Jack Armstrong, szczęśliwy mąż Lizzie i ojciec trójki dzieci, dostaje od losu wyrok
śmierci: lekarze diagnozują u niego śmiertelną chorobę i jego dni ...
5 downloads
0 Views
Jack Armstrong, szczęśliwy mąż Lizzie i ojciec trójki dzieci, dostaje od losu wyrok
śmierci: lekarze diagnozują u niego śmiertelną chorobę i jego dni są policzone. Wkrótce w
rodzinę Armstrongów uderza kolejny cios: w dzień Bożego Narodzenia Lizzie ginie w
wypadku samochodowym. Dzieci zostają rozdzielone i trafiają do różnych członków rodziny
rozsianych po całym kraju. I wtedy właśnie zdarza się coś niezwykłego: stan Jacka
niespodziewanie zaczyna się poprawiać, aż w końcu choroba mija bez śladu. Teraz ze
wszystkich sił Jack będzie starał się odbudować swoją poranioną rodzinę. Latem zabiera
dzieci do starego domu nad oceanem, w którym w dzieciństwie mieszkała jego żona. Tam
właśnie spróbują wyleczyć rany, odnowić więzi i rozpocząć nowe życie.
David Baldacci (1960) to jeden z najsłynniejszych amerykańskich pisarzy, autor
bestsellerowych powieści sensacyjnych, ale również poruszających powieści obyczajowych.
Te pierwsze - często bardzo drastyczne - ukazują ciemną stronę ludzkiej natury, te drugie -
poruszające czułe struny uczuć rodzinnych - niosą otuchę i nadzieję. Tamtego lata należy
właśnie do tych , jasnych” powieści Baldacciego, obok znanych już polskim czytelnikom
tytułów - Studnia życzeń i Pociąg do miłości.
David Baldacci
TAMTEGO LATA
Przełożył: Zbigniew Kościuk
Tytuł oryginału: One Summer
Dla Spencer, mojej małej dziewczynki, która tak pięknie wyrosła.
Nie mógłbym być bardziej dumny z kobiety,
którą się stałaś.
1.
Jack Armstrong siedział na używanym szpitalnym łóżku ustawionym w kącie jednego z
pokojów domu w Cleveland. W wieku dziewiętnastu lat, kiedy był na przepustce, on i jego
żona, Lizzie, poczęli drugie dziecko. Służył w wojsku od pięciu lat, gdy na Bliskim Wschodzie
wybuchła wojna. Przetrwał pierwszą turę w Afganistanie i dostał Purpurowe Serce za ranę
postrzałową ramienia. Później przeżył kilka tur w Iraku, między innymi zniszczenie swojego
humvee, choć znajdował się w środku pojazdu. Za odniesione rany dali mu drugie Purpurowe
Serce. Otrzymał też Brązową Gwiazdę za uratowanie trzech kolegów z oddziału, którzy
wpadli w zasadzkę, niemal przypłacając to życiem. Teraz umierał w obitym tanimi panelami
pokoju przy Rust Belt w Ohio.
Postawił sobie prosty cel: doczekać świąt Bożego Narodzenia. Wdychał łapczywie tlen
doprowadzany rurką do nosa. Urządzenie podające tlen działało na maksymalnych obrotach,
ale Jack wiedział, że niebawem zostanie wyłączone. Przed świętem Dziękczynienia był
pewien, że nie przetrwa kolejnego miesiąca. Teraz nie wiedział, czy przeżyje kolejny dzień.
Może jakoś zdoła.
Muszę.
W ogólniaku mający sześć stóp i dwa cale przystojny Jack reprezentował budę w trzech
dyscyplinach, grał na pozycji rozgrywającego w drużynie piłkarskiej i miał własną paczkę
lasek. Jednak od pierwszej chwili, gdy ujrzał Elizabeth „Lizzie” O'Toole, jego liczne przygody
miłosne się skończyły. Zanim zdążył się zorientować, zawojowała jego serce. Usta Jacka
układały się w uśmiech na wspomnienie dnia, w którym ujrzał ją pierwszy raz. Jej rodzina
pochodziła z Karoliny Południowej. Jack często się zastanawiał, czemu O'Toole’owie
przeprowadzili się do Cleveland, gdzie nie było oceanu, jasnego słońca i palm, za to mnóstwo
śniegu i lodu. Później odkrył, że się przenieśli, bo ojciec Lizzie zmienił pracę.
Tamtego dnia zjawiła się w klasie, wysoka, z długimi kasztanowymi włosami i pełnymi
życia zielonymi oczami, o ślicznej zaokrąglonej twarzy. Zaczęli ze sobą chodzić w ogólniaku i
od tego czasu się nie rozstawali, z wyjątkiem okresu, kiedy walczył na dwóch wojnach.
– Jack? Kochanie?
Lizzie pochyliła się nad nim ze strzykawką w dłoni. Nadal była piękna, choć nie tak jak
kiedyś. Miała cienie pod oczami i głębokie zmarszczki wywołane troskami. Blask skóry
zniknął, a ciało stało się twardsze, mniej gibkie niż dawniej. Chociaż to Jack umierał, w
pewnym sensie odchodziła razem z nim.
– Czas na środek przeciwbólowy.
Skinął głową, a ona wstrzyknęła lek do wkłucia poniżej obojczyka. W ten sposób lek
dostawał się bezpośrednio do krwiobiegu i szybciej działał. Szybkość miała znaczenie, gdy
człowiek czuł się tak, jakby płonął każdy nerw jego ciała.
Kiedy skończyła, usiadła na łóżku i go objęła. Lekarze mogliby długo prawić o tym, co mu
dolega. Używali terminów, których Jack nie potrafiłby wymówić, a co dopiero zapisać.
Twierdzili, że to rzadki przypadek. Jeden na milion. Kiedy spytał, jaką ma szansę, spojrzeli na
siebie.
– Nie możemy niczego zrobić. Przykro nam - oznajmił w końcu jeden z nich.
– Niech pan robi rzeczy, o których pan marzył, ale których nie miał dotąd okazji robić -
poradził drugi.
– Mam trójkę dzieci i kredyt hipoteczny - odparł Jack. - Nie stać mnie na luksus
spełniania życzeń przed śmiercią. Ile czasu mi zostało? - spytał, choć do końca nie chciał tego
wiedzieć.
– Jest pan młody i silny - powiedział jeden z lekarzy -a choroba znajduje się w
początkowym stadium.
Jack przeżył talibów i Al-Kaidę. Może zdoła wytrwać i zobaczy, jak najstarsze z jego
dzieci kończy college.
– Ile? - powtórzył pytanie.
– Sześć miesięc...