Sue Swift Szejk na Florydzie Tytut oryginału: Engaged to the Sheik Jak w bajce……04 LEGENDA O SZACIE Z PIÓR Pewnego dnia rybak usiadł na brzegu i zapat...
10 downloads
44 Views
561KB Size
Sue Swift Szejk na Florydzie Tytut oryginału: Engaged to the Sheik
Jak w bajce……04
LEGENDA O SZACIE Z PIÓR
R
S
Pewnego dnia rybak usiadł na brzegu i zapatrzył się w morze. Nagle zauważył na pobliskiej sośnie wspaniałą szatę, całą ze śnieżnobiałych piór. Ledwie ujął ją w dłonie, z morza wyłoniła się cudownej urody młoda kobieta, która zażądała zwrotu sukni. Wiedziała, że nie może wrócić bez niej do swego niebiańskiego domu, ale uparty rybak nie chciał jej słuchać. Pragnął zatrzymać piękną szatę. Wreszcie po długich namowach powiedział: Zwrócę ci ją, jeśli ze mną zatańczysz. Zatańczę taki taniec, który sprawi, że Księżycowy Pałac zacznie się obracać, ale musisz mi oddać pióra - odrzekła. Rybak najpierw jej nie dowierzał, potem jednak uznał, że taka niebiańska istota na pewno dotrzyma słowa. Odziała się w szatę i zaczęła tańczyć i śpiewać o Księżycowym Pałacu. Wkrótce uniosła się w powietrze, a białe pióra skrzyły się na tle nieba. Tańczyła i śpiewała ponad górami, dopóki nie dotarła do Księżycowego Pałacu.
PROLOG
S
Miejscowość uzdrowiskowa La Torchere, wyspa u wybrzeża Florydy, koniec lipca o zachodzie słońca.
R
Merry Montrose szła przez ogrody uzdrowiska w stronę nabrzeża. Przed siedmiu laty jej ciotka rzuciła na nią klątwę za liczne przewiny. Merry musiała pozostać w ciele paskudnego, starego babska, dopóki nie uda się jej skojarzyć dwudziestu jeden szczęśliwych par. Dokonać tego musi przed swymi trzydziestymi urodzinami, które były tuż-tuż, w innym bowiem przypadku nigdy już nie wróci do swej prawdziwej postaci. Z kieszeni granatowego kostiumu wyjęła magiczny telefon komórkowy. Ekran pozwalał jej sprawdzać, co dzieje się z dziewiętnastoma parami, które zdołała skojarzyć przez ostatnich siedem lat. Chciała się przekonać, czy wszystko z nimi w porządku. Otworzyła klapkę i przycisnęła klawisz. Nic. Psiakrew, pomyślała, oby tych dziewiętnaście małżeństw żyło w szczęściu i radości! W przeciwnym razie nie miała szans, by osiągnąć swój cel. W ciągu najbliższych tygodni musiała skojarzyć jeszcze dwie pary. Jeśli nie, na zawsze straci młodość, urodę, rodzinę, przyjaciół i bogactwa, w ogóle wszystko, co cieszyło ją w życiu.
R
S
W rzeczywistości Merry była księżniczką Meredith, córką króla Silestii. Jeśli nie zrzuci z siebie klątwy, nie będzie mogła wrócić w ukochane rodzinne strony. Pozostanie zgorzkniałą staruchą z paskudnym charakterem i bolącymi stawami. Gdy spadła na nią klątwa i z pięknej księżniczki Meredith przeistoczyła się w dobiegającą emeryckiego wieku Merry Montrose, szybko zrozumiała, że musi działać, i postarała się o posadę szefowej ekskluzywnego ośrodka wypoczynkowego na Florydzie. Było to wprost wymarzone miejsce dla swatki, a pozycja kierowniczki dodatkowo zwiększała możliwości snucia intryg, których celem było skrzyżowanie ścieżek upatrzonych ludzi. La Torchere posiadało romantyczne ogrody i malownicze plaże. Przyciągało wiele samotnych osób spragnionych nie tylko wakacyjnego flirtu, ale i prawdziwej miłości, takiej na całe życie. Merry wypatrywała ich niecierpliwie, a potem starała się kojarzyć dobrze rokujące pary. Oczywiście ponosiła porażki, ale dziewiętnaście ślubów było z jej ręki. Zauważyła, że bardzo często ludzie, którzy nie czuli się spełnieni i szczęśliwi, z ochotą decydowali się na małżeństwo, gdy tylko nadarzała się taka okazja. Było oczywiste, że w ten sposób próbowali rozwiązać problemy, z którymi przez długie lata sobie nie radzili. Początkowo Merry odnosiła się do tego cynicznie, jednak z czasem, ku swemu zaskoczeniu, przekonała się, że miłość często pomaga w życiu. Lissa, jej ciotka, a także matka chrzestna, zatrudniła się w La Torchere jako recepcjonistka i usiłowała wtrącać się w sprawy siostrzenicy. Mimo to Merry uważała,
R
S
że wszystko idzie doskonale, a przynajmniej taką miała nadzieję. Teraz jednak zaniepokoiła się nie na żarty, bo zaczarowany telefon przestał działać. Potrząsnęła nim z rozdrażnieniem. Nie wszystkie magiczne przedmioty funkcjonowały tak dobrze jak w bajkach. Telefon czasem odmawiał posłuszeństwa. Pomyślała, że mogła to być sprawka jej ciotki. Straciła cierpliwość i uderzyła nim o udo. Pomogło, bo ekran natychmiast się zaświecił. Jak co tydzień szybko przejrzała losy dziewiętnastu par, którymi się opiekowała. Marzyła, by było ich jeszcze więcej. Pospiesznie wciskała klawisze. W końcu na miniaturowym ekranie pojawił się jej ostatni sukces, Brad i Parris Smith. Skojarzenie tej pary kosztowało ją wyjątkowo wiele trudu. On - naukowiec abnegat, pracoholik, fanatyczny badacz morskiej fauny, ona - salonowa piękność przywykła do beztroskiego życia, uwielbiająca przyjęcia, nieznosząca pracy. Jednak teraz Brad właśnie pocałował Parris i podał jej śniadanie do łóżka, słodką babeczkę z marmoladą pomarańczową. Merry z trzaskiem zamknęła klapkę telefonu i zerknęła w stronę portu, gdzie właśnie przybijał prom. Zachodziło słońce, barwiąc na pomarańczowo nieliczne, drobne chmury. Był poniedziałkowy wieczór, więc nie spodziewała -się licznych gości w La Torchere. Tłoczno zrobi się dopiero przed weekendem. Nagle z promu z rykiem silnika zjechało czerwone porsche. Za kierownicą siedział przystojny brunet. Potem na brzeg zeszła spacerowym krokiem piękna młoda kobieta w towarzystwie dystyngowanego, starszego mężczyzny. Pewnie to ojciec z córką, pomyślała Merry.
R
S
Szybko weszła do recepcji. Gordon, pokaż mi listę gości - powiedziała do recepcjonisty. Oczywiście, proszę pani. - Otworzył właściwy plik. -Proszę spojrzeć na monitor. Tak, widzę... Zaraz zjawią się trzy osoby. Będzie to Ka-mar Asad... dziwne nazwisko, swoją drogą... oraz Selina i Jerome Carringtonowie. Zajmą dwa apartamenty na górze. Asad w jednym, a Carringtonowie w drugim. Przeszła do swojego gabinetu, wyjęła telefon komórkowy i zaczęła szybko naciskać klawisze, by zobaczyć dłonie całej trójki. Doskonale, żadnych obrączek. Kam Asad... tajemnicza postać. Jednak było jej to obojętne. Najważniejsze, że śniady brunet w szybkim samochodzie byłby doskonałą partią dla Seliny Carrington. Dla wciąż jeszcze przystojnego Jeromea na pewno też kogoś uda się znaleźć. - Meredith, jesteś w tym coraz lepsza – powiedziała do siebie..- Wkrótce... - Usiadła na krześle i zatopiła się w marzeniach o ukochanej Silestii.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
R
S
Selina Carrington traktowała łamanie męskich serc jak hobby. Właśnie wypatrzyła kolejną ofiarę. Oddzielały ją dwa barowe stołki zajęte przez czulącą się parę. Było to jej nawet na rękę, bo mogła niepostrzeżenie obserwować nieszczęśnika w lustrze wiszącym za barem nad rzędami butelek i kieliszków. Mężczyzna, który ją zainteresował, nie zwracał uwagi na morski krajobraz i księżycowy wieczór, tylko siedział z telefonem komórkowym przyklejonym do ucha. W obcym języku, którego nie mogła rozpoznać, dyskutował tak głośno, że zagłuszał szum pobliskiego oceanu. Z tonu głosu wywnioskowała, że najpewniej była to rozmowa o interesach. W przeciwległym końcu pomieszczenia wyłożonego bambusową boazerią zespół jazzowy przygotowywał się do występu. Gdy gitarzysta stroił instrument, wybranek Seliny z zasępioną twarzą odwrócił się na barowym stołku. Był przystojny, co miało dla niej podstawowe znaczenie. Nie interesowali jej brzydale. Upokarzanie ich nie sprawiało jej satysfakcji. Natomiast przystojni, zarozumiali aroganci byli wymarzonymi ofiarami. Ten wyglądał jak
R
S
znany aktor George Clooney i niewątpliwie zdawał sobie z tego sprawę. Selina skończyła drinka i uśmiechnęła się. Młoda barmanka przestała polerować szklanki. Jeszcze raz to samo? - spytała. Tak, dziękuję... - spojrzała na plakietkę przypiętą do białej bluzki - Janis. Zdaje się, że niedawno pani przyjechała? To prawda. Mów mi po imieniu. Jestem Selina. Dzieje się tu coś ciekawego? - spytała, ssąc kostkę lodu. Janis miała krótkie dredy, jamajski akcent i szeroki uśmiech. Wszystko, czego można oczekiwać w nadmorskim ośrodku. Spacery wzdłuż plaży, pływanie, żeglowanie, latanie na spadochronie za motorówką. Latanie brzmi nieźle. Janis wrzuciła lód, wlała alkohol i zamieszała. - Przerażające i podniecające jednocześnie. - Postawiła napój przed Selina. Czuląca się para odeszła od baru. Selina upiła łyk. Napój był chłodny i lekko słodki. Hm... naprawdę dobre - stwierdziła. - Świeże listki mięty... Przepraszam. - Piękniś przypominający Clooneya właśnie zakończył telefoniczną rozmowę. Był wyraźnie zirytowany. - Nie chcę przerywać niewątpliwie ważnej rozmowy, ale czy ja również mógłbym zostać obsłużony? -spytał z brytyjskim akcentem. Proszę mi wybaczyć. - Janis wysoko uniosła brwi. -Czego pan sobie życzy?
R
S
Selina odstawiła szklankę i odwróciła się w stronę „Clooneya". On zaś zaczął nerwowo bębnić palcami. Zauważyła, że miał doskonale wymanikiurowane paznokcie. Uśmiechnęła się. Nie tylko arogant, lecz niewątpliwie bogacz, sądząc po kosztownym zegarku i pewnym siebie sposobie bycia. Był więc klasycznym okazem bogatego dupka, a nawet dupka do kwadratu, bo miał w lewym uchu brylantowy kolczyk, a przecież moda na takie ozdóbki dawno już minęła. Selina uznała więc, że całkiem nieźle się zapowiada. Klon Clooneya zapewniał swoją osobą doskonałą rozrywkę na cały ten czas, który ona będzie musiała spędzić u wybrzeża Florydy, z dala od pracy i własnych spraw. Czego pan sobie życzy, sir? - powtórzyła Janis, bo na pierwsze pytanie klon nie raczył zareagować. Całe to zdanie, a już szczególnie słówko „sir", wypowiedziała nad wyraz grzecznie. Tak grzecznie, że można się było albo obrazić, albo udać głuchego na niuanse. Daj sobie spokój z uprzejmościami. Wystarczy, że zajmiesz się swoją pracą - odparł klon. Janis z uśmiechem oparła się na ladzie. - Więc co mam podać, sir? - spytała równie uprzejmie, a nawet jeszcze bardziej, o ile to możliwe, zerkając przy tym znacząco na Selinę. Która z trudem powstrzymała chichot. Nadęty dupek sam się prosił, by kpić z niego za jego plecami. - Martini z wódką - odpowiedział klon po zastanowieniu, jakby od tej decyzji zależały losy świata. - Jakiej wódki do tego używacie?
R
S
Może być grey goose, absolut, stoli... Tylko pędzona z pszenicy — przerwał. - A już w żadnym wypadku z ziemniaków. Dziękuję. — Machnął ręką, jakby chciał pozbyć się Janis. Ona zaś, by odreagować, na chwilę zniknęła na zapleczu, skąd dochodził jej zduszony śmiech. Tymczasem pseudo- Clooney zwrócił uwagę na Selinę. - Witam - odezwał się niskim głosem. - Zdaje się, że nie bywa pani tu zbyt często, prawda? Słusznie. Jak pan zgadł? Łatwo panią rozgryźć. Czyżby mnie również zamierzał obrazić? - pomyślała i przyjrzała mu się badawczo. Wyglądał elegancko w białej, lnianej, rozpiętej koszuli i spodniach z tej samej tkaniny. Śniada skóra kontrastowała z bielą. Wyglądał męsko, sprawiał wrażenie samca, który wybrał się na polowanie. Pomyślała, że zasłużył, by dała mu nauczkę. Domyślam się również, że przyjechała tu pani niespodziewanie - mówił dalej. - W każdym razie nie planowała pani pobytu w La Torchere. Zgadza się. - Spojrzała na niego spod rzęs. - Co prawda ma pan londyński akcent, ale nie sądziłam, że nazywa się pan Sherlock Holmes. Uśmiechnął się. Ma pani nową sukienkę. Widziałem ją wcześniej na wystawie tutejszego butiku, więc wniosek jest oczywisty: wyjeżdżała pani w pośpiechu i nie zdążyła się spakować. Bardzo słusznie. Niewątpliwie jest pan bardzo spostrzegawczy. Poprawiła dekolt czerwonej sukienki z gazy. Panował
R
S
upał, więc nie miała stanika. Z premedytacją pochyliła się w kierunku klonu Clooneya, by jeszcze bardziej go zainteresować. Niewątpliwie osiągnęła cel, bo nie mógł oderwać od niej wzroku. Przypłynęła pani ostatnim promem, kupiła tę ładną sukienkę, wzięła prysznic i zeszła tu. Nadal ma pan rację. - Poprawiła wilgotne, swobodnie rozpuszczone włosy. Zwykle byłyby już wysuszone suszarką i splecione z tyłu głowy. -Przyjechałem tu w interesach, ale będę miał mnóstwo wolnego czasu - stwierdził, mrugając do niej znacząco. Odpowiedziała mrugnięciem. - Czyli partnerzy w interesach nie będą pana zajmować od świtu do nocy? - upewniła się. Lekceważąco machnął ręką. - To tylko pośrednik handlu nieruchomościami i jego wnuczka. Nikt ważny. Selina uśmiechnęła się radośnie, bo właśnie jej dziadek, Jerry Carrington, wszedł do baru i zajął sąsiedni stołek. Zdążył wziąć prysznic i przebrać się w luźną koszulkę polo i szorty w kolorze khaki. Cieszę się, że już zdążyliście się poznać - oznajmił Jerry. Nie powiedziałabym, że już się znamy - powiedziała słodkim głosem. Dziadek poklepał ją po ramieniu. - Sellie, pozwól, że ci przedstawię, to pan Kam Asad. Jego śniade policzki zaczerwieniły się na chwilę. -Więc jest pani...
R
S
Wyciągnęła dłoń. - Selina Carrington - uśmiechnęła się z przesadną uprzejmością, bawiąc się jego zmieszaniem. – Dziadek mówił, że zamierza pan kupić... -Cśś... - Położył palec na ustach. - To tajemnica. Uprzedziłeś ją? - Spojrzał z wyrzutem na Jerryego. Nie zamierzała pozwolić, by taki ktoś pouczał jej dziadka. - Cóż takiego się stało, drogi Sherlocku? - spytała. Sprzedaż domu ma być tajną operacją? Parę minut temu plotkował pan przez komórkę na cały głos, wcale nie ro biąc z tego tajemnicy. Kam Asad zaczerwienił się jeszcze bardziej. - Mówiłem w arabskim dialekcie mojego ludu. Wątpliwe, by ktoś na tej półkuli potrafił go zrozumieć. Arabski dialekt mojego ludu, powtórzyła w myślach. Czy ten facet uważał się za Rudolfa Valentino z filmu „Szejk"? Komórki nie zapewniają poufnych rozmów - stwierdziła. Zacznijmy od początku - zaproponował Jerry uspokajającym tonem. - Selino, to Kamar Asad. Jak wiesz, poszukuje posiadłości w Dystrykcie Kolumbii. Kam, to moja wnuczka, Selina. Miło mi poznać. - Wyciągnęła rękę. Mnie również. Asad krótko uścisnął jej dłoń, jakby dłuższy dotyk mógł być niebezpieczny. Selina spojrzała na dziadka. Domyślała się, że miałby wielką ochotę zobaczyć ją na ślubnym kobiercu z Asadem, miała jednak nadzieję, że nie zdążył zbytnio przywiązać się
R
S
do tej myśli. Kam nie budził jej zaufania, poza tym, choć z pewnością uważał się za kogoś wyjątkowego, uznała go za całkiem banalnego faceta, choć strojącego się w złote piórka. Selina nie lubiła przystojnych mężczyzn. Prawdę mówiąc, nie darzyła sympatią żadnego mężczyzny i większości kobiet. Przypomniała sobie pewnego przystojniaka, ale natychmiast zmusiła się, by o nim nie myśleć. Naprawdę lubiła tylko dziadka. Właśnie zamierzał coś powiedzieć, gdy Janis przyniosła Kamowi martini. Dobry wieczór panu - zwróciła się do Jerryego. - Czy mogę coś podać? Szkocką. Jakie macie? Gdy Jerome Carrington i barmanka zagłębili się w rozmowie na temat najlepszych odmian whisky, Kamar jeszcze raz spojrzał na Selinę. Zwrócił na nią uwagę, gdy weszła do baru. Zamierzał nawiązać z nią rozmowę, gdy tylko zakończy naradę przez telefon z ministrem spraw zagranicznych swego ojca. Pomyślał, że nawet w tłumie wyróżniałaby się swymi rudymi włosami w złotym odcieniu. Zawsze oglądał się za dekoltami zmysłowych amerykańskich kobiet. Budziły w nim nieopanowane pożądanie, które stało się niemal obsesją. Może dlatego, że kobiety w jego kraju były zawsze zasłonięte, natomiast amerykańskie dziewczyny zawsze były gotowe do miłości. Nie da się ukryć, że pociągały go jak żadne inne. Obiecał sobie, że wkrótce przekona się, jakie poglądy w tej sprawie ma Selina Carrington. Najwyraźniej nie obawiała się przyciągać uwagi. Świadczyło o tym jej zachowanie oraz seksowna sukienka, która
R
S
bardziej podkreślała, niż osłaniała zgrabną sylwetkę. Selina zapewne nie zdążyła zapakować zestawu do makijażu, jednak naturalny wygląd tylko dodawał jej wdzięku. Kamar pomyślał, że byłaby interesującą partnerką w łóżku, niestety obecność dziadka uniemożliwiała zrealizowanie tego planu. Przestrzegał zasady, by nie łączyć interesów z seksem. Dotyczyło to również rodzin kontrahentów. Tym razem musiał więc spasować. Cóż, świat był pełen pięknych i chętnych kobiet. Zresztą taka wspaniała dziewczyna na pewno nie usychała w samotności. Na dodatek była wygadana, jak wiele Amerykanek, a kobiety z ciętym językiem działały na niego zdecydowanie odpychająco. Musiał jednak przyznać, że różowe usta Seliny chętnie zamknąłby pocałunkiem. Niestety, przyjechała tu z dziadkiem. Kamar westchnął. Musi zostawić pannę Carrington w spokoju, choć nic nie stało na przeszkodzie, by z nią przynajmniej porozmawiać. - Amerykanki są zwykle bardzo zajęte - odezwał się. - To bardzo miło, że znalazła pani czas, by wyjechać razem z Jerrym. Wzruszyła ramionami. Dziadek uważał, że powinnam wyrwać się z miasta na jakiś czas. Wyrwać się? Od kogo lub od czego? Pracuję w agencji reklamowej. Właśnie przedstawiliśmy nową kampanię jednemu z naszych najważniejszych klientów. Po raz pierwszy byłam odpowiedzialna za cały projekt. Nie ciekawiła go jej praca, świetnie jednak wiedział, że
R
S
kobiety lubią, gdy wykazuje się zainteresowanie tym, co robią. Co będziecie reklamować? Kukurydziane chrupki Corny Crunch. Będą tańczyć w luźnych, za szerokich dżinsach - wyjaśniła z radosnym uśmiechem. Urocze, ale czy kupi je ktokolwiek powyżej dwunastego roku życia? Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Zawierają mnóstwo błonnika, a nawet odrobinę owsa. Obniżają cholesterol. W pana wieku już trzeba zacząć o tym myśleć. Doszedł do wniosku, że chwilami miała zbyt cięty język. W moim wieku? Jeśli chce pani wiedzieć, mam dopiero dwadzieścia osiem lat. Cóż, każdy powinien dbać o zdrowie. - Odwróciła się do dziadka. Jerry właśnie upił łyk whisky. Dziadku, co sądzisz o Corny Crunch? Świetny produkt. Sprzedadzą miliony opakowań dzięki kampanii Seliny. Jest prawdziwą boginią reklamy. - Od razu powinienem się domyślić, że jest pani boginią - stwierdził Kamar. Uniosła brwi. - Dlaczego? W pani zachowaniu jest coś, co budzi respekt. Można powiedzieć: sposób bycia bogini. Jak rozumiem, jest pan ekspertem w tym temacie. Musiał pan poznać wiele bogiń.
R
S
- Zdarzało się - mruknął Kamar i spojrzał na Jerryego. - Wracając do interesów, kiedy zaczynamy? Może jutro rano? Spotkajmy się w jadalni, powiedzmy o dziewiątej. Czy w tym uzdrowisku jest tylko ta jedna restauracja? - spytała Selina. Barmanka będzie wiedzieć - stwierdził Jerry. - Gdzie najlepiej zjeść śniadanie? - odwrócił się do Janis. W La Torchere są cztery restauracje i dwie kawiarnie. Przyjemnie byłoby nad basenem, ale dzieci bardzo hałasują, więc polecam „Szklarnię". - Brzmi zachęcająco - powiedziała Selina. Kamar wzruszył ramionami. Nie jestem przekonany, czy jadanie w jakiejś szklarni jest najlepszym pomysłem. Dlaczego nie? Na pewno nie uprawiają tam ziemniaków zapewniła Selina, potem spojrzała na barmankę i obie wybuchnęły śmiechem. Cudownie, pomyślał. W ciągu kilku godzin od przyjazdu już dwie kobiety zdążyły uznać go za głupka. Musiał to znieść, dopóki nie załatwi sprawy nieruchomości. O co chodzi z tymi ziemniakami, bo zdaje się, że nie nadążam? - spytał Jerome. O nic - stwierdził Kamar z kwaśną miną. - Niech będzie „Szklarnia". Może o dziewiątej? Zarezerwuję stolik. - Jerome z niepokojem spojrzał na partnera w interesach. Czyżby działo się coś nie tak? -Ja to zrobię - wtrąciła Janis, zabierając sprzed Kamara pusty kieliszek po martini z pszeniczną wód-
R
S
ką. - Zostawię koleżance wiadomość. Na jakie nazwisko zarezerwować? Asad - powiedział Kamar i szybko wyszedł. Co go ugryzło? - spytał Jerome. Pewnie stonka ziemniaczana - odpowiedziała Selina i wraz z Janis wybuchnęły nieopanowanym śmiechem.
ROZDZIAŁ DRUGI
R
S
Selina potrzebowała stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Starała się bardzo, by wszystko w jej życiu było uporządkowane. Pantofle, wyłącznie skórzane i wypolerowane do połysku, ustawione były równo w wysokiej szafce. Bieliznę kupowała w kompletach, by wszystko do siebie pasowało. Przechowywała ją starannie złożoną w szufladzie. Nigdy też nie korzystała z usług firm wysyłkowych. Dziadek Jerome starał się zastąpić jej ojca i był najważniejszą osobą w jej dwudziestotrzyletnim życiu. Niestety, był również jej przeciwieństwem.. Jeśli sprzątaczka nie zrobiła porządku w jego szafie, panował tam kompletny chaos, a sekretarka często powtarzała, że jej praca nigdy nie będzie miała końca, bo Jerry nie wie nawet, gdzie jest książeczka czekowa. Rzeczywiście, jego biurko przypominało stertę śmieci, dopóki sama nie zaprowadziła tam ładu. Selina nie znosiła niespodzianek, natomiast dziadek przepadał za nimi. Zaskakiwał ją, zapraszając gości, zabierał na niezaplanowane wyjazdy. Podobnie było i tym razem. Niespełna dwanaście godzin temu wpadł do jej pokoju w agencji VIP Publicity. - Chodź, Sellie. Mam dla ciebie miłą niespodziankę. Mieszkała w dziadkiem od czasu, gdy skończyła piętna-
R
S
ście lat. Wiele razy słyszała te słowa i przyzwyczaiła się, że zwykle zapowiadały jakieś przyjemności. Jeździli do zoo, do muzeów i sklepów. Czasem muzeum było w Rzymie, a sklepy w Paryżu. Tym razem dziadek uznał, że pracowała zbyt ciężko i zabrał ją na Florydę. W samolocie wyjaśnił, że ma pośredniczyć w zakupie nieruchomości. Obecność Seliny powinna ożywić nudną podróż. Ona sama nie była o tym przekonana. Teraz w apartamencie w La Torchere myła zęby przed snem, korzystając z kosmetyków, które zapewniał hotel. Włożyła tutejszy gruby szlafrok frotte. Po chwili przeszła do salonu, gdzie natknęła się na Jerryego. Nie do końca wiem, do czego jestem tu potrzebna -zwróciła się do dziadka. Będziesz dotrzymywać mi towarzystwa. - Wyciągnął się na sofie. Na wzorzystą piżamę również zarzucił hotelowy szlafrok. W salonie widać już było ślady jego obecności. Czasopisma giełdowe zajmowały stojący przed nim stolik na kawę, a sterta wydruków komputerowych z opisami posiadłości była rozsypana na poduszkach sofy. Twój klient nie jest zadowolony z mojej obecności. A przy okazji, o co chodzi z tą tajemnicą? Jerry zawahał się przez chwilę. Nie powinienem ci o tym mówić, ale on jest szejkiem. Chyba żartujesz? Ma typowo brytyjski akcent. Czy szejkowie nie mieszkają w namiotach na pustyni i nie hodują wielbłądów? Może niektórzy, ale na pewno nie on. Kamar i jego bracia skończyli szkoły w Anglii, studiowali w Cambridge. Jego kraj ma liczne kopalnie diamentów. Niedawno na-
R
S
wiązał stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi i zakupił w Dystrykcie Kolumbii budynek przeznaczony na ambasadę. Teraz Kamar rozgląda się za rezydencją dla ambasadora. Jestem pod wrażeniem - przyznała Selina. - Trafił ci się wyjątkowo lukratywny interes. Wszystko musi być utrzymane w absolutnej tajemnicy. Jeśli lokalizacja rezydencji stanie się powszechnie znana, bezpieczeństwo ambasadora może być zagrożone. Rozumiem. Dlatego zarozumiały szejk był niezadowolony z mojej obecności. - Usiadła na krześle obok. Sellie, byłaś wobec niego złośliwa. Bardzo mnie tym zaskoczyłaś. Nie było cię przy tym, jak potraktował barmankę. O co chodziło z tymi ziemniakami? Wymądrzał się na temat wódki. Nie życzy sobie innej niż ze zboża. Nic, co produkuje się z ziemniaków. Czy on się uważa za Jamesa Bonda? Człowiek ma prawo wybrać, czym chce się truć. Uważam, że Kam próbował być uprzejmy. Raczej chciał dodać znaczenia swojej osobie. Niestety, bezskutecznie. Jest arogancki i bezgranicznie zakochany w sobie. Jerome milczał przez chwilę. Czasem ludzie nie potrafią kochać samych siebie. Chcą być kochani przez innych. Cierpią, gdy nie mogą tego osiągnąć. Tak jak ty. Ja czuję się kochana. Przecież mnie kochasz, prawda? Ubóstwiam, ale oboje wiemy, że nie o to chodzi. Kiedy ostatnio zaangażowałaś się w jakiś prawdziwy związek?
