścicielem był Jeremy Blyth, wielce powaz˙any w kręgach artystycznych marszand. Był czarujący, błyskotliwy i nie krył się ze swym homoseksualizmem. Poza tym wiedział wszystko, co nalez˙ało wiedzieć o artystycznym światku. Praca u niego dawała Timowi ogromną satysfakcję i pozwalała zajmować się malowaniem, co uwielbiał. Wynajmował dom wspólnie z dwoma innymi kolegami z akademii, no i miał Harriet. Czego jeszcze mógłby chcieć od z˙ycia? – Błogosławieństwa Jego Lordowskiej Mości? – dogadywała Harriet. – Nie wiem, dlaczego nie lubisz Jeda. – Tim się uśmiechnął, objął ją ramieniem. – No, Harry, wyrzuć to z siebie. Przeciez˙ nie mamy przed sobą tajemnic. Zapomniałaś? Co jest między tobą a moim bratem? Ciągle ją o to wypytywał, az˙ kiedyś, z˙eby wreszcie dał jej spokój, Harriet opowiedziała, jak któregoś dnia zatrzymała się na chwilę przed otwartymi drzwiami do kuchni, z˙eby pogłaskać psa, i usłyszała słowa Jamesa, które na zawsze zostały jej w pamięci. – Powiedział ci wtedy, z˙e wolałby, abyś więcej
10
CATHERINE GEORGE
czasu spędzał z kolegami, a nie z dziewczyną, która wprawdzie wygląda jak chłopak z tymi krótkimi, wiecznie potarganymi włosami i grubym głosem, ale jednak nim nie jest. – Harriet zjez˙yła się na wspomnienie tamtej podsłuchanej rozmowy. – Miałam ochotę udusić go gołymi rękami. Tim tarzał się ze śmiechu. – Od tamtej pory trochę się zmieniłaś. Włosy ci urosły, nabrałaś kobiecych kształtów, a z tym swoim niskim głosem mogłabyś zarabiać majątek w sekstelefonie. Oj! – zawył, dostawszy potęz˙ną sójkę w bok. Od tamtej rozmowy z Timem Harriet nigdy nie wymawiała imienia Jamesa. Nie mówiła o nim nawet ,,Jed’’, jak nazywali go przyjaciele i członkowie rodziny. Jej nastoletnia pewność siebie została wówczas tak mocno wdeptana w ziemię, z˙e dopiero po kilku latach jako tako doszła do siebie i nawet zaczęła się uwaz˙ać za atrakcyjną kobietę. Następnego dnia rano Harriet zadzwoniła do Dido, by jej powiedzieć, z˙e dostała propozycję sprzedania End House. – Brat Tima chce go włączyć do swojej posiadłości, ale ja nie mogę się jeszcze pogodzić z koniecznością sprzedania domu, więc odrzuciłam propozycję. – Zwariowałaś? – zdumiała się Dido. – Pamiętam, z˙e babcia zostawiła pieniądze na półroczne utrzymanie domu, ale po sześciu miesiącach będziesz musiała sama ponosić wszystkie koszta.
NOC Z MILIONEREM
11
– Przeciez˙ wiem, ale chyba zapomniałaś, z˙e przez dziesięć lat to był mój dom. Nie mogę się z nim rozstać tak od razu. Jeszcze nie teraz. Prawdę mówiąc, pomyślałam nawet, z˙e mogłabym tu pomieszkać przez jakiś czas. – Masz pracę w Londynie – przypomniała jej Dido po długiej chwili milczenia. – Mogłabym się rozejrzeć za pracą w tej okolicy. – Naprawdę zostawiłabyś mnie samą? – Ostatnio nieźle zarabiasz – odparła Harriet, choć sumienie juz˙ zaczęło ją podgryzać. – Nie dałabyś rady sama płacić rat za mieszkanie? – Nie chodzi o z˙adne idiotyczne raty! Chcę, z˙ebyś była ze mną! I pewnie nawet nie pomyślałaś, co na to Tim. – Moz˙emy widywać się w weekendy. – Obawiam się, z˙e popełniasz wielki błąd. Proszę cię, nie podejmuj z˙adnych pochopnych decyzji. Harriet obiecała, z˙e dobrze się zastanowi, a potem wybrała się do wioski. Kupiła gazetę, pogawędziła z kilkoma znajomymi, a poniewaz˙ dzień był piękny, postanowiła wrócić do domu okręz˙ną drogą, wzdłuz˙ strumienia okalającego posiadłość Edenhurst. Zatrzymała się przed kamieniami tworzącymi bród, po których zawsze razem z Timem przeskakiwali na drugą stronę. Postanowiła sprawdzić, jak daleko uda jej się zajść tym razem. Zdjęła sandały... W połowie strumienia zrozumiała, z˙e nurt jest szybszy i głębszy niz˙ przed laty.
12
CATHERINE GEORGE
Odwróciła się, chcąc wrócić tą samą drogą. Chwiała się niepewnie, mocno trzymając sandały, ale gazetę utopiła. Wtedy zauwaz˙yła Jamesa Devereux’go, który stał pod wierzbą na brzegu strumienia. – Pomóc ci? – Uśmiechnął się szeroko. – Nie trzeba – syknęła przez zaciśnięte zęby. Ku jej utrapieniu zdjął buty i pewnym krokiem przeszedł po kamieniach. – Podaj mi rękę – polecił. Harriet się zawahała, omal nie tracąc przy tym równowagi. James chwycił ją za dłoń i przeciągnął na terytorium Edenhurst. – Uratowałem cię przed przymusową kąpielą. Czekam na nagrodę. – Wziął do ręki buty. – Moz˙e zjadłabyś ze mną lunch? – Jeśli chcesz mnie namówić na sprzedaz˙ End House, to niepotrzebnie się trudzisz – prychnęła, wsuwając mokre stopy w sandały. – Nawet o tym nie pomyślałem. Przyszło mi do głowy, z˙e najwyz˙szy czas, z˙ebyśmy spróbowali się polubić. Dla dobra Tima. – Uśmiechnął się. – Poza tym, gdybym chciał cię na coś namówić, zaproponowałbym kawior i szampana. – Nie lubię kawioru. – Zapamiętam to sobie. Niestety, dziś mogę ci zaproponować tylko kanapki. No to jak będzie? Zastanawiała się chwilę, po czym skinęła głową. Bez zbytniej euforii. – Zgoda. James oczywiście zauwaz˙ył ten brak entuzjaz-
NOC Z MILIONEREM
13
mu, ale nic nie powiedział, tylko zadzwonił do hotelu i kazał przynieść do altany kosz piknikowy. – Pamiętam czasy, kiedy razem z Timem biegaliście po okolicy – mówił, gdy wspinali się dróz˙ką wiodącą na pagórek. – Bardzo się zmieniłaś od tamtej pory. Wprawdzie ubierasz się tak samo jak wtedy, ale na tym kończy się całe podobieństwo. Kiedyś trudno było odróz˙nić, które to Tim, które Harriet, za to teraz... – Teraz mam długie włosy – wpadła mu w słowo – i nie ma wątpliwości, jakiej jestem płci. Tylko głos mi się nie zmienił. Kiedyś przypadkiem usłyszałam, jak próbujesz przekonać Tima, z˙eby mniej czasu spędzał ze mną, a więcej z wiejskimi chłopakami. Jeśli zamierzałeś go do mnie zniechęcić, to ci się nie udało. – To nikomu się nie uda. Tim ma fioła na twoim punkcie. Koszyk z lunchem czekał na nich przy altanie, stylizowanej na grecką świątynię. – Wygodne to twoje z˙ycie, James – podsumowała go. – Wystarczy, z˙e machniesz róz˙dz˙ką i.... Co ja powiedziałam?! – Właśnie przeszło ci przez usta moje imię! – Podniósł kieliszek. – Wypijmy za pokój, Harriet. Jedli w milczeniu. Harriet przyglądała się widniejącemu w oddali budynkowi, który był teraz luksusowym hotelem i w niczym nie przypominał starego, czarującego domostwa, jakie pamiętała z dzieciństwa. – O czym myślisz? – zapytał James.
14
CATHERINE GEORGE
– Wolałam tamten stary dom z czasów, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam. – Romantyczny punkt widzenia. – Uśmiechnął się. – Dla mnie był to tylko wielgachny worek bez dna. – Moja babcia podziwiała cię za to, jak sobie ze wszystkim radzisz. – Mnie tez˙ o tym wspomniała. To była wyjątkowa kobieta. – Posmutniał. – To wbrew naturze wyzbywać się rodzinnych pamiątek, ale nie miałem wyboru. Dopiero potem szczęśliwy traf sprawił, z˙e kolega dołoz˙ył kapitał do mojego pomysłu i z˙e to wszystko razem wypaliło. Alez˙ harowaliśmy... – Pokręcił głową na wspomnienie tamtych dni. – Na początku prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Najwaz˙niejsze, z˙e się udało. – Uśmiechnęła się. – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć. – Ty i ja sam na sam? – No właśnie. – I to nie bacząc na to, z˙e jestem wrednym posiadaczem, który chce cię pozbawić dachu nad głową? – Ponownie napełnił jej kieliszek. – Raczej wywabić mnie z domu babci, składając znacznie zawyz˙oną ofertę – z miejsca poprawiła go Harriet. – Wcale nie jest zawyz˙ona. End House ma bardzo duz˙y ogród, a prócz tego jeszcze szklarnię. – Moja przyjaciółka twierdzi, z˙e musiałam zwariować, skoro odrzucam taką propozycję, ale naprawdę trudno mi się rozstać z tym domem.
NOC Z MILIONEREM
15
Innego nigdy nie miałam – Westchnęła smutno. – Sprzedaz˙ to dla mnie ostateczne rozstanie z babcią... chociaz˙ była kobietą praktyczną i pewnie by mnie wyśmiała za taki głupi sentymentalizm. – Skoro nie chcesz sprzedać domu, to moz˙e byś go wynajęła – zaproponował James. – Myślałam o tym, ale jeden z moich znajomych, który jest adwokatem, powiedział, z˙e takie rozwiązanie to po prostu fabryka wciąz˙ nowych problemów. – Znów westchnęła. – Gdybym miała pewność, z˙e znajdę w okolicy jakąś pracę, sama bym zamieszkała w End House. – Dobrze się zastanów, zanim podejmiesz de˙ ycie w Upcote jest znacznie spokojniejsze cyzję. Z niz˙ w Londynie. – Właśnie po to tu jestem, choć w zamian będę musiała skrócić o tydzień wakacje we Włoszech – stwierdziła z nieukrywanym z˙alem. – Wiem od Tima, z˙e wreszcie udało mu się namówić cię na pobyt w La Fattorii. Nie będzie miał nic przeciwko krótszym wakacjom? – Tylko moje będą krótsze. – Wzruszyła ramionami. – Tim pojedzie tydzień wcześniej. Zupełnie mu to nie przeszkadza. – Tim uwaz˙a, z˙e wszystko, co robisz, jest dobre. – Ty chyba nie rozumiesz tego, co mnie łączy z Timem. – Postawiła na tacy pusty kieliszek. – Nie jesteśmy od siebie uzalez˙nieni. Jeśli Tim chce coś zrobić sam, to ja nie mam nic przeciwko temu. – Nie czułbym się dobrze w takim układzie – mruknął.
16
CATHERINE GEORGE
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się kpiąco. – Skoro taki był twój stosunek do Madeleine, to nic dziwnego, z˙e cię zostawiła. Wstał, zaczął porządkować na tacy pozostałości z pikniku. – Nie wiesz nic o moim małz˙eństwie, młoda damo – powiedział tonem zimnym jak lodowiec. – Rzeczywiście. Przepraszam. – Harriet zrozumiała, z˙e strzeliła gafę. – Lepiej juz˙ sobie pójdę. – Dlaczego? Co cię tak goni do End House, z˙e nie moz˙esz napić się ze mną kawy? – Jego spojrzenie znowu stało się ciepłe. – Wiesz przeciez˙, jak łatwo w tej okolicy o usłuz˙ny personel. Wystarczy machnąć róz˙dz˙ką. – Dziękuję. Moz˙e innym razem. – Wobec tego odprowadzę cię do domu. – Nie trzeba. – Zdecydowanie pokręciła głową. – A więc koniec zawieszenia broni? – Nic takiego nie powiedziałam. Uwaz˙am, z˙e powinniśmy się zachowywać jak ludzie cywilizowani. Choćby dla dobra Tima. – Jeden zero dla ciebie. – Roześmiał się. – Na pewno będzie zadowolony, kiedy się dowie, z˙e urządziliśmy sobie piknik. – Na pewno – zgodziła się Harriet. – Dziękuję. Jedzenie było wyśmienite. – Cała przyjemność po mojej stronie. Zawsze obchodzę posiadłość, kiedy przyjez˙dz˙am do Edenhurst, ale po raz pierwszy miałem szczęście napotkać damę w opałach. – Kiedyś przeskakiwałam po tych kamieniach
NOC Z MILIONEREM
17
bez najmniejszego problemu – poskarz˙yła się. – Gdy miałam trzynaście lat, moje poczucie równowagi było w znacznie lepszym stanie niz˙ teraz. – Przepraszam, z˙e wówczas próbowałem odciągnąć od ciebie Tima. – James uśmiechnął się ze skruchą. – Chciałem tylko, z˙eby miał jakichś kolegów w okolicy, kiedy ty wyjez˙dz˙asz do szkoły. Bez ciebie był tu sam jak palec. – Ciemne oczy, tak podobne do oczu Tima, a jednak całkiem inne, wpatrywały się w nią. – Czy zostanie mi to wybaczone? – Jak najbardziej – rzuciła lekko. – Do widzenia.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kiedy Harriet wróciła do End House, znalazła kartkę wsuniętą w drzwi. Czy mam przyjść posprzątać jak w kaz˙dy poniedziałek? Pozdrawiam, Stacy Harriet dałaby sobie radę z utrzymaniem porządku w jednym nieduz˙ym domu, ale Stacy Dyer była samotną matką i bardzo potrzebowała pieniędzy, więc zadzwoniła do niej i poprosiła, z˙eby przyszła w najbliz˙szy poniedziałek. Popołudnie spędziła w ogrodzie i wcześniej połoz˙yła się spać. Rano padał deszcz, więc poczytała trochę w łóz˙ku, na co nigdy nie mogła sobie pozwolić w zabieganym londyńskim z˙yciu, a potem jeszcze wylegiwała się w wannie. Jednak gdy wreszcie zasiadła do śniadania, przeraziła się. Co będzie robić przez cały dzień? Mało tego – przez cały tydzień... Jeszcze wczoraj powaz˙nie myślała o tym, z˙eby zamieszkać w Upcote na stałe, tymczasem juz˙ po dwóch dniach miała serdecznie dosyć spokoju, samotności i zwykłej nudy. Doszła do wniosku, z˙e głupio postąpiła, odrzucając propozycję Jamesa. Nikt inny nie zaproponowałby jej tak duz˙ej sumy za stary dom. Aby zachować twarz, postanowiła zostać na wsi do
NOC Z MILIONEREM
19
końca tygodnia, a potem oznajmić Jamesowi, z˙e po namyśle zdecydowała się sprzedać mu End House. Tymczasem postanowiła zająć się ogrodem. Był naprawdę duz˙y i dawno nikt nic w nim nie robił. Wypielenie rabat kwiatowych mogło potrwać nawet cały dzień. Wzięła się do roboty. Nie minęła godzina, a juz˙ była potwornie zmęczona, spocona, brudna i obolała, a tylko niewielki kawałek grządki zdołała pozbawić chwastów. Postanowiła odpocząć. Wstała, wyprostowała plecy i wtedy zauwaz˙yła, z˙e od strony bocznej furtki nadchodzi James. Jęknęła. Na nic więcej nie miała czasu. – Witaj, Harriet. – Cześć. Jeszcze tu jesteś? – Przyjmuję nowych pracowników. Nie przeszkadzam? – Nie, właśnie miałam zrobić sobie przerwę. Napijesz się herbaty? – Odłoz˙yła motykę i zaprowadziła Jamesa do kuchni. – A moz˙e wolisz drinka? – Poproszę o herbatę. Umyła ręce, nastawiła wodę w czajniku. – Siadaj – powiedziała, przygotowując filiz˙anki i dzbanek. Usiadł przy stole, przyglądał się, jak Harriet parzy herbatę. – Kiedy miałaś trzynaście lat, byłaś tego samego wzrostu – stwierdził po chwili. – Pamiętam te twoje długie nogi. Zaskoczył ją tak bardzo, z˙e się zagapiła i zamiast
20
CATHERINE GEORGE
do czajniczka, nalała sobie wrzątku na rękę. Krzyknęła. James zerwał się na równe nogi. – Oparzyłaś się. – Wziął ją za dłoń. – To tylko kilka kropli. Ale on juz˙ odkręcił kran z zimną wodą i włoz˙ył jej rękę pod lodowaty strumień. – Ty drz˙ysz. – Objął ją ramieniem. – To pewnie szok. To nie był z˙aden szok. To bliskość Jamesa przyprawiała ją o drz˙enie! A przeciez˙ był bratem Tima! – Siadaj. Ja zrobię herbatę – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym napełnił filiz˙anki i usiadł przy stole. – Dlaczego Tim z tobą nie przyjechał? – Chciałam zostać sama, z˙eby spokojnie się zastanowić, co zrobić z domem – mruknęła. Była zdumiona, z˙e James ją pociąga, a raczej pociąga jej ciało. Bo umysł nie przyjmował tego do wiadomości. – Jeśli zdecydujesz się sprzedać mi dom, będziesz mogła sobie kupić mieszkanie w Londynie. Tim mi powiedział, z˙e masz juz˙ dość swojej współlokatorki. Tim stanowczo za duz˙o gada, pomyślała zła jak osa Harriet. – Chociaz˙ dziwię się, z˙e nie mieszkasz razem z Timem – ciągnął James. – Juz˙ dawno powinniście to zrobić. Czyz˙byś wolała poczekać z tym do ślubu? – Jestem w tych sprawach trochę staroświecka
NOC Z MILIONEREM
21
– odparła Harriet po prawie niedostrzegalnej chwili wahania. – A co na to Tim? – Zgadza się ze mną. – Więc nic dziwnego, z˙e ciągle mówi o rychłym ślubie. – Czyz˙byś był takim zwolennikiem małz˙eństwa? – szczerze się zdziwiła. – Co w tym dziwnego? – Wzruszył ramionami. – Ty i Tim jesteście pokrewnymi duszami. Madeleine i ja nie byliśmy sobie tak bliscy. A przy okazji, przepraszam, z˙e wczoraj na ciebie napadłem. Tim zrobiłby mi piekło, gdyby się dowiedział, z˙e sprawiłem ci przykrość. – Nie sprawiłeś – zapewniła go Harriet. – Naleję ci jeszcze herbaty. – Dziękuje, muszę juz˙ iść. – Wstał. – Jak twoja ręka? – W porządku. – To dobrze. Musisz bardziej na siebie uwaz˙ać. Wyszedł. Harriet wciąz˙ nie wiedziała, po co w ogóle ją odwiedził. Na pewno nie po to, z˙eby przeprosić za swoje zachowanie poprzedniego dnia. Wieczorem zadzwonił Tim. Nie wierzył własnym uszom, kiedy Harriet mu powiedziała, z˙e do tej pory juz˙ trzy razy spotkała się z Jamesem. – A właśnie – powiedziała wojowniczo, bo czuła się winna niepopełnionego przeciez˙ grzechu – na przyszłość nie omawiaj moich spraw z całym światem.
22
CATHERINE GEORGE
– Nigdy nic takiego nie zrobiłem – obruszył się Tim. – A jeśli chodzi o End House, to Jed mnie pytał, więc mu powiedziałem. – Pytał tez˙, dlaczego do tej pory nie zamieszkaliśmy razem – odgryzła się Harriet. Tim az˙ zagwizdał. – Co mu powiedziałaś? ˙ e jestem przeciwna wspólnemu mieszkaniu – Z przed ślubem. – Bujasz! – Tim wybuchnął gromkim śmiechem. – Alez˙ ja cię kocham, Harry! – Ja ciebie tez˙. Baw się dobrze w Paryz˙u. Odłoz˙yła słuchawkę. Tim nie miał pojęcia, w jak kłopotliwej sytuacji ją postawił. Dotąd nie stanowiło to dla niej problemu, az˙ do dzisiaj. Nigdy jeszcze nie czuła takiego podniecenia jak to, które wywołało dotknięcie Jamesa. Punktualnie o dziewiątej stawiła się Stacy Dyer. Razem z prześlicznym chłopczykiem, śpiącym spokojnie w wózeczku. – Musiałam zabrać z sobą Roberta – tłumaczyła się . – Nie masz nic przeciwko temu? – Oczywiście, z˙e nie! – Harriet uśmiechnęła się do śpiącego dziecka. – Jest śliczny. Napij się kawy, zanim zaczniesz sprzątanie. Skąd masz tego siniaka pod okiem? – Tatuś Roberta mi to zrobił – przyznała niechętnie Stacy. – Jak to się stało? – Harriet zamierzała drąz˙yć temat. – Moz˙e trzeba zawiadomić policję?
NOC Z MILIONEREM
23
– Nie, nie, to nic takiego – zaprotestowała Stacy. – Greg przyszedł wczoraj wieczorem, kiedy mamy nie było w domu. Chciał się zobaczyć z Robertem. Był po drinku, więc go nie wpuściłam. Poszarpaliśmy się trochę i wtedy uderzył mnie łokciem w policzek. Wywaliłam go na zbity pysk. – Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – On nie chciał mi zrobić krzywdy. Nie jest taki jak mój ojciec. – Stacy westchnęła cięz˙ko. – Greg nie pije duz˙o, bo go na to nie stać, ale ma słabą głowę. Do tego się przejmuje, bo nie moz˙e dostać pracy, a ja nie będę z nim mieszkać, dopóki nie zacznie pracować. – Ile on ma lat? – Tyle samo co ja. Zaszłam w ciąz˙ę, kiedy oboje chodziliśmy jeszcze do szkoły. – Stacy wzruszyła ramionami. – Na razie umiem tylko sprzątać, ale dwa razy w tygodniu chodzę na kurs komputerowy. Jak Robert pójdzie do przedszkola, zacznę się rozglądać za jakąś pracą biurową. – A Greg coś umie? Zdobył jakiś zawód? – Całkiem nieźle zdał egzaminy, ale lubi pracować na dworze, więc bierze kaz˙dą dorywczą pracę ogrodniczą, jaką mu zaproponują. – No, to nie jest wam łatwo... Jez˙eli źle się czujesz, to nie musisz dziś sprzątać. – Ale ja chcę! Proszę... – Dziewczyna patrzyła na nią błagalnie. – Przepraszam, z˙e wzięłam synka, ale nie mogłam zostawić go z mamą, bo Greg mógłby wrócić. Mama by mu dała popalić za moje podbite oko, a Robert boi się krzyku.
24
CATHERINE GEORGE
– Moz˙esz przyprowadzać Roberta, kiedy tylko chcesz. I nie denerwuj się tak, na litość boską. Mały się obudził, kiedy Stacy kończyła sprzątać w salonie. Zmieniła mu pieluchę, ale gdy spróbowała włoz˙yć go z powrotem do wózka, głośno zaprotestował. – Zabiorę go do ogrodu – zaproponowała Harriet. – Moz˙e posiedzieć ze mną na kocu. – On to po prostu uwielbia. – Stacy pocałowała malca i wsadziła mu na główkę płócienny kapelusik. – Dzięki, Harriet. Wzięłam mu parę zabawek, z˙eby miał się czym zająć. Było trochę płaczu, kiedy Stacy zostawiła synka z nową opiekunką, ale Robert prędko się zorientował, z˙e przyjemnie jest posiedzieć w słonku na świez˙ym powietrzu. A kiedy Harriet zbudowała mu wiez˙ę z klocków, łzy natychmiast obeschły. Podczołgał się do budowli i zniszczył ją jednym machnięciem małej łapki. Uszczęśliwiony i roześmiany, głośno domagał się powtórki. Harriet postawiła mnóstwo wiez˙ i nawet nie zauwaz˙yła, jak minął czas. Było jej przykro, z˙e Stacy skończyła sprzątanie i zaczęła zbierać się do wyjścia. – Świetnie się bawiliśmy. – Harriet niechętnie oddała jej Roberta. – Wracasz juz˙ do domu? – Nie, idę jeszcze posprzątać u pastora. – Moz˙esz tam zabrać Roberta? – Normalnie tego nie robię, ale tym razem nie mam wyjścia. – Zostaw go ze mną. – Nie mogę cię wykorzystywać!
NOC Z MILIONEREM
25
– To z˙adne wykorzystywanie, tylko czysta przyjemność – zapewniła Harriet. – Skoro tak, to bardzo chętnie. – Stacy była naprawdę zadowolona. – Zawsze mam przy sobie telefon, więc gdyby coś się działo, po prostu zadzwoń. Robert wprawdzie wygiął usteczka w podkówkę, kiedy Stacy dała mu buziak na poz˙egnanie, ale jak tylko zobaczył ogród, kocyk i stertę klocków, od razu się rozchmurzył. Tym razem zabawa w niszczenie klockowych wiez˙ nie trwała długo, bo dziecku zaczęły się zamykać oczka. Harriet ułoz˙yła go na kocyku z ulubionym misiem w objęciach, przykryła pieluszką i osłoniła parasolką. Mniej więcej po godzinie obudził się, wołając mamę. Harriet wzięła go na ręce, przytuliła. – Mamusia zaraz wróci – mówiła, niosąc małego do kuchni, gdzie Stacy zostawiła butelkę z sokiem. Na szczęście wystarczyła odrobina ulubionego picia, z˙eby Robert przestał popłakiwać. – Gdzie jest Stacy? – usłyszała za plecami obcy głos. W progu stał zagniewany młodzieniec. Obronnym ruchem przytuliła do siebie Roberta, ale chłopczyk uśmiechnął się i radośnie wyciągnął rączki do przybysza, który wrzasnął: – Oddaj mi go! Robert się rozpłakał i wtulił buzię w ramię Harriet. – Kim pan jest? – Mocno przycisnęła do siebie
26
CATHERINE GEORGE
chłopczyka. – I kto panu pozwolił wejść do mojego domu? – Nazywam się Greg Watts. Jestem ojcem Roberta. Oddawaj go! – Chciał jej zabrać dziecko, ale mały trzymał się kurczowo Harriet, drąc się przy tym wniebogłosy. – Nie bądź idiotą, młody człowieku – powiedziała stanowczo. – Straszysz dziecko. Stacy zostawiła Roberta pod moją opieką i nie dam go nikomu, póki ona nie wróci. – Nie masz prawa! To moje dziecko! Zamierzał jej wyrwać syna, jednak nie zdąz˙ył. James Devereux wkroczył do kuchni, złapał Grega za kołnierz i wyprowadził na dwór. Potem wrócił, z˙eby sprawdzić, czy Harriet nic się nie stało. – Nie zrobił ci nic złego? – Mnie nie, tylko wystraszył Roberta. – Pocałowała płaczącego malca. – Nie płacz, skarbie. Mamusia zaraz przyjdzie. Juz˙ po nią dzwonię. – Nagle się zaniepokoiła. – James, nie zrobiłeś Gregowi krzywdy? – Skądz˙e. Twierdzi, z˙e jest ojcem tego malca, ale nie mam pojęcia, kto jest matką. – Stacy Dyer. Sprząta u mnie. – Daj mi numer, to do niej zadzwonię. Potem zrobię porządek z tym całym tatuśkiem. Wykład Jamesa odniósł taki skutek, z˙e nim przybiegła Stacy, Greg miał łzy w oczach. – Coś ty narobił – jęknęła Stacy. – Boz˙e, Stacy, ja to zrobiłem? – Młodzieniec spoglądał przeraz˙ony na jej podbite oko. – Prze-
NOC Z MILIONEREM
27
praszam! Nie chciałem ci zrobić krzywdy. Chciałem tylko zobaczyć się z Robertem. Malec tymczasem zasnął spokojnie na ramieniu Harriet. – Nic mu nie jest – zapewniła, oddając go Stacy. – Przestraszył się i bardzo płakał, ale nic poza tym. – Panna Dyer powinna zgłosić policji próbę porwania dziecka – stwierdził stanowczo James. – Nie! – zawołał przeraz˙ony Greg. – Chciałem tylko zabrać Roberta na chwilę do domu, pokazać go mamie. Wczoraj Stacy nie pozwoliła mi go nawet zobaczyć... – Jeśli będziesz się źle zachowywał, nigdy więcej go nie zobaczysz – warknęła Stacy, ale cicho, z˙eby nie obudzić dziecka. – Proszę cię, kochanie, nie mieszaj w to policji – błagał Greg. – Jak mi pozwolisz częściej odwiedzać Roberta, to juz˙ nigdy nie tknę alkoholu. Przysięgam! Nie jestem taki jak twój tata, Stacy. Słowo. Nigdy nie skrzywdzę ani ciebie, ani naszego dziecka. – Tak, Greg, wiem. Zapadła cisza. Młodzi ludzie wpatrywali się w siebie, jakby zapomnieli, z˙e mają widownię. – Odwiozę cię do domu, Stacy – powiedziała Harriet. – Nie trzeba – odparła zdecydowanie. – Robert pojedzie w wózku, a Greg poniesie moje rzeczy. – Będę mógł dać mu podwieczorek? – dopytywał się Greg z nadzieją w głosie.
