24 downloads
64 Views
8MB Size
1|This Life
Prologue . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
5
Chapter 30 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
394
Chapter 1 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
7
Chapter 31 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
412
Chapter 2 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
18
Chapter 32 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
430
Chapter 3 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
28
Chapter 33 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
448
Chapter 4 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
39
Chapter 34 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
463
Chapter 5 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
51
Chapter 35 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
482
Chapter 6 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
65
Chapter 36 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
496
Chapter 7 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
82
Chapter 37 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
511
Chapter 8 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
96
Chapter 38 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
530
Chapter 9 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
109
Chapter 39 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
547
Chapter 10 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
121
Chapter 40 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
569
Chapter 11 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
136
Chapter 41 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
581
Chapter 12 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
147
Chapter 42 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
597
Chapter 13 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
158
Chapter 43 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
613
Chapter 14 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
170
Chapter 44 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
642
Chapter 15 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
182
Chapter 45 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
656
Chapter 16 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
194
Chapter 46 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
672
Chapter 17 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
205
Chapter 47 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
689
Chapter 18 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
217
Chapter 48 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
706
Chapter 19 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
227
Chapter 49 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
721
Chapter 20 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
240
Chapter 50 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
733
Chapter 21 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
251
Chapter 51 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
748
Chapter 22 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
264
Chapter 52 . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
762
Chapter 23 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
277
Epilogue . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
778
Chapter 24 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
288
Chapter 25 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
304
Chapter 26 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
327
Chapter 27 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
343
Chapter 28 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
366
Chapter 29 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
276
Autor: CaraNo Tlumaczenie: Karolisia90 & Revessa & Graaafa Beta & oprawa: Klaudiaaa90 2|This Life
This Life Świat jest trochę inny.
Czy nadal mamy BritneySpears, promującą swoje dziewczęce kawałki w brukowcach? Oczywiście, że tak. Mamy wszystko w tym świecie. Mamy Twittera, Facebooka, a także wszystkie inne, tego typu gówna.
Jest rok 2010, a świat jest nowoczesny… ale nadal istnieją tacy, którzy utrzymują stare tradycje. Znajdziecie takich ludzi w małych miasteczkach.
Miasteczkach takich jak… Forks.
W Stanach Zjednoczonych nielegalne dla dziewczyny jest robienie czegokolwiek bez zgody jej ojca.
Istnieje zalecanie się. Są aranżowane małżeństwa.
Od dziewczyny z… powiedzmy… Forks oczekuje się, że będzie szanowała swojego ojca. Będzie gotowała. Będzie sprzątała.
Nigdy nie przeklnie i nie podniesie głosu.
Świat jednak się zmienia, i chociaż nadal istnieje prawo, dotyczące dziewczyn, aby były posłuszne swoim ojcom, większość z nich daje swoim dzieciom wolność, aby robiły to, co chcą. Ojciec BritneySpears najwyraźniej dał swojej córce zbyt dużo wolności, nie sądzicie?
Takiego typu dziewczyn nie znajdziecie jednak w Forks.
Więc, jeśli jesteś dziewczyną z miasta, takiego jak Forks, lepiej trzymaj buzię na kłódkę, twoje pyskowanie, twoje ironiczne uwagi… ukrywaj przed najukochańszym tatusiem. Och, i
3|This Life
lepiej traktuj swojego przyszłego męża z należytym mu szacunkiem.
Należytym mu szacunkiem… tak… ale co się stanie, jeśli Rose i Bella nie sądzą, aby ich przyszli mężowie zasługiwali na szacunek?
4|This Life
Bella POV Słowa odbijały się w mojej cholernej głowie przez ostatnich kilka godzin. – Marie Swan, jesteś aresztowana… Byłam wkurwiona. Rose także była wkurzona. To oczywiste. A teraz zostałyśmy rozdzielone. Siedząc w celach z kajdankami, podrażającymi naszą skórę. Edward i Emmett zapłacą nam za to. Przysięgam na Boga, zapłacą nam za to. Drzwi do mojej celi otworzyły się. – Pani Swan, Ryan Denali tu jest, ogłaszając, że jest twoim prawnikiem. Czy to prawda? – zapytał mężczyzna. Och, do jasnej… Ryan Denali. Ten skurwiel. Zamierzam zranić go jeszcze raz. – Tak, to prawda – odpowiedziałam. – W takim razie chodź ze mną – powiedział mężczyzna. Podążyłam za nim, ponieważ nie miałam wyboru, czyż nie? Facet trzymał mnie za ramię, wiecie. Weszliśmy do pokoju. Znałam ten typ pomieszczeń. Pokój z lustrem weneckim w środku. I biurkiem. I dwoma krzesłami. Zostawiono mnie tam. Samą. Dlatego posadziłam swój tyłek na jednym z tych krzeseł. Drzwi otworzyły się i oto pojawił się on. Ubrany jak spod igły.
5|This Life
Ryan Denali, zakpiłam wewnętrznie. Wszedł do środka, mając cel i będąc pewnym siebie mężczyzną, którym na ogół był i wtedy to zobaczyłam. Zobaczyłam maleńki uśmiech, igrający na jego ustach. Rozbawiony, pierdolony bękart. – Pani… Swan – powiedział gładko, siadając naprzeciwko mnie. – Jestem tu, aby pomóc. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam, że to on był tym, który mnie wybawia… kiedy chciałam kopnąć go w jaja. I ponieważ chciałam zetrzeć to zadowolenie z jego pierdolonej twarzy, uniosłam ręce i położyłam je na stole… upewniając się, że mój czwarty palec u lewej dłoni był bardzo widoczny. Zauważył. Gdy otwierał swoją teczkę, aby wyjąć z niej gówniany plik papierów, zauważył mój ruch. Zmarszczył na chwilę brwi, obserwując mój palec, a ja parsknęłam. Dokładnie, ty kutasie. Nie ma pierścionka.
6|This Life
Bella POV – Dziewczyny, słyszałyście ostatnią miejską plotkę? – zapytała Alice przyciszonym głosem, gdy siadała przy stoliku na lunchu. Rose i ja przewróciłyśmy na nią oczami. Jak zwykle. Taka po prostu była Alice. Była energiczną dziewczyną w fantazyjnych ubraniach i żywych kolorach, a Rose i ja byłyśmy dziewczynami, trzymającymi z nią… ubranymi w znoszone, tanie stroje w nudnych i stłumionych odcieniach.
– Jestem pewna, że zaraz nas oświecisz – odpowiedziała oschle Rose.
7|This Life
I Alice, nieporuszona naszym brakiem zainteresowania, oświeciła nas. – Mówią, że rodzina Cullenów przyjeżdża do Forks i że dwóch synów będzie tu, aby wybrać sobie żony. Westchnęłam, zanim wzięłam łyk mojej wody. Co za absurd. Wszyscy oczywiście znaliśmy rodzinę Cullenów. Carlisle i EsmeCullen, on będący szacowanym chirurgiem, ona – oddaną panią domu… i oczywiście ich dwóch synów, Emmett i Edward. Z zewnątrz byli oni najlepszymi ludźmi, jakich można było spotkać; wykształceni, bogaci, grzeczni, chodzący do kościoła. Nawet chłopcy w ichdwudziestocztero i dwudziestopięcioletniej chwale – z Emmett’em, będącym tym starszym, chodzili na msze w każdą niedzielę, będąc dobrymi katolikami, za jakich chcieli uchodzić. Odbywały się u nich herbatki i benefity. Występowały panie w eleganckich kostiumach i dużych kapeluszach, jak u Jackie Kennedy i cały ten kram. Ale, tak jak mówiłam, tak było z zewnątrz. Za zamkniętymi drzwiami wszyscy byli powiązani z rodziną Masenów z Chicago. Zorganizowana grupa przestępcza, pochodząca z Irlandii. To były tylko plotki, ale będąc córką szeryfa policji, wiedziałam lepiej, tak samo Rose i Alice. Poza tym nigdy nie znaleziono dowodu, łączącego ich zbytnio z Masenami, ale było zbyt wiele zbiegów okoliczności. Zaczynając od tego, że nazwisko panieńskie Esme to Masen. A Edward Cullen nazywa się tak samo, jak przywódca Masenów; Edward Masen. – Nie rozumiem, dlaczego mieliby opuszczać Seattle – powiedziała Rose, wyrywając mnie z moich wewnętrznych rozważań. – Tu nie o to chodzi – syknęła Alice. – Chodzi o to, że przyjeżdżają tutaj, aby wybrać sobie żony! – Och, daj spokój, Ali – zachichotałam. – Nie przyjadą kręcić się koło liceum, aby to zrobić. Prawdopodobnie pojadą do college’u w Port Angeles. – Nie jestem tego taka pewna – wymamrotała cicho. – Twój tata i zastępca Whitlock rozmawiali o tym, gdy byłam tam dziś rano. Ach, tak, Alice podkochiwała się w synu zastępcy Whitlocka, Jasperze, który był w college’u, aby samemu zostać oficerem policji i kochała odwiedzać komisariat, aby zdobyć najświeższe informacje o Jasperze. – Mówisz o tym tak, jakby to nie była po prostu błąkająca się plotka, Ali – powiedziała 8|This Life
Rose. – Czy naprawdę usłyszałaś coś, czym można by się było przejąć? Alice miewała tendencje do przesadzania, ale nie rozumiałam, dlaczego aż tak zareagowała na coś takiego. Mężczyźni ze znaczących rodzin, często przyjeżdżają do małych miast, takich, jak nasze, aby wybrać sobie żonę i z pewnością Cullenowie będą chcieli wybrać sobie naiwną, małomiasteczkową dziewczynę za żonę, ale kurwa, my miałyśmy jedynie po siedemnaście lat. Oni będą szukać żon w odpowiednim wieku, kogoś, kto jest już gotowy, aby urodzić im dzieci. Nie, żeby siedemnastolatka nie mogła tego zrobić, ale nadal, jesteśmy tylko dziewczynami. Nie kobietami. Jessica była ostatnią dziewczyną, którą stąd zabrano, gdy rok temu, Mike Newton przyjechał do naszego miasta. On, dwudziestosiedmioletni bankowiec, przyjechał tu tylko w jednym celu – podobnie jak inni mężczyźni w jego sytuacji – aby znaleźć żonę. Ale tak jak powiedziałam, to było rok temu i od tamtej pory w żadnym college’u w pobliżu, nie słychać było o innych przyjezdnych. Tym bardziej w liceum, w Forks. Odpowiedź Alice sprowadziła mnie na ziemię. – Charlie i Peter rozmawiali o tym, że Carlisle najwyraźniej został dyrektorem naszego szpitala. – I co ma to wspólnego z szukaniem żon? – zaśmiała się Rose. – To oznacza, że będą tu przez jakiś czas mieszkać. I nie po to, aby szybko kogoś znaleźć – powiedziała Alice. – To oznacza, że Emmett i Edward przeprowadzą się tu z rodzicami. – Nadal nie rozumiem.– Zmarszczyłam brwi. – Skąd wiesz, że przyjadą z rodzicami? Może zostaną w Seattle. Wtedy Alice spojrzała w dół. Rose i ja wiedziałyśmy, co to oznacza. To oznaczało, że Alice ma takie przeczucie. Oczywiście zwykle miała rację, ale to było już zbyt wiele.
***
Rodzina Cullenów przyjechała do miasta i wszyscy mogliśmy zobaczyć ich drogie samochody, z przyciemnianymi szybami. Minęły dwa tygodnie, ale do tej pory widziałyśmy tylko samochody. Och, i Carlisle’aCullena, który zaczął pracować w szpitalu. Ale nie było ani śladu pozostałych trzech Cullenów. Jedyne, co świadczyło o ich obecności, to tablice rejestracyjne na samochodach, 9|This Life
które zawierały w sobie jakąś formę ich nazwiska, a jeździli jak do tej pory czarnym Mercedesem, czarnym Astonem Martinem, czarnym Jeepem i czarnym BMW.
Tak, wszystkie były czarne. Przypuszczam, że BMW należy do Esme, ponieważ ten samochód był głównie widywany w drodze do, lub ze sklepu spożywczego, a żaden mężczyzna tam nie jeździ. To znaczy, to po prostu jest niedorzeczne.
***
– Tato, obiad gotowy! – zawołałam, gdy skończyłam nakrywać do stołu. Zdobyłam kilka nowych książek kucharskich i mam nadzieję, że tata zauważy mój postęp. Bóg jeden wie, że jest bardzo świadomy moich zbliżających się, osiemnastych urodzin, co oznacza, że będę bardziej atrakcyjna dla możliwych konkurentów. Umiejętność
10 | T h i s L i f e
gotowania jest zdecydowanie czymś, czego mężczyźni pragną. – Dobrze pachnie, kochanie.– Tata uśmiechnął się szeroko, gdy wszedł do kuchni. Kiwnęłam głową w podziękowaniu, zanim nałożyłam mu potrawę na talerz. Kochałam gotować dla Charliego i kochałam się nim opiekować, zwłaszcza, odkąd nie miał obowiązku zająć się mną, gdy Renee odeszła. Nawet jej nie pamiętałam. Tata mógł oddać mnie komuś do adopcji, ale tego nie zrobił. – Zrobiłam ci deser brzoskwiniowy – dodałam miękko, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Nie odpowiedział, gdyż miał pełne usta duszonego kurczaka, ale posłał mi doceniający uśmiech i puścił mi oczko. – To jest naprawdę pyszne – sprawił mi komplement, zanim napił się swojego mleka. – Nie robiłaś tego wcześniej, prawda? Zauważył, pomyślałam, uśmiechając się do siebie. – Nie, wypożyczyłam kilka książek kucharskich z biblioteki, a wiem, że lubisz curry, więc pomyślałam, że spróbuję przyrządzić coś takiego. – Pewnego dnia będziesz wspaniałą żoną.– Uśmiechnął się szeroko, zanim wrócił do jedzenia. Właściwie to w to nie wątpiłam. Wiedziałam, co lubią mężczyźni i sprawiało mi radość opiekowanie się ludźmi. Moją jedyną obawą było to, że Charlie zaakceptuje złego konkurenta. Rose i ja często kłóciłyśmy się na ten temat. Ona nie chciała wychodzić za mąż. W ogóle. Była zbyt uparta i sukowata, aby nawet to rozważyć. Nie, żeby miała na to jakiś wpływ, oczywiście i sam Bóg wie, jak błagająco potrafi patrzeć na swojego ojca, który niechętnie odprawił już kilku jej konkurentów. Ja, z drugiej strony… oczywiście, chciałam wyjść za mąż. Jedyną rzeczą, jakiej nie chciałam, to aby oczekiwano ode mnie, że się zamknę. Nadal potrafię myśleć i mam własne opinie. Mogę mieć jedynie nadzieję, że mój przyszły mąż nie będzie tyranem, ponieważ cholernie dobrze wiem, że tacy istnieją. Do tej pory miałam tylko dwóch konkurentów o moją rękę, ale na szczęście Charlie przejrzał ich obu i stwierdził, że żaden z nich nigdy nie będzie w stanie o mnie zadbać. Najpierw był Tyler – chłopak ze szkoły – który jest tylko rok starszy ode mnie i nie zamierza iść do college’u, więc tata szybko go odrzucił. Później był RileyBiers, dwudziestoletni mężczyzna, który nie był nieatrakcyjny, i nawet był już w szkole prawniczej, kończąc 11 | T h i s L i f e
wcześniej szkołę przygotowującą na kierunek prawa. Ale Charlie nie polubił pomysłu mojej przeprowadzki do Californii, więc po raz kolejny odpowiedział „nie”. Ale wiem, że pojawi się więcej konkurentów w przyszłym miesiącu, gdy skończę osiemnaście lat. Właściwie to już się obawiałam kilku z nich, których znałam ze szkoły. To znaczy, wiem, że jestem ładna, i wraz z Rose i Alice jesteśmy popularne, jak przypuszczam, i dochodzi do tego jeszcze fakt, że nasza trójka jest bardzo skrupulatna, jeśli chodzi o nasz wygląd. To wszystko dzięki matce Alice, Mary, która zaczęła nas przygotowywać do dorosłego życia i do tego, czego się od nas oczekiwało. W skład tego wchodzi odpowiednie ubieranie się, dbanie o włosy, malowanie paznokci, depilacja, jak być miłą i grzeczną, jak prosić, itp. Weźmy na przykład gotowanie. To Mary poradziła nam, abyśmy rozwijały tę umiejętność. Jedyną, która jej nie słuchała, była Rose. Naszym problemem jest trzymanie się z Alice i jej matką, widząc, że mają mnóstwo pieniędzy, aby kupować sobie wspaniałe stroje. Rose i ja nie miałyśmy. Ja, na przykład, posiadam dwie pary dżinsów, dwie pary butów, jedną kurtkę i kilka topów i koszulek. I wierzcie mi, moje czarne tenisówki są już naprawdę mocno znoszone.
