Rosyjska superprodukeja urban-fantasy. Ekranizacja znanej i u nas powieści
Sicrgieja Łukjanienki. Wielki mega-hit deklasyfikujący największe zachodnie...
6 downloads
0 Views
Rosyjska superprodukeja urban-fantasy. Ekranizacja znanej i u nas powieści
Sicrgieja Łukjanienki. Wielki mega-hit deklasyfikujący największe zachodnie
bloekbustery w kinach Rosji. To trzy powody, dla których zapragnąłem obejrzeć
owo dzieło. Rosyjska kinematogiafia rzadko ostatnio sięgała po fantastykę., a jeśli
już to raczej po sztafaż niż prawdziwie fantastyczne opowieści („Rosyjska
Arka""). Wcześniejsze dzieła raczej poszły w zapomnienie. Kto dzisiaj pamięta o
„Stalkerze" czy „Solaris" Tarkowskiego?
Teraz do głosu dochodzi nowe pokolenie. I filmowców, i pisarzy. I odnosi
niesamowite sukcesy, „Nocna straż"', ekranizacja wydanej i w Polsce powieści
Sicrgieja Łukjanienki. zdeklasowała w kinach największe zachodnie produkcje.
Amerykanie już kupili prawa do realizacji prequelu zapewne, w razie sukcesu,
będzie i kontynuacja... Przeczytałem o tym filmie przypadkiem, gdzieś na
comingsoon albo innej stronie internetowcj. Google pokazał niedawno, że jest już
wydanie DVD), więc postanowiłem dla odprężenia po serii hollywoodzkich
porażek sięgnąć po coś swojskiego.
Film Timura Bekmanihekna (niewiele o nim można znaleźć informacji)
zadziwia. Wprawdzie w kategoriach profesjonalizmu wiele mu jeszcze można
zarzucić, ale... To naprawdę coś świeżego.
Mamy oto wizję świata, o który przed tysiącem lat walczyły dwie potężne armie.
Siły Ciemności i siły Światła. Wizję tę obrazuje bitwa na moście, całkiem
sprawnie zrobiona, choć daleko jej do rozmachu Jacksona. Podczas tej bitwy,
której losów nie dawało się rozstrzygnąć, wodzowie obu stron zawarli rozejm. Na
tysiąc łat obie strony zdecydowały się zawiesić działania zmierzające do podboju
świata. Obie strony wyznaczyły specjalną straż, która misia pilnować strony
przeciwnej. Za tysiąc łut bowiem miał nadejść wybraniec, którego decyzja
przypieczętuje losy świata.
I mija tysiąc łat. Strażnicy światła pilnują, by zła magia nie mieszała się w losy
ludzi. Podczas jednej z takich akcji, przeciw wiedźmie powodującej poronienia,
strażnicy trafiają na człowieka, który ich widzi (zazwyczaj pozostają ukryci za
zasłoną magii). To znak. że klient wiedźmy też należy do wybranych. Nietrudno
zgadnąć, jaki go czeka los. Sam staje się jednym ze strażników.
Właściwa akcja toczy się kilkanaście lat po wydarzeniach u wiedźmy. Anton
polując na wampira renegata trafi na ślad klątwy, która wydaje się spełnieniem
proroctwa sprzed setek łat. Samotna dziewczyna zaczyna sprowadzać nieszczęścia
na swoich bliskich, a potem na coraz szerszy krąg ludzi. Strażnicy muszą usunąć
klątwę, zanim dojdzie do ogromnej tragedii.
Pech chce, że ta sprawa odciągnie ich od innej, znacznie ważniejszej. Oto zbliża
się dzień, w którym już narodzony Wybraniec wybierze stronę konfliktu,
przypieczętowując tym losy świata.
Kto czytał książkę, znakomicie się połapie w zawiłościach akcji, kto nic czytał, z
jeszcze większym zaciekawieniem będzie poznawał losy bohaterów. Widać wy-
raźnie, że twórcy postawili na komercji;, wręcz asymilując hollywoodzkie roz-
wiązania, co nie zawsze wychodzi filmowi na dobre. Ale jest w nim naprawdę duża
doza świeżości. Świat wampirów i pilnujących ich Strażników przedstawiono
zupełnie inaczej niż w „Underworld" czy w „Blade". Realniej, wręcz można
uwierzyć, że takie istoty między nami żyją. Nocna straż ukrywa się pod szyldem
pogotowia energetycznego (żółty ził z dopalaczami jest cudny), siły ciemności
jeżdżą luksusowymi furami i noszą dresy (scena po walce z wampirem renegatem).
