Margit Sandemo SAGA O LUDZIACH LODU Tom XXXIII Demon nocy _____________________________________________________________________________ ROZDZIA I Popr...
16 downloads
27 Views
437KB Size
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Margit Sandemo SAGA O LUDZIACH LODU Tom XXXIII w w Demon nocy _____________________________________________________________________________ .c .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k ROZDZIA I Poprzednia opowie sko czy a si w roku 1901. Teraz jednak historia Ludzi Lodu wraca do roku 1894. Wówczas bowiem rozpocz a si niezwyk a przygoda Vanji. Pó noc w dawnej parafii Grastensholm... Noc by a ch odna, roz wietlona ksi ycowym blas-kiem, zaczarowana. Wi kszo ludzi ju spa a, oprócz kilku par, powracaj cych do domu ze spó nionego przyj cia, ale nocni przechodnie rozmawiali w pod-nieceniu, nie widz c niczego poza swoimi towarzysza-mi. Gdyby zawadzili wzrokiem o ko ció , by mo e co by ich zdumia o, lecz poch oni ci rozmow o gos-podarzach tego wieczoru patrzyli tylko na siebie. Kontury wie y ko cio a rysowa y si ostro na tle rozja nionego ksi ycow po wiat nieba. W miejscu, gdzie czworok tna podstawa wie y zmienia a si okr , w sz cz , tworzy si wyst p, z którego wyrasta y cztery dodatkowe wie yczki, jakby po jednej dla ka dej ze stron wiata. Ale teraz na wyst pie wida by o co jeszcze. Tkwi a tam wystawiona na promienie ksi yca szczup a posta , spr ona niby drapie ny ptak. Ale z pewno ci nie by to ptak ani zwierz , ani te cz owiek. Najbardziej zbli ona by a do gargulca, dia-belskiej figurki, jakie króluj nad katedr Notre Dame, by przypomina niedowiarkom o tym, co ich czeka, gdy ich ycie na ziemi dobiegnie ko ca. Niezwyk e stworzenie siedzia o podci gn wszy ko-lana, r kami czy te przednimi apami opiera o si kraw wie y. Spomi dzy uniesionych ramion wychyla a si g owa, czujne oczy wpatrywa y si w id cych drog ludzi. Ostry wzrok obserwowa przesuwaj ce si do em ludzkie robaki, wreszcie stwo-rzenie uzna o, e nie s interesuj ce, i z wysoko ci wzrokiem omiot o okolic . Po niebie powoli, majestatycznie w drowa ksi yc. Ludzie rozeszli si do domów. Parafia, której nie nazywano ju Grastensholm, pogr a si w ciszy zimowej nocy. Nagle istota oderwa a si od wyst pu wie y, roza dwa czarne skórzaste skrzyd a i poszybowa a nad ziemi w poszukiwaniu szczególnego domu: Lipowej Alei. Istota owa by a Demonem Nocy. Nosi a imi Lilith. Kiedy zosta a pierwsz on Adama, stworzon przez Boga na d ugo przed Ew . Jako Demon Nocy by a istot na tyle samowoln , e nie chcia a podporz d-kowa si m czy nie, Adamowi, cho pr dko sp odzi-li razem spor gromadk dzieci. Lilith, w przeciwie -stwie do swej nast pczyni Ewy, najwyra niej chcia a robi tylko to, co sama uwa a za stosowne. Zna a tajemn czarodziejsk formu , Sem Ham Forash, kiedy j wypowiedzia a, rozp yn a si w powietrzu. Adam, pragn c odzyska pi kn partnerk mi osnych igraszek, zwróci si o pomoc do Boga, a ten wys za ni trzy anio y, lecz Lilith do ju mia a Adama, który stara si nad ni zapanowa , i odmówi a powrotu. Na jej miejsce Adam dosta pi kn i uleg Ew . A kiedy ich synowie osi gn li wiek stosowny do o enku, bardzo praktycznym rozwi zaniem okaza y si córki Lilith. Gdy Adam zosta wygnany z Raju, Lilith znów z nim obcowa a, ale to ju zupe nie inna historia. pó niejszym czasie uda o jej si wyrz dzi wiele z a, mi dzy innymi to ona w nie by a pramatk wszelkich stwotze nie z tego wiata. Nic dziwnego, e boginki, królowie gór czy elfy s takie zmys owe! Lilith, Demon Nocy, znalaz a to, czego szuka a: stare, lecz dobrze utrzymane gospodarstwo, do którego wiod a aleja umieraj cych lip. Na miejscu wieko-wych drzew ju dawno powinny by y zosta posadzone m ode, ale w ciciele nie mieli ich cina . Gmina mog aby za da , by znikn y st d na zawsze. W ród nowej zabudowy nie by o ju miejsca na aleje. Lilith nie interesowa o to ani troch . Jej wzrok kierowa si na dom... Przybywa a z ukrytej groty koszmarów sennych. Ze straszliwych mrocznych siedzib zamieszkanych przez groteskowe, powykrzywiane stwory zrodzone z chorej wyobra ni ludzi. Wiele setek lat temu pojawi si w ród nich najohydniejszy ze wszystkich istot na Ziemi. Ma y, zasuszony stwór, który ju tak d ugo, e niewiele w nim pozosta o z cz owieka. I zaiste, Tengel Z y by nie-ludzki. Jego potworna moc okaza a si tak pot na, e wszystkie istoty cienia, zamieszkuj ce mroczne groty, podda y si jego woli, same nie rozumiej c, jak mog o do tego doj . Lilith, samodzielna i samow adna, znienawidzi a go, ow adn ni straszliwy gniew, ale by o za pó no, nikt nie potrafi ju odwróci tego, co si sta o. ciwie demony nie mia y nic przeciwko spe -nianiu z ych uczynków i ch tnie us ucha yby pró b Tengela Z ego. Ale nie mog y si pogodzi z tym, e nagle sta y si jego niewolnikami. Ku uldze wszystkich Tengel Z y odszed . Nie pokazywa si przez stulecia i cienie z nocnych kosz-marów, Demony Nocy, s dzi y, e najgorsze ju min o. Tak by o do czasu, gdy pewnego dnia jego strasz-liwe my li znów wdar y si do ich siedzib, odnalaz y Lilith, dumn i wynios , któr z tak rozkosz Tengel Z y zgn bi przed wiekami. Jego my li dzia- y jak niezwykle silne zakl cie, wola Lilith nie potrafi a si oprze ich mocy. Pot na adczyni zacz a odczuwa dum i poczytywa sobie za punkt honoru spe nianie jego polece . Wszystkie demony czci y go teraz jako najwy szego pana. Zadaniem Lilith by o umieszczenie jednego ze swych dzieci, Demona Nocy, w Lipowej Alei. Mia tam i donosi Tengelowi, czym zajmuj si jej miesz-ka cy. Tengel bowiem musia oszcz dza si y. Pil-nowanie Ludzi Lodu za pomoc my li wymaga o ogromnego wysi ku, uszczupla o jego moc. Czeka przecie , a si obudzi, a wtedy powinien by silny, a nie wycie czony ci ym ledzeniem poczyna swych niepos usznych potomków. Obraz przekazany si jego woli móg w ciwie pojawia si jedynie w Dolinie Ludzi Lodu. Ci e sprawdzanie, gdzie znajduj si jego potomkowie, i kontrolowanie, czy przypadkiem nie czyni czego , co wywo a jego niezadowolenie, przekracza o mo liwo ci Tengela. Co prawda niezado-wolenie wywo ywali bezustannie, ale przecie mogli dopu ci si czego wr cz niebezpiecznego. Dlatego postanowi wys szpiega. Oboj tne mu by o, z kim Lilith sp odzi kolejnego Demona Nocy, byle tyiko okaza si prawdziwie z ym stworzeniem. Kim podobnym do niego. Pierwsza cz zadania sprawi a Lilith wiele uciechy. Szybko znalaz a Demona Wiehru, który za wielk gratk uzna obcowanie cho by przez chwil z wci przepi kn kobiet . Po tej rozkosznej orgii Lilith bg a gotowa do odwiedzenia Lipowej Alei. Sfrun a na dom, szponami mocno uchwyci a si zwie czenia dachu. Jcj wyczulone zmys y odnalaz y idealne miejsce, w którym mog a umie ci potomka. W nie wyda a go na wiat i teraz trzyma a ukrytego oni. By o to niedu e mi kkie jajeczko, nie wi ksze od wi ni. Bez trudu da si je schowa . Jej my li zacz y szuka drogi, któr mog aby dosta si do rodka. Znów wzbi a si w powietrze i prze-frun ta do jednego z okien na pi trze. Przemieni a sw posta - sta a si cienka jak nitka - i bez przeszkód przesun a si przez szpar przy ramie okiennej, staj c w wybranym pokoju. W ku spa a mniej wi cej dziesi cioletnia dziewczynka, ale Lilith uzna a, e to nic nie szkodzi, dziecko i tak nigdy nic spostrze e, co jeszcze znajduje si pokoju, bo przecie Demony Nocy s niewidzialne, tylko postaciami ze z ych snów. W jednym z rogów pokoju pod sufitem wisia a szafka, której nikt w ciwie nie u ywa . Sta y w niej ozdobne bibeloty, pami taj ce czasy wietno ci Ludzi Lodu, kiedy odziedziczyli kosztowno ci po wielkich rodach Meidenów i Paladinów. Szafka by a niedu a i bez drzwiczek. Lilith przesun a kilka drobiazgów, aby jajeczku by o wygodnie. Po a je na niebieskiej aksamitnej podu-szeczce, le cej przy kraw dzi szafki. Pi knie rze bione puzdereczko, które sta o na poduszce, postawi a obok. Zadanie zosta o wykonane. My nakaza a swemu potomkowi sk adanie dok adnych sprawozda Tengelowi Z emu i przez szpar przy okiennej ramie opu ci a Lipow Alej . O czym jednak Lilith zapomnia a, a raczej nie by a tego wiadoma. Nie wiedzia a, kim jest u pione dziecko. Jedna z Ludzi Lodu, owszem, ale ani dotkni ta, ani wybrana. Vanj Lind z Ludzi Lodu nale o uwa za ca kiem niegro .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Ale w takim rozumowaniu tkwi b d. Vanja by a córk Ulvara, jednego z przekl tych w rodzie. Wi ksze znaczenie mia jednak fakt, i by a równie wnuczk Lucyfera, anio a wiat ci str conego z niebios, prze-mienionego w czarnego anio a. To w nie w Lilith . c w c .d o .d o k. c u -tr a c k powinna by a wiedzie . Jej umys jednak zosta za-mglony przez kogo , kto nie chcia , by mia a t wiadomo . Ludzie Lodu zyskali sobie wielu c u - t r a c mo -nych sprzymierze ców, cho sami nie zdawali sobie z tego sprawy. Vanja nie by a wi c wcale byle kim. Gdyby w pokoju przebywa kto inny, niczego by nie zauwa . Dostrzeg by jedynie poduszeczk i od-stawione na bok puzdereczko. Ale Vanja zobaczy a co jeszcze. Up yn o, prawd mówi c, troch czasu, zanim spostrzeg a co niezwyk ego, bo szatka wisia a przecie wysoko. Do obowi zków dziewczynki nale o wycieranie kurzu i utrzymywanie pokoju w porz dku, ale Vanja nie nale a do osób, któte bior sobie do serca prace domowe. I tak przecie nikt nie przygl da si dok adnie pó eczce, ledwie co rzuci okiem na stoj ce na niej bibeloty, po có wi c j odkurza ? Mo e Lilith o tym wiedzia a? Pewnego wieczoru Vanja, ju le c w ku, zauwa- a na pó ce co szarawego. Zmru a oczy, by lepiej widzie . Czy puzdeteczko z ko ci oniowej nie sta o przedtem na poduszce? Tetaz by o odstawione na bok, na jego miejscu znajdowa o si co innego. Na niebieskim aksamicie le nieokre lony szary przed-miot. Pewnie mama co przestawi a. Ale przecie ona nie wtr ca a si w to, jak wygl da pokój Vanji, dopóki panowa w nim wzgl dny po-rz dek. Zmienia a tylko po ciel, co pi tek sprz ta a i przynosi a uprane, wyprasowane ubrania. Poza tym pokój by prywatnym królestwem Vanji. Tak po-stanowi a Agneta. Obstawa a przy tym wiedz c, e trudno jest by samotn matk jedynaczki. Zawsze chcia oby si dla niej jak najlepiej, a jednocze nie nie wolno zdominowa dziecka. I jeszcze nie wyró nia w asnego dziecka w stosunku do przybranego, w tym przypadku Benedikte. Benedikte by a córk Henninga, Vanja - Agnety. Uk ad taki móg okaza si nie atwy, ale adna z dziewcz t nie czu a si pomijana i niedoce-niana. Wszystko w rodzinie uk ada o si jak najlepiej. Co te takiego mo e le tam na górze? Vanja postanowi a sprawdzi , kiedy b dzie jasno. Zasn a, a potem na jaki czas o wszystkim zapomnia a. Jajeczko wlelko ci wi ni oczywi cie uros o. Ju tego wieczoru, kiedy Vanja zobaczy a je po raz pierw-szy, osiagn o rozmiary kurzego jaja, bo demonie dzieci rozwijaj si szybko. Zanim po raz kolejny zwróci a uwag na obcy przedmiot na górze, zd a ju sko czy jedena cie lat. Wówczas jednak nie mog a ju tego czego nie zauwa ! By letni wieczór, dziewczynka mia a trudno ci za ni ciem. Szafka wisia a pod takim k tem, e ciwie z ka nie da o jej si dostrzec. Wzrok Vanji pada na ni wtedy, kiedy wyci ga a si w stron oparcia lub mocno odchyla a g ow w ty . Teraz tak w nie zrobi a i gwa townie drgn a ze strachu. Czy by w pokoju by y szczury? Ale to nie szczur. Co szybko jak b yskawica wspi o si po cianie i wsun o do szafki. Co , co spogl da o na ni intensywnie po yskuj cymi oczyma. Jak ma a brzydka lalka? Oczywiste by o, e istota zdumia a si tak samo jak ona. Vanja zesztywnia a w pozycji, w jakiej le a, ramionami odrzuconymi nad g ow , mocno przechylon do ty u. Ale obca istota równie zastyg a. I Vanja bardzo wyra nie mog a wyczu , co my ia a: "Ty mnie widzisz?" Nie: "Kim jeste ?" czy "Ratunku, ona mnie zaraz z apie!" Tylko: "Ty mnie widzisz?" Tak jakby to by o najdziwniejsze, jak gdyby istota s dzi a, e jest niewidzialna. Tak, tak w nie si wydawa o. Up ywa y sekundy, i Vanja, i obca istota pozostawa y nieruchome. Có to, u licha, mo e by za stwór? my la a dziewczynka. Serce uderza o jej mocno, gro c, e zaraz z wysi ku odmówi dalszej pracy. Ba a si , to prawda, spotkanie z tak dziwnym obcym stworzeniem przerazi o j , ale przede wszystkim wprawi o nies ychane zdumienie. Stworek przypomina raczej dziecko ni zwierz . Rozmiarami zbli ony by do wiewiórki, palce ko -czy y si szponanai, by nagi, mla ko ciste ostre cz onki, a w klatce piersiowej dalo si policzy wszystkie ebra. Twarz by a wykrzywiana, ale nie odpychaj ca. By mo e zwyk y cz awiek uzna by j za straszn , ale nie Vanja. Patrzy y na ni w skie, ca kiem te oczy z pionawymi jak u kota renicami, a kiedy dziewczynka wreszcie si poruszy a, stworek otworzy usta, ods aniaj c bia e ostre k y. Spomi dzy nich wysun si ruchliwy j zyk, rozdwojony jak j zyk mii. Skóra stworka mieni a si dziwacznym zielonkawym odcieniem, wystaj ce ko ci policzkawe ostro rysowa y si na jego twarzy. Istota by a ca kiem bezw osa, ale na g owie stercza a para du ych, ostrych uszu. Z pó ki zwiesza si naj liczniejszy ogon, jaki ma na sobie wyobrazi , d ugi, z koniuszkiem uformowanym jak grot strza y. Vanja przygl da a si dziwacznemu stworkowi i po chwili przyzwyczai a si do jego widoku. Rozlu ni a si i szepn a: - Có z ciebie za czaruj ca istotka! miechn a si ciep o. Vanja by a niezwykle dobrym dzieckiem. Stworek znów ods oni z by, ale najwidoczniej on si odpr . Mo e ten grymas mia by u miechem? W takim razie to najbardziej z liwy z u mie-chów. Vanja usiad a na ku, odwróci a si w stron szafki. - Ale dlaczego nie zejdziesz na dó ? Zobacz, mo esz przecie spa w eczku dla lalek. To chyba ciebie widzia am ju dawno temu, naprawd uros od tego czasu! Poduszeczka jest ju dla ciebie za ma a, chod , po ciel ci! Lalczyne eczko od adnych paru lat w pokoju Vanji s o jedynie do ozdoby. Ju dawno temu przesta a si bawi lalkami. - Je li obiecasz, e nie b dziesz niegrzeczny, wstan wszystko przygotuj . Ale je li skoczysz mi na g ow , to wynios ci st d na szufelce. Zrozumia ? Znów ukaza si w owy j zyk i rozleg si syk. Wydawa o si jednak, e ma y potworek zrozumia owa Vanji, a w ka dym razie ich sens. Dziewczynka, rzuciwszy jeszcze badawcze spojrzenie na szafk , wsun a stopy w kapcie i podesz a do k cika, którym sta o eczko dla lalek. Kiedy si wyprostowa a, stworek uniós si troch i wtedy Vanja spostrzeg- a, e jej go jest z ca pewno ci ch opczykiem. - Ach! - szepn a. - Przecie on ci si ga a do kolan! To chyba k opotliwe, kiedy tak ci si pl cze mi dzy nogami. Widzia a teraz wyra nie, e minicz owieczek za-chichota . Cho czy to na pewno cz owieczek? Takie okre lenie raczej do niego nie pasowa o. - Czy ty jeste diablikiem? Skrzywi si , jak gdyby nie spodoba a mu si ta nazwa. Vanja wyj a lalk z ka i wyg adzi a po ciel. - No, to mo e demonem? Tak, na pewno jeste demonem. My, w naszym rodzie, jeste my przyzwycza-jeni do demonów. Jedna z moich przodki znikn a wraz z czterema demonami. Ja tego nie chc , uwa am, e to g upie. Ale ty jeste okropnie ma y! Jak masz na imi ? Demoni tko wydawa o si zirytowane. Na pewno
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
nie zrozumia o pytania. - G odny jeste ? I tego te nie rozumiesz? Moim zdaniem jeste bardzo chudy. Tu jest jab ko, masz na nie ochot ? w w Poda a mu owoc, ale on mocnym kopniakiem .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k wytr ci go jej z r ki. - Niegrzeczny jeste - zwróci a mu uwag Vanja. Ale najwidoczniej nie chcesz je . W ka dym razie nie tak jak my. No i jak, zejdziesz na dó i wypróbujesz ko? Zach caj cym gestem poklepa a pos anie. Odchyli a uszyte przez mam prze cierad o przyozdobione ko-ronk . Ma y demon przygl da si jej ruchom z rezer-w . - Wiem, e nie umiesz mówi , no bo sk d mia by umie ? - mówi a do siebie pó osem. - Ale dobrze rozumiesz, o co mi chodzi. Wydajesz si s odki i taki bezradny, ca kiem sam na wiecie... Mój ty Bo e! S odki? Bezradny? Ale Vanja mia a dopiero jedena cie lat i by a do niezwyk dziewczyn-k . Bardzo naiwn , otwart i dziecinn , ale czasami zdumiewaj co m dr . - Ale jak mam ci nazwa ? - dalej papla a do siebie. Dzieci Smutku? Tak jak w powie ci "Singoalla" Viktora Rydberga? Nie, to do ciebie nie pasuje. Na pewno co mi przyjdzie do g owy. Je li, oczywi cie, b dziesz chcia ze mn zosta ? Bo mo esz. Vanja zawsze potrafi a znale w sercu miejsce dla ptaszków, zwierz t i wszystkich innych bezbronnych stworze . J sam otacza a wielka mi ca ej rodziny, starych rodziców tatusia Henninga: Viljara i Belindy, Malin i Pera Voldenów, starszej siostry Benedikte "brata" Christoffera Voldena, który wcale nie by jej bratem. Przez ca e ycie by a najm odszym dzieckiem rodzinie, ale teraz Benedikte mia a synka Andre i to on przej rol najmniejszego, jego obsypywano piesz-czotami. Vanja by a ju za doros a na zazdro i sama ubóstwia a malca, ale jej serce nagle wype ni o szcz -cie. Oto mia a swoje w asne dziecko, którym mog a si zajmowa . Nie przeszkadza o jej nic a nic, e w ciwie ma y by brzydki jak noc i nie mo na go by o nazwa cz owiekiem. Wiele s ysza a o demonach, sama du o czyta a z obszernych kronik Ludzi Lodu i tak naprawd cz sto rozmy la a o tym, jak ciekawie by oby móc spotka takiego demona. Ale nie nale a przecie ani do dotkni tych, ani do wybranych, nie mog a wi c si tego spodziewa . Nagle ogarn a j zazdro . Nikt nie odbierze jej tego stworzenia! Nale o do niej, tylko do niej. Nikt nie mo e si o nim dowiedzie . Zni onym g osem oznajmi a to swemu ulubie cowi, ale na nim nie zrobi o to wra enia. Chichota tylko ods aniaj c z by i ruchliwy j zyk. - Chwilami wydajesz si bardzo z liwy - w jej g osie zabrzmia o oskar enie. - Trudno o tobie powie-dzie , e jeste szczególnie mi y. Malec najwidoczniej rozwa jej propozycj zaj cia lalczynego eczka, bo nagle odbi si od kraw dzi szafki i zwinnie jak asiczka pomkn w dó po cianie, by ju nast pnej chwili wskoczy do eczka. Vanja pospiesznie unios a ko derk , by mógt si pod ni wsun . - Ach, nie mo esz przecie biega go y z tym majtaj cym si ... ! Odmrozisz go sobie albo skaleczysz, czy ty tego nie rozumiesz? Zobacz, mam tu czyst chusteczk , z j w pieluszk i mog ci ni obwi za . Ale, och! Malec z diabelskim u mieszkiem obserwowa dzie-wczynk , próbuj wsun mu pieluszk , a jego cz onek osi gn nagle niezwyk wprost d ugo twardo . Vanja natychmiast przerwa a eksperyment obwi za a go chusteczk w pasie. - Ach, jej - szepn a, przysiadaj c na brzegu w asnego ka. By a ju wiadkiem podobnego zjawiska Andre, kiedy by ma y, i u zwierz t w gospodarstwie... Ale to przewy sza o wszystko, co do tej pory widzia a. Male ki ch opczyk, nie wi kszy od wiewiórki i takie narz dzie! Porz dnie si wystraszy a i naprawnie wiedzia a, co o tym wszystkim my le . Stworek zdecydowanie niewiele mia w sobie z cz owieka! Jasne jednak by o, e jest dopiero dzieckiem. Demonim dzieckiem. Czy wolno jej go zatrzyma ? A mo e to niebezpieczne, o demonach wszak tak niewiele wiedziano. Nawet demony Ludzi Lodu nie nale y do najprzyjemniejszych. Owszem, stan y po stronie Ludzi Lodu, ale nie mo na by o im zaufa i nie czyni y niczego dla innych, je li same na tym nie zyskiwa y. A dla obcych ludzi stanowi y miertelne niebezpiecze stwo. Znów popatrzy a na malca. Le teraz niewinnie z ywszy g ow na poduszce, przymkn te oczy, na ustach czai mu si agodny, dzieci cy u miech, mi kki cie . - Nie - o wiadczy a zdecydowanie. - Nie mog pozwoli , by cierpia , male ki. Jestem za ciebie odpowiedzialna. Zostaniesz u mnie, a ja zajm si tob najlepiej jak potrafi . Otuli a go starannie ko derk i wróci a do ka. Demon Nocy uchyli te szparki oczu i wykrzywi usta w ledwie zauwa alnym, lecz przepojonym z ci u miechu. ROZDZIA II W yciu Vanji pojawi a si nowa pasja. Wiele czasu sp dza a teraz w swoim pokóju, uwa a bowiem, e ma y demonek potrzebuje towarzystwa. Nie by o to do ko ca prawd i nigdy nie wiedzia a, gdzie go znajdzie, kiedy obudzi si rano lub kiedy wejdzie do pokoju. Malec cierpia na chorobliw wprost ciekawo . Raz odkry a go w szafie z ubraniami, gdzie wyci gn ca zawarto pude z bielizn . Innym razem wyla pe szklank wody do jej ka, zabawia si te przebieraniem lalek w najbardziej perwersyjny spo-sób. Vanja zdo a go przekona , by nosi par lalczynych spodni. Z pocz tku mia si paskudnie i próbowa chwyci j z bami za r , ale kiedy podarowa a mu par czarnych krótkich spodenek ze srebrn lamówk , zgodzi si znosi upokorzenie, za jakie uwa zak ada-nie ubrania. Vanja uzna a bowiem, e nie mo e chodzi go y z takim wielkim siusiakiem na wierzchu. Demonek nie zachowywa si grzecznie. Vanja zapa em przyst pi a do wychowywania go, lecz to przedsi wzi cie z góry skazane by o na niepowodzenie. Ale kiedy próbowa a uczy go mowy, s ucha zaintere-sowany. Z zatroskaniem zauwa a, e jej podopieczny bardzo szybko ro nie, Pewnego dnia przyprawi j o kolejny wstrz s. Jak zwykle przemawia a do niego beztrosko, kiedy nagle us ysza a ochryp y, gard owy d wi k. Popatrzy a na niego zaskoczona. - Nie gadaj tak cholernie du o, wstr tna babo, uszy mi od tego puchn . Nie s d wi koszczelne, tyle chyba potrafisz zrozumie ! Umia mówi ! Ale... czy naprawd nauczy a go tylu brzydkich s ów? Pomy la a chwil . Tak, nazwa a raz wstr tn bab s siadk , która przysz a z wizyt , ale przecie nie chcia a, by dotar o to do uszu malca! Mrukn a tak do siebie, pod nosem. A takie skom-plikowane s owo jak "d wi koszczelne"? No, tak, a go kiedy przy jakiej okazji. Ale "cholerny"? Tak, i to tak e jej si wyrwa o, kiedy wyla szklank wody do ka. Od tej chwili b dzie uwa . W ka dym razie demonek okaza si inteligentny, potrafi czy jedno z drugim. Nada a mu ju imi . Nazwa a go Tamlin, po bohaterze szkockiej legendy. Niestety, Vanja do nieszcz liwie wybra a wzór dla swego ulubie ca. Szkocki Tamlin wywodzi si bowiem z rodu elfów odbiera dziewictwo wszystkim m odym dziewcz tom, które zab ka y si w jego lesie. O tym jednak Vanja nie wiedzia a. Uwa a, e lepszego imienia nie mog aby wymy li dla swojego demonka. Tamlin za wszelk cen chcia wydosta si na pozosta e pokoje. Dziewczynka nie pozwala a mu na to, bo przecie kto móg by go zobaczy . Szcz liwie na razie do tego nie dosz o. Gdy mama Agneta lub kto inny z rodziny wchodzi do pokoju Vanji, Tamlin zawsze zd si ukry , porusza si zwinniej od jaszczurki. Rzecz jasna kilkakrotnie uda o mu si wy lizgn pokoju razem z Vanj ! Dziewczynka chodzi a wtedy po domu i ca a spi ta szuka a go, a inni pytali, co te takiego wa nego jej zgin o albo czy co si sta o.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Owszem, zgubi am mojego ma ego demona, mia a na ko cu j zyka, ale nic nie powiedzia a. I za ka dym razem, gdy zrozpaczona wraca a do swego pokoju, dostrzega a na pod odze jakie b ys-kawiczne poruszenie i zanim zd a w zamkn . c za sob drzwi, ma y siedzia ju na swym ulubionym miejscu, na jej biurku, i za miewa si w g os. w .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k - A wi c mimo wszystko dobrze ci u mnie - cieszy a si dziewczynka. - Ty ma y nicponiu! Raz jednak zdarzy o si , e Tamlin podczas jednej ze swych zakazanych wypraw z Vanj natkn si na Henninga i Agnet . Vanja ze strachu skamienia a. - Co si z tob dzieje? - dopytywa si Henning. Dlaczego stan jak wryta? Niemo liwe, by nie widzieli Tamlina. B yskawicznie wskoczy na rami dziewczynki, jego pazury bole nie wpija y jej si w skór . Wydawa si równie przera ony jak ona. - Co si sta o, Vanju? - agodnie pyta a Agneta. Co ci si przypomnia o? A wi c nie widzieli go! Vanja odetchn a z ulg miej c si odpowiedzia a: - Tak, przypomnia o mi si , e zosta o mi co lekcji do odrobienia. Tamlin stan na jej ramieniu, wysun j zyk i bezczelnie zacz gra im na nosie. Vanja nie mog a powstrzyma si od miechu. Wobec tego i inni nie mog go widzie . Ale pozostawa a jeszcze Benedikte... Ona by a dotkni ta. Vanji przez d ugi czas udawa o si utrzyma Tamlina daleka od niej, cho mia jej pozwolenie na poruszanie si po ca ym domu, je li zachowywa si przyzwoicie. Ale pewnego dnia musia o, rzecz jasna, doj do katastrofy. Oboje wkroczyli do pokoju, w którym sta a Benedikte. Odwróci a si do Vanji tak szybko, e Tamlin nie zd si ukry . - O, to ty. wietnie, akurat chcia am ci prosi , by przez godzin przypilnowa a Andre. Tamlin sta na pod odze u stóp Vanji, Benedikte jednak zdawa a si niczego nie dostrzega . A on przesta ju by ma y jak wiewiórka, osi gn teraz wielko kota. Tylko ja mog go widzie , my la a Vanja. Musi tak by dlatego, e moim dziadkiem jest Lucyfer, upad y anio . Ludzie Lodu nie maj mocy, by widzie Tamlina. Ale Heike, Vinga i Tula widzieli demony. Równie Ingrid i Silje. Nie, Silje nie by a z Ludzi Lodu. A mimo to w snach widywa a demony Ludzi Lodu. W snach na jawie tak e! Dlaczego Benedikte, dotkni ta przekle stwem, nie mog a dostrzec ma ego demona Vanji? Odpowied na to pytanie podsun jej Tamlin. Pewnego popo udnia, kiedy byli sami w domu, Vanja poruszy a t kwesti . Tamlin siedzia przed ni na biurku i s ysz c jej pytanie, zachichota . - Wszawe demony - prychn pogardliwie. - Demony Ludzi Lodu s wszawe. - Co chcesz przez to powiedzie ? - Ja wiem, kim jestem. - Sk d mo esz to wiedzie ? Kiedy zobaczy am ci pierwszy raz, by tyIko ma szar kulk , spoczywaj -c na poduszeczce z aksamitu. Wielko ci mniej wi cej kurzego jaja. - Nie jestem kurczakiem - parskn po swojemu, ochryple. - Pozna em prawd , bo kto wpoi mi j wcze niej do g owy. Wszystko znajdowa o si w moich my lach. - To brzmi nawet do rozs dnie. A wi c, kim jeste ? - Demonem Nocy. Vanja odczeka a chwil , ale najwidoczniej to Tamlin czeka na jej oznaki zachwytu. Powiedzia a wi c: - To wspaniale brzmi. Ale nie rozumiem, co to oznacza. - Demon Nocy pochodzi z ludzkich koszmarów. Jest niewidzialny. A moj matk jest najdostojniejsza ze wszystkich Demonów Nocy. - A twój ojciec? - Moim ojcem jest Demon Wichru. A sama powiedz, kto mo e zobaczy wiatr? Jego g os wydobywa si jakby z g bokiej szczeliny, najwidoczniej nie mia takich samych narz dów mowy jak ludzie. Mówienie kosztowa o go wiele wysi ku. Vanja by a do dziwn dziewczynk , czasami zdarza o jej si wyra ca kiem po doros emu. - To znaczy, e demony Ludzi Lodu s zwyk ymi demonami? - spyta a przem drzale. - Najzwyklejszymi. Takich jak one s miliony. - Nie przesadzaj. - Owszem, b , bo zadajesz cholernie g upie pytania. - Nie przeklinaj! Oczy Tamlina zal ni y bezczelnie. - To ty mnie tego nauczy ! - Tak, pewnie masz racj . A dlaczego trafi do mojego pokoju? - Do twego domu - poprawi j stworek. - Twój pokój zosta wybrany przypadkowo, bo by a w nim odpowiednia szafa. Nikt si nie spodziewa , e mnie zobaczysz. Kim ty, u diab a, w ciwie jeste ? - Nie powiem. Dlaczego trafi do nas do domu? - Nie powiem. Je li ty masz przede mn tajemnice, to ja te mog je mie . - Wymienimy si na tajemnice? Tamlin przyjrza si jej uwa nie. - Nie. Mnie nie wolno nic zdradzi . Ale ty mo esz opowiedzie mi swoj . - O, nie. To niesprawiedliwe. Dlaczego nie wolno ci nic wyjawi ? Ogatn o go podniecenie i przysun wykrzywion ci twarz do buzi Vanji. - Mam zadanie do wykonania, przekl ta babo! - Nie jest si bab , je li si jeszcze nie sko czy o nawet dwunastu lat! Wojowniczo popatrzyli na siebie. Vanja, wiadoma, e w ka dym wypadku by aby stron przegran , podda a si jako pierwsza. Podnios a si z krzes a i odesz a od Tamlina. Nie bardzo wiedzia a, co ma pocz , tak mocno si przywi za a do swego wspó mieszka ca, e
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
przesta a ju nawet dostrzega jego brzydot . Na g owie nareszcie zacz y rosn mu w osy, sztywne, zielon-kawe, które nied ugo b dzie musia a obci . Co on na to powie? Przez ca y czas zachowywa si nie-grzecznie, ale wyczuwa a, e na swój sposób j akceptuje. Traktowa j jako swego sprzymierze ca, towarzyszk zabaw, której móg p ata figle i dokuw w a cza . c drobnymi z liwo ciami. Vanja ca y czas stara- a si pilnowa , by nikt z rodziny niczego nie podejrzewa , nadal bowiem zazdro nie strzeg c .d o .d o k. c u -tr a c k -tr a c swe-go podopiecznego, boj c si , by jej go nie zabrano. Nie chcia a dopu ci , by zacz interesowa si innym cz onkiem rodziny, bo on by przeciec ujej ukochanym male stwem, którym uwielbia a si za-jmowa , dogadza mu. Jak najstaranniej cieli a jego eczko, podawa a lusterko, by móg si w nim podziwia ubrany w czyste spodenki, ze starannie wyszczotkowanymi w osami. Zdarza o si , e Tamlin nie tolerowa jej obecno ci, rzuca w ni szczotk albo gryz w r prawie do krwi. Nigdy nie by mi y i nawet gdy pozwala jej si stroi , dziewczyn-ka mia a wra enie, e demonek zamy la kolejn przykr psot albo e pozwala jej na co , poniewa jemu samemu przyniesie to korzy . Oczywi cie nadu ywa jej dobroci do granic ostateczno ci, ale Vanja wiadomie mu na to pozwala a, bo bardzo podoba o jej si , e nareszcie ma kogo , kogo mo e bezkarnie rozpieszcza . Tamlin lubi mówi , a raczej sprawdza , jak daleko wolno mu si posun wygadu-j c bezece stwa. Kiedy udawa o mu si doprowadzi j do p aczu, wpada we wspania y humor. Tworzyli zaiste niezwyk par . Jedno by o chodz dobroci , drugie - samym z em. Ale jako potrafili dogada si ze sob , bo zgodnie z w asnym yczeniem mogli rozwija w sobie te cechy tak, jak tego chcieli. Zrazu rodzin Vanji bawi jej radosny zapa . Dziewczynka wi kszo czasu sp dza a w domu, zabawy innymi dzie mi nie obchodzi y j tak jak kiedy . - Czy ty rozumiesz cokolwiek z tego, co si z ni dzieje? - mia a si pewnego dnia Agneta, kiedy Vanja posz a do siebie z ksi pod pach . - Ogromnie interesuj j demony. Czyta wszystko, co tylko wpad-nie jej na ten temat w r ce. - Demony - parskn Henning. - Mo e zbyt wcze nie opowiedzieli my jej histori Ludzi Lodu, ale przecie wszystkie dzieci w rodzie otrzymuj j wraz z mlekiem matki. - Bardzo j to zaciekawi o, nalega a, by reszt mog a przeczyta sama. Najwyra niej te to zrobi a. teraz, o ile dobrze rozumiem, chce dowiedzie si czego wi cej o demonach Tuli. - Tak. Dziwne dziecko. Nie jest wcale taka, na jak wygl da. Nie jest ma , kruch figurk z porcelany. O, id nareszcie Voldenowie, mo emy wi c rozpocz twoje urodzinowe przyj cie. - Stó ju nakryty, jestem gotowa na przyjmowanie podarunków - u miechn a si Agneta. Wszystko uk ada o si jak najlepiej mi dzy Hennin-giem a jego drug on , która szuka a u niego ratunku przed laty, kiedy spodziewa a si dziecka. To w ciwie on prosi , by pozwoli a mu si sob zaj . Zgodzi a si i nigdy potem tego nie owa a. Z przyja ni i zrozumienia narodzi a si mi . Kiedy wszyscy usadowili si ju przy stole w salonie czekaj c, a piecze si przyrumieni, Henning ze wzrokiem utkwionym w od wi tnie nakryty stó w s -siaduj cej z salonem jadalni powiedzia w roztarg-nieniu: - Dzi w nocy m czy mnie straszny sen. - Zwykle nie miewasz koszmarów - serdecznie zainteresowa a si Agneta. - Ale sny i tak nic nie znacz . - Owszem - odpar Henning powoli. - Ten by jaki ... inny. - Jak to inny? - Dotyczy Tengela Z ego. - Oooch! Ale czy to w ciwie nie do naturalne, e wam, Ludziom Lodu, ni si ten, którego najbardziej si boicie? - On by tutaj - ci gn Henning zatopiony w my lach. - A mimo wszystko nie tu. - Chcesz powiedzie , e nawiedzi ci jego duch? dopytywa si Viljar. - Nieee - z wahaniem odpar syn. - To nie by jego duch, a mimo to czu em si ... obserwowany. - Wiesz, ojcze - wtr ci a si Benedikte, trzymaj ca na kolanach ma ego Andre. - Ja te ostatnio mia am takie wra enie. Henning gwa townie odwróci g ow w jej stron . - Naprawd ? Ty? To bardzo wa ne, ty przecie nale ysz do dotkni tych i jeste wra liwsza od nas wszystkich. Opowiedz, jak to by o. - Nie mam w ciwie co opowiada . ni mi si jaki straszny, niewyra ny sen, w którym ochryp y g os zadaje mi pytania. Nie potrafi dobrze go zapami ta . S dz tylko... Uwa am, e powinni my... mie si na baczno ci. - To prawda - przyzna a Malin. - Musz powtórzy to samo, co wy: czasami budz si zdj ta dziwnym l kiem, bo ni mi si , e kto mnie obserwuje. - I ty tak e? - zdumia si Henning. - Ale przecie ty tu nie mieszkasz. - To widocznie nie ma znaczenia. Christoffer tak e zacz narzeka na koszmary, a on przecie jest takim trze wo my cym ch opcem. - Tak - powiedzia Christoffer. - Wydaje mi si , e tych snach widz kogo . I odpowiadam. Kto chce si dowiedzie , co robi . I co my o tym czy tamtym. Mo e nie brzmi to szczególnie strasznie, ale takie naprawd jest! Viljar zamy li si . - Kiedy tak o tym mówicie... Ale to nie jest Tengel y! To co o wiele... mniejszego. Pozostali w milczeniu pokiwali g owami. - A ja mimo wszystko mam wra enie, e to Tengel y si za tym kryje - o wiadczy Henning. Agneta wyprostowa a si . - Najwyra niej koszmary dr cz tylko was z Ludzi Lodu. - Uff, mam nadziej , e przynajmniej Andre nic nie zak óca snu - zadr a Benedikte, tul c ch opca do siebie. - On zawsze pi bardzo spokojnie. Ale co z Vanj ? - A tak w ogóle to gdzie ona jest? - spyta a Belinda s abym, ochryp ym ze staro ci g osem. Siedzia a skulo-na w k cie kanapy jak prze ytek z dawnych czasów. - Vanja? Przypuszczam, e w swoim pokoju - odpar Henning. - Sp dza tam bardzo wiele czasu. Odrabia lekcje. - Znów wróci a do zabawy lalkami - u miechn a si matka dziewczynki, Agneta. - Nigdy nie widzia am, by kiedykolwiek utrzymywa a taki porz dek jak teraz lalczynych fidryga kach. Pierze po ciel i szyje ubranka jak prawdziwa ma a mama. - Tak, i zajmuje si tym ju od do dawna za mia a si Benedikte. - To prawda, od adnych kilku miesi cy. Czy ona nie czuje si samotna? - Raczej nie - odpar a Agneta. - Ma wiele kole anek z tej samej klasy, razem chodz do szko y i wracaj do domu. Bawi si z nimi, kiedy przychodz i pytaj ni . Ale to prawda, e lubi przesiadywa u siebie pokoju i czyta albo bawi si lalkami. I nigdy nie zaprasza swoich ma ych przyjació ek do domu. Benedikte wsta a.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Pójd j zawo , powinna by dzisiaj z nami. - Tak, obiad ju gotowy, siadajmy da sto u! - zaprosi a Agneta. w w - Poch on a j pewnie ksi ka o demonach - weso.c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k o zawo Henning za Benedikte. - Co z tego dziecka wyro nie? Benedikte wkrótce do nich do czy a. - Vanja zaraz przyjdzie. Rzeczywi cie siedzia a przy biurku i na g os czyta a z ksi ki. Zerwa a si , kiedy wesz am. Powtórz to samo, co ty, ojcze: Co z tego dziecka... - Lekcje, lalki i demony! Co za mieszanka! - mia si w g os Per Volden, m Malin. - Z której lekcje stanowi zdecydowanie najmniejsz cz - wtr ci a Agneta. - W ka dym razie s dz c po wynikach, jakie osi ga w szkole. - To prawda, w ostatnim roku zatrwa aj co si pogorszy y - westchn Henning. Zasiedli przy okr ym stole. - Ale przecie Vanja jest inteligentn dziewczyn- stwierdzi Per. - Co prawda jeszcze bywa dziecinna, ale zarazem bardzo dojrza a jak na swój wiek. - Vanja jest niezwykle inteligentna - o wiadczy Henning. - I liczna jakich ma o - doda Per. W tej chwili Vanja wesz a do jadalni, patrz c na nich rozmarzonym wzrokiem, jakby w uniesieniu. By a rzeczywi cie fascynuj co pi knym dzieckiem a w osach odcieniu nie polerowanej miedzi, mia a brzoskwiniow cer , delikatn jak p atki kwiatu, tylko zgrabny nosek zdobi o kilka zalotnych piegów. Rysy twarzy by y subtelne jak u elfa i wydawa o si , e nie idzie, a p ynie w powietrzu. Zgrabna figurka, co prawda p aska z przodu, bo przecie Vanja by a jeszcze dzieckiem, ju zapowiada a si obiecuj co. Samo patrzenie na ni sprawia o przyjemno : na jej pe ne gracji ruchy, na kryj cy si w cikach ust u miech, a jej g os brzmia jak pobrz kiwanie naj-delikatniejszych dzwoneczków. Wokó dziewczynki unosi a si aura bezbronno ci, która wzrusza a wszys-tkich bez wyj tku. Ale Vanja wcale nie by a bezbronna. Nale a do najbardziej skomplikowanych osobowo ci Ludzi Lodu poza szeregiem dotkni tych przekle stwem i nikt nie wiedzia , co kryje si w jej wn trzu. Potrafi a zadziwi otoczenie m dro ci i si ducha, której nikt si po niej nie spodziewa . Na plerwszy rzut oka sprawia a wra enie nie mia ej, nieco pró nej, mi ej, lecz niespecjalnie b yskotliwej dziewuszki. Nie by o to prawd w ani jednym calu, Vanja potrafi a my le niezwykle przenik-liwie (cho trzeba przyzna , e akurat ta cecha czasami zanika a) i mia a niezmierzone pok ady osobistej od-wagi. Wiedzia a, e wzbudza w innych instynkt opie-ku czy, i wiadomie to wykorzystywa a, kiedy chcia a co osi gn . Jednocze nie serce mia a tak dobre jak prawdziwa córka Ludzi Lodu. Dawno ju si zorien-towa a, e jej osobowo jest rozdwojona, a przyczyn tego dopatrywa a si w swym, agodnie mówi c, mieszanym pochodzeniu. Matk jej by a córka pastora, ojcem - straszliwie dotkni ty przekle stwem potomek Ludzi Lodu, dziadem - czarny anio , sam Lucyfer, babk Saga, kobieta wspania a, jedna z wybranych. Sprawy nie polepsza wcale fakt, e jej przybranym ojcem by Henning, cz owiek o z otym sercu, najsolid-niejszy gospodarz. Vanja przej a dziedzictwo po nich wszystkich, mo e najmniej po ojcu Ulvarze. Nie by o w niej ani odrobiny z a, jedynie zami owanie do tego co tajem-nicze, mistyczne, zakazane, do wiata, do którego nale demony. A i to przecie mia o swoje przyczyny... Usiad a do sto u wraz z innymi i urodzinowy obiad móg wreszcie si rozpocz . Przy drugim daniu Chtistoffer, nie zastanawiaj c si zbytnio nad tym, co mówi, wypali : - Czy tobie tak e ni si koszmary, Vanju? Dziewczynka ockn a si z zamy lenia. - Co? Co takiego? Inni cz onkowie rodziny nie mieli szczególnej ocho-ty na wyci ganie ca ej tej sprawy, ale Christoffer, dwudziestojednoletni m odzieniec, pozosta niewra -liwy na sygna y, które przekazywali mimik lub nag zmian pozycji cia a. - Mówi o koszmarach sennych. Wszyscy doznalimy czego nieprzyjemnego. Co ma ego i okropnego obserwuje nas, kiedy pimy. - Ale , Christofferze - cicho skarci a ch opaka matka, Malin. Vanja schyli a g ow nad talerzem. - Nie, mnie nic takiego si nie ni o... - Dzi ki Bogu - powiedzia Henning. - Bo widzisz, nam wszystkim ni o si mniej wi cej to samo. To znaczy wszystkim z Ludzi Lodu. Vanja gwa townie podniosla g ow . - Wszystkim...? Sprawia a wra enie, e nie chce zosta wy czona ich kr gu. - Chyba ju wiem, o co wam chodzi! Jak tak o tym mówicie, to w ciwie... Niech si zastanowi ... par dni temu... - Jestem zdania, e powinni my zacz mówi czym przyjemniejszym - przerwa a jej Belinda. wi tujemy przecie urodziny Agnety. Vanja opu ci a ramiona, jakby w jednej chwili odczu a wielk ulg , cho nadal sprawia a wra enie podenerwo-wanej. Kiedy jednak Henning wyg asza mow na cze ony, rozlu ni a si ca kiem i s ucha a uradowana imieniu matki. Wniesiono deser i wszyscy zgodnie zacz li wychwala tort. By on dzie em Malin, która s ysz c s owa podziwu zarumieni a si z dumy. Panowa mi y, rodzinny nastrój, dopóki Vanja nie podnios a oczu na pi kny yrandol zawieszony u sufitu nie krzykn a: - TAMLIN ! Wszyscy zebrani od yli eczki i kieliszki i patrzyli na ni ze zdumienlem. Dziewczynka oderwa a wzrok od yrandola i u mieshaj c si z zawstydzeniern wyja ni a: - W nie mi si przyponznia o. Ten elf w szkockim lesie mia na imi Tamlin, prawda? - Owszem - odpar a jej matka. - Ale nie musisz tego powodu straszy nas do szale stwa. - A co ty wiesz o Tamlinie? - dopytywa si Christoffer z b yskiem weso ci w oku. - To raczej nie jest historia dla jedenastolatek. - Nied ugo sko cz ju dwana cie - poprawi a go Vanja. - A co takiego jest w tej historii? - Opowiedzialam jej agodniejsz wersj - mruka Agneta. - Czy kto chcia by jeszcze kawa ek tortu? Ale Vanja si nie poddawa a. - Czy to nie Tamlin by dobry dla wszystkich panien, które zab dzi y w lesie? Christoffer zakrztusi si ze miechu. - Dobry? No, mo e one i tak my la y. - Ko czymy ten temat - surowo przerwa Per Volden. Kiedy wszyscy znów zaj li si deserem, wzrok Vanji pow drowa z powrotem ku yrandolowi. Dziewczyn-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
ka zrobi a gro nun i ostrzegawczo zmarszczy a brwi. - Ach, zapomnia am zamkn lufcik w moim pokoju - o wiadczy a nagle. - Zaraz wracam. w w Wybieg a z jadalni, uczyniwszy najpierw dyskretny gest r , jak gdyby zach ca a kogo , by jej towarzy-szy . Nikt z obecnych jednak tego nie .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k zauwa . - Vanja jest naprawd s odka - powiedzia a Malin. Ale my li chyba o niebieskich migda ach. - To prawda, yje w wiecie ba ni - pokiwa a ow Agneta. - Czasami sprawia wra enie, jakby trudem przychodzi o jej przebudzenie i powrót do naszego codziennego szarego ycia. Czy mo erny ju wsta od sto u? Wypijemy kaw w salonie. Vanja pobieg a przez hall do najstarszej cz ci Lipowej Alei, gdzie znajdowa si jej pokój. W hallu ci gle jeszcze wisia y namalowane przez Silje portrety czwórki dzieci: Sol, Daga, Liv i Arego, odrestaurowa-ne, jednakowo ukochane przez wszystkie kolejne pokolenia. wiat o nadal wpada o kolorowymi pro-mieniami przez witra wykonany przez Benedykta Malarza. Vanja id c przez hall szepta a gniewnie: - Jak miesz wchodzi do jadalni, kiedy wszyscy si tam zebrali? I jeszcze siadasz na lampie i tak bezwstyd-nie ci gasz spodnie! Co mia zamiar zrobi ? Tamlin bieg przy jej nogach i chichota z liwie. - S ucha . S ucha tej waszej pustej paplaniny. troch si z tob podra ni . To takie zabawne. Vanja otworzy a drzwi do swego pokoju i wpu ci a go do rodka. Rozgniewa a si nie na arty. - A co robisz w ich snach? - Wyci gam z nich tajemnice. Jestem Demonem Nocy, wiesz przecie . A nasze miejsce jest w z ych snach. - Po co ci ich tajemnice? Tamlin zrozumia , e posun si za daleko, i odpar mo liwie beztrosko: - Po prostu jestem ciekawy. - A dlaczego unikasz moich snów? Musia am ich oszukiwa , a to wcale nie by o przyjemne. Bezczelny u mieszek znów wykwit na jego ustach, kiedy usadowi si na biurku pized ni . - A co mam do roboty w twoich snach? Ty nie masz przede mn adnych tajemnic. A poza tym nie przyzna em si , e mnie widzisz, nie musisz wi c mnie aja . Vanja zesztywnia a. - Nie przyzna si ? Komu? Powieki zakry y te szparki oczu. Na twarzy demonka odmalowa a si przebieg . - Nikomu szczególnemu. Po prostu innym Demonom Nocy. - Spotykasz si z nimi? Tamlin zacz si wykr ca . - Oczywi cie, e nie! Ale w snach porozumiewamy si my . Vanja nie wiedzia a, w co ma wierzy , a w co nie. - Nie mo na ci zaufa , knujesz co za moimi plecami. - Oczywi cie! - skrzywi si z dum . - To najzabawniejsze na wiecie, cholerna babo! - Nie nazywaj mnie tak, ju ci mówi am! - Dlaczego nie? Jeste o wiele starsza ode mnie. Dziewczynka przygl da a mu si zamy lona. - Wcale nie jestem tego taka pewna. Naprawd nie jestem pewna... Tamlin bardzo wyrós . Przesta ju by malutkim, bezradnym dzieckiem, którym mog a si zajmawa . By teraz o wiele wi kszy, a twarz zacz a nabiera wyrazu. Szerokie ko ci polliczkowe, w ska szpiczasta broda, po yskuj ce tym blaskiem oczy, które pat-rzy y teraz zupe nie inaczej, wiadomiej, d ugie ramio-na, palce zako czoae ostrymi szponami, w osy spada-j ce na czo o i kark... Nie by ju dzieckiem. Nie by te doros ym ani nawet m odzie cem. Uzna a, e wiekiem mo e odpowiada jej samej. Nie, po g bszym namy le oceni a go na jakie osiem-dziewi lat, cho mia wzrost dwulatka. Jak móg urosn tak szybko? Przebywa tu niewiele ponad rok, a kiedy go pozna a, nie by wi kszy od wiewiórki. Ten rok, kiedy mog a si zajmowa swoim w asnym ma ym brzd cem, by wspania y, wprost fantastyczny. Teraz jednak zacz a zastanawia si nad tym g biej. Tamlin drapa si po plecach. - Co si sta o? Pch y ci oblaz y? - Nie, do diab a! Podrap mnie! Odwróci si do niej plecami, a Vanja zacz a go drapa we wskazanym miejscu. - Ach, Tamlinie, co ty tutaj masz? Jakie dwie kulki pod skór ? - Skrzyd a, g upia dziewucho! Widzia kiedy demona bez skrzyde ? - Czy one rosn ? - Oczywi cie! Dok adnie tak samo, jak twoje dwunastoletnie trzonowe, z którymi tak si obnosisz! Vanja siedzia a jak wmurowana, a potem zacz a si cicho mia . - Nie ma w tym nic miesznego - parskn ze z ci i uderzy j . - Au! Je li nie b dziesz si zachowywa przyzwoicie, to wyrzuc ci za okno, na mróz! W diablo z liwym u miechu ods oni wszystkie ostre z by. - Wydaje ci si , e mo esz to zrobi ? Przyjd do ciebie w snach i obiecuj , nie b wcale przyjemne! - Ach, ty...! Musz wraca do nich, do jadalni, na pewno dziwi si , e mnie tak d ugo nie ma. Sprawuj si porz dnie, nie rób ju adnych psot! - A to dlaczego! - wykrzywi si Tamlin. - Mam na to wielk ochot . Jak wrócisz, nie poznasz pokoju. Vanja westchn a ze z ci i wgbieg a pr dko, by nie zd wymkn si razem z ni . Magdalena Backman, wdowa po Christerze, zmar a jako ostatnia z Ludzi Lodu zamieszka ych w Szwecji. Po jej mierci Vanja odziedziczy a wszystkie rzeczy Sagi, przechowywane przez Magdalen ; a tak e ca y maj tek Sagi, który rozrós si do niebotycznych rozmiarów. Maj tku nie pozwolono jej tkn , ale niektóre pi knych drobiazgów babki mog a wstawi do swego pokoju, pilnowano tylko, by nie zmieni a go w graciar-ni . Vanja z rozkosz meblowa a pokój wyszukanymi sprz tami i bibelotami. Dosta a migdzy innymi prze- liczne biureczko w stylu rokoko - cho Tamlin niezadowoleniem krzywi si twierdz c, e nie jest tak wygodne jak poprzednie - i pasuj ce do niego krzes o, nowy nocny stolik. Odziediziczy a tak e ozdobne przedmioty, ksi ki, futra i bi uteri , ale kosztowno ci niewiele j obchodzi y, zgodzi a si , by umieszczono je w bankowej skrytce dla ewentualnych spadkobierców, którzy bardziej si nimi zainteresuj . - I co o tym s dzisz, Tamlinie? - spyta a pewnego dnia, wychodz c z garderoby w sukni z brokatu, któr Saga nosi a jako m oda dziewczyna. Vanja stale teraz przebiera a si w garderobie, nie lubi a pokazywa si pó naga czy w ogóle rozebrana swemu ma emu wspó -mieszka cowi. U a