R
S
Przecież ciągle umawiam się na randki. W soboty wieczorem dzwonisz, żeby sprawdzić, czy jestem w domu, i zwykłe nagrywasz się na sekretarkę. Oddzwaniam dopiero w niedzielę rano, bo... Bo w sobotnie wieczory łamiesz męskie serca. - Gdy uśmiechem skwitowała jego słowa, dodał: - Tak, chodzisz na randki, ale nie jesteś zakochana. Zacisnęła usta. Jestem wybredna. Sellie, kochanie, nie potrafisz zapomnieć Donalda. Nie sądzisz, że już najwyższy czas? Opuściła głowę, ukryła twarz w dłoniach. -Dziadku, przez siedem lat korzystałam z terapii, medytacji, jogi, pomocy różnych psychologów. Nie pomogło mi to zapomnieć Donalda ani tego, co zrobiła mama. - Prawda była taka, że od lat nie widziała matki ani ojczyma. Jerry wstał z kanapy i ukląkł obok wnuczki. - Jeśli sobie z tym nie poradzisz, oni zwyciężą. Potarła skronie, czując nadchodzący ból głowy. -Wiem, ale... Spróbuj. - Ujął jej rękę. - Spróbuj, bo nie będę wiecznie przy tobie. Starzeję się z każdą chwilą. Powinnaś ułożyć sobie życie, a nie opiekować się staruszkiem, który jest jedną nogą w grobie. Przeżyjesz nas wszystkich! Wiesz, że to nieprawda. Sellie, obiecaj, że się postarasz powiedział poważnym tonem. - Zgoda, obiecuję. Mam jeszcze czas. Jestem młoda. Zrobił srogą minę, choć w jego oczach nadal widać było uśmiech.
R
S
Bądź miła dla szejka. Dla tego zarozumialca? Roześmiał się. Według magazynu „People" on jest zmysłowy. Przypomina Geoge'a Clooneya, jeśli ktoś lubi ten typ. A ty lubisz? Poczuła się niezręcznie. Nie chciała rozmawiać z dziadkiem na temat mężczyzn. Niewykluczone. Czy „niewykluczone" może zmienić się w „tak"? Roześmiała się. Niewykluczone. Sellie, naprawdę jesteś szczęśliwa? - spytał po chwili. Oczywiście. Mam dobrą pracę, dom i ciebie. Czego więcej mogłabym chcieć? Życie polega nie tylko na tym. Dobrze o tym wiesz. Proszę, bądź miła dla księcia Kamara. - Puścił do niej oko. - Tym bardziej że zamierzam uszczknąć co nieco z jego portfela. Westchnęła. - Dla ciebie wszystko. Nawet książę Kamar.
ROZDZIAŁ TRZECI
R
S
Brunetka o zdecydowanym spojrzeniu podeszła do recepcji i spytała: -Czy mogę skorzystać z pani pomocy? Lilith Peterson, czyli Lissa Bessart Pierś, spojrzała na nią badawczo. Zależy, o jaką pomoc chodzi, pomyślała. Teczka brunetki, kostium w prążki i zbyt obficie lakierowane włosy nie zrobiły na niej najlepszego wrażenia. Większość ludzi przyjeżdżała do La Torchere na wakacje, co od razu widać było po ich stroju. Ta kobieta najwyraźniej zjawiła się tu w interesach. Lissa nie dała poznać po sobie niechęci. Oczywiście. - Przybrała życzliwy uśmiech. - Co mogę dla pani zrobić? Usiłuję odnaleźć jednego z gości. Staramy się zapewnić im dyskrecję. Czy pani również jest naszym gościem? Tak, oczywiście - odparła brunetka trochę zbyt szybko i wyciągnęła rękę. - Jestem Marta Hunter. Lissa lekko dotknęła jej dłoni. Silny uścisk mógłby wyzwolić magiczne zdolności, a nie chciała niechcący rzucić zaklęcia lub spowodować pożaru. Lilith Peterson, czyli Lissa Bessart Pierś, nie była zwykłą recepcjonistką. Należą-
R
S
ła do królewskiej rodziny z Silestii. Przed siedmioma laty rzuciła klątwę na zepsutą i rozkapryszoną siostrzenicę. Od tego czasu starała się być w pobliżu Meredith. Czuła się za nią odpowiedzialna w czasie, gdy nieszczęsna kuzynka starała się spełnić warunki, by uwolnić się od klątwy. Dzień dobry, pani Hunter - powiedziała Lissa. - Chyba jeszcze nie miałyśmy okazji się spotkać? Przypłynęłam dzisiaj pierwszym porannym promem. Witam w La Torchere. Czym mogę służyć? Szukam szejka, księcia Kamara ibn Asada. Rezerwowałam stolik na śniadanie dla pana Asada i jego znajomych - powiedziała Lissa. - Jeśli pani się pospieszy, powinni jeszcze być w „Szklarni". Selina z podziwem spojrzała na masywną, szklaną konstrukcję z kopułami i wieżyczkami w wiktoriańskim stylu. Wewnątrz mieściła się elegancka kawiarnia oraz wspaniała kolekcja tropikalnych roślin. Płynął wśród nich naturalnie wyglądający strumyk. Otaczał wyspę pokrytą kamiennymi łupkami. Właśnie tam stały stoliki czekające na gości. W nowych sandałach ostrożnie przeszła przez kołyszący się mostek, trzymając dziadka pod ramię. Gdy kupowała czerwoną sukienkę, zaopatrzyła się również w dżinsowe szorty, bawełnianą koszulkę i sandały, których obcasy okazały się wyjątkowo śliskie. Teraz dotarła do bezpiecznej, szorstkiej podłogi i rozejrzała się wokół. Kam Asad siedział przy obszernym stole. Przeglądał z zainteresowaniem gazety leżące na białym obrusie. Ze srebrnego dzbanka dolał sobie herbaty i odwrócił kolejną stronę. Koszul-
R
S
ka polo w morskim kolorze podkreślała umięśnioną klatkę piersiową. Na przegubie błyszczał płaski, złoty zegarek. Jedynym przejawem ekstrawagancji był brylantowy kolczyk w uchu. Kam wstał na ich widok. - Dzień dobry. - Zaczekał, by usiedli. Podał Selinie menu i napełnił jej filiżankę herbatą. Staroświeckie maniery rozbroiły ją. Uprzejmie odpowiedziała na powitanie, choć nie zamierzała pić herbaty. Zajrzała do menu. Szkoda, że nie lubię śniadań. Mają tu naprawdę duży wybór, nawet ziemniaki - powiedziała. Widzę, że nie może pani zapomnieć rozmowy o wódce zauważył Kam, odchylając się na krześle. Jerry dyskretnie kopnął ją pod stołem. - Przyjmijmy, że to o panu trudno zapomnieć - stwierdziła. Kam wyraźnie odetchnął z ulgą. Co ma pani przeciwko śniadaniom? Wzruszyła ramionami. Dziwny posiłek. Zazwyczaj tuczący i niezdrowy. Płatki zbożowe są zdrowe. Może nawet mają już te, które pani reklamuje. - Machnął na kelnerkę. Wątpię. Dopiero zaczynamy kampanię. Pojawią się na rynku za kilka miesięcy. Gdy byłem w Japonii, rano jadłem zupę i piłem herbatę. Wydaje mi się, że było to całkiem zdrowe. Zupa i herbata? Muszę kiedyś spróbować. Tymczasem wystarczy mi słodki rogalik i kawa. - Oddała kelnerce menu.
R
S
- A dla pana? - kelnerka zwróciła się do Jerryego. Zamówił angielskie śniadanie, jajka na bekonie i tost. Kam ograniczył się do rogalika. Dla siebie i Seliny zamówił jeszcze sok owocowy. Uśmiechnęła się do niego. - Co pan robił w Japonii? -To samo co tutaj. Nawiązałem stosunki dyplomatyczne, wynająłem budynek dla ambasady, szukałem rynku zbytu dla naszych diamentów - mówił przyciszonym głosem. Najwyraźniej książę pogodził się z faktem, że Jerry nie miał tajemnic przed Seliną. - Mamy kilka minut, zanim podadzą śniadanie, więc... - Jerry wyjął z teczki plik wydruków. - Słusznie, zajmijmy się naszymi obowiązkami poparł go Kam. Jerry przesunął papiery w jego stronę. - Odrzuciłem najgorsze propozycje, ale... - Zauważył, że Kam spogląda z irytacją na mostek wiodący do kawiarni. Książę zaklął cicho po arabsku i odwrócił dokumenty, żeby nie było widać treści. - Wybaczcie, ale muszę to załatwić. Blada brunetka o pociągłej twarzy zbliżyła się do nich. Wyciągnęła z kieszeni garsonki dyktafon, spojrzała na Kama i włączyła nagrywanie. - Rozmawiam z księciem Kamarem ibn Asadem, wysłannikiem Zohra-zbel. Magazyn „People" nazwał go zmysłowym szejkiem. Książę, czy przyjechał pan na Florydę w sprawie kontraktu, który wstrząśnie światowym rynkiem handlu diamentami? - spytała.
R
S
- Bardzo przepraszam. - Stanowczym ruchem wyłączył dyktafon. - Nie mam zwyczaju rozmawiać o interesach z nieznajomymi kobietami. Brunetka wyciągnęła dłoń. Marta Hunter z magazynu „National Devourer". Pani Hunter, nie jestem upoważniony do składania oświadczeń dla pani pisma. Proszę wybaczyć - stwierdził uprzejmym tonem. Nasi czytelnicy mają prawo wiedzieć, czy intrygi pana kraju wpłyną na rynek diamentów. Kam uniósł brwi. Zapewniam panią, że nie zajmuję się intrygami. Po prostu jem śniadanie z przyjaciółmi. - Wskazał gestem na Selinę i Jerryego. A pani jest...? - Marta Hunter pytająco spojrzała na Selinę. Ja tu tylko jem śniadanie. - Wiedziała, że Kamowi zależy na dyskrecji. Książę uśmiechnął się aprobująco. W tym momencie pojawiła się kelnerka z pełną tacą. Czy mam przygotować nakrycie dla jeszcze jednej osoby? spytała, zerkając na Martę. Nie - stwierdził Kam. - Ta pani właśnie wychodzi. Pani Hunter, wynajęła pani pokój? Powiedziano mi, że tylko goście i pracownicy mają prawo przebywać na tej wyspie. Nie przyjechałbym tu, gdyby było inaczej. Kelnerka rzuciła reporterce ostre spojrzenie. - Jeśli nie jest pani tu zameldowana, będę zmuszona wezwać ochronę. Zaprowadzą panią na prom. Marta Hunter cofnęła się pospiesznie.
R
S
- Jestem takim samym gościem jak oni. - Wyjęła z kieszeni magnetyczny klucz do pokoju. Kam skrzywił się. - Nie można się jej jakoś pozbyć? - spytał kelnerkę. Dziewczyna zbladła. Zdaje się, że postawiliśmy panią w niezręcznej sytuacji. Przepraszam - powiedziała do niej Selina. Było jej przykro, że Kam po raz kolejny nie potrafił zachować się właściwie wobec personelu. Wiesz, Kam - odezwał się Jerry. - Chyba nie mamy wyjścia i powinniśmy powiedzieć prawdę. - Selina spojrzała na niego zaskoczona, Kam pytająco uniósł brwi, natomiast kelnerka skorzystała z okazji, żeby się oddalić. - Ona i tak się dowie - dodał. Kam zerknął na Selinę, ona zaś zaczęła wpadać w panikę. Jaką to niespodziankę szykuje dziadek?! - Pani Hunter, moja wnuczka Selina i książę Kamar wy mieniali maile przez kilka ostatnich miesięcy. Marta błyskawicznie włączyła dyktafon. Proszę mówić dalej! - zawołała. Właściwie niewiele jest do dodania. - Sięgnął po widelec. Proszę zrozumieć, że rozmowy między naszymi rodzinami mają nad wyraz delikatny charakter. Chętnie udzielimy pani wyłączności na informacje, oczywiście jeśli uszanuje pani naszą prywatność, dopóki wszystko nie zostanie postanowione. Selina i Kam spojrzeli na siebie zdezorientowani. Co ten staruszek chce dać do zrozumienia? - pomyślał Kam. Że ja, książę Zohra-zbel, staram się o rękę Seliny Carrington? To prawda, była bardzo ładna, ale znajomość z nią oznaczała
R
S
same kłopoty. Nie należała do kobiet, które mógł poważnie traktować jako kandydatki na żonę. Zresztą w ogóle nie zamierzał się żenić aż do czasu, gdy zostanie do tego zmuszony z dynastycznych powodów. Nadejdzie chwila, gdy jego królewski ojciec wybierze dla niego przyszłą małżonkę, dziewicę z odpowiedniej rodziny. Mariaż ten oczywiście przyniesie polityczne i finansowe korzyści rodowi Zohra-zbel. Piękna i inteligentna Selina była nikim. Zupełnie nie nadawała się na książęcą małżonkę. - Wyłączność? Na jakich warunkach? - dopytywała się Marta. Jerome Carrington rozłożył ręce. - Zostawi nas pani w spokoju do dnia ślubu. O uroczystości dowie się pani jako pierwsza z dziennikarzy. Reporterka zmrużyła oczy. Jaką mam gwarancję, że dotrzymacie słowa? Żadnej - odezwał się Kamar, kiedy wreszcie zdołał odzyskać głos. Muszę mieć pewność... - zaczęła Marta, sięgając do kieszeni po telefon komórkowy. Kamar wstał z miejsca. Wybaczcie, ale najlepiej będzie, jeśli wrócimy do naszych apartamentów. Spotkamy się później. Mieszkacie w apartamentach? - upewniła się Marta, wybierając numer. Kamar westchnął. - Proszę dopisać śniadanie do mojego rachunku - zwrócił się do kelnerki. Opuszczając „Szklarnię", słyszał wścibską reporterkę, rozmawiającą z przełożonymi.
R
S
Co ci nagle strzeliło do głowy? - wybuchnął, gdy wyszli na zewnątrz. Nie podnoś głosu na mojego dziadka - ostro zareagowała Selina. - Dobrze wiedział, co robi. Przynajmniej mam taką nadzieję. Odwróciła się do Jeromea, który położył wskazujący palec na ustach. - Nie tu i nie teraz. Kamar, gdzie moglibyśmy spokojnie pogadać? Nie w naszych pokojach, bo ta kobieta już wie, gdzie mieszkamy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
R
S
Kamar zdawał sobie sprawę, że rozmowa Carringtona z reporterką może mieć fatalne skutki. Ojciec już nieraz robił mu wyrzuty, że nie dba o reputację rodziny. Gdy magazyn „People" nazwał Kamara zmysłowym szejkiem z powodu jego słabości do amerykańskich kobiet, zagroził, że ściągnie go do kraju, odbierze zagraniczną misję i posadzi za biurkiem. Wydarzenia poranka zepsuły mu humor. Żeby nie popaść w zupełną frustrację, wynajął jacht, by zyskać szansę na swobodną rozmowę z Carringtonami. Kierowniczka uzdrowiska, niejaka Merry Montrose, przyjęła to z nieukrywaną radością. Kamar zupełnie nie rozumiał dlaczego. Nie wydawało się prawdopodobne, by pani Montrose miała jakąś prowizję od wynajmu, a jednak zareagowała, jakby co najmniej zadeklarował, że będzie za darmo zaopatrywał w brylanty tutejszy sklep z biżuterią. Dwunastometrowy jacht miał niewielki kambuz, miejsca do spania dla trzech osób oraz dwuosobową załogę, sternika i stewarda. Selina zjawiła się na pokładzie o dwunastej trzydzieści. Oprócz ślizgających się sandałów miała kostium bikini i luźną tunikę sięgającą do połowy bioder. Żółtozielony kostium podkreślał delikatną karnację
R
S
i wyjątkowo zgrabne nogi. Biały, płócienny kapelusz osłaniał przed słońcem głowę i ramiona. Kamar zacisnął zęby. Niewątpliwie Carringtonowie usiłowali go usidlić. Jednak on nie zamierzał ulec, choć Selina była bardzo atrakcyjną przynętą. Gdy usadowili się wygodnie na krzesłach rozstawionych na pokładzie, zjawił się sternik, który uruchomił silnik i odbili od brzegu. Selina zrzuciła tunikę, sięgnęła do torby po krem do opalania i zaczęła rozprowadzać go po skórze. Kamar przełknął ślinę i odwrócił wzrok w stronę lądu. Na nabrzeżu dostrzegł znajomą sylwetkę w szarym stroju. Marta Hunter wyjęła aparat i zaczęła ich fotografować. Natychmiast odwrócił się tyłem i zasłonił sobą Selinę. Jeśli nawet Carringtonowie chcieli go wykorzystać, teraz przede wszystkim byli jego gośćmi. Nie chciał, by stali się obiektem plotek w takim brukowcu jak „National Devourer". Ta kobieta nigdy nie zostawi nas w spokoju - zaczął zrzędzić. Współczuję. Być zmysłowym szejkiem to wielki ciężar stwierdziła Selina z uśmiechem i stanęła obok niego przy barierce. Powtarzał sobie, że jej bliskość, bikini i uśmiech nie wpłyną na niego w najmniejszym stopniu. Na dodatek pod rondem kapelusza skrywała zmysłową szyję, która aż się prosiła, by obsypać ją pocałunkami. - Może zejdziemy do kambuza i sprawdzimy, czy jest tu coś do jedzenia? - zaproponowała. - To utrudni szanownej pani Hunter szpiegowanie.
R
S
- Dobry pomysł - niechętnie przyznał Kamar. Zszedł pod pokład. Pomieszczenie było otwarte od strony steru. Przejście na przeciwległym końcu prowadziło do niewielkiej sypialni i toalety. Selina postępowała za nim. Kamar poczuł się nieswojo. Znalazł się z nią sam na sam w ciasnym pomieszczeniu. Na szczęście po chwili dołączył do nich dziadek. Kamar odetchnął z ulgą. Potrzebował przyzwoitki, gdy był w pobliżu Seliny. Na chwilę przymknął oczy. Pomyślał o swoim ojcu, honorze rodziny i perspektywie nudnej pracy za biurkiem. Selina odkryła niewielką lodówkę pod kuchennym blatem. - Spójrz, dziadku. Jest mrożona herbata, woda w butelkach, soki i wino. Na ile cię znam, masz ochotę na herbatę, prawda? - Napełniła szklankę zimnym napojem. Jerry podziękował i wrócił na pokład. Kamar uśmiechnął się do siebie. Może Selina była elokwentną Amerykanką, ale w kuchni czuła się najlepiej. A ty na co masz ochotę? - spytał. Na wodę. - Sięgnęła do lodówki. Kamar schylił się, by pomóc, i niechcący wpadł na nią. Poczuł jej zapach. Rozgrzana słońcem skóra, perfumy, wiatr znad oceanu i szczupłe ciało... Ciężka, plastikowa butelka wypadła mu z ręki i spadła prosto na palce jej stopy. Jęknęła, a on zadrżał. Dlaczego przy tej kobiecie zachowuję się jak idiota? - pomyślał. Najpierw te nieszczęsne ziemniaki, a teraz prawdziwy pokaz niezdarności. - Nic ci się nie stało? - spytał. Oparła się o blat i poruszyła palcami. - Na pewno nic się nie połamało.
R
S
- Pozwól mi sprawdzić. Ukląkł przed nią, rozpiął paski sandała i delikatnie objął stopę. Na największym paznokciu był namalowany mały kwiatek. Wyglądał zachwycająco. Kamar pochylił się i pocałował go. Selina zamarła zaskoczona. Książę miał ochotę całować jej stopę aż do kostki, jednak zapanował nad sobą. - Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku - powie dział obojętnym tonem. Podniósł butelkę, otworzył i podał ją Selinie, a dla siebie wziął butelkę soku i wyszedł na pokład. Zanim usiadł, zdjął koszulkę polo i wytarł nią spocone czoło. Selina została w kambuzie. Zimną butelką ochłodziła rozgrzane policzki. Dotychczas nikt nie całował jej stóp. Nie wiedziała, jak się zachować. Plotkowała z kobietami na temat seksu, czytywała w czasopismach, ale nikt nie wspominał o takich pieszczotach. Wtedy wydawało jej się to wyuzdane i sprośne, jednak, gdy Kam to zrobił, poczuła w całym ciele falę gorąca. Przymknęła oczy, przypominając sobie tę chwilę. Objął jej stopę dużą, śniadą dłonią i pocałował. Dotychczas uważała go za aroganta, ale czy aroganci całują kobiece stopy? Przestań, pomyślała. Magazyn „People" uważa Kama za jednego z najbardziej seksownych mężczyzn na świecie. Pocałował twoje palce, bo to jest zmysłowe. Nie dlatego, że ma do ciebie słabość i na pewno nie po to, by cię upokorzyć, wytłumaczyła sobie. Wyszła na pokład. Dziadek Jerry i książę rozmawiali, usadowieni na rozkładanych krzesłach. Obok na stoliku leżał telefon komórkowy Kamara. Selina przysunęła leżak.
R
S
Choć nie imponowała opalenizną, zajęła miejsce w cieniu parasola. Doskonała historia na okładkę. - Dziadek rozparł się wygodnie, popijając mrożoną herbatę. Co w tym takiego doskonałego? - Kam uniósł brwi. Reporterzy zajmą się śledzeniem Seliny, a nie ciebie lub mnie - tłumaczył Jerry. - Możemy załatwiać interesy, a ona zajmie prasę. Będzie udawać, że wybiera suknię ślubną lub zamawia kwiaty. Cóż, dziękuję, dziadku. Sellie, masz prawie dwa tygodnie wolnego. Dowiedziałem się o tym od twojego szefa. - Dziadek pogroził jej palcem. Wcale nie musisz wracać wcześniej. Spojrzała na niego z wyrzutem. Postawił ją w niezręcznej sytuacji. Poprzedniego wieczoru obiecała, że będzie miła dla księcia Kamara, jednak wtedy nie zdawała sobie sprawy, co to może oznaczać. Jeśli teraz odmówi, dziadek uzna, że złamała przyrzeczenie i w nieskończoność będzie jej robił wyrzuty. Zgoda. Będę udawała jego narzeczoną, ale pod jednym warunkiem - powiedziała, wskazując na księcia butelką z wodą. - Musi być bardziej uprzejmy wobec innych. Ja? Przecież jestem uprzejmy. Wszyscy za mną przepadają. Nie należysz do nadzwyczajnie sympatycznych i ludzie ciebie nie lubią. Widziałam wczoraj, jak potraktowałeś barmankę. Była wyjątkowo niedbała - stwierdził, popijając sok. Nieprawda, natomiast ty zachowałeś się jak arogancki bufon.
R
S
- Selina! - zawołał Jerry z wyrzutem w głosie. Ona jednak zupełnie się tym nie przejęła i spokojnie mówiła dalej: A ja nie zamierzam być dziewczyną ani narzeczoną aroganckiego bufona. Księcia Zohra-zbel nazywasz aroganckim bufonem? -spytał Kamar, marszcząc brwi. Jeśli jesteś księciem Zohra-cośtam, to właśnie owego księcia tak nazwałam. Oparł się wygodniej, wyraźnie zaskoczony. Jeszcze żadna kobieta tak mnie nie potraktowała -stwierdził. Może nigdy nie zrobiłeś z siebie takiego przedstawienia, jak wczorajszego wieczoru - powiedziała Selina. - Chociaż mocno w to wątpię. Ja zrobiłem z siebie przedstawienie? W jaki sposób? – Przetarł okulary przeciwsłoneczne w stylu Matriksa. Uśmiechnęła się ponuro. Uważasz, że się nie wygłupiłeś? Barmanka była wyjątkowo antypatyczna - oświadczył z irytacją. Ona była antypatyczna? - spytała Selina. - Barmanka ma na imię Janis, na co pewnie nie zwróciłeś uwagi. Uprzejmie zostawiła cię w spokoju, żebyś mógł dokończyć rozmowę przez komórkę. Nie chciała ci przeszkadzać. Chciałem się czegoś napić, gdy rozmawiałem. Ona nie czyta w myślach. Skąd miała o tym wiedzieć? Powinna spytać. - Gdyby spytała, przerwałaby ci rozmowę. Z rezygnacją wzniósł oczy do nieba.
R
S
Słusznie. A tak w ogóle to dlaczego rozmawiałeś przez komórkę w barze? To nie jest budka telefoniczna. - Gdy zrobił zakłopotaną minę, dodała: - Uważasz, że cały świat marzy tylko o tym, by wysłuchiwać twoich rozmów? Kamar odzyskał pewność siebie. Oczywiście, że nie. Dlatego rozmawiałem w ojczystym języku. Przede wszystkim w ogóle nie powinieneś tam prowadzić rozmów. To jedna z podstawowych zasad uprzejmości w miejscach publicznych. Mam nadzieję, że wasz ambasador w Stanach Zjednoczonych nie okaże się takim gburem w podobnych sytuacjach. Tak się składa, że mnie zaproponowano to stanowisko. Naprawdę? I przyjąłeś? Nie. Całe szczęście. Nie ciesz się zbyt wcześnie. Po prostu jeszcze się zastanawiam. To dobrze się zastanów. Ambasador powinien umieć postępować z ludźmi... Oczywiście! - przerwał jej. - Jestem w tym doskonały. Już ci mówiłem, że wszyscy za mną przepadają. Zdaje się, że nie znasz prawdy o sobie. Czy już ustaliliście poglądy? - spytał Jerome, spoglądał na przemian na wnuczkę i Kamara. - Będziecie udawać parę zakochanych, dopóki nie zakończymy interesów? Książę zerknął na Selinę. Starał się odgadnąć, co myślała naprawdę. Miała zrezygnowaną minę. Pogodziła się z pomysłem dziadka, choć nie była szczęśliwa z tego powodu.
R
S
Natomiast Jerome nie krył zadowolenia. Uznał ich milczenie za zgodę. Otworzył teczkę i wyciągnął rulon papierów spiętych gumką. Jeśli mamy to już za sobą, może wreszcie zajmiemy się poważniejszymi sprawami? - zaproponował, rozkładając dokumenty. Chwileczkę, mnie nikt nie pytał o zdanie - zaoponował Kamar. Czy spodziewasz się jakichś problemów? - spytał Jerry. Dzięki nam Marta Hunter ma o czym myśleć. Jedyne, co musicie zrobić, to pokazywać się razem. Ona zobaczy i usłyszy to, co chce zobaczyć i usłyszeć. Książę zdawał sobie sprawę, że Jerry ma rację. Ludzie bardziej dowierzają własnym wyobrażeniom niż rzeczywistości. Cóż, wygląda na to, że połknęła haczyk. Selino, w tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, jak zjeść razem kolację. Zgoda -powiedziała, mrużąc oczy. Czy może być w tym coś złego? - spytał Jerry.
