ROZDZIAŁ 41 Boże, ale ona go rozzłościła. Dwie godziny po kłótni przy wodospadzie Hawke nadal był wściekły na Siennę. Może powinien czuć wobec niej ja...
5 downloads
22 Views
84KB Size
ROZDZIAŁ 41 Boże, ale ona go rozzłościła. Dwie godziny po kłótni przy wodospadzie Hawke nadal był wściekły na Siennę. Może powinien czuć wobec niej jakieś łagodniejsze uczucie – może nawet litość, – ponieważ prosiła o coś czego nie mógł jej dać. Nigdy nie będzie w stanie jej dać. Jednak tak naprawdę sprawiła, że był wściekły do tego stopnia, że para uchodziła mu uszami. I w tym stanie pozostał. Jedyną dobrą rzeczą było to, że napędzany przez pełną złości energię przeprowadził wywiad niemal z każdą osobą zaangażowaną w upewnienie się, żeby stado było przygotowane na jakikolwiek przyszłe zamachy. Riley miał kilka spraw, które chciał ponownie sprawdzić, ale już zmodyfikował rozkład zmian, by uwzględnić rannych – a Matthias był w drodze do legowiska z jednostką utalentowanych żołnierzy, a także z zespołem snajperów trenowanych przez Alexeia. Ta grupa miała przylecieć unikając radaru, korzystając z prywatnego samolotu należącego do Nikity Duncan. Nawet, jeżeli wrogowie zdadzą sobie sprawę z tego, że Nikita pomaga zmiennokształtnym, to prawdziwy właściciel samolotu był ukryty pod tak wieloma firmami słupami, że nikt nie przywiąże do niego większej uwagi ponad powierzchowne spojrzenie. Natomiast w odniesieniu do terytorium inni porucznicy zabezpieczą sektor Matthiasa. Nowicjusze Indigo byli przeszkoleni i doskonale nadawali się do zapewnienia koniecznego wsparcia, jeżeli okaże się to konieczne. Riaz natomiast przeprowadził inwentaryzację ich broni i ogłosił, że wszystko było w najlepszym porządku. Najlepszą wiadomością dnia było to, że technicy znaleźli we wraku samolotu bezzałogowego Psi wystarczająco wiele części jednostki stealth 1 co pozwoliło im dzisiejszego wieczoru dokończyć modyfikacje w systemie wykrywania powietrznego, zatykając tym samym dziurę w systemie bezpieczeństwa stada. Ciemna Rzeka również zacieśniła system obronny. Wspólna praca Mercy i Rileya oznaczała, że, zamiast się dublować w przypadku jakiegokolwiek ataku, stada będą pracować jako jedna spójna jednostka. Zgodnie z tym, co mówił Lucas, Nikita i Anthony dostarczyli listę swoich ludzi, którzy mogli okazać się pomocni w jakimkolwiek starciu. Dwójka Radnych również użyła własnych umiejętności psychicznych do pomocy. „Jeżeli będzie wyglądało na to, że Scottowie uderzą w San Francisco, to umieścimy tam Psi.” Powiedział przez telefon do alfy leopardów. Nie było sposobu, by ewakuować całą populację miasta, co oznaczało, że tam istniało większe ryzyko poniesienia ofiar. „Jesteś pewien?” Lucas nie brzmiał na przekonanego. „Henry z pewnością rzuci najsilniejszych ze swoich ludzi na Śnieżnych Tancerzy.” „Mamy broń i znaczną liczbę wytrenowanych ludzi.” Leopardy odpowiadały za bezpieczeństwo miasta, ale nawet oni nie mogli ochronić wszystkich bezbronnych. „To może również dać swobodę działania niektórym moim ludziom.” „Powiem Vaughnowi, by uwzględnił ludzi Anthonego i Nikity w system obrony miasta i oddzwonię do ciebie.” Wszystko albo było gotowe, pomyślał rozłączając się Hawke, albo do jutra będzie gotowe. Teraz należało po prostu mieć wrogów na oku i być gotowym, by ruszyć, gdy uderzą. Nie było już w tej kwestii żadnego „jeżeli”. „Sądzę, że niedługo powinniśmy wysadzić obóz w Ameryce Południowej.” Powiedział do niego Judd pół godziny później, gdy stali obserwując grupę nowicjuszy i młodszych żołnierzy kończących nocny układ treningowy. 1