Sąsiedzi wampiry prowadzą rzeźnię i jak trzeba, to podzielą się ciepłą krwią z
termosu. Magia jest wszechobecna, choć zwykli ludzie jej nie dostrzegają.
Mnóstwo takich smaczków znajdziecie oglądając „Nocną straż". Nawet efekty
specjalne wyszły znacznie lepiej, niż można by się spodziewać i choć daleko
Bekambetovowi do sprawności twórców zza oceanu, to przetarł już szlak. Duże
zyski zachęcą kolejnych producentów do wyłożenia pieniędzy na kolejne
ekranizacje książek najpoczytniejszych autorów. Aż się łezka w oku kręci, jak
człowiek pomyśli, że gdyby Ziemiański był Rosjaninem, to oglądalibyśmy teraz
ekranizację „Autobahn nach Poznań".
Andrzej Bartnicki
Nochnoj Dozor
Reż.: Timur Bekmambetov
Scen.: Timur Bekmambetov, Siergiej Łukjanienko
Wyst.: Konstantinlin Habenskiy. Vladimir
Men’schow, Valery Zoloiuhin, Mariya Poroshina
Polska premiera: Nie ma terminu
Wspominałem już o tym filmie jakiś czas temu. kiedy pojawiły
się pierwsze konkretne wieści o scenariuszu, teraz, po premierze,
mogę skonfrontować zamierzenia twórców z efektami ich pracy.
Jestem umiarkowanym fanem obu serii, które skrzyżowano w
tym filmie, może „Obcy" jest mi bardziej bliski, ale część opinii
z tego artykułu pochodzić będzie od osoby zafascynowanej
postaciami predatorów i xenomorfów. Człowieka, który przez
ponad godzinę nic dawał mi obejrzeć filmu w spokoju.
O Andersonie mówi się różne rzeczy. Fani kina, zwani tutaj
Movie Goers, mają go za partacza i chyba coś w tym jest... O ile
„Mortal Kombal" wydawał mi się całkiem sensowny (jak na
materiał wyjściowy wystarczy popatrzeć, co zrobiono ze „Street
Fightera"), a „Event Horizon" uważam za całkiem dobry, to
potem faktycznie było już gorzej. „Galaktyczny wojownik" niósł
za sobą duży potencjał, a okazał się nudziarstwem. Fani
„Resident Evil" dzielą się na tych, którym film się podobał, ale
równie wielu psioczy na efekt końcowy. Z miłośnikami „Aliena"
i „Predatora" jest podobnie.
Film zaczyna się nawet sensownie. Korporacja multimiliardera
Weylanda zbiera ekipę, która ma wyruszyć na Antarktydę do ta-
jemniczego kompleksu piramid ukrytych pod czterokilometrową
warstwą lodu. Satelity Weylanda odkryły tę niesamowitą
budowlę pod pozostałościami osady rybackiej, której
mieszkańcy zniknęli w tajemniczych okolicznościach na
początku XX stulecia. W wyprawie bierze udział grupa młodych
zdolnych (klasyczny stereotyp, ale czy stateczni akademiccy
staruszkowie mieliby szansę w starciu z czymkolwiek, co jest
szybsze od żółwia i większe od szczura?) naukowców. Jest
wśród nich archeolog, jest też przewodniczka, która nie ma
jednak chęci na zejście pod lód. Bynajmniej nie z obawy o
swoje życie. Niemniej do wyprawy ostatecznie dochodzi i
grupa dociera do ruin wioski. Pech chce, że robi to dokładnie
w tym samym czasie, co trójka młodych predatorów.