ROZDZIAŁ PIĄTY
R
S
Gdy tylko przybili do brzegu, Selina rzuciła się w wir zakupów i przygotowań. Kobieca Nerwica Randkowa, bo tak nazywała ten stan, nieodmiennie dopadała ją w podobnej sytuacji. Nie potrafiła nad nią zapanować. W dniu randki zawsze najpierw sprawdzała zawartość szafy, stwierdzała, że nic nie nadaje się do włożenia, pędziła do sklepu po strój, którego potem już nigdy nie nosiła, a na koniec odwiedzała fryzjera i manikiurzystkę. Tym razem miała poważne usprawiedliwienie. Przyjechała do La Torchere bez bagażu i rzeczywiście nie miała co na siebie włożyć. Pierwszego dnia kupiła sukienkę, ale przecież nie mogła pokazywać się w niej przez kolejne dwa wieczory. Umyła włosy, ale nawet nie próbowała ich ułożyć. Schły, swobodnie opadając na ramiona. W ciągu dnia zamierzała przykryć je kapeluszem, jednak płócienne nakrycie głowy w żadnym razie nie komponowało się z wieczorowym strojem. Oprócz tego pilnie potrzebny był manikiur. Pedikiur zdecydowała pozostawić bez zmian. Najwyraźniej przypadł Kamarowi do gustu. Zdawała sobie sprawc-2 nieco histerycznego zachowania i nie mogła pojąć, dlaczego tak bardzo się stara. Nie
R
S
potrafiła tego zrozumieć już dawniej, ale tym razem naprawdę przesadzała. Przecież nie lubiła Kama. Właściwie nie lubiła też innych mężczyzn, z którymi dotychczas się spotykała. Jednak zawsze w sobotę odbywała ten sam rytuał: szafa, panika, sklep, fryzura, paznokcie. Gdy Kam zapukał do drzwi, była już gotowa. Przybrała obojętną minę, nie dając po sobie poznać, jak bardzo była spięta. Miała na sobie białą, satynową, obcisłą suknię, odsłaniającą dekolt i ramiona. Fryzjer upiął włosy do góry. Miała srebrne kolczyki w kształcie półksiężyca, a na ramiona zarzuciła szal, przeszywany srebrną nicią. Kam, jak poprzedniego wieczoru, włożył luźny, lniany garnitur. Weszli do restauracji, która mieściła się tuż przy plaży. Kierownik sali zaprowadził ich do stolika w pobliżu kuchni. Co gorsza, Marta Hunter już tam była. Siedziała tylko dwa stoliki dalej. Kam zmarszczył brwi. Czy moglibyśmy usiąść w innym miejscu? Gdzie pan by wolał? - spytał kierownik sali. Dalej od kuchni - stwierdził dobitnie Kamar nieprzyjemnym tonem. Może znajdzie się miejsce od strony plaży? - wtrąciła Selina, żeby zatrzeć niemiłe wrażenie. - Z waszej restauracji jest wspaniały widok na ocean. Kierownik odetchnął z ulgą. - Oczywiście, proszę pani. Zaraz znajdziemy odpowiednie miejsce. - Zaprowadził ich do stolika obok otwartego okna, przez które wpadało morskie powietrze. Odsunął krzesło, by Selina mogła zająć miejsce na wprost ciemniejącego nieba. Kamarowi zaproponował miejsce naprzeciwko.
R
S
Wolałbym być obok narzeczonej i też podziwiać krajobraz stwierdził, siadając obok Seliny. Telefon komórkowy położył obok koszyka z pieczywem. Jak pan sobie życzy. Kam pochylił się w jego stronę i podał banknot. - Proszę dopilnować, żeby nikt nam nie przeszkadzał - powiedział przyciszonym głosem. - W pobliżu kuchni siedzi pewna kobieta w szarym kostiumie. Może nas nachodzić lub robić zdjęcia. Kierownik zesztywniał. - Nie na mojej zmianie. - Schował banknot, następnie przesunął spod ściany doniczkę z fikusem tak, by zasłonić stolik od reszty sali. Gdy odszedł, Kam przysunął się trochę za blisko Seliny, ale nie zamierzała robić z tego problemu. Uznała, że należało to do planu przechytrzenia reporterki. Nazwał ją narzeczoną. Nie było to nadzwyczaj zabawne, bo czekała ją kolejna niezbyt romantyczna kolacja z nudziarzem, który uważał, że arogancją wobec obsługi można zaimponować kobiecie. Sama starała się wszystkich traktować z szacunkiem. Czuła się jak w pułapce. Była skazana na pobyt na tej wyspie, obiecała dziadkowi, że będzie miła wobec księcia, zgodziła się uczestniczyć w zwariowanym planie, by udawać narzeczoną Kamara... Jedyna pociecha, to obecność Marty Hunter. W przeciwnym razie Selina musiałaby ścierpieć okropną randkę zupełnie bez powodu. Skąd ona mogła wiedzieć, że tu będziemy? - spytała Kamara. Zarezerwowałem stolik - powiedział, wyciągając dłu-
R
S
gie nogi. - Musiała się dowiedzieć od któregoś z pracowników hotelu. Tymczasem zaaferowany kelner przyniósł wodę, chleb i menu. Kam zagłębił się w listę win, jakby od tego zależały losy świata. Selina nie cierpiała snobów, popisujących się wiedzą w tej dziedzinie. Obserwowała ciemniejące niebo i srebrzystą poświatę księżyca, która tworzyła na plaży mnóstwo drobnych cieni. Wolisz burgunda czy pouilly-fume? - spytał Kam. Nie wiem. Może najpierw zamówimy dania, a potem spytamy kelnera, który zajmuje się winem? - Nie potrzebuję pytać służby, co mam zamówić. Selina uniosła brwi. Tutejszy sommelier na pewno jest prawdziwym ekspertem. Ja również. Specjalista od win zjawił się, by przyjąć zamówienie. Kam ledwie zdążył otworzyć usta, gdy poczuł silne kopnięcie w kostkę. - Pozwól - powiedziała. Książę zaczął rozcierać nogę, natomiast Selina wdała się w uprzejmą rozmowę z sommelierem. Nie zamierzała ryzykować, że przez resztę wieczoru będą byle jak obsługiwani. Spytała z uśmiechem: - Co pan by polecił, burgunda czy pouilly-fume? Kelner pochylił się w lekkim ukłonie. - To zależy od zamówienia. Jeśli mają państwo ochotę na homara, którego bardzo polecam, radziłbym pouilly-fume. Jednak dziś otrzymaliśmy świeżą dostawę jagnięciny. To spe-
R
S
cjalność naszego szefa kuchni. W tym przypadku sugeruję czerwonego burgunda. - Czy mogę spytać, od jak dawna zajmuje się pan winem? spytała, mrugając rzęsami. Sommelier z dumą wypiął pierś. Od dwunastu lat, proszę pani - stwierdził pewnym głosem, gdy jednak spojrzał na nachmurzonego Kamara, cofnął się. Zostawię państwu czas do namysłu. Założę się, że gdybyś nie wystraszył go ponurą miną, przyniósłby nam próbki tego, co właśnie mają w barze -stwierdziła Selina, zaciskając usta. Poprawiła się na krześle. Dotknęła udem uda Kamara i szybko się odsunęła. Mogła udawać, że go lubi, ale nie zamierzała posunąć się za daleko. Wzajemne dotykanie nie wchodziło w rachubę. Kam spochmurniał jeszcze bardziej. - Książę Zohra-zbel nie musi zabiegać o względy kelnera. Najbliższe dwa tygodnie będą nie do zniesienia, jeśli Kam zamierza odgrywać nadętego arystokratę, pomyślała. Nie zabiegam o względy, tylko jestem miła. Doceniam jego wiedzę i daję mu odczuć jego wartość. Uśmiechasz się do niego, choć nie jest to radosne ani szczere. Po prostu fałszywa poza, żeby manipulować ludźmi. To ty tak uważasz. - Usiłowała zebrać myśli. Spojrzała na stół, nakryty nieskazitelnym obrusem, światło księżyca błyszczało na kryształach i srebrnej zastawie. Sądzisz, że jestem arogancki. Ja tylko proszę o to, co chcę. Nie prosisz. Rozkazujesz.
R
S
Jestem szczery i bezpośredni. - Oparł palec na jej podbródku i odwrócił głowę, by musiała na niego spojrzeć. Ciemne oczy błyszczały inteligencją. - Gdy poznaliśmy się, flirtowałaś ze mną, choć mnie nawet nie polubiłaś. Nie byłaś szczera. Potraktowałaś mnie, jakbym był zabawką w twoich rękach. Co wolno tobie, to i mnie. - Cofnęła głowę, by uwolnić się do jego palca, jednak nadał obserwowała Kamara. Zaskakiwał ją swymi poglądami. Chciała go lepiej poznać i zrozumieć, jednocześnie nie ujawniając zbyt wiele na swój temat. I tak wiedział za dużo. Oparła dłoń na stole. Kamar nakrył ją swoją, dużą dłonią. Selina nie zareagowała. Drapieżcy nie powinno się okazywać lęku. - Domyślam się, że mężczyzna, którego brukowce nazywają zmysłowym szejkiem, traktuje kobiety jak zabawki. - Bardzo się starała, ale nie potrafiła opanować drżenia ręki. -Zdarza się. - Jeden - zero dla mnie, pomyślała i rzuciła zgryźliwie: Wprost można utonąć w tej zmysłowości. - A można, można... - Spojrzał na nią. - Selino, czyżbyśmy grali w tę samą grę? - Zadumał się na moment. - Jednak nie rozumiem, dlaczego się w to bawisz. – Mocniej objął jej dłoń. Zapatrzyła się na fale wdzierające się na piasek. Sprawia mi to przyjemność. Czyżby? Nie sądzę, byś czerpała z tego prawdziwą satysfakcję - mówił, dotykając jej palców. - Jesteś bardzo piękna i bardzo nieszczęśliwa. Rzuciła mu ostre spojrzenie. - Kto tak powiedział?
R
S
-Ja. - Skoro szejk tak stwierdził, to musi być prawdą. - Udało sie jej zachować spokojny, nieco ironiczny ton, choć czuła narastającą wściekłość. Starała się, by nie poniosły jej nerwy, niezależnie od tego, co Kamar miał do powiedzenia. Dla reporterki lub kogokolwiek obserwującego ich z boku niewątpliwie wyglądali jak szczęśliwa para. On głaskał jej dłoń, ona odpowiadała uśmiechem. Nikt nie mógł się domyślić, że mówił zirytowanym tonem, a ona odpowiadała opryskliwie. - Selino, jestem o tym przekonany. Możesz zaprzeczyć? - Pochylił się w jej stronę tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. - To prawda, bawię się z kobietami w różne gierki i sprawia mi to przyjemność. Szczerze mówiąc, każda wychodziła szczęśliwa z mojego łóżka. Ty również próbujesz się bawić, ale nie daje ci to zadowolenia. W takim razie dlaczego to robisz? Wrócił sommelier, a za nim kelner. - Myślę, że dziś zrezygnujemy z wina. - Kamar spojrzał na Selinę. - Co chciałabyś zjeść? Nie zamierzała spierać się w kwestii wina. Właściwie było to jej na rękę. Picie alkoholu w towarzystwie księcia mogło osłabić jej czujność. Okazał się inteligentniejszy, niż sądziła. Tym bardziej powinna zachować trzeźwość umysłu. - Proszę homara - powiedziała przez zaciśnięte usta. Gdy obsługa zniknęła, Kamar objął ramiona Seliny, po tem powoli dotknął wargami jej ust. Delikatnie chwycił dolną wargę, jakby prosił o pozwolenie. Rozchyliła usta, a on wsunął palce w jej włosy. Gdy odchylił głowę, zaczął
R
S
zmysłowo całować szyję. Nie spodziewała się, że Kamar posunie się do publicznego demonstrowania uczuć. Usłyszała szelest. Zjawił się kelner z zamówieniem. Zamrugała, uwalniając się z uścisku, jednak Kamar nie pozwolił jej się odsunąć. Nadal obejmował odkryte ramiona i delikatnie głaskał ją po karku. Jeden z kelnerów postawił przed nimi sałatki. Drugi zapalił świece. Za oknem zrobiło się zupełnie ciemno, gdy byli zajęci pocałunkami. Selina wzięła się w garść. Musiała przyznać, że magazyn „People" nie kłamał. Książę Kamar nie tylko był przystojny. Jego pocałunki naprawdę działały na zmysły. Pomyślała, że plan Jerryego miał swoje dobre strony, oczywiście jeśli sprawy nie zajdą za daleko. Nie miała nic przeciw pocałunkom, ale nie planowała niczego więcej. Kam sięgnął widelcem po liść sałaty. Zwinął go, zanurzył w sosie i przysunął Selinie do ust. Dlaczego chcesz mnie karmić? Jesteś jak bogini - stwierdził. - A bóstwom należy służyć. Zawahała się, myśląc, że być może stroi sobie z niej żarty, Jednak szybko doszła do wniosku, że nie ma to znaczenia. Zjadła sałatę, patrząc mu w oczy. Wydawało się, że w tej chwili jego spojrzenie było silniejsze niż uścisk. Nie potrafiła oderwać wzroku. Sięgnęła po szklankę z wodą. Musiała objąć ją obiema dłońmi, bo ręce jej drżały. Kilka razy odetchnęła bardzo głęboko, jak nauczyła się na ćwiczeniach jogi. Kam całował ją, częstował, znów całował... Zapomniała o wszystkim wokół. Liczyła się tylko przyjemność przebywania w jego towarzystwie. Pomyślała, że zarzucanie mu arogancji przy-
R
S
niosło w końcu efekty. Teraz stał się troskliwy, zupełnie jak pan młody w noc poślubną. -Nie rozglądaj się - szepnął jej nagle do ucha, gdy kelner oddalił się z pustymi talerzami po przystawkach. - Szanowna pani Hunter znów kręci się w pobliżu. Zmusiła się do uśmiechu. Teraz stało się jasne, dlaczego starał się być tak czarujący. Wszystko ze względu na reporterkę. Uświadomiła sobie, że zwiedziona pocałunkami zapomniała, dlaczego spotkali się przy kolacji. Przyniesiono główne dania. Były doskonałe i Kam z wyraźną przyjemnością zajął się jedzeniem. Selina starała się opanować emocje, a jednocześnie obserwowała księcia, zdając sobie sprawę, że nigdy jej nie będzie miał. Nic dla niego nie znaczyła, więc choć czuła narastające pożądanie, on również musiał pozostać jej obojętny. Po prostu w tym tygodniu dotrzymywał jej towarzystwa. Wspólnie starali się oszukać dziennikarkę z brukowca. To wszystko. Zanim skończyli posiłek, restauracja powoli opustoszała. Nawet pani Hunter najwyraźniej doszła do wniosku, że nie zdobędzie więcej informacji i wyszła. Kam podpisał rachunek. Wstał, wyciągając rękę do Seliny. - Czy już możemy?
ROZDZIAŁ SZÓSTY
R
S
Selina spojrzała na księcia niezbyt przytomnym wzrokiem. Czuła lekki zawrót głowy. Czy już możemy... co? - spytała. Chyba nie chciał zaproponować, by poszli do łóżka? Nie wiedziała, czego można się po nim spodziewać. Obiecała Jerryemu, że będzie miła dla szejka, jednak nie zamierzała stać się kolejną zdobyczą księcia Kamara, którą odnotuje w swoim słynnym kalendarzu. Dziadek również nie mógł tego oczekiwać. Pytałem, czy możemy wyjść. Już jest dość późno. Słusznie. Pracownicy pewnie chcieliby posprzątać 1 pójść do domu. - Uśmiechnęła się, choć nie wyglądało to zbyt przekonująco. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej stracić rachuby czasu z powodu pocałunków. -Przejdziesz się ze mną po plaży, zanim pójdziesz spać? - spytał. Właściwie dlaczego nie? - pomyślała. - Chętnie. Wstała, osłaniając plecy szalem. Gdy wychodzili, Kam objął jej ramiona. Przeszedł ją dreszcz. Zimno ci? - spytał, przyciągając ją bliżej. Nie, w porządku.
R
S
Nie mogła powiedzieć prawdy i przyznać, że był to dreszcz pożądania. Musiała to ukryć, by zachować resztki chłodnego dystansu. Nie mogła dopuścić, by byle dreszcz zdradził ją przed jakimś aroganckim księciem, który nie wiedział, kim była i co przeszła. Już i tak działał na nią bardziej niż udało się jakiemukolwiek innemu mężczyźnie. Nie odpowiadała jej ta sytuacja. Co gorsza, Kamar potrafił przejrzeć jej grę. Domyślił się, jak bardzo była nieszczęśliwa. To niepokoiło Selinę jeszcze bardziej. Jej uczucia nie były sprawą księcia, zresztą na pewno było mu to zupełnie obojętne. Przecież grali w tę samą grę. Udawali zaangażowanie, bawili się bez deklaracji i zobowiązań. Gdzie tu miejsce na prawdziwe uczucia? Była przekonana o jeszcze jednym. Szejk Kamar udawał z innych powodów niż ona. W jego przypadku łatwo można było domyślić się, dlaczego. Należał do rodziny władającej krajem, gdzie kultura nie wymagała szacunku do kobiet. Traktował je jak zabawki. Był zepsuty i Selina wątpiła, by pod jakimś względem przewyższał niedojrzałych mężczyzn, z którymi zdarzało się jej spotykać. Choć nie miała o nim najlepszego zdania, pozwoliła, by ujął ją pod rękę i poprowadził w stronę oceanu. Trawnik za restauracją schodził niemal do samej wody. Księżyc oświetlał kwitnące kępy hibiskusa i imbiru. Woń liści tropikalnych roślin mieszała się z zapachem morskiej wody i piasku. Kamar pachniał wodą kolońską, która Selinie kojarzyła się z egzotycznymi wyprawami. Wiała delikatna bryza, a księżyc wysoko na niebie przypominał, że zbliża się północ.
R
S
Selina przystanęła w miejscu, gdzie kończyła się trawa i zaczynał piasek. Zdjęła białe sandały na koturnie. Były to jej jedyne buty i nie chciała ich zniszczyć na plaży. - Selino, spójrz! - zawołał Kam, który podszedł bliżej wody. - Co to może być? Westchnęła z zachwytu. Grzbiety fal emanowały poświatą, jakby pokrywały je tysiące świetlików. Nie mam pojęcia. - Pochyliła się ostrożnie, by nie zamoczyć sukni, i nabrała dłonią trochę wody. Fosforyzujące krople spłynęły jej po palcach. Tylko zobacz! - Kamar był zachwycony. Błyszcząca poświata rozciągała się wzdłuż całej plaży. - Wygląda zadziwiająco. Ruszyli dalej. Piasek rozciągał się przed nimi aż do odległego końca plaży, gdzie panowała ciemność. Pewnie zaczyna się tam las mangrowców, pomyślała Selina. Stopy zapadały jej się na suchym piasku, więc oparła się na ramieniu Kamara. Mijali wille i niewielkie domki, których mieszkańcy mogli liczyć na większy spokój i ciszę niż w hotelu. Przed budynkami znajdowały się wypielęgnowane ogródki. W basenach odbijało się światło księżyca. W końcu doszli do baru, w którym spotkali się poprzedniego wieczoru. Kam też poznał to miejsce i wskazał palcem. - Spójrz tam. Selina przez otwarte okno zobaczyła Janis i Martę Hunter. Nie mogła usłyszeć, o czym rozmawiały, bo zespół muzyczny grał zbyt głośno. - Mam nadzieję, że ta głupia barmanka nie plotkuje z reporterką na nasz temat - stwierdził ponuro książę.
R
S
Nie jest głupia. Jestem pewna, że Janis potrafi zachować dyskrecję. Nie wygląda na to, żeby specjalnie mnie lubiła. Ciekawe, bo wspominałeś wcześniej, że wszyscy cię ubóstwiają. Nie wszyscy - przyznał po chwili. Uśmiechnęła się. Jego pewność siebie nie była tak niezachwiana, jak mogło się wydawać. Kiedy zespół zaczął grać stary przebój jazzowy, Kamar odwrócił się do niej z uśmiechem. Może to będzie nasza melodia? Do czego nam to potrzebne? Jesteśmy parą, przynajmniej na razie. Zakochani często mają swoją ulubioną piosenkę albo melodię. Zdarza się. Objął ją i poprowadził do tańca w spokojnym, wolnym rytmie. Selina nie tańczyła zbyt często, ale w ramionach księcia sprawiało jej to przyjemność. Czuła, że z każdym krokiem jej krytyczne nastawienie wobec niego zaczyna łagodnieć. - Robimy z siebie widowisko - powiedziała cicho. Spojrzał na nią ze zmysłowym uśmiechem. - Wydaje mi się, że właśnie o to nam chodziło. – Nie kryjąc pożądania, przycisnął ją mocniej do siebie. Czy on nie ma za grosz subtelności? - pomyślała. Chyba nie ma sensu aż tak przesadzać? - Odsunęła się. - Nie zamierzam stać się twoim kolejnym miłym wspomnieniem dodała, starając się mówić obojętnym tonem. Dlaczego nie? Może być przyjemnie. Z pewnością je-
R
S
steś... cóż, domyślam się, że taka piękna kobieta jak ty musiała poznać wielu mężczyzn. Uniosła głowę. - Mylisz się - stwierdziła chłodno. Kamar zatrzymał się, by na nią spojrzeć. Naprawdę potrafisz mnie zaskoczyć. Niby dlaczego? Bo nie jestem puszczalska? Bo potrafię szanować siebie i innych? - Nawet dla niej zabrzmiało to jak wyznanie pruderyjnej świętoszki. - Przepraszam. Zdaje się, że całkiem niepotrzebnie zaczęłam oceniać siebie i innych. Odpowiedział wzruszeniem ramion. Skierował się w stronę hotelowej części budynku. Nadal obejmował ramiona Seliny i delikatnie głaskał szyję. Niby jej odmowa nie zrobiła na nim wrażenia, zarazem jednak wyczuła, że książę zna granice i nie zamierza być natarczywy. Jak większość kobiet, nienawidziła zapatrzonych w siebie natrętów. Ignorowanie czy wręcz głuchotę na sygnały płynące od innych osób uważała za oznakę niedojrzałości emocjonalnej. Jednak książę nie był taki. Zbyt pochopnie go oceniła. Nagle zrozumiała, że wcale nie chce się z nim rozstawać. To dziwne, zważywszy na jej stosunek do ich „romansu". - Możemy jeszcze potańczyć - zaproponowała z nadzieją w głosie. Pocałował jej skroń. - Jutro wieczorem będziemy tańczyć dłużej. Gdy zatrzymali się przed windą, która jeździła wyłącznie do apartamentów na najwyższym piętrze, pocałował ją jeszcze raz.
R
S
- Nie odwracaj się - szepnął. - Szanowna pani Hunter właśnie nas obserwuje. Przeczesał palcami jej włosy. Rozpiął spinkę, burząc wieczorową fryzurę. Pukle opadły luźno na ramiona. Przesunął je lekko i zaczął całować kark i szyję Selmy. - Pokażmy, co potrafimy - szepnął, chwytając wargami jej skórę. Odskoczyła. - Żadnych malinek! - syknęła. Roześmiał się, potem otworzył drzwi windy. - Powinnaś się odprężyć. - Gdy zadzwoniła jego komórka, szybko odebrał połączenie. Selina była jednak przekonana, że w tym momencie nie potrafił skupić się na interesach, bo cały czas patrzył jej w oczy. Odpręż się i zaśnij, powtarzał Kamar w myślach trzy godziny później. Choć wziął prysznic i wygodnie wyciągnął się na łóżku, sen nie nadchodził. Ciągle miał przed oczami Selinę Carrington. Niewątpliwie zadała sobie wiele trudu, by odpowiednio przygotować się do kolacji. Miała piękną, nową sukienkę, elegancką fryzurę, nieskazitelny makijaż i manikiur, jakby zamierzała go uwieść. Jednak zdawał sobie sprawę, że nie zależało jej na tym. Jednocześnie dostrzegał, że pod wieloma względami była niezwykłą kobietą. Potrafiła całować w bardzo wyrafinowany sposób, choć zapewniała o swojej niewinności. Wątpił, by zachowała dziewictwo. Ostatecznie była Amerykanką, a każdy wie, że wśród nich nietknięte panny są rzadsze niż diamenty.
R
S
Młode kobiety, nim decydują się na ślub, zbierają całkiem, spory bagaż doświadczeń, taka po prostu jest norma. Jednak Selina, choć wcale nie była niechętna jego pocałunkom, wysłała mu czytelny sygnał, że stop, że na tym koniec. Czyżby obawiała się reakcji dziadka? Możliwe, ale przecież Jerome Carrington taktownie zniknął na cały wieczór. Oczywiście troszczył się o swoją wnuczkę, ale, jak widać, zdawał sobie sprawę, że jest dorosłą kobietą. Zresztą nieważne, czym kierował się zacny staruszek, liczyło się tylko to, że nie przeszkadzał. Bo książę musiał zdobyć Selinę, choć mogło to wymagać wielu zabiegów. Znał kobiety, a ta kryła się przed nim jak samotny krab w muszli. Może raczej jak żółw w skorupie. W Zohra-zbel było mnóstwo żółwi. Wystawiały głowy, by nagle je schować, zamknąć się w pancerzu nawet na długie tygodnie. Chciał przekonać się, jakim człowiekiem naprawdę była panna Carrington. Nie wiedział jeszcze, jak do niej dotrzeć ani dlaczego kryła się przed nim pod przybraną maską. Może wystarczyłoby po prostu zapytać? - pomyślał. Jednak wątpił, by doczekał się odpowiedzi. Już i tak zaskoczył ją rozmową na temat damsko-męskich gierek. Gdy dodał, że według niego była nieszczęśliwa, wyraźnie jej się to nie spodobało. Może nawet się wystraszyła. Nie spodziewała się, że ktoś może ją aż tak przejrzeć. Zauważył też, że nie potrafiła oprzeć się czułym pocałunkom i nagłemu zainteresowaniu, które jej okazał. Bez dwóch zdań, ta kobieta była prawdziwym wyzwaniem. Nie zamierzał potraktować tego obojętnie. Musiał ją uwieść. Obecność jej dziadka tylko dodawała pieprzyku.
R
S
Oczywiście książę zdawał sobie sprawę z ryzyka, tym bardziej że kręciła się w pobliżu wścibska reporterka. O mistyfikacji zaplanowanej przez Jerry'ego mógł się dowiedzieć ojciec, a wtedy Kamar nieodwołalnie wylądowałby za biurkiem. Widywałby wyłącznie kobiety z zasłoniętymi twarzami. Koniec z cudownymi amerykańskimi dziewczynami. Jednak Selina warta była ryzyka. Przyrzekł sobie, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni musi ją zdobyć. Pozna jej sekrety, pozna jej nagie ciało. Ten krótki wyjazd na Florydę zapowiadał się o wiele bardziej interesująco, niż Kamar mógł się spodziewać.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
R
S
Następnego dnia rano Kamar wstał wcześnie, gotów kontynuować polowanie. Ubrał się i odsunął zasłony. Niczym spełnienie jego marzeń, Selina właśnie biegła wzdłuż plaży po wilgotnym piasku. Rude włosy rozwiewał wiatr, biust rytmicznie podskakiwał... Witaj, moja bogini, pomyślał z uśmiechem. Szybko zszedł, żeby ją powitać. W jednym z hotelowych sklepików nabył sok pomarańczowy i małą butelkę wody. Marta Hunter kupowała tam właśnie kilka czasopism i batonik bez cukru. Kamar powstrzymał się przed okazaniem irytacji. Uznał, że jest to dobra okazja, by pozwolić sobie na złośliwość pod jej adresem. Pani Hunter - odezwał się. - Domyślam się, że wczoraj wieczorem ja i moja narzeczona dostarczyliśmy dużo materiału do napisania artykułu? O wiele za mało - odpowiedziała. Tym razem reporterka ubrała się bardziej odpowiednio do pogody i miejsca. Miała szorty z nogawkami do kolan i jaskrawo purpurową bluzkę. Rzuca się w oczy, więc łatwo będzie jej unikać, pomyślał Kamar z satysfakcją. Założę się, że weźmiecie ślub już tutaj. Słyszał pan, że La Torchere to zaczarowane miejsce? Zaczarowane? Nie rozumiem...