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
wytwomie w osy i z zadowoleniem przejrza a si w lustrze. Tamlin siedzia na stoliku i prycha . Z pogard odwróci g ow . w w - Wygl dasz w tym miesznie - o wiadczy g osem .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k tak pewnym, e od razu da o si wyczu w nim niepewno . - Wcale nie, ty smarkaczu - sprzeciwi a si ura ona zamierzy a si na niego. Natychmiast z apa j za r cisn mocno, pozostawiaj c brzydkie lady szponów na jej skórze. Patrzy przy tym na ni z nienawi- ci , niemal z dz mordu w oczach. - Pami taj, kto tu jest panem - zagrozi . - O, to wcale nie jest takie pewne - odpar a. - To przypadkiem jest mój pokój, a ja traktowa am ci o wiele lepiej, ni na to zas ugujesz. Ale je li zaczniesz odzywa si do mnie w ten sposób, koniec z nasz przyja ni . - Przyja ni ? Korzystam z twoich us ug, bo tak mi jest wygodniej. Dobrze ju , dobrze, adnie wygl dasz - powiedzia , niedba ym gestem wskazuj c na sukni , Vanja u miechn a si z zadowoleniem. Par miesi cy pó niej - Vanja sko czy a ju dwanacie lat - dziewczynka odkry a co , co powinna by a zauwa ju du o wcze niej: Pomimo i lalczyne eczko by o ca kiem spore, Tamlin tak urós , e wystawa y mu z niego nogi. - Sama widzisz - narzeka . - Musisz mi sprawi prawdziwe ko. - Nie s dzi am, e demony sypiaj w kach odpowiedzia a odrobin zjadliwie. - Nie, i nie nosz te spodni - prychn ze z ci i wyci gn si w eczku. - Lubi tak le . Jestem dekadenckim demonem. Vanja wpatrywa a si w niego zdumiona. - Ja na pewno nie nauczy am ci nigdy tak trudnego s owa jak "dekadencki"! Tamlin wcale nie poczuwa si do winy. - Chwytam co nieco tu i tam, - Chodzi w ród innych! Na wolno ci! Jak si st d wydosta ? Si gasz do klucza? Ale przecie ja zamykam z zewn trz, jak wychodz ! - O wi ta naiwno ci - J kn znu ony. Vanja cz sto u ywa a tego wyra enia: - Drzwiami! - Jak to, drzwiami? - Pos uchaj, cholerna dziewucho, jak ci si wydaje, kim w ciwie jest demon, ma ym dzieckiem? Podniós si i zbli do drzwi. Nie otwieraj c ich, po prostu przez nie przeszed i znikn jej z oczu. Zaraz wróci , a z twarzy bi mu triumfalny miech. Kiedy si u miecha , usta rozci ga y si od ucha do ucha. Mia w skie wargi, które sprawia y wsa enie, e mog wyd si w niesko czono . Nos za to mia niedu y faktycznie najbardziej ludzki w ca ej tej szpetnej twarzy. - Abrakadabra - oznajmi beztrosko. Vanja j kn a ci ko. - A ja tak si stara am ci upilnowa ! Ale dlaczego takim razie zostajesz w moim pokoju? - Dobrze mi tutaj - o wiadczy lekko. - No i mam si z kim dra ni . Ty jeste okropnie g upia. - Bardzo a dzi kuj za te mi e s owa. Uciekaj st d, cho by na ys Gór . Nie mam zamiaru d ej spe nia twoich zachcianek! Tamlin tylko zachichota w odpowiedzi. - Znajd dla mnie nowe ko. - S dzisz, e ci us ucham? Mo esz spa na pododze. - A wi c przywróci mnie do ask? - Nie mam wyboru. Nie mog pozwoli , eby na okr o przez ca y dzie chodzi mi dzy innymi lu-d mi. Oni na to nie zas uguj . Vanja wsun a si do swego ka. - Bardzo prosz , pod oga jest do twojej dyspozycji. Odwróci a si do niego plecami, ale s ysza a, e ci ga swoj po ciel na dywan. Vanja ju prawie spa a, kiedy nagle drgn a prze-straszona. Kto ostro nie wsuwa si do ka za jej plecami. - Na pod odze jest bardzo niewygodnie - us ysza a ochryp y szept tu przy uchu. - Ale przecie ty nie mo esz... Tamlin zwin si w k bek. - Owszem, tu mi b dzie wspaniale. Rzeczywi cie by zmarzni ty. Jedn r otoczy jej klatk piersiow , ko ciste kolana uciska y j w plecy. Vanj ogarn o wzruszenie na my l o tym ma ym samotnym stworzeniu, które nie mia o gdzie spa . Odwróci a si i pod a mu rami pod g ow . Natychmiast podsun si bli ej, wdychaj c ciep o bij ce z jej cia a. Jest jak ma e dziecko, pomy la a. - Co ty masz na sobie? - spyta a szeptem. - To chyba nie s spodnie lalki? W odpowiedzi us ysza a cichy, gruchaj cy miech. - By y za ma e. Cisn y mnie w... - Dzi kuj , nie musisz ko czy ! Nie mam ochoty s ucha adnych brzydkich s ów. Ale masz racj , spodnie musia y ci cisn . Czym je zast pi ? - Twoj eleganck bia chustk . Zrobi em z niej doskona przepask na biodra. Znacznie lepiej przy-stoi demonowi ni mieszne obcis e majtada y. Vanja ci ko westchn a. - Moja najlepsza apaszka! - Sama jeste sobie winna, ja wola bym chodzi bez niczego. Ale je li z ciebie taka cnotliwa stara panna, która mdleje na widok kszta tnego... - Tamlin! - sykn a Vanja, ale nie zdo a zag uszy brzydkiego s owa, które wypowiedzia . - Ty potworze, co mam z tob zrabi ? - O, bardzo mi o up ywa ci ze mn czas - odpar zadowoleniem. - Spróbujemy zasn , gadu o? - Ciekawa jestem, czg ty w ogóle kiedykoIwiek pisz - mrukn a cicho. - Gówno ci to obchodzi - odpowiedzia wulgarnie. - pij ju , g upia. awie bardzo przyjemnie by o tuli do siebie inn istot . Troch tak, jak mie przy sobie w ku ma ego Andre. Vanja mia a poczucie, e kogo chroni, i bardzo j to wzruszy o. Na moment przygarn a Tamlina jeszcze bli ej i pog aska a go po sztywnych osach. Us ysza a, e demon tylko drwi co zachicho-ta . W rodku nocy obudzi o j niezwyk e, osza amia-j ce uczucie, jakiego nigdy dot d nie zazna a. Mi -dzy udami co przyjemnie j askota o, co mi k-kiego i g adkiego. Vanja nie porusza a si , le a ca kiem sztywno, s dz c, e do ka w lizgn si w . A potem przypomnia a sobie Tamlina. Le obok niej, pogr ony, jakby si wydawa o, w g bo-kim nie. Jego ogon! To on w lizgn si w jej najbardziej tajemnicze za amania skóry, przeciska si tam i z po-wrotem mi dzy nogami. Serduszkowato zako czony koniuszek ogona nagle wsun si w szpark z przodu
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
Pewnej nocy kilka tygodni pó niej Tamlin, Demon Nocy, usiad gwa townie na ku. Po uszy, opu ci lekko sw brzydk g ow i otoczy j ramiona-mi, jak gdyby chcia j os oni : Znów to samo, to, czego najbardziej si ba . Wzywa go g os. Na jego d wi k kuli si podda czo, ow adni ty strachem. os wo z daleka, brzmia niczym echo niesione wiatrem. - Niewolniku - szepta powoli, ochryple. - Niewolniku, n dzna kreaturo, czy mnie s yszysz? - Przybywam - bez s ów odpowiedzia y my li Tamlina. Patrzy przez moment na u pion u jego boku dziewczynk , szybko okry j z g ow , tak, by nie by o jej wida , po czym prze lizgn si przez pó otwarte okno i wzbi w powietrze. W pe ni ju ukszta towane skrzyd a, które zwykle nosi zwini te na plecach i dlate-go Vanja nie wiedzia a, jak s du e, rozwin y si ponios y go przez nocny mrok. Instynkt podpowiada mu, w któr stron ma lecie . Nie po raz pierwszy te sk ada raport, g os wielokrotnie wzywa go ju od czasu, gdy by tak ma y, e nie potrafi jeszcze lata . Stawa wtedy przed domem i spowity w ciemno przesy my li swemu panu i w adcy. Dumny by ze swego za-szczytnego zadania. Teraz jednak wyrós ju na tyle, by móc osobi cie spotka si z owym strasznym. Wiedzia , e nie b dzie to spotkanie w rzeczywisto- ci, zetknie si tylko z jego obrazem, wywo anym przy pomocy my li. Ale ju sam obraz mia dostateczn moc, by gn bi Demony Nocy, które kiedy sobie pod-porz dkowa . Tamlin lecia na pó noc, porusza si szybciej ni my l. Gdyby kto go ujrza , wzi by go za gwa towny podmuch wichru lub tr powietrzn . Nie na darmo Lilith wybra a Demona Wichru na swego chwilowego kochanka, by mog a sp odzi z nim Tamlina, istot odpowiadaj yczeniom i zamiarom jej adcy. Niewiele czasu potrzebowa , by dotrze do Doliny Ludzi Lodu, gdzie czeka ju obraz Tengela Z ego. Cho w okolicznych górach ludzie pobudowali letnie zagrody, wydawa o si , e z jakiego powodu unikaj tej starej doliny, do której po stopnieniu lodowca droga sta a otworem. Nikt nie postawi tam najmniejszej cha upy od trzystu lat, jakie up yn y od chwili spalenia siedzib Ludzi Lodu. Wsz dzie rozci ga o si pustkowie, ogarni te niezm con cisz , urzekaj co pi kne. Tamlin wyczu , gdzie powinien wyl dowa , waha si jednak, zwleka , nie chcia , by ktokolwiek nad nim panowa . To umniejsza o rado , jak dawa o mu czynienie z a. Ostry rozkaz trafi go mocno niczym cios wymierzo-ny przez ogromn pi . "Sfru na dó , n dzna kreaturo!" Nie pozostawa o mu nic innego jak us u-cha g osu, móg pociesza si jedynie nadziej na kolejne z e uczynki. Sta tam - cie , duch czy te obraz wywo any my , na pó ce skalnej, tak jak sta wówczas, tamtej nocy, gdy toczy mierteln walk z Heikem i Tul . Tengel Z y móg wtody wygra , a zreszt czy tak si nie sta o? Heike przecie zmar z powodu odniesionych ran. Ale w nie wówczas TengeI Z y zosta najmocniej upokorzony. Tej piekielnej Tuli przysz y z pomoc cztery nieznane demony i str ci y go ze ska y. Pó niej Tula znikn a wraz z nimi; w sumie wi c wydarzenia te nale y zapisa na jego korzy jako zwyci stwo. Tamlin jednak nie wiedzia nic o tym, co tu zasz o. Tengel Z y ju wcze niej rozegra w tym miejscu niedu bitw . By o to wtedy, gdy jego wasal Kolgrim pchn no em najgro niejszego z ówczesnych wrogów, Tarjeia, wybranego, by stawi czo o Tengelowi go pokona . Tarjei nigdy si nie dowiedzia , jaki los by mu przeznaczony, pozosta jedynie niezwykle uzdolnionym potomkiern Ludzi Lodu. Poprzez Kolgrima Tengelowi uda o si powstrzyma d , która mia a mu zada miertelny cios. Niedaleko st d ukaza si te Ulvhedinowi, strasz c niemal do szale stwa straszliwego olbrzyma, który o mieli si odwróci od swego z ego przodka. Ulvhe-din, taki dobry materia na kogo , kto móg spowodo-wa , by z o dalej kwit o! Tu w pobli u tak e Sol spotka a raz Tengela. Ale ta ma a nigdy nie mia a do rozumu, by odczuwa podda czy l k. Szkoda, e nie uda o mu si przeci gn jej na sw stron , doskonale potrafi aby s z u. Tengel postanowi w nie w tym miejscu spotka swego nowego niewolnika. Tu, gdzie zwykle przebywa , jego duch by najsilniejszy, nie musia wi c traci si na ledzenie swych potomków. A teraz Demon Nocy, który pozostawa pod jego wp ywem, potrafi lata . To n dzne stworzenie nie by o jeszcze doros e, nie w pe ni rozwini te, ale mia o skrzyd a, a to bardzo istotne. Tengel Z y nie musia wi cej przenosi si za pomoc my li do Lipowej Alei, móg wygodnie wys uchiwa raportów tu, na miejscu. Lilith tym razem si popisa a. Wida by o, e potomek, którego wyda a na wiat, jest spadkobierc najpi kniejszej ze wszystkich Demonów Nocy. Oczy-wi cie, mierz c ludzk miar , wygl da przera aj co, ale jako demon by jednym z najprzystojniejszych, w ka dym razie na takiego si zapowiada . No, ale to nie takie wa ne. - N dzny robaku - sykn obraz Tengela Z ego, z ust prastarego, ohydnego stwora buchn y k by zielonkawego, cuchn cego py u. - Co masz mi do przekazania? Tamlin, z natury dumny, nienawidzi czo gania si przed t istot . Obrzydzenie budzi o w nim trak-towanie go, jak gdyby by niczym, ale w adza Tengela Z ego by a tak pot na, e móg tylko pa przed nim na kolana i ze spuszczon g ow oddawa mu cze . - Nie ma adnego zagro enia, o którym móg bym
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
drgaj c niczym jaszczurczy j zyk dra ni niebywale czu y punkt jej cia a, którego istnienia nie by a do tej pory wiadoma. Zdecydowanym ruchem odsun a ogon. w w - Wyno si ! Wyno si z mojego ka - szepn a .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k schrypni tym g osem. Ledwie zdo a wymówi te owa, bo od uczucia, które zacz o rozprzestrzenia si po podbrzuszu i udach, cisn o j w gardle. Tamlin przebudzi si zaspany. - Co ty wyprawiasz z moim ogonem? - spyta oskar ycielskim tonem. - Zostaw go! - Ty wcale nie spa ! Wyno si , nie chc mie do czynienia z kim o takich manierach! - O jakich manierach? Co ja mog poradzi na to, e mój ogon si porusza, kiedy pi ? Tymi s owami najlepiej udowodni , e by w pe ni wiadom tego, co robi. - Kochana Vanju, to si ju nigdy nie powtórzy, to by wypadek, mój ogon nie nawyk , by znajdowa si tak blisko niezbadanej istoty. Wybacz mu jego ciekawo , teraz ju wie, jak wygl dasz. Wsz dzie. To si ju nigdy wi cej nie powtórzy. Czy mo emy ju spa ? - Obiecujesz mi to? - spyta a nadal wzburzoria, dr c na ca ym ciele. Najgorsze, e sama pragn a, by ogon kontynuowa to, co rozpocz , a ju samej takiej my li powinna by a si wstydzi . - Oczywi cie, e mog ci to obieca - powiedzia Tamlin. - S owo honoru! Ile warte jest s owo honoru demona? Ale Vanja, nie chc c ujawnia , jak bardzo jest podniecona, nie mia a ju wi cej nalega , by opu ci jej ko. - Je li to zdarzy si raz jeszcze, Tamlinie, to koniec nasz przyja ni . Nie b ci chcia a wi cej widzie . Rozumiesz? - Tak, tak, Vanju, tak - mrukn i niewinnie przytuli si do niej jak przedtem. Dziewczynka uspo-koi a si nieco. Nie dostrzeg a pe nego wyczekiwania u mieszku Tamlina. On bowiem tak e uzna to za niespodziewanie przyjemne. Nowa, bardzo zajmuj ca zabawa. wygodniej swój k opotliwie twardy narz d sapn zadowolony. W tym wielkim, ciep ym ku naprawd wietnie si le y! ROZDZIA III
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
ci opowiedzie , panie i w adco. - O adnym z nich? - Tengel zapyta tak ostro, e tuman zgnilizny buchn na demona. - dam, by przekaza mi sprawozdanie na temat ka dego z nich. Najstarsi? w w - Ci . c w Szwecji ju nie yj . .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Wspaniale! - Tengelowi Z emu zadr y k ciki ust. Tylko na taki u miech potrafi si zdoby . - A po-zostali dwoje? - Ci, których zw Viljarem i Belind , s s abi. Belind nie nale y zawraca sobie g owy, a jej m Viljar tak e utraci sw si . Nied ugo ju po yj . Nie wypowiedzieli ani jednego niebezpiecznego s owa, ich my li zaj te s tak ziemskimi sprawami, jak jedzenie panowanie nad wszystkimi durnymi funkcjami ludzkiego cia a. - Ale jest w ród nich kto silny - zaprotestowa Tengel tak ostro, e Tamlin ze strachem rzuci si w ty . - Benedikte. Co z ni ? Tengel nie móg si pogodzi , e wtedy, w Fergeoset, obróci a wniwecz jego plany. - Benedikte? - powtórzy Tamlin w zamy leniu. Ona nie jest niebezpieczna. Nawet mnie nie widzi. - Nie opowiadaj g upstw, aden cz owiek nie mo e ci zobaczy ! - z krzykiem przerwa mu Tengel. Tamlin poj , e wyrazi si bardzo nierozwa nie. - Zgodnie z twym yczeniem, panie, ledzi em Benedikte szczególnie starannie. Nie dostrzegam w jej zachowaniu niczego godnego uwagi, a jej my li kr jedynie wokó syna, Andre. Zapomnia a o tym, czemu s y dotkni cie przekle stwem, tak bardzo przejmuje si rol matki. - Miej nadal oczy otwarte! Ten syn... Czy istnieje bodaj cie podejrzenia, e jest dotkni ty albo... wybra-ny? Ostatnie s owo duch Tengela wymówi krzywi c si obrzydzenia, nienawidzi bowiem wybranych, jeszcze jednego wymys u Tengela Dobrego. - Andre? - zastanowi si Tamlin. - Nie, adn miar . Jest okropnie nudnym, najzwyczajniejszym bachorem. Tengel Z y sprawia wra enie zadowolonego. - Dalej! - Henning jest g upi i ospa y. Nie ma planów, by za ycia odwiedzi Dolin . Jego on jest przekl ta córka pastora, nie wie pewnie nawet, gdzie le y Dolina, i nie ma najmniejszego zamiaru rusza t ustego zadka z do-mu, je li tyIko mo e tego unikn . Ci u Voldenów te nie stanowi zagro enia. Christofferowi pl cz si po g owie my Ii o Dolinie Ludzi Lodu, ale nigdy na powa nie nie zastanawia si nad przybyciem tutaj. Ogólnie rzecz ujmuj c, to zbaorowisko ospa ych g up-ców bez ducha. Moje zadanie jest nudne! - Malin tak e jest z Ludzi Lodu - przypomnia Tengel. Tamlin potrz sn g ow . - Tak, ona jest bystra, ale do ma zaj . Nie dotyka a si kronik ani relikwi Ludzi Lodu od chwili, kiedy ja tam przyby em. Zreszt nikt si do nich nie zbli . - O kim zapomnia ! - Naprawd ? - powiedzia Tamlin tonem tak abotnym, na jaki tylko by o go sta . - No tak, jest jeszcze Vanja. Ale ona jest ca kiem pusta w rodku. Okropnie nieciekawa, my li jedynie o strojach, ca e dnie podziwia swe w asne odbicie w lustrze. Mia nadziej , e odprawa ju si zako czy a, ale tak niestety nie by o. Duch Tengela nie porusza si , czeka na dalsze informacje. - Jest jeszcze kto - stwierdzi wreszcie. - Jeszcze? Nie. Wymieni em wszystkich. - Jest jeszcze kto - powtórzy Tengel gniewnie. Rozkazuj ci go odnale ! - Nie rozumiem. Nigdy nie s ysza em o nikim innym. - Jest kto , kto si przede mn ukrywa. - Przed tob nikt nie zdo a si ukry , panie - podlizywa si demon. Tengel go nie s ucha . - To on opar mi si w Fergeoset, unicestwi przewo nika, którego umie ci em tam na posterunku, zniszczy wizerunek bo ka, b cego kiedy mym poddanym, a wcze niej zabi mego pomocnika Ulvara. Ale nigdy nie uda o mi si zobaczy tego cz awieka. Jak si posiada, e pozwala, by mi si przeciw-stawia ? W jaki sposób pozostaje dla mnie niewidzial-ny? Tamlin czeka , nie mia poj cia, o kim mówi Tengel y. Jego straszne oczy skierowa y si nagle prosto na Tamlina. - W powrotnej drodze masz odwiedizi w asne plemi , uda si do siedzib Demonów Nocy. Pomów ze wszystkimi i naka im odnalezienie tego, który ukrywa si przede mn . Niech przeszukaj ca y wiat, a gdy znajd jego uprzykrzonego cz owieka, niech go znisz-cz . Tak brzmi mój rozkaz. Je li nie zdo aj tego uczyni , sam si zajm t istot , a was wszystkich czeka sroga kara. Id ju ! Miej oczy i uszy otwarte w domo-stwach Ludzi Lodu! - Tak, panie. Tamlin zmusu si do oddania pok onu, a potem wzlecia nad ziemi . Daleko pod rozgwie onym niebem widzia opustosza dolin . Posta Tengela Z ego rysowa a si niczym bezkszta tna czarna kupka sadzy, wkrótce i ona znikn a mu z oczu. adca by z niego zadowolony. Tamlin odczu ulg , a zarazem dum i triumf. Demon lecia dalej, ku królestwu koszmarów sennych, do siedzib Demonów Nocy. Nigdy wcze niej tam nie by , ale wiod a tam droga poprzez mroczne dusze ludzi. Wktótce znalaz si przy ciemnym wej ciu zacz spuszcza si w dó przez pogr one w niebieskawym wietle korytarze, w ród powywracanych kolumn i grot ziej cych czarn czelu ci . Instynktownie odnajdowa drog , przemyka si obok drzemi cych potworów z najstraszliwszych snów dzieci i doros ych, patrzy na osobliwe, powykr cane cienie czaj ce si wej cia do grot, widzia , jak otwieraj si ich straszne jarz ce si oczy. Zewsz d fal przewala y si j ki krzyki, zrozumia , e to al si ludzie, którym ni si e sny. Napotka te inne Demony Nocy, wychodz ce grot, bo zawsze w jakim miejscu na ziemi panuje noc, demony s wi c wiecznie zaj te. Wreszcie dotar na sam dó , przed najg bsz grot , wyl dowa i przeszed przez wysok bram . Zebra o si tu wiele demonów. Kiedy wszed do rodka, wszystkie zwróci y wzrok na niego. Pi kna, wysoka kobieta, pó zwierz , pó cz owiek, wysz a mu naprzeciw. Pozdrowi j , sk aniaj c si z szacunkiem. - Nosz imi Tamlin - powiedzia . - Nasz straszliwy w adca umie ci mnie w siedzibach Ludzi Lodu. Staram si spe ni wyznaczone mi zadanie, by nie splami naszego honoru. Kobieta u miechn a si . - A wi c nazywasz siebie Tamlinem. U nas nosisz inne imi . Ale my ci znamy. Z czym przybywasz? Tamlin przedstawi yczenie Tengela Z ego, który
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
nakazywa wszystkim zachowa czujno i poszukiwa "niewidzialnego". Podniós si jeden z demonów. Uwa nie przy-s uchiwa si s owom Tamlina, a potem, zdenerwowa-ny, po uszy po sobie. - Ja znam "niewidzialnego" - o wiadczy . - Nie w w dziemy si w to miesza . .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Ale ja otrzyma em taki rozkaz - sprzeciwi si Tamlin. - Nie mog okazywa niepos usze stwa, si a z a jest zbyt wielka, no i nie pozwala mi na to mój honor. - Wobec tego nie posi dziesz wiedzy o "niewidzialnym" - stwierdzi starszy demon. - Za tym potomkiem Ludzi Lodu stoj pot ne moce, nie mo emy si im przeciwstawia . Lepiej dla nas, by nasze usta pozosta y zamkni te. Wiem, e masz obowi zek donie o mnie naszemu w adcy, który tak niesprawiedliwie zapanowa nad nami, ale twoja matka potrafi wymaza t wiedz twej pami ci. Czy b dziesz askawa to uczyni , Lilith? Lilith? Lilith by a jego matk ! Najszlachetniejsza ród wszystkich Demonów Nocy! Przepi kna pó kobieta nakry a d oni jego oczy szepn a kilka s ów. - Kiedy st d wyjdziesz, mój synu, zapomnisz tym, e ten demon wie o czymkolwiek. Odsun a r i u miechn la si do Tamlina. - Kiedy twoje zadanie u Ludzi Lodu dobiegnie ko ca, przy czysz si do nas. Rozumiem, e nudzisz si w ród ludzi, ale oni nie yj wiecznie. Kiedy ród wymrze, b dziesz wolny. Albo gdy Tengel y przejmie ca w adz na Ziemi. "Oni nie yj wiecznie?" - Co si sta o, mój synu? Twarz ci nagle posmutnia a. Oboj tnie potrz sn g ow . Lilith mówi a dalej: - Mam nadziej , e zachowujesz si ostro nie i nikt mieszka ców domu nie zdaje sobie sprawy z twojej obecno ci? Niczego nie niszcz, nie zostawiaj adnych ladów! - Nikt nie wie, e tam jestem - odpar . - Wspaniale! Dzi kujemy za twe ostrze enie, dzi -kujemy za wizyt ! Zobaczymy si , kiedy nadejdzie czas. Tamlin po egna si i wkrótce wróci do wiata ludzi. Kiedy szybciej ni li wiatr lecia do domu, na pró no próbowa sobie przypomnie , co us ysza od demonów. Pami jego by a pusta. Kto co powiedzia , ostrzega . Sprzeciwia si ... Nie, wszystko si rozp yn o. W tym czasie obudzi a si Vanja. Poczu a si dziwnie samotna w ku i pomaca a r wokó siebie. Tamlin znikn . Znów to samo, pomy la a. Chodzi po domu i w szy albo szykuje kolejn psot w jej pokoju. Czu a si jednak opuszczona, jak gdyby pokój, nawet ca y dom by pusty, jakby znajdowali si w nim tylko zwykli miertelnicy. Na ga zi drzewa za oknem spa kruk. Cz sto tam przesiadywa . Dziewczynka wsta a i wyjrza a na wiat pogr ony nocnym mroku. Gdzie móg si podzia Tamlin? Nigdy przedtem na tak d ugo nie znika . Po chwili Vanja wróci a do ka. Wsun a si pod ko dr , u a na boku i wyci gn a nogi. Doprawdy dziwny uk ad panowa mi dzy nimi! Oboje byli jeszcze raczej dzie mi ni doros ymi, ale ich zabawy zacz y schodzi na niebezpieczne tory. Tamlin nigdy ju nie powtórzy swych igraszek ogonem takich jak owej pami tnej nocy, ale par dni pó niej, kiedy Vanja poruszy a si w ku, poczu a jego szponiast d na swojej piersi. W ciwie nie by o w tym nic niezwyk ego, ale tym razem r ka demona dotyka a j w jaki inny sposób. W lizgn a si pod koszul nocn . Dziewczynka unios a powieki spojrza a prosto w jego drwi ce oczy. - Dojrzewasz - miej c si powiedzia po swojemu, ochryple, g osem, który tak naprawd nie by g osem, lecz tylko wiszcz co-szepcz cymi wi kami. Zrozumia a, o co mu chodzi. Obejmowa d oni jej pier , która nie by a ju tylko male kim p czkiem jak kiedy , mi dzy nim a ebrami pojawi a si nie mia a kr . Pierwsza oznaka, e zaczyna nabiera kszta -tów. - Tak, tak, druga te - uspokoi j , zauwa ywszy, e sama chcia a sprawdzi . Ale by szybszy i si gn pr dzej. Nie przeszkadza o jej to. Pozwoli a, by pazury nadal askota y jej nowe odkrycie. - Dorastam - szepn a. - To takie... ekscytuj ce. Dalej si nie posun . Nie cofn jednak r ki, dziewczynka w ko cu zapad a w sen. Ale od tej pory sypiali ju w tej pozycji, a pewnego dnia Tamlin, delikatnie jak piórkiem, zacz wodzi j zykiem po jej skórze. W mroku wiosennej nocy Vanja widzia a jego g ow unosz si nad jej cia em, jego sztywne w osy askota y j w twarz. J zyk Tamlina bawi si w zag bieniu jej szyi, liza po ramionach i piersiach, ostro nie tr ca stwardnia e w jednej chwili sutki, a wreszcie dziewczynka nie mog a ju ej tego znie , kiem odepchn a go i odwróci a si do plecami. - Dr czysz mnie - powiedzia a z wyrzutem. - Jeste wstr tny, wstr tny, wstr tny! - Wcale nie - odpar zadowolony. - To cudowne, podoba ci si , a ja o tym wiem. - Sk d mo esz wiedzie ? - sykn a. - Na pewno uwa asz tak samo jak ja. ysz c te s owa Vanja zdr twia a. - Tamlin, wyno si z mojego ka! Natychmiast, nie chc ci tu wi cej widzie ! Demon milcza ptzez chwil . - Ze wzgl du na strach, który d wi czy w twoim osie, nie b tego wi cej robi . - Sta si nagle okropnie uprzejmy! - Uprzejmy? Ale sk d! Po prostu nie lubi sypia na pod odze. A twój strach mo e oznacza , e opowiesz o mnie innym. Tak wi c ta uprzejmo i dobro to zwyczajny egoizm. Mam zadanie do wykonania i nie wolno ci na mnie skar . Tak to wygl da. - Jakie zadanie? - Zamknij si i pij, ma a suko! Te s owa tak j rozgniewa y, e wsta a z ka reszt nocy przesiedzia a przy biurku. Tamlin dotrzymywa jej towarzystwa, a by wobec niej tak nadzwyczajnie z liwy i uszczypliwy, e rankiem rozstali si jak wrogowie. Wydarzy o si to zesz ej nocy. A teraz Tamlin znikn . Czy ju mu si znudzi a? A mo e zmieni miejsce pobytu, przeniós si do bardziej zgodnej, gotowej na wi ksze po wi cenie dziewczynki? Ta my l pozostawi a w jej duszy bolesn ran .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
I wtedy nagle dostrzeg a za szyb cie szybuj cy po nocnym niebie. Zbli si , a wreszcie wyl dowa przed domem. Vanja szeroko otworzy a okno. - Gdzie ty by ? w w - Gówno ci to obchodzi. .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Nie b wulgarny! S dzi am... My la am... Ku swemu niezadowoleniu zacz a p aka . - My la , e ju nigdy wi cej nie wróc ? - spyta lodowatym tonem i przecisn si obok niej do pokoju. - To naprawd s odkie. Vanja szybko otar a zy. - Nie mo esz mi powiedzie , gdzie by ? - Nie. - Czy to... twoje zadanie? - Mo e. Zamknij si , chc spa . Rzuci si do ka i zakry ko dr . Vanja nigdy nie mia a pewno ci, czy Tamlin w ogóle sypia. Pewnie raczej po prostu lubi sp dza czas najbardziej przyjemny sposób, odpoczywaj c, nic nie robi c, oczywi cie wtedy, kiedy nie musia koncent-rowa si na swym zadaniu. Niech tnie i ona si po a, przed oczami mia a jego plecy, bo on najwyra niej nadal si na ni gniewa za to, co wydarzy o si poprzedniej nocy. - Zimny jeste - powiedzia a. - No i co z tego? - prychn . - Tam, gdzie by em, nie docieraj promienie s ca. Otoczy a go ramieniem i przyci gn a do siebie. - Pierwszy raz widzia am, jak u ywasz skrzyde , maluszku - u miechn a si . - Nie wiedzia am, e one ju funkcjonuj . By y du o wi ksze ni s teraz. Potrafisz je tak zmniejszy ? - Nie nazywaj mnie maluszkiem, cholerna babo! - Czy znasz tylko to jedno s owo? No, i jeste mniejszy ni ja. - To si mo e zmieni . Umilk obra ony. Vanja stara a si przez koszul ogrza jego lodowato zimne cia o. Nagle Tamlin przekr ci si , le teraz na plecach, ale odwrócony w jej stron . - Zimno mi - szepn jakby ze strachem. - Dzi nocy moja dusza zmieni a si w lód. Vanja natychmiast mocno przytuli a go do siebie. - Ogrzej si przy mnie, Tamlinie. Cho na chwil zapomnijmy o wszystkim, co z e mi dzy nami. Przytul-my si do siebie, bo mnie tak e potrzeba twojej blisko ci. Dzi w nocy tak bardzo za tob t skni am, nigdy nie odchod ode mnie, nie mówi c mi, dok d idziesz! Ch tnie przyjmowa jej ciep o, którego tak bardzo chcia a mu u yczy . Czu a, e Tamlin dr y od niezna-nego l ku. Przestraszony demon? Có mog o spotka go tej nocy? - My la , e gdzie jestem? - za mia si niepewnie jej okryt flanel pier . - Nie wiedzia am. I to w nie by o takie okropne. By mo e zesz ej nocy zrani am ci zbyt g boko, mo e... - Zrani mnie? Czy ty ju ca kiem oszala a, mnie nie mo na zrani . Nie jeste a tak szczególn osob . Ale mia w zanadrzu jeszcze jedno "mo e"? - Nie, nic ju nie powiem - odpar a Vanja, bo tym razem urazi j g boko. Tamlin uniós si na okciu i teraz nie mia w sobie ju nic z dziecka. - Mów! Powiedz mi! - sykn przez z by. - Nie. Ja te mam prawo do tajemnic. - Diabelska dziewucho - szepn rozw cieczony pacn j w g ow . - Widz , e ju doszed do siebie - sucho stwierdzi a Vanja. - Nie musz ci ju d ej grza . Odwróci a si do niego plecami. Ale Tamlin wsun ju r pod jej rami , w lizgn si pod koszul i odnalaz jej pier . Uj w dwa palce ma y p czek i zacz si nim bawi . Vanja z bij cym sercem czu a, jak powoli, lecz zdecydowanie, demon przyciska doln po ow cia a do jej pleców, a wyra nie poczu a jego twardy, pulsuj cy cz onek na kr gos upie. Jego organ z latami wcale si nie zmniejsza . Ca e szcz cie, e dzieli a ich nocna koszula i jego przepaska na biodrach! Dziewczynka le a nieruchomo, prawie nie od-dychaj c, obserwuj c, jak w jej w asnym podbrzuszu co zaczyna ci ko pulsowa . To niebezpieczne, bardzo niebezpieczne! Nie mog o trwa dalej. Ale dopóki Tamlin obawia si , e na niego poskar y, nie musia a si go przecie ba . Je li to, co odczuwa a, to naprawd by l k? Po tym, co si wydarzy o, Vanja nie mia a d ej odwagi sypia w jednym ku z demonim dzieckiem. Zreszt okre lenie "dziecko" przesta o ju by w -ciwe, Tamlin osi gn wiek po redni mi dzy dzieckiem doros ym, mniej wi cej tak jak i Vanja. Najwyra niej jednak dorasta o wiele szybciej ni ona, dziewczynka uzna a wi c, e sprawa przybiera powa ny obrót. Pozostawa a niewzruszona na jego d sy i narzekania. Nie pomaga o, e nazywa j pod , oskar o brak serca dla biednego zmarzni tego male stwa. - Nie wysilaj si - przerwa a mu. - Nie staraj mi si wmówi , e demony s tak wygodne i leniwe, e musz sypia w kach! Wcale tego nie potrzebuj , ich zadaniem jest kr enie po wiecie i robienie paskud-nych, wstr tnych rzeczy, albo te b dz zawieszone pró ni dlatego, e ludzie przestali ju w nie wierzy . - Nie masz ani odrobiny serca - o wiadczy z udawanym smutkiem, siedz c na jej licznym rokokowym biureczku. Trudno sobie wyobrazi otoczenie, z którym jego wygl d bardziej by si k óci ! Vanja przyst pi a do bezpo redniego ataku: - Jeste ju u mnie od trzech lat - powiedzia a zgn biona. - Zajmowa am si tob i troszczy am si ciebie, a ty odp aca mi tylko drwin i z ym s owem. Ale teraz koniec z tym, rozumiesz? Chc w asnym yciem, mie spokój w swoim pokoju i w swoim ku, przede wszystkim nie chc , by by wobec mnie taki natr tny! W dodatku ko dla nas obojga jest ju za ciasne, oboje ro niemy. Tamlin natychmiast zmieni front i zacz przemawia agodnie: - Czego ty si tak boisz? Przecie ja ci nic nie zrobi em. Mo e dlatego, e sama masz k opoty z od-dychaniem? Mo e dlatego, e nagle zrobi si tam mokra? Tak jak wtedy, kiedy mój ogon to odkry ? Mo e powinienem by zrobi dzi to samo? Jego domy lno wzbudzi a w Vanji gniew. - Tamlinie, nic a nic mnie nie obchodzi, dok d sobie pójdziesz, ale wyno si z mojego pokoju. Ju nie masz prawa tu mieszka . Odwróci g ow i oboj tnie zacz bawi si jej przyborami do pisania. - Bardzo ch tnie. Mog si przeprowadzi , ale nie wolno mi opuszcza tego domu, to cz mojego
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
zadania. Przenios si wobec tego do Benedikte i ch op-ca, Andre. Vanja zdr twia a ze strachu. - Nie, tego nie mo esz zrobi . Dobrze, zosta tutaj, ale zabraniam ci wchodzi do mojego ka. Wszystko jedno, czy wina le y po twojej, czy po w mojej stronie, w ale tak ju d ej by nie mo e, tyle chyba pojmujesz? .c .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k - Nie - odpar drwi co. Vanja przymkn a oczy i ci ko westchn a. Kiedy znów unios a powieki, Tamlin patrzy na ni b ysz-cz cymi oczami, a ruchliwy j zyk porusza si mi dzy z bami. - Mo e przyznamy, e winni jeste my oboje? - zaproponowa , a dziewczynce nie pozostawa o nic in-nego, jak tylko u miechn si z wdzi czno ci . - Nie mo na si d ugo na ciebie gniewa , Tamlinie. Ale zapami taj sobie: Je li mnie jeszcze raz tkniesz, powiem wszystkim, e tu jeste . A wtedy nie b dzie zabawnie by Tamlinem. Benedikte by mo e zawezwie naszych przodków, a musisz wiedzie , e oni maj naprawd wielk moc. - O, s tacy, którzy maj wi ksz - odpar zagadkowo, ale jej s owa najwyra niej go zaniepokoi y. - No dobrze, zostawiam ci to twoje zapchlone wyrko, równie dobrze mog ... - Ja nie mam pche ! - wrzasn a Vanja i k ótnia znów zacz a si na dobre. Uda o jej si jednak osi gn to, co chcia a, i to by o najwa niejsze. ROZDZIA IV Rozstanie nadesz o niespodziewanie i brutalnie. Ca a rodzina od dawna ju niepokoi a si stanem Vanji. Wszystko wskazywa o na to, e z nerwami dziew-czynki co jest nie w porz dku. Podrywa a si na najdrobniejszy szmer, rozgl da a si po k tach, jak gdyby ba a si duchów, zaniedbywa a szkolne obo-wi zki, a pod oczami rysowa y jej si sine cienie, tak jakby nigdy nie mog a si porz dnie wyspa . Czasami popada a w ekstatyczn rado , to znów chodzi a wystraszona i przygn biona, ca kiem wyprowadzona równowagi. Kiedy wi c Agneta otrzyma a list od swej matki Trondheim, zawezwa a ca rodzin na narad , by rozwa ewentualno wys ania Vanji na jaki czas do babci. To w nie zaproponowa a wdowa po pastorze Trondheim. - Je li w ogóle mamy si na to zdecydowa , to teraz powiedzia a Agneta. - Akurat wybieraj si tam nasi przyjaciele, zaj liby si Vanj w drodze. Henning nie pochwala tego pomys u. - Mieliby my tak po prostu odes gdzie nasz ma Vanj ? Czy to nie zbyt drastyczne posuni cie? - Uwa am, e potrzebna jej zmiana rodowiska. Tutaj nie jest jej dobrze, sama nie wiem dlaczego. - Najwidoczniej ma jakie osobiste k opoty - orzea Benedikte. - A osobiste k opoty zwykle ka dy zabiera ze sob wsz dzie. - To prawda. Ale wydaje si , e... co tutaj j dr czy. A mówi c dok adniej, co wywo uje jej wzbu-rzenie, zajmuje my li do tego stopnia, e nie mo e normalnie. - Tak, chyba masz racj . I pewnie m drym posuni -ciem by oby umo liwienie jej zmiany otoczenia na jaki czas. Ale czy s dzisz, e b dzie jej dobrze u twojej matki? - spyta Henning. - Tu bez w tpienia zbytnio j rozpieszczamy, chyba wszyscy si ze mn zgodz . Moja matka troch j utemperuje. Jestem zdania, e w tej chwili dziewczynce potrzeba mocnej r ki, mo e si troch opami ta. - Tak, tak, pewnie masz racj . W ka dym razie ej to nie mo e trwa . Yanja z ka dym dniem wygl da coraz gorzej. Rób, co uwa asz za s uszne, Agneto, na pewno jej to wyjdzie na dobre. Henning westchn . I on bardzo si niepokoi stanem zdrowia i ducha swej przybranej córki. Nast pnego dnia przy obiedzie doro li popatrzyli po sobie i wreszcie Agneta rzek a: - Kochana Vanju... uwa amy, e ostatnio nie wygl dasz na zdrow . Dziewczynka drgn a. - Ja? Przecie nic mi nie dolega. - Ca e dnie sp dzasz w domu, jeste roztargniona zm czona, a w szkole wiedzie ci si coraz gorzej. - Ale ja... - Postanowili my wi c, e powinna si oderwa od codziennego dnia. Serce Vanji zacz lo wali jak m otem. O co im chodzi? - Pami tasz, jak babcia, matka mamy, odwiedzi a nas latem? Tak, babcia... Vanja s ysza a rozmowy doros ych przed przybyciem s dziwej damy. Dowiedzia a si nich, jak to babcia i dziadek wyrzucili Agnet z domu akurat wtedy, gdy ich najbardziej potrzebowa a. Pastor i jego ma onka nie potrafili zaakceptowa tego, e ich córka oczekuje dziecka, pomimo e niczym nie zawini- a, przecie Ulvar j zgwa ci . Henning Lind z Ludzi Lodu otworzg drzwi przed nieszcz liw od kobiei po lubi j , uzna ma Vanj za swoj córk i by dobrym m em i ojcem. Kiedy pastor umar , wdowa przyjecha a z wizyt do swej córki i wnuczki. Vanja nie mia a szczególnie dobrego kontaktu ze sw babk ze strony matki. Staruszka by a zbyt dostojna, zbyt osch a w swej ch odnej yczliwo ci. No i przecie Vanja mia a w swoim pokoju ma ego demona, a to jeszcze bardziej utrudnia o rozmowy bogobojn babk . Po dwóch tygodniach wdowa po pastorze wróci a do swego domu do Trondheim. - Tak, pami tam, jak babcia u nas by a - mrukn a Vanja. - Babcia chcia aby, eby od tej zimy przez par lat pochodzi a tam do szko y - o wiadczy a Agneta. Uzna a, e potrzeba ci dodatkowych nauk religii samodyscypliny, aby i w innych przedmiotach mog a radzi sobie lepiej. Dosz a do wniosku, e tu, na wsi, nie czujesz si dobrze. A poza tym jest sama i przyda jej si kto w domu. - Ale ja nie chc ... Agneta unios a d , eby jej przerwa . - Takich argumentów nie chc s ysze . Babcia okaza a nam wielk yczliwo , wyra aj c gotowo zaopiekowania si tob , i powinni my by jej za to wdzi czni. I ma ca kowit racj , my tak e bardzo si o ciebie niepokoimy. Od paru lat nie je te sob . Napisa am ju do babci, e wkrótce przyjedziesz i e na pewno dotrzesz do Trondheim jeszeze przed rozpocz ciem szko y. Nie my l, e decydujemy si na to z lekkim sercem, moje dziecko, b dziemy ogromnie za tob t skni , dobrze o tym wiesz. Ale dla twojego dobra... Mówili dalej w podobnym tonie, mama i ojciec, Benedikte i stary Viljar. Belinda by a ju tak s aba, e wi kszo czasu sp dza a w swoim pokoju, nie mia a si y, by jada wraz ze wszystkimi. Vanja próbowa a s ucha , ale jej w asne zrozpaczliwe my li zag usza y ich s owa. Wreszcie pozwolono jej wsta od sto u. Mia a zacz si pakowa .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Tamlin siedzia na brzegu biurka. Przez ostatnie pó roku dorówna jej wzrostem. - Co si z tob dzieje? - spyta nie yczliwie. w w Beczysz? .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Wyje am, Tamlinie - odpowiedzia a szlochaj c. - Wyje asz? - powtórzy , w jednej chwili kamieniej c. W odpowiedzi pakiwa a g ow , nie odsuwaj c r k od zas oni tej twarzy. Ledwie mog a mówi . - Przenosz si do babci do Trondheim. B tam chodzi da szko y. Przynajmniej przez par lat, a mo e i ej! Jad ju jutro. Tamlin zaniemówi na d ug chwil . Wreszcie odezwa si swym zwyk ym drwi cym tonem: - wietnie, b mia wi c ca e ko dla siebie. Do pokoju wesz a matka Vanji, dziewczynka pr dko osuszy a zy. - Ach, nie p acz, Vanju - powiedzia a zasmucona Agnerta. - Zobaczysz, b dzie ci tam dobrze. Nie mamy na to ochaty, ale co trzeba zrobi , eby wreszcie przesta a by taka apatyczna, oboj tna na wszystko i tak przera aj ca blada. By mo e pozyskasz nowych przy-jació , z którymi b dziesz si lepiej czu a, bo wszyst-kich, których masz tutaj, bardzo ostatnio zaniedba . Vanja prze kn a lin i odpowiedzia a co , czego nie da o si zrozumie . Agneta pomog a jej w pakowaniu. Vanja by a ogromnie zdenerwowana, bo Tamlin ca y czas wchodzi jej w parad i usuwa si w ostatniej chwili, a wszystko po to, by j zirytowa . - Ale , Vanju, czy nie mówi am ci, e nie wolno po cieli na pod odze? Jeszcze jej stamt d nie zabra ? - Zapomnia am - mrukn a i szybko zgarn a legowisko, na którym przez ostatnie miesi ce sypia Tamlin. Tego wieczoru i Vanja, i Tamlin milczeli. A kiedy wsun si do jej ka po raz pierwszy od czasu, gdy go stamt d wyrzuci a, nie próbowa a nawet go powstrzyma . Potrzebowa a jego blisko ci. Le eli blisko siebie na plecach. Nie mieli nic do powiedzenia, nawet Tamlin nie by w nastroju do artów, próbowa si z ni dra ni , ale bez przekona-nia. Vanja mia a niejasne wra enie, e Tamlin si zmieni . Fizycznie. Nie potrafi a dok adnie wyja ni , na czym polega odmiana, ale widzia a, e jego demo-niczne, a raczej zwierz ce rysy z agodnia y. Z jego twarzy nie bi ju ch ód zieleni jak u jaszczurki, cho ró nica by a doprawdy nieznaczna, a rysy sta y si odrobin bardziej ludzkie, j zyk nie tak mocno roz-dwojony. A mo e tylko sobie to wmówi a? - Zdejmij koszul , Vanju - powiedzia wreszcie Tamlin. Dziewczynka natychmiast si spi a. - Nie, nie wolno ci! - Nic nie zrobi , nie mog ryzykowa , e na mnie doniesiesz. Czy nie zachowywa em si grzecznie przez ostatnie miesi ce, wstr tna dziwko? - Owszem. Vanja mia a ju czterna cie lat. Cz sto, kiedy le a sama w ku, jej my li kr y wokó Tamlina. skni a za nim, chcia a poprosi , by po si przy niej. Wiedzia a, e on tak e tego pragnie, poznawa a to po spojrzeniu, jakim bezustannie ledzi jej cia o. Ale zawarli umow i on postanowi jej dotrzyma . W tym momencie Vanja najbardziej obawia a si swej w asnej s abo ci. - ci gnij koszul , a ja zdejm przepask - powiedzia Tamlin. - Oboje potrzebujemy si podotyka . Tylko po to, by poczu siebie nawzajem, nic wi cej. Nie mia a zwierzy mu si ze swego strachu. Nie chcia a si zdradzi . Po chwili wahania jednak usiad a na ku i zsun a kaszul przez g ow . Ju nie mog a powstrzyma dr enia. Tamlin wy lizgn si z przepaski i rzuci j na pod og , na koszul nocn Vanji. - Zobacz - u miechn si . - One si obejmuJ . miech wystraszanej Vanji wypad nieco krzywo. Znów u yli si na plecach, tym razem bardziej zwróceni ku sohie. - Rozwin si od ostatniego czasu - zachichota Tamlin. - I to bajecznie. Pozwoli a mu dotyka swoich piersi. Sama bardzo tego chcia a. Tamlin delikatnie pie ci je ko cem zyka, a ci gn y si w twarde p czki. W podbrzuszu odczu a gwa towny skurcz. - Tamlinie, ja chyba tego nie wytrzymam. Odwró si , chc le za tob . Chod my spa . Na moment znieruchomia , wpatruj c si w ni poprzez ciemno nocy. Wreszcie zrobi to, o co prosi a. Nigdy jeszcze nie le tak blisko niej nagi. Teraz jego plecy przylega y ci le do jej piersi i brzucha. Potrafl zwin skrzyd a tak ciasno, e sta y si pra-wie niewyczuwalne. Vanja pog adzi a go po wystaj -cych ebrach, a jemu chyba si to spodoba o, bo uniós r , by u atwi jej dost p. Zachichota z -liwe, ale ona zd a ju go pozna i wcale nie poczu a si ura ona. Vanja zebra a si na odwag . Unios a g ow i pocalowa a go w rami , delikatnie musn a je ko cem j zyka. Poczu a, e przez cia o przebieg mu dreszcz. Ogon Tamlina wype z ukrycia. W drowa po udach ku górze, a Vanja rozchyli a nogi, by u atwi mu dost p. W lizgn si mi dzy nie, szukaj c leniwie przesuwa si w przód i w ty . Vanja oddycha a coraz ci ej. Nie zdaj c sobie do ko ca sprawy z tego, co robi, opu ci a r na jego brzuch, poszukuj c nie mia o... Tamlin wygi doln po ow cia a do przodu, by atwiej mog a znale to, czego szuka a. Dr cymi palcami uj a co g adkiego, lekko pulsuj cego. Obj a... - Och, Tamlinie - szepn a bez tchu. - Ty ju nie jeste dzieckiem! - Ty tak e nie. Jeste wszeteczn dziwk . Na pewno nie dzieckiem! - Owszem. Nie wolno ci... - Powiedzia em ci, e ci nie rusz - parskn ciekle. - Ale, doprawdy, sama tego chcesz. Poruszaj d oni ! Pokaza jej, co ma robi . Vanja czu a si tak oszo omiona, e bliska by a utraty przytomno ci. Us ucha a jego wskazówek, sap-n a, czuj c niezno ne podniecenie, i gwa townym ruchem przyci gn a r do siebie. - Nie mog . Zabierz ogon, ja... Odwróci si tak, e oparty na wyprostowanych ramionach zawis nad ni . Patrzy na ni z góry, staraj c si przywróci oddechowi równy rytm. Vanja mocno ugryz a si w warg . Tamlin poderwa si gwa townie. - K ad si na pod odze - o wiadczy . - Sama nie wiesz, czego chcesz, nie mam ochoty marnowa dla ciebie czasu. ugo le eli ka de na swoim pos aniu, milcz cy, wzburzeni, nie mog c uspokoi oddechu. - wietnie, e jedziesz ju jutro - powiedzia wreszcie Tamlin. - Fantastycznie! - Tak - przyzna a Vanja. - Bo po tym, co si sta o, tak d ej nie mo e by . Mam dopiero cztema cie lat. Ach, Tamlinie! Poczu a, e jego d wyci ga si ku niej. Uj a j . Tamlin u cisn j tak mocno, e ledwie powstrzyma a si od krzyku. Bo przecie na pewno chcia , eby zacz a krzycze . ycie Vanji w domu babki okaza o si tak okropne,
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