***
– Mam popieprzone wieści.– Westchnęła ciężko Rose, gdy cała nasza trójka usiadła na lunch. Nie było jej ze mną cały dzień, ale nasza trójka nigdy nie miała w poniedziałki żadnych lekcji razem, więc wiedziałam, że czekała tu na nas. – Co się dzieje? – zapytałam. – Podszedł do mnie jeden z braci Cullen– przyznała cicho. Zabolało mnie serce z jej powodu, gdy zobaczyłam łzy w jej oczach. – Och, Rose– wyszeptała smutno Alice. – Co się stało? – Przyjechał pod mój dom – powiedziała jadowitym tonem. – Widziałam jego Jeepa każdego dnia od tygodnia, a wczoraj zaparkował go przed moim domem.
12 | T h i s L i f e
Kurwa. To nie może być nic dobrego. Ale pomyślałam, że to dziwne, ponieważ Jeep był samochodem, który widywałam najrzadziej. Zwykle widziałam czarne BMW lub Astona Martina. – Czy on…? – zasugerowała cicho Alice. Rose kiwnęła głową z pokonaniem. – Tak. EmmettCullen poprosił mojego ojca, czy może się ze mną spotkać. Och, Boże. – Ale na pewno twój ojciec odmówił Cullenowi– powiedziałam. – Właśnie, że nie – odpowiedziała, a łzy zaczęły płynąć po jej twarzy. – Spotykam się z nim dzisiaj wieczorem, na naszą pierwszą, tradycyjną randkę. – Kurwa – wymamrotała Alice i zaskoczyło to zarówno Rose, jak i mnie, ponieważ rzadko używała brzydkiego języka. Jedyne, co mogłam zrobić, to pocieszyć Rose. Nic więcej. Beznadzieja. Poczułam jednak ogromną ulgę, że mój ojciec jest szeryfem policji. Żaden Cullen nigdy się mną nie zainteresuje.
***
Gdy wyszłam po szkole do domu, nic nie mogłam poradzić na to, że myślałam o tym, co to wszystko oznaczało dla Rose. Jeżeli EmmettCullen zdecyduje się na Rose, czy będzie musiała opuścić Forks? Czy przeprowadzą się do Seattle? Czy będzie dla niej dobrym mężem? Wszyscy wiedzieliśmy, jak wyglądają Cullenowie. Często występowali w czasopismach
13 | T h i s L i f e
i artykułach, dotyczących ich „ciężkiej pracy” i nie można było zaprzeczyć, że są atrakcyjnymi ludźmi. I, kurwa, Edward Cullen jest wspaniały, ale jest w tym też coś więcej. To znaczy, przecież ci ludzie są kryminalistami. A jedna z moich najlepszych przyjaciółek może skończyć, jako żona jednego z braci… Wzdychając do siebie, odepchnęłam od siebie te myśli, gdy dotarłam do swojej ulicy. Zatrzymałam się jednak natychmiast, gdy zobaczyłam lśniącego Astona Martina. Zaparkowanego dokładnie przed moim domem.
Mogłam poczuć, że zrobiłam się cała blada, zanim uświadomiłam sobie, że nie ma szans, aby mój ociec zgodził się na cokolwiek, co ten mężczyzna może mu zasugerować. Prawdopodobnie był to Edward, jeśli Emmett startował do Rose. Pewnie siebie otworzyłam drzwi i podążyłam za głosami, które należało do mojego taty i… Edwarda Cullena.
14 | T h i s L i f e
O rzesz kurwa, zdjęcia nie oddają mu sprawiedliwości. Miał na sobie modne buty, czarne, eleganckie spodnie i czarną, rozpiętą na górze koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i siedział sobie w naszej obszarpanej kuchni. Dokładnie naprzeciwko mojego, marszczącego brwi ojca. Och, Boże, jego twarz była taka… boska. Nie ma innego sposobu, aby opisać Edwarda Cullena. I był wysoki. Bardzo wysoki i szeroki w ramionach. – Isabello.– Tata przywitał mnie szorstko. – To jest Edward Cullen. Edwardzie, to jest moja jedyna córka, Isabella. Nie, nie był w najlepszy nastroju, zwłaszcza, jeśli użył mojego pełnego imienia. Wiedziałam, że mogę liczyć na mojego tatę. Oddychając z ulgą, podeszłam do nich. – Miło cię poznać, panie Cullen– powiedziałam grzecznie, podając mu rękę. – Cała przyjemność po mojej stronie – wymruczał, wstając, aby potrząsnąć moją dłonią. – I proszę, mów mi Edward. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz w tym krótkim momencie, gdy podaliśmy sobie dłonie, i to było… jego głos, jego iskrzące oczy, i zdecydowanie jego delikatny, ale pewny dotyk. I mój Boże, był wysoki. Z pewnością był wyższy ode mnie o jakieś trzydzieści centymetrów. Biorąc głęboki wdech, wróciłam do rzeczywistości. – Czy jest coś, co mogę dla was zrobić? – zapytałam ich, gdy Edward ponownie usiadł. – Właściwie, to usiądź z nami, kochanie – powiedział tata. Nie byłam na to przygotowana. Może to nie miało w ogóle mnie dotyczyć, ponieważ pierwsza wizyta mężczyzny zawsze odbywa się bez obecności dziewczyny. – Okay – odpowiedziałam cicho, gdy zajęłam miejsce obok niego. Poczułam spojrzenie Edwarda na mnie, podczas gdy ja patrzyłam wszędzie, byle nie na niego. – Edward poprosił mnie, aby mógł spędzić z tobą trochę czasu – powiedział Charlie, wpatrując się w Edwarda zimnym spojrzeniem. Ciężko przełknęłam. – Aby zobaczyć, czy jesteś partią, jakiej szuka – dodał tato, tak jakby słowa te smakowały wyjątkowo obrzydliwie. – Z całym szacunkiem, szeryfie Swan, ale nie to powiedziałem – powiedział gładko 15 | T h i s L i f e
Edward. Kolejny dreszcz, którego nie potrafiłam zrozumieć, przeszedł przez moje ciało. Tata parsknął i skrzyżował ramiona na piersi. – Nie, ty powiedziałeś, że już wiesz, że moja dziewczynka jest odpowiednią dla ciebie partią.– Ostatnie słowo warknął. Ja… nie wiedziałam, co powiedzieć. Oczywiście mój tata mu odmówi, prawda? Ale nie rozumiałam, dlaczego Charlie był taki zły. Nie mógł po prostu powiedzieć „nie” i skończyć z tym. – Tak powiedziałem – wymruczał Edward i ponownie poczułam jego spojrzenie na mnie. Przez pełną minutę było cicho, aż zdecydowałam się przerwać te widoczne napięcie. – I co na to odpowiedziałeś? – zapytałam cicho tatę. Wstrzymałam oddech, gdy ramiona Charliego opadły. Nie, to nie możliwe. Zerknęłam na Edwarda i zauważyłam, jak promieniował pewnością siebie i władczością, czymś, co zawsze myślałam, że Charlie ma aż w nadmiarze, ale obserwując Edwarda… było całkiem widoczne, że ma ich więcej, niż mój ojciec. W jakiś sposób Edward Cullen miał więcej mocy, niż mój ojciec, który był szeryfem policji. I chociaż na jego twarzy nie było protekcjonalnego uśmieszku, czy choćby śladu samozadowolenia, Edward wiedział, jak bardzo jest ponad moim ojcem. – Odpowiedziałem „tak”.– Westchnął ciężko tata. Przełykając ciężko, jak cholera, kiwnęłam głową, w połowie z pokonaniem, w połowie ze zrozumieniem. Zastanawiałam się, dlaczego tato się zgodził. Zastanawiałam się, jak mógł zrobić coś takiego, wiedząc tak dużo o tej rodzinie i o tym, z kim są powiązani. – Spędzisz z Edwardem piątkowy wieczór – poinformował mnie głosem wypranym z emocji. – Przyjedzie po ciebie o siódmej i przywiezie z powrotem o dziesiątej. Och, Boże. To… trzy godziny sam na sam z kryminalistą! – Okay – wyszeptałam, patrząc w stół. Jak to się stało?
*** 16 | T h i s L i f e
– Bello! Podniosłam wzrok z chodnika i zobaczyłam Alice iRose na szkolnym parking. Podeszłam do nich, mając taki sam, ponury wyraz twarzy, jak Rose i kiedy zobaczyłam papierosa w jej dłoni, zapragnęłam go. Potrzebowałam go. Bardzo. – Poczęstujesz mnie jednym? – wymamrotałam, wskazując na papierosa. Rzadko paliłam. Jedynie wtedy, gdy nasza trójka była sama, ale dzisiaj… dzisiaj było co innego. – Znam ten wyraz twarzy.– Rose zmarszczyła brwi, oferując mi papierosa. – Opowiadaj. Po zapaleniu i mocnym zaciągnięciem się dymem, wypuściłam powietrze, nieznacznie się odprężając. – Edward Cullen.– Było jedynym, co powiedziałam. Rose kiwnęła głową w zrozumieniem. Alice sapnęła z przerażenia. – Omińmy pierwszą lekcję – westchnęła Rose, wskazując na stoły piknikowe naprzeciwko parkingu. Poszłyśmy w ciszy w ich kierunku. – Spotkałaś się wczoraj z Emmettem? – zapytałam cicho, gdy usiadłyśmy. Rose kiwnęła głową i zaciągnęła się papierosem, zanim odpowiedziała. – Zabrał mnie na obiad do Port Angeles. Strząsając niewidzialną nitkę z moich czarnych spodni, jedynie kiwnęłam głową. – Był dziwny – burknęła Rose. – Co masz na myśli? – zapytała zaciekawiona Alice. – Wydawał się zbyt miły i zbyt, cholernie szczęśliwy, że zastanawiałam się, czy się nie naćpał. – Może tak było – zachichotałam bez humoru. Nawet nie chciałam myśleć o mojej nadchodzącej randce z Edwardem Cullenem.
17 | T h i s L i f e
Bella POV Reszta tygodnia minęła zbyt szybko. Widywałam kilka razy Astona, należącego do Edwarda, zaparkowanego przed szkołą, tak samo jak Rose,Jeep’aEmmett’a, zaparkowanego obok. I tak, jak się obawiałyśmy, Emmett chciał się zobaczyć z Rose ponownie. Kilka razy pytałam tatę, dlaczego odpowiedział Edwardowi „tak”, ale nie odpowiedział. Jedynie chrząkał, zanim wychodził z pokoju. Wtedy nadszedł piątek. A nadszedł o wiele za szybko. Ubrana w czarne dżinsy i ciemnoniebieski top, wymamrotałam pożegnanie do Charliego i założyłam kurtkę, zanim skierowałam się w stronę zaparkowanego Astona.
18 | T h i s L i f e
Skurwiel nawet nie zadzwonił do drzwi. Dlatego byłam zaskoczona, gdy wysiadł z samochodu, aby otworzyć mi drzwi po mojej stronie. – Isabello… wyglądasz oszałamiająco – wymamrotał, zanim podał mi swoją dłoń. Nie podobał mi się sposób, w jaki reagowałam na jego głos. Na jego słowa. Na jego dotyk. I musiałam walczyć z chęcią prychnięcia na to, że nazwał mnie oszałamiającą. Cała moja garderoba kosztowała prawdopodobnie mniej, niż jedna para jego butów. Uniósł moją dłoń do swoich ust, nigdy nie spuszczając ze mnie swoich iskrzących oczu, gdy przyciskał swoje miękkie wargi do moich kostek. – Dziękuję – odpowiedziałam cicho. Nienawidziłam tego, że był tak atrakcyjny. Tak uderzająco przystojny. Kiedy oboje już siedzieliśmy w jego sportowym samochodzie, uruchomił silnik i ruszył, nic nie mówiąc. Przez jakiś czas. Tak było, dopóki nie znaleźliśmy się za miastem i wyciągnął paczkę papierosów, po czym zapalił jednego i zapytał mnie, czy też chcę. Były firmy, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. – Nie palę – wymamrotałam cicho. – Oczywiście, że palisz. – Było jego odpowiedzią i mogłam usłyszeć śmiech w jego głosie. Oczywiście, pomyślałam. Prawdopodobnie widział, jak palę, gdy zachowywał się przez ten tydzień jak jakiś prześladowca. Rozdrażniona, zdecydowałam, że będę tego wieczoru całkowicie sobą i gdy to postanowiłam, wzięłam oferowanego papierosa. Zobaczy i usłyszy całą mnie. Nie będę ukrywać swojej pogardy. Nie będę grzeczna. Nie będę powstrzymywać się od używania brzydkiego języka. Nie będę starała się mu zaimponować, jak tego oczekiwał. Będę sobą. Szczerze. Edward nacisnął guzik i moje okno otworzyło się. Skupiłam się na nikotynie, uspokajającej mnie. – Jaki rodzaj muzyki lubisz, Isabello? Naprawdę? Czy on jest poważny? Tak jakby go to obchodziło. – Klasyczną i rock – westchnęłam. 19 | T h i s L i f e
Nie zapytałam grzecznie, czego on słucha. Zamruczał w odpowiedzi i usłyszałam, jak mocno zaciąga się swoim papierosem. Wtedy włączył swoje stereo. Jęknęłam wewnętrznie. To był Chopin. – Lubisz chodzić do szkoły? – Było jego następnym pytaniem. Moja szczera odpowiedź będzie wprost idealna, skoro Cullenowie są takimi wykształconymi ludźmi. Zwalczyłam chęć parsknięcia, gdy odpowiadałam. – Nie. Był cicho przez kilka minut, ale mogłam zauważyć, że intensywnie nad czymś myśli. Nie, żebym obserwowała jego twarz, ale jego kostki były białe od tak mocnego ściskania kierownicy. – Jesteś religijna? – Nie – westchnęłam, wyrzucając peta przez okno. Cisza. Czułam się dobrze. Naprawdę dobrze. Zostawi mnie tak szybko po tym wieczorze, że nawet nie zauważę, jak będzie odjeżdżał. – Mój brat jest całkiem zainteresowany twoją przyjaciółką. Przełknęłam ciężko, ściskając zęby. – Odbędą się zaręczyny – dodał. Och, Boże. Patrząc przez okno, powstrzymywałam łzy. Jeżeli ojciec Rose się nie sprzeciwi, Rose zostanie panią Cullen. – A ty skończysz niedługo osiemnaście lat, prawda? Kurwa. Nie. Nie. Nie. Nie może. – Trzynastego września – wyszeptałam, nie ufając swojemu głosowi. Zobaczyłam, jak kiwa głową. Wtedy wkurwiłam się. Naprawdę, cholernie się wkurwiłam. – Dlaczego nie starasz się o dziewczyny w swoim wieku? – zapytałam, w końcu na niego patrząc. – I dlaczego przyjechałeś aż do Forks?
