Susan Stephens
Prywatna wyspa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lefkis była jedynym miejscem, gdzie mógł się zrelaksować, ale dzisiaj
nawet tu nie było to możliwe.
Al...
8 downloads
3 Views
Susan Stephens
Prywatna wyspa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lefkis była jedynym miejscem, gdzie mógł się zrelaksować, ale dzisiaj
nawet tu nie było to możliwe.
Alexander Kosta, wybawca wyspy? Tak określił go burmistrz,
przemawiając do tłumu. Było to lepsze niż prawda, pomyślał Alexander.
Bezwzględny potentat, który wywęszył szansę na biznes; to nie brzmiało już
tak dobrze.
Jego wzrok wybiegł z pokrytego płótnem pawilonu do rozciągającego się
przed nim krystalicznie czystego błękitu morza. Zwrócił uwagę na to, jak woda
staje się szmaragdowa i nieco posępna wraz z odległością od brzegu, i jak
domki koloru migdałów, stłoczone wokół zatoki o kształcie podkowy, mocniej
rzucają się w oczy w późnopopołudniowym słońcu. Wyspa Lefkis była piękna,
w dziewiczym stanie, więc gdy tylko została wystawiona na sprzedaż, on był
już gotowy.
Rozproszył go widok młodej kobiety. Stała na dziobie starej łodzi
rybackiej, gapiąc się na niego. Kazał wcześniej pozbyć się z zatoki łodzi o
małym zanurzeniu, aby zrobić miejsce dla superjachtów, ale jakimś cudem
dziewczynie udało się tu zostać.
Ellie Foster - albo Ellie Mendoras, jak nazywała się sama ku czci
swojego zmarłego ojca Greka - została wybrana przez mieszkańców wyspy
jako rzecznik ich sprzeciwu przeciwko wizji rozwoju wyspy, którą on chciał
wcielić w życie. Ale nie znała historii stojącej za zakupem wyspy i nie miała
pojęcia, w co się pakuje.
Być może powinien się cieszyć, że została na swojej łodzi. Tłum
zachowywał się spokojnie, ale gdyby się do nich przyłączyła, to mogłoby się
zmienić. Jego urok osobisty był wspaniałą bronią w takich sytuacjach;
RS
malkontenci zmienią w końcu zdanie na temat zakupu wyspy.
Ponownie spojrzał na dziewczynę. Sama jej obecność tu była zniewagą.
Ubrana w bezkształtny strój roboczy kontrastowała z olśniewającymi
dziewczętami, które go otaczały. I jeszcze ten skrzywiony grymas na jej
twarzy.
Wszyscy tu uśmiechali się do niego bez przerwy. Charyzmatyczna siła
jego bogactwa działała na tych, których spotykał. Alexander Kosta był synoni-
mem sukcesu, z którego każdy chciał uszczknąć choć trochę dla siebie. Urodził
się w zwykłej chacie i wcześnie zrozumiał, że w życiu może być pewien tylko
rzeczy, na które sam zapracuje.
Obecnie mógł kupować, co tylko chciał, nawet wyspy. Po prostu dodał
Lefkis do listy posiadanych przedmiotów. Zaczął wyobrażać sobie powstanie
tu mini-Dubaju, w miejsce biedy i niezagospodarowanych gruntów. To cud, że
wyspa w ogóle przetrwała pod rządami jego poprzednika, Demetriosa Lindosa.
A ta Ellie powinna mu być wdzięczna. Wyścigi łodzi motorowych to
dopiero początek zmian na lepsze, które zamierzał wprowadzić. Powstaną ho-
tele, centra handlowe... Wszyscy na tym skorzystają, nawet ta buntowniczka na
łodzi.
Słysząc przypadkiem, jak kilku miejscowych szeptem krytykuje jego
plany, Alexander zacisnął zęby. No cóż, jeśli naprawdę nie byli w stanie
dostrzec, co on próbował dla nich zrobić...
Ellie właśnie wysiadała z łodzi. Chociaż była zbyt daleko, żeby
Alexander mógł dokładnie widzieć wyraz jej twarzy, jej zadarty podbródek nie
wróżył nic dobrego. Czy naprawdę była na tyle bezczelna, żeby doprowadzić
tu i teraz do konfrontacji? Cały świat oceniał go przez pryzmat tego, co
posiadał, i tego, co mógł jeszcze kupić, i wszyscy słuchali nabożnie, kiedy
zaczynał mówić.
