P.C. CAST + KRISTIN CAST
UKRYTA
Tom X cyklu
DOM
NOCY
Przełożyła z angielskiego
Iwona Michałowska-Gabrych
Tytuł oryginału:
Hidden
Koncepcja graficzna okładki
Elsie Lyons
Opracowanie graficzne
Jarosław Danielak
Fotografie na okładce
dziewczyna © Herman Estevez
błyskawica i drzewo © Istockphoto
konar © EPG_EuroPhotoGraphics/Shutterstock.com
HIDDEN. Copyright © 2012 by P.C. Cast and Kristin Cast
Published by arrangement with St. Martin’s Press, LLC. All rights
reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy
żaden fragment niniejszego utworu nie może być reprodukowany ani
przesyłany za pośrednictwem urządzeń mechanicznych bądź
elektronicznych.
Niniejsze zastrzeżenie obejmuje również fotokopiowanie
oraz przechowywanie w systemach gromadzenia i odtwarzania informacji.
Książka ta jest fikcją literacką. Wszystkie postaci, organizacje i zdarzenia
są albo wytworem fantazji autorek, albo użyte zostały w celu wykreowania
sytuacji fikcyjnych.
Polish edition © Publicat S.A. MMXIII
ISBN 978-83-245-8096-5
Wydawnictwo “Książnica”
Publicat S.A
ul. Chlebowa 24
61-003 Poznań
tel. 61 652 92 52
faks 61 652 92 00
www. Ksiaznica.com
e-mail:
[email protected]
Książkę tę dedykujemy tym z Was, którzy popełnili
błędy i mają dość odwagi, by je naprawiać,
a także dość mądrości, by się na nich uczyć.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lenobia
Spała tak niespokojnie, że znajomy sen wykroczył poza
ramy eterycznej krainy podświadomości i fantazji, od samego
początku przybierając boleśnie rzeczywistą formę.
Najpierw było wspomnienie. Cofnęła się o dziesiątki, a
potem o setki lat. Znów była młoda i naiwna. Znajdowała się w
ładowni statku płynącego z Francji do Ameryki — z jednego
świata do drugiego. W trakcie tego rejsu poznała Martina, który
powinien zostać jej partnerem na całe życie, lecz zamiast tego
zmarł zbyt młodo, wraz ze sobą zabierając do grobu jej miłość.
We śnie czuła łagodne kołysanie statku, zapach koni, siana,
morza i ryb — i obecność Martina. Zawsze jego. Stał przed nią,
przyglądając jej się z niepokojem w oliwkowo-bursztynowych
oczach. Właśnie wyznała mu miłość.
- To niemożliwe. — Sen odtworzył w jej umyśle słowa
Martina, który teraz ujął łagodnie jej dłoń i uniósł. — Widzisz
różnicę?
Pogrążona we śnie Lenobia wydała cichy okrzyk bólu.
Brzmienie jego głosu! Głębokie, zmysłowe, wyjątkowe. Ten
specyficzny kreolski akcent! Przez ponad dwa wieki trzymała się
z dala od Nowego Orleanu, by nie usłyszeć niczego, co
przypominałoby jej ten słodko-gorzki głos i cudną wymowę.
- Nie - odpowiedziała młoda Lenobia, porównując ich
złączone ręce, brązową i białą. — Widzę tylko ciebie.
Wciąż pogrążona w głębokim śnie nauczycielka jazdy
konnej z Domu Nocy w Tulsie poruszała się niespokojnie, jak
gdyby jej ciało usiłowało zmusić umysł, by się obudził. Tej nocy
jednak umysł nie posłuchał. Tej nocy rządziły sny i
niezrealizowane możliwości.
Sceneria się zmieniła, ukazując kolejny epizod — wciąż w
ładowni tego samego statku, wciąż z Martinem, ale wiele dni
później. Mężczyzna wręczał jej na długim rzemyku niewielki
mieszek pofarbowany na głęboki szafir. Zawiesił go na szyi
Lenobii.
- To gris-gris. Będą cię chroniły, moja śliczna.
Minęło jedno uderzenie serca, a ona przeniosła się o stulecie
w przód. Starsza, mądrzejsza, bardziej cyniczna Lenobia trzymała
w dłoni rozpadający się mieszek, z którego wysypywała się
zawartość. Zgodnie ze słowami Martina zawierał trzynaście
przedmiotów, lecz większość z nich po stu latach noszenia
amuletu stała się nierozpoznawalna. Lenobia pamiętała ledwo
uchwytny zapach jałowca, gładkość glinianej grudki, która niemal
natychmiast rozpadła się w pył, maleńkie gołębie piórko
rozsypujące się w dłoni. Najbardziej ze wszystkiego zapamiętała
jednak ulotny przypływ radości wywołany odkryciem czegoś,
czego w odróżnieniu od innych pamiątek miłości i troski Martina
czas nie zdołał zniszczyć. Był to pierścionek — szmaragd w
kształcie serca otoczony maleńkimi brylancikami i osadzony w
złocie.
- Serce twojej matki, twoje serce, moje serce — szepnęła,
wsuwając pierścień na palec. — Wciąż za tobą tęsknię, Martinie.
Nigdy nie zapomniałam. Ślubowałam ci to!
Sen znów się przeobraził, przenosząc ją z powrotem do
Martina — tyle że tym razem nie byli na morzu, nie spotykali się
w ładowni i nie zakochiwali w sobie. Było to mroczne, straszne
wspomnienie. Nawet we śnie Lenobia pamiętała miejsce i datę:
Nowy Orlean, 21 marca 1788 roku, krótko po zachodzie słońca.
Gdy w stajni wybuchł pożar, Martin uratował życie ukochanej,
wynosząc ją z płomieni.
- Martin! Nie! — krzyknęła wówczas, a teraz wyjąkała te
same słowa, robiąc wszystko, by się obudzić, nim będzie musiała
na nowo przeżyć koszmarne zakończenie tamtego dnia.
Nie obudziła się. Zamiast tego usłyszała słowa ukochanego,
które złamały jej serce dwa stulecia temu, i poczuła dawny ból.
— Za późno, najdroższa. Na tym świecie za późno. Ale
spotkamy się znowu. Moja miłość nie kończy się tutaj, nie kończy
się nigdy... Odnajdę cię, moja śliczna. Przysięgam.
Martin wrócił do płonącej...