The Officehttp://www.fanfiction.net/s/4871509/1/The_Office ...
15 downloads
30 Views
2MB Size
The Office http://www.fanfiction.net/s/4871509/1/The_Office <-- oryginał
tłumaczenie: koli93 i neinna beta: xPaulinax2811x
Spis Tresci 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19.
Beautiful Bastard Beautiful Bitch Who’s The Boss La Perla Overdrive The Evolution of Caveward Guess who’s coming to dinner? Between The Lines Lessonss Learned Lesson First Light Je ne regrette rien Seattle Nights Je Suis à Toi maison. Avec toi, je suis enfin á la ma ison. Murmurs Oui Omissions Vérité Epilog
3 12 19 31 44 60 76 92 106 123 138 148 162 181 199 222 250 269 292
~2~
1.Beautiful Bastard - Cholera - wymamrotałam pod nosem. Już gdy się obudziłam, wiedziałam, że mój dzisiejszy dzień będzie do dupy. Siedząc w samochodzie, próbowałam zobaczyć coś poza ogromnym SUV’em stojącym przede mną. Co się, kurwa, dzieje? Tkwię w jednym miejscu, na tej zapomnianej przez Boga autostradzie już 10 minut. 10 minut dłużej niż powinnam. Spojrzałam jeszcze raz na zegarek. Cholera. Westchnęłam i wyjrzałam przez okno, napotykając wzrok kierowcy stojącego w korku obok mnie. Facet po czterdziestce przesłał mi obrzydliwy uśmiech, a jego usta ułożyły się w słowo „ładniutka”. Uhh! Dlaczego mężczyźni muszą być takimi świniami? Oparłam głowę o zagłówek siedzenia i westchnęłam przeciągle, wracając myślami do katastrofy, którą rozpoczął się mój dzień. Obudził mnie wrzask piosenki My Chemical Romance, płynącej z głośników mojego budzika. Jęknęłam, wtulając twarz w poduszkę, szukając na ślepo wyłącznika. Ale muzyka nie cichła, robiła się coraz głośniejsza. Co do cholery? Przechyliłam się dalej, żeby wyszarpnąć kabel z gniazdka i zleciałam z łóżka. Niestety zegarek i wszystko co znajdowało się na moim nocnym stoliku spadło razem ze mną. Boże! Mój Blackberry! Moja, teraz już pusta, szklanka z wodą leżała obok mokrego telefonu. Narastała we mnie panika, gdy wzięłam do ręki przemoczony do suchej nitki aparat. Byłam martwa. W tym czymś było całe moje życie i harmonogram spotkań pana Cullena. Wzięłam głęboki wdech, chcąc się uspokoić. Może wyschnie i będzie działał, wmawiałam sobie. Tak, jasne. Bo woda i drogi elektroniczny sprzęt tak dobrze ze sobą współpracują. Cicho dziękowałam Bogu, że wczorajszej nocy, przed wyjściem z biura przypomniałam sobie o zrobieniu kopii zapasowej harmonogramu. Ale po wspomnieniu poprzedniego dnia, byłabym bardziej zadowolona, gdybym o tym zapomniała. Mój szef, Edward Cullen, był w szczególnie złym nastroju i spędził większość dnia wyszczekując rozporządzenia i trzaskając drzwiami. Ten facet był durniem pierwszej klasy. Przejął stanowisko po moim poprzednim szefie dziewięć miesięcy temu i jest teraz takim samym chujem, jakim był pierwszego dnia swojej pracy. Zazwyczaj nie sprawiało mi to kłopotu, nie dostałabym tej posady będąc zbyt wrażliwą. Ale tamtego dnia miałam na sobie nową, markową sukienkę od Michaela Korsa, na którą wydałam kupę kasy i czułam się szczególnie dobrze w swojej skórze. Jego napad złości sprawił, że byłam gotowa zatrudnić płatnego mordercę, żeby przyszedł do niego z wizytą przed 18:00. Wzdychając zdałam sobie sprawę, że przerwę obiadową będę musiała spędzić na poszukiwaniach nowego telefonu. Świetnie. Jakoś zdołałam wyrwać się z zamyślenia i przygotować na dzisiejszy dzień. Oczywiście ekspres do kawy padł, a moje klucze wpadły między poduszki na kanapie, ale jakimś sposobem sprawiłam,
~3~
że miałam tylko kilka minut w plecy. Tak było oczywiście przed wypadkiem. Minęła prawie godzina, zanim minęłam wrak samochodu blokujący trzy pasy ruchu, spychając wszystkie samochody jadące autostradą na jeden. Gdy w końcu dotarłam do biura, miałam godzinę spóźnienia. Normalnie by do mnie zadzwonili, ale mój telefon był wciąż w domu, leżał w kałuży wody, otoczony nasiąkniętymi nią papierowymi ręcznikami. Wiedziałam, że przez to przejdę przez piekło, pomimo iż szczyciłam się przychodzeniem do pracy co najmniej 15 minut przed czasem i jeszcze nigdy się nie spóźniłam. Do dzisiaj. Tylko dlatego, że on był aż takim dupkiem. Pan Edward Cullen. Przewróciłam oczami, gdy to imię przeszło przez moje myśli; nie znosiłam go. Był najbardziej zarozumiałym, pompatycznym kutasem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Słyszałam te wszystkie kobiety w biurze, które chichotały i szeptały o nim, bo nawet ja musiałam przyznać, że był zabójczy. Ale jeśli masz choć odrobinę zdrowego rozsądku, zdasz sobie szybko sprawę, że piękno jest tylko powłoką, a brzydota przenika aż do kości. Przez ostatnich kilka lat miałam styczność z nieprzyjemnymi typkami; z kilkoma spotykałam się w liceum i na studiach. Jednak przy nim wymiękają. Piękny drań. - No, no, panno Swan, która jest dziś godzina w pani małym świecie? – zapytał łaskawym tonem, gdy weszłam do biura. Stał w drzwiach swojego gabinetu, który mieścił się naprzeciwko mojego biura, wyglądając tak cudownie i arogancko jak zwykle. Miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i ciało jakby wyrzeźbione w marmurze. Popełniłam błąd odwiedzając hotelową siłownię podczas konferencji w pierwszym miesiącu naszej wspólnej pracy, wchodząc i znajdując go, spoconego i bez koszulki, obok bieżni. Ten widok na zawsze odcisnął się w mojej pamięci. Ale oczywiście, musiał zrujnować ten moment otwierając usta: - Miło zobaczyć, że w końcu zaczyna się pani interesować swoją sylwetką, panno Swan. Dupek. Miał twarz, za którą zabiłby każdy model i najbardziej niesamowite włosy jakie kiedykolwiek widziałam u mężczyzny. Sex hair. Tak nazywały je dziewczyny z niższego piętra i zgadzam się z nimi; zasługiwały na tę nazwę. - Przepraszam, panie Cullen. Na autostradzie był wypadek. Przyjechałam tu tak szybko, jak mogłam. To się już nigdy więcej nie powtórzy – odpowiedziałam uprzejmym tonem z niewielką nutą jadu, mimo że moje palce aż się skręcały, pragnąc wydłubać mu te piękne, zielone oczy. - Ma pani rację, nie powtórzy się - odpowiedział z tym pewnym siebie uśmiechem, który sprawiał, że mój żołądek skręcał się i podskakiwał jednocześnie. Jeśli tylko potrafiłby trzymać tę swoją przeklętą gębę zamkniętą, byłby idealny. Kawałek taśmy klejącej przyklejonej na usta spowodowałaby dużą zmianę i nie miałabym nic przeciwko fantazjom, które o nas miewałam; w pokoju dostawczym, na jego biurku, na moim biurku, na satynowych prześcieradłach… - A żeby ten incydent zapadł pani w pamięć, chcę żeby dokumenty, które położyłem na pani biurku dziś rano, zostały wypełnione i znalazły sie u mnie przed
~4~
szóstą. A później nadrobi pani straconą dzisiejszego poranka godzinę, robiąc ze mną prezentację w sali konferencyjnej. Moje oczy rozszerzyły się, gdy jego głos wyrwał mnie z, teraz już odległych, rozmyślań - patrzyłam jak odwraca się nie mówiąc ani słowa więcej i wychodzi zatrzaskując za sobą drzwi do swojego gabinetu. Co. Za. Kutas. Cholernie dobrze wiedział, że przyzwoitej kampanii reklamowej nie da się zrobić w… spojrzałam na zegarek. Świetnie, siedem i pół godziny, jeżeli opuszczę lunch. Cisnęłam torebkę pod biurko i usiadłam, włączając komputer i mamrocząc pod nosem, gdy otwierałam teczkę z dokumentami. Dobrze, że przynajmniej była to prosta reklama butów, niezbyt trudne do ułożenia hasło reklamowe. Ale to i tak nierealne do wykonania w takim limicie czasowym. Wspomniałam już wcześniej, że mój szef to kutas? Gdy pozostali pracownicy zaczęli wychodzić na lunch, usiadłam na moim biurku z kawą i torebką Ritz Bits, które wyciągnęłam z automatu do przekąsek w drodze powrotnej z łazienki. Normalnie przyniosłabym sobie lunch albo wyszła z innymi asystentami coś przekąsić, ale czas nie był dzisiaj moim przyjacielem. Kiedy zrzędziłam o niedożywianiu, usłyszałam jak zewnętrzne drzwi biura się otworzyły. Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się, gdy moja przyjaciółka Angela weszła do środka. Angela pracowała dla Cullen Inc. prawie tak długo jak ja. Była słodką i uprzejmą dziewczyną, jedną z moich ulubionych współpracowniczek. - Gotowa na lunch, Bello? - zapytała, uśmiechając się słodko. - Boże, Angela przepraszam, wiem że obiecałam, ale mam piekielny dzień. Absolutnie nie ma szans, żebym wyszła. - Spojrzałam na nią przepraszająco, podczas gdy jej uśmiech zamienił się w złośliwy uśmieszek. - Piekielny dzień, czy piekielny szef? - Pochyliła się i prychnęła. Angela wiedziała wszystko o Edwardzie „Fiucie” Cullenie. W tym budynku był żywą legendą. Nikt z nim nie dyskutował, jeżeli chciał zachować pracę. Kurde, jeśli nie byłabym tak dobra w swoim zawodzie, nie byłabym zdolna wykonać nawet połowy z tych rzeczy, które robiłam. - Masz rację co do ostatniego - odpowiedziałam. Zdmuchując kosmyki włosów z oczu, głęboko westchnęłam. - Jestem totalnie zawalona robotą. Idźcie beze mnie. - Ale… - Próbowała się sprzeczać. - Angela, po prostu nie ma wyjścia. Nawet jeśli będę pracowała porządnie do siódmej i tak nie wydaje mi się, że będę w stanie skończyć na czas. Naprawdę mi przykro i obiecuję, że pójdę z wami następnym razem. - Dobra. Ale nie pozwól temu kutasowi sobą dyrygować. Ma szczęście, że cię ma i dobrze o tym wie. Wszyscy wiemy kto naprawdę utrzymuje tu porządek, Bello. - Angela się uśmiechnęła i opuściła biuro. Boże! Zapowiadał się długi dzień. Zauważyłam, po raz trzeci w ciągu tych wielu godzin, że moje uda zaczęły się ślizgać. Zawsze dbałam, aby do pracy ubierać się nienagannie. Moje włosy zawsze rozpoczynały pracę stylowo poskręcane, ale pod koniec dnia, same decydowały o swoim położeniu. A dzięki mojej najlepszej przyjaciółce Alice, moje ubrania zawsze były modne i profesjonalne. Upierała się, że
~5~
jestem stworzona do wizerunku „gorącej sekretarki”. Więc moja szafa składała się w większości z ołówkowych spodniczek, kobiecych bluzek i marynarek, prostej biżuterii i oczywiście, znowu dzięki Alice, najlepszych butów. Odkąd pamiętam nienawidziłam obcasów, zwłaszcza tych cennych, ale nauczyła mnie, że droższe buty są lepszej jakości i lepiej wyglądają. Chociaż nie cierpię przyznawać komuś racji, w tym przypadku musiałam się z nią zgodzić. Szafa w moim domu zawierała teraz kilka par seksownych, markowych butów. Jedyną rzeczą, której nienawidziłam, były moje okulary. Zawsze czułam się w nich jak idiotka. Lecz szkła kontaktowe nie były dla mnie stworzone, a czytać bez nich nie mogłam. Więc Alice pomogła mi wybrać idealną parę szkieł, opisując je jako „dopełniające wygląd”. Gdy schyliłam się pod biurko, próbując poprawić pończochy, poczułam że ktoś wszedł do biura. Nie spoglądając w górę powiedziałam: - Angela, mówiłam ci… - Przerwałam gdy w końcu zerknęłam w górę i zobaczyłam, że to nie Angela stoi przede mną. Zarumieniłam się i szarpnęłam spódnicą, by przesunąć ją na swoje miejsce. - Przepraszam, panie Cullen, ja… - ale mi przerwał. - Panno Swan, skoro widocznie ma pani czas na pogaduszki z innymi biurowymi dziewczynami oraz na kończenie projektu dla Nike, - powiedział, patrząc na mnie z góry, - możesz jeszcze zbiec na dół do księgowości i znaleźć analizę zysków z trzeciego kwartału. Myślisz, że dasz radę? Czy on właśnie powiedział biurowe dziewczyny? Westchnęłam ciężko i spojrzałam w dół, na stertę pracy, która wciąż na mnie czekała, a potem znów na niego napotykając jego płonące zielone oczy. Próbowałam powstrzymać swój gniew. - Z całym należytym szacunkiem, panie Cullen. Jestem tylko jedną osobą i… - To nie była prośba. To by było na tyle, panno Swan. - Uciął, przyglądając mi się przez chwilę uważnie z zaciśniętą szczęką, a potem odwrócił się na pięcie i rzucił do swojego biura, ponownie trzaskając drzwiami. Jaki on miał, kurwa, problem? Czy on naprawdę uważał za konieczne, by trzaskać za sobą drzwiami? Przewróciłam oczami i porwałam swoją marynarkę z oparcia krzesła, rozpoczynając drogę do księgowości. Gdy wróciłam zapukałam do szefa, ale nie doczekałam się odpowiedzi a drzwi były zamknięte. Dupek prawdopodobnie poszedł na lunch, a mi kazał odwalić za niego brudną robotę. Wepchnęłam teczkę z dokumentami przez szczelinę w drzwiach, mając nadzieję, że papiery rozlecą się po całym pokoju i będzie musiał je sam pozbierać. Należało mu się. Potem, po chwili zastanowienia, rozmyśliłam się. Znając go, zadzwoniłby po mnie, żebym przyszła i posprzątała, podczas gdy on obserwowałby mnie; zabierając więcej czasu mojemu i tak niewykonalnemu projektowi.
~*~*~*~*~*~*~*~ Kurwa! Pomyślałam setny raz w ciągu ostatniej godziny. Gnałam w dół zaciemnionym korytarzem teraz już pustego budynku; chwyciłam na chybił trafił
~6~
materiały na prezentację i spojrzałam na zegarek. 7:20. Jezu Chryste, czy nic mi się dzisiaj nie uda? Pan Cullen mnie udupi. Byłam już spóźniona 20 minut. Nienawidził spóźnień. Spóźnienie nie było słowem obecnym w słowniku Edwarda Kretyna Cullena. Razem z sercem, uprzejmością, współczuciem lub podziękowaniem. Złapałam się na tym, że po raz kolejny planowałam zabójstwo tego łajdaka. Prosta praca to wszystko, o co prosiłam. Zrobić parę kopii, obindować jakieś dokumenty. Bułka z masłem. Wejść i wyjść. Ale nie. A teraz proszę, biegnę przez puste korytarze, w moich włoskich szpilkach za 350$, na spotkanie z katem. Oddychaj Bello, oddychaj. On może wyczuć strach. Gdy zbliżałam się do sali konferencyjnej, bezskutecznie próbowałam uspokoić oddech. Może przyjdzie później i jest nadal w swoim biurze. Taa, jasne. Minęłam jego gabinet i moje lęki się potwierdziły. Drzwi były otwarte, lampka biurowa była jedynym źródłem światła w pokoju, obok biurka stał duży skórzany fotel. Pusty. Cholera. Zwolniłam tempo do spacerowego, gdy dotarłam do pokoju konferencyjnego; przyćmione światło wydobywało się spod przymkniętych drzwi. On na pewno tam jest, czeka na mnie. Ostrożnie próbowałam wygładzić włosy i ubrania, trzymając kurczowo plik dokumentów w ręku. Biorąc głęboki wdech, zapukałam do drzwi. - Wejdź. - Mój oddech przyspieszył i z moich ust wyrwało się lekkie dyszenie, spowodowane tonem jego głosu. Nie brzmiał wściekle; było gorzej. Wyglądało na to, że jest znudzony. Znudzony czekaniem na mnie. Chyba to mają na myśli, mówiąc o odruchu walki lub lotu. Prostując ramiona weszłam do słabo oświetlonego pokoju. Był duży; po jednej stronie okna wypełniały przestrzeń między podłogą a sufitem, co dawało piękny widok na panoramę Chicago - osiemnaście pięter w dół. Pośrodku stał duży i ciężki drewniany stół konferencyjny, a na honorowym miejscu, twarzą do mnie siedział pan Cullen. Jego marynarka była przewieszona przez oparcie krzesła, krawat poluzowany, rękawy koszuli podwinął do łokci, a palce zetknął, tworząc przed sobą piramidkę. Wyraz całkowitego znudzenia stężał na jego idealnej, męskiej twarzy. Oczy ze znudzeniem wpatrywały się w moje, ale nic nie powiedział. - Przepraszam, panie Cullen - powiedziałam słabnącym głosem, z nadal przyspieszonym oddechem. - Strasznie wszystko się dzisiaj po… - zatrzymałam się. Wymówki nie pomogą w mojej sytuacji. Poza tym, nie może obwiniać mnie za coś, nad czym nie mam kontroli. Może mnie pocałować w dupę. Z nowo odnalezioną odwagą, uniosłam podbródek i podeszłam do stołu. Unikając jego spojrzenia, przesortowałam dokumenty i umieściłam prezentację na drewnianym stole przed nami. - Czy mogę zaczynać, panie Cullen? - zapytałam, nawet nie próbując ukryć jadu w moim głosie. Spojrzał na mnie, nie reagując, a jego zielone oczy przenikały moją odwagę na wskroś. Byłoby dużo łatwiej, gdyby nie był tak przystojny. Jaki jest sens posiadania tak pięknej twarzy, gdy przywiązany jest do niej taki dupek? Nienawidziłam siebie
~7~
za zwracanie uwagi na jego wygląd. Oczywiście był tak cudowny, jak podły w stosunku do innych. Każda kobieta w tym budynku chętnie rzuciłaby się na niego, ale on był zbyt arogancki i zarozumiały, żeby to chociaż zauważyć. Każda, ale nie ja. Byłam dumna, będąc jedyną, która nigdy nie usiłowała pozyskać jego uwagi. Może i był seksowny jak cholera, ale jedno słowo wypowiedziane z jego ust zazwyczaj rozwiązywało ten problem. Wciąż nic nie mówiąc, ruchem ręki ponaglił mnie, bym kontynuowała. Odchrząknęłam i zaczęłam prezentację. Gdy poruszałam się między różnymi etapami, nie powiedział ani słowa. Patrzył jedynie przed siebie, ale jego oczy nie koncentrowały się na niczym konkretnym. Pochyliłam się nad stołem, gestem ukazując zestaw fotografii, kiedy to poczułam. Jego ręka powoli podniosła się z kolana i przesunęła się delikatnie w górę mojej nogi, aż osiadła na tyłku. - Firma drukarska może mieć to d.. – Urwałam w środku wypowiedzi, oddech uwiązł mi w gardle i cała zesztywniałam. W tym momencie milion myśli przeleciało przez moją głowę. Przez te dziewięć miesięcy, gdy dla niego pracowałam, nigdy nie dotknął mnie specjalnie. To było jak najbardziej celowe. Ciepło jego ręki przeszło przez spódnicę i dotarło do mojej skóry. Wszystkie mięśnie mojego ciała napięły się, gdy przebiegł przeze mnie dreszcz. Co on robił do cholery? Moj mózg krzyczał, żebym odepchnęła jego rękę, mówiąc mu, by nigdy więcej mnie nie dotykał, ale moje ciało miało inne zamiary. Moje sutki stwardniały i odruchowo zacisnęłam szczękę. Zdradzieckie sutki. Wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam, i poczułam, że serce tłucze mi się w piersi. Musiała minąć przynajmniej minuta, a żadne z nas nie powiedziało ani słowa; nasze oddechy i stłumiony hałas miasta były jedynymi dźwiękami rozbrzmiewającymi w nieruchomym powietrzu pokoju konferencyjnego. - Proszę się odwrócić, panno Swan - powiedział cicho. Dźwięk jego głosu przełamał ciszę; dyszałam cichutko i zamknęłam oczy. Wyprostowałam plecy, zwracając oczy przed siebie. Odwróciłam się powoli, a jego ręka poruszała się razem ze mną, przesuwając na moje biodro. Spojrzałam w dół, aby napotkać jego oczy, które wpatrywały się we mnie w skupieniu. Więcej ciszy. Mogłam zobaczyć jego podnoszącą się i opadającą pierś; każdy oddech był głębszy niż poprzedni. Jego kciuk zaczął się poruszać, powoli przesuwając się do tyłu i do przodu; nie odrywał ode mnie wzroku. Czekał aż go zatrzymam; miałam mnóstwo czasu, żeby coś powiedzieć. Ale tak bardzo jak go nienawidziłam, wiedziałam, że nie potrafię wypowiedzieć tych słow. Nigdy się tak nie czułam. Każdy mięsień napiął się w oczekiwaniu. Czułam ciepło emanujące z jego ręki, rozchodzące się po moim ciele i wilgoć, przedostającą się do moich majtek. Unieruchomił moje oczy swoim spojrzeniem. Zaczął powoli przesuwać rękę niżej. Jego palce zeszły w dół mojego uda, natrafiając na wycięcie spódnicy. Przesunął je na bok - jego ręka spoczęła na zakończeniu moich pończoch i okręciła się wokół mego uda. Gdy wspinała się po mojej nodze, zadrżałam z furii i pożądania, które walczyły we mnie. Jak on śmie dotykać mnie w ten sposób?
~8~
Nienawidziłam go bardziej niż przypuszczałam, że to możliwe, ale teraz bardziej nienawidziłam siebie. Jak mogłam pozwolić swojemu ciału reagować w ten sposób? Chciałam uderzyć go w twarz i powiedzieć mu, żeby się odpierdolił; ale bardziej pragnęłam, by kontynuował. Między moimi nogami budziło się gorąco i mogłam poczuć zbierającą się tam wilgoć, gdy jego palce z wolna przysuwały się bliżej. Dotarł do brzegu moich koronkowych majtek i wsunął pod nie swój palec. Poczułam, jak przesunął się w stronę moich bezwłosych warg i musnął łechtaczkę, zanim zanurzył we mnie palec. Zamknęłam oczy i przygryzłam usta, aby powstrzymać wydobywający się ze mnie jęk. Gdy spojrzałam na niego, w jego dzikie, przepełnione żądzą oczy, zauważyłam jak na jego czoło wstępują kropelki potu. - Kurwa - warknął cicho. Jego oczy zamknęły się i wydawał się toczyć tę samą wewnętrzną bitwę, przez którą i ja przechodziłam. Zerknęłam na jego kolano i zobaczyłam twardego penisa, napinającego materiał spodni. Z wciąż zamkniętymi oczami wysunął ze mnie swój palec i ścisnął cienką koronkę. Zadrżał i spojrzał na mnie, z szałem i pożądaniem w oczach. Jednym, szybkim ruchem rozszarpał ją, odsłaniając moje ciało. Dźwięk rozrywanego materiału odbił się echem w ciszy. Gwałtownie chwycił mnie za biodra, kładąc na zimny stół i rozchylając przed sobą moje nogi. Poczułam gorąco, rozprzestrzeniające się błyskawicznie po moim ciele i wydałam z siebie mimowolny jęk, gdy jego palce powróciły do gwałtownego ocierania się o moją łechtaczkę. Gardziłam tym mężczyzną i wszystkim co reprezentował, ale moje ciało mnie zdradziło; pragnęło dotyku, który mi serwował. To nie były delikatne i czułe podejścia, do których byłam przyzwyczajona, lecz ruch, który powodował ogarniające mnie fale zwierzęcego szaleństwa. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy oparłam się na łokciach, czując nadchodzący szybko orgazm. Ale wtedy przestał, wycofując ze mnie rękę. Aż dygotałam od niedokończonych pieszczot. Zaskomlałam głośno, gdy uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Usiadłam szybko chwytając jego koszulę w pięści i gwałtownie przyciągając go do swoich ust. Smakował niesamowicie - nienawidziłam tego. Ugryzłam jego dolną wargę, podczas gdy moje dłonie zwinnie pracowały przy jego spodniach, pośpiesznie odpinając pasek. - Lepiej, żeby był pan gotowy by skończyć to, co pan zaczął, panie Cullen. Warknął, złapał moją bluzkę i rozerwał ją; guziki fruwały bez celu po całym dywanie. Brutalnie, mocno chwycił moje piersi, powodując swego rodzaju przyjemny ból przechodzący przez moje ciało, sprawiając, że moje ręce pospiesznie rozpięły jego spodnie, które zrzucił niedbale na podłogę razem z bokserkami. Mocno chwyciłam jego grube, twarde przyrodzenie w swoją dłoń i ścisnęłam, czując jak pulsuje. - Oh, zamierzam zrobić dużo więcej niż to, panno Swan. Sposób w jaki wymówił moje imię powinien wysłać falę wściekłości przez moje ciało, ale teraz czułam tylko jedną rzecz. Czystą, nieskażoną namiętność. Nagle poczułam, jak moja spódnica unosi się w górę ud; pchnął mnie na stół konferencyjny.
~9~
Zanim zdążyłam wypowiedzieć jedno słowo, poczułam że podnosi moje kostki i pcha głęboko we mnie swojego długiego, twardego penisa. - Kurwa! - wrzasnęłam głośno. - Dobrze - wysyczał przez zaciśnięte zęby, podczas gdy jego biodra poruszały się szybko, wciskając go we mnie jeszcze głębiej. Nie mogłam powstrzymać jęków i krzyków. - Nigdy się nie pieprzyłaś w ten sposób, prawda? Nie byłabyś taka niewyżyta, gdyby ktoś się tobą odpowiednio zajął. Za kogo on się uważa? I dlaczego do diabła tak bardzo drażni mnie to, że ma rację? Nigdy nie uprawiałam seksu poza łóżkiem i nigdy nie czułam się tak jak teraz. Gdy jego członek był we mnie, czułam go cholernie dobrze, a to pobudziło miejsca, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nigdy nie byłam w stanie dojść podczas seksu. Zazwyczaj musiałam podkradać się do łazienki i sama się o to zatroszczyć. Ale on jak na razie dwukrotnie doprowadził mnie do krawędzi. - Miewałam lepiej - zadrwiłam bez tchu i spojrzałam na niego zwężonymi oczyma. Jego oczy zapłonęły i wyszedł ze mnie, gdy prawie dochodziłam. Warknęłam na niego, kiedy puścił moje kostki. Na początku myślałam, że mnie tak zostawi, ale chwycił moje ramiona i energicznie szarpnął w górę, wpijając się znów w moje usta. Następną rzeczą, jaką poczułam była zimna szyba przy moim tyłku; kontrast temperatur był tak duży, że aż jęknęłam. Czułam że płonę, każda część mnie chciała poczuć jego wzburzony dotyk. - Naprawdę nie powinnaś tego mówić, panno Swan - warknął gniewnie, gdy szarpnął mnie i szybko odwrócił, przyciskając przodem do okna i lekko kopiąc w moje nogi, by je rozsunąć. - Rozstaw nogi. Już! Posłuchałam i rozłożyłam je przed nim; chwycił moje biodra i gwałtownie do siebie przyciągnął, nadziewając mnie znowu na swojego penisa. - Cholera! - Podoba ci się, prawda? - zakpił, łapiąc płatek mojego ucha między zęby i ssąc go. - Teraz całe Chicago może spojrzeć w gorę i zobaczyć jak twoja gorąca, mokra cipka jest rżnięta, a ty cieszysz się z każdej sekundy. Chcesz, żeby zobaczyli jak dochodzisz? Jęknęłam w odpowiedzi, niezdolna sformułować sensowne zdanie, a jego każdy ruch przyciskał mnie mocniej do szyby. - Powiedz. Chcesz tego, panno Swan? Odpowiedz, albo przestanę i zamiast tego będziesz mnie ssać - wysyczał, z każdym pchnięciem wchodząc we mnie głębiej. - Tak… kurwa tak… o boże… cholera! – krzyknęłam i uderzyłam w szybę dłońmi, a moje całe ciało drżało od orgazmu, który przeze mnie przebiegał, pozostawiając mnie bez tchu. Kiedy się w końcu uspokoiłam, wyszedł ze mnie, odwrócił twarzą do siebie i jego usta z agresją znów spotkały moje. Odnalazłam jego włosy, zacisnęłam w nich pięści i mocno przycisnęłam go do siebie; nasze języki walczyły o dominację. Uwolniłam jedną rękę i przeniosłam ją na jego pulsującego pomiędzy nami członka, głaszcząc go energicznie i wywołując jego
~ 10 ~
jęki, rozbrzmiewające w moich ustach. Odsunęłam się od jego ust na kilka centymetrów i wpatrywałam się w niego przymkniętymi oczami. - Teraz chcę, aby całe Chicago widziało twoją twarz, gdy doprowadzam cię do stanu, w którym nie pamiętasz swojego imienia - warknęłam, osuwając się w dół po szkle i wzięłam do ust jego penisa. Jego ciało zesztywniało i wydał z siebie głęboki jęk, podczas gdy mruczałam z przyjemności, którą dawał mi smak połączony z wibracjami, każdego przepysznego cala jego ciała. Spojrzałam na niego, dłonie i czoło przyciskał do szyby, a oczy mocno zacisnął. - Oh kurwa... kurwa, kurwa, KURWA! - krzyknął, gdy poczułam, że jego penis pulsuje w moich ustach. Zaczął się w nie spuszczać, a ja połykałam każdą kroplę. Zawsze twierdziłam, że prawdziwa kobieta nie boi się połykania - jeszcze nigdy nie zawiodłam faceta, z którym byłam. A patrząc na jego reakcję, wiedziałam, że było bardzo mało prawdopodobne, że którakolwiek z jego małych biurowych fanek tak zrobiła. Nadęte suki. Skąd się one wzięły? Uwolniłam go z mych ust, zatoczył się do tyłu i opadł na krzesło, próbując uspokoić oddech. Wstałam, umieściłam spódnicę na właściwym miejscu i spotkałam jego spojrzenie. Sekundy upływały, a żadne z nas nie odwracało wzroku. Bez słowa przyciągnęłam do siebie brzegi mojej porwanej bluzki i wyszłam, modląc się, by moje drżące nogi mnie nie zawiodły. Chwytając torebkę z biurka, odłączyłam zasilanie od komputera i zarzuciłam na siebie marynarkę, desperacko próbując zapiąć guziki drżącymi palcami. Pan Cullen wciąż nie wyszedł i prawie biegnąc do windy, błagałam Boga, żebym zdążyła do niej dotrzeć, zanim będę musiała się z nim znowu spotkać. Nie mogłam sobie pozwolić myśleć o tym co się stało, zanim stamtąd nie wyszłam. Drzwi uchyliły się i nacisnęłam guzik do lobby, patrząc na każde mijane piętro. Złote drzwi otworzyły się i popędziłam w dół korytarza. Usłyszałam jak ochroniarz mówił coś pod nosem o pracowaniu do późna, ale tylko mu pomachałam i minęłam w pośpiechu. Z każdym krokiem moje ciało przypominało mi o wydarzeniach ostatniej godziny. Gdy dotarłam do samochodu, nacisnęłam przycisk pilota, otworzyłam drzwi i zapadłam się w skórzanym siedzeniu, dającym mi poczucie bezpieczeństwa. Spojrzałam w górę i zobaczyłam swoje oczy w tylnym lusterku. Co. To. Kurwa. Było?
~ 11 ~
2. Beautiful Bitch Jezu Chryste. Jestem taki popierdolony. Gapiłem się w sufit od trzydziestu minut, od kiedy się obudziłem. Usilnie. Znowu. A teraz było nawet gorzej, niż przez poprzednie dwieście sześćdziesiąt dwa razy, kiedy budziłem się w ten sposób. Tym razem wiedziałem czego nie zauważałem. Dziewięć miesięcy. Dziewięć jebanych miesięcy porannych wzwodów, trzepanka i niekończących się fantazji o kimś, kogo nawet nie chciałem. Cóż, to nie zupełnie była prawda. Chciałem jej. Chciałem jej bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety, jaką kiedykolwiek widziałem. Dużym problemem było, że jej nienawidziłem. Cóż, może nie… tak, nienawidziłem jej. Była jedną z największych suk, jakie w życiu spotkałem. I ona też mnie nienawidziła. Mam na myśli, że naprawdę mnie nienawidziła. Nigdy, przez moje 28 lat, nie spotkałem kogoś, kto tak na mnie naciskał jak ona. Bella. Cóż, pani Swan. Tylko jej imię sprawia, że mój fiut drży. Pierdolony zdrajca. Spojrzałem na niego. To on wpuścił mnie do tego syfu. Potarłem twarz dłońmi i usiadłem. Co ja miałem teraz, kurwa, zrobić? Boże, nie mogłem po prostu utrzymać go w spodniach? Radziłem sobie z tym przez dziewięć jebanych miesięcy. I to działało. Zachowywałem dystans, wydawałem polecenia, kurde, przyznam nawet, że byłem podłym gnojkiem. A potem po prostu to straciłem. Chwila w tym cichym pokoju, jej zapach dookoła mnie i ta pierdolona spódnica. Złamałem się. Pochyliła się nad stołem, jej idealny tyłek ukazał się tuż przede mną. Nie mógłbym tego już dłużej robić. Byłem spięty jak cholera i każdy nerw w moim ciele krzyczał, żeby sięgnąć i dotknąć. Nie miałem woli walki. Moja ręka ruszyła się z własnej woli. Sięgnęła do niej, ignorując każdy argument, którym się podpierałem przez prawie rok. Wypowiedziałem jej imię. Te brązowe oczy odwróciły się, żeby na mnie spojrzeć. Ale co było w jej oczach? Gniew? Pożądanie? Nie mogłem zmuszać się do dalszego analizowania ich wyrazu. Moje ciało przejęło kontrolę. Oczy spotkały się. Czekałem. Powiedz nie. Zatrzymaj mnie. Moja ręka obniżyła się. Miękka tkanina. Niżej. Skóra jak satyna. Nie pozwól mi tego zrobić. W górę, powoli. Zatrzymaj mnie. Koronka. Ciepło. Wilgoć. Niebo. Rzuciłem ją na stół, jej nogi rozsunęły się dla mnie, jej majtki stworzyły stos podartej, drogiej koronki na podłodze. Wsunąłem dwa palce do środka, a dźwięk jej przyjemności wysłał dreszcz prosto do mojego pragnącego jej gorąca fiuta. Byłem zazdrosny o moje palce; chciałem być w środku niej. Poruszać się w tą i z powrotem, słysząc jak krzyczy moje imię i karząc ją za to, że sprawia, że tak bardzo jej chcę. Umysł zapanował nad ciałem i wysunąłem z niej palce. Złapała mój krawat i przyciągnęła mnie do siebie, mówiąc żebym skończył to co zacząłem. Jej usta zderzyły się z moimi, kosztując mnie, szydząc ze mnie. Jej wygląd, jej zapach, nawet jej śmiech. Musiałem
~ 12 ~
się kontrolować. Chwyciłem i rozerwałem jej śliczną bluzeczkę; guziki fruwały po pokoju, a jej piękne cycuszki ukazały się przede mną w całej okazałości. Drżące ręce sięgnęły do mojego paska. Szarpiąc się, żeby go otworzyć. Chciała tego tak samo, jak ja. Zawrzałem z furii na tę myśl. Jak ona śmiała zachowywać się codziennie jakbym był niczym, jakby była dla mnie za dobra? Każdego dnia w pracy była taka spokojna, taka chłodna, taka zimna, a głęboko w środku była tak samo nakręcona jak ja. Poczułem, że robię się jeszcze twardszy, przez bitwę rożnych emocji wewnątrz mnie. Jej ręka chwyciła mnie, ściskając mocno; pulsowałem przy jej dotyku. Jezu. To do niczego mnie nie doprowadziło. Pieprzyłem ją wczoraj w nocy, ostro. Powinno mi wystarczyć. Byłem pewny, że jeżeli będę miał ją raz, pożądanie minie i będę miał wreszcie spokój. Ale oto ja, w łóżku, podniecony jakbym wstrzymywał się od tygodni. Spojrzałem na zegarek; minęło dopiero 9 godzin. Muszę sam się tym zająć. Znowu. To było po prostu chore. Co ja jestem, szesnastolatek? W zasadzie to stało się moim porannym rytuałem, więc sięgnąłem do szuflady w szafce nocnej po małą buteleczkę, którą tam trzymałem. Zamykając oczy, położyłem się znowu na łóżku i wypuściłem głęboki wydech. Przed oczami przelatywały mi jej obrazy, gdy nałożyłem na rękę nawilżacz i powędrowałem w dół, do mojego przyrodzenia. Podnosząc w górę jej spódnicę, mogłem zobaczyć jej piękną, wydepilowaną cipkę. Kiedy jej dotykałem, zauważyłem brak włosów, ale ten widok przede mną sprawił, że moje mięśnie napięły się, a mój penis drgnął. Zabawne, jak coś tak zwykłego może cie zaskoczyć. Wyobrażałem sobie ją w każdy możliwy sposób, a w końcu widząc ją, zmiękły mi kolana. Nie dałem żadnego ostrzeżenia, kiedy w nią wszedłem. I kurwa, to było wszystko o czym śniłem. Pociągnąłem w górę, zawijając na końcu i zszedłem z powrotem do dołu. Wyobrażając sobie, że moja ręka należy do niej. Mój przyjaciel pogrubiał się i pulsował z każdym ruchem. Dałem sobie pozwolenie na jęk i mogłem poczuć zbliżający się orgazm. Nie otwierając oczu, kontynuowałem dryfowanie wśród wspomnień z poprzedniej nocy. Była taka ciasna i taka mokra, jej nogi nad nią, jej kostki w moich dłoniach. Kontynuowałem poruszanie się w niej w tą i z powrotem. Chciałem ją z siebie wypieprzyć. Jak egzorcyzm. Uwolnić swoje myśli od tego cudownego demona, który kontrolował moją wolę. Z każdym dniem jej moc nade mną się zwiększała. Zawsze wydawała się taka wyszukana i właściwa, ale jej ciało zawładnęło moimi snami. Jej długie ciemne włosy, jej zajebiste oczy, jej twarz, jej usta, jej ciało. Sposób w jaki się ubierała, sposób w jaki chodziła. Kradnąc moją determinację, kawałek po kawałku, dzień po dniu. Zadrwiłem z niej, mówiąc, że jest niewyżyta, ale taka była prawda. Wciąż ze mnie kpiła; podobno miała lepiej. Wściekłość rozpaliła mnie do czerwoności. Pożądanie opanowało moje zmysły. Wymazałbym z jej pamięci każdego faceta. Warknąłem, rzucając ją na okno, rozkazując jej, żeby się wypięła. Chciałem ją poniżyć, pokazać światu jaka była. Pchnąłem ją, oczyszczając swój umysł z tej potrzeby, rżnąc ją mocniej niż kiedykolwiek śniłem. Jej jęki i krzyki były najsłodszą muzyką, jaką słyszałem. Chciałem, żeby powiedziała moje imię. Żeby uświadomiła sobie, że to ja sprawiam, że tak się czuje. Dookoła mnie zaczęły zaciskać się jej
~ 13 ~
mięśnie, chwytając mnie, wciągając mnie głębiej. Krzyczała i przeklinała, gdy rzuciła się na zimną szybę. Moja ręka przyśpieszyła ruchy na te wspomnienia. Głaskałem i drażniłem mojego fiuta, moje biodra podniosły się i gwałtownie wcisnęły się w moją dłoń. Czułem budujący się wytrysk, gdy moje myśli odpłynęły znów do wczorajszej nocy. Kiedy mnie całowała, moje myśli zaczęły się mącić, każdy ruch jej języka w moich ustach, sprawiał, że moje ciało błagało o nią. Jej ręce w moich włosach, szarpiące i nakierowujące, sprawiały, że byłem skłonny żebrać o jej dotyk. Osunęła się po szybie na kolana. Jej gorące usta otoczyły mnie, wciągając do siebie. Boże, ile razy wyobrażałem sobie, że obsługuje mnie w ten sposób? Zawsze, gdy obserwowałem, jak jadła na swoim biurku, wyobrażałem sobie, jak by to było. Chciałem zacisnąć pięści na jej długich włosach, ale byłem sparaliżowany doznaniami. Nie byłbym w stanie tego powstrzymać. Kiedy jęczała wokół mojego penisa, czułem w sobie wibracje jej głosu. Ssała, lizała i jęczała, a kiedy poczułem jej zęby, nie mogłem już dłużej tego w sobie zatrzymywać. Moje spełnienie przeszło przeze mnie i moje soki wytrysnęły do jej gardła. A potem zostawiła mnie dyszącego i drżącego. Mój głos rozbrzmiał w nieruchomym powietrzu sypialni. Emocje i doznania wzmagały się, grożąc wybuchem. Tak wiele myśli rozbijało się w moim umyśle. Rzeczy, które zrobiliśmy i te, których jeszcze chciałem. Chciałem jej spróbować, sprawdzić czy byłaby tak pyszna jak w moich snach. Kurwa, byłem tak blisko, wisiałem na krawędzi. Zwiększyłem tempo, ciągnąc mojego fiuta długimi posunięciami i ostatnia myśl przeszła przez moją głowę: jej cipka była taka gładka… chciałbym sprawdzić czy byłaby taka przy moim języku. W końcu wytrysnąłem, oczyszczając się z panny Swan. Nawet jeśli tylko na kilka godzin. Wziąłem szybki prysznic, myjąc się gwałtownymi ruchami, tak aby usunąć z siebie jakikolwiek ślad po niej, który przypominałby mi tę noc. To powinno się skończyć, to musiało się skończyć. Edward Cullen nie zachowuje się w ten sposób. Nigdy. Mógłbym mieć każdą kobietę, której zapragnąłem i zazwyczaj miałem. Ale z pewnością nie pieprzyłem się w pobliżu biura. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem była jakaś uparta laska, niszcząca wszystko dookoła. Nie mogłem pozwolić, żeby miała nade mną taką kontrolę. Wszystko było znacznie lepsze, zanim dowiedziałem się co traciłem. Tortury, które mam teraz są milion razy gorsze od tamtych. Kierowałem się do mojego gabinetu, kiedy weszła do środka. Sposób w jaki wczoraj wyszła, bez słowa, podstawił dwa możliwe scenariusze. Mogłaby myśleć, że wczorajsza noc coś znaczyła, że my coś znaczyliśmy. Kobiety były strasznie przylepne. Albo mogła mnie udupić. Dosłownie. Jeśli jakiekolwiek słówko o tym co robiliśmy wczoraj, wyszłoby na jaw, nie tylko straciłbym pracę, ale wszystko na co ja i moja rodzina ciężko pracowaliśmy. Ale, mimo że tak bardzo jej nienawidziłem, nie mogłem zobaczyć jej robiącej coś takiego. Jeśli była rzecz, której się o niej nauczyłem to, że była godna zaufania i lojalna. Może i była nienawistną jędzą, ale nie sądziłem, że rzuciłaby mnie lwom na pożarcie. Pracowała dla Cullen Inc. od studiów i była bardzo wartościową częścią firmy. Nawet jeśli miałem dosyć przemówień mojego ojca, wiedziałem, że ma rację i jestem szczęściarzem, że ta dziewczyna kręci się w pobliżu.
~ 14 ~
Niech będę przeklęty, jeśli ona nie zignorowała mojej obecności. Weszła, mając na sobie długi do kolan płaszcz. Zakrywał to co miała pod spodem, ale eksponował te nieziemskie nogi, sprawiające wrażenie dłuższych, dzięki złotym sandałkom na szpilce. Te buty. Kurde… jeśli miała na sobie te buty, było duże prawdopodobieństwo…. Nie, nie ta sukienka. Proszę, na miłość boską, nie ta sukienka. Wiedziałem, że nie będę miał wystarczająco dużo silnej woli, żeby wytrzymać dzisiaj widok tego stroju. Cóż, ta kobieta naprawdę była największą uwodzicielką na świecie. Biała sukienka. Była przekleństwem mojego istnienia, niebem i piekłem wsadzonymi do jednego cudownego opakowania. Jej dekolt akcentował gładką skórę szyi i obojczyków, biała tkanina idealnie opinała te niesamowite cycuszki. Kończyła się zaraz poniżej kolan i była najseksowniejszą rzeczą jaką w życiu widziałem. W żaden sposób nie była wyzywająca, ale było coś w kroju i tej przeklętej, dziewiczej bieli, co sprawiało, że myślałem o niebieskich migdałach przez cały dzień. Jeśli będę musiał spędzić kolejny lunch na trzepanku w swoim gabinecie, kogoś zabiję. Zawsze miała rozpuszczone włosy do tej sukienki. Jedna z moich nawracających fantazji: rozpuścić jej włosy zanim ją przerżnę. Boże, wkurza mnie. Obserwowałem ją, gdy przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i usiadła. Kiedy wciąż nie zwracała na mnie uwagi, ruszyłem do swojego gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami. Dlaczego, do cholery, ona wciąż na mnie tak działała? Wczorajsza noc powinna wypieprzyć ją z mojego systemu. Ale stałem tam z drugim wzwodem w ciągu dnia, a nie było nawet ósmej. Cholera. Praca. Musiałem po prostu skupić się na pracy i przestać o niej myśleć. Obszedłem biurko i usiadłem, próbując skierować uwagę na wszystko poza wspomnieniami, jak cudownie było czuć te usta wokół mojego przyjaciela. Nie pomagasz, Cullen, zbeształem się w myślach. Otworzyłem laptopa, aby zacząć pracę i sprawdzić mój plan na dzisiaj. Mój plan… cholera, suka miała go w swoim Blackberrym. Mam nadzieję, że nie przegapiłem dzisiaj rano żadnego spotkania, bo nie zamierzałem wzywać królowej lodu, żeby się dowiedzieć, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne. Kiedy przechodziłem przez arkusz kalkulacyjny, ktoś zapukał do moich drzwi. - Wejdź - odpowiedziałem. Koperta rzucona na moje biurko, przykuła moją uwagę. Spojrzałem w górę, aby zobaczyć pannę Swan, której oczy utkwione były we mnie, a jej brew uniosła się buntowniczo. Po chwili odwróciła się i razem ze swoją białą sukienką, wyszła z mojego gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami. Sięgnąłem przez biurko i podniosłem kopertę; na pewno jakaś notatka o napastowaniu seksualnym albo inne takie gówno. Ale nie spodziewałem się pokwitowania internetowego zakupu u Gucciego… na firmowej karcie kredytowej. Poderwałem się z krzesła i wystrzeliłem za nią z biura. Kierowała się w stronę klatki schodowej. Dobrze. Byliśmy na osiemnastym piętrze i nikt, może poza nami dwojgiem, nie używał schodów. Mogłem na nią krzyczeć, ile chciałem i nikt by nie zauważył.
~ 15 ~
- Panno Swan, gdzie się pani wybiera, jeśli można wiedzieć? - zawołałem za nią, gdy tylko drzwi na schody się za nami zamknęły. Schodziła dalej, bez odwracania się i patrzenia na mnie. - Skończyła nam się kawa, panie Cullen. - Wyszydziła moje nazwisko w ten sam jadowity sposób co zwykle. - Więc idę na dół, aby trochę przynieść. Nie może pana ominąć dzienny zastrzyk kofeiny. Jak ktoś tak zajebiście gorący, mógł być taką jebaną suką? Dogoniłem ją na półpiętrze i złapałem jej ramię, przyciskając ją do ściany. Oczy zwęziły jej się pogardliwie, a zęby zacisnęły w syku. Pomachałem pokwitowaniem przed jej twarzą. - Co to, kurwa, jest? Sarkastycznie pokręciła głową. - Wiesz, jak na takiego pompatycznego zarozumialca, czasem jesteś naprawdę głupim skurwysynem. A na co to wygląda? Rachunek. No wiesz, dostajesz go, gdy coś kupujesz. Oh, gdyby nie była najlepszą pracownicą, jaką mieliśmy, byłaby już w drodze do domu. Kim ona, do cholery myślała, że jest, rozmawiając ze mną w ten sposób? - To widzę - zawarczałem przez zęby, mnąc papier, gdy ścisnąłem pięść. Dlaczego kupujesz ubrania, płacąc firmową kartą? Wywróciła oczami i zachichotała. - Pewien bydlak podarł moją bluzkę - odpowiedziała spokojnie. Wzruszyła ramionami, a później pochyliła swoją twarz bliżej mnie i szepnęła. - I moje majtki. Cóż, kurwa. Wziąłem głęboki oddech przez nos i rzuciłem papier na podłogę, wpijając się w jej usta i wplatając palce w jej włosy, przycisnąłem jej ciało do ściany swoim własnym. Mój penis zadrżał przy jej żołądku, kiedy poczułem jej gwałtownie zaciskające się pięści na mojej głowie. Przyciągające mnie bliżej. To było takie pojebane. Uniosłem jej sukienkę wzdłuż uda i jęknąłem w jej usta, gdy moje palce znalazły brzeg koronki. Zrobiła to, żeby mnie torturować, na pewno. Czułem jej język, biegający w moich ustach, gdy opuszkami palców musnąłem wzgórek jedwabnych majtek. Zacisnąłem dłoń wokół tkaniny i mocno pociągnąłem. - Podlicz za dwie pary - wysyczałem i wcisnąłem język między jej rozchylone wargi, pieszcząc nim jej własny. Zajęczała głęboko, gdy włożyłem w nią dwa palce i, jeśli to w ogóle było możliwe, była nawet bardziej mokra niż wczoraj. Mieliśmy tam naprawdę pieprzniętą sytuację. Dysząc odsunęła się od moich ust, gdy rżnąłem ją ostro palcami, a mój kciuk żywo krążył po jej łechtaczce. - Na kolana - zawarczała przez zaciśnięte zęby, otwierając oczy i wpatrując się we mnie. - Chcę czuć na sobie twoje usta. Ja. Pierdolę. Czy ona właśnie powiedziała to co myślę, że powiedziała? Boże to było gorące, mój fiut zrobił się nawet twardszy. Więc ta mała dziwka chciała gierek; kiedy z nią skończę nie będzie pamiętała swojego imienia. Klęknąłem na podłodze, chowając jej podarte majtki do kieszeni i kładąc stopę w szpilce na
~ 16 ~
ramieniu. Rozchyliłem jej płatki palcami i drażniłem językiem łechtaczkę, wprawiając jej biodra w lekkie drżenie, spowodowane doznaniami i oczekiwaniem na więcej. Bez ostrzeżenia, wjechałem w nią językiem; głośno westchnęła i ścisnęła moje włosy pięściami. Smakowała kurewsko niesamowicie, a każda kropla jej pożądania była wywołana przeze mnie. W takim razie, przynamniej nie byłem sam w tej chorej sytuacji. Pociągnąłem zębami jej łechtaczkę, powodując obsceniczne warknięcia, a następnie ssałem ją w ustach i szybko pieściłem ją językiem. - Jezu! Kurwa! Cholera! - wysyczała, a szpilka jej buta wbiła mi się w ramię i poczułem, że jej ciało pulsuje przy moim języku. Jęknąłem, kiedy przycisnęła moją zarumienioną twarz bliżej do siebie, gdy szczytowała. Gdy tylko uścisk na moich włosach nieznacznie zelżał, ale jej mięśnie pozostawały napięte, więc wiedziałem, że jeszcze nie skończyła, uwolniłem od niej swoje usta i wstałem. Wpatrywała się we mnie jadowicie, ale szybko zająłem się swoim paskiem i spodniami, uwalniając z nich moją pulsującą erekcję i wpychając ją w nią mocno. Zaskomlała i zacisnęła się wokół mnie, jej oddech stał się nierówny, a podniecenie wyraźnie znów objęło ją w swoje posiadanie. Ugryzła mnie w ramię i okręciła nogę wokół moich bioder, gdy zacząłem rżnąć ją mocno i szybko przy ścianie. W każdej chwili ktoś mógł wejść na klatkę schodową i przyłapać mnie, jak pieprzę swoją asystentkę, ale wcale bym się nie przejął. Musiałem wyjebać tę dziwkę z mojego systemu. Podniosła głowę z mojego ramienia i jeszcze raz jej usta gwałtownie zderzyły się z moimi. Wzięła moją dolną wargę w zęby. Wciąż była mocno zakleszczona wokół mnie, kiedy uniosłem jej ciało; nigdy nie pozwalając całkowicie opaść jej kulminacji. W tym samym czasie, poczułem euforyczne tarcie na penisie, co wyzwalało mój orgazm coraz bliżej i bliżej powierzchni. Ale dopiero gdy ta mała dziwka będzie miała wspomnienie mnie i tego co robiłem z jej ciałem, zakodowane w swojej pamięci. Później może będę miał od tego trochę spokoju. - Kurwa - zawarczała nisko, w momencie gdy jej ścianki zwarły się ponownie wokół mnie, a jej noga zacisnęła się mocniej na moich biodrach, wsuwając mnie głębiej. Ukryłem twarz w jej szyi i włosach, tłumiąc jęk, gdy skończyłem w niej ostro i niespodziewanie, ściskając jej pośladki w dłoniach. Noga na moich biodrach zaczęła powoli ześlizgiwać się w dół; obydwoje doszliśmy, a teraz próbowaliśmy uspokoić nasze oddechy. Gdy tylko z niej wyszedłem poprawiliśmy swoje ubrania, a ona zaczęła nonszalancko przygładzać włosy. - Cóż, dobrze, że biorę pigułki - powiedziała spokojnie. Odwróciła się i kontynuowała schodzenie po schodach, ale odwróciła się jeszcze i spojrzała w moje oczy. - Dzięki, że zapytałeś, dupku. Odprowadzałem ją wzrokiem do momentu, aż zniknęła w dole, warcząc, gdy wszedłem do mojego gabinetu i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Opadłem na krzesło z głośnym westchnieniem, kołysząc się w przód i w tył kilka razy; zanim wyjąłem zniszczoną bieliznę z kieszeni marynarki. Gapiłem się przez chwilę na białą,
~ 17 ~
jedwabną tkaninę pomiędzy moimi palcami, następnie otworzyłem szufladę i dorzuciłem je do tych z poprzedniej nocy. Jezu Chryste. Jestem naprawdę popierdolony.
~ 18 ~
3. Who’s The Boss Jak, do cholery, pokonałam te schody żywa, nie wiem. Uciekłam… Jasno i zwyczajnie. Wybiegłam stamtąd, jakbym się paliła, zostawiając pana Cullena samego na klatce schodowej, rozluźnionego, z przekrzywionymi ubraniami i włosami stojącymi, jakby był molestowany. Wylądowałam ze skoku, pokonując ostatnie schody, co nie było łatwe w tych butach, otworzyłam metalowe drzwi i oparłam się o ścianę, sapiąc. Co się, kurwa, stało? Czy właśnie pieprzyłam się z moim szefem na schodach? Czy on właśnie skończył we mnie? Dyszałam i machałam rękami przy ustach. Czy ja mu rozkazywałam? O, Jezu. Co, do cholery, było ze mną nie tak? Oszołomiona, odsunęłam się od ściany i potykając się, skierowałam do najbliższej toalety. Bufet był na piętrze niżej, więc, dzięki Bogu, było dosyć pusto. Wchodząc, szybko zajrzałam pod wszystkie kabiny, aby upewnić się, że nikogo w nich nie było, a potem przekręciłam zamek w głównych drzwiach. Gdy zbliżyłam się do lusterka, wzdrygnęłam się. Cholera. Wyglądałam, jakby mnie ktoś wyprał i wystawił do suszenia. Słyszałam wcześniej określenie „świeżo wyjebana”, ale nie brałam go na poważnie. Aż do teraz. Moje włosy były pierdolonym koszmarem. Wszystkie moje idealnie ułożone fale, były teraz masą dzikich gąszczy. Najwidoczniej pan Cullen lubił, gdy nosiłam je rozpuszczone. Prawie nigdy nie czesałam się w ten sposób, ale do tej sukienki zawsze. Myślałam o tym, jak mocno chwytał moje włosy, gdy mnie całował, wysyłając dreszcz przez moje, ostatnio bardzo dobrze działające, kobiece miejsca. Huh, wzruszyłam ramionami; muszę to sobie zapamiętać na przyszłość. Co? Skąd to się, kurwa bierze? Z pewnością tego nie zapamiętam. Uhhh! Zacisnęłam pięści na umywalce i przysunęłam się bliżej lustra, żeby oszacować szkody. Usta mi lekko spuchły, makijaż się rozmazał, sukienka wisiała na mnie krzywo i jeszcze raz straciłam majtki. Skurwysyn. To była druga para. Gdzie one w ogóle się podziały? O, Boże! Chyba nie leżały gdzieś w sali konferencyjnej, prawda? Może je podniósł i wyrzucił. Powinnam go zapytać, myślałam, gdy przemierzałam łazienkę. Taa, jasne. To się nie stało. Nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji, nawet wspominając o tym… tym… co to, kurwa, było? Potrząsnęłam głową, pocierając twarz dłońmi. Boże, narobiłam syfu. Kiedy wchodziłam dziś rano, miałam plan. Chciałam tam wejść, rzucić pokwitowaniem prosto w tę jego śliczną, delikatną buźkę i powiedzieć mu, żeby się odpierdolił. Ale wyglądał tak zajebiście seksownie w tym garniturze, a jego rozczochrane włosy zdawały się krzyczeć „weź mnie” i przestałam logicznie myśleć. Położyłam kopertę na jego biurku i wyszłam bez słowa. Żałosne. Co w nim takiego było, że mój mózg zamieniał się w papkę, a bielizna robiła się mokra? Niedobrze. Jak mam, do cholery, stanąć z nim twarzą w twarz, nie wyobrażając go sobie nago? Ok, nie nago. Technicznie rzecz biorąc, jeszcze nie
~ 19 ~
widziałam go całkowicie rozebranego, ale to co widziałam, wywoływało we mnie dreszcz. Boże. Czy ja właśnie powiedziałam „jeszcze”? Co powinnam była zrobić? Mogłam zrezygnować. Myślałam o tym przez minutę i nie spodobało mi się to. Kochałam moją prace, a Cullen może i był leniwy, ale dawałam sobie z tym radę przez 9 miesięcy. I, nienawidzę tego przyznawać, ale uwielbiałam obserwować go, gdy pracował. Pomijając oczywiste powody, był geniuszem w świecie reklamy. Jak i cała jego rodzina. I to był jeszcze jeden powód, abym została. Jego rodzina. Carlisle Cullen był prezesem Cullen Inc., a dla mnie był jak ojciec. Mój własny został w domu, w Waszyngtonie i kiedy zaczęłam tu pracować jako recepcjonistka jeszcze na studiach, był dla mnie naprawdę miły. Wszyscy byli. Jego brat Emmett był drugim wysokim kierownikiem i najmilszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Uwielbiałam tutaj wszystkich, więc odejście było wykluczone. Z takim postanowieniem wiedziałam, że potrzebuję planu akcji. Musiałam po prostu pozostać profesjonalistką i upewnić się, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Pewnie, to był zdecydowanie najgorętszy, najbardziej intensywny seks, jaki w życiu uprawiałam. I może grał moim ciałem jak instrumentem, wystarczyło jedno jego dotknięcie, żeby rozpalić wszystkie moje zmysły i pozostawić moje ciało krzyczące o więcej, ale byłam silną, niezależną kobietą. Moje ciało i mój mózg nie były kierowane pożądaniem. Musiałam tylko pamiętać, jakim był durniem. Był kobieciarzem, arogantem, świnią i rozpuszczonym dzieciakiem. Świat został mu wręczony, a jedyną osobą, jaką się interesował, był on sam. Był obrzydliwą świnią i nienawidziłam wszystkiego co było z nim silnie związane. „Heh” wydyszałam dumna z siebie, uśmiechając się do lustra. Kurde, to będzie łatwiejsze niż myślałam. Czując przypływ determinacji, poprawiłam sukienkę, wygładziłam włosy najlepiej jak umiałam i bez majtek wymaszerowałam z łazienki. Szybko uzupełniłam zapas kawy, po który szłam i skierowałam się z powrotem do swojego biura, unikając schodów. Biorąc głęboki oddech, otworzyłam zewnętrzne drzwi i weszłam do środka. Drzwi do biura pana Cullena były zamknięte i nie dochodził zza nich żaden hałas. Może wyszedł. Tak jak bym mogła mieć tyle szczęścia. Siadając na krześle, otworzyłam szufladę i wyjęłam kosmetyczkę, poprawiając makijaż przed powrotem do pracy. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, było stanąć z nim twarzą w twarz, ale jeśli bym tego nie zrobiła, musiałabym wcielić w życie plan z odejściem. Otwierając kalendarz z ulgą zobaczyłam, że udało mi się jakoś odtworzyć harmonogram, więc musiałam tylko naprawić mojego Blackberry. Przeglądając terminy spotkań, zauważyłam, że miał prezentację do przedstawienia pozostałym wspólnikom. Skrzywiłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że nie mam wyboru i będę musiała z nim porozmawiać. Miał też rozmowy w Seattle w przyszłym miesiącu, co oznaczało nie tylko to, że będę musiała być w tym samym hotelu co on, ale będziemy lecieć tym samym samolotem, jeździć tym samym firmowym samochodem i razem chodzić na wszystkie spotkania. Nie, żadnej niezręczności.
~ 20 ~
Przez następną godzinę, lub gdy pracowałam, złapałam się na zerkaniu w kierunku jego drzwi. A za każdym razem, kiedy to robiłam, motylki w moim brzuchu zaczynały trzepotać. Co się, kurwa, ze mną działo? Zamknęłam dokumenty, które przeglądałam i włożyłam głowę w otwarte dłonie, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Pan Cullen wyszedł, unikając mojego spojrzenia. Jego ubrania były poprawione, płaszcz przewiesił przez ramię, a aktówkę trzymał w ręku, ale jego włosy pozostały w szalonym nieładzie, w jakim je zostawiłam. - Nie będzie mnie przez resztę dnia, panno Swan - warknął tylko. - Odwołaj moje spotkania i zrób niezbędne korekty. Był prawie za drzwiami, kiedy odzyskałam zmysły. - Panie Cullen, - powiedziałam chłodno, zatrzymując go; jego ręka spoczywała na klamce. - Pan i pańscy wspólnicy macie zaplanowaną prezentację w poniedziałek o 10:00 - powiedziałam do jego pleców. Stał sztywno jak posąg, jego mięśnie stężały, wciąż unikał moich oczu. - Arkusze kalkulacyjne, teczki i slajdy będą przygotowane w sali konferencyjnej od 9:30. - Trochę mnie to bawiło. Nic w jego postawie nie wyrażało poczucia swobody. Szorstko skinął głową i wznowił swoją drogę do wyjścia, kiedy znów go zatrzymałam. - I panie Cullen? - dodałam nutę sarkazmu do mojego głosu. - Potrzebuję podpisów na tych raportach wydatków, zanim pan wyjdzie. Jego ramiona nieznacznie opadły i zaczerpnął głęboki wdech, odwracając się na pięcie, by podejść do mojego biurka. Wciąż nie spotykając mojego spojrzenia, pochylił się nad nim i przekartkował dokumenty. Stojąc naprzeciwko niego, położyłam przed nim długopis. - Proszę podpisać na rachunkach. Jego ręka zatrzymała się w połowie podpisu i powoli uniósł podbródek, kierując na mnie swoje zielone spojrzenie. Nasze oczy znieruchomiały na, zdawałoby się, minuty. Żadne z nas nie odwracało wzroku; ciszę przerywało tylko tykanie dużego, nowoczesnego zegara na ścianie i nasze nierówne oddechy. Rozszerzył nozdrza i zacisnął szczękę, gdy jego oczy wwiercały się w moje. Moje sutki stwardniały i serce przyspieszyło; przez krótką chwilę miałam nieodpartą chęć pochylić się i ssać jego pełną, dolną wargę. - Nie przekazuj mi rozmów - wyrzucił z siebie, szybko podpisując ostatni dokument i bez słowa odwrócił się do wyjścia. - Drań. - Uśmiechnęłam się do siebie szyderczo, patrząc jak znika za drzwiami. Mówiąc, że mój weekend był do dupy, wyraziłabym się łagodnie. Prawie nie jadłam, prawie nie spałam, a kiedy już na krótko zasnęłam przeszkadzały mi obrazy bezbarwnych, namiętnych wyskoków w różnorodnych miejscach, w etapie rozbierania się. Sobotniego ranka, obudziłam się sfrustrowana i ordynarna, ale jakoś dałam radę wziąć się w garść i zadbać o dom, oraz zapasy żywności, razem z różnymi innymi, przyziemnymi zadaniami, które wypełniały każdy powszedni dzień.
~ 21 ~
Jednak w niedzielę nie miałam tyle szczęścia. Obudziłam się nagle, dysząc i drżąc; moje ciało było spocone i zaplątane w ogrom białego bawełnianego prześcieradła. Sen, który miałam był tak żywy, że właściwie doprowadził mnie do orgazmu. Znów byliśmy na stole w sali konferencyjnej, ale tym razem oboje byliśmy całkowicie nadzy. Leżał na plecach, a ja siedziałam na nim okrakiem, poruszając się na nim w górę i w dół. Jego ręce poruszały się po moim całym ciele; wzdłuż twarzy, w dół mojej szyi, pomiędzy piersiami i do moich bioder, kierując ich ruchami. - Cholera – zajęczałam, gdy wyciągnęłam z łóżka swój tyłek. To szybko stawało się coraz gorsze. To znaczy, zawsze miałam fantazje o tym facecie. Był zajebiście śliczny, ale jego osobowość tak jakby mnie wyłączała. Kto by pomyślał, że jego byt, jako rozgniewanego idioty, doprowadzi mnie do pieprzenia się z nim przy oknie? Lubiąc to. Jezu, ten sznur myśli wcale nie pomagał. Weszłam do łazienki i rozpoczęłam prysznic. Ale stojąc tam i czekając na ciepłą wodę, pozwoliłam znów dryfować moim myślom. Jego śliczne włosy pomiędzy moimi nogami, jego oczy patrzące na mnie z dołu, gdy lizał mnie i ssał, spojrzenie pełne namiętności kiedy się pieprzyliśmy i dźwięk jego głosu, gdy krzyczał w spełnieniu. Boże, byłam taka walnięta. Szybko się umyłam i ubrałam, co pozostawiło mi sporo czasu do spotkania z Alice i Angelą. Angelę widywałam codziennie w pracy, ale Alice, z którą przyjaźniłam się od gimnazjum, miała napięty plan pracy. Była szefem działu sprzedaży u Gucciego i moim głównym dealerem, podtrzymującym modowe uzależnienie. Dzięki niej i jej niesamowitym zniżkom, stałam się właścicielką najpiękniejszych ubrań. Wciąż płaciłam za nie całkiem sporo, ale było warto. Rodzina mojej matki była zamożna, a ja zarabiałam pokaźne sumki w Cullen Inc., ale mimo tego nie mogłam wydać 1900$ na sukienkę i przy okazji się nie zabić. Czasami wydawało mi się, że Carlisle tak dobrze mi płacił, bo jako jedyna dawałam sobie radę z jego synem. O, gdyby tylko wiedział. Doszłam do wniosku, że złym pomysłem byłoby rozmawianie z dziewczynami o tym, co się działo. To znaczy, Angela pracowała dla jego brata i widywała pana Cullena cały czas. Poza tym, beznadziejnie kłamała. Jeden jego złośliwy uśmieszek, a padłaby na kolana, wypluwając z siebie swoją życiową historię, a przy okazji także i moją. Alice, z drugiej strony, skopałaby mi tyłek. Przez prawie rok wysłuchiwała mojego narzekania, jakim to chujem był i nie byłaby szczęśliwa odkrywając, że się z nim pieprzyłam. Dwie godziny później, siedziałam z moimi dwiema najlepszymi przyjaciółkami, popijając Mimosę na dziedzińcu naszej ulubionej restauracji, rozmawiając o facetach, ubraniach i pracy. Alice zaskoczyła mnie całkiem nową sukienką Gucciego, której zakup stał się możliwy dzięki 60% zniżce. To była czekoladowo-brązowa wiązana kiecka, wykonana z niesamowicie ekstrawaganckiego materiału. Spakowana w czarny pokrowiec przewieszała się przez moje krzesło, razem z nowym Blackberrym, którego wybrałam dzisiaj w centrum handlowym.
~ 22 ~
- Więc co tam w pracy, Bello? - zapytała Alice pomiędzy wgryzaniem się w swojego melona. - Ta parodia szefa wciąż daje ci wycisk? Jakie było to przezwisko, które dla niego miałaś? Drań czy coś takiego? - Piękny Drań - poprawiła ją Angela, próbując przytłumić śmiech. Rzuciłam na nią piorunujące spojrzenie, chcąc żeby przestała. - Boże, powinnaś go zobaczyć, Alice. To najbardziej dopasowana ksywka, jaką w życiu słyszałam. On jest bogiem. Poważnie. Fizycznie, nie ma w nim nic złego. Idealna twarz, ciało, ubrania, włosy… o Boże, włosy. Wyglądają, jakby dopiero co wywalał kogoś z piekła. - Przechyliła się w swoim krześle i zaśmiała, a ja wywróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać kącików ust przed uniesieniem się. - Ale to nie wszystko - powiedziała, wycierając łzy z oczu. - Jest największym chujem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Poważnie, miałam ochotę spuścić powietrze z opon w jego samochodzie po pierwszych 15 minutach znajomości. - Boże. To prawda Bello? - zapytała Alice, a jej niebieskie oczy, prawie wyskakiwały z oczodołów. - Taa, mniej więcej. Jest boski i jest największym skurwielem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie wiem, jaki on ma, kurwa, problem - powiedziałam nonszalancko. To naprawdę nie była rozmowa, którą chciałam teraz prowadzić. - Cóż... - stwierdziła Alice, wzruszając ramionami i biorąc duży łyk swojego drinka, - ...może jest wkurwiony, bo ma małego fiuta. Opadłam na krzesło, w czasie gdy moje przyjaciółki wyły w napadzie śmiechu. To zdecydowanie nie było jego problemem. W poniedziałek rano, byłam kłębkiem nerwów, kiedy pokonywałam drogę do budynku. Podjęłam decyzję; nie zamierzałam poświęcać mojej pracy z braku rozsądku. Ciężko pracowałam, żeby dostać się tam gdzie byłam; byłam od tego silniejsza. Musiałam po prostu przejść z tą sytuacją do porządku dziennego i iść naprzód. Czując potrzebę podniesienia swojej pewności siebie, założyłam nową sukienkę, którą dostałam od Alice. Podkreślała każde moje wcięcie, ale niezbyt prowokacyjnie. Moją sekretną bronią była bielizna. Zawsze nosiłam coś, od drogich firm bieliźniarskich. Zakładając coś seksownego pod ubrania, dawałam przyzwolenie, a to co miałam na sobie dzisiaj z pewnością będzie niezłym podstępem. Czarny tiul, ozdobiony haftem; tył składał się z szeregu delikatnych, tiulowych tasiemek, krzyżujących się ze sobą, aby skupić się w pobliżu mojej kości ogonowej z delikatną czarną kokardką. Te majtki nie zasłaniały zbyt dużej powierzchni moich pośladków i były niesamowicie seksowne. Z każdym krokiem, miękka tkanina sukienki pieściła moją nagą skórę, dając mi poczucie zmysłowości i pewności siebie. Mogłam znieść wszystko, co ten dupek miał mi dziś do powiedzenia i zaserwować mu to samo. Dotarłam wcześniej, żeby mieć czas na przygotowanie się do prezentacji. Okolice recepcji były prawie puste, gdy kierowałam się do wymyślnego lobby. Rozległa przestrzeń była otwarta na trzy piętra w górę i lśniła wypolerowaną granitową podłogą i wyłożonymi kafelkami ścianami. Gdy drzwi windy się za mną
~ 23 ~
zamknęły, dałam sobie myślowy, ożywiający wykład. Ponownie podliczając wszystkie argumenty, które mieliśmy i idiotyczne komentarze, o tym że mną kierował, zahartowałam moja stanowczość. Mogłam to zrobić. Ten skurwiel wybrał złą dziewczynę, z którą zadarł i będę przeklęta, jeśli pozwolę mu mnie onieśmielić. Opuściłam rękę na tyłek i uśmiechnęłam się złośliwie… majtki władzy. Tak jak się spodziewałam, biuro było nadal puste, kiedy tam dotarłam. Zgromadziwszy wszystkie materiały, których potrzebowałam, skierowałam się do sali konferencyjnej. Ahh… scena zbrodni. Rozejrzałam się po dużym i napełnionym słońcem pokoju, a potem powoli do niego weszłam i rozłożyłam dokumenty na dużym stole konferencyjnym. Pozwoliłam moim palcom musnąć gładkie drewno, myśląc o ostatnim razie, gdy go dotykałam. Delikatnie potrząsnęłam głową, próbując się otrząsnąć i zaczęłam przygotowywać pokój. Dwadzieścia minut później oferty, projektor a także przekąski były gotowe. Zostało mi kilkanaście minut; krążąc po pokoju, dotarłam do okna. Wyciągając rękę, dotknęłam gładkiego szkła zasypana uczuciami, które przynosiło; ciepło jego ciała przy moich plecach, chłodne szkło dotykające koronki zakrywającej moje piersi, surowy, zwierzęcy dźwięk jego głosu przy moim uchu. Zamknęłam oczy i oparłam się, przyciskając dłonie i czoło do szyby, pozwalając mocy wspomnień na obezwładnienie mnie. Odchrząknięcie za mną wyrwało mnie z mojej fantazji. - Pan Cullen - wysapałam, odwracając się. Nasze oczy spotkały się na chwilę i jeszcze raz uderzyła mnie jego uroda. Zrywając kontakt wzrokowy, rozejrzał się po pokoju. - Panno Swan - powiedział szorstkim głosem. - Będę miał prezentację dla innych kierowników na czwartym piętrze. - Słucham? - zapytałam nie ukrywając szoku w moim głosie. - Dlaczego miałby pan to robić? Zawsze używamy tego pokoju. I dlaczego nie powiedział mi pan tego wcześniej? - Ponieważ, panno Swan... - podsumował, opierając swoje pięści na stole, - ... ja jestem szefem. Ja ustalam zasady i ja decyduję gdzie i kiedy coś się dzieje. Może gdyby nie była pani zajęta marzeniami poza oknami, miałaby pani czas na wykonywanie swojej pracy. Poradzi sobie pani, panno Swan? - kontynuował, wpatrując się we mnie, czym ośmielił mnie do oddania ciosu. Podły sukinsyn. Gdzie ta przyklejana kaseta, gdy jej potrzeba? Rozgrzane do białości obrazy mnie, rozdzierającej jego gardło i obijającej kijem bejsbolowym jego czarny, lśniący, sportowy samochód, napełniły moje myśli. Zebrałam w sobie każdą kroplę kontroli, jaką miałam, by nie rzucić się przez stół i go nie udusić. Na jego twarzy pojawił się cień zadowolonego uśmieszku, a z każdą mijającą chwilą mojego milczenia, powiększał go coraz bardziej zadowolony z siebie. Ohhh… to o to chodziło. Z pewnością w tę grę mogły grać dwie osoby. - Oh, oczywiście, panie Cullen. Proszę niczym się nie martwić. Prowokowałam go, uśmiechając się słodko. - I tak w tym pokoju nic nigdy nie zajmuje dłużej niż kilka minut.
~ 24 ~
Cóż, to natychmiast starło zadowolenie z jego twarzy. Otworzył usta, aby odpowiedzieć i natychmiast je zamknął. Jego pięści zacisnęły się przy bokach, prawie się trząsł z wściekłości. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wyraźnie wściekłego; i bawiła mnie każda minuta. Staliśmy twarzami do siebie, oddzieleni dużym stołem; elektryczność trzaskała między nami. Jeszcze raz otworzył usta, żeby cos powiedzieć, ale zmienił zdanie. I bez słowa odwrócił się, wypadając z pokoju i trzaskając za sobą drzwiami. Nie byłam zdolna kontrolować śmiechu, wydobywającego się z moich piersi. Z kim ten dziad myślał, że rozmawia? Jeszcze raz sięgnęłam w dół, poklepując swój tyłek i uśmiechając się… majtki władzy. Czując się dosłownie pijana mocą, szybko zgarnęłam wszystko i umieściłam w pudełku, a następnie skierowałam się do windy. Mijając zakręt i wchodząc do pokoju, moje oczy natychmiast spotkały się z oczami pana Cullena. Siedział w swoim krześle, ręce złączył przed sobą i było oczywiste, że wciąż jest zły, pokazywały to jego ściągnięte brwi. Ale zaraz moją uwagę przykuła osoba stojąca obok mnie. - Pozwól, że ci pomogę, Bello - powiedział miłym, ojcowskim głosem, w czasie gdy rzucił swojemu synowi pełne wyrzutów, złowieszcze spojrzenie. - Dziękuję, panie Cullen - odrzekłam z wdzięcznością w głosie, gdy wziął ode mnie ciężkie pudełko. - Bella... - powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy, - ...ile razy mam cię prosić, żebyś mówiła do mnie Carlisle? - Postawił pudło na stole konferencyjnym i zajął miejsce obok swojego syna. Carlisle był tak samo przystojny, jak jego obaj synowie. Wysoki i szczupły, jednakże muskularny, dzielili te same rzeźbione rysy. Jego blond włosy siwiały odrobinkę na skroniach, ale i tak był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn jakiego widziałam. - Przepraszam, Carlisle - odpowiedziałam radośnie. - Co u Esme? - Uśmiech rozświetlił jego twarz, gdy pomyślał o żonie. - Wszystko w porządku. Wciąż mnie dręczy, żebym zaprosił cię do nas na obiad - dodał mrugając. Nie umknęło mojej uwadze, że pan Cullen parsknął cicho i przewrócił oczami. - Wkrótce. Obiecuję - odpowiedziałam z kiwnięciem głowy. - Przekaż jej moje pozdrowienia. Słysząc głośne kroki za sobą, nie byłam zaskoczona, czując ciepły pocałunek na moim policzku, wywołujący we mnie chichot. - Dzień dobry, Bello - powiedział Emmett. - Sorry ludzie, że się spóźniłem. Przypuszczałem, że mieliśmy się spotkać na twoim piętrze. Zaryzykowałam, spoglądając z zadowoleniem kącikiem oka i spotykając wzrok pana Cullena. Odwracając oczy, uśmiechnęłam się szeroko do Emmetta, gdy zaczęłam rozkładać materiały na stole. - Dzień dobry, panie Cullen. Jak się miewa pańska piękna żona? - Bella - zajęczał. - Proszę, mów do mnie Emmett. Pan Cullen to mój tata. I ten prostacki pierdziel. - Wskazał na swojego brata, który siedział i rzucał w niego piorunami w odpowiedzi. - Rose czuje się świetnie, jak zwykle. Chce żebyś jej
~ 25 ~
przedstawiła tę swoją koleżankę, która pracuje dla sławnego projektanta powiedział, gdy zajął swoje miejsce. - Oh, Alice? Oczywiście, Emmett. Powiedz, że zadzwonię do niej w tym tygodniu - dodałam, podając mu dokumenty. Poruszając się wzdłuż stołu, zatrzymałam się i położyłam kończącą prezentację broszurę przed moim idiotycznym szefem. - Proszę, panie Cullen - powiedziałam chłodno. Nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem, zaczął przekartkowywać swoje dokumenty. - Panno Swan - odpowiedział. - Proszę się upewnić, że projektor jest uniesiony i gotowy, zanim przyniesie pani kawę. - Cóż, nie będzie dzisiaj od niego żadnego „Mów mi Edward”. Kutas. Właśnie gdy miałam się odwrócić i wyjść, zatrzymał mnie żywiołowy głos Emmetta. - Oh Bella, gdy czekałem na was na górze, zalazłem na podłodze to. Spoglądając w dół, zobaczyłam dwa, wystylizowane na antyk, srebrne guziki spoczywające na jego wielkiej dłoni. - Mogłabyś popytać wkoło i popatrzeć czy żadna z innych asystentek ich nie zgubiła? Wyglądają na drogie. I jak do cholery, ktoś może zgubić dwa guziki z koszuli i tego nie zauważyć? - powiedział, chichocząc i potrząsając głową. Być może usłyszałam to tylko ja, ale przysięgam, że oddech opuścił mnie w słyszalnym sapnięciu. Totalnie zapomniałam o guzikach. - Um… tak… jasne, Emmett – wyjąkałam. - Emmett, mogę je zobaczyć? - Idiota nagle się wtrącił, odbierając guziki od brata. - Przecież, panno Swan - powiedział z podłym uśmieszkiem, - nie ma pani bluzki z takimi guzikami? I jak sobie przypominam, to znaczy nie jestem ekspertem, ale wyglądała na dosyć drogą. - Rozejrzałam się szybko po pokoju; Emmett i Carlisle wydawali się zwracać większą uwagę na rozmowę, niż epizod rozgrywający się przed nimi. Pan Cullen wstał i przeszedł dookoła stołu. Wziąwszy moją rękę, przebiegł palcem po wewnętrznej stronie ramienia, aż do dłoni, umieszczając w niej guziczki i zamykając ją wokół nich. Oddech uwiązł mi w gardle, serce biło głośno w mojej piersi. Poczułam twardnienie sutków i nagłą suchość w ustach. Pochylił się nade mną, jego gorący oddech owionął moje ucho, i szepnął: - To znaczy, nienawidziłbym myśli, że taka piękna rzecz mogła się zniszczyć. Naprawdę powinnaś spróbować być ostrożniejsza. Próbowałam zachowywać spokojną postawę, gdy wysunęłam swoją rękę z jego uścisku. - Dziękuję, panie Cullen - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby, zanim odszedł. Szybko ustawiłam projektor i zajęłam miejsce zanim zaczął spotkanie. Sukinsyn. W co on pogrywa? Tylko moment świadomości jego brata i ojca w naszej
~ 26 ~
rozmowie pozwoliłby im złożyć fakty. Bez względu na to, jak dobra byłam w moim fachu, pieprzenie się z szefem w sali konferencyjnej i na klatce schodowej nie pomogłoby mojej karierze. Przez całe spotkanie rzucaliśmy sobie spojrzenia; ja przesycone wściekłością, on zadowoloną próżnością. Też był zajebiście dobry w tym, co robił i wiedział o tym. Zbyt dobry. Spojrzałam w dół na dokumenty przede mną, możliwie jak najbardziej unikając patrzenia na niego. Gdy tylko spotkanie dobiegło końca, zgarnęłam swoje rzeczy najszybciej jak potrafiłam i wyniosłam się stamtąd. Ale tak jak się spodziewałam, siedział mi na ogonie przez cała drogę do windy, aż oboje przecisnęliśmy się do tylnej ściany. Stanęłam przed panem Cullenem, niepodważalnie wściekła za zrobienie ze mnie pośmiewiska w sali konferencyjnej. Dlaczego ta winda nie może się pośpieszyć i dlaczego ktoś z każdego pietra, zdecydował, że musi jej używać akurat teraz? Do czasu gdy dotarliśmy do jedenastego pietra, winda była prawie przeciążona. Kiedy drzwi się otworzyły i trzy osoby więcej postanowiło się wcisnąć, zostałam znacznie bardziej do niego przyciśnięta, moje plecy przy jego klatce i mój tyłek przy jego… o mój…. Poczułam resztę jego delikatnie usztywnionego ciała i usłyszałam, jak bierze ostry oddech; i pomimo, że przez moją łechtaczkę przechodziły dreszcze od kontaktu naszych ciał, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zemsta jest słodka, dupku. Przy czternastym piętrze było już wystarczająco wolnej przestrzeni, aby się poruszyć i pozwolić jednemu z folderów wyśliznąć się z mojego uścisku. - Ups, proszę mi wybaczyć, panie Cullen. Upuściłam coś - powiedziałam cicho i zaczęłam powoli zniżać się do podłogi, pozwalając mojemu ciału otrzeć się mocniej o jego szalejąca erekcję. Mój zadowolony uśmieszek powrócił, gdy powtarzałam moje ruchy z powrotem w górę, jego penis opierał się o mój tyłek. Dzięki za obcasy, Alice, pomyślałam do siebie, gdy dyskretnie na niego naparłam. - Bardzo przepraszam, sir. Odwzajemnił mi się tym samym i ledwie mogłam powstrzymać westchnięcie. Nie, Bella. Nie pozwolisz mu dotykać cię w ten sposób nigdy więcej, zrugałam się w myślach. Ale gdy poczułam przy mnie całą jego długość, poczułam rozprzestrzeniające się pomiędzy moimi nogami ciepło. To był odpowiedni moment na sprowadzenie go na kolana i uśmiechnęłam się na wspomnienie, które zaiskrzyło. Złośliwa myśl wpadła mi do głowy. Ale czy mogłam to zrobić? Zaryzykowałam zerknięciem do tyłu; ciskał we mnie błyskawicami. Oh tak, zdecydowanie mogłam to zrobić. Osiągnęliśmy piętnaste piętro i kilkoro ludzi więcej wyszło na zewnątrz. Nieznacznie się od niego odsunąwszy, zerknęłam do tyłu, aby upewnić się, że jego uwaga skupiona jest na mnie. Oczywiście, jego wzrok był skierowany dokładnie na mój tyłek. Doskonale. Biorąc głęboki oddech, skierowałam swoją rękę do brzegu sukienki, unosząc go i ukazując moje delikatne, czarne majteczki. Usłyszałam jego westchnienie i uśmiechnęłam się dumnie, opuszczając sukienkę, gdy drzwi do windy się otworzyły.
~ 27 ~
Szesnaste piętro. Jeszcze więcej ludzi wyszło, a ja jeszcze raz uniosłam spódnicę. Ponownie się odwracając, zobaczyłam, że jego oczy były dokładnie tam, gdzie chciałam. Dolną wargę umieścił między zębami, a jego oddech wyraźnie przyspieszył. Duży facet przede mną wybrał ten moment na cofnięcie się, przyciskając mnie znów do ciała Edwarda. Mocno. Moja praktycznie goła pupa w bezpośrednim kontakcie z jego przyrodzeniem. Wyciągając rękę, żeby ochronić mnie przed upadkiem, przycisnął mnie do siebie i zdławił jęk. To było takie zabawne. Byłam skłonna z niego drwić. Jak ci się to podoba, dupku? Nie jest tak fajnie, gdy ktoś z tobą pogrywa, prawda? - Boże, jestem taka niezdarna, panie Cullen - powiedziałam wpatrując się w niego. Jego oczy były ciasno zamknięte, a twarz zarumieniona. - Dobrze się pan czuje? Wygląda pan, jakby miał pan gorączkę. - Otworzył oczy i spojrzał na mnie z góry, nagle zaczęłam się zastawiać, czy to był taki dobry pomysł. Odchrząkując, rozejrzałam się dookoła, zostało tylko 5 osób, wliczając naszą dwójkę, i tylko dwa piętra do pokonania. Gdy drzwi ponownie się otworzyły, wszyscy wyszli. Jedno piętro i mogłabym opuścić dumnie windę, zostawiając jego zabójczą pałę za sobą. Jak tylko drzwi się zamknęły i winda ruszyła, usłyszałam warkniecie i zarejestrowałam szybki, nagły ruch, gdy pan Cullen przyłożył rękę do przycisku stopu na panelu kontrolnym. Jego oczy zwróciły się w moją stronę i były bardziej zielone, niż kiedykolwiek widziałam. - Zły ruch, panno Swan. - Zaśmiał się szyderczo i jednym, płynnym ruchem przysunął swoje ciało do mojego, unieruchamiając mnie przy ścianie windy i wpijając się w moje usta. Nasze języki walczyły, a nasze jęki napełniały cichą przestrzeń. - Nie ruszaj się – wydyszał odsuwając się. I mimo że chciałam powiedzieć mu, żeby się odpierdolił, moje ciało błagało, abym robiła cokolwiek powie. Sięgając do moich rozrzuconych dokumentów, wyrwał samoprzylepną karteczkę i umieścił ją na obiektywie kamery skierowanej na sufit. Przebiegł przeze mnie dreszcz oczekiwania, walcząc z nieustannym pragnieniem zatrzymania tego… tego czegoś między nami. Jeszcze nigdy nie byłam tak rozdarta. Nie chciałam z nim tego, ale każdy nerw w moim ciele, krzyczał pragnąc jego dotyku. Absolutnie nie mogłam zakwestionować tego, jak na mnie działał. Wrócił do mnie, a jego usta znów wzięły moje w swoje posiadanie i mimowolny jęk zadźwięczał w moim gardle, gdy jego twardy penis przycisnął się do mojego brzucha. Ciało zaczęło kierować się instynktami, noga owinęła się wokół jego, przyciskając mnie bliżej do jego podniecenia, ręce odnalazły drogę do jego włosów. Po chwili wzajemnego plądrowania naszych ust, odsunął się, a jego palce zręcznie przesunęły zapięcie przy mojej talii, sukienka rozpłynęła się przed nim na boki. - Bardzo, bardzo zły ruch - wykipiał przez zęby. Umieszczając ręce na moich ramionach, spojrzał w moje oczy i zsunął ze mnie tkaninę. Jego ręce chwyciły moje, obracając mnie, uniósł je i przycisnął moje dłonie do ściany. Stałam tak zwrócona do niego tyłem, mając na sobie tylko bieliznę, a kiedy się o mnie oparł poczułam
~ 28 ~
zdradziecką wilgoć zbierającą się w moich majtkach. Sięgając w górę, zdjął srebrną spinkę z moich włosów, pozwalając im opaść w dół na moje nagie plecy. Zacisnął na nich pięści i gwałtownie przechylił moją głowę na bok, uzyskując dostęp do szyi. Gorące, mokre pocałunki obsypały moje ramiona i skierowały się w dół kręgosłupa. Iskry elektryczności rozchodziły się wokół każdego cala skóry, którego dotknął błądząc po moich plecach. Poczułam, jak jego ręce chwytają i ściskają mój tyłek, podczas gdy gorący oddech owiał moje ucho. - Bardzo niegrzeczna dziewczynka. Zaskomlałam w zaskoczeniu, gdy jego ręka mocno zacisnęła się na moim pośladku, a moją jedyną reakcją był jęk przyjemności. Co on kurwa ze mną zrobił? Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Jednak tu byłam, dysząc ciężko w reakcji na jego brutalny dotyk. Wypuściłam powietrze w kolejnym bezdźwięcznym sapnięciu, gdy jego ręka zacisnęła się na tkaninie, skąpo okrywającej mój tyłek, jeszcze raz go zdzierając. - Spodziewaj się kolejnego rachunku, dupku. Zachichotał złowieszczo na moje wysapane warknięcie i usłyszałam, jak zaczerpnął powietrza w powolnym wdechu przez nos, gdy jego ciało znów na mnie naparło, a chłodna ściana przy moim biuście wywołała dreszcz. - Warte każdego centa. - Kurde, nadchodzi kolejny rozkoszny dreszcz. Okręcił rękę wokół mojej talii, przesuwając ją w dół brzucha, ześlizgując się coraz niżej, aż jego palec spoczął na mojej łechtaczce. - Zaczynam myśleć, że włożyła je pani tylko po to, aby mnie drażnić. - Nacisk jego dotyku, wywoływał u mnie gorące pragnienie, jego palce napierały i odpuszczały pozostawiając mnie w niedosycie. Wewnętrzna potrzeba narastała, wymagając jego dalszych kroków. - Lubisz się ze mną pieprzyć, prawda? Ty mała kokietko. - Przesuwając rękę niżej, jego palce zatrzymały się tuż przy moim wejściu, dolną częścią dłoni powoli masował moją nabrzmiałą łechtaczkę. - Pieprz się - wyjęczałam. Długie palce krążyły wokół mojego wejścia, drwiąc ze mnie, każdy ruch wywoływał jęk. - Oh, przecież tego chcesz, prawda? Jak poruszam się w tobie w tą i z powrotem, sprawiając, że dochodzisz. Chcesz tego, prawda, mała zadzioro? Zajęczałam, gdy jego palec w końcu we mnie wszedł, przyciskając mnie do niego tyłem. - Powiedz to, panno Swan. Powiedz, a dam ci to, czego chcesz. - Drugi palec dołączył do pierwszego, a doznania doprowadziły mnie do krzyku. Potrząsnęłam głową, ale ciało mnie zdradziło. Zamknęłam oczy, próbując oczyścić myśli, ale tego było zbyt wiele. Jego ubrane ciało przy mojej nagiej skórze, dźwięk jego surowego głosu i długie palce poruszające się we mnie balansowały mną na krawędzi. Sięgnąwszy drugą ręką w górę, stanowczo ściskał moje sutki przez przewiewny materiał stanika, a ja głośno jęknęłam. Byłam tak blisko. - Powiedz to! - burknął do mojego ucha, gdy jego kciuk krążył wokół mojej łechtaczki.
~ 29 ~
- Boże, tak - jęknęłam w końcu. - Chcę, żebyś mnie pieprzył. - Wypuścił niski, stłumiony jęk, a jego czoło spoczęło na moim ramieniu. Jego palce zaczęły poruszać się szybciej, kołysząc się i krążąc; rżnął mnie ręką. Oparł biodra o mój tyłek, a jego twardy penis ocierał się o mnie. - O Boże - zajęczałam, mięśnie zacisnęły się głęboko we mnie, każda moja myśl skupiała się na przyjemności, żebrząc o wolność. Rytmiczne dźwięki naszych westchnień i jęków zostały nagle uciszone przez piskliwy sygnał telefonu. Staliśmy, uświadamiając sobie gdzie byliśmy i odzyskując przytomność umysłu. Usłyszałam jak klnie, a potem się ze mnie wysunął. Dysząc, odwróciłam się by zobaczyć jak sięga po słuchawkę, umieszczoną w panelu kontrolnym. Chwyciłam z podłogi sukienkę i nasunęłam ją na ramiona, zapinając suwak drżącymi rękami. - Tak - odezwał się do słuchawki, wpatrywaliśmy się w siebie z przeciwnych stron windy. - Rozumiem… Nie, wszystko z nami w porządku… - Pochylił się powoli, zabierając z podłogi windy moje podarte i bezużyteczne majtki. - Nie, po prostu się zatrzymała - kontynuował, trąc tkaninę miedzy palcami. - Nic się nie stało - zakończył, odwieszając słuchawkę. Za cholerę nie mogłam uspokoić oddechu, a całe moje ciało chciało kontynuować. Winda szarpnęła, gdy zaczęła powoli znów sunąć w gorę. Zerknął w dół na koronkę w jego ręku i znów na mnie. Zamykając oczy, podsunął materiał do nosa i głęboko się zaciągnął. Otworzył je, spotykając raz jeszcze moje spojrzenie, uśmiechnął się, odsuwając się od ściany i podchodząc do mnie. Oparł rękę na ścianie obok mojej głowy, pochylił się i szepnął do ucha, - Pachniesz tak dobrze, jak smakujesz. - Zatkało mnie, powietrze uciekło z moich płuc. - A to... - powiedział, wskazując na moje majtki w jego dłoni, -...jest moje. Dźwięk windy zasygnalizował, że jesteśmy na naszym piętrze. Gdy drzwi się otworzyły, bez słowa wsunął materiał do kieszeni marynarki i wyszedł. Cóż, chyba wiem gdzie się podziała moja bielizna.
~ 30 ~
4. La Perla Panika. Uczucie, które ogarniało mnie, gdy biegłem do swojego gabinetu, może być opisane tylko jako czysta panika. Nie mogę uwierzyć, że znowu sobie na to pozwoliłem. Będąc z nią sam na sam w tym malutkim, stalowym więzieniu; jej zapach, jej głos, jej dotyk raz jeszcze oddały mnie pod jej władanie. Jasne, może i wyglądałem na spokojnego i opanowanego, nawet zadowolonego i mającego wszystko pod kontrolą, ale każda cząstka mojego ciała była rozdarta od środka. Ta kobieta miała nade mną władzę, niepodobną do czegokolwiek, co wcześniej doświadczyłem. Wreszcie stosunkowo bezpieczny w swoim gabinecie, opadłem na skórzaną sofę. Pochylając się, z łokciami na kolanach, mocno chwyciłem włosy, chcąc uspokoić siebie i swoją erekcję. - Kurwa! - zawołałem w pustym pokoju. Było źle, a robiło się jeszcze gorzej, wiedziałem o tym. Od momentu, w którym przypomniała mi o tej porannej konferencji, wiedziałem, że za cholerę nie będę mógł sformułować nawet jednej spójnej myśli, nie wspominając o przeprowadzeniu całej prezentacji, w tej pierdolonej sali konferencyjnej. I mogłem zapomnieć o siadaniu przy tym stole. Nigdy nie będę zdolny siąść tam i nie przypominać sobie, jak to było mieć ją przed sobą. Już samo wejście tam i obserwowanie jej, opartej o okno, głęboko zamyślonej, wystarczyło, by mój penis drgnął. Ale w tym samym czasie odwróciła się i zobaczyłem tę seksowną czekoladowo-brązową sukienkę, w tym samym, ciepłym odcieniu brązu, co jej oczy, i ten rumieniec, wywołany przyłapaniem jej na snuciu marzeń; stałem na baczność. Wymyśliłem jakąś gównianą historyjkę o przeniesieniu spotkania na inne piętro i, oczywiście, chciała wyjaśnień. Dlaczego ona zawsze musiała mi się stawiać? Więc, będąc palantem, którym zresztą jestem, przypomniałem jej, kto tu jest szefem. Ale czy to podziałało? Ni cholery. Odpłaciła mi się tym samym, jak zawsze gdy się kłóciliśmy. Ale nie tylko; zasugerowała, że moje dokonania były mniej niż zadawalające. Z pewnością nie brzmiała tamtej nocy na niezadowoloną na stole czy przy szybie, albo na schodach, jeśli o to chodzi. Kurwa. To mi nie pomaga. Więc, kiedy w końcu zeszła na dół do pokoju konferencyjnego, byłem gotowy. Byłbym potępiony, gdybym pozwolił jej osiągnąć przewagę przy pomocy Emmetta, wchodzącego do środka z guzikami od tej bluzki, i chociaż wiedziałem, że naprawdę nie powinienem robić tego przy nich, skupiłem się tylko na sposobności do rewanżu. Przez całą prezentację zauważalnie wrzała, a potem wymeldowała się z pokoju. Dałem jej tylko to, co jej się należało, za myślenie, że może iść ze mną łeb w łeb. Ale potem ta pieprzona winda… Lekko podskoczyłem, gdy na zewnątrz biura rozległ się głośny łoskot, wyrywający mnie z zamyślenia. Powtórzył się. Dwa razy. Co tam się, do cholery, dzieje? Wstałem z kanapy i skierowałem się do drzwi, a otwierając je zobaczyłem
~ 31 ~
pannę Swan, rzucającą teczki z dokumentami na biurko, odrobinę mocniej niż to było konieczne. Skrzyżowałem ręce i oparłem się o framugę drzwi, obserwując ją przez moment. Jej widok, takiej wyprowadzonej z równowagi, nie był najlepszym czynnikiem łagodzącym pulsowanie w moim przyrodzeniu. - Panno Swan, chcę panią widzieć w moim gabinecie. Teraz. Odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć i nieznacznie zwęziła oczy. - Ależ oczywiście, panie Cullen - warknęła opryskliwie, lecz tym miodowo słodkim tonem, który doprowadził moją krew do wrzenia, podczas gdy dostojnym krokiem weszła do pokoju. Gwałtownym pchnięciem zamknąłem drzwi i podszedłem do niej. - Czy byłaby pani tak miła i powiedziała jaki ma problem? - Może pan sprawdzi swoją kieszeń - wysyczała, a potem kładąc dłonie na mojej piersi, brutalnie mnie odepchnęła. Straciłem równowagę i wylądowałem na kanapie, a ona momentalnie usiadła na mnie okrakiem. Z wściekłością wpiła się w moje usta i poczułem, że robię się jeszcze twardszy, gdy się na mnie oparła. - Jeszcze jakieś pytania? Moją jedyną reakcją było głębokie warknięcie, podczas gdy chwyciłem jej tyłek i przycisnąłem ją mocniej do siebie, miażdżąc swojego odzianego penisa jej gołą cipką. Zaczęła mnie pocierać, ruszając biodrami, a moja głowa opadła na oparcie sofy. Ta kobieta chciała stać się moją zagładą; jakakolwiek determinacja, którą miałem, teraz kompletnie zniknęła. - Myślę, że mamy jakieś niedokończone interesy, które wymagają naszej natychmiastowej uwagi, panie Cullen - powiedziała poważnym i zmysłowym głosem, którego nie słyszałem jeszcze u żadnej kobiety, o niej samej nie wspominając. Szarpnęła zębami moją dolną wargę, nim ze mnie zeszła; otworzyłem oczy, aby obserwować jak przechodzi przez pokój w stronę drzwi. Ta dziwka zamierza teraz wyjść? Zaskoczył mnie dźwięk przekręcanego zamka, a kiedy zatrzymała swe oczy na moich, szał i żądza szalejące w tych czekoladowych głębiach, prawie wprowadziły mnie w trans. – Zdaje się, że ma pan tam jakiś problem - zawarczała, kiedy jej wzrok przeskoczył z moich oczu, na wybrzuszenie w spodniach. Pieprzona mała uwodzicielka. Warknąłem głęboko i chwyciłem jej talię, siłą kładąc ją na kanapę i kierując swój palec w okolice jej wejścia, krążąc nim dookoła; drażniąc się z nią. - Zdaje się, że pani także, panno Swan - odpowiedziałem chrapliwie i włożyłem w nią palec, uwalniając z niej jęk. Pochyliłem się, aby pocałować ją mocno i obezwładnić jej wargę swoimi zębami, gdy cofnąłem rękę. - Ale nie pieprzę się w swoim biurze. - Bzdury - odwarknęła sfrustrowana, a jej głos stał się mocniejszy przez ogarniające ja podniecenie. - Zrobisz coś i skończysz to, co zacząłeś. Poczułem, że jej ręce sięgają do moich włosów, a następnie popchnęła mnie w dół, między swoje nogi. Zapach jej podniecenia był jak szampan i zanim jakakolwiek myśl zdążyłaby przejść przez mój umysł, wziąłem jej nabrzmiałą łechtaczkę między wargi. Obserwowałem jej piękne piersi, poruszające się gwałtownie w ciężkim
~ 32 ~
oddechu, kiedy powolnymi, drażniącymi ruchami prowadziłem swój język wzdłuż wrażliwego miejsca. Poruszyła łydką przy moim penisie, wywołując bolesne pulsowanie. Nie przerywając swojego zadania, szybko zająłem się paskiem i spodniami. Gdy w końcu wycofałem z niej usta, przysunąłem swojego, teraz nieskrępowanego, penisa do jej kostki. - Jeśli dobrze pamiętam, panno Swan, ja tego nie zacząłem. Myślę, że może to pani powinna skończyć to, co zaczęła. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się szyderczo i bez słowa obróciła się tak, że jej głowa znajdowała się w okolicach mojej miednicy. Przejechała językiem po spodzie mojego przyjaciela i jej przenikliwe spojrzenie spotkało moje oczy. – Ale, dlaczego miałabym zrobić coś takiego? Uniosłem brew i sięgnąłem ręką między jej nogi, szybko podrażniłem jej łechtaczkę, a delikatność tego ruchu doprowadziła ją do cichutkiego skomlenia. - Ja się nie wymiguję; ty także. - Bo jesteś egoistycznym… - znów zawarczała, zanim jej przerwałem, pochylając się i szarpiąc zębami jej łechtaczkę. - Pieprz się. Przez ułamek sekundy znów myślałem, że zamierza wstać i odejść, a część mnie nawet tego chciała. Ale chwilkę później, kiedy jej usta zamknęły się wokół mnie, jakikolwiek ślad po tej myśli zaginął. Cholera, dlaczego to musiało być takie zajebiście przyjemne? Umieściła rękę poniżej swoich warg i poruszała nią zgodnie z ich szaleńczym ruchem. - O cholera - wysyczałem i zamknąłem usta wokół jej kobiecości, podtrzymując uda po obu stronach mojej twarzy. Nasze biodra zaczęły się kołysać, pragnąc spełnienia. Bella rozsunęła nieco nogi, a ja okrążyłem ręką jej udo, żeby znów wsunąć w nią palec. Jej jęk wprawiał w wibracje mojego przyjaciela i o mało co nie odpłynąłem. A po drżeniu jej nóg, było oczywiste, że też jest blisko. Dołączyłem drugiego palca i zacząłem szybko posuwać ją ręką, gdy mój język i usta dostarczały wystarczająco dużo ssania i nacisku, aby przyspieszyć jej ruchy przy moim przyrodzeniu. Powoli jeszcze bardziej rozsunęła nogi, przyciskając do siebie mocniej moją twarz; dopóki nie usłyszałem jej przytłumionego pisku, gdy porzuciła granice świadomości. Jej biodra drżały, kiedy wzmocniłem ruchy, doprowadzając ją do szaleństwa; wiedziałem że od mojego spełnienia dzieliły mnie tylko sekundy. - Bella? - Usłyszałem zza drzwi głos mojego ojca i właśnie kiedy miałem kończyć, dziewczyna poderwała się z kanapy. Rozległo się pukanie do drzwi, kiedy przygładzała sukienkę, a ja doprowadzałem do porządku swoje spodnie. - Edward? Idealne wyczucie czasu, tato, narzekałem w myślach, kiedy wstałem i skierowałem się w stronę biurka, by przy nim usiąść. Mój penis cierpiał teraz poważnie, choć wydawałoby się, że głos ojca natychmiastowo odsunie podniecenie, ale byłem twardy odkąd tylko zobaczyłem ją dziś rano przy oknie w sali konferencyjnej. To się stawało po prostu śmieszne.
~ 33 ~
Rzuciła mi triumfujący uśmieszek, na który odpowiedziałem piorunującym spojrzeniem, gdy otworzyła drzwi. - Panie Cullen, to znaczy, Carlisle. Właśnie wychodziłam. Obserwowałem twarz mojego ojca, która stężała w wyrazie troski, kiedy na nią spojrzał. - Bello, kochanie. Dobrze się czujesz? Wyglądasz na rozpaloną. Przyglądałem się, jak podniosła rękę do czoła i odchrząknęła. - Wiesz, rzeczywiście nie czuję się zbyt dobrze. To był długi poranek. Zerknęła na mnie figlarnym spojrzeniem, które przypadkowy obserwator mógłby przeoczyć. - Właściwie zamierzam wziąć wolne na resztę dnia, panie Cullen. Odzyskać siłę. Ty pieprzona dziwko, chciałem na nią krzyczeć, ale musiałem się powstrzymać, dopóki mój ojciec był w pokoju. Zacisnąłem pięści pod biurkiem; nie byłem pewny kto nienawidził jej bardziej - ja czy moje jaja. - Masz jeszcze ten duży projekt, no wiesz - warknąłem. - Może być przełożony na następny dzień. - W odpowiedzi wzruszyła obojętnie ramionami. - Efektów oczekiwałem dzisiaj, panno Swan. - Ostrzegawczo zazgrzytałem zaciśniętymi zębami. Ojciec skierował na mnie swój wzrok. - Jestem pewny, że poradzisz sobie ze wszystkim, co musi być zrobione, Edwardzie. Nie pomagasz, tato. Naprawdę nie pomagasz. Odwrócił się do niej ponownie z tym delikatnym, ojcowskim uśmiechem. - Idź śmiało, słońce. - Dziękuję, Carlisle, - odpowiedziała, uśmiechając się słodko, a potem spojrzała na mnie i szorstko skinęła głową. - Panie Cullen. Obserwowałem ją, aż do momentu gdy mój ociec zamknął za nią drzwi i spojrzał na mnie prawie jakby mnie ochrzaniał. - Co? - zapytałem sfrustrowany, dyskretnie przesuwając biodra gdy jej tyłek, obserwowany przeze mnie, zniknął z pokoju. - Nic by ci się nie stało, gdybyś był dla niej trochę milszy, Edwardzie Podszedł do mnie i siadł na krawędzi biurka. - Jesteś szczęściarzem, że ją masz, wiesz o tym. Przewróciłem oczami i pokręciłem głową. - Gdyby jej osobowość była tak urokliwa jak mózg, nie mielibyśmy problemu. - Przerwał mi swoim spojrzeniem; opadłem pokonany na oparcie fotela. - Inaczej cię wychowywaliśmy, Edwardzie - powiedział surowo i wstał. - W każdym bądź razie dzwoniła twoja matka i powiedziała, żebym ci przypomniał o dzisiejszym obiedzie. Emmett i Rose przyjdą z dzieckiem. Poczułem, że kącik moich ust drgnął na wzmiankę o bratanicy, jednak ojcu po prostu przytaknąłem głową.
~ 34 ~
- Pamiętam, przyjdę. Skierował się w stronę drzwi, ale spojrzał na mnie zanim je zamknął. - Nie spóźnij się; wiesz że matka tego nienawidzi. - Dobrze, obiecuję! - odpowiedziałem, lekko rozdrażniony, kiedy tata zamykał drzwi chichocząc. Wiedział jak nikt, że nie zniósłbym spóźnienia się na cokolwiek, nawet coś tak zwyczajnego jak rodzinny obiad. Emmett, z drugiej strony, spóźniłby się na swój własny pogrzeb. Ale teraz, patrząc przed siebie na całą pracę, którą ona zostawiła, nie miałem pojęcia jak mógłbym wyjść stąd na czas; nie wspominając o dodatkowym zadaniu, którego również nie dokończyła, a które mogło pochłonąć moją przerwę obiadową. Musiałem wyrzucić ją z mojego umysłu w jakikolwiek możliwy sposób. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem to, co zostało po jej majtkach; gotowy włożyć je do szuflady razem z innymi, kiedy zwróciłem uwagę na metkę. Agent Provocateur. Faktycznie, nie wyglądały na tanie, ale nie była to też jakość Fredericks of Hollywood. Sporo na nie wydała. I to rozpaliło moją ciekawość. Otworzyłem szufladę i przyjrzałem się pozostałym dwóm parom. La Perla. Cholera, ta kobieta naprawdę dbała o dobór swojej bielizny. Może powinienem kiedyś wpaść do tego sklepu w centrum i przynajmniej zobaczyć ile ją kosztuje ta moja mała kolekcja. Wolną ręką przeczesałem włosy i cisnąłem skrawki materiału z powrotem do szuflady, zatrzaskując ją. To była ostatnia rzecz, o której chciałem teraz myśleć. Tak bardzo jak próbowałem, nie mogłem skupić się na tej cholernej robocie. Nawet po rytuale w czasie przerwy na lunch, wciąż nie potrafiłem odciągnąć myśli od wydarzeń dzisiejszego poranka. Około trzeciej byłem wrakiem człowieka i wiedziałem, że po prostu muszę się stąd wyrwać. Dotarłem do windy i nieznacznie jęknąłem, wybierając zamiast niej schody. Jednak to nie było dużo lepsze; jedynie nie tak świeże w mojej pamięci. Zatrzymując się pod domem moich rodziców, błyskawicznie poczułem, że moje napięcie lekko opadło. Wchodząc do kuchni, uderzyły mnie aromaty potraw mojej mamy oraz radosna paplanina i śmiech rodziców, dochodzący z jadalni. - Edward - Mama powiedziała śpiewnym tonem, gdy wkroczyłem do pokoju. Schyliłem się i pocałowałem ją w policzek, pozwalając jej spróbować przygładzić moje niesforne włosy. - Te twoje włosy - drażniła się ze mną czule. - Wciąż tak nieokiełznane, jak wtedy gdy byłeś mały. - Wiem, mamo - odpowiedziałem, szczerząc zęby; rozmowa, przez którą przechodziliśmy za każdym razem. - Po prostu się poddałem. – Odebrałem od niej dużą miskę, by umieścić ją na stole, przy okazji kradnąc marchewkę i chichocząc, kiedy mnie przyłapała. - Gdzie moja dziewczynka? - zapytałem, rozglądając się po pokoju. - Jeszcze ich nie ma - odpowiedział tata i wszedł do pokoju. - Znasz brata, zawsze się spóźnia. - Oczywiście, że go znałem. Z Emmettem było wystarczająco źle, a dorzucając jego żonę i córkę, dobrze, że ogóle wyszedł z domu, nie wspominając o byciu na czas.
~ 35 ~
- Cóż, lepiej żeby się pośpieszyli - dodałem, porywając jeszcze jedną marchewkę i robiąc unik, gdy mama zamachnęła się by uderzyć mnie w rękę. - Nie dostanę dziś wystarczająco dużo czasu, żeby się nią nacieszyć, a jestem zachłanny. - Oh, Edward, jesteś przy niej taki radosny... - Zaczęło się. - Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale gdybyś tylko się ustatkował, mógłbyś mieć własną gromadkę, biegającą dookoła. - Moje gniewne spojrzenie zatrzymało tok jej myśli, zanim się rozkręciła i wróciła do nakrywania stołu. Dwadzieścia minut później, dało się słyszeć odgłosy zamieszania docierające od drzwi wejściowych, więc rzuciłem się w tamtym kierunku, by ich spotkać. Małe, niestabilne ciało z przyklejonym szczerbatym uśmiechem, niezwłocznie zaczęło okładać pięściami moje kolana. - Wuncle Weddie! - zapiszczał szeroki uśmiech. - CareBear! - zakwiczałem zaraz za nią, podrywając w górę małą dziewczynkę i zasypując całusami jej policzki. - Boże, jesteś ohydny - jęknął Emmett, gdy mnie mijał. - Oh, jakbyś powinien się odzywać, tatuśku - powiedziałem, uderzając go pięścią w ramię. - Według mnie obydwaj powinniście się zamknąć. - Rosalie wtrąciła się swobodnie, wzruszając ramionami i podążając za swoim mężem do jadalni. Rose i Emmett pobrali się dwa lata temu, a rok później urodziła się Carrington. Była pierwszą wnuczką i księżniczką rodziny. Dzięki srebrzystym włosom i miękkim, delikatnym rysom twarzy, była wykapaną mamą. Jedynym śladem Cullenów były oczy. Miała takie same zielone tęczówki jak ja, odziedziczone po moim ojcu. Poza tym, była w zupełności Hale. Wszyscy usiedli i rozpoczęliśmy obiad. Jak zwykle, Carrington wolała siedzieć na moim kolanie niż swoim krześle, więc próbowałem jeść wokół niej, robiąc co w mojej mocy, aby uniknąć jej „pomocy”. - Edward, chciałam cię o coś prosić. Czy mógłbyś zaprosić Bellę na obiad w przyszłym tygodniu i zrobić wszystko co w twojej mocy, aby przekonać ją, żeby przyszła? - Przewróciłem oczami, zanim spojrzałem na mamę i otrzymałem od ojca kopniaka w goleń. - Dlaczego wszyscy tak nalegają, żeby ją tu sprowadzić? - Wiedziałem, że mój głos był prawdopodobnie odrobinę zbyt głośny i wysoki i nie pasował do rodzinnego obiadu, ale byłem już naprawdę zmęczony tą rozmową. - Edward, wiesz, że nie ma tu żadnej rodziny. Jest zupełnie sama w obcym mieście i... - Mamo - przerwałem. - Mieszka tu od czasu studiów. To już nie jest dla niej obce miasto. - Jak mówiłam, - kontynuowała z nutą upomnienia w głosie, - żyje sama, a jest taką śliczną dziewczyną i chciałabym jej kogoś przedstawić. - Mój widelec zatrzymał się w połowie drogi, kiedy te słowa do mnie dotarły. Chciała ją z kimś umówić. Cóż, to było dziwne. Poczułem coś ściskającego moją klatkę piersiową, ale nie byłem pewny, co to było. Gdybym musiał to nazwać, to może… złość?
~ 36 ~
Dlaczego miałbym być zły, że moja mama chciała umówić z kimś pannę Swan? Może dlatego, że pieprzysz jej tępy tyłek. No może nie pieprzysz, a pieprzyłeś… dwa razy. „Pieprzysz ją” oznaczałoby, że zamierzam to kontynuować. Oh, no i molestowałem ją w windzie, i uprawialiśmy seks oralny w moim gabinecie. Wow, patrząc na to z tej perspektywy to zabrzmiało naprawdę źle. Odchrząkując i próbując oczyścić głos z jadu, odpowiedziałem. - Jasne mamo. Porozmawiam z nią. Ale nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Pozbędzie się uroku, jak tylko przyjdą i to wyraźnie zamknie sprawę. - Wsadziłem do ust kolejny kęs. - Wiesz, Edziu? - Mój brat postanowił się wtrącić. - Chyba wszyscy zgodzą się, że jesteś jedynym, dla którego wydaje się nieprzyjemna. - Rozejrzałem się wokół stołu, marszcząc brwi na głowy przytakujące i zgadzające się z moimi idiotycznym bratem. Przenosząc gniewne spojrzenie z powrotem na Emmetta, zobaczyłem że przywdział zaskakująco zadowolony wraz twarzy. Świetnie, teraz i tutaj ze mną zadzierała. Na resztę wieczoru składało się więcej kazań o tym, że muszę spróbować być milszy dla panny Swan, i za jak cudowną ją uważali, i jak bardzo spodobałby jej się syn najlepszej przyjaciółki mojej mamy, Mike. Taa, jasne. Rozmawialiśmy też o spotkaniach, które mieliśmy nakreślone na ten tydzień. Jedno z nich, dosyć duże, było zaplanowane na czwartkowe popołudnie i miałem tam towarzyszyć ojcu i bratu. Wiedziałem, ze moja asystentka miała już wszystko zaplanowane i gotowe. Jedyną rzeczą, której mogłem być pewien, to to, że zawsze była dwa kroki przed wszystkimi moimi wymaganiami. Ta myśl, z jakiś powodów, pozostawiła mnie z nagłym uczuciem ciepła. Odchodząc obiecałem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby namówić ją na wizytę w domu moich rodziców, ale szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, kiedy znowu ją spotkam. Miałem zebrania i spotkania rozrzucone po całym mieście przez kilka następnych dni i nawet gdybym zobaczył ją przez krótką chwilę, wpadając, lub wypadając z biura, absolutnie nie miałem ochoty rozmawiać z nią po dzisiejszym małym incydencie. Czwartek. Wpatrując się z wściekłością w korek, którym wlekliśmy się wzdłuż South Michigan Avenue, zastanawiałem się, czy mój dzień może się poprawić. Cholernie nienawidziłem stać w korkach. Biuro mieściło się tylko kilka budynków stąd i na poważnie rozważałem, poproszenie kierowcy o wycofanie samochodu, żebym mógł wysiąść i pójść pieszo. Zerkając na zegarek, zauważyłem, że było już po szóstej i zdołaliśmy przejechać 3 przecznice w dwadzieścia minut. Cudownie. Zamykając oczy oparłem głowę na oparciu siedzenia i podsumowałem spotkanie, z którego właśnie wracałem.