RS
Patrzył, jak Ellie kroczy ku niemu. Jakby czytając w jego myślach, tłum
obrócił się w tym samym kierunku. Poczuł rosnące napięcie, jak przed burzą,
które za chwilę opadło. Ludzie nie byli pewni, jak mają się zachować. Dostali
próbkę jego hojności w postaci darmowego poczęstunku i atrakcji, które
zapewnił, i mieli ochotę na więcej. Pomimo wysiłków dziewczyny mających
na celu zakłócenie spotkania, czuł, że ludzie są gotowi, by go wysłuchać.
Tłum zaczął pozytywnie reagować na jego słowa. Wszystko skąpane było
w słońcu, podsycającym kolory chorągiewek łopoczących nad jego głową.
Wiatr ucichł, zamieniając morze w potulne jezioro. To była jego wyspa. Ten
spokój i to piękno należały teraz do niego. Ellie Mendoras popełniła swój
pierwszy w życiu poważny błąd. Jeśli naprawdę szuka guza, to go dostanie.
Zarabianie pieniędzy było jedynym talentem Alexandra Kosty, myślała z
pogardą Ellie. I pomimo wszystkiego, co udało mu się w życiu osiągnąć, ciągle
nie był zadowolony. I ciągle szukał nowych podbojów.
Lepiej, żeby trzymał chciwe łapska z dala od Lefkis, bo przysięgła, że
pozbędzie się go stąd, zanim macki jego imperium wycisną resztki życia z
wyspy, którą tak kochała.
Ale mimo wojowniczego nastroju serce Ellie kazało jej mieć się na
baczności. Nie była buntowniczką. Nigdy wcześniej nikomu się nie
sprzeciwiała. Żyła tu spokojnie, otoczona przez łagodnych ludzi, którzy
pomogli jej się pozbierać po okropnych doświadczeniach z Anglii, które ją
prawie zniszczyły.
I z tego właśnie powodu powinna im teraz pomóc. Być może mieszkańcy
wyspy zbytnio kojarzą ją z ojcem, Iannisem Mendorasem, prawdziwym
bohaterem, ale ona i tak ich nie zawiedzie. Raczej nie będzie w stanie
dorównać jego reputacji, ale przynajmniej nie zhańbi jego imienia.
RS
Alexander Kosta przyciągnął tłumy. Rynek był wypełniony po brzegi
miejscowymi i przyjezdnymi. Widziała go teraz wyraźnie.
I ten widok zatrzymał oddech w jej piersi. Jej serce zaczęło bić z
niewiarygodną prędkością - i nie chodziło tylko o to, jak bardzo był przystojny,
ale jak bardzo potężny się wydawał. Nie była na to przygotowana.
Twarz Alexandra stwardniała, gdy skończył przemawiać, i kobiety, które
w myślach nazywał rajskimi ptakami, stłoczyły się wokół niego. Sukienki
dziewcząt trzepotały na delikatnym wietrze, wznosząc obłok egzotycznego
zapachu. Jego bajeczny jacht Olympus wyciągnął z domu każdą kobietę w
wieku odpowiednim do zamążpójścia, bez względu na to, czy była już
związana z jakimś naiwniakiem. Gierki tych kobiet sprawiały mu perwersyjną
przyjemność, ale najbardziej lubił obserwować wahanie na ich twarzach, gdy
zdawały sobie sprawę, jak bardzo nimi pogardzał.
Gdy tłum zaczął wiwatować, odwrócił się od kobiet. Wolał triumfalnie
obserwować, jak dom Demetriosa Lindosa, na szczycie klifu, jest rozbierany
kamień po kamieniu. Potem odbuduje ten dom - dom, gdzie jego młoda żona
sprzedała swoje ciało temu starcowi - ale najpierw zetrze go w pył i stanie
pośród prochów.
Został zmuszony przerwać te rozmyślania, gdy Ellie Mendoras dołączyła
do tłumu i głosy protestu rozległy się na nowo. Rozumiał, dlaczego tak się
dzieje, ale to jej nie usprawiedliwiało. Demetrios Lindos był bezwzględnym
tyranem utrzymującym wyspę w biedzie i część wyspiarzy bała się, że
Alexander będzie jeszcze gorszy. Przemawiał przez nich strach, ale to nie
zmieni jego postanowienia, by zaprowadzić na wyspie ład.