jak si tego obawia a. Ka dy dzie rozpoczyna si od nabo stwa, zaraz po powrocie do domu musia a siada do lekcji i zaj-mowa si nauk a do wieczornej mszy. Wiele czasu sp dza a w ko ciele, a poza tym babka jak w dzie d. c ugi usi owa a j wychowywa . w .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Rzecz jasna dobrze by o, e musia a bardziej uwa podczas lekcji w szkole, bo dzi ki temu wiele si nauczy a. W tpliwe jednak, czy dzi ki temu sta a si lepszym cz owiekiem. Kochaj ca wolno Vanja o go-r cym sercu przemieni a si w milcz , wystraszon panienk , maj coraz wi cej zahamowa , gdy babka ka dego dnia znajdowa a niedoci gni cia i b dy w jej zachowaniu. Vanja ca y czas musia a te pozostawa na us ugach staruszki. Przynie to, zrób tamto, pomó mi... No i jeszcze te uprzykrzone kazania o moralno ci. Vanj chyba ostrzeg przyk ad, jaki mia a w domu? Niech my li o Agnecie, która sprawi a tyle bólu smutku, tak zawiod a swoich rodziców! Wtedy Vanja gwa townie zaprotestowa a. aden cz owiek nie by tak dobry i wspania y jak matka. To w nie dziadkowie, pastorstwo zawiedli córk i musia- a liczy tylko na siebie. Gdyby nie Henning Lind Ludzi Lodu, ani Agnety, ani Vanji nie by oby teraz na wiecie. Tego wieczoru Vanja musia a po si do ka bez kolacji. Ka dego dnia s ucha a litanii poucze : Trzymaj si z dala od ch opców i m czyzn, jeste zbyt s aba duchem, by oprze si ich pi knym, ale jak e fa -szywym s owom! Twoja uroda i twoje cia o mog skusi m czyzn, by post powali z tob tak, jak chcieli. Jeszcze tego nie rozumiesz, ale m czy- ni s niebezpieczni, to bezwolne ofiary w asnych dz. Co za g upstwa, my la a Vanja. Co ty mo esz o tym wiedzie , przez ca e swe doros e ycie by on pastora. Nie s dz , by pastorzy byli "bezwolnymi ofiarami w asnych dz". Mog abym ci opowiedzie , droga babciu, o rzeczach, od których na pewno by zemdla a! Co by powiedzia a, na przyk ad, na ogon demona, askocz cy mi dzy nogami? Albo na obej-mowanie d oni twardego organu, o którym jedynie marzy w najskrytszych bezbo nych snach? Nie, uwa am, e ja pomimo moich ledwie czternastu lat wi cej wiem o po daniu ni ty. Czy wiesz, za kim t skni ka dego wieczoru przed za ni ciem? Za matk ojcem? Tak, tak, za nimi tak e, ale czy wiesz, przez kogo w ukryciu, pod ko dr , musz sama zaspokaja najdziksze po danie? Tak, babciu, przez mojego ma ego demona! On zreszt ju wcale nie jest ma y. Rozpali mnie wtedy, kiedy mieszkali my razem w moim pokoju, i bardzo za nim t skni , nie s dzi am, e do tego stopnia jestem z nim zwi zana. Teraz mam tego wiadomo i najbardziej si boj , e mama pozwoli nocowa w moim pokoju jakiemu przypadkowemu go ciowi. Mo e jakiej pi knej, m odej pannie? Ona co prawda nie zobaczy mojego Tamlina, bo tylko ja, wnuczka Lucyfera, mog go widzie , ale on zobaczy j ! je li zacznie jej po da ? Czy ty wiesz, babciu, co to jest zazdro ? Czy wiesz, jak ona potrafi rozdziera cz owieka na strz pki, kawa ek po kawa ku, z ka dym dniem up ywaj cym z dala od ukochanej osoby? I to tylko z powodu demona! Nie opowiadaj mi wi c nic o po daniu m czyzn, babciu, bo sama nic a nic o nim nie wiesz! W roku, w którym sko czy a pi tna cie lat, Vanja nie mog a si doczeka letnich wakacji, mia a bowiem nadziej , e sp dzi je w domu. Nie pozwolono jej jednak na wyjazd. Babcia zarzuca a jej krn brno , co wcale nie by o prawd , Vanja po prostu kilkakrotnie spokojnie i z opanowaniem wyg osi a swoje zdanie, odmienne od babcinego. Babka postanowi a wi c nie wypuszcza jej z r k, dopóki nie b dzie mog a odda rodzicom dziecka idealnego, pokornego, pos usznego agodnego jak baranek. No i z wbitymi do g owy wszelkimi moralnymi zasadami, z pogard traktuj ce-go grzechy i grzeszników. Vanj omal nie rozsadzi gniew. Oczywi cie na okazanie go pozwoli a sobie tylko we w asnym pokoju, na zewn trz jej twarz pozosta a oboj tna, jakby dziew-czyna pozbawiona by a jakichkolwiek uczu , co naj-widoczniej odpowiada o babce. Od czasu do czasu na jej ustach malowa si tylko sztuczny u miech, o który nikt nie móg mie pretensji. Kiedy jednak by a sama, p aka a gorzko z t sknoty za domem i nie mia o to wy cznie zwi zku z Tamlinem, o, nie! Tak bardzo jej by o le u babki, pragn a zobaczy ukochanych rodziców, a tak e babci , dziadka, Benedikte, Malin, Pera i Christoffera, który nie mieszka ju w domu, lecz kszta ci si na lekarza. Cieszy a si na nadej cie letnich wakacji, na to, e pojedzie do domu i odetchnie troch , mo e nawet uda jej si namówi matk i ojca, by nie wysy ali jej ju wi cej do Trondheim. Teraz wszystkie te nadzieje leg y w gruzach. Kiedy nadesz a wiadomo o mierci dziadka Vil-jara, Vanja by a kompletnie przybita. Nie pozwolono jej nawet jecha do domu na pogrzeb, gdy i tak nie zd aby na czas, a wi c, zdaniem babki taka podró nie mia a sensu. Dziadek! Kochany dziadek Viljar, ju go wi cej nie zobaczy, a babcia Belinda nie opuszcza a teraz ka i wymaga a opieki przez ca dob . Viljar i Belinda nie byli prawdziwymi dziadkami Vanji, dziewczynka by a wszak wnuczk Sagi i Lucyfera, ale nikt nie móg lepiej si zaj dzieckiem bez ojca, ni uczynili to Henning i jego rodzina. A Vanja nie mog a nawet po egna si z dziadkiem Viljarem! Ta my l nie dawa a jej spokoju. Kiedy nasta o lato, Vanja cz sto wymyka a si domu, zanim jeszcze babka si obudzi a. Chcia a cho przez troch poby sama, a w ci gu dnia nie mia a takiej mo liwo ci. Babka nie spuszcza a z niej oka, zrób to tamto, Vanju, to niedozwolone, czy doprawdy nie potrafisz si zachowa , dziewczyno. Trzymaj piewnik z psalmami w lewej r ce, aby praw mog a wita si parafianami... Vanja zna a katedr Nidaros na pami . czasie arcynudnych kaza siedzia a wpatruj c si uki sklepienia wi tyni, ukradkiem rozgl da a si za postaci mnicha, który podobno tam straszy , i raz nawet wydawa o jej si , e w jednej z galerii dostrzeg a brunatn opo cz i b yszcz nad ni par z liwych oczu. Poranki by y lepsze. Stanowi y jakby male oaz bezbrze nej pustyni polece i wymuszonych dobrych uczynków. Opuszcza a wtedy zwykle Trondheim. Ko o czwartej nad ranem spacerowa a nad brzegami Trondheims-fjordu. Rozmy la a, t skni a, rozpaczaj c nad up ywa-j cymi latami m odo ci. Uwa a, jak to zwykle pi t-nastolatki, e niewiele ycia jej ju zosta o. nie podczas jednej z takich wypraw spotka a "kobiet na brzegu". Kobieta sz a daleko przed Vanj , ale w drowa a tak wolno, e nietrudno by o j dogoni , oczywi cie je li si tego chcia o. A Vanja nie mia a na to ochoty, pragn a poby troch w samotno ci. Kobieta porusza a si niezgrabnie i nie wygl da a na zadowolon czy szcz liw . Sz a, pow ócz c nogami, zrezygnowana, jakby nic ju nie mia o dla niej znacze-nia lub bezbrze ny smutek przes oni jej ca y wiat. Ubrana by a jak wi kszo kobiet w d ug spódnic lekk letni narzutk . Ale, zbli ywszy si do niej, Vanja dostrzeg a, e kobieta ma w osy u one nie-starannie, jakby by o jej to oboj tne, jakby nie u ywa a lustra. Cho Vanja stara a si nie spieszy , specjalnie przy-stawa a, nieub aganie coraz bardziej zbli a si do nieznajomej. Zmierza y bowiem w t sam stron , ku miastu, a dziewczynka ju by a spó niona. Babka nie mog a wiedzie o jej porannych spacerach, które przynosi y Vanji chwile wytchnienia, z pewno ci te by ich zakaza a. "Przyzwoita dziewczyna nie wa sa si sama, powinna o tym wiedzie , Vanju!" Kobieta nie odwróci a si ani razu, jak gdyby wiat ogóle jej nie obchodzi . I nagle skr ci a w lewo i posz a prosto do wody. Pewnie znalaz a co ciekawego na brzegu, pomy la a Vanja. Muszelk albo jeszcze co innego. Mog wykorzysta okazj i wymin j w pewnej odleg ci. Vanja dopiero teraz zorientowa a si , e kobieta jest zaawansowanej ci y i e to w ciwie m oda, przera aj co m oda dziewczyna. Czy dlatego wydawa a
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
si taka zdruzgotana? Znalaz a si w k opocie, cho by a niezam na? Tak, z pewno ci jest za m oda na ma stwo, ona i Vanja mog y by równe wiekiem. Jakie to musi by dla niej straszne! w Wi. c cej Vanja nie zd a ju pomy le , bo z ust wydar jej si okrzyk przera enia. Nieznajoma kobieta, a raczej dziewczyna, nie zatrzyma aw .si na . c .d o do c u -tr a c k c u -tr a c k brzegu. Wesz a prosto do wody. Vanja, która cz sto spacero-wa a po pla y, wiedzia a, e akurat w tym miejscu dno gwa townie opada i tworzy si g bia. - Hop! Hop! - zawo a. - Stój, nie id tam, to niebezpieczne! Dziewczyna nie mia a zamiaru us ucha , sz a dalej wod i nagle dno usun o si jej spod nóg. Znikn a pod powierzchni . Vanja co si w nogach podbieg a na brzeg i nie wahaj c si ani sekundy skoczy a do zaskakuj co zimnej wody. Tchu zabrak o jej w piersiach, ale opanowa a wstrz s, jaki odczu a przy zetkni ciu z lodo-wat wod , i zdo a dotrze do miejsca, w którym znikn a nieznajoma. B belki powietrza wyra nie wskazywa y, gdzie powinna szuka . Vanja w swoim yciu nie mia a zbyt wielu okazji, by uczy si p ywania, ale jeszcze w domu zdarza o si , e k pali si w morzu. Teraz musia a nurkowa , a do tego by a bardziej przyzwyczajona. Razem z Christofferem Benedikte robili zawody, kto najd ej wytrzyma pod wod . Christoffer by raz bliski zwyci stwa, ale potem doro li musieli robi mu sztuczne oddychanie, a Malin wpad a w histeri . wiczenia te mia y przynajmniej taki skutek, e Vanji nieobce by o zanurzanie si pod wod . Nie musia a szuka d ugo. Z apa a bezw adn dlziewczyn za w osy i wyci gn a j na powierzch-ni . Zdo a dotrze bli ej brzegu, gdzie mia a grunt pod nogami, uj a topielic pod ramiona i wynios a na brzeg. Dziewczyna kaszla a, wypluwaj c wod . Nie stawia a oporu, jakby opu ci a j ca a wola ycia. - Nie wolno ci tego robi - aja a j Vanja. - Pomy l dziecku, ono tak e ma prawo do ycia. I ty te nie powinna si poddawa . Bez wzgl du na to, jak beznadziejne ci si wszystko wydaje, zawsze jest gdzie jaki ja niejszy punkt. Co ona w ciwie o tym wiedzia a? Jakie mia a prawo wyg asza kazania, nie wiedzia a przecie nic o sytuacji dziewczyny. Czy mo na by a tak zdesperowanym, e mier wydaje si jedynym wyj ciem? Z pewno ci ! Przecie ona sama siedz c w domu babki nad lekcjami chcia a umrze , byle si od tego wyzwoli ! I to tylko dlatego, e musia a odrabia lekcje w domu, którego atmosfery nie znosi a, ale który przecie za rok mia a opu . Jakim prawem os dza a t nieszcz sn dziewczyn ? Co j czeka o poza bied , wiecznymi troskami i odrzuceniem przez spo ecze stwo? Vanja widzia a przecie , jak tak zwani przyzwoici ludzie traktowali Benedikte i jej ma ego Andre. My li wirowa y Vanji w g owie, kiedy wyci ga a niedosz topielic na such traw . Jednym z powo-dów, dla których babka chcia a zabra Vanj z Lipowej Alei z tego "domu grzechu" by a w nie Benedikte. Najpierw nieszcz cie spad o na jej w asn córk , potem na drug kobiet w tej samej rodzinie. Rzecz jasna, jej wnuczka nie mog a dorasta w tak strasznym miejscu. Dlaczego niektórzy ludzie nie pojmuj , co w yciu naprawd stanowi warto ? Zw aszcza ci, którzy nie powinni wydawa s dów? - Ju dobrze, dobrze - uspokaja a dziewczyn Vanja. - Jeste my chyba w równym wieku. Ja mam pi tna cie lat, a ty? Dziewczyna odwróci a g ow . By a liczna. - Siedemna cie. - Och, nie p acz ju , wszystko b dzie dobrze. Rozumiem, e musi ci by trudno, ale teraz masz przynajmniej jednego sprzymierze ca. Pochodz z ro-dziny, gdzie ludzkie ycie ceni si bardzo wysoko. Je li chcesz, mo esz zamieszka u nas. Vanja spokojnie mog a to obieca , bo Ludzie Lodu zawsze zajmowali si cierpi cymi, odrzuconymi. Nie zastanawia a si , co prawda, jak w ca ej tej sprawie poradzi sobie z babk . Wdow po pastorze ca kiem wymaza a ze wiadomo ci. Dziewczyna bezw adnymi ramionami zakry a twarz, jakby opu ci a j ju ca a nadzieja. - Mo esz usta na nogach? Oprzyj si o mnie, pomog ci dotrze do Trondheim. Nic nie odpowiedzia a. - Jak masz na imi ? - Petra. No, poda a przynajmniej imi . Ca kiem nie le. Vanja rozejrza a si doko a. - Tam, za wa em ziemnym, stoi jaki dom, widz daleka dach. Pójd tam i poprosz o pomoc, bo chyba same sobie nie poradzimy. Wydaje mi si , e nogi nie chc ci nosi . Szybkim krokiem ruszy a do wa u. Czy sprawi to instynkt, czy te troska o desperatk , nie wiadomo, ka dym razie Vanja obejrza a si i znów uderzy a krzyk. Dziewczyna wyci gn a nó , który najwidoczniej mia a schowany w kieszeni, i zanim Vanja w jakikol-wiek sposób zdola a j powstrzyma , Petra wbi a go sobie w pier . Zwin a si z bólu, ale zaraz cia o wyprostowa o si i bezw adnie upad o na traw . Vanja ju by a przy niej, wstrz ni ta i zrozpaczona. - Dlaczego to zrobi ? - j kn a. - Mog am ci uratowa ! Umieraj ca dziewczyna z trudem zdo a wydusi siebie killta s ów: - Mam... jeszcze... jedno... dziecko... Dziewczyn... w przy... - Gdzie? - nieuerpliwie dopytywa a si Vanja. Trzyma a d Petry w mocnym, uspokajaj cym u cis- Zabrali mi... j - szepta a dziewczyna ostatkiem si . - I to tak e... by zabrali. Nie dostan ... Petra umar a. Znieruchomia a, na jej licznej twarzy zgas y wszelkie oznaki ycia. To by a twarz, która przyci ga pozbawionych sumie-nia m czyzn. Vanj tak e natura obdarzy a urod , ale Petra by a prostsza, bardziej zwyczajna. atwa zdobycz. - Och, biedne stworzenie - szepn a Vanja zdruzgotana. Nagle przez g ow jak strza a przemkn a jej my l: Dziecko! Nie zastanawia a si d ej. Wiedzia a tylko, e dziecko musi by ju w pe ni ukszta towane i e na jego losie zawa mog sekundy. Nie mia a zamiaru po wi ci si zawodowi lekarza jak Christoffer. Dzia a instynktownie. Czy tylko morderczy cios nie wyrz dzi krzywdy nie narodzonemu dziecku? Nie, rana znajdowa a si do wysoko, na pewno wszystko w porz dku. Wyj a nó z bezw adnej d oni Petry, rozerwa a ubranie dziewczyny i wci gn a g boki oddech. Zakr ci o jej si w g owie, niedobrze robi o jej si na my l o tym, co musi zrobi , ale wycelowa a, w my li obliczaj c, jak g boko powinna ci . Szepn a: "Dob-ry Bo e..." i wbi a nó . To by o straszne, znacznie gorsze, ni przypusz-cza a. Vanja zareagowa a tak jak wi kszo ludzi nie zwi zanych zawodowo z medycyn , gwa townie zadr a na d wi k ostrza rozcinaj cego tkanki. Poczu a, jak wzbiera w niej fala md ci, ale zacisn a z by z ca ych si stara a si opanowa . Widzia a p ód niewyra nie, przez mg potu sp ywa-j cego jej z czo a i ez alu i strachu. Wreszcie jednak wyj a dziecko. Wyczu a to natychmiast: dziecko by o martwe. Vanja tak bardzo chcia a, by o. W my lach ju wyobra a sobie, e si nim zajmie, zapewni godne ycie, a tymczasem sama by a winna jego mierci, nie zd a wyci gn go na czas. Wybuchn a gwa townym p aczem, dlatego te nie zorientowa a si , e nadchodz ludzie. Ich g osy s ycha by o coraz bli ej. Kiedy wreszcie do niej dotar y, podnios a g ow , ale musia a otrze zy zakrwawionymi r koma i dopiero wtedy zobaczy a dwoje doros ych, którzy stali obok niej. - Nie zd am uratowa dziecka - zaszlocha a.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
My la am, e zd , ale... - Na mi bosk , co si tutaj wydarzy o? - surowym g osem spyta m czyzna. - Co ty zrobi a, dziewczyno? w w Towarzysz ca mu kobieta przykucn a i zabra a .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k dziecko z r k Vanji. - Ach, mój Bo e - szepn a. Vanja próbowa a wyja ni : - Ona chcia a si utopi ... pobieg am za ni i wyci gn am j z wody... - No tak, rzeczywi cie obie jeste cie doszcz tnie przemoczone - przyzna a kobieta. - Ona by a ca kiem bez si , pobieg am wi c po pomoc... - Znasz j ? - Nie, wcale. Sz a przede mn pla , a potem... - Tak, co potem? - dopytywa si m czyzna. - Ma piersi ran od no a. - Tak - za ka a Vanja. - Odwróci am si i chcia am krzykn , e zaraz wracam, a ona w nie wtedy przebi a si no em, przybieg am do niej, ale umar a na moich r kach. czyzna i kobieta popatrzyli po sobie. Sprawiali wra enie bardzo dystyngowanych, na pewno wywodzili si z wy szych sfer, ani chybi byli intelektuali-stami. Mogli mie oko o pi dziesi ciu lat. czyzna kiwn g ow . - Mów dalej! - Wtedy pomy la am o dziecku, mia am nadziej , e mo e jeszcze yje, a potem... chocia zrobi o mi si niedobrze... - Rozumiem - s abym g osem rzek a kobieta. Znakomicie si spisa ! - Ale by o za pó no! - szlocha a Vanja zrozpaczona. - To wszystko zbyt d ugo trwa o! Kobieta od a zw oki dziecka, wytar a d onie chusteczk i po a je Vanji na ramiona. - Nie p acz, kochanie, nic nie mog na to pora-dzi . To dziecko by o martwe ju od kilku dni. Ono... nie nadawa o si do ycia. Vanja za ka a i przetar a oczy. Pierwszy raz mog a dok adniej przyjrze si p adowi, le cemu obok na trawie. Zaraz jednak pobieg a za najbli sze krzaki. Nie zdo a ju d ej wstrzymywa md ci. Wróci a, poblad a i os abiona. W tym czasie m -czyzna w miar mo liwo ci oporz dzi zmar Petr . Vanja zebra a si na odwag i jeszcze raz papatrzy a na martwe dziecko. W istocie nie nadawa o si do ycia i wr cz b ogos awie stwem by o, e zmar o. Takimi ramionami z pewno ci u mierci oby sw matk . By to ch opiec, a z jego twatzy Vanja zdo a wyczyta wszystkie os awione cechy, charakterystycz-ne dla dotkni tych przekle stwem Ludzii Lodu. Wi-dzia a kiedy fotografi swego ojca Ulvara (zdj cie le o schowane w szufladzie, natkn a si na nie przypadkiem), czyta a tak e opis Hanny, Grimara innych. Martwy p ód móg by potomkiem Ludzi Lodu, cho to oczywi cie pomys absurdalny, nie by o bowiem nikogo, kto móg by go sp odzi . Dziecko wygl da o tak z ca kiem innych przyczyn, to pewne. By o to bardzo zdeformowane dziecko, nic w nim do siebie nie pasowa o, ani r ce, ani nogi, ani kr gos up. Takim dzieciom nigdy nie je t dane prze , Vanja zdawa a sobie spraw , e natura sama naprawia w asne b dy. Biedna Petra nie mog a jednak o tym wiedzie . - Tak bardzo si ba a, e odbior jej dziecko! chlipa a Vanja. - To by y jej ostatnie s owa przed mierci . Biedaczka! - Nie mia a czego si ba - ze smutkiem przyzna a kobieta. - Nikt by jej go nie odebra , samo odesz o. - Mia a ju chyba jedno dziecko - powiedzia a Vanja. - dziewczynk . Ale nie do ko ca zrozumia am, co mówi a. - Nie b dziemy jej os dza - orzek a kobieta. - Nic niej nie wiemy. - Dzi kuj ! - powiedzia a Vanja przez zy. - Dzi kuj , e rozumiecie! Tak bardzo mi jej al. czyzna pomóg jej wsta . - Obmyj si troch w morzu, a potem id do domu. My si ju wszystkim zajmiemy, dla ciebie to mo e okaza si zbyt trudne. Pawiedz nam tylko, jak si nazywasz i gdzie mieszkasz, postaramy si za atwi wszystko z w adzami. Vanja jeszcze raz podzi kowa a im za yczliwo poruszona do g bi duszy wróci a do domu babki. Babka oczyw cie ju si obudzi a i czeka a na ni hallu, surowa i oskar ycielska. - Gdzie to panienka by a dzi w nocy, je li wolno mi spyta ? - W nocy? Wysz am rano. Babka zacisn a usta, najwidoczniej jej nie uwierzya. - Masz zwyczaj p ywa w ubraniu nad ranem? Vanja czu a si strasznie zm czona i zasmucona. - Próbowa am uratowa dwa ludzkie istnienia. Ale, niestety, nie uda o mi si to. Nie mam ochoty o tym mówi . Kiedy Vanja chcia a wymin babk , bia a d pastorowej mocno uj a j za rarni . - Nie masz ochoty o tym mówi ? Ale ja chc us ysze ! Có to znowu za opowie ci z dreszczykiem? - To adne opowie ci z dreszczykiem - odpowie-dzia a Vanja i znów zacz a p aka . - Przypuszczam, e jutro napisz o tym w gazetach. A teraz chc zosta sama! - krzykn a. - Przez ca zim robi am, co mog am, by babci zadowoli , ale nie us ysza am ani jednego dobrego s owa, tylko skargi i po ajania, nie pozwolono mi sp dzi wakacji w domu, a kiedy mówi prawd o tym, co si dzisiaj zdarzy o, babcia mi nie wierzy. Chc wraca do domu, nie znios d ej hipokryzji! Wyrwa a si skamienia ej ze zdumienia starej damie zatrzasn a drzwi do swojego pokoju. Rzuci a si na ko, szlochaj c, dopóki nie zmorzy jej sen. Nikt do niej nie zajrza , nie zawo ani na niadanie, ani na obiad. Ale Vanji by o to ca kiem oboj tne. ROZDZIA V Tamlin grozi kiedy , e je li Vanja wyp dzi go od siebie, powróci do niej w snach i na pewno nie b one przyjemne. Wedrze si w jej my li, zadr czy pytaniami, wyci gnie z niej wszystkie tajemnice i pozna plany. B dzie kontrolowa jej stosunek do Tengela Z ego dokucza na wszelkie znane mu sposoby. Nie da jej spokoju, podobnie jak i innym cz onkom rodziny. Nie ma co liczy na adne szczególne traktowanie. Teraz, gdy opu ci a Lipow Alej , nie mia ju nad ni kontroli. Zobowi zany by jednak do sk adania raportów Tengelowi Z emu o wszystkich cz onkach rodu Ludzi Lodu. Up yn o kilka miesi cy, zanim j odnalaz w Trondheim i pewnej nocy tam si pojawi . Tylko we nie, co prawda, bo nie wolno mu by o przecie opuszcza Lipowej Alei. Tam, gdzie Vanja znajdowa a si w swoim nie, by o bardzo zimno. Przepe nia j sttach, powykrzywiane twarze pojawia y si i znika y, zast powa y je inne, jeszcze potworniejsze. Rankiem po przebudzeniu za-stanawia a si , jak w ogóle ludzki umys mo e wy-tworzy co tak niesamowitego. Czy to dzia a tylko wyobra nia, czy te istoty takie
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
istniej naprawd ukazuj si , kiedy cz owiek jest najs abszy, pogr ony we nie? w w Potem us ysza a g os Tamlina, szepcz cy jej co do .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k ucha. Jego g os rozpozna aby wsz dzie, nawet na ko cu wiata - ten g uchy, jakby martwy d wi k, którego formoara ludzkie s owa, ca kiem mu obce. Wyja ni jej kiedy , e demony nie rozmawiaj ze sob , komunikuj si za pomoc my li, to znacznie szybsze atwiejsze. Mówienie kosztowa o go wiele wysi ku, ale warto by o pokona trudno ci, bo w ten sposób mia mo liwo dra nienia si z ni , jedynym cz owie-kiem, który móg go zobaczy . - Vanju - odezwa si do niej w pierwszym nie. jego g osie nie s ycha by o rado ci z ponownego spotkania, d wi cza jedynie triumf i z . - Nares cie ci odszuka em! Dobrze si ukry , mój pan wpad gniew, ale teraz znalaz si we w adzy moich my li. Zacz wypytywa j o jej stosunek do rozmaitych ludzi, zjawisk i dawnych przodków Ludzi Lodu, zw aszcza Tengela Z ego, a pytaj c, sprawia jej fizycz-ny ból. Uczepi si jej pleców i wykr ca r ce, jak gdyby wiedziony d ugo skrywan nienawi ci . Tak niedobry nie by dla niej nigdy przedtem. Z tego snu Vanja obudzi a si zlana potem, mia a tylko nadziej , e nie krzycza a g no. Najdziwniejsze bg o, e ramiona mia a zdr twia e, a plecy bola y j tak, jakby przed chwil wbija y w nie ko ciste kolana. Tamlin powraca tak e pó niej. Nie ka dej nocy: zrozumia , by mo e, i dziewczynka potrzebuje snu, albo po prostu zaj ty by jej krewniakami. Nie wie-rzy a jednak, by dr czy ich w równym stopniu jak j , nikt nigdy o tym nie wspomina . Zadawane przez niego tortury stawa y si coraz bardziej wyrafinowa-ne, dobrze wiedzia , co sprawi jej najwi ksz m . Czasami sny bywa y mocno erotyczne, rozbudza jej dze do szale stwa, by nagle znikn . Budzi a si wtedy ogarni ta nie zaspokojon t sknot za jego blisko ci i sama musia a jako j roz adowa . We nie rozsuwa jej nogi i pie ci ruchliwym j zykiem, który przypomina teraz zwyk y ludzki j zyk. Vanja wi a si przepe niona bolesnym po daniem i próbo-wa a przyci gn go do siebie, by zgasi ogie p o-n cy w jej wn trzu. W tym momencie jednak Tamlin zawsze znika ze snu, a ona, zbudziwszy si , prze ywa a udr ki wstydu, kiedy musia a zaspokoi si w samotno ci. Prze ycia Vanji nad brzegiem fiordu wywo y niema e poruszenie. Babka z oburzeniem ujrza a jej nazwisko wydrukowane w gazecie, ale kiedy para, która pomog a dziewczynce na pla y, przysz a z wizyt wraz z komendantem policji i okaza o si , e ma st-wo to wywodzi si z najznamienitszych kr gów w miecie i znane jest z pobo no ci, a poza tym nie by o ko ca pochwa om Vanji, lodowate serce babki stopnia o nieco i zapomnia a, e si gniewa na sw niepoprawn wnuczk . Dowiedzieli si , e Petra by a naiwn dziewczyn , która ju wcze niej zesz a na z drog . Odebrano rej pierwsze dziecko, a ca e miasto solidamie naznaczy o j pi tnem, podczas gdy ojciec dziecka, onaty dostojnik uwielbiaj cy m ode i niewinne dziewcz ta, uszed bezkarnie. Nadal uwa ano ga za czaruj cego m czyz. Ojcem drugiego dziecka Petry by ch opak, który pracowa w odlewni elaza. Rodzice nie pozwolili mu si eni , a ju zw aszcza z dziewczyn o tak z ej reputacji. Zdaniem wszystkich dobrze si sta o, e dziecko nie prze o. Vania musia a zeznawa w s dzie, a na sali na pewno znalaz si niejeden w tpi cy w prawdziwo jej s ów. je li to ona zamordowa a Petr ? Z zazdro ci, poniewa sama pragng a usidli ojca dziecka? Ale wiadectwo szlachetnie urodzonych ludzi roz-wia o wszelkie takie podejrzenia. Vanja dokona a bohaterskiego czynu i nie jej win by o, e historia mia a tak tragiczny koniec. Vanja nie zdoby a dok adnych informacji, kim by a Petra. Nazywa a si Petra Olsdatter i pochodzi a Bakklandet w Trondheim. Matka jej wywodzi a si porz dnej rodziny, ale biedaczka umar a m odo, ojciec rozpi si i nie dba o dzieci, y tylko o chlebie wodzie. Kiedy Petra zasz a w ci po raz pierwszy, wpad w gniew i wyrzuu j z domu. Pó niej ju si ni nie interesowa . Vanja, s ysz c te s owa, mia a wra enie, e p ka jej serce. Vanja dosta a list z domu. Kochane dziecko, jest nam przykro, e nie zachowywa si tak, jak yczy a sobie tego babcia. Tak bardzo cieszyli my si na Twój przyjazd latem, ale dowiedzieli my si od babci, e jeste krn brna i odpowiadasz jej w sposób, jaki nie przystoi m odej pannie. Ojciec i ja bardzo si tym zasmucili my. Z listu babci zrozumieli my tak e, e Twoja pomoc domu jest jej niezb dna. B wi c dobr dziewczynk , babcia jest ju stara i z trudem daje sobie rad . Vanja, przeczytawszy list, rozp aka a si zrezygnowana. Babka wcale nie by a bezradna, wietnie radzi a sobie sama. Vanja jednak wiedzia a ju , gdzie le y pies pogrzebany: staruszka ba a si przebywa sama. Jej obsesj stali si w amywacze i przest pcy. Jak gwarancj bezpiecze stwa mog a stanowi obe-cno w domu pi tnastoletniej dziewczynki, trudno poj , ale jedno zdanie, które przypadkiem wyrwa o si babce, utwierdzi o Vanj w przekonaniu, e to w nie strach przed samotna ci dokucza s dziwej damie. Vanji nie pozostawa o nic innego, jak b aga rodzi-ców, by pozwolili jej wróci do domu. Wgdawa o jej si , e nie prze yje jeszcze jednej zimy sp dzanej babki. Przez ca y miniony rok Vanja piewa a w ko ciel-nym chórze, mia a bowiem adny g os, a babka - zupe -nie wyj tkowo - by a z tego pawodu niezwykle dumna wnuczki. Vanj mniej zachwyca y próby chóru, gdy dyrygent, kantor, wyra nie j sobie upodoba , na co kolei krzywo patrzy y inne dziewcz ta. Wiedzia y, e Vanja z niech ci przyjmuje poufa e gesty kantora jego ci e " wietnie, kochana Vanju!" Mimo to jednak sycz c przez z by nazywa y j pieszczoszk wykorzystywa y ka okazj , by jej dokuczy . Vanji nie odpowiada a atmosfera panuj ca w chórze, zw asz-cza e zerka na ni nie tylko kantor. Tenory i basy tak e stara y si zwróci na siebie jej uwag , s y zalotne spojrzenia i zawsze ch tnie ofiarowa y si , e odprowadz j do domu po próbie. Vanja nieodmiennie jak najuprzejmiej odmawia a i wraca a z dziew-cz tami. Chór wybiera si na wie , na koncert w ko ciele po udniawym Trondelagu. By sierpie . Vanja, po ugi h dyskusjach z babk , otrzyma a ostatecznie pozwolenie na wyjazd. "Kantor tak e jedzie z wami obieca , e b dzie mia na was, dziewcz ta, oko. Nie dopu ci, by zasz o co nieprzyzwoitego", przyzna a ko cu uspokojona babka. Jedyna nieprzyzwoita rzecz, jaka mo e si wyda-rzy , to to, e kantor b dzie obmacywa mnie i ze dwie inne dziewczyny, pomy lala Vanja, ale no nie mog a tego babce powiedzie . arty w domu wdowy po pastorze by y zabranione. Wyje ali na trzy dni, dwie noce sp dzi mieli na okaza ych plebaniach. Starsze piewaczki obieca y do-pilnowa m odszych i pe na rol przyzwoitek. Mia y dba o to, by m ode panny nie wymyka y si wieczora-mi ze piewakami. Mój ty wiecie, my la a Vanja. Tak jakby mia a ochot na nocne eskapady z którym z tych b ysz-cz cych od potu, my cych tylko o w asnej przyjemno- ci wa niaków! W chórze by o tak e dwóch m odych ch opców
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
Osoba nie nawyk a do chodzenia po górach nie wie, e przejrzyste powietrze utrudnia ocen odleg ci. To, co wydawa o si z pocz tku krótk przechadzk , wkrótce okaza o si wielk wypraw . Najpierw Vanja w drowa a beztrosko, przekonana, e ju niebawem znajdzie si u wej cia do Doliny, kiedy jednak po do d ugim czasie podnios a wzrok, góry pozostawa y nadal równie odleg e. atwo sobie z tym poradz , pomy la a optymistycznie. Chórzystów nie by o ju wida , zesz a bowiem w dó w jak dolin otoczon wzgórzami, a jej towarzysze siedzieli akurat po dtugiej stronie. Bardzo jej to odpowiada o, nikt bowiem nie móg widzie , w któr stron zmierza. Zacz a teraz maszerowa szybkim krokiem, chwilami podbiegaj c, zrazumia a bowiem, e nie ma wcale tak du o czasu, jak jej si zrazu wydawa o. Postanawi a jednak datrze do Doliny
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
wszystkie dziewcz ta szala y na ich punkcie. Wszystkie, oprócz Vanji, bo ona nie mog a dostrzec nic interesuj eego w maminsynkach z ulizanymi w osami, którym oczy wychodzi y z orbit, kiedy tylko która z dziewcz t pojawia a si w pobli u. w w W chórze by tylko jeden m czyzna, z którym .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Vanja lubi a rozmawia . Fritz Torgersen w ród ca ej tej wi toszkowatej ob udy wydawa si jedynym normalnym cz owiekiem. Mia oko o trzydziestu lat i jak wszystkich innych zafascynowa a go subtelna uroda Vanji i jej mi e usposobienie. On jednak przynajmniej potrafi powiedzie co rozs dnego, cho tak naprawd wcale nie by interesuj cy. Po prostu zwyczajny, yczliwy i spokojny. Vanja od czasu do czasu zamienia a z nim przelotnie par zda , ale ju to wystarczy o, by inne panienki chóru chichota y dwuznacznie na ich widok, podejrzewaj c romans, i posy y jej podczas prób karteczki z namalowanym serduszkiem i napisem "F.T. + V.L. Mi ". Vanja nie mia a nawet si , by si na nie gniewa , ca histori uwa aj c za niem dr i dziecinn . Ale bardzo cieszy a si na wyjazd. Wspaniale b dzie cho par dni odpocz od babki! Drugiego dnia, kiedy zako czy si ju koncert ko ciele w jednej z dolin po udniowego Trondelagu, ledwie min o po udnie, miejscowemu pastorowi przyszed do g owy pomys , e powinni urz dzi sobie piesz wycieczk w tej przepi knej okolicy i wybra si w góry. Nie wszyscy chcieli wzi w niej udzia , ale Vanja postanowi a jecha . Ch uczestnictwa zg osili natych-miast wszyscy panowie, tak e i ci, którzy wcze niej wymawiali si od wycieczki, przedk adaj c ponad ni szklaneczk ponczu na probostwie z dala od czujnych spojrze on. W góry wybiera y si wszystkie m ode panny, ale starsze damy wola y wypi kaw razem pastorow . Wyruszyli dwoma powozami. Sierpniowy dzie by ciep y i s oneczny, nastrój w ród wycieczkowiczów panowa wy mienity. Wykorzystali okazj , by po- wiczy pie ni, które na otwartej przestrzeni brzmia y naprawd pi knie. Mo e chwilami piewali troch za g no, a e tak cudownie by o grzmie pe nym g osem górskim powietrzu. Chcia abym tu mieszka , pomy la a Vanja, kiedy znale li si na wysokim p askowy u, gdzie wia letni ciep y wuatr, przynosz c aromat nieznanych zió . W rów-nych odst pach rozlega o si osne, podobne do d wi ku fletu wo anie siewki, która przelatywa a miejsca na miejsce obserwuj c intruzów, o mielaj cych si wtargn do jej królestwa. Kiedy Vanja znalaz a si wysoko w górach, przenikn o j uczucie w asnej wielko ci, a jednocze nie pomy la a o ma ci cz owieka w obliczu tak niesamowitego, przyt aczaj -cego pejza u. Patrzy a na wiat z perspektywy wieczno- ci, zakr ci o jej si od tego w owie i przeszed j dreszcz jakby rozkoszy. G osy towarzyszy dociera y bardzo daleka, wiatr rozwiewa je po równinie. I wtedy w nie Vanja u wiadomi a sobie prawd . Znalaz a si w miejscu, które kiedy nazywano Siedzib Z ych Mocy, by a w pobli u Doliny Ludzi Lodu! Odkrycie to obudzi o jej ciekawo . Mia a teraz okazj zobaczy zniszczone domostwa swoich przodkaw. Czyta a przecie opisy Doliny i wiedzia a, jak kiedy wygl da a. Dom Tengela i Silje, Hanny i Grimara, grób Kolgrima... Chórzy ci przysiedli na niskiej górskiej trawie i we-so o gaw dziIi. Vanja pobieg a na najbli sze wzgórze rozejrza a si doko a. Gdzie? Gdzie...? Nie, to niemo liwe, nie mog a przecie znale si w nie w pobli u... No tak, ale... Zna a z opisu góry otaczaj ce wej cie do Doliny. Z lewej strony powinien znajdowa si wierzcho ek, który... Tam! Tam dalej, na zachodzie. Ach, by a tak blisko, tak blisko, mog a dojrze nawet wej cie do doliny, resztki lodowca, który kiedy tworzy tunel nad rzek . Potrzebne jej by y dwie godziny, a wiedzia a, e tak ugo chór na pewno nie zabawi w górach. Ale co zrobi , by pozwolono jej si oddali ? Vanja my la a gor czkowo, mia a wra enie, e zaraz knie jej g owa. Wreszcie podesz a do kantora. - Czy wolno mi o co zapyta ? - Ach, oczywi cie, kochana Vanju. Odejd my kawa ek. Pochyli si nad ni i poufale obejmuj c przez plecy ramieniem, poprowadzi z dala od innych. R trzy-ma do nisko, akurat w tym miejscu, gdzie zaczyna y si intymne obszary jej cia a. Popatrzy a na liczne k pki lepnicy, przypominaj ce male kie zielone poduszeczki pokryte jasnoczerwonymi kwiatuszkami. - Ja... potrzebuj przez jaki czas poby sama. Moja dusza cierpi i chcia abym w samotno ci zwróci si do Boga. Tu, pod wysokim niebem, mam wra enie, e On jest tak blisko. - Bardzo pi knie, Vanju - o wiadczy kantor, przekrzywiaj c g ow . - Czy chcesz, bym ci towarzy-szy ? Bym pomóg ci odnale drog do Pana? Niech Bóg broni, pomy la a Vanja. - Dzi kuj , ale musz poradzi z tym sobie sama. Oczy kantora zap on y lubie nie. - Czy... zgrzeszy ? O, nie, nie dam ci powodu do rado ci. - Wszyscy chyba jeste my grzeszni - odrzek a nie mia o. - To prawda, to prawda! Zwierz si swemu przywódcy, nikt wi cej si o tym nie dowie. adzi j po plecach w pe nym wyczekiwania milczeniu. Nie oblizuj si tak, stary dziadu, pomy la a Vanja. Pewnie zaraz zaczniesz si lini ? - Tak, zgrzeszy am - westchn a. - Zjad am jab ko, które dosta mia a moja nauczycielka. Twarz wyra nie mu si wyd a. Vanja zawsze my la a, e to tylko taki retoryczny zwrot, ale jemu naprawd opad a szcz ka! - I nic wi cej? - spyta . - Czy to nie wystarczaj co straszny grzech? - Vanja zdo a nawet uroni ezk . - To przecie kradzie ! Ale mam te inne problemy. Czy mog odej ? Na twarzy kantora odmalowa a si surowo . - Oczywi cie, id . Pami taj tylko, e wracamy do wioski o pi tej. - Nied ugo b z powrotem.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Ludzi Lodu, niech si dzieje co chce, ju raczej wola a pó niej wys ucha reprymendy i przyj kar . Mia a jedyn szans ujrzenia Doliny. Babka nigdy ju jej nie wypu ci do po udniowego Trondelagu. Teraz albo nigdy. w w Ale,k . cach, jak to daleko! Vanja bieg a przez wzgórza, c .d o .d o k. c u -tr a c tapla a si w moczarach i bagnistych strumieniach, przedziera a si przez zaro la kar owatych drzew, wspina a na ska y. Z l kiem spogl da a na c u - t r a c ce. Nie sta o ju wcale wysoko, dawno musia a min pi ta. drówce towarzyszy Vanji kruk, ciekawie zerka na ni , kr c nad jej g ow . Vanja odwróci a si raz, ale oddali a si ju tak bardzo, e nie mog a stwierdzi , czy kto z grupy idzie za ni , czy te nie. W ka dym razie na pewno byli na ni zagniewani. Mo e si bali? Co mog o przydarzy jej si tu w gór-skim pustkowiu? Co sobie o niej my leli? W bezgranicznym zapale nie mia a jednak czasu na wyrzuty sumienia. Bez w tpienia zbli a si do celu, widzia a ju nieg po obu stronach wej cia do doliny rzek wij si rodkiem, t rzek , wzd której lodowym tunelem musieli posuwa si ludzie, by dotrze do Doliny. Odetchn a z ulg , ale czeka a j jeszcze d uga droga, trzeba pokona kolejne wzgórze. Za nim le a Dolina Ludzi Lodu... Ta my l doda a jej otuchy i nowych si . Vanja wdrapywa a si na ostatni szczyt. Powoli zacz zapada zmierzch. Nigdy jej tego nie wybacz , babka dawie si o wszystkim, w kr gach ko cielnych wybuchnie skandal. Jedna z chórzystek samowolnie wybra a si na wypraw w góry! W jakiej sytuacji postawi a wszystkich innych, nie dotrzyma a umowy... Nic j to nie obchodzi o. By mo e zdawa a sobie spraw , e jej reakcja jest przejawem buntu przeciw rygorowi, jakiemu musia a si poddawa przez ca y rok. T sknota za wolno ci nareszcie znalaz a uj cie. Vanj ogarn entuzjastyczny zapa , którego powodu nie mog a do ko ca zrozumie . T sknota za wolno ci nie by a jego jedyn przyczyn . Pogania o j co jeszcze. I nagle u wiadomi a sobie, co to jest. Pochodzi a wszak z Ludzi Lodu, a ta dolina by a dla nich miejscem wi tym. Wszyscy pragn li ujrze j przy-najmniej raz w yciu. Poczu swoje korzenie, po -czy si my z Tengelem i Silje, Sol, Dagiem i Liv, pi ciorgiem, którzy zdo ali uj z yciem z Doliny trawionej ogniem, Dosz a do najwy szego punktu wzniesienia i zatrzyma a si oczarowana. Poniewa znalaz a si do wysoko, rzeka p yn a pod ni g boko w dole. Vanja nie dotar a jeszcze do Doliny, lecz z miejsca, w którym sta a, roztacza si na ni widok. Z daleka dobiega szum rzeki, wyp ywaj cej z niewielkiego jeziora, poza tym dooko a panowa a taka cisza, jakby Ziemia na moment wstrzyma a oddech. Vanja mia a wra enie, e na zawsze opu ci a ycie ludzi i wst pi a w zaczarowany wiat. Zbocza gór trwa y nieruchomo, zwie czone ostrymi majestatycznymi szczytami. Jak tu pi knie! Jaki dziewiczy, nie naruszony pejza ! Przyroda mog a si tu rozwija swobodnie, bez in-gerencji cz owieka. Nad brzegiem jeziora po drugiej stronie dostrzeg a osia. Spokojnie skuba traw , ch o-dz c nogi w wodzie. Dwa du e ptaki, pewnie jastrz -bie, kr y z krzykiem nad stromiznami. I wtedy Vanja wyczu a co niezwyk ego... Pochodzi o to od niej samej, a w ciwie mia a wra enie, jakby kto stara si w w ni s owa. Nap ywa y z zewn trz, ale rozbrzmiewa y dopiero w jej g owie. "Chod ", dobiega j szept tak ochryp y, e ciarki przebiega y jej po kr gos upie. "Choood ! Podejd bli ej, kochana, nie bój si , zejd ni ej w dolin ! To twoja dolina, wiesz przecie o tym. Choood !" os stara si przemawia jak najs odziej, ale Vanja dr a ze strachu. Z daleka, na wysoko ci, od której kr ci o si owie, ujrza a nadlatuj cego or a, z ogromn pr dko ci zbli aj cego si do Doliny. "Czekam", odzywa si szept w jej wn trzu. Mia a wra enie, e nadp ywa z Doliny. Kto j wzywa? Nie by a w stanie si nad tym zastanawia , bo my li spowi a jej nagle mg a. Bez oporu zrobi a kilka kroków w dó zbocza w kierunku Doliny Ludzi Lodu. ce unosi o si jakby na odzi z chmur, ka da nich przybra a inn barw , jedna by a z ocista, druga kolorze ciemnego bursztynu, inna po yskliwie ró owa, a jeszcze inna w odcieniu indygo, obramowana z otem. W powiettzu czu ju by o wieczór. Drgn a, ujrzawszy na tle osza amiaj cej feerii kolorów sylwetk or a. Jak to mo liwe, by w tak krótkim czasie zdo przemie ci si na tak odleg ? Ale... czy to na pewno orze ? Czy ptak potrafi lata tak pr dko ci ? Z wysoka zanurkowa ostro prosto ku ziemi. Niezwyk e! Monotonny ochryp y g os zak óci jej obserwowanie ptaka. "Nie przychodzisz? Zejd w dolin , jeszcze tylko kilka kroków, a ju tu b dziesz". W nast pnym momencie powietrze nad ni rozdar huk i przewróci a si na ziemi , uderzaj c si bole nie. - Czy ty ca kiem oszala a? - rozleg si g boki g os tu obok. - Czego ty szukasz w Dolinie Ludzi Lodu? - Tamlin! - krzykn a wstrz ni ta i uszcz liwiona zarazem. Nie mia czasu, by jej odpowiedzie . Porwa j ze sob , trzymaj c za r zmusi do jak najszybszego biegu. Niczym szale cy p dzili ku równinie, byle tylko znale si jak najdalej od Doliny. Tamlin nie dotyka stopami zbocza, jego wielkie skrzyd a pomaga y im przemieszcza si w dzikim p dzie, ale Vanja nie by a w stanie dotrzymywa mu kroku. Tamlin ju mia podnie j w gór , kiedy powiettze rozdar ryk w ciek ci i otoczy ich podmuch wichru, cuchn cego ohydn zgnilizn . Vanja us ysza a krzyk Tamlina i demon, poci gaj c za sob dziewczyn , run na ziemi , powalony jakby pot nym ciosem. Zacz li toczy si w dó po stromym zboczu, raz wpadli w zasp nie i Vanja zd a zauwa , e bia y puch zabarwi si ciemn czerwieni krwi Tamlina. Z l kiem wykrzykn a jego imi . W ko cu saraszliwa gonitwa dobieg a ko ca. Tamlin le na ziemi, wij c si z bólu, Vanja ca e cia o mia a pot uczone. Z okci i d oni sp ywa a krew. - Tamlin? Tamlinie, najdro szy, jak si miewasz? Odpowiedzia jej tylko spojrzeniem. Jego oczy jarzy y si zielono z w ciek ci. - Musimy st d odej - ka a Vanja. - To by on, prawda? On mo e ci zabi ! A mo e demonów si nie u mierca, tylko unicestwia? Tamlin z wysi kiem uniós si na okciu. - Jego moc nie si ga a tutaj, tu jeste my bez-pieczni. Ale czego, u diab a, tam szuka ? Nie s dzi- em, e uda mi si dotrze na czas. Ciebie zabi by natychmiast. a si przy nim, tul c g ow do jego piersi. - Tak bardzo za tob t skni am, Tamlinie. Prosz , nie dokuczaj mi w snach, ja przecie nie chcia am wyje , tak bardzo pragn wróci do domu, ale mi nie pozwalaj !
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Mocno chwyci j za w osy i zmusi , by na niego popatrzy a. Dostrzeg a teraz to, czego przedtem nie zd a zauwa : Tamlin by ju doros ym czyzn , wiele wy szym od niej. Na twarzy malowa mu si w w ca kiem inny wyraz. .c .c .d o .d o c c u -tr a k c u -tr a c k W oczach pojawi o si co , czego wcze niej nigdy nie dostrzega a. Cierpienie, a mo e nawet g boka rozpacz? Pozna a przyczyn , a raczej on sam j jej zdradzi . Nie wiedzia a, czy ma w ni wierzy , czy te nie. - Wszystko zniszczy , rozumiesz? Musz regularnie przybywa do Doliny Ludzi Lodu, by donie memu w adcy, czego si o was wszystkich dowiedzia- em. Jak to b dzie teraz mo liwe? Spadnie na mnie potworna kara. Widzia , czego potrafi dokona samym swoim oddechem! Mia racj mówi c, e demona nie mo na zabi , ale mo na go unicestwi . Owszem, je li ma si dostateczn moc. A tego dnia, kiedy on si obudzi, jego moc nie b dzie mia a granic. - Ale na razie nie ma jeszcze do si ? - spyta a nadziej . - Co ja o tym wiem? Wiem jedynie, e przez twoj przekl bezmy lno grozi mi miertelne niebez-piecze stwo. Ale uratowa mi ycie, pomy la a. Co to ma ciwie znaczy , Tamlinie? - Czy musisz by mu pos uszny? Potrz sn ni . - To zaszczyt dla mnie, czy tego nie pojmujesz? Zosta em wybrany spo ród demonów. My, Demony Nocy, wszyscy jeste my jego s ugami i wielbimy go. - Ale go nie kochacie - stwierdzi a Vanja, tyle bowiem zdo a wyczu . - Tamlinie, ty okropnie krwawisz, pozwól opatrze mi rany. Dostrzeg a, e os ab z up ywu krwi, i cho ostro protestowa , pozwoli , by zdj a halk i porwa a j na banda e. Na ramieniu mia du ran , jakby zanieczysz-czon od oddechu Tengela Z ego. Vanja przemy a j wod ze ród a i obwi za a starannie. Kiedy si tym zajmowa a, Tamlin milcza . Sprawia wra enie, jakby poch on y go mroczne my li, jakby jego dusza rozdziera a si na dwoje. Je li, oczywi cie, demony w ogóle maj co na kszta t duszy. Vanja gotowa by a przysi c, e tak jest. Kiedy upora a si z banda owaniem, Tamlin wsta , ona posz a w jego lady i dopiero teraz zobaczy a, jak naprawd wysoki i m ski jest jej wychowanek. Z odro-bin smutku zauwa a, e nadal u ywa jej bia ej apaszki jako przepaski na biodra. Tamlin dostrzeg jej spojrzenie i u miechn si . - Jeste taki wycie czony, Tamlinie - rzek a zaniepokojona. - Jak sobie poradzisz? - Nie w takich sytuacjach potrafi sobie da rad odpar , bior c j na r ce. - Szukaj ci , zanios ci bli ej. - Nie wolno ci lata w takim stanie! - zaprotestowa a przera ona, kiedy uniós si z ziemi. - Co oni powiedz , kiedy zobacz mnie egluj w przestworzach? -B si trzyma blisko ziemi - roze mia si z pr dko ci wiatru poszybowali nad równin . Vanja obj a go i delikatnie poca owa a w policzek. - Dzi kuj , e przylecia , Tamlinie. - Sko cz z tymi dyrdyma ami - parskn ze z ci , ale Vanji wydawa o si , e w k cikach jego ust dostrzega cie u miechu. Posadzi j na ziemi tu przy zaro lach. - Powiedz, e straci przytomno albo e goni ci nied wied . Rób co chcesz - oznajmi na pozór oboj tnym tonem. Nie patrzy ju na ni wi cej. I wracaj do domu jak najpr dzej - doko czy oschle, wzbijaj c si do lotu. Ze sposobu, w jaki frun , Vanja pozna a, e rana musi by powa na. Bi skrzyd ami ci ko, z wyra nym wysi kiem. - Och, Tamlinie - szepn a zasmucona. Z dala dobieg y j rozproszone g osy: - Vanja! Vanju! Gdzie jeste ? - Tutaj - odpar a, przygotowana na potok wymó-wek i po aja . Trudno, nic nie szkodzi. Spotka a przecie Tamlina! Odnalaz j Fritz Torgersen. Przybieg p dem. - Ona jest tutaj! - wo biegn c. K tem oka Vanja zobaczy a, e Tamlin wyczekuj co zawis w powietrzu. - Kochana, najdro sza Vanju, gdzie ty si podziewaa? - wykrzykn Fritz, tul c j mocno do siebie okrywaj c jej twarz poca unkami. - Tak bardzo si ba em... - Zl am si nied wiedzia i odesz am za daleko mrukn a pod nosem. Nie spodziewa a si tak gwa townej reakcji ze strony kolegi z chóru i czu a si nieprzyjemnie zaskoczona. - Nied wiedzia? - powtórzy ze strachem w g osie. Tu w pobli... Nie zdo doko czy s owa, bo nag y cios, po którym gwiazdy pokaza y mu si w oczach, powali go na ziemi . Fritz straci przytomno . - Ale , Tamlinie! - sykn a wzburzona Vanja, ale demon znika ju nad wzgórzami. Wydawa o si , e leci teraz pewniej. - Ratunku! - krzykn a Vanja w stron tych wszystkich, którzy zmierzali ku niej. - Nied wied rzuci si na Fritza, przez ca y czas si przed nim chowa am, ale teraz nas dopad i... Gwa townie si przed ni zatrzymali. - Nied wied ? - pisn kto . - Tak, umkn w zaro la. Chod cie, pomó cie mi, nie poradz sobie z Fritzem, a musimy st d ucieka . Szybko! Panny krzycz c przera liwie pobieg y na miejsce zbiórki, kantor ruszy za nimi, ale kilku m czyzn postanowi o "narazi ycie" i pomog o oszo omio-nemu Fritzowi stan na nogi. - Nied wied ... - wymamrota niewyra nie. - Tak, tak - odpar jeden ze piewaków. - Szybko, musimy dotrze do powozu! Poci gn li go za sob . Vanja spieszy a za nimi. Obejdzie si teraz bez wymówek, ale to i tak nie mia o znaczenia. Najwa niejsze, e zobaczy a Tamlina. Trzyma j ramionach, zbyt s aby, by zrobi co wi cej po tym, jak uratowa j od szponów Tengela Z ego. Czu a niepomiem wdzi czno , a!e... My la a tylko o jednym: Tamlin by o ni zazdrosny! Jaka cudowna, wspania a, fantastyczna my l! ROZDZIA VI Od tego dnia sny Vanji pozostawiono w spokoju. aden Demon Nocy nie dr czy jej ju koszmarami. pocz tku bardzo j to cieszy o. Radowa o j ca e dwa miesi ce. Potem zacz a si ba . Tamlinie, Tamlinie, gdzie jeste , co si z tob sta o? Co zrobi z tob twój z y w adca, czy ju nie istniejesz?