R
S
Tutejsi goście zaskakująco często decydują się na ślub. Właśnie na tej plaży - wskazała palcem na piaszczysty brzeg, potem poklepała się po kieszeni, gdzie tkwił mały aparat fotograficzny. - Jestem pewna, że zrobicie to samo. Przegra pani ten zakład - stwierdził chłodno. Bezczelna baba uważa, że wezmę cichy ślub, jakbym wstydził się narzeczonej, pomyślał. Nie, jego ślub musi być zgodny z ceremoniałem, który przysługuje księciu. Ruszył pospiesznie na spotkanie Seliny, która już wracała do hotelu. Stanęła nad jednym z basenów. Zdjęła bluzkę i szorty, zostając w kostiumie kąpielowym. Kamar poczuł, że robi mu się duszno, i to wcale nie z powodu wilgotności powietrza. Po prostu Selina miała niezwykle zgrabne ciało, na dodatek teraz osłonięte tylko skąpym bikini. Wyciągnęła ręce wysoko nad głowę i wykonała skłon, kładąc całe dłonie na piasku. Kamar pomyślał, że jest doskonale giętka. Wyobraził sobie wiele interesujących pozycji, które mógłby wypróbować z taką partnerką. Tymczasem Selina zaczęła ćwiczyć skręty tułowia. Obserwował ruch jej piersi. Rozpiął koszulę i stanął w cieniu drzewa. Myślał o tym, jak bardzo nierozsądna była chęć zdobycia Seliny. Przed oczami przesuwały mu się obrazy: ojciec, biurko, zasłonięte twarze kobiet... Selina skoczyła do wody, rozpryskując powierzchnię na tysiące drobnych kropli błyszczących w porannym słońcu. Kilkakrotnie przepłynęła basen. Jej szybkość i energia świadczyły o doskonałej formie. Kamar westchnął. Ubóstwiał amerykańskie dziewczyny. Szkoda, że nie mógł poślubić którejś z nich. W jego kraju żadna kobieta nie odwa-
R
S
żyłaby się na taką nieskromność, by rozebrać się publicznie do kostiumu i wskoczyć do wody. Tymczasem nad basenem zjawiła się cała rodzina, ojciec, matka z maluchem na ręku i dwójka nieco starszych dzieci, niosących nadmuchiwane zabawki. Zajęli stolik blisko wody. Kamar wziął ręcznik ze sterty ustawionej obok i podszedł do płytkiego końca basenu. Wyciągnął rękę do Seliny, pomagając jej wyjść. Delikatnym gestem chwyciła wyciągniętą dłoń i oparła się na jego ramieniu. Woda z jej włosów kapała mu na koszulę. Nie miał nic przeciwko temu. Było to nawet przyjemne, a dotyk jej dłoni był jeszcze przyjemniejszy. - Och, czyż to nie słodkie? - usłyszał Kamar szept mat ki dzieciaków, biegających w pobliżu. Pomyślał, że któreś z nich zasłużyło na podziw rodziców. Zerknął w tamtą stronę. Z zaskoczeniem stwierdził, że cała rodzina spo glądała na niego i Selinę, uśmiechając się życzliwie. Nawet maluch na ręku rozchylił bezzębną buzię. Selina zaczerwieniła się. Miała ochotę na złośliwy komentarz. Kamar był jednak szybszy: - Hunter kręci się w pobliżu - mruknął. Selina skrzywiła się. Już tu jest? Niestety. - Podał jej ręcznik. - Dzięki. - Wytarła twarz i owinęła nim włosy. Kamar poprowadził ją do leżaka i podał picie. Wybrała sok, ale nie potrafiła odkręcić butelki mokrymi palcami. Kamar pomógł jej bez słowa i sięgnął po wodę. Pił i obserwował Selinę. Wysoko uniosła butelkę, starając się nie uronić nawet kropli,
R
S
- Dobre. - Z westchnieniem wyciągnęła się na leżaku. Kamar zastanawiał się, czy podobnie wzdychała podczas miłosnych szaleństw. Musiał to sprawdzić. Uznał, że Selina Carrington nie była tak skromna i pruderyjna, jak mogło się wydawać. Zmysłowa, doświadczona kobieta, która udaje niewiniątko... - Jerry zaprasza nas na śniadanie. Tym razem do apartamentu - powiedziała z uśmiechem. Jednocześnie spojrzała nad jego ramieniem. Powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Znów Marta Hunter! Uśmiechnął się do Seliny. - W takim razie czas na nas. - Niespodziewanie pocałował ją. - Dzień dobry! Odpowiedziała pocałunkiem. - Dzień dobry. Dobrze spałeś? Zawahał się. Przecież nie mógł przyznać, o czym myślał przez całą noc. -Nieźle, chociaż zawsze z trudem zasypiam w nowym miejscu. Zabrali jej rzeczy i ruszyli w stronę hotelu. Kamar czuł na sobie spojrzenia rodziny znad basenu. Marta Hunter przeszywała go kłującym wzrokiem. Zerknął na Selinę. - Nie zasnęłam nawet na chwilę - przyznała z bladym uśmiechem. - Byliśmy na nogach do późna, więc powinnam paść jak kamień na łóżko, ale... - Wzruszyła ramionami. Kamar wyjął klucz magnetyczny i otworzył drzwi windy. - Przyznasz, że to dziwna sytuacja, prawda? - zauważył. Selina zaczekała, by zamknęły się drzwi.
R
S
Tak, to kompletne pomieszanie szaleństwa i zabawy, jakiej... nigdy... Musimy się postarać, by zabawy było jak najwięcej, bo najbliższe dwa tygodnie staną się nie do zniesienia. Może uda się to skrócić? Dziadek zapozna cię z wszystkimi propozycjami. Jeśli coś wybierzesz, możecie zawrzeć wstępną umowę i przesiać ją - powiedziała z prośbą w niebieskich oczach. Wjechali na piętro. Selina otworzyła drzwi apartamentu Carringtonów. O, już jesteście! - powitał ich Jerome z szerokim uśmiechem. - Zamówię śniadanie. Sellie, dla ciebie to co zwykle? Tak. Dziękuję. Tylko wezmę szybki prysznic, żeby spłukać chlor z włosów. Weszła do sypialni, mając ochotę trzasnąć za sobą drzwiami. Na wszelki wypadek przekręciła zamek. Dlaczego Kam wstał tak wcześnie i śledził ją na plaży? Czy nie miała prawa do chwili spokoju i samotności? Przez całą noc nie udało się jej zasnąć. Nie mogła medytować, biegać, robić czegokolwiek, nie myśląc o Kamarze Asadzie lub nie napotykając go. Nie lubiła zbyt bliskiego kontaktu z innymi. Teraz, udając narzeczoną, musiała pozwolić na wiele osobistych gestów i pocałunki, które nie ograniczały się do zdawkowych cmoknięć w policzek na powitanie. Od wczoraj co chwila czuła na sobie dłonie księcia. Nie chodziło tylko o uprzejme gesty, choć ich również nie brakowało. Jeśli otwierał przed, nią drzwi, przeprowadzał ją przez nie, dotykając jej pleców. Jeśli szła po schodach, obejmował ją nawet wte-
R
S
dy, gdy stopnie były bezpieczne i szerokie, jak przy wejściu do basenu. W końcu oswoiła się z takimi gestami i nawet oczekiwała kolejnych. Kamar obudził w niej uczucia, przed którymi usiłowała się bronić. Dlaczego musiał zachowywać się wobec niej tak uprzejmie? Wolała swoje pierwsze wrażenie, gdy uznała go za aroganckiego bufona. Z pewnymi siebie głupkami świetnie dawała sobie radę, lecz sympatyczni mężczyźni, a przynajmniej ci, którzy sprawiali takie wrażenie, to już zupełnie inna historia. Od razu nasuwało się jej wiele pytań. Czy naprawdę są sympatyczni? Czy za ich ujmującym sposobem bycia nie kryje się przypadkiem nadęty ważniak? Czy nagle nie okaże się, że są zupełnie inni, niż się wydaje? Kam zachowywał się w sposób, który wzbudzał w niej niepokój. Po prostu nie dowierzała księciu. Poprzedniego wieczoru był troskliwy, czuły, zmysłowy, wręcz... obezwładniający. Dziś okazał jej serdeczność. Przyniósł chłodne napoje po porannym biegu. Arogancki bufon tak się nie zachowuje. Obecność Marty Hunter była kolejnym problemem, który nie dawał jej spokoju. Selina zamyśliła się głęboko. Spłukała kostium kąpielowy w umywalce i weszła pod prysznic. Miała nadzieję, że uda jej się przekonać księcia, by przyspieszył decyzję w sprawie zakupu posiadłości, jednak do tego czasu musiała sobie jakoś radzić z nachalną reporterką, a kompletnie nie miała pomysłu, jak to robić. Czuła się bezradna wobec bezceremonialnego wścibstwa. Uwagi rodziny nad basenem przelały czarę goryczy. Selina nie miała ochoty być słodka ani rozkoszna. To dobre dla
R
S
dzieci, a jej wspomnienia z okresu dzieciństwa nie należały do szczęśliwych. Wyszła spod prysznica, wytarła się i przygotowała psychicznie na kolejny trudny dzień w towarzystwie księcia Kamara. Spieszyła się, choć wiedziała, że Kam i dziadek Jerry na pewno jeszcze rozmawiają. Obecność księcia burzyła jej spokój, ale nie zamierzała zniżać się do ucieczki. Poza tym była głodna. Ubrała się, wyrównała oddech, wyprostowała i wyszła z pokoju. Jak przypuszczała, Kam i Jerry siedzieli nad stertą, papierów, zajmującą boczną ławę. Kam zastanawiał się, która z rezydencji najlepiej nadawałaby się na siedzibę ambasadora. Selina prawie ich nie słyszała. Ostatecznie kogo interesuje, gdzie zamieszka ambasador? Usiadła przy zastawionym stoliku, nalała sobie kawy, sięgnęła po rogalik i trochę owoców. Przeczytała niemal cały „Washington Post", gdy triumfalne głosy oderwały ją od lektury. Co się stało? - spytała, odkładając gazetę. Znaleźliśmy! Piękny dom w dobrym miejscu. Selino, spójrz tylko. Muszę mieć zgodę narzeczonej - zawołał Kam, machając dokumentami i porozumiewawczo mrużąc oko. Jerry wyraźnie promieniał. Może z powodu czekającej go prowizji, a może cieszyło go zainteresowanie księcia jego wnuczką. - Jasne, chętnie popatrzę - powiedziała. Kam wybrał trzypoziomowy budynek z brunatnego piaskowca w Georgetown, zamożnej dzielnicy Waszyngtonu. Selina poczuła zazdrość. Pomyślała, że choćby pracowała przez dziesięć tysięcy lat, nie oszczędziłaby tyle, by osiedlić się w takim miejscu.
R
S
Bardzo ładny dom. Złożycie ofertę? Tak - potwierdził Jerry. - Damy właścicielowi siedem dziesiąt dwie godziny na podjęcie decyzji. Kam spojrzał na Selinę. Zapłacę gotówką. Ale ta transakcja wykracza poza granice stanu i dotyczy obywatela obcego kraju - zastrzegł Jerry. Czyżby celowo opóźniał transakcję, żebyśmy musieli dłużej być z sobą? - pomyślała Selina. Zmarszczyła brwi. - Kam, jeśli podpiszesz dokumenty - powiedział Jerry jeszcze dziś wyślę twoją ofertę. Natychmiast ją przygotuję. A wy może pobawicie się w chowanego z panią Hunter? Gdy zajmie się wami, pójdę do centrum biznesu i spokoj nie zajmę się wysyłką. Kam wyciągnął długie nogi pod stolikiem i uśmiechnął się do Seliny. - Wynika z tego, że resztę dnia mamy dla siebie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
R
S
W swoim biurze Merry Montrose przesunęła potencjometr głośnomówiącego telefonu, by lepiej słyszeć rozmówcę. Rick Barnett, architekt, przesłał jej mailem plany kaplicy ślubów. W czasie rozmowy otworzyła plik i przejrzała projekt. Panie Barnett, to wygląda wspaniale - wtrąciła, gdy w końcu przestał zachwalać swoje dzieło. Naprawdę? Tak. Jest pan niezwykle zdolnym człowiekiem. Miałby pan ochotę przyjechać do La Torchere i obejrzeć posiadłość? Chętnie zwrócimy panu koszty. Jestem przekonana, że pana plany doskonale pasują do wybranego przez nas miejsca, jednak osobista wizyta będzie niezbędna do sfinalizowania transakcji. Zgodzi się pan ze mną, prawda? Jestem gotów, nawet natychmiast - zapewnił Barnett. Nie zdołał ukryć, jak bardzo jest przejęty. Merry zakończyła rozmowę i natychmiast zaczęła się zastanawiać, czy Rick Barnett jest żonaty. Jeśli nie, być może uda się skojarzyć go z którąś z samotnych pań w uzdrowisku. Oczywiście nie może to być Selina Carrington. Merry zdążyła dowiedzieć się już od pracowników restauracji, że Kam Asad i Selina Carrington mogli wkrótce stać się
R
S
jej dwudziestą parą. Dwudziestą z niezbędnych dwudziestu jeden! Merry poczuła, że jej serce przyspieszyło rytm. Gdy zniknie zaklęcie, odzyska młode, piękne ciało i znów będzie księżniczką. Dość bólu w stawach! - pomyślała. Na tym zależało jej najbardziej. Właśnie miała iść na lunch, gdy zauważyła Jerome'a Carringtona zmierzającego do recepcji. Na wszelki wypadek podeszła do niego, zanim zdążył porozmawiać z jej ciotką, Lissą. Była zbyt bliska uwolnienia się od zaklęcia, by ryzykować, że Lissa wejdzie jej w drogę. - Panie Carrington, w czym mogę pomóc? – spytała Merry. Machnął plikiem dokumentów. Muszę to przesłać faksem do biura handlu nieruchomościami. Rozumiem. To sprawa dotycząca szejka Kamara. Ściśle prywatna, jeśli wie pani, co mam na myśli. -Nie wiem, ale to nie moja sprawa. Natomiast może pan absolutnie polegać na mojej dyskrecji. - Merry zerknęła za siebie. Drzwi do centrum biznesu były zamknięte, a w pobliżu kręciła się jej ciotka. - Obawiam się, że centrum jest w tej chwili nieczynne. Natomiast, jeśli pan sobie życzy, osobiście dopilnuję, żeby te dokumenty natychmiast przesłano faksem. Carrington odetchnął z ulgą. - Dziękuję. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem poziomu obsługi u państwa. Na skutek zaklęcia Merry musiała męczyć się w skórze star-
R
S
szej pani i zajmować sprawami, które nie sprawiały jej żadnej przyjemności, jednak teraz pokraśniała z zadowolenia. Jesteśmy bardzo dumni z La Torchere. Staramy się zapewnić standard zasługujący na pięciogwiazdkową ocenę. Mam nadzieję, że nam się to udaje. Jak najbardziej - stwierdził Carrington. - Przy okazji, odpowiedź na faks przyjdzie za dzień lub dwa. W tym czasie będę wolny. Chętnie zająłbym się czymś przyjemnym. Może ma pani jakiś pomysł? - spytał, z uśmiechem patrząc jej w oczy. Czyżby próbował ze mną flirtować? - pomyślała zaskoczona. Doskonale, jeśli Carrington szukał miłości, zaraz znajdzie mu kogoś odpowiedniego. Przed chwilą skierowała atrakcyjną starszą panią do basenu „Oasis". Może Emma Forsythe i Jerome Carrington będą ostatnią parą, którą musi skojarzyć? Panie Carrington, mamy tu dużo ciekawych zajęć. Wielu naszych gości korzysta z wodnego aerobiku w basenie „Oasis". Może dziś po południu zechce pan spróbować? Bardzo chętnie. Wręczył jej plik dokumentów i odszedł, by zakochać się w Emmie Forsythe. Przynajmniej Merry miała taką nadzieję. Weszła do centrum biznesu. Czuła na plecach spojrzenie ciotki, więc zamknęła drzwi za sobą. Zaczęła czytać ofertę i poważnie się zaniepokoiła. Sprawa zakupu nieruchomości przez księcia Kamara przebiegała o wiele szybciej, niż mogła sobie życzyć. Cała trójka na pewno wyjedzie zaraz po podpisaniu umowy. Jeśli między Seliną i Kamarem do niczego nie dojdzie, Merry będzie zmuszona znaleźć inną parę numer dwadzieścia.
R
S
Teraz musiała wysłać papiery do właściciela rezydencji, jak to obiecała, myślała jednak gorączkowo, jak opóźnić całą sprawę. Włączyła faks i wybrała numer podany przez Carringtona. Gdy skończyła, maszyna wydrukowała raport. Dokumenty dotarły na faks sprzedawcy. - Czyż to nie cudowne urządzenie? - powiedziała do siebie z przekąsem. Spoglądała na faks z napięciem. Sprzedawca po jakimś czasie odeśle odpowiedź. Chyba że... Uniosła palec i skierowała go na faks. - Przestań działać! - rozkazała stanowczym tonem, ale nic się nie stało. Jeden z młodych pracowników wszedł do biura i zatrzymał się jak wryty. Zaiste, widok szefowej rozmawiającej z faksem i wymachującej palcem wart był zapamiętania. Merry westchnęła. - Zabłądziłeś? - spytała. Gdy młodzieniec odwrócił się na pięcie i zniknął za drzwiami, Merry podeszła do stolika z kawą. Wzięła trzy porcje słodzika, otworzyła obudowę faksu i wsypała zawartość do środka.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
R
S
Po lunchu w kafejce przy basenie Selina i Kam, trzymając się za ręce, ruszyli zadaszoną aleją handlową. Dziękuję, że zachowałeś się jak prawdziwy dżentelmen powiedziała. Dziękujesz za lunch? Nie bądź śmieszna. - Dziękuję, że tak szybko złożyłeś ofertę na zakup domu. Chyba nie zrobiłeś tego z mojego powodu? Poprowadził ją do sklepu z artystycznymi wyrobami ze szkła. - Podoba mi się ten dom, ale mam też na uwadze naszą sytuację. Jeśli do mojego ojca dotrze wiadomość o naszych zaręczynach, następstwa mogą być niemiłe. -Tak? Był bardzo niezadowolony, gdy magazyn „People"... Ach, o to chodzi. Tak. Nie obawiam się tego, co napisze pani Hunter, bo nikt w Zohra-zbel nie czyta jej piśmidła, jednak jeśli sprawy zajdą za daleko, zaczną się kłopoty. Zatrzymali się przed krwistoczerwonymi, szklanymi miskami. - W takim razie powinniśmy zakończyć to jak najszyb-
R
S
ciej - powiedziała Selina, dotykając złoconych krawędzi naczyń. Kam uśmiechnął się. Jeśli właściciel przyjmie ofertę, nie będziemy musieli dłużej nikogo oszukiwać. Podoba ci się ta misa? Chciałbym dać ci coś w prezencie. To miło, ale obawiam się, że może się potłuc w czasie podróży. Sprzedawczyni podeszła bliżej. - Gwarantujemy przesyłkę - zapewniła. - Jednak jeśli państwo wolą, mamy również mniejsze wyroby oraz wybór artystycznej biżuterii. - Wskazała gablotę. Kam wzruszył ramionami. Jeśli miałbym ofiarować ci drogie kamienie, to wyłącznie z naszych kopalni. Nie powinieneś mi niczego dawać - stwierdziła Selina. Ależ tak - uśmiechnęła się ekspedientka, patrząc na dłoń Seliny. - Słyszałam, że państwo są zaręczeni. Bez pierścionka? Selina spojrzała na Kamara. Miał minę, jakby został przyłapany na gorącym uczynku. - Bardzo przepraszam. - Sprzedawczyni aż poczerwieniała z zażenowania. - Proszę wybaczyć, nie zamierzałam się wtrącać. - Miała pani rację - uspokoił ją Kam. Selina pociągnęła go za sobą do kąta sklepu. - Nie chcę, żebyś przez jej gadaninę czuł się zmuszony do obdarowywania mnie - stwierdziła przyciszonym głosem.
R
S
Rozumiem, ale ona ma rację. Zaręczynowy pierścionek potwierdzi nasze poważne zamiary. Postaramy się, żeby Hunter go zauważyła. Jeśli będzie miała o czym pisać, może zostawi nas w spokoju przez kilka dni. Do tego czasu powinna nadejść odpowiedź od właściciela budynku. Sensacje pani Hunter już nie będą miały znaczenia. Niezły pomysł, ale co się stanie, jeśli twój ojciec się dowie? Nie powinien się dowiedzieć. Już ci mówiłem, że ani on, ani nikt z jego otoczenia nie czyta takich szmatławców jak „National Devourer". W takim razie zgoda. Tylko nie kupuj niczego kosztownego, dobrze? Zrobił dumną minę, niczym faraon spoglądający na swój lud. - Kupię pierścionek godny narzeczonej księcia Zohra-zbel. Kwadrans później Selina miała na palcu złoty pierścionek z wyjątkowo pięknym rubinem, zdobiony drobnymi brylantami. Czuła się oszołomiona. Kam poprowadził ją w stronę ogrodów. Słońce rozgrzało kamienną dróżkę, więc skręcili na ścieżkę w zacienionym miejscu. Nigdy nie dostałam czegoś tak pięknego - powiedziała. To tylko błyskotka, na którą zasługuje cudowna kobieta. Jednak ty ukrywasz przede mną swoją prawdziwą twarz. My, mężczyźni jesteśmy zachłanni. Im więcej kobieta daje nam coś od siebie, tym chętniej obdarzamy ją prezentami. Cofnęła rękę z jego dłoni.
R
S
To chłodna kalkulacja - stwierdziła. Ale tak wygląda prawda. Mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz brać udziału w takiej wymianie, jednak twoja gra nadal stanowi dla mnie zagadkę. -Jaka gra? Jesteś słodka, to znów odpychająca, bliska, a za chwilę na dystans... Nie bawię się z tobą w takie gierki. Teraz bierzemy udział w mistyfikacji, którą wymyślił dziadek Jerry. Wydaje mi się, że dobrze nam idzie - oświadczyła z uśmiechem. Jednak chcę cię lepiej poznać. Dlaczego? - Lubię kobiety. Chciałbym wiedzieć, co myślą i czują. Zdawała sobie sprawę, że mówił ogólnie o kobietach, a nie o niej. Kamar, po prostu próbujesz zaciągnąć mnie do łóżka. Wiesz, że nie gustuję w... - zawahała się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - w szybkich numerkach, mówiąc dosadnie. Dlaczego? - spytał, gładząc jej skórę opuszkami palców. W twoich pocałunkach kryje się obietnica. Dlaczego nie chcesz jej spełnić właśnie ze mną? Bogini nie powinna bać się niczego. Otworzyła usta, by zaprzeczyć, że się boi, jednak nie odważyła się na kłamstwo. Nie jestem boginią. Każda kobieta nią jest na swój sposób. Czasem z powodu lęku udaje, że jest inaczej. Powiedz, Selino, czego się obawiasz. - Nie chodzi o lęk. Po prostu jestem nieufna.
R
S
Usiadła na ławce. Wokół ćwierkały tropikalne ptaki, strumyk szumiał na kamieniach, dając trochę chłodu. Nieufna? Dlaczego? Miałam złe doświadczenia. - Zastanawiała się, ile powinna mu powiedzieć. Nie wstydziła się tego, co się wydarzyło, jednak nie chciała zszokować Kamara. Byłbym zdziwiony, gdybyś nie miała przynajmniej jednego złego doświadczenia z mężczyznami. Mężczyźni to psy oświadczył dobitnie. Też tak myślę, ale dziwi mnie, że właśnie ty to mówisz. Na dodatek w stadzie psów byłbyś pewnie najważniejszym samcem alfa, prawda? Czyżby to przeszkadzało jej najbardziej? Bogaty, przystojny i władczy, Kam był pod każdym względem dominującym samcem. Posiadał wszystkie męskie cechy, co zapewne działało na nią, a zarazem napawało lękiem. Nie - stwierdził z uśmiechem. - W domu w Zohra-zbel jestem beta nawet wśród książąt. Alfa to oczywiście ojciec. Mój starszy brat zajmie jego miejsce na tronie. Bardzo cię to martwi? W żadnym wypadku. Jest ode mnie znacznie mądrzejszy i bardziej odpowiedzialny. Szczerze mówiąc, żaden ze mnie alfa, beta czy cokolwiek. Po prostu jestem mężczyzną kochającym kobiety. Spojrzała na niego. Nie potrafiła go rozszyfrować. Był miłym facetem czy aroganckim bufonem? Sfrustrowany samiec alfa czy zadowolony z życia młodszy syn? - Wielu młodszych braci zazdrości najstarszemu. To on kiedyś zostanie królem i będzie ci mówił, co powinieneś robić. Nie przeszkadza ci to?
R
S
- Nie. Pełnymi garściami korzystam z przyjemności, jakie oferuje świat, natomiast Denya któregoś dnia poczuje ciężar korony. Intensywnie przygotowuje się do tej roli, poznaje tajniki władzy, wypełnia coraz ważniejsze zadania, a tym samym już odczuwa nieznośny ciężar odpowiedzialności. Tymczasem ja jeżdżę po świecie, kupuję posiadłości i umawiam się z pięknymi kobietami. Szczególnie gustuję w Amerykankach... - Mrugnął porozumiewawczo. - Ale mieliśmy rozmawiać o tobie, a nie o mnie. Do diabła, zdenerwowała się. Znów pojawiło się to nieprzyjemne uczucie napięcia. Cóż, mój ojciec zmarł, gdy miałam dwanaście lat. Bardzo ci współczuję. Mój ojciec jest bardzo surowy, ale mogę polegać na jego mądrości. Rozumiem, jak wiele straciłaś. Dzięki. Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. - Moja matka zmarła tuż po moim narodzeniu - wtrącił. - Gdy o tym myślę, czuję się winny jej śmierci. Uniosła brwi. Więc jesteś... Kto cię wychowywał? Ojciec i krewni. Choć muszę przyznać, że nianie i służące zajmowały się mną najwięcej. To ciekawe - powiedziała Selina w zamyśleniu. Przyszło jej do głowy, że we wczesnym dzieciństwie otaczały go kobiety, które miały za zadanie mu służyć. Być może wtedy wyrobił w sobie przekonanie, że kobiety stoją niżej od mężczyzn, muszą się im poświęcać lub zapewniać rozrywkę. Sądząc po jego reputacji, było to całkiem możliwe. Uśmiechnął się. - Matka zdążyła nadać mi imię. Kamar w naszym języku
R
S
oznacza Księżyc. Denya został nazwany na cześć Ziemi. To określa mój los: muszę krążyć w cieniu brata. Ciekawe... Moje imię też pochodzi od Księżyca. Powiedz o tym pani Hunter. Najwyraźniej jesteśmy sobie przeznaczeni. Czytelnicy „National Devourer" przepadają za takimi plotkami. Zachichotała. - Skąd tyle wiesz o jej czytelnikach? - Nieważne. Rozmawiajmy o tobie, zgoda? Pochyliła głowę. Po śmierci ojca matka powtórnie wyszła za mąż. Trafiła na prawdziwego potwora. - Czuła, że ze złości zaciska jej się gardło. - Próbował mnie zgwałcić, gdy miałam piętnaście lat. Jak twoja rodzina mogła do tego dopuścić?! - Objął jej dłoń. Wzruszyła ramionami, starając się mówić spokojnie. - Któregoś dnia uczyłam się, spoglądając czasem na telewizję. Było popołudnie i czułam się senna. Leżałam na kanapie i w końcu zapadłam w drzemkę. Obudziłam się, czując na sobie ciężar. To był on. Leżał na mnie, wsuwając mi język niemal do gardła, i ściągał ze mnie dżinsy. Kam zaklął cicho po arabsku. Mów dalej, Selino. Kopnęłam go kolanem w najbardziej wrażliwe miejsce i zaczęłam go drapać. Właściwie nic mi nie zrobił, ale... Owszem, zrobił ci krzywdę. Zranił cię jako kobietę, a to okropne zdarzenie pozbawiło cię zaufania do innych mężczyzn. Wyprostowała się gwałtownie.