20 | T h i s L i f e
W pewnym sensie znałam odpowiedź na ostatnie pytanie, ponieważ świat się zmieniał i wiedziałam, że wielu rodziców daje swoim córkom wolny wybór, i to byli nowocześni ludzie. Ludzie, żyjący w dużych miastach. Skurwiel się uśmiechnął. – Przyjechaliśmy do Forks, ponieważ lubimy stare tradycje. A co do twojego pierwszego pytania; ponieważ większość dziewczyn w moim wieku uprawiało już seks, Isabello. Ja… nie mogłam, kurwa, uwierzyć w to, co słyszę. A więc on i jego brat polowali na dziewczyny z liceum… ponieważ były dziewicami? – Nie wierzymy w seks przedmałżeński – kontynuował. – I nie chcę, aby mój pierwszy raz odbył się z dziewczyną, która oddała swoje dziewictwo innemu mężczyźnie. O rzesz kurwa. Nie wiedziałam, co zszokowało mnie bardziej; fakt, że ten cholernie potężny Edward Cullen był dwudziestoczteroletnim prawiczkiem, czy że nie wierzył w seks przedmałżeński. Oczywiście ja także w to nie wierzyłam, ale miało to gówno wspólnego z religią. Moje dziewictwo jest dla przyszłego męża, ale pieprzcie mnie, jeśli pomyślałam, że oddam je kryminaliście Cullenów. Jedna rzecz była jednak pewna. Nie chciałam wyjść za Cullena. – Więc, jedynym powodem, że spotykasz się z dużo młodszą dziewczyną od siebie jest to, że dziewczyny nie pozwalają się pieprzyć, zanim skończą osiemnastkę? – zapytałam niedowierzająco. Edward zaśmiał się. On się ze mnie, kurwa, śmiał. – Lubię cię, Isabello – zachichotał. – Będę musiał pokochać te niewyparzone usta, eh? Szczęka mi opadła. Skurwysyn, pomyślałam, gdy ponownie skierowałam swoje spojrzenie na okno. – I tak. To jest powód – odpowiedział po chwili. – Ale ani ja, ani mój brat nie zadowolilibyśmy się dziewczyną jedynie dlatego, że byłaby dziewicą. – Naprawdę? – zapytałam sucho, przewracając oczami. – Oczywiście tak to brzmi. – Mm, ale się mylisz – wymruczał. – Jestem pewien, że zauważyłaś mój samochód więcej, niż raz… Tak samo jak Rosalie zauważyła samochód mojego brata. Nie lubiłam tego, że wypowiedział imię mojej przyjaciółki. – To się nazywa prowadzeniem dochodzenia – rozwinął. – Chcieliśmy wiedzieć tak dużo, jak to tylko możliwe, zanim pójdziemy do waszych ojców. Bękart. 21 | T h i s L i f e
– I czego się dowiedzieliście? – zapytałam, nadal na niego nie patrząc. – Wystarczająco, aby wiedzieć, że znaleźliśmy nasze przyszłe żony. Jego słowa odbiły się echem w mojej głowie, gdy zamknęłam oczy i zacisnęłam powieki. Nie. Proszę, nie. Samochód się zatrzymał i niewyraźnie zauważyłam, że zaparkowaliśmy przed restauracją w Port Angeles. Nie odzywał się, gdy otwierał mi drzwi. Nie odzywał się, gdy wprowadził mnie do restauracji. Nie odzywał się także, gdy byliśmy prowadzeni przez hostessę do stolika. Jedynym dowodem na jego obecność była dłoń, spoczywająca na moich plecach, a następnie to, jak pomógł mi zdjąć kurtkę. Czy ten chłopak będzie moim mężem? Niemożliwe, aby tata się na to zgodził! Ale wtedy przypomniałam sobie, że myślałam, iż nie zgodzi się także na pierwszą, tradycyjną randkę. – Czy mogę przyjąć państwa zamówienie na drinki? – zapytał kobiecy głos. Trzymałam spojrzenie utkwione w dole. – Poproszę piwo Murphy’s, a dla mojej randki proszę przynieść wódkę żurawinową. Co, do kurwy? Warknęłam, gdy tylko kelnerka odeszła i nie mogłam się powstrzymać od pytania siebie, skąd, do cholery, wiedział, że lubię tego drinka. To znaczy, mam tylko siedemnaście lat, co oznacza, że to było coś, co piłam jedynie, gdy byłam z Rose i Alice. Za zamkniętymi drzwiami. – Wiem o tobie bardzo dużo, Isabello. – Było jedynym, co powiedział, zanim podniósł swoje menu. – Zamierzasz rozpracować swoją przyszłą żonę? – zapytałam, upewniając się, że moje słowa przepełnione były jadem i sarkazmem. Odkładając swoje menu, splótł na stole palce ze sobą i obserwował mnie z rozbawionym wyrazem twarzy, który jeszcze bardziej mnie wkurwił. – Zaczynam kochać twój temperament. – Uśmiechnął się krzywo. Ponownie skupił się na karcie dań i dodał nonszalancko: – Jeżeli chodzi o to, co o tobie wiem; to się nazywa dociekaniem. Jestem po prostu dokładny i mam dostęp do wielu rzeczy. – Yeah, kryminaliści mają do tego skłonność – sapnęłam, podnosząc te cholerne menu. 22 | T h i s L i f e
On jedynie zachichotał, prawdopodobnie nie będąc nawet zaskoczonym moim komentarzem. Ten facet doprowadzał mnie do wściekłości. Nic nie wyprowadzało go z równowagi. Był cicho, aż przyniesiono nam jedzenie, a ja chciałam odpowiedzi. – Dlaczego ja? – zapytałam cicho, gdy już opróżniłam moją szklankę z drinkiem. Nie wahał się przed odpowiedzią. – Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem i kiedy cię zobaczyłem w dniu, gdy przyjechaliśmy do Forks, wiedziałem, że muszę dowiedzieć się o tobie więcej. Jesteś zarazem grzesznie seksowna i wyglądająca niewinnie. Jesteś dobra w gadce, ale teraz wiem, że pod twoją fasadą jesteś prawdopodobnie tak samo niewinna, jak ja. Jak… on śmie?! Wpatrując się w niego, zagotowałam się w środku. – Nie porównuj mnie do swojej podejrzanej dupy. Słyszałam o tobie, Edwardzie Cullen, a ja nie zadaję się z kryminalistami! Chłopak nie był w najmniejszej mierze poruszony moim wybuchem! – Niedługo będziesz, księżniczko. – Mrugnął do mnie. – Niedługo wyjdziesz za jednego. Sapnęłam z przerażenia, jak i z furii. – Nawet nie zaprzeczasz bycia kryminalistą? – Zapłaciłem za moje zbrodnie – powiedział sceptycznie, zanim powrócił do jedzenia. – Nic więcej nie mogę z tym zrobić. Nie mogłam jeść. Odrzucał mnie ten niegodziwy facet. Kilka minut później uspokoiłam się. Trochę. – Mój tata na to nie pozwoli – powiedziałam. Mam nadzieję, że tak będzie. – Nie byłbym tego taki pewien, gdybym był tobą – zachichotał. Był bardziej pewny siebie, niż ja. Dużo bardziej. Zaczynałam się bać, że… moje przeznaczenie zdecydowało za mnie. Ta myśl spowodowała, że moje oczy wypełniły się łzami. Czy nie było mi pisane coś więcej? Czy nie zasługiwałam na coś lepszego? – Nie dbasz w ogóle o to, że ja tego nie chcę? – wyszeptałam, gdy łzy spływały po mojej twarzy. Przechylił nieznacznie głowę i pomyślałam, że widzę w jego oczach troskę. Nawet, jeśli tylko przez sekundę. Potem zmarszczył brwi i studiował moją twarz. 23 | T h i s L i f e
Zastanawiałam się, co we mnie zobaczył. Oczywiście zobaczył moje załamanie. Mój strach i smutek. – Dbam – powiedział cicho, nadal marszcząc brwi. – Bardzo mnie to obchodzi i boli mnie, gdy widzę cię smutną… Ale jestem także pewny, że zmienisz zdanie. Byłam zbyt wyczerpana i zestresowana, żeby odpowiedzieć, więc spędziłam resztę kolacji w ciszy, po prostu przesuwając jedzenie widelcem po talerzu. Jazda powrotna do domu przebiegała także w ciszy i nie odezwał się, dopóki nie zaparkował samochodu przed moim domem. Dziesięć minut przed moją godziną policyjną. – Isabello, spójrz na mnie – powiedział delikatnie. Posłuchałam go, ponieważ to była najwyraźniej moja przyszłość. Równie dobrze mogę się z nią zmierzyć. – Nigdy nie będę tego chciała, Edwardzie – westchnęłam zmęczona. – Mylisz się – wymruczał. Zastanawiałam się, czy zawsze mówił w tak łagodny sposób, czy zarezerwował to tylko dla mnie. Może robił to, aby mnie uwieść. Tak jakby było to w ogóle możliwe. Ale nienawidziłam tego, że wyglądał tak łagodnie i opiekuńczo, gdy do mnie mówił. – Będę dobrym mężem – powiedział. – Nie będzie ci niczego brakowało. Zwalczyłam chęć parsknięcia. – Wyjedziemy jednakże z Forks. – C… co? – zakrztusiłam się. Kiwnął głową. – Tak. Och, Boże… zabierze mnie od wszystkiego, co znam. Charliego. Alice i Rose. Cóż, zgaduję, że w ten, czy inny sposób,Rose nadal będzie obecna w moim życiu. – Gdzie mnie zabierzesz? – sapnęłam. – Mój brat i ja mamy domy na Wyspie Bainbridge i tam będzie nasz dom, ale bardzo dużo podróżujemy. Większość roku, tak naprawdę. Podróże? Życie na walizkach? Och, Boże. Brzmi to tak okropnie, że chyba zaraz zacznę krzyczeć. Mogę to sobie wyobrazić. Motele w miasteczkach, w których mają te swoje, tak zwane spotkania biznesowe. 24 | T h i s L i f e
– Dlaczego nie zostawisz mnie w Seattle? Lub nawet lepiej, czemu nie odpuścisz sobie wybierania żony, skoro nigdy nie będzie cię w domu? – wymamrotałam. Usłyszałam, jak westchnął, ale… wtedy poczułam na sobie jego dłoń i nienawidziłam faktu, że moje instynkty nie kazały mi uciekać. Co to oznaczało? – Emmett i ja oczywiście będziemy chcieli, aby nasze żony podróżowały razem z nami – odpowiedział. – Będziemy spędzać miesiąc lub dwa w każdej z lokalizacji, czasami w Stanach, czasami w Europie. – W Europie? – sapnęłam, zaskoczona. Z jakiegoś powodu wyobrażałam sobie Kansas, Montanę, Arizonę i Illinois… – Tak. – Kiwnął głową, nawet nieznacznie się uśmiechając. – Londyn, Paryż, Rzym, miasta, takie, jak te… Mamy domy w większości lokalizacji, ale czasami mieszkamy w hotelach, jeżeli miasta, w których jesteśmy, są za daleko od naszych domów. Och… Boże. To… w ogóle nie to, co sobie wyobrażałam… To brzmi… – Isabello? – Hmm, tak? – odpowiedziałam tępo, nadal oszołomiona moim atlasem. – Musisz pozbyć się tego cudownego uśmiechu z twojej twarzy. Nie zmienisz przecież zdania, pamiętasz? Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa! Nie zdawałam sobie sprawy, że się uśmiecham. Och, Boże, co to o mnie świadczy? – Tak, i oto jest wstręt, który widziałem przez cały wieczór – powiedział z wymuszonym uśmiechem. I z jakiegoś powodu to sprawiło, że zmarszczyłam brwi. Skurcz czegoś nieprzyjemnego przeszedł przez moje ciało, gdy obserwowałam jego twarz i był on spowodowany jego wymuszonym uśmiechem. Było to dlatego, że… Jezu, ponieważ nie wyglądał na szczęśliwego. Ja pierdolę, dzieje się ze mną coś dziwnego. Wtedy uświadomiłam sobie, że trzymam Edwarda za rękę. Nie była to jedynie jego dłoń, przykrywająca moją, ale obie nasze dłonie się obejmowały… i on uświadomił to sobie w tym samym momencie. Pieprzyć to. On z pewnością jest jakimś czarnoksiężnikiem, pomyślałam, gdy puściłam jego dłoń. Nie patrzyłam mu po tym w oczy. – Cóż, zgaduję, że na dziś to już wszystko – rozmyślał cicho. 25 | T h i s L i f e
– Yeah. – Kiwnęłam głową. – Dziękuję… jak myślę. Widziałam, że sięga do drzwi, prawdopodobnie, aby być dżentelmenem, ale potrzebowałam szybko uciec, a co nawet bardziej, nie chciałam, aby ponownie mnie dotykał. Dlatego też otworzyłam sama drzwi i powiedziałam mu dobranoc, zanim miał szansę odprowadzić mnie do drzwi. Byłam w piekle… na tak wielu poziomach. I potrzebowałam Rose. Ale jak zamknęłam za sobą drzwi i zauważyłam, że tato nadal nie spał, zdecydowałam, że naprawdę potrzebuję kilku odpowiedzi i znalazłam go, siedzącego w kuchni, sączącego piwo. – Jestem w domu – poinformowałam cicho. Ledwo mnie zauważył. To była nowość. To zabolało. Siadając na przeciwko niego, zdecydowałam nie owijać w bawełnę. – Zamierza poprosić mnie o rękę – powiedziałam. Moje oczy trysnęły łzami. Ten wieczór to dla mnie… tak dużo. Zbyt wiele. Pojawiło się zmieszanie, lęk, strach i... tak, jeszcze coś, czego nie umiałam nazwać, ale czułam to w swoim brzuchu... tak jakby trzepotanie. Newy. Tak, tym razem to zdenerwowanie sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz. Może to dlatego, że teraz wiedziałam, że nie mogę przewidzieć swojej przyszłości. Nic nie było już dla pewnie pewne. – Wiem – odpowiedział szorstko, wzruszając ramionami, zanim wziął kolejny łyk piwa. Bardzo rzadko widywałam Charliego, pijącego. – Zgodziłeś się na jego oświadczyny? – zapytałam, przygryzając dolną wargę, czekając na odpowiedzieć. – Tak. Odpowiedział tak prosto. Zwykłe, trzyliterowe słowo. Oddające jego córkę. Oddające życie jego córki. Rozzłościło mnie to. Rozwścieczyło mnie to, że tak nie obchodziło go moje życie, moja przyszłość. – Jak mogłeś to zrobić? – zapytałam, przełykając łzy wściekłości. Oczy taty zabłysły gniewem, gdy na mnie spojrzał. 26 | T h i s L i f e
– Nie jestem ci winien odpowiedzi, Bells. A teraz idź do łóżka. Nie, pomyślałam, gdy zacisnęłam dłoni w pięści. I nie, pomyślałam, gdy zacisnęłam zęby. – Jesteś mi winien odpowiedź, Charlie... Muszę wiedzieć, dlaczego marnujesz mi życie! Będę żoną kryminalisty! Przełknęłam ciężko, gdy Charlie wstał, wpatrując się we mnie i wiedziałam, że to była dla nas nowość. Nigdy wcześniej nie przeciwstawiłam mu się lub nie odpowiedziałam, i nigdy nie uniosłam swojego głosu. Strach przeszedł przez moje ciało, gdy podszedł do mnie i wpatrywałam się szerokimi oczami na furię, jaka nim zawładnęła, i gdy stanął przede mną, uderzył mnie. Czkając i szlochając w tym samym czasie, chwyciłam się za policzek, a łzy szoku i bólu wypełniły moje oczy. W kółko, bez końca myślałam o jednej rzeczy. Mój ojciec właśnie mnie uderzył. Spoliczkował mnie. I to bolało. Tak bardzo. W moich uchu zahuczało głośno, w głowie mi waliło, puk, puk, puk, i poczułam gwałtowny ból, gdy krew napłynęła do mojego policzka. – Idź. Do. Łóżka – warknął, zanim się wycofał. Sapiąc i ciężko oddychając, wstałam na nogi i ruszyłam do mojego pokoju. Gdy byłam już w środku, rozpłakałam się. Z bólu, szoku i samej decyzji. Moje życie się zmieniło. Mam wyjść za mężczyznę, który nie okazał żadnej skruchy, gdy otwarcie przyznał się do bycia kryminalistą. A mój ojciec zamierzał pozwolić, aby to się stało. I nie tylko to. Po raz pierwszy w życiu podniósł na mnie rękę. Płakałam, aż usnęłam.