Alexander zerknął na starą łódź rybacką. Ellie odziedziczyła ją po swoim
ojcu i, z tego, co wiedział, włożyła wiele wysiłku w dostosowanie jej do
RS
potrzeb rejsów edukacyjnych, które organizowała dla turystów. Od teraz nie
będzie jej już wolno używać zatoki wyznaczonej dla jachtów - niech się
zadowoli nowym miejscem, które jej zaoferował.
Zdławi jej bunt, zanim uda jej się go rozprzestrzenić. Niektórzy uważali,
że ten problem był zbyt mały, aby miał się nim w ogóle zajmować, ale
doświadczenie nauczyło go, że takie drobiazgi potrafią wymykać się spod
kontroli.
Widział, jak oczy Ellie błyszczą wrogością. Jego wargi wygięły się z
rozbawienia. Taka konfrontacja była dla niego ekscytująca. Dla Ellie Mendoras
ta sytuacja musiała być czarno-biała: on był wrogiem, a ona zbawczynią ludu.
Gdy zaczęła się zbliżać, ogarnęła go irytacja. Ogłosił dzisiejszy dzień
wolnym od pracy i większość zebranych włożyła odświętne ubrania. Ellie
ciągle była w ubraniu roboczym, i gdyby nie sięgające talii kasztanowe włosy,
można by ją wziąć za chłopca.
Patrzył, jak bezskutecznie próbuje się przedrzeć na czoło tłumu, gdzie
stała grupa jego największych sympatyków. Jej twarz wyrażała dezaprobatę,
gdy okazało się, że armia ją opuszcza. Większość ludzi była zaintrygowana
jego wizją przyszłości - dlaczego tylko do niej nie docierało, że to, co chciał
zrobić, to jedyny sposób na wzbogacenie Lefkis?
Ktoś taki nie powinien w ogóle być obiektem jego uwagi. Rzucił ostatnie
spojrzenie na tę drobną, pełną determinacji kobietę, stającą na palcach, żeby
widzieć cokolwiek, a potem odwrócił od niej uwagę.
Musiała znaleźć sposób, żeby dostać się na scenę i wyrwać mikrofon z
ręki Kosty. Konieczne było, żeby przemówić w imieniu mieszkańców wyspy.
Poziom adrenaliny popychał ją do działania, ale sceny pilnowała ochrona.
Musiała poczekać na odpowiedni moment, pamiętając, o co toczy się gra.
RS
Zamożni ludzie, przy których teraz stała, nie byli zainteresowani lokalną
kulturą. Ich celem było wypchanie sobie kieszeni na koszt miejscowych, a
potem ruszenie dalej. Musiała przemówić im i człowiekowi, który za tym stał,
do rozumu.
Ellie zatrzymała się, aby się uspokoić, gdy dotarła do krawędzi sceny. Za
sobą słyszała szepty mieszkańców wyspy, którzy sami bojąc się konfrontacji z
Kostą, potrzebowali, aby to ona wstawiła się za nimi.
Ale ona też się bała. Wyczuwała, że beztroski uśmiech i przystojna twarz
skrywały wewnętrzny chłód. Nie był to mężczyzna, którego można drażnić
bezkarnie. Lekki lniany garnitur został starannie skrojony, aby podkreślać
muskularną sylwetkę, a rozpięta pod szyją biała koszula ukazywała opalone
ciało.
Ellie wzdrygnęła się, gdy pochwycił jej spojrzenie. Samo to, że ją
zauważył, powinno być dla niej ostrzeżeniem.
Musiała zacząć działać, skoro nikt inny nie był na to gotowy. Jego zamiar
zapoczątkowania wyścigów łodzi motorowych na wodach wokół Lefkis był
niedorzeczny. Tłum został oczarowany jego niemalże mitycznym statusem, ale
wystarczyłby jeden głos, by zmienić ich sposób myślenia. I ten głos dzisiaj
zabrzmi.
- Dalej, Ellie...
Dookoła niej podnosiły się zachęcające szepty i właśnie miała wykonać
swój ruch, gdy tłum zaczął wiwatować, a Kosta się uśmiechnął. Gdy przeczesał
włosy ręką, wyglądał niemalże jak chłopiec.
Rzuciła się naprzód i wdrapała na scenę. Gdy zaczęła po niej biec, Kosta
ruszył ku niej. Refleks jego ochroniarzy nie mógł się nawet równać z jego
własnym.