R
S
Nie czuję się zraniona ani wystraszona. Po prostu jestem nieufna. Czy to jest dla ciebie jakimś problemem? Oczywiście, że nie. - Wciąż trzymał jej dłoń. - Co stało się później? To, co najgorsze. Matka wyrzuciła mnie z domu. Słucham?! Dlaczego? Wybrała męża, a nie mnie. - Z trudem panowała nad głosem. To po prostu niepojęte... - Sprawa nie była taka prosta. - Selina pokręciła głową. - Miała z nim dziecko. Matka nie wyobrażała sobie życia bez męża. Samotna kobieta z noworodkiem i nastoletnią córką... To ją kompletnie przerastało. Przestań ją usprawiedliwiać. Próbuję jej wybaczyć. Są sprawy nie do wybaczenia. Możliwe. - Wzruszyła ramionami. - Nie byłam atrakcyjną dziewczyną. Ruda, piegowata, niska i pulchna. Nie miałam chłopaka. Nagle, gdy skończyłam piętnaście lat, mężczyźni zaczęli się mną interesować. Wydawało mi się to nieprawdziwe. Jesteś piękną kobietą - zapewnił Kam. - To normalne, że mężczyzn pociągają atrakcyjne dziewczyny. Wcale nie czułam się piękna. A teraz? Naprawdę nie wiem. Czasem czuję się jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. Tęskniłam za ojcem, straciłam zaufanie do matki i bałam się ojczyma. Żadne dziecko nie powinno żyć w strachu. - Zacisnął pięści.
R
S
Dotknęła jego ramienia. Nie denerwuj się. Mam to już za sobą. Kiedy ostatnio widziałaś matkę i jej męża? Audra, tak ma na imię, przywiozła mojego brata na rozdanie dyplomów, gdy skończyłam szkołę handlową. Nicky miał sześć lat i był rozkosznym dzieciakiem. Poszliśmy na obiad z dziadkiem Jerrym. Było dziwnie. Nie miałam nic do powiedzenia matce. Nicky traktował mnie jak kogoś obcego, a nie jak siostrę. Słyszał o mnie, ale nie widzieliśmy się od czasu, gdy był niemowlakiem. - Później widywałaś brata? Selina westchnęła. Od czasu do czasu. Ma osiem lat, więc nie może sam przyjechać w odwiedziny. Gdy skończy dziesięć lat, chcemy z Jerrym namówić mamę, żeby pozwoliła mu przyjeżdżać co dwa miesiące. Widziałaś ojczyma? -Nie. Ma dość rozsądku, żeby trzymać się z dala. Jerry zapowiedział, że spuści mu lanie, jeśli kiedykolwiek go zobaczy. Jak rozumiem, kiedy matka kazała ci opuścić dom, zamieszkałaś u Jeromea? Najpierw poszłam na policję. Wezwali Donalda, mojego ojczyma, na przesłuchanie i skontaktowali się z Jerrym. Oczywiście Donald wszystkiemu zaprzeczył, ale i tak skierowali go na resocjalizację. Od tego czasu opiekował się mną dziadek Jerry. Widać, że bardzo się starał - powiedział Kam serdecznym tonem. - Selino, jesteś dla mnie prawdziwą boginią. Potrafisz mnie zadziwić. Jesteś piękną, mądrą kobietą, któ-
R
S
ra ma tak wiele siły, że potrafiła sobie poradzić z okropnymi przeżyciami. -Dzięki. Unikała jego wzroku. Nie była pewna, czy na pewno jest całkiem normalna po tej strasznej traumie sprzed lat, ale uznała, że jak na jeden dzień wystarczy zwierzeń. Przejdźmy się jeszcze. - Delikatnie pociągnął ją za rękę. To była smutna opowieść. Myślę, że i tak miałam szczęście. Fizycznie nic mi nie zrobił. Miałam dokąd pójść. Wiele nastolatek w mojej sytuacji nie ma na kogo liczyć. Lądują na ulicy, samotne i w ciąży. Teraz wszystko stało się jasne. Szanuję granice, które ustalasz. Nie będę na ciebie naciskał, dopóki sama nie będziesz gotowa. Co masz na myśli? Zatrzymał się i przyciągnął ją do siebie. Wydaje mi się, że dobrze wiesz, o czym myślę. Na chwilę wstrzymała oddech. Chcesz powiedzieć, że mnie pragniesz, ale to ja mam... - Właśnie tak - powiedział. Uwolnił Selinę z uścisku, lecz nadal trzymał ją za rękę. Wszyscy mężczyźni, z którymi dotychczas się spotykała, próbowali zaciągnąć ją do łóżka. Odchodzili po kilku randkach, gdy nie osiągnęli celu, zupełnie jakby zaproszenie kobiety na kolację dawało im prawo do jej ciała, serca i duszy. Kam gotów był czekać, dopóki sama nie podejmie decyzji. Ruszyła w stronę basenu „Oasis". Kam szedł tuż obok. Otworzyła się przed nim i poczuła się lepiej, jak po ser-
R
S
decznej pogawędce z oddanym przyjacielem. Oczywiście ta rozmowa niczego nie zmieniła. O tym, co jej się przydarzyło, rozmawiała z wieloma ludźmi: z policją, Jerrym, terapeutami, przyjaciółkami. Jednak tym razem zastanawiała się, czy jeszcze spotkają się w przyszłości. Zwierzyła mu się i byłoby dziwne, gdyby zupełnie stracili kontakt. Może, gdy już stąd wyjedziemy, spotkamy się kiedyś na kolacji - zaproponowała, by wybadać sytuację. Najlepiej, gdybym objął stanowisko ambasadora. Będę czekał na moją boginię. Zdaje się, że jesteś bardzo pewny. Nie mogła tego powiedzieć o sobie. Żaden mężczyzna nie obudził w niej silnych uczuć, przynajmniej dopóki nie poznała Kama. Jestem pewny co do ciebie i twojej namiętności. Mojej namiętności? - zdumiała się. Wprawdzie ty widzisz siebie inaczej, ale jesteś kobietą namiętną. - Roześmiał się. - Dziwne, jak bardzo przywiązujemy się do złudzeń, prawda? Wydawało mi się, że wszyscy za mną przepadają, lecz przekonałaś mnie, że to nieprawda. Ty uwierzyłaś, że ojczym tak cię przestraszył i zranił, że już nigdy się nie zakochasz. Pragnę cię przekonać, że się mylisz. Nie czuję się wystraszona czy zraniona - zaoponowała. Tak sądzisz? - spytał z uśmiechem. - Wierzę, że to ja mam rację. Nie zamierzała ustąpić, ale zauważyła Jerryego w otoczeniu pań. Zatrzymała się tak gwałtownie, że Kam wpadł na nią. Wyciągnęła rękę w stronę basenu. - Tylko spójrz.
R
S
Dziadek siedział pod parasolem obok atrakcyjnej starszej pani. Nieco dalej młodsza kobieta właśnie przykrywała kapeluszem rozwiane włosy. Kilka metrów dalej Marta Hunter, wygodnie usadowiona na leżaku, stukała w klawisze laptopa. - Twój dziadek znalazł sobie damskie towarzystwo stwierdził Kam i ruszył w stronę Jerryego, trzymając Selinę za rękę. - Panie wybaczą - zwrócił się do kobiet. Jerry uniósł wzrok. Witam! Co robiliście? Cóż, kupiliśmy pierścionek. - Selina wyciągnęła dłoń, widząc kątem oka spojrzenie pani Hunter. Jestem zaskoczony, że to nie brylant - przyznał Jerry. Uznałem, że rubin lepiej symbolizuje nasze uczucia. -Kam porozumiewawczo przymknął oko i dyskretnie kiwnął głową w stronę dziennikarki. Jakie to romantyczne. - Starsza z towarzyszek Jerryego spojrzała na pierścionek. Poznajcie Emmę Forsythe i jej córkę Cindy - przedstawił Jerome. Cynthia - poprawiła Emma Forsythe. Selina Carrington. Miło mi poznać. A to Kamar ibn Asad. Selina spojrzała na Cynthię, która zdążyła się zaczerwienić. Poczuła sympatię do dziewczyny, której matka sprawiała wrażenie ostrej i zasadniczej. - Cynthio, proponuję, byś zjadła dziś z nami kolację. Nie będzie chciała przeszkadzać - natychmiast wtrąciła Emma. Nie będzie przeszkadzać ani dziś, ani jutro, gdy wybierzemy się na paralotnię - zapewnił Kam.
R
S
- Świetny pomysł - pochwaliła go Selina. - Brzmi to trochę przerażająco - stwierdziła Cynthia. Co za tchórz, pomyślała Selina. - Może być świetna zabawa. Zdecyduj się. - Czasem warto zaryzykować - dodał Kam, uśmiechając się do Seliny.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
R
S
Naprawdę nie wiem, dlaczego nie chcesz tego zrozumieć - powiedziała Joyce Phipps-Stover. Zatrzasnęła szufladę, zaczepiając krawędzią o różową, koronkową bieliznę. - Widziałeś moje księgi rachunkowe. Obroty są skromne. Jeśli sprzedam sklep, stracę ponad sto tysięcy dolarów pożyczki. Brian, kocham cię, ale nie mogę zawieść przyjaciół i ogłosić bankructwa tylko dlatego, że jesteś uparty jak osioł. Brian, jej mąż od pół roku, wrzucił do szafy pustą walizkę. Ja pracuję w Reno High. W St. Paul i okolicy też potrzebują nauczycieli. Jestem szefem wydziału języka angielskiego. Nie porzucę tego, na co pracowałem od osiemnastego roku życia, żeby przenieść się na Antarktykę. St. Paul to nie Antarktyka. Owszem, zimy bywają ostre, ale na północy Nevady jest tak samo. Próbowała mieszkać w Reno i szybko je znienawidziła. - Co ty widzisz takiego nadzwyczajnego w tamtej dziurze? Straszne miasteczko, które udaje metropolię. Jest brudne, zapylone, bez odrobiny gustu. Lokale ze striptizem i kasyna... To wszystko.
R
S
- Tak jest tylko w centrum - klarował. – Przedmieścia Reno są idealne, by wychowywać dzieci. Poczuła narastającą wściekłość. - Na twoim miejscu nie poruszałabym tego tematu. Miała dwadzieścia cztery lata i mnóstwo czasu na rodzenie dzieci. Nie planowała ciąży przed trzydziestką, jednak z jakiegoś powodu Brian zapragnął zostać ojcem natychmiast. Posunął się do tego, że wyrzucił jej pigułki antykoncepcyjne. To zupełnie wyprowadziło ją z równowagi. - Reno to moje miasto - stwierdził Brian i ruszył przez hol willi do salonu. Joyce podążała za nim. - Cóż, na pewno nie moje. Gdy wyrzucił jej pigułki, wróciła samolotem do St. Paul. Tu był jej dom i jej życie. Poczuła się, jakby włożyła ulubiony stary sweter. Na szczęście bardzo kompetentna asystentka bez problemu prowadziła sklep, gdy ona próbowała przywyknąć do Reno. - Tym właśnie się różnimy - oświadczył Brian. Szeroko otworzył frontowe drzwi i wyszedł, nie zawracając sobie głowy ich zamykaniem. Joyce trzasnęła nimi głośno, wróciła do pokoju i zajęła wygodne miejsce na sofie. Rozejrzała się po wnętrzu. La Torchere było synonimem luksusu. Z kolei wille zapewniały tu najwyższy możliwy komfort. Usytuowane na skraju plaży, dawały widok na ocean, zupełny spokój i wszystko, o czym mogła zamarzyć... z wyjątkiem zrozumienia ze strony człowieka, którego poślubiła. Spojrzała w stronę plaży. Zaledwie sześć miesięcy temu ona i Brian właśnie tam przysięgali sobie miłość.
R
S
Jak na ironię w tym miejscu stała teraz zupełnie inna para. On we fraku, ona w białej sukni do ziemi. Obok pastor i niewielka grupka ciekawskich. To dziwne, pomyślała, jak wiele par bierze ślub w La Torchere. W pierwszym odruchu miała ochotę wybiec i powstrzymać ich, jednak zamiast tego przeszła do kuchni, by zaparzyć sobie mocną kawę. Podobnie jak Brian miała nadzieję, że przyjeżdżając do La Torchere, na nowo odkryją miłość i powody, dla których się pobrali. Niestety z tych planów nic nie wyszło. Szybko zapomnieli, po co przyjechali i kłócili się niemal przez cały czas. Na nic zdały się wysiłki Merry Montrose, która jak doświadczona swatka starała się im pomóc. Joyce czuła się wykończona fizycznie i psychicznie. Przywiozła z sobą ulubioną kawę. Teraz wystarczyło włożyć filtr i wsypać ją do ekspresu. Napełniła zbiornik wodą i nacisnęła włącznik. Nic. Cisza. Pomyślała, że może wtyczka nie jest włożona do gniazdka. Spróbowała włączyć światło, żeby zajrzeć głębiej. Żarówki również się nie zaświeciły. Westchnęła i zadzwoniła do recepcji. Kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. Elektryk okazał się przystojnym blondynem. Jak większość pracowników był ubrany w bawełnianą koszulkę polo w morskim kolorze i szorty w kolorze khaki, Na koszulce miał plakietkę z imieniem Alec. Joyce poprawiła włosy, przesuwając kosmyki za uszy. Uśmiechnęła się. Nawet nie przyszło jej do głowy, by myśleć o zdradzie, jednak obecność przystojnego mężczyzny od razu poprawiła jej humor. Z przyjemnością przypomniała sobie, że miała na sobie bikini i lekki, półprzezroczysty szlafrok.
R
S
W gniazdkach w kuchni nie ma prądu - powiedziała, prowadząc go za sobą. Właśnie tak mam zapisane w zleceniu - z uśmiechem stwierdził elektryk. - Zacznę od sprawdzenia bezpieczników. - Otworzył panel ukryty w jednej z szafek. - Właśnie ktoś bierze ślub nad wodą. Następny ma być zaraz po tym. Każdej nocy widzę pary tańczące na plaży. Co tu się dzieje? Joyce skrzyżowała ręce na piersi. - Nie mam pojęcia, ale najwyraźniej miłość wręcz wisi w powietrzu - powiedziała z uśmiechem. - Szkoda, że tylko na tej wyspie. Alec spojrzał zdziwiony, ale nie dopytywał się, co miała na myśli. Taktowny facet, pomyślała z wdzięcznością i dodała: My też wzięliśmy tu ślub. Teraz przyjechali państwo na drugi miesiąc miodowy? Coś w tym rodzaju. Musi być przyjemnie. - Zatrzasnął panel. - Teraz wszystko powinno działać. Joyce włączyła ekspres. Po chwili kawa zaczęła spływać do dzbanka. Odetchnęła z ulgą i zaproponowała Alecowi filiżankę gorącego napoju. Później wrócił Brian. Udało im się w końcu porozumieć. Przynajmniej na razie. Gdy zapadał zmrok, usiedli do kolacji. Joyce zerknęła przez okno. Na piasku tańczyła jedna z par, o których wspominał Alec. Kamar pochylił głowę, by zanurzyć nos we włosach Seliny. Tańczył z nią na plaży, nie wypuszczając z objęć. Zauważył, że w miarę upływu czasu stawała się coraz mniej
R
S
spięta w jego towarzystwie. Coraz częściej obejmowali się i całowali z jej inicjatywy. Zaczęła rozmawiać z nim o osobistych sprawach, traktując go jak zaufanego przyjaciela. - Kam, chciałabym przeprosić za sposób, w jaki cię po traktowałam, gdy się poznaliśmy. Myliłam się co do ciebie - powiedziała. Nie jestem aroganckim bufonem? - Uśmiechnął się. -Chcesz powiedzieć, że wszyscy mnie lubią? Cóż, masz lepsze i gorsze chwile. Jesteś bardziej skomplikowany, niż mi się wydawało. To kobiety są skomplikowane. My, mężczyźni, jesteśmy skonstruowani o wiele prościej - zapewnił, całując jej kark. Czekał na chwilę, gdy w końcu będą razem, sami, nie w La Torchere. Z dala od Jeromea Carringtona, a przede wszystkim Marty Hunter. Tańcząc z Seliną, zaczął układać w głowie list do ojca. Zamierzał przyjąć stanowisko ambasadora Zohra-zbel w Stanach Zjednoczonych. Wyobrażał sobie nagie ciało Seliny na wielkim łożu w rezydencji ambasadora.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
R
S
Merry Montrose starała się nie zwracać uwagi na ból biodra dotkniętego artretyzmem. Szła szybko ogrodową ścieżką. Próbowała nadążyć za Kamarem i Seliną. Musiała słyszeć, o czym rozmawiali. Ci młodzi jeszcze nie doceniają własnego zdrowia, pomyślała. Gdy będą w moim wieku... Zatrzymała się gwałtownie. Przecież była w ich wieku, lecz uwięziona w starym ciele. Już nie na długo, przyrzekła sobie. Na szczęście nie miała problemów ze słuchem. Do diabła! Zamierzali latać na paralotni! Nie powinni się rozdzielać. Jedno będzie unosić się na spadochronie, a drugie czekać na plaży. Chciała, żeby ciągle byli razem, zakochali się i wzięli ślub. Jak ich powstrzymać? Spojrzała na błękitne niebo. Leniwie przesuwała się po nim samotna, niewielka chmurka. Merry uśmiechnęła się i pokręciła wskazującym palcem lewej dłoni. Chmurka lekko się powiększyła. Merry pokręciła palcem szybciej. Z chmurki zrobiła się wielka chmura, która zakryła słońce. - Daj nam trochę deszczu - szepnęła. Chmura zareagowała gęstą mżawką.
R
S
Selina uniosła głowę i spojrzała w niebo. - Kam, zaczęło padać - stwierdziła cicho. - Może zobaczymy tęczę? Objął ją. W takim razie paralotnia odpada. Co chciałabyś dziś robić? Nic, co wymaga wyjścia na zewnątrz. Żeby zostać pod dachem, możemy pójść do mnie do łóżka. Skrzywiła się. Dobrze wiesz, co myślę o przypadkowym seksie. Przypadkowym? Przecież jesteśmy zaręczeni. Zaręczeni? Akurat... Poza tym dziadek kręci się w pobliżu. Jest zajęty Emmą. - Musnął ustami jej kark. Może wsiądziemy na prom i popłyniemy do miasta? Trochę pozwiedzamy, zrobimy zakupy. Zjemy lunch? Jasne. Przejedźmy się też samochodem. Na lotnisku wynająłem porsche. Przy większej szybkości ten kabriolet wyciśnie ci łzy z oczu. Dlaczego chcesz, żebym płakała? Mógłbym całować twoje łzy i objąć cię silnym męskim ramieniem. Skąd te romantyczne pomysły? Zaręczyliśmy się, jesteś piękna, a ta zaraza z „National Devourer" ciągle nas śledzi. Selina odwróciła się. - Rzeczywiście. Widzę też kierowniczkę uzdrowiska.
R
S
Domyślałam się, że twoje przedstawienie nie jest przeznaczone dla mnie - powiedziała, starając się wyrwać rękę z uścisku. Spokojnie. Przecież powiedziałem, że jesteś piękna. Dla czego reagujesz jak chorobliwie nieśmiała neurotyczka? Jestem chorobliwie nieśmiała i nie wstydzę się tego a nerwicę starannie ukrywam. To prawda... Przepraszam za złośliwości. Nie ma sprawy. Przyzwyczaiłam się z tym żyć. Stosujesz tylko jedną metodę. Otaczasz się skorupa twardą jak jajo dinozaura. W środku, jak sama przyznałaś nadal jesteś wystraszonym dzieckiem. Być może... - Zapamiętał, co mówiłam, pomyślała. To już coś. Wiem, co lubią dzieci. - Objął ją po przyjacielsku. Co? - spytała podejrzliwie. - Szybkie samochody. - Roześmiał się. Odpowiedziała uśmiechem. - W takim razie chodźmy się przebrać. Selina spojrzała z niezadowoleniem. Zielony samochód terenowy wjechał na pokład promu tuż za nimi. Za kierównicą siedziała znajoma postać. - Co ona tu robi? - spytała Kamara. Spojrzał w lusterko. - Taką ma pracę. Przepraszam, to z mojego powodu. - Nie musisz przepraszać. Po prostu nie dopuszczę, żeby zepsuła nam dzień. Kam zaciągnął hamulec i pomógł wysiąść Selinie, potem zerknął w stronę terenówki i powiedział złośliwie:
R
S
Pokażmy starej czarownicy, na co nas stać. Jestem za! - Roześmiała się, a potem delikatnie dotknęła ustami warg Kamara. Odpowiedział pocałunkiem i objął ją w pasie, tuż poniżej krótkiej bawełnianej koszulki. Przeszył ją przyjemny dreszcz. Kam wypuścił ją z objęć odrobinę wcześniej, niż miałaby na to ochotę. Poczuła się nieco rozczarowana. - Chodźmy na górny pokład. Napijemy się kawy - za proponował. Gdy prom zacumował, Kam zawiózł Selinę do śródmieścia. Wokół centralnego placu stały ciasno stłoczone budynki rady miejskiej, muzeum i sklepy. Zerknęła do przewodnika. Piszą, że budynek rady miejskiej powstał w tysiąc osiemset dziewiątym roku... - zaczęła. Zajrzyjmy tam - zaproponował Kam, otwierając szerokie, rzeźbione drzwi. Weszli do środka. - Och, spójrz na to! - zawołała. Ściany ozdobione były freskami, które przedstawiały historię okolicznych ziem. Błysnęło światło lampy błyskowej. Odwróciła się. Marta Hunter stała przy wejściu z aparatem w ręku. Selina zrobiła krok w jej kierunku. - Szpieguje nas pani? - rzuciła z irytacją. Dziennikarka wzruszyła ramionami. Zdjęcie księcia i jego narzeczonej załatwiających formalności ślubne może być dużo warte. Nie przyszliśmy tu, by napełnić pani portfel. Ciągle
R
S
depcze nam pani po piętach. Proszę zostawić nas w spokoju. Marta Hunter nie odpowiedziała. Ominęła Selinę i usiadła na ławce. Najwyraźniej zamierzała czekać. Przestałaś dbać o dobre stosunki z prasą? - zwrócił się Kam do Seliny. - To nie było zbyt dyplomatyczne. Ona naprawdę przesadza. Poza tym nie załatwiamy tu ślubu. Może przynajmniej weźmiemy blankiety? To ją przekona, że mamy poważne zamiary i zostawi nas w spokoju. Selina ponuro spojrzała na dziennikarską hienę. - Pewnie masz rację. Trzeba je wypełnić i odesłać? Skinął głową. Weszli do kancelarii, gdzie urzędniczka wypisała ich dane na blankietach. Po chwili wyszli i Selina ruszyła prosto do reporterki. Zamachała jej przed nosem dokumentami. Teraz zadowolona? - spytała. - Może pani wreszcie iść do diabła i dać nam spokój? Przynajmniej dopóki nie skończę artykułu. - Hunter zrobiła kolejne zdjęcie i pospiesznie ruszyła do drzwi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
R
S
Przyjemnie spędzili dzień, podróżując po południowej części Florydy. Kam wcale nie przesadził, zachwalając wynajęty samochód. Selina nie miała własnego i nie potrafiła używać ręcznej skrzyni biegów. Teraz z przejęciem starała się opanować tę sztukę. Po godzinie polubiła porsche tak bardzo, że miejsce za kierownicą odstępowała Kamowi tylko na krótko. Wrócili do uzdrowiska po zachodzie słońca. Kompletnie zaskoczył ich niewielki komitet powitalny, który czekał na nich na nabrzeżu. Oprócz Marty Hunter, oczywiście dzierżącej aparat, stała tam Merry Montrose. -Kierowniczka uzdrowiska? - zaniepokoiła się Selina. -Może coś stało się z dziadkiem? Kam opuścił szybę. Pani Montrose, co za miła niespodzianka. Czy z panem Carringtonem wszystko w porządku? Tak sądzę - odpowiedziała. - Ostatni raz widziałam go na kolacji z Emmą Forsythe. Selina zauważyła, że pani Montrose stoi nienaturalnie wyprostowana, jakby dokuczał jej ból pleców lub bioder. Biedna kobieta, pomyślała ze współczuciem. Starzenie się musi być piekłem, jeśli zdrowie nie dopisuje.
R
S
Dowiedziałam się od Marty Hunter, że wzięli państwo dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa - dodała kierowniczka. Czysta formalność. - Kam wzruszył ramionami. Mogłabym wiedzieć, czy państwo je podpisali? Nie - stwierdził Kam zniecierpliwiony i podał jej papiery. Czy moglibyście to zrobić? - spytała. Oddała mu dokumenty wraz ze swoim długopisem. . - Dlaczego? - zdziwiła się Selina. -Bez podpisu są nieważne. Zadzwoniła komórka Kama. Wyjął ją i wcisnął klawisz - Podpisz te przeklęte papiery, dobrze? Może wtedy ci wszyscy ludzie, którzy jak widać nie mają własnego ży cia i muszą ekscytować się cudzym, wreszcie zostawią nas w spokoju - zirytowany zwrócił się do Seliny i sam szybko złożył podpis. Hunter błysnęła fleszem, a Kam zaczął rozmowę przez telefon. Gdy Selina podpisała dokumenty, zauważyła, że kierowniczka natychmiast stała się bardziej oficjalna. Co jej się stało? - pomyślała. Merry Montrose zadała im jeszcze wiele szczegółowych pytań, a końcu poszła sobie. O co chodziło? - odezwała się Selina. Telefon? Po prostu chcieli wiedzieć... Nie o to pytam - wyjaśniła znużonym tonem. A, Montrose i Hunter. - Włączył silnik samochodu. Nie wiem. Może teraz obowiązuje więcej formalności? Wy Amerykanie, po jedenastym września zaostrzyliście środki bezpieczeństwa.