Technologia stealth - (ang. Niewidzialny) – w wojskowości techniki mające na celu zmniejszenie możliwości wykrycia obiektu znanymi metodami obserwacji: począwszy od ludzkiego wzroku, na metodach stricte technicznych kończąc. Obecnie dotyczy ona głównie samolotów, okrętów oraz pojazdów lądowych. wikipedią: http://pl.wikipedia.org/wiki/Stealth
Hawke z lodowatym skupieniem namierzył Siennę – nie miała naturalnego wilczego nocnego wzroku, ale radziła sobie dużo lepiej niż tylko dobrze z noktowizorem przypiętym do głowy. „Jakieś ruchy?” „Mają w przybliżeniu dzień, maksymalnie dwa, do ukończenia pasa startowego. Broń jest przenoszona do hangaru w celu załadowania.” Hawke wiedział, że Judd umieścił ładunki w hangarze, więc to nie będzie problem. „Godzinę temu Jem przysłała raport z Los Angeles.” Powiedział robiąc niezadowoloną minę, gdy Tai przez przypadek uderzył w Siennę i oboje upadli w błoto poniżej. Lara uleczyła uszkodzoną rękę młodego mężczyzny. Jego rana była wystarczająco mała, by nie nadwyrężyć zasobów, których będzie potrzebowała do skupienia się na bardziej rannych. „Wygląda na to, że Scottowie mogli przemycić więcej broni i oddziałów niż nam się wydawało na podstawie ścieżek transportowych.” „Co oznacza, że utrata tego obozu nie spęta im rąk.” „Nie, ale odniesie skutek, a co więcej, istnieje duża szansa, że pchnie ich do uderzenia. Jeżeli skłonimy ich do tego, zanim będą gotowi, zadziała to na naszą korzyść.” Namierzył Taia i Siennę, gdy połączyli siły, by przedostać się przez upartą przeszkodę. „Naciśnij spust, gdy uznasz, że jest do tego najlepsza pora. Daj nam tylko wystarczające uprzedzenie, żebyśmy mogli przyczaić się przed atakiem.” Judd przytaknął i obrócił się w stronę biegnących. „Uwzględniłeś Siennę w tym równaniu?” Pazury zadrapały wnętrze jego skóry upuszczając krwi. „Nie chcę, by się wydała, jeżeli nie będzie to konieczne.” „Ale nie lekceważysz jej?” „Nie jestem idiotą.” Judd wzruszył ramieniem. „Tak się dzieje z drapieżnymi, zmiennokształtnymi mężczyznami – jesteście opiekuńczy.” „I kto to mówi.” „A jak ci się wydaje, dlaczego tak dobrze się tutaj wpisuję?” Hawke zawołał Siennę do swojego biura czterdzieści minut później po tym, jak miała szansę na to, by się umyć. „Tutaj.” Powiedział stukając palcem miejsce na mapie i powstrzymując pragnienie, by warknąć na nią na wspomnienie słów, które rzuciła w jego stronę przy wodospadzie. „Jeżeli nastąpi atak będziesz stała tutaj i nie zaangażujesz się w walkę, chyba, że wydam ci taki rozkaz.” Przytaknęła krótko bez oporu. „Chcesz zachować mnie jako ukrytego asa w rękawie tak długo, jak to tylko możliwe. Rozumiem.” Jej słowa były spokojne, praktyczne – tak jakby nigdy się nie pokłócili. Jego wilk odsłonił wargi znad ostrych drapieżnych zębów. „Udajesz Cichą, dziecino? Na to już za późno.” Płomienie, niebezpieczne i hipnotyzujące wdarły się w czerń jej oczu. „Wolałbyś, żebym odegrała rolę rozhisteryzowanej kobietki, żebyś mógł mnie zlekceważyć?” Złapał za brzeg biurka. „Uważaj.” „Dlaczego?” Posłała mu spojrzenie, które równie dobrze mogło pochodzić od wściekłej kobiety wilka. „To nie ja wydaję się nie być w stanie oddzielić pracy od przyjemności.” „Masz dzisiaj nastrój bachora, co?” Jakaś jego głęboko ukryta część odczuwała satysfakcję, że tak szybko wyprowadził ją z równowagi – nigdy nie pozwoli, ani nie zaakceptuje dystansu u swojej kobiety. „Nie rób tego.” Padła niespodziewanie poważna odpowiedź. „Nie lekceważ moich opinii nazywając mnie bachorem. I wiesz co? Dzieciną też mnie nie nazywaj.”