Zamarła w pół kroku. A potem rozpętał się chaos. Słychać było krzyki
RS
kobiet i kotłowanina sprzed sceny zaczęła się stopniowo rozszerzać w kierunku
tyłów widowni.
- Niech pan nie waży się mnie tknąć! - krzyknęła Ellie, cofając się.
Przeraził ją wyraz oczu Alexandra.
- Już nie jest pani taka odważna, co?
- I co panu po takich ochroniarzach? - zakpiła.
- Czego pani chce?
- Chcę być wysłuchana.
- I w ten sposób się pani do tego zabiera?
- A jak inaczej mam sprawić, żeby mnie pan wysłuchał? - Ellie była
świadoma, że jej głos zaczyna się unosić. - Wysłucha mnie pan?
- Teraz?
- To chyba najlepszy moment.
- Co pani chce w ten sposób osiągnąć? - Spojrzał na nią z irytacją.
- Mówię w imieniu ludzi z Lefkis...
- Pani ludzi? - spytał szyderczo.
- Oni nic pana nie obchodzą. Jest pan jak każdy oligarcha, który
przyjeżdża tu swoim wodnym rydwanem.
- Jak na kogoś, kto się tu nawet nie urodził, ma pani strasznie dużo do
powiedzenia.
- Mój ojciec się tu urodził. Był...
- Rybakiem? Tak, wiem. A pani matka była Angielką, która go zostawiła.
- To nie tak... - Ellie zdała sobie sprawę, że traci kontrolę, ale nie mogła
nie reagować, gdy Kosta ośmielał się krytykować jej rodzinę. - Moja matka
dokonała wyboru i szanuję to.
- Szanuje pani? - Uniósł brew.
- Moja matka nauczyła mnie szacunku - odpowiedziała chłodno - i dzięki
RS
temu mogę traktować nazwisko ojca z należną czcią.
- I to dlatego miejscowi wybrali panią na swoją rzeczniczkę? Z tego, co
wiem, pani matka wolała bezpieczeństwo podmiejskiego życia od swojego
greckiego kochanka, i dopóki nie umarła, nawet nie postawiła pani stopy na tej
wyspie.
Bezwzględny sposób, w jaki mówił o jej rodzicach, podsycał złość Ellie.
- Gdy tu przyjechałam, od razu zakochałam się w tej wyspie i jej
mieszkańcach!
Jednak w duchu nadal nie chciała zaakceptować faktu, że uciekała wtedy
także od starszego znajomego matki, który zadał jej cios, gdy się tego najmniej
spodziewała.
Musiał wejść w łaski tej kobiety. Nie mógł jej tak po prostu odtrącić,
chociaż takie rozwiązanie najbardziej by mu odpowiadało. Miejscowi jej ufali -
kochali ją. Była kluczem do otwarcia tej wyspy na jego wizję postępu.
Przygarnęli ją, gdy jej ojciec zaginął na morzu. Tego dnia Ellie Mendoras nie
została, tak jak się spodziewała, opuszczoną sierotą, ale otoczoną miłością
córką rodziny pogrążonej w żałobie; rodziny złożonej z mieszkańców wyspy.
Wpływ, jaki na nich miała, był dla Alexandra ostatnią przeszkodą.
- Nawet nie jest pani Greczynką!
- Moje serce należy do tego miejsca! - odkrzyknęła.
Krzyczała na niego? Czyżby Alexander Kosta zaczynał tracić
samokontrolę, z której słynął?
- Lefkis należy do mnie - przypomniał jej.
- Nie boję się pana!
- Nie? To może powinna pani zacząć?
Po plecach Ellie przebiegł dreszcz. Nie miała pojęcia, że rozpęta się taka
kłótnia. Wyobrażała sobie, że ochroniarze odciągną ją od niego, jak tylko uda
RS
jej się powiedzieć, o co jej chodzi. Ale było między nimi jakieś napięcie, coś,
co elektryzowało powietrze. Ellie starała się mieć na baczności.
- Przetrwaliśmy rządy Lindosa, pokonamy i pana!
- Waleczne słowa, panno Ellie, ale gdzie się podziała pani armia?
Twarz Ellie zrobiła się purpurowa.
- Dlaczego pani mieszka na tej wyspie?
- Lefkis była domem mojego ojca, a teraz jest moim.