R
S
Gdy zjawiłam się tu z dziadkiem, nikt nie zadawał nam tylu pytań - narzekała Selina. Mogli zapomnieć, a teraz odrabiają zaległości. Niewykluczone. - Machnęła ręką. - Nieważne. Jestem głodna. Może pójdziemy na kolację? Kamar spojrzał na nią: - Nie masz wieczorowego stroju. Podobnie jak on, miała na sobie bawełnianą koszulkę. Może burger nad basenem? To nieustanne przebieranie zaczyna mnie męczyć. Zgoda. Najpierw burger, potem spacer. Następny dzień był słoneczny i upalny. Kam zabrał Selinę na paralotnię. Wrócili zmęczeni i poszli do pokojów, żeby odpocząć przed posiłkiem. Selina wzięła prysznic, włożyła szlafrok kąpielowy i wyjrzała przez okno. Pod parasolem obok basenu dziadek Jerry siedział w towarzystwie Emmy Forsythe. Sączyli napoje i wydawali się zadowoleni z życia. -Brawo, dziadku - mruknęła Selina do siebie. Położyła się wygodnie na kanapie i po chwili zapadła w drzemkę. Obudziło ją natarczywe dobijanie się do drzwi. Z trudem otworzyła oczy. Długie cienie za oknem świadczyły, że było już późne popołudnie. Rozpoznała głos Kama i otworzyła drzwi. Słucham? - spytała, rozcierając skronie. Nie dowierzała własnym oczom. Kamar przybiegł w samych bokserkach. Fryzurę miał w zupełnym nieładzie i wymachiwał jakimś dokumentem. Możemy mieć poważne kłopoty! - zawołał.
R
S
Transakcja nie doszła do skutku? Nie chodzi o dom, tylko o nas. Wyjęła mu z ręki dokument. Były to blankiety, które pobrali z urzędu poprzedniego dnia, jednak teraz świadectwa ślubu zostały wypełnione i opatrzone oficjalną pieczęcią „Wpisano do ewidencji". Skąd to masz? - spytała. Kurier dostarczył mi je kilka minut temu. - Wszedł do jej apartamentu i zaczął chodzić tam i z powrotem. - Jesteśmy małżeństwem! Niemożliwe. Przyjrzyj się. To świadectwo ślubu wydane przez stan Floryda. Podpisaliśmy blankiety, które później zostały wypełnione. Selina starała się zachować panowanie nad sobą. Dokładnie przeczytała dokument, czując, że serce zamiera jej w piersi. Masz rację. Podpisał je notariusz, a potem sędzia. Kto to jest Meredith Montrose? Kierowniczka uzdrowiska. Co ona ma z tym wspólnego? Jak widać, jest notariuszem. - Selinie zakręciło się w głowie. - To jędza! Musi być w zmowie z reporterką. Hunter zawsze wiedziała, co robimy i dokąd jedziemy. Montrose ją informowała. Wczoraj też zjawiły się razem na przystani, żeby zadawać pytania i robić zdjęcia. Załatwiły formalności ślubne bez naszej wiedzy! -Walnął pięścią w ścianę. Musimy to jak najszybciej anulować - stwierdziła Selina.
R
S
Kam natychmiast ochłonął. Racja. Chyba nie powinno być trudności, prawda? Mam nadzieję - odpowiedział, nie patrząc w jej stronę. Przecież to nieporozumienie. Rano wszystko wyjaśnimy. Oczywiście. - Wyszedł z apartamentu. - Selino, nie spotkamy się dziś na kolacji, dobrze? Muszę jak najprędzej dowiedzieć się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Zaczekaj! Jutro sobota, więc urzędy będą nieczynne. Poza tym myślę, że powinniśmy zaczekać, dopóki nie dokończysz zakupu rezydencji. Zatrzymał się. -Słusznie. Teraz nikt nie będzie śledził sprawy zakupu. To jedyna zaleta tej sytuacji. Jednak muszę poważnie po myśleć, jak z tego wybrnąć. Mam nadzieję, że jeszcze dziś zobaczymy się choćby przez chwilę. Kamar wyszedł. Zastanawiał się, czy Selina lub jej dziadek mogli mieć coś wspólnego z tym, co się stało, lecz szybko doszedł do wniosku, że to niemożliwe. Poznał już wystarczająco dobrze Selinę, by ufać w jej uczciwość. Mogła flirtować, mogła go drażnić, jednak nie byłaby zdolna do takiego oszustwa. Widok dokumentów zupełnie ją zaskoczył. Natomiast jej dziadek... Kamar zamyślił się głęboko. Tak, on mógł pomagać tym wiedźmom w niecnych działaniach. Przecież to właśnie Jerry zaproponował fałszywe zaręczyny. Wracając do apartamentu, Kamar w zamyśleniu zagryzł wargi. Uznał, że postąpił jak głupiec. Pozwolił się wciągnąć w poważną aferę. Teraz mógł tylko udawać, że nie przejmuje się niespodziewanym małżeństwem z Seliną, jednak
R
S
w przypadku księcia z królewskiej rodziny sprawa ta miała szczególne znaczenie. Pamiętał dzień, gdy jego brat zaręczył się z młodą saudyjską księżniczką Amirą. Związek ten przyniósł Zohra-zbel ogromne zyski finansowe, przez co wzrosła zamożność mieszkańców, a także niezwykle cenne kontakty, które będą owocować przez pokolenia. Negocjacje trwały ponad rok, a ślub był dla obu narodów ważnym wydarzeniem politycznym. Kamar zdawał sobie sprawę, że jego osoba ma dla kraju określoną wartość. Dzięki jego przyszłemu małżeństwu miał zostać zawarty jakiś nowy sojusz polityczno-gospodarczy, było to po prostu jego podstawowym obowiązkiem. Jako królewski syn, ale nie następca tronu, tylko taką powinność miał spełnić wobec ojczyzny, bo ambasadorem czy ministrem mógł być każdy odpowiednio wykształcony i przygotowany do tej roli obywatel... Natomiast związek z Seliną Carrington, nawet chwilowy, mógł sprawić, że przestanie być brany pod uwagę w matrymonialnej polityce dynastycznej. Po prostu arabskie rody panujące przestaną brać pod uwagę jego kandydaturę, innymi słowy, skreślą go z ewidencji. Nikt nie odda mu za żonę księżniczki, która w posagu wniesie koneksje polityczne i handlowe. Jak uratować rodzinę przed taką katastrofą? Nie widział rozwiązania. Wydarzenie było na tyle ważne, by po publikacji Marty Hunter znalazło się w poważnej prasie, radiu i telewizji. Choć Zohra-zbel to niewielki kraj w górach Atlas na północy Afryki, jednak w czasach elektronicznej łączności wiadomość natychmiast dotrze do jego ojczyzny. W tej sytuacji lepiej osobiście powiadomić ojca, niż dopuścić, by dowiedział się z drugiej ręki...
R
S
Zadrżał na myśl o możliwych konsekwencjach. Nie potrafił przewidzieć reakcji króla. Obawiał się, że kara może okazać się o wiele bardziej dotkliwa, niż tylko praca za biurkiem i zakaz wyjazdów. W każdym razie musiał być szczery wobec ojca i brata. Dzięki temu być może zdołają wspólnie znaleźć jakieś rozwiązanie. Kamar sięgnął po telefon komórkowy. Zamierzał wrócić do swego kraju już następnego dnia.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
R
S
Gdy Kam wyszedł, Selina odsunęła z twarzy mokre kosmyki włosów. Starała się przeanalizować sytuację. Była mężatką. Na drżących nogach poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Na bladej twarzy widać było pierwsze ślady opalenizny i zalęknioną minę. Kamar ibn Asad, książę Zohra-zbel, był jej mężem. Zachichotała nerwowo i natychmiast zakryła usta dłonią. Pomyślała, że musi wziąć się w garść i zapanować nad histerią. Zrobiła kilka głębokich wdechów i powoli zaczęła się uspokajać. Wszystko dobrze się skończy, pomyślała. Przecież nikt nie umarł. Nikt jej nie napadł ani nie wyrzucił z domu. Miała dach nad głową, dziadka, ciekawą pracę i ładne mieszkanie. Nic jej nie dolegało. Żeby udowodnić sobie, że wszystko jest w porządku, postanowiła włożyć najlepszy strój i pójść na kolację. Kamar wolał zaszyć się w pokoju, ale ona nie zamierzała go naśladować. Wilgotne włosy spięła na czubku głowy, włożyła czerwoną sukienkę i wyszła. Jerry gdzieś zniknął, co zaczęło ją niepokoić. Zwykle był w pobliżu. Bez niego i Kamara czuła się w La Torchere nieco zagubiona. Poszła więc do baru przy plaży, gdzie Janis
R
S
stała za ladą. Sięgnęła do miseczki pełnej orzechów. Zaczekała, by Janis obsłużyła innych klientów. Gratuluję! - zawołała sympatyczna kelnerka i wyciągnęła butelkę szampana. - Słyszałam, że wzięłaś ślub. Dziękuję. Selina zajęła się orzechami, żeby nie okazać, jak niezręcznie się czuje. - Gdzie pan młody? Janis otworzyła szampana i postawiła kieliszek przed panną młodą. Pewnie przygotowuje się do nocy poślubnej. - Selina wzruszyła ramionami. Życie bywa zaskakujące - mówiła Janis z uśmiechem. - Gdy się poznaliście, mogłam przysiąc, że się nie znosicie. Jest milszy, niż się wydaje - stwierdziła Selina nieprzekonującym tonem. Na pewno. Mam znakomity pomysł. Nad brzegiem jest kilka dyskretnych altanek. Doskonałe miejsce na kolację dla nowożeńców. Wyślę tam kelnera z szampanem i dobrym jedzeniem. Świetny pomysł. Selina zdała sobie sprawę, że chce być sama. Jeśli plotka dotarła do Janis, znaczyło to, że obiegła już wszystkich. Gdyby teraz została w barze, nie miałaby chwili spokoju. -Jeśli zobaczysz Kamara, skieruj go do mnie, dobrze? - Wzięła kieliszek z szampanem i ruszyła za kelnerem. Na skraju plaży, blisko lasu mangrowców, stała altana z trzech stron obrośnięta liśćmi. Selina zaczekała, by kelner nakrył stół i rozstawił przystawki. Gdy odszedł, usiadła na piasku, nie zwracając uwagi na jedzenie i wino.
R
S
Była mężatką. Nie miała na to ochoty od czasu, gdy ojczym rzucił się na nią. Czuła niechęć do mężczyzn. Spotykała się; z nimi, tańczyła, całowała, jednak nigdy nie była w prawdziwym związku. Aż nagle stała się żoną szejka. - Niech tylko Merry Montrose wpadnie w moje ręce szepnęła mściwie. Ciekawe, czy jej przełożeni wiedzieli, że w horrendalny sposób miesza się do prywatnych spraw gości? Miała wielką ochotę ich zawiadomić, ale po chwili doszła do wniosku, że to niczego nie zmieni. Wstała, uniosła kieliszek w stronę księżyca i z gorzką ironią zawołała: - Za mnie i moje małżeństwo! - Znów napełniła kieliszek Za miłość, cokolwiek to znaczy. Ciężko usiadła na piasku. Czy kiedykolwiek zakocha się, włoży koronkową suknię i weźmie prawdziwy ślub? - Niezbyt prawdopodobne - mruknęła. Musi jej wystarczyć praca, znajomi i rodzina... Lecz niby dlaczego? - zbuntowała się nagle. Nie chciała, by pokonali ją Donald i Audra. Nie zasługiwali na zwycięstwo. - To ja zasługuję na szczęście, do diabła – powiedziała głośno. Napełniła kieliszek i znów napiła się szampana. To prawda, została mężatką, ale mąż gdzieś przepadł. Nie była zakochana i pewnie nigdy nie będzie. Mąż jej nie kochał i pewnie nigdy nie pokocha. - Cóż, życie to miska czereśni, ale mnie trafiły się tylko pestki. Przełknęła szampana, czując łzy na policzkach. Jak
R
S
to się stało, że jej życie zupełnie się rozpadło? Najpierw zmarł ojciec. Potem Audra wyszła za Donalda. Potem... nie mogła zapomnieć jego rąk na piersiach, oddechu cuchnącego piwem... Mimo nocnego chłodu przeszedł ją dreszcz. Nigdy nie czuła się szczęśliwa. Nie miała radosnych wspomnień. Nie potrafiła cieszyć się życiem. Dopiero w ostatnich dniach coś się w niej obudziło. W towarzystwie Kamara nabrała wiary w siebie i wreszcie odważyła się mówić szczerze o sobie i swoich przeżyciach. Okazał się wspaniałym facetem. Uważała, że mają szansę być razem, lecz wszystko się rozwiało jak dym na wietrze. Ślub zostanie anulowany i już nigdy się nie spotkają. Dobiegły ją dźwięki muzyki z restauracji. Wstała, upuszczając kieliszek. Przypomniała sobie chwilę, gdy tańczyli przytuleni do siebie. Łzy napłynęły jej do oczu. Przymknęła powieki. Nagle poczuła, że obejmują ją silne ręce. Kam trzymał ją w ramionach. Całował jej oczy, łzy na policzkach. Nie próbował nic mówić. Czuła przyjemne ciepło jego ciała. Pocałunki stawały się coraz bardziej zmysłowe. Rozchyliła usta. Książę wsunął palce w jej włosy, odchylił głowę i delikatnymi pocałunkami pieścił szyję. Zsunął ramiączka jej sukni, która opadła do łokci, odsłaniając piersi. Selina przycisnęła je do niego, ale to było za mało. Zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, odsłaniając silne mięśnie. Kamar zsunął z jej bioder sukienkę. Uklękli na piasku, patrząc na siebie. Selina jeszcze nigdy nie była naga w towarzystwie mężczyzny. Odruchowo zasłoniła piersi, ale szybko doszła do
R
S
wniosku, że nie ma się czego wstydzić. Zresztą i tak zapadła już noc. Kamar miał jeszcze na sobie bokserki. Pozbył się ich jednym ruchem, potem zaczął całować piersi Seliny. Pomyślał, że jest cudowna, piękniejsza, niż mógł sobie wyobrazić. Nie spieszył się. Pamiętał, co przeszła, i nie chciał wystraszyć jej i zniechęcić, przygniatając ciężarem swego ciała. Jednak nie mógł odmówić sobie kolejnych pieszczot i pocałunków. W końcu wyciągnęła ręce i przyciągnęła go do siebie.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
R
S
Selina obudziła się przemarznięta do kości. Dopiero zaczynało świtać. Przeciągnęła się. Czuła na sobie ciężką rękę Kamara. Kam...? Co ja zrobiłam? - pomyślała. Seks bez zabezpieczenia z mężczyzną, którego prawie nie znała, fałszywym mężem, znanym z niezliczonych erotycznych przygód! Mogła zajść w ciążę lub zarazić się AIDS. Jak mogła być tak głupia?! Odwróciła się, starając się uwolnić od jego ręki, nie budząc go. Nie miała ochoty rozmawiać z Kamem o tym, co się stało. Przy odrobinie szczęścia mogłaby po cichu wrócić do swego pokoju bez wiedzy dziadka lub kogoś ciekawskiego. Jeśli uda jej się teraz zniknąć, będzie mogła udawać, że noc na plaży nigdy się nie wydarzyła. Gdy Kam zacznie rozmowę na ten temat, powie mu, że ma bujną wyobraźnię i pewnie wieczorem za dużo wypił. Potem pójdzie do lekarza, weźmie pigułkę antykoncepcyjną i zrobi badanie wykluczające choroby weneryczne. Najwyższy czas, żeby zaczęła postępować odpowiedzialnie. Dobrze, ale najpierw... gdzie jest sukienka? Wypatrzyła ją kilka metrów dalej. Przesunęła się w tamtym kierunku. Ręka Kamara również się przesunęła. Rozłożył palce i chwycił ją za pierś. Selina zamarła.
Swift Otworzył oczy. Do diabła, co zrobiliśmy najlepszego? - spytał, patrząc na Selinę, która wreszcie uwolniła się od jego ręki i wstała. Nic takiego. - Poczuła, że wzdłuż uda spływa jej cienka strużka krwi. Zamknęła na chwilę oczy. Nie miało sensu udawać, że tej nocy nic się między nimi nie zdarzyło. Czas na plan awaryjny, pomyślała. Ucieczka mogła okazać się dobrym rozwiązaniem. - Teraz przepraszam, ale... - Sięgnęła po sukienkę, jednak zanim zdążyła ją włożyć, Kam wstał i chwycił ją za łokieć.
S
Byłaś dziewicą. Szybko uwolniła rękę. Co z tego? Skrzyżował ręce na piersi.
R
Mogłaś mnie uprzedzić. Przecież ci mówiłam. - Szybko odwróciła się w stronę oceanu. Nie. Powiedziałaś tylko, że nie uznajesz „szybkich numerków", jak to nazwałaś, bo masz za sobą przykre przeżycia. Wywnioskowałem, że taki jest twój wybór, a nie, że jesteś dziewicą. Nie wyciągaj wniosków pochopnie. Zresztą, jaka to różnica? Nie możemy anulować małżeństwa. Zrozumiała. Nadal chciał się z nią rozstać. Poczuła ból za mostkiem, promieniujący w stronę serca. Zaskoczyło ją to, ale nie zamierzała się przejmować. - Nie możemy go anulować, bo uprawialiśmy seks, a nie z powodu utraty dziewictwa.
R
S
- Nie uprawialiśmy seksu, tylko kochaliśmy się - poprawił ją Kam. Wzruszyła ramionami. Nazywaj to, jak chcesz. Myślałem, że jesteś uczciwą kobietą. Dopiero teraz zaczynam rozumieć. Zaplanowaliście to wspólnie z dziadkiem. Może się mylę? Co takiego? To on zaproponował te idiotyczne zaręczyny. Potem zaprowadziłaś mnie do ratusza. Jak ci się udało namówić Hunter, żeby wyskoczyła z pytaniem o dokumenty ślubne? - Chwycił ją za ramię i odwrócił do siebie. - Ile jej zapłaciłaś? Zrzuciła jego dłonie. Jak śmiesz?! Zastawiłaś na mnie pułapkę, a przynajmniej tak ci się wydaje. - Uniósł głowę, zacisnął szczęki. - Może Zohra-zbel to mały kraj, ale jesteśmy wystarczająco silni. Nie uda ci się to oszustwo. Nie wiem, o czym mówisz. Nie było żadnego oszustwa. Przecież nikt cię nie zmuszał, żebyś tu przyszedł. Barmanka powiedziała, że tu jesteś. Co miałem zrobić? Zostawić cię samą w noc poślubną? Hunter na pewno dowiedziałaby się o tym. Powinnam się domyślić. Nie potrafisz zrobić czegoś dobrego bez ukrytych powodów? Zabawne, że właśnie ty mnie o to oskarżasz. Nikt cię nie zmuszał do seksu ze mną. Byłam tu zajęta własnymi sprawami... Płakałaś.
R
S
To moja sprawa! - Nie chciała, by wypominał jej chwile słabości. Odwróciła się i podeszła do wody. Niepokoiłem się o ciebie. Gdy zobaczyłem cię we łzach natychmiast chciałem cię pocieszyć. Kobiece łzy nigdy nie robiły na mnie wrażenia. Za każdym razem wydawało mi się że są na pokaz, ale ty... - Wzruszył ramionami. - Nie wie działaś, że na ciebie patrzę. Twój smutek był prawdziwy. Morze było przyjemnie chłodne. Weszła głębiej, aż wo da sięgnęła jej do pasa. Spojrzała na szary horyzont. Wsta wał dzień. Delikatna, różowa linia oddzielała wodę od nie ba. Selina zdawała sobie sprawę, że po tym, co zrobili, już nigdy nie będzie taka sama. Oddała dziewictwo mężowi w noc poślubną, ale nic nie wyglądało tak, jak powinno Nieprawdziwy mąż i taka sama noc poślubna. Pustka za miast radości... Kam zbliżył się do niej. Niemal czuła jego oddech na karku. - Gdy kochaliśmy się, to ty mnie wzięłaś. Nie odwróciła się do niego. Nie potrafiła. Patrzenie mu w oczy byłoby nie do zniesienia. - Kam, to było zupełnie spontaniczne... - Zamilkła na chwilę. - Mam już dość słuchania o tym, że zmusiłam cię do czegoś. Dobrze wiem z własnego doświadczenia, jakie to uczucie, gdy ktoś próbuje tobą manipulować czy nakłonić do czegoś siłą. Po prostu zamknij się! Jak śmiesz mnie oskarżać? Odwróciła się gwałtownie i odepchnęła go. Zaskoczony, przewrócił się z pluskiem na płytką wodę. Selina stanęła nad nim. - Byłam dziewicą. Ty miałeś tyle kobiet, że nie potrafisz
R
S
ich policzyć. Jesteś przecież zmysłowym szejkiem. Zapomniałeś? Wstał z zaciśniętymi zębami. Nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz. Jesteś przeciętną osobą, jedną z tłumu. Po prostu nikim. Dla interesów mojego kraju to katastrofa. Jesteś wyłącznie zapatrzony w siebie. To prawdziwa mania. Zadziwia mnie, że w twojej aroganckiej głowie może powstać jakaś myśl, która nie dotyczy ciebie lub twojego śmiesznego kraiku. Zohra-cośtam... Wątpię, żeby to światowe mocarstwo zapadło się w morzu tylko dlatego, że się przespaliśmy. - Przeszła obok niego i podniosła sukienkę. Otrzepała z piasku i wsunęła przez głowę. - Możesz natychmiast wystąpić o rozwód. Podpiszę wszystko, co przyśle mi twój prawnik. Kontaktuj się ze mną przez biuro dziadka Jerryego.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
R
S
Kamar wziął prysznic, pospiesznie spakował się i wyszedł. Spotkał Jerome'a Carringtona w hotelowej kawiarni. Właśnie kończył śniadanie w towarzystwie Emmy Forsythe. Kamar miał nadzieję, że Selina jeszcze nie rozmawiała z dziadkiem, dzięki czemu uniknie rozmowy na niewygodny temat. Przywitał się z nimi. Muszę wrócić do kraju w pilnej sprawie, o której niedawno się dowiedziałem. Jaka szkoda - powiedziała pani Forsythe. - Moja córka miała nadzieję lepiej pana poznać. Kamar domyślił się, że ani ona, ani Carrington nie wiedzieli o tym nieszczęsnym małżeństwie. Personel pewnie plotkował na ten temat jak najęty, lecz przecież nikt nie opowiada dziadkowi panny młodej, że jego wnuczka wyszła za mąż, bo przecież sam o tym świetnie wie. W przeciwnym razie pani Forsythe nie pchałaby swej córki w jego ramiona. - Ja również miałem nadzieję. - Spojrzał na Jeromea. Ale niepokoi mnie coś innego. Pewna sprawa, nasza wspólna sprawa.
R
S
- Nie ma powodu do obaw - zapewnił Jerry, wstając. Przepraszam, kochanie. Spotkajmy się za godzinę nad basenem, dobrze? - zwrócił się do Emmy. Kamar wyszedł z kawiarni, pocąc się z upału i z powodu obecności Carringtona. - Zajrzyjmy do centrum biznesu. Właściciel powinien już przysłać odpowiedź na naszą ofertę. W recepcji zastali atrakcyjną starszą panią. - Tak, faks dotarł dziś w nocy. Mieliśmy chwilowe kło poty z tym urządzeniem, ale już działa. - Można prosić o te dokumenty? - spytał Kamar. Recepcjonistka podała im plik papierów. - Chodźmy do mnie, żeby to przejrzeć - zaproponował Jerry. Tylko nie to, pomyślał książę. Jeśli pójdzie do jego apartamentu, na pewno natknie się na Selinę. Nie wyobrażał sobie spotkania z nią. Już i tak z trudem mógł spojrzeć w oczy Jerryego po tym, co zrobił. Z kolei od Seliny usłyszał tyle przykrych rzeczy... Postąpił jak głupiec. Nie dlatego, że pozwolił się wplątać w małżeństwo. Zapomniał wszystko, co o niej wiedział. Nie była kobietą, która zadałaby sobie trud, by go usidlić. Przede wszystkim nie lubiła go. Uważała go za aroganta, co powtarzała wielokrotnie. Wydawało mu się, że zmieniła zdanie na jego temat, jednak dziś rano dobitnie potwierdziła tamtą opinię. Nie prowadziła z nim żadnej gry. Wreszcie dotarło to do niego. Nie chciała wiązać się z nim ani z nikim innym. Po prostu pomysł Jerome'a Carringtona i działania Marty Hunter spowodowały, że uwikłała się w niechcianą sytuację.
R
S
Westchnął. Nie miał pojęcia, co z tego wyniknie, jednak musiał przez to przejść. Dobrze, chodźmy do twojego apartamentu - odezwał się do Carringtona. - Chętnie zobaczyłbym się z Seliną. Poszła do budynku uzdrowiska - poinformował Jerome, otwierając drzwi windy. - Nie powiedziała ci? Nie. Zostawiła mi wiadomość, że jest obolała po wczorajszych wyczynach na paralotni i potrzebny jej masaż. Aha. - Kamar odetchnął z ulgą. - Przykro mi, że nie zobaczę jej przed wyjazdem. Może spotkamy się, gdy przyjadę zakończyć sprawę kupna rezydencji. Winda zatrzymała się na piętrze. Boy właśnie ustawiał na wózku bagaże Kamara. - Zjadę za chwilę - powiedział, podając mu pięć dolarów i ruszył za Carringtonem do pokoju. Jerome usiadł na kanapie i zaczął przeglądać papiery. Jak długo cię nie będzie? - spytał Nie jestem pewien - odpowiedział Kamar z wahaniem. Cóż, właściciel przyjął twoją ofertę. Powinien. To jednorazowa zapłata gotówką. Jerome uśmiechnął się, niewątpliwie myśląc o prowizji. Kiedy chcesz się wprowadzić? Selina oznajmiła, że jest wyczerpana, dzięki czemu mogła uniknąć towarzystwa innych przez resztę dnia. Widziała się tylko z lekarzem i masażystką. Kam płacił za ich apartament, więc na jego rachunek zamówiła masaże do końca pobytu w La Torchere. Najchętniej wróciłaby do domu, ale jak miała wytłumaczyć to dziadkowi? Kupił bilety
R
S
lotnicze na następną sobotę. Nie lubił samotnych podróży, więc nie chciała go zostawić. Jednak nie czuła się na siłach, by rozmawiać z nim o Kamie. W ponurym nastroju zjadła lekką kolację i zadzwoniła do apartamentu. Nikt nie odebrał telefonu. Domyśliła się, że Jerry wyszedł, by dotrzymywać towarzystwa pani Forsythe. Początkowo Selina nie darzyła jej sympatią, jednak teraz była wdzięczna i jej, i jej córce. Przy nich Jerry odzyskał radość życia. W niedzielę po południu nagle wszystko stanęło na głowie. Jerry wpadł do pokoju Seliny, wymachując gazetą. „Washington Post"? Piszą coś o mnie? - spytała nerwowo. Wzięłaś ślub z księciem Kamarem i nikt mi o tym nie powiedział! - Jerry spojrzał na nią z wyrzutem. - Nie sądzisz, że zasługuję na lepsze traktowanie? Usiadła i poprawiła szlafrok. Oczywiście, że zasługujesz. Gdyby ta sprawa miała jakiekolwiek znaczenie, dowiedziałbyś się pierwszy. Dlaczego on tak szybko wyjechał? Żeby załatwić rozwód. - Sellie, nie! Przecież coraz lepiej się dogadywaliście. Potarła skronie. Dopóki nie wzięliśmy ślubu. Podobno tak się zdarza... Ale nie tobie, nie mojemu maleństwu - stwierdził stanowczo, obejmując ją. Dziadku, wszystko tak się skomplikowało... - Próbowała powstrzymać łzy. - Co się stało? - Przytulił ją do siebie. Oparła głowę na jego ramieniu.