~ 37 ~
Nic nie poszło szczególnie źle; właściwie było całkiem dobrze. Nasze propozycje zrobiły wrażenie na klientach i wszystko odbyło się bez komplikacji. Wydawałem się tylko być w zajebiście złym nastroju. Emmett nie omieszkał zwracać mi uwagi co piętnaście minut przez ostatnie trzy godziny, że zachowuję się jak humorzasty nastolatek i do czasu, w którym kontrakt został podpisany, miałem ochotę go zatłuc. Za każdym razem kiedy tylko miał możliwość, pytał o co mi chodzi i szczerze mówiąc, nie mogłem go za to winić. Musiałem przyznać, że przez ostatnich kilka dni zachowywałem się jak pieprzony dupek. I jak dla mnie, o czymś to świadczyło. Oczywiście Emmett uważał, że zna wszystkie odpowiedzi i stwierdził, że musiałem się z kimś przespać. Boże, gdyby tylko wiedział. Minęły dwa dni. Tylko dwa pieprzone dni, od kiedy ta dziwka wyszła z mojego gabinetu, zostawiając mnie twardego jak skała, ze śmiertelnym bólem jąder, gdy byłem w totalnej rozsypce. Zachowywałem się, jakbym nie zaliczył od kilku miesięcy. Ale nie, dwa czy trzy dni nie dotykania jej i czułem się jak pierdolony szaleniec. Samochód znów się zatrzymał i myślałem, że zaraz zacznę krzyczeć. Zerkając przez przyciemnianą szybę, zdałem sobie sprawę gdzie się zatrzymaliśmy; tuż przed butikiem artykułów bieliźniarskich La Perla. Wysiadłem z samochodu, zanim zdążyłem nawet o tym pomyśleć. Stojąc na krawężniku i czekając na możliwość przejścia, zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia, co robię. Jaki był sens wchodzenia do środka? Co zamierzałem zrobić? Kupić coś czy tylko poddać się torturom? Gdy dotarłem do drzwi pocieszyłem się jedną myślą; przynajmniej będę miał trochę nowego materiału do doprowadzania się do rozkoszy. Boże, to było zajebiście chore. Wszedłem do eleganckiego sklepu i natychmiast ogarnęło mnie poczucie, że znam to miejsce. Podłogi były wykonane z miodowo-złotego drewna, z sufitu zwisały długie, walcowate żyrandole, skupiające się w grupkach rozmieszczonych po całym dużym pomieszczeniu. Przydymione światło wypełniało całą przestrzeń, dając delikatną, intymną poświatę i oświetlając stoły i półki z drogą bielizną. Ale owo uczucie, jeśli mam być szczery, pochodziło z samych artykułów. Coś w delikatnej koronce i satynie przypominały mi aż za bardzo znajome pożądanie, które odczuwałem w stosunku do niej. Przebiegając palcami wzdłuż zastawionego stołu niedaleko wejścia do sklepu, zorientowałem się, że już zdążyłem zwrócić uwagę personelu. Wysoka, piękna, jednak zbyt wymalowana blondynka pojawiła się przede mną. - Witamy w La Perla - powiedziała radośnie. - Czy jest coś, co mogę panu pomóc dzisiaj wybrać? Może prezent dla żony? Może dziewczyny? - dodała z nutą flirtu w głosie. - Um… Nie, dziękuję - odpowiedziałem, nagle czując się idiotycznie będąc tu. - Tylko oglądam. - Rozejrzałem się szybko dokoła, ale zdążyłem zauważyć jak taksuje mnie wzrokiem z góry na dół. - Jeśli zmieni pan zdanie proszę dać mi znać - powiedziała mrugając okiem, zanim odwróciła się i skierowała z powrotem do lady. Z podziwem obserwowałem
~ 38 ~
jak odchodziła i natychmiast oburzyłem się, że nawet nie zamierzałem spytać o jej numer. Kurwa. Nie byłem totalną dziwką, ale piękna kobieta flirtowała ze mną w sklepie z bielizną i nawet nie pomyślałem, żeby odwdzięczyć się jej tym samym. Jezu Chryste. Co do cholery było ze mną nie tak? Przeczesując ręką włosy, zdecydowałem, że najwyższy czas ocenić sytuację. Musiałem stanąć twarzą w twarz z faktem, że kompletnie się nie kontrolowałem. Jedno spojrzenie na moje położenie tylko mnie w tym upewniło. Wszystko o czym myślałem, to seks z tą kobietą i to mnie strasznie wkurwiało. Miałem się właśnie odwrócić i wyjść, kiedy coś przykuło mój wzrok. Pozwoliłem swoim palcom przebiec po seksownych, czarnych koronkowych paskach do podwiązek na stojaku. Nie zdawałem sobie sprawy, że kobiety naprawdę noszą takie rzeczy poza sesjami zdjęciowymi do Playboy’a, zanim nie zacząłem pracować z nią. Zapamiętałem moment, gdy siedziałem obok niej na spotkaniu podczas naszego pierwszego miesiąca wspólnej pracy. Założyła nogę na nogę i przesunęła się w taki sposób, że jej spódnica podjechała w górę, ukazując delikatne, białe paski przymocowane do pończoch. Musiałem wtedy spędzić lunch w swoim gabinecie… - Coś ci się spodobało? - Odwróciłem się przestraszony, słysząc znajomy głos dochodzący zza moich pleców. Cholera. Panna Swan. Nigdy jej takiej nie widziałem. Wyglądała modnie, jak zwykle, ale zupełnie swobodnie. Miała na sobie, jestem pewny, że bardzo drogie, dżinsy i czerwony, obcisły top. Włosy związała w seksowny kucyk, a bez zbytniej ilości makijażu i okularów wyglądała na niewiele starszą niż 20 lat. - Co ty tu do cholery robisz? - A co cię to, kurwa, obchodzi? - odwarknąłem. - To jak? Nie wystarcza ci moja bielizna, musisz jeszcze dokupić coś do swojej kolekcji? - Wpatrywała się we mnie, przypominając mi, że podwiązka jest wciąż w moich rękach. - Panno Swan, ja... - W każdym razie, co dokładnie z nimi zrobisz? Masz je schowane gdzieś nieco na uboczu, jak trofea z twoich drobnych zwycięstw? Pieprzony zboczeniec. - Jej ręce skrzyżowały się na klatce piersiowej, dociskając jej piersi i unosząc je ponad czerwoną bluzkę. Moje oczy opadły prosto na jej cycuszki i poczułem, że twardnieję. - Jezu Chryste - powiedziałem kręcąc głową. Prawie się roześmiałem, gdy zauważyłem, że znowu skaczemy sobie do gardeł. - Dlaczego cały czas musisz być taką pieprzoną suką? - krzyknąłem na nią. Czułem, że dosłownie trzęsę się w furii. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto wywoływałby u mnie takie zachowanie. - Przypuszczam, że po prostu wydobywasz ze mnie to, co najlepsze powiedziała gniewnie. Pochyliła się; jej klatka piersiowa prawie dotykała mojej. Rozglądając się dookoła, zauważyłem, że zwracaliśmy na siebie uwagę wszystkich ludzi w sklepie. - Słuchaj - powiedziałem, próbując się skupić. - Może byś się tak uspokoiła i ściszyła trochę głos. - Wiedziałem, że muszę niedługo stąd spadać, zanim znów coś
~ 39 ~
się stanie. Bo z jakiegoś chorego powodu, kłótnie z tą kobietą zawsze kończyły się pełną erekcją i jej majtkami w mojej kieszeni. - Chodź ze mną - wykipiała i chwyciła moje ramię, popychając mnie w kierunku tyłów sklepu. Gdy szła przede mną, jej tyłek natychmiast przyciągnął mój wzrok i musiałem stłumić jęk. Pociągnęła mnie za rękę i pchnęła za drzwi; zdałem sobie sprawę, że jesteśmy w przymierzalni. Najwyraźniej była tu przez jakiś czas, ponieważ były tam wieszaki z różnymi typami bielizny, zawieszone na haczykach wystających ze ścian oraz stosik majtek na aksamitnej kozetce przy ścianie. Muzyka płynęła przez górne głośniki i ucieszyłem się, że nie będę musiał się tak bardzo martwic o utrzymywanie ciszy, kiedy będę ją dusił. Zamknęła duże, lustrzane drzwi naprzeciw kozetki i stanęła z zamkniętymi oczami, każdy mięsień jej ciała zdawał się być napięty i podenerwowany. - Śledził mnie pan? - zapytała wpatrując się we mnie gniewnie. - Co? - Prawie krzyczałem. - Dlaczego, do cholery, miałbym to robić? - Więc mam rozumieć, że przypadkiem myszkował pan w sklepie z damską bielizną. Troszkę zboczona rzecz, którą robi pan w wolnym czasie, tak, panie Cullen? - Boże, jesteś pierdoloną dziwką - Uśmiechnąłem się do niej szyderczo. Ale nawet gdy wypowiedziałem te słowa, nasze ciała przysuwały się do siebie, a nasze oddechy przyspieszały. - Wiesz? Dobrze, że masz takiego dużego penisa, który jest rekompensatą za twoją pieprzoną gębę - odgryzła się; jej oczy przebiegły po moim ciele zanim znów napotkały twarz. - Oh tak? - powiedziałem, przysuwając się jeszcze bliżej i opierając ją o ścianę przymierzalni. - Nie słyszałem, żebyś skarżyła się na moje usta tamtego dnia w moim gabinecie, panno Swan. Co, jak sądzę, oznacza, że teraz to pani ma u mnie dług. Jej pierś falowała, kiedy jej oczy przeniosły się na moje usta i przygryzła dolną wargę. Powoli owinęła sobie mój krawat wokół pieści i przycisnęła mnie do siebie; nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Otworzyłem usta, gdy jej miękki język wysunął się na spotkanie z moim. Jęcząc w jej usta, przesunąłem rękę na jej szczękę, a drugą wplotłem we włosy, zdejmując z nich gumkę. Miękkie fale opadły na moją rękę i mocno zacisnąłem na nich pięści; szarpnąłem jej głową, zapewniając jej lepszy dostęp do moich warg. Zajęczała i ścisnąłem je mocniej. - Podoba ci się? - Mój głos rozbrzmiał w jej ustach. - Lubisz na ostro, prawda? - Boże, tak - jęknęła uwodzicielsko w odpowiedzi. W tym momencie, słysząc te słowa, nie przejmowałem się niczym więcej; tym gdzie byliśmy, kim byliśmy, albo co do siebie czuliśmy. Nigdy w życiu do nikogo nie czułem takiego silnego pociągu. Kiedy byliśmy razem, tak jak teraz, ogarniało mnie zwierzęce pożądanie i tylko ona mogła je ujarzmić. Moje ręce powędrowały w dół i chwyciłem za brzeg jej koszulki, ściągając przez głowę, tylko na chwilę przerywając pocałunek. Żeby nie zostać w tyle, zsunęła kurtkę z mych ramion, pozwalając jej opaść na podłogę.
~ 40 ~
Kciukiem rysowałem kółka na jej skórze, kiedy moje ręce zbliżały się do guzika dżinsów. Błyskawicznie rozpięte, znalazły się na podłodze tak samo jak sandały. Odsuwając się od jej ust, zacząłem zasypywać jej szyję i ramiona mokrymi pocałunkami. - Kurwa - zajęczałem. Spoglądając w górę mogłem zobaczyć jej idealne ciało odbijające się w lustrze. Miała na sobie prześwitujące, czarne majtki, które zakrywały jedynie połowę tyłka i dobrze dopasowany stanik; jej jedwabiste włosy spływały w dół pleców. Mięśnie długich, gładkich nóg napięły się, gdy stanęła na palcach, aby dosięgnąć mojej szyi, a widok w połączeniu z dotykiem jej ust, sprawił, że mój penis napiął boleśnie materiał spodni do granic wytrzymałości. Agresywnie przygryzła płatek mojego ucha, w momencie gdy jej ręce odnalazły guziki mojej koszuli. Nasze oddechy przyspieszały, a ruchy stawały się coraz bardziej desperackie. Sam zająłem się paskiem i spodniami, opuszczając je razem z bokserkami na podłogę. Ciągnąc ją za sobą, zbliżyłem się do kozetki. Przeszedł przeze mnie dreszcz, gdy objąłem jej żebra i odnalazłem zapięcie stanika. Jej piersi naciskały na mnie, jakby chciały mnie ponaglić; całowałem jej szyję, kiedy rozpiąłem biustonosz i zsunąłem ramiączka. Odsunąłem się nieznacznie, by stanik mógł swobodnie opaść i po raz pierwszy w pełni zobaczyłem jej całkiem nagie piersi. Zajebiście idealne. W moich fantazjach robiłem z nimi wszystko; dotykałem, całowałem, ssałem, pieprzyłem, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Mój penis pulsował, gdy siedziałem na kozetce z twarzą wtuloną w jej biust. Znów chwyciła moje włosy w pięści, przysuwając się bliżej; wziąłem jeden z cudownych różowych sutków w usta - zasyczała i szarpnęła dłońmi. Kurwa, to było zajebiste. Przypuszczam, że nie tylko ona lubiła brutalne zabawy. Tak wiele uczuć przebiegało przez mój umysł. W tej chwili, nie było na świecie niczego, czego pragnąłbym bardziej niż ukryć się w niej. Ale wiedziałem, że kiedy byśmy skończyli, znienawidziłbym nas oboje. Ją, za osłabienie mojej stanowczości drażnieniem się ze mną i dokuczaniem mi, za sprowadzenie mnie na kolana; i siebie za ponowną utratę kontroli, za umożliwienie zastąpienia złości pożądaniem. Pomimo całej tej nienawiści, wiedziałem że nie mógłbym przestać. Zamieniłem się w ćpuna, żyjącego dla następnego zastrzyku. Moje idealnie ułożone życie sypało się, a wszystko czego chciałem, to zatonąć w tym demonie przede mną. Ześlizgując ręce po jej bokach, pozwoliłem palcom przebiec wzdłuż brzegu majtek. Przeszedł przez nią dreszcz, a ja zacisnąłem powieki, gdy owinąłem dłoń wokół materiału, chcąc się powstrzymać. - Rozerwij je, przecież chcesz - wysyczała mi do ucha, a następnie ugryzła je mocno. Jednym, krótkim ruchem zamieniłem jej bieliznę w nic nie wartą kupkę porwanej koronki. Chwytając gwałtownie jej biodra uniosłem ją, sadzając okrakiem na moich kolanach i w końcu się w niej zanurzając. Uczucie było tak intensywne, że musiałem unieruchomić jej biodra, by nie eksplodować. - Kurwa - jęknąłem przez zaciśnięte zęby; każda myśl skupiała się na tym, by już to skończyć.
~ 41 ~
Ale wiedziałem, że gdybym teraz przegrał, ona by mi to później wypomniała. I nie zaspokoiłbym jej. Gdy tylko odzyskałem kontrolę nad swym ciałem, zacząłem poruszać jej biodrami. Nie pieprzyliśmy się jeszcze w tej pozycji, i mimo że nienawidziłem się do tego przyznawać, nasze ciała idealnie do siebie pasowały. Kierując dłonie w dół jej nóg, chwyciłem je i owinąłem wokół moich bioder. Zmiana pozycji wprowadziła mnie w nią głębiej i musiałem ukryć twarz w zagłębieniu jej szyi, aby powstrzymać głośny jęk. Byłem świadomy odgłosów dokoła nas, gdy ludzie wchodzili i wychodzili z innych przebieralni. Myśl, że w każdej chwili możemy zostać przyłapani, sprawiła tylko, że było lepiej. Wygięła się w łuk, tłumiąc jęk, a jej głowa odchyliła się do tyłu. Jej piersi były teraz kusząco blisko mojej twarzy, a prawie niewinny sposób, w jaki przygryzła wargę, doprowadził mnie do szaleństwa. Kolejny raz złapałem się na tym, że przyglądam się naszym odbiciom w lustrze, wiszącym ponad jej ramieniem. Nigdy nie widziałem czegoś tak erotycznego. Ponownie złapała moje włosy, przyciskając do siebie nasze wargi; nasze języki poruszały się, naśladując ruch bioder. - Kurwa. Twój dotyk jest nieziemski - wyszeptałem w jej usta. - Odwróć się; musisz coś zobaczyć. - Wysunąłem się z niej, odwracając ją twarzą do lustra. Znów usiadła na mnie okrakiem, z plecami przy mojej piersi, kiedy wprowadziłem w nią swojego penisa. - O Boże - wydyszała ciężko, a jej głowa opadła na moje ramię i nie byłem pewny czy było to spowodowane doznaniami, czy widokiem w lustrze. Chwyciłem ją za włosy i podniosłem jej głowę. - Nie, chcę, żebyś patrzyła właśnie tam - warknąłem jej do ucha, spotykając jej odbite w lustrze spojrzenie. - Chcę, żebyś patrzyła, jak cię pieprzę. A jutro, kiedy będziesz obolała, chcę żebyś pamiętała, kto ci to zrobił. - Po prostu się zamknij i pieprz mnie - odpowiedziała, a jej ręce przebiegły w górę ciała, kierując się w tył, aż w końcu dotarły do moich włosów. - Oh, chcesz zagrać ostro, mała zołzo? - drwiłem, chwytając jej biodra i nasuwając ją na siebie mocniej. - Lepiej trzymaj tę buźkę cicho. Nie chcesz chyba, żeby wszyscy ludzie wiedzieli, że się tu bzykamy, zaraz koło nich, prawda? Cichy jęk był jej jedyną odpowiedzią i uśmiechnąłem się zadowolony z faktu, że w końcu udało mi się ją uciszyć. Jej ciało nadal poruszało się w górę i w dół, powodując, że jej idealne piersi cały czas falowały razem z nim. Moje dłonie wędrowały po każdym calu jej ciała, a usta obsypywały jej ramiona mokrymi pocałunkami przeplatającymi się z kąsaniem. W lustrze mogłem zobaczyć, jak mój penis porusza się w niej; i tak bardzo, jak nie chciałem tych wspomnień w mej głowie, wiedziałem, że jest to widok, którego nigdy nie zapomnę. Jej ścianki zaczęły się zaciskać, więc skierowałem rękę w stronę jej łechtaczki. Nasze ciała pokrywała teraz cienka, lśniąca warstwa potu; jej włosy nieco poprzyklejały się do czoła. Jej spojrzenie nigdy nie opuściło mojego, podczas gdy nasze biodra nieustannie się poruszały; wiedziałem że obydwoje jesteśmy blisko.
~ 42 ~
Głosy wokół nas utrzymywały się, kompletnie nieświadome, co działo się w tym malutkim pokoju. Wiedziałem z wcześniejszych doświadczeń, że nasz mały sekret nie utrzymałby się na długo w tajemnicy, gdyby dochodziła, a ja nic bym nie zrobił. Więc kiedy jej ruchy stały się bardziej niespokojne, a ręce zacisnęły się ciaśniej na moich włosach, podniosłem rękę do jej ust, aby przytłumić krzyk. - Kurwa! - Zdusiłem własny jęk i po kilku pchnięciach, poczułem jak eksploduję głęboko w niej. Jej ciało opadło na mnie, kiedy sam oparłem się o ścianę; unosiło się i opadało zgodnie z moim wymęczonym oddechem. Wiedziałem, że muszę wstać i się ubrać, ale wydawało mi się, że moje drżące nogi mnie nie utrzymają. Jakakolwiek nadzieja jaką miałem, że seks z nią stanie się mniej intensywny i że wydostanę się z tej obsesji, szybko się rozwiała. Głos rozsądku zaczął powoli przedostawać się do mojej świadomości razem z rozczarowaniem, że jeszcze raz pozwoliłem sobie ulec tej słabości. Napotykając w lustrze jej oczy, przysięgam, że jakaś iskra przeszła miedzy nami. Czy ona też ją poczuła? Czy popełniła tak samo duży błąd jak ja? I co zamierzamy z tym zrobić? Zsunąłem ją z siebie i szybko ubrałem, starając się na nią nie patrzeć. Okolice przebieralni wydały się nagle zbyt ciche i spokojne; byłem świadomy każdego oddechu, który zaczerpnęła. Prostując krawat, schyliłem się, by podnieść podarte majtki z podłogi i włożyłem je do kieszeni. Przeszedłem kawałek, by chwycić klamkę i zatrzymałem się. Wyciągając rękę, przebiegłem palcami po koronkowym materiale, zwisającym z jednego z haczyków przy ścianie. W końcu spotkałem jej wzrok i powiedziałem: - Kup też pas do pończoch. - Wyszedłem z przymierzalni, nie odwracając się za siebie.
~ 43 ~
5. Overdrive Wiszący nad moim łóżkiem lampo - wentylator składał się z osiemdziesięciu trzech otworków, dwudziestu dziewięciu śrubek, pięciu ramion, czterech żarówek i całej masy kurzu. Świetnie. Przekręciłam się na bok, niektóre mięśnie kpiły ze mnie i dostarczały niepodważalny dowód, dlaczego nie byłam w stanie usnąć. Zimne dreszcze przechodziły przez mój kręgosłup, a sutki twardniały, gdy wracałam myślami do słów, które wypowiedział wczoraj popołudniu. „Nie, chcę, żebyś patrzyła właśnie tam. Chcę, żebyś patrzyła, jak cię pieprzę. A jutro, kiedy będziesz obolała, chcę żebyś pamiętała, kto ci to zrobił.” Naprawdę nie żartował. Uda i biodra nigdy nie bolały mnie, za każdym razem, kiedy się ruszałam, tak cudownie, jak dzisiejszej nocy. Wzdychając i sięgając pod koce, poddałam się i jęknęłam we frustracji, kiedy zdjęłam swoje przemoczone do suchej nitki majtki i cisnęłam je na podłogę. Robiły się stare. Nigdy, w całym moim życiu, nie przeszłam tyle z bielizną… I to bez jego pomocy. Z jego pomocą… cóż, to była całkiem inna kwestia. Moje biedne, biedne majtki. Ten facet zniszczył prawie 500 dolarów w bieliźnie. Dobrej bieliźnie. Moje majtki władzy. Cóż, chyba widać, jak daleko mnie doprowadziły. Ta sytuacja była tak zwariowana, że śmiałam się w moim cichym pokoju i nie mogłam nic na to poradzić. Pieprzyłam się w przymierzalni siedem godzin temu. I było doskonale. Wczoraj rano, pod nieobecność pana Cullena w biurze, skończyłam pracę i wyszłam wcześniej, chcąc uciec od ciągłego myślenia o nim. Co lepiej rozproszy moją uwagę, niż zakupy? I nawet wtedy, na przekór wszystkim moim próbom unikania go, był tam i przeglądał bieliznę w La Perla. Facet mógł być kompletnym gnojkiem, ale nie mógł zaprzeczyć, że nie wiedział co robi. I pomijając fakt, że nie mogłam go znieść, cieszyłam się każdą sekundą. Boże, moje ciało było takim zdrajcą. Zupełnie nieświadomie, moja ręka powędrowała do piersi; z roztargnieniem wykręcając sutki przez prążkowany top. Zamykając oczy, wypuściłam oddech, który nie wiedziałam, że wstrzymuję przez dotyk własnej dłoni, która przekształciła się w tą z mojej pamięci. Jego długie, pełne wdzięku palce kreślące kółka na mojej piersi, jego kciuki muskające moje sutki, jego duże dłonie otaczające mnie… cholera. Westchnęłam głośno i kopnęłam poduszkę, zrzucając ją z łóżka. Doskonale wiedziałam dokąd zmierzał ten ciąg myśli. Robiłam dokładnie to samo przez trzy ostatnie noce z rzędu i musiałam z tym kurwa skończyć. Z westchnieniem przetoczyłam się na brzuch i zaciskając mocno oczy, zmuszałam się do snu. Ale dwadzieścia minut później, byłam wciąż świadoma. Cholera. Jak do tego doszło? Wciąż doskonale pamiętam dzień, prawie półtora roku temu, w którym Carlisle zaprosił mnie do swego biura na rozmowę. Pomimo mojej zażyłości z Cullenami, brzmiał bardzo formalnie, gdy zadzwonił do biura, w którym
~ 44 ~
wtedy pracowałam jako Młodszy Asystent i, szczerze mówiąc, byłam przerażona. Przy wejściu jego sekretarka uśmiechnęła się i wprowadziła mnie do środka…
~*~*~*~*~*~*~*~ Szesnaście miesięcy wcześniej - Bella. - Carlisle powitał mnie z ciepłym uśmiechem i skinął na duże krzesło naprzeciwko niego. – Proszę, usiądź. Chciałbym z tobą coś omówić. - Oczywiście, panie Cullen – odpowiedziałam z nerwowym uśmiechem, zajmując miejsce. - Bello, wezwałem cię tu dzisiaj, ponieważ muszę się z tobą podzielić pewnymi znaczącymi nowinami i mam dla ciebie propozycję, którą chciałbym, abyś rozpatrzyła. Z pewnością wiesz, że mój syn Edward mieszkał i pracował w Paryżu przez ostatnich sześć lat. Zdobył całkiem niezłą sławę w Louis Vuitton, ale zaproponowałem mu pracę tutaj i jestem szczęśliwy, że się zgodził. Przejmie stanowisko CFO1 i chciałbym, abyś zgodziła się być jego osobistą asystentką. Już od pewnego czasu jesteś cenioną częścią tej firmy i sądzę, że ty i Edward stworzylibyście świetny zespół. Na początku będzie potrzebował twojej pomocy z zapoznaniem się z kulturą i strategią firmy, ale jestem pewny, że szybko osiągniecie płynne, zawodowe relacje. Co ty na to, Bello? Siedziałam tak przez kilka chwil, całkowicie oszołomiona. Chciał awansować mnie na osobistą asystentkę CFO. Powtarzałam sobie raz po raz te słowa w swoim umyśle, próbując przekonać samą siebie, że to nie żart. To było więcej niż cudowne. To oznaczało nowe biuro, wyższą pensję i… prawie dyszałam, więcej pieniędzy do wydawania w La Perla. - Bella? - zapytał zaniepokojony Carlisle. Zszokowana spojrzałam w górę i zobaczyłam, że przeszedł wokół biurka i teraz klęczał przede mną. Nieznacznie kręcąc głową, aby oczyścić myśli, uśmiechnęłam się. - Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Jestem zaszczycona, że pan w ogóle o mnie pomyślał. – Łzy napłynęły mi do oczu i próbowałam je wysuszyć mrugając. - Bella – powiedział delikatnie, biorąc moje dłonie. – Poza faktem, że Esme i ja cię uwielbiamy, nie ma osoby, której ufałbym bardziej powierzając jej pracę z moim synem. Wykonujesz tu wspaniałą pracę i jestem pod wrażeniem, obserwując twój postęp w tej firmie i jako osoby, przez ostatnie pięć lat. - Dziękuję. Bardzo dziękuję – wyszeptałam, powstrzymując łzy. – Mam tylko nadzieję, że spełnię pana oczekiwania. Nigdy nie spotkałam Edwarda, ale jak mógłby nie być wspaniały mając taką rodzinę? - Jestem całkowicie pewny, że tak będzie. – Carlisle wstał i z powrotem obszedł biurko, by za nim usiąść. – Opowiedziałem o tobie Edwardowi i bardzo chce cię poznać. 1
CFO (Chief Financial Officer) – dyrektor do spraw finansów
~ 45 ~
- Pan i pańska rodzina musicie być podekscytowani, że wasz syn wraca do domu po tylu latach – powiedziałam zadowolona ze zmiany tematu. Byłam lekko przytłoczona i musiałam się czymś rozproszyć. - Oh, jesteśmy. Zbyt długo go nie było – powiedział przeciągając się, a jego twarz ozdobił mały uśmiech. – Wiesz, zawsze chciałem, żeby obaj moi synowie tu pracowali, ale Edward… - dodał, kręcąc głową w dobrym humorze. – Edward zawsze był samodzielny i trochę uparty. Obstawał przy wyjeździe w świat i zrobieniu kariery. Jest nadzwyczaj ambitny i zupełnie niezależny, dlatego wiem, że będzie wam razem doskonale. Z wdzięcznością przyjęłam stanowisko i opuściłam gabinet w uśmiechniętym zamroczeniu. Wszystkie lata lojalności i ciężkiej pracy nareszcie się opłaciły. Carlisle wyjaśnił, że natychmiastowo przeniosę się wyżej, na osiemnaste piętro i będę pracowała razem z asystentką obecnego dyrektora; obydwoje w tym roku odchodzili na emeryturę, więc przejście pójdzie gładko. Uspokoiłam się, wiedząc, że będę miała przed sobą pełne sześć miesięcy treningu, zanim przybędzie Edward. Carlisle dał mi także rozwiniętą kopię służbowej notatki mówiącej o wykształceniu i przybyciu Edwarda, która miała być rozesłana po firmie. Wow. To była moja jedyna myśl, kiedy spoglądałam na papier w drodze powrotnej do mojego biura. Starszy kontroler zarządzania w Paryżu, najmłodszy nominat w historii zaprezentowany na „Forty under 40” w Crain2, pisali o nim w Wall Street Journal, ukończył dwukrotnie MBA3 w New York University Autoryzowanej Szkole Biznesu i HEC w Paryżu4, gdzie specjalizował się w Zarządzaniu Finansami oraz Globalnym Biznesie, otrzymując dyplom summa cum laude5. Wszytko to przed ukończeniem dwudziestu ośmiu lat. Chryste. Co powiedział Carlisle? Nadzwyczaj ambitny? To było niedopowiedzenie, jakiego jeszcze nie słyszałam. Sześć miesięcy szybko przeleciało i musiałam przyznać, że byłam przygotowana do pracy. Przez ten czas próbowałam zgromadzić o nim tyle prywatnych informacji, ile mogłam. Wiedziałam całkiem sporo o Edwardzie profesjonaliście, ale prawie nic o Edwardzie człowieku. Emmett dał mi do zrozumienia, że jego brat nie ma tak wesołej osobowości, ale gdy tylko stawałam się podenerwowana, on szybko mnie uspokajał. - Ma skłonności do bycia sztywnym i kompletnie przegina z obowiązkowością, ale nie zamartwiaj się tym, Bello. Po prostu daj mu trochę czasu na rozluźnienie i będziecie tworzyć świetny zespół. Mam na myśli – powiedział, otaczając mnie swoim wielkim ramieniem – jak mógłby cię nie kochać? Nienawidziłam teraz się do tego przyznawać, ale przez okres oczekiwania na jego przyjazd, nie tylko byłam ekstremalnie zaniepokojona, ale też rozwinęło się we 2
„Forty under 40” wybiera i nagradza ludzi poniżej 40. roku życia, którzy utrzymują równowagę pomiędzy zyskami, a chęcią uczestniczenia w akcjach charytatywnych i środowiskowych. 3 MBA 4 Renomowana szkoła biznesu w Paryżu 5 Sentencja łacińska; czyli z najwyższą pochwałą
~ 46 ~
mnie zadurzenie w Edwardzie Cullenie. Nie tylko dlatego, że był nieziemsko przystojny, ale niesamowicie imponował mi tymi wszystkimi rzeczami, które osiągnął w swoim stosunkowo krótkim życiu. Kontaktowaliśmy się przez pocztę elektroniczną, nawiązując do jego przyjazdu i chociaż wydawał się dosyć miły, nigdy nie był nadmiernie przyjazny. Edward nie planował przyjeżdżać przed zebraniem zarządu, na którym miał być oficjalnie przedstawiony, więc rankiem wielkiego dnia wiedziałam, że będę miała dużo czasu na zamartwianie się i zamienienie w kłębek nerwów. Będąc dobrą przyjaciółką, Angela przyszła na górę, żeby mnie rozproszyć. Usiadła na moim krześle i spędziłyśmy prawie godzinę omawiając zalety filmów Clerks. Chwilę później śmiałam się tak mocno, że po mojej twarzy ciekły łzy. Nie zauważyłam, że Angela zesztywniała, kiedy otworzyły się drzwi biura i nie dostrzegłam też, że ktoś za mną stoi. I mimo, że Angela próbowała ostrzec mnie szybkim machnięciem ręki przez gardło, uniwersalnym znakiem mówiącym „zamknij się do cholery”, zignorowałam ją, bo najwidoczniej jestem idiotką. - A potem, – zachichotałam trzymając się za boki, - ona mówi ‘Kurwa, raz musiałam przyjąć zamówienie od gościa, któremu zrobiłam laskę po zakończeniu roku szkolnego.’ A on na to ‘Taa, ja też obsługiwałem twojego brata.’ – Uderzył mnie kolejny atak śmiechu, zatoczyłam się odrobinę do tyłu, aż zderzyłam się z czymś twardym i ciepłym. Z ciężkim oddechem obróciłam się, by z zażenowaniem zobaczyć, że właśnie opierałam swój tyłek na udzie mojego nowego szefa. – Panie Cullen, tak mi przykro! Edward nie wyglądał na rozbawionego. W próbie złagodzenia napięcia, Angela wstała i wyciągnęła rękę. – Miło cię w końcu poznać. Jestem Angela Weber, asystentka Emmetta. Po prostu spojrzał na jej dłoń, nie odwzajemniając gestu i uniósł swoją idealną brew. – Pardon me, pani Weber. Nie miała pani na myśli pana Cullena? Jej ręka powoli opadła, gdy go obserwowała, wyraźnie podenerwowana. Coś w jego fizycznej postawie było tak onieśmielające, że przez chwilę stała oniemiała. Kiedy odzyskała przytomność, wyjąkała – Cóż... W biurze zachowujemy się dość swobodnie. Wszyscy mówimy sobie po imieniu. To twoja asystentka, Bella. Jego surowe oczy napotkały moje, gdy skinął głową. – Panno Swan. Będzie się pani do mnie zwracać per panie Cullen. I oczekuję pani w moim gabinecie za pięć minut, żebyśmy mogli omówić odpowiednie obyczaje w miejscu pracy. – Jego głos brzmiał poważnie, kiedy to powiedział, następnie szorstko skinął głową na Angelę. – Panno Weber. Jego wzrok przez chwilę znów obezwładnił moje oczy, zanim odwrócił się na pięcie, aby dumnym krokiem wejść do swego biura, a ja w przerażeniu patrzyłam, jak po raz pierwszy ma miejsce osławione trzaśnięcie drzwiami. - Co. Za. Drań – wymamrotała Angela przez ściśnięte wargi.
~ 47 ~
- Piękny Drań – odpowiedziałam, wciąż w pewnym stopniu w transie spowodowanym jego oczami. Nerwowo pokonałam drogę do jego gabinetu z filiżanką kawy, zrobioną tak jak lubił, o czym poinformował mnie w emailu w zeszłym tygodniu. Kiedy zapukałam, usłyszałam szorstkie „wejdź” i pragnęłam, aby moje ręce przestały trząść się na wystarczająco długo, bym weszła do pokoju. Wygięłam usta w przyjacielskim uśmiechu, chcąc tym razem zrobić lepsze wrażenie i otworzyłam drzwi, aby zobaczyć jak rozmawia przez telefon i wściekle zapisuje coś na podkładce przed sobą. Mój oddech ustał, kiedy usłyszałam jego gładki, głęboki głos, mówiący nieskazitelnym francuskim. - Ce sera parfait. Merci, mon ami.6 – Zakończył rozmowę, ale ani razu nie podniósł oczu ze swoich papierów, aby mnie powitać. Gdy tylko podeszłam do jego biurka, przemówił do mnie tym samym surowym tonem co poprzednio. – W przyszłości, panno Swan, będzie pani utrzymywać swoje niepowiązane z pracą rozmowy poza biurem. Płacimy pani za pracę, nie za plotkowanie. Czy wyrażam się jasno? Przez chwilę stałam oniemiała, dopóki nie spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, unosząc brew. Otrząsnęłam się z transu, nagle uprzytamniając sobie całą prawdę o Edwardzie Cullenie. Mimo że był nawet bardziej oszałamiająco przystojny, nie był do końca taki, jak go sobie wyobrażałam. I nie był podobny do swoich rodziców czy brata. - Krystalicznie jasno… proszę pana – zająknęłam się, kiedy przechodziłam wkoło biurka, aby postawić przed nim jego kawę. Ale kiedy już miałam dosięgnąć blatu, zahaczyłam obcasem o dywan i potknęłam się. Usłyszałam, jak głośne Cholera! wymyka się z jego ust; kawa była teraz niczym więcej jak tylko gorącą plamą na jego drogim garniturze. – O mój boże, panie Cullen, bardzo przepraszam! Rzuciłam się do umywalki w jego łazience, by chwycić ręcznik, a gdy wróciłam padłam przed nim na kolana usiłując usunąć plamę. W pośpiechu i największym upokorzeniu nie myślałam, że mogło być gorzej; nagle dotarło do mnie, że wściekle pocierałam ręcznikiem jego krocze. Odwróciłam oczy i odsunęłam rękę, czując gorący rumieniec na twarzy rozchodzący się także po szyi, kiedy przelotnym spojrzeniem dostrzegłam wyraźne wybrzuszenie w jego spodniach. - Może pani teraz odejść, panno Swan – powiedział spiętym głosem; szybko pokiwałam głową i wybiegłam z gabinetu. To zdecydowanie nie było w moich planach. I nie mogłam uwierzyć, że zrobiłam tak potworne pierwsze wrażenie. Na szczęście okazałam się po tym zdarzeniu całkiem szybka. Były momenty, kiedy nawet on wydawał się być pod wrażeniem mojej osoby, mimo iż zawsze sprawiał wrażenie surowego i zniecierpliwionego. Połączyłam to z jego bytem gigantycznego dupka, ale zawsze zastanawiałam się, czy jest we mnie coś specyficznego, co powoduje, że traktuje mnie w ten sposób. Oczywiście poza tym ręcznikiem. 6
Tak będzie idealnie. Dziękuję, przyjacielu.
~ 48 ~
~*~*~*~*~*~*~*~ Gdy skończyłam moją piekielną serię wspomnień, zegarek wskazywał na 5:45. Cudownie, w samą porę, by wstać do pracy. Ale nawet po ciepłym prysznicu, który rozluźnił moje bolące mięśnie, myślami wciąż pozostawałam przy wydarzeniu, które doprowadziło je do takiego stanu. To naprawdę musiało się skończyć. Tym razem mówię poważnie. Gdy dotarłam do pracy, w drodze do windy wpadłam na Angelę. Zaplanowałyśmy wspólny lunch w przyszłym tygodniu i pożegnałyśmy się, kiedy znalazłyśmy się na jej piętrze. Wjeżdżając na osiemnasty poziom, zauważyłam, że drzwi do gabinetu pana Cullena były jak zwykle zamknięte, więc nie byłam pewna czy już jest. Włączyłam komputer i próbowałam przygotować się psychicznie na dzisiejszy dzień. Dlaczego ostatnio za każdym razem gdy siadam na tym krześle odczuwam niepokój? Wiedziałam, że zobaczę go dziś rano; każdego piątku przeglądaliśmy grafik na następny tydzień. Ale nie byłam pewna w jakim może być nastroju. Chociaż ostatnio zauważyłam, że jego napady złego humoru robiły się nawet gorsze. Dziecinny mały kutas. Wczoraj jego ostatnie słowa brzmiały „kup też pas do pończoch”. No i kupiłam. Właściwie, to miałam go teraz na sobie. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Co on miał przez to, do cholery, na myśli? Myślał, że będzie miał szansę go zobaczyć? Nie ma, kurwa, mowy. Więc dlaczego go założyłam? Przysięgam na Boga, że jeśli go rozerwie… zatrzymałam się zanim mogłabym skończyć. Oczywiście, że by ich nie rozerwał. Nie zamierzałam nigdy dać mu na to szansy. Wmawiaj to sobie Swan. Odpowiadanie na maile i zasięganie informacji odnośnie hoteli oderwało mnie na trochę od myślenia o tej sytuacji i jakąś godzinę później drzwi do jego gabinetu otworzyły się. Spoglądając w górę, spotkałam się z bardzo rzeczowym i spokojnym panem Cullenem. Żadnego śladu po lekkomyślnym i zwierzęcym mężczyźnie, który wziął mnie w przymierzalni w La Perla czternaście godzin temu. - Panno Swan? Możemy zaczynać? – spytał chłodno. - Tak, proszę pana – odpowiedziałam spokojnym, opanowanym głosem. Dobra, więc tak to się miało rozegrać. Nie ma sprawy. Nie wiem czego oczekiwałam, ale trochę się uspokoiłam, widząc że nic się nie zmieniło. Chwytając telefon, kalendarz i laptop, weszłam do jego biura i zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Natychmiast przeszłam przez listy zadań i spotkań, które wymagały jego zainteresowania. Słuchał cicho, notując coś lub wprowadzając do komputera, kiedy zachodziła taka potrzeba. - Dzisiaj popołudniu o 15:00 jest spotkanie z E.C. Publishing7. Pański ojciec i brat także planują tam być. Prawdopodobnie zajmie to resztę popołudnia, więc odwołam dzisiejsze spotkania. – W końcu dotarliśmy do części, której się obawiałam. 7
Eleanor Curtain Publishing jest niezależną, australijską firmą wydawniczą, specjalizującą się w profesjonalnych książkach kształcących rozwój zawodowy dla nauczycieli szkół podstawowych.
~ 49 ~
– Mamy również IABC Financial Communication Workshops8 odbywające się w Seattle w przyszłym miesiącu – powiedziałam szybko; nagle interesując się co zanotowałam w swoim kalendarzu. Przerwa, która nastąpiła, wydawała się ciągnąć w nieskończoność, więc podniosłam wzrok, aby sprawdzić, dlaczego zajmowała tyle czasu. Gapił się na mnie; stukał w biurko trzymanym w dłoni długopisem, a jego twarz nie wyrażała kompletnie nic. - Będzie mi pani towarzyszyć? – zapytał beznamiętnym głosem. - Tak. – Cisza w pokoju była ogłuszająca. Nie miałam pojęcia o czym myślał, w jego głosie i zachowaniu nie było ani śladu emocji. - Zajmij się wszystkimi koniecznymi przygotowaniami – powiedział ostatecznie, gdy wznowił pisanie na swoim komputerze. Kutas. Zakładając, że zostałam odprawiona, wstałam z krzesła i zaczęłam iść w stronę drzwi. - Panno Swan. – Odwróciłam się, by na niego spojrzeć i mimo że nie patrzył mi w oczy, wyglądał na prawie spiętego. Cóż, to było wyjątkowe. – Moja matka prosiła mnie, abym przekazał pani zaproszenie na obiad w przyszłym tygodniu. - Dobrze, proszę powiedzieć jej, że sprawdzę swój grafik – powiedziałam, odwracając się do wyjścia. - Prosiła mnie także, abym zachęcił panią do przyjścia. – Zastygłam w bezruchu. Odwracając się powoli, zobaczyłam, że teraz wpatrywał się we mnie i zdecydowanie wyglądał na skrępowanego. – A właściwie, dlaczego miałaby to robić? - Cóż – powiedział i odchrząknął. – Najwyraźniej chciałaby pani kogoś przedstawić. – To było nowe. Znałam Cullenów od lat, ale chociaż mogła przelotnie wspomnieć jakieś nazwisko, nigdy nie próbowała mnie czynnie z kimś umówić. - Dlaczego pańska matka miałaby próbować mnie z kimś umówić? – zapytałam, znów kierując się w stronę biurka i krzyżując ramiona na piersiach. - Nie mam pojęcia. – Obojętnie wzruszył ramionami, ale coś w jego twarzy niezupełnie pasowało do jego lekceważącej odpowiedzi. - Dlaczego ja ci nie wierzę? – podważyłam jego słowa z uniesioną brwią. Byłam teraz niesamowicie ciekawa. On nigdy nie wyglądał na zakłopotanego. Coś się działo. Nagle, jego brew zmarszczyła się w oczywistej irytacji. - Skąd do cholery miałbym wiedzieć? To nie jest tak, że siedzimy w kole i o tobie dyskutujemy – wyrzucił z siebie jadowicie. Gdyby nie fakt, że wyraźnie coś planowali, mogłabym uznać jego reakcję za zabawną. – Może martwi się, że z taką wybuchową osobowością skończysz jako stara panna z domem pełnym kotów. – O nie, nie powiedział tego. Pochylając się, z dłońmi opartymi na blacie biurka, utkwiłam w nim wzrok. – Cóż, może powinna martwić się bardziej o to, że jej syn prawdopodobnie zmieni się w obrzydliwego, starego faceta, który spędza swój czas na 8
Warsztaty biznesowe Międzynarodowego Stowarzyszenia Komunikatorów Biznesu, które zapewnia profesjonalną współpracę ponad 15.500 przedsiębiorstw w ponad 80 krajach.
~ 50 ~
kolekcjonowaniu majtek i śledzeniu dziewczyn w sklepach z bielizną. – Szach mat, dupku. Podrywając się z fotela, pochylił do mnie swoją wykrzywioną z wściekłości twarz. – Wiesz, jesteś najbardziej… - uciął, gdy zadzwonił telefon. Wpatrywaliśmy się w siebie gniewnie z przeciwnych stron biurka, obydwoje ciężko oddychaliśmy i przez chwilę myślałam, że mnie na nie rzuci… i przez kolejną chwilę chciałam, aby tak zrobił. Boże, byłam odrażająca. Wciąż się na mnie gapiąc, gwałtownym ruchem sięgnął po słuchawkę. - Tak - warknął ostro do rozmówcy, jego oczy nie opuściły moich, a potem przycisnął słuchawkę do swojej piersi. – To wszystko, panno Swan. – Chwytając swoje rzeczy, szybko się odwróciłam i zamknąłem za sobą drzwi odrobinę mocniej niż to było konieczne. Przez resztę poranka i wczesne popołudnie, pan Cullen wchodził i wychodził ze swojego gabinetu, trzaskając drzwiami i będąc tak samo czarującym jak zwykle. Po 14:00, rozważałam w myślach ryzyko procesu o personalne okaleczenie, jeśli złapaliby mnie na dosypywaniu do jego drogocennej miętowej latte, bez tłuszczu i bez cukru, środek przeczyszczający. Patrząc na zegarek, postanowiłam się temu sprzeciwić. Zauważyłam również, że dostałam SMSa od samego pana Cudownego, w którym informował mnie, że spotkamy się na dole, na parkingu, by skierować się do centrum. Dzięki Bogu będą też jechać inni kierownicy i ich asystenci. Jeśli miałabym siedzieć w limuzynie z tym facetem sam na sam przez dwadzieścia minut, mogłam osiągnąć dwa rezultaty. I tylko jeden z nich pozostawiał jego jaja w stanie nienaruszonym. Samochód czekał zaraz na zewnątrz i kiedy do niego podeszłam, nasz kierowca uśmiechnął się do mnie szeroko i otworzył drzwi. – Dzień dobry, panno Swan. Jak się pani miewa w to piękne wiosenne popołudnie? - Cudownie, Jeffrey. Jak w szkole? – Też się uśmiechnęłam. Jeffrey był moim ulubionym szoferem i mimo że miał skłonności do flirtowania, zawsze wywoływał u mnie uśmiech. - Oh, świetnie. Mam małe problemy z fizyką, ale poza tym jest w porządku. Szkoda, że nie jest pani naukowcem, bo może mogłaby mi pani udzielać korepetycji – powiedział żartobliwie, poruszając brwiami. - Jeśli już skończyliście, mamy gdzieś coś ważnego do załatwienia. Może mógłby pan flirtować z panną Swan po pracy, panie Davis. – Najwidoczniej pan Cullen czekał na mnie w środku; spojrzał na nas gniewnie i wycofał się z powrotem do samochodu. Świetnie. Wyszczerzyłam się do Jeffrey’a i przewróciłam oczami, zanim wsiadłam do limuzyny. Oprócz pana Cullena, limuzyna była pusta, a kiedy usłyszałam pomruk silnika i ruszyliśmy, zaczęłam się martwić. – Gdzie są inni? – zapytałam zdezorientowana.
~ 51 ~
- Poszli na obiad przed zebraniem i spotkamy się na miejscu – odpowiedział, zajmując się swoim laptopem. Patrząc w dół, zauważyłam, że nerwowo tupał nogą. Okay, mogłam się mylić, ale na pewno się coś szykowało. Siedząc na fotelu naprzeciwko niego, przyglądałam mu się nieufnie. Nie wyglądał inaczej. Właściwie to wyglądał zajebiście seksownie. Miał na sobie idealnie skrojony, modny garnitur w głębokim, czekoladowym brązie, drogą koszulę w tym samym kolorze i piękny, prążkowany jedwabny krawat. Włosy jak zwykle stanowiły seksowny bałagan, z roztargnieniem uniósł lewą rękę do swoich wydatnych warg i włożył pomiędzy nie złoty długopis. Musiałam przesunąć się troszkę na siedzeniu, aby załagodzić lekki dyskomfort, który zaczęłam odczuwać. Kiedy nagle spojrzał w górę, złośliwy uśmieszek na jego twarzy uświadomił mi, że dałam się złapać na pożądliwym zerkaniu w jego stronę. – Coś się pani spodobało, panno Swan? – zapytał szyderczo. - Nie za bardzo – odpowiedziałam z uśmieszkiem na twarzy. I tylko dlatego, że wiedziałam, że go to wkurzy, skrzyżowałam nogi upewniając się, że moja spódnica podjechała odrobinkę wyżej niż to było stosowne. Błyskawicznie skrzywił się w odpowiedzi. Misja ukończona. Pozostałe osiemnaście i pół minuty z naszej dwudziestominutowej jazdy, spędziliśmy wymieniając ostre spojrzenia z przeciwnych stron samochodu, podczas których próbowałam udawać, że nie fantazjuję o jego ślicznej główce pomiędzy moimi nogami. Nie trzeba wspominać, że do czasu aż dotarliśmy na miejsce, całkowicie spieprzył mi się nastrój. Żadne z nas nie wypowiedziało ani jednego słowa podczas jazdy windą i żadne z nas nie pozostało obojętne na krążące między nami napięcie. Boże, nigdy nie sądziłam, że będę stale czuła się taka spięta. Krótko zastanowiłam się jakby to było być facetem. Byłoby… dobrze, cholera. Następne trzy godziny upłynęły w ślimaczym tempie. Przybyła reszta Cullenów i dookoła zaczęło się przedstawianie wszystkich nawzajem. Szczególnie dobijająca była kobieta imieniem Moira, która zdawała się natychmiastowo zainteresowana panem Cullenem. Była niedużo po trzydziestce, obcięta na krótkiego, ciemnego boba, miała błyszczące ciemne oczy i ciało, za które można by zabić. I oczywiście jego zrywający majtki uśmiech objawił się dziś w całej okazałości, prawie oczarowując tę nieświadomą babę. Wszyscy zebrali się w dużej sali posiedzeń, by rozpocząć spotkanie i naprawdę próbowałam się skupić; ale wspomnienia innego stołu konferencyjnego nie przestawały wjeżdżać do mojego umysłu. W pewnym momencie pan Cullen stanął przy honorowym miejscu stołu, analizując jakieś liczby w arkuszu kalkulacyjnym i postanowił zadać mi pytanie, gdy byłam wyraźnie rozkojarzona. Przysięgam, że mogłabym go tam zabić. Wyraz jego twarzy dał mi do zrozumienia, że doskonale wiedział o czym myślałam. Był czystym złem. Część mnie chciała zapytać Esme, czy gdy się rodził, w pokoju na ścianach widniały satanistyczne rysunki i czy ludzie skandowali. Resztę spotkania spędziłam ciskając w jego jaja mentalne sztylety i wewnętrznie jęcząc, kiedy zdałam sobie sprawę, że wciąż
~ 52 ~
mieliśmy przed sobą dwadzieścia minut jazdy powrotnej w limuzynie, której nie mogłam się doczekać. Kiedy pod koniec dnia weszliśmy z powrotem do biura, po nawet jeszcze bardziej napiętej atmosferze w samochodzie, nadal wyglądało na to, że pan Cullen miał mi coś do powiedzenia. A jeśli nie zrobi tego szybko, eksploduję. Poważnie, kiedy chciałam żeby był cicho nie potrafił utrzymać zamkniętych tych swoich przeklętych ust. Ale kiedy potrzebowałam, by coś powiedział, stawał się niemy. Uczucie déjà vu i przerażenie napełniły mnie, gdy przechodziliśmy przez częściowo bezludny budynek zbliżając się do windy. W sekundzie, w której złote drzwi zamknęły się za mną, chciałam być wszędzie, tylko nie tu - nie stać koło niego. Czy mi się tylko wydaje, czy nagle zmniejszył się zapas tlenu? Wpatrując się w jego odbicie na polerowanych drzwiach, ciężko mi było stwierdzić jak się czuł. Poza nieustannie zaciśniętą szczęką i spuszczonymi oczami, wyglądał na kompletnie spokojnego. Drań. Gdy winda osiągnęła osiemnaste piętro, wypuściłam głęboki oddech, który nieświadomie wstrzymywałam. To musiały być najdłuższe czterdzieści dwie sekundy mojego życia. Przeszłam za nim przez drzwi, próbując na niego nie patrzeć, kiedy szybko wszedł do swojego gabinetu. Ale zaskoczyło mnie, że nie zamknął za sobą drzwi. Zawsze zamykał drzwi. Szybko sprawdziłam wiadomości i dokończyłam kilka ostatnich drobnych szczegółów, zanim mogłam wyjść na weekend. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę się tak spieszyć, żeby stąd wyjść. Cóż, to nie była do końca prawda. Ostatnim razem kiedy byliśmy sami na tym piętrze, uciekłam całkiem szybko. Cholera, jeśli kiedykolwiek była odpowiednia pora nie myślenia o tym, to teraz, w pustym biurze. Tylko ja i on. Opuścił swoje biuro w momencie, w którym pakowałam swoje rzeczy, kładąc kopertę w kolorze kości słoniowej na moim biurku i kontynuując drogę do drzwi, bez zatrzymywania się. Co to było, do cholery? Szybko otwierając kopertę, zobaczyłam swoje imię na kilku kawałkach eleganckiego papieru w takim samym kolorze, co koperta. To były dokumenty dotyczące prywatnego konta kredytowego w La Perla z panem Edwardem Cullenem jako właścicielem rachunku. Jezu Chryste. Otworzył dla mnie konto kredytowe? - Co to, kurwa, jest? – wykipiałam, podrywając się z krzesła i odwracając się, by stanąć do niego przodem. – Otworzyłeś mi linię kredytową? – Byłam niesamowicie wściekła. Jak on śmiał? Zatrzymując się wpół kroku i odrobinę się wahając, odwrócił się do mnie. – Wykonałem dzisiaj telefon i zorganizowałem dla ciebie możliwość zakupu tego, czego… potrzebujesz. Na koncie nie ma limitu – stwierdził stanowczo, usuwając ze swojej twarzy jakikolwiek cień zakłopotania. To dlatego był takim mistrzem we wszystkim, co zrobił. Miał osobliwą zdolność do odzyskiwania kontroli nad każdą sytuacją. Ale czy on naprawdę sądził, że może kontrolować mnie? - Więc zorganizowałeś – powiedziałam, kręcąc głową i próbując zachować spokojny wygląd, - dla mnie zakup bielizny.
~ 53 ~
- Cóż, tylko żeby zwrócić rzeczy, które… - przerwał, prawdopodobnie by ponownie przemyśleć odpowiedź. – Rzeczy, które zostały zniszczone. Jeśli tego nie chcesz, to kurwa, tego nie używaj – powiedział gniewnie, ponownie odwracając się do wyjścia. - Ty pieprzony skurwysynie. – Przemieściłam się tak, by stanąć przed nim, szeleszcząca papeteria zamieniła się w kulkę papieru w mojej zaciśniętej pięści. – Myślisz, że to zabawne? Myślisz, że jestem jakąś zabawką, którą możesz stroić dla własnej rozrywki? – Nie wiem na kogo byłam bardziej wkurzona; na niego, za to, że myślał o mnie w ten sposób, czy na siebie, że pozwoliłam, by to się w ogóle zaczęło. - O tak. Panno Swan. Uważam to za absolutnie komiczne – zaszydził. Wiedziałam, że prowadzi to do czegoś niebezpiecznego i musiałam wynosić się stąd w cholerę, zanim zrobiłabym coś, czego bym żałowała. – Weź to i wsadź sobie w dupę. – Przycisnęłam papiery do jego piersi i chwyciłam torebkę. Patrząc na niego wściekle, uśmiechnęłam się pogardliwie. – Nie jestem pańską dziwką, panie Cullen. – Odpychając go na bok, dosłownie sprintem pobiegłam do windy. Pieprzony, egoistyczny, zidiociały kobieciarz. Właściwie wiedziałam, że nie chciał mnie obrazić; przynajmniej mam nadzieję, że nie chciał. Ale to? Właśnie dlatego nie pieprzy się swoich szefów. Boże, chyba opuściłam tę lekcję w czasie szkolenia. - Panno Swan! – krzyknął, ale go zignorowałam i weszłam do windy. Rusz się, powiedziałam do siebie, kiedy kilka razy nacisnęłam guzik, który miał sprowadzić mnie na parking. Jego twarz pojawiła się dokładnie w chwili, gdy drzwi się zamykały i uśmiechnęłam się do siebie, kiedy pokazałam mu środkowy palec. Bardzo dojrzałe, Bello. - Cholera. Cholera. Cholera! – wrzeszczałam do siebie w pustej windzie, praktycznie tupiąc nogą. To by było na tyle. Nigdy więcej. Mógł być gorący jak cholera i choć jego penis sprawiał, że moje ciało śpiewało, to ja skończyłam z tą pieprzniętą, chorą sytuacją. Ten drań porwał ostatnią parę majtek. Winda zadzwoniła, sygnalizując, że znalazłam się na poziomie parkingu i mamrocząc pod nosem skierowałam się w stronę samochodu. Garaże były słabo oświetlone i moje auto było jednym z ostatnich, jakie zostały na tym poziomie, ale byłam zbyt wściekła, żeby poświęcić im więcej uwagi. Wolałabym nie widzieć pechowego dupka, który śmiałby teraz ze mną zadrzeć. Właśnie, kiedy ta myśl przeszła przez mój umysł, usłyszałam, że drzwi na klatkę schodową się otwierają i pan Cullen za mną nawołuje. Po prostu idealnie. - Jezu Chryste! Możesz, kurwa, poczekać? – krzyknął. Nie umknęło mojej uwadze, że był pozbawiony tchu. Myślę, że każdemu może się to zdarzyć po przebiegnięciu schodami osiemnastu pięter. Otwierając samochód, szarpnęłam drzwi i rzuciłam torebkę na siedzenie pasażera. – Czego, kurwa chcesz, Cullen? - Dasz mi minutę? Boże, mogłabyś na dwie cholerne sekundy pozbyć się tego sukowatego stylu i mnie posłuchać? – wydyszał.
~ 54 ~
Odwróciłam się twarzą do niego. – Myślisz, że jestem jakąś pierdoloną zabawką? – Milion różnych emocji zamigotało na jego twarzy; złość, szok, zażenowanie, nienawiść; i kurwa wyglądał przepysznie. Miał poluzowany krawat, włosy w pieprzonym nieładzie i kropelki potu spływające po szczęce, a to nie pomagało. Niech to szlag! Dlaczego nawet w takiej sytuacji, nie mogłam przestać obrazować go sobie stojącego za mną, przy jego biurku? Zachowując ostrożny dystans, z jedną ręką przyciśniętą do włosów, uśmiechnął się i potrząsnął głową. – Jezu – wysyczał, rozglądając się po parkingu. – Myślisz, że jesteś moją zabawką? Kurwa, to było tylko na wypadek… - przerwał, próbując uporządkować myśli. - Co? Myślałeś, że to się w ogóle jeszcze powtórzy? – powiedziałam, niezdolna do ukrycia wstrętu w głosie. - Boże, nie! – krzyknął, dźwięk odbił się od cementowych ścian. – Może mam po prostu dosyć, tego że mnie uwodzisz, a potem wręczasz mi rachunki – dodał, wpatrując się we mnie i czekając na jakiś rodzaj odpowiedzi. Przepłynęła przeze mnie ogromna fala furii i zanim mogłabym się powstrzymać, podeszłam do niego i z całej siły trzasnęłam go w twarz. Z oczami pełnymi szoku i wściekłości, dotknął policzka w miejscu gdzie zetknęła się z nim moja dłoń. - Nie musisz się o to więcej martwić. Nie dostaniesz się nigdzie w okolice moich majtek. Nigdy. Więcej. – To było chore, ale nawet kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam że moje sutki twardnieją. Cisza naprężyła się pomiędzy nami; odgłosy ruchu ulicznego i świata zewnętrznego ledwie przenikały do mojej świadomości. – Wiesz, - zaczął, patrząc na mnie tajemniczym wzrokiem i robiąc krok w moją stronę. – Mówiłem to już wcześniej, ale… nie słyszałem, żebyś się skarżyła. Oh, ten słodki skurwiel. – W tej przymierzalni. – Kolejny krok. – Kiedy patrzyłaś, jak cię pieprzę. – I jeszcze jeden. – Nie usłyszałem ani jednego słowa z tej twojej pieprzonej buźki, które przekonałoby mnie, że nie sprawiłem ci przyjemności. Ciężko oddychałam i mogłam poczuć chłodny metal samochodu przez cienki materiał mojej sukienki. Pomimo wysokich butów, on wciąż był ode mnie o głowę wyższy; pochylił się nade mną i mogłam poczuć jego ciepły oddech na moich włosach. Wszystko co musiałam zrobić to spojrzeć w górę, a nasze usta by się spotkały. – Cóż, to się już nie powtórzy – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, ale każdy wymęczony oddech przysuwał moje sutki, dając krótki moment przyjemności, gdy muskały jego klatkę. - Nie. Oczywiście, że nie – odpowiedział, potrząsając delikatnie głową i przysuwając się do mnie jeszcze bliżej, aż jego twarda erekcja ocierała się o mój brzuch. Kładąc ręce na moich bokach, przycisnął swoje silne, szczupłe ciało do mojego, a ja musiałam zdusić jęk.
~ 55 ~
- Może – zawarczałam, niepewna czy powiedziałam to głośno czy nie. - Tylko raz – powiedział, a jego usta znalazły się wystarczająco blisko moich. - Zajebiście cię nienawidzę – wysyczałam w jego otwarte usta, unosząc twarz. - Też tego nienawidzę. – Nasze usta krążyły blisko siebie, ledwie się dotykając, dzieliliśmy ze sobą każdy oddech. Zauważyłam, że jego nozdrza delikatnie się rozszerzyły i kiedy już myślałam, że oszaleję, wziął moją dolną wargę w swoje usta i zdecydowanie przycisnął mnie do siebie. Jęcząc w moje usta, pogłębił pocałunek i mocno przycisnął mnie do karoserii samochodu. Jak ostatnim razem, sięgnął do moich włosów i wyjmując z nich spinki, pozwolił im opaść wokół nas. Pocałunki były gwałtowne i drażniące; zbliżaliśmy się do siebie i odsuwaliśmy; pięści zaciśnięte we włosach i języki pieszczące się nawzajem. Sapnęłam, gdy ugiął nieco kolana, przysuwając do mnie gwałtownie swojego twardego penisa. – Boże – wyjęczałam z chrapliwym oddechem, obejmując go nogą i wbijając obcas buta w jego nogę. - Kurwa, wiem – wydyszał ciężko w moje usta. Spoglądając w dół, na moją nogę i kładąc dłonie na moim tyłku, ścisnął go mocno. – Mówiłem ci jak zajebiście podniecające są te buty? Taka niegrzeczna dziewczynka z małą kokardką na seksownych butach? Taka mała uwodzicielka. – Natychmiast poczułam kolejna falę podniecenia, a moje majtki zrobiły się mokre. Powinnam strzelić go jeszcze raz za mówienie mi takich rzeczy; ale kiedy wyszeptał to tym głębokim głosem, sprawił tylko, że chciałam go bardziej. - Ach tak, dupku? Cóż, mam jeszcze jedną kokardę, ale potrzebujesz trochę szczęścia, żeby ją znaleźć – zawarczałam do jego ucha. Odsunął się, jego pełne pożądania oczy spotkały się z moimi. – Wsiadaj do tego pieprzonego samochodu. – Gwałtownie otworzył drzwi. Stałam, patrząc na niego i próbując dopuścić jakąś racjonalną myśl do mojego mętnego mózgu. Co powinnam zrobić? Czego chciałam? Mogłam po prostu pozwolić mu posiąść moje ciało znowu w ten sposób? Kurwa. Byłam taka bezsilna z powodu krążących we mnie uczuć, że zaczęłam drżeć. Racjonalne myśli szybko mnie opuściły, kiedy poczułam jego rękę przesuwającą się w górę mojej szyi w kierunku włosów. Chwytając je mocno, szarpnął moją głowę i spojrzał w oczy. – Natychmiast. – Wiedziałam, że już przegrałam tę walkę. Tak bardzo jak próbowałam się postawić, tak moje ciało było jego. Decyzja została podjęta; jeszcze raz okręciłam sobie jego jedwabny krawat wokół dłoni i popchnęłam go na tylne siedzenie. Kiedy tylko zamknęłam drzwi, nie tracił czasu, zerwał z siebie marynarkę i skierował się prosto do węzełków przy mojej sukience. Jęknęłam, kiedy poczułam że rozdzielił materiał i przebiegł rękami po mojej nagiej skórze. Kładąc mnie na chłodnej skórze i klękając pomiędzy moimi nogami, umieścił dłoń pomiędzy moimi piersiami, powoli poruszając się w dół mojego brzucha, aż do białego pasa do podwiązek. Przesunął palcami po delikatnych tasiemkach, docierając do krawędzi pończoch, i z powrotem w górę zahaczając o skraj majtek. Mięśnie brzucha zaciskały się z każdym jego posunięciem i usilnie
~ 56 ~
próbowałam kontrolować oddech. Dotykając malutkich białych kokardek, spojrzał na mnie. – Szczęście nie ma z tym nic wspólnego. – Pieprz. Mnie. Przycisnęłam go do siebie, ciągnąc za koszulę, i wsunęłam język w jego usta, jęcząc, gdy przycisnął dłoń do mojej pulsującej różyczki, trąc koronką o łechtaczkę. Nasze usta szukały się nawzajem; długie i głębokie pocałunki nalegały, by zaspokoić silną potrzebę dotyku naszych nagich ciał. Rękoma wyciągnęłam ze spodni jego koszulę i badałam muskularne ramiona i idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, wywołując u siebie gęsią skórkę. Musiałam go rozebrać; myślałam tylko o tym, by mieć go nagiego nad sobą. Chcąc podrażnić się z nim tak jak on robił to ze mną, przebiegłam paznokciami w dół jego brzucha, przez pasek, aż do twardego jak skała wybrzuszenia w spodniach. - O kurwa – wyjęczał w moje usta. – Nawet nie wiesz co ze mną wyprawiasz. - Powiedz mi – wyszeptałam. – Powiedz mi i dam ci to, czego chcesz. – Używałam jego własnych słów i pod wpływem impulsu wiedziałam, że zamiana ról trochę to zaostrzy. – Powiedz, czego chcesz, mały uwodzicielu. - Kurwa! – Jęknął i przygryzł swoją wargę, jego czoło dotknęło mojego, gdy przymknął powieki. – Chcę, żebyś mnie pieprzyła – warknął. A potem odsunął się ode mnie, by na mnie spojrzeć; czysty wstręt uwydatnił jego rysy. – I za to cię, kurwa, nienawidzę – dodał. Jego ręce trzęsły się, gdy owinął dłoń wokół moich majtek; i może to było chore, ale chciałam, żeby je porwał. Surowa pasja miedzy nami była niepodobna do czegokolwiek co doświadczyłam, a jeśli to był ostatni raz, kiedy to czułam, nie chciałam go powstrzymywać. Bez słowa, zerwał je ze mnie, a ból tkaniny dociskanej do mojej skóry tylko pogłębił przyjemność. - Chcesz, żebym cię pieprzyła, tak? – zadrwiłam, wyciągając nogi przed siebie i odpychając go. Siadając, popchnęłam go na oparcie siedzenia i usiadłam na nim okrakiem. Chwytając jego koszulę w swoje dłonie, rozszarpałam ją gwałtownie, rozrzucając guziki. - Ty pieprzona dziwko – wyrzucił z siebie. Szybko zdjęłam sukienkę z ramion i przerwałam mu wpijając się w jego usta. Jego ręce chwyciły mnie mocno, przyciskając do niego moje biodra. Obezwładnił moje zmysły i wiedziałam, że nie mogę tego dłużej przeciągać. Pragnęłam go tak bardzo, że prawie dygotałam. Byłam stracona dla wszystkiego co się wokół działo, poza nim i tym, co robiliśmy. Powietrze owiewające moją skórę, dźwięki naszych nierównych oddechów, ciepło jego pocałunków i myśli, co jest przed nami. Rozgorączkowanymi ruchami rozpięłam jego pasek i spodnie i zdołałam zsunąć je w dół jego nóg z jego pomocą. Powoli zaczęłam się na niego opuszczać; czubek jego członka muskał moje wejście. Pociągnęłam go za włosy, zmuszając go, by na mnie spojrzał, i osunęłam się na niego. - O Boże! – wyjęczałam, a poczucie jego ciała wewnątrz mnie wywołało gorące pragnienie nasilenia doznań. Unosząc biodra, zaczęłam na nim jeździć, a każdy ruch odczuwałam intensywniej niż poprzedni. Ból wywoływany przez brutalne opuszki
~ 57 ~
jego palców tylko pogłębiał moją żądzę. Miał zamknięte oczy, a jego jęki tłumiły się przy moich piersiach. Przysuwając usta do mojego stanika, zsunął miseczkę i wziął twardego sutka pomiędzy zęby. Chwyciłam mocno jego włosy, wywołując jęk; otworzył usta i przyłożył je do mojej piersi. Z każdym pchnięciem traciłam więcej stanowczości. Moje ciało było z nim w takiej harmonii; reagowało na każde jego spojrzenie i dotyk i dźwięk. Nienawidziłam i kochałam jednocześnie uczucia, które we mnie wywoływał. Nigdy nie traciłam kontroli, ale nie mogłam dłużej zaprzeczać reakcjom, które wywoływał w moim ciele. - Podoba ci się? – dokuczałam mu. – Jak ci się podoba, kiedy ktoś cię pieprzy? Mocno chwycił moje biodra, powstrzymując ruchy, i wpatrywał się we mnie. – Nie wiesz kiedy zamknąć tą śliczną, małą buźkę, prawda? – warknął z piorunującym spojrzeniem. A kiedy podniosłam dłoń, żeby jeszcze raz wymierzyć mu policzek, chwycił mnie za nadgarstek i pokręcił głową. – Chcesz zobaczyć jak to jest, gdy ktoś cię pieprzy? – Zanim zdążyłam odpowiedzieć, podniósł mnie i rzucił na siedzenie. Rozsunął moje nogi i wszedł we mnie. Głośno jęknęłam, kiedy zaczął mnie posuwać. Mój samochód był na to za mały, ale nic nie mogło nas teraz powstrzymać. Pomimo, że jego nogi były niezgrabnie powyginane, a ramiona trzymałam nad sobą, żeby chronić głowę przed drzwiami, rozkosz była obezwładniająca. Klękając w wygodniejszej pozycji, chwycił jedną z moich nóg i umieścił ją na swoim ramieniu, wchodząc we mnie głębiej. – O boże, tak – wysapałam. - Tak? – wyjęczał, tak samo postępując z moją drugą nogą. Chwycił framugę drzwi, aby pogłębić pchnięcia. – Lubisz tak? – Zmiana kąta wydobyła ze mnie spazmatyczne oddechy, ponieważ najcudowniejsze doznania przeszyły moje ciało. Dłońmi napierając na drzwi, uniosłam się na siedzeniu, by napotkać każdy ruch jego bioder. – Oh kurwa, tak. Mocniej – zawodziłam głośno. - Kurwa – mruknął i przekręcił lekko głowę; jego otwarte usta obsypywały moją nogę wilgotnymi pocałunkami. Nasze ciała już błyszczały od potu, szyby kompletnie zaparowały, a nasze jęki wypełniały ciszę w samochodzie. Przyćmione światło z garażu podkreślało każde wyrzeźbione wcięcie i mięsień arcydzieła nade mną. Patrzyłam na niego ze strachem; jego ciało napięło się od wysiłku, jego włosy rozczochrały się i poprzyklejały do wilgotnego czoła, ścięgna w szyi mocno pulsowały - był najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Nachylając głowę między swoje wyciągnięte ramiona, na krótki moment spotkał mój wzrok. Nasze spojrzenia zamarły, oddechy przerodziły się w dyszenie; oboje byliśmy blisko. Zaciskając oczy, potrząsnął głową. – O boże, - wysapał. – Kurwa… nie mogę przestać. - Ja też nie – wydyszałam, odzwierciedlając jego desperackie spojrzenie. Unosząc głowę, położyłam dłonie po obu stronach jego twarzy i przycisnęłam do siebie jego usta w palącym pocałunku. Każdy nerw w moim ciele błagał o spełnienie,
~ 58 ~
a każde mocne pchnięcie jego ciała przysuwało mnie bliżej krawędzi. Przez jedną krótką chwilę, pozwoliłam sobie wyobrazić, jakby to by było mieć jego ciało na zawołanie, kiedykolwiek bym chciała, mieć go w swoim łóżku, pieprzącego mnie z niepohamowanym oddaniem. Ta jedna myśl wystarczyła, by wywołać eksplozję w moim ciele i sprawić, że chwyciłam mocno jego włosy. - Aaghh… Kurwa! – krzyknęłam, a moje plecy wygięły się w łuk, gdy zacisnęłam się mocnej wokół niego. - Boże… Kurwa! Kurwa! – Jego głos był głęboki i ochrypły, a z ostatnim mocnym pchnięciem napiął się nade mną, jego penis pulsował we mnie, gdy dochodził. Wyczerpany i drżący, zsunął z ramion moje nogi, delikatnie kładąc je po obu stronach swoich bioder i opadł na mnie, składając twarz przy mojej szyi. Nie mogłam oprzeć się pragnieniu, głaskania drżącymi rękami jego wilgotnych włosów ten ostatni raz, kiedy leżeliśmy sapiąc; jego serce tłukło się przy mojej piersi. Milion myśli przeszło przez mój umysł przez upływające minuty. Powoli nasze oddechy uspokoiły się i prawie myślałam, że zasnął, kiedy odsunął głowę. Moje spocone ciało natychmiast się ochłodziło, kiedy odsunął się ode mnie i zaczął się ubierać. Obserwowałam go przez moment, zanim usiadłam i nałożyłam na siebie sukienkę. To była najbardziej pasjonująca rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam. Nie sądziłam, że seks może być tak intensywny. Czułam do niego ogromny fizyczny pociąg, ale to było wszystko. Jak mogłam seksualnie tak kogoś pragnąć i nie chcieć mieć z nim nic wspólnego w jakiejkolwiek innej sytuacji? - To nie może się już nigdy więcej zdarzyć – powiedział, otrząsając mnie z własnych myśli. Odwróciłam się by na niego spojrzeć; wzruszył ramionami w swojej podartej koszuli, oczy utkwił prosto przed sobą, szczękę mocno zacisnął. Minęła chwila, zanim odwrócił się i na mnie spojrzał. – Rozumiemy się, panno Swan? – Wiedziałam, co muszę zrobić. - Proszę powiedzieć Esme, że przyjdę, panie Cullen. I wypierdalaj z mojego samochodu.
~ 59 ~
6. The Evolution of Caveward Pieczenie w klatce piersiowej było na tyle silne, by uwolnić mnie od poczucia winy, które tliło się w mojej głowie. Prawie. Sięgając, podniosłem pochyłość na bieżni i wycisnąłem z siebie więcej. To zawsze skutkowało. To był sposób na moje życie. Nie było rzeczy, której bym dokonał, nie pracując tak ciężko; szkoła, kariera, rodzina, kobiety. Cholera. Kobieta. Ze wstrętem, potrząsnąłem głową i podkręciłem głośność na moim iPodzie, przypiętym wokół bicepsa, mając nadzieję, że to rozproszy mój umysł, na wystarczająco długo, by zaznać pieprzonego spokoju. Powinienem był się domyślić, że to nie zadziała. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, to wciąż we mnie tkwiło. Zamknąłem oczy i wszystko powróciło; unosiłem się nad nią, czułem jej ciało owinięte wokół mojego; mokra, obolała, chciała przerwać, ale nie potrafiła. Bycie w niej było najcudowniejszą torturą. To zaspokoiło pragnienie, które odczuwałem w tamtym momencie, ale tak jak ćpun, gdy zaspokoiłem głód, chciałem więcej, tak szybko, jak tylko się skończyło. Byłem w swoim życiu z wieloma kobietami, ale nigdy nie doświadczyłem czegoś tak pochłaniającego. W chwilach kiedy byłem z nią, byłem skłonny zrobić wszystko o co mnie poprosi. Powaliła mnie na kolana i sprawiła, że stałem się słaby. I dlatego to musiało się skończyć; dlatego musiałem powiedzieć te słowa na głos. Tak, by stało się to jasne dla nas obojga, by nie zdarzyło się to ponownie. Nigdy tak naprawdę o tym nie rozmawialiśmy i uważałem, że robimy tak dla naszego dobra. Raz powiedziane, stawało się realne. Wiedziałem, że jeżeli kontrolowałbym się wystarczająco długo i uwolnił od tego uzależnienia, byłbym w stanie ją z siebie wyrzucić. Musiałem. Nie było innej możliwości. Wraz z nagłym przerwaniem głośnej muzyki poczułem, jak słuchawki zostały wyszarpnięte z mojego ucha. Próbowałem dotrzymać prędkości bieżni, ale musiałem zwolnić, by nie upaść. Odwróciłem głowę w stronę swojej „irytacji” znajdującej się na maszynie obok. - Emmett, czego?! - Jeżeli utrzymasz takie tempo, będziemy musieli cię zdrapywać z podłogi i zainwestować w aparat słuchowy nim skończysz zaledwie trzydziestkę, stary odpowiedział, kiwając głową. - Co tym razem zrobiła Bella, że cię tak wkurzyła? Obserwowałem jak wywraca oczami i poczułem, że żołądek ściska mi się na dźwięk jej imienia. Skoncentrowałem się na bieżni i ponownie zwiększyłem prędkość. - Skąd pomysł, że panna Swan ma z tym coś wspólnego?
~ 60 ~
- Hm, może dlatego, że twoje nozdrza zrobiły się dwukrotnie szersze niż zwykle, kiedy to powiedziałeś - zasugerował Emmett; spojrzałem na niego, by zobaczyć na jego twarzy wkurzający wyraz pod tytułem ‘wiem-wszystko’. - Do twojej wiadomości, mądralo, absolutnie nic mnie nie martwi. I nawet jeżeli byłoby coś takiego, to z pewnością nie miałoby nic wspólnego z moją asystentką - powiedziałem nonszalancko, próbując ponownie skupić się na ćwiczeniach. - Kręcisz. - Roześmiał się, kręcąc głową. - Nigdy nie spotkałem nikogo, kto potrafiłby obudzić w tobie taką reakcję. I ty wiesz dlaczego, prawda? - Wyłączył swoją maszynę i skoncentrował na mnie całą uwagę. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było to denerwujące. Mój brat był spostrzegawczy; czasem za bardzo. I jeżeli kiedykolwiek istniała jakaś rzecz, którą chciałem zatrzymać tylko dla siebie, to właśnie było to. Gdy biegłem, patrzyłem przed siebie, próbując uniknąć jego spojrzenia. - Nie, ale coś mi mówi, że zaraz mi to wyjaśnisz. - Dlatego, że wy dwoje jesteście zbyt do siebie podobni - powiedział zadowolony z siebie. Czy on, kurwa, zwariował? - Co!? - Kilka osób odwróciło się by zobaczyć dlaczego krzyczałem na swojego brata na środku zatłoczonej siłowni. Zatrzymałem maszynę i zwróciłem się twarzą do niego. - Jak mogłeś w ogóle o tym pomyśleć? Panna Swan i ja zupełnie nie jesteśmy do siebie podobni. - Byłem spocony, zmęczony przebiegnięciem sześciu mil i miałem urywany oddech; ale teraz wzrost ciśnienia mojej krwi nie miał nic wspólnego z ćwiczeniami. Po wypiciu dużej ilości wody z butelki, Emmett ponownie uśmiechnął się z wyższością. - Z kim ty myślisz, że rozmawiasz, wielki bracie? Nigdy nie spotkałem dwóch osób tak do siebie podobnych. Po pierwsze, - przerwał, odchrząkując i podniósł rękę, by zacząć wyliczać na palcach, - oboje jesteście inteligentni, zdeterminowani, pracowici, lojalni i jesteście najbardziej wielkodusznymi osobami, jakie znam. I kontynuował wskazując na mnie palcem, - jest pierwszą kobietą w całym twoim życiu, która ci się sprzeciwia i nie pozwala sobą kierować, jak jakiś zagubiony szczeniak. Czy oni wszyscy zwariowali? Oczywiście, że może posiadać niektóre te cechy; nawet ja nie mogłem zaprzeczyć, że była niesamowicie inteligentna. I była dobrym pracownikiem; często byłem zaskoczony jak dobrze dawała sobie radę z pracą. Była z pewnością zdeterminowana, chociaż opisałbym to raczej jako ośli upór lub zawziętość. Jej lojalność była nie do zakwestionowania. Mogła mnie wsypać tyle razy
~ 61 ~
odkąd zaczęliśmy tę chorą grę. Ale wielkoduszna? Cóż, chyba naprawdę nic o tym nie wiem. Stałem, gapiąc się na niego, próbując sformułować odpowiedź. - Ta, cóż, jest również obłąkaną suką. - Zszedłem na dół, wyłączyłem maszynę i zacząłem odchodzić, pragnąc uciec. - Pffft - zadrwił za mną i się roześmiał. - Wmawiaj to sobie. Leżąc na plecach, zacząłem liczyć brzuszki; prawie jęknąłem gdy Emmett wybrał matę tuż obok mnie i położył się na niej. Zrobiłem 154 i zastanawiałem się czy włożyć słuchawki z powrotem do uszu, kiedy zdecydował się mówić. - Szczerze, stary, czy ty nie widzisz prawdy w żadnej z tych rzeczy? Zatrzymałem się, przybierając rozdrażniony wyraz twarzy i odwróciłem się do niego. - Słuchaj, to nie jest… - przerwałem, nie będąc nawet pewnym, co chcę powiedzieć. - Przyznaję, że panna Swan ma swoje zalety. Ale poza tym, nie mam wiele do dodania. Nie jest tajemnicą, że nie potrafimy się dogadać i nie widzę potrzeby, by kontynuować tę dyskusję. Jak nie ty, to matka lub ojciec. Nie zakłóca to naszych relacji w pracy, więc koniec tematu. Zanim znów się odezwał na dobrych kilka chwil nastała cisza. - Wszystko co chciałem ci powiedzieć, to, że uważam, iż wy dwoje jesteście bardziej do siebie podobni, niż myślisz. I może jeżeli postarasz się ją za to szanować, będzie wam się łatwiej dogadać. Ojciec nie zaproponowałby jej pracy, gdyby nie uważał, że stworzycie świetną parę. - Ignorując go, kontynuowałem brzuszki. Skończyłem o tym rozmawiać. Pięć minut później usiadł. - No cóż, będę zbierać się do domu. Wciąż zamierzasz przyjść na dzisiejszy obiad? - Ta, zostanę tu jeszcze z jakąś godzinę, więc daj znać mojej dziewczynce, że na herbatę przyjdę punktualnie. - Roześmiałem się; Carrington dostała zestaw do robienia herbaty na swoje pierwsze urodziny i mieliśmy zaplanowane terminy herbacianych przyjęć, które składały się głównie z walenia przez nią w stół plastikowym talerzykiem albo pozwalaniu jej na dokarmianie mnie ciasteczkami. - Powiem. - Roześmiał się, odwracając by odjeść, gdy coś sobie przypomniał. - Rose chciała, bym dowiedział się, czy przekonałeś Bellę do przyjścia na kolację w sobotę? Nagle zainteresowało mnie jak zawiązane były moje sznurówki, gdy odpowiadałem.
~ 62 ~
- Taa, powiedziała, że przyjdzie. - Specjalnie nie spojrzałem mu w oczy, mając nadzieję, że zrezygnuje i odejdzie. Niestety, nie jestem takim szczęściarzem. - Czy jestem tu jedyny, który uważa za komiczne, że mama chce ją zapoznać z Mikiem Newtonem? - I znów pojawiły się te uczucia w mojej klatce piersiowej. O co, kurwa, chodziło? Emmett i ja chodziliśmy z Mikiem do liceum i był całkiem porządnym człowiekiem; ale myśl o nich jako o parze sprawiała, że chciałem komuś przywalić. - To znaczy, Mike jest super, ale Bella jest trochę poza jego ligą. Nie uważasz? Będzie najszczęśliwszym żyjącym dupkiem, jeżeli dobrze to rozegra. Zachichotał odwracając się ponownie by wyjść. - Na razie, stary! - krzyknął przez ramię. - Taa, na razie - wymamrotałem. Nagle poczułem chęć pozbycia się większej ilości energii i poszedłem do worków treningowych, by uwolnić trochę stresu. Półtorej godziny później, zatrzymałem się w garażu mojego domu. Wyłączając silnik, oparłem głowę o zagłówek siedzenia i zamknąłem oczy. Byłem wykończony. Nie uszło mojej uwadze, że starając się utrzymać wspomnienia z wczorajszej nocy z dala od mojej głowy, niemal doprowadziłem swoje ciało do granic wytrzymałości. Niewiele myśląc, otworzyłem oczy i sięgnąłem do schowka. Sama myśl o tym, co jest tam głęboko schowane, sprawiła, że zacisnąłem szczękę, a mój penis nieco stwardniał. Kurwa. Zdegustowany faktem, że w ogóle rozważałem otworzenie tego cholernego schowka, złapałem swoją torbę gimnastyczną i schyliłem się by otworzyć drzwi. Zatrzymałem rękę na klamce. Czułem, jak mnie wzywały. Z westchnieniem rezygnacji odwróciłem się, otworzyłem zasuwę i wyciągnąłem białą koronkę, wrzucając ją do torby. - Jestem pomylony - wymamrotałem do siebie, wysiadając z samochodu i trzaskając za sobą drzwiami. - Dzień dobry, panie Cullen - powitał mnie strażnik, a ja starałem się, by grymas na mojej twarzy wyglądał jak uśmiech. Sądząc ze spojrzenia, którym mnie zaszczycił, zdałem sobie sprawę, że mi się nie udało. Byłem nadal żywy, gdy dotarłem na 87 piętro jednego z najbardziej luksusowych i prestiżowych kompleksów mieszkaniowych w Chicago, a kiedy wchodziłem przez drzwi, moje nerwy trochę się uspokoiły. Wchodząc do kuchni wyciągnąłem butelkę wody z lodówki i poszedłem do swojego pokoju. Moją ulubioną częścią tego mieszkania były okna, sięgające od podłogi do sufitu, które ozdabiały każdą zewnętrzną ścianę. Mój pokój nie był żadnym wyjątkiem, a widok był spektakularny - zwłaszcza wieczorem. Mimo że przypominały o tym, co się zdarzyło za ich sprawą dwa tygodnie temu. Pieprzone
~ 63 ~
okna dawały mi teraz wycisk. Jezu. Wzdychając rzuciłem swoją torbę na łóżko i zdjąłem koszulkę, kiedy szedłem do łazienki. Pozwalając
prysznicowi
się
podgrzać,
zacząłem
przeszukiwać
torbę
gimnastyczną, wyjmując brudne ubranie. Moje ręce zatrzymały się, gdy dotknąłem gładkiej koronki. Wiedziałem, że nie chcę tego robić. Nie tutaj. Mój dom był jedynym miejscem, w którym jej nie było. No dobrze, może nie była to całkowita prawda. To znaczy, myśląc o niej, dochodziłem tu więcej razy niż gdziekolwiek indziej; ale w rzeczywistości nigdy nie było tu niczego co do niej należało. Siadając na łóżku wyciągnąłem skrawek materiału z torby i trzymałem go w rękach. La Perla. Oczywiście. Dotykając palcami niewielkiego kawałka białego materiału, natychmiast powróciłem myślami do wczorajszego wieczora. Nie miałem zamiaru denerwować jej tym kontem kredytowym. Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, dlaczego to zrobiłem. Czy miał umożliwić kupno rzeczy, które zniszczyłem czy nowych? Kurwa. Jeśli ja tego nie rozumiałem, jak do cholery mogłem oczekiwać, że ona zrozumie? Zanim się zorientowałem co robię, złapałem szybko telefon i załatwiłem sprawę. Byłem strasznie roztargniony przez cały dzień, chodząc tam i z powrotem, zastanawiając się czy to dobry pomysł. Dwukrotnie prawie jej to dałem; pierwszy raz, kiedy przeglądaliśmy harmonogram i drugi, kiedy siedzieliśmy w limuzynie. Za każdym razem byłem czymś rozproszony lub po prostu brakowało mi odwagi. W końcu gdy wychodziłem, byłem mężczyzną z jajami, który mógł to po prostu zrobić. Więc kiedy ją mijałem, rzuciłem papiery na jej biurko. Nie byłem przygotowany na jej reakcję. Kiedy poczuła się urażona, nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Zostałem zasypany tyloma innymi uczuciami; gniewem, gdy pomyślała, że to gra, szokiem, że ma tak mało szacunku dla mojego charakteru, bólem, że jest zdenerwowana i pożądaniem. Walczenie z tą kobietą pociągało mnie bardziej niż cokolwiek innego. To było coś, na co pewnego dnia na pewno będę szukał terapii. Kiedy przycisnęła papiery do mojej piersi i wyszła, wiedziałem, że będzie rozsądnie po prostu ją zostawić, ale nie potrafiłem tego zrobić. Zbiegłem schodami z osiemnastu przeklętych pięter by ją odnaleźć; i nawet wtedy cholernie mnie zaskoczyła piekłem, które mi zgotowała. Starałem się wytłumaczyć, ale ona nawet nie zamknęła się na wystarczająco długo, bym mógł wtrącić słowo. A potem mnie, kurwa, uderzyła. Nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety, która mnie uderzyła. Wiele razy sobie na to zasłużyłem, ale żadna nie miała odwagi by to zrobić. Nie wiedziałem czy ją nienawidzić, szanować czy, kurwa, dać jej nauczkę. I zanim się zorientowałem nasze wargi dzieliły milimetry. Czułem jej oddech i chciałem, tak jak niczego, zmniejszyć odległość i poczuć jej usta na swoich. Mimo
~ 64 ~
wszystkiego, co zrobiła dziś wieczorem, nadal jej pragnąłem; moje ciało przysunęło się do niej bliżej, jakby za sprawą siły ziemskiego przyciągania. Wyszeptała ‘może’ tak cicho, że nie wiedziałem czy miało być to do niej czy do mnie. To małe słowo, uderzyło w moją klatkę piersiową tak mocno, że aż zabolało. Chciałem tego tak bardzo. Pragnąłem ją mieć raz jeszcze. Powiedziała, że mnie nienawidzi. Wiedziałem, że mnie nienawidzi; nienawidziła sposobu, w jaki byliśmy razem. Ja też tego nienawidziłem. Ale chociaż tak bardzo sobą gardziliśmy, nie mogliśmy nie zauważyć jak nasze ciała idealnie do siebie pasują. Nigdy nie byłem z kobietą, która sprawiłaby, bym czuł, że jej dorównuję. Ale ona pasowała do mnie każdym słowem, każdym pocałunkiem i każdym dotykiem. I musiałem poczuć to raz jeszcze; chciałem być z kimś, przy kim nie muszę się powstrzymywać. Drażniła mnie i torturowała, wiedziałem, że będę wracać na kolanach po więcej. I to właśnie tego nienawidziłem najbardziej. Gniew i uraza wypełniły mnie, pocałowałem ją i naparłem na nią całym swoim ciałem. Poczułem się tak cholernie dobrze będąc przy niej, a mój penis był tak twardy, że aż pulsował. Gdy wciągnęła mnie do samochodu, moje zmysły zwariowały. Wszystko, co jej dotyczyło, było zagęszczone w tej małej przestrzeni, zacząłem ją nerwowo rozbierać. Niemal doszedłem gdy zobaczyłem jej pas do pończoch. Ten sam, który widziałem w sklepie; biały z małymi kokardkami. Założyła go specjalnie? Miała nadzieję, że go zobaczę? Mój umysł nie był w stanie pojąć, że mogła myśleć o mnie tyle, ile ja o niej. Granica, w której mój mur obojętności mógłby runąć, była niebezpiecznie blisko. - Nawet nie wiesz, co ze mną wyprawiasz - powiedziałem. Bawiła się mną; sprawiła, że jej to wyznałem. Co chciała usłyszeć? Że masturbuję się prawie codziennie, fantazjując o niej? Że chociaż się opieram, obrazki mojego penisa poruszającego się w niej wypełniały w nocy moje sny? Więc powiedziałem jej. Chciałem, żeby mnie pieprzyła i żeby wiedziała, że nienawidzę jej z tego powodu. Żadne słowa, które wcześniej powiedziałem, nie były tak prawdziwe. Kolejny raz udało jej się wyjść mi naprzeciw. Zepchnęła mnie z siebie, usiadła na mnie okrakiem i rozerwała moją koszulę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak bardzo podniecony, jak w tamtej chwili. Słyszałem dźwięk guzików rozsypujących się na skórzanych siedzeniach, a moją jedyną myślą było, że potrzebuję się w niej znaleźć. I, kurwa, każdy kolejny raz, kiedy ją czułem, był lepszy niż poprzedni. Jej biodra poruszały się tam i z powrotem, wchłaniając mnie głębiej; sprawiając, że dyszałem i jęczałem w jej piersi.
~ 65 ~
Czas stracił znaczenie gdy rzuciłem ją na siedzenie, mając zamiar dać jej nauczkę. Pragnąłem więcej, położyłem jej nogi na swoich ramionach - znalazłem się w niej głębiej. Ale gdzieś wewnątrz tej cichej, ciemnej przestrzeni, wypełniającej się wyłącznie dźwiękami naszej przyjemności, coś się zmieniło. Gniew został zastąpiony przez… rozpacz? Rozpacz, ponieważ zatracałem się w niej. Rozpacz, bo to się wkrótce skończy i nigdy już nie zobaczę pode mną tej pięknej kobiety. Nie chciałem tego, bo mimo, że nienawidziłem jej za to, co czułem, pragnąłem tego na okrągło. Chciałem tego co dzień i co noc. Chciałem zobaczyć jej włosy na moich poduszkach i usłyszeć, jak wykrzykuje moje imię. - O Boże - dyszałem. - Kurwa… nie mogę przestać. - Kolejny mur runął. Gdy byliśmy razem w ten sposób, moja maska znikała. I kiedy zacząłem wpadać w panikę, uratowała mnie. - Ja też nie. - Jeszcze nigdy trzy proste słowa mnie tak nie uspokoiły. Też to poczuła. Nie musieliśmy tego wyjaśniać; zrozumieliśmy. W ten oto sposób, byliśmy tacy sami. Dwoje samolubnych ludzi, którzy wykorzystują siebie nawzajem. Przez chwilę zastanawiałem się czy mógłbym to ciągnąć. Czy był jakiś sposób, żebyśmy byli ze sobą tylko fizycznie i nic poza tym? Zaczęła zaciskać się wokół mnie, wyginając się w łuk i przysuwając swoje cudowne cycki do mojej twarzy. Spróbowałem się wstrzymywać, by to przedłużyć, ale jej orgazm pobudził mój własny i chwilę później jęczałem i dochodziłem w jej wnętrzu. Kompletnie wykończony, zdjąłem z ramion jej nogi i opadłem na nią. Chciałem być ostrożny, ale nie mogłem znaleźć na to siły. To było coś całkowicie innego, leżąc razem, w ten sposób. Przebiegła palcami przez moje włosy i moje oczy się zamknęły. Mój umysł mówił mi, że już czas, by odejść - podnieść zawalone mury, ale moje ciało błagało mnie, bym został. Powietrze, w porównaniu z moją wilgotną skórą, było chłodne, jej ciężki oddech sprawiał, że jej piersi przysuwały się do mojej klatki piersiowej i starałem się przedłużyć ten moment, na tak długo, jak to tylko możliwe. Ostatecznie, gdy rzeczywistość wróciła do naszych świadomości, mój mózg zwyciężył i odsunąłem się od niej. Chociaż sytuacja była daleka od zabawnej, prawie się uśmiechnąłem, kiedy podniosłem swoją podartą koszulę. Czy naprawdę minęły tylko dwa tygodnie od momentu, kiedy uciekła ode mnie z tak samo rozdartą bluzką? Kolejny raz zamieniliśmy się miejscami. Gdy zacisnąłem mocno szczękę, wszystko do mnie wróciło. To nie może trwać. Byłem jej szefem, ona była moim pracownikiem. Już zdążyłem złamać około stu zasad naszej spółki, nie wspominając o tych moralnych. I nawet jeżeli pomysł wykorzystywania siebie nawzajem do uprawiania seksu podobał mi się, to nigdy by się nie udało. Nawet gdybyśmy uważali się za przyjaciół czy chociaż lubili; nigdy nie
~ 66 ~
postawiłbym jej w takiej sytuacji. Już ustawiliśmy się w dość niebezpiecznej pozycji; gdyby ktoś nas zobaczył… Cóż, nie mogłem nawet o tym myśleć. Wiedziałem, co oznaczałoby bycie z nią. Nie chciałem z nią żadnego, realnego związku. - To nie może się już nigdy więcej zdarzyć - powiedziałem, nawet na nią nie patrząc. I wtedy, wiedząc, że muszę sprawić by znienawidziła mnie jeszcze bardziej, spojrzałem na nią i dodałem: - Rozumiemy się, panno Swan? Wyraz jej twarzy wyrażał zakłopotanie. Nawet ja mogłem zauważyć, jak bardzo była zmieszana. Moje słowa i czyny bynajmniej nie szły ze sobą w parze. Ale wtedy jej wyraz się zmienił i wiedziałem, że mam kłopoty. Dobrze. - Proszę powiedzieć Esme, że przyjdę, panie Cullen. I wypierdalaj z mojego samochodu. Cholera. Wiedziałem. Nagle odechciało mi się wychodzić. Wiedziałem, co oznaczała jej zgoda na to, by przyjść. Chciała poznać Mike’a. Kurwa. Do rzeczywistości przywróciła mnie dzwoniąca komórka. Lekko podskoczyłem, przeszukując torbę by ją znaleźć. Moja matka. Nie teraz, zadzwonię do niej później. Spuszczając wzrok na kolana, uświadomiłem sobie inny problem; byłem twardy jak skała. To właśnie dlatego próbowałem unikać myślenia o wczorajszym wieczorze. Odrzucając telefon na łóżko, patrzyłem na białe majtki, które wciąż trzymałem w rękach. To była ostatnia para. Tą część naszych stosunków zakończyliśmy i musieliśmy kontynuować widywanie się codziennie i utrzymywanie bezpiecznego dystansu. Żaden problem, mogłem to zrobić. Podchodząc do garderoby, otworzyłem swoją teczkę i umieściłem w niej majtki. Dołączyłyby do innych i pozbyłbym się ich za jednym zamachem. Co, musiałem przyznać, było beznadziejne, bo naprawdę lubiłem je mieć. Zamykając powieki, zdarłem resztę swojego ubrania i poszedłem pod prysznic. Musiałem przygotować się na spotkanie z rodziną na obiedzie.
~*~*~*~*~*~*~*~ Kiedy wchodziłem do domu brata, zdecydowałem, że spędzę dzisiaj odprężające popołudnie, bez stale narzucających się myśli o pannie Swan. – Halo? Jest tu ktoś? – zawołałem, kiedy zamknąłem za sobą drzwi. Powitał mnie cichy chichot, który dobiegał z sąsiedniego pokoju i zobaczyłem, jak Carrington niezdarnie staje na nóżki i zaczyna człapać w moją stronę. – Ah, ma petite chérie!9 – Poczułem, jak moje usta rozciągają się w uśmiechu, gdy zobaczyłem jej podskakujące blond loki związane w kucyki. Podeszła do mnie szybko i chwyciłem ją na ręce. - Mo ankle bow – zapiszczała, oplatając malutkimi ramionami moją szyję; zachichotałem, całując ją we włosy. – Mamusia!
9
Ah, moje małe kochanie!
~ 67 ~
Skierowałem się w stronę kuchni, docierając do niej w momencie, gdy Rose właśnie z niej wychodziła, pochylając się, by pocałować policzek Carrington, a potem mój. – Czy ty nigdy nie pukasz, Edwardzie? – zapytała opryskliwym tonem, uderzając mnie szpatułką, którą miała w ręku. – I czegóż to uczysz moją córkę? Nie umie nawet jeszcze dobrze mówić po angielsku. - Vous aimeriez savoir, oui?10 – odpowiedziałem, kiedy puknąłem ją palcem w czubek nosa, sprawiając, że mocno ścisnęła usta. Mogłem zobaczyć, że powstrzymywała się, by nie zacząć mnie wyzywać i uśmiechnąłem się, bo wiedziałem, że nie pozwoliłaby sobie na to w obecności Carrington. – Jeśli musisz wiedzieć, uczę ją jak powiedzieć mon oncle est beau, co znaczy „mój wujek jest przystojny”. - Naturalnie masz o sobie wysokie mniemanie, prawda Cullen? – odcięła się ostro z piorunującym spojrzeniem, ale mogłem zobaczyć złośliwy uśmieszek zaczynający wykrzywiać jej usta, który szybko stał się cichym chichotem. – No dalej, wystarczająco długo czekałeś na popołudniową herbatkę. Śmiałem się, gdy niosłem Carrington z powrotem do salonu, gdzie jej serwis do herbaty był już rozstawiony na stoliku do kawy. Usiadłem na kanapie i postawiłem dziewczynkę na podłodze, pomiędzy moimi nogami i zacząłem wskazywać różne przedmioty na stole. – CareBear, co to jest? Owinęła rączkę wokół mojego palca, kiedy wskazałem na imbryczek. – Dzbanek – powiedziała powoli, przeciągając sylaby, a potem nasze ręce przesunęły się razem do następnego przedmiotu. – Kubek. – Musiałem powstrzymać chichot, gdy jej małe usteczka nadęły się przy „b”. Przeszliśmy do talerza. – Ciasteczko. - Nie – odpowiedziałem łagodnie, potrząsając głową i patrząc jak jej czoło zmarszczyło się w skupieniu, gdy patrzyła na talerzyk. – Ta… – podpowiadałem jej. Nagle jej twarz się rozjaśniła, a rączki uniosła do góry. – Witz! – wybełkotała w podnieceniu, mając na myśli „Ritz”11, a potem wdrapała się na moje kolana i ulokowała wilgotny pocałunek na moim policzku. - Mamusia znowu żałuje ciasteczek? – wyszeptałem, wywołując u niej chichot; teatralnie rozejrzałem się wokół i wyjąłem z kieszeni kurtki małą paczuszkę czekoladowych ciasteczek. Otwierając torebkę, sięgnęła i wyłowiła jedno, przystawiając je do moich ust. Patrzyłem na nią przez chwilę szeroko otwartymi oczyma, a potem nagle wargami chwyciłem ciasteczko, co wywołało u niej piskliwy śmiech. - Oh, wujek Eddie znów przyniósł ciasteczka? – Emmett opadł na kanapę obok nas, kradnąc ciacho z torebki, nim zdążyłem ją schować. Spojrzałem na niego
10 11
Chciałabyś wiedzieć, prawda? Firma produkująca artykuły spożywcze, głównie ciasteczka.
~ 68 ~
gniewnie, ponieważ wiedział, że nienawidziłem być tak nazywanym przez każdego, poza Carrington, a zadowolony uśmieszek na jego twarzy tylko to potwierdził. - Moje ciasteczka, tatusiu! – głośno zaprotestowała Carrington, wydymając usteczka. Usłyszeliśmy głośny trzask dochodzący z kuchni, a po nim jeszcze głośniejszy wrzask. - Edwardzie Anthony Cullen! – Jej krzyk dorównywał nawet krzykowi mojej matki. Spojrzałem na Carrington i przyłożyłem palec do ust, a ona zachichotała, kiedy chowałem paczuszkę z ciastkami pomiędzy siebie i Emmetta. Podniosłem wzrok, aby zobaczyć Rose, która wypadła z kuchni ze szpatułką w dłoni. – Gdzie ciasteczka? - Jakie ciasteczka? – zapytałem niewinnie, spoglądając na Emmetta. – Nie widziałem żadnych ciasteczek. A ty? – Nie kotku, nie wiem o czym mówisz. - Emmett potrząsnął głową. Rose zacisnęła usta, skrzyżowała ramiona i gniewnie na nas spojrzała, a potem wskazała na moje udo. – Więc co jest w dłoni twojej córki, Emmett? - Ciasteczko! – Z mojego kolana zawołał dumnie cienki głosik. Obydwaj zerknęliśmy w dół na rączkę Carrington i pewnym było, że znajduje się w niej czekoladowe ciasteczko. Zaryzykowałem spojrzenie na Rose, a ona potrząsnęła głową. - Ostrzegałam cię przed tym! - Ty kapusiu! – wyszeptałem do ucha Carrington, zanim dałem ją Emmettowi, kiedy śmiejąc się zeskoczyłem z kanapy. – Rose, uspokój się. Żadnego jeszcze nawet nie zjadła. - I nie zje! – warknęła, kiedy zamachnęła się szpatułką w moim kierunku. – Następnym razem gdy dasz jej cukier, zabierzesz ją ze sobą do domu! Carrington zaśmiała się i zaklaskała z kolana Emmetta, kiedy Rose i ja kontynuowaliśmy naszą gonitwę po salonie. Brat spojrzał na mnie, gdy minąłem tył kanapy. – Edward, na twoim miejscu bym z nią nie zadzierał. Nie najlepszy moment. Rose stanęła za kanapą i uszczypnęła mięśnie na jego szyi. – Bądź cicho, kochanie – powiedziała zbyt słodkim tonem, kiedy Emmett się wzdrygnął, a następnie popatrzyła na Carrington z kochającym uśmiechem. – Słoneczko, dasz mamusi ciasteczko? Ty możesz zjeść po obiedzie. Obserwowałem dziewczynkę, gdy podawała ciasteczko Rose, a potem Emmett pociągnął nosem w powietrzu. – Um, kochanie. Mówiąc o obiedzie… - Shhhh…. nickerdoodles12 – W ostatniej chwili poprawiła się Rose i pobiegła do kuchni. Chwilę później usłyszeliśmy kolejny głośny łomot, a Rose ponownie 12
Amerykańskie ciasteczka cytrynowe z nutą gałki muszkatołowej, obtoczone w chrupiącym cukrze z cynamonem.
~ 69 ~
pojawiła się w wejściu. – Świetnie. Quesadilla13 się spaliła. Wiec jeśli nie chcecie ucztować przy Gerber Graduates14, musimy gdzieś wyjść. I to jest wyłącznie twoja wina, Edwardzie Cullen! Schyliłem się by porwać Carrington i oparłem ją na biodrze. – No to chodźmy. Ja stawiam. Skończyliśmy w starym barze, gdzie zwykle spotykaliśmy się w czasie liceum, i jak zwykle, Carrington odmówiła siedzenia w swoim krześle. Ku konsternacji Rosalie, pozwoliłem jej raz jeszcze usiąść mi na kolanach i zjeść swój lunch. Obserwowałem jak przeżuwa swoje frytki, kiedy obcy głos zabrzmiał za naszymi plecami. - Rosalie Hale? Rose spojrzała w górę na nieznajomego i zszokowany uśmiech rozświetlił jej twarz. – Jasper Whitlock? O mój Boże! – Zaśmiała się w podnieceniu i wstała, by go uściskać. Zerknąłem na Emmetta, który z kolei wpatrywał się w faceta z podniesioną brwią, a potem odwróciłem wzrok, by spojrzeć tam gdzie brat. Był wysokim, blondwłosym mężczyzną przed trzydziestką; nigdy wcześniej go nie widziałem, ani poznałem. Emmett odchrząknął, a Rose odsunęła się od niego i spojrzała na nas. – Oh, przepraszam. To jest Jasper, byliśmy opiekunami na obozie letnim w liceum. Jasper, to jest mój mąż, Emmett Cullen i nasza córka, Carrington. A to jego brat, Edward. Jasper wciąż potrząsał ręka Emmetta, kiedy Rose wspomniała moje imię i jego oczy rozszerzyły się. – Edward Cullen? Ten z Cullen Inc.? – zapytał, prawie zdumionym tonem i ostrożnie przytaknąłem głową. – Więc to ty jesteś P… to znaczy, ty jesteś szefem Belli, prawda? Szefem Belli? Co to do cholery miało znaczyć? - Bedda! – radośnie ogłosiła Carrington, wywołując u wszystkich poza mną śmiech, kiedy z powrotem przeniosłem swój wzrok na blondyna. Znów przytaknąłem. – Tak, panna Swan dla mnie pracuje – odpowiedziałem nieufnie, patrząc w dół, by powoli uścisnąć jego wyciągniętą rękę. Tyle ze spokojnego popołudnia bez myślenia o niej. Poczułem, że moja szczęka delikatnie się zaciska, gdy go obserwowałem. – A ty skąd znasz pannę Swan? Uśmiechnął się i natychmiast miałem ochotę wkopać mu zęby w dół gardła. – Oh, przyjaźni się z moją narzeczoną, Alice – odpowiedział i spojrzał na zegarek. – Właśnie, chyba powinienem do niej wracać. Miło było cię znowu widzieć, Rosalie. Rose lekko się uśmiechnęła, kiedy uczepiła się ramienia Jaspera.
13 14
Polecam ;D Chrupki dla dzieci.
~ 70 ~
– Chodź. Odprowadzę cię do drzwi – odpowiedziała prawie rozbawionym głosem, gdy odchodzili. Dochodząc do drzwi, patrzyłem jak natychmiast pochyliła się, by powiedzieć mu coś do ucha. Odetchnąłem z ulgą. Cóż, przynajmniej pieprzy jej przyjaciółkę a nie ją; pomyślałem i potrząsnąłem głową. Skąd to się do cholery brało? Zerknąłem na brata, który uśmiechał się głupio tak samo jak jego żona. – Co jest takie śmieszne, Emmett? - Nic. Zupełnie nic – zachichotał, kiedy włożył sobie do ust kolejną frytkę, a potem unikał moich oczu. Rose wróciła chwilę później, śmiejąc się i znów usiadła obok Emmetta. – Cóż, to było interesujące. Jaki ten świat mały, prawda Edward? – powiedziała wkurzającym głosem, z błyskiem w oku. Zmarszczyłem brew obserwując ich oboje, ponieważ dzielili jakiś rodzaj poufnego żartu. To zaczynało mnie naprawdę irytować, ale frytka uderzyła w mój policzek, odwracając moją uwagę. Spojrzałem w dół na moją bratanicę, łaskocząc ją delikatnie w bok, a potem znów odwróciłem się do brata i jego żony. – O tak, naprawdę fascynujące.
~*~*~*~*~*~*~*~ Niedzielnej nocy, gdy leżałem w łóżku, powtórzyłem w głowie swój plan. Po prostu musiałem być silny przez tydzień. Siedem dni, mogę to zrobić. Siedem dni nie dotykania jej i jeśli to coś byłoby poza moim systemem, mógłbym pójść naprzód ze swoim życiem. Było tylko kilka środków ostrożności, które musiałem zachować. Po pierwsze, nie mogłem być z nią sam na sam dłużej niż kilka minut. Po drugie, nie mogłem doprowadzać do sprzeczek. Z jakiegoś chorego powodu, dla naszej dwójki kłótnie były jak jakaś nienormalna forma gry wstępnej. I po trzecie, żadnego fantazjowania. To oznacza żadnego odświeżania naszych seksualnych przygód, żadnego rozmyślania o nowych, koniec z obrazowaniem sobie jej nago albo wyobrażania sobie jakiejkolwiek części mojego ciała w kontakcie z jej. I w większości wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Byłem w stałym dyskomforcie, a tydzień wydawał się ciągnąć w nieskończoność., ale poza wieloma nieprzyzwoitymi fantazjami, kontrolowałem się. Robiłem co mogłem by pozostawać zajętym na zewnątrz biura, ale kiedy byliśmy zmuszeni by spędzić ze sobą trochę czasu, zachowywałem bezpieczny dystans i przez większość czasu traktowaliśmy się nawzajem z uprzejmym nastawieniem tak jak przedtem. Ale część mnie mogłaby przysiąc, że ona próbowała mnie złamać. Każdego dnia wydawało się, że panna Swan wygląda bardziej seksownie niż poprzedniego. Każdego dnia miała na sobie lub robiła coś, co z powrotem zamieniało mój mózg w papkę. Postanowiłem sobie, że nie będzie żadnych „sesji” w czasie przerwy na lunch. Musiałem z tym skończyć, a wyobrażanie jej sobie podczas masturbacji wcale nie pomagało.
~ 71 ~
W poniedziałek miała rozpuszczone włosy. Wszystko o czym mogłem myśleć, gdy siedziała naprzeciwko mnie podczas spotkania było okręcić je wokół dłoni, gdy schodziłaby w dół mnie. We wtorek włożyła dobrze dopasowaną spódnicę do kolan i pończochy ze szwami z tyłu. Wyglądała jakby wyszła prosto z jakiegoś plakatu z gorącą sekretarką. Środa była niespodziewanie gorsza, pomimo że miała na sobie kostium ze spodniami. Nie mogłem przestać zastanawiać się jakby to było zsuwać te spodnie z jej długich nóg. W czwartek miała na sobie czekoladowo-brązową bluzkę z dekoltem i dwukrotnie, kiedy pochyliła się by podnieść mój długopis miałem całkiem dobry widok pod jej koszulkę. Tylko raz upuściłem ten długopis specjalnie. W piątek myślałem, że eksploduję. Nie ulżyłem sobie ani razu przez cały tydzień i chodziłem z największym bólem jąder jaki kiedykolwiek miałem. Kiedy rano wszedłem do biurowca modliłem się, że może zadzwoni, że jest chora. Ale wiedziałem że nie jestem takim szczęściarzem. Byłem napalony i w szczególnie złym humorze, a kiedy otworzyłem drzwi do biura myślałem, że dostanę ataku serca. Pochylała się, podlewając kwiaty, w grafitowej tunice z golfem i krótkimi rękawami. Każde wcięcie w jej perfekcyjnym ciele było idealnie podkreślone. Ktoś tam na górze naprawdę mnie nienawidzi. - Dzień dobry, panie Cullen – powiedziała słodko, zatrzymując mnie, kiedy ją mijałem. Odwróciłem się powoli i podejrzanie się jej przyjrzałem. - Dzień dobry, panno Swan – odpowiedziałem chłodno. – Wydaje się pani być w wyjątkowo serdecznym nastroju. Ktoś umarł? – zapytałem, nawet nie próbując ukryć rozdrażnienia. Na ułamek sekundy jej uśmiech opadł, by potem unieść kąciki jej ust w diabelskim uśmieszku. – Oh nie. Jestem po prostu taka podekscytowana spotkaniem z pańskim znajomym, Mikiem na jutrzejszym obiedzie. Emmett wszystko mi o nim opowiedział. Myślę, że możemy mieć ze sobą naprawdę dużo wspólnego. Skurwysyn. Szczęka mi opadła, a brwi się zmarszczyły. – Oh tak, jutro obiad. Kompletnie zapomniałem. Tak, pani i Mike… cóż, jako że on jest maminsynkiem, a pani zarozumiałą jędzą, powinniście do siebie całkiem nieźle pasować. – Dobrze, Cullen. – Napiłbym się teraz kawy, panno Swan – powiedziałem sympatycznie i odwróciłem się kierując do gabinetu. To by było na tyle, jeśli chodzi o unikanie sprzeczek. Kiedy rozłożyłem swoje rzeczy, doszedłem do wniosku, że może picie zrobionej przez nią kawy nie jest najlepszym pomysłem. Byłaby skłonna do dosypania mi czegoś po tym tygodniu. Siedząc przy biurku, próbowałem wziąć się do pracy. Boże, dlaczego ta sprawa z Mikiem tak bardzo mnie ruszyła? Brałem pod uwagę fakt, że mogę być zazdrosny. Ale to było absurdalne; nie chciałem z nią żadnego typu związku. Chciałem móc tylko pieprzyć się z nią kiedykolwiek i gdziekolwiek chciałem bez dodatkowych zobowiązań. Czy to było takie złe? Jezu. Nawet dla mnie to brzmiało kiepsko. Poza tym, nie będzie nim zainteresowana, prawda? Czy Emmett nie powiedział, że jest poza jego ligą? Jest? Cholera, jasne że jest.
~ 72 ~
Ale wiedziałem, że pewnego dnia, prędzej czy później, ktoś ją wykradnie. Moment, czy ja właśnie powiedziałem „wykradnie”? Muszę wziąć się w garść. Wiedziałem, że czasem się umawiała. Widywałem nawet kwiaty dostarczane do biura raz czy dwa. Ale to nigdy nie wywołało u mnie tych… zaborczych uczuć. Tak, to było to słowo. Zaborczy. Nie byłem zazdrosny, bo to by oznaczało, że czuję do niej coś w romantycznym sensie. Zaborczość sugerowała, że ja… cóż, że my… Kurwa. Wstałem sfrustrowany i gwałtownie przebiegłem palcami przez włosy, podchodząc do dużego okna. Nie mogłem nawet sprawić, żeby nie brzmiało to szalenie. Jak to się w ogóle stało? Dziewięć miesięcy temu moje życie mijało szczęśliwie, świat drogi stąd w Paryżu. Miałem wszystko, czego mężczyzna może chcieć. Byłem bogaty i odnosiłem sukcesy. Miałem każdą kobietę, której zapragnąłem, a teraz? Byłem tutaj, z totalnie popieprzonym bałaganem wokół jakiejś złej kobiety, której nawet nie chciałem. To znaczy chciałem jej, ale nie jak… Boże, nie mogłem o tym więcej myśleć. Pukanie do drzwi przerwało moje obłąkane myśli. - Wejdź – odpowiedziałem ze zdenerwowaniem. Było oczywiste, że wciąż jest wkurzona, kiedy weszła do środka i skierowała się prosto do mojego biurka. Po postawieniu kawy na blacie, odwróciła się by na mnie spojrzeć. - Czy będziemy dzisiaj planować spotkania, panie Cullen? – Stała koło biurka w kręgu światła. Cienie fałdami układały się na jej sukience, podkreślając łuki jej piersi. Czy tutaj jest zimno? Jak mogło być jej zimno, skoro ja pociłem się jak świnia? Tylko myśl, jak te piersi wyglądały nago… Kurwa! Muszę się stąd wynosić. - Nie. Zapomniałem o spotkaniu, które mam dzisiaj popołudniu w centrum. Więc za jakieś dziesięć minut wychodzę na resztę dnia. Prześlij mi tylko wszystkie szczegóły – odpowiedziałem szybko do bezpieczeństwa i kryjówki, które dawało moje biurko. - Nie mówił mi pan o żadnym spotkaniu – stwierdziła sceptycznie; złączyła brwi i wydęła lekko dolna wargę. - Nie, nie mówiłem – powiedziałem, nagle zaczynając interesować się papierami na biurku. – To prywatne spotkanie. – Kiedy nie odpowiedziała, zaryzykowałem zerknięciem na nią; miała dziwny wyraz twarzy. Na co on wyglądał? Na pewno na wściekłość, ale było jeszcze coś innego. Może… może zazdrość? Boże, mam nadzieję. Kurwa, co z tobą Cullen? - Och, - odpowiedziała łagodnie, przygryzając dolną wargę. - To ktoś kogo znam? – Nigdy nie pytała gdzie chodziłem. – To znaczy, tylko na wypadek gdyby pański ojciec lub brat chcieli się z panem skontaktować – dodała pośpiesznie. - Cóż – przerwałem, próbując ją troszkę podręczyć, - jeśli ktoś będzie musiał się ze mną skontaktować, może zadzwonić na moją komórkę. – Jeśli to nie byłoby moje życie, takie stwierdzenie mogłoby być prawie zabawne. Poza naszym pierwszym spotkaniem, nigdy nie zachowywała się mniej opanowanie. – Coś jeszcze, panno Swan? – spytałem, zerkając na nią. Stała przez chwilę bez słowa, wyglądając jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę. Nagle podniosła podbródek i wyprostowała ramiona.
~ 73 ~
– Skoro pana nie będzie, zastanawiałam się czy nie mogłabym wcześniej zacząć weekendu. Może wyskoczyć na zakupy przed jutrzejszym spotkaniem. Usiadłem na krześle, próbując rozszyfrować wyraz jej twarzy. W co ona grała? Wciąż wmawiałem sobie, że jej zaangażowanie w jakiś związek wyjdzie na dobre. Jeśli by się z kimś spotykała, musiałbym powstrzymać pokusę i życie mogłoby wrócić do normy. - Nie ma problemu – odpowiedziałem chłodno, ukrywając ekspresję. – Po prostu zobaczymy się jutro. – Patrzyliśmy sobie w oczy z przeciwnych stron biurka, a elektryczność w powietrzu była tak namacalna, że poczułem wzrost tempa pracy serca. Odczekała jeszcze minutę, a ja zajebiście starałem się nie zwracać uwagi na jej perfekcyjne sutki, wciąż widoczne przez sukienkę. - Życzę udanego spotkania, proszę pana – powiedziała przez zaciśnięte zęby, odchodząc szybko i głośno zamykając za sobą drzwi. Co się do cholery właśnie stało? Czy ona myślała, że się z kimś spotykam? I cholera dlaczego miałoby ją to obchodzić? Ulżyło mi, kiedy piętnaście minut później usłyszałem, że wychodzi. Postanawiając, że mogę teraz bezpiecznie wyjść z gabinetu, zgarnąłem swoje rzeczy i skierowałem się do wyjścia. W zewnętrznych drzwiach do biura zatrzymał mnie facet z dużym bukietem kwiatów. - Mogę panu w czymś pomóc? – sceptycznie zapytałem mężczyznę. Zapewne pomylił biura. Podnosząc wzrok ze swojego notatnika, rozejrzał się po pomieszczeniu zanim odpowiedział. – Mam przesyłkę dla pani Belli Swan? – Co do…? Kto do cholery przysłałby jej kwiaty? Spotykała się z kimś kiedy my…? Nawet nie mogłem dokończyć tej myśli. - Pani Swan wyszła na lunch. Wróci za około godzinę – skłamałem troszkę bardziej surowym tonem niż zwykle. Musiałem zerknąć na liścik. – Podpiszę za nią i upewnię się, że je dostanie. – Kiedy podał mi kwiaty, położyłem je na jej biurku. Podpisując szybko pokwitowanie, wręczyłem mu napiwek i z wdzięcznością obserwowałem go, gdy wychodził. Przez trzy długie minuty stałem i patrzyłem na kwiaty, powstrzymując się od bycia taką panienką i zerknięcia na karteczkę. Róże. Gardziła różami. Prychnąłem, ponieważ ktokolwiek je przysłał, nic o niej nie wiedział. Nawet ja wiedziałem, że nie lubi róż. Kiedyś podsłuchałem jak rozmawiała z Angelą o jednym facecie, który przysłał je jej do biura. Natychmiast je oddała, nie lubiąc gryzącego zapachu. Ostatecznie ciekawość zawładnęła moją lepszą połową i oderwałem liścik z bukietu. Dlaczego ten pieprzony sukinsyn? Odliczając dni do naszego spotkania. Szczerze oddany, Mike Newton
~ 74 ~
Obce uczucie powoli rozeszło się po mojej klatce piersiowej i zgniotłem kartkę w zaciśniętej pięści. Chwytając kwiaty z biurka, wyszedłem z biura, zamykając za sobą drzwi, i skierowałem się w stronę windy. Gdy tylko się otworzyła, minąłem szeroki chromowy zsyp i bez sekundy zastanowienia, wyrzuciłem je. Nie wiedziałem, co się, kurwa, ze mną działo. Ale wiedziałem, że nie ma, kurwa, szans, żeby panna Swan umawiała się z Mike’m Newton’em.
~ 75 ~
7. Guess who’s coming to dinner? Godzinną jazdę samochodem do domu moich rodziców spędziłem na próbach uspokojenia się i uporządkowania swych myśli. Mój starannie obmyślony plan wyrzucenia panny Swan z umysłu i popchnięciu jej w ramiona innego mężczyzny odszedł w zapomnienie. Spoglądając wstecz mogłem teraz powiedzieć, że wyrzucenie kwiatów było złym pomysłem. Ale wtedy nie liczyło się dla mnie nic poza pozbyciem się wszystkich rzeczy, które powodowały pieczenie w żołądku. Wtulając się bardziej w siedzenie, starałem się, by uspokoił mnie dźwięk silnika. Nie działało. Przyjrzyjmy się faktom. Byłem względem niej zaborczy. Ale nie w romantycznym sensie; w sensie ‘zawrócić jej w głowie, pociągnąć za włosy i pieprzyć’. Jakby była moją zabawką, którą trzymam z daleka od pozostałych chłopców w piaskownicy, by się nią nie bawili. Chryste. Jak bardzo zajebiście chore to było? Miała rację. Gdyby kiedykolwiek usłyszała, jak się do tego przyznaję, odcięłaby mi jaja i podała je na talerzu. Przesunąłem się niewygodnie w fotelu na tę myśl. Po raz milionowy przez mój umysł przeszedł pomysł wymyślenia sposobu na czerpanie przyjemności z seksu bez jakichkolwiek zobowiązań. Ale wiedziałem, że to się nigdy nie uda. Oprócz faktu, że nie było szans by zgodziła się na taki układ, musiałem przestać podsycać tę potrzebę. Edward Cullen nie pozwoli, by kobieta przejęła nad nim kontrolę. Nigdy. Pytaniem było jak działać. Najwyraźniej Mike był zainteresowany. Jak mógłby nie być? Wszystko co miał to informacje z drugiej ręki od mojej rodziny, która ją uwielbiała, i co najwyżej fotografię. Jeżeli byłyby to jedyne części układanki, sam byłbym nią zainteresowany. Nie miał okazji z nią porozmawiać, więc wciąż uważa ją za atrakcyjną. Chyba że chce ją tylko przelecieć. Dźwięk napinanej skóry na kierownicy dał mi do zrozumienia, że nie powinienem o tym myśleć. Jestem pewien, że nie spotykałby się z nią w domu moich rodziców, gdyby chodziło mu tylko o to. Hmmm… może rzeczywiście chciał ją lepiej poznać. Kurde, nawet ja byłem lekko zaintrygowany, nim porozmawialiśmy w rzeczywistości. Ale udowodniła, że jest jedną z najbardziej irytujących, ofensywnych i nieprzyjemnych osób, które spotkałem. Niestety, była też najlepszą kochanką, jaką kiedykolwiek miałem. Kurwa, lepiej, by Mike nigdy nie zaszedł tak daleko. Wciąż pamiętam pierwszy raz, gdy ją zobaczyłem. W czasie gdy mieszkałem w Paryżu moi rodzice przyjechali, by odwiedzić mnie w święta i jednym z prezentów, które od nich dostałem, była cyfrowa ramka na zdjęcia. Kiedy razem z
~ 76 ~
mamą oglądałem fotografie, zatrzymałem się przy jednej z nich, przedstawiającą moich rodziców i piękną ciemnowłosą kobietę. - Mamo, kim jest ta dziewczyna razem z tobą i tatą? – Zapamiętałem pytanie. Wytłumaczyła, że nazywa się Bella Swan i pracuje jako asystentka jednego z niższych kierowników i wszyscy po prostu ją kochają. Na zdjęciu miała prawdopodobnie około dwudziestu trzech lat i od razu stwierdziłem, że była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie w życiu widziałem. Nie była typem dziewczyny z jakimi się zwykle umawiałem, ale pomimo tego byłem nią urzeczony. Przez lata jej twarz pojawiała się na zdjęciach przysyłanych mi przez matkę; funkcjonowanie firmy, przyjęcia gwiazdkowe, nawet spotkania w domu. Jej imię przewijało się okazjonalnie, gdy rodzina opowiadała mi o ogólnej pracy i życiu spółki. Więc kiedy zdecydowałem, że wrócę do domu i obejmę stanowisko CFO, ojciec natychmiast zasugerował ją jako moją nową asystentkę. Ufali jej, a fakt, że tata i brat nie mieli żadnych wątpliwości co do jej zdolności z radzeniem sobie w pracy, wiele o niej mówił. Zgodziłem się bez zwłoki. Trochę się martwiłem, że moje zainteresowanie jej wyglądem może przeszkodzić w naszych kontaktach w pracy, ale szybko stwierdziłem, że świat jest pełen pięknych kobiet i nie będzie ciężko oddzielić te dwie sprawy. Ale gdy po raz pierwszy zobaczyłem ją na żywo - śmiejącą się i żartującą, cytującą jeden z moich ulubionych filmów - zdałem sobie sprawę, że mam kłopoty. Nie była piękna. Była oszałamiająca. Ciemnokasztanowe włosy, upięte w stosik loków, dopasowana spódnica w brązowym kolorze, biała koszula z krótkimi rękawami,
a
do
tego
najseksowniejsze
buty
jakie
widziałem.