- To skoro chce pani tu zostać, to trzeba będzie zaakceptować zmiany jak
reszta mieszkańców.
- Zmiany dyktowane przez pana?
- Tak jest, panno Mendoras.
Oczywiście. Człowiek, który kupuje wyspę, może tu robić, co mu tylko
przyjdzie do głowy. I pomyśleć, że kiedyś czuła się tu tak bezpiecznie.
Cofnęła się gwałtownie, gdy zrobił ruch, jakby chciał podejść.
Alexander nie miał pojęcia, dlaczego ona tak bardzo się go boi. I wtedy
zauważył okrągłą bliznę na jej policzku, jakby ktoś chciał ją oznakować. Gdy
zobaczyła, że na nią patrzy, zaczesała włosy palcami, by ukryć bliznę.
Alexander odwrócił wzrok. Wydał kilka rozporządzeń ochroniarzom.
Ellie była otoczona przez silnych mężczyzn, ale Kosta mógł zniewolić ją
samym spojrzeniem, nie potrzebując do tego ochroniarzy, którzy w tej chwili
sprowadzali ze sceny kobiety o piskliwych głosach.
- A więc, panno Mendoras... Co z panią zrobimy?
Zostali sami na opustoszałej scenie.
- Skąd pan tyle o mnie wie? - Jego usta ułożyły się w pełen pewności
siebie uśmiech, ale oczy pozostały zimne.
- W moim interesie leży wiedzieć, co się dzieje na tej wyspie.
- W takim razie musi pan sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo mi
RS
zależy...
- Na rozmowie? Tak, zdaję sobie sprawę. Ale nie tu i nie teraz. Nie jest to
odpowiednie miejsce na tak ożywioną dyskusję, panno Mendoras.
- Ma pan na myśli, że...
- Tak, właśnie to mam na myśli. - Ku jej zdziwieniu wyciągnął
wizytówkę. - Myślę, że zrozumie pani, że są lepsze metody na przedstawienie
swoich racji niż to - jego głos nabrał kpiącego tonu. - Na przykład może pani
uzgodnić termin spotkania z moją sekretarką.
Nie doceniała go. Kiedy podszedł do nich członek ochrony, Ellie
pomyślała, że właśnie teraz zostanie sprowadzona ze sceny.
Mężczyzna zerknął na nią, szepcząc coś swojemu pracodawcy, ale Kosta
uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Muszę wreszcie dokończyć tę przemowę, panno Mendoras. Czy moja
asystentka ma oczekiwać pani telefonu?
- Chce się pan ze mną spotkać?
- Tak, to najprostsze wyjście.
Ellie zacisnęła oczy, czując się pokonana. Ale czy nie tego właśnie
chciała? Spotkania z Alexandrem Kostą.
- Proszę skorzystać z mojej oferty albo nie. Naprawdę jest mi wszystko
jedno.
Ellie spojrzała na jego wizytówkę.
- Nie zgodzę się na nic, dopóki nie pozwoli mi pan przemówić do ludzi.
- A dlaczego mieliby słuchać? Co ma im pani do zaoferowania?
- Skoro nikomu nie zależy na losie Lefkis, to po co mam się z panem
umawiać?
- Czy już skończyliśmy, panno Mendoras?
Gniew Ellie stał się jeszcze większy, gdy przypomniała sobie nakaz
RS
eksmisji z zatoki, który dostała dziś rano. Wszyscy inni rybacy wynieśli się z
głębokich wód, ale ona została, bo prosili ją, żeby zaprotestowała w ich
imieniu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka była naiwna.
- Tak, skończyliśmy. Zmarnowałam wystarczająco dużo czasu na
człowieka, którego nie obchodzi ani ta wyspa, ani jej mieszkańcy.
- Ma pani bardzo wiele zarzutów w stosunku do mnie. I jeśli to ma dalej
trwać, chyba lepiej, żebyśmy się rozmówili jak najszybciej.
Alexander przyzwał gestem jednego ze swoich ludzi.
- Eskortuj tę młodą damę na pokład Olympusa. Zajmę się nią, jak tylko
skończę tutaj. Panna Mendoras będzie moim gościem - dodał po chwili.
Maniera ochroniarza zmieniła się momentalnie na wieść o tym, że ma ją
traktować z szacunkiem.
- Nigdzie nie pójdę - powiedziała Ellie uparcie.