„Jeżeli wydaje ci się, że jesteś w stanie mnie „poskromić” Sienna, to patrzysz na niewłaściwego wilka.” Powiedział, gdy zwierzę wysunęło się na przód jego umysłu. „Możemy wrócić do pracy?” Chłodne słowa, które zmierzwiły jego futro w nieodpowiedni sposób. Sienna nie wiedziała jak to się stało. W jednej minucie walczyła z ostrzem dysonansu, gdy wpatrywała się w wielką terytorialną mapę na biurku Hawke’a z nim znajdującym się po jego drugiej stronie, a w następnej minucie złapał ją za talię i posadził na solidnym blacie biurka z prędkością i siłą, która pozbawiła ją oddechu. Ku własnemu zaskoczeniu klęczała na ciemnym drewnie, a jej ręce były oparte na jego ramionach milisekundę później. „Nie możesz tak po prostu...” Ale jego dłoń już znajdowała się na tyle jej głowy, a ona była całowana tak mocno, że aż straciła oddech. Wciągnęła powietrze, gdy odsunął się do tyłu na zaledwie na drobną chwilę. Próbowała przygotować się na następny pocałunek… ale oczywiście nie było sposobu, by przygotować się na Hawke’a. Dzisiejszego ranka, gdy doprowadził ją do orgazmu, dotykał jej z niesamowitą czułością, ale w tej chwili był czystym, wymagającym wilkiem. Szczypał ją w dolną wargę. Ssał górną. Głaskał językiem wewnątrz jej ust, aż wiedziała, że zabierze jego smak aż do snów. Co zaś się tyczy jego dłoni, to jedna z nich była zaciśnięta w jej włosach, a druga była zaciśnięta na jej biodrze – zaborczość nie była wystarczającym określeniem do nazwania jego zachowania. Pokusa, by się poddać była przygniatająca. Pragnęła go od tak długiego czasu, a teraz, gdy dał jej prawo, by mogła go dotykać i trzymać musiała walczyć z własną potrzebą, by nie rzucić się na okruszki, które jej oferował. Może miał rację, może nigdy nie będą bratnimi duszami, – ale ona wiedziała, wiedziała, że ten mężczyzna ze swoim pięknym dzikim sercem był w stanie dać jej dużo więcej niż był gotowy zaryzykować. Wyrwała głowę i wyśliznęła się z jego uchwytu używając sztuczki, której nauczyła ją Indigo i skończyła stojąc po drugiej stronie biurka. „Hawke, jest...” !!! ( A może: „Hanke nie ma…” W domyśle czasu :D). Nie wyrażone słowami ostrzeżenie z pierwotnej części jej umysłu uderzyło w nią odrobinę zbyt późno – on już przeskakiwał przez biurko w jej stronę. Na powierzchnię wybił się instynkt i odkryła, że postawiła między nimi ścianę z zimnego ognia. Po jej drugiej stronie Hawke nagle się zatrzymał, a potem przechylił głowę w ruchu, który zdecydowanie nie był ludzki i dotknął palcem ognia. Syknął. Jego blade wilcze oczy spotkały się z jej wzrokiem przez rozdzielającą taflę karmazynowego płomienia lizanego żółtymi pasmami. „Oparzyłaś mnie.” „Cóż, nie wyglądało na to, że będziesz słuchał rozsądku.” Powiedziała odsuwając z twarzy splątane pasma włosów, gdy jej serce uderzało z podwójną prędkością. Nie dając jej żadnego ostrzeżenia przesunął rękę przez zimny ogień. Ona jednak już go stłumiła i przechodziła przez drzwi … by wpaść prosto w bardzo twardą i bardzo szeroką męską klatę. „Cześć słoneczko. Uważaj.” Silne nieznajome dłonie na jej ramionach. Czuła jak Hawke wychodzi z biura, zaryzykowała i przesunęła się za solidną górę mięśni mężczyzny, którego poniewczasie rozpoznała jako Matthiasa. Jego oczy były bardzo ciemne, a promienna brązowa skóra opinająca jego twarz, która miała w sobie ślady tak wielu kultur, że nie można było powiedzieć o nim inaczej, niż, że jest obezwładniający. Wielki porucznik posłał jej dziwne spojrzenie, ale przesunął się tak, by stanąć Hawke’owi na drodze, gdy ten chciał przesunąć się za niego. Posyłając mu ciche dziękuje, Sienna zabrała się stamtąd. To było działanie w samoobronie. W jego obecnym nastroju Hawke mógłby skłonić ją do zgodzenia się na wszystko, czego chciał … nawet na egzystencję, w której zawsze byłaby tą drugą. Walker właśnie wychodził z ambulatorium po zjedzeniu z Larą późnej kolacji, gdy zobaczył Kierana, który miał tam wejść. Przystojny, młody żołnierz niósł bukiet kolorowych kwiatów.