28
CATHERINE GEORGE
– Będziesz – zgodziła się łaskawie Stacy. – Moz˙esz go nawet wykąpać. – Ułoz˙yła śpiące dziecko w wózeczku. – Czy po tym całym zamieszaniu będziesz jeszcze chciała, z˙ebym przyszła w czwartek? – zwróciła się do Harriet. – Oczywiście. – Dziękuję. – Stacy najwyraźniej ulz˙yło. – Moz˙e jeszcze zrobię ci herbaty, zanim pójdę. Strasznie jesteś zdenerwowana. – Ja to zrobię – zgłosił się prędko James. – Dobrze, panie Devereux. – Stacy uśmiechnęła się nieśmiało. – Chodź juz˙, Greg. – Przepraszam – powiedział ogromnie skruszony. – Wiem, z˙e Stacy sprząta tu w poniedziałki. Przyszedłem ją przeprosić za wczorajsze. Nie spodziewałem się zobaczyć Roberta... Poniosło mnie. Naprawdę bardzo przepraszam. Kiedy młodzi rodzice wreszcie poszli, James usadził Harriet przy kuchennym stole. – Jesteś wykończona – powiedział z troską. – Czy znajdzie się w tym domu coś do picia? – W lodówce jest wino. – A brandy? – Moz˙e być w kredensie w salonie. – Chciała wstać, ale James ją przytrzymał. – Sam sprawdzę. Wyszedł, po chwili wrócił z butelką koniaku i dwoma kieliszkami. – O, znalazłeś babciny zestaw pierwszej pomocy – ucieszyła się Harriet. – Sytuacja jest nadzwyczajna, więc wymaga
NOC Z MILIONEREM
29
nadzwyczajnych środków. – James nalał po odrobinie bursztynowego płynu do kieliszków. – Dzięki, z˙e przyszedłeś mi z pomocą. – Upiła łyczek. – Greg okropnie mnie wystraszył. – Zauwaz˙yłem. Właśnie dlatego tak ostro go potraktowałem. – Mam nadzieję, z˙e dostał nauczkę. Kiedy Stacy mi powiedziała, z˙e ją uderzył, wyobraziłam sobie brutala z łapskami jak łopaty. Nie spodziewałam się, z˙e będzie taki jak Greg. – Jego ojciec jest naczelnym ogrodnikiem w mojej posiadłości. Znam Grega od urodzenia. – Biedny chłopak – westchnęła Harriet. – Cieszę się, z˙e Stacy mu darowała. – À propos przebaczania. Powiedziałaś Timowi, z˙e urządziliśmy sobie piknik? – Jasne. Zamurowało go. Pierwszy raz w z˙yciu nie wiedział, co powiedzieć. Zresztą ja sama tez˙ ciągle się dziwię. ˙ e przez˙yłaś bliskie spotkanie z potworem? – Z – Nigdy nie uwaz˙ałam cię za potwora. – Harriet się zarumieniła. – Kłamczucha! – No dobrze, moz˙e trochę, kiedy byłam mała. Teraz juz˙ się ciebie nie boję. – A więc bałaś się mnie? – zdziwił się James. – No jasne! – Opróz˙niła kieliszek. – Zawsze mnie obarczałeś winą za wszystko, co narozrabiał Tim, za kaz˙dą jego samowolę i nieposłuszeństwo. – Bo wiedziałem, z˙e słucha tylko ciebie. – Tim zgadza się ze mną wyłącznie wtedy,
30
CATHERINE GEORGE
kiedy sam ma na coś ochotę. Akurat ty chyba wiesz najlepiej, z˙e zawsze chadza własnymi drogami. – Tak, wiem. I wiem jeszcze, z˙e jestem trochę nadopiekuńczy. – A do tego przekonany, z˙e na pewno zrobię mu krzywdę. Jak nie w ten, to w inny sposób. Naprawdę uwaz˙asz, z˙e w tajemnicy przed Timem sypiam z innymi męz˙czyznami? – A robisz to? Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy w kompletnym milczeniu. – Nie muszę odpowiadać na to pytanie – stwierdziła w końcu Harriet i odwróciła się do niego plecami. Obszedł stół dookoła, stanął na wprost niej. – Co ja widzę, Harriet? Łzy? Odwróciła głowę, mrugając powiekami. – Proszę cię, idź sobie. – Wybacz mi. Nie mam prawa wtykać nosa w twoje prywatne sprawy. – Święta racja. Wytarła oczy kawałkiem kuchennego ręcznika, a James objął ją, przytulił i głaskał po głowie jak małą dziewczynkę. – Nie płacz, maleńka – powiedział tak czule, z˙e łzy znów popłynęły, tym razem obficie. Łkała przez chwilę, zapomniawszy o boz˙ym świecie, w końcu jednak przypomniała sobie o istnieniu Jamesa. Odsunęła się od niego przeraz˙ona. – To tylko reakcja na całe to zamieszanie
NOC Z MILIONEREM
31
– usprawiedliwiała się pospiesznie, ocierając łzy. – Idź sobie. Wolę płakać w samotności. – Ja bym wolał, z˙ebyś wcale nie płakała. Zwłaszcza z mojego powodu. Spojrzała na niego. – Tamten męz˙czyzna, z którym byłam w teatrze, to mój szkolny kolega i Tim doskonale go zna. – Pociągnęła nosem. – Wprawdzie to nie twoja sprawa, ale dla porządku oświadczam ci, z˙e nie sypiam z kim popadnie. I zamknijmy wreszcie ten temat. – Harriet... – Przynajmniej raz James Devereux nie bardzo wiedział, jak się zachować. – Zrozum – przerwała mu Harriet – jestem bardzo zmęczona. Idź juz˙, dobrze? Posłuchał jej, ale w progu jeszcze na chwilę się zatrzymał. – Mam ci coś do powiedzenia, ale w całkiem innej sprawie. Muszę zatrudnić pomocnika ogrodnika. Gdybym zaproponował to stanowisko Gregowi, barman mógłby się przeprowadzić do End House, a Greg ze Stacy i dzieckiem zamieszkaliby nad garaz˙em. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi, a Harriet wciąz˙ stała jak słup soli. Cwany diabeł, pomyślała i roześmiała się. Chciał ją przekonać, a tymczasem dał jej idealny pretekst. Będzie mogła sprzedać End House za bardzo dobrą cenę, nie tracąc przy tym twarzy.
ROZDZIAŁ TRZECI
Denerwujący przebieg dnia sprawił, z˙e Harriet straciła ochotę na wyprawę do Cheltenham, choć przedtem zamierzała wybrać się do kina. Próbowała poczytać, lecz nie mogła się skupić na lekturze, a poniewaz˙ wolała nie analizować przyczyn tego stanu rzeczy, zadzwoniła do Dido. – Nareszcie – ucieszyła się przyjaciółka. – Czy ty nigdy nie sprawdzasz, co masz nagrane na sekretarce? – Miałam sporo na głowie. – Harriet opowiedziała o całym zajściu. – No, to pewnie nielicho się wystraszyłaś – skomentowała przejęta Dido. – Nie bardzo. W końcu to jeszcze dzieciak. Zresztą brat Tima przyszedł mi z pomocą. – Mówisz o słynnym Jedzie? – Właśnie o nim. Jest teraz w Edenhurst. Przyjmuje ludzi do pracy. – I znalazł się w pobliz˙u twojego domu akurat wtedy, kiedy go potrzebowałaś? Nie rozumiem, jakim cudem? – Nie mam pojęcia. Moz˙e tędy przechodził. Lepiej powiedz, co u ciebie? Dido dostała podwyz˙kę i z tej okazji urządzała
NOC Z MILIONEREM
33
przyjęcie, dlatego Harriet powinna wrócić do Londynu najpóźniej w sobotę przed południem. Kiedy się nagadały, Harriet zapatrzyła się na ogród. Wcale nie miała ochoty wprost z tej ciszy i błogiego spokoju wpadać w szaloną imprezę Dido. Mieszkanie będzie nabite jej kolegami z firmy kosmetycznej, którzy rozejdą się dopiero nad ranem. Potem jeszcze – jak zwykle – kłótnia z Dido o to, z˙e trzeba najpierw posprzątać, a dopiero potem iść spać... Kładła się do łóz˙ka, kiedy zabrzęczał telefon. Tylko jeden człowiek na całym świecie mógł do niej dzwonić o tak późnej porze. – Nie budzi się ludzi w środku nocy, Tim – powiedziała ze śmiechem. – To nie ten brat, Harriet – usłyszała w słuchawce głos Jamesa. – Och, przepraszam. – Zaczerwieniła się po cebulki włosów. Dobrze, z˙e przez telefon nie było tego widać. – Rozmawiałem z ojcem Grega. Powiedziałem mu, z˙e jeśli jego syn chciałby dostać pracę, ma przyjść do mnie jutro po południu. Oczywiście nie wspomniałem nic o mieszkaniu. – Dasz Gregowi tę pracę, nawet jeśli nie sprzedam ci End House? – Oczywiście! – James nieco się zniecierpliwił. – Zadzwoniłem jednak o tej porze, bo będzie mi łatwiej z nim rozmawiać, jeśli mi powiesz, co zdecydowałaś. Zastanów się nad tym, Harriet. Wpadnę do ciebie z samego rana.
34
CATHERINE GEORGE
Wyłączyła telefon, wychyliła się przez otwarte okno. Słodki zapach róz˙ przywołał wspomnienie dzieciństwa. Pomyślała, z˙e babcia byłaby orędowniczką Jamesa Devereux’go. Bardzo lubiła Tima, ale Jamesa darzyła wielkim szacunkiem. Podziwiała, jak cięz˙ko pracował, byleby tylko zabezpieczyć przyszłość młodszemu bratu. Rano po kąpieli starannie się umalowała. Szykowała się na ostatnie spotkanie z Jamesem. Skoro postanowiła sprzedać dom... Nie chciała, z˙eby zapamiętał ją taką jak wczoraj: z czerwonymi oczami, zapuchniętą od płaczu. Włoz˙yła spódniczkę z bez˙owego dz˙insu, do niej bluzeczkę bez rękawów i z˙akiet od kompletu. Nie czekając, az˙ Jego Lordowska Mość raczy się zjawić, poszła, jak co rano, do wioski po gazetę. Kiedy wróciła, James czekał na nią w ogrodzie. Właśnie tak, jak się spodziewała. Jego spojrzenie mówiło, z˙e opłacało się dołoz˙yć starań podczas porannej toalety. – Witaj, Harriet. Widzę, z˙e gdzieś się wybierasz. – Zamierzam pojechać do Cheltenham. Juz˙ wczoraj miałam pójść do kina, ale w końcu mi się odechciało. Wejdziesz do domu? – spytała, jakby nie znała odpowiedzi. – Moz˙e napijesz się herbaty? ˙ ad– Bardzo chętnie. Jak się dzisiaj czujesz? Z nych złych następstw wczorajszej awantury? ˙ adnych. – Tym razem bardzo uwaz˙ała, nale– Z wając wrzątek do czajniczka. – Herbata naciągnie,
NOC Z MILIONEREM
35
a my przez ten czas załatwimy sprawy. Postanowiłam sprzedać ci End House. Szantaz˙ zadziałał. – Szantaz˙? – zdziwił się James. – Ty wiesz, jak nakłonić człowieka do podjęcia wygodnej dla ciebie decyzji. Wiedziałeś, z˙e jak tylko wspomnisz o Stacy, to poddam się bez walki. – A co będzie, jeśli Greg nie przyjmie tej pracy? – Wcale nie próbował udawać niewiniątka. – A nawet jeśli przyjmie, to Stacy moz˙e nie chcieć z nim zamieszkać. – Za to moje konto bankowe będzie wyglądało znacznie lepiej. – Popatrzyła na niego z namysłem. – Dlaczego właściwie tak bardzo chcesz kupić End House? – Gdybyś sprzedała dom komuś innemu, mógłby nie utrzymać go w standardzie, jaki mamy w Edenhurst. Próbowałem namówić na sprzedaz˙ twoją babcię, ale kazała mi poczekać, az˙ dostaniesz dom w spadku. – Kiedy ci o tym powiedziała? – Harriet korzystała z kaz˙dej okazji, z˙eby porozmawiać o babci. Czuła się wtedy trochę mniej samotna. – Spotkałem ją któregoś dnia, kiedy jechałem do wioski. Była blada i cięz˙ko oddychała, więc zawiozłem ją do domu. Chciałem wezwać lekarza, ale mi zabroniła. Włoz˙yła sobie pod język tabletkę, a potem mi powiedziała, z˙e ma kłopoty z sercem. Obiecała, z˙e będzie mnie straszyć po śmierci, jeśli komukolwiek się wygadam. – Chorowała... – Harriet nie spuszczała z niego oka.
36
CATHERINE GEORGE
– Tamtego dnia tak bardzo się przestraszyła, z˙e dopuściła mnie do tajemnicy. Dowiedziałem się, z˙e twoi rodzice nie zdąz˙yli cię nalez˙ycie zabezpieczyć, ale przynajmniej dostaniesz End House z całą zawartością, a do tego pieniądze na półroczne utrzymanie posiadłości, z˙ebyś mogła się spokojnie zastanowić. – A więc od dawna wiedziałeś, z˙e będę dysponować tym domem? – Wiedziałem. – Skinął głową. – Potem Tim mi powiedział, kiedy zamierzasz przyjechać do Upcote. Dlatego właśnie teraz przeprowadzam rozmowy z nowymi pracownikami. – No dobrze, ale skoro przeprowadzasz te swoje rozmowy, to jakim cudem zjawiłeś się wczoraj pod moimi drzwiami w samą porę? – Byłem po sąsiedzku. Sprawdzałem, jak idzie remont dachu, kiedy usłyszałem krzyki i płacz dziecka. Przedarłem się przez z˙ywopłot, z˙eby sprawdzić, co się dzieje. – A więc stąd ta wyrwa w z˙ywopłocie! Nie zatrudniasz ludzi do nadzorowania robót w Edenhurst? – zapytała nieco zdziwiona. – Pewnie z˙e zatrudniam. W innych kompleksach rekreacyjnych mam nawet po kilku zarządców, ale w Edenhurst wolę wszystkiego doglądać osobiście. Czy Tim ci pokazywał, jakie mieszkania urządziłem w dawnych stajniach? – Nie. Kiedy przyjez˙dz˙amy tu razem, nawet nie zbliz˙a się do waszego domu. – Jeśli z tobą nigdy tam nie był, to ze mną tym
NOC Z MILIONEREM
37
bardziej nie pójdzie. – James uśmiechnął się smutno. – Za to moje londyńskie mieszkanie bardzo mu się podoba. – To jedyne, co moz˙e znieść w Anglii. – Nigdy u mnie nie byłaś, choć wiele razy cię zapraszałem. – Zawsze jakoś tak się składa, z˙e coś mi musi wypaść. – Harriet zarumieniła się. – Nie ma co owijać w bawełnę. – Uśmiechnął się smutno. – Tim mi powiedział, z˙e wolisz nie wchodzić do jamy potwora. – Naprawdę tak ci powiedział? – Owszem, chociaz˙ innymi słowami. Czy teraz, kiedy zawarliśmy pokój, odwiedzisz mnie, gdy następnym razem was zaproszę? – Odwiedzę. – Zawahała się. – Ale chciałabym cię jeszcze o coś zapytać. – Proszę, nie krępuj się. – Powiedziano mi, z˙e byłeś w Upcote, kiedy babcia umarła. – Byłem. – Czy wiesz moz˙e, co tu naprawdę zaszło? Byłam wtedy na wakacjach w Szkocji... nie spodziewałam się... – Wiem, jak umarła pani Olivia – przerwał jej, widząc, z˙e mówi z coraz większym trudem. – Akurat byłem w sąsiednim domu. Twoja babcia wyszła do ogrodu, więc podszedłem do z˙ywopłotu, z˙eby ją zapytać, jak sobie radzi z kretami. Zauwaz˙yła, z˙e kaszlę, więc poradziła, z˙ebym się połoz˙ył do łóz˙ka i porządnie wygrzał. Nagle
38
CATHERINE GEORGE
zaczęła dziwnie oddychać. Zdąz˙yła jeszcze powiedzieć, z˙e kręci się jej w głowie i zemdlała. W kaz˙dym razie pomyślałem, z˙e zemdlała. Przeskoczyłem przez z˙ywopłot, z˙eby jej pomóc, a mój pracownik zadzwonił po pogotowie. Juz˙ jej nie ocucili. Odeszła. Umarła w miejscu, które najbardziej kochała. – Dziękuję – szepnęła Harriet. – Teraz wiem na pewno, z˙e nie cierpiała. Kilka chwil siedzieli w milczeniu, a potem James zerknął na zegarek. – Juz˙ późno, muszę lecieć. Przyjdź do mnie wieczorem. Zjemy kolację i omówimy szczegóły transakcji. – Nie, nie, dziękuję. – Do takiej eleganckiej restauracji jak Edenhurst trzeba się porządnie ubrać, a Harriet nie zabrała z sobą odpowiedniego stroju. – Wolałabym, z˙ebyś ty wpadł do mnie na parę minut. – Jak sobie z˙yczysz. – Od Jamesa powiało chłodem. – Ale to moz˙e być dosyć późno. – Nie szkodzi. Późno chodzę spać. Chyba go uraziłam, pomyślała, ale nie mogę przeciez˙ wyglądać jak uboga krewna. Dopiero po chwili przyszło jej do głowy, z˙e moz˙e chciał ją zaprosić na obiad do swego mieszkania. Miała ochotę kopnąć się w kostkę za własną głupotę. Pojechała autobusem do Cheltenham. Pooglądała wystawy, kupiła sobie na wyprzedaz˙y twarzo-
NOC Z MILIONEREM
39
wą sukienkę na przyjęcie Dido, pluszowego lwa dla Roberta i butelkę wina na wieczorne spotkanie z Jamesem. Mogła sobie pozwolić na tę rozrzutność, bo dzięki sprzedaz˙y End House nie musiała juz˙ liczyć kaz˙dego grosza. Kiedy wróciła do domu, zadzwonił Tim. – Jak ci się z˙yje w Paryz˙u? – spytała. – Fantastycznie! Najpierw załatwiłem sprawy słuz˙bowe, a potem połaziliśmy po galeriach. Byłem na wiez˙y Eiffla, pływałem statkiem po Sekwanie, ciągle coś jadłem i piłem mnóstwo wina, jak kaz˙dy normalny turysta w tym mieście. No dobrze, a co u ciebie? Jak wytrzymujesz w tym spokojnym Upcote? – Nie takie znowu spokojne. – Harriet zdała mu sprawę z wczorajszego zajścia. Tim był zdumiony, kiedy mu powiedziała, jak James sobie poradził z Gregiem. – A jak to się stało, mój aniele, z˙e nasz Jed znalazł się akurat w odpowiednim miejscu i we właściwym czasie, z˙eby przybyć ci na ratunek? – Był w sąsiednim domu i usłyszał krzyki. Greg strasznie wrzeszczał, a dziecko płakało... – Dosyć! Natychmiast wracaj! W Upcote jest zbyt niebezpiecznie. – I tak nie mam tu juz˙ nic do roboty. Sprzedałam dom twojemu bratu. – Jeśli się na to zdecydowałaś, to znaczy, z˙e stosunki między wami troszeczkę się ociepliły. Tylko się z nim za bardzo nie zaprzyjaźniaj – ostrzegł ją z˙artobliwie.
40
CATHERINE GEORGE
– Nie mam takiego zamiaru. – Kamień mi spadł z serca. – Westchnął komicznie. – Tęsknię za tobą, Harry. – Ja za tobą tez˙. Na szczęście niedługo się zobaczymy. Muszę kończyć. Ktoś się dobija do drzwi. Cześć. W progu stali Greg i Stacy. Oczy im błyszczały, kiedy dzielili się z Harriet radosną nowiną. – Chcieliśmy ci powiedzieć – zaczęła Stacy – z˙e Greg dostał pracę w Edenhurst. – A do tego jeszcze słuz˙bowe mieszkanie nad garaz˙em – dodał uszczęśliwiony Greg. – Wreszcie zamieszkamy razem i Robert będzie miał normalną rodzinę. Harriet im pogratulowała i pomyślała, z˙e sprzedając End House, zrobiła nie tylko złoty interes, ale takz˙e dobry uczynek. Było dobrze po dziewiątej, kiedy zjawił się James. – Przepraszam, z˙e tak późno, ale nie mogłem wcześniej. – Wręczył jej schłodzoną butelkę. – Przyniosłem szampana, z˙eby przypieczętować umowę. Chyba z˙e zmieniłaś zdanie, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. – Nie zmieniłam. Stacy i Greg wpadli do mnie na chwilę. – Wyjęła z serwantki kieliszki. – Byli tacy szczęśliwi... Nie tylko pozbyłam się wszelkich wątpliwości, ale jestem bardzo zadowolona. – Bałem się, z˙e Greg zemdleje z radości, kiedy mu powiedziałem o słuz˙bowym mieszkaniu. – James odkorkował butelkę.
NOC Z MILIONEREM
41
– Jesteś dla nich jak Bóg Wszechmogący. – Roześmiała się. – Być moz˙e, ale wyłącznie dla Stacy i Grega. Gdybym naprawdę miał moc, niektóre sprawy załatwiłbym trochę inaczej. Chociaz˙by moje małz˙eństwo. – Kiedy poprzednio zaczęliśmy ten temat, ostro uciąłeś rozmowę. – Niepotrzebnie. Tylko zepsułem nastrój. Wszyscy wiedzą, z˙e moja z˙ona odeszła do innego. – Tim był uszczęśliwiony. Mówił, z˙e to jedyny dobry uczynek w całym długim z˙yciu Madeleine. – A mnie jej z˙al. – James uśmiechnął się smutno. – Uroda była dla niej najwaz˙niejsza, ale ciągłe diety i codzienne wizyty u kosmetyczki na nic się nie zdały, bo młode buzie i tak wyparły ją z okładek kolorowych czasopism. Nie chciałem się zgodzić na operację plastyczną, więc mnie zostawiła. – Wypił do dna swojego szampana, ponownie napełnił kieliszki. – Czy mogłabyś mi pokazać dom? Chciałbym wiedzieć, co trzeba ponaprawiać. – Oczywiście. – Harriet poderwała się z miejsca i ruszyła do saloniku. – Nie wiem, co zrobić z meblami. Jakoś nie wyobraz˙am ich sobie w swoim mieszkaniu. – No tak, Tim uznaje wyłącznie nowoczesne sprzęty. Najlepiej zrób listę rzeczy, które chcesz zatrzymać, a resztę wyślę do domu aukcyjnego. – Jesteś dla mnie bardzo miły... Och... – Wzdrygnęła się na widok błyskawicy za oknem. Weszli do małej sypialni, gdzie wszystko wy-
42
CATHERINE GEORGE
glądało tak samo jak przed laty, kiedy Harriet tu zamieszkała. Brakowało tylko sfatygowanego pluszowego misia, który został w Londynie. – Sypiam teraz w pokoju babci. – Poprowadziła Jamesa do duz˙ej sypialni. – Bo wiesz, moz˙e juz˙ nigdy więcej nie będę miała okazji... – Zamrugała powiekami, z˙eby strzepnąć łzę. – Przepraszam, to przez tego szampana. Poza tym nie przepadam za burzą. Pisnęła, gdy nad domem przetoczył się potęz˙ny grzmot. – Nie ma się czego bać. – Przytulił ją do siebie. Stała nieruchomo, bojąc się nawet oddychać. Kiedy wreszcie odwaz˙yła się podnieść głowę, okazało się, z˙e James patrzy na nią zafascynowany, jakby widział ją po raz pierwszy w z˙yciu. A potem ją pocałował. Nie była bierna, ale nie wierzgała, nie odpychała go od siebie, tylko przywarła do niego całym ciałem i całowała bez opamiętania. Dopiero kolejny grzmot przywołał ją do porządku. Wyrwała się Jamesowi, schowała za mosięz˙nym wezgłowiem łóz˙ka. – Nie bój się – błagał. – Więcej cię nie napadnę. – To był tylko pocałunek – szepnęła Harriet. – Na pewno? – Znów wziął ją w ramiona. Harriet chwilę się z nim szarpała, ale chęć walki wkrótce została zastąpiona poz˙ądaniem. To uczucie było jej dotąd obce, dopiero smak ust Jamesa sprawił, z˙e ogarnęło ją jak płomień suchą trawę. – Boz˙e, co ja wyprawiam! – jęknął, odsuwając ją od siebie.
NOC Z MILIONEREM
43
– Moz˙e przeprowadzasz doświadczenie – prychnęła Harriet. – Co ty wygadujesz? Jakie doświadczenie? – Powiedziałam ci, z˙e nie sypiam z kim popadnie, więc moz˙e postanowiłeś mnie sprawdzić. – Nic podobnego! Taki test wymagałby świadomego działania, a ja tylko bardzo cię pragnę. – Ale dlaczego? – Wobec tak szczerego wyznania cała złość ją opuściła. – Przeciez˙ nawet nie bardzo się lubimy. – Najwyraźniej nasze hormony o tym nie wiedzą. – Uśmiechnął się blado. – Powiesz o tym Timowi? – Na pewno nie. A ty? – Jasne, z˙e nie! Najlepiej byłoby o tym zapomnieć, ale nie jestem pewien, czy potrafię. – James patrzył jej prosto w oczy. – W normalnych warunkach coś podobnego nigdy by się nie zdarzyło. Tylko ten dom, a do tego jeszcze burza... – tłumaczyła się Harriet. Ona równiez˙ wątpiła, czy udałoby jej się zapomnieć. – To nie ma z˙adnego znaczenia. – Pokręcił głową. – Przy tobie zapomniałem o wszystkim i o wszystkich. Nawet o Timie. Lepiej wyjdźmy juz˙ z tego pokoju. – Otworzył drzwi babcinej sypialni. Deszcz bił o szyby, grzmoty przewalały się gdzieś w oddali, ale nie zwracali uwagi na pogodę. Milczeli i z˙adne z nich nie chciało przerwać ciszy. Harriet miała nerwy napięte jak postronki. Z jednej strony chciała, z˙eby James juz˙ sobie poszedł, a jednocześnie marzyła o tym, z˙eby z nią został.