A
kiedy
niezorientowana, że wszedłem do środka, śmiejąc się zrobiła krok do tyłu, przez przypadek dotykając tyłkiem mojego uda, wiedziałem że mam problem. Duży problem. Pamiętam, że ledwie mogłem mówić. Szybko się odwróciła i spotkałem te same, piękne brązowe oczy, które widziałem na zdjęciach. Jednak mimo, że były rozszerzone i zszokowane, wciąż było boleśnie oczywiste, że zdjęcia nie odzwierciedlały jej wyglądu; boleśnie w najbardziej dosłownym znaczeniu. Musiałem zacisnąć szczękę, by opanować przepływające przeze
mnie
podniecenie,
spowodowane
tym
pierwszym
spojrzeniem.
Obserwowałem jej usta, kiedy zaczęła przepraszać i natychmiast wiedziałem, że nie możemy współpracować razem w zgodzie. Byłoby zdecydowanie zbyt trudno utrzymać myśli w zawodowych kwestiach, pracując tak blisko niesamowicie pięknej kobiety. Ledwie dostrzegłem, że jej koleżanka podeszła do mnie i zaczęła mówić, zanim nie usłyszałem jak przywołała imię mojego brata. To odwróciło moją uwagę i
~ 77 ~
wzbudziło zainteresowanie. Gdy tylko na nią spojrzałem, zmieniła postawę i wyglądała
na
onieśmieloną
i
podenerwowaną.
To
mnie
uderzyło;
byli
przyzwyczajeni do swobodnego i przyjaznego otoczenia w miejscu pracy. A znając Emmetta i ojca nie było trudno to sobie wyobrazić. Grając surowego, nieznośnego szefa wywołałbym u niej nerwowość; nerwowość prowadzi do nieostrożnych błędów. A przede wszystkim zachowałaby dystans. Więc odgrywałem aroganckiego kutasa; zwracając się do nich oficjalnie, w zamian
wymagając
tego
samego
i
żądając
natychmiastowego
spotkania
dyscyplinarnego z panną Swan. Ale tak naprawdę musiałem się stamtąd wynieść. Wycofując się z powrotem do gabinetu, miałem pięć minut spokoju i byłem pewny, że to wystarczy. Wyszedłem w wyniosłym stylu i trzasnąłem za sobą drzwiami, a potem oparłem się o nie, by odzyskać trochę opanowania. Wkrótce rozproszył mnie telefon. Mój przyjaciel z Paryża, Jean, załatwiał obrazy do mojego nowego mieszkania. Byłem w środku notowania namiarów, gdy usłyszałem pukanie; pozwoliłem jej wejść, wyczuwając jej obecność bez podnoszenia wzroku. Bycie profesjonalistą nie powinno być dla mnie trudne; traktowałem poważnie sprawy biznesowe; prawie zbyt poważnie, biorąc pod uwagę zdanie mojej rodziny. Nie znalazłbym się tu gdzie teraz, gdybym miał lekkomyślne podejście do tych spraw. Pracowałem ciężko i tego samego oczekiwałem od moich pracowników. Ale w niej było coś innego i od pierwszej chwili nie mogłem przejąć nad tym kontroli. Wiedziałem, że odizolowanie się od niej mogło trochę pomóc, więc patrzyłem w notatnik przed sobą, utrzymując surowy ton głosu. Spoglądając na nią popełniłem błąd; moja erekcja, z którą walczyłem od momentu, kiedy na mnie wpadła, wróciła w pełni sił. Ale najwyraźniej arogancko uniesiona brew wyglądała przekonywująco, bo prawie jąkała się przy odpowiedzi. Doskonale. Sukces. Pomyślałem, nim nagle poleciała w moją stronę, gdy potknęła się i wylała kawę na moje udo. – Cholera! – zawołałem, czując jak gorący płyn przesączył się przez materiał prosto do mojego twardego penisa. Syknąłem przez zęby i zacisnąłem oczy, próbując odsunąć od siebie nieznośny ból. Tak było zanim poczułem, jak coś pociera moje krocze; otworzyłem oczy i zobaczyłem pannę Swan, klęczącą przede mną i poruszającą ręcznikiem po całej długości mojej szalejącej erekcji. – Może pani teraz odejść, panno Swan - prawie warknąłem z zaciśniętą szczęką; musiałem pozbyć się jej ręki z mojego kolana i jej osoby z pokoju. Byłem absolutnie upokorzony. Nie ma możliwości, żeby tego nie zauważyła. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, westchnąłem ciężko i poszedłem do przylegającej łazienki po czyste ubrania.
~ 78 ~
Skrzywiłem się zdejmując spodnie. Nie z powodu gorącej kawy – większość pochłonęła warstwa materiału. Bardziej z powodu reakcji, jakie wzbudzała we mnie panna Swan. Jej głos, jej zapach i, jako ostatnie ale niemniej ważne, jej dotyk, który dręczył moje zmysły i sprawił, że byłem twardszy niż kiedykolwiek pamiętam. – Niech cię szlag – warknąłem, próbując nałożyć świeże bokserki. Nie było mowy, bym mógł przetrwać dzień w takim stanie. Co takiego było w tej kobiecie, że sprawiło, że rozmyślałem nad ulżeniem sobie w biurowej toalecie? Jednak nie widziałem innego wyjścia; nigdy jeszcze nie miałem takiego dnia. A teraz mogłem zauważyć wszystkie błędy, które popełniłem przez ostatnich kilka miesięcy. Od pierwszego dnia wszystko do tego prowadziło. Nikt nigdy mnie tak seksualnie nie pociągał. Byłem taki głupi, myśląc, że jeden raz wystarczy. Gdyby tylko nie było tak zajebiście dobrze. Twardniałem na tę myśl. Pieprzony zdrajca. Już od tygodnia nie pozwalałem sobie na żadne spełnienie i w tym momencie zastanawiałem się czy to był taki dobry plan. Prawdopodobnie, pomógłbym mojej determinacji, gdybym um… uwolnił trochę stresu przed dzisiejszym wieczorem. Problem polegał na tym, że nie mogłem tego zrobić, bez myślenia o niej. Już samo wspomnienie ostatniej próby powoduje, że mój przyjaciel się kurczy. Zdarzyło się to parę dni przed „incydentem przy oknie” jak to teraz określam - miałem tamtego wieczora imprezę charytatywną. Wchodząc do biura, zostałem ogłuszony przez pannę Swan, ubraną w tę niesamowicie seksowną, niebieską sukienkę, której jeszcze nie widziałem. Gdy tylko ją zobaczyłem, miałem ochotę rzucić ją na biurko i pieprzyć do utraty zmysłów. Ale zamiast tego wchodziłem i wychodziłem z biura trzaskając drzwiami i generalnie cały dzień zachowywałem się jak dupek. Byłem roztargniony przez całą noc z moją piękną blondwłosą randką. Wiedziałem, że jestem u kresu wytrzymałości i w końcu się złamię. Nie miałem tylko pojęcia, kiedy dokładnie się to stanie. Jak kutas, którym zresztą jestem, próbowałem sobie udowodnić, że panna Swan wcale nie siedzi mi w głowie, gdy wracałem z dziewczyną do domu. Potykając się w drodze do jej apartamentu całowaliśmy się i rozbieraliśmy szybko, lecz czułem, jakby robił to ktoś inny. Nie chodzi o to, że nie była piękna i seksowna; ale gdy położyłem ją na łóżku, wyobrażałem sobie mahoniowe włosy na poduszkach. Kiedy całowałem jej piersi, chciałem, by moje usta dotykały delikatnych i pełnych, a nie idealnie silikonowych. I nawet kiedy nałożyłem prezerwatywę i wszedłem w nią, wiedziałem, że jest tylko ciałem bez twarzy, którego używam do zaspokojenia własnych, egoistycznych potrzeb. Ale gdy po raz drugi osiągnęła spełnienie, stało się dla mnie jasne, że nie jestem w stanie dojść w ten sposób. Próbowałem nie wpuszczać do swojego umysłu mojej asystentki, ale nie byłem zdolny powstrzymać
~ 79 ~
zakazanych obrazów, pokazujących jakby to było mieć ją pod sobą. Doszedłem mocno i nienawidziłem się za to. Jak mogłem pozwolić, żeby to się stało? Boże, byłem takim kutasem. Przecierając twarz ręką, byłem nawet bardziej napełniony wstrętem przez wspomnienie, niż wtedy, gdy się to stało. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że zostało mi tylko dziesięć minut drogi. Wciąż nie wiedziałem jaki mam plan. Mogłem po prostu improwizować, ale to nie było w moim stylu. Zawsze dbałem o szczegóły i wszystko poddawałem krytycznej ocenie. Wiedziałem, że jeśli poradzę sobie dzisiaj, później będzie łatwiej. Musi być. Mamy tę przeklętą konferencję w Seattle i jeśli wkrótce sprawy się nie wyprostują, kto wie co może się stać? Racja. Ja dokładnie wiem co. Boże, tylko wyobrażenie jej nagiej, na górze, w hotelowym łóżku, sprawiało że mój penis nagle zapomniał o poczuciu winy. Jak do cholery zamierzam przejść przez dzisiejszą noc? Przejeżdżając przez bramę domu moich rodziców, próbowałem oczyścić umysł ze wszystkich myśli na temat seksu. To było trudniejsze niż sobie wyobrażałem. Parkując samochód i kierując się w stronę drzwi, na okrągło powtarzałem sobie „możesz to zrobić”. Wszedłem do jadalni i zobaczyłem, że stół nie jest nawet nakryty. – Mamo? – zawołałem, zaglądając do wszystkich pokoi, które mijałem. - Tutaj, Edwardzie – usłyszałem jej krzyk z tarasu. Otwierając duże przeszklone drzwi, zobaczyłem uśmiechniętą twarz mojej mamy, dokonującej ostatnich poprawek na obiadowym stole. Pochyliłem się, by mogła mnie pocałować i, oczywiście, spróbować ułożyć moje włosy, a potem zapytałem: - Więc dlaczego dziś jemy tutaj? - Jest takie cudowne popołudnie i pomyślałam że wszystkim będzie tu wygodniej. Chyba nikomu nie będzie to przeszkadzać, prawda? – zapytała, nagle zaniepokojona. - Oczywiście, że nie, tu jest pięknie, mamo. Nie martw się. – I było pięknie. Duży taras był zadaszony solidną pergolą, po której pięła się fioletowa wistaria15. Pośrodku stał duży prostokątny stół, nakryty dla ośmiu osób; przykryty był miękkim obrusem w kolorze kości słoniowej, a na nim znajdowały się wystylizowane na antyk naczynia tej samej barwy. Świeczki i delikatne lawendowe i niebieskie kwiaty wylewające się z małych srebrnych wazonów, ustawione były na całej długości stołu. Z pergoli zwieszał się kryształowy świecznik, a całość wyglądała jakby była
15
kwitnące pnącze
~ 80 ~
przygotowana do zdjęć w Better Homes & Gardens16. – Wiesz, że nawet ja nie powstrzymam CareBear przed porwaniem tych rzeczy ze stołu, prawda? – zapytałem, podkradając winogrono z półmiska na kredensie. Mogłem sobie wyobrazić co te małe, tłuste piąstki zrobiłyby z tymi delikatnymi ozdobami przede mną. - Oh kochanie, chyba nie myślisz, że pozwoliłabym czternastomiesięcznej dziewczynce przyjść na obiad dla dorosłych? Jeśli Carrington by tu była, wszyscy skupialiby się wyłącznie na niej – odpowiedziała radośnie. Cholera. Z Carrington na kolanie łatwiej byłoby mi rozproszyć myśli, krążące wokół Mike’a mentalnie rozbierającego pannę Swan tuż przede mną. – Nie wspominając o tym, co zrobiłaby z moim stołem. W każdym bądź razie, dzisiejszy wieczór należy do Belli. Naprawdę mam nadzieję, że ona i Mike przypadną sobie do gustu – kontynuowała, fruwając po tarasie, zapalając świeczki i dokonując ostatnich poprawek; kompletnie nieświadoma mojego cierpienia. Byłem pieprznięty. Gdy obmyślałem plan ucieczki, usłyszałem hałaśliwy głos brata dobiegający z wnętrza domu. – Gdzie jesteście? – Jego głęboki krzyk rozniósł się po pustym pomieszczeniu. Otwierając mamie drzwi, weszliśmy do środka, znajdując Emmetta w kuchni. - Wiiięc. Edward, mój bracie – zachichotał, opierając się o ladę. – Podekscytowany dzisiejszym wieczorem? – Dlaczego on zawsze wyglądał jakby miał złe zamiary? Pochylając się zamknął mamę w wielkim uścisku, a ona zachichotała. Poczekałem, aż opuści pokój i znów spojrzałem na niego sceptycznie. - A powinienem być? – zapytałem obojętnie wzruszając ramionami. - Cóż, to powinien być interesujący wieczór - obserwować Newtona, starającego się przy wszystkich zaimponować Belli. To może być zabawne. Nie uważasz? – Gdy tylko oderwał kawałek od jednego z dużych bochenków chleba, leżących na blacie, Rosalie weszła do kuchni i trzasnęła go w rękę. - Chcesz doprowadzić swoją matkę do ataku serca, rujnując obiad, który zaplanowała? Bądź miły, Emmett. Nie drażnij Belli ani z niej nie żartuj. Wiesz, że musi być przez to wszystko wystarczająco zestresowana. Bóg wie, jak zniesie jego docinki – powiedziała, wskazując na mnie. - O czym ty mówisz? – krzyknąłem zirytowanym tonem. Miałem już dosyć, że moja rodzina robi z Belli kozła ofiarnego. – Nic jej nie zrobiłem. – Rose i ja byliśmy w na tyle dobrych stosunkach, w jakich może być rodzeństwo przez więzy krwi czy małżeństwo. Szczerze ją kochałem, ale jeśli istnieje osoba, w której nie chciałbyś mięć
16
Czasopismo o dekoracji domów i ogrodów.
~ 81 ~
swego wroga, jest nią Rose. Uniosła brew i skrzyżowała ręce na piersi, wpatrując się we mnie. - Oh naprawdę, panie Ukochany? Chciałbyś wiedzieć jak Bella cię nazywa? Jak oni wszyscy cię nazywają? – Jakoś wydawało mi się, że nie chcę wiedzieć. Uśmiechnęła się do mnie słodko, wyczuwając moją pogardę. – Piękny Drań. – Mój brat wybrał akurat ten moment, by dostać ataku histerycznego śmiechu. Co? Tak mnie nazywała? - Co jest takie śmieszne? – zapytał ojciec, wchodząc do pomieszczenia. Świetnie. Dokładnie ta osoba, która nie powinna tego słyszeć. - Wiedziałem – zarechotał Emmett, ocierając łzy z oczu. – Podsłuchałem kiedyś jak ona i Angela o tym rozmawiały. Wiedziałem, że muszą mówić o tobie. - Dlaczego właściwie jest to dla ciebie takie śmieszne? – Wściekle odciąłem się bratu. – I skąd ty o tym wiesz? – zapytałem kierując spojrzenie z powrotem na Rosalie. - Jasper, mój znajomy, którego spotkaliśmy w weekend na lunchu? Jest zaręczony z przyjaciółką Belli, Alice, tą, która pracuje dla Gucciego. Najwyraźniej zaczęła cię tak nazywać już pierwszego dnia. Jak dla mnie, to całkiem pomysłowa z niej dziewczyna – odpowiedziała, wzruszając ramionami w prowokacyjny sposób. -
Czekaj – przerwał ojciec, a ja wewnętrznie jęknąłem. – Jak Bella cię nazywa? –
Boże, czy może być jeszcze gorzej? - Piękny Drań? – mama wtrąciła się obojętnie, wchodząc do kuchni. – To o tym rozmawiamy? – Nawet mama wiedziała? Teraz razem z Rose śmiał się mój tata. - Mamo! Wiedziałaś? – Jak to mogło mi się przydarzyć? I co „Piękny Drań” miało w ogóle znaczyć? Uważa, że jestem draniem? To znaczy, wiedziałem że czasami tak się zachowuję, ale nie miałem pojęcia, że stworzyła mój własny, mały pseudonim. Zaraz, w takim układzie jestem też dla niej piękny. Nie byłem pewny czy traktować to jako komplement czy obelgę. Nie, żeby to miało znaczenie. - Oczywiście, że wiedziałam, Edwardzie. Bella pracuje dla firmy już od sześciu lat. Mówi mi większość rzeczy – powiedziała swobodnie, krojąc bochenek chleba. Jeśli ta myśl mnie cholernie nie wystraszyła, nie wiem co mogłoby to zrobić. – Tak właściwie, to mi tego nie powiedziała. Wymknęło jej się pewnego dnia, gdy jadłam lunch razem z nią i Angelą. A szczerze mówiąc, myślę, że to było całkiem zabawne. Kocham cię Edwardzie – powiedziała, podchodząc do mnie i przeczesując moje włosy, - ale zdarza ci się być trochę szorstkim. – Przewróciłem oczami i odsunąłem od niej głowę, kiedy się zaśmiała. Czy świat kompletnie zwariował? - Edward. – Ojciec skinął na mnie, żebym za nim poszedł. – Chcę o czymś z tobą porozmawiać. Proszę, zachowuj się dzisiaj jak najlepiej. Zdaję sobie sprawę, że
~ 82 ~
ty i Bella nie dogadujecie się najlepiej, ale pomimo tego musisz przyznać, że zasługuje na twój szacunek. – Zaciskając szczękę, przytaknąłem w potwierdzeniu. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że mnie tak nazywa. Jezu. I to przez ostatnich dziewięć miesięcy? Chociaż chyba na to zasłużyłem; we własny sposób spędziłem pierwsze trzy miesiące, mając nadzieje że się podda i zrezygnuje. Ale zaskoczyła mnie swoją determinacją. I od tamtej pory było tylko gorzej. Im bardziej jej pragnąłem, tym większym dupkiem się stawałem. Z moich rozważań wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Możliwość, że to mogła być już ona, przyspieszyła bicie mojego serca. Usłyszałem jak rodzice idą do drzwi i poczułem ulgę, słysząc, że to tylko Mike. W liceum byliśmy dobrymi kolegami, ale nie widziałem go od czasów zakończenia szkoły. Przywitali się i skierowali na tyły domu, gdzie stała reszta mojej rodziny. Mike nie zmienił się zbytnio przez dziesięć lat. Był trochę niższy ode mnie, szczupło zbudowany, miał piaskowe włosy i niebieskie oczy; kobiety mogły postrzegać go jako atrakcyjnego, tak mi się wydaje. Co tylko zwiększyło moją determinację, by trzymać z daleka od niego pannę Swan. - Edward – powiedział podekscytowanym tonem, wyciągając rękę. – Boże, człowieku. Jak długo się nie widzieliśmy? - Długo, Mike. Myślę, że od zakończenia liceum – odpowiedziałem, potrząsając pewnie jego ręką. – Co u ciebie? - Świetnie. Wszystko dobrze się układa, Edwardzie. A u ciebie? Widziałem twoje zdjęcia w magazynach, więc chyba radzisz sobie całkiem nieźle – odpowiedział ze szczerym uśmiechem, klepiąc mnie łagodnie po ramieniu. W odpowiedzi delikatnie kiwnąłem głową i wymusiłem uśmiech. Zostawiając Mike’a i pozostałych, stwierdziłem, że potrzebuję kilku minut w samotności; skierowałem się do mojego starego pokoju by pomyśleć. Gdy tylko przeszedłem przez drzwi, poczułem się spokojniejszy. Pokój nie zmienił się zbytnio od czasów gdy miałem siedemnaście lat; nawet kiedy nie było mnie w kraju, rodzice pozostawili go w takim samym stanie, jak w dzień kiedy wyjeżdżałem na studia. Siadając na starym łóżku, myślałem o niej wiążącej się z Mikiem. Jest naprawdę miłym kolesiem i mogą przypaść sobie do gustu. Ale Boże, tylko myśl o innym mężczyźnie dotykającym jej albo będącym w niej, sprawiała, że każdy mięsień mojego ciała się zaciskał. Wróciłem myślami do momentu w samochodzie, gdy powiedziałem jej, że nie mogę przestać. Nawet teraz, z całą moją fałszywą zuchwałością, nie wiem czy mogłem. Moje ciało cierpiało bez jej dotyku. Minęło tylko siedem dni i tak bardzo jak próbowałem udawać, że to nieprawda, to była jedyna rzecz o jakiej mogłem myśleć.
~ 83 ~
Słysząc głosy z dołu, doszedłem do wniosku, że muszę być mężczyzną i ponieść konsekwencje swoich czynów. Kiedy pokonałem ostatnie piętro, zobaczyłem ją. Stała do mnie tyłem, a powietrze opuściło moje płuca. Biała. Dobry Boże w niebiosach, dlaczego musiała być biała? Miała na sobie lekko prześwitującą, letnią spódniczkę, która kończyła się tuż przed kolanem i odsłaniała jej piękne, długie nogi. Góra była wykonana z tego samego materiału, związywana na ramionach cienkimi sznureczkami. Wszystko o czym mogłem teraz myśleć, to jak bardzo chciałbym rozwiązać te wstążeczki i patrzeć jak opadają na jej talię. Przez sekundę myślałem, że będę musiał wrócić na górę, ale wtedy się odwróciła. Nasze oczy spotkały się i wiedziałem, że sobie dzisiaj nie poradzę. Wyglądała tak pięknie. A potem uśmiech rozświetlił jej twarz i wyglądała tak przekonywująco, że prawie w to uwierzyłem. Wiedziałem, że to tylko przedstawienie dla moich rodziców i Mike’a. Oczywiście będzie próbowała grać słodko. – Dobry wieczór, panie Cullen – powiedziała miękkim, niewinnym tonem. Zacisnąłem szczękę w rozbawieniu; odgrywając swoją rolę przed rodziną. – Panno Swan – odpowiedziałem, pochylając delikatnie głowę w podobnie uprzejmym geście i obserwowałem jak jej oczy walczyły, by się nie zwęzić. Nie przerwaliśmy kontaktu wzrokowego, nawet kiedy moja matka zaprosiła wszystkich na taras na drinka przed obiadem. Gdy przechodziła obok mnie, przekręciłem głowę by dodać cichym głosem, który tylko ona mogła usłyszeć. – Udana wycieczka na zakupy? Jej oczy powoli spotkały się z moimi, a na jej twarzy wciąż gościł ten sam anielski uśmiech. – Nie chciałby pan wiedzieć – odpowiedziała delikatnym, złośliwym głosem i położyła rękę na moim ramieniu, wymijając mnie. Poczułem, że moje całe ciało delikatnie zesztywniało, nawet przez tak prosty dotyk. Mój plan się kruszył. – A przy okazji, mają nowe pasy do pończoch. Jej chichot rozbrzmiał w holu, gdy odeszła by złapać Mike’a, ale mój penis drgnął na jej słowa. Zamierzała mnie torturować. Gra rozpoczęta, panno Swan. - Mam nadzieję, że spodobały ci się kwiaty, które wysłałem wczoraj do twojego biura. Przyznaję, że było ich dosyć dużo, ale nie mogłem się doczekać naszego spotkania – odezwał się Mike, a ja poczułem, że moje jelita zacisnęły się w supeł, kiedy odwróciła głowę, by na mnie spojrzeć. - Kwiaty? Dostałam kwiaty? – zapytała ze zmarszczoną brwią i oskarżającymi oczyma. Obojętnie wzruszyłem ramionami i potrząsnąłem głową. – Nie, ja żadnych nie widziałem – skłamałem i minąłem ich, kierując się na zewnątrz po drinka. Jeśli się dowie, zabije mnie.
~ 84 ~
Przez cały wieczór moje spojrzenie było w niej utkwione, a kiedy obiad w końcu się zaczął, było oczywiste, że pomiędzy nią, a Mikiem wszystko układa się stosunkowo gładko. Czasami nawet z nim flirtowała. To się nie stanie. - Więc Bello, państwo Cullen mówili, że pochodzisz z Waszyngtonu? – Głos Mike’a rozproszył moją uwagę skupioną na niej i spojrzałem na niego, widząc jak słodko się do niej uśmiecha. Bella też wydawała się być zaskoczona nagłym pytaniem i przez chwilę nie odpowiadała. – Um, tak. Mój ojciec jest tam komendantem policji i zdecydowałam, że po rozwodzie rodziców będę mieszkała razem z nim. Nigdy nie byłam wielkomiejską dziewczyną; Seattle wystarczająco mnie przerażało. – Wymknął mi się krótki chichot, a dziewczyna postrzeliła mnie spojrzeniem. – Czy jest w tym coś śmiesznego, panie Cullen? Uśmiechnąłem się głupio i napiłem wina, patrząc na nią znad kieliszka. Jej brew uniosła się wyczekująco, kiedy odstawiłem szkło i oblizałem usta. – Przepraszam panno Swan. Po prostu uważam za czarujące, że nie lubi pani miasta, a jednak zdecydowała się pani zamieszkać w trzeciej co do wielkości metropolii Stanów Zjednoczonych. Jej szczęka lekko się zacisnęła, kiedy próbowała zachować spokój. Ale potem uśmiech powrócił na jej twarz, a podbródek spoczął na złożonych rękach. Wyraz jej oczu świadczył, że w innych okolicznościach leżałbym nagi z nią nad sobą albo na dywanie w kałuży własnej krwi. – Rzeczywiście, panie Cullen. Mój ojciec ponownie się ożenił, a matka przeniosła się tutaj. Przyjechałam spędzić z nią trochę czasu, zanim odeszła. – Zatrzymała na chwilę moje spojrzenie i muszę przyznać, że poczułem małe ukłucie winy w klatce piersiowej. Ale szybko minęło, kiedy z powrotem spojrzała na Mike’a, przygryzając wargę w niewinny sposób, który sprawiał, że wyglądała tak cholernie seksownie, jak tylko ona potrafiła. Przestań z nim flirtować. Zacisnąłem pięści, gdy kontynuowali rozmowę, ale mój oddech uspokoił się, gdy poczułem, że coś dotyka mojej nogi. Właśnie miałem zajrzeć pod stół, bo niezaprzeczalnie była to jej noga, kiedy zaczęła przesuwać się w górę moich spodni. Obserwowałem jej usta, zamykające się wokół widelca i poczułem, że robię się twardy, kiedy powoli przebiegła językiem po wargach, usuwając ślady marynaty rybnej. - Wow, pięć procent przewagi w klasie w Northwestern. Ładnie. – Usłyszałem Mike’a, a potem na mnie spojrzał. – Założę się, że jesteś zachwycony, mając kogoś tak niesamowitego pracującego pod tobą, prawda? Bella lekko kaszlnęła, podnosząc swoją serwetkę z kolan, by zakryć nią usta. Uśmiechnąłem się, szybko spoglądając na Mike’a. – Tak, to absolutnie cudowne mieć pod sobą pannę Swan. Zawsze kończy swoją pracę. - Oh, Edward. To tak miło z twojej strony – Moja matka się rozpływała, a ja obserwowałem, jak twarz panny Swan zaczyna się czerwienić. I kiedy wszyscy
~ 85 ~
wokół uśmiechali się na przybraną serdeczność, jej oczy wbijały we mnie sztylety. Nagle poczułem jej nogę na kroczu, przyciskającą się do bolesnej erekcji, doprowadzając mnie do zachłyśnięcia się winem, które piłem. - Wszystko w porządku, panie Cullen? – zapytała z fałszywym zaniepokojeniem, na co przytaknąłem z jadem w spojrzeniu. Uśmiechnęła się i ponownie spojrzała na Mike’a. – A co z tobą? Jesteś z Chicago? Wciąż delikatnie pocierała moje krocze, a ja próbowałem kontrolować oddech. Kiedy zaczął opowiadać jej o swoim dzieciństwie, chodzeniu z nami do szkoły i w końcu o sukcesach w księgowości, jej twarz traciła wyraz grzecznego zainteresowania, zmieniając się w prawdziwą intrygę. Nie. Nie idź tam Mike. Wsunąłem lewą rękę pod obrus i spotkałem skórę jej kostki, obserwując jak lekko podskoczyła w reakcji na dotyk. Opuszkami palców kreśliłem lekkie okręgi wokół jej kostki, doprowadzając jej nogę do lekkiego szarpnięcia. Ale wtedy Mike wspomniał, że chciałby zjeść z nią lunch w tym tygodniu. Moja ręka nakryła czubek jej stopy, przyciskając ją mocniej do siebie. Jedynie się uśmiechnęła. - Nie miałbyś nic przeciwko, prawda, Edwardzie? – spytał Mike z optymistycznym nastawieniem, a jego ręka spoczęła na oparciu krzesła Belli. Zacząłem tupać nogą, by powstrzymać się przed rzuceniem mu do gardła. - Oh, mówiąc o lunchach – wtrąciła się Rose, ciągnąc mnie za ramię. – Pamiętasz moją koleżankę, Megan? Spotkałeś ją u nas w domu w zeszłym miesiącu. Dwadzieścia parę lat, mój wzrost, blondynka, niebieskie oczy. W każdym bądź razie, poprosiła o twój numer. Jesteś zainteresowany? Zerknąłem na Bellę, kiedy poczułem, że ścięgna w jej nodze się napięły i obserwowałem jak powoli pije, czekając na moją odpowiedź. – Jasne. Wiesz, że lubię blondynki, Rose. Zmiana scenerii może być całkiem miła. Musiałem powstrzymać się od krzyku, kiedy poczułem obcas, wbijający się w moje jaja, zanim jej noga odsunęła się ode mnie. Podniosła serwetkę z kolan i jeszcze raz spotkała mój wzrok; jej szczęka zacisnęła się w samokontroli. – Przepraszam, muszę skorzystać z łazienki – warknęła, rzucając serwetkę na stół, wstając i kierując się w stronę domu. - Edward. – Usłyszałem surowy głos ojca i odwróciłem się by na niego spojrzeć. – Myślałem, że o tym rozmawialiśmy. Gwałtownie chwyciłem kieliszek z winem i przystawiłem go do ust. – Nie wiem, co masz na myśli – odpowiedziałem, próbując utrzymać spokojny ton, zanim wziąłem łyka. - Edward – dodała matka; poważny wyraz oczu, który pamiętam z dzieciństwa, teraz zagościł w jej spojrzeniu. – Uważam, że powinieneś pójść do niej i przeprosić. - Za co? – zawołałem, troszkę zbyt mocno odstawiając szklankę. - Edward! – Ojciec powiedział ostro, nie pozostawiając miejsca na dyskusje, więc rzuciłem serwetkę na stół i gwałtownie odsunąłem krzesło.
~ 86 ~
Gniewnie leciałem jak burza po domu, przeszukując łazienki na pierwszych dwóch piętrach, aż w końcu dotarłem na trzecie, gdzie jedne drzwi były zamknięte. Stojąc na zewnątrz z ręką na klamce, toczyłem wewnętrzna walkę. Co się stanie, jeśli tam wejdę? Była tylko jedna rzecz, którą chciałem zrobić i to nie była rozmowa. Pomyślałem, żeby zapukać, ale i tak by nie otworzyła. Nasłuchiwałem uważnie jakiegokolwiek dźwięku dobiegającego ze środka. Powoli nacisnąłem klamkę; byłem zaskoczony że drzwi nie są zamknięte na klucz. Wściekłość wciąż krążyła w moich żyłach na każdą myśl o Mike’u dotykającym Belli. Nim mama wyremontowała ten pokój, byłem w nim tylko kilka razy. Znajdował się na trzecim piętrze i był rzadko używany. Uderzyło mnie, że panna Swan wybrała właśnie tę łazienkę w tak dużym domu. Może wiedziała, że pójdę za nią? To dlatego drzwi były otwarte? Puls tłukł mi się w uszach na te myśli. To był piękny, wiktoriański pokój. Znajdowała się tam wanna na nóżkach, stojąca umywalka, oddzielony od reszty pomieszczenia klozet i elegancka toaletka, na której poustawiane były lustrzane tace, stojące owalne lustro i różnorodne szklane buteleczki z olejkami i perfumami. Nad stolikiem, mała koronkowa zasłonka przysłaniała okno wychodzące na taras i obszar poniżej. Siedziała na małej ławeczce przed stolikiem, wyglądając tak kobieco i delikatnie w tej ślicznej białej sukience. Mogłoby się wydawać, że należy do tego pięknego pokoju. - Co ty tutaj robisz? – zapytała cicho, patrząc na mnie z małego owalnego lusterka na toaletce. Zdejmując nasadkę z pomadki, wolno nałożyła ją na idealne usta, ale jej oczy ani na chwilę nie opuściły moich. - Oh, myślę, że doskonale wiesz co tutaj robię – odpowiedziałem cicho, sięgając za siebie i przekręcając zamek w drzwiach; dosłyszalne klikniecie rozbrzmiało w ciszy. Wciąż wpatrując się w lustro, mogłem dostrzec jak jej klatka piersiowa ciężko wznosi się i opada. Była tak samo spięta jak ja. Ta myśl uniosła kącik moich ust w złośliwym uśmieszku, a ona spojrzała na mnie gniewnie w odpowiedzi. - Cóż, wbrew temu co możesz myśleć – powiedziała chowając kosmetyki do małej torebki, - lepiej, żebyś wracał. Rodzina będzie za tobą tęsknić. - Nie. Właściwie nie będą – powiedziałem, wciąż ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. – Ojciec przysłał mnie tutaj, żebym cię znalazł. Najwyraźniej uważa, że jestem ci winny swego rodzaju przeprosiny. - Racja – wymamrotała pod nosem. - Widzisz – odpowiedziałem chłodno, powoli zmniejszając dzielący nas dystans. – Mój ojciec, czy ktokolwiek inny, w ogóle nie są świadomi o małej zabawie, w którą grałaś ze mną pod stołem. – Jej oczy nieznacznie się rozszerzyły, a oddech uwiązł na sekundkę. - Taka niegrzeczna, mała uwodzicielka. - Cóż, może i nikt nie będzie za tobą tęsknił. Ale na mnie z pewnością ktoś czeka. – Wstała i odwróciła się do wyjścia, muskając moje ramię, kiedy mnie mijała. Stając jej na drodze, przycisnąłem dłoń do drzwi, uniemożliwiając ich otwarcie.
~ 87 ~
- Nie sądzę, panno Swan – wyszeptałem, pochylając się ku jej twarzy. – Wydaje mi się, że musimy coś omówić. Nigdzie z nim nie idziesz. – Ustami lekko musnąłem skórę tuż pod jej uchem i poczułem jak jej ciało zadrżało na ten dotyk. – Tak się składa, że on chce czegoś, co należy do mnie i nie może tego dostać. Na krótko zamknęła oczy, a jej ciało zesztywniało w reakcji na moje słowa. – Mogę robić co zechcę, panie Cullen – powiedziała miękko. Mogłem zobaczyć jak na nią działam; jej skóra pokryła się gęsią skórką, a przyspieszony oddech muskał moją koszulę. Powoli podniosła na mnie oczy, a jej spojrzenie się wzmocniło. – I nie jestem twoja. - Możesz tak myśleć – wyszeptałem, a moje usta ledwie dotykały jej skóry, gdy poruszałem nimi wzdłuż szyi. – Ale twoje ciało – powiedziałem i wsunąłem ręce pod spódnicę, dotykając wilgotnej koronki - mówi coś innego. Zamknęła oczy i wypuściła cichy jęk, kiedy moje palce kreśliły powolne kółka wokół jej łechtaczki. – Pieprz się. – Słowa były ciche i poczułem jak wibrują przy moich ustach. - Pozwól mi – powiedziałem chrapliwie w jej szyję. Jęknęła na moje słowa i gwałtownie przycisnąłem ją do drzwi. Chwytając jej ręce, uniosłem je nad jej głowę, trzymając je w swojej niewoli i doprowadzając ją tym do jęku. Naprawdę lubiła brutalnie. Będę musiał to zapamiętać. Zanim mogłem chociaż opieprzyć się za tę myśl, pochyliłem się i wpiłem w jej usta. Gorąco, które poczułem tylko ją całując, pobudziło mnie i przycisnąłem do niej swojego twardego penisa. - Oh, Boże – wysyczała, gdy jej głowa pochyliła się, dając mi dostęp do jej cudownej szyi. – Nie możemy tego zrobić. – Moje usta przesunęły się niżej, do obojczyków, a potem ramion. Wsuwając jej obydwie ręce w jedną swoją, sięgnąłem w dół i powoli pociągnąłem sznureczek, podtrzymujący górę jej stroju i pocałowałem dopiero co obnażoną skórę. Przechodząc na drugą stronę powtórzyłem czynność i wkrótce zostałem wynagrodzony; materiał zsunął się w dół, odsłaniając niesamowicie seksowny stanik bez ramiączek wykonany z białej koronki. Kurwa. Czy ta kobieta posiadała coś, co by mnie nie podniecało? Moje usta powędrowały do jej piersi, kiedy wolną ręką sięgnąłem do zapięcia stanika. Nie było mowy, żebym tym razem przegapił widok jej nagich piersi. Odpiął się łatwo i koronka opadła odsłaniając obraz, który wypełniał każdą moją fantazję. Biorąc różowy sutek w usta, usłyszałem jej głośny jęk, a jej kolana lekko się ugięły. – Ciiii – wyszeptałem przy jej skórze. Uniosłem ją lekko, a ona okręciła nogę wokół moich bioder, pewniej przyciskając do siebie nasze ciała; obydwoje jęknęliśmy. Uwolniłem jej ręce, które natychmiast powędrowały do moich włosów, przyciskając mnie bliżej. Kurwa, kochałem gdy tak robiła. Przyciskając ją mocniej do drzwi, stwierdziłem, że pomiędzy nami jest zbyt dużo materiału; chciałem poczuć ciepło jej skóry przy własnej. Wydawała się czytać mi w myślach, bo jej palce szybko zjechały po moich bokach i zaczęły wyciągać koszulę ze spodni, unosząc ją i zdejmując przez głowę. Jej nagie piersi przy mojej klatce wysłały przeze mnie kolejną falę podniecenia.
~ 88 ~
Śmiech doszedł do nas przez lekko uchylone okno, a jej ciało zesztywniało. Patrząc na nią, zobaczyłem na jej twarzy różne emocje. Spotkała moje oczy i wyglądała jakby zmagała się z tym, co chciała powiedzieć. – Nie powinniśmy tego robić – odezwała się, lekko kręcąc głową. Poruszyła się, by mnie odepchnąć, ale przycisnąłem ją mocniej do drzwi. – On na mnie czeka. - Chcesz go? – zapytałem szorstko, gdy zacząłem kipieć z wściekłości. On nie może mieć jej w ten sposób. – Odpowiedz – powtórzyłem jeszcze wścieklej. Jej oczy wwiercały się w moje, ale nic nie powiedziała. Puszczając ją brutalnie, popchnąłem ją do toaletki i stanąłem za nią. Z miejsca gdzie się znajdowaliśmy, mieliśmy idealny widok na taras. W szczególności na Mike’a, a sama ta myśl prawie wywołała u mnie uśmiech. Chwytając jej włosy, przycisnąłem ją do siebie plecami i przysunąłem usta do jej ucha. – Widzisz go? – zapytałem i zacząłem pieścić jej piersi. – Spójrz na niego. – Moje ręce ześliznęły się w dół jej brzucha, a potem po spódnicy, aż do ud. – Czy on sprawia, że tak się czujesz? – Płynnie przesunąłem palce po jej udzie i do jej majtek. Niski syk wymknął się z moich ust, kiedy poczułem wilgoć. Jęknęła i przycisnęła do mnie biodra. Idealnie. – Czego chcesz? – wyszeptałem przy jej ramieniu. - Kurwa. Nie wiem – odpowiedziała w desperacji. Ale nawet kiedy te słowa opuściły jej usta, wciąż napierała na mnie biodrami. Moje palce kontynuowały poruszanie się w niej i bardziej niż czegokolwiek innego, chciałem, żeby to był mój penis. – Spójrz na niego Bello. Wiesz czego chcesz. – Cicho przeklęła, kiedy usłyszała swoje imię. I Boże, tak dobrze było je wypowiedzieć. - Pieprz mnie. Proszę. Muszę poczuć cię w środku. – Nie musiała tego powtarzać. Szybko rozpiąłem spodnie i zsunąłem je w dół. Unosząc jej spódnicę, chwyciłem w rękę jej majtki, chcąc je zsunąć, kiedy wyszeptała: - Rozerwij je. – Kurwa, cieszyłem się, że to lubi. Nigdy nie byłem zdolny być tak surowym i prymitywnym z kimkolwiek przedtem. Boże, to mnie zajebiście nakręciło. Zaciskając na nich pięść, łatwo je rozerwałem, a dziewczyna jęknęła; materiał opuścił jej ciało. Po rzuceniu ich na podłogę, pozwoliłem swoim palcom ześliznąć się w dół jej ramion, aż do dłoni; umieszczając je na blacie przed nami, lekko ją pochyliłem. Chwyciłem w rękę swojego penisa i zacząłem drażnić jej wejście. Mój przyjaciel drżał na widok przede mną; jej pochylone piękne ciało, spódnica ponad biodrami, jej odsłonięte, idealne pośladki i przez moment zastanowiłem się, czy kiedyś była brana w ten sposób. Będąc z nią chciałem spróbować rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłem. I chciałem być tym jedynym, który je jej pokaże. Tylko ta myśl sprawiła że przygryzłem wargę, kiedy powoli w nią wchodziłem. Boże, zbyt długo. Jak mogłem myśleć, że uda mi się bez tego wytrzymać? Oboje jęknęliśmy, kiedy wyszedłem i wsunąłem się jeszcze raz. Pochylając się złożyłem pocałunek i jeszcze jedno „ciiii” na jej plecach. Jęknąłem, kiedy przycisnęła
~ 89 ~
do mnie biodra, wsuwając mnie głębiej. Wiedziałem, że nie mógłbym długo wytrzymać gdyby ona miała kontrolę, bo pragnienie pchnięcia stawało się zbyt silne. Z zewnątrz doszło do nas więcej śmiechu, a ja prawie odchodziłem od zmysłów. Mike siedział tam na dole i chciał mi to odebrać. Tylko to wyobrażenie sprawiło, że wszedłem w nią mocniej. Buteleczki i słoiczki na stole brzęczały i przewracały się przez siłę naszych ruchów, ale nie potrafiłem się tym teraz przejmować. Chwytając jej włosy, podniosłem ją tak, że jej plecy znów były przy mojej piersi. – Widzisz go? Myślisz, że może sprawić, żebyś tak się czuła? – Kontynuowałem pchnięcia, zmuszając ją by spojrzała przez okno. Wiedziałem, ze popełniam błąd. Moje mury upadały i nie zwracałem teraz na to uwagi. Musiałem wypieprzyć ją tak mocno, żeby pamiętała o tym, kiedy dziś w nocy położy się na łóżku. Wolną ręką przejechałem wzdłuż jej boku do piersi, chwytając je i szorstko wykręcając sutki. - O Boże – jęknęła. – Nie, nikt nigdy nie sprawi, że będę się tak czuła. – Jej słowa napełniły mnie zwierzęca dumą, jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Przesuwając rękę w dół pod jej kolano, oparłem je na stole, otwierając ją szerzej i pogłębiając pchnięcia. Zasapała z doznania spowodowanego zmianą pozycji, a ja całowałem i szczypałem jej szyję i ramiona. - Czujesz jak idealnie do mnie pasujesz? – jęknąłem w jej szyję. – Jesteś tak cholernie dobra. Kiedy zejdziesz na dół, chcę żebyś to pamiętała. Pamiętała jak to jest, gdy mój penis porusza się w tobie. – Doznania stawały się zbyt obezwładniające i wiedziałem, że jestem blisko. Byłem przerażony, że to może być ostatni raz. Byłem zdesperowany. Pragnąłem jej jak narkotyku i ta potrzeba pochłaniała każdą moją myśl. Zaczęła mocniej napierać na mnie biodrami i wiedziałem, że też się zbliża. Biorąc jej rękę, splotłem nasze palce i przesunąłem je do jej łechtaczki, drażniąc ją i głaszcząc naszymi dłońmi. Nie zatrzymując się dotarliśmy do miejsca, gdzie byliśmy złączeni i jęknąłem, bo poczułem siebie ślizgającego się w niej. – Czujesz to? – wyszeptałem w jej ucho, kiedy rozłączyłem nasze palce, by przesuwały się po obydwóch stronach mnie. Odwróciła głowę i głośno jęknęła w moją szyję. Wiedziałem o niej wystarczająco dużo, by wiedzieć co nadchodzi. Zaciskała się wokół mojego penisa, a jej oddech przyspieszył. Każdy ruch nas przybliżał i wiedziałem, że będę musiał ją uciszyć. Zabierając rękę z jej włosów, delikatnie zakryłem nią jej usta i wyszeptałem do niej, że musi zostać cicho. Ale gdy tylko jej stłumione krzyki wypełniły powietrze, poczułem, że przechodzi przeze mnie mój własny orgazm. Jej ręka opuściła moje włosy, by zakryć moje usta; zamknąłem oczy i pozwoliłem się obezwładnić. Moje ostanie pchnięcie było głębokie i mocne, i poczułem jak ją wypełniam. Powoli otworzyłem oczy; całując jej dłoń zanim zabrałem ją z mojej twarzy i opierając czoło na jej ramieniu. Głosy z dołu wciąż do nas dochodziły, więc wiedziałem, że nikt nie jest świadomy tego, co tu się właśnie stało. Oparła się o mnie i staliśmy tak przez chwilę, milcząc.
~ 90 ~
Powoli zaczęła się ode mnie odsuwać; lekko się skrzywiłem na utratę kontaktu. Patrzyłem jak poprawia swoją sukienkę; odnalazła stanik i próbowała związać wstążki góry swojego stroju. Sięgając w dół by podciągnąć spodnie, zauważyłem podarty koronkowy materiał na podłodze; chwyciłem go i włożyłem do kieszeni w spodniach. Zerknąłem na nią i zobaczyłem, że wciąż męczy się z sukienką; podchodząc do niej, odsunąłem jej ręce i związałem sznureczki bez spoglądania jej w oczy. Spojrzeliśmy na siebie w niekomfortowej ciszy, kiedy odsunąłem od niej ręce i cofnąłem się. Nie wiem nawet czy oboje byliśmy zaskoczeni, że to się znowu stało. W tym momencie stawało się to prawie niezaprzeczalną siłą. Obydwoje drżąc, uspokajaliśmy swoje oddechy i nie patrząc na siebie, podeszliśmy do drzwi. Sięgnąłem do klamki i nacisnąłem na nią, a potem oboje stanęliśmy jak wryci na widok przed nami. Na zewnątrz, ze skrzyżowanymi ramionami i chytrze uniesioną brwią, stała Rosalie; jej oczy wędrowały pomiędzy nami. - Myślę, że nasza trójka musi porozmawiać.
~ 91 ~
8. Between The Lines W momencie, kiedy pan Cullen otworzył drzwi i stanęliśmy twarzą w twarz z Rosalie, zesztywniałam. Czułam bijące od niego napięcie, gdy stała przed nami z rękami skrzyżowanymi na piersiach i uniesioną brwią. - Przytulnie tam, prawda? Co konkretnie tam robiliście? – zapytała podejrzliwie, jej spojrzenie skupiało się raz na mnie, raz na nim. Przeanalizowałam w głowie wszystko, co mogła usłyszeć i poczułam ciepło, rozchodzące się po mojej skórze. Zaryzykowałam i zerknęłam na pana Cullena, podczas gdy on zrobił to samo, a potem odwróciłam się z powrotem do Rosalie i pokręciłam głową. – Nic, pan Cullen i ja musieliśmy po prostu coś przedyskutować. To wszystko. – Próbowałam to jakoś rozegrać, ale wydał mnie nerwowy śmiech. Rosalie pokiwała głową, ale jej oczy przez większość czasu utkwione były w nim. – Słyszałam stąd hałas, ale to z pewnością nie była rozmowa – powiedziała pewnym tonem, a potem wzruszyła ramionami. – I nawet gdybym was tak dobrze nie znała, to nie tajemnica, że wy dwoje nie rozmawiacie; wy krzyczycie. Więc co? Spotykacie się? - Nie, oczywiście, że nie! – Pan Cullen i ja zawołaliśmy w tym samym momencie, a potem nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, lecz natychmiast odwróciliśmy wzrok. - Więc… przed chwilą tylko się pieprzyliście – kontynuowała, bardziej z kąśliwym stwierdzeniem, niż pytaniem i wyglądało na to, że żadne z nas nie mogło znaleźć słów, by odpowiedzieć. Napięcie w korytarzu było tak namacalne, że nie ma mowy, by go nie zauważyła. – Od jak dawna? - Rose… - zaczął, kręcąc głową i naprawdę poczułam się źle z jego dyskomfortem. Nigdy wcześniej nie widziałam go onieśmielonego. - Jak długo, Edwardzie? Bello? – Nie ustępowała, ale znów żadne z nas nie odpowiedziało i potrząsnęła głową. – Musicie naprawić to gówno. Teraz. - Rose, ja… my tylko… - Tylko co? Jak mogłam cokolwiek wytłumaczyć? My tylko uprawialiśmy cudowny seks? Byliśmy jak magnesy, przyciągające się nawzajem i niezdolne, by stawiać opór? My tylko… - My tylko popełniliśmy błąd, Rose. To była pomyłka. – Jego głos przerwał moje myśli i spojrzałam na niego zszokowana. Moje oczy nie opuszczały go, kiedy Rosalie zaczęła mówić. – Błąd czy nie, to się musi teraz skończyć. Co by było, gdyby zamiast mnie stała tu Esme? Edwardzie, jesteś jej szefem! Zapomniałeś o tym? – Wciąż na niego patrzyła, a rozczarowanie zagościło na jej twarzy. – Dobra, jesteście dorośli i nie wiem co tu się dzieje; ale cokolwiek robicie, nie pozwólcie żeby Daddy Carlisle się o tym dowiedział.
~ 92 ~
Moje mięśnie napięły się delikatnie na myśl, że Carlisle mógłby kiedykolwiek to odkryć i na jego rozczarowanie, jeśli by się to wydało. Nie zniosłabym tego. Nie chciałam, żeby myśleli o mnie w ten sposób. Wiedziałam, że nie powinniśmy byli tego robić, że prawdopodobnie to był błąd. Ale nigdy nie wypowiedzieliśmy tych słów i muszę przyznać, że usłyszenie ich zabolało. To się musi skończyć. – To nie będzie problem – odpowiedziałam mocnym, gniewnym głosem, a moje oczy rzucały sztylety w jego kierunku. – Zamierzam uczyć się na swoich błędach. Przepraszam. Minęłam ich i skierowałam się do schodów, a gniew i przykrość, które poczułam na jego słowa wywołały piekący ból w klatce piersiowej. Dlaczego miałabym oczekiwać od niego czegokolwiek innego? Przez moment myślałam, że zobaczyłam cień współczucia; bezbronność, której jeszcze nigdy nie byłam świadkiem. Ale tak szybko jak się pojawiło, odeszło i każdy powód, dla którego go nienawidziłam stał się znów jasny. Przysięgam na Boga, gdybym nie uważała, że może to komuś dać coś do zrozumienia, zasugerowałabym jego rodzinie, by sprawdzili czy nie cierpi na jakieś zaburzenia osobowości. Zanim wyszłam na zewnątrz, opanowałam się i zajęłam miejsce koło Mike’a. - Wszystko w porządku? – zapytał z łagodnym uśmiechem. Przekręciłam głowę w jego stronę i przez chwilę naprawdę mu się przyjrzałam. Był bardzo przystojny; starannie przyczesane blond włosy, miła twarz i najpiękniejsze niebieskie oczy jakie w życiu widziałam. Był wszystkim, czego powinnam chcieć. Chwilę później mój wzrok wystrzelił w górę, gdy pan Cullen i Rosalie wrócili do stołu, ale szybko odwróciłam od niego spojrzenie i czule uśmiechnęłam się do Mike’a. - Taa, tylko… nie czuję się zbyt dobrze. Właściwie to chyba powinnam już wracać do domu. Kiedy delikatnie całowałam policzek Esme, Mike stanął za mną. – Chodź, odprowadzę cie do twojego samochodu – powiedział zaniepokojonym głosem, a kiedy tylko skończyłam się żegnać, poczułam jego rękę na lędźwiach i weszliśmy do domu. Gdy znaleźliśmy się na podjeździe, obok mojego auta, uśmiechnął się do mnie nieśmiało i chwycił mnie za rękę. – Było mi naprawdę miło cię poznać, Bello. Chciałbym do ciebie kiedyś zadzwonić i może umówić się na lunch. Odwzajemniłam uśmiech i uwolniłam rękę z jego uścisku. – Pokaż mi swój telefon. – Przygryzłam wargę, kiedy wyjął go z kieszeni i mi podał. Część mnie czuła się bardzo źle, robiąc to; nie więcej niż dwadzieścia minut temu byłam z jednym mężczyzną, a teraz daję numer telefonu innemu. Ale to był najwyższy czas, by zostawić za sobą tę chorą, pokręconą grę pomiędzy mną i panem Cullenem, a lunch z miłym facetem wydawał się dobrym początkiem. Uśmiechnął się szerzej kiedy odebrał ode mnie komórkę i wręczył mi wizytówkę ze swoim numerem. Zachichotałam łagodnie na staromodny charakter takiego gestu i wsunęłam ją do portfela. Jego ręka znów chwyciła moją i uniósł ją do ust. - Zadzwonię do ciebie w poniedziałek; miejmy nadzieję, że twoje kwiaty kompletnie nie zmarniały.
~ 93 ~
Nieznacznie wzruszyłam ramionami i zachichotałam. – Liczą się intencje. Dziękuję – powiedziałam miękko, kiedy odsunął zabłąkany kosmyk włosów z mojego policzka. Taki delikatny i czuły gest powinien sprawić, by moje serce zmiękło. Ale zamiast tego zesztywniałam; zaniepokojona, że może próbować mnie pocałować. – Powinnam już jechać. Mike przytaknął i uśmiechając się otworzył mi drzwi. – Oczywiście. Jedź ostrożnie i dobranoc, Bello. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. – Dobranoc, Mike. – Zamknął drzwi, a ja odpaliłam silnik i zwiększyłam jego obroty, zanim wycofałam z podjazdu i obserwowałam chłopaka we wstecznym lusterku, dopóki nie zniknął. Uderzyłam głową w zagłówek, a moje ręce mocno chwyciły kierownicę. – Głupia, głupia, głupia – powtarzałam do siebie. Jak mogłam znów to zrobić; pozwolić mu uzyskać taką kontrolę nad moim ciałem i umysłem? Dlaczego taki miły chłopak jak Mike nie wystarczył, by powiedzieć nie? Gdy dotarłam do domu, niemal pobiegłam do łazienki by wziąć szybki prysznic i się przebrać, usuwając wszystkie fizyczne ślady dzisiejszego wieczora. Założyłam koszulkę na ramiączka oraz szorty i wdrapałam się na łóżko, zmuszając do snu, nawet jeśli tylko na kilka godzin. W końcu moje oczy się zamknęły i modliłam się o wybawienie z tego koszmaru, które mógł przynieść tylko sen. Byłam sama, byłam tego prawie pewna. Bez słowa umieścił mnie w skórzanych kajdanach i zakrył oczy. Tylko jego spojrzenie powiedziało mi czego chciał… mnie. Nie byłam pewna czy powinnam się bać czy nie, leżąc na plecach bez możliwości ucieczki. Mądra kobieta by była, ale wszystko co mogłam czuć to to, że żyję. Mój umysł walczył z ciałem, twierdząc, że to było złe. Mówiąc mi, że tego nie chcę. Ale chciałam… bardziej niż czegokolwiek. Zanim mnie zostawił, przebiegł opuszkami palców od chustki na moich oczach, w dół szyi do sutków; dotykiem lekkim niczym piórko krążył wokół stwardniałych pąków. Jęk wyrwał się z moich ust, kiedy odruchowo wygięłam plecy pragnąc jego dotyku, a moje ręce szarpnęły się w pętach. Musnął koniuszkami długich palców dół mojego brzucha, aż do bólu pomiędzy nogami. Chciałam, żeby na mnie naparł, zaspokoił mnie i zatrzymał bezustanną tęsknotę, którą wciąż powodował. Ale z ostatnim małym kołem wokół łechtaczki, odsunął rękę i zniknął. Mijały minuty, a oczekiwanie na to, co ma nadejść, rosło z każdą sekundą. Co on mi zrobi? Boże, rzeczy, które chciałam, żeby zrobił. Każdy nerw mojego ciała płonął w zniecierpliwieniu.. Nadgarstki miałam związane nad głową gładkimi skórzanymi mankietami, a nogi były skrępowane w kostkach, pozostawiając mnie otwartą i nie osłoniętą. Powinnam być zakłopotana. Zawstydzona. Ale nie potrafiłam nawet odnaleźć w sobie tych uczuć. Nigdy nie czułam się taka niezaspokojona, gotowa, by mnie po prostu wziąć. Gdy usłyszałam dźwięk po mojej prawej, szybko odwróciłam głowę, próbując rozpoznać hałas. Ktoś tam był? Przeszedł przeze mnie dreszcz na myśl, że ktoś mnie taką widzi. Dźwięk się powtórzył. Był tutaj? Patrzył na mnie? Moja klatka piersiowa ciężko
~ 94 ~
podnosiła się i opadała, skórę pokryła gęsia skórka, a każdy mięsień był tak napięty, że czułam jakby moje całe ciało drżało. Musząc coś zrobić, jeszcze raz bezcelowo pociągnęłam za krępujące mnie skórzane więzy. Jeśli zapytalibyście mnie o to kilka miesięcy temu, powiedziałabym, że nawet wyobrażenie takiej sytuacji wywołałoby u mnie panikę. Ale teraz czułam tylko ulgę. Dziwne, silne poczucie ulgi, że byłam zdolna oddać kontrolę nad własnymi działaniami; pozwolić komuś innemu przejąć kontrolę nad moją przyjemnością. To była najbardziej erotyczna rzecz jakiej w życiu doświadczyłam. Ale to nie był tylko ktoś, kogo pragnęłam. To był on. Wciąż się szarpałam, aż gładki głos nie rozbrzmiał w ciszy pomieszczenia. - Mmmm. Taka piękna – powiedział cicho gdzieś z drugiego końca pokoju. Wstrzymałam oddech i przekręciłam głowę, by go znaleźć. - Widzieć cię taką; obnażoną i nagą, otwartą dla mnie, kompletnie bezbronną to najpiękniejsza rzecz na świecie. – Jego głos się zbliżał i wyobraziłam sobie, że musiał stać w pobliżu moich stóp, obserwując mnie. Ta myśl wystarczyła, by wysłać po moim ciele widoczny dreszcz. Usłyszałam coś, co brzmiało jak metal, po którym nastąpił świszczący dźwięk. Jego pasek? Coś chłodnego i gładkiego przebiegło po mojej łydce, powodując, że szarpnęłam nogą i sapnęłam. - Nie zrozum mnie źle – powiedział czule, wciąż poruszając się w górę mojego ciała. – To nie tak, że nie kocham twojego ognia. Ale jest coś w twoim byciu totalnie bezbronną; wiedzącą, że mogę ci zrobić, co tylko zechcę… że mogę sprawić że zrobisz dla mnie, czego tylko zapragnę. – Poczułam jego oddech na skórze, kiedy pochylił się i wyszeptał mi do ucha. – To sprawia, że jestem twardszy niż możesz sobie wyobrazić. Chciałabyś sprawdzić? Poczułam, jak powietrze opuszcza moje płuca, a sutki twardnieją do bólu. Zbyt dumna, by wypowiedzieć te słowa, mocno przygryzłam wargę i przytaknęłam w odpowiedzi. - Oh, jestem pewny, że byś chciała, moja mała kusicielko. Ale byłaś bardzo niedobrą dziewczynką. Lubisz kiedy muszę znosić ból? – Odsunął się ode mnie i poczułam, że coś skórzanego przesuwa się w górę moich ud i po cipce. Zasyczałam, bo coś w końcu dotykało mnie tam gdzie chciałam. Byłam tak podniecona, że zrobiłabym wszystko czego by zażądał. - Chodząc w tych swoich seksownych ubrankach. Lubisz sprawiać, że robię się twardy, prawda? – Chłodna skóra otarła się wokół jednego z moich sutków. Gwałtownie śmignęła po mojej skórze i byłam zaskoczona jękiem jaki wydobył się z moich ust. Co się ze mną działo? Pieczenie spowodowane trzepnięciem czymś w moje udo, wyrwało mnie z zamyślenia i doprowadziło do krzyku. Doznanie było niesamowite. Trochę bolało, ale było też przyjemne; chciałam, żeby robił to jeszcze raz. - Odpowiedz mi – powiedział szorstko, jego usta raz jeszcze znalazły się przy moim uchu. Byłam tak owładnięta tym uczuciem, że nawet nie pamiętałam, o co pytał. Poczułam, że ciągnie moje włosy i okręca je sobie wokół pięści; szarpnął je mocno i znów się odezwał. – Powiedziałem odpowiedz – warknął. - Tak, proszę pana – wyszeptałam pomiędzy ciężkimi oddechami. Mogłam poczuć, że jestem mokra i pożądająca, desperacko pragnęłam złączyć nogi i odrobinę załagodzić ból.
~ 95 ~
- I zasługujesz, żeby cię za to ukarać, prawda? – Jego nos otarł się o moją szczękę, łaskocząc moją szyję gorącym oddechem. Pociągnęłam za więzy na nadgarstkach, chcąc sięgnąć i przyciągnąć go do siebie. - Tak, proszę pana – znów wyszeptałam. – Proszę, ukarz mnie. – Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam. To było całkowicie nie w moim stylu i jeszcze nigdy nie poczułam się taka wolna. Uwolnił moje włosy i odsunął się. Dźwięk suwaka przyciągnął moją uwagę i odwróciłam głowę, próbując rozszyfrować, co się dzieje. Założyłam, że zdejmował resztę swoich ubrań i pozwoliłam sobie wyobrazić go stojącego tam nago. Tylko wspomnienie jego ciała spowodowało, że moje biodra lekko się uniosły. Ból między nogami stawał się nieprzyjemny, więc zrobiłabym wszystko, aby go uśmierzyć. Silne ręce przesunęły się do moich kostek, regulując więzy. Poruszając rękami w górę mojego ciała, zrobił to samo z paskami na nadgarstkach. Poczułam jak chwycił mnie pod ramionami i łatwo przesunął w górę stołu, pozostawiając moją głowę zwisającą poza krawędzią blatu. Wciąż byłam związana; moje oczy pozostawały przysłonięte, kiedy palce błądziły po moich piersiach, ściskając je i kciukiem głaszcząc sutki, zanim nie przesunęły się w górę szyi, do włosów. Coś ciepłego i gładkiego musnęło moją dolną wargę i zaczęłam dyszeć zaskoczona dziwnym doznaniem. Odruchowo rozchyliłam usta i przysunęłam się bliżej. – Otwórz, moja mała kusicielko – powiedział ochryple. Jęknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że to czubek jego penisa poruszał się wzdłuż moich warg. Stał przy stole, a ja chętnie otworzyłam usta, odpowiedni kąt pozwolił mi łatwo wziąć go do środka. Nigdy nie doszłam robiąc loda, ale dawanie mu przyjemności było takie erotyczne, że głośno jęknęłam wokół niego. - Kurwa, wyglądasz tak ślicznie z pełnymi ustami. – Powoli zaczął kołysać biodrami; jedną ręką tulił moją twarz, a drugą błądził po ciele. – Boże, jesteś taka dobra. Lubisz to, prawda, moja mała uwodzicielko? – Jęknęłam w odpowiedzi i wzięłam go głębiej w usta, w zamian otrzymując jego głęboki jęk. Nigdy wcześniej nie czułam takiej obezwładniającej potrzeby by zadowolić mężczyznę, ale w tym momencie tylko to było moim celem. Pochylając się nade mną jego ręce prześliznęły się pomiędzy moimi piersiami i do łechtaczki. Nie mogłam powstrzymać głuchego jęku, kiedy jego palce zaczęły krążyć i drażnić. - Kocham pieprzyć twoją śliczną buźkę – burknął głębokim głosem, kiedy kontynuował pchnięcia w moich ustach. – Może powinienem trzymać cię związaną i ukrytą przed każdym innym mężczyzną. Nie dzielę się tym co jest moje. Rozumiesz? – Jego głos stawał się napięty, a ja przytaknęłam najlepiej jak mogłam; ssąc go mocniej w odpowiedzi. – Oh kurwa, ja… kurwa dochodzę. Chcesz tego, moja kokietko? Kurwa…. Chcesz, żebym doszedł w tej ślicznej buźce? – Zakwiliłam na jego słowa, nie chcąc niczego poza jego spełnieniem. Moje ciało bolało i drżało, każdy mięsień był napięty i szarpał się, by się uwolnić. Jego ręce przeniosły się do moich włosów i zaczął sapać i przeklinać pod nosem, a z ostatnim pchnięciem zadrżał i wytrysnął w moje usta. Połknęłam i nie przestawałam ssać, rozkoszując się jego orgazmem prawie tak bardzo jak on. Wyszarpując się z moich ust, obszedł stół i położył głowę między moimi piersiami; próbując uspokoić oddech.
~ 96 ~
– Tak zajebiście dobrze – wysapał przy mojej skórze i zaczął przebiegać miękkimi ustami i językiem po mojej lewej piersi. Jęknęłam i próbowałam przybliżyć się do jego czekających ust, ale byłam unieruchomiona, wciąż przywiązana do stołu. Wstając zaczął ponownie regulować skórzane opaski. Delikatnie podtrzymując moją głowę, przesunął moje ciało w dół skórzanego stołu tak, że znów cała na nim leżałam. Silne ręce przebiegały w górę i w dół po moich kończynach, masując i uspokajając, przywracając krążenie do normalnego stanu. Ostrożnie układając moją głowę, pocałował mnie w skronie i wyszeptał do ucha: - Tak bardzo mnie zadowoliłaś. – Moje ciało zaśpiewało na tę informację i odwróciłam policzek do jego dotyku. – Jak powinienem cię wynagrodzić? – wyszeptał uwodzicielsko, cały czas całując moją szyję. – Powiedz mi. Jak chcesz bym sprawił ci przyjemność? Ustami? – Przejechał językiem po jednym z moich sutków, biorąc go między zęby i ciągnąc. – Dłońmi? – Długie palce przesunęły się w dół mojego brzucha, a potem jeszcze dalej, by zanurzyć się wewnątrz mnie. Długi rozpaczliwy jęk wyrwał się ze mnie, kiedy wiłam sie i szamotałam, pragnąc więcej. – Czy penisem? – Tylko myśl o tym sprawiła, że zacisnęłam się wokół jego palców. – Ahhh. Tego chcesz, prawda? Błagaj mnie. Powiedz,, że chcesz mnie w sobie. – Dołączył kolejnego palca i pocałował górną część uda. - Tak – błagałam, bezsilnie szarpiąc się, by się uwolnić. – Proszę, chcę czuć cię w sobie. O mój Boże, proszę. Zrobię wszystko. – Nigdy nie czułam się taka pochłonięta przez żądzę i potrzebę, jak w tym momencie. Każde słowo było prawdziwe, zrobiłabym wszystko. Chciałam by posiadł moje ciało i zaspokoił tę chęć. Cofając palce, poczułam jak wdrapuje się na stół i sadowi pomiędzy moimi udami. Wilgoć dotknęła moich warg i poczułam jak jego palce zakreślają ich kształt. - Czujesz, jak bardzo jesteś gotowa? – Wysunęłam język i oblizałam usta, kosztując siebie. Nawet nie byłam wstrząśnięta, odkrywając, że to lubię. Ten mężczyzna sprawiał, że chciałam rzeczy, o których nigdy przedtem nawet nie śniłam – chciałam pozostawić wszystkie z góry założone poglądy o właściwym zachowaniu kobiety i poddać się tej magnetycznej sile, którą czułam kiedy byłam z nim. Pochylając sie do mnie bliżej, klatką piersiową muskał moje wrażliwe sutki; pocałował zakryte oczy. – Powiedz mi, do kogo należysz? – wyszeptał, ocierając usta o moje policzki, czoło i w końcu usta. Jego ręce przesunęły się w górę i usunęły opaskę z moich oczu. – Chcę widzieć twoje oczy, kiedy mówisz, że jesteś moja. Do kogo należysz? – Mrugnęłam kilka razy, przyzwyczajając wzrok do przyćmionego światła. Czubek jego erekcji napierał na moja łechtaczkę wywołując najcudowniejsze uczucie, rozchodzące sie w górę mojego ciała. - Do ciebie – wyjąkałam i w końcu zobaczyłam jego idealną twarz. – Należę do ciebie. - Do mnie – wydyszał, kiedy we mnie wszedł. Wykręciłam oczy do wnętrza głowy, czując jak mnie rozpycha i wypełnia. Świat wokół nas zniknął, ponieważ zaczął się poruszać; prawie całkowicie wychodząc, zanim mocno wsuwał się do środka. Użyta siła, prawie boleśnie napinała skórzane więzy, kiedy jego ciało popychało mnie daleko po stole. Ale to tylko zwiększało doznania. Kiedy przyspieszył, uszczypnął moje sutki i kąsał wrażliwą skórę szyi. Byłam obezwładniona słodką mieszanką rozkoszy i bólu, jakiej jeszcze nie doświadczyłam; zwierzęcy
~ 97 ~
sposób w jaki we mnie wchodził, zaborcze słowa szeptane przy mojej skórze i przyjemność jego penisa głęboko we mnie. Nigdy nie przypuszczałam, że bycie bezbronną może być takie cudowne. Jego chrząknięcia stawały się głośniejsze, a moja wewnętrzna potrzeba zaczęła narastać. Z każdym pchnięciem coraz bardziej oddalałam się od rzeczywistości. - Należysz do mnie – wysapał i warknął, podnosząc mnie lekko by pogłębić pchnięcia. – Nikt inny nigdy nie będzie dotykał cię w ten sposób. Jesteś moja, Bello. - Tak, tylko twoja. – Nie mogłam już dłużej wytrzymać. – Weź mnie! – Krzyczałam, porzucając wszystkie wewnętrzne hamulce. – Pieprz mnie… proszę… spraw, żebym była twoja. – Mój orgazm wybuchł we mnie i wypełniłam pokój bezwstydnymi krzykami. Sztywniejąc nade mną, jego twarz wykrzywiła się w rozkoszy, a jego krzyki dołączyły do moich.
~*~*~*~*~*~*~*~ Podrywając się z łóżka, szeroko otwartymi oczami rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja byłam? Zdezorientowana, przebiegłam ręką po klatce piersiowej i z zaskoczeniem poczułam przy skórze miękką bawełnę podkoszulka. Sięgając do nocnego stolika, drżącymi rękami zapaliłam lampkę nocną i przyjrzałam się pokojowi wokół mnie. Byłam w domu, nie w jakimś dziwnym pomieszczeniu przywiązana do stołu. Moje łóżko było wielką plątaniną koców i jęknęłam kiedy spojrzałam na budzik, 4:30. Świetnie. Próbowałam skupić się na tym, co się właśnie stało. Co to do cholery było? Miałam więcej erotycznych snów z nim niż mogłabym zliczyć, ale żaden nie był porównywalny do tego. Zdałam sobie sprawę, że już na pewno nie zasnę, a że nie chciałam leżeć i tego rozpamiętywać, postanowiłam po prostu wstać. Moje ciało lepiło się od potu i wciąż czułam ten supełek podniecenia w żołądku. Więc skierowałam się do łazienki, by wziąć prysznic. Ale nawet, kiedy oczyściłam ciało, nie mogłam zrobić tego samego z umysłem. Sposób w jaki mnie traktował. Niezaprzeczalny fakt, że to lubiłam. Błagałam o niego, pragnąc go tak bardzo. Właściwie nie różniło się to bardzo od wydarzeń poprzedniego wieczora. W rzeczywistości próbowałam z tym bezskutecznie walczyć, ale we śnie mile to przyjęłam; rozkoszowałam się tym. My tylko popełniliśmy błąd. Jego słowa wciąż tłukły się w mojej głowie. A w połączeniu z moim snem tylko zwiększały moją determinację by z tym walczyć, by zakończyć to nikczemne uzależnienie od rzeczy, które robił z moim ciałem. Przynajmniej mam dzisiaj rano zajęcia z jogi z Alice. Będę mogła zatracić się w ćwiczeniach i nie poświęcić mu ani jednej myśli. Tylko musiałam się tam dostać. Jednak kiedy tam dotarłam, zdałam sobie sprawę, że nie mam tyle szczęścia. Mówienie, że byłam rozkojarzona byłoby niedopowiedzeniem. Nie ważne co robiłam by nakierować myśli na właściwy tor, zawsze kończyły w jednym z dwóch miejsc: w tej pieprzonej łazience albo w tym pieprzonym śnie. Boże, spędziłam tak
~ 98 ~
dużo czasu powtarzając w głowie obie sceny, że miałam momenty kiedy nie odróżniałam rzeczywistości od fantazji. I szczerze mówiąc, nie byłam pewna, co mnie bardziej przerażało; to co w rzeczywistości pozwoliłam mu zrobić, czy to, co sobie wyobraziłam. Nie miałam żadnych wątpliwości, że gdyby tylko miał szansę, wprowadziłby w życie każdy aspekt mojego snu. I zaświtało mi, że po raz pierwszy zwrócił się do mnie Bella. Taka mała rzecz, ale nigdy nie słyszałam jak wypowiada moje imię. To wzbudziło we mnie dziwne, nieznane uczucie. Nie byłam pewna czy mi się ono spodobało. Biorąc głęboki oddech i zamykając oczy po raz setny tego ranka, przeklęłam tę piękną twarz i idealne ciało. Głos instruktora przerwał moje zamyślenie, kiedy kierował nami przez następną pozycję. Spoglądając na Alice, znów rozważyłam myśl wygadania się. Doszłam do wniosku, że muszę z kimś o tym porozmawiać. Angela odpadała, bo pracowała dla Emmetta i nie potrafiła utrzymać tajemnicy, nawet gdyby zależało od tego jej życie. Wiedziałam, że Rosalie porozmawiałaby ze mną gdybym poprosiła, ale coś w byciu Cullenem i świadomości tego, co mogła usłyszeć, sprawiało, że czułam się dosyć niekomfortowo z tą myślą. To były chwile, kiedy naprawdę chciałam, żeby moja mama wciąż żyła. Tylko myślenie o niej gwałtownie skręcało moją klatkę piersiową i napełniało oczy łzami. Przeprowadzając się tutaj by spędzić z nią ostatnie lata jej życia, podjęłam najlepszą decyzję w życiu. I mimo, że mieszkanie z dala od taty i przyjaciół bywało ciężkie, wiedziałam, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Tylko chciałam, żeby ten powód się pośpieszył i w końcu dał się poznać. Mogłam opowiedzieć o wszystkim Alice? Musiałam przyznać, że byłam przerażona tym, co może o mnie pomyśleć. Ale bardziej wypowiedzeniem tego wszystkiego na głos. Jeszcze raz zerkając w jej kierunku, spotkałam jej zdumione spojrzenie. - Okay, co się dzieje? – zapytała zmartwiona. Próbowałam nic jej nie mówić, próbowałam odrzucić od siebie te myśli i powiedzieć jej, że jest niedorzeczna. Ale nie potrafiłam. Waga i presja ostatnich tygodni przygniotły mnie i zanim mogłabym to powstrzymać, zaczęłam trząść podbródkiem, niespójnie bełkotać i wrzeszczeć jak dziecko. - Tak jak myślałam. Chodź. – Zaoferowała mi swoją rękę i pomogła wstać, po drodze zebrała nasze rzeczy i wyprowadziła mnie przez drzwi.
~*~*~*~*~*~*~*~ Dwadzieścia minut, dwie Miomosy i jedno załamanie nerwowe później, siedziałam przy stoliku naprzeciwko zszokowanej Alice w naszej ulubionej restauracji. Powiedziałam jej o wszystkim; o rwaniu majtek, o tym, że lubiłam rwanie majtek, o rozmaitych lokacjach, o Rosalie, o moim poczuciu winy wobec Carlisla i Esme, o Mike’u, o raniącym stwierdzeniu pana Cullena i wreszcie o moim śnie. Kiedy spojrzałam w górę, by napotkać jej wzrok, wzdrygnęłam się; wyglądała jakby
~ 99 ~
właśnie zobaczyła wypadek samochodowy. Jeśli dla mnie to brzmiało tak źle, mogłam sobie tylko wyobrazić jak brzmiało dla kogoś innego. - Okay, chcę się upewnić, że wszystko dobrze zrozumiałam. – Przytaknęłam i czekałam, aż będzie kontynuować. – Pieprzyłaś się ze swoim szefem. – Skuliłam się nieznacznie na to stwierdzenie. – Z tym samym, którego tak uwielbiasz określać jako „Pięknego Drania”. – Westchnęłam ciężko i znowu przytaknęłam. – Ale go nienawidzisz. - Zgadza się – potwierdziłam, przenosząc z niej wzrok. - Nie chcesz z nim być, ale nie możesz trzymać się od niego z daleka – dodała z czystym zakłopotaniem na twarzy. - Boże, to brzmi nawet gorzej, kiedy mówi to ktoś inny – jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. - Ale było dobrze – powiedziała z nutką rozbawienia w głosie. - Dobrze to niewłaściwe słowo, Alice. Fenomenalnie, intensywnie, niesamowicie, wielokrotnie orgazmicznie cudownie nie jest blisko opisania tego. – W tym momencie nie mogłam nawet na nią spojrzeć. - Czy słowo „orgazmicznie” w ogóle istnieje? – zapytała Alice i zachichotała miękko. Potarłam mocno twarz i jeszcze raz westchnęłam. – Nie wiem. Nie wiem! Ale nie o tym rozmawiamy, Alice. - Prawda. Cóż – odpowiedziała w zamyśleniu, odchrząkując, - domyślam się, że mały penis nie jest jego problemem. Jęknęłam i pozwoliłam mojej głowie opaść na złożone na stole ramiona. – Nie. To zdecydowanie nie jest jego problemem. – Lekko podniosłam wzrok, kiedy usłyszałam jej przytłumiony śmiech. – Alice! To nie jest śmieszne! – zaprotestowałam. - Przepraszam Bello – powiedziała, próbując się uspokoić. – Ale nawet ty musisz widzieć jakie to jest chore. To znaczy, ze wszystkich ludzi jakich znam jesteś ostatnią, którą kiedykolwiek wyobraziłabym sobie w takiej sytuacji. Zawsze byłaś taka poważna, każdy krok w twoim życiu był taki zaplanowany. Byłaś tylko z trzema facetami i z każdym byłaś w związku. Ten facet musi być naprawdę czymś więcej. – Skrzywiłam się, wiedząc, że jej słowa tak mnie zaniepokoiły, bo dobrze wiedziałam że były prawdziwe. - I ten sen, nieźle cię wkurzył, prawda? – zapytała z zainteresowaniem. - Oh, to za mało powiedziane. Mam na myśli Alice, że byłam przywiązana do stołu i miałam zakryte oczy. Bezbronna i słaba. To nie ja – powiedziałam głośniej niż to było konieczne. – I uwielbiałam to; błagałam o to, nigdy nawet nie fantazjowałam o czymś takim. - Wiesz – zaczęła, - założę się że ten sen coś znaczy. Sprawdźmy. – Wyjmując swój telefon, pogrzebała w nim kilka minut, zanim się zaśmiała. - Co jest? – zapytałam, bojąc się poznać odpowiedź. - Oh, pokochasz to: „Sen o byciu przetrzymywanym w niewoli oznacza, że twoje emocje i/lub charakter są zbytnio kontrolowane albo tłumione. Możesz być
~ 100 ~
ograniczona potrzebą wyrażenia siebie lub czuć się więźniem sytuacji.” Cóż, to idealnie do ciebie pasuje – zachichotała. - Świetnie – westchnęłam. – Alice, wiem, że nie ma nic złego w posiadaniu z kimś czysto seksualnych relacji. Mogłabym to wytrzymać. I wiem, że czasami mogę być zbyt zorganizowana, ale problem w tym, że kiedy jestem z nim czuję, jakbym nie miała nad sobą kontroli. Mam na myśli, że nawet go nie lubię, a jednak… nie mogę trzymać się z daleka. Alice łyknęła swojego drinka i prawie dojrzałam pracujące w jej głowie trybiki, kiedy trawiła wszystko, co powiedziałam i formowała swoje myśli. – Cóż, znasz odpowiedź, prawda? – odpowiedziała poważnie, a ja spojrzałam na nią wyczekująco. – Musisz to zatrzymać. Za wszelką cenę unikaj bycia z nim sam na sam. - Alice, to nie jest takie proste – odcięłam się, kręcąc głową i zaczynając mówić bez ładu. – Pracuję z nim, dla niego. To nie jest tak, że wszystkie przypadki sytuacji, w której jesteśmy sami są łatwe do uniknięcia. A na dodatek, za dwa tygodnie mamy konferencję w Seattle. Ten sam hotel i ogólnie będziemy blisko siebie przez cały czas. - Bella, co w ciebie wstąpiło? – zapytała zdumionym tonem, a jej oczy wędrowały po mojej twarzy. – To znaczy, ty chcesz to dalej ciągnąć? - Nie – wykrzyknęłam w obronie, kiedy skierowałam wzrok na jej sceptyczne spojrzenie i szybko go odwróciłam. – Mam na myśli, że… nikt nigdy nie działał na mnie w ten sposób. On sprawia, ze pragnę spróbować rzeczy, których nigdy wcześniej nie próbowałam. Tylko chciałabym, żeby to był ktoś inny, miły, jak Mike na przykład. - Jak co? Jak porządne lanie? – Alice zareagowała chichotem, ale kiedy przygryzłam wargę i spojrzałam w bok, usłyszałam jak sapnęła. – O mój Boże, dał ci klapsa?! Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami. – Głośniej, Alice. Wydaje mi się, że facet z tyłu cię nie usłyszał – wysyczałam, a potem pokręciłam głową. Kiedy tylko byłam pewna, że nikt na nas nie patrzył, odsunęłam z czoła niesforne kosmyki. – Posłuchaj, wiem, że muszę to zakończyć, ale… Przerwałam, kiedy poczułam, że włosy na moim karku stają dęba, a na moje ciało wstępuje gęsia skórka. Odruchowo odwróciłam głowę i oddech uwiązł mi w gardle, kiedy spojrzałam na drzwi. Stał tam; ubrany mniej oficjalnie - w czarną koszulkę, dżinsy i sportowe buty, a jego włosy były w jeszcze seksowniejszym nieładzie niż zwykle. Zwróciłam się z powrotem w stronę Alice, czując że cała krew odpłynęła mi z twarzy. - Bella, co jest? Wyglądasz jakbyś właśnie zobaczyła ducha – zapytała Alice zaniepokojonym tonem, sięgając przez stół, by dotknąć mojego ramienia. Przełknęłam głośno próbując odnaleźć głos, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały.
~ 101 ~
– Alice, widzisz tego wysokiego, przystojnego faceta ubranego na czarno zaraz przy drzwiach? – wyszeptałam, a kiedy podniosła głowę, lekko kopnęłam ją pod stołem. – Nie zwracaj na siebie uwagi! To jest mój szef. Jej oczy się rozszerzyły, a szczęka odrobinę opadła. – O mój Boże – wysapała szeptem i potrząsnęła głową, gdy jej oczy poruszyły się w górę i w dół; najwyraźniej lustrując go wzrokiem. – Nie żartowałaś, Bello. To naprawdę jest piękny drań. Nie wykopałabym go ze swojego łóżka. - Alice! Nie pomagasz! – zawołałam stłumionym głosem. - Kim jest ta blondynka? – zapytała, kiwając w ich stronę, więc odwróciłam się, dostrzegając go kierującego się do stolika z długonogą blondynką, z ręką na dole jej pleców, dopóki nie dosunął jej krzesła kiedy usiadła. - Co za dwulicowy kutas – zadrwiłam, potrząsając głową i spoglądając z powrotem na swój stolik. Właśnie kiedy miała odpowiedzieć, jej telefon zadzwonił i sięgnęła po niego do torebki. Powitanie „cześć kotku” powiedziało mi, że to Jasper i to chwilę zajmie. Znów się odwróciłam, by zerknąć na pana Cullena, który rozmawiał i śmiał się z blondynką; nie mogłam odwrócić oczu. W swobodnym otoczeniu wyglądał jeszcze bardziej pociągająco; uśmiechnięty, kiedy się śmiał jego oczy tańczyły. Naprawdę słodko, Cullen. Jak gdyby usłyszał moje myśli, odwrócił głowę w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Zacisnęłam szczękę i przekręciłam się, rzucając serwetkę na stół. Musiałam się stąd wynosić. – Zaraz wracam, Alice. Przytaknęła i machnęła ręką w roztargnieniu, nie przerywając rozmowy. Wstając, szybko minęłam jego stolik, unikając jego oczu. Właśnie minęłam zakręt i dostrzegłam drzwi do bezpiecznej damskiej toalety, kiedy poczułam silną rękę chwytającą moje przedramię. - Czekaj. - Tylko dźwięk jego głosu wysłał dreszcz przez moje ciało. Okay Bello, możesz to zrobić. Po prostu się odwróć, spójrz na niego i powiedz, żeby się odpierdolił. Jest dupkiem, który wczoraj nazwał cię pomyłką, a dzisiaj pokazuje się z jakąś blond panienką. Prostując ramiona, odwróciłam się twarzą do niego. Cholera. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Nigdy nie widziałam go inaczej niż idealnie wypielęgnowanego; ale dzisiaj najwyraźniej się nie ogolił - zamiast nadać mu zaniedbany wygląd, tylko robiło go to seksowniejszym. Musiałam przygryźć wargę, żeby powstrzymać się od jęku, kiedy wyobraziłam sobie ten zarost pomiędzy swoimi nogami. Co ze mną kurwa jest nie tak? - Czego chcesz? – prychnęłam, wyszarpując rękę z jego uścisku. Spoglądając na jego twarz mogłam dostrzec cienie pod oczami. Wyglądał na zmęczonego. Cóż, dobrze. Jeśli jego noce były choć w połowie tak kiepskie jak moje, to byłam zadowolona. Przebiegając rękami po włosach, nieswojo rozejrzał się dookoła. – Chciałem tylko z tobą porozmawiać. Wyjaśnić to, co zdarzyło się wczorajszej nocy.
~ 102 ~
- Co tu jest do wyjaśniania? Najwyraźniej to zakończyłeś – powiedziałam wskazując głową kierunek sali i blondynki wciąż siedzącej przy jego stoliku. – To było szybkie, nawet jak na ciebie. - O czym ty do cholery mówisz? – odciął się, z powrotem patrząc na mnie. – Masz na myśli Tashę? - Oh, tak ma na imię? Więc życzę panu i Tashy przemiłego posiłku. – Odwróciłam się by odejść, ale jeszcze raz mnie zatrzymał. – Kurwa! Pozwolisz mi iść? - Dlaczego cały czas musisz być taką suką? I dlaczego cię to w ogóle obchodzi? – Nasza kłótnia zaczęła przykuwać uwagę mijającej nas w drodze do kuchni obsługi. Więc po szybkim rozejrzeniu się wokół wepchnął mnie do łazienki i zamknął drzwi. - Można wiedzieć co robisz? I co ma znaczyć, dlaczego mnie to obchodzi? Pieprzyłeś mnie mniej niż dwadzieścia cztery godziny temu, a teraz siedzisz sobie tutaj z kimś innym! – Krzyczałam na niego. Byłam taka wściekła, że paznokciami prawie rozcinałam skórę wewnątrz dłoni. - Myślisz, że jestem na randce? Jezu Chryste. – Ciężko wypuścił powietrze, kręcąc głową. – To jest zajebiście niewiarygodne. Tasha jest moją starą przyjaciółką. Prowadzi organizacje charytatywną, którą wspiera Cullen Inc. Miałem się z nią spotkać w poniedziałek, by podpisać kilka dokumentów, ale w ostatniej chwili zmieniły jej się loty i dzisiaj wyjeżdża z kraju. – Znów w roztargnieniu przeczesał włosy dłońmi. – Nie byłem z nikim od in… - przerwał by jeszcze raz przemyśleć swoje słowa, - od kiedy my po raz pierwszy… no wiesz… - On był poważny? Staliśmy tak patrząc na siebie, kiedy próbowałam pozwolić jego słowom do mnie dotrzeć. Nie był z nikim innym. To w ogóle było możliwe? Wiedziałam, że jest kobieciarzem. Widziałam go z kobietami kilka razy w biurze. Nie wspominając o historiach, jakie krążyły po budynku. Ale nawet jeśli to wszystko prawda, nie zmieniało to faktu, że był moim szefem i ta cała sytuacja była zła. - Naprawdę oczekujesz, że w to uwierzę? Wszystkie te kobiety rzucające się na ciebie, a ty nie wyrwałeś nawet jednej? Ohh, jestem wzruszona – zadrwiłam sarkastycznie i odwróciłam się do drzwi. - Nie tak trudno w to uwierzyć – warknął wściekle i mogłam poczuć jego oczy wypalające dziury w moich plecach. - Oh tak, jasne, bo jesteś takim typem faceta, który zadowoli się jedną kobietą, tak? Daj mi jeden powód, dlaczego powinnam ci wierzyć? Nie możesz, nie żeby mnie to obchodziło – warknęłam przez ramię i sięgnęłam do klamki. – Wiesz co, to nawet nieważne. To był tylko błąd, prawda? - Posłuchaj, właśnie o tym chciałem porozmawiać. – Przysunął się bliżej i owiał mnie jego zapach, co przeniosło mnie do mojego snu. Nagle poczułam panikę, jakby zabrakło powietrza w tym malutkim pomieszczeniu. Musiałam natychmiast się stamtąd wynieść. Co Alice powiedziała mniej niż pięć minut temu? Nie bądź z nim sama? Dobra rada. Tak się zdarzyło, że lubię te majtki i nie chciałabym widzieć jak kończą w jego kieszeni. Okay, to było kłamstwo… prawda?
~ 103 ~
- Nieważne. Muszę iść. – Zaczęło we mnie narastać dziwne uczucie deja-vu i wiedziałam co się stanie jeśli stamtąd nie wyjdę. - Zobaczysz się jeszcze z Mikiem? – zapytał zza moich pleców. Rękę miałam na klamce; wystarczyło tylko nacisnąć i byłabym bezpieczna. Zamarłam, gapiąc się na tę przeklęta klamkę przez, wydawałoby się minuty, walcząc ze sobą. Tak łatwo byłoby zostać. Zamknęłam oczy, a moje sutki stwardniały. Wynoś się stąd, Bello. - Co ci do tego? – Gęsia skorka rozeszła się po moim ciele. Byłam taka głupia. Tak samo jak usłyszałam, poczułam, że się do mnie przybliżył. - Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie wczoraj wieczorem – powiedział, a jego ciepły oddech muskał moje włosy. - Taa, dużo rzeczy zostało wczoraj powiedzianych. – Opuszkami palców przejechał w górę mojego ramienia i zsunął cienkie ramiączko mojej bluzki; ustami lekko muskał skórę. - Nie miałem tego na myśli – wyszeptał przy mojej skórze. - Co nie oznacza, że to nieprawda. – Instynktownie się o niego oparłam, lekko pochylając głowę, by ułatwić mu dostęp. - Nie powinienem był tego mówić. – Przesuwając mojego kucyka na ramię, jego miękkie usta znalazły się na moich plecach. Oddychałam głęboko, a każdy nerw w moim ciele reagował na jego obecność. Dlaczego nie mogłam wyjść? - Odwróć się. – Jego słowa były takie proste, a jednak wzbudziły we mnie taki wewnętrzny konflikt. Nie było dla niego problemem przycisnąć mnie do ściany czy mocno chwycić, ale teraz wybór należał do mnie. Mocno przygryzając wargę, próbowałam zmusić się do naciśnięcia klamki. Właściwie ręka lekko mi się szarpnęła, zanim opadła w klęsce. Odwracając się powoli, spojrzałam w górę by napotkać jego oczy. Były przepełnione żądzą i poczułam, że moje nogi miękną na jej intensywność. Chwycił moją twarz i kciukiem muskał moją dolną wargę. Patrzyliśmy sobie w oczy, nasze przyspieszone oddechy rozbrzmiewały wokół nas i kiedy już myślałam, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej, przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta. W momencie kiedy się pocałowaliśmy, moje ciało poddało się i nie mogłam znaleźć się wystarczająco blisko. Upuszczając torebkę na kamienną posadzkę, zanurzyłam ręce w jego włosach przyciskając go do siebie. Nasze pocałunki były szalone i drażniące, ręce szukały skóry. Oparł mnie o ścianę i umieścił ręce na moim tyłku, unosząc mnie lekko. Jęknęłam, kiedy poczułam napierającą na mnie erekcję. Wśliznął ręce pod dresy i przez materiał majtek, ściskał pośladki. - Kurwa. Co ty na sobie masz? – jęknął w moją szyję, a jego dłonie ślizgały się po różowej satynie. Prawie się uśmiechnęłam, kiedy przypomniałam sobie, którą parę dzisiaj założyłam. Miały wycięte w materiale koronkowe serduszko; były całkiem nowe i dosyć drogie. Kiedy całkowicie mnie podniósł, okręciłam nogi wokół jego talii i przycisnął mnie mocniej do ściany, opierając o mnie swojego twardego penisa. Jęknął, kiedy wzięłam w zęby płatek jego ucha.
~ 104 ~
Odsuwając jedną stronę mojego podkoszulka, wziął w usta jeden z moich sutków. Moja głowa opadła i uderzyła w ścianę, kiedy poczułam jego nieogoloną twarz przy piesiach. Ostry dźwięk przebił się przez moje zamroczenie i usłyszałam jak przeklina. Telefon. Stawiając mnie na nogach, odsunął się ode mnie, a jego twarz przybrała normalną, nachmurzoną minę. Szybko poprawiłam ubrania i sięgnęłam do torebki. Znajdując telefon, skrzywiłam się, kiedy zobaczyłam zdjęcie dzwoniącego. - Cześć Alice – powiedziałam bez tchu. - Bello, gdzie ty do cholery jesteś? I dlaczego ta blondynka siedzi tutaj sama? – zapytała. - Będę za sekundę, okay? – Nasłuchiwałam jej odpowiedzi zanim zamknęłam telefon. - Posłuchaj, ja… - Znów przerwał mu telefon. - Boże Alice! Mówiłam, że będę za minutę! – krzyknęłam, a mój głos odbił się od ścian. Ale to nie była Alice. - Bella? – zdezorientowany głos Mike’a rozbrzmiał w słuchawce. - Oh… cześć. – Cholera. To nie może się dziać. – Posłuchaj, naprawdę nie mogę teraz rozmawiać. - Taak, przepraszam, że zawracam ci głowę w niedzielę, ale po prostu nie mogłem przestać o tobie myśleć. I nie chcę wpakować nikogo w kłopoty, ale zaraz po twoim wyjściu sprawdziłem skrzynkę mailową i było tam potwierdzenie dostarczenia twoich kwiatów. - Naprawdę? – zapytałam z udawanym zainteresowaniem. Nasze spojrzenia wciąż się krzyżowały; rozszerzył nozdrza i zacisnął szczękę, najwyraźniej próbując rozszyfrować z kim rozmawiam. - Cóż, wygląda na to, że odbiór był podpisany przez Edwarda Cullena.
~ 105 ~
9. Lessons Learned Jestem dupkiem. Nie ma innego sposobu, by to wyjaśnić. Stojąc tam twarzą w twarz z Rosalie, te słowa po prostu ze mnie wypłynęły. To był błąd. Kącikiem oka mogłem zobaczyć pannę Swan patrzącą na mnie; ból i szok na jej twarzy sprawiły, że poczułem się jakby ktoś przyłożył mi w brzuch. Mogłem sobie tylko wyobrażać jak się czuła. Dopiero co dzieliłem z tą kobietą jedno z najintensywniejszych i najbardziej niesamowitych seksualnych doznań w swoim życiu, a teraz określiłem to jako błąd. Boże, chciałem skopać swoją własną dupę. - Błąd czy nie, to się musi teraz skończyć. – Słowa Rosalie wyrwały mnie z zamyślenia. - Co by było, gdyby zamiast mnie stała tu Esme? Edwardzie, jesteś jej szefem! Zapomniałeś o tym? – Jej stwierdzenie tylko zwiększyło wstyd, jaki odczuwałem wobec mojego zachowania. Czy ja ją wykorzystywałem? Wróciłem myślami do naszych, teraz już licznych, spotkań i trochę mi ulżyło, gdy stwierdziłem, że była całkowicie czynnym uczestnikiem; ale nawet to nie zmniejszyło mojego poczucia winy. - Dobra, jesteście dorośli i nie wiem co tu się dzieje; ale cokolwiek robicie, nie pozwólcie żeby Daddy Carlisle się o tym dowiedział. Mój ojciec. Zaświtało mi, że chyba nigdy w pełni nie rozważałem konsekwencji, które nastąpiłyby gdyby nas nakrył. Nie tylko ja byłbym w głębokim gównie, panna Swan byłaby skończona. Widziałem jej relacje z moimi rodzicami i taki rodzaj sytuacji prawdopodobnie zniszczyłby je nienaprawialnie. Byli dobrymi, uprzejmymi ludźmi i wiedziałem, że nie byliby zbyt srodzy, ale to nie zmienia faktu, że byliby głęboko rozczarowani… obydwojgiem z nas. Poczułem obok siebie jej napięcie, kiedy Rose wspomniała przezwisko mojego ojca. Wiedziałem, że musiała odbywać ze sobą taką samą wewnętrzną dyskusję jak ja. Ale i tak nie byłem gotowy na jej odpowiedź. - To nie będzie problem – powiedziała, patrząc na mnie gniewnie, co właściwie sprawiło, że się nieznacznie wzdrygnąłem. - Zamierzam uczyć się na swoich błędach. Przepraszam. – Zanim mogłem nawet pomyśleć w jaki sposób ją zatrzymać, odwróciła się i zeszła po schodach. - Zwariowałeś Edwardzie? – Rosalie bezskutecznie usiłowała do mnie szeptać. Szybko się do niej odwróciłem, kiedy uderzyła mnie w biceps. - Rose! – krzyknąłem, pocierając urażone miejsce na ramieniu i wściekle się na nią patrząc. – Co do diabła jest z tobą nie tak? - Jak długo to się już ciągnie? Z jakiegoś powodu odnoszę wrażenie, że to nie był jednorazowy wyskok. Naprawdę nie chciałem się w to zagłębiać, przede wszystkim tutaj. – Rose, kocham cię… ale to nie jest twoja sprawa. – Rozszerzyła oczy i otworzyła usta.
~ 106 ~
- Nie moja sprawa? – wypluła gniewnie. – Cóż, jeśli chciałeś utrzymać to między wami, nie powinieneś był pieprzyć jej w łazience, kiedy na dole była cała twoja rodzina. - Nie będę o tym z tobą dłużej dyskutował – powiedziałem z aurą ostateczności. – I proszę cię, żebyś zachowała to dla siebie. Nie chciałbym kogokolwiek w to mieszać. – Wciąż gniewnie się na mnie patrzyła, ale nie odpowiedziała. Doszedłem do wniosku, że już zbyt długo mnie nie było i odwróciłem się by odejść, ale zatrzymała mnie ręka na moim przedramieniu. - Czasami naprawdę jesteś draniem. Wiesz o tym, prawda? – Nie czekając na odpowiedź, przemknęła obok mnie, by wrócić na przyjęcie. Kiedy doszła do pierwszego schodka, odwróciła się by na mnie spojrzeć. – I na miłość boską, zrób coś z włosami. Zmarszczyłem brwi, ale odruchowo podniosłem rękę do włosów, przyczesując je, gdy za nią zszedłem. Kiedy weszliśmy na taras, ogarnęło mnie pragnienie, by udusić Mike’a. Siedział pochylony nad nią, ze zmartwionym wyrazem twarzy, pytając czy dobrze się czuje. Dobrze, prawda? Zanim zdążyłem choćby usiąść, powiedziała, że nie czuje się najlepiej i przeprosiła za nieobecność przez resztę wieczoru. W chwili gdy miałem zaproponować jej swoje towarzystwo w drodze do samochodu, Mike wszedł mi w drogę. Pierdolony Newton. Naprawdę ułatwiał mi nienawidzenie go. Używając jako wymówki ważnej rozmowy telefonicznej, cichutko poszedłem za nimi i czekałem przy wejściu. Klatka piersiowa napełniła mi się zwierzęcą furią, kiedy widziałem ich razem, a powietrze opuściło moje płuca, gdy podał jej swój telefon. Coś w nim zanotowała; planowała jeszcze się z nim spotkać, nawet po tym co właśnie zrobiliśmy. Przekląłem pod nosem, kiedy przysunął się bliżej i pocałował ją w rękę, wsuwając za jej ucho kosmyk włosów. To samo ucho, które całowałem i w które szeptałem. Mike stał i patrzył za nią, zanim odwrócił się z powrotem w stronę domu. Nasze oczy się spotkały i przysięgam, że zobaczyłem w nich wyzwanie. To było to. Musiałem to dobrze przeprowadzić. Cholernie źle spałem tej nocy. Godzinami leżałem w swoim wielkim łóżku, obserwując światła miasta za oknem; wspomnienia z tego wieczora na okrągło przewijały się w moim umyśle. Mój plan wybuchł mi w twarz, ale wciąż nie potrafiłem żałować tego, co zrobiliśmy. To było złe i skomplikowane, i pokręcone, i popierdolone, ale wciąż nie umniejszało faktu, że było niesamowite. Potrząsnąłem głową, myśląc o tym, jakim niedopowiedzeniem było określenie „niesamowite”. Moje jaja zacisnęły się i mój penis szarpnął na zaledwie myśl o pieprzeniu jej. To było jednocześnie piekłem i niebem, i najbardziej intensywną rzeczą, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Nie ważne jak dużo o tym myślałem, pierwszy raz w życiu, kompletnie nie wiedziałem jak się tym zająć. Promienie słoneczne zaczęły przenikać przez miasto, odbijając się od chromu i szkła budynków. Niechętnie zrezygnowałem ze snu i udałem się pod prysznic; jeślibym się pospieszył, mógłbym pobiegać przed spotkaniem z Tashą, by podpisać dokumenty w sprawie darowizny. Nigdy nie pracowałem w niedzielę, ale kiedy
~ 107 ~
zadzwoniła do mnie wczoraj późnym wieczorem i wytłumaczyła swoją sytuację z podróżą, zgodziłem się. W rzeczywistości wszystko czego chciałem to wsiąść w samochód i odjechać tak daleko od problemów jak tylko bym zdołał, ale jak zwykle, praca była najważniejsza. Reszta musiała poczekać. O 10:30 spotkałem Tashę przed małym bistro w centrum i wymieniliśmy uprzejmości. Nasze rodziny znały się od lat, a ona prowadziła jedną z najbardziej wpływowych organizacji charytatywnych dla autystycznych dzieci w kraju. Była piękna i inteligentna i chociaż byliśmy świetnymi przyjaciółmi, nigdy nie interesowaliśmy się sobą w romantycznym sensie. Przytrzymując dla niej drzwi, zaprowadziłem ją do naszego stolika i upewniłem się, że odsunąłem dla niej krzesło. Matka wychowała mnie na dżentelmena, bez względu na to jak ostatnio wydawałem się to ignorować. Żartowaliśmy z naszych wspólnych znajomych, kiedy nagle poczułem, że jestem obserwowany. Podnosząc wzrok, mój żołądek opadł, kiedy spotkałem oczy panny Swan. Szybko spojrzała gdzie indziej, zawstydzona, że przyłapałem ją na gapieniu się i odezwała się do swojej przyjaciółki. Kiedy zadzwonił telefon tej dziewczyny, usprawiedliwiła się i skierowała na tyły restauracji. Zanim nawet sformułowałem plan działania, powiedziałem Tashy, że zaraz wrócę. Kiedy przytaknęła, chichocząc lekko i mrugając okiem, wstałem i podążyłem za panną Swan. Boże, wyglądała tak seksownie. Była ubrana weekendowo, w obcisłe czarne dresy i białą koszulkę na ramiączka. Włosy związała w kucyk, a kiedy szła przede mną, nie mogłem nie patrzeć na jej idealny tyłek, przypominając sobie ostatni raz kiedy go widziałem. Chwytając jej ramię, zmusiłem ją, by na mnie spojrzała. Wiedziałem że będzie ze mną walczyć; nic między nami nie było łatwe. Nasze emocje bezustannie walczyły, nigdy nie pozwalając nam pokojowo koegzystować. Tacy już byliśmy. - Czego chcesz? – Wyglądała na całkowicie wściekłą i nie mogłem jej za to winić. Moje zachowanie było takie… nieuczciwe i podłe. Robiąc i mówiąc coś w jednej chwili, a w następnej zachowując się całkowicie odwrotnie. Musiałem coś z tym zrobić. – Chciałem tylko z tobą porozmawiać. Wyjaśnić to, co zdarzyło się wczorajszej nocy. – powiedziałem, nerwowo przeczesując włosy palcami. Jeśli wyglądałem na w połowie tak zdenerwowanego jak w rzeczywistości się czułem, byłem w tarapatach. Znałem spojrzenie, którym mnie teraz obdarzyła; rozważała wyrwanie mojego serca i nakarmienie mnie nim. - Co tu jest do wyjaśniania? Najwyraźniej to zakończyłeś – powiedziała wskazując głową w stronę mojego stolika. – To było szybkie, nawet jak na ciebie. – O czym ona mówiła? Wtedy to do mnie dotarło: Tasha. Myślała, że jestem na randce? Przyglądałem się jej zdumiony przez krótki moment. Czy istniało prawdopodobieństwo, że też czuła tę obłąkaną i niezdrową obsesję? Chciałem ją zapytać, dlaczego w ogóle miałaby się tym przejmować, ale musiałem zrobić to w cztery oczy. Dostrzegając przed sobą drzwi, wepchnąłem ją do środka i zamknąłem
~ 108 ~
je za sobą. Zaraz po tym zdałem sobie sprawę gdzie byliśmy. O cholera… kolejna łazienka. Zanim mogłem odpowiedzieć, poskarżyła się głośno; myślała, że pieprzę inne kobiety. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Próbowałem wyjaśnić sprawę z Tashą, że byliśmy tylko starymi przyjaciółmi i że to było całkowicie niewinne. Wywróciła oczami - powiedziało mi to, że tego nie kupiła. Wzdrygnąłem się na myśl, co musiałem jej powiedzieć. Dlaczego usprawiedliwiałem się tej kobiecie, która najwyraźniej zamierzała odwrócić się i zrobić mi dokładnie to samo? Czy naprawdę była aż taką hipokrytką? Mimo tego poczułem się zmuszony do wyjaśnień. - Nie byłem z nikim od in… - przerwałem. Nie było mowy, żebym mógł chociaż wypowiedzieć to słowo. - Od kiedy my po raz pierwszy… no wiesz… - Naprawdę oczekujesz, że w to uwierzę? Wszystkie te kobiety rzucające się na ciebie, a ty nie wyrwałeś nawet jednej? Ohh, jestem wzruszona – Praktycznie ze mnie zadrwiła. - Nie tak trudno w to uwierzyć – odwarknąłem. To było nie-zajebiściewyobrażalne. Co do cholery jej zrobiłem, że miała podstawy by mi nie ufać? Mogłem przyznać, że byłem pierdolonym dupkiem, ale nigdy nie dałem jej jakiegokolwiek powodu, by wątpiła w moje słowo. Zachowywała się jakby była zazdrosna… Musiałem się zatrzymać i pozwolić tej myśli wsiąknąć na moment. Zachowywała się prawie tak obłąkanie jak ja. Odwróciła się by odejść, ale zatrzymała się i spojrzała na mnie przez ramię. - Oh tak, jasne, bo jesteś takim typem faceta, który zadowoli się jedną kobietą, tak? Daj mi jeden powód, dlaczego powinnam ci wierzyć? Nie możesz, nie żeby mnie to obchodziło. Wiesz co, to nawet nie ważnie. To był tylko błąd, prawda? Obrzydliwe uczucie osiadło w moim żołądku. Wiedziałem że te słowa były bolesne, ale nie zrozumiałem jak bardzo ją nimi zraniłem. Nie mogłem pozwolić jej odejść. - Posłuchaj, właśnie o tym chciałem porozmawiać – powiedziałem, kiedy podszedłem do niej bliżej. Mogłem tak czuć, ale wiedziałem, że nie powinienem był tego mówić. Wciąż próbowała wyjść i poczułem panikę, wyrzucając z siebie pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl. - Zobaczysz się jeszcze z Mikiem? – Ale zanim mogłem to cofnąć, zauważyłem że jej ręka zatrzymała się na klamce. - Co ci do tego? – zapytała cicho. Wdawała się walczyć z zamiarem odejścia i jak zwykle nie wiedziałem, co chciałem, by zrobiła. Nigdy nie było dla nas dobrym rozwiązaniem, byśmy byli sami. Minęły mniej niż dwie minuty od kiedy zaczęliśmy rozmawiać, a moje zdradzieckie ciało już odpowiadało na jej obecność. Bez zastanowienia podszedłem do niej, przyciskając swoje ciało do jej pleców. - Myślałem, że wyjaśniliśmy to sobie wczoraj wieczorem – powiedziałem. Gęsia skórka formowała się na jej skórze, a mój mózg zdawał się być spustoszony przez ciało. Odsunąłem cienki pasek z jej ramienia i musnąłem wargami jej skórę, pozwalając sobie zatracić się w delikatnym zapachu. - Taa, dużo rzeczy zostało wczoraj powiedzianych – odpowiedziała miękko. - Nie miałem tego na myśli – wymamrotałem przy jej ramieniu.
~ 109 ~
- Co nie oznacza, że to nieprawda – Jej głowa pochyliła się lekko, pozwalając mi posmakować jej szyi. - Nie powinienem był tego mówić. – Przesuwając jej kucyk tak, bym mógł pocałować jej plecy, usłyszałem, że jej oddech zwolnił. Jej ciało odpowiadało na mnie w ten sam szaleńczy sposób jak moje na nią. - Odwróć się – wyszeptałem do jej włosów, czekając na odpowiedź. To musiał być jej wybór. Moja głowa chciała żeby mnie zatrzymała, żeby strzeliła mnie po twarzy i wyszła. Ale moje egoistyczne ciało miało inne pomysły. Chciało ją całować i dotykać; sprawić, żeby była moja. Uważnie obserwowałem jej dłoń, czekając na jej odejście, cały czas cicho się modląc, żeby to zrobiła. Kiedy opuściła rękę, zamknąłem oczy w porażce. Ona tez nie była wystarczająco silna. Odwracając się powoli, napotkała moje spojrzenie, oczami które odzwierciedlały taką sama klęskę, którą i ja czułem. Przysunąłem ją do siebie, wplatając ręce w jej włosy. Próbowałem się zatrzymać; próbowałem przekonać siebie do odejścia, ale nie mogłem. Pocałowaliśmy się, ręce dotykały, zęby szczypały, ciała się połączyły. Potrzebowałem więcej, więc podniosłem ją, łącząc nas tam gdzie najbardziej tego potrzebowaliśmy. Nasze jęki zmieszały się, a usta szukały więcej, wsunąłem ręce w jej spodnie unosząc ją i przyciskając plecami do ściany. Czułem miękki jedwab i koronkę, pokrywające jej pośladki, z zarysem serca wyciętym w materiale. Jęknąłem. - Kurwa. Co ty na sobie masz? – wyszeptałem w jej szyję. Uniosłem ją jeszcze wyżej, na co odpowiedziała owinięciem nóg wokół mojej talii. Ustami muskałem jej klatkę piersiową, zsunąłem jej koszulkę i wziąłem w usta perfekcyjny sutek, kiedy w pobliżu usłyszałem dzwonek telefonu. Oczywiście. Gdy postawiłem ją na podłodze, poprawiła bluzkę i sięgnęła do porzuconej torebki. Mocno przeczesałem włosy dłońmi powstrzymując się przed chwyceniem telefonu i spuszczeniem go w toalecie. To musiała być jej przyjaciółka ze stolika. Więc to była Alice; narzeczona świetnego gościa od przezwiska. Przekląłem cicho kiedy się rozłączyła. Właśnie odkładała telefon, kiedy znów zadzwonił. - Boże Alice! Mówiłam, że będę za minutę! – krzyknęła, ale potem jej oczy opadły i kilka emocji odbiło się na jej twarzy. Złość, wstyd, irytacja, a następnie… zaciekawienie? Podnosząc na mnie wzrok, nasze spojrzenia się skrzyżowały, napięcie w pokoju znów się budowało. Mogłem niejasno rozpoznać męski głos i poczułem, że budzi się we mnie coś prymitywnego. Kto do cholery do niej zadzwonił? Nagle jej oczy zwęziły się, a cienki głosik w mojej głowie powiedział mi, że powinienem się bać. – Cóż, bardzo ci dziękuję, że dałeś mi znać. Tak. Tak, będę. Okay. Tak, zadzwonię do ciebie kiedy coś postanowię. Dzięki za telefon, Mike. – Mike? Pierdolony Newton. Zakończyła rozmowę i powoli odłożyła telefon do torebki. Patrząc w dół, pokręciła powoli głową, a krótki śmiech wyrwał się z jej ust. Mały głosik w mojej
~ 110 ~
głowie stawał się głośniejszy. Gdy znów na mnie spojrzała, mały, podły uśmiech zagościł na jej twarzy. - Czy jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć? – zapytała słodko i z jakiegoś powodu to jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło. Dręczyłem umysł, ale nie potrafiłem niczego wymyślić. O czym ona mówiła? - Widzisz – powiedziała wciąż kręcąc głową. – To była dziwna rozmowa. Wygląda na to, że gdy Mike sprawdził pocztę dziś rano, miał tam potwierdzenie dostarczenia moich kwiatów. A to oznacza, że ktoś podpisał to potwierdzenie. Zrobiła krok w moją stronę i odruchowo cofnąłem się do tyłu. Nie podobało mi się to. - Nigdy nie zgadniesz, co się okazało. – O cholera. – Podpis na dokumencie mówił, że był to Edward Cullen. – Kuuuurwa. Dlaczego do cholery podpisałem się własnym nazwiskiem? Próbowałem pomyśleć nad odpowiedzią, ale mój umysł stał się nagle pusty. Najwyraźniej moja nagła cisza powiedziała jej wszystko, co musiała wiedzieć. - Ty sukinsynie! Podpisałeś je, a potem mnie okłamałeś?! – krzyknęła; uderzyła mnie mocno w pierś i poczułem nagły instynkt chronienia swoich klejnotów. – Dlaczego to zrobiłeś? –Teraz opierałem się plecami o ścianę i szukałem drugiego wyjścia. Dlaczego nie obmyśliłem tego lepiej? - Odpowiedz mi do cholery! Potrzebowałem odpowiedzi i to szybko. Po raz setny w ciągu ostatnich pięciu minut przeczesałem włosy i doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie lepiej będzie po prostu wszystko wyśpiewać - Nie wiem, okay? – odkrzyknąłem. – Ja tylko… kurwa! – Przecierając dłońmi twarz, zacząłem uważnie oglądać pomieszczenie. Spoglądając w górę, zobaczyłem, że wyjęła swój telefon i najwyraźniej do kogoś pisała. – Co robisz? – zapytałem. - To nie jest twoja sprawa, ale mówię Alice, żeby wyszła beze mnie. Nie ruszę się stąd dopóki nie powiesz mi prawdy. – Spojrzała na mnie piorunującym wzrokiem i mogłem poczuć, jak emanuje falami gniewu. Przez chwilę rozważałem powiadomienie Tashy co się dzieje, ale znając ją, już sama się domyśliła. - Więc? Czekam Cullen. – Spojrzałem jej w oczy i głęboko westchnąłem. Nie było szans, bym mógł jej to wszystko wytłumaczyć, nie brzmiąc jakbym postradał zmysły. - Okay, podpisałem potwierdzenie – odpowiedziałem z irytacją. A ona tylko gapiła się na mnie z zaciśniętą szczęką i pięściami zwiniętymi tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. - I…? – powiedziała, nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego. - I… wyrzuciłem je. – Kiedy stałem z nią twarzą w twarz, zdałem sobie sprawę, że zasługiwałem na całą jej złość. Byłem niesprawiedliwy; nic jej nie oferowałem, ale wciąż stałem na drodze komuś, kto prawdopodobnie mógł zaoferować jej wszystko. To nie było uczciwe i to nie było właściwe, ale wiedziałem, że nie mogę z tym walczyć. Byłem jak ćpun, a seks z nią był najintensywniejszym
~ 111 ~
odlotem jakiego doświadczyłem. Kiedy byliśmy oddzielnie, łapałem się na odtwarzaniu w głowie każdego naszego spotkania, nienawidząc tego i jednocześnie czekając na szansę by wziąć kolejny zastrzyk. - Jesteś zajebiście niewiarygodny – zazgrzytała przez zaciśnięte zęby. Wiedziałem że robiła co mogła, by nie rzucić się przez pokój i zacząć okładać mnie pięściami. – Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? To była część, w którą nie chciałem się zagłębiać. – Bo… - Przygryzłem wargę i podrapałem się w tył głowy, wciąż próbując znaleźć najlepszy sposób, by na to odpowiedzieć. Wkurwiało mnie, że pozwoliłem sobie znaleźć się w takiej sytuacji. Długo wzdychając, po prostu to z siebie wyrzuciłem. – Bo nie chcę, żebyś umawiała się z Mikiem, dobra? - Kim ci się wydaje, że jesteś? To, że uprawialiśmy seks nie oznacza, że możesz podejmować za mnie jakieś decyzje w moim życiu. Nie jesteśmy parą, nie spotykamy się. Cholera, my się nawet nie lubimy! – krzyknęła. - Myślisz, że tego nie wiem?! To nie ma żadnego sensu. Ale kiedy zobaczyłem te kwiaty… daj spokój, to były róże na miłość boską. – zawołałem bez namysłu i spojrzała na mnie jakbym właśnie się do czegoś zdeklarował. - Jesteś na jakichś lekach? Co do cholery fakt, że były to róże, ma z tym wspólnego? – Prawdopodobnie wszyscy w restauracji mogli nas usłyszeć. Dzięki Bogu była niedziela i miejsce to było praktycznie puste. - Kurwa! Nie wiem! Po prostu je zobaczyłem i zareagowałem. Nie zaczekałem, by to przemyśleć. Tylko myśl o nim dotykającym cię jak… - Zacisnąłem pięści, a mój glos zamarł, kiedy próbowałem odzyskać spokój. Rozzłościłem się po raz drugi; na siebie, bo byłem słaby i pozwoliłem swoim emocjom wymknąć mi się spod kontroli, i na nią, że wciąż miała na mnie ten niewytłumaczalny wpływ. - Posłuchaj, nie mówię, że się z tobą zgadzam, ale rozumiem to co zrobiłeś… w pewnym stopniu. – Moje oczy przeniosły się na nią w szoku. – Kłamałabym, gdybym powiedziała, że nie miałam podobnych… zaborczych uczuć – powiedziała niechętnie. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Czy ona właśnie przyznała, że też to czuje? – Ale to nie zmienia faktu, że mnie okłamałeś. Patrząc mi w oczy. Mogłam przez większość czasu uważać cię za aroganckiego dupka, ale zawsze byłeś kimś, komu ufałam, że będzie ze mną szczery. – Wzdrygnąłem się na jej słowa. Miała rację. - Przepraszam. – Moje słowa zawisły w powietrzu i nie byłem pewny, kto był nimi bardziej zaskoczony; ona czy ja. Staliśmy po przeciwnych stronach pomieszczenia, cały czas na siebie patrząc i żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. - Udowodnij to. – Spojrzała na mnie tak spokojnie, nawet cień emocji nie był widoczny w jej postawie. Co ona miała na myśli? Potem to mnie uderzyło. Udowodnij to. Nie mogliśmy porozumiewać się słowami, bo one tylko pakowały nas w kłopoty. Tak? Tacy byliśmy i jeśli dałaby mi tę jedną szansę, żeby naprawić to, co zrobiłem, musiałem ją wykorzystać. W tej chwili tak bardzo jej nienawidziłem. Nienawidziłem, że miała
~ 112 ~
rację, że byłem w błędzie i nienawidziłem, że zmuszała mnie do podjęcia decyzji. A najbardziej nienawidziłem tego, że tak bardzo jej pragnąłem. Zmniejszyłem dystans między nami, kładąc dłoń na jej karku. Przysunąłem ją do siebie gwałtownie, spotykając jej spojrzenie, kiedy połączyłem nasze usta. Było tam niewypowiedziane wyzwanie. Żadne z nas by się nie wycofało czy przyznało, że to… cokolwiek to było… jest poza naszą kontrolą. W momencie kiedy nasze usta się dotknęły, znajomy szum przeszedł przez moje ciało. Jej ręce pozostały przy jej bokach, pozwalając mi kierować pocałunkiem; kiedy językiem spotkałem jej, jęknęła głośno do moich ust. Zacisnąłem pięści głęboko w jej włosach, zmuszając ją by pochyliła się do mojego pocałunku. Może i to było dla niej, ale byłem cholernie pewny, że będę to kontrolował. Napierając na nią swoim ciałem, jęknąłem na nieskazitelny sposób w jaki każde jej wcięcie do mnie pasowało. Chciałem, żeby ta potrzeba odeszła, zadowolić się i pójść naprzód; ale za każdym razem kiedy ją czułem, było lepiej niż zapamiętałem. Klękając, chwyciłem jej biodra i przyciągnąłem ją bliżej, poruszając ustami wzdłuż krawędzi jej spodni. Unosząc jej koszulkę, pocałowałem każdy cal odsłoniętej skóry, napawając się tężeniem jej mięśni, kiedy je odkrywałem. Zaczepiając palce na krawędziach jej spodni, spojrzałem w górę. Miała zamknięte oczy i przygryzała dolną wargę. Poczułem, że mój penis szarpie się na myśl co właśnie zamierzałem zrobić. Pociągnąłem jej spodnie w dół ud; gęsia skórka pojawiała się w miejscach gdzie palcami dotknąłem jej nóg. Odwracając ją lekko, w końcu miałem szansę zobaczyć jej majtki, które sobie wyobrażałem. Różowa satyna; małe serduszko wycięte na jej pośladkach. Różowa koronka otaczała serce, ale wciąż pozostawiała wystarczająco dużo widocznej skóry, by wysłać przeze mnie fale podniecenia. Dłońmi chwyciła moje włosy i gwałtownie mnie przycisnęła. Zajebiście uwielbiałem kiedy tak robiła. Przygryzłem wargę i jęknąłem, kiedy na nią spojrzałem. Palcami przebiegłem wzdłuż brzegów delikatnej satyny, zatrzymując się przy cienkich paseczkach na jej biodrach. - Te są prawie zbyt ładne, żeby je zniszczyć – powiedziałem, okręcając po pasku wokół każdej ręki. – Prawie. – Pod wpływem szybkiego szarpnięcia, łatwo się przerwały; pozwalając mi zsunąć różowy materiał pomiędzy jej nogami i wsadzić go do kieszeni. Owładnęło mnie uczucie silnej potrzeby. Szybko oswobodziłem jedną z jej nóg i umieściłem ją na swoim ramieniu. Kiedy ustami spotkałem delikatną skórę, jej palce chwyciły mocno moje włosy i przysunęła biodra do moich warg. Zdałem sobie sprawę, że była wobec tego tak samo bezsilna jak ja, a intensywność tej świadomości prawie mnie obezwładniła. Była ciepła i mokra, i rozkoszowałem się każdą chwilą, smakiem i dźwiękiem, kiedy mój język drażnił jej rozgrzane ciało. Chciałem zapamiętać każdy jęk i prośbę, które wyszły z jej warg i świadomość, że to ja je spowodowałem. To uczucie było tak żywe, że jęknąłem przy niej głośno, doprowadzając ją do krzyku, kiedy obróciła swoje ciało bliżej.