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Ta my l by a niezno na. Wcze niej nigdy nawet do g owy jej nie przysz o, e pot nym w adc , którego wielbi Tamlin i inne Demony Nocy, by Tengel Z y. Tamlin cz sto wspomiw na o. c swym panu, ale nigdy nie wymieni jego imienia. Trudno by o zrozumie , co si za tym kryje, i ogromnie bola a j wiadomo , e Tamlinww .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k imieniu Tengela Z ego szpiegowa ich rodzin . Musia a jednak przyzna , e nie robi tego z w asnej inicjatywy. Pewnego wieczoru, ju gotowa do snu, siedzia a przy oknie. Z nocnego nieba powoli sypa y si p atki niegu. Dziewczyna by a zasmucona, jak zwykle t sk-ni c za domem. Babka w ostatnim pó roczu z agod-nia a, Vanja nie wiedzia a, co spowodowa o t zmian , przypuszcza a jednak, e to wyrzuty sumienia. Wnuczka oskar a j przecie wprost o to, e zawiod a w asn córk Agnet , a kiedy gazety nie przestawa y wychwala bohaterskiego zachowania Vanji nad brzegiem fiordu, babce pozosta a niewiele argumentów przeciw wnuczce. W ten ci ki od smutku zimowy wieczór przypada y urodziny Vanji. Uczczono je tortem, podarunkami listem z domu. Teraz dzie mia si ju ku ko cowi, Vanja przebra a si nawet w nocn koszul , ale nie mog a si po , jeszcze nie. Niepos usze stwo, jakie okaza a w górach usz o jej p azem; wszyscy uwierzyli w histori z nied wiedziem. Fritz Torgersen dozna wstrz su mózgu i sam by przekonany, e zaatakowa go dziki zwierz. Vanja asnej inicjatywy odwiedzi a go w szpitalu i zanios a bukiecik kwiatków, które babka pozwoli a jej zerwa doniczek. Fritz ogromnie si wzruszy jej wizyt niestety uzna , e Vanja ywi do szczególne uczucia. Przez kilka dni sytuacja by a do k opotliwa. Wreszcie Vanja postanowi a zwróci si z pro o pomoc do babki. Dostojna stara dama zaprosi a Fritza do domu (Vanja na czas tej wizyty ukry a si w swoim pokoju) niedwuznacznie da a mu do zrozumienia, e trzydziestolatkowi nie wypada umizga si do pi tnastoletniej panienki. Fritz zrozumia to natychmiast i czerwony jak burak usi owa wyja nia , e ywi dla Vanji uczucia jedynie przyjacielskie, babka jednak patrz c na niego surowo o wiadczy a, e m ody cz owiek sam nie wie, co mówi. Fritz opu ci dom pastorowej bardzo przygaszo-ny. W oczach babki Vanja uros a po tym epizodzie i jej drugi rok pobytu w Trondheim by zdecydowanie mniej niezno ny od pierwszego. Z jednym tylko wyj tkiem: Tamlinem. To prawda, przez pierwszy rok dr czy j , ale przynajmniej by . W koszmarach sennych. Vanja niech tnie po a si do ka. Wsun a si mi dzy po zimowemu lodowate prze cierad a i ci ko westchn a. - Tamlin - szepn a cicho w mrok. - Tamlinie, przyjd do mnie dzi w nocy. Nie poskar si , nawet je li wytargasz mnie za uszy czy narobisz mi siniaków, byleby przyby ! Obym tylko wiedziaa, czy jeszcze istniejesz, czy nie zosta unicest-wiony przez tego potwora, mojego przodka. Przyi wyja nij, o co w tym wszystkim chodzi. Ty nie mo esz by jego pomocnikiem, nie mo esz! Nie ty! Noc jednak pozostawa a niema. W oddali rusza tramwaj konny. Vanja s ysza a, e od nast pnego roku równie w Trondheim zamierzano wprowadzi elekt-ryczne tramwaje. Widzia a ju podobne pojazdy Christianii, a teraz mia y zawita i tutaj. My li wirowa y jej w g owie. Z wolna zapada a sen. Tej nocy przyby do niej Tamlin, ale nie m czy jej koszmarach, natomiast spotkanie z nim bardzo j zasmuci o. P aka a przez sen. Przyszed do niej, ale tak e by pos pny. - Czy masz jakiego przyjaciela, Vanju? - zapyta . - Nie - odpar a. - Jak mog abym si zakocha ludzkim m czy nie, kiedy spotka am ciebie? Tamlinie, opowiedz mi o Tengelu Z ym! Dlaczego jeste jego poddanym? Trudno jej by o si zorientowa , gdzie znajdowali si w tym nie. Panowa niebieskawy pó mrok, nie rozpoznawa a adnych przedmiotów, mog cych na-prowadzi j na jaki lad, by tylko Tamlin, który przykucn przed ni . Ona sama kl cza a z opusz-czonymi r kami. Tamlin schowa ow w d oniach, okcie wspar o kolana. - Moc mego w adcy jest s aba, dopóki pogr ony jest we nie - powiedzia . - O tym wiemy. Jak d ugo b dzie tak le ? - Na zawsze, tak wszyscy mamy nadziej . Ale kiedy w drowa po Ziemi, przyby do siedzib Demo-nów Nocy i podporz dkowa nas sobie. Wielbimy go wi c jako boga i potrafi nas zmusi do wszystkiego, wi kszo z nas bowiem kocha go i jego przes anie. Ale nie nale y do nich moja matka, Lilith... Vanja s ysza a o niej, milcza a jednak i czeka a na dalszy ci g opowie ci. - Poniewa nie chcia a mu si podda , zmusi j , by sp odzi a dziecko, które pilnowa oby Ludzi Lodu. On sam czu si ju ogromnie zm czony ci ym kont-rolowaniem waszych poczyna przez stulecia. Vanja przez sen u miechn a si z satysfakcj . - Tym dzieckiem by em ja - ci gn Tamlin. - Zosta em umieszczony w waszym domu, dalszy ci g ju znasz. - Co si z tob dzia o latem, Tamlinie? Gdzie si podziewa ? - By em w Lipowej Alei, pilnowa em wszystkich jej mieszka ców. Ale nie mog em sk ada raportów w Do-linie Ludzi Lodu, wiedzia em bowiem, e on unicest-wi by mnie, bior c odwet za to, e si wtr ci em, kiedy mia zamiar z tob sko czy . Poprosi em innego demona, by za mnie polecia do Doliny i przekaza mu, czego si dowiedzia em. - A co ze mn ? Czy i o mnie wspomnia w swoim raporcie? - Nie. Powiedzia em tamtemu demonowi, e nie yjesz. Vanja zadr a. - A wi c Tengel Z y nie wie, e ja jeszcze istniej ? - Trudno powiedzie , Vanju. Mam nadziej , e on niczym nie wie. Trzymaj si z daleka od Doliny Ludzi Lodu! - Nie musisz mi o tym przypomina . Rozumiem, e ze wzgl du na mnie nie wype ni swego zadania, nie tylko wtedy w Dolinie, lecz tak e i pó niej. Nie potrafi wyrazi swojej wdzi czno ci dla ciebie. Te s owa najwyra niej go zirytowa y. - Nie b wdzi czna, do stu czartów! Zrobi em to, by u atwi sobie ycie. Trudno jest utrzyma w ryzach kogo , kto przebywa tak daleko od Lipowej Alei. Mam absolutnie do zaj cia z tymi, którzy tam mieszkal . Chcesz, bym si z tob troch zabawi ? Wyci gn d zako czon strasznymi pazurami które, o dziwo, nie wygl da y ju jak szpony, lecz jak prawdziwe ludzkie paznokcie - i obj ni kark dziewczyny. Przyci gn j do siebie bli ej. - Nie, Tamlinie, bardzo prosz , przesta ! - Dlaczego?
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Dlatego, e tylko mnie rozdra niasz, a pó niej zostawiasz w takim stanie, rozedrgan , nie chc ! - Ale ja chc . Mi o patrze , kiedy jeste taka podniecona. To tylko sen, Vanju. w w - Nie ej nie potrafi a si . c - poprosi a, ale ju d .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k sprzeciwia . Zobaczy a, e Tamlin zdejmuje przepask bioder. Zala a j fala gor ca, nie by o bowiem adnych tpliwo ci, e ma ochot na igraszki. Tamlin zachichota , a Vanja j kn a zrozpaczona. Wiedzia a, e pozostawi j samej sobie, kiedy b dzie oczekiwa od niego pe nego zbli enia. Mimo to u a si na plecach i pozwoli a, by j zykiem pie ci najczul-szy punkt jej cia a. W tym momencie na dole zadzwoni dzwonek do wej ciowych drzwi. Wanja w jednej chwili si przebudzi a, zorientowa a si , e le y na wznak z rozchylonymi nogami i z d mi przesuwaj cynu si po wewn trznej sttonie ud. Tamlin oczywi cie znikn , a za drzwiami rozteg si , g os babki: - Ale droga pani Nilsen, co si sta o? Ju prawie pó noc! siadka podniesionym g osem oznajmi a, e jej m ma k opoty z oddychaniem. Czy pastorowa by aby tak dobra i zatelefonowa a po doktora? Vanja odetchn a z ulg . Czy mo na odczuwa ulg na wie o chorobie innego cz owieka? Tak jednak w nie by o, cho Vanja wiedzia a, e mo na jej zarzuci brak serca i bezwstydno . A mimo wszystko t skni a za swoim demonem. Wiosenny semestr w roku 1900 up ywa szybko, bo tym razem babka obieca a, e Vanja latem pojedzie do domu. Na sta e, nie b dzie musia a ju wraca , ponie-wa m pani Nilsen zmar i dwie wdowy postanowi y zamieszka razem, by by sobie wzajemnie wsparciem wówczas, gdy ogarnia je strach przed w amywaczami, rozbójnikami i innymi z oczy cami. Vanja osi gn a ju wiek szesnastu lat i zacz a ogl da si za ch opcami, co by o nie do unikni cia. Kole anki z klasy o niczym innym nie rozmawia y, Vanja mia a w ród dziewcz t najwi ksze powodzenie. Wyros a na prawdziw pi kno , a paplanina kole anek okaza a si zara liwa, od czasu do czasu wmawia a wi c sobie, e zakocha a si w tym czy innym m odzieniaszku, który okazywa jej wzgl dy. Wszelkie jej mi ostki pr dko jednak umiera y mierci naturaln . Zadurzeni ch opcy towarzyszyli jej w drodze ze szko y do domu, a Vanja, p awi c si w ich podziwie, rozkwita a... I nic wi cej z tego nie wynika o. Uznawa a ich bowiem za niezno nie dziecinnych upich, i tak beznadziejnie przeci tnych. Przypatrywa a si im ukradkiem i dochodzi a do wniosku, e niewiele maj w sobie z m czyzny. Nie padoba y jej si ich bia e jak mleko r ce i twarze - mi kkie, zupe nie bez wyrazu. A ich g upia gadanina tylko j irytowa a. Nigdy wi c do niczego nie dosz o. Vanja pragn a czego , co naprawd porwa oby jej dusz i cia o. Babka, dumna, e wnuczka potrafi utrzyma zalotników na dystans, chwali a j jako porz dn i cnotliw . Biedna babcia, gdyby tylko wiedzia a! Demon Nocy mkn przez potworne siedziby koszmarów sennych. Tym razem, tak jak i ostatnio, nikt go nie wita . Przera aj ce postaci na jego wydok odwraca y straszliwe oblicza. Nikt nie chcia z nim rozmawia . Tamlin wiedzia tym. Wiedzia , e zosta odrzucony. W bramie wiod cej da najni szej groty stra nicy tak e odwrócili g owy. Tamlin parskn co ze z ci wszed do rodka. Skupieni wokó podwy szenia tronowego odwrócili si , by sprawdzi , kto przybywa, po czym umilkli. Ich twarze znieruchomia y, zoboj tnia y. Wreszcie przemówi przywódca starszyzny: - Podejd bli ej, ty, który nas zha bi ! Rozgniewa naszego mistrza. Czego tu chcesz? Tamlin zacisn z by. - Chc z raport, jak zawsze. - Mo esz to zrobi pó niej. Po tym, jak by tu ostatnio, rozwa ali my twoj spraw . Czeka . - Twoje przest pstwo jest wielkie, ty, który w ród ludzi zwiesz si Tamlinem. My nazywali my ci Ten-który-mia -szcz cie-by-zosta -wybranym. Nad-u zaufania naszego pana. Nie twoj spraw jest decydowa , którego z ludzi on zniszczy. Rozkaza , aby tym razem osobi cie stawi si na rozmow . - Nie - odpar Tamlin. - On mnie unicestwi, wiem tym. - Czy nie zas na to? Tamlin nie odpowiedzia . Naprzód wyst pi a Lilith. - Mój synu, demon nie obcuje z kobiet ludzkiego rodu, chyba wiesz o tym? - A czy ty sama, matko, kiedy tego nie robi ? ciki ust Lilith zadrga y. - To by o co innego. Adam by sam na Ziemi. Potrzebowa mnie. - Nie robi nic poza tym, co przystoi demonom wiadczy . - Dr czy em j , nienawidzi em, rozdra nia em, doprowadza em do szale stwa. A teraz j u mierci em. Czy to nie wystarczy? Lilith u miechn a si kwa no. Tamlin czu si nieswojo. Wokó niego w niszach rozmaitych zag bieniaeh skalnych tkwi y przera aj ce istoty i z sykiem bucha y truj cymi wyziewami. Po pod odze wi y si w owid a o ludzkich g owach zaiste, straszliwy widok! - a w dodatku teraz spogl da y na z pogard i wstr tem. Wszystkie istoty zgromadzone tutaj by y wiernymi s ugami Tengela Z ego. Jemu tak e si wydawa o, e nim jest, zlecone mu zadanie zawsze nape nia o go dum . Ile to razy przeklina chwil s abo ci, kiedy pogna do Doliny Ludzi Lodu, by odci gn stamt d przekl Vanj ? Nienawi ku niej, jaka pó niej si w nim narodzi a, nie zna a granic, a teraz jeszcze wykl o go w asne plemi Tengel Z y. Wszystko z powodu tej dziewczyny! Starszy demon, który zwykle mu pomaga , wyst pi naprzód i rzek : - Twierdzisz, e zabi to ludzkie dziecko. Prawd jest, e nie ma jej w ród Ludzi Lodu w Lipowej A ei. Czego wi c si boisz? Dlaczego sam nie mo esz spotka si z naszym panem i w adc ? - Wiem, e on mnie unicestwi, tak mi grozi ! Jego nienawi i dza zemsty nie maj granic. Dlatego prosz , by jeszcze raz uda si do niego w moim imieniu. Przeka ci wszystkie informacje o Ludziach Lodu. Starszy demon zawaha si . - Jego gniew dosi gnie i mnie, dabrze o tym wiesz. Nie spodoba mu si , e przychodz zamiast ciebie. - A wi c nie schod w Dolin ! Wo aj do niego ze zboczy, z bezpiecznego miejsca, do którego nie si ga jego straszliwy duch. Obiecuj , e b dzie to ostatnia przys uga, jak mi wy wiadczysz. Nast pnym razem pójd ju sam. - Ja nie wy wiadczam ci przys ugi, przekI ty! De-cyduj si na to wy cznie przez pokorny podziw dla naszego mistrza. Oby jego cielesna pow oka wkrótce powróci a na Ziemi ! Inni na znak zgody pokiwali g owami. Tamlin podzi kowa swemu pomocnikowi, sk oni si i zawróci .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Lilith, jego matka, odprowadzi a go do bram groty. - Wiem, e jej nie u mierci , synu - powiedzia a pr dko i cicho, by nikt inny jej nie s ysza . - Czytam to w twoich oczach. Ale powiniene to uczyni , i to jak w w najszybciej, inaczej le b dzie z tob . .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Tamlin nie odpowiedzia . Lilith ci gn a: - aden cz owiek, który yje na Ziemi, nie jest dla ciebie, pami taj o tym. Je Ii jej pragniesz, masz trzy wyj cia: zapomnij o niej, tak jakby nigdy nie istnia a! Albo zabij j natychmiast, to najlepsze roz-wi zanie. A je li musisz zaspokoi swe po danie, uczy to, ale wiesz, e ona nie mo e ci przyj , jest przecie zwyk miertelnic . Opanowany dz ro-zerwiesz j na strz py i w ten sposób tak e do-prowadzisz do jej mierci. Ona zagra a nam wszyst-kim, odbierz jej ycie w taki sposób, w jaki sam chcesz! Tamlin odwróci si ku Lilith, wzrok mia pe en zadumy. - S dz , e ona nie jest zwyk miertelnic , pot na matko! Lilith zmarszczy a brwi. - Co sprawia, e tak my lisz? - Czy obiecasz dochowa tajemnicy? - Obiecuj . - Ona mnie widzi. Przepi kne oczy LiIith rozszerzy y si ze zdumienia. Na d ug chwil zaniemówi a, a wreszcie zapyta a: - Czy tak by o zawsze? - Tak, od momentu, gdy by em jeszcze ma ym, szarym jajeczkiem. LiIith powiedzia a z namys em: - A wi c dowiedz si , kim ona jest! Wiem, e Ludzie Lodu s wyj tkowi, ale nie do tego stopnia! Nikt nie mo e wiedzie , e ona jeszcze yje, a zw aszcza nasz w adca, i nigdy ju nie stawiaj si przed nim Dolinie Ludzi Lodu! Dowiedz si , kim ona jest, przeka mi nowiny jak najpr dzej! - A wi c mam jej nie zabija ? - Jeszcze nie. Najpierw musimy pozna prawd . - Jest jeszcze jeden, pot na matko. - O kim my lisz? - Nasz pan, który le y u piony i posy a do Doliny Ludzi Lodu jedynie swego ducha, boi si kogo . - Jej? Dziewczyny? - Nie, nie. Chocia ... On damy la si , jak s dz , e ona jest kim szczególnym, poniewa pragn jej mierci. Nie, kaza kiedy mnie i nam wszystkim... - Tak, to prawda - przerwa a mu Lilith. - Wspomnia o tym. Poleci nam mie oczy otwarte. I jeden z nas zna owego nieznanego, który skrywa si przed naszym mistrzem, to prawda. Postanowili my si w to nie miesza , uznali my, e to nie nasza spsawa. Mój synu, teraz na ziemi dziej si rzeczy, których my, demony, nie rozumiemy. Pilnuj dobrze dziewczyny! Podtrzymuj to, co powiedzia o jej mierci, i wyci g-nij z niej wszystko, potrafisz to. Je li dowiesz si czegokolwiek o tym nieznanym, chc to us ysze ! Nasz towarzysz, który go pozna , nigdy nie zdradzi si ani s owem. Ale ja jestem ciekawa - zako czy a, u miecha-j c si krzywo. - A je li zdradzisz nieznanego naszemu panu? - Nie uczyni tego, mój synu. Jestem niewolnic Tengela Z ego, ale i poddany mo e mie w asne pragnienia. Nikt nie mo e ca kiem zniewoli Lilith. Dumnie unios a g ow . Tamlin sk oni si jej g boko i wyruszy w powrotn drog . Nie atwo mu by o wydosta si znowu na powierzchni Ziemi, zewsz d wypada y pomniejsze demony i rzuca y si na niego, wbija y w niego szpony, drapa y i k sa y, poniewa swoj zdrad wzbudzi powszechn nienawi . Olb-rzymie potwory z najstraszniejszych koszmarów dzieci zagrodzi y mu drag , w e d ugie i cienkie jak wij ce si rzemienie siek y go niczym uderzenia bata, roz-rywaj c skór na piersiach, a cuchn ce opary prze-s ania y mu drog . Kiedy wreszcie zdo si wydosta , by kompletnie wycie czony. Odlecia spory kawa ek od grot strachu, a wreszcie dotar do lasu na odludziu. Tam opad na ziemi , chc c obejrze swe rany. Tamlin, demon, który nigdzie nie mia swego miejsca, ani krainie koszmarów, ani w wiecie ludzi. Odrzucong przez wszystkich... - Przekl ta dziewucho! - sykn przez z by. - Usu-n ci z zast pów ywych! Naprawd wydaje ci si , e chc z tob zaspokoi dz ? Podniec ci tak jak zwykle, a nie b dziesz w stanie wi cej znie , a kiedy b dziesz gotowa, by przyj mnie w siebie, zadam ci miertelny cios! Bo mnie nie jeste potrzebna do niczego innego, jak do zadawania ci cierpie . Nigdy, przenigdy ci nie zaspokoj ! Z rozkosz my la o chwili, kiedy zako czy jej ycie. Nie wiedzia jeszcze, czy zg adzi j no em, go ymi r kami czy te za pomoc czarów, by jednak pewien, e b dzie to rozkoszna chwila. Vanja odnosi a wra enie, e powrotna podró do Lipowej Alei ci gnie si przez ca wieczno . Ach, jak e t skni a za domem! Ojciec, matka, ca a rodzina, wszystkie zwierz ta... Matka ojca, babcia Belinda, zmar a na przedwio niu. Jej mier wszyscy w ciwie przyj li z ulg . Ostatnie lata ycia mia a bardzo ci kie, le a jak zwi a ro lina, nie wiedz c nic o otaczaj cym j wiecie, nie poznaj c nikogo z najbli szych. Agneta napisa a, e Vanja b dzie mia a teraz tylko dla siebie ca cz domu odziedziczan po dziadkach. Nie wiedzia a, co ma o tym my le . Powinna si chyba cieszy , ale co b dzie, je li pewien kto jej nie odnajdzie? Mo e przywi zany by do jej dawnego pokoju? Ciekawe zreszt , kto przejmie go po niej... Takie my li kr y jej po g owie, kiedy zniecierpliwiona przygl da a si umykaj cemu krajobrazowi. Wiedzia a, e Christoffera nie zastanie w domu. Matka pisa a, e wykszta ci si ju na lekarza i mia obj posad w Lillehammer. A Benedikte i ma ego Andre na dwa tygodnie zaprosi a do Christianii kole anka. W tym momencie wi c w Lipowej Alei przebywali tylko rodzice. Oczywi cie Malin i Per mieszkali w swojej willi, ale po ona by a ona nieco dalej. Dwa lata... Dwa lata Vanja sp dzi a poza domem. Wiele si tam zmieni o, to pewne. Czy on nadal tam b dzie? Nie widzia a go od tamtej nocy, kiedy zawita do jej snu. Do snu, przerwanego przez d wi k dzwonka. Najwyra niej znudzi si ni , nie mog a zreszt mie mu tego za z e po tym, na co narazi a go w Dolinie Ludzi Lodu. Ale czy by nadal w Lipowej Alei? Czy wykona ju swoje zadanie? Mo e dlatego ju wi cej si nie pokaza ? Czy nigdy ju go nie ujrzy? Musz znale jakiego przyjaciela, my la a zdesperowana. Nie mo na wyp akiwa sobie oczu za demonem, zw aszcza za tak z liw istot jak Tamlin. Ale przecie wszystkie demony s z natury z e. Nie mog a jednak nic na to poradzi : z g bokim alem wspomtna a lata, jakie sp dzili razem mieszkaj c w jej pokoiku. Obserwowa a, jak dorasta up yn o ju szc lat od chwili, gdy po raz pierwszy ujrza a szare jajeczko czy k bek. Pó niej uwa a, e przypomina jaszczurk , wspinaj si po cianach. Jak pr dko dorós ! Ostatnio, kiedy go widzia a, by czyzn , wyzywaj cym, niebezpiecznym... A je ii nigdy ju go nie zobaczy? Matka i ojciec nie posiadali si ze szcz cia, e znów maj córk w domu. Mówili jedno przez drugie. Vanja w ciwie nie mia a kiedy zdj okrycia, bo chcieli od razu zademonstrowa wszelkie zmiany, jakie po jej wyje dzie zosta y zaprowadzone w domu. Pytali, jak min a podró , ale pobytu u babki nie komentowali.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
jej licznych listów wiedzieli bowiem, e córka bardzo le si tam czu a, i wiele razy gorzko owali, e odes ali j z domu. Oczywi cie zrobili to dla jej dobra, i rzeczywi cie Vanja wygl da a teraz o wiele zdrowiej, w w szkole sz o jej wietnie, ale... .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Nie, nie chcieli o tym mówi . Tak wielk przykro sprawia a im wiadomo , e córka bardzo le znios a roz z domem. Od razu chcieli pokaza Vanji przeznaczon dla niej now cz domu, ale dziewczyna wola a najpierw obejrze swój stary pokój. - Och, oczywi cie, ale b przygotowana na to, e wygl da on ca kiem inaczej ni kiedy - uprzedzi a j matka. - Przenie li my wszystkie twoje rzeczy do cz ci domu dziadków, a w twoim pokoiu mieszka teraz Andre. Andre? Mój Bo e, taki ma y ch opiec! - Dobrze mu si tam pi? - spyta a ze miechem, ale sama s ysza a, jak bardzo dr y jej g os. - Andre ? O, tak? Obawiali my si , czy nie b dzie ba si ciemno ci, bo nie by przecie przyzwyczajony do osobnego pokoju, ale zasypia, gdy tylko przy y g ow do poduszki. A Benedikte jest znacznie wygod-niej. Dzi ki ci, dobry Bo e, pomy la a Vanja. - Czy nadal dr cz was koszmary? - odwa a si zapyta . Ojciec akurat w tej chwili wyszed z pokoju, odpowiedzia a jej wi c Agneta: - W ciwie nie wiem. Ale nie zdziwioby mnie to. Zdarza si , e i Henning, i Benedikte rano nie najlepiej wygl daj , ale nigdy nic nie mówi . A wi c adnej wyra nej przes anki, wiadcz cej tym, e Tamlin nadal znajduje si w domu. Bo z wielu powodów mo na rano wygl da nie najlepiej. Vanja obejrza a swój dawny pokój i stwierdzi a, e naprawd si zmieni . Ale Tamlina w nim nie by o. Przeszli do cz ci domu, któr Vanja mia a teraz przej . - Wiesz, Vanju, tak si z o, e ojciec i ja musimy dzi wieczorem wyjecha . Ojciec ma spotka si Christianii z pewnym cz owiekiem w interesach niestety nie uda o si zmieni terminu. Ale ty chyba pojedziesz z nami? - Nie, raczej nie - odpar a Vanja. - jestem zm czona po podró y, a poza tym chcia abym si nacieszy domem, taka jestem szcz liwa, e tu wróci am. Nic nie szkodzi, e zostan sama. Nie przejmujcie si mn , po prostu jed cie! Rodzice zastanawiali si d ugo, ale wreszcie Vanji uda o si ich przekona , e tak b dzie najlepiej. Naprawd adnie urz dzili jej pokoje, ustawili w nich jej stare mebelki, a tak e sprz ty, które przypad y jej po babce ze strony ojca, Sadze. Vanja by a uradowana! w dodatku Henning wr czy jej ksi eczk bankow , któr odziedziczy a po Sadze, aby sama mog a co jeszcze sobie dokupi . Szesnastolatka w Vanji a piewa a z rado ci. Teraz dopiero b dzie sobie dogadza ! Po dwóch latach sp dzonych w domu wdowy po pastorze brakowa o jej pi kna i ekstrawagancji. - Zostawimy ci teraz, Vanju - powiedzia Henning. - Umyj si po podró y i poznaj swoje nowe mieszkanie. Za pó godziny zjemy obiad. - Dobrze, na pewno b ju gotowa. - To b dzie uroczysty obiad na twoj cze - ciep o miechn si Henning. - Napijesz si nawet troch wina! - Ojoj! - za mia a si Vanja. - Babcia powinna to zobaczy . Rodzice odeszli. Vanja odetchn a g boko i rozejrza a si dooko a. Wiedzia a, e b dzie jej tu dobrze. Matka zawiesi a oknach jasnoniebieskie tiulowe firanki, które bardzo pasowa y do rokokowych mebli Sagi, a ojciec urz dzi pokój k pielowy. Vanja nala a wody do umywalki starannie si umy a. Wspania e uczucie, po d ugiej podró y mia a wra enie, e jest nieprawdopodobnie zakurzona i brudna. W samej bieli nie przesz a do sypialni, by znale odpowiedni czyst sukni . - Ca kiem nie le - drwi co przemówi ochryp y, dudni cy g os. Vanja drgn a przestraszona i rozejrza a si doko a, zrywaj c jednocze nie narzut z ka i dok adnie si ni otulaj c. Jej Demon Nocy siedzia na biurku i patrzy na ni . By taki wielki i pot ny, emanowa m sko ci , która niemal zwala a z nóg. Pó czyzna, pó demon. Ale oczy nie l ni y przyja nie. Bi a z nich niemal fanatyczna... Vanja szuka a w my lach odpowiednich s ów. dza mordu? ROZDZIA VII Vanja usi owa a zebra my li, ale pora a j bij ca od Tamlina niezwyk a m sko i jego mocne, mus-kularne cz onki. Twarz przykuwa a wzrok sw fas-cynuj szpetot . Skóra Tamlina przybra a ciemniejsz barw - nie-zwyk y, zielonobrunatny odcie , a brwi jakby odsun y si od skroni i wygi y ukowato, turorz c takie same linie jak szpiczaste uszy. Ostro zarysowane pasmo czarnozielonkawych w osów ci gn o si od mostka poprzez p pek dalej w dól. Vanja nie mia a nawet pomy le , co skrywa przepaska na biodrach. - Jak twoja rana, Tamlinie? - spyta a ostro nie, bo przera a j wrogo w jego oczach. - Jaka rana? - parskn w ciekle. - Na ramieniu. Skrzywi si zirytowany. - Nie przypominaj mi o tym - sykn . - Kim ty jeste , Vanju? - Kim jestem? Chyba wiesz? - Nie udawaj! Jak to mo Iiwe, e jako jedyna ze wszystkich ludzi mnie widzisz? - Ju kiedy o tym mówili my - odpar a, próbuj c si ubra . - Ty masz swoj tajemnic , ja swoj . Wsta i mocno chwyci j za rami , drug r wyrywaj c jej sukni . - Ta umowa ju nie jest wa na. Ty pozna moj tajemnic , wiesz, po co tu jestem, dlaczego was pilnuj i kto jest maim panem. A ty przemilcza swój sekret. wi c? W Vanji obudzi a si nagle podejrzliwo : - Dlaczego tak bardzo zale y ci, by si o tym dowiedzie ? - Poniewa ... Tamlin umilk . O ma y w os nie wpad we w asn pu apk . Ju mia na ko cu j zyka: "Poniewa nie wolno mi ci u mierci , dopóki nie poznam ca ej prawdy o tobie." Wtedy ona nic by mu nie powiedzia a! Vanja czego si domy la a, nie spodziewa a si
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
jednak, e prawda mo e by a tak makabryczna. Milcza a. Tamlin nie u wiadamia sobie, e jego d otoczy a jej dojrza , pe pier . Palce odruchowo przesuwa y si po g adkiej skórze dziewczyny, nerwowo zwil wargi j zykiem. w w Rozci gn usta w diabolicznym u miechu. .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Zabawimy si troch ? Powiedzia to naprawd ze z ci , Vanja zorien-towa a si od razu. Odpar a spokojnie, cho serce bi o jej tak mocno, e a sprawia o ból: - Nie mam teraz czasu, czekaj na mnie z obiadem. Czy mo emy wstrzyma si z powa rozmow do wieczora? Poza tym wydaje mi si , e nie jeste nastroju do zabawy. Twoja kwa na mina mnie tak e nie zach ca do igraszek. Pu ci j , a w ciwie odepchn od siebie. - Przekl ta dziewczyno! Masz racj , nie jestem nastroju do zabawy. Ale dobrze wiesz, e przez zabaw rozumiem dr czenie ciebie. Niech ci si nie wydaje, e mam ochot ci dotyka , jak by tego chcia a, przekl ta wyuzdana dziwko! Podniec ci tak, e na kolanach b dziesz mnie b aga , bym da ci posmakowa tego, za czym tak t sknisz. B dziesz p aka z po dania, ale nie dostaniesz tego, czego pragniesz, a potem... Nie doko czy zdania. - Zabijesz mnie? - spyta a lodowatym tonem. - Czy mog si przebra do obiadu? Z bezsilno ci zacisn tylko z by. By w ciek y, e nie potrafi jej ukorzy . Vanja mówi a dalej: - Sk d bierzesz to przekonanie, e chc w nle ciebie? Niewiele do tej pory uczyni , by mnie zado-woli . Odwróci a si , eby naci gn sukni . Tamlin skorzysta z okazji. Natychmiast wsun r pod spódnic i wcisn j mi dzy uda dziewczyny. Odby o si to tak szybko, e Vanja nie zd a si odsun . - Nie jeste rozpalona? - spyta triumfuj co. - Jeste wilgotna jak le na ció ka po deszczu! Vanja wpad a w taki gniew, e nie zastanawia a si , co robi. Jednym ruchem zerwa a mu z bioder przepask obna a nieprawdopodobnych rozmiarów m sko pe nej gotowo ci. Cofn a r , jak gdyby si sparzy a. - Popatrz na siebie! - rzek a i wreszcie zdo a doko czy ubieranie. Dr a na ca ym ciele, ale jedno-cze nie nie mog a powstrzyma si od miechu. Z tru-dem nad sob panuj c podesz a do drzwi i min a oniemia ego Tamlina. ad c d na klamce, spowa nia a. - Nie mog am si doczeka , kiedy ci znów zobacz , Tamlinie. Tak bardzo chcia am znów by z tob . nie my la am wcale o tym, co mi wmawiasz. Jak si wydaje, tobie jedno w g owie. A raczej mi dzy nogami! Oczy Vanji gorza y gniewem, ale nareszcie, w nie momencie, kiedy ju mia a zamyka drzwi, dostrzega, e na twarzy demona zaczyna rysowa si co na kszta t u miechu. Nic jednak nie powiedzia , tylko uderzy pi ci w drzwi, a huk rozniós si po ca ym domu. Do Lipowej Alei przybyli Malin i Per, by uczci powrót Vanji do domu. Ca a rodzina nie posiada a si ze szcz cia i jedno przez drugie opowiadali sobie wszystkim, co si wydarzy o. Szczególnie interesowano si m odziutk Petr , któr Vanja próbowa a uratowa nad brzegiem fiordu. - Przyjmijmy, e dziecko by o powa nie zdefor-mowane - powiedzia a Malin. - Ale czy jeste pewna, e to nie by potomek Ludzi Lodu? - Oczywi cie - odpar a Vanja. - To dziecko nie mia o nic na swoim miejscu. - A ramiona? - Szerokie i szpiczaste, to prawda. A twarz przypo-mina a najstraszniejsze spo ród nas, na przyk ad mego ojca Ulvara. Ale nie! Gdyby cie zobaczyli jego d onie! nogi, ca e cia o. Nigdy jeszcze nie s ysza am o podobnym potworku, zapomnijcie wi c o tym. - Naturalnie - popar j Henning. - Kto móg by sp odzi to dziecko, gdyby mia o by jednym z nas? S ysza , Vanju, e Christoffer jest bardzo chwalony za dok adno w pracy? Wszyscy mówi , e b dzie wietnym lekarzem. Wykszta ci si na chirurga. - Tak, s ysza am. Doskanale mie doktora w rodzinie. Mo na liczy na bezp atne konsultaqe. - No, ty przynajmniej, Vanju, nie wygl dasz na osob , której potrzebna by by a porada lekarska miechn a si Malin. - Nigdy nie widzia am ci tak zdrowej jak dzisiaj. - I takiej licznej - z galanteri zawtórawa onie Per. - Radz ci, Henningu, Iepiej zaczaj si z dwururk za w em, zalotnicy b ci gn d ugim szeregiem! Rozleg y si szczere, radosne wybuchy miechu, ale Vanja mia a wyrzuty sumienia. Wszyscy okazywali jej tak sympati , ona sama by a szcz liwa, e wróci a do domu i nareszcie mog a przebywa ze swymi najbli szymi, którzy rozumieli j bez s ów. Zd a ju zajrze da stodo y i stajni, pies Pera u si u stóp, ale uwag mia a tak rozproszan , my li b dzi y gdzie indziej, e trudno jej by o bra udzia w rozmowie. Ale prawdziwe trudno ci zacz y si dopiero wtedy, kiedy do jadalni nagle wkroczy Tamlin. Usadowi si na bufecie naprzeciw Vanji i nie spuszcza z niej oczu, podczas gdy pozostali cz onkowie rodziny weso o gaw dzili. Nagle Tamlin uj swój ogon i zmys owym ruchem zacz wodzi po nim d oni , docieraj c prawie do serduszkowatego ko ca. Poniewa Tamlin by ju doros ym m czyzn , jego ogon tak e zwi kszy sw d ugo i grubo i kiedy tak go trzyma w d oni, czubek przypomina prawdziwy m ski cz onek. Tamlin, wykonuj c r obsceniczne gesty, z ironi u mie-cha si do Vanji. Dziewczyna poczu a, e na przemian rumieni si blednie, stara a si patrze w inn stron , ale Tamlin nieodparcie przyci ga jej wzrok. Nakierowa czubek ogona w jej stron i porusza nim deltkatnie w przód w ty , jak gdyby askota j w pewnym szczególnym miejscu, tak jak robi to przez lata, kiedy razem dorastali. Kiedy obiad nareszcie dobieg ko ca, Vanja ca a zlana by a zimnym potem. Matka i ojciec wkrótce musieli wyruszy , mieli zamiar nocowa poza domem. Malin zaofiarowa a si , e zostanie z Vanj w t pierwsz noc, ale dziewczyna miertelnie si tego przestraszy a. Gdy rozmawiali hallu, Tamlin stan za ni . Przyciska si do niej leniwie porusza cia em, czu a jego m sko na kr gos upie. Wyra nie ostrzega , by nie dopu ci a, aby ktokolwiek inny nocawa tego dnia w Lipowey Alei. - Dzi kuj , Malin, ale nudna by aby ze mnie dzisiaj towarzyszka. Podró tak mnie zm czy a, e zaraz rzucam si do ka spa . - Oczywi cie, wietnie rozumiem. Zobaczymy si wi c jutro, zajrzysz tak, jak obieca ? - Z rado ci ! Pomimo wyra nie erotycznych poczyna Tamlina Vanja wyczu a, e wcale nie takie zabawy mia na my li. Pragn zosta z ni sam na sam, ale tylko po to, by ukara j strasznie i okrutnie. To, co teraz wyprawia , robi tylko dlatego, by wzbudzi jej po danie, a pó -niej mocno i bezlito nie w ni uderzy . Tak, teraz ju go zna a! Nie mog a zaprzeczy , e si boi, a w ciwie jest
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
miertelnie przera ona. My la a nie o erotycznych zabawach, lecz o mierci. O zem cie i karze za to, e zha bi si z jej powodu, za to, e zosta odrzucony przez wspó plemie ców. Na pewno mi z ni by a ostatni rzecz , o jakiej w w my k .la c . .c .d o .d o c c u -tr a c u -tr a c k Vanja zdawa a sobie jednak spraw , e na razie jeszcze ma nad nim przewag . Nie mo e jej zg adzi , dopóki si nie dowie, kim ona jest. Wszyscy wyszli. W domu zapad a cisza. Vanja obrzuci a Tamlina nieprzeniknionym spojrzeniem, potem przechadza a si po domu i zamyka a wsz dzie okna. Stara a si robi to jak najd ej. Tamlin chodzi za ni krok w krok, cierpliwie, nie ponaglaj c. Mia czas, móg czeka . Wreszcie dotarli do "swojej" cz ci domu. Vanja mia a wra enie, e wst puje na szafot. I tak te chyba w istocie by o. Czy nikt nie mo e mi pomóc? my la a zrozpaczona. Przodkowie Ludzi Lodu, gdzie jeste cie? Oni jednak nie przybywali na ratunek zwyczajnym cz onkom rodu. Stawiali si tylko w wyj tkowych okoliczno ciach. I raczej nie podj liby walki przeciwko demonowi. Bo e, je li naprawd masz jak moc, dopomó mi, prosi a. Wiedzia a jednak, e b aga na pró no. Przecie z w asnej nieprzymuszonej woli zawar a przyja z demonem. Ale czy w ogóle mo na ich stosunki nazwa przyja ni ? Nie wiedzia a, jak to okre li . Wzajemna zale no ? Mi -nienawi ? Nie, mi to zbyt pi kne s owo. Vanj czy a Tamlinem rozpacz i bezsilno . Pragn a wyrwa si z tego zwi zku i jednocze nie wprost chorobliwie za nim t skni a. A on? Uwielbia j dr czy , uwielbia nienawidzi , ale mimo wszystko by tak zaanga owany, e ocali j ze szponów Tengela Z ego i widz c w obj ciach innego m czyzny, okaza zazdro . Teraz jednak nie mia ju dla niej lito ci, wyczuwa a to w atmosferze, jaka panowa a w pokoju. By a duszna od dzy zemsty i nieskrywanego gniewu, czu a to karku i wzd kr gos upa, bo sta teraz tak blisko niej. Czy nikt nie pomo e mi wyzwoli si od pal cego po dania? Znienawidzi go albo przynajmniej za-chowywa si ch odno, spokojnie, z rezerw ? Tak bardzo chcia abym jeszcze . Tamlin, stoj c za Vanj , patrzy na ni pociem-zia ym z gniewu wzrokiem. Piekielna dziewczyna, jak zdo a wydrze z niej tajemnic ? Rozpalaj c jej po danie, tak by z j kiem b aga a zaspokojenie? Obieca jej to pod warunkiem, e zdradzi, kim naprawd jest. Oczywi cie nie zaspokoi jej, nawet przez moment nie mia zamiaru ciele nie z ni obcowa . Ale ona nie musi o tym wiedzie . wiadom by , e umie j podnieci . Najwi ksz przyjemno sprawia mu widok jej zasnutych mg dzy oczu, uwielbia patrze , jak wije si w cierpie-niach wywo anych t sknot za nim, jak staje si gotowa pod jego dotykiem. To naprawd wspania e uczucie. Kiedy Vanja prosi a, by zaj miejsce przy stoliku, os dr jej wyra nie. - Czy mo emy usi i porozmawia ? - spyta a agodnie. - Tak d ugo ju si nie widzieli my, a bardzo si cieszy am na spotkanie z tob . Tyle mamy wspól-nych wspomnie i ogromnie chcia abym si dowiedzie , co si z tob dzia o, Tamlinie. Usi przy stole? Co ona sobie my li? Na moment ogarn a go nieposkromiona w ciek i chcia brutal-nie si na ni rzuci , si wydusi z niej prawd o jej pochodzeniu, aby móg z ni sko czy raz na zawsze ponownie zosta przyj tym do królestwa Demonów Nocy. Ale to nigdy by si nie powiod o, zdawa sobie spraw , e Vanja jest m drzejsza. Wyczuwa a obecne pokoju tchnienie mierci, pozna to po jej oczach. W jednej chwili mia gotowy plan dzia ania. Skusi j pi knymi s ówkami i udawanym po daniem, zbli y si do niej tak, jak tego pragnie, a kiedy ju zmi knie, ale zanim znajdzie si naprawd blisko niej, wydusi z niej zeznania. Mia dwa pytania, na które odpowied musi ponie do siedzib koszmarów sennych: Kim jest Vanja kim jest ten drugi, którego Tengel Z y nie potrafi odnale . Uj j za ramiona i szepn prosto do ucha: - Dlaczego mamy siedzie ? Dlaczego nie przywo amy naszych pi knych wspomnie , le c w ku? Poprzed-nio tak dobrze nam by o razem, wszystko wspaniale si uk ada o, prawda? Vanja odwróci a si do niego, w jej pi knych oczach ni o niedowierzanie. Ach, jak nieprawdopodobnie wypi knia a ta ma a suka! Owszem, on przesta ju by dzieckiem, ale ko by o szerokie, nie omieszka tego podkre li . Stara si przy tym, by jego g os brzmia mi kko i sentymentalnie. - Rozbierz si , Vanju - powiedzia i pomóg jej zsun sukni z ramion. Dziewczyna dygota a, lecz spostrzeg , e nie z odrazy, a raczej z l kliwego wyczekiwania. - S dzisz, e mo emy to zrobi , Tamlinie? Wiesz przecie , e nie wolno ci mnie tkn . Mam dopiero szesna cie lat, a poza tym jeste demonem, a ja zwyk ym cz owiekiem. O, co to, to nie! Nie jeste zwyk ym cz owiekiem, ale kim, u diab a, jeste ? - Nie bój si , nie mam zamiaru ci ruszy - o wiadczy uspokajaj co i rzeczywi cie mówi prawd . - Po prostu chc by przy tobie tak jak przedtem, pragn poczu ciep o p yn ce z twojego cia a. Nigdy nie zapomnia em tych chwil. Widzia , e jego s owa wzruszy y Vanj . - Nie b dziesz... si ze mn bawi ? Nie b dzie natr tnego ogona? - Obiecuj . W oczach Vanji zakr ci y si zy czu ci. - Zmieni si , Tamlinie, jeste teraz taki mi y. Wydawa o mi si , e mnie nie lubisz. I wtedy on, cho poprzysi sobie, e nigdy nie wypowie tych s ów, powiedzia : - Potrzebuj ci , Vanju. Gotów by odgry sobie j zyk. Nie dlatego, e to powiedzia , bo to nale o do obranej taktyki. Ale nagle poczu , e mówi prawd ! Co za bzdury, sam da si z apa w pu apk swego przekonuj cego sposobu mówienia. Vanja u miechn a si do niego ciep o i pozwoli a rozebra si z pozosta ych cz ci garderoby. Na chwil wysz a do azienki, by przygotowa si na noc, s ysza , jak si myje, a kiedy wróci a, otacza j zapach delikatnych perfum. Dla niego! W sercu zak o go co , czego nie potrafi wyja ni . Uczucie zbli one jak gdyby do rado ci. Tamlin w tym czasie wsun si do ka, wspar na okciu i czeka na ni . Lampa by a zgaszona, do pokoju wpada a jedynie po wiata wiosennej nocy. Zdj z bio-der przepask , której nie u ywa nigdy, kiedy lecia do grot demonów, bo tylko by go to o mieszy o. Demony ci m skiej i skiej parzy y si ze sob , gdy tylko przysz a im na to ochota, ale Tamlin nigdy nie zd wzi w czym takim udzia u, bo zanim doszed do wieku m skiego, ju zosta przez nie wykl ty. I cho nigdy by si do tego nie przyzna , nawet przed samym sob , nie pragn adnej z demonich kobiet. Zafascynowa a go zwyk a miertelnica. Ale zdecydowa si na fizyczne zbli enie? Z ni ? Za nic na wiecie!