R
S
Co napisali w gazecie? Podobno po kryjomu złożyliście dokumenty i załatwiliście formalności ślubne. To przecież zupełnie nie w twoim stylu. Zdobyła się na uśmiech. Masz rację. Nigdy nie myślałam o małżeństwie. Ależ myślałaś. Odsunął się, wyciągnął portfel i delikatnie wyjął z niego zdjęcie. Miało połamane rogi i niewątpliwie traktował je jak skarb. Przedstawiało małą, rudą dziewczynkę w ogromnej sukni ślubnej z welonem i kwiatami. -To ja - powiedziała powoli. - Miałam wtedy pięć... sześć lat? Siedem. - Uśmiechnął się. - Uwielbiałaś bawić się w ślub. Zaczęło się od tego, że mama i tata opowiedzieli ci o swojej ceremonii, pokazali album ze zdjęciami, a potem zaczęłaś się przebierać. Zupełnie tego nie pamiętam. Te wspomnienia na pewno zatarła śmierć ojca i dziwaczne zachowanie Audry... Selina skrzywiła się. Nie zamierzała rozmawiać o matce. Dlaczego nie pokazałeś mi tego zdjęcia wcześniej? Jakoś nie przyszło mi to do głowy. - Schował zdjęcie do portfela. - Kochanie, nie pozwól, żeby Audra i Donald zniszczyli twoje marzenia. Lubiliście się z księciem, prawda? Łzy spłynęły jej po policzkach. To prawda - szepnęła. On wróci - zapewnił ją Jerry. Wzruszyła ramionami. Możliwe.
R
S
Spojrzał na nią uważnie. - Jeśli tak się stanie, zamierzasz schować się w swoim pokoju? Siedzisz tu już drugi dzień. Masz zamiar poddać się tak łatwo? Wyprostowała się. Nie, do diabła! Jeśli wróci, chcę, żebyś dała mu szansę. Może. Zastanawiała się, co teraz robi Kam. Pewnie załatwia rozwód i stara się uwieść jakąś panienkę w Zohra-cośtam. Życzyła mu szczęścia. Wbrew temu, co powiedziała dziadkowi, wcale nie chciała, żeby Kam wrócił. - Co zrobiłeś? Król siedział za wielkim, wymyślnie rzeźbionym biurkiem. Spojrzał na Kamara, który stał wyprostowany, okazując ojcu szacunek. Oparty o futrynę drzwi książę Denya, następca tronu, przysłuchiwał się rozmowie. - Chciałbym dobrze zrozumieć - mówił dalej król. - Ożeniłeś się z dziewicą z dobrej rodziny, wykorzystałeś ją i porzuciłeś. Tak Kamar patrzył na ojca zupełnie zaskoczony. Taka reakcja nie przyszłaby mu do głowy nawet we śnie. Spodziewał się złości, nawet furii, ale nie z powodu, w jaki potraktował kobietę. Obawiałem się twojego niezadowolenia. Przestałem być kandydatem do politycznego małżeństwa. Nie mieliśmy takich planów wobec ciebie. To żadna strata. Jedno zaaranżowane małżeństwo w rodzinie zupełnie wystarczy.
R
S
Denya spojrzał w kąt pokoju, gdzie na sofie siedziała Amira, jego żona. Trzymała na rękach ich trzecie dziecko, córkę Sadirę. Ta Amerykanka to mądra dziewczyna, jeśli potrafiła cię usidlić, braciszku - wtrąciła z uśmiechem. Nie usidliła mnie. Oboje wpadliśmy w pułapkę. Natomiast rzeczywiście jest mądra. Skończyła studia i pracuje w reklamie. Jej dziadek, który pośredniczy w kupnie rezydencji, choć nie należy do elity finansowej, jest powszechnie szanowanym biznesmenem. W reklamie? - spytał król. - Bardzo nam się przyda. Reklama, marketing tyle znaczą w handlu, co dyplomacja w polityce. Kamar uniósł brwi. W tej dziedzinie jego ojciec miał podobne poglądy jak Selina. Na pewno jest atrakcyjna - odezwał się Denya. Wspaniała - potwierdził Kamar, myśląc o jej włosach, szyi, oczach... w ogóle o wszystkim. Jesteś bardzo przejęty, gdy o niej mówisz - zauważyła Amira. Oparła dziecko na ramieniu i poklepała po plecach. Chyba tak. To świetna dziewczyna - stwierdził Kamar. Dobrze. W takim razie wszystko ustalone - powiedział król, wstając. Kamar zesztywniał. Co jest ustalone? Zostaniesz naszym ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. Wróć i uporządkuj sprawy z żoną. Twoje małżeństwo z amerykańską dziewczyną, i to z dobrej, szanowanej rodziny, wzmocni nasze kontakty z Amerykanami. Może teraz napijemy się herbaty?
R
S
Oprócz Kamara wszyscy wyszli z pokoju. Ciężko usiadł na najbliższym krześle. Otrzymał polecenia do wykonania, więc nie miał wyboru, nie był jednak pewien, czy powinien się z tego cieszyć. Czy potrafi ponosić odpowiedzialność za własną rodzinę? Po tym, jak potraktował żonę, nic na to nie wskazywało! Selina niczym nie zasłużyła na sposób, w jaki ją potraktował. Czy jest szansa, by odzyskać jej uczucie? Wiedział tylko, że musi spełnić życzenie ojca. Zastanawiał się, co teraz może robić Selina. Była zrozpaczona i rozczarowana. Wiedział z własnego doświadczenia, że kobieta w takim stanie bywa łatwą zdobyczą. Sam niejednokrotnie bywał pocieszycielem. Doszedł do wniosku, że musi jak najszybciej wrócić na Florydę.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
R
S
We wtorek po południu Selina natknęła się na kierowniczkę ośrodka. - Pani Montrose - zaczęła lodowatym tonem. - Czy zdaje sobie pani sprawę, co pani zrobiła? Starsza kobieta rozłożyła ręce. Zupełnie nie wiem, o co chodzi. Proszę nie kłamać! - Podeszła bliżej. - Załatwiła pani nasze formalności ślubne, nie pytając o zdanie ani mnie, ani Kamara ibn Asada, który zresztą już wyjechał. Och nie! - jęknęła Merry Montrose. Och tak. Stara się załatwić rozwód. Ma pani szczęście, że zależy mu na dyskrecji, bo w innym przypadku wyto czylibyśmy pani proces o oszustwo. Bez naszej zgody wystawiła pani dokument notarialny. Merry Montrose wyglądała na załamaną. Kam i ja bardzo się polubiliśmy - kontynuowała Selina. Możliwe, że ułożylibyśmy sobie życie, jednak pani musiała się wtrącić, prawda? Pani i ta przeklęta czarownica Marta Hunter. Hunter nie jest czarownicą. Selina nie zwróciła uwagi na jej słowa. Długo wstrzymywane łzy spłynęły jej po policzkach.
R
S
-Mieliśmy szansę być razem, lecz pani wszystko zniszczyła. Nienawidzę pani. - Spojrzała na nią mściwie. - Być może jednak wytoczymy pani proces. Ciekawe, jak sąd potraktuje notariusza, który dopuścił się takiego przestępstwa. Cóż, wsadzanie pani do więzienia spadnie na mnie, bo nie sądzę, by Kamar kiedykolwiek miał ochotę znów przyjechać na Florydę. Merry Montrose odwróciła się i szybko odeszła. Selina pomyślała ze złośliwą satysfakcją, że teraz nie tylko ona ma zły humor. Po masażu przebrała się w dżinsowe szorty i bawełnianą koszulkę. Zamierzała zjeść lekki obiad w apartamencie i dokończyć ostatni tom Harryego Pottera, jednak najzupełniej niespodziewanie pojawił się Kam Asad, jej tak zwany mąż, którego już nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Ubrany w luźny, biały strój, z obojętną miną opierał się niedbale o drzwi. A to łajdak! Poczuła, że napinają jej się wszystkie mięśnie. Trzy dni relaksującego masażu diabli wzięli, pomyślała. Brakowało jej Kama. Marzyła o wspólnym szczęściu, jednak sposób, w jaki ją potraktował, przekreślał wszelkie marzenia. Cokolwiek było między nimi, po prostu się skończyło. Przynajmniej jeszcze przed chwilą była o tym przekonana. W każdym razie zupełnie nie rozumiała, w jakim celu Kamar tu wrócił. Była bardzo ciekawa, ale nie zamierzała się poddać. Więc to ty - stwierdziła ostro. - Czego chcesz? Odsunął się od drzwi, uśmiechnął i rozłożył ręce. Oczywiście ciebie. Roześmiała się.
R
S
-To żart, prawda? Ominęła wyciągnięte ręce, otworzyła zamek i weszła do apartamentu. Ruszył za nią. Co tu robisz? - spytała. Rozmawiam z tobą. Już nie. Drzwi są tam. Wyjdź - poleciła, wskazując ręką. Nie wyjdę, dopóki nie wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia. Niby po co? W niedzielę usłyszałam już wszystko. Dziękuję bardzo. Przepraszam. Mówiłem okropne rzeczy, kompletnie nieprawdziwe i bardzo ciebie krzywdzące. Nie zasłużyłaś na to. Stanęła zaskoczona. - Kam Asad przeprasza? Książę Zorah-cośtam przyznaje, że nie miał racji? To wydarzenie przejdzie do historii. Może powinnam wezwać Martę Hunter, żeby to rozpowszechniła w swoim brukowcu i innych mediach? Nie zwracał uwagi na jej złośliwości. - Narzucała ci się jeszcze? - Nie, bo starałam się nie wychodzić. -Dlaczego? Oparła rękę na biodrze. Cóż, to nieco krępujące przyznawać się wszystkim, że mąż odszedł ode mnie po nocy poślubnej. To mój następny błąd. Powinienem był zabrać cię z sobą. Słucham? Skąd przyszło ci do głowy, że pojechałabym z tobą?
R
S
-Pojechałabyś. Po takiej nocy mógłbym cię zabrać wszędzie. - Uśmiechnął się do niej zmysłowo. Pewnie ćwiczył ten uśmiech przed lustrem jako nastolatek, pomyślała zgryźliwie. Wydaje mi się, że nie powinieneś wspominać tamtej nocy. Dlaczego? Było cudownie. Rano już tak nie było. Lepiej nie zbliżać się do ciebie, dopóki nie wypijesz porannej herbaty. - Skrzyżowała ręce na piersiach. Ile razy mam cię przepraszać za moje idiotyczne słowa? W ogóle nie musisz przepraszać, natomiast możesz sobie pójść. Nie mam ci nic do powiedzenia i nie interesuje mnie, co ty chcesz mi powiedzieć. Jestem twoim mężem. Zaufaj mi i wysłuchaj. Mam ci zaufać? Nie jesteś moim mężem. Wzięliśmy ślub przez pomyłkę. Kochaliśmy się. To jest dla mnie najważniejsze. Czyżby? Twoja reakcja świadczyła o czymś zupełnie innym. Chwyciłeś mnie, krzyczałeś, oskarżyłeś o wszystko, co najgorsze, a potem odszedłeś. Rzeczywiście, seks musiał tobą bardzo wstrząsnąć. Nie mogłeś się doczekać, żeby wyjechać jak najdalej. Łzy znów zaczęły jej płynąć. Odwróciła się. Nie zasługiwał na to, by przy nim okazała słabość. Dotknął jej ramienia, co tylko zwiększyło jej rozżalenie. - Nie zmieniaj tematu. Te wspólne chwile były dla mnie bardzo ważne. Dlatego właśnie mówiłem te wszystkie okropne rzeczy. Dla ciebie też musiało to być ważne przeży-
R
S
cie. Przecież był to twój pierwszy raz - mówił łagodnym tonem. Zacisnęła usta. Oparła czoło o zimną ścianę, by ochłodzić rozgrzaną skórę. Tym większą przykrość mi sprawiłeś. Chciałaś na zawsze pozostać dziewicą? - Podszedł bliżej. Ciągle się dziwię, że tak długo ci się to udawało. Jesteś przecież tak atrakcyjna i zmysłowa. Zaczepnie uniosła głowę. Miałam swoje powody. Miałaś tylko jeden powód. Wydarzył się osiem lat te mu i mogłaś już dawno o nim zapomnieć. Odwróciła się i przecząco pokręciła głową. Kam, jesteś zupełnie inny niż ja. Zepsuty, cyniczny lekko traktujesz życie. Na dodatek zupełnie nie rozumiesz kobiet, chociaż uważasz się za znawcę. Jedyne kobiety, które znałeś, to były służące lub kolejne kochanki. Wiem, ale z kolei ty żyjesz przeszłością. To, co się wydarzyło, gdy miałaś piętnaście lat, stało się dla ciebie najważniejsze. Podporządkowałaś temu swoje życie. Selina, przeszłość nie istnieje. To tylko wspomnienie. Przyszłość możemy sobie tylko wyobrazić. Liczy się dzisiejszy dzień, ty i ja. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Zastanawiała się przez chwilę. - Może w tym, co mówisz, jest trochę racji. Muszę to przemyśleć. Kam przysunął się bliżej. -Chcesz normalnego życia? Zostań ze mną. Daj szansę nam obojgu. Chyba że wolisz wrócić do bezsensownej pracy nad płatkami śniadaniowymi.
R
S
Rzuciła mu lodowate spojrzenie. Już wiedział, że zrobił błąd, krytykując jej zajęcie. - Nie zamierzam rzucić pracy, cokolwiek by się działo. Cokolwiek by się działo? - pomyślał. Czyli zostawiła mu cień nadziei. Świetnie - powiedział z ulgą. - W takim razie możemy zacząć wspólne życie. To się nie uda. Zbyt się różnimy. Jesteś kobietą, a ja mężczyzną. Musimy się różnić. - Pochodzimy z różnych kultur... Zaprzeczył ruchem głowy. Przed tym idiotycznym ślubem świetnie potrafiliśmy się porozumieć. To prawda... Dobrze się bawiliśmy, więc bawmy się razem już zawsze. O to tylko proszę. Widzisz? Na tym polega różnica między nami. Dla ciebie życie to zabawa. Dla mnie życie to praca. Wzruszył ramionami. Moja praca sprawia mi przyjemność. A twoja? Różnie bywa, ale jest dla mnie ważna - powiedziała. - Lubię ludzi, z którymi pracuję. Lubię obmyślać kampanie reklamowe, a przede wszystkim lubię dzień wypłaty. - Więc... czy nie powinniśmy spróbować? Domyślam się, że dla ciebie to poważna zmiana. Pozbędziesz się mieszkania i przeprowadzisz do rezydencji ambasadora. Zagryzła usta. Przeprowadzki zawsze są irytujące. Tak, ale mając pieniądze, można wynająć ludzi do pomocy.
R
S
Jeszcze nie jestem na to gotowa. W porządku. Przed podjęciem tak radykalnej decyzji proponuję pewien eksperyment. Jaki? - spytała ostrożnie. Pobawmy się w dom. Jak i gdzie? W La Torchere mają niewielkie domki. Szumnie nazywają je willami. Masz jeszcze kilka dni wakacji, prawda? Tak, zostaję do soboty. -W porządku. - Z uczuciem ulgi podszedł do telefonu. W końcu Selina zgodziła się na ustępstwo, więc nadal miał szansę. - Zadzwonię do recepcji i wynajmę taki domek oświadczył. - Zaczekaj, Kam! Dwie sypialnie. Jedna dla ciebie, druga dla mnie, dobrze? Spojrzał na nią z uśmiechem. Zaczerwieniła się, oczy jej błyszczały. Pragnie mnie, pomyślał. Pragnie tak bardzo, że boi się być zbyt blisko. Muszę ją odzyskać! - Wystarczy nam jedna sypialnia - stwierdził. Skrzyżowała ręce na piersiach. Spanie z tobą jest bardzo niewygodne. Poprzednio nie narzekałaś. Starał się mówić miłym tonem. Selina była przeczulona na punkcie jego arogancji. Tyle zdążył się nauczyć. - Wtedy byłam szalona. - Raczej szalenie seksowna. Zarumieniła się jeszcze bardziej. - Proponuję kompromis. Jedną noc prześpię na sofie, a potem zobaczymy. Nadal miała wątpliwości. W zamyśleniu uniosła dłoń do ust.
R
S
Nosisz pierścionek - zauważył Kamar. Podoba mi się. - Spojrzała na rubin i szybko opuściła rękę. To symbol naszego związku, Selino. Kupiłeś go tylko dlatego, żeby nasze oszustwo było bardziej wiarygodne. Nie. Chciałem kupić ci prezent, a pierścionek od mężczyzny ma zawsze jedno znaczenie. Nieważne, jaką przy tym znajdzie wymówkę. Czy możemy wreszcie pójść i wynająć willę? Doszła do wniosku, że w razie potrzeby będzie mogła wycofać się do apartamentu. Nie będzie się czuła złapana w klatkę. Oprócz tego musiała przyznać, że jej praca, choć ciekawa i dająca szansę na rozwój i awans, nie wypełniała jej całego życia. Czegoś jej brakowało, zdarzało się nawet, że po prostu nudziła się w biurze. Od chwili, gdy poznała Kamara, nie zdarzyło jej się nudzić. Bywała zirytowana, zła, zaskoczona, radosna i załamana, ale nigdy znudzona. Życie z nim mogło być ciekawe. Czy powinna zaryzykować? A jeśli się nie powiedzie? Cóż, i tak może być. Lecz jeśli się powiedzie... - Zgoda, spróbujmy - powiedziała z uśmiechem.-
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
R
S
Selina nie miała walizki. Chcąc nie chcąc, musiała skorzystać z jednej z należących do Kamara. Zebrała nieliczne rzeczy, które zgromadziła w czasie pobytu w La Torchere. Jej przybory toaletowe znalazły miejsce w obszernej, skórzanej kosmetyczce Kamara, razem z jego przyborami do golenia. Kostium kąpielowy trafił do walizy z jego szortami i koszulkami polo. Sukienki zostawiła na wieszakach, żeby się nie pogniotły. Pakowanie nie zajęło dużo czasu. O zachodzie słońca ruszyli spacerem w stronę willi przez wypielęgnowane ogrody La Torchere. Prostokątne bryły budynków pokrytych stiukami wbrew nazwie sprawiały wrażenie wiejskich domków. Były piękne i kompletnie wyposażone. Weszli do środka. Na dole mieściły się przytulny salon i kuchnia, a na górze obszerna sypialnia. Jasne wnętrze domu ożywiały barwne akcenty: rośliny, cięte kwiaty i misa z owocami, którą obsługa ustawiła na kuchennym bufecie. Na obydwu poziomach były wygodne łazienki. Selina nigdy nie lubiła wspólnych łazienek, dlatego rozpakowała swoje kosmetyki w górnej łazience, natomiast Kamara ulokowała na parterze.
R
S
Co to jest? - spytał, sięgając po jedną ze swoich szczotek. Wygląda jak szczotka do włosów - stwierdziła Selina. Nie o to mi chodzi. Dlaczego jest tutaj? Gdzie są twoje przybory toaletowe? - W łazience na górze. Wzruszył ramionami. - Nie tak się umawialiśmy. Mieliśmy tu mieszkać jak mąż z żoną. Spojrzała mu w oczy. - Kochanie, jeśli nawet mieszkalibyśmy razem przez dwadzieścia lat, nadal nie chciałabym wspólnej łazienki. Miałam swoją, nawet mieszkając z dziadkiem. I ty nazywasz mnie zepsutym - stwierdził z wyrzutem. - Jak sobie z tym poradziłaś w czasie studiów? Pracowałam, żeby nie mieszkać w akademiku, wynajęłam mieszkanie. Może za bardzo przywiązuję wagę do drobiazgów, jednak nie chcę widzieć w umywalce włosów z twojego nosa. Cofnął się, wyraźnie urażony. - Nigdy nie zostawiam włosów w umywalce! Spojrzała na niego z uśmiechem. W takim razie to małżeństwo rzeczywiście ma szansę przetrwać. Natomiast ta kanapa... - zaczął, wychodząc z łazienki. Przeszedł przez salon, wskazując na komfortowy mebel, ustawiony naprzeciw stolika z telewizorem. Położył się i wyprostował nogi. Stopy wystawały poza kanapę. Jest za krótka. Nie ma szans, żeby udało mi się tu zasnąć. Czy na pewno...
R
S
Tak, na pewno. Mógłbyś na chwilę wstać? - Przesunęła poduszki. Okazało się, że kanapę można rozłożyć, tworząc wygodne miejsce do spania. - Doskonale. Nieźle - przyznał niezbyt zachwycony. - Masz ochotę na kolację i spacer po plaży? Chętnie. Mam się ubrać wieczorowo? Byłoby miło znów zobaczyć cię w tej białej sukni. Miałaś ją w czasie naszej pierwszej randki. Pół godziny później szli, trzymając się za ręce, w stronę centralnej części La Torchere. -Co powiesz na „Szklarnię"? - spytał Kam. - Jeszcze nigdy nie byliśmy tam wieczorem. O tej porze „Szklarnia" sprawiała magiczne wrażenie. Niezliczone, drobne światełka rozjaśniały wnętrze. Było chłodniej niż w ciągu dnia. Kam objął odsłonięte ramiona Seliny, gdy przechodzili przez mostek. Potem zajęli miejsca, zamówili kurczaka i białe wino. Zaraz po posiłku wyszli na plażę oświetloną światłem księżyca. Selina miała przyjemne uczucie, że opuściło ją napięcie. - Na razie wszystko idzie dobrze - odezwała się do Kama. Może jakoś wytrzymam w tym małżeństwie - stwierdziła z uśmiechem. Zatrzymała się na chwilę, by zdjąć sandały, które zapadały się w piasku. Kamar sięgnął po nie. Od tej chwili niósł je, trzymając za paski i lekko wymachując. Oczywiście. Miliony ludzi mają udane związki - powiedział. - Dlaczego z nami miałoby być inaczej? Cóż, zaczęliśmy dość... nietypowo. To prawda. - Mijając bar, usłyszeli muzykę. - Byłoby normalniej, gdybyśmy razem sypiali, droga żono.
R
S
- Przyczepiłeś się do jednego tematu - stwierdziła bez przekonania. - Może raczej zatańczymy? Zadzwoniła jego komórka. Natychmiast odebrał. Selina była rozczarowana. Czy kiedykolwiek będzie miała męża tylko dla siebie? Ceniła swoją pracę, ale on postępował, jakby zawsze miał dyżur. Westchnęła. Musiała się z tym pogodzić. Doszli do willi. Kam otworzył przed nią drzwi, nie przestając rozmawiać. Łzy napłynęły jej do oczu. Ruszyła w stronę schodów. Kam rozłączył się. Dogonił ją, zanim postawiła nogę na pierwszym stopniu. - Proszę o całusa na dobranoc - powiedział. Pomyślała, że jednak mu na niej zależało. Przynajmniej trochę. W przeciwnym razie nie potrafiłaby zrozumieć motywów jego postępowania. Nalegał, by nadal byli małżeństwem, choć nie mówił o miłości. Wspomniał jedynie o przyjemnościach i zabawie. Ona jednak wiedziała dobrze, że w życiu liczy się nie tylko zabawa. Cóż, wiele spraw muszą sobie wyjaśnić... Pocałowała go. - Pójdę już spać - powiedziała szybko, starając się o zdawkowy ton. Leżała samotnie w wielkim łóżku. Słyszała dźwięki z telewizora. W końcu Kam wyłączył wszystkie światła, potem kręcił się jeszcze na kanapie, zanim w willi zapanowała cisza. Selina patrzyła w sufit, czekając na sen. Kilka godzin później zerknęła na wyświetlacz budzika. Trzecia piętnaście. Nadal było cicho. Zazdrościła Kamowi. Potrafił zasnąć niemal natychmiast. Ostatecznie przed świtem jej również udało się zapaść w sen.
R
S
Obudził ją zapach kawy To miło, że Kam zamówił śniadanie, pomyślała. Szybko się umyła, ubrała i zbiegła do kuchni. Rozebrany do pasa Kam nalewał właśnie kawę. Z poważną miną zaparzył jeszcze herbatę i ułożył rogaliki na talerzu. Selina stanęła w miejscu. Od pamiętnego spotkania na plaży nie widziała Kamara rozebranego, jednak wtedy było ciemno i tylko światło księżyca rozjaśniało noc. Teraz jego mięśnie błyszczały w świetle słońca. Musiała przyznać, że choć ich związek trudno było nazwać doskonałym, Kamar był naprawdę atrakcyjny i męski. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej. Chciała zażartować na powitanie lub przynajmniej powiedzieć coś miłego, lecz zabrakło jej słów. Wspomnienia okazały się zbyt silne. - Cześć. - To było wszystko, na co potrafiła się zdobyć. Spojrzał na nią i uśmiechnął się radośnie. - Dzień dobry - powiedział, podchodząc bliżej. Objął ją i pocałował. - Co to jest? - spytał, dotykając klapy jej żakietu. - Mój służbowy strój. Odsunął się. - Domyśliłem się, ale dlaczego go włożyłaś? Mieliśmy prowadzić normalne życie. Pomyślałam, że w dniu roboczym właśnie tak powinnam wyglądać. Widzę, że miałeś inne zdanie na ten temat - dodała, spoglądając na jego barczystą sylwetkę. Wziąłem z sobą garnitur, ale na tutejszą pogodę jest zupełnie nieodpowiedni. - Z zakłopotaniem zmarszczył brwi. Nie warto popadać w przesadę i pretensjonalność. Gdy pójdziemy na lunch, wolałbym nie budzić ogólnego zainteresowania.
R
S
Przecież to mój zwykły strój. Ale sytuacja jest trochę niecodzienna. Nie zauważyłam. - Zmieniła temat, żeby nie doprowadzić do sprzeczki. - Jest kawa i rogaliki. Pamiętałeś, co lubię na śniadanie. Oczywiście. Przecież jesteś moją żoną. Nie zapominam o twoich potrzebach. Otworzył lodówkę. Wyjął dwa desery owocowe do zjedzenia na gorąco i postawił na kuchennym blacie. Najwyraźniej Kam zamierzał dla niej gotować. Zaskoczył ją zupełnie. Od dzieciństwa nikt nie przejmował się tym, co jadła. Nawet dziadek pozostawiał to gosposi. - Dziękuję. - Zajęła miejsce na barowym stołku. Po śniadaniu Kam wyciągnął teczkę z dokumentami i zajął się pracą. Był ciekaw, czym zajmie się Selina. Ostatecznie miała wakacje. Tymczasem ona włączyła laptop i zaczęła odpowiadać na maile. Kam wyjął plan zakupionego domu, przeznaczonego na rezydencję ambasadora. Doszedł do wniosku, że jeśli miał tam zamieszkać, konieczna jest przebudowa wnętrza. Rolkę papieru rozciągnął na kuchennym stole. Żeby się nie zwijała, ustawił w rogach solniczki, cukiernicę i słoik z kawą. Zaczął robić szkice i spisywać potrzebne materiały. - Co robisz? - spytała Selina po kilku minutach. Przeciągnął się, napinając mięśnie. Obserwowała go. Widział to kątem oka. Uśmiechnął się do siebie. Przy odrobinie szczęścia dziś będą spać razem. Skończą się bezsensowne rozmowy o rozwodzie. Selina będzie szczęśliwa, jego rodzina również. On... cóż, kiedyś musiał się ożenić, więc co za różnica?