~ 113 ~
- O Boże, Cullen – wyszeptała z głośnym wydechem, a jej ręce przesunęły się nad głowę, by naprzeć na drzwi. Wsunąłem w nią palce i prawie natychmiast zacisnęła się wokół mnie, poddając cię szczytowi. Odepchnęła mnie lekko i szybko poprawiła swoje ubrania; patrząc w dół, gdzie klęczałem. Rzeczywistość powoli powróciła, przynosząc ze sobą różnorodne odgłosy jedzących ludzi po drugiej stronie drzwi wymieszane z naszymi ciężkimi oddechami. - Nie wybaczyłam ci – powiedziała i sięgnęła po torebkę, opuszczając pokój bez innego słowa. Powoli wstałem i patrzyłem jak zamykają się za nią drzwi, próbując uporządkować to, co się właśnie stało. Powinienem być wściekły. Powinienem za nią pobiec i zmusić, żeby skończyła to, co zaczęła. Ale uśmiech uniósł kąciki moich ust i prawie się zaśmiałem na absurdalność moich myśli. Cholera, znowu to zrobiła. Jeszcze raz udowodniła, że mi dorównuje, pokonując mnie w mojej własnej grze. Tylko jedna myśl wyróżniła się w moim umyśle: gra rozpoczęta, Swan.
~*~*~*~*~*~*~*~ Moja noc była piekłem. Ledwie spałem czy jadłem i zniosłem, prawie nieustanną od wczorajszego wyjścia z restauracji, erekcję. Wiedziałem, że nie dam rady uciec od zagrożenia, kiedy kierowałem się do pracy. Zrobi wszystko co może, żeby mnie torturować i karać za kłamstwo; chore było to, że… w pewnym sensie nie mogłem się tego doczekać. Była taką suką, a jednak to wydawało się jakoś sprawiać, że chciałem jej bardziej. Byłem zaskoczony, kiedy nie spotkałem jej w biurze. Dziwne. Myślałem, że nigdy się nie spóźnia. Poszedłem do swojego gabinetu i zacząłem porządkować zadania na dzisiejszy dzień. Piętnaście minut później moją uwagę od rozmowy telefonicznej odwróciło trzaśnięcie zewnętrznymi drzwiami. Cóż, z pewnością mnie nie zawiodła; mogłem usłyszeć jak rzuciła teczki i akta troszkę mocniej niż to było konieczne i wiedziałem, że to zapowiadało interesujący dzień. O 10:15 przeszkodził mi interkom. – Panie Cullen. – Jej chłodny głos napełnił cichy pokój i pomimo jej oczywistego rozdrażnienia, uśmiechnąłem się złośliwie, kiedy nacisnąłem przycisk by odpowiedzieć. - Tak, panno Swan? – zapytałem sarkastycznie. - Za piętnaście minut musimy być w sali konferencyjnej. Później ma pan spotkanie z prezesem Kelly Industries o 12:30 – zaczęła całkowicie profesjonalnym tonem. - Nie będzie mi tam pani towarzyszyła? – zapytałem zakłopotany; to było niezmiernie rzadkie. Część mnie zastanawiała się, czy nie unika po prostu bycia ze mną znów na osobności. Nie byłem pewny jak się z tym czułem.
~ 114 ~
- Nie, proszę pana. Wyłącznie kierownicy – odpowiedziała obojętnie i usłyszałem szelest papierów, kiedy znów zaczęła mówić. – Poza tym, muszę jeszcze dokończyć przygotowania do Seattle. Cóż, to ma sens… tak sądzę. – Dobrze, już wychodzę – odpowiedziałem ostro i zsunąłem palec z guziczka. Wstałem, prostując krawat i zapinając guziki w marynarce. Kiedy wyszedłem z gabinetu, moje oczy natychmiast do niej powędrowały. Jakiekolwiek wątpliwości, które mogłem mieć, co do tego że lubi wywoływać moje cierpienie, zniknęły. Pochylała się nad biurkiem w pięknej białej sukience ze złotymi, brązowymi i miedzianymi wzorami, która idealnie eksponowała jej długie, smukłe nogi. Włosy upięła na głowie, akcentując piękną szyję, a kiedy się odwróciła i spojrzała na mnie, zobaczyłem, że ma okulary. Jak miałem poradzić sobie ze spójnymi zdaniami z tą kobietą siedzącą obok mnie? Stała i patrzyła na mnie z notatnikiem, Blackberrym i długopisem w ręku. - Jest pan gotowy, panie Cullen? – powiedziała swobodnie i odwróciła się, idąc w stronę windy. Wydawała się dzisiaj bardziej kołysać biodrami, jakby próbowała mnie drażnić, żebym się złamał. Zamierzałem zapytać o to po spotkaniu. Stojąc w zatłoczonej windzie, nasze ciała mimowolnie na siebie naparły i musiałem zdusić jęk. To mogła być tylko moja wyobraźnia, ale wydaje mi się, że zobaczyłem złośliwy uśmiech, kiedy „przypadkowo” musnęła moją na wpół gotową erekcję. Ta kobieta była zła i zagmatwana, ale nigdy nie przestawała mnie zadziwiać. Przez następne dwie godziny, byłem we własnym, osobistym piekle. Za każdym razem kiedy na nią spojrzałem, robiła coś co rzucało mnie na kolana; łobuzerskie spojrzenia, oblizywanie dolnej wargi, krzyżowanie nóg czy okręcanie kosmyka włosów wokół palca w roztargnieniu. W pewnym momencie upuściła długopis i swobodnie położyła rękę na moim udzie, nachylając się, by wyłowić go spod stołu. Pochylając się, szepnąłem jej do ucha: - Czy można wiedzieć co dokładnie pani robi, panno Swan? – Nie spojrzała mi w oczy, kiedy zajęła się dokumentami przed sobą. - Obawiam się, że nie wiem o czym pan mówi, panie Cullen – odpowiedziała cicho. - Oh, myślę, że wiesz, mała uwodzicielko. Porozmawiamy o tym? - Wierzę… - powiedziała, nareszcie spotykając moje oczy, zanim szybko nie odwróciła spojrzenia, - że przedyskutowaliśmy już tę sprawę. Powiedziałam ci wczoraj… nie wybaczyłam ci. Rozglądając się, by upewnić się, że inni wciąż interesują się prezentacją, pochyliłem się bliżej i wyszeptałem: - Dobrze, to oznacza, że wciąż mam szansę, by udowodnić jak bardzo mi przykro. – Mogła wydawać się chłodna, ale znałem ją wystarczająco dobrze żeby to przejrzeć. - Panie Cullen, jestem całkiem pewna, że pańskie dni udowadniania mi czegokolwiek minęły.
~ 115 ~
- Nie byłbym tego taki pewny, panno Swan – powiedziałem, zanim wyprostowałem się w krześle. Co ja do cholery robiłem? Odbiło mi? Z tą kobietą nie powinno się zadzierać, nawet ja to wiedziałem. Zgodnie z Prawem Murphy’ego17, spotkanie trwało dłużej niż się spodziewaliśmy, więc mój ojciec, brat i ja musieliśmy natychmiast iść na następne zebranie. Przytakiwałem i odzywałem się w odpowiednich momentach, ale tak naprawdę byłem tam nieobecny. Byłem bardziej pochłonięty zakończeniem tego spotkania, żebym mógł wrócić do biura i dowiedzieć się, w co ona gra. Kiedy wróciliśmy, znaleźliśmy pannę Swan ledwie dosłyszalnie rozmawiającą przez telefon. - Muszę już kończyć, tato. Mam parę rzeczy do zrobienia i najszybciej jak będę mogła dam ci znać o mojej wizycie. Musisz się trochę przespać, okay? – powiedziała miękko. Po krótkiej pauzie zachichotała lekko, ale nie powiedziała nic innego przez dłuższy moment. Żaden z nas nie śmiał się odezwać. – Też cię kocham tatusiu. Mój żołądek zacisnął się, na czuły ton jej głosu, gdy wypowiadała te słowa. Kiedy się odwróciła, jej oczy zrobiły się szerokie na nasz widok i zaczęła gromadzić papiery na swoim biurku. Spojrzała na mnie wściekle, nim skierowała milszy wzrok na moją rodzinę. - Jak poszło spotkanie, Carlisle? Emmett? – powiedziała słodko, tak jakby nie było mnie w pokoju. Przewróciłem oczami na jej dziecinne zachowanie. - Cóż, Bello – stwierdził ojciec, uśmiechając się do niej ciepło, - poszło gładko jak zawsze. Ty i Angela naprawdę wspaniale się o wszystko troszczycie. Nie wiem co moi synowie by bez was zrobili. – Uniosła nieznacznie brew i odchrząknęła. - Właściwie to musze o czymś porozmawiać z pańskim synem. Muszę wziąć kilka wolnych dni, żeby pojechać do domu. – Byłem zaskoczony krótko trwającą paniką, którą poczułem na te słowa. Nigdy nie prosiła o wakacje, rzadko nawet dzwoniła, że jest chora, więc jej nagła prośba zbiła mnie z tropu. - Kiedy? – zapytałem, próbując wydać się obojętnym. Mój ojciec wystąpił do przodu, zanim mógłbym coś powiedzieć i położył rękę na jej ramieniu. - Uważam, że to świetny pomysł. Już długo nie byłaś w domu; to ci dobrze zrobi. - Ale… - próbowałem się wtrącić, ale ojciec potrząsnął głową. - Nie ma niczego z czym nie poradziłbyś sobie z pomocą tymczasowego pracownika, Edwardzie – powiedział surowo. Poczułem, że zaciskam szczękę. - Możemy porozmawiać o tym później. Teraz macie konferencję telefoniczną w biurze pana Cullena – powiedziała ciepło się do nich uśmiechając i całkowicie unikała moich oczu. Kiwnąłem głową, ale w środku byłem wściekły. Nie było wątpliwości w moim umyśle, że jej chęć zobaczenia się z ojcem, będzie też sposobem, by zwiększyć dystans między nami. Może to będzie dobre; usunąć pokusę, by uniknąć ofiar. 17
‘Wszystko co może pójść źle, pójdzie źle.’
~ 116 ~
- Oczywiście. Proszę się cieszyć urlopem, panno Swan. – Z tymi słowami wszedłem do biura, trzaskając za sobą drzwiami. W minucie, kiedy to zrobiłem, wypełniła mnie skrucha. Świetnie… ojciec znowu udupi mnie za takie zachowanie. Podchodząc do biurka, wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem jak Emmett i tata wchodzą. Nic nie powiedzieli, gdy usiedli i unikałem patrzenia na nich, grzebiąc w dokumentach na biurku. - Edward. – Westchnąłem na surowy głos ojca i odłożyłem długopis zanim spojrzałem w jego oczy. Siedział na skórzanej kanapie z rozczarowaniem malującym się na twarzy. – Edwardzie, czy naprawdę musimy przez to przechodzić? – zapytał cicho. - Nie marnuj czasu, tato – wtrącił się Emmett z drugiego końca pokoju. Stał przy dużym oknie, pochylając się i obserwując ulice w dole. – Już z nim o tym rozmawiałem. To nic nie zmieni. – Zmarszczyłem brwi kiedy na niego spojrzałem. Judasz. - Ja tylko nie rozumiem dlaczego nie możecie być dla siebie mili. Obydwoje jesteście inteligentnymi, wspaniałymi, stanowczymi osobami, które najwyraźniej dobrze razem pracują. Nigdy nie słyszałem, żebyś skarżył się na jej dokonania. – Wydawało mi się, że usłyszałem prychniecie dochodzące od strony Emmetta, ale moją uwagę szybko z powrotem przyciągnął ojciec. – Chyba tylko się osłabiam, szukając tu połączenia. Synu, to już prawie rok. Dlaczego po prostu nie możecie być w dobrych stosunkach jak normalni dorośli ludzie? – zapytał wprost. Zanim mogłem nawet rozważyć odpowiedź, Emmett odwrócił się do mnie twarzą. - Powiem ci to samo, co jemu: są do siebie zbyt podobni. Są zbyt uparci, żeby odpuścić i zbyt wyniośli, żeby przyznać, że kogoś źle ocenili – powiedział zadowolony z siebie. - Zgadzam się z twoim bratem, Edwardzie. Widzę jak ze sobą pracujecie; jesteście niesamowita drużyną. Musisz tylko pozwolić, żeby to przeniosło się na osobisty poziom. – Jego twarz nagle stała się poważna. – Macie Warsztaty IABC w Seattle w przyszłym tygodniu, mam rację? – Przytaknąłem sztywno, nie byłem zadowolony z obrotu rozmowy. - Przez trzy dni ty i Bella będziecie razem bez ochrony jaką stanowią biurowe drzwi i nie będzie tam nikogo, kto by wam przeszkadzał. Oczekuję, że będziesz się zachowywał tak, jak zostałeś wychowany i traktował ją z najwyższym szacunkiem. I zanim staniesz się defensywny – dodał, podnosząc ręce, kiedy wyczuł moją szybka odpowiedź. – Rozmawiałem już o tym z Bellą. – Moje oczy się rozszerzyły i powędrowały na jego twarz. Rozmawiał z panną Swan o naszych osobistych relacjach? - Tak, jestem świadomy, że to nie tylko twoja wina; zapewniła mnie, że da z siebie tyle, ile dostanie. Myślisz, że dlaczego zasugerowałem ją na twoja asystentkę w pierwszej kolejności? Nie miałem wątpliwości, że sobie z tobą poradzi. Ile asystentek miałeś przez rok, zanim przyjechałeś do Chicago, Edwardzie? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem.
~ 117 ~
Tym razem Emmett nawet nie próbował ukryć prychnięcia. To prawda, że kiedy pracowałem dla LVMH, podczas ostatniego roku miałem dwie asystentki, ale było to spowodowane moimi wysokimi wymaganiami. To było całkiem co innego niż moja obecna sytuacja z panną Swan. Skrzywiłem się lekko, kiedy dotarł do mnie wniosek; w gruncie rzeczy ona mnie broniła. Mogła z łatwością sprawić, żeby to zabrzmiało, jakbym był wobec niej niesprawiedliwy, ale zamiast tego powiedziała mojemu ojcu, że jest tak samo winna i może coż z tym zrobić. Stwierdzenie, że byłem zszokowany to niedopowiedzenie. - Tato, przyznaję, że stosunki miedzy mną a panną Swan są niekonwencjonalne – zacząłem, modląc się, żeby nikt nie zobaczył jak prawdziwe jest to stwierdzenie. – Ale zapewniam cię, że to nie przeszkadza nam w biznesach. Nie masz się o co martwić. – To zdawało się udobruchać ojca, a rozmowę przesunął się na inne sprawy, w czasie gdy czekaliśmy na telefon. - Więc – zaczął mój brat, - słyszeliście o małej pokerowej partyjce, jaką kilku stażystów zorganizowało w pokoju korespondencyjnym zeszłej nocy? Słyszałem, że to było niezłe wydarzenie. – Pokręcił głową i zaczął się śmiać. - Są interesującym zbiorem charakterów – ojciec stwierdził z rozbawieniem. – Emmett, jak się tego wszystkiego dowiedziałeś? – Nawet ja byłem ciekawy. - Oh, wiem całkiem sporo o wszystkim co się tu dzieje – zauważył. To mogło być moje winne sumienie, ale przysięgam, że zerknął na mnie dłużej niż to było konieczne. – Muszę wam powiedzieć… niektórzy z tych stażystów cholernie mnie przerażają. – Jego śmiech wywołał mój własny chichot; nie mogłem się nie zgodzić. Naszą rozmowę przerwało buczenie interkomu, informujące nas, że nasze spotkanie mogło się już rozpocząć. Reszta dnia była pracowita, ale raczej niezakłócana. Im więcej o tym myślałem, tym lepszym pomysłem wydawał mi się urlop panny Swan. Spędziłem zdecydowanie zbyt dużo czasu i energii rozmyślając o tej sytuacji. Ledwo zapamiętałem fakty z porannych spotkań i wiedziałem, że to nie jest dobry sposób na prowadzenie biznesów. Czysta wielkość tego szaleństwa była tak bardzo oddalona od mojego charakteru, że to było właściwie lekko przerażające. Byłoby lepiej zapanować nad sytuacją, przed spędzeniem trzech wspólnych dni, oddzieleni tylko cienką hotelową ścianą. Pomimo moich usilnych starań, ta myśl wystarczyła, żeby mój penis nieznacznie stwardniał. Wiedziałem, że czeka mnie kolejna długa noc. Przez następnych kilka dni byłem ekstremalnie zajęty. Chwile, kiedy byliśmy sami, nie trwały dłużej niż kilka minut, co wydawało się tylko zwiększać pulsujące pomiędzy nami seksualne napięcie. Małe rzeczy, jak jej ręka muskająca moją, gdy podawała mi coś podczas spotkania, spojrzenie przez stół, kiedy siedzieliśmy na konferencji w czasie lunchu, czy nawet dźwięk jej głosu w mojej poczcie głosowej, zdawały się jeszcze bardziej podnosić moje libido. Kiedy nastał czwartkowy poranek wiedziałem, że musimy przeprowadzić swego rodzaju dyskusję. Nie będzie mnie przez cały piątek i dzisiaj jest nasz ostatni dzień razem do końca tygodnia. Przez cale przedpołudnie była na zajęciach razem z pozostałymi asystentami kierowników i robiłem się zaniepokojony przez wzgląd na
~ 118 ~
to, co miałbym jej powiedzieć. Wiedziałem, że chcę się z nią znów pieprzyć; nie było co do tego wątpliwości. Pomimo niestosownych myśli, sumienia i własnego instynktu samozachowawczego to nękało mnie przez cały tydzień. Miała racje, chcąc zwiększyć odległość między nami. To przyciąganie, które czuliśmy kiedy byliśmy razem było całkowicie niezdrowe. Nie mogło z tego wyjść nic dobrego i postanowiłem użyć czasu, który spędzimy osobno na odbudowaniu jakiegoś rodzaju odporności. Wchodząc do biura po lunchu, zaskoczył mnie jej widok, siedzącej za biurkiem i pracującej przy komputerze. Zatrzymałem się, gdy doszedłem do drzwi, jeszcze raz zauroczony tym, jak była piękna. Nigdy bym jej tego nie powiedział, ale to było niemożliwe do zignorowania. - Nie wiedziałem, że pani tu będzie, panno Swan – powiedziałem, próbując utrzymać emocje z daleka od głosu. - Tak, miałam kilka ostatnich przygotowań w związku z wyjazdem do Seattle i wciąż muszę z panem omówić moją nieobecność – powiedziała, nie odrywając oczu od komputera. - Zechciałaby pani zatem wejść do mojego gabinetu? – zapytałem, niepewny jak chciałem, by odpowiedziała. - Nie – powiedziała szybko. – Myślę, że możemy to załatwić tutaj. – Spoglądając na mnie przebiegłymi oczami, wskazała na krzesło naprzeciwko siebie. – Zechciałby pan usiąść, panie Cullen? – Ohhh, korzyści znajomego otoczenia. Prawie zachichotałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że wykorzystuje przeciwko mnie jeden z moich własnych trików. Niepewnie zająłem miejsce i czekałem, aż zacznie. - Wiem, że jutro pana nie będzie, więc nie ma sensu, żebym przychodziła do pracy. Załatwiłam pracownika zastępczego na przyszły tydzień i dałam już Angeli dokładną listę pańskich spotkań i rzeczy, których pan potrzebuje. Wątpię, żeby były jakieś problemy, ale na wszelki wypadek, obiecała mieć na pana oko. – Wyzywająco uniosła brew na co ja przewróciłem oczami. - Ma pan moje numery, wliczając domowy mojego taty w Forks, jeśliby pan czegokolwiek potrzebował. – Zaczęła przeglądać listę przed sobą i zauważyłem jaka była chłodna i kompetentna. To nie tak, że nie byłem wcześniej świadomy tych cech, ale jakoś teraz wydawały się być dla mnie bardziej oczywiste. Nasze spojrzenia się spotkały, a ona kontynuowała. – Przyjadę po pana na lotnisko w Seattle. Patrzyliśmy sobie w oczy przez kilka chwil i byłem prawie pewny, że nasze myśli były takie same; Seattle będzie kolosalnym testem. Jeśli poradzimy sobie tam, może wszystko będzie w porządku. Atmosfera w pokoju zaczęła się powoli zmieniać, cisza mówiła więcej niż słowa by kiedykolwiek mogły. Mocno zacisnąłem szczękę, kiedy zauważyłem że jej oddech przyspieszył. Zebrałem każdą cząstkę silnej woli, jaką miałem, by nie obejść biurka i jej nie pocałować. - Więc, widzimy się w Seattle – powiedziałem miękko, mając na myśli więcej niż mogły przekazać moje słowa. - Tak – odpowiedziała stanowczo.
~ 119 ~
- Życzę przyjemnej podróży, panno Swan – powiedziałem, nie zawierając w głosie wewnętrznego niepokoju, który odczuwałem. Wstałem, szorstko kiwając do niej głową i wchodząc do gabinetu, trzaskając za sobą drzwiami.
~*~*~*~*~*~*~*~ Przez cały weekend rozmyślałem, jak to będzie nie mieć przy sobie panny Swan przez cały tydzień. Z jednej strony będzie miło cieszyć się całym dniem w pracy bez erekcji czy odbywania „łazienkowej sesji”. Ale z drugiej strony, zastanawiałem się, czy to będzie dziwne. Była prawie stale obecna w moim życiu przez ostatni rok, pomijając niechęć do jej osobowości, jej obecność dodawała otuchy. Angela ostro weszła do mojego gabinetu o dziewiątej rano, uśmiechając się promiennie, kiedy do mnie podeszła. Szła za nią atrakcyjna brunetka, mająca dwadzieścia-kilka lat, która została mi przedstawiona jako Kat, moja nowa tymczasowa asystentka. Spojrzała na mnie z nieco nieśmiałym uśmiechem i zobaczyłem, jak Angela uspokajająco kładzie dłoń na jej ramieniu. Skrzywiłem się lekko, kiedy zdałem sobie sprawę co to znaczy; już była poinformowana o „Pięknym Draniu”. Świetnie. Postanowiłem, że użyję tego jako okazji. Udowodniłbym każdemu, że moja niezasłużona reputacja była po prostu skutkiem pracy z kimś tak nieuprzejmym jak panna Swan i w żadnym stopniu się do mnie nie odnosiła. - Bardzo miło mi cię poznać, Kat – powiedziałem, uśmiechając się szeroko i wyciągając rękę. Spojrzała na mnie dziwnie z tak jakby zeszklonym wyrazem twarzy, zanim potrząsnęła głową i uścisnęła moją dłoń. - Mi także miło pana poznać – powiedziała niepewnie i spojrzała pytająco na Angelę. Angela spojrzała w dół na moją rękę i z powrotem dziwnie w górę na moją twarz, zanim odezwała się do Kat. - Okay. Cóż, przekazałam ci już wszystko, co zostawiła mi Bella. To twoje biurko – powiedziała, prowadząc ją do krzesła panny Swan. Zakradło się do mnie dziwne uczucie na widok siedzącej tam innej osoby. Nie podobało mi się to; tyle już wiedziałem. Poczułem, że mój uśmiech opada i zwróciłem się do Angeli. - Jeśli będzie czegoś potrzebowała, da ci znać. Będę w swoim gabinecie. – Zanim się odwróciłem, zobaczyłem jak wymienia z Kate przerażone spojrzenie. Wiedziałem, że powinno być mi przykro, ale po prostu nie potrafiłem się tym przejmować. Kat zrezygnowała przed lunchem. Najwyraźniej stałem się zbyt burkliwy, kiedy wylała kawę na moje biurko i zdołała wywołać mały pożar używając mikrofalówki w pokoju dla pracowników. Ostatni raz widziałem ją, gdy wybiegała z mojego gabinetu zalana łzami, mówiąc coś o nieprzyjaznym środowisku pracy. Drugi asystent, który zjawił się około drugiej tego popołudnia, okazał się być młodym mężczyzną o imieniu Leon. Leon wydawał się bardzo inteligentny i nie
~ 120 ~
mogłem doczekać się pracy z kimś innym niż uczuciowa kobieta. Uśmiechnąłem się na nagły obrót wydarzeń. Niestety za wcześnie. Siedząc obok Leona w czasie finansowej prezentacji w centrum, poczułem się trochę nieswojo i zdałem sobie sprawę, że nie wszystko musi być takie na jakie wygląda. Od czasu do czasu czułem jego pokrytą wełną łydkę muskającą moją pod stołem, albo kącikiem oka dostrzegałem tęskne spojrzenie w stronę mojego uda. Huh. Cóż, to było zdecydowanie nowe. Moje podejrzenia się sprawdziły, kiedy staliśmy w windzie. Drzwi się otworzyły i więcej ludzi weszło do środka, zostałem plecami popchnięty na ciało Leona. Poderwałem głowę, gdy poczułem za sobą coś twardego. Leona nie było w ciągu piętnastu minut. Trzecia nie była lepsza. Nazywała się Kathy; za dużo mówiła, jej ubrania były zbyt obcisłe, a sposób w jaki gryzła skuwkę od długopisu sprawiał, że wyglądała jak zwierzę próbujące uwolnić się z pułapki. To było całkiem inne niż sposób w jaki panna Swan trzymała końcówkę długopisu miedzy zębami, kiedy była głęboko zamyślona. Seksownie i subtelnie, ale w żadnym stopniu nie nieprzyzwoicie. Zakończyła pracę we wtorek popołudniu. Tydzień ciągnął się w podobny sposób i zaliczyłem w sumie pięciu różnych pracowników. Słyszałem donośny śmiech brata na korytarzu na zewnątrz mojego biura, więcej niż raz. Dupek. Nawet nie pracował na tym piętrze. Zacząłem odnosić wrażenie, że ludzi trochę za bardzo bawi moja niedola i może nawet widzieli to jako zbieranie tego, co się zasiało. Chociaż nie miałem wątpliwości, że panna Swan została już poinformowana przez Angelę o moich koszmarnych pracownikach, otrzymałem od niej kilka wiadomości, w których pytała jak się sprawy mają. Zacząłem czekać na sms’y, nawet sprawdzając okresowo telefon, upewniając się czy nie przegapiłem sygnału. Nienawidziłem tego przyznawać, ale w tym momencie wymieniłbym swoje prawe jądro i swoje Porsche na obecność jej i jej wrednej osobowości. Było oczywiste, że poza rozpaczliwą tęsknotą za jej ciałem musiałem przyznać, że tęskniłem też za naszym współzawodnictwem. Wiedziała, że jestem draniem i radziła sobie z tym. Nie wiedziałem jak, ale to robiła. Poczułem szacunek dla jej profesjonalności, tak samo jak osobowości, rosnący podczas tych dni rozłąki. Złapałem się na rozmyślaniu z kim i co robiła. Krótko zastanowiłem się czy miała więcej telefonów od Mike’a. Zdołaliśmy dojść do wątpliwego zawieszenia broni w związku z kwiatami i zastanawiałem się czy zadzwonił, żeby to sprawdzić. Krótko rozważyłem telefon do mamy i obojętne pytanie, czy nie wie, czy gdzieś razem nie wychodzili, ale wiedziałem, że to wywołałoby tylko więcej pytań. Zacząłem się pakować i usłyszałem świergotanie telefonu z łóżka obok walizki. Sięgnąłem po niego, zaskoczony imieniem. Przyjadę po ciebie jutro o 11:30. Terminal B obok tablic przylotów. Napisz, kiedy będziecie lądować. Odczekałem chwilkę, uświadamiając sobie, że jutro ją zobaczę.
~ 121 ~
Napiszę. Dzięki. Zastanowiłem się czy odpowie, ale szybko odepchnąłem tę myśl i wznowiłem pakowanie. Kiedy minutę później znów usłyszałem telefon, złapałem się na tym, że się na niego gapię. Z pewnością to nie była znowu ona. Nie ma za co. Wszystko w porządku? Trochę mnie zdziwiło, że zapytała jak minęła reszta mojego tygodnia. To było całkiem nowe. Pisaliśmy do siebie często, ale ograniczało się to zazwyczaj do krótkich tak lub nie. Nigdy nic prywatnego. Czy to możliwe, że miała tak samo dziwnie podirytowany tydzień jak ja? Świetnie. A u ciebie? Zaśmiałem się lekko, kiedy nacisnąłem przycisk wysyłania; ta sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. Mniej niż minutę później, otrzymałem kolejną wiadomość. Mój tata jest świetny. Tęskniłam za nim. Podekscytowana powrotem do domu. Widzimy się jutro. Ustawiając budzik w telefonie, położyłem go na szafce nocnej i siadłem na łóżku obok walizki. Zobaczę ją za niecałe dwanaście godzin. Nie byłem do końca pewny co czułem. Moje życie stawało się takie niespokojne i to był dla mnie kompletnie zapomniany stan. Było tak wiele powodów, dla których powinienem trzymać się od niej z daleka i dużo więcej, dla których nie potrafiłem. Radziłem sobie tak dobrze przez cały tydzień, ale była dwa tysiące mil stąd. Co się stanie, jeśli spędzimy ze sobą cały dzień? Po prostu rozstaniemy się na noc na korytarzu? Nie byłem pewny, czy jestem na to gotowy. Wzruszyłem ramionami, kiedy zdałem sobie sprawę, że czy jestem gotowy czy nie, to nadchodzi. Miałem tylko nadzieję, że będę miał wystarczająco dużo siły, by się temu oprzeć.
~ 122 ~
10. First Light Tak jak miałam nadzieję, droga do Seattle w poniedziałek rano dała mi czas na myślenie. Po wizycie u taty czułam się kochana i wypoczęta, spędzaliśmy razem czas rozmawiając i wspominając mamę, spotykając się z Sue i nawet planując mu wycieczkę do Chicago. Kiedy pocałował mnie na dowidzenia, poczułam się tak przygotowana, jak to tylko możliwe, biorąc pod uwagę sytuację. Cholernie denerwowałam się ponownym spotkaniem z panem Cullenem, ale zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby spróbować i przygotować się psychicznie. Zrobiłam masę zakupów przez Internet i miałam walizkę wypełnioną nowymi majtkami władzy, długo i ciężko rozmyślałam nad moimi opcjami i byłam całkiem pewna, że mam plan. Pierwszym krokiem było przyznać się dlaczego właściwie wyjechałam. Wiedziałam, że odwiedziłam Forks z nadzieją, że zdołam uciec przed problemami. Dość wcześnie zorientowałam się, że to nie działa. Przebywanie ponad trzy tysiące kilometrów z dala od siebie w żaden sposób nie uciszyło mojej potrzeby. Śniłam o nim prawie każdej nocy, każdego ranka budząc się sfrustrowana i samotna. Spędziłam zdecydowanie zbyt dużo czasu myśląc o tym, co robi, zastanawiając się czy jest tak samo zdezorientowany jak ja i próbując wycisnąć z Angeli jak najwięcej informacji o tym co się dzieje. We wtorek przeprowadziłyśmy interesującą rozmowę, kiedy zadzwoniła do mnie i poinformowała mnie o pozycji mojego zastępstwa. Śmiałam się histerycznie, słysząc o masie pracowników zastępczych przelewających się przez drzwi biura. Oczywiście ciężko mu było kogoś zatrzymać. Był dupkiem. Przyzwyczaiłam się do jego huśtawek nastroju i burkliwego nastawienia; prawdę mówiąc, nawet mnie już nie ruszały. Wiedziałam, że jestem dobra w tym co robię i byłam dumna, że daję sobie z nim radę. Zawodowo nasze relacje działały jak w zegarku, to prywatnie byliśmy dla siebie koszmarem. Prawie wszyscy o tym wiedzieli; tylko dokładnie nie znali naszej sytuacji. Często wracałam myślami do naszego ostatniego dnia razem. Coś się w naszych relacjach się zmieniało i nie byłam pewna, jak się z tym czuję. Powiedziałam mu, że nasze fizyczne kontakty są zakończone i wiedziałam, że muszę spróbować dotrzymać słowa. Nie wiedziałam czy mi się uda, ale dla własnego bezpieczeństwa musiałam przynajmniej spróbować. Gdy byłam ze sobą szczera wiedziałam, że jestem przerażona. Bałam się faktu, że ten mężczyzna ma większą kontrolę nad moim ciałem niż ja sama, nie ważne jak bardzo starałam się to zmienić. Stojąc w strefie przylotów, strzeliłam sobie ostatnią podtrzymującą na duchu gadkę. Dam radę. O Boże, mam nadzieję, że dam radę. Motyle w moim żołądku pracowały nadprogramowo i przez chwilę martwiłam się, że zwymiotuję.
~ 123 ~
Jego samolot był opóźniony w Chicago i było po w pół do siódmej, zanim wreszcie wylądowali w Seattle. Siedem dodatkowych godzin myślenia nie zrobiło nic, by uspokoić moje nerwy. Stanęłam na palcach, próbując dostrzec go wśród tłumu, ale nieskutecznie. Spoglądając w dół na telefon, jeszcze raz przeczytałam jego wiadomość. Właśnie wylądowaliśmy – widzimy się za kilka minut. Nie było w tym nic słodkiego, ale mimo to sprawiło, że mój żołądek zatrzepotał. Nasze wczorajsze wiadomości były podobne. Nie napisaliśmy nic szczególnego; zapytałam jedynie jak minęła reszta jego tygodnia. Nikt inny nie uważałby tego za niezwykłe, ale dla nas to było coś całkiem nowego. Może była możliwość, żebyśmy zostawili za sobą bezustanne żale i właściwie czym byli? Przyjaciółmi? Krążyłam w tą i z powrotem, zmuszając umysł do zmniejszenia obrotów i serce do spokojniejszego tempa. To będzie trudniejsze niż myślałam. Bez zastanowienia zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam w stronę zbliżającego się tłumu. Przebiegł przeze mnie dreszcz, kiedy ruszyłam do przodu, przeszukując morze nieznanych twarzy; moje ciało już odpowiadało na jego bliskość. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy głowa z rozczochranymi włosami pojawiła się ponad innymi. Trzymaj się Bello. Jezu. Jeszcze raz próbowałam objąć kontrolę nad ciałem i znów spojrzałam w górę. Kurwa. Jestem taka pierdolnięta. Wyglądał seksowniej niż kiedykolwiek. Jak do cholery ktoś może wyglądać lepiej po dziewięciu dniach? Jego włosy były jak zwykle koszmarem; bez wątpienia jego ręce lądowały w nich wiele razy w ciągu ostatniej godziny. Miał na sobie czarne spodnie, ciemno grafitową sportową marynarkę i białą koszulę, której kilka górnych guzików było niezapiętych. Wyglądał na zmęczonego, a jego twarz porastał kilkudniowy zarost, ale to nie to sprawiło, że moje serce biło niesamowicie szybko. Patrzył na podłogę, ale w chwili gdy nasze oczy się spotkały, jego twarz rozjaśnił najprawdziwszy, najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Wyrażenie „zrzucać majtki”18 przeszło przez mój umysł i zanim mogłam się powstrzymać, poczułam że moja własna twarz również powoli rozciąga się w uśmiechu. Cóż, to było zdecydowanie nowe. Stanął przede mną z lekko spiętym wyrazem twarzy, kiedy obydwoje czekaliśmy, aż druga osoba coś powie. - Cześć – powiedziałam niezręcznie, próbując trochę zmniejszyć panujące między nami napięcie. Każda cząstka mnie chciała wepchnąć go do łazienki, ale jakoś wątpiłam, że to był odpowiedni sposób na powitanie szefa. - Um, cześć – odpowiedział z lekko zmarszczoną brwią.
18
Od „panty dropper” – mężczyzna niesamowicie przystojny, bogaty lub posiadający inne cechy, który powoduje, że kobiety wręcz zrzucają swoją bieliznę na jego widok. ☺
~ 124 ~
Kurwa, otrząśnij się z tego Bello! Odwróciliśmy się, kierując po odbiór bagażu i poczułam gęsią skórkę rozchodzącą się po moim ciele, tylko znajdując się blisko niego. - Więc… jak minął lot? – zapytałam. To było takie komiczne. Chciałam, żeby po prostu powiedział coś głupiego i mogłabym znów na niego krzyczeć. To byłoby znacznie łatwiejsze. Pomyślał o tym przez chwilę, zanim odpowiedział. - Gdy tylko rzeczywiście wystartowaliśmy, był dosyć przyjemny. – Zatrzymaliśmy się i czekaliśmy, otoczeni przez krzątających się ludzi, ale jedyną rzeczą jaką zauważałam było budujące się między nami napięcie. Minuty mijały w krępującej ciszy i bardzo mi ulżyło, kiedy zobaczyłam jego czarną walizkę od Louisa Vuitton przesuwającą się po taśmie. Sięgnęliśmy po nią w tym samym czasie i nasze dłonie dotknęły się przelotnie na rączce. Odsuwając rękę, spojrzałam na niego i zobaczyłam, że mnie obserwuje. Żołądek mi opadł na widok znajomej żądzy w jego oczach. Obydwoje wymamrotaliśmy przeprosiny i szybko odwróciłam wzrok, ale przedtem zdążyłam dostrzec lekki uśmieszek na jego twarzy. Na szczęście trzeba już było odebrać wynajęty samochód i skierowaliśmy się do garaży. Tego nie zaplanowałam. Jego oczy rozszerzyły się, a na jego twarzy pojawił się wyraz czystego uznania, kiedy zbliżyliśmy się do samochodu, Audi TT 200919. Uwielbiał jeździć - cóż trafniejszym określeniem byłoby uwielbiał szybko jeździć – i zawsze, kiedy potrzebował wynajmowanego samochodu, starałam się zamówić dla niego coś rozrywkowego. - Bardzo dobrze, panno Swan – powiedział z podziwem, przesuwając rękę po masce pięknego sportowego auta. – Proszę mi przypomnieć, żeby dać pani podwyżkę. Prawie zakrztusiłam się na jego słowa i spojrzałam na niego w szoku. Wzruszył ramionami, posyłając mi niewinne spojrzenie i miałam ochotę go zabić. Robi sobie ze mnie jaja. Naciskając przycisk otwierający bagażnik, posłałam mu pełne wyrzutu spojrzenie i stanęłam z boku, by mógł zapakować swoje rzeczy. Zdjął i podał mi swoją kurtkę i, przysięgam na Boga, jej zapach sprawił, że moja łechtaczka drgnęła. Obserwowałam jak jego mięśnie poruszają się pod koszulą, gdy umieszczał swoją walizkę obok mojej; denerwująco oczarowana sposobem w jaki zaciskały się i napinały z każdym jego ruchem. Zatrzaskując klapę i wyrywając mnie z oszołomienia, odwrócił się do mnie, żeby wziąć marynarkę i kluczyki. Obszedł samochód i otworzył mi drzwi, czekając aż usiądę, zanim je zamknął. Taa, jesteś prawdziwym dżentelmenem, pomyślałam sarkastycznie. Później szybkim krokiem przeszedł na drugą stronę, usiadł na swoim siedzeniu i uśmiechnął się, uruchamiając auto. Przewróciłam oczami, kiedy zwiększył obroty silnika nim ruszył.
19
Audi TT RS
~ 125 ~
Jechaliśmy w ciszy; jedynymi dźwiękami były mruczenie silnika i głos z GPS’a prowadzący nas do hotelu. Zajęłam się przeglądaniem naszego planu, starając się ignorować siedzącego obok mężczyznę. Chciałam na niego patrzeć, by badać jego twarz. Chciałam dotknąć lekkiego zarostu na jego szczęce i powiedzieć, żeby zjechał na pobocze i mnie dotknął. Te wszystkie myśli przebiegały przez mój umysł, czyniąc niemożliwym skoncentrowanie się na papierach przede mną. Czas spędzony osobno ani trochę nie zmniejszył jego wpływu na moje ciało. Jeśli już, to go zwiększył. Z westchnieniem zamknęłam teczkę na kolanach i odwróciłam się do okna. Musieliśmy mijać wysokie budynki i ludzi na ulicach, ale nic nie widziałam. Tylko on przenikał do mojej świadomości. Czułam każdy ruch, każdy oddech. Jego uzdolnione palce stukały w kierownicę. Skóra trzeszczała, gdy przesuwał się w fotelu. Jego zapach wypełnił samochód, sprawiając, że zapomniałam dlaczego musiałam się oprzeć. Całkowicie mnie otoczył. Nie chciałam go chcieć. Musiałam być silna i niezależna, by udowodnić, że kontroluję swoją życiową ścieżkę, ale każda część mnie pragnęła go poczuć. Nie chciałam tego wszystkiego czuć… to nie była osoba, którą chciałam być. W hotelu musiałam się z nim rozstać, pamiętać o gniewie i cierpieniu jakie powodował i być silną kobietą, którą wiedziałam, że jestem. - Dobrze się pani czuje, panno Swan? – Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu i gdy odwróciłam się, by spojrzeć w jego zielone oczy, mój żołądek zatrzepotał na kryjąca się za nimi intensywność. – Jesteśmy na miejscu. – Wskazał na hotel i byłam zaskoczona, że nawet go nie zauważyłam. – Wszystko w porządku? – Wyglądał na zaniepokojonego i to mnie lekko zaskoczyło. To nie tak, że nie byłam świadoma, że może być troskliwy i miły; po prostu rzadko kierował te uczucia na mnie. - Tak – odpowiedziałam szybko. - Jestem tylko zmęczona. Chcę dostać się do swojego pokoju, wziąć prysznic i pójść do łóżka. - Hmm – wymruczał do siebie, wciąż na mnie patrząc. Zobaczyłam, że jego wzrok przemknął na moje usta i Boże, chciałam, żeby mnie pocałował. Bardzo. Jakby mnie do niego ciągnęło, pochyliłam się nieco w swoim siedzeniu, a delikatna skóra na fotelu zaszeleściła. Szum elektryczności brzęczał pomiędzy nami i jeszcze raz zerknął na moje wargi. Nachylił się do mnie i mogłam poczuć na ustach jego gorący oddech. Przestraszyłam się, gdy moje drzwi nagle się otworzyły i wskoczyłam z powrotem na swoje siedzenie, zszokowana widokiem parkingowego stojącego obok samochodu. Odchrząkując i czując się zażenowana, że jeszcze raz wpadłam w tę pułapkę, wysiadłam z samochodu, wdychając powietrze, które nie było przesycone jego zapachem. Obsługa zabrała bagaże, a pan Cullen poszedł zadzwonić, podczas gdy ja nas meldowałam. Piękny hotel był zapchany ludźmi, którzy przyjechali na konferencję i dostrzegłam kilka znajomych twarzy. Zazwyczaj spotykałam się z grupą asystentek i razem szłyśmy na obiad czy do klubu.
~ 126 ~
Pomachałam do kogoś, kogo rozpoznałam i byłam zadowolona, że przewidziałam to, kiedy się pakowałam. Byłoby świetnie wyjść z kilkoma dziewczynami. Ostatnią rzeczą, której potrzebowałam było samotne siedzenie w pokoju i fantazjowanie o cudownym mężczyźnie na drugim końcu korytarza. Po otrzymaniu naszych kluczy, skierowałam się do poczekalni w poszukiwaniu pana Cullena. Kiedy rozejrzałam się po dużym pokoju, zaskoczyło mnie, że znalazłam go obok wysokiej brunetki. Stali blisko siebie, słuchając jej lekko pochylił głowę. Jego ciało zasłaniało mi jej twarz, ale moje oczy rozszerzyły się, kiedy zauważyłam, że kobieta chwyta jego przedramię. Śmiała się z czegoś, co powiedział, a on przesunął się lekko, dając mi lepszy widok. Była niewiarygodnie piękna, jej ciemne, proste włosy sięgały ramion. Spojrzała w górę i nasze oczy się spotkały. Wyzywająco uniosła brew i z powrotem spojrzała na niego, uśmiechając się, kiedy umieściła coś w jego dłoni i owinęła to jego palcami. Dziwny wyraz pojawił się na jego twarzy, gdy pochylił głowę badając obiekt w dłoni. Chyba sobie kpisz! Czy ona… czy ona właśnie dała mu klucz do swojego pokoju? Co do cholery? Przyglądałam się jeszcze przez chwilę, a potem coś we mnie pękło. Myśl o nim patrzącym na kogoś innego z tą samą intensywnością, myśl o nim w ogóle chcącym kogoś innego, sprawiła, że mój żołądek skręcił się z wściekłości. Na okrągło powtarzałam sobie, że będę trzymała się od niego z daleka. Ale w tym momencie, gdy trzymał w dłoni klucz do jej pokoju, zniknął cały mój zdrowy rozsądek. Wszystko co czułam to gniew i to coraz bardziej znajome uczucie zaborczości. Był mój i byłabym potępiona, jeśli ktoś by go ode mnie zabrał. Zanim mogłam się powstrzymać, ruszyłam przez pokój i zatrzymałam obok nich. Położyłam rękę na jego przedramieniu, on spojrzał w moje oczy z zaskoczonym, pytającym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się, zanim odwróciłam się, by na nią spojrzeć. – Przepraszam – wyszydziłam. Wewnątrz wiwatowałam na zakłopotany wyraz jej twarzy. – Edwardzie, możemy już iść na górę? – zwróciłam się do niego czule. Rozszerzył oczy i otworzył usta w szoku. Nigdy nie widziałam go tak zupełnie pozbawionego słów. - Edwardzie? – zapytałam jeszcze raz i coś błysnęło w jego oczach. Powoli kącik jego ust uniósł się w uśmieszku i nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Coś między nami przeszło i poczułam jednocześnie ekscytację i przerażenie. Odwracając się z powrotem do niej, uśmiechnął się i przemówił tak słodkim głosem, że wysłał przeze mnie dreszcz. - Wybacz nam – powiedział, umieszczając klucz znów w jej dłoni. – Jak widzisz, nie jestem tu sam. – Euforia rozlała się po moim ciele na te słowa, kompletnie usuwając przerażenie, które powinnam czuć. Zerknęłam na nią zwycięsko, radując się szokiem i zniewagą malującymi się na jej twarzy.
~ 127 ~
Poczułam jego ciepłą rękę, układającą się na dole moich pleców, kiedy wyprowadził mnie z saloniku i skierował nas wzdłuż korytarza. Jednak im bliżej byliśmy windy, tym bardziej moje uniesienie zostawało zastępowane przez coś innego. Zaczęłam panikować, kiedy zdałam sobie sprawę jak irracjonalnie się zachowałam. Moje serce pędziło, dźwięk przepływającej krwi szumiał mi w uszach. Trzy inne pary dołączyły do nas w windzie i modliłam się, żebym mogła dostać się do swojego pokoju zanim wybuchnę. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zrobiłam. Co się do cholery stało z próbami trzymania się od niego z daleka? Spojrzałam w górę, by zobaczyć jak jego twarz rozciąga się w triumfalnym uśmieszku i znów napełniła mnie furia wobec całej tej sytuacji. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam przypomnieć sobie, dlaczego muszę go unikać. To, co stało się na dole, jest całkiem nie w moim stylu. Przekroczyłam linię, którą bardzo starannie między nami nakreśliłam. Chciałam na niego krzyczeć, skrzywdzić go i rozwścieczyć tak jak on robił to ze mną, ale coraz ciężej było mi znaleźć wolę. Jechaliśmy w napiętej ciszy, dopóki nie wyszła ostatnia para, zostawiając nas samych. Próbowałam wmówić sobie, by poczekać, tylko kilka minut i będę bezpieczna, ale walka była zakończona zanim się zaczęła. Nie chciałam, żeby był z kimś innym i ta myśl była tak przytłaczająca, że odebrała mi oddech. Pragnęłam go każdą częścią swojego ciała. Potrzebowałam go. Moje ciało zareagowało instynktownie. Gwałtownie chwyciłam jego koszulę, popychając go na ścianę windy, i przyciągnęłam jego usta do swoich. Powietrze opuściło jego płuca, gdy nasze ciała się zderzyły. Na chwilę zamarł, zanim głęboko jęknął i zatopił się w moich ustach. W tym pocałunku rozładowała się każda sekunda spędzona z daleka od niego. Tęsknota i ból jakie odczuwałam były odzwierciedlone w każdym ruchu jego języka i muśnięciu jego warg. Zrobiłam krok do przodu chcąc być bliżej. Nigdy nie było wystarczająco. Otoczył mnie ramionami i nareszcie alarm rozbrzmiał w mojej głowie. Nie mogłam tego zrobić. Winda zatrzymała się i odepchnęłam go. Co ja robiłam? Obiecałam sobie, że spróbuję. Zamiast tego w pierwszej chwili, kiedy byliśmy naprawdę sami, rzuciłam się na niego. Gdzie się podział szacunek do samej siebie? Całkowicie go straciłam? Spojrzał na mnie z zakłopotaniem malującym się na twarzy, kiedy dyszał, dostrzegając panikę w moich oczach. Musiałam odejść. - Obiecałam sobie, że tego nie zrobię – wyjąkałam bardziej do siebie niż do niego i zanim moje zdecydowanie mogłoby całkowicie opaść, odwróciłam się i wybiegłam z windy. - Gdzie ty, kurwa, idziesz? – krzyknął za mną. - Nie chcę o tym teraz rozmawiać! – odkrzyknęłam. Kurwa! Czy musieliśmy być na samym końcu korytarza?
~ 128 ~
Usłyszałam za sobą jego kroki i wiedziałam, że będą kłopoty. Nie mogłam wiecznie od niego uciekać. I nie było nawet pewne czy jeszcze chciałam.
EPOV Co do cholery się właśnie stało? Czy ona… A potem… Co do… Milion myśli krążyło po moim umyśle w tej chwili. Nie mogliśmy tego tak zostawić. Albo kontynuować, albo przerwać. Teraz. To przeszkadzało mi w interesach, śnie, myśleniu, moim pieprzonym życiu. Ale nie ważne jak bardzo starałem się oszukiwać samego siebie, wiedziałem czego chcę. Nie mogłem pozwolić jej odejść. Prawie sprintem pobiegła wzdłuż korytarza, a ja za nią. - Zatrzymaj się! – wrzasnąłem, zapominając o mieszkańcach pokoi wokół. Zignorowała mnie, wciąż ode mnie uciekając. - Nie mogę o tym teraz rozmawiać! Jestem zmęczona i zdenerwowana i po prostu potrzebuje trochę snu. - Nie możesz odstawiać czegoś takiego, a potem oczekiwać, że dam ci odejść! - Jasne! – wrzasnęła przez ramię. Dotarła do drzwi i przez chwilę nerwowo męczyła się z kluczem, zanim je popchnęła i otworzyła. Cholera! Musimy o tym teraz porozmawiać! Zawsze uciekamy od siebie i tego, co się dzieje. Jestem zajebiście zmęczony uciekaniem. W samą porę dotarłem do drzwi, na krótko spojrzała mi w oczy, zanim je pchnęła. Uderzyłem w nie ręką, ciskając nimi tak mocno, że zderzyły się ze ścianą. - Można wiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz? – krzyknęła. Przeszła do łazienki, znajdującej się naprzeciwko drzwi i odwróciła się, by na mnie spojrzeć. - Przestaniesz ode mnie, kurwa, uciekać?! – Wszedłem za nią do dużej marmurowej łazienki, nasze głosy odbijały się od ścian. – Nie zachowuj się tak! Jeśli chodzi o tę kobietę… - Wyglądała na niemożliwie bardziej wściekłą na moje słowa i zrobiła krok w moim kierunku. - Nie waż się… Boże, mam już tego po prostu dosyć! – Pokręciła głową w obrzydzeniu, zanim odwróciła się do lady i przetrząsała swoją torebkę. - Nie zamierzałem nic zrobić! Myślisz, że byłbym zainteresowany jakąś przypadkową kobietą, która wkłada mi w dłoń klucz do swojego pokoju? Za jakiego faceta ty mnie masz? – Nie mogłem uwierzyć, w to co słyszałem. Czy nie mówiłem jej, że po niej nie byłem z nikim innym? Skąd to wszystko się brało? – Nie zrozumiałaś… - Nie, to ty nie rozumiesz! – Rzuciła szczotką na szafkę, spoglądając na mnie wściekle. – Nie jestem taka! Nie sypiam z przypadkowymi mężczyznami. Mam
~ 129 ~
dwadzieścia sześć lat i przez całe swoje życie byłam tylko z trzema facetami! Nigdy nie zrobiłam niczego podobnego do tego! – krzyknęła, jej głos stawał się głośniejszy z każdym słowem. – Ale kiedy jestem z tobą, tak jakby nic więcej nie miało znaczenia. To… to coś – kontynuowała, pokazując między nami, - to nie jestem ja! To tak, jakbym zmieniała się wtedy w inna osobę i nienawidzę tego. Może ty możesz spać z kim chcesz, ale ja taka nie jestem! Nie mogłem w to uwierzyć. To prawda, że nie poświęcałem zbyt dużo uwagi jej życiu osobistemu, ani teraz, ani nigdy tak naprawdę. Nie miałem pojęcia, że istnieje nawet mgiełka szansy, że może się tak czuć. Jasne, spałem z wieloma kobietami, ale musiała wiedzieć jak bardzo inaczej jest teraz. - Nie chcę nikogo innego! – odkrzyknąłem. – Chcę tylko ciebie. – Poczułem jakbym rozpadał się na miliony kawałków. Moje życie wymknęło się spod kontroli i odwróciłem się, by wyjść, cały czas wiedząc, że nigdy nie będę wystarczająco silny żeby rzeczywiście odejść. Usłyszałem jak wzięła głęboki oddech i położyła coś na ladzie. - Posłuchaj… nie obchodzi mnie to. Po prostu rób co tylko do cholery chcesz i zostaw mnie w spokoju. Teraz, jeśli mi wybaczysz. – Trząsł jej się głos, gdy mówiła. Odwróciła się w stronę prysznica, otwierając szklane drzwi i odkręcając wodę, a potem z powrotem spojrzała na mnie, czekając aż wyjdę. Nie mogłem odejść. To nie był już więcej wybór. Bez namysłu przeszedłem przez pomieszczenie, chwytając jej twarz, i przysunąłem ją do siebie. W momencie kiedy nasze usta się dotknęły, wszystko było w porządku. Moje wargi były brutalne i nieustępliwe, ale nie odsunęła się. Wplotła ręce w moje włosy, szarpnęła i wbiła paznokcie w skórę, przyciągając mnie bliżej. Jęknąłem głośno w jej usta, kiedy naparły na mnie znajome kształty jej ciała. Moje ręce przesunęły się do jej włosów, ciągnąc mocno, gdy moje ciało popchnęło ją do tyłu. Byłem stracony dla wszystkiego, poza nią. Wpadliśmy na ścianę, szafkę, drzwi od prysznica, przesuwając się i szarpiąc w desperacji. Pokój wypełniał się parą i nic nie wydawało się prawdziwe. Mogłem czuć jej zapach, kosztować ją i dotykać, ale to nie wystarczało. Przerwaliśmy pocałunek, żeby złapać tchu, i przesunąłem usta blisko jej ucha. - Nie chcę już więcej przerywać – wyjęczałem przy jej skórze, bez słów błagając ją, żeby nie kazała mi tego robić. - Nie przerywaj – wyszeptała. Moje ciało uspokoiło się, gorącym i drżącym oddechem owiewałem jej ucho, kiedy rozkoszowałem się dźwiękiem i znaczeniem jej słów. Zamykając oczy, pozwoliłem, by to uczucie mnie pochłonęło. - Powiedz mi. – Przesunąłem nosem w dół jej szyi, nie uwalniając jej z uścisku. Wyginała się i wiła przy mnie, cicho błagając, żebym ją wziął. Jednak jeszcze nie mogłem, nie dopóki nie usłyszę jak to mówi. Nie mogłem poddać się sam. Musieliśmy być w tym razem. – Powiedz, że mnie chcesz… tylko mnie. Jej oddech urwał się i cicho westchnęła. – Tylko ciebie.
~ 130 ~
W chwili gdy wypowiedziała te słowa, mój ostatni mur runął. Przeniosłem na nią spojrzenie, kciukiem muskając jej wargę. Jej usta były cale od moich, jej gorący oddech owiewał moją twarz. Pochyliła się, by przycisnąć swoje wargi do moich, ale ją powstrzymałem. Czekałem, aż narośnie we mnie wola walki, aż nienawiść przejmie kontrolę, ale to nie nadeszło. Pierwszy raz w życiu się poddałem. To było zajebiście straszne, ale po prostu nie mogłem z tym dłużej walczyć. Z ostatnim drżącym oddechem, zamknąłem oczy i przysunąłem jej wargi do swoich. Nasze pocałunki były głębsze, nasze gesty gwałtowniejsze. Popchnęła mnie na ścianę i oddałem się w jej ręce. Fale gorąca spływały z moich ramion w dół ciała, na chwilkę wyciągając mnie z zamglenia. Wciąż w ubraniach, cofnęliśmy się pod prysznic. Nasiąknęliśmy wodą, ale nie potrafiłem się tym przejmować. Jej ręce gorączkowo wędrowały po moim ciele, energicznie wyszarpując koszulę ze spodni. Jednym ruchem rozdarła ją, a dźwięk skaczących po marmurowej podłodze guzików dotarł do moich uszu. Trzęsącymi się dłońmi zsunęła mokry materiał z moich ramion i rzuciła go na zewnątrz prysznica. Przemoczony jedwab sukienki przywarł do jej ciała, akcentując każde zaokrąglenie. Dłońmi musnąłem materiał na jej piersiach, czując pod spodem napięte sutki. Jęknęła i położyła swoją rękę na mojej, kierując moimi ruchami. Widok jej dłoni przykrywającej moją był jedną z najbardziej erotycznych rzeczy jakie kiedykolwiek widziałem, sprawiając, że mój niemożliwie twardy penis pulsował i bolał. - Powiedz mi czego pragniesz. – Mój głos był szorstki z potrzeby. – Powiedz mi co chcesz bym zrobił. – Przygryzłem wargę, kiedy jej brązowe oczy spotkały moje, a nasze ręce kontynuowały masowanie i szczypanie jej sutków przez sukienkę, nasze twarze dzieliła odległość jednego oddechu. - Chcę cię poczuć wszędzie – wyszeptała w moje usta. Znów przygryzłem wargę i wyrwał się ze mnie jęk. Ta kobieta była moją zgubą. Wszystko w niej mnie wołało; jej ciało, jej umysł, nawet jej temperament. Sunąłem rękami po jej bokach, w dół i w górę, pod jej sukienką. Drażniliśmy się i kąsaliśmy nawzajem swoje usta, dźwięk wody zagłuszał nasze jęki. Wsunąłem ręce w jej majtki i poczułem ciepło przy palcach. Była mokra i gotowa i nie mogłem się doczekać, żeby znaleźć się w niej. Potrzebując widoku większej ilości jej ciała, wysunąłem z niej palce i przeniosłem je na brzeg sukienki. Jednym ruchem pociągnąłem ją w górę przez jej głowę i stanąłem jak wryty na widok tego co miała pod spodem. Słodki Jezu. Próbowała mnie zabić. Zrobiłem krok do tyłu, opierając się o ścianę prysznica. Stała przede mną, ociekająca wodą w białych, koronkowych majtkach, które na biodrach związane były satynową kokardką. Jej sutki były twarde i widoczne przez dopasowany stanik, i nie mogłem się powstrzymać przed dotknięciem ich. - Cholera, jesteś taka piękna – powiedziałem, opuszkami palców muskając jej wyprężone piersi. Przeszedł przez nią widoczny dreszcz, a moja ręka podróżowała w górę, przez obojczyki, wzdłuż szyi i w końcu do jej szczęki.
~ 131 ~
Mogliśmy to zrobić tutaj, mokrzy i śliscy przy kafelkach, ale nie chciałem się śpieszyć. Moje serce przyspieszyło na myśl, że mamy przed sobą całą noc. Bez pośpiechu czy ukrywania się. Mieliśmy jedynie jedną całą noc i zamierzałem cały ten czas spędzić z nią… w łóżku. Zadrżałem, kiedy chwyciła mnie ta myśl. Sprawiłbym, że liczyłby się każdy moment. Przyciągając ją do siebie, dopóki nasze klatki piersiowe się nie dotknęły, sięgnąłem za nią i zakręciłem wodę. Najpierw lekko musnąłem jej wargi, potem jeszcze raz mocniej. Naparła na mnie, pewniej przyciskając do mnie swoje ciało. Utuliłem jej twarz w dłoniach, gdy nasz pocałunek się pogłębił, mój język łatwo przesuwał się w jej ustach. Otarła się o mnie biodrami i otworzyłem drzwi w kabinie, przytrzymując je dla niej, gdy wychodziliśmy. Nie przerwaliśmy naszego pocałunku, kiedy wychodziliśmy z łazienki, potykając się niezdarnie, kiedy desperacko szarpaliśmy pozostałe między nami ubrania. Zrzuciłem swoje buty, gdy zaprowadziłem ją do sypialni, rękoma przejechała po moim brzuchu, sięgając paska. Kierując jej dłońmi, szybko uwolniłem się od spodni i bokserek. W pośpiechu kopnąłem je na bok, gdzie wylądowały jako mokry stos materiału. Palcami głaskałem jej żebra, zanim przesunąłem je do zapięcia stanika, odpinając go i prawie zrywając z jej ciała jednym ruchem. Przyciskając ją bliżej, jęknąłem w jej usta, gdy jej twarde sutki musnęły mój tors. Nawet końcówki jej mokrych włosów łaskoczące moje dłonie wędrujące po jej nagich plecach, wysyłały elektryczność do mojej skóry. Byłem tak zatracony w szale naszego pocałunku i mocy naszego fizycznego połączenia, że nie pojmowałem niczego innego. Jej ciało i sposób w jaki splatało się z moim było wszystkim. To była jedyna rzecz, która się liczyła. Pokój był ciemny, jedynym oświetleniem był mały snop światła, skradający się spod drzwi łazienki i księżyc na późnym niebie nad Seattle. Tyłem kolan uderzyła o łóżko, a moje ręce powędrowały do ostatniego kawałka materiału znajdującego się pomiędzy nami. Moje usta przesunęły się z jej warg w dół jej szyi i wzdłuż piersi i tułowia. Umieściłem lekkie, kąsające całusy na jej brzuchu i w końcu dotarłem do białej koronki, która zakrywała przede mną resztę widoku jej ciała. Klękając przed nią, spojrzałem w górę i spotkałem jej oczy. Zatopiła ręce w moich włosach, poruszając palcami w poplątanych kosmykach, kiedy przygryzła wargę. Chciałem, żeby to było inne, więc wziąłem uspokajający oddech, by pomógł mi spowolnić ruchy. Chwyciłem jedna delikatną satynową wstążeczkę między palce i pociągnąłem, obserwując jak delikatnie opada na jej biodro. Zdezorientowanie pojawiło się na jej twarzy, kiedy przesunąłem palcami po brzegu koronki, powtarzając czynność po drugiej stronie. Nienaruszony materiał zsunął się z jej ciała i stanęła przede mną kompletnie naga. Uśmiechnąłem się na myśl, że i tak zabiorę je ze sobą, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek tak jakby potrafiła czytać w moich myślach. Wciąż klęcząc, pokierowałem ją tak, że usiadła na skraju łóżka.
~ 132 ~
Lekko rozchyliłem jej nogi, przebiegając palcami po gładkiej skórze. Pocałowałem jej stopy i przesunąłem się w górę jej łydki, wzdłuż ud i miedzy jej nogi. Popychając ją tak, by położyła się na prześcieradłach, nareszcie się podniosłem dołączając do niej. Wciąż przebiegałem ustami i językiem wzdłuż jej ciała, a jej ręce nadal plątały się w moich włosach, prowadząc mnie tam gdzie najbardziej tego chciała. Jej westchnienia i jęki napełniały powietrze, mieszając się z moimi. Byłem twardszy niż kiedykolwiek i chciałem chować się w niej na okrągło. Dotarłem do jej ust i przycisnęła mnie do siebie, każdy cal naszych nagich ciał pasował do siebie doskonale, kiedy całowaliśmy się i odkrywaliśmy. Nasze pocałunki były szalone, nasze ręce dziko szukały i chwytały, kiedy próbowaliśmy znaleźć się tak blisko siebie jak to było możliwe. Nasze biodra ocierały się o siebie, a mój penis ślizgał się przy jej mokrej cipce. Każdy ruch wywoływał jęk. Jeden mały ruch i mógłbym być głęboko w niej. Chciałem tego bardziej niż czegokolwiek innego, ale wiedziałem, że najpierw muszę coś od niej usłyszeć. Kiedy na dole wypowiedziała moje imię, uruchomiła we mnie coś, o czego istnieniu nie miałem pojęcia. Musiałem usłyszeć jak to mówi, usłyszeć, że to mnie pragnie. Nie potrzebowałem jej miłości czy serca, ale musiałem wiedzieć, że teraz jest moja i tylko moja. - Chcę być wewnątrz ciebie, Bello – wyszeptałem jej do ucha. Jej oddech urwał się i głęboki jęk opuścił jej usta. – Czy to jest to czego chcesz? - Tak – zapiszczała miękko, jej głos błagał, a jej biodra zakołysały się wyżej nad łóżkiem w poszukiwaniu moich. – Proszę. – Poczułem, że mój penis szarpnął na te słowa. Główka muskała jej wejście i zacisnąłem szczękę, chcąc to przedłużyć. Obcasami podróżowała w górę i w dół moich nóg, aż w końcu unieruchomiła je wokół mojej talii. Chwyciłem jej ręce i umieściłem je nad jej głową, splatając nasze palce. - Muszę to usłyszeć. – Mój głos załamywał się razem z kontrolą, która mi się wymykała. Spojrzała na mnie i wiedziałem, że zrozumiała. - Weź mnie, Edwardzie. Muszę poczuć cię w środku. – Moja głowa opadła, więc teraz stykaliśmy się czołami i nareszcie wszedłem w nią głęboko. – Oh, cholera – jęknęła. - Powtórz to. – Stałem się zadyszany, ponieważ zacząłem poruszać się w niej. - Oh, Edward. – Jej usta bezdźwięcznie wypowiedziały moje imię i podekscytowało mnie to. Chciałem słyszeć to na okrągło. Z dłońmi wciąż splecionymi z jej, podniosłem się na kolana, więc pchnięcia stały się bardziej równomierne. - Kurwa, Bello, tak dobrze czuć cię wokół siebie. – Zbliżałem się i musiałem to przetrzymać. Zbyt długo byliśmy daleko od siebie i nic, o czym fantazjowałem przez ten czas, nie mogło się z tym równać. – Chcę cię tak pieprzyć codziennie – warknąłem w jej wilgotną skórę. – Za każdym razem kiedy widzę cię w tych ślicznych sukieneczkach, mam ochotę cię pochylić i dać ci nauczkę za drażnienie mnie.
~ 133 ~
- Cholera – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Dlaczego uwielbiam, kiedy tak do mnie mówisz? – Uśmiechnąłem się w jej szyję, wiedząc, że jest tak bezradna jak ja. Nasze ciała poruszały się razem bez wysiłku; spocona, śliska skóra przesuwała się przy skórze. Z każdym pchnięciem unosiła biodra na spotkanie z moimi, jej nogi wokół mojej talii popychały mnie głębiej. Byłem w niej tak zatracony, że czas wydawał się stać w miejscu. Nasze ręce były ze sobą ciasno splecione nad jej głową, ale zaczęła zaciskać palce jeszcze mocniej. Zbliżała się, jej krzyki stawały się głośniejsze, a moje imię opuszczało jej usta na okrągło, spychając mnie na krańce świadomości. - Dojdź dla mnie, Bello. Chce poczuć jak ta ciasna cipka zaciska się wokół mnie. – Mój głos był nierówny przez desperację jaką odczuwałem. Byłem tak blisko, ale chciałem na nią zaczekać. - O Boże, Edwardzie – jęknęła. – Powiedz coś innego. – Kurwa. Moja dziewczyna miała dosyć sprośnych rozmów. Moment; czy ja właśnie powiedziałem moja dziewczyna? – Proszę. – Dźwięk jej prośby wystarczył, żeby wyrwać mnie na razie z moich myśli i odwróciłem głowę, żeby wyszeptać jej do ucha. - Zajebiście kocham być wewnątrz ciebie, moja mała kusicielko. Zamierzam pieprzyć cię całą noc. Nie będziesz mogła jutro chodzić. – Kurwa, jeśli nie będę nadążał, to to stracę. Jej nogi przyciągnęły mnie bliżej, jej ręce ścisnęły moje prawie boleśnie i zacząłem czuć jak zaciska się wokół mnie. To było wszystko czego potrzebowałem. Opuściłem swoją kontrolę i pogłębiłem pchnięcia, unosząc ją nad łóżko z każdym ruchem. Balansowałem teraz na krawędzi, a kiedy wykrzyczała moje imię nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. - Kurwa, Bello! - O Boże, Edwardzie! – Jej krzyki tłumiły się przy mojej szyi, kiedy poczułem, że jej ciało sztywnieje, a jej mięśnie kurczą się wokół mnie. Nic nie było tak przyjemne jak to, czułem falę budująca się w środku i rozbijającą się wokół nas. Nasze ciała zaczęły się uspokajać i przysunąłem się z powrotem do jej twarzy; nasze nosy się dotykały. - To było… - przerwałem, niezdolny do odnalezienia właściwych słów. Zaschło mi w gardle, bolały mnie mięśnie i byłem wykończony. Rozluźniłem uchwyt i potarłem delikatnie jej palce, próbując przywrócić krążenie. - Wiem – zachichotała słabo przy moich ustach. Przetoczyłem się na plecy ciągnąc ją ze sobą, jej głowa spoczęła pomiędzy moja szyją a ramieniem. Zadrżała delikatnie i spojrzałem na nią. - Zimno? – zapytałem, przesuwając palce na jej wciąż wilgotne włosy. - Nie – odpowiedziała, potrząsając lekko głową. – Jestem tylko… ogłuszona. – Przycisnąłem ją do siebie i sięgnąłem w dół, naciągając na nas koce. Nie chciałem wychodzić, ale nie byłem pewny czy jestem tu mile widziany. - Ja też. – Cisza rozciągnęła się pomiędzy nami i zastanawiałem się czy nie zasnęła. Przesunąłem się nieco, ale zaskoczył mnie jej głos.
~ 134 ~
- Nie idź – wyszeptała w ciemności. Oddech uwiązł mi w gardle przez uczucia jakie wywołały jej słowa. Chciałem zostać, ale też się bałem. To było dla nas takie nowe, takie nowe dla mnie. Coś się między nami zmieniło? Musiałem coś powiedzieć, ale byłem przerażony wypowiadaniem słów. Czym dla siebie byliśmy? Byłem taki zmęczony i chciałem poczekać do rana, ale wiedziałem, że tutaj w ciemności, słowa wypłyną łatwiej. - Bella. – Byłem taki zaskoczony, że wypowiadanie jej imienia jest takie przyjemne, że coś tak prostego może być takie silne. Poczułem, że lekko zesztywniała; najwyraźniej czekając aż powiem, że wychodzę. – Chcę zostać. Poczułem że wypuściła głęboki oddech, który owiał moją szyję. Wahałem się z tym, co musiałem powiedzieć. - Nie mogę już dłużej trzymać się od ciebie z daleka. – Przerwałem, wciąż próbując uporządkować swoje myśli. – Wiem, że to niewłaściwe, że cię chcę, ale… jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. – Nigdy nie musiałem być taki szczery wobec kobiety, by pokazać taką słabość. - Ja też nie. – Jej słowa były tak ciche, że nie usłyszałbym ich, gdybyśmy nie byli do siebie tak przytuleni. Moje ręce kontynuowały bawienie się jej włosami, a moje powieki zaczęły opadać, jej oddech wyrównał się i niedługo potem zapadłem w sen. Moje powieki zatrzepotały, kiedy przeszło przeze mnie kolejne uderzenie przyjemności. Kurwa, to było takie dobre. Nie chciałem się budzić i stanąć twarzą w twarz wobec samotnej realności. Znów coś ciepłego i mokrego obejmowało mojego penisa i jęknąłem głośno. Najlepszy. Sen. Jaki. Kiedykolwiek. Miałem. Usłyszałem jęk, a wibracje od mojego penisa rozeszły się po mnie. - Mmmm, Bella. – Usłyszałem własny glos, ale brzmiał dziwnie. Śniłem o niej setki razy, ale to wydawało się być takie realne. Ciepło zniknęło i skrzywiłem się. Gdzie ona poszła? - Powtórz to. – Miękki, ochrypły głos włamał się do mojej świadomości i zmusiłem się, by otworzyć oczy. Pokój był ciemny i leżałem w obcym łóżku. Ciepło wróciło, a moje oczy powędrowały na moje uda. Piękna, ciemnowłosa głowa leżała między moimi rozsuniętymi nogami, a mój penis był głęboko w jej ustach. W postaci nagłej fali wróciła do mnie cała noc, senne zamglenie natychmiast zniknęło. - Bella? – Nie byłem aż takim szczęściarzem, żeby to mogło być prawdziwe. Musiała wcześniej wstać i wyłączyć światło w łazience, bo pokój był tak ciemny, że ledwie mogłem ją dostrzec. Moje ręce uniosły się, by ją znaleźć i palcami zakreśliłem kształt jej ust wokół mojego przyrodzenia. Lekko uniosła głowę i jęknąłem na widok przede mną. Moja głowa opadła z powrotem na poduszki, kiedy wzięła mnie jeszcze głębiej, a czubek dotykał jej gardła. - Oh kurwa, Bello. Jak dobrze. – Znów jęknęła w odpowiedzi, a moje biodra automatycznie się uniosły.
~ 135 ~
Przejechała na mnie ustami w górę i w dół, jej język wirował i zębami lekko wciągała mojego członka z każdym ruchem. Przesunęła rękę na moje jądra i jęknąłem głośno, kiedy przetoczyła je delikatnie w swojej dłoni. - Kurwa. To najśliczniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałem; mój penis przesuwający się w tą i z powrotem w tej twojej pięknej buzi. Doznanie było tak intensywne i świadomość, że moje sny i rzeczywistość zeszły się w jedno, że nie wiedziałem ile jeszcze wytrzymam. Przesunęła się lekko, jej palce delikatnie pocierały miejsce tuż pod moimi jajkami i długi syk wyrwał się spomiędzy moich zaciśniętych zębów. Nikt jeszcze mi tego nie zrobił. Prawie chciałem ją zatrzymać, ale uczucie było tak niewiarygodne, że nie byłem w stanie się ruszyć. Moje palce przebiegły przez jej włosy, a potem po twarzy i szczęce. Zamknęła oczy i wzmocniła ssanie, coraz bardziej zbliżając mnie do krawędzi. Niesamowite połączenie jej ust na moim penisie i jej napierających na mnie palców, było najintensywniejszym doznaniem jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Zwiększyła nacisk swoich palców, a to wywołało orgazm. - Cholera Bella! Oh kurwa, kurwa, kurwa. – Teraz to ja wymawiałem jej imię, tak ciężko było przestać. Wciąż trzymała mnie w swoich ustach i kontynuowała ssanie, kiedy najmocniejszy orgazm w moim życiu opadł. - Co to, kurwa, było? – wysapałem. Pozwoliła mojemu penisowi wyśliznąć się z jej ust i spojrzała na mnie z zadowolonym z siebie uśmieszkiem. Jezu Chryste, ta kobieta nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. – Chodź tu – rozkazałem. Siadając, pociągnąłem ją na swoje kolana, otaczając swoją talię jej nogami. Nasze nagie piersi napierały na siebie. Wziąłem jej twarz w dłonie, patrząc jej w oczy. - To najlepsza pobudka jaką miałem. – Zachichotała miękko, przygryzając dolną wargę. Przyciągając do siebie jej usta, pocałowałem ją mocno, rozkoszując się każdym calem jej nagiej skóry. Moje ręce pobiegły w dół jej ramion i przez piersi. Jęknęła i wygięła się w moja stronę, a jej głowa opadła do tyłu i przechyliła się na bok. Całowałem i przygryzałem jej szyję czując, że znów twardnieję. Naparła na mnie biodrami i spojrzała na mnie figlarnie. - Nie mówiłeś czegoś o tym, że nie będę mogła jutro chodzić? – Wyzywająco uniosła brew i jęknąłem. - Jesteś taką niegrzeczną dziewczynką – powiedziałem w jej usta. Sięgając w dół, umieściłem swojego penisa przy jej wejściu i uniosłem ją lekko. – Ale masz rację. Obietnica to obietnica. Jeden gładki ruch i byłem głęboko w niej; obydwoje jęknęliśmy na to doznanie. Jej czoło opadło na moje ramię i zakołysała nieco biodrami, biorąc mnie głębiej. Była gorąca i mokra, i jeszcze raz zadziwiło mnie jak dobrze do siebie pasujemy. Otoczyła mnie ramionami i chwyciłem jej biodra, kierując ją w górę i w
~ 136 ~
dół. Nigdy wcześniej nie byłem w tej pozycji; była tak intymna, a jednak tak dla nas właściwa. Emocjonalnie z pewnością nie byliśmy blisko, ale nie było nikogo z kim byłbym bliżej fizycznie. Zamykając oczy, spróbowałem skoncentrować się na każdym doznaniu jakie mnie uderzyło. Jej twarde sutki muskające moją klatkę, jej włosy łaskoczące moje ramiona, jej ciepło otaczające mnie; wszystko to wydawało się połączyć i zatrzymać czas. Nie wiem jak długo tak trwaliśmy, kołysząc się, całując i dotykając, ale powoli pokój zaczął się rozjaśniać. Przyjemność budowała się w falach, aż do przełamującego momentu. Lekko wychyliła się do tyłu, zmieniając kąt moich pchnięć i jęknęła głośno. - Edwardzie, już prawie tam jestem. – Jej głos był niski i pełny potrzeby, więc pozwoliłem swoim dłoniom ześliznąć się po jej ciele do miejsca gdzie byliśmy złączeni, drażniąc kciukiem jej łechtaczkę. Widok przede mną zapierał dech w piersiach. Jej głowa była odrzucona do tyłu w ekstazie, a jej włosy były zagmatwanym bałaganem. Miała rozmazany makijaż pod oczami i wyglądała na cholernie zmęczoną, ale wiedza, że to ja byłem tego przyczyną, sprawiła że wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Nie mogłem uwierzyć, że to była ta sama kobieta, której, trochę ponad miesiąc temu, mógłbym powiedzieć, że nienawidziłem. Wiedziałem, że mamy przed sobą długą drogę, ale gdzieś linie zaczęły się zacierać. Teraz wiedziałem, że to nie dokładnie jej nienawidziłem, ale raczej uczuć, które we mnie obudziła. Gdybym nauczył się je kontrolować, może znaleźlibyśmy sposób, żeby to kontynuować. Musielibyśmy trzymać to pomiędzy sobą i oczywiście byłoby to wyłącznie fizyczne, ale po raz pierwszy zobaczyłem, że to jest możliwe. Z każdym obrotem jej bioder, ciśnienie znów zaczynało się budować. Chwyciłem ją mocniej, przez krótką chwilę obawiając się, że zostawię siniaki i przyspieszyłem pchnięcia. Jęknęła i wykręciła się, a kiedy już myślałem, że nie będę w stanie dłużej wytrzymać, krzyknęła moje imię i poczułem, że zaciska się mocno wokół mnie. Intensywność jej orgazmu spowodowała mój własny i wytrysnąłem w nią po raz drugi tej nocy. Opadła na mnie i położyłem nas obydwoje na łóżku. Byliśmy spoceni, zasapani i zupełnie wyczerpani, a jednak nie mogłem powstrzymać małego uśmiechu, który uniósł kąciki moich ust. Przycisnąłem ją do siebie; jej plecy naparły na moją klatkę piersiową i otoczyłem ją ramionami, splatając nasze nogi. Wymamrotała coś, czego nie mogłem zrozumieć, ale zasnęła zanim zdążyłem o to zapytać. Dynamika zmieniła się dzisiejszej nocy i moją ostatnią myślą, kiedy zamknąłem oczy, było że jutro będzie masa czasu na rozmowę. Ale gdy światło wczesnego poranka zaczęło skradać się pod ciemną zasłoną, zdałem sobie sprawę, że jutro już nadeszło.
~ 137 ~
11. Je ne regrette rien Świadomość trzepotała na krawędzi mojego napełnionego snem umysłu i próbowałam ją odepchnąć. Nie chciałam się budzić. Było mi ciepło, wygodnie i byłam zadowolona. Boże, to było najlepsze hotelowe łóżko pod słońcem. Niewyraźne wizje mojego snu przelatywały mi pod zamkniętymi powiekami, kiedy przytuliłam się do najcieplejszego, najlepiej pachnącego koca, pod jakim kiedykolwiek spałam. On też mnie objął. Naparło na mnie coś ciepłego, a moje oczy otworzyły się nagle, by zobaczyć głowę ze znajomymi, zmierzwionymi włosami cale od mojej twarzy. W tej sekundzie dziesiątki obrazów błysnęło w moim umyśle, kiedy prawdziwość wczorajszej nocy uderzyła w mój zamroczony mózg. Jasna cholera. To się działo naprawdę. Moje serce zwiększyło tempo, kiedy nieznacznie uniosłam głowę i zobaczyłam obejmującego mnie pięknego mężczyznę. Jego głowa leżała na mojej klatce piersiowej, a jego idealne usta rozchyliły się nieco, muskając moje nagie piersi ciepłym oddechem. Wtapiał swoje długie ciało wzdłuż mojego, nasze nogi były splątane, a jego silne ramiona oplecione wokół mojego tułowia. Został. Intymność naszej pozycji uderzyła mnie z miażdżącą siłą, która właściwie odebrała mi oddech. Obezwładnił mnie przypływ emocji, przekręcając mój żołądek i wywołując ból w piersi. Nie tylko został, ale się mnie uczepił. Nigdy w całym swoim życiu, nie znalazłam się w tak potężnym momencie i usilnie starałam się znaleźć oddech i nie panikować. Byłam zupełnie świadoma każdego cala swojego ciała stykającego się z nim. Czułam jego ciepły oddech owiewający moją skórę i silne uderzenia jego serca przy mojej piersi. Moje palce paliły, by przebiegać po jego skórze. Moje usta gorąco pragnęły przycisnąć się do jego włosów. Tego było zbyt wiele. Jego było zbyt wiele. Coś się zmieniło zeszłej nocy i nie byłam pewna czy jestem gotowa, żeby sobie z tym poradzić. Nie wiedziałam co ta zmiana za sobą pociągnie, ale nastąpiła. Przejawiała się w każdym ruchu, każdym dotyku, każdym słowie i każdym pocałunku; byliśmy jednością. Zadrżałam odrobinę na tę myśl. Żaden mężczyzna nigdy nie sprawił, że czułam się, jakby moje ciało było stworzone tak, by dobrze do niego pasowało. Byłam z innymi facetami, ale z żadnym w taki sposób. Czułam, jakby prowadziła mnie siła natury i byłam kompletnie niezdolna by się jej przeciwstawić. To było przerażające, a jednak w jakiś sposób wydawało się właściwe; nie byłam pewna czy mogłabym z tym dłużej walczyć. Zaciskając mocno oczy, próbowałam zdusić narastająca panikę. Nie żałowałam tego co się stało. To było głębokie i piękne, ale potrzebowałam kilku minut dla siebie, zanim się obudzi.
~ 138 ~
Kładąc jedną rękę w jego włosach, a drugą na jego plecach, zdołałam go z siebie nieco zsunąć. Zaczął się wiercić i zamarłam, trzymając go blisko i pragnąc, by ponownie zapadł w sen. Wymamrotał moje imię, zanim jego oddech znów się wyrównał, a ja wysunęłam się spod niego. Uśmiechnęłam się lekko wbrew sobie. Śnił o mnie? Wiedział, że wciąż tu jestem? Przez chwilę obserwowałam go podczas snu i jeszcze raz poraziło mnie jak bardzo jest piękny. Wciąż we śnie, jego wyraz twarzy był spokojny i taki odmienny od tych jakie zawsze przy mnie przybierał. Jego włosy były w nieładzie, bez wątpliwości spowodowanym moimi dłońmi przeczesującymi je przez całą noc. Miękki kosmyk opadł na jego czoło i miałam ochotę go przesunąć. Długie rzęsy, idealne kości policzkowe, pełne wargi i szczęka pokryta kilkudniowym zarostem, tworzyły najcudowniejszą twarz jaką widziałam u mężczyzny. Jego ciało było smukle i umięśnione z drobnymi włoskami biegnącymi od jego klatki piersiowej, aż pod splątane białe prześcieradło oplatające jego wąskie biodra. Wbrew mojej woli, moje ciało natychmiast odpowiedziało na mężczyznę, który przede mną leżał. Musiałam uciekać. Cicho ześlizgując się z łóżka, skierowałam się do bezpiecznej łazienki. Ścieżka z mokrych, porzuconych ubrań zaśmiecała idealny biały dywan, tworząc trop, który prowadził od łazienki do łóżka. Kroczyłam dalej omijając je, aż poczułam pod stopami chłodną marmurową podłogę. Zamykając drzwi z cichutkim kliknięciem, zapaliłam światło i przyjrzałam się mojemu nagiemu odbiciu w lustrze. Wow. Świeżo wyjebana. Zdecydowanie tak właśnie wyglądałam. Pochylając się, przebadałam ledwo zauważalne czerwone otarcia rozproszone po mojej szyi, ramionach, piersiach i brzuchu. Zerkając w dół, przebiegłam palcami po wnętrzu uda. Tak, tu też. Moje sutki stwardniały, kiedy przypomniałam sobie jakie uczucie wywoływała jego nieogolona twarz ocierająca się o moją skórę. Moje włosy były dzikim, zagmatwanym nieładem i przygryzłam wargę, kiedy przypomniałam sobie jego dłonie, wplatające się w nie. Sposób w jaki przyciągnął mnie najpierw do pocałunku, a potem do jego penisa… Nie pomaga. To był czas na myślenie. Czego on chciał? Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Mogłam wrócić do tego jak było wcześniej? Absolutnie nie. Nie byłam obok niego tylko od kilku minut i już mogłam poczuć przyciąganie z drugiej strony drzwi. Tak bardzo jak to było przerażające, chciałam do niego wrócić. Kolejne spojrzenie w lustro, przypomniało mi, że najpierw musiałam zadbać o kilka rzeczy. Sięgając do kosmetyczki po szampon i odżywkę, otworzyłam drzwi od prysznica i zatrzymałam się, a moje serce opadło do żołądka. O cholera. Moja sukienka była rzuconą w róg prysznica mokrą, drogą szmatą. - Niech to szlag! Schylając się, podniosłam ją i rozłożyłam przed sobą. Chociaż z pewnością nie skarżyłam się, kiedy ją na mnie rozpruwał zeszłej nocy, nie mogłam powstrzymać wzdrygnięcia, gdy przypomniałam sobie, ile za nią zapłaciłam. Albo za wszystkie inne rzeczy, które zniszczył.
~ 139 ~
Poważnie wzięłam pod uwagę utworzenie rachunku. Rozkładając ją na ladzie, zawahałam się, przypominając sobie o nieużywanym koncie w La Perla, które dla mnie otworzył. Krótko rozważyłam wykorzystanie go do małej nauczki, być może na orgazmie wywoływanym zakupowym szaleństwem, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać konsekwencji, jakie by to wywołało. Wewnętrznie go przeklinając, przewiesiłam sukienkę przez wieszak na ręczniki by wyschnęła i odwróciłam się, aby zacząć prysznic. Pozwalając wodzie przebiegać przez ręce, rozpamiętywałam jak zaczęła się poprzednia noc. Zazdrość nie była czymś, co przywykłam odczuwać. A jednak już drugi raz te uczucia popchnęły mnie do zrobienia czegoś lekkomyślnego. Przynamniej nareszcie byliśmy ze sobą całkowicie szczerzy. Pierwszy raz od kiedy to się zaczęło poczułam, jakbym miała czystszy obraz tego, kim jest. W żarze tamtej chwili, ujawniłam rzeczy, które wolałabym zachować tylko dla siebie, ale dobrze było w końcu powiedzieć je głośno. Największą niespodzianką, była jego reakcja. Czułam strach i słabość, nie byłam dłużej zdolna do walczenia z wirującymi we mnie emocjami. Jednak on mnie uspokoił, niechętnie mówiąc to, co musiałam usłyszeć. Pragnął mnie. Tylko mnie. Tak bardzo jak zdezorientowana byłam po tych jego słowach, tak samo poczułam się pocieszona. Ale gdzie stąd dojdziemy? Uczucie niepokoju osiadło w moim żołądku kiedy rozważałam swoje opcje. Mimo, że mogłam przyznać, że zaczynam widzieć go w innym świetle, to nie zmienia tego kim jest, albo raczej kim był. Czasem wydawało mi się, że widzę mignięcia innego Edwarda Cullena, ale znikały tak szybko jak się pojawiały. Zmarszczyłam brwi, bardziej zdezorientowana niż kiedykolwiek wcześniej i wciąż nie będąc bliżej odpowiedzi, weszłam pod ciepłe strumienie wody. Zamykając oczy, westchnęłam, czując, że trochę napięcia spływa z mojego ciała. Jednak mojego umysłu nie można było tak łatwo uspokoić. Nie ważne co zrobiłam, nie mogłam zobaczyć sposobu w jaki to mogłoby funkcjonować. Nie mogliśmy wrócić, ale nie widziałam też dla naszej sytuacji drogi naprzód. Seks był… nie do opisania. Wykraczał ponad wszystko, co kiedykolwiek sobie wyobrażałam. Ale mimo że nasza fizyczna więź jest tak silna, czy mogłam żyć tylko tym? Sam powrót myślami do doznań z wczorajszej nocy spowodował, że mój żołądek się poruszył. To co powiedzieliśmy, to co zrobiliśmy. Nawet jeśli nasze umysły nie potrafiły znaleźć sensu w tym, co jest pomiędzy nami, nasze ciała wiedziały. Od pierwszego pocałunku wiedziałam, że jestem stracona. Jego usta na moich, jego dłonie na mojej skórze były wszystkim czego potrzebowałam, żeby moja wola się rozpadła. Świadomość tego, że czuje się tak bezsilny jak ja, że też nie może odejść, była moją zgubą.
~ 140 ~
Jego wargi były gwałtowne i oszalałe, a każdy dotyk odzwierciedlał moją własną desperację. Nie powstrzymywał się, zawsze traktując mnie jak równą sobie, w jakiś sposób wiedząc, że tego właśnie potrzebuję. Później w czasie nocy zmieniło się to. Linie zostały przekroczone a ściany zburzone i nie wydaje mi się, że mogłyby kiedykolwiek zostać przywrócone. Nie był dupowatym szefem, do którego przywykłam. Coś błysnęło i mogłam zobaczyć mężczyznę, którego szanował jego ojciec, mężczyznę, którego spodziewałam się spotkać dziesięć miesięcy temu. Ta sama wzburzona pasja, wydawała się palić gdziekolwiek byliśmy razem, wciąż nas pochłaniając, ale było też coś innego. Pan Cullen i panna Swan odeszli. Byliśmy Edwardem i Bellą, i nie mogłam uwierzyć jak właściwe i prawdziwe to się wydawało. Nigdy fizycznie nie czułam się bliższa drugiej osobie. Był czuły i delikatny, po raz pierwszy nie docinaliśmy sobie i po prostu cieszyliśmy się sobą. Sprawił, że poczułam się… czczona. Bez świadomości tego, moja dłoń przeniosła się na piersi, gdzie palcami zaczęłam drażnić wrażliwe sutki. Lamentując miękko, przypomniałam sobie dźwięki, które wydawał gdy dochodził, grzeszne słowa jakie szeptał mi do ucha i siłę z jaką się we mnie poruszał. Zamknęłam oczy, czując gorącą wodę padającą na moją skórę, kiedy moja ręka zsunęła się w dół brzucha do gorącego ciała. Już byłam śliska i przygryzłam wargę, jęcząc cicho, gdy moje palce zakreśliły krąg na wrażliwej skórze. Zasapałam, kiedy otoczyła mnie para mocnych ramion, a duża dłoń przykryła moją. - Może pozwolisz mi pomóc? – Ochryple wyszeptał mi do ucha. Głośne westchnienie opuściło moje usta i oparłam się o niego, pozwalając swojej głowie opaść na jego klatkę piersiową. - Właściwie o czym myślałaś? – Umieścił mały pocałunek na moich mokrych włosach i nosem pochylił nieco moją głowę, uzyskując w ten sposób dostęp do mojej szyi. - O tobie – powiedziałam na wydechu. – Wczorajszej nocy. - Mmmmm. – Jego miękki jęk rozbrzmiał przy mojej skórze, kiedy zaczął powoli poruszać naszymi dłońmi, a nasze splecione palce drażniły moją łechtaczkę. – Też o tym myślałem. Czujesz co mi robisz? – Nachylił się nieco i jego wzwód wśliznął się między moje nogi. – Czy ja to sprawiłem, Bello? – Zsunął nasze ręce niżej i musnął moje wejście, czując tam śliską wilgoć. - O Boże, Edward – westchnęłam cicho. Nie wiedziałam co lepsze, nasze ręce na skórze, czy dźwięk jego aksamitnego głosu wymawiający moje imię. - Kurwa, kocham kiedy mówisz moje imię. – Jego biodra zaczęły się kołysać, sprawiając, że jego penis poruszał się przy mnie w tą i z powrotem. – Boże, Bella. Jęknęłam, kiedy ułożył nasze ręce w taki sposób, że obydwoje wsunęliśmy palec wewnątrz mnie. - Czujesz to? Czujesz jak gorąca i mokra jesteś? – Popchnął nas dalej, a chwila ta była tak intensywna, że lekko się zachwiałam. Wolnym ramieniem chwycił mnie
~ 141 ~
poniżej piersi, trzymając mnie przy sobie, w czasie gdy jego kciuk muskał spód mojego sutka. – Dobrze ci, kotku? Zajebiście kocham być wewnątrz ciebie. Wsunął nas głębiej i zaczął poruszać naszymi palcami na zewnątrz i z powrotem do środka. - Mmm… Tak, Edwardzie… O cholera… bardzo dobrze. – Mój głos był słaby i zadyszany, ponieważ rozkosz zagroziła mi obezwładnieniem. Rzeczy, które ten mężczyzna mi robił, sprawiały, że stawałam się rozpustna i bezwstydna. Mogłam sprawiać wrażenie wiecznie niezaspokojonej. Nasze mokre ciała łatwo się przy sobie przesuwały, odrzuciłam głowę na jego ramię, jęcząc głośno, kiedy zbliżał się mój szczyt. Unosząc wolną rękę do jego włosów, odwróciłam głowę i przycisnęłam go do siebie w głębokim pocałunku. Jęknął w moje usta i wiedziałam, że czerpie z tego tyle samo przyjemności co ja. - Chcesz dojść, Bello? - Kurwa, tak. – Stawałam się zdesperowana, presja się budowała i potrzebowałam więcej. Zajęczałam, gdy wycofał nasze splecione palce i uniósł je do swoich warg, a potem powoli wsunął je do ust. To była najseksowniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam i nie mogłam powstrzymać dźwięku wyrażającego tęsknotę, który wyrwał się z moich ust. - Mógłbym cię próbować każdego dnia, do końca swojego życia i nigdy bym się tym nie znudził. Wiedziałaś o tym, Bello? – Próbowałam sformułować spójną myśl, ale wydawało się, że opuściły mnie wszystkie zmysły. Położył palce na moich ustach i zakreślił ich kształt. Wysunęłam język, a jego oczy pociemniały. - Jesteś taką niegrzeczną dziewczynką. – Odwracając mnie przodem do siebie, popchnął mnie mocno na chłodną, marmurową ścianę i umieścił moje ręce nad głową. – Nie ruszaj się – powiedział surowo. Zaczął całować mnie po szyi i przesuwał się w dół na ramiona, a jego ostry zarost ocierał się o moją skórę. Zsunął się do piersi i gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, kiedy wziął je w dłonie, unosząc je delikatnie i patrząc w moje oczy. Kciukami muskał sutki, a moje powieki opadły z rozkoszy. Poczułam jego gorący oddech omiatający brodawkę, kiedy przemówił, sprawiając, że stwardniała jeszcze bardziej. - Powiedz, że nie chcesz bym przestał. – Wziął ją w usta i musiałam mocno przygryźć wargę, by zatrzymać krzyk. – Nie bądź uparta, Bello – wyszeptał przy mojej skórze, kiedy przesuwał się do drugiej piersi. – Powiedz, że nie chcesz żebym przestał, a nie przestanę. Zaczął ssać, biorąc więcej mojego ciała do ust i nie mogłam się już dłużej powstrzymywać. – Nie przestawaj – wyszeptałam. - Co to było? – Jego usta przesunęły się w dół, pomiędzy moje piersi i kontynuowały swoją podróż do pępka. - Powiedziałam, żebyś nie przestawał. – Byłam oszalała, moje ciało gorąco pragnęło spełnienia. Doprowadzał mnie na skraj tylko po to, by się wycofać.
~ 142 ~
Potrzebowałam go i teraz zrobiłabym wszystko, powiedziałabym wszystko, o co by poprosił. - Kto ci to robi, Bello? - Ty. Tylko ty, Edwardzie. Wstając, pocałował mnie wolno i wyszeptał do moich ust: - Tylko ja. Jego ręce zsunęły się w dół mojego ciała i uniosły moją nogę. Opuszczając wzrok na nasze ciała, nie mogłam powstrzymać jęku, kiedy zobaczyłam jak jego twardy, wyczekujący penis gnieździł się pomiędzy nami. Moje oczy prześliznęły się po jego ciele. Był taki doskonały. Zsuwając ręce ze ściany, pozwoliłam swoim palcom prześledzić jego klatkę piersiową i podążyć w dół po mięśniach brzucha. Zadrżał nieco, kiedy ruszyłam przez mocne mięśnie do bioder i w tym momencie zamarłam. Czy to był… to był tatuaż? - Co…? – Zatrzymałam się oszołomiona. Ledwie mogłam sformułować słowa. Odpychając go lekko, spojrzałam w górę, by na krótko spotkać jego oczy, zanim ponownie zwróciłam je na znak. Zaraz poniżej jego kości biodrowej znajdował się okrąg utworzony z francuskich słów, napisanych eleganckim pismem. Jak do cholery mogłam to przegapić? Na chwilę wróciłam myślami do wszystkich momentów kiedy byliśmy razem. Zawsze się śpieszyliśmy, albo było ciemno, albo byliśmy w połowie ubrani. Musiał zauważyć mój zaintrygowany wyraz twarzy. - To tatuaż – powiedział dowcipnie. - Wiem, że to tatuaż, ale… - Ciężko mi się myślało w tym momencie. – Jak… co to… co tu jest napisane? – Nie mogłam uwierzyć, że miał tatuaż. Pan Poważny miał pieprzony tatuaż i to była to najseksowniejsza rzecz jaką widziałam. Kolejna część tego mężczyzny, którą myślałam, że znam, odpadła. - Je ne regrette rien. Podniosłam na niego oczy, fale czystego pożądania rozlewały się po każdym calu mojego ciała. - Co powiedziałeś? Uśmiechnął się z wyższością. - Je ne regrette rien. – Każde słowo wymówił powoli, akcentując każdą sylabę. Moja głowa opadła do tyłu, a moje oczy zamknęły się, kiedy pozwoliłam tym słowom mnie ogarnąć. To musiało być najseksowniejsze pieprzone zdanie jakie kiedykolwiek słyszałam. To i tatuaż mogło doprowadzić do samozapłonu. - Kurwa. Powtórz to – zaskomlałam. Przysunął się bliżej, a jego gorący oddech owiewał moje ucho. - Je ne regrette rien. Lubisz to, Bello? – wyszeptał ponownie. Naparł na mnie, podciągając moją nogę wyżej, na swoje biodro. Przytaknęłam. – Powiedz coś jeszcze. – Moje piersi unosiły się z każdym wymęczonym oddechem, a wrażliwe sutki muskały drobne włosy, pokrywające jego klatkę piersiową.
~ 143 ~
Nachylając się odrobinę, chwycił dłońmi mój tyłek, pozwalając mi okręcić wokół niego nogi. Trzymał mnie mocno, przyciskając do ściany, a jego słowa brzmiały w moim uchu głęboko i silnie. - Tu es faite pour moi. – Nie mogłam już dłużej czekać. - Weź mnie, Edwardzie. – Nie wahał się i jednym, szybkim pchnięciem był we mnie. Krzyknęłam, a dźwięk odbił się od marmuru. - Bella, Bella. – Jego głos był wymuszony i szorstki, ponieważ zaczął się we mnie poruszać. – Tu es faite pour moi. – Delikatnie całując moje włosy, kontynuował mruczenie tych słów na okrągło do mojego ucha. Jego ruchy były płynne i silne, każdy jeden powodował, że ślizgałam się w górę, a potem w dół po ścianie. Sapnęłam w jego usta, kiedy odczucia groziły zawładnięciem mną. - Oh kurwa, Bello… nie mogę… proszę… nie wytrzymam zbyt długo. – Dźwięk jego tak zdesperowanego i poza kontrolą głosu, tylko nasiliło moja potrzebę. Wszystko wydawało się znikać, szum wody, chłód marmuru przy moich plecach. Jedyną rzeczą w tym momencie był ten piękny mężczyzna i niewiarygodne doznania, które we mnie wzbudzał. Opierając głowę na jego ramieniu, zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na cudownym odczuciu, zaczynającym rozprzestrzeniać się przez całe moje ciało. Byłam tak blisko, balansując tuż przy krawędzi świadomości. Sięgając pomiędzy nas, moje palce odnalazły łechtaczkę i zaczęły powoli się o nią ocierać. Pochylając głowę spojrzał na moją rękę i zaklął. - O kurwa. – Jego głos był zdesperowany, głęboko sapał. – Dotykaj się, kotku. Oh Bello, właśnie tak. Pozwól mi to zobaczyć. – Jego słowa były wszystkim czego potrzebowałam i wraz z ostatnim muśnięciem palców poczułam, że ogarnia mnie orgazm. Doszłam mocno, zaciskając się wokół niego, paznokciami wbiłam się w jego plecy. Krzyknął głośno, a jego ciało napięło się, gdy we mnie szczytował. Cała trzęsłam się w następstwie, nawet po tym jak mój orgazm minął czułam malutkie dreszcze. Przywarłam do niego, kiedy się uspokajał, a jego ciało zapadło się w moje. Pocałował moje ramię i szyję, zanim umieścił pojedynczy pocałunek na ustach. Nasze oczy spotkały się na krótko, a potem pozwolił mi zsunąć się ze swojego ciała. Podpierając się o ścianę prysznica, nachylił się odrobinę, próbując złapać oddech. - Jezu Chryste – wydyszał z ciężkim oddechem. Przytaknęłam. Całkowicie się z nim zgadzałam. Staliśmy naprzeciwko siebie i nie mogłam odwrócić wzroku, a krople wody rozbijały się pomiędzy nami. Mogłam poczuć, że rozpłynęła się każda myśl, jaką kiedykolwiek miałam o tym, że następny raz będzie mniej potężny, że nasza więź jakoś się zerwie. Nigdy tak nie było i nigdy tak nie będzie. Zawsze będzie silniej i lepiej niż poprzednio. Kiedy mu się przyglądałam, stało się dla mnie jasne, że kiedy to się skończy, będę cierpiała. Strach chwycił moje serce, a wcześniejsza panika powróciła, przynosząc ze sobą krępującą ciszę.
~ 144 ~
- Prawdopodobnie musimy się przygotować – powiedziałam nagle, próbując zmniejszyć napięcie. - Okay. – Zanim zaczął mówić, przez chwile wyglądał na zmieszanego. – Nie mam tutaj żadnych ubrań. Nawet nie wiem, gdzie jest mój pokój. – Zwalczyłam rumieniec, kiedy przypomniałam sobie jak szybko wszystko się wczoraj stało. - Racja, um… Ja… po prostu wezmę twój klucz i coś ci przyniosę. – Próbowałam unikać jego oczu, a w tym momencie sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna. - Okay. Pozwolę ci tutaj dokończyć. – Jeszcze przez chwilę na mnie patrzył, nim pokiwał głową i wyszedł spod prysznica. Próbowałam nie obserwować go, w czasie gdy brał ręcznik z półki i okręcał go wokół siebie, ale oczywiście mi się nie udało. Gdy tylko zamknął drzwi, osunęłam się po ścianie. Co ja do cholery robiłam? Weź się w garść, Bello! Okay, muszę z powrotem wyznaczyć pewne granice. Pierwsza, nie nazywam go więcej Edwardem. Mój żołądek zatrzepotał lekko, kiedy w myślach wypowiedziałam jego imię i zdałam sobie sprawę, że to może być trudniejsze niż się spodziewałam. Pieprzone zdradzieckie ciało. Szybko dokończyłam prysznic i okręciłam się ręcznikiem żałując, że nie wykazałam się rozsądkiem i nie wzięłam ze sobą jakichś ubrań. Biorąc głęboki oddech, otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Siedział na łóżku, a jego oczy podniosły się do moich, kiedy weszłam do pokoju. - Ja tylko potrzebuję… - nie dokończyłam, wskazując na torbę. Przytaknął, ale wyglądało na to, że nie zamierza się odzywać. Zazwyczaj nie wstydziłam się swojego ciała. Ale stojąc tam tylko w ręczniku, wiedząc, że mnie obserwuje, czułam się nietypowo skrępowana. Chwytając kilka rzeczy, rzuciłam się do łazienki, nie zatrzymując się dopóki znalazłam się już bezpieczna za drzwiami. Ubrałam się szybciej niż myślałam, że to możliwe, decydując, że zwiążę włosy i skończę resztę później. Chwyciłam z szafki kartę magnetyczną i wróciłam do sypialni. Nie ruszył się. Siedząc na brzegu łóżka z łokciami na udach, wydawał się pogrążony w myślach. O czym rozmyślał? Przez cały ranek byłam kłębkiem nerwów, moje emocje przesuwały się ze skrajności w skrajność; ale on wyglądał na takiego… spokojnego. Takiego pewnego. Ale czego był pewny? Co postanowił? - Chcesz, żebym przyniosła ci cos konkretnego? Unosząc głowę, wyglądał na lekko zaskoczonego, jakby nie zrozumiał o co chodzi. Czy to mogło stać się jeszcze bardziej niezręczne? - Um… mam dzisiaj przemówienie, prawda? – Przytaknęłam i ulżyło mi, kiedy uświadomiłam sobie, że nie będę musiała być obok niego przez cały dzień. – Cokolwiek wybierzesz będzie w porządku. - Jasne… Zaraz będę. – Odwracając się szybko, prawie wybiegłam z pokoju, zatrzymując się by odetchnąć, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Byłam taka pieprznięta.
~ 145 ~
Zlokalizowanie jego pokoju zajęło mi tylko sekundę; był na tym samym piętrze i tylko kilka drzwi od mojego. Jego walizki już tam były i zatrzymałam się na chwilkę, zdając sobie sprawę, ze będę musiała przejrzeć jego bagaż. Podnosząc największą walizkę i umieszczając ją na łóżku otworzyłam ją. Uderzył mnie jego zapach, prawie zwalając mnie z nóg. Wybierając jedną z jego koszul przytrzymałam ją przy twarzy, wdychając zachwycający zapach, który doprowadzał mnie do szaleństwa. Nie, nie ma w tym nic strasznego. Z tą myślą odłożyłam ją i zaczęłam przebiegać palcami po starannie spakowanych rzeczach. Wszystko z nim związane było takie schludne i zorganizowane, i sprawiało, że zastanowiłam się jak wygląda jego dom. Nigdy nie myślałam o tym dużo, ale nagle zadałam sobie pytanie, czy kiedyś go zobaczę, czy kiedyś zobaczę jego łóżko. Zawahałam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że bym chciała. Czy on chciałby żebym je zobaczyła? Uderzyło mnie, że gram na zwłokę więc kontynuowałam przeszukiwanie jego ubrań, dopóki w końcu nie skompletowałam pięknego ciemnografitowego garnituru od Diora, białej koszuli, czarnego, jedwabnego krawatu, skarpet i butów. Odkładając wszystko na miejsce, chwyciłam wybrane przeze mnie ubrania i skierowałam się do mojego pokoju. Nie mogłam stłumić nerwowego śmiechu, kiedy szłam wzdłuż korytarza i pokręciłam głową na czystą niedorzeczność tej sytuacji. Na szczęście zdołałam jakoś się uspokoić, gdy dotarłam do drzwi. Wsuwając klucz do czytnika, zrobiłam dwa kroki, zanim zamarłam. Stał przed otwartym oknem, skąpany w promieniach porannego słońca. Każda doskonała linia jego wyrzeźbionej sylwetki była idealnie podkreślona w każdym detalu przez cienie, które rzucało jego ciało. Ręcznik opadł na jego biodra nieprzyzwoicie nisko, a zaraz nad nim był tatuaż. - Widzisz coś co ci się podoba? – Moja uwaga niechętnie przeniosła się z powrotem do jego twarzy na rozbawioną nutę w jego głosie. Zawstydzona, że w zasadzie zostałam przyłapana na pożądliwym gapieniu się na niego, zająknęłam się, kiedy próbowałam znaleźć inteligentną odpowiedź. - Ja, uh… - Moje oczy znów powędrowały do jego biodra, kiedy próbowałam oczyścić umysł. Nie szło mi zbyt dobrze. - Zapytałem, czy widzisz coś co ci się podoba? – Przeszedł przez pokój, zatrzymując się tuż przede mną, a na jego próżnej pięknej twarzy pojawił się zadowolony uśmieszek. - Co? Um, nie – skłamałam, próbując szybko coś wymyśleć. – Po prostu o czymś myślałam. - A o czym dokładnie myślałaś? – Uniósł rękę i wsunął mi za ucho kosmyk wciąż wilgotnych włosów. Tylko taki prosty ruch, spowodował podskok mojego żołądka. - O tym, że musimy trzymać się terminarza. Przysunął się o krok bliżej. – Dlaczego ci nie wierzę?
~ 146 ~
- Bo jesteś zapatrzony w siebie? – zadrwiłam, spotykając jego wzrok. Uniósł brew i obserwował mnie przez chwilę, zanim wziął swoje ubrania z moich rąk. - Naprawdę? – Nie przegapiłam uwodzicielskiego tonu w jego głosie. Cofając się, położył rzeczy na łóżku i spojrzał na mnie. Zanim mogłam się ruszyć, zerwał ręcznik ze swoich bioder i cisnął go na łóżko. Słodka Matko Boska. Jeśli na tej ziemi jest piękniejszy okaz faceta, dużo bym zapłaciła, żeby go zobaczyć. Podnosząc koszulę, wsunął ją na ramiona i przerwał, patrząc na mnie. - Czy nie powiedziałaś właśnie, że musimy trzymać się terminarza? – zapytał, wpatrując się we mnie dowcipnie. – Oczywiście, chyba że widzisz coś co ci się podoba. Sukin… Przymrużyłam oczy i odwróciłam się szybko, wracając do łazienki, żeby skończyć się szykować. Kiedy wysuszyłam włosy, nie mogłam pozbyć się niepokojącego wrażenia, że chciał coś powiedzieć. Ale co? Co znajdę, kiedy otworzę drzwi? Nieznany ból zaczął narastać w mojej piersi i nie rozumiałam go. Martwiłam się, że chciałby odejść czy zostać? Makijaż i włosy gotowe, wiedziałam, że to czas aby zmierzyć się z konsekwencjami. Wchodząc do sypialni zobaczyłam, że jest ubrany i czeka. Stał do mnie plecami, wyglądając przez duże okno. Słysząc, że weszłam, odwrócił się z zamyślonym wyrazem twarzy. Nie opuszczając moich oczu, podszedł do mnie, a serce w mojej klatce piersiowej zaczęło bić wściekle. Położył ciepłe dłonie na mojej twarzy i spojrzał na mnie, w jego oczach gościły emocje, których jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam. - Nie chcę, wychodząc przez te drzwi, stracić tego, co znaleźliśmy w tym pokoju. Jego proste słowa wstrząsnęły mną. Niczego nie oznajmiał, niczego nie obiecywał, a jednak powiedział wszystko, o czym nie wiedziałam że czułam. Próbowałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że nie ma słów, które potrafiłyby wyrazić moje myśli i towarzyszące mi teraz uczucia. Wypuszczając drżący oddech, położyłam ręce na jego klatce piersiowej i przytaknęłam. Uśmiechając się czule, pokiwał głową. – Możemy porozmawiać później. Gotowa? - Tak – powiedziałam cicho. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu w odpowiedzi.
~ 147 ~
12. Seattle Nights Z zadowolonym westchnieniem wcisnąłem głębiej twarz w poduszkę. Pachniała cholernie dobrze. Był to zapach, który znałem i kochałem. Jak pomarańcze i białe kwiaty, które rosły w Paryżu pod moim oknem. Wcześniej mnie torturował; próbowałem go blokować, odsuwać. Teraz wciągnąłem go łakomie w płuca, szukałem go i zapamiętywałem. Pozwoliłem, by po mnie spłynął, wywołując uśmiech na moich ustach. To była Bella. Wyciągnąłem rękę, szukając miękkich fal i ciepłej skóry, ale jedyne co znalazłem to splątane prześcieradło. Podnosząc głowę, otworzyłem oko i spiorunowałem wzrokiem puste miejsce obok mnie. Gdzie ona była? Odpychając się od brzucha, przekręciłem się i rozejrzałem po pokoju. Jej pokoju. Obudziłem się tu już po raz drugi i po raz drugi byłem sam. Usiadłem i uśmiechnąłem się na widok tego, co ujrzałem przed sobą. Zasłony powiewały dzięki lekkiemu wiatrowi, ubrania leżały rozrzucone w poprzek podłogi i mebli. Z pewnością się spieszyliśmy. Wczoraj rano, kiedy otwierałem oczy, byłem zdezorientowany. Zdezorientowany tym gdzie jestem, w jaki sposób się tam znalazłem i dlaczego byłem nagi. Prześcieradło pachniało nią i tylko nakręcało sen, który miałem. Kiedy otrzeźwił mnie dźwięk prysznica, zajęło mi jedynie minutę, by uświadomić sobie, że nie był to sen. Kiedy odebrała mnie z lotniska, nigdy nie wyobraziłbym sobie sposobu, w jaki zakończy się ta noc. A była najbardziej niezwykła, jaką dotychczas spędziłem z kobietą. Za każdym razem było lepiej niż poprzednio. Bycie z nią było najłatwiejszą rzeczą na świecie. Nie musiałem myśleć; moje ciało podejmowało decyzje za mnie, pasowaliśmy do siebie tak dobrze, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Nigdy wcześniej taki nie byłem, nigdy. Tu es faite pour moi. „Jesteś dla mnie stworzona.“ Czując znajomy przymus by ją znaleźć, wstałem i podniosłem swoje bokserki z krzesła, stojącego obok łóżka. Nigdy nie przynosiłem ze sobą dodatkowej odzieży, postanowiłem trzymać moje torby we własnym pokoju. Zabranie ich tutaj wymagało jakiegoś rodzaju przemyślenia lub przyznania się do tego, co się działo; coś, co musieliśmy dopiero zrobić. Wiedziałem, że musimy o tym porozmawiać, nawet powiedziałem tak dużo, ale za każdym razem kiedy nadarzała się okazja, nie potrafiłem tego zrobić. Jeżeli ja sam nie wiedziałem, co czuję, jak mógłbym wyjaśnić to jej? Poruszając się cicho w kierunku otwartych drzwi balkonowych, zatrzymałem się na widok przede mną. Bella stała na prywatnym balkonie, patrząc w dół na miasto, robiąc wrażenie zamyślonej. Wyglądała przepięknie. Zaczynało kropić, co zwiększyło lekką już mgłę. Maleńkie krople zbierały się na jej ciemnych włosach, łapiąc zbłąkane promienie światła słonecznego, które przedostały się zza chmur.
~ 148 ~
Moje oczy przesunęły się łapczywie w dół jej ciała, odnotowując sposób, w jaki bladoróżowy atłas szlafroka trzepotał na lekkim wietrze wokół jej długich nóg. Gdy przechyliła nieznacznie swoją głowę, zobaczyłem, że wygląda na zmartwioną i zastanawiałem się, o czym myśli. Czyżby żałowała tego, co się wydarzyło? Na okrągło odtwarzałem to na wszelkie możliwe sposoby, dopóki nie byłem zmuszony o tym zapomnieć. Nie chciałem się teraz zastanawiać nad żadną z tych rzeczy. Zostało nam tak niewiele czasu razem, by spędzić go w ten sposób. Wracaliśmy jutro do domu i ostatecznie ta nasza bańka intymności, którą razem stworzyliśmy, pęknie. Nie chciałem tracić ani chwili na myśleniu o tym, co ma nadejść. Kręcąc głową, chcąc oczyścić ją z myśli, otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Jeżeli mnie usłyszała, nie zareagowała. Powietrze było ciężkie i wilgotne, zapach mokrego chodnika dochodził do mnie. Bryza była chłodna, ale nie nieprzyjemna dla mojej nagiej skóry. Stając za nią, wystraszyłem ją trochę, otaczając jej talię rękami. Nic nie zostało powiedziane, oparła się na mojej klatce piersiowej, a ja zatopiłem swoją twarz w jej włosach, składając delikatne pocałunki wzdłuż jej szyi. - Nie było cię - wyszeptałem delikatnie do jej ucha. - Wiem. - Nie zaoferowała nic innego, a ja nie pytałem. Jej głowa przechyliła się na bok, a moje wargi przeniosły się na ramiona, pod kołnierzykiem jej ubrania. Moja ręka musnęła jej żebra w górę, aż przykryła lekko jej pierś, mój drażniący kciuk sprawił, że jej sutek stwardniał. Była ciepła i idealna w mojej dłoni, pozwoliłem kciukowi na wędrówkę w tą i z powrotem, z każdym ruchem coraz bardziej rozsuwając szlafrok. - Jesteś taka piękna - powiedziałem, w momencie gdy moja ręka powędrowała pod jedwabny materiał. Jej głowa opadła do tyłu. Ciche westchnięcie wydostało się z jej ust, kiedy przyciągnąłem ją bliżej do siebie. - Sprawiasz, że się właśnie taka czuję - powiedziała cicho. Jej słowa były proste, a mimo to uciszyły na moment moją wędrówkę wzdłuż jej skóry. Co to za uczucie, które jej słowa we mnie wywołały? Niespodzianka? Duma? Nie byłem pewny, ale ciepło przenikające moją skórę sprawiało, że pragnąłem być jedynym, który sprawia, że się czuje w ten sposób. Minuty mijały, a my staliśmy razem, schowani przed światem. Moje ręce i usta odkrywały jej ciało, kiedy wygięło się w moim kierunku. Nigdy wcześniej ta część bycia z kobietą nie sprawiała mi tyle przyjemności. Zawsze bardzo się spieszyliśmy, pragnąc, by nasze ciała razem doszły do spełnienia, ale ostatnie dwa dni nauczyły nas jak zwolnić tempo. Odkryliśmy każdy zakątek ciała drugiej osoby, przebywając pod prysznicem przez godziny, przez całą noc ucząc się, co inny lubi. Nigdy wcześniej nie miałem tak mało snu, ale mimo to czułem się bardziej ożywiony. Wiedziałem dokładnie, gdzie lubi być dotykana, kiedy musiałem zapytać i kiedy chciała, bym po prostu ją wziął. Znałem każde miejsce, które dotknąwszy
~ 149 ~
jęczała, wiedziałem, że uważała mój tatuaż za najbardziej seksowną rzecz jaką kiedykolwiek widziała w życiu i kiedy mówiłem do niej po francusku, dochodziła. Odkryła gdzie całować, by doprowadzić mnie do szaleństwa, jak lubiłem być dotykanym i to, że potrzebuję słyszeć swoje imię, gdy dochodzi. Żadna kobieta wcześniej nie była tak chętna by mnie zaspokoić i żadna nie była nawet blisko. Potrzeba wzięcia jej narastała, odwracałem ją powoli, by na mnie spojrzała. Jęknąłem, kiedy jej nagie piersi przycisnęły się do mojej klatki piersiowej przez rozsuniętą część jej ubrania i poprowadziłem ręce do jej lekko wilgotnych włosów. Przyciągnąłem ją do siebie, muskając powoli swoje usta o jej, czując ich jedwabistość i ciepło. Nie pogłębiłem pocałunku, rozkoszując się sposobem w jaki wzdychała przez częściowo otwarte usta i pozwalała mi prowadzić. Moje oczy nigdy nie opuściły jej, dzieląc ten moment i czując jak przechodzi pomiędzy nami elektryczność, paląc miejsca w których nasze ciała się dotykały. Zsunąłem ręce w dół jej ciała, ślizgając się po jedwabistym materiale dopóki nie chwyciłem jej pośladków, przysuwając ją bliżej do siebie. Złapała oddech, czując jak naciskam na nią swoim twardym członkiem, oddzielały nas od siebie jedynie dwie cienkie warstwy materiałów. - Muszę cię poczuć - szepnąłem do jej ust. - Pozwól mi. - Powinniśmy gdzieś być - zaprotestowała cicho; wiedziałem, że ma rację. Nie możemy się dzisiaj wymknąć. - Proszę. - Nigdy nie byłem taki; chcący olać swoje obowiązki, by zaspokoić żądze. Było to coś, co mnie przeraziło, ale podobnie do innych myśli w tym tygodniu, odegnałem to. - Uwierz mi, nie zajmie nam to długo. - Moje usta poruszały się w dół jej szyi, uśmiechnąłem się, kiedy się roześmiała, czując wibracje moich warg. W środku urosła we mnie duma, kiedy zdałem sobie sprawę, że to ja jestem sprawcą tego pięknego dźwięku, jaki wyszedł z jej ust. - Cóż, jeżeli stawiasz sprawę w ten sposób… - Uciąłem jej słowa ustami, łapiąc za talię, pognałem do środka. Pisnęła śmiejąc się, kiedy rzuciłem ją na łóżko i w przeciągu paru sekund byłem głęboko w niej. Znowu się spóźnimy.