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Vanja, owin wszy si wstydliwie r cznikiem, w lizgn a si do ka i okry a, a potem starannie z a r cznik i powiesi a go na krze le. Tamlin natychmiast odwróci j od siebie i przytuli si do jej pleców. w w - Dobrze. Teraz mo emy rozmawia . .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Vanja zachichota a. - Jest tak jak za dawnych dni. Kiedy czu am na plecach twoje kolana. - A d onie na piersiach, tak, pami tam - u miechsi . - S teraz takie liczne. Dojrza e, pe ne, tak mi o je obejmowa . A twoje biodra tak pi knie si zaokr gli y. Przesun r po jej po ladkach wiadomie powolnym, zmys owym ruchem. - Mieli my rozmawia , Tamlinie - powiedzia a Vanja niepewnie i odrobin si odsun a. - Dobrze, u si tylko wygodniej. Unie troch nog - szepn . Us ucha a go z wahaniem. - Nie wiem - powiedzia a powoli. - Nie chc , by dotyka mnie ogonem. - Nie chodzi mi o ogon. Poczu a miedzy udami co gor cego, rozpalonego, pulsuj cego. Cia o Vanji przebieg o dr enie tak gwa -towne, e Tamlin zrozumia , i sytuacja zaczyna by dla niej trudna. - O, tak, teraz obojgu nam jest wygodnie. Powiedz mi, Vanju, kim jest twój ojciec? Zrozumia em, e to nie Henning. - Nie, mój ojciec mia na imi Ulvar i by jednym najci ej dotkni tych przekle stwem Ludzi Lodu. Mam nadziej , e nie odziedziczy am po nim zbyt wiele. Ulvar? Czy to z jego powodu ona mo e mnie widzie ? my la Tamlin, ostro nie poruszaj c cz on-kiem. Czu , jak Vanja wilgotnieje, przera ona od-dycha a dr co, z podniecenia wirowa o jej w owie. Nie, to nie chodzi o o Ulvara, aden z dotkni tych Ludzi Lodu nie mia takiej mocy. Owszem, inne demony mogli widzie , ale nie z e duchy z koszmarów sennych, one zawsze pozostawa y ca kiem niewidzial-ne. Tylko ona by a wyj tkiem. Dlaczego? - Jest w ród was jeszcze jeden, dobrze o tym wiesz. - Co takiego? - mrukn a Vanja, g os zaczyna odmawia jej pos usze stwa. Tamlin dotkn jej piersi i poczu , e sutki twardniej pod jego palcami. Poci ga a go ta gra. Uwa , e jest zabawna, ale prawd te by o, e ogromnie go podnieca a. - Wiesz dobrze, o kogo mi chodzi. O tego, który skrywa si przed Tengelem Z ym. Vanja opu ci a d , nie mia o go dotkn a i szybkim ruchem cofn a r . - Mówi szczerze, nie wiem, o kim my lisz. Tamlinie, prosz , przesta . Po a si na plecach. - Odwró si , nie podoba mi si ta zabawa. Ale on przycisn j mocno do podus ki i jednym ruchem rozdzieli jej nogi. Nigdy nie przypuszcza , by by o to mo liwe, ale wydawa o si , e jego usta kieruj si w asnym widzimisi , g odne szuka y jej warg, stanowczo, uparcie. Ca y wiat wokó niego zawirowa , po danie narasta o, sprawiaj c, e zapomnia o wszys-tkim innym, a Vanja, ujrzawszy jego m , pr dko w lizgn a si pod niego. Obj a go ramionami za szyj i poca owa a jeszcze raz. Wszystko przesta o toczy si tak, jak wyobra to sobie Tamlin, bo i on straci panowanie nad sob . Teraz! próbowa my le przytomnie. Teraz nadszed ciwy moment, mog to z niej wydoby , bo on pragnie mnie do bólu. Co takiego mia powiedzie ? My li nie chcia y si splata , uniós si odrobin , by ich cia a si nie styka y, nie móg przecie da si porwa . Wtedy ca y plan leg by w gruzach, ale zaw adn o nim jedno jedyne pragnienie, my la i my la , nie mog c odnale sensu w niczym... I nareszcie pami mu powróci a. - Dostaniesz to, czego chcesz - wydusi z siebie ochryple. - Dam ci ca moj m sko , je li tylko zdradzisz, kim jeste . Vanja z j kiem wygi a si , unosz c ku niemu biodra. Krzycza a, ogarni ta dzikim pragnieniem, b a-ga a poca unkami i r kami obejmuj cymi go w pasie, kolanami, coraz bardziej odsuwaj cymi si od siebie. Tamlin odwzajemnia jej poca unki. Jakie cudowne uczucie, jego j zyk by teraz prawie taki sam jak jej! Potem z trudem chwytaj c oddech, niewyra nie spyta : - Powiedz, kim jeste . To... Obj a mocno jego biodra i zdo a przycisn do swego cia a. Tego ju by o dla Tamlina zbyt wiele. Czu , e d ej nie zniesie napi cia i nic na wiecie nie zdo a go powstrzyma . Wiedziony odwiecznym instynktem wdar si w ni , a Vanja, zacisn wszy z bólu z by, ponad jego ramieniem patrzy a, jak jego plecy unosz si i opadaj p ynnym ruchem, i mog a my le jedynie; "Mog go przyj ! Mog go przyj w ca ej jego ogromnej d ugo ci i szeroko ci!" Tamlin odda si bez reszty tej intensywnej, trudnej do zniesienia rozkoszy, zapomnia o wszystkim, chc c zaspokoi jedynie stale narastaj ce po danie. Zauwa- , e Vanja narzuci a mu szybszy rytm, widzia , e jej oczy w ciemno ci otwieraj si coraz szerzej. Od-dycha a coraz szybciej, na po y z j kiem, i g niej, coraz g niej, a do krzyku, i przycisn wszy si do niego zastyg a na moment, a potem opad a na ko, ale jej ramiona nadal mocno go obejmowa y, a usta szepta y cicho: "Kocham ci , Tamlinie, kocham ci , kocham ci ..." Teraz i on musia pod naprzód, nie wiedz c ju , gdzie jest ani kim jest, ani co istnieje poza nimi samymi splecionymi w u cisku. Mia wra enie, e tylko to jedno na ca ym wiecie ma jaki sens - nape ni j yciodajnym sokiem. Uniós g ow , odchyli si w ostatnim gwa tow-nym spazmie i zaniós si krzykiem, odczuwaj c rozkosz tak ponadzmys ow , o jakiej nigdy nawet nie marzy , jak gdyby wszelki ból ca ego ycia nagle go opu ci . Opad na ni i le tak, oddychaj c z wysi kiem, urywanie, w rytmie podobnym do rytmu jej oddechu. Powoli wysun si z jej cia a. adne z nich nie mia o si , by co powiedzie , adne te tego nie chcia o, chwila by a zbyt cenna, by sp oszy j nierozwa nym s owem. Tamlin znalaz sw przepask i otar Vanj , zauwa , e chustka zaczerwieni a si od jej krwi. Nie wydawa o si jednak, by Vanja odczuwa a jaki silny ból, i bardzo go to zdumia o. Przecie natura szczodrze obdarzy a go pod tym wzgl dem, a ona by a tylko... Z uk uciem strachu pomy la : Przecie to dopiero szesnastolatka! Za pó no ju jednak by o na al. To, co sta o si tego wieczoru, by o nieodwracalne, przegra , ale podda si temu z rado ci . Tamlin, Demon Nocy, nigdy jeszcze nie czu si tak szcz liwy. Tutaj by o jego miejsce. U Vanji. By a pierwsz istot , z jak nawi za kontakt. Tak jak osierocone kacz ta szukaj blisko ci gospodyni, s dz c, e to ona jest ich prawdziw matk , tak Tamlin garn si do Vanji ju sze lat temu. Z t jedynie ró nic , e nie matki w niej szuka , lecz istoty, która b dzie mu bliska. Ona by a jego domem, tak jak by nim jej pokój. Ona by a jego towarzyszk ycia, której nigdy nie nagrodzi dobrym s owem, przeciwnie. Teraz jednak wiedzia , e podarowa jej chwil szcz cia. Po raz pierwszy w yciu demon Tamlin odczu to niegodne uczucie zwane czu ci . Patrzy na jej zm czon twarz i jego d onie z w asnej woli zacz y j pie ci , agodnie, staraj c si nie zadrapa . Vanja otworzy a oczy i popatrzy a na niego. By a powa na, lekko zasmucona, oczy b yszcza y jej niepo-kojem, ale zaraz u miechn a si i przytuli a jego g ow . Leciutko poca owa a go w usta, dzi kuj c za to, co nie zobaczy a. Tamlin zsun si z niej, przytuli do jej boku i u do snu.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Czu , jakby osi gn w yciu jaki cel. Kar za to, czego si dopu ci , b dzie si martwi pó niej. w w Nagle drgn i powróci do rzeczywisto ci. .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Nie czeka a go wcale zwyk a kara. Co o wiele straszniejszego. Co oznajmi a mu jego pot na matka, Lilith? Jak móg o tym zapomnie ? "Wiem, e twoja dza jest ogromna, mój synu. Zrób co chcesz z dziewczyn , zbli si z ni , ale potem musisz j u mierci ". Ale nie od razu, pomy la , obejmuj c Vanj w talii. Nie od razu! Najpierw musz wype ni swoje zadanie. Wyci gz niej prawd o tym, kim ona jest. A pó niej dowiedzie si czego o tym drugim cz owieku, którego Tengel Z y nie mo e odnale . Ona musi mi powiedzie , kto to taki. Mam wi c jeszcze czas. O, pot na matko, chc mie niesko czenie wiele czasu! Piek cy ból wype ni pier Tamlina. Demon nie wiedzia , czym s zy, ale uczucie, jakie go teraz ogarn o, by o zapowiedzi nieznanego mu dotychczas ludzkiego p aczu. Delikatnie przygarn dziewczyn jeszcze bli ej, jak gdyby pragn j ochroni przed ca ym z em tego wiata. Z przera aj jasno ci jednak zda sobie spraw , e to on jest jej najgro niejszym wrogiem. ROZDZIA VIII Zawarli umow . Poniewa Tamlin by Demonem Nocy, w ci gu dnia nie mia w ciwie w wiecie ludzi nic do roboty. Vanja poprosi a, by trzyma si wtedy od niej z daleka, bo nie zniesie na okr o przez ca dob jego natarczywej zmys owo ci. Z pocz tku protestowa . Jego zadaniem by o pil-nowanie wszystkich mieszka ców Lipowej Alei i rodziny Malin i musia si z tego wywi zywa . - Dobrze, a wi c zajmuj si innymi - powiedzia a Vanja, ubieraj c si nast pnego ranka po ich pierwszej upojnej nocy. Ca e cia o mia a obola e, ubieranie przychodzi o jej z trudem. - Ale b przy mnie noc . Bardzo tego pragn ! Tamlin u miechn si krzywo. Za dnia jego pewno siebie powróci a, a w ka dym razie tak mu si wydawa o, cho chwilami mia wra enie, e niewiele brakuje, by wypad ze swej roli z liwego demona. Ale umow zaakceptowa . Vanja by a siln dziewczyn , która w wietle dnia potrafi a odeprze grad jego pyta . Wiedzia ju jednak, e w jego ramionach staje si mi kka jak wosk. I kiedy wreszcie dzie musia a powiedzie mu prawd . A wtedy z pr dko ci wichru Tamlin poszybuje do siedzib Demonów Nocy, z y raport i ponownie zostanie przyj ty w ich szeregi. Dotrzyma obietnicy i za dnia nie zbli si do niej. Kiedy tylko jednak Vanja po a si do ka, przemyka si do jej pokoju i rozpoczyna mi osne igraszki. Potrafi urozmaica ich spotkania, Vanja nigdy nie wiedzia a, czego si spodziewa . Kl ka na przyk ad na pod odze w nogach ka i liza jej stopy, palce, kostki ydki, ci ga j coraz ni ej ku sobie, a nie mog a ju znie jego dotyku, i dopiero wtedy przysuwa j a na sam brzeg ka i bra w posiadanie. Albo te stawa przy ku, odwraca j na brzuch i podczas gdy jej g owa i okcie spoczywa y na pos aniu, unosi jej cia o bra j od ty u. Ale i Vanja nie okazywa a nie mia ci. Kl ka a przed demonem i dra ni a go tak, e a jego oczy zaczyna y p on w ciemno ci, a ca e cia o dr o od powstrzymywanej nami tno ci. W te noce poznawali si nawzajem, lecz tylko ciele nie. Rzadko zdarza o im si zwierza ze swych my li, ale cz sto w erotycznym uniesieniu miali si w g os. Najtrudniejsze chwile Vanja prze a wówczas, gdy do domu wróci a Benedikte. Przed ni nie mog a skry swych rozja nionych oczu, podniecenia, które emano-wa o z niej niczym aura. Benedikte obserwowa a j w zamy leniu. - Czy masz jakie k opoty, Vanju? - spyta a pewnego dnia, kiedy zosta y same. Vanja drgn a, wyrwana ze swych upojnych marze . - Ja? Nie, nigdy w yciu nie by am szcz liwsza. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy powrót do domu. - Ale sprawiasz wra enie takiej nerwowej! Uradowanej, a jednocze nie... Nie wiem, jak to okre li . Czujesz si winna? - Winna? - powtórzy a Vanja, czerwieni c si mimo woli. - Nie pojmuj , nie przypominam sobie, bym dopu ci a si czego z ego od czasu, gdy na-krzycza am na babci w Trondheim. Benedikte umilk a, ale uwa nie obserwowa a m odsz siostr . Vanja nic nie mog a na to poradzi : czu a si bezgranicznie szcz liwa. Próbowa a zapanowa nad sob , rozumia a bowiem, e wkrótce wszyscy zwróc uwag na jej stan. Co gorsza, musia a rankiem odsypia szale cze noce mi osne z Tamlinem. Zorientowa a si , e rodzina znów zaczyna si o ni martwi . Nie potrafi a si jednak wyrzec Tamlina. Wszed jej krew. Bywa o, e dnie wydawa y si jej bezsensownie ugie, t skni a za wieczorami, kiedy do niej przy-chodzi , zawsze w odmienny sposób, zawsze równie interesuj co, ekscytuj co. Tamlin cz sto nie potrafi wytrwa w danym przyrzeczeniu, e za dnia b dzie trzyma si od niej z daleka. Od czasu do czasu widywa a go, kiedy siedzia i przy-s uchiwa si innym. Je li zanadto zbli yli si do siebie, szepta jej prosto do ucha: - Odnajd ci wsz dzie, Vanju. Przyci gnie mnie twój zapach, tak jak u zwierz t. Przepi knie pachniesz, delikatnie jak kwiaty, ale i podniecaj co. Twój zapach dzia a na mnie tak, e nie mog si doczeka wieczoru. Chod , pójdziemy do ciebie! Ostrzegawczo potrz sa a zwykle g ow , ale oczywi -cie zdarza o si , e wymykali si i ukrywali w jakiej du ej szafie lub garderobie, gdzie Vanja podci ga a spódnice, opiera a si o cian i pozwala a mu si bra , ostro i po zwierz cemu brutalnie. Mia a wra enie, e jest rozpalonym piecem, a Tamlin musia zatyka jej usta d oni , by nie krzycza a g no, gdy osi ga a szczyt. By to okres, kiedy a jak w ekstazie, wycie czaj cy, gdy musia a odgrywa niezmiernie trudn podwójn rol . A wzrok Benedikte nieprzerwanie j ledzi . Tamlin ca kowicie wymaza ze swej wiadomo ci pytania o jej pochodzenie. Tak jak i ona by schwytany w sid a nienasyconej dzy. Ju na sam my l o Vanji jego cia o ogarnia o rozkoszne dr enie. Nikt nie móg porozumiewa si lepiej ni tych dwoje, bez s ów pojmowali swe wzajemne intencje. Do tego stopnia byli sob zaj ci, e wstrz ni ty Tamlin pewnego dnia si zorientowa , i nie odwiedza grot Demonów Nocy od wielu miesi cy! Mniej wi cej w tym samym czasie rodzice Vanji zauwa yli, e powróci a jej chorobliwa blado . Pewnego dnia Malin przynios a radosn nowin . - Christoffer si eni! Z pann , któr pozna w Lillehammer, Lise-Merete Gustavsen, córk rajcy miej-skiego. Uff, mam nadziej , e nie zawrze ma stwa ponad stan. No, ale jest przecie chirurgiem... - I pomy le tylko, Christoffer! - mrukn Hen-ning. - Ten malec, który apa mnie za r , kiedy przechodzili my obok byka w oborze! Naprawd osi gn ju wiek do eniaczki? - Mój kochany, przecie on zbli a si do trzydzie-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
stki! Nasze dzieci s ju doros e, Henningu. Nawet malutka Vanja sko czy a siedemna cie lat. - Tak, tak, o tym nie musisz nam przypomina . Czy widzia a garderob , jak zakupi a? Jestem przeko-nany, e ma do sukien na ca e ycie. Ubiera si tak elegancko, na co dzie u ywa perfum w i wymy. c lnie w .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k uk ada w osy... a mimo to tak rzadko wychodzi. Dla kogo si tak stroi? Vanja, siedz ca akurat w pokoju obok, s ysza a ca rozmow . Christoffer? Christoffer si eni? Od dawna go ju nie widzia a, ale tak trudno by o sobie to wyobrazi . Jak wspaniale up ywa im razem czas w dzieci stwie! Ona, Vanja, by a co prawda znacznie m odsza od Christoffera i Benedikte, ale to jakby nie mia o znacze-nia. wietnie umieli ze sob bawi . wszystko to nagle si rozpad o. Najpierw Benedikte urodzi a nie lubne dziecko i to by a pierwsza oznaka, e sko czy si czas zabaw. Pó niej Vanja zaopiekowa a si swym demoni tkiem, Christoffer zacz kszta ci si na lekarza. Teraz wszystko to min o. Vanja wróciwszy do domu nie mog a ju d ej wierzy , e beztroskie lata dzieci stwa jeszcze trwaj . To by o po prostu niemo liwe. Naprawd próbowa a w czy si w ycie rodzinne, znów by jedn z nich, ale ze wzgl du na sw tajemnic nie potrafi a si z nimi zjednoczy . Wyra ne te si stawa o, e Tamlin odbiera jej si y; w przeciwie stwie do niej nie odczuwa potrzeby snu. Czasami wydawa o jej si , e jest osob usposobion niezwykle erotycznie, prawie nimfomank , która nigdy nie b dzie mia a go do , tak jak i on zawsze by gotów, by si z ni kocha . Ale nie by o to prawd . W okolicy mieszka o wielu m odych ch opców, którzy ch tnie zawarliby z ni bli sz znajomo , lecz jej nigdy nic w nich nie poci ga o. Gdy ich spotyka a, wieczorami podczas igraszek z Tamlinem by a jeszcze dziksza, bardziej wyuzdana, a on to uwielbia . Zajmowali si sob godzinami, a Vanja budzi a si pó no, wycie czona i oboj tna na wiat. Musi wzi si w gar , aby znów nie odes ali jej do babki! Benedikte szczerze si martwi a. Dostrzega a wi cej ni inni, widzia a, e z Vanj co jest nie w porz dku. Dziewczyna by a jednym k bkiem nerwów, cho nie wydawa a si nieszcz liwa, przeciwnie, ale wida by o, e dr czy j niepokój, nie pozwala usiedzie spokojnie, a to nie wró o dobrze. W pierwszej chwili Benedikte zamy la a zwróci si o pomoc do ich przodków, ale nigdy nie mia a z nimi bezpo redniego kontaktu jak Henning i wielu innych przed nim. Rozmy la a o kim innym... O najbli szym krewnym Vanji. Tego wieczoru, zanim Benedikte po a si spa , wysz a z domu i pow drowa a w dó alej , by spokojnie pomy le . Stan a wreszcie, owiewana wieczornym wiatrem, ow odchylon w ty , z przymkni tymi oczami. Próbowa a zebra my li, mocno si skoncentrowa . - Marco - szepn a wreszcie. - Marco, ty, który kiedy przyby mi z pomoc do Fergeoset... Czy mo esz dopomóc nam i teraz? Nie wiem, gdzie jeste , czy w ogóle nadal istniejesz, a ju w ogóle nie mam adnej pewno ci, e mnie s yszysz. Ale je li tak, to przyjd ! le si dzieje z twoj bratanic Vanj , nie wiem, co j dr czy, tak bardzo chcia abym jej pomóc, ale ona nie chce mi si zwierzy . Wiesz, e to ja jestem dotkni ta przekle stwem Ludzi Lodu, to ja powinnam s Tengelowi Z emu, ale nie zgadzam si na to. Pragn i t sam drog , któr obra Tengel Dobry, Heike i inni. Chc walczy przeciwko naszemu z emu przodkowi, ale przede wszystkim moim obowi zkiem jest czuwa nad naszym rodem, chroni go przed wszelkim z em. A w przypadku Vanji nic nie mog zdzia . Nie wiem, przez co ona musi przej , ale jasne jest, e to powa na sprawa. Je li wi c yszysz mnie, Marco, przyb nam na ratunek jak najpr dzej! My , e trzeba si spieszy , inaczej ona zwi dnie na naszych oczach! I to nic nowego, my la a dalej Benedikte. Podobnie by o przed jej wyjazdem do Trondheim, cho nie do tego stopnia. Kiedy wróci a, by a zdrowa, ale teraz znów si to zacz o, i to ze zdwojon moc . O wiele powa niej. A wi c to tu, w Lipowej Alei, co jej zagra a. - Marco - wo a pó osem Benedikte. - Marco, Marco, czy mnie s yszysz? Gwiazdy zamigota y mocniej i to by a jedyna odpowied . Przez ca noc czeka a na odzew Marca, le a ku zapatrzona w mrok, ale nic si nie wydarzy o. Tego dnia odebra a telefon z Lillehammer. Christoffer wzywa j na pomoc, bo w szpitalu wybuch a epidemia, a poza tym zaistnia a jaka dziwna sytuacja: gdyby zmar syn rajcy, zamkni to by ca y szpital. Czy to przypadkiem nie córka rajcy by a narzeczon Christoffera? Ca a sprawa nie zapowiada a si przyjem-nie. Mi e jednak by o to, e Christoffer pragn , by przywioz a do niego Andre. Benedikte zabra a wi c synka i wyjecha a. Vanj ogromnie to ucieszy o. Mia a teraz wi cej luzu, nikt jej nie pilnowa , mog a spotyka si z Tamlinem tam, gdzie chcia a. Prze yli razem wspania e dni, pe ne mi osnych uniesie . Sen, jakie on mia znaczenie? A raporty Tamlina mog y jeszcze poczeka , zreszt my li demona zaj te by y wy cznie poci gaj , dzik dziewczyn z ludzkiego rodu. A potem Benedikte wróci a do domu, wzburzona, wstrz ni ta i nieopisanie szcz liwa. Znów spotka a Sandera Brinka, ojca Andre, i nie mog a ju my le niczym innym. Vanja nadal czu a si wolna. Tamlin wieczorami czeka na ni w pokoju, w ci gu dnia tak e kradli chwile na mi , rozbudzi jej po danie do tego stopnia, e gotowa by a go przyj w ka dym miejscu o ka dym czasie. Kiedy Tamlina ogarnia taki nastrój, przechadza si w ród mieszka ców domu nagi, pokazywa Vanji wszystko to, co mia do pokazania, rozpala jej dz , a kiedy ona patrzy a, jak jego m sko osi ga stan gotowo ci, musieli pr dko szuka miejsca, gdzie nikt ich nie widzia , by odby pr dki, gor cy akt. By to czas, którego nie wyrzek aby si za nic na wiecie. Nie tylko inni zauwa ali, e ma to z y wp yw na stan jej zdrowia, sama Vanja tak e to zrozumia a. Malin oznajmi a rodzinie niespodziank : Christoffer si o eni . Jego wybrank okaza a si jednak wcale nie córka rajcy, o której poprzednio pisa , lecz jaka Marit z odziska. Malin i Per przyj li t wiadomo ze zdumieniem, ale Benedikte ich uspokoi a. - To najlepsze, co móg zrobi - powiedzia a boko przekonana o s uszno ci swoich s ów. - Marit jest w ciw dla niego osob , a z t straszn Li-se-Merete by by nieszcz liwy w ka dej minucie ycia. W tych dniach wiele si wydarzy o. Przyjecha Sander Brink. Benedikte promienia a szcz ciem jak nigdy dot d, ale jednocze nie musia a czuwa nad tym, jak rozwija si sytuacja mi dzy Sanderem a ich synkiem Andre. A Tamlin pewnej nocy odby powa rozmow Vanj . Odpoczywali w nie po gor cych chwilach ku. - Musz uda si do siedzib Demonów Nocy, Vanju. Od dawna mnie wzywaj , ale udawa em, e nie s ysz . Teraz jednak sprawa sta a si powa na. Mocno przytuli a go do siebie. - Kiedy musisz wyruszy ?
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Jeszcze dzi w nocy. Ale nied ugo wróc . B tutaj, zanim wstanie wit. - Czy one ci ukarz ? w w -Z trzyma si z dala od Doliny Ludzi Lodu. . c pewno ci ! Ale co mnie obchodzi ich przekle -stwo? Nic mi nie grozi, je li tylko b .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Wró tak szybko jak mo esz, Tamlinie! - poprosi a przytulaj c usta do jego policzka. - Nie potrafi bez ciebie. Wiem, e tego nie rozumiesz, bo nie znasz takich uczu , ale ja ci kocham. Ty pragniesz tylko mojego cia a i jeste z tego zadowolony, ale ja ywi do ciebie inne uczucia. Na pewno zorientowa si ju po moich pieszczotach, po barwie mego g osu po moim oddaniu. Roze mia a si zawstydzona i mówi a dalej: - Nie jestem osob najm drzejsz na wiecie. Zakocha am si w demonie! Gdyby jeszcze by dobrym, yczliwym anio em... Ale to niemo liwe, by si zmie-ni , ani na chwil nie przestajesz my le o liwo- ciach. - Nigdy nie by oby ci dobrze z anio em - odpar zadowolony. - Masz racj , nie wiem, o czym mówisz, nazywam to sentymentalnymi bzdurami, ale chc cie-bie, oboje o tym wiemy. Pragn ci we dnie i w nocy. Vanja zamy li a si . - A mimo wszystko raz kiedy ... - Co takiego? - Nie, nic. Uzna a, e m drzej b dzie, je li nie przypomni, jak uratowa j ze szponów Tengela Z ego. Tamlin niena-widzi tego wspomnienia. Ale Vanja wiele nad tym rozmy la a. Czy ocali j od mierci tylko po to, by mie w niej towarzyszk erotycznych zabaw? Przecie zdarzy o si to na d ugo przed tym, zanim doros a. Z pewno ci mia tysi c mo liwo ci, by zaspokoi swe zwierz ce po danie, ale on pragn jej. Tylko jej! Uj a jego g ow w d onie i delikatnie g adzi a szczeciniaste w osy. Lepiej nie zadawa zbyt wielu pyta ! Tamlin nie okaza jej nigdy czu ci z wyj tkiem wst pu do kolejnego aktu seksualnego, ale i to trudno by o nazwa czu ci . Teraz tak e wy lizgn si z jej obj , przez okno opu ci pokój i znikn w nocnym mroku. Vanja natychmiast zacz a za nim t skni . Tak bardzo chcia a móc okaza mu mi . Przyjmowa to, miej c si pogardliwie, ale zawsze pozwala jej ca owa si w usta, twarz, szyj i r ce. Poca unki nale y do ich erotycznych igraszek, one si wi c nie liczy y. To czu by a tym, co ich odró nia o. Tamlin nie by zdolny do takich uczu . Nie rozumia ich, ale ch tnie przyjmowa oznaki jej mi ci. O przysz ci Vanja nie chcia a my le . Kiedy mimowolnie o ni zatr ca a, przebiega j dreszcz. bi duszy wiedzia a bowiem, e ycie, jakie teraz wiedzie, musi zako czy si katastrof . Jaka to b dzie katastrofa, nie potrafi a przewidzie , ale jej nieodpo-wiedzialne zabawy z demonem bez tpienia doprowadz do tragedii. Tyle e z jej strony ju dawno przesta o to by zabaw . Tej nocy my li nie pozwoli y jej zasn . Polubi a Sandera Brinka, który zamierza zosta nimi. Czeka na rozwód, by móg si o eni z Benedikte. Vanja radowa a si szcz ciem siostry. Widzia a przecie , jak bardzo cierpia a jako samotna matka ch opczyka, którego kocha a ponad wszystko w wie-cie. Vanja sama mia a ochot mie dziecko. Ale czy to by o mo liwe w obecnej sytuacji? Westchn a ci ko. Mi dzy Sanderem a Andre wszystko uk ada o si jak najlepiej. Ch opiec dowiedzia si , e Sander jest jego ojcem, i teraz niemal przez ca dob si nie rozstawali. Henning i Agneta zgodzili si , by Sander zamieszka w Lipowej Alei, co prawda przydzielono mu osobny pokój, by zbytnio nie dra ni s siadów, ale jak cz sto w nim sypia , by o prywatn spraw Benedi-kte i Sandera. Vanja musia a przysn na chwil , bo nagle do-strzeg a blado witu s cz si przez ciemne zas ony. Tamlin? Nie wróci . Nigdy jeszcze nie oddala si na tak d ugo. Ale te i od dawna nie odbywa nocnych wypraw do siedzib swego plemienia. Od zbyt dawna. Musz by na niego ogromnie rozgniewani. Nie mówi c ju o tym, w jaki stan móg wprawi Tengela Z ego! Vanja zadr a, przepojona prawdziwym l kiem. Tamlinie, wró ! Nie mog bez ciebie, wiesz przecie o tym! Czarne szpony strachu pochwyci y j w swe obj cia. Tym razem nikt nie odwraca twarzy, kiedy Tamlin dotar do mrocznych grot w wiecie koszmarów. Zdarzy o si natomiast co znacznie straszniejszego, co przepe ni o go prawdziw groz . Stra nicy przy wej ciu zerwali si z krzykiem, kiedy nadlecia z góry. Otoczy a go czama, g sta mg a, z niej wy oni y si nieprzeliczone pary szponiastych k i ap. Wpija y si w jego cia o i podawa y go sobie, ci gaj c w dó . Szarpa y bezlito nie, nie chc c si ode odczepi . Brutalnie zepchni ty pad na posadzk wielkiej groty, przed podwy szeniem Najwy szej. Podniós si , lecz setki r k makabrycznych stra ników, potworów, które zd ju pozna , powali y go z powrotem. Chocia rozdziela ciosy na o lep i k sa , zmusi y go, by ukl . - Zdrajco, nareszcie przyby - rozleg si grzmi cy g os jednego z najstarszych demonów. - Nasz adca nie by dla nas askawy, srogo nas ukara , o wiadczaj c, e popadli my w nie ask . My, którzy zawsze pragn li my jego dobra! A wszystko to twoja wina, tylko i wy cznie twoja. Nie otrzyma na czas sprawozdania. Co powiesz na sw obron ? Tamlin nic nie odrzek . Jak mia si t umaczy ? Lilith wyst pi a naprzód. - Nie jeste ju moim synem - o wiadczy a zimno. - Okry nas ha w obliczu naszego wiel-kiego w adcy. Wiem, co ci zatrzymywa o. Ziemska kobieta. A niech si strze e ten, kto si dopu ci stosunku z ziemsk istot ! Owszem, powiedzia am ci, e mo esz zaspokoi z ni swe dze, ale pó niej mia spe ni obowi zek! Mówi am ci o tym wyra nie, ale ty nadal z ni by . Ona ci zaczarowa a, rzuci a na ciebie urok! Nie wiesz ju nawet, kim jeste . Tamlin nareszcie odwa si przemówi . - Ja j tylko wykorzystuj . - Tak ci si wydaje? - drwi co spyta a Lilith. - Czy sam nie dostrzegasz, jak bardzo si zmieni , jak bardzo odmieni si twój wygl d? Wkrótce b dziesz ju bardziej m czyzn ni demonem! Po tak ugim czasie sp dzonym w jej ku musisz ju wreszcie wiedzie , kim ona jest. I kim jest ten drugi, który skrywa si przed nami. Tamlin zazgrzyta z bami, a posypa y si iskry. - Ona sama nie wie, kim jest ten drugi. Nie zna go. Jeden ze starszych demonów wymierzy mu celnego kopniaka. - Nie k am, n dzniku! Tamlin, parskaj c w ciekle, z apa go za nog , ale stra nicy go powstrzymali. Sykn li jak smoki i Tamlina otoczy y dusz ce opary. - To prawda, ona nic o nim nie wie - powiedzia Tamlin. Och, jak bardzo ich w tym momencie nienawi-dzi ! - A ona sama? - spyta który ze starszgzny. - Lilith twierdzi, e ta kobieta ci widzi. Kim ona jest? - Nie wiem. Jedn z Ludzi Lodu.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- To adna odpowied . Ludzie Lodu s silni, maj mo nych przodków. Ale nie s w stanie ujrze Demona Nocy. Czy dostatecznie d ugo j wypytywa ? - Oczywi cie! w - Na . c pewno nie - odezwa a si jedna z ko-biet-demonów z pogard w g osie. - Zatraci si w jej obj ciach, zamiast dr czy , a by aby bliska w mierci, .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k wtedy wszystko z niej wyci gn . - To nie jest prawda! - zawo Tamlin rozgoryczo-ny. - Dr czy em j , rozmawia em z ni w snach, ale ona nie chce albo nie mo e nic powiedzie . Prawdopodob-nie sama tego nie wie. Prawda przedstawia a si jednak zupe nie inaczej: Tamlin w ci gu ostatnich miesi cy zapomnia wypyty-wa Vanj o cokolwiek. Zapomnia o wszystkim, my la jedynie o tym, by znale si w jej obj ciach, poczu jej blisko , jej g adk skór , patrze na oczy, z których promieniowa o to, co ona nazywa a mi ci . Kiedy spogl da a na niego w ten sposób, ogarnia o go takie agodne ciep o, rzuca si w jej ramiona, pragn c w nich zaton , zatopi si w zapachu kwiatów, kobiety narastaj cego po dania, ws ucha w g os szepcz cy owa, których znaczenia nie rozumia , ale które mówi- y o mi ci, poczu pieszczoty, raz delikatne, to znów dzikie... Czy biedny demon móg wtedy pami ta , e istnieje jaku wiat poza ich w asnym wiatem? e przera aj ca istota czeka tylko sposobno ci, by w niego uderzy , poniewa nie zg asza si z raportem o mieszka cach Lipowej A ei? Stra nik o ludzkim ciele i zwierz cej g owie ci go batem przez twarz. Tamlin skrzywi si paskudnie, czuj c uderzenie, ale nie odezwa si ani s owem. Pozwoli , by czarnoczerwona krew skapywa a z rany. Skóra na ca ym cie e porozrywana by a na strz pki. Demony p ci skiej z uwag przygl da y si jego cz onkowi. - Nie le - za mia a si jedna. - Jak rozumiem, jest cz sto u ywany. - Stan a nad kl cz cym Tamlinem, próbuj c nadzia si na jego m sko , ale Tamlin zrobi si lodowato zimny. By to mimowolny przejaw lojal-no ci wobec Vanji. Jego duma nale a do niej, nikomu innemu nie wolno jej tkn . Kobieta-demon, zirytowana odmow , uderzy a go twarz. Przywódca starszyzny gwa townie podniós si miejsca. - Do ju tego! Przykujcie go do ska y w Najg b-szej Czelu ci! Tam mo e wisie przez ca wieczno . Dla nas nie ma ju adnej warto ci, wi cej zaszkodzi ni przyniesie po ytku. Lilith j kn a, ale nic ju nie mog a zrobi . Tamlin dopu ci si przest pstwa wobec ca ego plemienia, przez niego Demony Nocy popad y w nie ask u Ten-gela Z ego, a poza tym nie okaza skruchy ani ch ci poprawy. By ju nikomu nieprzydatny, do niczego si nie nadawa , a przede wszystkim wa ne by o, by trzyma go z dala od tej miertelnicy. Ich dalsze stosunki mog y sprowadzi katastrof na wszystkie Demony Nocy. Tamlin obrzuci ich stekiem wyzwisk i gró b, nazwa durniami, stetrycza ymi staruchami i s alcami Tengela, ale na nic si to nie zda o. Stra nicy pawiedli go ku Najg bszej Czelu ci. Tam, w najciemniejszej ze wszystkich znanych nieznanych grot w ród mrocznych siedzib koszmarów sennych, z rozci gni tymi ramionami i nogami, zosta przykuty do ska y magicznymi okowami. Na pró no stawia zaciek y opór. Jedzenia nigdy nie potrzebowa , a jako demon by przecie nie miertelny. Jedynie najwstr tniejsza istota na Ziemi, najpodlejszy gad, ich u piony w adca, móg go unicestwi , kiedy jego moc stanie si dostatecznie pot na. Demon Tamlin nie by by jednak pierwszym, którym zaj by si Tengel Z y, gdyby pewnego dnia obj rz dy nad wiatem. M ody demon móg wi c tam wisie przez ca wieczno . Jego krzyk, wyrwany z g bi duszy, nió si wysoko do wielkiej groty i dalej przez bramy ku wiat u, którego ju nigdy wi cej nie mia ogl da . ROZDZIA IX Noce i dnie up ywa y na pe nym l ku czekaniu. Tamlin nie wraca . By mo e Vanja powinna odczu ulg , ale nawet jej to nie za wita o w g owie. Zmieni a si w jeden wielki k bek nerwów. Gdzie si podzia Tamlin; co si sta o? Czy mia jej ju do po prostu nie chcia do niej wraca ? Tamlinie, Tamlinie, czy domy lasz si chocia , ile dla mnie znaczysz? szepta a w nocy, kiedy up yn ju tydzie , a on wci nie dawa znaku ycia. Tak bardzo si o niego ba a, tak bardzo si ba a. Czy by Tengel Z y zdo go jednak dopa ? Czy mo e Tamlin uzna , e demonice s lepszymi wspó towa-rzyszkami erotycznych zabaw, ni ona kiedykolwiek b dzie? Oczywi cie jej l k nie móg pozosta nie zauwa ony. Wszyscy w Lipowej Alei i u Malin ogromnie si martwili, a Benedikte nieprzerwanie zwraca a si o po-moc do Marca i przodków Ludzi Lodu. Nic jednak si nie wydarza o. Dopiero kiedy Christoffer nagle zjecha do domu wraz ze sw wie o po lubion on , Marit, Vanja cokolwiek przebudzi a si do ycia. W pierwszej chwili - jak wszystkich innych - zdumia j wybór Christoffera. Marit okaza a si niezwykle prost kobiet . Pomimo nowych modnych strojów, wypracowanej fryzury i sztucznie starannej wymowy nie potrafi a ukry swego pochodzenia. Przez ca y czas l kliwie ukradkiem zerka a na innych, by zorientowa si , jak si zachowuj , i móc ich na ladowa . Ale jakim wspania ym cz owiekiem niemal natychmiast si okaza a! Kiedy min pierwszy szok, wszyscy my leli tylko o tym, jakby jej tu nieba przychyli . Henning i Agneta zaprosili ca rodzin na obiad powitalny na cze m odej pary, wieczorem wi c wszyscy zebrali si w Lipowej Alei. Vanja czu a, e Marit co j czy, co , o czym ch tnie by z ni porozmawia a. Ale o czym? Nie mog a jej przecie opowiedzie o swej rozpaczy z powodu zaginionego demona! A by a to w zasadzie jedyna rzecz, o jakiej chcia a mówi . Nie, to nieprawda, mia a jeszcze ochot powiedzic Marit, jak bardzo si cieszy, e Christaffer w nie z ni si o eni . Ale Vanja mi cza a, nie mog a wydusi z siebie s ów, wszystko w niej jakby si zawi za o. Najpierw lata sp dzone z demoni tkiem, pó ej padniecaj cy czas doros ym Tamlinem, wieczne wyrzuty sumienia, podniecenie, gor czka we krwi... A teraz ju go nie by o. Vanja i tak nie mog a poj , jak to si dzieje, e nadal jest uwa ana za osob przy zdrowych zmys ach. Christoffer co do niej mówi : - Wypi knia , Vanju, jeste teraz naprawd czaruj ca! Na pewno powtarzaj ci to ca e rzesze ch op-ców? Ja ich w ka dym razie nie s ysza am, pomy la a Vanja. A Tamlin nigdy nic takiego nie mówi. Och, Tamlinie, jak bardzo boli rana, któr zada mej duszy! Christoffer mówi dalej, wpadaj c w cokolwiek liryczny ton: - Jeste krucha i eteryczna niczym promienie ksi yca w ród po yskuj cych nitek paj czej sieci w letni noc. Masz taki wyszukany koloryt, siostrzyczko, prze-pi kne w osy o odcieniu ciemnej miedzi, skór jasn
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
tak delikatn , e wydaje si niemal przezroczysta, twoje ruchy przywodz na my l ta cz cego elfa. Ale, ale... W tych cudownych oczach czai si nieopisany strach. Co si z tob dzieje, moja kochana? w w Vanja . c za mia a si nerwowo i potrz sn a g ow . .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Co by to mog o by ? Mylisz si , Christofferze, wszystko u mnie w jak najlepszym porz dku. Christoffer pochyli si bli ej i szepn : - Wcale tak nie jest. Sprawiasz wra enie nieszcz liwej, zmieszanej, podnieconej, a zarazem, jakby czu a si czemu winna, ca y czas pazostajesz czujna. Pami -taj, e jestem lekarzem! Przywyk em do podobnych symptomów, ale nie do wszystkich jednocze nie! Bene-dikte bardzo si o ciebie niepokoi, powiedzia a mi, e usi owa a wezwa pomoc dla ciebie, ale jej si nie uda o. Vanja gwa townie odwróci a si od niego. Nie zrozumia a, o co mu chodzi o. Co to mia o znaczy , e Benedikte wzywa a pormoc d a niej? Vanja bardzo si ba a przenikliwego spojrzenia starszej siostry, a teraz zacz a si obawia tak e Christoffera. By lekarzem, to... niedobrze. Spróbowa a odp aci mu t sam monet : - A jak ty si w ciwie miewasz, braciszku? Nie wydaje mi si , aby mi dzy tob a Marit, któr zd am ju bardzo polubi , wszystko uk ada o si jak nale y? Wygl da na to, e ona si ciebie wstydzi. Christoffer zmarszczy czo o. - Nie masz si czym przejmowa , mi dzy nami wszystko w porz dku. Vanja zapomnia a, e zwykli ludzie nie rozmawiaj ze sob tak swobodnie jak ona i Tamlin, i wypall a: - Jeszcze ze sob nie spali cie? Takie sprawiacie wra enie. - Vanju! - szepn wstrz ni ty Christoffer. Gdzie ty si nauczy a tak mówi ! - Nie odpowiedzia na moje pytanie. Przecie ju od jakiego czasu jeste cie ma stwem. Christoffer podniós si , by od niej odej . - Sami sobie z tym poradzimy - odrzek krótko. O, tak, na pewno, pomy la a Vanja, u miechaj c si leciutko. I to ju nied ugo, poznaj to po jej rozkocha-nych oczach. Ale co na to on? Vanja mia a racj , ma skie pojednanie rzeczywi- cie nast pi o ju wkrótce. Tego w nie wieczoru Christofferowi i Marit przypad o dzieli zbyt skie ma skie e i zbli yli si do siebie równie w sensie erotycznym. Ale ta historia ju zosta a opowiedziana. Rozpocz si obiad na cze nowo ców. Wyaszano mowy, wyra ano nadziej na przyj cie na wiat kolejnych dzieci w rodzie, a Christoffer wygl da na bardzo zawstydzonego. Vanja stara a si jak mog a bra udzia w uroczysto ci, ale czu a, e u miecha si sztucznie, a jej dusza si burzy, gdy zdolna by a my le jedynie o znikni ciu Tamlina. Czu a rozdziera-j cy ból serca, a r ce dr y jej tak, e kieliszek winem musia a trzyma w obu d oniach. Mia a nadziej , e nikt nie zwraca na ni uwagi, nowo przybyli m odzi ma onkowie znajdowali si w cent-rum zainteresowania. Kiedy podano deser, przyby jeszcze jeden go . To najpi kniejszy cz owiek na wiecie, pomy la a Vanja, patrz c na zjawisko w drzwiach. Powsta o wielkie poruszenie, wszyscy rzucili si ku Marcowi, ciskaj c go po kolei. Marco! Bli niaczy brat jej rodzonego ojca! Vanja nigdy go nie widzia a, by dla niej jedynie nierzeczywist legend , nigdy naprawd nie istnia . A teraz sta przed ni , jego szare jak popió oczy poszukiwa y jej wzroku, wpatrywa y si w ni przenik-liwie, z zastanowieniem. Marco! Oczywi cie! Wiedzia a teraz, o kogo wypytywa j Tamlin, kto ukrywa si przed Tengelem Z ym. Kogo ich pod y przodek poszukuje z fanatyczn nienawi ci . Vanja nigdy nie bra a Marca pod uwag . Nie wierzy a, e on istnieje naprawd , by tylko postaci z legendy opowiadanej wieczorami przy kominku. Oddycha a ci ko, z wysi kiem, nie mog a oderwa od niego wzroku. No, teraz marny jej los! Marco wita si kolejno z rodzin . Wszyscy najwyra niej go znali, nawet ma y Andre. Tylko ona nie. Podszed teraz i do niej. Nawet jego g os zabrzmia wprost nieziemsko melodyjnie: - A tu mamy moj najbli sz krewn , moj brataniVanj . Dziewczyn porazi miertelny strach. Gdyby tylko mog a st d uciec i nigdy ju tu nie wraca ! Bliska by a utraty przytomno ci, ale ostatnim wysi kiem woli zapanowa a nad sob . Nie mog a teraz wywo skan-dalu, jej sytuacja i tak ju by a do trudna. Marco dotkn jej, wstrzyma a j k przera enia. Uj jej twatz w d onie. Jakie ciemne mia r ce - niezwyk y, brunatny odcie skóry, którego Vanja nie potrafi a opisa . Mieni si , jak gdyby Marco by na po y cz owiekiem, a na po y... Nie wiedzia a kim. - Jaka ty pi kna - rzek , u miechaj c si agodnie. Ale te i jeste wnuczk Sagi i... mego ojca. Jego ojciec. Jej dziad. Lucyfer, anio wiat ci, który przemieni si w czarnego anio a. Nie by a zdolna wytrzyma jego badawczego spojrzenia. Wydawa o jej si , e up yn a ca a wieczno , zanim j pu ci . Wszyscy razem znów zasiedli do sto u. D ugo rozmawiali, wypytywali Marca o ró ne sprawy, ale Vanja nie by a w stanie uczestniczy w ich roz-mowach. Kto powiedzia co o czarnch anio ach. Pomocnicy, wyja ni Marco i zacz li mówi o ma yeh pos -cach, cz cych Marca z pozosta ymi cz onkami rodu. Ka demu z nich wiernie towarzyszy o zwierz . Vanja us ysza a swój w asny g os: - Mn opiekuje si kruk. Prawie codzaennie widz , jak kr y nad domem. Teraz Marco patrzy na ni . - To prawda - przyzna . Vanja usi owa a wytrzyma jego przenikliwe spojrzenie. Czy on wie? zastanawia a si . Nie, sk d móg by wiedzie ? Oznajmi , e b dzie musia ich opu ci . Vanja nie wiedzia a, czy powinna odczu ulg , czy te al. Chyba i to, i to. Jego kolejne s owa zabrzmia y z owieszczo: - Ale przyby em tu tak e, by pomówi z jednym was. S dz , e wszyscy wiedz , o kogo mi chodzi. Pokiwali g owami, a Benedikte szepn a: - Och, dzi ki Bogu! - Tak, Benedikte - u miechn si Marco. - S ysza-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
em, e mnie wzywasz, i przyby em tak szybko jak mog em. Dopiero dzisiaj by o to mo tiwe. Dzi kuj , e tak dbasz o nasz rodzin ! Benedikte u miechn a si z rado ci , cho pochwa a tak e j zawstydzi a. w w - Nic . c nie mog am na to poradzi - powiedzia a. .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Wiem, to zbyt trudne dla ciebie. Vanju, id do swego pokoju. Zaraz tam przyjd - spokojnie rzek Marco. Chcia abym umrze , my la a Vanja wiok c si do swej cz ci domu jak na ci cie. Nie mog spojrze temu cz owiekowi w oczy, nie wiem, o co on dzie mnie pyta , jakie k amstwa mam wymy li ? Ach, niech mi kto pomo e, nie wytrzymam tego! Przyszed Marco. Przestawi jedno z krzese , tak by mogli siedzie twarz w twarz, i Vanja musia a patrze mu w oczy. A bardzo chcia a, eby nie siada tak blisko. Marco d ugo si jej przygl da , a w jego oczach malowa si smutek. By tak niewypowiedzianie pi kny jak istota nie z tego wiata. Idea , jaki trudno sobie wyobrazi . Wreszcie odezwa si : - To nie twoja wina, e wpad w tarapaty, nie masz si wi c o co obwinia . os jego brzmia tak agodnie i zarazem tak stanowczo, e Vanj pocz o ciska w gardle. Up yn a chwila, zanim Marco wymówi nast pne owa, a cisza wydawa a si Vanji niezno na. - On zosta uwi ziony - powiedzia mi kko. Wrzucony do najg bszej z grot za kar , e zbli si tob . Popatrzy a na niego z rozpacz . - Nie! - wyrwa o jej si z piersi. - Och, Tamlin, nie? Marco ze wspó czuciem pog adzi j po policzku na adowan elektrycznie d oni . Ale jak dobrze, e j rozumia ! Popatrzy a na niego przera ona. - A wi c ty wiesz? O... nas? - Tak, wiem. S ysza przed chwil : wsz dzie mam swoich pomocników. Pos ców. Marco wiedzia o wszystkim! Vanja poczu a zimno rozprzestrzeniaj ce si od kr gos upa. Wzbiera w niej przemo ny wstyd. Ale Marco nie rozwodzi si nad tym. - Powiedzia em ca ej rodzinie, i wydaje si , e masz jakie k opoty - bo te tak i jest - ale w rzeczywis-to ci mo e si okaza , e bardzo przys ysz si Ludziom Lodu. - Ja? W jaki sposób? - spyta a cichutko. Czu a, e na przemian rumieni si i blednie. - Czy jeste odwa na? - Nie mam poj cia. - Wydaje mi si , e jeste . A poza tym nie b dziesz sama. - Przera asz mnie. O co chodzi? Zrobi wszystko, co dotyczy... Urwa a. Marco u miechn si smutno. - Nazwa go Tamlin? Wybrany Tengela Z ego. Nie, nie my la em o Tamlinie, on jest ju bezpowrotnie stracony. Chodzi o mi o to, czy masz do odwagi, by podj walk przeciw Tengelowi Z emu? Vanja nie s ucha a uwa nie s ów Marca. - Bezpowrotnie stracony? - za ka a. - Tak, tak musisz o nim my le . - Ale ja nie mog go utraci . Ja... przecie ja go kocham! Marco westchn ci ko i pokr ci g ow . - Czy nie rozumiesz, kochana Vanju, jak bardzo si od siebie ró nicie? Mówisz, e go kochasz, i wierz ci bez wzgl du na to, jak dziwacznie to brzmi. Ale wiele kobiet z Ludzi Lodu ma wyra s abo do demonów, nie jest wi c to mo e wcale takie dziwne. Ró nica mi dzy wami polega na tym, e on nie jest w stanie ci pokocha . Demony nie odczuwaj mi ci, one tylko wykorzystuj innych. Tamlin wykorzystywa ciebie dla w asnego zaspokojenia, poza tym nie wi cej dla niego nie znaczy . - Nie jestem wcale taka tego pewna - ostro zaprotestowa a Vanja. - Wiem, o czym my lisz - powiedzia Marco swym agodnym g osem. - Owszem, wyrwa ci ze szponów Tengela Z ego w Dolinie Ludzi Lodu, ale powodowa a nim jedynie dza. Z ca ych si walczy a ze zami. - Nie mów tak! Nie mog go utraci ! Musz go ratowa , pomó mi! - Zastanów si , Vanju - rzek Marco z powag . Jeste cz owiekiem i twoja m odo szybko przeminie. Nawet gdyby da o si go uratowa , i tak w niczym by ci to nie pomog o. On jest wieczny, a kiedy ty si zestarzejesz, odrzuci ci od siebie jak zu yty grat. - Ja nie chc si starze ! Chc zawsze by taka jak teraz, nale do niego przez ca wieczno . Nie chc umiera , Marco! Czy ty nie mo esz za atwi tego tak, e... Uniós d w ostrzegawczym ge cie. - Naprawd , zastanów si , co mówisz! Nigdy nie umrze to dla cz owieka straszliwa kara. - Nie rozumiem. - Nie rozumiesz, bo masz dopiero siedemna cie lat, w tym wieku pragnie si wiecznie, my l o mierci potrafi wystraszy cz owieka do szale stwa. - Tak, ja chc , musz ! Musz ratowa Tamlina, potem na zawsze ju b dziemy razem, nie mog umrze , nie mog , nie mog ! - No có , Vanju - westchn Marco. - Opowiem ci pewn legend , mamy na to czas, oni siedz teraz przy kawie i likierach. Patrzy a na niego z niedowierzaniem, nie mia a nastroju na wys uchiwanie opowie ci. Z drugiej jednak strony pragn a przebywa z nim jak najd ej. - Dobrze, opowiedz mi j . Ale niech ci si nie wydaje, e zaczn my le o czym innym! - By mo e nie teraz, nie dzisiaj. Ale kiedy przysz ci zrozumiesz. To historia o "Cz owieku, który nie chcia umrze ". Przenios si troch w przy-sz , bo to potrafi . Us yszysz s owa, których nie zrozumiesz, dowiesz si o zjawiskach, których nie b dziesz umia a sobie wyobrazi , ale by mo e to w nie nast pi kiedy w przysz ci. - Legenda o przysz ci? To brzmi paradoksalnie. - Owszem, ale ja bez przeszkód mog przenosi si czasie. Vanja popatrzy a na niego uwa nie. - Tyle osób ju si zastanawia o: "Kim w ciwie jest Marco?" A teraz ja tak e zadaj to pytanie. Marco pokiwa g ow i u miechn si do niej. - Na ca ej ziemi istniej tylko dwie osoby, które
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
potrafi to zrozumie , Vanju. To ty i ja. - Tak - powiedzia a spokojnie. - Ty jeste synem Lucyfera. A ja jego wnuczk . w -W nie! A Tengel Z y nie zna historii, która wydarzy a si mi dzy Lucyferem a Sag z Ludzi Lodu. Zielenieje ze z ci z naszego powodu, w . d o .c .c .d o c u -tr a c k c u -tr a c k dlatego, e ciebie, Vanju, nie rozumie, a mnie nie mo e odnale , pomimo swego przenikliwego, miertelnie zimnego wzroku. Nareszcie Vanja u miechn a si szczerze i ciep o. Wsta a z krzes a i da a zna Marcowi, e on tak e ma si podnie . Marco natychmiast zrozumia jej zamys mocno j przytuli . Przycisn g ow dziewczyny do swego ramienia. Przez d ug chwil tak stali, roz-koszuj c si poczuciem wi zi, jakie da mo e bliskie pokrewie stwo. Usiedli. - Teraz mo esz opowiada - zach ci a go Vanja. Marco skin g ow . - By sobie pewien cz owiek, mo emy go nazwa Johannes. - Ale on jeszcze si nie urodzi ? - Tego nie powiedzia em. Urodzi si ju dawno temu, lecz moja opowie zahaczy tak e o przysz . Johannesa zasta a w górach burza nie na, w brzozo-wym lasku wia wicher, Johannes ze zm czenia s ania si na nogach i wiedzia , e zab dzi . Ostre bry ki lodu w ciekle ci y go po policzkach, wciska y si za ko nierz. Wokó niego panowa a ciemno . Nie widzia nawet w asnej d oni przed sob , nigdzie nie by o adnego wiat a. Ba si . T skni za domem, za on Gunvor, za dzie mi, za trojgiem wnuków... A je li nigdy ju ich nie ujrzy? Vanja zastanawia a si , po co Marco opowiada tyle szczegó ów, ale nie przerywa a mu. Fascynowa o j ws uchiwanie si w jego g os, patrzenie na nadzwyczaj pi kn twarz. Marco u miechn si lekko, dostrzegaj c jej podziw, i mówi dalej: - Johannes zawsze ba si wszystkiego, co mia o zwi zek ze mierci . Pomimo e przekroczy ju sze -dziesi tk , nie widzia jeszcze nigdy zmar ego cz owie-ka, unika tego na wszelkie sposoby. Jako dziecko ko czy zawsze wieczorn modlitw s owami: "Bo e, pozwól mi przez dwa tysi ce lat!" Dlaczego akurat dwa tysi ce, nie wiedzia , odpowiada a mu po prostu taka okr a liczba. Nie chcia umiera , nie chcia nawet my le o dniu, kiedy b dzie to musia o nast pi , i nienawidzi ludzi mówi cych, e zaczyna si ju starze . Budzi si rodku nocy zlany potem, przera ony nieuchronnoci w asnej mierci. Jak wielu jemu podobnych, szuka pociechy w strachu przed mierci w religii. wiado-mo innego ycia, jakie czeka go po mierci, mog a go ocali , nakarmi fa szywymi wyobra eniami, cho bi ducha nie podejrzewa nawet, czym jest prawdziwa wiara. A teraz, wysoko w górach, wiedzia , e marny jego los. Nogi odmawia y mu pos usze stwa, twarz i d onie by y ju bez czucia. Dobry Bo e, b aga , on, który tak rzadko si modli , pozwól mi jeszcze raz ujrze moich bliskich! Znów si potkn i upad na kolana, ramiona wpad y bok , zlodowacia zasp . Bez si opad w przód pozosta le cy z twarz zakopan w niegu. - Umar ? - wykrzykn a Vanja. Nareszcie historia wci gn a. - Poczekaj na dalszy ci g - odpowiedzia Marco. Johannes zebra wszystkie si y. Nie, nie, pomy la , nie wolno mi si poddawa . Oszo omiony zm czeniem strachem podniós g ow ... Czy ma zwidy? Nie umia ju odró ni rzeczywistoci od omamów agonii. Ze szczytu wzgórza zsuwa si ja niej cy niezwyk wiat ci przedmiot, zbli si z ciek pr dko ci , bezszelestnie dotar do Johannesa i zawis nad nim. Bi o od niego takie wiat o, e Johannes musia zamkn oczy. Przez zamkni te powieki ujrza , e wiat o opu ci o si jeszcze ni ej i tu nad nim zgas o. Ciemno zdawa a si cudownym wypoczynkiem. Na pó przytomny Johannes us ysza st panie ci kich butów po niegu delikatne r ce podnios y go do góry. "Dobry Bo e, nie pozwól mi umrze ", wymamrota zdr twia ymi wargami. Poniesiono go gdzie , ale on by zbyt s aby, by wiedzie , co si dzieje wokó niego. Zimno ust pi o, otacza o go teraz agodne ciep o. Nic wi cej do nie dociera o. Vanja zorientowa a si , e s ucha z otwartymi ustami. - Co to by o? - zapyta a. - Przecie nie istnieje nic takiego jak to, co sp yn o ze szczytu wzgórza? - Owszem, istnieje - u miechn si Marco agodnie. - Niektórzy ludzie widzieli podobne rzeczy, ale nikt ich nie traktowa powa nie. W przysz ci pojawi si jeszcze wi cej zjawisk, w które ludziom trudno przyjdzie uwierzy . - Historia nie ko czy si chyba w tym miejscu? - Nie, ale kto , nie b tu wspomina imienia, nam przerwa . - Przepraszam - u miechn a si Vanja i usiad a wygodniej. - Mów dalej! Nigdy jeszcze nie odczuwa a z kim tak pe nej harmonii jak z bli niaczym bratem swego ojca, dlatego te znów wpad a mu w s owo. - Poczekaj chwil ! Czy mog ci zapyta o mego ojca? Nikt nie chce o nim mówi . Na przepi knej twarzy Marca odmalowa si smutek. - Ulvar by trudnym cz owiekiem, bo jemu samemu by o trudno. Wiesz na pewno, e dotkn o go przekle stwo, nie móg wi c powstrzyma si od... pope niania z ych uczynków. Wszyscy w rodzie naprawd starali si mu pomóc, pomimo i wystawia ich na nieludzkie próby. Ale ja by em chyba jedynym, który naprawd go kocha . Vanja wyci gn a r i na moment uj a jego d . - Dzi kuj - szepn a ze zami w oczach. - A teraz opowiedz mi, co spotka o Johannesa. - Dobrze, przejdziemy teraz do jego ony, Gunvor. Pewnego dnia poderwa a si z kuchennego sto ka zdumiona patrzy a na m czyzn , który w nie wchodzi do domu. "Johannes, Johannes, czy to naprawd ty? Na mi bosk , gdzie ty bywa , cz owieku?" Johannes zdziwiony rozejrza si doko a. "Nie wiem. Gdzie si podzia nieg?" Gunvor uderzy a w p acz, a potem u ciska a go mocno. "My leli my, e ju nie yjesz! Znikn burzy nie nej ju dwa miesi ce temu! Szukali my ci , policja i ludzie szli tyralier ..." Nagle nabra a podejrze . "Nie by chyba u innej?" "Nie", odpar nadal oszo omiony. "Nic nie pami tam. Nagle zorientowa em si , e stoj na górze, a ca y nieg gdzie znikn ". "Nic nie pami tasz, Johannesie? Musisz co pami ta ! Nie by o ci dwa miesi ce!" Zapatrzy si w czarn czelu swego umys u. "Zosta em zaprogramowany", wymamrota z wysi kiem. "Zaprogramowany? A có to za s owo?" "Oni byli skazani na zag ad . Mój mózg... zaprog-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