Piramidy są bowiem miejscem, w którym odbywają oni
inicjację walcząc z najgroźniejszymi stworzeniami, jakie zna
wszechświat z Obcymi. Głęboko pod skutą lodem piramidą
kryje się gniazdo z Królową Obcych, która jest odmrażana
na czas polowania. Jej zadaniem jest złożyć jaja, które
posłużą do produkcji żywych celów dla młodych łowców
(jeśli polowanie się nie udaje
Ciąg dalszy na stronie 103
Renny Harlin kręci filmy akcyjne, ale horrorów robić
nie umie. Nic więc dziwnego, że elekt końcowy jego
pracy na planie prequela Egzorcystów okazał się total-
ną pomyłką. W światku filmowym są takie produkcje,
które określi się mianem pechowych. Tak było kiedyś
przy produkcji kolejnych części „Poltergeista", zresztą
seria ta do dzisiaj jest synonimem filmowej klątwy
Tutenchamona. Warner nie miał aż takich problemów
jak ongiś Tobe Hooper, niemniej najpierw, na miesiąc
przed śmiercią z reżyserii zrezygnował John Frankenheimer, potem
niemal ukończony film został odebrany Paulowi Shraderowi z powodu
„zbył malej atrakcyjności wizualnej". Wraz z reżyserem odeszła część
aktorów, w tym pierwszoplanowych, co zaowocowało wieloma
dokrętkami i przekroczeniem budżetu. Producenci zapragnęli więcej
akcji, krwi i okrucieństwa, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo zysku.
I namówili Renny Harlina do dokonania takich zmian w gotowym
materiale, ten urodzony w Finlandii reżyser już od dawna nie ma dobrej
prasy, od czasów „Die Hard 2" raczej nie zanotował sukcesu. I
„Egzorcysta" jego wizerunku z pewnością nie poprawi.
Może gdyby Harlin miał możliwość pracy od samego początku,
nadałby temu filmowi jakiś jednolity charakter, ale dorobienie wiadra
kiwi do artystycznej wizji Schradera wyszło, jak wyszło...
Rzecz dzieje się tuż po drugiej wojnie światowej. Ojciec Merril na
skutek dramatu, jaki rozegrał się w jego rodzinnej Holandii w czasie
okupacji, zdecydował się na porzucenie sutanny. Teraz, walcząc z
demonami wspomnień, pracuje jako archeolog, to jego druga,
przedwojenna pasja. W Kairze otrzymuje dziwne zlecenie z kręgów
zbliżonych do Watykanu. W odległym rejonie Kenii odkryto zasypany
kościół chrześcijański ze Średniowiecza. Istnieje przypuszczenie, że w
nim znajduje się pewien artefakt, który powinien trafić do Rzymu, a nie
w ręce Anglików.
Merril zgadza się wziąć udział w wyprawie i tak trafia do miejsca,
które wydaje się przeklęte. Zagadka masakry miejscowej ludności,
demony z przeszłości bohaterów i tajemnica drzemiąca w zasypanej
świątyni to znakomity materiał na horror. A jednak obserwujemy zlepek
scen. które nie wiążą się w rozsądną całość. Widać, co dokręcił Harlin,
ale nie pasuje to do klimatycznych sekwencji Schradera. Myślę, że
warto oszczędzić pieniądze na bilet do kina i poczekać na wersje DVD).
Producenci widząc, że tracą, zdecydowali się na wypuszczenie filmu w
obu reżyserskich wersjach. Może być ciekaw ie.
Andrzej Bartnicki
kino
NOCNA STRA
ALIENS VS PREDATOR
EGZORCYSTA: POCZĄTEK
FUTURAMA
literatura
Łukasz Orbitowski
OBJAWIENIA
Andrzej Drzewiński
MUZYKA SFER
Dariusz A. Jasiński
WIELKI ODLOT
Wit Szostak
BĘBEN Z KOŹLEJ SKÓRY
Robert Trojanowski
EWOLUCJA
Jacek Dukaj
PERFEKCYJNA NIEDOSKONAŁOŚĆ
Iza Kierońska
DREAMCATCHERS
Ela Graf
TRZYNASTA OFIARA
Miłosz Brzeziński
PÓKI NIEBO I ZIEMIĘ…
felietony
Feliks W. Kres
CZY WSZYSTKO WOLNO
Tomasz Pacyński
FIASKO
Adam Cebula
MASA KRYTYCZNA
inne
POCZTA
Pamięć idealna
Jak zapewne zauwa yliście po reklamach, wydajemy w ółtej Serii
ksią kę Andrzeja Ziemiańskiego, autora, który w ciągu ostatnich trzech lat
zebrał niemal wszystkie nagrody literackie, jakie na poletku fantastycznym
są przyznawane (a wszystkie liczące się na pewno). Ju dość dawno
informowaliśmy o tych planach, ale dzisiaj, kiedy znana jest ju
dokładna data (wią e się ona z szeroką kampanią reklamowo-promocyjną
w salonach EMPiK, sieci księgarskiej Matras i wszystkich dobrych
księgarniach, które współpracują z nami bezpośrednio), chciałbym
przybli yć Warn okoliczności, w jakich podjęliśmy tę, dość nietypową,
decyzję. Nie jest to bowiem zwykła reedycja, o nie.