Zobaczył strach w jej oczach, gdy patrzyła na jacht. Łódź tej wielkości
była jak inne państwo z zasadami, które on wyznaczał.
- Wolę bardziej neutralne miejsce.
- Obawiam się, że decyzja nie należy do pani.
- Nie... nie mogę rozmawiać z panem sam na sam...
- Z pewnością uda nam się coś z tym zrobić.
Ukłonił jej się lekko, a ochroniarzowi polecił mieć ją na oku.
Gdy wrócił na scenę, powitał go potężny aplauz. Musiał poczekać, aż
skończą wiwatować, żeby przemówić. Ale zanim to zrobił, poprosił tłum o
jeszcze odrobinę cierpliwości i zaprosił na scenę powszechnie szanowaną na
wyspie kobietę, którą rozpoznał w tłumie.
Ellie nie mogła ukryć zaskoczenia, gdy wrócił z Kirią Theodopulos, jedną
ze starszyzny wyspy.
- Co pan wyprawia? - zapytała go podejrzliwie.
RS
- Skoro potrzebuje pani przyzwoitki, zaprosiłem panią Theodopulos, aby
dotrzymała nam towarzystwa.
Ellie zadrżała. Alexander blokował jej każde posunięcie. Ale nie mogła
zmarnować tej okazji do przedstawienia racji społeczności wyspy.
- Dobrze. Zgadzam się.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Ma pani dobre intencje, ale złe metody, panno Mendoras.
- Pan za to jest aroganckim plutokratą, któremu się zdaje, że może
decydować o losie innych.
Atmosfera między nimi psuła się z minuty na minutę - najwyraźniej nie
byli w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu, nie kłócąc się.
Ellie stała dumna i wyprostowana po jednej stronie biurka Alexandra na
pokładzie Olympusa; on sam siedział wygodnie po drugiej stronie w miękkim
fotelu.
W oczach Ellie Alexander nie był w stanie brać pod uwagę opinii innych
osób, a już na pewno nie jej. Nawet ten jacht traktował jak swoje królestwo, w
rządzeniu którym nie potrzebował doradców.
- Może pani usiądzie i trochę się rozluźni?
- Przyszłam tu, żeby wygłosić oświadczenie, a nie, żeby się rozluźniać.
- Jak pani chce.
Ellie była cały czas świadoma obecności Kirii Theodopulos, siedzącej w
milczeniu w kącie kajuty.
Dzięki niej czuła się bezpieczniej, lecz jednocześnie musiała okiełznać
język i uważać na to, co mówi.
- Panie Kosta...
RS
- Panno Mendoras? Czy mogę mówić do pani: Ellie?
Kiria Theodopulos prawie niezauważalnie skinęła ku niej głową.
- Dobrze - płynnie przechwycił ten wyraz aprobaty. - W takim razie
proszę i do mnie mówić Alexander.
- Bardzo pan łaskawy.
- Powiedz mi w takim razie, Ellie, co ci chodzi po głowie?
W tej chwili nie było tego wiele.
- Nie możesz bezkarnie udostępniać Lefkis każdemu, kto tylko zechce tu
przyjechać.
- Strasznie dużo wiesz o tym, co chcę tu zrobić, prawda? - zapytał
ironicznie. - Czy naprawdę zależy ci na dobru tej wyspy, czy robisz to z
egoistycznych pobudek?
- Co takiego?
- To wygląda na zbieg okoliczności, jeśli jednego dnia tracisz miejsce w
zatoce, a następnego zaczynasz przeciwko mnie kampanię.
- Oczywiście, że zależy mi na miejscu w zatoce. Należało wcześniej do
mojego ojca i do jego ojca.
- A co jest nie tak z nowym miejscem, które dostałaś po drugiej stronie
wyspy?
- Właśnie to! Jest po drugiej stronie wyspy! Rybacy nie są wystarczająco
estetyczni dla twoich gości? Co jeszcze chcesz przenieść na drugą stronę
wyspy? A jeśli twoi goście będą narzekać na brak lokalnego kolorytu?
Zaczniesz nas wtedy przenosić z powrotem?
- Wezmę to wszystko pod uwagę.
- Nie możesz nic robić, nie konsultując tego z nikim!
- Mogę robić, co tylko uznam za stosowne, gdyż ta wyspa należy do
mnie. Wykonałem stosowne analizy i kon...