1 Prolog 1990 "Proszę tato nie idź, twój ulubiony program jest wieczorem, możemy zrobić popcorn i obejrzeć go razem ze wszystkimi." Odgarniając swoje ...
14 downloads
9 Views
3MB Size
Prolog 1990 "Proszę tato nie idź, twój ulubiony program jest wieczorem, możemy zrobić popcorn i obejrzeć go razem ze wszystkimi." Odgarniając swoje zmierzwione blond włosy ze swojej twarzy, mój ojciec postawił torbę na podłodze i kucnął obok mnie. "Och, księżniczko, nie mogę dzisiaj. Muszę wszystko przygotować na jutrzejsze wielkie otwarcie, ale obiecuję, że znajdziemy jakiś szczególny czas, gdy nowy sklep będzie już otwarty." "Ok, ale ja wybiorę co będziemy oglądać." "Załatwione", mówi, wciągając mnie na kolana, a następnie stojąc ze mną. "Jutro po szkole mama zabiera cię do nowego sklepu na imprezę. Kiedy to wszystko się skończy, wrócimy do domu poleniuchować z przekąskami i filmami Disneya. Amanda i Charlotte mogą pomóc w budowaniu fortu". "Nie ma mowy, Manda jest zbyt mała, zawsze ściąga koce. " "No cóż, znajdziemy dla niej jakieś zajęcie." Całuje mój policzek, drapiąc mnie swoim zarostem, wywołując u mnie chichot, przez co zaczynam się od niego odpychać. "Kocham cię, księżniczko. Miłego jutrzejszego dnia w szkole, a ja zobaczę cię jutro wieczorem. " Postawił mnie na nogi i podszedł do siostry i mamy , aby dać im buziaka przed wyjściem. 1
Przez resztę wieczoru jestem niespokojna, wybierając najlepsze koce i szereg filmów, które mogłyby wszystkim pasować na wieczór ojca / córek. Moja sukienka na wielkie otwarcie jest już wybrana, tak jak moje ubrania do szkoły na jutrzejszy dzień. W łóżku przewracam się i wiercę, mając nadzieję, że pojawi się słońce i dzień może się rozpocząć. Mojego taty często nie ma w domu, więc te wieczory są rzadkie i nieliczne. Ale on zawsze dotrzymuje obietnic, zawsze.
Mieszkamy
niedaleko
Colorado
Springs
na
przedmieściach. Moja mama stara się przekonać tatę, żeby przenieść się do swojego rodzinnego miasta, które jest jeszcze mniejsze, ale mój tata twierdzi, że musimy zostać w mieście dla pracy. Mama jest sekretarką w jednym z biur lekarza w śródmieściu, a mój ojciec jest właścicielem sklepu komputerowego na północnym krańcu miasta. Zawsze pracował przez długie godziny, ale gdy zdecydował się otworzyć drugą lokalizację, widzieliśmy go coraz mniej. Jestem rozbudzona zanim moja mama przyszła do mojego pokoju, aby obudzić mnie do szkoły. Szybko się ubrałam, zgarnęłam babeczkę z blatu i czekam na wszystkich żeby wsiąść do samochodu. Mam tylko pięć lat, ale jestem dość niezależna, ku przerażeniu moich rodziców. Poza tym, jeśli przekroczę linię, Charlotte zwykle sprowadza mnie do pionu. Jest tylko trzy lata starsza, ale myśli, że może nam rozkazywać co mamy robić. Mój dzień w szkole to nic niezwykłego. Składamy razem litery, aby ułożyć pojedyncze sylaby i słowa, przerwa, obiad. 2
Nie jestem pewna, jaki rodzaj mięsa był na mojej tacy, więc pomijam tę część. Czas na bajki i papierowe zabawki. Teraz stoję przed szkołą trzymając tęczowy obrazek, a pani Adler właśnie podjechała, żeby odebrać Charlotte, Amandę i mnie. Pani Adler mieszka obok i zawsze pilnowała nas, gdy byłyśmy małe. Jako że ona jest cały czas w domu, razem
z moją
mamą dogadały się, że będzie nas zabierać do domu i pilnować każdego dnia przez godzinę lub do czasu aż mama skończy pracę. "Witamy pani Adler," wszystkie krzyknęłyśmy machając i gramoląc się do jej Buick'a. Biedny samochód widział lepsze czasy, ma rdzę na zewnątrz, a taśma klejąca trzyma tapicerkę razem na kanapie z tyłu. Kiedy cofa musi trzymać lusterko wsteczne, które odpadło wieki temu, żeby cokolwiek widzieć. "Cześć dziewczynki" odpowiada, kiedy my zapinamy pasy. Zamiast zapytać nas o nasz dzień lub mój rysunek, co zawsze robi, patrzy prosto przed siebie, nie patrząc na nas drugi raz. Jest jedną z najbardziej radosnych osób jakie znamy, więc domyśliłam się, że jeden z jej chłopaków musi znowu sprawiać jej problemy, oni wiecznie mają szlaban. "Narysowałam dzisiaj obrazek pani Adler", mówię, żeby odciągnąć jej myśli od niegrzecznych synów. "To wspaniale, kochanie", odpowiada, wciąż patrząc na drogę, w jej głosie nie słychać entuzjazmu. Jestem pewna, że będę musiała nagadać Charlotte o chłopcach, kiedy wrócę do domu.
3
Droga nie jest długa, więc chwilę później wjeżdżamy na jej podjazd. Wyskakując z auta zgarnęłam mój plecak i rysunek. "Możemy pograć z chłopakami zanim będziemy musiały się przygotować do imprezy, czy mają już za duże kłopoty?" pytam, wkładając ręce w szelki w moim plecaku. Pani Adler ociera łzę, która ześlizgnęła się po jej policzku; ci chłopcy muszą mieć duże kłopoty. "Nie Vivian, dzisiaj nie jest
dobry dzień żeby przyjść i
zagrać. Wasza mama wróciła wcześniej i musicie dziewczynki iść do domu." Przeszłam dookoła samochodu i dałam jej mój rysunek "Miałam go dać tatusiowi wieczorem na imprezie ale wydaje mi się, że potrzebujesz go bardziej. Mam nadzieję, że cię rozweseli." Szybko się odwróciłam i podbiegłam do Charlotte, która trzymając w ramionach Amandę dotarła już do połowy naszego trawnika. Wzdłuż ulicy stoją samochody, a ja muszę manewrować pomiędzy samochodami na podjeździe, żeby dostać się do drzwi. "Myślałam, że impreza będzie w nowym sklepie. Dlaczego wszyscy przyszli do naszego domu, a nie tam?" Pytam Charlotte. "Impreza powinna być w sklepie, nie wiem dlaczego mamy towarzystwo" odpowiada przekręcając klamkę w drzwiach wejściowych. Jak tylko przekroczyłyśmy próg domu, szybko zdałam sobie sprawę, że nie będzie żadnej imprezy. Nasz dom jest 4
wypełniony ludźmi, niektórzy się ściskają, niektórzy płaczą, wielu z nich nie znam, ale po żadnym z nich nie widać, żeby byli tutaj, aby świętować. Jak tylko zdjęłam mój plecak i powiesiłam go na wieszaku mama przecisnęła się do nas przez tłum. Ma na sobie tą samą niebieską sukienkę, w której pojechała do pracy rano ale nie jest już tak gładka jak wcześniej. Po zagnieceniach z przodu jej sukienki widać, że dzień był napięty. Twarz ma bladą, a oczy zaczerwienione. Widziałam mamę, jak płakała tylko kilka razy, ale to wystarczy, aby pamiętać jak wtedy wygląda dlatego dobrze wiem, że mama płakała. "Chodźcie ze mną dziewczynki" mówi spokojnie, podnosząc Amandę i umieszczając ją na biodrze, a mnie chwyta za rękę. Charlotte podąża za nami do sypialni moich rodziców. Pokój jest ciemny, ale zamiast włączyć główne światło, mama zapala lampkę nocną, pozostawiając miękką poświatę. "Proszę, usiądźcie na łóżku dziewczyny, muszę powiedzieć, wam coś bardzo ważnego", powiedziała zanim zamknęła za nami drzwi i usiadła przy nas na łóżku. Czuję się niespokojna i zmartwiona, bo nie rozumiem co się dzieje. Stało się coś złego, ale nie wiem co. Różne scenariusze przelatują przez moją głowę. Odwołali imprezę? Czy tatuś musiał zamknąć sklep? Chłopak w mojej klasie powiedział, że jego rodzice biorą rozwód, może to jest to, co moja matka chce nam powiedzieć.
5
Wszystkie pomysły, które zrodziły się w mojej głowie nigdy nie były nawet bliskie prawdy. Mama wzięła uspokajający wdech i złapała nas za ręce, delikatnie je głaszcząc. "Wasz
tatuś
był
bardzo
podekscytowany
dzisiejszym
otwarciem nowego sklepu. Ostatniej nocy wrócił do sklepu, żeby upewnić się, czy wszystko wygląda idealnie na wielkie otwarcie. " "Wiemy, ale dlaczego nie możemy się szykować na imprezę? Dlaczego wszyscy są tutaj? Czy impreza przeniosła się do naszego domu?" pyta Charlotte. W oczach mamy zaczynają wzbierać się łzy, które próbuje powstrzymać. "Kochanie, nie będzie żadnej imprezy. Ostatniej nocy, kiedy wasz tata był w sklepie, ktoś przyszedł i bardzo go skrzywdził." "Nic mu nie jest?" pytam. "Nie, Viv. Nikt nie wiedział, że został ranny, nie było nikogo, żeby mu pomóc." Przerywa i patrzy na nas przez dłuższą chwilę. "Wasz tatuś zmarł." W końcu uwolnił się szloch, który powstrzymywała i stara się oddychać przez łzy. "On nie wróci?" Amanda pyta zaczynając płakać. "Nie, kochanie, nie wróci." "NIE!" Krzyczę, zaskakując wszystkich. "Obiecał, że
6
będziemy budować nasz
fort księżniczki wieczorem po
imprezie, tatuś zawsze dotrzymuje obietnic. Tatusia nie ma w niebie, on wróci wieczorem do domu" nalegam. Mama przyciągnęła mnie bliżej do siebie. "Przykro mi, Vivian. Kochanie on już nie wróci do domu. Od teraz będziemy tylko my, dziewczyny." "Kto to zrobił?" powiedziała Charlotte domagając się odpowiedzi. Była cicha do tego momentu, nawet nie uroniła jednej łzy. Widzę więcej złości niż smutku w jej wypowiedzi. Moja matka
wzdycha,
jej
cierpliwość
wyraźnie
się
kończy.
Zazwyczaj jest uosobieniem zrozumienia ale emocjonalnie napięta sytuacja najwidoczniej postrzępiła nerwy mojej matki. "Nie martw się tym Charlotte. Policja wie kto skrzywdził waszego tatusia, szukają go teraz. Kiedy go znajdą, pójdzie do więzienia na długi czas." "Znamy go?" pyta jeszcze raz. "Charlotte, to nie ma znaczenia, nie może nas skrzywdzić bardziej niż do tej pory. Są pewne rzeczy, o których nie musicie wiedzieć." "Ktoś nam zabrał naszego tatę, chcę wiedzieć kto to zrobił" powiedziałam do mamy. Mama wstała szybko, prawie strącając Amandę z łóżka. Moje słowa spowodowały, że w końcu wybuchła. "On odszedł Vivian Grace i nigdy nie wróci z powrotem!" krzyczy. "Chcesz wiedzieć, kto go zabił jakby miało mu to zwrócić życie. 7
Raymond Michaels udusił waszego ojca jakby to nie miało znaczenia, że ma dom i rodzinę. Raymond był przyjacielem waszego ojca, pracował dla niego, ufaliśmy mu i zobaczcie co nam przyniosło to zaufanie!" Zwiesiłam głowę słuchając jak jej płacz zmienia się w wrzask. "Czy to sprawiło, że czujesz się lepiej, chociaż już nie masz ojca, Vivian? " "Nie", szepczę. W końcu zbiera się do kupy, zdając sobie sprawę, jaką krzywdę spowodował jej wybuch emocji. "Przykro mi Vivian, ale nie wiem, co powiedzieć." wzdycha "Był naszym przyjacielem i odebrał nam tatusia. Nie wiem, dlaczego się tak stało, ale wiem, że czasami ludzie dokonują złych wyborów, których nie da się już cofnąć. To był właśnie jeden z tych wyborów." "Przepraszam, że krzyknąłem, Viv. Jestem
po prostu
przerażona i smutna." Wzięła mnie w swoje ramiona i ścisnęła mocno. "Nie pozwolę komukolwiek was skrzywdzić, jesteś dla mnie wszystkim. Jakoś damy sobie radę razem, dobrze?" Chowam moją twarz w jej szyi i kiwam głową, ciężar sytuacji wstrząsa moim małym ciałem. Mój tata nigdy nie wróci, a ktoś kogo kochał odebrał mu życie. Słysząc płacz moich sióstr i mamy, moje emocje w końcu się wyłączyły i zaczynam czuć się odrętwiała.
8
Od tego momentu stałam się mistrzem w unikaniu emocji. Obiecałam sobie nigdy nie przywiązywać się do ludzi, kochać ich, bo otwarcie się na innych powoduje słabości. Przez słabości można się poważnie zranić. Postanowiłam zbudować fort, który obiecał mi mój tata, ale ten będzie okrążać moje serce. Kiedy nadejdzie zły czas, a moja walka lub ucieczka się nie uda, polecę. Dzień, w którym zmarł mój ojciec, jest dniem, w którym wyrosły mi skrzydła.
9
Rozdział 1 Vivian
"Jasna cholera Viv! Nie mogłaś wziąć ze sobą więcej rzeczy? Przysięgam, że jak skończymy twoją przeprowadzkę do akademika to dostanę garba. Czy ty przemycasz małe dzieci w tych walizkach?" Ooo tak, Amanda, moja młodsza i bardziej kolorowa siostra. Jestem pewna, że gdybyśmy przemycały w tych walizkach chłopaków z uczelni nie pisnęłaby ani słówka. "Chodź Manda, jesteśmy prawie na miejscu. Poza tym, to ostatni bagaż." "Tak, a potem będę musiała pomóc taszczyć to, co nie pasuje z powrotem do samochodu, trudno mi opanować moje podniecenie" Praca fizyczna nigdy nie była jej mocną stroną, ale jakoś mojej siostrze zawsze udaje się znaleźć jakiegoś przystojnego i oczywiście, pomocnego młodego człowieka, aby zrobić za nią to, co jest ponad jej możliwości. Amanda może sprawić, że facet zrobi dla niej praktycznie wszystko. Powód: moja siostra jest śliczna. Długie, opalone nogi, faliste blond włosy, z którymi nic nie robi ale i tak zawsze wyglądają jakby były profesjonalnie ułożone. Cała reszta też jest opalona i perfekcyjna. Ona poważnie jest ciężkiego kalibru. Ja to wiem, chłopaki to wiedzą, a co najgorsze- ona to wie i 10
korzysta z tego pełną parą. W tym tygodniu nie może wykorzystać swoich możliwości, stąd pewnie to nastawienie. Zawsze byłyśmy ze sobą raczej blisko ale jestem pewna, że zwerbowanie jej do pomocy w przeprowadzce nie wpłynie dobrze na nasze relacje. "Wystarczy, dziewczyny," mama mówi tym cichym ale stanowczym głosem, po którym wiesz, że robisz jej wstyd w miejscu publicznym, a konsekwencje z pewnością będą adekwatne do poziomu kłótni. Cisza i spojrzenia, które sobie posyłamy mogłyby zamrozić kółka w windzie, która wiezie mnie do mojego nowego, niezależnego studenckiego życia. Ciężko pracowałam, żeby dostać się do Uniwersytetu Stanowego Kolorado. To jedna z najlepszych szkół w Kolorado, więc jest to miejsce, w którym absolutnie chcę być. Dodatkową korzyścią jest to, że po drugiej stronie stanu od mojej małej rodzinnej miejscowości. Nigdy więcej krów i kurczaków. Żegnajcie małomiasteczkowe plotki, witajcie światła uliczne i klasy pełne chłopców, których nie znam. To, że cieszę się na myśl o szkole jest mało powiedziane. I nawet nie obchodzi mnie to, czy moje współlokatorki to banda dziwek, chłopaki na moim piętrze to dupki lub moi profesorowie mogą konkurować z profesorem Snape'm. Moje podekscytowanie z powodu wolności jaką może dać mi college doprowadza mnie do wrzenia. Jestem 11
pewna, że po moim głupim wyszczerzu na twarzy nie da się tego ukryć. Kiedy drzwi od windy się rozsuwają jesteśmy powitane widokiem korytarza, który pęka w szwach. Korytarz jest przepełniony pierwszakami i ich rodzinami, a każdy taszczy wielkie bagaże. Przez tak dużą liczbę ludzi na tak małej powierzchni temperatura powietrza podskoczyła o kilka stopni w górę, a ocieranie się o wszystkich, którzy przemieszczają się po akademiku wywołuje u mnie rewolucje żołądkowe. Cudownie, zwymiotuję przed wszystkimi nowymi współlokatorami. Nieustannie zderzając się z nieznajomymi, nieustannie mówiąc "przepraszam" i rozsyłając powściągliwy uśmiech mówiący "sorry za przywalenie ci w głowę moją torbą" powoli przeciskamy się przed siebie. "Dzięki ci słodki Boże. Tu są twoje drzwi" Amanda informuje. Tak, dziękuję. Przysięgam, że jeśli usłyszę Amandę jeszcze raz, wywiozę ją z powrotem i pozwolę stadu krów żeby ją rozdeptało. Moje drzwi otworzyły się na oścież i jestem zaskoczona widokiem, że jestem pierwszą ze współlokatorek, która się wprowadzi. Mój pokój w akademiku nie jest typowym pokojem. Naprawdę bardziej przypomina mieszkanie niż pokój w akademiku. Jest tu mały salon i aneks kuchenny, korytarz z dwoma sypialniami na prawo i łazienka na lewo. Tak, moja obecna sypialnia jest mniejsza niż szafa w moim 12
domu rodzinnym i do tego muszę ją dzielić, mam nadzieję, że nie z kimś, kto będzie próbował mnie udusić w śnie. Ale to należy do mnie i już teraz czuję się inaczej. Czuję się dorosła, niezależna i jestem podekscytowana, że w końcu będę sama ze sobą. Nie będę niczyim cieniem, nigdy więcej porównywania z siostrą, żadnego dbania o reputację, żadnego ujawniania sekretów, żadnego udawania i plotek. Tak, college i ja dobrze się ze sobą dogadamy. Rzuciłam swoje torby na ziemię obok mojego łóżka, Amanda oczywiście rozłożyła się na kanapie jakby miała tu mieszkać, a moja mama zajęła się poprawianiem mojego łóżka1. Widzę, że Amanda więcej mi się już nie przyda, więc szybko zabieram się do rozpakowywania i organizowania mojego ciasnego pokoju. Pukanie i wahające się "cześć" przerywa mi moją gorączkową pracę ale hałaśliwy pisk zmusza skierowanie mojej uwagi na drzwi. Potykając się do środka weszła śliczna dziewczyna z krótkimi, kręconymi blond włosami, niebieskimi oczami i śmiercionośnym spojrzeniem skierowanym na jej matkę, po którym można wywnioskować, że wepchnęła ją do środka. "Cholera Jen, ci ludzie przechodzą przez jakąś fazę buntu. Wchodź do środka." Matka dziewczyny zatrzymała się gwałtownie na nasz widok, a jej oczy wytrzeszczyły się. Amanda dołączyła do grona 1
Coś w tym jest.. moja też mi wiecznie łóżko poprawia :D
13
żywych i podążyłyśmy za wzrokiem kobiety utkwionym w mojej matce. "Evelyn" powiedziała z dechem zapartym ze zdziwienia "nie widziałam cię od czasu procesu, to było tak dawno temu." Widzę, że moja mama zaczyna się rozklejać, na co tamta rzuciła się, żeby mocno ją uściskać. Razem z dziewczyną spojrzałyśmy na siebie nie wiedząc o co chodzi, czekając aż nasze matki w końcu nas uświadomią. "Czuję się dobrze, dziękuję Kim. Tak, dużo czasu upłynęło. Trzynaście lat tej jesieni" powiedziała moja matka wyzwalając się z jej niedźwiedziego uścisku. "Vivian to jest Kim, pracowała dla twojego ojca. Jen dobrze cię znowu widzieć kochanie. Wy dwie czasami bawiłyście się razem jak byłyście małe. Planowałyśmy nawet razem posłać was do tego samego przedszkola zanim się przeprowadziłyśmy." I to jest to. Spojrzałam na Jen i zobaczyłam moment, w którym sobie wszystko przypomniała. Ona wie wszystko o mojej rodzinie. Muszę jej przyznać, że jednak szybko się ogarnęła "Dziękuję pani Donovan. Dobrze jest znowu widzieć was wszystkich." Moja przeszłość, śmierć mojego ojca, nieustanna litość podążyły za mną na studia... cudownie. Przyszłam tutaj, żeby uciec od tego scenariusza. Kiedy przeprowadziłyśmy się do rodzinnej miejscowości mojej matki po śmierci ojca, uczucie 14
tego, że całe miasto wie co się stało było przytłaczające. Jedyne co chciałam zrobić to skończyć osiemnaście lat, wynieść się na studia i zacząć od nowa. Nie mogłam wytrzymać widoku smutnych spojrzeń i oglądania jak ludzie chodzą na palcach wokół tematu braku mojego ojca. Teraz znowu to tutaj jest, gapiąc mi się prosto w twarz. Moja twarz jest gorąca a uszy zaczynają mnie piec. Przez tą kłopotliwą sytuację wszystko się wywróciło do góry nogami i jestem zawiedziona, zażenowana, że razem z Jen nie tylko będziemy musiały się poznać ale i mieszkać razem. Ale nagle Jen obdarowuje mnie największym uśmiechem i chwyta mnie za rękę potrząsając nią energicznie. "Moja mama tak jakby ukradła mi mój moment. Więc chciałabym zacząć od początku. Jestem Jen! Proszę, powiedz mi, że masz jakieś śliczne buty, bo szafa wygląda na malutką i dzielenie jej chyba będzie koniecznością. Nie obchodzi mnie jaki masz rozmiar. Wepcham moje stopy w to co masz." Ulga spłynęła po mojej twarzy, a śmiech jakoś wydostał się przez moje usta. "Jestem Vivian i możesz pożyczać co chcesz o ile masz niesamowite torebki, które mogę ukraść." "Nie martw się Jen, przytachałam w tych walizkach cały dział butów Macy. Będziecie modnie dobrze wyposażone." Amanda wtrąciła. Napięcie, które mnie dusiło kompletnie zniknęło i wszystkie zabrałyśmy się za rozpakowywanie. Razem z Jen zdecydowałyśmy się, żeby dzielić ze sobą pokój. Pozostałe 15
dwie współlokatorki jeszcze się nie pojawiły, więc skoro we dwie się jakoś już dogadałyśmy lepiej dmuchać na zimne. Wszystko ogarnęłyśmy w przeciągu godziny i aż mnie wszystko swędzi, żeby pozbyć się mamy i młodszej siostry. Jen razem z mamą wyskoczyły do Target2, żeby wybrać kilka rzeczy do naszego pokoju, a reszta jeszcze się nie pokazała, więc to idealna pora na pożegnania. Wiem co się szykuje: moja mama nie będzie mogła opanować potoku łez, ale nie ma mowy żebym żałowała, że tu przyjechałam. Nie mogąc się dłużej powstrzymywać, w końcu mama odpala "Córeczko, jeżeli tylko zatęsknisz za domem możesz przenieść się z powrotem do naszego college'u na semestr letni." "Wszystko będzie ze mną dobrze mamo, będę dzwonić co tydzień i obiecuję, że będę często przyjeżdżać" przytuliłam ją mocno i szepnęłam jej na ucho "Wiesz, że będę tęsknić i że cię kocham ale muszę to zrobić... dla siebie. Proszę, zaakceptuj to." "Akceptuję Viv, ale będę za tobą cholernie tęsknić" powiedziała podczas gdy pojedyncza łza ześlizgnęła się z jej policzka. Wytarła ją szybko. Stara się być dla mnie silna, ale jej oczy ją zdradzają. Amanda w końcu spojrzała znad swojego telefonu, do którego jest przyklejona całe popołudnie pisząc bez 2
amerykański supermarket ;)
16
wątpienia do swojej rozrywki miesiąca. "Hej, a co ja jestem? Odrzutek?" narzeka. "Cieszę się, że w końcu się do tego przyznajesz Manda. Zaczynałam się czuć winna za bycie ulubieńcem mamy" odpowiedziałam jej drażniącym tonem. Amanda zmarszczyła swój nos ze zniewagą i podniosła się z kanapy, którą okupowała przez ostatnie kilka godzin. Jej wizja pomocy opierała się na strzelaniu rozkazami ze swojego tronu do nas sługusów. Teraz kiedy jest w klasie maturalnej jej poziom oziębłości jest poza wykresem. "Ha ha ha Viv, to takie śmieszne. Poza tym oby dwie wiemy, że ta pożądana przez nas rola należy do Charlotte." To absolutnie nie jest prawdą Amando Marie! Kocham wszystkie moje dziewczynki tak samo i dobrze o tym wiecie." Ucinający dyskusję ton mamy uświadamia nas, że przedrzeźnianie się skończyło. Jej nerwy są na granicy, a emocje wypisane ma na twarzy. Nie chce rozmawiać na ten temat, czy to w żartach, czy nie. Tak, Charlotte, moja starsza siostra obrała drogę, którą moja mama przewidziała dla mnie. Jest trzy lata starsza ode mnie i poszła do lokalnego college'u, żeby dostać licencję pielęgniarki. Skończyła szkołę pod koniec tego roku i planuje rozpocząć pracę w lokalnym szpitalu... w każdym razie dotąd, dopóki nie wyjdzie za mąż. Jej marzeniem jest wyjść za mąż, mieć dzieci i zostać z nimi w domu. Myślę, że to ok ale 17
Charlotte ma większy potencjał, niż którakolwiek z nas, jest mądrzejsza od nas i jest bardziej utalentowana od nas ale okazuje się, że nie chce nic z tym zrobić. Kocham ją ale kiedy na nią patrzę, jedyne co widzę to zmarnowany talent. Nie chcę żeby tak było ze mną. Kiedy zmarł ojciec obrała pseudo - rodzicielską rolę w domu. Podczas gdy Amanda jest lekkoduchem, Charlotte jest matką polką, a ja staram się po prostu być normalna, jakkolwiek to wychodzi. Głos mojej mamy przebił się przez moje wirujące myśli "Dobra, robi się późno, a droga do domu jest długa. Lepiej się zbierajmy Amanda." Obdarowałam mamę i Amandę ostatnimi uściskami i pożegnaniami, obiecując jak najczęstsze odwiedziny. To obietnica, której mam nadzieję nie będę musiała dotrzymać. Kiedy w końcu wyszły westchnęłam ciężko i rozłożyłam się na moim perfekcyjnie pościelonym łóżku. To mój nowy dom. Dobry, zły czy okropny, to moje nowe życie i nigdy nie chciałam niczego bardziej.
18
Rozdział 2 Vivian Zajęć jeszcze nie będzie przez następne trzy dni, więc nie martwię się tym, że tylko jedna z naszych współlokatorek wprowadziła się w piątek wieczorem. Powiedziano nam, że studenci będą się jeszcze wprowadzać przez cały weekend, a ja po prostu przeprowadziłam się w pierwszy możliwy dzieńtaaa jestem tym typem dziewczyny3. Jen i ja zgrałyśmy się z Curly od razu kiedy pojawiła się w piątek. Ogólnie mówiąc jest bardzo miła ale nie sztuczna. Snobistyczna, ale nie na zasadzie "uratujmy ludzkość i utopmy ten gorszy gatunek". Ma śliczne jasnobrązowe włosy, które są proste jak drut i szafirowo niebieskie oczy. Jej kobiece kształty na pewno przyciągają męską uwagę ale wydaję mi się, że mimo wszystko jest trochę nieśmiała. Jen nic już nie wspominała o moim ojcu i jest mi z tym bardzo dobrze. Przyjechałam tutaj, żeby uciec od starej wersji mnie, która była pochłonięta przez śmierć ojca. Nie wiem czy Jen czuje się niekomfortowo z moją przeszłością, czy po prostu mnie nie ocenia. Tak czy siak jestem jej wdzięczna. I mogę zacząć od nowa. Nasz status Trzech Muszkieterów utrwalił się bardzo szybko. Kiedy Curly w końcu się wprowadziła, wybrałyśmy się na zwiedzanie, żeby zapoznać się z sąsiadami, których 3
W sensie, że nadgorliwa :D
19
mogłyśmy zastać, do księgarni i na stołówkę- która tak w ogóle ma największe i najlepsze gofry. Mogę poczuć jak się ślinię i jak moje boczki się rozrastają na sam widok tych wielkich śniadaniowych pyszności. Jeżeli nie będę ostrożna to "5kg pierwszaka" zamieni się w "10kg pierwszaka". Należę do niskich osób... kogo ja okłamuję? Jestem hobbitem z butami. Mówiąc ogólnie, każdy dodatkowy kilogram jest u mnie widoczny. Nie ma gdzie tego ukryć. Nie mówię, że jestem krzepka, czy mam grube kości czy jak to się tam politycznie poprawnie mówi, jestem po prostu przeciętna. Nie jestem śliczna jak Amanda, nie jestem drobniutka jak Jen, ani nie mam kształtów wszędzie tam gdzie trzeba. Moja budowa jest bardziej atletyczna. Miseczka B i okrągły tyłek. Tak, jestem przeciętna, czyli niezauważalna. Nie jestem ani piękna, ani brzydka, po prostu przeciętna4 i jest mi z tym dobrze. "Powinnyśmy zostać dziś wieczorem w domu, posiedzieć razem, a jutro spotkać nowych ludzi na kampusie po gofrowym poranku, możliwe, że moja współlokatorka pojawi się do tego czasu." powiedziała zwisająca z kanapy Curly, jej długie włosy rozsypane są po podłodze i pewnie stara się przetrawić gigantyczne kanapki które pochłonęłyśmy na obiad. Nie mogę się z nią bardziej zgodzić, zwłaszcza w kwestii gofrów "Dobry pomysł, nie sądzę żebym teraz mogła się nawet podnieść. Po prostu przebierzmy się w piżamy i
4
Tak już to wiemy... Nie, nie. To nie ja się powtarzam :D To ona tak smęci o tej przeciętności...
20
pooglądajmy jakieś filmy albo pograjmy w jakieś gry planszowe." W końcu zebrałyśmy się z kanapy i podłogi, żeby się przygotować na nasz wieczór romansideł. Każda z nas według kolejności w łazience zmyła z siebie pozostałości dnia i przebrała się w piżamę. Wróciłam do salonu w moich legginsach i bluzce na ramiączkach, moje długie kasztanowe włosy są związane na czubku głowy, a cała jestem otulona moim ulubionym wełnianym kocem. Każda z nas przyszła uzbrojona w filmowe propozycje "Dziewczyny chcą się bawić ", "Szesnaście świeczek " i "Duma i uprzedzenie ". Wszystkie się rozsiadłyśmy i zaczęłyśmy oglądać nasz pierwszy film, oczywiście wszystkie uwielbiamy spędzać czas z panem Darcy'm. "Nie wiem. Myślę, że gdybym miała wybór, to chciałabym historię miłosną Jane i pana Bingley'a." powiedziała Curly wpychając do buzi popcorn. Jen odwróciła się z wielkimi oczami i rozchyloną buzią gapiąc się na Curly. "CO?" Jen zaskrzeczała, gdy w końcu odnalazła swój głos. "Nad panem Darcy'm można się taaaaaak rozpływać. Mogłabym odciąć lewą rękę, żeby facet w ten sposób do mnie mówił." "Dlaczego nie może to być cichy i komfortowy związek? Jane i pan Bingley byli porażający, po prostu nie do pobicia"
21
Oby dwie spojrzały na mnie żebym rozstrzygnęła jakoś ten spór. Dobry wybór dziewczyny. Taa zapytajcie mnie,
dziewczynę, która nigdy nie była zakochana, dziewczynę, która nie cierpi tego co miłość może uczynić drugiemu człowiekowi. Nawet nie jestem pewna, czy jestem zdolna do miłości. Za bardzo boję się tego, że moje serce zostanie złamane, żeby ryzykować. Wstałam po napój i nową paczkę popcornu na nowy film żeby uniknąć odpowiedzi. Kiedy wracam wciąż na mnie patrzą czekając na odpowiedź. O kuźwa... myśl, myśl, myśl. Zachowuj
się jak dziewczyna. Co ckliwego i babskiego powiedzieć? CHOLERA! Zdesperowana, w końcu wypalam z pierwszą rzeczą, która przychodzi mi na myśl "Curly, podczas gdy Jane i Charles byli razem absolutnie cudowni i było widać, że o siebie dbają, sądzę, że tak jak mówiła Jen brakowało im tej namiętności, którą miała Jane z panem Darcy'm. Myślę, że nie ma tu właściwej odpowiedzi. W obu przypadkach mieli inny rodzaj miłości, pytaniem jest, jakiej miłości chcecie wy?" Po szklanych oczach Jen widzę, że albo uważa mnie za pół nienormalną albo nie ogarnia mnie swoim umysłem. Ta,
dziewczyna bez serca znowu strzela w dziesiątkę. "Okej, nie mam zielonego pojęcia co właśnie powiedziałaś, ale wiem, że jeżeli nie ma cię w mojej grupie na zajęciach z literatury w tym semestrze, to przenoszę się do twojej. Zdecydowanie możesz mi pomóc z moim literackim 22
zacofaniem. Nigdy bym czegoś takiego nie wymyśliła i mam przeczucie, że moja średnia będzie potrzebować każdej pomocy." "O mój Boże! Nie będę dla ciebie oszukiwać!" krzyknęłam rzucając w nią poduszką. "Hej.. nie mówiłam o oszukiwaniu" odpowiedziała zgarniając moją poduszkę i podkładając ją sobie pod głowę. "Małe wsparcie nigdy nikomu nie zaszkodziło. Przysięgam, że jesteś jak chodzący i gadający podręcznik dobrych manier. Wstydem byłoby nie wykorzystać tego umysłu żeby pomóc innym." Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko wyśmiać jej staranną obronę naginania, jak nie łamania zasad. Pomimo mojego uparcia, wiem, że i tak bym jej pomogła. Cholera, pewnie by się to skończyło tak, że to ja bym pisała jej referaty. Potrząsnęłam głową. "Efekt będzie taki, że przez ciebie w tym roku będę miała same kłopoty. Już teraz to wiem." "Mam taką nadzieję! Przecież to college! Powinnyśmy się dobrze bawić" "Po prostu nie doprowadź do tego, że mnie aresztują." Nigdy w życiu nie miałam jakiś poważnych kłopotów ale jestem pewna, że gdybym zadzwoniła do domu w takiej sytuacji, nie skończyłoby się to dobrze. Znając moją mamę, pozwoliłaby żebym siedziała w celi całą noc, żeby przemyśleć to, co zrobiłam, tak jak wtedy, gdy byłam mała i wysyłała mnie do mojego pokoju za zabieranie rzeczy Amandzie. Kiedy bym 23
tam już siedziała jak na szpilkach, wtedy by po mnie przyjechała i zaciągnęła mnie z powrotem do domu. "W każdym razie.. Curly, nie boisz się, że twoja współlokatorka okaże się jakimś niewypałem? Zawsze możemy zrobić ci łóżko na podłodze u nas w pokoju na wypadek, gdyby była straszna" dokuczam jej. "Dzięki temu nie pójdziesz ze mną potańczyć jutro wieczorem. Zaproszę wszystkich moich nowych MIŁYCH znajomych do Suite. Pewnie będzie tłoczno, bo to ostatnia sobota przed rozpoczęciem zajęć. Myślałam, że pójdziemy wszystkie." "Ooo przestań. Wiesz, że tylko się drażnię. Jestem pewna, że nie będzie taka zła. Może będzie jak rozpierducha w filmach Tarantino czy coś w tym stylu." "Byłoby miło, gdybyśmy się dogadały. Ale serio. Jak tylko będzie się trzymać swojej strony pokoju i nie będzie pożyczać dziwnych rzeczy typu bielizna i takie tam, myślę, że będzie dobrze" "Poważnie? Curly.. bielizna?" zapytałam sceptycznie. Nie jestem pewna, czy chciałabym patrzeć na czyjąś bieliznę, a co dopiero ją kraść i nosić. Może to konkurować z szalonym typem, który zbierał włókienka z żeńskich części garderoby w pralni i trzymał je zawsze przy sobie, żeby wąchać przez cały dzień. Nie jestem pewna, czy on serio istnieje ale mama oczywiście mnie przed nim ostrzegła w drodze tutaj tłumacząc zasady bezpieczeństwa pralni w akademiku. 24
"No cóż.. Nigdy nie wiesz! Moja siostra opowiadała, że jej współlokatorka z akademika nie miała pojęcia o przestrzeni osobistej. Pożyczyła jej BOBa i moja siostra znalazła go pod jej poduszką!" "O mój Boże! To jest serio obrzydliwe!" krzyknęła Jen z ciarkami przebiegającymi przez jej ciało, które pomogły wyrazić jej pełną pogardę. Uśmiechnęłam się ale najwidoczniej nie nadążam za konwersacją. "Co to BOB?" zapytałam mimochodem. Jen spojrzała na mnie jakbym była szalona i uciekła z psychiatryka. "Chyba sobie ze mnie jaja robisz. To wierny przyjaciel każdej kobiety. Nie wychodzisz bez niego z domu" Jen ujęła się "Masz na myśli, że tak jak błyszczyk albo karta Visa?" Carly zażartowała, przez co dostała złowrogie spojrzenie od Jen, która najwidoczniej traktuje ten temat bardzo poważnie. Schowałam dolną część twarzy za poduszką, żeby nie było widać mojego przygłupiego uśmiechu, który posłałby mnie na gorące krzesło jak Carly. "BOB to chłopak na baterie, potocznie znany jako wibrator" Jen wyprostowała się, jakby miała nam zrobić wykład o czymś niesamowicie ważnym. I z tego jak to brzmi można wywnioskować, że uważa wibratory za coś o ogromnym znaczeniu. Nie mieszkałam przez całe życie w jaskini. Słyszałam o robieniu sobie dobrze, nawet próbowałam raz czy dwa. Kiedy uprawiałam seks pierwszy raz, doszłam do wniosku, że jedno z nas albo oby dwoje robimy to kompletnie 25
nie tak i muszę jak najszybciej to rozgryźć. Taa, to był on. W mieście, które jest tak małe jak moje, nie chciałam żeby wszędzie dookoła krążyły plotki o moich dobrych lub złych umiejętnościach. Od początku chciałam to zrobić, żeby przekonać się o co to całe zamieszanie i okazało się, że to zamieszanie jest niepotrzebne. Nigdy nie używałam wibratora ale jak przemówienie Jen mi tak wlatuje i wylatuje, zaczynam się zastanawiać, że może ma to jakiś sens. Zmarnowałam tyle czasu. Nauka literatury za naukę o seksie nie wydaje się złą wymianą. Kompletnie odpłynęłam przez większą część jej gadaniny ale ocknęłam się, żeby wyłapać najważniejszą część jej przemowy "Ratowali kobiety od romantycznych zaklęć posuchy już od końca lat 1800 i w ostatniej dekadzie inżynierom od orgazmu udało się udoskonalić projekt cudownego małego mechanicznego drążka miłości. Każda kobieta powinna go mieć. Nie martw się Vivian. Doskonale o to zadbamy." Zamiast odpowiedzieć jakoś werbalnie, po prostu uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Wszystkie możliwe słowa jakoś mi umknęły. Jak ktoś mógłby na to odpowiedzieć? "Mój ulubiony kolor to purpura, więc upewnij się, że będzie gigantyczny i lawendowy." Taa.. nie sądzę. Dumna z siebie Jen ułożyła się z powrotem ze swoim kocem i poduszkami żeby dokończyć nasz babski wieczór. Zaczęłyśmy oglądać Dziewczyny chcą się bawić ale żadna z nas nie
26
dotrwała do końca i wszystkie zasnęłyśmy. Carly na kanapie, a Jen i ja rozłożone na podłodze.
27
Rozdział 3 Brooks "Stary ten pokój jest tak daleko. Dlaczego on musi być tak daleko?" Will wybełkotał potykając się w drodze do windy. "Zamknij się Will. Już prawie jesteśmy na miejscu" powiedziałem przytrzymując go przy ścianie windy, kiedy drzwi za nami już się zamknęły. "Przysięgam, jak zwymiotujesz w tej windzie to cię tu zostawię" Mój współlokator Will i ja dobrze się bawiliśmy w nasz piątkowy wieczór. Przekonałem się, że college to definitywnie miejsce dla mnie. Odwiedziliśmy kilka klubów niedaleko college'u ale szybko zorientowałem się, że Will ma takie samo poczucie rytmu jak pies z trzema nogami, więc jego status skrzydłowego od razu został zdegradowany. Po wyjściu z klubu odwiedziliśmy kilka domówek na kampusie i na tym nasz wieczór się zakończył. Alkohol lał się strumieniami i nikt nie zwracał uwagi na to, że jesteśmy nieletni. Will był zabawny, co przyniosło nam więcej zaproszeń na imprezy, a mój wygląd przyciągnął panienki. Znam swoje mocne strony, a tak się składa, że ładna twarz jest jedną z nich, więc wykorzystuję to. Pomogło mi to w zdobyciu wielu dziewczyn w przeszłości i mam nadzieję, że tutaj ta liczba się powiększy. Oby dwoje wypiliśmy całkiem sporo. Czuję, że alkohol szumi mi w głowie, co oznacza, że już dobiłem do swojej górnej granicy. Jednak po Will'u widać, że ma problem z 28
utrzymaniem w sobie alkoholu. Pomoc z jego pijanym tyłkiem jest nie lada wyczynem. Chłopak jest wielki- nie jak typ grający na tubie w orkiestrze, mam na myśli jak wspomagający, duży jak gracz rugby. Też jestem spory, ale Will... cóż... on jest przerażający. Poznaliśmy się na tyle dobrze, że wiem, że jest z niego duży pluszowy miś. Jest miłym chłopakiem dla wszystkich dookoła, typem, którego wszystkie dziewczyny chciałyby zabrać do domu i przedstawić swoim mamuśkom, a ojcowie by mu nie grozili zamordowaniem. Will definitywnie nie jest taki jak ja. Może któregoś dnia zainteresuje się byciem z dziewczyną na tyle długo, żeby poznać jej drugie imię, spotkać się z jej rodzicami ale póki co nie jest na to czas. Jestem zainteresowany tylko jednymcipką- jakkolwiek mogę ją mieć. Po dzisiejszym wieczorze przekonałem się, że jest tu tego pod dostatkiem, a Will idealnie nadaje się do pomocy, żeby je zwabić. Winda zasygnalizowała koniec podróży i drzwi rozsunęły się, dając mi chwilę na zebranie sił żeby zataszczyć Will'a na koniec korytarza do naszego pokoju. Mieszkamy na piętrze koedukacyjnym, co widać po puszystych dekoracjach otaczających drzwi i białych tablicach z napisami "Ja <3 kogokolwiek". Posiadanie dookoła siebie pięknych dziewczyn przez cały czas jest dobre dla zdjęć, które można dodać do kolekcji do klepania się. Wiem, że nie sra się tam gdzie się je, więc dziewczyny na tym piętrze są poza zasięgiem. Mogę 29
być męską dziwką ale nie jestem głupi. Nie ma nic gorszego niż szalona kobieta z obsesją, która wie gdzie mieszkasz. Udało nam się zatoczyć pod drzwi, prawie się nie przewracając. Dzięki Bogu nie są zamknięte i od razu weszliśmy do środka. Jest ciemno jak w dupie, więc dając z siebie wszystko zaciągam Will'a na koniec przedpokoju do naszych sypialni. Pokoje w akademiku są małe, więc uparłem się, żeby dostać taki w stylu apartamentu. W pokojach jest więcej ludzi ale mamy salon i własną łazienkę. Po prostu nie ma mowy, żebym dzielił jakąś małą przestrzeń z innym kolesiem, kiedy chcę się "zabawić". Drzwi są już otwarte, więc z całą siłą jaka mi pozostała dźwignąłem Willa na łóżko po jego stronie pokoju. Kompletnie zadyszany po taszczeniu Goliata przez 15 metrów do naszego pokoju i wciąż czując się podpity zdjąłem moje buty i wczołgałem się do łóżka. Wirujący pokój i myśli młodego, naiwnego studenciaka gotowego na nowe doświadczenia w końcu ukołysały mnie do snu. Taa.. ten rok będzie epicki.
30
Rozdział 4 Brooks "Aaaaaahh!" "O mój Boże! Dzwoń po ochronę!" "Cicho. Możemy poradzić sobie z nimi same" Piskliwe wrzaski i groźby urwania jaj wyrwały mnie z mojego błogiego erotycznego snu. Jęknąłem, ale piski nadal nie ucichły, przez co pulsowanie w mojej głowie jest coraz gorsze, a cokolwiek wypiłem wieczorem zaczyna mi podchodzić do gardła i w każdej chwili mogę zwymiotować. Mam ogromnego kaca i ktokolwiek zostawił włączony telewizor umrze. "Wyłącz to" usłyszałem jak Will burknął "Czuję, że moja głowa zaraz odpadnie" Jego słowa spotkały się z większą liczbą krzyków i w końcu otworzyłem moje oczy. Wpatrując się we mnie, nie dalej niż 1 centymetr od moich oczu są najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem. Intrygująca kombinacja orzechowobrązowo-zielona, zupełnie jakby jej oczy nie mogły się zdecydować. Nigdy nic takiego nie widziałem i od razu mnie to wciągnęło. "Curly, nie miałaś racji, on jest kompletnie żywy" powiedziała odsuwając się ode mnie. Odwróciłem się na łóżku, żeby ogarnąć co się dookoła mnie dzieje. Rozglądając się dookoła wszędzie widzę róż, pomijając koce w fioletową zebrę, 31
którymi owinięty jest Will. Trochę to odbiega od naszych prostych niebieskich i szarych kołder w naszym pokoju.. Rozejrzałem się po pokoju odnotowując każdą zdenerwowaną twarz w końcu zatrzymując wzrok na dziewczynie z tymi oczami. Teraz, kiedy widzę ją w całej okazałości, to nie oczy od razu zauważam, a cały zestaw. Jest absolutnie przepiękna. Ma kasztanowe włosy ale wyglądają tak, jakby gdzieniegdzie przeplatały się ognistorude pasemka. Przysięgam, ta dziewczyna jest chodzącą sprzecznością. To tak jakby jej DNA nie mogło się zdecydować i obdarowało ją odrobiną wszystkiego po trochu. Jej włosy są związane na czubku głowy i wygląda to tak jakby w ogóle jej to nie ruszało, tak jak to, że w ogóle nie jest pomalowana. Serio. Mnie też to nie obchodzi. Jest olśniewającą istotą taka jaka jest. Wiem, że na pewno jestem w złym pokoju. Modlę się tylko, żeby się okazało, że nie pieprzyłem się z żadną z nich. I jeżeli nie, to mam nadzieję, że to nie moje piętro i że będę mógł dostać Rudą. Mogę poczuć, że się na nią gapię ale ona odwraca ode mnie wzrok jakbym wprawiał ją w zakłopotanie. Zważając na okoliczności mogę zrozumieć jej dyskomfort ale wciąż.. zazwyczaj dostaję jakiś flirtujący uśmieszek od płci przeciwnej. Ona mi nic takiego nie daje. Nic, null, nada. Jestem gumą do żucia, która przykleiła się do jej podeszwy i spieprzyła jej poranek.
32
"Dobra dupki. Zabawa się skończyła" zarządziła drobna blondynka z kręconymi włosami, szturchając nogą materac w łóżku. Taa.. to jest facet z jajami tej ekipy. Ma wokół siebie tą aurę. Za wszelką cenę zawsze próbuję tego uniknąć, ale to nigdy się nie udaje. Te, którymi jestem zainteresowany wiecznie ukrywają się za babskimi mięśniakami swojego gangu. A ten mały podrzutek jest mięśniakiem Rudej. Jeżeli chcę jakąkolwiek szansę muszę naprostować sprawy z tą małą zadziorną osóbką. "Wstawajcie chłopaki. Zasnęliście w złym pokoju. Czas się zbierać" wtrąciła kształtna brunetka, próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Gdyby nie Ruda, jej kształty na pewno by wychwycił mój radar, ale na tą chwilę bledną w porównaniu z tą, która stoi obok niej. "Przepraszam drogie panie. Było późno kiedy dotarliśmy do domu w nocy" powiedziałem próbując podreperować nieudane zapoznanie się "Byłem tak przejęty misją doprowadzenia Willa do łóżka, że nie sprawdziłem numeru pokoju, a było tak ciemno, że nie zauważyłem wystroju" Dziewczyny spojrzały na Willa, żeby potwierdzić moją historię- nie, nie ufają mi... Nie czuję się tym urażony, często mnie to spotyka. Will obdarował je żałosnym machnięciem ręki i uśmiechem, widocznie zawstydzony sytuacją. Mam tylko nadzieję, że nie nasikał do ich łóżka, to by pogorszyło sytuację. "Jest nam na prawdę przykro 33
dziewczyny. To była głupia pomyłka. Nawet nie pamiętam jak dotarłem do domu. Jesteśmy przynajmniej na 9 piętrze?" zapytał. Delikatny i łagodny ton jego głosu zdjął ciężar z barków dziewczyn i mogę zobaczyć, że nam- a przynajmniej jemuwybaczyły. Pluszowy miś znów zdobywa punkt. Wiedziałem, że lubię go z jakiegoś powodu. "Jesteście w pokoju 913" Ruda odpowiedziała i skupiłem się na niej. Dźwięk jej głosu jest jak melodia, która nigdy mi się nie znudzi. Ocieka słodkością i nie chcę niczego bardziej, jak tego żeby sprawdzić czy mogę sprawić aby stał się ochrypły. Przez chwilę myślę o moich domowych zasadach i czy jestem w stanie je poświęcić, spojrzałem na Rudą i zeskoczyłem z łóżka stając na przeciw niej "Wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami z naprzeciwka" nachyliłem się lekko, żeby znowu uchwycić jej spojrzenie "Domyślam się, że i tak byśmy się poznali całkiem dobrze" powiedziałem jej to szeptem zakładając jej za ucho luźne pasemko włosów. Staram się do granic możliwości pokazać jej, że jestem bardziej niż zainteresowany ale ona tylko się ode mnie odsunęła pokazując mi, że jestem niczym więcej jak gównem na wycieraczce. Lubię wyzwanie ale kurwa, rzuć mi kość kobieto. Will stanął za mną klepiąc mnie po plecach, mogę usłyszeć jak po cichu wyśmiewa moje widoczne odrzucenie. "Wygląda na to, że obszczekujesz nie to drzewo co trzeba Brooks. Chyba musisz odejść póki jeszcze możesz" 34
"Na twoim miejscu posłuchałabym tego tutaj Hulka, stary. Moja koleżanka Vivian jest ze wsi. I nigdy nie wiesz do czego są zdolni ci wioskowi" powiedziała miniaturowa sukowata dziewczyna, krzyżując swoje ręce na klacie jakby to była jakaś groźba. Taa kompletnie przerażające, pomyślałem sarkastycznie. Olałem wszystko, co miała do powiedzenia ta wybuchowa piczka za wyjątkiem jednej małej istotnej informacji- Vivian. Powiedziała mi jak Ruda ma na imię. Pasuje do niej idealnie. Vivian wygląda na silną i ciepłą i chciałbym się zwinąć obok niej, poczuć każdy jej centymetr. Cała reszta to puste pogróżki. Wioskowa dziewczyna, czy nie Vivian nigdy nikogo by nie skrzywdziła. Znam jej typ, prawie na wyginięciu. Ona nie potrafiłaby nikogo skrzywdzić, to ona jest podatna na krzywdę. "Pozwól nam to wynagrodzić" powiedziałem dając Vivian jak najwięcej przestrzeni ale utrzymując kontakt wzrokowy na tyle na ile pozwoli, czego nie jest dużo. "Pozwólcie nam odprowadzić was na stołówkę na śniadanie, a wieczorem was gdzieś zabierzemy. Odkąd jesteśmy sąsiadami i tak dalej, równie dobrze możemy się lepiej poznać. Nie wiecie, kiedy może się okazać, że faceci obok mogą okazać się przydatni" Tak. Jest w tym podwójne znaczenie ale po przewróceniu oczami Vivian i uśmiechach pozostałych dwóch dziewczyn wiem, że nie wszyscy wyłapali ukryty podtekst.
35
"Dziękujemy ale mamy już zaplanowany babski dzień, a potem idziemy pod 152 potańczyć" kształtna odpowiedziała "Jakoś sobie was chłopaków nie wyobrażam, żebyście chcieli iść potańczyć, więc może następnym razem" "Może być" zgodził się Will. Chłopak nie cierpi tańczyć, co jest dobre odkąd ledwo ma chociaż trochę koordynacji żeby chodzić ale ona zostawiła otwarte drzwi dla kolejnego zaproszenia. Kurwa, typ potrzebuje trochę lekcji z konwersacji z płcią przeciwną. Ale przynajmniej dokończył nas przedstawiać. Zwracam honor. "To jest mój współlokator Brooks, a ja jestem Will" "Miło cię poznać" odpowiedziała kształtna "Ja jestem Carly, a to Jen" wskazała na małą oziębłą obok siebie "I poznaliście już Vivian. Wciąż czekamy aż nasza czwarta współlokatorka się pojawi. Ma na imię Campbell ale to wszystko co wiemy" "Cóż. Miło was poznać, nawet przy tych dziwnych okolicznościach. Na prawdę przepraszamy, jeżeli was przestraszyliśmy" powiedziałem "Byłoby fajnie czasem się spotkać, możecie wpadać do nas kiedy chcecie" skierowałem te ostatnie słowa do Vivian, ale nawet na mnie nie spojrzała drugi raz, co nie będę kłamać trochę boli. Chciałbym żeby mnie zauważyła tak jak inne dziewczyny. Normalnie muszę je wszystkie od siebie odpychać, a ta dziewczyna w ogóle nie jest zainteresowana. Will mnie popchnął i skierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych. Jeszcze nawet dobrze nie wyszliśmy na korytarz, a Jen już zatrzasnęła za nami drzwi. Jestem taki 36
szczęśliwy, że ją poznałem. Jest taką cudowną koleżanką. Może i nie przyjęły dzisiaj naszego zaproszenia ale zamierzam być cierniem w ich tyłkach dotąd, dopóki nie upoluję Vivian. Podczas tego jednego spotkania stało się to misją na ten semestr, żeby mieć tą dziewczynę na jakikolwiek sposób.
37
Rozdział 5 Vivian Od sobotniego poranka starałam się unikać naszych nowych sąsiadów ale jak słowo daję, Brooks mnie śledzi. Idę na dół do automatu na napoje- on tam jest. Idę do pralni, żeby wyprać swoje ulubione jeansy na imprezę- on tam jest. Teraz siedzę na swoich pierwszych zajęciach w tym semestrze z literatury angielskiej i zgadnijcie kto właśnie wchodzi? Taa.. Brooks. Wiem jakim jest typem faceta. Amanda wciąż umawia się z chłopakami, którzy traktują dziewczyny w taki sposób jak on. Kogo ja okłamuję? Amanda jest żeńskim odpowiednikiem Brooksa. Wykorzystują ludzi do tego, żeby dostać czego chcą, a potem ich zostawiają. Nieświadomych i ze złamanym sercem, kiedy okazują się już bezużyteczni. Brooks nie jest zagadką, jego cel to przespać się z kimkolwiek i kiedykolwiek. W jego oczach jestem jedynie numerkiem, kreską na ramie jego łóżka. I gdyby w końcu mnie dostał porzuciłby mnie jakbym była nikim. No cóż. Obrał sobie za cel złą dziewczynę. Nie ważne, że jest przystojny. Mogę go sobie wyobrażać robiąc sobie dobrze, kiedy już dostanę od Jen mojego fioletowego przyjaciela. Nie muszę być z nim na prawdę, zwłaszcza jeżeli mogę się niepotrzebnie narazić. Podczas gdy fale studentów napływają do sali zgarbiłam się w swoim siedzeniu, patrząc w dół na notatnik mając nadzieję, 38
że Brooks mnie nie zauważy i nie podejdzie. No niestety. Wsunął się w pierwsze od brzegu miejsce i nachylił się nad przejściem żeby zwrócić na siebie moją uwagę. Zerknęłam na niego kątem oka mając nadzieję, że jak zacznę go olewać to się odczepi. "Cześć Ruda" powiedział obdarzając mnie swoim największym porażającym uśmiechem. Staram się wyglądać na nieporuszoną, ale przecież w końcu jestem dziewczyną. Wygląd tego chłopaka po prostu domaga się uwagi. Kiedy wchodzi do pomieszczenia wszyscy- dziewczyny, a nawet chłopaki zwracają na niego uwagę. Nigdy nie myślałam, że będę tak rozważać męskie piękno, ale Brooks autentycznie jest piękny. Jego kruczoczarne włosy są tak zmierzwione, że chcę przeczesać je palcami. Jego lazurowo - niebieskie oczy sprawiają wrażenie niekończącego się morza i mogłabym w nich pływać. Kiedy już powędrowałam wzrokiem po jego sylwetce, nie trudno jest zauważyć jego dobrze zbudowane ciało, które kryje się pod ciemnymi jeansami i niebieskiej koszuli zapinanej na guziki, która jeszcze bardziej uwydatnia kolor jego oczu. Całą moją siłą woli staram się nie roztapiać na jego widok, jak każda dziewczyna, która przechodzi obok jego ławki. Z tą różnicą, że te dziewczyny myślą, że on je pokocha i będą razem żyć długo i szczęśliwie. Domyślam się, że wiele z nich w tym semestrze przekona się w niemiły sposób, że Brooks nie jest zainteresowany takimi uczuciowymi relacjami. Wiem czym dla niego jestem i z całym 39
szacunkiem ale podziękuję za taką okazję bez względu na to jaki jest śliczny. "Cześć Brooks. Miło cię znowu widzieć" odpowiedziałam uprzejmie. Wymyśliłam, że może jeżeli postaram się z nim zaprzyjaźnić, to powstrzyma to jego pościg, a moje zauroczenie nim zniknie. Kiedy przysunął swoje krzesło bliżej mojego zrozumiałam, że nie jest to najlepsza linia obrony. "Wiesz. Nie jestem zbyt dobry w pisaniu wypracowań. Przydałby mi się w sumie partner do nauki" powiedział mrucząc po cichu ostatnie zdanie. Przez jego cichy głos moje ciało zaczęło trząść się od środka, a każdy centymetr mojej skóry zaczął wibrować. Nigdy nie reagowałam na chłopaków w ten sposób, szczerze mówiąc zawsze trzymałam się od nich z daleka, a chłopaków takich jak Brooks unikam jak zarazy. "Jestem pewna, że dobrze sobie poradzisz sam" odpowiedziałam mu odsuwając swoją ławkę od jego. Podsłuchując naszą rozmowę brunetka z tyłu przerwała nam "Jeżeli ona nie chce pomóc, ja mogę pomóc w czymkolwiek zechcesz" wymruczała nachylając się żeby dotknąć jego ramienia. O ta. Jestem pewna, że mogłaby mu zaoferować pomocną dłoń, a raczej pomocną waginę do pomocy z Szekspirem. Jej hojnie obdarzona klatka piersiowa wylewająca się z obcisłego topiku i jej przesadzony makijaż, którym ma oklejoną całą twarz wystarczająco obrazują, jaką pomoc ma do zaoferowania. 40
Brooks skierował się w jej stronę, żeby jej odpowiedzieć i kiedy widzę jego uśmiech muszę się powstrzymywać od tego, żeby nie skoczyć przez przejście i nie dźgnąć jej moim ołówkiem. To ukłucie zazdrości jest dla mnie czymś nowym i kompletnie to do mnie nie pasuje. Poza tym mam tylko mechaniczny ołówek, nie zostałby po nim wystarczający ślad. Muszę pamiętać, żeby zacząć ze sobą nosić stare, dobre 2B. Zanim zdążył odpowiedzieć pojawił się profesor Vauldin i od razu zaczął rozdawać sylabusy przedmiotu, omawiając wymagania. Przez całe 50 minut patrzę prosto przed siebie, desperacko próbując nie myśleć o szalonym flircie, który się odbywa albo i nie odbywa za moimi plecami. Wiem, że zobaczenie Brooksa z kimś innym byłoby dla mnie najlepsze i pomogłoby mi w pozbyciu się tego uczucia, ale cholera jasna.. to tylko przyprawia mnie o złość. Jak tylko profesor Vauldin kończy swoje monotonne i nudne jak flaki z olejem niekończące się wywody o tym jaka to gramatyka jest istotna,5 wystrzeliłam ze swojego miejsca usiłując odczepić się od Brooksa. Przechodząc przez drzwi i zderzając się ze świeżym powietrzem czuję, że w końcu mogę oddychać. To tak, jakby jego obecność wyssała całe powietrze z pomieszczenia, a ja muszę przetrwać na tym co mi zostawi. Muszę od niego uciec. Nawet nie dotarłam do końca korytarza, kiedy mnie dogonił i położył rękę na moich ramionach. 5
Ma typ rację.. Ja mam z tym cały czas problem :D
41
"Poczekaj Ruda. Nie musisz tak szybko uciekać. Mogę cię odprowadzić na twoje następne zajęcia, moje zaczynają się dopiero za godzinę" Czuję motylki w moim brzuchu, a mój mechanizm obronny wskoczył na najwyższy bieg. Posłałam mu pełen pogardy wzrok i od razu zabrał swoją rękę, umieszczając swoje ręce po bokach. Od razu czuję jej brak jak tylko ją zabrał i muszę sobie przypomnieć, że lepiej się nie angażować z kimś takim jak on. "Dzięki ale też mam przerwę. Właśnie szłam do akademika żeby zobaczyć czy Campbell w końcu się pojawiła" Widzę Jen i Willa zaraz przed wejściem do budynku, więc szybko podążyłam w ich stronę. Mogą się przydać jako mój bufor na Brooksa. Pomimo to, że zabrał swoją rękę wciąż idzie bardzo blisko mnie. Zanim dotarliśmy do drzwi kolejne zajęcia się skończyły i tłum ludzi wyległ na korytarz zmuszając nas do tego żeby stanąć. "A więc zajęcia u Vauldina będą chyba ciężkie do przejścia" wymamrotałam starając się utrzymać przyjacielską pogawędkę. Uciekanie od niego jakoś niezbyt mi wychodzi.. "Gdybyś nie była na tych zajęciach poważnie bym się zastanawiał nad tym, czy ich nie rzucić" czar Brooksa powrócił z pełną siłą. Gapię się na niego rozważając moje opcje. Dam się na to naciągnąć i pójdę z nim na randkę? Może on nie jest aż taki zły jak to próbuję sobie wmówić. A 42
może pokaże mu gdzie jego miejsce, żeby zostawił mnie w spokoju raz na zawsze. Może jakoś uniknę tej sytuacji i sama rzucę zajęcia i przeniosę się do innego akademika. To jest w sumie rozsądne i logiczne i jestem pewna, że moja mama by to zrozumiała. Na szczęście nie muszę już podejmować żadnej decyzji.. "Brooks, miałam nadzieję, że sie dzisiaj na ciebie natknę" Krzyknęła dobrze wyglądająca blondynka z nogami do nieba. Owinęła swoje ramię wokół jego talii i oparła głowę o jego ramię jakby rościła do niego jakieś prawa. Spojrzała na mnie i mogę zobaczyć w jej oczach rywalizację. Czuje z mojej strony zagrożenie i pokazuje, że ona to wygra. Przygotowałam się na to co nadejdzie, bo w świecie dziewczyn taka walka nigdy nie kończy się dobrze. Brooks jednak wydaje się zawstydzony i nie wie jak ma postąpić. Tak, stary. Karma jest dziwką, prawda? "Sondra, cóż za miła niespodzianka" wymamrotał z pół uśmiechem. Wygląda na to, że zaczyna się trochę pocić i chce mi się śmiać. A już myślałam, że mogę nagiąć swoje zasady i przymknąć oko na jego arogancję ale na szczęście przeznaczenie pojawiło się w odpowiednim czasie, żeby pokazać mi jego prawdziwy status dupka naczelnego. Prawie mi go szkoda, scenariusz nie jest dobry: psiapsiółka do pieprzenia z zeszłego weekendu pokazała się w czasie uderzania do nowego celu do migdalenia się.
43
"Sobota była cudowna. Musimy to kiedyś powtórzyć. Nie wiedziałam, że faceci mogą mieć tak zręczne palce, a to co zrobiłeś ze swoim językiem... Jestem pewna, że to nielegalne w kilku stanach" Jej wypowiedź jest skierowana do naszej dwójkizaproszenie dla niego i ostrzeżenie dla mnie żeby się odwalić. Czuję jak moja twarz wykrzywia się w zniesmaczeniu, że uczestniczę w tej dyskusji, a sympatia, którą żywiłam do Brooksa już nie istnieje. "Dzięki Bogu, że jestem taka elastyczna, inaczej nigdy byśmy się nie zmieścili w tej łazience w klubie" Moje oczy wyszły na wierzch i zakrztusiłam się własną śliną. Licznik zdzirowatości eksplodował w mojej głowie i spojrzałam na Brooksa, żeby nie tylko potwierdzić, że ona jest dziwkowatym szczeniakiem ale też, że może mieć teraz rzeżączkę od swojej kiblowej schadzki. Z winą wyrysowaną na całej jego twarzy uniknął mojego spojrzenia i wbił wzrok w podłogę, co tylko potwierdza fakt, że muszę się od niego trzymać z daleka. "Nie musisz nic mówić Brooks. Ona nie powiedziała niczego nowego co by mnie zaskoczyło. Jedyne co może cię zaskoczyć to fakt, że nie jestem typem dziewczyny, która by się z kimś dymała w publicznej toalecie. Nie jestem też przygodą na jedną noc. Więc jeżeli myślałeś, że ode mnie to dostaniesz muszę cię rozczarować" staram się żeby mój głos był jak 44
najbardziej opanowany. Zbiłam go z tropu i teraz wpatruje się we mnie wzrokiem jakbym zabiła mu szczeniaka. "Poza tym" powiedziałam wskazując na długonogą "wygląda na to, że masz wystarczająco dużo ochotników do ruchania" Odwróciłam się na pięcie pozostawiając za sobą Brooksa ze swoją kiblową Barbie. Przeszłam przez dziedziniec szybko pokonując odległość między mną a Jen i Willem. Mam nadzieję, że pomogą mi wybić sobie z głowy chłopaka, którego chciałam, a udowodnił mi, że jest tym, którego w ogóle nie powinnam chcieć.
45
Rozdział 6 Brooks Kiedy Sondra spotkała mnie na korytarzu i powiedziała o tych rzeczach przed Vivian, chciałem żeby podłoga rozstąpiła się na pół i wessała mnie do środka. Nie dlatego, że przeleciałem jakąś dziewczynę w kiblu w klubie- kurwa, jestem z siebie dumny, że pamiętałem jej imię. Zawstydziło mnie to, że Vivian o tym wszystkim usłyszała. Przez ostatni miesiąc pojawiałem się na zajęciach z literatury angielskiej ucieszony, że mogę ją zobaczyć, a ona zawsze się do mnie miło uśmiechała i machała na powitanie, potem mnie olewała. Dziewczyny oficjalnie adoptowały Willa jako piątego współlokatora. Jeżeli chodzi o mnie to jestem tam po prostu tolerowany jako że się z nim kumpluję. Nasza druga sypialnia pozostała pusta, więc zostaliśmy z Willem sami w naszym mieszkaniu, na co nie mogę narzekać. Czterech chłopaków mieszkających razem, jakoś nie mogę sobie wyobrazić żeby było to przyjemne. Przynajmniej papier toaletowy zawsze będzie w ubikacji. Słyszałem historie o kolesiach, którzy musieli podcierać sobie tyłki kartkami z zeszytów, bo ich współlokator nie raczył przynieść nowej rolki papieru. Nie dziękuję. Chociaż z drugiej strony miło by było mieć jeszcze jakiś testosteron wokół siebie. Okazało się, że Will jest dobrym skrzydłowym, chociaż on sam spiknął się tylko z kilkoma dziewczynami. Patrząc na to i 46
na czas jaki spędza z naszymi sąsiadkami zacząłem się obawiać, że muszę przeprowadzić jakieś śledztwo i sprawdzić czy przypadkiem nie ma waginy. Kiedy dołączył do uczelnianej drużyny rugby trochę mnie to uspokoiło. Byłem na kilku meczach i kurwa, ci kolesie są nienormalni. Żadnych wagin, to pewne. Zwykle włóczę się z Willem i chodzę na jego mecze żeby popatrzeć, ale kiedy widzę go po meczu z Vivian ledwo mogę się powstrzymać. Nic się między nimi nie dzieje ale cały czas mnie to wkurza, że ma o mnie takie małe mniemanie, a z nim tak swobodnie spędza czas. Kiedy widzę, jak spędza czas z Willem oglądając filmy i jedząc razem z nim na stołówce moja zazdrość rośnie i mógłbym sobie powyrywać paznokcie. Kiedy pierwszy raz spotkałem Rudą byłem tylko zainteresowany pieprzeniem się z nią ale im więcej czasu zacząłem z nią spędzać tym bardziej weszła mi pod skórę. Wykorzystałem połowę żeńskiej populacji żeby pozbyć się tego uczucia, wywabić ją z mojej głowy, a potem ją widzę i wszystko wraca. Codziennie po zajęciach wracam do akademika mając nadzieję, że mnie zaprosi jak Willa żeby coś porobić. To się jeszcze nie wydarzyło. Nie mam odwagi żeby wprosić się samemu bez Willa. Buldog Jen nie byłaby z tego zadowolona, a ja jestem przywiązany do swoich jaj, chciałbym je zachować. Przysięgam, że te dziewczyny myślą, że Will chodzi po wodzie, podczas gdy ja jestem paskudnym zielonym mętem pod kamieniem. Jeszcze nie spotkałem ich nieuchwytnej współlokatorki Campbell ale jestem pewien, że 47
już jej przekazały jaki to nie jestem. Naprawdę, wszystkie mogą pocałować mnie w dupę. Nie mam za co przepraszać. A jedyną osobą, na której opinii mi zależy jest Vivian. I znowu samotnie wędruję z zajęć z literatury do akademika kolejny raz się rozczarowując. Dziś Vivian nawet nie wróciła do akademika. Zamiast Rudej w drzwiach stoi ciemnowłosa gotycka laska, którą jak sądzę jest Campbell. Widząc ją pierwszy raz jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby spasowała z resztą dziewczyn. Ona jest kompletnie i zupełnie punk rockowa. Z jej krótkimi rozkopanymi włosami, potarganymi jeansami, koszulką Nirvany i fioletowymi Conversami. Jesteśmy już miesiąc na studiach, a Jen nie zrobiła u niej żadnej modowej metamorfozy, więc wychodzi na to, że jest niezależną dziewczyną o silnej woli, której nie da się popychać dookoła. Nawet jeszcze z nią nie rozmawiałem ale biorąc pod uwagę to wszystko, zaczynam ją lubić. Jej wzrok skierował się na mnie, kiedy zaczęła otwierać drzwi. To że mnie zauważyła zbiło mnie z tropu i zacząłem przebierać moje klucze, żeby uniknąć niezręczności wynikającej z gapienia się na nią. Uśmiechnęła się przez malutką milisekundę, ale dzięki temu chociaż przez chwilę poczułem się jakbym nie był królem kutasów z dziewiątego piętra. "Zamierzasz stać na korytarzu przez cały dzień, czy może chciałbyś wpaść, Brooks?" powiedziała kierując swoją uwagę z powrotem na zamek w drzwiach. 48
Kurwa, ona już wie jak mam na imię. Co nie powinno mieć jakiegoś dużego znaczenia, ale najprawdopodobniej moja reputacja mnie wyprzedza i już mnie nienawidzi jak reszta dziewczyn. Mój mózg pulsuje od powodów dla których mogła mnie zaprosić. Przeczesując palcami moje włosy pociągnąłem za końcówki, żeby ogarnąć mentalny burdel w mojej głowie. Wziąłem głęboki wdech i schowałem klucze do kieszeni. "Campbell, prawda? Jesteś pewna, że to w porządku, że przyjdę?" Roześmiała się i otworzyła drzwi "Nie ma Jen. Jesteś bezpieczny póki co" powiedziała przechodząc przez próg i zostawiając mnie na korytarzu, żebym się zdecydował. "Co do cholery" powiedziałem pod nosem i podążyłem za nią do salonu, żeby usiąść na ich kanapie. Moje nogi nie mogą przestać podskakiwać i próbuję się uspokoić splatając ze sobą dłonie. Dziwnie się czuję będąc tu bez Willa, mojej bezpiecznej przystani. Po tym jak położyła swój plecak na długim drewnianym biurku, które ciągnie się przez całą długość salonu i na którym stoją komputery dziewczyn, oddaliła się bez słowa w kierunku sypialni. Rozejrzałem się dookoła jakbym został wkręcony w jakiś dziwny żart. Klęknąłem i podniosłem fioletową narzutę, którą przykrywają tandetną brązową kanapę, żeby zobaczyć, czy nikt się pod spodem nie chowa. Jedyną rzeczą jaką znalazłem jest czarny but na obcasie.
49
"Wiesz, jeżeli serio chcesz się pobawić w przebieranki, Jen zawarłaby rozejm na tyle długo, żeby oprowadzić cię po swojej garderobie" usłyszałem za sobą Campbell i znieruchomiałem. Mój tyłek wciąż jest wypięty do góry, a moja głowa w połowie jest pod kanapą. "Yyy sory. Coś mi upadło i wtoczyło się pod spód. No i przy okazji znalazłem to" Wstałem otrzepując się z kurzu i podałem jej but mając nadzieję, że uwierzy w moją ściemę. Wzięła ode mnie but i wrzuciła go z powrotem pod kanapę po czym odwróciła się w kierunku aneksu kuchennego "Chcesz coś do picia?" powiedziała otwierając ich malutką lodówkę. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje, ale jestem pewny, że przez ostatnie 5 minut złamała chyba z milion zasad babskiego kodeksu. Moja opinia o niej strzeliła z poziomu podziwu do chęci wytatuowania sobie jej imienia na tyłku. Kiedy nie odpowiedziałem na jej pytanie, chwyciła napój i wcisnęła mi go w ręce okrążając mnie. Dźwięk otwarcia jej puszki sprowadził mnie z powrotem do rzeczywistości i usiadłem na kanapie na przeciwko Campbell, która rozwaliła się na fotelu z nogami zwisającymi z oparcia. Wygląda na kompletnie wyluzowaną w moim towarzystwie- nie flirtuje, nie jest nerwowa... to tak jakby była jednym z moich kumpli. "Nie sądzisz, że ktoś będzie szukać swojego buta?" zapytałem otwierając swoją Colę i biorąc łyka. Napięcie z moich mięśni powoli zeszło, kiedy zaczęła ze mną rozmawiać i 50
uświadomiłem sobie jak to jest przyjaźnić się z dziewczyną. Jest dla mnie miła bez żadnych ukrytych motywów i uczucie tego sprawia, że jestem podekscytowany. "Oczywiście, że Jen będzie go szukać" roześmiała się. "Cały czas coś gubi, bo zostawia swoje graty wszędzie. Wszystkie wiemy, że to jej ulubione szpilki i wiemy gdzie je posiała. Mamy nawet zakład i typujemy jak długo jej zajmie znalezienie ich" Jej komfort, przystępność i to z jaką łatwością ze mną rozmawia sprawia, że cały strach przed przebywaniem w tym pokoju i lęk przed tym co o mnie myśli zniknął. Wtopiłem się w kanapę czując miękki materiał, lawendowy zapach pomieszczenia i słysząc cichy rock sączący się z jednej z sypialni. Nie dziwię się, że Will spędza tu dużo czasu. Scenariusz byłby idealny, gdyby obok mnie siedziała przytulona do mnie Vivian. "To popierdolone na 7 sposobów. Myślałem, że wszystkie się przyjaźnicie" "Przyjaźnimy się, ale księżniczka musi po sobie posprzątać. Ten but leży tam od tego wieczora, kiedy pierwszy raz wyszły potańczyć. Znalazłam go, kiedy sprzątałam dwa tygodnie później, wtedy właśnie Vivian wymyśliła zakład" Wyszczerzyła się jakby poznała tajemnicę życia, co jest pocieszne zważywszy na to, że to tylko cholerny but. Usłyszałem imię Rudej i wyprostowałem się na kanapie. Kurwa 51
nawet jej imię mnie nakręca. Mój żołądek jest poskręcany jak włosy w szczotce drucianej. "Wiesz, że tak na prawdę to ona cię lubi?" Campbell powiedziała, odstawiając swój napój na brązowym stoliku do kawy pomiędzy nami. Kuźwa, wygląda tak samo jak nasz. Z wierzchu widać łuszczące się płaty, przez które prześwituje wiórowa płyta, ale dziewczyny przyzwoicie je ukryły różnymi podkładkami i wielką drewnianą misą z szyszkami po środku. Kładąc nogę na moim kolanie i opierając się o poduszkę zagłębiłem się w konwersację, którą nie jestem pewny, czy chcę przeprowadzić. Pomysł, że Vivian mogłaby faktycznie mnie lubić powoduje, że moje serce zaczyna galopować ale staram się wyglądać na wyluzowanego i ogarniętego, a nawet logicznie myślącego. "Taa.. to chyba nie ma żadnego znaczenia, o której z nich konkretnie mówisz, bo wszystkie trzy tak bardzo za mną przepadają, jak pielęgniarki za dniem rozwolnienia w domu starców" "Dobra, Jen prawdopodobnie tak cię widzi, a Carly jest pokojowa i pewnie by cię lubiła jeżeli inni też. Ale Vivian.. ona jest inna. Ona cię nienawidzi, bo cię lubi" "To nie ma żadnego sensu" powiedziałem z niedowierzaniem stawiając moją nogę z powrotem na podłodze i opierając ręce o kolana. A ja myślałem, że ona jest na poziomie facetów i będzie mówić prosto z mostu, a tu wyskakuje z 52
rozdwojeniem jaźni i przechodzi na babski tryb. Nie rozumiem babskiego języka, nie ogarniam symboli i nie umiem czytać hieroglifów. Dziewczyny, nie dajcie się zwieść filmom
o piratach, nie potrafimy czytać map skarbów ani odnajdywać wskazówek. Jeżeli chcecie, żebyśmy coś zrozumieli musicie to wyrazić w kilku przymiotnikach i jeszcze mniejszej liczbie wielosylabowych wyrazów. "To ma bardzo duży sens, to ty po prostu nie wiesz jaki to ma sens" Campbell zdjęła swoje nogi z oparcia fotela i obróciła się w moją stronę cała zrelaksowana i nonszalancka. Cały komfort jaki czułem nagle wyparował. Podrapała się po nosie a linie między jej brwiami pogłębiły się. "Słuchaj, wszyscy wiemy, że ją lubisz. Ale wszyscy myślą, że chcesz tylko dobrać się do jej tyłka, a potem pójdziesz dalej swoją drogą" "Myślisz tak samo?" warknąłem na nią naśladując jej postawę. Czuję, że moje ręce zaczynają się pocić i zaczynam być nerwowy przez ten zwrot konwersacji. Staram się to zamaskować wycierając ręce o nogawki. Zauważając mój dyskomfort odsunęła się i rozłożyła z powrotem na fotelu "A czy to prawda?" westchnęła. Zwiesiłem głowę starając się pozbierać swoje myśli i opanować się. Nie wiem kim jest ta laska, ale z jakiegoś powodu nie chcę jej okłamywać. Obojętne czy mi pomoże z Vivian czy nie, po prostu chcę jej powiedzieć prawdę. To całe 53
aroganckie i cwane zachowanie jest tylko na pokaz. Jestem pustym w środku bałaganem i za jednym spojrzeniem może przejrzeć na wylot moją ciemną warstwę gówna. "Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, pomyślałem, że jest najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Tak. Chciałem się z nią pieprzyć. I pomyślałem, że jeśli mógłbym ją wypieprzyć więcej niż raz, dzięki temu, że mieszkamy obok siebie tym lepiej dla mnie. Ale potem zacząłem spędzać z nią czas i praktycznie nic o niej nie wiem- a cholernie bym chciał, nawet jeśli to oznacza, że nigdy się z nią nie prześpię" Wszystko co jej powiedziałem jest prawdą. Vivian urzekła mnie w taki sposób, że nawet nie wiedziałem, że to możliwe i już nie chodzi o to żeby się do niej dobrać. Chociaż z drugiej strony byłoby miło. Chcę jej bardziej, niż kiedykolwiek chciałem cokolwiek innego. Patrząc na to, jak się mają sprawy z nią, byłbym zaszczycony, gdyby w ogóle zwróciła na mnie uwagę. Campbell skrzyżowała swoje ręce, a jej oczy się zwęziły oceniając mnie i poszukując jakiś oznak zawahania "Jeżeli to prawda to musisz przestać być pierdolonym dupkiem i pokazać im, że nie jesteś kobieciarzem za jakiego cię uważają" w końcu powiedziała "Myślisz, że Vivian nie słyszała o tych wszystkich dziewczynach, z którymi spałeś? Jedyne co robisz to potwierdzasz, że jej pierwotna ocena była właściwa"
54
"Poza tym, że ja wcale niczym się nie wyróżniam od innych facetów Campbell" wyjaśniłem podnosząc ręce w ramach obrony. "Te dziewczyny lubią mnie dlatego, że nie robię tego samego co inni faceci. Po prostu odnoszę większe sukcesy w tej grze" oparłem się czekając na wybuch po moim ostatnim stwierdzeniu. Opuściła swoje ręce i przysunęła się bliżej do krawędzi fotela. "I o to właśnie mi chodzi złamasie. Nie trzeba do tego fizyki kwantowej, żeby zorientować się, że Vivian boi się przywiązywać do ludzi, uważa, że ją zostawią. Kiedy mówiła o tobie powiedziała, że pewnie ją wykorzystasz i porzucisz. Ta gra o której mówisz, cóż, ona boi się w nią zagrać, bo wie, że z tobą przegra" "Więc dlatego trzyma się z daleka i nie wtrąca się kiedy Jen rzuca we mnie całymi garściami gówna?6" moje ręce znowu powędrowały do moich włosów. Wszystkie przygody na jedną noc z ostatniego miesiąca przeleciały mi przed oczami i wizja tego jak Vivian mogła na nie zareagować pojawiła się w moim umyśle. Ból, który pojawił się od ciągnięcia za moje ciemne pasma pomaga uśmierzyć moje cierpienie spowodowane skrzywdzeniem Vivian. Wciąż jednak rozważam okręcenie fioletowej narzuty wokół mojej szyi i zakończenie mojej męki. Przez cały ten czas myślałem, że ona po prostu mnie nienawidzi. Jeżeli chociaż przez sekundę bym wiedział, że mnie lubi nigdy bym nie spał z żadną z tych dziewczyn. 6
Ale z niego bystrzacha :D
55
"Wszystkie te łatwe cipki już nie wydają się teraz takie gorące, nieprawdaż?" zapytała wstając i kierując się do aneksu. Wróciła szybko z małym koszem na śmieci i ręcznikiem "Wygląda na to, że będziesz tego potrzebować. Jen jest bałaganiarą ale nawet ona by zauważyła obrzygany dywan" wyrwałem ręcznik z jej rąk, a ona postawiła kosz obok stolika zanim usiadła na swoim fotelu. Na twarzy ma przyklejony uśmiech, który sięga jej od ucha do ucha. Gdyby była facetem przywaliłbym jej za uciechę z mojego przygnębienia. Nie zamierzam wymiotować ale kurwa, czuję się jakbym w żołądku miał worek cementu. "Doceniam to, że mnie tu zaprosiłaś i spuściłaś na mnie tą bombę, ale co powinienem teraz zrobić?" wykorzystałem ręcznik żeby wytrzeć pot z mojego czoła i szyi. "Ona nie zdecyduje nagle, że jestem cudownie przyzwoitym facetem. Kuźwa nawet ty teraz nie mogłabyś mnie do tego przekonać" Campbell wypiła resztę swojego napoju zgniatając puszkę i celując nią do kosza jak gracz NBA. Byłoby to bardziej imponujące gdyby zrobiła tak z piwem. "Cóż mogę doradzić tylko to co usłyszałam" powiedziała wydając syczący dźwięk skrzywiając twarz i pokazując zęby. Tak jak podejrzewałem, słyszała o mnie same złe rzeczy. Przewróciłem oczami i dałem znak żeby kontynuowała.