O ile tradycyjna literatura obyczajowa czy sensacyjna, opisująca
przeszłość, nigdy się nie dezaktualizuje (wszak dotyczy czegoś, co było),
o tyle pisanie o przyszłości, zwłaszcza tej niedalekiej, zastawia na
autorów wiele pułapek. Widać to doskonale, kiedy sięgamy po klasykę
fantastyki. Tak pisanej, jak i filmowej. Nawet tym największym nie udało
się uniknąć lapsusów, nie potrafili przewidzieć rozwoju technologii tak
nam powszednich, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu wydawały się
czystą fantastyką. Mo e dlatego taką popularnością cieszy się literatura
fantasy, w której jedynymi granicami są granice wyobraźni autora.
Andrzej napisał jednak ksią kę nale ącą do nurtu klasycznej sf. Świat w
niej opisany to nasza bliska przyszłość - świat jak najbardziej realny.
Dlatego postanowiliśmy, e do tekstu muszą być wprowadzone zmiany. I
to zmiany daleko idące. Postęp technologiczny, zmiany polityczne,
społeczne, to wszystko, czego treść dotyka bezpośrednio, musiało zostać
zmodyfikowane.
Chocia na rynku księgarskim taki zabieg wydaje się rewolucyjny, to
niemal w ka dej dziedzinie sztuki mo na ju od pewnego czasu
zaobserwować podobne działania. W muzyce wcią powstają coraz to
nowe aran acje starych, niemal zapomnianych utworów - duet Nat King
Cole'a z jego córką, nagrany wiele lat po jego śmierci, niech będzie
sztandarowym przykładem, na tym polu. Filmowcy opracowali własną
formułę takich zmian, zwą ją Directors Cut. Są te remasterowane wydania
z okazji okrągłych rocznic, podczas których oglądamy filmy niekiedy
bardzo odmienione. Jeszcze inaczej postąpili wydawcy komiksów, którzy
o ywili swoje najlepsze serie w wersjach Ultimates, robiąc dokładnie
to, co Andrzej: uwspółcześniając klasykę. Głowy nie dam, ale zapewne
jest to efekt prac George'a Lucasa, który na dwudziestopięciolecie
„Gwiezdnych Wojen" zaprezentował totalnie zmienioną wersję trylogii.
Mo e niewiele było w niej nowych scen, ale wszystkie tanie efekty z
oryginału zostały zamienione na porządne komputerowe FXy.
Wracając do spraw przyziemnych, czas omówić nowy numer. Koniec
wakacji sprawił, e na rynku wydawniczym zapanowała istna posucha, stąd
brak recenzji. Wakacje ma te Wojtek Birek, nasz stały felietonista
komiksowy. Za miesiąc w nieco dłu szym tekście opowie Warn o komiksach
i z sierpnia, i września.
Proponujemy na wrzesień a dziewięć tekstów. W tym nie lada gratkę
dla wszystkich, którzy czekają na nową powieść Jacka Dukają.
Pokazaliśmy kiedyś „Czarne Oceany", dzisiaj prezentujemy „Perfekcyjną
niedoskonałość", którą Wydawnictwo Literackie planuje na przełom
października i listopada.
Ze sprawdzonych nazwisk jest Łukasz Orbitowski, mistrz polskiego
horroru, jest Wit Szostak, autor piszący ciekawą fantasy, nominowany za
powieść wydaną w Runie do nagrody Zajdla w tym roku i jest Andrzej
Drzewiński, klasyk uwielbiający twardszą odmianę fantastyki, chciałoby
się powiedzieć. Trzy kolejne opowiadania nale ą do autorów ju znanych
z naszych łamów. Ela Graf i Dariusz A. Jasiński, a tak e Miłosz
Brzeziński piszą tym razem o zaświatach. Ale ka dy z tych utworów jest
kompletnie inny. Ód ironicznej humoreski, przez nieco findesieclowy
powrót do przedwojennej rzeczywistości a po obrazy widziane oczami
nam współczesnych ludzi. I dwa debiuty - tym razem Iza Kierońska w
klimatycznym shorcie i Robert Trojanowski piszący o pewnym stadium
ewolucji.
yczę miłych wra eń przy lekturze. Tym numerem kończymy sezon
ogórkowy. Za miesiąc pojawi się spora dawka naprawdę du ych nazwisk.