ramowany... a przyjd inni". "Kto przyjdzie? Johannesie, jeste jaki dziwny!" "Inni maj klucz. Ja jestem cznikiem". w w "Ach, mój Bo e, jeste chory, Johannesie!" c .c .d o .d o k. c u -tr a c k u -tr a c Opanowa si . By prost dusz , której nigdy nie o wieci kaganek o wiaty, a i dla niego samego jego w asne s owa sta y si zbyt zawi e. "Musiaco mi si to przy ni . Ju nic nie pami tam". Zagadk pozosta o, gdzie Johannes sp dzi owe dwa miesi ce. Z czasem jego znikni cie posz o w zapo-mnienie. Dopiero rok pó niej zacz podejrzewa , e co nim jest nie tak. Zawali o si wysokie rusztowanie, grzebi c pod sob trzech robotników, mi dzy innymi Johannesa. Powinien zgin przygnieciony jak dwaj pozostali, ale mia tylko niegro ne otarcia na skórze. Nie z ama adnej ko ci. "Z czego ty jeste zrobiony?", pyta lekarz. "Z elaza?" Up ywa y lata. Wypadek samochodowy. Johannes wyszed z niego ca o: "Mo na by przypuszcza , e jestem nie miertelny", mia si niepewnie. Gunvor traci a si y. Johannes zauwa , e ona si starzeje, ale on sam prawie w ogóle si nie zmienia . Pewnego dnia spad z wysoko ci pi ciu metrów, nie robi c sobie przy tym adnej krzywdy. Czy bym naprawd by nie miertelny, zastanawia si , upojony w asn pot . Przesta zachowywa jak kolwiek ostro no , podejmowa ryzyko - i za ka dym razem uchodzi z yciem. Gunvor umar a i Johannes zosta sam. Dzieci wynios y si daleko, wnuki ju dawno si po eni y, na wiat przysz y prawnuki, które Johannes rzadko widy-wa . Nadal by w pe ni si yciowych i po kilku latach eni si z fertyczn pi dziesi ciolatk . Jeden po drugim umierali przyjaciele, odprowadzi te do grobu najstarszego syna. Jego strata tkwi a w piersi piek cym bólem. Pisa y o nim gazety, publikowa y zdj cie pi ciu pokole . Najm odziej wygl daj cy prapradziadek, ja-kiego kiedykolwiek ogl da wiat. Ale Johannes nie odczuwa rado ci z tego powodu. Kilka lat pó niej nie mia ju dzieci, a wnuki zgarbi y si i posiwia y. Wielokrotnie rozmy la o tych dwóch miesi cach, które ulecia y mu z pami ci. Co wydarzy o si tamtej nocy w górach? Kto uratowa go od mierci w niegu? Nigdy nikomu nie opowiada o wietle i zbli aj cych si krokach. Johannes nie lubi , kiedy kto si z niego mia , od razu si z ci . Dlatego wola milcze . Czy to mo liwe? my la . Czy naprawd jestem nie miertelny? To by oby fantastyczne! Nie musia bym opuszcza tego wszystkiego, móg bym patrze , jak rozwija si wiat. Ale czy naprawd w asnej mierci cz owiek obawia si najbardziej? Czy nie mocniej przera a utrata blis-kich? Vanja nic na to nie odpowiedzia a, bo jej sytuacja ze wzgl du na Tamlina by do szczególna. Marco zaakceptowa jej milczenie, wiedzia , e zarówno mier w asna, jak i najbli szych wydaje si dziew-czynie równie straszna. - Johannes nie my la wi cej o tym, e zosta zaprogramowany. By o to dla niego jak niewyra ny, zamglony sen. Nie zastanawia si nad obcymi, niezna-nymi s owami, które od czasu do czasu pojawia y si mroku wspomnie . By , jak ju wspomnieli my, prostym cz owiekiem. Powoli zaczyna stawa si sensacj . Sw drug on cieszy si prawie przez trzydzie ci lat, potem i ona umar a, a Johannes znów do wiadczy goryczy samotno ci. Widywa czasem prawnuki i jedy-nego praprawnuka. Ale wszyscy, z którymi co na-prawd go czy o, odeszli, a on irytowa si na tych go ow sów, którzy wprowadzali takie zmiany i mieli tyle nowych niem drych pomys ów. Umar y prawnuki. A jedyny praprawnuk nie zd si o eni . Ca y jego ród, wszyscy potomkowie, odeszli. Znów zosta sam. Zamy la o eni si jeszcze raz, mie nowe dzieci, ale adna m oda kobieta go nie chcia a. Nie wygl da wcale m odo. Skóra si pomarszczy a, chód nie by ju tak spr ysty. Jego samotno ci nie da si opisa . Z nikim nie by zwi zany. Mieszka nadal w tym samym domu, sam o siebie dba i niewiele jedzenia potrzebowa , ale od innych ludzi odgradza go ocean pustki. Nadawano mu odznaczenia i uroczy cie ob-chodzono kolejne jubileusze, pisano o nim i foto-grafowano jak ma w klatce, ale nie mia nikogo bliskiego. Wiedzia , e zachowuje si wobec innych ludzi nie yczliwie, ale nie chcia mie z nimi nic wspólnego. My la cz sto o Gunvor i dzieciach, i o tych dobrych, b ogos awionych czasach, kiedy ludzie jeszcze pracowali r kami i yli blisko ziemi. P aka wtedy, szloch wyrywa mu si z g bi piersi. - Jeste my ju w przysz ci? - spyta a Vanja. - Tak, to ju przysz . - Niepi kny obraz przede mn rysujesz. - To prawda. Ludzie nie byli ju tak szcz liwi, spo ecze stwo nie potrzebowa o ich tak jak kiedy , by o ich bowiem zbyt wielu, bezrobotni kosztowali za du o pieni dzy, ros a przest pczo . - Czy b dzie za du o ludzi na wiecie? - spyta a zdumiona Vanja. - O, tak! Nast pi prawdziwa eksplozja. Dziewczyna zadr a. - Opowiadaj dalej! - Zdarza o si , e Johannes szed w góry i szepta przestrze : "Czy nie przyb dziecie ju wkrótce?" Ale przestrze pozostawa a niema. "Jak d ugo mam czeka ?", wo . "Ju d ej tego nie znios !" I góry nie by y ju te same. Przekopano je, wykorzystano do ostatnich granic. Wcale nie adna wielka wojna zniszczy a ludzko , to sama natura si podda a. Równowaga ziemi, oceanu powietrza zosta a zburzona nierozumn dzia alno ci cz owieka, a wreszcie nast pi a ostateczna katastrofa. - Przera asz mnie - dr cymi ustami powiedzia a Vanja. - Pami taj, e to tylko opowie ! - Jeste tego pewien? - Oczywi cie! No có , Johannes widzia wielu umieraj cych, krzycz cych ze strachu. Kl ka przy nich szepta : "Cieszcie si , e umieracie! Patrzenie na to, co si dzieje ze wiatem, nie daje rado ci, przez ca y cza traci si bezpowrotnie jak jego cz stk ". Wreszcie ziemi otoczy a truj ca niebieskawa mg a, zatykaj ca oddech. Wsz dzie panowa a cisza. Po ziemi chodzi tylko jeden samotny cz owiek, bezdomny, nie mog cy zazna spokoju. Wo ku niebu: "Przyb cie! Przyb cie, zmiennicy! Mój mózg jest pe en danych dla was, bo teraz nareszcie przypo-mnia em sobie sen, który snem wcale nie by . Dlaczego nie przybywacie po wasze dane? Moja samotno jest jak otwarta rana. Samotno ycia, najbardziej gorzka ze wszystkich". Przybyli trzysta lat pó niej i znale li wrak cz owieka siedz cy przy ruinach domu w krainie cieplejszej ni dzisiejsza Norwegia. Pozbawiony rozumu i woli, nie potrzebuj cy po ywienia dla swego
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
zasuszonego cia a. Pobrali wszystkie dane, z pop kanych ust p yn y obce s owa o wymar ej dawno cywilizacji z nieznanej mu planety. Wyci gn li z niego wszystko, co wyp ywa o pod wiadomo ci, a on nie rozumia ani jednego w w owa, jakie wypowiada . .c .c .d o .d o c c u -tr a k c u -tr a c k Byli uprzejmi, gestami pytali, czy pragnie wyruszy nimi dalej. Z trudem potrz sn g ow . Mia jedno marzenie, nirwanie, wiecznej nico ci. O krainie, w której nie wieje aden wiatr. Patrzyli na niego, pochylaj c nad nim swe dziwne twarze, a w ich oczach pojawi o si ciep o, smutny poblask przestrzeni kosmicznej. Pozwolili mu umrze . Vanja siedzia a w milczeniu. Po jej policzkach sp ywa y zy, a ona nie uczyni a nic, by je powstrzyma . - I jak, Vanju? - ciep o spyta Marco. - Czy wci pragniesz przez ca wieczno ? ROZDZIA X Vanja wyprostowa a si i prze kn a lin . Otar a zy. Na pytanie Marca nie odpowiedzia a, ale te i on tego nie oczekiwa . Wreszcie rzek a: - Pyta , czy odwa si podj walk z Tengelem ym. O co ci chodzi o? - To nie b dzie atwe. Ale chcesz mnie wys ucha ? - Tak. - Demonów Nocy nie mo esz zwyci , poniewa one pojawiaj si tylko w koszmarach sennych ludzi. Ujarzmia je jedynie Tengel Z y, z o we w asnej osobie. Ale ty mo esz z ama jego w adz nad nimi. - Dlaczego chcesz, ebym to zrobi a? - Poniewa w naszej walce przeciwko Tengelowi Demony Nocy b jego mo nymi sprzymierze cami. teraz jego pos usznymi narz dziami. Kiedy si przebudzi i zacznie nimi dowodzi , stan si straszne. Nie zdo amy ich zwalczy . - Chcesz wi c, abym przeci gn a je na nasz stron ? - Przynajmniej odci gn aby je od Tengela. Nie dziesz sama. Otrzymasz pomoc. Vanja by a wstrz ni ta, porazi j strach. - Jak, na mi bosk , mam tego dokona ? - Bo jeste tym, kim jeste . Wiesz, od kogo ty i ja pochodzimy. - Ale czy ty sam nie mo esz si tym zaj ? Jeste wszak jego synem, masz moc o wiele pot niejsz ni moja. - Mnie nie wolno si pokaza . Tengel Z y nie mo e si o mnie dowiedzie , to bardzo wa ne. Podj em ogromne ryzyko, przybywaj c dzisiaj do Lipowej Alei, ale musia em pomówi z tob . Gdyby Tamlin tu by , nie móg bym tu si pojawi . Na d wi k imienia Tamlina na twarzy Vanji odbi si al. - Zapomnij o nim - ze smutkiem rzek Marco. Jego nie zdo asz ocali . Ale spróbuj uratowa Ludzi Lodu i ca ludzko od Tengela Z ego. W tym mo esz pomóc. - Ale jak mam tego dokona ? - Czeka ci straszliwie trudne zadanie, a je li nie oka esz si do silna, twoj dusz spowije mrok. Albo po prostu umrzesz. Nie wiem wi c, czy... - mier mnie nie przera a - przerwa a mzz Vanja. Ju nie. Podejm wyzwanie. Marco przygl da si bratanicy z pow tpiewaniem oczach. - Dobrze wiem, o czym my lisz. O ocaleniu Tamlina, prawda? To si nie uda, Vanju, nie dotrzesz tam, gdzie on jest. Nie s dz te , aby jego wspó plemie cy wybaczyli mu przest pstwo, jakiego si dopu ci , obcuj c z tob . Tak pewnie masz nadziej ? A ponad-to... Nawet gdyby go odnalaz a, co dalej? Ju o tym mówili my. Nie ma dla was wspólnej przysz ci. - Czy nigdy nikogo nie kocha , Marco? - spyta a agodnie. Westchn , widz c jej upór, a potem roze mia si wymuszenie. - No có , Vanju, chyba zapomnimy o ca ej tej sprawie. Nie s dz , by mia a do si na podj cie walki z Tengelem Z ym o Demony Nocy. Nie chc nara ci na mier czy te na utrat zdrowych zmys ów, na to jeste mi zbyt droga, kochana Vanju. - Ale ja tego chc ! Chc , a kiedy kto naprawd czego chce, potrafi wykrzesa z siebie nadludzkie si y. - Uprzedzam, e czeka ci straszna droga. - Nie dbam o to. Gotowa jestem umrze . - Nie wolno ci tak my le . I tu, na tym wiecie, masz pewien obowi zek. - Naprawd ? - Tak. Musisz wyj za m i urodzi dziecko. - Eee - skrzywi a si Vanja. - Tak, bo to twój wnuk podejmie walk z Tengelem Z ym. - Wydawa o mi si , e przed chwil powiedzia , e to ja? - Ty walczy b dziesz tylko o Demony Nocy. Linia rodu Sagi ju dawno zosta a wyznaczona, by zrodzi dziecko, na które wszyscy czekamy. Nikt jednak nie przewidzia , e Saga spotka na swej drodze Lucyfera i urodzi jego potomstwo, ale w gruncie rzeczy dobrze si sta o, doda to bowiem dziecku si niezb dnych do walki. - Pos uchaj, Marco... Tak, b ci nazywa a Marco, nie chc mówi do ciebie "stryju". miechn si . - Bardzo mi mi o. - Pos uchaj, Marco, sk d wiesz to wszystko o wybranym Ludzi Lodu? - Wielokrotnie rozmawia em z naszymi przodkami, z Tengelem Dobrym, z Sol, Heikem, ze wszyst-kimi. Vanja zamy li a si . - Cz sto zastanawiali my si , dlaczego nie kontaktuj si z nami od tak wielu lat. - Mnie zlecili czuwanie nad wami. Przynajmniej na jaki czas. - A wi c oni wiedz o mnie? - Oczywi cie! - I o Tamlinie? Marco przekrzywi g ow i odpar po chwili zastanowienia:
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Nie tak wiele. - Dzi ki Bogu! - Vanja odetchn a z ulg . - Ale tak samo jak Lucyfer pokrzy owa ich plany zwi zane z Sag , tak Tamlin tobie pomiesza szyki. Sprawi nam wiele k opotu i z ulg przyj li my w jego znikni w cie. Dzi ki temu mog em tu przyby , by ci ostrzec i poprosi o pomoc. .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Tak, tak. Wi c co mam zrobi ? Marco wybuchn miechem. - W ka dym razie nie jeste z natury strachliwa! Vanja skrzywi a si z gorycz : - S dzisz, e spieszno mi do ma stwa? - Wydaje mi si , e wolisz walczy przeciwko Tengelowi Z emu! Nie, nie musisz mi na to od-powiada . Oczywi cie najpierw powinna wyj za m i urodzi dziecko, ale to potrwa co najmniej rok, pewnie i d ej, bo przypuszczam, e nie masz adnego m odego cz owieka w zanadrzu? - O, mam ich ca e gromady - odpar a oboj tnie. Ale nie chc adnego z nich. Patrzy na ni badawczo, a wreszcie powiedzia : - Uwa am, e nie powinni my tak d ugo czeka . Tengel Z y mo e wys tu nowego demona, z którym trudniej nam b dzie sobie poradzi . Powinna podj walk z naszym z ym przodkiem ju teraz! - Co to znaczy "teraz"? Dzisiaj? Czy za rok? - Dzi w nocy. Nie mamy czasu do stracenia. - Powiedzia , e kto mi pomo e? - Tak. Towarzyszy ci b dwa ogromne wilki. Vanja zmarszczy a brwi. - Te, które pojawia y si w czasach twego dzieci stwa? - Tak. To nie s zwyk e wilki. - Tyle ju zrozumia am. Ale, mimo wszystko, do czego mog przyda si zwierz ta w walce przeciw ca ej armii Demonów Nocy? - Zobaczymy. Vanja wyprostowa a si na krze le, na jej twarzy odmalowa si wyraz zdecydowania. - Dobrze, Marco. Powiedzmy, e to zrobi . Nara ycie, zdrowie i umys dla dobra Ludzi Lodu. Ale uwa am, e mam prawo da czego w zamian. - Oczywi cie - przyzna cokolwiek nierozwa nie. - Prosz o pomoc w uratowaniu Tamlina. - Do diaska, Vanju, z apa mnie w sid a! Dowiem si , co da si zrobi . Ale zrozum, nikt nie mo e dotrze tam, gdzie znajduje si Tamlin. Droga do siedzib Demonów Nocy wiedzie przez koszmary senne. Ale ta grota nie ma adnego po czenia ze snami, Tamlin jest skuty nierozrywalnymi okowami. Vanja skurczy a si w sobie, skuli a na krze le, jakby nagle przeszy j wielki ból. - Och, Tamlinie! To wszystko przeze mnie! - Tak. On ci teraz nienawidzi. Vanja siedzia a nieruchomo, jakby ból ani troch nie ust pi . W pokoju zapad a cisza. Marco wsta i po-g adzi j po w osach. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby go uwolni - obieca . Dziewczyna natychmiast si poderwa a, oczy jej poja nia y. - Och, naprawd ? Naprawd ? - Uczynimy wszystko, co b dziemy mogli, Vanju. Pytanie tylko, czy to wystarczy. A teraz chod , pó-jdziemy do reszty rodziny. - Ale jak ja dotr do Tamlina? - Chcesz powiedzie , do siedzib Demonów Nocy? We nie. Dam ci co na sen, co , co wywo a prawdziwe koszmary. Ale zniesiesz je, prawda? Z twarzy Vanji bi a rado . - Tak! Znios wszystko! Marco patrzy na ni zatroskany, widzia , e w g owie jej tylko jedna my l. A przecie nie o Tamlinie powina my le , lecz o straszliwym zadaniu, jakie j czeka. - Ale ja nie zd dokona wszystkiego przez jedn noc - stwierdzi a z pow tpiewaniem. - Zd ysz. To nie potrwa d ej ni sen, cho tobie mo e wyda si wieczno ci . Kochana Vanju, bardzo si martwi . Jeste tylko m od dziewczyn ... - To wcale nie tak ma o - odparowa a zapalczywie oboje wybuchn li miechem. - W ka dym razie wiele w tobie zapa u, a to ci si mo e przyda . - To i lepiej - odpar a pewna zwyci stwa. - Je li Shira mog a podo swemu zadaniu, to mog i ja. - No, jest pewna ró nica. - Jaka? - Shir przygotowywano do tego przez ca e ycie. Ciebie nikt do niczego nie przygotowywa . Shira nale a do wybranych. Musia a przej przez ca y szereg prób. Ty masz przedosta si do wiata kosz-marów sennych, gdzie czyha b na ciebie tysi ce agresywnych Demonów Nocy. To wielka ró nica, cho nie mia bym orzeka , które z tych zada jest atwiejsze. - Miejmy nadziej , e dostan dobre pieski - mruka Vanja. - Ale chod my ju do nich, na pewno nie mog si nas doczeka . - Dobrze. Masz, Vanju, we ten proszek i rozpu go w wodzie. Wypij roztwór wieczorem, jak ju si po ysz. cisn a go za r i stoj c blisko niego popatrzy a mu w oczy, jakby chcia a zaczerpn z nich si y. - Poradzisz sobie - o wiadczy , by doda jej otuchy, ale w g bi duszy ogromnie si o ni ba . Czy naprawd nie by o nikogo innego, kto podj by si tego zadania? Ale nikogo takiego nie by o. Dokona tego mog a jedynie Vanja. Ludzie Lodu rozstali si . Christoffer i Marit wrócili do swego nowego domu, gdzie sp dzi mieli pierwsz wspóln noc, Andre poszed spa do dawnego pokoju Vanji, a Malin i Per, wie o upieczeni te ciowie Marit, wrócili do domu, rozmy laj c o ma stwie syna. Henning i Agneta po yli si do ka razem z nie opuszczaj cym ich od dawna niepokojem o Vanj , Sander na palcach przemkn do pokoju Benedikte. Ale wszyscy my leli o Marcu, który po egna si z nimi na zawsze, pozostawiaj c ich w dziwnym poczuciu osamotnienia. Vanja po a si do ka. Za a rodek, który da jej Marco, i czeka a, a przyjdzie sen. My li nie dawa y jej spokoju. Zorientowa a si , e w ciwie niewiele jej wyja ni . Ogarn j paniczny l k. Co si wydarzy? Co ona ma zrobi , co mówi ? Dok d zajdzie we nie, kogo napotka? Tengel Z y... Czy to z nim si zetknie? Na to brakowa o jej odwagi. Podejrzewa a, e Marco sam nie wiedzia , co si jej przydarzy, bo kto potrafi przewidzie , jakie koszmary
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
drowali w pewnym oddaleniu od siebie, Vanja wilki, tworz c jakby trójk t. Ani razu nie odwróci y si , by sprawdzi , czy ona im towarzgszy, ale dziew-czyna wiedzia a, e wyczuwaj jej obecno . Ju si nie ba a. Dawa y jej poczucie bezpiecze stwa, pomimo e by y tylko zwierz tami, z którymi nie mog a rozmawia które nie mog y zabiera g osu w jej obronie. Czu a jednak, e maj pot moc. Okolica stawa a si coraz dziksza. Na horyzoncie pojawi y si postrz pione, ostre ska y. Tam w nie zmierzali. Coraz trudniej by o jej i po kamienistym pod u, bo wysz a boso, tylko w nocnej koszuli. Musia a wspina si po stromych od amkach skalnych, przecis-ka przez w skie szczeliny, chwilami traci a
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
nawiedz pi cego cz owieka? Dlatego nie móg udzie-li jej adnej rady. ama w adz Tengela Z ego nad Demonami Nocy? Jak? Na mi bosk , czy kto naprawd ma wierzy , e jej si to uda? w w Vanja nie zauwa a, e zapad a w sen, tak bardzo by rzeczywisty. Nadal bowiem znajdowa a si w swo.c .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k jej sypialni i wydawa o jej si , e nawet na moment nie zamkn a oczu. Kto siedzia na jej biurku. Poderwa a si gwa townie. - Tamlin - szepn a. Ale to nie by Tamlin, lecz trup bez twarzy. Szczerzy do niej ods oni te z by, resztki skóry lepi y si do ko ci szcz k. W g bi pustych oczodo ów ja nia y bia e plamki, jakby negatyw renicy. A na brzegu ka Vanji siedzia podobny twór zieleniej cy zgnilizn . Posta na biurku unios a si i na uginaj cych si piszczelach, chwiejnym i niepewnym krokiem zacz a zbli si do ka. Druga powoli, bardzo powoli wyci ga a ramiona w stron dziewczyny, chc c przy-trzyma j , dopóki ta pierwsza do nich nie dotrze. Vanja zerwa a si z ka i rzuci a w kierunku drzwi, ale w ich miejscu widnia a go a ciana. Okno? By o uchylone od czasu znikni cia Tamlina, aby atwiej móg dosta si do rodka. Oba ko ciotrupy powolnym krokiem przesuwa y si po pod odze. Vanja wywin a si z ich ramion, zdo a dotrze do okna i prze lizgn si przez nie. Chcia a zeskoczy na ziemi , ale ziemi nie by o, spada a coraz ni ej i ni ej, bezradnie kozio kowa a w powiet-rzu, które coraz bardziej g stnia o. Przed oczami przelatywa y jej straszliwe istoty, zagl da a w twarze najohydniejszych potworów, jakie mo na sobie wyobrazi . Nie mog a poj , jak ludzki umys jest w stanie wykreowa podczas snu takie potworno ci. Zastanawia a si nad tym ju wcze niej, ale wci tak samo j to dziwi o. Tak, bo Vanja przez ca y czas mia a wiadomo , e pogr ona jest we nie. Przera o j jedynie to, e sen by nad wyraz realny, jakby by rzeczywisto -ci . To na pewno za spraw proszku, który dosta a od Marca. Opad a na kamieniste pod e w niezwyk ej, o wiet-lonej niebieskawym wiat em okolicy. B kitna po- wiata s czy a si z olbrzymiego ksi yca, który zdawa si zajmowa po ow nieba. W jednej chwili otoczy a j ca a gromada licznych, niewinnych koci t, ale ich wpatrzone w ni oczy gorza y ostrym, wrogim blaskiem. Vanja wystraszona do szale stwa próbowa a ucieka . Koci ta napiera y ze wszystkich stron, porusza y si bezszelestnie, wiadome celu. Vanja uderzy a w krzyk. Zas oni a twarz r koma krzycza a. Nic si nie sta o. Ani jeden ostry pazur nie dotkn jej cia a. Zawstydzona w asnym tchórzostwem odoni a oczy i ujrza a, jak koci ta rzucaj si do ucieczki, przeganiane przez dwa niebywale wielkie psy - a mo e to by y wilki? Zwierz ta znikn y w g stych szarob kitnych oparach. Nad jej g ow mg a rozrzedzi a si na tyle, e Vanja mog a dostrzec zarys upiornego ksi yca. Wsta a. - Gdzie jestem? - zawo a i ze zdziwienieniem stwierdzi a, e g os odbi si od cian. Zrobi a kilka kroków i zorientowa a si , e kroczy nie po kamie-niach, lecz po pod odze ze starych desek. Charakterys-tyczna dla snów b yskawiczna zmiana scenerii nie stanowi a dla niej zaskoczenia, ale Vanja przez ca y czas nie mia a pewno ci, czy to naprawd tylko sen. Czy cz owiek ma wiadomo , e ni? zastanawia a si . No tak, przecie mo na tu przed obudzeniem uwolni si od mary. Ale to co zupe nie innego. Bior w tym udzia w ca kiem inny sposób, wyczuwam powietrze, tchnienie wiatru, a moje palce dotykaj chropowatego drewna. Chropowate drewno? Czy by dotar a do ciany? Ksi yc gdzie znikn . Zorientowa a si , e nie jest ju na dworze, lecz wielkim starym domu, na strychu pe nym drzwi ma ych pomieszcze . Wszystko by o zrobione z poszarza ego drewna, nigdzie nie prze witywa aden kolor. Przyt acza y j w skie korytarze, zakamarki, k ty, w których czai si mog y ohydne stwory. Grastensholm? przemkn o jej przez g ow . Nie, nie mia a takiego wra enia. I strych na Grastensholm by olbrzymi, przestronny, a nie podzielony na labirynty jak ten. Wyczuwa a, e co przesuwa si za ni . Gdziekolwiek si ruszy a, s ysza a za sob szuranie. Przy-stawa a, a to, co sz o za ni , równie si zatrzy-mywa o. Klasyczna scena z koszmaru, pomy la a Vanja, nadal nie pojmuj c, jak to mo liwe, e wci jest na tyle przytomna, by tak dok adnie to analizowa . Rzecz jasna odczuwa a strach, lecz nie tak parali uj cy jak w prawdziwym nie. Stara a si zachowa trze wo umys u, a to wcale nie takie proste, kiedy si nie wie, co mo e cz owieka spotka w nast pnej sekundzie. I w nie l k przed niewiadomym najbardziej j hamowa . Kolejno próbowa a radzi sobie potworno ciami, ale najgorsze by o, e nie wiedzia a, co j czeka w nast pnej kolejno ci. To, co w my lach okre la a jako swego prze ladow, znalaz o si teraz przed ni . Kr o po w skich korytarzach, czyha o za ka dym nast pnym rogiem. Vanja, pragn c si przed tym schroni , wpad a do jednego z pokoików i trafi a na scen tak straszliw , e zapar o jej dech w piersiach. Ujrza a sw matk , ale niesamowicie zmienion . Twarz wykrzywion mia a w diabelskim, pe nym wyczekiwania grymasie, otwiera a i zamyka a usta, k apa a z bami, jakby chcia a ugry Vanj . Vanja wybieg a z powrotem na korytarz, którego ju nie by o. Znalaz a si w zimowej scenerii, dom gdzie znikn , a za ni z og uszaj cym dudnieniem gna y dwa potwory. Mo e konie, mo e co innego, zabrak o jej odwagi, by si obejrze . Zapada a si bia e zaspy, które hamowa y jej ruchy, ale bestii, które j goni y, nieg nie powstrzymywa , dudnienie rozlega o si coraz bli ej. - Ratunku! - zawo a. W jednej chwili zapad a cisza. nieg przesta ju by tak g boki, ksi yc przybra normalne rozmiary i spo-wija ziemi pi kn niebieskozielonkaw po wiat . Mia a wra enie, e wokó niej jest pusto, i nagle je zobaczy a: Dwa wilki, wi ksze od du ych rebi t, pojawi y si przed ni , dostojnie bieg y powoli, jakby chcia y dostosowa si do tempa jej kroków. Vanja wiedzia a, e musi za nimi pod . Nadszed na to czas.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
wilki oczu, ale za moment znów si pojawia y. Nagle prawie na nie wpad a. Zatrzyma y si , czekaw w y, nie c . c patrz c w jej stron . .d o .d o k. c u -tr a c k Przed nimi, w ziemi, rozwar a si straszliwa jama. Unosi si z niej lekki dym, a mo e opary, wszystko doko a w blasku ksi gca wydawa o si c u - t r a c niebieskie, tylko szczelina zia a czerni . Czarne by y te cienie skalnych bloków. - Musz zej tam na dó - szepn a Vanja. - Tam nie mam dotrze . Ale jak to zrobi ? Kiedy tak sta a w zadumie, z jamy doby si przera liwy wist, który za moment przemieni si ob ka czy krzyk, i z g bi wyfrun y bezkszta tne istoty. Min y ich i polecia y dalej. To koszmary senne p dz dr czy nieszcz snych ludzi, pomy la a Vanja. Co wielkiego z trudem wydoby o si z jamy pogna o naprzód, a w nast pnej chwili przez powietrze przelecia o co z gwizdem w przeciwn stron wpad o w czelu . Wilki rozsun y si na boki. - Och, nie, nie opuszczajcie mnie - szepn a wy-straszona Vanja, ale zaraz spostrzeg a, e chcia y po prostu wskaza jej drog wiod w dó nierówne schody przypadkowo uformowane z bloków skalnych. Vanja zebra a ca swoj odwag i rozpocz a schodzenie. Skalne bloki by y wysokie, z ka dym krokiem w dó musia a przytrzymywa si r kami. Ksi yc jeszcze wieci , ale nagle schody gwa townie skr ci y i Vanj otoczy y ciemno ci. W tym momencie zda a sobie spraw , e nie sprawdzi a, czy wilki nadal jej towarzysz . Pomaca a r za sob , ale nie wyczu a ich sier ci, nie s ysza a te ich sapania. By a sama. Nie! Och, nie, nie poradz sobie, nie opuszczajcie mnie tutaj! Dopiero teraz zrozumia a, jak wielk pociech by o d a niej towarzystwo wilków. Nie pozostawa o jej nic innego, jak dalej schodzi , po omacku wyszukuj c drog w ciemno ci. Obok niej bezustannie przelatywa y niewidoczne istoty, daj c zna o swej obecno ci przeci ym wrzaskiem lub gard owym warczeniem. Od czasu do czasu co wymi-ja o j p dz c w dó , ale wydawa o si , e potwory ogóle jej nie zauwa aj . Mo e to tylko koszmary senne, wysy ane przez demony? Nie wiedzia a, mog a tylko zgadywa . W tej samej chwili schody znów skr ci y i Vanja przera ona odskoczy a w ty . Przez mgnienie oka dostrzeg a dwie potworne istoty, które stan y po dwóch stronach pot nych, strasznych bram. I one by y czarne jak w gieI, ich g owy sk ada y si jedynie z olbrzymiego dziobiska i pary jarz cych si pod nych oczu, ramiona i nogi mia y w ochate niczym paj ka. Ruchy cienkich cz onków tak e przywodzi y na my l paj ka, mimo e stwory sta y na dwóch nogach jak ludzie. Zatrzyma y si przed Vanj i skrzy owa y olbrzymie miecze, zagradzaj c jej drog . Wszystko to zd a zauwa jedynie przez krótki moment, kiedy zab ys o jakie wiat o. Teraz znów zapanowa a ciemno . - Jestem Vanja ze wiata ludzi - oznajmi a. - Przybywam, by porozmawia z waszym w adc . To znaczy tym, który rz dzi wami tutaj, nie tym z Doliny Ludzi Lodu. Jak mo na wyra si tak nieporadnie i zawile? Zabrak o jej jednak animuszu, a je li nast pi o to ju teraz, to jak poradzi sobie dalej? Stra nicy u bram zagradzaj cych dalsz drog wydali z siebie rozdzieraj cy uszy ostry sygna , który odbi si echem gdzie niesko czenie daleko w dole. Potem zapad a cisza. Dopiero po d ugiej chwili nadeszla odpowied , dudni ca, jakby wydana przez tysi ce garde , tak przynajmniej wydawa o si Vanji. Z wolna czarny jak sadze mrok pocz si rozja nia . Dziewczyna mog a ju rozró ni przera aj ce bramy ich jeszcze straszniejszych stra ników. Schowali ju miecze i rozst pili si na boki, robi c jej przej cie. Ale ich twarze - je li w ogóle mo na w ten sposób okre li tak ohydne oblicza - wyra y jedynie sadystyczne wyczekiwanie. Gestem nieprawdopodobnie d ugich palców z prze-sadn uprzejmo ci wskaza y jej drog . Wyra nie bawi y si jej kosztem, jakby wiedzia y, e na dole mog a spodziewa si najgorszego, i to je radowa o. Nagle tu przy niej znalaz si jeden z wilków i Vanja odetchn a z ulg . Zrozumia a, e ma usi na jego grzbiecie. Uczyni a tak, zd a jeszcze zobaczy , jak stra nicy cofaj si z przera eniem, i rozpocz a si szale cza podró w dó . Vanja zorientowa a si , e drugi wilk równie znajdowa si w pobli u, i wszyscy troje w osza amiaj cym tempie zacz li spuszcza si dó . Mijali potworne kolumnowe sale, pe ne wyczekuj cych koszmarów sennych, lec c rozp dzali gro-mady zmierzaj cych ku wyj ciu potworów. Vanja mog a teraz wszystko widzie , bo dziwaczna kraina spowita by a przydymion , niebiesk po wiat , w któ-rej blasku mijane po drodze groty sprawia y wra enie czarnych dziur. Nagle otoczy y ich oddzia y obro ców. Nie rzuci y si wprost na nowo przyby ych, najwyra niej nie mia y, tylko stara y si ich pochwyci bia ymi, ostrymi k ami. Tak, to na pewno nierze, drobne, zajad e stwory najró niejszych kszta tów, takie, co to trudno nazwa i opisa . Vanja moino uchwyci a si sier ci na grzbiecie wilka po a si na nim, by unikn nacieraj cych zewsz d agresyw ych cieni. Dalej i dalej w dó ... I nagle pojawi y si demony, Troch podobne do Tamlina, lecz nie bardziej zbli one do siebie wygl dem ni poszczególni ludzie. Nastawione by y wyra nie wrogo, ale najwidoczniej otrzyma y nakaz, by przepu ci intruzów. Vanja przez ca drog odbiera a strach, jaki ich trójka wzbudza w ród mieszka ców kr tych korytarzy mrocznych grot. Oto zjawi o si co , czego nie potrafili zrozumie . Cz owiek! I dwa wilki. Wszyscy zmierzali ku ich najwy szym w adcom! Nigdy dot d si to nie zdarzy o! Vanja s ysza a jednak tak e drwi cy miech. Nie tylko stra nicy bram wró yli im potworny koniec. ich zag ad wierzyli wszyscy, których spotkali po drodze. Doprawdy, pocieszaj ce! Ale Vanja ju tak bardzo si nie ba a. Staj c twarz twarz z niebezpiecze stwem cz owuek cz sto czuje si silniejszy ni normalnie. Jak gdyby cia o z w asnej woli dobywa o si , pozostaj cych do tej pory w ukry-ciu. Twierdzenie, e w ogóle przesta a si ba , by oby na wyrost, bo Vanja odczuwa a strach. Ale przyj a czekaj j walk jaka wyzwanie. No i przecie z ka chwil przenosi a si bli ej Tamlina. On by jej pierw-sz i ostatni my , niech sobie Ludzie Lodu oceniaj to jak chc . Dotarli na sam dó . Wilk mi kko wyl dawa na apach i Vanja zsun a si z jego grzbietu. Stan li na p askim pod u, w oddali Vanja dostneg a kolejn bram w skale. Nie mia a ona nic wspólnego z kosz-marem przy wej ciu, by a wspania a, po prostu prze-pi kna. Drugi wilk tak e dotar ju na dó . Teraz zwierz ta powa niej potraktowa y sw rol stró y i opiekunów, stan y blisko Vanji po obu jej bokach. Nietrudno bylo zrozurnie , jak bardzo niebezpie-czne jest to miejsce. Wokó nowo przyby ych zebra y si demony. Z sykiem stara y si dosi gn Vanji pazurami, unosi y si nad g ow dziewczyny i mocno uderza y j skórzastymi skrzyd ami. Dawa y wyraz swej wrogo ci i niepewna ci, jak odczuwa y wobec intruzów.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Najbardziej zirytowane by y tym, e Vanja mo e je widzie . A ona nie spuszcza a z nich wzroku i stara a si broni przed ich zdradzieckimi atakami. Nie mog y tego poj . Wilki nie zachowywa y si agresywnie. Gdy jaki w w demon zanadto si zbli , z ich garde dobywa o si g bokie warczenie i ukazywa y ods oni te, gotowe do ataku k y. Wi cej nie by o trzeba, by .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k przera one demony pierzch y na boki. Vanja jednego by a pewna: gdyby nie wilki, demony rozszarpa yby j na strz py. A mo e... Mo e jednak nie? Mia a wra enie, e co jeszcze powstrzymuje je przed bezpo rednim atakiem. Wydawa o jej si , e wie, co si dzieje. Mo e zrozumia y, e ato maj do czynienia z t ziemiank , o której opowiada im Tamlin? Bo przecie musia co niej napomkn ! A teraz pragn y si dowiedzie , kim maj do czynienia, wyci gn z niej tajemnic . Ale jej nie wolno zdradzi Marca. Musi milcze . W tpi a, by mog o jej to w czymkolwiek pomóc. Nagle zorientowa a si , e po raz kolejny zapomnia a o tym, co naprawd j tu sprowadza. Przecie wcale nie Tamlina mia a ratowa , wyznaczono jej ca kiem inne zadanie: ama w adz Tengela Z ego nad Demonami Nocy. Jak, na mi bosk , mia a si do tego zabra ? Przeszli przez bram i zatrzymali si w wej ciu do ogromnej sali. Na drugim jej ko cu umieszczone zosta o podwy szenie, na którym rezydowa y najwa -niejsze spo ród demonów. Vanja stan a nieruchomo. Wszystkie jej zmys y wibrowa y. By o co niezwyk ego w powietrzu w tej grocie czy sali, nie wiedzia a, jakie okre lenie wybra . Przysz o jej na my l s owo mauzoleum, absurdalne tutaj, w wiecie, którym nikt nie umiera . Ale to, co otacza o j ze wszech stron, nie by o powietrzem ani te rozrzedzon ziemi . Nie by o te wod , dymem ani par wodn , musia a to by jaka nieznana substancja, tak g sta, e niemal dawa a si wzi do r ki. Wszystkie istoty zrobi y si niewyra ne, jakby patrzy o si na nie przez przydymione szk o. Te, które sta y najdalej, trudno by o odró ni . Porusza y si jakby w g stej zawiesinie. Wydawa o si , e istoty, które si zbli aj , przenika-j przez ten lepki ci gliwy p yn, a w ciwie mas . I jeszcze zapach. czy si nierozerwalnie z ci kim, nieruchomym powietrzem. By tak wstr tny, e ca ym cia em Vanji wstrz sn dreszcz obrzydzenia. Pozna a go natychmiast, to zapach chuci, wydzielany przez tysi ce podnieconych samców i tysi ce gotowych do zbli enia samic. Dra ni jej nozdrza, wywo uj c md o- ci. I st d pochodzi Tamlin! Nic dziwnego, e nie potrafi zrezygnowa z niej jako kobiety! Nagle zrozumia a dziel ich dwoje ró nic , t , której mówi Marco. Z wysi kiem prze kn a lin . Ale to nie pomog o. Nauczy a si go kocha na ludzki sposób, nie potrafi a o nim zapomnie . W grocie panowa a cisza a g sta. Ohydni nierze demonów, którzy mieli zaj si Vanj , nie mogli si do niej zbli ze wzgl du na wilki. Ma e potwory przykucn y i odczo ga y si w ty , po ywszy uszy po sobie, ale nadal ods ania y z by, d ugie i ostre niczym szyd a. Ca y czas gotowe do ataku, ale trzymane szachu przez wielkie bestie, których nie zna y. Niesamowite rzeczy ujrza a Vanja w tej mrocznej sali, o wietlonej bladym wiat em ksi yców unosz -cych si pod niesko czenie wysokim sklepieniem. Demony wszelkiej ma ci i rozxniarów przelatywa y dooko a, podniecone zjawieniem si obcych, wiele nich siedzia o pod cianami i w niszach wykutych skale. Wszystkie by y nagie, zielonkawe jak Tamlin, ale niewiele mia o fascynuj cy wygl d. Wi kszo by a po prostu straszna, powykrzywiana i szpetna brzydot niewyobra aln dla ludzkiego umys u. A to przecie nie by y jeszcze postacie z koszmarów sennych, po-trafi ce przybra dowoln form i kszta t. To by y tylko demony, nic innego. Który ze starszyzny na podwy szeniu zawezwa mniejszego demona i szepn co do niego. Ma y kiwn g ow i przemkn wzd cian ku otwartej bramie, ale w chwili gdy mija Vanj , jeden z wilków rzuci si w bok, k apn z bami i przytrzyma demona. Zgromadzeni w sali j kn li, a zabrzmia o to prawie jak krzyk. Wilk trzyma wierzgaj cego demona w pys-ku, g bokie warczenie brzmia o gro nie. I znów który ze starszyzny uczyni znak r wszyscy stra nicy rzucili si na ratunek swemu kamratowi. Wilk w odpowiedzi tylko mocniej zacisn szcz ki, a da o si s ysze trzask ko ci. Demon pisn , a stra nicy si zatrzymali. Jeden z wilków przekaza sygna Vanji. Na moment, po raz pierwszy, spotka y si ich spojrzenia, i dziewczy-na popatrzy a w najbardzuej niezwyk e zwierz ce oczy, jakie kiedykolwiek widzia a. Spogl da y na ni ca kiem po ludzku. Musz pami ta , e to tylko sen, pomy la a. Ale to nie jest proste. Wszystko wydaje si takie praw-dziwe, takie rzeczywiste, jakbym naprawd to prze- ywa a. Te ohydne stwory siedz ce dooko a na cia-nach i unosz ce si w powietrzu, w ochate r ce, które ukradkiem mnie dotykaj ... Czuj , e dostaj siej skórki, reaguj c na askotanie. I jeszcze ten zapach, ten odór, ten smród, nie wiem, jak mam to nazwa . Zg szczony zapach chuci panowa w ca ej grocie, jak gdyby aktywno p ciowa stanowi a dla demonów sens istnienia. Widzia a ju , e parz si gdzie i kiedy tylko im si spodaba, na sposób zwie-rz t albo ludzi, w dowolnie wybranych pozycjach miejscach. Ale czyni y to jedynie te, które znajdowa y si z samego ty u, inne wystraszone skupia y si na niej i na wilkach. lepia wilka mocno przytrzyma y jej wzrok. Vanja przej a wiadomo , my li zwierz cia przenikn y w jej umys . - Zatrzymajcie si ! - zawo a, unosz c d , bo snach wszyscy mog porozumiewa si ze wszystkimi. - Przyby am tu, by z wami negocjowa . Mam pokojowe zamiary. Ma e demony wybuchn y pogardliwyni miechem, robi c w jej kierunku nieprzyzwoite gesty. Vanja nie przejmowa a si nimi. Kontynuowa a sw przemow , zwracaj c si do najwy szych. - Ale nie powiem nic wi cej, dopóki rozkaz wydany temu demonowi nie zostanie cofni ty. Zamierzali- cie wys go do waszego w adcy z wiadomo ci , e tu jestem. Nic z tego. On musi zosta tutaj. miech zamar . Po chwili pe nej zdumienia ciszy rozleg si g os z podium: - A wi c podejd bli ej, n dzna miertelnico! Wilk wypu ci demona, który upad szy na ziemi przypomina teraz j cz kupk nieszcz cia. Stra -nicy szybko go usun li. Z dwiema olbrzymimi bestiami przy boku Vanja przedar a si przez lepk substancj i zatrzyma a przed wielk trybun . Usi awa a st umi l k, jaki zaw adn jej sercem. Ci, na których teraz patrzy a, stanowili pewno ci starszyzn Demonów Nocy. By y w adcze, prastare, ale, ach, jakie pi kne! Wszys-tkie mia y na sobie strój przypominaj cy tog , z pewno- ci oznak dostoje stwa. Jako jedyne na tej sali by y ubrane. Vanja zebra a si na odwag i odetchn a g boko. - Pos uchajcie mnie, zniewoleni! - zakrzykn a. Sal wstrz sn ryk gniewu. Z oczu najstarszych demonów posypa y si iskry. - Nie jeste my niewolnikami - warkn jeden nich. - Owszem, jeste cie - upiera a si Vanja czuj c, e ma serce w gardle. - W moim rodzie uwa ani jeste cie za bezwolne narz dzia w r kach Tengela Z ego. Jeszcze bardziej je to rozsierdzi o i gdyby nie bokie, ostrzegawcze warczenie wilków, nie mia aby szans, by postarze si cho by o jeden dzie .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- To honor móc s z u - stwierdzi a przedziwna kobieta o pi knym, w owgm ciele i cudownej twarzy. - Honor? - powtórzyla Vanja. - On traktuje was w w jak wszy! W ród nas, którzy go znaj , jeste cie przed-miotem drwin i po miewiskiem. Dumne Demony .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Nocy zmieni y si w n dzne kreatury, które ta cz , jak si im zagra! Zapanowa a atmosfera wzburzenia, a wilki dyskret-nie przekaza y Vanji sygna ostrzegawczy. Nagle zrozumia a, e nie przed wszystkim s w stanie j obroni . Prosi y, by zachowywa a si rozwa niej, inaczej roz-szarpie j zgraja demonów. Wysoka kobieta o w owym ciele nakaza a cisz przemówi a: - Do tej pory jeden tylko czlowiek powa si tu zej . Pierwszym z ludzkiego rodu by Tengel Z y, który sta si naszym mistrzem. Wiem, kim jeste . Jeste Vanja z Ludzi Lodu. Z rodu, który zwalcza naszego pana i w adc . - Sk d znasz moje imi ? - bez l ku spyta a Vanja. - Nikt inny poza tob nie mo e widzie nas, Demonów Nocy. - I ja tak e wiem, kim ty jeste . Jeste Lilith, matka Tamlina. Musia ci o mnie opowiada . - Nie mam ju syna o tym imieniu - lodowatym tonem odpar a Lilith. - Tamlin ma siln wol . Odwa si sprzeciwi samemu z u. Wy nie jeste cie tacy silni. Kiedy przycich a wrzawa, wywo ana jej ostatnimi s owami, Vanja pospiesznie podj a: - Mam do was dwie pro by, dlatego tu przyby am. Przede wszystkim chcia am przekaza pos anie Ludzi Lodu: z amcie obietnic dan Tengelowi Z emu. T obietnic , która czyni z was niewolników, dznych podda ców. Druga sprawa to moja osobista pro ba: prosz , aby cie uwolnili Tamlina. Gdy Vanja mówi a, z twarzy starszyzny da o si odczyta reakcj demonów. K ciki ich ust dr y od z trudem hamowanego miechu. Co ona sobie wyobra a, ta n dzna miertelnica? ugo czeka a, zanim odpowiedzieli. W ich imieniu przemówi a Lilith, daj c wyraz pogardzie ogó u: - Rozwa my najpiervr twoj drug pro . Na co ci Tamlin, jak go nazywasz? - Jak mo ecie to zrozumie wy, którzy nie znacie s owa mi ? Nie s yszeli cie nigdy o czu ci ani o wspó czuciu. Ja cierpi wraz z nim. - Nie s dzisz chyba, e on chcia by mie z tob do czynienia? - To nieistotne. Nie chc , by cierpia . Znów umilkli. Rozwa ali co mi dzy sob , chichocz c. Nie by to przyjazny miech, o, nie. Lilith znów zwróci a si do niej. - Nikt nie mo e zerwa okowów, które go wi ,s na wieki umocowane do ska y. Nikt te nie mo e zej do Najg bszej Czelu ci bez naszego zezwolenia i po-mocy. Ale tobie pozwolimy. B dziesz mog a go zoba-czy , lecz pod jednym warunkiem. - Jakim? - natychmiast zapyta a Vanja. - Jestem gotowa zrobi dla niego wszystko. - Nic nie mo esz zrobi dla niego - ostro od-powiedzia a Lilith. - Ale pozwolimy ci go zobaczy . Je li podasz nam imi tego drugiego. Zdradzi Marca? Wilki poruszy y si niespokojnie. Vanja uspokajaj cym gestem pog adzi a je po futrze. - Jakiego drugiego? - spyta a, by wygra na czasie. - Nie udawaj! Tamlin wypytywa ci o t osob wielokrotnie. Vanja pokiwa a g ow , a potem spyta a bu czucz-nym tonem, bo nagle poczu a si niezwykle odwa -na: - Po co wam to imi ? To Tengel Z y pragnie je pozna , a wy spe niacie tylko jego rozkazy, zachowuje-cie si jak jego lokaje! Pozwólcie mi zobaczy si Tamlinem i porozmawia z nim! - Nie wysilaj si - przerwa a jej Lilith. - Ziemska kobieta nie mo e pa takim uczuciem do demona. Ale zdrad nam imi tamtego, a b dziesz mog a zobaczy Tamlina, nic wi cej! On napluje ci w twarz, ale to ju twoja rzecz. Vanja walczy a z w asnymi uczuciami. Gor co pragn a ujrze Tamlina, powiedzie mu, jak bardzo go kocha. Ale nie mog a zdradzi Marca. Wilki zorientowa y si , e mog jej ufa . Na podwy szeniu znów prowadzono szeptem gor czkowe rozmowy. Potem demony u miechn y si zimno i pokiwa y g owami. Najstarszy zwróci si do Vanji: - Twój upór z agodzi i poruszy nasze serca. Mimo wszystko pozwolimy ci zobaczy si z Tamlinem. Potem mo emy dalej dyskutowa . Gwa towne poruszenie wilków po o kres kró-ciutkiej chwili szcz cia Vanji. Oba odwróci y si do niej i patrzy y na ni wyrazi cie. Vanja dostrzeg a ostrze enie w ich wzroku i znów ich my li nap yn y do jej umys u. - Nie, dzi kuj - odrzek a Vanja starszy nie. Wiem, co knujecie. Gdy tylko dotr do Tamlina, Najg bsza Czelu zamknie si i dla mnie. Od takich nikczemników jak wy mo na oczekiwa tylko zdrady. Lilith gniewnym gestem da a zna stra nikom, by znów rzucili si do boju. Szcz ki wilków rozszarpa y r ce i nogi najdzie niejszych, reszta cofn a si , wyj c jak... no tak, jak demony. - Widz , e do niczego nie dojdziemy - zawo a Vanja przekrzykuj c wrzaw . - Skupmy si wi c na mojej drugiej pro bie. Demony uspokoi y si , ale ich nastawienie by o, agadnie mówi c, ch odne i pow ci gliwe. Wrogie, na granicy miertetnej nienawi ci - to by oby chyba lepsze okre lenie. - I jaka jest ta druga sprawa, z któr przybywasz? z przek sem spyta najstarszy demon. - Zd yli my ju o niej zapomnie . - My z Ludzi Lodu ofiarujemy wam pomoc w wydostaniu si spod wp ywu Tengela Z ego. -S mu to dla nas zaszczyt. - Wy mu nie s ycie. On zdegradowa was do roli nic nie znacz cych niewolników, którzy sami nic nie maj do powiedzenia, dobrze o tym wiecie. My ofiarujemy wam wolno . Po sali rozniós si pogardliwy miech. - I jak ty mog aby tego dokona ? - ze wzgard spyta a Lilith. Nie mam zielonego poj cia, pomy la a w panice Vanja. no powiedzia a: - Moja moc jest na tyle pot na, by was widzie . Uwa acie, e nie starczy mi jej i do czego innego? Najstarszy demon zdecydowa : - Mam ju do wys uchiwania tych bzdur. Wypu cie wielk groz ! W skale rozleg si oskot i ukaza y si w niej dwie ogromne bramy. Wysz y z nich olbrzymie istoty, tak potworne, e nie tylko Vanja zacz a krzycze , tak e pomniejsze demony wyj c rozpierzch y si i skry y po k tach. I nagle jeden z wilków przemówi do Vanji: - Tak d ej by nie mo e. Musimy si ujawni .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
W g stym powietrzu ostr un ognia zap on a b yskawica i zamiast wilków po obu stronach Vanji stan y dwa czarne anio y. By y olbrzymie, ich skrzyd a si ga y sklepienia, a do em ci gn y si po posadzce. Krzyk przera enia wstrz sn sal , demony, tak e w w te. cze starszyzny, rzuci y si do ucieczki. Ale czarne .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k anio y odwróci y si do potworów, które w nie wylaz y ze swych grot. Monstra cofn y si , próbuj c schowa si z powrotem, ale czarne anio y wyci gn y r ce i z ich palców sp yn y b yskawice. W jednej chwili potworne bestie zmieni y si w niewielkie kopczyki piachu. W sali zapad a grobowa cisza. Wszyscy wstrzymali oddech, tylko z jakiego k ta dobiega osny pisk ma ego demona. Jeden z czarnych anio ów przemówi g osem podobnym do grzmotu, od którego zatrz y si ciany groty: - Oka cie cze , n dzne stwory! Padnijcie na kolana przed Vanj z Ludzi Lodu, wnuczk Lucyfera! - Lucyfer! - rozleg y si wo ania ze wszystkich stron i demony rzuci y si na ziemi , kryj c twarze oniach. Ukl y nawet te ze starszyzny i Lilith tak e musia a si ukorzy przed kobiet , któr tak pogardza a. ROZDZIA XI - Dzi kuj - szepn a Vanja swoim pomocnikom. - Doskonale sobie radzi - odpar czarny anio , u miechaj c si lekko. - Tylko chwilami stawa si zbyt zapalczywa. Zawstydzona odwzajemni a u miech. Czarne anio y zdumiewaj co przypomina y Marca, tyle e by y od niego znacznie wi ksze i o wiele bardziej nieziemskie. By y te du o ciemniejsze i bi o od nich co niezwyk- ego, co niemal o lepia o. - Teraz mo esz do nich przemówi - u miechn si do niej drugi z anio ów. Vanja, czuj c si pewniej w swej nowej roli, zwróci a si do starszyzny. - Ofiarujemy wam nasz ochron przed gniewem Tengela Z ego, je li zdecydujecie si na wyrwanie spod jego despotycznych rz dów. Najstarsze demony o mieli y si wreszcie podnie wzrok. Jeden z nich powiedzia : - Uwa acie, e powinni my przej spod w adzy jednego pana do drugiego? Czy to nie...? Vanja przerwa a mu: - Nie, nie! Czy nie jeste cie do silne, by sta si samodzielne? Musicie mie jak zwierzchno ? Chyba macie mi dzy sob przywódc ? Zastanawiali si , ukradkiem popatruj c na siebie kiwaj c g owami. Z uwag przys uchiwali si s owom Vanji. - My, Ludzie Lodu, nie prosimy was nawet, aby cie walczy y po naszej stronie w bitwie, która kiedy rozegra si przeciwko Tengelowi Z emu. Prosimy jedynie, aby cie si nam nie przeciwstawia y. Jedyne, co pragniemy wam ofiarowa , to wolno . - M dre posuni cie - pochwali j czarny anio . Wiele na tym zyska . Rzeczywi cie, demony najwidoczniej naradza y si mi dzy sob . - Twierdzicie, e oddzia y wielkiego Lucyfera b nas broni ? - spyta najstarszy z demonów. - Ale kiedy nasz mistrz Tengel Z y odzyska w adz , stanie si pot niejszy od wszystkich innych. - To si jeszcze oka e - odpowiedzia mu czarny anio . - Mamy licznych sprzymierze ców, a Tengel Z y ma ich niewielu, zw aszcza kiedy i wy go opu cicie. - Ale on potrafi zniszczy nas wszystkich! - Nie dokona tego, je li Ludzie Lodu odnajd jego tajemn moc, t , nad któr czuwa bezustannie w Doli-nie Ludzi Ladu. - A có to za tajemna moc? - Tego nie mo emy zdradzi nikomu. Ale Ludzie Lodu maj rodek, który unieszkodliwi j , a tym samym i Tengela Z ego. Demony nadal s ucha y z niedowierzaniem. - Niestety, jestem zdania, e brzmi to bardzo niepewnie - z wahaniem rzek najstarszy. - Ale poddamy si , je li ujawnicie nam imi tego, który si ukrywa. - Przenigdy! - z moc o wiadczy a Vanja. - A wi c do tego stopnia tylko mo na wam zaufa ! Jednym tchem mówicie, e gotowi jeste cie odst pi od Ten-gela Z ego i e chcecie pozna imi , którym tylko on jest zainteresowany. - Wobec tego nie pozwolimy ci ujrze Tamlina! krzykn a kobieta. - Vanja ma racj - powiedzia czarny anio . - Wasza mowa jest pokr tna. - My, w przeciwie stwie do was, widzieli my Tengela Z ego. Znamy jego gniew, który wybucha ca moc , kiedy co uk ada si nie po jego my li. - Ale on ci gle pogr ony jest we nie, a zanim si przebudzi, jego tajemnica zostanie odkryta. Je li nie, walka b dzie twarda. Czy jeste cie tchórzami, Demony Nocy? Tego ju by o dla nich zbyt wiele. - Ale nie poddajemy si ca kiem - o wiadczy a Lilath, z dum odrzucaj c w osy. - Tamlinowi nie mo emy wybaczy i jego ta miertelnica nigdy nie zobaczy. - Vanja nie jest zwyk mierte nic - zaprotestowa czarny anio . - To prawda i wielce j powa amy za jej wysokie pochodzenie. Ale mamy swoj dum . Uwolnimy si od w adzy Tengela Z ego i staniemy wolnymi demonami, chronionymi, i tylko chronionymi, przez Lucyfera, ale nie mo ecie odnie nad nami podwójnego zwyci stwa ci gu jednej tylko nocy. I nie próbujcie otworzy wej cia do Najg bszej Czelu ci, tymi bramami rz dzi-my tylko my! Czarne anio y spojrza y na Vanj . Czeka y na jej reakcj , a by a ona a nadto wyra na. Vanja przymkn a oczy i odchyli a g ow z westchnieniem, które wydar o jej si z g bi zranionej duszy. Tamlin! Czy mog a z Tamlina w ofierze teraz, kiedy znalaz a si ju tak blisko niego? Razumia a dum demonów. Wydarzenia tej nocy pewno ci by y dla nich zaskoczeniem, jakiego nie prze y od czasu, gdy do ich siedzib przed sze ciuset Iaty zawita Tengel Z y. Vanja wypowiedzia a pi kne s owa o wolno ci i ich samow adzy. Wys annicy Lucy-fera zaproponowali im jeszcze dogodniejsze warunki. Ale jednocze nie wypu ci zdrajc Tamlina... To ju by o dla nich zbyt wiele. Owszem, przysta yby na to, by mo e, gdyby Vanja zdradzi a imi Marca. Ale tego nie mog a uczyni . A gdyby postawi a spraw na ostrzu no a? Gdyby za da a wydania Tamlina w zamian za pozostanie demonów w niewoli Tengela Z ego? Vanja nie mia a wyboru. Musia a ofarowa Tamlina. Z piersi wydar jej si szloch i wszyscy ju wieclzieli, jaka jest jej decyzja. Czarny anio w ge cie pociechy po jej d na ramieniu. Bij ce od niej ciep o dociera o do najbardziej z odowacia ych zakamarków duszy. - Czy wy nie mo ecie nic zrobi ? - szepn a przez zy. - Nie - odpowiedzia . - Te bramy tylko one potrafi otworzy si woli. A nawet gdyby uda o ci si dotrze do niego, nic nie zdo oby zniszczy okowów, które go wi . Zosta y ukute na ca wieczno .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Czy nie potraficie ich zmusi , aby otworzy y bramy? - I zaryzykowa , e nadal b trzyma stron w w Tengela Z ego? Nareszcie je mamy, Vanju, nie mo emy utraci tego, co zyskali my. .c .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k Dziewczyna kiwn a g ow . W rezygnacji przymkn a oczy. Tamlinie, wybacz mi, ty, urodzony w nieszcz ciu, b aga a w duchu. By am ju tak blisko, a e nie mog- am... My li nag e jakby si zatrzyma y. "Urodzony w nieszcz ciu"? W jej wiadomo ci zakie kowa pewien pomys , pozoru beznadziejny, niewykonalny, ale...! Pr dko odwróci a si do jednego z czarnych anio ów poprosi a, aby si pochy . Szepn a mu co do ucha. Wys ucha jej cierpliwie, zmarszczy czo o, a pó niej cicho rozmawia ze swym pobratymcem. Wkrótce obaj zwrócili si do starszyzny. - Prosimy o pozwolenie na opuszczenie waszych siedzib i powrót tutaj. Jeden z nas zostanie, drugi wraz z dziewczyn oddali si na krótko. Prosimy, aby bramy na górze pozosta y dla nich otwarte. - Udzie amy pozwolenia - dostojnie oznajmi najstarszy demon. Demony ogarn o teraz radosne podniecenie. Cieszy y si nadziej na prawdziw wolno , Vanja widzia- a to, dosiadaj c wielkiego burego wilka, w którego przemieni si jeden z czarnych anio ów. yskawicznie zacz li unosi si w gór mi dzy kr tymi korytarzami, mijaj c mroczne groty. Tym razem nie napotkali adnych przeszkód. Mo e wydaje im si , e jeste my koszmarem sennym, wyruszaj cym drog do ludzkich snów, pomy la a Vanja z gorycz . To by zdecydowanie najd szy sen, jaki kiedy-kolwiek jej si przy ni . By a przekonana, e min a ju ca a noc, a mo e nawet up yn o ich ki ka. Co pomy sobie o niej w domu? Biedni rodzice, nie zdo aj jej obudzi ? A mo e... nie ma jej w swoim ku? Ach, od tej my li zakr ci o jej si w g owie. Gdyby tylko mog a przes im wiadomo ! Stoj pewnie teraz nad ni razem z doktorem i staraj si przywróci j do ycia. Wybaczcie mi, kochana mamo i ojcze, wybaczcie, sprawiam wam tylko ból. Ale teraz wszystko ju b dzie dobrze. Marco prosi , bym wyzwo a Demony Nocy niewoli Tengela Z ego i my , e mi si powiod o. Ale pozostaje jeszcze Tamlin. Nie mog zostawi go w asnemu losowi, na pewno mnie zrozumiecie. Ale jak w ciwie mogli to zrozumie ? Podró na grzbiecie wilka zawiod a j daleko. Krajobraz wokó nich stawa si coraz bardziej surowy i dziki. Doko a wystrzela y z ziemi czarne ska y, których jakby nie by o tam wcze niej, lecz pojawia y si tylko po to, by utrudni Vanji przepraw . Ale wilk pewnym krokiem wiódl j przez w skie szczeliny, omija spadaj ce od amki i ostre wierzcho ki ska . Vanja mocniej uchwyci a si szczeciniastej sier ci. Spokojnie u miechn a si do siebie. Z wilkiem by a bezpieczna, z wilkiem, który, jak teraz wiedzia a, by czarnym anio em. A ona by a jedn z nich! Czwarta cz krwi yn cej w jej ach to krew czarnych anio ów. Rozpiera a j duma, bo dwie istoty, które towarzy-szy y jej w tej koszmamej wyprawie, by y fantastycz-ne! Obdarzone pot moc , surowe, niebezpiecznc. Ale by y jej przyjació mi i pragn y tylko jej dobra. Zastanawia j olbrzymi wzrost wilków. Kiedy Malin i Henning widywali je w czasach dzieci stwa Marca, nigdy nie by y takie ogromne. Ale Malin Henning to tylko ludzie, a teraz czarnym anio om przysz o si zmierzy z Demonami Nocy. Ani chybi dlatego musia y sta si takie wielkie i gro ne. Vanja spostrzeg a, e wilk nastawi uszu. Ona tak e zacz a nas uchiwa . Dotarli do g bokich, ciasnych szczelin, do których nie dociera o wiat o ksi yca, a przed nimi rozleg si nieprawdopadobny ha as, który z ka chwil przybiera na sile. Hucza o, dudni o i grzmia o, a oszala e echo odbija o si od skalnych cian. Wilk p dzi dalej, wptost w piekielny rumor. Vanja, podniecona, za mia a si cicho. Z wilkiem nie ba a si niczego. Je li to rzeczywi cie najdziwniejszy sen, jaki kiedy-kolwiek jej si przy ni , to by on te najciekawszym, najbardziej emocjonuj cym. Pragn a niemal, aby oka-za si rzeczywisto ci . A mo e wszystko wydarzy o si naprawd ? Nie, to niemo liwe, to musi by tylko sen, te wydarzenia nie mog by realne. Tak musi by , na pewno! Ale Vanja nie nazwa aby go ju wi cej koszmarem. Nie zd a doko czy tej my li, kiedy o ma y w os nie zwali a ich z nóg tr ba powietrzna, gnaj ca przez szczelin . Wilk jednak okaza si silny. Vanja poczu a, e jego sier k adzie si p asko, przygnieciona p dem powietrza, i mia a wra enie, e wiatr wyrwie jej wszystkie w osy z g owy. Nocna koszula rozerwa a si przy dekolcie, Vanja przytuli a si wi c do grzbietu zwierz cia. Wicher wy , szarpa nimi, cich na moment i uderza now si , byle tylko powstrzyma ich przed dalsz drog . Powietrze rozbrzmiewa o hukiem tak wielkim, e, zdaniem Vanji, ju dawno powinny pop ka im b benki. Wiatr si wzmaga , nabiegaj c si y orkanu odrywal od skalnych cian ostre od amki i ciska je ich stron . Sprawia o to ogtomny ból i Vanja kuli a si , j cz c cicho. Wilk jednak my przekaza jej spokój, doda odwagi. Wiedzia a przecie , e nie wybiera si na majówk , czego wi c si spodziewa a? Nagle wilk przystan , a Vanja zmusi a si , by podnie wzrok. Piekielny oskot nie ustawa . Po obu stronach wznosi y si niezmierzone szczyty, ale najwy ej dotarli do kresu jaru. Przed nimi w skale otwiera a si mroczna grota, z której wydobywa y si wszelkie wichry. Vanja zeskoczy a na kamienist ziemi i us ysza a grzmot towarzysz cy przemianie wilka w czarnego anio a. Czarny anio zawo g no, przekrzykuj c ha as dobiegaj cy z groty. - Panie Demonów Wichru, czy mnie s yszysz? Zawodzenie wiatru na moment ucich o, a potem groty rozleg si przedziwny g os. Zawodzi , szepta hucza na przemian. - Widzieli my, jak nadchodzisz, czarny aniele. Co ci tu sprowadza? Z dzieckiem ludzkiego rodu? - To nie jest dziecko ludzkiego rodu. To Vanja Ludzi Lodu, wnuczka mego w adcy, Lucyfera. W otworze pieczary pojawi a si jaka posta . Trudno by o pochwyci jej istot , by a bezkszta tna, zmieniaj ca si , raz ulotna jak powietrze, raz g sta, skupiona jak tr ba powietrzna, to znów jak piach poderwany z ziemi, który uformowa si w posta przypominaj ludzk . Vanja zachowa a si tak, jak nauczono j tego domu: sk oni a si g boko panu Demonów Wichru. Wydawa o si , e doceni jej gest, ale zwróci si do czarnego anio a. - Czego chcesz od nas? Tysi ce lat up yn y od czasu, gdy który z was tu by .