27 | T h i s L i f e
Bella POV Skrzywiłam się, gdy rano zobaczyłam swoje spojrzenie w lustrze. Upewniłam się, że Charlie już wyszedł, zanim poszłam na paluszkach do łazienki, ale gdy się w niej znalazłam, chciałam, żebym w ogóle się nie obudziła. Ponieważ teraz… wzdłuż mojego prawego policzka, znajdował się zaczerwieniony odcisk dłoni, który puchnął. Siniał. On naprawdę mnie zranił. Ostrożnie przyłożyłam zmoczony zimną wodą ręcznik, do policzka. Wzdrygnęłam się, jęknęłam i zaskomlałam na to uczucie. Nic nie pomoże. Ludzie to zobaczą. I chociaż widywałam wcześniej dziewczyny z siniakami, nie było to zbyt powszechne i nigdy nie pomyślałabym, że będę jedną z nich. Myliłam się. Gdy szłam w tę deszczową sobotę w stronę szkoły, aby spotkać się z Rose, więcej niż jeden samochód zwolnił przy mnie. Idealnie. Kurewsko idealnie. Starałam się to oczywiście ukryć, ale mój kaptur nie zakrywał zbyt wiele. Przód mojej twarzy był nadal widoczny, a ludzie wiedzieli, kim jest córka szefa policji i to była nowość. To była plotka. Gdy minęłam ostatni skręt i weszłam na pusty parking, westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że Rose już na mnie czeka. Siedziała przy stole piknikowym, ze wzrokiem
28 | T h i s L i f e
skierowanym w dół. Przynajmniej dziś nie był dzień szkolny. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam było to, żeby całe liceum w Forks zobaczyło mnie w takim stanie. – Hej – wymruczałam, gdy podeszłam do niej i złączyłyśmy nasze małe palce razem, w geście przywitania. Zrozumiała i podała mi papierosa. Zapaliłam go i zaciągnęłam się, zanim spojrzałam jej w twarz. Byłam prawie pod wrażeniem. – O kurwa, Bello! – jęknęła. – Kto ci to, kurwa, zrobił? – Charlie – sapnęłam, przewracając oczami na absurd, jakim stało się moje życie. Palenie było dobre, pomyślałam, gdy ponownie się zaciągnęłam. – Dlaczego… nie rozumiem, B. On nie bije ludzi, co nie? – Teraz to robi – wymamrotałam, strzepując popiół na stół. – Zapytałam, lub raczej zażądałam, aby powiedział mi, jak mógł pozwolić Edwardowi Cullenowi wejść do mojego życia. Rose zapaliła kolejnego papierosa i zaciągnęła się, zanim przemówiła. – I po prostu cię spoliczkował? – Yeah – westchnęłam. Wtedy uświadomiłam sobie, że równie dobrze mogę dać jej znać. – Edward Cullen jest moim przyszłym mężem. – Kurwa – zaklęła przez zęby. – Powiedział ci to wczoraj na randce? Kiwnęłam głową. – I gdybyś jeszcze tego nie wiedziała, jego brat wybrał ciebie – dodałam. Obie się zaciągnęłyśmy. – Domyśliłam się – wymamrotała. Nasze życie zmieniło się w zaledwie tydzień. – Nie mogę uwierzyć, że Charlie cię uderzył – powiedziała cicho. – To popieprzone. Nic nie odpowiedziałam. – Więc nie dowiedziałaś się, dlaczego zgodził się, aby Cullen cię poślubił? – Nie – odpowiedziałam, wypuszczając dym z płuc. – A czy twój ojciec ci powiedział? – Pieniądze – wypaliła. Domyślałam się, że chodzi o coś takiego. Cholerny posag. Zgadywałam, że o to samo chodzi Charliemu. Nigdy po prostu nie pomyślałam, że mogłabym zostać kupiona. Byłam jednak w błędzie. To znaczy… odrzucił Rileya – szanowanego chłopaka ze szkoły prawniczej. Ale nie Edwarda… Zgaduję, że Edward zapłacił więcej. 29 | T h i s L i f e
W pewnym sensie zrobiłam się ciekawa jak dużo jestem warta dla Chaliego. – Hej, dziewczyny – zaszczebiotał głos za nami. Alice. Zdecydowanie nie było to czymś, czego w tej chwili potrzebowałyśmy i było całkiem oczywiste, że Rose uważała tak samo. – Hej, Ali. Co cię tu sprowadza? – zapytałam grzecznie, wyrzucając niedopałek. – Po prostu przechodziłam obok. – Wzruszyła ramionami, siadając obok nas. – Naprawdę musicie z tym skończyć – powiedziała, wskazując na nasze papierosy. Tak, była dobrą dziewczyną. Na wskroś i na wylot. – Och mój Boże, Bello, co się stało z twoją twarzą? – jęknęła. – Chryste, czy zrobił ci to Edward Cullen? Zrobił to, prawda? – Nie! – Praktycznie krzyknęłam i z jakiegoś powodu poczułam się źle na jej przypuszczenie. – Mój własny, cholerny ojciec mi to zrobił. – Charlie to zrobił? – zapytała w niewierze. – Jesteś pewna, że kogoś nie kryjesz? Ja pierdolę. – Jestem pewna, Alice, okay? – warknęłam. Bez słów Rose poczęstowała mnie kolejnym papierosem. – Obie wychodzimy za mąż za tych braci – powiedziała bez ogródek Rose, aby mieć to już za sobą i byłam jej wdzięczna za zmianę tematu. Nie czułam się do końca dobrze, rozmawiając o mojej twarzy. Alice ponownie jęknęła, a na jej twarzy wyraźnie widoczne było przerażenie i zdegustowanie, co z jakiegoś nieznanego dla mnie powodu, wkurwiło mnie. Nie mogłyśmy nic na to poradzić. Nie wybrałyśmy sobie Cullenów. To oni wybrali nas, do cholery. Ale teraz było pewne, że Alice kieruje całe to współczucie i zdegustowanie do mnie i Rose. Rose także to poczuła. – Alice, lepiej nic nie mów – ostrzegła ją Rose. – Bella i ja jesteśmy przez to wkurwione, ale nic nie możemy z tym zrobić, prawda? Musimy sobie po prostu z tym poradzić. – Nie możesz mówić tego szczerze, Rosalie – zadrwiła Alice. – Po prostu sobie z tym poradzisz? Tak po prostu? Psiakrew, gdybym to była ja, uciekłabym. – Ale to nie jesteś ty – zwróciłam jej uwagę, przez zaciśnięte zęby. Kochałam Alice, ale nie miała pojęcia, przez co Rose i ja teraz przechodzimy.
30 | T h i s L i f e
Jej rodzice byli nielicznymi członkami małego miasteczka, którzy życzyli córce, aby poślubiła tego, kogo pokocha, a nie z wyrachowania lub odpowiedniej sumy pieniędzy. Dlatego nie było opcji, że nas zrozumie. Głośny warkot silnika przerwał nam, a ponieważ Rose i ja siedziałyśmy tyłem do parkingu, odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy… Jeep’aWrangler’a. – Gotowe, aby poznać mojego przyszłego męża? – powiedziała drętwo Rose.
Zaciągając się mocno papierosem, obserwowałam, jak Jeep parkował kilka metrów od nas, po czym… wyszedł z niego mężczyzna. Mogłam powiedzieć, że byli braćmi. Chociaż Edward miał włosy w nieładzie, zielone oczy i bardziej zarumienioną twarz, było kurewsko oczywiste, że ta dwójka jest braćmi. Oboje tak samo wysocy, chociaż Emmett mógł być trochę szerszy w barach. Obaj ubierali się w eleganckie spodnie i czarne koszule na guziki… modne buty… i mieli uprzejme ale poważne wyrazy twarzy. Byli mężczyznami. Nie chłopcami. Mieli także lekki zarost. Ale Emmett, jak zauważyłam, gdy podszedł do nas, miał niebieskie oczy, a jego krótko przystrzyżone włosy, wydawały się być kręcone. Także palacz – dodałam w myślach. – Rosalie. – Przywitał ją Emmett. – Jak to miło znowu cię spotkać. – Jestem pewna, że tak jest – odpowiedziała słodko Rose.
31 | T h i s L i f e
Zwalczyłam chęć parsknięcia, gdy zaciągnęłam się ostatni raz, zanim przygasiłam niedopałek butem. Część mnie pomyślała, że to zabawne, rozmawiać tak swobodnie przed Cullenami i widziałam, że tak postępowała Rose. Zastanawiałam się, czy to powodowało u niej takie same dreszcze. – Miło mi cię poznać, Isabello; jestem EmmettCullen. Brat Edwarda. – Przedstawił się Emmett, podając mi swoją dłoń. Nie byłam zaskoczona, że wiedział, kim jestem. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, gdy potrząsnęłam jego ręką, ale na moją obronę powiem, że to jego dołeczki sprawiły, że się uśmiechnęłam. Kolejny czarnoksiężnik, jak myślę. Mój uśmiech zamarł, gdy zauważyłam, że zmarszczył brwi, a jego oczy skupiły się na moim, cholernym policzku. Szybko zastanowiłam się, czy oni uderzyliby swoje żony. – Bella powiedziała mi, że jestem twoją przyszłą żoną. Czy to prawda? – zapytała bez ogródek Rose. Obniżyłam spojrzenie na ziemię. – Tak, to prawda – odpowiedział Emmett. – Zgaduję, że Edward ci powiedział, huh? Spojrzałam w górę i byłam zaskoczona, widząc szeroki uśmiech na jego twarzy, ponieważ spodziewałam się, jak cholera, złowrogiego spojrzenia, czy coś takiego. – Tak – odpowiedziałam cicho. – Nie będzie żadnego wesela. – Usłyszałam, jak Alice zadrwiła zza nas. Cholera, zapomniałam, że tu była. – Ach, żwawa, mała pani Brandon – zachichotał Emmett, wyjmując swój telefon. Nie przywitał się z nią grzecznie. Nawet na nią nie spojrzał. Zamiast tego skupił się na swoim telefonie, gdy do niej mówił. – Dużo o tobie słyszałem – zadrwił z niej. – Ale głównie o twojej matce, oczywiście. Niezła plotkara tego miasteczka, co nie? Och mój Boże, nie powiedział tego! Zarumieniłam się czystym odcieniem szkarłatu, gdy chichot opuścił moje zaciśnięte usta i oczywiście wszyscy to zauważyli. Trzy osoby. Trzy reakcje. Alice była wściekła i nie było w tym niespodzianki. Ale Rose wyglądała właściwie na rozbawioną i nie wiedziałam, czy było to spowodowane moim widocznym upokorzeniem, czy tym, że uważała, że to, co powiedział Emmett było zabawne. Ale z całą sprawiedliwością, to, co powiedział Emmett nie 32 | T h i s L i f e
mogło być bardziej prawdziwe. Po prostu Brandonowie byli bardzo szanowanymi ludźmi w tym mieście i nikt, nigdy by ich o nic nie oskarżył, a już zwłaszcza o jakieś miejskie plotki. Reakcją Emmett’a zaś było posłanie mi szczerego uśmiechu, co sprawiło, że zarumieniłam się jeszcze bardziej. Krzyczałam na siebie w myślach, ciągle od nowa, za nie zareagowanie tak, jak powinnam i to przy Emmett’cieCullenie. I przy Edwardzie Cullenie tak samo, ponieważ sam Bóg wie, że byłam grzesznicą za samo pozytywne myślenie o nim. Dobrze, że nie jestem religijna, pomyślałam, zwracając większą uwagę na moje znoszone tenisówki, niż na tę niezręczną rozmowę. Ale poważnie, oto EmmettCullen – dwudziestopięcioletni kryminalista – stoi tu ze swoją przyszłą żoną, która ma siedemnaście lat i żadnego prawda wyboru w sprawie małżeństwa. Dodajmy do tego dwa porządne buty Alice i mamy imprezę, która krzyczy od takiej mieszanki. – A więc, Emmett… Czym się zajmowałeś, zanim przyjechałeś do Forks? – zadrwiła Alice. – Może spędziłeś dużo czasu w więzieniu? Jezu, jest bezwzględna… – Alice, do diaska – syknęła Rose. Emmett uśmiechnął się krzywo i kokieteryjnie do Rose, i tak, był zdecydowanie bratem Edwrada. – A co ci do tego, zarozumialcu? Nie zaprzeczył, ale zanim mogłam się nad tym zastanowić, moje spojrzenie podążyło do Rose. Tym razem nadeszła jej kolej, aby się zarumienić, ponieważ teraz to ona zachichotała. Tak, była zawstydzona, ale to, co przykuło moją uwagę, to beztroski śmiech Emmett’a. I wiedziałam, co go tak rozśmieszyło. Był podekscytowany z faktu, że Rose może zaczynać go lubić. – Wszyscy wiemy, kim jesteś, Emmett’cieCullenie – zakpiła Alice, gdy wstawała. – Ty i twoja rodzina powinniście po prostu wrócić tam, gdzie jest wasze miejsce, a na pewnie nie jest ono w Forks! Tym razem byłam po jej stronie. Tak samo Rose. Ale… coś mi nie pasowało. – Nie martw się, nie zostaniemy tu długo – zachichotał Emmett. Wtedy zobaczyłam, jak twarz Rose zbladła. Ja oczywiście już o tym wiedziałam, ale Rose nie. Była prawdopodobnie przestraszona na śmierć, tak jak byłam ja, gdy Edward po raz pierwszy powiedział mi o przeprowadzce. Ale gdy już Alice poruszyła tę kwestię, wiedziałam, że muszę ją dokończyć. Wyjaśnić. Czy coś. 33 | T h i s L i f e
Nie mogłam tego tak zostawić. – Emmett’cie, powiedz Rose o Europie – podpowiedziałam mu. – Powiedz jej, czego ma oczekiwać. Kiwnął głową zmieszany, a ja pobiegłam, aby złapać Alice, która była właśnie po środku parkingu. – Alice! Proszę, zaczekaj! – Dlaczego, Bello?! – krzyknęła, odkręcając się, aby spojrzeć mi w twarz. – Wszystkie wiemy, co to oznacza! Obie z Rose wyjeżdżacie! – Ja… – Nie mam nic do powiedzenia… Co mogę powiedzieć? To znaczy, ona ma rację. Wyprowadzamy się. Zabierają nas od wszystkiego, co znamy, włączając w to naszą Alice. Może i jest czasami małą, wkurzającą osóbką i jest cholernie krzykliwa, ale znamy ją od lat. Jest naszą najlepszą przyjaciółką, zawsze starającą się ograniczać nasz brzydki język do minimum, zawsze pokazującą nam – wraz ze swoją matką – jak powinnyśmy się zachowywać, aby uchodzić za damy, zawsze urządzającą najlepsze piżamowe party, zawsze opiekująca się… zawsze na miejscu. – Zostanę tu sama – jęknęła. – Alice – zaszlochałam, obejmując ją ramionami. Obie płakałyśmy i jęczałyśmy, aż odsunęła się, a w jej oczach… nienawidziłam, że zobaczyłam wstręt. – Poddajesz się bez walki – oskarżyła mnie, wycierając z twarzy łzy. Wiedziałam, że widziała to w ten sposób. – Nie ma nic, co mogłybyśmy zrobić – westchnęłam. – I nie możemy uciec, wiesz o tym w głębi ducha. Wiedziała. Rose i ja nigdy nie przeżyłybyśmy na własną rękę. Nie miałyśmy pieniędzy, wykształcenia i przez kolejny miesiąc będę miała jeszcze, jedynie siedemnaście lat. Było dla mnie nielegalne podróżować bez zgody taty, a zresztą nie miało to znaczenia, skoro i tak nie miałyśmy na to środków. Alice patrzyła na coś za mną i spojrzałam przez ramię, aby zobaczyć, że Edward zaparkował swojego Astona obok Jeep’aEmmett’a. Nie zajęło mi nawet sekundy wydedukowanie, że Emmett wcześniej pisał właśnie do niego.