„To dla Lary?” Nie odsunął się z przejścia. „Tak. Pomyślałem, że skoro tak ciężko pracuje, to może będzie jej miło mieć je w biurze.” Pełen blasku uśmiech. „Sądzisz, że spodobają się jej?” Walker nie musiał zastanawiać się nad swoją odpowiedzią. „Nie będzie miała szansy ich zobaczyć.” Kieran mógł być człowiekiem, ale dorastał w stadzie wilków. Jego spojrzenie stało się płaskie pod wpływem rzuconego mu wyzwania. „A może pozwolimy Larze zdecydować.” „Nie.” Walker patrzył w wyróżniające się szaro-zielone oczy Kierana, aż ten odwrócił głowę. „Cholera.” Jego palce zacisnęły się na delikatnych łodygach w jego dłoni, gdy pchnął bukiet w klatę Walkera. „Może i jesteś bardziej dominujący, ale obedrę cię ze skóry, jeżeli nie będziesz jej traktował w sposób, na jaki zasługuje.” Walker spojrzał na pogniecione kwiaty, które trzymał w ręce, gdy Kieran odchodził i zastanawiał się, dlaczego czuł potrzebę, by trzymać Kierana jak najdalej od Lary. On tylko próbował troszczyć się o nią na swój sposób. Tylko, że Walker zdał sobie sprawę, że nie chciał, aby ktokolwiek inny troszczył się o uzdrowicielkę Śnieżnych Tancerzy. Przynoszenie jej kolacji, gdy pracowała do późna, upewnianie się, by spała wystarczająco długo, tulenie jej, gdy płakała – to były obowiązki Walkera. … nie masz innych praw – nie chcesz ich… One należą do mężczyzny, z którym zbuduję swoje życie, z którym będę miała dzieci. Była na niego wściekła, gdy wykrzyczała te słowa, ale to nie czyniło ich mniej prawdziwymi. Zatem… albo się w tej chwili wycofa, albo poprosi o prawa, które kiedyś odrzucił. Nie było gwarancji, że się na to zgodzi. Właściwie, istniało duże prawdopodobieństwo, że odmówi, bo ruszyła do przodu ze swoim życiem osobistym. Jego dłonie zacisnęły się wokół już i tak posiniaczonych kwiatów znajdujących się w jego dłoni. Hawke zawarczał na Matthiasa, gdy wyczuł jak Sienna znika za rogiem korytarza. „Zejdź mi z drogi do cholery.” Powiedział do wielkiego porucznika. Matthias skrzyżował ręce, które były rozmiaru małych konarów i westchnął. „Troszczę się jedynie o twoją godność. Nie ściga się kobiety po korytarzach.” „Będę ścigał, kogo mam ochotę.” Ale temperament wilka łagodniał. Matthias uśmiechnął się. „Ładniutka ta twoja Psi. I szybka. Co zrobiła, że wprowadziła cię w nastrój do polowania?” „Nie twoja sprawa.” Zrobił niezadowoloną minę i skinął głową w stronę biura. „Skoro nie chcesz sobie pójść...” Matthias wszedł do środka. „Miło być tutaj, nawet w tych okolicznościach.” „Twój zespół?” „Poinstruowany i gotowy do akcji.” Matthias uniósł brew patrząc na bałagan na biurku Hawke’a, ale nie skomentował go. „Znają terytorium legowiska, ale kazałem im zrobić przebieżkę, by ponownie się z nim zaznajomili.” „Dobrze. Upewnij się, by się nie przeforsowali – mam przeczucie, że gówno sięgnie zenitu raczej prędzej niż później. Chcę, żeby byli wypoczęci.” „Powiedziałem im, że mają na to poświęcić godzinę i nie więcej.” Matthias wygładził pogiętą mapę po tym jak podniósł ją z podłogi i położył ją na biurku z celową ostrożnością. „Alexei mówi, że jego snajperzy będą gotowi, jeżeli z wyprzedzeniem ustawimy ich na odpowiednich pozycjach. Nie są jeszcze wytrenowani, by przedrzeć się przez ogień wroga.” Hawke przytaknął. „Riaz może się tym zająć.” Ten porucznik był doskonałym snajperem.