Robert J. Szmidt
Witam, miła Redakcjo.
Ten maił jest w zasadzie zbiorem
uwag do listu p. Piotra Puchafy opu-
blikowanego w sierpniowym nume-
rze SF. List ten, doskonale wpisujący
się w pewien tradycyjny dyskurs nad
kulturą popularną, lokujący ją w
obszarze ideologicznej prawicy jest
typowy dla postaw fandomu w Pol-
sce, lecz niekoniecznie sensowny.
Antylewicowa skaza, jaką odziedzi-
czyła pewna grupa fanów, pisarzy,
czytelników i wydawców w naszym
małym getcie - sensowna mo e w
czasach PRL-u, tworzenia opozycyj-
nych stylów myślenia - dziś staje się
parodią samej siebie. Ludzie jej hoł-
dujący, tkwiąc w antykomunistycz-
nej mentalności nie potrafią dostrzec,
e w podziały te dziś wierzy z jednej
strony jedynie postPZPRowski be-
ton, z drugiej, postsolidarnościowy
styropian. Czasy jednak ścierania się
tych dwóch po ytecznych materia-
łów budowlanych minęły, linie po-
działów kształtują się dziś zupełnie
odmiennie: i sądzić, e prawica w
jakikolwiek sposób sprzyja fantasty-
ce i kulturze popularnej w ogólności
jest naiwnością. Ludziom takim jak
p. RAZ czy p. Oramus nijak odmó-
wić twórczej aktywności na scenie
SF. Lecz ideologiczny dogmatyzm,
jaki prezentują w jej opakowaniu,
niczym nie ustępuje pseudofilozo-
ficznym wywodom sławnej pani Ayn
Rand czy rozmaitym amerykańskim
„Obiektywistom". Fantastyka tak,
jeśli ta fantastyka jest nasza. Jeśli nie
ma w niej nic podwa ającego naszej
wizji rzeczywistości. Jeśli Wartości
ostatecznie zostaną zachowane. Z
drugiej strony mamy rozmaitych
pseudofilozoficznych, postmoderni-
stycznych proroków kultury „wyso-
kiej", których identyfikuje się z frak-
cjami lewicowymi. Ich twórczość
dogmatycznie zostaje zaimpregno-
wana na wszelkie odcienie fanta-
styczności, co więcej - fantastycz-
ność funkcjonuje w ich kręgach jako
obelga (by wspomnieć wynurzenia p.
K. Vargi na ten temat). I tak trochę
źle, i tak trochę niedobrze. Czy nie
mo na się obyć bez przestarzałej
polityki i ubogich filozofii w fanta-
styce? Czy to nasze getto nie mogło-
by się stać zaczynem transformacji i
przemian kultury człowieka? Nie-
wiele pojawiło się sensownych defi-
nicji fantastyki, jedną chyba z naj-
lepszych było stwierdzenie, e SF to
próba odpowiedzi na pytania, jakie
postawimy sobie dopiero jutro. Te
pytania nie muszą być tylko pyta-
niami człowieka dzisiejszego, za-
mkniętego w małych światkach
swych antropomorficznych obcych,
bogów i technik. Te pytania powinny
skłaniać nas do namysłu nad mo li-
wościami tkwiącymi w człowieku i
świecie. Umiejętność ich postawie-
nia czyni cały spór o kulturę niską i
wysoką nieistotnym. Zresztą - spór
ten jest kultywowany chyba ju tylko
w Polsce; w Niemczech czy USA
nawet hard-sf czy horror doczekały
się ju miejsc na katedrach literatury.
Miejsc, które jak mo na sądzić osta-
tecznie uprawamacniają roszczenia
danej dyscypliny do kręgów „sztuki
wysokiej". A mo e jedynie wskazu-
ją, e chodzi o zjawisko istotne w
kulturze. Thomas Adorno w swej
krytyce kultury popularnej wskazał,
e jest ona środkiem internalizacji
konfliktu klasowego, rozładowania
go w sposób bezkrwawy, nierewolu-
cyjny. Kultura wysoka nie mo e zaś
istnieć w świecie masowej produkcji.