34 | T h i s L i f e
Z odległości około dwudziestu metrów obserwowałam, jak Emmett przedstawia Rose Edwardowi i zobaczyłam, że wszyscy odwracają się w naszą stronę. Obaj bracia ubrani byli tak samo, w te eleganckie spodnie, modne buty, czarne koszule z podwiniętymi rękawami… – A więc, to on, huh? – zapytała Alice. Kiwnęłam głową i odwróciłam się do niej. – Oni są powiązani z mafią, Bello – wymamrotała, kręcąc głową z odrazą. Nigdy nie wypowiadałyśmy tego słowa. Kryminaliści, oczywiście, ale słowo „mafia”… to coś więcej. To dużo więcej i może oszukiwałyśmy same siebie, nie uważając tego słowa, ale… nic z tego nie miało znaczenia. To nasza przyszłość. – Nie będę mogła się z wami przyjaźnić – wymamrotała, patrząc w dół, na ulicę. Nie będzie się mogła z nami przyjaźnić…? – Czekaj, czy sugerujesz, że to nasza wina? – zapytałam, czując, że podnosi mi się ciśnienie. – To nie ma znaczenia – odpowiedziała obojętnie. Nie mogłam, kurwa, w to uwierzyć. – Nie mogę być kojarzona z takim rodzajem… marginesem społecznym – dodała. Nadal na mnie nie patrzyła i wiedziałam, że prawdopodobnie kłamie, ale ta świadomość nie sprawiła, że to bolało mniej. Że też powiedziała mi to… To mnie zraniło. – W takim razie, Alice… odejdź – powiedziałam zimno. I tak też zrobiła. Posłała ostatnie zdegustowane spojrzenie w stronę braci Cullen, po czym odwróciła się i odeszła. Nie mogłam uwierzyć, że Alice nas osądzała. To nie był nasz wybór. Ale i tak włożyła nas do tego samego worka, co tych mężczyzn. Boże, to bolało. Ale także mnie rozwścieczyło. Rose i ja nie zasługiwałyśmy na osądzanie nas przez nią i zdecydowanie nie zasłużyłyśmy na czucie się, jakby była ponad nami. Nawet nie byłam świadoma trzech par oczu, utkwionych we mnie, gdy usiadłam na ławce. Po prostu pochyliłam się do kolan i zaczęłam wpatrywać się w pusty parking przed nami, nie wiedząc, czy się śmiać, czy płakać, kiedy marszczący brwi Edward, przykucnął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach. – Kto to zrobił? – wymamrotał, skanując wzrokiem mój policzek. W jego głosie było słuchać troskę i opiekuńczość, tak samo jak wczoraj, i, kurwa, zabijało mnie to, że był w stanie zajść mi w taki sposób za skórę. 35 | T h i s L i f e
– Upadłam? – zachichotałam bez humoru, odsuwając się nieznacznie, aby uciec od tego… uczucia. – Niezła próba – odpowiedział, posyłając mi półuśmiech. Puszczając mnie, sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów. Drogiej marki… nie Amerykańskiej. Miał je także wczoraj. Davidoff. – Dzięki – mruknęłam, gdy poczęstował mnie jednym. Zamieniam się, do cholery, w nałogowego palacza. – Powiedz mu, B – powiedziała Rose. – Powiedz mu, kto to zrobił. Gapiąc się na nią, zacisnęłam zęby. – Nic nie powiem. Kurwa, żałowałam, że nie potrafi czytać mi w myślach, ponieważ jedyną rzeczą, jaką chciałam powiedzieć, było to, żeby się, kurwa, zamknęła. To znaczy, czy nie potrafiła zrozumieć, że jeśli Edward odkryje, że zrobił to mój ojciec, może stać się coś złego? Nie, że byłam tego pewna, ale nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. – Ona nie musi mi mówić, Rosalie – westchnął Edward, wstając. – Właściwie to już się tego domyślam. – Odwrócił się do mnie i powiedział: – Isabello, chciałbym zabrać cię do domu mojej ciotki, aby mogła sprawdzić twoje siniaki. – Nie chciał, abym w tej sprawie z nim walczyła. – Nie wiedziałam, że macie tu rodzinę – powiedziała Rose, pomagając mi wstać. – Denali – odpowiedział Emmett. – TanyaDenali jest waszą ciotką? – zapytała z niedowierzaniem Rose. Ona była naszą szkolną pielęgniarką, do cholery. – Tak. To jest starsza siostra naszego ojca. – Kiwnął głową Edward. – Cóż, nie lubię tej kobiety – warknęłam, a Rose zgodziła się ze mną kiwnięciem głowy. – Zawsze nazywa nas Allanah lub inne gówno tego typu. Poważnie, znamy tę kobietę przez całe nasze życie i nadal nie potrafi zapamiętać mojego, cholernego imienia. Dosłownie zawsze nazywała tak mnie i Rose. Jest miła i w ogóle, ale kobieto, proszę cię, nazywam się Bella! – To jej forma czułości – zachichotał Edward. Byłam wkurzona, zmieszana i… gapiłam się. Był piękny, gdy się uśmiechał. Ale wracając do bycia zmieszaną. – Um, co? – zapytałam. 36 | T h i s L i f e
Forma czułości? – To Irlandka – wyjaśnił. – To znaczy „drogie dziecko”, czy coś takiego. Huh. Rose i ja byłyśmy oszołomione i nie wątpiłyśmy, że myślimy o tym samym. O milionie rzeczy, dotyczących Cullenów. Albo o dwóch milionach. Cóż, są Irlandczykami. Przypuszczam, że dlatego wiedzą takie rzeczy. I… są spokrewnieni z Tanyą? Kurwa, nie wiedziałam, co nadchodzi. To znaczy, była dla mnie zawsze miła. Trochę za bardzo narzucająca się i zawsze nazywająca nas Allanah, ale nadal… była miła, jak przypuszczam. Wtedy naszły mnie pytania, odnośnie Edwarda. Dlaczego był taki miły? I opiekuńczy? – Naprawdę chciałbym, żeby spojrzała na ciebie. – Usłyszałam mamrotanie Edwarda. Znowu jego wyraz twarzy wyrażał troskę. Musiałam się ochronić. Już i tak miałam za niego wyjść, ale zanim to nastąpi, musiałam zachować dystans. Dystans, aby chronić mój naiwny umysł, ponieważ najwyraźniej taka byłam; naiwna. – Ze mną wszystko w porządku – powiedziałam pewnie. – Dziękuję, ale wszystko w porządku. Zmarszczył mocno brwi, tak samo Emmett, ale byłam zadowolona, że wyglądało na to, że Rose jest po mojej stronie. Może także przeraziło ją pozytywne myślenie o Cullenach. To miałoby sens. Emmett pochylił się, aby wyszeptać coś Edwardowi do ucha. A Edward kiwnął do niego pewnie głową. – Racja – westchnął. – Zgaduję, że raczej wrócicie do domu na piechotę, niż pozwolicie się nam podwieźć? To było bardziej oświadczenie, niż pytanie. Ale był częściowo w błędzie. Część mnie… nie, nie będę się w to zagłębiać. – Dziękujemy za propozycję, ale się przejdziemy – odpowiedziała za nas Rose. – W porządku. – Kiwnął głową Edward. – Miło było cię znowu zobaczyć, Isabello i miło było cię spotkać, Rosalie. Jestem pewien, że bardzo szybko zobaczymy się ponownie. – Trzymajcie się, panie – dodał grzecznie Emmett. Nie ociągałyśmy się. Tak samo Edward i Emmett. – Mogę zapytać rodziców, czy mogłabyś przenocować u mnie – zaoferowała Rose, gdy opuściłyśmy teren szkoły. 37 | T h i s L i f e
– Nie, wszystko w porządku – zapewniłam, mając nadzieję, że moje słowa są prawdziwe. Spędziłyśmy resztę wędrówki, porównując nasze historie, wyrażając nasz strach i opowiadając sobie o naszych randkach i miałam rację. Obie byłyśmy przerażone, że mogłybyśmy mieć pozytywne myśli odnośnie braci Cullenów. Jej randka z Emmett’em przebiegła prawie tak samo, jak moja z Edwardem. Rose nie unikała bycia sobą. Była szczera. I… Emmett pokochał to. Co do naszej przyszłości, Emmett powiedział dziś Rose o tym, czego może się spodziewać, gdy ja byłam z Alice i potwierdził to, co powiedział mi Edward, utrzymując, że możemy się spodziewać, że będziemy poza domem przez sześć, do ośmiu miesięcy w roku, podróżując pomiędzy Europą i Stanami Zjednoczonymi. Zanim Rose i ja rozdzieliłyśmy się, powiedziałam jej, co powiedziała Alice i chociaż zraniło ją to tak samo, jak mnie, pojawiła się u niej także złość. I nie było nic, co mogłybyśmy z tym zrobić.
38 | T h i s L i f e
Bella POV Minął tydzień, a moje życie było… szalone. Zgodnie ze swoimi słowami, Alice unikała nas jak plagi. Charlie także starał się unikać mnie, jak tylko mógł. Populacji Forks zajęło cały jeden dzień, aby dowiedzieć się o moich siniakach i chociaż krążyły plotki, że zostałam wybrana przez Edwarda Cullena, ludzie natychmiast stwierdzili, że to on mnie uderzył. Nie miało znaczenia, że kłóciłam się i mówiłam tym popaprańcom, że to nie Edward. To oczywiście prowadziło do pytania odnośnie mnie i Edwarda, i czy plotka była prawdziwa. Czy zostałam wybrana przez Edwarda Cullena? I czy Rose została wybrana przez Emmett’aCullena? Rose i ja nie odpowiadałyśmy na to gówno. Bracia Cullen zaś stanowili tajemnicę Forks, gdyż nikt ich nie widział. Tylko ich samochody. Samochody były widywane bardzo często. Zaparkowane przed szkołą. Prawie codziennie. Rose i ja znajdowałyśmy także każdego dnia prezenty, w naszych szkolnych szafkach. I nie mówię o kwiatach, czy czekoladkach. Nie, mówię o rzeczach, o których nie mogli wiedzieć. Bez przeprowadzenia dochodzenia. Lub śledzenia.
39 | T h i s L i f e
Nie potrzebowałam już, aby Rose dawała mi papierosy. Każdego dnia w naszych szafkach leżała paczka Davidoffów. Była tam także moja ulubiona guma wiśniowa, ulubiony napój Rose, pudełka z lunchem z restauracji w Port Angeles, iPody, wypełnione muzyką, jaką kochamy i dzień po tym, jak upuściłam w kałużę przed szkołą, moją pomadkę, znalazłam nową w mojej szafce. Dawali nam rzeczy, które miały umilić nam czas, takie jak wspomniane wcześniej iPody. Były także gazety, a nawet kilka podrabianych zwolnień, aby urwać się z wychowania fizycznego lub innych przedmiotów, których nienawidziłyśmy. Niezwykłe zaloty. Ale sęk w tym, że Rose i ja miałyśmy trudności z ukrywaniem tego, że to kochałyśmy. Obie kochałyśmy otwierać każdego ranka nasze szafki i znajdować w nich to, co mężczyźni o nas wiedzieli. Tak jak w dniu, w którym znalazłam butelkę mojego ulubionego Snapple wraz z kartą pamięci, wypełnioną ulubioną muzyką klasyczną Edwarda oraz zwolnienie z trygonometrii. Facet znał mnie i zaczęłam nie nienawidzić faktu, że prawdopodobnie doszedł do tych informacji przez… cóż, nie mam pojęcia przez co, ale wątpiłam, że doszedł do tego w sposób legalny. Rose miała tak samo i było dla niej prawie niemożliwe, aby mogła ukryć uśmiech, gdy Emmett zostawił jej mały koszyk z szamponem, odżywką, perfumami, kremem do twarzy i płynem pod prysznic. Wszystkie te produkty były ulubionymi Rose, ale na które nigdy nie mogła sobie pozwolić i znowu, nie pytajcie nas dlaczego, ale Emmett najwyraźniej wiedział, że skończył jej się szampon i odżywka.
40 | T h i s L i f e
Oczywiście przestraszyłyśmy się na chwilę, bojąc się, że mężczyźni zainstalowali kamery w naszych, cholernych łazienkach, ale Emmett zostawił notatkę. Mówiła, Nie martw się, piękna. Nie naruszyłem twojej prywatności. /Emmett. I ufałyśmy mu, im. Czarnoksiężnicy. To znaczy, wiedzieli tak dużo. Wiedzieli co lubimy, czego nienawidzimy w szkole, czego potrzebujemy i na co nie mogłyśmy sobie pozwolić i dawali to nam. Tak po prostu. Oczywiście robili to, abyśmy ich polubiły. Nie było, co do tego, wątpliwości. Praktycznie nas kupowali. Ale mogli to zrobić w sposób, w jaki robi to większość mężczyzn; z kwiatami, czekoladkami i wymyślną biżuterią. Ale tego nie zrobili. Dawali nam rzeczy, które lubiłyśmy, czy to była paczka gum, czy pudełko z lunchem z restauracji… ponieważ wiedzieli, że nie lubiłyśmy tego, co danego dnia podawali w szkole. Rose i ja dyskutowałyśmy na przerwach, skąd brali te informacje, ale jedyną odpowiedzią, jaka przyszła nam do głowy, były kamery w szkole. Ale one nie mają dźwięku, więc to nie ma sensu. Przypuszczamy, że chłopcy mogli włamać się do… czegokolwiek… to znaczy, oni są w końcu ponad prawem. Robią takie rzeczy, prawda? Rose zasugerowała, że mogli to wiedzieć ze sklepu spożywczego, w którym także są kamery. Przypuszczam, że to mogłoby się sprawdzić, gdyż to tam kupowałyśmy Snapple, pomadki i wszystko inne. W każdym razie… Naszym głównym zmartwieniem na dzisiaj jest Rose. Jutro są jej osiemnaste urodziny i już wiedziałyśmy, że Emmett pojawi się u niej na sobotnim obiedzie.
***
– Znalazłaś dzisiaj coś fajnego, w swojej szafce? – zapytała Rose, gdy zajęłyśmy nasze miejsca podczas lunchu. – Paczkę papierosów, więcej gum i notatkę – odpowiedziałam. To był pierwszy raz, gdy dostałam liścik i… to coś ze mną zrobiło. – Co było na niej napisane? Nie potrafiłam ukryć mojego rumieńca. 41 | T h i s L i f e
– Było napisane „Jesteś piękna.” Rose kiwnęła głową i spuściła wzrok, skupiając się na swojej sałatce z kurczakiem. Obie myślałyśmy o tym samym. Zaczęłyśmy ich lubić i nienawidziłyśmy tego. Nie cierpiałyśmy. – Jakiś pomysł, co może się jutro wydarzyć? – zapytałam, efektownie zmieniając temat… przynajmniej na razie. – Jedynie to, że Emmett przyjdzie na obiad… z zapytaniem. Wiedziałyśmy, co to znaczy. Emmett zapyta ją, czy go poślubi, a ojciec Rose wyrazi na to zgodę. – Możemy się spotkać jutro wieczorem, prawda? – zapytała. – Oczywiście. – Kiwnęłam głową. – Nasz stół piknikowy o ósmej? – Brzmi dobrze. Chciałabym jej coś dać, ale było tak każdego roku. Nasze rodziny nie spały na pieniądzach i nasze marne kieszonkowe szło na ubrania i inne potrzeby.
***
Rozmawiałam tego ranka z Rose, życząc jej wszystkiego najlepszego, a potem… robiłam wszystko, aby zleciał mi czas. Sprzątałam dom, gotowałam lunche dla Charliego na następny tydzień – wszystko, byle tylko czymś się zająć. I nawet nie wiem ile razy sprawdzałam zegarek w salonie. Ja po prostu… martwiłam się o nią. Siedziała w swoim niezwykłym salonie ze swoimi rodzicami… i Emmett’emCullenem. Nie, nie ma opcji, aby cieszyła się ze swoich urodzin. Dorosła. Boże, teraz jest już dorosła. Ostatni dzień sierpnia. A ja jestem następna. Trzynaście dni. Na szczęście skończyłam sprzątanie, gdy Charlie wrócił do domu, więc szybko poszłam na drugie piętro, aby kontynuować porządki. Nie wypowiedzieliśmy do siebie ani słowa, odkąd mnie spoliczkował i nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Nie ma znaczenia, że siniak prawie zniknął. Zawsze będę pamiętać dzień, w którym nie tylko oddał mnie kryminaliście, ale także… Boże, nadal nie mogę uwierzyć, że mnie uderzył. Nigdy tak o nim nie myślałam.
42 | T h i s L i f e
Do czasu, kiedy skończyłam myć łazienkę, byłam spoconym bałaganem, ale musiałam to zrobić, bo inaczej bym oszalała. Kiedy znowu sprawdziłam czas, zobaczyłam, że była osiemnasta. Czy już ją poprosił? Czy Rose była już zaręczona? Z Cullenem? Głębokie wdechy. Posprzątałam pokój Charliego. Posprzątałam swój pokój. Usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych. – Podejdź do drzwi, Bells! – Usłyszałam Charliego. Zmienił się. Bardzo. Z westchnieniem zbiegłam po schodach, zbierając moje rozczochrane włosy w kucyk. Otworzyłam drzwi… i żałowałam, że to zrobiłam. To był Edward. Ponownie ubrany w swoją modną czerń. Uderzająco przystojny, jak zawsze. Ja, z drugiej strony… miałam na sobie parę starych dżinsów z tak wieloma dziurami, że… cóż, było w nich bardzo dużo dziur i postrzępioną, workowatą, niechlujną, szarą bluzkę. W niej także było kilka dziur. Oczywiście. W końcu mówimy o mnie.
– Cześć, Edwardzie – powiedziałam. – Co cię tu sprowadza? Nie odpowiedział. Po prostu przyglądał mi się. Od głowy do stop. Marszcząc brwi. Byłam zażenowana. 43 | T h i s L i f e
– Chociaż zawsze wyglądasz cudownie… muszę zapytać, czy twój ojciec nie powinien zachęcić cię do kupienia nowych ubrań. – Spojrzał mi w oczy, wypowiadając ostatnie słowo. To było te same, cholerne mruczenie. Nic protekcjonalnego… po prostu… Boże, dlaczego, do cholery, brzmiał na tak opiekuńczego! Jego słowa powinny być przyjęte jako zniewaga! – Zrobiłabym to, gdybym mogła, Edwardzie – odpowiedziałam niecierpliwie. – Ale nie śpimy na pieniądzach… Jestem zaskoczona, że jeszcze tego nie wiesz. Zachichotał cicho, zanim odpowiedział. – Wiem większość rzeczy, przyznaję. Ale nie miałem pojęcia, że twój ojciec tak bardzo cię zaniedbuje. – Zacisnęłam zęby. – Z pewnością nie przyjechałeś, aby dawać mi rady odnośnie mody. – Nie – westchnął. – I to nie rada. Po prostu chcę widzieć, że ktoś odpowiednio się tobą opiekuje. Pieprzyć jego i jego troskę. – Jestem tu, aby poprosić cię, abyś była moją randką na obiedzie zaręczynowym mojego brata i Rosalie w następną sobotę. Zaręczeni. Oni są już zaręczeni. Zbladłam. W następną sobotę… to sześć dni przed moimi urodzinami. Och, Boże. – Um, to zależy od Charliego – wymamrotałam, wskazując Edwardowi, aby wszedł do środka. – Pozwól, że go zawołam. Zostawiłam Edwarda w korytarzu i szybko znalazłam Charliego w salonie, w którym wlepiał wzrok w telewizor. – Edward Cullen tu jest – powiedziałam cicho. – Chce z tobą porozmawiać. – Hmph. – Było jego jedyną odpowiedzią, gdy wstawał. Podążyłam za nim cicho do korytarza, słuchając, jak Edward mówił Charliemu – zimno, stanowczo – że Emmett i Rosalie zaręczyli się dzisiaj i że odbędzie się obiad zaręczynowy w posiadłości Cullenów w następnym tygodniu. – Oczywiście, cokolwiek. – Wzruszył ramionami Charlie. Miło. Potem Charlie zostawił nas. Tak po prostu. Nie dbał o to gówno. Gapiłam się w podłogę, myśląc, zastanawiając się, co tak zmieniło Charliego. – Isabello. – Yeah – wymamrotałam, unosząc głowę, aby spojrzeć na niego. 44 | T h i s L i f e
Zobaczyłam zmartwienie. I zmarszczenie brwi. Nie zaskoczyło mnie to. – Nie zrobił nic więcej, prawda? Przełknęłam
ciężko
i
skierowałam
spojrzenie
na
podłogę.