56
"Po pierwsze mogę ci doradzić, żebyś przestał myśleć kutasem" tylko pokiwałem głową, bo wiedziałem, że mogę się tego spodziewać. Jeżeli mam szansę, żeby z nią być, nie chcę innych dziewczyn. "Nie wiem jak ale musisz coś wymyślić żeby jej pokazać, że ma dla ciebie jakieś znaczenie jako człowiek, a nie tylko to co ma w majtkach. Musi wiedzieć, że jesteś facetem, który pozostanie i będzie walczyć o to co chce" "Ja pierdole.. Dobra, mogę to zrobić. Wiesz, że gdybyś była w pobliżu trochę częściej, ten miesiąc wyglądałby zupełnie inaczej. Naprawdę przydałby się ktoś, kto by był po mojej stronie. Jen jest trochę przerażająca" "Taa cóż. Nie ma mnie w pobliżu zbyt często. Mam znajomych, którzy mieszkają poza kampusem. Pomagam im się rozkręcić i wypromować ich zespół. Właściwie to grają koncert w przyszły weekend w centrum. Możesz z nami iść" Podniosła się szybko i skierowała w stronę drzwi ostatecznie kończąc naszą rozmowę, która zaczęła zmierzać w jej kierunku. Podniosłem się też wyrzucając ręcznik do śmietnika i podążając za nią do drzwi. Domyślam się, że czas na integrowanie się dobiegł końca. Kiedy usłyszałem skrzypienie klamki zorientowałem się dlaczego. Jen i Vivian wparowały do środka ale gwałtownie się zatrzymały na mój widok. Oczy Vivian spotkały się z moimi i worek cementu w moim żołądku rozpuścił się, ale nagle 57
spuściła swój wzrok wpatrując się w podłogę. Cement powrócił. "Co do kurwy on tutaj robi?" usłyszałem i odwróciłem swoją uwagę od Rudej do pakietu problemów z agresją, jak to pieszczotliwie nazywam Jen. Mam na końcu języka błyskotliwą docinkę ale Campbell od razu mnie obroniła "W końcu go spotkałam na korytarzu po zajęciach i zaprosiłam do środka. Jesteś mu winna podziękowania" Razem z Jen spojrzałyśmy na Campbell, której chyba wyrosły dwie głowy. "Znalazł bardzo ważną rzecz, której szukałaś" dokończyła. Spojrzenie Vivian oderwało się od podłogi i spogląda na mnie i na Campbell, co sprawia, że moja twarz robi się ciepła. Wyłapałem wskazówkę Campbell, że mogę uwolnić się od niszczenia mnie przez Jen ale jestem zdezorientowany. Nie jestem pewny jaka będzie cena za spieprzony miesiąc, żeby zdobyć względy Vivian. Spojrzenie Campbell powędrowało ode mnie do Vivian przekazując jej daj spokój i odpuść chłopakowi i kątem oka widzę, jak Vivian złagodniała. "Yyy taa Jen. Nie zgubiłaś czasem czarnych szpilek?" Zacisnęła usta i zacisnęła dłoń na pasku od swojego plecaka stukając palcami. Zabija ją to, że to ja znalazłem jej buty i 58
chciałbym jej to powiedzieć dla czystej satysfakcji żeby zobaczyć jak przełyka to swoje nieomylne gówno, którym strzela dookoła. Ogarnąłem swoje dupkowate komentarze i uśmieszek, którym tak bardzo chciałem ją obdarzyć i skorzystałem z rady i szansy, którą dała mi Campbell. "No taa. Upuściłem swoje klucze i kopnąłem je przez przypadek pod kanapę. Kiedy się po nie schyliłem zobaczyłem buta. Campbell powiedziała, że go szukałaś. Cieszę się, że się znalazł. Wspomniała, że to twoje ulubione" Nie dałem jej szansy na odpowiedź. Patrząc na to jak jej nozdrza falują, zorientowałem się, że wystarczy tych usprawiedliwień. Przeszedłem obok nich uśmiechając się do Vivian. Kiedy w końcu bezpiecznie dotarłem do korytarza odwróciłem się i grzecznie podziękowałem Campbell za zaproszenie. "Wspaniale było cię poznać. Definitywnie nie jesteś tym za kogo cię miałam . Nie zapomnij o koncercie w przyszły weekend. Podam ci szczegóły kiedy sama będę coś wiedzieć" Campbell powiedziała z uśmiechem. Triumf wyrysowany na całej jej twarzy. Jen jednak nie odtajała ale mam nadzieję, że udało mi się chociaż trochę przebić przez królową lodu. "Dzięki Cam, doceniam to. Daj znać jeżeli będziesz chciała pomocy w rozgłoszeniu tego. Mogę porozwieszać ulotki czy coś w tym stylu" Taa.. to ostatnie byłoby bólem w tyłku ale kiedy widzę uśmiech Rudej, mógłbym zadeklarować wieszanie 59
tysiąca posterów albo chodzić po ulicy z tymi głupimi zjebanymi tablicami, żeby tylko znów się do mnie uśmiechnęła. Kiwnęła głową i zamknęła za mną drzwi. Kiedy usłyszałem zamknięcie zamka wypuściłem powietrze, które wstrzymywałem i oparłem się o drzwi przykładając twarz do chłodnej drewnianej okleiny. Poświęciłem chwilę żeby się ogarnąć zanim poszedłem do mojego pokoju. Zamierzam olać resztę dzisiejszych zajęć i wymyślić sposób, żeby wkupić się w łaski Vivian. Mam nadzieję, że Will niedługo wróci do domu i będę mógł mu wiercić dziurę w brzuchu o Vivian. Muszę się przestawić na babski tryb myślenia i dowiedzieć się czego chcą kobiety.
60
Rozdział 7 Vivian Na początku byłam trochę wkurzona, że Campbell pozwoliła Brooksowi zrujnować nasz mały zakład. Ale po doświadczeniach tego tygodnia z nowym, odmienionym Brooksem uważam, że to niska cena za jego oddupkowienie. Przez cały tydzień był pomocny i pokazał, że zależy mu nie tylko na pójściu do łóżka. Will nawet mi powiedział, że nie pił ani nie był na randce od czasu interwencji Campbell. Nie wiem co ona mu zrobiła, czy powiedziała ale rezultat jest imponujący. Kilka razy w tym tygodniu, kiedy wróciłam z zajęć do pokoju zastałam wiersze i różne rodzaje czerwonych kwiatów przyklejone do naszej białej tablicy koło drzwi albo wetknięte do skrzynki. Razem z Willem rozdawali też ulotki na koncert Campbell. Brooks nawet pomógł Carly w nauce do testu z algebry- koleś serio rozumie matę.. A ja muszę policzyć na kalkulatorze 20% napiwku z rachunku na 10 dolców.. Stał się kompletnie inną osobą, tylko teraz nie wiem, w którą wersję Brooksa mam wierzyć. Przez tą jego zmianę jestem podekscytowana, że będę mogła spędzić z nim trochę czasu na dzisiejszym koncercie. Nadmiar ładnych dziewczyn w jednym miejscu będzie prawdziwym testem na to, czy ta transformacja jest krótkotrwała, czy na dłuższą metę.
61
Gorączkowo spojrzałam na mój telefon, żeby sprawdzić godzinę i schowałam podręcznik z notatnikiem do plecaka. Kiedy zobaczyłam jak bardzo jestem spóźniona na zajęcia jęknęłam i zgarnęłam moje klucze. Jen przejęła łazienkę na cały poranek, więc wyglądam dziś trochę mniej powalająco. Uwielbiam spóźniać się na zajęcia, zwłaszcza kiedy muszę wejść w legginsach, swetrze i związanych włosach. Dobrze, że po dobijaniu się przez pół godziny do łazienki, w końcu dostałam się tam na tyle długo, żeby umyć zęby. Uważam, że jest jedną z moich najbliższych przyjaciółek ale z pewnością miała rozpuszczone i uprzywilejowane życie, w którym nie przejmowała się podstawowymi rzeczami takimi jak sprzątanie po sobie, czy dzielenie łazienki. Nasi rodzice znali się, gdy byłyśmy małe ale jej ojciec zajął się większymi i lepszymi sprawami, zaczynając od dostania się do Senatu. Wynik: Jen jest bardzo lojalna i jest dobrą kumpelą ale mogłaby skorzystać z jakieś porady w kwestii mieszkania w akademiku. Popędziłam do drzwi przerzucając plecak przez moje ramię, kiedy zauważyłam Brooksa opierającego się o ścianę między naszymi drzwiami. "Zacząłem się zastanawiać, czy nie zamierzasz przypadkiem olać dzisiejsze zajęcia" powiedział odpychając się od ściany i sięgając po mój plecak. Pozwoliłam mu go wziąć i razem skierowaliśmy się w stronę windy. "Jen okupowała łazienkę od samego rana. Nie musiałeś na mnie czekać" powiedziałam mu, nie mogąc ukryć zdziwienia, że nie poszedł beze mnie. 62
Roześmiał się i przycisnął guzik od windy. "Wiem, że nie musiałem na ciebie czekać. Po prostu chciałem. Chodziliśmy razem na zajęcia przez cały tydzień. Czemu więc miałem olać cię dzisiaj? Zamierzałem dać ci jeszcze kilka minut, a potem zapukać. Miałem tylko nadzieję, że nie wyszłaś wcześniej" Zmarszczyłam brwi urażona, że pomyślał, że mogłabym tak kogoś zostawić. "Nie zrobiłabym czegoś takiego" odpowiedziałam sięgając po mój plecak. Brooks odsunął go nie pozwalając mi go zabrać. "Nie powiedziałem, że mogłabyś tak zrobić. Miałem tylko nadzieję, że nie przegapiłem okazji, żeby z tobą iść" Uspokoiłam się pochłaniając drugą część jego wypowiedzi. "Przepraszam" wymamrotałam opierając się o ścianę i czekając na windę. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby mój nos poczuł cudowny zapach jego wody po goleniu. Mieszanka drzewa sandałowego i jabłek, po prostu aż człowieka ciągnie żeby podejść bliżej i powąchać go ale jestem pewna, że to by było przyjęte z dezaprobatą w większości kręgów społecznych. "W porządku, rozumiem to. Spodziewałaś się po mnie, że coś takiego bym zrobił i nie chcesz żeby ktoś o tobie tak samo myślał. Nie winię cię, nie udowodniłem ci, że może być inaczej" odwrócił się i spojrzał na światełko pokazujące mijające piętra. Cholera, dokładnie o tym pomyślałam.. Ale przez to, że to usłyszałam poczułam się jak największa 63
zdzira jaką można sobie wyobrazić. Nie mam nic do powiedzenia co by poprawiło jakoś tą sytuację, a nie chcę kłamać tylko dlatego żeby Brooks poczuł się lepiej. Więc kiedy drzwi od windy się rozsunęły, zrobiłam jedyną rzecz jaka może pomóc: szturchnęłam go w ramię, popychając go lekko do przodu i kiedy spojrzał na mnie domagając się jakiegoś wyjaśnienia uśmiechnęłam się i skinęłam głową w kierunku uczelni. Kiedy się uśmiechnął i ruszył w kierunku wyjścia, wiem, że mi wybaczył. Kiedy w końcu dotarliśmy do dziedzińca przed naszym akademikiem, mamy mniej niż 10 minut na dotarcie na zajęcia, a droga tam zajmuje zawsze 15 minut. Zaczęliśmy szybko maszerować ale szybko się to zmieniło w pełny sprint, żeby dotrzeć na czas. I już nie czuję się tak źle w legginsach i trampkach. Zawsze myślałam, że jestem w niezłej formie ale kiedy dotarliśmy do wejścia desperacko łapię powietrze. Czuję się jakby między moimi żebrami biegały żółwie ninja zwalczające mieczami siły zła, a moje płuca odmawiają pobierania powietrza. Schyliłam się opierając ręce o kolana próbując złapać oddech. Spojrzałam na Brooksa, który wygląda tak samo jak przed sprintem. Nie ma żadnego znaku zmęczenia, braku powietrza... nawet jego cholerna koszulka z kołnierzykiem nie jest pognieciona, dupek. Złapał mnie za ramiona i delikatnie popchnął w stronę korytarza, zachęcając moje nogi do ponownego poruszania się, chociaż czuję się tak, jakby zastygły w cemencie. 64
Dotarliśmy na zajęcia na minutę przed i w końcu ogarnęłam się na tyle żeby przemknąć się na tył sali i ukrywać się za moim notatnikiem przez większość czasu. Brooks otworzył dla mnie drzwi i zobaczyłam, że tylko dwa miejsca są wolne, jedno w pierwszym rzędzie i jedno mniej więcej w połowie. Przeważnie gówno mnie obchodzi gdzie siedzę, ale patrząc na mój dzisiejszy wygląd i tendencje naszego profesora do wywoływania studentów w pierwszym rzędzie, dzisiaj mnie to bardzo obchodzi. "Idź i zajmij miejsce z tyłu Vivian" Brooks wyszeptał oddając mi mój plecak "Teraz moja kolej na gorące krzesło" puścił mi oczko i szturchnął w kierunku tylnego rzędu, a potem zajął swoje miejsce. Przecisnęłam się przez morze krzeseł unikając krępujących spojrzeń. Mogę sobie wyobrazić co myślą "Co ta nierozgarnięta dziewczyna robi z tym męskim ideałem. Dzisiejsze zajęcia zamieniają się w generator samooceny. Dr. Vauldin wszedł do sali rzucając swoją teczkę na katedrę i rozglądając się po sali, bez wątpienia poszukując ofiary dzisiejszego dnia. Jego zajęcia są najgorsze- nudne jak cholera i trzeba ze sobą walczyć, żeby nie zasnąć. Więc wszystkich nas za to kara wywołując przypadkowe osoby, które mają odpowiedzieć na jego pytanie. Na tych zajęciach nie ma czegoś takiego jak podnoszenie rąk, każdy nadaje się na jego ofiarę. "Dobra ludzie. Nie będziemy dzisiaj tutaj siedzieć przez pełne 50 minut" Vauldin ogłosił swoim monotonnym głosem. 65
Ciche "dzięki kurwa" i "tak" rozległy się po sali. Ja wciąż siedzę nieruchomo i cicho, żeby nie sprowadzić na siebie niepotrzebnej uwagi. Pamiętam Park Jurajski: T-Rex nie może cię zobaczyć, jeżeli się nie ruszasz i mam nadzieję, że ten stary dinozaur zalicza się do tej samej kategorii co Rex. "Ty tam. W swetrze Bronco" powiedział wskazując w moim kierunku. Wskazałam na siebie, a on kiwnął głową. "Tak ty. Podejdź i rozdaj te kartki z zagadnieniami" Nie.. Nie T-rex, on musi być jednym z tych cholernych Velociraptorów. Jak ofiara z Lottery Rose7 niezdarnie zaczynam się podnosić z mojego krzesła. A ja myślałam, że uda mi się ukrywać tego poranka, a później między zajęciami jakoś się ogarnę, a teraz jestem wywołana na środek sali, żeby popełnić społeczne samobójstwo. "Profesorze, ja mogę je rozdać" Brooks wtrącił podrywając się ze swojego krzesła. Wyrwał kartki z rąk Vaudina i zaczął je rozdawać zanim w ogóle profesor zdążył odpowiedzieć. Vauldin wzruszył ramionami i zaczął omawiać swoje wymagania. Osunęłam się z powrotem na swoje krzesło odczuwając do Brooksa Ryana coś, o co bym się nigdy nie podejrzewała- wdzięczność. Profesor Vauldin szybko omówił warunki zadania i nas wypuścił. Wszyscy zaczęli podnosić się do wyjścia ale ja poczekałam aż wszyscy wyjdą. Nie jestem próżna ale matka 7
The Lottery Rose Irene Hunt jest chyba lekturą w szkołach średnich. Generalnie książka jest o typie z krzakiem róży, który przez całą książkę lata z tą różą, bo nie wie gdzie ma ją zasadzić, a jak już gdzieś chce to okazuje się, że nie może i takie tam trudne sprawy..
66
nauczyła mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć jak prezentować się pośród ludzi, a dziś nie jestem temu nawet bliska. Brooks zaczekał na mnie na korytarzu i ulżyło mi na jego widok. "Dzięki za to co tam zrobiłeś. Naprawdę to doceniam" powiedziałam mu kładąc mój plecak i poprawiając mojego kucyka. "Nic wielkiego, serio. To był dla ciebie ciężki poranek i powiedziałem ci, że to moja kolej na gorące krzesło. Jestem pewny, że rozdawanie kartek się w to wlicza" schylił się i wziął mój plecak jak poprzednio. To mały gest ale odrobinę chwyta mnie za serce. Nie mogę sobie nawet wyobrazić Brooksa przytrzymującego drzwi do łazienki dla Sondry Sukowatej Obciągary, a tutaj nagle nosi mój plecak po całym kampusie. "No cóż. I tak ci dziękuję. Teraz tylko chcę wrócić i wziąć długi gorący prysznic, żeby zmyć ze mnie cały ten poranek" wyszliśmy i zaczęliśmy 15 minutowy spacer z powrotem. Częściowo kusi mnie żeby znowu pobiec, mniej ludzi by mnie wtedy zauważyło i to jak wyglądam ale pamięć o ninja między żebrami jest zbyt świeża. "A więc o czym zamierzasz napisać w wypracowaniu?" Brooks zapytał po jakiś 5 minutach spaceru. Trzeba napisać o kimś, kto tak drastycznie na nas wpłynął albo o rzeczach które zrobił, że przez to nasze życie się zmieniło. Domyślam się, że 67
to zadanie ma być autorefleksją tego jakim człowiekiem się staliśmy i dlaczego- cholera, tak bardzo nie chcę tego robić. Śmierć mojego ojca i to jak moja matka sobie z tym radziła przez te wszystkie lata, wiem że to jest podłożem wszystkich moich problemów. Nie jestem aż tak ślepa żeby tego nie widzieć. Jednak to wcale nie znaczy, że jestem podekscytowana, żeby o tym wszystkim opowiadać dinozaurowi w wypracowaniu na trzy strony. "Nie wiem. Myślę, że muszę nad tym trochę pomyśleć" wzruszyłam ramionami. Brooks przez chwilę nic nie mówi i wpatruje się w ziemię idąc. Arogancka otoczka którą się zwykle otacza wydaję się pękać, nawet jeżeli tylko na chwilę. "Taa. Ja też" powiedział wciąż analizując chodnik. Kłamie. On też ma problemy w swoim życiu i to pewnie przez tych samych ludzi. "Kurwa" westchnął pod nosem wystarczająco głośno żebym usłyszała. Kiedy w końcu spojrzał w górę zwolnił na chwilę swoje tempo po to by za chwilę przyspieszyć. Praktycznie muszę biec żeby dotrzymać mu kroku. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam dziewczynę idącą w naszym kierunku. Domyśliłam się, że to kolejny dawny podbój. Jej perfekcyjnie dobrany ubiór, obcasy stukające o chodnik i śliczne gładko wyprostowane blond włosy krzyczą pieniądze. Zauważyła, że się zbliżamy i wyprostowała się strzelając fałszywym uśmiechem, który mógłby konkurować z Miss Ameryki.
68
Stanęła na naszej drodze domagając się, żebyśmy się zatrzymali. Teraz kiedy jestem blisko mogę zobaczyć diamenciki w jej uszach, które zapewne nie są podróbkami z Target i S z białego złota przy jej łańcuszku, który ma na szyi co tylko potwierdza, że jest bogata. Dzięki łańcuszkowi mogę też stwierdzić, że jest z bractwa Sigma. Jen miała okazję, żeby dołączyć do bractwa, jako że jej matka była w Sigma. Ale odmówiła, stwierdziła, że one są bogate i niemiłe. "Brooks, minęło kilka tygodni, gdzie się chowałeś?" zapytała nawet nie kłopocząc się moją obecnością. Jestem zwyczajną dziewczyną w legginsach, nie wartą jej czasu. Jen miała rację, bogate suki. "W pobliżu" jego ton jest zgryźliwy i obojętny. Nie chce dawać jej uwagi, której ona sie domaga i jestem mu za to bardziej niż wdzięczna. "Yyy Amber to moja przyjaciółka Vivian, Vivian to jest Amber Jennings. Nasi ojcowie znają się z pracy. Mają wspólne interesy" Staram się pamiętać o moich manierach i wyciągnęłam rękę, żeby uścisnąć jej ale tylko rzuciła na mnie okiem jakbym miała ją zarazić jakąś chorobą po czym przerzuciła oczami. "W każdym razie, musimy się spotkać kiedyś znowu, mamy niedokończone sprawy o które trzeba zadbać" powiedziała kierując swoją uwagę z powrotem na Brooksa, zostawiając mnie z wyciągniętą ręką. Zabrałam ją próbując zachować resztki godności. 69
"Taa. Jesteśmy spóźnieni na nasze następne zajęcia. Do zobaczenia" Brooks objął mnie ramieniem i ominął ją. Jej wyraz twarzy jest mieszanką horroru i obrzydzenia. I całkowicie wzięłam to do siebie. "Przykro mi, że była taka dla ciebie" Brooks powiedział zabierając swoją rękę kiedy oddaliliśmy się na bezpieczną odległość od Amber, zdzirowatej wiedźmy z bractwa. "O czym ty mówisz? Była rozkoszna" odpowiedziałam sarkastycznie. Brooks roześmiał się ale za chwilę spoważniał. "Nie, serio. Jest suką. Poznałem się z nią przez mojego ojczyma. Całowałem się z nią raz i teraz ma nadzieję na jakiś związek. Jestem pewny, że jej ojciec by był z tego zadowolony, to by było dobre dla biznesu. Ale ja w ogóle nie jestem nią zainteresowany i moja rodzina o tym wie, że nie zamierzam przejąć biznesu" "Więc co zamierzasz robić? Twoi rodzice nie są tym rozczarowani?" zadałam pytanie ale od razu tego pożałowałam, to osobiste, a ja jestem natrętna. Sama nigdy nie lubiłam pytań tego typu i myślę, że Brooks uważa tak samo. "Przepraszam. Nie musisz na to odpowiadać. Jestem wścibska" Brooks gwałtownie się zatrzymał i rozejrzałam się dookoła przygotowując się na kolejny zmasowany atak bractwa. Kiedy nie widzę nikogo w pobliżu spojrzałam na niego czekając na wyjaśnienie 70
"Vivian rozumiem, że nie znasz mnie zbyt dobrze i sam nie wiem wielu rzeczy o tobie ale mam nadzieję, że to się zmieni. Nie, nie rozmawiam o sobie z wieloma osobami, ale nie jesteś mi obojętna. Nigdy nie przepraszaj mnie za to, że o coś zapytałaś okej?" Mój szok sprawił, że wszystkie słowa utknęły mi w gardle i tylko skinęłam głową. Nikt nigdy czegoś takiego mi nie powiedział. Nigdy z nikim nie byłam na tyle blisko żeby przeprowadzać szczere osobiste rozmowy. Moje współlokatorki i Will prawdopodobnie znają mnie najlepiej ale nawet oni nie wiedzą o mnie wszystkiego. Brooks skinął głową i złapał mnie za rękę. Chociaż nie splótł razem naszych palców jakbym chciała- jak chłopak z dziewczyną- trzyma mnie za rękę jak przyjaciel. Spojrzałam w dół na nasze złączone ręce, mrowiące odczucie rozeszło się po całej mojej ręce aż do mojego żołądka. "Chodź. Wracajmy, żebyś mogła się ogarnąć" powiedział ściskając moją rękę. Brooks odprowadził mnie do moich drzwi i obiecał, że wpadnie później przed koncertem. Szybko wzięłam prysznic przed moimi następnymi zajęciami i cały mój dzień zleciał na rozmyślaniu o Brooksie, moim refleksyjnym wypracowaniu i o telefonie do domu, który muszę wykonać, żeby je napisać. To wszystko mnie prześladuje. Będzie to wymagało sporej odwagi, żeby zadzwonić do mojej matki i przeprowadzić 71
rozmowę o moim ojcu, która jest potrzebna od dawna. Potem będę potrzebować dużo zabawy i możliwe, że alkoholu żeby po tym wszystkim odreagować.
72
Rozdział 8 Brooks To był najlepszy pieprzony dzień. Cóż, poza krótkim spotkaniem z jędzą Amber Jennings. Wydaję mi się, że Vivian trochę bardziej się na mnie otwiera i nawet trzymałem ją za rękę. Wiem, wielka kurwa sprawa. Nie mam czternastu lat i to nie jest pierwsza klasa liceum. Ale z Vivian biorę to co się da i trzymanie jej za rękę jest cholernie dobrym uczuciem. Spędziłem dodatkowy czas tego wieczoru wybierając właściwy ubiór i upewniając się, że moje włosy wyglądają dobrze. Kuźwa, chyba będę musiał mniej się martwić Willem i sprawdzić mój własny status waginy. Wcieram ostatnie resztki żelu we włosy, kiedy słyszę delikatne pukanie w drzwi wejściowe. Szybko umyłem ręce i wytarłem o ręcznik żeby otworzyć drzwi. Kiedy drzwi się otworzyły całe światło i puszyste uczucia, które miałem dwie minuty temu wyparowały, a moje serce opadło do żołądka. "Przepraszam, czy jest Will?" Vivian chlipnęła próbując ukryć jej rozmazany tusz i czerwone policzki. Jej starania są daremne: wygląda na totalnie załamaną. Skrzywiłem się myśląc, że ktoś ją skrzywdził i że potrzebuje Willa do skopania komuś tyłka. Rozejrzałem się po korytarzu szukając winowajcy ale wszędzie jest pusto. "Co się stało? Czyj tyłek Will i ja musimy skopać?"
73
"Niczyj" próbuje się roześmiać przez łzy "Po prostu potrzebuję z kimś porozmawiać, a dziewczyny już wyszły" Moja zazdrość i wściekłość wzrosła. Pozbierałem się wewnętrznie w ramach szacunku dla jej oczywistego delikatnego stanu, ale jestem wkurzony, że przyszła tutaj szukać Willa, nie myśląc o mnie. "Nie ma go tutaj. Wyszedł wcześniej żeby pomóc Campbell wszystko przygotować" mój ton jest zaskakująco spokojny, zważając na to jak moje wnętrzności wibrują od rozczarowania. "Oh faktycznie. Wiedziałam o tym. Przepraszam, że przeszkadzam" w jej oczach wzbierają się łzy i spojrzała w dół próbując je przede mną ukryć. Odwróciła się, żeby wrócić do swojego pokoju, a ja odsunąłem na bok moją pokrzywdzoną dumę, zdając sobie sprawę, że nie chce żeby odeszła. "Poczekaj Ruda" powiedziałem sięgając po jej rękę "Wiem, że nie dorównuję Willowi ale będzie mi miło jeśli wejdziesz do środka. Jeżeli czujesz się na siłach żeby rozmawiać to świetnie, a jeżeli nie to też w porządku. Możemy obejrzeć film albo porobić coś, żeby odciągnąć twoją głowę od tego co cię zasmuciło" "A co z koncertem? Wygląda na to, że jesteś gotowy do wyjścia, nie chcę popsuć twojego wieczoru" "Vivian, jak na najbardziej rozgarniętą osobę z całej naszej małej grupki, serio potrafisz być czasem mało zorientowana" 74
powiedziałem jej "Wybierałem się tam dzisiaj żeby spędzić z tobą czas, a jeżeli ty nie idziesz, to nie mam żadnego powodu żeby tam być" Ucichła rozważając albo moją propozycję albo to co do niej czuję. Szczerze- gówno mnie to obchodzi, tak długo jak tylko mogę ją przekonać żeby została. Zacząłem nerwowo wykręcać moją koszulkę, martwiąc się, że zdecyduje się wrócić do domu, bo będzie wolała spędzić wieczór sama niż ze mną. Akurat kiedy zacząłem myśleć, że nie mogę już znieść tej chwili niezdecydowania przeszła obok mnie do mojego pokoju. Wypuściłem powietrze i przez chwilę zastanowiłem się co teraz. Za bardzo martwię się tym, że ma tu zostać. Nigdy nie zaprosiłem tu żadnej dziewczyny. To moja bezpieczna strefa, a ona nie jest tu w charakterze przygody na jedną noc, co jest dla mnie tym bardziej dziwne. Wróciłem z powrotem do salonu, spodziewając się, że zastanę ją na kanapie kompletnie załamaną. Na szczęście jest w łazience co daje mi kilka minut na ogarnięcie się. Zgarnąłem dwie szklanki i butelkę tequili i postawiłem na stoliku. Przejrzałem naszą kolekcję DVD żeby wyciągnąć kilka najbardziej babskich filmów jakie mamy. Okazało się, że jest tylko jeden- Głupi i głupszy. Doszedłem do wniosku, że to komedia, więc może przynajmniej trochę ją to rozśmieszy.
75
Usłyszałem jak wydmuchuje nos i otwiera drzwi od łazienki. Rzuciłem się na kanapę zajmując miejsce i mając nadzieję, że wyglądam na zrelaksowanego, a nie na nadgorliwego. Rozlałem nam po drinku obserwując jak stoi w przedpokoju niepewna tego co teraz zrobić. Wstałem podając jej szklankę "Wygląda na to, że to może ci pomóc" posłała mi niepewny uśmiech i wzięła mały łyczek alkoholu. Od razu zaczęła się krztusić, a jej oczy załzawiły się od palącego uczucia. Poklepałem ją po plecach, ale machnęła żebym się odsunął "Jest w porządku" wykrztusiła. Wziąłem dla niej butelkę wody z lodówki i wypiła wszystko, żeby złagodzić swoje gardło. "Chodź. Wybrałem film. Znajdź sobie miejsce i ułóż się wygodnie" skierowałem ją w stronę kanapy i podszedłem do DVD żeby włączyć film. Nasza kanapa nie ma okrycia tak jak ich i zauważyłem jak spojrzała na nią zanim usiadła "Nigdy nie przyprowadzam tu dziewczyn jeżeli to jest to o czym myślisz" powiedziałem jej zanim dokończyłem ogarnianie filmu. "Nie.. cóż. Dobrze. Przepraszam" wyjąkała siadając. Chcę być urażony ale tylko się roześmiałem na co odwzajemniła mój uśmiech dając mi znać, że jej obawy zaczynają wyparowywać. "Zawsze siedzę na fotelu kiedy jestem tu z Willem. Myślę, że po prostu z góry założyłam, że kanapa była świadkiem wielu akcji. Przepraszam. To trochę gówniany tok myślenia"
76
Odpaliłem film i wróciłem na kanapę siadając po przeciwnej stronie nie chcąc wyjść na aroganckiego "Nie, serio. Wszystko w porządku. Myślę, że to bezpieczny tok rozumowania. Ale poważnie jesteś pierwszą dziewczyną, którą tutaj zaprosiłem. Nie mogę jednak potwierdzić ile razy ta tapicerka była czyszczona przez te wszystkie lata. Któż może znać historię tego złego chłopca" powiedziałem poklepując kanapę. Kiedy dotarło do mnie co może być pod moją ręką, szybko zabrałem ją z powrotem z wyrazem obrzydzenia na mojej twarzy podobnym do Vivian. "Może narzuta na kanapie nie jest wcale takim złym pomysłem. Nigdy tutaj nie siedzę. Kiedy jestem w domu przeważnie oglądam telewizję u mnie w pokoju" "Czy to bezpieczniejsze miejsce pod względem higienicznym? I obiecujesz trzymać ręce przy sobie, kiedy będziemy oglądać film w twoim pokoju?" zapytała sceptycznie. Nie obwiniam jej. Sam bym się nie czuł pewnie będąc samemu ze mną w mojej sypialni. Jeżeli byłbym dziewczyną. Normalnie pokazałbym jakieś moje najlepsze chwyty i porozsiewał mój urok osobisty ale teraz nie chcę podążać z nią tą ścieżką. Skreśl to- chcę ale moje sumienie nie pozwala na to. "Przysięgam, że ten wieczór będzie tylko na stopie przyjacielskiej. Nie prześpię się z tobą dzisiaj. Nawet jeżeli będziesz błagać" stwierdziłem podnosząc szklanki i alkohol, żeby jej podać. Wzięła butelkę i zaczekała aż wyciągnę film 77
po czym podążyła za mną do mojej sypialni. Weszliśmy i zamknąłem za nami drzwi. "Usiądź gdzie chcesz" powiedziałem jej, biorąc od niej wszystkie rzeczy i kładąc na malutkim biurku w rogu pokoju. Nie mając współlokatora mogłem zrobić małe przemeblowanie, żeby było komfortowo i przestronnie, wliczając w to pozbycie się dodatkowego łóżka i zastąpienie go małym biurkiem i krzesłem. Vivian zdjęła swoje buty i wdrapała się na moje łóżko. Staram się zignorować fakt, że ona jest faktycznie w moim łóżku. Mój cudowny pomysł będzie prawdziwą próbą każdego molekuła mojej silnej woli. Szybko zacząłem myśleć o każdej nie-seksualnej rzeczy żeby uspokoić moje hormony: babcie, Will w kostiumie kąpielowym... Jen- ta, to daje radę. Ściągnąłem moje buty i wsadziłem do mojej składanej szafy, po czym z obawą podszedłem do mojego łóżka "W porządku Brooks, możesz usiąść ze mną na łóżku" powiedziała kładąc rękę na kołdrze, pokazując mi żebym usiadł obok niej. Nawet się nie zawahałem, praktycznie wskakując na łóżko. Usadowiliśmy się opierając o zagłówek, a ja staram się trzymać ręce przy sobie przez cały film skrzętnie tego pilnując. Przez większość filmu w ogóle się na nim nie skupiam, obserwuję z zadowoleniem jak smutek powoli opuszcza Vivian dzięki komedii. Zaczynam się relaksować przy dźwięku jej śmiechu. Od czasu do czasu mogę poczuć jej głowę na moim ramieniu i staram się siedzieć nieruchomo, żeby nie uświadomiła sobie tego, że się dotykamy i żeby się 78
nie odsunęła. Jej dotyk pozostawia smugę ognia na mojej skórze i kiedy się odsuwa moje ciało odczuwa stratę pożądając jej ciepła z powrotem. Kiedy film się skończył oby dwoje się przeciągnęliśmy i spojrzeliśmy na siebie zastanawiając się co dalej z naszym nieprzewidzianym wspólnym wieczorem. "Czujesz się lepiej?" zapytałem niepewnie. Vivian położyła swoją rękę na mojej "Tak. Dzięki, że tu dla mnie byłeś Brooks" Założyłem pasemko jej włosów za ucho, podobnie jak w tym dniu w którym się poznaliśmy, ale tym razem nie odwróciła ode mnie wzroku, a nawet się nie odsunęła. "Mam nadzieję, że pewnego dnia zauważysz, że zawsze tu dla ciebie jestem" Przez chwilę siedzimy w ciszy, żadne z nas nie chce odpowiedzieć. Nie chcę wykorzystywać tej okazji i zmuszać jej do cielesności. Tylko by tego później żałowała, a cały mój progres poszedłby na marne. Podejmując decyzję za nas oboje odsunąłem się. "Więc co byś chciała teraz porobić? Mogę przynieść kolejny film, możemy porozmawiać o tym co cię dręczyło albo myślę, że Will gdzieś ma karty do gry" "Myślę, że chce porozmawiać o tym, dlaczego tutaj przyszłam" powiedziała. "Najpierw muszę wypić kilka drinków. Może pójdziesz po wodę, a ja rozleję nam po kolejce"
79
Moje oczy się zwęziły "Jesteś pewna? Nie wyglądasz na taką co by miała mocną głowę. Nie chcę, żeby było ci potem niedobrze czy coś w tym stylu" "Masz rację. Nie mam. Myślę, że dwa drinki wystarczą" Roześmiałem się kiwając głową i ruszając sie w kierunku przedpokoju żeby iść po wodę. Kiedy wracam drinki są już gotowe i Vivian znowu siedzi na moim łóżku. Postawiłem wodę na biurku i wziąłem od niej drinka. Szybko go przełknąłem, przeklinając to, że nie mam nic do przepicia. Nie byłem przygotowany na towarzystwo, szczęście, że w ogóle miałem jakiś alkohol. Vivian opróżniła też swoją szklankę i podała mi ją. "Niech ten się uleży i następnego wypijemy za jakąś chwilę" powiedziałem jej stawiając szklanki na biurku obok wody i wracając z powrotem na łóżko. "Okej teraz mi powiedz co się stało. To było straszne widzieć wcześniej, że płakałaś" Vivian przyciągnęła swoje kolana pod brodę i okrążyła je rękami. Chciałbym, żeby się na mnie otworzyła, a nie ukrywała więc złapałem ją za ręce i odciągnąłem od jej kolan. Położyłem się przyciągając ją do siebie i teraz leżymy twarzami do siebie. Każde z nas podłożyło sobie ramię pod swoją głowę pozwalając naszym ciałom przystosować się do naszej bliskości. "Wcale nie jesteś tym, kim byłeś przez cały pierwszy miesiąc. O co chodzi z tą przemianą?" zapytała.
80
"Nie jestem taki sam" odpowiedziałem. "Chciałem z tobą być ale nigdy nie poświęciłaś na mnie czasu. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że to jak się zachowuje cię odpycha. Mogę nie być najlepszym facetem na ziemi, ale nigdy bym cię celowo nie skrzywdził Ruda. Chciałbym tylko żebyś mnie tak bardzo nie nienawidziła" odwróciłem mój wzrok na kołdrę, którą zacząłem miętosić zawstydzony tym, że jej to wszystko powiedziałem. "Nigdy cię nienawidziłam Brooks" moje oczy powędrowały do niej. "Nie musisz kłamać, tylko po to żebym poczuł się lepiej. Wiem, że mnie nie cierpiałaś" Usiadła prosto i położyła rękę na moim policzku zmuszając mnie do spojrzenia na nią. "Musisz coś zrozumieć Brooks. Nigdy cię nienawidziłam, nigdy. Polubiłam cię od momentu kiedy znalazłam cię w moim łóżku. Ale nie ufałam sobie, kiedy byłeś w pobliżu, więc unikałam cię. Przytłaczasz mnie i przeraża mnie myśl o tym, co by mogło się stać, gdybym ci się poddała. Widziałam jak traktujesz inne dziewczyny, a ja bym nie wyszła z tego bez szwanku i w jednym kawałku tak jak one. Po prostu byś mnie zniszczył" Usiadłem i oplotłem ją nogami przyciągając ją do mnie "Wcale bym cię nie zniszczył Vivian. Chciałbym być chłopakiem, który naprawi tą część ciebie, która jest zniszczona. Jedyne czego chcę to mieć na to szansę, nie ważne jak trudne może to być" 81
Vivian próbuje się ode mnie odsunąć ale lekko ująłem jej policzek żeby znów na mnie spojrzała. "Co się stało, że jesteś taka rozbita Ruda?" potrząsnęła głową i oparła policzek o moją dłoń, zamykając oczy i pochłaniając mój dotyk. "Nie jestem jeszcze gotowa" wyszeptała z zamkniętymi oczami. Przysunąłem jej twarz do mojej i oparłem swój policzek o jej. Od razu otoczył mnie zapach wanilii i lawendy, w którym chciałbym się zagłębić. "To to samo co cię dziś zasmuciło?" wyszeptałem do jej ucha. Nie odsunęła się ode mnie, a zamiast tego poczułem jak kiwa głową i łapie obiema rękami za moją koszulkę. "Chciałabyś usłyszeć o tym co mnie skrzywdziło?" zapytałem i znowu kiwnęła głową. Odwróciłem się w jej stronę delikatnie całując ją w policzek i przesuwając nosem wzdłuż jej delikatnej skóry aż dosięgłem jej czoła pozostawiając kolejny delikatny pocałunek. Odsunąłem się zabierając jej ręce z mojej koszulki i splatając nasze palce razem. Czując, że się odsunąłem powoli otworzyła oczy. "Nigdy nie spotkałem mojego prawdziwego ojca. Odszedł zanim się urodziłem. Kiedy miałem dwa lata moja mama wyszła za mąż i założyła nową rodzinę z moim ojczymem. Adoptował mnie ale to było bardziej dla przyzwoitości niż dla czegokolwiek innego. Ostatnio mój prawdziwy ojciec zaczął do mnie pisać i chce się spotkać. Tylko, że ja nie wiem czy 82
chcę go poznać. Zawsze byłem czyimś drugim wyborem. Nikt nigdy mnie nie wybrał dla mnie. To, że dziewczyny skupiają na mnie uwagę sprawia, że czuję się chciany. Po raz pierwszy mam kontrolę nad tym, co wybieram i nie jestem czyimś ostatnim wyborem" "Brooks, nie jesteś moim ostatnim wyborem. Ta uwaga, której się domagasz oznacza, że masz moc żeby mnie zniszczyć. Ty i ja wcale się tak bardzo od siebie nie różnimy" "Nie wierzę w to. Jesteś o wiele lepsza ode mnie. Jesteś dobra, niewinna i lojalna, a ja tylko udaję, że taki jestem. Ale jestem oszustem, całe to wielkie gówno i arogancja są tylko na pokaz" "Nie jesteś oszustem. Po prostu starasz się przetrwać. Rozumiem to" wzięła głęboki oddech i zabrała swoje ręce potrząsając nimi. "Dobra. Więc tak to się zaczęło. Kiedy byłam mała, mój ojciec został zabity. Mężczyzna odpowiedzialny za to poszedł do więzienia. Po tym jak to się stało, moja matka spakowała mnie i moje siostry i przeprowadziłyśmy się do jej małego miasta rodzinnego, próbując o tym wszystkim zapomnieć. Do dnia dzisiejszego odmawia rozmowy o tym, co się wtedy wydarzyło. Słyszałam różne plotki, także o rzeczach, które mój ojciec robił i doprowadziły go do śmierci ale ona nie chce o tym mówić. Zaczęła mocno przesadzać próbując chronić nas, chować przed światem zewnętrznym. Musiałam się dużo 83
natrudzić, żeby ją przekonać do puszczenia mnie do szkoły tutaj" Splotłem znowu razem nasze palce próbując okazać jej moje wsparcie. Słysząc to, że jej ojciec został zamordowany i że mógł mieć jakieś problemy widocznie mnie zaskoczyło, ale staram się nie osądzać. "Czy to dlatego płakałaś?" Kiwnęła głową "Zadzwoniłam do domu żeby zapytać kolejny raz o mojego ojca. Myślałam, że mogłabym to wykorzystać do tego zadania na angielski. Nie byłam pewna, czy chcę opisać cały ten dramat, żeby Vauldin mógł o tym przeczytać ale chciałam mieć chociaż jakąś opcję. Pomyślałam, że opisanie tego wszystkiego mogłoby być dla mnie terapeutyczne" "Wiesz, pewnie są akta sprawy, które są w rejestrze publicznym jeżeli chciałabyś się czegoś dowiedzieć. Mogę sie nawet z tobą wybrać" nie powiedziałem tego, żeby być miłym, czy przez chwilę uniesienia. Będąc tak blisko niej, czucie jej, ona mnie urzekła i mógłbym dla niej iść na koniec świata. "Zrobiłbyś to?" powiedziała niedowierzając. "Zrobiłbym wszystko czego chcesz, żeby tylko zobaczyć ten uśmiech" przyciągnąłem nasze splecione dłonie do moich ust i pocałowałem jej nadgarstek. "Dziękuję, że mi zaufałaś i opowiedziałaś tą historię" powiedziałem odsuwając nasze ręce i przyłożyłem je do mojej klatki.
84
"Przykro mi z powodu twojego taty" odpowiedziała, jej słowa tak ciche, że ledwo je usłyszałem. Uśmiechnąłem się lekko i pokierowałem ją z powrotem, żeby się położyła. Kładąc nasze głowy na poduszce otoczyłem ramieniem jej talię i delikatnie ją przyciągnąłem aż jej plecy są blisko mojej klatki. Otoczyłem jej malutkie ciało i przytuliłem twarz do jej kasztanowych włosów. Przysunąłem się bliżej i pocałowałem jej szyję. "Proszę zostań tu dzisiaj na noc. Nie musimy nic robić oprócz tego, że będziemy razem leżeć. Po prostu chce cię trzymać i obudzić się mając cię w moich ramionach o poranku. Nie chcę, żebyś już szła" Vivian odwróciła się w moich ramionach pozwalając mi zobaczyć jej śliczne zaspane oczy "Ja też nie chcę już iść. Twoje ramiona wokół mnie są jedyną rzeczą, która wydaje się właściwa od dłuższego czasu" Pozwoliłem moim palcom na błądzenie po jej ognistych włosach, jej gładkim policzku i jej szyi przytrzymując ją u podstawy i przyciągając jej usta do moich. Nigdy nie jestem nerwowy kiedy jestem z dziewczyną, ale czuję jak Vivian zadrżała w moich ramionach i przez to dreszcz przeszedł przez całe moje ciało. Mój żołądek trzepota z niepokoju ale wiem, że nie mogę posunąć się dalej. Pogłębiłem pocałunek pozwalając nam na krótko zatracić się w chwili. Vivian smakuje jak krople Nieba i staram się spić każdą kropelkę. Czuję się źle, że muszę zwolnić, powinniśmy posunąć się dalej, cieszyć się każdym centymetrem naszych 85
ciał, ale jeżeli chcę, żeby to było prawdziwe muszę się wycofać. Wyczuwając moje zawahanie Vivian na chwilę odsunęła się ode mnie ale za chwilę przysunęła się znowu obdarzając mnie długim i powolnym pocałunkiem. Nigdy nie byłem uczuciowy ani emocjonalny. Zawsze z innymi dziewczynami chodziło tylko o pieprzenie i szybki orgazm. To jest kompletnie inne. Czuję się bardziej pobudzony przez jej jeden pocałunek niż przez pieprzenie przypadkowej dziewczyny. Mógłbym spędzić całe życie penetrując jej usta. Pocałowałem ją jeszcze raz w czoło i przytuliła się do mojej piersi. Słyszę jak jej oddech powili zwalnia i rozkoszuję się uczuciem, że zasnęła w moich ramionach. Staram się nie zasnąć, bo boję się, że jak się obudzę to okaże się, że to wszystko było snem. Walczę ze snem nie chcąc, żeby nasza noc razem się już zakończyła ale w końcu zasypiam ze zmęczenia. Kiedy się obudziłem zorientowałem się, że nasze ciała nie poruszyły się nawet o centymetr. Vivian wciąż jest do mnie przytulona, więc zrelaksowałem się obserwując jak śpi. Przestudiowałem każdy jej detal zapełniając nimi moją pamięć na wypadek gdyby ta noc była ostatnią. Nie upłynęło dużo czasu zanim się poruszyła i otworzyła powoli oczy. Jej najpiękniejsza cecha właśnie się pokazała. Wpatrują się we mnie najpiękniejsze zielone oczy jakie kiedykolwiek widziałem. Jej oczy zawsze były mieszanką kolorów, które nie mogły się ułożyć w jeden kolor, aż do teraz. Teraz jestem 86
pochłonięty przez całe pole koniczyny. Jeżeli poranek jest jedyną porą dnia, kiedy tak wyglądają to moją misją życiową będzie budzenie się obok niej do końca moich dni8. Chcę być samolubny i nigdy nie dzielić się z nikim moimi szmaragdowymi źrenicami. "Co się stało?" zapytała kiedy zauważyła, że po prostu się w nią wpatruję. Zesztywniała w moich ramionach i przytuliłem ją mocniej próbując załagodzić napięcie. "Nic Viv. Wszystko jest idealnie. To było idealne. Proszę powiedz mi, że to się nie skończy kiedy stąd pójdziesz" oparłem głowę o jej czoło przygotowując się na możliwość rozczarowania. "Też nie chcę żeby to się skończyło. Dasz sobie radę z tym co to oznacza?" kwestionuje moją wierność. I rozumiem to. Ale musi zrozumieć, że nie ma innej dziewczyny, która mogłaby się z nią równać. Nie muszę niczego szukać, wystarczy mi to co mam w ramionach. "Nigdzie się nie wybieram Viv, obiecuję. Tylko ty i ja" Nie martwiąc się o nasz poranny oddech, który prawdopodobnie mógłby udusić osła Viv wdrapała się na mnie i pocałowała mnie, a potem wyszeptała jedyne słowo jakie potrzebowałem usłyszeć. "Dobrze"
8
Co się chłopak romantyczny zrobił :D
87
Rozdział 9 Brooks Listopad w końcu przyniósł zmianę pory roku. Jeszcze nie spadł pierwszy śnieg, ale wszyscy go oczekujemy. Kiedy 21 grudnia to pierwszy dzień astronomicznej zimy w Kolorado zima pojawia się kiedy chce. W sumie to i tak ledwo to zauważyłem, jedyną rzeczą która skupia moją uwagę jest Vivian. Zapełnia każdą minutę mojego dnia. Jeżeli z nią nie jestem to i tak cały czas o niej myślę. Muszę się zmusić do tego żeby uważać na zajęciach, ale nie przeszkadza mi to rozproszenie. Czas z nią spędzony sprawił, że to najlepsze półtorej miesiąca w całym moim życiu. Z pomocą Campbell dziewczyny w końcu mnie zaakceptowały. Nawet Jen ogłosiła pokój co może być powodem zmiany pogody- piekło zamarzło. Z drugiej strony Will podchodzi z dystansem do mojego związku z Vivian. Wydaje mi się, że tęskni za przyjaźnią z nią i kiedy widzi nas razem czuje się nieswojo. Podsunąłem mu kilka propozycji na randki ale za każdym razem odmówił. Vivian jest na zajęciach przez cały dzisiejszy poranek, a potem mamy się spotkać ze wszystkimi na lunch na stołówce. Wykorzystuję wolny czas na ogarnięcie mojego wypracowania na zaliczenie. Nasze zadanie z refleksyjnym esejem trwa już trzy tygodnie i ani Vivian ani ja nie napisaliśmy ani jednego słowa. Oby dwoje utknęliśmy. 88
Listy od mojego ojca pojawiają się cały czas i wciąż prosi mnie o spotkanie. Vivian zachęca mnie do tego żeby się z nim spotkać, nawet zaproponowała, że wybierze się ze mną ale nie mogę zdecydować, czy jestem na to gotowy. Moja matka zawsze odmawiała rozmowy na jego temat, a ja mam tyle pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Wydaje mi się, że może dlatego ja i Vivian tak dobrze do siebie pasujemy. Wypełniamy wzajemnie pustkę, która pozostała po naszych rodzicach. Ona bierze pierwszy krok naprzód. W przyszłym tygodniu, przed naszą przerwą świąteczną jedziemy do Colorado Springs żeby przejrzeć w sądzie dokumenty i raporty śledczych dotyczące sprawy jej ojca. Jestem z niej dumny, że chce się zmierzyć ze swoją przeszłością. Ja nie jestem taki odważny, jeżeli mam być szczery, w przypadku mojego prawdziwego ojca jestem tchórzem. Ekran mojego komputera wciąż jest pusty, kiedy Will wszedł do pokoju rzucając swój plecak na kanapę i opadając na fotel. Nie włączył telewizora ani nie wyciągnął swoich książek, po prostu siedzi wpatrując się we mnie bez słowa i wykręcając swoje ręce. "Stary. Co się dzieje?" zapytałem go obracając się na moim krześle w jego stronę. "Tyle co mi się skończył Xanax9, a ty jesteś za duży na to żebym cię reanimował jak zaczniesz mi tu schodzić przez atak paniki" pomyślałem, że to raczej śmieszne ale on ledwo co się uśmiechnął. Prawdziwy Will miałby jakąś dowcipną 9
Wiadomo, lek na uspokojenie :D piszę na wszelki wypadek informacyjnie ;)
89
odpowiedź, która usadziłaby mnie na dupie, a on zamiast tego nic nie odpowiedział. "Dobra. Usłyszmy to. Coś wpełzło ci do tyłka i wiem, że aż się skręcasz żeby to wyciągnąć" "Kurwa" wymamrotał pocierając rękami swoją twarz. W końcu się uspokoił i położył ręce na nogach. "Powiedz mi, że ją kochasz. Powiedz mi, że nie doprowadzisz do tego, że się w tobie zakocha, a ty potem złamiesz jej serce. Musisz mi obiecać, że nie jesteś tym samym facetem, którego pierwszy raz spotkałem, kiedy się tutaj wprowadziliśmy" "O co kurwa chodzi człowieku?!" odpowiedziałem prostując się "Nawet jej nie powiedziałem, że ją kocham, a ty chcesz żebym powiedział o tym tobie? Zawsze zastanawiałem się czy nie masz przypadkiem waginy i jesteś bliski temu żeby potwierdzić, że należysz do Drużyny Różowych. Faceci nie rozmawiają o tym gównie, Will!" Wstał i zaczął krążyć po pokoju "Cholera Brooks, jesteś moim kumplem i jeżeli wasza dwójka jest razem szczęśliwa to się odwalę. Chcę się tylko upewnić, że traktujesz ją w sposób na jaki zasługuje. Wiem, że sypiacie ze sobą i nie chcę widzieć jej załamanej kiedy się nią znudzisz i ruszysz dalej" "Pierdol się Will" warknąłem i podniosłem się "Gdybyś był moim kumplem miałbyś o mnie lepsze zdanie. Wiesz co myślę? 90
Myślę, że jesteś zazdrosny. Chcesz takiego związku z dziewczyną jak ja z Vivian i to cię aż zżera od środka" Will się zatrzymał, jego nozdrza zafalowały i zauważyłem, że jego ręce się trzęsą- przez chwilę zaczynam się obawiać o moje życie.. "Ja nie chce jakieś tam dziewczyny!" wybuchnął "Chcę Vivian!" kiedy się zorientował do czego się przyznał opadł znowu na swój fotel pozostawiając mnie w szoku. "C-co?" wyjąkałem "Chciałbyś się spotykać z Vivian?" nie mogę ogarnąć tego o czym on do mnie mówi. Znalazłem się w jakieś mydlanej operze i jestem głównym bohaterem w miłosnym trójkącie.. Widziałem te historie: faceci tacy jak ja zawsze przegrywają z Willami tej historii. On jest zabawnym chłopakiem, tym, który zawsze robi wszystko właściwie, nawet jeżeli musi coś poświęcić. Nie chce konkurować z kimś takim jak on. Różnica między nami: mogę mieć wygląd, który przyciąga dziewczyny, ale on ma osobowość dzięki której wszystkie przy nim zostają. "Nie chce się z nią spotykać Brooks. Ja ją kocham10" Will chowa swoją twarz w dłoniach więc jego słowa są przytłumione ale wciąż mogę usłyszeć każde cholerne słowo i to sprawia, że mój żołądek zaczyna mnie boleć aż w końcu chce mi się wymiotować. Czuje jak gula w moim gardle rośnie i zaczyna palić. Co się kurwa dzieje?
10
OMG OMG OMG :D
91
"Co zamierzasz z tym zrobić?" zapytałem go siadając na moim miejscu. Ścisnąłem brzegi mojego siedzenia częściowo próbując się pohamować, a częściowo po to by się pozbierać. Całkowicie się po nim spodziewam, że powie, że będziemy o nią rywalizować, a nie jestem pewny czy wygram tą walkę. "Nic Brooks. Mogę mieć do niej te uczucia i gdybym miał szansę to bym czcił ziemię po której chodzi ale ona mnie nie chce. Ona kocha ciebie" poluzowałem mój uścisk i czuję wgłębienia, które zostały po moich palcach. "Ale muszę wiedzieć, że robię dobrze zostawiając ją w spokoju. Chcę, żebyś powiedział, że będziesz ją dobrze traktować" Zebrałem do kupy wszystko to czego ode mnie oczekuje, żeby odzwierciedlić swoje uczucia do Vivian "Obiecuję Will. Nie jestem idealny i wiem, że są rzeczy które spierdoliłem ale obiecuję, że postaram się ją chronić. Wiem, że ciężko ci uwierzyć w to co mówię ale kocham ją. Uwierz mi, sam jestem kurewsko zaskoczony, bo nigdy nie sądziłem, że jestem zdolny do tego uczucia, ale jestem" Will na początku nic nie odpowiedział, czuję jakby to trwało całe życie zanim w końcu wstał i wyciągnął do mnie rękę. Dotarłem do połowy pokoju i podniosłem swoją rękę, żeby uścisnąć jego. "To jest to co potrzebuję wiedzieć" powiedział potrząsając moją ręką. Potem opadł na fotel pozostawiając trochę przestrzeni między nami. "Ale jeśli ją skrzywdzisz przysięgam na wszystko co święte, zmiażdżę cię. Nie
92
obchodzi mnie to kim jest twój tatuś. Zniszczę cię. Rozumiemy się?" "Will, jeżeli to spierdolę, sam będę chciał skopać swój tyłek" Usatysfakcjonowany moją odpowiedzią kiwnął głową i przeszedł obok mnie do drzwi wejściowych. Wciąż jeszcze jest pół godziny zanim otworzą stołówkę na lunch i przed tą rozmową myślałem, że pójdziemy tam razem. "Hej. Wciąż zamierzasz spotkać się z dziewczynami na lunchu?" zapytałem. Zatrzymał się z ręką na klamce. "Nie. Nie mam na to ochoty" powiedział unikając mojego wzroku. "Zamierzam się spotkać z Sethem i Aaronem z drużyny rugby. Powiedz dziewczynom, że coś mi wypadło" Nie czekając na potwierdzenie otworzył drzwi i przeszedł przez drzwi zatrzaskując je za sobą. Nie wiem czy straciłem mojego kumpla, czy nie. Tak czy siak mam nadzieję, że będę mógł dotrzymać mojej obietnicy. Nie chcę niczego bardziej jak tego, żeby ją chronić.
93
Vivian Wszystkie cztery jemy już w kafeterii od piętnastu minut zanim którykolwiek z chłopaków się pojawił. Kiedy Brooks wszedł i widzę jego skrzywienie i rozczochrane włosy wiem, że jest zestresowany albo zdenerwowany albo coś z tych rzeczy. Za każdym razem kiedy Brooks coś przeżywa jego dłonie automatycznie wędrują do jego włosów i pociąga delikatnie za końce aż się uspokoi. Okrążył kolejkę i usiadł obok mnie przy naszym stoliku. Zmarszczyłam na niego brwi ale on tylko na mnie spojrzał i potrząsnął głową, spławiając mnie. Cokolwiek to jest, nie nadaje się w tej chwili do dyskusji. Zmieniając swój nastrój oparł rękę o oparcie mojego krzesła i pocałował bok mojej głowy. "Przepraszam, że się spóźniłem Ruda" powiedział po cichu. "Nie ma sprawy" powiedziałam próbując rozluźnić jego napięcie. "Myślałam, że przyjdziesz razem z Willem" Zabrał swoją rękę z powrotem kiedy wspomniałam o Willu, przez co w mojej głowie zaczyna szumieć. Coś się między nimi wydarzyło. "Zapomniał o tym, że ma się spotkać z kilkoma kumplami z drużyny rugby, ale powiedział, że będzie w pobliżu później" posłałam mu spojrzenie mówiące, że nie 94
kupuję jego pieprzenia nawet przez chwilę, ale on szybko zmienił temat. "Więc co mnie ominęło drogie panie?" zapytał i dziewczyny od razu wróciły do poprzedniej rozmowy jak gdyby nigdy nic. "Właśnie decydujemy z kim Campbell pojedzie do domu na Święto Dziękczynienia" Jen odpowiedziała "Chcę, żeby była moją tarczą przed rodzicami ale Carly uważa, że to nie w porządku ją tak wykorzystywać i chce żeby jechała z nią" Campbell wyrosła z opieki społecznej po tym jak skończyła szkołę średnią. I chociaż jej ostatnia rodzina zastępcza była nawet przyzwoita, nie czuję się z tym komfortowo żeby tam jechać na święta. Powiedziałam jej, że jeżeli nie ma nic przeciwko obłąkaniu, może wrócić ze mną do domu ale nie sądzę, że ktokolwiek by chciał brać udział w huśtawkach nastroju i poczuciu winy mojej matki. Nawet ja nie chcę wracać do domu i gdyby nie to, że zamykają akademik na święta to bym nie wróciła. Kiedy jest mi siebie żal patrzę na Campbell i mówię sobie, żeby to ogarnąć. Nie rozumiem jak ona teraz w ogóle funkcjonuje po tym co przeżyła. Jej rodzice zmarli, kiedy była mała i nie miała żadnych żyjących krewnych którzy mogliby ją przygarnąć. Jej rodzice w swoim testamencie wyznaczyli opiekunów i nawet pozostawili multimilionowy majątek żeby o nią zadbać. Myśleli, że wszystko będzie miała pokryte w razie wypadku. Ale kiedy jej opiekunowie zorientowali się, że będzie mogła wyciągać z tego tylko małe 95
części dopiero jak będzie dorosła i to przy konkretnych okazjach takich jak ukończenie szkoły średniej czy studiów, a całą resztę jak skończy 30 lat albo wyjdzie za mąż, oddali ją w ręce państwa. Mogli się nią opiekować pod warunkiem, że będą mieć z tego jakiś zysk. Od tego czasu była przerzucana od jednej rodziny zastępczej do drugiej przez ostatnie 10 lat. Campbell jest twardą dziewczyną. Chciałabym być chociaż w połowie tak wytrzymała jak ona. "Może będziecie ciągnąć słomki albo coś. Zwycięzca wybierze Boże Narodzenie albo Święto Dziękczynienia" Brooks zaproponował kradnąc frytkę z mojego talerza i maczając ją w keczupie. "Ludziska, serio naprawdę to doceniam" Campbell przerwała "To bardzo miłe, że wszyscy chcielibyście mnie nawet zaprosić, ale nie chcę żebyście się czuli jakbyście musieli mnie ze sobą zabierać. Mam wystarczająco dużo pieniędzy żeby wynająć pokój w hotelu i popracować z zespołem. Pewnie mogłabym nawet z nimi zostać albo iść do nich na Święto Dziękczynienia" "Po moim pierdolonym trupie" Brooks szczeknął. Powiedział to tak stanowczo i ostro, że wszystkie skierowałyśmy na niego uwagę. Oczy Carly wyglądają jakby za chwilę miały wypaść z jej głowy. Czasem nawet się zastanawiam jak ona znosi kumplowanie się z nami. Nigdy nie przeklina ani nie mówi o ludziach w niemiły sposób. A Jen nie potrafi wypowiedzieć zdania bez słowa na K i wulgarnego seksualnego odnośnika. 96
"Mam na myśli to, że jesteśmy twoją rodziną, a ludzie spędzają święta ze swoimi rodzinami. Nie obchodzi mnie kogo wybierzesz żeby jechać z nim do domu- możesz nawet przyjechać do mnie do domu- ale NIE spędzisz świąt sama. To jest niedopuszczalne" "Okej" wymamrotała zszokowana wybuchem Brooksa "Myślę, że pojadę z Carly na Święto Dziękczynienia, a z Jen na Boże Narodzenie, przerwa jest wtedy dłuższa i może bardziej potrzebować wsparcia" Brooks rozejrzał się dookoła czekając na sprzeciw ale żaden się nie pojawił. Wytarł swoje ręce w serwetkę i wstał do wyjścia. "Przepraszam, że się spóźniłem ale teraz muszę już iść na moje następne zajęcia. Powinienem wstąpić jeszcze do biblioteki po książkę, którą potrzebuję do zaliczenia" schylił się i pocałował mnie w policzek, a potem wyszedł zanim ktokolwiek mógłby go namówić żeby został. "Co to do diabła było?" Jen zapytała wszystkich tak szybko jak tylko Brooks znalazł się po za zasięgiem wzroku "Zachowywał się dziwnie przez cały czas jak z nami siedział" ma rację i nie mogę się z tym sprzeczać ale nie chce o tym gadać. Żadna z nas nie ma jednak szansy na to odpowiedzieć. Amber pierdolona Jennings i jej dwie małe przyjaciółeczkijeszcze więcej nowobogackich z bractwa bez wątpieniapodeszły do naszego stolika.
97
"Cóż Jennifer, nie wiedziałam, że odwalasz charytatywną robotę, a może po prostu zrobiłaś sobie przerwę od pieniędzy żeby zobaczyć jak żyje druga połowa?" spojrzałam na Jen, która gniecie w rękach serwetkę. Nie zdziwiło mnie to, że powiedziała do nas coś paskudnego i snobistycznego ale jestem mocno zaskoczona, że ona i Jen się znają. "Wiesz, że lubię cię tak bardzo jak ty mnie, więc czego byś chciała?" nawet się nie wysiliła żeby na nią spojrzeć. To jest starcie między dwiema bogatymi dziewczynami, a ja nie wiem jak się zachować. W domu to by była szybka walka na pastwisku, uściśnięcie rąk i po sprawie. Te dziewczyny rozgrywają to całkowicie inaczej i nie chcę brać w tym udziału. To jest przebiegłe i podstępne, a wszyscy udają, że są przyjaciółmi żeby potem dźgnąć w plecy kiedy odwrócisz się tyłem, wszystko dla statusu społecznego. "Po prostu nie wiedziałam, że lubisz towarzystwo białych śmieci i pomyślałam, że mogłabyś poinformować Brooksa, że zasługuje na więcej niż to" wskazała na mnie jakbym była obiektem w dyskusji, a nie człowiekiem z uczuciami. "Dobrze wiemy, że nasi rodzice planowali naszą wspólną przyszłość odkąd byliśmy mali. Myślałam, że jesteś bardziej lojalna wobec naszego rankingu społecznego" Odwróciłam się do Jen gotowa na to żeby zaprosić jej najlepszą psiapsiółkę na zewnątrz w celu rozwiązania naszego małego nieporozumienia w wiejskim stylu. Ale ona potrząsnęła 98
głową uciszając mnie. Podążyłam za jej instrukcjami, ona zna się lepiej na tych dziewczynach niż ja i jeżeli Jen mówi mi żeby się zamknąć to tak zrobię. Jen wzięła głęboki wdech, podniosła się z krzesła i stanęła twarzą w twarz ze swoją nemezis "Jeżeli chodzi o śmieci Amber, są one w różnych kształtach i rozmiarach. To coś czym jesteś ty i pieniądze nie mogą tego zmienić. Na chwilę obecną jedyny kawałek gówna, który widzę jest opakowany w koszulkę Sigma i wysokie obcasy. A teraz proponuję, żebyś spierdoliła z mojego widoku zanim wyciągnę cię na zewnątrz i pokażę jak bardzo lojalna jestem" "Łał. Z klasą. Nie sądzisz, że już wystarczająco zhańbiłaś swoją rodzinę?" słowa Amber są ostre ale brak im pewności, kiedy cofnęła się o krok bojąc się o to, czym mogą poskutkować. Jen lekko się zawahała, cokolwiek Amber miała na myśli uderzyło w jej czuły punkt. Jednak szybko się pozbierała "Chcesz porozmawiać o rankingu społecznym Amber? Cóż, jak sądzisz kto kontroluje zezwolenia i ulgi podatkowe w firmie twojego ojca?" Z twarzy Amber odpłynęły wszystkie kolory i zaczęła się jąkać "Nie zrobiłabyś tego" "Nie ważne czy to zrobię czy nie, wystarczy jeden telefon i mój ojciec zburzy całe twoje rodzinne imperium"
99
Kiedy nie znalazła na to żadnej odpowiedzi, Jen odsunęła swoje krzesło i przeszła obok osłupionej Amber. "Chodźcie dziewczyny. Zaraz zaczną się zajęcia. Amber tu obecna posprząta nasze tace" Szybko skoczyłyśmy na nogi i ruszyłyśmy za Jen do wyjścia. Dobrze jest odejść wygrywając walkę ale dziewczyny takie jak Amber nie pozostawiają tak stanu rzeczy. Wiem, że już teraz obmyśla plan zemsty, mam tylko nadzieję, że nie będę częścią strat wojennych.
100
Rozdział 10 Vivian Dziś jest dzień na który czekałam przez większość swojego życia. Zamierzam dowiedzieć się co stało się z moim tatą. Brooks obiecał, że zawiezie mnie do sądu i przejdzie przez to wszystko razem ze mną, ale i tak jestem nerwowa. Boję się czego możemy się dowiedzieć i że potem będzie na mnie patrzeć inaczej jeżeli znajdziemy coś bardzo złego. Zawsze się bałam tego, że będę osądzana przez to, w co mój ojciec był wplątany. I nie wiem czy dam sobie radę, jeżeli Brooks mnie odtrąci przez to wszystko. Światło prześwituje przez jego stare zakurzone zasłony, które wiszą w pokoju od rozpoczęcia szkoły. Przysłoniłam dłonią oczy żeby ochronić się od niechcianej pobudki mając nadzieję na jeszcze kilka minut snu zanim będę musiała się oderwać od tego zachwycającego faceta i naszykować się do drogi do Colorado Springs. Brooks szybko sięgnął po mój nadgarstek i delikatnie go przytrzymał przy poduszce za mną. "Proszę, nie chowaj swoich oczu. To moja ulubiona część dnia" mały uśmiech pojawił się na jego twarzy i zorientowałam się, że nie śpi już od jakiegoś czasu. Czując się lekko zawstydzona przez to co mógł zobaczyćkto wie, czy przypadkiem nie chrapię, albo gadam albo o
101
Boże, a co jeśli puściłam bąka we śnie11? Moja twarz zaczyna robić się czerwona i staram się odwrócić głowę. Położył swoją dłoń na moim policzku i powoli odwrócił mnie w swoją stronę. "Nawet nie wiesz jaka jesteś piękna, prawda?" Już nie jestem lekko zawstydzona, jestem totalnie zakłopotana, wiercę się i staram odsunąć. Jeszcze nigdy żaden chłopak mnie tak nie komplementował i nie radzę sobie z tym dobrze. Jednak on nie pozwala mi się odsunąć, otoczył mnie swoimi ramionami i przysunął do siebie tak blisko, że czuję jak serce wali w jego piersi. Delikatnie westchnął i na chwilę przymknął oczy. "Nie rozumiesz tego Viv. To co mamy, to co do ciebie czuje, to coś czego nigdy nie miałem. Jesteś najpiękniejszą rzeczą w moim świecie. Domyślam się, że nie słyszysz często takich słów i wiesz co? Jestem za to wdzięczny" Zdezorientowana uniosłam brew, nie jestem pewna, czy ma na myśli, że się cieszy, bo inni faceci nie uważają mnie za atrakcyjną, a z drugiej strony brzmi to jak jakiś zagmatwany komplement. Jego wargi zacisnęły się wokół jego zębów jakby cholernie starał się powstrzymać od śmiechu aż w końcu wybuchnął wielkim śmiechem. Kuźwa, ten dupek się ze mnie śmieje. Spanikowałam i zaczęłam gramolić się z łóżka. Kiedy się wykręciłam z jego ramion, żeby się wydostać uśmiech z jego twarzy szybko zniknął. Złapał mnie za ręce i 11
Słodko....
102
położył się na mnie ze swoimi biodrami przy moich. Jego oczy szukają moich, powaga aż się z nich sączy. "Źle to wyszło. Miałem na myśli, że cieszę się, że nie słyszałaś dużo miłych słów od innych facetów.. nie dlatego, że nie uważam cię za najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek spotkałem, ale dlatego, że to ja chcę być tym od którego będziesz słyszeć te wszystkie słowa. Chcę być jedynym, który sprawi, że na twarzy pojawi się twój piękny uśmiech. Chcę być jedynym, który będzie cię trzymać każdej nocy, sprawiać, że będzie ci dobrze" pochylił się i pocałował moje usta zanim oparł swoją głowę o moje czoło. "Jesteś moją koniczynką Viv" wyszeptał. Rozluźniłam się w jego uścisku ale gula w moim gardle desperacko próbuje się wydostać "Twoim czym?" pisnęłam. "Moją koniczynką" powtórzył. Jego oczy są zamknięte i wydaje mi się, że próbuje zebrać siłę na to żeby mi powiedzieć co kotłuje się w jego głowie. Uwolnił moje ręce i oparł się na swoich ramionach zakleszczając mnie i wtulając się w moją szyję. Otoczyłam go swoimi ramionami i zaczęłam delikatnie gładzić jego silne mięśnie pleców próbując go ponaglić żeby coś do mnie powiedział albo pocałował.. cokolwiek. W końcu zsunął się ze mnie i przekręcił nas tak, że leżymy na swoich bokach twarzą w twarz. Odgarnął pasmo moich długich kasztanowych włosów z mojej twarzy za ucho zanim 103
powoli się przysunął żeby mnie pocałować w to samo miejsce. Dreszcz przeszedł przez moje ciało. Ta sytuacja przypomina mi naszą pierwszą noc w jego sypialni, kiedy do niczego więcej nie doszło oprócz całowania i spania w swoich objęciach. Chcę go z powrotem wciągnąć na mnie i pozwolić mu żeby mnie pochłonął ale zamiast tego pozwoliłam mu żeby zrobił to na co ma ochotę. Zmaga się ze słowami, które wiem, że oby dwoje czujemy. Póki co wystarczy mi, że pokazuje swoje uczucia ciałem, nie potrzebuję słów. Wiem, że jestem jego, nie musi tego mówić, czuję to. W tym cudownym momencie należymy do siebie. "Wiesz dlaczego poranki są moją ulubioną częścią dnia?" zapytał przesuwając kciukiem po mojej dolnej wardze. Potrząsnęłam głową i pocałowałam koniuszek jego kciuka podgryzając delikatnie dla lepszego wrażenia. Jęknął głęboko ale zaczął mówić dalej. "Twoje oczy nigdy nie są tego samego koloru, przeważnie są różnymi odcieniami brązu. Zawszę mogę powiedzieć w jakim jesteś humorze patrząc na ich kolor. Ale o porankach są kompletnie inne. Kiedy się budzisz są zielone. Ta jaskrawa szmaragdowa zieleń jest tak czarująca i oszałamiająca, że aż mnie pochłania. I czuję się tak jakbym mógł się w nich zatracić. Twoje oczy są jak czterolistne koniczynki Viv i kiedy budzę się obok ciebie wiedząc, że będę jedynym, który to zobaczy.." zamilknął szukając właściwych słów "Viv po
104
prostu czuję się cholernym szczęściarzem, że to ja mogę zobaczyć tą część ciebie" Przez jego słowa jestem oniemiała. Jak można odpowiedzieć na coś tak szczerego? Pokazuje mi emocje, których nigdy nikomu nie okazał, emocje, których ja nigdy wcześniej nie czułam. Nigdy nikomu wcześniej nie powiedziałam "kocham cię". Wiem, że czuję to do Brooksa ale Boże, boję się do tego przyznać. Jakimś cudem posiadł moją duszę, zakochałam się tak mocno, że moje serce się roztrzaska jeżeli zdecyduje, że już nie jestem tym czego chce. Nie wiem czy będę mogła z nim przetrwać, ale chcę. Uśmiechnęłam się ale łzy, które starałam się powstrzymać pociekły w dół mojej twarzy. Wytarł je kciukami i położył się na mnie rozciągając swoje ciało żeby pokryć nim moje. Spojrzał w moje oczy, a potem na moje usta jakby pytał o pozwolenie. Kiedy nasze oczy spotkały się znowu przycisnął swoje usta do moich. Nasz pocałunek jest głęboki i gwałtowny, jakbyśmy nigdy nie mogli wrócić do tego momentu i chcemy rozkoszować się każdą jego sekundą. Brooks zwolnił żebyśmy mogli złapać oddech. "Boże, kocham cię Viv" powiedział przy moich ustach głęboko wzdychając "Nawet mnie kurwa nigdy nie zostawiaj Koniczynko, nie sądzę żebym mógł żyć bez moich zielonych poranków" I w ten sposób uspokoił wszystkie moje obawy. Powoli odsunął moją koszulkę i zaczął całować w dół mojego ciała, zgłębiając 105
każdy centymetr swoimi cudownymi ustami. Mogę myśleć tylko o tym, że on mnie nie skrzywdzi, boi się tak samo jak ja ale i tak odważył się mi o tym wszystkim powiedzieć. Wszystko dla mnie wyłożył, czy mogę więc pozwolić mu żeby myślał, że nie czuję tego samego? Mój mózg podpowiada mi
Tak, tak możesz. Faceci odchodzą, chroń swoje serce. Ale moje serce krzyczy powiedz mu, albo go stracisz! Moje serce wygrało walkę. Przyciągając go do mnie pocałowałam jego obrzmiałe usta i obróciłam go, żebym mogła siąść w rozkroku na jego silnych udach. Ścisnął moje biodra i mogę poczuć jego podniecenie, jego potrzebę, którą do mnie odczuwa. Otarłam się o niego i syknął przez swoje zaciśnięte zęby. Pochyliłam się i zaczęłam go delikatnie całować po kościach policzkowych i powiekach. Delikatnie się odsunęłam i westchnęłam "Też cię kocham Brooks, ale proszę, nie skrzywdź mnie" Brooks usiadł patrząc w moje oczy i położył dłoń na moim policzku "Obiecuję Koniczynko, będę czcił każdą część ciebie, którą zechcesz mi oddać. Pozwól mi cię kochać." Pocałował mój policzek, zasypał pocałunkami moją linię szczęki i obojczyk, jego delikatne ręce głaszczą mnie po plecach. Lekko zakwiliłam przez jego dotyk "Brooks" to wszystko na co mogę się zdobyć pomiędzy moim podnieconym oddechem. Brooks znieruchomiał i spojrzał na mnie "Powiedz mi czego potrzebujesz." Musnęłam moimi palcami jego policzek i 106
powiedziałam z największą pewnością na jaką mogę się zdobyć "Pokaż mi" Uśmiechając się od ucha do ucha, otoczył moją głowę swoimi rękami gładząc moje włosy. "Spędzę każdy dzień mojego życia pokazując ci Ruda" Przejął kontrolę delikatnie popychając mnie na łóżko, zsunął powoli moje spodnie od piżamy w dół i ściągnął moją koszulkę. Wziął mój sterczący sutek do ust i sapnęłam przez ogarniające mnie uczucie. Zaczął mnie lizać od jednej piersi do drugiej dając im po równo wystarczająco dużo uwagi zanim znów odnalazł moje usta. Przeczesałam jego włosy palcami i kiedy wziął moją dolną wargę w swoje zęby i przygryzł pociągnęłam go za włosy i jęknęłam przez mieszankę przyjemności i bólu. Złapał mnie za ręce i przytrzymał je nad moją głową jedną ręką szepcząc do ucha "Chcę żebyśmy razem odlecieli" Powoli się przy mnie zakołysał ale ja uniosłam swoje biodra zachęcając go, żeby poruszał się szybciej, mocniej. Wychodząc na przód moim żądaniom wysunął się ze mnie prawie do końca po to by wbić się kolejny raz. Dyszę tak mocno, że ledwo mogę złapać oddech "O Boże Brooks dochodzę. Rozpadnij się ze mną" słowa wypadły ze mnie na nierównym oddechu. I w końcu odkryłam o co to całe zamieszanie.
107
Brooks przyspieszył tempo i dopasowałam się do niego pchnięcie po pchnięciu, tworząc nasz osobisty symfoniczny rytm zanim oboje opadliśmy na granicę rozkoszy. Całe jego ciało zesztywniało i mruknął przez zaciśnięte zęby aż w końcu opadł na mnie wtulając twarz w moją szyję. Oby dwoje walczymy o to żeby złapać oddech. "Kurwa, kocham cię koniczynko" westchnął w moje włosy "To serce jest na zawsze twoje Viv" "Na zawsze" odpowiedziałam zanim moje ciało się odprężyło i zaczęło mnie ogarniać zmęczenie. "Jesteś moją wiecznością Brooks"
108
W końcu zwlekliśmy się z jego łóżka i zapakowaliśmy wszystko do samochodu przed długą drogą na południe. Cały niepokój z wczesnego poranka zniknął. Brooks przez całą drogę stara się jak może żeby odwrócić moją uwagę od tego co nadchodzi włączając wszystkie stacje grające muzykę lat 80' i 90' i zachęcając mnie żeby dawać czadu razem z nim. Gramy w gry samochodowe takie jak "ja szpieg", Brooks nawet próbował z głupimi żartami typu "puk-puk". Przez większość czasu jego starania nie poszły na marne. Cóż, tak było do czas aż zajechał pod sąd. "Jesteś gotowa?" Brooks zapytał parkując samochód. Uścisnął moje kolano i uśmiechnął się próbując uspokoić moje nerwy. "Nie ale i tak tam zamierzam iść" uścisnęłam jego rękę i otworzyłam drzwi żeby wysiąść. Jest późne popołudnie więc wiem, że mamy mało czasu żeby wszystko przejrzeć. Brooks zgasił samochód i wyszedł okrążając samochód żeby złapać mnie za rękę i poprowadzić w stronę budynku. Wszystko jest jak sen na jawie, sąd nie wygląda jakoś specjalnie, zwykły ceglany budynek, który mógłby stać w każdym innym mieście w Ameryce, ale w środku może trzymać wszystkie odpowiedzi jakich kiedykolwiek szukałam. 109
Brooks otworzył drzwi wejściowe i ochroniarz poinstruował nas żebyśmy wyciągnęli wszystkie wartościowe przedmioty, aby przejść przez wykrywacz metalu. Przez powagę otoczenia czuję się tak jakby ktoś przywalił mi w brzuch i automatycznie przeszłam przez maszynę podążając za jego instrukcjami. Kiedy przeszliśmy przez ochronę znaleźliśmy informator, który doprowadził nas do biura rejestrów publicznych. "Drugie piętro Viv, tędy" Brooks powiedział wskazując na szerokie schody na końcu korytarza, z przodu lobby. Splótł nasze palce razem i wspięliśmy się po schodach, każdy krok zrównuje się z biciem mojego serca, i czuję, że zaraz wypadnie z mojej piersi. "Nie martw się, nie ważne co zobaczymy. Cały czas tu jestem" Brooks zadeklarował kiedy dotarliśmy na górę schodów i widzę znak na drzwiach biura którego szukaliśmy. Kobieta przy recepcji ledwo co na nas spojrzała znad monitora kiedy weszliśmy do biura. Jej jasne czerwone włosy są drastycznie ułożone na kształt ula na czubku jej głowy i ołówki z niego wystające mogłyby przekonać kogoś, że jest małą pracowitą pszczołą. Jej czyny jednak świadczą inaczej. Pasjans którym jest zaabsorbowana najwidoczniej wymaga pełnej koncentracji. Muszę zadzwonić dzwonkiem na ladzie żeby odkleiła od niego oczy na tyle długo żeby podać nam jakieś informacje.
110
"Jesteśmy tutaj żeby przejrzeć dokumenty dotyczące starej sprawy o morderstwo" obwieściłam. "Czy posiadasz numer sprawy?" zapytała widocznie niezadowolona, że jej gra została zakłócona. "Nie proszę pani. Mam tylko nazwisko" powiedziałam jej. "Wybacz, nie mogę ci pomóc bez numeru sprawy" gwałtownie odwróciła się na krześle i zaczęła od nowa klikać muszką, ruszając i przesuwając karty w różne rzędy żeby dopasować kolory i figury. Spojrzałam na Brooksa, który tylko wzruszył ramionami. Wzięłam głęboki oddech, nie zamierzam wyjść z tego budynku bez przejrzenia akt po które przyjechałam. Spojrzałam na tabliczkę z imieniem na jej biurku i zaczęłam nieprzerwanie dzwonić dzwonkiem, dopóki nie skierowała na mnie pełnej uwagi. "Taaaaaaaak?" warknęła "Powiedziałam ci, że nie mogę pomóc dopóki nie mam numeru sprawy" "Słyszałam cię, Merna prawda?" Sprawa wygląda tak: to nie jest prawda. Rozmawiałam z twoim przełożonym panem Simmonsem na początku tygodnia. Zamierzał wyciągnąć akta i odłożyć je na bok, kiedy dziś specjalnie po nie przyjadę. Poinformował mnie, że nie będę potrzebować numeru sprawy, samo nazwisko wystarczy. Więc jeżeli byś mogła albo go sprowadzić albo wyciągnąć moje akta byłabym bardzo wdzięczna" Obruszyła się i wstała z krzesła "Proszę za mną." Poprowadziła nas do małej sali konferencyjnej i pokazała 111
żebyśmy usiedli przy stole. "Zaraz wrócę z aktami. Jakie było to nazwisko w sprawie?" "Greg Donovan był ofiarą w tej sprawie. Jestem jego córką, Vivian" wyszła zamykając za sobą drzwi, zostawiając mnie i Brooksa żebyśmy poczekali na akta, które mogą wszystko zmienić. "Łał, spójrz na siebie. Cała wyszczekana z tą paniusią" powiedział odsuwając dla mnie krzesło. "Była bardzo nieprofesjonalna, a ja nie zamierzałam wyjść przez to, że nie chciała podnieść dupy i wykonać swojej roboty. To było niepoważne" Brooks roześmiał się i zajął miejsce na przeciwko mnie. Po kilku minutach Merna wróciła z tekturowym pudełkiem z nazwiskiem Donovan napisanym czarnym markerem z jednej strony. Położyła je na stole i od razu wyszła bez słowa. Ktokolwiek powiedział, że pracownicy urzędowi są pomocni, najwidoczniej nie spotkał Merny.. Usłyszałam zamknięcie drzwi, co uświadomiło mnie, że zostaliśmy sami z pudełkiem ale nie mogę znaleźć odwagi, żeby pokonać ostatni krok i unieść wieko. Zamarłam na moim krześle gapiąc się na napisy na pudełku. Każdy strzęp informacji, o których moja matka nie chciała rozmawiać jest w środku i teraz, kiedy mam moc żeby o wszystkim się dowiedzieć jestem przerażona faktem, czego mogę się dowiedzieć. Myślę o obietnicy mojego ojca, że zbudujemy 112
fort i o tym jak ciężko pracował żeby nas utrzymać, ale teraz kilka słów na papierze może zmienić wszystko co o nim myślałam. "Vivian, wciąż chcesz to wszystko przejrzeć?" słyszę jak Brooks mnie pyta wyrywając mnie z mojego transu i potrząsnęłam głową żeby powrócić do rzeczywistości. "Tak, potrzebuję tylko minuty na pozbieranie się. Wszystko może się zmienić, kiedy już otworzę to pudełko. Nie cofnę tego" "Prawdopodobnie nie będzie ale przynajmniej będziesz miała satysfakcję, że się z tym zmierzyłaś- że się już nie boisz stanąć twarzą w twarz z tą straszną sprawą, która spotkała twoją rodzinę" Odepchnęłam moje krzesło i podeszłam do pudełka na końcu stołu, Brooks podążył za mną. Łapiąc za wieko z obu stron powoli je podniosłam aż w końcu zobaczyłam co jest w środku. Spodziewałam się wymieszanych ze sobą przypadkowych papierów i zdjęć ale zamiast tego wszystko jest schludnie opakowane i związane razem w teczce. Podniosłam teczkę i Brooks ściągnął pudełko ze stołu kładąc je na podłodze obok nas12. "Jestem z tobą Ruda. Odwiąż teczkę i dowiemy się o wszystkim razem, nie jesteś sama" Brooks powiedział pocierając moje plecy.
12
Czy tylko ja mam takie wrażenie, że czasem autorka książki opisuje kompletnie zbędne rzeczy? :P
113
Jego słowa dodały mi odwagi żeby iść na przód, ujawnić moją przeszłość. Rozwiązałam sznurki i otworzyłam teczkę. Rozdzieliłam stos papierów na pół i dałam część Brooksowi "Nie mamy dużo czasu. Ty przejrzyj tą część, a ja przejrzę tą drugą i wymienimy się informacjami jak to ogarniemy" "Wszystko czego potrzebujesz, Viv" Brooks wziął ode mnie papiery i zajął swoje miejsce. Każde z nas położyło swoją część na stole i zaczęło wszystko przeszukiwać. Brooks trzyma zdjęcia z miejsca zbrodni i zdjęcia policyjne dowodów. "Mówiłaś, że jak on umarł?" zapytał przyglądając się z bliska każdemu zdjęciu. Został uduszony przez faceta, który był jego pracownikiem ale to wszystko co wiem" odpowiedziałam mu przeglądając raporty śledczych "Wygląda na to, że facet był wcześniej notowany za wszystkie możliwe wykroczenia ale mój ojciec i tak go zatrudnił" "Poważnie? Jakieś przestępstwa z użyciem przemocy?" zapytał. "Nie, wygląda na to, że głównie narkotyki, oszustwa, włamania, kradzieże... tego typu sprawy" odłożyłam raporty i przerzuciłam inne strony. Raport koronera i oskarżenie ławy przysięgłych aż w końcu znalazłam oświadczenie o ugodzie ze strony obrony.
114
"Ta rozprawa została przerwana Brooks" ogłosiłam wstając i przechodząc na jego stronę stołu. Położyłam kartkę przed nim i wskazałam na istotne fragmenty informacji. "Myślałam, że to był zakończony proces sądowy ale tu jest napisane, że proces zatrzymano w połowie i że zaakceptował ugodę sądową w zamian za mniejsze oskarżenie. Czemu sąd zrobił coś takiego?" "Nie wiem. Może obrona znalazła coś co mogłoby źle wyglądać w sądzie, a może sąd wolał wysłać go do więzienia niż uniewinnić" wytłumaczył. "Ale nie mogę znaleźć niczego co by o tym mówiło. Nie ma nic o prywatnych śledztwach znajdujących niewygodne dla mojego ojca informacje. A ty coś znalazłeś?" zapytałam. "Nic nie mam. Wszystkie moje papiery to zdjęcia miejsca zbrodni. Nawet nie znalazłem imienia podejrzanego. Co zawierała ugoda? Wyszedł na tym jakoś lżej?" "Nie muszę szukać jego imienia, tego akurat nigdy nie zapomnę. Moja matka wykrzyczała je w dniu, w którym zmarł ojciec i od tego momentu było wypalone w mojej głowie. Nazywa się Raymond Michaels" powiedziałam patrząc na ugodę "Wygląda na to, że najpierw został oskarżony o morderstwo pierwszego stopnia, a potem się to zmieniło na morderstwo drugiego stopnia i został wysłany do więzienia o zaostrzonym rygorze poza Limon. Zwariowane jest to, że
115
spodziewał się dożywocia, a obrona zredukowała to do 25 lat." Spojrzałam na Brooksa czekając na jego opinię i cofnęłam się kiedy zauważyłam, że wszystkie kolory odpłynęły z jego twarzy. "Brooks wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?" sięgnęłam do jego policzka żeby sprawdzić czy jest ciepły. Wygląda jak śmierć i to stało się tak nagle, że zaczynam się martwić. "W-więc, on m-może wyjść za j-jakieś dziesięć l-lat?" wyjąkał praktycznie każde słowo jakby się nimi dławił. "Może chodzić po świecie jakby się to nigdy nie wydarzyło" "Wiem. Niedobrze mi na myśl o tym, że pewnego dnia mogę wpaść na niego na ulicy i nawet nie wiedzieć, że to on był tym, który zmienił całe moje życie." Spojrzałam na niego z bliska i zauważyłam strużki potu przy linii jego włosów. "Poważnie Brooks, Jesteś pewny, że dobrze się czujesz? Nie wyglądasz dobrze" Wytarł swoje czoło ręką i odepchnął się od stołu. "Wszystko ze mną dobrze. Skoczę tylko szybko do toalety" wstał i skierował się do drzwi. Nie czekając na moją odpowiedź otworzył je i wypadł na zewnątrz. Przejrzałam ostatnią część akt i złożyłam wszystko do kupy żeby włożyć z powrotem do pudełka. Przynajmniej dowiedziałam się jakiś podstaw, ale wszystkie obciążające 116
informacje, które były częścią plotek pozostają niepotwierdzone i nie ma ich w raportach. Po tym jak wszystko poskładałam usiadłam przy stole i cierpliwie zaczekałam aż wróci Brooks. Czas wolno mija i po 30 minutach Brooks nadal nie wrócił. Merna wsadziła głowę do pokoju ogłaszając, że zamykają na weekend. "Dziękuję. Już skończyłam. Widziałaś może chłopaka, który ze mną przyszedł?" zapytałam jej. "Kiedy wyszedł zapytał gdzie jest toaleta ale od tego czasu go nie widziałam. Myślałam, że przemknął się kiedy byłam na tyłach i odkładałam rożne raporty." Taaa.. odkładanie raportów, jestem pewna, że na pewno to robiłaś. "Okej dziękuję" wstałam i podążyłam za nią wychodząc z biura, po czym pokazała mi gdzie są toalety do których wysłała Brooksa. Zapukałam do męskiej łazienki i zawołałam go. Nic. Zapukałam głośniej zaaferowana, że może tam zasłabł i leży nieprzytomny. Przygotowuję się na szturm na łazienkę kiedy w końcu Brooks otworzył drzwi. "O cholera. Kurewsko mnie przestraszyłeś. Myślałam, że tam zemdlałeś albo coś. Wszystko w porządku? Źle się czujesz?" zapytałam sięgając po niego. Uniknął mojej ręki i skrzywił się. "Przykro mi, że się martwiłaś. Nie czuję się dobrze. Znalazłaś wszystko czego potrzebowałaś?" przeszedł obok mnie na korytarz i zaczął pić z wodotrysku po przeciwnej stronie holu. 117
"Tak, jestem gotowa do wyjścia. Poza tym królowa pasjansa powiedziała, że już zamykają" "Okej" odpowiedział pochylony nad natryskiem, po czym przeszedł korytarz, ochronę i podszedł do samochodu. "Chcesz żebym jechała z powrotem?" zaproponowałam. Wciąż wygląda źle, chce żeby odpoczął jeżeli ma taką potrzebę, a droga powrotna jest długa. "Byłoby świetnie" podał mi kluczyki i wspiął się na fotel pasażera. Przez całą drogę do domu jesteśmy cicho i to jest okropne. W głowie powtarzam wszystkie wydarzenia dnia starając się wymyślić, co mogło nagle sprawić, że się rozchorował i mam w głowie pustkę. Czuł się dobrze cały dzień, dopóki nie zobaczył sprawy. Dopóki go nie uświadomiłam, że człowiek, który zamordował mojego ojca któregoś dnia będzie zwyczajnie chodził po ulicach i jeżeli wciąż będziemy razem to też będzie jego problem tak samo jak i mój. Rozumiem, że sytuacja nie jest łatwa, ale on powiedział, że jest na to gotowy i że będzie przy mnie ale czuję się jakby to było odrzucenie. W końcu kiedy dotarliśmy na uniwersytet naliczyłam siedem słów jakie Brooks do mnie wypowiedział, co powiększyło moje obawy. Oby dwoje jesteśmy już spakowani na weekend świąteczny, więc żadne z nas nie musi wracać do pokoju. W planie było pożegnać się na parkingu i rozjechać się do swoich domów. 118
Spodziewam się przynajmniej małego godnego zapamiętania pożegnania ale jak tylko zaparkowałam, wiem, że to nie nadejdzie. "Muszę wrócić do środka po kilka rzeczy. Myślę, że się zobaczymy jak wrócisz" powiedział, kiedy podałam mu jego klucze. Wysiadł z auta i poszedł w kierunku akademikażadnego "kocham cię", żadnego "jedź ostrożnie", żadnego uścisku i pocałunku. Nic. Powstrzymuję moje emocje dopóki nie dotarłam do swojego samochodu. Usiadłam na fotelu kierowcy, przekręciłam kluczyk w stacyjce i pozwoliłam popłynąć moim łzom odrzucenia.
119
Rozdział 11 Vivian "Przychodzicie z Brooksem wieczorem na koncert?" Cam zapytała w drodze z naszych ostatnich zajęć. Po Świętach Dziękczynienia zaczęła współpracować z nowym zespołem i ich pierwszy występ powinien być dziś wieczorem. Wszyscy planujemy na niego iść. Cóż.. prawie wszyscy. "Ja planuję iść, a Brooks powiedział, że musi dokończyć esej dla Vauldina. Egzaminy końcowe są w przyszłym tygodniu, a ja nawet nie jestem pewna, czy w ogóle zaczął to pisać." Campbell posłała mi groźny wzrok na moją odpowiedź. Brooks był zaginięty w akcji przez większość naszych spotkań. Zrobił się zdystansowany i dziwny ale odmawiał odpowiedzi na to, czy coś jest nie tak. "Co do cholery się z nim dzieje? Zrobił się inny od czasu kiedy wróciliśmy ze świąt. Kłócicie się czy coś?" Najwidoczniej nie jestem jedyną osobą, która zauważyła, że się zmienił. Moje gardło się zacisnęło i czuję jak łzy napływają mi do oczu. Próbuję to wszystko stłumić w sobie, upychając do środka wszystkie emocje i przełykając gulę w gardle ale kiedy Campbell otoczyła mnie ramieniem moje łzy popłynęły. "To przez mojego ojca" wykrztusiłam "Pojechał ze mną żeby przejrzeć akta sprawy i przez to ześwirował. Udawał, że źle się czuje kiedy tam byliśmy i wyszedł. A potem przez 120
przerwę świąteczną w ogóle się nie odzywał. Zadzwoniłam raz, żeby sprawdzić co u niego ale nigdy nie oddzwonił. Teraz odkąd wróciliśmy to wygląda tak jakby tylko zachowywał pozory. Tak jakby po prostu czekał aż się wkurzę i z nim zerwę, żeby on nie musiał wyjść na tego złego." "Oh Viv.. Sama tego nie rozumiem bardziej niż ty. Przed przerwą jedyny raz kiedy nie był sobą to było w ten dzień kiedy spóźnił się na lunch. Wiesz, dzień kłótni z Amber? Myślisz, że może on bierze narkotyki albo coś? Mam na myśli, że zachowuje się kompletnie skrajnie" "Co?" krzyknęłam "Nie, nie sądzę, że mógłby to robić. Myślę, że to przez moją przeszłość. Przez to czuję się jak gówno Cam.. Tego ranka powiedział, że mnie kocha, a po południu już byłam przeszłością, żałosnym przypadkiem nie wartym jego czasu." Wytarłam moje zdradzieckie łzy, kiedy w końcu zaczęła narastać we mnie złość. Dotarłyśmy do drzwi wejściowych do akademika i nie chcę, żeby ktoś widział, że płakałam. Staram się zetrzeć rozmazany tusz spod moich oczu, kiedy Campbell przytrzymała dla mnie drzwi. Spojrzałam na nią, żeby sprawdziła, czy jakoś to ogarnęłam. Przekrzywiła swoją głowę i machnęła na mnie dając mi do zrozumienia, że musimy szybko wrócić do pokoju- wyglądam jak kupa gówna. "Nie wiem jakie są jego motywy i czego od ciebie oczekuje" dodała przyciskając guzik od windy "Ale nie możesz tego ciągnąć dalej, czymkolwiek to jest. Musisz z nim 121
porozmawiać i jeżeli nie da ci odpowiedzi, których potrzebujesz, cóż, może to jest czas na to żeby sobie zrobić od siebie przerwę. Wyjeżdżamy na święta Bożego Narodzenia w przyszłym tygodniu. Nie możesz spędzić całego miesiąca na zamartwianiu się nad tym gównem, tylko byś się męczyła tym wszystkim." Drzwi się otworzyły i oby dwie weszłyśmy do windy. Cam przycisnęła guzik od naszego piętra, a ja stanęłam po lewej stronie i oparłam się o boczną ścianę. "Masz rację. spróbuję i porozmawiam z nim dzisiaj wieczorem kiedy wrócę z koncertu. Drzwi się otworzyły ukazując za nimi Brooksa czekającego na windę. Kiedy zobaczył mnie i moją zmasakrowaną twarz otworzył szeroko oczy i od razu do mnie podszedł "Co się stało? Co się dzieje Viv?" Wyszłam z windy ale nie spojrzałam mu w oczy, zamiast tego spojrzałam na Cam szukając wsparcia. Machnęła na mnie i poszła w kierunku naszego pokoju ale nie mam zamiaru dyskutować z nim na korytarzu, albo w tym momencie. "Nie wiem co się z tobą dzieje Brooks, ale naprawdę chciałabym o tym porozmawiać. Teraz nie jest na to dobra pora, z tego co widzę gdzieś się wybierasz, a ja jestem zdenerwowana i w nieładzie. Ale wieczorem po koncercie mam zamiar przyjść żebyśmy mogli porozmawiać. W porządku?" 122
"Okej" westchnął i okrążył mnie żeby przywołać windę. "Bez względu na to jak ta rozmowa przebiegnie chcę żebyś wiedziała, że nie skłamałem, kiedy ci powiedziałem, że cię kocham. Musisz w to wierzyć Ruda." Łzy znowu pojawiły się w moich oczach i moja zdolność mówienia jest ograniczona więc tylko kiwnęłam głową. "Zobaczymy się później." Wszedł do windy zostawiając mnie samą i zdezorientowaną po raz kolejny.
123
Przebrałam się na koncert z myślą, że to poprawi mi humor. Jen zmusiła mnie do włożenia szpilek, co ssało wielkie włochate jaja na punk rockowym koncercie.. Przez cały czas myślałam o tym, co zamierzam powiedzieć Brooksowi, kiedy przyjdę do jego pokoju. Ale teraz, kiedy jadę windą do pokoju, nadszedł czas na naszą wielką rozmowę, a ja wciąż nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Podążyłam za wszystkimi, łącznie z Willem do naszego pokoju, położyłam torebkę i skierowałam się do pokoju obok. Nie kłopotałam się przebieraniem czy nawet zdjęciem śmiercionośnych butów, po prostu chcę się tam dostać i dowiedzieć się co się do cholery dzieje. Poza tym pierwszym wieczorem nigdy nie rozważałam pukania do drzwi ale przez to jak się sprawy miały przez ostatnie tygodnie, czuję, że jestem zmuszona do tego by poczekać na zaproszenie do środka niż żebym po prostu weszła do jego pokoju. Wyciągnęłam rękę żeby zapukać, ale zanim zdążyłam zapukać drzwi się otworzyły. Szok rozlał się po całej mojej twarzy. Kiedy widzę postać stojącą przede mną, wzięłam chyba najcięższy oddech jaki kiedykolwiek mogłam wziąć. Spodziewałam się zobaczyć Brooksa z otwartymi ramionami albo i nie, to on powinien stać za tymi drzwiami. Zamiast tego 124
stoi potargana wersja Amber z rozmazanym makijażem i rozczochranymi włosami z zadowolonym wyrazem twarzy, który mogłaby wymazać tylko Jen. "Oh cześć. Veronica, prawda?" powiedziała rozprostowując swoją bluzkę. "Wydaję mi się, że chyba jesteś trochę za wcześnie." Staram poruszyć moimi ustami żeby ją poprawić, wrzasnąć na nią, cokolwiek, ale tylko stoję jak ofiara sytuacji. Nie ważne jak bardzo się staram, nie mogę wydobyć z siebie głosu. Zachichotała na mnie "Jest pod prysznicem w tej chwili, ale nie martw się, jestem pewna, że będzie się mógł wkrótce z tobą zobaczyć. Ale nie mogę sobie wyobrazić dlaczego, w końcu już dostał więcej niż chciał dzisiejszego wieczora" dodała. Kompletnie nie dowierzam temu co słyszę, czego jestem świadkiem. Kiedy wciąż się nie odezwałam, obruszyła się i wyszła żeby mnie ominąć. Kiedy praktycznie przeszła już obok mnie nachyliła się i wyszeptała "Mogłaś się spodziewać, że zemsta nadchodzi, śmieć taki jak ty nigdy nie wygrywa." Pozwoliłam jej żeby zrobiła krok lub dwa zanim cała moja furia zaczęła kipieć na powierzchnię i w końcu wybuchłam "Amber" warknęłam odwracając się przodem do niej jeszcze raz. Trzęsę się ze wściekłości kiedy podeszłam do niej, ból serca, który opadł aż do mojego żołądka zamienił się w gigantyczną kulę pewności siebie i gniewu. Ścisnęłam pięść i 125
kiedy się odwróciła całą moją siłę ciężkości przeniosłam do przodu zamachując się tak mocno jak tylko mogę w kierunku jej twarzy. Niespecjalnie celuję w konkretne miejsce, każda część jej ślicznej małej twarzyczki się nadaje. Moje kostki spotkały się z jej nosem, mogę poczuć łamiącą się kość od siły mojej ręki. Poleciała do tyłu i wylądowała ze skowytem na podłodze, krew zaczyna się sączyć z jej nosa. Stanęłam nad nią i wzdrygnęła się "Cieszę się, że tak dobrze ci z tym co zrobiłaś dziś wieczorem, to sprawia, że jest mi łatwiej pokazać ci jak zajmujemy się śmieciami na wsi, nawet tymi bogatymi, miejskimi śmieciami" odpowiedziałam zwyczajnie zanim się odwróciłam na pięcie i zaczęłam iść w kierunku mojego pokoju. Kiedy się odwróciłam, moje współlokatorki i Will stoją w drzwiach obserwując moją konfrontację. Ich szczęki opadły do kolan, a oczy mają wielkie jak spodki. Cóż, poza Jen, która się uśmiecha, napawając się widokiem. "Nie chcę o tym rozmawiać w tym momencie." Powiedziałam im przepychając się przez nich do mojego pokoju. Jestem upokorzona i zraniona, rozmowa o tym co się stało tylko by pogorszyła moją rozpacz. Moje ciało opadło na łóżko i ciężar sytuacji uderzył mnie w twarz. Ból mojej pulsującej i krwawiącej dłoni jest niczym w porównaniu z bólem mojego zdruzgotanego serca. Obiecał, że mnie nie zniszczy, a i tak to zrobił. Ledwo mogę oddychać przez mój płacz. Ukryłam twarz w poduszce, żeby stłumić 126
dźwięk, bo nie chcę przyciągać do siebie jeszcze większej uwagi. Jestem na siebie zła, że się nie ochroniłam i uwierzyłam, że Brooks może być inny. On jest kłamcą i oszustem. Obiecuję sobie, że nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
127
Brooks Słyszę kłótnię na korytarzu i czekam. Wiedziałem, że to się stanie ale nie tak.. Myślałem o każdym możliwym sposobie na zakończenie tego ale to był jedyny sposób, który przyszedł mi do głowy i zakończył sprawę ostatecznie. Nasłuchuję dopóki cisza nie powróciła na korytarz i wyszedłem do pokoju Vivian. Próbowałem się przygotować na krzyki, płacz i inne scenariusze jej reakcji, kiedy to ustawiłem ale wciąż zrobienie tego rozrywa moje serce. Nie dotarłem bardzo daleko. Zamiast Vivian, czeka na mnie Will. W pewnym stopniu tego też się spodziewałem. "Chyba straciłeś swój pierdolony rozum jeżeli sądzisz, że pozwolę ci zapukać w te drzwi" Will warknął na mnie. Jego ręce są skrzyżowane na jego piersi i jest tak mocno skrzywiony, że jego brwi wyglądają jakby się stykały. Wygląda kurewsko przerażająco i gdybym nie musiał tego zrobić rozważyłbym ucieczkę w ramach uratowania mojego życia. "Nie obchodzi mnie za jakie sznurki musi pociągnąć twój ojciec, chcę żebyś się wyniósł z naszego pokoju do czasu aż skończą się święta. Vivian nie powinna oglądać
128
twojego żałosnego tyłka i szczerze mówiąc nie sądzę żebym też mógł przetrawić ten widok." "Nie muszę z nią rozmawiać Will. Nigdy nie da mi drugiej szansy i nie chcę tego. Przyszedłem porozmawiać z tobą." Jego ręce opadły po jego bokach i zmarszczka między jego oczami zmniejszyła się kiedy jego brwi zaczęły wędrować do góry. Obawiałem się tej rozmowy, bo to wytarga serce z mojego ciała ale chociaż raz muszę postąpić właściwie. "Poza tym już załatwiłem sprawę pokoju. Żadne z was nie będzie musiało mnie już nigdy więcej oglądać." "Brooks przyszedłem tutaj żeby skopać ci dupę, co do kurwy się tutaj wyrabia?" zapytał mnie i zignorowałem go. Muszę przejść przez tą rozmowę i jeżeli zboczę z drogi mogę stracić nerwy. "Po prostu mnie posłuchaj, proszę" powiedziałem mu "Musisz mi obiecać, że się nią zaopiekujesz i że będziesz ją kochać z każdym oddechem każdego dnia, bo to coś czego ja nie mogę zrobić. Wiem, że w końcu cię pokocha ale muszę wiedzieć, że będzie mieć wszystko na co zasługuje. Jeżeli możesz mi to obiecać, wtedy wygrasz, Will jesteś lepszym facetem." Cofnąłem się i pozwoliłem mu przemyśleć o czym mówię. "Mogę coś teraz powiedzieć?" zapytał i pokazałem mu żeby kontynuował. "Musimy coś ustalić. To co zrobiłeś dziś wieczorem było pojebane, tym bardziej, że dochodzę do wniosku, że zrobiłeś to specjalnie z jakiegoś powodu żeby 129
przegonić od siebie Vivian. Nie wiem dlaczego i serio mnie to nie obchodzi. Jedyne co się liczy dla mnie to ta dziewczyna, która ma teraz złamane serce. Nie musisz mi mówić jak mam ją traktować, czy żebym obiecywał, że będę ją kochać. Nie obchodzi mnie to, czy to zajmie wszystkie dni do końca mojego życia żeby poskładać jej roztrzaskane serce. Będę wdzięczny za szansę. I bądź pewny, że nie zmarnuję jej dla jakiegoś idiotycznego powodu przez który ty musisz się poddać. Jestem w niej kompletnie i szalenie zakochany i żadna puszczalska dziewczyna z bractwa w krótkiej spódniczce tego nie zmieni. Nie jestem tobą Brooks. Zawsze będę lepszym facetem i nie musisz mi tego mówić, żebym o tym wiedział13." Kiedy skończył mówić wrócił z powrotem do pokoju dziewczyn i zatrzasnął za sobą drzwi pozostawiając mnie samego na korytarzu. Każde jego słowo było prawdą, ale to wcale nie sprawiło, że zabolały mniej. Roztrzaskały kawałki mojego serca, które mi pozostały i stoję tu jako zmarnowany facet. To była właściwa rzecz do zrobienia i to boli jak sam skurwysyn. Mam tylko nadzieję, że ból zmniejszy się z czasem, bo teraz to wszystko co mam- wieczność bez mojej Koniczynki.
13
Co mu pojechał... uuuffff gorąco :P
130
Rozdział 12 2012 Vivian "Kochanie, widziałaś buty Świerszczyka? Szukaliśmy już wszędzie i nie możemy ich znaleźć" Will krzyknął z pokoju Emmy. Dokończyłam czesanie włosów w niedbałego koka i wyszłam z łazienki żeby odnaleźć zaginione buty. Są przy drzwiach wejściowych, co jest oczywiste, razem z innymi butami. Nie jestem pewna czemu wciąż musimy przechodzić przez te codzienne poszukiwania14, podczas gdy butyniespodzianka, niespodzianka- nie przemieszczają się chyba, że są na nogach dzieci. Schyliłam się i podniosłam jej błyszczące różowe buty i podążyłam w kierunku zaraźliwego śmiechu dochodzącego z jej pokoju. Opierając się o futrynę zaczęłam obserwować jak Will tarza się po podłodze z naszą córką15. Próbuje się wydostać z jego uścisku ale zawsze odnajduje jej rękę albo nogę i przyciąga z powrotem do niekończących się gilgotek. Cieszę się, że jeszcze jej nie uczesałam, bo przez elektryzujący się dywan jej włosy sterczą we wszystkich kierunkach, jej loki są gigantyczną kulą kędziorów na czubku jej głowy. Ten widok sprawia, że robi mi się ciepło na sercu i
14
w oryginale jest "scavenger hunt" co jest grą w której zbiera się różne przedmioty. nie wiem czy jest polski odpowiednik tej gry.. nie znam się na tym :D 15 Nie wiem.. nie wiem jak to się stało.. miała być z Brooksem :O
131
uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy tak po cichu ich podsłuchuję. "Bomby poszły!" Blake krzyknął mknąc obok mnie i skacząc na plecy Willa. Emma wykorzystała chwilę rozproszenia i wymknęła się z uścisku Willa skacząc też na jego plecy. Dwójka dzieciaków teraz krzyczy "Na tatusia, na tatusia!" Tylko się roześmiałam, bo wiem jaki jest następny krok w ich grze na gilgotki. Will sięgnął do tyłu i odczepił jedno po drugim przytrzymując je przy podłodze, po czym na zmianę gilga bezlitośnie jedno i drugie. Oby dwoje są bez tchu i błagają o litość i to moja wskazówka, żeby zainterweniować. "Okej tatusiu, sądzę, że wygrałeś" roześmiałam się i weszłam do pokoju. Cała trójka opadła na ziemię leżąc na plecach i dochodząc do siebie po niedoszłej hiperwentylacji. Pomachałam butami Emmy nad ich głowami "Wstawajcie ludziska. Jeżeli się nie pospieszymy to spóźnimy się na mecz" "Widzicie? Nic tak na prawdę nie ginie jeżeli mama wie, gdzie to jest" Will powiedział. Oh to akurat jest prawda. Kocham tego mężczyznę, ale człowieku, on ciągle coś gubi..
Wszystko jest stracone, świat się kończy, bo Will gdzieś podział klucze, albo portfel albo ulubioną czapkę Bronco... po raz kolejny. Przeważnie wszystko jest w polu widzenia. Nie ma żadnej magicznej aplikacji GPS wszczepionej pod moją skórę, ale przeważnie pozwalam im wszystkim dalej wierzyć w moje nadludzkie zdolności.
132
Will sięgnął po buty ale zamiast złapać za nie, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na podłogę. "Kolej na mamusię! Bierzmy ją!" Sapnęłam z zaskoczenia i jestem tak zbita z tropu, że wylądowałam na ziemi. Blake i Emma od razu zaczynają wbijać swoje małe paluszki po moich bokach i pod pachami. Dołączyłam do zabawy i zaczęłam się śmiać aż w końcu Will zaatakował moje kolana i kompletnie straciłam kontrolę. Moje ręce poleciały do jego próbując się odepchnąć od jego mocnego uścisku i krzyczę przez śmiech błagając go, żeby mnie uwolnił. "Co myślicie dzieciaki? Wymaltretowaliśmy ją wystarczająco?" zapytał dzieci. "Tak!" krzyknęłam "Mamie już wystarczy. Will proszę" dodałam ze śmiechem. "W porządku, myślę, że dostała za swoje. Wstajemy i kończymy szykowanie." Dzieciaki skoczyły od razu na nogi, a Will podniósł się powoli wyciągając do mnie rękę żeby mi pomóc. Leżę rozpłaszczona przez minutę protestując zanim złapałam go za rękę. Kiedy w końcu stanęłam na nogach sięgnęłam do włosów, żeby poczuć jakie są rozczochrane. To była stylowa niedbała fryzura, teraz bliżej temu do szczurzego gniazda w końcowej fazie. "Will spójrz na ten bałagan. Musimy wyjść, a teraz muszę poprawić fryzurę" jęknęłam. 133
"Cicho kobieto, jakiś ptak może faktycznie zamieszkać w tym gnieździe, a ty i tak będziesz śliczna" powiedział wskazując na moje włosy. "A teraz zabieraj swoją torebkę i jedziemy na mecz." Klepnął mnie w tyłek wystarczająco mocno żebym zapiszczała po czym wyszedł z sypialni szczerząc się. "Pakujemy się ekipo!" usłyszałam jak krzyczy na przedpokoju, podczas gdy ja dalej stoję w miejscu masując mój obolały pośladek. Jego żartobliwość zawsze była czymś za co go uwielbiałam, ale czasami przysięgam, mam uczucie jakbym wychowywała 3 dzieci, a nie 216. Po krótkiej interwencji z włosami u mnie i u Emmy i po serii "Kochanie widziałaś kluczyki od samochodu?" wszyscy dotarliśmy w końcu do SUVa17. Uzbrojeni w składane krzesełka, lodówki, błyszczące buty i ochraniacze wyjechaliśmy z naszego domu na żwirową drogę żeby udać się do miasteczka obok na mecz Blake'a. Wiedziałam, że kiedy przeprowadzimy się z Willem po naszym ślubie do mojego miasta rodzinnego, nasze życie zwolni. Doświadczyłam dwóch rodzajów życia i życie wiejskie różni się drastycznie od życia w mieście. Podróże do najbliższego sklepu muszą być zaplanowanym wydarzeniem.
16
A to akurat żadne odkrycie, że facet jest jak dziecko :D Zostawiam SUV, bo to po prostu rodzaj samochodu tak jak osobówka, czy terenówka. SUV to samochód sportowo-użytkowy i w USA najczęściej pełni funkcję samochodu rodzinnego, bo jest duży, przestronny itp itd xd 17
134
Uczęszczanie na zawody sportowe naszych dzieci oznacza trzydziestominutową podróż do innego miasteczka. Wszyscy znają wszystkich i zawsze interesują się najnowszymi plotkami, tak więc nigdy nie wybierasz się na wycieczkę do sklepu w dresach, bo ZAWSZE natkniesz się na kogoś kogo znasz albo z kim jesteś spokrewniony. Rzecz w tym, że nigdy tego nie doceniałam jak dorastałam, postrzegałam to jako niedogodność. Teraz kiedy mamy dzieci doceniam nasz kokon, bo jest mały i bezpieczny. Dzieciaki na tylnych siedzeniach są zajęte śpiewaniem najnowszych piosenek, których nauczyły się w przedszkolunauczyłam się od nich odcinać po usłyszeniu ich po raz setny. Co w pierwszej minucie może wydawać się słodkie, szybko zamienia się w gwoździe skrzybiące po tablicy, a podgłoszenie radia w samochodzie zachęca je do śpiewania jeszcze głośniej. Więc Will i ja opanowaliśmy zdolność do odcinania się podczas jazdy samochodem. To pożyteczna sztuka. Wpatruję się przez szybę na niekończące się pola kukurydzy i lucerny18, większość już została zebrana. Kukurydza, która wciąż rośnie zostanie użyta do karmienia krów i wielu farmerów zaczęło już przygotowywać pola do późnego sadzenia. Rzędy pól są hipnotyzujące.
18
uprawiane są z przeznaczeniem na zielonkę, paszę, susz, siano
135
Czasem bywa tak, że pozwalam odpłynąć mojemu umysłowi tam gdzie nie powinien.. Brooks. Wiem, że bezwarunkowo kocham Willa, posklejał moje serce z powrotem do kupy, kiedy myślałam, że jest popsute i nie da się go już naprawić. Kochał mnie aż do momentu kiedy byłam w stanie pokochać siebie samą. Ale od czasu do czasu Brooks przedostaje się przez zabezpieczenia, które zbudowaliśmy razem z Willem. Brooks i ja byliśmy razem świat czasu temu i tak bardzo jakbym tego nie chciała, wciąż mam to miejsce dla niego w moim sercu. Tak bardzo jak kocham Willa, Brooks jest kimś o kim nigdy nie zapomnę. Czuję dużą rękę Willa, którą delikatnie zaciska na moim udzie wyrywając mnie z moich myśli. "Co tam się dzieje w tej twojej głowie ukochana? Martwisz się, że dzieciaki zostają w domu Charlotte wieczorem?" zapytał z delikatnym uśmiechem. "Nie, z dzieciakami będzie w porządku. Po prostu myślę o planach zajęć i klasyfikacji, którą muszę zrobić jutro na poniedziałek do szkoły." Kłamię jak z nut ale jestem pewna, że nie chciałby ani by nie zrozumiał prawdziwej wersji. Nie żałuje ani jednej sekundy życia z Willem: on i dzieciaki stały się moim światem. Ale od czasu do czasu do moich myśli wkrada się Brooks i zastanawiam się jak mogłoby wyglądać z nim życie. Nie wiem co się z nim stało, dlaczego zdradził i nigdy nie miałam okazji żeby się dowiedzieć. Nie szybciej niż nasz związek się skończył, opuścił szkołę i nigdy już się nie 136
odezwał. Zostawiło to we mnie pustkę, którą Will ewentualnie wypełnił. Krzywy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. "Cóż, obiecuję, że będziesz chciała odespać zanim zaczniesz ogarniać jutro sprawy szkoły. Mam zaplanowaną masę rzeczy, żeby dziś w nocy nie spała. Nie byliśmy na wieczornej randce od miesięcy i nie zamierzam zmarnować żadnej sekundy." Sięgnęłam ręką z tyłu szyi Willa i zaczęłam delikatnie drapać przy linii jego włosów. To jedna z jego ulubionych rzeczy i jego oczy przymknęły się lekko od przyjemnego uczucia. "Jestem gotowa na wszystko co zaplanujesz panie Matthews" zagruchałam do jego ucha nachylając się nad konsolą. Zabrał rękę z mojego uda i zacisnął ją mocno na kierownicy, niski gardłowy pomruk wydostał się przez jego usta. Poklepałam go po szyi i wróciłam na swoje siedzenie z wielkim uśmiechem na moim twarzy. Taa oby dwoje potrafimy być żartobliwi. "Jesteś nikczemną kobietą pani Matthews" powiedział próbując poprawić to i owo. "Zapłacisz za to później" dodał puszczając mi oczko. "Liczę na to" odpowiedziałam sięgając przez siedzenie żeby poczuć jego podniecenie, co tylko pogorszyło jego sytuację. Szybko odsunął moją rękę i położył ją na moim udzie. "Chociaż uwielbiam fakt, do czego to zmierza, jesteśmy prawie na miejscu, a ja nie chcę być jednym z tych 137
przerażających ojców na meczu, który nie może wstać i dopingować swojego syna, bo jego rozporek zaraz pęknie." Roześmiałam się i podniosłam ręce w poddaniu. "Wybacz, poświęć na to chwilę i zapanuj nad tym. Potrzebuję, żebyś wszystko zaniósł na boisko." Will spojrzał na mnie kątem oka. "Cieszę się, że według ciebie jestem użyteczny. Jestem tu żeby usługiwać" zażartował. Jak tylko wjechał na parking i zaparkował samochód dzieciaki odpięły pasy i zaczęły się domagać żeby otworzyć ich drzwi. Dzięki boku za blokadę dziecięcą, bo gdyby nie ona to pewnie byśmy za każdym razem mieli dwójkę dzieci dziko biegających między samochodami zanim zdążylibyśmy odpiąć pasy. Will przycisnął guzik od bagażnika i wysiedliśmy żeby wypuścić karzełki i zebrać nasze rzeczy na mecz. Skierowaliśmy się w stronę boiska, żeby ustawić się z naszym dopingiem przy linii boiska. Charlotte i jej mąż Elton już tu są razem z moją matką. "Babcia!" Emma krzyknęła wyrywając się z mojej ręki i biegnąc do mamy żeby wskoczyć na jej kolana. "Zostaję na noc u cioci Charlotte. Tatuś powiedział, że da mi cukierki żeby podzielić się ze wszystkimi." Charlotte razem z mamą posłały nam śmiercionośne spojrzenie ale Will kompletnie je zignorował pozostawiając 138
mi odpowiedź. "On tylko żartował. Jeżeli coś im damy to będzie to bardzo pożywna przekąska, która przyspieszy ich wzrost i wpłynie stymulująco na ich myślenie na przyszłe spotkanie dobrych dzieciaków" wyczuwając mój sarkazm oby dwie przewróciły oczami. "Cóż, wasz tatuś jest bardzo troskliwy ale mamy w domu masę przekąsek, którymi możemy się podzielić" Charlotte odpowiedziała swoim najbardziej protekcjonalnym tonem. Ustawiliśmy nasze siedzenia delikatnie poza ich zasięgiem żebyśmy faktycznie mogli cieszyć się meczem. Kocham moją rodzinę ale chcę zobaczyć jak Blake gra w piłkę, a nie słuchać plotkowania mamy i Charlotte o wszystkich w naszym małym miasteczku, oceniając rodzicielskie metody moje i Willa, albo pouczając mnie po raz setny, że muszę zostać w domu z dziećmi zamiast udawać kobietę pracującą. Taa krąg miłości jest przytłaczający. Razem z Willem usiedliśmy na składanych krzesełkach ogrodowych i w końcu zdecydował się zauważyć moją rodzinę. Cieszy się na ich widok tak samo jak i ja. "Hej wam! Miłej soboty" powiedział zbyt uprzejmym tonem "Nadal się zgadzasz na dzisiejszy wieczór Charlotte?" "Oczywiście, cieszymy się, że możemy z nimi zostać. Chcesz żebym zrobiła listę rzeczy jakie masz im spakować? Nie
139
chciałabym żebyście zapomnieli o ich szczoteczkach do zębów czy tam o ich skarpetkach.19" "Myślę, że damy sobie radę Char" zainterweniowałam "Mamy je już kilka lat i jakimś cudem udaje nam się utrzymać je przy życiu, ubrać je i co najbardziej zaskakujące- nigdy nie zgubiliśmy ich w Wal-Marcie, więc sądzę, że damy sobie radę z obowiązkiem spakowania ich plecaków, żeby mogły zostać na noc." "Tylko staram się pomóc. Wiem, że z twoim napiętym grafikiem niektóre rzeczy możesz po prostu przeoczyć" Charlotte powiedziała wyciągając soczek w kartoniku z lodówki i otwierając go dla Emmy. "Dziękuję ciociu Char" Em grzecznie powiedziała biorąc od niej soczek i tuląc się do mojej mamy. "Bardzo proszę kochanie. Kupiłam masę dodatkowych na wszelki wypadek gdybyście wy zapomnieli o waszej lodówce." Powoli czuję jak złość zaczyna bić od Willa. Spojrzałam w jego kierunku próbując złagodzić napięcie ale oceniając po jego przymrużonych oczach i białych knykciach wbijających się w oparcia krzesła powinnam być zadowolona, że nie jest na służbie i nie ma przy sobie broni. "Przepraszam" wyszeptałam do niego ale on tylko potrząsnął głową i skierował swoją uwagę na boisko, gdzie zawodnicy ustawiają się do rozpoczęcia meczu. Klaszcze i krzyczy 19
co ja nie trawię takich ludzi to aż mi się zęby zaciskają.. ja bym jej już dawno wygarnęła..
140
dopingując Blake'a, a po chwili pochyla się opierając łokcie na kolanach. Wiem, że moja rodzina nas wykańcza. Są natrętni, apodaktyczni i protekcjonalni. Kiedy wyjechałam na studia nawet za milion lat bym nie pomyślała, że wrócę. Ale życie tak się ułożyło, że kiedy z Willem zaszliśmy w ciążę z Blake'm, myśleliśmy wtedy, że to najlepsze rozwiązanie. Rozmawialiśmy wiele razy o tym, żeby wyprowadzić się gdzieś indziej, gdzie będziemy mogli stworzyć nasz własny dom. Ale to wszystko na czym się kończyło, tylko na rozmowie. Charlotte albo moja matka wkurzają jedno z nas albo oby dwoje i mówimy, że czas wyciągnąć mapę i wybrać nowe miasto. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek w ogóle się to faktycznie stanie. Nasze prace przywiązały nas do tego miasta. Kocham moją pracę i boję się o Willa i jego pracę, jako oficer policji w większym mieście. Nie mogłabym zaryzykować utraty go. Sięgnęłam i zaczęłam masować jego mięśnie pleców, które są twarde jak kamień od napięcia, które stworzyła moja rodzina w dniu, który miał być przyjemny. To moje ciche przeprosiny i kiedy pogładził ręką moje kolano, wiem, że zostało mi wybaczone. To nasz cichy kod i jestem wdzięczna za tego mężczyznę, że tak łatwo i dobrowolnie mi to wszystko daje. Mecz trwa tylko godzinę ale przez większość czasu stoimy i dopingujemy. Blake zdobył dwie bramki i wydaje mi się, że chyba nadwyrężyłam kostkę przez podskakiwanie z radości. Definitywnie straciłam głos od krzyczenia. Tak, jesteśmy 141
tymi rodzicami. Jestem pewna, że nasze dzieci umrą ze wstydu w którymś momencie swojego życia ale cholera, chcę żeby wiedziały, że zawsze będziemy z nimi i zawsze będziemy w ich narożniku dopingując je, nie ważne czy będą siedzieć na ławce, czy będą gwiazdami sportu. "Tato widziałeś jak kopnąłem piłkę i przeleciała przez całe boisko?" Blake krzyknął biegnąc w naszym kierunku po meczu. Kiedy w końcu do nas podbiegł wskoczył w ramiona Willa. "Oczywiście, że widziałem mały mężczyzno! Byłeś tam niesamowity" Will powiedział mu zanim postawił go z powrotem na ziemi czochrając ręką jego włosy przez co spadły mu na oczy. "Myślę, że będą potrzebować dwóch obrońców żeby cię zatrzymać następnym razem" "Myślę, że wygramy mistrzostwa w tym roku. Jesteśmy lepsi niż rok temu, jeszcze nigdy nie zdobyliśmy gola" Blake skoncentrował się na otwarciu swojej pomeczowej przekąski i jego słowa stają się coraz cichsze, kiedy nie może sobie poradzić ze słomką od soczku. "Musicie z chłopakami poprawić jeszcze wiele rzeczy Blake" powiedziałam biorąc od niego sok, wsadzając słomkę i oddając mu z powrotem. "Może razem z tatą będziecie mogli trochę poćwiczyć jutro, kiedy wrócisz od cioci Charlotte" Porzucił swoją przekąskę kierując na mnie swoją pełną uwagę, kiedy powiedziałam mu o planach na popołudnie. "Tylko nie 142
dom cioci Charlotte" skrzywił się "Tam jest nudno. Nigdy nie możemy nic robić, nie możemy się ubrudzić, a jej jedzenie jest okropne." Kucnęłam, żeby rozmawiać z nim na poziomie jego wzroku i żeby moja siostra nie usłyszała naszej rozmowy. "Blake kochanie, rzadko kiedy zostajesz u cioci Charlotte. Myślę, że będzie fajnie. Ciocia wypożyczy filmy i jej jedzenie nie jest okropne, po prostu jest zdrowe i nie ma nic złego w byciu czystym duży chłopaku. To tylko jedna noc, przysięgam, że przeżyjesz." "Jadłaś kiedyś w ogóle tofu?" zapytał krzyżując ręce na piersi. Pokręciłam głową, bo Bóg jeden wie, że nawet bym się do tego nie zbliżyła. Jestem zaskoczona, że on nawet zna to słowo. "Więc jeżeli uduszę się na śmierć przez jej tofu lazanię, wtedy pożałujesz, że to powiedziałaś." Zawinęłam moje usta pod zęby, żeby się nie roześmiać przez przekonujące argumenty mojego małego chłopca. Też bym się udusiła na śmierć gdybym miała zjeść cokolwiek z tofu. Kiedy w końcu poczułam, że mogę zacząć mówić bez śmiechu co tylko by pogorszyło sprawę, a przedłużanie tego tylko by pozbawiło nas szansy na randkę, więc zdecydowałam, że targowanie się będzie najlepszym planem działania. "Okej Blake. Zgadzam się, że tofu jest okropne. Ale jeżeli będziesz udawać, że to cię nie zabije i zachęcisz Em żeby zjadła też swoje tofu i jeżeli będziesz dziś przestrzegać 143
wszystkich zasad cioci Char zrobię jutro domową pizzę na obiad." Domowa pizza pieczona w głębokim naczyniu jest jego ulubionym daniem ale zrobienie jej zajmuje dużo czasu, więc robię ją rzadko. Ubijam z nim dobry interes. Blake przez kilka sekund rozważa swoje opcje na renegocjacje. Podrapał się po policzku, tak samo jak Will kiedy jest mocno zamyślony i przez ułamek sekundy wydaje mi się, że przegrałam batalię. Ale za chwilę wyciągnął swoją rękę jakby był dorosłym mężczyzną, a nie moim małym pięcioletnim chłopczykiem i uścisnął mi rękę "W porządku ale ja wybieram składniki." "W porządku" powiedziałam potrząsając jego malutką rączką.
144
Rozdział 13 Vivian "Jak ci się udało namówić Blake'a żeby został u Charlotte?" Will zapytał zanim pochłonął swojego cheesburgera i garść frytek. Nasze małe miasteczko nie ma dużo eleganckich miejsc na wieczorną randkę, więc cieszymy się burgerami, frytkami i szejkami w naszej ulubionej taniej restauracji. Miejsce jest całkiem old schoolowe ale to prawdziwy skarb tego miasta. Klienci muszą użyć telefonu przy stole żeby zamówić posiłek i wszystko słychać przez wielki głośnik, przez co wszyscy słyszą co się zamawia. Zapach smażonego jedzenia atakuje nozdrza już jak wyjdziesz z samochodu na parkingu. To jest fantastyczne. Później zamiast tańca czy drinków w ekskluzywnym klubieponieważ tutaj coś takiego nie istnieje chyba, że nie przeszkadzają ci orzeszki na ziemi i zasłonki zamiast drzwi od toalety- wybieramy się do parku na jedno z ostatnich w stanie jeżdżących kin i będziemy mogli się nacieszyć jakimś nie-tak-nowym filmem. Jeżdżące kino zwykle otrzymuje filmy miesiąc po zwykłych kinach i dziś wieczorem lecą tylko dwa filmy ale zawsze to coś. Uśmiechnęłam się przez mojego szejka relacjonując walkę z moim negocjującym pięciolatkiem. "Muszę jutro zrobić domową pizzę, a on wybierze wszystkie składniki. Możliwe, że wyślę cię jutro do sklepu po wszystkie potrzebne rzeczy." 145
"Więc ananas, hm?" powiedział maczając długą frytkę w masie ketchupu i sosu. Na frytce jest tego tak dużo, że aż się ugięła pod ciężarem ketchupu i kiedy ją zjadł trochę mu zostało w kąciku ust. Sięgnęłam przez stół żeby to wytrzeć i zlizałam ketchup z mojego kciuka, dzięki czemu otrzymałam uśmiech od mojego męża. "Spodziewałabyś się czegoś innego po nim?" roześmiałam się zanim wzięłam wielkiego gryza mojego burgera. Soki i sosy rozlały się po moim obłożonym papierem koszyku. Mają tu najlepsze cheesburgery w mieście i jesteśmy tutaj wystarczająco wcześnie zanim lokal napełni się tłumem dzieciaków z liceum po sobotnich meczach siatkówki i piłki nożnej. Praktycznie cała restauracja jest dla nas. Cisza jest miła. "Ile rzeczy do szkoły musisz jutro zrobić ukochana? Jakieś klasyfikacje przy których mógłbym pomóc? Testy wielokrotnego wyboru?" Co tydzień Will oferuje pomoc ale jeszcze z niej nie skorzystałam. Doceniam, że chce pomóc. Kocham moją pracę. Na prawdę ale nie ma weekendu żebym czegoś nie musiała zrobić w domu do szkoły i źle mi z tym, że zabiera mi to czas, który mogłabym poświęcić rodzinie. Will rozumie to, i jest to jeden z powodów dla których tak często siedzimy w domu zamiast uczestniczyć w miejscowych rozrywkach. Pomiędzy toną sprawdzianów i harmonogramem pracy Willa nie mamy dużo czasu na siebie, więc staramy się wykorzystać czas, który nam zostaje. 146
"Dziękuję kochanie ale wystarczy, że zajmiesz czymś dzieciaki przez kilka godzin, wtedy powinnam wszystko zrobić. Mam zastępstwo na kilku zajęciach w przyszłym tygodniu, więc nie zdążę wystawić ocen w przerwie. Ale to i tak nie powinno mi zająć dużo czasu." "Nie ma problemu. Mogę to zrobić. Jak tam w szkole? Jakieś dzieciaki przez które muszę się pojawić w szkole? Wiesz, pojawić się w szkole w mundurze i nastraszyć za złe zachowanie?" Naprężył swój biceps żeby pokazać jak może zastraszyć dzieciaki. Zakrztusiłam się frytką, którą przeżuwałam i złapałam za szejka żeby przełknąć jedzenie, które utknęło mi w gardle. "O mój Boże, to było śmieszne! Sądzę, że sobie z tym poradzę, ale dzięki" powiedziałam, kiedy zimny kremowy szejk złagodził moje gardło i mogę znowu mówić. "Okej, a może masz jakieś śmieszne historyjki, którymi mogłabyś się podzielić, wiesz, że lubię słuchać o głupich rzeczach, które zrobiły lub powiedziały dzieciaki. Wciąż uważam, że powinnaś prowadzić dziennik, a potem opublikować te wszystkie historyjki. Mogłabyś zarobić kupę pieniędzy i nie musielibyśmy już pracować." "Prawda, niektóre rzeczy są śmieszne, jestem pewna, że rodzice by umarli, gdyby się dowiedzieli co robią ich dzieci. I jestem też pewna, że gdybym to wszystko opublikowała nie
147
miałabym wyjścia z pracą w edukacji, bo i tak by mnie zwolnili. "Doooobra" powiedział przeciągając słowo w poddaniu, "ale wciąż możesz mi o nich opowiedzieć." Uwielbiam to, że razem z Willem możemy się pośmiać. Nigdy między nami nie było wielkiej iskry, czy namiętności albo gorąca jakiego doświadczyłam z Brooksem. Między nami jest coś innego. Nasza przyjaźń urosła do czegoś większego. Zawsze sprawiamy, że któreś z nas się śmieje, jesteśmy drużynąpodporą, solidnym fundamentem, który przetrwa, bo nigdy się nie skrzywdzimy. Przez lata myślałam o związku z Brooksem i o tym co teraz mam z Willem i dochodzę do wniosku, że wolałabym mieć przyjaciela, który mnie kocha i nigdy nie skrzywdzi zamiast namiętnego kochanka, którego uwielbienie ewentualnie mnie wypali. Za każdym razem kiedy kwestionuję małżeństwo z Willem myślę o bólu, który sprawił Brooks i wiem, że jestem tu gdzie być powinnam. Roześmiałam się i ugryzłam cheesburgera próbując grać na zwłokę. Przeszukałam moją pamięć żeby wynaleźć historyjkę, której nie słyszał i która mu się spodoba. Przepijając szejkiem przypomniało mi się kilka, którymi mogę się podzielić. "Mam dla ciebie dwie. Jedna jest o dzieciaku z gimnazjum, a druga z college, z zajęć z literatury. Którą chcesz najpierw usłyszeć?" "Obojętnie mi to" zjadł ostatni kęs swojego burgera i rozsiadł się na krześle ze swoim truskawkowym szejkiem 148
czekając na rozrywkę płynącą z głupoty dzisiejszej młodzieży. "Więc, moi ośmioklasiści robili krzyżówkę naukową z materiału z badań społecznych i znalazłam historie o wojnie o niepodległość której mieli się nauczyć. Byli już na końcu działu tak w ogóle i wiedzieli jaki był cel wojny. Rozmawialiśmy o stylu walki rewolucjonistów i jak im to pomogło w walce przeciwko większym i silniejszym wojskom angielskim. Jedna z moich lepszych uczennic słucha zawzięcie siedząc na końcu krzesełka i podnosi rękę do góry. Pozwoliłam jej mówić, więc pyta "Więc kto wygrał?" Szczęka Willa opadła w dół z niedowierzania. "Zapytała kto wygrał wojnę o niepodległość?" Pokiwałam głową "Ta. Cała klasa zareagowała tak samo jak ty. Kompletne zdziwienie ogarnęło cała klasę przez jej pytanie. Próbowałam ją jakoś z tego wyprowadzić, bo wiedziałam, że zna odpowiedź, po prostu palnęła coś bez myślenia" "Skapnęła się w końcu?" roześmiał się. "Oh tak. Ale musiałam jej zapytać, czy kiedyś w Stanach Zjednoczonych mieliśmy królową. Spojrzała na mnie jakbym była szalona i w końcu załapała. Była tak bardzo zawstydzona zwłaszcza, że cała sala się śmiała. Też się roześmiała i zaczęła błagać, żebym nie powiedziała jej mamie czy bratu o jej zaćmieniu umysłowym." "Powiedziałaś im?" 149
"Oczywiście, to była akcja dnia. Powiedziałam wszystkim nauczycielom w przerwie na lunch20. Takie historie są czasami atrakcjami dnia." "Twoja praca czasem mnie zasmuca" dodał chwytając za serwetkę i wycierając nią ręce, żeby pozbyć się tłuszczu z palców. Zgniotłam moją serwetkę i rzuciłam nią w niego udając obrażoną. "Oh daj spokój Viv, ta historia była żałosna i jeżeli to było twoją atrakcją dnia, chyba musisz sprawdzić swoje poczucie humoru." "W porządku. A co sądzisz o tej" powiedziałam zbierając nasze śmieci i wyrzucając je do najbliższego kosza. Will przytrzymał dla mnie drzwi i pokierował mnie do samochodu trzymając rękę w dole moich pleców. "Czytaliśmy historie o wczesnej kolonizacji i odkryciach" powiedziałam wsiadając do samochodu, poczekałam na Willa aż też wsiądzie żeby kontynuować. Odpalił samochód i ruszył w kierunku przyjezdnego kina. Kiedy jest na głównej drodze jego ręka automatycznie odnalazła swoje miejsce na moim kolanie i zaczął je głaskać, dając mi znać, że chce usłyszeć resztę historii. "A więc" kontynuuję "Mówiłam o tym jak wcześni koloniści walczyli, bo byli bardziej zainteresowani odnalezieniem bogactw i dóbr przynoszących zyski takich jak złoto, niż osiedleniem się w okolicy i poświęceniem czasu na rolnictwo, 20
Ale pipa...
150
dzięki któremu mieliby co jeść. Powiedziałam im, że odnajdywanie złota w miesiącach zimowych nie było zbyt pomocne, bo złota nie można jeść" Will spojrzał na mnie, jego wyraz twarzy wyraźnie mówi mi, że nie wie co jest śmiesznego w tej historii. "Jeszcze nie skończyłam" ucięłam. "Po czym jeden z moich studentów pierdnął, ale tak głośno i okropnie, że dawno czegoś takiego nie słyszałam. Poważnie. Dzięki Bogu za wentylacje, bo inaczej wszyscy byśmy się podusili. A potem zanim zdążyłam go ochrzanić powiedział "Pani Mathews, pewnie to by było wtedy cały czas słychać gdyby jedli złoto" Powiedziałam mu, że pewnie ma rację, bo jedzenie złota mogłoby prowadzić do niedrożności jelit i jedyne co by mogło się wydobyć to gaz." Zaczęłam się chichrać ale kiedy spojrzałam na Willa, on nawet się nie uśmiechnął, a zamiast tego podarował mi spojrzenie przepełnione politowaniem. "W porządku, opowiedz mi jedną z twoich śmiesznych historyjek. Wy gliniarze pewnie jesteście tak samo nudni jak my, nauczyciele" "Mogę przynajmniej pobić te historie kochanie, one nie były śmieszne21. Wydaje mi się, że tracisz orientację." roześmiał się podjeżdżając pod kino i płacąc pracownikowi za głośnik do naszego samochodu. Długo czekaliśmy, żeby obejrzeć 21 21
Przyznam mu rację xd
151
Jump Street22. Will uwielbia komedie z gliniarzami, a ja cóz, uwielbiam Channinga Tatuma, więc oby dwoje dobrze na tym wyszliśmy dziś wieczorem. Podjechał na tyły, na nasze miejsce i wyskoczyliśmy z samochodu, żeby zrobić przytulny kącik na tyłach naszego SUVa. Spakowałam koce i poduszki, więc możemy się rozłożyć i oglądać film. Dalej ogarniam nasze miejsce, kiedy Will zaczął swoją podobno śmieszną historię, która zmiecie moje z powierzchni ziemi. "Chcesz coś śmiesznego, więc może to?" uśmiechnął się krzywo jakby już wiedział, że wygrał. Powinnam go walnąć poduszką żeby go sprowadzić do pionu. Zamiast tego kontynuuję ogarnianie naszego filmowego bungalowu. "Kilka tygodni temu, pamiętasz jak wpadłem na lunch żeby z wami zjeść i wypadłem z domu na ten pościg? Każdy z jednostki był wywołany, żeby ścigać podejrzanego, który próbował obrabować miejscowy sklep spożywczy." Skończyłam układać koce i wzięłam od Willa poduszkę. "Słyszałam tą historię, nic nie było w tym śmiesznego. Jestem pewna, że wygrałam" napawam się wygraną poprawiając poduszkę. "Powstrzymaj się kowbojko. Nigdy nie opowiedziałem ci całej historii. Rob kazał mi obiecać, żebym nikomu o tym nie mówił, ale robię wyjątek."
22
Co za beznadziejny film :D sory.. nie mogłam się powstrzymać :D Channing jest mniam ale film masakra xd
152
Tym razem walnęłam go poduszką. "Wolałeś mieć sekrety przed swoją żoną na prośbę swojego partnera? Jestem pewna, że złamałeś przysięgę małżeńską, czy coś w tym stylu" "Ogarnij Viv, kiedy usłyszysz tą historię zrozumiesz. On nie chce, żeby ktokolwiek o tym wiedział i potem go osądzał" Pokazałam mu żeby kontynuował udając, że jestem urażona. Oby dwoje wiemy, że tak na prawdę nie jestem Jest cała masa rzeczy o których mi nie mówi a dotyczą jego pracy. Źle mu z tym, że ma mi powiedzieć o jakiś niebezpiecznych sytuacjach w których był, a nie chce mnie martwić. Więc często zwierza się Robowi, zamiast mnie. Wiem, że taka jest jego praca i że potrzebuje emocjonalnego wsparcia, więc nie przeszkadza mi to. Will wziął ode mnie poduszkę i rzucił ją na tył samochodu. Podniósł mnie i przejechał ustami w miejscu za moim uchem. "Nigdy bym nie złamał naszej przysięgi ukochana" wyszeptał. "Wiesz, że zawsze jesteś na pierwszym miejscu" dodał zanim pocałował mnie w szyję. Sięgnęłam rękami do jego szyi, moje nogi wciąż dyndają nad ziemią ale Will ma tyle siły, że trzymanie mnie nie jest dla niego problemem, więc nie muszę się go mocno trzymać. Spojrzałam w jego oczy czując miłość, która od niego emanuje. "Wiem Will, nigdy byś mnie nie skrzywdził. Poświęciłeś każdą minutę naszego wspólnego życia żebym czuła się bezpieczna. Kocham cię i jestem tak bardzo za ciebie wdzięczna."
153
Will popatrzał w moje oczy zanim pocałował mnie w czoło. "Dziękuję Viv, potrzebuję o tym czasami usłyszeć" Puściłam jego szyję i przeczesałam palcami jego złote włosy, przez co przymknął oczy. Podciągnęłam się wyżej i delikatnie pocałowałam jego wilgotne usta. Mruknął w odpowiedzi i wiem, że gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym sprawy zaszłyby dalej. Powoli się odwrócił i rzucił mnie na tył SUVa. Wylądowałam miękko ale z zaskoczenia pisnęłam. Wskoczył na tył żeby do mnie dołączyć i przysunął się bliżej żeby otoczyć mnie ramieniem. "A więc wygrana historia wieczoru- gdzie to ja byłem?" powiedział zadowolony z siebie i szturchnęłam jego ramię swoim sprawiając, że się wyszczerzył. Złapał mnie za rękę i splótł razem nasze palce zanim zaczął opowiadać. "Więc wszyscy ruszyliśmy w pościg za podejrzanym. Rob i ja jako pierwsi dojechaliśmy na postój ciężarówek na skraju miasta, gdzie podejrzany porzucił swój samochód. Pobiegliśmy za nim i złapałem go na głównym wjeździe. Kiwnęłam głową, bo znam już tą część historii. Całe miasto o tym słyszało, to była wielka sprawa. W naszym nudnym małym mieście nigdy nie ma napadów ani pościgów, więc kiedy twój mąż bierze udział w pościgu i łapie odpowiedzialnego za pierwszy w mieście od 100 lat napad na sklep.. oczywiście, że o tym słyszałam.
154
"Mały tłum zebrał się na zewnątrz, żeby zobaczyć co się dzieje, w większości kierowcy ciężarówek przejeżdżających przez miasto, nikt z miejscowych. Rob był zaraz za mną na wypadek wsparcia. Miał problem, żeby nadążyć. Trochę przytył od czasu, kiedy zostawiła go żona." Nachylił się mówiąc cicho ostatnie zdanie jakby to była tajemnica, że Rob zmaga się z całą tą sytuacją z żoną i separacją. Spędził dużo czasu w naszym domu odkąd to sie stało i kiedy w końcu przyszły papiery rozwodowe kilka miesięcy temu, kompletnie się załamał jedząc wszystko w zasięgu rąk. Od czasu pościgu zaczęło mu się poprawiać. Chodził z Willem na siłownię, zrzucił kilka kilogramów i wygląda jak ten sam stary, umięśniony i przystojny Rob, którym kiedyś był. Więc nie wiem co to ma do rzeczy z tą śmieszną historią. "Jak tylko miałem podejrzanego na ziemi Rob schylił się, żeby zakuć go w kajdanki i podnieść, żebym mógł wstać i się ogarnąć. Ale kiedy się schylił jego spodnie pękły na szwie i wszyscy ci kierowcy zobaczyli jakie ma pod spodem bokserki. A co gorsze- jego bokserki miały słowa "miłosna maszyna" na całych bokserkach, a litery były oczojebno różowe." Tak bardzo jak wiem, że nie powinnam, wybuchłam śmiechem wyobrażając sobie Gorącego Roba- ksywka, którą dała mu moja znajoma- singielka i nauczycielka- praktycznie świecącego przed połową floty amerykańskiej ciężarówek, którzy zaparkowali na naszym miejscowym postoju. Will przyłożył pięść do ust, żeby zakryć swój własny śmiech. 155
"A co gorsze, wszystkie jego zapasowe mundury były w pralni, więc musiał siedzieć w jednej z kabin w kiblu i czekać aż przyjdę z zestawem do szycia, który kupiłem na postoju i zszyję jego spodnie jakoś w miarę, żeby mogły wytrzymać przez resztę dnia." Ostatnia część historii i fakt, że wiem jak żałosne są umiejętności szycia mojego męża sprawiły, że mój brzuch aż mnie boli od śmiechu. Oczywiście, że jego historia jest śmieszniejsza, zawsze tak jest. Zdolność Willa do rozśmieszenia mnie zawsze była jedną z rzeczy, za które go kocham. Odkąd się poznaliśmy, zawsze staraliśmy się pobić w śmiesznych historyjkach. Domyślasz się pewnie, że nigdy nie wygram tej gry. Wytarłam łzy z oczu i zgarnęłam wszystkie przekąski z lodówki, którą zapakowaliśmy. Jesteśmy rodzicami, którzy pracują w usługach publicznych- oczywiście, że jesteśmy ludźmi z lunchem zapakowanym na wynos. Budka z napojami nie jest naszą przyszłością. Rzuciłam mu paczkę Skittlesów i wróciłam na swoje miejsce obok niego. "Okej poddaję się, wygrałeś jak zwykle" rozprostowałam ramiona i dźgnęłam go palcem w pierś starając się wyglądać na jak najbardziej poważną. "Tylko nie przyzwyczajaj się do tego, jestem zdeterminowana, żeby znaleźć lepszą historię Mathews i zrzucić cię z tego twojego wysokiego konia" Złapał za mój palec i pocałował jego opuszkę. "Będę gotowy na cokolwiek co opowiesz." 156
Oby dwoje umościliśmy się na kocach żeby obejrzeć film w komfortowej ciszy. Podczas gdy dni tutaj mogą być ładne, październikowe wieczory stają się chłodniejsze więc owinęliśmy się ciasno kocami i przytuliliśmy do siebie. Nie było jeszcze pierwszego śniegu ale przez chłodne powietrze można zmarznąć. Ułożyłam się w zgięciu ramienia Willa, a on owinął oby dwie silne ręce wokół mnie. Mogę poczuć jego oddech w moich włosach i jak jego pierś się podnosi za każdym razem kiedy się śmieje, to sprawia, że czuję się bezpieczna. Przez niego czuję się bezpieczna i to jest uczucie, którego nie miałam od dłuższego czasu. Myślałam, że mężczyźni mogą tylko skrzywdzić i Brooks udowodnił, że to prawda ale Will sprawił, że można znów kochać. Poskładał moje serce z powrotem i przez to zawsze będę dbać o tego mężczyznę. Kiedy w końcu dotarliśmy do domu oby dwoje jesteśmy zmęczeni. Już dawno odeszły czasy imprezowania po nocy, spania do południa i popołudniowych drzemek. Teraz kiedy nie zaśniemy na kanapie przed 22 to znaczy, że dzień nie był ciężki. Może i jesteśmy nudni i przeszliśmy przez fazę wygody w strefę wapniaków, ale dla nas to jest w porządku. Oby dwoje dokończyliśmy mycie zębów i zakładam moją najwygodniejszą piżamę kiedy czuję, że Will staje za mną. "Mamy dom dla siebie, nie sądzę, żeby to było potrzebne" wymruczał mi do ucha zabierając ode mnie moje spodenki od piżamy i rzucając je na drewnianą podłogę. 157
Zamiast się odwrócić, sięgnęłam rękami do tyłu i natrafiłam dłońmi na nagiego Willa. Jego podniecenie otarło się o moje plecy kiedy zaczął mnie prowadzić do naszego łóżka. Kołdra została przesunięta w stopy łóżka i kiedy delikatnie mnie popchnął w dół na materac świeżo wyprasowane i chłodne prześcieradło sprawiło, że przez moją pierś i brzuch przeszedł dreszcz, który pobudził moje zmysły. Will położył się na mnie, jego ramiona po obu stronach mojej głowy i mogę poczuć jak jego waga delikatnie przyciska mnie do łóżka. Will porusza się po cichu odgarniając włosy z mojej szyi całując mnie wzdłuż niej i wzdłuż ramion. Mogę poczuć każdy pocałunek, każde liźnięcie i kiedy delikatnie dmucha na moją wilgotną skórę. Przeszedł po mnie dreszcz i gęsia skórka pojawiła się na moim ciele. "Taka delikatna.. twoja skóra jest zawsze taka delikatna i pachniesz wystarczająco dobrze żeby cię zjeść" Okrążył ręce wokół mojej talii i pociągnął nas na środek materaca. Odwrócił mnie i przykrył mnie swoim ciałem. Rozciągnęłam się pod nim i owinęłam moje nogi wokół jego umięśnionego tułowia. Will pochylił się lekko pozwalając żeby nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku po czym jego pocałunek stał się gwałtowny i domagający się. Jego dłonie wędrują po każdym centymetrze mojej skóry podczas gdy jego pocałunki pochłaniają mnie. Wplotłam palce w jego włosy delikatnie pociągając za nie i skrzyżowałam moje kostki
158
razem tuż nad dołeczkami w jego plecach nad jego pupą, przyciągając go do mnie i bardziej zachęcając. Długo nam zajęło, żeby się połączyć seksualnie jako para. Chemia, którą teraz mamy nie była czymś co przyszło nam naturalnie ale przez lata dostroiliśmy się z naszymi potrzebami. Od razu zrozumiał czego się domagam i zaczął się we mnie poruszać pogłębiając pocałunek z każdym pchnięciem. Nasze oddechy stały się nierówne, Will przerwał nasz pocałunek i wtulił twarz w moją szyję, jego ciepły oddech przy mojej skórze sprawił, że moje pożądanie wymknęło się spod kontroli. "Już prawie Viv" Will wydyszał przyspieszając tempo. Nie odpowiedziałam za pomocą komunikacji werbalnej. Ledwo co mi się udało wydobyć z siebie zdyszany jęk, który oznacza mój zbliżający się orgazm. Nasze ciała napięły się razem i czuję jak Will opada na mnie. "Kocham cię Vivian" Will powiedział wypuszczając powietrze i starając się opanować swój oddech "bardziej niż cokolwiek innego." Powoli otworzyłam oczy i wzięłam jego twarz w moje dłonie pocierając kciukami o jego kości policzkowe "Ja ciebie też kocham Will" powiedziałam patrząc w jego oczy w kolorze miodu. Myślę o tym jak sprawił, że zobaczyłam, że miłość nie musi być perfekcyjna żeby była właściwa. Jak pokazał mi, że 159
w życiu nie chodzi o perfekcję, chodzi o zaakceptowanie podróży i cieszenie się ludźmi, którzy chcą z nami udać się na tą wycieczkę. Ten mężczyzna pomógł mi w otrzymaniu najbardziej cudownego życia. Uwielbiam nasze wspólne życie i wszystko wiąże sie z naszą nieidealną miłością którą mamy. Ale zamiast mu o tym powiedzieć odprężyłam się w jego objęciach żeby nacieszyć się mężczyzną, który dał mi tak wiele. Will oparł się na łokciu i odgarnął i odgarnął luźne pasmo włosów z mojej twarzy. Pochylił się i pocałował mnie w czoło to jego sposób na okazanie mi, że docenia moją deklarację. W pokoju jest ciemno poza małą lampką, która produkuje wystarczająco dużo światła, że mogę zobaczyć jego olśniewający uśmiech. "Muszę cię o coś zapytać Viv" powiedział kiedy uśmiech zniknął z jego twarzy, a jego poważny ton zawisł w powietrzu. Odepchnęłam się łokciami i odwróciłam w jego stronę. "Dużo ostatnio myślałem o naszym życiu tutaj. Cóż, bardziej myślałem o mojej pracy, twojej rodzinie, naszych znajomych w Denver.. o wszystkim. Myślę, że to czas, żebyśmy w końcu zrobili to, o czym rozmawialiśmy odkąd się tutaj przeprowadziliśmy." Od razu przyszło mi na myśl, że to coś w stylu kryzysu wieku średniego albo epizod męskiej menopauzy i zaczęłam odczuwać niepokój co to może oznaczać. Moja rozpalona 160
skóra zaczęła palić od strachu sączącego się do mojej podświadomości. Obawiam się, że to nowe życie nie będzie zawierało w sobie rodziny, którą wspólnie stworzyliśmy, że on chce kogoś innego niż ja23. Will zauważył moje zmartwienie, może czytać moje emocje jakby to były jego własne. Przyciągnął mnie do siebie i owinął wokół mnie swoje ramię. "Mówię o tym, żebyśmy zmienili nasze życie razem. Jesteśmy drużyną. Gdy ja idę, ty też idziesz ukochana. Zawsze będziemy razem." Odprężyłam się w jego ramionach, kiedy jego słowa spłynęły na mnie i kiwnęłam głową przy jego piersi okazując mu aprobatę. Wygramoliłam się spod niego, żeby usłyszeć resztę tego co ma do powiedzenia. Will nie puścił mnie zbyt daleko trzymając moją rękę i całując ją. "Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas myślało, że będziemy tu zawsze mieszkać ale z czasem zrobiło nam się tutaj wygodnie. Wiem, że jednym z powodów dla których nie chcesz się wyprowadzić jest moja praca. Ale Viv im więcej o tym myślałem, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jestem gotowy na to żeby przestać być gliniarzem." Usiadłam prosto na łóżku kiedy o tym powiedział "O czym ty mówisz? Kochasz być gliniarzem Will, to jest to kim jesteś"
23
Nie no, nie no.. tyle co jej powiedział, że ją kocha i tyle co się wymigdalili w łóżku ale ona myśli, że on ją zostawia.. kill me
161
"Nie kochanie, to nie jest to kim jestem, to jest to co robię. Masz rację, że kocham swoją pracę, ale moją rodzinę kocham bardziej." "Nigdzie się nie wybieramy Will. Możesz być gliniarzem i wciąż mieć rodzinę." powiedziałam przekonywująco przesuwając palcami po jego piersi. Jednym z powodów dla których żona zostawiła Roba, była praca i kiedy to wszystko się stało Will zaczął się martwić, że mogłoby mnie to zachęcić żebym też odeszła. Tak, godziny pracy są okropne, czasem jest tak, że widzimy się tylko przez 10 minut rano, kiedy wychodzę do szkoły, a on wraca do domu w nocy z nocnej zmiany. Rzadko kiedy możemy wyjść gdzieś na wieczór, bo Will przeważnie ma tylko jeden wolny weekend w miesiącu. Jego praca nie sprzyja życiu rodzinnemu, tak bardzo jakbym chciała, żeby był częściej w domu, nigdy bym go nie poprosiła, żeby zrezygnował. I nigdy bym go przez to nie zostawiła. "Jestem zmęczony tym, co ta praca robi mojej rodzinie. Wiem, że rozumiecie i to mi pomaga jakoś przejść przez te ciężkie zmiany. Ale nie chcę już przegapiać naszego życia razem." Will usiadł i zaczął ciągnąć za swoje włosy, więc zaczęłam gładzić go po plecach, żeby okazać mu wsparcie. "Sezon piłki prawie się kończy, a ja byłem tylko na dwóch meczach. Dziś wieczorem była nasza pierwsza randka od trzech miesięcy, a do tego jeszcze w zeszłym tygodniu przyszło zaproszenie na spotkanie absolwentów z college'u i 162
pierwsza rzecz, która przyszła nam na myśl, to fakt, że nas tam nie będzie, bo nie będę miał wolnego." wyliczył w długiej tyradzie. "Więc myślisz, że co powinniśmy zrobić?" zapytałam. "Jestem gotowy, żeby zrezygnować z policji i znaleźć coś innego. Może jakaś praca w stażach albo zwolnieniach warunkowych. Przejrzałem nawet firmy doradzające w śledztwach. Rozmawialiśmy milion razy o przeprowadzce do Denver. Wiem, że tęsknisz za przyjaciółmi i nie mów mi, że Jen nie próbowała cię przekonać do przeprowadzki za każdym razem kiedy wisisz z nią na telefonie. Zresztą uwolnienie się od Charlotte i twojej matki jest wystarczającą zachętą." "Mówisz na poważnie tym razem?" zapytałam. "Przeprowadzamy podobną rozmowę co najmniej raz w roku i nigdy do niczego nie doszło" Jeżeli Will jest gotowy na to, żeby w końcu postawić ten drastyczny krok, pójdę za nim ale mam dość z tym niezdecydowanym krążeniem w przód i w tył, które odprawialiśmy przez ostatnie lata. "Jestem gotowy Viv" powiedział pewnie "Sądzę, że powinniśmy poczekać do końca roku szkolnego i przeprowadzić się na przyszłe lato. Ten dom był dla nas cudowny ale jestem gotowy na bardziej przyjazną rodzinie pracę i chcę żeby w naszym życiu byli nasi starzy przyjaciele. Chcę żebyśmy znowu cieszyli się życiem, a twoja
163
rodzina tutaj sprawia tylko, że źle się czujemy przez nasz sposób życia" "Okej" nie mogę wymyślić lepszej odpowiedzi. Jeżeli jest gotowy, też jestem gotowa. Wiem, że jakoś znajdę pracę i znajdziemy jakieś mniejsze szkoły dla dzieciaków na przedmieściach. Poza tym tęsknię za dziewczynami i za moją siostrą Amandą. Jedyne co mnie tutaj trzymało to praca Willa ale jeżeli chce z niej zrezygnować, jestem gotowa, żeby się wyprowadzić24. "Okej? Tak po prostu?" zapytał nie ukrywając swojego zaszokowanego wyrazu twarzy. "Tak. Jeżeli jesteś gotowy na tą zmianę to jestem na pokładzie. Dam wypowiedzenie pod koniec roku i będziemy mogli zacząć przygotowania do przeprowadzki." Uśmiech rozświetlił jego twarz i wypuścił powietrze z ulgi. Najwidoczniej martwił się o moją odpowiedź. Przechyliłam się do niego obdarowując go siarczystym pocałunkiem i przytuliłam się do niego. "To za nasze nowe miejskie życie" powiedziałam dając mu całusa w pierś. Will położył nas na materacu i położył głowę na poduszce. Naciągnął kołdrę na nasze chłodne ciała i uścisnął mnie mocno. "Dziękuję ci za to Vivian" wyszeptał do mojego ucha, kiedy czuję, że zaczyna mnie pochłaniać sen. "Wszystko, czego kiedykolwiek chciałem to życie z tobą. Nie ważne gdzie, 24
Już o tym nawija pięćsetny raz na sto różnych sposobów.
