NORA ROBERTS
Teraz i na zawsze
PROLOG
- Mamo...
Anna MacGregor splotła dłonie z synem, który ukląkł
u jej stóp. Siłą woli powstrzymała ogarniającą ją ...
5 downloads
0 Views
NORA ROBERTS
Teraz i na zawsze
PROLOG
- Mamo...
Anna MacGregor splotła dłonie z synem, który ukląkł
u jej stóp. Siłą woli powstrzymała ogarniającą ją falę prze
rażenia, lęku i żalu. Wiedziała, że nie może stracić pano
wania nad sobą, zwłaszcza kiedy zjawiły się jej dzieci.
- Caine.
Palce, które zacisnęła na jego ręce, były zimne, ale nie
drżały. Pod wpływem przeżyć ostatnich godzin jej twarz
straciła naturalną barwę, oczy pociemniały. Caine'owi prze
mknęło przez myśl, że nigdy przedtem nie widział matki
tak przerażonej. Nigdy.
- Dobrze się czujesz?
- Oczywiście - zapewniła i musnęła jego policzek war
gami. - Z wami znacznie lepiej.
Drugą ręką ujęła dłoń swej synowej Diany, która usiadła
obok. Do długich i ciemnych włosów młodej kobiety przy
lgnął mokry śnieg, już topniejący na ramionach płaszcza.
Anna wzięła głęboki oddech i znów spojrzała na Caine'a.
- Szybko przyjechaliście.
- Wynajęliśmy samolot.
Zauważyła, że w tym dorosłym człowieku, prawniku
i młodym ojcu, wciąż kryje się mały chłopiec, który pragnie
wykrzyczeć swoją rozpacz. Przecież jego ojciec, jak przy
stało na MacGregora, był niezniszczalny. Nie mógł pojąć,
że leży nieprzytomny w szpitalu.
6 NORA ROBERTS
- Co z nim? - spytał.
Jako lekarz mogła powiedzieć mu ze szczegółami o po
łamanych żebrach, zapadnięciu się płuca, wstrząśnieniu
mózgu i krwotoku wewnętrznym, który właśnie w tej chwi
li jej koledzy po fachu starali się zatrzymać. Ale była rów
nież matką i pragnęła oszczędzić mu bólu.
- Właśnie go operują - wyjaśniła, ściskając go za rękę.
Z trudem zdobyła się na uśmiech. - Jest silny, Caine. A do
ktor Feinstein to najlepszy specjalista w tym stanie. - Mu
siała trzymać się tej nadziei tak, jak musiała trzymać się
rodziny. - A Laura?
- Jest z Lucy Robinson - wyjaśniła cicho Diana. Do
skonale umiała panować nad emocjami. Pogładziła powoli
palce Anny i dodała: - Nie martw się.
- Staram się - Anna uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Ale
znasz Daniela. Laura jest jego pierwszą wnuczką. Będzie
się o nią dopytywał, kiedy się zbudzi.
Obudzi się na pewno, obiecała sobie w duchu.
- Jadłaś coś, Anno? - spytała Diana, obejmując ją ra
mieniem. Teściowa wydawała się jej taka drobna i krucha.
Anna potrząsnęła nieznacznie głową i wstała. Trzy go
dziny. Już trzy godziny trwała operacja. Ileż to razy sama
walczyła o życie pacjenta, podczas gdy najdroższa mu osoba
przeżywała rozpacz w tych pełnych plastiku i szkła szpi
talnych poczekalniach, na tych zimnych korytarzach? Zo
stała lekarzem, by przynosić ulgę w cierpieniu, by uzdra
wiać. W pewnym sensie chciała zmieniać świat. A teraz,
kiedy to jej mąż był chory, mogła tylko czekać. Jak każda
inna kobieta.
Nie, nie jak każda - poprawiła się. Ona wiedziała, jak
wygląda sala operacyjna, znała jej dźwięki i zapachy. Znała
narzędzia chirurgiczne, aparaturę i wysiłek lekarzy. Bezsilna
Teraz i na zawsze 7
wobec zdarzeń miała ochotę krzyczeć. Zamiast tego skrzy
żowała tylko ramiona i podeszła do okna.
Spokojne spojrzenie jej ciemnych oczu skrywało żelazną
wolę. Uświadomiła sobie, że potrzebuje jej teraz bardziej
niż kiedykolwiek. Dla siebie, dzieci, ale najbardziej dla Da
niela. Gdyby mogła przywrócić go do zdrowia samą siłą
pragnienia, zrobiłaby to. Wiedziała jednak, że medycyna
wymaga czegoś więcej.
Śnieg prawie przestał padać. Jednak zdążył sprawić, by
drogi stały się śliskie i niebezpieczne, pomyślała, patrząc
na drobne płatki. Oślepił jakiegoś młodego człowieka, który
stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w śmiesznie ma
ły dwuosobowy wóz jej męża. Zacisnęła pięści.
Dlaczego nie siedziałeś akurat w dużej limuzynie, sta
ruszku? Co chciałeś udowodnić, prowadząc tę śmieszną,
czerwoną zabaweczkę? Zawsze się popisywałeś, zawsze...
Jej myśli odpłynęły w przeszłość. Powoli rozprostowała
zaciśnięte palce. Czyż nie był to jeden z powodów, dla któ
rych się w nim zakochała, a potem darzyła miłością i trwała
u jego boku przez niemal czterdzieści lat? Niech cię diabli,
Danielu MacGregor, zawsze się popisywałeś i zawsze sta-
.. wiałeś na swoim.
Przycisnęła dłonie do oczu i omal nie wybuchnęła śmie
chem. Tyle razy zarzucała mu to w ciągu ich wspólnego
życia, lecz właśnie za to go uwielbiała.
Pełna najgorszych przeczuć odwróciła się na dźwięk kro
ków. Ujrzała najstarszego syna, Alana. Kiedyś, jeszcze za
nim doczekał się potomka, Daniel przysiągł, że jedno z jego
dzieci zasiądzie w Białym Domu. I choć Alan prawie osiąg
nął ten cel, jako jedyny spośród ich wszystkich bardziej
przypominał ją niż ojca.
Pozwoliła wziąć się synowi w ramiona.
8 NORA ROBERTS
- Ucieszy się z twojego przyjazdu - stwierdziła opano
wanym głosem, choć jakąś cząstką swej kobiecej natury pra
gnęła płakać bez końca. - Ale na pewno dostaniesz od niego
burę, że ciągnąłeś ze sobą ciężarną żonę. - Uśmiechnęła
się do Shelby i wyciągnęła rękę. Jej synowa, dziewczyna
o płomiennych włosach i ciepłych oczach, miała już bardzo
wydatny brzuch. - Powinnaś usiąść.
- Dobrze - zgodziła się Shelby - ale tylko jeśli i ty
usiądziesz.
Nie czekając na odpowi...