~*~*~*~*~*~*~*~ Stukając ołówkiem o pustą podkładkę na notatki, nie potrafiłem oderwać oczu od kobiety siedzącej naprzeciwko. Przez dwie godziny siedzieliśmy na seminarium o przewidywaniu zmian na rynku i nie słyszałem ani jednego słowa. Normalnie był to temat, na którym nie
~ 150 ~
miałem problemu ze skupieniem się. Mój zeszyt i głowa byłyby pełne ekscytujących pomysłów i nowych konceptów, których nie mógłbym się doczekać, by zgłębić. Dzisiaj i każdego dnia od teraz, jedyną rzeczą, która mnie interesowała, była Bella. Bella. Wciąż było dziwne myślenie, a co dopiero mówienie tylko jej imienia. Musieliśmy zwracać się do siebie po nazwisku, będąc poza pokojem hotelowym i było to coś, czego żadne z nas nie zaniedbało. Pokój stał się czymś w rodzaju sanktuarium, jedynym miejscem, gdzie mogliśmy sobie pozwolić by być ze sobą tak naprawdę. Wczoraj rano zauważyłem wzrastający dystans między nami, kiedy się ubraliśmy i nie mogłem na to pozwolić. Bez przemyślenia, przyciągnąłem ją do siebie i powiedziałem pierwsze słowa, które przyszły mi do głowy. - Nie chcę, wychodząc przez te drzwi, stracić tego, co znaleźliśmy w tym pokoju. - Nie wiedziałem jak prawdziwe one są dopóki nie wypowiedziałem ich na głos. Wewnątrz tych ścian mogliśmy być razem. Żadne z tych słów nie zostało powiedziane w złości, nikt nie starał się mieć ostatniego słowa, a świat zewnętrzny jakby przestał istnieć. Nie chciałem tego stracić. Pozwoliłem sobie kontynuować to, uważając, że łatwo będzie to od siebie odseparować. W przeciągu kilku minut po przebudzeniu wiedziałem, że to nie zadziała. Im bardziej próbowałem zaprzeczyć temu, że z każdą minutą staję się do niej coraz bardziej przywiązany, tym bardziej czułem się uzależniony od jej osoby. Czekałem na chwilę, w której poczułbym się mniej do niej przywiązany, wiedząc, że prędzej czy później powie albo zrobi coś, co w końcu sprawi, że moje ciało usłucha głosu rozsądku; to jednak nigdy nie nastąpiło. Spoglądając ponownie na mówcę, spróbowałem po raz kolejny, bez powodzenia z resztą, skierować swoje myśli w kierunku czegoś konkretnego, bardziej produktywnego. Ujrzałem ją w swojej wizji i instynktownie się odwróciłem by spojrzeć na nią raz jeszcze. Nasze spojrzenia spotkały się ponad stołem, a każdy dźwięk rozbrzmiewający w pomieszczeniu mieszał się, krążąc wokół mnie, ale nigdy nie docierając do mojej świadomości. Niewiele myśląc, moje ciało nieznacznie pochyliło się w jej stronę, co było odpowiedzią na jej pochylenie się w moim kierunku. Kontynuowaliśmy patrzenie się na siebie, aż poczułem znajome przyciąganie, które pojawiało się kiedy byłem blisko niej i to sprawiło że pochyliłem się jeszcze dalej. Telefon komórkowy, dzwoniący gdzieś w głębi sali, wyrwał mnie z tego otępienia, zmuszając do spojrzenia w innym kierunku. Szybko oparłem się o siedzenie. Byłem zaszokowany jak bardzo odległość między nami zmniejszyła się w rzeczywistości. Odchrząkując, rozejrzałem się dookoła i zamarłem gdy moje spojrzenie napotkało spojrzenie nieznajomego. Nie miał bladego pojęcia kim byliśmy, ani że Bella pracuje dla mnie. Jedynie rzucił na nas okiem, po czym szybko odwrócił wzrok. W tym momencie obawy i poczucie winy, powstrzymywane przez parę ostatnich tygodni, uderzyły we mnie niczym błyskawica. Nagle zostałem obezwładniony poczuciem rozczarowania
~ 151 ~
swoim zachowaniem. Ryzykowałem moją karierę, reputację, firmę mojej rodziny, a wszystko dlatego, że nie potrafiłem się kontrolować, będąc blisko niej. Bez spojrzenia w jej kierunku, zwróciłem swoje krzesło do przodu, poświęcając teraz całą swoją uwagę mówcy. Musiałem zrobić krok w tył i zdobyć pewien dystans dla dobra nas obojga. Sesja trwała dalej i mogłem wyczuć, że mnie obserwuje, bez wątpienia zastanawiając się nad moją nagła zmianą zachowania. Ale nie mogłem ot tak wytłumaczyć swojej nagłej empatii w środku spotkania, dlatego zmuszałem się do patrzenia przed siebie. Około godziny później, wypuścili nas. Stanęliśmy, czekając na swoją kolej do wyjścia. Powietrze między nami było tak gęste, że niemal nie do wytrzymania, dlatego oboje chcieliśmy jak najszybciej wydostać się z tego zatłoczonego przedsionka centrum kongresowego. Nie mogłem spędzić kolejnej nocy z nią. Nie ważne jak bardzo mnie kusiło by to zrobić, musiałem zbudować pomiędzy nami dystans. Przesunąłem ją na bok, już otworzyłem buzię by coś powiedzieć, kiedy grupa kobiet podeszła do niej. - Bella? - zapytała atrakcyjna kobieta zbliżona do niej wiekiem, przyciągając ją jednocześnie do siebie by przytulić. - Tu jesteś! Wszystkie dzisiaj wieczorem wychodzimy i chciałybyśmy, byś dołączyła do nas. Spojrzałem na Bellę. Na jej twarzy pojawiło się niezdecydowanie. Wiedziałem czym spowodowana jest jej rozterka. Myślała bowiem, że spędzimy ten wieczór razem, tak jak każdy wieczór do tej pory. Niby dlaczego miałaby myśleć inaczej? To co jej powiedziałem, było prawdą. Jednak teraz, w świetle prawdziwego życia nie byłem pewien, czy to jest wciąż możliwe. Samą myśl o tym, co miałem właśnie zrobić spowodowała, że zrobiło mi się niedobrze. - Panno Swan? - Jej oczy zwróciły się na mnie, szeroko otwarte i przepełnione nadzieją, więc musiałem się skoncentrować i kontynuować. - Mam dzisiaj umówioną kolację, więc spotkamy się rano, przed wyjazdem na lotnisko. Powinna pani wyjść i dobrze się bawić ze swoimi przyjaciółmi. Posmutniała i nieznany dotąd mi ból ścisnął moją klatkę piersiową. Nigdy nie chciałem być tą osobą, która spowoduje smutek na jej twarzy. Zapragnąłem rozśmieszyć ją, ujrzeć jej uśmiech. - Och... dobrze. Oczywiście panie Cullen. W takim razie do zobaczenia jutro. Nasze spojrzenia zatrzymały się na chwilę i pomimo, że wyglądała na rozluźnioną i opanowaną, mogłem dostrzec ból jaki jej sprawiłem. Każda cząstka mnie gorąco pragnęła wyciągnąć do niej rękę, by odegnać ten ból, widoczny w jej oczach. Jednak nie mogłem tego zrobić. Otaczająca ją grupa kobiet piszczała z podekscytowania i natychmiast zaczęły robić plany, by odwieźć ją do hotelu i poczekać aż się przebierze. Kiwnąłem do niej głową i szybko się odwróciłem. Musiałem odejść. Krótka jazda była cicha i samotna; jedynie moje pomieszane myśli dotrzymywały mi towarzystwa. Nie mogłem uwierzyć, że dzień, który rozpoczął się tak idealnie, zakończył się w ten sposób. Zdawałem sobie sprawę, że prawdziwy
~ 152 ~
świat w końcu się pojawi i nie mogę unikać go przez wieczność. Nie wiedziałem tylko, że to mnie tak bardzo dotknie. Dojechałem do hotelu, przeszedłem pochłonięty myślami przez ogromne lobby do windy. Spieprzyłem tyle rzeczy, że nie byłem w stanie ich zliczyć; pracę, moje obowiązki i sprawę z Bellą. Zraniłem ją. Nie mogłem uwierzyć w to jak bardzo męczyło uświadomienie sobie tego. - Panie Cullen! Proszę przytrzymać windę! - Odwracając się, zauważyłem grupę z centrum konferencyjnego, szybko idącą w moją stronę, z Bellą w środku. Cofnąłem się i przytrzymałem otwarte drzwi, ustępując im pierwszeństwo wejścia. - Panie - powiedziałem grzecznie, wchodząc kiedy wszystkie były już w środku. Moje spojrzenie napotkało jej, nim odwróciła wzrok. - Bella, co zapakowałaś? - zapytała ją atrakcyjna brunetka z grupy. - W centrum jest niesamowity klub, do którego idziemy po kolacji i wiem, że przywiozłaś coś seksownego. - Um, nie czuję się na siłach by iść do klubu, Melisso - powiedziała do dziewczyny. Nie uszło mojej uwadze, że unika mojego wzroku. - Co! Bello, zawsze chodzimy! To tradycja… - Kilkanaście protestów wzniosło się w grupie. - Wiem, wiem. Ale jestem naprawdę zmęczona. Nie mam ochoty dzisiaj tańczyć. - Brunetka spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Widziałem, że Bella przestaje czuć się komfortowo, będąc pod naciskiem. - Jak możesz być zmęczona? Każdego wieczora wracałaś wcześnie do swojego pokoju. Przez cały tydzień nie widziałam cię ani razu poza zajęciami. Co ty, u diabła, robiłaś? - Starałem się pozostać niezauważony, patrząc na podłogę, ale nie mogłem się powstrzymać od spojrzenia na nią. Nasze oczy się spotkały, wiedziałem, że jej myśli są lustrzanym odbiciem moich własnych. Wyobraziłem sobie każdy moment, kiedy nie spaliśmy, trzymanie jej w ramionach i dotykanie każdego centymetra jej skóry. Nawet z niewidzialną ścianą, między którą musiałem nas postawić, wciąż byłem w stanie odgadnąć jej myśli. Winda się zatrzymała, ratując ją przed odpowiedzią; pozostali wyszli. Bella nie spojrzała już na mnie. Patrzyłem jak idą wzdłuż korytarza w chaosie kobiecych głosów, rozmawiając o planach na dzisiejszy wieczór. Potarłem swoją pierś, kiedy znowu poczułem nieznane mi uczucie, obserwując jak znika za drzwiami. Wchodząc do swojego pokoju, przebiegłem palcami przez włosy i rozejrzałem się dokoła, czując jak przeszkadza mi perfekcyjnie zasłane łóżko. Nie spałem w nim, ale ściągałem pościel by stworzyć pozory, że go używam. Jeszcze jedno kłamstwo na liście. Potrząsając głową, rzuciłem na szafkę klucze i portfel, i poszedłem w stronę prysznica. Kiedy wszedłem pod ciepły strumień wody, uświadomiłem sobie, że jest to pierwszy raz, kiedy go używam. Nie mogąc lub nie chcąc się powstrzymać, powróciłem myślami do wszystkich kąpieli jakie razem braliśmy. Nie mówiłem po francusku do żadnej innej kobiety prócz Rachel i nigdy nie otrzymałem takiego
~ 153 ~
rodzaju odpowiedzi. Mówiłem do Belli najróżniejsze rzeczy wiedząc, że nic z tego nie rozumie, ale kochałem jej reakcje. Czasem były niegrzeczne, czasem delikatne, ale zawsze sprawiały, że drżeliśmy. Ubrałem się szybko i zmierzałem w stronę drzwi kiedy przypomniałem sobie o telefonie, który miałem wykonać. Bella wspomniała, że nasz hotel jest znany z niezwykłego basenu na dachu i była rozczarowana słysząc, że jest zamknięty. Moje myśli ciągle skakały do obrazka przedstawiającego nas razem, w ciepłej wodzie, i szybko zaproponowałem, że to dla niej załatwię. Zmarszczyłem brwi, kiedy zorientowałem się, że to się teraz nie wydarzy, ale przynajmniej miałem pewność, że będzie się dobrze bawić. Zabrało mi to tylko jedną krótką chwilę i odrobinę pieniężnej perswazji w stosunku do kierownika by zgodził się na dostęp bez limitu. Po kilku chwilach, wszystko zostało ustalone i obiecał, że wyśle klucze do bramy do jej pokoju. Moje spotkanie odbyło się w popularnej restauracji sushi, niedaleko hotelu. Dając kluczyki pracownikowi, mentalnie przygotowywałem się do biznesów. Jeżeli poddaję się torturze przebywania z dala od niej, niech lepiej będzie to opłacalne. Udało mi się stworzyć wiarygodną pozycję, wtrącając się tam, gdzie była potrzeba i zaskakując swoich kolegów z pracy zaplanowanymi przedsięwzięciami Cullen Inc. Spotkałem nawet kolegę z NYU, który brał udział w konferencji i rozważał przeprowadzkę do Chicago. Ale pomimo tych wszystkich dziejących się wokół mnie rzeczy, nie potrafiłem wyrzucić jej ze swojej głowy. Potrafiłem myśleć tylko o tym gdzie jest i co robi. Wchodząc do ciemnego pokoju pod koniec wieczoru, zdjąłem marynarkę i włączyłem małą lampkę przy łóżku zanim usiadłem. Pokój był cichy i pusty; tylko zwiększył ból w mojej klatce piersiowej. Sprawdziłem telefon i zobaczyłem, że mam dwa nieodebrane połączenia od brata. Świetnie. Normalnie rozmawiałbym już z ojcem i bratem kilka razy w tym tygodniu, z ekscytacją opowiadając o najnowszych trendach i potencjalnych klientach, których spotkałem. Jak na razie, nie rozmawiałem ani razu z żadnym z nich. Bałem się, że będą w stanie mnie przejrzeć; z ciężkim westchnieniem, doszedłem do wniosku, że pewnie mam rację. Było po jedenastej i zastanawiałem się, czy wciąż jest ze swoimi znajomymi. Może w końcu zdecydowała się pójść do klubu. Tańczyła z kimś? Śmiała się i dobrze się bawiła? Czy była w swoim pokoju? Może leżała tam myśląc o mnie w ten sam sposób w jaki ja myślę o niej. Wstałem, pokonując drogę do bagaży, kiedy mała koperta przy drzwiach, przyciągnęła moją uwagę. Z ciekawości poszedłem ją podnieść. Karta dostępu. Hotel musiał i mnie taką przesłać. Obrazek basenu, o którym mi tak dużo mówiła, stanął mi przed oczami. Czy wciąż może tam być i pływać? Zanim dałem sobie chwilę by zmienić decyzję, wyszedłem przez drzwi i wsiadłem do windy; wcisnąłem przycisk, który zawiezie mnie na dach.
~ 154 ~
Winda się otworzyła i minąłem duży znak na sztaludze, informujący, że basen jest zamknięty. Szybko przeszedłem po eleganckiej marmurowej podłodze do kutej żelaznej bramy prowadzącej na zewnątrz i wsunąłem swój klucz do czytnika. W momencie gdy się otworzyła, opanowały mnie dźwięki i zapachy nocy w Seattle. Obszar rozciągający się przede mną był niesamowity. Cały dach został przekształcony w eleganckie patio. Podłogi były wyłożone ciepłym drewnem; kilka potężnych drzew umieszczonych w napełnionych kwiatami donicach zazieleniało przestrzeń, a ich gałęzie kołysały się na lekkim wietrze. Duże białe pawilony ogrodowe ciągnęły się wzdłuż brzegów dachu, a jedyne oświetlenie pochodziło z podwyższonych płonących pochodni, rzucających na wszystko ciepłą, migoczącą poświatę.20 Przeszedłem powoli w stronę dużego basenu i miałem idealny widok na piękną kobietę pływającą w iluminującej niebieskiej wodzie. Poczułem się nieco winny, że obserwuję ją bez jej wiedzy i postanowiłem usiąść na jednym z dużych leżaków ustawionych pod pawilonami. Musiałem z nią porozmawiać i wiedziałem, że nie mogę zwlekać. Powietrze było trochę chłodne, ale duże grzejniki ustawione na krawędziach patio w dużej części ogrzewały chłód nocy. Ze swojego miejsca widziałem jak zbliżała się do ściany basenu, a następnie kopnięciem odpycha się, by wrócić do przeciwnego końca. Moje oczy rozdwajały się pomiędzy piękną kobietą pływającą w słabym świetle basenu i migoczącymi światłami miasta wokół nas. Opierając się na leżaku, zamknąłem oczy, pozwalając dźwiękom i nastrojowi mnie uspokoić. Z ukrytych głośników leciała kojąca muzyka i jeśli dobrze bym się wsłuchał, mógłbym dosłyszeć pomruk ruchu ulicznego w dole. Ciepły wietrzyk owiał mi twarz, mierzwiąc moje włosy, i pomyślałem jak idealne jest to miejsce do spędzenia z nią wieczoru. Ta myśl prawie mnie już nie zaskoczyła. Dźwięk burzącej się wody przykuł moją uwagę i usiadłem, a mój oddech się urwał, gdy zobaczyłem jak wychodzi z basenu. Woda spływała z jej ciała, mokra skóra lśniła w migoczącym świetle ognia. Moje ciało zdawało się poruszać do przodu i szybko podniosłem się z krzesła, chwytając gruby, biały ręcznik z ułożonego stosu obok pawilonu. Miała na sobie skąpe, czerwono-białe wiązane bikini, które podkreślało każdy cal jej łagodnego ciała i głośno przełknąłem, gdy się do niej zbliżyłem. Oczywiście widziałem znacznie więcej jej ciała, ale sposób, w jaki kostium otaczał jej kształty, sprawił, że musiałem walczyć by pamiętać prawdziwy powód, dla którego się tu zjawiłem. Odchrząkując, by okazać jej swoją obecność, napotkałem posępne spojrzenie. Wyglądała na zaskoczoną moim widokiem, ale nie okazała żadnych głębokich emocji. Moja klatka piersiowa znów się zacisnęła, kiedy przelotne wspomnienie jej beztroskiego śmiechu z dzisiejszego poranka porównałem z samotnym wyrazem twarzy jaki teraz przywdziała. 20
:)
~ 155 ~
Zaoferowałem jej ręcznik i obserwowałem jak na niego spojrzała, odczekując chwilę zanim go wzięła. - Dzięki – powiedziała, znów patrząc mi w oczy. - Muszę z tobą porozmawiać – zacząłem i wypełniło mnie dziwne poczucie strachu. Co jeśli się spóźniłem? Co jeśli znużyło ją moje niezdecydowanie? - Naprawdę? O czym? – Jej głos był beznamiętny i z nutą żalu, kiedy mijała mnie idąc w stronę pawilonów. Podniosła ze stolika butelkę z wodą i długo z niej piła. Odwróciłem się, by podążyć za nią, wciąż zastanawiając się, co takiego chciałem powiedzieć. - O dzisiejszym dniu. O tym. - Nie jesteś mi nic winien. – Mówiła cicho, ale w moich uszach te słowa zabrzmiały głośniej niż gdyby je wykrzyczała. Jak mogła tak myśleć? Naprawdę myślała, że mi na niej nie zależy? Patrzyłem jak ból błysnął na jej twarzy i nagle pojąłem wszystkie moje błędy. Powinienem był być szczery, wytłumaczyć przez co przechodzę. Zamiast tego znów się od niej odciąłem. Po tym wszystkim przez co przeszliśmy w tym tygodniu, odszedłem bez uzasadnienia, pozwalając, by myślała o najgorszym. Ogarnęła mnie panika, kiedy obserwowałem jak okręca ręcznik wokół swojego ciała i odwraca się by odejść… Nie mogłem jej na to pozwolić. - Oczywiście, że jestem – powiedziałem, lekko chwytając jej przedramię. – Jak mogłaś tego nie wiedzieć? – Jej oczy przeszukiwały moje i dojrzałem w nich strach. Czy była możliwość, że też to czuła? Że tak samo bała się mnie stracić, jak ja bałem się stracić ją? - Powinienem był ci powiedzieć… zobaczyłem, że ktoś nas obserwował… i po prostu… - Przeczesałem włosy dłońmi i odrobinę się przekręciłem, z powrotem spoglądając na basen. Nie miałem pojęcia jak to sformułować i jej nie zranić. - Oh. – Jej głos był cichy i odwróciłem się, by na nią spojrzeć. Opuściła głowę ze zrezygnowanym zrozumieniem malującym się na twarzy. - Nawet na nas nie patrzył, naprawdę. Po prostu spojrzałem w górę i poczułem się… - Jakbyś robił coś złego – dokończyła za mnie. W końcu podniosła wzrok i w tym momencie naprawdę ją zobaczyłem. Po raz pierwszy dostrzegłem, co to musiało jej robić. Nie mogłem uwierzyć jak fenomenalnym byłem dupkiem. Przez cały czas kiedy byliśmy razem, nawet raz nie zastanowiłem się jak ona sobie z tym radzi. Przysuwając się do niej, położyłem rękę na jej podbródku, unosząc jej twarz tak, by na mnie spojrzała. - Bella, przepraszam. – Na krótko zamknęła oczy i tak bardzo pragnąłem wiedzieć o czym myśli. Przesuwając opuszkami palców wzdłuż jej szczęki, wsunąłem rękę w jej mokre włosy i przyciągnąłem ją do siebie. Jej ciało oparło się o moje i stłumiłem jęk, kiedy poczułem jej twarde sutki muskające moją pierś. Wolną dłoń przesunąłem na jej szyję i prześliznąłem przez ramię, a potem w dół jej ręki, po drodze palcami zbierając mokre krople.
~ 156 ~
- Nie wiem, czy mogę to zrobić. Ty… - Jej głos powoli ucichł, kiedy zamknęła oczy i mimo swoich słów, jeszcze bardziej przysunęła się do mojego dotyku. Miała na myśli dzisiejszą noc? Nas? Na myśl, że może to skończyć, poczułem ból. - Wiem czego chcę – powiedziałem patrząc jej w oczy. – Chcę ciebie, ale nie wiem jak to dobrze zrobić. Mieć ciebie i dobrze to robić. Powiedz mi jak, Bello. – Jej oczy przeszukiwały moje i modliłem się, by zrozumiała. - Nie wiem – wyszeptała. Nasze twarze przysunęły się do siebie, a jej usta krążyły przy moich, ale wcale ich nie dotykały. – Ale też tego chcę. – Ostatnie słowa były wypowiedziane tak delikatnie, że bardziej je poczułem niż usłyszałem. Przesunąłem rękę na dolną część jej pleców, czując sposób w jaki tworzyły delikatne łuki i jak jej skóra odpowiadała na mój dotyk. Jej usta musnęły moje i prawie się uśmiechnąłem, bo to tylko zwiększyło potrzebę. Oczekiwanie na bycie z nią było prawie tak niewiarygodne, jak samo sedno. Kochałem fakt, że też potrafi się ze mną drażnić, sprawić, że jestem tak twardy z pożądania, że gdyby tego zażądała, błagałbym ją. Pochyliłem się, żeby zmniejszyć dystans miedzy nami, ale ona odsunęła się nieco, patrząc mi w oczy. - Wiesz, że tu są kamery, prawda? - Nie dzisiaj – wyszeptałem. Westchnęła głęboko i przycisnęła swoje wargi do moich. Jęknąłem na iskrę, która przeze mnie przemknęła, kiedy nasze usta w końcu się spotkały. Odsuwając się odrobinę, przebiegła językiem wzdłuż mojej dolnej wargi. Pochyliłem się, szczypiąc go lekko, zanim wziąłem go do siebie. Moje ciało natychmiast stanęło w ogniu. Zacisnąłem ręce w jej włosach i odpłaciła mi się tym samym, przesuwając ręce w górę mojego ciała i wplatając palce w moje włosy. Przycisnęła mnie mocno do siebie i nie mogłem nic poradzić na sposób, w jaki moje ciało otarło się o nią. Przy moich ubraniach jej skóra była chłodna i wilgotna, przylgnęły do mnie małe kawałki materiału. - Pragnę cię – jęknęła, kiedy nasze usta się od siebie odsunęły. Intensywność i znaczenie tego stwierdzenia wysłało przeze mnie falę pożądania. Widzieć jej zatracenie w pragnieniu mnie, było czymś, co wiedziałem, że nigdy mnie nie znudzi. - Masz mnie. – Odsunęła się i przez chwilkę wpatrywała się w moje oczy; wciąż skręcając pukiel moich włosów między palcami. Migoczące płomienie wokół nas tańczyły w jej oczach, osadzając jej skórę w ciepłej, bursztynowej poświacie. – Masz mnie, Bello. Stając na palcach by mnie dosięgnąć, mocno przycisnęła swoje usta do moich. Pochyliłem się do jej pocałunku, pozwalając jej wziąć to, czego chciała. Pozwoliłem jej prowadzić i ustalić tempo, zatracając się w doznaniu poddania się jej kontroli. Przesunęła ręce w dół mojej klatki piersiowej, do talii, wyszarpując moją koszulę ze spodni. Na myśl o posiadaniu jej tu, stwardniałem jeszcze bardziej. Chciałem zobaczyć jej nagą skórę w świetle księżyca; chciałem poczuć chłodny wietrzyk na naszej skórze. Po kolei odpinała guzki, dopóki w końcu stała się niecierpliwa i rozerwała ostatnie trzy. Guziki upadły i odbijały się od drewnianej
~ 157 ~
podłogi, a ja uśmiechnąłem się przy jej ustach, kochając, że ona również może zatracić się w pragnieniu. Przesunęła ręce pomiędzy moją rozpiętą koszulą i zadrżałem, kiedy górna część jej bikini dotknęła mojej nagiej skóry. Przesunąłem dłonie w górę jej pleców i pociągnąłem za cienki, czerwony pasek. Moje palce wsunęły się pod materiał, a ręce delikatnie chwyciły piersi. Skóra pod strojem była chłodna i kochałem sposób w jaki jej sutki reagowały przy mojej dłoni. - Jesteś taka idealna – powiedziałem pomiędzy pocałunkami. - Tak jak i ty. – Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Dotarło do mnie, że nigdy wcześniej nie odczuwałem tylu różnych emocji podczas seksu. Nigdy nie czułem takiego połączenia z osobą, żeby się obnażać, czuć się tak otwartym, że pozwoliłem wszystkim emocjom wyjść na powierzchnię. Jej usta opuściły moje i przesunęły się wzdłuż mojej szczęki do ucha, powodując, że moje oczy wykręciły się do środka głowy i niski, dziki pomruk wydostał się z moich płuc. Przeniosłem ręce do wiązania na jej szyi i szybko pociągnąłem za sznureczki, pozwalając materiałowi opaść z jej ciała. Odsuwając się nieco, obserwowałem swoje ręce. Zamknąłem jej piękne piersi w dłoniach, unosząc je i czując ich wagę. Przetoczyłem jej sutki pomiędzy palcami i patrzyłem jak odpowiadają, stając się twardsze pod moim dotykiem. Zamknęła oczy, a jej głowa opadła na bok, kiedy dotykałem i badałem delikatną skórę. Przysuwając do niej swoje usta, zatraciłem się w uczuciu, jakie dawała jej ciepła skóra przy moich wargach i twarde sutki przy języku. Dłonie w moich włosach mocno się przesuwały, prowadząc mnie tam, gdzie najbardziej chciała mnie poczuć. Poczułem, że koszula jest zsuwana z moich ramion i przerwałem na chwilę, pozwalając jej opaść na ziemię. Umieszczając dłonie po obydwu stronach mojej twarzy, przycisnęła moje usta do swoich, szybko wsuwając swój język do środka. Popychała mnie do tyłu, zatrzymując się dopiero, gdy nogami dotknąłem fotela za sobą. Zatonąłem w ekskluzywnych poduszkach, jęcząc kiedy rozsunęła moje uda. Oparcie krzesła było lekko obniżone, dając mi idealny punkt do patrzenia na nią; musiałem walczyć z powiekami, by nie zamknąć oczu, kiedy jej ciepłe wargi podróżowały po mojej twarzy, pozostawiając pocałunki na mojej szczęce, a potem w dół szyi. Obserwowałem jej ręce, zgodnie przesuwające się po mojej piersi i dalej w dół, zatrzymując się, by rozpiąć pasek. Jej palce musnęły mojego naprężonego penisa przez materiał spodni i sapnąłem głośno; mimowolnie uniosłem biodra by ją spotkać. Poczułem, że się śmieje przy mojej klatce piersiowej i podniosłem głowę, żeby na nią spojrzeć. Wysunęła język okrążając nim mojego sutka i zasapałem, gdy wstrząsnęły mną jej widok i doznanie. Moja głowa opadła na poduszki, a ręce wplątały w jej włosy. Zamknąłem oczy, poddając się sile przepływających przeze mnie uczuć. Od razu reagowałem na każdy jej dotyk; moje mięśnie zaciskały się, a oddech urywał, kiedy badała moje ciało. Poczułem, że szarpie moje spodnie, więc uniosłem nieco biodra, pozwalając jej
~ 158 ~
je zsunąć wraz z bokserkami. Zrzuciłem je, pozwalając im opaść na podłogę i jęknąłem, kiedy chłodne powietrze omiotło mojego pulsującego penisa. Zasypując pocałunkami drogę powrotną w górę mojego ciała, jej zimne włosy muskały moją ciepłą skórę. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy spojrzała na mnie i powoli okrążyła językiem tatuaż. - O kurwa, kotku. – Mój głos był napięty i ochrypły, i musiałem zebrać całą swoją siłę woli, żeby nie poprowadzić jej ust do mojego cierpiącego penisa. Ciągnąc ją w górę mojego ciała, przysunąłem jej usta do swoich, a moje ręce niecierpliwie przebiegały w górę i w dół po jej bokach. Wierzchnią stroną palców musnąłem spód jej piersi i uśmiechnąłem się przy jej ustach, kiedy poczułem przebiegający przez nią dreszcz. Moje ręce wciąż poruszały się wzdłuż jej boków, aż zatrzymały się na jej biodrach. Palcami musnąłem delikatne ciało, zanim pociągnąłem za sznureczki jej kostiumu. Poczułem, że materiał odpuścił i bezceremonialnie rzuciłem go na podłogę. Nasze spojrzenia się spotkały i moment ten był tak surrealistyczny, że chciałem zamknąć go w swoim umyśle na wieczność. Moje ręce spoczęły na jej udach, kreśląc kciukami małe kółka. Powoli usiadłem, a nasze twarze dzieliły cale. Patrzyła na mnie, kiedy zmniejszyłem dzielącą nas odległość i czule ułożyłem swoje wargi na jej wargach. Pochylając się do mnie, pogłębiła pocałunek i uniosła ręce do mojej szyi. Jej ciało odruchowo otarło się o moje i nie mogłem zdusić jęku, kiedy jej gładkie ciepło prześliznęło się po moim penisie. Sięgając pomiędzy nas, okręciła swoją ciepłą dłoń wokół mnie, a niski jęk wymknął się z moich ust. - Oh, Bella. – Opuściłem głowę na jej ramię i położyłem dłonie na jej biodrach. Wiedząc czego chcę, uniosła swe ciało i pozwoliła mi ją ulokować. Z dręczącą powolnością opuściła się na mnie. Jej ręce zaplątały się w moje włosy i westchnęła głęboko, kiedy zaczęła kołysać biodrami. Jęknąłem bezradnie, kiedy przesunęła się i wsunąłem się w nią jeszcze głębiej. - Połóż się, Edwardzie – powiedziała bez tchu przy moich włosach i poczułem jak odpycha moją klatkę piersiową. Kładąc się na poduszkach, jęknąłem na widok przede mną. - Cholera, Bella. Wyglądasz tak pięknie. – Przeciągnęła paznokciami po mojej klatce piersiowej, a potem wzdłuż mięśni brzucha i zasyczałem, dzięki zachwycającej mieszance rozkoszy i bólu. Powoli uniosła jedną długą nogę i położyła stopę na moim ramieniu. - Boże, kotku. Co robisz? – jęknąłem, czując ruch jej mięśni wokół mnie. Wyginając drugą nogę, podniosła ją w ten sam sposób, pozwalając jej spocząć koło mojej głowy. Ruch przeniósł jej wagę na miejsce gdzie byliśmy połączeni i moje całe ciało zadrżało od czystej intensywności bycia tak głęboko wewnątrz niej. Zaczęła kołysać biodrami, naciskając na moje ciało jak na podporę. Jej ruchy były powolne i idealnie zsynchronizowane z rytmem muzyki płynącej z głośników. Położyła dłonie za sobą, opierając się na moich udach i pozwoliła swojej głowie
~ 159 ~
opaść do tyłu, a wilgotne końcówki jej włosów muskały moje nogi, tylko dodając doznań. Nigdy nie czułem czegoś takiego, każdy obrót jej bioder wysyłał przeze mnie kolejną falę rozkoszy i usilnie starałem się znaleźć panowanie nad sobą. Z zachwytem patrzyłem jak się na mnie porusza, jak jej biodra kołyszą się i obracają w rytm muzyki, jak jej piersi się wypinają, podskakując lekko z każdym ruchem. Moje ręce przesuwały się w tą i z powrotem po jej nogach, kiedy moje oczy wędrowały po jej ciele, zatrzymując się na miejscu gdzie byliśmy połączeni. Tego było zbyt wiele, widzieć ją, czuć ją i emocje we mnie wirujące. Pozwoliłem swojej głowie opaść do tyłu; zacisnąłem oczy i próbowałem skupić się na czymś poza tarciem mojego penisa wewnątrz niej. Poczułem jak wietrzyk ochładza moją wilgotną skórę, trzeszczący dźwięk ognia zaraz poza pawilonem, odległy pomruk ruchu ulicznego w dole, delikatny sposób w jaki moje imię opuszcza jej usta. Zaczęła świtać chwila przejrzystości, że ta kobieta w jakiś sposób potrafi stać się całym moim wszechświatem. Nie wiem jak mógłbym bez niej żyć. Przebiła się przez ściany, które zbudowałem i nie chciałem, żeby znów stanęły. Chciałem pozwolić jej wejść, zatrzymać ją przy sobie, kochać ją. Moją pierś chwyciło uczucie tak silne, że odebrało mi oddech. Zakochiwałem się w niej. Nagle musiałem ją przytulić, otoczyć ją i udowodnić, że to jest prawdziwe. Całując miękko każdą nogę zanim je zsunąłem, usiadłem i przycisnąłem ją do siebie. Okręciłem ramiona wokół jej talii i trzymałem ją, chowając twarz w jej piersiach. Była tu. - Edward – powiedziała miękko, otaczając mnie ramionami i nogami. - O Boże, Bella – wyszeptałem przy jej skórze zdesperowanym głosem. – Potrzebuję cię. Wsunąłem ją na siebie głębiej i uniosłem biodra, żeby ją spotkać. Unosząc ręce, żeby chwycić jej twarz, pocałowałem ją głęboko, kochając sposób w jaki jęczała w moje usta. Jej ruchy stawały się coraz bardziej gorączkowe i sięgnąłem pomiędzy nas, a głaskając ją, czułem siebie wewnątrz niej. Wygięła się i sapnęła, kiedy delikatnie ją potarłem. - Powiedz coś, Edwardzie. – Przysuwając usta do jej ucha, odsunąłem jej spocone włosy i wyszeptałem: - Je suis à toi.21 – Jej ręce opadły i jęknęła, a jej mięśnie zaczęły zaciskać się wokół mnie. - Jeszcze raz. - Je suis à toi, Bella. – Powtarzałem te słowa na okrągło, coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego, jak są prawdziwe. Dźwięk mojego własnego głosu brzmiał dla mnie dziwnie, rozpaczliwie i potrzebująco. Budowała się we mnie presja, chwiejąc się, gotowa by eksplodować. Dziewczyna krzyknęła, a jej ciało rozpadało się w moich ramionach i poczułem, że mój własny szczyt przedziera się przeze mnie. 21
Jestem twój.
~ 160 ~
Skończyłem w niej, a moje ciało drżało i przywierało do niej, jak do koła ratunkowego Z zamkniętymi oczami i policzkiem przy jej piersi, poczułem bicie jej serca przy moim uchu. Skupiłem się na nim, pozwalając rytmowi uspokoić mnie po najintensywniejszym doświadczeniu mojego życia. Minuty mijały i miękki szloch wyrwał mnie z zamyślenia. Patrząc w górę, zauważyłem, że jej oczy są zamknięte i ciche łzy spływają po jej policzkach. - Bella, kotku, co się stało? Zraniłem cię? – Chwytający mnie strach zdławił mój głos, kiedy otarłem jej łzy i pocałowałem oczy. Kręcąc głową spojrzała na mnie, a na jej twarzy zagościł miękki uśmiech. Bez słów zrozumiałem i przycisnąłem ją do siebie, kładąc nas na fotelu. Ze stolika obok nas chwyciłem gruby, bawełniany szlafrok i nakryłem nas nim. Noc się ochłodziła i lekko drżeliśmy, ale nie ruszyliśmy się by odejść. Zamykając oczy, skupiłem się na jej lekkim oddechu i uczuciu, jakie wywoływało dotyk jej ciała przy moim. Ból w mojej piersi powrócił, kiedy zdałem sobie sprawę jak daleko zaszliśmy. Ledwo mogłem uwierzyć, że kiedyś myślałem, że mógłbym bez niej żyć… że jakoś mógłbym zaprzeczyć jej przyciąganiu. Ale nasze ciała wiedziały o tym, z czym nasze umysły próbowały walczyć. Zrozumiałem, że nie ma dla mnie drogi powrotu. Upadałem i nie wiedziałem jak to zatrzymać. Odgarniając kosmyk włosów z jej policzka, spojrzała na mnie i zastanowiłem się czy ona też to czuje. Pochyliłem się, by pocałować ją czule, rozkoszując się miękkim westchnieniem jakie uciekło z jej rozchylonych warg. Jutro wsiądziemy do samolotu i skierujemy się z powrotem do rzeczywistości. Byłem przerażony tym co to może oznaczać, ale kiedy wzięła moją rękę, całując ją delikatnie zanim splotła nasze palce, zrozumiałem, że to nie ważne. Przekroczyłem punkt, w którym nie ma odwrotu i czy chciała mnie czy nie, ja byłem jej. - Je suis à toi.
~ 161 ~
13. Je Suis à Toi Płynnie odepchnęłam się od ściany basenu i prześliznęłam się przez słabo oświetloną wodę przy dnie. Pływałam ciężej, wyciskając ze swojego ciała ile się dało, z nadzieją, że ból w przemęczonych mięśniach będzie wystarczający, żeby oderwać mnie od nieustannego bólu w piersi. Musiałam to poczuć. Potrzebowałam wysiłku fizycznego, by sny nie zakłócały mojego wypoczynku dzisiaj w nocy. Musiałam wiedzieć, że wrócę do pokoju zbyt zmęczona, by skupić się na fakcie że jestem sama, że otworzyłam swoje serce i nareszcie przyznałam się do swoich uczuć tylko po to, by je odrzucił. Powtarzając czynność z drugiej strony, zanurkowałam głębiej, mając nadzieję zatopić całą przykrość wywołaną jego odrzuceniem. Wszystko było takie idealne i wciąż próbowałam zaakceptować to, że w gruncie rzeczy on się odsunął. Nie wiedziałam, co się stało. W jednej chwili byliśmy szczęśliwi na tyle, na ile mogliśmy być w tej sytuacji, a w następnej… odszedł. Kiedy wyszliśmy ze spotkania, spoglądające na mnie oczy nie były tymi miękkimi i miłymi, które poznałam w tym tygodniu. Był oziębły i zdystansowany, kiedy mówił mi o swoich planach na wieczór. Zrobiłam co mogłam by nie okazać zaskoczenia i bólu, ale od wewnątrz walczyłam. Co się zmieniło? Co ja zrobiłam? Ta zraniona, niepewna dziewczyna nie była kobietą, którą byłam dumna, że jestem. Później, gdy odszedł, wiedziałam, że to koniec. Przebijając powierzchnię, przekręciłam się na plecy i pozwoliłam by ciepła woda mnie uniosła. Płynęłam na powierzchni pozwalając by umysł oczyścił się na chwilę, patrząc na gwiazdy na ciemnym niebie nade mną. Było tu tak idealnie; ponownie złapałam się na tym, że pragnęłam dzielić to z nim. Po raz pierwszy tego ranka, powróciłam myślami do tego, co się wydarzyło i jakie to było uczucie obudzić się w jego ramionach. W ciągu kilku sekund, poczułam wzrost dziwnej, nieproszonej paniki, a żeby się uspokoić wyszłam z łóżka, potrzebując przestrzeni zanim ponownie miałam stanąć z nim twarzą w twarz. Nałożyłam na siebie ubranie, wyszłam na balkon i karciłam siebie za to, że nie miałam wystarczająco dużo odwagi by z nim porozmawiać. Czy bałam się tego, że powie coś, co mi się nie spodoba? Może to o mnie chodziło. Może to ja bałam się spojrzeć na swoje uczucia. Wiedziałam, że jak raz otworzę te drzwi i wreszcie zaakceptuję ich obecność, nie będzie drogi powrotnej. Byłam zaskoczona, czując jego ramiona, ale nie zaskoczona tym jak dobrze się czułam. Wszystko z nim wydawało się właściwe i to właśnie utrudniało zaakceptowanie obecnej sytuacji. Decydując się na to wiedziałam, że jest dla mnie kompletnie nieosiągalny, ale wtedy nie było to problemem. Nigdy nie chciałam od niego więcej. Do teraz.
~ 162 ~
- Nie było cię - szepnął między pocałunkami składanymi na mojej szyi. - Wiem - odpowiedziałam, zastanawiając się czy poczucie winy, które czułam przez to, że jestem tchórzem, ujawniło się w moim głosie. Nie było mowy żebym mu powiedziała dlaczego. Dlaczego każdego ranka w tym tygodniu, wymykałam się z łóżka, bojąc się spojrzeć mu w twarz, bojąc się tego, co mogłam zobaczyć, gdy leżał koło mnie. Byłam wdzięczna, że nie pytał; a ja rozpływałam się przy jego dotyku. Jego dłonie idealnie pasowały do mojego ciała i nie potrafiłam powstrzymać cichego jęku, który wydostał się przez moje usta, kiedy jego kciuki dotknęły moich sutków. Pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu, pamiętając, co wydarzyło się ostatnim razem, czekając na kolejny ruch. - Jesteś taka piękna - powiedział. Słyszałam te słowa już wcześniej, ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak potężne mogły być. To on sprawiał, że czułam się piękna. Nigdy wcześniej nie byłam tak fizycznie otwarta na inną osobę, pozwalając na odkrywanie każdego skrawka mojego ciała. Zawsze patrzył na mnie z zamyśleniem i fascynacją, nigdy nie pozwalając mi na to, bym czuła się zawstydzona czy niepewna. Miałam nadzieję, że wiedział jak wiele to dla mnie znaczyło. Przeciągając rękami po powierzchni wody, przypomniałam sobie jak staliśmy razem w delikatnym deszczu, rozkoszując się samym byciem razem. Myślałam o tym jak jego ręce poruszały się wzdłuż mojego ciała, wsuwając się pod ubranie i delikatnie dotykając nagiej skóry. Oparłam się na nim, czując go twardego i ciepłego. Jego pragnienie wydawało się być równie nienasycone co moje. Wiedziałam, że nie było czasu. Nie mogliśmy bez przerwy ignorować swoich obowiązków, by zaspokajać rosnącą pomiędzy nami namiętność. Ale znowu nie potrafiłam powiedzieć nie. Rzucił mnie figlarnie na łóżko, rozbierając mnie szybko zanim znalazł się we mnie. Było to delikatne i drażniące, tak bardzo inne od tego co zwykle. Całował moje oczy, nos i policzki, nie zostawiając niedotkniętego nawet kawałka skóry. Szeptał rzeczy, których nie rozumiałam, a jednak brzmiały jakbym rozumiała każde słowo. Przyrzekłam sobie wówczas, że kiedyś nauczę się francuskiego. Kiedy na końcu razem osiągnęliśmy spełnienie, wiedziałam, że gdziekolwiek spojrzę, nie znajdę tego znowu. Decydując, że nadszedł czas by wyjść naprzeciw rzeczywistości, ruszyłam w stronę krawędzi basenu i wyszłam, wdzięczna wszystkim wielkim grzejnikom, które otaczały patio. Słysząc jak ktoś chrząka, odwróciłam się, zszokowana jego widokiem. Chciał porozmawiać, wytłumaczyć co się stało, że wszystko było nieporozumieniem. Miał wyrzuty sumienia i bał się, tak jak ja.
~ 163 ~
Nawet kiedy jego place przesunęły się wzdłuż mojej szczęki, a jego ręka wsunęła się w moje włosy, próbowałam się odsunąć. Nie potrafiłam skończyć zdania, by powiedzieć, że nie mogę tego zrobić. Próbowałam zwalczyć ściskanie w żołądku, kiedy mnie dotykał i kłucie w sercu, kiedy powiedział, że mnie pragnie. - Wiem czego chcę - powiedział. - Chcę ciebie, ale nie wiem jak to dobrze zrobić. Mieć ciebie i dobrze to robić. Powiedz mi jak, Bello. - Spojrzałam na niego, widząc w jego oczach własne nadzieje i lęki. Też tego chciałam. Pragnęłam go bardziej niż czegokolwiek w swoim życiu i kiedy spojrzał w moje oczy, i powiedział, że go mam, zadrżałam. Podniosłam się na palcach, moje usta spotkały jego, potrzebując pocałunku. Nie było to wystarczające i moja desperacka potrzeba upewnienia się, przejęła nade mną władzę. Moje ręce biegały po jego ciele, a nie czując jego nagiej skóry, szybko stałam się sfrustrowana. Pociągnęłam za jego ubrania i wyrwałam guziki w pośpiechu by wreszcie pozbyć się bariery między naszymi ciałami. Westchnęłam kiedy poczułam jego ciepłe dłonie muskające moje piersi, zatracając się jeszcze bardziej, kiedy szeptał w moją wilgotną skórę. Nasze ubrania szybko zostały zdjęte, zgubione i zapomniane na drewnianej podłodze. Potrzebowałam go teraz. Popchnęłam go do tyłu, otaczając nogami jego biodra, kiedy opadł w miękkich poduszkach. Moje usta poruszały się po każdym calu jego skóry, potrzebując jego ciągłego smaku i dotyku. Uniosłam nad nim swoje ciało i oboje jęknęliśmy, kiedy wzięłam go w siebie. Moje biodra poruszały się, czując jak wychodzi mi naprzeciw, sprawiając, że poruszaliśmy się w jednym tempie. Zatraciłam się w tym, czując to każdym nerwem swojego ciała. Fala emocji zaczęła narastać, kiedy byłam bliska spełnienia. Poczułam jak zaczął się gwałtownie poruszać, zaciskając ręce na moich nadgarstkach, trzymając twarz między moimi piersiami. Każde uczucie i obawy, które starałam się ukryć wypłynęły na powierzchnię; łzy których nie byłam w stanie zatrzymać wypłynęły spod moich zamkniętych oczu. Wyszeptałam jego imię, otaczając go swoim ciałem, potrzebując poczuć go jeszcze bliżej. - O Boże, Bello. Potrzebuję cię. - Jego słowa były proste, ale sprawiły, że zrobiło mi się cieplej. Jego ręka przesunęła się do mojej twarzy i jęknęłam kiedy mnie pocałował. Czułam jak moje ciało sztywnieje i błagałam go by powiedział to, co potrzebowałam usłyszeć. - Je suis à toi - szeptał do mojego ucha raz po raz. Słowa były dla mnie obce, ale emocje z nimi związane nie. Przebiły ostatni mur, w tym momencie wiedziałam, że nie mogłabym bez niego istnieć. Zmienił sposób mojego patrzenia na świat i mnie samą. Zdawałam sobie sprawę z tego, że już nigdy niczego nie zobaczę w ten sam
~ 164 ~
sposób. Łzy spłynęły po moich policzkach. Intensywność fizycznej i psychicznej więzi rozbiła mnie. Dźwięk jego spanikowanego głosu sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Pociągnął mnie ze sobą, przytulając do swojego ciepłego ciała. Przytulając twarz do jego piersi, zamknęłam oczy, rozkoszując się tym jak idealnie jego palce pasowały do moich. Wyszeptał delikatne słowa w moje włosy, a ja wtuliłam się w niego bardziej. Na skraju mojego umysłu pojawiały się inne myśli, próbując przedostać się i przejąć władzę, ale im na to nie pozwoliłam. W nocy, dopóki słońce nie wzeszło i nasze torby nie były spakowane, należał do mnie. Powietrze się ochłodziło i mimo grzejników na zewnątrz pawilonu, czułam spadek temperatury na skórze. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele, ale nie chciałam kończyć tego momentu. Miękkie usta dotknęły moich włosów, muskając je. Poczułam jego ciepły oddech, drażniący skórę mojej głowy, sprawiając, że westchnęłam, uwielbiając ten prosty, ale intymny ruch. Nie wiem jak długo pozostaliśmy w tej pozycji, zanim jego głos przerwał ciszę. - Powinniśmy zejść na dół - wyszeptał. Wyobrażałam sobie to, czy naprawdę brzmiał jakby też nie chciał iść? - Zaczyna robić się zimno, a twoje włosy wciąż są mokre. - Jego dłoń poruszyła się wzdłuż ramienia do moich włosów i nie mogłam powstrzymać się od zamknięcia oczu, kiedy jego ręce bawiły się mokrymi kosmykami. - Wiem - westchnęłam, ale żadne z nas się nie poruszyło. Odetchnął głęboko, moja głowa się uniosła, czując każdy ruch jego klatki piersiowej. O czym myślał? Czy zastanawiał się co będzie jutro? Czy patrzył na torby, leżące w kącie, z tą samą pogardą co ja? Odwracając głowę, potarłam nosem skórę, na której odpoczywałam, rozkoszując się jego zapachem. Pocałowałam go między żebrami i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie uważnie, dziwny i intensywny wyraz pojawił się na jego twarzy. Nasze spojrzenia się zatrzymały, sprawiając, że ucisk w klatce był jeszcze intensywniejszy. - Chodź ze mną na dół - powiedział delikatne. Pokiwałam głową na zgodę, wciąż patrząc mu w oczy; wziął głęboki wdech, a wilgotne ciepłe powietrze owiało moją twarz. Minęły długie minuty zanim zdecydował się ruszyć, siadając powoli i pociągając mnie za sobą. Rozplątując nasze nogi, jego oczy przesunęły się po podłodze patio w poszukiwaniu naszych ubrań. Ubraliśmy się szybko. Spojrzałam się za nas, kiedy pociągnął mnie w stronę wind. Niechętnie opuściłam to idealne miejsce i to, co tu przeżyłam. Przeszliśmy przez żelazną bramę i weszliśmy do hotelu. W tym momencie, przysięgam, że poczułam ciężar prawdziwego świata, który nagle zaczął na mnie opadać. Jego palce
~ 165 ~
wciąż były zaciśnięte na moich, kiedy przycisnął mnie do siebie, pozwalając by drzwi windy się zamknęły. Pocałowałam delikatnie jego szyję. Będąc zachęconą przez jego ciche westchnienie, podniosłam się na palcach i musnęłam jego usta. Jego wolna ręka powędrowała do moich włosów, łaskocząc moją głowę, kiedy pogłębił pocałunek. Byłam ledwie przytomna, gdy winda zjechała na nasze piętro. Pociągnął mnie za sobą, nie przestając mnie całować. Dziwnym, niemożliwym do określenia ruchem, wciąż mnie całując, szedł tyłem korytarzem. Zderzyliśmy się ze ścianą, a on uśmiechnął się, trzymając usta na moich, jednocześnie wyjmując klucz z mojej ręki i starając się otworzyć zamek. Wpadliśmy do pokoju, przerywając nasz pocałunek tylko po to by mógł zawiesić plakietkę “Nie przeszkadzać” na zewnętrznej klamce.
~*~*~*~*~*~*~*~ Otworzyłam oczy, czując, że coś nie jest w porządku. Przesunęłam ręką po prześcieradle by sprawdzić, czy on tam jest, ale jedyne, co znalazłam obok siebie to puste miejsce. W pokoju było ciemno. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce przy łóżku, by zobaczyć, która jest godzina. 2:43 nad ranem. Usiadłam i przetarłam oczy, próbując skupić spojrzenie na pokoju. Poczułam ulgę widząc cienki strumień światła wychodzący spod drzwi łazienkowych. Uspokój się, Bella. On jest tylko w łazience. Położyłam się z powrotem na poduszkach, podciągnęłam pościel pod brodę, próbując opanować dziwne uczucie z jakim się obudziłam. Poczułam trudny do wytłumaczenia strach myśląc, że mnie zostawił w nocy. Pomijając wszystko, co wydarzyło się nad basenem, nie potrafiłam pozbyć się przerażenia, że znowu zaczął się wycofywać, nie mając pojęcia jak poradziłabym sobie z tym, gdyby to zrobił. Spoglądając ponownie na zegarek, jęknęłam. Za cztery godziny i osiem minut znajdziemy się w samolocie, w drodze powrotnej do domu. Dom. Słowo, które dotąd napawało mnie poczuciem wygody i bezpieczeństwa, teraz sprawiało ucisk w żołądku z paniki i niepokoju. Powrót do domu oznaczał powrót do dawnego życia, które równie dobrze może zakończyć to, co dzieliliśmy ze sobą w tym tygodniu. Mój żołądek się zacisnął, tak jak zawsze, gdy o tym myślałam. Potrafiłam wyrzucić te myśli na bok, ale nie zmieniało to faktu, że jutro o tej porze, będę z powrotem w Chicago, w swoim łóżku. Sama. Przekręciłam się, przyciskając poduszkę do ciała, w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Jego poduszkę. Zamknęłam oczy, zastanawiając się nad tym czy mogłabym ją wziąć ze sobą. Prawie roześmiałam się nad absurdalnością tego pomysłu,
~ 166 ~
ponownie spoglądając w stronę drzwi łazienki, starając się skupić na jakimkolwiek dźwięku, który mogłabym usłyszeć. Nie było żadnego. Wciąż leżałam, przytulając jego poduszkę, czując jak oczy stają się coraz cięższe. Chciałam na niego zaczekać. Wiedziałam, że zachowuję się śmiesznie, ale potrzebowałam otuchy w postaci jego ciepłego ciała koło mojego i poczucia jego silnych ramion wokoło mnie. Westchnęłam, uśmiechając się lekko, wyobrażając sobie jak mnie trzyma, szepcząc, że to wszystko jest realne i nic nie jest w stanie zmienić tego poranka. Minęło sporo czasu zanim moje oczy były już zbyt ciężkie i odpłynęłam w niełatwy sen. Później po jakimś czasie, znowu się obudziłam, orientując się, że wciąż jestem sama. Przewróciłam się szybko i sprawdziłam godzinę, była 3:14. Co? Idąc w ciemności, włożyłam na siebie pierwszą rzecz jaką znalazłam. Poszłam do łazienki. - Edward? - Brak odpowiedzi. Zapukałam delikatnie. - Edward? - Usłyszałam jęk i ciche szuranie po drugiej stronie drzwi. - Odejdź. – Jego głos był zachrypnięty i odbijał się od ścian. - Edward, wszystko w porządku? - Nie czuję się najlepiej. Poprawi mi się, idź do łóżka. - Czy mogę coś ci podać? - zapytałam. - W porządku. Proszę, po prostu wracaj do łóżka. - Ale… - Bella - jęknął najwyraźniej poirytowany moimi pytaniami. Ok. Odwróciłam się nie będąc pewna, co zrobić, walcząc z dziwnym zaniepokojeniem. Czy on w ogóle chorował? W ciągu roku, nigdy nie widziałam go z niczym poważniejszym niż zapchany nos. Było to oczywiste, że nie chciał bym siedziała pod drzwiami łazienki, ale nie byłam w stanie wrócić do łóżka i spać. Poprawiłam prześcieradła i poszłam do salonu. Wzięłam butelkę wody z mini barku i usiadłam na sofie. Jeżeli był chory, mam na myśli naprawdę chory, nie było szansy, że uda mu się wytrzymać naszą podróż za parę godzin. Wiedziałam, że to złe i czułam się przerażona, ale nie potrafiłam powstrzymać szczęścia, które przeszło przeze mnie. Nie musieliśmy wyjeżdżać. Przynajmniej, jeszcze nie. Czując się spokojniejszą, chociaż wciąż trochę winna, włączyłam telewizję i zaczęłam przerzucać kanały. Informacje. Zły film. Nick at Nite22. Ahh, Świat Wayne’a. Siadając z powrotem na sofie, zwinęłam nogi pod siebie, przygotowując się na czekanie. W połowie filmu, usłyszałam dźwięk lecącej wody dochodzący z łazienki. Usiadłam i nasłuchiwałam, gdyż był to pierwszy dźwięk jaki usłyszałam od godziny. 22
Program nocny nadawany przez stację Nickelodeon dla starszych i/lub dorosłych.
~ 167 ~
Drzwi łazienki się otworzyły, wstałam pędem z sofy, łapiąc butelkę wody zanim weszłam do sypialni. - Lepiej się czujesz? - zapytałam z troską. - Tak, o wiele lepiej. Myślę, że teraz po prostu muszę się przespać odpowiedział wdrapując się z powrotem na łóżko i chowając twarz w poduszkę. - Co… co się dzieje? - Położyłam butelkę wody na stoliku obok łóżka i usiadłam na krawędzi koło niego. - To żołądek. Myślę, że sushi mi zaszkodziło. - Jego oczy były zamknięte i pomimo przyćmionego światła, które wpadało z innego pokoju, widziałam, że wygląda potwornie. Odwrócił się ode mnie, ale to zignorowałam. Położyłam rękę na jego włosach, a drugą na jego policzku. Jego włosy były wilgotne, twarz miał bladą i lepką. Pomimo jego wcześniejszej reakcji, pochylił się w stronę mojego dotyku. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - zapytałam delikatnie, odsuwając kilka mokrych kosmyków z jego czoła. - Ponieważ ostatnią rzeczą jakiej chciałem, to żebyś patrzyła jak wymiotuję odpowiedział zrzędliwie. Wywróciłam oczami i zaoferowałam butelkę wody. - Mogłam coś zrobić. Nie musisz udawać takiego twardziela - dokuczałam mu, zadowolona widząc jak wywrócił na mnie oczami. - Nie chciałem cię budzić - odpowiedział, patrząc na mnie zanim spojrzał w dół. - Mamy lot za parę godzin i potrzebowałaś snu. - Nie - upierałam się, potrząsając głową i nasunęłam bardziej na niego pościel. - Nigdzie się nie wybierasz. Zostaniesz i odpoczniesz, a ja się zajmę wszystkim. Byłam zaskoczona, że nie zaczął się ze mną kłócić i kiwnął głową na zgodę. - Dobrze. Dziękuję, że nie jesteś uparty. - Wybełkotał coś, przewrócił się na bok i zasnął. Złapałam swój Blackberry i klucz od jego pokoju z komody. Byłam w drodze by wyjść na korytarz, gdy zauważyłam, co mam na sobie: jego koszulę z poprzedniego wieczora. Tylko jego koszulę. Nie mogłam iść do jego pokoju w takim stroju. Przerzuciłam wszystkie rzeczy w swojej torbie zanim udało mi się znaleźć coś na kształt piżamy. Założyłam to na siebie. Miałam nadzieję, że nikt nie będzie przechadzał się przedpokojem o tej godzinie. Obejrzałam się w jedną i drugą stronę korytarza, zanim zdecydowałam się wyjść z pokoju. Boże, dlaczego czułam się jakbym popełniała jakieś przestępstwo? Szybko otwierając jego apartament, zabrałam teczkę, przybory toaletowe i świeże ubrania na przebranie. Szłam z powrotem do swojego pokoju, robiąc w głowie listę rzeczy, które musiałam zrobić. To było coś w czym byłam dobra, kontrolować i robić plany. Miejmy nadzieję, że będzie to rozproszeniem jakiego dzisiaj potrzebuję i zajmie mój umysłu.
~ 168 ~
Kiedy weszłam do pokoju, położyłam jego aktówkę na stole i wzięłam jego rzeczy ze sobą do sypialni. Przywitał mnie dźwięk jego głębokiego oddechu. Nie potrafiłam się powstrzymać przed przesunięciem palcami po jego włosach i złożenia pocałunku na jego czole. Poruszył się nieznacznie, więc szybko się odsunęłam, nie chcąc go obudzić. Zostawiając jego rzeczy w łazience, zabrałam wszystko, co było mi potrzebne i wzięłam się do pracy. Przełożenie naszego lotu okazało się być znacznie trudniejsze niż mi się wcześniej wydawało. Między spotkaniem, które nie mogło zostać przełożone w tak krótkim czasie i toną zarezerwowanych lotów, naszą jedyną opcją został wylot dzisiaj późnym wieczorem. Zmieniłam rezerwację lotu i modliłam się by już dobrze się czuł. O 8:30, zmieniłam już wszystko, co byłam w stanie, porozmawiałam z recepcjonistką o naszych pokojach i nawet zadzwoniłam do Esme by dowiedzieć się, co Edward lubił, kiedy był chory. Tak jak przypuszczałam, jedyne, co Esme potrafiła sobie przypomnieć to, że lubił rosół z makaronem i lizaki owocowe, ale to było gdy był dość młody. Była zadowolona słysząc mój głos, a ja musiałam przełknąć poczucie winy, kiedy zapytała czy się dobrze zachowuje. Zapewniłam ją, że wszystko było w porządku i jedynie cierpi z powodu zatrucia żołądkowego. Powiedziałam jej również, że będziemy w domu jutro rano i oczywiście poproszę, by zadzwonił. Słyszałam jak jeszcze kilka razy przemieszcza się pomiędzy pokojami, ale przez następnych kilka godzin jego wycieczki stały się rzadsze. Często sprawdzałam co z nim, upewniając się, że nie jest zbyt ciepły czy chłodny i że pił, ale poza tym dałam mu przestrzeń, której potrzebował. Sprawiał wrażenie wyjątkowo za to wdzięcznego. Chciałam ofiarować mu wygodę i spędzić obok niego ostatnie minuty jakie nam zostały, ale rozumiałam też, że nie chciał okazywać przy mnie słabości. Z listą rzeczy, które wymieniła Esme, weszłam do ciemnej sypialni, żeby się przebrać i jeszcze raz przed wyjściem sprawdzić co z nim. Zaskoczyło mnie, że siedział na brzegu łóżka z oczami skierowanymi w podłogę. Wydawał się być głęboko zamyślony, ale kiedy weszłam podniósł wzrok by spotkać moje spojrzenie i kącik jego ust uniósł się w lekkim uśmiechu. Przechodząc przez pokój, stanęłam tuż przed nim. Powoli wyciągnął rękę i niepewnie umieścił ją na mojej talii. Staliśmy w ciszy, jego kciuk rysował małe kółeczka na moim brzuchu, a druga ręka powędrowała na moje biodro. Bardzo powoli przysunął mnie do siebie bliżej, a jego oczy w skupieniu wpatrywały się we wzory, które kreślił na koszuli. - Podobasz mi się w mojej koszuli – powiedział cicho. Kąciki jego ust uniosły się nieco bardziej, ale ktoś kto przypatrywał się jego twarzy troszeczkę mniej uważnie, nie zauważyłby tego. - Dziękuję – wyszeptałam. – Też ją lubię. – Otoczyła nas cisza, jedynymi dźwiękami było szuranie materiału pocieranego przez jego palce i nasze miękkie oddechy. W końcu na mnie spojrzał i coś ukuło mnie w klatce piersiowej, kiedy zobaczyłam na jak zmęczonego wyglądał. Wyciągnęłam do niego rękę i lekko odsunęłam włosy z jego czoła, kochając sposób w jaki gładkie kosmyki przesuwały się przez koniuszki moich palców.
~ 169 ~
- Dziękuję ci, Bello. – Jego słowa były szczere i łagodne i przyjęłam je bez pytań, pozwalając nam po prostu cieszyć się razem tą małą chwilą. Jego dłonie zdawały się nieco drżeć, kiedy zsunął je niżej na moje plecy, zanim całkowicie owinął swoje ramiona wokół mnie. Stanęłam pomiędzy jego nogami i przytuliłam go, kiedy oparł policzek na moim brzuchu. Westchnął głęboko i pochyliłam się, składając pocałunek w jego włosach. Nie chciałam nigdy stąd wychodzić. - Nie ma za co – powiedziałam miękko, kiedy położyłam policzek na czubku jego głowy, ubóstwiając sposób w jaki zacieśnił uścisk wokół mnie. – Czujesz się lepiej? - Dużo lepiej – odpowiedział. - Wyglądasz na takiego zmęczonego – wyszeptałam, kiedy zaczęłam przeczesywać palcami włosy na jego karku. Jego ciało zdawało się rozluźniać i uśmiechnęłam się ze świadomością, że uczę się jak go zrelaksować. - Jestem zmęczony – potwierdził z kiwnięciem głową i westchnieniem. Niechętnie się odsunęłam i położyłam ręce na jego twarzy. - Muszę skoczyć do sklepu, więc chcę, żebyś się jeszcze trochę przespał. – Mogłam zobaczyć, że ma zamiar protestować i potrzasnęłam głową. – Proszę? Już się wszystkim zajęłam. Wszystko co musisz zrobić to odpocząć. Mogę coś dla ciebie zrobić zanim wyjdę? - Nie, po prostu pójdę spać… albo zwymiotuję. Dam ci znać. - Cóż, dzięki, że podzielisz się ze mną tą informacją – zaśmiałam się, wciąż nie chcąc się jeszcze ruszać. - Obiecasz, że znów założysz moją koszulę, kiedy wrócisz do domu? – Jego palce bawiły się zniszczonym dołem koszuli, dotykając każdego miejsca, gdzie powinien znajdować się guzik. Mój żołądek zatrzepotał na słowo „dom”. - Cóż… jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej – odpowiedziałam złośliwie i lekko wzruszyłam ramionami. - Zdecydowanie lepiej. – Uśmiechnął się do mnie szeroko, trzepotanie się wzmocniło. Boże, ten uśmiech zawsze pozbawia mnie sił. Na drżących nogach odsunęłam się od niego żeby się przebrać, świadoma, że obserwuje każdy mój ruch. Chwyciwszy ubrania, wśliznęłam się do łazienki i szybko założyłam dresy, koszulkę na ramiączka i dopasowaną kurtkę. Związałam włosy i wybrałam okulary zamiast soczewek. Kiedy wróciłam do sypialni, położyłam jego koszulę na brzegu łóżka i obserwowałam go, wsuwając na nogi adidasy. Wyglądało na to, że znów zasnął i walczyłam ze sobą, żeby do niego nie podejść i nie pocałować na dowidzenia. Być może wyjście na chwilę będzie dobrym pomysłem. Położyłam jego komórkę obok łóżka, upewniając się, że jest ustawiona na wibracje i zerkając ostatni raz, cicho wyszłam z pokoju. Znalezienie sklepu nie zajęło mi dużo czasu i wybrałam to czego potrzebowałam. W ciągu dwudziestu minut wracałam już do hotelu. Zaniepokoił mnie dźwięk dzwonka dochodzący z mojej torebki i sięgnęłam po niego, od razu myśląc, że Edward mnie potrzebuje. Zerknęłam na ekran i byłam tylko w połowie
~ 170 ~
zaskoczona widząc zamiast tego imię Carlisle. Przełknęłam głośno i przygotowałam się do tej rozmowy. - Bella! – W głośniku rozbrzmiał jego tryskający energią głos, a ja byłam rozdarta pomiędzy radością słysząc go i obawą, że może mnie przejrzeć. - Cześć, Carlisle – odpowiedziałam, usiłując nadać swojemu głosowi pogodny ton. - Słyszałem, że mój syn nie czuje się dzisiaj najlepiej. – Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na ukrytą miłość i ojcowski ton jego głosu. - Tak, ale nie martw się, opiekuję się nim. Edward teraz śpi, a ja wyszłam, żeby kupić parę rzeczy, które zasugerowała Esme. – Słowa wyszły z moich ust zanim nawet zorientowałam się, co mówię. - Bella? Czy ty właśnie nazwałaś go Edwardem? – Cholera. Przez chwilę byłam cicho, besztając się za bycie okropnym kłamcą. - Tak, właściwie tak. - Jestem z was taki dumny, Bello. Wiedziałem, że zmuszenie was do spędzenia razem czasu wyjdzie na dobre. Czy nie mówiłem? Gdybyście tylko przestali walczyć na pięć minut, zobaczylibyście jak podobni w rzeczywistości jesteście. – Boże. Może być jeszcze gorzej? - Mówiłeś, Carlisle. I miałeś rację. Świetnie się dogadywaliśmy w tym tygodniu – odpowiedziałam, modląc się, żeby nie zdradził mnie mój głos. - To dobrze. Miejmy nadzieję, że to się utrzyma. Zadbaj o niego i powiedz mu, że niedługo z nim porozmawiam. - Dobrze, Carlisle – powiedziałam cicho. - Do widzenia Bello. – Rozłączyłam się właśnie gdy przekazywałam samochód parkingowemu, czując się gorzej niż myślałam, że to możliwe. Jeszcze jedno kłamstwo. Robiąc co w mojej mocy, żeby przywdziać pogodny wyraz twarzy, weszłam do apartamentu i ucieszyłam się słysząc włączony telewizor w sypialni. - Cześć – powiedziałam niezdolna do ukrycia uśmiechu, gdy zobaczyłam go siedzącego na łóżku. - Hej – odpowiedział. Nie mogłam się powstrzymać od złożenia małego całusa na jego włosach, przed odłożeniem torby i zdjęciem kurtki. Pachniał cudownie, a woń jego mydła i szamponu napełniała pokój. - Wyglądasz lepiej. – Najwyraźniej wziął prysznic i założył spodnie od piżamy, które mu przyniosłam. - Czuję się lepiej. – Uniósł rękę, w której trzymał swoją koszulę, na co nie mogłam powstrzymać śmiechu. – Pamiętasz? - Jak mogłabym zapomnieć? Dobrze, zjedz coś, kiedy będę się przebierać – powiedziałam, opróżniając przed nim zawartość torby. Zerknęłam w górę i zobaczyłam, że się na mnie gapi. – Co? Zapomniałam o czymś? - Skąd wiedziałaś, żeby to wszystko kupić? – zapytał, wpatrując się w rzeczy przed sobą ze zdezorientowanym wyrazem twarzy.
~ 171 ~
- Rano rozmawiałam z twoją mamą. Była szczerze zdumiona słysząc, że Superman jest chory. A przy okazji powiedziała, żeby wspomnieć, że nie dzwoniłeś do niej od dwóch tygodni. – Zaczęłam czuć się nieswojo, gdy wciąż mi się przyglądał. – To było nie w porządku? - Nie mogę uwierzyć, że zadzwoniłaś do mojej mamy – odpowiedział cicho. – Dziękuję. - To nic takiego. – Wzruszyłam ramionami i wzięłam od niego koszulę trochę skrępowana jego spojrzeniem. Weszłam do łazienki i przebrałam się, z powrotem zakładając jego koszulę i psychicznie nastawiłam się na szczerą rozmowę. Wracając do pokoju, zobaczyłam że otworzył sok i jadł lizaka. Nie byłam pewna gdzie pójść, kiedy poklepał miejsce na łóżku obok siebie. Wspięłam się, siadając z głową na zagłówku, i wzięłam lizaka, którego mi zaoferował. - Więc, większość przygotowałam wcześniej. Dzisiaj w nocy o jedenastej mamy lot, jeśli będziesz się dobrze czuł i poprzesuwałam wszystkie spotkania, ale jutro wieczorem musisz podpisać dokumenty w JemCo. – Powoli pokiwał głową i wydawał się myśleć. – Co oglądamy? - Clerks, jest teraz w ofercie – odpowiedział, wciąż na mnie nie patrząc. - Ekstra. To jeden z moich ulubionych filmów – powiedziałam, kiedy znów opadłam na poduszki. - Wiem. Cytowałaś go pierwszego dnia, kiedy cię spotkałem. - Właściwie to było Clerks 2 – wyjaśniłam, a potem zatrzymałam się. – Czekaj, pamiętasz to? – Odwróciłam się w jego stronę, zaskoczona, że miał jakiekolwiek wspomnienia z tego okropnego pierwszego spotkania. - Oczywiście, że to pamiętam. – Miał opuszczoną głowę, a żal w jego głosie był oczywisty. - Ale… - przerwałam, niezdolna nawet do sformułowania słów, które chciałam powiedzieć. - Wiem – powiedział i spojrzał na mnie, a ból i skrucha ewidentnie ukazywały się w jego rysach. – Byłem w stosunku do ciebie draniem, Bello. – Wyciągając rękę, wziął moją dłoń i splótł nasze palce. Patrzył w dół, na nasze połączone dłonie i kciukiem rysował małe kółeczka na mojej skórze. – Byłem… kiedy myślę o tym jak… - ucichł, na pozór niezdolny do dokończenia swojej myśli. Wciąż go obserwowałam, rozczulona nie słowami, ale jego przyznaniem się. To było… takie niespodziewane. - W porządku. To tak samo moja wina jak i twoja. – Wtedy na mnie spojrzał, a moc jego oczu wysłała przeze mnie dreszcz. – Naprawdę. – Przytaknął i z powrotem odwrócił się do telewizora. Wiedziałam, że potrzebowaliśmy powiedzieć dużo więcej, ale nie mogłam nic poradzić, że poczułam nieco dumy na to, co moim zdaniem, było ogromnym postępem. Pogrążyliśmy się w komfortowej ciszy i kontynuowaliśmy oglądanie filmu. Obydwoje śmialiśmy się w tych samych momentach i powoli przysuwaliśmy do siebie nasze ciała, aż napieraliśmy na siebie ramionami. W pewnym momencie moja głowa opadła na jego ramię i zamknęłam oczy, a kilka minut później położył swoją przy mojej. Kącikiem oka zerknęłam na zegar na ścianie i westchnęłam w duchu, kiedy obliczyłam czas, jaki nam pozostał.
~ 172 ~
Zaburczało mi w brzuchu i uświadomiłam sobie, że jeszcze dzisiaj nie jadłam. - Jesteś gotowy, żeby zjeść coś więcej niż lizaki owocowe? – zapytałam, kiedy niechętnie się od niego odsunęłam, by sięgnąć po menu z kredensu. - Prawdopodobnie mógłbym zjeść cos lekkiego – odpowiedział. – Minęły godziny, więc powinno już być dobrze. Przejrzeliśmy pozycje w karcie i złożyłam zamówienie: sałatkę z kurczaka dla siebie i rosół dla niego. Kiedy czekaliśmy, zaczęliśmy kolejny film, łatwo dochodząc do porozumienia i wybierając „Wysyp Żywych Trupów” z menu na ekranie. Kiedy rozbrzmiało pukanie, sygnalizujące przybycie lunchu, byłam zaskoczona zdając sobie sprawę, że jeszcze raz nas do siebie przyciągnęło, a pod kocem moje nagie stopy splatały się z jego. Zjedliśmy w towarzyskiej ciszy i wróciliśmy do oglądania filmu. Mniej więcej w połowie zaskoczył mnie głos Edwarda. - Bella? Jaki jest twój ulubiony film? – Odwróciłam się do niego zaskoczona pytaniem. - Cóż – zaczęłam. – Mam słabość do śmiesznych filmów. Clerks, Tomcio Grubasek, Wysyp Żywych Trupów, Ostre Psy; coś takiego. Ale jeśli miałabym wybrać mój ulubiony, to byłoby prawdopodobnie Okno na Podwórze. - Z powodu Jimmy’ego Stewarta czy Grace Kelly? – Uśmiechnęłam się zaskoczona, że to wiedział. - Obydwojga, ale raczej Grace Kelly23. - To widać. Masz jej zwyczaje. – Jego ręka uniosła się i wygładziła kosmyk włosów, który zagubił się z mojego kucyka. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która się rumieniła, ale teraz spojrzałam w dół i poczułam ciepło na policzkach. – Poza sprośną buźką – dodał. Popatrzyłam na niego z udawanym szokiem na twarzy. - Bardzo zabawne, palancie – powiedziałam i trzepnęłam go w ramię. Zachichotał, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony. – Wiesz, gdybyś raz na jakiś czas się zamknął, byłbyś cholernie blisko perfekcji. Nawet rozważałam chodzenie z taśmą w torebce. – Wsadziłam sobie krakersa w usta, a on popatrzył na mnie przez moment, zanim wybuchł najseksowniejszym śmiechem jaki kiedykolwiek słyszałam. Tak, to szybko stawało się moim ulubionym dźwiękiem. - Oh, no nie wiem. Wydaje mi się, że lubisz niektóre rzeczy, które wychodzą z moich ust. Prawda, ma petite chèrie? – Pochylił się w moją stronę i przebiegł nosem po mojej szyi. Boże, jaki z niego słodki drań. - Nie grasz fair – westchnęłam, czując, że śmieje się miękko przy mojej skórze. - Mówisz jakby to było coś złego. – Teraz całkowicie odwrócił się w moją stronę, jego nogi zaplątały się w moje, a jego ręka spoczęła na moim nagim udzie. Mój oddech nieznacznie szarpnął, kiedy jego usta sunęły wzdłuż mojego ucha. Okay, okay – powiedział chichocząc, odsuwając się nieco i opierając głowę na poduszce. – Ulubiony kolor?
23
Amerykańska aktorka, księżna Monako.
~ 173 ~
- Nie tak szybko, nie powiedziałeś mi jaki jest twój ulubiony film. – Teraz obydwoje leżeliśmy na bokach twarzami do siebie i radośnie stwierdziłam, że wróciły mu kolory. - Oh, teraz zadajemy pytania na przemian? – zaśmiał się, a jego uśmiech się rozszerzył. - Chyba że wymyślisz coś innego do robienia. – Uniósł na mnie brwi i zrobiłam co mogłam, żeby go zignorować. - Cóż, szczerze to lubię wszystkie filmy, które wymieniłaś. – Spojrzałam na niego w szoku. - Naprawdę? - Czemu to cię dziwi? – Przesunął ramię, które leżało na poduszce, nad głowę i jego place zaczęły z roztargnieniem bawić się puklami moich włosów. - Nie wiem, chyba po prostu założyłam, że to będzie jakiś artystyczny film. – Jeszcze raz się zaśmiał, a ja uśmiechnęłam się szeroko na ten dźwięk. - Cóż lubię wiele artystycznych filmów – zaczął, - ale lubię też proste, stare komedie. Okay, moja kolej. Ulubiony kolor? - Chyba różowy. - Cóż to zupełnie dopuszczalna odpowiedź dziewczyny – dokuczył, a nasz film został prawie całkowicie zapomniany. Spojrzałam na niego, unosząc brew na jego komentarz. - Ulubiony kolor? – Jego wzrok przesunął się za mnie, kiedy się zastanawiał. - Hmmm… w zależności od tego jakie są twoje matki w mojej kieszeni pod koniec nocy. Ten kolor. - O Boże – jęknęłam, nawet nie próbując ukryć tego, jak absurdalna była ta odpowiedź. - Co? To jest mój ulubiony kolor. – Mógł zobaczyć, że wciąż czekam. – Okay, niebieski – w końcu ustąpił. - Cóż to zupełnie dopuszczalna odpowiedź chłopaka – odegrałam się. Znów się roześmiał i zdziwiłam się jakie to było proste, po prostu rozmawiać. – Edward? – powiedziałam, próbując brzmieć obojętnie. – Gdzie one są? – Nie mogłam ukryć zainteresowania w głosie, kiedy pytałam. - W bezpiecznym miejscu. - Mogę zobaczyć? - Nie. - Dlaczego? – zapytałam, mrużąc na niego oczy. - Bo będziesz starała się je zabrać. - Dlaczego miałabym chcieć je z powrotem? Wszystkie są podarte. – Wyszczerzył się do mnie, ale nie odpowiedział. - W każdym bądź razie, dlaczego to robisz? – Obserwował mnie przez chwilę, najwyraźniej rozważając odpowiedź. W końcu, uniósł się na łokciu i przysunął swoją twarz do mojej. Wierzchem dłoni bardzo delikatnie musnął moją szczękę zanim połączył nasze usta w najbardziej miękkim z pocałunków. Odsuwając się, spojrzał mi w oczy.
~ 174 ~
- Z tego samego powodu, dla którego ty to lubisz. – Mój puls natychmiast przyspieszył i odchrząknęłam. - Opowiesz mi coś? – Przytaknął i kontynuowałam. – Opowiedz mi o swoim tatuażu. – Mój palec przesunął się po jego nagiej klatce piersiowej do krańca tatuażu, wystającego ponad spodnie od piżamy. Uśmiechnęłam się, kiedy nieznacznie zadrżał. - To naprawdę nie jest bardzo interesująca historia. Miałem dwadzieścia jeden lat i właśnie przeprowadziłem się do Paryża. Właściwie to był pierwszy tydzień mojego pobytu tam. W pobycie tam, kochałem wszystko. Zaoferowano mi niesamowitą okazję, mieszkałem w pięknym mieście i to było wszystko, czego kiedykolwiek oczekiwałem. Ale niedługo potem zacząłem wątpić w swoją decyzję. Tęskniłem za rodziną i zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem odseparowując się od nich, przeprowadzając się na drugą półkulę, tylko by udowodnić, że potrafię sam sobie poradzić. Więc pewnego dnia szedłem ulicą, zdezorientowany i rozważałem powrót do domu, i skręciłem do małej kawiarenki zwanej Le Cafe du Coeur. Usiadłem, a w tle leciała piosenka Edith Piaf "Je Ne Regrette Rien". Słuchając słów miałem takie głęboko zakorzenione odczucie; nie potrafię tego opisać… to się po prostu ze mną połączyło. Wtedy dobrze wiedziałem, że to coś oznaczało, że tak właśnie muszę przeżyć swoje życie; sprawić, żeby każda decyzja miała znaczenie, a patrząc wstecz, wiedzieć, że wszystko stało się z jakiegoś powodu. Je Ne Regrette Rien, czyli, niczego nie żałuję. - Myślę, ze to piękna historia – powiedziałam, całkowicie oczarowana obrazem młodego Edwarda, samotnego i podważającego swoją decyzję opuszczenia rodziny i pójścia własną drogą. Przytaknął. – I to prawda? Tak przeżyłeś swoje życie? - Tak. Nie żałuję niczego, co stało się w moim życiu, żadnej decyzji którą podjąłem. – Położył rękę na mojej twarzy. – Nie żałuję tego, co stało się pomiędzy nami. Chcę, żebyś to wiedziała. – Jego palce przesunęły się delikatnie po moim ramieniu i w dół ręki. Położył swoją dłoń płasko na mojej. Podążyłam wzrokiem za jego oczami na nasze ręce i obserwowałam jak powoli splótł nasze palce. - Je ne regrette rien. Nie żałuję tego, Bello. – Podniósł nasze złączone dłonie do swoich ust i umieścił na wierzchu mojej miękki pocałunek. Jak on to robił, że cos tak czystego jak pocałunek w rękę, zdawało się tak intymne? Nie mogłam zatrzymać miękkiego jęku, który wyrwał się z moich ust, a on zaśmiał się cicho, składając w tym samym miejscu kolejny miękki, tęskny pocałunek. – Kocham, że to tak na ciebie działa. – W tej chwili zrobiłam się lekko rozkojarzona, więc zwyczajnie pokiwałam głową. – Bello, byłaś kiedyś w Paryżu? - Nie – odpowiedziałam potrząsając głową. - A chciałabyś? - Jasne. Jeśli kiedykolwiek nadarzyłaby się okazja, byłabym zachwycona. – Przytaknął, ale nic więcej nie powiedział na ten temat. Rozmawialiśmy godzinami, ewentualnie robiąc przerwę, żeby zamówić obiad, a nawet obejrzeć kolejny film. W pewnym momencie zasnęłam i obudziłam się na dźwięk budzika rozbrzmiewającego
~ 175 ~
z mojego telefonu. Wyciągając rękę, chwyciłam go i wyłączyłam, uświadamiając sobie jak ciemno zrobiło się w pokoju. Zerknęłam na Edwarda śpiącego obok mnie i z niepokojącym uczuciem w piersi zdałam sobie sprawę, że nasz czas się skończył. Nie mogłam uwierzyć, że przez te wszystkie godziny, które spędziliśmy na rozmowie, ani razu nie pomyślałam o powrocie do domu. Teraz jednak poczułam, że zaczyna chwytać mnie panika. Zsuwając się z łóżka, weszłam do łazienki i opryskałam twarz zimną wodą. Nie było już więcej ukrywania się przed rzeczywistością, to było nieuniknione. Włączając kilka świateł, powoli podeszłam z powrotem do łóżka, żeby go obudzić. Poruszył się i otworzył oczy. Na początku wyglądał na zdezorientowanego, kiedy mnie zobaczył, ale wiedziałam w którym momencie wszystko zrozumiał. - Już czas? – zapytał, a przytaknięcie było moją jedyną odpowiedzią. Usiadł i zsunął nogi z łóżka, przebiegając rękami we włosach. - Pójdę pod prysznic i się przygotuję. – Mój głos był pusty i bez życia, brzmiał dziwnie nawet dla moich własnych uszu. Atmosfera w powietrzu była ciężka i dławiąca. - Pójdę do swojego pokoju i zrobię to samo. – Odwróciłam się i poszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Zamykając oczy, oparłam czoło o chłodne drewno, słuchając jak porusza się po pokoju, ubierając i w końcu minął drzwi łazienki. Czułam jego kroki na wykładzinie i pojęłam, że zatrzymał się zaraz na zewnątrz. Coś otarło się o drzwi z drugiej strony i wyobraziłam sobie jak kładzie rękę na oddzielających nas drzwiach. Usłyszałam jego westchnienie i odgłos kroków, po którym nastąpiło kliknięcie zamykanych drzwi. Cisza wokół mnie była ogłuszająca i zdałam sobie sprawę, że teraz jestem sama. Nie potrafiłam powstrzymać szlochu, który przedarł się przez moje gardło, kiedy opadłam na kolana. Bezustanne łkania torturowały moje ciało, a gorące łzy spływały obficie po moich policzkach, bo uświadomiłam sobie, że mężczyzna, którego kochałam właśnie wyszedł. Próbowałam trzymać go od siebie z daleka. Próbowałam przypomnieć sobie, że jest kobieciarzem i nie jest dla mnie odpowiedni, że jest niedostępny i że nigdy nie będzie mój, ale to się nie liczyło. W pewnym momencie oddałam mu swoje serce i wiedziałam, że nigdy go nie odzyskam. Nie jestem pewna jak długo tam siedziałam, ale w końcu łzy ustały i wynurzyłam się z zamglenia na tyle długo, żeby uświadomić sobie, że wciąż siedzę na zimnej marmurowej podłodze, ciasno oplatając się ramionami. Byłam wdzięczna za ogarniające mnie odrętwienie, kiedy się podniosłam i odwróciłam w stronę prysznica. Przygotowywałam się ledwo świadoma otoczenia. Ubrałam się i poruszałam jak w transie, zbierając wszystkie swoje rzeczy i wkładając je do walizek. Kiedy spakowałam ostatni przedmiot, usiadłam na brzegu łóżka i spojrzałam na bagaże w kącie. Kpiły ze mnie, reprezentując to wszystko co zostawiałam za sobą. Ich obecność zdawała się wzrastać w bezruchu pokoju, drażniąc mnie Wciąż spowijało mnie błogosławione odrętwienie, a nieproszone obrazy przelatywały przez mój umysł. Pomiędzy nimi zobaczyłam jego uśmiech na lotnisku. Usłyszałam jego głos, kiedy mówił, że mnie pragnie. Zobaczyłam jaki był piękny,
~ 176 ~
kiedy okrywał moje ciało swoim. Obserwowałam jego śmiech, kiedy figlarnie się ze mną drażnił. Ostanie wyróżniało się ponad resztą, coś tak błahego, że dla kogoś innego wydawałoby się bez znaczenia. Zamykając oczy, pozwoliłam obrazowi ciemnego pokoju wypełnić pustkę za moimi zamkniętymi powiekami. Pozwoliłam dźwiękowi mojego imienia, wypowiadanego przez niego, otoczyć mnie, przypominając sobie jak się czułam, kiedy szeptał je przy mojej skórze, kiedy trzymał mnie w tym łóżku. Rozbrzmiało pukanie do drzwi i wstałam, wygładzając spódnicę zanim poszłam otworzyć. Biorąc głęboki oddech, otworzyłam je i zobaczyłam go, stojącego w korytarzu. Jak zwykle wyglądał doskonale, we wspaniałym ciemnym garniturze i krawacie. Jego włosy pozostawały w typowym nieładzie, a nieznaczny zarost, który wciąż pokrywał jego szczękę, pokazywał, że postanowił zrezygnować z golenia. Spojrzał mi w oczy i zwęził je na krótko, kiedy mnie zobaczył, ale jeśli zobaczył, że coś jest nie tak, był wystarczająco uprzejmy, żeby nic nie powiedzieć. Przesunęłam się tak, by mógł wejść, a jego ciało musnęło moje, kiedy mnie mijał. Bez namysłu popchnęłam go mocno na ścianę i okręciłam sobie jego krawat wokół pięści, ciągnąc go w dół. Moje usta szorstko spotkały jego i zamarł, zaskoczony moim nagłym działaniem. Moja wolna ręka przesunęła się w górę po jego klatce piersiowej i zacisnęła w pięść na włosach na karku. Jego ciało zaczęło się powoli relaksować, a kiedy jego język wysunął się, żeby spotkać mój, jęknęłam w jego usta. W głębi umysłu wiedziałam, że nim manipuluję. To była ostatnia desperacka próba, żeby go tu ze sobą zatrzymać. Nawet wtedy ze wstydem odnośnie tego co robiłam płonącym w moim żołądku, nie mogłam tego przerwać. Otarłam się o niego biodrami i poczułam, że przebiega przeze mnie dreszcz, kiedy poczułam jego twardego penisa napierającego na mój brzuch. Przesunęłam dłonie do jego paska, przyciskając go bliżej do miejsca gdzie go potrzebowałam. - Kotku – jęknął bez tchu, odsuwając ode mnie swoje usta. – Kotku, nie mamy na to czasu. - Nie obchodzi mnie to. Pragnę cię. – Przeklął pod nosem i głębiej wplótł dłonie w moje włosy, a jego usta gwałtownie powróciły do moich. – Oh Boże, Edward. Potrzebuje cię. – Okręciłam wokół niego jedną nogę, a obcas mojego buta wbijał mu się w łydkę. Dłoń zsunęła się po mojej szyi i mocno chwyciła moją pierś, sprawiając, że sapnęłam, kiedy się o niego otarłam. Błądziliśmy po małym przedpokoju, aż w końcu poczułam, że moje plecy przyciskają się do chłodnej ściany. Kładąc rękę na jego, splotłam nasze palce i zsunęłam je w dół mojego ciała, do uda. – Powiedz, że mnie pragniesz. – Przesunęłam nasze dłonie wyżej po moim udzie i pod spódnicę. Odciągając ode mnie swoje usta, zerknął na nasze połączone ręce spoczywające na moim udzie. Rozplątując nasze place, pewniej okręcił dłoń wokół mojej nogi i uniósł ją, opierając ją wyżej na swoim biodrze. - Nie masz pojęcia jak bardzo cię pragnę, kotku. – Naparł na mnie, a jego palce bawiły się paskami od mojego pasa do pończoch. Używając ręki wciąż wplecionej w
~ 177 ~
moje włosy, przechylił moją głowę, odsłaniając moją szyję dla jego złaknionych pocałunków. - Weź mnie, Edwardzie. Proszę. – Poczułam jego głośny jęk przy mojej szyi i zasapałam, kiedy jego zęby drasnęły wrażliwą skórę. Jego palce wciąż przemieszczały się po moim udzie, coraz bardziej zbliżając się do moich majtek. Nie mogłam powstrzymać jęku, kiedy poczułam jak okręca delikatne paski wokół pięści. – Jeszcze tylko raz. Proszę. Jego ciało uspokoiło się i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że moje serce dziko wali przy jego piersi. Odsunął głowę od mojej szyi, a jego oczy wędrowały po mojej twarzy. - Co? – wyszeptałam bez tchu. – Nie przerywaj. – Pochyliłam się do przodu i przyłożyłam swoje usta do jego, tylko po to, żeby odsunął się jeszcze bardziej do tyłu. - Bella, przestań – powiedział miękko. Poczułam, że jego chwyt na moich majtkach słabnie, a potem zsunął rękę po mojej nodze. – Kotku, co robisz? Zerknęłam w dół, nie chcąc dłużej patrzeć w jego śliczne oczy. - Nie wiem o czym mówisz. – Nawet dla mnie zabrzmiało to jak kłamstwo. Położył ręce na bokach mojej twarzy i uniósł moją twarz tak, żebym na niego spojrzała - Posłuchaj mnie, Bello. Chcę od ciebie więcej niż to. I kiedy wsiądziemy do samolotu, wszystko co mieliśmy tutaj pojedzie razem z nami. Obiecuję. – Moje oczy krążyły po jego twarzy i nie zobaczyłam tam nic poza szczerością. – Wierzysz mi? Je suis à toi. Jestem. Twój. – Bardziej niż czegokolwiek innego, chciałam mu wierzyć. - Tak. – Oparł czoło o moje, a ja zamknęłam oczy. - Obiecuję, Bello. - I ja jestem twoja. – Uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałam i delikatnie mnie pocałował. Moje serce krzyczało, żeby powiedzieć mu, że go kocham, ale mój umysł by mi na to nie pozwolił. To było wszystko co mogłam z nim mieć? Kiedy o tym myślałam, zdałam sobie sprawę, że jeśli to było wszystko co mógł mi dać, chętnie bym to wzięła. Odsunął się i poprawił moje ubrania, zanim zajął się sobą. - Jesteś gotowa? – Przytaknęłam i poczułam jak jego palce muskają moją dłoń, zanim ją chwycił. – Bagażowy już idzie po nasze walizki – powiedział, pokazując ręką za nas. Znów skinęłam i przesunął nas w stronę drzwi. Wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się na wszystko co nasz czeka. Ścisnął moją rękę w zapewnieniu, kiedy otwierał drzwi. Doleciały do nas głosy z korytarza i zanim wyszliśmy, uniósł nasze złączone dłonie do ust i pocałował moją miękko. - Je suis à toi – powiedział jeszcze raz i zrozumiałam. Podążyłam za nim i poczułam jak jego dłoń opuszcza moją.
~ 178 ~
*** Rozmowa, którą przeprowadziłam wczoraj przy stole nie pomagała. Wyszłam z koleŜankami w nadziei, Ŝe to mnie rozproszy. Myliłam się. W chwili, gdy weszłyśmy do mojego pokoju uwiesiły się na mnie, zadając na jego temat pytanie za pytaniem. Kiedy dotarłyśmy do restauracji zrobiło się tylko gorzej. - Więc, Bella. Powiedz coś o swoim Pięknym Draniu. WciąŜ nadąŜa za swoim popularnym przezwiskiem? – Wywracając oczami odwróciłam się w stronę Melissy. - To o tym będziemy dzisiaj rozmawiać? Wiesz – zaczęłam, juŜ wiedząc, Ŝe nie zakończy to dyskusji, - ja nie wypytuję o twojego szefa. - CóŜ, jej szef nie wygląda jak czysty seks – dodała Rhonda. Nasz stolik wybuchł śmiechem i bardziej niŜ czegokolwiek chciałam, Ŝebym znalazła sposób by z powrotem schować się w hotelu. - Więc? WciąŜ jest totalnym fiutem czy jak? – powiedziała z powrotem kierując na mnie swoją uwagę. BoŜe, naprawdę nie chciałam dyskutować o Edwardzie z tymi kobietami, jeśli słowa jak „seks” i „fiut” były w to zaangaŜowane. UwaŜałam, Ŝe dobrze kłamię, ale gdy będziemy ciągnąć te tematy, przejrzą mnie. - Świetny język, Mell – powiedziałam, unikając jej oczu poprzez wpatrywanie się w listę win. – I nie. Ostatnio jest znacznie milszy. - śartujesz! – krzyknęła Caren ze swojego miejsca na końcu stołu. – Chcesz mi powiedzieć, Ŝe seksowny drań rzeczywiście wyhodował serce? No pięknie. To była jedyna rzecz, która powstrzymywała go od bycia ideałem. - Ideał? Jesteś powaŜna? – zapytała Colleen, wpatrując się w Caren z drugiego końca stołu. – Wszystkie wiemy, Ŝe jest zabójczy. Mam na myśli, cholera, czasami wydaje mi się, Ŝe Bella musi być jakimś cyborgiem, Ŝe nie ściga go dookoła jego biurka, ale słyszałyśmy jakim jest palantem. - Oj dajcie spokój. Nie jest taki zły – zaprotestowałam, z kaŜdą minutą stając się coraz bardziej zakłopotana. – Nie sądzicie, Ŝe lekko przesadzacie? - Bella, bardziej niŜ ktokolwiek inny powinnaś znać listę blondynek, które ten koleś musi mieć w swojej czarnej ksiąŜeczce. Nigdy go z nikim nie widziałaś? – Przemyślałam to. Fakt, Ŝe nigdy nie widziałam go dwa razy z tą samą kobietą na jakimkolwiek firmowym spotkaniu, ale poza tym, nie mogłam wypowiadać się na ten temat. Zawsze chodziły plotki o kobiecie w budynku. Plotki, w które zawsze wierzyłam, jeśli miałabym być szczera, ale właściwie nigdy nic nie widziałam. MoŜe to, co działo się między nami, nie było dla niego takie nietypowe, jak myślałam. Sama ta myśl odebrała mi cały apetyt. - Nigdy nic nie widziałam – odpowiedziałam, bawiąc się sztućcami. Przybyły nasze drinki i zdecydowałam, Ŝe to był właściwy czas na małe dochodzenie. – Więc… Ŝadna z was nie
~ 179 ~
słyszała, Ŝeby miał stałą dziewczynę? - Nie miał jakiejś laski w ParyŜu? Tej, z którą był w tych wszystkich magazynach, Rhonda? – zapytała Melissa, wyglądając na prawie tak zainteresowaną jak ja. - O, no tak! Ale jak miała na imię? – Czekałam z przejęciem, kiedy ona próbowała to sobie przypomnieć. – Rachel! Tak miała na imię. Rachel Beaumont. Była modelką, tak mi się wydaje. Nie wiem o niej duŜo poza tym, Ŝe byli niesamowicie popularną parą. Kiedy tam mieszkałam, nie mogłaś znaleźć gazety bez ich zdjęcia. - Długo byli razem? – zapytałam, robiąc co w mojej mocy by wyglądać na jedynie zaciekawioną. - BoŜe, to było tak dawno temu, Ŝe nie pamiętam. Myślę, Ŝe przynajmniej rok, moŜe dłuŜej. - Hmm- było moją jedyną reakcją.
~ 180 ~
14. Avec toi, je suis enfin á la maison. Dźwięk silników odrzutowca wirował wokół nas, a nieustanne drżenie, w połączeniu z kojącą ciemnością panującą w kabinie pierwszej klasy, próbowały ułatwić mojemu wykończonemu ciału zapadnięcie w sen. Nie działało. Nawet jeśli moje ciało tego chciało, nie było mowy, żeby mój mózg mógł. Jeden po drugim, obrazy przemykały przez moją głowę jak sceny w filmie. Każdy moment bycia z nią, nieważne jak błahy wydawał się w tamtym momencie, teraz płonął w moim umyśle i odtwarzał przed moimi zamkniętymi oczami. Obserwowałem jak mijały w mglistym pośpiechu. Po raz pierwszy zobaczyłem ją, gdy się śmiała i ponownie przeżyłem ogrom świadomości, że moje życie nigdy nie będzie takie samo. Przypomniałem sobie pierwszy raz, kiedy pozwoliłem sobie jej dotknąć; moja ręka pięła się w górę jej uda w zaciemnionej sali konferencyjnej, poznając niezgłębioną pełnię bycia wewnątrz jej ciała. Zaśmiałem się na te wszystkie momenty, kiedy się okłamywałem, myśląc, że jeśli będę miał ją raz, będę mógł odejść, ale wiedząc od chwili w której się połączyliśmy, że nigdy nie będzie wystarczająco. Moja klatka piersiowa zacisnęła się i ogarnął mnie ten sam przypływ emocji, które poczułem tamtej nocy nad basenem, kiedy przywołałem moment, w którym zrozumiałem, że nie mógłbym bez niej żyć. Spojrzałem w dół, na miejsce gdzie obecnie leżały nasze splecione dłonie, ukryte pod niebieskim kocem na naszych kolanach. Byłem zmuszony pozwolić jej iść, gdy wyszliśmy na korytarz w hotelu i od momentu, w którym wsiedliśmy do samochodu, nie wypuściłem jej ręki, dopóki nie dojechaliśmy do lotniska. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca, było oczywiste, że jest wykończona i w ciągu kilku minut od startu, zobaczyłem, że jej oczy zaczynają opadać. Wiedząc, że nie mógłbym oprzeć się dotykaniu jej przez cały lot, poprosiłem o koc i natychmiast położyłem go na naszych udach, jeszcze raz chwytając jej dłoń w swoją. Był wczesny poranek i niebo było nadal ciemne, mglistość rozpraszała się tylko przez kilka górnych lamp do czytania, rzucających małe kręgi światła przez kabinę. Poczułem się niezwykle spokojny. Odwróciłem nieco głowę, by spojrzeć na nią i poczułem, że się uśmiecham. Jej oczy były zamknięte, jej usta rozchyliły się nieznacznie, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała wraz z jej głębokimi oddechami. Oparła głowę o moje ramię i mimo iż wiedziałem, że powinienem, nie mogłem zmusić się, żeby ją przesunąć. Miękka fala ciemnych włosów opadła na jej czoło i nie byłem zdolny do zatrzymania swojej wolnej ręki od odgarnięcia jej. Była piękna. Wiedziałem, że nie spała całą noc razem ze mną, a podczas gdy ja drzemałem w ciągu dnia, ona załatwiała sprawy odnośnie podróży i dbała o mój terminarz. Wciąż nie mogłem pomieścić w głowie sposobu, w jaki przy mnie była; dzwoniąc do mojej mamy, żeby dowiedzieć się o moich ulubionych rzeczach, dbając o każdy szczegół i przede wszystkim, po prostu się mną zajmując. Mimo że bycie chorym jest
~ 181 ~
nieprzyjemne, robiłbym to na okrągło, żeby tylko spędzić z nią kolejny dzień tak jak dzisiaj. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się; i jeśli był dźwięk, którym nigdy bym się nie znudził, to jej śmiech. Wiedziałem jak doprowadzić jej ciało do rozkoszy, ale wiedzieć, że potrafię uczynić ją szczęśliwą na inne sposoby, było czymś, do czego wciąż się przyzwyczajałem. Mówiliśmy o książkach i filmach, ulubionych kolorach i znajomych z dzieciństwa, obydwoje byliśmy zaskoczeni, że mamy ze sobą tak wiele wspólnego. Muszę przyznać, że byłem nieco zszokowany, kiedy zapytała o miejsce pobytu swoich majtek. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który rozciągnął moją twarz, gdy zobrazowałem sobie szufladę w moim gabinecie, teraz pełną drogiej koronki i satyny. Wydawaliśmy się zgadzać ze sobą tak łatwo i byłem mile zaskoczony widząc, że bycie razem w ten sposób, jest całkowicie tak naturalne i przyjemne, jak bycie razem seksualnie. Czułem, że z każdą spędzaną z nią chwilą spadam trochę głębiej i zacząłem zdawać sobie sprawę, że nie chcę dowiedzieć się jak wyjść. W pewnym monecie zasnęliśmy, nasze ramiona i nogi splątały się ze sobą i obudziłem się, znajdując kompletnie zamkniętą w sobie Bellę idącą w moją stronę. Bez jej słowa wiedziałem, że już czas. Poszła wziąć prysznic i ja udałem się do swojego pokoju, by zrobić to samo, po drodze zatrzymując się i kładąc rękę na drzwiach łazienki. Musiałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Wróciłem do swojego pokoju i natychmiast poczułem różnicę. Mój apartament był cichy i zimny, nie posiadał ani trochę wygody i ciepła, którym przesiąknął każdy cal pokojów Belli. Samotna atmosfera, której kiedyś pragnąłem, teraz wydawała się pusta, odosobnienie było dosłownie namacalne w powietrzu. Szybko się ubrałem i spakowałem, wiedząc tylko, że chcę do niej wrócić. Moje emocje były zagmatwanym bałaganem i mimo że nie miałem pojęcia, jak posunąć się naprzód, wiedziałem, że razem możemy odnaleźć drogę. Pokonując krótką odległość między naszymi pokojami, martwiłem się co tam zastanę. Wyraz jej twarzy, kiedy się obudziłem, był całkowitym przeciwieństwem beztroskiego nastroju sprzed paru godzin. Czułem, że oddala się ode mnie z każdą sekundą i miałem nadzieję, że da nam szansę, żebyśmy mogli nad tym popracować. Moje serce opadło na widok, który mnie powitał, gdy otworzyła drzwi. Była piękna jak zawsze, ale na jej twarzy malowało się cierpienie i prawdopodobnie płakała. Jej spojrzenie szybko opuściło moje i było oczywiste, że jest zażenowana i skrępowana, że widzę ją w takim stanie. Zgrzytając zębami, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś, otarłem się o nią wchodząc do pokoju, zaskoczony, kiedy nagle popchnęła mnie na ścianę. Stałem zamarły, zszokowany jej działaniami, dopóki moje ciało nie zaczęło odpowiadać na własną rękę. Jej pocałunki były gorączkowe i rozpaczliwe, a ja poczułem, że znów mnie do niej ciągnie. Słowa żądzy padły między nami i mimo że nie mieliśmy czasu, pozwoliłem sobie ulec jej naleganiom. Nasze jęki odbijały się po marmurowym przedpokoju, a ja byłem świadomy tylko potrzeby, która pociągnęła nas naprzód. Bella poprowadziła nasze splecione dłonie w dół swojego ciała i pod
~ 182 ~
spódnicę. Jęknąłem, kiedy moje palce musnęły paski jej pasa do pończoch i przesunęły się dalej w górę, okręcając delikatne wstążki jej majtek wokół mojej pięści. - Weź mnie, Edwardzie. Proszę. Jej słowa przeszyły mnie na wylot, całowałem i kąsałem gwałtownie jej szyję. – Jeszcze tylko raz. Proszę. To zdanie było tak pełne potrzeby i zaniepokojenia, że odsunąłem się, patrząc jej głęboko w oczy. To nie była Bella, którą znałem. Wyglądała na przestraszoną i zawstydzoną, i byłem pewny, że nigdy więcej nie chcę tego widzieć na jej twarzy. - Co? Nie przerywaj. – Wychyliła się, żeby znów mnie pocałować, ale jeszcze bardziej się odsunąłem. - Bella, przestań – powiedziałem, przesuwając ręce w górę jej ciała. – Kotku, co robisz? – Mój żołądek zacisnął się, kiedy spuściła wzrok, bo nie potrafiła spojrzeć mi w oczy. Myślała, że to wszystko czego od niej chcę? - Nie wiem o czym mówisz. - Posłuchaj mnie, Bello – zacząłem, biorąc jej twarz w dłonie i unosząc jej podbródek, żeby spojrzała mi w oczy. - Chcę od ciebie więcej niż to. I kiedy wsiądziemy do samolotu, wszystko co mieliśmy tutaj pojedzie razem z nami. Obiecuję. Wierzysz mi? Je suis à toi. Jestem. Twój. – Proszę uwierz mi, Bello. Patrzyła na mnie tak uważnie i mogłem zobaczyć, że chciała mi wierzyć. Wyszeptała jedyną rzecz, którą musiałem usłyszeć: - Tak. – Przycisnąłem swoje czoło do jej, cicho obiecując nam obydwojgu, że znajdę jakiś sposób na rozwiązanie tego problemu. – I ja jestem twoja. Spojrzałem na nią i nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałem usłyszeć od niej te słowa. Odetchnąłem głęboko, pozwalając uczuciu mnie otoczyć. Jest moja. Pomogłem poprawić jej ubrania i chwyciłem jej rękę, splatając nasze palce. - Jesteś gotowa? – zapytałem cicho, mając nadzieję, że zrozumiała wszystko co miałem na myśli. Przytaknęła i spojrzała mi w oczy, uśmiechając się miękko, kiedy ścisnąłem jej rękę uspokajającym gestem. Obydwoje wiedzieliśmy co oznacza opuszczenie tego miejsca. W chwili, w której przejdziemy przez te drzwi, znów będziemy musieli stać się panem Cullenem i panną Swan. – Bagażowy już idzie po nasze walizki – powiedziałem, wskazując za nas. Otwierając nieco drzwi, zobaczyłem że wyraz zaniepokojenia powraca na jej twarz. Unosząc jej dłoń do ust, pocałowałem ją delikatnie. - Je suis à toi – wyszeptałem przy jej skórze, próbując przekazać głębię moich uczuć w tych prostych słowach. Kiedy przekroczyłem próg, niechętnie puściłem jej rękę, natychmiast odczuwając stratę. Uprzejmie kiwnąłem głową, gdy mijała mnie grupa turystów i zamknąłem za nami drzwi, już licząc minuty do momentu, w którym znów będę mógł jej dotknąć. Głos pilota w głośnikach przebił sie przez moje wspomnienia i otworzyłem oczy, by znów spojrzeć na Bellę. Wciąż mocno spała i po szybkim rozejrzeniu się po kabinie, pochyliłem się do niej. Gdy składałem miękki pocałunek na jej włosach, napłynął do mnie zapach pomarańczy.
~ 183 ~
- Bella – wyszeptałem, przesuwając się nieco, żeby umieścić kolejny pocałunek na jej czole. – Bella, złotko. Jesteśmy prawie na miejscu. – Lekko przebiegłem palcami przez jej włosy, gdy zaczęła się budzić. Otwierając oczy, uśmiechnęła się, a potem wyprostowała się, wyglądając na nieco zszokowaną, widząc mnie tak blisko. - W porządku – zacząłem, kładąc ręce na jej twarzy. – Wszyscy jeszcze śpią. Nikt nawet na nas nie spojrzał przez cały lot. – Przytaknęła i potem z powrotem odrobinę się do mnie pochyliła, wolną ręką przykrywając nasze dłonie. - Jesteśmy w domu? – Przez chwilę patrzyłem na nią uważnie, próbując dojść, dlaczego jej pytanie zdawało się coś we mnie pociągnąć. Będąc szczerym, nigdy nie przyszło mi do głowy, że nie byliśmy w domu. Bella była ze mną i najwidoczniej to było wszystko, czego potrzebowałem. – Edward? – Potrząsnąłem głową nieznacznie i uśmiechnąłem się do niej. - Tak, lada chwila będziemy lądować. – Przytaknęła i odwróciła się do okna, a ja zacząłem myśleć, co się stanie, kiedy dotrzemy na lotnisko. Jedna myśl w szczególności utkwiła w moim umyśle od wczorajszej nocy: chciałem zabrać ją ze sobą do domu. Czy to przekroczenie granicy? Boże, nie miałem pojęcia, byłem tutaj taki niezorientowany. Wiedziałem tylko, że nie może być tak jak przedtem. Nie było mowy, żebym mógł widywać ją tylko w ciągu tygodnia i ograniczać dotyk do szans na spotkania w odosobnionych miejscach. Chciałem się z nią kochać w moim łóżku. Chciałem zobaczyć gdzie mieszka, zabrać ją na kolację i nie bać się, że ktoś nas może zobaczyć. Odchrząkując, postanowiłem, że teraz albo nigdy. - Bella, ja… Moje pytanie przerwał komunikat załogi, informujący nas o zbliżającym się podchodzeniu do lądowania. Pozostali pasażerowie zaczęli się budzić i wiedziałem, że moment przepadł. Następnych dziesięć minut minęło na załatwianiu swoich spraw, a ja próbowałem psychicznie się przygotować, żeby znów ją zapytać. Lądowanie było płynne i zanim się zorientowałem, kierowaliśmy się po odbiór bagażu. Staliśmy obok siebie, nasze ramiona ledwie się dotykały i przyłapałem się na ukradkowym studiowaniu jej profilu. Nie wiem jak mogłem kiedykolwiek myśleć, że mógłbym oprzeć się tej kobiecie. Była miękka i piękna, i niesamowitym było dowiedzieć się, że wewnątrz jest jeszcze piękniejsza. Urosła we mnie fala emocji i wiedziałem, że nie chcę, żebyśmy byli oddzielnie. Kurwa, kiedy zamieniłem się w taką panienkę? Odwróciłem się do niej i położyłem rękę na jej ramieniu. - Bello, chciał… - Bella! – Obydwoje zwróciliśmy się w stronę biegnącej do nas młodej blondynki. – Bella, to ty. O mój Boże, myślałam, że widziałam cię na lotnisku w Seattle, ale nie byłam pewna. – Opuściłem rękę i cofnąłem się nieco, kiedy dziewczyna do nas dotarła. - Sara, cześć! Widziałaś mnie w Seattle? – Uśmiechała się do koleżanki, ale szybko zerknęła w moją stronę, a na jej twarzy pojawiła się panika.
~ 184 ~
- Tak. Chciałam do ciebie podejść, ale zadzwonił mój telefon. Hej, chcesz podzielić koszty za taksówkę? – Sara czekała, a mój żołądek opadł. - Oh… um, jasne – wyjąkała spoglądając na mnie. – Sara i ja mieszkamy w sąsiednich budynkach. – Uśmiechnąłem się i przytaknąłem, kiedy Sara zaczęła szczegółowo przedstawiać Belli swój wyjazd z chłopakiem. Nie podwiozę jej do domu. Nie przyjdzie do mnie. Nawet się z nią naprawdę nie pożegnam. Przełknąłem głośno, a moja klatka piersiowa zacisnęła się na tę myśl. Bella najwyraźniej też to sobie uświadomiła, bo wciąż rzucała w moją stronę ukradkowe spojrzenia ponad ramieniem koleżanki. Nasze walizki pojawiły się na przenośniku i odebrałem je, oferując dziewczynom pomoc przy taksówce. Kiedy umieściłem bagaż w bagażniku, pochwyciłem wzrok Belli ponad dachem samochodu. Uśmiechnąłem się miękko i miałem nadzieję, że zrozumiała wszystko co chciałem powiedzieć. Podeszła do mnie, żeby zapakować swoją torbę podręczną i moja ręka musnęła jej wewnątrz bagażnika. - Zadzwonię do ciebie – powiedziałem cicho. Nasze oczy się spotkały i przytaknęła, a jej palce okręciły się wokół moich na chwilę, zanim się cofnęła. Sara do nas podeszła i położyła swoją torbę obok bagażu Belli. - Gotowa? – zapytała nieświadoma cichej wymiany. - Jasne. – Bella zawahała się nieco, zanim na mnie spojrzała. – Widzimy się w poniedziałek, panie Cullen. – Odwracając się szybko, weszła do taksówki i zamknęła drzwi. Stojąc na krawężniku, obserwowałem je, dopóki nie zniknęły z widoku, już czując ból spowodowany jej nieobecnością. Syrena rycząca z daleka otrzeźwiła mnie, chwyciłem swój bagaż i zacząłem iść w stronę części długoterminowej. Kiedy byłem w środku swojego samochodu, odpaliłem silnik i wyciągnąłem telefon, pisząc pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Wciąż czuję zapach twoich włosów.
~*~*~*~*~*~*~*~ Wieczorem tego dnia, siedziałem w sali posiedzeń przy stole naprzeciwko ojca i brata. Ojciec był podekscytowany widząc mnie w domu, ale jeszcze bardziej, że Bella i ja zaczęliśmy się dogadywać. - Edwardzie, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem dumny, że nareszcie zatrzymaliście swoje nieporozumienia. Mówię ci, praca będzie znacznie przyjemniejszym doświadczeniem dla was obojga. - Masz całkowitą rację, tato – odpowiedziałem z oczami utkwionymi w folderze przede mną. Nienawidziłem okłamywać rodziny, ale przede wszystkim nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mój brat coś wie. Rosalie dała słowo, że nic nie powie, ale Emmett miał sposób, żeby widzieć rzeczy, których wolałbyś, żeby nie widział. Bycie głupim mięśniakiem w college’u, gdzieś po drodze zamienił na bycie sprytnym sukinsynem. Zignorowałem jego cztery telefony i dwie wiadomości, w
~ 185 ~
czasie pobytu w Seattle, a spojrzenie jakie mi przesłał, kiedy wcześniej przyszedłem na spotkanie, powiedziało mi, że nie będę w stanie dłużej odkładać tej rozmowy. - Więc – zaczął, stukając palcami w stół. – Bella do nas dołączy? – Spojrzałem na niego zwężonymi oczami. Pieprz się, Emmett. - Nie – stwierdziłem stanowczo. – Panna Swan wpadła na lotnisku na koleżankę i sądzę, że zamierzają gdzieś wyjść tego wieczora. – Wpatrywałem się w niego wściekle, wiedząc, że nie śmiałby powiedzieć czegoś przy ojcu. Nasz pojedynek na spojrzenia przerwał klient wchodzący do pokoju i zajęliśmy się interesami. Godzinę później siedziałem na tyłach zaciemnionego pomieszczenia oglądając pokaz slajdów, zadowolony, że jestem poza widokiem mojego durnego brata. Mój telefon zawibrował, a moje serce przyspieszyło w nadziei, że to ona. Nie odpisała na moją wcześniejszą wiadomość i kłamałbym, gdybym powiedział, że to nie było lekko niepokojące. Próbując wyglądać na obojętnego, wyjąłem telefon z kieszeni i na niego spojrzałem. Wciąż czuję twój dotyk. Położyłem telefon na stole, ekranem do blatu i usiłowałem nie ukazać w swoim wyrazie twarzy szoku, który odczuwałem. Kiedy byłem pewny, że nikt nie patrzy, podniosłem go i jeszcze raz przeczytałem wiadomość. Kurwa. Spojrzałem na zegarek i zastanowiłem się jak długo jeszcze tu będziemy. Próbując sprawiać wrażenie niezainteresowanego, szybko napisałem odpowiedź i z powrotem wsunąłem telefon do kieszeni. Wciąż czuję smak twoich ust. Trzy minuty później poczułem, że moja kieszeń znów wibruje. Tęsknię za twoim tatuażem. Moja głowa opadła do tyłu na ścianę, gdy powtórzyłem sobie te słowa. Tęskniła za moim tatuażem. Cholera. Boże, nawet nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć. Tęsknię za tobą oglądającą go. Martwiłem się, kiedy się nie odzywałaś. Wszystko w porządku? Nie mogłem uwierzyć jak bardzo byłem zdenerwowany. Co jeśli zmieniła zdanie? Przepraszam. Miałam wyciszone dźwięki i zasnęłam. Ktoś mi na to nie pozwalał przez cały tydzień.
~ 186 ~
Kurwa. Nie wiedziałem co było silniejsze: ulga, że nie ma wątpliwości czy pragnienie, kiedy wróciłem myślami do tych wszystkich sposobów w jaki powstrzymywaliśmy się nawzajem przed spaniem. Zdusiłem jęk i musiałem uregulować się w swoich spodniach. Nie mogę powiedzieć, że jest mi przykro. Zrobiłbym to od nowa, jeśli byś mi pozwoliła. Nie mogłem powstrzymać złośliwego uśmieszku, który rozciągnął moje usta, a gdy spojrzałem w górę, zobaczyłem, że mój brat wychyla się daleko w swoim krześle i mnie obserwuje. Cholera, zanosiło się na kłopoty. Sekundy później przyszła kolejna wiadomość. Przesłałem mu spojrzenie, które mówiło, żeby zajął się własnymi sprawami. Odwrócił wzrok, a ja zerknąłem na telefon. Myślę, że mogłoby mi się to spodobać. Prawie upuściłem telefon. Wzdrygnąłem się, uświadamiając sobie, że już mam plany na wieczór. Ojciec poprosił mnie, żebym odwiedził mamę. Biorąc głęboki oddech, napisałem odpowiedź. Dzisiaj w nocy muszę iść do rodziców. Może zadzwonię, kiedy skończę? Zdecydowanie. Chcę się z tobą jutro zobaczyć. Mój palec krążył nad przyciskiem wysyłania. Ja byłem na to gotowy, ale czy ona była? Potrzebowałem tego, my tego potrzebowaliśmy. Zamykając oczy, wysłałem wiadomość i czekałem. Po kilku sekundach, telefon zawibrował mi w dłoni. Też chcę się z tobą zobaczyć. Oh dzięki, kurwa, Bogu. Moja głowa opadła do przodu i głęboko wypuściłem powietrze. Chciała tego. Plan zaczął formować się w mojej głowie. U mnie? Przygotuję kolację. Cudownie. Mogę mieć życzenie? Życzenie? Zaśmiałem się, gdy dotarło do mnie, że prawdopodobnie dałbym jej wszystko, o co by poprosiła. Szybko odpowiedziałem.