44
CATHERINE GEORGE
– Powiedz mi, Harriet, ale szczerą prawdę. – Popatrzył na nią tak, z˙e zakręciło jej się w głowie. – Gdybyśmy byli sobie całkiem obcy, to czy pozwoliłabyś mi zostać na noc? – Bardzo bym tego chciała – odparła szczerze. – Nigdy do tego nie dojdzie! – Jego oczy na moment zalśniły tryumfem, ale zaraz przygasły. – Ze względu na Tima. – Nie mam ochoty rozmawiać teraz o Timie. – Wobec tego porozmawiajmy o nas. – Nie ma nic takiego jak ,,my’’, James. – A więc usuniemy to wspomnienie z naszych myśli. – Okrąz˙ył stół, stanął obok niej. – Zapomnimy, z˙e coś takiego w ogóle miało miejsce. – Tak – mruknęła, cofając się o krok. – Tak trzeba będzie zrobić. Popatrzył na nią, po czym przytulił do siebie i pocałował. – No to mamy jeszcze jedną rzecz do wymazania z pamięci – mruknął, gdy przestał ją całować. Szybko wyszedł na deszcz, mocno trzasnąwszy drzwiami.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Nazajutrz rano opuściła End House na zawsze. Rozejrzała się wokół, z˙eby sprawdzić, czy czegoś nie zostawiła, zamknęła drzwi na klucz i zaniosła walizkę do czekającej na nią taksówki. Do domu dotarła koło południa. W mieszkaniu było cicho i dziwnie czysto. Wstawiła walizkę do swego pokoju, rozpakowała ją i poszła do Dido, z˙eby zostawić tam poduszkę, którą kupiła dla przyjaciółki w Cheltenham. Otworzyła drzwi i prędko je zamknęła. Dido była jeszcze w łóz˙ku. Miała towarzystwo. Harriet westchnęła. Lubiła Dido, ale mieszkanie z nią pod jednym dachem miało sporo minusów. Dość często spotykało się jej aktualnego przyjaciela w drodze do łazienki, ale dotąd zdarzało się to tylko w weekendy. Zabrała się do rozwiązywania krzyz˙ówki w porannej gazecie, którą kupiła na podróz˙. Zdąz˙yła wpisać prawie wszystkie hasła, kiedy Dido zapukała do drzwi. – Moz˙esz wyjść – powiedziała. – Juz˙ poszedł. Przeszły do kuchni, usiadły przy stole. – Nie spodziewałam się, z˙e tak szybko wrócisz – tłumaczyła Dido, smarując masłem bułeczkę.
46
CATHERINE GEORGE
– Co to za jeden? Znam go? – Nie sądzę. Kolez˙anka z pracy wyprawiała wczoraj urodziny. Przyprowadziła brata. Po imprezie odwiózł mnie do domu, a poniewaz˙ dziś mam wolne... – Dido wzruszyła ramionami. – To został u ciebie na noc – dokończyła zrezygnowana Harriet. – A czemu nie? – Dido się zaczerwieniła i az˙ podskoczyła, gdy zabrzmiał dzwonek domofonu. Przyjaciółka poszła pod prysznic, a Harriet podniosła słuchawkę. Zaraz potem do mieszkania wpadł Tim, jak zwykle rozgadany i roześmiany. – Fajnie, z˙e wróciłaś. Przywiozłem prezenty. Dasz mi jeść? A moz˙e masz tu gdzieś schowanego kochanka? – Dziś nie mam – roześmiała się Harriet, poddając się uściskom Tima. – Widzę, z˙e przyjechałeś prosto z dworca. – Zgadza się. I jestem głodny! – Tez˙ mi niespodzianka! Jak ładnie poprosisz Dido, to moz˙e czymś cię poczęstuje. – A gdzie nasza piękna Dido? – W łazience. Tim poszedł do łazienki, zastukał do drzwi. – Wychodź, Dido. Mam dla ciebie prezent i umieram z głodu. A jak ty przez˙yłaś pobyt w Upcote? – zwrócił się do Harriet. – Jak widzisz, nie wytrzymałam nawet siedmiu dni. – Było az˙ tak źle? Musisz mi wszystko opowiedzieć. O, jest i nasza karmicielka! – Przywitał się
NOC Z MILIONEREM
47
z Dido, która nareszcie wyszła z łazienki. Była kompletnie ubrana i starannie umalowana. – No i co ty tam robiłeś w tym całym Paryz˙u? – zapytała. – Opowiem ci, jak mnie nakarmisz. – Z przymilnym uśmiechem podał jej niewielką paczuszkę. – Przywiozłem ci perfumy. Ostatni krzyk mody. Nie będziesz się mogła opędzić od facetów. Tim, jak zwykle, poprawił Dido humor. Oczywiście dała mu jeść, a potem powiedziała: – Pewnie chciałbyś teraz nacieszyć się Harriet, więc pójdę na zakupy. Do zobaczenia. – Co się stało Złotowłosej? – zapytał po jej wyjściu Tim. – Taka jakaś markotna... – Jakiś męz˙czyzna został u niej na noc. – Dla Dido to nie pierwszyzna. – Poznała go dopiero wczoraj. Znowu. Zaczynam się o nią martwić. Koniecznie chce sobie znaleźć takiego faceta jak ty. To znaczy kogoś, na kim by jej zalez˙ało. No dobrze, teraz mi powiedz, co porabiałeś w Paryz˙u. Tim opowiedział jej wszystko ze szczegółami. Kiedy skończył i zbierał się do wyjścia, przypomniał sobie, z˙e nie wypytał, jak jej było w Upcote. – Normalnie – odparła, czując jak jej z˙ołądek się kurczy od paskudnego kłamstwa. – Przez˙yłam w End House kilka spokojnych dni, a potem sprzedałam dom twojemu bratu. – Mam nadzieję, z˙e za godziwą cenę. – Jakbyś zgadł. – Harriet znów westchnęła.
48
CATHERINE GEORGE
– Teraz z˙ałuję, z˙e straciłam cały tydzień włoskich wakacji. – Ale dwa tygodnie masz jak w banku. – Nie mogę się doczekać! – Jestem pewien, z˙e choć trochę polubiłaś Jeda, skoro zdecydowałaś się sprzedać mu swój ukochany dom. – Postanowiliśmy zawrzeć pokój. Pewnie nie będzie łatwo, bo on się nad tobą trzęsie. Boi się, z˙ebym cię nie skrzywdziła. – Jed juz˙ taki jest, kochanie. – Tim wzruszył ramionami. – Uwaz˙a, z˙e musi nade mną czuwać. Ja wiem, z˙e ty mi nigdy nie zrobisz krzywdy, a przeciez˙ tylko to się liczy. – Spróbuj o tym przekonać swojego brata. – Dlaczego zawsze mówisz o nim ,,twój brat’’? Nie mogłabyś się zmusić do wypowiedzenia jego imienia? – Spróbuję, choćby po to, z˙eby cię uszczęśliwić. – Uszczęśliwiasz mnie samą swoją obecnością. O rany! Byłbym zapomniał. – Tim klepnął się dłonią w czoło, sięgnął do walizki. – Dla ciebie tez˙ mam prezent. Harriet rozdarła papier. W paczce był komplet markowej bielizny cieniutkiej jak pajęczyna. – Cudowne! I w dodatku mój rozmiar! Dziękuję. – Rzuciła się Timowi na szyję. – Włoz˙ę to pod nową sukienkę, którą sobie kupiłam na przyjęcie Dido. Ale gdy kilka dni później Harriet spojrzała
NOC Z MILIONEREM
49
w lustro, nie pomyślała o Timie, tylko o Jamesie. Wyglądała naprawdę pięknie i bardzo z˙ałowała, z˙e James nie zobaczy, jak brzydkie kaczątko zmieniło się w łabędzia. W mieszkaniu roiło się juz˙ od gości, tylko Tima wciąz˙ nie było widać. W końcu jednak się zjawił, lecz nie sam. – Cześć, śliczna. – Pocałował Harriet. – Jed przyszedł, kiedy miałem wychodzić, więc mnie tu podrzucił. – Witaj, James. – Miała ochotę zdzielić Tima trzymaną w ręku butelką wina. – Co za miła niespodzianka. Dido się ucieszy. – Ja jej powiem – zaproponował Tim i natychmiast zniknął w tłumie, jak przestępca umykający przed odpowiedzialnością. Co zresztą nie było dalekie od prawdy, zwłaszcza w oczach Harriet. – Jak chcesz, to zaraz sobie pójdę – stwierdził James, ale nie zdąz˙ył, bo zjawiła się Dido cała w skowronkach. – Ogromnie się cieszę, z˙e wreszcie mogę cię poznać! – zawołała uradowana. – Duz˙o o tobie słyszałam. – A ja o tobie – powiedział z uśmiechem, który wywołał taki zachwyt, z˙e tylko dzięki zjawieniu się nowych gości Dido zostawiła go w spokoju. James natychmiast odszukał Harriet. – Chciałem się z tobą zobaczyć – mówił prędko, jakby się bał, z˙e nie zdąz˙y. – Z samego rana
50
CATHERINE GEORGE
poszedłem do End House, ale cię nie zastałem. Koniecznie muszę z tobą porozmawiać. – Jez˙eli w sprawie domu... – O co się znów kłócicie? – zapytał Tim, który właśnie w tej chwili się odnalazł. – Rozmawiamy o End House – odparła Harriet. – Prosiłem Harriet, z˙eby się ze mną spotkała – dodał James. – Musimy jeszcze omówić kilka spraw. – Ekstra! – ucieszył się Tim. – Umówmy się na lunch. – Przyjdźcie do mnie jutro – zaproponował James. – Przygotuję coś do jedzenia. – Zgadzasz się, kochanie? – zapytał Tim. – Oczywiście – odparła zrezygnowana. – Wobec tego czekam na was jutro około pierwszej. Poz˙egnaj ode mnie gospodynię, Tim. Harriet, moz˙e mnie odprowadzisz? Wyszli na klatkę schodową, gdzie przynajmniej było trochę ciszej. – Pięknie wyglądasz. – Wprost poz˙erał ją wzrokiem. – A więc podobają ci się moje łabędzie pióra? – Nigdy nie byłaś brzydkim kaczątkiem – zaprotestował. – Musimy porozmawiać na osobności. Powiedz tylko gdzie i kiedy, a ja się dostosuję. – Najlepiej jutro. Przyjdę do ciebie parę minut wcześniej. – Wobec tego czekam. Dobranoc, Harriet. Poszedł i zabrał z sobą całą chęć do zabawy. Harriet czuła się oklapła jak przekłuty balonik.
NOC Z MILIONEREM
51
Odnalazła Tima. Ucieszyła się, kiedy zaproponował, z˙e wezmą butelkę wina, coś na ząb i zamkną się w jej pokoju. Niestety nie tylko pokój, ale nawet łóz˙ko Harriet było juz˙ zajęte. – Dość tego! – warknęła, trzasnąwszy drzwiami. – Muszę w końcu znaleźć sobie mieszkanie. Rankiem spadł rzęsisty deszcz, dzięki czemu Harriet mogła się ubrać w spodnie i sweter, zwyczajny codzienny strój, z˙eby James nie pomyślał, z˙e to spotkanie jest dla niej waz˙ne. – Naprawdę przyszłaś – ucieszył się, otwierając przed nią drzwi. – Witaj. Mieszkanie zajmowało dwa piętra w starym wiktoriańskim magazynie, który James i jego partner przerobili na luksusowy apartamentowiec. Wnętrze wyglądało jak scenografia do filmu science fiction: półokrągłe białe sofy ustawiono wokół szklanego stolika w taki sposób, z˙eby było widać ogromny plazmowy ekran telewizora. Biel, stal i szkło tworzyły takz˙e wystrój kuchni i jadalni, a okna wszystkich pomieszczeń wychodziły na Tamizę. – Tu jest zupełnie inaczej niz˙ w Edenhurst – stwierdziła Harriet. – Oj tak. – James się roześmiał. – Podoba ci się? – Nie czujesz się tu jak złota rybka w akwarium? – Podeszła do ogromnego okna bez zasłon i bez firanek, popatrzyła na rzekę. – W sypialni mam solidne z˙aluzje, choć tutaj
52
CATHERINE GEORGE
tylko mewy mogą mi zaglądać do okien. Zrobię ci coś do picia. Szampan się mrozi... – Nie, dziękuję – powiedziała tak gwałtownie, z˙e James wziął ją za rękę i postawił twarzą do siebie. – Nie denerwuj się, dziecko. – Nie jestem dzieckiem. – Szkoda. Byłoby o wiele łatwiej. – Puścił jej rękę. – Czego się napijesz? Wzięła szklankę z sokiem i pozwoliła się oprowadzić po mieszkaniu. W skąpo umeblowanej sypialni stało tylko ogromne, nakryte białą kapą łoz˙e. – A gdzie łazienka? – spytała, nie zauwaz˙ywszy z˙adnych drzwi. – Tutaj. – Odsunął znajdujący się za łóz˙kiem panel z matowego szkła, odsłaniając łazienkę z owalną wanną i kabiną prysznicową. Wszystko białe, szklane i stalowe, jak cała reszta mieszkania. – Chciałabyś zostać na chwilę sama? – zapytał taktownie. – Nie, dziękuję – odparła, czerwieniąc się. Ręce tak jej się trzęsły, z˙e zalała mu sokiem koszulę. James wytarł plamę ręcznikiem, wznosząc przy tym oczy ku niebu. – Na litość boską, Harriet, przestań się zachowywać jak baranek ofiarny. Nie zgwałcę cię, obiecuję. – Przepraszam. – Uśmiechnęła się z przymusem. – Pokaz˙ę ci teraz resztę mieszkania, a potem pogadamy. Zdąz˙ymy, zanim zjawi się Tim.
NOC Z MILIONEREM
53
Nie zdąz˙yli zobaczyć wszystkiego, kiedy zadzwonił telefon. – Tim? Co z tobą? Masz taki dziwny głos. – James słuchał z nieprzeniknioną miną. – Wobec tego – powiedział w końcu – weź jakieś leki i polez˙ w łóz˙ku. Tak, dobrze. Dam ci Harriet. – Co się dzieje? – spytała, przejmując od Jamesa słuchawkę. – Dzwoniłem do ciebie, ale Dido powiedziała, z˙e wyszłaś. Na komórkę tez˙ dzwoniłem, ale nie odbierasz. Pewnie zapomniałaś naładować. – Chyba tak. Przepraszam. – Waz˙ne, z˙e wreszcie cię złapałem. Okropnie się czuję. Wypiłem parę drinków z kumplami i to był błąd. Jedowi nakłamałem, z˙e mam migrenę, ale tobie mogę powiedzieć prawdę. Mam gigantycznego kaca, Harriet. Wybacz, aniołku, nie dam rady przyjść. – W porządku. Pij duz˙o wody i dbaj o siebie. Wieczorem do ciebie zadzwonię. – Mam zamówić taksówkę, czy mimo wszystko zjesz ze mną lunch? – zapytał James, gdy skończyła rozmowę. – Zostanę – odparła po chwili zastanowienia. – Ale tylko na lunch – zastrzegła na wszelki wypadek. James podał pieczeń na zimno z zieloną sałatą i świez˙ymi bułeczkami. – Powiedz prawdę – poprosił, napełniając kieliszki szampanem – ta migrena Tima to zwykły kac. Mam rację?
54
CATHERINE GEORGE
– Obawiam się, z˙e tak. – Uśmiechnęła się. – Pewnie myślał, z˙e jak się przyzna, to starszy brat się zezłości. – Kaz˙demu moz˙e się przytrafić kac. Dlaczego miałbym się wściekać? – Bo kiedy w końcu do ciebie przyszłam, Tim nawalił... Dlatego czuje się winny. – Ja tez˙. – Dlaczego ty? – Poniewaz˙ cieszę się, z˙e jesteśmy sami. Niepotrzebnie to powiedziałem, bo teraz pewnie uciekniesz – zreflektował się poniewczasie. – Mieliśmy porozmawiać – przypomniała mu Harriet. – Tylko dlatego przyszłam. – Póki nie otworzyłem ci drzwi, byłem pewien, z˙e nie przyjdziesz. Jak ci się podoba moje mieszkanie? – zaczął z innej beczki. – Nie jest zbyt przytulne. – Nie miało być przytulne. To rodzaj wizytówki. Chodzi o to, z˙eby potencjalny klient zobaczył, jak moz˙na zaaranz˙ować taką przestrzeń. Ale nie krępuj się, powiedz, co myślisz. – Nie jest w moim guście. Projekt i wykonanie są godne podziwu, ale nie mogłabym w czymś takim mieszkać. Dla mnie to zbyt kanciaste. – Tim natychmiast by się wprowadził. – To samo wciąz˙ mi powtarza. Do znudzenia. – Miło wiedzieć, z˙e nie we wszystkich sprawach się zgadzacie – roześmiał się James. Zebrał brudne talerze, podał ser i owoce. – No dobrze, porozmawiajmy o meblach. Proponuję, z˙ebyś zro-
NOC Z MILIONEREM
55
biła spis rzeczy, które chcesz zabrać z End House, a resztę od ciebie kupię. – Dla barmana? – zdziwiła się Harriet. – Nie, on wstawi swoje meble. Czy juz˙ zdecydowałaś, co chciałabyś sobie zostawić? – Starą komodę, kredens z jadalni z zawartością i mosięz˙ne łóz˙ko – odparła bez namysłu. – A ja chciałbym zatrzymać tę wielką szafę i parawan przed kominek. Doskonale pasują do mojego mieszkania w Edenhurst. Zapłacę ci godziwą cenę... – Najpierw daj to wszystko do wyceny. – Boisz się, z˙e cię oszukam? – Skądz˙e – rzuciła niecierpliwie. – Obawiam się, z˙e przepłacisz, tak jak przepłaciłeś za dom. – Jestem biznesmenem, a nie filantropem. Zaproponowałem ci dokładnie tyle, ile wart jest ten dom – powiedział szorstko. – Jak nie masz do mnie zaufania, to sama daj te meble do wyceny. – Obraziłam cię – zreflektowała się szybko. – Przepraszam. Chodziło mi o to, z˙ebyś nie zawyz˙ył ceny ze względu na... – Na to, co między nami zaszło w End House? – Nic podobnego. – Skrzywiła się. – Miałam na myśli mój związek z Timem! – Tim nie ma z tym nic wspólnego. Chciałem dać ci moz˙liwie najlepszą cenę... ˙ ebyśmy mogli razem zamieszkać? – Nie – Z pozwoliła mu dokończyć. – Ja i Tim? – Mówiłaś, z˙e jeszcze się na to nie zanosi. – Jakby się zaniepokoił. Wziął ją za rękę, za-
56
CATHERINE GEORGE
prowadził do białej sofy. – Usiądźmy na chwilę. Musimy omówić parę spraw, od których nie da się uciec. – O czym chcesz ze mną rozmawiać? – Najez˙yła się. – Oboje kochany Tima – stwierdził James. – Ale chyba zdajesz sobie sprawę z tego, z˙e on jest jak Piotruś Pan. Nigdy nie dorośnie. – Nie martw się. Nie zamierzam zmuszać Tima, z˙eby się ustatkował. Chcę kupić mieszkanie, bo potrzebuję własnego kąta. – Jasne. – Jamesowi wyraźnie ulz˙yło. Harriet wciąz˙ nie rozumiała, o co mu chodzi. – Kaz˙ę zrobić wycenę mebli. Przyślę ci kopię, a potem uzgodnimy cenę. – Zgoda. – Wyciągnęła do niego rękę. Ujął jej dłoń, ale nie uścisnął, tylko pocałował. Podskoczyła, jakby ją przypiekł. – Mogłabyś wreszcie przestać – mruknął. – Przepraszam. – Zarumieniła się. – Jestem zmęczona. Strasznie długo sprzątałyśmy po przyjęciu. – Jeśli twoja przyjaciółka regularnie urządza takie imprezki, to rozumiem, dlaczego chcesz mieć własne mieszkanie. Zaparzę kawę. Pijąc doskonalą kawę, Harriet opowiadała Jamesowi o swojej pracy. Była asystentką zastępcy dyrektora agencji łowców głów, a jej szef, Giles Kemble, niechętnie dał jej wolny tydzień na wyjazd do Upcote. – Giles mieszka w samym centrum Londynu.
NOC Z MILIONEREM
57
Uwaz˙a, z˙e człowiek, który z własnej woli zagrzebuje się na wsi na jeden dzień, jest niespełna rozumu. O całym tygodniu w ogóle lepiej nie wspominać. – Uciekłaś na długo przed końcem tygodnia. – Wcale nie uciekłam. Skoro postanowiłam sprzedać End House, to po co miałam tam jeszcze siedzieć? – Uciekłaś – upierał się James. – Bałaś się, z˙e wrócę i zaczniemy od tego, na czym skończyliśmy. – Nie zrobiłbyś tego... – Chciałbym podzielać twoje przekonanie... – Westchnął. – Wystarczyło kilka dni w twoim towarzystwie, bym się przekonał, z˙e kolez˙anka Tima wyrosła na piękną kobietę, która tak bardzo mnie pociąga, z˙e zupełnie tracę przy niej głowę. Ale nie martw się. Tim o niczym się nie dowie. – Wobec tego nie ma sprawy – powiedziała pogodnie, choć miała ochotę się rozpłakać. – Teraz to juz˙ naprawdę muszę lecieć. – Dziękuję, z˙e mimo wszystko przyszłaś – mówił James, odprowadzając ją do drzwi. – Daj mi znać, jak znajdziesz mieszkanie. Kaz˙ę tam przesłać twoje meble. – Nie mógłbyś ich przechować w Edenhurst? Zamierzam szybko wynająć umeblowane mieszkanie, a potem spokojnie poszukać czegoś, co naprawdę będzie mi odpowiadało. – Przechowam twoje meble tak długo, jak będziesz chciała, a wycenę prześlę, jak tylko zostanie zrobiona. Do widzenia, Harriet. Uwaz˙aj na siebie.
58
CATHERINE GEORGE
– Do widzenia. Weszła do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, poczuła się tak, jakby zamknął się takz˙e rozdział w jej z˙yciu.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Harriet sama się dziwiła, z˙e mimo wszystko jednak udało jej się wyjechać do Włoch. Nazajutrz po spotkaniu z Jamesem strasznie się rozchorowała. Mimo fatalnego samopoczucia, musiała chodzić do pracy, bo Giles Kemble nigdy nie chorował i nie bał się zarazić od Harriet, ale natychmiast po powrocie do domu kładła się do łóz˙ka. Timowi stanowczo zabroniła odwiedzin i Dido tez˙ chciała trzymać od siebie z daleka, lecz uparta przyjaciółka nie opuściła jej w potrzebie. Karmiła ją, poiła, podawała leki i cieszyła się, z˙e przeprowadzka Harriet nieco odsunęła się w czasie. – Będzie mi ciebie okropnie brakowało – powtarzała w kółko. – Przeciez˙ nie jadę na drugi koniec świata – tłumaczyła jej, walcząc z kaszlem. – Moz˙emy się spotykać, kiedy będziemy chciały. – Ale nie tak często jak teraz. I Tima tez˙ będę rzadziej widywała. – Dido nie dawała się pocieszyć. Tim dzwonił kilka razy dziennie. Alan Green i Paddy Moran, który tak bardzo zaniepokoił Jamesa, tez˙ do niej wydzwaniali. Tylko James się nie
60
CATHERINE GEORGE
odezwał. Harriet usiłowała przekonać samą siebie, z˙e tak być powinno, ale gdy tylko zamykała oczy, znów czuła, jak się do niego przytula, czuła jego zapach i dotyk jego dłoni. Wściekała się na los, który postawił ją w takiej idiotycznej sytuacji. – Nie powiedziałaś mi nic o mieszkaniu Jamesa – przypomniała sobie Dido pod koniec tygodnia, kiedy Harriet poczuła się nieco lepiej. – Jak wróciłam do domu, juz˙ spałaś, a potem złapałaś tę swoją infekcję. Jak tam jest? Naprawdę tak fantastycznie, jak opowiada Tim? – Tym razem ani trochę nie przesadził – odparła Harriet. – Dwudziesty pierwszy wiek w kaz˙dym calu. Wszystko białe, szklane albo z chromowanej stali. Do tego goła podłoga, nie ma zasłon i tylko dwie kolorowe plamy na ścianach. – Ale tobie się nie podoba? – domyśliła się Dido. – Całkiem nie w moim guście. – Skrzywiła się. – Za to chyba polubiłaś Jamesa. – Niezupełnie. Tylko poprawiliśmy nasze stosunki. Dla dobra Tima. – Lepiej uwaz˙aj, z˙eby te wasze stosunki nie stały się zbyt dobre – ostrzegła Dido. – James jest bardzo przystojny, a ty na pewno nie chciałabyś skrzywdzić Tima... Szukanie mieszkania dało się Harriet we znaki. W końcu jednak znalazła studio na piątym piętrze, w samym centrum miasta, niedaleko biura, w którym pracowała.
NOC Z MILIONEREM
61
Tim pomógł jej się przeprowadzić, a następnego dnia wyleciał do Toskanii. Harriet miała do niego dojechać za tydzień, a przez ten czas harowała jak wół, z˙eby biuro nie zawaliło się podczas jej nieobecności. Jakby tego było mało, w nagrodę za dobrą pracę Giles Kemble zaprosił ją na kolację. Nie paliła się do tego, ale nie miała serca odmawiać Gilesowi. Juz˙ mieli wychodzić po skończonym posiłku, kiedy Harriet zauwaz˙yła Jamesa w towarzystwie trzech innych męz˙czyzn. Nawet do niej nie podszedł, tylko tak na nią popatrzył, z˙e dreszcz przeszedł jej po plecach. Całą noc się pakowała, a rano wyruszyła w drogę. Odetchnęła dopiero w samolocie. Postanowiła nie przejmować się pracą, Jamesem ani w ogóle niczym. Nie mogła pozwolić, by cokolwiek zepsuło jej wakacje, na które od dawna tak bardzo się cieszyła. Gdy James Devereux zobaczył La Fattorię, dom był praktycznie w ruinie, jednak ściany z kamienia i wysoka kwadratowa wiez˙a sprawiły, z˙e zakochał się w tej zdewastowanej rezydencji od pierwszego wejrzenia. Kupił więc ruinę, a potem rozpoczął kosztowny, długotrwały remont. Kiedy prace ledwie dobiegały półmetka, James poznał Madeleine, która jednak wolała spędzać wakacje w hotelu w Positano, a nie na toskańskiej wsi. Ilekroć proponował jej wyjazd do La Fattorii, zawsze akurat w tym terminie odbywał się jakiś
62
CATHERINE GEORGE
wyjątkowo waz˙ny pokaz mody albo przyjęcie, na którym w z˙adnym wypadku nie moz˙na się nie pokazać. Potem małz˙eństwo się rozpadło i James przyjez˙dz˙ał do La Fattorii z bratem, z przyjaciółmi albo całkiem sam. Wielokrotnie zapraszał Harriet, by przyjechała razem z Timem, ale ona dopiero w tym roku zdecydowała się na wizytę w Toskanii. Wysiadła z samolotu w Pizie, przesiadła się do pociągu jadącego do Florencji i dotarła do stacji Santa Maria Novella, gdzie musiał poczekać chwilę na przyjazd innego pociągu, z którego wysiadł Tim. Roześmiany, opalony, z włosami pojaśniałymi od słońca, wycałował ją, wziął walizkę i wyprowadził z dworca. – Musimy przejść kawałek do wypoz˙yczalni samochodów – mówił Tim – ale to niedaleko. Miał rację, jednak słońce praz˙yło, wąskie uliczki wypełniały sznury wolno sunących w korkach samochodów i kiedy dotarli na miejsce, Harriet była juz˙ tak zmęczona, z˙e z radością pozwoliła Timowi usiąść za kierownicą. Wybrał bardzo malowniczą drogę, wijąca się meandrami pośród wiejskiego krajobrazu Toskanii. Znała ten dom z niezliczonych zdjęć, jakie Tim robił z myślą o niej, jednak kiedy przejechali pod kamiennym łukiem bramy, na widok La Fattorii dech jej w piersi zaparło. Niz˙sze części muru były porośnięte zielonym pnączem, a kamienna wiez˙a lśniła w promieniach słońca. – Fajne, nie? – spytał Tim, pomagając Harriet wysiąść z samochodu.