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
W jego g osie brzmia a wrogo . Vanja na wszelki wypadek wsun a r w ogromn d czarnego anio a. U cisn j uspokajaj co. Nap ywa y od niego silne, dobre, stymuluj ce wibracje. w w - Poszukuj pewnego Demona Wichru - wyja ni .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k czarny anio . - Którego? - Nie znam jego imienia, ale przed siedmiu laty wed ug ludzkiej rachuby czasu przyby a do niego Lilith z rodu Demonów Nocy, aby sp odzi z nim potomka. z tym w nie Demonem Wichru pragniemy rozmawia . - Lilith z rodu Demonów Nocy? Ach, tak, ach, tak... Odszukam go. Znikn w grocie niczym wir powietrzny. Vanja i jej opiekun czekali. Wokó nich nieprzerwa-nie wy i zawodai wicher, Vanja jeszcze mocniej uj a czarnego anio a za r . W pe ni mu ufa a, zw aszcza e w adca Demonów Wichru okaza mu wielki szacunek, i imi Lilith zrobi o na nim wra enie. - Czy nie powinni my wej do rodka? - zapyta a, uznawszy w pewnej chwili, e czekaj ju zbyt d ugo. - Nie. Przyjmuj c nas i tak okazali nam du o szacunku. - Szacunku? - zdumia a si Vanja, patrz c na jego pi kne, surowe oblicze. - S dzi am, e stoicie znacznie wy ej od nich. - Owszem, ale ka de stworzenie posiada swoj dum , na pewno o tym wiesz. - Tak, oczywi cie. Niem drze zapyta am. - Nie - u miechn si . - Jeste bardzo dzielna. Ju mia a powiedzie , e to tylko sen, ale w por si powstrzyma a. W otworze groty nareszcie ukaza a si posta w adcy Demonów Wichru i jeszcze jedna, podobna, od której nap ywa y ciep e powiewy wiatru. - To Tajfun! - zawo w adca Demonów Wichru. Doskonale pami ta odwiedziny Lilith. Rozleg si inny g os, agodniejszy, bardziej zawodz cy, a mimo to nies ychanie silny: - Cudowne chwile! - za ka . - Czego chcecie ode mnie? - Sp odzi wtedy syna - oznajmi mu czarny anio . A jemu le si wiedzie. adca tajfunów zawirowa oboj tnie. - Nie mog pilnowa wszystkich moich dzieci, one mnie nie obchodz . os czarnego anio a wzmóg si do grzmotu: - Mo e i tak. Ale wnuczka mojego w adcy, Vanja Ludzi Lodu, cierpi, poniewa cierpi twój syn, Tamlin. Demony Nocy przyku y go do ska y w Najg bszej Czelu ci na ca wieczno i odmawiaj otwarcia bram, które tam prowadz . Nie mo emy pokona ich uporu. Up yn a do d uga chwila, zanim demon znów co powiedzia . - Za co zosta ukarany? - Za to, e o mieli si sprzeciwi Tengelowi Z emu ciele nie obcowa z t oto dziewczyn . - Tengelowi Z emu? - wykrzykn y jednocze nie oba Demony Wichrów. - Tak. Wiele setek lat temu Z y zaw adn Demonami Nocy. Vanja z Ludzi Lodu, m dra i odwa na panna, uwolni a je dzisiaj z tej niewoli. Niestety, zabraniaj jej ratowa Tamlina, gdy i one maj swoj dum . Nie chc ugi si przed kolejnym daniem. - A wi c mój syn sprzeciwi si Tengelowi Z emu? z podziwem powtórzy Tajfun. - Tak. Zosta sp odzony, by zamieszka w domu Ludzi Lodu i donosi Z emu o wszystkim, co mówi robi . Tamlin odmówi wykonania polecenia ze wzgl du na t dziewczyn ... - Czy taki by plan Lilith? Czy bym ja przyczyni si do udzielenia pomocy Tengelowi Z emu? - Nie wiedzia o tym, Demonie Wichru. Ale wy jeste cie wolnymi demonami. Nigdy nie byli cie mu pos uszni w przeciwie stwie do Demonów Nocy. Jeste wolny, sam postanowisz, co chcesz uczyni . - Na co czekamy? - hukn Tajfun. - Id z wami - o wiadczy w adca Demonów Wichru. - Wielk przyjemno sprawi mi przywo anie Demonów Nocy do porz dku. Czarny anio i Vanja wymienili spojrzenia. Dziew-czyna dostrzeg a w oczach anio a lekki niepokój. Najwyra niej nie zapowiada o si to najlepiej. Nie mieli jednak czasu na dyskusje, bo zacz y wia wichry o potwornej sile, a wielki wilk ju czeka na Vanj . Dosiad a go i rozpocz a si szale cza, op tana podró . Bo tak e i czarny anio mia trudno ci z dotrzymaniem kroku wiatrom. Któ bowiem mo e równa si Tajfunem i w adc wszystkich wichrów? Vanja nigdy jeszcze nie porusza a si w takim p dzie, musia a ca ych si przyciska si do grzbietu wilka i mocno go obejmowa . Ale kiedy Demony Wichru zorientowa y si , e zostawi y go ci z ty u, zawróci y i ponios y ich dalej na swych ramionach. O wiele pr dzej ni przypuszczali, dotarli z powrotem do groty Demonów Nocy i spu cili si w dó . Wstrz ni ci, przera eni stra nicy na pró no starali si ich powstrzyma . I znów stan li przed podwy szeniem, gdzie czeka a Lilith wraz ze starszyzn . Drugi anio powita ich u miechem, wilk znów przybra posta anio a. Istoty zgromadzone na podium poderwa y si gwa townie na widok dwóch wirów powietrza. - Lilith! - straszliwym g osem wrzasn Tajfun. Wywiod mnie w pole! Wykorzysta mnie, bym dopomóg naszemu jedynemu prawdziwemu wrogowi. Lilith sta a dumna i dostojna. - Moim obowi zkiem by o wys uchanie rozkazów mojego pana. Wtedy. Teraz jeste my wolnymi demo-nami. - Tak ci si wydaje? On was ukarze. - Jeste my pod ochron Lucyfera. - Ach, tak? A co robi mo ny pan Lucyfer, by was ochroni ? - Omami wzrok Tengela Z ego. Z y nie mo e nas ju zobaczy z miejsca, gdzie spoczywa pogr ony we nie. - A co b dzie, kiedy si zbudzi? - Wtedy b dziemy si martwi . Nigdy wi cej ju nas nie zniewoli. - Doskonale! A teraz dam, by mój syn zosta
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
wypuszczony na wolno ! Najstarszy z Demonów Nocy wyst pi naprzód. - Ten, którego dziewczyna nazywa Tamlinem, w w narazi nas wszystkich na wielki niepokój, kiedy jeszcze byli my podw adnymi Tengela Z ego. Dla Tamlina nie .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k ma wybaczenia. - Ale teraz jeste cie ju wolni? - Tak, lecz Tamlin pope ni jeszcze jedno przest pstwo. Obcowa z ziemsk istot . Ca kowicie zawiód nasze zaufanie. Demon Nocy tak nie post puje. - Lilith! On jest tak e moim synem, rozkazuj wam wi c otworzy btamy Najg bszej Czelu ci. Lilith dumnie unios a g ow . - Nie przyjmuj rozkazów od Demona Wichru. Vanja zrozumia a, e jest wiadkiem walki o presti pomi dzy dwoma plemionami demonów. adne nie chcia o si podda drugiemu. Ale Demony Wichru zignorowa y protesty. Vanja ysza a, e bramy Najg bszej Czelu ci otworzy si dawa y tylko si my li, a kod ten zna y jedynie Demony Nocy. Najwidoczniej jednak istnia o jeszcze inne wyj cie. Dwie tr by powietrzne zdecydowanym ruchem zacz y si zbli do bram Najg bszej Czelu ci. Lilith zawo a za nimi: - Co wam da, je li nawet zdo acie zej na dó ? Mój naepos uszny syn skuty jest czarodziejskimi okowami. Nikt, nikt nie zdo a ich skruszy ! Tajfun tylko na ni popatrzy i dalej par naprzód. Wszystkie demony ruszy y za nimi, z wahaniem, przestraszone, jakby gotowe do ucieczki, gdyby okazao si to niezb dne. Oprócz najstarszych, które za wszelk cen postanowi y zachowa godno i do-stoje stwo, ale wkrótce i one pospieszy y do odleg ej mrocznej strefy groty, w której znajdowa o si wej cie do Najg bszej Czelu ci. Demony Wichru znalaz y si u bram. Vanja na wszelki wypadek kroczy a mi dzy czarnymi anio ami, staraj cymi trzyma si z ty u. To by konflikt mi dzy demonami, przybysze z zewn trz musieli powstrzyma si od dzia ania. W sali rozleg si w ciek y ryk wichru, rós do niebywa ych wysoko ci, a Vanja musia a r kami zatka uszy. Ma e demony niczym suche li cie prze-lecialy przez sal i wyj c ze strachu przyklei y si do ska y. Czarne anio y otoczy y Vanj ramio-nami i mocno tuli y j do siebie, chc c za wszelk cen ochroni s abowit ziemsk istot . Najstarsze demony utrzyma y si na nogach, ale przyciska y si do skalnych cian i wczepia y w nie szponami. Pi kne czarne w osy Lilith powiewa y jak chor -giew. Demony Wichru zaatakowa y wrota, prowadz ce do Najg bszej Czelu ci. Vanja oczami szeroko rozwar-tymi ze zdumienia patrzy a, jak brama skry a si napieraj cym wirze powietrza. Rozleg si pot ny omot, od którego zatrz y si ciany groty, i nagle W bramie utworzy a si szczelina. Drzwi powoli, bardzo powoli rozsuwa y si , nie mog c ju d ej stawia oporu napieraj cym wichrom. W ko cu wrota stan y otworem. aden z Demonów Nocy nie o mie si si my li zamkn ich na powrót. W sali zapad a cisza. - I tak w niczym wam to nie pomo e - stwierdzi pogardliwie najstarszy demon. - Tamlin nigdy si nie uwolni. Demony Wichru nie da y si wci gn w dyskusj . - Wy wszyscy ze starszyzny pójdziecie z nami rozkaza y. - Nikt nie b dzie mia mo liwo ci, by zamkn nas tam na dole. I tak zdo aliby my wyj , ale nie mamy ochoty na adne z liwe sztuczki z waszej strony. Wy troje z innych wiatów tak e b dziecie nam towarzyszy . Reszta zostanie na górze. aden z pomniejszych demonów nie mia ochoty wyprawi si do Czelu ci. Przera a je pot ga w ad-ców wichru. Vanja wraz z grup wyznaczonych zacz a schodzi dó po nierównych schodach. Tamlin, my la a z dr cym sercem. Znów b mog a go zobaczy ! Mia a wra enie, e od ostatniego spotkania up yn y ca e wieki. W rzeczywisto ci jednak jej demon znikn w mroku nocy zaledwie kilka tygodni wcze niej. W d oni Lilith zap on o niezwyk e wiat o, pochodnia, któr z apa a znik d. Natychmiast rozpali si ogie w r kach innych demonów i Vanja zobaczy a, e schody, którymi id , stopniowo si rozszerzaj . Wreszcie stan li w Najg bszej Czelu ci. Mój Bo e, my a Vanja wstrz ni ta. Mój Bo e! Znajdowali si teraz g boko, bardzo g boko pod ziemi , w ciasnej grocie. Po cianach skapywa a woda. panowa a tu nieprzyjemna, surowa wilgo , która w ci -gu kilku dni zdo aby zniszczy p uca i cia o zwyk ego cz awieka. ciany groty by y mroczne i nierówne, bez "pochodni" panowa aby tu wieczna ciemno . Naprzeciwko nich, przykuty do ciany w taki sposób, e stopom brakowa o zaledwie paru caii, by dotkn ziemi, wisia Tamlin. Kiedy weszli, wycie czony, miertelnie zm czony uniós g ow . Vanja ledwie go pozna a, ból i roz-goryczenie do tego stopnia zmieni o jego twarz. Zm -cony wzrok prze lizgn si po przybyszach i zatrzyma na Vanji. Twarz skurczy a mu si w grymasie najstraszniejszej nienawi ci, jakiej Vanja kiedykolwiek dozna a. Nie powstrzyma o jej to jednak przed podbiegni ciem otoczeniem go ramionami. - Tamlinie, Tamlinie, co oni ci zrobili? - zaszlocha a. - Co ty mi zrobi , chcia chyba powiedzie sykn w odpowiedzi. - Nie dotykaj mnie, przekl ta! - Sama widzisz - lodowatym g osem wtr ci a Li-lith. - Nie jeste witana tak serdecznie, jak sobie wyobra . - Niczego sobie nie wyobra am - ka a Vanja oderwa a postrz piony podmuchami wichrów skraj nocnej koszuli. Owin a nim cia o Tamlina, aby nie wisia nagi na oczach wszystkich. - Zostaw mnie! - zawo do niej. - Ach, gdybym móg si uwolni , udusi bym ci go ymi r kami, pomiocie szatana! Lilith mia a si drwi co. Vanja zrozpaczona zwróci a si do tych, którzy jej towarzyszyli, ale znik d nie mog a oczekiwa pomocy. Czarodziejskich okowów nikt nie potrafi zniszczy , ysza a to ju wielokrotnie. Czarne anio y nie mog y jej pomóc, patrzy y tylko na ni ze wspó czuciem, si y Demonów Wichru na nic si tu nie zda y nawet z moc gniewu Tajfuna, który by w ciek y na Lilith za to, co uczyni a ich dziecku. Ale Vanja poczu a, e w g owie kie kuje jej pewna my l. Co , co powiedzia a Lilith, kiedy pierwszy raz si spotka y... Jak brzmia y te s owa? Vanja czu a, e mo e to mie ogromne znaczenie. Gdyby tylko mog a sobie przypomnie , jak wyrazi a si Lilith... Ona wtedy ju chyba dziesi ty raz prosi a, aby pozwolili jej porozmawia z Tamlinem. I Lilith od-powiedzia a... Nie, nigdy sobie tego nie przypomni. Tamlin plu i parska , obrzuca j najgorszymi wyzwiskami, ale ona ich nie s ysza a. My la a gor cz-kowo. Tak! To chyba to! Tak brzmia a odpowied Lilith! "Nie wysilaj si ! Ziemska kobieta nie mo e pa takim uczuciem do demona".
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Tak, to w nie te s owa! A je li to mog o oznacza , e... e tylko mi mo e uwolni go z okowów? w w Demony Nocy nie zna y mi ci, dobrze o tym .c .c .d o .d o k c c u -tr a c u -tr a c k wiedzia a. Nauczy a j tego znajomo z Tamlinem. Konieczna wi c by a obecno istoty z zewn trz, przybycia takowej demony nigdy nie bra y pod uwag , dlatego mo e postanowi y, e jedynie mi mo e zniszczy czarodziejskie okowy. By a to zaledwie teoria, zbudowana na kruchej podstawie nic nie znacz cych s ów Lilith. Ale co mia a do stracenia? - Tamlinie, wiesz, e ci kocham... - Zamknij si i sko cz wreszcie wygadywa te brednie! - I e zrobi dla ciebie wszystko. - Co ty mo esz zrobi ? - za mia si pogardliwie. - Uwolni ci z wi zów. - Pomiesza o ci si w g owie. Nigdy ci si to nie uda. I czego spodziewasz si w zamian? Gdybym si uwolni , rozerwa bym ci na strz pki. Vanja nie mog a ju d ej powstrzymywa si od aczu. - Nie szkodzi, mo esz zrobi ze mn , co chcesz, nie mog znie twego cierpienia, tak bardzo, bardzo ci kocham. - Kochasz? A co to niby ma znaczy ? Kochasz jedynie moj m sko , nic innego. - To nie jest prawda! Kocham ci dla ciebie samego, moje serce jest chore, umiera z rozpaczy, kiedy nie ma ci przy mnie. Mo esz rozerwa mnie na kawa ki, rób co chcesz, byleby tylko ty by wolny! Przez grot przebieg jednog ny okrzyk zdumienia. Okowy wi ce Tamlina zazgrzyta y, obsun y si jakby odrobin ni ej. Tamlin wpatrywa si w Vanj os upia y. Vanja, ucieszona sukcesem, mówi a dalej: - Oddam ycie za to, by ci uratowa , Tamlinie. Tak wielka jest moja mi do ciebie. Rozleg si zgrzyt i szcz k, Lilith uderzy a w krzyk, a magiczne okowy pu ci y. Tamlin bezw adny pad na ziemi . Vanja natychmiast pospieszy a mu z pomoc , ale on rzuci si jej do gard a. Czarne anio y jednak nie dopu ci y, by wyrz dzi jej krzywd , i odci gn y go od dziewczyny. Tamlin nie mia si , by j przytrzyma . Ale powoli, wiedziony szale cz w ciek ci , podniós si na kolana, a wreszcie stan na nogi. W d oniach czarnych anio ów zap on y ostrza mieczy skrzy owanych mi dzy Tamlinem a Vanj . roz arzonego metalu sypa y si iskry. Demon nie móg dosi gn swej ofiary. Przemówi najstarszy z Demonów Nocy: - Wyzwoli go z czarodziejskich okowów, kobie-to, i nic na to nie mo emy poradzi . On pozostanie na wolno ci, ale nie chcemy mie z nim wi cej do czynienia. Jest na wieczno wykl ty z naszej wspólno-ty. Jak wyj ty spod prawa b dzie wa sa si po wiecie, nie maj c dok d powróci . Czarny anio rzek na to: - Ale nie mo e si tak e zbli do Vanji, my tego zabraniamy. wiat ludzi pozostanie poza jego zasi giem. Demon Wichru, ten, który by ojcem Tamlina, doda : - Nie mo e te szuka schronienia u nas, bo ten, kto spokrewniony jest z Demonami Nocy, nie nale y do nas, nigdy nie zostanie zaakceptowany. Ale niech nasze wiatry wynios go w pró ni , tam gdzie miejsce takich jak on, straconych. Niechaj tam kr y przez niesko -czono wieczno ci. - Czy to ma by jego wolno ? - zawo a Vanja rozpacz . - Jego przewinienie nie by o a tak straszne. - Z ama nasze prawa - o wiadczy najstarszy demon. - A dla tych, którzy si tego dopuszcz , nie ma lito ci. Vanja ponad mieczami patrzy a na Tamlina. W jej spojrzeniu kry a si ca a t sknota za nim i ca e oddanie, ale Tamlin spogl da na ni wrogo, pogr ony w roz-paczy. - Nie chcia am, eby tak si sta o, Tamlinie - szepa Vanja zasmucona. - Pragn am ci tylko pomóc. - Pomog mu - yczliwie powiedzia jeden z czarnych anio ów. - Kr enie w pró ni to los o wiele agodniejszy ni przebywanie w tej grocie. I by mo e zdo nauczy go czego o mi ci? Chod my, opu my to straszne miejsce! On i jego towarzysz zadbali o to, by Tamlin drodze na gór nie z apa Vanji. Demony Nocy nie odzywa y si , pora one wydarzeniami, które rozegra y si na ich oczach. W wielkiej sali anio y znów przybra y posta wilków i Vanja dosiad a jednego z nich. Najpierw jednak wypuszczono Tamlina. Patrzy a, jak wir powietrzny wci ga go w gór , jego rozdzieraj -cy krzyk rozpaczy d ugo d wi cza w jej uszach. Nie mog a powstrzyma si od p aczu. Kiedy znikn , Demony Wichru, a tak e Vanja wilki po egnali si i opu cili siedziby koszmarów sennych. W powrotnej drodze Vanja z pocz tku nie widzia a nic, tak bardzo by a zasmucona. Przez krótk chwil dane jej by o ujrze Tamlina, zdo a go ocali . Ale teraz odszed na zawsze. Nie s ysza a ju nawet echa jego g osu. Kiedy znale li si ju mniej wi cej w po owie drogi, ockn a si i zacz a nas uchiwa . Zauwa a, e wilki po y uszy po sobie i przyspieszy y kroku. Daleko, daleko za sob us ysza a krzyk, wycie najdzikszej w ciek ci, jakie mo na sobie wyobrazi . Dobiega o z oddali, brzmia o s abo, ale i tak przenika o do szpiku ko ci i wdziera o si w dusz niczym dr cz cy ból. - Czy to Tamlin? - spyta a z l kiem. "Nie", my odpowiedzia y jej wilki. "Nie s yszysz, co to jest? Czy nie brzmi to jak echo niesione wiatrem?" Echo niesione wiatrem? Te s owa ju kiedy s ysza- a. Widzia a je tak e napisane. W kronikch Ludzi Lodu. - Tengel Z y? - szepn a, nie maj c odwagi si odwróci . "Tak. Odkry , co si sta o. Jego gniew nie zna granic". - To znaczy, e tetaz koniec ze mn ? - spyta a dr cym g osem. "Nie l kaj si ", w czy si do dziwnej rozmowy drugi wilk. "Wiesz, e Marco jest pod ochron , i wasz z y przodek nie mo e go odnale . Ty tak e od tej pory b dziesz chroniona". - Ale ja jestem zwyk ym cz owiekiem! Nie jestem taka jak Marco. "Dokona niezwyk ego czynu. Wol twego dziada jest, aby by a chroniona i otrzyma a nagrod ". - Nagrod ? Jak ? "Kiedy twój czas na ziemi dobiegnie ko ca, przyb -dziesz do naszych sal. Spotkasz swoj babk Sag naszego w adc Lucyfera we w asnej osobie. I oczywicie Marca". - Ale mojego ojca nie zobacz ? "Nie, twego ojca tam nie b dzie". Przykro jej by o ze wzgl du na Ulvara, ale po-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
Vanja obudzi a si ze snu. W pokoju panowa pó mrok, a ona le a we w asnym ku, dok adnie tak, jak zasn a. Ile nocy przespa am? zastanawia a si . Biedna matka ojciec, jak to przyj li? W hallu wisia kalendarz, z którego Henning meto-dycznie ka dego dnia zrywa kartk . Vanja na palcach przemkn a si , eby sprawdzi dat . W mroku ledwie rozró nia a cyfry na kalendarzu. Data by a ci gle ta sama. Nikt nie zauwa jej nieobecno ci. Zegar wskazywa trzeci w nocy. Vanja wróci a do pokoju i przysiad a na brzegu ka. A wi c to wszystko by o tylko snem? By mo e ni o jej si to, co chcia a, by wydarzy o si naprawd . Pragn a uwolni Tamlina i wyzwoli Demony Nocy spod w adzy Tengela Z ego. Mo e to zadzia narkotyczny rodek, który ofiaro-wa jej Marco? S ysza a, e takie substancje potrafi wywo ywa najbardziej nieprawdopodobne wizje. A wi c nigdy nie spotka a czarnych anio ów ani nie by a w siedzibach Demonów Nocy czy te w skalnych grotach Demonów Wichru. I nie widzia a Tamlina. Wbrew swej w asnej woli odczu a wielkie roz-czarowanie. mia a ca y czas zaci ni i teraz zorientowa a si , e co w niej trzyma, co dziwnego. Zapali a lamp , by sprawdzi . Na jej d oni widnia o kilka sztywnych, ciemnoszarych w osów, jakby z sier ci jakiego zwierz cia. Koszula nocna? Dobry Bo e, ca a w strz pach! Na dole brakowa o du ego kawa ka, a przy dekolcie zobaczy a spore rozdarcie. Vanja powoli unios a g ow i odetchn a cicho, jakby ba a si , e kto j us yszy. ROZDZIA XII Up yn y dwa lata. Agneta i Henning pragn li dla swej córki jedynie dobra, nie ich win by o, e uczynili tak fatalny wybór. Ich prze liczna, ukochana Vanja rzeczywi cie si uspokoi a, ale w jej spojrzeniu nadal by o co , do czego nie potrafili dotrze . Czasami Agneta mia a wra enie, e to smutek, tak bezgraniczny i bolesny, e ludzkie s owo nie potrafi go opisa . Ale Vanja nie skar a si nigdy. Przez pierwsze miesi ce po wizycie Marca wiele przebywa a w samo-tno ci, by a ma omówna i zamy lona. Z czasem zacz a w cza si w ycie rodziny, mia a si wraz ze wszystkimi, bawi a z Andre i zajmowa a Vetlem, male kim synkiem Christoffera i Marit, który urodzi si w roku 1901 i sta si ulubie ccm Vanji w wiecie ludzi. Z pozoru mog a si wydawa weso i uprzejm od panienk , zawsze we wszystkim pomocn i yczliw . Ale ten, kto patrzy na ni uwa niej, dostrzega , e jej miech cz sto zamiera , raptownie przeradzaj c si smutek. D onie nagle opada y bezsilnie, jak gdyby Vanj apa y w sid a ponure my li. Ale takie wra enia nie trwa y d ugo, moment pó niej wraca jej humor. A mimo to Agneta i Henning niepokoili si córk . Kiedy wi c do parafii przyby m ody, pe en zapa u katecheta, nauczyciel religii, który jeszcze nie zako -czy swej edukacji, Agneta zaproponowa a owi: - A mo e zaprosiliby my tego m odego cz owieka do domu? Pewnie czuje si tutaj samotny. - Bardzo ch tnie - odrzek Henning, w skryto ci ducha my c o tym samym co ona. - Ale a taki m ody to on nie jest. Wiesz przecie , e zd ju owdowie . - Tak, ale... Agneta ugryz a si w j zyk, a ju mia a powiedzie , e Vanji potrzeba nieco starszego m czyzny, wiod ce-go ustabilizowane ycie. Kogo , kto by by dla niej troch jak ojciec. Nie chcia a jednak zdradza swych planów i zamiast tego powiedzia a: - Biedaczysko! Utraci on w po ogu. Dziecko tak e nie prze o. Mo e w czwartek? - Co? Co takiego? Kto umar w czwartek? Ach, tak, zaproszenie! Tak, czwartek mi odpowiada - kiwn ow Henning. Wiedzia , e tego dnia Vanja b dzie w domu, przyjdzie tak e Sander i Benedikte. Wesoty i wykszta -cony Sander zawsze si przydawa , kiedy rozmowa si nie klei a. My li Agnety pow drowa y jeszcze dalej, a na podwórze, po którym spacerowa a Vanja z male kim Vetlem w wózeczku. Agneta widzia a, jak twarz córki pochylona nad dzieckiem ja nieje w u miechu. - Sama powinna mie takie male stwo - szepn a cicho. - Moja kochana Vanja. Powinna mie w asne dziecko. Frank Monsen westchn . Jeszcze jedno zaproszenie od mieszka ców parafii. Tym razem da si zaskoczy , nie mia adnej wymówki zanadrzu. Zanim zd si zastanowi , ju mówi , e tak, czwartek jak najbardziej mu odpowiada, dzi kuj , to bardzo uprzejme z pa stwa strony. Lipowa Aleja? To ten prastary dwór, z daleka przypominaj cy star szop . Znów z piersi wyrwa o mu si westchnienie. Na spotkaniach parafian niewiele s ysza o mieszka cach Lipowej Alei, wszyscy nabierali wody w usta, kiedy tylko wspominano rodzin Lindów. W ciszy, jaka zwykle wtedy zapada a, s ycha by o tylko stuka-nie drutów w robótkach pa i dyskretne szuranie stóp po pod odze. I zawsze w ko cu znalaz si kto , kto powiedzia : "Tak, znów mamy pi kn pogod , to wspania e". Albo co w tym rodzaju. Pani Agnet Lind spotka raz podczas jarmarku dobroczynnego, urz dzonego po to, by zebra pieni -dze na nowy obrus ko cielny, bo stary zaple nia na skutek niew ciwego przechowywania w korytarzyku za zakrysti . Pani Lind przyby a na jarmark jako go , nie pomaga a w jego przygotowaniu. Bardzo mi a dama, podobno córka pastora. Dziwne, e nie w cza si w dzia alno parafi! Oby tylko nie mieli podstarza ej córki na wydaniu! Przekona si ju , e bardzo cz sto taki by g ówny powód zaprosze . Frank Monsen nie pragn o eni si powtórnie. Rana po stracie ony by a nadal zbyt wie a. Mia zamiar odda si swemu powo aniu, zajmowa m ody-mi konfirmantami, naucza ich, organizowa grupowe czytania z Biblii, na wszystkie sposoby s Ko cio- owi. Mia wielkie ambicje, by by cz owiekiem szlachetnym. Ale kiedy nadszed czwartek, poszed z wizyt do Lipowej Alei. Przedtem jednak postara si o dok adniejsze informacje na temat rodziny. Mieszka cy Lipowej Alei nosili nazwisko Lind z Ludzi Lodu i podobno ta druga cz , Ludzie Lodu, owiana by a mgie tajemnicy. Wielu cz onków tego rodu to zwykli ludzie, cho rzadko zagl daj cy do ko cio a. Natomiast inni byli... niebezpieczni! W tym czasie podobno nie by o w rodzie takiej
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
dzi kowa a za zaszczyt, jaki j spotka . Nagle znale li si w jej pokoju. Us ysza a ostatni my l wilków: "Od tej pory Tengel Z y nie mo e wyrz dzi ci krzywdy, nie mo e ci zobaczy ani wyczu . Dzi kujemy za pomoc, Vanju z Ludzi Lodu!" w w - Tok . cja wam dzi kuj ! - zawo a, gdy ju mia y j .c .d o .d o c u -tr a c c u -tr a c k opu ci . - Mam nadziej , e wkrótce si zobaczymy. "Spotkamy si , gdy nadejdzie czas". Pomacha a im r na po egnanie i patrzy a, jak znikaj na tle ciemnego nieba. Mrok nocy rozja nia o kilka gwiazd. Vanja zastanawia a si , gdzie one si podziewa y podczas jej podró y. Przez ca y ten czas nie widzia a ani jednej gwiazdki, jedynie chorobliwie blady ksi yc. I on tak e nie by zwyczajny. Po jakich w ciwie wiatach w drowa a?
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
osoby. Pani, która o mieli a si przekaza mu troch ploteczek na temat Ludzi Lodu, wspomnia a co jakiej Benedikte. "Ale z niej bardzo przyzwoita osoba, zam na z przysz ym profesorem, cho w -ciwie nie ma na czym oka zawiesi . Ona jest dotkni ta z ym dziedzictwem! " w w "Z. cym dziedzictwem?" spyta Frank. .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k "Tak. Tacy si rodz ". I ta odpowied musia a mu wystarczy , nie chcia bowiem wyda si zbyt ciekawski, a poza tym rodzina Lind nie obchodzi a go zbytnio. Tak mu si wtedy wydawa o... Dwór z bliska sprawia o wiele lepsze wra enie. Wiod a do niego aleja starych lip, a budynki okaza y si rzeczywi cie bardzo wiekowe, lecz w doskona ym stanie. Potrafi dopatrzy si licznych ladów przebu-dowy, ale samo j dro, zachodnia cz , musia a zosta wzniesiona w niepami tnych czasach. Drzwi otworzy mu jedenastoletni ch opiec. Przywita go uprzejmie i powiedzia , e nazywa si Andre Brink, to jego nowe nazwisko, bo tatu i mamusia nareszcie mogli si pobra i on mo e nazywa si tak samo jak tatu , a jego mam jest Benedikte, a dziadkiem Henning. Wszystko to wyrzuei z siebie jednym tchem. Frank Monsen serdecznie podzi kowa za dok adne informacje i zdj kalosze w hallu. Zaraz przysz a pani Agneta, by go przywita , przyg adzi wi c g adkie, ciemne w osy, ubrudzi si pomad i musia wytrze ce chusteczk do nosa. Poproszono go do salonu. Dostrzeg j natychmiast. Pi kniejszej dziewczyny nigdy jeszcze nie widzia . Jej widok wprawi go w takie zmieszanie, e nie zwa aj c na nic ruszy przed siebie i przywita si z ni jako pierwsz . Uk oni a si , co Franka nieco speszy o, ró nica wieku mi dzy nimi nie by a wszak tak wielka. Trzydzie ci dwa lata to przecie aden wiek dla m czyzny. Przywita si z pozosta ymi, z przysz ym profesorem (cho o tym, rzecz jasna, gospodarze nie wspomnieli), jego on Benedikte, która rzeczywi cie nie by a urodziwa, ale za to bardzo mi a. Dlaczego o ludziach nie obdarzonych szczególn urod zawsze si mówi: "Ale wygl da na mi ". Jakie ta niespsawiedliwe! Jakby to mia o by balsamem na rany. By te gospodarz, Henning Lind z Ludzi Lodu. Ten dopiero wygl da na mi ego! Nie mo na by o tego nie zauwa , musia by niezwykle wszystkim yczliwy. Dlaczego parafianie nigdy o nim nie wspominali? To agodne spojrzenie Chrystusa musia o by znane w ca ej okolicy! Frankowi niemal zy zakr ri y si w oczach od ca ej tej uderzaj cej atmosfery dobroci. Byli tak e dalsi krewni o nazwisku Volden, ich widzia kiedy w ko -ciele. Wspania e uczucie, jakby spotka starych przyja-ció . Ich syn Christoffer by lekarzem w szpitalu Drammen, mój ty wiecie, ale ta rodzina musia a by znacznie wy szego rodu, ni w pierwszej chwili mu si wydawa o! I jeszcze m oda ona doktora, która zrazu sprawia a wra enie, jakby nie pasowa a do ca ej rodzi-ny, ale natychmiast okaza o si , e by to mylny os d. Mia a na imi Marit i nosi a na r kach roczne dziecko. Wszystko to Frank Monsen rejestrowa zaledwie po owicznie, bo jego my li nie opuszcza y tej, która sta a za jego plecami. Nie mia si bodaj odwróci , by na ni spojrze , mia wra enie, e to zdrada wobec zmar ej ony. Ale owdowia ju trzy lata temu, a przecie nie móg sam do ko ca swych dni! Ile lat mog a mie ta dziewczyna? Dziewi tna cie, dwadzie cia? Na imi mia a Vanja, niezwyk e imi , w ciwie rosyjskie imi m skie, zdrobnienie od Iwana. Frank nie wiedzia , e Ludzie Lodu maj tendencj do nadawania swoim dizieciom imion pasuj cych za-równo dla ch opca, jak i dla dziewczynki. Villemo, Heike, Vanja... Ale w tej panience nie by o nic ch opi cego. Trudno sobie wyobrazi bardziej kobiec istot . Ten male ki nosek, przyozdobiony czaruj cymi piegami, delikatnie zarysowane usta i wielkie oczy. No i w osy! Bujne sploty w kolorze po yskuj cej miedzi... Musi by zar czona, a w ka dym razie na pewno oddzia y wielbicieli przypuszczaj nieustanny szturm. Ale chyba wcale tak nie by o. Ta Benedikte Brink wspomnia a zatroskana, e Vanja ma o przebywa z in-nymi m odymi lud mi. Mo e wi c b dzie móg ... Drgn gwa townie, zorientowawszy si , e ojciec dziewczyny, Henning Lind, od d szego czasu co do niego mówi. - To bardzo przylemny m ody cz owiek - powie-dzia a Agneta do swej córki, kiedy Frank ju wyszed . - Kto taki? - spyta a Vanja. Biedna Agneta! Teraz naprawd zrozumia a, e sytuacja jest beznadziejna. Ale Frank Monsen nadal sk ada im wizyty, za-proszony czy nie. Zaprzyja ni si z Sanderem Brin-kiem, który, rzecz jasna, natychmiast przejrza jego taktyk . Frank by jednak sympatycznym cz owiekiem, mi o si z nim gaw dzi o, a poza tym zna si na wielu sprawach, dlaczego wi c nie mieliby poroz-mawia ? Nie za ka dym razem m ody katecheta spotyka Vanj . Na ogó przebywa a w swoim pokoju albo wychodzi a z dzie mi, Andre i Vetlem, albo te by a u Malin. Kiedy Frankowi raz czy drugi si powiod o móg porozmawia z Vanj , nie posiada si ze szcz cia przez wiele kolejnych dni, rozwa i dodawa znaczenia ka demu s owu, jakie do niego wypowie-dzia a, i przekonywa si , e dziewczyna jest nim tak samo zainteresowana jak on ni . Wcale tak nie by o. Z czasem jednak Vanja przynaj-mniej zacz a dostrzega jego istnienie. Traktowa a go jako przyjaciela rodziny i sta a si wobec niego bardziej otwarta. Nigdy nie przysz o jej do g owy, e Frank mo e kocha si w niej na zabój, jej my li nawet nie potr ci y o t spraw . Dlatego prze a prawdziwy wstrz s, gdy pewnego dnia Henning przyszed do jej pokoju, usiad i powa ny mimo u miechu powiedzia : - No, my , e nasza dziewczynka ma ju prawdziwego zalotnika! Vanja poderwa a si na równe nogi. - Kto taki? Ja? - Tak. Frank Monsen uroczy cie poprosi dzisiaj twoj r . Chyba si tego spodziewa ? - Frank? - Jeste zaskoczona? On zrozumia , e odwzajem-niasz jego uczucia. Inaczej nigdy by si nie o mieli . - Bo e, miej mnie w swojej opiece - szepn a Vanja pobiela ymi wargami. - Ale ja... Henning czeka . My li Vanji wirowa y w g owie. Tamlin. Tamlin, wielka mi jej ycia... Marco powiedzia , e Vanja musi urodzi dziecko, które z kolei wyda na wiat wybranego z Ludzi Lodu... Frank Monsen? Frank Monsen w roli ojca i kochanka? Ta my l wyda a jej si absurdalna. Ale mo e wcale taka nie by a? Wiedzia a, e nigdy ju nie ujrzy Tamlina, a al po nim przez ca e ycie b dzie j pali jak otwarta rana. Gniew i niena-wi , jakie ostatnio jej okaza , tak bardzo, bardzo bola y... Frank by sympatycznym cz owiekiem. Do przystojny, w ka dym razie sprawia mi e wra enie. Ale musi przesta nosi kalosze i pomadowa w osy. kapeluszu wygl da jak stary dziad. I w przeciwie stwie do niej jest bardzo religijny, ale to wynika z jego wrodzonej dobroci. Vanja czu a, e Frank jest naprawszlachetnym cz owiekiem, prawdziwym chrze cija-ninem, bez odrobiny ob udy! Ale ona by a... zbezczeszczona, czy nie tak si to nazywa o w kr gach ko cielnych? Po tym, co wyprawia z ni Tamlin, ju dawno przesta a by dziewic . To na pewno nie pozostanie nie zauwa one! Na mi bosk , co mia a robi ? Vanja zorientowa a si , e ju my li w kategoriach ma stwa z Frankiem. Co mia a do stracenia, kiedy pczecie musi wyj za m , a po zwi zku z Tamlinem nie pokocha ju adnego ziemskiego m czyzny. Musi uroclzi dziecko, taki jest jej obowi zek wobec rodu, a do tego Frank nadaje si tak samo jak ka dy inny. pewno ci oka e si wspania ym ojcem, wiernym troskliwym ma onkiem. Mój Bo e, jak e to tr ci o nud ! Ale Vanja uwierzya, e ma stwo z Frankiem b dzie mog o funk-cjonowa . Ile osób zawiera zwi zek ma ski z mi o- ci? O wi kszo ci ma stw decydowali
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
W tym czasie Benedikte by a jej najbli sz przyja-ció . Cz sto rozmawia y o tym, jak to mo na po lubi katechet , kiedy samemu nie odczuwa si potrzeby tego rodzaju duchowej strawy. Benedikte prosi a, aby Vanja dobrze si zastanowi a, czy nie wyrz dzi Fran-kowi krzywdy, Vanja twierdzi a jednak, e takie niebezpiecze stwo nie istnieje. - Mam na tyle spokojny temperament - o wiadczy a - e nie b mia a adnych trudno ci z przy-stosowaniem si do nowej roli. Benedikte popatrzy a na ni badaw zo. Owszem, ostatnio m odsza siostra okazywa a rzeczywi cie spo-kajne usposobienie, ale sprawia a te wra enie, e wszystko jest jej oboj tne, i to budzi o przera enie Benedikte. Benedikte ogromnie zasmuca fakt, e nie potrafi zrozumie Vanji. Co ta dziewczyna ukrywa? Pociesza o j , e Marco zdo nawi za z ni kontakt, kiedy ostatnio bawi w Lipowej Alei. Vanja nie by a wi c ca kiem sama. W takim razie Benedikte mimo wszystko pomog a m odziutkiej dziewczynie, to ona przecie wezwa a Marca. "To zbyt trudne dla ciebie", powiedzia jej wtedy Marco swym agodnym g osem i sam zaj si Vanj . Ta wiadomo nape ni a j spokojem, cho Benedikte zdawa a sobie spraw , e jej m odziutka krewna wiele ukrywa. Gdyby tylko uda o jej si przebi przez mur, który Vanja zbudowa a wokó siebie! - I jak, Vanju - spyta a kilka dni pó niej. - Zdecydowa si ju na Franka? Vanja ci ko westchn a. - Tak, prawd mówi c, tak. Dosz am do wniosku, e lepszego m a nie znajd , trudno te o sympatycz-niejszego cz owieka. My wi c... e dam mu od-powied , kiedy przyjdzie jutro wieczorem. - To dobtze - Benedikte odetchn a z ulg . - Dokona m drego wyboru. Gdybym mog a wybiera , pomy la a Vanja, wy-bra abym Tamlina. Ale on ju nie istnieje, nie ma go w moim wiecie. A Frank jest drugim z kolei. Doskonale nadaje si na ojca dziecka, ma wszelkie zalety, jakich mog abym sobie yczy . Niech wi c ju b dzie po wszystkim! Im szybciej, tym lepiej. Nast pnego wieczoru o wiadczyny Franka zosta y przyj te i katecheta nie posiada si z rado ci. Nie móg w to uwierzy . usznie post pi , nie do ko ca uwa aj c si za szcz ciarza, bo Vanja prawie od razu urz dzi a mu zimny prysznic, po którym ledwie móg z apa oddech. - Frank, najpierw musisz mnie wys ucha - zacz a, on kiwn g ow , zaskoczony jej powa min . Jaka ona liczna! - Frank, zanim zdecydujesz si mnie po lubi , musisz si czego o mnie dowiedzie . Nie b niczego owija w bawe : nie jestem nietkni ta. Frankowi zabrak o tchu w piersiach. - Co ty mówisz? - szepn przera ony. Gdzie ona si nauczy a takich wyra ? I czy... stroi sobie z nie-go arty? Nie, nadal zachowywa a niezwyk powag . Ale to przecie niemo liwe! Jego narzeczona, jego czysta, bia a jak nieg Vanja! Frank poczu si niemal chory, nie móg wydusi z siebie s owa. Vanja popatrzy a na niego ze smutkiem. - Zgwa cono mnie - szepn a, nie mog a przecie wyzna , e przez wiele miesi cy, a nawet chyba nale oby powiedzie : lat, kocha a si z demonem! Takich rzeczy nie mo na wyzna zwyczajnemu cz o-wiekowi, a tym bardziej katechecie. - Zgwa cono? - powtórzy bezg nie, nie mog c poj sensu tych s ów. - Tak. To nie by a moja wina, Frank. Sz am sama przez wzgórze, mniej wi cej rok temu... (Mój Bo e, jak atwo przychodzi y k amstwa, kiedy ju si raz zacz o!) Nagle pojawi si jaki m czyzna, najwidoczniej ju na mnie czyha , ntgdy go nie widzia am, ani przedtem, ani potem, i rzuci si na mnie, zanim zrozumia am, o co chodzi. Byli my tak daleko od ludzi i nikt nie móg s ysze moich krzyków, i... - Och, nie mów ju nic. - Frank nie chcia d ej tego s ucha . Jego ma y kwiatuszek, jak ona mog a? Jak mog a tak go oszuka , pozbawi ... Nie co te on my li? To przecie nie jej wina! Co ona robi a sama w lesie? my la zrozpaczony. Czu si oszukany, wyrwano mu taki smaczny k sek. Och, to straszne, niegodne s owa w takich okoliczno ciach, ale by oszo omiony, niemal chory z nienawi ci do tego cz owieka, który wyrz dzi mu tak krzywd . Jemu? Bo e, wybacz mi, pomy la Frank i przymkn oczy bokim alu. To przecie j skrzywdzono, a mnie wyznaczy , Panie, bym niós jej pociech i wsparcie. Wybacz moje egoistyczne my li! I poniewa Frank by naprawd dobrym cz owiekiem, wzi Vanj w ramiona, wybaczy jej (och, Bo e, znów to samo!) i powiedzia , e to nie ma dla niego adnego znaczenia, a Vanja poczu a si zawstydzona i winna. Spoczywaj c w jego obj ciach niczego nie czu a. Siedzieli sztywno na w skiej kanapie, na której do trudno by o im si obejmowa . Zacisn a z by i pomy la a jeszcze raz: oby ten Iub i p odzenie dziecka by o ju za nami! Tak jednak si nie sta o. W ramach swego kszta cenia Frank musia powi ci rok na dzia alno misyjn . Wiedzia o tym wcze niej i powinien by spe ni ten obowi zek ju dawno temu. Kiedy up ywa y lata, a jego wci nie wzywano do wyjazdu, doszed do wniosku, e zrezyg-nowano wobec niego z tego zamiaru. Myli si jednak. W najmniej odpowiednim momen-cie nadesz o pismo wzywaj ce go do wyjazdu. Rok Chinach. Nie, nie móg zabra ony. Da wiadczenia tego kraju by y jak najgorsze, poza tym niedawno st umiono wielkie powstanie, podczas którego zgin o wielu misjonarzy. No i przecie chodzi o zaledwie jeden rok. Na lub wi c nie by o czasu. Frank rozpacza , ale Vanja przyj a to spokojnie, niemal uw aczaj co spokojnie. Kiedy odprowadza a go na statek, który mia go powie w sin dal, nie zdo a uroni cho by jednej zy. By jej mi ym znajomym, mo e przyjacielem, ot i wszystko. Jej ycie sta o si teraz spokojniejsze. By a zar czona, nie zagra y jej umizgi kolejnych kawalerów. Mog a bez przeszkód odda si rozmy laniom. Ale los zgotowa jej wi cej niespodzianek. Tu przed powrotem do domu po rocznym pobycie w Chinach Frank okaza si na tyle nieroztropny, by wpl ta si w polityczne niesnaski w prowincji, w której przebywa . Widzia wokó siebie ogrom niesprawied-liwo ci, a jego dusza chrze cijanina nie pozwala a mu si z tym godzi w milczeniu. Wtr cono go do wi zienia, przede wszystkim dlatego,
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
rodzice, Frank by z pewno ci jednym z najlepszych m czyzn, jaki móg si jej traf . w w Tamlin... O, Tamiinie, mi ci mojego gcia! .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Unios a g ow . - Zastanowi si nad tym - obieca a. Do osobliwy by Fakt, e nigdy nie si ga a my dalej ni do czasu urodzenia dziecka, które musia a wyda na wiat. Pó niej Frank jak gdyby mia opu ci jej ycie, nie potrafi a sobie wyobrazi , e dzie z nim do ko ca swych dni. Wszystko to jednak tkwi o wy cznie jej pod wiadomo ci, otwarcie nigdy w ten sposób nie my la a. By mo e po lubi Franka, to wcale nie wydawa o si niemo liwe, potem urodzi im si dziecko, na to bardzo si cieszy a. A pó niej - koniec. wiat jej wyobra nie si ga dalej, jak gdyby mocno postanowia drzwi do przysz ci pozostawi zamkni te.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
Twarz Vanji natychmiast rozja ni a si w u miechu nieoczekiwanej rado ci. - Tamlin! Nie, to nie mo e by prawd , nie wierz to! - Nie ciesz si za wcze nie - uprzedzi j . - Pami tasz, co ci obieca em ostatnio? - e mnie zabijesz? Dobrze to pami tam. Nie b ci powstrzymywa , bo aden cz owiek na wiecie nie bardziej bezsensownie ni ja przez ostatnie lata. Musisz tylko troch poczeka ... Tamlin nie spuszcza z niej wzroku. Wygl d demo-nów z up ywem czasu niewiele si zmienia. Je li s straszne, pozostaj takie na wieki, pi kne - nigdy nie trac swojej urody. Ale Tamlin si zmieni . Bi a od niego udr ka samotno ci. W oczach i cikach ust czai o si zm czenie i cierpienie, cho jego skóra by a równie g adka jak kiedy , a koloryt tak samo wyrazisty. - Na co mam czeka ? Czy mo e opowiedzie mu o Franku? O dziecku, które musi urodzi ? Czy to nie sprowadzi nieszcz cia na Franka? - Nie wiem, czy mog ci to wyzna , Tamlinie. Musz chroni przed tob ziemsk istot . aby, przepojony gorycz u miech na moment pojawi si na jego ustach. - Je li wydaje ci si , e wolno mi przebywa wiecie ludzi, to wiedz, e si mylisz. Mog dotrze do ciebie tutaj, w tym miejscu, ale nigdzie indziej. - Dobrze, powiem ci wi c, o co chodzi. dzie musia a tylko czuwa , aby Frank i dziecko nie zbli ali si do tego zaczarowanego miejsca. Vanja zrozumia a ju , gdzie si znajduje, cho trafi a tu ca kiem przypadkowo. Gdyby wcze niej o tym wie-dzia a! Tyle zmarnowanych lat! Opowiedzia a Tamlinowi o dziecku, na które czekaLudzie Lodu i które musia a urodzi . Widzia a, e bardzo mu si to nie spodoba o. - Obiecuj , Tamlinie! Przyrzekam, e tu wróc , kiedy dziecko ju przyjdzie na wiat. B dziesz móg mnie u mierci , je li zechcesz.