Nienawidziłam,
nienawidziłam, nienawidziłam, że tak o mnie dbał. – Nie. Westchnął ciężko. Było to jedno z tych westchnięć, w których wiesz, że chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. – Coś jeszcze? – zapytałam. – Spotykasz się z Rosalie o ósmej, tak? Jezu, skąd on, do cholery, o tym wiedział?! – Dlaczego pytasz? – zachichotałam bez humoru. – Przecież już o tym wiesz. – Emmett powiedział mi, że Rosalie zamierza się z tobą spotkać. Och. Zgaduję, że to ma sens. – Pozwól mi cię podwieźć – powiedział. Nie zapytał. Oznajmił. Nadal kurewsko uprzejmie, ale nie było to pytanie. Dlaczego, kurwa, nie, zastanawiałam się. – Jasne – westchnęłam, wyjmując kurtkę z szafki. Nie miało znaczenia, że był sierpień. W Forks zawsze było zimno. – Będę przy szkole z Rose! – krzyknęłam do Charliego, zanim wyszłam na zewnątrz. Boże, naprawdę było zimno. – Nie jest ci zimno? – wypaliłam. Ale poważnie, miał gołe ramiona i to mnie zmroziło. – Nie, jeśli jestem tylko kilka minut na zewnątrz – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie, gdy otwierał dla mnie drzwi. Kiedy oboje siedzieliśmy, zdecydowałam się po prostu go, kurwa, zapytać. – Skąd wiesz o tych wszystkich rzeczach, które ja i Rose lubimy? Uśmiechnął się krzywo, gdy wjechał na ulicę i z początku pomyślałam, że mi nie odpowie. – Emmett i ja włamaliśmy się do banku i mieliśmy dostęp do historii waszych kart kredytowych. Śledziliśmy was także do i ze sklepu spożywczego. Zaśmiałam się. Naprawdę się, kurwa, zaśmiałam. Ten koleś był szalony! Cholerny szaleniec, do cholery! 45 | T h i s L i f e
Jezu Chryste, to było zabawne. Naprawdę się włamali. – Uważasz, że to zabawne? – Uśmiechnął się krzywo. – Tak – zachichotałam, starając się opanować. – Wasza dwójka jest pierdolonymi szaleńcami, za zrobienie czegoś takiego, wiesz. I nie byłam zaskoczona. Rose i ja przecież doszłyśmy do wniosku, że to będzie coś takiego. – Nie będę się z tym kłócił – zachichotał. – Ale hej, byliśmy ciekawi – dodał ze wzruszeniem ramion. Wzruszenie ramion. Tak jakby włamanie się do systemu bankowego nie było niczym ważnym. A ja mam za niego wyjść. Chryste. – Mogłeś po prostu zapytać – stwierdziłam, starając się ukryć moje rozbawienie. – Mm. – Kiwnął głową. – Ale czy któraś z was by odpowiedziała? Uhmmm. Byłam zaskoczona. Ponieważ w pewnym sensie miał rację. Rose i ja nie miałybyśmy nastroju, aby odpowiedzieć im szczerze, gdyby zapytali, co lubimy, a czego nie. – To nie znaczy, że powinieneś łamać prawo – stwierdziłam. – Nie, nie powinniśmy – odpowiedział. Ale to zrobili. Jechaliśmy przez chwilę w ciszy i starałam nie czuć się… zadowolona. Ale to było ciężkie. Ciężko było go nienawidzić. Ciężko było patrzeć na niego, jak na zwykłego kryminalistę. – Czy teraz byś odpowiedziała? – zapytał cicho, gdy zatrzymał się na czerwonym świetle. – Gdybym zapytał cię o to teraz, odpowiedziałabyś? Tak. Ale nie chciałam tego przyznać. Ale także nie chciałam, aby przeze mnie łamał prawo. – Zależy od pytania – zdecydowałam. Nie zajęło dużo czasu, zanim zapytał: – Czy masz jakieś marzenia odnośnie przyszłości? Jezu, zaczął z grubej rury. – Co się stało z „jaki jest twój ulubiony kolor?” – zachichotałam. – Już to wiem. – Mrugnął do mnie. 46 | T h i s L i f e
Mrugnął. Przełknęłam ciężko. – I jaki to jest kolor? – zapytałam, gdy znowu ruszył. Było to podchwytliwe pytanie, bo miałam dwa ulubione. – Niebieski i zielony. Cholera. – Stwierdziłem to po tym, jak wygląda twój pokój. Co. Do. Kurwy? – Włamałeś się do mojego pokoju, Edwardzie? – wrzasnęłam. Wzdrygnął się nieznacznie na mój wrzask, ale dupek nadal się szeroko uśmiechał. Tym krzywym uśmiechem, który… rozpieprzał mnie. – Jestem winny oskarżeniom. – Kiwnął głową. – Ale nie martw się, nie czytałem twojego pamiętnika. Skurwysyn. Cóż, ufałam mu, gdyż nie pisałam, cholernego pamiętnika, ale Jezu, jak bezpośredni mógł być ten dupek? Jeżeli to jest sposób, abym go polubiła, to nie działa. – Pierdolony dupek – syknęłam, sięgając po moje papierosy. Bez słów otworzył mi okno. – Takie niewyparzone usta – parsknął. Zacisnęłam zęby, gdy przeszło przeze mnie ciepło i było to przez niego. Widzieć go rozbawionego, uśmiechającego się, szczerzącego, parskającego… nawet ten jego krzywy uśmieszek. To był cały on. – Nigdy nie używasz brzydkiego języka? – zapytałam. – Używam. I tak to zostawił. Nie rozwinął tego. W ogóle. Dupek. – Frustrujesz mnie – powiedziałam mu, zanim się zaciągnęłam. – Dlaczego? – zapytał z ciekawością. – Ponieważ cię nie rozumiem. – Jedyne co musisz zrobić to zapytać, Isabello. Tak po prostu. Jedyne, co muszę zrobić to zapytać. – I odpowiesz? Kiwnął głową, skręcając do szkoły.
47 | T h i s L i f e
– W ten, czy inny sposób. To może nie być odpowiedź, jakiej szukałaś, ale tak, odpowiem. Boże, ale on jest tajemniczy. Wysilając umysł, aby o coś zapytać, wymyśliłam kilka pytań. Co za sarkazm. Miałam miliony pytań. – Kiedy są twoje urodziny? – zapytałam najpierw. – Dwudziestego czerwca skończyłem dwadzieścia cztery lata. Była za piętnaście dwudziesta, więc nie byłam zaskoczona, że parking był pusty. – Ulubiony kolor? – Zielony – odpowiedział, parkując samochód blisko naszego stołu piknikowego. – Ulubiona muzyka? – Muzyka irlandzka. I klasyczna, o czym już wiesz. To ma sens, jak przypuszczam. Koleś jest Irlandczykiem. I tak, z karty pamięci, jaką mi zostawił, dobrze poznałam jaki rodzaj klasycznej muzyki lubił. Taką samą, jak ja. – Grasz na jakichś instrumentach? – zapytałam. – Tak. – Kiwnął głową. – Na pianinie, gitarze i flażolecie. Wow. Byłam pod wrażeniem. Kurwa, nie przyznam się do tego. – Co to jest flażolet? – Irlandzki flet – odpowiedział, zanim zapalił papierosa. Tak bardzo irlandzko. Odwróciłam ciało w jego stronę, aby lepiej na niego spojrzeć i wypaliłam następną rzecz, o jakiej pomyślałam. – Czy twój brat też na czymś gra? – Tak. Na gitarze, banjo i mandolinie – parsknął, naśladując moją pozycję, aby patrzeć mi w twarz. – To całkiem zabawne, patrzeć, jak gra na mandolinie. Gdy próbowałam wyobrazić sobie Emmett’a z tak małym instrumentem, nie mogłam nic poradzić na to, że zaczęłam chichotać. Ci faceci nie są przecież wcale niscy. – Tak jak na ciebie z fletem? – drażniłam się. – Zamknij się, księżniczko. – Spojrzał na mnie figlarnie. – Rządzę na tym instrumencie. Księżniczko.
48 | T h i s L i f e
– Muszę to zobaczyć – zaśmiałam się. – To znaczy, ile masz wzrostu, metr osiemdziesiąt? A twój brat jest jak jakiś gigant! Yeah, nie mogłam się doczekać, aż zobaczę, jak grają na takich małych instrumentach. – Mam metr dziewięćdziesiąt, dziękuję ci bardzo, i Emmett ma tyle samo. Ale yeah, jest trochę większy. Facet kocha się w ćwiczeniach. To zdecydowanie było widać. Obaj byli cholernie umięśnieni, ale ramiona Emmett’a były… olbrzymie. Hmm, ale bicepsy Edwarda były także całkiem kurewsko spektakularne… Zmień temat, Bello. Ach, tak, co do tego… – Dlaczego nazywasz mnie Isabellą? – zapytałam z ciekawością. – Bo to twoje imię, czyż nie? – Uśmiechnął się. Cholerny uśmiech. – Ale wiesz, że każdy nazywa mnie Bellą – powiedziałam. Kiwnął głową w zamyśleniu, gdy wypuścił dym z papierosa przez nos. Uznałam, że to seksowne. Jak cholera. – Nie będę nazywał cię inaczej, jeżeli nie poprosisz, abym tak cię nazywał. Och. Tak jak obaj nazywają Rose – Rosalie. Są dżentelmenami i nic nie biorą za pewnik. Ale włamanie się do mojego pokoju było akceptowalne. Ja pierdolę… W moim oknie zobaczyłam jakąś postać i spostrzegłam, że to Rose. To było jak zimny prysznic. Siedziałam tu, nie tylko rozmawiając z Edwardem Cullenem, ale także… ciesząc się tym… wewnątrz mnie… Śmiałam się, żartowałam, drażniłam się z nim. I on robił to samo. Kurwa, zaczęliśmy się poznawać nawzajem. Naprawdę. – Mogę powiedzieć, że właśnie uświadomiłaś sobie, co robiliśmy – powiedział Edward. – Mam rację? Cholera. Spostrzegawczy skurwiel. – Um, yea – wymamrotałam, sięgając za klamkę. Zanim otworzyłam drzwi, powiedziałam, bez patrzenia na niego: – Dzięki za podwiezienie. 49 | T h i s L i f e
– Nie ma problemu, Isabello. Wyszłam z samochodu. – Hej – powiedziała Rose, obserwując, jak Edward odjeżdża. – Hej – odpowiedziałam nieprzekonująco. Poszłyśmy w ciszy do stolika i wtedy spostrzegłam pierścionek na jej palcu. – O rzesz kurwa mać!
50 | T h i s L i f e
Bella POV – O rzesz kurwa mać! Ta… rzecz… na jej palcu… wiecie, była olbrzymia. Olbrzymia! – Pozwól mi na to spojrzeć – sapnęłam, sięgając po jej dłoń. – Wiem, możesz go zobaczyć z pierdolonego księżyca – westchnęła. Wierzyłam jej.
51 | T h i s L i f e
Był… cholernie gorący, to znaczy… cudowny i hipnotyzujący, ale kurwa mać, był olbrzymi. Ogromny. Prawie zapytałam ją, czy ta rzecz jest prawdziwa, ale… cóż, widziałam ich samochody, ich ubrania… Jezu. Boże, ale się błyszczał. Nie mogłam przestać na niego patrzeć. Ale wtedy dotarło to do mnie. Rose jest oficjalnie zaręczona z Emmett’emCullenem. – Jak to się stało? – zapytałam cicho, puszczając jej dłoń. Cholera, ta rzecz musiała kosztować więcej, niż… tuzin domów w Forks. Jezu… – Um, przyszedł na obiad – wymamrotała. – I, uch, potem zapytał, czy może zostać na chwilę ze mną sam na sam, więc moi rodzice wyszli z jadalni… Obejmując ją ramieniem, przytuliłam ją, gdy pociągała nosem, opowiadając resztę swojej historii. – Powiedział mi, że nie może doczekać się, aż zostanie moim mężem, a potem… dał mi ten pierścionek. Powiedział: „Sprawiłoby mi wielki zaszczyt, gdybyś zgodziła się wyjść za mnie, Rosalie… I spędziłbym resztę mojego życia, upewniając się, że jesteś szczęśliwa i niczego ci nie brakuje”. Potem… włożył pierścionek na mój palec… i pocałował mnie w policzek. Rose rozpłakała się. Zaczęłam płakać razem z nią. Nagle stało się to takie prawdziwe. To naprawdę się działo. W następnym tygodniu będę randką Edwarda na ich obiedzie zaręczynowym. Obiedzie, podczas którego będziemy świętować ich zbliżające się połączenie. Połączenie, na które Rose nie miała wyboru innego, niż powiedzenie „tak”. A ja przejdę przez to samo. Niedługo. Czy zaczynałyśmy lubić braci Cullenów? Tak. Niestety. Wiedzieli, jak nas oczarować. Byli niebezpiecznie atrakcyjni. Ale nie było w tym miłości. Żadnych romantycznych uczuć. Żadnego wzajemnego uczucia. I chociaż będziemy latać na wycieczki do egzotycznych krajów… nadal będziemy żonami kryminalistów. Żonami mężczyzn, o których mówi się, że są spokrewnieni z rodziną Masenów z Chicago. Żonami mężczyzn, którzy popełniali przestępstwa, zamiast prowadzić uczciwe życie. 52 | T h i s L i f e
To będzie życie blichtru i wspaniałości, ale wszystko to będzie cholernie fałszywe. To może być nawet niebezpieczne, kto wie? Nie mamy pojęcia, co tak naprawdę robią Cullenowie, ale wątpiłam, że jest to coś tak błahego, jak małe kradzieże ze sklepów. Kradzieże ze sklepów nie zapewniają wymyślnych samochodów, jakimi jeździli.
***
Rosei ja spędziłyśmy następnych kilka dni po prostu na… gadaniu, myśleniu, zastanawianiu się… płakaniu. Żałując siebie nawzajem. Nie byłyśmy zaskoczone, gdy dostałyśmy w poniedziałek kolejne prezenty, schowane w naszych szafkach. Ale nie robiły one już na nas takiego samego wrażenia. Może dlatego, że w końcu to do nas dotarło. Nie tylko wychodziłyśmy za mąż, ale wychodziłyśmy za mąż już niedługo. Nadeszła środa, jak każdy inny dzień. Samochody Edwarda i Emmett’a były zaparkowane przed szkołą, nadal krążyły plotki odnośnie tego, kogo wybrali mężczyźni, było więcej unikania ze strony Alice, nudne lekcje i kolejne prezenty. Snapple, wymyślne lunche i… zwolnienie z wychowania fizycznego. Oczywiście byłam za to wdzięczna, ponieważ sam Bóg wie, że nienawidzę sportu, ale byłam zbyt przygnębiona, aby… zrobić cokolwiek, pomyśleć o… czymkolwiek. Byłam na to po prostu zbyt przygnębiona.