NOC Z MILIONEREM
63
– Fajne? To wygląda jak zamek z bajki. – Zamieszkasz w wiez˙y, księz˙niczko. Stamtąd jest wspaniały widok. Wnętrze La Fattorii w niczym nie przypominało wystroju londyńskiego mieszkania Jamesa. Pokoje były wysokie, na kamiennych podłogach lez˙ały dywany, a drewniane meble były stare, solidne i bardzo wygodne. Na wiez˙ę prowadziły kręcone kamienne schody. W pokoju stało wielkie drewniane łoz˙e z rzeźbionym wezgłowiem i trzydrzwiowa szafa, zadziwiająco podobna do tej, która została w End House. Z okna widać było dziedziniec, znajdujący się na tarasie basen, a dalej gaje oliwne i winnice, ciągnące się az˙ do porośniętych lasem wzgórz. Nazajutrz Harriet poddała się turystycznym zapędom Tima. Wspięła się na wszystkich pięćset pięć stopni prowadzących na szczyt wiez˙y zegarowej Palazzo Publico w Sienie, skąd widać słynny plac w kształcie wachlarza i właściwie całą Toskanię. Jednak następnego dnia we Florencji, gdzie musieli czekać w długiej kolejce, z˙eby obejrzeć obrazy w pałacu Uffizi i Pitti, Harriet się zbuntowała. – Wystarczy. Sto lat temu widziałam Davida Michała Anioła, kiedy byłam tu ze szkolną wycieczką, więc jeśli naprawdę musisz go zobaczyć po raz tysiąc pięćdziesiąty czwarty, to sobie stój. Ja mam ˙ adnych więcej obraserdecznie dosyć kultury. Z zów, z˙adnych pałaców. Od tej chwili będę tylko wypoczywać.
64
CATHERINE GEORGE
Ludzie, którzy opiekowali się La Fattorią, byli na wakacjach, ale codziennie przychodziła z wioski ich zamęz˙na córka. Sprzątała, przynosiła zakupy i gotowała. Harriet mogła sobie odpoczywać do woli. W nocy miała niepokojący sen. Obudziła się, otworzyła oczy i zobaczyła Jamesa stojącego w blasku księz˙yca u stóp jej łóz˙ka. Uśmiechnęła się do niego rozmarzona, ale zaraz, całkiem przytomna, usiadła. To nie był sen! James był tu naprawdę! – Przestraszyłem cię – powiedział. – Przepraszam. Nie spodziewałem się, z˙e tu będziesz. – Przeciez˙ wiedziałeś, z˙e przyjez˙dz˙am do La Fattorii. – Serce biło jej jak oszalałe. – Chodziło mi o pokój. To mój pokój. – Nie wiedziałam. Tim mnie tu zakwaterował. – Gdzie on jest? – James spojrzał na drzwi łazienki. Była zbyt oszołomiona, z˙eby wymyślić jakieś poręczne kłamstwo, więc powiedziała prawdę. – We Florencji. – A co on tam robi? – zapytał James takim tonem, z˙e Harriet miała ochotę schować się w mysiej dziurze. – Ma spotkanie z jakimś artystą. Uwaz˙a, z˙e Jeremy mógłby wystawić jego prace w swojej galerii. – Czemu nie zabrał cię z sobą? – Wolałam zostać tutaj. – Długo go nie ma? – Kilka dni – przyznała niechętnie.
NOC Z MILIONEREM
65
– Kilka dni? – Popatrzył na nią z niedowierzaniem. – Zostawił cię samą na tym pustkowiu, w obcym kraju? – Mam samochód i telefon komórkowy... – Dobrze – przerwał jej. – Idź spać. Rano porozmawiamy. Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami, ale nie minęło pięć minut, jak znów stanął w progu. – Tim zostawił rzeczy w swoim pokoju – powiedział takim tonem, jakby miał do niej o to pretensję. – Pokłóciliście się? – Nie. – Więc dlaczego nie śpicie razem? – Odmawiam odpowiedzi. Musisz sam go o to spytać. – Jeśli Tim zrobił coś złego, jeśli cię zdenerwował, to powinienem o tym wiedzieć – nalegał James. – Tim nic złego mi nie zrobił! – Zaprosił cię na wakacje, a potem zostawił samą na odludziu, a ty to nazywasz niczym? – Dobrze mi tutaj – upierała się. – A raczej było, póki do mojego pokoju nie wtargnął jakiś facet. – Juz˙ ci mówiłem, dlaczego tu wszedłem. – Ale nie powiedziałeś, jakim cudem znalazłeś się w La Fattorii. Tim mnie nie uprzedził o twoim przyjeździe. – Nie wiedział. Spędziłem ten weekend w Umbrii i przed powrotem do Londynu postanowiłem tutaj zajrzeć. – Co za niespodzianka!
66
CATHERINE GEORGE
– Najwyraźniej niezbyt przyjemna. – Męz˙czyźni raczej nie zjawiają się w moim pokoju w samym środku nocy. – Ciągle mi to powtarzasz. – Wziął ją za ręce. – Chcę znać prawdę, Harriet. Czy Tim sprawił ci jakąś przykrość? – Nareszcie jakaś zmiana. – Westchnęła. – Zwykle to mnie się oskarz˙a o krzywdzenie Tima. – Czy zrobił ci coś złego? – powtórzył James, patrząc jej prosto w oczy. – Tim nigdy świadomie nie sprawi mi przykrości. – To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Czy zanim tu przyjechałaś, wiedziałaś, z˙e pojedzie do Florencji? ˙ adnych więcej pytań! – Z – Jeszcze tylko jedno. Kto to był? – Nie wiem, o kim mówisz. – Nie udawaj! – Ścisnął jej ręce tak mocno, z˙e zabolało. – Ten facet, z którym cię widziałem w zeszłym tygodniu? Harriet spojrzała na niego tak, z˙e natychmiast ją puścił. – Giles Kemble. Mój szef. – Często chodzisz na kolacyjki z szefem? – Wprawdzie to nie twój interes, ale powiem ci, z˙e ta była pierwsza i pewnie ostatnia. Przez cały tydzień pracowałam po godzinach i w ten sposób wyraził mi uznanie. James się uspokoił, jego oczy przestały ciskać błyskawice.
NOC Z MILIONEREM
67
– Kiedy się obudziłaś – powiedział cicho – miałem wraz˙enie, z˙e ucieszyłaś się na mój widok. Naprawdę się ucieszyłaś? – Tak... Ale myślałam, z˙e to sen. – To nie sen, Harriet. Jestem tu naprawdę i bardzo cię pragnę. Jej opór przestał istnieć, jeszcze zanim James ją do siebie przytulił. Kochali się gwałtownie, rozpaczliwie, jakby lada chwila miał nastąpić koniec świata. Harriet pierwsza się ocknęła. Wstała z łóz˙ka i pobiegła do łazienki. Całe wieki stała pod prysznicem. Przynajmniej tak jej się wydawało. Dopiero potem odwaz˙yła się spojrzeć w lustro. Twarz zaczerwieniona, obrzmiałe usta, kilka czerwonych śladów na szyi, ale poza tym wyglądała całkiem zwyczajnie. Otulona szlafrokiem wróciła do sypialni. James stał przy otwartym oknie, patrzył na księz˙yc odbijający się w basenie. Stał nieruchomo jak te wszystkie posągi, które Tim kazał jej oglądać we Florencji. – Nie wiem, co między wami zaszło – zaczął, stając twarzą do Harriet – ale wolałbym zastać Tima. No świetnie, pomyślała rozz˙alona Harriet. Nawet mi nie podziękuje za wspaniały seks. Włączyła nocną lampkę, usiadła na łóz˙ku, zdjęła z głowy ręcznik i zaczęła rozczesywać włosy. James usiadł obok niej.
68
CATHERINE GEORGE
– Widzę z˙e z˙ałujesz tego, co się stało – stwierdziła. – Zwariowałaś? Dlaczego miałbym z˙ałować? To było najlepsze ze wszystkiego, co moz˙e osiągnąć razem dwoje ludzi. – Mówił raczej jak zawstydzony małolat niz˙ jak pewny siebie męz˙czyzna, za jakiego zawsze go uwaz˙ała. – Po tym, jak zobaczyłem cię z tym twoim szefem... Byłem zazdrosny, rozumiesz? Wiem, z˙e nie mam do tego prawa. Tylko dlatego przyjąłem zaproszenie do Umbrii, z˙eby mieć pretekst do przyjazdu tutaj. Musiałem cię zobaczyć. Nie miałem pojęcia, z˙e Tim gdzieś zniknął ani nie planowałem tego, co się stało, ale kiedy okazało się, z˙e jesteś sama, tak się pogubiłem, z˙e nawet nie pomyślałem o zabezpieczeniu. – Biorę pigułki, więc przynajmniej tym nie musisz się martwić. A co do reszty, po prostu dodamy jeszcze jeden punkt do listy spraw, o których nie powiemy Timowi. Wstała wcześnie, zbiegła do kuchni. W łamanym włoskim, za pomocą języka migowego, zawiadomiła Annę, z˙e na śniadaniu będą dwie osoby. Anna się ucieszyła, sądząc, z˙e Tim nareszcie wrócił, ale spięła się cała, kiedy się okazało, z˙e przybył signor Devereux we własnej osobie. Juz˙ po chwili w kuchni zapachniała kawa, w piekarniku piekły się bułeczki, na stole zjawił się dzbanek świez˙o wyciśniętego soku pomarańczowego.
NOC Z MILIONEREM
69
James przywitał się z Anną. Mówił płynnie po włosku. – W więc znasz takz˙e języki obce – powiedziała Harriet, gdy Anna poszła posprzątać pokoje. – Kiedy kupiłem ten dom, musiałem się prędko nauczyć włoskiego. – Spojrzał na nią zaniepokojony. – Jak się czujesz? – Jestem zmęczona – odparła, nalewając mu sok. – Źle spałam i... – Musimy o tym porozmawiać – wpadł jej w słowo. Skrzywił się, gdy zadzwonił telefon. – Jez˙eli to Tim, to mu nie mów, z˙e przyjechałem. Spojrzała na wyświetlacz, skinęła głową. Tak, to rzeczywiście był Tim. – Witaj, śliczna. Wszystko w porządku? – Tak. – Dzielna dziewczynka. Co porabiasz? – Pływam, opalam się i właściwie nic więcej. – Zaczerwieniła się, dostrzegłszy wpatrzone w nią oczy Jamesa. – Wieczorem juz˙ będę z tobą – obiecał Tim. – No to do zobaczenia. – Jeśli będziesz się tak czerwienić, jak on wróci – powiedział James, gdy się rozłączyła – to zaraz się zorientuje, z˙e coś jest nie w porządku. – Nic ponad to, czego się spodziewa. Tim dobrze wie, z˙e nie chcę tu z˙adnych gości. – A raczej tego konkretnego gościa. – No właśnie. Ale skoro Tim wraca dopiero wieczorem, to nawet się nie zobaczycie.
70
CATHERINE GEORGE
– Przełoz˙yłem powrót. Chcę odbyć rozmowę ze swoim bratem. Będziesz musiała się pogodzić z moją obecnością jeszcze przez jedną noc. – Przedtem musimy przez˙yć dzień. – Mogę sobie gdzieś pojechać i wrócić wieczorem. Ale najpierw porozmawiamy. Chodź, usiądziemy nad basenem. Włoz˙yła na nos ciemne okulary i wyciągnęła się na lez˙aku. – O czym chcesz ze mną rozmawiać? – zapytała. – Od naszego spotkania w Upcote bardzo duz˙o myślałem. O Timie – dodał, bo Harriet się nie odezwała. – Czy ty nigdy nie myślisz o nikim innym? – spytała, z trudem panując nad sobą. – Jasne, z˙e myślę. Choćby o tobie. I to stanowczo za często. Nadłoz˙yłem wiele kilometrów, z˙eby cię zobaczyć. – Popatrzył na nią. – Byłem zazdrosny o tamtego faceta, z którym byłaś w restauracji, a teraz się okazuje, z˙e o Tima tez˙ jestem zazdrosny. Niestety nie mogę nic w tej sprawie zrobić, bo mój brat świata poza tobą nie widzi. – Nie sądzisz, z˙e ja tez˙ mam coś do powiedzenia? Nie jestem workiem kartofli! – Oczywiście, z˙e masz. Dlatego chciałem z tobą pogadać. Tylko zdejmij te okulary. Nie będę rozmawiał z maską. Niechętnie zdjęła okulary, połoz˙yła je obok lez˙aka.
NOC Z MILIONEREM
71
– Wczoraj się przekonałem, z˙e nie śpisz z Timem w jednym pokoju – mówił James. – A wcześniej sama mi powiedziałaś, z˙e na razie nie będziecie mieszkać razem. Chciałbym, z˙ebyś mi powiedziała prawdę. Czy ty i Tim nie jesteście juz˙ kochankami? Po ostatniej nocy chyba mam prawo wiedzieć. Harriet dość długo milczała. Właściwie mogła znowu skłamać, ale doszła do wniosku, z˙e co za duz˙o, to niezdrowo. – Ja i Tim nigdy nie byliśmy kochankami – oświadczyła, patrząc Jamesowi prosto w oczy. – Jesteśmy raczej jak brat i siostra. – Wobec tego jeszcze o coś cię zapytam. O ile wiem, jesteś jedyną kobietą, z jaką Tim był kiedykolwiek związany. Więc skoro nie jesteście kochankami, to... – Zawahał się, a potem jednak zadał to pytanie. – Czy Tim jest gejem, Harriet? – A czy to coś zmienia? – Absolutnie nic – odparł z takim przekonaniem, z˙e mu uwierzyła. – Tim to Tim. Teraz, kiedy się dowiedziałem, z˙e nie jest twoim kochankiem, to juz˙ chyba wszystko przez˙yję. Z jednym wyjątkiem. Jeśli się związał z Jeremym Blythem, to wolę o tym nie wiedzieć. – Nie. – Harriet się roześmiała. – Jeremy jest wyłącznie jego pracodawcą. I nie mam ochoty rozmawiać na temat preferencji seksualnych Tima. Musisz go sam o to wypytać. – Nie mogę!
72
CATHERINE GEORGE
– Więc daj sobie spokój. Kochaj Tima takiego, jaki jest, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Moim zdaniem na tym właśnie polega miłość. – Masz rację. – Tak na nią patrzył, z˙e zrobiło jej się gorąco. – Nie masz pojęcia, jak świetnie się teraz czuję. – Mimo z˙e nie dostałeś odpowiedzi na swoje pytanie? – Dowiedziałem się tego, na czym najbardziej mi zalez˙ało. Skoro nie jesteś kochanką Tima, to nie istnieje z˙adna przeszkoda, z˙ebyś została moją. – A nie łaska spytać mnie o zdanie? – mruknęła. – Zdawało mi się, z˙e juz˙ podjęłaś decyzję. W nocy. – I zaraz poz˙ałowałam. – Rozczarowałem cię? – zaniepokoił się. – Owszem – odparła zadowolona, z˙e się zarumienił. – Ale nie w trakcie, tylko potem – dodała miłosiernie. – W łóz˙ku było cudownie, niestety twoje późniejsze zachowanie pozostawia wiele do z˙yczenia. – Czułem się okropnie... Sądziłem, z˙e uwiodłem narzeczoną własnego brata! – Gdybym naprawdę była narzeczoną Tima, to nawet byś mnie nie dotknął – prychnęła Harriet. – A teraz muszę poprosić Annę, z˙eby jutro przyniosła więcej produktów. Skoro na śniadaniu mają być trzy osoby... Aha, i jeszcze coś – przypomniała sobie, wstając. – Mąz˙ Anny przywozi ją tu co rano,
NOC Z MILIONEREM
73
a wieczorem ja ją odwoz˙ę. Dziś ty mógłbyś to zrobić. James pojechał z Anną do wsi, a Harriet zajęła się lekturą. Niestety, nijak nie mogła się skupić. Zdawało jej się, z˙e minęło wiele godzin, nim James wrócił do domu. – Długo cię nie było – powiedziała, gdy stanął nad lez˙akiem, na którym Harriet udawała zaczytaną. – Lunch zjemy tutaj, czy wolisz w kuchni? – W kuchni. Tu jest za gorąco. W mig zrozumiała, czemu wolał zjeść w domu. Stół był nakryty obrusem, porcelaną, srebrami i kieliszkami do wina. W dzbanku stało róz˙owe geranium, które Anna przyniosła rano. Na półmisku lez˙ały plastry wilgotnej mozzarelli i czerwonych soczystych pomidorów, a w wiklinowym koszyczku – świez˙utkie bułeczki. Harriet uśmiechnęła się do Jamesa tak promiennie, z˙e musiał ją pocałować. Po prostu nie mógł się opanować. W ciągu kilku godzin wszystko między nimi się zmieniło. Odkąd James poznał prawdę o jej związku z Timem, zaczął ją traktować jak normalną atrakcyjną kobietę, która mu się bardzo podoba, a nie jak zakazany owoc, którego trzeba unikać niczym ognia. Powiedziała mu o tym. – Spostrzegawcza jesteś – pochwalił. – Tak właśnie sobie pomyślałem, kiedy się zorientowałem, z˙e dziewczynka nagle stała się kobietą. – Nie stałam się kobietą nagle. Ten proces
74
CATHERINE GEORGE
trwał dosyć długo, jak to zwykle bywa, tylko ty niczego nie zauwaz˙yłeś. – Zbyt rzadko cię widywałem. Cały rok byłaś w szkole, a kiedy przyjez˙dz˙ałaś na wakacje, rzadko się u nas pojawiałaś. – James wziął z koszyka bułkę, rozdarł ją na pół z niepotrzebną siłą. – A nie tak dawno temu poszedłem do teatru i w przerwie zobaczyłem cię w barze z jakimś facetem. – Tez˙ cię zauwaz˙yłam. – Uśmiechnęła się. – To był Paddy Moran. Uwielbia Ibsena. Dla mnie jest trochę zbyt ponury... – Nie zmieniaj tematu. – James spojrzał na nią spode łba. – Chwilę potrwało, zanim skojarzyłem, kim jesteś, a kiedy juz˙ skojarzyłem, to się wściekłem. W imieniu Tima, oczywiście. Niedługo po tym widziałem, jak wychodzisz z kina z jeszcze innym facetem. – Naprawdę? Wtedy cię nie zauwaz˙yłam. – Siedziałem w taksówce na skrzyz˙owaniu. – To musiał być Alan Green. Oboje uwielbiamy chodzić do kina. Tim woli oglądać filmy w domu. – Ja tez˙. W zeszłym tygodniu znów byłaś z męz˙czyzną i znowu się wściekłem, tym razem w swoim imieniu. Niestety byłem z klientami, więc nie mogłem mu cię odebrać. – To by zaszkodziło interesom – zgodziła się Harriet podekscytowana tą moz˙liwością. James zajadał pomidory z mozzarellą, więc przez chwilę się nie odzywał. – Kiedy juz˙ pogadam sobie z Timem – powie-
NOC Z MILIONEREM
75
dział w końcu – moglibyśmy robić to wszystko razem. – Co mianowicie? – Teatr, restauracja, co tylko zechcesz. – Nie jestem jeszcze gotowa na związek z tobą. – Odsunęła od siebie talerz. – A to czemu? – Jeszcze niedawno bardzo cię nie lubiłam, choć to się ostatnio zmieniło. Uwielbiałam cię, kiedy byłam mała. Byłeś najprzystojniejszym facetem ze wszystkich, jakich znałam, ale poniewaz˙ zdeptałeś moją młodzieńczą dumę, postanowiłam cię znienawidzić. Dopiero ostatnio w Upcote przekonałam się, z˙e babcia miała rację co do ciebie i z˙e to ja się myliłam. I to nie była jedyna rzecz, jakiej się wówczas dowiedziałam. – Opowiedz mi o tym. – Pamiętasz, jak się oparzyłam? Kiedy mnie objąłeś, moje ciało było zachwycone, choć umysł kazał się opamiętać. – Jak się później przekonałaś, uczucie było wzajemne. – Zamyślił się, puścił jej rękę. – Wtedy, w czasie burzy, czułem się naprawdę podle. Tyle z˙e ja miałem powód. Jeśli nigdy nie byłaś kochanką Tima, to dlaczego mnie wtedy odepchnęłaś? – Musisz o to zapytać Tima. – Na pewno go zapytam. I jeszcze o wiele innych rzeczy... Harriet, wyglądasz, jakbyś była bardzo zmęczona. Posprzątam, a ty zmykaj do wiez˙y i prześpij się. Nie bardzo wiedziała, jak po tym wszystkim uda
76
CATHERINE GEORGE
jej się zasnąć, ale gdy znalazła się w chłodnym pokoju, poczuła się tak śpiąca, z˙e nim zdąz˙yła połoz˙yć głowę na poduszce, juz˙ spała. Kiedy się obudziła, na brzegu łóz˙ka siedział James. – Tak długo spałaś, z˙e przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku – powiedział. – Miałem ochotę obudzić śpiącą królewnę pocałunkiem. – To by jej się spodobało – mruknęła. James nie mógł dłuz˙ej wytrzymać, więc ją pocałował. Ale nie skończyło się na pocałunku. Kochali się jak szaleni, jakby nie robili tego przez całe wieki. A potem, kiedy Harriet przytuliła się do Jamesa, ze zdumieniem odkryła, z˙e znów jest strasznie śpiąca. Kiedy się obudziła, w pokoju zrobiło się ciemniej, cienie się wydłuz˙yły. Spróbowała się uwolnić od uścisku Jamesa, ale on nawet we śnie nie chciał jej wypuścić z rąk. Nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. James spał, więc... Z trudem, poniewaz˙ ręka Jamesa mocno ją trzymała, odwróciła głowę. Po raz drugi w ciągu tej samej doby zobaczyła u stóp swego łóz˙ka męz˙czyznę. Tim stał jak wrośnięty w ziemię. Harriet wyrwała się z objęć Jamesa. Zaprotestował sennie, otworzył oczy. Na widok młodszego brata od razu oprzytomniał. – Ty i Jed? – warknął Tim i spojrzał wrogo na Harriet. – Jak to się mogło stać?
NOC Z MILIONEREM
77
– Nie powiem ani słowa, póki się nie ubiorę – odparła, czerwieniąc się az˙ po cebulki włosów. – Zejdziemy do kuchni za jakieś dziesięć minut – dodał James. – Za dwadzieścia – poprawiła go Harriet. – Muszę wejść pod prysznic.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Szczotkowała włosy, kiedy ujrzała w lustrze, jak James wchodzi do pokoju. – Gotowa? – zapytał. Podszedł do niej, przytulił ją do siebie, ale Harriet stała sztywno jak słup soli. – Bardzo się denerwuję – wyznała – choć wciąz˙ sobie powtarzam, z˙e to przeciez˙ tylko Tim. – Jego uczucia wobec ciebie nigdy się nie zmienią – pocieszył ją James. – Za to ja mam się czego obawiać. – Tim cię uwielbia... – Pewnie juz˙ przestał. Okazałem się kolosem na glinianych nogach. No, chodźmy do niego. Idąc po krętych schodach, Harriet bezskutecznie usiłowała wymyślić coś, co mogłaby powiedzieć Timowi. Oniemiała, kiedy James otworzył drzwi salonu. Tim nie był sam. Obejmował ramieniem przepiękną kobietę o gęstych czarnych włosach i czarnych oczach, błagalnie wpatrzonych w Jamesa. – Francesca? – zapytał zdumiony. – Come stai, James? – powiedziała kobieta. – A to właśnie jest Harriet, kochanie – odezwał się Tim. – Harry, przedstawiam ci moją narzeczoną, Francescę Rossi.
NOC Z MILIONEREM
79
– Narzeczoną? – zawołał James. – Czy to prawda, Francesco? – Prawda – odparła, uśmiechając się dzielnie. – Nie udzielisz nam błogosławieństwa? Sądząc po minie Jamesa, taka moz˙liwość nie istniała. – Kiedy to się stało? – W zeszłym tygodniu – odparł wyzywająco Tim. – Wiedziałaś o tym? – James zwrócił się do Harriet. – Nie wiedziała – wyręczył ją Tim. – Wiedziałaś? – Powtórzył James, nie zwracając uwagi na brata. – Wiedziałam o niej – przyznała niechętnie – ale nie o zaręczynach. – Nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tu nie było – zaprotestowała Francesca. – Ty, James, wiesz najlepiej, jak długo znamy się z Timem. Sam nas sobie przedstawiłeś. – Byłaś wtedy męz˙atką – prychnął z irytacją. – Carlo nie z˙yje – Francesca nie spuszczała oczu z Jamesa. – Jestem teraz wdową. – Juz˙ niedługo, kochanie – zapewnił ją Tim. – Wkrótce zostaniesz moją z˙oną. – Tak, tresoro. – Pogłaskała go po policzku dłonią udekorowaną pierścionkiem z ogromnym szmaragdem. – Udało mi się namówić Jeremy’ego, z˙eby wystawił prace Franceski – oznajmił tryumfalnie Tim i spojrzał wyzywająco na brata.
80
CATHERINE GEORGE
James przypominał wulkan na chwilę przed wybuchem. Harriet uznała, z˙e w tej sytuacji najmądrzej będzie salwować się ucieczką. – Z radością obejrzę twoje prace, Francesco – powiedziała z uśmiechem – ale teraz muszę was przeprosić. Ktoś powinien zająć się obiadem. Zrejterowała do kuchni, ale nie długo była sama, bo zaraz pojawił się Tim. – Pewnie jesteś na mnie zła – zagadnął. – Dziwisz się? Nie mogłeś mi powiedzieć prawdy o Francesce? Nie tylko nie mówiłeś mi, ile ona ma lat, ale zapomniałeś dodać, z˙e ona i James się znają. – Dlatego właśnie trzymałem to w sekrecie. – Tim wzruszył ramionami. – Nie przywiózłbym jej tutaj, gdybym wiedział, z˙e James się pojawił. Miałem zamiar się z nią oz˙enić i dopiero potem zawiadomić o tym Jamesa. Wtedy nie mógłby juz˙ nic zrobić. Dlaczego mnie nie ostrzegłaś, kiedy do ciebie dzwoniłem? – James chciał z tobą pogadać. Zresztą ani słowem nie wspomniałeś, z˙e chcesz przywieźć z sobą Francescę. – To miała być niespodzianka. – Świetnie ci się udała. – Dla Jamesa nie była zbyt przyjemna. – Uśmiechnął się gorzko. – On nie akceptuje naszego związku. – Świetnie go rozumiem. – Wstawiła wodę na makaron. – Mam nadzieję, z˙e ta sprawa z Francescą nie poróz˙ni was na zawsze.