R
S
Ojciec miał rację. Selina to wartościowa kobieta, miła i zmysłowa. Zasługiwała na to, by ją pokochał. Będzie doskonałą żoną ambasadora. Powinni przeżyć razem wiele radosnych chwil. Planuję przebudowę holu w rezydencji. Nie podoba ci się obecny wygląd? Nie jest wystarczająco dostojny. Chcę mieć marmury i kolumny. Zwariowałeś? Kto chce żyć wśród marmurów i kolumn? Zdał sobie sprawę, że Selina też będzie tam mieszkać. Nie podoba ci się ten pomysł? Chyba źle do tego podszedłeś. Mówimy o domu, miejscu, gdzie mamy żyć. Tam mają dorastać nasze dzieci - wyrwało się jej, choć przecież wcale nie chciała zostać matką. Słucham? - spytał z niedowierzaniem. Będą odwiedzać nas znajomi - stwierdziła szybko. -Dlaczego ma to być zimne, odpychające miejsce? Powinno robić wrażenie. Raczej będzie onieśmielać - zaprotestowała. Podrapał się po brodzie. Zauważyła, że był nieskazitelnie ogolony jak w noc poślubną. Jednak szybko uwolniła się od wspomnień. - Jesteś arogancki i pretensjonalny - ze smutkiem pokręciła głową. - Naprawdę niczego cię nie nauczyłam? Nauczyłem się być miły dla ciebie. Uśmiechnęła się. To prawda. Przysunął się bliżej. - Chcę być jeszcze milszy.
R
S
- Musisz być także miły dla gości. - Gdy zrobił zakłopotaną minę, dodała: - Na tym polega dyplomacja. Trzeba być uprzejmym, przyjacielskim, wyrozumiałym. Marmury i kolumny w tym nie pomogą, wręcz przeciwnie. Pomyślał, że mogła mieć rację. Jego ojciec od razu dostrzegł związek między pracą Seliny a dyplomacją. Co proponujesz? - spytał Kam. Niech ambasada będzie tym miejscem, które robi wrażenie powiedziała. - Natomiast rezydencję urządzimy jak prawdziwy dom, dobrze?
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
R
S
- Zastanówmy się po kolei nad wszystkimi pokojami. W ten sposób stworzymy jakąś rozsądna całość - zaproponował Kam po kilku godzinach. Wydepcze ścieżkę na tym puszystym dywanie, pomyślała Selina, obserwując jego spacer tam i z powrotem w poprzek salonu. -Trzeba odpowiednio dobrać kolory, żeby łagodnie przechodziły z jednego pomieszczenia do następnego. Powinny do siebie pasować. Nie chcę bezładnego miszmaszu - powiedziała. - Delikatne kolory są nudne. Selina upierała się przy odcieniu kremowym i delikatnym brzoskwiniowym. Dobrze łączą się z sobą - stwierdziła. Nudne jak ten dom. - Machnął ręką. - Wszystko identyczne, bez duszy. Jeśli zdecydujemy się na bordo i zieleń, jak tego chcesz, wnętrze stanie się ciemne i będzie wyglądać, jakby święta Bożego Narodzenia trwały cały rok. To silne, zdecydowane, męskie kolory - powiedział, robiąc do niej oko. Może powinniśmy wynająć dekoratora wnętrz?
R
S
Nie chcę, żeby mój dom wyglądał jak z katalogu. Nie będzie, gdy zaczniemy... gdy zamieszka się w nim poprawiła się. Nie chciała mówić o wspólnej przyszłości. Jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji. Kam spojrzał na nią. Tym bardziej, gdy pojawią się dzieci. Dzieci? Skąd ci to przyszło do głowy? - Sama o nich już wspominałaś. Selino, naprawdę moglibyśmy je mieć. Przecież już teraz możesz być w ciąży. - Nie jestem. Byłam u lekarza, żeby się upewnić. Awersja do mężczyzn wyrobiła w niej przekonanie, że w jej życiu nie będzie miejsca dla dzieci. Jeśli ma z Kamem stworzyć rodzinę, powinna zmienić poglądy. Zdała sobie z tego sprawę i poczuła się zagubiona. - Ja chciałbym mieć dzieci - przyznał, rozkładając ręce. Spojrzała na jego dłonie i natychmiast przypomniała sobie wspólne, zmysłowe chwile. - Jeśli dwoje ludzi bierze ślub, zwykle wkrótce pojawiają się maluchy. To chyba naturalne? Owszem. -A ty? - Co ja? Chcesz mieć dzieci? Nie jestem do końca przekonana. Zdecyduj się jak najszybciej. Spojrzał jej w oczy z uśmiechem. Było oczywiste, że marzyła mu się wspólna noc. Ciekawe, czy chce, żebym jak najszybciej zaszła w ciążę? - pomyślała. Wtedy byłoby znacznie trudniej wyrwać się z tego małżeństwa. Jednak teraz czuła się dobrze z Kamem i nie zamierzała uciekać. Ich pierwsza noc sprawiła jej przyjemność, choć później
R
S
nastąpiło kilka strasznych chwil. Zaczęła się zastanawiać, jak będzie następnym razem. Tego wieczoru jedli w willi. Przed budynkiem Kam piekł jagnięcinę na grillu. -Tak przyrządzamy posiłki w Zohra-zbel. - Wsypał na dłonie mieszankę przypraw, którymi natarł kawałki mięsa. - Nawet w pałacu często rozpalamy ogień na dziedzińcu i pieczemy na świeżym powietrzu. Tak lepiej smakuje. Wciągnęła nosem egzotyczne zapachy. - Co w szkolnych czasach jadałeś w Anglii? - spytała zaciekawiona. Wzruszył ramionami, odwracając porcje na ogniu. Obiady w szkole były niejadalne. Kolacje bywały lepsze. Często jadałem w pubach, kupowałem kanapki, czasem rybę z frytkami. Jakoś przetrwałem. Do tego piwo? Oczywiście. Brytyjskie jest naprawdę niezłe. Powinienem zabrać cię do Cambridge, a przede wszystkim do mojego kraju. Cała rodzina chciałaby cię poznać. Różnie bywa w królewskich rodach, ale my jesteśmy bardzo zżyci. Po deserze i kawie ruszyli na spacer, tym razem w stronę ciemnego, tajemniczego lasu mangrowców. Korzenie wielkich, dziwacznych roślin wystawały nad wodą. Kamar poprowadził Selinę ścieżką w ciemnościach. Światło księżyca z trudem przebijało się przez liście, które tworzyły nad nimi prawdziwy dach. Wziął ją pod rękę, żeby nie zboczyła ze szlaku. - Masz świetny wzrok - stwierdziła. - Ja zupełnie nic nie widzę. Dziwne, pomyślał. Ścieżkę mógł dostrzec bez najmniejszego problemu.
R
S
Może dlatego, że nie wychowywałem się w mieście. Domyślam się, że to twoja prywatna teoria. Tak, i będę jej bronił do upadłego. Selina zachichotała. Kam objął ją i pocałował. Dziś zrobili kolejny krok. Pracowali nad urządzeniem wnętrza wspólnego domu. Jednak teraz czekała ich noc. To, co miało się wydarzyć w ciągu najbliższych kilku godzin, było dla Kamara o wiele ważniejsze niż kolor kafelków w nowej łazience. Selinę mógł zdobyć tylko miłością, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Wrócili do willi. Znów zaczął ją całować. Nie opierała się. Dlaczego miałaby to robić? Fizyczna sfera ich związku rokowała nadzwyczaj dobrze. Czy tę noc spędzimy razem? - szepnął jej do ucha, nie przerywając pocałunków. - Nie chcę niczego zepsuć. Powiedz, jeśli chcesz, żebym przestał. Może nie chcę? Na pewno? A ty? Nie chcę znów słuchać oskarżeń, że cię do czegoś zmusiłam - stwierdziła z uśmiechem. Przekomarzała się z nim, licząc na jego poczucie humoru. Uśmiechnął się. - Chcę się z tobą kochać - szepnął. Zaprowadziła go do łóżka, które poprzedniej nocy wydawało się wielkie i zimne.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
R
S
Dwa dni później, w piątek rano, Selinę obudziły gorące promienie słońca, wpadające między zasłonami. Kam spał obok niej. Oddychał głęboko, ale na szczęście nie chrapał. Ciekawe, czy potrafiłabym znieść chrapiącego męża? - pomyślała, przeciągając się. Jak bardzo wszystko się zmieniło! Dwa tygodnie temu nie znała Kama. Życie może być tak przyjemne, a ona nie miała o tym pojęcia. Wreszcie nauczyła się czerpać przyjemność z czyjejś bliskości i, co najważniejsze, potrafiła to odwzajemnić. Dawniej była zdawkowo uprzejma i nieustannie kontrolowała swoje zachowanie. Zawsze trzymała się na dystans. Teraz zrozumiała, jak bardzo brakowało jej prawdziwych uczuć. Kam również się zmienił lub przynajmniej zaczęła inaczej go oceniać. Dbał o jej potrzeby, zaczynając już od porannej kawy. Pozbył się arogancji, której tak nie znosiła. Co prawda dawniej w obiektywnej ocenie przeszkadzała jej instynktowna niechęć do mężczyzn. Gdy poznali się, zobaczyła w nim to, co chciała zobaczyć. Nie dostrzegała jego prawdziwego charakteru. Był kochający, opiekuńczy i gotów do poświęceń dla. najbliższych mu osób. Dał jej wszystko, co miał do zaoferowania. W ten sposób podbił jej serce. Teraz, gdy poznała radość wspólne-
R
S
go życia, nie potrafiła wyobrazić sobie powrotu do pustego mieszkania ani równie pustej przyszłości. Czekały ich wspaniałe lata we dwoje. Chciała zacząć je natychmiast. Trąciła go palcem w czubek nosa. - Wstawaj, śpiochu. Odwrócił się, mrucząc jak niedźwiedź. Dlaczego? Jest późno. Jestem głodna, a ty? - Ja mam ochotę na ciebie. - Objął ją. Roześmiała się. - Nie teraz. Wszystko mnie boli. Ostatnio byliśmy bardzo aktywni. - Zanurzył twarz w jej włosach. Przepraszam, kochanie. Chodź, zabieram cię na śniadanie. Wybrała „Szklarnię", choć mogła tam na nich czyhać Marta Hunter. Selina rozejrzała się wokół. Tym razem namolnej dziennikarki nie było widać. Odetchnęła z ulgą. Kam nie zwracał uwagi na zaniepokojoną minę żony. Pomógł jej zająć miejsce przy stoliku. Jak zwykle rano położył na stole dwie gazety i telefon. Zamówił śniadanie i oddał Selmie kilka stron „Washington Post". Wymienili parę uwag, gdy podano posiłek. - Domyślam się, że jutro wyjeżdżacie - odezwał się nagle. Selina poczuła suchość w gardle. Musiało kiedyś dojść do tej rozmowy. Sięgnęła po szklankę wody, żeby zyskać na czasie. - Tak - odezwała się w końcu. - Dziadek Jerry ma bilety. Nie wiem dokładnie, o której jest lot.
R
S
Kam odchylił się na krześle i spojrzał na nią z nieodgadniona miną. Pewnie rano. Musicie zdążyć na prom, potem dojechać na lotnisko, przejść kontrolę... To prawda - powiedziała, zagryzając wargę. - A ty co zamierzasz robić? Rozłożył ręce. - Też jadę do Waszyngtonu. Zamieszkam z żoną w pięknym domu, który razem urządzimy. Odetchnęła głęboko. Mówisz to tak, jakby wszystko było postanowione. Jakbym była twoją własnością. Moją własnością? Zabawny pomysł. - Pochylił się nad stołem, ściszając głos. - To ja należę do ciebie. Nie wiem, jak do tego doszło, ale to prawda. Jestem wyłącznie twój. Słowa pełne uczucia cudownie na nią podziałały. Chwyciła jego dłoń. Właśnie tego potrzebowała i o tym marzyła. Wreszcie czuła się kochana i bezpieczna. - Powiedz to wreszcie - szepnęła. - Muszę to usłyszeć. Uśmiechnął się i uniósł jej dłoń do pocałunku. W tym momencie zadzwonił telefon. Selina poczuła, że napięły się jej wszystkie mięśnie. Ogarnęła ją złość. Mina Kamara świadczyła o irytacji. Jednak uwolnił dłoń Seliny i odebrał telefon. Wstała. - Pozwól - powiedziała, zabierając mu komórkę. – Nie może teraz rozmawiać - usłyszał ktoś po drugiej stronie, następnie z rozmachem cisnęła aparat na szczyt wodospadu zdobiącego „Szklarnię". Komórka uderzyła w skałę, potem woda potoczyła ją w dół. Przy sąsiednich stolikach rozległy się oklaski.
R
S
- Piękny rzut! - zawołał ktoś. Ukłoniła się. - Dziękuję. Usiadła i spojrzała na roześmianego Kama. - To był mój ojciec - wyjaśnił. - Mój Boże! - zasłoniła usta dłonią. Obraziła królewskiego teścia. - Najlepiej od razu do niego zadzwońmy. Muszę przeprosić... - Zaczęła grzebać w torebce, szukając komórki. - Proszę, dzwoń do niego - powiedziała, podając swój telefon. Kam połączył się i zaczął szybko mówić po arabsku. Potem podał telefon Selinie. Dzień dobry panu - powiedziała uprzejmym tonem. Nie miała pojęcia, jak zwracać się do króla. Wasza Wysokość? Miała nadzieję, że nie. Witam moją nową córkę - powiedział miłym, ciepłym głosem. Jego akcent świadczył, że nie mówił zbyt często po angielsku. Przepraszam za tę sprawę z telefonem, ale właśnie rozmawialiśmy. To ja przepraszam, że wam przerwałem. - Roześmiał się. Cieszymy się, że dobrze się wam układa z Kamarem. Kiedy się zobaczymy? Naprawdę nie wiem. Na razie rozmawialiśmy o wspólnym domu. Bardzo byśmy się ucieszyli, gdybyś pozostała z moim synem. Potrzebna jest mu mądra, poważnie traktująca życie żona, która działałaby na niego uspokajająco. Jestem pewien, że będziesz dla niego doskonałą żoną. Naprawdę... ? - Zaczynała coś podejrzewać.
R
S
- Bardzo poruszyło mnie, gdy dowiedziałem się, jak cię potraktował. Powtórzyłem mu kilka razy, że powinien swoje kobiety traktować z honorem. Traktować swoje kobiety, zadźwięczało jej w uszach. Co dokładnie pan mu powiedział? - spytała, spoglądając na Kama. Kazałem wrócić do Ameryki i wyjaśnić sprawy z tobą. - Rozumiem - powiedziała. Czuła się, jakby ktoś ją uderzył. Więc Kamar nie wrócił z własnej woli, pomyślała. Uwodził ją, by go pokochała, choć sam jej nie kochał. Wykonywał polecenie. Dłoń z telefonem zaczęła jej drżeć. Czuła narastającą złość. Nie rozpłaczę się przy ludziach, powtarzała sobie. - Teraz już wszystko w porządku, prawda? - pytał król ż życzliwością. Nie miał pojęcia, że jej świat właśnie się za walił. Zacisnęła usta. - Trudno mi powiedzieć, czy wszystko w porządku. W każdym razie muszę teraz podjąć właściwą decyzję. Spojrzała na Kama. Zaniepokojony zmarszczył brwi. Na litość boską, co powiedział ojciec? W trakcie rozmowy nastrój Seliny zmieniał się coraz bardziej. Przestała się uśmiechać, skrzywiła się i zaczęła wrogo spoglądać. Jego piękna, atrakcyjna żona znów stała się irytującą osóbką, którą poznał w barze dwa tygodnie temu. - Dziękuję panu - powiedziała Selina oficjalnym tonem. - Czy chce pan jeszcze rozmawiać z Kamarem? - spytała i podała telefon.
R
S
Wziął od niej komórkę i starał się jak najszybciej zakończyć rozmowę. Patrzył na Selinę, która wstała, wyjęła pieniądze z torebki i rzuciła je na stół. Potem zdjęła pierścionek z rubinem, wrzuciła go do filiżanki z herbatą, odwróciła się i odeszła.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
R
S
Kamar wyciągnął pierścionek z gorącej herbaty i ruszył za Seliną. Dogonił ją, zanim opuściła budynek „Szklarni". Co takiego usłyszała od mojego ojca? - zastanawiał się cały czas. Uważał, że sprawy między nimi doskonale się układały. W każdym razie o wiele lepiej, niż mógłby się spodziewać po tym, jak zaczęło się ich małżeństwo. W miarę upływu czasu poznawał charakter Seliny. Jej towarzystwo sprawiało mu prawdziwą przyjemność. Dawniej nie wyobrażał sobie i nie rozumiał radości z przywiązania do jednej kobiety. Teraz, gdy ją pokochał, próbowała uciec. Nie zamierzał do tego dopuścić. Selina zauważyła Kamara tuż za sobą. Zeszła z głównej ścieżki. Po śliskich kamieniach wodospadu przeszła za ścianę spadającej wody. - Słucham? - spytała, odwracając się. -Tak dobrze było nam z sobą... Co ci powiedział ojciec? Skrzyżowała ręce na piersi. - Wystarczająco dużo. Polecił ci dogadać się ze mną, bo podobno potrzebujesz mojego uspokajającego wpływu. Westchnął z irytacją. Dlaczego staruszek nie zdobył się na więcej taktu?
R
S
-To prawda, ale... - Ale co? - spytała ostro. Miała mokrą twarz. Nie wiedział, czy to łzy, czy krople z wodospadu. Ojciec chciał, żebyśmy byli razem, bo uważa to za słuszne. Natomiast ja po prostu pragnę cię i chcę być z tobą. To za mało, Kam. To nie wystarczy, żebyśmy razem poradzili sobie ze wszystkimi trudnościami, które życie nam przyniesie. Otarł z twarzy krople wody. Oczywiście, masz rację, ale posłuchaj. Zdawałem sobie sprawę, że w końcu będę musiał dorosnąć i przestać uganiać się za kobietami. Dziękuję, że mi to mówisz - stwierdziła gorzkim tonem. Dochodzę do trzydziestki. - Objął ją za ramiona. -Przemyślałem wiele spraw. Chcę się ustatkować. Tylko jednego nie byłem pewien, a mianowicie czy potrafię tak się zaangażować, żeby naprawdę kochać. Spojrzała mu w oczy. Potrafisz? Tak - szepnął. - W ciągu ostatnich kilku dni uświadomiłem sobie, jak bardzo kocham pewną wyjątkową kobietę, która wiele wycierpiała. Mam nadzieję, że zaakceptuje mnie ze wszystkimi moimi wadami. Patrzyła na niego bez słowa. Łzy napływały jej do oczu. Kocham cię, Selino. Zostaniesz ze mną? Przecież też mnie kochasz. Tak - szepnęła. - Nie sądziłam, że kogoś pokocham, ale tak się stało. Bez ciebie byłabym zupełnie zagubiona.
R
S
Objął ją i mocno przycisnął do siebie. - Zamieszkamy razem w tym nowym domu? - spytał. -I razem go urządzimy - powiedziała z uśmiechem. -Teraz wracajmy do willi. Mam tam randkę. Z tobą.
EPILOG
R
S
Miejscowość uzdrowiskowa La Torchere, wybrzeże Florydy, pięć lat później Zameldowali się w recepcji, potem Kamar poprowadził rodzinę do wynajętej willi. Była z nimi opiekunka do dzieci, a hotelowy boy z bagażami zamykał pochód. Kamar spojrzał na rudowłosą, czteroletnią córkę. Niesforne diablątko w każdej chwili mogło dać im się we znaki. - Zastanawiam się, czy powinniśmy zabierać oboje dzieci. Szczególnie Leilę - powiedział. Selina roześmiała się. Wyglądała jeszcze piękniej niż dawniej. Kamar patrzył na nią z prawdziwą przyjemnością. Miała na sobie luźny strój z białego lnu, złotorude włosy upięte wysoko, żeby żadne z dzieci nie mogło ciągnąć jej za kosmyki. Za nią kroczyła niania Leili, młoda kobieta, której naszyjnik i makijaż były ciągle zagrożone. Była dziewiątą, a może dopiero ósmą opiekunką, która miała nadzieję poradzić sobie z Leilą. Kamar już stracił rachubę. - Leila będzie tu ciągle czymś zajęta - zapewniła Selina. - Wszystko dobrze się ułoży. Przyczyna ich niepokoju radośnie podskakiwała między nimi. Uniosła głowę i spojrzała na ojca z uśmiechem.
R
S
- Kocham tatusia - oświadczyła. Mrugnął do niej porozumiewawczo. Dobrze wiedział, że za anielskim spojrzeniem kryje się prawdziwa mistrzyni wszelakiej rozróby. Leila wprowadzała nieopisany chaos, gdzie tylko się pojawiła. Selina twierdziła, że córka jest twórcza. Kamar uważał, że demoniczna. Dziewczynka doprowadzała do rozpaczy kolejne nianie. W budynku ambasady zawsze znalazła odpowiedni moment, by zjechać po poręczach. W domu ozdobiła ściany holu kolorowymi rysunkami. Oprócz palm były tam również liczne brązowe plamy, które uparcie nazywała wielbłądami. Rysunki podpisywała wielkimi, czarnymi znakami po arabsku i angielsku. Gdy próbowali jej zabronić, tłumaczyła, że w pałacu dziadka też są rysunki na ścianach. Było to o tyle zgodne z prawdą, że pałac w Zohra-zbel ozdobiony był mozaikami. Ostatecznie artystyczna twórczość Leili została usunięta, choć zdaniem dumnego ojca czteroletnia córka była wybitnie uzdolniona. Ubóstwiał Leilę, choć obawiał się, że będzie zazdrosna o młodszego brata, księcia Kahlila. Malec spał właśnie w wózku, który pchała Selina. Stało się jednak zupełnie przeciwnie. Leila chętnie opiekowała się bratem i za wszelką cenę usiłowała się z nim bawić. Co prawda nie rozumiała, że Kahlil jeszcze nie może być jej najlepszym przyjacielem i nie potrafi zjeżdżać po poręczach. Kamar przypomniał sobie poprzedni pobyt w La Torchere, starania o Selinę i poczuł się trochę nieswojo. - Powinniśmy wziąć więcej służby. Przynajmniej kucharza powiedział. Żona spojrzała na niego, unosząc brwi.
R
S
-Niepotrzebny nam orszak. Przecież gotowałeś tu dla mnie, i to całkiem dobrze. Sytuacja była zupełnie zwariowana. Dzięki temu mamy co wspominać na przyjęciach. Zresztą życie wciąż przynosi nam nowe atrakcje, których nie sposób zapomnieć - stwierdziła. Na przykład? Pamiętasz, jak Leila doszła do wniosku, że powinna natychmiast ostrzyc syna ambasadora Syrii? Roześmiali się głośno. - Na szczęście doskonale załagodziłaś sytuację. Od czasu, gdy Selina porzuciła dawną pracę, jej pomoc w organizowaniu oficjalnych spotkań okazała się bezcenna. Kamar był jej za to bardzo wdzięczny. - Dobrze, że nasze dzieci są tak różne. Leila strasznie rozrabia, natomiast Kahlil jest bardzo spokojny. Doszli do willi. Boy otworzył drzwi i weszli do środka. Gdzie będę spała? - natychmiast spytała Leila. Na dole - wyjaśnił Kamar. Wynajęli domek z trzema sypialniami. Dwie mieściły się na dole, a główna na górze. Kahlil miał spać w pokoju niani, natomiast niespokojna Leila dostała własny. Kamar i Selina zajęli pokój na piętrze. Przynajmniej teoretycznie. Kamar domyślał się, że około wpół do szóstej Leila obudzi się, wykradnie brata z łóżeczka i zabierze na górę, na drzemkę z mamą i tatą. Od razu zrobiło mu się cieplej na sercu. Ubóstwiał te poranne przytulania z dziećmi i żoną. Nigdy nie spodziewał się, że udawane zaręczyny z Selina skończą się małżeństwem i założeniem szczęśliwej rodziny, a pyskata Amerykanka
R
S
zostanie miłością jego życia. Uważał się za wyjątkowego szczęściarza. Następnego ranka Selinę obudził cienki głosik córki, który dobiegał z parteru. - Kahlil, nie upuść tego! Co tym razem? - pomyślała. Czego ma nie upuścić? Zamrugała, spoglądając na słońce przedostające się między zasłonami. Spojrzała na zegarek. Siódma trzydzieści. Pozwoliła nam pospać jeszcze dwie godziny - powiedziała do siebie. - Pewnie powinnam być wdzięczna. Co? - spytał Kam, odwracając się. - Nic, śpij. Ja się tym zajmę. Oprzytomniał i otworzył oczy. Czym się zajmiesz? Tym, co się dzieje na dole, cokolwiek by to było. Usłyszała stuk porcelany i łyżeczek na tacy. Leila zrobiła nam śniadanie - domyślił się. Nie wniesie go po schodach. Kahlil z nią jest. Powinniśmy ją ukarać. Przecież nie wolno jej samej buszować po kuchni. W ten sposób nie można zaczynać wakacji - zaprotestowała Selina. Słyszała nieregularne odgłosy drobnych kroków. Dzieci wspinały się po schodach. Potem dobiegł ją głos niani. Wszystko w porządku - uspokoił ją Kam i poprawił się na poduszkach. Najwyraźniej on również usłyszał opiekunkę. Po chwili do pokoju wkroczyła trzyosobowa procesja. Prowadził Kahlil na czworakach, z przejętą miną i łyżecz-
R
S
ką w pulchnej rączce. Leila szła za nim z pustymi kubkami, a na końcu niania uginała się pod ciężarem pełnej tacy. Kam pomógł jej ustawić wszystko na bocznym stoliku i zajął się parzeniem herbaty. Przepraszam - powiedziała opiekunka. - Leila mnie obudziła i uparła się, by dać państwu jeszcze pospać. Wiem, że zwykle wstajecie o piątej trzydzieści, więc... - Wzruszyła ramionami i napełniła kubki. Wszystko w porządku, Alice, dziękuję. Selina starała się o przekonujący ton. Zależało jej, by niania została jeszcze choć kilka tygodni. Była już z nimi pięć miesięcy, a przeciętna opiekunka nie wytrzymywała dłużej niż sześć. Miała nadzieję, że te wakacje nie doprowadzą Alice do ucieczki z La Torchere. Leila powinna znaleźć tu dużo zajęć. Selina wyobraziła sobie przez chwilę córkę wspinającą się na wodospad w „Szklarni" i przeszedł ją dreszcz. Sellie, co się stało? - spytał Kam, dotykając jej dłoni. Musimy mieć Leilę cały czas na oku. Oczywiście. Zawsze możemy jeszcze kupić jej smycz stwierdził z uśmiechem. Selina wzruszyła ramionami. To nie jest śmieszne. Chcę smycz, chcę smycz! - wołała Leila. Nie chcesz - stwierdziła Selina. - Nawet nie wiesz, co to jest. Wiem. Tallie ma smycz - powiedziała Leila. Tallie był ukochanym psem dziadka Jerryego. Właśnie. Taką, jak ma Tallie - odezwał się Kam, popijając herbatę.
R
S
Dlaczego nie wzięliśmy Tallie na wakacje? - spytała Leila. Został w domu, żeby dziadkowi nie było smutno - wyjaśniła Selina. Aha - powiedziała Leila. Zajrzała do swojego kubka z niezadowoloną miną i sięgnęła po cukiernicę. Gdy wszyscy usadowili się wygodnie z kubkami słodkiej herbaty, niania dyskretnie wyszła. Selina popatrzyła na trzy szczęśliwe twarze. Leila nie przestawała mówić. Wsypała sobie więcej cukru do herbaty i spróbowała, zalewając przód szlafroka. Kahlil siedział na kolanach Kamara, który śpiewał mu piosenkę. Malec uderzał w stół łyżeczką dla większego efektu. Selinie napłynęły do oczu łzy wzruszenia. Kam zupełnie zmienił jej życie. Bez niego żyłaby w bezdusznym, idealnie uporządkowanym świecie, lecz dzięki niemu... Och, nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa.