~ 1 ~ ~ 2 ~ Rozdział 1 Lester Bucan liczył na następny nieciekawy dzień na ostrym dyżurze. Ale powinien wiedzieć lepiej. Po pierwsze, na ostrym dyżurz...
8 downloads
18 Views
1MB Size
~1~
Rozdział 1 Lester Bucan liczył na następny nieciekawy dzień na ostrym dyżurze. Ale powinien wiedzieć lepiej. Po pierwsze, na ostrym dyżurze nigdy nie było nieciekawie i nigdy, przenigdy nie będzie nieciekawe, kiedy jesteś pół czarodziejem pół smokiem. Dzień zaczął się dość zwyczajnie. Poszedł do pracy, zachowując się jak normalny człowiek, którego udawał od ponad dekady. Wszystko było łatwizną. W pracy było ruchliwie, ale odkąd ponad pięć lat temu został pielęgniarzem, potrafił sobie z tym poradzić. Nadążał i nawet mógł więcej. Potem musiał iść do pokoju badań numer sześć i to wtedy wszystko poszło w diabły. Kiedy życie, które tak ciężko budowałeś przez dekadę, nagle całkowicie się rozpadło. Tam, w pokoju badań w całej swojej glorii, niecałych stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, siedział Mick. Nie zmienił się wiele przez te lata. Wciąż miał te swoje czarne włosy wystylizowane w czub i nosił wszystko, co czarne i z kolcami. Nosił nawet wysokie, ciężkie buciory, które prawdopodobnie ważyły więcej niż on. Liczne kolczyki zdobiły jego twarz, od brwi po wydętą dolną wargę. Niech to szlag, jeśli też nie wyglądał bardziej słodko niż kiedykolwiek. To sprawiło, że Lester pomyślał o czasie, kiedy bujał się w Micku. Kiedy ośmielał się myśleć, że coś może wydarzyć się między nimi. To było, gdy był młody i głupi, zanim poznał okrucieństwo rzeczywistego życia – że pełnokrwiste smoki nie mieszały się z bękartami takimi jak Lester i było pewne jak diabli, że nie zadają się z mieszańcami. Więc nigdy nie wyznał Mickowi swoich prawdziwych uczuć i nigdy tego nie zrobi. Tak po prostu było lepiej. Lester szybko zamknął za sobą drzwi i zażądał. - Co ty, do diabła, tu robisz? - Mam okropny kaszel? – powiedział Mick, a potem zakaszlał najgorzej udawanym dźwiękiem, jaki Lester kiedykolwiek słyszał w swoim życiu.
~2~
- Niezła próba, ale smoki nigdy nie chorują. Więc, jaki jest prawdziwy powód tego, po co tu przyszedłeś? - Brian mnie przysłał… no cóż, nas, tak faktycznie. - Czego na miłość boską, chce teraz ode mnie mój przyrodni brat? Przedtem byłem dla niego mało przydatny. Mick zmarszczył brwi, ten gest sprawił, że wyglądał o wiele młodziej. - Zawsze był dla ciebie miły. To jego matka miała z tobą problem. Naprawdę cię nienawidziła. - Prawdopodobnie dlatego, że byłem żywym przypomnieniem zdrady jej męża – przeciągnął Lester. - Prawdopodobnie. - Wciąż nie powiedziałeś mi, dlaczego tu jesteś – przypomniał Lester Mickowi. Chociaż Lester bardzo chciałby siedzieć tak cały dzień i wpatrywać się w Micka – i naprawdę byłby uszczęśliwiony mogąc to robić, ponieważ Mick był jego erotycznym marzeniem – Lester był zajęty. Musiał pozbyć się młodego smoka z drogi, żeby mógł wrócić do pracy. - Och, racja, co do tego… Musisz pójść ze mną i mówiąc to, mam na myśli w tej chwili – oświadczył rzeczowo Mick. Lester wpatrywał się w niego. Wiedział, że Mick zawsze lubił stroić sobie żarty, ale to było nawet poniżej niego. - Nie mogę ot tak sobie wstać i wyjść. Nie w środku mojej zmiany. - No cóż, widzisz, musisz przestać udawać człowieka i wrócić do naszego świata. - Kto tak powiedział? - Wszyscy tak mówią. - Co, do diabła, się dzieje? - Duncan wrócił do domu. Ta nowina zszokowała Lestera. Ostatnio słyszał, że jego przyrodni brat był zaginiony, przynajmniej przez minione pięć lat. Duncan nawet nie pojawił się na
~3~
pogrzebie swojej matki. Oparłszy się dla wsparcia o ścianę, Lester zapytał. - Kiedy? - Kilka miesięcy temu, ale jest jeszcze lepiej. Ma partnera, który jest czarodziejem synem podłego czarodzieja, który trzymał Duncana w niewoli przez wszystkie te lata, po przejęciu jego smoczego oka. Nagle wszystko nabrało sensu. Jeśli czarodziej naprawdę posiadał oko smoka Duncana, to posiadał też, w skrócie mówiąc, wolną wolę Duncana. Duncan byłby wtedy na jego łasce i bezsilny by odejść. Byłby wtedy niewolnikiem czarodzieja. To był los, przed którym wszystkie smoki drżały ze strachu. Potem coś innego, co powiedział Mick, uderzyło w Lestera niczym klaps w policzek. - Powiedziałeś, że Duncan sparował się z czarodziejem? - Taa, to też mnie rozwaliło, ale Trent jest przyzwoitym facetem, kiedy go poznasz. - Zastanawiam się jak przyjęli to Nicolas i Brian – powiedział Lester. Mick wzruszył ramionami, jakby to nie było coś wielkiego, nawet jeśli Lester wiedział, że musiało być. - Zajęło to trochę przyzwyczajenia się, ale dopasowali się. Tak naprawdę, to była odrobina przystosowania dla każdego z nas. Nie łatwo jest zejść na dół rano po twoje ulubione płatki owocowe i zobaczyć pieprzonego, siedzącego tam, czarodzieja. Nie wtedy, gdy jesteśmy z nimi w stanie wojny od tak wielu wieków. Więcej niż kilka razy prawie zsikałem się w majtki zanim przypomniałem sobie, że jest po naszej stronie. - Wciąż nie powiedziałeś mi, co to ma wspólnego ze mną – wytknął Lester. Zapomniał, jaki gadatliwy potrafił być czasami Mick. Wsadź w faceta pięciocentówkę, a mógł nawijać bez końca. Zazwyczaj Lester uważał tę cechę za ujmującą, ale w tej chwili chciał chwycić Micka, i tego drugiego smoka, którego przyprowadził ze sobą, i pozbyć się ich. W ten sposób Lester mógłby wrócić z powrotem do swojego nudnego, spokojnego życia. - No cóż, teraz, kiedy Trent zdezerterował, czarodzieje oszaleli. Boją się, że inni przejdą na naszą stronę, a ty, koleś, jesteś numerem jeden na ich liście.
~4~
- Ja? – Lester wskazał na siebie. – W ogóle nie mam żadnych magicznych zdolności. Do tego, nie mogę przemienić się w smoka. Równie dobrze mogę być człowiekiem z tymi zdolnościami, które mam. - Nie potrafisz korzystać ze swojej magii, ponieważ nikt cię tego nie nauczył. Albo przynajmniej tak myśli Trent. Mówi, że jak tylko do nas wrócisz, zacznie z tobą nad tym pracować. Lester czuł jak jego gniew i frustracja rośnie z każdą mijającą sekundą. Kiedy w końcu miał swoje własne życie, jego stare musiało wrócić i ugryźć go w zadek. To po prostu było niesprawiedliwe. - A co, jeśli nie zechcę wrócić? Mick posłał mu żartujesz-sobie spojrzenie. - Albo my albo czarodzieje, ale my chcemy cię żywego. Oni chcą cię zabić. - Ale dlaczego w ogóle mnie chcą? - Ponieważ wiedzą, że Trent będzie w stanie wyszkolić cię do korzystania z twoich mocy. – Mick zamilkł i przekrzywił głowę na bok. – Naprawdę ciężko ci dotrzymać kroku temu wszystkiemu, co tu się dzieje. - Wybacz mi, ale minęło dziesięć lat odkąd jestem w tym świecie. Ale teraz zajmie mi trochę czasu nadrobienie zaległości – warknął Lester. Mick zamarł, jego oczy zrobiły się okrągłe, gdy powąchał powietrze. Serce Lestera zaczęło walić, a żołądek się zacisnął, kiedy Mick rzucił dość barwne przekleństwo. - Pierdolona dziwka! Już tu są. Wszystko, co Lester czuł to zwykłe smrody pogotowia, więc zapytał. - Kto? - Grupa czarodziejów. Gdybym miał zgadywać, to powiedziałbym sześciu, przez co przewyższają nas liczebnie dwóch na jednego. Co wcale nie jest tak źle. Lester spojrzał na Micka, jakby oszalał. - Jak mamy ich pokonać, skoro jesteśmy w mniejszości? - W poczekalni mam jeszcze dwa smoki, więc ciebie nie liczę. Nie martw się.
~5~
Och! To zabolało. Ale przecież Mick miał rację. Lestera nigdy nie uczono jak walczyć czy używać magii. Był zapomnianym dzieckiem. Kimś, kogo nikt nie chciał. Kimś, kogo zawsze odpychano na bok i ignorowano. A teraz miał wrócić do tego otoczenia. Juppii! Mick zeskoczył z kozetki i złapał Lestera za ramię. - Musimy się stąd wydostać. Teraz. - Nie mogę tak po prostu wyjść. Jestem w środku zmiany. Co mam powiedzieć moim kolegom? – zaprotestował Lester. - Powiedz im, że wymiotujesz albo coś. Nie obchodzi mnie to. Tylko zrób coś, żeby się stąd wydostać bez zwracania na nas zbyt dużej uwagi. Wyszli z pokoju badań, żeby zobaczyć trzech czarodziejów idących korytarzem w ich stronę. Wszyscy byli wielcy, muskularni i ubrani do stóp do głów na czarno. To tyle na temat nie zwracania uwagi. - Cholera! – zaklął Mick. Szarpnął Lestera w przeciwną stronę. Serce Lestera zgubiło rytm, kiedy zobaczył Tristana i Brody’ego, dwa zmienne smoki, idące z tamtej strony. Podobnie jak czarodzieje, byli zbudowani, ale tu kończyły się podobieństwa. Tristan miał krótkie blond włosy i na sobie dżinsy i długi płaszcz, żeby ukryć broń. Brody miał podobny płaszcz, ale miał ciemne włosy i przenikliwe niebieskie oczy, które jak się wydawało patrzyły prosto w twoją duszę. W sumie, nie wyglądali ani trochę bardziej przyjaźnie niż czarodzieje, ale Lester odkrył, że mimo to biegnie w ich kierunku. Jak tylko on i Mick dotarli do dwóch pozostałych, czarodzieje wypuścili grad kul w samym środku ostrego dyżuru. Lester rzucił się, by ukryć się za rozbitym wózkiem, jednocześnie krzycząc. - Co. Do. Cholery? To jest szpital, idioci. Ten komentarz wywołał tylko jeszcze więcej strzałów. Pacjenci i personel zaczęli krzyczeć, szukając osłony albo po prostu kuląc się tam, gdzie byli. - Myślę, że oni wiedza, gdzie są. Ale mają to gdzieś – oznajmił Mick głośnym scenicznym szeptem. Ukrył się za kubłem na śmieci kilka kroków od Lestera. Tristan syknął nisko i wskazał głową w stronę podwójnym suwanych drzwi kilka metrów od nich. Mick ~6~
kiwnął zanim zwrócił się do Lestera. - Musimy stąd uciec zanim jacyś ludzie zostaną ranni albo pojawi się policja. Kiedy powiem, biegnij do drzwi. Przemienimy się jak tylko się stąd wydostaniemy. Ponieważ nie możemy ryzykować, że zostaniemy zobaczeni, musimy natychmiast odlecieć. Więc musisz być gotowy wskoczyć mi na plecy i zrobić to szybko. Rozumiesz? Lester przytaknął. - Rozumiem. Był gotowy zrobić wszystko, jeśli to oznaczało odwrócenie ognia od pacjentów i całego ostrego dyżuru. Pewnie personel będzie się zastanawiał, co się z nim stało, ale niech tak będzie. Tak czy inaczej, nie wyglądało na to, że szybko wróci do swojego ludzkiego życia. Tristan powiedział bezgłośnie, Teraz. Wszyscy rzucili się szaleńczo do podwójnych drzwi. Kiedy wydawało się, że trzy smoki są gotowe do utorowania sobie przez nie drogi, Lester szybko nacisnął przycisk, żeby je otworzyć. Wszyscy zatrzymali się na chwilę, żeby posłać mu zszokowane spojrzenie. Poruszył palcami. - Żadnej magii. Po prostu wiem jak korzystać z elektroniki. Wybiegli na zewnątrz i cała trójka szybko się zmieniła – Tristan w zielonego smoka, podczas gdy Brody był czarnym. Jednak Mick był najpiękniejszy. Jego łuski były niebieskie, a to oznaczało, że miały każdy odcień niebieskiego. Na głowie były najciemniejsze i stopniowo stawały się coraz jaśniejsze im bliżej było czubka jego ogona. Lester mógł spędzić cały dzień wpatrując się w Micka, ale pamiętał jego polecenia i szybko wdrapał się na grzbiet Micka. Dobre było to, że nawet w postaci smoka Mick był mniejszy. Gdyby Lester chciał dosiąść Brody’ego, potrzebowałby krzesełka. Ten facet był masywny. Trio załopotało skrzydłami i wystartowało. Akurat na czas. Czarodzieje wyszli i zaczęli strzelać w niebo. Lester wiedział, że żałowali, że nie mogą użyć swojej magii, ale to była jedyna rzecz, jaką ich rada zabroniła kiedykolwiek robić publicznie. Nie, żeby wszyscy czarodzieje stosowali się do tej zasady, ale jak dotąd ta grupa wydawała się zachowywać jak dobrzy chłopcy. ~7~
Kula ognia weszła im w drogę, ledwie omijając Micka. Ups, wyglądało na to, że Lester zbyt szybko wyciągnął wnioski. Ci faceci nie mieli nic przeciwko publicznemu używaniu swojej magii. Kolejna kula ognia poleciała w ich stronę, ale Mick z łatwością się uchylił. Potem już byli za daleko linii ognia dla czarodziejów, żeby dosięgli ich bronią czy magią. Lester wydał z siebie cichy okrzyk radości. To niemal przypomniało mu dawne czasy. Chociaż on i Mick mieli dwadzieścia osiem lat, w świecie smoków byli uważani za młodych. Więc Lester nadal miał perwersyjną uciechę z takich wydarzeń, przez jakie właśnie przeszli. Tristan prychnął, wypuszczając obłok dymu, zanim przechylił się na lewo. Inni podążyli za nim. Lester wzmocnił swój uchwyt na Micku. Nie pierwszy raz ujeżdżał swojego przyjaciela. Szczerze mówiąc, to było coś, co zwykli robić przez cały czas zanim Lester odszedł. Lester odkrył, że z łatwością wpada w stary nawyk, jakby ktoś prowadził motocykl. Żałował tylko, że nie miał swojego grubego stroju do jazdy, który zwykle zakładał. Jego cienkie ubranie pielęgniarza dawało mało ochrony przed zimnym powietrzem. Chociaż nie zabrało im dużo czasu dolecenie do domu, to zanim tam dotarli Lester mocno drżał i był we wczesnym stadium hipotermii. Smoki wylądowały przed frontem domu, który kiedyś był domem jego ojca, a teraz należał do najstarszego brata Lestera, Briana. Lester ześliznął się z grzbietu Micka i prawie upadł, kiedy ugięły się pod nim nogi. Mick i pozostali zmienili się z powrotem w ludzkie postacie, ich ubranie wróciło na miejsce. Mick wyciągnął rękę, by podtrzymać Lestera. - Nic ci nie jest? - Nie, minęło trochę czasu odkąd leciałem, a tam jest zimno – odparł szczękając zębami. - Cholera! – przeklął Mick. – Nawet o tym nie pomyślałem. Byłem zbyt zaprzątnięty ucieczką przed tymi draniami. Lester spojrzał na dom. Podczas gdy dla wielu wyglądał jak prosty dom, dla Lestera był czymś o wiele więcej. Dla niego to było miejsce wielu złych, bolesnym i nienawistnych wspomnień, a mimo to gotowy był wejść do niego z powrotem. Dobry Boże, musiał stracić zmysły albo coś. Albo może naprawdę był tak głupi i naiwny jak zawsze oskarżał go o to jego ojciec. ~8~
Wyszedł Brian i stanął na ganku. Jak wszyscy bracia, w tym Lester, miał ciemne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy. Brian był jedynym, który trzymał je trochę dłuższe, do ramion, podczas gdy Lester wolał mieć je krótko obcięte. Poza tym, mogli być bliźniakami, gdyby nie fakt, że jeden był dziesięć lat starszy, a drugi był bękartem. - Lester, dobrze widzieć, że bezpiecznie dotarłeś do domu – powiedział Brian. Lester zauważył nie ruszył do niego z braterskim uściskiem. Westchnął. I tak dostanie ich całe mnóstwo od Nicolasa i Duncana. Poza tym, to Brian był tym, który go tu wezwał, a nie na odwrót, więc Lesterowi nie zależało na zrobieniu wrażenia na tym facecie. - Zakładam, że mój dawny pokój jest gotowy? – zapytał Lester wchodząc po schodach. - Tak, ojciec nalegał, żeby nikt niczego nie dotykał. Ta odrobina sentymentalizmu była szokiem dla Lestera, ale w tym momencie był zbyt przytłoczony, żeby to przeżuć. Skinął tylko głową i ruszył do sypialni swojego dzieciństwa. Po tym jak tam wszedł, wczołgał się pod koce i zasnął jak tylko przyłożył głowę do poduszki.
Tłumaczenie: panda68
~9~
Rozdział 2 Gdy Mick spojrzał na stary wiejski dom, w którym dorastał Lester, nie mógł przestać się zastanawiać jak jego przyjaciel czuje się wracając tutaj. Chociaż Lester nigdy sam nie wyjawiał i zbyt wiele nie opowiadał, Mick wiedział, że nie łatwo było tam mieszkać. A dlaczego? Przez coś, nad czym Lester nie miał absolutnej kontroli. Jakby się prosił o narodziny, jakby sam wybrał, kim będą jego rodzice. A mimo to był tym, którego karano za ich grzechy. On był jedynym, który stawał twarzą w twarz ze wstydem. Czasami życie po prostu było do dupy. Mick obrócił się, żeby pójść do własnego domu w jednym z domków na granicy terenu, ale zawołał go Brian. - Mick, muszę pogadać z tobą przez chwilę. Mick ledwie powstrzymał swoje westchnienie irytacji. Kochał swojego przywódcę, naprawdę, ale u tego faceta minuta rozmowy zmieniałam się w dwie godziny pogawędki. Jednak rozkaz to rozkaz, więc wszedł po schodach i do środka. Kiedy to zrobił, od razu złapał zapach Lestera. I jakby miał swój własny rozum, fiut Micka zaczął nabrzmiewać. Wspaniale! Tego tylko Mick potrzebował – jego stare zauroczenie do Lestera dosłownie rozkwitło ponownie. Mick myślał, że skończył z tym facetem, ale wyglądało na to, że było to dalekie od prawdy. Wciąż miał mega przypadek Lester-yzmu i nie było na to lekarstwa. I jak Mick miał nie lubić tego faceta? Nawet w tym okropnym szpitalnym stroju, był gorący jak diabli. Z tymi ciemnymi, krótkimi włosami, które pasowały do jego ciemnobrązowych oczy, ze szczupłym, napiętym ciałem, które było stworzone do pieprzenia i ustami, które błagały o pocałunki, był wszystkim, czego Mick szukał u faceta. Ale w przeszłości, za każdym razem, kiedy Mick próbował zrobić ruch w stronę Lestera, Lester się odsuwał, co było dziwne, ponieważ Mick był dobry w odczytywaniu ludzi i mógł stwierdzić, że Lester również go lubi. Więc dlaczego, do diabła, Lester mu
~ 10 ~
odmawiał? Chyba nie sądził, że nie był wystarczająco dobry dla Micka, czy coś takiego, bo ten pomysł to już było szaleństwo. Mick podążył za Brianem do biblioteki, która także służyła za biuro Briana. Brian poszedł za masywne biurko na środku pokoju i usiadł. Wskazując na jedno z krzeseł przed biurkiem, Brian powiedział. - Usiądź, to może zająć chwilę. A więc to będzie maratońska pogawędka, tak jak Mick podejrzewał. Opadł na siedzenie i rozsiadł się wygodnie. - O czym chcesz rozmawiać? - Myślę, że to dość oczywiste, skoro jechał na twoim grzbiecie – odpowiedział Brian z małym uśmieszkiem. – Jak w starych czasach, co? - Taa, tylko tym razem nie musimy martwić się o to, że Lester zostanie zbity za nieprawidłowe wykonanie swoich obowiązków, kiedy wróci do domu – odgryzł się gniewnie Mick. Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie powinien był tego mówić, ponieważ to byli zmarli rodzice Briana, ale lata tłumionego gniewu w końcu wybuchły i po prostu wyskoczyły. Ku zaskoczeniu Micka, złość błysnęła w oczach Briana, ale nie była skierowana w niego. - Powiedzenie, że nasi rodzice byli mniej niż uprzejmi do mojego młodszego brata byłoby mocnym nieporozumieniem. To był powód, dla którego nie winiłem go, że odszedł. Posłałbym po niego wcześniej, ale wiem, że to miejsce wywołuje w nim złe wspomnienia. A jedynym powodem, dla którego zmusiłem go do powrotu, był z powodu tych dupków czarodziejów, którzy z miejsca by go zabili. - Naprawdę myślisz, że będzie mógł wykorzystać swoje moce? – zapytał Mick. – Odkąd go znam, nie pokazał ani odrobiny magicznych umiejętności. - Trent wydaje się myśleć, że przy właściwym szkoleniu to wszystko może się zmienić. Najwidoczniej nie był jedynym, skoro czarodzieje nagle wyznaczyli nagrodę za głowę Lestera. - Ile? – spytał Mick.
~ 11 ~
Brian uśmiechnął się sardonicznie. - Powiedzmy, że uczyniłaby naszego drogiego, zmarłego ojca bardzo dumnym z tego, że jeden z jego synów jest tyle warty. - Z drugiej strony, twoja matka prawdopodobnie wydałaby go za kasę – odparował Mick. - Szybciej niż powiedziałbyś Prada. - Czy Trent naprawdę zamierza pracować z Lesterem? – zawahał się Mick. - Oczywiście. Dlaczego nie? - Wiem, jacy potrafią być ludzie, kiedy chodzi o mieszańców. Nie chcę, żeby Lester musiał pracował z kimś, kto będzie traktował go jak śmiecia. Brian wygiął brew. - Od kiedy to masz coś do powiedzenia w tej sprawie? Odkąd po raz pierwszy trzymałem go w ramionach, kiedy płakał, gdy byliśmy dziećmi. Od chwili, kiedy uświadomiłem sobie, że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Odkąd go pokochałem, nawet jeśli wiem, że nigdy nie będą miał go dla siebie, ponieważ bękart czy nie, pochodzi z rodziny królewskiej, a je jestem zwykłym żołnierzem. - Lester i ja przyjaźniliśmy się w przeszłości i byliśmy dość blisko. Po prostu nie chciałbym widzieć jak ktoś go krzywdzi – to był wszystko, co powiedział Mick. - Trent wie wszystko o przeszłości Lestera i był tym tak samo przerażony jak my. - Co to znaczy przerażony? – spytał Mick. – Skoro ty, Duncan i Nicolas byliście tym tak zdenerwowani, to dlaczego nigdy nie wkroczyliście i nie próbowaliście go chronić, kiedy byliście dziećmi? Mick wiedział, że był szalony mówiąc w ten sposób do swojego przywódcy, ale nie mógł się powstrzymać. Wszystko, o czym mógł myśleć, to bicie i wyzwiska, przez jakie przeszedł Lester. Jeśli było coś, co pozostała trójka mogła zrobić, żeby to przerwać, a nie zrobiła, w takim razie to czyniło ich tak samo winnych jak ich rodzice. - Próbowaliśmy – odparł Brian. – Ale za każdym razem jak się odezwaliśmy, oni tylko podwajali karę Lesterowi. Więc szybko nauczyliśmy się trzymać język za zębami,
~ 12 ~
nieważne jak bardzo nas to bolało. Masz pojęcie jak trudno było nam patrzeć jak nasz braciszek jest bity i wiedzieć, że nie możemy mu pomóc? - Nie chcę tego mówić, ale większość z nas uważała, że godzicie się na to – wyznał Mick. Wyraz bólu przemknął po twarzy Briana. - Nawet Lester? - Zwłaszcza Lester. Brian ukrył twarz w dłoniach. - Nasza matka nie pozwalała nam zbliżać się do niego, więc nie mogliśmy mu wyjaśnić sytuacji. Czy on nas nienawidzi? - Myślę, że nienawiść to łagodne słowo – powiedział szczerze Mick. Mógł równie dobrze teraz wszystko powiedzieć otwarcie. Nie było sensu chodzić na paluszkach. - Co mam zrobić? Powinienem z nim porozmawiać? – zapytał Brian. Po raz pierwszy, Mick widział, że jego przywódca jest zagubiony w tym, co ma robić. To było trochę niepokojące i komiczne jednocześnie. Brian zawsze był taki stoicki i pozbierany. Niejako miło było wiedzieć, że czasami nawet on był zbity z tropu. - Nie sądzę, żeby teraz był najlepszy czas. Jest na nas trochę wkurzony, że wyrwaliśmy go ze świata, który sobie ułożył. - Ale nawet on musi być świadomy, że tam nie było bezpiecznie – zaprotestował Brian. - Prawda, ale mimo to jest na nas wkurzony. Wszyscy paranormalni są równi w jego umyśle, więc chociaż to czarodzieje sprawili, że musiał się ukryć, to nadal wini za to smoki. Brian zaśmiał się gorzko. - Lester zawsze potrafił być uparty. - I to się nie zmieniło. Praktycznie musiałem wyciągnąć go z ostrego dyżuru. - To brzmi na mojego brata. – Brian odetchnął głęboko. – Bardzo za nim tęskniłem. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zdawał sobie z tego sprawę?
~ 13 ~
- Prawdopodobnie nie. - Nasi rodzice zrobili naprawdę pieprzoną robotę w jego głowie, prawda? Mick wzruszył ramionami. - Ale wygląda na to, że zrobili całkiem dobrą robotę z waszą trójką. - Taa, to prawda. Co sprowadza mnie do powodu, dlaczego cię tu wezwałem. W końcu! Dojdą do sedna rozmowy. - Jakiego? – zapytał Mick. - Chcę, żebyś odnowił swoją przyjaźń z Lesterem. Chcemy, żeby był tak chętny do współpracy i ufający jak bardzo to możliwe. Myślę, że będziesz jedynym sposobem, żeby się otworzył. Mick musiał ukryć swoje ręce pod biurkiem, żeby jego przywódca nie zobaczył, że są zwinięte w kule wściekłości. - Więc chcesz, żebym zbliżył się do mojego starego przyjaciela, żebyś mógł wykorzystać go do swoich celów. Jak bardzo mam się do niego zbliżyć, żebyś w końcu mógł go poznać? Czy też, żebyś mógł go przeprosić za trzymanie się z tyłu przez wszystkie te lata, kiedy był poniżany? Co powiesz na to? Brian przeciągnął rękami przez włosy. - Oczywiście, że chcę wszystkich tych rzeczy, ale prowadzę tu również wojnę, Mick. Mamy setki, może nawet tysiące schwytanych smoków i musimy się dowiedzieć, kto ma ich smocze oczy. Trent myśli, że może użyć poszukującego zaklęcia, żeby je zlokalizować, ale potrzebuje pomocy drugiego czarodzieja. A ponieważ nie mamy żadnego innego pod ręką, Lester jest najlepszym wyborem. Jeśli Trent potrafi nauczyć go jak uwolnić jego moce, możemy uratować mnóstwo żyć. Więc musisz mi wybaczyć, że w tej chwili nie stratuję na Brata Roku. Chociaż bardzo chciałbym być po stronie Lestera, muszę się martwić o wszystkich moich ludzi. Mick skinął głową. Skoro Brian tak stawiał sprawy, to miał rację. - Dobrze, zbliżę się do Lestera. To nie powinno być zbyt trudne, skoro wcześniej byliśmy całkiem blisko. Ale, czy tym razem, będę w stanie oddzielić moje uczucia od przyjaźni? Mam nadzieję, że tak, bo inaczej znajdę się w świecie bólu. ~ 14 ~
Brian posłał mu słaby uśmiech. - Dziękuję, doceniam to. Szczerze mówiąc, nazywam cię jego osobistym Strażnikiem. Świetnie! Tego tylko Mick potrzebował. Więcej odpowiedzialności tam, gdzie włączony był Lester. Mick wstał. - Jeśli skończyliśmy, chciałbym pójść sprawdzić, co z nim. - Proszę bardzo. Mick wyszedł i ruszył schodami prowadzącymi do sypialni Lestera. Była na końcu długiego, ponurego korytarza i o wiele mniejsza niż jego braci. Kiedy doszedł, znalazł Duncana i Trenta stojących przy drzwiach sypialni, zajętych ożywioną, szeptaną rozmową. - Co tu się dzieje? – zażądał Mick. - Nic – odparł Duncan, chociaż zmartwiony wyraz w jego oczach krzyczał, że to było duże, grube kłamstwo. - Czy to ma coś wspólnego z Lesterem? – naciskał Mick. - To naprawdę nie twoja sprawa – warknął Duncan. - Jeśli to dotyczy Lestera, to jest – oświadczył Mick. - Tylko dlatego, że jesteście przyjaciółmi nie oznacza, że masz dostęp do każdej części jego życia. - Może nie, ale jako jego nowo wyznaczony Strażnik, już mam. Mick przyglądał się jak Duncan przeżuwa tę rewelację. Duncan obrócił się do swojego partnera, który posłał mu uważaj-co-robisz spojrzenie, a potem odwrócił się do Micka. - To, co mam ci do powiedzenia, nigdy nie może wyjść poza ten korytarz – ostrzegł Duncan. - Rozumiem – odparł Mick.
~ 15 ~
- Trent myśli, że jednym z powodów, dlaczego Lester jest w tej chwili taki wyczerpany to, że on nieświadomie nałożył na was zaklęcie ochronne w szpitalu. Mick potrząsnął głową. Z pewnością po prostu naigrywali się z niego. - Z tego, co słyszałem, potrzeba poważnych magicznych zdolności, żeby osłonić jedną osobę, nie mówiąc już o grupie smoków. Jak ktoś taki jak Lester mógł, bez wyszkolenia, to zrobić? Trent nabrał ponurej miny. - On jest o wiele potężniejszy niż ktokolwiek z nas sobie uświadamia. Czy ktoś ma pojęcie, kim była jego matka? Duncan przyszczypnął nasadę swojego nosa. - Nie, po prostu ojciec któregoś dnia przyszedł z Lesterem do domu. Zawsze odmawiał nam powiedzenia, kim jest matka Lestera. Tylko tyle, że była czarodziejką, która nie chciała mieć nic wspólnego z bękartem. Sposób, w jaki Duncan wyrzucił te słowa pokazał, co myśli o tej bezimiennej kobiecie. A to było uczucie, które Mick silnie odwzajemniał. - Lesterowi naprawdę było ciężko, co? – zapytał Trent. - Ciężko nawet tego nie opisuje – odparł gwałtownie Mick. – Wiesz, że ten korytarz prowadzi do kwater służby? Wiesz, że za każdym razem jak odbywały się tutaj publiczne spotkania, Lesterowi nie wolno było pokazać twarzy, żeby nie zawstydzić Pani Smoków? Trent zerknął zszokowany na Duncana. Duncan ledwo skinął głową, żeby potwierdzić prawdę. - Czy teraz też tak będzie? – ośmielił się zapytać Mick. - Nie, oczywiście, że nie. Przecież wiesz, że Brian w ogóle nie jest podobny do naszego ojca. - To dlaczego Lester jest w tym pokoju? – spytał ostro Mick, jego głos drżał tylko odrobinę. - Ponieważ tu przyszedł. Nikt nie miał szansy go zatrzymać. Jak tylko się obudzi, przeniesiemy go w bardziej odpowiednie miejsce. Upewnimy się, że dostanie pokój blisko twojego, skoro jesteś jego Strażnikiem. ~ 16 ~
Cholera! Mick nawet o tym nie pomyślał. Teraz, kiedy został Strażnikiem Lestera, będzie musiał mieszkać w tym domu przez całą dobę. Czy mu się to podoba czy nie, będzie mieszkał, oddychał i jadł z Lesterem. - Wybacz mi, ale muszę sprawdzić, co z nim – powiedział Mick. Prześliznął się obok pary i wsunął do pokoju. Znalazł Lestera śpiącego na boku, koce były naciągnięte aż na ramiona. Wyglądał tak spokojnie i młodo, że Mick wrócił do czasów, kiedy byli dziećmi, kiedy magia i smoki się nie liczyły. Kiedy wszystko, o co dbali, to była przyjaźń i dobra zabawa. Zanim wtargnęło i wszystko zniszczyło prawdziwe życie i całe to gówno. Mick wyciągnął rękę i odgarnął włosy Lestera. - Obronię cię. Obiecuję. Nawet jeśli będę musiał umrzeć robiąc to. Będziesz bezpieczny, przysięgam.
Tłumaczenie: panda68
~ 17 ~
Rozdział 3 Lester obudził się w swojej starej sypialni i kilka minut zabrało mu uświadomienie sobie, dlaczego tu jest. Wtedy wydarzenia poprzedniego dnia runęły na niego z twardą rzeczywistością i usiadł z jękiem. Niewiele się tu zmieniło odkąd odszedł. Jego pokój był spartański jak zawsze. W rogu stała tylko komoda i proste łóżko. Żadnych zabawek i ozdób dla niego. Jedyną różnicą był mały smok siedzący obok jego łóżka, śpiący na krześle. Lester wyciągnął rękę i poklepał go. - Mick, co ty tu robisz? Mick natychmiast usiadł, jego jasne spojrzenie pomknęło w każdym kierunku, jakby w ich stronę nadchodziło jakieś niebezpieczeństwo. W końcu wziął kilka uspokajających oddechów. - Przepraszam, złapałeś mnie w pół śnie. Lester zachichotał. - To musiało być coś wyjątkowego, że tak zareagowałeś. Mick przeczesał włosy swoimi palcami. - Taa, tak jakby. Jak się dzisiaj czujesz? - Jakby przebiegło przeze mnie stado smoków, ale poza tym, wszystko dobrze. Jednak nie rozumiem, dlaczego jestem taki zmęczony. - Trent uważa, że użyłeś wczoraj magii, żeby nas osłonić. Lester zamarł, a potem roześmiał się z czystej niedorzeczności tego pomysłu. - Ale ja w ogóle nie wiem jak używać magii. Nigdy nie byłem w stanie. - On sądzi, że zrobiłeś to nieumyślnie. Mówi, że u czarodziejów znane jest, że robią tego rodzaju rzeczy w niebezpiecznych chwilach. To może wyjaśniać, dlaczego byliśmy w stanie tak łatwo uciec i dlaczego jesteś taki zmęczony. ~ 18 ~
- Ale można by myśleć, że powinienem czuć, że to robię – sprzeczał się Lester. - Może tak, a może nie. Wszystko działo się tak szybko wczorajszej nocy. - Sądzę, że tu masz rację. – Lester po raz pierwszy spojrzał na swoje dłonie, tak naprawdę ciesząc się myślą, że może być zdolny używać ich do magii. Przez tak długi czas mówiono mu, że jest bezużyteczny, że nigdy nie próbował, ale teraz zaczynał myśleć inaczej. - Naprawdę myślisz, że Trent może mi pomóc? – zapytał Lester, po raz pierwszy czując nadzieję. Mick wzruszył ramionami. - Nie zaszkodzi. I nie tylko z magią będziesz musiał sobie poradzić. Wyznaczono mnie na twojego Strażnika. Lester wygiął brew. - Jesteś moim Strażnikiem? Mick posłał zarozumiały uśmiech. - Taa, Brian powiedział mi o tym wczoraj. - Po co? Nie sądzę, żebym kiedykolwiek był zdolny zmienić się w smoka. - No cóż, to dlatego wcześniej nigdy nikomu nie pozwolono z tobą pracować. Teraz to jest moje zadanie, żeby ci w tym pomóc. Lester przewrócił oczami. - Wspaniale! Tak jakbym nie miał dość stresu w moim życiu. Mam nauczyć się magii i jak się zmieniać. Nic wielkiego, poradzę sobie z tym. – Wstał i zaczął chodzić. Mick wstał i położył ręce na ramionach Lestera. Stali naprzeciw siebie, ich twarze były centymetry od siebie. Tak łatwo byłoby, żeby Lester pochylił się i skradł pocałunek, za którym tęsknił. Zamiast tego, po prostu stał udając przestraszonego królika. - Poradzisz sobie. Wiem, że potrafisz. Poza tym, nie będziesz sam, będziesz miał mnie przy swoim boku – powiedział Mick. Lester wziął głęboki wdech.
~ 19 ~
- Sądzę, że masz rację. Nasza dwójka jest zdolna do wszystkiego, prawda? Obaj się roześmiali. To był ich stary żart i niech to szlag, jeśli nie pasował do tej chwili. - Dlaczego spałeś przy mnie? – zapytał Lester. Nie, żeby mu to przeszkadzało. Miło było obudzić się na taki widok. Po prostu był ciekawy. Usta Micka wygięły się w krzywym uśmiechu. - Twoi bracia chcą się z tobą zobaczyć jak tylko się obudzisz. Lęk zacisnął żołądek Lestera. Chociaż jego bracia byli dla niego tylko życzliwi, wciąż był nieufny, gdy miał do czynienia ze swoją rodziną. To był powód, dla którego przez dekadę nie wracał do domu. - Okej, równie dobrze możemy to zrobić i skończyć z tym – powiedział Lester z ciężkim westchnieniem. - Wiesz, że naprawdę za tobą tęsknili – stwierdził poważnie Mick. - Taa, jestem pewny, że tak. - Naprawdę. Mieli cię na oku przez te wszystkie lata. Upewniali się, że przez cały czas jesteś bezpieczny. Jak myślisz, dlaczego nas przysłali na pierwszą oznakę niebezpieczeństwa? - Ponieważ mogę w końcu im się do czegoś przydać – odparł Lester. Okej, może być trochę złośliwy. Więc niech go pozwą. - Nie, im zależy na tobie. Lester czuł jak z każdym słowem wypowiedzianym w tej rozmowie rośnie jego wściekłość. Jak Mick śmie mówić takie rzeczy? Pewnie, może wiedzieć pewne rzeczy, przez jakie przeszedł Lester, ale widział tylko wierzchołek góry lodowej. Nie miał pojęcia jak naprawdę miały się sprawy za zamkniętymi drzwiami tego domu. Albo jaka okropna potrafiła był Pani Smoków, kiedy chciała. - Nie, nie zależy. Bo inaczej znaleźliby sposób, żeby to powstrzymać – powiedział Lester. Zanim Mick mógł zapytać, co to było to, Lester przepchnął się obok niego i wyszedł z pokoju. Co po prostu było dobre. Nie było mowy, żeby, ze wszystkich ludzi, podzielił się z Mickiem tym jak źle miały się sprawy. Albo jak jego bracia stali obok i pozwalali, ~ 20 ~
żeby się to działo. Lester prychnął. Kogo chciał oszukać? Byli tylko jego przyrodnimi braćmi i musiał o tym pamiętać. Było pewne jak diabli, że nie dadzą mu o tym zapomnieć. Ponieważ wiedział, że będą w bibliotece, bo tam właśnie ich ojciec zwykł odbywać swoje spotkania, poszedł tam. I rzeczywiście, tam właśnie wszyscy na niego czekali – Duncan, Nicolas i Brian. Jako przywódca, Brian siedział za biurkiem, a Nicolas i Duncan po obu jego bokach. Przez krótką chwilę, Lester zastanawiał się, czy oczekują, że uklęknie przed nimi albo coś podobnego. A ponieważ nie zamierzał tego robić, po prostu wszedł do środka i stanął przed biurkiem. - Chcieliście mnie widzieć? Nicolas obszedł biurko i wziął Lestera w niedźwiedzi uścisk. Lester z początku zamarł, zszokowany tak otwartym pokazem uczuć. Wkrótce jednak załapał i odwzajemnił uścisk. Zanim mógł dojść do siebie po szoku, odbierał uściski od pozostałych braci, najpierw Duncana, a potem, ku całkowitemu zaskoczeniu, nawet od Briana. Przyciągnęli krzesło, żeby mógł usiąść z nimi, jakby był im równy. - Dlaczego jesteś taki zszokowany? – zapytał Duncan. - Ponieważ zachowujecie się, jakbyście byli szczęśliwi, że mnie widzicie – wydusił Lester. Jak tylko to powiedział, chciał to cofnąć, ponieważ wiedział jak słabo i głupio to zabrzmiało. Ale nie było cofnięcia, więc tylko pochylił głowę i opadł na krzesło, które mu podstawiono. Jego przyrodni bracia również usiedli i zapadła między nimi niepokojąca cisza. Ciągnęła się tak długo, że Lester był już gotowy wyczołgać się ze swojej skóry, kiedy w końcu odezwał się Brian. - Tak nam przykro za sposób, w jaki traktowali cię nasi rodzice, gdy byłeś dzieckiem. To była ostatnia rzecz, jaką Lester spodziewał się usłyszeć. Podniósł wzrok, gdy wstrząs przepłynął przez jego ciało.
~ 21 ~
Jego zaskoczenie musiało być widoczne na jego twarzy, ponieważ Brian skinął smutno głową. - Mówię poważnie. Nigdy nie chcieliśmy, że to cię spotkało. - To dlaczego ich nie powstrzymaliście? – zapytał Lester, wiedząc, że brzmi trochę jak dziecko. - Próbowaliśmy, ale za każdym razem jak interweniowaliśmy, oni po prostu gorzej cię karali. I mimo, że to było dla nas trudne, nauczyliśmy się, że lepiej stać z boku i nic nie mówić – wyjaśnił Duncan. - Nie masz pojęcia, jakie to było dla nas trudne – dodał Nicolas. – Patrzenie jak poniewierają cię w ten sposób, zabijało nas. Musieliśmy siedzieć i patrzeć jak traktują cię gorzej niż psa, a jednocześnie nie byliśmy w stanie nic zrobić, żeby ci pomóc. To dlatego byliśmy tacy szczęśliwi, że przynajmniej miałeś Micka, który pomagał ci przejść przez najgorsze. - Potrzebowałem was – powiedział Lester, jego gardło zacisnęło się od emocji. - Myślisz, że tego nie wiedzieliśmy? – odparł Brian. – Za każdym razem, gdy widzieliśmy jak ta suka cię krzywdzi, chcieliśmy iść do ciebie, ale nie mogliśmy, ponieważ gdybyśmy to zrobili, ukarałaby cię dziesięć razy gorzej. Musieliśmy zbierać każdą odrobinę samokontroli, żeby nie ruszyć ci na pomoc. - W takim razie, skoro tak bardzo mnie kochaliście, dlaczego nie posłaliście po mnie jak tylko umarła? Dlaczego czekałem aż do teraz, kiedy mnie potrzebujecie? – wypluł gorzko Lester. Brian potrząsnął głową. - Nie o to chodzi. Myśleliśmy, że nie będziesz chciał tu wrócić z tymi wszystkimi złymi wspomnieniami. - Tak – wtrącił się Nicolas. – Wydawałeś się być taki zadowolony ze swojego nowego życia, że nie chcieliśmy wyciągać cię z niego. - Jedyny powód, dla którego sprowadziliśmy cię tu z powrotem, to że twoje życie jest w niebezpieczeństwie. Gdyby tak nie było, zostawilibyśmy cię w spokoju. W inny sposób znaleźlibyśmy drugiego czarodzieja – dodał Duncan. Chociaż Lester chciał im wierzyć, w przeszłości tak wiele razy rodzina go zawodziła, że po prostu trudno mu było to ogarnąć. ~ 22 ~
Podciągnął kolana do piersi i westchnął. - Już nie wiem, w co mam wierzyć. - W takim razie zbierzmy podstawowe fakty. Wiesz, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie, prawda? – spytał Brian. Lester przytaknął. - Sposób, w jaki ci czarodzieje ostrzelali nas na ostrym dyżurze całkiem jasno mi to powiedział. - I wiesz, że w tej chwili to jest dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce? – naciskał Brian. Lester znowu przytaknął, tym razem bardziej niechętnie. - Tak przypuszczam. – Spróbował zignorować krótki wyraz bólu, który przemknął po twarzy Briana. - Wszyscy się zgadzamy, że wczoraj musiałeś użyć trochę magii – powiedział Brian. - Trent tak powiedział. Chociaż nie jestem tego pewny. Jednak byłem po tym okropnie zmęczony – zawahał się Lester. Nicolas pochylił się nad swoimi kolanami. - Daj spokój. Musisz przyznać, że nie było mowy, żebyście tak łatwo uciekli bez ochronnego zaklęcia wokół was. Ponieważ byłeś jedynym z krwią czarodzieja, nie trzeba mówić, że to byłeś ty. Lester odetchnął głęboko. - Może, ale nie pamiętam, żebym to robił. Więc nie rozumiem jak to mogło nam pomóc. - To pokazuje, że masz magiczne zdolności – zauważył Brian. – Czy były jakieś inne razy, kiedy działy się dziwne rzeczy? Może pacjenci, którzy zdrowieli, a nie powinni? Zamknięte drzwi otwierające się dla ciebie? Inne dziwne wydarzenia? Tak, były, ale Lester postanowił je ignorować, nie ośmielając się iść tą ścieżką. Odkąd jego suka rodzona matka odrzuciła go, nie chciał mieć nic wspólnego z nią ani
~ 23 ~
jej darami, a poza tym nie chciał mieć również nic wspólnego z nimi. Ale wyglądało na to, że w tej kwestii nie ma nic do gadania. Przesunął rękami przez włosy, a potem Lester przyznał. - Tak, ostatnio zdarzało się to dość często. To tak, jakbym im był starszy, tym moje moce stawały się silniejsze. - Trent może cię nauczyć jak z nich korzystać – zapewnił go Duncan. - A co, jeśli ich nie chcę? – odparł gniewnie Lester. – Tylko dlatego, że jestem pół czarodziejem, moje życie było istnym piekłem. Nienawidzę tej części mnie. Chciałbym, żeby po prostu zniknęła. - Nie możesz zaprzeczać temu, kim jesteś, Lester. Nieważne jak bardzo tego chcesz – powiedział spokojnie Brian. - Łatwo ci mówić. Ty nie musisz sobie z tym radzić – odparował Lester. Brian wstał i po raz pierwszy wyglądał na złego. - Ja mam całą społeczność czarodziejów strzelającą do mojego brata, którego bardzo kocham, więc muszę sobie z tym radzić. W tej chwili próbuję robić wszystko, co mogę, żeby wymyślić jak najlepiej mogę cię chronić, w tym samym czasie chroniąc resztę smoczej społeczności. Masz pojęcie, jakie to jest trudne? Lester milczał, uświadamiając sobie, jakim był dupkiem. Na chwilę skrył twarz w dłoniach zanim spojrzał ponownie na Briana. - Nie, nie wiem. Przepraszam. Po prostu jestem tym wszystkim wstrząśnięty. Brian usiadł. - Masz prawo być. Wiem, że ja byłbym, gdybym był na twoim miejscu. - Taa, ale ty tylko próbujesz mi pomóc, a ja zachowuję się jak gówniarz. - Okej, obaj żałujecie, rozumiemy to – wtrącił się Nicolas. – Czy możemy z tym skończyć i w końcu stać się prawdziwą rodziną? Lester przytaknął. - Tak.
~ 24 ~
- Pierwsza rzecz, jaką zrobimy, to przeniesienie Lestera do rodzinnego skrzydła. Jego sypialnia nie będzie już dłużej wśród służby – oznajmił Brian. Z jakiegoś powodu, to sprawiło, że Lester poczuł się o wiele lepiej niż powinien. Tak, jakby ten prosty gest sprawił, że poczuł się tak, jakby naprawdę był częścią rodziny. Co było głupie, ponieważ to była po prostu sypialni dla dziwaka. Ale, mimo wszystko, to sprawiło, że od razu urósł. - Dziękuję – powiedział. - Damy Mickowi pokój obok, skoro jest twoim Strażnikiem. Będzie pokazywał ci zachowanie smoków – oznajmił Brian. – Przez cały czas powinieneś mieć Strażnika, ale ojciec tego zakazał. Kto wie? Może przy odpowiednim szkoleniu, któregoś dnia może nawet będziesz w stanie się zmienić. - Kimś, kto potrafi się zmienić i władać magią? – Duncan wygiął brew. – Czy jest ktoś, kto potrafi obie te rzeczy? - Nikt, kogo byłbym w stanie znaleźć w księgach historycznych – przyznał Brian. - Dlaczego myślicie, że będę to potrafił? – zapytał Lester, bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. - Nasz ojciec mógł być dupkiem, ale pochodził z silnej linii, więc może to da ci dodatkowego kopa. – Brian wzruszył ramionami. – Myślę, że nie zaszkodzi spróbować. Jeśli nie, to nie będziemy w gorszej sytuacji niż wcześniej. - A jeśli to zadziała? – spytał Lester. Brian posłał mu twarde spojrzenie. - To będziemy mieli najpotężniejszą broń w tej wojnie. - A tą bronią będzie? – zapytał Lester. - Czy to nie oczywiste? – Brian uśmiechnął się kpiąco. - Nie. - Ty. Smok, który potrafi władać magią? Nic tego nie zatrzyma.
Tłumaczenie: panda68
~ 25 ~
Rozdział 4 Lester nie był pewny, jakie będzie szkolenie w magii i historii smoków, ale było pewne jak diabli, że nie tego spodziewał się następnego dnia. Trent dopadł go z samego rana. Wcześnie obudził Lestera i ledwie dał mu czas na zjedzenie śniadania zanim zabrał go do biblioteki i ustawił przed nim ogromny stos książek. - Co to jest? – zapytał Lester, kichając od kurzu. Niektóre z tych książek wyglądały, jakby miały ponad sto lat. Inne wisiały tylko na pojedynczych nitkach w swoich oprawach, a kilka wyglądało na całkiem nowe. Lester spojrzał na grzbiety, zauważając, że niektóre z nich nie były nawet napisane po angielsku, tylko po elficku i w innych abstrakcyjnych językach, którymi Lester ni w ząb nie mówił. - To jest kilka książek, które byłem w stanie namierzyć i są na temat magii. Żałuję, że nie znalazłem więcej, ale ponieważ jestem zbiegiem, moje źródła są nieco ograniczone. – Trent uśmiechnął się z napięciem. Lester mógł zrozumieć, dlaczego Duncana pociągał czarodziej. Z ciemnobrązowymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami, był wystarczająco kuszący. Ale nie jest słodki i szelmowski jak Mick. Lester westchnął. Nie, nikt nie równał się smokowi i nie sądził, żeby ktoś taki się znalazł. Lester przeciągnął ręką po ogromnym stosie ksiąg. - Jeśli to jest ograniczona ilość, to nie chciałbym widzieć, gdybyś miał pełny dostęp. Trent się roześmiał. - Wtedy byłbyś w prawdziwych tarapatach. - Więc, co będziemy robić pierwszego dnia? - My nic nie będziemy robili. Ty będziesz czytał.
~ 26 ~
Lester był nieco zagubiony. Spodziewał się, że wskoczy prosto w środek tych rzeczy i od razu zacznie uczyć się zaklęć i magii. W końcu, to oni zachowywali się, jakby cholernie było im spieszno. - Ja mam czytać? – zapytał. - Jeśli chcesz używać magii, najpierw musisz ją zrozumieć. To najlepsze miejsce, żeby zacząć. – Trent poklepał stos ksiąg. - Niektóre z tych ksiąg jest napisane w języku, którego nawet nie rozumiem – stwierdził Lester. Trent posłał mu pobłażliwe spojrzenie. - Nie martw się. Kiedy się za nie weźmiesz, księgi będą z tobą współpracować. I z tymi ostatnimi, frustrującymi słowami wyszedł zostawiając Lestera samego z jego zmieszaniem. Lester wyrzucił ręce w górę i zapragnął, nie pierwszy raz, żeby nigdy się nie obudzić i żeby wszystko, co mu się przydarzyło, było jednym wielkim snem. Ale oczywiście nie było. To był jego życie. Próbował jak mógł uciec od tego, ale wróciło i wciągnęło go. Więc teraz musiał sobie z tym poradzić – czy mu się podobało czy nie. Nie mając wyboru, wziął pierwszą księgę i zaczął czytać. Nie był zaskoczony, że była nudna i sucha, ale skoro przebrnął przez podręczniki medycyny, to nie było dla niego nic nowego. Czytał całe rano, wstając tylko kilka razy, żeby zrobić sobie kawę. Zanim zauważył, wszedł Mick. - Czas na lunch. Jesteś głodny? - Szczerze mówiąc, umieram z głodu – przyznał Lester. Chociaż, gdy przyglądał się smokowi, Lester uświadomił sobie, że jest głodny czegoś innego niż jedzenia. Mick wyglądał dzisiaj wyjątkowo dobrze. Miał na sobie samą czarną skórę, idąc nawet tak daleko, że założył ciężką kurtkę z kilkoma zamkami. To wywołało u Lestera całe mnóstwo fantazji, co mógłby zrobić z tyloma zamkami. Lester zamknął książkę, którą aktualnie czytał. Na szczęście, nie sięgnął jeszcze po żadną z elfickich, więc nie odkrył jeszcze jak księga miała z nim współpracować. Zgadywał, że to będzie musiało poczekać do następnego dnia. Po lunchu miał
~ 27 ~
zaplanowane zajęcia z Mickiem na temat smoków. Miał nadzieję, że nie obejmowało zbyt wiele czytania. - Co jest na lunch? – zapytał Lester, wstając i poruszając dla rozluźnienia karkiem. - Kogo to obchodzi, tak długo jak to jest mięso – odparł Mick z tym swoim szelmowskim uśmiechem. Cholera, gdyby tylko Mick wiedział, co ten uśmiech robi z ciałem Lestera. Prawdopodobnie uciekłby z krzykiem z pokoju. Lester skręcił ciałem na boki, mając nadzieję, że to ukryje jego erekcję, i powiedział. - Brzmi dobrze. Poszli do kuchni i dołączyli do reszty grupy. Oprócz jego braci, było kilka innych smoków, które do nich dołączyły. Maddox, blondyn, który był rok starszy od Lestera. Ryker, ciemny, barczysty facet, który nigdy wiele nie mówił. - Nauczyłeś się już zaklęcia jak sprawić, żeby twój kutas był większy? – zapytał Maddox. Taa, nic się nie zmieniło u Madoxa. Wciąż był mądralą. - Nie, wygląda na to, że utkniesz z tym małym, jakiego masz – odparował Lester. – Przykro mi, ale w tym ci nie pomogę. Wszyscy, z wyjątkiem Maddoxa i Trenta, wybuchli śmiechem. Trent przewrócił oczami. - Magia to poważna sprawa i Lester w ten sposób musi ją traktować. - Przepraszam – powiedział Lester, natychmiast poważniejąc. - Nauczyłeś się czegoś dzisiaj z tych ksiąg? – naciskał Trent. Więc Lester spędził resztę posiłku ma wyliczaniu tego wszystkiego, czego się nauczył ze swojego czytania. Jednej rzeczy, jakiej nauczył się w szkole pielęgniarskiej, to że był świetny w zapamiętywaniu materiału, i to była cecha, którą popisywał się teraz przed Trentem. Trent tylko siedział i przytakiwał, ale Lester mógł powiedzieć, że zaimponował czarodziejowi.
~ 28 ~
- Więc nie dotarłeś jeszcze porozumiewawczym uśmiechem.
do
ksiąg elfickich?
–
zapytał
Trent
z
- Nie, ale zbliżam się do nich – odparł Lester. - Nie mogę się doczekać twojej reakcji, kiedy to zrobisz. To bardzo zaintrygowało Lestera i chciał zapytać Trenta, co miał na myśli, ale Mick złapał go za ramię i powiedział. - Chodź, teraz moja kolej na szkolenie ciebie. Wyszli z kuchni i wybiegli z domu, po czym udali się na wielką połać ziemi należącej do klanu smoków. Mick obrócił się do Lestera, z uśmiechem na twarzy. - Od zawsze chciałem ci to pokazać, ale nie pozwalali mi. Jaskinie naszych przodków. Poczekaj aż je zobaczysz, Les. Są niesamowite! Les. Mick nie nazywał go tak od czasów dzieciństwa. Lester chwycił te małe przejęzyczenie i schował głęboko w sercu. Chociaż Mick mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, właśnie dał Lesterowi coś, co zachowa na zawsze, jako skarb. Weszli w głąb lasu, gdzie gałęzie wystawały, a korzenie zdawały się wyrastać pod ich nogami. Mick wyciągnął rękę i chwycił dłoń Lestera. - Pomogę ci. Łatwo jest upaść, jeśli nie jesteś przyzwyczajony do chodzenia tutaj. Lester rozkoszował się dotykiem, iskry elektryczności przechodziły od jego placów w górę ramienia i prosto do jego fiuta. Dobry Boże, jeśli zwykłe trzymanie się ze ręce robiło z nim coś takiego, jak by zareagował, gdyby Mick go pocałował? Głowa Lestera prawdopodobnie wybuchłaby albo coś podobnego. Las robił się coraz gęstszy i ciemniejszy. Nawet stawał się coraz cichszy, jakby Matka Natura wstrzymała oddech i czekała aż zdarzy się coś ważnego. Serce Lestera zaczęło bić trochę mocniej, ale tym razem nie z powodu Micka. Nie mógł pozbyć się uczucia, że przytrafi mu się coś zmieniającego życie i że nie będzie odwrotu. Mick skręcił i znaleźli się przed wejściem do jaskini. Wyglądała dość zwyczajnie. Po prostu ciemne wejście. Jednak w tym samym czasie, wzywała Lestera jak nic wcześniej. Prawie krzyczała do niego, żeby wszedł. - Czujesz to? – zapytał Mick. ~ 29 ~
- Tak, wzywa mnie – odparł Lester. Mick podskoczył kilka razy. - Wiedziałem, że masz w sobie smoka. Ta suka całkowicie się myliła. - Muszę wejść, prawda? – spytał Lester, bardziej niż trochę przestraszony, chociaż nie wiedział dlaczego. - Tak, ale nie martw się, będę z tobą na każdym kroku – zapewnił go Mick. Lester obrócił się i spojrzał na niego, wciąż bardzo świadomy, że ich ręce są splecione. - Jak za dawnych czasów. Zrobiwszy krok bliżej, Mick przechylił głowę. - Dokładnie. Gdybyś zapytał, Lester nie byłby w stanie powiedzieć, co dało mu odwagę, ale pochylił głowę i otarł się swoimi ustami o Micka. To dokładnie nie był pocałunek. Nie było języka ani niczego podobnego, ale jak na pierwszy pocałunek, nie było źle. Mick cofnął się, ale nie puścił ręki Lestera. - Gdybyś tylko wiedział jak długo czekałem, żebyś to zrobił. - Nie myślałem, że zechcesz bękarta – powiedział Lester bez ogródek. Mick zapatrzył się, jego oczy były okrągłe. - Nigdy tak nie myślałem! To ja uważałem, że nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie, ponieważ masz w sobie królewską krew, a ja jestem tylko głupim wojownikiem. - Zawsze byłeś dla mnie dobry. Mick odchylił głowę do tyłu i spojrzał w niebo. - Nie mogę uwierzyć, jakimi byliśmy idiotami. Gdybyśmy odbyli tę rozmowę dziesięć lat temu, odszedłbym z tobą. Lester czuł się jednocześnie zszokowany i upokorzony. - Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie? Zostawiłbyś klan smoków?
~ 30 ~
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, Les – odparł Mick, jego oczy pociemniały z pożądania. - A ja dla ciebie, ale najpierw musimy wejść do jaskini. Potem możemy wrócić do domu i razem sprawdzić moją nową sypialnie. Jak to brzmi? Mick posłał mu szelmowski uśmiech. - Podoba mi się. A teraz wejdźmy do jaskini, żeby skończyć tę lekcję. Weszli do jaskini. Z początku wydawała się być tylko… jaskinią. Ale kiedy weszli głębiej, wtedy zaczęło się zmieniać. Ściany świeciły na biało, jakby były zrobione z lodu. W skały były powtykane wszelkiego rozmiaru kamienie i klejnoty. - Czym one są? – zapytał Lester, przesuwając palcem po czymś, co wyglądało na rubin. Mógłby przysiąc, że zanucił pod jego dotykiem, prawie jakby śpiewał do niego. - To różne dowody hołdu pozostawione przez poprzednie smoki z rodziny królewskiej. Użyto smoczego ognia, żeby wtopić je w ściany – wyjaśnił Mick. - Ale jest ich tak wiele – odetchnął Lester. - Korzenie twojej rodziny sięgają głęboko. To nie zawsze był wiejski dom, który stoi obecnie. Kiedyś to był zamek. Ale musieli przystosować się do czasów i wtopić. Smoki były tu dłużej niż ludzie. Tylko trzymaliśmy nasze istnienie, jako dobrze strzeżony sekret. - Taa, no cóż, nie chciałbym tego niszczyć, ale w garażu w szpitalu mają kamery, kiedy tamtego dnia się zmieniałeś – stwierdził Lester. - Maddox już się tym zajął. Wie jak zacierać ślady. Powinieneś już to wiedzieć. Racja. Lester powinien, ale tak często był wypychany do tyłu, że nie był wtajemniczony w sekrety smoków czy inne sprawy. Prawdę powiedziawszy, dzięki jego macosze i ojcu, nic o nich nie wiedział, pomimo tego, że dorastał między nimi. To również bardzo go zawstydzało. - Nic o sobie nie wiem – powiedział głośno Lester. Dobrze było w końcu to przyznać, a co wcale nie było takie żenujące jak myślał, że będzie. - W porządku, Les. Po to tu jesteśmy. Żeby cię nauczyć. Pokazać ci rzeczy, których już dawno powinieneś był się nauczyć.
~ 31 ~
Mick zatrzymał się przy kamieniu. Był zwyczajny, chyba onyks, ale dla Lestera odznaczał się wśród wszystkich innych. Lester wyciągnął rękę i dotknął go. Może to była tylko jego wyobraźnia, ale nucenie jakby stało się silniejsze. I sprawiło, że całe jego ciało zadrżało. - Tego ja włożyłem – przyznał Mick. – Powinniśmy to zrobić, kiedy po raz pierwszy przemieniamy się w smoka. Przez cały czas, gdy wtapiałem go ogniem, myślałem o tobie. Okej, tego było dość. Nawet takiemu mężczyźnie jak Lester może skończyć się samokontrola. Opadł na kolana przed Mickiem, a potem Lester sięgnął i zaczął odpinać zamek jego spodni. - Co ty robisz? – zapytał Mick. – To jest święte miejsce. - W takim razie uczynimy go jeszcze bardziej szczególnym – powiedział Lester, opuszczając zamek Micka. Jakoś nie był zaskoczony, że jego przyjaciel był bez bielizny. Lester wyciągnął imponującego kutasa Micka i splunął na czubek zanim zakręcił językiem po główce. Mick jęknął, co odbiło się echem po jaskini. - Myślałem, że powiedziałeś, że zaczekamy aż wrócimy do twojego nowego pokoju – wysapał Mick, nawet jeśli wypychał biodra do przodu. - Zaczekamy… to jest mały wstęp. Lester rozchylił usta i wziął kilka centymetrów, żeby podrażnić się trochę z Mickiem. Potem pozwolił mu się wyśliznąć. Zanim Mick mógł dojść do siebie, Lester polizał wrażliwy spód kutasa Micka. - Zabijasz mnie – odetchnął Mick. - Dopiero zacząłem, kochanie – przechwalał się Lester. Potem szerzej otworzył usta i bardzo wolno wziął długość Micka, przez cały czas dłonią ściskając jądra Micka. Mick oparł się o ścianę i rozszerzył nogi, żeby dać Lesterowi lepszy dostęp, na co Lester uśmiechnął się do siebie. Albo przynajmniej uśmiechnąłby się, gdyby jego usta nie były takie pełne. Lester zaczął poruszać głową w tę i z powrotem w równym rytmie, jednocześnie wciąż masując jądra Micka. Mick wyciągnął ręce i wplótł je we włosy Lestera, trzymając mocno, dodając odrobinę bólu do całych tych erotycznych doznań. ~ 32 ~
- Zaraz dojdę. Les. Jeśli nie chcesz tego w swoich ustach, lepiej się odsuń – ostrzegł Mick, wciąż dość uprzejmie. Ale Lester nadal ssał mocno i szybko. Chciał wiedzieć jak Mick smakuje. Szczerze mówiąc, przeleżał wiele nocy po prostu się nad tym zastanawiając. Rzeczywiście, kilka chwil później, Mick zesztywniał, a potem wykrzyknął imię Lestera zanim wystrzelił kilkoma strumieniami gorącej spermy w usta Lestera. Lester przełykał szybko, nie chcąc stracić ani kropli. Mick smakował słodko, chociaż ostro. Lepiej niż Lester kiedykolwiek sobie wyobrażał i nie miał dość. Wylizał do czysta wiotkiego kutasa Micka zanim włożył go z powrotem do jego spodni. - To nie miało być częścią planu lekcji – wydyszał Mick. Lester pochylił się i podzielił się z Mickiem głębokim pocałunkiem. - Nie mów mi, że nie cieszyłeś się każdą pieprzoną sekundą tego. Mick posłał mu swój szelmowski uśmiech. - O nie, to byłoby kłamstwo. A przyrzekliśmy sobie, że nigdy nie będziemy się okłamywali. Pamiętasz? Z rozgrzanym sercem, Lester przytaknął. - Oczywiście, że pamiętam.
Tłumaczenie: panda68
~ 33 ~
Rozdział 5 Mick złapał rękę Lestera i zaciągnął go z powrotem do domu. Mick śmiał się do siebie w duchu, za każdym razem jak nazywali go wiejskim domem. Rezydencja byłoby lepszym słowem. Miała więcej sypialni niż niejeden hotel. Ale skoro rodzina królewska nalegała, żeby nazywać go wiejskim domem, kim był, żeby się sprzeczać? Potykając się, wspięli się po schodach i jak tylko weszli do środka wpadli na Briana. Brian posłał im uśmieszek. - Zakładam, że sesja szkoleniowa poszła dobrze? - Tak, mnóstwo się nauczyłem – odpowiedział Lester. – A tak przy okazji, czy moja sypialnia nie jest już przypadkiem gotowa? Mick przewrócił oczami. Lester musiał się wiele nauczyć, gdy chodziło o sztukę subtelności. Nie, żeby miał coś przeciwko. Przynajmniej Lester dawał im to, czego obaj chcieli. - Tak, jeśli pójdziesz na górę, to trzecie drzwi za moimi. Pokój Micka jest tuż obok. Ale Brian już mówił do pustego powietrza, ponieważ Lester chwycił Micka za nadgarstek i pociągnął go schodami na górę. Pozostało więc iść za nim albo dosłownie zostać wciągniętym na górę masywnymi schodami. - Dzięki, Brian. Do zobaczenia – zawołał Mick, próbując zachować jakieś pozory uprzejmości. Z drugiej strony, Lester najwyraźniej miał to gdzieś. Wydawał się być zdeterminowany mieć Micka w swojej sypialni i do diabła z każdym, kto wszedł mu w drogę. W pewnym sensie to było irytujące, ale też to był wielki zwrot wiedzieć, że on i tylko on mógł sprawić, że w taki sposób Lester stracił kontrolę. W końcu dotarli do sypialni. Lester nawet nie rozejrzał się wkoło po swoim nowym miejscu zamieszkania – jego wzrok ani na chwilę nie oderwał się do Micka. Mick poczuł się trochę próżny, ale to dało mu mocny dreszczyk.
~ 34 ~
- Rozbierz się dla mnie – rozkazał Lester. – Jeśli wkrótce nie będę w tobie, chyba wybuchnę. Nawet jeśli Mick zaczął się rozbierać, to warknął. - Kto powiedział, że mam być pod spodem? Mogę być mniejszy, ale to nie znaczy, że nie lubię górować. Oczy Lester rozbłysły namiętnością. - Możesz mieć mnie następnym razem. Teraz muszę pozbyć się tej przytłaczającej potrzeby zatwierdzenia cię. W porządku? Usta Micka wygięły się w uśmiech. - Oczywiście. Chciałem tylko się z tobą trochę podrażnić. Lubię na oba sposoby. Lester odetchnął z ulgą zanim zaklął. - Proszę powiedz mi, że masz prezerwatywy. Nie mam żadnej przy sobie. Mick roześmiał się. Czasami zapominał jak dawno temu Lester odszedł. - Kochanie, nie potrzebujemy ich tutaj. Pamiętasz, smoki i czarodzieje nie roznoszą chorób jak ludzie. Wszystko, co potrzebujemy, to nawilżacz i gotowe. I jeśli znam Nicolasa, upewnił się, że znajdzie się jakiś w stoliku nocnym, kiedy urządzał ten pokój dla ciebie. Lester otworzył szufladę i wydał okrzyk zachwytu. - Masz rację, zrobił to. Chociaż teraz, kiedy o tym pomyślałem, to jest trochę przerażające. Mick się roześmiał. Tylko ktoś taki jak Lester mógł pomyśleć o czymś takim w środku seksualnego spotkania. - Po prostu rozbierz się, żebyś już mógł mnie pieprzyć. - Och, prawda! Lester zaczął ściągać swoje ubranie, a Mick zorientował się, że zatrzymał się w swoim rozbieraniu, przyglądając się jak Lester odkrywa każdy centymetr swojego soczystego ciała. Pewnie, kąpali się nago jako dzieci, ale to był pierwszy raz, kiedy Lester rozbierał się tylko dla Micka i to była ogromna różnica.
~ 35 ~
Powiedzieć, że Lester ma piękne ciało, byłoby nieporozumieniem. Podczas gdy był umięśniony jak większość smoków, była w nim jakaś gładkość, która jednocześnie czyniła go seksownym i ponętnym. I niech szlag trafi Micka, jeśli nie chciał spróbować każdego bez wyjątku cała tych smakowitości. Całkiem nagi, Lester wygiął brew. - Zamierzasz tak siedzieć i gapić się cały dzień, czy skończysz rozbieranie? Ponieważ sądzę, że mogę pójść na całość i niczym jaskiniowiec zedrzeć z ciebie całe te skórzane ciuchy. Mick spojrzał w dół i uświadomił sobie, że chociaż zdjął buty, skarpetki i koszulkę, wciąż miał na sobie spodnie. - Ups, taak, sądzę, że lepiej będzie jak się tego pozbędę, skoro chcesz dostać się do mojego tyłka. - To ułatwiłoby sprawy. Mick złapał za zapięcie spodni i odpiął je zanim powoli je ściągnął i odrzucił na bok. Pomimo wcześniejszego obciągania w jaskini, Mick był twardy, więc chwycił swojego kutasa i pogłaskał się kilka razy, wciąż wpatrując się w Lestera. - Ta rzecz, z którą paradujesz między nogami jest całkiem duża. Jesteś pewny, że będzie pasować? – drażnił się Mick swoim najlepszym przeciąganiem gwiazdy porno. Lester tylko przewrócił oczami. - Na łóżko, żebym mógł cię pieprzyć. - Jak mnie chcesz? – zapytał Mick. - Na plecach, żebym mógł patrzeć ci w oczy, gdy będę cię zatwierdzał. Mick zastanawiał się, czy Lester miał tak jak on nadzieję, że okaże się, iż będą dla siebie prawdziwymi partnerami. Jedynym sposobem, żeby się tego dowiedzieć, było pieprzenie. Kiedy to się stanie, jeśli będą mogli rozmawiać ze sobą telepatycznie, to samo będzie już dowodem na to, że są partnerami. Tajemna część Micka zawsze miała nadzieję, że był partnerem Lestera i miał nadzieję, że Lester czuje tak samo. Zwłaszcza po tym, co ich połączyło w jaskini. Mick nie chciał stracić Lestera na rzecz innego smoka na jego drodze. Chciał zatrzymać go do końca życia.
~ 36 ~
Jego obawy musiały pokazać się na jego twarzy, ponieważ Lester wsunął palce pod brodę Micka i zmusił do spojrzenia na niego. - Hej, żadnych takich myśli. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie obchodzi mnie, co mówi przeznaczenie. Jesteśmy partnerami. - Ja tylko tak bardzo chcę, żebyś był mój na wieki – w końcu Mick wysłowił swoją największą obawę. - Myślałem, że już ustaliliśmy, że jestem twój – odparł Lester, dając mu miękki pocałunek. Z najwyższą troską, Lester poprowadził Micka do łóżka i położył go na materacu. Był królewskich rozmiarów, nie pojedynczy jak wcześniej, więc dawał im mnóstwo miejsca na igraszki. Lester otworzył tubkę nawilżacza i wycisnął znaczną ilość na palce. Potem zaczął pracować jednym palcem w dziurce Micka. W tym samym czasie, Lester umieszczał miękkie, choć namiętne pocałunki, schodząc na tors Micka, potem do jego pępka. Kiedy miał już sięgnąć kutasa Micka, Lester wrócił z powrotem w górę. Jedyną zaletą było to, że dodał drugi palce, rozkładając je w środku, żeby rozciągnąć Micka. Mick krzyknął z rozkoszy, ściskając w dłoniach kołdrę. Lester zamierzał doprowadzić go do szaleństwa zanim nawet zaczną. Potem Lester zaczął przemierzać tę samą ścieżkę, tym razem dodając miłosne ugryzienia, bez wątpienia zostawiając wszelkiego rodzaju interesujące znaki. Mick nie będzie mógł chodzić publicznie bez koszulki, przynajmniej przez jakiś czas. - Chyba zamierzasz mnie zabić – poskarżył się z jękiem Mick. - Nie możesz dojść, dopóki nie będę w tobie – odparł Lester, szczególnie mocno przygryzając sutek Micka. - To pieprz mnie już. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Lester wbił trzeci palec i zgiął je, więc otarły się o prostatę Micka. - Przyjmiesz to, co ci daję, a potem jeszcze więcej. - Cholera! – krzyknął Mick. – Tylko pamiętaj, zamiana ról jest uczciwa i następnym razem to ja góruję. - Zanotowano – powiedział Lester z dzikim uśmiechem. ~ 37 ~
I w tej chwili, Mick niemal mógł zobaczyć smoka czającego się pod człowiekiem, i niech to szlag, jeśli to nie była największa żądza jego życia. Tak wielka, ze Mick chwycił się pod kolanami i podciągnął wyżej nogi, oferując się jeszcze bardziej. Coś błysnęło w oczach Lestera i Mick mógł przysiąc, że na chwilę zmieniły się w swoją smoczą postać, ale stało się to zbyt szybko, żeby być pewnym. Lester wydał z siebie warknięcie, które wyraźnie było smocze, gdy wysunął palce i nawilżył swojego fiuta. - Teraz jesteś mój – powiedział Lester, ustawiając czubek swojego fiuta przy dziurce Micka. - Tak – wydyszał Mick. Lester wbił się jednym płynnym ruchem. Po tym wszystkim, cała łagodność zniknęła. Ale też Mick nie spodziewał się niczego innego. Był zatwierdzany, a to czasami był brutalny proces. W rzeczywistości, gdyby było inaczej, jego własny smok byłby zawiedziony. Les praktycznie zgiął Micka na pół, gdy pompował w niego szaleńczo, a Mick uwielbiał każdą sekundę tego. Uczucie bycia wypełnionym przez Lesa, świadomość, że był w końcu zatwierdzany – to wszystko przytłoczyło Micka i czuł jak jego umysł pęka. Ale nie w zły oszaleję sposób, a raczej to jest euforyczne. Było tak, jakby spirale rozkoszy opanowały jego ciało i jego umysł, i mógł poczuć jak łączy się z Lesterem, tak jak nie był połączony z nikim innym. - Partner! Mój! Nie wiedział, czy to był jego własny głos, który powiedział to w jego głowie, czy Lestera. Wszystko, co Mick wiedział to, że bliski był dojścia. Wydawszy z siebie zduszony okrzyk, wystrzelił gęstymi strumieniami spermy, pokrywając oba ich brzuchy, a kilka pchnięć później Lester dołączył do niego, wypełniając tyłek Micka. Jak tylko się skończyło, Lester puścił nogi Micka, ale pozostał na nim. Obaj dyszeli po powietrze, a Mick wiedział, że będzie obolały w więcej niż kilkunastu miejscach, które pokażą się rano. - Jeśli tak zostaniemy, utkniemy razem, kiedy wyschnie sperma – odezwał się Mick. - W sekundę możemy wziąć prysznic. Zauważyłem przyłączona łazienkę w drodze do łóżka – odparł Les, nie ruszając się ani o cal.
~ 38 ~
- Czy naprawdę to była tylko moja wyobraźnia, czy rozmawialiśmy w naszych głowach? - To nie wyobraźnia. Zrobiliśmy to. Jesteśmy życiowymi partnerami. Lester wycisnął delikatny pocałunek na czubku nosa Micka. - Myślisz, że twoi bracia będą wściekli? – zapytał Mick. Ostatnią rzeczą, jaką chciał, to zerwanie tej kruchej więzi, jaka się pojawiła. Ale jednocześnie, nie miał zamiaru zrezygnować z Lestera. - Coś mi mówi, że nie będą zbyt zaskoczeni. Nie przy tym jak bliscy zawsze sobie byliśmy – odparł Lester. Podniósł się i pociągnął Micka za ramię. – Chodźmy wziąć prysznic. Czas na kolację. Nie ma lepszego czasu, żeby im o tym powiedzieć. Chociaż Mick się zgadzał, mała część niego jednak się denerwowała. Zawsze był akceptowany wśród innych smoczych wojowników i nie przeszkadzało to, że był mniejszy, słabszy i młodszy. Jak zareaguje ich przywódca na to, że jeden z jego braci sparował się z takim chuchrem? Szybko wzięli prysznic. Okej, pieprzyli się jeszcze raz i brali prysznic, ale smoki miały swoje potrzeby. Potem zeszli na dół akurat na czas kolacji. Jak tylko wszyscy skupili swoją uwagę na ich złączonych dłoniach, Mick wiedział, że stało się. Zjawili się w dobrym czasie, albo też Brian wiedział, gdzie byli, ponieważ przy stole byli tylko członkowie rodziny. Mick przełknął mocno – rodziny, do której teraz należał. Albo przynajmniej miał nadzieję, że tak jest i że go zaakceptują. Lester pochylił się i uścisnął rękę Micka. - Oczywiście, ze cię zaakceptują. Jesteś moim partnerem. - A co, jeśli pomyślą, że nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie? - Dlaczego mieliby tak myśleć? Gdybyś nie był wystarczająco dobry, nigdy nie zostałbyś wojownikiem mojego brata. - O, mój Boże, oni robią tę umysłową gadkę, prawda? – wtrącił się niegrzecznie Nicolas. - To partnerska rozmowa i jest najcudowniejszym darem – odparł tęsknie Brian.
~ 39 ~
To kazało Mickowi zastanowić się, czy ich przywódca nie czuje się trochę samotny. To było coś, o czym nigdy wcześniej nie myślał. Przeważnie dlatego, że Brian wydawał się być taki pewny siebie i odpowiedzialny. Ale teraz, gdy Mick się nad tym zastanowił, uświadomił sobie, że ich przywódca czasami musiał być samotny. - Więc nie macie nic przeciwko temu? – zapytał Lester, wciągając Micka w opiekuńczy uścisk. Duncan prychnął. - Proszę. Lata temu wiedzieliśmy, że to nadejdzie. Byliśmy tylko zdziwieni, że Mick nie poszedł z tobą, kiedy odszedłeś. - Nie byłem pewny, czy by mnie chciał – przyznał Mick, zanurzając twarz w zgięciu szyi Lestera, żeby ukryć swoje zażenowanie. - Żartujesz sobie? Lester był taki zwariowany na twoim punkcie, że byłem oszołomiony, że nie błagał cię, żebyś z nim poszedł – dodał swoje dwa grosze Nicolas. - Nie sądziłem, że pójdzie ze mną – powiedział Les, gładząc ręką plecy Micka w miłosnym geście. - O, cholera. Teraz będą tacy jak Duncan i Trent – wzdrygnął się Nicolas. – Nie potrafiący utrzymać rąk i tak dalej. - Co w tym złego? – zapytał Trent z uśmiechem. - Nic poza tym, że to staje się irytujące po, och, jakiś dwóch minutach. Trent wycelował w Nicolasa. - Tylko poczekaj aż sam spotkasz swojego partnera. Wtedy będzie inaczej. Nicolas przewrócił oczami. - To się nigdy nie stanie. Nie jestem w nastroju tak szybko się ustatkować. - Zobaczymy – powiedział złowieszczo Trent. Nicolas zwęził oczy na swojego szwagra. - Czy to jest jakiś czarodziejski bzdurny bełkot, którym sobie ze mną pogrywasz? Trent okręcił się i ruszył w stronę stołu.
~ 40 ~
- Nicolas, wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił. Obiecałem nigdy nie używać magii na twój tyci mózg. - Pewnie, że się ośmielisz – odparował Nicolas zanim zamilkł na chwilę. – Hej, czy właśnie nazwałeś mnie głupim? - Coś w tym stylu. Przekomarzanie się trwało przez całą resztę posiłku. Wkrótce Mick i Lester dołączyli również i było tak jak powinien wyglądać rodzinny posiłek. Mick nie przypominał sobie, kiedy był bardziej zadowolony i szczęśliwy, nawet jeśli wiedział, że wciąż mają mnóstwo pracy przed sobą, żeby przygotować Lestera na spotkanie z jego wrogami.
Tłumaczenie: panda68
~ 41 ~
Rozdział 6 Następne kilka tygodni wydawały się przelecieć niezauważone. Rankami, Lester tkwił w bibliotece, czytając stare, nudne księgi. Które czasami nawet były ciekawe, chociaż jeszcze nie sięgnął do tych elfickich. Wciąż leżały na spodzie, wzywając go – niczym rodzaj wyzwania, które chciał podjąć, ale jednocześnie odwlekał to z jakiegoś dziwnego powodu. Popołudniami, pracował z Mickiem. Podczas gdy Lester nie był w stanie wezwać swojego smoka, mógł poczuć jak porusza się pod powierzchnią, po prostu drapiąc, żeby się wydostać. I zamiast to go zachęcić, tylko jeszcze bardziej frustrowało. Czuł, jakby był taaaaak blisko, ale zawodził w ostatniej chwili. Pewnego popołudnia, Lester stracił swoją zimna krew i przywalił w pobliskie drzewo, w wyniku czego otarł sobie kostki. Mick sięgnął, wziął jego dłoń i pocałunkiem złagodził ból. - Wściekanie się nic nie pomoże. Twój smok będzie wiedział, kiedy nadejdzie czas, by wyszedł. - A co jeśli to się nigdy nie stanie? – wychrypiał Lester, w końcu wypowiadając swój największy strach. Wciąż trzymając rękę Lestera, Mick pocałował ją jeszcze raz. - Stanie się. Czasami, kiedy się pieprzymy, mogę zobaczyć jego przebłyski w twoich oczach. Już się nie może doczekać, żeby wyjść. Lester zaśmiał się sucho. - No cóż, miejmy nadzieję, że kiedy to zrobi, ty będziesz na górze. Jeśli nie, to może być dla ciebie trochę niekomfortowe. Mick prychnął śmiechem, klepiąc Lestera po piersi. - Nawet nie żartuj na ten temat. Aż dostaję dreszczy na samą myśl o tym. Lester uniósł go i okręcił wkoło.
~ 42 ~
- Jakbym kiedykolwiek mógł skrzywdzić mojego partnera w ten sposób. Zbyt cenię sobie ten tyłek. - Tylko tyłek, hm? Pozwoliwszy Mickowi zsunąć się po swoim ciele, Lester umieścił gorący pocałunek na ustach Micka. - Nie, cenię każdy cal ciebie, Mick. Wiesz to.
***
Lester westchnął na myśl o tamtym cudownym dniu. Było trochę trudno, teraz kiedy kolejny raz był uwięziony z tymi wszystkimi starymi księgami Trenta. Czy to była wyobraźnia Lestera, czy te cholerne rzeczy się mnożyły? Gdyby nie wiedział, przysiągłby, że młody czarodziej wkradał się tu w nocy i podkładał więcej, żeby przedłużyć tortury Lestera. Lester skończył jedną o Albercie Nie Tak Zaszczytnym i jak przegrał wielką bitwę o Dark Waters ze smokami z powodu swego przerośniętego ego. Osobiście, Lester uważał, że stało się tak, ponieważ facet był palantem, który nie rozróżniał tyłka od łokcia. Ale hej, kim był, żeby tak mówić? Był po prostu półkrwi bękartem. Co on tam wiedział? Wyciągnął następną księgę ze stosu leżącego przed nim i Lester uświadomił sobie, że to była pierwsza elficka. Jego oddech zamarł w piersi, serce zaczęło tak mocno walić, że fizycznie mógł je usłyszeć. Drżącymi rękami otworzył ją. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale coś głęboko w nim, mówiło mu, że to będzie niesamowite i że jego życie nigdy już nie będzie takie samo. Mała, tchórzliwa część niego chciała zawołać Trenta, żeby był razem z nim w tym momencie, ale Lester miał poczucie, że czarodziej już jest blisko i patrzy. Lester spojrzał na otwarte strony, spodziewając się zobaczyć nic więcej jak bełkot, ale ku jemu zaskoczeniu litery zaczęły świecić. Nie takim normalnym światłem, ale jasnozłotym odcieniem, który rozszedł się po całym pokoju. W tym samym czasie, litery zaczęły przekształcać się w język, który Lester rozumiał. Odkrył, że jego usta poruszają się szybko, gdy wymawiał słowa, nie dlatego, ~ 43 ~
że chciał powiedzieć je głośno, ale dlatego, że musiał je wypowiedzieć. To było tak, jakby przez całe swoje życie czekał, żeby je wymówić, a teraz ten czas nadszedł i nie potrafił wystarczająco szybko wysłowić zaklęcie. Na jego ramieniu wylądowała ręka i przy uchu Lestera odezwał się głos Trenta. - Świetnie ci idzie. Tylko trochę zwolnij. Więc Lester wziął głęboki wdech i zmusił się do wolniejszego mówienia, poświęcając czas na staranne wymówienie każdego słowa. W pokoju zerwał się wiatr, rozrzucając w każdą stronę luźne papiery. Złote światło również zaczęło szaleć, sprawiając, że znaleźli się w środku jakiegoś wielkiego magicznego wiru. To powinno być przerażające jak diabli, ale z jakiś powodów, Lester uznał to za bardzo piękne. Kiedy Lester dotarł do końca zaklęcia, wszystko się uspokoiło. Złote światło znikło, papiery opadły na ziemię, wiatr ucichł. Obrócił się do Trenta, który uśmiechał się jak pomylony i zapytał. - Co to, do diabła, było? - Właśnie udało ci się wypowiedzieć swoje pierwsze zaklęcie. Lester wciągnął drżący wdech. - Nie przyszło ci na myśl, dać mi jakieś ostrzeżenie? - Nie mogłem. To tak nie działa. Nagle do pokoju wbiegli Nicolas, Brian, Duncan i Mick. Wszyscy z obnażonymi mieczami. - Co się tu, do diabła, dzieje? – ryknął Brian. Trent machnął na nich lekceważąco. - Nic wielkiego. Lester zrobił swoje pierwsze zaklęcie. Mick podbiegł i mocno uścisnął Lestera. - Jestem z ciebie taki dumny. Trent zaczął kołysać się na piętach. - To jest coś o wiele większego niż myślicie. To znaczy, że możemy przejść do Czarnej Magicznej Misy. ~ 44 ~
- Co to jest? – zapytał Duncan. – I dlaczego nie wspomniałeś o niej wcześniej? - Ponieważ do tego potrzeba dwóch czarodziejów, a ja nie chciałem wzbudzać niczyich nadziei, gdyby nam się nie udało. Gdybym mógł położyć na niej moje ręce i użyć moich mocy połączonych z Lestera, możemy być w stanie wytropić, gdzie są ukryte wszystkie smocze oczy. To będzie jak mapa. - Dlaczego nie powiedziałeś nam wcześniej? – powtórzył Brian. – Moglibyśmy porwać czarodzieja i zmusić go, żeby nam pomógł. - Jak już powiedziałem, nie chciałem rozbudzać niczyich nadziei. Do tego, ten drugi czarodziej musi być chętny. - Moglibyśmy go do tego zmusić – oznajmił Nicolas. - Wystarczająco chętny, żeby wspiąć się na małą górę, która jest chroniona przez gniazdo Harpii? Ponieważ tam właśnie jest ta misa. Musi być odzyskana przez dwóch czarodziejów. Jeden sobie nie poradzi. - A ponieważ jeszcze nie zmieniłem się w mojego smoka, musimy się tam wspiąć – powiedział głucho Lester. Duncan podszedł do niego i położył ciężką rękę na ramieniu Lestera. - Nie martw się. Będziemy tam, pomagając przez cały czas. Możemy zająć się kilkoma Harpiami. - Tak – dodał Nicolas – bułka z masłem. Nie będą wiedziały, co w nie uderzy. Trent wzruszył ramionami. - Mają rację. Ostatnia rzecz, jaką Harpie będą się spodziewały, to smoki i czarodzieje działający razem. To może tak odciągnąć je od nas, że będziemy w stanie zdobyć magiczna misę z nienaruszonymi tyłkami. - O dzięki, od razu czuję się lepiej – powiedział Lester z nerwowym śmiechem. Mick zbliżył się do niego i uścisnął Lestera. - Będę tuż obok, kochany. Będę tam, by chronić cię przez cały czas. Jakoś, jego wsparcie sprawiło, że Lester poczuł się lepiej niż wszystko, co inni powiedzieli. Zatonął w objęciach Micka, biorąc pociechę z dotyku partnera. - Nigdy wcześniej nie widziałem Harpii. Jak bardzo są groźne? – zapytał Lester. ~ 45 ~
Trent posłał mu rozbawione spojrzenie. - Pomyśl o swoim najgorszym koszmarze, a potem pomnóż go dziesięć razy. To powinno przybliżyć cię do tego jak są brzydkie i podłe. Nicolas zadrżał. - Wbiegłem kiedyś na jedną w ciemnej alejce i od tamtej pory mam koszmary. - Dlaczego? Próbowała cię zaatakować? – spytał Lester. - Nie, gorzej. Chciała uprawiać ze mną seks. Nie ma dość piwa na tym świecie, żeby zmusić mnie do… tego. – Nicolas znowu zadrżał. - Dobrze ci tak za włażenie tam, gdzie nie powinieneś – skarcił go Brian. Nicolas posłał nikczemny uśmiech. - Ach, daj spokój. Facet musi gdzieś się zabawić. Nie cierpię rozwiewać twoich złudzeń, ale tutaj czasami jest nudno jak cholera. - No cóż, niedługo będzie dość ekscytująco. Zbierajmy się i chodźmy zabawić się z Harpiami – stwierdził Brian wychodząc z pokoju. - Wow, nie traci czasu, prawda? – powiedział Lester jak tylko Brian zniknął. Duncan potrząsnął głową. - Nie wtedy, gdy chodzi o smoki, które są uwięzione z powodu przetrzymywania ich smoczych oczu. Odkąd to przytrafiło się mnie, to stało się dla niego osobistą sprawą. - Co mam zrobić, żeby się przygotować? – zapytał Lester, gdy runął na niego ogrom sytuacji. Oni wszyscy liczyli na niego – na bękarta. Na dziecko, którego unikano i odpychano przez całe życie. Teraz miał stanąć do walki po zaledwie kilku tygodniach wtłoczonego w niego szkolenia, i Lester tak naprawdę nie wiedział, czy sobie poradzi. Ale wiedział jedno – nie zawiedzie ich. Nie wtedy, gdy wszyscy tak bardzo na niego liczyli. Trent przekartkował księgę aż doszedł do właściwej strony. - Musisz zapamiętać to zaklęcie. To będziemy musieli powiedzieć, kiedy dojdziemy na szczyt góry i dotkniemy Czarnej Magicznej Misy. Tak właśnie wykorzystamy ją naszymi mocami. Ale musimy powiedzieć to razem, nie możemy nic popsuć ani pomylić się w słowach. ~ 46 ~
- Tylko bez nacisków – mruknął Lester pod nosem. Usiadł i zaczął uczyć się zaklęcia. Oczywiście nie mogło być krótkie – było długie na milę i tak pełne odnośników do drugiej osoby jak razem wzięty Szekspir i Biblia. Lester nie sądził, żeby zapamiętał to na czas. A potem pomyślał o tych wszystkich biednych smokach, które były więzione i jak będą w stanie im pomóc. Wiedział, że nie ma wyboru. Musiał to zrobić, ponieważ bękart czy nie, był ich jedyną nadzieją. Roześmiał się sarkastycznie. Żałował tylko, że jego macocha nie żyła wystarczająco długo, żeby to zobaczyć. Dobrze by jej zrobiło, gdyby chociaż raz w życiu, spłonęła zażenowaniem. Wokół Lestera zapanował chaos, gdy pojawili się smoczy wojownicy, przygotowując się do bitwy. Robił, co mógł, żeby się wyłączyć, by mógł skoncentrować się na zapamiętaniu zaklęcia. To była cholernie dobra rzecz, że jego pamięć była bliska perfekcji, bo inaczej byliby w dużych kłopotach. Kiedy Lester czytał dziesiąty raz, w końcu dobrze je opanował. - Jak idzie? – zapytał Brian, podchodząc i kładąc rękę na ramieniu Lestera. - Nie daliście mi zbyt dużo czasu – wytknął Lester. - Wiem, ale podczas gdy tu rozmawiamy, tam mogą umierać smoki. - Naprawdę jesteś beznadziejny, kiedy chodzi o nie naciskanie ludzi. Wiesz to, prawda? – powiedział Lester. - Próbuję nad tym pracować. A teraz, zapamiętałeś już to czy nie? - Jak daleko jest ta Dolina Harpii? – spytał Lester, nawet nie będąc pewnym, czy tak się nazywa czy nie. - Jakąś godzinę jazdy. - To chodźmy, do tego czasu powinienem już mieć to w głowie. - Jesteś pewny? - A czy mam inny wybór? Brian zamarł i posłał mu smutne spojrzenie. - Przykro mi, że to wszystko tak cię przytłoczyło. Nie takiego chciałem twojego powrotu do domu.
~ 47 ~
- Taa, biorąc pod uwagę, że w ogóle nie myślałem o powrocie do domu. Brian przesunął się i zajął krzesło naprzeciw Lestera. - Chcę, żebyś wiedział, że zawsze uważaliśmy cię za równego, pomimo tego, co mama i tata powiedzieli czy zrobili. Nigdy nie uważałem cię za nikogo innego jak jednego z moich braci, tak samo Duncan i Nicolas. - Ale ja nie jestem taki jak oni i obaj to wiemy. – Lester czuł się w obowiązku to powiedzieć. Skoro prowadzili już tak szczerą rozmowę, równie dobrze mógł wyłożyć wszystko na tacę. W ten sposób, będą mogli ruszyć do przodu i już nigdy nie oglądać się w przeszłość. - Nie, ty po prostu masz w sobie dodatkową pikanterię. To wszystko – odparł Brian z lekkim uśmiechem. – Posłuchaj, nie prosiłeś się o matkę czarodziejkę, tak jak my nie prosiliśmy o smoczą, więc dlaczego miałbyś się tego wstydzić? Jesteś naszym bratem, naszą rodziną, i nic nigdy tego nie zmieni. Żałuję tylko, że nie mogliśmy zrobić więcej, żeby cię chronić, kiedy byliśmy dziećmi. Nawet gdy będę żył tysiąc lat, to zawsze będzie mój największy żal. Lester był tak wzruszony słowami Briana, że nie wiedział jak je przyjąć. - Mówisz mi to wszystko, by dać mi kopa, żebym nie spieprzył, czy dlatego, że obawiasz się, iż możemy nie wrócić? Usta Briana wygięły się w krzywym uśmiechu. - Przyznaję, że w każdej bitwie, zawsze jest szansa, że nie wrócimy. Musimy się martwić nie tylko o Harpie, bo jestem całkiem pewny, że czarodzieje odgadną, dokąd idziemy i będą strzegli tego miejsca. Więc nie zamierzam kłamać i mówić, że to będzie łatwa misja. Ale nie dlatego ci to powiedziałem. Był już najwyższy czas, żebyś to usłyszał. Szczerze mówiąc, powinienem był ci to powiedzieć lata temu i wstydzę się, że tego nie zrobiłem. – Brian spojrzał na stół, gdzie leżały jego splecione dłonie. Lester sięgnął i chwycił je, ściskając mocno. - To nieważne. Powiedziałeś mi to teraz i co najważniejsze, powiedziałeś, kiedy najbardziej potrzebowałem to usłyszeć. Dziękuję.
~ 48 ~
Obaj wstali i uściskali się, Brian poklepał mocno Lestera po plecach. Jak tylko się rozdzielili, Lester mógłby przysiąc, że zobaczył jak Brian ociera oczy, ale nie mógł być pewny i nie zamierzał zawstydzać tym przywódcy. W drzwiach pojawił się Mick. - Wszystko spakowane i jesteśmy gotowy do wyjazdu. Brian zerknął na Lestera. - Jesteś pewien, że jesteś na to gotowy? Lester wziął głęboki wdech. - Tak, jestem. Chodźmy odwiedzić te Harpie.
Tłumaczenie: panda68
~ 49 ~
Rozdział 7 Jazda wydawała się trwać wieki, a jednak przeszła zbyt szybko, jeśli to miało jakiś pieprzony sens. Przez cały czas, Lester ciężko pracował, żeby zapamiętać to cholerne zaklęcie. Chociaż był całkiem pewny, że już je pamięta, chciał mieć absolutną pewność, ponieważ nie sądził, żeby mieli drugą szansę. Jechali Hummerami zamiast zwykłymi vanami i Lester wkrótce zobaczył dlaczego, kiedy zjechali z drogi w gęsty las, który wydawał się otaczać większość terenów wokół ziem smoków. Chociaż ukrycie było wygodne – skrywało ich przed wścibskimi ludzkimi oczami, kiedy latali – ale było to również atrakcyjne miejsce dla niepożądanych. W tym przypadku, Harpii. Kiedy zajechali do podstawy małej góry, Lester spojrzał w górę i mógł zobaczyć małe latające figurki wokół szczytu. Ponieważ były zbyt małe na smoki, mógł tylko przypuszczać, że to były stworzenia, z którymi wkrótce będą walczyli. - To są samice? – zapytał. - W teorii, chociaż nie ma w nich niczego kobiecego. Są dziesięć razy silniejsze niż większość mężczyzn, więc bądź na to gotowy – poinformował go ponuro Duncan. - Spójrzcie. Mamy również komitet powitalny, tak jak się spodziewaliśmy – powiedział Maddox, wskazując na małą grupkę czarodziejów, stojących u podstawy góry. - Szybko! Załatwmy ich zanim będą mogli wezwać wsparcie! – rozkazał Brian. - Tak, jakbyśmy nie dali im rady, gdyby to zrobili – odparł Maddox z dzikim uśmiechem. On i kilku innych wojowników przekształciło się w smoki i zaatakowali czarodziejów. Czarodzieje odpowiedzieli strzelając magią i wkrótce rozgorzała pełna walka. Lester był zahipnotyzowany i przerażony tym widokiem. Nigdy wcześniej nie był tak blisko tak poważnej walki. Trent chwycił go za ramię.
~ 50 ~
- Chodź! Musimy zacząć się wspinać. Magiczna misa będzie na szczycie. - Nie powinniśmy użyć jakiegoś profesjonalnego wspinaczkowego sprzętu czy coś? Co jeśli spadniemy? – pytał Lester, czując jak ogarnia go panika. Trent posłał mu żartujesz sobie spojrzenie. - Będziemy krzyczeć i mieć nadzieję, że któryś ze smoków nas złapie. A teraz chodźmy. Nagle, Lestera naszła tęsknota za jego starym życiem, gdzie wszystko, o co musiał się martwić, to dotarcie na czas na swoją zmianę na ostrym dyżurze i czy ma mleko do płatków na swoje śniadanie. Potem przypomniał sobie o tych wszystkich, liczących na niego, smokach i wszedłszy na pierwszy stopień, zaczął się wspinać. Z początku to nie było łatwe. Po pierwsze, nigdy nie wspinał się na nic wyższego niż schody, a to i tak tylko wtedy, kiedy winda była nieczynna. Kolejnym problemem były Harpie, które wciąż do nich dolatywały. Zbliżały się i próbowały ich złapać, żeby oderwać od skał. Tylko dzięki smokom, które zionęły w nie ogniem, sprawiało, że te diabły się wstrzymywały. I diabły było miłym słowem. Nicolas nie żartował, kiedy mówił, że są wstrętne. Wyglądały jak człekopodobne kozy ze skrzydłami, tylko że z długimi, skołtunionymi brązowymi włosami i czerwonymi, błyszczącymi oczami. Również ich skrzydła były ohydne. Wielkie, brązowe i pełne gnijących dziur, z których sączyły się ropa i krew. Na palcach miały długie czarne szpony, którymi chciały złapać Trenta i Lestera. Pomimo pomocy smoków, zanim dotarli do połowy góry, tył koszuli Lestera był w strzępach i czuł ciepłą lepkość, która mogła tylko oznaczać, że krwawił. Nawet nie chciał myśleć, jakie infekcje mógł złapać od tych suk. Jakoś nie widział w nich typu, który ustawia się w kolejce, by umyć ręce przed i po posiłku. Lester wyciągnął rękę, żeby chwycić się skały, ale od tyłu spadła na niego Harpia i oderwała spory kawałek ciała z jego nadgarstka. Krzyknął z bólu, ale nie ośmieli się puścić. Nie wtedy, kiedy nie wiedział, co czekało na niego na dole. - Nic ci nie jest? – W jego głowie rozległ się głos Micka. - Nic. Martw się o siebie, kochany – pospieszył zapewnić go Lester. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to żeby Mick dał się zabić, ponieważ martwił się o Lestera. Lester nie sądził, żeby był w stanie żyć sam ze sobą.
~ 51 ~
Znowu zaczął się wspinać, przez cały czas świadomy, że Trent jest obok niego, równie pokaleczony, co on. I kiedy Lester był już pewny, że nigdy nie dotrą na szczyt, zobaczył to – misę. Nie wiedział, czego się spodziewać, ale z pewnością nie jakiegoś poobijanego starego spodka, który miał niecałe trzydzieści centymetrów średnicy. Jedyną rzeczą, jaka spełniała oczekiwania to, że była czarna, chociaż wyblakła. - Widzisz to? – wykrzyknął Lester. - Tak! Nie zaczynaj wypowiadać zaklęcia, dopóki obaj jej nie dotkniemy, bo inaczej nie zadziała – odpowiedział Trent. Lester przewrócił oczami. Taa, rozumiał to. Obaj musieli dotykać tej cholernej rzeczy. Trent powtarzał to tak wiele razy, że Lester chciał zaoszczędzić mu problemu i po prostu wytatuować sobie to zdanie na tyłku. Lubił swojego szwagra, ale do cholery, czasami potrafił być zrzędą. I naprawdę, kto się nie spieszył, kiedy Harpie próbują zjeść cię na obiad? W końcu obaj doszli na szczyt i wyciągnęli się, żeby mogli dotknąć misy, która była mocno osadzona w skale. Trent spotkał się wzrokiem z Lesterem i skinął głową, a potem zaczęli zaklinanie. Jak tylko zaczęli, słowa potoczyły się gładko z ust Lestera, tak jakby urodził się, żeby je wypowiedzieć. Zapomniał nawet o Harpiach i bitwie toczącej się wokół nich. Wszystko, co się liczyło, to magia dziejąca się między nim i Trentem. Potem równie szybko znaleźli się na końcu zaklinania. Misa wydała głośny, piskliwy odgłos i wtedy Trent ją puścił. Lester i Trent mieli jasna cholera, naprawdę to zrobiliśmy chwilę zanim doszli do siebie. Trent schował misę do torby, którą miał przewieszoną przez ramię na tę okazję. - Będziesz w stanie zejść z tym na dół? Wygląda na dość ciężką – stwierdził Lester. Nie tylko to, bo Trent wydawał się przyjąć równie dużo ran od Harpii, co on. Zejście na dół będzie dla nich obu piekłem. Trent postukał się w skroń. - Właśnie rozmawiałem z Duncanem. Zorganizuje nam przejażdżkę. Harpie zostały przerzedzone, więc tak będzie bezpieczniej. Poza tym, zaklęcie nic nie mówiło, że będziemy musieli zejść na dół, tylko się wspiąć.
~ 52 ~
Lester odetchnął z ulgą. - Mądrala. Nie sądzę, że mieliśmy przeżyć podróż na dół. Ledwie te słowa opuściły jego słowa, gdy nagle znikąd pojawiła się Harpia. Złapała Trenta przez środek piersi i wyrzuciła w powietrze poza szczyt góry. - Trent! – krzyknął Lester, patrząc znad krawędzi. Rozejrzał się gorączkowo, żeby zobaczyć czy nie nadlatuje któryś ze smoków, ale wydawało się, że tego nie zauważyli. To zostawiało tylko jeden wybór – jego. Wziąwszy głęboki wdech, Lester skoczył. Miał tylko nadzieję, że jego smok nie zawiedzie, kiedy go potrzebował. Mick obiecał, że smok Lestera pojawi się, kiedy będzie najbardziej potrzebny i jeśli nadszedł ten czas, to było teraz. Nie tylko życie Lestera od tego zależało, ale również Trenta. Do tego, mógł się założyć, że magiczna misa także nie przeżyje upadku. Kiedy ziemia zaczęła niebezpiecznie się zbliżać, Lester poczuł jak zaczyna opanowywać go panika. O rany! Może tym razem naprawdę spieprzył. Ale kiedy właśnie przygotowywał się do końcowego dużego roztrzaskania się, poczuł to – transformację. Nie była bolesna jak się spodziewał. Tak naprawdę, to było przyjemne odczucie, jakby milion bąbelków tańczyło po jego ciele. To trwało tylko sekundę i już był w postaci smoka. Nie miał nawet czasu cieszyć się z tego, że zadziałało. Zamiast tego wyciągnął swoje przednie łapy i pazurami delikatnie złapał Trenta zanim ten spadł na ziemię. Potem Lester musiał odbić w lewo, żeby uniknąć małej grupki Harpii, która jeszcze została. Otworzył pysk i zionął na nie ogniem. Tyle tylko, że jego ogień był dziwnie zielony zamiast normalnie czerwono-pomarańczowy jak u innych smoków. Musiał być również bardziej gorący, ponieważ po prostu nie spalił Harpii, tylko roztopił je na miejscu. A potem zaczęli pomagać smokom walczyć z czarodziejami pod górą. Kiedy zostało już tylko kilku tych drani, Lester zdecydował się użyć na nich swojego ognia. Miał ten sam efekt. - Co. To. Do. Cholery. Było? – wydyszał Maddox, tak oszołomiony, że upuścił swój miecz i cofnął się kilka kroków. Mick zmienił się z powrotem w swoją ludzką postać i uśmiechnął się. ~ 53 ~
- To mój partner. Wszyscy zmienili się z powrotem w ich ludzkie postacie, a Lester był ostatnim z nich. Pierwsze słowa, jakie wyszły z jego ust to, Jaki miałem kolor? Maddox wskazał na stos prochów czarodziejów i powiedział. - Zrobiłeś to, a chcesz wiedzieć, jaki miałeś kolor w swojej smoczej postaci? - Oczywiście, zawsze się zastanawiałem, że jeśli kiedykolwiek się zmienię, jak będę wyglądał. – Lester wzruszył ramionami. Mick uściskał go mocno. - Jesteś purpurowy, z czarnym pasem wzdłuż grzbietu, i jesteś piękny. Maddox jednak nie skończył z zielonym płomieniem. - Chłopie, jak do diabła to zrobiłeś tym ogniem? Trent podszedł bliżej do czarodziejów i przyglądał im się, pokazując, że jest o wiele odważniejszy niż reszta nich, ponieważ smród był naprawdę silny. - Myślę, że to dlatego, iż Lester ma również magię w swojej krwi. To daje mu dodatkowego kopa. - Co czyni z niego jednoosobową broń do kopania tyłków będącą po naszej stronie – skwitował Maddox. - To również czyni z niego cel do polowania – powiedział ponuro Brian. Żołądek Lestera ścisnął się na proroctwo brata, ponieważ wiedział, że to prawda. Jak tylko rozejdzie się wieść o smoku, który również włada magią, będzie dla wszystkich celem. To nie będą tylko czarodzieje – każde paranormalne stworzenie na tym świecie będzie chciało kawałek jego tyłka i to nie w dobry sposób. - Najpierw będą musieli zmierzyć się ze mną – powiedział przez ich więź Mick. - Tego właśnie się obawiam. Nie chcę, żebyś przez mnie został zraniony. - No cóż, to źle. Utknąłeś ze mną na całe życie. Tak to działa u partnerów. Lester przyłożył rękę do żołądka, gdy uświadomił sobie jak poważna była sytuacja. Ponieważ teraz, kiedy wziął Micka na swojego partnera, naprawdę nie było sposobu, żeby jeden przeżył bez drugiego. Tego po prostu nie było w więzi smoków. Będą robili
~ 54 ~
się coraz słabsi i umrą bez siebie. Więc nie ma ucieczki przed uratowaniem Micka od zagrożenia. Poza tym, Lester skończył z uciekaniem od swoich problemów. Jeśli czegoś się nauczył to, że ona nigdy niczego nie rozwiązuje. Tylko sprawia, że sprawy stają się gorsze. Nie, zostanie i zmierzy się z tym problemem; ze swoim partnerem i rodziną u swego boku. - Więc, co teraz robimy? – zapytał Lester Briana. - Po pierwsze, wracamy do domu i doprowadzamy się do porządku, a potem zobaczymy, czy ta misa zadziała. Jeśli tak, zaczniemy wychodzić jeden po drugim i ratować naszych braci smoków. Wsiedli z powrotem do pojazdów, a Lester skrzywił się odrobinę, ponieważ zmiana nie uleczyła najgorszych ugryzień i zadrapań od Harpii. Mick przesunął kojąco ręką po jego plecach. - Nie martw się, teraz kiedy się zmieniłeś, twoje wzmocnione smocze leczenie sprawi, że pozostałe rany szybciej znikną. - Palą jak diabli. Nawet nie chcę myśleć, jakie cholerstwo pozostawiły te pazury razem z nimi. Mick posłał mu życzliwe spojrzenie. - Prawdopodobnie żadne. Chociaż widziałem trupy po ich zabójstwach. Wyglądały naprawdę paskudnie Lester zadrżał. Teraz, cały ten syf był pod jego skórą, rozchodząc się. Pewnie, mógł mieć smoczą zdolność leczenia, ale miał również pielęgniarskie doświadczenie i ono krzyczało do niego, żeby wziął środek znieczulająco-odkażający i zaczął się szorować. Podróż do domu wydawała się trwać jeszcze dłużej niż przedtem i zanim dojechali, było już ciemno. Lester umierał z głodu, był zmęczony i obolały. Oparł się o Micka dla wsparcia, gdy wysiedli i ruszyli w stronę rezydencji… Ups, wiejskiego domu. Jakoś, Lesterowi udało się wejść po schodach i do kuchni. Kilka smoków, które pracowały jako prowizoryczni medycy, ściągnęło z niego koszulę i zaczęło obmywać rany na jego plecach. W międzyczasie, dwóch innych przygotowywało jedzenie dla wszystkich.
~ 55 ~
Jedyną rzeczą, która powstrzymywała Lestera od pochylenia głowy na stół i zaśnięcia, to było szczypiące odczucie czyszczonych przez nich ran. Jeden z medyków, spokojny, cichy, młody smok o imieniu Alex, mruczał słowa przeprosin. To jednak nie powstrzymywało go od ścierania skóry Lestera. Więc Lester po prostu zacisnął zęby i przyjmował to. Jako pielęgniarz, wiedział, że to jest zło konieczne. Musieli się upewnić, że nie pozostanie żadna infekcja. Kiedy przeszli do nadgarstka, to była najgorsza część. Mick musiał przy tym trzymać jego drugą rękę. Lester modlił się przez cały bolesny proces, żeby Harpia, która mu to zrobiła, była wśród tych, które osobiście spalił. Jeśli tak, przynajmniej mógł odpłacić się za cały ból, jaki wywołała. Naprzeciw niego przez stół, Trent otrzymywał takie same zabiegi. Lester musiał mu oddać, przyjmował to po prostu stoicko. Ani razu nie wypowiedział słowa skargi, chociaż widząc pot perlący się na jego czole, również był w świecie bólu. W końcu, obmywanie i bandażowanie skończyło się i do stołu przyniesiono jedzenie. Wszyscy rzucili się jak głodna horda. To nie było nic specjalnego, po prostu gulasz z chlebem, ale to był najlepszy posiłek, jaki Lester kiedykolwiek jadł. Kiedy skończyli, Lester zapytał Briana. - Co teraz? Napotykając spojrzenie z Lesterem, Brian odpowiedział. - A teraz, zobaczymy czy to wszystko było tego warte. Dajmy tej magicznej misie szansę.
Tłumaczenie: panda68
~ 56 ~
Rozdział 8 Po tym jak Trent dał Lesterowi nowe zaklęcie do zapamiętania, tym razem o wiele krótsze, ponownie zebrali się w bibliotece. Kilka smoków już tam było i wtedy Lester uświadomił sobie, że prawdopodobnie wielu z nich miało wśród zaginionych swoich członków rodziny. To wywołało u niego smutek i przypomniało o tych ciężkich latach, kiedy to oni nie mieli pojęcia, gdzie jest Duncan. To było takie trudne, ta niewiedza czy żyje czy nie, jest bezpieczny czy cierpi od ręki jakiegoś bezwzględnego właściciela. Misa stała na środku stołu i już była wypełniona wodą. Trent usiadł po jednej stronie, Lester zajął krzesło naprzeciw niego. Świeciło się również kilka białych świec i pokój nabrał od nich spokojnej atmosfery. - Gotowy? – zapytał Trent. Wziąwszy głęboki wdech dla uspokojenia swoich nerwów, Lester skinął głową. On i Trent złączyli ręce nad misą i zaczęli odmawiać zaklęcie. Jak przedtem, chociaż język był dla niego obcy, słowy wymykały się bez wysiłku z ust Lestera. Chociaż oczy miał zamknięte, słyszał nucący dźwięk dochodzący od misy. Mógł również wykryć sapnięcie szoku wydobywające się z otaczających ich smoków. Jednak nie pozwolił, żeby cokolwiek z tego go rozpraszało. Lester był skupiony na zaklęciu i kontynuował je. W końcu wypowiedzieli ostatnie słowa i Lester otworzył oczy, żeby zobaczyć, czy zaklęcie zadziałało. Kiedy zobaczył magiczną misę, jego oddech uciekł. Nie był pewny, czego się spodziewać, może jakiejś małej mapy albo coś, ale to było coś więcej. Otrzymali nie tylko dokładne lokalizacje wszystkich smoków, ale również ich małe obrazy. Przebłyski tego, przez co w tej chwili przechodzą. Jeden był smagany batem za karę. Kolejny, taki mały i niewinnie wyglądający, był zwinięty w kulkę. I miał do swojej kostki przymocowany wielki łańcuch. Następny był zmuszany do kłaniania się swojemu panu czarodziejowi. Każdy z tych obrazków sprawiał, że Lester czuł coraz większe mdłości w żołądku.
~ 57 ~
- Bogowie – odetchnął Trent. – Od którego zaczniemy? - Od tego – powiedział stanowczo Nicolas. Wskazał na małego smoka z łańcuchem wokół kostki. Lester chciał zapytać dlaczego, ale coś we wzroku brata kazało mu zamknąć usta i tylko kiwnąć na zgodę. Mogli zacząć od tego małego. Brian musiał dojść do tego samego wniosku, ponieważ miał trochę zdezorientowany wyraz na twarzy zanim w końcu wolno skinął głową. - Okej, zatem jutro wyjeżdżamy. - Dziękuję – powiedział zdawkowo Nicolas. Potem opuścił pokój i pomaszerował schodami, a kilka sekund później trzasnęły jego drzwi. - Zastanawiam się, o co tu chodziło? – zapytał Lester. Duncan wzruszył ramionami. - Twoje zdziwienie jest takie samo jak moje. Ale przynajmniej wiemy, skąd zacząć. Brian klasnął w dłonie. - Okej, wszyscy do łóżek. Przed nami pracowity tydzień.
***
Kiedy weszli do ich sypialni, Mick musiał cały zebrać się w sobie, żeby nie zgarnąć Lestera i zatwierdzić go na miejscu. Odkąd zobaczył jak Lester spada z tej góry, podczas gdy sam był zbyt daleko, żeby coś zrobić, Mick był na krawędzi. Dzisiaj prawie stracił swojego partnera. Jego smok był zły, przerażony i zraniony, i tylko jedna rzecz mogła go uspokoić – zdominowanie Lestera. Mick miał tylko nadzieję, że Lester będzie chętny i pełen zrozumienia. Lester podszedł do brzegu materaca, a potem obrócił się i posłał Mickowi diabelski uśmieszek. - Masz zamiar pieprzyć mnie do utraty zmysłów. Prawda? Zwinąwszy ręce w pięści, Mick zapytał. ~ 58 ~
- Skąd to wiesz? - Twoje zachowanie praktycznie to krzyczy. Do tego, mogę czytać w twoich myślach, zapomniałeś? Przyłapany! - O, taak! Prawie zapomniałem o tej części. Lester obrócił się całkowicie i wyciągnął ramiona. - To, na co czekasz? Chodź i weź to. Mick nie potrzebował drugiego zaproszenia. Z dzikim warknięciem podszedł, otoczył i przyciągnął Lestera. Wylądowali na łóżku, ich usta spotkały się w niezgrabnym starciu zębów i warg. - Potrzebuję cię. Pragnę cię – powiedział Mick, zdzierając z Lestera ubranie. - Masz mnie – zapewnił go Lester. Mick był w szale. Rozebrał ich, ale ich ubrania już nie nadawały się do założenia. Nie, żeby dbał o to w tej chwili. Wszystko, co chciał, to mieć Lestera nagiego i pod sobą, i to właśnie Mick zrobił – w rekordowym czasie. Jak tylko miał Lestera nagiego, Mick zatrzymał się na chwilę i przyjrzał się, rozłożonej przed sobą, zdobyczy. Przesunąwszy dłonią po mostku Lestera, Mick oznajmił. - Wiesz jak bardzo cię kocham? Lester potrząsnął głową. - Nie sądzę, żebyś wcześniej mi o tym powiedział. - Kocham cię bardziej niż samo życie i kiedy dzisiaj zobaczyłem jak spadasz, pomyślałem, że część mnie umarła. Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - Spróbuję. – Lester wziął dłoń Micka i umieścił pocałunek na wierzchu. – Ja też cię kocham. Przez Micka przepłynęła fala radości, ale to nie oznaczało, że odpuści Lesterowi pieprzenie jego życia. Zanim skończy, jego partner będzie obolały w więcej niż jednym miejscu i wtedy będzie już wiedział na pewno, do kogo należy.
~ 59 ~
Ale to również nie znaczyło, że nie będzie najpierw gry wstępnej. Mick nie był skąpy w seksie – lubił gry i zabawy tak samo jak ten facet pod nim. Sięgnąwszy w dół, złapał fiuta Lestera. - Co my tu mamy? Lester jęknął. - Dokładnie wiesz, co to jest, ty wielki zgrywusie. - Może weźmiesz tubkę nawilżacza, podczas gdy ja troszkę się zabawię? Lester jakoś zdołał wyciągnąć swoje ciało, żeby chwycić nawilżacz, jednocześnie nie wysuwając swojego fiuta z uścisku Micka. Mick postanowił nagrodzić jego dobre zachowanie, dając główce fiuta Lestera kilka liźnięć. Lester krzyknął. - Cholera, to takie dobre. - Powinno być, kochany. Mick wyrwał tubkę z ręki Lestera, otworzył i wycisnął trochę żelu na palce. Potem zwrócił swoją uwagę na fiuta Lestera. Rozchylił usta i Mick powoli wziął długość Lestera. W tym samym czasie, Mick sięgnął pod Lestera i okrążył jednym palcem jego ciasne otwarcie. Mick otoczył je kilka razy zanim powoli zatopił się do środka. Lester sapnął, jego ciało wygięła się nad łóżkiem. Jednocześnie, Mick zasysał i wycofywał się, tak że tylko czubek fiuta Lestera zostawał w jego ustach. Potem Mick rozluźniał szczęki, biorąc całego Lestera z powrotem, podczas gdy wbijał jeszcze raz palec. Mick utrzymując to samo tempo, dodał drugi palec, a potem trzeci. Do tego czasu Lester błagał o spełnienie i Mick wiedział, że jego partner jest tam, gdzie go chciał. Wypuścił więc fiuta Lestera ze swoich ust z pyknięciem, potem usunął palce i trzepnął Lester w tyłek. - Na czworaka. Lester podniósł się tak szybko, by spełnić polecenie, że omal nie zderzyli się z Mickiem głowami. Mick błyskawicznie uniknął uderzenia, a potem zajął pozycję za ~ 60 ~
swoim kochankiem. Ustawił kutasa i Mick pchnął. - Kocham cię. - Też… cię… kocham – odparł Lester, jego słowa wychodziły łamane, ponieważ Mick już dawał mu pieprzenie jego życia. Mick wiedział, że jest ostry, ale nie mógł się powstrzymać. Kontrolę przejął jego smok i chciał, żeby jego partner wiedział, że jest zatwierdzany. Mick złapał biodra Lestera w brutalnym uścisku i pieprzył go, wciskając w materac. Ale Lester wydawał się nie mieć nic przeciwko temu, zważywszy na okrzyki rozkoszy, jakie wydobywały się z ust jego kochanka. Lester nawet wypychał się do tyłu, żeby spotkać się z Mickiem w pół drogi, jego dłonie były zaciśnięte na pościeli, gdy trzymał się desperacko. - O tak, Mick, dawaj mocniej – zawołał Lester. Okej, to było zielone światło, jakie Mick chciał usłyszeć. Wzmocnił jeszcze bardziej uchwyt i zaczął pieprzyć mocniej. Warstwa potu pojawiła się na jego ciele, dźwięki ciała uderzającego o ciało wypełniły pokój, przerywane sporadycznymi jękami i warknięciami. W końcu, Lester wydał z siebie okrzyk, który był głośniejszy niż cała reszta i jego ciało zesztywniało, gdy doszedł. Gorące strumienie nasienia pokryły ekstrawagancką fioletową kołdrę pod nim. Widok i zapach były wszystkim, co potrzebował Mick, żeby runąć przez krawędź, więc z ostatnim pchnięciem również doszedł, a jego kutas wypełnił ciasne granice tyłka Lestera. Po tym jak doszli do siebie, umyli się, odrzucili brudną kołdrę na bok i wspięli się na łóżko. Lester wziął Micka w swoje ramiona i ułożyli się w wygodnej pozycji do przytulenia. - Tak się bałem, że dzisiaj cię stracę – powiedział Mick. - Wiem, ale nie straciłeś – zapewnił go Lester, bawiąc się palcami Micka. - Nie będzie łatwo walczyć u twojego boku, prawda? - Nie, ale damy radę. - Jak? ~ 61 ~
- Z miłością i odrobiną magii. Mick podparł się na łokciu. - Rzeczywiście powiedziałeś coś tak szalonego? Lester uśmiechnął się. - Tak, chyba tak. Co mogę powiedzieć? Dobry seks czyni mnie sentymentalnym. Mick zaczął się śmiać. - Tylko obiecaj, że nie będziesz robił tego zbyt często, a będzie w porządku. - Obiecuję zachować to tylko do sypialni. To była obietnica, z którą Mick mógł żyć.
Tłumaczenie: panda68
~ 62 ~