164
ważne żebyś ty tam była." Czuję jego usta przy mojej skroni zanim pogrążyłam się w śnie.
165
Rozdział 14 Vivian Ten weekend był dobry. Jeden z lepszych od dłuższego czasu. Cieszyliśmy się nim całą rodziną, co jest dla nas rzadkie. Tego ranka, kiedy wychodziliśmy do pracy, emanowała od nas ulga. Podjęliśmy decyzję o przeprowadzce i mogłam poczuć od Willa entuzjazm, kiedy pocałował mnie na dowidzenia, aż w nim buzowało. Też jestem podekscytowana, ale kiedy tak dzisiaj chodziłam z jednych zajęć na następne albo widziałam moje dzieciaki na korytarzu naszej małej szkoły, kiedy szły na śniadanie jakoś tak zrobiło mi się smutno, przez to wszystko, że zostawimy to za sobą. Uwielbiam grono z którym pracuję i że w tym samym budynku jest podstawówka i liceum25. Ta dynamika kreuje pewien rodzaj społeczności, której nie da się powielić. I wątpię, że natrafimy na coś takiego kiedy się przeprowadzimy. Definitywnie będę za tym tęsknić. "Jak tam weekend?" zapytała Kerri James, nasza nauczycielka od nauk społecznych, kiedy usiadłyśmy na lunchu w pokoju nauczycielskim. "Był idealny" powiedziałam jej siadając na moim krześle i wypakowując lunch. Nasze przerwy są tylko 15 minutowe, przez to jak nakładają się zajęcia podstawówki i liceum.
25
W USA nie ma tzw. 'gimbazy' :D podstawówka trwa chyba 8 lat, a liceum 4 ;> nie pamiętam dokładnie.
166
"Will miał wolne, więc mogliśmy jechać na mecz Blake'a i dzieci zostały u Char więc mogliśmy wieczorem wyjść na kolację. Było miło. W niedzielę po prostu zostaliśmy w domu, miałam masę ocen do wystawienia, przez te wszystkie zastępstwa z zeszłego tygodnia." Nie powiedziałam jej o naszych planach i przeprowadzce, planuję to odwlec jak najdłużej się da. Kerri jest jedną z osób z którymi jestem tutaj blisko, ale gdybym o tym powiedziała, sprawy byłyby napięte przez cały rok. Wiem, że na pewno byłaby dla mnie wsparciem, nie o to chodzi, chodzi o tą wiszącą nad głową chmurę, której chcę póki co uniknąć. "Znam to, kiedy biorę zastępstwo mój weekend zawsze jest zrujnowany. Gorący Rob miał coś wspólnego z twoim weekendem?" zapytała przysuwając do siebie swoją tacę z lunchem i grzebiąc widelcem w swojej sałatce. Przewróciłam oczami na jej pytanie. Kerri jest jedną z atrakcyjnych samotnych nauczycielek w tej szkole. Jest wysoka, z jasnymi niebieskimi oczami i długimi kręconymi blond włosami z najsłodszą i najbardziej opiekuńczą osobowością. Jakim cudem dalej jest samotna- nie mam pojęcia. To miasto nie sprzyja singlom. Morze pełne ryb, o którym się słyszy jest raczej wyschnięta zatoczką pełną płotek. To świetne miejsce na wychowanie dzieci ale z drugiej strony okropne jeżeli chodzi o szukanie miłości. Nie jest to tajemnicą, że coś do niego czuje. I gdyby faktycznie się za niego zabrała, zamiast zachowywać się jak 167
pasywno agresywny licealista mogłoby coś z tego być. Kerri zawsze czuła do niego miętę, nawet jeżeli się do tego nie przyznaje i kiedy Rob został wolny, myślała, że wygrała na loterii. Czy wykupiła los? Do diabła nie. Zacznie w końcu działać na własną rękę? Prawdopodobnie nie. Ona po prostu potajemnie nienawidzi kobiety, z którymi umawia się Rob. Gdybym wiedziała, że Rob jest gotowy jakoś bym ich zeswatała, ale póki co myślę, że to by była katastrofa. On wciąż jest załamany po rozwodzie, więc nie będę go popychać. "Nie, nie widzieliśmy go o dziwo" roześmiałam się zanim dorwałam się do kanapki. "A co z tobą? Coś dzikiego i szalonego czym możesz się podzielić?" Prawie zakrztusiła się mlekiem czekoladowym. "Zapomniałaś gdzie mieszkasz? Najbardziej ekscytującą częścią mojego weekendu przeważnie jest szkolny mecz albo babskie pierdoły z lat 80' na TBS. Nie prowadzę zbyt stymulującego życia, nie byłam na randce prawie od roku." "Oh daj spokój. Wcale nie jest tak źle." Powiedziałam jej dobrze wiedząc, że jej życie randkowe jest tak smutne jak to obrazuje. Opuściła widelec i przechyliła głowę, patrząc na mnie jakbym była szalona. "Mam kartę stałego klienta do Adama i Ewy26 i kiedy dzwonię na 1-800 sprzedawczyni zna mnie z nazwiska. 26
Adam and Eve- sex shop? ;> sklep z erotyczną bielizną i gadżetami :P
168
Co nie jest złe kiedy składasz zamówienie, żeby zaskoczyć swojego faceta. Moje zamówienia są do indywidualnego użytku." "Okej" roześmiałam się "Pomogę ci kogoś znaleźć, chociażby do rozpakowania twojego pudełka z zabawkami." "Hej, jeśli masz jakieś układy z Gorącym Robem może zapakować i rozpakować cokolwiek chce w moim domu" "Nie wydaje mi się, żeby był już gotowy na randkowanie, ale kiedy będzie, upewnię się, że jesteś na jego krótkiej liście." Powiedziałam jej pakując resztki do pudełka na lunch. "Krótka lista!" krzyknęła gapiąc się na mnie. "Lepiej żebym była jedyną kobietą na tej liście" roześmiałyśmy się, po czym spojrzała na swój zegarek i wzięła ostatniego kęsa swojej kanapki "Musimy się zbierać, maluchy będą w mojej klasie lada chwila." Wstałyśmy z naszych krzeseł i skierowałyśmy się w stronę jej klasy. Razem z Kerri staramy się powiązać angielski i nauki społeczne jak najbardziej się da. Teraz jesteśmy w środku prezentacji w ósmej klasie we wspólnym projekcie. Studenci muszą szukać planów Wirginii, New Jersey i Connecticut, zrobić plakat popierający jeden z planów, a potem zaprezentować to całej klasie. Kiedy dotarłyśmy do drzwi czeka na nas mały tłumek uczniów. Przecisnęłyśmy się żeby otworzyć drzwi przez spoconych czternastolatków krzątających się wokół nas w poszukiwaniu 169
swoich plakatów i miejsc. Jak tylko wszyscy usiedli Kerri zwróciła się do klasy przypominając im o naszych wymaganiach. "Póki co wykonaliście dobrą robotę jeżeli chodzi o wasze projekty. Zostało tylko kilka osób, które jeszcze nie przedstawiły swojej prezentacji. Powinnyśmy skończyć dzisiaj wszystkie wasze prezentacje. Pamiętajcie, że pani Mathews ocenia wasze umiejętności przy prezentacji i argumenty jakie umieściliście na plakatach. Ja będę oceniać precyzyjność informacji historycznych, którymi się z nami podzielicie. Reszta niech słucha uważnie. A teraz, czy ktoś chciałby zacząć?" Zajęłam miejsce z tyłu klasy z moją stertą kartek z rubrykami do oceniania. Morze rąk wystrzeliło w powietrze, czekając na wywołanie. Kerri wybrała kogoś i usiadła obok mnie. W połowie godziny lekcyjnej liczba ochotników się zmniejszyła i zaczęłyśmy wybierać pośród uczniów, którzy jeszcze nie mieli prezentacji. Wylosowałam imię na karteczce ze słoja i okazało się, że trafiło na Sarę. Jest ponad przeciętną uczennicą i jestem zaskoczona, że nie zgłosiła się na początku. Od razy zaczęła panikować i odmawiać wyjścia przed klasę. "Nie mogę tego przedstawić pani Mathews" powiedziała. "Twój plakat nie jest skończony?" Kerri wtrąciła. 170
"Jest. Ale nie sądzę, że powinnam go przestawić" Razem z Kerri spojrzałyśmy na siebie zdezorientowane. Sarah nie jest raczej nieśmiała. "Kochanie, wykonałaś dobrą pracę, jestem pewna, że wszystko jest w porządku." powiedziałam jej "Jeżeli nie chcesz tam stać sama, wybierz koleżankę, która będzie trzymać twój plakat a ty nam o nim opowiesz." Spojrzała na swoją przyjaciółkę Alison, która rzuciła okiem na jej plakat i od razu zaczęła się śmiać. "Nie jestem pewna, czy powinna to przedstawić pani James." "Dziewczyny, o co chodzi?" Kerri zapytała. Alison podbiegła do pojemnika z markerami i zaczęła coś rysować na plakacie Sary. "Poprawiłam to, tak myślę. Może przedstawiać" Dziewczyny zaczęły iść na przód ale zatrzymałam je obawiając się co może być na tym plakacie. Kryjąc za sobą plakat Alison zaczęła mówić coś do Sary, która chowa swoją twarz w rękach z zawstydzenia. "Na plakacie była mała literówka pani Mathews ale poprawiłam to. Powinno być w porządku" zapewniła mnie. "Przynieś to tutaj żebyśmy mogły zobaczyć" Kerri powiedziała im. Cała klasa stara się ukryć śmiechy i chichy. Informacja o tym co jest na plakacie obiegła już całą klasę, co nie jest zaskakujące i teraz próbują się powstrzymywać.
171
Sarah została przyrośnięta do swojego miejsca, więc Alison przyniosła plakat do naszej ławki na tyłach klasy. Pokazała nam go i ogłosiła "Widzicie? Myślę, że wykonałam całkiem dobrą robotę poprawiając to" Sapnęłam, a Kerri usiłuje ukryć śmiech ale kiedy klasa w końcu wybuchła śmiechem, my także. Sara wybrała plan Wirginii na swój plakat, jednakże przekręciła nazwę stanu. Wielkimi różowymi i fioletowymi literami na górze plakatu napisane jest "Wagina Plan". Alison starała się, żeby nie wyglądało to na 'wagina' a bardziej jak Wirginia wciskając miniaturowe 'r' pomiędzy 'a' i 'g' ale jej starania nie zdały się na nic. Wytarłam łzy z moich oczu i wzięłam głęboki wdech. "Sara nic się nie stało, pomyłki się zdarzają. Zajmij swoje miejsce. Nie musisz tego przedstawiać przed całą klasą, zaprezentujesz nam to po zajęciach" "Myślałam, że dobrze to poprawiłam" usłyszałam Alison mamroczącą do siebie kiedy poszła na swoje miejsce. Komentarz sprawił, że Kerri znowu wpadła w histerię i walnęłam ją w ramię, żeby się ogarnęła. Musimy ogarnąć jakoś klasę. Nachyliłam się i powiedziałam do niej po cichu "Myślę, że w końcu mam historię, która pobije wszystkie śmieszne historyjki Willa"
172
Energicznie pokiwała głową "To było wyjątkowo śmieszne. Nie sądzę, żebym mogła znów w ten sam sposób spojrzeć na ten stan" "Dobra, klaso ogarnijmy się i dokończmy nasze prezentacje" ogłosiłam. Klasa powili opanowała swój śmiech i kiedy głośne pukanie do drzwi rozległo się po klasie, wszyscy ucichli. Nasza dyrektorka, pani Jacobs wyjrzała zza drzwi. Warknęłam wewnętrznie, już byłam obserwowana w tym semestrze, więc jej obecność pewnie jest związana z tym, żeby któraś z nas miała zastępstwo. Zwolnienia w gronie nauczycielskim są już śmieszne. To nie jest wina Susan, ale kuźwa, braki w planie już zaczynają nas wykańczać. Wszyscy kochamy Susan, jest jak adoptowana babcia dla nas wszystkich. Jest niska, pulchna i ma złote serce. Ale żeby nie było pomyłki, nie bez powodu jest dyrektorką. Ta kobieta może sprawić, że dorosły facet będzie płakać. Widziałam to, to nie jest piękny widok. "Pani Mathews, potrzebuję pani" powiedziała zanim wróciła na korytarz. Spojrzałam na Kerri i jej wyraz twarzy dał mi do zrozumienia, że myśli o tym samym. Popołudniu będę miała zastępstwo. Dałam Kerri wszystkie moje papiery z rubrykami, żeby mogła kontynuować beze mnie i wyszłam na korytarz. "Którą klasę muszę dzisiaj wziąć?" zapytałam jak tylko drzwi się za mną zamknęły. 173
Złapała mnie za rękę ściskając ją, kiedy wzięła głęboki oddech "Nie potrzebuję dzisiaj żadnego zastępstwa Viv. Musisz ze mną iść" Szybko przeszukałam moją pamięć żeby znaleźć powód dla którego zostałam wyciągnięta z zajęć do gabinetu dyrektora. Nie wymyśliłam nic, więc ruszyłam za nią do jej gabinetu. Susan zwolniła, żebyśmy mogły iść ramię w ramię ale nic nie mówi przez całą drogę. Jeżeli mam kłopoty, nie będę zaczynać rozmowy w korytarzu więc też nic się nie odzywam. Kiedy pokonałyśmy ostatni zakręt w drodze do jej gabinetu sytuacja zaczęła się rozjaśniać. Jesteśmy tylko kilka metrów od gabinetu ale kiedy Rob w swoim mundurze odwrócił się przodem do nas słysząc nasze kroki wmurowało mnie w podłogę. Jego czerwone zapuchnięte oczy i mokre policzki powiedziały mi wszystko, co muszę wiedzieć. Czuję, jakby moje nogi utknęły w betonie i odmawiają poruszania się dalej żeby zmierzyć się z tym co czeka na mnie na końcu korytarza. Susan maszeruje dalej, nie zauważając, że przestałam iść. Odwróciła się i podeszła do mnie żeby mnie zachęcić do ruszenia się ale wyciągnęłam rękę żeby ją powstrzymać. Są tylko dwa powody dla których Rob może tutaj teraz być i spojrzałam mu w oczy, żeby ocenić jak poważna jest sytuacja. Wstrzymałam swój oddech czekając aż mi powie.
174
Kiedy pokiwał głową i spojrzał w dół na podłogę, wiem, że Will odszedł27. Korytarz jest pusty ale czuję się jakbym została ściśnięta pomiędzy dwie betonowe ściany. Moje serce opadło do żołądka i wszystko wokół mnie zaczęło wirować. Kiedy dopadły mnie zawroty głowy upadłam na podłogę niezdolna do oddychania, niezdolna do spojrzenia na Roba, który słyszę, że ruszył w moim kierunku. Moje spocone palce wbiły się w podłogę i czuję jak balansuję na krawędzi odrętwienia- mój emocjonalny schron. Rob schylił się do mnie, jego łzy na mojej szyi. Kiedy poczułam jego rękę na moich plecach moje cierpienie wypłynęło na powierzchnię. Zrobiłam głęboki wydech, który powstrzymywałam i zaszlochałam w ziemię, pozwalając, żeby zimna podłoga ochłodziła moje gorące łzy. Rob podniósł mnie w swoich ramionach i zaczęłam płakać w jego ramię. Usłyszałam mamrotanie w drodze do gabinetu ale przez mój płacz nic nie słyszę. Drzwi się za nami zamknęły i usadził mnie na jednym z krzeseł w gabinecie. Susan zaoferowała mi chusteczkę i wyszła. Mówią, że żona oficera powinna być przygotowana na taką sytuację, ale teraz przez ogrom sytuacji nie mogę znaleźć niczego co by mogło mnie na to przygotować. Rob usiadł na przeciwko mnie i pozwolił się wypłakać, nie zaoferował mi pustych słów czy kondolencji, nie próbuje mnie uspokoić i jestem za to cholernie wdzięczna.
27
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! ;(((((((((((((((((((((( jak mogła! głupia pipa pipa....... uśmiercić Willa :(((((((((((( sory..
175
Pozwoliłam sobie poczuć dogłębnie moją stratę aż wypłakałam wszystkie łzy. Wytarłam chusteczką Susan mój nos i policzki i odwróciłam się do Roba. Zdałam sobie z tego sprawę, że on też cierpi ale muszę się dowiedzieć o wszystkim zanim stąd wyjdę. Muszę być zdolna do tego, żeby przejść przez ten korytarz i zmierzyć się z moimi dziećmi znając prawdę o tym co się stało mojemu mężowi. "Muszę wiedzieć co się stało Rob." Moje słowa są przytłumione i ochrypłe przez moje zaciśnięte gardło ale udało mi się je rozluźnić. "Viv, myślisz, że teraz jest na to dobra pora? Może zadbamy o to, żebyś dotarła do domu? Postaram się, żeby twoja matka zabrała dzieci, w ten sposób jakoś to wszystko powoli ogarniemy." Mój smutek zmienił się w złość, czuję się jakbym znów miała 5 lat i zamiast mojej matki ukrywającej przede mną prawdę teraz jest to jeden z moich najbliższych przyjaciół. "Nigdzie się nie wybieram" odszczeknęłam "Zabiorę moje dzieci i zawiozę je do domu zaraz po tym jak się dowiem co się stało ich ojcu. Odmawiam ruszenia się stąd dotąd dopóki mi nie powiesz" Zacisnęłam dłonie na oparciach od krzesła przygotowując się na to co ma mi do powiedzenia. Stara się mówić ale jego głos się załamał. Przez chwilę uspokaja swój oddech i odkrząknął. "Był na południu miasta przy zwykłym zatrzymaniu za 176
prędkość. Potwierdził już wszystkie informacje przez radio więc sądzimy, że stał przed samochodem udzielając kierowcy informacji o mandacie. Kierowca ciężarówki skręcił ze swojego pasa na pobocze i uderzył w Willa i w samochód zatrzymany na poboczu." "Czy ktoś przeżył?" wyjąkałam. Rob złożył razem swoje ręce i spuścił głowę w dół, niezdolny do tego żeby na mnie spojrzeć. Zmaga się z tym, żeby jakoś się pozbierać ale nie pozwalam mu od tego uciec. "Kierowca ciężarówki przeżył, inni zginęli na miejscu. Zabraliśmy kierowcę ciężarówki do szpitala ze względu na rozległe obrażenia. Wszystkie jego testy toksykologiczne wyszły czyste, przesłuchaliśmy go i powiedział, że zasnął za kierownicą. Przejrzeliśmy jego dziennik pokładowy i wyszło, że jechał za długo." Powiedział to wszystko tak szybko, że ledwo nadążyłam za tym co mówi. To jakby starał się jak najszybciej to wykrztusić. W końcu zwolnił i spojrzał mi w oczy "Viv, on nie powinien stać na tej drodze" westchnął. Siedzę nic się nie odzywając, stopniowo przyswajając informacje. Wiem co trzeba przygotować, co powinno być zrobione. Potrzebuję minuty do zebrania odwagi, żeby wstać i poczynić pierwszy krok w kierunku tego życia- życia bez Willa. Czuję, że im dłużej tu siedzę tym łatwiej uwierzyć, że to nie jest prawda. To nie będzie prawdziwe dopóki nie powiem tego na głos.
177
"Powiedz mi co mam zrobić Viv" powiedział Rob przysuwając się do krawędzi swojego krzesła, gotowy do akcji. "Chcę, żebyś powiadomił moją rodzinę" powiedziałam cicho "ale chcę, żebyś wszystkich trzymał z dala od mojego domu. Potrzebuję chwili z moimi dziećmi. Nie chcę, żeby ludzie się pałętali po moim domu obojętne czy chcą dobrze, czy nie. Dam wszystkim znać, kiedy będziemy gotowi na gości." "Załatwione. Cokolwiek potrzebujecie" powiedział pociągając nosem. Wzięłam głęboki oddech, nierówny oddech i wstałam na moich drżących nogach. Sięgnęłam po klamkę ale odwróciłam się do Roba. Od razu wstał gotowy na jakiekolwiek dyrektywy. Pokonałam odległość między nami i stanęłam na palcach żeby przyciągnąć go do uścisku. Zdając sobie z tego sprawę, że on tak samo cierpi jak ja okrążyłam go moimi ramionami, dając mu chwilę której może potrzebować na opłakiwanie swojego najlepszego przyjaciela, którego właśnie stracił. Rob trzymał się zaskakująco dobrze zważając na to, że pewnie stara się być silny dla mnie. Ale znam tego człowieka, potrzebuje pozwolenia na załamanie się, więc mu to dałam. Stoi z rękami przy swoich bokach, zszokowany przez moje nagłe objęcie. "Oby dwoje będziemy za nim tęsknić Rob" powiedziałam mu poklepując go po plecach. To jest zachęta której potrzebuje, żeby w końcu przerwać tą zaporę. Otoczył mnie ramionami unosząc mnie nad podłogą, 178
ściskając tak mocno, że ledwo mogę oddychać. Schował swoją twarz w moim ramieniu i uwolnił cały ból, który ukrywał przez wzgląd na mnie. Jego ciało trzęsie się z każdym szlochem, a ja go po prostu trzymam pozwalając mu na to żeby poczuł to co musi. "Nie wiem co teraz zrobić Viv" zapłakał "Był moim najlepszym przyjacielem, moim bratem, co ja mam teraz bez niego zrobić?28" "Musimy jakoś sobie z tym poradzić, dzień po dniu. To wszystko co możemy zrobić" Skinął głową przy mojej szyi i pogładziłam jego plecy starając się go ukoić, ukoić nas oboje. Kiedy jego płacz zelżał uścisnął mnie ostatni raz mocno i postawił z powrotem na ziemi. "Przepraszam Viv. Nie powinienem się tak rozkleić. Powinienem być tu teraz dla ciebie" "Nie przepraszaj. Teraz wszyscy musimy być tu dla siebie. Nie jestem jedyną, która straciła dziś Willa, wszyscy go straciliśmy" Skinął głową ale już nic nie powiedział. Na prawdę to rozumiem. Will i Rob byli dla siebie jak bracia. Jestem pewna, że jego ból jest tak głęboki jak mój i nie chcę mu tego zabierać. "Korytarze powinny być póki co puste. Pójdę po dzieci i pojadę do domu. Proszę trzymaj wszystkich z daleka" powiedziałam zanim odwróciłam się do drzwi. 28
;(((
179
Otworzyłam je i przeszłam przez próg. Korytarz jest opustoszały, tak jak przypuszczałam. I nie mam zamiaru zatrzymywać się przy głównym biurze, żeby dać im znać, że wychodzę. Jestem pewna, że informacja o wypadku się rozniesie i nie muszę nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Moją główną misją jest przytulenie Blake'a i Emmy i dotarcie do domu, więc udałam się w kierunku podstawówki. W szkole tak małej wielkości jak nasza, nie zajmuje to długo, żeby dotrzeć gdziekolwiek. Po kilku minutach stoję za drzwiami klasy dzieciaków. Obok drzwi jest duże szklane okno i stoję nieruchomo patrząc jak dzieci bawią się po drugiej stronie. Nie mogę się odważyć żeby otworzyć drzwi wiedząc, że kiedy to zrobię ich życie zmieni się na zawsze. Zburzę świat, który znają i nic już nie będzie takie samo. Czekam, obserwując jak się śmieją i trwając w ostatnich chwilach ich beztroskiego dzieciństwa. Ich nauczycielka zaczyna je zaganiać do drzemki, mój czas na zwłokę się skończył. Kiedy weszłam od razu zostałam powitana przez nauczycielki z podstawówki. Moi współpracownicy zachowują się życzliwie ale są zaskoczeni moim widokiem. Jeszcze nie wiedzą. "Muszę zabrać Blake'a i Emmę" powiedziałam im dając znać dzieciakom, że wychodzimy i żeby zabrały swoje plecaki. "Czy wszystko w porządku?" zapytały. Na szczęście nikt nie jest na tyle blisko żeby zobaczyć mój rozmazany tusz do 180
rzęs. Domyśliłam się, że może paść takie pytanie jako że nie opuściłam żadnego dnia pracy, a do tego jeszcze zabieram dzieciaki, więc to dla nich kompletnie dziwne. Tak bardzo jak mogłam się tego wszystkiego spodziewać, nie mogę powiedzieć tego na głos, więc zamiast tego dałam im wymówkę "Po prostu nie czuję się dobrze, więc pomyślałam, że zabiorę już dzieciaki do domu" Nie zawracam sobie tym głowy, żeby tłumaczyć, że powodem dla którego mój żołądek stoi w moim gardle, a moje oczy pieką z każdym mrugnięciem jest fakt, że moje serce zostało wsadzone do blendera i poszatkowane około godziny temu. Emma i Blake przybiegli do mnie i zaatakowali moje nogi, co sprawiło, że przełknąć gulę w moim gardle jest jeszcze trudniej. Wzięły ode mnie swoje plecaki i nie zadawały żadnych pytań o tą zmianę planów dopóki nie wyszliśmy ze szkoły. "Gdzie idziemy mamusiu?" Emma zapytała. Nie zamierzam o niczym dyskutować zanim dotrzemy do domu, więc wyprodukowałam najbardziej przekonywującą odpowiedź, która nie narazi mnie na więcej pytań. "Oh musimy pogadać o czymś co nie mogło dłużej czekać. Poza tym, domyśliłam się, że nie będziecie mieli nic przeciwko drzemce w domu" powiedziałam patrząc w lusterko wsteczne. Nie zadały więcej pytań i zaczęły po cichu rozmawiać na tylnych siedzeniach dopóki nie dotarliśmy na nasz podjazd. 181
Czuję jak się rozluźniam, kiedy widzę, że nie ma żadnych samochodów przed naszym domem. Rob pewnie musiał trzymać moją matkę na linii ognia, żeby ją trzymać z dala od naszego domu. Cokolwiek zrobił, żeby tego dokonać, jestem mu za to wdzięczna. Jak tylko zaparkowałam dzieci szybko odpięły pasy. Przycisnęłam blokadę dla dzieci, żeby mogły otworzyć drzwi i pobiec do domu. "Wejdźcie do środka i usiądźcie na łóżku mamusi i tatusia" powiedziałam im kiedy wystrzeliły z samochodu. Pobiegły do domu ale ja siedzę nieruchomo w samochodzie trzymając kierownicę i patrząc przed siebie na puste miejsce gdzie zwykle Will parkuje swój wóz policyjny. Staram się wymyślić co im powiedzieć. Jaki jest najlepszy sposób na poinformowanie dzieci, że ich ojciec nie wróci już do domu. Byłam kiedyś na ich miejscu i nie wiem czy są jakieś właściwe słowa ale jestem cholernie pewna, że na pewno są niewłaściwe. W tym przypadku nie da się niczego cofnąć i jestem przerażona, że mogę wszystko spieprzyć. Poddałam się, otworzyłam drzwi i powoli weszłam do środka, gdzie to co pozostało z mojego świata na mnie czeka. Znalazłam dzieciaki siedzące cierpliwie na moim łóżku ich stopy zwisają nad podłogą. Przyklękłam i zdjęłam ich buty razem ze swoimi. Wspięłam się na łóżko i pokazałam im żeby też usiadły wygodnie. Usiedliśmy w małym kółku i wzięłam w moje ręce ich malutkie rączki gładząc kciukiem ich paluszki. 182
"Dzieciaki, coś się dzisiaj stało i musimy o tym porozmawiać" "Rzuciłaś swoją pracę, tak jak chciały babcia i ciocia Charlotte? To dlatego jesteśmy w domu wcześniej?" Blake zapytał co wywołało pierwszy na wpół serdeczny uśmiech na mojej twarzy od czasu złych wiadomości. "Nie malutki mężczyzno. Nie rzuciłam pracy" odpowiedziałam z uśmiechem, który nie sięgnął moich oczu. "Wasz tatuś miał dzisiaj bardzo zły wypadek" "Jedziemy do szpitala żeby go zobaczyć? Doktor naprawi wszystkie jego ziaziu i wróci do domu?" Emma zapytała. Przez to jak słodkie jest jej pytanie gula w moim gardle aż zaczyna boleć. Przez to wszystko ciężko mi się oddycha i mój głos załamał się, kiedy próbuję mówić. Muszę odwrócić od nich wzrok żeby ogarnąć swoje emocje. "Nie kochanie" wypuściłam powietrze przez łzy. "Wypadek był zbyt duży i lekarze nie mogą go naprawić. Tatuś został za bardzo zraniony ale poszedł do Nieba" Ich malutkie twarzyczki zaczęły się wykrzywiać kiedy łzy zebrały się w ich oczach i zrozumiały, że ich tatuś nie wróci. Kiedy pierwsze łzy Emmy opadły na moją poduszkę pozwoliłam, żeby moje własne łzy poleciały i wytarłam je. Oby dwoje szybko wdrapali się na moje kolana i przytuliły swoje twarze do mojej piersi. "Tak mi przykro. Wiecie, że mamusia was kocha i wszystko będzie z nami dobrze. Po prostu musimy trzymać się razem" 183
Powiedziałam im kiedy oparłam się o zagłówek i zaczęłam głaskać je po włosach. Blake odepchnął się ode mnie i spojrzał na mnie z łzami płynącymi po jego czerwonych policzkach. "Ale przecież tatuś powiedział, że jesteśmy drużyną i że on jest kapitanem, zawsze będziemy naszą drużyną. Jeżeli go z nami nie ma, już nie jesteśmy drużyną" widzę jak wzbiera się w nim panika na myśl o tym, że nasza rodzina się rozpadła i pomimo to, że muszę jakoś ukoić ich lęki, obawiam się tej samej rzeczy. Okrążając ich ramionami obniżyłam się na łóżku żebyśmy mogli wszyscy leżeć. "Blake, nasza drużyna się nie rozpadnie. Nasza taktyka może się zmienić, ale zawsze będziemy drużyną, zawsze będziemy rodziną." Przycisnęły się do mnie bardziej i pozwoliłam im się wypłakać gładząc je po plecach. Nie ma żadnych słów, które by sprawiły, że będzie lepiej. Nie mogę zrobić nic, przez co ból by odszedł. To po prostu musi przyjść z czasem. Leżymy razem pozwalając żeby każde z nas poczuło swoją stratę. Po kolei nasz płacz ukołysał nas do snu w moim i Willa bezpiecznym łóżku. Unoszący się zapach jego wody kolońskiej z jego poduszki otoczył nas i odetchnęliśmy ostatnimi kawałkami, które nam po nim pozostały.
184
Rozdział 15 Vivian Minął prawie rok odkąd mój świat rozpadł się pod moimi stopami. Jeden rok odkąd mój dom został ode mnie wydarty. Przed Brooksem i Willem nigdy nie wierzyłam w miłość ale po nich teraz nie tylko wierzę w miłość ale wiem jak bardzo może cię wypalić. Brooks wziął moje serce i oddał mi je z powrotem kompletnie roztrzaskane. Ale Will... nie tylko skleił z powrotem jego kawałki, on je scalił i kiedy umarł zabrał moje połatane serce ze sobą. Kiedy dojrzałam do tego żeby pokochać miasto, którego nienawidziłam kiedy dorastałam, po Willu stało się przytłaczające. Takie jest właśnie teraz moje życie, przed i po Willu. Przez tą chwilę kiedy go miałam, sprawił, że moje życie i moje serce było dobre. Teraz moje życie nigdy nie będzie takie samo, powstała dziura, której nigdy się już nie zapełni. Próbowałam wrócić do pracy w mojej małej szkole ale to stało się zbyt trudne. Moi przyjaciele patrzyli na mnie wzrokiem przepełnionym współczuciem ale też nie do końca wiedzieli co mają mi powiedzieć. I tak nie było nic co mogliby powiedzieć, żeby było lepiej. Nigdy nie będzie ze mną lepiej. Traktowali mnie jak porcelanową lalkę i czekali aż się załamię, za późno na to. Już jestem załamana.
185
Moje życie znów stało się moim dzieciństwem. Wiedziałam, że byłam tematem cichych rozmów w mieście. Każdy się zastanawiał czy wszystko ze mną w porządku albo co mogą zrobić żeby pomóc mnie i dzieciakom. Dla mojego spokoju starałam się stwarzać pozory, że wszystko ze mną dobrze ale Boże, nie mogłam już dłużej patrzeć na ich smutne twarze przepełnione żalem. Za każdym razem kiedy ktoś mnie otaczał mnie ramieniem i pytał jak się mam czułam się jakbym przeżywała ten dzień na nowo. Wiem, że chcieli dobrze ale byłam zmęczona odczuwaniem bólu. Potrzebuję nowego uczucia, nawet jeżeli to oznacza jedno wielkie nic. Amanda jako jedyna ściągnęła białe rękawiczki i stwierdziła, że to pierdolenie. Dała mi tydzień w mojej piżamie zaraz po wypadku zanim zataszczyła moją dupę pod prysznic i zmusiła, żebym pozbierała swoje gówno do kupy. Moja zołzowata siostra była tak silna, że nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam. Pomogła z planowaniem pogrzebu, zadbała żeby Blake i Emma byli nakarmieni i wykąpani i upewniła się, że jakoś funkcjonuję. Taa, moja mała siostra ściągnęła kołdrę z mojej głowy i strzeliła tak, że powróciłam do rzeczywistości. Więc kiedy pojawiła się dwa tygodnie temu, wiedziałam, że nadchodzi kolejna interwencja Amandy ale tym razem zamiast upewniania się, że moje włosy są uczesane, czy koszulka nie jest na lewą stronę zamierzała zrobić rewolucję w całym moim życiu. Wiedziała, że muszę ruszyć ze wszystkim do przodu, jeżeli nie dla mnie to dla dzieciaków, 186
wiedziała, że muszę się wynieść i zacząć od nowa. Więc kiedy wszystko było już załatwione w sądzie i towarzystwie ubezpieczeniowym Amanda zaproponowała, że przeprowadzimy się do Denver i znajdziemy razem mieszkanie. To była moja szansa na nowy start, na uratowanie Emmy i Blake'a od dzieciństwa, które ja miałam. Teraz moje dni są przepełnione dziećmi. Pomiędzy całym tym osiedlaniem się a zapleczem finansowym nie muszę się martwić o pracę, więc całe dni wypełniam zajęciami z moimi dziećmi. Kiedy są w szkole, zajmuję się pisaniem co okazało się być dla mnie terapeutyczne. Piszę artykuły o dzieciach, o byciu samotnym rodzicem, edukacji, recenzje książek. Piszę bloga o wszystkim i zaczęłam pisać artykuły jako wolny strzelec do różnych magazynów. Amanda by się kłóciła, że unikam życia i że ukrywam się za moim komputerem. Ja bym to nazwała próbą przeżycia każdego dnia, kiedy tak na prawdę nie mogę znaleźć wystarczająco dużo powietrza, żeby oddychać. "Mamusiu na co patrzysz?" Emma wyrwała mnie z mojego snu na jawie. Potrząsnęłam głową i wzięłam jej dłonie w swoje strzepując brud z podwórka. "Na nic kochanie, po prostu myślę" "Myślisz o tatusiu?" pyta o to często i staram się, żeby w domu była zaznaczona jego obecność, aby wiedziały, że mimo to, że Willa z nami nie ma, wciąż może na nas patrzeć z Nieba i być z nas dumny. Zabija mnie to jednak, że za 187
każdym razem muszę odpowiedzieć na to pytanie. Blake był bardziej wyciszony jeżeli chodzi o Willa, jednak Emma ma tylko cztery lata i czasem nie może załapać, że trzeba mieć jakiś filtr. Schyliłam się i podrzuciłam ją do góry, cholera, staje się na to za duża. Usadziłam ją na moim biodrze i zachichotała "Tak kochanie, myślałam o tym jak twój tatuś byłby podekscytowany, że idziesz do nowej szkoły. Szkoła zaczyna się za miesiąc, cieszysz się?" Jej brwi lekko się zmarszczyły i odgarnęłam z jej twarzy włosy, które wypadły z jej kucyka. "Co się dzieje dziecinko?" zapytałam próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Odwróciła ode mnie wzrok i cicho odpowiedziała "A co jeśli nie będę mieć żadnych przyjaciół w nowej szkole? Nie chcę być nowym dzieckiem" Owinęłam jej nogi wokół mojej talii i siadłam na ławce z której widać plac zabaw. Podniosłam jej twarzyczkę, żeby spojrzała na mnie "Pamiętasz jak poszliśmy w zeszłym roku do wesołego miasteczka, a ty bałaś się przejażdżki na karuzeli?" Przez jej przerażony wyraz twarzy chce mi się śmiać "Tak, ten koń był ogromny, a ja jestem mała! Jakbym spadła to bym złamała rękę jak Blake kiedy spadł z trampoliny!" jej oczy są wielkie a jej ręce latają dookoła zawzięcie, kiedy opisuje jaki to mógł być tragiczny moment. 188
"Pamiętam ale bardzo chciałaś tam iść, prawda?" "Tak. Blake powiedział mi, że może mnie trzymać i nie spadnę więc odważyłam się i stanęłam w kolejce" "Nie mogliśmy cię ściągnąć z tego białego błyszczącego konia przez resztę dnia, jak go nazwałaś?" "Burza. Miał magiczne moce, sprawił, że się nie bałam i nawet nie potrzebowałam Blake'a" w tej chwili jej uśmiech jest wielki i coraz więcej blond loków opada jej na twarz przez jej hałaśliwe opowiadanie. "Byłaś odważna i dobrze się bawiłaś tego dnia. Tak samo będzie z nową szkołą. Ciocia Amanda poszła i zobaczyła jak tam jest. Powiedziała, że tam jest fajnie i nauczyciele są bardzo mili. Myślę, że jeżeli będziesz na tyle odważna żeby zacząć ten dzień, pokochasz tą szkołę pod koniec tego samego dnia." Dała mi swój najlepszy wzrok w stylu 'zastanawiam się nad tym' zanim głęboko westchnęła "Ok mamusiu, będę odważna" "Poza tym jesteś jedną z najfajniejszych dziewczyn jakie znam, dzieciaki cię pokochają" uśmiechnęłam się i połaskotałam ją aż zaczęła głośno piszczeć. Blake usłyszał nasz śmiech i przybiegł do nas porzucając huśtawkę. "Szybko Blake, bierz ją! Potrzebuje więcej łaskotek!" Opadł na trawę i dołączył do zabawy pomagając figlarnie atakować swoją siostrę. Za chwilę złapałam go i przytrzymałam, żeby też go połaskotać. Kiedy nasze brzuchy 189
i policzki nie mogą znieść więcej śmiechu położyliśmy się na trawie żeby złapać oddech i popatrzeć na kształty chmur. W takich momentach bardzo tęsknię za Willem. Moje łzy smutku szybko zastąpiły łzy radości. To niesprawiedliwe, że te świetne dzieciaki nie poznają swojego ojca albo, że nie będzie mógł z nimi dzielić tych małych ale cudownych momentów. Mam tylko nadzieję, że będę kochać Blake'a i Emmę wystarczająco mocno za nas oboje. Otoczyłam je ramionami i pocałowałam ich główki pachnące truskawkowym szamponem dla dzieciaków "Kocham was" wymamrotałam w ich włosy "Wiem, że to wszystko was przeraża ale jesteśmy drużyną i wiem, że możemy zrobić wszystko jeżeli będziemy trzymać się razem. Myślę, że to będzie dla nas dobre" Obydwoje przytulili się do mnie mocno "Dobrze mamusiu" Blake powiedział. "Tak, dobrze mamusiu" Emma dodała "ale nie chcę być w drużynie, chcę być cheerleaderką" "Załatwione" roześmiałam sie "Strzeż się Denver! Nadchodzimy!"
190
Rozdział 16 Vivian Kiedy pojawiłam się na spotkaniu absolwentów, moje nerwy szaleją, buzują w moim żołądku aż kręci mi się w głowie. Dzisiejszy wieczór jest dla mnie wielkim wydarzeniem, nie tylko spotkam się ze starymi znajomymi Willa, których nie widziałam od czasu pogrzebu ale bardzo możliwe, że pojawi się Brooks. Jen z Carly namówiły mnie na to spotkanie. W tym momencie czuję, że mogłabym je zamordować, nie sądzę, że jakoś mi się uda przez to przejść. Campbell jest poza miastem i nie mogła się pojawić. Powinnam być bardziej kreatywna i też wyskoczyć z jakąś wymówką. W Kolorado jak zwykle panuje gorące lato ale dziś wieczorem wieje lekki wiaterek, który daje trochę ulgi. Jednakże ciężko przez to ogarnąć tą piękną ale krótką sukienkę, którą wybrała dla mnie Amanda spośród wystrzałowych rzeczy, w których na pewno nie chciałabym się widzieć na żadnych portalach społecznych. "Będzie to na tobie wyglądać ślicznie Viv. Pokaż tym wszystkim facetom, że wciąż masz to coś i niech Brooks cierpi przez to co stracił" tak mi powiedziała. Taa, ją też zabiję. Otworzyłam drzwi wejściowe i od razu zostałam powitana przez Carly i Jen w holu. Wejście wygląda jakby ktoś kupił cały asortyment serpentyn z Party America. Gdyby nie wymieszana wariacja zieleni i żółci i oczywiście kartonowe 191
wycinanki baranich głów pomyślałam, że to miejsce zostało ozdobione papierem toaletowym. "Jasny gwint, ktokolwiek był w komitecie dekoracyjnym powinien poważnie przewartościować swoje umiejętności dekoracyjne" powiedziałam kiedy przecisnęłam się przez drzwi desperacko próbując poprawić sukienkę i przygładzić moje potargane przez wiatr włosy. "Hej! Ciężko nad tym pracowałam, zajęło mi to całe popołudnie!" Carly krzyknęła. Wytrzeszczyłam oczy, kiedy zorientowałam się, że właśnie obraziłam jedną ze swoich najbliższych i najstarszych przyjaciółek ale za chwilę razem z Jen wybuchły śmiechem. Podeszłam do nich bliżej krzywiąc się "Ty dziwko, to nie było śmieszne. Poważnie myślałam, że zraniłam twoje uczucia" Jen okrążyła mnie ramieniem i przycisnęła do siebie wycierając łzy ze swoich oczu "Rozchmurz się Viv, to było kurewsko śmieszne, powinnaś widzieć swoją twarz. Szkoda, że tego nie nakręciłam" "Poważnie, tak się martwiłaś o dzisiejszy wieczór. Pomyślałam, że powinnyśmy zacząć od odrobiny śmiechu. Powinnyśmy się śmiać i tańczyć przez całą noc jak za starych czasów" Carly dodała. "Boże, to jest głupie. Nie powinnam tutaj być. Amanda wetknęła mnie w kieckę ala Królowa Szmat-o-wania i boję się 192
spotkać ze wszystkimi. Skończy się na tym, że zrujnuję wasz wieczór, może powinnam po prostu jechać do domu." Jen przykryła moją buzię swoją ręką żebym już nic nie mogła powiedzieć. "Posłuchaj mnie lasencjo. Nie namówiłybyśmy cię na przyjście gdybyśmy myślały, że to zły pomysł. Będziemy się świetnie bawić, bo jesteś tutaj z nami. Wszyscy cię kochają i nie sprawią, że będziesz się czuć niekomfortowo, a ten konkretny facet o którego się martwisz, cóż, jeżeli tutaj jest, może się pierdolić" Carly zachichotała ale moje oczy wypadają z orbit w tym momencie, wyparzona buzia Jen osiągnęła maksimum. "Jeżeli będzie cię kłopotać Carly może go przytrzymać kiedy ja go będę kopać w jaja, to będzie dla niego powrót do domu godny zapamiętania" Wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Jen zdjęła swoją rękę z moich ust i zaczęła poprawiać moje włosy "A tak w ogóle kochanie, ta sukienka jest wystrzałowa! Jeżeli tylko uda mi się ogarnąć ptaszki, które zagnieździły się w twoich włosach będziesz gorącym towarem dzisiejszego wieczoru" "Nie jestem pewna Jen, czy to komplement czy nie ale póki co zadowolę się tym" westchnęłam kiedy skończyła poprawiać moją zrujnowaną fryzurę. "Proszę. Jesteś oficjalnie sexy mamuśką. Strzeżcie się absolwenci, mamy tutaj grasującą kocicę!"
193
Strzepnęłam z siebie rękę Jen, szybko poprawiając sukienkę i nakładając trochę błyszczyku na usta. "Oh dobry Boże, nie powiedziałaś tego. Będę potrzebować jakiegoś alkoholu i to szybko, jeżeli tam ma wyglądać nasz wieczór" roześmiałam się. Jen poprowadziła naszą paczkę przez główne wejście prowadzące do sali balowej. Po środku jest parkiet do tańczenia, bar po prawej stronie i stoliki rozstawione na całej wolnej przestrzeni. Okropne dekoracje zostały przyczepione do każdej możliwej wolnej powierzchni płaskiej. Muzyka którą słychać jest przypomnieniem tego co się działo 10 lat temu.
Cholera, czuję się staro. Powiedziałam studentowi w zeszłym roku, żeby uważał, bo się zagalopuje i spojrzał na mnie jakbym straciła rozum. A teraz, jestem tutaj żeby bujać się do Crazy In Love. Nie ma mowy, że Jen pozwoli mi dzisiaj grzać krzesło, więc po kilku kieliszkach będę musiała dołączyć do społeczności potrząsającej tyłkiem. Co najmniej na kilka godzin. Podążyłam za Jen do baru i zamówiłam jak sądzę pierwszy z wielu drinków na dzisiejszy wieczór. "Poproszę margaritę z lodem i ekstra solą, Jen chce martini z ekstra oliwką i..." Carly ucięła zanim zamówiłam dla niej czerwone wino, które zwykle pije, "Ja poproszę tylko wodę"
194
Całkowicie zszokowana, że Carly mogła pomyśleć, że to w porządku wypchnąć mnie w towarzyski blask reflektorów, a ona będzie siedzieć z wodą od razu chcę jej wybić tą bzdurę z głowy "Uh wybacz wydawało mi się, że słyszałam jak mówisz 'cieszę się, że będziesz się dziś dobrze bawić ale ja zamierzam zachowywać się jak cipka" odwróciłam się do Jen "Też to słyszałaś Jen?" Tylko pokiwała głową zgadzając się ze mną z kompletnie poważnym wyrazem twarzy. Nie pozwoli Curly na zachowywanie się jak piczka. Dobrze. Po długim westchnięciu w końcu odpowiedziała "Dobra, ale wiecie, że nie radzę sobie rewelacyjnie z alkoholem i jeżeli Jack będzie musiał trzymać moje włosy dziś wieczorem, będzie wkurzony" powiedziała zrezygnowana. "Masz nasze wsparcie dziewczyno. Amanda opiekuje się dzieciakami dla Viv, Jack może się rano zająć Olivią, a na rano i tak mamy zaplanowaną kawę w Scone's Throw, więc możemy po prostu zamówić taksówkę i zostać u mnie w domu na noc" "Brzmi jak plan" odpowiedziałam starając się, żeby Carly wyluzowała i dobrze się z nami bawiła. "Dobra" podeszła do baru "poproszę wódkę z tonikiem i sokiem pomarańczowym i żebyśmy się rozgrzały trzy cytrynówki"
195
Spojrzała do tyłu na nas dwie "Jeżeli zamierzamy to zrobić, cholera, musimy zrobić to dobrze, a to oznacza dużo wódki" Na naszych twarzach pojawiły się wielkie uśmiechy "W porządku więc, niech ta noc będzie szalona!" Jen krzyknęła. Przez następną godzinę kilka znajomych twarzy pojawiło się przy barze. Kilku starych znajomych Willa zatrzymało się żeby mnie uściskać, ale nie było niezręcznie. Może to przez alkohol ale zaczęłam się dobrze czuć. Seth pojawił się razem z Aronem i nalegali żebyśmy z nimi zatańczyły, żaden z nich nie jest tak skoordynowany jak 10 lat temu. Cholera, tęskniłam za tą ekipą. Wszyscy jesteśmy teraz dorośli, mamy swoje kariery, obowiązki, kilku z nas ma dzieci i małżonków ale wciąż jesteśmy przyjaciółmi. Nie czuję żeby coś się zmieniło. Cóż nie do końca jest to prawda, nasz klej zniknął. Will odszedł. Ale nie mogę się doprowadzić znowu do tego stanu. Nasza grupa musi się przeorganizować i ruszyć do przodu. Nie zapomnieć o nim ale dać mu odejść. Tym jest dla nas ten wieczór- zorientowaniem się, że wszyscy jesteśmy inni, ale wszystko będzie z nami dobrze. Pozwoliłam, żeby muzyka przejęła kontrolę nad moim ciałem, bujając się do każdego bitu wydobywającego się z głośników. Uwielbiam uwalniające uczucie tej chwili, ale za chwilę zauważyłam, że Jen przestała tańczyć. Jej twarz zrobiła się kompletnie biała a jej oczy są zmrużone i skierowane na
196
jeden cel. Moje oczy podążyły za jej wzrokiem i wylądowały na Brooksie29. Przeszedł przez drzwi i skierował się do baru. Wygląda tak przystojnie jak pamiętam. Skreśl to- wygląda kurewsko lepiej. Kiedyś był wysoki i szczupły, ale przez ostatnią dekadę zrobił się bardziej umięśniony. Jego ciemne włosy są w nieładzie ale w stylowy i seksowny sposób. Kiedyś uwielbiałam przeczesywać jego włosy palcami, teraz go nienawidzę i każdej małej seksownej rzeczy w nim, włączając w to jego pieprz-mnie włosy. Owinięta wokół jego boku, przesuwając swoją wypielęgnowaną dłoń w górę jego marynarki jest posągowa piękność. Faliste blond włosy spływają jej do ramion. Wygląda jak modelka i razem wyglądają perfekcyjnie. Typowe. Oczywiście Brooks musiał przyprowadzić cukiereczka, coś błyszczącego żeby się pokazać. Mam tylko nadzieję, że będzie chciała tańczyć żebym mogła podłożyć jej nogę. Ta jasne. Nigdy bym tego nie zrobiła... ale Jen by mogła. "Uważaj Barbie" wymamrotałam śmiejąc się do siebie na tą myśl. Brooks złapał mnie na gapieniu się i posłał mi mały uśmiech. Cóż, kurwa. I tak właśnie byłam wyluzowana i pozbierana dzisiejszego wieczoru. Nonszalancko kiwnęłam głową i odwróciłam się do dziewczyn. Minęło 10 cholernych lat, oczywiście, że mogę się zachowywać jak dorosła w tej sytuacji. 29
Jest i on! :D w końcu..
197
Carly wyrwała mnie z mojego momentu zadumy. "Może siądziemy na chwilę przy naszym stoliku? Muszę się czegoś napić" Zgodziłam się. Potrzebuję minuty na ochłonięcie. "Jasne, skoczę do łazienki i spotkam się z wami przy stoliku" powiedziałam jej "Chcesz żebyśmy szły z tobą?" Jen zapytała. Roześmiałam się tylko. "Dzięki ale myślę, że dam radę się podetrzeć. Sprawdź za kilka lat, wtedy może mi się przydać pomoc" "Ha ha mądralo, wiesz co miałam na myśli" "Wiem. Wszystko ze mną w porządku ale dzięki" odpowiedziałam zanim udałam się w kierunku toalet. Prawda jest taka, że potrzebuję chwili żeby się pozbierać do kupy i odświeżyć bez ich obecności. Mam nadzieję, że naprawię swoją słabnącą pewność siebie. Przez to zobaczyłam randkę Brooksa na dzisiejszy wieczór moje emocje wirują. Tylko potwierdziło się to, o czym zawsze myślałam- nigdy nie byłam dla niego wystarczająco dobra. Kiedy potrzebowałam bezpieczeństwa, które znalazłam w Willu, on potrzebował blasku, a ja bym nigdy nim nie była. Chciał błyskotki, a jedyne co u mnie migota to balsam z drobinkami, na który namówiła mnie Amanda. Szybko załatwiłam swoją sprawę w toalecie zanim Jen wyśle ekipę poszukiwawczą i podeszłam do baru po następną kolejkę drinków dla wszystkich. Nie pozwolę żeby obecność Brooksa zniszczyła wieczór. 198
Jest tylko kilka osób przy barze, reszta odnalazła swoich kompanów i teraz socjalizują się przy stołach. Zajęłam miejsce na jednym ze stołków barowych i czekam na swoją kolej żeby złożyć zamówienie. Barman jest w trakcie mieszania drinka więc wiem, że minie kilka chwil zanim zdobędę jego uwagę. Zaczęłam bezmyślnie targać serwetkę czekając na drinka. Myślę, że to nerwowy nawyk ale lepsze to niż obgryzanie paznokci tak jak to kiedyś miałam w zwyczaju. Czuję jak ciepłe ciało przeciska się obok mojego i za chwilę słyszę gładki, cudowny głos, którego obawiałam się usłyszeć. "Hej, cieszę się, że cię tu dzisiaj widzę" Oderwałam swoje oczy od kupki papieru, którą wyprodukowałam i spotkałam jego wzrok. Zła wybór z mojej strony. Te chabrowe oczy wyglądają tak jakby przenikały moją duszę i kiedy się uśmiechnął, cholera jeżeli nie zamieniłam się właśnie w papkę. Zawsze mógł to zrobić jednym spojrzeniem i nienawidzę tego, że dalej jestem taka słaba i pozwalam mu mieć nade mną tą moc. Pierdolić drinki. Bez słowa wstałam żeby odejść- czuję, że to moja jedyna linia obrony. Szybko złapał mnie za łokieć żeby mnie powstrzymać "Proszę, nie uciekaj, chciałem się tylko przywitać Ruda" spojrzał w dół na miejsce w którym mnie dotyka bez wątpienia czując iskrzenie między nami "Minęło dużo czasu i miałem nadzieję, że ostatecznie możemy się zachowywać po ludzku" 199
Westchnęłam ciężko prawdopodobnie wypuszczając ten sam oddech, który wstrzymywałam od momentu w którym usłyszałam jego głos. "Masz rację. Minęło dużo czasu i oby dwoje jesteśmy dorośli i w miejscu publicznym więc.." Wykonałam ruch, żeby uścisnąć jego rękę "Miło było cię widzieć, mam nadzieję, że twój wieczór będzie udany"
Jasna cholera, spójrz na mnie! Nie tylko mam majtki dużej dziewczynki ale jestem pewna, że gdyby Jen widziała ten wielki akt pewności siebie, mogłaby nasikać w swoje. "Skoro już jesteśmy dorośli tego wieczora, mógłbym prosić o następny taniec?" zapytał i uśmiechnął się szeroko. Mogę powiedzieć, że próbuje pokazać swoją zwyczajną zarozumiałą postawę, ale mogę zobaczyć zwątpienie w jego oczach, obawę, że go odtrącę. Odwróciłam się ale złapał mnie za rękę zanim zdążyłam zrobić krok. "Proszę" powiedział cicho. Opuściłam głowę i przez chwilę myślę o całym tym bólu, który spowodował ten mężczyzna. Po czym odepchnęłam to, na czas jednego tańca. Po tym jak kiwnęłam głową poprowadził mnie na parkiet. Brooks okrążył mnie ramionami, ramiona, które kiedyś były najlepszym miejscem na świecie, ramiona, które ostatecznie mnie zdradziły. Przyciągnął mnie blisko i odetchnął przy moich włosach, tak jak kiedyś miał w zwyczaju. W moim żołądku pojawiły się motyle i nawet nie chce myśleć o
200
karnawałowej przejażdżce w moich majtkach. Cholera z tobą, wagino! Ty też mnie zdradziłaś. Zdrajca. Poruszamy się razem, idealnie dopasowani do muzyki. Nasze ciała połączone w spoistym ruchu, ale nie mogę pozwolić mojemu rozumowi, żeby tam zawędrował. On jest wrogiem, roztrzaskał mnie i jeżeli dałabym mu szansę znowu by to zrobił. "Twoja randka wygląda nieźle. Dziewczyna czy zabawka?" zapytałam odzyskując swoje wrogie nastawienie. Wiem, że mój komentarz jest poniżej pasa, ale czy on poważnie sądzi, że taniec zmieni to co mi zrobił? Czy myśli, że 10 lat zetrze pamięć o jego nielojalności? Rozczarował mnie przez to, że nie gra w mecz pożałowania na który miałam nadzieję. "Jest tylko znajomą. Nie chciałem tu przychodzić sam, a ona zaoferowała, że będzie moją randką" "Założę się, że tak zrobiła" powiedziałam prychając "Mogę sobie tylko wyobrazić inne rzeczy jakie może ci zaoferować" "Jesteś zazdrosna Ruda?" Spojrzałam na niego ze zwężonymi oczami próbując się nie załamać. "Nie kurwa, po prostu jest mi jej żal" przekrzywił swoją głowę na jedną stronę nie rozumiejąc mnie, a ja nie mam żadnego problemu żeby mu ty wyjaśnić. "Jesteś jak tornado Brooks. Rozbijasz się między kobietami nie zważając na to 201
co się z nimi stanie później i to oczywiste, że ona jeszcze nie jest na szarym końcu tego pasma destrukcji. Ale prędzej czy później poczuje się tak samo jak ja kiedyś" Przytrzymałam jego wzrok mając nadzieję, że czuje wszystko to co mi zrobił. Wstyd wypełnił jego oczy i schylił swoje czoło do mojego. "Przepraszam za wszystko Viv. Wszystko czego chciałem to żebyś była bezpieczna, nawet jeżeli to oznaczało rozstanie" powiedział cicho. "Żebym była bezpieczna!" krzyknęłam odpychając się od niego "Jakim cudem zdradzenie mnie miało sprawić, że będę bezpieczna?" Jego oczy zrobiły się wielkie i przyciągnął mnie do siebie unieruchamiając mnie w swoich ramionach "Nie mam nic do powiedzenia ale przepraszam, Will był lepszym facetem, jest lepszym facetem. Nie zasługuję na ciebie." Westchnęłam "Masz rację, Will był lepszym facetem i gdyby nadal żył wciąż byłby lepszy, bo bez względu na powód nigdy by mnie nie zranił tak jak ty." Brooks zesztywniał i opuścił swoje ramiona, cofnął się o krok i mogę zobaczyć, że w jego oczach pojawiły się łzy. "Co masz na myśli mówiąc gdyby nadal żył?" Ledwo mogę go usłyszeć przez muzykę jego oczy są wpatrzone w moje, szukając pocieszenia. Wiem, że za chwilę go załamię. Nie ważne jak to się skończyło, Will był przyjacielem Brooksa na studiach. Przez to że nie wiedział i 202
nie miał szansy uczestniczyć w pogrzebie będzie zraniony. Opuściłam głowę i staram się ogarnąć mój drżący i urywany oddech. W końcu spojrzałam na niego i kiwnęłam głową. "Zmarł w zeszłym roku w wypadku samochodowym. Przeprowadziliśmy się do Denver po tym jak wszystko zostało uporządkowane. Przepraszam, że się z tobą nie skontaktowałam Brooks, po prostu nie mogłam. Twoja obecność sprawiłaby, że byłoby jeszcze ciężej przez to wszystko przejść" Brooks zacisnął ręce w pięści i widzę, że desperacko próbuje powstrzymywać swoje emocje. "Rozumiem" powiedział z krótkim skinieniem głowy. Łzy które powstrzymywałam zaczęły płynąć po moich policzkach. Ostatnie czego chcę, to żeby Brooks widział jak płaczę30. Rozmowa o Willy wyprowadziła mnie z równowagi. Wzięłam głęboki oddech, żeby się pozbierać. Jak tylko pomyślałam, że mam swoje emocje pod kontrolą Brooks podszedł do mnie, pogładził moje włosy i przyłożył swój policzek do mojego. Słyszę jak ciężko oddycha przy moim uchu i przez moment pozwoliłam sobie na odprężenie się w jego pocieszeniu. Pozwala mi się pozbierać, a ja daję mu chwilę na smutek. "Oh Koniczynko, tak mi przykro" wyszeptał. Ten jeden komentarz przywrócił mnie do rzeczywistości z ciepłej głębi 30
To czego ryczy?
203
naszego uścisku. Położyłam ręce na jego piersi i odepchnęłam go. "Nie jestem już Koniczynką. Nie jestem już twoją koniczynką, zrujnowałeś to" Moja udręka zmieniła się w złość i teraz aż się gotuje. Dźwięk przezwiska, które reprezentuje moje poprzednie życie z nim zamieniło moje żyły w lód. "Nie waż się nawet kiedykolwiek mnie tak nazywać, roztrzaskałeś tą dziewczynę i już nigdy nią nie będę." Moje ręce trzęsą się od adrenaliny, a moje łzy są teraz wyschniętymi strugami na moich policzkach. Odwróciłam się od niego zanim cokolwiek powiedział i poszłam najszybciej jak się do mojego stolika żeby zabrać moją torebkę i uciec stąd. Na szczęście Brooks za mną nie poszedł. Nikt za mną nie poszedł. Weszłam do mojego samochodu i na fotelu kierowcy próbuję opanować swój oddech. Wyciągnęłam komórkę i napisałam Jen, że wychodzę. Jen: Zbieramy nasze rzeczy. Możemy wyjść razem z tobą. Potrzebujesz żebyśmy z Carly wprowadziły w życie Operację Zmiażdżenia Jaj Brooksa zanim wyjdziemy? Ja: Nie ale dzięki. Wszystko ze mną dobrze. Chcę tylko wrócić do domu i położyć się. Wy dziewczyny zostańcie i bawcie się dobrze. Zobaczę się z wami rano w kawiarni. Jen: W porządku kochanie. Skoro tak, do zobaczenia rano. <3 Cię! 204
Ja: Ja ciebie też <3 Po ostatniej wiadomości do Jen wrzuciłam swój telefon do torebki i zadzwoniłam po taksówkę. Wszyscy już śpią i mogę łatwo uciec do mojego pokoju od razu jak przyjechałam do domu. Nawet nie kłopoczę się zmienianiem ubrań, zdjęłam tylko buty i opadłam na łóżko naciągając kołdrę na moją głowę. Mam nadzieję, że kiedy się obudzę okaże się, że cztery ostatnie godziny nigdy nie istniały i nie spotkałam Brooksa Ryana.
205
Rozdział 17 Vivian Amanda planuje zabrać dzieciaki na śniadanie, więc mogłam się wyspać zanim wstałam się wyszykować na spotkanie z dziewczynami. Wzięłam prysznic, założyłam legginsy i sweter, związałam moje mokre włosy w niedbałego koka na czubku mojej głowy. Nie mam nastroju, żeby komukolwiek imponować tego ranka i zgaduję, że i tak będę najbardziej wystrojona z naszej trójki. Scone's Throw nasza ulubiona mała kawiarenka jest tylko pięć minut od mojego domu, więc założyłam trampki i nałożyłam trochę truskawkowego błyszczyku do ust żeby dopełnić wygląd i wyruszyłam w kierunku przyjacielskiej inkwizycji. Kawiarnia jest wypełniona po brzegi przez kofeinowych nałogowców potrzebujących ich działki espresso żeby jakoś funkcjonować przy swoich różnych sobotnich zajęciach. Czekam w kolejce po moją białą czekoladową mokkę i rożek malinowy i zauważyłam Jen i Carly przy naszym stoliku na tyłach sklepu. Scena przede mną jest całkiem żałosna i mogę tylko na nie potrząsnąć głową, kiedy podeszłam do stolika. Jen masuje swoje skronie, a jej oczy są zamknięte jakby próbowała za pomocą medytacji odgonić kaca. Carly z drugiej strony wygląda jakby się kompletnie poddała. Jej ręce są 206
rozciągnięte na stole, a jej głowa leży na ramieniu jakby się ukrywała przed publicznym osądem. "Łał, cieszę się, że wyszłam wcześniej" powiedziałam i usiadłam na krześle "Myślę, że uratowałam się przed czystym piekłem, którego chyba teraz doświadczacie" "Ćśśśś nie tak głośno" Jen wymamrotała "Odcięłabym własną głowę gdybym mogła żeby się uratować od tej męki" "Aż tak źle, hę?" roześmiałam się. Jen w końcu otworzyła oczy, ale dalej masuje swoje skronie. "Nie jest ze mną tak źle jak z Carly, wymiotowała przez godzinę po tym jak wróciłyśmy do domu w nocy" Spojrzałam na Carly, która nadal się nie poruszyła. W końcu odwróciła swoją głowę, nadal opierając ją na rękach i wychrypiała swoją obronę "Prawda, a Jen nawet nie trzymała moich włosów. Dała mi tylko gumkę do włosów i butelkę wody i powiedziała 'powodzenia z tym'." "Hej, dobrze wiecie, że się solidaryzuje w wymiotowaniu" Jen nacisnęła. "Wszyscy wiemy, że rola opiekunki należy do ciebie, Viv. Robię co się da i najlepiej jak mogę z tym co mam" "Cóż, jeżeli zdecydujemy się znowu odwiedzić naszą młodość upewnię się, że będę mogła trzymać włosy i dostarczyć aspirynę" powiedziałam drocząc się. Jen wzięła wielkiego łyka swojego venti cappuccino i oparła się o swoje krzesło nachylając się do przodu żeby 207
przeprowadzić dochodzenie mojego życia. Carly wzięła ręce spod swojej głowy i oparła ją o stół wdychając opary z blatu. "Dobra laska , wykrztuś to" "To nie było nic takiego. Brooks się pokazał przy barze i poprosił mnie do tańca. Zgodziliśmy się nie zgodzić z faktem, że jest dupkiem, powiedziałam mu o Willu, miałam krótkie załamanie i potem wyszłam" Jen skrzywiła się na mnie i mogę powiedzieć, że krótka wersja historii jej nie wystarczy. Westchnęłam czując, że nadchodzi emocjonalny kac. "Nie chcę z tego robić wielkiej sprawy, ok? Poza tym pewnie i tak go już nigdy więcej nie zobaczę. Powiedziałabym wszystko co miałam powiedzieć dziesięć lat temu ale nie miałam na to szansy, a teraz skończyłam z tym. Nie chcę żeby mnie to kiedykolwiek jeszcze gnębiło. W końcu okazując znak życia Carly podniosła głowę i oparła policzek o dłoń "Co powiedziałaś? Ta kupa gówna w ogóle przejęła się tym co miałaś do powiedzenia?" "Powiedział tylko, że przeprasza i że starał się mnie chronić" "Co?" Carly krzyknęła. "Chronić cię przed czym? Przed rzeżączką? Bo bez wątpienia ta dziwka Amber miała jakieś choroby przenoszone drogą płciową" "Minęła pieprzona dekada, nie powinnam już z tym walczyć. Nie wiem co z nim jest, ale z jakiegoś cholernego powodu, 208
kiedy jestem w jego pobliżu, moje tarcze ochronne opadają za każdym razem. Po prostu rozkrawa mnie i pozwala żeby moje serce wypadło. Kretyn nazwał mnie Koniczynką, możecie w to uwierzyć?" Razem z Carly skierowałyśmy swoją uwagę na Jen, która gapi się przez okno jakby kompletnie odleciała z rozmowy. "Poważnie, nie masz nic do powiedzenia Jen? Byłaś współtwórcą misji skopać-mu-jaja wczoraj wieczorem, a dziś rano nie zamierzasz dołączyć do tej specjalnej edycji jeżdżenia po Brooksie?" Carly zapytała. Jen odwróciła się żeby na nas spojrzeć "Poważnie nazwał cię Koniczynką?" zapytała cicho. Przez jej ponury wyraz twarzy mam nerwy na krawędzi. "Tak, a co?" wychrypiałam powoli. Jen spojrzała w dół na stół odmawiając spojrzenia mi w oczy. Przez jej niepewne zachowanie zaczynam wariować, mój żołądek zaczyna się skręcać. Przysunęłam się do krawędzi krzesła i nachyliłam się nad nią. "O co do cholery chodzi Jen?" zażądałam. Potarła swoje oczy rękami i wzięła głęboki oddech. Kurwa, znam ten odruch, Jen zbiera się w sobie, żeby potrząsnąć naszym światem. "Muszę ci o czymś powiedzieć, ale musisz mnie wysłuchać zanim cokolwiek powiesz" 209
"Okej, zacznij gadać" "Zachowałam to w sekrecie przez długi czas. Na początku wierzyłam, że Brooks cię chronił, potem kiedy wyszłaś za Willa nie myślałam, że to ma jeszcze jakieś znaczenie. Ale teraz sprawy mają się inaczej. Will odszedł i wiem, że Brooks cię kocha, najprawdopodobniej nigdy nie przestał cię kochać"31 "O czym ty mówisz? On mnie nie kocha, ludzie którzy kochają nie zdradzają. Kiedy na prawdę kogoś chcesz, nie chcesz nikogo innego" argumentuję. "On nigdy nie zdradził Viv!" Jen krzyknęła przerywając moją tyradę. "Yyy przepraszam ale czy szoty cytrynowe zabiły za dużo komórek mózgowych wczorajszego wieczora? Jen, byłaś tam, wszyscy byli. Wszyscy widzieli jak Amber wychodzi z jego pokoju" czuję jak mój gniew zaczyna się gotować pod powierzchnią i muszę się zmusić żeby się uspokoić i przyciszyć mój głos. Dając mi chwilę na pozbieranie się Carly zaczęła rundkę pytań "Musisz wytłumaczyć dlaczego sądzisz, że on nie zdradził, Jen. On nigdy nie walczył o to żeby odzyskać Viv" Jen wypuściła głęboki oddech jej wzrok prosi o zrozumienie. "Po tym jak wszystko się wydarzyło, a Will zostawił cię w twoim pokoju poszłam do pokoju Brooksa, żeby go opierdolić i 31
Teraz nagle ją olśniło... Po dziesięciu latach jej to mówi. co za.............
210
wybić mu kilka zębów. Kiedy wpadłam przez drzwi zobaczyłam, że siedzi na kanapie i płacze... płacze, Viv. Zapytałam go jak mógł to wszystko zniszczyć i powiedział mi, że skłamał. Powiedział, że to wszystko ustawił, żeby wyglądało jakby cię zdradził"32 Nie wierzę w to co mówi, to nie ma sensu i zaczynam czuć, że moja najlepsza przyjaciółka została zmanipulowana. "Oh Jen to brzmi kompletnie absurdalnie. Czemu ktokolwiek mógłby zrobić coś takiego?" najwidoczniej Carly i ja jesteśmy po tej samej stronie. "Jeżeli mnie nie kochał i nie chciał ze mną być, czemu po prostu nie powiedział? Po co tak się kłopotać żeby złamać mi serce? To kurewsko bezlitosne" "Wiem Viv, wiem. Na początku też nie rozumiałam" "Dobrze, więc wytłumacz" "Powiedział, że gdybyś się dowiedziała kim on na prawdę jest zraniłoby cię to bardziej niż cokolwiek co zrobił tej nocy. Powiedział, że musisz się trzymać od niego z daleka, żeby się chronić. Wiedział, że zdrada była dla ciebie absolutnym końcem, ale nigdy by nie mógł tego zrobić i być niewiernym. Powiedział, że wystarczająco złe było to, że pozwolił ci w to uwierzyć i przez to cię stracił. Myślał, że cię chroni przed czymś, nie wiem co on ukrywał ale domyśliłam się, że to było
32
Nie no serio nie wierzę.. co z niej za 'przyjaciółka'. Po 10 latach jej dopiero o tym mówi. Następna pod lodem chyba leżała przez cały czas.
211
wystarczająco złe skoro wolał zrobić coś takiego, żeby to ukryć przed tobą" Łzy pieką moje oczy, moje gardło zaczyna się zaciskać ale reszta mojego ciała jest odrętwiała. Nie wierzę, że moja przyjaciółka mi o tym nie powiedziała wcześniej. Widziała co on mi zrobił, jak długo mi zajęło, żeby znowu móc komuś zaufać, pokochać. Miesiącami kwestionowałam co jest ze mną nie tak. Zmagałam się z tym, że moja przeszłość zniszczyła mnie tak bardzo, że Brooks musiał ode mnie uciec i odkrył, że nie zasługuję na jego miłość i lojalność. Jak mogła pozwolić na to, żebym dalej tak myślała, kiedy za pomocą kilku słów mogła przywrócić moją pewność siebie. "Dlaczego?" wydusiłam jedno słowo i to wszystko co jestem zdolna powiedzieć. Moje serce i głowa toczą wieli bój z surowymi emocjami złości, zdrady, zranienia i w pewnym stopniu ulgi. To wszystko aż we mnie buzuje. Czuję, że moja twarz robi się ciepła, a mój żołądek nieznośnie się skręca. "Tak bardzo przepraszam Vivian" powiedziała potrząsając głową, panika wymalowana na całej jej twarzy. Odwróciłam od niej twarz, nie mogę na nią patrzeć. "Dlaczego?" powtórzyłam. "Błagał mnie żeby nie mówić ci prawdy, czuł że najlepsze dla ciebie będzie jeżeli zostaniesz od niego z daleka. Cokolwiek przez co przechodził mogłoby cię zranić, a ja mu wierzyłam. Potem kiedy zeszłaś się z Willem, myślałam, że ruszyłaś dalej 212
i to już nie miało znaczenia. Nie myślałam, że kiedykolwiek znowu go zobaczysz. Byłby po prostu jakimś dupkowatym ex facetem, którego byśmy dodały do listy kutasów" "Ale wiedziałaś, że będzie tu poprzedniego wieczora. Nie sądziłaś, że ta mała informacja mogłaby być przydatna? Potraktowałam go strasznie, powiedziałam mu okropne rzeczy. Całkiem gównianie jest się zorientować, że go nienawidziłam i zmarnowałam cały ten ból i energię na pierdolone kłamstwo" "Kiedy powiedziałaś, że nazwał cię Koniczynką, wiedziałam Viv33. To nigdy nie był dla niego koniec i nadal cię kocha. Przepraszam. Nie mogłam dłużej utrzymać tego w sekrecie" Odepchnęłam moje krzesło i wstałam. "Muszę iść. Napiszę do ciebie później, po prostu nie mogę o tym teraz z tobą rozmawiać" "Proszę Vivian, nie wychodź. Nie możemy tak tego zostawić" Carly wtrąciła. Jen siedzi cicho ze schyloną głową. I bardzo dobrze. Nie chcę słyszeć cokolwiek innego co ma teraz do powiedzenia. "Nie mogę. Obiecuję, że zadzwonię. Po prostu muszę być teraz sama i przetrawić całe to gówno w które wlazłam dzisiejszego ranka"
33
Nie no trzymajcie mnie.. Powiedział do niej 'koniczynko' a tamta już wiedziała, że on dalej ją kocha... Kill me now. Bez sensu jest ten motyw :D
213
Przepchałam się przez tłum okupujący kawiarnię i uciekłam przez drzwi wejściowe. Na zewnątrz słońce oblało moją twarz i odetchnęłam chłodnym powietrzem. Odwróciłam się w kierunku domu i powoli zaczęłam wędrować. Pozwoliłam, żeby słowa brzęczały w mojej głowie aż w końcu zaczęły walić w moją czaszkę z każdym kolejnym krokiem.
Nigdy nie zdradził. Krok. Chronił cię. Krok. Moja najlepsza przyjaciółka mnie okłamała. Krok, krok. Jakim cudem karma może być tak pokręcona? Musiałam być kompletną suką w moim poprzednim życiu, może byłam Amber i to moja reinkarnacyjna kara. Zamiast dać jej drugie życie
jako karaluch, nie, wyślij ją jako Vivian Matthews i spierdol jej życie. Zamieniłam mój pięciominutowy spacer w trzydzieści minut. Samochód Amandy jest na podjeździe, kiedy dotarłam już do domu. Przetarłam dłońmi twarz żeby pozbyć się oznak łez, które wylałam podczas mojego tragicznego poranka. Mogę oszukać moje dzieciaczki ale moje czerwone spuchnięte oczy i usmarkany nos na pewno wydadzą mnie przed Amandą. I jest kwiecień więc niezbyt mogę winić pogodę. Wzięłam głęboki oddech, oczyściłam mój umysł z dramatu i popchnęłam wielkie mahoniowe drzwi, które poprowadzą mnie do dwóch jasnych gwiazdeczek, które mam w swoim katastrofalnym bałaganie zwanym życiem.
214
"Mamusiu jesteś w domu!" krzyknęły biegnąć w moim kierunku. Uśmiechnęłam się i z moim światem znowu jest w porządku. Przynajmniej na tą chwilę.
215
Rozdział 18 Brooks Siedzę z poranną kawą na moim tarasie, pozwalając głosom w mojej głowie ogarnąć każdą myśl. Żyję wystarczająco daleko od miasta w swojej samotni, za którą jestem dzisiaj wdzięczny. Słońce właśnie wzeszło nad horyzontem i jasny róż porannej poświaty jest przyjemnym widokiem dla mojego melancholijnego nastroju. Zwykle nie wstaje tak wcześnie, odkąd moja mała dziewczynka34 zaczęła sypiać przez całą noc ale mój umysł zaczęły nachodzić myśli o żalach z mojej przeszłości i negatywnie wpłynęło to na mój sen. Minął tydzień odkąd widziałem Vivian na zjeździe i odczułem każdą sekundę tych 168 godzin. Niewiele brakowało a zrezygnowałbym z mojej usługi telefonicznej albo odciąłbym sobie ręce żeby nie zadzwonić do Jen po jej numer. Jen zna prawdę, jest jedyną która by mnie nie rozszarpała za to, że chcę informacje o Vivian. Nie spodziewałem się, że będę się tak czuć, kiedy ją zobaczę. Przez chwilę ból od którego uciekałem przez tyle lat wrócił i uderzył we mnie. Vivian była moją jedyną, jedyną kobietą z którą kiedykolwiek chciałem spędzić całe moje życie. Złamałem się i śledziłem ją na Facebooku przez ostatnie kilka dni. Czułem się jakbym szpiegował życie, które powinienem mieć razem z nią. Hej, nie osądzaj mnie. 34
:O
216
Poważnie myślałem, że po tak długim czasie Jen powiedziała jej co się wydarzyło między mną a Amber, czyli nic. Prawdę mówiąc byłem zszokowany, że ona wciąż myśli, że ją zdradziłem i że mnie nienawidzi. Spędziłem ostatnią dekadę próbując unikać myśli o niej. Skupiłem się na mojej karierze, budowaniu firmy architektonicznej odnoszącej sukcesy. Jeżeli chodzi o kobiety, cóż, spędziłem moje wieczory pieprząc się wokół trzech najbliższych Stanów próbując się uwolnić od kobiety o której nie mogłem zapomnieć. Wykorzystywałem kobiety żeby złagodzić ból, znieczulić pozostałe strzępy mojego serca ale nic nie pomogło. Roztrzaskało mnie to, że pozwoliłem jej odejść dziesięć lat temu ale poważnie sądziłem, że pozwalam wygrać lepszemu mężczyźnie. Will nigdy by jej nie skrzywdził a wiedząc kim jestem i skąd jestem jest czymś co nie sądzę, że mogłaby kiedykolwiek wybaczyć. Jej strata tylko spotęgowała moją mękę ale to było warte wiedzy, że jest szczęśliwa, a jej serce jest bezpieczne. Ale teraz Will odszedł, kurwa, Will nie żyje. "Tatusiu możesz przyjść mnie przytulić?" słodki głosik Grace przebił się przez moje potępiające mnie myśli. Stoi w środku domu opierając się o framugę przy tarasie okryta swoim różowym wełnianym kocykiem i ściska swojego ulubionego pluszowego słonia. Jej kręcone czarne włosy stoją we 217
wszystkie strony i jestem pewny, że z tyłu są kompletnie zmierzwione. Moją jedyną opcję na fryzurę dzisiejszego dnia będzie kucyk. "Oczywiście Biedroneczko idź zagrzej nasze miejsce na kanapie, a ja zaraz tam przyjdę ze Śpiącą Królewną" "Nie tatusiu. Niemiła wiedźma jest przerażająca. Chcę Kopciuszka" "Załatwione kochanie. Zaraz przyjdę" Zadowolona z planu na poranek odwróciła się i pobiegła do domu, żeby przygotować kanapę na film. Bez wątpienia kiedy tam dotrę będzie miała całe zoo pluszowych zwierzaków usadzonych dookoła kanapy żeby oglądały rodzinne przedstawienie. Powoli podniosłem się z fotela i wyciągnąłem ręce nad głową próbując rozprostować zdrętwiałą szyję i plecy. Zabierając pusty kubek po kawie wszedłem do domu żeby spędzić dzień z moją małą dziewczynką. "Twoje miejsce jest gotowe tatusiu" powiedziała podciągając koc na kanapę. Włożyłem DVD do odtwarzacza i rozsiadłem się obok niej. "Dziękuję kochanie" powiedziałem i pocałowałem czubek jej głowy kiedy usadowiła się w zgięciu mojego ramienia. "Gracie tak sobie myślałem, że po filmie możemy pojechać na zakupy po wszystko czego będziesz potrzebować do przedszkola w tym roku. Brzmi jak plan?" 218
"Dobrze tatusiu ale musisz obiecać, że będę mogła wybrać sobie plecak. W zeszłym roku dałeś mi ten plecak z Troskliwymi Misiami, a one nie są fajne. Chcę błyszczący plecak z Hello Kitty" "Skąd wiesz co jest fajne, a co nie?" "Mam 4 lata i to wystarczająco dużo, żeby wiedzieć i Troskliwe Misie nie są fajne" "Cóż, w takim razie niech będzie Hello Kitty" roześmiałem się. "Chcę też pudełko na śniadanie" "Nie przeginaj mała dziewczynko" Westchnęła delikatnie i zamachała rękami podekscytowana uciszając mnie kiedy pojawiły się napisy początkowe. Widzieliśmy Kopciuszka więcej razy niż mogę policzyć i tak, każe mi śpiewać piosenki. Mogę nie śpiewać do rytmu ale znam każde cholerne słowo i domyślam się, że to się liczy. Przytuliła się do mnie i cieszymy się naszym momentem ojciec/córka. Nigdy nie myślałem, że będę mieć dzieci, chyba że z Vivian ale potem dostałem od życia niespodziankę- małą Grace. Nigdy nie byłem z jej matką, pozwól mi to sprecyzować- nigdy nie byłem w związku z jej matką. Była ciągle pojawiającą się przygodą na jedną noc i to zaowocowało nieplanowaną ciążą. Nie chciała mieć dziecka ale cóż, ja chciałem.
219
Czułem, że dziecko może być moją szansą na odkupienie. Przekonałem ją do urodzenia dziecka, obiecałem, że sam ją wychowam. Zgodziła się zrzec swoich praw pod warunkiem, że zapłacę jej sporą sumę za jak to ona nazwała 'zrujnowanie jej ciała'. Powiedziałbym, że pieprzyłem ilość i matka Grace pokazała, że niezbyt dbałem o jakość.
220
"Grace, nie sądzę, że potrzebujesz wszystkich tych szkolnych artykułów do przedszkola. Jestem pewny, że to wszystko będą tam już mieć, potrzebujesz tylko wybrać plecak" powiedziałem, kiedy Grace wrzuciła kolejną paczkę kolorowych długopisów do wózka. Dzieciak oszalał w dziale z artykułami szkolnymi w Targecie. Moja czterolatka prowadzi mnie dookoła na coś co się stało największą nerd-zakupową imprezą jaka może być znana człowiekowi. Kocham ją nad życie, ale poważnie spodziewałem się pięciominutowej wycieczki na zasadzie wpadamywypadamy żeby kupić jej cholerny plecak Hello Kitty i może pudełko na śniadanie ale chyba będę musiał wyczyścić swoją platynową kartę przez te zdobycze. Grace okrążyła wózek, założyła ręce na biodrach i wysunęła biodro przybierając postawę. Dobry Boże jeżeli ona teraz taka jest niech mi niebiosa dopomogą, kiedy będzie miała 13 lat.. "Tatusiu, nigdy nie wiesz co może się przydać. A co jeżeli nauczycielka zada pracę domową? Potrzebuję tych rzeczy w domu na wszelki wypadek. Powinniśmy zrobić w domu drugi gabinet taki jak twój. Możemy tatusiu? Proooooooszę?" 221
Taaa, jak mam się z tym kłócić? Nie ważne jak wymagającym chujem jestem w pracy, ta mała dziewczynka rozwala każdy kawałek tej surowości i w jej rękach jestem rozmiękły. Co gorsze, sądzę, że ona o tym wie. Cholera. "Dobrze Biedroneczko ale musimy z tym troszkę poczekać. Mamy wystarczająco dużo mazaków w tym wózku, żeby zapewnić zapasy dla wszystkich uczniów" "Hej, one są różnych rozmiarów i kolorów, one wszystkie są ważne tatusiu!" zaprotestowała. "Wiesz jakie to by było okropne gdybym musiała narysować ocean dla pani nauczycieli i nie miałabym jasnoniebieskiego tylko zwykły niebieski? Nie mógłbyś zobaczyć żadnych ryb na moim obrazku i potem by się to nie spodobało mojej nauczycielce i pomyślałaby, że nie wiem, że w oceanie są rybki i bym nie zdała. Potrzebujemy ich wszystkich tatusiu!" rączki Grace latają dookoła żwawo gestykulując a jej głos zamienił się w pisk. Taaa.. totalnie przegrałem tą bitwę. "Niczego nie oblejesz Biedroneczko. Nauczycielka będzie wiedzieć, że wiesz, że w oceanie są rybki, bo zapewne powiesz jej o tym wiele razy" Westchnąłem wiedząc, że nie mogę dać jej kompletnie wygrać. Nie chcę mieć jednego z tych dzieci w szkole, wiesz, z tych które myślą, że mogą mieć wszystko. Ale też nie chcę być jednym z tych rodziców, którzy muszą wynieść swoje krzyczące i kopiące czteroletnie dziecko z Targetu. Więc kompromis jest niezbędny w tej sytuacji. 222
"Możesz wziąć dwa pudełka z mazakami i to wszystko Gracie Lou" powiedziałem trzymając dwa palce w górze dla podkreślenia. Obruszyła się lekko i wypuściła powietrze "W porządku, pójdę je odłożyć" Zebrała resztę pudełek i skierowała się w następną alejkę. "Będę zaraz za tobą. Odłóż proszę te mazaki tam gdzie były". Wykombinowałem, że mogę zostać w tyle i opróżnić trochę wózek kiedy jej przy mnie nie ma. Mam nadzieję, że uniknę kolejnej konfrontacji o artykuły biurowe. Przysięgam, że pozbycie się rzeczy tego dzieciaka musi być zaplanowanym przedsięwzięciem. Muszę przemycać popsute zabawki i połamane kredki z domu. To jak nasz własny epizod Dziecięcych Zbieraczy35. Zignorowała mnie i jak tylko zniknęła za zakrętem zacząłem wyciągać wszystko to co nie jest niezbędne starając się pomieścić to w moich rękach i rozrzucając to po półkach. Nie, nie przejmuję się tym jak odkładam te rzeczy tak długo jak są poza moim wózkiem. Desperackie czasy wzywają do desperackich kroków. Upewnię się, że podziękuję przyzwoicie kasjerce, jako że zrobiłem bałagan w sekcji z artykułami szkolnymi. Jak tylko jestem usatysfakcjonowany ilością miejsca w wózku udałem się w stronę mazaków tylko po to, żeby 35
Child Hoarders- pewnie jakiś program amerykański o dzieciakach, które nie mogą się rozstać z popsutymi zabawkami :D (ja tak do tej pory mam.. tzn. nie z zabawkami ale z ciuchami i innymi gratami :P) nie mogłam nic znaleźć na necie niestety.
223
zobaczyć, że alejka jest pusta. Widzę, gdzie Grace porzuciła mazaki, jej bałagan jest podobny do mojego. "Grace" zawołałem próbując nie panikować. Grace zwykle nie odchodzi ode mnie, więc fakt, że jej tu nie ma sprawił, że mój żołądek zaczął się skręcać. Przeszedłem szybko do końca alejki, mój niski ton zmienił się w krzyk "Grace gdzie jesteś?" Zatrzymałem się gwałtownie kiedy usłyszałem jej malutki głosik konwersujący z jedynym głosem, który został wypalony w mojej pamięci. Stoję nieruchomo słuchając rozmowy, starając nacieszyć się chwilą i chciałbym, żeby to była moja rzeczywistość już od dawna. "A więc Troskliwe Misie już nie są fajne hm?" Vivian zapytała mojej małej dziewczynki. "Nie, powiedziałam mojemu tatusiowi, że muszę mieć plecak Hello Kitty w tym roku. Kupi mi dzisiaj wszystko co możliwe do szkoły" Dobry Boże, nigdy mi nie odpuści. "Cóż za malutka szczęściara z ciebie. Gdzie jest twoja mamusia i tatuś kochanie?" "Był zaraz za mną, pewnie próbuje pochować na półkach rzeczy, które włożyłam do wózka" wyjaśniła. Kuźwa, jakim cudem mam brzdąca, który jest zawsze krok przede mną? Pewnie jestem jedyny, to nie jest sprawiedliwe. "Cóż, sądzę, że powinnyśmy go poszukać, żeby się nie martwił" 224
Wiem, że moja okazja na podsłuchiwanie się skończyła, więc minąłem zakręt i zobaczyłem widok o którym mogłem tylko śnić. Grace trzyma za rękę Vivian uśmiechając się do niej. Drugą rękę Viv trzyma mała dziewczynka ze ślicznymi blond kędziorkami, które podskakują za każdym razem jak się rusza, a po przeciwnej stronie Vivian stoi mały chłopczyk, który wygląda na trochę starszego od dziewczynek. Kurwa, chciałbym, żeby to było moje życie i moja rodzina. "Dzieciaku, zostawiłaś mnie w tyle. Powinnaś stać przy mazakach" powiedziałem jej. Staram się nie roześmiać z powodu niedowierzania Vivian. Jest kompletnie zaskoczona nie tylko na mój widok, ale zgaduję, że nie spodziewała się że jestem ojcem. Taaa, witaj w klubie. Grace spojrzała na mnie niepewna jak się wytłumaczyć i spojrzała na Vivian żeby pomogła jej wyjść z opresji. "Yy przepraszam, właśnie zamierzałyśmy cię szukać. Opowiadała mi o plecaku, który wybiera do szkoły" Vivian wyjaśniła. "Dzięki, że się nią zaopiekowałaś Vivian" powiedziałem jej zanim skierowałem swoją uwagę na Grace "Wygląda na to, że znalazłaś alejkę Biedroneczko. Ale nie znikaj tak nigdy więcej, rozumiesz? To nie jest bezpieczne" Grace kiwnęła głową i podeszła żeby mnie przytulić. Poklepałem ją po plecach i powiedziałem bezgłośnie 'dziękuję' jeszcze raz do Vivian. Wyszeptała 'nie ma za co' i 225
uśmiechnęła się do mnie tym samym uśmiechem, który wywrócił mój świat do góry nogami tak dawno temu. "Nie skończyliśmy jeszcze wybierać naszych plecaków, chcielibyście nam pomóc?" Vivian zapytała i przedstawiła swoją ekipę. "Brooks to moja córka Emma i mój syn Blake. Em jest też w przedszkolu a Blake zaczyna podstawówkę w tym roku" "Cóż, cudownie by było wybrać coś razem, najwidoczniej ja nie jestem na topie z tym co jest fajne" okrążyłem ramieniem Grace przyciągając ją do mojej strony, żeby ją połaskotać "Grace tutaj obecna poinformowała mnie, że potrzebuję asystenta w kwestii tego co fajne" Vivian wytrzeszczyła oczy kiedy usłyszała imię mojej córki. Nigdy nie powiedziałem Grace po kim dostała imię, powiedziałem tylko, że to imię po kimś kto był dla mnie ważny. Realizacja i szok rozciągnęła się po całej twarzy Vivian i delikatny rumieniec sięgający jej szyi pokazuje, że jest trochę niepewna tej sytuacji. "Grace, bardzo miło cię poznać. Masz bardzo ładne imię" Ta druga część jest skierowana do mnie i mogę poczuć gorąco od jej spojrzenia. "Dziękuję. Mój tatuś nazwał mnie po kimś specjalnym i powiedział, że chce żebym dorosła i była tak cudowna i piękna jak ona pewnego dnia"
226
Twarz Vivian złagodniała i kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. Kiedy schyliła się, żeby być na poziomie oczu Grace usłyszałem jak wyszeptała do jej ucha "Już teraz jesteś piękna i cudowna panienko Grace" kiedy się wyprostowała mogę zobaczyć łzy w jej oczach. Kiedy dałem Grace drugie imię Vivian nigdy nie myślałem, że kiedyś się spotkają. Widząc teraz te dwie razem, dziewczynę z przeszłości i małą dziewczynkę z mojej teraźniejszości zdałem sobie sprawę, że muszę zrobić wszystko żeby mieć je obie w mojej przyszłości. Uśmiechnąłem się do Vivian i sięgnąłem po jej dłoń mając nadzieję, że jej nie zabierze. Nie sądzę, że poradziłbym sobie z jej odepchnięciem. Rzeczy, które powiedziała na zjeździe w zeszłym tygodniu bolały jak cholera. Wiedząc, że wciąż wierzy w kłamstwo, które jej powiedziałem prawie dekadę temu, nie winię jej za to, że mnie nienawidzi. Ale kuźwa, chcę jej powiedzieć prawdę i sprawić żeby znowu mnie pokochała. Nie mogę zrobić nic więcej jak tylko wstrzymać oddech i czekać aż zdecyduje, czy bycie w moim pobliżu jest dobrą decyzją. Ulga spłynęła po mnie kiedy pozwoliła, żeby jej ręka spotkała moją i splotłem razem nasze palce. To jest miejsce w którym jej ręka powinna być, gdzie od zawsze powinna być- otoczona moją ręką.
227
Rozdział 19 Vivian Znaleźliśmy potrzebne rzeczy, które najwidoczniej wszystkie cztero i sześciolatki potrzebują do szkoły, zapakowaliśmy dzieciaki do naszych samochodów i zgodziliśmy się spotkać nieopodal na placu zabaw żeby dzieciaki się pobawiły. Jednak nie mogę się zebrać, żeby odpalić samochód. Kiedy tak chodziliśmy wzdłuż alejek w sklepie za ręce znowu poczułam się bezpiecznie. Za każdym razem kiedy delikatnie gładził kciukiem moje kotki w moim żołądku pojawiały się motyle, które sprawiały, że chciałam porzucić wszystkie swoje wątpliwości. Miałam tydzień na to, żeby jakoś przyswoić informacje, które jak granat spuściła na mnie Jen i wciąż nie jestem pewna, czy chcę uciec czy trzymać się tego mocno. Brooks był pierwszym dla którego kiedykolwiek opuściłam swoje mury. Ale kiedy już go wpuściłam przez fortecę do mojego serca nie tylko wtargnął ale i spalił wszystko aż do gołej ziemi. Niespecjalnie wierzę w to, że możemy się wznieść ponad popioły i zaufać sobie na nowo. Nawet jeżeli wiem, że nigdy mnie nie zdradził ale mnie okłamał, więc i tak odczuwam to jako zdradę. Chciałabym, żeby mi wtedy zaufał z sekretem, który ukrywał. Najbardziej obawiam się tego, że
228
gdyby zmierzył się z podobną sytuacją, znowu by uciekł. Ile razy by skłamał zanim w końcu by spojrzał prawdzie w oczy? "Mamo, zaraz nas wyścigną, jedźmy!" Blake krzyknął z tylnego siedzenia wyrywając mnie ze snu na jawie. "Przepraszam kochanie, właśnie myślałam o tym jak bardzo Brooks i Grace byli mili i nam dzisiaj pomogli" powiedziałam wrzucając samochód na bieg i wyjeżdżając z miejsca parkingowego. "Bardzo lubię Grace, była taka śmieszna. Może u nas nocować?" Emma zapytała zasuwając i odsuwając swój nowy plecak. Oczywiście, Hello Kitty tak samo jak Grace. Pomyślałam nad tym pytaniem przez minutę, moje myśli odpłynęły tam gdzie najprawdopodobniej nie powinny w kierunku zostawania na noc przez dorosłych, aż w końcu wyjęczałam odpowiedź "Hmm kochanie, nie jestem pewna, czy Brooks by pozwolił Grace żeby została na noc, dopiero co ją poznaliśmy. Ale może kiedy poznamy ich trochę lepiej to wtedy" "Myślę, że Brooks cię lubi mamusiu" powiedziała Em kompletnie zmieniając temat. "Tak, wciąż trzymał cię za rękę i uśmiechał się do ciebie tak jak kiedyś tata" Blake dodał. Przez jego komentarz znowu się zamyśliłam. Ale zamiast myśleć o czasie sam na sam z bardzo seksownym facetem 229
myślę o Willu i o tym co straciliśmy, jak posiadanie kogoś nowego w moim życiu- czy to Brooks czy ktoś inny- wpłynie na moje dzieci i jak każdy mężczyzna zawsze będzie porównywany do ich ojca. Moje gardło zacisnęło się i z trudem wzięłam głęboki oddech próbując się opanować zanim im odpowiedziałam "Oh dzieciaki, Brooks i ja byliśmy kiedyś bardzo dobrymi przyjaciółmi" powiedziałam przełykając mój żal. Zaparkowałam samochód z boku ulicy i odwróciłam się do nich. "Brooks jest moim przyjacielem i to w porządku jeżeli chcecie się też przyjaźnić z nim i Grace. Nie ważne kto dołączy do naszej drużyny, nikt nigdy nie zastąpi waszego tatusia. Kochał was i wy kochaliście jego i nic nigdy tego nie zmieni, w porządku?" Złapałam ich ręce i uścisnęłam je uspokajająco. Obydwoje się uśmiechnęli i pokiwali głowami, ich zgodność i niewinność aż mnie zdziwiła. Odwróciłam się i ruszyliśmy w kierunku parku. Tak jak przewidywali, Brooks i Grace już tu są. Grace jest na huśtawce i kiedy zaparkowałam, dzieciaki wyskoczyły i pobiegły do niej. "Proszę Brooks, popchniesz nas?" Emma zapytała. "Tak, jak najwyżej" Blake dodał, kiedy każde już się wspięło na huśtawkę.
230
Spełniając ich życzenie, Brooks po kolei je rozhuśtał aż w końcu bujają się wysoko i piszczą podekscytowane. "Dobra dzieciaki, dajcie mu przerwę. Idźcie się pobawić, a my z Brooksem siądziemy na ławce i popatrzymy" Zostawił marudzące dzieciaki zapewniając, że pohuśta je kiedy odpocznie. Poszedł za mną do ławki na skraju placu zabaw i usiadł obok mnie. Po mojej rozmowie z Jen, wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała porozmawiać z Brooksem. Jednak kiedy ta chwila nadeszła jestem przytłoczona przez nerwowe uczucie tego, jak ta rozmowa może się potoczyć. "Zanim cokolwiek powiesz Brooks, mam kilka rzeczy, o których chciałabym powiedzieć" powiedziałam zwalczając strach i decydując się żeby od razu uderzyć "Rozmawiałam z Jen po zjeździe i powiedziała mi o wszystkim" Brooks podniósł głowę, jego oczy spotkały się z moimi. Widzę, jak pojawia się w nich strach. Zaczął coś mówić ale zakryłam jego usta palcami. "Nie, pozwól mi dokończyć, muszę to powiedzieć" Zamknął swoje oczy, jego grymas się pogłębił i jego zmartwienie staję się wyraźnie widoczne. Kiwnął głową i odsunęłam swoją rękę ale on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął moją dłoń do swoich ust. Pozostawił na mojej skórze delikatny pocałunek i czuję jak gęsia skórka pojawia
231
się na całym moim ciele. Splótł razem nasze palce i położył nasze dłonie na swoim udzie. Wzięłam głęboki oddech próbując się pozbierać "Proszę, musisz to usłyszeć" "Słucham Viv. Nawet jeżeli to co powiesz mnie rozpierdoli i tak będę słuchać" "Dziesięć lat temu kochałam cię całą sobą. Nie sądziłam, że byłam do tego zdolna ale czułam to do ciebie. Kiedy myślałam, że mnie zdradziłeś, pozwoliłam sobie myśleć, że mnie nie chciałeś, że nie byłam wystarczająco dobra i że moja miłość nie była dla ciebie wystarczająca. Byłam tak bardzo zła przez tak długo i Will pomógł mi naprawić serce, które ty złamałeś" Brooks skruszony spuścił głowę i ścisnął moją dłoń w swoich rękach jakby się nastawiał na śmiertelny cios. Uwolniłam swoją rękę i otoczyłam dłonią jego twarz zmuszając go żeby znów na mnie spojrzał. "Nigdy nie myślałam, że ci to powiem ale przepraszam" ogarnęło go oszołomienie "Przepraszam, że nie mogłeś mi zaufać z tym od czego wtedy uciekałeś i czułeś, że jedyną opcją było odepchnięcie mnie żeby mnie chronić. Teraz rozumiem, że po to wtedy to zrobiłeś" "Rzeczy o których usłyszałeś na zjeździe powiedziałam przez to, że byłam zła na myśl o tym, że wybrałeś kogoś innego ponad mnie. Nawet po tym jak poznałam prawdę nadal mam w sobie tą gorycz, którą dławię się za każdym razem kiedy 232
pomyślę o twoich kłamstwach. Wiem, że chcę cię w moim życiu36- w jakim charakterze- nie wiem, ale teraz kiedy jesteś tutaj, nie mogę pozwolić żebyś znowu odszedł" wzięłam głęboki oddech uwalniając całe napięcie, które się we mnie zebrało. Ciężar na moich ramionach w końcu zaczął się zmniejszać. "Teraz moja kolej?" zapytał z uśmiechem. Mogę tylko odpowiedzieć kiwnięciem głowy. "Cokolwiek kiedykolwiek zrobiłem było po to żeby cię chronić nawet wtedy kiedy cię zraniłem. Myślałem, że robie to co dla ciebie najlepsze. To przez co wtedy przechodziłem mogłoby cię zniszczyć i nie mogłem na to pozwolić nawet jeżeli to by oznaczało, że będziesz mnie nienawidzić" Odgarnął pasmo włosów, które opadło na moją twarz i zgarnął je za moje ucho po czym pogładził wierzchem dłoni mój policzek. "Viv, problem kiedy wtedy miałem już nie jest częścią mojego życia. Nie jestem tym samym przestraszonym dzieciakiem, który ucieka. Jestem mężczyzną, który pozostanie w miejscu, przy tobie" "Więc co teraz zrobimy?" zapytałam. "Nie proszę cię żebyś udawała, że nic się nigdy nie stało. Wiem, że muszę znowu zdobyć twoje zaufanie i miłość ale kurwa, Ruda jedyne czego chcę to szansa, żeby cię odzyskać. Nie obchodzi mnie, że może to zająć każdy dzień do końca 36
Szybka jest..
233
mojego życia żebyś we mnie uwierzyła, bo po tym jak posmakowałem tego, jaka może być moja rodzina nie mogę znowu pozwolić ci odejść37" "Okej" wymamrotałam. Biorąc to za zielone światło Brooks wsunął dłoń w moje włosy i wyszeptał "dzięki Bogu" zanim przyciągnął mnie do siebie i zmiażdżył moje usta swoimi. Prąd przepłynął przez całe moje ciało. Każdy strzęp emocji, jakie kiedykolwiek miałam do tego mężczyzny przepłynął przeze mnie. Czuję się jakbym znowu się w nim zatraciła. Kiedy tylko nasz pocałunek się pogłębił usłyszałam śmiech razem ze zbiorowym "Fuuuuuj to obrzydliwe" Odsunęliśmy się od siebie, twarz Brooksa przyozdobiona uśmiechem kota z Cheshire, a na mojej twarzy czuję gorąco z powodu zakłopotania. Szybko się wyprostowałam i zwróciłam się do naszej małej publiczności. "Co powiedziecie na to żeby iść razem na lody zanim pojedziemy do domu robić obiad?" Okrzyki i piski wypełniły powietrze przez co się roześmiałam "Myślę, że się zgadzają" Brooks powiedział i wstał pociągając mnie ze sobą i przyciągając do jego boku. "Chodźcie, możemy wszyscy jechać moim samochodem, a potem przywiozę was z powrotem do waszego auta"
37
I ten też szybki..
234
"Brzmi dobrze" zgodziłam się. Wszyscy wsiedliśmy do błyszczącego SUVa Brooksa i rozsiedliśmy się wygodnie. Cała ta beztroska nie umknęła mojej uwadze i poczucie, że nasza taktyka się zmieniła wypełniło moje myśli.
235
Rozdział 20 Vivian Jen: Rozmawiasz już ze mną? Ja: Tak. Wpadnij do mnie to pogadamy o wszystkim. Przepraszam, że tak wyszłam. Jen: Lepiej uwierz, że już chciałam zakończyć to ciche traktowanie. Zamierzałam przyjść zaproszona czy nie. Ja: Do zobaczenia niedługo. Zabierz też Carly. Potrzebuję babskiej mocy jak najszybciej. Weź kawę i cukierki. Jen: Dobry Boże kobieto. Co wykręciło twoje majtki? Przecież przeprosiłam Ja: Nie ty... Pocałowałam wczoraj Brooksa Jen: COOOO? Będziemy za 5min. "Dzieciaki właśnie mi powiedziały, że spędziłaś wczoraj dzień z Brooksem i jego córką, może byś mi coś o tym opowiedziała siostrzyczko?" Amanda zapytała, kiedy weszła do kuchni i usiadła na stołku barowym na przeciwko mnie. Położyłam komórkę na blacie i złożyłam razem ręce przygotowując się na oburzenie mojej siostry "Tak, wpadliśmy na siebie kilka razy w ostatnim tygodniu. Opowiem ci całą historię jak tylko dotrą tu Jen z Carly, już są w drodze"
236
"Do diabła Viv, skończ pierdolić. Jakim kurewskim cudem miałabyś spędzić jakikolwiek czas z tym dupkiem po tym co zrobił?" Cała jej twarz jest czerwona i widzę, że próbuje się opanować. "Łał, próbujesz dzisiaj pobić jakiś rekord przeklinania?" droczę się z nią próbując poprawić jej humor. Jej perfekcyjnie wyregulowane brwi zmarszczyły się pokazując jej oczywiste odczucia co do moich żartów. "To w ogóle nie jest śmieszne" wzięła głęboki oddech zanim znowu zaczęła mówić starając się powstrzymać swój temperament. "Rozumiem, że jesteś gotowa żeby znowu się umawiać. Zachęcałam cię do randkowania, nawet próbowałam cię ustawić z kilkoma moimi kolegami. Zamiast tego wybrałaś jedynego mężczyznę który cię zniszczył i znowu to zrobi. Ile jeszcze razy pozwolisz sobie na to żeby być przez niego zranioną?" Podniosłam swoje ręce i oparłam głowę na moich dłoniach. Rozumiem co ma na myśli. Widziała co się ze mną działo po Brooksie i pozbierała mnie do kupy po Willu. Wiem, że to co jej mówię nie jest dla niej łatwe. Wciąż patrząc w dół w końcu odpowiedziałam na jej pytanie "Słuchaj Manda, to co się stało w przeszłości nie było tym co myślałam. On nigdy nie był niewierny, ukrywał coś i pozwolił mi wierzyć, że mnie zdradził żeby mnie odepchnąć i chronić
237
przed tym przed czym uciekał " spojrzałam w górę żeby zobaczyć jej oszołomiony wyraz twarzy. "Czekaj.. on nigdy nie zdradził?" zapytała. "Nigdy nie zdradził, kłamał ale nie mnie nie zdradził" "Okej, mów dalej" "Wiem, że Brooks Ryan jest moją największą słabością i że ma tą siłę, że może znowu roztrzaskać moją duszę. Zdaję sobie też z tego sprawę, że jestem matką i nie tylko siebie muszę chronić ale też serca Blake'a i Emmy" Brwi Amandy złagodniały i widzę jak trybiki w jej głowie się obracają "Więc obiecujesz, że cokolwiek to jest nie będziecie się z tym spieszyć?" "Tak" "Nie jestem całkowicie na pokładzie, wiesz. I jeżeli on się wyślizgnie, będzie dla mnie skończony" wyjaśniła. "Dzięki mamo" obruszyłam się. "A tak w ogóle to planowałaś mnie ustawić ze swoimi kolegami z którymi jeszcze nie spałaś? Twoje biuro nie jest aż tak duże" "Ha ha wykręcanie się od czegoś nie jest cechą godną podziwu Viv" powiedziała i zeskoczyła z krzesełka "Idę na górę się ubrać, krzyknij jak dziewczyny przyjadą to wezmę dzieciaki do parku" Przeszłam dookoła wyspy kuchennej i dałam Amandzie wielki niedźwiedzi uścisk. Zawsze przez to czuje się 238
niekomfortowo więc staram się ją tłamsić przy każdej możliwej okazji "Dziękuję Manda" powiedziałam przeciągając końcówkę jej imienia. Potem dałam jej dużego soczystego całusa w policzek, kiedy próbowała się odsunąć. "Vivian! Wiesz, że tego nie cierpię" zaprotestowała szarpiąc się żeby się ode mnie uwolnić. W końcu ją uwolniłam i pobiegła na górę z daleka ode mnie "Lepiej uciekaj boidupo. Uwielbiam czułości z Mandą" Mogę usłyszeć jej śmiech z góry, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pospieszyłam w tym kierunku ale nie miałam nawet szansy żeby je otworzyć zanim Jen władowała się do mieszkania. "Wiesz, mieszkasz teraz w mieście. Powinnaś zamykać drzwi na zamek" Jen powiedziała kiedy weszła do przedpokoju, a zaraz za nią Carly. "No ja też cię witam. Po co dzwonić do drzwi skoro zamierzasz się po prostu wejść?" zapytałam biorąc jedną z wielu reklamówek do Carly i kawę od Jen. "Zawszę muszę ogłosić swoje przybycie. Jak długo mnie znasz? Po tak długim czasie nawet nie powinnaś pytać" jej odpowiedź ocieka sarkazmem. Zabrałyśmy ogromną ilość przekąsek i rozłożyłyśmy bufet śmieciowego jedzenia na stole. "Jezu, cokolwiek w ogóle
239
zostało w alejce ze słodyczami w Wal-Marcie? To jest niedorzeczne" zapytałam przyglądając się słodyczom. Carly zgarnęła paczkę Snickersów ze stołu i przycisnęła do swojej piersi. "Hej, czekolady nigdy za dużo, a poza tym nie wiedziałyśmy co to za interwencja Brooksowa" powiedziała prawie urażona. Roześmiałam się z jej dramatyzowania zgarniając lukrecję i odrywając kawałek "Wiecie, że te cukierki wychodzą razem z wami prawda? Moje dzieciaki byłyby na cukierkowym haju przez kilka dni od tych cukierków gdyby je dorwały" Jen wzięła paczkę Skittlesów i opadła na krzesło barowe "Jesteś skąpą wiedźmą wiesz? Pewnie przemycasz lody za ich plecami żebyś nie musiała się z nimi dzielić" Carly wybuchła śmiechem, a ja udaję obrażoną "To wcale nie jest prawda! Poza tym pomiędzy twoim prostackim słownictwem i seksistowskimi żartami, które wiecznie wylatują z twoich ust mogę sobie tylko wyobrazić twoje matczyne umiejętności i diabelskie nasienie, które powijesz" Jen rzuciła we mnie Skittlesem i razem z Carly roześmiałyśmy się. "Oh Jen daj spokój, nawet nie potrafisz utrzymać przy życiu kwiatków" Carly dodała idąc do lodówki po wodę. "Miałaś kota kilka lat wcześniej i kiedy myślałaś, że zje twoją twarz kiedy będziesz spać, bo wciąż zapominałaś
240
jej nakarmić skończyło się na tym, że wzięłam ją do siebie. Do tej pory unikasz Spunkin38 kiedy do mnie przychodzisz" "Przynajmniej dałam jej fajne imię zanim ją oddałam" Jen zaczęła się bronić. "Jaja sobie ze mnie robisz? Wiesz jakie to jest złe słyszeć moje dwuletnie dziecko próbujące wypowiedzieć jej imię? Poza tym przez to, że nazwałaś kota po ejakulacji jak wypowiada to tymi swoimi małymi usteczkami brzmi to jak 'pieprzenie39" poskarżyła się i trzasnęła drzwiami od lodówki. Jen zakrztusiła się swoją kawą rozpryskując wszystko na mój blat "To jest takie niesamowite" wydukała wycierając bałagan swoim rękawem. "Dokładnie o tym samym pomyślałam" powiedziałam. "Dobra wystarczy. Wróćmy do spraw istotnych. Chcę wszystkie detale" Jen przerwała i wstała prowadząc nas wszystkie do salonu. Zatrzymałam się przy schodach i krzyknęłam na Blake'a i Emmę, którzy oglądali film w pokoju telewizyjnym. "Hej dzieciaki, ciocia Amanda zamierza iść do parku. Chcecie też iść?" Oby dwoje przybiegli do schodów spotykając przy nich Amandę "Możemy zaprosić Grace?" Emma zapytała. Amanda spojrzała na mnie zmrużonymi oczami "Hm, nie dzisiaj kochanie. Zaplanujemy coś z Brooksem i Grace na inny 38 39
wytrysk ;> gra słów spunkin-fuckin
241
dzień. Ale co powiecie na lunch po powrocie? Możecie wybrać miejsce" powiedziałam. "Super!" krzyknęli i zaczęli biec po schodach w kierunku garażu. "Hej! Chyba o czymś zapomnieliście!" powiedziałam powstrzymując ich bieg. Odwrócili się i przybiegli do mnie otaczając ramionami moje nogi. "Pa mamusiu, kocham cię" powiedziało każde z nich. "Też was kocham dzieciaki. Bawcie się dobrze i zadbajcie żeby ciocia Amanda nie wpadła w jakieś kłopoty" "To ciężka praca mamo. Będę do tego potrzebować większego kieszonkowego" Blake odpowiedział. "Niezła próba, do zobaczenia później" Amanda wzięła je za ręce i poprowadziła do drzwi do garażu. Usiadłam na kanapie obok Carly i na przeciwko Jen, która siedzi na podłodze. Przerywając ciszę Carly od razu zaczęła "Okej pozwól że najpierw powiem: co do cholery? Wszystkie nienawidziłyśmy Brooksa przez dziesięć lat po kolei porównując go do każdego złamasa, którego spotkałyśmy przez te wszystkie lata. Rozumiem, że nie zrobił tego, co myślałyśmy, że zrobił ale okłamał nas wszystkie. Czy on ci w ogóle powiedział dlaczego zrobił to co zrobił?" "Nie, nie do końca. Powiedział tylko, że problem, który wtedy miał nie jest już dla niego teraz problemem" 242
"I tobie to pasuje?" Jen zapytała. "Nie wiem" odpowiedziałam podkładając moje nogi pod pupę i rozkładając się na kanapie. "Wiem, że to dobre uczucie znowu z nim być. Wiem, że więź którą mieliśmy dziesięć lat temu wciąż teraz mamy. Wiem, że muszę działać powoli i chronić siebie i dzieciaki ale nie chcę od tego uciekać" "A więc iskra, hm?" Carly zapytała przysuwając się do mnie bliżej. "Pamiętacie jak kiedyś na studiach rozmawiałyśmy o miłości i
Dumie i uprzedzeniu?" zapytałam i obydwie pokiwały głowami. "Cóż, Will był moim Bingleyem. Był elastyczny i miły. Kochałam go całym sercem, ale to była bezpieczna miłość. Brooks jest moim panem Darcy. Namiętność i iskrzenie, które wznieca ogień w twoim ciele za jednym spojrzeniem. To nieugięty i niewzruszony rodzaj miłości, który może cię tak łatwo spalić jak i uleczyć ale jest warta cholernego ryzyka" "Okej" Spojrzałam na Jen zdziwiona, że nie słyszę odgłosu wymiotowania przez mój miłosny opis. "Okej?" "Taa, jak mogę się z tym sprzeczać? Wiesz, że nie chcę znowu widzieć jak cierpisz, nie po tym przez co przeszłaś więc proszę, żebyś się z tym nie spieszyła"
243
Oby dwie spojrzałyśmy na Carly, żeby dowiedzieć się co myśli. Przeżuwa swój policzek od środka i zbiera nieistniejące paproszki ze swoich spodni. "Po prostu to z siebie wyduś" pogoniłam ją "Wiem, że myślisz, że to zły pomysł, wydłubujesz dziurę w swoich spodniach i nie byłabym zaskoczona gdybyś wygryzła dziurę w swoim policzku przez to jak zaciskasz swoje zęby" Westchnęła. "W porządku. Będę cię też wspierać. Po prostu to nie było jakieś małe kłamstwo, które powiedział. To było zaplanowane oszustwo, a ty nie masz pojęcia jakie on miał wtedy problemy. Proszę, nie bądź jedną z tych kobiet, na które narzekamy, że tak łatwo wybaczają i kwestionujemy ich poziom IQ. Jeżeli on zrobi cokolwiek przez co będę kwestionować jego lojalność albo szczerość wprowadzę w życie plan Jen jaja-na-szpikulcu. Rozumiesz paniusiu?" Carly przeważnie jest zdystansowana, a Jen zawsze jest zawzięta, więc kiedy z taką pasją powiedziała o problemie z Brooksem, wiem że poważnie się o mnie troszczy i chce dla mnie jak najlepiej. Przysunęłam się do niej bliżej i złapałam ją za rękę "Załatwione" powiedziałam "Zorganizuję nawet grilla, żeby zrobić z nich Rocky Mountain Oysters40" Uśmiechnęła się ale zabrała swoją rękę "Teraz to jest obrzydliwe" "Nie, mogłybyśmy go zaprosić na kolację pożegnalną i 40
Danie z jądrami byka albo owcy ;> w tym przypadku miały by to być danie z klejnotami rodowymi Brooksa :D
244
zaserwować mu jego własne jaja. To by było bezcenne" Jen zażartowała. "Dodaj tylko trochę sosu i będzie smakować jak smażony kotlet z kurczaka" "Dobra, rozmowa skończona. To zaszło za daleko" roześmiałam się i podniosłam z kanapy. "Posprzątajmy słodycze zanim wrócą pełzaki" Obydwie wstały i dały mi serdeczny uścisk "Kochamy cię słodki groszku" Carly powiedziała. "Też was kocham dziewczyny. Dzięki, że zawsze tu dla mnie jesteście" "W każdej chwili kochanie" Jen powiedziała poklepując mnie po plecach. "Czekaj, skreśl to! Odwołam status przyjaciółek jeżeli będzie potrzebne przebadanie twojej waginy na jakieś zarazy. Stawiam tu granicę. Więc nie zmieniaj się w Pannę McDziwkę, bo wtedy zostaniesz sama" odsunęłyśmy się od siebie. "Kurwa Jen, ty zawsze wiesz jak wszystko zrujnować" powiedziałam jej idąc w kierunku kuchni. "No co? Przez to aż mam ciarki na plecach" wyjaśniła podążając za mną. "Cóż, przez ten komentarz spadł na ciebie obowiązek sprzątania" powiedziałam i podniosłam mój telefon, kiedy zauważyłam jak miga informując mnie o nieprzeczytanej 245
wiadomości. Usiadłam na stołku i zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Brooksa. Brooks: Tęsknię za tobą. Muszę cię zobaczyć. Bądź gotowa na 19, zabieram cię na kolację. Uśmiechnęłam się, motylki w moim brzuchu powróciły na myśl o tym, że znowu go zobaczę i będę mieć okazję dokończyć pocałunek, który zaczęliśmy w parku. Ja: Do zobaczenia o 19... Też tęsknię. Spojrzałam znad telefonu i zobaczyłam jak Carly i Jen się na mnie gapią. "Taka dobra wiadomość, hm?" Carly zapytała. "Wygląda na to, że będę musiała mieć jeszcze jedną prośbę" odpowiedziałam. "Pochwowe zarazy zabijają dziewczyno" Jen dodała, kiedy wsadziła ostatnią paczkę cukierków do reklamówki z WalMartu. Przewróciłam oczami "Dzięki za to. Mam randkę dziś wieczorem i potrzebuję pomocy w wyborze ciuchów. Chcę wyglądać trochę mniej jak pozbierana mamuśka, a bardziej jak McDziwka" "Panna McDziwka, jeżeli tego używasz to rób to jak należy" Jen zażądała. "Cokolwiek, chciałabym wyglądać trochę mniej ładnie, a trochę bardziej ostro" 246
"Wszystko masz załatwione kochanie, rozmawiasz przecież z Królową Dziwek" Jen powiedziała i objęła mnie ramieniem. Carly posłała mi tylko słaby uśmiech. Niech przygoda się zacznie.
247
Rozdział 21 Brooks Kiedy napisałem do Vivian i nie odpisała od razu przyznaję, że włączył mi się prawie natychmiast tryb panikowania. Pomyślałem, że zmieniła o mnie zdanie i tym razem mnie odepchnie. Powiedzieć, że byłem podekscytowany kiedy w końcu mi odpisała byłoby nieporozumieniem. Podniosłem Grace i zaniosłem ją do samochodu tak szybko jak to możliwe zostawiając nasz lunch na stole w placu zabaw McDonalda. Muszę się spieszyć do domu żeby zaplanować wieczór. Ta randka musi się udać. Muszę jej pokazać, że jestem inny, lepszy i że ona jest moim priorytetem. Czuję, że w końcu jestem w miejscu, gdzie mogę jej udowodnić, że jestem jej wart. Chcę się ożenić z tą kobietą i stworzyć rodzinę, którą zawsze chciałem z nią mieć. Problem z mojej przeszłości nie jest dla mnie problemem. Nawet nie używam jego imienia, został zredukowany do nazywania go moim byłym problemem. Odciąłem całą korespondencje zaraz po tym jak się zaczęła i nie słyszałem o nim od tamtego czasu. I jeżeli kiedykolwiek będę w sytuacji kiedy będę musiał znowu wybierać, wybiorę Vivian. Zadzwoniłem do Katie, mojej niani i zrobiłem rezerwację w romantycznej włoskiej restauracji w centrum, która jest na przeciwko baru z pianinem w którym można potańczyć. W drodze do domu bardzo irytująca Grace i ja zatrzymaliśmy 248
się w kwiaciarni. Żeby zrehabilitować się po fiasku z placu zabaw w McDonaldzie pozwoliłem Grace żeby wybrała kwiaty. Teraz siedzę przed jej domem i kurwa mać, czuję się jakbym mógł zwymiotować na jej podjeździe. Nigdy się nie boję ale teraz jestem przerażony na śmierć. Jeżeli chodzi o biznes jestem spokojny i pozbierany. Facet, który rzuca poleceniami i pozwala innym się pocić. Ale w tej chwili nerwy skręcają moje wnętrzności i czuję jak McNuggetsy z lunchu podchodzą do góry i palą mnie w przełyku. Wytarłem moje pocące się dłonie o czarne spodnie od garnituru i wziąłem kilka głębokich oddechów żeby uspokoić mój żołądek. Ta kobieta przewróciła mnie do góry nogami i nie mogę się przez to pozbierać. Pukanie w okno przywróciło mnie do rzeczywistości z mojego momentu załamania. "Wchodzisz do środka czy będziesz siedzieć w swoim samochodzie przez cała noc?" usłyszałem jak Blake krzyknął przez okno. Kiedy go zobaczyłem od razu się rozluźniłem. Dzieciak jest idealną mieszanką Willa i Vivian. Ma ciemne kasztanowe włosy Vivian i oczy Willa w kolorze whiskey. Jest krzepkim małym facetem i nie wątpię, że będzie dobry w sporcie tak jak jego ojciec. Uderzyła we mnie fala zazdrości, kiedy pomyślałem o tym, że chciałbym żeby to był mój syn. Pokazywać mu jak rzucać piłką, jak być gentlemanem i przytrzymywać drzwi przed dziewczyną i pokazać jak jeździć samochodem. Może i nie 249
jest mój ale chciałbym być mężczyzną, od którego by się uczył. Znowu zapukał w okno, jego zniecierpliwienie jest oczywiste i jestem pewny, że zaczyna się zastanawiać nad moim zdrowiem psychicznym. Wziąłem fioletowe orchidee, które wybrała Grace i otworzyłem drzwi od samochodu. "Hej kumplu, sory ale przyłapałeś mnie na śnie na jawie" powiedziałem poklepując go po plecach i zaczęliśmy iść po podjeździe w kierunku drzwi wejściowych. "Taa przez ciebie się wystraszyłem, wyglądałeś jakbyś miał zwymiotować. Już miałem iść po mamę" Kurwa całe szczęście, że nie poszedł. To by mogło spieprzyć naszą pierwszą randkę. Nie zwariuję dzisiejszego wieczora. Mógłbym równie dobrze przypiąć sobie plakietkę Hejka,
jestem świrem. Wyciągnąłem rękę żeby zadzwonić ale Blake mnie powstrzymał. "Mieszkam tu Brooks, możemy po prostu wejść do środka. Jesteś pewny, że dobrze się czujesz?" Cóż, po prostu cudownie. "Tak, wszystko ze mną w porządku, denerwuję się tylko trochę" odpowiedziałem mu przeczesując palcami włosy i poprawiając marynarkę "Lepiej?" "O wiele lepiej, już nawet się tak nie pocisz. Nie bój się, mam się szykowała odkąd wróciliśmy z lunchu. Powiedziała cioci 250
Amandzie, że musi się dwa razy popsikać dezodorantem, więc chyba też musi się pocić" "Dzięki chłopaku, zatrzymajmy tą drugą część dla siebie, okej?" "Jasne" odpowiedział wzruszając ramionami. Przeszliśmy przez wejście i Blake zaprowadził mnie do salonu. Pokój kompletnie odwzorowuje osobowość Vivian. Brąz, złoto i pomarańcz wypełniają przestrzeń i przez to można poczuć swojskość. Jest ciepły i przyciągający tak jak i ona. Rośliny stoją w każdym kącie, coś czego nie ma u mnie w domu. W moim domu wszystkie rośliny więdną. Oglądam zdjęcia Blake'a i Emmy, które zdobią ściany kiedy usłyszałem czyjeś chrząknięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem jak mniemam Amandę schodzącą po schodach. Patrząc na żar bijący z jej twarzy sądzę, że moja reputacja mnie wyprzedza. "Słuchaj, Vivian zejdzie lada chwila więc przejdę do rzeczy" Popatrzyłem jak zatrzymuje się na półpiętrze i krzyżuje ręce na swojej piersi. Przygotowuje się na konfrontację albo żeby mnie ustawić na swoim miejscu. Czy ja do chuja mogę mieć przerwę? Chociaż jedną? Położyłem kwiaty na stoliku kawowym i machnąłem ręką żeby kontynuowała mając nadzieję, że to wiercenie dziury szybko się skończy.
251
"Wiem o wszystkim co się stało między tobą a Vivian i sądzę, że byłeś kompletnym tchórzem. Próbuję cię ocenić na podstawie tego jakim mężczyzną jesteś teraz, nie jaki byłeś kiedyś i postaram się was wspierać. Obiecuję, że nie będę wam utrudniać spraw jeżeli faktycznie postarasz się, żeby to wszystko funkcjonowało" Opuściła swoje ręce i zaczęła iść w moją stronę. "Jednakże przysięgam, że jeżeli znowu to spierdolisz.. znam facetów tam gdzie dorastałam, którzy mają tysiące hektarów otwartej przestrzeni więc będzie mi łatwo ukryć ciało, rozumiemy się?" dodała wbijając swój długi wypielęgnowany paznokieć palca wskazującego w moją pierś. Odsunąłem jej rękę biorąc ją w uścisk i potrząsając nią "Ty jesteś Amanda, jak miło cię w końcu poznać" Czy było to trochę dupkowate z mojej strony? Taa ale nie cierpię tego, że ocenia mnie przez pryzmat moich największych błędów, moich największych żali. Puściłem jej rękę i cofnąłem się o krok zdając sobie z tego sprawę, że naruszyłem jej przestrzeń osobistą ale ona się tylko we mnie wpatruje. "Nie jestem tym samym facetem, który był wtedy z Vivian i jestem pewny, że ona też już nie jest taka sama jak wtedy. Sposób w jaki sprawy między nami się skończyły był największą pomyłką mojego życia ale zrobiłem to tylko po to żeby ją chronić. Byłem głupim dzieciakiem, który był 252
kurewsko wystraszony tego, że mnie odepchnie dlatego nie pozwoliłem żeby o mnie wiedziała. Każdego dnia żałowałem, że odebrałem jej tą szansę. Zdaję sobie z tego sprawę, że nie jesteś mi nic winna ale gdybyś mi dała trochę luzu żebym mógł dowieść, że jestem jej wart na prawdę bym to docenił" Wstrzymałem oddech czekając na jej odpowiedź. Zaczęła kręcić pasmo swoich długich blond włosów i dotarło do mnie, że chce żebym się przed nią pocił i nie ma z tym żadnego problemu. W końcu pokiwała głową z aprobatą. "W porządku Brooks ale moje ostrzeżenie wciąż jest aktualne. Spierdolisz chociaż raz i razem z Jen i Carly będziemy robić z ciebie pieczeń" "Przyniosę czekoladki i pianki na deser" powiedziałem próbując rozjaśnić ciężką aurę otaczającą pokój. Zacisnęła swoje usta ale jej kąciki uniosły się jakby desperacko próbowała powstrzymać śmiech. "W porządku, możesz się śmiać. Obiecuję, że nie jestem kompletnym dupkiem" "Cóż, jeżeli Vivian daje ci kolejną szansę musisz mieć jakieś zdolności do odkupienia" powiedziała ze śmiechem i trzepnęła mnie w ramię "Powinnam wstawiać się za nią, nie powinieneś sprawiać, że się śmieję, ty dupku" Podniosłem moje ręce w obronie "Wybacz, planuję być w pobliżu już na zawsze, muszę mieć kogoś po mojej stronie" "Oh Brooks nie ważne jak bardzo będę się dzięki tobie śmiać, zawsze będę po jej stronie. Tak już po prostu jest" 253
Nie mam już szansy na to żeby jej odpowiedzieć, bo całe powietrze zostało mi odebrane kiedy Vivian pojawiła się na szczycie schodów. Nie mogę oddychać. Nie mogę mrugnąć. Jestem w transie przez olśniewający widok przede mną. Ma na sobie obcisłą, miętowo-zieloną sukienkę, która opina każdy idealny kształt. Od jej ramion kończy się dopiero nad kolanami i otacza ją jak druga skóra. Jedyne o czym mogę myśleć to fakt, że nie ma mowy, że ma pod spodem jakąś bieliznę i mój kutas drgnął na myśl o tym żeby to sprawdzić. Szpilki które wybrała sprawiają, że mój dyskomfort jest jeszcze bardziej nie do zniesienia, one mają chyba z 10 centymetrów. Bielizna, czy jej brak.. szpilki i tak zostają dziś wieczorem. Zaczęła schodzić po schodach, a ja patrzę oczarowany z jaką gracją się porusza. Jej kasztanowe włosy zostały poskręcane w duże fale które spływają po jej ramionach. Są tak długie i wyglądają tak jedwabiście, czuję jak moje ręce zaczynają mrowić oczekując na to, żeby je wsunąć w jej włosy. Ale po tym zauważyłem kołysanie jej bioder i podskakiwanie jej obfitych piersi i domyśliłem się, że koniecznie muszę się poprawić zanim wszyscy w pokoju zauważą jak bardzo mi się to wszystko podoba. "Dobry wieczór Brooks. Wyglądasz dziś bardzo przystojnie" powiedziała kiedy dotarła do półpiętra. Wciąż zszokowany, że ta kobieta jest prawdziwa i że mam szansę wszystko naprostować stoję nieruchomo i wszystkie słowa ode mnie 254
uciekły. Amanda podeszła do mnie, podniosła rękę i zamknęła moją buzię. Spojrzałem na nią z ukosa i posłałem napięty uśmiech. "Bawcie się dobrze dzieciaki" Amanda się roześmiała zabierając orchidee i udając się do kuchni. "Przepraszam, po prostu.. łał. To znaczy, wyglądasz zjawiskowo" Uśmiechnęła się szeroko i zaoferowałem jej moje ramię żeby zaprowadzić ją do mojego samochodu. "Dziękuję, też wyglądasz świetnie. I dziękuję za kwiaty" powiedziała dając mi rękę. Muszę sobie przypomnieć jak się oddycha. Idealnie pasuje do mojego boku, zawsze powinna przy nim być i planuję ją przy nim zatrzymać.
255
Rozdział 22 Vivian Podróż do restauracji jest stosunkowo cicha i tylko dźwięk radia wypełnia wnętrze samochodu ale to komfortowa cisza. Łapię Brooksa na tym jak na mnie spogląda, może nie tak mnie pamięta, a może pozwoliłam Amandzie żeby nałożyła na mnie za dużo cholernego makijażu. Dziewczyny od razu zabrały się za przygotowywanie mnie na wieczór ale może przesadziły. Ledwo mogę oddychać w sukience Jen ale zostałam przegłosowana ale po wyrazie twarzy Brooksa i wybrzuszeniu w jego spodniach najwidoczniej docenia ten wybór. Po tym jak Brooks zaparkował samochód przeszedł z przodu samochodu i otworzył dla mnie drzwi. Zaoferował swoją dłoń i przyciągnął mnie blisko siebie pozwalając żebym poczuła jego twardą pierś pod swoim garniturem. Uwolnił mnie i weszliśmy za rękę do restauracji. Powitano nas i zaprowadzono do przytulnego stolika na tyłach. Atmosfera jest ciepła i delikatna z ciemnymi kasztanowymi obrusami na stołach, a świeczniki nadają wszystkiemu lśniącą poświatę. Brooks odsunął moje krzesło, usiadłam na nim i otoczył mnie zapach jego wody kolońskiej. Wzięłam głęboki oddech, poczułam drzewo sandałowe z mieszanką jabłek i staram się czuć ten zapach jak najdłużej.
256
Położył dłonie na moich ramionach i pochylił się żeby pocałować moją odsłoniętą szyję sprawiając, że zadrżałam. Poczułam rozczarowanie kiedy odsunął ode mnie swoje usta żeby usiąść. Obiecałam, że nie będę się z tym spieszyć pamiętając o dziewczynie, która na przekór swojemu osądowi zaufała temu mężczyźnie i wszystko straciła. Desperacko próbuję powstrzymać swoją żądzę do tego mężczyzny ale pomiędzy jego cudownym zapachem i jego idealnym ciałem te starania okazują się nieskuteczne. Szybko wzięłam łyka mojej wody starając się opanować. "Cieszę się, że się zgodziłaś na dzisiejszy wieczór" powiedział kiedy odstawiłam kieliszek na stół i zaczęłam obracać go za nóżkę. "Obawiałem się, że zmienisz zdanie i musiałbym przystąpić do planu B" "A co ten plan przewidywał?" zapytałam. "Jeszcze nie opracowałem wszystkich detali ale przewidywał niewielką ilość kwiatów i bardzo dużo błagania" Roześmiałam się cicho i spojrzałam na kieliszek, który cały czas trzymam w ręce. "Oby dwoje dobrze wiemy, że nie jesteś typem błagającego" Brooks wziął moją rękę z kieliszka i otoczył ją swoimi dłońmi przez co spojrzałam na niego. "Masz rację, nie jestem. Jestem mężczyzną, który zawsze dostaje to co chce i nigdy nie musiałem o coś prosić dwa razy. Ale ty Vivian, jesteś moją słabością, moją piętą Achillesową" 257
Moje brwi się zmarszczyły. Brooks jest silnym, dumnym mężczyzną i pomysł, że mogłabym go osłabić zaniepokoił mnie. Usiłowałam zabrać swoją rękę ale zacieśnił swój uścisk i posłał mi zarozumiały uśmieszek. "Jesteś słabością o którą bym chętnie błagał, żeby posiadać Ruda" powiedział i podniósł moją dłoń żeby ją pocałować przez co się uśmiechnęłam. Czuję jak się rozpuszczam przez jego głębokie spojrzenie, kiedy waga jego słów się we mnie wchłonęła. Wpatrujemy się w siebie dopóki nie podszedł do nas kelner przerywając nasz moment. Odsunęliśmy się od siebie na tyle długo, żeby zamówić drinki i przystawki ale jak tylko kelner zniknął Brooks znów wziął mnie za rękę. "To trochę nierealne, nie uważasz?" zapytałam go gładząc jego kostki swoim kciukiem. "Myślałeś kiedykolwiek, że znowu się tutaj odnajdziemy?" "Gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję, że to mogłoby być nam pewnego dnia przeznaczone jakimś cudem. Ale potem rzeczywistość walnęła mnie w twarz i zdałem sobie sprawę, że prowadzisz gdzieś szczęśliwe życie beze mnie i pasowało mi to, bo byłaś szczęśliwa" Przesunął usta wzdłuż mojego nadgarstka gładząc linię mojego pulsu i ciężko mi przez to skupić się na jego słowach, kiedy iskrzenie od jego dotyku obudziło motyle w moim brzuchu, które teraz tam podskakują. Pozostawił jeden 258
delikatny pocałunek tam gdzie jestem pewna, że może poczuć pulsowanie mojego serca i odsunął się. "Teraz kiedy jesteś tutaj i mam szansę być tym dzięki któremu będziesz szczęśliwa zrobię wszystko co w mojej mocy żeby cię zatrzymać. Od zawsze miałaś moje serce, każdy jego pierdolony kawałek41 i jedyne czego chcę to ukraść znowu twoje serce" Czuję jak moje serce obija się o żebra ale staram się ujarzmić ogarniające mnie uczucia. Nie zgadzam się na to żeby tak łatwo polecieć za tym mężczyzną kolejny raz. Chcę go- Boże jak ja go chcę- ale obawa przed nieznanym sprawia że chcę uciec, jak mogę znowu ryzykować utratę ręki? "Musisz zrozumieć Brooks, że się boję. Bez względu na przyczyny sprawy między nami źle się zakończyły. Kiedy pojawił się Will sprawił, że miłość znowu była bezpieczna, że bezpiecznie było znowu mieć uczucia ale znowu skończyłam z niczym. Wszystko co kocham wciąć przelatuje przez moje palce i obawiam się, że znowu coś stracę" "Pozwól, że będę odważny za nas dwoje Viv. Każde z nas miało swoją kolej na bycie silny, a teraz jest moja kolej. Będę światłem tak długo aż w końcu odważysz się wyjść z ciemności" Spojrzałam na mój kieliszek z winem, które przyniósł kelner i jakimś cudem go nie zauważyliśmy. Zaczęłam obracać go za 41
Romantyczne <3
259
nóżkę pozwalając sobie przyswoić słowa tego mężczyzny. W ciszy obserwuję jak różowa ciecz obraca się przy brzegach szkła grożąc wylaniem się przez brzeg w każdej chwili. "Viv proszę cię, powiedz coś" "Musisz mi obiecać jedną rzecz" powiedziałam zanim oderwałam wzrok od szkła i napotkałam jego intensywne spojrzenie. "Cokolwiek Ruda, wszystko co mam mogę obiecać" "Wiem, że powiedziałeś, że nigdzie się nie wybierasz tym razem ale musisz to obiecać. Bez względu na wszystko nigdy więcej uciekania. Oby dwoje uciekaliśmy wystarczająco długo, czas się zatrzymać. Razem" "Vivian przysięgam ci i każdemu innemu kto musi to usłyszeć. Jestem twój, serce i dusza. Żyłem bez mojego serca przez dziesięć lat i jestem wdzięczny, że mogę mieć je z powrotem i obiecuję, że nigdy go już nie zostawię za sobą. Rozumiesz co mówię? Jestem twój i planuję z każdą cząsteczką siły, którą posiadam, że będziesz moja. Więc nie, nigdzie się nie wybieram" Brooks nagle wstał ze swojego krzesła i za jednym krokiem stanął przede mną. Złapał za rękę, która wciąż trzyma kieliszek i podniósł mnie z krzesła zderzając mnie ze swoim ciałem. Chociaż przyciągnęliśmy uwagę wszystkich dookoła Brooks nadal mnie przy sobie trzyma.
260
Objął ręką moją szyję i przyciągnął mnie do siebie aż mogę słyszeć jego oddech przy moim uchu. Uczucie sprawiło, że całe moje ciało zadrżało i wszystkie moje postanowienia wyparowały. Stoję oczekując, czekając na słowa, na pocałunek, nie wiem na co. Ale wiem w tym momencie, że będę czekać tak długo jak się da żeby mieć cokolwiek co może mi dać. Poczułam jego policzek przy moim, jego oddech ciężki i urywany jakby próbował się powstrzymać. Ochrypłym szeptem w końcu przerwał ciszę. "Sądzę, że musimy sobie coś wyjaśnić Vivian. Kochałem cię przez wszystkie sekundy przez które cię znałem. Kiedy nie byłem z tobą, próbowałem się zmusić żeby cię nie kochać. Nie chcę więcej udawać. Nie uciekaj ode mnie Ruda, nie uciekaj od nas, bo ja się kurwa nigdzie nie wybieram" Pocałował mnie w czoło i usiadł na swoim krześle tak szybko jak wstał pozostawiając mnie stojącą i oszołomioną przez nasz intensywny publiczny moment. Osunęłam się z powrotem na moje krzesło, kiedy kelner przybył z naszym jedzeniem i jestem wdzięczna za to chwilowe rozproszenie. Jego słowa szumią w mojej głowie i kiedy się wchłonęły uwierzyłam w jego szczerość. Nigdzie się nie wybiera, będzie inny. Nie zrani mnie. Nasza rozmowa rozjaśniła się przy posiłku, zmieniając się z łatwością pomiędzy różnymi tematami. Opowiedział mi 261
wszystko o Grace i jej matce, wyjaśnił wszystkie swoje wcześniejsze związki albo ich brak. Podzielił się ze mną informacjami o jego firmie architektonicznej i zaproponowałam mu agencję reklamową Amandy, kiedy wspomniał o tym, że chcę zmienić swoją strategię marketingową. Ja opowiedziałam o tym jak przestałam uczyć i zaczęłam pisać i spędzać więcej czasu z Emmą i Blake'm odkąd zmarł Will. Godziny minęły bez zauważenia i w końcu jako jedyni zostaliśmy w restauracji. Moje policzki mnie bolą, a mój brzuch jest obolały od śmiechu z opowieści o naszych dzieciakach i moich uczniach. Nasz kelner się poddał i siedzi teraz przy bocznym stoliku czekając aż będzie mógł nam dać rachunek. "Myślę, że nadużyliśmy naszej gościnności, wszyscy czekają aż wyjdziemy żeby zamknąć restaurację" powiedziałam biorąc ostatni łyk wina. "Masz rację, powinniśmy się zbierać. Po prostu nie chcę żeby nasz wieczór już się skończył" Brooks wyciągnął swój portfel i rzucił stos pieniędzy na stół. Jestem pewna, że dał duży napiwek za to, że siedzieliśmy tak długo. Wziął moją rękę i podniósł mnie z krzesła po czym położył dłoń na dole moich pleców i poprowadził mnie do parkingu. Podróż do domu jest komfortowa, całe napięcie z początku
262
randki znikło i czuję, że jest tak jak zawsze było między nami. Czuć, że to naturalne, właściwe. "Dziękuję za cudowny wieczór Brooks" powiedziałam kiedy wjechał na mój podjazd. Zaparkował samochód i splótł razem nasze palce. "Dziękuję, że zgodziłaś się żeby iść" wymruczał i uśmiechnął się zarozumiale zanim delikatnie pocałował moją dłoń. "Szkoła zacznie się za kilka tygodni więc planowałem zabrać Grace do ZOO. Wiesz, ostatni wypad zanim na wszystko będzie mało czasu. Chciałabyś do nas dołączyć z Emmą i Blake'm?" Staram się skupić na jego słowach ale jego dotyk jest rozpraszający i staram się wysiedzieć po swojej stronie samochodu. Jestem pewna, że moja sukienka rozprułaby się na pół kiedy bym się starała przepchnąć przez konsolę na środku. Brooks roześmiał się przerywając mój żałosny wewnętrzny dialog. "Przepraszam yy.. ZOO. Taa brzmi świetnie. Ale myślisz, że to w porządku pokazywać się już jako para przed dzieciakami? Może powinniśmy trochę zwolnić, przynajmniej kiedy jesteśmy z nimi?" "Może zapytasz Amandę czy by z nami nie poszła, a ja zaproszę mojego brata Lakina, będzie to grupowe wyjście 263
zamiast rodzinnej randki. Możemy trochę zwolnić jeżeli tego potrzebujesz" "Dziękuję. Lepiej już pójdę zanim Amanda zacznie mrugać światłem na ganku" Pocałował mnie jeszcze raz w rękę i wysiadł z auta żeby otworzyć drzwi od strony pasażera. Przyciągnął mnie do swojego boku i powoli podeszliśmy do drzwi wejściowych starając się wydłużyć nas wspólny czas do ostatniej możliwej sekundy. Jak tylko stanęliśmy na ostatnim stopniu Brooks otoczył mnie ramionami i popchnął mnie plecami do ściany domu. "Czekałem cały wieczór żeby moje usta poczuły twoje i nie mogę cię wpuścić do środka dopóki nie spróbuję tego, czego mi brakowało" Zesztywniałam zszokowana jego bezpośredniością i szybkim działaniem. Położył obie ręce po bokach mojej głowy i zakleszczył mnie. Jego wzrok wędruje od moich oczu do moich ust prosząc o pozwolenie. Kiedy moje ciało się rozluźniło i uśmiechnęłam się wziął to za otwarte zaproszenie i zmiażdżył moje usta swoimi. Wziął swoje ręce ze ściany i zaczął nimi krążyć po moim ciele przesunął je w dół moich żeber i położył na moich biodrach przysuwając mnie bliżej do siebie. Nasz pocałunek się pogłębił, zapłonął między nami ogień. W tej chwili nawet nie
264
jestem pewna, czy ten płomień może być ugaszony. Sąsiedzi bez wątpienia mają niezłe przedstawienie. "Boże, tęskniłem za tobą" Brooks wymamrotał kiedy przesunął swoje usta w dół mojej szczęki. "Zapomniałam jak dobrze jest cię czuć" powiedziałam odchylając swoją głowę żeby dać mu lepszy dostęp. Gwałtownie odsunął głowę i spojrzał w moje przymknięte oczy. "Zamierzam spędzić każdy pierdolony dzień żeby pomóc ci przypomnieć Viv. Jesteś moją Koniczynką i zawsze nią będziesz" Oczekując kolejnego namiętnego pocałunku przygotowałam się na zderzenie ale zamiast tego Brooks powoli się nachylił i delikatnie dotknął moje usta swoimi. Ten pocałunek jest delikatny jak piórko przez co moje opuchnięte usta zaczęły mrowić. "Dobranoc Vivian" powiedział uśmiechając się. "Dobranoc Brooks" westchnęłam pozbawiona oddechu. Patrzę jak idzie do samochodu i otwiera drzwi od strony kierowcy. Odwrócił się i posłał mi ostatni uśmiech przez swoje ramię zanim wsiadł do środka i odjechał. Stoję nadal przyciśnięta do ściany starając się pozbierać. Pogładziłam palcami brzeg moich ust czując pozostały efekt po jego pocałunkach. W końcu się opanowałam, poprawiłam sukienkę i znalazłam klucze do domu. Nie zdążyłam nawet zdjąć moich łamiących kostki butów, kiedy usłyszałam wibrację telefonu. 265
Brooks: Nie mogę się doczekać, kiedy znowu zatracę się w mojej zieleni. Śpij dobrze Koniczynko. Mój żołądek aż podskoczył na widok jego przezwiska. Uśmiechnęłam się i przycisnęłam mocno telefon do mojej piersi. Po cichu weszłam po schodach do mojego pokoju. Dom jest cichy, spokojny, tak jak moje serce. Brooksowi udało się stłumić moje lęki i przywrócić moje zagubione serce. Mam tylko nadzieję, że tym razem będę je lepiej chronić.
266
Rozdział 23 Vivian "Nie wiem po co ja mam tam z tobą iść" Amanda narzeka. Wrzuciła bieg w swoim Audi i wyjechała z podjazdu. Spojrzałam na nią, moje oczy błagają ją żeby przestała jęczeć. "Bo chciał zabrać wszystkie dzieciaki razem Manda. I pomyślał, że jeżeli będzie nas kilka osób, taka rodzinna grupka, wtedy będzie mniejsza presja. Jego brat tam będzie, więc pomyślałam, że dobrze by było gdybyś się też pojawiła" Odetchnęła głęboko i spojrzała przed siebie. Jestem pewna, że rozważa wszystkie opcje jak mogę jej za to zapłacić. Amanda zgodziła się wspierać mój związek z Brooksem ale wiem, że przez wyjście z nami i jego Bratem zaczynam ją naciągać. "Będzie fajnie ciociu Amando" Emma zawtórowała z tylnego siedzenia. Blake jest kompletnie skupiony na swoim Leap Padzie42 i w ogóle nie jest zainteresowany rozmową. Amanda spojrzała na nią w lusterku wstecznym i uśmiech pojawił się na jej ustach "Ty i ja definitywnie będziemy się dobrze bawić kochanie. Po tym jak zobaczymy żyrafy kupię ci śnieżnego rożka"
42
tablet dla dzieci
267
Cała twarz Emmy pojaśniała i zaczęła podskakiwać w swoim siedzeniu pokazując swój entuzjazm. "Dobrze ale Grace też będzie chciała jednego" dodała. "Załatwione. A teraz oprzyj się i zrelaksuj się, będziemy w zoo już niedługo. Twoja mama i ja musimy uciąć sobie krótką pogawędkę". Spojrzała na mnie kątem oka i wiem, że sporo rzeczy na myśli, które chętnie na mnie zwali. Na szczęście mamy przed sobą tylko 15 minut drogi. Emma usiadła z powrotem i zaczęła wyglądać przez okno obserwując sobotni ruch na I-25. Kocha obserwować samochody. Od czasu przeprowadzki do miasta uwielbia przejażdżki samochodem i całkowicie wtedy odpływa w zgiełku otoczenia. Spojrzałam na Amandę i widzę jak jej ręce zaciskają się na kierownicy, widać, że jej głowa pracuje na najwyższych obrotach. Zaczęła otwierać usta, zapewne żeby zacząć wykład ale wtrąciłam jej zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. "Dobra po pierwsze zanim cokolwiek powiesz pamiętaj, że masz w tym samochodzie publiczność, a oni są jak gąbki. Cokolwiek powiesz zostanie w pewnym momencie wykorzystane przeciwko tobie. I to najpewniej w miejscu publicznym, więc lepiej żeby to było stosowne" Amanda znowu spojrzała w lusterko, a ja odwróciłam głowę żeby zerknąć na tył. "W porządku, dzieciaki i tak kompletnie odleciały" powiedziała. "Poza tym nie mają pojęcia o czym 268
rozmawiamy. Po prostu mów cicho, a ja ustawię trochę głośniej radio" Westchnęłam i wyjrzałam przez okno zanim z powrotem spojrzałam na moją siostrę, która wiem, że chce dobrze ale musi trochę poluzować smycz. "Amanda rozumiem, że powiedziałaś, że się wycofasz i pozwolisz żeby to co jest między mną a Brooksem się rozwijało. Mimo to jesteś moją siostrą i wiem, że się martwisz, że znowu zostanę zraniona. Szczerze, też się tego boję i tak jakby trochę wariuję. Ale zamierzam mimo wszystko zaryzykować, wiesz dlaczego?" Spojrzała na mnie kątem oka i tylko potrząsnęła głową. Nic się nie odzywa, żebym mogła dokończyć. "Przegrana albo wygrana, zamierzam dać mu kolejną szansę, bo jestem zmęczona obawianiem się. Nie czułam się tak szczęśliwie i stabilnie od czasu Willa. Nie czułam nic oprócz odrętwienia przez ostatni rok Amanda i mogę skończyć ze złamanym sercem ale jeżeli Brooks może sprawić, że znowu coś poczuję, jeżeli może mnie przywrócić do życia to sądzę, że jest to warte bólu serca" Amanda wzięła duży uspokajający oddech43 i sięgnęłam po jej rękę. "Wiem, że chcesz mnie chronić Manda, dziękuję ci za to. Rzecz w tym, że przez to, że Will odszedł nauczyłam się, że w życiu nie ma żadnych gwarancji, a ja nie chcę żałować ani jednej minuty" 43
W ogóle to zauważyliście, że w tej książce to cały czas biorą te oddechy? Ja rozumiem, że człowiek robi to około 25 tys. razy w ciągu doby ale chyba nie trzeba aż tak tego podkreślać? ;> a może ja jestem przewrażliwiona :D
269
Amanda uścisnęła moją rękę i uśmiechnęła się przez swoje załzawione oczy, sama zaczynam się zmagać z tym żeby utrzymać swoje przed rozlaniem się. "W porządku" powiedziała. Nie musi mówić nic więcej, wiem, że Amanda nie będzie już cichym obserwatorem ale skoczyła by za mną obiema nogami. Gdybym się potknęła i upadła na twarz, pomogła by mi wstać i otrzepała z brudu... potem ścigałaby Brooksa i utopiła go w błocie do którego wpadłam. Opuszczając osłonę przeciwsłoneczną sprawdziła swój makijaż w lusterku, wycierając rozmazany tusz. Westchnęła głęboko i wiem, że ten konkretny temat jest oficjalnie zakończony. Dzięki Bogu. "A więc opowiedz mi o bracie. Jeżeli mam spędzić z nim dzień przynajmniej daj mi jakieś szczegóły" "Nigdy go nie spotkałam, są przyrodnimi braćmi i ma na imię Lakin i to wszystko co o nim wiem" "Lakin?" zmarszczyła brwi. "Brooks i Lakin... jego rodzice byli marynarzami czy hipisami czy coś w tym stylu? O co chodzi z tym motywem przewodnim wody?44" "Nigdy o tym nie myślałam" roześmiałam się. "Serio, tak na prawdę nic o nim nie wiem. Myślę, że jest fajny skoro Brooks go ze sobą zabiera, nawet nie wiem jak on wygląda ale zgaduję, że jest bardzo podobny do Brooksa" 44
Brook po ang. oznacza 'potok', Lakin - Lake czyli 'jezioro'
270
Diabelski uśmiech pojawił się na jej twarzy. "O nie!" ostrzegłam ją. "Nawet o tym nie myśl, zmieniasz facetów jak rękawiczki, a przez to sprawy byłyby niezręczne" "Wcale nie!" zaprotestowała. "Poza tym jeżeli wygląda jak Brooks nie miałabym nic przeciwko tym rękawiczkom" "Cokolwiek Amanda. Oby dwie dobrze wiemy, ze masz najbardziej-" przerwałam i spojrzałam na tylne siedzenie zanim wyszeptałam "najbardziej wygłodniałe dolne rejony znane mężczyźnie. Przeżuwasz facetów i wypluwasz. Trzymaj ręce przy sobie w tym jednym przypadku" Odwróciła się do mnie, widocznie próbując powstrzymać śmiech. "Czy ty właśnie powiedziałaś wygłodniałe dolne rejony?" Oby dwie wybuchłyśmy śmiechem przyciągając uwagę naszej publiczności z tyłu kiedy wjechałyśmy na parking zoo. "Jesteśmy na miejscu" obydwoje krzyknęli. Szybko kupiłyśmy bilety i udałyśmy się na miejsce w którym mamy się spotkać z resztą grupy, czyli przy żyrafach. Są ulubionymi zwierzętami Emmy. Brooks, Lakin i Grace już tu są i na nas czekają. Kiedy podeszliśmy bliżej obczaiłam Lakina i taaa.. jest śliczny. Nie równa się Brooksowi ale całkowicie daje radę. Spojrzałam szybko na Amandę i taa.. podoba jej się to co 271
widzi. Poprawia swoje włosy i letnią sukienkę, wygląda jakby przygotowywała się do ataku. I to by było na tyle jeżeli chodzi o zasadę ręce przy sobie, o której gadałyśmy w samochodzie. Jest w trybie Defcon45 5 męskiego polowania. Biedny Lakin nawet nie ma szans. Jak tylko Emma zobaczyła Grace złapała Blake'a za rękę i pobiegli w jej kierunku. Wszystkie zaczęły pokazywać na żyrafy i prowadzić zawziętą dyskusję o tym jakie zwierzęta chcą zobaczyć. Jak tylko podeszłam do Brooksa przyciągnął mnie do siebie i dał mi soczystego całusa w usta. Kiedy się odsunął na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. "Cześć" powiedział. Zachichotałam- tak, zachichotałam. "Cóż, cześć tobie" Amanda odchrząknęła żeby zwrócić na siebie naszą uwagę. Jestem trochę zaskoczona, że tygrys taki jak moja siostra czeka na przedstawienie. Brooks przyciągnął mnie do swojego boku i rozpoczęłam formalności. "Brooks, pamiętasz moją siostrę Amandę" powiedziałam i każde z nich uśmiechnęło się pół serdecznie i żałośnie machnęło ręką. Entuzjazm aż się z nich wylewa. Może to jednak był zły pomysł. Lakin uśmiechnął się do niej szeroko i wziął jej dłoń żeby ją pocałować. "Jestem młodszym bratem Brooksa. Lakin. Cudownie cię poznać" 45
gra komputerowa polegająca na prowadzeniu wojny
272
Amanda zgarnęła swoje śliczne blond włosy za ucho i obdarzyła go swoim najlepszym flirtującym uśmiechem. "Również miło cię poznać" powiedziała. O Jezu, zastrzelcie mnie teraz. Daję 10 minut zanim oddalą się od grupy żeby nacieszyć się swoim własnym zwierzęcym zachowaniem. Zanim to zaszło za daleko cała trójka dzieciaków przerwała ich świdrujące spojrzenia. "Amanda! Amanda! Czas na śnieżne rożki!" Emma krzyknęła i zaczęła ciągnąć Amandę za sukienkę. "Słyszałem, że obiecałaś śnieżne rożki ciociu Amando i ja chcę niebieskiego" Blake dodał. Amanda spojrzała na mnie oczekując pomocy, widocznie chce spędzić trochę czasu z Lakinem, a nie ze swoją ukochaną siostrzenicą i siostrzeńcem. Tylko podniosłam rękę. "Hej, obiecałaś" powiedziałam jej nie oferując żadnej pomocy. Spojrzała na Lakina, potem na Emmę. "Nie jestem zbytnio głodna maluchu i dopiero co tu dotarliśmy, obejrzymy jeszcze jakieś zwierzaki i popracujmy nad naszym apetytem zanim kupimy jakieś przekąski" Emma zmarszczyła brwi i położyła rączki na swoich biodrach, rozważając swój następny ruch w rożkowych negocjacjach. "Ale w drodze tutaj mama powiedziała, że jesteś głodna" "Co? Nie powiedziała tak kochanie"
273
"O tak, powiedziała! Rozmawiałyście o tym jak twoi Holendrzy46 są głodni i myślę, że śnieżny rożek to naprawi" Najwidoczniej nasza samochodowa widownia ma lepszy słuch niż nam się wydawało. Wszyscy spojrzeli na mnie żeby zinterpretować gadanie czterolatki i staram się jak najlepiej wymamrotać swoje tłumaczenie. "Manda, wyraźnie pamiętam rozmowę o tym, że czegoś potrzebujesz. Myślę, że nasza mała gąbka pomieszała kilka głównych wątków rozmowy" Kiedy Amanda wytrzeszczyła oczy w zrozumieniu powoli pokiwałam głową. "Mówiłam ci, żadnego filtru w miejscu publicznym mała siostrzyczko" Amanda złapała Emmę za rękę, jej twarz cała pokryta wstydem. "Dobra dzieciaki, wystarczy gadania, czas na rożki. Lakin, chciałbyś może pomóc?" "Z chęcią" odpowiedział jej na co dzieciaki zaczęły podskakiwać i krzyczeć podekscytowane. Kiedy zaczęli iść w kierunku sklepików usłyszałam jak Lakin mówi jej, że to niesamowite, że mówi po holendersku i kompletnie to straciłam. Roześmiałam się tak bardzo, że w moich oczach pojawiły się łzy, Amanda mnie usłyszała i spojrzała na mnie znad ramienia żeby rzucić mi swoje najgroźniejsze spojrzenie. Przez to zawyłam jeszcze głośniej, przez co ledwo mogę oddychać. 46
neanderthals- nederlands, gra słów
274
"Okej, uświadom mnie, co jest aż takie śmieszne?" Brooks zapytał, widocznie zmieszany przez mój wewnętrzny żart. Opowiedziałam mu historię o jej wszystko konsumujących okolicach bioder i dotarliśmy do stolików przy budkach, on też nie może przestać się śmiać. Amanda wie czemu jesteśmy tacy rozbawieni i jej wzrok rzuca w nas sztyletami. "Ooo przestań siostra, to było śmieszne. Ostrzegałam cię" "Taa taa dzięki wielkie Viv" "Poważnie Amanda, nie przejmuj się tym. Grace robi mi takie numery cały czas" Brooks powiedział jej. "Cóż, doceniłabym bardziej zmianę tematu" warknęła. Dzieciaki skończyły jeść swoje rożki i dokończyliśmy zwiedzanie zoo z dużą ilością śmiechu i z kilkoma zawstydzającymi momentami wynikającymi z braku filtru. Za każdym razem kiedy dzieciaki nie patrzyły Brooks trzymał mnie za rękę, całował mój policzek albo czoło. Przysięgam, że moje ciało jest całe w ogniu kiedy obeszliśmy już całe zoo. Mój żołądek aż drży od motyli, a moje policzki bolą mnie od ciągłego uśmiechania się. Ten dzień był idealny. Nadal nie powiedzieliśmy dzieciakom, że jesteśmy więcej niż przyjaciółmi, w ten sposób jest to dla nich mniej zagmatwane. Czujemy, że lepiej będzie zatrzymać nasz związek dla siebie przez jakiś czas. Jeżeli mam być szczera, boję się jak na to zareagują. Czasami czuję się jakbym zdradzała pamięć o Willu przez to, że troszczę się o Brooksa, a moje serce by pękło gdyby Emma i Blake czuli się 275
tak samo. Więc dopóki tego nie przemyślimy, nasze milczenie jest złotem. Po kilku godzinach dzieciaki są zmęczone, a nasze nogi nas bolą od dźwigania ich dookoła, kiedy już nie miały siły stać na nogach. Wsadziłam Blake'a i Emmę do samochodu, a Lakin wziął Grace żeby ją przypiąć, więc Brooks i ja możemy się pożegnać sam na sam. "Dziękuję ci za dzisiaj" powiedziałam mu. Splótł razem nasze dłonie i przyciągnął mnie do siebie. "Nie, to ja dziękuję tobie Viv. To był najlepszy dzień jaki miałem od dłuższego czasu. Każdy dzień z tobą jest idealny" Uśmiechnęłam się do niego i pochylił się żeby pocałować moje czoło. "Kiedy mogę cię znowu zobaczyć?" Cofnęłam się trochę ale nasze dłonie nadal są połączone. Desperacko chcę go znowu zobaczyć ale już raz podążałam z Brooksem tą za-szybko-za-wcześnie drogą i przez to byłam roztrzaskana. Muszę pamiętać o tym, żeby się chronić, bo zbyt łatwo jest znowu się w nim zatracić. "Hm nie jestem pewna co mamy zaplanowane na ten tydzień. Pozwól, że sprawdzę plany dzieciaków i napiszę do ciebie" powiedziałam unikając jego spojrzenia. Puścił moją rękę i podniósł moją głowę za policzek zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. "Nie rób tego Ruda" "Czego?" "Wiesz czego. Chcesz mnie zobaczyć tak bardzo jak ja 276
ciebie ale się boisz. Rozumiem to, ale musisz zrozumieć, że nie jestem tym samym dzieciakiem którego spotkałaś 10 lat temu, który bał się tego kim jest i wstydził się swojej przeszłości47. Jestem mężczyzną, który wie czego chce i spędzę resztę moich dni udowadniając, że jesteś tym czego chcę" Wypuściłam powietrze, które powstrzymywałam i pokiwałam głową. Milion myśli przelatuje przez mój umysł ale nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. "Nigdzie się nie wybieram. Nie uciekam tym razem. Proszę daj mi szansę żeby z tobą być" Zrobiłam krok do przodu i stanęłam na palcach żeby sięgnąć do jego ust. "Dobrze" wyszeptałam przy jego ustach. Teraz to jego kolej na westchnięcie, które powstrzymywał czekając na moją odpowiedź. "Zadzwoń do mnie wieczorem jak Grace będzie już w łóżku" Przycisnął mnie do swojej piersi i wsunął swoje dłonie w moje włosy. Jego usta spotkały moje i pogłębił pocałunek przywracając moje drzemiące motyle do trzepotania. Odsunął się i spojrzał na mnie z mega watowym uśmiechem pokazując swoje warte rozpłynięcia się nad nimi- dołeczki. "Bądź tego cholernie pewna, że zadzwonię Koniczynko" powiedział zanim pocałował moją dłoń i odszedł jak gdyby nigdy nic pozostawiając mnie ze opuchniętymi ustami, 47
Ale do tej pory jeszcze patałach nie wyznał tego swojego wielkiego sekretu...
277
miękkimi kolanami i mokrymi majtkami. Cudownie, jazda do domu będzie tak samo niewygodna jak podróż tutaj.
278
Rozdział 24 Vivian Brooks dotrzymał swojej obietnicy z telefonem. Dzwonił, pisał, a nawet wpadał codziennie w odwiedziny. Grace została kilka razy żeby się pobawić i każdy zaczyna się powoli czuć komfortowo w swoim towarzystwie. Więc kiedy Blake zaproponował grupowy obiad i wieczór filmowy z Brooksem i Grace pomyśleliśmy, że to dobra okazja do przyznania się dzieciakom co nas łączy. Oczywiście Jen z Carly zobaczyły w tym okazję do wieczoru dla dorosłych. Musiałam wyrzucić całą seksowną bieliznę jaką miałam po tym jak zmarł Will. Wiem, że to brzmi głupio ale to nie w porządku, żeby pokazać się w tym samym przed innym mężczyzną. Nie muszę chyba mówić, że Jen zabrała mnie na bieliźniane zakupy w ramach przygotowania do tego konkretnego wieczoru. Nie jestem pewna, czy moja Visa kiedykolwiek się zregeneruje. Uzbrojeni w nasze torby i wystarczającą liczbę filmowych propozycji Emma, Blake i ja udaliśmy się w krótką przejażdżkę do Brooksa na naszą weekendową przygodę. Jego dom jest trochę odosobniony u podnóża wzgórz Rockies, tylko dwadzieścia minut drogi od naszego domu na peryferiach Denver. Wjechaliśmy na długi i kręty podjazd pokryty żwirem. Zachwycająca mieszanka brzóz i różnych iglastych drzewek 279
rośnie wzdłuż ścieżki i zasłania dom Brooksa. W końcu droga zaczęła się poszerzać ukazując największy i najpiękniejszy dom z drewnianych pali i zerknęłam na tył samochodu żeby zobaczyć jak szczęki dzieciaków opadły do kolan. Ten dom nie jest prostym domkiem rodzinnym, jego zdjęcia powinny być w Paradzie Domów albo Przeglądzie Architektonicznym. Dwupiętrowy z zielonym dachem z grubych i solidnych drewnianych pali, które otaczają też fasadę. To wszystko wygląda jak Lincoln Logs48 na sterydach. Zaparkowałam samochód przed wejściem i wszyscy siedzimy nieruchomo podziwiając willę przed nami. "To naprawdę dom Brooksa?" Blake zapytał, jego oczy cały czas wytrzeszczone w jego malutkiej twarzyczce. Powoli kiwnęłam głową wciąż patrząc przed siebie "Tak kolego, to jego dom" "Łał, to jak drewniany zamek" Emma dodała. "Dobra dzieciaki, to tylko dom. Będziemy się świetnie bawić przez ten weekend. Chodźmy znaleźć Grace i Brooksa i pamiętajcie żeby zachowywać się grzecznie. Żadnego bicia się i kłótni przez ten weekend, dobrze?" Obydwoje się zgodzili, wytoczyliśmy się z samochodu i zaczęliśmy taszczyć nasze tobołki podążając kamienną ścieżką. Zanim w ogóle dotarliśmy do schodków na ganku Brooks otworzył frontowe drzwi i pospieszył do nas żeby
48
Można obadać w google. Generalnie są to klocki w kształcie drewnianych pali, z których układa się domek.
280
wziąć nasze torby. Widać, że jest podekscytowany, bo w tym pośpiechu prawie potknął się o płytę chodnikową. Usłyszałam śmiech Blake'a i odwróciłam się, żeby posłać mu moje najlepsze groźne spojrzenie i powstrzymał swój chichot. Emma lekko walnęła go w ramię podkreślając ton naszej cichej rodzinnej konwersacji. Spojrzałam na nią i wyrzuciła ręce w powietrze w poddaniu, kiedy Brooks do nas podszedł. "Hej wszystkim. Cieszę się, że tu jesteście" powiedział i wziął ode mnie torby całując mój policzek. "Dziękujemy za zaproszenie" Blake odpowiedział i podał Brooksowi swoją torbę. Brooks sięgnął też po rzeczy Emmy ale odmówiła oddania mu swojego plecaka, nie spuszcza z niego wzroku od momentu jak kupiliśmy go w Targecie. "Gdzie jest Grace?" zapytała. "Jest z Kate, naszą nianią. Były na dworze, kiedy wróciłem do domu ale powinny niedługo wrócić" odpowiedział i przerzucił wszystko przez swoje ramię. Poprowadził nas chodnikiem na schody i do długiego korytarza z masą drzwi po obu stronach. Brooks wygląda na kompletnie rozluźnionego w swoich wyblakłych i zdartych niebieskich jeansach i miękkiej bawełnianej koszulce. Zamiast być ostrym i wypielęgnowanym architektem jest wyluzowany i beztroski, zupełnie jak na studiach. Jego szerokie ramiona są opalone, a jego mięśnie 281
prowadzą wojnę z cienką obcisłą koszulką, którą wybrał. Mogę zobaczyć każdy muskularny kształt i to cudowny widok. Kiedy usłyszałam dźwięk jego klapiących japonek o drewnianą podłogę oderwałam wzrok od jego ciała i zaczęłam rozglądać się dookoła. Wystrój domu jest bardzo męski, paleta kolorów jest mieszanką jasnych szarości i kobaltowego niebieskiego. Coś czego na pewno bym się nie spodziewała po domu z bali ale to wszystko bardzo pasuje i czuć w tym Brooksa. Zdjęcia Grace są wszędzie ale na niej kończą się rodzinne zdjęcia. Nie ma żadnych zdjęć jego matki, brata, czy nawet przyjaciół- nic, tylko on i Grace. Ogarnęło mnie uczucie samotności na myśl o tym, że ich dwójka ma tylko siebie i przez to chcę stworzyć dla nich coś więcej, stworzyć razem rodzinę. Ta myśl uderzyła we mnie jak młot, to nie jest typowy tok myślenia Vivian i nie mogę wytłumaczyć tej lekkości. W tym momencie nie boję się pomysłu stworzenia rodziny z Brooksem i naszymi dziećmi ale wiem, że jeżeli pozwolę swojemu umysłowi przyzwyczaić się do tej idei, wkradnie się poczucie winy, ktore wszystko zniszczy. Przeszliśmy obok pokoju Grace, który jest soczysto różowy i we wzory zebry. Wygląda tak jakby Barbie i Joan Jett49 przeprowadziły tutaj wojnę na malowanie. Widok pokoju dziewczynki wypełnionego lalkami i Barbie samochodami w 49
Amerykańska punk rockowa wokalistka. Na pewno znacie "I Love Rock'n'Roll" :D
282
tym męskim domu rozpuścił moje serce. Umieściliśmy każde z dzieciaków w swoim pokoju gościnnym żeby ulokowały swoje rzeczy, a Brooks pokazał mi drogę do mojego pokoju. Jestem trochę zaskoczona, że nie zaprowadził mnie do swojego pokoju i nie mogę zaprzeczyć, że jestem rozczarowana. Brooks położył moją torbę na ogromnym łóżku i pociągnął mnie żebym usiadła na jego kolanie na brzegu łóżka. Z jednym ramieniem wokół mojej talii drugą ręką odgarnął włosy z mojej szyi. "Twój pokój jest na przeciwko mojego. Pomyślałem, że chciałabyś mieć swoje rzeczy tutaj dla niepoznaki przed dzieciakami ale nie zamierzam pozwolić ci tutaj spać" wyszeptał mi na ucho. Jego oddech połaskotał moją szyję i zachichotałam próbując odsunąć się od jego ust. Okręcając się żeby go widzieć pocałowałam go w policzek i pokierowałam język wzdłuż jego szczęki żeby possać jego ucho. Poczułam jak pode mną zadrżał. Brooks nie należy do taki, którzy tracą kontrolę, a ja z pewnością zamierzam mu ją oddać, w tym momencie jestem podekscytowana, że ten silny mężczyzna aż się skręca. "Dobrze wiedzieć" wymamrotałam przy jego szyi. "Mogłam nawet wziąć ze sobą specjalną piżamkę, która może ci się spodobać" Odchylił swoją głowę do tyłu i skorzystałam z tej okazji żeby zaatakować jego szyję obdarowując ją delikatnymi 283
pocałunkami. "Kurwa, Ruda nie jestem pewny, czy wytrzymam do wieczora. Myślisz, że to złe gdybym wysłał dzieciaki z Kate do kina zamiast wieczoru filmowego tutaj?" "Taa nie sądzę, że to przejdzie" odpowiedziałam ocierając się o niego przez co usłyszałam jego przytłumiony jęk. "A może moglibyśmy doprawić ich napoje Benadrylem żeby upewnić się, że zasną wcześnie i prześpią całą noc?" Odsunęłam się od jego szyi. "Czy ty właśnie poprosiłeś mnie żeby naćpać nasze dzieci?" roześmiałam się. "Ta, nie sądzę żeby i to dało radę" "Żartuję, ale Vivian bądź przygotowana. Wiem, że zabrałaś coś specjalnego żeby założyć na dzisiejszy wieczór ale mogę być tak nabuzowany do czasu aż będę miał cię dla siebie, że nie sądzę, że będę się mógł długo nacieszyć widokiem tego" "Odnotowałam, a teraz chodźmy znaleźć wszystkich i zaczynamy zabawę" powiedziałam i dałam mu ostatniego buziaka zanim zeszłam z jego kolan. "Może pomożesz im się rozpakować, a ja zacznę robić obiad i poczekam na Grace" Brooks wstał żeby wyjść i klepnął mnie w tyłek kiedy przeszedł obok. Krzyknęłam przez to mocne klepnięcie. "Do zobaczenia na dole dziecinko" roześmiał się. Potrząsając głową na jego lekkoduszność od razu rozpięłam moją torbę i powiesiłam ubrania, które się łatwo gniotą. 284
Rozpakowuję mój bagaż i myślę o nadchodzącym wieczorze i mężczyźnie, którego zdradzam. Kiedy wyciągnęłam bieliznę, którą kupiłam pomyślałam o moich oczekiwaniach na wieczór. Jeżeli mam być ze sobą szczera nie jestem pewna czego mam się spodziewać dzisiejszej nocy i czy na prawdę chcę żeby cokolwiek się wydarzyło. Tak czy inaczej moje nerwy znów pojawiły się z pełną mocą. Jestem przepełniona uczuciem winy, że zdradzam Willa. Wiem, że on odszedł i wiem, że chciałby żebym ruszyła ze swoim życiem ale obawiam się, że sprawy z Brooksem toczą się zbyt szybko. Serce, które w końcu odnalazłam na nowo jest jakby rozdarte na pół. Chcę Brooksa- z każdym oddechem go chcę- ale czuję jakbym była nielojalna wobec Willa przez to, że w ogóle to wszystko rozważam. Nie minął nawet rok od wypadku Willa i nie jestem pewna, czy jakakolwiek ilość czasu złagodzi ten ból. Jednak bardziej niż cokolwiek innego chciałabym żeby Brooks załagodził ten ból. Desperacko próbuję zignorować poczucie winy, które konsumuje mnie za każdym razem kiedy pozwalam sobie myśleć o Willu. Zastanawiam się, czy poparłby to, że jestem z Brooksem i pozwalam mu na bycie częścią życia naszych dzieci. Nie mogę nic poradzić na to, że czuję się jakbym go rozczarowała ale kiedy słucham mojego serca dochodzę do wniosku, że nie chcę znowu pozwolić Brooksowi odejść. Źle, czy nie ale chcę walczyć o niego, o nas. 285
Zamykając ostatnią szafkę usłyszałam śmiech Brooksa z końca korytarza. Wzięłam oczyszczający oddech, wyprostowałam moje granatowe jeansy i przygładziłam luźną różową tunikę, którą założyłam na bluzkę na ramiączkach. Spojrzałam ostatni raz w lustro i udałam się w kierunku innych pokoi gościnnych.
286
Brooks Jak tylko zamknąłem drzwi do pokoju Vivian pospieszyłem na dół żeby wszystko przygotować. Pomyślałem, że dzieciaki mogą zdecydować co zjemy na obiad ale muszą wybrać z propozycji, które wcześniej wymyśliłem. Chcę żeby ten wieczór był dla niej idealny, a dla dzieciaków przyjemny. Nie sądzę, że mógłbym zetrzeć z mojej twarzy ten wielki uśmiech nawet gdybym spróbował. Vivian, moja Koniczynka zostaje w moim domu- i mogę dodać, że ze swojej własnej nieprzymuszonej woli- to pieprzony cud. Nie jestem pewny jak dużo dobrych uczynków muszę zrobić żeby okazać moją wdzięczność ale to i tak będzie warte kłopotu. Jak tylko zszedłem ze schodów Kate i Grace weszły do domu. Katie jest obładowana torbami z zakupami, a Grace oczywiście taszczy swojego ulubionego pluszowego słonia i torebeczkę, którą nosi ze sobą wszędzie. Podbiegła do mnie i zmiażdżyła w uścisku moje nogi. "No cześć dziewczynko" powiedziałem zanim schyliłem się żeby pocałować jej czoło. Spojrzała na mnie i powitała mnie szerokim uśmiechem zanim mnie ominęła i pobiegła na górę po schodach.
287
Podszedłem do Katie i wziąłem od niej część zakupów, które zaczęła wlec w kierunku salonu. "Mój Boże Katie poprosiłem cię o kupienie kilku rzeczy. Nie robię zapasów na apokalipsę zombie czy coś w tym stylu" Zamachnęła się na mnie torbą w odpowiedzi na moje werbalne źganie, przygotowałem się na uderzenie i w końcu siatka zderzyła się z moim brzuchem. "Bardzo śmieszne. Grace powiedziała, że masz dzisiaj wieczorem randkę więc wybrałam kilka dodatkowych rzeczy dla mnie i dla niej" Dotarliśmy do kuchni i rzuciła zakupy na blat z przesadzoną irytacją po czym zaczęła wszystko wypakowywać. "Wiesz miło by było wiedzieć, że muszę zostać z Grace wieczorem. A co gdybym miała plany?" Próbowałem jej przerwać ale ona dalej kontynuuje swoją niepotrzebną tyradę. "Zdaje sobie sprawę z tego, że nie mam bogatego życia towarzyskiego ale poważnie, dowiadywać się od czterolatki, że mój piątkowy wieczór będzie zajętyto nie jest fajne Brooks. Poza tym czym jest ta nowa dziewczyna? Przysmakiem na miesiąc, tydzień, czy tylko świecidełkiem na jeden wieczór?" Trzasnęła lodówką i stanęła czekając na moją odpowiedź. Tylko kilku osobom uszłoby płazem mówienie do mnie w ten właśnie sposób. Katie jest najbliższym żeńskim powiernikiem jakiego miałem od kiedy urodziła się Grace i doceniam jej 288
opinię. Nie tylko jest lojalnym pracownikiem, jest przyjaciółką, kimś na kim mogę polegać, że mnie opierdoli, kiedy inni boją się za mną stanąć. Więc przymknąłem oko na jej mini-furię. "A więc po pierwsze, mam randkę dziś wieczorem ale ona i jej dzieci są tutaj. Nigdzie się nie wybieram" ręce Katie, które spoczywały na jej biodrach osunęły się po jej bokach, a jej szczęka opadła z niedowierzania. Tak, to pierwszy raz, kiedy zaprosiłem kobietę do mojego domu i jest tego bardzo świadoma. "Po drugie, naprawdę doceniam, że mogłabyś poświęcić piątkowy wieczór dla mnie i dla Grace ale nigdy byś się o tym nie dowiedziała przez nią. Za bardzo cię szanuję żeby zrobić coś takiego Katie. I w końcu- Vivian nie jest jakimś tam przysmakiem na jeden tydzień, ona jest cholernymi lodami z owocami i bitą śmietaną, które szczęśliwie jadłbym każdego dnia do końca mojego życia" Katie szybko podeszła do mnie i obdarzyła mnie ciepłym uściskiem. "Zawsze miałam nadzieję, że to ci się przytrafi, już myślałam, że jesteś przegraną sprawą" poklepałem ją po plecach, trochę zaskoczony jej emocjonalnym wybuchem i zmianą nastroju. "Yy dzięki, tak myślę" powiedziałem jej wysuwając się z jej uścisku.
289
"Jeżeli faktycznie jest taka świetna, proszę nie spierdol tego. Wolałabym, żeby burdel Brooksa pozostał zamknięty. Nie byłabym zaskoczona, gdyby się okazało, że jest gdzieś grupa wsparcia o nazwie 'Spałam z Brooksem Ryanem'" roześmiała się lekko klepiąc mnie w ramię. Udaję urażonego i zranionego na co ona jeszcze bardziej się roześmiała. "Dzięki wielkie" Obydwoje podeszliśmy do wyjścia i otworzyłem dla niej drzwi dziękując za przyprowadzenie Grace i zajęcie się moimi sprawami. "Kiedykolwiek potrzebujesz Brooks, wiesz o tym" westchnęła głęboko i uśmiechnęła się jeszcze raz zanim się odwróciła i podeszła do swojego samochodu. Zamknąłem drzwi i akurat Vivian zaczęła schodzić po schodach z całą trójką dzieciaków, wszyscy śmieją się z jakiegoś żartu o żyrafach, który opowiedział Blake. Odwróciłem się i zacząłem obserwować jak chichoczą i obijają się o siebie, uśmiech Vivian jest ogromny i kiedy jej oczy spotkały moje, czuję jakbym się w nich rozpuścił. To jest moja rodzina. Ona jest moją rodziną.
290
Vivian Brooks obserwuje nas jak schodzimy po schodach i każdy malutki motylek, którego myślałam, że wcześniej złapałam uciekł z sieci i fruwa po moim żołądku. Jego spojrzenie jest mieszanką zachwytu i pożądania i gdyby w tym pomieszczeniu nie było z nami żadnego dzieciaka nasza wieczorna randka zmieniłaby się z PG na X50 w ciągu kilku sekund. Odepchnęłam moje obawy i uśmiechnęłam się do niego. "Hej wam" odpowiedział odwzajemniając mój uśmiech. "Może pójdziemy najpierw do kuchni i wybierzemy co na obiad, a potem zobaczymy jakie mamy filmy do wyboru?" Podszedł do schodów i złapał mnie za rękę żeby poprowadzić mnie do kuchni. Jego kciuk pogładził moje kostki i ten intymny dotyk uspokoił moje nerwy. Kilka propozycji na obiad jest ułożonych na blacie, definitywnie facet przygotował się na ten wieczór. "Dobra, mamy spaghetti, zapiekankę mięsno-warzywną, kurczaka z ziemniakami, tacos albo Hamburger Helper51" Brooks wyrecytował wszystko przesuwając się wzdłuż jak Vanna
50
Oznaczenia ograniczeń wiekowych. PG poniżej 17 lat, a X +17 w USA. U nas +18. Często na grach są takie oznaczenia ;) 51 Nie wiedziałam jak to zostawić.. czy oryginalną nazwę czy 'makaron hamburgerowy'. U nas czegoś takiego generalnie nie ma, więc zostawiłam w oryginale. Też możecie sobie zobaczyć na googlach jak to wygląda. Makaron z mięsem po prostu :P
291
White52 przedstawiając każdą przyjazną dziecku opcję obiadową. Przeskanowałam blat, obrzucając wzrokiem mojego głównego wroga i mam nadzieję, że dzieciaki nie wybiorą najczęściej wybieranego przez dzieci przysmaku na szybko. Hamburger Helper i mój żołądek niezbyt dobrze razem współpracują, właściwie to ten konkretny produkt ma zakaz wstępu do mojego domu. Mam żelazny żołądek ale kiedy tylko poczuję to cudo w pudełku mój żołądek się buntuje i doświadczam najgorszego przypadku jak to ja nazywam Chwilowego Syndromu Drażliwego Jelita. Pamiętając o tendencji moich dzieci do pozbawionej filtra werbalnej papki mam nadzieję, że odciągnę jakoś uwagę wszystkich od diabelskiego makaronu. Zanim zdążyłam wydusić z siebie cokolwiek moja ukochana córeczka zdecydowała, że to idealny moment na ochronę mojego żołądka zamiast mojej dumy. "Absolutnie NIE możemy zrobić Hamburger Helper" głośno zadeklarowała całej grupie. "Co? Czemu nie? Ja to uwielbiam" Grace zapytała. "Mama mówi, że Hamburger Helper jest diabłem" Blake dodał próbując wszystkim wyjaśnić o co chodzi i wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku oczekując dalszych wyjaśnień. Czuję jak moje ręce zaczynają się pocić, a moja twarz zapłonęła ze wstydu. Próbuję przyszpilić mojego syna 52
Amerykańska osobowość telewizyjna. Prezenterka itp. Znana z 'Koła fortuny'.
292
wzrokiem i podniósł swoje ręce w geście obronnym jakby moje spojrzenie fizycznie go zraniło. Złapałam za pudełko stojące na blacie i spojrzałam na etykietę z tyłu próbując desperacko uniknąć kontaktu wzrokowego z Brooksem. "Nie sądzę żebym kiedykolwiek konkretnie powiedziała, że to diabeł" szybko spojrzałam znowu na Blake'a żeby się nie ośmielił mi zaprzeczyć. "Powiedziałam, że niezbyt za tym przepadam i odkąd to ja gotuję zadecydowałam, że nie będę tego robić" to wytłumaczenie wydaje się wiarygodne i mam nadzieję, że temat został zakończony dopóki nie spojrzałam na moje drugie dziecko z brakiem filtra i widzę, że trybiki w jej głowie szaleją. "Nie mamo, Blake ma rację! Pamiętam. Tego jedynego razu kiedy mieliśmy to na obiad spędziłaś całą noc w łazience z bólem brzucha, a następnego dnia powiedziałaś, że Hamburger Helper nie ma wstępu do tego domu, bo od niego masz biegunpę"
Mayday! Mayday! Czuję jak moje oczy wychodzą z orbit. Nie wiem nawet co powiedzieć żeby jakoś się odratować. Jestem kompletnie upokorzona i kiedy usłyszałam jak Grace się śmieje wiem, ze nasz sexy wieczór nie tylko odpłynął ale także został kompletnie zmiażdżony i spalony. "To nie jest biegunpa głuptasy" Grace poprawiła ich chichocząc. 293
"W naszym domu tak to się nazywa. Kiedy mama zamknęła się w łazience słychać było jakby tam miała strzelaninę. Więc teraz nazywamy to biegun-ppp-a, przez to jakie dźwięki wydawała" Blake wytłumaczył. Grace załapała o co chodzi i wpadła w jeszcze większą histerię. Tak, jest kompletnie cudownie, już wiem dlaczego niektóre zwierzęta jedzą swoje młode. Widzę jak Brooks stara się powstrzymywać, jego pięść jest ściśnięta i trzyma ją przy ustach i czekam na eksplozję śmiechu. "No dalej, wiem, że chcesz się śmiać. Pomogę ci w twojej niedoli. No dajesz, ha ha ha, wyśmiej to" powiedziałam i walnęłam go lekko w biceps. Złapał mnie za ręce i przyciągnął do wielkiego niedźwiedziego uścisku. "Przepraszam, nie będę się śmiać i możemy usunąć diabelskie jedzenie z listy propozycji obiadowych. Jednak musisz przyznać, to jest całkiem śmieszne" Spojrzałam na niego, jego wyszczerz od ucha do ucha spływa na mnie z góry i nie mogę zrobić nic więcej jak tylko się roześmiać. "Tak, niech będzie. To trochę śmieszne. Ale poważnie, żadnego Hamburger Helpera, bo ta śmieszna konwersacja stanie się tragicznie prawdziwa" "Dobrze, umowa stoi" powiedział i wtulił się w moją szyję całując delikatne miejsce pod uchem. Jego starania w załagodzeniu mojego upokorzenia podziałały i rozluźniłam się przy nim pochłaniając tą chwilę. Uwolnił mnie z uścisku i 294
złapał za makaron spaghetti po czym rzucił paczkę Blake'owi. "A więc robimy spaghetti!"
295
Rozdział 25 Vivian Po tym jak moja godność została przywrócona i zjedliśmy obiad każdy znalazł swoje miejsce w pokoju telewizyjnym żeby nacieszyć się filmami. Oczywiście mamy cały bufet niezdrowego jedzenia, a Brooks pomógł dzieciakom zrobić fort żeby mogły w nim obozować podczas filmów. Przy trzecim filmie cała trójka zasnęła. Zastanawialiśmy się czy je tak zostawić, czy nie ale w końcu doszliśmy do wniosku, że Blake i Emma mogliby się wystraszyć albo zgubić gdyby obudzili się w środku nocy. Więc jedno po drugim Brooks zaniósł każde do swojego pokoju. Moje serce rozpuściło się jak zobaczyłam jak każde z nich opiera główkę na jego ramieniu i przytula się do jego szyi. Widząc, że Blake i Emma tak dobrze reagują na Brooksa i Grace moje nerwy trochę się uspokoiły ale nie zmniejszyło to mojego poczucia winy. Jestem głęboko pogrążona w myślach kiedy Brooks wrócił i dopiero jak złapał mnie za rękę powróciłam do rzeczywistości. "Chodź kochanie, idziemy na górę. Wszyscy są już w łóżkach" powiedział podnosząc mnie z kanapy. Okrążyłam go ramionami i oparłam głowę o jego ramię pozwalając mu na zaniesienie mnie do jego sypialni. 296
Zatrzymałam nas przy moich drzwiach i powiedziałam, że potrzebuję chwili na przygotowanie się do łóżka. Zgodził się na powrót do swojej sypialni żeby na mnie zaczekać i kiedy odwrócił się w jej kierunku przez chwilę zaczęłam rozważać pozostanie w mojej sypialni przez całą noc zamiast pójścia do jego sypialni53. Ale spojrzał na mnie przez swoje ramię, jego szafirowo-niebieskie oczy jakby mnie przywoływały, a jego uśmiech aż mnie rozpalił. "Pospiesz się Ruda" powiedział i prześlizgnął się przez drzwi do swojego pokoju. Usunęłam z podłogi w korytarzu swój mokry bałagan i weszłam do mojego pokoju z nowym postanowieniem. Muszę się kontrolować w jego wartej rozpłynięcia się obecności. Szybko ściągnęłam jeansy i top i włożyłam prosty t-shirt i szorty. Porzuciłam myśl o seksownej bieliźnie. Myślę, że w niej presja byłaby większa i nie sądzę, że dałabym znowu radę z seksualnym napięciem pomiędzy nami. Albo, że będę wystarczająco silna i nie zostanę wciągnięta przez żar tego momentu. Pospiesznie zmyłam makijaż, umyłam zęby i pozbyłam się koka, którego stworzyłam na czas obiadu w celu ujarzmienia włosów. Przeszłam na palcach przez korytarz i wzięłam głęboki oddech zanim zapukałam do drzwi Brooksa. Otworzyły się po sekundzie i oczy Brooksa powędrowały wzdłuż mojego ciała zanim zatrzymały się na moich oczach.
53
Te jej rozkminy już mnie zaczynają drażnić -.-
297
Kąciki jego ust wygięły się w uśmiechu nadając mu łobuzerski wyraz twarzy. Domyślam się, że podoba mu się to co widzi. Wygląda całkowicie do schrupania w swoich niebieskich flanelowych spodniach od piżamy i białym podkoszulku. Mogę poczuć miętowy zapach jego pasty do zębów i jabłka z korzennym aromatem jego wody kolońskiej. Przeszłam przez drzwi i cicho je za sobą zamknęłam, żeby nie obudzić śpiących dzieciaków w końcu korytarza. Brooks przyciągnął mnie do swoich silnych ramion i jego zapach kompletnie mnie otoczył. Wtopiłam się w niego i uczucie bezpieczeństwa na mnie spłynęło. Złapał mnie mocno za biodra i słyszę jak głęboko się zaciągnął przy moich włosach pozwalając sobie na odprężenie się przy mnie. "Wciąż nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Nie masz pojęcia jak długo tego chciałem. Tylko nie pozwoliłem sobie uwierzyć, że to możliwe" wyszeptał przy mojej szyi. Oparłam głowę o jego pierś przysłuchując się stabilnemu biciu jego serca. "Nigdy nie myślałam, że znowu cię zobaczę. Myślę, że obydwoje chcieliśmy o sobie zapomnieć i o tym co mieliśmy. I myślę, że obydwoje teraz wiemy, że o naszej miłości nie da się zapomnieć. Kiedy nie jesteśmy razem tylko udajemy, że jesteśmy kompletni" odpowiedziałam delikatnie. Brooks przytulił mnie mocniej z każdym słowem, tak jakby się obawiał, że kiedy mnie puści wszystkie te słowa znikną.
298
Odsunęłam się od niego mając nadzieję, że kiedy spojrzę mu w oczy zobaczę takie same uczucia jak moje. Ale widzę więcej niż żądzę i miłość- widzę smutek, ulgę, a nawet żal. Brooks otoczył moją twarz dłońmi i przyciągnął mnie do swoich ust. "Dziękuję, że pozwoliłaś mi to wszystko naprostować Ruda. Nigdy cię znowu nie rozczaruję" wymruczał zanim zderzył swoje usta z moimi spragnionymi ustami. Jego uścisk i pocałunki są mocne, prawie zdesperowane. Dopasowałam się do jego entuzjazmu kiedy moje własne pożądanie sięgnęło zenitu. Zszarpujemy z siebie swoje ubrania zostawiając ich ścieżkę za nami kiedy Brooks poprowadził nasze splątane ciała od drzwi do swojego masywnego łóżka. Kiedy tył moich kolan zderzył się z materacem nachylił się nade mną i położył mnie płasko na łóżku. Szybko nakrył mnie swoim perfekcyjnie wyrzeźbionym ciałem. Jego pocałunki stały się bardziej delikatne w jego pozycji nade mną. Okrążyłam go nogami przyciągając go bliżej i czuję przy mnie jego podniecenie. Czując się przez niego ogarnięta przejęłam kontrolę i pogłębiłam pocałunek. Nie mogę być wystarczająco blisko tego mężczyzny, moim ciałem błagam go żeby posiadł mnie w każdy możliwy sposób. Kiedy znalazłam się na krawędzi utraty kontroli moje serce zaczęło galopować i ciężar sytuacji uderzył mnie w twarz. 299
Jesteśmy obydwoje nago w jego pokoju z naszymi dziećmi kilka pokoi dalej i pozwalam sobie zbyt szybko porwać się chwili. Moje poczucie winy pogłębiło się kiedy Will pojawił się znowu w moich myślach i odepchnęłam od siebie Brooksa, łzy pojawiły się w moich oczach. "Co? Zrobiłem coś nie tak?" Brooks zapytał, wygląda na zdezorientowanego i zranionego i przez to moje skancerowane serce aż się ścisnęło. Niezdolna do tego żeby spojrzeć na jego zraniony wyraz twarzy skupiłam swój wzrok na jego klatce. Spostrzegłam każdy centymetr, silne wykształcone mięśnie, mała ścieżka włosków po środku. "Przepraszam Brooks, posuwamy się zbyt szybko. Nie jestem na to jeszcze gotowa" Obawa przed wyznaniem mojej obawy jest ewidentna przez mój łamiący się szept. Zsunął się ze mnie i przykrył rękami swoją twarz. Nie jestem pewna czy jest zły, czy zraniony. Leżę nieruchomo starając się uspokoić swój oddech i powstrzymuję łzy. Czekam na jakąś wskazówkę, żeby zrozumieć jego emocje i przez ten czas próbuję uspokoić swoje. "Nie chcesz mnie, bo mi nie ufasz?" Brooks w końcu zapytał nie patrząc na mnie. Mój konflikt samej ze sobą wypisany jest na całej mojej twarzy, a tama powstrzymująca łzy w końcu pękła. Prędko wytarłam krople mojego bólu starając się ukryć moje emocje 300
przed Brooksem. "Przepraszam Brooks, nie chodzi o to. Ufam ci. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa" mój głos zaczął się łamać z każdym słowem. Brooks usłyszał i opuścił swoje ręce żeby odwrócić się w moją stronę. Powoli kciukiem wytarł moje łzy. "Hej, już" wyszeptał, jego kciuk powędrował w dół żeby okrążyć moją dolną wargę. "Nie chciałem cię zasmucić. Nie jestem na ciebie zły Viv. Jestem wściekły na siebie, że postawiłem cię w takiej sytuacji, żeby kwestionować moją szczerość. Jeżeli to nie jest problemem to porozmawiaj ze mną o tym" przesunął dłoń na tył mojej szyi i przyłożył swoje czoło do mojego zamykając swoje oczy. "Pozwól mi to naprawić" westchnął. "Nie wiem czy możesz" przyznałam. "Chcę cię, chcę nas. Po prostu mam to poczucie winy, że zdradzam Willa przez to, że z tobą jestem. Bardziej niż cokolwiek innego chcę, żeby ta wina odeszła i tak bardzo się boję, że to nigdy się nie stanie" Jego oczy powoli się otworzyły, kiedy moje wyznanie wsiąkło i otoczyło nas. "Oh kochanie, nie zdradzasz go. Wiem, że on mnie nienawidził przez to jak cię potraktowałem i nigdy tego nie zmienię. Ale w tamtym momencie musiałem postąpić tak, żebyś mnie nie chciała i zakochała się w kimś bezpiecznym. Will był bezpieczny i tak bardzo jak mnie to zabijało, że to nie ja z tobą byłem, byłem wdzięczny, że to on był na moim miejscu"
301
Mój oddech i moje ciało zadrżało kiedy słucham jego wyjaśnień54. "Na jakiej podstawie to w porządku żebyśmy teraz byli razem?" zapytałam kiedy delikatnie przesunęłam palcem po jego plecach. "Ponieważ Koniczynko, to moja kolej na bycie bezpiecznym wyborem i zrobię wszystko i cokolwiek żeby udowodnić, że Will byłby wdzięczny, że to ja jestem na jego miejscu" Ulga po mnie spłynęła i uśmiechnęłam się przez łzy. Nachyliłam się i delikatnie zaczęłam pieścić jego usta moimi pokazując moje uznanie dla jego słów. "Dziękuję ci za to. Możemy po prostu przytulać się do siebie tej nocy? Chcę poczuć twoje ramiona jak mnie otaczają" "Oczywiście Viv, nie chciałbym cię w żadnym innym miejscu. Nigdzie się nie wybieram. Nie musimy się spieszyć" Ułożyłam się przy jego boku i położyłam głowę na jego piersi słuchając jak miarowo oddycha. Ten stabilny rytm uspokoił mnie i z jego ramionami dookoła mnie ten spokój aż mnie otulił. Każdy kawałek winy, który mnie przygniatał powoli zelżał. Leżymy w komfortowej ciszy. Brooks od czasu do czasu obdarza delikatnymi pocałunkami moją głowę, a ja opuszkami moich palców gładzę linie tatuażu, który pokrywa jego żebra. Nie zwróciłam na niego zbytnio uwagi wcześniej w naszym szale ale teraz zatrzymałam się żeby zapoznać się z każdym 54
Chyba już po raz 100.. tylko szkoda, że 100 raz mówi jak to ją chciał chronić, a nie mówi przed czym -.- kill me now..
302
kolorowym kształtem i linią. Skrypt "Odpuść Nam Nasze Winy" napisany jest piękną zawiłą czcionką. Słowa same w sobie są proste ale znajome. Nigdy nie byłam religijna ale te słowa były wyryte w mojej pamięci od czasu śmierci mojego ojca. Niosą ze sobą ciężar, z którym walczyłam o przeżycie, o uwolnienie się od niego. Każde słowo przepływa swobodnie wzdłuż długości jego boku długą czarną linią. Jedyny kolor wydobywa się z potarganych winorośli, które okręcają się wzdłuż liter i soczysto zielonych koniczynek po obu stronach frazy. Powstrzymałam swoją wędrówkę kiedy dotarłam do koniczynek ale zlekceważyłam możliwe znaczenie ich obecności. "O co chodzi?" Brooks zapytał wyczuwając moje wahanie. "Nic, tylko twój tatuaż. Cytat, który tu masz jest z 'Ojcze Nasz', nie wiedziałam, że jesteś taki religijny" powiedziałam i dalej zaczęłam gładzić jego skórę. Brooks złapał moją rękę powstrzymując moją dalszą inspekcję. "Nie jestem religijny" powiedział i przyciągnął mój nadgarstek do swoich ust całując linię mojego pulsu. Wyciągnęłam szyję żeby napotkać jego wzrok i uśmiechnął się do mnie. Tak szybko jak pojawił się jego uśmiech zastąpił go poważny wyraz twarzy, który podwyższył poziom mojego niepokoju.
303
"Mój tatuaż reprezentuje wiele rzeczy, rzeczy o których nie chcę nigdy zapomnieć. Przypomina mi o błędach, które popełniłem i o moich słabościach przez które te błędy popełniłem. Ale nie wszystko jest złe. Moje marzenia też w nim są i moje nadzieje na to co zawsze chciałem mieć w moim życiu" Przeszukuję jego oczy żeby bardziej zrozumieć. Opowiada mi o swoim tatuażu tak na prawdę nic mi o nim nie mówiąc i ukryte odpowiedzi nie pomagają w zrozumieniu. Uśmiechnął się zdając sobie sprawę z potrzeby dalszych wyjaśnień. "Zapytałaś czy mój tatuaż jest religijny i odpowiedź brzmi nie" powiedział zanim się zatrzymał żeby okrążyć dłonią mój policzek przyciągając do siebie moją pełną uwagę. "Vivian, ten tatuaż nie ma nic wspólnego z Boskim wybaczeniem, chodzi w nim o twoje przebaczenie" W końcu załapałam symbolikę tego obrazka i aż sapnęłam z wrażenia. Kładąc dłoń na tatuażu przysunęłam się bliżej jego ucha. "Masz je Brooks, zawsze je miałeś" westchnęłam. Szybko przyszpilił mnie do łóżka pod sobą. Jego oczy błyszczą od emocji, a kąciki jego ust są wygięte w zadowoleniu. "Czekałem tak długo żeby to usłyszeć, dziękuję ci" powiedział zanim jego usta złączyły się z moimi. Tym razem nawet go nie powstrzymuję55. Zamiast tego popieram i zachęcam każdy ruch, każdą drobinę namiętności, 55
Co szybko zmieniła zdanie..
304
która się między nami pojawiła. Dopasowaliśmy się ze swoją gorliwością, obydwoje spieszymy w kierunku uwolnienia. Nasze ciała i dusze są połączone i napięcie wzrasta aż w końcu sięgnęliśmy cudownej eksplozji przyjemności. Kiedy Brooks opadł na mnie zaczęłam gładzić jego plecy, a moje zmęczone nogi otoczyły go. Razem uspokajamy nasze oddechy aż w końcu Brooks okręcił nas tak, że moje plecy są przy jego klatce. Otoczył mnie swoimi ramionami i czuję jego oddech przy mojej szyi. "Kocham cię Koniczynko" Brooks westchnął kiedy jego ciało odprężyło się i po chwili zasnął. Pocałowałam jego przedramię, którym mnie otoczył i kiedy upewniłam się, że śpi odprężyłam się przy nim. "Ja ciebie też kocham" wymruczałam zanim też pogrążyłam się we śnie.
305
Rozdział 26 Vivian Od czasu weekendu z Brooksem i Grace wszystkie sprawy, życie i nasza rodzina powoli odnalazła swoją rutynę. Rutynę z uleczonymi sercami i optymizmem na to co przyniesie przyszłość. Szkoła zaczęła się dla dzieciaków i to było dziwne uczucie, że w tym roku nie przygotowywałam rozpoczęcia. Normalnie dekorowałabym salę, planowała lekcje, organizowała zajęcia. Ale w tym roku mogłam stać z tyłu i cieszyć się podekscytowaniem dzieciaków na nowy rok szkolny. Brooks i Grace są zaangażowani w każdą część naszego nowego życia. Mimo że obiecaliśmy sobie zwolnić tempo w naszym związku, sprawy wcale nie posuwały się tak wolno. Odkąd pracuję teraz w domu każdego dnia odbieram wszystkie dzieciaki ze szkoły, a potem Brooks spotyka się z nami w moim domu na kolacji każdego wieczoru. W środku tygodnia Brooks i Grace jadą do domu po kolacji ale w weekendy raz oni zostają u nas na noc, raz my u nich. Amanda często jest poza miastem więc staramy się zgrać z jej harmonogramem, ale i tak przez większość wieczorów jest częścią naszej ekipy. Życie stało się komfortowe. Nasze życie znowu jest szczęśliwe. Każdy się dobrze dopasowuje. Nasza wymieszana grupka właściwie nie jest już wymieszana- wszystko jest naturalne, 306
normalne, takie jakie zawsze powinno być. Nawet podczas tych ciężkich momentów Brooks przy mnie jest dotrzymując swojej obietnicy. Rocznica śmierci Willa była trudna ale udało nam się przetrwać ją razem bez kryzysu. Wciąż mam prochy Willa od czasu pogrzebu, nigdy nie mogłam zdecydować co z nimi zrobić56. Czy gdybym je rozsypała oznaczałoby to, że już go nie kocham, więc przez cały ten rok nic z nimi nie zrobiłam. Po tym jak poradziłam sobie ze swoimi obawami Brooks zaproponował memoriał z nami i dzieciakami żeby w końcu rozsypać prochy. Blake i Emma nie mają nic przeciwko, a ja w końcu czuję się swobodnie na myśl o tym symbolicznym akcie, który w końcu pozwoli mu odejść. Wybrałam jezioro Bear w parku Estes, które było jednym z ulubionych miejsc Willa. To specjalne miejsce z wielu powodów: pierwszy raz zabraliśmy tu dzieciaki żeby nauczyły się wędkować, na studiach obozowaliśmy tu razem kilka razy do roku i tutaj właśnie Will oświadczył mi się po tym jak dowiedzieliśmy się o tym, że jestem w ciąży z Blake'm. Jezioro jest piękne i idealne. Będzie odpowiednim miejscem na uwolnienie mojego bezpiecznego rycerza. Są łzy, jest śmiech i w końcu jest oswobodzenie. Uwolniłam się od winy, która wyżerała dziurę w pozostałościach mojego serca. Blake i Emma odnaleźli spokój żegnając się na swój własny sposób. To jest chwila, której ja nigdy nie miałam jako 56
Jezu.. ona i te jej przemyślenia czasami mnie dobijają
307
dziecko i jestem wdzięczna, że mogę ją podarować moim dzieciom. Jestem dumna z nich, z siebie i z Brooksa, że dotrzymuje swojej obietnicy. Więc kiedy Emma zapytała Brooksa w drodze do domu z jeziora czy będzie nazywać ją Świerszczykiem, tak jak kiedyś jej tata nie mogę zrobić nic innego jak tylko uśmiechnąć się przez łzy. W tej chwili wiem, że z moją rodziną będzie w porządku, znowu będziemy szczęśliwi. Od czasu do czasu myślę o jeziorze Bear i Willu. Jakimi są ważnymi częściami mojego życia, częściami o których nigdy nie zapomnę i które pomogły uczynić ze mnie osobę, którą jestem teraz. Pozbyłam się mojej obawy o zdradzie Willa. I czuję się teraz tak, jakbym go uhonorowała, pamięć o nim i nasze poprzednie życie. Nawet jeżeli była to droga pełna przeszkód w końcu jestem połączona z tym gdzie jestem i jak się tu dostałam. Wyjrzałam przez szybę samochodu, te myśli całkowicie ogarnęły moją głowę, kiedy poczułam jak Brooks ściska moją dłoń przyciągając mnie z powrotem do rzeczywistości. Odwróciłam się i napotkałam jego zatroskany wzrok i uśmiechnęłam się żeby ulżyć jego trosce. Prowadzimy cichą konwersację rozmawiając tylko naszymi oczami i wie o czym myślałam. Delikatnie kiwnął głową i przyciągnął mój nadgarstek do swojej buzi pozwalając swoim ustom trącić delikatną skórę.
308
"Jestem tutaj Viv" powiedział zanim spojrzał w lusterko wsteczne na naszych malutkich pasażerów. Tym razem to moja kolej na kiwnięcie głową. Wybraliśmy się na kolację do jednej z naszych ulubionych restauracji- Cheery Cricket. W sercu ekskluzywnego Cherry Creek restauracja odstaje od bogatego sąsiedztwa ze swoim niedopasowanym menu i komfortową atmosferą. Brooks sądzi, że mają najlepsze hamburgerowe arcydzieła w Denver, a przynajmniej tak Brooks je nazywa. Emma uważa, że to miejsce zostało nazwane po niej. Mówiąc krótko- jesteśmy tutaj bardzo często. Spojrzałam też na tył i zobaczyłam dwójkę obudzonych dzieciaków wypchanych po brzegi przez hamburgery i frytki. Emma śpi jak zabita. Jestem lekko zaskoczona, że wszystkie nie śpią po tej zabawie z rzutkami i ilości dodatkowych sosów do nich zamiast zamówić gotowe burgery z menu. Zawsze dobrze się bawimy grając w rzutki i śmiesznie jest obserwować jak Brooks trzyma każdego dzieciaka wysoko w powietrzu żeby mogło trafić w dodatki, które chcą mieć w swoim zamówieniu mając nadzieję, że nie trafią w nic co później musiałyby wyciągać z kanapki. "Spójrz mamo, ciocia Charlotte tutaj jest!" Blake krzyknął kiedy podjechaliśmy na podjazd naszego domu. Odwróciłam się żeby zobaczyć szary mini van mojej siostry zaparkowany z przodu mojego domu. Brooks na mnie spojrzał 309
i wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. Odkąd przeprowadziłam się do Denver tylko sporadycznie rozmawiam ze swoją matką i siostrą. Rozumieją ale niespecjalnie się ze mną zgadzają w sprawie przeprowadzki i przeniesienia dzieciaków. Dały mi do zrozumienia, że robię więcej szkody niż dobrego. Żadne z nich nie było w moim nowym domu więc widok mojej siostry tutaj podnosi czerwone flagi. Mój umysł od razu odgrywa różne okropne sytuacje, które mogły przyciągnąć ją do mojego domu. Brooks zauważył moje zmartwienie i kiedy zaparkował SUVa zaczął mnie namawiać mnie do wyjścia z samochodu. "Idź Ruda, ja wezmę dzieciaki do środka i położę je" powiedział delikatnie kiedy odpięłam pas i wzięłam swoją torbę. Podziękowałam mu bezgłośnie, z wahaniem otworzyłam drzwi i pospieszyłam do drzwi wejściowych. Niepewna tego jakie wiadomości czekają na mnie po drugiej stronie drzwi czuję obezwładniające uczucie de-ja-vu i mamroczę pod nosem "Proszę tylko nie to, proszę nie znowu" Przeszłam przez drzwi i krzyknęłam na Charlotte i Amandę, w moim głosie słychać obawę. Słyszę, że obydwie są w kuchni i podążyłam w kierunku ich cichej rozmowy. Kiedy podeszłam bliżej strzępy i kawałki rozmowy są jaśniejsze i mogę poczuć emocje bijące z pomieszczenia.
310
"Co się stało? Wszystko w porządku z mamą?" krzyknęłam kiedy wpadłam przez drzwi. Napotkałam ponure ekspresje, Amanda ma czerwone policzki i rozmazany na nich tusz, a chłodna postawa Charlotte zarezerwowana jest tylko na okazje, kiedy jest zła. Amanda wytarła swoje łzy i wysmarkała nos w chusteczkę. Nawet słysząc pociąganie nosa obok siebie siła Charlotte nie osłabła kiedy poklepała miejsce obok siebie. "Z mamą wszystko w porządku ale coś się stało, proszę usiądź żebym mogła wyjaśnić" Mój żołądek się poskręcał i czuję jak strach w powietrzu przeniknął przez moje pory. Powoli wysunęłam krzesło i usiadłam, moje ciało sztywne przygotowane na cios, który zaraz nadejdzie. Wyprostowałam ramiona i spojrzałam na Charlotte dając jej do zrozumienia, że jestem gotowa na zbliżające się uderzenie. "Wczoraj mama dostała list od stanowej rady ds. zwolnień warunkowych. Powiadomił on o tym, że Raymond Michaels został wypuszczony" stwierdziła spokojnie, finał całej tej sytuacji jest poza jej kontrolą. Amanda zaszlochała niezdolna do tego, żeby znowu o tym słyszeć. "Co masz na myśli mówiąc, że został wypuszczony?" zażądałam. "Kiedy proces został zrewidowany i czemu nikt mi o tym nie powiedział? Pisaliśmy w przeszłości listy do rady, nie mogą go tak po prostu wypuścić nie pozwalając nam 311
rozmawiać z radą zwolnień warunkowych" mój głos podniósł się o oktawę z każdym słowem mojej tyrady. Myślałam o milionie różnych powodów dla których Charlotte tutaj jest ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że powodem będzie zwolnienie Raymonda Michaelsa. "Była rewizja procesu i zostałyśmy o tym poinformowane, obydwie z mamą napisałyśmy listy" odpowiedziała. "Co?" zapytałam zdziwiona. "Czemu mama nas nie uwzględniła? Śmierć taty miała wpływ na wszystkie z nas. To nie w porządku, że ukryłyście to przed nami" Charlotte westchnęła głośno, a Amanda starła resztki swoich łez, też jest urażona sekretami Charlotte i naszej matki. "Dziewczyny, mama pomyślała, że obydwie macie wystarczająco dużo zmartwień i bez tego. Amanda, twoja praca wymaga ciągłego podróżowania po całych Stanach. A ty Vivian cały czas dochodzisz do siebie po wypadku Willa i to by ci tylko dodało stresu, którego nie potrzebujesz" "Doceniam troskę ale o naszym zaangażowaniu powinnyśmy zadecydować same" Amanda warknęła, sarkazm aż ocieka z każdego słowa. "Spójrzcie, przepraszam, że mama nie chciała wam powiedzieć ale myślałyśmy, że tak będzie lepiej. Bardzo prawdopodobne było, że zostanie zwolniony i nie chciałyśmy was martwić dopóki to się nie stanie" 312
Szybko przekalkulowałam wszystko w głowie i zdałam sobie sprawę, że on nawet nie przesiedział swoich minimum 25 lat z dożywocia. Krew mi się zagotowała, twarz zrobiła ciepła od wściekłości. "Co to ma znaczyć? Minęły dopiero 23 lata, jakim cudem w ogóle dotyczy go zwolnienie warunkowe skoro nie przesiedział minimalnego wyroku? To nie ma sensu" Zaczęłam wyładowywać swoją agresję na podkładce przede mną zgniatając ją w moim uścisku. Amanda zabrała ją z moich rąk i rozprostowała wygniecioną podkładkę. "Spokojnie tygrysie, to są moje specjalne maty, a Pottery Barn już ich nie produkuje" Uśmiechnęłam się i wypuściłam powietrze, które wstrzymałam wdzięczna za ten mały żart rozluźniający atmosferę. "Przepraszam, to wszystko jest po prostu trochę przytłaczające" Moje oczy wróciły do Charlotte, która spuściła teraz wzrok. "Więc opowiedz nam resztę, nie będziemy przerywać, po prostu wyjaśnij. Chcemy całą historię, wszystko Char" "Okej" powiedziała zrezygnowana. "Kiedy ostatnio była mowa o zwolnieniu warunkowym wiedziałyśmy, że robi postępy w więzieniu. Nie miał żadnych problemów z zachowaniem i miał ukończyć swój stopień licencjata. Kiedy został przeniesiony do więzienia o złagodzonym rygorze i wkrótce po tym jak został liderem w programie dla młodych więźniów obydwie 313
wiedziałyśmy, że tym razem nie odrzucą znowu jego zwolnienia" spojrzała na mnie i na Amandę i pokazałyśmy jej żeby kontynuowała. "Więc kiedy wysłano informację o przesłuchaniu wysłałyśmy listy tak jak zawsze. Ale wiedziałyśmy, że połączenie jego dobrego zachowania i obecnego przepełnienia systemu nasze wysiłki pójdą na marne i że zostanie zwolniony wcześniej" Kroki przerwały jej wyjaśnienia i wszystkie trzy spojrzałyśmy na wejście widząc w nim Brooksa, jego ramiona skrzyżowane na piersi podkreślając jego groźną postawę. Był na górze wystarczająco długo żeby wiedzieć, że wszystkie dzieciaki śpią. Chciałabym żeby został też tutaj ale z drugiej strony nie chciałabym go przestraszyć tą rozmową. Myśl o mordercy mojego ojca na wolności już raz go wystraszyła i nie mogę znowu ryzykować. "Gdzie on teraz jest?" zapytał, jego opryskliwy ton sprawił, że lekko się przestraszyłam. Nigdy nie widziałam złego Brooksa ale jego ton sugeruje, że powinnyśmy stąpać wokół niego delikatnie. Kiedy moje nerwy już się uspokoiły trochę mi ulżyło, że wykazuje takie duże zainteresowanie moim bezpieczeństwem. "Przepraszam, kim ty jesteś?" Charlotte zapytała wyglądając na wzburzoną i jej ton pasuje do jej nastawienia pełnego pogardy.
314
"Yyy to jest Brooks, mój chłopak" jej głowa wykręciła się tak szybko w moją stronę, że nie zdziwiłabym się gdyby z rana doświadczyła syndromów nadwyrężenia. Jej spojrzenie czystego niedowierzania pasuje do jej ruchu. Nie popiera tego. Posłałam jej moje najlepsze spojrzenie mówiące proszębądź-miła kontynuując przedstawianie. "Brooks to moja starsza siostra Charlotte" Charlotte zacisnęła swoje usta ale odkąd została wychowana żeby być uprzejmą w każdej sytuacji odwróciła się i sięgnęła po dłoń Brooksa. "Miło cię poznać. Szkoda tylko, że nie w lepszych okolicznościach" powiedziała. "Również miło cię poznać i zgadzam się, że okoliczności mogłyby być lepsze" zrewanżował się kiedy wszedł do kuchni i potrząsnął jej ręką. Zamiast usiąść przy stole nadal stoi, jego chłodna postawa niezachwiana. "Proszę kontynuuj. Gdzie on teraz jest? Chcę być pewny, że nigdy się nie będzie próbować kontaktować z Vivian" "Został zwolniony do ośrodka resocjalizacji w Greeley gdzie będzie na ścisłym okresie próbnym przez najbliższe 18 miesięcy. Później jeżeli nie naruszy żadnych warunków okresu próbnego zostanie oficjalnie zwolniony. Wciąż będzie musiał odmeldowywać się kuratorowi i przez najbliższe 5 lat swojego zwolnienia będzie otoczony różnymi zasadami ale oficjalnie będzie na wolności i pośród nas" 315
"To jest takie nierealne" Amanda dodała. "Mogę iść ulicą albo stać w kolejce po kawę i wpaść na mężczyznę który zamordował naszego ojca. To jest pokręcone" "Wiem, nawet nie wiem co bym mu powiedziała" spojrzałam na Brooksa, którego oczy wypalają dziurę w podłodze. Jego ręce są teraz po bokach ale jego dłonie są zaciśnięte w pięści. Odepchnęłam się na krześle, drewniane nogi zaskrzypiały i przeszłam wzdłuż kuchni aż stanęłam przed skonfliktowanym Brooksem. Splotłam jego palce ze swoimi i odciągnęłam jego uwagę od podłogi. W jego spojrzeniu jest ogień sprawiający, że moje obawy już nie są skierowane na łotra z mojego dzieciństwa tylko na mężczyznę, którego kocham, a wydaje się nękany jego własnymi demonami. "Hej ty" wyszeptałam i z jego oczu zniknęła furia. Pogłaskałam palcami jego policzek starając się złagodzić jego udrękę. "Wszystko ze mną w porządku Brooks. Wszystko będzie z nami dobrze. Nie może nas znaleźć, a prawdopodobieństwo spotkania go jest znikome. Więc nie martw się o to, ja nie zamierzam się tym martwić" Brooks potrząsnął głową. "Jak możesz tak mówić? Ten człowiek jest potworem, zabił twojego ojca, a teraz jest na wolności jakby to się nigdy nie wydarzyło. Jak możesz zapomnieć i wybaczyć?"
316
"Ani nie wybaczyłam ani nie zapomniałam o tym co zrobił ale nie mogę pozwolić żeby to znowu kierowało moim życiem. Muszę od tego ruszyć dalej tak samo jak ze śmiercią Willa. Nie mogę pozwolić żeby mnie to skonsumowało" "Dobrze, ale jeżeli kiedykolwiek będzie próbował się z tobą skontaktować masz od razu dać mi znać. Nigdy nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć, rozumiesz? To nie podlega negocjacji" Zamurowało mnie przez jego przepełniony opiekuńczością gest po chwili powoli pokiwałam głową w zgodzie. Nie chce nigdy widzieć Raymonda Michaelsa i to miłe uczucie, że chce interweniować w moim imieniu, ale ta wymiana wydaje się dziwna i stawia mnie na krawędzi. Odstawiając na bok moją niepewność stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek wdychając jego zapach. Ten zapach uspokoił moje nerwy i uśmiechnęłam się kiedy się od niego odsunęłam. "Chodźmy do łóżka. Wystarczająco dużo już zostało powiedziane tego wieczoru" Brooks powiedział całując moją dłoń. "Jedyne miejsce w którym chcę być to łóżko z tobą w moich ramionach" Odwróciłam się żeby spojrzeć na moje siostry, które zawirowały na swoich krzesłach i udają, że są pogrążone w głębokiej dyskusji jak gdyby nie szpiegowały mojego 317
intymnego momentu z Brooksem57. Potrząsnęłam tylko głową. "Pogadam z wami dziewczyny rano" "Jasne, brzmi dobrze" powiedziała Amanda. "Dobrze było cię poznać Brooks" Charlotte dodała. Brooks kiwnął głową w odpowiedzi i obydwoje machnęliśmy ostatni raz zanim udaliśmy się w kierunku schodów. Zatrzymałam się przed schodami przez co Brooks odskoczył do tyłu. "Daj mi chwilę, zaraz będę z powrotem" Odwróciłam się żeby wrócić do kuchni zwracając na siebie uwagę obu sióstr. Charlotte podniosła się z krzesła i pokonałam dystans między nami przyciągając ją do uścisku. "Dziękuję, że dzisiaj przyjechałaś. Wiem, że to nie było dla ciebie łatwe i wiem, że to szok zobaczyć mnie tu razem z mężczyzną. Ale proszę Char wiedz, że doceniam co zrobiłaś" otoczyłam ją ramionami i uścisnęłam dodatkowo zanim się od niej odsunęłam. "Dziękuję za bycie odpowiedzialną starszą siostrą" Puściłam oczko Amandzie i przeszłam z powrotem przez kuchnię do Brooksa. Stoi tam gdzie go zostawiłam i od razu poprowadził mnie w kierunku mojego pokoju. Kiedy już jesteśmy za zamkniętymi drzwiami naciągnął na nas kołdrę i żadne z nas nie kłopocze się nawet przygotowaniami do łóżka. Zamiast tego Brooks rozebrał mnie i siebie i wdrapaliśmy się 57
To po kij się przy nich migdali?
318
pod nakrycie. Jednak zamiast uprawiać miłość Brooks okrążył mnie ramionami i zakopał swoją twarz w moich włosach. Mogę poczuć jego ciepły oddech przy mojej szyi kiedy pozostawia delikatne pocałunki za moim uchem. "Nigdy nie pozwolę żeby cokolwiek albo ktokolwiek cię skrzywdził Vivian. Obiecuję ci, jesteś dla mnie wszystkim" powiedział ściskając mnie tak mocno, że aż ciężko mi oddychać. Oswobodziłam się z jego śmiertelnego uścisku i przekręciłam w jego ramionach żeby spojrzeć na jego zakłopotany wyraz twarzy. Wygładziłam zmarszczkę, która pojawiła się pomiędzy jego brwiami "Ćśś" wymruczałam. "Wszystko jest w porządku, nikt mnie nie skrzywdzi, nawet ty" Pocałował moje czoło pozostawiając przy nim swoje usta. "Obiecujesz?" zapytał, jego głos ledwo słyszalny. Czeka na słowa pocieszenia. Okrążyłam go ramionami i pozwoliłam żeby ciemność otaczająca pokój i ciepło ciała Brooksa mnie pochłonęły.
319
Rozdział 27 Brooks Strach, całkowicie mnie ogarniający, duszący i ukrywający się w ciemności strach. Zaatakował moją podświadomość i cokolwiek bym nie robił kręci się wokół imienia, którego myślałem, że już nigdy nie usłyszę- Raymond Michaels. Przysiągłem sobie i Vivian, że będzie bezpieczna i że wybiorę ją. I zamierzam dotrzymać tej obietnicy, bez względu na cenę. Tydzień po przyjeździe Charlotte był spokojny pomimo mężczyzny, który prześladował moją przeszłość. W ciszy rozpoczął nowe życie nie przejmując się życiem ludzi które zmienił 23 lata temu. Zacząłem obserwować jego poczynania, a nawet zatrudniłem prywatnego detektywa żeby śledzić każdy jego ruch. Nie mogę narazić się na konsekwencje przypadkowego spotkania. Mogłoby mnie to kosztować wszystko, a nie pozwolę mu tego wszystkiego znowu odebrać. Mam nadzieję na to, że zrobi jakiś istotny błąd, który naruszy zasady jego zwolnienia warunkowego. Wysłanie go z powrotem do więzienia o zaostrzonym rygorze jest czymś czego bym sobie bardziej niż życzył, więc póki czegoś nie spierdoli, tak jak ma to w zwyczaju, będę obserwować go z daleka. Ona jest ostrożna. Vivian stara się być beztroska i wyrozumiała odnośnie całej tej sytuacji ale widzę, że to tylko 320
fasada. Ciągle się martwi. Przeszła w tryb opiekuńczej mamy niedźwiedzicy ale z wielkim uśmiechem i słodkim "wszystko ze mną w porządku". Nie kupuję tego nawet przez chwilę. Przejrzałem historię przeglądarki w jej komputerze i wiem, że ma taką samą obsesję jak ja. Chociaż nie było tam nic konkretnego o Raymondzie Michaelsie była cała masa wyszukiwań w Google o kontaktowaniu się skazańców na zwolnieniu warunkowym z rodziną ofiary i lokalizacja ośrodka resocjalizacji w Greeley. Mogłaby dostać najwyższą ocenę z raportów albo zostać aresztowana za prześladowanie... linia jest cienka. Próbowałem trochę odciążyć jej umysł ale jestem bardzo ostrożny żeby nie powiedzieć zbyt dużo. Gdybym jej dał za dużo informacji i detali mogłaby mieć zbyt dużo pytań o całą tą historię. Nigdy mnie nie zapytała dlaczego ją odepchnąłem dziesięć lat temu58 i nie mam zamiaru jej tego wyjaśnić. Jeżeli będzie się trzymać od tego z daleka to będzie bezpieczna. A jeżeli by się dowiedziała o koszmarze z mojej przeszłości, moja największa obawa utracenia jej stałaby się rzeczywistością. Tylko kilka razy w moim życiu nie byłem pewny z jakim wynikiem coś się skończy. Jestem zmotywowanym facetem, który zawsze idzie po to czego chce. W moim biznesie jeżeli chcę żeby jakieś sprawy zostały zrobione w konkretny 58
No to faktycznie godne podziwu dla jednego i drugiego. Dla niego, że dalej to ukrywa i dla niej, że dalej o to nie pyta.. co za ludzie
321
sposób albo muszę skłonić inwestorów do wykonania projektu na mój sposób, wygrywam. Zawsze wygrywam. Jeżeli chodzi o Vivian, w tym przypadku to ona zmienia reguły gry. Ona jest podkręconą piłką kiedy spodziewasz się szybkiej piłki. Nie mogę przewidzieć jak to wszystko się z nią rozegra i to mnie doprowadza do szału. Moja piękność z kasztanowymi włosami i jej piegi oczarowały mnie dekadę temu i przez te wszystkie lata bezskutecznie starałem się odczarować ją z mojej duszy. W tym krótkim czasie kiedy znowu się połączyliśmy znowu znalazła sposób na to żeby wejść pod moją skórę ale tym razem zamiast ją zdrapać jestem skłonny użyć kleju, zszywek, obrączki ślubnej i każdego innego możliwego spoiwa koniecznego do utrzymania naszej więzi bez szwów. Nie mogę jej pozwolić na to żeby mnie zostawiła. Vivian jest jedyną kobietą którą kiedykolwiek chciałem poślubić, cała reszta była i będzie tylko tłem. Więc kiedy okręciłem wokół moich palców platynowy pierścionek z diamentem mój plan żeby uczynić ją moją przybrał na sile. Mam to arcydzieło Peve z 1920 roku już prawie od miesiąca. Znalazłem go u dilera antyków, który specjalizuje się w rzadkiej wysokiej klasy biżuterii i kiedy go zobaczyłem wiedziałem, że należy do jej delikatnej dłoni. Musiałem się powstrzymywać od wsunięcia go na jej palec od tamtego czasu ale chcę poczekać do świąt Bożego Narodzenia. Odkąd wiadomości o Raymondzie Michaelsie uderzyły w nasz radar 322
miałem nieustającą prześladującą potrzebę żeby nie tylko się oświadczyć ale też żeby się z nią ożenić i uczynić ją oficjalnie i legalnie moją. Nie ma mowy żeby znowu się wyślizgnęła z mojego uścisku. Ona jest moja i chcę żeby wszyscy o tym wiedzieli bardziej niż kiedykolwiek. Planuję zapytać dziś wieczorem dzieciaki o pozwolenie, a potem oświadczyć się jej na wycieczce w górach, która odbędzie się za dwa tygodnie. Wiem, że dużo ryzykuję licząc, że dzieciaki mnie nie wydadzą ale czuję, że powinny być w to włączone. Poprosiłem Katie, żeby nie mówiła o tym dzieciakom i powiedziałem Amandzie o moich intencjach. Nawet mnie w tym poparła zamiast zaserwować mi moje własne jaja- ulubiona rozrywka, którą podpatrzyła u Jen. Zarezerwowałem chatkę w Telluride na weekend i zaplanowałem romantyczny pobyt o którym Vivian jeszcze nie wie. Kiedy mój telefon zawibrował informując mnie o nowej wiadomości delikatnie włożyłem pierścionek do jego pudełka żeby nic mu się nie stało i wsadziłem go do kieszeni w marynarce. Sprawdziłem wyświetlacz i zobaczyłem na nim imię mojej ukochanej kobiety i jej zdjęcie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nawet nie próbuję ukryć. Vivian: Będę za 20 minut. Pakuję torby.