~ 187 ~
Cokolwiek zechcesz. Załóż dżinsy. Co? Chciała mnie w dżinsach? Potrząsnąłem głową i zachichotałem, odpowiadając jej. Dżinsy, heh? Załatwione. Czy ja mogę mieć życzenie? Cokolwiek zechcesz. Uśmiechając się, pomyślałem o jej długich nogach i o moich wspinających się po nich rękach. Załóż sukienkę. Sukienkę, heh? Hmmm… załatwione. Oh, i nie gól się. Gapiłem się na telefon w dłoni, przypominając sobie dźwięki, jakie wydawała, kiedy przesuwałem twarz po wewnętrznej stronie jej ud i poczułem, że znów twardnieję. Zanosiła się długa noc. Wciąż jestem na spotkaniu; porozmawiamy za kilka godzin, umowa stoi? Stoi. Zawahałem się przez chwilę, zanim napisałem swoją odpowiedź, pocierając kciukiem klawisz wysyłania i zastanawiając się czy robiłem dobrze. Tęsknię za tobą, Bello. Ja też za tobą tęsknię. Tęskniła za mną. Przesuwając palcem po ekranie, jeszcze raz przeczytałem te słowa, już wyczekując chwili, kiedy znów ją zobaczę.
~*~*~*~*~*~*~*~ Następnego ranka obudziłem się pełny nerwowej energii. Będzie tu dziś w nocy, w moim domu i prawdopodobnie w moim łóżku. Wyobrażałem to sobie setki razy, nawet raz nie sądząc, że to może się stać. Wiedza, że za zaledwie dziesięć
~ 188 ~
godzin będzie stała w moim apartamencie, napełniała mnie ekscytacją, której jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałem. Wstając ubrałem się szybko w szorty, koszulkę i adidasy. Wiedziałem, że bieg jest jedyną rzeczą, która oczyści moją głowę i uspokoi wystarczająco, żeby przejść przez dzień. Siłownia była wykluczona. Była szansa, że wpadłbym na Emmetta, a zanim Bella i ja nie postanowimy kilku rzeczy, nie chciałem być zmuszany do rozmowy z nim. Chwytając butelkę wody i iPoda, opuściłem swój apartament i windą pojechałem na dach budynku, na którym znajdowała się bieżnia. Włączając muzykę zacząłem się rozciągać, już czując, że część napięcia opuściła moje ciało. Biegałem dopóki moje mięśnie nie paliły, a klatka piersiowa bolała, pozostawiając mój umysł błogo czystym. Siedem mil później zwolniłem do spaceru, zatrzymując się przy szkle ogradzającym bieżnię. W takich momentach mieszkanie tutaj było warte każdego centa. Na tej wysokości widok był nadzwyczajny. Zacząłem rozglądać się po mieście, pomiędzy wysokimi budynkami, w kierunku, gdzie wiedziałem, że znajdowało się apartament Belli. Pięć minut. Czasami ciężko było mi uwierzyć, że przez cały ten czas mieszkaliśmy od siebie tylko pięć minut drogi. Wiedziałem, że musimy dzisiaj porozmawiać. Chciałem wciąż się z nią widywać; nie było co do tego wątpliwości, ale co ze wszystkimi innymi? Wiedziałem, że naprawdę nie powinniśmy się spotykać, podczas gdy wciąż jestem jej szefem, ale egoistyczna strona mnie nie chciała też pozwolić, żebym odpuścił. Pokręciłem głową, w pełni wiedząc jakim byłem draniem. Część mnie wiedziała, że bez względu na wszystko, jakikolwiek nasz związek się stanie, zawsze będzie szargany w oczach innych. Bella zawsze byłaby sekretarką, która pieprzyła się ze swoim szefem, a ja zawsze byłbym chamem, który ją wykorzystał. Mocno pocierając twarz dłońmi, wypuściłem głęboki oddech. Po prostu z nią porozmawiam i pozwolę jej podjąć decyzję. Wszystko będzie dobrze. Musi. Później tego dnia, ostatni raz przeszedłem przez dom. Wszystko było idealne. Byłem na zakupach i zdobyłem wszystko, żeby móc przygotować danie, które zamawiała niezliczoną ilość razy na lunchach, kurczak Piccata. Wypożyczyłem wszystkie jej ulubione filmy, których nie miałem. Kupiłem jej kwiaty i nawet ubrałem się tak jak chciała, w dżinsy i czarną koszulkę. Moja twarz była nieogolona. Wszystko było gotowe i byłem w kuchni, krojąc warzywa, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Moja ręka zamarła, a serce natychmiast przyspieszyło. Nareszcie tu była. Otworzyłem drzwi, a powietrze opuściło moje płuca, kiedy zobaczyłem, jak stoi w korytarzu. Odwróciła się w stronę dźwięku i nasze oczy się spotkały, a lekki uśmiech uniósł kąciki jej ust. Miała rozpuszczone włosy, rozsypujące się na jej ramionach i moje palce od razu zaczęły świerzbić, żeby się w nie wplątać. Założyła prostą, czarną sukienkę, która z małym dekoltem i długimi rękawami mogłaby być uważana za skromną, gdyby nie jej długość. Kończyła się w połowie ud, podkreślając każdy cal jej długich, seksownych nóg. To, jej buty i myśl o tym, co może mieć pod sobą sprawiło, że wszystkie moje plany zaczęły powoli się ulatniać.
~ 189 ~
- Cześć – powiedziałem z uśmiechem. Uniosła brew, najwyraźniej dostrzegając moje uznanie i szeroko uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Cześć – odpowiedziała. - Bello, wyglądasz pięknie – wyszeptałem, nie mogąc czekać ani sekundy dłużej, by jej dotknąć. Wyszedłem na korytarz i wyciągnąłem do niej rękę, oplatając palcami jej kark. Żadne z nas się nie ruszyło, nasze oczy wwiercały się w siebie nawzajem i napłynął do mnie lekki zapach jej perfum. Moje palce chwyciły ją bardziej stanowczo i przyciągnąłem ją do siebie tak, że dzieliły nas ułamki cala, a jej oddech urwał się przez ten ruch. Moje oczy opadły na jej usta i jęknąłem w duchu, kiedy obserwowałem jak bierze dolną wargę pomiędzy zęby, stając się tym zahipnotyzowany. Z dręczącą ospałością, przycisnąłem ją do siebie, zamykając oczy, kiedy w końcu się pocałowaliśmy. Dotykając miękko jej ust jęknąłem na znajomą słodycz jej pocałunku. Powoli odsunąłem się i jeszcze raz spojrzałem w jej oczy, zanim znów się pochyliłem, biorąc jej dolną wargę pomiędzy swoje. Westchnęła, a jej oddech owiał moją twarz, przynosząc ze sobą zapach i smak czekolady. Uśmiechnąłem się przy jej ustach, gdy przypomniałem sobie nawyk jedzenia Pocałunków Hershey’a24, kiedy była zdenerwowana. Rozchyliła usta i jęknęła cicho, gdy wsunąłem język w jej usta, powoli przesuwając go wzdłuż jej. Rękami chwyciłem jej szyję i włosy, przechylając jej głowę tak, zęby pogłębić pocałunek. Chwila, która zaczęła się tak miękko i nieśpiesznie, szybko zaczęła nabierać intensywności. Moje usta stały się chciwe drażniąc ją, a dotyk jej warg na moich mnie pochłaniał. Gdzieś na końcu korytarza zamknęły się drzwi i uświadomiłem sobie, że wciąż stoimy na zewnątrz mojego mieszkania. Niechętnie się odsunąłem, wciąż dotykając jej nosa. - Musimy wejść do środka, bo inaczej wezmę cię tutaj, na korytarzu. – Musnęła moje usta swoimi i uśmiechnęła się. - Nie sądzę, żebym miała coś przeciwko. Jęknąłem i zmusiłem się do zwiększenia odległości pomiędzy nami, a moje palce zsunęły się czule w dół jej ramienia i chwyciły jej dłoń. - Chodź, złośliwa osóbko, nakarmię cię. – Mrugnąłem, a jej uśmiech rozszerzył się, kiedy pociągnąłem ją do swojego apartamentu. Zamykając drzwi, obserwowałem wyczekująco jak jej oczy wędrowały po pomieszczeniu. Przez długą chwilę była cicho i chciałem znać jej myśli. - Tu jest ślicznie, Edwardzie. – Patrzyłem jak weszła głębiej do mojego domu i byłem zaskoczony, że to wydawało się takie właściwe. Jej wzrok przesunął się z rozległej podłogi do okien sięgających sufitu i poszła w ich kierunku, palcami muskając oparcia krzeseł w jadalni, kiedy je mijała. Zatrzymała się przed dużą szybą i westchnęła. – Wow. Po prostu niesamowite. – Słońce zachodziło i światła miasta wypełniały pokój, migocząc przez szkło, które rozciągało się przez dwie zewnętrzne 24
czekoladki
~ 190 ~
ściany. Podszedłem do niej powoli i uderzył mnie przebłysk poczucia winy, kiedy przypomniałem sobie o naszym pierwszym razie. Stałem obok niej i niezdolny by się oprzeć, chwyciłem jej podbródek i odwróciłem jej twarz w swoją stronę, pochylając się, żeby złożyć na jej ustach kolejny czuły pocałunek. Odsuwając się, od razu poczułem stratę, a nasze oczy się spotkały. - Czy już ci mówiłem, że wyglądasz pięknie? – Uśmiechnęła się i pocałowała moją dłoń zanim odpowiedziała. - Mówiłeś i dziękuję. Ty wyglądasz – przerwała, a jej oczy powędrowały z podziwem w górę i w dół mojego ciała, - całkiem nieźle. – Zaśmiałem się głośno i chwyciłem jej rękę, uwielbiając fakt, że tak łatwo potrafi odwrócić sytuację. - Dziękuję – odpowiedziałem, ciągnąc ją za sobą. – Chodźmy na wycieczkę. Pokazałem jej dom, rozkoszując się jej reakcjami. Kiedy stanęliśmy u progu mojej sypialni, wskazałem do środka. - To mój pokój – powiedziałem cicho, już wyobrażając ją sobie w moim łóżku. Nasze oczy się spotkały i obustronne wyczekiwanie na dzisiejszą noc zatrzeszczało miedzy nami. Zdusiłem chęć chwycenia jej i zamiast tego ścisnąłem jej rękę, wskazując z powrotem w stronę kuchni. – Chodźmy sprawdzić co z kolacją. Jej oczy rozszerzyły się, badając pomieszczenie. Uwielbiałem gotować i nie oszczędzałem urządzając to miejsce. Duży pokój był zabudowany bogatymi, wiśniowymi meblami, a ściany były pomalowane na ciepły brąz. Podłogę pokrywały szerokie drewniane deski, a miękkie światło halogenów odbijało się od wypolerowanych, stalowych urządzeń i kafelków. Blaty były wykonane z ciemnografitowego granitu i oczarowany z uwagą obserwowałem jak jej palce muskały gładkie powierzchnie. - Idealna – westchnęła i spojrzała mi w oczy z drugiej strony wysepki kuchennej. – Dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam. – Wróciłem do krojenia warzyw, ale przerwałem, kiedy usłyszałem jej słowa. - Wyobrażałaś sobie jak wygląda moje mieszkanie? – zapytałem, niezdolny by ukryć zaskoczenie czające się w moim głosie. Przytaknęła i nie odwracała wzroku od moich oczu. - Na okrągło. – Jej stwierdzenie zawisło w powietrzu, a moje serce przyspieszyło. - Jak długo. - Miesiące. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Odkładając nóż na deskę do krojenia, obszedłem wysepkę dookoła i stanąłem przed nią. Wyciągnąłem rękę i odgarnąłem kosmyk jej włosów zanim moje palce zatonęły w miękkich falach i przysunęły ją do mnie. Czysta potrzeba, którą czułem zawsze, kiedy jej dotykałem, chwyciła mnie, gdy nasze usta się połączyły. Cofając się nieznacznie, wsunąłem język pomiędzy jej rozchylone wargi i jęknąłem na falę pożądania zaczynającą się w moim żołądku i przebiegającą prosto do mojego penisa. Przyciskając ją do lady, chwyciłem mocno jej włosy i zostałem wynagrodzony gardłowym jękiem.
~ 191 ~
- Bella, chciałem to zrobić powoli – wymamrotałem przy jej ustach. - Później. - Jej zadyszane słowa rozpaliły żądzę, którą próbowałem opanować, a mój penis stwardniał jeszcze bardziej. Już się nie powstrzymując, moje palce zjechały w dół jej ciała i zaczęły bawić się rąbkiem jej sukienki, wolno zaczynając przenosić się w górę jej uda. Moje wargi na chwilę opuściły jej. Zamknąłem oczy, gdy poczułem, jak jej ręce przeniosły się na moje ciało, zakręcając palce wokół paska moich dżinsów - Podoba mi się ta sukienka - powiedziałem do jej szyi. Moje ręce prześliznęły się w górę jej ciała, lekko muskając jej brzuch pod materiałem. Położyłem głowę na ramieniu, kiedy napotkałem inną warstwę zwiewnego materiału. - Oh kurwa, kotku. Co to jest? - Rękami otoczyłem jej żebra, i jęknąłem czując dotyk jedwabistego materiału pod koniuszkami palców. Jej cichy śmiech napełnił moje uszy i podziękowałem Bogu, że ma bzika na punkcie bielizny. Przekręcając nieznacznie głowę, jej wargi podążyły wzdłuż mojej szyi do ucha. - A mi podobają się te dżinsy - szepnęła, a jej gorący oddech sprawił, że gęsia skórka pojawiła się na moim ciele. Jej uchwyt na moich spodniach zacisnął się i poczułem, jak opuszki jej palców musnęły mój brzuch, na co moje mięśnie się napięły. Moje usta dotknęły jej w kolejnym gorączkowym pocałunku. Jednym szybkim ruchem podciągnąłem jej sukienkę, zdejmując ją całkowicie i rzucając ją przez pokój. Przekląłem widząc jej kształty i ledwie przykrywające je skrawki czarnego materiału. Dłońmi złapała spód mojej koszulki i ściągnęła ją ze mnie, upuszczając na podłogę. Chwytając jej twarz, przyciągnąłem jej usta do swoich, a nasze języki się spotkały. Przycisnąłem ją do siebie mocniej; mój bolący penis napierał na dżinsy. Przebiegając palcami w dół jej szyi i ramion, pozwalając swoim rękom podróżować w dół gładkiej skóry, zatrzymałem się na rąbku delikatnego materiału. - Potrzebuję cię Edwardzie - westchnęła w moje usta. W niepohamowanym ruchu ściągnąłem krótką haleczkę na ramiączkach, jęcząc gdy poczułem dotyk jej nagich piersi na swojej klatce piersiowej. Jej palce zaczęły pracować nad guzikami moich dżinsów, a mój penis drżał za każdym razem, gdy się o mnie ocierała. Poczułem, jak dżinsy zjechały w dół moich bioder, a moja erekcja otarła się o jej brzuch. Z rękami na jej biodrach, odwróciłem ją, przebiegłem koniuszkami palców w górę jej ciała, układając jej dłonie na zimnym granicie. Mój penis nacisnął na nią, kiedy przesuwałem włosy na jej ramię, składając pocałunki wzdłuż jej pleców. - Czy wiesz, jak bardzo cię teraz pragnę, Bella? Te wszystkie rzeczy, które chcę z tobą robić? - Moja ręka zjechała do jej pasa i w dół do cienkich tasiemek przytrzymujących jej majtki. - Czego chcesz? Chcesz żebym cię wziął? - Pchnęła siebie na mnie mocniej i westchnąłem, gdy mój penis potarł jej ciepłą skórę. Powiedz mi, Bella. Powiedz, że pragniesz, bym cię wziął. Wzdychała głośno, a głowę odrzuciła do tyłu, sprawiając, że włosy rozsypały się po jej ramionach i mojej klatce piersiowej. Jęknąłem, kiedy poczułem dotyk jej
~ 192 ~
jedwabistych włosów, zacieśniając chwyt na jej majtkach i używając ich by przyciągnąć ją do siebie. - Muszą odejść, Bella - szepnąłem do jej ucha. - Stoją między mną a czymś, czego pragnę. - Wziąłem atłas między palce i pociągnąłem nieznacznie. - Są bardzo ładne. - Przerwałem, ocierając się o miękką skórę. - Ale to, co znajduje się pod spodem jest jeszcze ładniejsze. - Pociągnąłem mocno po raz ostatni, a wąski materiał puścił łatwo, spadając bezceremonialnie na podłogę. - Wyglądasz cholernie seksownie stojąc nago w mojej kuchni, tylko w tych butach - wyszeptałem do jej ramienia. Kopnąłem daleko moje dżinsy i przebiegłem ręką w dół jej gładkiego uda, cicho prosząc ją by zrobiła dla mnie miejsce. - Jesteś na mnie gotowa? - Moja ręka przesunęła się między jej udami, a jej imię wymknęło się z moich ust, kiedy poczułem jaka jest wilgotna. Pocierałem wolno, zataczając kółka wokół jej łechtaczki. Zamknąłem oczy, gdy wstrzymała oddech i oparła się o mnie mocniej. Moja ręka pośliznęła się dalej w dół i mój penis zadrżał w oczekiwaniu na gorąco, które okryły moje palce. Ciche mruknięcie wydostało się z jej ust. Przycisnęła swój tyłek bliżej mnie. Cofając palce, umieściłem rękę między jej ramionami i przycisnąłem ją łagodnie do lady, czubek mojego penisa teraz napierał na jej wejście. Chwytając jej biodra, wsunąłem ją na siebie i oboje jęknęliśmy głośno, gdy wszedłem w nią. Niespodziewanie, wysunęła do przodu swoje biodra a potem z powrotem przesunęła je w tył, kolejny raz przyjmując mnie do środka. Uczucie było niesamowite. Całkowicie mnie otoczyła. Wyjęczała moje imię i oparła głowę o granit, gdy się wycofałem i pchnąłem mocno, głęboko. Nasze ciała ruszały się w rytmie jednego, popychając i ciągnąc. Pochyliłem się do przodu, by składać pocałunki między jej łopatkami. Wypchnęła swoje biodra mocno w moją stronę. Podniosłem głowę by zobaczyć, jak patrzy na nasze odbicie w lśniących drzwiach lodówki ze stali nierdzewnej. Nasze oczy się spotkały; zakląłem głośno łapiąc jej spojrzenie. Jej piersi zostały przyparte do zimnego granitu, widziałem, jak wchodziłem i wychodziłem z niej, a siła pchnięć powodowała ruch jej ciała za każdym razem. - Podoba ci się to, Bello? - Powiedziałem do jej odbicia. Jęknęła głośno, dźwięk doszedł do mojego penisa. Boże, kochałem sposób w jaki reagowała na mój pikantny język. - Oh, tak - odpowiedziała pozbawiona oddechu, nasze spojrzenia nie rozłączyły się, gdy poruszałem się w niej. - O kurwa, Bella - przekląłem, a mój głos był zachrypnięty i zrozpaczony. - Nie wiesz jak wiele razy sobie to wyobrażałem… wyobrażałem sobie, jak pieprzę cię na każdej powierzchni w moim mieszkaniu. Kiedy dojdziesz, zabiorę cię do mojego łóżka i znowu doprowadzę cię do szczytu. - Napięcie coraz bardziej rosło; wiedziałem, że nie dam rady wstrzymywać się dłużej. - Dotknij mnie, Edwardzie. Jestem tak blisko. - Jęknąłem głośno i zacisnąłem szczękę, bo jej słowa sprawiły, że powstrzymywanie się od nieuchronnego orgazmu stało się prawie niemożliwe. Moja ręka zjechała w dół jej ciała do łechtaczki.
~ 193 ~
Zacząłem pocierać ją i w ciągu kilku sekund poczułem jak zaciska się wokół mnie. Czułem każdy ruch w niej, utwierdzając się w przekonaniu że idealnie do siebie pasujemy. Ta myśl doprowadziła mnie do granicy. - Boże, Bella - jęknąłem, kiedy wypchnęła biodra naprzeciw moim. Wygięła się w łuk i z ostatnim głośnym jękiem, osiągnęła spełnienie. Nie musząc się już powstrzymywać, chwyciłem jej biodra mocno i przyciągnąłem ją do siebie, a jej imię opuszczało moje wargi w kółko, gdy doszedłem w niej. Bella opadła na ladę, a ja pochyliłem się nad nią. Moje usta poruszały się w górę i w dół jej pleców, wymawiając jej imię. - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem - wyszeptałem, kładąc czoło na jej wilgotnej skórze. Nie byłem pewien czy te słowa miały dla niej jakiekolwiek znaczenie, ale wydawało mi się właściwe wypowiedzenie ich na głos. Kiedy mój oddech się uspokoił, wysunąłem się z niej i odwróciłem ją w swoją stronę. Spojrzałem głęboko w jej brązowe oczy. Myśl, że może mnie opuścić sprawiła mi ból. - Zostań na noc, Bella. - Kładąc ręce na mojej twarzy, podniosła się na palcach i przyłożyła swoje ciepłe usta do moich. - Nigdzie się nie wybieram. - Pocałowała mnie raz jeszcze zanim odsunęła się by na mnie spojrzeć. - Powiedz to raz jeszcze, Edward. - Doskonale wiedziałem, co miała na myśli. Zginając nieco kolana, podniosłem ją i uśmiechnąłem się, gdy owinęła mnie nogami. Otoczyła ramionami moją szyję. Odwróciłem się, zaniosłem ją do swojej sypialni, całkowicie zapominając o obiedzie. - Je suis à toi - powiedziałem cicho, gdy kładłem ją na łóżku. Spojrzałem na nią leżącą wśród pościeli; jej włosy rozsypały się naokoło niej. Czułem jak moja klatka piersiowa się rozszerza. - Nie masz pojęcia jak wiele razy marzyłem by cię tu zobaczyć. Leżeliśmy zwróceni do siebie twarzami w ciemnym pokoju. Miasto za oknami dawało wystarczająco dużo światła bym widział jej twarz. Moje dłonie bawiły się jej włosami, gdy ona opuszkami palców dotykała mojej szczęki. Ta chwila była idealna i byłem wreszcie gotów by z nią porozmawiać. - Bella - wyszeptałem, drżąc, gdy przejechała kciukiem po mojej dolnej wardze. - Hmm? Wyjąłem rękę z jej włosów i położyłem ją na jej talii. Moje palce muskały delikatnie jej skórę. - Co chcesz zrobić? - Zatrzymałem się, potrzebując chwili na zastanowienie się. - Z tym, z nami? - Jej ręka znieruchomiała na chwilę zanim położyła ją na moim biodrze. - Nie wiem. - Jej głos był cichym szeptem. Przyciągnąłem ją do siebie. - Chcę być z tobą, Bella. Wszystko, co powiedziałem w Seattle jest wciąż prawdziwe. Ja… - Emocje zaczęły we mnie wrzeć. Przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej, ale z jakiegoś powodu nie było wystarczająco. Wiedziałem, że jestem w niej zakochany, ale nie byłem gotowy by powiedzieć te słowa. - Jesteś dla mnie bardzo ważna, Bella. Chcę iść do twojego domu i spać na twoich poduszkach. Chcę wiedzieć
~ 194 ~
jakiego koloru są twoje ręczniki i czy odkładasz na miejsce toster po użyciu. Jesteś wszystkim o czym myślę. - Spojrzałem w jej oczy i zobaczyłem łzy. - Hej, nie płacz. - Nie płaczę - skłamała, uśmiechając się, gdy moje opuszki palców otarły łzy z jej policzków. - Chcę tych samych rzeczy. Kocham to, że mnie tu zaprosiłeś i chcę byś przyszedł do mojego domu. Ale… - jej głos się załamał. Odwróciła spojrzenie. Ale? Mój oddech stał się szybszy, a panika na chwilę mnie przytłoczyła. - Ale czy może to być po prostu nasze przez chwilę? Tylko nas dwojga? - Odetchnąłem z ulgą, gdy dotarł do mnie sens jej słów. Mogłem to znieść. To znaczy, układało się nam świetnie. Mogliśmy utrzymać to dla siebie i kontynuować widywanie sie, i wciąż mogła dla mnie pracować. Oboje byliśmy dorośli. Mogło się to udać. Nie było powodu, dla którego nie mogło tak być. Nie mogłem się nie śmiać, gdy zmniejszyłem odległość między nami i pocałowałem jej usta. - Tak. Może być nasze tak długo, jak będziesz tego chciała. - Pocałowałem ją znowu i lekko odepchnąłem. - Oui. Tu es mon confort.25 W momencie, kiedy nasze usta się połączyły, moje ciało się napięło. - Znowu cię pragnę - wyszeptałem w jej usta. Jęknęła cicho, pogłębiając nasz pocałunek w czasie gdy moja ręka przemieściła się z jej talii na uda. Zataczałem małe koła na jej skórze zanim podniosłem jej nogę, opierając ją na swoim biodrze, idealnie dopasowując do siebie nasze ciała. Otarłem się o nią, a mój penis poruszył się między jej nogami. Ustawiając nieco pod kątem jej biodra, jeszcze raz się zakołysałem i wsunąłem wewnątrz niej. Nigdy nie kochałem się z kobietą w ten sposób, każdy fragment naszych ciał był do siebie przyciśnięty czy owinięty wokół siebie. Nasze dłonie, wolne by odkrywać siebie nawzajem, nasze usta, wolne by całować. Czułem się z nią połączony na każdy możliwy sposób. Bycie z nią w ten sposób było lepsze niż jakakolwiek fantazja, którą mógłbym wymyślić. Każdego dnia czułem się jakbym doświadczał czegoś nowego z Bellą. Myślałem, że byłem kiedyś zakochany, ale nigdy wcześniej nie czułem tej pochłaniającej siły i gdyby ode mnie odeszła już nigdy nie byłbym w pełni sobą. Przytrzymałem jej twarz w swoich dłoniach i pocałowałem mocno, mając nadzieję, że powiem wszystko co chcę za pomocą swojego ciała. Zamknęła oczy, a moje imię wyszło z jej ust, jej głos stał się mocniejszy przy każdym spotkaniu z moimi ustami czy dotyku moich dłoni. Przyjemność bycia w niej narastała powoli; każdy rytmiczny ruch przybliżał nas do siebie. - Edward. - Cicho wypowiedziała moje imię, ale głosem tak pełnym emocji, że zabolało mnie w piersi. - Jestem tu, kochanie. Nie pozwolę ci odejść. - Wzmocniłem uścisk, nie będąc pewnym kto bardziej potrzebuje zapewnienia. Wolną rękę przesunęła na moją, która leżała na jej biodrze i przysunąłem ją do siebie bliżej. Moc złączenia z nią w ten sposób była tak silna, że niemal nas pochłaniała. Nasze otwarte usta krążyły koło 25
Tak. Ty sprawiasz, że czuję się dobrze..
~ 195 ~
siebie, blisko, ale się nie dotykały. Nasze mięśnie drżały, nasze ciała się poruszały, ale żadne słowa nie zostały wypowiedziane, kiedy osiągnęliśmy spełnienie razem w potężnej ciszy. Zmniejszyłem odległość między naszymi ustami i pocałowałem ją głęboko, trzymając się mocno, kiedy się uspokajaliśmy. Nie mogłem uwierzyć w to jak dużo zaczęła dla mnie znaczyć. Trzymała moje serce w swojej dłoni i chciałem tak bardzo jej to powiedzieć. Zsuwając się z niej, usiadłem i nakryłem nas prześcieradłem zanim odwróciłem się do niej z powrotem. Bella się uśmiechnęła i głęboko westchnęła, a jej oczy się zamknęły. Przesunąłem nosem po delikatnej skórze za jej uchem, starając się zapamiętać jej zapach i dotyk. Jej oddech stał się głębszy i spokojniejszy. Wiedziałem, że zasnęła. Pocierając ustami jej skórę raz jeszcze, przyciągnąłem ją do siebie mocno. Świadomość, że nie mogła mnie usłyszeć pozwoliła mi powiedzieć to, co tak bardzo chciałem. - Myślę, że jestem w tobie zakochany.
~*~*~*~*~*~*~*~ Obudziłem się następnego ranka czując palce przesuwające się po moich włosach. Westchnąłem z zadowolenia, przyciągając ją do siebie bliżej, kiedy wspomnienia z poprzedniej nocy pojawiły się przed moimi oczami. Kochałem ją. Podniosłem nagle powieki i spojrzałem na nią, z zaskoczeniem stwierdzając, że mnie obserwuje. - Dzień dobry - powiedziała miękko, kontynuując zabawę moimi włosami. - Dzień dobry - odpowiedziałem z szerokim uśmiechem. Została. Ułożyłem się na niej i złożyłem pocałunek na jej ustach. - Dziękuję, Bello - szepnąłem zanim zająłem swoje ulubione miejsce, między jej nagimi piersiami. Wypuściła delikatnie powietrze przed odpowiedzią. - Nie ma za co. - Zamknąłem oczy i pozwoliłem sobie na zapomnienie. Nie uciekła tego ranka, wciąż tu była. Leżeliśmy w ciszy przez parę minut, zanim się odezwałem. - Chcesz wziąć ze mną prysznic? - Cóż, myślałam nad tym by zrobić śniadanie. W porządku? Spojrzałem na nią. Położyłem brodę na jej piersiach. - Marzę o śniadaniu, Bello. - Uśmiechnęła się szeroko, zbliżając się by mnie znowu pocałować. Chciałem zaczynać każdy dzień w ten sposób. W końcu wstaliśmy. Poszedłem pod prysznic, kiedy ona poszła do kuchni. Piętnaście minut później, umyty i w świeżym ubraniu, wyszedłem. Moje serce niemal stanęło, gdy zobaczyłem Bellę stojąca przy kuchence, nalewającą ciasto na gorącą blachę… w mojej koszuli. Bałagan z poprzedniego wieczora został sprzątnięty. Podszedłem do niej, otaczając ramionami jej talię. - Nie musiałaś sprzątać. - Przesunąłem jej włosy i pocałowałem delikatnie jej szyję, uśmiechając się gdy usłyszałem jej westchnienie.
~ 196 ~
- Chciałam – odpowiedziała. - Teraz idź usiądź a ja podam ci śniadanie. – Zachichotałem i jeszcze raz ją pocałowałem, zanim odszedłem i usiadłem przy stole w jadalni. Przeglądałem gazetę, kiedy weszła z talerzem naleśników, kubkiem kawy i butelką syropu w dłoniach. Ostrożnie położyła wszystko na stole i potem zaskoczyła mnie, siadając okrakiem na moich kolanach. - No, to nazywam śniadaniem - roześmiałem się, kładąc ręce na jej biodrach. Uśmiechnęła się i pochyliła, a jej usta sięgnęły moich. - Zgadzam się. - Jej wargi były miękkie, smakowała jak pasta do zębów. - Umyłaś zęby? - spytałem z ciekawości. - Mmhmm, zawsze mam jedną szczoteczkę w torebce - odpowiedziała, polewając syropem duży stos naleśników. - O mój Boże. Jesteśmy dla siebie idealni. - O czym ty mówisz? - Tylko o czymś, co Emmett powiedział o tobie i mnie, że jesteśmy do siebie bardziej podobni niż chciałem to przyznać, i jest to przyczyną braku porozumienia między nami - powiedziałem chaotycznie, nie umiejąc sobie przypomnieć jego dokładnych słów. - Wiedziałaś, że… - Masz jedną szczoteczkę do zębów w szufladzie swojego biurka, dwie w biurowej łazience i jedną w schowku? Tak - odpowiedziała, podnosząc widelec załadowany naleśnikami do moich ust. - Znam większość twoich małych higienicznych zwyczajów. - Roześmiałem się i pokręciłem głową. Kontynuowała karmienie mnie, kiedy ja skradałem całusy między kęsami. Moje dłonie powędrowały na jej uda i wsunąłem je pod koszulę, zatrzymując się, kiedy napotkałem tylko miękką skórę. - Ktoś podarł moje majtki wczoraj wieczorem. – Mrugnęła i przyciągnąłem ją do siebie, zapominając zupełnie o śniadaniu. - Chciałbym położyć cię na stole i całą oblać tym syropem - wyszeptałem w jej usta. - Hmm, nie wiem. Zrobisz się lepki, a już wziąłeś prysznic - drażniła się ze mną. - Oh, myślę, że będzie warto. - Roześmiała się w moje usta, a ja poczułem, że moje uczucia się pogłębiają. Nigdy nie myślałem, że bycie z nią będzie tak łatwe. Moja komórka zaczęła dzwonić, ale ją zignorowałem, nie chcąc by świat zewnętrzny nam przeszkodził. Jedyna osoba, z którą chciałem rozmawiać siedziała w tej chwili ze mną. - Edward, nauczysz mnie jak powiedzieć coś po Francusku? - Odsunąłem się trochę i spojrzałem na nią zaskoczony. - Oczywiście - odpowiedziałem zszokowany, że zapytała. – Czego chciałabyś się nauczyć? - Sięgnęła za mnie i wyjęła kawałek kartki ze swojej torebki. - Tego - powiedziała cicho. Patrzyłem na nią przez moment zanim wziąłem kartkę z jej ręki. Z tobą czuję się wreszcie jak w domu.
~ 197 ~
Moje oczy zwróciły się w jej stronę, bo znaczenie tych słów mnie uderzyło. Czy ona… czy ona powiedziała, to co myślę, że powiedziała? Spojrzałem w dół na kartkę, na której widniało jej piękne pismo. - Oh, Bello - szepnąłem wiedząc, że nigdy nie zapomnę tej chwili. Spoglądając w górę, wplotłem dłoń w jej włosy i kciukiem delikatnie potarłem policzek. - Avec toi, je suis enfin à la Maison - powiedziałem powoli, nie odrywając od niej spojrzenia. - Avec toi… je suis enfin... à la maison? - zapytała nerwowo. - Idealnie. – Utuliłem jej twarz rękami, całując delikatnie i mając jednocześnie nadzieję, że uda mi się w nim oddać każdy kawałek miłości, jaką do niej czuję. Nasze usta idealnie ze sobą współgrały. Nie chciałem nigdy pozwolić jej odejść. Odsunęliśmy się od siebie po paru dobrych chwilach, jej dłoń pogłaskała moją szczękę. - Edward - zaczęła, ale przerwało jej głośne walenie w drzwi wejściowe. Nasze oczy się spotkały, a panika pojawiła się na naszych twarzach. - Edward! - Głos Emmett’a niósł się od korytarza do nas, poprzedzony paroma waleniami w drzwi. - Edward, wiem, że tam jesteś, dupku, słyszałem twoją komórkę. Nie odejdę zanim nie otworzysz tych drzwi.
~ 198 ~
15. Murmurs - Edward! Oddech uwiązł mi w gardle i spojrzałam w jego szeroko otwarte oczy. To się nie może dziać. Kolejna runda uderzeń sprawiła, że podskoczyłam, kiedy pięść Emmetta spotkała się z drzwiami mieszkania. - Edward, wiem, że tam jesteś, dupku, słyszałem twoją komórkę. Nie odejdę dopóki nie otworzysz tych drzwi. Skuliłam się gdy zobaczyłam czystą panikę wstępującą na twarz Edwarda. Jak to możliwe, że jeszcze kilka godzin temu wszystko było takie idealne? Chwycił mnie strach, utrudniając oddychanie i zdałam sobie sprawę, że potrzebuję więcej czasu. Myślałam, że wiem co pociągnie za sobą ujawnienie się. Zawsze wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, ale wydawał się niewyraźnym obrazem z przyszłości. Nie byłam jeszcze gotowa. - On naprawdę to zrobi. – Głos Edwarda doprowadził mnie do porządku i spojrzałam mu w oczy. Napięcie w jego ciele było oczywiste, a jego palce prawie boleśnie wbijały się w moje biodro. Wyglądał na przerażonego. Biorąc jego twarz w swoje dłonie, pochyliłam się i lekko przycisnęłam swoje wargi do jego ust. Zamknął oczy i poczułam, że nieco się rozluźnił. - Będzie dobrze. Po prostu pójdę do twojej sypialni i poczekam tam, aż skończysz z nim rozmawiać. Okay? - Ale, Bella. Nie… - W porządku, Edwardzie. Naprawdę. – Przerwałam mu zanim mógł skończyć. Przez chwilę był cicho a przez jego twarz przewijało się mnóstwo różnych emocji i ze zrezygnowanym westchnięciem przytaknął, i pomógł mi podnieść się z jego kolan. Odwróciłam się w stronę jego pokoju, ale zatrzymały mnie ciepłe palce okręcające się wokół mojego przedramienia i przyciągnęły mnie z powrotem do niego. Pochylił głowę i wpił się w moje usta. Jego pocałunek był wygłodniały, pełen potrzeby i desperacji, które obydwoje czuliśmy. Pukanie Emmetta i sygnał leżącego na stole telefonu Edwarda ucichły, gdy się w nim zatraciłam. Stając na palcach próbowałam się do niego jeszcze bardziej zbliżyć, chcąc ukoić rosnący w mojej piersi strach. Jego ramiona ciasno mnie otoczyły i poczułam, że unosi mnie nieznacznie nad ziemię. Pocałunek powoli zmienił się w coś bardziej opanowanego. Lekko przycisnął swoje wargi do moich i trwał tak przez chwilę nim mnie postawił, a moje stopy znów
~ 199 ~
odnalazły drewniane deski podłogi. Jego oczy pozostały zamknięte, gdy przycisnął swoje czoło do mojego. - Pamiętasz o co pytałaś mnie ostatniej nocy? – Bez namysłu wiedziałam co miał na myśli: utrzymywanie tego między nami. - Tak – wyszeptałam miękko. - Obiecuję. Moja odpowiedź brzmi tak, tak długo jak będziesz tego chciała. Po prostu o tym pamiętaj. – Poczucie winy osiadło w moim żołądku i zastanowiłam się czy robił to tylko dla mnie. - Nie rozum… - zaczęłam, ale przerwała mi kolejna seria uderzeń i teraz wyraźnie rozdrażniony głos Emmetta. - Przysięgam na Boga, Edwardzie. Słyszę twój przeklęty telefon, a nigdy nie ruszasz się bez niego, nawet do łazienki. Odsuwając się przytaknęłam i przeszłam przez mieszkanie do jego sypialni, zamykając za sobą drzwi. Moje oddechy były przyspieszone i zdawały się być wzmacniane przez ciszę apartamentu. Przyciskając ucho do drewna, zamknęłam oczy i słuchałam. Dotarło do mnie szuranie i metaliczne kliknięcie. Wstrzymałam oddech na dźwięk otwieranych drzwi. Cisza. Czemu było tak cicho? - Czego, kurwa, chcesz Emmett? Jest niedzielny poranek. – Ton Edwarda był spięty i przeszyty gniewem, gdy zwrócił się do brata. - Nie mów do mnie tym tonem, dupku. Myślisz, że nie zauważyłem, że mnie unikasz? - Nie wiem o czym mówisz, Emmett. – Usłyszałam nieznaczny ruch i usilnie starałam się znaleźć jego źródło. - Bella. Cisza, która potem nastąpiła wysyłała deszcze w górę i w dół mojego kręgosłupa. - Co w związku z nią? – Głos Edwarda się zmienił, a ton, który rozpoznawałam jako ten „pana Cullena” przesączał się teraz przez drzwi. Poczułam stróżki potu spływające po moim czole, gdy słuchałam tego znajomego dźwięku. - Nie zgrywaj idioty, Edwardzie. Wiem, że coś się między wami dzieje. - A co konkretnie? Jest moją pracownicą, ja jestem jej szefem. Nic więcej. Zamknęłam oczy, kiedy ogarnęła mnie fala mdłości. Wcale tak nie myśli. Wcale tak nie myśli. - Cóż, tak powinno być, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby tak było. - Nie wiesz o czym mówisz.
~ 200 ~
Usłyszałam parsknięcie Emmetta, a przynajmniej wydaje mi się, że to był Emmett. - Nigdy nie sądziłem, że jesteś taki głupi, Edwardzie. - Emmett, jeśli masz coś do powiedzenia, to kurwa to powiedz i wypierdalaj. - Myślę, że spotykasz się z Bellą. Edward się nie zawahał. - Mylisz się. - Naprawdę? - Tak, Emmett. Mylisz się. Panny Swan i mnie nie łączy nic poza profesjonalnym związkiem. Na słowo „związek” zamknęłam oczy. Jego głos był chłodny i nawet zza drzwi mogłam powiedzieć, że dominację w pokoju przejął Piękny Drań. Nie byłam zaskoczona, ale kiedy poszukiwałam w jego głosie nuty żalu, nie znalazłam żadnej, a to zabolało. - Myślisz, że jestem taki głupi? Wiem jak się wobec siebie zachowywaliście. Nigdy
nie
widziałem
dwojga
ludzi,
którzy
nienawidziliby
się
bardziej.
Obserwowałem jak odgrywasz przy niej kompletnego dupka codziennie przez prawie rok, a potem nagle zerkasz na nią pożądliwie jak umierający z głodu człowiek na kawałek mięsa. Myślę, że coś się stało, kiedy byliście w Seattle i dlatego olewałeś moje telefony. Wydaje mi się też, że pisałeś z nią wczoraj wieczorem. Nie mogłam pozwolić, żeby zrobił to sam. Położyłam rękę na klamce i przekręciłam ją nieco. - Sam nie wiesz o czym mówisz. Możesz już iść, Emmett. - Więc, co? W takim razie tylko ją pieprzysz? Bo skopię ci dupę, jeśli ją wykorzystujesz w ten sposób. - To nie tak. – Po raz pierwszy usłyszałam w głosie Edwarda nutę niepewności i zastanawiałam się czy mówił do Emmetta czy do siebie. - Co to ma do cholery znaczyć, Edwardzie? Obydwoje się na to zgadzacie czy tego nie robicie? - Jezu, Emmett! Ile mam ci powtarzać, że nic między nami nie ma? Myślisz że naprawdę jestem taki głupi? Ona nic dla mnie nie znaczy! Moja ręka ześliznęła się z drzwi i zrobiłam krok do tyłu, a dźwięk jego słów odbijał się w moich uszach. Błysk bólu przedarł się przez moją klatkę piersiową i zamknęłam oczy, czując nagłą potrzebę, by usiąść. Mój rozsądny umysł zrozumiał, dlaczego to powiedział, ale jego słowa wzmocniły każdą obawę w moim sercu. Siadając na brzegu lóżka, mocno zacisnęłam oczy i próbowałam powstrzymać cisnące się do nich łzy. Wcale tak nie myśli. Robi tylko to, o co go prosiłaś.
~ 201 ~
Zanim odezwał się Emmett przez chwilę po drugiej stronie drzwi było cicho. - Jesteś naprawdę poważny, tak? - Tak – odpowiedział cicho, ale pewnym tonem. - Słuchaj, chłopie. Przepraszam za to. Ja tylko… myślałem… nieważne. Kurwa. Wiem, że byś mnie nie okłamał, powinienem był to lepiej przemyśleć. Niekomfortowa cisza wypełniła mieszkanie. Byłam świadoma cichego szumu wentylatora i tykania zegara w salonie. Wszystko wydawało się takie nieruchome tylko wzmacniając wypełniające mnie poczucie winy. Dźwięk znajomego dzwonka wydobywający się z mojego telefonu, dochodzący z drugiej strony drzwi napełnił apartament. O boże. - Edward, twój telefon jest w twojej dłoni, więc czyj dzwoni w kuchni? – zapytał Emmett zdezorientowanym tonem. Wstrzymałam oddech i wydawało się, że upłynęły godziny zanim odpowiedział. - To nie to co myślisz. - Czekaj, ktoś tu jest? – Moje serce dosłownie łomotało mi w piersi, kiedy czekałam aż mnie przyłapie. – Boże, Edward, dlaczego nie powiedziałeś, żebym się kurwa zamknął, bo masz tu kogoś? Usłyszałam, że miękko się zaśmiał. - Taa, dlaczego o tym nie pomyślałem? – Jego głos był cichy i musiałam się wysilić żeby go dosłyszeć. Cicho rozmawiali przez kilka minut i wstałam, szybko zastępując jego koszulę swoją wczorajszą sukienką, wdzięczna, że pomyślałam o przyniesieniu jej tu dzisiaj rano. Po dźwięku zamykanych drzwi nastąpiło miękkie pukanie. - Bella? – Przechodząc przez pokój, szybko otworzyłam drzwi i posłałam mu wymuszony uśmiech, zanim wróciłam do lóżka i zapięłam swoje buty. - Hej – zaczął niepewnie, opierając się o framugę drzwi. – Wiesz dlaczego to wszystko powiedziałem, prawda? - Co? Oh, oczywiście że tak. Nie martw się o to – odpowiedziałam, robiąc co mogłam by przekonać nas oboje. Obserwował mnie przez chwilę, gdy zbierałam swoje rzeczy. - Więc gdzie idziesz? - Oh… ja… uh, zapomniałam, że mam to coś… z Alice – odpowiedziałam, lekceważąco machając ręką. – To naprawdę nic ważnego, tylko o tym nie pamiętałam zanim nie usłyszałam telefonu. Przy okazji, przepraszam za to. Podeszłam do drzwi, wciąż unikając jego spojrzenia. Jego zapach otoczył mnie, kiedy go mijałam, a jego ramię zetknęło się z moim.
~ 202 ~
- Spójrz na mnie. Zamarłam na udręczony ton jego głosu i odwróciłam się powoli, obserwując go, kiedy się do mnie zbliżał. - Między nami wszystko dobrze, tak? – Podniósł prawą rękę i przytrzymał nią delikatnie moją twarz, kciukiem kreśląc miękkie kółka na skórze. - Oczywiście – przytaknęłam i pochyliłam się, lekko dotykając jego ust swoimi. Wciągnęłam jego zapach, próbując ukoić wątpliwość, która we mnie zaiskrzyła. Z pomiędzy jego warg wyrwał się cichy jęk i chwycił mnie mocniej. - Chcę znów się z tobą zobaczyć dzisiaj w nocy – wyszeptał przy moich ustach. – Moje łóżko będzie bez ciebie takie puste. – Motylki w moim żołądku zatrzepotały na jego słowa. – Proszę, Bello. - Nie walczysz sprawiedliwie – wyszeptałam, gdy jego ręce przesunęły się do mich włosów. - Tak długo jak cię to przy mnie zatrzymuje, nie przejmuję się tym. – Miękko musnął wargami moje usta i znów zdałam sobie sprawę, że pomijając walkę pomiędzy moim sercem a umysłem i to, jak bardzo będzie bolało pod koniec, należałam do niego. Odsuwając się nieco, spojrzałam mu w oczy. - Muszę iść. – Przytaknął i odprowadził mnie do drzwi, przynosząc z kuchni mój telefon i moją torebkę z wnęki na ubrania. Kiedy dziwnie staliśmy w drzwiach, smuga wcześniejszego napięcia zatrzeszczała między nami. - Jesteś pena, że między nami wszystko dobrze? – Ugiął nieznacznie kolana, by zrównać swoją twarz z moją, a zagubienie było oczywiste w jego oczach. – Wiem jak to musiało brzmieć i… Położyłam palec na jego ustach, by go uciszyć. - Wszystko między nami w porządku – odpowiedziałam cicho, chcąc wytrzymać jeszcze chwilkę. Pocałowałam go jeszcze raz i otworzyłam drzwi. Bez czekania na odpowiedź, zaczęłam kierować się w stronę windy. Wchodząc do niej, nacisnęłam guzik i spojrzałam w górę, widząc, że stoi w progu i mnie obserwuje. Wyraz jego twarzy wyrażał zdezorientowanie i zebrałam się w sobie, by posłać mu uśmiech tuż przed tym, jak zamknęły się drzwi windy. Nareszcie w prywatności windy, wyciągnęłam swój telefon. - Alice? – zaczęłam, a łzy popłynęły w dół moich policzków.
~*~*~*~*~*~*~*~
~ 203 ~
Po kilku godzinach i wielu czekoladowych ciastkach, siedziałam z głową na kolanach Alice, a ona głaskała moje włosy. Płacz ustał i pozostały tylko sporadyczne pociągnięcia nosem. Próbowałam powiedzieć Alice wszystko przez telefon, ale po tym jak poinformowała mnie, że nie jest w stanie płynnie zrozumieć płaczu, spotkała się ze mną w moim mieszkaniu. - Dobra, Bellie – zaczęła miękko, a moje oczy zamknęły się, gdy uspokajała mnie swoimi płynnymi ruchami. – Jestem zdezorientowana. Ostatnio powiedziałaś, że to był tylko seks, nic wielkiego. Co się do cholery stało? - Ja po prostu… kocham go, Alice – wyszeptałam, potrząsając głową. Moje serce przyspieszyło, bo uzmysłowiłam sobie, że po raz pierwszy powiedziałam to głośno. - Kochasz go? – zapytała, a szok w jej głosie był oczywisty. – Kiedy to się stało? - Nie wiem. Seattle. Może wcześniej. – Przekręciłam głowę i wyjrzałam przez okno, obserwując bujające się na wietrze drzewa. - Bella, jestem zdezorientowana. Myślałam, że się nienawidzicie? - Nie wiem. Wszystko jest inne. On jest inny. To tak, jakby mężczyzna, którego myślałam, że znam nie istniał. – Biorąc głęboki oddech, powiedziałam jej wszystko. Wytłumaczyłam tę pierwszą noc w Seattle, sposób w jaki się kłóciliśmy i rzeczy, które wyznaliśmy. Powiedziałam jej o naszym wspólnym tygodniu, nocy nad basenem, dniu, kiedy był chory i jak bardzo raniło zostawienie go na lotnisku. W końcu, opowiedziałam o wczorajszej nocy, o tym jak sprawiał, że się czułam, jak blisko byłam od tego, by mu powiedzieć, że go kocham i o tym co się stało dziś rano. Powiedzieć, że była w szoku byłoby niedomówieniem. - Bella, rozumiem, że jesteś zaniepokojona, kochanie. Ale jesteś zakochana – powiedziała uśmiechając się. – To nic złego. Może i sytuacja nie jest idealna, ale czyja jest? Kiedy poznałam Jaspera, cały czas podróżowałam i pomimo iż wiedziałam, że nie mam czasu na związek, wiedziałam też, że nie mogłabym bez niego żyć. Wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni i jakoś znaleźliśmy sposób na wyjście z tej sytuacji. - Alice – zaczęłam, siadając prosto by móc spojrzeć jej w twarz. – To nie jest takie proste. Tu nie chodzi o napięty grafik czy to, że chcę czy nie chcę z nim być. Czuję jakby wszystko było przeciwko nam. Pracuję dla niego. Bez poruszania kwestii, że technicznie obydwoje powinniśmy być zwolnieni, okłamywałam ludzi, których kocham, których szanuję, którzy traktują mnie jak rodzinę. – Pokręciłam głową w obrzydzeniu, gdy przypomniałam sobie poranek. - Jestem dorosłą kobietą, a dzisiaj rano chowałam się w jego sypialni w czasie gdy okłamywał dla mnie swojego brata. Wiedziałam co musiał powiedzieć, ale usłyszenie tych słów tak zajebiście zabolało. – Ucichłam i spojrzałam w bok, niezdolna znieść politowania w jej oczach. - Ale Bella, co jeśli on cię kocha? On tylko robił to, o co go poprosiłaś. - Powiedzmy, że Edward mnie kocha, i co? Pieprzyłam się ze swoim szefem, Alice. Nie chcę być postrzegana jako ta kobieta. Wiesz, tego samego roku, którego zaczęłam był ktoś, kto miał romans z jednym z kierowników. Obydwoje dostali
~ 204 ~
reprymendy i spakowali manatki, ale to nie był koniec. Minęły już lata, ale kiedykolwiek ktoś o niej mówi, określa ją jako „ta, która spała ze swoim szefem”. - Dobra, w takim razie zacznijmy szukać rozwiązania. Może odejdziesz zanim ktokolwiek się dowie? Będziesz pracowała dla kogoś innego? - Nie – zaprotestowałam natychmiast. - A dlaczego nie? – zapytała, a na jej twarzy pojawiło się zdumienie. Wstałam i podeszłam do kredensu niepotrzebnie przestawiając postawioną na nim wazę z różowymi tulipanami. - No bo nie – odpowiedziałam, wiedząc jak dziecinie to brzmi. - Obawiam się, że będę potrzebowała czegoś więcej niż „bo nie”, Bello. - Cóż – zaczęłam. – Po pierwsze, naprawdę kocham swoją pracę. Jestem w tym dobra i wiem to. Naprawdę ciężko pracowałam, żeby zbudować zaufanie jakim mnie darzą. - Okay… Bella, brzmisz jakbyś mówiła o swoim życiorysie, a nie dlaczego nie poświęcisz swojej pracy, żeby być z mężczyzną, którego kochasz. - I… myślę, że martwię się, że coś się zmieni. Że bez tego my się zmienimy. To zblaknie, albo będzie inne. I jestem przerażona tym co się stanie, jeśli nie będę go widywała codziennie. - Tak naprawdę w to nie wierzysz, prawda? - Nie wiem – zaczęłam, wciąż próbując uporządkować myśli. – Alice? Wiedziałaś, że on miał dziewczynę? - Nie, ale nie wiem o nim tyle co ty. A co? - Kiedy byłam w Seattle, wyszłam z kilkoma koleżankami na obiad i je zapytałam. – Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że mnie obserwuje. - I? - Powiedziały, że kogoś miał. Nazywała się Rachel i najwidoczniej byli razem przez długi czas. Wszyscy myśleli, że wezmą ślub, a potem pewnego dnia rozstali się, a on skończył z powrotem w Chicago. Nikt nie wie dlaczego. - I co? Ludzie cały czas się rozstają, Bello. Każdy ma byłe związki. Dlaczego jego cię dręczą? - Po prostu sposób w jaki zaczęliśmy nie dopuścił żadnej rozmowy o naszych byłych. I teraz z tymi wszystkimi uczuciami, nie mam pojęcia czy jesteśmy nawet na tej samej stronie. Nawet nie usłyszałam o jego eks od niego samego, dowiedziałam się o tym z trzeciej ręki. Jak poważny może być nasz związek, jeśli nie mieliśmy jeszcze nawet takiej rozmowy? I nie mogę tego wytłumaczyć, ale czuję że to ważne. - Cóż – zaczęła, wstając z łóżka. – Zapytamy o to Rosalie, jutro na lunchu. – Szybko się do niej odwróciłam, obserwując jak jej oczy rozszerzają się na mój wyraz twarzy. – Bella? Co jest? - O Boże, Alice. Całkowicie zapomniałam o Rosalie. Nie widziałam jej od… cóż, od ostatniego razu. – Opadając na łóżko, zakryłam twarz dłońmi, pamiętając o wyrazie twarzy Rosalie, kiedy otworzyły się drzwi łazienki. - Uspokój się, Bello. Jezu. Spójrz, najwidoczniej nie powiedziała Emmettowi, bo w innym przypadku nie poddał by się dzisiaj rano tak łatwo. Może jest po twojej
~ 205 ~
stronie? – Zajęczałam w dłonie w odpowiedzi. – Powiedziałaś, że uwierzył Edwardowi, tak? - Tak mi się wydaje – odpowiedziałam bez entuzjazmu. - No widzisz. Jeśli żona powiedziałaby mu, że właściwie przyłapała was na gorącym uczynku, nie sądzę, że by go wysłuchał. - Nie złapała nas na gorącym uczynku, Alice. - Wiesz co mam na myśli. – Biorąc moje dłonie, usiadła koło mnie na łóżku, a na jej twarzy zagościło zdeterminowanie. – Zamierzam po prostu wsadzić swoje pięć groszy i odegrać w tym swoją rolę. Wiem, że się boisz, Bellie i rozumiem to. Ale co jeśli? Co jeśli on cię kocha? Wiem, ze może być ciężko, ale może też być świetnie. – Słuchałam jej słów i poczułam znajomą, aczkolwiek ostrożną iskrę nadziei wkradającą się do mojej piersi. - Musisz się tylko siebie zapytać, czy jest wart takiego ryzyka. Nie uważasz, że może być tego wart? Wieczorem, ze słowami Alice wciąż świeżymi w moim umyśle, opuściłam windę i powoli przeszłam przez korytarz prowadzący do mieszkania Edwarda. Serce mówiło mi, że Alice ma rację, ale to niczego nie ułatwiało. Byłam gotowa żeby mu powiedzieć? To wciąż było takie nowe i chciałam cieszyć się tym trochę dłużej zanim wpuściłabym pomiędzy nas resztę świata i ich opinie. Kontynuując poruszanie się wzdłuż korytarza, poczułam że moje ciało rozluźnia się z każdym krokiem. Tak jak wcześniej, wydawało się wiedzieć czego potrzebowałam dużo wcześniej niż moja głowa się domyśliła. W ciągu sekund od kiedy zapukałam w drzwi, otworzyły się i byłam w jego ramionach. - Boże, tęskniłem za tobą. Poczułam jego słowa, bo muskał ustami moje włosy i nie mogłam powstrzymać uśmiechu jaki wywołały. Przyciskając twarz do jego piersi, wzięłam głęboki wdech, chciwie wciągając jego zapach. - Też za tobą tęskniłam – powiedziałam, kładąc na nim podbródek i patrząc w górę, na jego twarz. Boże, był cudowny. - Chodź – zaproponował, ciągnąc mnie w głąb mieszkania i zamykając za nami drzwi. – Zrobiłem obiad, a filmy są już przygotowane. Uśmiechnęłam się i podążyłam za nim do kuchni. Nie mogłam powstrzymać się od podziwiania sposobu w jaki jego dżinsy spoczywały nisko na jego biodrach i przypominania sobie jak gładka była tam skóra pod opuszkami moich palców. Weszliśmy do znajomej kuchni i przygryzłam wargę, żeby zdusić uśmiech, gdy moje myśli powędrowały do ostatniego razu, kiedy w niej byliśmy. Obiad wyglądał wspaniale i nie protestowałam, gdy wziął ode mnie moją torebkę i podał mi talerz pełen jedzenia z szybkim całusem. - Edwardzie, to wygląda niesamowicie. Z pewnością nie gotujesz jak typowy kawaler. – Wzięłam głęboki wdech. Pachniało lepiej niż wyglądało, a do moich ust napłynęła ślinka. Wziął swój własny talerz i chwycił moją rękę.
~ 206 ~
- Cóż, większość kawalerów nie mieszkało we Francji przez sześć lat, a poza tym jest wiele rzeczy, które lubię robić w kuchni, Bello – odpowiedział z uśmieszkiem. Przewróciłam oczami, a on kontynuował. – Nauczyłem się gotować, to jedna z wielu korzyści, które daje mieszkanie tam. Usiedliśmy obok siebie na kanapie i włączyliśmy film. - Edwardzie, zawsze brzmisz tak radośnie, kiedy mówisz o życiu w Paryżu. Dlaczego stamtąd wyjechałeś? – Mogłam to sobie wyobrazić, ale wydawało mi się, że zauważyłam jak jego ciało spięło się na moje pytanie. - Oh, naprawdę bez powodu. To był po prostu czas wracać do domu. Przytaknęłam i oparłam się o kanapę rozważając jego odpowiedź, a na ekranie pojawiły się napisy początkowe do filmu „Okno na podwórze”. Uświadamiając sobie, że zapamiętał mój ulubiony film, spojrzałam na niego z uśmiechem. Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie, oplatając mnie ramieniem. Skończyliśmy jeść, a w czasie trwania filmu przysunęliśmy się do siebie bliżej. Odwróciłam się do niego i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, nogi na jego własnych, a moje ramię spoczęło na jego brzuchu. Palcami rysowałam leniwe kołka na jego mięśniach i uśmiechnęłam się, gdy poczułam jak napinają się pod moim dotykiem. Oparł podbródek na czubku mojej głowy i co jakiś czas coś ciepłego przyciskało się do moich włosów. W pewnym momencie zasnęłam, a gdy się przebudziłam, Edward rozbierał mnie i kładł do swojego łóżka. Jego ciepłe ciało wsunęło się pod przykrycie obok mnie i odwróciłam się do niego; zanurzając się uczuciu jego ciepłej, nagiej skóry przy mojej. Musnęłam ustami jego klatkę piersiową, a jego ramiona otoczyły mnie ciasno. - Edward – wyszeptałam w ciemność. - Ciii. Jestem tutaj, skarbie. Śpij. – Jego głos był głęboki i kojący. Wtuliłam się w niego bardziej, czując się chciana, bezpieczna i szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Po raz pierwszy od kiedy to wszystko się zaczęło, Edward i ja zwyczajnie przytulaliśmy się i zasnęliśmy w swoich ramionach.
~*~*~*~*~*~*~*~ Kiedy nastał poniedziałkowy poranek przyniósł ze sobą świadomość co dzisiejszy dzień będzie oznaczał. Dzisiaj będę siedziała przy tym samym biurku, przy którym siedziałam przez prawie rok, rozmawiała z tymi samymi ludźmi, ale wszystko będzie inne. Będę obserwowała jak wchodzi i kieruje się do swojego gabinetu, wiedząc co się między nami dzieje, ale nie będąc pewną jak to będzie pasowało do naszego normalnego życia. Będę wiedziała jak to jest czuć jego nagą skórę przy swojej, czuć jego czuły dotyk i słyszeć szeptane słowa przywiązania, ale będę musiała trzymać to wszystko w ukryciu. Będzie na mnie tak samo patrzył? Dotykał mnie, kiedy będziemy sami? Będzie nazywał mnie Bellą?
~ 207 ~
Wysunęłam się spod niego i złożyłam pocałunek na jego ustach, wiedząc, że muszę wrócić do domu. Poruszył się i wymamrotał moje imię, a jego ramiona szukały mnie zanim chwycił poduszkę i przycisnął ją do swojego brzucha. Odgarnęłam włosy z jego twarzy i pochyliłam się, żeby ostatni raz pocałować jego ramię, a potem ustawiłam alarm w jego komórce i napisałam liścik o tym gdzie zniknęłam. Na przekór wszystkiemu, uśmiechnęłam się, kiedy opuszczałam jego mieszkanie i skierowałam się do garaży. Kilka godzin później siedziałam przy swoim biurku z Angelą, usiłując znaleźć jakiś sens w bałaganie, który zostawili mi tymczasowi pracownicy. Drzwi biura się otworzyły i Edward wszedł do środka. Złapałam oddech i musiałam się szybko opanować, gdy obserwowałam jak wchodzi w swoim czarnym garniturze. Nie mogłam zignorować sposobu w jaki materiał akcentował jego długie, szczupłe ciało. - Dzień dobry, panie Cullen – Angela i ja powiedziałyśmy zgodnie. - Czy dobrze spędził pan czas w Seattle, panie Cullen? – zapytała Angela, obracając się na krześle, żeby na niego spojrzeć. Przygryzłam wargę, żeby powstrzymać uśmiech, kiedy przeniósł wzrok z niej na mnie. - Tak. Wspaniale, pani Weber. To było bardzo… oświecające – odpowiedział spokojnie, a jego oczy pozostały skupione na mnie. – Panno Swan, czy mogę porozmawiać z panią w moim gabinecie? - Oczywiście – odpowiedziałam chłodno. Wstałam i zerknęłam na Angelę. – Zaraz wracam. Kręcąc głową, uśmiechnęła się i bezgłośnie powiedziała „powodzenia” zanim z powrotem skierowała swoją uwagę na papiery rozłożone na biurku. Edward czekał, przytrzymując dla mnie drzwi i spotykając moje spojrzenie, gdy wchodziłam do gabinetu. W momencie, w którym drzwi zamknęły się za nami z cichym kliknięciem chwycił mnie, a jego wargi chciwie szukały moich ust. - Wyszłaś – wyszeptał, gdy jego wargi poruszały się w dół mojej szyi. – Nie chcę, żebyś to znów zrobiła. - Zostawiłam ci liścik – odpowiedziałam bez tchu, a moje oczy praktycznie przekręciły się do wnętrza mojej głowy, kiedy przesunął się na przód mojej bluzki. - Tak. Znalazłem twoją notatkę, złośliwa osóbko. – Zdusiłam śmiech, gdy przypomniałam sobie co dodałam do wyjaśnień. – Nie pozwalam ci zostawiać mnie rano bez obudzenia mnie i pocałowania na dowidzenia, jasne? – Odsunął się nieco i spojrzał mi w oczy, a powaga wyrazu jego twarzy mnie zaskoczyła. - Jasne. - Dobrze, a ponieważ póki co nie pamiętam całusa na pożegnanie, lepiej daj mi go teraz. – Uśmiechnęłam się i wychyliłam żeby go pocałować, a moje oczy zamknęły się, kiedy jego miękkie usta dotknęły moich. Pocałował mnie czule zanim się odsunął i spojrzał mi w oczy. – Bella – wyszeptał, a potem utulił moją twarz w swoich dłoniach i jeszcze raz przyłożył swoje usta do moich. Moje wargi się rozchyliły i jęknęłam miękko, gdy jego język wsunął się do środka sprawiając, że zapomniałam, że byliśmy w jego gabinecie, a zaraz po drugiej stronie drzwi była Angela. Jego ręce ześliznęły się z
~ 208 ~
mojej twarzy i przeszły w dół moich ramion i pleców aż do spódnicy, chwytając moje pośladki. Przycisnął mnie do siebie i jęknął. – Co masz dzisiaj na sobie? Czuję tylko pas do pończoch. - Może nic więcej tam nie ma – drażniłam się z nim. Jęknął głośno i oparł swoje czoło o moje. - Zjedz ze mną lunch. - Nie mogę. Wychodzę dzisiaj z Rosalie i Alice. – Podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Rosalie? – zapytał. Przytaknęłam, a on potrząsnął nieznacznie głową. – Przykro mi, Bello. - Nie ma w tym nic przykrego. Wszystko będzie dobrze. – Pokiwał głową, ale wydawał się nieprzekonany. Już miałam zareagować, kiedy zadzwonił telefon w biurze. - Muszę wracać – dodałam, wychylając się by pocałować go raz jeszcze. Odwzajemnił go i z dziwnym wyrazem twarzy obserwował jak odchodzę. Dzień stał się bardziej pracowity niż się spodziewałam i zanim się zorientowałam, drzwi na korytarz otworzyły się i małe ciało zderzyło się z moimi nogami. - Bella! – Podekscytowany pisk wypełnił pokój i zerknęłam w dół by zobaczyć głowę pełną błyszczących loczków ze znajomym szerokim uśmiechem. - Panienka Carrington! – pisnęłam w odpowiedzi, podnosząc małą dziewczynkę i sadzając ją na swoich kolanach. – Gdzie twoja mamusia? - Tam – odpowiedziała, wskazując otwarte drzwi. Właśnie wtedy weszła wycieńczona, jednak wciąż piękna Rosalie. - Tutaj jesteś, maluszku. Nie mogę pojąć jak ona porusza się tak szybko na takich tłuściutkich, małych nóżkach. - Była po prostu podekscytowana by dostać się do mojej szuflady ze skarbami, prawda? – zapytałam, wdzięczna, ze mała dziewczynka odgradzała mnie od Rosalie. Carrington zaklaskała w podnieceniu i wyciągając rękę, otworzyła znajomą szufladę, w której trzymałam dla niej zaopatrzenie. Przeszukała zawartość zanim podniosła dwa tłuściutkie paluszki. - Mogę dwa? – zapytała. - Hmm. – Przerwałam jakby rozmyślając, próbując zdusić śmiech na błagalny wyraz jej twarzy. – Zawrzyjmy umowę. Możesz wziąć dwa, ale ja dostaję dwa buziaki. Okay? – Dziewczynka podskoczyła wesoło zanim się pochyliła i otoczyła mnie małymi ramionkami, dwukrotnie całując mój policzek. - Wujek Eddie! – Odwróciłam się szybko i znalazłam Edwarda stojącego w progu i obserwującego nas z psotnym uśmiechem na twarzy. Carrington zeskoczyła z moich kolan i rzuciła w jego ramiona. Podniósł ją i podrzucił do góry a potem zasypał pocałunkami. - Jak się dzisiaj miewa moja CareBear? – zapytał, czule przeczesując rękoma jej złociste włosy. - Pani Bella dawała mi skalby – powiedziała, wskazując na mnie.
~ 209 ~
- Naprawdę? Więc lepiej idź je wziąć. – Przeniósł ją do mojego biura i klęknął, podczas gdy ona przeszukiwała moją szufladę w końcu decydując się na błyszczyk i naklejki. Zobaczyłam, że oczy Edwarda przesuwają się z szuflady na mnie, a na jego twarzy widniał pytający wyraz. - Bella zawsze ma dla ciebie skarby, prawda CareBear? – dodała Rosalie z przeciwnej strony pokoju. Dziewczynka przytaknęła i jeszcze raz pocałowała mój policzek zanim z powrotem wspięła się w ramiona wujka. Twarz Edwarda wyrażała szok, ale nic nie powiedział, kiedy wstawał. - Cóż – zaczął, patrząc na Carrington. – Może nie jestem taki ładny jak pani Bella, ale może znajdę coś dla mojej małej CareBear, jeśli będzie grzeczną dziewczynką. - Jolie – wyszeptała, a jej palce dotykały jego błyszczących, potarganych włosów. Zaśmiał się i przytaknął. - Tak. Jolie, ładna. Możesz powiedzieć więcej? – Wskazał na jej nos. - Le nez! – krzyknęła. - Magnifique26, ma petite cherie! Oczy? – zapytał, palcami lekko muskając okolice jej skroni. - Les Yeu – odpowiedziała po chwili namysłu. Spojrzałam na Rosalie, która pokręciła głową - Robią to za każdym razem, gdy się widzą. – Z powrotem odwróciłam się w ich stronę i zachwycona obserwowałam tę stronę Edwarda. Wydawało się dziwne zdać sobie sprawę, że właściwie nigdy nie widziałam ich razem. Rosalie i Emmett zawsze po odwiedzeniu mnie zabierali ją prosto do jego gabinetu, a on nigdy nie wychodził. - Très bien27. Usta? – Zmarszczyła swoją twarzyczkę, myśląc. - La bouche! – zawołała, wyraźnie z siebie zadowolona. – Teraz prezent? – Spojrzała na niego błagalnie i wróciła do skręcania jego włosów w swoich palcach. - Jak mógłbym odmówić najśliczniejszej dziewczynie na świecie – odpowiedział, mrugając do mnie, gdy odwracał się w stronę swojego gabinetu. Dźwięk jej lamentowania przyciągnął mnie do jego drzwi i obserwowałam jak siada przy biurku w czasie gdy ustami łaskocze jej szyję. Zaśmiała się, a on posadził ją na swoich kolanach, wyjmując z dolnej szuflady pięknie zapakowany podarunek. - Edward – ostrzegła Rosalie. Machnął na nią ręką, patrząc jak Carrington zaczyna rozwiązywać satynową kokardę. – On zawsze to robi, kupuje rzeczy, które są zdecydowanie za drogie dla małej dziewczynki. Rozpieszcza ją. - Oh sza, Rosalie. Jak u licha miałbym rozpuścić najpiękniejszą dziewczynkę na świecie? – powiedział przy jej włosach. Obserwowałam jak pomaga jej usunąć lśniący papier i wyjąć z pudełka najpiękniejszą różową sukienkę jaką widziałam. - Edward! – krzyknęła Rose. Usteczka Carrington otworzyły się w zachwycie, gdy jej Male rączki dotknęły delikatnego materiału. 26 27
Wspaniale. W szkole jest to ocena bardzo dobra.
~ 210 ~
- Jolie – wyszeptała z czcią. - Tak, bardzo ładna. Pomyślałem, że może ci się przydać nowa sukienka na nasze następne herbaciane przyjęcie. Podoba ci się? – Okręciła ramiona wokół jego szyi i rozmawiali przytłumionymi glosami, na pozór nieświadomi, że ktoś jeszcze jest w pokoju. - Chodź Bello. To się będzie ciągnąć w nieskończoność. Chodźmy na lunch. Edward – zawołała do niego. – Jeśli zrobi się nieznośna, zabierz ją do Emmetta. Przytaknęłam, ale uznałam, że prawie niemożliwym jest odciągnięcie mnie od widoku Edwarda i małej dziewczynki, kiedy rzeczy, których nigdy sobie nie wyobrażałam zaczęły przewijać się przez mój umysł. - Bella? – Odwróciłam się i zobaczyłam Rose stojącą koło drzwi, czekając na mnie, i niechętnie wyszłam. Droga do restauracji była nieco niezręczna i miałam nadzieję, że uda mi się wymigać od rozmowy o tym co się stało, dopóki Rosalie nie przełamała ciszy. - Muszę przeprosić. – Odwróciłam się do niej z zaskoczeniem. – Wiem, wiem, szokujące. – Westchnęła głęboko i wyglądała jakby wciąż formułowała to, co chciała powiedzieć. – Bello, jestem bardzo protekcjonalna w związku z moją rodziną, ale… nawet ja mogę przyznać, że zdarza mi się przesadzać. Wciąż nie zgadzam się z tym co robicie… albo powinnam powiedzieć z tym gdzie to robiliście… - Przerwała na pozór przez chwilę obrzydzona, ale szybko się opanowała. – Obydwoje jesteście dorośli i to naprawdę nie moja sprawa. Uśmiechnęłam się do niej, cicho akceptując przeprosiny. - Pomimo tego zakładam, że to koniec? – Spojrzała na mnie pytająco. Cholera. Przełknęłam głośno i próbowałam sformułować wiarygodną odpowiedź. - Wiedziałam – powiedziała potrząsając głową. - Co wiedziałaś? – zapytałam z zażenowaniem. - Kocham swojego męża, ale czasami potrafi być takim idiotą. Byłaś wczoraj w mieszkaniu Edwarda, prawda? Spuściłam wzrok, rozważając kłamstwo, zanim zdecydowałam po prostu postawić na prawdę. - Tak – odpowiedziałam. - Huh – było jej jedyną odpowiedzią. Czekałam aż powie coś innego, ale tego nie zrobiła. Jechałyśmy w ciszy, obydwie pogrążone we własnych myślach. Mój żołądek wirował i cieszyłam się, że nic jeszcze dzisiaj nie jadłam. - Wiesz… nie jesteście zbyt dobrzy w ukrywaniu tego. - Przykro mi, Rose. Nawet nie wiesz jak źle się czuję, okłamując wszystkich dookoła. - Po prostu nie rozumiem, Bello. To wszystko – powiedziała, pokazując rękami, - dla seksu? Mam na myśli, że to nie może być tak cudowne, że ryzykujesz swoją pracę nie wspominając o reputacji. To krótkie wahanie, drobna zmiana wyrazu mojej twarzy, kiedy spojrzałam na Rosalie, wystarczyło żeby wszystko stało się dla niej jasne.
~ 211 ~
- Bella – westchnęła ciężko i pokręciła głową. Przeczesała dłońmi swoje długie włosy i oparła się o siedzenie. – Jakim cudem wiedziałam, że to się stanie? – Mówiła cicho, bardziej do siebie niż do mnie i nagle zrozumiałam, że chcę jej się zwierzyć. - Nie mam pojęcia – odpowiedziałam, obserwując mijane budynki. - Bella, ja tylko… nie zrozum mnie źle, kocham Edwarda… - ucichła i mogłam zobaczyć, że szarpie się pomiędzy lojalnością do szwagra, a przyjaźnią ze mną. - Rosalie, kim jest Rachel? – wyrzuciłam z siebie i sama byłam tym zaskoczona. - O kurde. Dlaczego nie możemy o tym porozmawiać w restauracji, przy alkoholu – odpowiedziała, kręcąc głową z miękkim chichotem. – Dobra, od czego zacząć? – Obserwowałam ją bacznie, praktycznie wstrzymując oddech w oczekiwaniu na jej odpowiedź. - Rachel była dziewczyną Edwarda w Paryżu i z tego co wiadomo, byli ze sobą na poważnie. Rachel była modelką a Edward tym cudownym kobieciarzem byli w każdym magazynie, brali udział w każdym luksusowym wydarzeniu, idealna para. Wszyscy czekaliśmy na kopertę z listem, informującym gdzie pojawić się na ślubie. Więc pewnego dnia, kiedy Emmett przyszedł z poważnym wyrazem twarzy, trochę zbzikowałam. Mam na myśli, Em nigdy tak nie wygląda. Okazało się, że Rachel powiedziała Edwardowi, że chce więcej. Chciała wesela i domu, i dzieci, a on po prostu… ją rzucił. Zanim się zorientowaliśmy, w firmowym biuletynie pojawiła się notatka, że Edward wraca do domu a ty będziesz jego nową asystentką. Przyglądałam się jej, aż na mnie spojrzała czekając na jakąś reakcję. Przytaknęłam powoli, na zewnątrz wydając się być spokojną i opanowaną, ale wewnątrz moje myśli pędziły kilometry na minutę. Serce łomotało mi w piersi, gdy myślałam o tej biednej dziewczynie, którą rozumiałam i podziwiałam. Miała odwagę powiedzieć mu, że chce ułożyć sobie razem z nim życie, a on w zamian zostawił ją i wyjechał na drugi koniec świata. - Bella? Odwróciłam się do Rosalie, natychmiast świadoma, że mogła zobaczyć moją wewnętrzną walkę. - Bello, dobrze się czujesz? - Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam, próbując oczyścić umysł. – Wydaje mi się, że już wcześniej wiedziałam, że to było coś takiego. - Kochasz go? Kącikiem oka dostrzegłam, że przekręciła się w moją stronę. Czułam się kompletnie oszołomiona i zdołałam tylko pokiwać głową w odpowiedzi. - A on kocha ciebie? Kocha mnie? - Ja… nie wiem. Nie wiem czy to ma dla niego takie znaczenie – odpowiedziałam, palcami trącając wisiorki na mojej bransoletce. – Wiem, że mu na mnie zależy, ale nigdy nie powiedział tych słów. - Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała. Widziałam go z Carrington. Nawet widziałam go z Rachel. Kochał ją, Bello. Widziałam to, wszyscy widzieliśmy, ale… to
~ 212 ~
nie wystarczyło. Jest wspaniałym mężczyzną i ma w sobie tyle miłości… Po prostu nie chcę widzieć jak cierpisz. – Wzięła głęboki oddech zanim kontynuowała. - Widziałam ją parę miesięcy po tym, jak ją zostawił i była wrakiem człowieka. Wcale nie wiedziała, że to nadchodzi. Ja… - zamilkła i poczułam gęsią skórkę wstępującą na moje ciało. Nigdy nie widziałam Rose tak pozbawioną słów. – Nie chcę, żebyś ryzykowała wszystko dla mężczyzny, który może nigdy nie chcieć tego samego co ty – powiedziała powoli, a ja rozważałam każde wychodzące z jej ust słowo i czułam, że z każdym z nich moje serce tonie. Ręce nieznacznie mi drżały, więc położyłam je na kolanach. Czy powiedziała mi coś, o czym jeszcze nie wiedziałam? Szczegóły były nowe, ale nie sens. W zasadzie potwierdziła wszystko czego się obawiałam. To co mieliśmy, było cudowne, ale nie byłoby wystarczające, żeby go zatrzymać. Prosiłam, żeby utrzymywać to między nami, a on nie sprzeciwił się, nie dawał znaków, że chce, żeby ludzie wiedzieli. Nigdy nie wspomniał, że chciałby zmienić naszą sytuację, żebyśmy mogli mieć więcej. Nie przeszkadzało mu ukrywanie się. - Rozumiem, Rose – odpowiedziałam tępo, kiedy dojechałyśmy do restauracji. Patrzyła na mnie zmartwiona, gdy zgasiła silnik. – Nie martw się, nie powiedziałaś mi niczego, czego bym nie wiedziała. Będę ostrożna. – Posłałam jej uspokajający uśmiech, a ona wyciągnęła rękę, żeby uścisnąć moją zanim wysiadłyśmy. Przez cały lunch odpowiadałam, kiedy padło pytanie, śmiałam się kiedy to było konieczne, ale byłam nieobecna. Moja głowa trawiła wszystko co powiedziała Rose. Wiedziałam, że ma rację. W zasadzie ostrzegła mnie, że prowadzi to do złamanego serca, ale czy o tym nie wiedziałam? Kochałam go i pragnęłam, i nie licząc się z ostrzegającymi dzwonami, które brzęczą całymi dniami, wiedziałam że nie mogę trzymać się od niego z daleka. Czy to się właśnie dzieje, kiedy jesteś naprawdę zakochana? Przestajesz słuchać rozsądku i idziesz do przodu nie zważając na skutki? Właśnie kończyłyśmy posiłek, kiedy zawibrował mój telefon. Rose i Alice przeglądały katalog i nie zauważyły mojego zaskoczenia, gdy zobaczyłam wiadomość od Edwarda. Ta mała dziewczynka chce wiedzieć, kiedy wrócisz. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wstępującego na moje usta, gdy czytałam. Zerknęłam na Rosalie, ale była pogrążona w rozmowie z Alice. Byłam zmęczona walczeniem z tym. Utrzymywanie mojego serca z daleka od niego okazało się tak trudne jak mojego ciała na początku. Wypuszczając powietrze z płuc i zdmuchując kosmyki włosów z czoła, postanowiłam odepchnąć wszystkie wątpliwości i po prostu cieszyć się tym co mam Oh, ona, tak?
~ 213 ~
Tak. Chce też wiedzieć co robisz dzisiejszej nocy. Wzięłam głęboki oddech, wracając myślami do tego co powiedział. Chciał przyjść do mojego mieszkania i cholera, też tego chciałam. Miałam więcej fantazji na jego temat w moim łóżku, niż chciałabym przyznać. Wiedziałam też, że zapraszając go podejmowałam decyzję. W momencie, gdy go tam zobaczę, nigdy nie wyjdzie. Nie zważając na fakt gdzie fizycznie by był, zawsze będzie w moim apartamencie. Hmm. Miałam nadzieję, ze wpadnie do mnie na obiad cudowny mężczyzna. Znam tego cudownego mężczyznę? Bo jeśli nie, mogę mieć zastrzeżenia. Zdusiłam śmiech, kiedy rozważałam odpowiedź. Ostatniej nocy tylko spaliśmy i wiedziałam, że jeśli przyjdzie, sen nie będzie w planach. Napisałam odpowiedź i przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się czy ją wysłać czy nie. Biorąc głęboki oddech i zamykając oczy, nacisnęłam zielony przycisk. Myślę, że znasz. Wysoki, seksowny, z penisem jak dzieło sztuki, który sprawia, że mam orgazm jak nigdy wcześniej. Minęła cała minuta bez odpowiedzi. Zaczęłam się zastanawiać czy było coś złego w tym co napisałam. Kiedy mój telefon znowu zawibrował, podskoczyłam. Chryste, Bella. O której? Uśmiechnęłam się czując małą władzę jaką mi dawała moja odpowiedź. Byłam w stanie wyobrazić sobie sposób w jaki zamyka oczy i pozwala by jego głowa odchyliła się do tyłu na oparcie krzesła. Nie mówiąc już o innej reakcji, którą miejmy nadzieję pobudziłam. 19... Nie spóźnij się. NAPRAWDĘ myślę, że to nie będzie problemem. Zachichotałam czytając wiadomość. Usłyszałam znaczące chrząknięcie i podniosłam wzrok by zobaczyć, że zwróciłam na siebie uwagę Alice. Rose rozmawiała z Emmettem przez telefon, a Alice uśmiechnęła się do mnie, wiedząc z kim sms-uję bez pytania mnie o to. Zaczęłam układać sobie plan na dzisiejszy wieczór. Dobrze. Nie chcę cię karać. Czy już jest 19?
~ 214 ~
Zasłoniłam usta by ukryć śmiech, w momencie gdy Rose zakończyła rozmowę i spojrzała na mnie. - To był Emmett. On i Edward mają coś do zrobienia, więc Daddy Carlisle wziął CareBear ze sobą. Będzie lepiej, gdy po nią pojadę zanim narozrabia i zepsuje wszystko w jego biurze. - Zapłaciłyśmy rachunek i uściskałyśmy się na pożegnanie, obiecując sobie, że zobaczymy się wkrótce. Ruszyłam w stronę drzwi, odpisując mu na sms-a, gdy Alice i Rose wymieniały między sobą numery telefonów. Jeszcze kilka godzin. Odliczam. Już za Tobą tęsknię. Motylki pojawiły się w moim brzuchu, gdy czytałam wiadomość. Też za Tobą tęsknię. Mam spotkanie, muszę kończyć. Chcę pocałować Cię tyle razy ile minut upłynie zanim Cię zobaczę. Zgoda? - Gotowa? - zapytała Rose, gdy spotkała mnie koło drzwi. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko, po raz pierwszy tego popołudnia. - Myślę, że tak. - Odpowiedziałam, zaskakując samą siebie jak spokojnie się czułam. Rose prowadziła mnie do samochodu, a ja wysłałam mu ostatnią wiadomość przed powrotem do biura. Zgoda.
~*~*~*~*~*~*~*~ Przez korek weszłam do mieszkania dokładnie piętnaście minut przed czasem na który się umówiliśmy. Rzucając się do łazienki, poprawiłam makijaż i szybko upewniłam się, że wszystko wygląda idealnie. Obiad będziemy musieli zamówić. Wyciągnęłam ulotki z restauracji i zaczęłam je przeglądać właśnie kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Moje serce przyspieszyło, kiedy wstałam od lady i podeszłam do wejścia. Patrząc przez wizjer, przeklęłam cicho. Stał z ręką we włosach, jego marynarka zniknęła, a rękawy białej koszuli podwinął do łokci. Górne oświetlenie wyłapywało przebłyski złota w jego kosmykach i spowijało jego postać ciepłą poświatą. Wzięłam głęboki oddech, już wiedząc, że nie ma możliwości, żeby ten mężczyzna spędził chociaż minutę tej nocy poza moją sypialnią.
~ 215 ~
Otworzyłam drzwi i bez słowa zbliżył się do mnie, kładąc ręce po obu stronach mojej twarzy i przyciągając mnie do siebie. W momencie gdy jego rozchylone wargi dotknęły moich obydwoje jęknęliśmy. Moje zmysły był przeciążone i zostałam stracona dla wszystkiego poza nim; jego zapach wirujący wokół mnie, smak jego języka przesuwającego się przy moim, dźwięki padające z jego ust i twardość jego napierającego na mnie ciała. - Kotku, czekałem na to cały dzień. – Wraz z jego słowami, moje usta owionęło wilgotne powietrze i odsunęłam się nieco, pragnąc go zobaczyć. - Więc dlaczego się spóźniłeś? – zapytałam z fałszywą surowością. Spojrzał na mnie zagubiony zanim zerknął na swój zegarek. - O czym ty mówisz? Nie spóźniłem się. Napisałem do ciebie, że są straszne korki, to tylko… - Uniosłam brew. - Spóźniłeś. Się. – Moje słowa były oczywiste i przemyślane. Obserwowałam go czekając na jego olśnienie. Zgrywaj głupiego, Edwardzie. - Masz rację. Spóźniłem się. Nie wspominałaś czegoś o karze? – zapytał z uśmieszkiem, kiedy najwyraźniej zrozumiał. Dobry chłopiec. - Wspominałam. – Unosząc rękę do jego klatki piersiowej, obserwowałam jak moje palce przebiegają po miękkiej tkaninie i czułam jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Znów spojrzałam w górę, przyglądając się jego rozszerzającym się nozdrzom i poruszającej się pod wpływem jego coraz głębszych oddechów piersi. Chwytając jego krawat, okręciłam go raz wokół swojej pięści, unosząc brwi na mały jęk wymykający się z jego ust. Zawinęłam go jeszcze raz i szarpnęłam, przesuwając go nieco w przód. - Boże, Bella. - Chodź za mną. – Zrobiłam krok do tyłu, ciągnąc go ze sobą i kochając to, że już nie przeszkadzało mu poddawanie się czyjejś kontroli. Zrobiłam kolejny krok, a on podążył za mną ochoczo. Uśmiechając się do siebie, odwróciłam się powoli, mocno trzymając jego krawat nad ramieniem i poprowadziłam nas do sypialni. - Usiądź – powiedziałam, kiedy weszliśmy, wskazując na łóżko. Zrobił o co prosiłam, a jego oczy zlustrowały pokój. - Wygląda dokładnie tak jak ją sobie wyobrażałem – powiedział, a jego głos był miękki i nico niższy niż zazwyczaj. - Czyli? – zapytałam, stojąc w drzwiach, zaniepokojona i podekscytowana, że wyobrażał sobie moją sypialnię, tak jak ja jego. Przebiegł palcami po blado-różowej i czarnej poszewce i w dół białego baldachimu zwieszającego się z sufitu. - Wygląda tak jak ty. Miękka, kobieca, seksowna, wyszukana; dokładnie tak ją sobie wyobrażałem. I kłamałbym gdybym powiedział, że nie wyobrażałem sobie jej… często. – Spojrzał na mnie i otoczyło nas wyczekiwanie. – Pragnę cię, Bello. Bardziej niż czegokolwiek wcześniej. Rozbierz się dla mnie. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi na jego słowa i poczułam, że moje sutki twardnieją. Kręcąc głową uśmiechnęłam się do niego niewinnie. - Nie sądzę. To nie ty dzisiaj wyznaczasz reguły.
~ 216 ~
Bez słowa wstał, a jego ręce przesunęły się do jego krawatu, poluzowując materiał zanim rzucił go na podłogę. Nasz kontakt wzrokowy ani razu się nie zerwał, kiedy uniosłam dłonie do włosów i wyjęłam z nich spinki, pozwalając im opaść wokół moich ramion. Staliśmy po przeciwnych stronach pokoju i przyszło mi do głowy, że mogę patrzeć jak się rozbiera, albo być naga razem z nim. Bez sekundy namysłu wybrałam drugą opcję. Jak gdyby w synchronizacji nasze ręce powędrowały do przodów naszych koszul, rozpinając guziki i zsuwając materiał z naszych ciał. Miękki szelest tkaniny opadającej na podłogę wypełnił ciszę pokoju. Przygryzłam wargę, kiedy zdjął buty. Pochylając się zrobiłam to samo, zsuwając szpilki z moich stóp. Jego ręce zdawały się nieco drżeć, gdy dotarły do spodni, rozpinając je powoli zanim zsunęły je w dół jego bioder. Widział mnie nagą więcej razy niż mogłabym zliczyć, ale moje własne ręce stały się niestabilne, kiedy przesunęłam je na zapięcie stanika. - Jesteś piękna, Bello. Jego głos wyrwał mnie z niepewności i zsunęłam materiał ze swojego ciała. Poczułam dumę, kiedy ostro chwycił powietrze, a jego wzrok opadł na moje piersi. Przesunęłam rękę na zamek z boku spódnicy i rozpięłam go, a metaliczny zgrzyt sprowadził jego skupienie powrotem do moich oczu. Było coś tak erotycznego w rozbieraniu się w ten sposób, stojąc naprzeciwko siebie i nie móc się dotykać. Moje ciało dosłownie paliło, żeby poczuć jego ręce na mojej skórze. Powoli, zsunęłam materiał spódnicy w dół bioder i rzuciłam go daleko od siebie, pozostając jedynie w pończochach i podtrzymującym je pasie. Schylił się, żeby zdjąć bokserki i przygryzłam wargę na wyraz jego twarzy kiedy zobaczył, że nie miałam na sobie majtek. - Wiedziałam, że cię zaskoczę - przekomarzałam się. - Zajebiście piękna. - Jego glos był zachrypnięty i pełen czci, kiedy podniósł wzrok by spojrzeć znów w moje oczy. - Ty też. - Chodź tutaj, skarbie. – Wzięłam głęboki oddech i przeszłam kilka kroków do miejsca w którym stał, czując, że mnie do siebie przyciąga jakąś niewidoczną siłą. Wiedziałam, że znalazłam mężczyznę, którego będę kochała do końca swojego życia, a moje serce gorąco pragnęło mu to powiedzieć. Biorąc moją twarz w swoje dłonie, zamknął oczy i przyłożył swoje czoło do mojego. – Jesteś wszystkim czego nie wiedziałem, że chcę. Żałuję, że nie przestałem z tym walczyć. – Spojrzał mi w oczy i to co tam zobaczyłam, napełniło mnie nadzieją. – Żałuję, że nie dopuściłem cię do siebie wcześniej. Pochylił się i położył swoje usta na moich, a moje serce prawie się przełamało od miłości, którą do niego czułam. Chciałam tego i oddałabym wszystko, żeby mieć to chociaż przez krótką chwilę. W tym momencie odepchnęłam od siebie każdą wątpliwość i każde zmartwienie w związku z tym co może się stać albo co ludzie będą mówili, oddałam mu się. Tak czy inaczej byłam jego, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedział.
~ 217 ~
Stając na palcach, przycisnęłam się do niego bardziej, wzdychając, gdy poczułam ciepło jego ciała przy mojej nagiej skórze. Językiem przejechał po mojej dolnej wardze, a potem wsunął go do moich ust. Jego znajomy smak sprawił, że moje nogi nieco się zatrzęsły. Wplótł rękę w moje włosy, przyciskając mnie do siebie, podczas gdy druga miękko powędrowała do mojej piersi. Zadrżałam, kiedy jego delikatny dotyk rozpalił zakończenia nerwów mojej skóry. Wziął w dłoń moją pierś, tuląc ją, a jego kciuk krążył wokół sutka. - Idealne – wyszeptał, zwiększając nacisk pieszczoty. Policzkiem lekko musnęłam wzdłuż jego mocno zarysowanej szczęki, kochając sposób w jaki szorstka faktura działała na moją skórę. Przesunęłam się wolno w dół jego szyi i uśmiechnęłam, kiedy jęknął, czując wibracje przy ustach. Wciąż schodząc w dół, całowałam i kosztowałam jego skóry. Szarpnąwszy moje włosy, przyciągnął moje usta z powrotem do swoich i pocałował mnie mocno, a moje palce podążyły po jego ramionach i klatce piersiowej, w dół jego brzuch i owinęły się wokół jego twardego penisa. Kiedy go trzymałam, naparł na moje ręce, a dźwięk który opuścił jego usta, zachęcił mnie. - Kocham czuć cię w swoich dłoniach – westchnęłam przy jego ustach, wciąż przesuwając opuszki palców wzdłuż jego długości. Powietrze opuściło jego płuca i oparł czoło na moim ramieniu, a całe jego ciało drżało. Ścisnęłam go delikatnie i jęknął, podnosząc swoją głowę by dotknąć moich ust, biorąc moją dolną wargę pomiędzy swoje i ssąc ją lekko. Chwytając jego włosy, zniżyłam jego ucho do swoich ust. - Ale jeszcze bardziej kocham czuć cię wewnątrz siebie – wymamrotałam, uśmiechając się na głęboki jęk, który wypełnił pokój. - Potrzebuję cię Bello. Proszę, nie każ mi czekać – Błagał bez tchu. - Nigdy więcej czekania. – Ledwie rozpoznałam swój glos, kiedy popchnęłam go na łóżko. Jego ręce nie puściły mnie, gdy się położył, wciągając mnie na siebie. W chwili, gdy zobaczyłam go na moich poduszkach, coś pękło. Moje ciało zatrzęsło się z emocji, która do mnie napłynęła, tak jakby tęsknota wypełniająca każdą fantazję, którą miałam przez ostatnich dziewięć miesięcy chwyciła mnie w tym właśnie momencie. Siadając okrakiem na jego biodrach, uniosłam swoje ciało i powoli opuściłam się w dół. Kiedy fizycznie wypełnił moje ciało, poczułam się cała po raz pierwszy od kiedy wkroczył do mojego życia. - Jesteś dla mnie stworzona,, Bello. – Jego palce zsunęły się z mojego sutka i powędrowały pomiędzy moje piersi, a potem w dół brzucha, do miejsca gdzie mocno trzymałam go wewnątrz siebie. – Czujesz to? – Jego palce prześliznęły się wzdłuż mojej łechtaczki i wokół jego podstawy, rozprowadzając śliską wilgoć. Uniosłam się i zobaczyłam, że zaciska szczękę, kiedy przyglądał się jak się pokazuje zanim znów wsuwa się wewnątrz mnie. – O Boże, zrób to jeszcze raz. – Jego oddech był nierówny i z zachwyconym wyrazem twarzy obserwował jak się na nim poruszam. – Kurwa – wyjęczał, a jego głowa opadła na poduszki. – To najdoskonalsza rzecz jaką widziałem, patrzeć jak bierzesz mnie wewnątrz siebie. – Znów się poruszyłam i jęknął głośno. – Nie wiem jak długo… cholera.
~ 218 ~
- Więc zamknij oczy – wyszeptałam, pochylając się i składając pocałunek na jego piersi. – I nie sądzę, by wytrzymałość byłą twoim problemem. - O Jezu, Bello. Nie możesz mi teraz mówić takich rzeczy. – Z mocno zaciśniętymi oczami, sięgnął ręką nad głowę i chwycił zagłówek. Szybko zaczerpnęłam powietrza, kiedy obserwowałam jak mięśnie w jego ramionach i klatce piersiowej napinają się z tym ruchem. Zamykając oczy, powoli zakołysałam biodrami i jęknęłam, całkowicie zatracona w tym, jak nasze ciała do siebie pasują. Pomysł zaczął rodzić się w mojej głowie i wygięłam nogę, unosząc ją nad jego piersią i układając ją po drugiej stronie. Odwróciłam się tak, że teraz znajdowałam się plecami do niego. Poczułam, że się napina, a jego ręce chwyciły moje biodra. - Kurwa! Co ty… - ucichł, gdy zaczęłam się na nim poruszać. Moja głowa opadła, kiedy nowy kąt wywołał doznania, jakich jeszcze nigdy nie doświadczyłam. - To jest takie przyjemne – powiedziałam bez tchu. Jedną z rąk przesunął do moich pleców, pieszcząc je powoli. Jego dłonie działały zgodnie; jedna kierowała moimi biodrami w czasie gdy druga chwyciła moje ramię, pchając mnie silniej w dół. Kontynuowaliśmy w ten sposób i zauważyłam, że światło słoneczne zmieniło kolor, stając się bardziej złote, kiedy przesuwało się po ścianie zanim nareszcie zniknęło. Jego biodra zaczęły unosić się by spotkać moje; każdy ruch stawał się bardziej gorączkowy, bardziej niepohamowany niż poprzedni. Pochyliłam się do przodu, kładąc dłonie na jego udach by się podeprzeć gdy intensywność uprawianej przez nas miłości zagroziła owładnięciem mnie. Dźwięki otaczającego mnie świata stały się przytłumione a cała moja uwaga była poświęcona doznaniom i mężczyźnie, który mi je dawał. Usłyszałam, że jego oddechy zamieniły się w sapnięcia, a jęki w błaganie i moje imię opuszczało jego usta na okrągło. Wraz z nagłym ruchem znalazłam się na brzuchu. Jego spocona klatka piersiowa napierała na moje plecy i po raz kolejny mnie wypełnił. - Oh, kurwa, kotku, jesteś cudowna. – Jego słowa były wymuszone, a głos zachrypnięty. Każde pchnięcie było podkreślone głębokim jękiem. Poczułam że jego wilgotne czoło przyciska się do mojego ramienia. – Boże, to tak jakbym nie mógł znaleźć się wystarczająco blisko. - Wiem – wyszeptałam, doskonale wiedząc co ma na myśli. Moja potrzeba nigdy nie została zaspokojona, tęsknota by być blisko niego nigdy nie ukojona. Chciałam go pochłonąć, żeby on pochłonął mnie. Na zawsze. Zamknęłam oczy i oparłam policzek na chłodnych kocach. Jego ręka zacisnęła się w pięść w moich włosach, ciągnąc moją głowę w tył; jego usta znalazły moją szyję, a każdy wymęczony wydech wysyłał fale ciepłego powietrza po mojej wilgotnej skórze. Pocałował moje ramiona, wysuwając język by mnie skosztować, a jego zęby szarpały i ciągnęły skórę. Wygięłam plecy w łuk, ustawiając swoje biodra tak by odpowiedzieć na każde pchnięcie. Wyciągnęłam ramiona, a moje dłonie zaplątywały się w kocach. Drżałam na całym ciele. Ręka Edwarda przesunęła się w górę mojego ramienia i jego palce ciasno splotły się z moimi. Zadrżałam, gdy wolną ręką przebiegł w górę i w dół po moich bokach, zatrzymując się by chwycić moje biodro i kontrolować swoje ruchy.
~ 219 ~
Poczułam, że jego usta przesuwają się w dół po mojej szyi i przez ramiona. Zadygotał nade mną, a jego ciało drżało jakby się poddawał i szepnął, prawie zbyt cicho bym mogła to usłyszeć. - Kocham cię, Bello. – Moje ciało zesztywniało na chwilę, gdy jego słowa dosięgły moich uszu. – Tak bardzo cię kocham. Powtarzał to na okrągło, mrucząc miękko przy mojej skórze, za każdym razem potwierdzając swoje słowa tęsknym pocałunkiem na moich plecach. Przycisnęłam czoło do łóżka i zacisnęłam oczy, gdy uderzył mnie ogrom tego, co powiedział. - Nie wiedziałem – wyszeptał. – Nie wiedziałem, że mogę kochać cię tak mocno. - O Boże, Edward. Byłam kompletnie pokonana. Widoczny dreszcz przebiegł przeze mnie, kiedy jego ciało wciąż poruszało się nade mną, a jego usta delikatnie dotykały mojej skóry. Poczułam, że jego ruchy stały się bardziej gorączkowe i jak na zawołanie, zaczęłam się zaciskać. Mocniej chwyciłam jego dłoń i głębiej wpiłam palce w koc, gdy fala rozkoszy niepodobna do czegokolwiek co znałam, opanowała mnie. W kółko powtarzałam jego imię z twarzą wciąż przyciśniętą do nakryć na łóżku i cały czas na niego napierałam. Z jednym, ostatnim pchnięciem i głośnym jękiem, jego ciało napięło się i uspokoił się, kiedy doszedł wewnątrz mnie. Moje imię wymknęło się szeptem z jego ust wraz z wycieńczonym sapnięciem, gdy opadł na moje plecy. Leżeliśmy tak w ciszy, a nasze oddechy i serca zaczęły zwalniać. Przesuwając się odrobinę tak, że znalazł się obok mnie, odgarnął wilgotne włosy z mojego czoła i nachylił mój podbródek bym na niego spojrzała. Wyraz jego twarzy zmienił się. Wcześniejszą żądzę i pośpiech zastąpił taki, który odzwierciedlał oddanie, które słyszałam w jego głosie. - Nie tak chciałem to powiedzieć – powiedział cicho z nutą przeprosin w głosie. Patrzyliśmy sobie w oczy i przytaknęłam, niezdolna do sformułowania słów. Moje oddechy były płytkie, a serce łomotało mi w piersi tak głośno, że z pewnością mógł je usłyszeć. Powiedz to jeszcze raz. Proszę. Jego oczy przeszukiwały moje, gdy zakręcał moje włosy wokół swoich palców. Na krótko zamykając oczy, wydawał się sięgać po coś w głąb siebie. - Naprawdę cię kocham, Bello. Mój podbródek nieco zadrżał i musiałam spojrzeć w bok. Wirowało mi w głowie. Kocha mnie. Nagle, nie dbałam o to, dlaczego to powiedział albo, że to wszystko może być mi jutro odebrane. Tej nocy, właśnie teraz, mężczyzna moich snów mnie kocha. Przeniosłam swój wzrok z powrotem na niego i zobaczyłam zmartwienie wywołane moim wahaniem. Uśmiech powoli uniósł kąciki moich ust i dotknęłam ręką jego policzka. Wtulił się w moją dłoń, a mój oddech urwał się, gdy zobaczyłam jak bezbronny się wydawał. Moje ciało zdawało się wibrować od miłości, którą do niego czułam. Musiałam mu powiedzieć, że z nim jestem.
~ 220 ~
- Też cię kocham, Edwardzie. Tak bardzo. – Mój głos zadrżał, bo nareszcie wypowiedziałam przy nim te słowa. – Tak bardzo. – Zamrugałam, a z moich oczu trysnęły łzy, które nie wiedziałam, że tam są. Uśmiechnął się i otoczył mnie ramionami, co odebrało mi oddech. - Kocham cię – wyszeptał, całując łzy spływające po mojej twarzy. Kładąc rękę na moim karku, obserwował mnie, a jego kciuk przebiegał lekko po pulsie na moim gardle. Jego wzrok przemknął po moich ustach i przyciągnął mnie do siebie, miękko muskając wargami moje usta i odsuwając się. - Powiedz to jeszcze raz, Bello. Powiedz, że mnie kochasz. Przekręcając go na plecy, uniosłam się nad nim nieznacznie, a moje włosy opadały wokół nas jak kurtyna. - Kocham cię – powiedziałam zwyczajnie, szczęśliwsza niż myślałam, że to możliwe mówiąc te dwa krótkie słowa na głos. Unosząc głowę z poduszki, wygładził ręką moje włosy i pocałował mnie, uśmiechając się przy moich ustach. - Myślę, że będę musiał to słyszeć co pięć minut – wyszeptał, wciągając na siebie moje ciało. Przycisnął swoje usta do moich i jęknęłam, gdy jego język wsunął się pomiędzy moje rozchylone wargi, a jego ręka wplotła się w moje włosy, żeby utulić tył mojej głowy. Położyłam się na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy, wzdychając głęboko. Jego ramiona ciasno okręciły się wokół mnie i poczułam, że całuje czubek mojej głowy. - Mogę zostać? – zapytał cicho, a jego palce przeczesywały moje włosy. - Tak – westchnęłam. – Nigdy nie wychodź. Jego serce biło przy moim uchu, a stały rytm jego oddechów połączony z emocjonalnym zmęczeniem, zaczął dawać mi się we znaki i moje powieki zrobiły się ciężkie. Przesunęłam się nieco w górę jego ciała, wtulając głowę z zagłębienie jego szyi i składając miękki pocałunek na jego skórze. - Teraz wiem co miałeś na myśli – wyszeptałam. - Hmm? W związku z czym, skarbie? – wymamrotał sennie. Zsunęłam rękę w dół jego nagiego ciała, kładąc dłoń na jego tatuażu. - Z tym – szepnęłam, gdy zaczęłam zapadać w sen w jego ramionach. – Je ne regrette rien.
~ 221 ~
16. Oui Kocha mnie. Wzdychając głęboko, schowałem twarz w jej ciepłą skórę przesuwając się, by zbliżyć się do dźwięku jej serca. Każdej nocy, którą spędzaliśmy razem, budziłem się w tej samej pozycji: leżąc na niej z twarzą przyciśniętą do jej piesi i ramionami ciasno owiniętymi wokół jej talii. Przyciągało mnie do niej, nawet kiedy spaliśmy, jakby moje ciało pragnęło jej nawet kiedy mój świadomy umysł drzemał. W ciągu swoich dwudziestu ośmiu lat spędzałem noce z różnymi kobietami, często trzymając je kiedy spaliśmy, ale nigdy nie było tak, jak teraz. Kiedy tylko się budziliśmy, nie mogłem być wystarczająco blisko, jakby moje ciało wierzyło, że trzymanie jaj tak mocno połączy ją ze mną na zawsze. Musiałem przyznać, że ten obraz wydawał mi się lepszy za każdym razem gdy pojawił się w moim umyśle. Siadając, nieznacznie wsparty na łokciu, obserwowałem ją. Pełny księżyc zza okna oświetlał pokój wystarczająco, by przedstawić na ścianach obraz szeleszczących drzew i skąpać Bellę w miękkiej niebieskiej poświacie. Westchnęła we śnie, zaciskając wargi i krzywiąc się nieco, gdy zmieniła swoją pozycje. Ciemne włosy poplątane przez moje dłonie rozpostarły się na białych poduszkach, jej prawa ręka spoczęła koło jej głowy, a lewa na piersiach. Jej piękno nigdy nie przestanie mnie obezwładniać. Z roztargnieniem sięgnąłem do jej lewej ręki, palcami muskając miękką skórę. Uniosłem delikatnie jej dłoń i złożyłem na niej pocałunek, podziwiając jej długie, delikatne palce bez biżuterii czy kosmetyków. Miękki jęk wyrwał się z jej ust, kiedy lekko masowałem jej dłoń. Zachwycałem się tym, jak mała wydawała się jej ręka w mojej i zatrzymałem, gdy skupiłem się na jej nagim palcu serdecznym. Nagły obraz przeszedł przez moją głowę. Zobaczyłem siebie na jednym kolanie, wsuwającego piękny pierścionek na ten palec, pytającego czy weźmie mnie jako swojego na zawsze i pozwoli mi mieć ją w zamian. Klarowność tej wizji była tak obezwładniająca, że prawie odebrała mi oddech. Przyciskając czoło do jej klatki piersiowej, zacisnąłem mocno powieki, chcąc się uspokoić, odepchnąć od siebie tę dziwną mieszankę paniki i uniesienia, którą wywołało to wyobrażenie. Uderzyło mnie jak inne było to uczucie w porównaniu do przeszłości.
~ 222 ~
Po raz pierwszy znajdowała się przede mną niejasna przyszłość i byłem przerażony. Jakby wyczuwając moją walkę, Bella śpiąc zawinęła palce wokół moich, uspokajając mnie i nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kilka głębokich oddechów i trzydzieści dwa uderzenia jej serca później, poczułem się spokojny… i także całkowicie rozbudzony. Podnosząc się z niej, przekręciłem się na plecy i uporczywie wpatrywałem się w sufit tak naprawdę go nie widząc. Byłem pogrążony w myślach o Belli, o nas, o tym, co chciałem jej dać. W ciągu sekund przysunęła się do mojego boku, kładąc głowę na moim ramieniu i nogę na biodrze. Przycisnąłem ją do siebie, odwracając swoje ciało w jej stronę i zamykając znowu oczy, skupiając się na tym jak idealnie do mnie pasowała. Z roztargnieniem przebiegając palcami przez jej włosy, wróciłem myślami do tego, jak blisko spieprzenia wszystkiego się znalazłem. Przesuwając się nieco sięgnąłem poza łóżko, by wyjąć z tylnej kieszeni moich spodni długie, cienkie pudełko Diora. Kładąc się z powrotem, znów mocno ją chwyciłem i otworzyłem opakowanie, przebiegając palcami wzdłuż łańcuszków tworzących prostą bransoletkę ze słowem „Oui” łączącym dwie połówki. Światło księżyca lśniło na błyszczącej powierzchni i mimo że była to tylko biżuteria, reprezentowała wszystko to, co Bella: skromność, elegancję i piękno. Proste litery, układające się w krótkie słowo z gładkiej platyny reprezentowało nas: nasz związek, naszą namiętność i naszą obietnicę. Przy odrobinie szczęścia, zrozumie to przesłanie. Wyjmując bransoletkę z pudełka, zapiąłem ją na nadgarstku Belli, plącząc się nieco z małym zapięciem w ciemności. Przez chwilę martwiłem się, że mogłaby protestować przeciwko prezentom, ale duma, którą poczułem, widząc ją śpiącą koło mnie tylko w mojej bransoletce, szybko rzuciła cień na moje lęki. Po wczorajszym kiepskim poranku w moim mieszkaniu, wiedziałem, że potrzebuję sposobu by pokazać jej co czuję; czegoś namacalnego, co przypominałoby jej co dla siebie znaczymy. Resztę dnia spędziłem w domu, obdzwaniając kilku znajomych z LVMH28, próbując zdobyć dokładnie tę bransoletkę. Nie było łatwo, biorąc pod uwagę krótki czas, ale to właśnie jedna z korzyści posiadania pieniędzy i władzy. Mój żołądek skręcił się, gdy przypomniałem sobie ból i odrzucenie widoczne na jej twarzy, kiedy opuszczała tamtego dnia moje mieszkanie, wiedząc, że to ja je wywołałem.
28
LVMH – Wikipedia, wolna encyklopedia
~ 223 ~
Stałem bezradnie naprzeciwko Emmetta, wiedząc, że była w drugim pokoju i słuchała. Nawet ja byłem zaskoczony jak łatwo kłamstwa wychodziły z moich ust; w tamtej chwili, rzecz jasna, wcieliłem się znów w tą zimną, nieczułą osobę, za którą przywykłem się codziennie kryć. Wiedziałem, ze Emmett wyczuł, że zachowuję się podejrzanie, ale nie miałem pojęcia, że rozszyfrował dlaczego. Krótko rozważyłem możliwość, że coś wymsknęło się Rose, ale szybko to odrzuciłem. Dała mi słowo i pomimo naszych sporów, wierzę jej. Nawet jako dziecko Emmett zawsze znał mnie najlepiej, zawsze widział więcej niż chciałem mu pokazać. Wczoraj był nieugięty w przekonaniu, że zachowałem się niewłaściwie. Zgasiło mnie to, że miał rację. Nagle, rozgniewany i osaczony, złamałem się, wykrzykując, że nic dla mnie nie znaczy. W chwili, gdy te słowa opuściły moje usta, miażdżące poczucie winy i strach osiadły głęboko w mojej klatce piersiowej. Nawet bez patrzenia na jej twarz wiedziałem, że ją zraniłem. W końcu przekonałem Emmetta i odwrócił się by wyjść, ale zatrzymał się na dźwięk komórki, wypełniający pokój. Obserwowałem jak uświadomił sobie, że nie byłem sam. Jednak zaskoczył mnie, zakładając, że była ze mną jakaś przypadkowa kobieta i przepraszając wiele razy nareszcie wyszedł. To nie on musiał przepraszać. Kiedy do niej poszedłem, natychmiast wiedziałem, że słyszała każde słowo. Była zdystansowana, a kiedy się ubierała, unikała moich oczu, wymyślając wymówkę, że musi spotkać się z przyjaciółką. Próbowałem oddalić jej lęki, przypominając, że powiedziałem to tylko dlatego, że obiecałem utrzymać nas w sekrecie. Byłem gotowy by się temu sprzeciwić, zasugerować, żebyśmy mu po prostu powiedzieli. Wnioskując po jego reakcji, dobrze że mnie zatrzymała. Wmawiała mi, że wszystko jest w porządku, ale znałem ją zbyt dobrze i nie mogła się już przede mną maskować. Udało mi się przekonać ją, żeby znów spędziła ze mną noc, wykorzystując jej słabość na mój dotyk. Kiedy niechętnie się zgodziła, odmówiłem cichą modlitwę, obiecując, że wszystko naprawię. Naprawiłbym wszystko, bo jej potrzebuję, bo ją kocham. Po raz pierwszy w życiu, poznałem głębię tych słów. Dźwięk mojego pustego żołądka przypomniał mi, że nie zjedliśmy obiadu. Uśmiechnąłem się, kiedy przyszło mi na myśl, że zdawało się dużo wydarzyć.
~ 224 ~
Składając miękki pocałunek na jej piersi i jeden na ustach, ostrożnie wyszedłem z łóżka tak, by jej nie obudzić. Prawie zaśmiałem się, próbując policzyć ile razy wyobrażałem sobie siebie w jej sypialni. Jedna z moich powracających fantazji: położyć ją na jej łóżku i pieprzyć do utraty zmysłów. Była zaraz po tej, w której brałem ją na swoim biurku. Odnajdując swoje bokserki na krześle niedaleko łóżka, założyłem je i skierowałem się w stronę salonu, miękko zamykając za sobą drzwi. Pokój był większy niż myślałem, a rozległe okna znajdujące się na ścianach w głębokim brązie sprawiły, że nie musiałem zapalać świateł. Podłogi były wyłożone tym samym wiśniowym drewnem co w sypialni i także pokryte dużym dywanem. Było oczywiste, że każdy detal w tym pokoju był znakomicie przemyślany; od czarno-białych portretów zdobiących ściany, do kryształowego żyrandola, który wisiał nad dwiema dużymi, wygodnymi kanapami ustawionymi przed bogato zdobionym kominkiem. Chwytając jabłko z miski na stoliku do kawy, przez chwilę podziwiałem zdjęcia, natychmiast rozpoznając Bellę. Niektóre fotografie przedstawiały, jak założyłem jej rodziców, inne grupę nastolatków, a jeszcze inne były nowsze. Zatrzymałem się, kiedy dostrzegłem jedną, którą już widziałem. To samo zdjęcie przez lata ozdabiało moje biurko w cyfrowej ramce. Piękna, młoda, ciemnowłosa dziewczyna stojąca pomiędzy moimi rodzicami i uśmiechająca się do mnie. Wiedziałem, że to była Bella zanim zaczęliśmy razem pracować, ale widzieć to zdjęcie tu, w jej domu, było takie surrealistyczne. Zawsze wiedziałem, że Bella spędzała dużo czasu z moją rodziną, ale najwyraźniej nie doceniałem ich znaczenia w jej życiu. Wróciłem myślami do chwil, kiedy widziałem ją z Carrington. Wydawały się takie swobodne, jakby przebywanie w ramionach Belli było dla niej najnormalniejszą rzeczą na świecie. Po raz pierwszy wizja
posiadania
własnych
dzieci
zdawała
się
bardziej
możliwością
niż
niewyraźnym wydarzeniem w dalekiej przyszłości. Moje ciało naprężyło się i wyprostowałem się, kiedy para ramion otoczyła moją talię. - Tutaj jesteś – wyszeptała cicho, składając pocałunek na moich plecach. - Byłem głodny – wymruczałem, odwracając się w jej ramionach i wskazując na moje w połowie zjedzone jabłko. – Próbowałem cię nie obudzić. - Hmm. Cóż, mój koc znikł – odpowiedziała, przytulając mnie mocniej i unosząc podbródek. – Tęsknię, kiedy cię nie ma. Uśmiechnąłem się i pochyliłem, całując ją miękko w usta i kochając, że zwróciła uwagę na to jak ją trzymam, kiedy śpi.
~ 225 ~
- Zobaczmy co możemy zrobić, żebyś nie musiała za mną tęsknić – wyszeptałem przy jej ustach. Przytaknęła, a ja lekko musnąłem jej policzek wierzchem dłoni. - Pamiętasz zasadę, że nie mogę wychodzić bez pocałowania cię na dowidzenia? - Tak – odpowiedziałem i kontynuowałem głaskanie jej twarzy. - Chciałbym, żebyś też przestrzegał tej reguły – powiedziała miękko głosem zabarwionym smutkiem. Zatrzymałem rękę i spojrzałem jej w oczy. Czy fakt, że ją zostawiłem ją niepokoi? - Obiecuję, że nigdy nie odejdę bez pocałunku na dowidzenia. Nigdzie się nie wybieram, skarbie… i pocałowałem cię. Tutaj – wyszeptałem, zakreślając kciukiem jej dolną wargę i składając tam miękki, przeciągły pocałunek. - I tu. – Odsunąłem się nieco i pochyliłem się, by pocałować jej zakrytą pierś. Jęknęła. – Mówiłem ci już, jak bardzo kocham widzieć cię w mojej koszuli? - Możliwe, że coś o tym wspominałeś – westchnęła, kiedy moje usta przesunęły się z jednej piersi na drugą. Wplotła ręce w moje włosy, przytrzymując mnie przy sobie. Językiem musnąłem twardego sutka przez cienką bawełnę i lekko go przygryzłem, czując, że twardnieję na dźwięk jaki się z niej wyrwał. - Nie mówiłeś czegoś o jedzeniu? – zapytała na wydechu, a jej palce teraz przesuwały się po mojej skórze z większą siłą. - Oh, właśnie się za to zabieram. Opadłem przed nią na kolana, podsuwając w górę koszulę i owijając ręce wokół jej bioder, przysunąłem ją do siebie. Mięśnie jej brzucha napięły się pod moimi ustami, kiedy całowałem drogę w dół, w kierunku jej pępka. - Ale… - zaczęła protestować. - Cii – odpowiedziałem, pchając ją nieznacznie do tyłu. Skórzane poduszki na sofie zatrzeszczały, kiedy na nie opadła. – Nie mogę czekać. - Edward – wyszeptała miękko, a jej oczy popatrzyły w moje w ciemności. Kładąc dłonie na wewnętrznej stronie jej ud, rozsunąłem je, otwierając ją dla siebie. Moje oczy podróżowały w dół jej ciała, idealnie oświetlonego przez światło księżyca. Przesuwając ręce na jej biodra, pociągnąłem ją do brzegu kanapy, wywołując ciche sapnięcie. Nie marnując czasu, uniosłem jej nogi i położyłem je na swoich ramionach, a odwracając głowę, całowałem ją wzdłuż jej uda. - Powiedz to, Bello – wymamrotałem przy jej skórze. Jęknęła głośno i ponaglająco szarpnęła moje włosy. - Kocham cię – wyszeptała. Te słowa zburzyły moją ostatnią ścianę samokontroli.
~ 226 ~
W momencie kiedy moje usta jej dotknęły nie potrafiłem powstrzymać jęku, który wydobył się głęboko z mojej klatki piersiowej. Muskałem wargami delikatną, nagą skórę, zamykając oczy od nadmiaru doznań. Wszystko w niej mnie obezwładniało: jej dźwięki, jej zapach, a szczególnie jej smak. Wciągając głęboko powietrze, znów jęknąłem, dosłownie mogąc skosztować ją sekundy przed tym, jak dotknąłem jej językiem. Jej ciało zdawało się wibrować i zacieśniłem mój chwyt na jej biodrach. - Spokojnie, kotku. Bądź cierpliwa – wyszeptałem, moje usta unosiły się tuż nad nią. – Już wiesz jak dobrze możesz się czuć dzięki mnie. – Uniosłem wzrok do jej oczu. – Prawda? Mogłem dostrzec kształt jej twardych sutków, napinających wilgotny, cienki materiał mojej koszuli. Jej piersi szybko unosiły się i opadały wraz z przyspieszonymi oddechami. Jej widok, takiej pobudzonej i fizycznie poruszonej zaledwie oczekiwaniem na mój dotyk, wysłały fale podniecenia do mojego już boleśnie twardego penisa. - Prawda, Bello? – Ciepły oddech wywołany moimi słowami owiał jej gładką skórę, sprawiając, że jej biodra uniosły się nad skórzane poduszki. Zwiększając siłę mojego uścisku, trzymałem ją pewniej, a kiedy z jej ust wyszło szeptane ”tak”, które brzmiało bardziej jak prośba niż odpowiedź, zadrżałem. Niezwykle delikatnie odszukałem ją końcówką mojego języka, powoli okrążając, ale nie dotykając jej łechtaczki. Zaskomlała miękko, ale z uśmiechem igrającym na jej rozchylonych wargach, kiedy skosztowałem ją długim pociągnięciem, w końcu dając jej to, czego chciała. - Tak. Oh Boże, Edward, tak. Dźwięk jej głosu, takiego niepohamowanego i surowego, ponaglił mnie i zamruczałem z przyjemności. - Oh kurwa, Edward! Boże, jeśli nie przestanie, dojdę od samego słuchania jej. - Chcę cię poczuć wewnątrz siebie – błagała, palcami muskając moją twarz. - Masz na myśli tak? – Zabierając rękę z jej biodra, przytrzymałem ją otwartą i wsunąłem w nią język, jęcząc na słaby smak naszego kochania się. - Cholera, kotku – zacząłem, odsuwając się, żeby zastąpić język palcami. – Mogę czuć nas oboje. Masz pojęcie jak zajebiście gorące to jest? Stałem się nienasycony, liżąc, ssąc i delektując się, pozwalając jej dźwiękom i swobodnym ruchom jej ciała, gdy dążyła do spełnienia, mnie obezwładnić. Unosząc oczy, czekałem, chcąc uchwycić moment jej szczytowania.