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
e Chi czycy nie mogli zrozumie , o co mu chodzi. Na wszelki wypadek postanowili usun go na bok. Nie mieli go zg adzi , gdy zabójstwa misjonarzy w poprzednich latach wy-wo y i tak zbyt wielkie poruszenie w wiecie. W Lipowej Alei nie przestawano si dziwi . Z pow cz ktku wokó osoby Franka panowa a ca kowita cisza, ale wreszcie nadesz a wiadomo ze zwi zku mis-janarzy, którego by cz onkiem. Frankw . d o c .c .d o k. c u -tr a c Monsen znalaz si w niewoli, ale jego sprawa jest w toku. Trudno co prawda nawi za kontakt z tymi, którzy go uwi zili, jeszcze trudniej prowadzi c u - t r a c rozmowy, ale nie wolno traci nadziei. Vanja czeka a. Ca a rodzina trapi a si jej nieszcz ciem, ale ona nie wygl da a wcale na zmartwion . Frank kiedy wróci do domu, a do tego czasu ona przynajmniej b dzie mia a spokój. Niczego wi cej nie wymaga a. Czas jednak up ywa i w ko cu zacz a si o niego niepokoi . Frank by przecie takim mi ym cz owie-kiem, wszystkim dobrze yczy . Dlaczego musia o si to przytrafi w nie jemu? W Norwegii w tych latach wiele si wydarzy o. Jej mieszka cy od dawna ju nosili w sobie idee wolno ci i ich przemawiaj cy w imieniu narodu osiciele Bjornstjernem Bjornsonem na czele gromadzili wokó siebie coraz liczniejsze rzesze zwolenników. W roku 1905 spe ni y si marzenia. Król Szwecji Oskar II z ci kim sercem musia podpisa stosowne papiery, inaczej mog o doj do wojny. Po raz pierwszy od sze ciuset lat Norwegia sta a si wolnym, samodzielnym krajem. Mia a w asnego króla, królow i nast pc tronu. Zapanowa a ogólna rado . Dzieci w Lipowej Alei ros y. Andre by ju m o-dzie cem, ma y Vetle zacz chodzi do szko y. A doro- li wyra nie si starzeli. Malin i Per Voldenowie dobiegali siedemdziesi tki, Henningowi nied ugo mia- o stukn sze dziesi t lat. Czas p yn nieub aganie, cho oni poznawali to jedynie po dzieciach, które z ka dym rokiemn doro la y. Nadszed pewien wiosenny wieczór roku 1909. Vanja, która sko czy a dwadzie cia pi lat, spacerowa a po lesie rozmy laj c o swoim yciu. Otrzymali wiadomo od Franka. Konsulat zdo nareszcie go odnale , by wolny i wraca do domu. Ale podró z Chin trwa a d ugo, nie zawita do domu jeszcze przez kilka tygodni. Zapomnia a ju , jak wygl da Frank. By dla niej tylko wymówk , najlepszym rozwi zaniem uniemo -liwiaj cym po lubienie kogo , kogo absolutnie nie b dzie mog a znie . Wiedzia a jednak, e musi urodzi dziecko, na które czekaj Ludzie Lodu. Dziecko, które z kolei wyda na wiat Wybranego. Frank musia wi c wróci do domu, by "spe ni swój obowi zek". Vanja u miechn a si z gorycz . Postara si by dla niego dobr on , on na pewno b dzie jej potrzebowa , zw aszcza po trudnych latach sp dzonych w straszliwym wi zieniu. Dosz a na szczyt wzgórza. Roztacza si st d widok na ca parafi . Widzia a Lipaw Alej , pi kny stary dwór znikn prawie w ród nowoczesnych willi, które napiera y ze wszystkich stron. A tam... niemal tu pod ni , w miejscu, gdzie teraz by park, le o kiedy Grastensholm. Vanja nie widzia a nigdy starego dwo-rzyszcza, zawali o si jeszcze w czasach Sagi. Ca a historia Ludzi Lodu kry a si tam, w ród drzew. Wszystko odesz o, a mimo to tkwi o w tym miejscu i nadal b dzie tam tkwi , cho go cie prze-chadzaj cy si po parku nie domy lali si nawet, co rozegra o si kiedy na starym dworze. Sta a chwil w miejscu, zatopiona w my lach, po czym skierowa a si do lasu. W powietrzu czu o si ciep o, jakby lato postanowio ju nadej . Przed ni , na ma ej polance, ta czy a para motyli, odfrun a do ska y i znów zawróci a w jej stron . ród drzew rozbrzmiewa piew drozda, poza tym panowa a cisza, owszem, s ycha jeszcze by o brz czenie pracowitych trzmieli i pszczó , a z oddali dobiega szum z rzadka przeje aj cych automobili. Mi dzy ich przejazdami panowa a b ogos awiona ci-sza. Niezwyk a polanka przypomina a jakby wi te miej-sce. Na rodku w ród traw widnia a okr a kamienna yta. Przy samej skale jacy w drowcy rozpalili kiedy ognisko, zbudowali palenisko, na którym pewnie chcieli zagotowa kaw . Poza tym nie wida adnego ladu pozostawionego przez cz owieka. Vanja, zamy lona, przysiad a na kamiennej p ycie, nie maj c poj cia, e w nie tutaj Heike i Vinga przed ponad stu laty wywo ali szary ludek. To miejsce by o wiadkiem wielu niesamowitych wydarze w czasach Sol, Kolgrima i Ulvhedina. Najdziwniejsze jednak nast pi o za ycia Heikego. To, e tu w nie zgin s dzia Snivel, rozszarpany na strz pki przez szary ludek, najlepiej przemilcze . Ale Vanja co wyczu a! Jakie niezwyk e wibracje ogarn y ca e ua o. Nie s dzi a, by mog o je wywo co z zewn trz, uzna a, e to w jej organizmie nagle zachwia a si równowaga. Mo e to skok ci nienia, mo e ogarn a j zwyk a s abo . By o to uczucie do nieprzyjemne, ale i fascynuj ce zarazem. Poniewa nie czy a swego stanu z pod em, na którym siedzia a, nic mia a zamiaru wstawa . Czy bym by a chora? pamy la a. Nie, nic mi chyba nie dolega, jestem niezwykle... Tok jej my li przerwa nagle g os, którego nigdy nie zdo a zapomnie . Ochryp y, g uchy. - Nareszcie! Nareszcie ci odnalaz em, Vanju! wi c tu jest korytarz! Odwróci a si gwa townie, jakby kto obok wy-strzeli z pistoletu. Na kamiennej p ycie tu przy niej siedzia Tamlin. ROZDZIA XIII
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
osy i niemal wszgstkie z by. Stale marz i niedoma-ga , a Vanja wspó czu a mu i robi a dla niego co mog a. Ale tak jak kiedy uzna a, e jest dostatecznie sympatyczny, by mog a go po lubi , tak teraz czu a obrzydzenie na sam my l, e mia by j tkn . Owszem, odczuwa a wspó czucie i lito , ale czu? Jej uczucia dla niego nie si galy a tak daleko. Mra a wra enie, e jest o wieki od niej starszy. Dr czony reurnatyzmem porusza si jak starzec, bez-z bny, trz cy si , bez w osów, bez mi ni, z brzu-chem starego cz owieka... Ale dla niego ona by a jak sen. Frank nie rozumia , jak bardzo si zmieni . Nadal by tym samym dobrym, yczliwym cz owiekiem, ale jego usposobienie si odmieni o, niestety wcale nie na lepsze. Nie zdawa sobie sprawy, jak bardzo na wszystko narzeka. Nie bezpo rednio, nie wprost, ale stale powtarza : "Czy mog aby przynie mi sweter, Vanju? Okropny tu przeci g" albo "Czy my lisz, e mog zje t ostatni kromk chleba? A boli patrze , ile si tu wyrzuca, a ja tak d ugo nie mia em chleba, wiesz przecie o tym". Podobne zdania s ycha by o przez ca y czas, bo Frank mieszka teraz w Lipowej Alei, nie mia bowiem innego domu w Norwegii. Ona go oczywi cie rozumia a bardzo chcia a mu pomóc, ale nie rz dzi a swoimi uczuciami, by y... puste. Benedikte obserwowa a j przez tydzie , po czym odby a powa rozmow ze sw przybran siostr . - Kochana Vanju, przez ca e lato wprost tryska rado ci , a nas wszystkich tak cieszy o, e nareszcie wydoby si z tej straszliwej depresji. Ale teraz... kiedy Frank wróci do domu, a ty powinna si cieszy bardziej ni wszyscy, ca kowicie si za ama . - Naprawd ? - przerazi a si Vanja. - Nie my -
o
m
lic
m
C
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Vanja nie ywi a adnych uczu dla nie narodzonego dziecka. By a pewna, e w Lipowej Alei ma emu b dzie dobrze tak e i bez niej. Zajmie si nim Benedikte albo Christoffer i Marit. Vanja nie wiedzia a nic o instynkcie macierzy skim, o tym, jak w jednej chwili oboj tno w w czy .niech do dziecka mo e przemieni si w mi . Tamlin siedzia z kolanami podci gni tymi pod c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k brod , otoczywszy je ramionami. Nie patrzy ju na ni , wbi wzrok w kamienn p yt . - S dz , e nie potrafisz wyobrazi sobie mojej samotno ci, Vanju - powiedzia z wysi kiem, odwyk y od mówienia. - Rok za rokiem kr w pró ni? O, tak, na pewno nie potrafi w pe ni ci zrozumie , ale ju to, co czuj , nape nia mnie szale czym strachem. Podniós wzrok, w jego oczach dostrzeg a smutek, jakiego dotychczas nigdy nie widzia a. - Dlaczego wi c mia bym ci zabija , skoro jeste jedyn istot , do której mog dotrze ? - Ja nie b a d ugo, Tamlinie. Czas dany cz owiekowi jest taki krótki. -B ci kocha tak d ugo, jak d ugo b dzie istnie wielka nico . Vanja drgn a poruszona. - Co powiedzia ? Kocha ? Ty? - Tak. Czy s ysza kiedykolwiek co równie niem drego? Kochaj cy demon! - Wcale nie uwa am tego za niem dre - powiedziaa mi kko, czuj c, jak mocno wali jej serce. Tamlin j kocha , to... to niepoj te! - A poza tym nie jeste ju demonem, to niemo liwe. Odwróci g ow . - Wiem o tym. Jestem niczym. Jedynie cz stk wielkiej nico ci. Vanja przysun a si odrobin i uj a go za r . Pozwoli jej na to, lecz nie odpowiedzia u ciskiem. Nadal nie odwraca g owy. - Ale tu na t polan musieli przychodzi i inni ludzie! - uprzytomni a sobie Vanja. - Pewnie siadywali te na tej p ycie. - Tak, ale do nich nie potrafi dotrze . I nie chc . Tylko ty i ja... Tylko ty i ja! To by a prawda, nale eli do siebie od chwili, kiedy on nie by wi kszy od palca. - Tamlinie - powiedzia a z czu ci . Odwróci g ow i znów na ni patrzy . Vanja pog adzi a go po po yskuj cym zielono policzku. Nigdy nie lubi takich pieszczot, ale teraz uj jej d i delikatnie uca owa wszystkie palce. By inny, znika gdzie jego brutalno i z liwo . Vanja przytuli- a czo o do jego czo a, a on d mi leciutko dotyka jej twarzy, szyi i ramion, jak nigdy dotychczas. - Jestem taki samotny - szepn . - Tak straszliwie samotny. W jego szepcie Vanja us ysza a milcz cy powiew wieczno ci, pustki, w której kr . Nie potrafi a sobie wyobrazi , jak tam jest, zreszt nie bardzo to obchodzi o, w tej chwili by a szcz liwa, czu a Tamlina ka dym nerwem skóry. Jej usta odnalaz y jego wargi, bo dosz a do wniosku, e to ona musi przej inicjatyw . Tamlin nie wiedzia nic o czu ci i oddaniu, zawsze na miewa si z jej sentymentalnych bzdur, zawsze zmierza prosto do celu. Ale tym razem tak nie by o. Najwidoczniej sporo si jednak nauczy z jej dawnych "bzdur"! Jego poca unek pocz tku by ch odny, nie mia y, jak gdyby wstydzi si swych uczu , ale zaraz sta si romantycznie nami t-ny. Przez chwil . Pó niej Vanja z ca pewno ci mog a stwierdzi , e Tamlin pragnie i innych dowodów mi ci. Nie zrobi o jej to przykro ci, bo i ona go pragn a. Dzie by ciep y i pi kny, male kie fio ki wianuszkiem otacza y kamienn p yt . Vanja zdj a ubranie. Kochali si d ugo, nami mie, znów byli blisko siebie, ale zupe nie w inny sposób, bo teraz Tamlin tak e ofiaro-wa jej czu , ciep o i dobro . Vanja patrzy a w twarz, któr tak ukocha a, i wie-dzia a, e nigdy, przenigdy nie potrafi pokocha niko-go innego tak mocno jak tego strasznego, ale jak e fascynuj cego demona. A mimo to nie mog a si z nim zwi za . Le eli spokojnie, przytuleni do siebie, gdy nagle Vanja nieco si odsun a. - Co si sta o? - spyta Tamlin. - Nie b mog a tego uczyni . - Czego? - Po lubi Franka, mie z nim dziecka. Pragn by tob . Czy nie mog z tob zosta ? - Ty nigdy nie dotrzesz do pró ni, a mnie nie wolno wchodzi do twego wiata. - A wi c chc umrze . Ju teraz. - I co z tego przyjdzie? B wówczas po dwakro bardziej samotny, bo wtedy nie b dzie i ciebie. Zosta na tym wiecie, Vanju, rób mi dzy lud mi, co tyIko chcesz, ale przychod tutaj, kiedy b dziesz mnie po-trzebowa ! - Potrzebuj ci w ka dym momencie mego ycia. Ale mój czas up ynie ju za kilka lat, Tamlinie. Ludzkie ycie w perspektywie wieczno ci jest takie krótkie. Tamlin przytuli si do jej policzka, a w jego g osie brzmia a rozpacz. - A wi c podaruj mi te lata! Wiem, e ludzie si starzej , ale b ci kocha , kieciy b dziesz stara, bez wzgl du na twój wygl d! Bo przecie ciebie kocham, nie upin , któr jest twoje cia o! I wtedy Vanja nabra a ca kowitej pewno ci, e Tamlin nie jest ju prawdziwym demonem. Prawd by o to, co sam powiedzia : by niczym. Tego lata ka dego dnia w drowa a na le polank . Czasami zostawa a tam a do witu! Znów czu a, e yje. A potem Frank wróci do domu. Vanja go nie pozna a. Wida by o, e wiele przecierpia . Ale ten wy-chudzony, stary m czyzna nie by tym samym Fran-kiem, który tak beztrosko wyje . Wypad y mu
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
la am... - S dzi , e tego nie wida ? Nigdy nie potrafi ukrywa swoich nastrojów. Co si sta o? Nie cieszysz si z cudownego ocalenia Franka? w w - Och, c . c oczywi cie, e si ciesz ze wzgl du na .d o .d o k. c u -tr a c k niego, pojmujesz to chyba! Ale nie ze wzgl du na siebie. Ja... zrozum, on nigdy nie znaczy dla mnie tak wiele, jak na przyk ad Sander dla ciebie, cau - t r a c teraz wszystko ju ca kiem si rozsypa o. Co ja mam zrobi , Benedikte? Nie chc go zrani ! Benedikte patrzy a na ni zatroskana. - Twoja rado tego lata, Vanju... Czy jest jaki inny m czyzna? Vanja wybuchn a miechem, który brzmia niezwykle gorzko. - Inny m czyzna? Nie, Benedikte, zapewniam ci , e nie ma innego m czyzny! Owszem, w jej yciu m czyzny nie by o. Tylko demon. Którego w dodatku trudno ju nazywa demonem. - Tak tylko my la am - nerwowo za mia a si Benedikte. - Codziennie wieczorem wychodzisz na przechadzk ... Vanja poderwa a si , ale zdo a odpowiedzie miar spokojnie. - Tak, lubi rozmy la w samotno ci i ci gnie mnie do lasu. Zawsze tak by o. - No, nie do ko ca. W okresie dorastania najch tniej zamyka si w swoim pokoju. Bo wówczas Tamlin by tam. - Ale bez w tpienia jeste typem samotnika - mó-wi a dalej Benedikte. - Vanju, bardzo bym chcia a, by mi si zwierzy a. Vanja o ma y w os zdecydowa aby si na to, opowiedzia a siostrze ca sw histori . Ale czy Benedikte by zrozumia a? Owszem, by a dotkni ta, ale nie by a Markiem. Marco rozumia , e demony istniej . Ale Benedikte...? Vanja patrzy a na siostr , Benedikte siedzia a wyprostowana i dostojna w bia ej sukni z wysokim ko nierzem, obszytym koronkami. U miecha a si mi kko, agodnie, a jednocze nie z trosk , w jej oczach nadal zna by o pokor , jak gdyby obawia a si , e nie zostanie zaakceptowana. Vanja zawsze uwa a, e Benedikte jest pi kna, ale bez w tpienia ca a jej uroda pochodzi a z jej duszy. Jak e cz sto przekle stwo Ludzi Lodu mia o wp yw na wygl d zewn trzny dotkni tych. Benedikte nie by a straszna, po prostu wysoka i niezgrabna, i mia a twarz o grubych, niecieka-wych rysach. Niecz sto wykorzystywa a swe nadprzy-rodzone zdolno ci, ale te i niecz sto zachodzi a taka potrzeba. By a szcz liwym cz owiekiem. Teraz jednak tak bardzo martwi a si o Vanj i tak ba a, e jej ycziiwo zostanie odrzucona, i m odsza z sióstr prawie stopnia a. Ale tylko prawie. Vanja westchn a g boko. - Pewnego dnia zwierz ci si ze wszystkiego, Benedikte, bo jeste mi bli sza ni moja rodzona matka. Ale nie potrafi o tym mówi . Napisz list. Benedikte odczu a ulg , kiedy nareszcie potwierdzi o si , e istnieje jaki problem. - Zrozumia am, e co ci dr czy - pokiwa a g ow . Marco o tym wie, prawda? - Tak, wiedzia , chocia nic mu o tym nie mówi am. Benedikte przytuli a m odsz siostr . - Dzi kuj , e zechcesz to wszystko opisa ! Nie spiesz si , po wi na to tyle czasu, ile ci potrzeba! - To prawda, potrteba mi czasu. Ale, Benedikte, nie porozmawia my o najwa niejszym. Co ja mam zrobi z Frankiem? - Tak strasznie ci od niego odrzuca? Vanja odwróci a g ow . - Sp dzi z nim ca e ycie? Nie wytrzymam. - A wi c nie wychod za niego. Wkrótce spotkasz tego w ciwego. - atwo ci tak mówi - ze smutkiem powiedzia a Vanja. - My lisz, e nie rozmawia am z Frankiem moich uczuciach? Nie jestem a taka zagubiona. Nie nale do tych, które po lubiaj m czyzn , aby tylko nie zrobi mu przykro ci i tym samym niszcz ca e jego ycie. Powiedzia am Frankowi, e nasz zwi zek wydaje mi si niemo liwy, poniewa oboje si zmienili my, ale jak my lisz, jak on zareagowa ? Wybuchn p aczem zagrozi , e odbierze sobie ycie. - Chyba nie potraktowa tego serio? - Z pocz tku zlekcewa am jego s owa. Ale on mówi powa nie! Kiedy przypadkiem wesz am do stajni i zasta am go wi cego p tl . Mia zamiar si powiesi ! - Ale , och...! - Benedikte by a do g bi wstrz ni ta. - Powiedzia am, e nie wolno mu tego robi , a on pad przede mn na kolana i b aga mnie, abym dotrzyma a danej mu obietnicy, bo jestem wszystkim, beze mnie nie ma po co . Vanja mówi a dalej zm czonym g osem: - Stan o wi c na tym, e zgodzi am si na ma stwo, ale tylko na rok. On uradowa si i powiedzia , e potem na pewno zmieni zdanie i zostan z nim ju na ca e ycie. Ale tak si nie stanie. Wytrzymam rok, ale ani chwili d ej. - A...potem? Vanja przymkn a oczy. - Zd przygotowa Franka, e nasz zwi zek nie mo e d ej trwa . - Nie o to pyta am, Vanju - agodnie powiedzia a Benedikte. - Je li wszystko u y si jak powinno, b dziecie mie dziecko. I co zamierzasz zrobi w takiej sytuacji? Przepi kna m oda kobieta popatrzy a jej prosto oczy. - Poprosi ci , aby zaopiekowa a si dzieckiem wiadczy a wyj tkowo stanowczo. Benedikte zrozumia a, e Vanja nie artuje. - A ty? - To b dzie napisane w li cie. Ach, Benedikte, dlaczego mam takie trudne ycie? Wybuchn a p aczem, a Benedikte próbowa a j utuli , jak robi a to wiele razy, kiedy Vanja by a jeszcze dzieckiem. W duszy czu a wielk zgryzot . Vanja bez w tpienia nale a do tych osób w rodzie, którym najmocniej przysz o cierpie . I zamyka a si w sobie ze swym cierpieniem, nie pozwoli a, by kto inny w nim uczestniczy . Pozwoli a na to tylko Marcowi. A jego ju nie by o. W pewien pochmumy listopadowy dzie Vanja jak zwykle wybra a si na przechadzk na szczyt wzgórza. Jej stopy zostawia y wyra ne lady na cienkiej warstew-ce wie o spad ego niegu, dr a z zimna i mocniej otuli a si szalem. Tamlin ju na ni czeka , tak jak ka dego dnia tego lata i jesieni. Vanja by a powa na. - Nie b mog a tu przychodzi , Tamlinie, przez mniej wi cej rok. Patrzy na ni zdumiony. - To nie mo e by prawda. Dlaczego? Spu ci a wzrok.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
- Jutro wychodz za m . I pragn dochowa wierno ci Frankowi, tyle przynajmniej musz dla niego uczyni . Niewiele wi cej mam mu do zaofiarowania. Tamlin mocno trzyma j w ramionach, opar czolo w w jej . c skro . .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - Uzgodnili my ju , e b dziesz swoim w asnym yciem tu na ziemi. Bez mojej ingerencji. Ale ca y rok... Paznokcie, które wpija y jej si w skór , wiele powiedzia y o jego zazdro ci i desperacji. - Musz , Tamlinie. Z am obietnic Ludziom Lodu. - Wiem o tym. Nienawidz tej obietnicy. - Ja tak e. Gdyby wiedzia , jak bardzo brzydzi mnie ta my l... Nie, nie chc le mówi o Franku, ale, Tamlinie, kiedy ju urodz dziecko, a mam nadziej , e nast pi to wkrótce, przyjd do ciebie. Ju na zawsze. Przygarn j mocno, bardzo mocno. Na zawsze, gorycz powtórzy a Vanja w my lach. Dla mnie nie ma zawsze. Czeka nas kilka wspólnych lat, b dziemy si tu spotyka . Ale, realnie bior c, i to jest niemo liwe, dopiero listopad, a mnie jest ju za zimno, nie b dziemy mogli spotyka si zim , musz to przyzna . Nie mog wej do jego wiata ani on do mojego. Doprawdy, czarna przysz rysuje si przed nami. Zwierzy a mu si ze swych my li i zap aka a w jego ramionach. Tego wieczoru kochali si dziko, nami tnie, jakby nie mogli si sob nasyci . Tamlin dawa jej tyle mi ci, ile Vanja jeszcze nigdy nie zazna a. I ona te nie pozosta a mu d na, odda a mu si ca ym cia em i dusz . Rozstanie doda o mi osnej schadzce ogromnej intensywno ci. Vanja zosta a na szczycie wzgórza d ugo w nocy. Kiedy jednak musia a w ko cu odej . Odsuwali moment rozstania w niesko czono , nie mogli si rozdzieli . Wreszcie, wbrew woli obojga, musia a wyrwa si z jego obj . Kiedy schodzi a w dó za nie onego zbocza, ma-j c wiadomo , e on nadal siedzi na kamiennej yue, czu a, e jej ycie si sko czy o. Gdyby teraz mog a umrze , spokojnie popatrzy aby mierci oczy. Ach, jak e nienawidzi a obietnicy z onej Ludziom Lodu! Jej wnuk mia by wybranym, tym, który podejmie ostateczn walk przeciw Tengelowi Z emu. Tengel Z y! Wszystko sprowadza si do niego, do tego j dra ich gorzkiej walki, które by o przyczyn ich nadludzkich cierpie . Vanja patrzy a na tego, który w nie zosta jej m em, i próbowa a wykrzesa z siebie cho troch cieplejszych uczu . Ogromnie by o jej go al, te wszystkie lata sp dzone w niewoli... S ysza a histori jego m ki, i to co najmniej pi tna cie razy! Dyskretnie szepn a mu kiedy , e istnieje co , co nazywa si sztuczn szcz i mo e zast pi z by, które utraci . W odpowiedzi us ysza a zdecydowane nie. Zosta o mu jeszcze do w asnych i nie b dzie wyrywa ich bez powodu. Owszem, masz jeszcze pi z bów, ale mo e by o ich wi cej, nie mia a ochoty liczy . Natomiast, praw-dopodobnie ze wzgl du na ni , zamówi peruk . By a obrzydliwa, z p ócienn podszewk , która prze wity-wa a przez sztywne sztuczne w osy. Znajdowali si w pokoju pa stwa m odych, gdzie mieli sp dzi pierwsz wspóln noc. Przez ostatnie miesi ce Frankowi nie le si o w Lipowej Alei, pod zapadni klatk piersiow stercza mu wydatny, okr y brzuch. Ale jestem paskudna, pomy la a Vanja. Gdybym naprawd go kocha a, nie zwraca abym na to uwagi. Uwa am, e jest obrzydliwy, i sama si siebie wstydz tak, e bliska jestem p aczu. Biedny, biedny Frank! A Frank nagle pad na kolana przy ku i zacz si modli . Vanja za mia a si nerwowo. - Prosisz o udane ma stwo? Podniós si , w pe nej krasie demonstruj c nie nobia e kalesony. - Nie, o udan noc. - Nie b si opiera - o wiadczy a krótko. - Wiem o tym, najmilsza. Modl si tylko o to, by mnie si powiod o. Co? Mia oby si ... nie powie ? I to po tym, jak niemal si zmusi j do tego ma stwa? - Czy masz jaki powód, by tak przypuszcza ? spyta a, dr twiej c. - No có , w niewoli bywa o ró nie. Rano... rano nic si nie dzia o - wyzna , ogromnie wstydz c si swoich s ów. Vanji ciarki przebieg y po plecach. - A pó niej? Frank bezradnie wzruszy ramionami. - Odrobin . Odrobin ? Odrobin ? Có to, u licha, ma znaczy ? - A wi c i ja tak e ci nie podniecam? Spojrza na sw m od on , przera ony jej bezporednio ci . - Nie wiem - odrzek w ko cu. Vanja czu a, e ogarnia j coraz wi ksza rozpacz gniew. - Nie wiesz? Przecie zdarza o ci si trzyma mnie obj ciach. Ca owa mnie? Nie znosi a tego, ale musia a mu pozwoli . - No, tak, to prawda - przyzna zawstydzony. - Bardzo lubi ci tuli . Do czorta! O... Vanja w duchu wymówi a ca wi zank przekle stw, ale przede wszystkim czu a al. Jak móg ? Dlaczego nic jej nie powiedzia ? Przecie tylko ze wzgl du na dziecko... a teraz okazuje si , e on nie mo e? Zacisn a z by. Da a si z apa w pu apk , ale jemu nie ujdzie to p azem! Prze yje noc, jakiej nigdy nie zapomni! Zanim wstanie wit, b dzie musia tego dokona , nawet je li przyjdzie jej pracowa nad nim ca noc! Posz o znacznie atwiej, ni Vanja si spodziewa a. M sko Franka jeszcze ca kiem nie umar a. Ale rzeczy-wi cie, prze noc, któr zapami ta mia na ca e ycie. Kiedy nareszcie nad ranem zasn , by potwornie wycie czony, bardziej zm czony ni kiedykolwiek niewoli. Ale to by o przyjemne zm czenie. Frank by dobrym cz owiekiem, czu ym i troskliwym, przed za ni ciem zapyta wi c sw m od on , jak si czuje. Vanja, odwrócona do niego ty em, schowana pod ko dr , w odpowiedzi mrukn a co niezrozumiale. Nie chcia a mu pokaza , e p acze. Nie zas ugiwa na to. RO2DZIA XIV Kiedy Vanja miesi c pó niej zrozumia a, e spodzie-wa si dziecka, b c sama w pokoju zacz a ta czy rado ci. Uda o si ! Jeszcze tylko kilka miesi cy dzie wolna! Zostanie z dzieckiem jakie dwa miesi ce, mo e trzy, ale nie d ej. D ej nie zniesie Franka, by a tego pewna.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
Ich ma stwo, kulawo bo kulawo, ale jako funkcjonowa o. Frank uwa , e s bardzo szcz liwi, jej napomknienia, e wkrótce si rozstan , przera y go. Czy to jakie dziecinne fanaberie? Chcia a spraw-dzi , na ile on j kocha? w w Jakie to niem dre! Nie mog a chyba mówi tego powa nie! Rozwód to rzecz nie do wyobra enia, nie .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k wolno nawet o tym my le . Sama zgodzi a si przecie stan przed o tarzem i obieca a kocha go na dobre i na z e, dopóki mier ich nie roz czy. Takich przyrzecze nie wolno ama . Frank wróci ju cz ciowo do pracy w ko ciele, teraz zastanawia si nad znalezieniem dla nich nowego domu. Nie mogli przecie na sta e zamieszka w Lipowej Alei, tam nie by o do miejsca. Frank rozkwita i znów stawa si m czyzn , którym si liczono. Niepewny i onie mielony bywa tylko w domu, przy Vanji. Mia wra enie, e ona go unika, nie wykazywa a te zbyt cz sto ch ci na mi osne igraszki, wymawia a si dzieckiem, które mia o przyj na wiat. No có , mi osne igraszki, to wyra enie zupe nie nie na miejscu. Frank nie lubi zabaw w ku. Uwa , e to sprawa bardzo powa na, i zszokowa y go mia e pieszczoty Vanji w ich pierwsz wspóln noc. agod-nie, lecz zdecydowanie da jej do zrozumienia, e przyzwoici ludzie tak si nie zachowuj , tylko dziewki uliczne i ladacznice okazuj tak mia w ku. No có , Vanja odczu a jedynie ulg , e nie musi nic udawa . W ka dy sobotni wieczór uk ada a si w trady-cyjnej pozycji, by a uleg , zgodn on . Ale Frank wielokrotnie zastanawia si , dlaczego jego ona wieczorami przez d ugi czas wpatruje si szczyt wzgórza z wyrazem nieprawdopodobnej sknoty w oczach. Frank zacz ty . Wiod o mu si coraz lepiej. Jada regularne posi ki w domu, a parafianie przy ka dej najmniejszej okazji zapraszali go na kaw i ciastka. Vanja sprawowa a si jak mog a najlepiej, dobrze gotowa a miecha a si yczliwie, cho w zamy leniu. Przeprowadzili si , znale li odpowiedni dom w pobli u. Za rok mieli przenie si do Christianii, bo Frankowi w adze ko cielne obieca y wa ne stanowisko. Ale ja nigdzie nie pojad , my la a Vanja. Dziecko, które mia a wyda na wiat, bardzo si jej ju sprzykrzy o. Miesi ce up ywa y nieprawdopodobnie wolno. Poza tym le si czu a w ci y, Frank tylko dzia jej na nerwy, a to dlatego, e go nie kocha a. On przecie nie móg nic poradzi na swój wygl d. Budzi niej coraz wi ksz odraz , zacz porasta t uszczem, urós mu podwójny podbródek i wa ki w pasie. Vanja czasami czu a, e jest niesprawiedliwa i niezno na, wiedzia a, e pewnego dnia wybuchnie gniewem, je li por nie poskromi swoich humorów. Nareszcie d ugi okres oczekiwania dobieg ko ca. Kiedy wyst pi y pierwsze bóle, zrobi a to, co po-stanowiono ju dawno: wróci a do domu, do Lipowej Alei. Dziecko mia o urodzi si tam, ca a rodzina sobie tego yczy a. Oprócz Franka, ale jego nikt nie pyta zdanie. Poród okaza si przera aj co trudny. Wszyscy byli przekonani, e le si sko czy, e oto na wiat przyjdzie kolejny dotkni ty przekle stwem. Tylko tego si spodziewano - wszak Andre i Vetle byli najzupe niej normalni. Akuszerka nie chcia a sama bra odpowie-dzialno ci za to, co si stanie, wsiedli wi c w nowy automobil Christoffera i ruszyli do szpitala. Mia o to by pierwsze dziecko w rodzie Ludzi Lodu, które przyjdzie na wiat w szpitalu. Dotarli na czas, dziecko bowiem pozwoli o na siebie czeka . Lekarzy uprzedzono, e mo e urodzie si zdeformowane do tego stopnia, e odbietze ycie matce, dyskutowano wi c o cesarskim ci ciu, ale nagle sytuacja zupe nie si odmieni a. Malec zacz rwa si na wiat i wszystko odby o si z osza amiaj pr dko ci . Agneta i Benedikte musia y czeka w korytarzu wraz z bladym jak trup Frankiem. on tak e wiedzia , e dziecko mog o by dotkni te. Ponure przewidywania okaza y si jednak przed-wczesne. Urodzi a si czaruj ca, s odka dziewczynka, jak najbardziej normalna. Z jednym tylko wyj tkowym szczegó em. Jej j zyk na koniuszku by rozdwojony. "To wi zade ko j zyka jest zbyt napi te", stwierdzi lekarz. "Wygl da prawie jak j zyk mii", orzek a Benedikte. Kiedy Vanja us ysza a o rozdwojonym j zyku córeczki, nagle jakby wst pi o w ni ycie. Oczy, w ostat-nich miesi uch matowe i oboj tne, zap on y jak dwa s oneczka. Tak jak wi kszo pocz tkowo niech tnych dziecku m odych matek zd a ju przywi -za si do swojej male kiej dziewczynki i niczym kamie m ski leg a jej na sercu wiadomo ko-nieczno ci dokonania wyboru. Kiedy jednak poka-zano jej j zyk dziecka, wybór nie by ju taki tru-dny. Poprosi a, by na chwil zostawiono j z ma-lutk sam . D ugo przygl da a si male kiemu stwo-rzeniu. - Tak - szepn a w uniesieniu. - Tak, to dziecko Tamlina! Poznaj jego rysy, cho u mojej dziewuszki s jak najbardziej ludzkie. To delikatne wygi cie w k ci-kach ust, górna warga odrobin podniesiona na rod-ku, lekko sko ne oczy. To córka Tamlina! Ale jak to mo liwe? Przypomnia a sobie ostatni noc, jak sp dzili razem. Noc w przeddzie jej lubu. Kochali si jak szale cy, cho to oczywi cie nie mia o znaczenia. Tamlin natomiast, kiedy Vanja opowiada a mu o Franku i o dziecku, które musia a urodzi , s ucha z diabel-skim b yskiem w oku. A wi c Tamlin móg sp odzi z ni dziecko! Dlaczego nie uczyni tego wcze niej? Przez moment rozgniewa a si na niego, ale wkrótce si uspokoi a. Nie zna a jego motywów, mo e ba si wyrz dzi jej krzywd , mo e s dzi , e takie mieszane dziecko czeka wyj tkowo trudne ycie? Rzeczywisto jednak go przeros a: jego ukochana Vanja musia a mie dziecko z ziemsk istot , której nienawidzi , cho nigdy nie widzia . Vanja zadr a. Gdyby Tamlin móg wej do wiata ludzi, Frank pewno ci nie zd by si zestarze ! Pokusa sta a si dla Tamlina zbyt silna. Sp odzi dziecko, zanim ów znienawidzony m czyzna mia okazj to uczyni . I znów ogarn j gniew na my l o niepotrzebnym ma stwie, którego mog aby unikn , gdyby Tamlin wspomnia cho by s owem. Ale mo e sam o tym nie wiedzia ? Mo e to wszystko sta o si tylko za spraw przypadku? Vanj przesta o to interesowa . Tuli a sw ma istotk i czu a, e odda a jej ca e serce. Pokocha a j , zanim jeszcze dowiedzia a si , e to dziecko Tamlina. Dziecko by o jej teraz dro sze ponad wszystko. Wybacz mi, Tamlinie, szepta a w duchu. Musz jednak zosta w wiecie ludzi. Nasza córka mnie potrzebuje. Ftank? Co ona pocznie z Frankiem? Nie zniesie ca ego ycia z nim. Rozwiedzie si , a je li on nie b dzie chcia da jej rozwodu, i tak go zostawi. I zabierze mu dziecko, które, jak s dzi , by o jego? A Tamlin? Nie wolno jej opu ci parafii, bo przecie tu znajdowa o si zaczarowane miejsce, w którym mogli si spotyka . Od tych wszystkich my li rozbola a j g owa, zadzwoni a wi c na piel gniark , by zabra a dziewczyn-k . W co ja si wpl ta am? pomy la a Vanja. Zabra a si do pisania listu, który obieca a Benedik-te. Mo e starsza siostra b dzie mog a co jej poradzi . Vanja wróci a z dzieckiem do domu, lecz nie do w asnego, a do Lipowej A ei, bo wcale nie wydobrza a. Przeciwnie, stan jej zdrowia stale si pogarsza . Zapad a na gor czk po ogow . Jej ycie zawis o na osku.
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
A przecie tak pragn a umrze , kiedy tylko wyda na wiat to przekl te dziecko! Teraz chcia a , w nie dla tego dziecka, musia a przetrwa dla ma ej, dla owocu mi ci jej i Tamlina. Tak bardzo pragn a zabra dziewczynk na polan i pokaza Tamlinowi jego córk ! w w W. ctakim stanie ju nigdzie nie zajdzie. .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k Benedikte, Agneta, Malin i Marit na zmian czuwa y przy Vanji. Doktor przychodzi dwa razy dziennie. Vanja by a zbyt s aba, by przewie j do szpitala, zbyt s aba na wszystko. Vanja wiedzia a, e mier jest ju blisko. aden lek nie skutkowa , gor czka przez ca y czas utrzymywa a si tak samo wysoka, trawi a cia o, nie pozwala a zobaczy córeczki. Nie mog a przecie zara-zi dziecka. Nadszed wieczór, kiedy przy Vanji czuwa mia a Benedikte. Szybko jednak zasn a w s siednim ku. Dzi w nocy umr , pomy la a Vanja. Ach, Bo e, nie chcia am, aby do tego dosz o! List! Benedikte musi dosta list! Vanja z wysi kiem obróci a si na bok, czu a, jak s abo w ciele stawia opór jej woli. Znalaz a list torebce i po a go na stoliku przy ku. Um czona opad a na poduszki. Kto stan w drzwiach. ody m czyzna, nie móg mie jeszcze dwudziestu lat. Vanja nigdy przedtem go nie widzia a. By bardzo pi kny, wysoki, jasnow osy, o przyjaznej twarzy. Do kogo on jest podobny? - Marco? - szepn a g no. Twarz rozja ni a mu si w u miechu. Tak, bardzo przypomina Marca. - Marco nie przyjdzie - odszepn . - Przys mnie. Chod ! - Ja mam i ? Ale ja... On ju jednak wyci gn r i uj j pod rami . Vanja poczu a si dziwnie lekko, jakby nic nie wa a. Tak, przecie Marco powiedzia przy ostatnim spotkaniu: "Od tej pory nie ja b przychodzi . Zast pi mnie inni". Chcia a zapyta , kim jest ów jasnow osy ch opiec, ale inne my li zaprz tn y jej g ow . - Czy wybieramy si daleko? - spyta a w hallu. - Tak - odpar z powag . Vanja gwa townie przystan a. - Musz zobaczy Christ , moj male córeczk . Od wielu dni jej nie widzia am. - Zabierzemy j ze sob . - Ale... - Nie bój si , ona wróci. Chcesz chyba, aby jej ojciec j zobaczy ? - O, tak. Czy potrafisz tego dokona ? - Oczywi cie! Nie przysz o jej do g owy, by pyta , czy on wie, kto jest ojcem Christy. - Ale jest zimno, musz si ubra . - Nie przejmuj si tym, a poza tym nie jest wcale zimno, jest ciep y sierpniowy wieczór. Male owin jednak starannie we nianym kocykiem. Pozwoli , by Vanja j nios a, i wyszli. Przed domem czeka y dwa ogromne wilki. Vanji nie zdziwi o to ani odrobin , zatar y jej si granice rzeczy-wisto ci. Przywita a si z nimi jak ze starymi przyjació -mi i zaraz ona i m ody ch opak dosiedli ka de swojego zwierz cia. Wkrótce dotarli na wzgórze. Nie by o jej zimno, nie mia a zreszt czasu, by si nad tym zastanawia . Tam ju bowiem czeka Tamlin natychmiast pochwyci j w obj cia. Z u miechem zdumienia, w uniesieniu podziwia swoj córk . - Pomy l tylko, co oboje potrafimy zdzia - zamia si do niej. To by a chyba najszcz liwsza chwila w yciu Vanji. "Nie chc si starze ", powiedzia a kiedy . "Chc zawsze by taka jak teraz". Dla Tamlina. I jej yczenie zosta o wys uchane. Wilki przemieni y si w czarne anio y. - Tamlinie z rodu Demonów Nocy - odezwa si jeden g bokim, d wi cznym g osem. - Naszego w ad-c wzruszy twój los. Zaprasza ci do swych sal czarnego marmuru, aby zamieszka tam wraz z Van. - Mnie? - zdumia si Tamlin. - Ale ja przecie jestem demonem! Drugi anio u miechn si : - S tam stworzenia jeszcze dziwniejsze ni demo-ny. Nasz mistrz zbiera nieszcz snych, których uzna za godnych, aby tam zamieszkali. Vanja, jego wnuczka, pójdzie do jego królestwa, zosta o tak postanowione jeszcze w jej dzieci stwie. Je li zechcesz, mo esz jej towarzyszy , poniewa wasza mi pokona a wszyst-kie przeszkody, a ty sam potrafi sprzeciwi si Tengelowi Z emu. To wielki czyn. - Do Lucyfera? - powiedzia Tamlin z niedowie-rzaniem. - Mieliby my uda si do samego Lucyfera? - To jedyny sposób, by uratowa Vanj . Inaczej umrze dzi w nocy i utracimy j na wieki, a nie chce tego ani nasz w adca, ani jego ona, Saga z Ludzi Lodu. - Moja babcia, matka ojca? - zdziwi a si Vanja. A wi c ona tam jest? A wi c to, co opowiada o was Henning, to wszystko prawda? O czarnych anio ach, które zabra y j ze sob ? - To byli my my. A teraz ty wyruszysz w t sam drog . - I spotkam ich tam? Mego dziadka i babci ? - Losy twoje i Sagi s bardzo podobne. Vanja mocniej przytuli a Christ . - A male ka? - Jej b dzie dobrze tutaj. Ostro nie spróbowa odebra jej dziecko. - Ale ja nie mog ... - zacz a Vanja, lecz podda a si . Jej córk czeka o niezwykle wa ne zadanie. Jak kiedy synów Sagi. - Oby lepiej ci si u o w yciu ni mnie szepn a. - Oby dosta a tego m czyzn , którego pokochasz! Teraz z kolei Tamlin wzi dziecko w ramiona uca owa pokryt delikatnym puchem g ówk . Szepkilka s ów, zakl cie, którego nikt nie zrozumia , przypomina o ono jednak yczenia szcz cia wypowie-dziane przez Vanj . Teraz odezwa si jasnow osy ch opiec: - Mamy nadziej , e to dodatkowo wzmocni dzie-
F -X C h a n ge
F -X C h a n ge
O W !
PD
O W !
PD
N
y
bu
to
k
m
o
C
m
lic
w
w
o
w
w
C
lic
k
to
bu
y
N
cko, które ona wyda na wiat. To, które podejmie walk ze z moc . Teraz krew Ludzi Lodu wymiesza a si nie tylko z krwi Lucyfera, lecz tak e z krwi Demonów Nocy. B czuwa nad Christ , Vanju. Mo esz tak e zaufa Benedikte. w w Pokiwa a g ow , ale w oczach zakr ci y jej si zy. .c .c .d o .d o c u -tr a c k c u -tr a c k - I jak, Tamlinie? - spyta jeden z czarnych anio ów. Idziesz z nami? - A co mam do stracenia? - spyta cierpko. - Nie opuszcz Vanji. Jeste my nieroz czni. Dzi kuj wi c za yczliw propozycj . Otoczy ukochan ramieniem. Jasnow osy ch opiec trzyma dziecko. Vanja pog aska a Christ po policzku i odwróci a si od niej. - Jestem gotowa. - Agneto! Agneto! - wo a wzburzona Benedikte. W drzwiach stoi jaki m ody cz owiek i trzyma na kach Christ . Ale gdzie jest Vanja? By o jeszcze tak wcze nie, e nie ust pi a ca kiem ciemno nocy. Na twarzy Benedikte malowa si l k wyrzuty sumienia, poniewa zasn a, a kiedy si zbudzi a, ko Vanji by o puste, znikn a te male ka Chtista. Zbiegli si wszyscy mieszka cy, jeszcze bowiem nie zacz li szuka zagubionych poza domem. Zebrali si wielkim hallu, Agneta odebra a dziecko z r k obcego przybysza i sprawdzi a, czy wszystko w porz dku. - Jestem Imre, syn Marca - oznajmi m ody jasnoosy ch opak. - Syn Marca? - zawo ali jedno przez drugie. - Nie wiedzieli my, e... - Wejd do rodka, Imre - zaprasza Henning. Ch opiec powstrzyma ich gestem. - Nie mam teraz czasu na wyja nienia - o wiadczy . Musz ju i , bo Tengel Z y nieustannie nas poszukuje, Lipowa Aleja jest miejscem szczególnie niebezpiecznym. Ale Vanja niestety opu ci a was na zawsze. Agneta za ka a i ukry a twarz w d oniach. - Czyta am list Vanji - powiedzia a Benedikte i otar a czerwone, zap akane oczy. - Z pocz tku dzi am, e napisa a to w malignie. - Nie, to wszystko prawda - odpowiedzia m ody Imre. - Ale Vanja jest teraz szcz liwa. Opowiedzia im, jaki los j spotka . Agneta p aka a. - Vanja, moje dziecko! Ale wszyscy wiedzieli my, e musi umrze z ona t chorob , utraciliby my j wi c i tak. - Vanja przesz a do innej formy istnienia - pociesza j Imre. - Jest razem z Sag i Tamlinem. - Dobrze, e Franka tu nie ma - mrukn Henning. Nie umia by tego przyj . Ale je li jeste synem Marca, to znaczy, e pochodzisz tak e z Ludzi Lodu? - Oczywi cie - u miechn si Imre. - I bardzo jestem z tego dumny. - Przepraszam, e si wtr - przerwa a im Benedikte. - Uwa am jednak, e to dla nas wa ne, od d szego czasu ju si nad tym zastanawiam. Wszyscy troje, Christoffer, Vanja i ja, mamy ju dzieci, ale adne z nich nie jest dotkni te. Czy wobec tego, Imre, los ten czeka twoje dziecko? Ze miechem pokr ci g ow i zwróci si do Andre. - Twoj spraw b dzie odnalezienie dotkni tego potomka Ludzi Lodu - powiedzia . Sk oni si i wyszed , zanim zd yli zapyta o co wi cej. Popatrzyli po sobie. Na twarzach wszystkich wypisany by ogromny smutek, ale i niepokój. - Jak zdolamy to wyja ni ? - spyta Henning, który mia ju podobne do wiadczenie z czasów, kiedy musia jako wyt umaczy znikni cie Sagi. Teraz nie by o cia a Vanji, które mogliby pochowa . O bladym wicie Henning i Sander ruszyli na szczyt wzgórza. Szli ci kim krokiem, przygi ci do ziemi ci arem smutku. Znikni cie Vanji wyja nili tym, e w malignie wymkn a si z domu i prawdopodobnie uton a. Zorganizowano nawet, wprawdzie bez przekonania, akcj poszukiwania. Sko czy o si jednak tylko na mszy za dusz zmar ej bez udzia u "zmar ej". Problemy zacz y si dopiero pó niej. Okaza o si mianowicie, e Frank nie ma najmniejszego zamiaru zostawi córki w Lipowej Alei. Wychowanie dziewczynki by o jego spraw , nikogo innego. Zatrudni ju nawet pewn kobiet , która zaj si mia a Christ . Przeprowadzi si wraz z dziewczynk do stolicy, Ludzie Lodu tracili wi c kontakt z córeczk Vanji. Szczególnie bole nie odczu a to Agneta. Najpierw utraci a w asn córk , teraz tak e odebrano jej wnucz. Rzadkie odwiedziny Franka z córk w Lipowej Alei nie wystarcza y troskliwej babci. Dobrze, e przynajmniej Benedikte, przybrana córka, i jej rodzina zostali w domu. Andre zacz ju dorasta , a pewnego dnia by ju do du y, by rozwa s owa Imrego. Postanowi dowiedzie si , kogo w jego pokoleniu dotkn o przekle stwo. Stan przed niezwykle trudnym zadaniem.