***
Na zewnątrz zrobiło się całkiem słonecznie, dlatego Rose i ja, postanowiłyśmy zjeść lunch przy naszym stole piknikowym, obok parking. Szłyśmy w milczeniu, ale wiedziałam, o czym myśli Rose. Cała szkoła szumiała od plotek przez ostatnie trzy dni. Wszystko odkąd dziewczyna o imieniu Lauren, dostrzegła pierścionek Rose i teraz wszyscy chcieli zobaczyć jej dłoń, którą chowała w dzierganych rękawiczkach. – Czy oni nie mają własnego życia? – wymruczała Rose, gdy siadałyśmy. Podążyłam za jej spojrzeniem i zobaczyłam dwa czarne samochody, zaparkowane po drugiej stronie ulicy. Nie można było nic zobaczyć przez ich szyby, ale to nie powstrzymało
53 | T h i s L i f e
kilku uczniów od próbowania. I na pewno robili to często. Każdy chciał zerknąć na tajemniczych Cullenów. Nagle nie byłam już głodna i wyrzuciłam wspaniały lunch do kosza. Mam nadzieję, że Edward to zauważył. Mam nadzieję, że Emmett zauważył, że Rose zrobiła to samo. Yeah, byłyśmy dziś rozgoryczone. Skurwysyny. Chciałam po prostu… skopać im tyłki. Chyba. – Może powinnyśmy podejść do nich i kazać im spierdalać – zasugerowałam. – Tak jakby mieli posłuchać – warknęła Rose. – Poza tym, jeśli to zrobimy, cała szkoła odkryje, że to nas wybrali. Prawda. Ale… co, jeśli mnie to nie obchodzi? – Idę tam – powiedziałam pewnie. – Proszę bardzo. Ja zostanę tutaj, paląc jednego papierosa za drugim. Ze zdeterminowanym kiwnięciem głowy, zostawiłam Rose przy stoliku i przeszłam przez parking. Oczywiście nie zajęło dużo czasu, zanim kilku uczniów zauważyło kierunek, w jakim szłam, ale byłam zbyt zła, aby się tym przejąć. Gdy przeszłam przez ulicę, a Edward otworzył drzwi swojego sportowego samochodu, nie dbałam o to, że moje oczy wypełniły się łzami. Miałam jedynie jedno pytanie i miałam zamiar je zadać bez względu na wszystko. Łzy mi w tym nie przeszkodzą. – Isabella? Yeah, teraz był silnie zmieszany. – Dlaczego to robisz, Edwardzie? – zapytałam, podchodząc do niego. – Dlaczego jesteście tak kurewsko uparci? I dlaczego, do cholery, śledzicie nas? Nie macie nic lepszego do roboty? Okay, to było więcej, niż jedno pytanie. Na początku nie odpowiedział. Po prostu tak stał, opierając się o swój samochód i trzymając ramiona skrzyżowane na piersi. Marszcząc brwi. Studiując mnie. W tych samych czarnych ubraniach. Czy oni nie mają innych ubrań? 54 | T h i s L i f e
– Nie za bardzo, będąc w tym gównianym, małym miasteczku. – Uśmiechnął się smutno. Gównianym. To było słowo najbliższe przekleństwu, jakie u niego usłyszałam. – I wiesz, dlaczego to robimy, Isabello. – Nie, naprawdę nie wiem – warknęłam, ścierając z twarzy kilka łez. – Robimy to, bo pragniemy waszej dwójki. A co się, kurwa, stało z wzajemnością? Znam społeczeństwo, w jakim żyjemy. Wiem, że najpierw stawia się mężczyznę. Ale… kurwa! – A co z tym, czego my chcemy? – jęknęłam, nie trudząc się już wycieraniem łez. – Co z tym, czego chcemy Rose i ja? Nie odpowiedział. – Nie dbasz o to, że twoja przyszła żona nie będzie cię nawet lubiła? – kontynuowałam. – Nie dbasz o to, że… Przerwał mi, łapiąc mnie za ramię i przyciągając mnie blisko niego. Objął ramionami moje ramiona, efektownie przyciskając moją twarz do swojej klatki piersiowej. I byłam… zbyt zszokowana, aby… zareagować. Na początku. – Dbam o to – wyszeptał przy mojej skroni. – Nie masz pojęcia, jak bardzo mi na tym zależy, piękna. Ale ja wiem, że nam się uda. Ja… nie potrafiłam funkcjonować. Moje zmysły były zawładnięte przez niego. Wszędzie. Dookoła. Jego piżmowy zapach. Jego umięśniona klatka piersiowa. Jego ramiona wokół mnie. Jego ciepło. Jego słowa. Jego… wszystko. – Sprawię, że będziesz szczęśliwa, Isabello. Obiecuję – kontynuował, nadal szepcząc. – Chcę dać ci wszystko, czego zapragniesz, ale… kurwa, wiem, że będziemy idealną parą. Zapłakałam w jego klatkę piersiową. Nienawidząc go. Lubiąc go. Nie znosząc siebie za poddanie się. Gardząc sobą za trzymanie w pięściach jego koszuli. Nienawidząc go jeszcze bardziej za przyciśnięcie ust do mojej skroni. Tak samo kochając to. Nienawidząc się za moje reakcje, gdy mówił, gdy mnie dotykał, gdy po prostu… istniał. Wszystkie te dreszcze. Ten urywany oddech. Chęć, aby mieć… więcej. – Musisz mi zaufać – wyszeptał.
55 | T h i s L i f e
Zaufać mu? Jak bym mogła to zrobić? Nawet go nie znam! A to, co o nim wiem, nie było niczym dobrym. – Poznasz mnie, prawdziwego mnie. – Było tak, jakby czytał mi w myślach. – Pozwól mi zabrać cię gdzieś w ten weekend i będziemy mogli porozmawiać… poznać się lepiej… Charlie nie powie nie. Ale… ty… ty nie jesteś szczerym mężczyzną. Westchnęłam ciężko, pozwalając, aby mój umysł zarejestrował wszystkie jego słowa… i byłam po prostu… zużyta z energii. Zmęczona i wyczerpana. Zbyt młoda, aby musieć radzić sobie z czymś takim. Nie jestem gotowa, aby wyjść za mąż. Lub… może jestem, ale nie za mężczyznę, którego nie znam. Nie za mężczyznę, który łamie prawo. Westchnęłam ponownie. Odprężając się. Wdychając jego zapach. Nienawidząc się. Um… – Powiedziałeś kurwa – wymamrotałam w jego klatkę piersiową. Powiedział tak, prawda? – To wszystko, co zapamiętałaś z tego, co powiedziałem? – zachichotał i puścił mnie. Chociaż nie puścił mnie całkowicie. Najpierw starł kciukami łzy z moich policzków i poczułam kolejny dreszcz. Potem zjechał w dół i złapał mnie za ręce. Ścisnął je delikatnie, gdy powtórzył: – Wyjedź ze mną. Cholerne zielone oczy. Cholerna, piękna, pierdolona twarz. Um, jakie było jego pytanie? Och, racja. – Kiedy? – zapytałam, przygryzając dolną wargę. – Jutro? Chciałbym pokazać ci kawałek prawdziwego mnie. – Jak dużo prawa złamiemy? – prychnęłam. Uśmiechnął się szeroko. – I oto pyskowanie. Tęskniłem za nim. Pochyliłam głowę, aby ukryć rumieniec. Zdradzieckie hormony. – W porządku – wymamrotałam. – Jutro. – Wspaniale. Przyjechać po ciebie o siódmej? Kiwnęłam głową, nadal patrząc się na swoje buty. 56 | T h i s L i f e
Wymruczałam do widzenia i jedyną rzeczą, o jakiej mogłam myśleć, gdy kierowałam się w stronę szkoły, było… Że to nie poszło tak, jak planowałam.
***
Kiedy Rose i ja przyszłyśmy następnego dnia do szkoły, każdy doszedł do wniosku, że Cullenowie wybrali nas. Nie było więcej zaprzeczania. Nie po tym, jak pokazałam się wczoraj z Edwardem. Rose miała już dosyć pytań, dlaczego, do cholery, nosi rękawiczki na lekcjach, więc po prostu się poddałyśmy i skonfrontowałyśmy z tą sprawą. W każdym razie, gdy dotarłyśmy do naszych szafek, nie znalazłyśmy w nich nic, oprócz notatek. Obie mówiły praktycznie to samo. Kiedy wrócisz do domu, będzie czekała na ciebie paczka. Do zobaczenia wieczorem, piękna. /Edward. Kiedy wrócisz do domu, będzie czekała na ciebie paczka, Rose. Przyjadę po ciebie o 18:45. /Emmett. Yeah, oczywiście porównałyśmy notatki. I tak, Rose powiedziała Emmett’owi, że może mówić do niej „Rose”. Ale oni byli zaręczeni. W każdym razie… Nie miałyśmy pojęcia, co to znaczyło, ale brzmiało to prawie tak, jakbyśmy wybierali się na podwójną randkę, zwłaszcza, że Emmett przyjeżdża po Rose tylko piętnaście minut wcześniej, niż Edward ma przyjechać po mnie. Nie ma w takim razie opcji, że przyjedzie Astonem, pomyślałam. Tylko dwie osoby mogą jechać tym samochodem. Ale myśl o podwójnej randce była całkiem pozytywna. Może łatwiej będzie mi się odprężyć, gdy będzie ze mną Rose.
***
Uhmmm… Okay, więc, yeah, gdy wróciłam do domu, czekała na mnie paczka. Ubrania. Torba. Buty. Um i lakier do paznokci.
57 | T h i s L i f e
Po pierwsze miałam szczerą nadzieję, że nie wybierał tego Edward, ponieważ to by robiło z niego… wiecie. Ponieważ mówimy tu o Louis Vuitton, Diorze, Marc Jacobsie i True Religion. Kolory były niebieskie i białe, otrzymałam parę dżinsów, sweterek, torbę i parę baletek. Och, i lakier do paznokci.
Zadzwoniła do mnie Rose, krzycząc, że otworzyła swoją paczkę. Dostała takie same rzeczy. Jej kolorami była czerń i róż. Para czarnych dżinsów, różowy sweterek, torba Burberry, lakier do paznokci… buty… Chłopcy nie wybierali tego dla nas, prawda? Boże, mam nadzieję, że nie. Ale tak czy inaczej, ubrałam się w to i starałam się nie rozpłakać ze szczęścia, że mam nowe ubrania, ale było to trudne, ponieważ Rose i ja nie byłyśmy w stanie kupić sobie niczego nowego od ponad sześciu miesięcy, a to co kupowałyśmy… cóż, z pewnością, jak cholera nie był to kaszmir i rzeczy, jak te. Tak miękkie… Niewiarygodnie miękkie. Jedynym problemem było to, że nie mogłam założyć stanika do tego swetra, ponieważ miałam tylko trzy staniki i wszystkie były czarne, co oznaczało, że byłyby widoczny pod tą bluzką. To nie miało jednak znaczenia. Nie byłam raczej ponętna. Moje zuchwałe, małe piersi nie potrzebowały cholernego biustonosza. W każdym razie, kaszmir jest cholernym niebem dla twojej skóry.
58 | T h i s L i f e
I nienawidziłam Edwarda za sprawienie, że mogłam to założyć. Takie luksusowe. Miękkie. Wygodne. Nienawidzę go. Skurwiel kupuje mnie i nie mogę tego znieść. To bolało. Ale to, co bolało bardziej to fakt, że mogłam praktycznie usłyszeć, jak mówi: „Chcę po prostu, abyś miała to, co najlepsze”. Wiem, że powiedziałby jakieś gówno, podobne do tego. Zadzwonił dzwonek do drzwi i ponieważ Charliego nie było w domu, pobiegłam, aby je otworzyć… Um, huh? To, co zobaczyłam… nie było dokładnie tym, czego się spodziewałam. – Ty jesteś uroczą Isabellą, eh? To był dzieciak. Z irlandzkim akcentem. – Yeah, a ty jesteś? – zachichotałam, ponieważ dzieciak wyglądał całkiem odjazdowo. Mały chłopak miał na sobie luźne spodnie do kolan – pomimo panującego zimna – t– shirt, modne trampki i kapelusz. Yeah, czytacie to; kapelusz. – Nazywam się Alec. – Uśmiechnął się, podając mi rękę. – Jestem kuzynem Eddiego i Em’a.
Em? Eddi? Och, Boże. Cholera, on jest słodki. Kurewsko kochałam jego akcent. 59 | T h i s L i f e
– Miło mi cię poznać, Alec – zachichotałam, potrząsając jego dłonią. – Ciebie także, piękna istoto. – Puścił mi oko. Och. Mój. Boże! Piękna istoto? Jezu… – Mogę odprowadzić cię do samochodu? – zapytał, podają mi swoje ramię. – Oczywiście – zaśmiałam się, patrząc do góry, aby zobaczyć bardzo rozbawionego Edwarda, stojącego przy BMW, które myślałam, że należało do Esme. – Nie jesteś nieśmiała, prawda? – Uśmiechnęłam się, zanim zamknęłam za sobą drzwi. – Nie, jesteś świetna, jak teraz. – W porządku, wystarczy, szczeniaku – zachichotał Edward, gdy podeszliśmy do niego. – Wsiadaj do samochodu, okay? – Jasne, szefie – odpowiedział Alec z udawanym salutowaniem. Myślę, że kocham tego dzieciaka. Ale wtedy zobaczyłam… Edwarda… w pełni… kurwa. Facet miał na sobie parę dżinsów, krzyczących do mnie. I nie tylko to, ale założył szary sweter w serek… i cholera, wyglądał przepysznie. Jezu, on miał nawet na sobie półbuty. A więc, to był bardziej Edward, jakim jest naprawdę?
– Uhm. To nie byłam ja. To był Edward. On się… huhmum, gapił. Nigdzie w pobliżu mojej twarzy. 60 | T h i s L i f e
Szczerze mówiąc, koleś gapił się na moje cycki. – Edwardzie – powiedziałam. Pstryknęłam także palcami. Dla lepszego efektu. – Uhm, yeah – wymamrotał, w końcu patrząc na mój uśmieszek zrozumienia. To było całkiem zabawne, zobaczyć go… mniej kontrolującego się. Pokręcił nieznacznie na siebie głową i myślę, że chciał oczyścić myśli. – Isabello – westchnął, pocierając tył swojej szyi. – Wyglądasz… Czekałam. Po chwili, gdy wypuścił powietrze z płuc, powiedział… – Kurewsko cudownie. Myślałam, że umarłam. – Wsiadaj do samochodu, Dupcio. – Usłyszałam, jak mówi Alec. Dupcio? Najpierw piękna istoto, a teraz Dupcio? Słodki Jezu. – Słyszałaś faceta. – Edward puścił mi oczko, wracając do swojej pewnej siebie postawy. – Ale ty nie zamierzasz nazywać mnie Dupcią? – zapytałam, unosząc brew. – Jeżeli pozwolisz mi wybrać dla ciebie przezwisko, Dupcia zdecydowanie nim nie będzie – zachichotał. Nie Dupcia? W takim razie dlaczego – niezbyt subtelnie – przechylił głowę, aby sprawdzić mój tyłek? Boże, to jest naprawdę nowy Edward, pomyślałam, gdy wsiadłam do samochodu. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam rozbawioną Rose, siedzącą po drugiej stronie Alec’a. Przy pierdolonej okazji usłyszałam, jak Edward przeklina pod nosem, zanim zamknął drzwi. Myślę, że spodobał mu się mój tyłek. Myślę, że podoba mi się to, że spodobał mu się mój tyłek. – Siema, Dupciu – parsknął Alec. – Znasz Słodkie Pośladki, prawda? – Kiwnął głową w stronę Rose. – Znam – zachichotałam, kręcąc na niego głową. – Cześć, Ro. – Hej, Bello – parsknęła. – Cieszę się, że w końcu jesteś. Ten mały dzieciak był… bardzo sugestywny.