~ 227 ~
Była taka piękna. Zamknięte oczy, otwarte usta, kompletnie zatracona w rozkoszy, którą jej dawałem. Tak bardzo chciałem w nią wejść, zaspokoić tą prawie bolesną potrzebę, ale to miało być tylko dla niej. Jedno małe, błahe podziękowanie za wszystko co wniosła do mojego życia. Biorąc do buzi jej łechtaczkę, possałem ją lekko, obserwując w zachwycie jak jej ciało wygięło się w łuk i zacisnęła się wokół moich palców. Jej ręce gwałtownie pociągnęły moje włosy i wykrzyknęła moje imię, kiedy doszła. Składając pocałunki na jej drżących udach, położyłem jej stopy na podłogę, całując drogę w górę jej ciała. - Jesteś taka piękna, gdy szczytujesz – wyszeptałem przy gładkiej skórze pod jej uchem. Chwytając moje włosy, przycisnęła mnie do siebie, całując głęboko i jęcząc w moje usta, gdy poczuła swój smak. Przesuwając ręce w dół mojej klatki piersiowej i brzucha. Zadrżałem, gdy jej pace musnęły mojego penisa. Chwytając jej ręce w swoje, potrząsnąłem głową. - Nie, skarbie. - Ale… - Nie, żadnych ale. Tu chodzi tylko o ciebie – wyszeptałem przy jej ustach. – Poza tym zazwyczaj lubię, kiedy jestem z tobą w ten sposób. – Zaśmialiśmy się, a ja przesunąłem rękę w jej splątane włosy. – Pozwól mi ci to dać. Przez chwilę wyglądała na zamyśloną, zanim chwyciła moją szczękę i pocałowała mnie miękko. - Mówiąc o dawaniu – zaczęła, wskazując na biżuterię, która teraz znajdowała się wokół jej nadgarstka. – Zechcesz powiedzieć mi skąd to się wzięło? Biorąc jej rękę, złożyłem pocałunek przy delikatnym łańcuszku i zapatrzyłem się w jej oczy. – Chciałem ci coś dać – zacząłem, nagle niepewny. – Coś, co przypominałoby ci… o tym… - Ucichłem, nie wiedząc jak to wyrazić. - Rozumiem – wyszeptała. – I jest piękna. Nigdy jej nie zdejmę. Słowa nie mogłyby wyrazić tego jak bardzo kocham tę kobietę. Wplatając ręce w jej włosy, przysunąłem ją do siebie, próbując przekazać wszystko co czułem w namiętnym pocałunku. Kiedy się odsunąłem, mój oddech był wymęczony. Oparłem swoje czoło o jej. - Kocham cię, Bello. Zawsze o tym pamiętaj. – Przytaknęła, a jej klatka piersiowa poruszała się ciężko z takim samym podekscytowaniem, jakie ja odczuwałem. - Też cię kocham. Pozwolisz, że cię teraz nakarmię? – Zachichotała na moją uniesioną brew. – Jedzeniem – podkreśliła. - Proszę – zaśmiałem się, całując jej czoło zanim zaoferowałem jej rękę i pociągnąłem ją do góry, by mogła wstać.
~ 228 ~
- Tam jest kuchnia – wskazała ręką. – Ja tylko się umyję i zaraz będę. Obserwowałem ją, gdy szła w stronę sypialni, podziwiając sposób w jaki moja koszula eksponowała jej długie nogi i nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Bycie z nią było takie łatwe, takie inne niż jakikolwiek związek jaki miałem w przeszłości. Rozumiała mnie, często kończyła moje zdania zanim nawet dopełniłem myśl we własnej głowie. Ta sama wizja, która pojawiła się, gdy patrzyłem na nią gdy spała, powróciła do mojego umysłu i zastanawiałem się jakby to było spędzać tak każdy dzień. Potrząsając głową, uświadomiłem sobie, że za bardzo wybiegam w przyszłość; wciąż musimy najpierw się ujawnić. Mój żołądek skręcił się i szybko odsunąłem od siebie tę myśl. Po prostu skupię się na tu i teraz. Jesteśmy razem i jestem zajebiście szczęśliwy. Choć raz przestanę się tak chorobliwie zadręczać i będę się tym rozkoszować. Wchodząc do kuchni, włączyłem małą lampę stającą na stoliku koło drzwi i rozejrzałem się dookoła. Przestrzeń była duża i najwyraźniej zaprojektowana przez kogoś, kto spędzał tu dużo czasu. Tak jak pozostałe pokoje, ten też był jasny i przestronny, zapełniony rzeczami które były jednocześnie praktyczne i urocze. Duże szafki z jasnego drzewa klonowego pokrywały ściany, a na środku wykafelkowanej podłogi znajdowała się wysepka kuchenna. Kuchnia była piękna i elegancka. Wyobraziłem sobie minę mojej mamy, gdyby ją zobaczyła. Zapłonęło we mnie kolejne ukłucie winy, kiedy zastanowiłem się co by myślała, gdyby o nas wiedziała. Usłyszałem lecącą wodę i ruszyłem do lodówki ze stali nierdzewnej, otwierając ją, by zbadać zawartość. Na dźwięk jej kroków, wyciągnąłem mrożoną pizzę i spojrzałem w górę, by zobaczyć Bellę w obcisłych, krótkich szortach w kolorze kości słoniowej na brzegach obszytych koronką i pasującej do nich koszulce. Najwidoczniej wyraz mojej twarzy zdradził moje myśli, bo się zaśmiała. Zajebiście kochałem ten dźwięk. - Pomyślałam, że jeśli ty możesz paradować w bieliźnie po domu – powiedziała, wskazując moje czarne bokserki, - ja też mogę. - Myślę, że powinniśmy zrobić z tego nową zasadę – odpowiedziałem psotnie, a moje oczy podróżowały po jej ciele. – Kocham cię w moich ubraniach, ale na to też z pewnością nie będę narzekał. - Zgoda – odpowiedziała cicho, stając na palcach i całując mnie, uśmiechając się figlarnie przy moich ustach. – Dodam to do listy. I nie jemy tego. – Wzięła pizzę z moich rąk i z powrotem włożyła ją do zamrażarki, a potem wyciągając produkty i kładąc je na blacie szafki. – Jeśli chcesz pizzę, to ją zrobimy. – Zatrzymała się i spojrzała na zegarek. – No chyba że jesteś zmęczony.
~ 229 ~
Podążyłem oczami za jej spojrzeniem do zegara na ścianie, który wskazywał 1:15 w nocy. - Wszystko, ale nie zmęczony – powiedziałem szybko, a moje serce podskoczyło na jasny uśmiech, który rozświetlił jej twarz. – Powiedz gdzie mnie chcesz. Uniosła brew, kiedy jej wzrok pożądliwie powędrował w dół mojego ciała i potrząsnąłem głową, uśmiechając się złośliwie. Włączyła duży piekarnik i wyjęła z gablotki blachę do pizzy i włożyła ją do środka, żeby się podgrzała. - Użyjemy gotowego ciasta. Chcesz siekać czy trzeć? Przez następnych dwadzieścia minut pracowaliśmy razem i, tak jak w pracy, nie wymagało to wysiłku. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się; kradłem całusy i złapałem ją na gapieniu się na moja klatkę piersiową więcej niż raz. Posprzątałem w czasie gdy ona przygotowała talerze i sztućce, kładąc je na tacy. Minutnik zadzwonił właśnie kiedy skończyliśmy i z jedzeniem i butelką czerwonego wina podążyłem za nią do salonu. Godzinę później z pełnymi żołądkami i prawie pustą butelką wina, siedzieliśmy razem na podłodze. Bella oparła się o kanapę, a moja głowa leżała na jej kolanach. Zamknąłem oczy, gdy przeczesywała palcami moje włosy. - Więc kim chciałeś zostać kiedy byłeś mały? – zapytała, kontynuując grę w dwadzieścia pytań. Odpowiedź była prosta. - Moim tatą. - Naprawdę? To wszystko? To znaczy, nie ma w tym nic złego. Jest świetnym człowiekiem i kocham go prawie jak własnego ojca, ale większość małych chłopców chce być strażakami albo super bohaterami czy coś takiego. - Nie – powiedziałem w zadumie. – Zawsze był typem mężczyzny, którym i ja chciałem być. Poza tym, że kocham go z oczywistych powodów, szanuję go bardziej niż kogokolwiek innego. Obserwowałem jak budował naszą rodzinną firmę od fundamentów. Nikt nie ma w sobie tyle uczciwości… jest wszystkim czym chciałem być. – Mój głos ucichł, a dźwięk moich własnych słów prawie mnie wykpił. Bella przez moment była cicho. - Myślę, że siebie nie doceniasz. Twój ojciec jest taki dumny kiedy o tobie mówi. W dniu kiedy zaoferował mi awans, powiedział jak bardzo był z ciebie dumny. Jak ciężko mu było patrzeć jak wyjeżdżasz, ale wiedział, że jesteś inny niż twój brat i czujesz potrzebę, żeby pójść swoją własną drogą. Chciałabym, żebyś zobaczył wyraz jego twarzy, kiedy ogłosił, że wracasz do domu.
~ 230 ~
- Naprawdę? – Odwróciłem się do niej w szoku. Ojciec kilka razy prosił mnie, żebym wrócił do Chicago, ale zawsze odmawiałem, nie chcąc pracować w rodzinnej firmie. Kiedy związek z Rachel się zakończył, wiedziałem, że czas ruszać. Zbliżająca się emerytura obecnego CFO dała sposobność, która wydawała się prawie przeznaczeniem. W ciągu dwudziestu czterech godzin złożyłem wymówienie do LVMH i zacząłem robić plany opuszczenia Paryża. Nigdy nawet nie śniłem, że to mogło tyle znaczyć dla ojca. - Naprawdę – zapewniła mnie, pochylając się i całując mnie miękko. Kontynuowała bawienie się moimi włosami, podczas gdy ja myślałem o tym co powiedziała. Minęły minut zanim jej głos przerwał moje myśli. - Kocham twoje włosy – westchnęła, bardziej do siebie niż do mnie. - Muszę je ściąć – odpowiedziałem, a moje ręce odruchowo przez nie przebiegły. - Nie, jeszcze nie. Zazwyczaj zapuszczasz nieco dłuższe – odrzekła z roztargnieniem, nakręcając pukle na swoje palce. - Tak? - Mmhmmm – przytaknęła. - Zauważyłaś to? - Oczywiście. Twoje włosy były jedną z pierwszych rzeczy, które w tobie zauważyłam… nawet zanim się spotkaliśmy. Usiadłem i odwróciłem się do niej przodem, przyciągając ją do siebie i sadzając pomiędzy moimi rozwartymi nogami tak że nasze twarze dzieliło tylko pół metra. - Co to znaczy zanim się spotkaliśmy? Wyglądała na nieco zakłopotaną, więc chwyciłem jej podbródek zmuszając, by popatrzyła mi w oczy. - Cóż, spędzałam w domu twoich rodziców dużo czasu i twoja mama ma dużo twoich zdjęć. Pamiętam, że o ciebie pytałam, myśląc o tym jaki byłeś piękny. - Naprawdę? – spytałem tępo. Wciąż się w nią wpatrywałem, próbując pomieścić w głowie fakt, że myślała o mnie jeszcze zanim się poznaliśmy. - Jesteś szaleńczo przystojny, Edwardzie. Wiesz o tym – powiedziała z uśmiechem. – Właściwie… nieważne – dodała, kręcąc głową. - Co? - Nie. Nic takiego. To głupie. – Odwróciła wzrok, nagle zainteresowana nieistniejącą nitką na brzegu jej topu. Co do? I wtedy to do mnie dotarło. - Chodzi o moje przezwisko?
~ 231 ~
Jej oczy rozszerzyły się i śmignęły do moich. Bingo. - Jak się dowiedziałeś? – Przerażona wypuściła powietrze. Musiałem się zaśmiać na jej zażenowaną minę. – Angela, prawda? Boże, wiedziałam, że nie utrzyma sekretu jeśli się do niej uśmiechniesz. Pozwoliła swojej głowie opaść na sofę i zakryła twarz dłońmi. - Bella – zacząłem; nie udało mi się usunąć śmiechu z tonu mojego głosu. – Bella, spójrz na mnie. To nie Angela mi powiedziała. Daj spokój, usiądź. Niechętnie pozwoliła mi posadzić się prosto, a jej twarz była czerwona ze wstydu. - Po pierwsze, to nie Angela, tylko moja rodzina. I po drugie, nie ma się czego wstydzić. Byłem draniem. Zimnym, aroganckim draniem, który uprzykrzał ci życie i jest mi strasznie przykro z tego powodu. – Po tym spojrzała na mnie kącikiem oka, a rumieniec na jej twarzy trochę zbladł. - Właściwie kiedy mi powiedzieli, na początku mi to schlebiło. Ty, najseksowniejsza, najbardziej onieśmielająca kobieta jaką spotkałem, uważała, że ja byłem piękny. Nie masz pojęcia co mi to zrobiło. – Kącik moich ust uniósł się, kiedy nareszcie w pełni na mnie spojrzała. Musnąłem opuszkami palców spód jej ramion i przysunąłem się do niej nieco bliżej. - Naprawdę? Nie byłeś wściekły? – zapytała sceptycznie. - Nie, kotku. Przyznaję, że byłem trochę wkurzony, gdy dowiedziałem się, że nawet moja mama wiedziała. Ale nie mogę ci powiedzieć ile nocy przeleżałem w swoim łóżku, masturbując się myśląc o tym, że mnie tak nazywasz. – Uśmiechnęła się i kontynuowałem. – I też muszę coś wyznać: też widziałem wcześniej twoje zdjęcie. - Kiedy? - Pewnego roku mama przesłała mi je razem z innymi. – Wskazałem na jej kominek. – Masz tam tą samą fotografię, z moimi rodzicami. Zaintrygowałaś mnie – wyszeptałem, moja ręka przesunęła się w górę jej ramienia i do włosów. – Byłaś taka cudowna… i było coś jeszcze, coś głębszego. Nie potrafiłem nawet tego nazwać. Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy, zaparło mi dech w piersi. Nasze twarze znalazły się bliżej siebie, nasze usta tylko oddech od siebie. - Czasem się zastanawiam – wymamrotałem, lekko muskając wargami jej własne, - jak długo cię właściwie kocham.
~*~*~*~*~*~*~*~ ~ 232 ~
Następnego poranka obudziłem się w jej ramionach - wykończony, obolały i szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzałem na zegarek na szafce nocnej i w dół na Bellę, która wciąż mocno spała. Położyliśmy się dopiero po czwartej nad ranem; może wytrzymałość naprawdę nie była problemem. Odgarnąłem włosy z jej twarzy i pochyliłem się, składając linię pocałunków wzdłuż jej szyi do ucha. - Bella, muszę iść – wyszeptałem miękko. Narzekała sennym głosem i odwróciła się do mnie. - Nie, nie idź. Zostań i śpij. - Kotku, muszę. Nie mam tu żadnych ubrań a za trzy godziny mam spotkanie w centrum. - Cholera – zagderała. – Też muszę tam być. Która godzina? Wydaje mi się, że dopiero co zasnęłam. - Bo tak było – zachichotałem przy jej obojczyku. – Jest siódma. - Wiesz, zazwyczaj byłam bardziej zorganizowana. Chodziłam na siłownię każdego ranka przed pracą. Poważnie wciąłeś się w mój plan ćwiczeń – drażniła. - Oh, myślę, że miałaś mnóstwo ruchu – warknąłem. Jęknęła głośno, kiedy skierowałem się pomiędzy jej piersi. - Nie wspominałeś czegoś o spotkaniu? – zapytała, mimo że jej ręce zaczęły przyciskać mnie bliżej. Jęcząc we frustracji, złożyłem ostatniego całusa na jej piersi i przekląłem swoją wiecznie obecną erekcję. - Tak – westchnąłem rozdrażniony. Przekręciła się na bok i podparła na łokciu gdy zszedłem z łóżka. Omiotłem wzrokiem podłogę w poszukiwaniu mojej bielizny, ale nie mogłem znaleźć. - Tego szukasz? – Odwróciłem się, by zobaczyć jej długą nogę w powietrzu, prześcieradło zaplątało się wokół jej bioder, a z jej stopy zwisał czarny materiał. Boże, kocham tę kobietę. Cóż, dwoje mogło w to grać. - Nie – powiedziałem obojętnie, podnosząc z podłogi spodnie i zakładając je na siebie. – Tym razem pozwolę ci je zatrzymać. – Wyraz jej twarzy był bezcenny, kiedy wyszczerzyłem się do niej przez ramię. Szybko skończyłem się ubierać i usiadłem na brzegu łóżka, żeby włożyć buty. Usłyszałem szelest materiału i poczułem ramiona oplatające moją szyję. Ciepło jej ciała przyciśnięte do moich pleców przechodziło przez cienką bawełnę. Odwracając głowę pocałowałem ją, a moje ręce przesunęły się za mnie, odnajdując jedynie ciepłą, nagą skórę. - Mmm, Bella. Nie walczysz uczciwie.
~ 233 ~
- Jeśli dobrze pamiętam, ktoś kiedyś powiedział, że jak długo cię to przy mnie zatrzymuje, nie przejmuję się tym. Wstając, odwróciłem się do niej przodem, a ona klęknęła na łóżku. Jej nagie ciało napierało teraz na moje, odziane. - Masz mnie, nigdy w to nie wątp – powiedziałem, kciukiem celowo odnajdując jej bransoletkę - Kilka godzin – uśmiechnąłem się, uspokojony przez te słowa. – Kocham cię. Pocałowałem ją długo i powoli, zanim niechętnie powlokłem się do wyjścia. Sto sześćdziesiąt trzy minuty później siedziałem naprzeciwko ojca, brata i jednego innego kierownika w firmowej limuzynie, tylko w połowie słuchając ich dyskusji o pozycji jego zastąpienia. Najwyraźniej mój brak skupienia doprowadził do tego, że przegapiłem przedstawienie nowego dyrektora. Ze zrezygnowanym westchnieniem obiecałem sobie, że nie popełnię więcej tego błędu. Obietnica poszła do diabła w minucie, w której para długich nóg i złotych szpilek pojawiły się w otwartych drzwiach samochodu. Czy ona…? Mój penis zaczął twardnieć zaledwie na myśl, że mogłaby znów mieć na sobie tę sukienkę. Usłyszałem jej głos zaraz na zewnątrz auta i musiałem się fizycznie powstrzymać, żeby nie wyjść by ją zobaczyć. Angela weszła pierwsza, mijając mnie, by zająć miejsce koło Emmetta. Mimo mojego rozproszenia zrobiłem co mogłem, by ją przywitać, odrywając oczy od drzwi tylko na krótką chwilkę. Słyszałem glos Belli, usiłujący pożegnać się z młodym kierowcą. Jak miał na imię? Jared? Jeffrey? Jakiekolwiek by nie było, nie lubiłem sposobu w jaki na nią zawsze patrzył. Już miąłem wysiąść i przerzucić ja sobie przez ramię, kiedy odezwał się mój brat. - Kurcze, ten dzieciak naprawdę ma coś do Belli – powiedział przytłumionym tonem, pochylając się do mnie. - Tak – wymamrotałem, próbując wyglądać na niezainteresowanego. – Widzę. Chwilę później pojawiła się w wejściu i nie mogłem oderwać od niej oczu. Wsunęła się na siedzenie obok mnie, a moje serce i penis szybko urosły na jej widok znów w tej białej sukience. Drzwi zamknęły się za nią i kontynuowałem patrzenie w dół na papierkową robotę, próbując ignorować jej zapach. - Panowie – powiedziała cicho, kiwając głową do każdego z pozostałych mężczyzn w samochodzie. - Bella, jak się miewasz? – mój ojciec zapytał sympatycznie. Po jego tonie było jasne, jak bardzo cieszył się, że ją widzi. - Świetnie, Carlisle. Co u ciebie?
~ 234 ~
Wciąż obserwowałem ją kącikiem oka, gdy rozmawiała ze wszystkimi, zauważając jak skrzyżowała nogi, jak jej oczy były zaangażowane w rozmowę i jak jej palce z roztargnieniem ocierały się o bransoletkę, która zdobiła jej nadgarstek. Moją bransoletkę. Krótko potem dotarliśmy na miejsce i skinąłem na nią, żeby została z tyłu, wyjaśniając pozostałym, że będziemy zaraz za nimi. Gdy tylko drzwi się zamknęły, przyciągnąłem ją do siebie, moja ręka chwyciła jej włosy, a usta pożądliwie wpiły się w jej wargi. Sapnęła, kiedy gwałtownie ją szarpnąłem, ale gdy jej ciało rozpłynęło się przy moim, dźwięk ten szybko zmienił się w jęk. - Czy wiesz jak bardzo chciałem to zrobić? – zapytałem przy jej szyi. – Ta sukienka… Nie wiem czy przetrwam ten dzień z tobą w tej pieprzonej sukience. - Tej sukience? – zapytała zdezorientowana. – Edward, to jedna z najskromniejszych jakie mam. - Boże, wiem. To nie ma żadnego sensu. Ale jest coś w niej… kolor i to jak na tobie leży… zastanawianie się co masz pod spodem. – Moje ręce zaczęły przesuwać się w górę jej ud, marszcząc tkaninę po drodze. - Dobrze, posłuchaj – powiedziała, powstrzymując moje ręce od dalszej wędrówki. – Jeśli dasz radę przetrwać dzisiejszy dzień – przerwała i uniosła brew – pozwolę ci ją dzisiaj w nocy ze mnie zdjąć. - Jezu Chryste – jęknąłem. Moja głowa opadła na siedzenie, kiedy przebiegłem rękami przez włosy. – Jestem taki pierdolnięty. Odwracając się na dźwięk jej śmiechu, spojrzałem na nią zwężonymi oczami. - To nie jest śmieszne. Nieskutecznie próbowała ukryć uśmiech. - Daj spokój, możemy to zrobić. - Łatwo ci powiedzieć. To nie ty będziesz chodziła z intensywną erekcją przez cały dzień. – Na tą uwagę nawet nie usiłowała ukryć rozbawienia. Próbowałem rzucić jej piorunujące spojrzenie, ale to było niemożliwe. Ze zrezygnowanym westchnieniem, chwyciłem jej twarz. – Jeszcze jeden pocałunek? Pochyliła się i miękko przycisnęła swoje usta do moich, zanim wskazała na drzwi. Przytakując, chwyciłem swojego laptopa i aktówkę, i wysiadłem przed nią, przytrzymując dla niej drzwi i pomagając jej, kiedy wychodziła na jasne poranne słońce. Światło igrało kolorami w jej ciemnych włosach, ciągnąc się w dół po grubych falach spływających do środka jej pleców. Moja ręka świerzbiła by dotknąć jej, gdy wchodziliśmy do budynku, by spleść nasze palce, albo położyć dłoń na jej plecach. Wykorzystałem jeszcze trochę ciężko zebranej samokontroli.
~ 235 ~
Sala konferencyjna znajdowała się na parterze i weszliśmy tylko kilka minut po pozostałych, którzy wciąż witali się z uczestnikami spotkania. Obserwowałem jak mój ojciec uśmiechnął się do Belli, wyprzedzając mnie i odsuwając dla niej krzesło. Mój żołądek zacisnął się przez mieszankę poczucia winy i zazdrości, bo sam nie mogłem tego zrobić. - Panno Swan, czy ma pani raporty finansowe? – zapytałem cicho, zajmując miejsce obok niej. Zaczęła przeszukiwać pliki, natychmiast przenosząc się na spód stosu i podając mi właściwy. - Tak, panie Cullen. – Nasze oczy spotkały się tylko na krótko, ale jej palce pozostały przy moich chwilę dłużej niż to było stosowne. Opuszek jej palca wskazującego musnął moją dłoń. Prosty, a jednak tak intymny kontakt, sprawił, że mój puls nieco przyspieszył. - Dziękuję – wymruczałem, znów patrząc jej w oczy. Już mogłem dostrzec, że zapowiada się interesujące spotkanie. Następna godzina minęła bardzo dobrze. Bella siedziała zaledwie cale ode mnie, robiąc notatki i podając mi informacje w odpowiednich momentach, ale byłem stale świadomy każdego jej ruchu. Nie zdawałem sobie sprawy jak ciężko będzie utrzymać dystans, gdy już zaakceptowałem swoje uczucia. Wiedziałem, że najlepiej będzie trzymać to między nami, ale już czułem napięcie emocjonalne. Byłem dumny, że kocham Bellę, a jeszcze więcej dumy odczuwałem, gdy pomyślałem o tym, że ona odwzajemnia to uczucie. Nie chciałem tego ukrywać. Pomimo naszej umowy, już mogłem dostrzec, że wkrótce będziemy potrzebować pewnych zmian. Wstałem, by wywiązać się z własnej części prezentacji, omawiając planowane dochody i rezerwy zysku, cały czas świadomy, że mnie obserwuje. Nawet z przeciwnych stron zaciemnionego pokoju, pozornie skupiony na prezentacji w PowerPoincie, czułem to niesłabnące przyciąganie. To nie było podobne do czegokolwiek, co wcześniej znałem. Kiedy wróciłem na swoje miejsce, moje oczy powędrowały na jej skrzyżowane nogi. Cienki fragment koronki wystawał spod brzegu jej sukienki; kawałek tak mały i nieistotny, że nikt inny nawet by go nie zauważył. Ale ja tak. Moje palce świerzbiły, żeby go dotknąć, sięgnąć do jej kremowego uda i zakryć go, albo odsłonić więcej; jeszcze się nie zdecydowałem. Minęło kilka minut, a z każdą moja uwaga coraz bardziej skupiała się na małym fragmencie koronki w kolorze kości słoniowej. Rozejrzałem się i z satysfakcją stwierdziłem, że nikt nie zwracał na nas uwagi. Wsunąłem rękę pod stół i poprawiłem jej sukienkę, usuwając pokusę z mojego widoku.
~ 236 ~
- Nie jestem pewny czy to było dla ciebie, czy dla mnie – wyszeptałem. Przygryzła wargę i uśmiechnęła się do mnie miękko, kiedy nasze spojrzenia spotkały się w ciemności. Moja ręka jeszcze nie opuściła jej uda i mogłem dosłownie poczuć przepływający pomiędzy nami prąd. Zdając sobie sprawę z innych osób znajdujących się w pokoju, lekko ścisnąłem jej nogę zanim zabrałem rękę z jej ciepłej skóry, a moje palce zamrowiły z powodu utraty kontaktu. Patrzyłem jak odchrząknęła cicho i z powrotem poświęciła swoją uwagę papierom przed sobą. Mały, nieco zawstydzony uśmiech uniósł kąciki jej ust i byłem zachwycony, widząc, że działałem na nią tak samo, jak ona na mnie. Dziesięć po dwunastej skierowaliśmy się z powrotem do biura ze wstępnymi kontraktami w ręce. Rozmowa była ożywiona, bo Emmett opowiedział wszystkim historię o tym jak w weekend próbował nauczyć Carrington łapać piłkę futbolową. Normalnie przyciągnąłby w pełni moją uwagę, ale zajmowałem się moim Blackberrym. Wysyłając jednego emaila zamówiłem dla Belli wielki bukiet różowych orchidei. Teraz wiedziałem, że wyglądałyby idealnie na stole w jej sypialni. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy ułożyłem wiadomość, która miała znaleźć się na liściku. Zerknąłem na nią, siedzącą naprzeciwko mnie na pozór zatraconą w swoim kalendarzu. Zdecydowanie lepiej radziła sobie ze skupieniem i oddalaniem od siebie rozproszeń niż ja. Obserwowałem spod rzęs jak stuka ołówkiem w swoją pełną, dolną wargę zanim wzięła go delikatnie w zęby. Jęknąłem wewnętrznie i spojrzałem z powrotem na telefon, pisząc wiadomość. Sześć godzin i ta sukienka znika. Komórka zabrzęczała cicho w jej dłoni i nacisnęła serię guzików. Patrzyłem jak wyraz jej twarzy zmienia się w momencie kiedy uświadomiła sobie, że to ja. Unosząc jedną brew, spojrzała na mnie zanim odpisała i wróciła do kalendarza. Właściwie, pięć godzin i trzydzieści siedem minut. Uwierz mi, odliczam. Kurwa. Dobra jest. Co masz pod nią? Gdy spojrzała na ekran i napisała odpowiedź znów była taka obojętna, że nie wiedziałbym, że coś się dzieje, gdybym nie brał w tym udziału. Wyglądało, że teraz
~ 237 ~
zajęło jej to nieco dłużej, ale to wyjaśniło się, kiedy tylko mój telefon zawibrował. Zamiast wiadomości był zwykły link. http://www.laperlausa.com/USA/servlet/SetIDWebObject?ID=10613&IDType=prd Słodki Jezu. Adres przeniósł mnie prosto na stronę La Perla i do zdjęcia takich samych majtek jakie miała teraz na sobie. Cholera, te małe kawałki satyny i koronki byłoby tak łatwo roz… - Edward? Dobrze się czujesz? – Głos mojego ojca wyrwał mnie z zamyślenia i uniosłem podbródek, żeby na niego spojrzeć. Pięć par zaniepokojonych oczu popatrzyło na mnie w reakcji na jego słowa, wliczając oczy Belli. Co za aktorka. - Oczywiście – odpowiedziałem, machając ręką. – Tylko nadrabiam zaległości na skrzynce elektronicznej. – Przytaknął uspokojony i powrócił do przerwanej rozmowy. Nie przegapiłem jej złośliwego uśmieszku zanim wróciła do swoich zajęć. Zjesz ze mną lunch? Czekałem, próbując obserwować ją i nie zostać nakrytym. Bardzo chętnie. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu i wyszliśmy, obiecałem bratu, że zobaczymy się popołudniu na spotkaniu, zanim się rozdzieliliśmy. - Głodna? – zapytałem, wskazując na mój samochód. - Umieram z głodu – wyszczerzyła się. Otworzyłem dla niej drzwi, obserwując jak usadowiła się w siedzeniu, cicho obiecując, że będę grzeczny. Cały czas wychodziliśmy razem na spotkania i lunche, więc nieszczególnie martwiłem się o jej zachowanie. Kiedy jechaliśmy do małej włoskiej restauracji na obrzeżach miasta, nie było monotonnego momentu w naszej rozmowie. Przez cały czas trzymałem jej rękę, rozkoszując się możliwością prostego dotyku, a ona w ten sposób uspokajała mnie kreśląc kciukiem na mojej skórze nieregularne, powolne kółka. Gdy zaparkowaliśmy, zgasiłem silnik i odwróciłem się do niej. - Dziękuję, że się zgodziłaś. Uśmiechnęła się promiennie i pochłonęło mnie to jak bardzo uwielbiałem tą kobietę.
~ 238 ~
- Cieszę się, że mogę mieć cię tylko dla siebie na jakiś czas. Siedzieliśmy w samochodzie, pod osłoną dużego dębu. Wszędzie dookoła nas znajdowały się znaki lata – jasna trawa, bujne kwiaty, tłumy radujące się słońcem – ale widziałem tylko ją. Jej oczy powędrowały do moich ust, kiedy wygładziłem niesforny lok jej włosów, jej oddech szarpnął, gdy moje palce powędrowały w dół aksamitnego kosmyka do jej prawej piersi. - Nie mogę uwierzyć jak bardzo cię teraz pragnę – powiedziałem ochrypniętym i napiętym głosem. – Czy to się kiedyś skończy? – Wsuwając rękę w jej włosy, chwyciłem jej kark i przyciągnąłem ją do siebie, a mój kciuk muskał miękką skórę na jej gardle. - Mam nadzieję, że nie. – Jej szept przywiał na mój język jej smak i zamknąłem oczy. Zmniejszając pomiędzy nami odległość, miękko przycisnęła swoje usta do moich, delikatnie biorąc pomiędzy swoje wargi moją dolną. Jęknąłem, kiedy prosty, niewinny pocałunek wysłał przeze mnie falę potrzeby i poczułem, że twardnieję, przeklinając fakt, że mój samochód nie miał tylnego siedzenia. Odsuwając się, przycisnąłem swoje czoło do jej, a jej przyspieszony puls bił pod moim kciukiem. - Tak bardzo jak chciałbym siedzieć tutaj i całować cię cały dzień, jeśli chcemy coś zjeść przed moim następnym spotkaniem, musimy wysiąść z samochodu – wymamrotałem. Zaśmiała się a ja pocałowałem jej włosy, uśmiechając się na znajomy zapach pomarańczy. - Zostań na miejscu – rozkazałem, wysiadając i obchodząc samochód, by otworzyć jej drzwi. Pomogłem jej, jeszcze raz podziwiając sposób w jaki sukienka opinała jej ciało, i położyłem zaborczą rękę na dole jej pleców, kiedy skierowaliśmy się do restauracji. Poprosiłem o mały, częściowo odosobniony stolik i odsunąłem dla niej krzesło. - Nigdy tu nie byłam – rozmyślała, kiedy czytała menu. - Uwielbiam to miejsce. Przychodzę tu, kiedy muszę oderwać się od ludzi w mieście – dodałem, nawet nie musząc patrzeć w kartę. – Mają najlepsze Ossobuco jakie jadłem poza granicami Włoch. Pokręciła głową, uśmiechając się. - Nigdy tego nie jadłam. - Dobrze, w takim razie możesz spróbować mojego. – Pomogłem jej wybrać danie i kontynuowaliśmy naszą wcześniejszą rozmowę.
~ 239 ~
- Dobra – zaczęła, spoglądając na mnie z podziwem, kiedy zdjąłem swoją marynarkę i powiesiłem ją na oparciu krzesła. – Ulubione rodzinne wakacje? Sięgnąłem przez stół i splotłem nasze palce. - Hmm… trudne pytanie. Mieliśmy szansę dużo podróżować kiedy dorastaliśmy, ale myślę, że moje najlepsze wspomnienia są z lata, które spędzaliśmy w domu letniskowym na wybrzeżu. Zabawy w piasku, nauka pływania w oceanie, po prostu dzieciństwo. A twoje? Westchnęła. - Tak długo nie byłam nad oceanem, założę się, że byłeś uroczy. - Cóż, musiałabyś zapytać moją matkę – zaśmiałem się, przewracając oczami. – Jestem pewien, że chętnie by o tym porozmawiała. A teraz odpowiedz na moje pytanie. - Zazwyczaj jeździłam do Chicago każdego lata, żeby spędzić trochę czasu z mamą. Chyba właśnie dlatego zostałam po jej śmierci. Mam wrażenie, że wciąż jestem blisko niej. – Ścisnąłem jej rękę. - Nie
masz
pojęcia,
jak
bardzo jestem wdzięczny,
że
zostałaś –
odpowiedziałem czule. Przybyło nasze jedzenie i gdy jedliśmy dalej zadawałem pytania. - Pierwszy raz? – Uniosła brwi. - Pierwszy raz czego? – zapytała ze zwężonymi oczami. Pochyliłem się z łokciami na stole, umierając z ciekawości. - Pierwszy, pierwszy raz – stwierdziłem, podkreślając każde słowo. - Naprawdę? - Naprawdę. Odchrząknęła i wzięła długiego łyka wody. - Miałam siedemnaście lat, a on osiemnaście, spotykaliśmy się większość mojego ostatniego roku. – Już czułem, że moje ciśnienie krwi zwiększyło się, gdy wyobraziłem sobie jak jakiś parszywy nastolatek dotyka pięknej dziewczyny, którą widziałem na zdjęciach w jej domu. - Właściwie to go spotkałeś – wspomniała z obojętnym machnięciem ręki. - Co proszę? – zapytałem, tępo się na nią gapiąc. - Tak – przytaknęła, nakręcając makaron na widelec. – David, facet, na którego wpadliśmy przed wyjazdem do Seattle. Oh. David. Moja ręka automatycznie podniosła się do mostka mojego nosa, kiedy przypomniałem sobie dzień, w którym spotkaliśmy jej byłego chłopaka. Ten sam David, który ją obejmował i rozśmieszył. Tan sam David, którego spotkanie
~ 240 ~
wywołało w niej zachwyt, który najwyraźniej wciąż był w niej zakochany i który teraz mieszkał w Chicago. Ten David. - Więc David był twoim pierwszym. – Mój głos był beznamiętny i jakoś nie wyszło z tego to, co miałem w zamierzeniu. Szczerze chciałem wiedzieć o jej pierwszym razie, ale zwyczajnie nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie takie… rzeczywiste. – I? - I co? - Opowiedz – powiedziałem, próbując zamaskować szalejącą we mnie silną zazdrość. - Więc, to było na polu kukurydzy. Wciąż pamiętam dźwięk roślin szumiących na wietrze. - Pole kukurydzy? Brzmi jak początek horroru – wymamrotałem. Jaki dupek zabiera dziewczynę w pole, żeby uprawiać seks po raz pierwszy? - Prawda, teraz to brzmi dziwnie – odpowiedziała śmiejąc się. – Ale było słodko i był delikatny. Ogólnie rzecz biorąc, nienajgorszy sposób na stracenie dziewictwa. Nie odzywałem się przez chwilę, rozważając następne pytanie. Chciałem wiedzieć? - Kochałaś go? Spojrzałem jej w oczy, przerażony tym, co mogę tam znaleźć. Przerażony, że ta wszystko pochłaniająca miłość, którą czułem do niej i tylko do niej, ona dzieliła z kimś innym. - Tak myślałam… ale te uczucia były młodzieńcze i naiwne. Nie sądzę, że naprawdę rozumiałam, co znaczą te słowa dopóki nie spotkałam ciebie. – Mocniej ścisnęła moją rękę, kiedy mówiła, próbując mnie uspokoić. Oczywiście wiedziałem, że była z innymi mężczyznami przede mną, ale wiedzieć i słyszeć szczegóły to dwie różne rzeczy. Mogłem dosłownie poczuć moje troglodyckie tendencje bulgoczące pod powierzchnią. - A co z tobą? - Co? – zapytałem, rozproszony. Mentalnie obliczałem ile czasu zajęłoby mi znalezienie Davida i uduszenie go. - Twój pierwszy raz? – Przypominała mi łagodnie. - Oh, to nie było nic tak ekscytującego jak pole kukurydzy, tyle mogę ci powiedzieć. – Nienawidziłem sarkazmu w moim głosie, ale nie mogłem go zdusić. Znów zwęziła na mnie oczy i popatrzyła na mnie ze złością. - Dobrze, dobrze. Miałem szesnaście lat i byłem drugoklasistą. Mieliśmy mecz futbolowy tej nocy i część z nas poszła do domu mojego przyjaciela. A więc on miał
~ 241 ~
siostrę, która była uczennicą ostatniej klasy i… no wiesz. – Wzruszyłem ramionami. – Więc byłaś z nim więcej niż raz? - Czekaj, czekaj, czekaj – przerwała. – Ty miałeś szesnaście lat, a ona ile? Osiemnaście? - Tak przypuszczam? Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Ty nie odpowiadasz na moje. - Nie ma zbyt wiele do opowiadania. To trwało jakieś dwie minuty. Praktycznie byłem gotowy dojść jeszcze zanim się zgodziła. Cieszę się, że uznałaś to za takie zabawne – odciąłem się sarkastycznie, patrząc na nią z wściekłością, kiedy skręcała się ze śmiechu. – Teraz odpowiedz na moje pieprzone pytanie. - Oh boże – ledwie zdołała wykrztusić. Siadając, otarła łzy z oczu. – To jest.. po prostu wiedząc, jaki jesteś teraz… Boże. Biedna dziewczyna, gdyby tylko wiedziała co straciła. Zajebiście kocham tę kobietę. - I tak, uprawiałam z nim seks więcej niż raz – odpowiedziała, a moja szczęka zacisnęła się w odpowiedzi. - Jak dużo to więcej niż raz? - Poważnie, Edwardzie? Z iloma kobietami spałeś? - Cóż… - Kochałeś którąkolwiek z nich? – Przedwczesność jej pytania mnie zaskoczyła. - Kocham ciebie – stwierdziłem, mając nadzieję, że to ją zadowoli. - Ja ciebie też. Ale nie o to pytałam. Mój żołądek zacisnął się z poczucia winy, które czułem za każdym razem, kiedy o niej myślałem. - Tak. – Miałem nadzieję, że ani trochę bólu, który czułem, nie przedostanie się do mojego głosu. - Kogo? – Mogłem zobaczyć w jej oczach tą samą walkę, którą czułem chwilę wcześniej: Czy naprawdę chciała to wiedzieć? - Miała na imię Rachel. Znałem ją, kiedy mieszkałem w Paryżu. - Co się stało? - Skończyło się. - Dlaczego? – Sączyła wodę, usiłując sprawiać wrażenie swobodnej. - Po prostu… się skończyło – powiedziałem ostatecznie. – Dlaczego rozstałaś się z Davidem? Wyglądała na zaskoczoną, że nagle znów skoncentrowaliśmy się na niej.
~ 242 ~
- Um… David był świetny, jest świetny, ale zamierzałam wyjechać do college’u i nie chciałam związku na odległość. Poczułem jak zaciskam mocno szczękę. - Czyli to nie było tak, że coś nie wychodziło czy też straciłaś zainteresowanie? - Nie. Po prostu doszłam do wniosku, że jeśli miało tak się stać to i tak by to się stało. Tak czy inaczej byśmy razem skończyli. Dlatego byłam zaskoczona widząc go wtedy. Zacisnąłem dłoń w pięść. Czy naprawdę tak myślała? Że rzekomo pojawił się ponownie w jej życiu z powodu jakiejś bzdury typu „byliśmy sobie przeznaczeni”? Nagle rzuciłem serwetkę na stół i spojrzałem na nią. - Skończyłaś? - Mój głos zabrzmiał nieco zbyt ostro. - Co? - zapytała, zdecydowanie zdezorientowana. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. - Zapytałem. Czy. Już. Skończyłaś? Przewróciła oczami, postawiła szklankę na stole i wstała. - Okeeeej. - Złapała swoją torebkę, chwyciłem ją za łokieć i wyprowadziłem nas z restauracji. - Jaki ty masz do cholery problem? - zażądała, spoglądając na mnie z irytacją. Unikałem jej pytania, więc jej oczy skierowały się w stronę samochodu. Przyspieszyła kroku, specjalnie, bym nie znalazł się tam przed nią. Uruchomiłem pospiesznie silnik i dodałem gazu, wyjeżdżając z parkingu, jednocześnie chwytając kierownicę tak mocno, że moje knykcie zbielały. Oczywiście, że tak myślała. Jak wpakowałem się w ten pieprzony bałagan? Do tej pory miałem szczęście z Mike’iem i ku mojemu zaskoczeniu z Davidem, ale któregoś dnia, zjawi się ktoś i będzie rościł do niej pretensje. Będzie ją miał, w sposób, w który ja nie mogę jej mieć dopóki się ukrywamy. Moja krew się zagotowała na samą myśl o tym, jak wiele rzeczy chciałbym z nią robić, ale nie mogę. A wszystko z powodu sytuacji, w którą sami się wpakowaliśmy. - Zamierzasz mi powiedzieć, co się, kurwa, dzieje? – Dopytywała się, siedząc na miejscu pasażera - Czy to właśnie pomyślałaś, kiedy go wtedy zobaczyłaś? Że twój książę z bajki, wrócił z powrotem do twojego życia by uratować cię przed twoim szefemdupkiem? Jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania. Przeraźliwy dźwięk mojego telefonu komórkowego przebił się przez ogłuszającą ciszę, w momencie, kiedy zamierzała coś powiedzieć.
~ 243 ~
- Kurwa! - wrzasnąłem, usiłując wyciągnąć go z kieszeni. Wziąłem głęboki wdech i odpowiedziałem tonem, który bez wątpienia obrazował mój obecny nastrój, stan, w którym się znajdowałem. Z drugiej strony odezwał się zdezorientowany głos, potencjalnego klienta. Zrobiłem co w mojej mocy by się uspokoić i zmniejszyć szkody, jakich narobiłem do czasu gdy wjechaliśmy na parking. Bella nawet nie poczekała z otwarciem drzwi, do momentu, w którym się zatrzymam. Trzasnęła nimi z całej siły i niemal pobiegła przed siebie. Czy ten dzień mógł się skończyć, kurwa, gorzej? - Bella! - krzyknąłem do jej oddalającej się sylwetki. Nie odwróciła się i po chwili zniknęła w przedsionku. Skończyłem pospiesznie rozmowę telefoniczną i pobiegłem w stronę naszego biura, wiedząc doskonale, że właśnie tam ją znajdę. Wysiadając z windy usłyszałem trzaskające szuflady i papiery. - Ty. Mój gabinet, teraz. - Powiedziałem, kiedy ją mijałem. - Kompletnie oszalałeś? - krzyknęła za mną. Odwróciłem się by na nią spojrzeć, gdy zamknąłem drzwi. Zachwiałem się, kiedy jej pięści uderzyły moją klatkę piersiową. - Ani mi się waż raz jeszcze odezwać się do mnie w ten sposób. - Wyjaśnijmy to sobie, Bello - rzekłem, podchodząc do niej. Cofnęła się trzy kroki w tył i sapnęła, gdy jej ciało dotknęło szklanej szyby koło mojego biurka. Położyłem ręce koło jej głowy. Uwięziona. - Ty - wyszeptałem, moje usta niemal dotykały jej, - jesteś moja. Nikt, ani Mike, ani David, nikt mi ciebie nie odbierze. To moje imię krzyczysz w nocy. To ja sprawiam, że masz orgazm potężniejszy za każdym razem. To o mojego penisa błagasz. To mnie kochasz, Bella. Mnie. Jej oczy były zamknięte i zadrżała, gdy moja ręka dotknęła jej policzka, jej pierś podnosiła się i opadała z jej szybkim oddechem. - Spójrz na mnie - warknąłem, moja dłoń drżała na jej policzku. - Kocham cię ponad wszystko. Nikt mi ciebie nie odbierze. Z urywanym oddechem, otworzyła oczy i przesunęła ręce na moje biodra. Nasze oczy się spotkały, zwiększyła chwyt i delikatnie szarpnęła, przyciągając mnie do siebie bliżej. Ta chwila była tak bliska tej, od której się zaczęło, ale wciąż tak inna. Dwoje upartych ludzi wypełnionych zbędną furią i niezaspokojoną żądzą, stojących na krawędzi przepaści, wiedząc, że następny krok zmieni wszystko. Z tą jednak różnicą, że emocje były znacznie większe niż wtedy. Tym razem moja żądza nie była kierowana przez moją całkowicie pochłaniającą potrzebę kontroli, ale konsumującą miłość, którą czułem z każdym oddechem i każdym biciem serca.
~ 244 ~
Czy moje życie będzie kiedykolwiek pełne, gdy będę utrzymywać moją miłość do niej w tajemnicy? Odpowiedź brzmiała nie. Wiedziałem, jaki będzie mój kolejny krok. Chcę zrobić tak jak należy. Ale najpierw.... Włożyłem dłonie w jej włosy i złapałem mocno, zmniejszając dystans między nami. Mój puls szumiał w moich uszach, gdy ją smakowałem, delikatne jęknięcie wymknęło się z niej, kiedy mój język ślizgał się po jej. Dźwięk ten poszedł prosto do mojego penisa. Jej palce wśliznęły się w moje włosy, prowadząc mnie tam, gdzie chciała. Przesuwając dłońmi w dół po wypukłościach jej ciała, spotkałem jej ciepłą skórę powracając do jej uda. Jednym płynnym ruchem, zarzuciłem jej nogę na moje biodro, przyciskając ją mocniej do zimnego szkła. Jej paznokcie przesunęły się po mojej skórze, kiedy ściągnęła moją marynarkę z ramion, pozwalając jej upaść pod moje stopy. Jęknęła, gdy lekko ją podniosłem, moja erekcja teraz na nią napierała. Moje usta odnalazły jej szyję, ssąc i gryząc wzdłuż jej gardła, nie zważając czy zostawiam ślady. Ona była moja; jej serce, jej umysł i jej ciało. Odpychając ją od świata zewnętrznego, przyciągnąłem ją bliżej, moje usta nie przestawały, gdy zrobiłem cztery kroki w stronę mojego biurka. Chwyciłem ją i posadziłem na błyszczącym drewnie, stając między jej rozchylonymi nogami. - Nikt nie byłby w stanie zabrać mnie od ciebie - wyszeptała w moje otwarte usta, dłońmi nerwowo wyciągając koszulę ze spodni. - Nikogo tak nie kochałam... Sapnęła, gdy ściągałem z niej sukienkę, odkrywając tyle skóry ile było to możliwe; moje zęby szpeciły jej idealne, kremowe ciało. - Nie mogę oddychać, gdy nie jestem z tobą. - Jej głos był surowy i zdesperowany. Jej słowa sprawiły, że węzeł zazdrości puścił. - Nie jestem panią swoich myśli już… wszystko… należy do ciebie. Jej palce zaczęły rozpinać moją koszulę, zanim mocno ją pociągnęła, a moja klatka piersiowa całkowicie odkryła się dla jej gorączkowych pocałunków, podczas gdy małe guziki w kolorze kości słoniowej posypały się po podłodze. Położyłem ręce na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie, jęcząc, gdy poczułem jej ciepło. Drżące palce wędrowały w dół mojego brzucha do paska, metaliczny dźwięk otwierającej sie sprzączki i jej urywany oddech, niósł się jak echo wokół nas. Otwierając zamek, zsunęła spodnie w dół, składając ciepłe pocałunki na mojej skórze.
~ 245 ~
- Kocham cię tak bardzo, Bella – wyszeptałem, kierując ją by położyła się na biurku. To była realizacja każdej fantazji, jaką do tej pory miałem: jej ciemne włosy rozrzucone na moim biurku, jej piękne ciało otwarte i oczekujące. Podnosząc głowę, złapała moją koszulę, przyciągając mnie do siebie. - To musi zniknąć - mruknąłem, ciągnąc jej sukienkę wyżej, do jej bioder. Małe fragmenty koronki koloru kości słoniowej wreszcie stały się widoczne dla moich oczu. - Oh, kurwa tak - błagała. - Proszę. Odgłos jej błagań, takiej gotowej i chcącej odebrał mi oddech. Chwyciłem delikatny materiał wokół swojej pięści, używając ich do przyciągnięcia jej do mnie, a długość mojego penisa przesunęła się po przesiąkniętej koronce. - Tak - jęknęła, jej ręka przeniosła się za głowę i zrzuciła klawiaturę od komputera na podłogę. - Kurwa, zrób to jeszcze raz. Powtórzyłem ruch; jej ciało otarło się o gładkie drewno i z powrotem przesunęło w moją stronę. - Kurwa, Bella. Przez te wszystkie miesiące pragnąłem cię dotknąć… marząc, że mnie dotkniesz. Może, gdy skończę przerzucę się i wezmę znowu od tyłu. Wiem, jak bardzo to lubisz. Prawda, Bella? - Wzmacniając chwyt, pchnąłem mocno raz jeszcze, dźwięk jej jęków i rozrywanego materiału wypełnił moje uszy i rzuciłem rozdarte majtki na podłogę. - Nie mogę się doczekać by zabrać cię do domu i zerwać z ciebie tę sukienkę rzekłem, moje dłonie drażniły jej sutek przez ubranie. - Chcę cię zupełnie nagą pode mną, twoje włosy rozsypane na moich poduszkach, i twoje cudowne piersi poruszające się, gdy będę cię pieprzył. Naparłem na nią główką mojego przyrodzenia i chwyciłem mocno jej biodra, obserwując jak wzięła do swojego ciała moją długość. Zamykając oczy, zatrzymałem się, rozkoszując się uczuciem bycia kompletnie przez nią pochłoniętym. Uniosła biodra, biorąc mnie głębiej i jęknąłem, wysuwając się zanim znów w nią wszedłem. Kładąc jej nogi na moich ramionach, znalazłem się nad nią, chwytając biurko, gdy pchnąłem głęboko. W mglistych zakątkach mojego umysłu byłem świadomy, że byliśmy w moim gabinecie, że zaraz po drugiej stronie ściany byli ludzie. W korytarzu rozbrzmiewały kroki, ruch uliczny na ulicach pod nami i dzwonki telefonów w oddali. Wiedziałem, że to powinno mieć znaczenie, ale nie miało. - Nie mogę się wystarczająco zbliżyć – wysapałem. – To nie jest ani trochę łatwiejsze, kiedy jestem z tobą… albo… kurwa… nawet wewnątrz ciebie.
~ 246 ~
Jej ciało ślizgało się po lśniącej powierzchni z każdym moim pchnięciem, jej włosy poplątały się, a jej ręce chwytały by powstrzymać mimowolny ruch. Wygięła się w łuk, dłońmi zaczepiając o biurko, wysyłając stos dokumentów na ziemię. Wokół nas rozsypały się papiery. Płaski monitor zatrząsł się, grożąc przewróceniem, długopisy stoczyły się po drewnie, po kolei spadając na dywan w dole. Całowałem i przygryzałem jej nagie nogi, czując jej seksowne buty spoczywające przy mojej głowie i pochyliłem biodra, by pchnąć głębiej. Jęczała w synchronizacji z moimi ruchami, wczepiając się w moją koszulę, a jej ciało kołysało się by spotkać moje. - Dotknij się kotku. Pozwól mi to zobaczyć. – Mój głos był napięty i zdesperowany, od prób powstrzymania się, ponieważ chciałem zobaczyć jak dochodzi pierwsza. Powędrowała ręką pomiędzy nas, a jej palce otarły się o mój brzuch, kiedy odnajdywała swoją łechtaczkę. Jęknąłem, obserwując jak jej palce ślizgają się pomiędzy nagą skórą by ją pieścić. Jej mięśnie zacisnęły się bardzo delikatnie, gdy odnalazła rytm. Moje ramiona drżały, moja klatka piersiowa ciężko unosiła się i opadała od wysiłku. Poczułem, że moje ciało napręża się w oczekiwaniu, powolny ogień, który odwlekałem, zaczął się rozprzestrzeniać, a idealne tarcie, które czułem wewnątrz niej nareszcie mnie ogarnęło. - Edward – wyszeptała, a jej oczy spotkały moją twarz. Paznokcie jej wolnej ręki wbiły się boleśnie w moje ramię. Szok sprawił, że krzyknąłem, ale cudowne ukłucie pozwoliło mi ponownie skupić się na jej ciele. Była blisko. Gwałtownie pociągnąłem niżej brzeg jej sukienki, a szwy doskonałego białego materiału nieco poddały się pod wpływem siły. Jej prawa pierś była wolna, a moje pożądliwe oczy delektowały się tym widokiem, podczas gdy moja ręka chwyciła delikatną pełnię. Moje palce drażniły i szczypały jej twardego sutka. Zaklęła, znów wyginając się do mnie, a jej ciało nareszcie zaczęło się zaciskać wokół mnie. - Dokładnie tam, Edward...dokładnie tam. - Kurwa! W ten sposób? - Tak... Oh Boże - jęknęła, jej głos stał się szeptem. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, nie byłem już w stanie się wstrzymywać. Łapiąc krawędź prawie boleśnie, użyłem siły swojego ciała, a mój penis pulsował głęboko w niej. Położyłem dłoń na jej ustach, tłumiąc jej krzyki, gdy się napinała, jej ciało wciągało i zaciskało się wokół mnie, gdy dochodziła. Z drżącymi rękami, przesunąłem jej nogi w dół swoich bioder i położyłem się na niej, moje trzęsące się ręce nie były już w stanie utrzymać ciężaru mojego ciała.
~ 247 ~
Przyciągnęła mnie do swoich piersi, jej ramiona otoczyły moją szyję, podczas gdy palce wsunęła w moje włosy. Jej serce biło jak oszalałe pod moim uchem. Złożyłem pocałunek na jej wilgotnej skórze. - Pojedź ze mną do Paryża. - Słowa wymknęły się z moich ust zanim uświadomiłem sobie, co powiedziałem; moje serce zaczęło szybciej bić oczekując na jej odpowiedź. - Co? - Jej dłonie znieruchomiały w moich włosach i odwróciła twarz w moją stronę. Podniosłem się na ramionach patrząc na nią, palcami odgarniając mokre włosy z jej czoła. - Pozwól mi bym zabrał cię do Paryża. Chcę cię zaprowadzić do mojej kawiarni, trzymać za rękę i spacerować nad Seine29 - powiedziałem podekscytowany. - Proszę powiedz tak, Bello. Uniosła się do góry na łokciach patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami obserwując moją twarz zanim się uśmiechnęła. - Okay - roześmiała się. - Jedźmy do Paryża. Złapałem jej głowę i przysunąłem ją do siebie, uśmiechając się w jej usta. - Kocham cię. - Ja ciebie też. - Możemy pojechać w święta Bożego Narodzenia, kiedy biuro będzie zamknięte na dwa tygodnie. W ten sposób będziemy się widywać każdego dnia. Wyraz jej twarzy nieznacznie się zmienił, a jej oczy stały się inne. - Bella? - zapytałem, zniżając głowę by spojrzeć jej w oczy. Zanim mogłem zapytać, dźwięk telefonu na biurku przerwał ciszę. Wstając, włożyłem spodnie i zapiąłem pasek. Pomogłem jej wstać zanim odebrałem. - Edward Cullen. - Edward, potrzebuję cię natychmiast na górze. - Oczywiście proszę pana - odpowiedziałem, ale moja uwaga skupiona była na Belli, która próbowała się ubrać. - Będę w ciągu pięciu minut. - Odkładając słuchawkę odwróciłem się do niej. - Muszę biec na górę. - Przerwałem patrząc na nią sceptycznie. - Bella, wszystko w porządku? Nie zraniłem cię, prawda? Kręcąc głową weszła szybko do mojej łazienki, wracając z jedną z moich koszul, którą tam trzymałem.
29
Rzeka
~ 248 ~
- Nie, oczywiście, że nie. Wszystko dobrze. Jestem tylko trochę… zmęczona. Uśmiechnęła się, ale coś mi się nie podobało. - Na pewno? - Schyliłem głowę by złapać jej spojrzenie. Przytaknęła. - Ok, ty idź i się ogarnij, ja tu posprzątam i pójdę na górę by sprawdzić, czego potrzebuje mój ojciec. Kiedy wrócę możemy iść do domu i zacząć planować naszą wycieczkę. - Przyciągnąłem ją do siebie, przeciągając palcami po jej włosach i uśmiechając się, mimo że próbowałem się powstrzymać. - Pasuje ci? - Będę czekać - wyszeptała, jej policzek spoczął na mojej piersi. Pocałowałem jej włosy i odwróciłem w stronę łazienki, patrząc jak drzwi zamykają się za nią. Coś było nie tak, ale nie potrafiłem stwierdzić co. Zdjąłem rozdartą koszulę i założyłem nową. Podniosłem rzeczy z podłogi, chichocząc, gdy próbowałem ułożyć plik papierów, które rozsypały się po podłodze. Jak widać deklaracje naszej miłości nie pomogły nam w kontrolowaniu się. Okrążając biurko podniosłem jej podarte majtki, uśmiechając się, gdy otwierałem szufladę i wrzuciłem je do środka. Nie mogę się doczekać, kiedy zejdę na dół i pokażę jej, że wszystkie są tutaj; by zobaczyć, jaka będzie jej reakcja. - Bella? Zaraz wracam. Dobrze? - zawołałem przez drzwi. - W porządku - odpowiedziała. Sprawdziłem po raz ostatni stan gabinetu i przejrzałem się w wielkim lustrze, które wisiało niedaleko biurka Belli. Poszedłem do windy. Mój umysł pracował na wysokich obrotach, myśląc o zabraniu Belli do Paryża, by pokazać jej wszystko, co kochałem i zobaczyć to przez jej oczy. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową, kiedy otworzyły się złote drzwi windy, uświadamiając sobie, że dyszę. Podjąłem decyzję i nic mnie nie powstrzyma od jej realizacji. Wyszedłem z windy i poszedłem w dół korytarza, uśmiechając się do asystentki mojego ojca, która do mnie pomachała. Zapukałem i przekroczyłem próg pokoju, uśmiechając się do niego. Nie odwzajemnił uśmiechu. W tej właśnie chwili wiedziałem, że rzeczywistość w końcu nas dopadła.
~ 249 ~
17. Omissions W tej właśnie chwili wiedziałem, że rzeczywistość w końcu nas dopadła. EPOV Mój ojciec siedział przy swoim biurku, jego podbródek spoczywał na stykających się ze sobą palcach, a na jego twarzy gościł twardy wyraz. Oczami przesunąłem po pokoju, zatrzymując się na znajomej twarzy mężczyzny siedzącego na krześle obok mojego taty. Zacisnąłem szczękę, a mój żołądek skręcił się, gdy fragmenty układanki zaczęły układać się w całość. Popatrzyłem na niego z wściekłością, a on odpowiedział złośliwym uśmieszkiem. - Edwardzie – rzekł ojciec, ramiona położył na biurku, obracając nieuważnie w palcach złoty długopis. – Wierzę, że znasz pana Darbyego. - Tak proszę pana. – Przytaknąłem. Wróciłem myślami do tej nocy na obiedzie, do tego jak byłem zadowolony widząc starego przyjaciela. Wziął głęboki oddech. - Edwardzie, przywołałem cie tutaj, ponieważ pan Darby wysunął wobec ciebie dosyć poważne oskarżenia. Pomyślałem, że najlepiej będzie jeśli pozwolę ci bronić się twarzą w twarz. W mojej klatce piersiowej zaczął osiadać duży ciężar, kiedy kontynuował. - Twierdzi, że podczas gdy ty i panna Swan byliście razem w Seattle, zachowywaliście się niestosownie. Będąc bardziej dokładnym, twierdzi, że był światkiem sytuacji w której całowaliście się dosyć gorąco zanim weszliście razem do jej pokoju. – Jego głos był sceptyczny, prawie kpiący z absurdalności tego stwierdzenia i poczułem, ze moje ramiona nieco opadały. Zdałem sobie sprawę, że nie przywiódł mnie tutaj żeby mnie ukarać, ale żebym mógł wybronić się z, jak on twierdził, niesłusznych zarzutów. Cisza w pokoju napierała na mnie, podkreślając moje milczenie. W porażce utkwiłem wzrok w podłodze. - Myślę, ze już skończyliśmy, panie Darby. Dziękuję za sprowadzenie na to mojej uwagi. – Przerwał, a przedłużona cisza tylko wzmocniła mój strach. – I byłbym zadowolony, jeśli zachowałby pan dyskrecję. - Oczywiście, Carlisle. Drzwi zamknęły się i ojciec wypuścił powietrze z płuc, mijając mnie, by stanąć przed dużą przestrzenią przed oknem. Czekałem. - Jak długo? – zapytał głosem, który był całkowicie zbyt spokojny. Zawahałem się, wciąż trzymając się obietnicy którą jej złożyłem. - Kilka miesięcy. Znów westchnął ciężko, a jego oczy skierowały się na chodniki pod nami.
~ 250 ~
- Edward. – Dźwięk mojego imienia przeszyty był takim rozczarowaniem, że szarpnął moim żołądkiem. – Jeśli choć przez sekundę wierzyłbym że była choć cząstka prawdy w jego historii, z pewnością nie rozmawiałbym o tym w jego obecności. - Wiem. - Więc, prawidłowo zakładam, ze to dlatego jesteś ostatni taki rozproszony. – To było stwierdzenie, nie pytanie. - Tak, proszę pana. – Mój głos był nieśmiały, prawie nie do poznania dla moich własnych uszu. Skóra na krześle zatrzeszczała, kiedy z powrotem zajął swoje miejsce. Uniosłem podbródek, żeby na niego spojrzeć. Na jego twarzy malowało się zamyślenie, podczas gdy jego ton przeczył złości, był spokojny i pełen wyrzutów. Nie spojrzał mi w oczy. - Edwardzie, stwierdzenie że jestem zawiedziony nie zaczęłoby nawet opisywać mojego obecnego nastroju. Jesteś moim synem, ale także kierownikiem tej firmy, a zatem powinieneś być dla innych przykładem. Twoje zachowanie pokazuje swawolne lekceważenie. – Przerwał i zobaczyłem przebłysk smutku rozprzestrzeniający się na jego twarzy. – Zdaję sobie sprawę, że to o… Belli mówimy, ale masz pojęcie jakie byłyby konsekwencje, gdyby na ciebie doniosła? Tu nie chodzi tylko o ciebie, Edwardzie. - Tak, sir. Wiem. – Odchrząknąłem i spojrzałem mu w oczy. – Biorę na siebie całą odpowiedzialność za tą sytuację. - Nie o to chodzi. Jeśli to by się źle skończyło, twoja rodzina i rodziny twoich pracowników byłyby narażone – powiedział, dezaprobata była oczywista w jego głosie. – Spodziewałem się po tobie czegoś więcej, synu. Zakradło się do mnie głębokie uczucie wstydu. Rozczarowałem ojca; jedyną osobę czyja opinia, aż dotychczas, znaczyła dla mnie więcej niż kogokolwiek innego. - Wiem – odpowiedziałem, wwiercając się oczami w słoje w drewnie jego zabytkowego biurka. Co więcej mogłem powiedzieć? - Czy rozumiesz, że jeśli byłby to ktokolwiek inny, bylibyście zwolnieni bez żadnych dodatkowych pytań? - Tak. Zdaje sobie z tego sprawę. Czekał i znów na niego zerknąłem, a waga jego myśli była widoczna w wyrazie jego twarzy. Zaczął kartkować stos papierów na biurku, kiedy rozważał następne słowa. - Nie mogę pozwolić na to, aby Bella dale dla ciebie pracowała – powiedział poważnie z tonem nieodwołalności, nie pozostawiając wątpliwości, że nie podlegało to dyskusji. Zamarłem, kiedy dotarło do mnie, ze od tego momentu, Bella już dla mnie nie pracowała. - Jak wiesz, mamy nowego kierownika, który zaczyna pracę w przyszłym miesiącu. Pracowałem z nim rok temu i już został zaakceptowany przez zarząd. Będzie potrzebował asystentki. – Przerwał, przytakując jakby podjął jakąś decyzję. – Już załatwiłem wszystko by móc przenieść Bellę i jak dobrze pójdzie nikt się nie
~ 251 ~
zorientuje. – Podnosząc wzrok, kontynuował. – Jeśli będzie planowała pozostanie w tej firmie. Przełknąłem głośno i spotkałem jego spojrzenie, jego ostatnie słowa wyrwały mnie z otępienia. Obserwował mnie, a jego brwi uniosły się jakby wiedział ze trafił w sedno. Poczułem, ze coś zmienia się wewnątrz mnie. Wstyd spowodowany rozczarowaniem ojca, szybko został zastąpiony strachem na jej reakcję. Jestem pewny, że będzie załamana. Ale nie odejdzie… prawda? Patrzyłem jak podniósł słuchawkę telefonu. Założyłem, ze rozmawiał ze swoją asystentką, ale nie zwróciłem uwagi na jego ciche słowa. Moje ciało zdawało się być zrobione z ołowiu, moje stopy przyrosły do podłoża, podczas gdy mój umysł pracował nad możliwymi rezultatami. Tak bardo jak nienawidziłem tego, że prawda wyszła na jaw w ten sposób, było w tym coś oswabadzającego. Poza poczuciem winy i strachem była także ulga; tak jakby nagle ktoś podniósł ze mnie ciężar. Nareszcie mogliśmy posunąć się naprzód; z pewnością mogła to dostrzec. Nigdy więcej ukrywania się, nigdy więcej wykradania się ze swoich mieszkań nad ranem. Mogłem powiedzieć wszystkim, ze ją kocham, mogłem trzymać jej rękę, mogłem poprosić ją… Znajomy, pogodny glos z recepcji wdarł się do moich myśli. Weszła do pokoju, a moje ciało natychmiast odpowiedziało na jej obecność. Poczułem, ze mój oddech się wyrównał i moje mięśnie odprężyły się nieznacznie; dziwny chwyt utrzymujący mnie w jednym miejscy nareszcie zaczął puszczać. Nawet teraz jej pragnąłem. Pragnąłem odgrodzić ją od tego i złagodzić ból, z którym wkrótce się spotka. Moja ręka szarpnęła przy moim boku, palce świerzbiły by ją poczuć, by spleść się z jej i zmierzyć się z tym razem. Przeszła przez pomieszczenie, żeby stanąć obok mnie, dźwięk jej sukienki owiewającej jej piękne nogi i jej delikatny zapach dotarły do mnie zanim sama to zrobiła. Zaledwie jej obecność mnie uspokajała nawet jeśli ona sama nie była tego świadoma. Nasze oczy się spotkały, a jej usta ułożyły się w cudowny uśmiech, który był przeznaczony tylko dla mnie. Próbowałem go odwzajemnić, ale udało mi się przywołać w odpowiedzi tylko mały, przepraszający. Jej piękne, błyszczące loki były teraz poluzowane przez moje chciwe ręce przeplatające się przez jej włosy. Miała czerwone usta, a jej szyję pokrywały małe zadrapania od mojej twarzy i zębów. Dekolt jej idealnej, białej sukienki teraz był zdeformowany z powodu mojej desperackiej potrzeby by ją zobaczyć i dotknąć. Te szczegóły były tak nieznaczne, że dawały mi pewność, ze tylko ktoś kto obserwował ją tak bardzo jak ja mógłby je zauważyć, ale kiedy spojrzałem w potępiające oczy ojca, przekonałem się, że on również je dostrzegł. Jej wzrok przesuwał się pomiędzy nami, a uśmiech opadł. - Panie Cullen? – zapytała, z oczami teraz utkwionymi w moim ojcu. Wypuściłem powietrze, przygotowując się na to co nadchodziło.
~ 252 ~
- Bello – zaczął profesjonalnym tonem, ale kryła się w nim nuta żalu. – Jestem pewien, ze jesteś świadoma, iż mamy nowego kierownika, zaczynającego pracę w przyszłym miesiącu. - Tak, proszę pana – odpowiedziała z oczywistym zagubieniem. Patrzyła jak zaczął wkładać foldery do swojej aktówki, a jego oczy skupiały się na zajęciu. - Postanowiłem przenieść cię do jego biura. BPOV Mój żołądek opadł. - Co proszę? – zapytałam, odwracając się by spojrzeć na Edwarda, przekonana że się przesłyszałam. – Nie rozumiem. W chwili kiedy zobaczyłam jego twarz, wiedziałam. Zamknęłam oczy i poczułam, że mój świat rozpadł się na kawałeczki wokół mnie. - Będziesz na płatnym urlopie dopóki… - Tato. – Przerwało mu zagorzałe błaganie Edwarda. Carlisle spojrzał na niego z wyrzutem zanim zamknął aktówkę i kontynuował. - Nie będę o tym dalej dyskutował. Edward może odpowiedzieć na twoje pytania – rzekł z nutą ostateczności. Spuściłam oczy na podłogę, a piekący ból informował, ze łzy zbierające się w nich mogą zaraz spłynąć po mojej twarzy. Nie pozwoliłam im na to, nie tutaj. Zła i zdeterminowana w pozostaniu opanowaną, wzmocniłam swój wyraz twarzy; prostując plecy i unosząc podbródek by spotkać jego spojrzenie. Mogłam poczuć, ze moje serce wali mi w piersi, moja skóra zrobiła się nieprzyjemnie gorąca, a paznokcie wbijały się boleśnie w dłoń, ale nie załamałam się. Jego twarz złagodniał nieco, co tylko pogłębiło mój wstyd. Nie mogłam obwiniać Carlisle’a o to co robił; jeśli już, zasługiwałam na dużo gorsze traktowanie. Widziałam jak inni pracownicy byli zwalniani za znacznie lżejsze złamanie zasad i wiedziałam, że moja praca i reputacja były oszczędzone tylko ze względu na mój związek z jego rodziną. Wiedząc to i rozczarowując go raniło bardziej niż mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazić. - Tak jest – odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Usłyszałam, ze Edward wzdycha obok mnie i kącikiem oka zobaczyłam jak jego głowa opada, ale nie odwróciłam wzroku. Carlisle patrzył na mnie przez chwilę i natychmiast przypomniałam sobie o moim ojcu i jak by zareagował, jeśli dowiedziałby się jak się zachowywałam. Napięta cisza zdawała się przeciągać doki nie odchrząknął i podniósł się z miejsca. - Mam zaraz spotkanie – powiedział, przesuwając wzrok na syna. – Wyjaśnię twoją nieobecność i oczekuję zobaczyć cię dzisiaj wieczorem w domu. Jeszcze raz jego ton był pewny, nie pozostawiając miejsca na sprzeczki. Edward wymamrotał coś w zgodzie i Carlisle przytaknął, biorąc swoją aktówkę z biurka i kierując się w stronę drzwi.
~ 253 ~
Miękkie kliknięcie odbiło się w cichym pomieszczeniu. Wciąż gapiłam się ślepo w puste krzesło, nie ufając sobie by przemówić lub rozważyć co się naprawdę stało. - Bella – powiedział miękko Edward. – Tak mi przykro. - Nie – stwierdziłam z nieznacznym potrząśnięciem głową. – Nie przepraszaj. Jestem dużą dziewczynką, Edwardzie. Wiedziałam dokładnie w co się pakuję. - Ale nie powinienem… - Nie – powiedziałam, przerywając mu, prosząc jednocześnie by nie przepraszał za to co mieliśmy. – Jak…? Nie byłam pewna czy chciałam wiedzieć jak się dowiedział. Kiedy o tym pomyślałam, było tak wiele okazji kiedy powinni nas przyłapać, a każda z nich była bardziej poniżająca niż poprzednia. Z ciężkim westchnięciem podszedł do okna, przeczesując włosy rękami. - Seattle – zaczął, gorycz już pojawiła się w jego głosie. – Tego wieczora kiedy wyszedłem na obiad w centrum… kiedy zostałaś… wpadłem na starego przyjaciela ze studiów. Potrząsnął głową i zaśmiał się szorstko, a dźwięk ten zabrzmiał srogo i szpetnie w ciszy. - Nie miałem pojęcia, że zatrzymał się w tym samym hotelu. – Zatrzymał się, przyciskając dłoń do szkła. – Najwyraźniej zobaczył nas razem… gdy wychodziliśmy z windy, wracając z dachu. Mój żołądek opadł, kiedy przypomniałam sobie ten moment z idealną klarownością. Przywołałam uczucie jego ust na moich kiedy się całowaliśmy i potykaliśmy, idąc do mojego pokoju. Zdawał się być taki dziwnie beztroski, gdy mnie dotykał, każde z nas było zagubione w drugim, kompletnie nieświadomi, że byliśmy obserwowani. Przytaknęłam automatycznie. - Nie jestem pewien dlaczego przyszedł do mojego ojca, jednak kłamałbym jęli bym powiedział, że byłem zaskoczony. - Dlaczego? – zapytałam odrętwiale, wiedząc ze odpowiedź i tak nie miała znaczenia. - Wspomniał cos o przeprowadzce do Chicago… ja… - Znów się zaśmiał bez humoru, wbijając rękę w policzek. – Zgaduję, że nie ma skrupułów by wspiąć się na szczyt po trupach. Znów przytaknęłam, bardziej do siebie niż jako odpowiedź na to co powiedział. Kawałek po kawałeczku części układanki zaczęły się układać i nagle panika, która przenikała po krawędziach mojego umysłu zaczęła dawać o sobie znać. Carlisle wiedział, Esme też będzie. Mój ojciec też się prawdopodobnie dowie, tak samo jak wszyscy w firmie, kiedy ogłoszą wiadomości o moim przeniesieniu. Mój nowy szef… wszyscy będą myśleli, że… Poczułam, ze nico się zachwiałam i oparłam się o biurko, próbując przełknąć falę mdłości. Mój żołądek zaczął bulgotać i mimo że czułam jakbym sapała, zdawało się, ze ani gram powietrza nie dotarł do moich płuc. Wyschło mi w gardle, tak jakby
~ 254 ~
zaciskało się z każdym wymęczonym oddechem i moje ciało zaczęło drżeć od wysiłku. - Bella? – Edward odwrócił się i zaczął iść w moim kierunku, a w jego glosie niewątpliwie pojawiło się zmartwienie i troska. – Dobrze się czujesz? Potrząsnęłam głową i zamknęłam oczy, próbując uspokoić oddech; dźwięk mojego pulsu dudnił mi w uszach. - Wiem jak musisz się czuć, ale… - Co proszę? – zapytałam, a iskra złości zapaliła się w mojej piersi na jego słowa. - Wiem jak musisz się czuć – powtórzył, zatrzymując się przede mną i biorąc moje ręce w swoje. – Ale będzie dobrze. Przejdziemy przez to i wszystko będzie dobrze. - Jak możesz tak mówić? – zapytałam, zszokowana na jego obojętność i wyszarpnęłam swoje dłonie. – Jak możesz mówić, ze będzie dobrze? - Bo będzie – odpowiedział, pozostając spokojnym. – To przycichnie, wszyscy zapomną. Nie pozwól im wygrać, Bello. Łza gniewu spłynęła po moim policzku na sugestię, że w jakiś sposób się poddaję, że pozwalam przysłowiowym im wygrać. - Bella, musisz się uspokoić. – Położył dłonie na mojej twarzy i spojrzał prosto w oczy. – Na zewnątrz są ludzie – powiedział, wskazując na zewnętrzne biuro. – I to nie jest miejsce na tą rozmowę. Przytaknęłam, wiedząc że miał rację i oparłam się o niego odruchowo, otaczając ramionami jego talię i przyciskając czoło do jego klatki piersiowej. Zadrżałam nieznacznie, kiedy skopiował mój ruch, przysuwając mnie do siebie jakby mógł obronić mnie przed wszystkim. Gdyby tylko mógł. Trzymałam go bliżej siebie, kiedy jego usta muskały moje włosy, korzystając z komfortu jakie dawały mi jego dotyk, zapach, bliskość. Na jeden krótki moment poczułam, że świat i jego waga rozpływają się. Kochałam go i pozwalałam mu kochać siebie w zamian. Początkowa panika osłabła na krótko, gdy stałam w jego uścisku. Moje płuca zdawały się otworzyć, dzikie walenie mojego serca zwolniło do prawie normalnego tempa, kiedy jego dłoń kreśliła małe kółka na moich plecach. - Kocham cię, Bello – wymamrotał w moje włosy. – Będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. Zaciskając oczy przeciw łzom, przytaknęłam bez słów; zdolność do przetłumaczenia moich zagmatwanych, nieobliczalnych myśli zdawała się mnie opuścić. Nasz moment spokoju miał krótki żywot, bo przytłumione głody zaczęły przesączać się do środka z zewnętrznego biura. Edward odchrząknął i odsunął się nieco, uginając kolana by nasze oczy były na tym samym poziomie. - Dobrze się czujesz? – Jego brwi zeszły się, troska była widoczna w jego bolesnym wyrazie twarzy.
~ 255 ~
- Ja tylko… - zaczęłam, moja krótka chwila spokoju zaczęła się oddalać. – Musze isć. – Mój głos był niczym poza szeptem, a jego zaniepokojenie zdawało się pogłębić. - Bella… Potrząsnęłam głową. - Nie mogę… po prostu teraz jest tego zbyt wiele. Wyprostował się i westchnął głęboko. - Zobaczymy się dzisiaj wieczorem? Próbowałam przełknąć gulę w moim gardle. Zaschło mi w ustach i znów walczyłam ze sobą, żeby nie zwymiotować. Na krótko spuściłam oczy na podłogę i okręciłam ramiona wokół swojego ciała jakbym dążyła do utrzymania go w jednym kawałku. - Ja po prostu… zaczęłam, ale słowa wyleciały z mojego umysłu. Znów potrząsnęłam głową i przycisnęłam dłonie do jego klatki piersiowej. – Po prostu muszę odejść na jakiś czas. Obiecuję, że zadzwonię. Odwróciłam się by odejść, tylko po to, by mógł szarpnąć mnie z powrotem w swoje ramiona, rękami chwytając moją szyję, a ustami odnajdując moje. Pocałował mnie namiętnie, żądająco, jego dłonie plątały się moich włosach, przyciskając mnie do niego. - Kocham cię – wydyszał. Jego ręka zsunęła się po mojej szyi i ramieniu by chwycić moja dłoń i przysunąć ją do jego piersi, kciukiem muskał bransoletkę którą mi dał. – Proszę, pamiętaj o tym. - Też cię kocham – powiedziałam miękko drżącym głosem. Odsuwając się, znów spojrzałam na niego krótko. Jego twarz była ponura, kiedy patrzył jak odchodziłam, jego oczy surowe i pełne zaniepokojenia. Kiedy weszłam do zewnętrznego biura, nie było wątpliwości, że nas słyszeli. Wszyscy w pomieszczeniu byli rozproszeni, dogodnie zajęci rzeczami, które pozwoliły im uniknąć ze mną kontaktu wzrokowego. Weszłam szybko do swojego biura, żeby wziąć swoją torebkę, starając się nie minąć nikogo po drodze. Szybko dotarłam do samochodu i wyjechałam z garaży, rozpoczynając znajomą drogę do mojego mieszkania. Świat zdawał się rozmazywać wokół mnie, kiedy prowadziłam, w końcu pozwalając łzom spłynąć wolno po moich policzkach, a moje łkania wypełniły ciszę we wnętrzu auta. Przywróciłam w myślach scenę w gabinecie Carlisle’a, sposób w jaki unikał moich oczu, nutę zdrady w jego głosie. To tak jakbym zawiodła własnego ojca i nie byłam pewna czy kiedykolwiek będę w stanie to naprawić. Kolejny szloch wyrwał się z mojej piersi, gdy wyobraziłam sobie jak mówi Esme. Esme, która była dla mnie jak matka od czasu gdy straciłam własną, która mówiła że mnie kocha i patrzyła na mnie z taką dumą, będzie znała kłamstwa i sposób w jaki się zachowywałam. Emmett się dowie, Angela… mój ojciec. Osiadło we mnie całkowite uczucie cierpienia kiedy rozważałam jak daleko mogły sięgnąć moje działania i były nimi tylko dojechanie do samochodu i wywleczenie się z samochodu.
~ 256 ~
Gdy drzwi do mojego mieszkania zamknęły się za mną i znalazłam się w znajomym otoczeniu, zacisnęłam mocno oczy, czekając na ciepło i bezpieczeństwo mojego domu, które były w stanie mnie pocieszyć. Znalazłam cisze zamiast wygody, pustkę zamiast zabezpieczenia. Weszłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki, a moje oczy powędrowały do blachy do pizzy, pustych talerzy i kieliszków z ostatniej nocy. Przypomniałam sobie żarty w tym pokoju, skradnięte pocałunki i śmiech. Zobaczyłam nas siedzących w salonie, jego głowa na moich kolanach, kiedy mówił mi o miłości i szacunku do ojca. Moje serce zabolało gdy pomyślałam o tym jak musi się czuć, rozczarowując go. Wytarłam wilgotny policzek, kiedy pojawiła się kolejna runda cichych łez. Skierowałam się do mojego pokoju, ignorując zdjęcia o których rozmawialiśmy, kanapę na której się kochaliśmy i zatrzymałam się przed drzwiami sypialni. Widok mojego niepościelonego łóżka, poplątanych prześcieradeł i porzuconych ubrań na podłodze, był tylko kolejnym fizycznym przypomnieniem jak idealne było wszystko zaledwie kilka godzin temu. Podchodząc do łóżka, zdjęłam buty i położyłam się, przyciskając twarz do poduszki na której spał. Jego zapach przesiąknął w miękką bawełnę, przynosząc ze sobą ból, który zawsze czułam kiedy nie byliśmy razem. Wciąż w ubraniu, ale nie dbałam o to, naciągnęłam na siebie cienki koc, zakopując się w jego cieple. Wiedziałam, że w końcu będę musiała stanąć twarzą w twarz ze wstydem; mogłabym żyć ze spojrzeniami i pytaniami, ale co z Edwardem? Nasze zdania co do tego jak zareagują ludzie nie zgadzały się ze sobą w biurze Carlisle’a i bolało, że tak szybko zwątpił w moje uczucia. Mógłby żyć z tymi wszystkimi rzeczami, które ludzie z pewnością będą o mnie mówić? Bo będą, nie ważne czy w to wierzył czy nie. Łzy uspokoiły się na krótko, moje łkania ograniczyły się do okazjonalnych westchnień i pociągnięć nosem. Bezpieczeństwo mojego łóżka i zapach Edwarda ukołysały mnie w pewnego rodzaju odrętwienie. Moje uczucia tak ze sobą kolidowały; złość walczyła z obawą i przerażeniem, a każde z nich opanowywało mnie na krótko zanim nastąpiła zmiana i moje myśli błądziły. Byłam wściekła na mężczyznę, który użył naszych żyć jako drogi do awansu. Byłam zła na Edwarda za jego naiwny optymizm i jeszcze wścieklejsza na siebie, że pozwoliłam sobie, żeby to wszystko zaszło tak daleko. Patrząc wstecz, zobaczyłam wszystkie głupie błędy, które popełniłam, by zwyczajnie być blisko niego. Powinnam była poprosić o przeniesienie, albo zrezygnować, a może nawet trzymać się od niego z daleka. Potarłam delikatny łańcuszek na moim nadgarstku i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nigdy nie byłabym w stanie tego zrobić. Tak się bałam; martwiłam się, że chciał mnie tylko do fizycznego związku, myśląc że mogłabym z nim być tylko tak długo jak bym została. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że mógłby naprawdę odwzajemniać moje uczucia.
~ 257 ~
Wróciłam myślami do dzisiejszego poranka; czuły dotyk, namiętne pocałunki. Godziny zgłębiania swoich ciał, czucia go wewnątrz siebie, zamknięta w jego niezłomnym uścisku. Za każdym razem kiedy złapałam jego spojrzenie w jego oczach widać było absolutną adorację. Wiedziałam, ze mnie kocha, ale czy to wystarczy? Czy zmęczy się przeszkodami na naszej drodze? W pewnym momencie musiałam zasnąć i obudziło mnie niskie pieczenie mojego telefonu. Wychylając się z łóżka, przysunęłam do siebie torebkę i wyjęłam go. Miałam pięć nowych wiadomości i cztery nieodebrane połączenia. SMS’y były od Edwarda. Pytał czy byłam w domu, upewniał się czy dobrze się czuję i prosił, żebym zadzwoniła kiedy będę mogła. Połączenia z kolei od Angeli, a mój żołądek zacisnął się z niepokoju, kiedy zastanawiałam się dlaczego dzwoniła do mnie tak dużo razy w ciągu ostatnich piętnastu minut. Najpierw zadzwoniłam do niego. Mój żołądek opadł, kiedy połączyłam się prosto z pocztą głosową. Zostawiłam prostą wiadomość i rozłączyłam się, żeby porozmawiać z Angelą, podskakując, kiedy telefon zadźwięczał mi ręku. Na wyświetlaczu pojawiły się słowa „Angela Weber Praca”. Przełykając głośno ślinę, wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam. - O mój Boże! Bella! Dzięki Bogu, ze odebrałaś. Co się do cholery dzieje? – prawie krzyczała do telefonu. - Cześć, Angela – odpowiedziałam nieśmiało. - Bella, co się dzieje? Pan Cullen jest ze swoim bratem i… - Przerwała i wiedziałam, że było gorzej niż myślałam. Mogłam sobie tylko wyobrazić z czym musiał się tam zmierzyć. - Mogę usłyszeć fragmenty i… Bello – jej głos opadł, mówiła przepraszającym tonem, - oni mówią o tobie. - Wiem – odpowiedziałam miękko, zaskoczona jak dziwnie brzmiało nie zaprzeczać temu. - Bella? – zapytała niepewnie, teraz jej głos bardziej się wahał. - Boże, Angela, tak mi przykro. Nigdy nie chciałam cię okłamywać. – Mój głos się trząsł i przygryzłam wargę, przerażona tym co może sobie o mnie pomyśleć, kiedy się dowie. – Um… Edward i ja… - Edward? – powiedziała z niedowierzaniem. - Tak, Edward i ja, my… widywaliśmy się. – Opuściłam nieco głowę, pragnąc żeby nie okazało się dla niej to tak drastyczne. - Co? O mój Boże, Bello – powiedziała delikatnie, życzliwym głosem. Mogłam sobie prawie zwizualizować jej twarz, jej opuszki palców przyciskające się do ust, jej oczy szeroki w zdziwieniu… jej rozczarowanie. - Wiem – wyszeptałam, niezdolna by sprowadzić glos do dobrze słyszalnego poziomu. – Przepraszam, Angelo. - Bella, nie musisz mnie przepraszać. Jestem twoją przyjaciółką, bez względu na to co się dzieje. – Znów zdałam sobie sprawę jaka ze mnie szczęściara że mam ją w swoim życiu.
~ 258 ~
- Dziękuję. Nie masz pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy. – Z salonu dobiegło do mnie ostre pukanie. – Posłuchaj Angelo, muszę kończyć. Ktoś tu jest, ale obiecuję później zadzwonić. Pożegnałyśmy się i podeszłam do drzwi frontowych, zaskoczona widokiem mężczyzny z ogromnym bukietem najpiękniejszych różowych kwiatów jakie widziałam. - Bella Swan? - Tak? Przytaknął i podał mi podkładkę z notatnikiem. Podpisałam szybko, oddając mu ją i biorąc w wymianie kwiaty. - Dziękuję – powiedziałam z roztargnieniem, zatrzaskując drzwi. Wzięłam głęboki oddech, kiedy szłam do kuchni, a delikatny zapach orchidei i kalii napełnił duże pomieszczenie. Kładąc flakon na stole, zaczęłam szukać liściku. Moje serce pędziło, gdy otworzyłam małą kopertę wsadzoną w obfite kwiaty, a mój umysł tymczasowo nie skupiał się na moich problemach. Nerwowo przygryzłam wargę, dziwnie podekscytowana, ze mógł wysłać mi kwiaty. Pour la femme de mes rêves. Dla kobiety moich snów. Kocham, Twój BB Nie mogłam powstrzymać miękkiego uśmiechu, kiedy czytałam liścik, potrząsając głową na sposób w jaki dostosował się do przezwiska. Dla kobiety moich snów. Te słowa jeszcze dzisiaj rano napełniłyby mnie taką radością, ale teraz, tak piękne i szczere, pociągnęły za strunę niepokoju w mojej klatce piersiowej. Po raz kolejny się pochylając, powąchałam kwity, pozwalając by słodki zapach mnie otoczył, wdzięczna za ten krótki moment wytchnienia. Odkładając liścik, przeniosłam wazon do jadalni i siadłam w kontemplacyjnej ciszy, zastanawiając się nad tym jak zawsze wydawał się dokładnie wiedzieć czego potrzebuję. Nie byłam pewna jego uczuć, a on odnalazł sposób, by zapewnić mnie o swojej miłości w idealnym momencie. Martwiłam się o moje miejsce w jego życiu i bez wielkiego pokazu czy niepotrzebnych słów, dał mi bransoletkę, kiedy spałam. Nawet teraz, kiedy martwiłam się o przyszłość, rozczarowana sobą i tym jak raniłam ludzi wokół siebie, jakoś udało mu się sprowadzić na moją twarz uśmiech. Zerkając znów na zegarek, jęknęłam. Nie mam mowy, żebym mogła tak tu siedzieć i czekać i patrzeć co się dzieje. Potrzebowałam rozproszenia i rozważałam opcje, w końcu decydując się na przejażdżkę, żeby oczyścić swój umysł. Pojechałam na obrzeża miasta, otworzyłam okna i włączyłam muzykę, rozmyślając o wszystkim co się stało. Naprawdę zaledwie godziny temu byłam na tej samej ulicy razem z nim? Myślałam o naszej rozmowie, o tym jak stracił nad sobą panowanie, kiedy wspomniałam o Davidzie i tym jak krzyknęłam na niego w
~ 259 ~
odpowiedzi. Przypomniałam sobie jak przycisnął mnie do okna w swoim gabinecie i tym jak zareagowało na niego moje ciało pomimo gniewu. Przypomniałam sobie jak wziął mnie na swoim biurku, byliśmy w sobie tak zatraceni, że zapomnieliśmy o istnieniu świata poza nami. Poprosił, żebym pojechała z nim do Paryża i początkowo byłam przerażona, ale kiedy wspomniał o świętach, uświadomiłam sobie, ze wciąż planował utrzymać to wszystko w sekrecie przez miesiące. Czy wykraczałam myślami tak daleko? Potrzebowałam czasu, ale jakie były moje plany? Czy wizualizowałam sobie nasz związek wciąż w sekrecie? Potrząsnęłam głową, kiedy zdałam sobie sprawę, ze to nie było teraz ważne. Wszyscy wkrótce się dowiedzą. Mogłam się tylko modlić, ze jesteśmy wystarczająco silni, by przez to przebrnąć.
~*~*~*~*~*~*~*~ Godzinę później, drzwi windy otworzyły się i zobaczyłam go na końcu korytarza. Mamrotał coś do siebie, jego marynarka i krawat leżały na podłodze, ręce przebiegały nerwowo przez włosy, kiedy krążył przed moimi drzwiami. Jak długo już tak czeka? Zbliżyłam się do niego na odległość około trzech metrów kiedy się zatrzymał, odwracając nagle i zmniejszając odległość miedzy nami w zaledwie kilku krokach, by wziąć mnie w ramiona. - Bella – wydyszał, jego usta przyciskały się do moich włosów kiedy trzymał mnie blisko siebie. Zamruczałam w odpowiedzi, moje ciało natychmiast odprężyło się, gdy otoczyłam ramionami jego szyję. Zamykając oczy, poddałam się chwili; rozkoszując się jego twardym ciałem przyciśniętym do mojego, tym jak pachniał i tym jak dobrze czułam się w jego ramionach. Uniósł mnie nieco, a moje stopy przestały dotykać podłoża. Czułam jak serce bije w jego piersi, jego ciepły oddech w moich włosach i jego palce kreślące małe kółka w miejscach gdzie mnie trzymał. - Kocham cię – westchnęłam i złożyłam pocałunek na jego szyi, gdy powoli opuszczał mnie na podłogę. Ręką przytrzymał tył mojej głowy, kiedy jego oczy przeszukiwały moją twarz. Próbowałam odczytać jego minę. Zdawał się być zaniepokojony, jego brwi złączyły się, a szczęka zacisnęła i ani trochę nie uspokoiło to mojego strachu. Położyłam dłoń na jego twarzy, kciukiem lekko wygładzając zmarszczki na jego brwiach. Wypuściłam powietrze i poczułam delikatną ulgę, kiedy jego rysy twarzy złagodniały pod moim dotykiem. - Dziękuję – powiedział cicho. Przytaknęłam, rozumiejąc że dziękował mi za więcej niż deklarację miłości.
~ 260 ~
- Nie ma za co – odrzekłam, a mój oddech szarpnął, gdy jego kciuk musnął moją dolną wargę i jego wzrok spoczął na moich ustach. W małym, prawie nieśmiałym ruchu, pochylił się do mnie, jego miękkie usta otarły się o moje na króciutki moment zanim się odsunął. Zawahał się, a nasze usta dzieliła odległość zaledwie jednego oddechu, jego kalka piersiowa unosiła się i opadała w tym samym czasie co moja. Odetchnął w moje usta i zadrżałam. Jego wargi były tak blisko, że mogłam ich prawie skosztować, jego ciepły i słodki oddech na moim języku. Wyczułam u niego niepewność i przesunęłam się do tyłu, chcąc spojrzeć mu w oczy i zapytać o to. Zacisnął uchwyt, drobne potrząśniecie głową mnie uspokoiło. - Zostań – wymamrotał w moje usta, a przechylając głowę, prześliznął wargami po moich. Bez słów, mogłam poczuć że coś się zmieniło. Był niezdecydowany, traktował mnie jakbym mogła się załamać albo uciec. Mój niepokój wzrósł, mój umysł pędził wraz z możliwościami tego co mogło się stać. - Edw… - zaczęłam pytanie, panika już była oczywista w moim głosie. Jego druga ręka przesunęła się by chwycić moją twarz, kciukiem przesuwając pomiędzy nami, by przycisnąć go do moich ust. - Cii. Możemy… możemy po prostu być sobą? – wyszeptał, składając czuły pocałunek na kąciku moich ust. – Tylko przez chwilę? Obiecuję, powiem ci wszystko – przerwał, przekręcając nieco głowę, by musnąć wargami moje. – Ale teraz, potrzebuję tego. Proszę. Jego proste błaganie przełamało moje zmartwienie i uniosłam się na palcach, zmniejszając mały dystans pomiędzy naszymi ustami. Jęknął miękko na kontakt, zwiększając napór ale nie pogłębiając pocałunku. Poczułam się ukołysana w jego ramionach, jego miłość i uwielbienie były oczywiste nawet w tak niewinnym i delikatnym sposobie, w jakim jego wargi napierały na moje. Powoli odsunął się ode mnie, składając ostatni pocałunek na moim czole zanim spotkał moje spojrzenie. - Możemy wejść do środka? - Oczywiście – wyszeptałam, jeszcze raz całując go miękko. – Dobrze się czujesz? Przytakując, wskazał na wejście do mojego mieszkania, podnosząc krawat i marynarkę z podłogi. Stanął za mną, biorąc moją rękę gdy otworzyłam drzwi. Wszedł do środka i rzucił swoje rzeczy na krzesło, prowadząc nas bez słowa do kanapy, siadając z plecami opartymi o podłokietnik i długimi nogami rozpartymi wzdłuż poduszek. Pokierowana w dół, wczołgałam się na jego kolana, moja Glowa spoczęła w zagłębieniu jego szyi. Westchnęłam kiedy otoczył mnie ramionami, bawiąc się końcówkami mojego kucyka. Zamknęłam oczy i próbowałam radować się jego bliskością, odsuwając na chwilę na bok wszystkie zmartwienia i frustracje. Jego puls pikał poniżej mojego ucha, moje ciało wznosiło się i opadało delikatnie z każdym oddechem, kiedy siedzieliśmy w komfortowej ciszy. Składając
~ 261 ~
pocałunek na moim nosie, jego palce przesunęły się na moje boki, pozostając na talii. Zatrzęsłam się lekko, ścieżka gęsiej skórki pozostawała po jego dotyku, kiedy włożył swoje ręce pod moją koszulkę, przesuwając się po moich żebrach i z powrotem w dół. Leniwie rysował kółka na moich plecach, kiedy ja bawiłam się guzikami od jego koszuli, moje ręce zginały się na jego mięśniach i gładkich powierzchniach jego klatki piersiowej i brzucha. - Dlaczego mnie kochasz? – zapytał cicho. Lekko zmarszczyłam brwi zdziwiona jego pytaniem. - Ponieważ pozwalasz mi być, kim jestem i kochasz mnie z tego powodu – wyszeptałam w jego szyję. – Jesteś olśniewający i miły. Kochasz swoją rodzinę bez pytania. Jesteś zabawny i seksowny. Dzięki tobie czuję się piękna i mądra – przerwałam, umieszczając mały pocałunek poniżej jego ucha. – Sprawiasz, że chcę być dla ciebie wszystkim. Jego oddech ustał i przełknął ślinę, mięśnie jego szyi napięły się przy moich ustach. - Jesteś dla mnie wszystkim – odpowiedział, patrząc mi w oczy. – Wiesz o tym, prawda? - Wiem – odpowiedziałam szczerze. Wiedziałam, że dużo przeszedł, przezwyciężył wiele trudności, ale jego miłość była czymś, czego już nie kwestionowałam. - Bella – zaczął, lekko obracając swoje ciało w moim kierunku i położył moją głowę z powrotem na swoje ramię. – Nie miałem zamiaru potwierdzić twoich wcześniejszych zmartwień. Nigdy bym tego nie zrobił, po prostu... nie chciałem, żeby ludzie dowiedzieli się o nas w taki sposób – powiedział delikatnie, w jego głosie słychać było przeprosiny. Przesunął mojego kucyka, jedną ręką przebiegając po włosach, kiedy druga jeździła górę i w dół mojego ramienia. - Wiem – odpowiedziałam delikatnie, moje palce zanurzyły się w odpiętym kołnierzyku jego koszuli, prześlizgując się po powierzchni jego delikatnych włosków. Pomijając to, jak nasz temperament często przejmował nasze lepsze części, w głębi serca wiedziałam, ze nie miał na myśli mnie zranić. - Myślę, że to może wyjść nam na dobre, Bello. - Na dobre? – spytałam zdezorientowana, nie rozumiejąc, co pozytywnego on może zobaczyć w tej sytuacji. - Tak, nie musimy się już dłużej ukrywać. – Poczułam frustrację, która przyszła z jego słowami, kiedy wyobraziłam sobie taką możliwość. – Wszystko będzie normalne. - Co oznacza normalne? My nigdy nie zachowywaliśmy się normalnie. Czy my chociaż wiemy, jak to zrobić? – spytałam, nutka strachu była słyszalna w moim głosie. - Żyliśmy normalnie, tylko zawsze się ukrywaliśmy – powiedział delikatnie, podczas gdy jego usta otarły się o mój policzek. Skinęłam głową, rozumiejąc, co miał na myśli. Moja klatka piersiowa zabolała, gdy przypomniałam sobie ciche momenty,
~ 262 ~
które ze sobą dzieliliśmy, wspólne oglądanie filmów, gotowanie obiadu, uczenie się o drugiej osobie – momenty takie jak ten. Chciałam, by moje życie się z takich składało. - Wiem, że wcześniej cię to martwiło – zaczął niepewnie – Ale ty nie potrzebujesz pracy. Mogę się tobą zająć. - Nie chcę, żebyś musiał się mną zajmować – sprzeciwiłam się, mój ton wyrażał frustrację. – Chcę mieć własne sukcesy, Zdaję sobie sprawę, że to może nie wyglądać jak kariera dla ciebie, ale moja praca jest dla mnie ważna. Włożył zbłądzony kosmyk włosów za moje ucho i westchnął. - Wiem, kotku i rozumiem – powiedział, jego dłoń przesunęła się na moje biodro. – Ale nie sądzę, że ludzie zareagują w sposób, w jaki myślisz. - Jak możesz tak mówić? – spytałam, odpychając go lekko, żeby usiąść. – Edward, możesz sądzić, że ludzie nie zaczną gadać, ale jesteś w błędzie. Musisz się przygotować na to zamiast żyć w tym wymarzonym świecie, gdzie przypuszczasz, że każdy będzie szczęśliwy i wszyscy będą się kochać. Jego twarz lekko się skrzywiła, kiedy usiadł i zwrócił się w moją stronę – Nie jestem naiwny, Bello. Wiem, że nie każdy zrozumie, ale naprawdę nie sądzę, że będzie aż tak źle, jak myślisz. - Edward, musisz się troszkę cofnąć. Postaw się na miejscu osoby postronnej i pomyśl, jak ty być zareagował, widząc dwoje ludzi w naszej sytuacji, Pomyśl o tym, jak byś ich postrzegał; jaka byłaby twoja opinia o niej. Twoja perspektywa pochodzi od siedzenia w dużym burze jako facet. - A co to ma niby znaczyć? – spytał, patrząc przez zwężone oczy, jego ton był ostry od złości. - To oznacza, że ty jesteś mężczyzną, a ja kobietą. Świat będzie nas osądzał na podstawie dwóch różnych standardów, Edward. Bez względu na wszystko. Ponieważ ty jesteś ważnym człowiekiem, zawsze będziesz znany jako koleś, który spał ze swoją sekretarką. Ja jestem niższa pozycją, nawet nie warta osądów. Czułam coraz większą złość z każdą sekundą, ale już nie z powodu sytuacji, tylko jego powierzchownego zlekceważenia. - I ponieważ ja jestem kobietą, zawsze będę znana jako złota wyginająca się dziwka, która przede wszystkim sypiała ze swoim szefem. - Więc twierdzisz, ze ponieważ jestem facetem nie jest możliwe że będę się z tym czuł tak zażenowany jak ty? – Popatrzyła na mnie z wściekłością, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, a wyraz jego twarzy stał się wściekły. Wzdrygnęłam się, nie rozważając nawet że też mgło to zawstydzać. Wstał i zaczął krążyć po pokoju, gwałtownie przeczesując włosy rękoma. - Rozumiem, ze jesteś wkurzona, ale po prostu… - zatrzymał się przez moim kominkiem i podniósł ramkę ze zdjęciem jego rodziców i mnie. – Nie możesz pozwolić by inni wcisnęli pomiędzy nas klin. - Na nic nie pozwalam – powiedziałam również wstając. – Ale chcę żebyś się przygotował, musisz się przygotować. Bo w końcu ktoś gdzieś coś powie, nie ważne czy do ciebie czy za twoimi plecami czy nawet do mnie o tym co się stało. Ktoś
~ 263 ~
nazwie mnie dziwką albo zakwestionuje moją uczciwość i muszę być pewna, ze dasz sobie z tym radę. Bo bez względu na to co myślisz, to się stanie. Widziałam jak to się dzieje w tej firmie. Nie rozumiem dlaczego tego nie łapiesz. To dlatego że naprawdę tego nie widzisz czy nie chcesz zobaczyć? No szczerze, fakt, ze nawet nie próbujesz zrozumieć to to co mnie najbardziej teraz rani! - Bello, nie to miałem na myśli – zaczął, ale natychmiast mu przerwałam. - Jak mam spojrzeć twoim rodzicom w oczy? Co z moim ojcem? Albo twoim bratem? – Wybuchłam, a łzy wściekłości zaczęły tworzyć się w moich oczach. – Osądzając po twojej twarzy, zakładam, ze ta rozmowa tez nie poszła dobrze. Zmarszczył czoło i spojrzał na mnie pytająco. Podniósł rękę, żeby potrzeć lekkiego siniaka na jego szczęce. - Skąd wiesz, że z nim rozmawiałem? - Angela dzwoniła – odpowiedziałam dowcipnie. – A to inna sprawa. Jak mam kiedykolwiek wejść do tego budynku? Spojrzeć moim znajomym ze studiów, moim przyjaciołom w oczy i nie czuć ich osądów skierowanych na mnie? Jak ty to zrobisz? Nie zważając na to, co czujemy do siebie, to nie ważne w tym kontekście, Edward. Nie dla nich. To zawsze będzie szef i jego sekretarka. Zawsze. - I ty tylko o tym teraz myślisz, Bello? – odparował, przeczesując rękoma jego włosy we frustracji tylko po to, by z powrotem opadły na swoje miejsce kilka sekund później. - Wiedziałam od samego początku, że to może się stać, ale wyobrażenie i przeżycie tego to dwie bardzo różne rzeczy. To dlatego musisz być przygotowany i muszę wiedzieć, że nie pozwolisz temu klinowi wejść pomiędzy nas... że nie zmęczysz się spojrzeniami i szeptami, i nie zdecydujesz, że to nie jest tego warte. Przetarłam swoje oczy ze złością, usiłując zetrzeć łzy, które teraz spływały w dół mojej twarzy. - Nie chcę być następną Rachel – zapłakałam, a szloch wyrwał się z mojej piersi. – Nie chcę być tą, o której mówisz swojej następnej kobiecie bez innego wytłumaczenia niż ‘to się po prostu skończyło’. Cofnął się, jego twarz się skrzywiła, jakby został spoliczkowany. Oddychając głęboko, spuścił wzrok na podłogę. Staliśmy oddzielnie od siebie w ciszy. Moje ciało drżało od tłumionych emocji. Wtedy spojrzał w górę, jego twarz była blada, uwydatniając, jak była spięta. - Bella, ja... – powiedział cicho, jego głos był słaby i lekko drżał. - Nie – przerwałam, kręcąc głową. – Nie mogę tego teraz zrobić. Musisz iść do swoich rodziców i uporządkować to wszystko, a ja... – przestałam, a dreszcz mocno mną wstrząsnął. – Ja potrzebuję trochę czasu. Zgodził się, jego spojrzenie spotkało się z moim, jego szczęka się zacisnęła. - Mogę wrócić wieczorem? Ból rozdzierał mnie, prawie zabierając oddech. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Okej – odpowiedział cicho. – Jeśli to jest tym, czego chcesz.
~ 264 ~
To nie było to, czego chciałam. Najbardziej chciałam pobiec w jego ramiona i czuć się komfortowo od jego dotyku. Ale nie mogłam. Brak rozmów, brak zastanowienia doprowadził nas do takiej sytuacji. Staliśmy przez chwilę, zanim odszedł, by zabrać swoją marynarkę, zatrzymując się koło mnie po drodze do drzwi. Jego palce musnęły moje ramię i przesunęły się w dół do moich dłoni. - Kocham cię, Bello – powiedział miękko. - Kochanie ciebie nie jest problemem – odpowiedziałam, spoglądając na podłogę. Pochylił się i pocałował mnie w czubek głowy, jego usta pozostały na moich włosach. Zamknęłam oczy, kolejna nowa fala łez pokryła moją twarz i zagryzłam wargę, by się powstrzymać przez zatrzymaniem go. Wyprostował się zrezygnowany i poszedł w stronę drzwi, zamykając je miękko za sobą. W ciszy kliknięcie klamki rozlało się echem po moim pustym mieszkaniu. Stałam, czując się, jakbym wrosła w podłogę po tym, jak wyszedł. Łzy cicho spływały po moich policzkach. Zakołysałam się lekko, obezwładnienie i rozpacz zaatakowała mnie, i przygwoździła. Idąc powoli do drzwi, przekręciłam zamek i przycisnęłam policzek do zimnego drewna. Winda zjechała i usłyszałam otwieranie drzwi. Zamykając moje oczy mocno, szloch wstrząsnął moim ciałem, gdy wyobraziłam go sobie wchodzącego do niej i znikającego z mojego pola widzenia. Następnie usłyszałam sygnał, że maszyna dojechała do holu. Szybko weszłam do mojego pokoju, potknęłam się, kiedy próbowałam patrzeć przez moje załzawione oczy i opadłam na łóżko. Ponownie zakopałam się pod kocem i płakałam, póki nie zasnęłam.
~*~*~*~*~*~*~*~ Jakiś czas później się obudziłam. Z zamkniętymi oczyma, moja ręka ślizgała się po prześcieradle z przyzwyczajenia, odskakując nagle, kiedy poczułam puste miejsce obok mnie. W tym momencie rzeczywistość szybko wślizgnęła się do mojej świadomości i przekręciłam się na bok, przysuwając kolana do mojej klatki piersiowej. Nie byłam pewna, która to godzina. Słońce zaszło i teraz mój pokój był zalany ciemnością i światłem księżyca. Moje gardło bolało, moje usta były wysuszone a moja twarz stała się szorstka od nieustających łez. Moje ciało zatrzęsło się od ciszy, moje załzawione oczy próbowało się skupić na czerwonym świecącym świetle z drugiego końca pokoju. Z ciężkim westchnięciem, niechętnie zczołgałam się z łóżka i wzięłam mój telefon, zabierając go ze sobą pod nakrycia. Moj klatka piersiowa drgnęła, kiedy spojrzałam na prześcieradło i wcisnęłam ikonę wiadomości na moim Blackberry.
~ 265 ~
Mnóstwo wiadomości od Edwarda czekało na mnie, część po angielsku, część po francusku, ale wszystkie przyniosły ze sobą nową falę łez. 18:32 - Wciąż pamiętam moment, w którym zdałem sobie sprawę, że Cię kocham. 18:44 - Wiem, że miałem przed Tobą tajemnice. Powiem Ci wszystko, obiecuję. Proszę, daj mi szansę. 19:14 - Je ne peux pas vivre sans toi. Skopiowałam i wkleiłam wiadomość do mojego translatora: "Nie mogę bez Ciebie żyć." 20:26 - Je suis à toi. Nie potrzebowałam tłumaczenia, bo zapamiętałam niezliczoną ilość razy, gdy to do mnie mówił.”Jestem Twój" 21:12 - Też chcę być dla Ciebie wszystkim. 21:35 - Przepraszam. Teraz rozumiem. 22:07 - Je vais t'aimer toujours. Ponownie przetłumaczyłam i zdusiłam w sobie szloch, gdy przeczytałam: "Zawszę będę Cię kochał." 22:32 – Proszę, powiedz, że wciąż mnie kochasz. Przebiegając palcami wzdłuż ekranu, łamało mi serce wyobrażenie desperacji, jaką musiał czuć, skoro pisał te słowa. Kochałam go całkowicie, każdą cząstką siebie i każdym oddechem, który brałam. Konsumował moje ciało i każdą myśl, jaką miałam. Perspektywa życia bez niego była niepełna. Spojrzałam na zegarek; ostatnia wiadomość była wysłana dwanaście minut temu. Wciąż mógł nie spać, czekając na wiadomość ode mnie. Czy naprawdę powie mi wszystko? Naprawdę zrozumiał? Wyczołgałam się z łóżka w ciemność, telefon kołysał się przede mną. Kochałam go, zdecydowanie. Wiedziałam w swoim sercu, że nigdy nikt nie będzie dla mnie tak ważny jak on. Pomyślałam o słowach wypowiedzianych przed Alice. Czy był tego warty? Nie mam wątpliwości. Nawet przed uświadomieniem sobie, że go kocham, wiedziałam, że moje życie zmieniło się na dobre. Zawsze wiedziałam i akceptowałam, że kiedy odejdzie, zabierze ze sobą moje serce. Zamykając oczy przypomniałam sobie chwilę, gdy powiedział, że mnie kocha, jego spłoszony i niepewny ton głosu, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Powróciłam do swoich odpowiedzi, które teraz wydawały się prawdziwe. Spojrzałam ponownie na zegar, rozważając wysłanie do niego wiadomości. Może mogłabym do niego zadzwonić albo nawet... Wyobraziłam sobie jego zdziwiony wyraz na jego twarzy, gdy otwierał mi drzwi, sposób w jaki wziąłby mnie w swoje ramiona i pocałował. Usiadłam, ból w mojej klatce piersiowej zaczął powoli się oddalać. Sięgnęłam po jego poduszkę, przyciągnęłam ją do siebie, zamknęłam oczy i oddychałam głęboko. Jego zapach w dalszym ciągu znajdował się na materiale, przypomniałam sobie jakie było to
~ 266 ~
uczucie leżeć obok niego, czuć jego ciepłą skórę na swoim nagim ciele, sposób w jaki mnie dotykał i szeptał delikatnie w ciemnościach. Przeczytałam raz jeszcze jego wiadomości. Podjęłam decyzję. Pójdę do niego. Powiem mu, że pragnę być jego na tak długo jak tylko chce. Zeszłam z łóżka, umyłam twarz i wyszczotkowałam włosy, wkładając telefon do torebki przed wyjściem. Poszłam do samochodu i wyjechałam z garażu, wdzięczna, że światła wciąż działały o tej porze. W oka mgnieniu zatrzymałam się, posyłając uśmiech do odźwiernego, gdy ten mnie powitał i otworzył bramę by wpuścić mnie do środka. Moje nerwy zaczęły dawać się mi we znaki, gdy wchodziłam przez błyszczące drzwi windy z brązu. Wciskając przycisk jego piętra, wyjęłam swój telefon i znowu przeczytała wiadomości od niego, chcąc się upewnić, że robiłam dobrze. Winda dojechała do piętra, wzięłam ostatni głęboki wdech na uspokojenie zanim weszłam do eleganckiego jasno oświetlonego korytarza. Zatrzymałam się nagle i spojrzałam przed siebie. Na końcu korytarza stał na zewnątrz przy swoich drzwiach, jego ręce trzymały twarz pięknej blondynki. Mrugnęłam kilka razy, będąc pewną, że to nie może być prawdziwe, mając nadzieję, że wraz z każdym zamknięciem oczu zobaczę inny obrazek. Mój umysł mówił, że musi być jakieś wytłumaczenie, to po prostu nie mogło być tym na co wyglądało, ale moje serce... Zauważyłam, że płakała, ale były to łzy szczęścia. Uśmiechnęła się do niego z uwielbieniem, a on odwzajemnił uśmiech. Szeptali do siebie po francusku. Patrzyłam jak unosi jej lewą rękę do swoich ust, składając pojedynczy pocałunek na wewnętrznej stronie jej palców. Oparła się na nim i coś szepnęła, jego ramiona otoczyły ją, ich ciała kołysały się tam i z powrotem w ciszy korytarza, nieświadomi mojej obecności i wszystkiego naokoło nich. Widok zachodził mi mgłą, gdy patrzyłam na ich delikatny uścisk, sposób w jaki jej dłonie przesunęły się w jego włosach i jak schował twarz w jej szyję. Potrząsnęłam głową, gdy ogarnęło mnie odrętwienie. Nie wiedziałam, że się poruszam do momentu, gdy moje plecy dotknęły wnętrza windy. Z drżącymi palcami nacisnęłam guziki, drzwi zamknęły się cicho zabierając mnie od tego, co wstrzymywało moje spojrzenie. Sięgnęłam po swoje okulary i wytarłam mokrą twarz drżącymi rękami ledwie zauważając i słysząc, jak upadają na dywan. Cisza mnie otaczała, jedynym dźwiękiem był szum windy, gdy zjeżdżałam na dół. Czy oddychałam? Drzwi się otworzyły. Wyszłam. - Panno Swan? - głos zawołał mnie. - Proszę pani, wszystko w porządku? Potrząsnęłam głową i pomachałam kontynuując powrót do samochodu.
~ 267 ~
Wyjeżdżając z garażu, skręciłam w lewo wjeżdżając na pustą drogę, poruszając się jakbym była zaprogramowana. Wyjęłam kartę i zatrzymałam się po raz ostatni na miejscu oznaczonym 'Bella Swan'. Korytarz był pusty, gdy szłam do błyszczących złotych drzwi windy, mój umysł był skupiony tylko na jednym zadaniu. Światła art deco zostały przygaszone, światła rozciągały się wzdłuż dywanu. Mój umysł wrócił do nocy podobnej do tej. Przypomniałam sobie przyspieszone kroki, moje dłonie wypełnione arkuszami kalkulacyjnymi, i koncentracja na człowieku, który wiedziałam, że czeka w Sali konferencyjnej na końcu korytarza. Otwierając swoje biuro, weszłam do środka, włączając małą lampkę stojącą na moim biurku. Przyjrzałam się pokojowi, widząc chwile zamiast rzeczy. Z głębokim wdechem, przeszłam przez pokój do jego gabinetu. Zapach drewna i skóry, i jego wypełniały powietrze. Światła miasta Chicago świeciły przez wielkie okna. Poszłam do jego łazienki, wyciągając puste pudełko z półki, które wiedziałam, że tam będzie. Kiedy odwróciłam się by wyjść, moje oczy zobaczyły kłębek bawełny wyrzucony koło śmietnika. Schyliłam się by to podnieść, poczułam piekący ból w klatce piersiowej, który rozprzestrzeniał się do momentu, gdy prawie całkowicie mnie pochłonął. Trzymałam jego koszulę w rękach, moje palce dotykały nici od guzików, które zostały oderwane. Niewiele myśląc, podniosłam ją do nosa i wdychałam zapach, pochłaniając go w siebie. Oczy piekły od łez, które otarłam z policzków jak gdyby był to mój zwyczaj. Walczyłam ze sobą by wyrzucić koszulę na bok, by zrobić mądrą rzecz chociaż raz i odepchnąć go od siebie, ale wiedziałam, że nie umiem. Z zrezygnowaniem, stałam, uważnie składając materiał i wyszłam z łazienki. Bez patrzenia za siebie wróciłam do swojego biurka. Koszula była pierwszą rzeczą jaka znalazła się w na dnie pudełka, szybko dołożyłam zawartość swoich szuflad. - Bella? Podskoczyłam i szybko się odwróciłam, mój żołądek podskoczył, gdy zobaczyłam Carlisle stojącego w otwartych drzwiach. Wyglądał na zmęczonego, jego nienaganny wygląd, tak jak u jego syna, teraz był nieco niechlujny. Miał zaciśniętą szczękę, na czole widoczna była głęboka bruzda i miał zbolały wyraz na jego twarzy. Jego nienagannie oporządzony wygląd, tyle lubić jego syna, trochę wyglądający niechlujnie. Jego szczęka została zaciśnięta, głębokie zagięcie stanęło między swoimi czołami, i zbolałe wyrażenie na jego twarzy. - Carlisle - zaczęłam zakłopotana, spuszczając spojrzenie. Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Nie umiałam znieść widoku rozczarowania w jego oczach. - Nie myślałam, że ktoś tu będzie. - Bella - powiedział, przeszedł przez pokój i stanął przede mną. - Myślę, że musimy porozmawiać.