„Podjąłeś decyzję odnoszącą się do legowiska?” Zapytał Matthias. Jego wyraz twarzy był teraz pozbawiony jakiegokolwiek humoru. „Nie może ulec.” Nawet, jeżeli Śnieżni Tancerze przetrwają, widok wroga w ich domu zniszczy ich. „Wysadzimy je, jeżeli będzie to konieczne.” „Nie będę się z tobą kłócił. Nikt tego nie zrobi.” „Tak, ale upewnijmy się, by do tego nie doszło kopiąc im tyłki.” Jak się okazało, sprawy nie potoczyły się tak, jak się tego spodziewano. „To jakaś infekcja wirusowa.” Powiedział do niego następnego dnia Judd. „Osiemdziesiąt procent osób w obozie Czystych Psi zachorowało. Z kart medycznych, do których zdołali dotrzeć technicy wygląda na to, że wirus położy ich przynajmniej na trzy, może cztery dni.” „To jest potwierdzone?” „Tak. Henry nie manipuluje nami.” „Moglibyśmy teraz wysadzić obóz.” Powiedziała Indigo, gdy przywołał poruczników – i Drew – na spotkanie. „Zmusić Henry’ego do działania.” „Tak, ale nadal nie odkryliśmy skrytek broni w mieście.” Wytknął Riaz. „To może być nasza szansa. Ludzie Henry’ego mogą zacząć popełniać błędy z powodu opóźnienia.” „Jeżeli nie znajdziemy ich skrytek, a oni uderzą, to, co tam ukrywają, może zadecydować o ich przewadze.” Powiedział Judd. W końcu zdecydowali, że skoro wyeliminowanie teraz obozu, w przeciwieństwie do zrobienia tego później, nie daje stadu żadnej przewagi taktycznej, to wstrzymają się i spędzą ten dodatkowy czas wzmacniając poszukiwania broni. „Zespoły muszą wiedzieć, że mają się angażować, jeżeli zlokalizujemy skrytki.” Powiedział Riaz. Alexei jako pierwszy wyłapał, co Riaz ma na myśli. „Jeżeli Henry nie zda sobie sprawy z tego, że magazyn został namierzony, nie zawaha się przystąpić do ataku nawet po tym, jak straci obóz Czystych Psi.” „Tak.” Powiedział Judd. „Riaz ma rację. Henry i jego poplecznicy nie ogłoszą mobilizacji, jeżeli będą uważać, że nie mają przewagi.” Nie była to opcja, którą chcieli, by Henry rozważył. Fakt był taki, że stada nie mogły na zawsze działać z „czerwonym” statusem. To wykończyłoby ich ludzi sprawiając, że byliby podatni na atak, gdy ten w końcu by nastąpił. „Przekażę informacje naszym zespołom i Szczurom.” Powiedziała Indigo, a potem zerknęła na Judda. „Miałam się ciebie zapytać wcześniej – czy Tk mogą teleportować się z bombami?” „Z ich komponentami, tak. Z funkcjonującymi bombami, nie. Są zbyt niestabilne i często wybuchają podczas teleportacji.” „W kwestii bezbronnych.” Powiedziała Jem do Hawke’a, gdy Judd skończył mówić. „Nadal planujesz zaczekać z ich ewakuacją?” Hawke przytaknął. „Mniejsza szansa na to, że Henry odkryje ich lokalizację i zmieni cel ataku.” „Rozmawiałem z Mery i oboje zdaliśmy sobie sprawę z tego, że istnieje ostatnia deska ratunku, jeżeli coś pójdzie nie tak i nie będziemy mogli oddalić dzieci i starszych na wystarczającą odległość.” Wyciągnął mapę holograficzną pokazującą opuszczone tunele metra pod San Francisco. „Zaprowadzimy ich do miasta – Szczury upewnią się, by wróg nigdy ich nie znalazł.” Indigo zadrżała. „Wilki wewnątrz tych wąskich tuneli? W ciemności?” „Możemy powiedzieć im, że to taka przygoda.” Głos Rileya był pragmatyczny. „Starsi upewnią się, że z młodymi wszystko będzie w porządku. I nie jest tam ciemno. Szczury mają tam niezły system