O czym zatem mówimy? Czy nie
sami wymyśliliśmy sobie getto? Czy
nie sami daliśmy się zepchnąć na
tory izolacjonizmu, który często
kończy się chowem wsobnym i kul-
turowym upadkiem? Fantastyka za-
mknięta na nauki ścisłe staje się
równie jałowym produktem co fanta-
styka zamknięta na nauki społeczne -
słu y mo e tylko internalizacji kon-
fliktu. Jeśli o tym pamiętać, nie bę-
dzie trudno ośmieszyć wiarę apolo-
getów „kultury wysokiej" w wyjąt-
kowość i uprzywilejowaną pozycję
ich sztuki Wystarczy sięgnąć do ich
własnych mistrzów, których zwykle
znają jedynie z bryków. A co zrobić
z prawicowcami? Krytyczny dialog z
nimi graniczy prawie z niemo liwo-
ścią. Uznający objawione antropo-
morficzne prawdy, ludzie zachowu-
jący się w sferze intelektu i moralno-
ści tak, jakby Kant nigdy nie istniał,
są bardzo trudni w obróbce. Wspo-
mniany w liście p. Puchały dr Roman
Konik ( aden historyk! bardzo dobry
malarz i konserwatywny estetyk z
Uniwersytetu Wrocławskiego) nieraz
podkreślający swą sympatię do kul-
tury popularnej zmienił nieco zdanie,
gdy posłałem mu kilka jej przeja-
wów, których nie znał Nie spodobały
mu się absolutnie filmy Cronenber-
ga, Giger został zmieszany z błotem,
klipy video Toola - te nie... i to
tylko w warstwie plastycznej. Fanta-
styka jest dobra, póki pisze o bez-
piecznych dla Dogmatu kwestiach;
biopunk, transhumanizm, Starsi Bo-
gowie czy hedonika - temu ju trzeba
powiedzieć absolutne nie.
To tyle odnośnie do listu bardzo
prawicowego p. Puchały. Cieszę się,
e redakcja SF nie miała oporów
przed drukowaniem tekstów, które
porządnie prawicowym czytelnikom
na pewno nie mogły się podobać:)
Trzymajcie ten profil. Dzięki wam
coraz więcej ludzi spoza getta sięga
po fantastykę. Wielu czytających
tylko Philipa Rotha czy Henry'ego
Millera sięgnęło ostatnio po Szmid-
ta:), WJ Williamsa czy Dicka. Nie
antagonizujcie ich, pisząc o „huma-
nizdach" i „niejakich" Obarskich.
Nie wypada kopać kolejnych podzia-
łów w świecie wyobraźni, nawet jeśli
ceną za to miałby być upadek Jasnej
Góry :) Serdecznie pozdrawiam.
Adam Golański, trochę programiz-
da, trochę humanizda, trochę inna
jeszcze izda:)
WRZESIEŃ 2004
ŁUKASZ ORBITOWSKI
Samochód wjechał do Brzezimierza. Było wczesne
popołudnie, słońce ledwie przedzierało się przez
chmury. Wiatr usnął w gałęziach. aden pies nie ujadał
na gości. Kościelna wie a wyglądała, jakby zaraz miała
wznieść się do nieba.
Adam utracił wiarę w dniu pierwszej komunii.
Zbli ał się horyzont zmian. Telewizja na co dzień
nadawała mdłe bajki, jedynie w niedzielne poranki
puszczano pakiet disnejowskich kreskówek. Były jak
tęcza, błyskotka zatopiona w błocku, atrakcja większa
ni narodziny dwugłowego cielaka. Adam miał osiem
lat i nie mógł się pogodzić, e tej niedzieli zamiast
Kaczora Donalda będzie oglądał starego biskupa.
„Komunia" - myślał wtedy - „nie zając, przecie dobry
Pan Jezus mo e poczekać godzinkę, sam był dzieckiem
i na pewno chwyta, e Kaczor Donald to nie byle co."
Ale rodzice wpakowali Adama do samochodu i
zawieźli. Adam ryczał i dziwił się, e reszta klasy siedzi
w skupieniu, nikt na nikogo nie zerka, nikt nie płacze.
Pomyślał, e z Bogiem musi być coś nie tak. Poczuł się
osz...