323
Ja: Jedź ostrożnie ale pospiesz się. Nie powinnaś opuszczać mojego domu moja ukochana. Wtedy nigdy bym nie musiał czekać. Vivian: LOL. Powodzenia z tym mój drogi panie. I tak bym musiała kiedyś z niego wyjść na powietrze. Do zobaczenia niedługo! Ja: Niewystarczająco niedługo, Koniczynko. Vivian: Położyłem telefon na szafce i zawołałem Grace. Jest w swoim pokoju i pewnie robi swoje typowe magiczne księżniczkowe dziewczęce gówno, które udaję, że mi się nie podoba. Jeżeli ktokolwiek by mnie kiedyś złapał na noszeniu tiary i piórkowego boa, które każe mi nosić podczas naszych herbatkowych imprez nigdy bym tego nie przeżył. Lakin już jest przekonany, że jestem pod pantoflem odkąd zacząłem się spotykać z Vivian. Nie mogę sobie wyobrazić ilości gówna którym by mnie obrzucił za zabawy w przebieranki.. Wystrojona od góry do dołu w strój Kopciuszka przybyła moja 90 centymetrowa kruczoczarna piękna księżniczka. Stukając swoją stópką daje mi do zrozumienia, że przeszkodziłem w czymś bardzo ważnym w królestwie Grace. Staram się ukryć swoje rozbawienie co tylko przysłużyło się do większego zdenerwowania mojej księżniczki. "Co jest takie śmieszne tatusiu? Książę właśnie miał uratować moją Barbie" 324
Złapałem ją i zacząłem ją gilgotać aż w końcu jej nastawienie zniknęło w napadzie śmiechu. "Poważnie, tak było?" powiedziałem kontynuując atak. Krzyknęła między chichotami i w końcu ją uwolniłem. Grace od razu poprawiła swój strój, a ja podniosłem tiarę, która spadła na podłogę i umieściłem ją na jej głowie z bardzo majestatycznym gestem, który wiem, że docenia. "Proszę, idealnie księżniczko Grace" dodałem z dodatkowym ukłonem. "Jesteś takim głuptaskiem tatusiu. O co chodzi? Na prawdę muszę iść pomóc Barbie" Usiadłem na moim łóżku i usadziłem ją na kolanie. "Muszę porozmawiać z tobą o czymś ważnym zanim wszyscy przyjadą. Poza tym Barbie jakoś sobie sama poradzi. Widziałem jej ruchy w Toy Story- potrafi skopać tyłki" Otrzymałem przez to rozpuszczający serce szeroki uśmiech który na chwilę zatrzymał mój pociąg myśli. Trochę się boję jej reakcji. Potrzebuję jej akceptacji, tak samo jak Blake'a i Emmy żeby zrealizować mój plan. Ta mała dziewczynka jest całym moim światem. Z tymi wszystkimi kobietami, których używałem jako wypełniaczy Grace była moją stałą i niedługo przewrócę jej świat do góry nogami praktycznie powiększając o trzy razy rozmiar naszej małej rodziny. "Biedroneczko, jak byś się czuła gdyby Vivian, Blake i Emma mieszkali tutaj z nami?" 325
"Tak jak zostają na noc?" zapytała i zaczęła kręcić mój krawat wokół swoich małych paluszków. "Cóż, coś w tym stylu. Ale zamiast zostawać tu od czasu do czasu byliby tutaj cały czas. Emma byłaby twoją nową siostrzyczką, a Blake nowym braciszkiem" Grace puściła mój krawat i spojrzała na mnie, jej oczy wielkie i pojawiły się w nich łzy. "Masz na myśli, że Vivian byłaby moją mamusią?" "To by było dla ciebie w porządku?" "Nigdy nie miałam mamusi, cudownie by było gdyby Vivian była moją mamusią" powiedziała podekscytowana ale za chwilę jej entuzjazm zmalał i znowu zaczęła bawić się moim krawatem. Uniosłem jej buźkę do góry. "O co chodzi kochanie?" "Po prostu.. moja mamusia nie została ze mną, myślisz, że Vivian na prawdę będzie mnie chciała?" widzę jak jej warga zaczyna drżeć i zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo zawiodłem. Nie ważne jak bardzo się starałem, nic nie może zastąpić matki i moją małą dziewczynkę dotknęły konsekwencje tych akcji. To rozdziera moje serce i bardziej niż cokolwiek innego chcę to dla niej naprawić. "Oh Biedroneczko, kobieta, która cię urodziła nie jest prawdziwą mamusią" pocałowałem jej czoło i zacząłem gładzić jej jedwabiste włosy starając się złagodzić jej ból serca. 326
"Mamusie robią takie rzeczy jakie Vivian robi dla Emmy i Blake'a. Dbają o swoje dzieci. Kobieta, która cię urodziła nie jest twoją mamusią kochanie. Jest kobietą, która zgodziła się mi podarować najcudowniejszy prezent jaki kiedykolwiek otrzymałem. Ciebie. Ale obiecuję Grace, Vivian z całego serca będzie chciała być twoją mamusią, bo chce o ciebie dbać o ciebie już zawsze" "Obiecujesz?" zapytała, jej głos znowu przepełniony nadzieją. "Tak kochanie. Vivian cię uwielbia i będzie chciała być twoją mamusią. Ale nie chcę ich prosić o bycie częścią naszej rodziny dopóki ty nie będziesz tego chciała. Musisz się na to najpierw zgodzić" "Zamierzasz dać jej śliczny pierścionek?" jej oczy zaczęły się przesuwać w obie strony przyglądając mi się spod powiek jakby zamierzała mnie przesłuchać. Jej malutkie ząbki pojawiły się na tle jej czerwonych usteczek i roześmiałem się z jej próby wiercenia mi dziury w brzuchu. "Tak, kupiłem jej pierścionek" wyciągnąłem go z kieszeni marynarki i otworzyłem pudełko. Światło odbiło się od kamienia przez co białe rozbłyski pojawiły się na ścianach pokoju. Grace wciągnęła powietrze i wybałuszyła oczka na ten widok. "To jest takie błyszczące!" zapiszczała. "Na pewno będzie jej się podobać" 327
"Mam taką nadzieję" powiedziałem kiedy przesunęła palcem wskazującym po kamieniach i po obrączce przyglądając się uważnie. "Oh tak, na pewno. Jest taki śliczny. Kupisz mi taki tatusiu? Moje urodziny są niedługo albo może Mikołaj mógłby mi taki przynieść" "Nie kochanie, te pierścionki są wyjątkowe. Kiedy będziesz już stara, koło 40, zakochasz się w chłopcu i jeżeli go polubię pozwolę mu kupić taki pierścionek dla ciebie" Grace odsunęła się ode mnie z grymasem na twarzy, jej nosek zmarszczony w zniesmaczeniu. "Nie ma mowy, chłopcy są obrzydliwi!" podkreśliła. "Pierdzą cały czas i bawią się robakami. Jeden chłopak w mojej klasie grzebał w nosie, a potem to zjadł. Nie tatusiu, nie chcę się zakochać i dostać pierścionka od chłopaka" Wstałem i poklepałem ją po głowie, wdzięczny za jej objawienie dotyczące płci przeciwnej. "Po prostu myśl dalej w ten sposób, że chłopcy są paskudni i wszystko będzie z nami dobrze dzieciaku" roześmiałem się kiedy zamknąłem z powrotem pudełko i wsadziłem je w bezpieczne miejsce. "Chodź maluszku, niedługo tu będą więc przygotujmy wszystko. I ani słowa o naszej rozmowie, to jest specjalna niespodzianka. Nie możesz o tym powiedzieć Blake'owi i 328
Emmie ani nawet Katie, a zwłaszcza nie mów o tym Vivian. Możesz to zrobić?" "Obiecuję" powiedziała i wyciągnęła do mnie swój malutki najmniejszy palec żeby zawiązać przysięgę. "Okej, obietnica. A teraz chodźmy na dół"
329
Rozdział 28 Vivian Jak tylko przeszliśmy przez jego drzwi wejściowe mogę powiedzieć, że coś jest nie tak z Brooksem. Wydaje się nerwowy i roztrzęsiony, gubi się w słowach i cały czas wyciera ręce o spodnie. Zapytałam go kilka razy czy źle się czuje ale zapewnił mnie, że wszystko z nim w porządku. Przycisnęłabym go bardzo, gdyby nie Grace, która od czasu naszego przyjazdu jest do mnie przyklejona. Jeżeli ona nie jest zasmucona wnioskuję, że cokolwiek dręczy Brooksa najwidoczniej nie jest jakimś dużym problemem. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że gdy znowu spotkam Brooksa okaże się, że ma dziecko ani ja sobie nigdy nie wyobrażałam, że mogłabym być czyjąś macochą ale Grace jest na prawdę wyjątkowa. Jest słodka i śmieszna ale ma swoje momenty kiedy jest zadziorna i odważna. To typ dziewczynki, która wywołuje na twarzy uśmiech w każdej sytuacji. Jest najbardziej perfekcyjną małą dziewczynką i zakochałam się w niej. Jeżeli Brooks kiedykolwiek poprosi mnie o rękę z dumą będę nazywać ją moją córką. Blake i Emma obydwoje ją uwielbiają. Przygarnęli ją do siebie nie jako przyjaciółkę ale jako rodzeństwo. Widząc całą ich trójkę razem robi mi się ciepło w sercu i widzę nadzieję na naszą przyszłość. Słyszę całą ich trójkę jak się bawią poza kuchnią w której przygotowuję obiad. Ich chichot wypełnia cały dom tworząc 330
szum, który jest kojącą muzyką dla moich uszu. Po całym tym roku moje dzieci są na prawdę szczęśliwe i to rewelacyjne uczucie w końcu odnaleźć to miejsce. Poruszyłam patelnią pełną burito, które przygotowuję nad kuchenką kiedy usłyszałam kroki Brooksa ponad wybuchami śmiechu. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Brooks przeszedł przez kuchnię, jego zwyczajna pewna siebie postawa częściowo do niego powróciła. Jego choroba albo strach czy cokolwiek mu tam dolega jakby lekko zelżało. "Witaj przystojniaku, wyglądasz jakbyś się czuł lepiej" Przetarł swoją brew i uśmiechnął się. "Tak, wszystko ze mną w porządku. Potrzebujesz pomocy przy obiedzie?" zapytał kiedy oparł się o blat wyspy kuchennej. Nachyliłam się do niego z przeciwnej strony wyspy żeby dosięgnąć jego ust. Dałam mu soczysty ale i pokrzepiający pocałunek, który sygnalizuje mu moje oddanie i asekurację. Powoli się odsunęłam i splotłam jego palce z moimi. "Mam tu wszystko pod kontrolą. Może odpoczniesz? Wydajesz się dzisiaj spięty. Wszystko w porządku w pracy?" Przekrzywił głowę z niedowierzaniem na twarzy. "W pracy?" roześmiał się. "W pracy wszystko w porządku, właściwie to w tym tygodniu dobiliśmy targu w multi milionowej sprawie. Myślałem o tym żeby poprosić Amandę o reklamę i jakieś public relations odnośnie tego projektu"
331
"Ostatnio miała dużo pracy ale jestem pewna, że będzie zainteresowana" zatrzymałam się na chwilę desperacko próbując wejrzeć w oczy mężczyzny przede mną. Starać się w nich wyczytać co go nęka. Brooks przeszedł dookoła i przyciągnął mnie do siebie, jego silne ramiona wokół mojej talii. "Wiem, że wydaję się trochę wyłączony ale obiecuję, że nic złego się nie dzieje. Planuję niespodziankę dla ciebie i dzieciaków i jestem trochę nerwowy, bo wydaje mi się, że nie będę mógł tego wszystkiego zorganizować ale obiecuję, że to nic złego. W porządku?" Moje oczy penetrują jego krystalicznie niebieskie tęczówki szukając chociaż krztyny kłamstwa ale nic takiego w nich nie widać. Rozluźniłam się w jego ramionach i westchnęłam. "Dobrze ale gdyby coś było nie tak powiedziałbyś mi prawda?" "Oczywiście, nie chcę już nigdy niczego przed tobą ukrywać, jeżeli ma ci to pomóc" powiedział i pochylił się żeby pocałować mnie w usta. Moje napięcie zelżało i rozpuściłam się w jego ramionach. W końcu się odsunął ale podążyłam za jego ustami domagając się jeszcze połączenia. Roześmiał się i pocałował mnie w czoło zanim kompletnie się wyswobodził. "Pójdę zabrać dzieciaki na chwilę na zewnątrz, muszę z nimi o czymś porozmawiać. Krzyknij jeżeli będziesz mnie potrzebować" złapał mnie jeszcze raz w talii i przygarnął do 332
siebie przez co poleciałam na niego bezwładnie. "Potrzebuję jeszcze trochę zanim pójdę" powiedział mi na ucho zanim zaatakował moje usta swoimi. Łagodny i delikatny Brooks zniknął, a pojawił się mój gwałtowny i zachłanny mężczyzna. Zabrał wszystko co mogłam mu dać, a i tak chce więcej. Niewinny i nieprzezwyciężony, kiedy w końcu odsunął się ode mnie na dobre wyszedł bocznymi drzwiami jak gdyby nigdy nic zostawiając mnie rozpaczliwie walczącą o oddech. Moje usta mrowiące i opuchnięte, a w moim żołądku motyle latają jak oszalałe. Facet może mnie rozgrzać od zera do stu w jednej sekundzie i jednym spojrzeniem i cholernie go za to kocham. Powoli podeszłam do lodówki, moje nogi jak z waty ledwo mogą podołać swemu zadaniu. Wzięłam pomidory i sałatę żeby udekorować meksykańską ucztę. Zaczęłam je myć w zlewie ale przerwałam kiedy zobaczyłam Brooksa z dzieciakami na zewnątrz. Patrzę przez okno jak moi chłopcy rzucają piłkę, a dziewczynki stoją z boku i dopingują ich. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że tak może wyglądać nasze życie jeżeli postawimy następne kroki. Wiem, że naprawdę kocham Brooksa i widzę z nim przyszłość ale wciąż mam pytania, które pozostają bez odpowiedzi, pytania, których bałam się zadać. Nigdy nie dociekałam tego co się wydarzyło między nami 10 lat temu. Nigdy mi nie powiedział dlaczego nie tylko pozwolił mi wierzyć, że mnie zdradził ale i dlaczego opuścił szkołę na dobre. Pod koniec 333
semestru doszłam do wniosku, że się przeniósł i obiło mi się o ucho, że jest na Uniwersytecie w Północnym Kolorado, które jest tylko miasto dalej od Greeley ale to były tylko plotki. Przez porzucenie rozmowy na ten temat i nie ujawnienie starych sekretów moja wybujała wyobraźnia szalała od pomysłów dlaczego on to zrobił. Myśli o problemie z narkotykami i Brooksie w centrum odwykowym były na początku mojej listy. Jednak kiedy tak myślę wstecz nigdy nie widziałam żadnych oznak zażywania narkotyków. Zachowywał się dziwnie pod koniec ale nie tak żebym uwierzyła w narkotyki. Desperacko chcę to odpuścić, udawać, że to nie ma znaczenia. Wiem, że już mu wybaczyłam jego zachowanie i wiem, że starał się uchronić mnie przed tym co ukrywał. Nie ważne jak bardzo się staram myśli o tym, co mogło wpłynąć na jego ekstremalne zachowanie dokuczają mojemu mózgowi jak dźwięk paznokci na tablicy szkolnej. To powstrzymuje mnie przed postawieniem następnego kroku. Powiedział, że problemy z przeszłości zniknęły ale bardziej martwi mnie to, że nigdy się do tego nie zebrał żeby wyjaśnić co się wtedy stało. Może przesadzam i może za bardzo zachowuję się jak rozemocjonowana dziewczyna, a może to przeczucie czegoś złego, które mam w tej sytuacji powinno mnie popchnąć do tego żeby być wystarczająco silną i zapytać go o to. Bardziej niż cokolwiek innego chcę, żeby powiedział mi sam z siebie.
334
Nie chcę być zmuszona do tego żeby go o to pytać, chcę żeby sam mi o tym powiedział. Wyjrzałam jeszcze raz przez okno otrząsając warzywa z wody. Moje zmartwienie trochę zmalało kiedy zobaczyłam Brooksa w kółeczku z całą trójką dzieciaków. To jaki jest w relacjach z nimi porusza moje serce. Pojawił się i wypełnił dziurę, którą pozostawił Will. Bez względu na to co ukrywa zawsze będę wdzięczna za to jak traktuje moje dzieci. Przygarnął je jak swoje własne kochając je tak samo jak Grace. Jest nieznośnie chłodno na dworze tego popołudnia. Chociaż wciąż świeci słońce dając lekkie ciepło, chłodny front przeszedł przez cały Stan przygotowując wszystkich na zimowe Święto Dziękczynienia. Iglaki są jedynymi drzewami na których zostały igły, a od czasu do czasu można zobaczyć jelenia na posesji Brooksa. Chłód daje o sobie znać i Brooks stara się ogrzać dziewczynki otaczając je ramionami. Wszyscy są opatuleni w kurtki i czapki ale szeroki uśmiech Grace i tak widać spod całej tej góry wełny. Cała trójka uważnie słucha tego o czym mówi im Brooks ale uśmieszek Grace mówi mi, że ona już wcześniej wiedziała o co chodzi. W końcu widzę jak Blake kiwa głową a Emma rzuciła się w ramiona Brooksa powalając go na wyschniętą trawę.
335
Czując jakbym podsłuchiwała jakiś specjalny moment odwróciłam się od okna i zaczęłam kroić warzywa na desce po środku wyspy kuchennej. Po tym jak pokroiłam pomidory kontynuuję moje wyżywanie się na sałacie starając się nie uciąć sobie palca. Niezbyt dobrze władam nożami. Śmiech z zewnątrz po raz kolejny wypełnił atmosferę i poczułam ciepło od tej sytuacji nawet z tymi odgłosami siekania. Położyłam ostrze na górze sałaty i zatrzymałam się słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Przez chwilę rozważyłam wyjście na zewnątrz i poinformowanie Brooksa ale pomyślałam, że nie będę przerywać jego czasu z dzieciakami. Więc zamiast tego odłożyłam ostrożnie tasak na blat i udałam się w kierunku drzwi wejściowych. Otrzepałam kawałki jedzenia z mojej koszulki i wytarłam ręce o jeansy zanim sięgnęłam do zamka. Solidne dębowe drzwi są ciężkie i muszę użyć siły, żeby je otworzyć. Na progu stoi Brooks tylko w wersji o 30 lat starszej59. Wysoki mężczyzna przede mną jest szczupły i wygląda mizernie ale podobieństwo jest niezaprzeczalne. Bez wątpienia jest spokrewniony z Brooksem. Jego ciemne włosy są wymieszane gdzieniegdzie z siwymi, a takie same szafirowe oczy, które kocham bacznie mi się przyglądają. Czuję się tak jak gdybym powinna wiedzieć kim on jest, wydaje mi się znajomy ale nie mogę sobie nic przypomnieć.
59
Uahahahahha dum dum dum dum. Stało się :>
336
Wydaje się nerwowy, przestępując z nogi na nogę, a jego ręce są głęboko wepchnięte w kieszenie. "Przepraszam, że pani przeszkadzam" powiedział prawie się jąkając. "Oh bez obaw proszę pana. W czym mogę pomóc?" zapytałam. Staram się trochę uspokoić jego obawy. "Hm wiem, że mój syn tutaj mieszka. Brooks Ryan. Miałem nadzieję, że będę mógł z nim porozmawiać" Brooks nigdy nie mówił mi dużo o swojej rodzinie i ta sytuacja zbiła mnie z tropu. Jednak staram się ukryć moje zdziwienie. Wiem, że wychowała go jego mama i ojczym ale nigdy żadnego z nich nie spotkałam60. Lakin jest jedynym członkiem rodziny którego poznałam. Nie mam pojęcia czy to spotkanie będzie szczęśliwe czy nie. Nie rozmawiałam z Brooksem o sytuacji z jego prawdziwym ojcem od czasu studiów. Przełknęłam moje wahanie, które ciąży w moim żołądku jak stos kamieni. Przyglądając się jeszcze raz zmęczonemu mężczyźnie przede mną otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam go do środka. "Proszę mi dać swoją kurtkę. Mogę zaoferować coś do picia zanim zawołam Brooksa?" zapytałam zamykając drzwi. "Nie dziękuję. Chcę tylko z nim porozmawiać" powiedział podając mi swoją zniszczoną niebieską kurtkę z wełnianą podszewką. Na pewno jest ciepła ale widziała lepsze czasy. 60
No to faktycznie bardzo go zna...
337
Reszta jego ubrań wygląda na w miarę nowe- ciemne jeansy i zielona flanelowa koszula. Mam przeczucie, że to jego ubrania na specjalną okazję. Powiesiłam jego kurtkę na wieszaku w przedpokoju i zaprowadziłam go do salonu. Spojrzałam na niego przez ramię i zapytałam czy Brooks się go dzisiaj spodziewa. "Nie proszę pani. Nie widziałem go od wielu lat i starałem się z nim skontaktować wiele razy ale nigdy nie mogłem go złapać. Pomyślałem, że moją jedyną szansą będzie pojawienie się tutaj. Nie chcę sprawiać żadnych kłopotów, chcę tylko go zobaczyć" jego głos stał się coraz cichszy z każdym słowem, jego postawa przygarbiona od ciężaru niepowodzeń. Nie wiem czemu nie są ze sobą blisko i nie chcę się do tego wtrącać ale w tym momencie czuję smutek, że utracili tą więź pomiędzy ojcem i synem. Pokazałam mu gestem żeby usiadł na kanapie co też uczynił. Ja nadal stoję gotowa na to żeby przyprowadzić wszystkich do środka. Obiad niedługo będzie gotowy więc zostanę z dziećmi w kuchni, kiedy Brooks będzie omawiać z ojcem sprawy po które tutaj przyszedł. Odwróciłam się do wyjścia ale zdałam sobie sprawę z tego, że nawet nie zapytałam go jak się nazywa. "Przepraszam, kompletnie zapomniałam o swoich manierach" powiedziałam sięgając po jego rękę. "Mam na imię Vivian, nie pamiętam czy wyłapałam twoje imię" 338
Uśmiechnął się do mnie i uścisnął moją rękę. "Miło cię poznać. Nazywam się Raymond. Raymond Michaels61" Kiedy imię, które było wyryte w mojej głowie przez całe życie spłynęło z jego ust kompletnie zesztywniałam. Wszystko wskoczyło na swoje miejsce kiedy urywki zdjęć policyjnych, raportów i dowodów wypełniły mój umysł. Jest starszy i bardziej szorstki ale teraz widzę mężczyznę z tych zdjęć w mężczyźnie siedzącym przede mną. Całe powietrze zostało wyssane z moich płuc i czuję jak kolory odpłynęły z mojej twarzy. Węzły w moim żołądku są jak głazy, które ciągną mnie w dół i staram się ustać ale moje trzęsące nogi się poddały i osunęłam się do tyłu uderzając o oparcie kanapy. Złapałam za nie w ostatniej chwili żeby nie upaść. Przez ostatni miesiąc dużo myślałam o tej chwili. Co zrobię jeżeli kiedykolwiek spotkam tego mężczyznę? Co odważę się powiedzieć? Będę mieć na tyle godności żeby utrzymać moje emocje na wodzy. Ale ze świadomością, że potwór z mojego dzieciństwa jest nie tylko w domu Brooksa ale też, że jest jego ojcem cała odwaga rozpierzchła się i czuję jak ogarnia mnie uczucie ucieczki. Raymond zaczął powili się podnosić wyczuwając mój dyskomfort. "Vivian wszystko w porządku? Źle się czujesz?" zapytał podchodząc do mnie.
61
ahahahahahahah :D 10pkt dla Brooksa za to, że tak cudownie udało mu się 'uchować' sekret :D a tak bacznie obserwował każdy jego krok, a tu tatunio wpadł z wizytą ;>
339
Moje knykcie są białe, tapicerka naciągnęła się pod moim żelaznym uściskiem. Staram się pozbierać biorąc głęboki wdech. Poruszyłam się szybko zanim zdążył podejść jeszcze bliżej mnie. "Wszystko w porządku, tylko lekki zawrót głowy. Pozwól, że pójdę po Brooksa" "Dziękuję moja droga. Bardzo miło cię poznać. Wydajesz się urocza" Kiwnęłam głową, wszystkie słowa, które miałam zachowane dla tego mężczyzny nie mogą się wydostać z moich ust. Odwróciłam się i pospieszyłam do kuchni. Bez sprawdzenia obiadu wyłączyłam kuchenkę i otworzyłam boczne drzwi. "Brooks musisz przyjść do środka. Masz gościa, który na ciebie czeka. Dzieciaki chodźcie, jedziemy do domu" staram się krzyczeć ale mój głos jest napięty od powstrzymywania łez. Wszyscy się odwrócili i spojrzeli na mnie zdezorientowani. "Kto mógłby się tutaj zjawić?" Brooks zapytał, a dzieci zaczęły jęczeć. "Poważnie musimy jechać? Nawet nie zjedliśmy jeszcze obiadu, a Brooks ma dla ciebie dużą niespodziankę" Blake dodał. Brooks obdarzył go srogim spojrzeniem przekazując mu informację 'powiedz jeszcze jedno słowo, a pożałujesz, że otworzyłeś buzię'. Zignorowałam wszystkich skupiona wyłącznie na moim celu wydostania się z tego cholernego domu i z daleka od Brooksa, który umyślnie ukrywał przede 340
mną tą informację. Czuję się zdradzona- znowu- i tym razem nie jestem pewna, czy mu to wybaczę. "Co się dzieje? Kto tutaj jest Viv? Czemu musicie wszyscy jechać?" Brooks lekko spanikował udając się w kierunku domu. Moje emocje trzymają się na cienkim sznurku i kiedy ostatnie włókienko się przerwało moje opanowanie wyparowało. "Przestań zadawać pytania!" krzyknęłam. "Blake, Emma wejdźcie do domu, musimy jechać i to natychmiast" Dzieci przestraszyły się mojego wybuchu ale Brooks podszedł do mnie. Nakrył moje ramiona od tyłu kiedy uwolnił się ode mnie szloch. Szybko ukryłam to tyłem mojej dłoni. Czuję jego oczy na mojej twarzy oczekując wyjaśnień ale wzbraniam się od tego żeby mu w nie spojrzeć. "Proszę" wyszeptał. "Co się dzieje?" błaganie w jego głosie jest jak papier ścierny ocierający się o moją skórę. Odepchnęłam się od niego, od ramion w których czułam się bezpiecznie. Z daleka od mężczyzny którego kocham i który kolejny raz złamał moje serce. Dzieciaki przeszły za nami do kuchni, kiedy są już poza zasięgiem uszu w końcu spojrzałam Brooksowi w oczy. "Myślę, że wiesz dlaczego odchodzę" staram się być silna i pewna siebie z każdym słowem ale kiedy to zdanie wypłynęło z moich ust mój głos brzmi jak ledwo słyszalny szept.
341
Jego oczy się rozszerzyły kiedy zdał sobie sprawę z tego, że znam jego sekret. Zrobił krok do przodu daremnie starając się mnie dosięgnąć. "Nie, proszę nie!" powiedział kiedy się odsunęłam zanim mnie złapał. "Proszę pozwól mi wytłumaczyć. Nie odchodź" Przełykając resztki wahania odwróciłam się od mojego pokonanego mężczyzny. "Zabiorę Grace ze sobą. Nie powinna tutaj teraz być. Zadzwonię do Katie żeby ją odebrała rano" Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Brooksa stojącego ze zwieszoną głową. Jego przybita postawa przygarbiona. Lekko kiwnął głową ale nie odeszłam od razu. Stanęłam nieruchomo patrząc na niego przez chwilę rozmyślając nad ciężarem całej tej sytuacji. Kwestionuję swoją decyzję o zostawieniu go, o wyjściu przez te drzwi. Na pewno mogę od niego odejść? Powód jego zdrady, która ciągnie się od dekady pojawił się w moim umyśle. Zrobił to z powodu miłości do mnie, czy z obawy przed tym, że tego nie zrozumiem? Brooks podniósł ręce do swojej twarzy i potarł nimi mocno swój popołudniowy zarost. Kiedy w końcu podniósł głowę i zobaczył, że wciąż tu stoję mój umysł powrócił do rzeczywistości. Odnalazłam swój głos, stabilny i mocny zwróciłam się do niego po raz ostatni. "Kiedy kłamstwa się skończą Brooks, mam nadzieję, że prawda w końcu cię wyzwoli" zanim zdążył cokolwiek powiedzieć odwróciłam się na pięcie szybko opuszczając kuchnię.
342
Brooks nie podążył za mną, a ja nie kłopoczę się powrotem do salonu i pożegnaniem. Spotkałam się z dzieciakami przy drzwiach, bo tam cała ich trójka się zgromadziła i poinformowałam Grace, że zostaje z nami. Wszyscy wyszliśmy i kiedy usłyszałam jak drzwi się za mną zamknęły w końcu uwolniłam swoje łzy. Odeszłam od tego domu wierząc, że tak samo odchodzę od swojej miłości.
343
Rozdział 29 Brooks Usłyszałem trzaśnięcie drzwi frontowych, które pozostawiło po sobie ciszę w całym domu. Moje serce eksplodowało na milion małych kawałków. Spodziewałem się smutku, czy nawet odrętwienia, zamiast tego czuję kipiącą złość krążącą w moich żyłach rozgrzewającą moją skórę i powodującą walenie mojego serca w piersi. Krążę po kuchni próbując opanować drżenie rujnujące moje ciało. Zdałem sobie sprawę, że nic nie złagodzi mojej męki i podążyłem w kierunku salonu gdzie czeka na mnie mój demon. Uciekałem od tej sytuacji odkąd odkryłem moją prawdziwą tożsamość i wiem, że nic się do cholery nie zmieni dopóki nie zmierzę się z faktem, że ten mężczyzna jest moim ojcem i jego grzechy powstrzymywały mnie przed jedyną kobietą którą kiedykolwiek kochałem. Przekroczyłem próg i spojrzałem w oczy identyczne jak moje. Mój ojciec wygląda na zużytego, zbitego i nie mogę pozbyć się myśli, że to mogę być ja jeżeli tego wszystkiego nie naprawię. Samotny, żałosna egzystencja która żałuje każdego pierdolonego momentu swojego życia. Nie mogę na to pozwolić. Tak bardzo jak chcę mu współczuć jedyne co czuję to pogarda i wściekłość. Jak bardzo sobie zdaję z tego sprawę, że on i ja ponosimy winę za odejście Vivian, nie
344
jestem jeszcze gotowy na to, żeby zaakceptować swoją rolę w tym. "Czy wszyscy wyszli przeze mnie?" Raymond zapytał. Nie przyznaję się do faktu, że ten mężczyzna jest moim ojcem. "Tak" warknąłem. "Co do chuja tutaj robisz?" nie podszedłem do niego bliżej, ani on nie ruszył się ze swojego miejsca na kanapie. Ani on ani ja nie wiemy jak się wobec siebie zachować. Moje ręce są wepchnięte do kieszeni ale moje oczy są zwężone i patrzę na niego. Jeżeli ma jakiekolwiek pytania odnośnie tego czy jest miło widziany w moim domu z pewnością zna na nie teraz odpowiedź. "Przepraszam, że przeszkodziłem w twoim wieczorze synu.. ja.." moje ręce wystrzeliły z moich kieszeni i zanim w ogóle zdałem sobie z tego sprawę, że się poruszam jestem po drugiej stronie pokoju i podnoszę go z kanapy za kołnierz jego koszuli. Popychając go na najbliższą ścianę słyszę jak jego głowa uderzyła o gips. Trzymam go nieruchomo, a moja ręka z całej siły przycisnęło się do jego gardła. Czuję jak jego Jabłko Adama poruszyło się pod moim uściskiem. Jego oczy wytrzeszczyły się i z trudem walczy o oddech. Ręką ścisnął moje ramię żeby się zaprzeć. Nie poluzowałem mojego uścisku i uderzyłem nim mocniej o ścianę. "Nie jestem twoim synem. Nie zasłużyłeś na tytuł Ojca. Wszystko co robisz zamienia się w gówno i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Rozważałem to 10 lat temu i przez tą 345
decyzję straciłem wszystko. Nie popełnię tego samego błędu drugi raz. Nie kiedy jestem tak blisko żeby mieć wszystko czego kiedykolwiek chciałem. I w żadnym wypadku nie jesteś częścią tego równania" Raymond przestał się zmagać z moim uściskiem i rozluźniłem moją rękę. "Przepraszam, że tutaj przyszedłem. Już nigdy więcej nie będę ci się naprzykrzać" jego głos jest ochrypły i urywany, po jego oczach widzę, że rozumie, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Puściłem go i cofnąłem się zdając sobie sprawę, że nie jestem lepszy od niego. Czuję jak złość wyparowuje z mojego ciała, a pozostałe luki zaczynają wypełniać wyrzuty sumienia. Po tym jak poprawił swoje wymięte ubrania odwrócił się do wyjścia ale sięgnąłem po jego łokieć żeby go zatrzymać. "Proszę, usiądź. Musisz to zrozumieć, zrozumieć mnie" powiedziałem mu nie patrząc w jego oczy. Słyszę jak westchnął ale zrobił to o co prosiłem i usiadł na kanapie. Zacząłem krążyć przed nim. W mojej głowie wirują słowa, które chcę mu powiedzieć. Wszystko jest pogmatwane i każda klarowna, inteligentna myśl mi uciekła. Tyle razy myślałem o tym co mu powiem kiedy ten moment nadejdzie, bo wiedziałem, że prędzej czy później to się wydarzy. Nigdy nie liczyłem na to, że Vivian będzie w moim życiu kiedy się z nim spotkam. Nie tylko odszedłem od Vivian 10 lat temu, pozostawiłem też za sobą Raymonda. Zostawiłem go w tym 346
więzieniu żeby tam zgnił, mając nadzieję, że mogę uciec od tej sytuacji. To było naiwne z mojej strony i teraz jestem jeszcze głupszy, że pozwalam żeby to wszystko tak ze mną pogrywało. Powinienem być szczery od samego początku62, powinienem się z nim skontaktować kiedy wyszedł na zwolnienie i porozmawiać z nim zamiast czekać na niespodziewaną wizytę. Powinienem powiedzieć o tym Vivian jak najwcześniej. Ale byłem pierdolonym tchórzem i teraz mam wielki gówniany bajzel, który muszę posprzątać i nie obchodzi mnie to czy mnie to kurwa zabije- zamierzam to posprzątać. "Słuchaj" powiedziałem kiedy usiadłem na przeciwko niego na fotelu. "Nie zamierzałem na ciebie naskoczyć w ten sposób.." "Nie, nie musisz przepraszać. Ja to rozumiem. Pojawiłem się niezapowiedziany po tylu latach bez żadnego kontaktu. Sprawy między nami nie miały się dobrze od momentu kiedy rozmawialiśmy ostatni raz. Powinienem wiedzieć lepiej" "Więc dlaczego? Dlaczego tutaj jesteś?" zapytałem go przyszpilając go najbardziej nieprzyjemnym wzrokiem na jaki mogę się zdobyć. Automatycznie doszedłem do wniosku, że mój pokręcony ojciec znowu ma jakieś kłopoty i przyszedł tutaj po nic innego jak po pieniądze. Nie wiem zbyt wiele o tym mężczyźnie ale z tego co wiem zawsze zależało mu na szybkiej forsie, kolejnym haju nawet jeżeli miało to być kosztem najbliższych włączając w to moją matkę i mnie. 62
Nie no w czas go oświeciło..
347
Nigdy nie wzięli ślubu, dzięki Bogu, ale też nigdy nie był częścią mojego życia. Żadnych wizyt, kartek świątecznych, alimentów- nawet nie mam jego nazwiska. Dopiero kiedy skończyłem 18 lat zaczęły przychodzić listy ale nawet wtedy nie miałem pojęcia co on tak naprawdę zrobił. Dopóki nie pojechałem z Vivian do sądu żeby przejrzeć akta. To wtedy zdecydowałem się z nim spotkać pierwszy i ostatni raz. Czując gorąco mojego spojrzenia spojrzał w dół na swoje splecione ręce, które mocno o siebie pociera. "Wiem, że byłem gównianym ojcem i że uważasz mnie tylko za dawcę spermy, który zostawił ciebie i twoją matkę i musieliście się sami o siebie zatroszczyć" "Ile? To dlatego tutaj jesteś? Wiesz, że mam pieniądze i potrzebujesz trochę na fundusz początkowy jakieś nowej wielkiej ściemy? Pieniędzy żeby trzymać się z daleka od mojego życia?" każde słowo ocieka sarkazmem i kiedy w końcu na mnie spojrzał widzę, że go zraniłem. "Nie chcę twoich pieniędzy" wyjąkał cichym głosem. "Chciałem mieć szansę na to żeby cię poznać, zobaczyć jakim mężczyzną się stałeś. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale nie jestem taki sam jak kiedyś. Staram się być lepszym. Nie jestem dumny z tego kim byłem, z rzeczy które zrobiłem ale staram się być honorowym facetem pierwszy raz w życiu. Chcę zrobić coś z drugą połową mojego życia, coś czego ani ty ani ja nie będę się wstydzić"
348
Kurwa. Czekałem całe moje życie żeby usłyszeć te złote pierdolone słowa od tego mężczyzny. I teraz kiedy wiem kim jest chciałbym żeby nadal był gównem, które pamiętam żebym po prostu mógł odejść tak jak 10 lat temu. Nie chcę ciepłych i puszystych uczuć czy wspólnych wakacji z tym mężczyzną. Ale też nie chcę już go więcej nienawidzić. Wstałem i znowu zacząłem przed nim krążyć, moja ręka gwałtownie przeczesuje moje wymaltretowane włosy. Opcje co powiedzieć jemu, a co Vivian krążą w mojej głowie. Rzeczy wymykają się spod kontroli i nie zamierzam stracić wszystkiego tak jak ostatnio kiedy znalazłem się w tej sytuacji. Przysięgam, że tym razem wybiorę Vivian. Chociaż ode mnie odeszła znajdę sposób żeby ją odzyskać, a lunche i przyjazne rozmówki telefoniczne z Raymondem Michaelsem nie sprzyjają życiu które mogłem mieć, życiu na które czekałem. "Cholera, nie rozumiesz. Gdybym pozwolił ci być w moim życiu straciłbym wszystko. Kiedy rozmawialiśmy w więzieniu powiedziałem ci, że kocham Vivian Donovan. Powiedziałem ci, że chcę się z nią ożenić ale że się boję tego co może się stać kiedy się zorientuje jak jesteśmy połączeni i że ty jesteś moim ojcem. Co mi wtedy powiedziałeś?" "Powiedziałem ci, że jeżeli naprawdę ją kochasz powinieneś odejść. Gdyby się dowiedziała byłaby zraniona. A jeszcze bardziej by ją bolało gdyby musiała wybierać pomiędzy tobą a pamięcią o swoim ojcu" 349
"Do chuja jeżeli tego nie zrobiłem. Zrobiłem jak poradziłeś, bo kochałem ją bardziej niż cokolwiek i kogokolwiek innego. Odszedłem, pozwoliłem jej uwierzyć, że jej nie kocham i zniknąłem. To było największym błędem jaki zrobiłem aż do tej pory i żałowałem tego każdego dnia. Powinienem jej powiedzieć, miała prawo dokonać wyboru" Wyglądając na lekko zakłopotanego Raymond potarł swoje brwi. "Więc co to teraz ma wspólnego ze mną i z tobą?" zapytał przez co tylko mnie rozwścieczył. "Myślisz, że kogo do kurwy spotkałeś dzisiejszego wieczora?" szczeknąłem zatrzymując się w połowie kroku. "Spotkaliśmy się kilka miesięcy temu i miałem na tyle szczęścia żeby dostać kolejną szansę na naprostowanie wszystkiego. Ale znowu to wszystko zniszczyłem" "Nigdy jej nie powiedziałeś" westchnął. "Dlaczego? Nie wierzyłeś, że wybierze ciebie?" "Bałem się ją stracić. Chciałem jej powiedzieć ale nie mogłem ryzykować, że znowu ją utracę" pozwoliłem mojemu ciału opaść na kanapę przy oparciu. "Brooks?" powiedział przysuwając się do krawędzi siedzenia. "Hmm?" moja twarz jest przyciśnięta do zgięcia mojego ramienia ale słyszę jak się krząta dookoła. "Vivian była najbardziej uprzejmą i miłą kobietą jaką spotkałem od dłuższego czasu. Mogę powiedzieć od chwili kiedy do mnie przemówiła, że jest wybaczającym i 350
kochającym typem ale także, że ciebie kocha. Kiedy usłyszała moje imię była zaskoczona ale nie potraktowała mnie inaczej. Nie była zraniona przeze mnie tylko przez twoje oszustwo" Wstał z kanapy i spojrzałem do góry napotykając jego wzrok. Ma rację. Nie zraniła jej jego obecność tutaj, to byłem ja i zraniłem ją kolejny raz. Przez to, że nie byłem z nią szczery, że nie zaufałem jej, że wybierze mnie. "Wiem dużo o rozczarowaniu tych których się kocha, to jedyna rzecz w której byłem dobry. Nie chcę żeby ciebie to spotkało, to samotna egzystencja. Musisz wymyślić jak to naprawić i jeżeli myślisz, że moja nieobecność na obrazku pomoże ci zacząć.." Raymond przeciągnął swoimi odbarwionymi od smaru palcami po policzku pozwalając żeby zarost otarł się o skórę na jego knykciach i po dłuższej przerwie w końcu dokończył swoją przemowę. "Cóż, jeżeli myślisz, że to pomoże to wtedy pożegnam się z niskim ukłonem. Jeżeli chcesz mnie w swoim życiu, znajdziesz mnie. Zawsze tu będę jeżeli będziesz gotowy, jeżeli ona będzie gotowa. Ale już więcej nie będę na ciebie naciskać. Nie daję ci tym razem wyboru, mówię ci, żebyś po nią szedł" Wypuściłem powietrze, które powstrzymywałem czując ulgę po tym co powiedział. "Dziękuję ci" to wszystko na co mogę się wysilić.
351
"Jeżeli ona jest tym czego naprawdę chcesz to walcz o nią jak cholera Brooks. Moje grzechy nie są twoimi i nie myśl nawet przez sekundę, że ta piękna dziewczyna o tym nie wie" Poklepał mnie po kolanie kiedy przeszedł obok mnie wywołując uśmiech na mojej twarzy. Ta ekspresja jest miłym wytchnieniem od ciągłego grymasu, który miałem przez ostatnią godzinę. "Do widzenia Brooks" "Pa Ray" Usłyszałem jak drzwi się za nim zamknęły i znowu pozostałem w samotności. Tym razem zamiast użalać się nad kobietą, którą kocham i utraciłem obmyślam plan, który pozwoli mi ją odzyskać.
352
Rozdział 30 Piątkowy wieczór Brooks W mojej głowie w kółko odtwarzają się jej słowa. Nie chce mnie widzieć, nie chce nawet na mnie patrzeć. Przez cały czas martwiłem się, że to będzie dla niej za dużo do zniesienia, że mnie odrzuci, odwróci się ode mnie kiedy się dowie. I to właśnie się stało. To co skręca moje wnętrzności to fakt, że nie jestem pewny czy to mogło się rozegrać inaczej gdybym powiedział jej prawdę na samym początku. Zrobię jedyną rzecz, która przychodzi mi na myśl, a może mi pomóc ją odzyskać. Próbowałem jej pokazać, że stawiam ją na pierwszym miejscu ponad wszystkim, a ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Tak bardzo ją zraniłem. Ja jestem tym co zraniło ją i nas. I nie da się tego naprawić. Jej słowa przebiły moje serce i zanim się wykrwawiłem przed nią na ziemi odszedłem tak szybko jak tylko mogłem. Po tym jak szybko wypadłem przez drzwi moje tempo zwolniło i przez ostatnie pół godziny siedzę w samochodzie na parkingu przed barem z włączonym silnikiem. Nie mam pojęcia co dalej zrobić i gdzie mam się udać. Bez Vivian w moim życiu jestem zgubiony. Wszystko prowadziło do niej, ku naszemu wspólnemu życiu. Życie które wiodłem wcześniej nieustannie pracując i uprawiając bezmyślny seks nie jest już tym czego chcę. Ale bez względu na to jak bardzo bym się starał nie 353
mogę jej zmusić żeby mnie kochała i chciała zwłaszcza teraz kiedy wie kim jestem. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do jedynej osoby w moim życiu, która może się ze mną spotkać w ciągu godziny, która nie ma interesu w tym żeby mnie pouczać albo się ze mną pierdolić. Moja lista przyjaciół jest krótka ale Lakin jest na górze tej listy. Zawsze był przy mnie kiedy go potrzebowałem nie ważne czy żeby mnie wysłuchać czy skopać mój tyłek albo żeby mnie upić. Dzisiaj dzwonię do niego żeby mnie upił. "Stary, co się stało? Myślałem, że dziś wieczorem jest to wielkie wydarzenie z Vivian" Miiiiiło, nawet się nie przywitał. Czyż nie daje to człowiekowi milutkiego i cieplutkiego uczucia w środku? "Taa, to nie poszło dobrze. Wciąż tu jestem, na parkingu" "Wiesz, jeżeli będziesz tam siedzieć wystarczająco długo ludzie zadzwonią na policję i powiedzą, że na parkingu siedzi odrażający prześladowca czyhający na kobiety. Człowieku słabo by było zobaczyć cię w wiadomościach" Przewróciłem oczami na jego próbę poprawy nastroju ale jego poczucie humoru jakoś mi nie pomaga. "Lakin muszę teraz upuścić trochę pary, upić się, pławić się w mojej męcenie żartować z tego jakim jestem gównem. Wchodzisz w to czy nie?"
354
"Wiesz, że wchodzę. Spotkaj się ze mną w The Cruise Room za 20 minut" Poważnie nie mam nastroju na Cruise ale jeżeli chce się spotkać z moim żałosnym tyłkiem pozwolę mu wybrać miejsce. The Cruise Room jest wysokiej klasy barem martini z wystrojem wystylizowanym na lata 30', nawet kelnerki noszą stroje z tych lat. Przez eleganckie karmazynowe makaty lokal dorobił się ksywki The Red Room. To świetne miejsce do spokojnego drinkowania ze znajomymi i nawiązywania stosunków towarzyskich a.k.a zwerbowania profesjonalnej dziewczyny na wieczór żeby pozbyć się napięcia po całym stresującym dniu pracy. Nie jest to miejsce gdzie można się najebać i zrobić z siebie głupka kiedy żal zżera cię żywcem, a do tego właśnie zmierzam. "Jesteś pewny, że chcesz iść do Red Room?" zapytałem. "Myślałem o tequili, upiciu się i wydaniu dużej ilości kasy, a nie o martini i grasujących kocicach" "Nieźle bystrzaku. Potrzebujesz się rozerwać. Jestem przekonany, że nie ważne jakim sposobem. Do zobaczenia niedługo" Kiedy dotarłem do baru w hotelu Oxford Lakin siedzi już na kremowym skórzanym stołku barowym i opiera się o czarny marmurowy blat baru. Czerwone światła nadają atmosferze elegancji. Ma to romantyczne zabarwienie ery z przeszłości i kiedy się przekracza drzwi ma się wrażenie jakby się cofnęło 355
w czasie do czasów prohibicji. Lakin nie zauważył mnie kiedy podszedłem. Bar jest okrążony przez mężczyzn w swoich kosztownych garniturach od Armaniego i kobiety w krzykliwych sukienkach prosto od projektantów i szpilkach. Czuję wzrok kobiet kiedy obok nich przechodzę i kilka miesięcy temu byłbym zobowiązany ich flitowaniu ale teraz już nie. Nie jestem zainteresowany łatwym pieprzeniem na jedną noc. Wszystkim czego chcę jest Vivian. Usiadłem obok mojego brata i rzuciłem okiem na rząd butelek z alkoholem analizując która z nich doprowadzi mnie do stanu odrętwienia którego pożądam i to jak najszybciej. Kiedy podszedł do nas barman kiwając lekko głowo w zapytaniu co będziemy zamawiać. Otworzyłem buzię żeby poprosić o Johnny Walker Black ale Lakin był szybszy. "Jacka z Colą dla niego" spojrzał na mnie kątem oka czy odważę się zamówić coś innego. "Dobra ale jeżeli zamierzasz za mnie zamawiać jak arogancki dupek możesz też zapłacić za moje drinki. Pamiętaj, nie zamierzam się wychylać" droczę się z nim. "Cóż, cieszę się, że nie straciłeś swojego poczucia humoru" powiedział podając barmanowi swoją kartę kredytową. Prychnąłem i w ciszy czekamy na nasze drinki. Pokazałem barmanowi żeby poczekał sekundę aż wychylę mojego drinka i poprosiłem o następnego.
356
Lakin się roześmiał. "Jesteś w kompletnej pierdolonej rozsypce człowieku. Byłem pewny, że twój plan wypali. Musiałeś to nieźle z nią spieprzyć" "Kawał chuja z ciebie Laki, wiesz o tym?" lekko walnąłem go w ramię. Osłonił się i zaczął się jeszcze bardziej śmiać. "Okej okej, a więc" podniósł szklankę do toastu. "To jest za króla kawalerów upijającego się do utraty świadomości. Witaj z powrotem w świecie singlów kumplu. Nie ma lepszego miejsca żeby je zacząć niż The Red Room bracie" Stuknęliśmy się szklankami i wzięliśmy po łyku ale nie odpowiedziałem na jego komentarz. Nie mam zamiaru wkroczyć na ścieżkę mojego poprzedniego życia. Patrząc wstecz, nie jestem z niego dumny. Przed takim typem faceta trzymałbym Grace z daleka. Siedzimy w ciszy jeszcze kilka minut zanim stała się rzecz której chciałem od początku uniknąć. Dwie piękne kobiety otoczyły mnie i Lakina przy barze. Obydwie są śliczne i jestem pewny, że bez większego wysiłku mógłbym mieć swoją szansę z każdą z nich. Brunetka usiadła obok mojego brata, a długonoga blondynka wcisnęła się między nas. Pewność siebie i seksapil aż z niej kipi. Jej piersi są ściśnięte do nieba przez ostatni sekret Victorii63 i jeżeli nie będzie ostrożna wszyscy tu zgromadzeni będą mogli zobaczyć czy Spanx64
63 64
chodzi o Victoria's Secret. bielizna korygująca
357
powstrzymuje jej tyłek od wypłynięcia albo czy rzemyki i lonże65 są specjałem dnia. "No witam panie, jak mija wam wieczór? Możemy kupić wam po drinku?" oczy Lakina powędrowały po ciele kobiety stojącej obok niego. Najwidoczniej jest zainteresowany tym co ma dla niego do zaoferowania dzisiejszego wieczoru. "Obydwie preferujemy Krzyczący Orgazm66 jeżeli już proponujecie" blondyna wyszeptała mi to do ucha i zaczęła pocierać dłonią moje ramię oparte o zimny marmur. Przed Vivian pewnie bym ją już miał z rozłożonymi nogami pode mną w pokoju na górze albo bym w nią wjeżdżał w kabinie w łazience. Ale teraz nie czuję niczego. Nie pachnie jak wanilia i jaśmin, w dotyku nie jest jak delikatny płatek róży, a jej włosy nie są ognistego kasztanowego koloru, który tak kocham. Nie, ona jest wszystkim czym nie jest Vivian. Jest nachalna i przesadzona. Typ żony-trofeum, która roztrwoni twoje pieniędzy i uciszy cię zrobieniem ci laski. Dokładnie to czego nie chcę i nie potrzebuję. Lakin zamówił dziewczynom drinki, a ja staram się odsunąć moją rękę ze szponów blondyny. Uwolniła moje ramię ale przesunęła rękę na moje udo. Zaczęła wędrować dłonią od wnętrza mojego uda w kierunku moich jaj i zacząłem się wiercić na stołku czując się niekomfortowo w tej sytuacji i
65
lonże to linki asekuracyjne do wspinaczki albo też lina na której prowadzony jest koń. tu chodzi o to, że Brooks się śmieje z jej majtek, że pewnie ma na sobie stringi z trzech sznurków ;) 66 Screaming Orgasm, taka nazwa drinka.
358
to mówiąc delikatnie. Złapałem ją za rękę i położyłem ją na blacie barowym. Strzeliła we mnie niezadowolonym wzrokiem. Taa, nie jest przyzwyczajona do odmowy i ucieczka z sieci, którą tka wokół mnie nie będzie łatwa. "Chodźmy potańczyć. Wyglądasz jakbyś potrzebował się wyluzować" zagruchała. "Nie, jest mi tutaj dobrze ale dzięki" powiedziałem kierując uwagę na mojego drinka. Widzę jak odwróciła się do Lakina po pomoc i udzielił jej tej pomocy popychając mnie z krzesła. "Tak bracie, musisz się wyluzować. To niegrzeczne odmawiać kobiecie kiedy prosi o taniec" krzywy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Muszę pamiętać żeby jechać do jego apartamentu żebym mógł udusić go we śnie. Głupek za to zapłaci. Niechętnie zsunąłem się z krzesła i pozwoliłem jej poprowadzić mnie na wolną przestrzeń. Nie ma tu prawdziwego parkietu do tańca, a szafa grająca ma za zadanie pobrzękiwać w tle żeby sprzyjać atmosferze i nie gra muzyki tanecznej. Jak tylko znalazła dogodne dla siebie miejsce odwróciła się do mnie i otoczyła ręką moją szyję przyciągając mnie blisko do siebie. Przytłaczający zapach jej perfum i produktów do stylizacji włosów sprawił, że zrobiło mi się niedobrze, a jej sztuczne cycki przyciskają się do mojej piersi rozpraszając mnie kiedy zapytała o moje imię. 359
"Czujesz coś co ci się podoba?" zapytała przeczesując palcami moje włosy przywracając moją uwagę z powrotem do niej i do pytania które zadała. "Powiedziałam, że mam na imię Nicole, ale moi znajomi nazywają mnie Nikki. A jak ty się nazywasz przystojniaku?" zachichotała. "Wybacz, miałem ciężki wieczór. Mam na imię Brooks" odsunąłem się od niej trochę żebym mógł odetchnąć. Nikki nie załapała jednak o co chodzi i przysunęła się bliżej przesuwając rękami po moich plecach pod marynarką. Zanotowałem w pamięci żeby spalić ten garnitur kiedy dotrę do domu. Nie obchodzi mnie to, że kosztował więcej niż wypłata większości ludzi. Nigdy nie pozbędę się z niego jej zapachu. "Nie bądź taki nieśmiały Brooks. Nie gryzę" wydyszała do mojego ucha. "Cóż, chyba, że lubisz takie zabawy" dodała i polizała bok mojej szyi. Złapałem ją za ramiona i odepchnąłem ją tak szybko jak mogłem. To zaczyna przekraczać moją bezpieczną strefę i nie chcę mieć nic wspólnego z tą dziewczyną. "Słuchaj Nikki jesteś atrakcyjną dziewczyną ale ja nie jestem zainteresowany. Jestem tutaj żeby się napić i to wszystko. Nie szukam towarzystwa" Nie poddając się tak łatwo rzuciła się na mnie i złapała mnie za kutasa masując go. "Poważnie?" wysyczała. "Myślę, że
360
twój kutas nie otrzymał wiadomości, bo wyraźnie czuć, że potrzebuje towarzystwa" Ostrożnie odsunąłem jej rękę. Moje słowa jednak nie są takie delikatne. Przekroczyła linię i już nie dbam o jej uczucia. "Tak, może on chce towarzystwa ale mój kutas nigdy nie zapuszcza się w tereny, które pozostawią na nim coś ekstra czego będzie mógł się pozbyć tylko za pomocą profesjonalnej pomocy lekarskiej.. ale dziękuję za propozycję" Szybko odwróciłem się od jej oszołomionej niezadowolonej twarzy i poszedłem z powrotem do Lakina. Od razu zauważył mój wyraz twarzy i obdarzył mnie takim samym zakłopotanym spojrzeniem jak to, które pozostawiłem za sobą na parkiecie. Spojrzał ponad mną i jestem pewny, że zobaczył wkurzoną Nikki. "Co do chuja?" warknął. "Ta laska była gorąca. Coś ty zrobił? Chciałeś się rozerwać i staram się ci w tym pomóc" Klepnąłem go w ramię starając się uspokoić jego gniew. Wiem, że przez to, że odmówiłem Nikki jego wieczór z puszczalską brunetką się rozsypie i spłonie. "Poprosiłem cię o upicie mnie nie o szybki numerek Lake. Poza tym przez całe moje dorosłe życie starałem się nie złapać rzeżączki i nie zamierzam jej złapać teraz" "Od kiedy cię to obchodzi czy to alkohol czy cipka dostarczy ci wieczorem rozrywki Brooks?" 361
Rzuciłem studolarowy banknot na bar i poprawiłem rękawy mojej marynarki. "Masz rację. Wcześniej mnie to nie obchodziło. Teraz mnie to obchodzi. Doceniam twoje starania ale po prostu nie jestem zainteresowany. Proszę zostań, baw się dobrze ale ja się zbieram do domu" Nie pozwoliłem mu przekonać mnie, żebym został albo żeby zaproponował, że pójdzie ze mną. Przeszedłem obok Nikki, która znalazła swój następny cel na wieczór i wygląda na to, że facet którego wybrała nie będzie miał problemu z jej poczynaniami. Tak szybko jak tylko mogę jadę do domu, wszystko mnie aż boli żeby tylko opaść na moje łóżko. Wszyscy już śpią i nie chcę nikomu przeszkodzić. Rozebrałem się do bokserek i wsunąłem się pod kołdrę. Wpatruję się w telefon chcąc żeby pokazał wiadomość albo nieodebrane połączenie od Vivian ale nic takiego nie ma. Nie ma nic co chciałaby mi powiedzieć. Nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Wyświetliłem klawiaturę i napisałem jedyne słowa jakie chciałbym żeby zapamiętała. Jedyne słowa jakie dla niej mam. Mój kciuk zatrzymał się nad przyciskiem 'wyślij' ale zwlekam z wysłaniem. Wziąłem głęboki oddech i jeszcze bardziej się zawahałem. Zanim zdążyłem zmienić zdanie wysłałem wiadomość, zgasiłem lampkę i przekręciłem się pod kocem mając nadzieję, że sen pomoże zmniejszyć ból serca, który mnie trawi.
362
Rozdział 31 Piątek rano Vivian Jest mi niedobrze. Za każdym razem kiedy uda mi się opanować mój żołądek Brooks pisze albo dzwoni albo dzieci pytają czy jestem podekscytowana niespodzianką Brooksa i moje rewolucje żołądkowe powracają. Pojawił się w końcu pierwszy śnieg i podwórko wygląda tak jak czuje się moje serce- puste, bez wyrazu, zimne i smutne. Przez ostatni tydzień udawało mi się go unikać ale to było wyczerpujące. Tęsknię za nim. Nie wiem czy to czyni mnie słabą czy głupią czy po prostu zakochaną ale po tym wszystkim wciąż za nim tęsknię. Próbowałam się zakopać w pisaniu artykułów żeby odwrócić od tego swoją uwagę ale każdy artykuł zamieniał się w jęczenie o szczerości i o tym czy miłość jest wystarczająca. Możecie sobie tylko wyobrazić i mówiąc krótko to nie miało nic wspólnego z produktem którego recenzję miałam napisać i nie sądzę żeby to zachwyciło moich wydawców. Dotrwałam do piątku kiedy to powinnam mieć babski wieczór ale nie mam nastroju na picie i wypłakiwanie się publicznie, bo wiem, że tak właśnie by się ten wieczór skończył. Amanda jest w domu od kilku dni ale nie powiedziałam jej nic o Brooksie. Tylko tyle, że zamierzamy zwolnić tempo i spędzić
363
trochę czasu osobno. Ciężko mi to przyznać samej sobie, a co dopiero komuś innemu, że to może być koniec. Wibracja telefonu odciągnęła mnie od mojego depresyjnego dołu i powoli spojrzałam na wyświetlacz mając nadzieję, że to nie Brooks. Kiedy zobaczyłam imię Jen czuję ulgę i jednocześnie rozczarowanie. Jen: Mam nadzieję, że wypiłaś dzisiaj dużo wody. My dziwki rozwalimy razem dzisiejszą noc! Plus mam dla ciebie ekstra niespodziankę! Jęknęłam. Tak jak podejrzewałam alkoholowy wieczór połączony z żenującym wyginaniem ciała, który zakończy się szlochaniem o tym jak Brooks znowu mnie zawiódł. Jeżeli wleję w siebie wystarczającą ilość tequili może się to skończyć nawet na tym, że zamówię taksówkę i pojadę do jego domu z Jen żeby mogła zadźgać jego jaja. Na pewno by była chętna. Ja: Niezbyt mam na to ochotę dzisiaj. Innym razem. Jen: Na pewno nie! Nie ma mowy.. Będę u ciebie o 5. Zabieraj swoje dupsko pod prysznic. Aż tutaj czuję jakim jesteś kaszalotem. Zmarszczyłam nos na słowo kaszalot kiedy je przeczytałam. Kocham ją do śmierci ale cholera.. jest najbardziej ordynarną 28 letnią profesjonalną kobietą jaką znam.
364
Ja: O mój Boże, czy ty mnie właśnie nazwałaś kaszalotem? Jestem matką do chuja pana. Jen: Cóż mogę powiedzieć? Strzelam prosto z mostu lol. Żartuje sobie. Zacznij się ogarniać. Wpadnę po ciebie niedługo. IDZIESZ! Ja: Grrrr Jen: Przymknij się. Przyniosę ciuchy z dzisiejszego polowania. Mamuśkowate jeansy i legginsy nie są akceptowanym strojem na dzisiejszy wieczór. Zabieram cię gdzieś gdzie będziemy się dobrze bawić. Ja: Mamuśkowate jeansy? Poważnie? Jen: Cóż, tak jak powiedziałaś. Jesteś matką do chuja pana. LMAO67! Ja: Słodki Jezu... Pogadamy później. Jen: Pa muffinko (bez wisienki) hehehehe. Chichocząc odwróciłam się na krześle, rzuciłam telefon na łóżko i akurat usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Amanda wróciła po tym jak odebrała dzieciaki ze szkoły i ich głosy rozbrzmiewają już po całym domu. Podniosłam ręce nad głowę i przeciągnęłam się aż poczułam jak moje mięśnie się naciągają. Ta stresująca sytuacja mnie wykańcza. Może babski wieczór zmniejszy napięcie mojego ciała. Po tym jak 67
Pewnie w większości wiecie ale na wszelki wypadek piszę, że LMAO znaczy 'laughing my ass off' co w naszym zacnym języku może oznaczać 'pękać ze śmiechu' czy tam 'śmiać się do rozpuku' albo 'umierać ze śmiechu'.
365
założyłam chapcie i poprawiłam mój przetłuszczający siętak, powiedziałam przetłuszczający się- kucyk poprawiłam spodnie i koszulkę i zeszłam na dół żeby przywitać dzieciaki. Pomyślałam nad moim wyglądem i Jen chyba ma racjęjestem w żałosnej rozsypce. Pewnie czuje mnie po drugiej stronie miasta. Powąchałam moją pachę mając nadzieję, że poczuję dezodorant, który obiecywał cuda. Odwróciłam się szybko od strefy skażonej po tym jak poczułam zapach odoru mojego nędznego ciała. Taa.. jestem żałosnym wrakiem kobiety. Popsikałam się trochę dezodorantem mając nadzieję, że zamaskuję mój oczywisty kryzys rozstania i ruszyłam korytarzem na poszukiwania dzieciaków. Jak tylko dotarłam do schodów ich rozmowa stała się bardziej wyraźna i zatrzymałam się. Moje nogi odmawiają kolejnego kroku. "A więc Brooks zapytał was dzieciaki o zgodę?" usłyszałam jak Amanda pyta. "Tak, powiedział, że kocha mamę i nas i chce żebyśmy wszyscy byli rodziną. Więc zapytał czy to w porządku jeżeli ją poślubi" Blake odpowiedział. Sapnęłam, moja ręka powędrowała do twarzy w niedowierzaniu. Wiedziałam, że nasz związek jest na poważnie, oby dwoje chcieliśmy posuwać się naprzód ale po tym jak odkryłam prawdę jestem w szoku, że myślał o tym, żeby stworzyć razem rodzinę bez wyjawienia mi swojego 366
sekretu. To by było zaskakujące i musiałabym się postarać żeby poradzić sobie z konsekwencjami włączając w to fakt co o tym by pomyślała moja rodzina ale nigdy bym go przez to nie osądzała. Chciałabym tylko żeby mi zaufał na tyle żeby o tym wiedzieć. "Pokazał nam pierścionek i całą resztę ciociu Mando!" Emma zapiszczała. "Był taaaaaki śliczny i powiedział, że razem z Grace będziemy mieć sukienki księżniczki i będziemy rzucać kwiatami w ludzi" "Masz na myśli, że będziecie dziewczynkami sypiącymi kwiaty" Amanda roześmiała się. "Tak!" krzyknęła. Usłyszałam jak Blake ją ucisza. "Ciszej. To niespodzianka, pamiętasz? Mama nie może o tym się dowiedzieć. Zapyta ją za tydzień na specjalnej wycieczce. Po tym będziemy mogli o tym porozmawiać. Dobrze Em?" "Dobrze, moje usta są zaklejone" wyobraziłam sobie jak robi jej specjalny ruch jakby zasuwała usta i wyrzucała za siebie niewidzialny kluczyk. Chce dobrze ale Emma nigdy nie była zdolna do tego żeby uchować coś w tajemnicy. Jest wyspecjalizowaną peplą. Nigdy nie można jej powiedzieć co ktoś dostanie na urodziny albo święta, bo zawsze jej się to wymsknie.
367
Niezdolna do tego żeby słuchać dalej tej wypatraszającej mnie konwersacji staram się robić jak najwięcej hałasu schodząc po schodach żeby mogli zakończyć swoją rozmowę.
Zgodnie z obietnicą Jen pojawiła się z całym naręczem sukienek i akcesoriów na nasz babski wieczór w mieście. Dźga, ugniata, przypina i unosi aż uznała, że wyglądam reprezentacyjnie. Czuję, że wykonuję dobrą robotę maskując moją niedolę kuźwa, już się nawet do tego przyzwyczaiłam. Przez ostatni tydzień robiłam przedstawienie pt. 'wszystko w porządku' przed Amandą i dzieciakami ale jak tylko gdzieś wyszli od razu się rozklejałam i spędzałam dzień na użalaniu się nad sobą. Kiedy wsunęłam się na chłodny stołek barowy w barze do którego nas zaciągnęła widzę jak się we mnie wpatruje i wiem, że moja fasada została odkryta. Zamówiłam różowe moscato czego Jen o dziwo nie skomentowała ale kiedy nic się nie odezwała do Carly o tym, że zamówiła wodę zaczynam wyczuwać przesłuchanie. Odwróciłam się i złapałam mojego drinka przekręcając się na stołku i obserwując tłum dwudziestoparolatków, którzy rozmawiają i śmieją się upuszczając parę po jak mniemam 368
stresującym tygodniu pracy. Chciałabym żeby praca była powodem mojego napięcia. "A więc co to za niespodzianka o której mówiłaś, że masz dla nas i która jest tak ważna, że musiałyśmy się wszystkie wystroić i wyjść na miasto?" zapytałam stukając moimi 9 centymetrowymi prawdopodobnie za 400$ szpilkami, które przyniosła z jakieś sesji. "Niedługo zobaczysz. A tak poza tym zdaję sobie sprawę z tego, że coś z tobą nie tak ale nie musisz tego wyładowywać na butach. To są Manolo pierdolone Blahniki do chuja pana. Szanuj je trochę" Przestałam machać nogami i podniosłam ręce poddając się. "Wybacz. Po prostu trochę się obawiam twojej niespodzianki" skłamałam. "Poważnie, co się dzieje Jen? Planowałyśmy babski wieczór od jakiegoś czasu ale myślałam o sushi i filmie, może trochę to zaostrzyć odrobiną Sake68 i flirtowania z mistrzem kuchni Hibachi. Nie sądzę, że miałyśmy na myśli mini spódniczki, alkohol i szpilki. Więc powiedz co to za wielka sprawa" Zanim mogła odpowiedzieć Jen wydała z siebie ryczący pisk, który przyciągnął uwagę wszystkich dookoła. Zakryłam swoje uszy i popatrzałam jak biegnie do tłumu ludzi. Ludzie rozstąpili się po drodze kiedy dopadła swój cel do uścisków. Dalej nie widzę kto ma być naszym czwartym kołem na 68
chodzi o to japońskie sake. alkohol z ryżu.
369
dzisiejszy wieczór i spojrzałyśmy na siebie z Carly w poszukiwaniu odpowiedzi. Oby dwie jesteśmy niewtajemniczone dopóki Jen nie odsunęła się od naszego tajemniczego gościa i zaczęła iść z powrotem do nas. "O mój Boże to jest Campbell!" Carly krzyknęła i zaczęła biec w kierunku Jen i naszej starej współlokatorki. Podskakuje jak nastolatka, która właśnie zobaczyła członka swojego ulubionego zespołu. Jen z Campbell nie dołączyły do jej podskoków ale zamiast tego szczerzą się i absorbują jej podekscytowanie. Zeskoczyłam ze swojego krzesła i podążyłam za nią szczęśliwa, że widzę starą przyjaciółkę ale mój entuzjazm nie jest aż taki jak Carly. Nie widziałam jej od czasu mojego ślubu z Willem kiedy to zespół który promowała grał na naszym przyjęciu. Długie czarne włosy Cam sięgają jej do połowy pleców, a jej jasne miodowe oczy uwydatniają jej jasną skórę. Jest olśniewająca, nie ma innego sposobu na opisanie jej. Moja gotycka przyjaciółka odeszła, a na jej miejscu jest dorosła i śliczna kobieta. Zawsze była dziewczyną trzymającą się z zespołami ze znoszonymi i potarganymi jeansami i t-shirtami jej zespołów. Co dziwne nigdy nie umawiała się z nikim z zespołów, po prostu kochała muzykę. I jeżeli podobało się jej ich brzmienie jak to nazywała, promowała ich jak szalona. Na studiach cały czas ciągnęła nas na koncerty i dawała nam
370
ulotki do rozdawania po kampusie. Ostatnio słyszałam, że promuje i jest menadżerem kilku różnych zespołów. Uśmiechnęłam się i zamierzałam się przywitać ale Campbell przyciągnęła mnie do siebie mocno i obdarzyła mnie uściskiem co mocno odstaje od jej charakteru. Dorastając w opiece zastępczej nigdy nie okazywała uczuć tak jak my. Nigdy nie opowiadała mi o swoich różnych domach w których przebywała ale opowiedziała o nich Jen i z tego co zrozumiałam kiedy dorastała przydarzyły się jej różne rzeczy przez które nie przepada za okazywaniem uczuć. Więc ten uścisk jest czymś dużym. "Przepraszam, że nie mogłam być na pogrzebie Viv. Kochałam Willa jak brata. Opiekował się o nas wszystkie kiedy tego potrzebowałyśmy" wyszeptała swoje sentymenty wystarczająco cicho żeby nie przyciągnąć uwagi innych ale jej słowa zakuły w moje serce. Ruszyłam dalej od miłości, którą utraciłam ale przypominanie o tym wciąż boli i sądzę, że nigdy mi to nie przejdzie. "Dziękuję Cam. Dajemy sobie radę. Zajęło to trochę czasu ale w końcu ruszyłam dalej i w końcu mogę powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku. Jednak dziękuję ci za to. Will był dobrym człowiekiem, najlepszym ze wszystkich mężczyzn" Poklepała mnie po plecach i odwróciłyśmy się w kierunku naszych miejsc przy barze. Usiadłyśmy i od razu zaczęłyśmy 371
zalewać Cam pytaniami o tym co robiła, gdzie podróżowała i z jakimi zespołami była. Ledwo może nadążyć za naszym bombardowaniem. "Nie wierzę, że zatrzymałaś to w sekrecie!" Carly rzuciła ponad hałasem powiększającego się tłumu pokazując na Jen jakby mogła wdrapać się ponad bar. "Zespół Cam gra tu koncert i dowiedziałam się o tym tylko dwa dni temu więc pomyślałam, że to by mogła być fajna niespodzianka. Poza tym to nie jedyna niespodzianka na dzisiejszy wieczór" "Cóż, nie sądzę, że cokolwiek innego przebije obecność Cam tutaj" powiedziałam stukając się szklanką z Cam. "Niespodzianka numer dwa powinna tutaj być lada chwila więc napijmy się drogie panie, dziś wieczorem to będzie grupowy romans!" "Grupowy romans?" Carly zapytała. "Taa, chyba nie sądzisz, że kazałam ci się tak wystroić dla mnie? Wypindrzyłam cię dla twoich męskich przyjaciół. Powinni tu być lada chwila. Amanda pilnuje wszystkich dzieciaków nawet twojego małego bałaganiarza Carly. Dzięki mnie upijecie się i zabawicie! Łuuuuuhuuu!" krzyknęła. Mój uśmiech wyparował kiedy dotarły do mnie jej słowaBrooks został zaproszony na wyjście z nami. Mam tylko nadzieję, że zdecyduje się trzymać z daleka. Ostatnie czego 372
chcę to zobaczyć go dzisiaj wieczorem. Szybko przykleiłam swój sztuczny uśmiech na miejsce nie chcąc sprowadzać uwagi na moje zachowanie. Spojrzałam na Carly, która aż promieniuje nie mogąc się doczekać. Najwidoczniej to jeden z wolnych wieczorów, który ma z Jamesem od 2 lat od kiedy urodziła się Olivia. Nie chcę zrujnować jej wieczoru ale wciąż jestem zła na Brooksa i nie sądzę żebym mogła opanować swój gniew tak jak wtedy kiedy ostatnio go widziałam. Jej oczy pojaśniały i podążyłam za jej wzrokiem żeby zobaczyć jak Jack wchodzi do baru. Powstrzymuję oddech czekając aż Brooks się za nim pojawi i czuję ulgę kiedy zorientowałam się, że Jack jest sam. Kiedy pomyślałam, że udało mi się ogarnąć usłyszałam tap, tap w mikrofon. Wszyscy w barze skierowali swoją uwagę na przyciemnioną scenę i moje serce opadło do żołądka kiedy zobaczyłam jak światła spłynęły na Brooksa stojącego po środku sceny ściskając mikrofon. "Wiem, że wszyscy jesteście tutaj żeby zobaczyć Absoution i pojawią się tutaj za sekundkę dając wam niesamowite show ale przed tym pozwolili mi ukraść scenę na minutę" Brooks ogłosił i tłum powitał go warknięciami i buczeniem. "Tego wieczoru jest tutaj ktoś wyjątkowy i poprosiłem zespół żeby zaśpiewał wyjątkową piosenkę specjalnie dla niej" pijani imprezowicze zaczęli wiwatować kiedy zaczęłam przeklinać pod nosem. Spojrzałam na Jen, która nie może 373
ukryć swojego wielkiego uśmiechu, a potem na Carly, która przestała zwracać na wszystko uwagę i zaczęła się migdalić z Jackiem jak seksualnie zdeprawowani rodzice, którymi jestem pewna, że są. "Widzicie, miałem najbardziej niesamowitą kobietę na świecie ale ją straciłem. Okłamałem ją i ukrywałem coś przed nią. Stoję tu dzisiaj przed wami, żeby jej powiedzieć, że już nie uciekam. Nigdzie się nie wybieram tym razem. Vivian, przepraszam za wszystko. Jesteś moją wiecznością i wszystkie te słowa są prawdziwe. Mam nadzieję, że pozwolisz mi to udowodnić" Wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć kiedy zeskoczył ze sceny i w końcu wkroczył zespół. Płynne dźwięki gitary przytłumiły brzęczącą atmosferę. Kiedy wokalista w końcu zaśpiewał pierwsze wersy hipnotycznej miłosnej piosenki tłum oszalał i teraz buja się do rytmu muzyki. Powstrzymuję się przed tym żeby mnie wciągnęły kojące słowa czy przytłaczający rytm piosenki. Zamiast tego skupiłam się na moim upokorzeniu. Nie tylko teraz wszyscy moi znajomi wiedzą, że coś się stało pomiędzy mną a Brooksem ale zaprezentował nasze brudy przed każdym pijanym gościem baru. Jestem pewna, że każda inna dziewczyna byłaby pod wrażeniem tego wielkiego gestu. Ale tak bardzo jak kocham tego mężczyznę jestem zbyt mocno zraniona i wkurzona żeby mnie obchodziło to publiczne obwieszczenie.