NOC Z MILIONEREM
81
– Myślisz, z˙e przestanie mi wypłacać kieszonkowe? – przeraził się Tim. – Kieszonkowe? – A jak ci się zdaje, skąd biorę pieniądze na opłacenie swojej działki za ten dom w Chelsea? Moja pensja nie jest astronomiczna. – Sporo spraw trzymałeś przede mną w tajemnicy, przyjacielu. – Spojrzała na niego smutno. – Nie ma się co obraz˙ać – prychnął Tim. – Zapomniałaś, z˙e nakryłem cię w łóz˙ku z moim bratem? Nie masz prawa mnie potępiać. On zresztą tez˙ nie. Wiedział, z˙e jesteś moja! – Nie jestem niczyją własnością! – warknęła Harriet, ale zaraz się uspokoiła. – Powiedziałam mu, jak się rzeczy mają. – A on zaraz zaciągnął cię do łóz˙ka? Zdawało mi się, z˙e się nie lubicie. W kaz˙dym razie ty zawsze zachowywałaś się tak, jakbyś go nie cierpiała. – W Upcote zmieniłam zdanie. James był dla mnie bardzo dobry. Nie mogła powiedzieć Timowi, z˙e jego starszy brat jest jedynym męz˙czyzną, jaki potrafi wzbudzić w niej poz˙ądanie, nawet jej nie dotykając. – Chyba nie tylko dobry, skoro udało mu się zaciągnąć cię do łóz˙ka! – wrzasnął Tim i zaraz się zmieszał. – Przeciez˙ ty nie sypiasz z kaz˙dym, Harry. – Nie mam prawa. Wszyscy wiedzą, z˙e wkrótce zostanę twoją z˙oną. Teraz, kiedy prawda o Francesce ujrzała światło dzienne, moje z˙ycie osobiste wreszcie zacznie mieć jakiś sens. – Spojrzała na
82
CATHERINE GEORGE
niego zaniepokojona. – Jesteś pewien, z˙e to się uda, Tim? Francesca jest piękna, ale o wiele starsza od ciebie. Ja sama czasem czuję się tak, jakbym była twoją matką, chociaz˙ mam tyle samo lat co ty. – Róz˙nica wieku nie powstrzymała cię przed pójściem do łóz˙ka z moim bratem, prawda? – Po raz pierwszy w ciągu wielu lat ich znajomości Tim rzucił jej spojrzenie tak lodowate, z˙e Harriet zamarła. – Mój związek z Francescą nie ma nic wspólnego z kompleksem Edypa. Mówię to na wypadek, gdyby i to cię martwiło. Powiem ci jeszcze, choć to oczywiście nie twoja sprawa, z˙e zaraz po śmierci jej męz˙a zostaliśmy kochankami. W pełnym znaczeniu tego słowa. Jeśli cię to zgorszyło, to trudno. W końcu to mój brat musi zaakceptować ten związek, nie ty. Harriet odwróciła się bez słowa, wyjęła z kredensu makaron i wsypała go do gotującej wody. Tim nie musiał patrzeć, jak połyka łzy. Spojrzała na zegarek, zrobiła dobrą minę do złej gry i dopiero wtedy się odwróciła. – Obiad będzie za dziesięć minut... Ale Tim juz˙ sobie poszedł. Harriet zobaczyła tylko zatrzaskujące się za nim drzwi. Nie zdąz˙yła ochłonąć po wybuchu byłego narzeczonego, gdy do kuchni wszedł James, ponury jak gradowa chmura. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, z˙e Tim ma romans z Francescą Rossi? – raczej warknął, niz˙ spytał. – Naprawdę się nie domyślasz? – wściekła się
NOC Z MILIONEREM
83
Harriet. – Tim kazał mi przysiąc, z˙e zachowam to w tajemnicy. Zresztą mnie tez˙ nie powiedział wszystkiego. Owszem, przyznał, z˙e to kwestia wieku, ale nie raczył powiedzieć, z˙e narzeczona mogłaby być jego matką. Nawet dał mi do zrozumienia, z˙e jest za młoda na z˙onę. Rozumiem, z˙e wcześniej była twoją kochanką – dodała, przenosząc tym samym wojnę na teren przeciwnika. – Skądz˙e. – James skrzywił się z niesmakiem. – Od jej męz˙a kupiłem La Fattorię i tylko dlatego ją poznałem. Carlo Rossi był bardzo bogaty i miał wielkie wpływy w tej części świata. – Więc dobrze znasz Francescę – stwierdziła juz˙ bez poprzedniej agresji. – Nie tak dobrze, jak znałem jej męz˙a. To był kulturalny człowiek, erudyta. Miałem szczęście wielokrotnie korzystać z gościnności Rossich. Nawet gdybym czuł pociąg do Franceski, to przeciez˙ była z˙oną człowieka, którego lubiłem i szanowałem, a więc poza moim zasięgiem. W kaz˙dym razie według uznawanych przeze mnie norm. Tim najwyraźniej nie miał takich skrupułów. Kiedy pięć lat temu przedstawiłem ich sobie, Francesca była jeszcze szczęśliwą męz˙atką. – Przypominam sobie. – Harriet westchnęła. – Wrócił z Włoch odmieniony. Powiedział mi, z˙e się zakochał. – Był wtedy małolatem z szalejącymi hormonami. To nie miłość, tylko poz˙ądanie. – Moz˙liwe, ale jest tak samo silne jak pięć lat temu. Bardzo często się spotykają.
84
CATHERINE GEORGE
– Ciekawe, jak on to robi! – Oczy Jamesa ciskały gromy. – Francesca uczestniczy we wszystkich podróz˙ach słuz˙bowych Tima. Ostatnio spotkali się w Paryz˙u. Myślę, z˙e naprawdę ją kocha, James. – Skoro to trwa tak długo... – Skrzywił się. – Tylko nie mam pojęcia, jaką grę prowadzi Francesca. – Moz˙e tez˙ go kocha. – Harriet wzruszyła ramionami. Miała serdecznie dosyć obydwu braci Devereux. – Mógłbyś zawołać Tima i Francescę na obiad? Sos był wyśmienity, makaron ugotowany jak trzeba, a wino łagodne, tylko atmosfera się nie udała. Harriet juz˙ przedtem postanowiła sobie, z˙e jak tylko poda tort przygotowany przez Annę, natychmiast opuści towarzystwo. – Jeśli chcecie do tego kawę – powiedziała, stawiając na środku stołu apetyczny tort – to sami sobie zróbcie. Ja muszę się połoz˙yć. Głowa mi pęka. Nim doszła na szczyt wiez˙y, ból stał się nie do wytrzymania. Usiadła przy oknie i gorzko się rozpłakała. Wymarzone wakacje diabli wzięli! Rano Anna zajęła się przygotowaniem śniadania dla całej czwórki, więc Harriet mogła się spokojnie poopalać nad basenem. Miała nadzieję, z˙e będzie sama, niestety James ją wyprzedził. – Dzień dobry – powitał ją oficjalnie.
NOC Z MILIONEREM
85
Udała, z˙e go nie widzi, nie słyszy, z˙e po prostu nikogo tu nie ma. Zdjęła koszulę, szorty, nasmarowała się kremem i w ciemnych okularach na nosie rozłoz˙yła się na lez˙aku, chcąc wykorzystać łagodne poranne słońce. – Chyba juz˙ wiem, o co chodzi Francesce – odezwał się James. – Carlo mógłby być jej ojcem, więc nic dziwnego, z˙e podoba jej się młody ogier. I właśnie tu tkwi problem. Tim nie myśli głową. – Mnie to juz˙ nie obchodzi. – Wzruszyła ramionami. – Nie wierzę! Jesteś przyjaciółką Tima! – Skoro tak uwaz˙asz, to dam ci dobrą radę. – Harriet zdjęła okulary, popatrzyła na Jamesa. – Tim jest prawie pewien, z˙e przestaniesz mu wypłacać kieszonkowe. Spróbuj, a wówczas Francesca moz˙e zmienić zdanie. – To nic nie da. – Pokręcił głową. – Carlo Rossi był naprawdę bogaty, a Francesca odziedziczyła wszystko. Podobno jej prace tez˙ mają wzięcie... Ona nie musi liczyć na pieniądze Tima. – A właściwie dlaczego jesteś tak bardzo przeciwny temu małz˙eństwu? Czy chodzi tylko o róz˙nicę wieku, czy moz˙e są jeszcze jakieś inne powody? – Moja z˙ona tez˙ była starsza ode mnie – przypomniał jej James. – Nasze małz˙eństwo rozpadło się między innymi dlatego, z˙e Madeleine nie chciała mieć dzieci. Róz˙nica wieku między Timem a Francescą jest o wiele większa niz˙ w moim
86
CATHERINE GEORGE
przypadku i Francesca tez˙ pewnie nie będzie chciała dzieci, a Tim kiedyś tego poz˙ałuje. – Jest po uszy zakochany i prędko mu to nie minie. Jeśli w ogóle. – Westchnęła smutno. – Wczoraj powiedziałam o jedno słowo za duz˙o i diabli wzięli dziesięć lat przyjaźni. Prawdę mówiąc, to mam was obu serdecznie dosyć. – Czy mam rozumieć, z˙e juz˙ nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego? – Jakbyś zgadł. – Rozumiem. – James wstał z lez˙aka. – Czeka mnie długa podróz˙, więc będę się zbierał. – Szerokiej drogi – mruknęła Harriet. – Wstań – polecił jej James. – Po co? – Nie pytaj, tylko wstań, dobrze? Jak tylko stanęła na nogach, przytulił ją do siebie i pocałował tak, z˙e w głowie jej się zakręciło. – To taki mały drobiazg na pamiątkę – powiedział. – Arrivederci! Harriet długo lez˙ała bez ruchu, przeklinając w duchu swoją dumę. Co najmniej godzina zeszła jej na smutnych rozmyślaniach, nim nad basenem pojawił się Tim. Na jego powitanie odpowiedziała sztywnym skinięciem głowy i zaraz wsadziła nos w ksiąz˙kę. – Gdzie Jed? – zapytał Tim. – Godzinę temu wyruszył do Pizy. – Znaczy, z˙e mu nie przeszło. – Co mu miało przejść?
NOC Z MILIONEREM
87
– Nadal jest przeciwny mojemu małz˙eństwu. – Tim posłał jej pełen nadziei uśmiech. – Mogłabyś szepnąć za mną słówko, kiedy znów go zobaczysz? – Po tym, jak mnie wczoraj potraktowałeś? Nie ma mowy! – Nie chciałem... – Timothy Devereux – przerwała mu – ja nie jestem idiotką! Chciałeś powiedzieć to, co powiedziałeś, co zresztą nie ma w tej chwili z˙adnego znaczenia. Nie wstawię się za tobą u Jamesa, poniewaz˙ juz˙ nigdy go nie zobaczę. – Mam rozumieć, z˙e wzięłaś go sobie na jedną noc? – Tim nie posiadał się ze zdumienia. – To nie jest prawnie zabronione! A skoro juz˙ nie muszę odgrywać tej twojej głupiej komedii, mogę robić co zechcę i kiedy zechcę. Gdzie Francesca? – wolała zmienić temat. – Przygotowuje się na spotkanie z Jedem. Myśleliśmy, z˙e jeszcze śpi. Muszę ją uprzedzić, z˙e wyjechał. Po śniadaniu wracamy do Florencji. Moz˙esz tu zostać sama? – Pytanie było tak bardzo spóźnione, z˙e Harriet miała ochotę wepchnąć Tima do basenu. – Mogę – warknęła. – To dobrze – powiedział, juz˙ zajęty wyłącznie swoją ukochaną, która właśnie wyszła na taras. – Dzień dobry – powitała ją Harriet. – Buongiorno. – Francesca zerknęła na Tima. – Gdzie jest twój brat, caro? – W drodze na lotnisko. – Więc my tez˙ moz˙emy wyjechać. – Odetchnęła
88
CATHERINE GEORGE
z ulgą, po czym zwróciła się do Harriet. – Tak się cieszę, z˙e wreszcie cię poznałam. Wszyscy się rozjechali, nawet Anna wróciła do domu. Harriet znów została sama. Wieczorem samotnie jadła obiad na tarasie, kiedy zadzwonił telefon. – Juz˙ jestem w domu – rozległ się w słuchawce głos Jamesa. – Świetnie – powiedziała lodowatym tonem. – Czy jest tam Tim? – Nie. Pojechał z Francescą do Florencji. Ulz˙yło jej, kiedy się okazało, z˙e nie będzie musiała się z tobą spotkać. – Nie dziwię się. Wczoraj otwarcie jej powiedziałem, z˙e nie pochwalam tego małz˙eństwa. – Co absolutnie niczego nie zmieniło. Będziesz musiał się z tym pogodzić. To jest z˙ycie Tima, nie twoje. – Oczywiście masz rację, tylko z˙e ja nie umiem przyglądać się bezczynnie, jak je sobie rujnuje. – Urwał i po chwili zaczął z innej beczki: – Więc znów jesteś sama, Harriet. Tak jak chciałaś. – Owszem. – Samotność ci nie przeszkadza? – W takim pięknym miejscu jak La Fattoria to prawdziwa rozkosz. – I z˙aden intruz nie zjawi się w twojej sypialni, z˙eby ci ją zepsuć. – Ty to powiedziałeś. – Harriet, posłuchaj... Rozłączyła się. Miała wielką satysfakcję, z˙e
NOC Z MILIONEREM
89
mogła tak po prostu wyłączyć wielkiego Jamesa Edwarda Devereux’go. James juz˙ więcej nie zadzwonił, za to wieczorem odezwał się Tim. Powiedział, z˙e wyprosił u Jeremy’ego Blytha kilka dodatkowych wolnych dni, więc zobaczą się dopiero po jego powrocie do Londynu. Poprosił, z˙eby zostawiła Annie klucze od domu, z˙yczył Harriet szczęśliwej podróz˙y i obiecał wpaść do niej, jak tylko wróci do domu. – Nie rób sobie kłopotu. – Słucham? – Nie chcę cię widzieć, Tim. Potrzebuję spokoju. – Az˙ tak się na mnie wściekasz? – Nie jestem zła, tylko obolała. Muszę w spokoju wylizać rany. – Jak ładnie poprosisz, to moz˙e Jed ci je wyliz˙e – prychnął Tim i rzucił słuchawką. Nie mogła mieć pretensji do Tima za jego zachowanie. Przez˙ył szok, ujrzawszy ją w łóz˙ku ze swoim bratem. Ona sama tez˙ jeszcze się nie otrząsnęła, zwłaszcza kiedy o tym myślała, czyli prawie bez przerwy. Westchnęła. W tej chwili miała serdecznie dosyć Tima. Najwyz˙szy czas zająć się własnym z˙yciem, pomyślała. Dość się naniańczyłam Tima Devereux’go. No, ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. Teraz przynajmniej James wie na pewno, z˙e jego brat nie jest gejem.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Prosto z lotniska Harriet pojechała do Bayswater, z˙eby jak najszybciej mieć za sobą rozmowę z Dido. Zrobiła, co mogła, z˙eby delikatnie przekazać przyjaciółce nowinę o zaręczynach Tima, ale Dido i tak była załamana. – Nie mogę w to uwierzyć! Zwodziliście mnie przez tyle czasu tylko dlatego, z˙e Tim zakochał się w kobiecie starszej od siebie? – Dido była bliska płaczu. – Przeciez˙ mogłaś mi zaufać. Dlaczego nic nie powiedziałaś? – Naprawdę bardzo chciałam, ale Tim kazał mi przysiąc, z˙e zachowam wszystko w tajemnicy. Bał się, z˙eby James nie dowiedział się o jego romansie. – A czemu James jest przeciwny tej całej Francesce? – Jest przekonany, z˙e Tim zdąz˙a do zguby, ale ja myślę, z˙e Francesca jest tak samo po uszy zakochana w Timie, jak on w niej. Tim jest sympatyczny, przystojny i zakochany na zabój. Pewnie jest tez˙ dobry w łóz˙ku. – Pewnie? – Dido wprost osłupiała. – Chcesz powiedzieć, z˙e nigdy nie próbowałaś? – Nie próbowałam i nie spróbuję. Kocham Tima, ale jak brata.
NOC Z MILIONEREM
91
Pod koniec pierwszego, niezwykle pracowitego dnia, Harriet czuła się tak, jakby nigdzie nie wyjez˙dz˙ała. Na domiar złego, kiedy wróciła do nowego domu, okazało się, z˙e nie zdoła mieszkać w pokoju o kobaltowych ścianach. Koniecznie musiała je przemalować. Kiedy w piątek wieczorem zmęczona dotarła do siebie, zastała na schodach Tima z bukietem kwiatów. – Dałem ci trochę czasu – oznajmił. – Niezbyt duz˙o. – Była zachwycona, ale nie chciała, z˙eby za szybko się o tym dowiedział. – Te kwiaty to dla mnie? – Nie. – Tim się uśmiechnął. – To najnowsza moda eleganckich młodych męz˙czyzn. Jeremy ciągle taszczy z sobą jakiś bukiet. – No dobra, wejdź – zgodziła się łaskawie. – Kiedy wróciłeś? – Dziś rano. – Gdy znaleźli się w mieszkaniu, Tim odłoz˙ył kwiaty i mocno przytulił Harriet. – Przepraszam za wszystko, co powiedziałem. Byłem kompletnie wytrącony z równowagi. – Ja tez˙ nie miałam prawa cię pouczać – przyznała Harriet. – Choć nadal uwaz˙am, z˙e powinieneś był mi powiedzieć prawdę o Francesce. – Tak, wiem – zgodził się potulnie. – Ale gdybym ci powiedział, to nie zgodziłabyś się na fałszywe zaręczyny. – Masz świętą rację – rzuciła ze złością. – A więc znów jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał z nadzieją w głosie.
92
CATHERINE GEORGE
– Jasne. Dzięki Bogu tylko przyjaciółmi. Udawanie twojej narzeczonej miało swoje złe strony. – Nieudane z˙ycie seksualne? – domyślił się Tim. – À propos... – Przestań, proszę. – Przeciez˙ nie moz˙emy udawać, z˙e Jed nie istnieje. Zrobił mi straszną awanturę za to, z˙e zostawiłem cię samą w La Fattorii. – O tak, wściekać się to on potrafi. Mnie tez˙ zrobił awanturę. – O Francescę? – O to tez˙. Ale najbardziej go ubodło, z˙eśmy go nabrali. – Wcale mu się nie dziwię. – Tim ze zrozumieniem pokiwał głową. – Jed bardzo cię pragnie, moja śliczna. Jest zrozpaczony, bo ty podobno nie chcesz go juz˙ więcej widzieć. To prawda? – Prawda. – Siadła na sofie. – Wszystko przez tę moją głupią dumę. Musiałam jakoś zareagować na awanturę, jaką mi zrobił. – No, ale poszłaś z nim do łóz˙ka. – Usiadł obok niej. – To jakoś tak samo wyszło. – Zarumieniła się. – Coś w rodzaju lawiny. Nikt ich nie planuje, a są. W normalnych warunkach wymagam twórczych zalotów, nim pozwolę, z˙eby sprawy zaszły tak daleko. Jamesa to tez˙ dotyczy. – Czy mam mu to powtórzyć? – Jedno słowo i zginiesz! – Jak sobie z˙yczysz, aniołeczku. – Uśmiechnął się do niej. – Pewnie nie masz nic do jedzenia?
NOC Z MILIONEREM
93
– Alez˙ ty jesteś przewidywalny! Nie, nie mam nic do jedzenia. Nie miałam czasu zrobić zakupów. Czy Francesca wie, ile moz˙esz zjeść? – Wie. I ma doskonałego kucharza. Jest o ciebie zazdrosna – gwałtownie zmienił temat. – Nie mogła uwierzyć, z˙e wolę ją od takiej młodej apetycznej dziewczyny jak ty. Twierdzi, z˙e nasz związek nie potrwa długo, bo ja się nią znudzę. Potrwa – zapewnił z powagą. – Póki śmierć nas nie rozłączy. – Powiedz mi jeszcze, skąd wziąłeś pieniądze na ten wspaniały pierścionek? – To jest pierścionek jej mamy. Francesca zwykle nosi go na drugiej ręce, ale skoro zjawił się James, namówiłem ją, z˙eby go przełoz˙yła. – Czy James wstrzymał ci kieszonkowe? – To dziwne, ale nie. Poszedłem do niego zaraz po powrocie. Spodziewałem się, z˙e nie da mi ani pensa, ale nic takiego się nie stało. Był bardzo spokojny, nawet miły. – Miły, powiadasz? A więc cała ta maskarada okazała się niepotrzebna? – Z tym bym się nie zgodził. Był taki szczęśliwy, z˙e nie zostaniesz moją z˙oną, z˙e chybaby mi pozwolił oz˙enić się z krokodylem. – Przesadzasz! – Harriet roześmiała się, ale zaraz znów posmutniała. – Nawet nie spróbował się ze mną skontaktować. – Czy ty go kochasz? – zapytał prosto z mostu. Juz˙ miała zaprzeczyć, ale nagle pojęła, dlaczego ostatnio z˙ycie jakby straciło sens. Po raz pierwszy
94
CATHERINE GEORGE
była zakochana! I jak kto głupi osobiście oświadczyła ukochanemu, z˙e nie chce go więcej widzieć. Jęknęła zrozpaczona. – Oczywiście, z˙e go kocham, choć nic dobrego mi z tego nie przyjdzie. – Moz˙e mógłbym ci jakoś pomóc? – zapytał niepewnie Tim. – Nie, dziękuję... – Pokręciła głową. – Lepiej się w to nie mieszaj. – Jak sobie z˙yczysz. – Uściskał ją. – No dobrze, przyjaciółko, skoro zabraniasz mi zabawić się w Amora, to przynajmniej pozwól się nakarmić. Harriet znacznie lepiej się poczuła po spotkaniu z Timem i następnego dnia rano wybrała się po farbę. Nazajutrz rano, ustrojona w szorty, kamizelkę i znoszone buty sportowe zabrała się do malowania. Otworzyła okna, zsunęła wszystkie meble na środek pokoju i przykryła je prześcieradłami. Wcisnęła na głowę starą czapkę z daszkiem i juz˙ mogła się brać do pracy. Malowanie sufitu zajęło jej znacznie więcej czasu, niz˙ się spodziewała, ale uparła się i zrobiła sobie przerwę dopiero wtedy, kiedy skończyła tę cześć roboty. Zrobiła sobie kanapkę, popiła colą i mimo bólu w krzyz˙u zaczęła nakładać na ściany farbę podkładową. Miała mdłości, pociła się, oczy ją piekły, a ręka, w której trzymała wałek, bolała jak wszyscy diabli. Mimo to udało jej się pomalować wszystkie
NOC Z MILIONEREM
95
ściany. Nie zdąz˙yła nawet spłukać wałka, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Harriet zaklęła szpetnie, jednak kiedy usłyszała w domofonie znajomy męski głos, jej serce najpierw zatrzymało się na moment, a potem pognało jak szalone. – Czy mogę wejść? – zapytał James. Nie! Nie teraz, kiedy tak strasznie wyglądam, pomyślała. A jednak mu otworzyła. Stanął w progu wymyty, ogolony, jak spod igły. Stał i patrzył na nią, z trudem powstrzymując się od śmiechu. – Przyszedłem nie w porę... – Jak widzisz. – Bezradnie rozłoz˙yła ręce. – Nie mam cię nawet gdzie posadzić. – Czy mimo to pozwolisz mi wejść? Nie zajmę ci duz˙o czasu. – Wchodź. I zaczekaj chwilę, bo muszę umyć wałek. Pospiesznie opłukała wałek, umyła ręce, z niesmakiem przyjrzała się w lustrze poplamionej farbą buzi. Uznała, z˙e lepiej będzie zostać w czapce, niz˙ prezentować przepocone włosy. – Przepraszam za ten bałagan – powiedziała, wróciwszy do Jamesa. – Co cię do mnie sprowadza? – Tim był u mnie dziś rano. – Popatrzył na nią z wahaniem. – Powiedział, z˙e mu odpuściłaś. – No tak. – Westchnęła. – Na twojego brata nie moz˙na się długo gniewać, choć tym razem zajęło mi to trochę więcej czasu niz˙ zwykle. Nie lubię być oszukiwana, nawet przez Tima.
96
CATHERINE GEORGE
– Właśnie za to się na ciebie wściekłem. Czy naprawdę zgodziłaś się na ten idiotyczny plan Tima tylko po to, z˙ebym mu nie wstrzymał kieszonkowego? – O kieszonkowym dowiedziałam się dopiero w La Fattorii, a na idiotyczny plan się zgodziłam, bo Tim mi powiedział, z˙e nie z˙yczysz sobie jego związku z Francescą. Twierdził, z˙e chodzi o róz˙nicę wieku, więc uznałam, z˙e jest za młoda. Do głowy mi nie przyszło, z˙e moz˙e być za stara. – Prawdę mówiąc, jestem juz˙ trochę zmęczony niańczeniem Tima. Postanowiłem posłuchać twojej rady. Od tej chwili Tim moz˙e robić, co chce, a co, jak mi kiedyś powiedziałaś, i tak zawsze robi. – Wzruszył ramionami. – Moz˙e sobie choćby jutro zamieszkać z Francescą. – Najpierw chce się z nią oz˙enić. – Teraz, kiedy juz˙ dostał moje błogosławieństwo, pewnie będzie chciał to zrobić jak najprędzej. – Urwał na chwilę. – Tim jeszcze coś mi dziś powiedział. – Co takiego? – Twierdzi, z˙e byłabyś skłonna mi przebaczyć. Czy to prawda? Wszystkie słowa, jakie Harriet zamierzała wypowiedzieć, uwięzły jej w gardle. Milczała tak długo, z˙e James zbierał się do wyjścia. – Nienawidzę z˙ebrać – mruknął. – Nie odchodź! – zatrzymała go. – Albo lepiej idź i wróć innym razem, kiedy będę czysta.
NOC Z MILIONEREM
97
– Powinienem był najpierw zadzwonić, jak mi radził Tim. – Czyz˙by został twoim doradcą? – Jest ekspertem, jeśli idzie o Harriet Verney. W kaz˙dym razie tak twierdzi. – Dawno się tak nie pomylił – mruknęła szczęśliwa, z˙e Jamesowi mimo wszystko wciąz˙ na niej zalez˙y. – Zostawię cię teraz samą, z˙ebyś mogła się spokojnie wykąpać, ale pod jednym warunkiem: jutro zjesz ze mną kolację. – Jutro nie mogę. Jestem juz˙ umówiona. – Wobec tego we wtorek – nie ustępował. – We wtorek moz˙e być – zgodziła się zadowolona, z˙e udało jej się uratować swą przeklętą dumę. We wtorek poszli do tej samej restauracji, w której Harriet jadła kolację z Gilesem Kemble’em. – Chcę sobie powetować tamten dzień, kiedy cię tutaj zobaczyłem – powiedział James. – Wtedy nawet podejść do ciebie nie mogłem, za to teraz będę cię miał tylko dla siebie. – Miałeś taką minę, z˙e po powrocie do domu dostałam niestrawności. – A ja zadzwoniłem do znajomych w Umbrii i wprosiłem się do nich z wizytą, z˙eby móc potem wpaść do La Fattorii i zobaczyć ciebie. Czy to ci nic nie mówi, Harriet? – A co dokładnie masz na myśli? – Tamta noc w Toskanii to była rewelacja.
98
CATHERINE GEORGE
– Wziął ją za rękę – I nie tylko dlatego, z˙eśmy się po raz pierwszy kochali, choć to takz˙e było wspaniałe. Kiedy dowiedziałem się prawdy o tobie i Timie, wszystko się zmieniło. Chcę cię mieć przy sobie, Harriet. Przyszedł kelner z zamówionymi daniami, dzięki czemu miała trochę czasu, z˙eby przetrawić to, co usłyszała. Ale potem James juz˙ nie wrócił do tego tematu. Wypytywał o pracę, opowiadał o swojej i z˙artował z malarskich zapędów Harriet. – Połoz˙yłam wczoraj pierwszą warstwę białej farby – pochwaliła się natychmiast. – Wczoraj? – zdziwił się James. – Mówiłaś, z˙e masz spotkanie. – Miałam. – Uśmiechnęła się. – Z kubłem farby. Jutro połoz˙ę drugą warstwę. Przy odrobinie szczęścia to powinno wystarczyć. – Jaki był poprzedni kolor? – Bardzo ciemny odcień niebieskiego. – Całkiem nie w twoim guście. Inaczej niz˙ ta sukienka. – Jego wzrok przesunął się po nagich ramionach Harriet. Jak pieszczota. – Czy juz˙ ci mówiłem, z˙e wyglądasz dziś tak apetycznie, z˙e mógłbym cię zjeść? – Nie mówiłeś. A sukienkę włoz˙yłam dlatego, z˙e przypomina mi kolor kamieni w La Fattorii. – A więc twoje wspomnienia stamtąd nie są nieprzyjemne. – Nie. Zapamiętam te wakacje do końca z˙ycia.
NOC Z MILIONEREM
99
Normalnie nie mogę sobie pozwolić na wypoczynek w takich luksusowych warunkach. – Przeciez˙ nie wziąłem od ciebie pieniędzy. – Wiem i dziękuję. – Ale chyba jednak nalez˙y mi się coś w zamian. – A co byś chciał? – Powiem ci, jak wrócimy do domu. Okazało się, z˙e zamiast wrócić pieszo do jej mieszkania, pojechali taksówką do Jamesa. – Nalez˙ało to przedtem ze mną uzgodnić – dąsała się, gdy podał kierowcy adres. – Przeciez˙ u ciebie nie ma nawet gdzie stanąć, nie mówiąc o siadaniu. – Objął ją ramieniem. – Pomyślałem sobie, z˙e godzina w moim towarzystwie i w moim mieszkaniu to godziwa zapłata za pobyt w La Fattorii. – Pewnie tak. Siedziała tak blisko Jamesa, z˙e ciepło jego ciała podsuwało pomysły wzbudzające rozkoszny dreszcz. Niecierpliwie czekała, kiedy wreszcie będą całkiem sami. Po długiej jak wieczność podróz˙y (w kaz˙dym razie Harriet się zdawało, z˙e trwało to całą wieczność) dojechali na miejsce. James zapalił światło, ale nie rzucił się na nią, jak to sobie wyobraz˙ała. Dawno nie czuła się tak bardzo rozczarowana. – Usiądź – poprosił. – Zaparzę kawę. Chyba z˙e wolisz wino. – A moz˙na prosić herbatę? – spytała markotnie. Zdjął marynarkę i juz˙ po chwili przyniósł na tacy dwie filiz˙anki herbaty i herbatniki.
100
CATHERINE GEORGE
– Nalać ci mleka do herbaty? – zapytał, stawiając tacę na stoliku. – Poproszę – mruknęła totalnie stłamszona. Herbata z mlekiem i herbatniki nie były tym, czego się spodziewała. – Pojedziesz na ślub Tima i Franceski? – zagadnął James. – Raczej nie. – Dlaczego? Niełatwo było wytłumaczyć zamoz˙nemu człowiekowi, z˙e nie ma się pieniędzy na taką ekstrawagancję jak podróz˙ do Włoch. Pieniądze, które dostała od Jamesa za meble, zostały wpłacone jako depozyt za mieszkanie, a reszta poszła na absolutnie niezbędne rzeczy, no i oczywiście na farbę. W tej chwili konto Harriet było prawie puste. – Bardzo duz˙o czasu zajmuje ci wymyślenie odpowiedzi – stwierdził James. – Nie chciałabym okazać się niegrzeczna... ale moz˙e przypadkiem wiesz, kiedy dostanę pieniądze za End House? – Lada chwila. – Popatrzył na nią zdumiony. – To znaczy, z˙e bez tych pieniędzy nie moz˙esz sobie pozwolić na wyjazd do Florencji? – Zgadłeś – przyznała niechętnie. – Na litość boską, Harriet, przeciez˙ kupię ci bilet i wszystko co trzeba. Nawet nową sukienkę... – Dziękuję, nie trzeba – przerwała mu. – Nie mogę ci na to pozwolić. – Dlaczego? – Duma – odparła krótko.
NOC Z MILIONEREM
101
– A więc sprzedałaś mi End House, bo potrzebowałaś pieniędzy? – Wziął ją za rękę. – Mam tylko to, co sama zarobię. – Wzruszyła ramionami. – Wszystkie oszczędności babci Olivii poszły na moje studia. – Więc czemu odmówiłaś, kiedy pierwszy raz ci to zaproponowałem? – Przede wszystkim dlatego, z˙e to ty chciałeś kupić End House. Moz˙e juz˙ zapomniałeś, ale nie byłeś wówczas moim ulubieńcem. Poza tym nie potrafiłam się rozstać z tym miejscem... Po śmierci moich rodziców babcia sprzedała nasz dom w Londynie i przeniosłyśmy się do Upcote, gdzie ona się wychowała. End House stał się moim światem. – Oczy jej się zaszkliły. – Tylko z˙e po śmierci babci to juz˙ nie jest ten sam dom. Bez niej z˙ycie w Upcote straciło sens. – Skoro tak bardzo potrzebujesz pieniędzy – zaczął James po chwili milczenia – to po co wyprowadziłaś się od swojej przyjaciółki? – Za wynajęcie tego mieszkania płacę mniej, niz˙ płaciłam u Dido. Poza tym teraz mam blisko do pracy i mogę chodzić pieszo, więc finansowo dobrze na tym wyszłam. No i Dido będzie rzadziej widywać Tima, co tylko dobrze jej zrobi. Wiedziałeś, z˙e ona się w nim kocha? – Boz˙e, jak on to robi? – westchnął James. – Ledwie spojrzy na kobietę, a ona zaraz się w nim zakochuje. – Dla Jeremy’ego Blytha ta cecha warta jest majątek. – Harriet się roześmiała. – Kaz˙da kobieta,
102
CATHERINE GEORGE
która wejdzie do galerii, nieodmiennie kupuje coś, co Tim jej proponuje, nawet jeśli nie zamierzała niczego nabywać, tylko chciała się rozejrzeć. – Tim ci to powiedział? – Nie, Jeremy. Wyobraź sobie, z˙e tylko on jeden nie dał się nabrać na tę historyjkę o moich zaręczynach z Timem. Od początku twierdził, z˙e nie pasujemy do siebie. – Moz˙e sam chciał się wydać za Tima – skomentował James. – Zrobiło się późno. – Spojrzała na zegarek, wstała. – Muszę juz˙ iść. – A nie mogłabyś zostać na noc? – Wziął ją za rękę, przeprowadził przez kuchnię do ściany z matowego szkła. – Nie pokazałem ci tego, kiedy byłaś tutaj poprzednio. – Nacisnął jakiś guzik i część ściany się odsunęła, ukazując drugą sypialnię. – Tim tu sypia, kiedy u mnie nocuje. Za tamtą szklaną ścianką jest łazienka. – Bardzo tu ładnie, ale wolę pojechać do siebie. Chętnie by została, ale nie w pokoju gościnnym. Jednak skoro James nie zamierzał iść z nią do łóz˙ka, postanowiła wrócić do domu. Tym razem zjechał razem z nią windą. Ledwie drzwi się za nimi zamknęły, przytulił Harriet do siebie i całował ją, póki winda nie zjechała. – Gdybym zrobił to na górze, na pewno nie skończyłoby się na pocałunku – wyjaśnił, widząc jej zdumioną minę. – A ty nie jesteś jeszcze na to gotowa.
NOC Z MILIONEREM
103
Nawet nie wie, jak bardzo się myli, myślała wściekła Harriet, wsiadając do taksówki. Telefon zadzwonił pięć minut po tym, jak weszła do mieszkania. – A więc dotarłaś do domu – usłyszała głos Jamesa. – Mówiłeś, z˙e zadzwonisz, ale nie spodziewałam się, z˙e tak szybko. – Pamiętasz, jak podczas kolacji wspomniałem o czymś waz˙nym? Podoba ci się mój pomysł, Harriet? Chciałbym jeszcze dzisiaj poznać odpowiedź. ˙ ałowa– Tak, James, bardzo mi się podoba. – Z ła, z˙e nie wspomniał o tym w swoim mieszkaniu, gdzie mogłaby mu pokazać, jak bardzo. – Bardzo się cieszę. Do zobaczenia w piątek. – Mamy się spotkać w piątek? – Oczywiście. Tylko tym razem zostaniesz na noc. Sobotę i niedzielę spędzimy razem, a przez ten czas twoje ściany spokojnie sobie wyschną.
ROZDZIAŁ ÓSMY
W piątkowy wieczór Harriet dwa razy się przebierała i co najmniej trzy razy przepakowała rzeczy w torbie podróz˙nej. Nie wiedziała, jakie plany ma James, więc nie miała pojęcia, co ma z sobą zabrać. Dwukrotnie rozmawiali przez telefon, ale w czwartek nie było jej w domu, więc James zostawił wiadomość na sekretarce, a kiedy oddzwoniła, takz˙e musiała się zadowolić kontaktem z automatyczną sekretarką. W tej chwili niecierpliwie czekała na ukochanego. Nigdy dotąd z˙aden męz˙czyzna nie wzbudzał w niej takich emocji. Prócz jednego krótkiego i burzliwego romansu, jej związki z męz˙czyznami – poza Timem, oczywiście – były luźne, bez zobowiązań, ale i bez wielkich emocji. Z Jamesem było zupełnie inaczej. Zadzwonił domofon, James zameldował, z˙e jest na dole, a po chwili stanął w progu mieszkania Harriet z białą hortensją w doniczce. – Proszę, to dla ciebie. – Wręczył jej roślinkę. – Bardzo dziękuję – powiedziała wzruszona Harriet. – Jaka miła niespodzianka. – Teraz wygląda tu znacznie lepiej – pochwalił, rozejrzawszy się po mieszkaniu. – Sypialnię tez˙ pomalujesz?
NOC Z MILIONEREM
105
– To jest moja sypialnia. Mieszkanie ma tylko jeden pokój, a kuchnia i łazienka są wciśnięte w maleńką przestrzeń za tamtymi drzwiami. Za to mam blisko do pracy, a teraz, kiedy ściany są jaśniejsze, nawet mi się tu podoba. – Postawiła kwiatek na małym stoliku między dwoma oknami i z zadowoleniem podziwiała efekt. James stanął za plecami Harriet, objął ją w talii. – Wypada pocałować człowieka, który ci przyniósł prezent. Odwróciła się, zarzuciła mu ręce na szyję. – Tak ci powiedzieli? – Pocałowała go w usta. – Nie było cię, kiedy wczoraj do ciebie dzwoniłam. – Byłem na kolacji. Słuz˙bowej – dodał prędko, jakby chciał się usprawiedliwić. – Późno wróciłem do domu i nie chciałem dzwonić, z˙eby cię nie obudzić. Jednak wcześniej nie zastałem cię. Poszłaś z Dido na zakupy? – Umówiłam się na kawę z Paddym Moranem. To ten miłośnik Ibsena, z którym widziałeś mnie kiedyś w teatrze. Paddy jest doradcą finansowym. Poprosiłam go, z˙eby mi poradził, jak najlepiej zainwestować pieniądze ze sprzedaz˙y End House, a on zaproponował, z˙ebyśmy się spotkali w knajpce obok jego banku. – A nie przyszło ci do głowy, z˙eby mnie poprosić o radę? – Jasne, z˙e przyszło, tylko z˙e ty juz˙ i tak duz˙o dla mnie zrobiłeś. Nie mogę cię wykorzystywać. – Alez˙ wykorzystuj, ile chcesz. – Przytulił ją, pocałował, a potem zapytał: – Masz ochotę wyrwać się z miasta?
106
CATHERINE GEORGE
Harriet było wszystko jedno, dokąd pojedzie, byleby tylko mieć przy sobie Jamesa. – Bardzo chętnie. I dziękuję za prezent. – Stanęła na palcach, z˙eby jeszcze raz go pocałować. – Juz˙ mi dziękowałaś – powiedział, kiedy wreszcie ją puścił. – Nie z˙ebym liczył... – Za taki śliczny kwiatek nalez˙y ci się więcej niz˙ jeden pocałunek. – Jeśli tak, to następnym razem przyniosę storczyki. – Nie przepadam za nimi.. – Co za skomplikowana kobieta. Nie lubi kawioru, storczyków... – Powinieneś się cieszyć, z˙e nie jestem kosztowna – wpadła mu w słowo. Przed domem nie było eleganckiego lśniącego auta, którym James jeździł w Upcote. Do podmiejskiego domu jego przyjaciół pojechali samochodem terenowym. – Co się stało z tamtym włoskim cackiem, które miałeś w Upcote? – zapytała Harriet. – To auto lepiej się nadaje na wiejskie drogi. Ale najpierw musimy się wydostać z tego korka – dodał, bo na razie posuwali się w ślimaczym tempie od jednych świateł do drugich. – Mogliśmy zaczekać, az˙ miną piątkowe godziny szczytu. – Mnie to nie przeszkadza – powiedziała z przekonaniem. Czuła się bezpiecznie w solidnym, wysoko zawieszonym aucie i nie przeszkadzał jej ani ruch uliczny, ani hałas, ani nawet upał. Przede wszystkim dlatego, z˙e miała u boku Jamesa.
NOC Z MILIONEREM
107
Jednak długa podróz˙ w korku i równie długa jazda po bezdroz˙ach bardzo ją znuz˙yły. Ucieszyła się, kiedy wreszcie skręcili w wysadzaną drzewami aleję prowadzącą do wiejskiego domu, który wyglądał jak pomniejszone Edenhurst. – Dwa wieki temu była tu plebania – opowiadał James. – Tamtą ściez˙ką dochodziło się do furtki, która prowadzi do kościoła. Przejez˙dz˙aliśmy obok niego przed chwilą. Wszystkie pomieszczenia na parterze miały taką samą podłogę jak kwadratowy hol, ale tylko jeden duz˙y salon był uz˙ywany. Były tu dwa okna wychodzące na ogród, który rozpaczliwie potrzebował troskliwego opiekuna. Po raz pierwszy, odkąd rozpoczęła malowanie, Harriet była naprawdę głodna. Pomogła Jamesowi przygotować kolację, a potem jadła, az˙ jej się uszy trzęsły. – No, nareszcie zaczęłaś jeść – ucieszył się James. – To wszystko przez tę farbę. Nie miałam pojęcia, z˙e az˙ tak zareaguję na ten zapach. Babcia zawsze odnawiała dom, kiedy byłam w szkole. – Uśmiechnęła się do niego i nagle zamarła. – Co się stało? – Właśnie zdałam sobie sprawę, z˙e po raz pierwszy od śmierci babci jestem naprawdę szczęśliwa. – Dlaczego? – Nie spuszczał z niej wzroku. – Poniewaz˙ jestem tutaj z tobą. Podszedł do Harriet, wziął ją w ramiona i pocałował. Puścił dopiero wtedy, kiedy mu tchu zabrakło.
108
CATHERINE GEORGE
– Ja tez˙ jestem szczęśliwy – przyznał. – Z tego samego powodu. A teraz bądź grzeczna i dokończ kolację. Po jakimś czasie, kiedy siedzieli na sofie, wręczył jej paczuszkę. – Co to? – spytała Harriet, niecierpliwie rozdzierając papier. W paczce były ksiąz˙ki z samego szczytu listy bestsellerów. – Och, James! Jesteś boski! – Czytałaś juz˙ którąś? – Tylko streszczenia – stwierdziła, przejrzawszy tytuły. – Zawsze czekam, az˙ zostaną wydane w miękkiej oprawie. – Pocałowała go, oczy jej błyszczały. – Zabezpieczyłeś nas przed nudą. – Źle mnie zrozumiałaś. Masz zabrać te ksiąz˙ki do domu. Kiedy jesteś ze mną, masz poświęcać uwagę wyłącznie mnie. – Posadził ją sobie na kolanach. – Najlepiej zacznij od zaraz. Przez dwa dni i noce lało jak z cebra, więc Harriet nawet nie wytknęła nosa z domu. James co rano szedł po gazetę, którą czytali razem podczas śniadania. Rozwiązywali krzyz˙ówki, popijali kawę, a potem wracali do łóz˙ka i znów się kochali. Zasypiali zmęczeni i budzili się, kiedy poczuli głód. Po bardzo późnym lunchu pierwszego dnia pobytu Harriet uznała, z˙e nadszedł czas na powaz˙ną rozmowę. – Jeśli chodzi o ten nasz związek... – zaczęła. – Wreszcie przyznałaś, z˙e łączy nas jakiś związek! – zawołał uradowany. – Tylko widzisz – ciągnęła, nie zwracając uwagi na jego wygłupy – ty masz własne z˙ycie i ja tez˙.
NOC Z MILIONEREM
109
Mam przyjaciół, których bardzo lubię. Nie tylko Tima i Dido. Nawet jeśli zaczniemy się spotykać regularnie, to będę chciała, wręcz muszę spotykać się takz˙e z nimi. – Nie mam nic przeciwko twoim przyjaciołom. – oznajmił powaz˙nie James. – Często wyjez˙dz˙am i broń Boz˙e nie wymagam od ciebie, z˙ebyś siedziała wieczorami w domu i umierała z tęsknoty. – Cieszę się, z˙eśmy sobie to wyjaśnili. – Uśmiechnęła się. – W końcu przyjaciele mogą mi się przydać, kiedy ten nasz związek się rozpadnie. – Uwaz˙asz, z˙e nie przetrwa? – Wcale mu się to nie spodobało. – Wszyscy ludzie, których kochałam, zniknęli z mojego z˙ycia, na dodatek bez uprzedzenia. – Jestem wprawdzie duz˙o starszy od ciebie, ale na tamten świat jeszcze się nie wybieram. – Wiem, ale w kaz˙dej chwili mogę ci się znudzić. Takie rzeczy się zdarzają. – To jest tak nieprawdopodobne, z˙e nie warto sobie tym głowy zawracać – prychnął. – No to kiedy się do mnie przeprowadzasz? – Na pewno jeszcze nie teraz. Potrzebuję czasu, z˙eby przywyknąć do nowej sytuacji. Wprawdzie miałam kilku narzeczonych, póki nie zaczęłam udawać narzeczonej Tima... – westchnęła – ale nigdy z nikim nie było mi tak jak z tobą. Mimo to... nie jestem pewna, czy to właśnie jest miłość. – Nie jesteś? – zdziwił się James. – Dlaczego tak uwaz˙asz? – Bo widzisz, Dido bez przerwy się zakochuje...
110
CATHERINE GEORGE
– Nie tylko w moim cudownym braciszku? – Ciągle szuka kogoś takiego jak Tim. – Nie znajdzie. On jest jedyny w swoim rodzaju. – No właśnie. Więc za kaz˙dym razem, kiedy Dido zakocha się w niewłaściwym facecie, staje się ślepa i głucha na jego wady, które ja widzę az˙ za dobrze. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – A ja nic takiego do ciebie nie czuję. – Czy to znaczy, z˙e moje wady są az˙ tak widoczne? – Jesteś dobry, troskliwy i bardzo hojny, ale takz˙e niecierpliwy i apodyktyczny. Widzę to wszystko bardzo wyraźnie, niemniej nie zmienia to mojego uczucia do ciebie. – Powiesz mi, jakie to uczucie? – Jestem szczęśliwa, kiedy mogę być z tobą, a kiedy cię nie ma, to jakby połowa mnie tez˙ ubyła... – Reszta słów zginęła w namiętnym i tak długim pocałunku, z˙e gdy się skończył, chwytali powietrze jak ryby wyrzucone na piasek. – Poznałem cię, kiedy miałaś trzynaście lat – powiedział James. – Od początku byłem przeciwny twojemu małz˙eństwu z Timem, ale dopiero kiedy ostatnio spotkaliśmy się w Upcote, zrozumiałem dlaczego. Widzisz, Harriet, ja od początku chciałem cię mieć dla siebie. – Ale czy ty mnie kochasz, James? – spytała, patrząc mu prosto w oczy. – Tak – odparł bez wahania. – Do szaleństwa i na całe z˙ycie.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Często wyjez˙dz˙ał, czasami bardzo daleko, i wtedy nie widzieli się nawet przez dwa tygodnie, za to czas spędzony razem dawał obojgu wiele radości. Mimo to Harriet nadal nie chciała się wprowadzić do Jamesa. Zdesperowany zaproponował, z˙e kupi dom. – Skoro nie podoba ci się moje mieszkanie, to nie widzę innego wyjścia. – Nie chodzi o mieszkanie – tłumaczyła. – Jeszcze nie dojrzałam do zamieszkania z tobą – Zwariowałaś? – obruszył się. – Znamy się dziesięć lat! – Ale dopiero niedawno przestałam być dla ciebie wyłącznie kolez˙anką Tima. – Przyszłą z˙oną Tima – poprawił ją. – A skoro juz˙ o tym mowa, to mam wraz˙enie, z˙e prawdziwą przeszkodą jest moja niechęć do małz˙eństwa. Spróbuj mnie zrozumieć, kochanie, ale po doświadczeniach z Madeleine jestem trochę uprzedzony do tej instytucji. Ślub wyleczył z miłości i mnie, i ją. Przysięgam, z˙e będę cię kochał i szanował do końca swego z˙ycia – oświadczył uroczyście. – Powtórzenie tych słów w kościele niczego nie zmieni. Ja cię kocham, Harriet.
112
CATHERINE GEORGE
– Ja ciebie tez˙ kocham, ale wolałabym porozmawiać o wspólnym domu, kiedy juz˙ będę absolutnie pewna. – Pewna swoich uczuć czy moich? – Nie o to chodzi. Nie o to, co dzieje się teraz. Muszę mieć pewność, z˙e to wszystko nie skończy się wielkim płaczem. – Pewnie czasami będziesz przeze mnie płakała. – Uśmiechnął się krzywo. – Kto wie, moz˙e będzie inaczej i to ty sprawisz, z˙e będę płakał, ale jednocześnie ze wszystkich sił będę się starał, z˙ebyś była ze mną szczęśliwa. – Nie musisz się starać. Wystarczy, z˙e ze mną będziesz, z˙eby uczynić mnie szczęśliwą – zapewniła go Harriet. – Ani trochę nie zalez˙y mi na ślubie, ale zaloty w twoim wykonaniu tak bardzo mi się podobają, z˙e chciałabym się nimi nacieszyć, zanim zdecydujemy się zamieszkać razem. – Kiedy tak się do mnie uśmiechasz, to nie umiem ci niczego odmówić – westchnął zrezygnowany i posadził ją sobie na kolanach. – Jak długo kaz˙esz mi czekać? – Nie musisz na nic czekać – zaprotestowała. – Wczoraj zaciągnąłeś mnie do łóz˙ka, jak tylko przestąpiłam próg tego mieszkania. – Nie chodzi mi o wspaniały seks. – Pogłaskał ją po policzku. – Mam taką głupią potrzebę, z˙eby wracać wieczorem do domu, w którym ty na mnie czekasz. – Nie spodziewaj się, z˙e będę ci przynosić kapcie.
NOC Z MILIONEREM
113
– Nie noszę kapci. – Uśmiechnął się. – Wystarczy, z˙e będziesz. – Czasami pracuję do późna. – Wtedy ja będę czekał na ciebie. Niecierpliwie. A poza tym – popatrzył jej w oczy – pomyśl tylko, ile pieniędzy zaoszczędzisz, kiedy zrezygnujesz z tego swojego mieszkania. – No dobrze, poddaję się. – Roześmiała się, podniosła ręce. – Czemu od razu tego nie powiedziałeś? Wobec tego jutro zaczynamy szukać domu. Poszukiwanie domu musiało jednak poczekać, poniewaz˙ James został nagle wezwany do jednego ze swych hoteli w Szkocji. Harriet wprosiła się na kolację do Dido, z˙eby podzielić się z nią nowiną. Zabrała takz˙e Tima, o co Dido od dawna ją prosiła, i w ten sposób upiekła dwie pieczenie przy jednym ogniu. – Złamałeś mi serce, potworze – z˙artowała Dido, uszczęśliwiona, z˙e znów go widzi – ale chyba jakoś to przez˙yję. Pod warunkiem z˙e od czasu do czasu będziemy się mogli spotkać wszyscy razem. Harriet takz˙e była zadowolona, z˙e moz˙e wrócić na stare śmiecie, choć ciągła paplanina Tima o Francesce i ich zbliz˙ającym się wielkimi krokami ślubie zdecydowanie psuła nastrój. Po posiłku Harriet wstała z kieliszkiem wina w dłoni. – Skorzystam z okazji, z˙e Tim wreszcie zamilkł na chwilę, i zakomunikuję wam coś waz˙nego...
114
CATHERINE GEORGE
– Nagle, ku przeraz˙eniu obojga przyjaciół, osunęła się na podłogę jak martwa. Najpierw usłyszała płacz Dido. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą przeraz˙oną twarz Tima. – Grzeczna dziewczynka – pochwalił, zorientowawszy się, z˙e wraca jej świadomość. Pomógł jej wstać, usadowił na sofie. – Napij się wody albo wina – błagała przeraz˙ona Dido. – Nie mam ani kropli brandy. Alez˙ nas przestraszyłaś. Co się stało? Przeciez˙ prawie nic nie piłaś. – W głowie mi się zakręciło – wyszeptała oszołomiona Harriet. – Jak się czujesz? – dopytywał się Tim, wciąz˙ trzymając ją za rękę. – Nie najlepiej. – Uśmiechnęła się słabo. – Dido, zrobisz mi herbaty? – W tej chwili. – Zerwała się na równe nogi. Natychmiast przystąpiła do działania, a kiedy weszła do kuchni, Tim szepnął Harriet do ucha: – Marnie wyglądasz. – I marnie się czuję. Nigdy w z˙yciu nie zemdlałam. – Będę wdzięczny, jeśli juz˙ więcej tego nie zrobisz, zwłaszcza w mojej obecności. Kiedy wraca Jed? – Jutro albo w sobotę. Nie był pewien. – Tylko się nie przemęczaj w ten weekend. – Uśmiechnął się. – Zresztą Jed na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, z˙ebyś przez dwa dni nie wstawała.
NOC Z MILIONEREM
115
– Chciałabym się teraz znaleźć we własnym łóz˙ku – westchnęła. – Dido będzie się upierać, z˙ebyś została u niej na noc. Miał rację. Dido głośno protestowała, kiedy Harriet jej oznajmiła, z˙e wraca do Clerkenwell. – Czuję się juz˙ dobrze – zapewniała przyjaciółkę. – Nie martw się, Dido – wsparł ją Tim. – Osobiście zapakuję naszą chorą do łóz˙ka i połoz˙ę jej telefon pod poduszkę. Tak jak obiecał, odwiózł ją do domu, podał herbatę, zaczekał, az˙ Harriet się połoz˙y. – Miałaś nam coś oznajmić, zanim zemdlałaś – przypomniał jej przed wyjściem. – Ach, tak. – Harriet się oz˙ywiła. – Ja i James postanowiliśmy zamieszkać razem. Poniewaz˙ nie lubię jego mieszkania, James chce kupić dom i ja mam go wybrać. – Będziesz moją bratową! – ucieszył się Tim i uściskał ją serdecznie. – Nie, Tim. Nie wychodzę za mąz˙ za Jamesa, tylko będę z nim mieszkać. – A czemu nie? – Mina mu się wydłuz˙yła. – Madeleine – wyjaśniła zwięźle. – Przeciez˙ to juz˙ historia. Dlaczego miałabyś się nią przejmować? – Nie ja się przejmuję, tylko James. Małz˙eństwo z Madeleine przekonało go, z˙e ślub to koniec miłości. Tak twierdzi. – A ty się z nim zgadzasz?
116
CATHERINE GEORGE
– Nie, ale go rozumiem. – No dobrze, a co ty o tym sądzisz? Chciałabyś poślubić Jeda? – Nie. – Stanowcza odpowiedź zdziwiła Tima, ale nie dał tego po sobie poznać. – Skoro oboje myślicie tak samo, to chyba wszystko w porządku – mruknął i pocałował ją na dobranoc. – A gdybyś znów dziwnie się poczuła, natychmiast do mnie zadzwoń. Rzucę wszystko i przybiegnę na ratunek. – Wariat! – Roześmiała się. – Nie z˙artuję. – Tim był śmiertelnie powaz˙ny. – Uwaz˙aj na siebie, dobrze? Udało jej się wyjść z pracy punktualnie. Chciała jeszcze zrobić zakupy i przygotować obiad przed przyjazdem Jamesa. Wróciwszy do domu, odsłuchała wiadomość z automatycznej sekretarki. – Przyjadę wieczorem – mówił James. – Stęskniłem się za tobą, kochanie. Ty tez˙ się stęskniłaś? – Bardzo – powiedziała do siebie, ciesząc się na myśl, z˙e juz˙ wkrótce będzie mogła mu to okazać. Wadą mieszkania w jednym pokoju była ciągła konieczność utrzymywania porządku. Harriet kręciła się jak w ukropie, z˙eby doprowadzić mieszkanie do ładu, potem nastawiła obiad i wreszcie mogła wejść pod prysznic. Kończyła szczotkować włosy, kiedy zadzwonił James.
NOC Z MILIONEREM
117
Ledwie otworzyła mu drzwi, rzucił teczkę, porwał Harriet w ramiona i całował, az˙ tchu mu zabrakło. Zemdlała mu na rękach. Kiedy się ocknęła, lez˙ała na sofie, a James siedział obok niej z przeraz˙oną miną. – Co się stało, kochanie? – Delikatnie dotknął jej policzka. – Spieszyłam się, z˙eby ze wszystkim zdąz˙yć, a potem ty mnie okręciłeś... Przytul mnie. Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Podniósł ją ostroz˙nie, posadził sobie na kolanach i mocno przytulił. – Pewnie nic nie jadłaś, kiedy mnie tu nie było. – Właśnie z˙e jadłam. A wczoraj nawet wcześniej poszłam spać. Ani słowem nie wspomniała o wieczornym omdleniu. James i tak był zmartwiony, nie chciała go jeszcze bardziej niepokoić. – Lepiej się czujesz? – Delikatnie pocałował jej włosy. – Duz˙o lepiej. Ale teraz muszę dopilnować obiadu. – Do diabła z obiadem. Kupimy coś po drodze. – Nie ma mowy – oświadczyła stanowczo Harriet i wstała pomimo głośnych protestów Jamesa. – Jeszcze tylko ugotuję warzywa. – Dobrze, ale będę stał przy tobie. Jak powiedział, tak zrobił i w końcu Harriet kazała mu usiąść, jeśli nie chciał, by mu wyrządziła krzywdę.
118
CATHERINE GEORGE
– Tu nie ma miejsca dla dwóch osób – tłumaczyła jak dziecku. – Dla jednej tez˙ nie. Na weekend pojedziemy do mnie. I bez dyskusji, proszę. – Dobrze – zgodziła się potulnie. – Chyba czujesz się gorzej, niz˙ myślałem – skomentował tę jej uległość. – Czuję się doskonale i bardzo się cieszę na dwa dni u ciebie. Tak się za tobą stęskniłam, z˙e jest mi wszystko jedno, gdzie będziemy, bylebyśmy mogli być tam razem. Natychmiast po wejściu do jego mieszkania Harriet podeszła do ściany i uruchomiła mechanizm, który otwierał małą sypialnię. – Chcesz mi dać coś do zrozumienia? – zapytał James, który ani na krok jej nie odstępował. – Nic podobnego, tylko wpadł mi do głowy pewien pomysł. – Zamyślona rozglądała się po pokoju. – Zamierzasz tu spać? – Zwariowałeś? – rzuciła z irytacją. – Będę spała z tobą. Oczywiście dopiero potem. – No dobrze, więc powiedz mi, co to za pomysł. – Juz˙ udobruchany, przytulił ją do siebie. – Pomyślałam sobie, ze jeśli szybko nie znajdziemy takiego domu, jaki by nam odpowiadał, to mogłabym na razie zamieszkać w tym pokoju. Jak mi tu wstawisz sofę i jakiś telewizor, to zrobi się z tego całkiem przytulny kącik. – Jeśli tylko zechcesz się wyprowadzić z tej
NOC Z MILIONEREM
119
nory, którą nazywasz mieszkaniem, to moz˙esz mieć tutaj wszystko, czego dusza zapragnie. A teraz idziemy do łóz˙ka. Spali do późna i nie spieszyli się z jedzeniem śniadania. Dopiero około południa wybrali się kupować meble. – Kiedy się kąpałaś, zdzwoniłem do Whitefrias Estates – poinformował ją. – Powiedziałem, z˙e musimy mieć duz˙y ogród i w ogóle duz˙o miejsca na wszystko. Wkrótce przyślą nam ofertę. – Wolałabym coś co bardziej w stylu End House niz˙ Edenhurst – westchnęła. – Potrzebny nam dom, kochanie, i to szybko. A tymczasem obejrzymy sobie meble. Jeśli miała jeszcze jakieś wątpliwości, czy dzielić z˙ycie z Jamesem Devereux’m, to stopniały, nim skończył się dzień. Zakupy w jego towarzystwie były prawdziwą przyjemnością. Wrócili do domu obładowani paczkami, wciąz˙ ubawieni zachowaniem młodego sprzedawcy, który całkiem niepotrzebnie zachwalał im sofę, choć spodobała się Harriet od pierwszego spojrzenia. – Wyjątkowo wygodna – przedrzeźniała sprzedawcę. – Idealnie pasuje do pani włosów. Poza tym czarny jest w tym sezonie bardzo modny. – Muszę przyznać, z˙e zdumiał mnie twój wybór. – Widziałam, omal nie dostałeś zawału. Cena jest astronomiczna. A ty jeszcze kazałeś dołoz˙yć do tego fotel z podnóz˙kiem.
120
CATHERINE GEORGE
– Niewygórowana cena za ściągnięcie cię do mojej jaskini – uśmiechnął się James. – Ale spodziewałem się, z˙e wybierzesz coś mniej nowoczesnego. ˙ eby zepsuło surową elegancję całego wnę– Z trza? Nie ma mowy. – Zgodziłbym się nawet na kwieciste obicia i róz˙owe falbanki, bylebyś tylko ze mną zamieszkała. I z˙ebyś mnie kochała – dodał, tuląc ją do siebie. – Tak trudno uwierzyć, z˙e jesteśmy razem. – Popatrzyła na niego z miłością. – Ty i ja... Kto by pomyślał? – Mnie tez˙ czasami trudno w to uwierzyć, ale tylko wtedy, kiedy nie ma cię przy mnie. Jak juz˙ jesteśmy razem, czuję się tak wspaniale, z˙e nie rozumiem, jak mogłem z˙yć bez ciebie az˙ do teraz. Przytuliła się do niego, łzy pociekły jej z oczu. – Przepraszam. – Pociągnęła nosem. – Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego płaczę. – Więc przestań, proszę. Z tym zupełnie sobie nie radzę. – Daj chusteczkę. Zaraz zrobię herbatę. – Nie ma mowy. – Usadził ją na sofie naprzeciw wielkiego plazmowego ekranu. – Gołym okiem widać, z˙e jesteś zmęczona. Odpocznij, włącz telewizor, a ja zaparzę herbatę. Harriet poczuła się jak w niebie. James miał wyjechać na cały tydzień, więc Harriet została u niego na noc z soboty na nie-
NOC Z MILIONEREM
121
dzielę. W poniedziałek odwiózł ją do pracy, a potem wyruszył w drogę. Dla niej ten tydzień był koszmarny. Praca od rana do nocy wyczerpywała ją bardziej niz˙ dotąd. Jedynym jasnym punktem kaz˙dego dnia była telefoniczna rozmowa z Jamesem. W czwartek wpadł Tim. Chciał się poz˙egnać przed kolejnym wyjazdem do Florencji, ale bardzo szybko wyszedł, bo Harriet nie mogła opanować ziewania. – Zdaje się, z˙e brakuje ci snu, kochana. Mam nadzieję, z˙e spałaś choć trochę w tamten weekend. – Jasne. – Zaczerwieniła się az˙ po cebulki włosów. – Kiedy przeprowadzasz się do Jeda? – Niedługo. James kupił mi meble i telewizor do małej sypialni. – Opowiedziała mu o swoim pomyśle, o tym, jak w sobotę go zrealizowali i ile to kosztowało. – Chyba ma fioła na twoim punkcie! – zawołał Tim. – Zawsze twierdził, z˙e to mieszkanie jest idealnie urządzone, a tu takie zmiany... Ale zaraz, gdzie ja teraz będę spał? – Tam gdzie zawsze. Twoje łóz˙ko jest wciąz˙ na swoim miejscu. Zapomniałeś, z˙e sypiam z Jamesem? – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć. – Uściskał ją serdecznie. – Dobranoc, aniołku. Umówili się, z˙e Harriet zaczeka na Jamesa w jego mieszkaniu i z˙e nie będzie robiła obiadu, tylko sobie odpocznie. Piątkowy wieczór wydawał się nie mieć końca.
122
CATHERINE GEORGE
Harriet stała przy jednym z wielkich okien i wypatrywała Jamesa. Było jej na zmianę to zimno, to znów gorąco i coraz bardziej się denerwowała. Kiedy wreszcie przyjechał, zamiast wybiec mu na spotkanie i rzucić się na szyję, stała jak słup soli zapatrzona w przestrzeń. Chciał ją pocałować, ale była sztywna jakby kij połknęła. – Co się stało, kochanie? – przeraził się. – Okropnie wyglądasz. Czyz˙byś znowu zemdlała? – Tylko raz. – Byłaś u lekarza? – Byłam. – Popatrzyła na niego martwym spojrzeniem. – Myślałam, z˙e znów złapałam jakiegoś wirusa, ale wygląda na to, z˙e będę miała dziecko. James oniemiał. Patrzył na nią i długo nie mógł wydobyć z siebie głosu. – Czy to moje dziecko, Harriet? – spytał, gdy wreszcie odzyskał mowę. Zabolało. Jakby uderzył ją pięścią. – Nie. – Z satysfakcją patrzyła, jak cała krew ucieka z twarzy Jamesa. – Moje. Wyjęła z torebki telefon, zadzwoniła po taksówkę, a potem rzuciła na stół klucze od jego mieszkania. Jednak nie zdąz˙yła dojść do drzwi, bo zagrodził jej drogę. – Dokąd się wybierasz? – wrzasnął. – Nie moz˙esz tak po prostu wyjść. I to po tym, co mi powiedziałaś. – Owszem, mogę. – Mam prawo do wyjaśnień!
NOC Z MILIONEREM
123
– A co tu wyjaśniać? – Jak to się stało? – Normalnie. – Wzruszyła ramionami. James odetchnął głęboko. Widać było, z˙e stara się odzyskać panowanie nad sobą. – Mówiłaś, z˙e bierzesz pigułki. – Bo biorę. – Zapomniałaś jednej? – Nie, ale chorowałam, miałam mdłości i brałam antybiotyk. W takich warunkach pigułka czasem zawodzi. W jednym przypadku na sto. Do głowy mi nie przyszło, z˙e znajdę się w tej pechowej grupie. – Skrzywiła się. – Radzono mi, z˙ebym ci przekazała dobrą nowinę, ale teraz nie mogę odz˙ałować, z˙e się na to zdecydowałam. – Kto ci to doradził? – spytał z taką miną, z˙e miała ochotę zapaść się pod ziemię. – Kto jeszcze o tym wie? – Lekarz, który mnie dziś badał. Twierdził, z˙e ojciec ma prawo wiedzieć. To pewnie prawda, ale ty wątpisz w swoje ojcostwo, więc bądź łaskaw mnie wypuścić. Chcę wrócić do domu. – Do domu? – warknął, ignorując całą resztę jej przemówienia. – Do tej nory w Clerkenwell? – Zgadłeś. Proszę, pozwól mi przejść. – Akurat! – Wziął ją za ramiona, ale próbowała się wywinąć z uścisku. – Przestań, Harriet. Musisz mi pozwolić sobie pomóc. – Niezalez˙nie od tego, czy jesteś ojcem mojego dziecka, czy nie? – prychnęła, ale zaraz zamarła z przeraz˙enia, bo z˙ołądek odmówił jej posłuszeń-
124
CATHERINE GEORGE
stwa. Odwróciła się na pięcie i nie zwracając uwagi na Jamesa, pobiegła do kuchni. Machała rękami, z˙eby go od siebie odpędzić, ale on na krok jej nie odstępował i jeszcze przytrzymywał głowę, kiedy wymiotowała. Kaszląc i sapiąc, wytarła twarz kuchennym ręcznikiem, wypiła podaną przez Jamesa szklankę wody. – Gdzie masz rzeczy? – zapytał, wróciwszy z dołu, gdzie płacił taksówkarzowi. – Nic nie przyniosłam. – Przebierzesz się w coś mojego. Jutro przywiozę ci jakieś ubranie. Wziął ją na ręce. Harriet broniła się zaciekle, ale trzymał mocno. – Połoz˙ę cię do łóz˙ka, czy tego chcesz, czy nie. – Będę wymiotować! – jęknęła, więc pobiegł z nią do łazienki i znów podtrzymywał jej głowę. Wolałaby umrzeć i mieć to wszystko za sobą, ale widać musiała się jeszcze trochę pomęczyć. Skrzywiła się z niesmakiem, ujrzawszy w lustrze swoją poszarzałą twarz. James chciał ją znów wziąć na ręce, ale go odepchnęła. – Przestań. Kręci mi się w głowie od tego noszenia. Nie zaniósł jej więc, ale mocno objął, prowadząc do sypialni. Posadził Harriet na łóz˙ku i wyjął z szafy koszulkę oraz bokserki. – Pomóc ci się rozebrać? – Dziękuję, dam sobie radę. Nawet gdyby miało mnie to zabić, dodała w my-
NOC Z MILIONEREM
125
śli, kiedy wychodził z pokoju, którego ściany nabrały dziwnej ochoty do wirowania. Spróbowała wstać, ale odniosła wraz˙enie, z˙e równiez˙ podłoga nie jest zbyt stabilna, więc co prędzej usiadła z powrotem. – Jesteś juz˙ w łóz˙ku? – zapytał James przez zamknięte drzwi. – Nie. – Czy mogę wejść? – To twój pokój. Drzwi się uchyliły, w szparze ukazała się jego głowa. – Co się dzieje? – Jest mi niedobrze, kręci mi się w głowie i jestem w ciąz˙y. Poza tym wszystko w porządku. – Co mógłbym zrobić? – Po raz pierwszy w z˙yciu James Devereux był całkiem bezradny. Pocałować, z˙eby się szybciej zagoiło, pomyślała Harriet. – Chyba jednak musisz mi pomóc się przebrać – westchnęła zrezygnowana.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Obudziła się po dwóch godzinach. Ostroz˙nie usiadła na łóz˙ku, a poniewaz˙ nic się nie działo, wstała. Głowa wciąz˙ jej ciąz˙yła, ale przynajmniej nogi nie odmawiały posłuszeństwa. Chwilę posiedziała w łazience, na wypadek gdyby zostało jeszcze coś do zwymiotowania, a gdy okazało się, z˙e nie, umyła twarz, rozczesała włosy i wróciła do sypialni. James juz˙ tam na nią czekał. Nie przebrał się, nadal był w spodniach od garnituru i w eleganckiej koszuli. – Słyszałem, z˙e się poruszałaś – powiedział. – Pomyślałem, ze moz˙esz mnie potrzebować. – Nie potrzebuję – rzuciła mu lodowate spojrzenie. – Ani teraz, ani w ogóle. – Nigdy mi nie przebaczysz? – Wiesz, z˙e przyjaźnię się z wieloma męz˙czyznami, w tym z twoim bratem, więc pewnie miałeś prawo wątpić. – Wzruszyła ramionami. – Ale ja ci tego nigdy nie zapomnę. – Wysłuchaj mnie, Harriet – błagał. – Źle mnie zrozumiałaś. Dopiero niedawno zostaliśmy kochankami, więc kiedy mi powiedziałaś o dziecku, przeraziłem się, z˙e jak nie jest moje, to ktoś mi was zabierze.
NOC Z MILIONEREM
127
Bardzo chciała mu uwierzyć, ale pierwsze słowa, jakie od niego usłyszała, tak głęboko ją zraniły, z˙e mimo najlepszych chęci nie potrafiła. Przysiadł na brzegu łóz˙ka, wziął ją za rękę. – Proszę cię, z˙ebyś została moją z˙oną. – Cóz˙ za miła niespodzianka – zakpiła i cofnęła dłoń. – Ogromnie ci dziękuję, ale moja odpowiedź brzmi: nie. – Nawet się nie zastanowiłaś. A przeciez˙ nie chodzi tylko o ciebie. Najwaz˙niejsze jest dziecko. Nasze dziecko. – Jesteś pewien, z˙e nasze? – Oczywiście, z˙e tak. Nie powiedziałabyś mi o tym, gdyby nie było nasze. – Moz˙e chciałam ci wcisnąć cudzego bachora? – To nie jest temat do z˙artów – burknął. – Tak, masz rację. Ale mam ochotę się na kimś odegrać. – A ja jestem pod ręką. – Ku jej wielkiemu zdumieniu, uśmiechnął się, choć słabo. – No dobrze, polez˙ sobie spokojnie. Przebiorę się i zrobię coś do jedzenia, a ty przez ten czas zastanów się nad moją propozycją. Usłyszawszy, z˙e odkręcił wodę w łazience, wstała ostroz˙nie, ale kiedy dotknęła stopami podłogi, stało się jasne, z˙e nie uda jej się uciec o własnych siłach. Zrezygnowana opadła na poduszki. – Jak się czujesz? – zapytał James, wychodząc z łazienki. – Jakby mnie poz˙arł pies, a potem wypluł – mruknęła.
128
CATHERINE GEORGE
– Musisz coś zjeść. – Nie ma mowy. Muszę się wykąpać, a nie jeść. Pomógł jej wstać, odczekał chwilę, az˙ się przekonał, z˙e jest w stanie utrzymać się na nogach, po czym pozwolił jej dojść do łazienki i wyregulował temperaturę wody pod prysznicem. – Na razie musi ci wystarczyć prysznic – powiedział. – Dasz sobie radę? – Tak. – Zostaw otwarte drzwi i wołaj, gdybyś mnie potrzebowała – polecił i zostawił ją samą. Umyła się, a potem stała pod prysznicem, masując się po brzuchu, bo juz˙ jakoś pogodziła się z faktem, z˙e zaczęło się tam nowe z˙ycie. – Kończ juz˙, Harriet! – zawołał James. Zakręciła wodę, włoz˙yła jego frotowy szlafrok. – Wolisz wrócić do łóz˙ka? – Podał jej ręcznik do wytarcia włosów. – Wolałabym – powiedziała niepewnie – ale... – Mogę spać w drugim pokoju. – Dziękuję. To by mi ułatwiło sprawę. – Tego się spodziewałem... Nie robiłem z˙adnego jedzenia, bo bałem się, z˙e zapach moz˙e cię znów przyprawić o mdłości. Czy wytrzymasz, jeśli teraz zrobię sobie omlet? – Wytrzymam, tylko nie szykuj nic dla mnie. – Na pewno nic nie chcesz, Harriet? – Czy jak juz˙ coś zjesz, zrobisz mi herbatę? – Zaraz ci zrobię. – Nie, nie. Strasznie się zmęczyłam kąpielą, muszę trochę odpocząć.
NOC Z MILIONEREM
129
– Czy w ogóle coś dzisiaj jadłaś? – Tylko śniadanie. Po wizycie u lekarza straciłam apetyt. – Zaraz wracam – powiedział, wychodząc z sypialni. – Wołaj, gdybyś czegoś potrzebowała. Została sama. Postanowiła skorzystać z okazji i spokojnie wszystko sobie przemyśleć. James tylko dlatego zaproponował jej małz˙eństwo, z˙e miała urodzić jego dziecko. Nie mogła poślubić człowieka, który nie tylko zwątpił w swoje ojcostwo, ale w ogóle nie chciał się ponownie z˙enić. Powiedziała mu o tym, gdy przyniósł jej herbatę i dwa tosty. – Teraz moja kolej – stwierdził, kiedy skończyła jeść. – Pamiętasz Toskanię? – Tak, oczywiście. – Jak cię wtedy zobaczyłem, śpiącą w moim łóz˙ku, całkiem straciłem rozum. Zapomniałem o ostroz˙ności, zapomniałem, z˙e jesteś związana z Timem, zapomniałem o boz˙ym świecie. Wiedziałem tylko, z˙e muszę się z tobą kochać teraz, zaraz, natychmiast. Tak więc wina lez˙y po mojej stronie. Te słowa zrobiły na niej wielkie wraz˙enie, ale nie pokazała tego po sobie. – Dziwne, z˙e pigułki nie poskutkowały – mruknęła. – Pewnie nigdy dotąd cię nie zawiodły – powiedział ostroz˙nie James. – Nie miały zbyt wielu okazji, z˙eby się sprawdzić. Jedyny raz, kiedy naprawdę byłam zakochana,
130
CATHERINE GEORGE
skończyło się tak, z˙e mój wybrany rzucił mnie po kilku miesiącach znajomości. Między innymi dlatego tak chętnie przystałam na propozycję Tima, z˙ebym udawała jego narzeczoną. Dzięki temu moja duma trochę mniej ucierpiała. – I uchowałaś się dla mnie. – Roześmiał się. – Z losem nie wygrasz, Harriet. Najwyraźniej postanowił, z˙e masz zostać moją z˙oną. – Przeciez˙ nie chciałeś się z˙enić. – Z tobą i tylko z tobą przez˙yję nawet ślub. – Nie, James. – Tak, Harriet. Teraz juz˙ nie wystarczy, z˙e zamieszkamy razem. – Wziął od niej kubek, postawił go na tacy. – Dziecko wszystko zmienia. Moz˙e jestem staroświecki, ale chcę, z˙eby moje dziecko i jego matka nosili moje nazwisko. Dlatego pytam cię po raz drugi: czy zostaniesz moją z˙oną? – Chyba muszę się zgodzić – westchnęła zrezygnowana. – Jest jeszcze jedno wyjście. Jeśli rzeczywiście nie moz˙esz znieść myśli o poślubieniu mnie, to przynajmniej pozwól sobie kupić dom z ogrodem. – I ty będziesz mieszkał tutaj, a ja w tym nowym domu? – Nie chcę cię stawiać w sytuacji bez wyjścia. Wolałbym zostać twoim męz˙em, ale nie mogę pozwolić, z˙ebyś czuła się osaczona. Zastanów się nad tym, dobrze? Tak bardzo zastanawiała się nad jego propozycją, z˙e nie mogła zasnąć. O trzeciej nad ranem
NOC Z MILIONEREM
131
przestała walczyć z bezsennością. Zapaliła nocną lampkę, wstała z łóz˙ka i wyjrzała do salonu, który wydawał się jeszcze większy w nocy, kiedy oświetlał go tylko blask ulicznych latarni. Boso przeszła do kuchni. Miała ochotę na kawałek chleba z masłem, ale nie chciała zapalać światła, z˙eby nie budzić Jamesa. Jednak nie zdąz˙yła dojść, gdzie zamierzała, gdy odsunęły się drzwi małej sypialni i wypadł z nich James. W biegu nakładał na siebie szlafrok. – Źle się czujesz? – spytał, zapalając światło. – Nie. Jestem głodna. Przepraszam, z˙e cię obudziłam. – Jakoś nie mogłem zasnąć. – Wzruszył ramionami. – Ja tez˙... Nie będziesz miał nic przeciwko temu, z˙ebym zrobiła sobie coś do jedzenia? – Na litość boską, Harriet, czy naprawdę musisz o to pytać? – Owszem, muszę. Oddychał głęboko. Najwyraźniej starał się nie stracić panowania nad sobą. – Wracaj do łóz˙ka – polecił w końcu. – Co ci zrobić? Tosty? – Bardzo proszę. – Juz˙ robię. Wracaj do łóz˙ka. Przygotowanie jedzenia zajęło mu trochę więcej czasu, niz˙ przypuszczała, ale gdy je przyniósł, zrozumiała, dlaczego tak długo to trwało. Tostów była cała góra, a do tego świez˙utka jajecznica. – Musisz jeść. – Podał jej talerz.
132
CATHERINE GEORGE
– Tak, James – zgodziła się potulnie, a ledwie zamknął za sobą drzwi, rzuciła się na jedzenie. Nadludzką siłą woli powstrzymała się przed pochłonięciem wszystkiego. Zostawiła jeden tost i odrobinę jajecznicy. – Masz zjeść do końca – powiedział, kiedy wrócił z herbatą. Westchnęła cięz˙ko i powoli zjadła ten ostatni kawałek z taką miną, jakby robiła Jamesowi wielką łaskę. – Skończyłam – oznajmiła, oddając mu pusty talerz. – Jajecznica była całkiem niezła. Dziękuję. – Kiedy Tim był mały i bardzo nieszczęśliwy, jadał tylko jajecznicę, dlatego to jest moje popisowe danie. – James zamyślił się, westchnął. – Teraz stał się bardziej wybredny. – Jest we Florencji. – Wiem. Wkrótce odbędzie się ślub. Czy teraz pozwolisz mi zapłacić za swój bilet? – Dziękuję, James, ale nie trzeba. Sama go sobie kupię. – Nie wiem, po co w ogóle pytałem – mruknął. – Czy potrzebujesz jeszcze czegoś? – Dziękuję, niczego mi nie trzeba. – Wobec tego dalszą dyskusję zostawmy na jutro. Miejmy nadzieję, z˙e będziesz w lepszej formie i z˙e uda nam się znaleźć rozsądne wyjście z tej sytuacji. – Jeśli to aluzja do twojej propozycji małz˙eństwa – uśmiechnęła się kpiąco – to postaraj się znaleźć jakieś lepsze słowo na jego opisanie. Naj-
NOC Z MILIONEREM
133
pierw twierdzisz, z˙e ślub to lekarstwo na miłość, a potem nazywasz go rozsądnym wyjściem. – Dla ciebie, dla mnie i dla naszego dziecka jest to jedyne wyjście. Byłbym zapomniał. – Podszedł do szafy i wyjął sobie czyste ubranie. – Jutro muszę wyjść wcześniej. Trzeba kupić coś do jedzenia. Postaram się ciebie nie obudzić, ale gdyby mi się nie udało, zostań w łóz˙ku, dopóki nie wrócę. A teraz zaśnij. Dobranoc. Tym razem Harriet usnęła natychmiast. Obudziła się i nasłuchiwała, kiedy James wstanie. Miała wraz˙enie, z˙e minęło wiele godzin, nim wyszedł z sypialni. Zamknęła oczy na wypadek, gdyby chciał do niej zajrzeć i lez˙ała bez ruchu, póki nie usłyszała, jak zamyka za sobą drzwi wejściowe. Wtedy ostroz˙nie wstała, odczekała chwilę, a kiedy się okazało, z˙e pokój nie wiruje, a podłoga jest całkiem stabilna, wyjęła z torebki telefon i zadzwoniła po taksówkę. Kilka minut później, nieumyta i tylko lekko przyczesana, była juz˙ w drodze do Clerkenwell. Zaraz po wejściu do mieszkania przebrała się, wzięła torbę, którą spakowała jeszcze poprzedniego dnia, w całkiem innym z˙yciu, przed tą nieszczęsną wizytą u lekarza. Dopiero na koniec zadzwoniła do Jamesa i nagrała wiadomość na jego automatyczną sekretarkę. – Potrzebuję trochę czasu. Nie szukaj mnie, proszę, i broń Boz˙e się nie martw. Czuję się znacznie lepiej. Jutro do ciebie zadzwonię. Wiedziała, z˙e będzie się martwił, ale w tej chwili niewiele ją to obchodziło. Musiała spokoj-
134
CATHERINE GEORGE
nie wszystko przemyśleć i na nowo poukładać swoje z˙ycie. Być moz˙e postąpiła okrutnie, ale nadal nie mogła zapomnieć tamtych trzech prostych słów, które wbiły jej się w serce jak ostry nóz˙. Nie mogła mu darować, z˙e choć przez chwilę wątpił, z˙e dziecko jest jego. Harriet skuliła się na kanapie, włączyła telewizor i bezmyślnie gapiła się w ekran. Wtem usłyszała kroki w korytarzu. Chwilę później do pokoju wszedł James. – Ja tez˙ mam klucz – warknął, majtając jej przed oczami zapasowym kluczem do domu Tima. – Tim mi powiedział, z˙e jego dwaj koledzy wyjechali na wakacje, więc od razu pomyślałem o tym miejscu. Najpierw zadzwoniłem do Dido, potem do brata... Trzy osoby śmiertelnie wystraszyłaś, moja droga. Jesteś zadowolona? – To ty ich wystraszyłeś, a nie ja. Przeciez˙ ci powiedziałam, z˙ebyś mnie nie szukał i z˙e jutro do ciebie zadzwonię. – Naprawdę uwierzyłaś, z˙e zostawię cię samą? Po tych wszystkich omdleniach i mdłościach? Wracamy do domu – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Natychmiast. Harriet nie stawiała oporu. Była słaba, całkowicie bezwolna i obojętna na wszystko. Cieszyła się tylko, z˙e zdąz˙yła sobie wszystko przemyśleć przed przybyciem Jamesa i nawet podjęła decyzję. Mała sypialnia w mieszkaniu Jamesa została
NOC Z MILIONEREM
135
przemeblowana w taki sposób, by nowa kanapa i fotel mogły zająć poczesne miejsce. – Przywieźli meble – ucieszyła się Harriet. – Dziś rano, zgodnie z zamówieniem. Wyszedłem wcześnie na zakupy, z˙eby być w domu, kiedy je przywiozą. Prędko wróciłem, ale ty byłaś szybsza ode mnie. Musiałaś wyjść zaraz po mnie. – Chciałam spokojnie pomyśleć – naburmuszyła się. – Czy naprawdę tylko o to chodziło? – Oczywiście. – Zdziwiła ją rozpaczliwa nuta w jego głosie. – Na pewno nie poszłaś nigdzie indziej, zanim zaszyłaś się u Tima? – Byłam w kilku miejscach. Zabrałam z domu trochę rzeczy, zaniosłam kostium do pralni i kupiłam sobie coś do jedzenia. – Nie pojechałaś do szpitala? – Do szpitala? – powtórzyła i dopiero wtedy zrozumiała, o co mu chodzi. Wściekła się. – Chyba zwariowałeś! Nawet przez chwilę nie myślałam o przerwaniu ciąz˙y! Uwaz˙asz, z˙e pozbyłabym się swojego jedynego krewnego? Odetchnął z ulgą, przetarł oczy. – Musiałem cię o to spytać, Harriet. Kiedy się okazało, z˙e zniknęłaś, zacząłem sobie wyobraz˙ać najgorsze... – Popatrzył na nią, a potem poszedł do kuchni i oparł się o blat, jakby nie mógł stać o własnych siłach. – I co wymyśliłaś? – Czy nadal chcesz się ze mną oz˙enić? – Tak, Harriet – odparł z pełnym przekonaniem.
136
CATHERINE GEORGE
– Nadal chcę się z tobą oz˙enić, choć coś mi mówi, z˙e zgodzisz się, ale na swoich warunkach. – Będziesz musiał zrobić test DNA. My tez˙. – Poklepała się po brzuchu. – Chcę, z˙ebyś miał pewność, z˙e dziecko jest naprawdę twoje. – Do diabła z tym! – obruszył się. – Wiem, z˙e cię uraziłem i bardzo tego z˙ałuję. Popatrz mi w oczy, Harriet, i powiedz, z˙e jest choćby najmniejsza moz˙liwość, z˙e kto inny jest ojcem twojego dziecka. Wiedziałem! – ucieszył się, kiedy spuściła wzrok. – Nie moz˙esz tego powiedzieć! – Mimo to chcę, z˙ebyś zbadał DNA – upierała się. – Jeśli odmówisz, nie zgodzę się na ślub. Wolę samotnie wychować swoje maleństwo. – Po moim trupie! – Jak sobie z˙yczysz. – Wzruszyła ramionami, wzięła torbę z podłogi. – Wracam do siebie. Dam ci czas do zastanowienia. Zadzwoń do mnie, kiedy coś postanowisz. – Juz˙ postanowiłem – powiedział prędko. Postarzał się nagle. Po raz pierwszy naprawdę wyglądał na swoje lata. – Kiedy obiecywałem twojej babci, z˙e się tobą zaopiekuję, nie miałem pojęcia, na co się porywam. No i oczywiście nie spodziewałem się, z˙e zakocham się w tobie tak beznadziejnie, z˙e zrobię wszystko, co kaz˙esz. – Wyprostował się, wziął od niej torbę. – Wygrałaś, Harriet. Zrobię ten cholerny test. – To nie jest mecz, James, nie ma mowy o wygrywaniu – powiedziała lodowatym tonem, z˙eby ukryć wzbierające łzy.
NOC Z MILIONEREM
137
– Jasne. W moim wypadku to przegrana. – Postawił torbę z powrotem na podłodze, wziął Harriet za ramiona. – Ale pamiętaj, z˙e to ty chciałaś testu, nie ja. – Boisz się o wynik? – Boz˙e, daj mi cierpliwość! – westchnął, wznosząc oczy ku niebu. – Ja juz˙ znam wynik. Ty zresztą tez˙. Ale skoro stawiasz taki warunek, to się zgadzam. Zrobię wszystko, z˙ebyś tylko została moją z˙oną. – Dziękuję. I dziękuję za meble – dodała poniewczasie. – Nie ma za co – odparł sztywno i zaniósł tę jej nieszczęsną torbę podróz˙ną do nowo umeblowanej małej sypialni. – Proszę, to wszystko twoje. Czytaj, oglądaj telewizję, rób to, co chcesz, tylko nie odchodź. Moz˙e później zjesz ze mną obiad? – Dobrze – zgodziła się potulnie. – Musisz porządnie odpocząć. A w poniedziałek wymówisz mieszkanie. W następny weekend przeprowadzisz się do mnie. – Dobrze – powtórzyła. – Przepraszam, z˙e się przeze mnie martwiłeś – powiedziała skruszona. – Nie przepraszaj, tylko nigdy więcej mi tego nie rób – mruknął wzruszony.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dido Parker była jedyną osobą na świecie, z którą Harriet mogła się podzielić najnowszą wiadomością. Niestety, tym razem nie mogła pisnąć ani słowa Timowi, który powinien się o tym dowiedzieć od brata. – Więc dlatego zemdlałaś – powiedziała Dido. – Myślałam, z˙e takie rzeczy zdarzają się tylko na filmach. Masz juz˙ poranne mdłości? – Tylko raz i to wieczorem. Tego dnia, kiedy powiedziałam Jamesowi o dziecku. – Jak to przyjął? – Zapytał, czy to jego, a potem trzymał mi głowę, kiedy wymiotowałam w tej jego eleganckiej kuchni. – To dlatego schowałaś się u Tima? – Dlatego. Byłam zła, obolała i potrzebowałam czasu, z˙eby się spokojnie zastanowić nad propozycją Jamesa. Nie zaszkodziło tez˙, z˙e sobie trochę pocierpiał za tamtą chwilę zwątpienia. – Cierpiał i to solidnie – zapewniła ją Dido. – Był w strasznym stanie, kiedy do mnie zadzwonił. Ja zresztą tez˙. Wyjdziesz za niego za mąz˙? – Oczywiście. Kocham go, Dido. Gdyby nie to,
NOC Z MILIONEREM
139
nie wyszłabym za niego, mimo z˙e jest ojcem mojego dziecka. W sobotę rano James przyjechał po Harriet i po jej rzeczy. Zamierzał wynająć cięz˙arówkę, ale w końcu dał się przekonać, z˙e to nie będzie potrzebne. – Teraz rozumiem dlaczego – powiedział, gdy wpuściła go do mieszkania. – Czy to naprawdę wszystko? – To cały mój majątek, poza rzeczami z End House, które są u ciebie. – Uśmiechnęła się. – W pudłach jest radio, ksiąz˙ki i płyty, ubrania w walizkach i jeszcze kwiatek, który dostałam od ciebie. Po przyjeździe do jego mieszkania James zaniósł walizki Harriet do swojej sypialni. – Zrobiłem ci trochę miejsca – powiedział, otwierając jedno skrzydło wielkiej szafy. – Twoje ksiąz˙ki moz˙emy ustawić na dole na półce. Przez cały tydzień prawie nie rozmawiali z sobą, z wyjątkiem wieczornych telefonów, kiedy to James wypytywał przede wszystkim o jej zdrowie. Dlatego była mu wdzięczna, z˙e powiedział, gdzie ma połoz˙yć swoje rzeczy, zanim zdąz˙yła zadać to pytanie. – Umówiłam się z Dido na lunch – uprzedziła go, kiedy rozwieszał w szafie jej rzeczy. – Musimy zrobić zakupy na ślub. Na ślub Tima – dodała, rumieniąc się. – Na nasz tez˙ musisz sobie coś sprawić.
140
CATHERINE GEORGE
– Wystarczy mi jedna sukienka na oba śluby. Nie ma sensu kupować ubrań, które za chwilę i tak nie będą na mnie pasowały. – Ślub bierze się tylko raz. – Nie zawsze. – Moz˙esz być absolutnie pewna, z˙e ty zrobisz to tylko raz. – Wyjął portfel. – Musisz mieć jakieś pieniądze. – Dziękuję, nie trzeba. – Stanowczo pokręciła głową. – Zachowaj swoje pieniądze na potem. Dziecko kosztuje majątek. – Powiedziałaś juz˙ Timowi? – Nie, tylko Dido. Tobie zostawiam przyjemność podzielenia się z bratem dobrą nowiną. – Wobec tego powiemy mu razem. Zaproszę go do nas na kolację. A właśnie, umówiłem się juz˙ na test, więc chyba moz˙emy porozmawiać o ślubie. – Nie tak szybko. Trzeba poczekać na wynik testu. – Nie trzeba – zaprotestował. – Muszę się tylko dowiedzieć, czy mnie kochasz. – Tak – powiedziała bez namysłu. Przytulił ją do siebie, pocałował. – Poza tym nic innego się nie liczy, a juz˙ najmniej wynik testu. Pobierzmy się w przyszłą sobotę, dobrze? – Tak szybko? – zdumiała się Harriet. – A na co mamy czekać? Przeciez˙ juz˙ jesteś w moim domu, w moim z˙yciu i w moim sercu. – Powiedział to tak czule, z˙e straciła resztki wątpliwości.
NOC Z MILIONEREM
141
– Wobec tego – uśmiechnęła się promiennie – niech będzie sobota. Gdy Harriet wróciła z wyprawy na zakupy, James był tak zafrasowany, z˙e poczuła się głupio, kiedy odbierał od niej wielkie pudło na kapelusze i bardzo duz˙o mniejszych paczek. – Bogu dzięki – westchnął z ulgą. – Od pół godziny nie mogę sobie znaleźć miejsca. Czemu byłaś tak długo? Jesteś wykończona. – To fakt. – Zrzuciła pantofle i z westchnieniem ulgi usiadła na sofie. – Chyba juz˙ nigdy w z˙yciu nie pójdę na zakupy. A na pewno nie z Dido. – Czego się napijesz? – Mineralnej, jeśli jesteś taki dobry. Dido Parker, którą uwaz˙am za swoją przyjaciółkę, przeciągnęła mnie po wszystkich piętrach Harvey Nichols w najbardziej upalny dzień roku! – Wzięła od Jamesa szklankę wody i wypiła duszkiem. – Kupiłaś to, co chciałaś? – Usiadł obok niej. – Tak. – Odgarnęła włosy z czoła, uśmiechnęła się do niego. – Znalazłam idealną sukienkę na ślub i z całą pewnością ubiorę się w nią takz˙e na ślub Tima. – Pewnie nie pozwolisz mi zobaczyć tej sukienki az˙ do ceremonii? – Jakbyś zgadł. Chociaz˙ to nie jest tradycyjna suknia ślubna. Czy udało ci się załatwić wszystko na przyszły tydzień? – Co do joty. Ślub odbędzie się o czwartej po
142
CATHERINE GEORGE
południu w sobotę w kościele w Upcote. Wesele, oczywiście, w Edenhurst. – Roześmiał się na widok jej zdumionej miny. – W Upcote? – spytała słabo. – Zdawało mi się, z˙e to oczywiste. – Wzruszył ramionami. – Twoja babcia na pewno by mnie pochwaliła, więc uznałem, z˙e ty tez˙ będziesz zadowolona. – Jestem zachwycona! – zawołała. – Sądziłam, z˙e pójdziemy do najbliz˙szego urzędu stanu cywilnego, tu, w Londynie. – Zrobiłem tak poprzednim razem z powszechnie znanym rezultatem, więc nie dziw się, z˙e nie chcę tego powtarzać. Tym razem złoz˙ę przysięgę nie tylko przed ludźmi, ale i przed Bogiem. – James – szepnęła, wzruszona do głębi serca. – Co się stało? – Przysunął się bliz˙ej. – Skoro juz˙ ustaliliśmy datę ślubu na przyszłą sobotę, do czego wciąz˙ jeszcze nie mogę się przyzwyczaić, to czy między nami mogłoby znów być tak jak przedtem? – Więc jednak mi przebaczyłaś? – Spojrzał jej prosto w oczy. – Tak. Gdybym ci nie przebaczyła, nie poszłabym kupować sukni ślubnej. Mam nadzieję, z˙e ci się spodoba. Jest trochę inna niz˙ rzeczy, w których zazwyczaj chodzę. Przede wszystkim nie kupiłam jej na wyprzedaz˙y, a poza tym jest o jeden numer większa niz˙ zwykle. – Ja tam nie widzę róz˙nicy – ocenił James, obejrzawszy ją sobie od stóp do głów.
NOC Z MILIONEREM
143
– Trochę urosły mi piersi. – Chyba nie sądzisz, z˙e uznam to za wadę! Roześmiała się. – Nareszcie! – ucieszył się. – Ostatnio wcale się nie śmiałaś. – Przepraszam. – Poklepała się po brzuchu. – To jej wina. – A moz˙e jego? – Wolałbyś chłopca? – Chciałbym, z˙eby dziecko było zdrowe i z˙eby nie zmęczyło za bardzo swojej mamy, przychodząc na świat. – Oj tak... Schowam moje ślubne szaty w jakimś zakamarku. Tylko nie podglądaj. – Pogroziła mu palcem. – Zaniosę paczki i zaraz znikam. Tim przychodzi o ósmej. Masz sporo czasu, moz˙esz sobie polez˙eć w wannie albo się zdrzemnąć. – Chyba tak zrobię. Tylko mnie obudź wcześniej, z˙ebym zdąz˙yła ci pomóc przy kolacji. – Ziewnęła. – Nie ma juz˙ nic do roboty. – Połoz˙ył paczki w sypialni. – Przygotowałem zimne mięso i kilka sałatek. A jak Timowi będzie mało, moz˙e sobie kupić frytki, jak będzie wracał do domu. James zadał sobie sporo trudu, z˙eby stół wyglądał bardzo uroczyście: biały obrus, świece, kryształowe kieliszki... Tim zjawił się punktualnie. Od razu zauwaz˙ył odświętnie nakryty stół.
144
CATHERINE GEORGE
– Widzę, z˙e to jakaś wyjątkowa okazja. Powinienem był się wbić w garnitur. – Zostaw to sobie na ślub – poradził mu James. – Nie bój się. Na tę okazję mam naprawdę rewelacyjny. Francesca go wybrała. – Na nasz ślub, nie na twój. – James odkorkował szampana. Tim popatrzył najpierw na brata, potem na Harriet, wykonał dziki taniec radości, na koniec wyściskał Harriet tak, z˙e omal jej nie udusił. – Świetna wiadomość! – cieszył się jak dziecko. – Ale mówiłaś, z˙e będziecie tylko razem mieszkać. – Postanowiliśmy związać się trwale – wyjaśnił James. – Moje gratulacje! Kiedy się związujecie? – W przyszłą sobotę – powiedziała Harriet. – Słucham? – Tim nie mógł uwierzyć własnym uszom. – Co tak nagle? Jak rozmawialiśmy o tym ostatnim razem, mówiłaś, z˙e nie chcesz wychodzić za mąz˙. – Zmieniłam zdanie. – Ja jej zmieniłem zdanie – wtrącił James. – Będziemy mieli dziecko. Tim patrzył na niego oniemiały. – Nie pogratulujesz nam, wujku? – spytała roześmiana Harriet. – Boz˙e! No pewnie! To cudowna wiadomość! – Tim wziął kieliszek, podniósł go. – Wasze zdrowie. Zwłaszcza twoje, Harry. Teraz juz˙ się nie dziwię, z˙e zemdlałaś. Sam omal nie zemdlałem. Nie mogę się doczekać, kiedy powiem Francesce.
NOC Z MILIONEREM
145
– Powiedz jej od razu – zaproponował James. – I zaproś ją na ślub. Moz˙ecie zamieszkać tutaj z Harriet, jeśli się zgodzi. Ja przez cały tydzień będę w Upcote. – Uśmiechnął się do całkiem ogłupiałego Tima. – Potem zabiorę z˙onę do La Fattorii, a poniewaz˙ zostaniemy tam az˙ do twojego ślubu, moz˙ecie na ten czas zająć moje mieszkanie. – Dzięki, James. – Tim zerwał się z miejsca, rzucił się bratu na szyję. – Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. – Idź do sypialni i zadzwoń do Franceski – poradziła Harriet. – Tylko uwaz˙aj na meble. Tim wybiegł w podskokach, głośno zachwycił się nowymi meblami, po czym zamknął za sobą drzwi. – Chyba dobrze to przyjął – powiedział James, wręczając Harriet kieliszek. – Po raz pierwszy powiedział do mnie ,,James’’. Nie będziesz miała nic przeciwko spędzeniu kilku dni pod jednym dachem z Francescą? – Oczywiście, z˙e nie, choć wolałabym nie tracić cię z oczu na cały tydzień. Będę za tobą tęsknić. – Ja tez˙. – Pocałował ją. – Wznieśmy toast. – Nie powinnam pić alkoholu. – Tylko pół łyka na szczęście. Za naszą trójkę! – Stuknęli się kieliszkami. – Za naszą trójkę – powtórzyła tak bardzo szczęśliwa, z˙e James wziął ją w ramiona i całował tak długo, az˙ Tim musiał odkaszlnąć teatralnie, z˙eby im przerwać. – Skończcie juz˙ wreszcie. Jestem głodny!
146
CATHERINE GEORGE
W sobotę, punktualnie o czwartej, Harriet ucałowała Dido, wzięła pod ramię Tima i przy dźwiękach marsza Mendelssohna, odegranego na odnowionych w tym roku organach, przeszła przez nawę St Mary’s Church i stanęła obok Jamesa, który wyglądał wyjątkowo pięknie w białym garniturze. Jej suknia z podwójnej warstwy róz˙owego szyfonu z nadrukowanymi białymi róz˙yczkami oraz słomkowy kapelusz z ogromnym rondem tak bardzo odbiegały od zwykłego gustu Harriet, z˙e przez cały tydzień się zamartwiała, czy aby nie zrobiła głupstwa. Jednak spojrzenie Jamesa powiedziało jej, z˙e był to wyjątkowo trafny wybór. Uszczęśliwiona mogła juz˙ spokojnie wysłuchać słów wielebnego Faradaya, który znał ją od dziecka. Kiedy James wkładał jej na palec obrączkę, wszyscy zebrani słyszeli jego pewny, mocny głos, składający przysięgę w obliczu Boga i ludzi. Ale kiedy Harriet jemu przysięgała, tylko ona usłyszała, jak odetchnął głęboko, jakby spadł mu z serca bardzo wielki kamień. Szli przez kościół, uśmiechając się do znanych twarzy, których był pełen kościół. Jakaś mała osoba, trzymana na rękach przez ojca, podała jej srebrną podkowę na szczęcie. – Robert! – ucieszyła się Harriet. – Dziękuje ci, kochanie! Przed kościołem, w jasnym blasku słońca, czekała ich jeszcze krótka sesja zdjęciowa, chmura konfetti i samochód, którym pojechali do nieodległego przeciez˙ Edenhurst, gdzie zebrał się personel,
NOC Z MILIONEREM
147
pragnący im złoz˙yć gratulacje. Dopiero potem James mógł mieć swą młodą z˙onę dla siebie, choć tylko przez krótką chwilę, nim zjechali się goście. – Tak pięknie wyglądasz, z˙e boję się to zepsuć. – Przytulił ją do siebie. – Kocham cię, Harriet. – Ja tez˙ cię kocham – zdąz˙yła powiedzieć, a nawet go pocałować, nim pojawili się weselnicy. Pierwszy był, oczywiście, Tim. Wyściskał Harriet po swojemu i dopiero potem się zreflektował. – Przepraszam! – jęknął przeraz˙ony. – Zapomniałem! – Całe szczęście, z˙e ten wodoodporny tusz jest naprawdę taki, jak w reklamie. – Dido pociągała nosem, całując Harriet. – Przepięknie wyglądasz. – Obowiązek panny młodej – roześmiała się Harriet, ściskając przyjaciółkę. Potem składał im z˙yczenia Giles Kemble, którego Harriet natychmiast przekazała pod opiekę Dido. – Świetnie, z˙e zaprosiłaś swojego szefa – pochwalił James, obserwując, jak Giles bierze dwa kieliszki szampana i jeden z nich daje Dido, nie spuszczając z niej zachwyconych oczu. Gdy stoły opustoszały, wygłoszono wszystkie moz˙liwe toasty, a gdy orkiestra zagrała slowfoksa, James wyprowadził swą z˙onę na parkiet. – Poprosiłem o taką muzykę, z˙ebym mógł cię bez przeszkód przytulać – szepnął jej do ucha. – Spryciarz – pochwaliła Harriet. Tylko jeden taniec pozwolono jej przetańczyć z Jamesem. Następny w kolejce był Tim, potem
148
CATHERINE GEORGE
Giles i jeszcze wielu innych. W końcu James uznał, z˙e dość się natańczyła i pora wreszcie odpocząć. Ściągnął ją z parkietu, posadził na fotelu i dał do wypicia szklankę wody. – Nie chciałbym zostać źle zrozumianym – powiedział cicho – ale powinienem cię połoz˙yć do łóz˙ka. Jesteś potwornie zmęczona. – Jestem, ale nie chcę, z˙eby ten piękny wieczór tak szybko się skończył. – Mimo wszystko pójdziesz do łóz˙ka. – Uśmiechnął się do niej czule. – Nikt nie będzie się temu dziwił. Dał znak, a gdy muzyka umilkła, zadzwonił w kieliszek. – Ja i moja z˙ona... – Musiał na chwilę przerwać, bo nie byłoby go słychać w burzy oklasków i pohukiwań. – Ja i moja z˙ona – powtórzył – dziękujemy wam wszystkim za przybycie. Zostańcie, proszę, póki wam sił wystarczy, ale my juz˙ się poz˙egnamy. Jutro z samego rana wyjez˙dz˙amy, a moja z˙ona jest bardzo zmęczona, więc... – Daj spokój, Jed! – zawołał któryś z gości. – Lepiej od razu powiedz, z˙e chcesz z nią wreszcie iść do łóz˙ka. – Zgadłeś! – odkrzyknął niespeszony James. – Dobranoc – powiedziała Harriet. – Bawcie się dobrze. Zdawało jej się, z˙e bruk prowadzący z domu do dawnych stajni ciągnie się bez końca. Kiedy weszli do mieszkania, była tak wyczerpana, z˙e właściwie na nic nie miała siły. Oz˙ywiła się jednak, kiedy
NOC Z MILIONEREM
149
James usadził ją na kanapie i zobaczyła kredens i parawan swojej babci. – Całkiem jak w domu – powiedziała, walcząc z sennością. – Napijesz się herbaty? – Z wielką przyjemnością. Ale kiedy wrócił z tacą, jego z˙ona juz˙ spała kamiennym snem. Wziął ją więc na ręce i zaniósł do sypialni. Bardzo ostroz˙nie zdjął z niej śliczną suknię, przykrył starannie, pocałował delikatnie w policzek i wrócił do salonu, z˙eby wypić herbatę. Z pewnością nie była to tradycyjna noc poślubna, ale w tym związku wszystko było niezwykłe. Nazajutrz późnym wieczorem zajechali na podwórko La Fattorii. Było cicho, spokojnie, okna jarzyły się przyjaźnie. – Pomyślałem, z˙e po tych wszystkich emocjach będziesz potrzebowała odrobiny spokoju – mówił James, pomagając Harriet wydostać się z samochodu. – Państwu Capellinim powiedziałem, z˙eby odczekali ze dwa dni, nim poznają moją z˙onę. – Dziękuję ci, James. Spokój i cisza dobrze mi zrobią. Bardzo lubię Francescę, ale przez cały czas musiałam ją zapewniać, z˙e naprawdę nigdy nie chciałam wyjść za mąz˙ za Tima. – Westchnęła. – To było trochę męczące. – Najwaz˙niejsze, z˙e chciałaś wyjść za mnie. – Wziął ją na ręce. – To taki stary zwyczaj. – Przeniósł ją przez próg. – Uwielbiam ten dom, James – powiedziała
150
CATHERINE GEORGE
Harriet, kiedy stanęła na kamiennej podłodze w kuchni. – Cieszę się, z˙e właśnie tutaj spędzimy nasz miesiąc miodowy. – Dla ciebie to jest miesiąc miodowy? – Wprost nie posiadał się z radości. – Oczywiście. A cóz˙ innego moz˙e być po takim ślicznym ślubie? – Objęła go za szyję, pocałowała. – Czy moglibyśmy wreszcie iść do łóz˙ka? Nie kochali się, odkąd James dowiedział się o ciąz˙y. Po zakupach z Dido pogodzili się wprawdzie, ale zaraz przyszedł Tim, a potem Harriet była taka zmęczona, z˙e James poszedł spać do małej sypialni, z samego zaś rana wyjechał do Upcote. A kiedy obudziła się tego ranka w mosięz˙nym łóz˙ku swojej babci, ze zdziwieniem stwierdziła, z˙e przespała calutką noc poślubną. Wdrapali się na wiez˙ę. W sypialni czekał na nich wielki bukiet białych róz˙, które napełniały powietrze słodkim zapachem. – Muszę wyznać ci coś waz˙nego – powiedziała Harriet. – Ale z dzieckiem wszystko w porządku? – zaniepokoił się. – Oczywiście. Oboje czujemy się doskonale. Chodzi o to, z˙e w końcu nie zrobiłam tego testu. Miałam ci powiedzieć, z˙ebyś tez˙ nie robił, ale byłeś szybszy... – Czy to ta waz˙na sprawa? – zapytał z wyraźną ulgą w głosie. – Tak. – No to teraz mogę się przyznać. Tez˙ nie zrobi-
NOC Z MILIONEREM
151
łem badania. Powiedziałem ci, z˙e zrobiłem, z˙ebyś nie zrezygnowała ze ślubu. – Skłamałeś? – W najlepszej wierze – zapewnił bez cienia skruchy. – Nie było innego sposobu, z˙eby zaciągnąć cię do ołtarza, więc skłamałem. – Niech ci będzie. – Uśmiechnęła się. – Ale jest jeszcze coś, co powinieneś wiedzieć. Nasze dziecko urodzi się dziewięć miesięcy po pamiętnej nocy w tym pokoju. – A wiesz, właściwie od początku byłem tego pewien. – Wziął ją na ręce, zaniósł do łóz˙ka. – Chcę znów się tutaj z tobą kochać. – Tak tez˙ sobie pomyślałam. – Pocałowała go w usta. – W końcu to jest nasz miesiąc miodowy. – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć... Był taki moment, kiedy zwątpiłem, czy wyjdziesz za mnie, nawet nie bacząc na dziecko. – Zostałam twoją z˙oną, poniewaz˙ cię kocham, James. To był jedyny powód. No i oczywiście wiedziałam, z˙e tylko ty moz˙esz być ojcem mojego dziecka. – Ja tez˙. Ale przez jedną straszliwą chwilę obawiałem się, z˙e jest nim ktoś inny. Dlatego o to zapytałem. Jedno głupie pytanie mogło zrujnować całe moje z˙ycie! – Nie tylko twoje. – Przytuliła się do niego. – Na szczęście mamy to juz˙ za sobą. – Tak dawno cię nie miałem – westchnął, tuląc ją do siebie. – Chodźmy wreszcie do łóz˙ka. Kochali się z początku spokojnie, z˙eby jak
152
CATHERINE GEORGE
najdłuz˙ej cieszyć się sobą, ale namiętność w końcu wzięła nad nimi górę. – Właśnie odkryłem – powiedział James, kiedy lez˙eli zmęczeni, wtuleni w siebie i nieziemsko szczęśliwi – z˙e ślub wcale nie jest lekarstwem na miłość. – Jak trochę dłuz˙ej pobędziemy małz˙eństwem, to się przekonamy. – Uśmiechnęła się sennie. – A ja i tak wiem swoje. Wiem, z˙e będę cię kochał do końca z˙ycia. Nigdy się z tego nie wyleczę. – Chyba się od ciebie zaraziłam. – Spojrzała na niego rozkochanym wzrokiem. – Teraz juz˙ zawsze będziemy razem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.