~ 268 ~
18. Vérité Drzwi zamknęły się cicho, a miękkie klikniecie odbiło się echem w korytarzu. Stałem, dźwięk mojego własnego oddechu odbijał się w uszach; otaczała mnie ogłuszająca, pulsująca cisza. Moja ręka zwlekała, mój uścisk wokół chłodnego metalu wzmocnił się, jakby był on ostatnim z nią połączeniem. Nie mogłem zmusić się, by odejść. W końcu, z przepełnionym bólem westchnieniem, poluzowałem chwyt, patrząc jak moje palce opuszczają klamkę a me ramię opadło ciężko do boku. Zdawało się, że nie mogę się poruszać. Bardziej niż czegokolwiek życzyłem sobie, bym mógł to wszystko cofnąć i wciąż stać obok niej. Pragnąłem jej z intensywnością, jakiej nie czułem nigdy przedtem, jakbym po drugiej stronie drzwi zostawił kawałek siebie. Niechętnie odsunąłem się i odwróciłem w kierunku windy, zaskoczony, że moje stopy dały radę ruszyć się z miejsca. Nigdy, przez cały ten okres, w którym byliśmy razem nie odrzuciła mnie. Nawet kiedy było najgorzej, gdy próbowaliśmy się nawzajem rozszarpać, nigdy nie powiedziała nie. I nigdy nie czułem się taki pusty. Ignorując twarze i głosy dookoła mnie udało mi się dotrzeć do samochodu. Moja ręka przez chwilę szukała po omacku klamki błyszczącego, czarnego Porsche. Ta czynność zazwyczaj pobudzała we mnie przypływ adrenaliny; teraz pragnąłem tylko pocieszenia, które dawała przyciemniana szyba, odgradzająca mnie od tego, co zostawiłem za sobą. Oparłem głowę o skórzane siedzenie i gapiłem się ślepo w szyberdach, a moje pięści zacisnęły się boleśnie przy bokach. Mój umysł nie zauważał ciemniejącego nieba i wschodzących gwiazd; wciąż skupiałem się na kobiecie znajdującej się szesnaście pięter nade mną; jej czerwone oczy i załamany wyraz twarzy na zawsze odcisnęły się w mojej pamięci. Otrząsnąłem się z odrętwienia i uderzyłem pięściami w kierownicę. Ból w moim ramieniu był mile widzianym wybawieniem od prawie paraliżującej wagi, która osadziła się w klatce piersiowej. Zgiąłem palce, badając szkody i skrzywiłem się na swoją głupotę. Zamykając oczy, usiłowałem napełnić swoje płuca. Wziąłem głęboki wdech, ale otaczający mnie zapach Belli sprawił, że moja klatka piersiowa rozszerzyła się
~ 269 ~
boleśnie. Nagle ogarnęło mnie przeszywające wrażenie, że jest wszędzie wokół mnie i wewnątrz mojej głowy, a ból w ręce zniknął w cieniu tępego, pulsującego cierpienia. Wszystko się jakoś ułoży. Musi się ułożyć. Rytmicznie powtarzałem sobie te słowa, czepiając się ich, jakby chęci wystarczyły by je urzeczywistnić. Telefon zawibrował w mojej kieszeni, dźwięk cichego buczenia niepokoił mnie i irytował. Wypuściłem oddech, zaciskając szczękę i próbując pohamować skradająca się nadzieję, że to może być ona. Zmęczonymi oczami zerknąłem na wyświetlacz i natychmiast pojawiło się rozczarowanie, mimo iż spodziewałem się tego nieznanego numeru, który widziałem już dzisiaj kilka razy. Masując skronie, próbowałem uspokoić nagłe ożywienie, które poczułem przez natarczywego dzwoniącego, całą tę sytuację, siebie… kurwa, nawet przez Bellę. Nie mogłem radzić sobie teraz z pracą. Bez namysłu odrzuciłem połączenie i odrzuciłem na siedzenie pasażera wywołujący rozdrażnienie przedmiot. Odpalając samochód, zwiększyłem obroty silnika, uspokajający pomruk przelotnie odciągnął mnie od uczucia pustki w żołądku. Nacisnąłem sprzęgło i gładko zmieniłem bieg, zmuszając się, by skupić się na rytmie zmieniania przekładni i delikatnym mruczeniu maszyny. Jadąc w stronę wyjazdu z parkingu, patrzyłem przed siebie, ani razu nie pozwalając sobie, by moje spojrzenie padło na srebrny samochód zaparkowany po mojej prawej stronie. Moje opony zapiszczały, gdy wjechałem na zatłoczoną ulicę i obserwowałem we wstecznym lusterku, jak budynek i kobieta się w nim znajdująca znikają w oddali. Zacząłem dobrze znaną jazdę do domu moich rodziców, wiedząc, że to, co tam na mnie czeka nie będzie przyjemne. Byłem rozdarty pomiędzy pragnieniem uporania się z tym oraz pojechania do własnego mieszkania i upiciu się do odrętwienia, zapominając, że ten dzień kiedykolwiek miał miejsce. Zatrzymując się przed dużym domem, wyłączyłem silnik i czekałem. Minuty mijały; niebo stawało się ciemniejsze, a odwaga wciąż ze mnie umykała. Mój ojciec był dzisiaj wściekły – opanowany, ale wściekły. Mój brat z kolei… Z roztargnieniem znów potarłem szczękę i zamrugałem, przypominając sobie jego wyraz twarzy, który ukazywał kompletne niedowierzanie i zdradę, kiedy zdał sobie sprawę, że go okłamywałem. Powściągliwość nigdy nie była jego mocną stroną. Z pewnością dzisiaj całkowicie z niego uszła. Jedyną osobą, z którą musiałem się jeszcze zmierzyć była moja matka. Spojrzałem na dom, jaśniejący od promieni zachodzącego słońca, skupiając wzrok na
~ 270 ~
oknie pokoju, w którym z pewnością na mnie czekała. Wiedząc, że zachowywałem się jak tchórz, włożyłem telefon do kieszeni i wysiadłem z samochodu, idąc powoli oświetlonym chodnikiem. Jeśli dałem radę ze wściekłym ojcem, bratem i Bellą, z pewnością poradzę sobie z tym… mam nadzieję. Kiedy tylko dotarłem do drzwi, otworzyły się. Tata stał czekając na mnie, a na twarz przywdział niecharakterystyczny dla siebie wyraz. Rozważyłem liczbę wszystkich walk, które musiał dzisiaj stoczyć w mojej obronie. - Cześć, tato – powiedziałem cicho. - Synu – odrzekł w powitaniu, otwierając drzwi szerzej i pozwalając mi wejść. – Twoja matka czeka na ciebie na górze. Przytaknąłem i skierowałem się na korytarz. Przebiegłem ręką po gładkiej, mahoniowej poręczy. Dotarłem na trzecie piętro i poszedłem wzdłuż korytarza, zatrzymując się, kiedy mijałem nieczęsto używane drzwi. Niezdolny by się odwrócić, przekręciłem zabytkową klamkę, zmuszony, by zobaczyć go raz jeszcze. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi, włączając przełącznik i mrużąc oczy, kiedy pokój skąpał się w sztucznym świetle. Wszystko wyglądało jak tamtego dnia, poza promieniami słońca wlewającymi się do środka przez otwarte okno, wiaterkiem delikatnie unoszącym firankę i kobietą, którą kocham patrzącą na mnie w lustrze. Pamiętam jak zaborczy byłem tamtego popołudnia, jak się jej domagałem i chciałem zaznaczyć ją jako swoją. Czy nawet wtedy ją kochałem? Czy już tamtego dnia władała moim sercem z taką samą władzą jaką miała nad moim ciałem? Palcami musnąłem telefon w mojej kieszeni, a pragnienie by dać jej to, o co prosiła – czas – walczyło z potrzebą by pozostać z nią w kontakcie. Wyjąłem komórkę i napisałem słowa, które nękały mój umysł. Wciąż pamiętam moment, w którym zdałem sobie sprawę, że Cię kocham. Bez wahania wysłałem tę wiadomość. Nie oczekiwałem, że odpowie i pokręciłem głową, uświadamiając sobie, że jej telefon był prawdopodobnie wyłączony. Pomijając to, proste przekazanie jej moich myśli, nawet w małych kawałkach przez komórkę, dostarczyło mi odrobinę spokoju. Odwróciłem się kładąc rękę na drzwiach i zamknąłem oczy, kiedy przypomniałem sobie, jak mocno przyciskałem do nich jej spragnione ciało. - Tak się składa, że on chce czegoś, co należy do mnie i nie może tego dostać. Przywołałem ponownie uczucie, które pojawiło się gdy wypowiedziałem te słowa na głos, jak prawda ukryta w moim warknięciu, wyciągnęła ze mnie coś pierwotnego. – Mogę robić co zechcę, panie Cullen – odpowiedziała, chociaż nawet wtedy
~ 271 ~
mogłem usłyszeć w jej głosie niepewność. – I nie jestem twoja. Uśmiechnąłem się pomimo mojego nastroju. Czy to była prawda? Czy już wtedy należała do mnie tak samo jak ja należałem do niej? Podszedłem do stolika, przebiegając palcami po małych szklanych buteleczkach, przypominając sobie dźwięk jaki wydawały, kiedy ją przy nich brałem. Byłem bezlitosny, prawie okrutny, gdy do niej mówiłem. - Chcesz go? - zapytałem szorstko, zaczynając kipieć z wściekłości. – Odpowiedz. - Jej oczy wwiercały się w moje, ale nic nie powiedziała. – Widzisz go? – zapytałem i zacząłem pieścić jej piersi.– Spójrz na niego. – Moje ręce ześliznęły się w dół jej brzucha, a potem po spódnicy, aż do ud. – Czy on sprawia, że tak się czujesz? Brałem ją z taką siłą, chcąc ukarać ją za dręczenie mnie, za wypełnianie mojej głowy obrazami tego, czego nie mogłem mieć. A kiedy teraz pomyślę, o tym co zrobiłem… Mój żołądek opadł i przeszła przeze mnie fala obrzydzenia. Dlaczego jej po prostu nie powiedziałem? Dlaczego nie byłem szczery w związku… ze wszystkim? Strach przed tym co czułem wyzwolił ze mnie coś tchórzliwego i przerażonego, sprawiając, że chciałem chronić swoje uczucia. To było takie do mnie niepodobne, a jednak określiło nasz początek. Jej słowa z dzisiejszej nocy odtworzyły się w mojej głowie. - Nie chcę być następną Rachel. Nie chcę być tą, o której mówisz swojej następnej kobiecie bez innego wytłumaczenia niż ‘to się po prostu skończyło’. Oparłem się o stół, siadając na małym taborecie i zacisnąłem oczy, gdy zobaczyłem przed nimi łzy spływające po jej twarzy. Ja je wywołałem… i miała rację. Oczekiwała, że ukryję swoje uczucie, bo tak właśnie robiłem. Spodziewała się milczenia lub wymijających odpowiedzi. Jak wiele razy starała się mnie o to zapytać? Jak wiele razy uciszałem ją albo unikałem odpowiedzi? Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Wysłałem kolejną wiadomość, modląc się, że gdy ją odbierze uwierzy mi. Wiem, że miałem przed Tobą tajemnice. Powiem Ci wszystko, obiecuję. Proszę, daj mi szansę. Biorąc głęboki oddech, wstałem, opanowując się nim podszedłem do drzwi. Z ręką na klamce odwróciłem się, pozwalając moim oczom jeszcze raz ogarnąć pokój, cicho obiecując sobie, że jeśli dostanę szansę, zrobię wszystko dobrze. Wychodząc na korytarz, kontynuowałem swoją drogę do pokoju muzycznego, a przez zamknięte drzwi dochodziły do mnie miękkie nuty pianina. Zapukałem cicho i wszedłem do pokoju, który skrywał tyle wspomnień z dzieciństwa. Moja matka siedziała tyłem do mnie, jej palce wdzięcznie poruszały się po klawiszach i nawet teraz nie mogłem powstrzymać małego uśmiechu, który uniósł kąciki moich ust. Zawsze kochała grać, nawet zmuszała mnie i Emmetta do nauki. Byliśmy
~ 272 ~
okropni. Jęczeliśmy i narzekaliśmy dopóki w końcu nie ustępowała i grała dla nas, gdy budowaliśmy forty i jeździliśmy Hot Wheels pod instrumentem. Wciąż pamiętam, kiedy patrzyłem jak jej stopy naciskały pedały, jak każda struna wibrowała nad naszymi głowami. Przerwała i odwróciła się, cicho wskazując bym usiadł obok niej. Przeszedłem przez pokój, podczas gdy ona wznowiła grę i zająłem miejsce na ławeczce. Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut; nuty idealnie nastrojonego instrumentu były jedynymi dźwiękami w tym pomieszczeniu. Jej melodia zwolniła, stając się spokojną i miękką, i poczułem, że mama westchnęła. - Przepraszam – wyszeptałem, obserwując jej palce błądzące po klawiszach. - Nie tak cię wychowałam, Edwardzie – odpowiedziała również szeptem, jej głos był spokojny jednak dźwięczał rozczarowaniem. - Wiem. - I jak długo to się już ciągnie? Położyłem dłonie na kolanach, usiłując powstrzymać nerwowe wiercenie. - Miesiące, tygodnie… nawet nie jestem pewny. - Kiedy Bella była tu na obiedzie? – zapytała przenikliwym tonem. Skrzywiłem się i przełknąłem. - Tak. - Hmm. Jej na pozór obojętna reakcja zaskoczyła mnie, więc przechyliłem głowę, by na nią popatrzeć; moja twarz wykrzywiła się we frustracji, kiedy usiłowałem rozszyfrować jej minę. Jej głos pozostał spokojny i cichy. - Przypuszczam, że to wyjaśnia kilka rzeczy. Ale nie wszystko. - Wiem – zacząłem, gwałtownie przebiegając palcami przez włosy. – Byłem w stosunku do niej takim dupkiem. - Szczerze mówiąc, kiedy pierwszy raz spotkałam Bellę, zakochałam się w niej. Tak bardzo mi cię przypominała… - powiedziała, a jej głos stał się na chwilę odległy i zadumany. – Ale porzuciłam tę myśl w momencie gdy zobaczyłam was razem. Prawie natychmiast stało się oczywiste, że jesteście dla siebie toksyczni. Pomimo moich prób, wydawało się jakby stawało się coraz gorzej. Nigdy nie śniłam… - Znów na krótko ucichła, a potem westchnęła. – Tak jak mówiłam, teraz ma to sens. – Pokręciła nieznacznie głową, układając palce na czarnych klawiszach. - Wiem tylko to, co powiedział mi twój ojciec – Przerwała, a jej palce zatrzymały się w połowie ruchu. – Ale chcę to usłyszeć od ciebie, Edwardzie. Pomóż mi zrozumieć. Co do niej czujesz? - Kocham ją, mamo. Bardziej niż cokolwiek innego – odpowiedziałem natychmiast. Przytaknęła powoli, przyswajając sobie moją odpowiedź. - A Bella? Zawahałem się, spuszczając oczy i zamykając je, kiedy po raz pierwszy w moim umyśle pojawiła się wątpliwość. - Tak – odpowiedziałem miękko.
~ 273 ~
- Tak? – Pochyliła się by złapać mój wzrok. - To znaczy… kochała. Obydwoje to przyznaliśmy, ale… - Ucichłem, nie mogąc wyartykułować strachu, który stale rósł od kiedy opuściłem mieszkanie Belli. W pokoju zapadła cisza, a mama odwróciła się i wzięła moje ręce w swoje. - Opowiedz mi. Przełknąłem i odetchnąłem, skupiając się na wygodzie i cieple dłoni mojej matki. - Ja… ja nie byłem z nią szczery w związku z tym jak ją kiedyś traktowałem, w związku z Rachel… - Ucichłem, widząc jak każdy z błędów był gorszy niż poprzedni. – W związku z wieloma rzeczami. Czekała, aż będę kontynuował, ale co więcej mogłem powiedzieć? Tyle rzeczy zrobiłem źle i kompletnie nie miałem pojęcia jak je naprawić. Po długiej chwili, wzięła głęboki, spokojny wdech i ścisnęła delikatnie moją dłoń. - Wiesz, że ja i twój ojciec chcieliśmy dla ciebie i twojego brata tylko szczęścia, bez względu na to z kim byś je odnalazł. Jeśli tak bardzo zmagałeś się ze swoimi uczuciami i byłeś taki rozdarty Edwardzie, mogłeś do mnie przyjść. Mogłeś porozmawiać z kimkolwiek z nas, kto cię zna. – Spuściła oczy, gdy pojawił się w nich ból. Znów przypomniał mi się ból, który sprawiłem dwóm najważniejszym kobietom w moim życiu przez bycie egoistycznym. Zacząłem mówić, wyjaśniać każdy szczegół jaki tylko mogłem: atrakcyjność, którą czułem do Belli tak długo, nieodparte przyciąganie, to jak w Seattle uświadomiłem sobie że naprawdę ją kocham i wszystko, co od tamtej pory się między nami pogłębiło. Mimo że dobrze było to w końcu komuś powiedzieć, to co zawsze pomijałem w rozmowach Bellą, wciąż pozostawiało tyle niedokończonych spraw; osobą, która musiała to usłyszeć była kobieta zraniona najbardziej. Nie miałem pojęcia jak długo siedzieliśmy rozmawiając czy jak długo siedzieliśmy w ciszy zanim mama wzięła mnie pod rękę i oparła głowę na moim ramieniu. - Kocha cię, Edwardzie. W to nie wątpię. Ale musisz to naprawić i uwierzyć, że ci się uda. – Jej głos pozostawał cichy, ale teraz przeplótł się ze znajomą miękką pociechą, która zawsze mnie uspokajała. - Nawet nie wiem gdzie zacząć mamo. Tak wiele razy ją skrzywdziłem; co jeśli teraz mi już nie wybaczy? Pokręciła głową, kładąc dłoń na moim policzku i patrząc mi w oczy. - Edwardzie, nie mogłaby cię unikać, nawet gdyby twierdziła, że tobą gardzi. Daj jej trochę czasu, a potem bądź mężczyzną na jakiego cię wychowaliśmy. Bądź szczery i powiedz jej wszystko, na co zasługuje by wiedzieć. Pozwól jej podjąć tą decyzję zamiast zakładać jak sobie z tym poradzi i podejmując ją za nią. I ponad wszystko, szanuj jej uczucia. Kocha cię, a ty ją ranisz. Przyznaj to. Przytaknąłem powoli, kiedy pochyliła się i pocałowała mnie w policzek, chwytając mnie za rękę, gdy wstaliśmy by zobaczyć się z moim ojcem.
~ 274 ~
~*~*~*~*~*~*~*~ Po czasie, który mógłby się wydawać godzinami, wyszedłem w chłodne nocne powietrze i zerknąłem na swój telefon, nie zaskoczony faktem, że nie mam żadnych nowych wiadomości. Prosiła o czas i dam jej go, ale się nie poddam. Odblokowałem klawiaturę i użyłem oświetlenia z ekranu, by napisać jeszcze jedną wiadomość słowa, które na okrągło do niej szeptałem. Je suis ŕ toi. Jestem twój. Nacisnąłem „wyślij”, patrząc jak wiadomość znika a ekran znów staje się ciemny. Przełknąłem i potarłem dłonią pierś, usiłując rozproszyć powoli powracające uczucie pustki. Stałem w ciemności z ręką na klamce samochodu i patrzyłem w noc. Co teraz robiła? Odebrała moje wiadomości, czy wszystkie błagania i słowa miłości wciąż siedziały nienaruszone w jej komórce? Miałem nadzieję, że to drugie. Droga do domu była długa i samotna, wyłączone radio i cichy telefon leżący na siedzeniu obok. Wróciłem myślami do momentu, kiedy siedzieliśmy na kanapie, kiedy była w moich ramionach, gdy potrzebowałem tej chwili normalności zanim nawet moglibyśmy porozmawiać o czymkolwiek innym. Do czasu gdy wróciła do domu, doprowadziłem się do szału, krążąc przed jej mieszkaniem jak jakiś natręt. Uświadomiłem sobie, że nawet po tym wszystkim co się między nami stało i ile dla siebie znaczymy, żaden z sąsiadów nie wiedziałby kim jestem. Nie miałem klucza do jej mieszkania, tak samo jak ona do mojego. Wszystko wydawało się takie tymczasowe – zdecydowanie to zmienię, jeśli dostanę szansę. Od razu zauważyłem, że przebrała się ze swojej zniszczonej sukienki w coś wygodniejszego. Jej oczy były zaczerwienione, a wyraz twarzy bolesny i zmartwiony. W chwili, kiedy ją zobaczyłem nie mogłem się powstrzymać. Ciężar, który czułem w swojej piersi zniknął i prawie podbiegłem do niej, potrzebując poczuć ją w swoich ramionach. Westchnąłem w uldze, przyciskając ją do siebie i prawie podnosząc ją nad ziemię, gdy po prostu oddychałem, pozwalając jej znajomemu zapachowi i bliskości mnie uspokoić. - Kocham cię – wyszeptała i zamknąłem oczy; przeszedł przeze mnie dreszcz, gdy jej usta dotknęły mojej szyi. Tymi dwoma słowami, zaprowadziła mnie do domu, a wszystko inne odeszło. - Dziękuję – wymruczałem, pozwalając oczom opaść na jej usta. Przyciągnąłem ją do siebie i poczułem jak drży w moich ramionach, tak wdzięczny, że wciąż jest tym tak samo poruszona jak ja. Czekałem, chcąc rozkoszować się tym momentem, moje powieki opadły, kiedy skosztowałem jej oddechu i poczułem ciepło jej ust, tak blisko moich. Co jeśli to był ostatni raz? Ucieknie, kiedy uświadomi sobie co się dzisiaj tak naprawdę stało? Że więcej ludzi wiedziało, że nasz mały sekret w rzeczywistości już nie był sekretem. Gdy się odsunęła, zrozumiałem, ze wyczuła mój niepokój. Ja w zamian musiałem ukoić jej lęki. Pozostali byli cicho; z pewnością to nie będzie taki wielki kłopot
~ 275 ~
jakiego się spodziewała. Wiem, że mój ojciec i brat by się ze mną nie zgodzili, ale to nie będzie miało dużego znaczenia. Kochamy się. Ludzie to dostrzegą. Pocałowałem ją miękko i poprowadziłem ją przez drzwi, natychmiast podążając do dużej kanapy. Przez dłuższy czas po prostu ją tuliłem, palcami przebiegając po jej gładkiej skórze i włosach. Jej ciepłe ręce muskały moją klatkę piersiową i uświadomiłem sobie, że próbuję zapamiętać każdą chwilę, każdy dotyk. Składałem pocałunki na jej głowie i próbowałem stłumić natrętny niepokój. - Dlaczego mnie kochasz? – zapytałem, nie zastanawiając się nad słowami nim opuściły moje usta. Jej odpowiedź była zaskakująca, nie tylko przez sposób w jaki mnie postrzegała, ale bardziej to jak widziała siebie. Nie wiedziała, że jest dla mnie całym światem? Trzymała w swoich rękach moje serce i nigdy nie byłbym zdolny oddać je komuś innemu. Gdzieś za mną rozbrzmiał klakson, otrząsając mnie z zamyślenia. Zerknąłem na zielone światło i dodałem gazu, przemierzając niewielką odległość dzielącą mnie od domu. Kiedy zaparkowałem i zgasiłem silnik, znów sięgnąłem po telefon i bez namysłu, napisałem kolejnego SMS’a. Je vais t'aimer toujours. Zawsze będę Cię kochał. Mój umysł był z nią przez całą drogę do drzwi mojego apartamentu. Zamykając je za sobą, rozejrzałem się po mieszkaniu. Nawet w ciemności mogłem stwierdzić, że była tu sprzątaczka; w powietrzu unosił się zapach pasty do drewna i detergentów zamiast słodkiej woni Belli. Zmarszczyłem brwi, rzuciłem klucze i portfel na blat kuchenny i podszedłem do lodówki, biorąc butelkę wody, ignorując migoczący panel automatycznej sekretarki. Wiedziałem, że to nie ona, a wszystko inne mogło zaczekać. Przechodząc przez pokój, stanąłem przed dużym oknem i zapatrzyłem się w noc w Chicago. Widok nie był ani trochę piękniejszy niż jakiegokolwiek innego wieczora, ale nie chciałem patrzeć na znajomy horyzont. Nie chciałem sam podziwiać symetrii i jaśniejącej poświaty. Chciałem patrzeć jak Bella obserwuje światła i skrzyżowania miasta, jak jej oczy poruszają się po krajobrazie a jej usta wykrzywia uśmiech. Chciałem wiedzieć czy wspomina czasem nasz pierwszy raz. Musiałem przekształcić to wspomnienie, dać jej kontekst którego tak rozpaczliwie potrzebowała. Musiała wiedzieć, że trzyma moje serce od pierwszego dotyku. Chciałem zabarwić każde wspomnienie lekkością, nową perspektywą. Chciałem byśmy się śmiali z naszych wybryków, z tego jak tak bardzo próbowaliśmy oddalić nieuniknione. Chciałem świętować końcowy rezultat. Czy naprawdę minęły tylko dwadzieścia cztery godziny od kiedy śmialiśmy się i flirtowaliśmy, robiąc pizzę w środku nocy? Odkąd się z nią kochałem w jej łóżku? Przycisnąłem dłonie do oczu, próbując odepchnąć od siebie obraz nas razem, dźwięku mojego imienia, które szeptały je jej usta i uczucia jej paznokci wbijających
~ 276 ~
się w moją wilgotną skórę. Grzebiąc palcami we włosach, spojrzałem w lustro. Wyglądałem żałośnie. Jednym, długim pociągnięciem skończyłem wodę i odwróciłem się, rzucając pustą butelkę na kanapę, kiedy ją mijałem. Udałem się do swojego pokoju, idąc i jednocześnie rozpinając koszulę, zsuwając ją z ramion i upuszczając na podłogę. W przyćmionym świetle dostrzegłem, że moje łóżko jest idealnie zaścielone, a pościel świeżo wyprana. Wszystkie znaki Belli zniknęły. Stałem w progu i kołysałem się nieznacznie. Tak jakby nigdy jej tu nie było. Mocno chwycił mnie ból w klatce piersiowej, a moje płuca zdawały się być puste, mimo że brałem głębokie, sapliwe oddechy. Opadłem na łóżko i uczepiłem się poduszki, zaciskając oczy, gdy za powiekami pojawiły się obrazy. Tak wiele wspomnień, teraz były już tylko rozproszonymi wizjami w moim umyśle, niektóre tak rzeczywiste, że mogłem prawie wyczuć jej pomarańczowy szampon. Poczuć jak na mnie napiera. Zatracić się w cieple jej ciała. Pamiętam noc tak podobną do tej, tu w moim mieszkaniu, kiedy zjedliśmy obiad i całowaliśmy się na kanapie jak nastolatkowie. Telewizyjne głosy Grace Kelly i Jimmy’ego Stewarta zmieszały się w tle, bo każda moja myśl i oddech skupiał się na kobiecie w moich ramionach. Jej usta były miękkie, gdy drażniła i pociągała za moje. Jej ręce były tak zagorzałe, kiedy uwolniły mnie z koszuli i wędrowały po mojej skórze, muskając ramiona, klatkę piersiową i brzuch. Jej oczy, szerokie od pośpiechu i ciemne z pożądania, łapczywie podążały po moim ciele, sprawiając, że czułem się jakbym był wszystkim czego potrzebowała. Z czasem nasze pocałunki zwolniły tempa, film migotał w ciemnościach. Pomiędzy nami zaczęło się osadzać nowe uczucie; jakby bycie razem było wystarczające. Położyła głowę na moim nagim brzuchu, a jej włosy łaskotały moją skórę. Jej palce bezmyślnie muskały pasek moich dżinsów, z każdym pociągnięciem wywołując skurcz mięśni. Wplotłem ręce w jej miękkie kosmyki, patrząc jak niebieska poświata od ekranu odzwierciedlała się w każdym z nich. Niedługo potem jej oddech się uspokoił, jej ciało znieruchomiało i doleciało do mnie lekkie chrapanie. Uśmiechnąłem się, gdy uświadomiłem sobie, że zasnęła. To, że czuła się tak spokojnie, tu w moim domu, w moich ramionach, znaczyło dla więcej niż można by było uznać za możliwe. Pozostaliśmy tak do czasu aż zakończył się film, a jej zadowolone westchnienia i okazjonalne pomruki, sprawiały, że moje serce rosło od wciąż niewypowiedzianego uczucia. Delikatnie ją podniosłem i zaniosłem do łóżka, rozebrałem ją przy stonowanych światłach miasta, które przebijały się przez okna. Poruszyła się, gdy zsunąłem swoje spodnie i położyłem się obok niej. Jej westchnięcie zabrzmiało jak moje imię. Przysunąłem ją do siebie i cicho wyszeptałem w jej włosy: - Ciii. Jestem tutaj, skarbie. Śpij. Natychmiast się uspokoiła i splotła nasze kończyny, omiatając moją skórę swoim ciepłym oddechem.
~ 277 ~
I spaliśmy. Po raz pierwszy, zwyczajnie trzymałem ją w swoich ramionach i zasnąłem bez potrzeby fizycznego kontaktu. Niespełnione obrazy całego życia wypełnionego takimi nocami pojawiły się na krótko w moim umyśle. Szybko je odepchnąłem, rozkoszując się tamtą chwilą. Kiedy wspomnienie rozpłynęło się w mojej pustej sypialni, serce waliło mi w piersi i przeszyła mnie panika, która pojawiła się jako lodowa fala chłodu. Nie mogę jej stracić. Po raz pierwszy w całym moim życiu nie obawiałem się, byłem gotowy oddać się kompletnie i należeć do innej osoby. Wciąż mnie chciała? Spojrzałem na zegarek. Już od godzin nie odpisała. Czy coś chciała mi tym przekazać? Musiałem wiedzieć. Mój racjonalny umysł wiedział, że po prostu brała czas, którego potrzebowała, ale moje serce pękało. Trzęsącymi się rękoma, wyjąłem telefon i wysłałem jej ostatnią wiadomość. Proszę, powiedz, że wciąż mnie kochasz. Nacisnąłem „wyślij” w momencie kiedy w końcu pojawiło się wykończenie. Reszta zależy od niej.
~*~*~*~*~*~*~*~ Dwa dźwięki wybudziły mnie z mojej ucieczki w sen: mój telefon wibrujący na poduszce obok mnie i natarczywe pukanie dobiegające z salonu. Moje oczy nerwowo się otworzyły, kiedy próbowałem walczyć ze świadomością, nie chcąc powracać do rzeczywistości. Mrugałem, kiedy pokój zaczął się wyostrzać i spojrzałem na zegarek, zastanawiając się, kto mógłby przyjść do mnie o tak późnej porze. Moje serce zatrzepotało, kiedy zdałem sobie sprawę, że to może być Bella. Tak szybko jak mogłem się poruszyć, wyfrunąłem z łóżka, wciągając koszulkę, kiedy biegłem przez pokój. Moje ciało wibrowało na oczekiwanie ponownego trzymania jej w ramionach. Nie byłem przygotowany na to, co czekało mnie po drugiej stronie drzwi. - Rachel? – sapnąłem, nie będąc w stanie ukryć szoku, że ją tu widzę. - Edward – odetchnęła, odsuwając telefon od ucha, ulga uwidoczniła się na jej twarzy. – Zaczynałam się o ciebie martwić. Zrobiła krok do przodu, okręcając ramiona wokół mojego zastygłego ciała. Zamrugałem kilka razy, kiedy mnie zawstydziła, ogłuszając znajomymi kształtami jej ciała przy moim i jej głosem. Powoli ułożyłem ramiona na jej talii. - Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – powiedziałem w jej włosy, kiedy uderzył mnie jej znajomy zapach. Minęły lata od ostatniego razu, gdy się widzieliśmy. Ciasno zamknąłem oczy. Dzień był bardzo stresujący i byłem przytłoczony faktem, że była przy moich drzwiach. – Co… Nie rozumiem. – Przysunąłem się bliżej i wziąłem jej twarz w dłonie, przeszukując jej twarz. Była nawet piękniejsza, niż zapamiętałem.
~ 278 ~
- Wiem – odpowiedziała, lekko kręcąc głową i wycierając z twarzy łzy. - Wszystko w porządku? – wyszeptałem, łatwo przechodząc na francuski, którym mówiłem prawie perfekcyjnie od sześciu lat. Uśmiechnęła się szeroko, a jej cała twarz pojaśniała. - Edward, musiałam ci powiedzieć. Wychodzę za mąż! - Ty co? – wykrzyczałem, nie będąc w stanie odwzajemnić uśmiechu. Wziąłem jej lewą rękę, będąc przerażonym widząc piękny pierścionek, który nosiła na swoim palcu. Podnosząc go do palca, pocałowałem delikatnie. – Boże, tak się za ciebie cieszę, Rachel. Pochyliła się i wyszeptała: - Ze mną wszystko w porządku, Edwardzie. Już jest okej. – Jej proste oświadczenie rozluźniło coś w mojej klatce piersiowej; poczucie winy, które nosiłem w sobie przez cały ten czas, wyparowało na jej słowa. Otuliłem ją mocniej ramionami. - Dziękuję. – Odetchnąłem, zacieśniając uścisk, rozkoszując się oświadczeniem, uwolnieniem, którego tak desperacko potrzebowałem. Odsunęła się, by spotkać moje oczy i jej uśmiech zbladł, a jej czoło zmarszczyło w konsternacji. - Edward? – Przeszukiwała moją twarz, oczywiście widząc moje zaczerwienione oczy i wyczerpanie. – Edward, co się dzieje? – spytała, jej głos był spanikowany i jej wyraz twarzy zmienił się na czujny. Krótko patrząc w dół, przełknąłem, gotowy do zaprzeczenia, gdy mój umysł zaczął wymyślać setki wymówek dla mojego aktualnego stanu. Ale kiedy znów spojrzałem w górę, wiedziałem, że nie ma sensu jej kłamać. Rachel była pierwszą kobietą, którą kochałem, jedyną kobietą poza Bellą, z którą kiedykolwiek byłem blisko emocjonalnie. Musiałem być szczerym, zaczynając od teraz. - Dlaczego nie wejdziesz? – powiedziałem, robiąc krok do tyłu, kiwając w stronę drzwi. Przytaknęła i weszła pierwsza. Patrzyłem, jak siada na mojej kanapie, jej wzrok przemykał po moim apartamencie, zdecydowanie widząc kawałki mnie, które zapamiętała. Usiadłem obok niej i przebiegłem dłońmi przez włosy, próbując zdecydować, od czego zacząć. - Edward, nie musisz mi mówić wszystkiego. Chcę tylko wiedzieć, że wszystko z tobą w porządku – powiedziała delikatnie, przybliżając się i kładąc rękę na moim kolanie. Uśmiechnąłem się, biorąc jej dłoń w swoją. Biorąc pod uwagę wszystko, co się miedzy nami stało, to, że oferowała mi swoją przyjaźń, znaczyło dla mnie więcej, niż bym się kiedykolwiek spodziewał. - Ze mną wszystko w porządku – zacząłem, śmiejąc się i kręcąc głową. – Okej, to jest pieprzone kłamstwo. Ze mną nie jest w porządku. – Przebiegłem brutalnie dłońmi po twarzy, po czym położyłem je z powrotem na kanapie. – Jestem idiotą i pozwoliłem odejść ode mnie najlepszej rzeczy w moim życiu, ponieważ byłem zbyt dużym tchórzem, by być z nią szczerym. – Zatrzymałem się nagle, zdając sobie
~ 279 ~
sprawę, jak to musiało zabrzmieć. – O Boże, Rachel. Nie… - Nie – oświadczyła, podnosząc ręce na znak protestu. – Niech nie będzie ci przykro, że kogoś znalazłeś, Edwardzie. Nie będę kłamać… Spędziłam dużo czasu, będąc zła, zraniona i zastanawiając się, dlaczego nie mogłeś mnie kochać wystarczająco, żeby zostać… Ale ruszyłam dalej. My ruszyliśmy dalej. – Uśmiechnęła się i uścisnęła moją dłoń. – Widzę teraz, że miałeś rację, że kochanie kogoś nie wystarczy, że trzeba czekać, aż znajdzie się swoje serce. – Spojrzała w dół na swój pierścionek, jej radość była wręcz namacalna, nie mogła jej w sobie pomieścić. – Znalazłam to. I on jest idealny. Promieniowała i nie mogłem nic poradzić, tylko się uśmiechnąć. Wiedziałem dokładnie, o czym mówiła. Słuchałem szczęśliwie, gdy opowiadała mi, jak się poznali, jak ich związek dorastał i skąd wiedziała, że on jest tym jedynym jej przeznaczonym. Z delikatnym, zadowolonym westchnieniem przerwała. - Teraz nawijam o sobie na okrągło – powiedziała ze śmiechem. – Opowiedz mi o tej kobiecie, która oczywiście skradła ci serce. Powiedziałem jej wszystko: głupi sposób, w jaki kierowałem sprawami, jak przerażony byłem, że mogłaby mi nigdy nie pozwolić na naprawienie tego, co było między nami i skąd wiedziałem, że Bella jest kobietą, z którą chciałem spędzić resztę swojego życia. I jaką wspaniałą była osobą, Rachel słuchała… i była szczęśliwa z mojego powodu. Kontynuowaliśmy plotkowanie jeszcze przez jakiś czas. Bycie razem w ten sposób było takie naturalne, jakbyśmy byli odnalezionymi po latach przyjaciółmi. - Chwileczkę – zacząłem, nagle zdając sobie sprawę, że nie mam pojęcia, co ona tu robi. – Co robisz w Chicago? Chodzi o to, że myślałem, że wciąż jesteś w Paryżu. - Byłam. My, Ethan i ja, jesteśmy w Chicago na noc. On jest w tym momencie w barze na dole, dzwoniąc w różne miejsca – przerwała, wyglądając dziwnie niekomfortowo w tym momencie. Podniosłem i uścisnąłem jej dłoń, żeby się uspokoiła. Uśmiechnęła się, rozumiejąc, zanim kontynuowała. – Chciałbyś go poznać? Będąc szczerym, chciałem tylko, żeby ta noc się skończyła. Po wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło, zjeżdżanie na dół, by kogoś poznać, brzmiało jak ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę. Ale spojrzenie w jej oczy i zobaczenie wyrażonej w nich radości wpłynęło na mnie – wiedziałem, że muszę spotkać i podziękować temu odpowiedzialnemu mężczyźnie. - Oczywiście – powiedziałem delikatnie, chichocząc na pisk zachwytu, który z niej uszedł. - Daj mi sekundę na ogarnięcie się i zjedziemy na dół. Przytaknęła, wstając, by się rozejrzeć, kiedy skierowałem się do mojego pokoju. Zmieniając koszulkę szybko i zerkając w lustro, zatrzymałem się w drodze do drzwi, zwracając wzrok na mój telefon wciąż leżący na łóżku. Mój wzrok opadł na dywan, kiedy w umyśle toczyłem walkę ze sobą, czy sprawdzić jeszcze raz, czy dostałem wiadomość od Belli. Z głębokim westchnieniem pokonałem mały dystans i podniosłem telefon, przyciskając ekran, by zobaczyć informację.
~ 280 ~
Żadnych wiadomości. Moja szczęka się zacisnęła i żołądek skurczył z bólu lub ze złości, nie byłem pewien. Wiedziałem, że potrzebuje czasu, ale jak mogła mnie po prostu ignorować? Rzucając telefon na łóżko z odrobinę większą siłą, niż była potrzebna, odwróciłem się szybko, oddychając nieregularnie, gdy wróciłem do salonu. Udałem uśmiech, kiedy wzrok Rachel spotkał mój i jeśli zauważyła nagłą zmianę w moim nastroju, nie wspomniała o tym. Mówiliśmy o wspólnych znajomych, których zostawiłem, kiedy szliśmy do windy i pozwoliłem jej obecności delikatnie mnie uspokoić. Kiedy drzwi się otworzyły, przepuściłem ją i wcisnąłem guzik, by winda zabrała nas na dół. - Och – zaczęła, pochylając się, by podnieść coś z podłogi. – Wygląda na to, że ktoś zgubił okulary. Podszedłem do niej, a moje oczy napotkały znajomo wyglądające oprawki, które trzymała w rękach. - Wyglądają prawie jak… - przerwałem, kiedy je od niej odebrałem, a moja twarz stała się zamyślona, gdy rozważałem prawdopodobieństwo. Dlaczego nie zauważyłem ich wcześniej? Nie mogły należeć do niej… prawda? Czy nie powinien ich widzieć w drodze na górę? Pomyślałem o wszystkim, co działo się dzisiejszego dnia. Czy jest chociaż możliwość, że przyszła do mojego budynku? Czy mogła zdecydować, żeby dać mi kolejną szansę? - Edward? - O Boże. – Nabrałem powietrza, nie zdając sobie sprawy, że się poruszam, dopóki zimny metal ściany nie przesiąknął przez moją koszulkę. Wyciągnąłem rękę, by się uspokoić, mój brzuch się przekręcał i całe powietrze opuściło moje płuca, kiedy zobaczyłem scenę formującą się w mojej głowie. Bella przyszła, by mnie zobaczyć. Bella zobaczyła mnie i Rachel razem. Bella wyszła w takim pośpiechu, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że upuściła okulary. Nie. Spojrzałem w górę, kiedy echo serii dzwonków pobrzmiewało na małej powierzchni, oświetlone numery odliczały w dół sygnały, że docieramy do lobby. Muszę ją znaleźć. Wyprostowałem się i odszedłem od ściany, każdy powód mojego bycia tutaj został zapomniany. Rachel przesunęła się, by stanąć za mną, umieszczając delikatnie rękę na moim ramieniu. - Nie stracę jej – zacząłem, nie mówiąc do nikogo szczególnego. Drzwi windy się otworzyły i zrobiłem krok do przodu, bo ktoś blokował mi przejście. Spojrzałem, będąc gotowym, by powiedzieć szybkie „przepraszam” i zastygłem. - Bella? – spytałem niedowierzając, pewny, że kobieta stojąca przede mną musi być wytworem mojego zmęczonego umysłu. Odwróciła się na dźwięk mojego głosu; głośno wciągnęła powietrze, kiedy jej szeroko otwarte oczy spotkały moje. Czas wydawał się zatrzymać, kiedy stanęliśmy twarzą w twarz, wszystko skupiło się
~ 281 ~
na kobiecie stojącej przede mną. - Edward – odetchnęła, a jej zdenerwowanie odeszło w zapomnienie. Głosy naokoło nas zdawały się ucichnąć, kiedy objąłem wzrokiem jej zmęczoną twarz. Zagryzła wargę i szybko spojrzała w dół. Mój brzuch ścisnął się boleśnie, gdy jej czerwone oczy ponownie spotkały moje. - Co ty… - przerwałem, próbując zrozumieć, co się tak właściwie działo. Przyszła do mnie. Przełknąłem, a mój umysł ledwo zarejestrował, że nie byliśmy sami. - Edward? – spytała Rachel, przesuwając się, by stanąć obok mnie. Wiedziałem, że czeka na odpowiedź, ale nie mogłem oderwać wzroku od Belli… Nie mogłem przestać myśleć, że przyszła, by mnie znaleźć. Nie uciekała. - Edward? – Rachel powtórzyła delikatnie. – Sądzę, że czas na mnie. – Spojrzałem na nią oszołomiony a ona się do mnie uśmiechnęła. – Zadzwoń, gdy będziesz mógł. Przytaknąłem i patrzyłem, jak zbliża się do Belli, nie będąc pewien, co robi. Bella nie zawahała się, gdy Rachel wzięła jej ręce, zatrzymując się, by spojrzeć na mnie przez ramię. - Sądzę – Rachel zaczęła po francusku, z powrotem odwracając się do Belli z uśmiechem. – że on zdecydowanie znalazł swoje serce. Bella jedynie zamrugała w odpowiedzi, jej czoło zmarszczyło się we frustracji, nie mając pojęcia, co powiedziała Rachel. Z ostatnim szczerym uśmiechem Rachel zostawiła nas przed windą. Kiedy odeszła, oddalając się z każdym krokiem, zdałem sobie sprawę, że niczego ze sobą nie zabrała. Po raz pierwszy od ponad roku byłem naprawdę wolny. Spojrzałem w dół, moje oczy napotkały okulary, które nadal trzymałem w ręce. - Czy one są twoje? – spytałem delikatnie. Oczy Belli zwęziły się, kiedy zerknęła na oprawki, które jej zaoferowałem i poszerzyły w przyznaniu mi racji. - Nie zdawałam sobie sprawy, że je upuściłam – wyszeptała, zabierając je ode mnie. Przytaknąłem, jej prosta odpowiedź wzbudziła we mnie podejrzenia. Przesunąłem się delikatnie, chowając moje dłonie w kieszeniach, by pohamować się od sięgnięcia po nią. - W takim razie byłaś tu... wcześniej? - Tak – oświadczyła, jej głos był ledwie dosłyszalny. Moja klatka piersiowa się skurczyła, a moje ramiona świerzbiły, by ją dotknąć. Jednak tu stała, niepewna co się stało, ale miała wystarczająco wiary we mnie, by powrócić. Nigdy nie będę na nią zasługiwał. Wciągnąłem powietrze i poruszyłem się do przodu, rozważnie biorąc jej dłonie w swoje. Podniosła brodę, by spotkać moje oczy i uśmiechnąłem się na determinację, którą tam zobaczyłem. - Pójdziesz ze mną? – spytałem, zakreślając delikatne kółka kciukami na jej
~ 282 ~
dłoniach. Przytaknęła i lekko ścisnęła moje dłonie, zanim odwróciła się w stronę windy, wciskając guzik, by zabrał nas na moje piętro. Staliśmy razem w ciszy, jej ramię było wystarczająco blisko mojego, bym mógł czuć ciepło przez moją koszulkę. Nie pozwoliłem jej puścić mojej ręki i na szczęście nie protestowała – jej dłoń spoczywała w mojej. Drzwi się otworzyły i wyszedłem, prowadząc ją wzdłuż holu do mojego apartamentu. Wpuściłem ją przede mną, zanim zamknąłem cicho drzwi, zatrzymując się przed spojrzeniem jej w twarz. Mój umysł ścigał się z setkami rzeczy, które musiałem jej powiedzieć, wiedząc, że żadna z nich nie naprawi tego, jak prawdopodobnie się dzisiaj czuła. Stojąc przed oknem, czekała, z pewnością zastanawiając się, co tu robi. - Bella – zacząłem, wydychając ciężko powietrze, moje westchnienie było jedynym dźwiękiem słyszalnym w pokoju. - Poszłam do biura – powiedziała delikatnie – Dziś wieczorem... Po tym, jak stąd wyszłam. Moje oczy zwęziły się w zdezorientowaniu, zastanawiając, dlaczego tam poszła i chcąc zobaczyć jej twarz. Odwróciłem się w kierunku małej lampy stojącej na stoliku obok sofy, zanim mnie zatrzymała. - Nie, przestań – zaprotestowała. – Ja po prostu... Lubię tak, jak jest. Kiedy światła są włączone, nie mogę zobaczyć miasta. Moje serce się ucieszyło na nawet tak małe podobieństwo między nami. Przytaknąłem, wiedząc, że i tak nie może mnie widzieć i usiadłem na oparciu najbliżej miejsca, w którym stała. Mogłem widzieć jej profil; jak przygryzała swoją wargę, czy sposób w jaki w zdenerwowaniu bawiła się lokiem włosów, leżącym na jej ramieniu. - Poszłaś do biura? – spytałem, mój brzuch zacisnął się niekomfortowo, mój oddech przyspieszył delikatnie. Był tylko jeden powód, dla którego poszłaby tam po zobaczeniu mnie i Rachel razem. Przytaknęła, nadal patrząc na piękne miasto po drugiej stronie szkła. - Odchodzisz – oświadczyłem, przełykając podchodzącą do gardła zawartość żołądka. Pochyliłem się do przodu, opierając ręce na kolanach, kiedy próbowałem opanować przerażenie ogarniające całe moje ciało. Wiedziałem, że muszę to zrobić teraz albo nigdy. Nie byłem z nią szczery i nie mogłem za to winić nikogo, tylko siebie. – Bella... Proszę... Proszę, nie zostawiaj mnie. – Mój głos się załamał, moje ciało zadrżało na wyobrażenie jej odchodzącej w kółko w moim umyśle. – Pozwól mi wszystko wytłumaczyć, proszę. Proszę, Bella. Tak bardzo cię kocham... Zrobię wszystko. Odwróciła się w moją stronę, światła miasta oświetliły łzy zbierające się w jej oczach. - Nie odchodzę – zaczęła, a przez jej ciało zaczęły przebiegać dreszcze. – Nie mogłabym… nawet jeśli bym chciała. Pośpiesznie wypuściłem powietrze z płuc, gdy obezwładniła mnie ulga. - To co widziałaś – ciągnąłem, kręcąc głową na wyobrażenie, jak to wyglądało w
~ 283 ~
jej oczach. – Bella, jestem pewien, że wiesz, iż to była Rachel. Przyszła, by mi powiedzieć, że wychodzi za mąż i że mi wybacza. Kotku, wiem, jak to musiało wyglądać, ale musisz wiedzieć, że cię kocham… Że bym nigdy… Jesteś dla mnie wszystkim. Moje życie należy do ciebie, wszystko co mam… Wszystko czym jestem, należy do ciebie. – Patrzyłem, jak łza spływała w dół jej policzka, zostawiając ślad, który błyszczał od nikłego światła. - Wiem… - powiedziała cicho, nasze oczy spotkały się w ciemnościach. Świerzbiło mnie, by ją dotknąć, zetrzeć jej łzy. Moje ramiona się zatrzęsły, kiedy zacisnąłem mięśnie, a paznokcie wbijały się w moje dłonie. - Zaczęłam pakować moje rzeczy – zaczęła i pokręciłem głową, próbując wyrzucić z umysłu wyobrażenie, że pójdę tam, by zobaczyć jej biurko puste. – Twój ojciec tam był. Zaskoczył mnie, kiedy sprzątałam swoje rzeczy – zawahała się, jej oczy przemieściły się z powrotem w stronę okna. – Rozmawialiśmy. - Mój tata tam był? - Tak - odetchnęła, okręcając ramiona wokół siebie. - Co mówił? – spytałem, nie będąc w stanie zatrzymać drżenia w moim głosie. - Że mnie kocha jak własną córkę. – Jej głos sie załamał, kiedy spadło więcej łez. Byłem w tym momencie tak wdzięczny ojcu, wiedząc, jak bardzo jej zależało na moich rodzicach i jak bardzo była zraniona przez zawiedzenie ich obojga. Jej oddech się trząsł i kontynuowała – I powiedział mi coś, co już wiedziałam, że teraz jesteś inny, że się zmieniłeś. - To prawda, Bello. - Powiedział, że zawsze zachowywałeś się, jakby ciężar świata był na twoich ramionach… ale oni zauważyli zmianę i teraz wiedzą, że to byłam ja. Nasze oczy się spotkały i po raz pierwszy odkąd dotknąłem ją miesiące temu, nie zauważyłem w nich żadnych wątpliwości. - To prawda. - Zobaczyłam coś i przesadziłam. Przepraszam, że pozwoliłam moim obawom przeważyć wiedzę, jaką o tobie miałam… O mężczyźnie, którym udowodniłeś, że jesteś. Ale już się nie boję, Edward. Myślę… dla naszego dobra musiałam zdać sobie z tego sprawę. Wiem, że mnie kochasz – przerwała i jej ramiona opadły bezwładnie po obu jej stronach, jej głos się nie zatrząsł. - Tak bardzo. – Odetchnąłem, potrzebując ją przytulić, by przekonać siebie, że naprawdę tu była. Kiedy walczyłem ze sobą, przesunęła się do przodu, stając naprzeciwko mnie. Wyciągnąłem i złapałem jej ręce, zawadzając o bransoletkę, która wciąż tam była. Stanęła pomiędzy moimi nogami i przyciągnąłem ją do siebie, przyciskając twarz do jej brzucha i zamykając oczy, gdy jej dłonie zaczęły przeczesywać moje włosy. - Kocham cię, Edward. – Pocałowała czubek mojej głowy, wzdychając, gdy zacieśniłem uchwyt. - Wróciłaś – wyszeptałem w jej koszulkę, zdając sobie sprawę, jak ciężkie to dla niej było. - Mam dosyć uciekania od ciebie.
~ 284 ~
Spojrzałem na nią, oczyma przeszukując jej twarz. Mimo wszystko, pozwoliła wierze we mnie zwyciężyć nad strachem. Przebiegając dłonią w górę jej ciała, palcami przeciągałem po jej wilgotnym policzku. - Dziękuję – wyszeptałem, uśmiechając się, kiedy pochylała się do mojego dotyku. – Bello, mamy tak dużo do przegadania. - Mamy – odpowiedziała cicho. Czułem, jak jej policzek się podnosi pod moją dłonią, gdy się uśmiechała. – I nigdzie się nie wybieram. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i przyciągnąłem ją do mnie na dół, przyciskając delikatnie swoje usta do jej. – Kocham cię – wymruczałem w jej usta. Westchnęła ciężko, a mieszanka zadowolenia i ulgi była dosłyszalna w tym dźwięku. Zegar w przedpokoju obwieszczał godzinę, dzwoniąc przez ciemność. Przyciągając ją z powrotem, ponownie przebiegłem kciukiem pod jej okiem, ścierając łzy, które, miałem nadzieję, były ostatnimi tej nocy. - Jest późno – powiedziałem, zapamiętując sposób, w jaki jej ciało opierało się o moje i myśląc wstecz o wszystkim, co się wydarzyło przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Przytaknęła, cicho się śmiejąc. – Jestem taka zmęczona. - Chodź. – Wstałem i ją podniosłem, niosąc do mojego pokoju. Szybko się nawzajem rozebraliśmy. Pocałowałem jej brodę, jej ucho, jej pępek. Wyszeptała „Kocham cię” w moje ramię i pocałowała moje usta delikatnie. Nie było pożądania, tylko potrzeba, by być blisko. Wskoczyliśmy razem do łóżka, moje własne wyczerpanie wkrótce zawładnęło mną, kiedy przykryłem nas prześcieradłem. Jej ciało wpasowało się w moje, nasze nogi splotły, kiedy owinąłem nią ramionami. Ostatnią rzeczą, którą usłyszałem, zanim odpłynąłem, było zadowolone westchnienie kobiety, której wiedziałem, że nigdy więcej nie pozwolę odejść.
~*~*~*~*~*~*~*~ Obudziłem się jakiś czas później. W pokoju w dalszym ciągu panowała ciemność, jej miękkie, ciepłe ciało spoczywało pode mną. Byłem zauroczony sposobem w jaki jej piersi podnosiły się wraz z każdym wdechem, w jaki jej włosy rozsypały się na mojej poduszce i jak jej język przesunął się wzdłuż warg by je nawilżyć. Dominującą myślą w moim umyśle był fakt, że do mnie wróciła. Bez względu na wszystko co zobaczyła, wierzyła we mnie wystarczająco mocno by do mnie wrócić. Drugą było to, że nie muszę dłużej tego ukrywać. Mogłem wziąć ją na randkę, pocałować przy swojej rodzinie i powiedzieć całemu światu, że jest moja. Nagle ogarnęła mnie nieprzemożona chęć dotknięcia jej. Pocałowałem jej pierś, czując znany i delikatny zapach. Językiem okrążyłem jej
~ 285 ~
sutek, biorąc w usta, nie umiejąc się powstrzymać od jęknięcia, gdy poczułem ją pod swoimi ustami. Kiedy delikatnie ssałem, jęknęła, jej ręce złapały mnie za głowę i przyciągnęły do niej. - Edward - westchnęła, pragnienie w jej głosie dotarło prosto do mojego penisa. Przeniosłem się do jej drugiego sutka, wziąłem go między zęby i ugryzłem delikatnie. Jęknęła, wyginając plecy, przyciskając biodra do mnie. - Przepraszam, że cię obudziłem - wyszeptałem, całując drogę w górę jej szyi. - Ale nie mogłem leżeć tutaj z tobą przez kolejną sekundę i cię nie dotknąć. - Mmm, cieszę się - westchnęła, rozsunęła szerzej nogi, gdy położyłem się na niej. Czułem jej przyspieszający puls pod swoimi ustami, jej gorąco sprawiające, że jęknąłem i poruszyłem się. - Kocham cię tak bardzo - wyszeptałem jej do ucha. - Nie mogę się doczekać by powiedzieć wszystkim, że jesteś moja. - Całując ją wzdłuż jej szczęki, włożyłem ręce w jej włosy, przysuwając jej usta do swoich. - Koniec z ukrywaniem się - powiedziała w moje usta. - Na zawsze. Nasze usta poruszały się razem, jej język tańczył z moim, kiedy pogłębiliśmy pocałunek. Drżące palce rysowały linię szczęki, mój zarośnięty policzek był bardzo chropowaty pod jej gładką skórą. Pociągnąłem jej dolną wargę, biorąc ją między swoją i ssąc. Moja ręka poruszała się wzdłuż jej nagiego ciała, w dół i na biodro. Poruszyłem się przy niej, jęcząc w jej usta, kiedy poczułem jej wilgoć. Moje palce kontynuowały zjeżdżanie w dół jej nóg i złapałem ją za kolano, szarpiąc ramieniem, by przyłożyć jej nogę jak najbliżej klatki piersiowej. Jęknęła głośno, kiedy poruszyłem jej biodrem, nowa pozycja ustawiła mnie na wprost jej wejścia. Każdy ruch przynosił więcej nowych, sprośnych dźwięków z jej ust. - Tak mi dobrze – zajęczała, kiedy się przy niej poruszałem. – Nie… Nie przestawaj. Pokręciłem głową, kiedy smakowałem jej skóry, moje usta poruszały się od jej ust do szczęki. Prowadziłem szlak w dół jej szyi i wzdłuż jej ramion, a krótka wizja bycia z nią każdej nocy w naszym łóżku, przelatywała przez mój umysł. Jej ręce przebiegały po moich plecach, a opuszki jej palców badały każdy miesień, który się zaciskał. Zamykając oczy, skupiłem się na uczuciu wślizgiwania w nią w ten sposób, gładkość i uderzenie jej konsumującej mnie, kiedy kontynuowałem poruszanie. Najsłodszą torturą, jaką znałem, było to, że z lekką zmianą kąta mógłbym być w jej ciele. Wślizgując ręce pomiędzy nas, chwyciła mojego kutasa. Odsunąłem od niej swoje ciało, kiedy patrzyłem, jak umiejscawia moją główkę przy swoim wejściu, powoli zakreślając koła przy nim. - O kurwa, kotku – zasyczałem. Coraz ciężej oddychałem, a moje ciało napięło się przez brak poruszania, od pozwolenia jej na przejęcie kontroli. Ciepło mnie pochłonęło, kiedy wygięła się do przodu i patrzyliśmy, jak końcówka mojego penisa wślizguje się w nią.
~ 286 ~
- Och, Edward – sapnęła, jej oczy zamknęły się, a mięśnie lekko zacisnęły wokół mnie. - Proszę, Bello – błagałem, musząc w nią wejść, bo bycie w jej ciele było prawie za mocne, by się mu oprzeć. Poruszając jej dłońmi do moich bioder, złapała mnie mocno, napierając na mnie. Cal po calu wchodziłem w nią mocniej, dopóki nasze biodra się nie złączyły. Jej głowa opadła do tyłu na poduszki i z drżącymi palcami przyciągnęła moją twarz do swojej. - Poczekaj – wymruczała w moje usta, kiedy delikatnie się przesunąłem. – Po prostu muszę cię poczuć. - Wiem, kotku. – Pocałowałem ją wolno, obejmując ramionami i przyciągając do siebie. – Powiedz, że mnie kochasz – wyszeptałem, zostawiając pocałunki wzdłuż jej szczęki i podbródka. - Kocham cię. – Poczułem, jak jej słowa wibrowały przy moich ustach i uśmiechnąłem się w jej gardło. – Porusz się we mnie, Edward. Odpychając ją delikatnie, stęknąłem, moje oczy wywróciły się w tył głowy, kiedy znów się w nią wsunąłem. Jej biodra się podniosły, jej oddechy i westchnienia nakręciły mnie. Jej nogi okręciły się wokół mojego pasa, kiedy w nią wchodziłem. Jej ręce przeczesywały brutalnie moje włosy , jej plecy wygięły się w łuk, kiedy wziąłem jej sutka pomiędzy zęby. Przekręcając nas, wznosiła się nade mną, jej włosy rozsypały się na mojej klatce piersiowej i ramionach, kiedy się poruszaliśmy. Moje ręce badały jej ciało, kiedy się całowaliśmy, zostawiając ślad gęsiej skórki na jej skórze. Zgiąłem nogi w kolanach, by się podnieść i ją spotkać, dłońmi błądząc po jej udach, łapiąc ją i przyciągając do siebie. Odepchnęła się od mojej klatki piersiowej, siadając i przerzucając nogi, by znajdowały się po obu stronach moich bioder. - Wyglądasz tak pięknie – powiedziałem, pożądliwie spoglądając na jej ciało. - Tak jak ty – wyszeptała bez oddechu. Jej dłonie spoczęły na mojej klatce piersiowej, podtrzymując ją, gdy mnie ujeżdżała. Podtrzymując ją delikatnie, moje kciuki robiły kółka wokół jej twardniejących sutków. Zajęczała i przykryła moją dłoń, jej palce splotły się z moimi, dodając odwagi, bym chwycił ją mocniej. Jej głowa opadła do tyłu, a ja usiadłem, zostawiając pocałunki na jej szyi, czując każdy skowyt, jaki z niej uchodził. Umieściłem dłoń z tyłu jej głowy, drugą przemieszczając pomiędzy jej piersiami, by spoczęła na jej talii. Przechyliła się do tyłu, wyginając w łuk, oferując mi siebie, gdy jej włosy opadały na moje nogi z każdym ruchem. Opierając się, pocałowałem jej piersi, mój język drażnił jej sutek zanim wziąłem go w usta. - Smakujesz tak dobrze - powiedziałem spragniony. Jęczała gdy zębami przesunąłem po jej wrażliwym punkcie, drażniąc zanim pocałowałem delikatnie i przesunąłem się do drugiego. - Mocniej, Edward - jęknęła, jej biodra wychodziły naprzeciw moim. Położyłem ją na plecach, ocierając się, całując wzdłuż jej nogi gdy położyłem ją na swoim ramieniu. Jej ciało się poruszało by wyjść naprzeciw mojemu. Zacisnęła dłonie na prześcieradle blisko swojej głowy, materiał się napiął, gniotąc się pod jej
~ 287 ~
palcami. - Lubisz to? - zapytałem, napierając na nią mocno, zauważając błysk potu na jej piersiach i ramionach. - Boże, tak - westchnęła. - Dokładnie tak, oh proszę....właśnie tam. - Jestem tak blisko, kochanie – Przełknąłem ciężko, moje usta wyschły podczas gdy mięśnie w moim brzuchu zaczęły się napinać. - Czuję cię...Czuję, że dochodzisz.. O Boże. Krzyknęła głośno moje imię, jej plecy wygięły się w łuk, a jej ręce sięgnęły do zagłówka. Jej biodra uniosły się nieco nad materac i chwyciłem je mocno, usiłując ją unieruchomić, gdy pchnąłem w nią ostatni raz i doszedłem wewnątrz niej. Nasze ciała zwolniły, nasze piersi przyciśnięte do siebie, nasze oczy się spotkały. Pochyliłem się do przodu i delikatnie pocałowałem, śmiejąc się miękko na uczucie szybkości bicia jej serca dorównującej mojemu. Z ciężkim westchnięciem, zsunąłem się z niej. Położyłem ręce przy głowie, a ona ułożyła twarz na mojej szyi, gdy próbowałem złapać oddech. - Jezu Chryste - szepnąłem, przeczesując ręką swoje włosy. Podpierając brodę na mojej piersi uśmiechnęła się szeroko, jej włosy w totalnym bałaganie a jej skóra niemal lśniła w promieniach wschodzącego światła. Popatrzyła w stronę okna nim się do mnie odwróciła. - Cóż, dzień dobry, przystojniaku - zachichotała, gdy przesunąłem wilgotne włosy z jej czoła. - Mmm… to było bardzo dobre dzień dobry - drażniłem się, mrugając gdy podciągnąłem ją wzdłuż swojego ciała. Pocałowałem ją zanim przekręciłem głowę, a mój ton stał się bardziej poważny. - Mogę ci coś powiedzieć? - zapytałem przesuwając kciukiem po jej zaróżowionych policzkach. Zamknęła oczy i westchnęła zadowolona, gdy przesunąłem palcami po jej dzikich włosach. - Dokładnie w taki sposób chcę się budzić każdego ranka. - Otworzyła oczy i spotkała moje spojrzenie. - Bello, jesteś miłością mojego życia, nigdy nikogo innego dla mnie nie będzie. Nigdy. - Wziąłem jej twarz w dłonie i kontynuowałem. - Każdego dnia będąc z Rachel wiedziałem, że nie jest dla mnie stworzona i od momentu, gdy cię spotkałem wiedziałem, że ty jesteś. - Wiedziałeś? - zapytała, jej głos lekko zadrżał. Odetchnąłem głęboko. - Zostałem z Rachel dla złych powodów. Nasz związek był wygodny, bezpieczny i prosty. Zostałem z nią, bo wszyscy ode mnie tego oczekiwali, pomimo, że byłem pewien, że nigdy nie będę w stanie odwzajemnić jej uczucia. Rachel jest piękną, dużo dającą kobietą i kiedy chciała więcej... kiedy chciała tego, co większość ludzi chce, czego miała prawo oczekiwać... odszedłem. Przełknąłem ślinę, moje oczy przesunęły się do kosmyka jej włosów, który nawinąłem sobie na palce. - Chciała małżeństwa i dzieci, a ja spanikowałem. Spanikowałem, bo nie chciałem tych rzeczy, nie z nią. Powiedziałem jej, że jej już nie kocham, że zasługuje
~ 288 ~
by być z kimś, kto da jej to wszystko bez dyskusji. Zniknąłem zanim wstało słońce… - A teraz? - spytała cicho. - A teraz - szepnąłem, przekręcając głowę i spotykając jej spojrzenie. - Wiem, że powinienem był zakończyć to dużo wcześniej. Byłem z nią, bo było łatwo. Nigdy się nie kłóciliśmy i myślałem, że chcemy tych samych rzeczy. Zatraciła siebie w nas. Zraniłem ją tak mocno, gdy odszedłem, że przestała pracować, zamknęła się w sobie… rozpadła się. I ja… - Przyjechałeś tutaj - skończyła za mnie przyciszonym szeptem. Przytaknąłem próbując odczytać jej wyraz twarzy. - Moment, w którym zobaczyłem cię po raz pierwszy, stojącą w moim biurze śmiejącą się… Bella, poczułem w tamtej chwili coś czego nigdy nie poczułem przez cały czas bycia z Rachel. Oddech utknął w jej gardle kiedy czekała na mnie bym kontynuował. - Byłem przerażony. Nie potrafiłem przestać o tobie myśleć, bez względu na to, co robiłem lub w jaki sposób się zachowywałem… ty zawsze tam byłaś. Pomyślałem, że może gdy mnie znienawidzisz będę w stanie zmusić się by ciebie nienawidzić, a tak byłoby lepiej. - Pojedyncza łza spłynęła w dół jej policzka. Otarłem ją. - Ale było to niemożliwe - powiedziałem delikatnie, kiwając głową. - Byłaś najseksowniejszą osobą jaką w życiu widziałem: kłótliwa, ambitna, pewna siebie, inteligentna. Byłem największym dupkiem dla ciebie, a ty nigdy nie pozwoliłaś mi się wykręcić. Uśmiechnąłem się, przesuwając palcami po jej szczęce. - Zadręczałem się pragnąc ciebie, Bella. Biuro przemieniło się w moje osobiste piekło na ziemi… ale nie było sposobu bym odszedł. Ma to jakiś sens? - Tak - powiedziała chyląc się ku mojej dłoni. - Nigdy nie mogłam zrozumieć co zrobiłam, dlaczego mnie tak bardzo nie lubiłeś. - Nie zrobiłaś nic - odpowiedziałem, całując ją delikatnie w usta. Moje palce poruszały się w górę i w dół jej ramienia, gdy starałem się wytłumaczyć. Przekonywałem siebie, że da się to kontrolować i wtedy miała miejsce nasza pierwsza noc . Byłaś tak blisko, czułem twój zapach i ciebie w powietrzu. Wszystko, co musiałem zrobić to dosięgnąć i… wziąć. Kiedy nie odepchnęłaś mnie od siebie, gdy pozwoliłaś bym cię dotykał… czuł ciebie… był w tobie… - Odwróciłem się, przyciskając jej twarz do swojej, ustami przesuwając tam i z powrotem. - Byłem zagubiony. Stało się to czymś więcej niż tylko pragnieniem twojego ciała. Pragnąłem ciebie. - Zawsze cię pragnęłam - wyszeptała, nasze usta były blisko siebie, czułem każde jej słowo. - Masz mnie, zawsze będziesz mieć - odpowiedziałem otwierając oczy i przyglądając się jej twarzy. - I nigdy więcej nie pozwolę ci odejść. Jej palce wczepiły się mocno w moje włosy, przyciągnęła mnie do siebie, jej usta mocno napierały na moje. - Pokaż mi - westchnęła, jej uchwyt zacieśnił się wokół mojej głowy. - Pokaż mi, czego nigdy nie zrobiłeś przez cały ten czas. - Przesunęła językiem
~ 289 ~
po mojej brodzie i zniżyła głos. - Pokaż mi, czego pragniesz. Jęknąłem. Jej słowa przeszyły mnie i przeleciały wzdłuż naszych boków, przyciskaliśmy swoje ciała na całej długości. - Chciałem byś mnie dotknęła i pokazała jak dobrze znasz moje ciało powiedziałem jej, drżąc gdy jej ręka zacisnęła się wokół mnie, a jej kciuk zaczął drażnić. - Chciałem byś zauważyła każdy szczegół. - Lubisz to? - zapytała, przesuwając dłonią w górę i dół mojego ciała. - Boże, tak - wysyczałem, moje biodra przysunęły się do jej podczas gdy ona mnie nęciła. Jej ręka poruszała się wolno, jej dotyk tak dobrze mi znany, idealnie rozbrajający. - Co jeszcze? - Pocałowała kącik moich ust zanim jej usta rozpoczęły wędrówkę po mojej twarzy. - Pragnąłem cię dotykać - odpowiedziałem. - Chciałem byś czuła pod moim dotykiem to, co sam czułem, że widziałem wszystko, co chciałaś bym zrobił. Czułem jak wzięła moją rękę i położyła ją na swojej piersi. - W ten sposób? - Jej głos był jak ciche mruczenie: drażniący, znaczący. Wiedziałem dokładnie czego chciała: najpierw moja dłoń na niej, czując jej ciężkość w dłoni. Potem, palce przesuwające się do wrażliwego miejsca. W końcu, niewielkie szarpnięcie. Jęknęła w sposób w jaki byłem pewien, że to zrobi. - Tak - westchnąłem, zatracony w uczuciu jakie wywołane było dotykaniem jej, wiedząc, że nikt inny nigdy nie pozna jej od tej strony, nikt inny nigdy nie sprawi, że tak się poczuje. - Co jeszcze? - Jej słowa przepełnione były pragnieniem. - Chciałem byś wypowiedziała moje imię. - Uszczypnąłem ją delikatnie pochylając się by ją pocałować. Czułem jak się uśmiecha. - Kocham to w jaki sposób sprawiasz, że się czuję, Edwardzie - westchnęła w moje ucho. - Chciałem powiedzieć twoje imię. - Skubnąłem jej dolną wargę. Dyszała, kiedy mruknąłem, - Chciałem nazywać cię Bella. - Podniosłem do góry jej nogę i ułożyłem na swoim biodrze, moje ręce przesunęły się na jej pupę, przyciągając stanowczo do siebie. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią, chcąc jej uświadomić kiedy to wszystko się dla nas zmieniło. - Po Seattle, chciałem po prostu być z tobą bez udawania, że jesteśmy przez cały czas źli na siebie, by nie żywić do siebie urazy za to jak słaby się czułem. Pragnąłem byś była szczęśliwa widząc mnie, bym mógł ci pokazać co się ze mną działo, jak moja klatka piersiowa niemal pękała widząc cię uśmiechającą się. Pragnąłem byś mnie kochała. - Przewróciłem ją i poruszyłem między jej nogami. Chciałem byś kochała mnie tak jak ja ciebie kocham. - Kocham cię - czułem jej oddech na szyi, jej usta poruszające się po moim gardle, jej nogi mnie oplatające. - Edward, proszę… Poruszyłem się do przodu, drżąc gdy ponownie znalazłem się w środku jej ciała. Obróciłem głowę, by znaleźć jej wargi czekające na mnie. Splotłem jej palce ze
~ 290 ~
swoimi, położyłem je nad jej głową, przyciskając do materaca. Trzymałem ją w niewoli, tak jak ona zawsze to robiła ze mną. - Kocham cię Bello - szepnąłem, napierając na jej ciało. - Chcę cię uczynić moją - powiedziałem między pocałunkami. - Chcę budzić się z tobą codziennie i chcę zasypiać co noc mając cię w swoich ramionach. - Sapała cicho pode mną. Odsunąłem się lekko, przykładając wargi do jej zaróżowionych policzków, a potem do jej ucha by wyszeptać. - Chcę widzieć jak moje dziecko rośnie w tobie . Jej uścisk na moich rękach się wzmocnił, nogami przyciągała mnie do siebie bliżej, gdy cicho wykrzyknęła moje imię. Czułem jak jej ciało wygięło się w łuk, gdy zacząłem mocniej na nią naciskać, kompletnie zatracając się w jej ramionach. - Pragnę tych samych rzeczy - wyszeptała w moje usta. Chwila jasności przebiła się przez moje zamglone myśli. Zobaczyłem nas jako parę, a nie upartych, zagubionych ludzi oddzielonych od siebie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że należałem do niej, a ona zawsze będzie moja. Zrozumiałem jej lęki i wiedziałem, że odłożyła je wszystkie na bok wierząc w nas. Słońce wzeszło, przez okna wpływały miękkie promienie porannego światła, przemykając przez łóżko i błyszcząc w jej włosach. Przyłożyłem do ust nasze wciąż splecione dłonie i złożyłem najdelikatniejszy pocałunek na jej palcu serdecznym. Bez cienia wątpliwości wiedziałem, że włożę na niego pierścionek. Ta widza mnie oszołomiła. Kiedy spojrzałem w dół na nią, jej oczy się otworzyły. Przygryzła wargę nim wzięła moją twarz w swoje ręce i pocałowała z tym samym nienasyconym głodem, jaki ja sam czułem. - Nie wytrzymam dłużej - wyszeptała w moje usta, przybliżając do siebie, a ja poczułem znajome uczucie pośpiechu jak ogarnia moje ciało. - Dojdź ze mną… Pocałowałem ją powoli, gdy zaciskała się wokół mnie, nasze złączone dłonie naciskały na nasze ciała, nasze serca stały się jednością bijąc mocno między nami. Osiągnęliśmy spełnienie razem w delikatnej fali westchnięć i urywanych oddechów, nasze mięśnie drżały z wycieńczenia, gdy się objęliśmy. Przesunęła włosy z mojego czoła i pocałowała, zanim położyłem głowę na jej piersiach. - Wiesz, co pragnę zrobić? - zapytałem z ciężkim oddechem, czując pod uchem bicie jej serca. - Co? - odpowiedziała, zamknąłem oczy gdy jej palce przesunęły się po moich włosach. - Pójść na śniadanie - odparłem zwyczajnie. Roześmiała się, a ja uśmiechnąłem słysząc dźwięk, który stał się tak dla mnie cenny. - I dlaczego chciałbyś to zrobić? - zapytała. - Wszystko czego chcę znajduje się w tym łóżku. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. - Ponieważ chcę cię zabrać na najbardziej zatłoczoną ulicę w Chicago zacząłem, przysuwając jej palce do swoich ust i składając pocałunki na każdym po kolei. - I chcę trzymać twoją dłoń.
~ 291 ~
Epilog Westchnął z zadowoleniem a jego głowa opadła w tył, przekręcając się leniwie na moim ramieniu. Patrzyłam jak prostuje swoje długie nogi, opierając je na krawędzi porcelanowej wanny. Kropelki wody ściekały z jego włosów i lądowały rytmicznie na mojej piersi, zanim spłynęły w dół mojego ciała i zniknęły w linii wody. Wokół nas unosiła się pachnąca wanilią para, a przez otwarte okno napływały dźwięki tętniących życiem ulic Paryża. Przycisnęłam usta do jego skroni i zamknęłam oczy, zatapiając się w uczuciu spokoju. - Wiesz, że oboje możemy złapać zapalenie płuc, prawda? – powiedział zadziornie, a ton jego głosu sprawił, że się uśmiechnęłam. - Hmmm – westchnęłam, poszerzając uśmiech. – Teraz się tym raczej nie przejmuję. Zaśmiał się cicho, moją klatkę piersiową połaskotały lekkie wibracje. - Zaczniesz się przejmować, kiedy będziesz zbyt chora, żeby korzystać z naszych wakacji – odrzekł, odchylając głowę do tyłu, by na mnie zerknąć. Spojrzałam na niego, niezdolna by oprzeć się pocałunkowi, gdy jego usta były tak blisko. - To brzmi tak pięknie – westchnęłam, a moje oczy przeniosły się na widok Wieży Eiffel’a jaśniejącej na tle ciemniejącego nieba. Noce nie były tutaj pełne gwiazd, ale wynagradzał to wygląd miasta. Nie żebym dużo widziała; od kiedy tu dotarliśmy, ciężko nam było wyjść z pokoju. Nie narzekałam, rozkoszowałam się każdą minutą naszego pobytu w tym miejscu. Nikłe dźwięki śmiechu, brzęczenia kieliszków i strun skrzypiec dolatywały do nas z kafejki kilka pięter pod naszym apartamentem. – Ale… możesz mieć rację. – Raz jeszcze go pocałowałam nim przesunął się nagle do krawędzi wanny, sięgając do bogato zdobionej klamki, by zamknąć duże okno. Moją uwagę przykuł sposób w jaki napięły się jego ramiona, oczarowana ruchem jego mięśni. Woda wokół nas wzburzyła się, kiedy się odwrócił, a gdy zauważył że się w niego wpatruję, kącik jego ust uniósł się i po chwili po wyłożonej kafelkami łazience odbił się jego głęboki śmiech. Pokręcił głową i pochylił się, całując miękko moje usta nim z powrotem zajął swoją pozycję pomiędzy moimi nogami. - Chcę, żebyś poświęcała mi całą swoją uwagę. - Zaufaj mi, tak jest – zapewniłam.
~ 292 ~
- Jesteś pewna, że nie chcesz się zamienić miejscami? – ponowił pytanie, owijając ręce wokół moich łydek i palcami powoli masując mięśnie. - Mmmm – zamruczałam na to uczucie i wywróciłam oczami. – Nie ma mowy, tak jestem całkowicie zadowolona. Znów się roześmiał. - W to nie wątpię. Otaczając go ramionami, przycisnęłam do siebie jego ciało, całując go w szyję nim przebiegłam palcami przez jego włosy. - Wygodnie? - Bardzo. – Przechylił głowę i westchnął, a jego ciepły oddech połaskotał moją mokrą skórę. – Ale czy to wszystko co będzie mi dane pokazać ci w Paryżu? - O czym ty mówisz? Dużo widzieliśmy – zapewniłam go, myśląc o wszystkim czym się ze mną podzielił. Moje palce musnęły jego klatkę piersiową, czując tak znajome twarde mięśnie i delikatne włosy. - Tak – zaczął. – Jednak tutejsze noce są piękne, a my zawsze lądujemy tutaj. – Zaśmiał się, wskazując wannę. - Albo w łóżku – drażniłam, drasnąwszy zębami jego szyję. – Albo na krześle, albo… - Kotku – jęknął i uśmiechnęłam się, zauważywszy gęsią skórkę na jego ramionach. - Wiem, wiem. Jeszcze tylko kilka minut. Przytaknął, odwracając się by pocałować mnie w podbródek. - Jeśli nie przestaniesz, nie wyjdziemy… tak jak wczoraj. Spotykając jego oczy, zaśmiałam się, zacieśniając uścisk wokół niego i kładąc twarz przy jego szyi. - Myślę, że właśnie taką wannę chcę w nowym domu. - Myślę, że to świetny pomysł, kotku – zaczął, przebiegając palcami po moim ramieniu, - Jednak… nie mam pojęcia jak uda nam się cokolwiek zrobić. Roześmiałam się, wzdychając przy jego ramieniu. - Nasz dom – powtórzyłam, próbując powstrzymać wybuch niepohamowanej radości, który pojawiał się za każdym razem gdy rozpoczynaliśmy rozmowę na ten temat. Uśmiechnęłam się szeroko i tak lekkomyślnie przygryzłam wargę, że mogłam ją zranić. Nasze spojrzenia znów się spotkały, jego ciepła, mokra ręka utuliła mój policzek, a jego uśmiech był tak samo szeroki jak mój. - Nasz dom.
~ 293 ~
~*~*~*~*~*~*~*~ Dwie godziny później siedziałam na łóżku, kończąc rozmowę telefoniczną z jego matką. - Czyż Paryż nie jest najpiękniejszym miejscem w jakim byłaś? – zapytała i nie przegapiłam nutki rozmarzenia i zachwytu w jej głosie. – Żyję dla dni, w których odwiedzamy tamto miasto. - Jest niesamowicie – zgodziłam się. – Byliśmy już we wszystkich miejscach, które musiałam zobaczyć – Louvre, Aleję Powstania, oczywiście Wieżę Eiffel’a. Ale pokazał mi także winnice, a nawet jego stare mieszkanie. Zwiedzanie z kimś kto mówi po francusku jest… - Umilkłam, przypominając sobie moją reakcję, gdy zwyczajnie zamawiał dla nas obiad. - Och, uwierz mi – zaczęła psotnie. – Doskonale wiem co masz na myśli. Wolną ręką zakryłam oczy i pokręciłam głową, śmiejąc się cicho. - O mój Boże. Esme też się zaśmiała i kontynuowała naszą rozmowę, opisując mi jej ostatnią wizytę w Paryżu. Gładkość naszej wymiany zdań przypomniała mi jak bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. W chwilach takich jak ta, zastanawiałam się czasem czy to wszytko jest prawdziwe; tak dużo się zmieniło w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Pomimo protestów rodziny Edwarda nie przyjęłam posady u nowego CEO. Zamiast tego postanowiłam powrócić do nauki i zostać wolontariuszem w centrum zdrowia, które odwiedzała moja mama. Pieniądze, które mi zostawiła okazały się być darem z niebios i mimo ciągłych ofert wsparcia od mojego kochającego chłopaka, poradziłam sobie sama całkiem nieźle. Jednak z jednym wyjątkiem. Po generalnym podliczeniu ilości bielizny jaką zniszczył, w końcu zaakceptowałam jego konto w La Perla. To był kompromis, który uszczęśliwił nas oboje. Ale pomijając wszystko to, co się wydarzyło i efekt, jaki nasze decyzje miały na moją karierę, bycie z miłością mojego życia zmieniło mnie w niewyobrażalny sposób i po raz pierwszy nie odczuwałam już potrzeby akceptacji u kogokolwiek. Miałam miłość i szacunek mężczyzny moich marzeń. Reszta była zaledwie detalami. Nie było chwili, w której żałowałam porzucenia pracy, która wykształciła moją tożsamość. Wiedziałam, że w przyszłości czeka na mnie jeszcze wiele lepszych ofert, ale teraz radowałam się szczęściem jakiego nie znałam. I nie byłam w tym sama; w nim też widziałam zmianę, tak samo jak jego rodzina. Nigdy nie zapomnę słów jego ojca.
~ 294 ~
- Mój syn może być trudny – powiedział z oddalonym spojrzeniem. – Ale w ciągu kilku ostatnich tygodni się zmienił. Więcej się uśmiecha, żartuje… już nie zdaje się nosić ogromnej wagi na swoich ramionach. Teraz wiem, że tą zmianą byłaś ty. Bez względu na to, jak to się stało, jesteśmy wdzięczni. Miałam te słowa w pamięci, podejmując decyzje z większą łatwością niż mogłam sobie wyobrazić. Jego ojciec, oczywiście, miał rację, ale Edward zmienił także sposób w jaki ja patrzyłam na świat i swoje w nim miejsce. - Wychodzicie gdzieś dzisiaj wieczorem? – Dociekliwy głos Esme przywrócił mnie do teraźniejszości. - Przepraszam, o co pytałaś? Zaśmiała się przebiegle. - Co planujecie na dzisiejszy wieczór? - Och – powiedziałam, kręcąc głową na moje roztargnienie. – Idziemy do opery. - Na co? – Ożywiła się. Moją uwagę przykuł dźwięk otwieranych drzwi kabiny prysznicowej. Opierając się na zagłówku, zobaczyłam fragmenty jego skóry odbijające się w lustrze. Drzwi były lekko uchylone, złote kinkiety oświetlały jego prawie nagie, mokre ciało. Ręcznik wisiał nisko na jego biodrach, gdy pochylał się nad blatem, podczas gdy maszynka do golenia w jego dłoni przesuwała się z idealną precyzją po mocno zarysowanej szczęce i podbródku. Mimo że bardzo lubiłam rozmawiać z Esme, chciałam teraz do niego dołączyć. - La Boheme – odpowiedziałam rozproszona podczas gdy Edward pojawiał się i znikał z pola mojego widzenia. – I jest jeszcze jakieś sekretne miejsce, w które chce mnie zabrać w tym tygodniu. - Cóż – odparła z przekąsem. – Jestem pewna, że kompletnie nie mam pojęcia gdzie. – Przewróciłam oczami, wiedząc, że wszyscy najwyraźniej coś przede mną ukrywają, ale jego widok znów mnie rozproszył. - Jestem podekscytowana – otrzeźwiałam, myśląc szybko. – Mówiąc o… muszę skończyć się szykować. Chcesz, żebym powiedziała Edwardowi, żeby do ciebie zadzwonił kiedy będzie wolny? – zapytałam, teraz bardziej gorliwie. - Przekaż mu tylko, że go kocham i bawcie się dobrze – odrzekła. – Kocham was, ucałuj ode mnie mojego syna. – Uśmiechnęłam się na nutę czułości w jej głosie. - Dobrze. My też cię kochamy. Rozłączając się i rzucając telefon na krzesło, skierowałam się do łazienki. Zerkając przez szczelinę pomiędzy drzwiami a futryną, zobaczyłam fragment jego tatuażu widocznego znad ręcznika i oddech uwiązł mi w gardle.
~ 295 ~
- Puk, puk – powiedziałam, spotykając jego wzrok w lustrze. Kiedy weszłam, przerwał, odłożył maszynkę i odwrócił się do mnie, patrząc na mnie pożądliwie. - Kotku, wyglądasz przepięknie. - Dziękuję – wymamrotałam, nie mogąc oderwać od niego oczu. – Ty, um… też nie wyglądasz najgorzej. Zaśmiał się i zmniejszył odległość pomiędzy nami, przebiegając palcami po głębokim dekolcie mojej sukni do ziemi. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej, cicho rozkoszując się biciem jego serca. - I znów… Nie jestem pewny czy chcę teraz opuszczać ten pokój – wyszeptał w moje włosy. Zamknęłam oczy, kiedy jego ciepły oddech dotarł do mojej skóry, a moje zmysły skupiły się na drodze, którą pokonywały jego ręce. Palcami lekko przemierzał moje ramiona i szyję, zatrzymując je dopiero gdy wplątały się w moje włosy. Kochałam sposób w jaki mnie dotykał i jeśli by nie przestał, nie byłabym pewna czy też chciałabym wyjść. Przełknęłam głośno ślinę, pewna, że mógł to usłyszeć i że znał moje reakcje. Czas nie zmniejszył fizycznej władzy jaką miał nad moim ciałem, a jeśli już, to tylko stała się ona silniejsza. Nie potrafiłam mu się oprzeć, tak samo jak tej pierwszej nocy. Kiedy uniosłam podbródek, by spotkać jego spojrzenie, wiedziałam że był tak samo bezsilny jak ja. Pochylił się powoli z na wpół zamkniętymi oczami skupionymi na moich ustach, muskając moją dolna wargę kciukiem. - Nie mogę sobie wyobrazić przebywania w jakimkolwiek innym miejscu. Dziękuję, że ze mną przyjechałaś – powiedział miękko, a jego nos szturchnął mój. - Dziękuję, że poprosiłeś – odpowiedziałam bez tchu. - Dziękuję za to, że mnie kochasz. – Jego usta znajdowały się milimetry od moich, a uścisk jego ramion wokół mnie zacisnął się. - Dziękuję za to, że tego chcesz. Uśmiechnął się przy moich wargach zanim zamknął oczy. Przechylając moją głowę, przycisnął mnie do siebie, jęcząc miękko. Każdy nerw w moim ciele rozpalił się, gdy jego usta w końcu w pełni dotknęły moich. Pachniał szamponem i kremem do golenia, jego skóra była wciąż ciepła i nieco wilgotna. Moje ręce zsunęły się po jego klatce piersiowej, muskając brzeg ręcznika, pragnąc usunąć materiał, poczuć go w mojej dłoni. Ociągał się przy moich ustach, drażniąc, ale nie pogłębiając pocałunku. Zaskomlałam, kiedy się odsunął i przycisnął swoje czoło do mojego. - Musimy iść – poskarżył się z wymęczonym oddechem, całując moje włosy.
~ 296 ~
- Wiem – Moje ręce kontynuowały chciwe poruszanie się po jego skórze, muskając mięśnie jego ramion. Odsuwając się, ujął moją twarz w dłonie. - Wiesz co zrobię? – zapytał, a jego niesforny uśmieszek sprawił, że mój puls przyspieszył. – Wyjdziemy i będę się tobą chwalił, - złożył na moim policzku pojedynczy pocałunek, - wiedząc, że każdy mężczyzna na ciebie patrzy, a ty należysz do mnie. – Jego usta zatrzymały się przy kąciku moich. - A kiedy wrócimy – jego głos stał się głęboki, a jego spojrzenie znów skierowało się na moje wargi, - będę się z tobą kochał. – Pocałował mnie delikatnie. – Dopóki słońce nie wzejdzie.
~*~*~*~*~*~*~*~ EPOV Dwa dni później Szliśmy ręka w rękę wzdłuż zwężających się, brukowanych uliczek, ciesząc bezgwiezdnym wieczorem. Chodniki wciąż były mokre od niedawnej burzy, powietrze zaś przepełnione zapachem deszczu. Nasze kroki były powolne, każde z nas pogrążyło się we własnych myślach, kiedy spacerowaliśmy wzdłuż ruchliwej dróżki. W ciszy między nami nie było niezręczności, niekomfortowego zastoju rozmowy – tylko całkowite zadowolenie z bycia razem. Przekroczyliśmy znajomy róg i poczułem oznaki lęku. Zamiast tego skupiłem się na miejscu, w którym byliśmy i co oznaczała ta noc, pozwalając jej bliskości owładnąć mną, gdy przybliżaliśmy się do kawiarenki. Piękne ekspozycje z migoczącymi światłami i świątecznymi dekoracjami zapełniały małe wystawy sklepowe, każde zdawało się żarzyć od wewnątrz. Głęboko wciągnąłem powietrze, moje płuca zapełniały znajome zapachy mokrych budynków, kawy i cynamonu z piekarni znajdującej się dwa sklepy dalej. Zacząłem się zastanawiać, jak dałem radę pozostać daleko stąd tak długo; jak wyobrażałem sobie, że nigdy więcej nie wrócę do tego miejsca, które stało się tak dużą częścią mnie. Kiedy moje myśli powróciły do kobiety idącej obok mnie, wiedziałem. Najpierw musiałem ją odnaleźć. Odwróciłem wtedy głowę, by na nią spojrzeć, uśmiechając się szeroko na jej zafascynowaną minę. Cieszyła się oglądaniem miasta, przechadzkami ze mną, łaknąc wszystkiego tak samo, jak ja za pierwszym razem. Miałem bardzo duże nadzieje dotyczące naszego pobytu w tym miejscu, ale nie byłem przygotowany na to, jak jej szczęście mnie owładnie. Jej oczy przyglądały się wszystkiemu, kiedy przechadzaliśmy się ulicami, zachodząc do małych butików, kawiarni, marketów z
~ 297 ~
kolorowymi produktami na wystawach. Widziałem miasto jej oczyma, oglądając wszystko – różnice, dziwactwa – przez jej łaknący wszystkiego, podekscytowany wzrok. Jej radość stała się moją radością, kolejna lekcja o byciu zakochanym naprawdę czegoś mnie nauczyła. Pokręciłem głową w zamyśleniu, pozwalając podążyć mojemu wzrokowi do naszych złączonych dłoni kołyszących się cicho pomiędzy nami, a moje serce się zwiększyło na ten prosty gest i wszystko, co dla mnie oznaczał. Westchnęła, z powrotem przyciągając moją uwagę do jej twarzy. Jej nos i policzki były teraz czerwone, jej włosy opadały falami na ramiona. Pierwsze płatki śniegu błyszczały jak diamenty na jej rzęsach, a wydychane powietrze wzlatywało z każdym oddechem. Orzeźwiający grudniowy wieczór był wystarczająco chłodny, byśmy musieli założyć płaszcze i rękawiczki, przez co namawiał nas do ponownego zostania w hotelu. Ale nic na tym świecie nie powstrzyma mnie od zrealizowania moich dzisiejszych planów. Bez jakiejkolwiek myśli przyciągnąłem ją do siebie, otaczając jej ramiona moimi, kiedy szliśmy na spotkanie z przeznaczeniem. Odwróciła się na ten gest, okręcając swoją rękę wokół mojego pasa i pozwoliła spocząć swojej głowie na mojej klatce piersiowej. - Za co to było? – spytała, kiedy zwolniłem uchwyt, podnosząc jej podbródek, by na mnie spojrzała. - Ponieważ tu jesteś – odpowiedziałem, całując ją w głowę i uśmiechając się do niej. Westchnęła szczęśliwa, pochylając się do mnie, gdy szliśmy, dźwięki kupujących i kolęd wpasowały się w nasz radosny nastrój. Zbliżaliśmy się coraz bardziej – zaraz za rogiem jest cel naszej podróży. Moje myśli skierowały się do rzeczy bezpiecznie ukrytej w kieszeni mojego płaszcza i do jej reakcji na tę rzecz. Od miesięcy wiedziałem, że chcę, by została moją żoną, ale odpuszczałem, zawsze bojąc się, że to za wcześnie. Niedługo po tym, gdy nasz związek został upubliczniony, zasugerowałem, byśmy zamieszkali razem, będąc pewnym, że nie ma mowy, żebym spędził kolejną noc osobno. Byłem zaskoczony, gdy mnie zbyła, zastanawiając się, czy źle oceniam różne rzeczy i czy jest możliwość, że chcemy innych przyszłości. Leżąc koło siebie na mojej kanapie w ciemnym pokoju, przebiegałem dłońmi przez jej włosy, przegadaliśmy tę noc. Naprawdę rozmawialiśmy. Opowiedziała mi o swoich lękach: że jestem jedynie zainteresowany jednym typem związku z nią, że kocha mnie od czasu, gdy byliśmy w Seattle i od wtedy
~ 298 ~
przygotowuje się na utratę mnie. Powiedziała mi, że od momentu, w którym przestała z tym walczyć, codziennie kochała mnie bardziej. Rozmawialiśmy więcej o jej lękach i o zawiedzeniu mojej rodziny, jak wdzięczna była za ich akceptację i miłość, i że chciałaby, by jej mama wciąż żyła i mnie poznała. Tak łatwo odpędziła moje obawy; jej słowa podbudowały moje nadszarpnięte ego, pomagając mi zrozumieć, że oboje potrzebujemy czasu na dostosowanie się. Od tamtej nocy nigdy nie naciskałem, obiecując sobie, że dam jej czas, którego potrzebuje. Wbrew naszym zamiarom z trudem znosiliśmy noce, przebywając z dala od siebie. Sprawy oczywiście nie zawsze układają się idealnie. Bella postanowiła zrezygnować z pracy w firmie; była to decyzja, z którą usiłowałem walczyć. Jednak tak jak przewidziała, znalazły się osoby, które plotkowały o naszym związku i miałem świadomość, że ukochana często usiłowała to przede mną ukryć. Czułem się winny, że poświęca pracę, którą kocha, martwiąc się o to, że w końcu może mieć o to do mnie żal. Były również takie dni, kiedy się sprzeczaliśmy. Jedną z rzeczy, które tak szalenie kocham, jest jej silna wola. Bella była całkowicie tak uparta i niezależna jak i ja. W rzeczywistości to ona często doprowadzała do żarliwych dyskusji, ale nigdy nie pozwalała mi zmienić tematu, odgrodzić się i zawsze domagała się moich bredni. Za to kochałem ją nawet bardziej. Ukochana dorosła tak bardzo kiedy byliśmy razem, zawsze przypominając mi, że liczyło się to, kim byliśmy; reszta świata mogła w końcu zająć się sama sobą. Ponownie zakochiwałem się w niej w czasie, który upłynął. Widziałem w niej nie tylko kobietę, której nie mogłem się oprzeć, ale również przyjaciółkę, bez której nie mogłem żyć. Kilka tygodni temu mój tata zagadnął mnie o ewentualnym biurze w Nowym Jorku. W pierwszym odruchu odrzuciłem jego ofertę; moje myśli w mgnieniu oka przeniosły się do ukochanej. Nie było mowy, abym podjął tak ważną decyzję bez skonsultowania jej z narzeczoną. Jednak poruszenie tego tematu napędzało stracha. Wiedziałem, że nigdy nie mógłbym bez niej żyć, to właśnie to tak bardzo mnie przerażało. Czy Bella czuje to samo? Z chwilą zbliżenia się ostatecznego terminu, wspominałem jej o tym. Jej odpowiedź zaskoczyła mnie i mną wstrząsnęła. Najdroższa mi kobieta wydawała się zamyślona tylko przez moment, nim napotkała moje spojrzenie, mówiąc, że jest gotowa i chce byśmy pojechali. Wiedziałem, że już czas. Następnego dnia poszedłem na zakupy i w chwili, gdy ujrzałem obecnie spoczywający w mojej kieszeni pierścionek, wiedziałem, że jest dla niej idealny. W
~ 299 ~
jakiś sposób dałem sobie radę z ukrywaniem go, przez cały ten czas marząc o dniu, w którym uczynię ją swoją żoną. Kiedy minęliśmy ostatni zakręt, a na widoku pojawiła się moja kawiarnia, opuściła mnie intensywność mojego oczekiwania, pozostawiając niezdolnym do wypowiedzenia słowa. - To tutaj? - zapytała z podnieceniem, pamiętając opowiedzianą przeze mnie historię, która zmieniła część mojego życia, po tej nocy, kiedy odwiedziłem tę właśnie kawiarnię przed tyloma laty. Skinąłem na tak, otwierając przed nią drzwi. Nagle zawirowało mi przed oczami, w chwili, w której wspomnienia z przeszłości złączyły się z moją nadzieją na przyszłość. Wszystko skumulowało się w tej efektownej chwili, dosłownie zapierając mi dech. Prawie siedem lat temu siedziałem w tym samym miejscu, przestraszony i pełen wątpliwości, zdając sobie sprawę, że moje życie znajduje się na rozstaju dróg. Mając świadomość, że następny ruch nada kształt reszcie mojego życia. Pomyślałem o piosence, którą grano tamtej nocy „Je ne Regrette Rien” i jak bardzo te słowa ukształtowały mężczyznę, którym się stałem. Wyczuwając mój nastrój ukochana przyglądała mi się z ciekawością, podczas kiedy ja prowadziłem nas do znajdującego się na tyłach stolika. Zszokowało mnie, jak niewiele się zmieniło. Od przyciemnionego oświetlenia jaśniejącego dookoła misternie kutych żelaznych stolików, to miejsce wyglądało tak samo. Nadal było takie, jak urządzono je przed tyloma laty. Obserwowałem, wpatrującą się w menu ukochaną, zagryzając chichot, w chwili kiedy dziewczyna uroczo zmarszczyła brwi, usiłując odszyfrować francuskie nazwy. Może nasze lekcje ostatecznie się opłaciły. Zerkając na mnie, napotkała mój wzrok z drugiej strony niewielkiego stolika. Troskliwe spojrzenie odmalowało się na jej twarzy. - Skarbie? Dłoń szatynki spoczęła na mojej, ściskając ją delikatnie, a ja podniosłem brodę, aby nawiązać kontakt wzrokowy. Ta sama pewność dźwięczała w moim sercu tak, jak tamtej nocy. Poruszyłem się, aby spleść moje palce z jej, jak za pierwszym razem, kiedy splotłem swoje życie z jej. Nie widziałem dla siebie przyszłości, która nie obejmowałaby jej, jako mojej partnerki, mojej najlepszej przyjaciółki, mojej żony. Spoglądając w jej oczy, dostrzegając jej zaniepokojenie, wszystkie wątpliwości opuściły moje barki. Bez względu na odpowiedź Belli dzisiejszej nocy, ona mnie kocha. Całkowicie.
~ 300 ~
Przejechałem kciukiem po jej serdecznym palcu i uśmiechnąłem się, pragnąc zapamiętać każdą sekundę tego wydarzenia. Najdroższa pochyliła się do przodu. Jej wargi ociągały się naprzeciw moich, zanim musnęła nimi wzdłuż mojego policzka. - Kocham Cię – wyszeptała, składając kolejny pocałunek za moim uchem. Łagodnie wstrzymała oddech i ożywiła się, spoglądając ponad moim ramieniem. - Pada śnieg. Obróciłem się na chwilę, aby przyjrzeć się licznym płatkom śniegu, które spadały na ziemię, nim skierowałem moją uwagę na ukochaną. - Jest tak pięknie – wyszeptała. Oblicze dziewczyny odmalowywało całkowite szczęście. - Zgadza się. - Wyciągnąłem dłoń, aby opuszkami palców musnąć wzdłuż policzka towarzyszki. - Je ne regrette rien – wymruczałem do siebie. Bicie mojego serce zaczęło przyspieszać z powodu tego, co nadchodziło. Cała wypowiedziana prawda tych słów odbijała się we mnie echem. Bella odwróciła się i uśmiechnęła chytrze, rozumiejąc znajome wyrażenie. - Wiesz, że... - zacząłem, nim ona mogłaby przemówić. - To zawsze było prawdą, nawet przedtem. Błędy pomagały mi dorosnąć. Jednak zrozumiałem to, że ze wszystkich pomyłek, jakie w życiu popełniłem, jedyną, której żałuję, jest niepozwolenie sobie na pokochanie cię szybciej. To, że tak długo cię odpychałem. - Ja... - zaczęła, ale kontynuowałem. - Nigdy nie chciałem istnieć bez ciebie, dziecinko – zacząłem. Mój kciuk przesuwał się wzdłuż szczęki dziewczyny. - Jestem tak wdzięczny, że mnie kochasz. Mam tak wiele wad... popełniam tak wiele błędów, a jednak mimo to mnie kochasz. Kobieta mojego życia pokręciła głową, przeczesując ręką moje włosy. - Kocham w tobie wszystko. Zamykając oczy pochłaniałem jej słowa, czując w nich obmywającą mnie prawdę. Ucałowałem jej dłoń, nim sięgnąłem do kieszeni i położyłem przedmiot przed nią na stole. Jej wzrok podążył za moim i obserwowałem, jak moment całkowitego zrozumienia zawładnął całą jej ekspresją. - O mój Boże! - wstrzymała oddech. Przyłożyła do ust swoje wyraźnie trzęsące się dłonie. Oczy ukochanej błyszczały łzami. - Ja nie... Na stoliku stała niewielkich rozmiarów statuetka przedstawiająca wieżę Eiffla. Pierścionek spoczywał wokół niej.
~ 301 ~
- Pragnę podarować ci świat - powiedziałem, klękając przed nią na kolanie. To jest tylko pierwszy jego element. Ująłem dłoń wybranki w swoją, składając pocałunek na jej wierzchu, nim spojrzałem jej w oczy, przyglądając się spływającym po jej zarumienionych policzkach łzom. - Nie chcę, aby kolejne sekundy mijały bez powiedzenia ci, jak wiele dla mnie znaczysz. To musiało zająć nam trochę czasu, abyśmy znaleźli się w tym miejscu. Jednak pragnę cię w sposób, w jaki nigdy nie będę chciał kogoś innego. - Podałem jej pierścionek. - Wyjdziesz za mnie? Najdroższa skinęła głową, niezdolna, by mówić, a ja ująłem jej dłoń w swoją, wkładając pierścionek na jej palec. Ucałowałem go delikatnie. Moje powieki opadły, kiedy ogrom tego, jak wiele to znaczy spłynął na mnie. Powiedziała „tak”. Na kolanach przysunąłem się bliżej niej. - Kocham cię – wyszeptałem, ocierając jej łzę, gładząc jej buzię kciukami. Kiedy Bella spojrzała na mnie, jej oczy były przepełnione taką miłością i radością, że wypełniło mnie uczucie spełnienia, jednak było inne. Silniejsze, niż te, jakich wcześniej doświadczyłem. Kobieta mojego życia chwyciła mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Jej usta zderzyły się z moimi. - Ja też cię kocham – powiedziała bez tchu pomiędzy pocałunkami. - Kocham cię nawet mocniej, niż sądziłam, że jest to możliwe. Roześmiałem się poprzez wilgotne oczy, w chwili kiedy narzeczona pokrywała moją twarz całusami, wpierw wplatając swoje ręce w moje włosy. Świat dookoła nas zniknął, kiedy jej wargi ponownie odnalazły moje. Głosy wyblakły w tle, dookoła nas muzyka unosiła się w oddali. Moje zmysły skupiły się na kobiecie w moich ramionach, jedwabnej fakturze jej włosów, gdy prześlizgiwały się poprzez moje palce, sposobie w jaki smakowała, na dźwiękach jakie wydawała. - Zabierz mnie do hotelu - szepnęła, jej palce zakreśliły kształt mojej szczęki. Pokiwałem głową, zerwałem się i rzuciłem rachunki na stół nim wziąłem jej rękę, by poprowadzić ją za drzwi. Praktycznie przebiegliśmy drogę do naszego hotelu, podczas gdy śnieg padał wokół nas, zatrzymując się kilka razy, kiedy jedno z nas ciągnęło drugie do gorączkowego pocałunku, obiecując sobie szeptem naszą wspólną przyszłość. Kiedy weszliśmy do windy byłem gotowy zerwać z niej ubranie, ale się powstrzymałem. Kiedy drzwi się otworzyły pociągnąłem ją w głąb korytarza nie bacząc, czy ktoś może nas zobaczyć i kochając to, że już nie musiałem się tym przejmować. Nerwowo
~ 302 ~
poruszałem kartą przy zamku, kiedy dotarliśmy do pokoju. Drzwi zamknęły się za nami kilka sekund przed tym, gdy gwałtownie przycisnęła do nich moje ciało. - Potrzebuję cię - wysapała, jej palce poruszały się gorączkowo by rozpiąć moją kurtkę, jej usta poruszały się w dół mojej szyi. - Tutaj? – spytałem. Jej płaszcz leżał już u jej stóp, jej koszulka, praktycznie rozerwana, została ciśnięta na krzesło koło nas. - Proszę - prosiła. Moja koszulka szybko poszła w ślady jej i zadrżałem, kiedy moje plecy zostały przyciśnięte do chłodnego drewna. Dźwięk mojego paska i zamka błyskawicznego, a następnie szelest dżinsu były głośne w cichym pokoju, ale nie miałem czasu się skupić, kiedy szybko ściągnęła spodnie z moich bioder. Zdjęliśmy pospiesznie nasze buty i uśmiechnąłem się na fakt, że teraz nad nią górowałem. Obróciłem nas, teraz jej plecy zostały przyciśnięte do drzwi, a moje ręce podążały w dół jej nóg, by wślizgnąć się pod spódnicę. Jęknąłem, gdy poczułem jej pończochy, moje palce zakreślały linie na czarnych podwiązkach, które pozwoliła mi kupić kilka dni temu. Kontynuowałem badanie tego, co było schowane przed moim wzrokiem i zatrzymałem się, kiedy dotarłem do czegoś niespodziewanego. - Kurwa, kochanie. Czy to jest to, o czym myślę? - spytałem, czując delikatną, gładką koronkę pod opuszkami palców. Pokiwała głową w odpowiedzi i moja głowa opadła na jej ramię, przypominając sobie, jak wyglądały majtki na wieszaku. Mój oddech zatrzymał się, kiedy mi je wtedy podała, wyobrażając sobie jak wyglądała od tyłu, z małą kokardą trzymającą cienkie paseczki. Pociągnąłem jej spódnicę dalej w górę jej bioder, naciskając moim penisem na wilgotną koronkę. - Kurwa - jęknęła a jej ręce przesunęły się, by zaplątać się w moich włosach. Weź mnie jak kiedyś. Jej słowa obudziły w mojej klatce piersiowej coś surowego i pierwotnego. - Masz na myśli, tak jak wtedy, gdy nie mogłem oddychać dopóki nie byłem wewnątrz ciebie? - spytałem, jęcząc kiedy jej język wodził wzdłuż jej dolnej wargi. - Tak - odpowiedziała drżącym głosem. Moje ręce podążyły do jej talii nerwowo szarpiąc delikatnym zamkiem błyskawicznym jej spódnicy. Złapała oddech, gdy pchnąłem ją w dół jej bioder i wylądowała koło jej stóp. - Jak doprowadzałem się do szaleństwa wyobrażając sobie twój dotyk? szepnąłem naprzeciw jej ust, pocierając opuszkami palców jej żebra, czując, jak skóra reaguje na mój dotyk. - Kurwa, tak.
~ 303 ~
- Jak wtedy, kiedy każdego dnia wyobrażałem sobie, co nosiłaś pod ubraniem? - Zakreśliłem kształt jej piersi pod biustonoszem, jej sutki były naprężone pod cienką koronką, a miękkim sapaniem i jękami popędzała mnie, bym kontynuował. - Jak wyobrażałem sobie ciebie nagą - wymruczałem, kiedy ściągnąłem ramiączko z jej ramienia. - Każdego dnia. - Jak brzmiałaś… jak smakowałaś. - Klęknąłem, moje wargi podążały wzdłuż jej piersi zanim wziąłem jej sutek do ust. Jęknąłem, kiedy poczułem ją na moim języku, kiedy jej ręce zacisnęły się na moich włosach. - Kocham kiedy tak do mnie mówisz - szepnęła, a jej głowa cicho uderzyła o drzwi. Przeniosłem się do jej drugiej piersi, zębami drapiąc i przygryzając, a rękami odkrywając na nowo każdy centymetr skóry. - Chciałem cię posiąść na każdej powierzchni. Twoim biurku, moim biurku, moim samochodzie, stole konferencyjnym… - udało mi się wydusić pomiędzy ruchami moich ust, przesuwając rękę na przód jej majtek, palcami zakreślając koło wokół jej łechtaczki. Wygięła się w łuk, tak jak zawsze. - Podoba ci się, prawda? – zapytałem niskim głosem, uśmiechając się przy jej skórze. - Wciąż pamiętam jak to było… w końcu cię w sobie poczuć – odpowiedziała bez tchu. Zerkając w górę, napotkałem jej przymglone spojrzenie. - Wyobrażałaś nas sobie w taki sposób, kotku? – zapytałem, chcąc wiedzieć czy to dręczyło ja tak samo jak mnie. - Cały czas… od chwili kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy. Wstałem, jęcząc przy jej ustach, przypomniawszy sobie jak bardzo chciałem, żeby tak się czuła i kochając fakt, że teraz mogliśmy o tym porozmawiać. Chwyciłem czarną satynę, kciukiem muskając delikatne kokardki. - Więc chcesz, żebym wziął cię tak jak kiedyś? – drażniłem, kładąc ręce na jej biodrach i odwracając ją przodem do drzwi. To było zajebiście seksowne. – Kurwa – wymamrotałem, przebiegając palcami po koronkowych brzegach. – Wyglądają dokładnie tak jak sobie wyobrażałem. Odgarnąłem na bok jej włosy, ustami podróżując po jej ramionach, a rękoma chwytając cienki materiał. Pocałowałem ją tuż pod uchem, owiewając moim oddechem jej skórę. - Szkoda, że muszę je zniszczyć. - Och Boże, proszę – zakwiliła, przykładając ręce do drewna przed sobą i drapiąc je paznokciami.
~ 304 ~
- Chcesz tego? – zadrwiłem, zacieśniając uścisk, kiedy szwy zaczęły pękać. Wygięła plecy w łuk i przytaknęła cicho, wypychając w moją stronę swój tyłek. Uwielbiałem to, że też tego chciała. - Jestem teraz dla ciebie taki twardy – wymruczałem, przesuwając szczęką po jej szyi, wiedząc że szorstka faktura zwiększy jej desperację. – Chciałem, żebyś powiedziała moje imię. – Patrzyłem jak delikatny materiał napiął się przy jej skórze, a jej ciało zaczęło się trząść tylko od moich słów. – Krzyczała moje imię. Jedna za drugą kokardki puściły i rozsypały się po dywanie. Smukłe mięśnie jej pleców napinały się z każdym oddechem, wyczekiwanie stało się namacalne. Rozdarłem je całkowicie, w nagrodę uzyskując jej sapnięcie, kiedy zerwałem z jej ciała drogi, wyzywający materiał. Zaklęła głośno, przyciskając czoło do drewna. - Jesteś taka piękna. – Moje ręce otoczyły jej talię, a oczy poruszały się pożądliwie po krągłościach. – I nie mogę się doczekać, byś stała się moją żoną. Szybko się odwróciła i przyciągnęła mnie blisko do siebie, cicho zgadzając się z moimi słowami. Jej ciepło było niesamowite, ale delikatna koronka jej stanika była niemile widzianą przeszkodą. Chciałem ją poczuć i najwyraźniej się zgadzaliśmy, bo potrzeba ukryta w jej pocałunku prawie zbiła mnie z nóg. - To… musi zniknąć – rozkazała w moje usta. Pomogłem jej zdjąć biustonosz, powstrzymując jej drżące ręce. Przestrzeń pomiędzy nami wypełniła się jękami i błagalnymi szeptami, kiedy jej palce powędrowały w dół mojego ciała, by zacisnąć się wokół mojego penisa. Odsunąłem się, by razem z nią patrzeć na jej rękę poruszającą się po całej mojej długości. Dotykała mnie jakby to było dla nas coś nowego, jakby była zafascynowana tym jak doskonale pasowałem do jej dłoni, jakby odkrywała teksturę i kształt. Jej paznokcie delikatnie drapały, kciuk poruszał się powoli wokół główki. Zamknąłem oczy, doskonale czując każdy z palców, ciśnienie krwi i pożądanie, które sprawiały, że twardniałem. - Potrzebuję cię – wyszeptała, a jej ręce powoli powędrowały do mojej szyi, przyciągając mnie bliżej. Moje przyrodzenie spoczęło przy jej brzuchu i uniosłem wzrok, omiatając spojrzeniem jej twarz zanim skierowałem je na jej pełne wargi. Też jej cholernie potrzebowałem. Jednym szybkim ruchem uniosłem ją, przyciskając ją plecami do drzwi, a gdy owinęła nogi wokół mojej tali, przeszedł mnie dreszcz. Ustami musnąłem jej ramię, kiedy w nią wchodziłem, drżąc na otaczające mnie ciepło. Jej głowa opadła, a ręka przesunęła się na tył mojej głowy, by wplątać się we włosy.
~ 305 ~
- Wciąż tak jak za pierwszym razem? – zapytałem, ledwie zdolny do wyduszenia z siebie słów. - Tak – wysyczała, podczas gdy jej silne uda zacisnęły się na moich biodrach. Z twarzą ukrytą w jej szyi, zacząłem poruszać się w niej, przesuwając jej ciało po drewnie z każdym pchnięciem. - Wciąż pamiętam każdą sekundę… to jak wyglądałaś leżąc pode mną – wyszeptałem, ssąc delikatnie jej szyję. - Jak wyglądałeś, kiedy mnie pieprzyłeś. Jak to było wiedzieć, że to ja wyzwoliłam w tobie to spojrzenie – odrzekła zachłannie. Jej biodra spotkały moje i, jak zwykle, poruszaliśmy się w idealnej synchronizacji. - To było jak spełnienie każdej mojej fantazji – wysapałem, kochając to, że chwytała moje ramiona, włosy, każde miejsce, które mogła dosięgnąć. Teraz chciałem więcej, więc wszedłem głębiej, mocniej. Bella uniosła ręce do góry, na próżno szukając czegoś, co mogłaby chwycić. - Jeślibyś wziął mnie wcześniej, pozwoliłabym ci… mógłbyś mieć każdą cześć mnie jakiej byś zapragnął. - Nie mów tego – błagałem. – Nie mów mi, że mogłem mieć cię przez ten cały czas. Moja głowa opadła na jej ramię, a mięśnie zaczęły się napinać, gdy zaczęło się budować spełnienie. - Tak bardzo cię pragnęłam. A teraz jesteś mój. Teraz jesteś mój… Jestem. - Och Boże, kotku…. – sapnąłem, tak owładnięty jej słowami, że zacząłem drżeć. - Tam – wskazała. Rozumiejąc ją, na trzęsących się nogach zaniosłem ją do pobliskiej kozetki. Kiedy na niej usiadłem, natychmiast usiadła na mnie okrakiem. - Nie – zaczęła, kręcąc głową i dysząc. – Połóż się. – Poczułem, że jej dłonie pchają mocno moją klatkę piersiową i nagle plecami dotknąłem miękkiego aksamitu. Była idealna, kompletnie zatracona w rozkoszy, jaką dawały nasze połączone ciała. Przebiegła językiem po swojej dolnej wardze nim wzięła ją między zęby i zamknęła oczy w skupieniu, a jej włosy plątały się i opadały kaskadami na jej lśniącą skórę. Jej sutki muskały wnętrze moich dłoni, kiedy mnie ujeżdżała. Zanim je lekko ścisnąłem, wodziłem po nich palcami.
~ 306 ~
- Mocniej – wysapała, kładąc swoje ręce na moich, zachęcając bym ścisnął je pewniej. To w niej kochałem. To, że potrafiła powiedzieć mi czego chce, wziąć to, co należało do niej. Uniosła nogę, by oprzeć ją na moim ramieniu, a ten ruch sprawił, że znalazłem się głębiej. Było to prawie zbyt idealne, bym mógł to wytrzymać. - Dochodzę… dochodzę – wyjęczałem, panikując, że ona jeszcze nie była blisko. Przesuwając rękę pomiędzy nas, zakreśliłem okrąg na jej łechtaczce. – Jesteś blisko? - Kurwa, tak. Więcej. Wolną ręką chwyciłem ja mocno, unosząc jednocześnie biodra nad poduszki, by schować się w niej głębiej. - Tak, właśnie tak. Pochyliła się, a jej ręce znalazły się na mojej klatce piersiowej, wbijając paznokcie w moją skórę. Moje mięśnie zaczęły się napinać, a doznanie, gromadzące się w moich nogach i brzuchu, rozprzestrzeniło się teraz na całe ciało. Niskim i zdesperowanym głosem wyjęczała moje imię, gdy poczułem jak zaciska się wokół mnie. Wdzięczny, że mogę już odpuścić, zamknąłem oczy i z ostatnim pchnięciem, doszedłem wewnątrz niej. Opadła na moją pierś. - To było… - wydyszała, a jej oddech, owiewający moją wilgotną skórę, był prawie zimny. - Wiem – odrzekłem drążącym głosem. – Jak zawsze. – Otoczyłem ją ramionami. – Nie jestem pewny czy mogę chodzić. Roześmiała się a ja pocałowałem jej włosy, oddychając głęboko, próbując złapać oddech. Przebiegłem rękoma po jej nagich plecach, kochając te chwile perfekcji. - Zimno ci?- zapytałem, gdy poczułem jak przeszywa ją dreszcz. - Nie – odpowiedziała miękko, ukrywając małe ziewnięcie. Zachichotałem, siadając i biorąc ją ze sobą do masywnego, królewskiego łoża. Gdy ją położyłem, ułożyłem sie za nią, przyciągając ją do swojej piersi. - Kocham cię – wymamrotałem. Bella westchnęła i wtuliła się we mnie, odwracając głowę, by mnie miękko pocałować. - Nie mogę uwierzyć, że bierzemy ślub – powiedziała z uśmiechem w głosie. - Wiem – odrzekłem, ustami muskając jej kark, a potem szczękę. – Nie mogę uwierzyć, że udało mi się sprawić, że powiedziałaś “tak”. Znów się zaśmiała i ten dźwięk wciąż był dla mnie najbardziej idealną rzeczą. Patrzyłem, jak uniosła rękę, podziwiając pierścionek na swoim palcu.
~ 307 ~
- Będziemy państwem Cullen – powiedziała cicho i poczułem jak jej policzek uniósł się w uśmiechu. - Mój Boże – wyszeptałem, odwracając jej głowę, aby móc odnaleźć ponownie jej usta. - Ja... Ja nie miałem... - Wiem – odpowiedziała. - Ja też. Pozwoliłem wyobrażeniu o jej imieniu połączonym z moim nazwiskiem przepłynąć przez mój umysł ponownie i jeszcze raz, całkowicie nieprzygotowany na to, jak mogę się dzięki temu poczuć. Nagle wszystko wydało się takie realne. Pobierzemy się. Któregoś dnia będziemy mieć dzieci. Na przekór wszystkim tym przeszkodom, jakie świat stawiał nam na drodze, które sami postawiliśmy na naszej ścieżce, pokonaliśmy je. Ukochana zgodziła się zostać moją, a ja należałem do niej. Wyobraziłem sobie, jak to będzie widzieć ją w ciąży z moim dzieckiem, wspólnie budować rodzinę. Narzeczona sprawiła, że zdałem sobie sprawę, jak bardzo pragnąłem tych rzeczy, jak podekscytowany byłem na myśl o naszym nowym wspólnym życiu. - Kiedy chciałabyś, abyśmy się pobrali? - zapytałem. Moje palce znaczyły ślad w górę i w dół ramienia Belli. Dziewczyna przez moment pozostała cicho, nim udzieliła odpowiedzi. - Sądzę, że tego lata. - Odwróciła główkę w moją stronę, by na mnie spojrzeć. Nie za wcześnie? Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. - Poślubiłbym cię jutro, jeżeli byś się zgodziła – drażniłem się. - Ile dzieci chciałabyś mieć? - dopytywałem. Moja dłoń bezwiednie przesunęła się, aby spocząć na jej płaskim brzuszku. - Dwójkę – wyjawiła, następnie nieznacznie skinęła głową. - Niedługo? - zapytałem, przyciągając ją bliżej, podczas kiedy jej ręka przesunęła się, by spocząć na mojej. - Wkrótce. Odetchnąłem głęboko, czując po raz pierwszy w życiu pełnię, która rozpierała moją pierś. Zamrugałem powiekami, kiedy zaczęło ogarniać mnie wyczerpanie. Kobieta mojego życia ziewnęła i westchnęła cicho. Kciuk najdroższej odszukał oparcie na jej nowym pierścionku. Wyszczerzyłem się przy jej skórze odpływając w sen. Obudziłem się następnego ranka, stwierdzając, że moje ramiona otaczają poduszkę, zamiast mojej narzeczonej. Przecierając oczy i ocierając dłoń wzdłuż mojej
~ 308 ~
szorstkiej szczęki, usiadłem i rozejrzałem się dookoła po niezwykle chłodnym pokoju. Nie byłem przygotowany na oczekujący mnie widok. W drzwiach od balkonu, patrząc na obecnie puste ulice Paryża, stała ona. Siedziałem w milczeniu tyłem do wezgłowia łóżka. Prześcieradło spoczywało poniżej moich bioder, podczas gdy ja z podziwem przesuwałem wzrok po jej ciele. Narzeczona była całkowicie naga. Jej ręce rozpościerały się i chwytały mocno futryny. Jej plecy wygięły się w łuk, z chwilą gdy promienie słońca przesunęły się po jej gładkiej skórze o stonowanym odcieniu. Wczesne promyki słońca odbijały się w tym pojedynczym elemencie, jaki miała na sobie, w jej pierścionku zaręczynowym. Pukle ukochanej były spięte u góry, poskręcane na czubku jej głowy. Małe loczki opadały luzem i powiewały na zimnym powietrzu. Poruszyłem się cicho, aby stanąć za narzeczoną, uśmiechając się, kiedy jej ramię przeniosło się ponad głowę, aby zapleść się w moje włosy od tyłu. Otoczyłem prześcieradłem nasze nagie ciała, przyciągając ją i składając ciąg pocałunków wzdłuż szyi wybranki mego serca. - Dzień dobry – wyszeptałem, kochając sposób w jaki opierała się na mnie plecami. - Mmm. Dzień dobry. - Nie jest ci zimno? - zapytałem, zacieśniając mój uścisk, usiłując ogrzać jej zmarznięte ciało naprzeciwko mojego ciepłego. Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Zaczynało się robić trochę chłodno – odpowiedziała. - Jednak jest tak pięknie i czuję się tak... - zamarła i wskazała ręką na obraz za oknem. Wieża Eiffla stała naprzeciwko na tle przejaśniającego się paryskiego nieba. Wiedziałem dokładnie, co ma na myśli. Moja dłoń przeniosła się powoli w dół jej ciała, znajome krzywizny i łagodne linie przywoływały mnie, abym badał dalej, jednak spoczęła dokoła jej tali. Położyłem podbródek na jej ramionach i obserwowałem świat, który budził się do życia za naszym oknem. Czuły uśmiech spowodował uniesienie się jej policzków przy mnie. Zamykając oczy, domagałem się kolejnego pocałunku z drugiej strony jej szyi, drżąc nieznacznie, podczas gdy zalały mnie wdzierające się emocje. Trwałem tam, wypełniając płuca znajomymi zapachami, za którymi tęskniłem. Moje wargi muskały jej skórę dalej, mając świadomość, że wszystko co na tym świecie miłuję, mam właśnie tutaj, w swoich ramionach. - Kocham cię – wyszeptała. Dłoń Belli spoczęła na mojej. - Le cœur a ses raisons... – wymruczałem przy jej ciele, mając zamknięte oczy i w pełni rozumiejąc głębię tych słów.
~ 309 ~
- Serce poosiada własne powody... – wypowiedziała miękko, idealnie przekładając moje słowa. - Que la raison ne connaît pas. - Uśmiechnąłem się, czekając na jej kontynuację. - Których przyczyny nie mają znaczenia.
~ 310 ~