– lepszy niż ci się wydaje.” „Mój wilk nie jest fanem takiego rozwiązania, ale dobrze jest mieć taki plan pod ręką.” Powiedział Hawke i rozejrzał się po swoich ludziach. „Nie tylko to przetrwamy, ale wyjdziemy z tego silniejsi niż byliśmy, gdy to się zaczęło, bo mamy coś, czego nasz wróg nie jest w stanie sobie wyobrazić: serce.” Riley zaczekał zanim ponownie się odezwał, aż Hawke opuścił pokój z Andrew, – któremu kazano upewnić się, że alfa będzie pierwszym, który wyjdzie. „Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepszy moment, ale musimy zrobić coś dla Hawke’a.” Powiedział, a potem wyłożył im swój pomysł. „To musi się skończyć zanim wszystko trafi szlag. Zasługuje choć na tyle po wszystkim, co zrobił dla stada.” Nie mieli wcześniej na to czasu, ale wirus dał im przynajmniej trzydniowe okno czasu. „Zasługuje na o wiele więcej.” Powiedziała Indigo, gdy wszyscy przytakiwali, a potem uśmiechnęła się. „Poza tym będzie lepiej walczył, gdy nie będzie w takim złym nastroju.” Matthias potrząsnął głową. „No nie wiem, ja tam lubię go dzikiego i wrednego.” Jasnym jednak było to, że żartował. „Tak taktycznie rzecz ujmując, jesteśmy ustawieni, więc, do cholery, możemy poświęcić kilka godzin, by dokończyć ten projekt.” „Morale stada też przyda się wzmocnienie.” Wytknął Riaz. „A gdy już wieść o tym się rozniesie...” Uśmiechnął się od ucha do ucha. Judd wstał. „Rozumiecie, że to jeszcze nie jest przesądzone.” Ciche, poważne słowa. „Wiemy.” Riaz odsunął krzesło i spojrzał Juddowi w oczy. „Musimy jednak mieć nadzieję. Nikomu z nas nie podoba się alternatywa.” Samotność, pomyślał Riaz, absolutna i nieskończona samotność – taka była alternatywa. Nie było to życie dla żadnego wilka, ale szczególnie nie dla alfy, który poświęcał krew, pot i duszę dla stada odkąd był dzieckiem. „W takim razie zaczynamy za godzinę. Zamówiłem materiały dwa tygodnie temu.” Tak na wszelki wypadek. ROZDZIAŁ 42 Duch spojrzał na to, co odkrył. Stwierdzenie, że był to niespodziewany rozwój sytuacji byłoby znaczącym niedopowiedzeniem. Następne pytanie brzmiało oczywiście, co zamierza zrobić z tym odkryciem. Mógł zostawić sprawy własnemu biegowi. Nikt nigdy, by się o tym nie dowiedział. Nic by się nie zmieniło. To mogło zadziałać na jego korzyść. W końcu istniał powód, dla którego było to sekretem. Sprawy, o których Rada nie chciała, by świat się o nich dowiedział – ale nie chciała również ich stracić. Mógł wziąć tę wiedzę i wykorzystać ją dla siebie. Przykucnął obok długiego, prostokątnego szklanego pudła, pokrytego ponad stuletnim kurzem i zastanowił się, co powie Judd, gdy mu przekaże, że drugi manuskrypt Eldridge nie istnieje.