374
Kiedy światła pociemniały Brooks zniknął w tłumie, wiem, że idzie w moim kierunku i moje emocje podpowiadają mi żeby zrobić tyle różnych rzeczy.. Czuję jakbym była rozerwana na pół. Zdezorientowane spojrzenia moich przyjaciół nie pomagają mojej nawiedzonej psychice. Jedyne co wiem to, że muszę znaleźć Brooksa zanim on znajdzie mnie. Nie będę siedzieć z nim przy stole przez cały wieczór udając, że jego wyskok sprawił, że wszystko jest dobrze. "Co to do kurwy było?" Jen zapytała kiedy zeskoczyłam ze stołka szukając wzrokiem Brooksa pośród tłumu. Ignorując jej pytanie wypiłam resztę wina i odsunęłam się od baru. "Zostań tutaj. Wrócę za chwilę" Nie doszłam za daleko zanim wpadłam w silną wyrzeźbioną pierś do której się przytulałam przez tyle nocy. Otoczył mnie ramionami i pocałował czubek mojej głowy. Desperacko chcę się przy nim rozpłynąć ale nie mogę sobie na to pozwolić. Zawsze byłam tą słabą dziewczyną, która myślała, że nie zasługuje na związek ale teraz wiem, że zasługuję na coś lepszego niż związek w którym szczerość nie jest priorytetem. Nie mogę tak po prostu zapomnieć o jego zdradzie i zamieść to wszystko pod dywan. Odsunęłam się od jego silnych ramion i cofnęłam się. "Nie dotykaj mnie" "Vivian, daj mi szansę żeby wszystko wyjaśnić. Odepchnąłem cię ostatnim razem i to był duży błąd" widzę cierpienie w 375
jego oczach błagających o wybaczenie ale tak bardzo jak chce mu je dać nie mam jeszcze siły na to żeby przezwyciężyć jego zdradę. "Nie mogę teraz Brooks. Nie jest na to teraz czas ani miejsce na rozmowę" rozejrzałam się dookoła zauważając, że tłum wcześniej skupiony na nas powrócił do swoich rozmów, cóż za wyjątkiem naszych przyjaciół, którzy starają się podsłuchać naszą konfrontację. "Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś w ten sposób przed wszystkimi" powiedziałam głośnym i srogim szeptem kiedy odkleiłam oczy od naszej widowni i spojrzałam na Brooksa. "Nie jestem gotowa żeby cię widzieć Brooks. Proszę po prostu już idź" Determinacja pojawiła się na jego twarzy i zauważyłam jak jego dłonie zacisnęły się w pięści. "Nie, nie idę. Wiem, że to przed tobą ukrywałem i wiem, że to spierdoliłem nie raz, a dwa razy" jego głos zaczął się podnosić o decybel z każdym słowem i czuję jak oczy dookoła nas zaczynają zauważać naszą sytuację. Czuję też jak moja twarz robi się ciepła od złości i wstydu. Nigdy nie miałam publicznej sprzeczki, a teraz jestem zapędzona w kąt, żeby ją mieć. Łzy zakuły mnie w oczy kiedy spojrzałam na twarze dookoła baru, na podłogę, sufit- każde miejsce jest dobre byle nie oczy Brooksa. "Spójrz na mnie Vivian" rzucił sprowadzając moją uwagę do swoich szafirowych tęczówek. "Każdego dnia żałuję tego co 376
zrobiłem i tego, że cię zraniłem ale robisz teraz ten sam błąd. Nie mogę znowu bez ciebie żyć. Należymy do siebie. Nie odchodź ode mnie, od nas" Moja krew zagotowała się od jego insynuacji, że nasze rozstanie jest jakimś cudem moją wiją i mój gniew zaczął wypływać na powierzchnię. Moje ręce się zatrzęsły, a mój oddech utknął wraz ze słowami, które zablokowały się w moim ściskającym się gardle. Kiedy znowu po mnie sięgnął sprowadziłam całą uwagę, którą starałam się od nas odwrócić. "Przecież mnie kurwa okłamałeś!" krzyknęłam odpychając go ode mnie. Moja twarz jest cała we łzach ale tym razem pozwoliłam im spłynąć, słone krople na moich ustach przypominają o bólu który mi sprawił. "Pozwoliłam sobie cię pokochać nie raz, a dwa razy i za każdym razem udowodniłeś swoją nielojalność" w końcu opanowałam swój głos, zrobiłam krok w kierunku Brooksa wbijając palec w jego muskularną pierś. "Wiesz co Brooks? Masz rację. Zrobiłam błąd w twoim przypadku. Moim błędem nie jest odejście od ciebie teraz, błędem było i to na pierwszym miejscu zaufanie ci całym moim sercem" wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy starając się uniknąć bólu który powoduj. Zrobiłam krok do tyłu. "Proszę wyjdź" odetchnęłam. Stoję nieruchomo z wrośniętymi nogami, oczy mam mocno zaciśnięte. Czuję jak Brooks pocałował moje czoło, a potem nic. Wiem zanim otworzyłam oczy, że jestem sama. Mój żołądek się ścisnął kiedy otworzyłam oczy i zobaczyłam, że 377
Brooks zrobił to o co prosiłam i wyszedł z baru. Energicznie wytarłam pozostałości łez z moich różowych policzków i wróciłam do baru. Przeszłam obok każdej pary zaciekawionych oczu i podeszłam prosto do barmana, jedynego człowieka tutaj którego chcę widzieć. Wiedziałam, że ten wieczór skończy się na alkoholu i łzach nie wiedziałam tylko, że tak szybko. Przystojny młody mężczyzna za barem pospieszył po moje zamówienie i jestem zaskoczona, że pamięta, że wcześniej zamawiałam wino. "Kolejne moscato laleczko?" zatrzymał się na chwilę widząc mój wygląd i potrząsnął głową. "Proponuję coś mocniejszego" "Tak, poproszę" powiedziałam kiwając głową i starając się ogarnąć rozmazany tusz, który jestem pewna jest rozsmarowany po całych policzkach. Wodoodporny, chyba w dupie. Barman odwrócił się żeby zrobić moją tajemniczą miksturę na poczet mojej przyszłej pijanej błogości ale zatrzymał się i odwrócił do sfilcowanego bałaganu siedzącego przed nim. "Jeżeli to cokolwiek warte, najwidoczniej jest dupkiem" powiedział opierając się o bar przede mną więc jego słowa słyszę tylko ja. "I pozwól, że dodam, że wyglądasz jakbyś przeszła przez piekło i każdy facet, który ma jaja żeby sprawić, że płaczesz powinien je mieć usunięte" Pół parsknęłam, pół się zaśmiałam i poklepałam go po ręce. "Dziękuję, potrzebowałam tego. Przypomnij mi żebym cię 378
zapoznała z moją przyjaciółką Jen. Sądzę, że świetnie byście do siebie pasowali. Jej ulubioną rozrywką jest straszenie zrujnowaniem klejnotów każdego oddychającego mężczyzny" "Cóż, jeżeli to gwarantujesz" roześmiał się zanim powrócił do drinka. Kiedy postawił przede mną szklankę wypełnioną po brzegi elektrycznym zielonym alkoholem, który wygląda jak wyjęty z bajek Blake'a o wojowniczych żółwiach ninja pochłonęłam go bez słowa pozwalając żeby palił mnie w gardle i żeby ciepło rozeszło się po całej mojej klatce. Zakaszlałam i łapię z trudem powietrze wachlując się i próbując załagodzić pieczenie. W końcu się opanowałam i zasygnalizowałam mu żeby podał mi jeszcze raz to samo. "Sądzę, że to powinno zadziałać kochanie ale pomyślałem, że potrzebujesz czegoś innego więc zrobiłem ci to, ale pij powoli" Wzięłam owocowo wyglądający drink z baru i napiłam się łyka. Jest mocny i smaczny. Sięgnęłam do torebki ale barman złapał mnie za rękę. "Ten był na mój koszt. Nazwij to moim dobrym uczynkiem dnia" powiedział z uśmiechem. "Dziękuję" odpowiedziałam i kiedy kiwnął głową i odwrócił się ode mnie wsunęłam 20$ pod jego książeczkę zamówień. Dzieciak rozjaśnił mój ponury wieczór więc mogę przynajmniej zostawić mu przyzwoity napiwek. Wzięłam
379
ostatniego łyka drinka i podążyłam w kierunku składu czekającego na mnie z całym naręczem pytań. Jeleń w świetle reflektorów.. tak można najlepiej opisać ich wyraz twarzy. Opadłam na wolne krzesło i rozejrzałam się dookoła stołu po morzu czysto osłupiałych spojrzeń. Na szczęście pozostają cicho pozwalając mi wlać w siebie więcej mojej płynnej odwagi zanim zwrócę się do zaciekawionej grupki. Widzę jak noga Jen podskakuje pod stołem i wiem, że moje granie na zwłokę musi się skończyć. Przełykając ostatniego łyka odstawiłam drinka na stół, wyprostowałam ramiona pozwalając, żeby alkohol przejął nade mną kontrolę. "Dowiedziałam się o jego sekrecie. Wiem, czemu zrobił to co zrobił na studiach" rzuciłam to tak bezpośrednio, że zdezorientowane spojrzenia dalej ich nie opuszczają. "Kochanie, potrzebujemy trochę więcej niż to" Jen powiedziała delikatnie. Widzę jednak, że ledwo może wytrzymać, jej palce nerwowo stukają o stolik - oznaka jej zniecierpliwienia. Odchrząknęłam i poprawiłam się na krześle, gorąco sytuacji sprawia, że zaczynam się pocić i mój poziom komfortu jest bardzo niski. Wytarłam wilgoć z moich rąk o serwetkę ze stołu i zaczęłam ją targać na małe kawałeczki. "Zabijasz nas tutaj. Opowiedz nam w końcu tą pierdoloną historię!" wszyscy spojrzeliśmy na Carly, której nie podobny 380
do niej wybuch zaskoczył nas. Jej oczy zrobiły się wielkie, a jej ręka pofrunęła do jej ust żeby zakryć werbalną erupcję. Powoli odsłoniła usta i rozejrzała się dookoła stołu szukając wybaczenia. "Miałam tylko na myśli" wyjąkała. "Ja.. my umieramy z ciekawości o co chodzi. Proszę przestań grać na zwłokę i powiedz co się stało. Myśleliśmy, że wszystko się między wami ułożyło i jest dobrze. Wszyscy zaczęliśmy robić zakłady kiedy będą zaręczyny" "Cóż, wasze pieniądze są bezpieczne drogie panie. Sądzę, że to K-O-N-I-E-C tego związku" staram się być nonszalancka ale te słowa wypowiedziane na głos uderzyły mnie w twarz i czuję, że ten ból jest ostateczny. Tak bardzo jak jego nieszczerość mnie zraniła nie sądzę, żebym poważnie pozwoliła mu odejść. Jen zamachała ręką pospieszając mnie żebym kontynuowała i uzasadniła o co chodzi. Wzięłam kolejnego łyka żeby znieczulić moje obite serce i odetchnęłam głęboko żeby przygotować się do kolejnej części historii. "Wszyscy wiecie, że mój ojciec został zamordowany kiedy byłam mała, prawda?" wszyscy pokiwali głowami ale Jen się skrzywiła. Linia między jej brwiami się pogłębiła i zacisnęła usta. "To ojciec Brooksa go zabił. Wiedział o tym od czasu studiów ale nigdy mi o tym nie powiedział. Zamiast tego zniknął. Tym razem myślał chyba, że może to przede mną ukryć. Ale kiedy 381
jego ojciec pojawił się na progu jego domu kiedy tam byłam, jego sekret się wydał" "Ta kupa gówna!" Jen wypaliła. "Bierz narzędzia, czas na rozrywanie jaj!" "Wszyscy macie się uspokoić" ucięłam. "Nie sądzę, że musimy być aż tak ekstremalni" "Nie rozumiem czemu ci o tym nie powiedział. Rozumiem, że ta sytuacja ssała na każdy możliwy sposób ale czemu to ukrywać? Zwłaszcza jeżeli chciał się z tobą ożenić?" "Nie mam pojęcia. Może myślał, że jestem zbyt głupia żebym sama do tego doszła, a może myślał, że nigdy nie spotkam Raymonda Michaelsa więc to nigdy nie wypłynie. Poważnie, kto wie? Jeżeli mam być szczera to nie jestem pewna czy w tej sytuacji chcę o tym wiedzieć" Całe wcześniejsze zdezorientowanie zniknęło i wpatruje się we mnie mieszanka różnych emocji. Jen jest widocznie zła i gotowa na rozlew krwi. Broniłaby mnie do dnia mojej śmierci obojętnie czy bym miała rację czy nie i jestem bardzo wdzięczna za przyjaciółkę taką jak ona. Carly wygląda na smutną, można by było pomyśleć, że przejechałam jej psa albo coś w tym stylu. Wygląda na tak rozbitą jak ja się czuję i współczucie aż się z niej wylewa. Campbell z drugiej strony jest bardzo cicha. Jestem pewna, że Jen informowała ją o całym dramacie, który się tutaj rozgrywał z dala od niej więc nie ma potrzeby, żeby 382
opowiadać o wszystkim. Zawsze była przyziemną i nazywającą rzeczy po imieniu przyjaciółką, która mówi o wszystkim wprost nawet jeżeli ma się okazać, że nie miało się racji albo człowiek będzie się po tym czuć jak gówno. Albo się ją kocha albo nienawidzi, ale ona zawsze chce dobrze. Jesteśmy jej jedyną rodziną i kochamy ją jak siostrę. Jej cisza oznacza, że analizuje sytuację i prawdopodobnie jej wnioski nie będą mi się podobać. "Dobra Cam, dawaj co masz" westchnęłam. "Wiem, że trybiki w twojej głowie pracują na najwyższych obrotach więc dajesz" Zawahała się przez co jeszcze bardziej przysunęłam się bliżej krawędzi mojego krzesła. Nadal nic mi nie powiedziała, obdarzyła mnie tylko w połowie serdecznym uśmiechem co jest kodem Campbell na 'nie chcesz usłyszeć tego co mam do powiedzenia'. "O kuźwa, tak źle? Wykrztuś to już z siebie" Jen przeszkodziła. Przygwoździłam ją wzrokiem cicho karcąc jej za wtrącenie się. "Wybacz" wymamrotała i spojrzała w dół na stół. "Słuchaj, nie jestem pewna czy znam całą historię. Minęło dużo czasu od tego kiedy byłaś 'ty i Brooks'. Po tym jak się rozstaliście planowałaś swoją wieczność z Willem więc to trochę dla mnie przytłaczające"
383
Jestem zbita z tropu przez kierunek jej przemowy i jedyne na co mogę się zdobyć to lekkie kiwnięcie głową. "Nikt nawet o tym nie pomyślał, że Will może odejść w tak młodym wieku albo że Brooks znowu pojawi się w twoim życiu tak szybko zaraz po tym ale oto jesteś tutaj owdowiała i zakochana w mężczyźnie którego ty i my wszyscy przysięgliśmy nienawidzić" Poprawiła się na krześle gotowa na to żeby go bronić ale podniosła do góry rękę żeby mnie powstrzymać. Nawet nie jestem pewna co chciałam powiedzieć. To co zrobił nie jest czymś co można bronić ale nie podoba mi się pomysł, że ludzie mają go nienawidzić. Tak na dobrą sprawę nie nienawidzę go, jestem po prostu na niego zła. Jeżeli mam być ze sobą szczera, wciąż kocham chuja. Ale to nie znaczy, że mam udawać, że mnie nie okłamał. "Viv, nigdy wam nie mówiłam dużo o swoim dzieciństwie. Jen prawdopodobnie wie najwięcej ale to i tak nie jest dużo. Czy to oznacza, że cię okłamałam?" "Nie, oczywiście, że nie. To są twoje historie do opowiedzenia i nigdy byśmy się nie zachowywali tak żebyś czuła się zmuszona do opowiedzenia nam czegokolwiek" złapałam ją za rękę zapewniając ją o moich uczuciach i okazując współczucie, że musiała być przerzucana po różnych rodzinach zastępczych.
384
"Niektórzy rodzice zastępczy byli świetni, niektórzy byli potworami ale rzecz w tym, że nie mogłam tego kontrolować. Niektóre dzieci tych potworów chroniły mnie przed tym żebym nie była jeszcze bardziej skrzywdzona. Wiele musiałam znieść i czy jestem dumna z niektórych rzeczy, które się wydarzyły? Nie. Czy opowiadam ludziom o tym co mi się przydarzyło? Nie. To nie czyni mnie kłamcą, to czyni mnie człowiekiem" "Oczywiście Cam, kochamy cię. Jesteś dla nas jak siostra i nigdy byśmy o tobie nie pomyśleli inaczej przez to co ci się stało kiedy byłaś młodsza. Jeżeli nam o tym nie mówisz, masz ku temu swoje powody" dodałam. "Campbell kochanie, co to ma wspólnego z Brooksem?" Carly zapytała. Campbell obruszyła się zirytowana przez nasze wolne myślenie. "Poważnie? Nie wiecie do czego z tym zmierzam?" wszyscy potrzęśliśmy głowami w zaprzeczeniu. "Cóż, nic kurwa dziwnego, że jesteś w tej sytuacji" westchnęła co mnie kompletnie wkurzyło. Wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie mi się podobać ale cholera jasna.. "Wiedziałam o tym 10 lat temu i wiem to teraz. Brooks cię kocha Vivian. Ten facet mógłby zrobić wszystko co w jego mocy żeby cię chronić nawet jeżeli to oznacza, że musi coś przed tobą ukrywać żebyś nie była zraniona. Brooks nie 385
powiedział ci o swoim biologicznym ojcu bo chciał cię ochronić przed bólem wiedzy o tym z czym się zmaga. Czy ma rację czy nie, jego największą obawą jest to, że mogłabyś go osądzić przez pryzmat tego nad czym nie miał kontroli. Kiedy się o tym dowiedziałaś, uciekłaś, udowodniłaś, że jego obawy były słuszne" Cóż, kuźwa. Przez to czuję się jak jedno wielkie osądzające gówno. Will zawsze mi powtarzał jak ważne jest rozważenie perspektywy drugiej osoby i czasem trzeba ocenić intencje a nie uczynki żeby zrozumieć sytuację. To jest idealny przykład i zawiodłam na całej linii. "Do cholery z tobą Campbell" powiedziałam dopijając mojego drinka. "Łatwiej było się na niego po prostu złościć" Roześmiała się i w końcu wzięła swój opuszczony gin z tonikiem żeby upić mały łyczek. Rzadko można zobaczyć jak Campbell pije alkohol, przeważnie zamawia gin z tonikiem, a potem niańczy go przez cały wieczór. To jej sposób na bycie z nami bez picia, przez co czuje się nieco niekomfortowo. Nigdy nie widziałam jej opitej. "A więc widzisz kochanie" powiedziała odstawiając pełną szklankę z powrotem na stół. "Brooks nie powiedział ci, bo myślał, że to zmieni twoje uczucia względem niego. Z tego samego powodu nie dzielę swojej przeszłości z ludźmi. Chciał żebyście żyli długo i szczęśliwie, a gdybyś znała prawdę to by się nie stało" 386
"Ale wciąż uważam, że powinien jej o tym powiedzieć" Carly dodała. "Jak można być w związku i nie być szczerym względem drugiej osoby? To nie wydaje się sprawiedliwe" Myślałam o tym tak samo jak Carly przed całą tą rozmową. Campbell ma rację. Brooks chciał tylko chronić nasze serca. Jego tatuaż jest o poszukiwaniu wybaczenia i przez cały ten czas myślałam, że chodzi w nim o udawaną zdradę i zniknięcie, które wydarzyło się na studiach. Tak naprawdę chodzi o więcej. Chodzi o to żebym wybaczyła mu to kim jest, o to żebym go zaakceptowała nawet z tym jakiego ma ojca. Przez cały ten czas po cichu błagał mnie żebym go uratowała a zamiast tego pozwoliłam mu utonąć. Pierdolić to. Mam dość bycia słabą. Czas na dorosłą Vivian, która będzie jadła samotnie w restauracji, która w końcu skonfrontuje się z mężczyzną, który zabił jej ojca i która nie pozwoli żeby ten związek po cichu przeleciał przez jej palce. Jeżeli Brooks potrzebuje życiowego obrońcy zamierzam wziąć całą cholerną Amandę. Czuję, że mój oddech przyśpieszył, a moja twarz jest ciepła. Przez tą cała determinację tempo mojego serca gwałtownie przyspieszyło. Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć Carly odepchnęłam swoje krzesło i zeskoczyłam z niego. Złapałam Campbell i ścisnęłam mocno mówiąc po cichu serdeczne 'dziękuję' do jej ucha zanim się odsunęłam.
387
"Co ty robisz? Gdzie idziesz?" Jen zapytała kiedy zaczęłam zbierać swoją torebkę. "Mam dużo rzeczy do zrobienia na przed tym co zaplanowałam na jutro. Nie martw się. Zadzwonię do ciebie" posłałam im buziaka i pospieszyłam przez tłum do drzwi.
388
Rozdział 32 Sobota Vivian Musiałam użyć każdej cząsteczki mojej silnej woli żeby nie odpisać Brooksowi ostatniego wieczoru kiedy opuściliśmy bar. Wepchnęłam mój telefon pomiędzy materace, a potem przewracałam się i wierciłam przez całą noc z jego słowami odtwarzającymi się w mojej głowie. Kiedy obudziłam się tego ranka musiałam wypić cały dzbanek kawy, żeby powrócić do świata żywych. Zajęłam się jak największą ilością rzeczy tego poranka: zrobiłam dzieciakom naleśniki z czekoladowymi wiórkami, wyszliśmy wcześnie na film i Amanda nawet poszła z nami na lunch. Teraz siedzę w tym miejscu i nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek tutaj się pojawię i czekam na człowieka, z którym nigdy, nawet za milion lat nie chciałam rozmawiać. Zajęło to prawie godzinę żeby dostać się do oddziału dystrybucyjnego usług pocztowych w Commerce. Raymond korzysta z publicznego transportu żeby dostać się tutaj z ośrodka resocjalizacji do pracy każdego dnia. Najwidoczniej ta spółka jest bardzo selektywna jeżeli chodzi o zatrudnienie byłych skazańców ale przez wykształcenie które zdobył i pracę mentora za kratkami został zatrudniony ale na dłuższy okres próbny. Warunki jego zwolnienia są wyjątkowo restrykcyjne: jeżeli przegapi autobus, nie pojawi się w pracy, 389
będzie miał luki w swoim harmonogramie nieusprawiedliwione przez swojego oficera warunkowego albo nadzorcę ośrodka resocjalizacji naruszy to warunki jego zwolnienia i powróci za kraty. Póki co trzyma się wyznaczonych granic. Dowiedziałam się dzięki małym internetowym poszukiwaniom na stronie UPS jak wyglądają ich zmiany i po tym jak podszyłam się za jego synową kiedy zadzwoniłam do ośrodka resocjalizacji wiem, że Raymond skończy pracę o 16 i ma autobus powrotny odjeżdżający z Commerce o 16:15. A więc siedzę tutaj przed wielkim magazynem w moim lodowatym samochodzie czekając na człowieka z moich dziecięcych koszmarów- Raymonda Michaelsa. Moje oczy przeskakują z mojego telefonu i wiadomości od Brooksa na wejście dla pracowników. Nawet nie wiem czemu wciąż na nie patrzę, te słowa i tak są wypalone w mojej pamięci. "Przepraszam za wszystko. Nigdy nie przestanę cię kochać". Myślę, że patrzenie na te słowa daje mi kopa, którego potrzebuję żeby czekać tu dalej na Raymonda, powstrzymują mnie przed wydyganiem. Ostatniego wieczora Campbell pomogła mi sobie uświadomić jak bardzo kocham Brooksa i nasze połączenie przez naszych ojców nie ma nic wspólnego z tym jak się mają nasze uczucia względem siebie. Po tym jak dowiedział się prawdy starał się mnie uchronić przed dowiedzeniem się o tym, ponieważ myślał, że trzymanie mnie w ciemności jest najlepszym sposobem na chronienie mnie. Wziął na siebie winę za 390
grzechy swojego ojca i ukrywał to przede mną z obawy, że go odtrącę. Teraz moja kolej żeby to naprawić, sprawić żeby zobaczył, że go kocham bez względu na to kim jest jego ojciec. Pierwszym krokiem do tego jest konfrontacja z Raymondem i odkrycie prawdy o tym co się wydarzyło między nim a moim ojcem. Nie mogę iść do Brooksa zanim najpierw nie zaznam spokoju z tą sytuacją. Wiem, że nie mogę się pojawić w jego domu bez uprzedniego zezwolenia i jego podróż w moim samochodzie też by była wbrew zasadom więc planuję iść za nim i usiąść obok niego w autobusie. Dzięki temu będę miała przynajmniej godzinę na rozmowę z nim. I tyle jeżeli chodzi o moje plany. Nie jestem pewna co zrobię jeżeli nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Kiedy Raymond pojawił się za drzwiami wygląda na zmęczonego i mizernego nie tylko od ciężkiego dnia pracy ale jestem pewna, że ogólnie przez ciężkie życie. Mogę zobaczyć jego oddech na zimnym powietrzu i jak zasuwa swoją kurtkę zakładając kaptur na głowę żeby się ochronić przed porywistym zimnym wiatrem. Zaczął iść w kierunku parku i ulicy więc zgarnęłam torebkę i poprawiłam szalik zanim wyskoczyłam z samochodu. Zaczęłam drżeć od zimna przez chwilę zanim pojawiła się adrenalina. Podążyłam w tym samym kierunku co Raymond utrzymując bezpieczny dystans. Nie chcę żeby mnie zauważył zanim wsiądziemy do autobusu. Jeżeli miałby 391
szansę przede mną uciec obawiam się, że by z niej skorzystał. Mój krok przyspieszył przez niedoczekane i musiałam sobie przypomnieć żeby zwolnić tempo. Ledwo łapię oddech kiedy ustawiłam się w kolejce po bilet. Notka dla siebie: ćwicz więcej cardio, bo wyglądam i czuję się teraz trochę żałośnie. Widzę jak Raymond wsiada do autobusu ale ja trzymam sie z tyłu tłumu wślizgując się przez ostatnie drzwi. Przeskanowałam tłum ludzi i kiedy zobaczyłam, że siedzi sam poczekałam aż autobus ruszy zanim podejdę. Nie wygląda na to, że mnie zauważył albo nie zwrócił na mnie uwagi kiedy usiadłam obok niego tak nonszalancko jak tylko się dało. Spojrzałam prosto przed siebie i skupiłam się na opanowaniu mojego oddechu. Mój żołądek się skręca. Nie wiem jakim cudem znalazłam odwagę żeby się tutaj znaleźć i to zrobić ale oto jestem tutaj. To nie jest prawda, wiem skąd się bierze ta odwaga: Brooks. Moja miłość do niego doprowadziła do konfrontacji z moją przeszłością żebym mogła ruszyć do przodu z moją przyszłością. Jeżeli go chcę i szczerze go chcę, muszę to zrobić. Moje usta otworzyły się żeby przemówić kilka razy ale nie mogę znaleźć słów, moje usta napotyka cisza. Nie chcę żeby ta rozmowa się skończyła zanim w ogóle się zacznie albo żebym została eskortowana z autobusu za zakłócanie publicznego porządku więc muszę ostrożnie wybrać swoją taktykę. Wszystko miałam rozplanowane w głowie, rozmowa 392
odtwarzała się w kółko w moim umyśle kiedy siedziałam w samochodzie. Teraz jestem zgubiona. Dając sobie więcej czasu odwinęłam szalik i zdjęłam rękawiczki po czym wepchnęłam wszystko do mojej wielkiej torby. Moje ręce się trzęsą i staram się ukryć mój pokaz nerwów splatając je na kolanie. Kiedy czuję jak duża ciepła ręka nakryła moją przestraszyłam się prawie wyskakując z mojego siedzenia. "Witaj Vivian. Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony twoim widokiem zwłaszcza tutaj ze wszystkich możliwych miejsc. Wnioskuję, że to nie przypadkowy zbieg okoliczności zwłaszcza, że szłaś za mną od oddziału dystrybucyjnego" Sapnęłam i odpowiedział poklepując moje ręce zanim wsadził je z powrotem do kieszeni w kurtce. "Nie jesteś w okolicy bloków tak często jak ja żeby wiedzieć kiedy ktoś za tobą idzie" zaśmiał się. "Więc czemu zawdzięczam zaszczyt? Brooks nie powiedział ci, że przysiągłem trzymać się od was z daleka i że się pożegnałem?" "Nie dałam mu szansy żeby mi powiedział" powiedziałam pochylając moją głowę zawstydzona. "Cóż, wygląda na to, że podążasz za niewłaściwą osobą mała panienko"
393
"Nie" odpowiedziałam stanowczo podnosząc wzrok do jego oczu. "Jestem tu gdzie muszę być. Ja i Brooks nie mamy wspólnej przyszłości- bez względu na to jakie jest twoje miejsce w tym równaniu- jeżeli najpierw nie przeprowadzę z tobą tej rozmowy" "Dobrze więc, moja podróż jest wystarczająca długa żebyś wyrzuciła z siebie wszystko co potrzebujesz. Zamieniam się w słuch" Raymond wyciągnął ręce z kieszeni i skrzyżował je na piersi układając się na krześle tak jakby się starał żeby było mu wygodnie wysłuchując wielkiej przemowy. "Nie Raymond, jestem tutaj żeby wysłuchać co ty masz do powiedzenia. Chcę wiedzieć co się stało tej nocy z moim ojcem, chcę wiedzieć co się stało kiedy Brooks pojawił się u ciebie z wizytą 10 lat temu. I masz rację, masz prawie godzinę na to żeby mi o tym opowiedzieć co jest masą czasu" Od razu usiadł prosto zaskoczony moimi żądaniami. "Nie ma nic co mógłbym ci powiedzieć, a czego nie ma w aktach policji i sądu" odpowiedział odwracając ode mnie wzrok i wyglądając przez okno. "To jest gówno prawda i dobrze o tym wiesz. I Brooks i ja czytaliśmy akta 10 lat temu i było tam pełno luk. Czas na to, żebyś wypełnił dla mnie te braki" Przez to jak zaczął się wiercić domyślam się, że ten powrót do przeszłości jest dla niego ekstremalnie niewygodny.
394
Kurwa, dla mnie też to jest niewygodne ale według mnie jest mi to winien. Nadal jest cicho i szybko zdałam sobie sprawę, że muszę zrobić coś albo powiedzieć żeby uratować tą rozmowę, bo zaczyna ona zmierzać ku niczemu. "Posłuchaj" westchnęłam. "Wiem wystarczająco dużo żeby wiedzieć, że mój ojciec nie był świętym. Rozumiem, że miał w planach coś co doprowadziło do sytuacji, że został zabity. Ale nie znam szczegółów. Potrzebuję kogoś kto uzupełniłby te luki i jedyną osobą, która może to zrobić jesteś ty" Raymond w końcu spojrzał na mnie, udręka wyrysowana na całej jego twarzy po czym spojrzał w dół na swoje ręce, które zaczął powoli o siebie pocierać. "Nie jestem pewny co chcesz usłyszeć Vivian. Jednym z powodów do ugody i z tego samego powodu dla którego twoja matka zgodziła się na ugodę było to, żebyś nigdy nie dowiedziała się o tych negatywnych rzeczach dotyczących twojego ojca. Był dobrym człowiekiem, który dał się owinąć w gówno w którym ja zawsze tkwiłem po pachy. Ale tym razem oby dwoje wpadliśmy w nie zbyt głęboko" Oparłam się o moje siedzenie naśladując jego wcześniejszą postawę. "Może zaczniesz od początku" powiedziałam krzyżując ręce na mojej piersi. Raymond zaczął pocierać ręką swoje oczy. Nie wiem czy oczekuje, że kiedy otworzy oczy ja i cała ta sytuacja 395
znikniemy czy próbuje przypomnieć sobie co się wydarzyło w przeszłości. W końcu opuścił ręce patrząc przed siebie i zaczął historię na którą czekałam 20 lat żeby usłyszeć. "Dał mi pracę kiedy nikt inny by mi jej nie dał. Byłem w tarapatach przez większość mojego życia ale twój tata dał mi szansę i pracę. Byłem tak wdzięczny.. Kiedy mi powiedział o swoim celu otwarcia drugiego sklepu myślałem, że jestem mu to winny żeby mu pomóc" "Akta policyjne mówiły, że to było włamanie. Ten cały obrazek najlepszego przyjaciela nie ma większego sensu" powiedziałam, moja irytacja na kierunek tej opowieści ewidentna w moim głosie. "Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami mała panienko" jego krystalicznie niebieskie spojrzenie przyszpiliło mnie kiedy spojrzał na mnie kątem oka. Kiwnęłam głową i machnęłam ręką żeby kontynuował. "Więc jak powiedziałem, chciałem pomóc. Znałem pewnych ludzi z moich młodszych lat, dostawców którzy robili duże pieniądze na kastetach i zapuszczali się na inne obszarybroń, prostytucja- stałe punkty. Wiedziałem, że jak wrócę do bycia dilerem mógłbym zarobić wystarczająco dużo żeby włożyć to w nowy sklep. Przez to jak to rozpracowaliśmy było to bardzo korzystne dla twojego staruszka" "Jak to wszystko miało działać?" zapytałam zaszokowana, że mój ojciec, facet, który obiecywał kreskówkowe soboty i 396
spanie w zbudowanych fortach miałby cokolwiek wspólnego z nielegalnymi substancjami albo handlem bronią. Profity ze sklepu twojego ojca szłyby do ewidencji bankowej. Ja bym korzystał z funduszy żeby zaopatrywać się u dostawców i podbijał ceny, sprzedawał starym kontaktom, spłacał dostawców, a potem twój ojciec dostawał by swoje pieniądze plus te zarobione. Plan był całkiem idealny i realizował się jak marzenie, twój tata miał nowy sklep i to dużo szybciej niż przewidywaliśmy" "Poczekaj chwilę" powiedziałam przesuwając się na krawędź siedzenia twarzą do niego. "Chcesz żebym uwierzyła, że wróciłeś do marginesu społecznego z dobroci swojego serca tylko po to żeby pomóc mojemu ojcu za to, że dał ci pracę. To największy żart jaki kiedykolwiek słyszałam. Nikt nie robi takiego gówna" "Wierz w co chcesz. Mówię ci jak było. Albo to bierzesz albo nie. A teraz, czy pomagałem z dobroci mojego serca? Nie. Byłem wtedy innym człowiekiem. Dostrzegałem okazję, żeby pomóc nam obu i skorzystałem z niej. Z całego tego bogactwa, które się pojawiło odciąłem pewien zysk i wspierałem moje poboczne interesy" "Więc co poszło źle?" "Zacząłem znowu brać. Wciągałem i paliłem więcej niż sprzedawałem i zacząłem być w tyle ze spłatą dostawców. Zawsze upewniałem się, że twój ojciec ma swoje pieniądze, w 397
końcu to on był moim źródłem pieniędzy. Ale wtedy kiedy miał już otworzyć swój nowy sklep chciał się wycofać. Dostawcy wyznaczyli mi ostateczny termin i powiedzieli, że jeżeli nie pojawię się z pieniędzmi, które jestem im winny przyjdą po mnie. To nie byli ludzie, którzy mogli się zatrzymać w tym miejscu, dopadliby też moją rodzinę. Dowiedzieliby się o wasi skrzywdzili wszystkich żeby dostać swoje pieniądze. Bez względu na wszystko, nie dbali o to" "Dopadliby nas?" "Tak to działa dziecinko. Cokolwiek przez co można przekazać wiadomość" "Więc jaki był plan? Wziąć ostatnią opłatę od mojego ojca, spłacić się ludziom którym byłeś winny i zniknąć?" "Mniej więcej. Myślałem, że tak będzie lepiej niż żeby ktoś został skrzywdzony albo zabity" "Oprócz tego, że ktoś jednak zginął" powiedziałam po cichu przez co opuścił swoją głowę zawstydzony. Cisza otoczyła nas kiedy potarł ręką swoją twarz ukrywając przede mną swoje oczy. "Nigdy nie miałem zamiaru skrzywdzić Grega, był moim przyjacielem" jego głos załamał się i zająknął przy imieniu mojego ojca. Staram się trzymać swoje emocje na wodzy ale stare rany powoli z powrotem się otwierają.
398
"Vivian, musisz zrozumieć, że byłem wystraszony i na haju więc pozbawiony rozumu. Kiedy odmówił mi pieniędzy spanikowałem" "Więc co stało się dalej?" zapytałam znając już odpowiedź. Żyłam z tą odpowiedzią. Wiem jaki będzie końcowy rezultat. Wiem, że ostatnią konkluzją jest to, że mój ojciec nigdy nie wrócił do domu tego wieczoru ale muszę usłyszeć tą odpowiedź od niego. Westchnął grając na zwłokę z ostatnią częścią tej historii. Gula w moim gardle stała się nie do zniesienia. Moje słone łzy kłują policzki ale szybko je wytarłam nie pozwalając żeby zobaczył mój ból. Zauważył i sięgnął znowu po moją rękę ale odsunęłam się. "Dokończ historię Raymond. Nie jestem tutaj żeby cię pocieszyć, jestem tutaj żeby poznać prawdę" Szybko się cofnął i pokiwał głową w zrozumieniu. Kiedy znowu zaczął swoją historię oby dwoje patrzymy przed siebie niezdolni do tego żeby patrzeć na siebie. "Zaczęliśmy się kłócić i potem przeszliśmy do rękoczynów. Wszystko zaczęło się rozwijać tak szybko, nie mogłem tego kontrolować. Po prostu pękłem. W jednej chwili tarzaliśmy się po podłodze, a w następnej ściskałem jego szyję. Kiedy przestał walczyć, przestał się ruszać wiedziałem, że go zabiłem" "Więc po prostu go tam zostawiłeś?" zapytałam kiedy uwolnił się ode mnie szloch. 399
Moja utrata kontroli przyciągnęła uwagę pasażerów przed nami. Starszy dżentelmen około siedemdziesiątki odwrócił się analizując sytuację. Popatrzał na Raymonda zanim spojrzał na mnie współczującym wzrokiem. "Proszę pani, czy wszystko tutaj w porządku? Czy ten mężczyzna sprawia pani kłopoty?" Wymusiłam na wpół serdeczny uśmiech i machnęłam na niego ręką "Nie proszę pana" odpowiedziałam lekko przechylając głowę i pokazując, że doceniam jego troskę. "Dziękuję, że pan pyta ale wszystko w porządku" spojrzał na mnie i na Raymonda przez kilka sekund zanim się odwrócił i skupił swoją uwagę na gazecie, którą wcześniej czytał. Kiedy doszłam do wniosku, że można bezpiecznie kontynuować kiwnęłam na Raymonda żeby mówił dalej. Poprawił się w swoim siedzeniu, wytarł ręce o spodnie i zaczął dalej opowiadać. "Zabrałem pieniądze żeby opłacić dostawców i wyszedłem. Tak szybko jak się spłaciłem opuściłem miasto. Wiedziałem, że wszystkie szlaki będą prowadzić do mnie i to tylko kwestia czasu zanim do tego dojdą, że to ja więc uciekłem. Nie zaszedłem daleko. Z tym uzależnieniem od narkotyków które miałem i brakiem znajomości minęły trzy dni zanim mnie zgarnęli i cóż, resztę znasz" Wzięłam kilka oczyszczających oddechów żeby się pozbierać. 400
"A opowiedz mi o Brooksie, jakie jest jego miejsce w tym wszystkim?" zapytałam kiedy w końcu mogę mówić płynnie bez piskliwego skrzeku jakim jest mój głos kiedy płaczę. "Nie byłem ojcem, nigdy nie chciałem być ojcem. Życie które wiodłem nie nadawało się do tego żeby założyć rodzinę. Jego matka i ja mieliśmy krótki romans i kiedy dowiedziałem się, że jest w ciąży uciekłem, krótko i zwięźle. Dowiedziałem się przez ludzi, że spotkała kogoś, wyszła za mąż i że on adoptował Brooksa i mieli więcej dzieciaków. Więc zostawiłem to w spokoju" "Dlaczego? Żeby nigdy o tobie nie wiedział czy żeby nie wiedział, że jesteś w więzieniu?" "Ostatecznie dowiedział się, że jego ojczym nie jest jego prawdziwym ojcem. Kiedy był w szkole średniej próbowałem się z nim skontaktować, wiesz, żeby go poznać. Jednak jego matka nie chciała żebym się do niego zbliżał, więc do mnie napisała i kazała się trzymać od niego z daleka. Odkąd nic od niego nie słyszałem doszedłem do wniosku, że nigdy nie dała mu moich listów" "Ale pojechał odwiedzić cię w więzieniu? Jak to się stało?" "Nie sądzisz, że to jest coś o czym on powinien ci powiedzieć?" zapytał, jego potępiający ton oczywisty. Ugodziło we mnie poczucie winy, bo absolutnie zdaje sobie z tego sprawę, że powinnam być na tyle odważna i sama zapytać o to Brooksa. Powinnam dać mu okazję do 401
wyjaśnienia za pierwszym razem kiedy o to prosił ale zamiast tego odwróciłam się do niego plecami i odeszłam. Spojrzałam na niego zwężonymi oczami uchylając się od winy, która aż się sączy moimi porami. "I to mówi mężczyzna który ukrywał swoją tożsamość przed własnym synem. Sądzę, że będę się trzymać z daleka od mowy motywującej drogiego starego ojczulka ale dzięki Rey" "Racja" roześmiał się obdarzając mnie szerokim uśmiechem. "Dobra, w porządku. Po tym jak skończył 18 lat dowiedziałem się gdzie się wybiera na studia i dostałem jego adres w akademiku. Zacząłem do niego pisać wiedząc, że jego matka nie może mnie już utrzymać z daleka od niego. Byłem kurewsko zaszokowany kiedy mi odpisał i kontynuowaliśmy korespondencję przez kilka miesięcy. Nigdy mu nie powiedziałem dlaczego jestem w więzieniu69 pytał ale ja unikałem odpowiedzi. W końcu zapytałem czy mógłby mnie odwiedzić, tak samo unikał odpowiedzi na to pytanie. Dopóki.." "...dopóki nie pojechał ze mną przejrzeć akt sprawy" powiedziałam dokańczając jego zdanie. "Dokładnie. Kiedy dowiedział się o wszystkim zgodził się ze mną zobaczyć. To nie było spotkanko na zasadzie ojciec/syn, które sobie wyobrażałem. Był zasmucony i zły na mnie, co rozumiałem. Co więcej, nie dbał o siebie czy o mnie, był 69
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. To ukrywanie prawdy to Brooks ma po tatuniu :P
402
smutny przez ciebie. Nie wiedział co ma zrobić, czy powiedzieć ci o tym co odkrył czy zachować to w sekrecie. Dałem mu jedyną ojcowską radę jaką miałem, czyli żeby nie mówić zbyt wiele" "Powiedziałeś mu żeby uciekł, tak jak ty" Raymond skierował na mnie swoją uwagę urażony moim stwierdzeniem. "Powiedziałem mu, że jeżeli odkryjesz prawdę to by tylko cię zraniło" warknął. "Powiedziałem mu, że jeżeli naprawdę cię kocha musi pozwolić ci odejść" Spojrzałam ponad Raymondem przez okno autobusu. Wpatruję się w zimową scenerię, która zmieniła się z otwartych pól na światła miasta kiedy dojechaliśmy do Greeley. Pozwoliłam wsiąknąć jego słowom, nie tylko o tej nocy kiedy zmarł mój ojciec ale też o radzie, którą dał Brooksowi. Po kilku minutach głos Raymonda przebił się przez moje myśli. "Vivian jesteśmy prawie na miejscu, czy jest jeszcze coś o co chciałabyś mnie zapytać?" Mrugnęłam oczami i potrząsnęłam głową starając się powrócić do rzeczywistości. "Przepraszam, co powiedziałeś?" wymamrotałam. "Pytałem czy jest coś w czym mogę ci pomóc?" zapytał jeszcze raz.
403
"Właściwie to tak, jest coś co chciałabym żebyś zrobił" powiedziałam odchrząkując. "Mam dla ciebie propozycję" "Jestem byłym skazańcem na zwolnieniu warunkowym za morderstwo Vivian. Nie mam absolutnie żadnych umiejętności, żadnych godnych poszanowania znajomości i zrobiłem rzeczy dla twojej i mojej rodziny które są niewybaczalne" Zebrałam jak najwięcej odwagi jakiej udało mi się wykrzesać i spojrzałam mu prosto w oczy. "I dlatego właśnie musisz zrobić to o co cię poproszę. Czas żebym wybaczyła i czas żebyś ty znalazł w sobie wybaczenie" Prostując ramiona w jego stronę jakbym miała mu dostarczyć jakąś podziemną robotę nachyliłam się nad nim. "Mój mąż zmarł w zeszłym roku w wypadku w którym kierowca zasnął za kierownicą" zaczęłam. Na tą informację jego ramiona opadły i wypuścił powietrze kiedy uderzyła w niego ta informacja. "Każdy mężczyzna którego kochałam został mi odebrany przez błędy innych" "Nie rozumiem Vivian. Jak mogę tu pomóc? Nie mogę zmienić przeszłości" "Nie ale możesz pomóc zmienić przyszłość tych, którzy podążają tą samą drogą co ty kiedyś. Chcę otworzyć fundację która by pomogła zagrożonym nastolatkom i przywróciła ich życie na właściwe tory. Pomóc im iść na
404
studia, wyćwiczyć, znaleźć system wsparcia żeby nie skończyli tak jak ty czy ja" "Co chciałabyś żebym zrobił?" "Chcę żebyś robił to co dzisiaj, dzielił się swoją historią. Chcę żebyś był mentorem dla tych dzieciaków, tak jak byłeś dla chłopaków w więzieniu. Pomóc sprowadzić te dzieciaki na właściwą ścieżkę, muszą zobaczyć jak ciężka może być ta zła ścieżka. Tylko ty możesz im to pokazać" "Czemu to robisz? Większość ludzi nie chciałaby mieć nic wspólnego z kimś kto zrobił takie rzeczy jak ja" Hamulce naszego autobusu zapiszczały i wszyscy polecieliśmy do przodu przez nagłe zatrzymanie się. Kiedy kierowca ogłosił, że dotarliśmy do celu wzięłam moją torebkę, wygrzebałam swoją wizytówkę i wstałam żeby Raymond mógł wysiąść. Wiem, że nie może się spóźnić więc ta rozmowa musi się już skończyć. Raymond wstał kiedy ja stanęłam w przejściu żeby mógł przejść. "Moja rodzina wiele doświadczyła przez złe wybory. Dobrze by było gdyby coś właściwego narodziło się z tego nieszczęścia" powiedziałam kładąc wizytówkę na jego dłoni. Wpatruje się na leżący płasko kartonik nie ruszając się dalej w kierunku przejścia. "Jeżeli mogę uchronić jedną rodzinę przed doświadczeniem tego co doświadczyła moja rodzina wtedy to wszystko będzie już czegoś warte"
405
Zamknął dłoń wokół mojej wizytówki i przeszedł obok mnie ale zanim znalazł się poza moim zasięgiem złapałam go za łokieć zmuszając go żeby się zatrzymał. "Kiedy będziesz gotowy żeby podążać ścieżką wybaczenia daj mi znać" Jego oczy w końcu spotkały moje i na krótko przytrzymałam jego wzrok dopóki drzwi autobusu nie zaczęły się zamykać. Pociągnęłam za linkę ponad naszymi siedzeniami zawiadamiając kierowcę, że pasażer chce wysiąść z autobusu kiedy Raymond do niego krzyknął. Nie patrząc na mnie drugi raz przebiegł przez autobus do wyjścia. Usiadłam z powrotem i wyciągnęłam telefon żeby wprowadzić w życie kolejny krok mojego planu. Będę potrzebować pomocy całej ekipy. Po tym jak napisałam do wszystkich oparłam się i usadowiłam na podróż powrotną do domu. Mam prawie godzinę zanim znajdę się z powrotem w moim samochodzie. Mam nadzieję, że to wystarczająco dużo czasu żeby wymyślić jak wytłumaczyć wszystko Amandzie. Pozostawiłam ją trochę w tyle ze wszystkim więc rozmowa nie będzie zbyt przyjemna. Mówiąc, że nie czekam z utęsknieniem na sprzeczkę jest delikatnie powiedziane.
406
Rozdział 33 Środa Brooks Prawie się posrałem kiedy w sobotę wieczorem zadzwoniła do mnie Jen, ze wszystkich ludzi. Nie powiedziała wiele, tylko tyle, że muszę się z nią spotkać w środę czyli dziś wieczorem w Three Kings Tavern. Taa to miejsce w którym potrzebuję teraz być, przeżywać od nowa jeden z najgorszych pierdolonych dni mojego życia. Nie musiała mi mówić o czym chce rozmawiać, wiem co jej chodzi po głowie i to prawdopodobnie zawiera jakąś upokarzającą publiczną torturę uwzględniającą usunięcie jąder. Zważając na to, że mogę stracić przyrodzenie można dzisiejszy wieczór podnieść do rangi najgorszej nocy mojego życia. Dobra strona jest taka, że będziemy w barze. Będę potrzebować dużo alkoholu. Powiedziałem Lakinowi żeby się zjawił w przeciągu godziny w celu uratowania mnie przed tą diablicą. Oczywiście będąc moim bratem i szukając wybaczenia za jego zjebany system wsparcia w piątkowy wieczór nie tylko się zgodził ale obiecał też pojawić się wcześniej i stać za kulisami. Nie jestem zdziwiony kiedy przeszedłem przez drzwi i zobaczyłem, że ta miejscówka wcale nie jest aż tak zatłoczona. Jest środa jakby na to nie patrzeć. Przyjechałem prosto z pracy więc jestem wciąż w moim prostym ciemnym 407
garniturze i czarnych garniturowych butach. Krótko mówiąc, nie pasuję do tego wystroju. Wystroiłem się w piątek, bo myślałem, że odzyskam swoją dziewczynę i się jej oświadczę. Dziś wieczorem jestem jak samotny sterczący palec i spojrzenia które mijam od ludzi, którzy cieszą się swoim wieczorem mówią mi, że mam rację- wyglądam oderwany od rzeczywistości dupek. Przecisnąłem się przez grupki gości poszukując Jen. W końcu ją znalazłem. Siedzi sama przy barze, który by pomieścił o wiele więcej ludzi niż tylko naszą dwójkę. Rozmiar stołu sprawia, że zaczynam wierzyć, że to jakaś zasadzka. Rozejrzałem się dookoła przeszukując tłum w poszukiwaniu Amandy i Carly. Jeżeli Campbell jest nadal w mieście jestem pewny, że też by tu była. Cholerne szczęście. Podszedłem do stołu i obdarzyłem Jen moim najlepszym spojrzeniem mówiącym 'cześć, ale co się kurwa dzieje?'. Jej odpowiedzią jest malutki niewinny uśmieszek ale wiem lepiej, że nie należy ufać tej małej petardzie. Kiedy wiem, że zachowała mój sekret przez tak długi okres czasu wiem też że jest zawzięcie lojalna wobec Vivian i zrobiłaby wszystko żeby ją chronić nawet kosztem moich członków. "Gdzie reszta twojego oddziału?" zapytałem kiedy usiadłem na stołku barowym obok niej. "Są gdzieś tutaj. Zespół znowu dzisiaj gra, więc Campbell jest prawdopodobnie za sceną, a znając Carly pewnie siedzi w łazience i dzwoni do domu żeby sprawdzić co z Olivią"
408
odpowiedziała zanim przechyliła swoje piwo Coors Light i wypiła szybko. Wytarła swoje usta i zawołała barmana. "Nie wiedziałam na co będziesz miał ochotę, gdybym wiedziała to bym ci coś zamówiła" "Cóż moje zamówienie tak jakby będzie zależało od tego jakiego rodzaju jest to spotkanie. Potrzebuję czegoś żeby uśmierzyć ból czy jestem tu na przyjacielskich warunkach?" Spojrzała ponad mną na tłum, potem na barmana i znowu na mnie przez co odwróciłem się na krześle i podążyłem wzrokiem za jej wizualnym poszukiwaniem. "Dla niego też poproszę piwo" powiedziała nie odzywając się do mnie. Niezbyt doceniam jej przemawianie za mnie. Powinienem zamówić coś innego żeby ją wkurzyć ale jeżeli zamierza się zachowywać miło to jak sądzę ja też będę się tak zachowywać. "Dobra Jen, o co w tym wszystkim chodzi? Obydwoje dobrze wiemy, że straciłem Vivian na dobre więc nie jestem do końca pewny czemu tu jestem chyba że szukasz dodatkowych sukowatych punktów i chcesz mi nimi rzucić w twarz. W tym przypadku nie planuję zostać" Barman powrócił z moim piwem i zacząłem pić patrząc na nią ponad szyjką butelki. W odpowiedzi tylko postukała palcami o blat jakbym ją nudził.
409
"Nie wysilaj się tak dla mnie Jen" warknąłem na nią. "Jaką to jesteś cudowną przyjaciółką" dodałem pozwalając mojemu sarkazmowi zawisnąć w powietrzu. "To dlatego tutaj jestem palancie. Jestem jej najlepszą pierdoloną przyjaciółką i była nieszczęśliwa od kiedy się rozpadliście i wypaliliście" "Co? Zamierzasz mi pomóc mi ją odzyskać?" zapytałem opierając się o stół teraz zaciekawiony tą rozmową. "Wybacz, moja rola się już skończyła. Miałam cię tutaj tylko sprowadzić. Rozsiądź się, odpręż i wypij swoje piwo. Masz zapewnionych dużo atrakcji na dzisiejszy wieczór" "Co do chuja Jen? To raczej nie jest śmieszne" czuję, że robię się zły. Wiem, że Jen może być podstępna ale cholera, ta kobieta podniosła swoje umiejętności na nowy poziom. Czuję się kurewsko głupio i naiwnie. Siedzę tutaj pijąc piwo z kimś kto nie ma mi nic do powiedzenia i nie ma żadnych intencji żeby mi pomóc odzyskać Vivian. Co za strata czasu. "Musisz mi powiedzieć o co chodzi" zażądałem. "Musisz robić to co zostało ci powiedziane" powiedziała podnosząc swoje piwo i torebkę z blatu baru. "Teraz jeżeli wybaczysz muszę się udać do toalety" stuknęła swoim piwem o moje w pożegnaniu i zostawiła mnie samego. Co do chuja się właśnie stało?
410
Zacząłem zdrapywać etykietkę z mojego piwa czekając nie wiadomo na co. Nawet nie wiem czemu wciąż tutaj jestem. Myślę, że poziom mojej ciekawości jest wystarczający żeby dalej tu siedzieć. Jestem pewny, że wszystkie dziewczyny od Vivian po kolei będą mnie pouczać o tym jaką to jestem kupą gówna. Po tym zostanę puszczony wolno żeby zaczołgać się do domu i tarzać się tam w swojej żałości tak jak to robiłem przez ostatnie kilka dni odkąd Vivian powiedziała, że nie chce mnie więcej widzieć. Wciąż mam nadzieję, że zmieni zdanie i zadzwoni albo napisze, cokolwiek. Wciąż noszę ze sobą jej pierścionek w kieszeni marynarki. Nie mogę się zmusić do tego żeby go zwrócić albo sprzedać. Przez to, że mam go przy sobie czuję jakby wciąż ją miał i nie jestem gotowy, żeby dać jej odejść. Nigdy nie będę zdolny do tego żeby puścić wolno tą kobietę. Siedzę sam jeszcze przez kilka minut zanim następna dziewczyna ze studiów pojawiła się i usiadła przy stole. Przynajmniej ta jest bardziej łagodna. "Witaj Carly, dobrze cię widzieć. Czemu zawdzięczam przyjemność?" "Skończ z tym gównem Brooks. Nie jestem zbytnio zachwycona, że tu jestem" zadrwiła. Dobra, może się myliłem. Wściekła Carly jest czymś nowym i nie jestem pewny czy to lubię. Zdecydowałem, że cisza będzie moim najlepszym środkiem ochrony więc tylko podniosłem ręce do góry poddając się.
411
"Wiem o wszystkim co się stało i nie podoba mi się to Brooks. Vivian jest moją przyjaciółką. Kocham ją jak siostrę i dlatego tutaj jestem. Chuj mnie interesuje twoje szczęście ale interesuje mnie jej szczęście więc przyszłam tutaj żeby odbyć z tobą spotkanie na zasadzie przyjdź-do-Jezusa" Jej palce są splecione razem i oparte na stole. Nic nie pije, a jej oczy są zwężone na mnie. To jest czysty biznes i w tej chwili czuję się strasznie, że ten biedny idiota ją poślubił, bo Carly może być całkowicie przerażająca. Uważałem się za pewnego siebie męskiego mężczyznę ale ta kobieta zmusza moje jaja żeby się zeschły i umarły. Odsunąłem moje piwo i oparłem się o krzesło czekając na falę gniewu. Pokazałem jej żeby kontynuowała co najwidoczniej jest złym ruchem, bo jej nozdrza zafalowały. "Na studiach myślałam, że jesteś kobieciarzem i męską dziwką i poza dobrym wyglądem nigdy nie widziałam tego co Vivian w tobie widziała. Potem kiedy wszyscy myśleliśmy, że ją zdradziłeś nie byłam zaskoczona. Widząc, że twoje dorosłe życie nie zboczyło z tego kursu przez to myślę o tobie gorzej. Jednak cokolwiek ty i ona mieliście za zamkniętymi drzwiami sprawiało, że była szczęśliwa. Przywróciłeś Vivian, której nikt inny nie mógł przywrócić. Rozumiem, że nic z tego co było widać na zewnątrz nie było całą prawdą tej sytuacji ale wciąż mi się to nie podoba. Myślę, że Vivian zasługuje na wszystko i jeżeli nie jesteś gotowy żeby jej to dać to sugeruję żebyś odszedł, bo nawet 412
jeżeli wyglądam na tą miłą obiecuję, że mam najlepszy przepis na Rocky Mountain Oyster70 i jeżeli potrzebuję, znam mnóstwo miejsc w których można ukryć ciało. Łapiesz?" Nie chcąc drażnić jeszcze bardziej niedźwiedzia pokiwałem głową w odpowiedzi. "Dobrze. Mam na ciebie oko Brooks" powiedziała zawzięcie, a za chwilę jak przełącznik od światła przerzuciła bieg i rozpostarła na swojej twarzy uśmiech. "Ciesz się resztą wieczoru" dodała słodko. Dobry Boże to była najbardziej przerażająca redukcja biegu znana człowiekowi. Po całym tym czasie myślałem, że Jen była tą o którą musiałem się martwić ale znowu się myliłem. Carly nawrzucać jak nikt inny. Przywołałem barmana po coś mocniejszego. Jeżeli mam wysiedzieć na kolejnych pouczeniach mogę równie dobrze utopić się w alkoholu za barem. Kelnerka postawiła Johnnie Walkera Black na stole i wziąłem łyka pozwalając żeby paliło każdy centymetr mojego gardła. Wziąłem następny, żeby schłodzić usta brzęcząc kostkami lodu. To miłe rozproszenie od całego tego burdelu przez który muszę przesiedzieć. Przechyliłem szklankę jeszcze raz i kiedy bursztynowy płyn uderzył w mój język zostałem popchnięty do przodu przez co się zakrztusiłem.
70
przypominam, że to ta potrawa z ekhm.. wiecie czego. fuj fuj
413
Spojrzałem do tyłu na dupka, który we mnie wpadł i napotkałem widok promieniejącego Lakina. Wyjąłem kostkę lodu ze szklanki i rzuciłem w niego. "Ty chuju, co to ma być?" powiedziałem krztusząc się i przez łzy. "To nie jest sposób na powitanie osoby, która jest tutaj żeby uratować twój żałosny tyłek" roześmiał się i usiadł ze swoją szkocką. "Poza tym grzecznie poklepałem cię po plecach, myślę, że jesteś trochę strachliwy. Te kobiety musiały przełożyć cię dzisiaj przez wyżymaczkę" "Nie masz pojęcia Lakin. To strata czasu. Dokończmy drinki i spadamy. I tak powinienem być w domu z Grace, jutro ma szkołę" "Wyluzuj wielki bracie. Noc wciąż jest jeszcze młoda, z Grace wszystko w porządku. A jeżeli zostaniesz wystarczająco długo może się okazać, że ten wieczór będzie lepszy niż tego oczekiwałeś" diabelski uśmiech, którego nawet nie próbuje ukryć nie poprawił mojego nastroju. "Cokolwiek to jest to też w tym jesteś, prawda?" powiedziałem uderzając go w ramię. "Ty mały debilu, wiedziałeś o co chodzi, że te kobiety zapędzą mnie tak do kąta i nawet mnie nie uprzedziłeś. Co się stało z braterską miłością?" "Hej!" jęknął. "Wiesz, że robią mi się siniaki jak na brzoskwini" dodał rozcierając biceps. Nie kupuję tego cipkowego przedstawienia nawet przez chwilę. Lakin trenował 414
MMA odkąd byliśmy dziećmi. Gwarantuję, że to uderzenie bolało bardziej mnie niż jego. "Ssij to Nancy71, masz się wytłumaczyć" tylko się roześmiał i napił się swojej szkockiej. Jego oczy opuściły moje i zobaczył kogoś za mną. Odwróciłem się i widzę jak Campbell podchodzi do stołu. Kurwa fenomenalnie. Kolejna dziewczyna ze studiów jest tutaj z ostatnim kopniakiem w jaja. Lakin poważnie za to zapłaci. Gdyby popierdoleniec nie miał swoich własnych pieniędzy poważnie bym rozważał wyłączenie go z mojej ostatniej woli. Wygląda jak jakaś dziewczyna pin-up z lat 50'. Jej hebanowe włosy w połowie upięte na czubku głowy i jej jasnoczerwona pomadka pasuje do jej czerwonej sukienki i czarnych szpilek z odkrytym palcem. Dla kogoś kto nie zapuścił się dalej niż koszulka z Hendrixem, jeansy i Conversy wygląda drastycznie inaczej. Dorośle i wyrafinowanie. Jej przyjazne nastawienie jest teraz wymieszana z pewnością siebie i seksapilem, którego wcześniej Cam nie tylko brakowało ale i unikała tego jak ognia wtedy kiedy ją znałem. Spojrzałem na Lakina i tak, zauważył to. Posłałem mu spojrzenie mówiące 'schowaj język to buzi i oczy na swoje miejsce zanim pomogę ci poprawić swoją twarz'. Dostosował się i wstaliśmy kiedy jest w odległości kilku centymetrów od stołu. Podniosła rękę i uśmiechnęła się
71
Nancy Drew- żeński detektyw
415
pokazując żebyśmy usiedli. "Nie ma potrzeby Brooks. Przybyłam w pokoju, wyluzuj" roześmiała się. Jej ciepły i przyjemny uśmiech mnie rozluźnił i przypomniało mi się dlaczego zawsze lubiłem Cam. Nie była nigdy przesadnie dramatyczna jak Jen i emocjonalna jak Carly. Nigdy nie miałem tak naprawdę żeńskich przyjaciół ale Cam była tą dziewczyną, którą uważałem za wartą tego mienia. Naprawdę dba o ludzi tak jak Vivian i ma tą zdolność, która sprawia, że chcesz aby zadbała i o ciebie. Szkoda, że nie utrzymywałem z nią kontaktu ale patrząc na to jak się sprawy zakończyły z Vivian na studiach, utrzymywanie kontaktu z kimkolwiek z tamtego czasu byłoby niemożliwe. Pomimo wszystko wstałem i ją uściskałem. Zawsze wiedziałem, że to ona była tą, która przekonała Vivian do dania mi szansy na studiach. I nawet jeżeli nie będziemy już nigdy razem jestem wdzięczny za ten krótki czas, który miałem z Vivian i zawdzięczam to Campbell. Ostatecznie powinienem jej okazać moje uznanie. Poklepała mnie po plecach ledwie odwzajemniając mój uścisk. Zapomniałem jak niekomfortowo czuje sie z fizycznym okazywaniem uczuć więc ścisnąłem ją jeszcze raz i zająłem swoje miejsce. "Dobrze cię widzieć Cam" powiedziałem kiedy Lakin odsunął dla niej krzesło. Widzę jak trybiki kręcą się w jego głowie- taa, powodzenia z tym młodszy bracie. Zjadłbym własną nogę gdyby Cam umówiła się z moim bratem. Spojrzała na niego doceniając gest co tylko zachęciło mojego brata 416
jeszcze bardziej. Podniosłem mojego drinka i przewróciłem oczami. Definitywnie nie dlatego tu jestem. W końcu skierowała swoją uwagę na mnie kiedy Lakin usiadł przysuwając swoje krzesło bliżej Campbell. "Domyśliłeś się dlaczego tutaj jesteś Brooks?" zapytała pomijając cały istotny wstęp. "Nie wiem co mam myśleć Cam. Na początku myślałem, że zostałem tutaj zaproszony żeby dostać królewskie życiowe skopanie tyłka, a potem myślałem, że pomożecie mi odzyskać Vivian. Teraz kiedy nawet Lakin uczestniczy w tym mistrzowskim planie, jakikolwiek on jest nie mam pierdolonego pojęcia. Ale chciałbym zostać wtajemniczony, wszystko to robi się cholernie przestarzałe. Vivian tutaj jest? Czy wy dziewczyny uknułyście żebym czuł się jak kutas chociaż sam czuję, że nim jestem?" "Ona tu jest Brooks" Te trzy proste słowa sprawiły, że wstałem z krzesła i zacząłem się za nią rozglądać. Vivian mnie tu sprowadziła. Jej dziewczyny mnie testowały i kto do chuja wie czy zdałem ale jeżeli mnie tu sprowadziła może to oznacza, że wciąż mnie chce, może wciąż mnie kochać. Czuję, że zaczynam się pocić i ciężko oddychać od oczekiwania i nerwów przed zobaczeniem jej. Tak odpłynąłem w jej poszukiwaniach, że kompletnie wyłączyłem to co Campbell mówi dopóki nie pociągnęła mnie za ramię żebym z powrotem usiał. 417
"Nie znajdziesz jej. Jest tutaj ale nie jestem gotowa żebyś ją już zobaczył" powiedziała opierając się o krzesło i krzyżując nogi. Odwróciłem się ale nadal stoję, jeżeli Vivian tutaj jest chcę ją zobaczyć. Skończyłem z gównianymi gierkami tych dziewczyn. "Co masz na myśli mówiąc, że nie jesteś gotowa żebym ją zobaczył? Nie sądzisz, że to sprawa pomiędzy Vivian a mną? Nie wiem czemu wszystkie trzy wkroczyłyście dzisiaj jak faceci w średnim wieku . Jesteśmy dorośli i powinniśmy załatwiać sprawy w dorosły sposób" Wciąż stoję, ramiona wyprostowane, ręce skrzyżowane gotowy na kłótnię na którą czekałem przez cały wieczór. Jestem zmęczony graniem w miły sposób, jeżeli Vivian jest gotowa na rozmowę ze mną to musi zaciągnąć tu swój tyłek i porozmawiać ze mną. Campbell zaczęła się śmiać histerycznie. Spojrzała na mnie drugi raz i oparła głowę o stół, kiedy odchyliła się żeby nabrać powietrza wytarła łzy ze swoich oczu. Spojrzałem na Lakina i wygląda na tak samo zagubionego jak ja. Co do chuja się dzieje tego wieczoru? Wkroczyłem w jakąś naładowaną estrogenem Strefę Mroku. Cam była moją jedyną szansą na ucieczkę i dotarcie do Vivian a teraz to wygląda tak jakby przedawkowała Vibovit. "Wybacz Brooks" powiedziała starając się złapać oddech. "Po prostu nie masz powodu żeby się tak stresować. W 418
rzeczywistości dostaniesz wszystko czego kiedykolwiek chciałeś. Musisz się tylko do chuja uspokoić i odpowiedzieć mi na kilka pytań" "Jaja sobie ze mnie robisz? Powiedziałaś mi, że Vivian jest tutaj ale chcesz się ze mną bawić w 100 pytań do? To musi być jakiś żart" "Słuchaj Brooks, lubię cię, zawsze cię lubiłam. Potrafię odróżnić złych ludzi od dobrych ludzi, a ty jesteś dobrym człowiekiem. Jen i Carly nie widzą tego ale my z Vivian tak. Chcę ci pomóc ale nie zrobię tego zanim nie odpowiesz najpierw na kilka pytań" Opadłem na moje krzesło i obruszyłem się krzyżując jeszcze raz ręce i kiwając głową żeby pytała. Cam wzięła serwetkę z serwetnika i poprawiła swój makijaż który spłynął w trakcie jej histerii i napiła się wody, którą przyniósł barman krótko po jej przybyciu. Cam była tu wiele razy z zespołem i jestem pewny, że obsługa zaznajomili się z jej awersją do alkoholu. Ogarnęła się i w końcu wypaliła. "Kiedy pozwoliłeś uwierzyć Vivian, że ją zdradziłeś było to po to żeby uniknąć powiedzenia jej o twoim ojcu?" Cóż, definitywnie nie ułatwimy tego zaczynając od czegoś lekkiego prawda? Powinienem wiedzieć, że wyślą Campbell na tego typu inkwizycję. Oparłem się o stół pocierając dłońmi twarz i myśląc nad odpowiedzią. Wiem, że nie mogę okłamać 419
Campbell poza tym od razu by mnie przejrzała. "Nie starałem się niczego uniknąć Cam" westchnąłem. "Gdybym wiedział, że wciąż by mnie kochała pomimo tego kim jest mój ojciec powiedziałbym jej o tym i pozwolił zdecydować. Ale za bardzo ją kochałem żeby postawić ją w tej sytuacji. Wiedziałem, że jeżeli odejdę i pozwolę jej uwierzyć, że nie jestem wart ścigania mnie to odnajdzie Willa. Dbał o nią, zawsze dbał. Sądziłem, że jest lepszym facetem i zasługiwała na to żeby być z kimś takim" "Tak myślałam. A więc dlaczego nie powiedziałeś jej o tym teraz?" Mój kręgosłup wyprostował się przez jej ton. Czuję jakby insynuowała, że umyślnie próbowałem to ukryć przed Vivian. "Chciałem, próbowałem wiele razy. Ale nie mogłem się do tego zmusić. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej myślałem o tym co to może zmienić. Nie utrzymywałem kontaktu z Raymondem, nie gdy nie był częścią mojego życia. Nic by to nie wniosło gdyby o tym wiedziała oprócz tego, że byłaby zraniona, a ja zrobiłbym wszystko żeby ją uchronić przed zranieniem. Ale potem on się pojawił i mój plan się zawalił. Musiałem się z tym zmierzyć ale tym razem ona uciekła" "Wiesz, że ja bardziej niż ktokolwiek inny cię rozumiem Brooks ale nie ufając jej z prawdą, chroniąc ją czy nie było nie do końca w porządku" powiedziała spokojnie pocierając
420
moje ramię. Jej próba pocieszenia mnie trochę mnie zbiła z tropu, to do niej nie podobne. "Ostatnie pytanie, przysięgam" powiedziała zabierając swoją rękę i prostując ramiona. "Obiecujesz kochać tą kobietę tak jak na to zasługuje i już nigdy nic przed nią nie ukrywać obojętnie czy to dla jej dobra czy nie?" Usiadłem tak samo jak ona i spojrzałem jej w oczy próbując przekazać jej wszystkie emocje jakie mam w mojej ostatecznej odpowiedzi. "Campbell kocham Vivian bardziej niż kiedykolwiek myślałem, że to możliwe. Obojętnie czy z nią jestem czy nie jest jedyną którą kiedykolwiek chciałem. Jedyne czego kiedykolwiek chciałem to żeby jej dać to na co zasługuje nawet wtedy kiedy myślałem, że zasługuje na więcej niż na to kim jestem. Byłbym zaszczycony gdybym dostał szansę żeby spróbować i być tym mężczyzną dla niej" Uśmiechnęła się i widzę jak łzy wzbierają się w jej oczach. Próbuję podać jej serwetkę ale mnie przegoniła. "To wszystko co muszę wiedzieć Brooks. Trzymaj się mocno. Wszystkie niedługo wrócimy" "Vivian też?" zapytałem zaniepokojony kiedy wszyscy wstaliśmy. Uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu. "Vivian też"
421
Odwróciła się do Lakina i wyciągnęła rękę do uścisku ale on od razu złapał za jej palce i pokierował jej rękę do swoich ust. "Uroczo było cię poznać Campbell" powiedział gładko i jeszcze raz ucałował jej dłoń. Spojrzała na mnie, a ja udaję, że wymiotuję przez co się roześmiała. Lakin się odsunął i posłał mi śmiercionośne spojrzenie. Cam odwróciła się i jeszcze raz zostawiła nas facetów samych. Lakin podążył za nią wzrokiem dopóki nie zniknęła w tłumie. Cholera, ten dzieciak jest bezmyślny. Nigdy by nie miał szans u Campbell. Klepnąłem go w plecy podobnie jak on kiedy mnie powitał i usiadłem śmiejąc się. "Co?" zapytał urażony. "Nawet o tym nie myśl, Cam jest poza twoją ligą i nie jest typem z którym można pogrywać. Z tą dziewczyną to albo wszytko albo nic" "Co? Nie mógłbym być z kimś na poważnie?" "Dokładnie o tym mówię Lakin. Ona by nigdy na ciebie nie poleciała i nie chciałaby mieć nic wspólnego z facetem takim jak ty" "Też się pieprz wielki bracie" "No już, nie obrażaj się. Ona ma po prostu inne zasady i tyle" "Cokolwiek" oparł się kompletnie wkurzony. Przejdzie mu. Nie dopuściłbym go do Campbell tak samo jak do Amandy kiedy byliśmy w ZOO. Takie sytuacje zawsze prowadzą do dodatkowych zniszczeń. Nie dzięki.
422
Roześmiałem się na jego dziecinną odpowiedź i przeprosiłem żeby udać się do toalety. Potrzebuję przerwy od tej emocjonalnej wirówki jaką stał się ten bar dzisiejszego wieczoru. Lokal napełnia się ludźmi chcącymi zobaczyć zespół, który niedługo powinien wyjść na scenę. Jak tylko odszedłem poczułem jak ciężar poprzednich rozmów zelżał. Mam nadzieję, że jak wrócę Vivian będzie tam siedzieć i w końcu będę miał szansę wyjaśnić sprawy jej a nie jej znajomym. Jej twarz jest jedyną, którą chcę widzieć.
423
Vivian "O mój Boże zaraz chyba zwymiotuję. Poważnie on tam jest? Myślicie, że wyjdzie kiedy mnie zobaczy? Nie bez powodu to mężczyźni powinni to robić, kobiety są na to zbyt emocjonalne" Amanda po raz setny poprawiła moje włosy i trzepłam ją żeby przestała. Była cicho odkąd jej wszystko wyjaśniłam ale po tym jak dałam jej trochę czasu żeby to przetrawiła zaczęła mnie wspierać. Telefon do domu nie był aż tak przyjemny ale nie spodziewałam się niczego innego. Przejdzie im to, zawsze im przechodzi. Nawet jeżeli moja rodzina nie jest na pokładzie cieszę się, że moi przyjaciele mi w tym pomagają. Nawet Katie zaoferowała, że zaopiekuje się dziś wieczorem wszystkimi dzieciakami i że zachowa to wszystko w tajemnicy przed Brooksem. Jen wślizgnęła się z szotem z wódką. "Masz kochanie, wypij to i będzie ci lepiej" wsadziła mi szklankę w rękę i poprowadziła ją do moich ust. Przełknęłam to czując pieczenie od alkoholu i zadrżałam kiedy przeszło to przez moje gardło. "Jak mistrz!" Jen krzyknęła z radością zanim klepnęła mnie w tyłek. Dźwięk uderzenia jej ręki o mój pośladek rozszedł się echem po całym pomieszczeniu razem z moim skowytem. Mam 424
na sobie tą samą obcisłą zieloną sukienkę którą miałam na pierwszej randce z Brooksem więc założę się, że pod cienkim materiałem mam czerwone odbicie ręki pasujące do moich włosów. "Jezu Jen ogarnij się" poskarżyłam się masując swój pośladek starając się pozbyć pieczenia. Campbell dołączyła do nas na tyle sceny patrząc na to co się dzieje. "Jen się trochę nakręciła i ma problem żeby utrzymać ręce przy sobie" wyjaśniłam. "Jak tylko będzie trzymać ręce przy sobie przy moim zespole to będzie dobrze" Cam się roześmiała. "Brooks jest gotowy jeżeli ty jesteś gotowa. Jen i Carly rozchlastały do całkiem mocno ale wydaje mi się, że jesteśmy gotowi" "Co proszę?" skrzywiłam się na Jen. "Miałyście go tutaj sprowadzić i dotrzymać towarzystwa żeby go tu przytrzymać, a nie przesłuchiwać go. Co wy narobiłyście?" "Ooo uspokój się Viv" Carly przerwała. "Wszystko z nim w porządku, żadnych trwałych urazów . Poza tym nie powiedziałyśmy nic ponad to co musiało być powiedziane" Spojrzałam na Cam po zapewnienie i napotkałam wspierający i serdeczny uśmiech. "Powiedział wszystko co musiałam usłyszeć, mogę szczerze powiedzieć, że zasługujesz na mężczyznę który tam na ciebie czeka"
425
Przyciągnęłam ją do mocnego uścisku, który o dziwo odwzajemniła. "Dziękuję" wyszeptałam i poczułam jak kiwa głową przy moim ramieniu. "Teraz idź do niego" powiedziała i odsunęła się. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na tłum gromadzący się przy scenie. Uczucie wymiotowania znów się pojawiło ale odsunęłam się od kurtyny żeby się ogarnąć. Spojrzałam jeszcze raz na moich najdroższych przyjaciół, którzy wszyscy po cichu dopingują mnie żebym ruszyła swój tyłek na scenę, żeby zrobić krok na który czekałam 10 lat żeby mieć na niego okazję. Zamknęłam oczy żeby wczuć się w chwilę, oczyścić umysł z niepokoju, obaw przed utratą i żalem, strachu przed odrzuceniem i że się spóźniłam. Mój oddech się uspokoił72 i wyszłam na scenę otwierając oczy przed tłumem ludzi. Ekipa wyłączyła światła na scenie zostawiając jeden strumień spływający prosto na mnie. Czuję jak moje ciało porusza się dalej i dalej w kierunku mikrofonu. Zmówiłam cichą modlitwę żebym pamiętała o trzymaniu rąk po bokach to nikt nie zobaczy moich powiększających się kółek pod pachami, które czuję, że się pojawiają. Powinien tam być pojedynczy stolik z lampką żeby pomóc mi znaleźć Brooksa w tłumie ludzi. Przeszukałam tłum i zlokalizowałam stolik ale widzę tylko Lakina siedzącego przy nim. Moje serce opadło do żołądka na myśl o wyjściu Brooksa 72
Jezu jeszcze raz będzie coś o oddechu, uspokajaniu oddechu czy wpuszczaniu i wypuszczaniu oddechu to się chyba pochlastam..........
426
i spojrzałam na przyjaciół po wsparcie. Oni widzieli Brooksa i rozmawiali z nim, wiedzieliby gdyby wyszedł i na pewno Lakin przyszedłby za scenę i ostrzegł mnie, więc podeszłam do mikrofonu i pozwoliłam wylać wszystko z mojego serca. "Dobry wieczór wszystkim. Dostałam zgodę na przejęcie sceny na kilka minut więc gdybyście mnie wszyscy wsparli byłoby świetnie" przeskanowałam publiczność czy ktoś się ze mną nie zgadza ale otacza mnie kompletna cisza. Wszystkie rozmowy, które wypełniały pomieszczenie zostały teraz uciszone przez moją dziwną prośbę do tłumu. W mojej głowie w kółko powtarzam mantrę, która pojawiła się razem z moim planem 'jesteś gwiazdą, nie tylko masz na sobie majtki dużej dziewczynki, posiadasz cały sklep z majtkami'. "Zaledwie kilka wieczorów temu jeden z najcudowniejszych facetów, którego miałam przyjemność poznać stał na tej samej scenie i otworzył tu dla mnie swoje serce. Ale zamiast wybaczyć i zrozumieć jego wady i razem walczyć przeciwko naszym lękom, odepchnęłam go. Zdeptałam jego serce i odeszłam w okrutny sposób. I teraz muszę się starać o jego wybaczenie" Zauważyłam ruch z tyłu nieruchomego tłumu. Nie muszę go widzieć, żeby wiedzieć, że Brooks jest w drodze do mnie i to mi dało bodziec do tego żeby kontynuować moją przemowę.
427
"Chcę żeby ten mężczyzna wiedział, że wybaczyłam mu jego grzechy i teraz potrzebuję od niego tego samego odkupienia. Jest moją wiecznością i...73"
Brooks Jak tylko wyszedłem z męskiej toalety zobaczyłem tłum, który się zebrał wokół sceny. Przeszedłem obok mojego stolika i udałem się w tym kierunku. Kiedy usłyszałem głos Vivian z głośników mówiący o mnie jak stałem na tej scenie tydzień temu mój leniwy krok przyspieszył tak, że pani od jazzercise74 byłaby dumna. Czuję jak każde jej słowo wnika w moją duszę i nie mogę się dostać do niej wystarczająco szybko. Morze ludzi przede mną jest wrośnięte w ziemię słuchając jej błagania skierowanego do mnie przez co ciężko mi jest się dostać na przód. Nawet się nie kłopoczę z przepraszaniem kiedy obijam się o ludzi próbując się przedostać przez nich. Dostałem kilka niemiłych spojrzeń ale nie myślę o nich, bo cała moja uwaga jest skupiona na ślicznej kobiecie na scenie, która mówi o tym wszystkim co zawsze chciałem od niej usłyszeć.
73
Emocje jak na grzybach. Nie wiem o co kaman ale znalazłam filmik na youtube https://www.youtube.com/watch?v=ueeucuG17k8 dobra beka :D oglądajcie całe :D 74
428
Zatrzymałem się kiedy wspomniała o moim tatuażu. Zna całe jego znaczenie, że czułem, że grzechy mojego ojca są moimi grzechami. Tylko ona może uwolnić mnie od długu tej podłości i jeżeli mnie zaakceptuje wiedząc o tym wszystkim dam jej całą wieczność. Wciąć jestem kilka metrów od sceny przyklejony w miejscu, oczarowany jej słowami jak wszyscy dookoła. "Jest moją wiecznością i..." "Stop!" krzyknąłem ponad głowami przede mną. Wiem do czego prowadzi reszta tej wypowiedzi i nie mogę jej pozwolić żeby ukradła słowa, na które zasługuje żeby usłyszeć. Czekałem od chwili kiedy obudziłem się w jej pokoju w akademiku na szansę poproszenia ją o rękę i będę przeklęty jeżeli ona mnie zapyta o to pierwsza. Cały tłum odwrócił się żeby spojrzeć kto przerwał tą przemowę i zacząłem biec jak najszybciej się da w kierunku sceny do Vivian. Ludzie się rozstąpili75 przede mną i kiedy dotarłem do mojego celu wskoczyłem na scenę. Zamiast podejść od razu do Vivian zwalczyłem instynkt i idę powoli na przód czekając na zielone światło od niej. Kiedy się do mnie uśmiechnęła tym konsumującym całe ciało uśmiechem przez który aż pojawiają się ciarki rzuciłem się naprzód. Kiedy jestem na odległość ramienia otoczyłem dłońmi jej policzki i przyciągnąłem ją do siebie i przycisnąłem moje usta do jej. Chcę żeby poczuła moje wybaczenie, moją wdzięczność i 75
Mojżesz..
429
chcę żeby poczuła każdą cząsteczkę miłości jaką do niej żywię. Z powolnym pocałunkiem czuję jej uśmiech przy moich ustach. "Jesteś tutaj" wyszeptała. "Moje miejsce jest tam gdzie ty jesteś Koniczynko, to się nigdy nie zmieni" odszeptałem pieczętując to pocałunkiem w dłoń. Spoglądając w jej przyciągające oczy widzę, że to jest moja chwila żeby naznaczyć tą kobietę jako moją na zawsze i planuję to zrealizować. Zawsze myślałem, że będę nerwowy, że będę czuł wahanie i będzie mi brakować słów ale zamiast tego moje serce jest przepełnione światłem tej kobiety i miłością, którą dla mnie ma. "Vivian, mam coś co muszę powiedzieć" powiedziałem jej. Kiwnęła głową ale widzę, że trochę się obawia. Zdobyłem się na poważny wyraz twarzy, uścisnąłem jej dłonie i zacząłem moją przemowę dla niej. "Mam na swoim sercu blizny, których nigdy nie zrozumiesz ale żebyś się nie pomyliła, one nie czynią mnie słabym. Przez nie jestem wystarczająco silny żeby cię kochać. Przez nie kocham cię mocniej niż ktokolwiek kiedykolwiek byłby zdolny żeby cię kochać" widzę jak emocje kłębią się w jej oczach grożąc rozlaniem się po jej różowych policzkach ale mówię dalej. "Przez długi czas nie sądziłem, że zasługuję na kogoś
430
tak idealnego jak ty ale Vivian po tych wszystkich latach w końcu zdałem sobie z czegoś sprawę" "Z czego?" zapytała przez łzy, które jej uciekły. "Że jesteśmy razem idealni i przez to zasługujemy na siebie. Chcę wieczności z tobą Ruda. Wyjdziesz za mnie i będziesz ze mną żyć na zawsze?" puściłem Vivian i sięgnąłem do kieszeni mojej marynarki żeby wyciągnąć pierścionek. Wyciągając go w jej stronie mam cholerną nadzieję, że go weźmie. Światła sceny odbiły się od diamentu przez co odbłyski pojawiły się na suficie klubu wywołując zachwyt pośród zgromadzonego tłumu. Twarz Vivian przekształciła się płaczący wyraz który stara się ukryć ręką. Udało jej się kiwnąć głową w odpowiedzi i szybko wziąłem jej lewą rękę wsuwając pierścionek na miejsce. Kiedy pocałowałem ją jeszcze raz przyciskając moje ciało do jej publiczność wybuchła oklaskami. Nawet kiedy zespół pojawił się za nami ich okrzyki nie osłabły. Po kilku sekundach dziewczyny nas otoczyły żeby nas zaciągnąć za scenę i przyciągnąć mnie i Vivian do grupowego uścisku. Przez to wszystko zacząłem się unosić. Wszedłem do bańki szczęścia wiedząc, że teraz mam wszystko to co zawsze chciałem mieć... moją Koniczynkę.
KONIEC 431