61 | T h i s L i f e
– Czy możecie mnie winić, drogie panie? – zapytał. – Siedzę tu… pomiędzy wami dwiema… Czy naprawdę możecie winić młodzieńca? – Och mój Boże – zaśmiałam się. – Ile masz lat, Alec? – Dwanaście – odpowiedział za niego Emmett, chichocząc, gdy odpalał silnik. – Po prostu ignorujcie go. I cześć, Isabello. – Cześć, Emmett. – Uśmiechnęłam się. Cholerne dołeczki, przysięgam. I Jezu, Alec też je miał. – Pshhh, one nie mogą ignorować Wszechmocnego Alec’a, Em. One zostawią wasze dupy dla mnie. Po pierwsze, kochałam tego dzieciaka. Po drugie, „dupy”? Chryste. – Wiesz co, Alec? Może tak zrobimy. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Absolutnie. – Kiwnęła głową Rose. – Kurwa, nie powinniśmy go ze sobą zabierać, Em – zachichotał Edward z siedzenia pasażera. – Bez żartów – warknął Emmett. Byli inni. Obaj. Tak cholernie swobodni. I wtedy zauważyłam… – Cholera, Emmett, ty nosisz kaptur? – krzyknęłam. – Oczywiście, że tak – zaśmiał się. – Zauważyłaś, eh? – Jak mogłam nie zauważyć? A ty, Edwardzie, nie myśl sobie, że nie zauważyłam, że założyłeś dżinsy! Myślałam, że dostanę, cholernego ataku serca – zażartowałam. Edward puścił mi oczko w lusterku, a Emmett… wybuchł beztroskim śmiechem. Kurwa, sprawy miały się inaczej. – A więc, dokąd jedziemy? – zapytała po kilku minutach Rose. – Edward kupił małą chatkę za La Push – odpowiedział Emmett. – Zamierzamy pokazać wam naszą Irlandzką stronę. To przykuło moją uwagę. – Czy to oznacza, że zobaczę, jak grasz na mandolinie? – zakpiłam. – Koleś! Powiedziałeś jej, kurwa?! – ryknął śmiechem Emmett, popychając Edwarda. On przeklął. Powiedział kurwa. Tak tylko… mówię. 62 | T h i s L i f e
– Oczywiście – zaśmiał się Edward… i popchnął Emmett’a. Oni naprawdę byli braćmi. Rose i ja uśmiechnęłyśmy się szczerze. Co, do kurwy, było z nami nie tak? – Odkąd moi kuzyni nie znają dobrych manier, aby odpowiedzieć ci, Dupciu, ja ich zastąpię – odpowiedział gładko Alec. – Tak, kochanie, będzie granie, ale nie na mandolinie. Teraz jestem kochaniem? I to kochaniem z jego słodkim akcentem. – Jesteś słodki, wiesz o tym, prawda? – zachichotałam z niego. – Dzięki, Dupciu. A ty wyglądasz jak bogini, przysięgam. – Jezu – narzekał Edward. – Odpuść mi trochę, dobra, Alec? I tak mam ciężko, aby ją zdobyć. Och, teraz się zarumieniłam. Nie wiedział, że już mnie zdobywał. Nie ważne, co to ze mnie robi, on… wygrywa. – Może powinienem nauczyć się, jak rozpracowywać panie, eh? – zasugerował Alec. – To znaczy, bez obrazy, szefie, ale ja chociaż zaliczyłem już pierwszą bazę, a wasza dwójka nie. Co. Do. Kurwy? – ZAMKNIJ SIĘ, KURWA, ALEC! – krzyknął Emmett i Edward na raz. Rose i ja gapiłyśmy się szeroko otwartymi oczami na siebie. Szczęki nam opadły. I cały ten kram. Pierwsza baza? To całowanie. Prawda? Ale oni mają… dwadzieścia cztery i dwadzieścia pięć lat… JAK TO JEST MOŻLIWE?! – Czy powiedziałem odrobinę za dużo, moje panie? – zapytał Alec. – TAK! – krzyknął Emmett. – A jak myślisz? – zawtórował Edward. Opierając się na moim siedzeniu, po prostu… um… w pewnym sensie miałam pustkę w głowie… przez chwilę. To znaczy… nie całowali się z dziewczyną? Wow. Ja także oczywiście nie całowałam się jeszcze z chłopakiem, ale miałam tylko siedemnaście lat i mi nie wolno. Cóż, przypuszczam, że teraz już mi wolno, skoro jestem oficjalnie adorowana przez Edwarda, ale… cholera… Zaczynałam rozgrzewać się na samą myśl o nim. Uczucie będzie musiało, kurewsko długo poczekać. 63 | T h i s L i f e
Cóż, przynajmniej aż do nocy poślubnej. Boże, nie chcę o tym teraz myśleć… – Naprawdę całowałeś już dziewczynę, Alec? – zachichotała Rose, najwyraźniej zdesperowana, aby rozluźnić napięcie. Będąc szczera, nie zauważyłam tego napięcia, ale gdy złapałam spojrzenie Edwarda w lusterku, a potem Emmett’a… Chryste, wyglądali, jakby ich coś bolało i chociaż było ciemno, mogłam przysiąc, że widziałam, że się zarumienili. – Hej, Słodkie Pośladki – zaczął Alec. – Całowałem się kilka razy po francusku z Maggie, na tyłach domu w Chicago. Zamierzam pewnego dnia poślubić tę laskę, przysięgam. Na tyłach domu w Chicago? Och, Boże. Z wahaniem i obawą, spotkałam w lusterku wzrok Edwarda i zauważyłam, że bada mnie uważnie. – Alec jest synem, siostry naszej matki – powiedział Edward, nadal patrząc na mnie w lusterku. Syn, siostry ich matki. W takim razie to jest Masen. – Alec i jego siostra bliźniaczka, Nessa, przylecieli wczoraj, aby spędzić tu kilka tygodni – dodał. – Tak, ciocia Esme opiekuje się nami – wtrącił się Alec. – Mama i tata mają jakieś problemy w Chicago, dlatego tu jesteśmy. Z jakiegoś powodu nie sądziłam, aby mieli problemy małżeńskie… – Twoje nazwisko to Masen – oznajmiła cicho Rose. – Tak, kochanie. Oczywiście słyszałaś o nas! – zaśmiał się. Dzieciak się zaśmiał. Edward kontynuował wpatrywanie się we mnie. Emmett robił to samo z Rose. Reszta podróży upłynęła w ciszy.
64 | T h i s L i f e
Scarborough Fair – Whistles and Guitar www.youtube.com/watch?v=B83lHBkqu9A&playnext=1&list=PL507A3C9E453531F7
Cooley's Reel – Whistles and Guitar www.youtube.com/watch?v=D9qpDjafWRM
Bella POV
65 | T h i s L i f e
Gdy dotarliśmy do drewnianej chaty, stojącej po środku jakichś pustkowi, Emmett i Alec zaczęli rozpakowywać samochód, ale Edward odszedł do tyłu. – Mogę cię prosić na słówko, Isabello? Kiwnęłam głową i utrzymywałam spojrzenie, skierowane w ziemię. – Będę w środku – wymamrotała Rose. Okay. Wtedy zostaliśmy tylko we dwoje. – Proszę – wymamrotał, podając mi zapalonego papierosa. – Dzięki – wymruczałam. Głęboki wdech. Wydech. Co to za mieszanka… – Zapytaj mnie – powiedział. Kiedy na niego spojrzałam, powtórzył: – Zadaj mi pytanie, przez które umierasz, aby je zadać. Zrozumiałam. Ale czy byłam gotowa, aby usłyszeć jego odpowiedź? Pieprzyć to. – Czy plotki są prawdziwe? Jesteś związany z rodziną Masenów z Chicago? – zapytałam. Głębokie zaciągnięcie się. Wydech. Proszę, powiedz, że nie… – Tak, to prawda. Jesteśmy spokrewnieni. Kurwa. – Więc… tak jakby jesteś… w mafii? To był pierwszy raz, gdy wypowiedziałam to słowo. Mafia. Uśmiechnął się smutno i zaciągnął się, zanim odpowiedział. – To słowo Sycylijskie. Istnieje tylko jedna mafia i jest nią ta z Sycylii. Czy on jest poważny? – Pierdolona semantyka, Edwardzie – syknęłam. – To nie semantyka, Isabello. – Nalegał pewnie. – Ponieważ w tej chwili twoja śliczna, mała główka jest wypełniona spekulacjami, podejrzeniami i fałszywymi oskarżeniami. Po raz pierwszy nie użył przy mnie swojego miękkiego głosu. – W takim razie oświeć mnie, Edwardzie – parsknęłam. – Skąd masz pieniądze na te wymyślne samochody, Gucci’ego, Burberry, posiadłości i to wszystko?
66 | T h i s L i f e
– Nie powiem, że robimy cokolwiek zbliżonego do legalności, ale mówię, że cokolwiek ubzdurałaś sobie w tej twojej głowie, jest kurewsko błędne – warknął, nawet wskazując na mnie palcem. Teraz był wkurwiony. Bękart nie miał prawa. – W takim razie co takiego ubzdurałam sobie w mojej małej, ślicznej główce, huh? Głębokie zaciągnięcie się. Wydech. Proszę, zabierz mnie stąd… Podszedł bliżej, wydychając dym papierosowy przez nos i coś w nim się zmieniło… jego oczy były znowu łagodne. – Wierzysz w to, co przeczytałaś w gazetach; że zabijamy ludzi, zajmujemy się rozprowadzaniem narkotyków i handlowaniem ludźmi… że mamy do czynienia z krwawymi diamentami – wymamrotał te okropne słowa. Miękko. Ale tak, to właśnie czytałam. I tak, w to wierzyłam. Zeszłego roku śledziłam rozprawę. Wiem, o co oskarżono syna Edwarda Masen’a; morderstwo, kradzieże samochodów, kradzież z bronią w ręku, defraudacje… lista jego przewinień była długa i otrzymał za nie wyrok dożywocia. LiamMasen. – To jest to, w co wierzysz, prawda? – powiedział Edward, przydeptując niedopałek. Kiwnęłam głową i spojrzałam w dół. Wyrzuciłam papierosa. – Jesteś w błędzie. Nie, co do wszystkiego, ale w większości. – Nie zabijasz ludzi? – zapytałam ze zmęczeniem, cicho. – Nie. Emmett też… To nie jest nie… – Ale…? – zapytałam, patrząc na niego. – Nasza rodzina w Chicago… to, co robią, nie ma nic wspólnego ze mną i Emmett’em. – Pieprzenie – powiedziałam. – Jeżeli Cullenowie nie mają nic wspólnego z Masenami, dlaczego byliście w gazetach? I dlaczego Esme zeznawała w obronie Liam’aMasen’a? – Sporo wiesz – zachichotał bez humoru. – Ale najwyraźniej nie wiesz wystarczająco, ponieważ gdybyś wiedziała, wiedziałabyś także, że moja matka nie zeznawała w jego obronie, kiedy doszło do oskarżeń o porwanie, morderstwo i kradzież z bronią w ręku. – Dlaczego nie? – zapytałam. – Ponieważ był winny tym oskarżeniom – odpowiedział prosto. Nawet wzruszył ramionami.
67 | T h i s L i f e
– A czego nie był winny? – zapytałam, rozbawiając go, ponieważ oczywiście myślałam, że był winny wszystkiego. – Handlu ludźmi, diamentami, narkotykami i kilku innych rzeczy… Ja… nie mogłam uwierzyć, że staliśmy tu i dyskutowaliśmy o takich rzeczach. Nie ma usprawiedliwienia dla morderstwa. – Ale pomijasz szerszy obraz, Isabello – westchnął, podchodząc jeszcze bliżej. – Po pierwsze, są tego wszystkiego powody… Po drugie, ja nie jestem taki. Mój brat nie jest taki. Nikogo nie zabijamy – wyjaśnił. – W takim razie co robicie? – zapytałam, nieznacznie się wycofując. Zauważył to i także zrobił krok w tył… ze skrzywdzonym wyrazem twarzy, który mnie, kurwa, zabijał. Nienawidziłam się za to. Nienawidziłam się za pozwolenie mu do mnie dotrzeć. – Mój brat i ja handlujemy luksusowymi samochodami… głównie. Nie mogę jeszcze podać ci szczegółów. Prosta odpowiedź. On po prostu… to powiedział. Tak jakby była to najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem. Nie zrozumiałam tego. – Ty kradniesz, Edwardzie. Nie odpowiedział. Ale nie zabijają? Nie pogrywają sobie z ludzkim życiem? Nie krzywdzą? – Nie handlujemy narkotykami, nie zabijamy, nie porywamy ludzi… i nie wciągamy ludzi do tego rodzaju świata. Mój umysł myślał szybciej, niż rozpędzony pocisk. – Nie wciągasz w ten świat ludzi, Edwardzie?! – syknęłam. – W takim razie co, do kurwy, robisz ze mną i Rose?! – Nie będziecie tego częścią – wyjaśnił szybko. – Ty i Rosalie nigdy nie będziecie częścią tego, co Emmett i ja robimy. Pierdolenie! Będziemy ich żonami! Nie da się być większą częścią ich życia, niż to. – Tak, będziemy – odpowiedziałam pewnie. – Będziemy nosić ubrania, jakie dla nas kupicie, będziemy żyły w waszych domach, poślubimy was, będziemy jeść wasze jedzenie… i wszystko, wszystko będzie zafundowane… wszystko będzie pochodzić z waszych biznesów. Nie odpowiedział. To dobrze. 68 | T h i s L i f e
Tu go miałam. – Więc, to wszystko, co widzisz, Isabello? – zapytał z przechyloną głową. – Jedyne, co widzisz to to, że Em i ja handlujemy samochodami? Nie. Tak. Nie wiem. – Czy to ma jakieś znaczenie? – zastanowiłam się. – Tak, to ma znaczenie. Ponieważ jeśli uważasz, że jedyną rzeczą, jaka mnie definiuje jest moja praca… – urwał. Wtedy co? Pozwoli mi odejść? Przerwie to wszystko? Przełknęłam ciężko. – Wtedy co? Poczułam coś… okropnego. Uśmiechnął się gorzko. – Jestem zbyt samolubny, aby pozwolić ci odejść. To ma duże znaczenie, ale nie wystarczające, aby cię zostawić. Nie potrafiłbym widzieć cię z kimś innym. W dodatku już znasz pewne fakty o nas. Pozwolenie ci odejść nie wchodzi już w grę. Zamknęłam oczy, które wypełniły się łzami, a przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, że poczułam… ulgę. Nie czułam nic więcej, jak ulgę. Nie pozwoliłby mi odejść. Wspominałam o tym wcześniej, ale zrobię to jeszcze raz; coś jest ze mną nie tak. – Przepraszam, że nie jestem bardziej… ludzki – wymamrotał. Najwyraźniej źle zinterpretował moje łzy. Sięgnęłam ślepo i zacisnęłam pięści na jego koszulce. Przyciągnęłam bękarta bliżej i zatopiłam twarz w jego klatce piersiowej. Pachniał tak dobrze… Mężczyzną. Pocieszeniem. Bezpieczeństwem. Ciepłem. Nienawidziłam go. Nic nie powiedział, ale odprężył się… objął mnie mocno… a jego usta pocałowały czubek mojej głowy. Kochałam to i nienawidziłam zarazem. – Będziesz mnie przez chwilę nienawidzić, księżniczko – wyszeptał. – Zwłaszcza, kiedy zamierzasz wrócić jutro wieczorem do twojego domu… Napięłam się. Zrozumiałam. Odprężyłam się. Kiwnęłam głową. 69 | T h i s L i f e
Nie nienawidziłam go. Nie potrafiłabym. Jutro jest piątek. Nadal będę miała siedemnaście lat, ale… w sposób, w jaki sformułował swoje słowa, nie było mowy o pomyłce. Nie będzie czekał do moich urodzin. Wiele dziewczyn zaręczało się przed ich osiemnastymi urodzinami. Jedynie na zawarcie małżeństwa trzeba było czekać, aż skończy się osiemnastkę. I zgaduję, że Edward nie chciał czekać. Nie nienawidzę cię, chciałam powiedzieć. Ale nie byłam na to gotowa. Zamiast tego przytuliłam go mocno. Dlaczego czułam się tak spokojnie w jego obecności? Dlaczego sprawiał, że czułam się bezpieczna? Kurwa, jakim bałaganem byłam… – Och! Em powiedział, że prowadzicie poważną rozmowę, ale wy się obściskujecie! – Usłyszeliśmy zawodzenie Alec’a. – Sprowadźcie tu swoje tyłki! Język tego dzieciaka był… nie wiem… ale obściskiwanie? Kto jeszcze tak mówi? Edward i ja zachichotaliśmy, puszczając się powoli nawzajem, i byłam zadowolona, że pomiędzy nami nie było już niezręczności… lub niewygodnego napięcia. – Wejdźmy do środka, eh, lasko? – zażartował Edward. Rumieniąc się i chichocząc, jak jakaś cholerna uczennica, kiwnęłam głową i starałam się nie myśleć o tym, jak słodko wyglądał, gdy mówił w ten sposób. Musiałam przyznać, że byłam ciekawa, dlaczego on i Emmett nie mieli akcentu, chociaż było coś w tym, jak mówili. W tym, jak wymawiali niektóre słowa. Ale resztę wymawiali tak, jak każdy Amerykanin. – Dlaczego ty i Emmett nie macie akcentu? – zapytałam, kierując się do chaty. – Urodziliśmy się i wychowaliśmy w Ameryce. – Wzruszył ramionami. – Tak jak Masenowie, ale oni w jakiś sposób zachowali odrobinę irlandzkiego akcentu. Moja matka mówi bardziej z akcentem – dodał. Ponieważ była urodzonym Masenem. – W jakim stopniu jesteś Irlandczykiem? – kontynuowałam. – W każdym włóknie mnie. – Mrugnął, gdy otwierał mi drzwi. – To ojciec mojej matki przeprowadził się z Irnaldii do Chicago… A co do strony mojego ojca; mieszkają w Ameryce od kilku więcej generacji. – W końcu jesteście! – Uśmiechnął się Emmett, gdy weszliśmy do salonu. Rozejrzałam się po otoczeniu.
70 | T h i s L i f e
To naprawdę była zwykła chata z drewna. Wszystko było w ciemnym drewnie. Duży kominek. Gruby dywan na drewnianej podłodze. Przyćmione oświetlenie. Pluszowa kanapa na środku pokoju, z pasującymi do niej fotelami. Nic ekstrawaganckiego, ale było tu nadal pięknie i… bogato. – Rozpaliłem w kominku, szefie – oznajmił dumnie Alec. – Dobrze, szczeniaku – zachichotał Edward. Edward i ja staliśmy tam tak przez chwilę, obserwując, jak Emmett i Alec wyjmują rzeczy z dwóch, olbrzymich toreb, które przywieźli ze sobą i nie zajęło mi chwili, gdy zauważyłam uśmiechającą się Rose. Jej uśmiech był nieznaczny, ale taki sam jak nasz, gdy obserwowaliśmy Emmett’a i Aleca z krzeseł, na których usiedliśmy. – Koc dla Słodkich Pośladków – powiedział Alec, podając jej polarowy koc, w kolorze ciemnoniebieskim. Uśmiechnęłam się. Ten dzieciak był niesamowity. I… – W jaki sposób jest spokrewniony? – zapytałam cicho Edwarda. – Żona Edwarda Masena jest siostrą mojej matki – wymruczał. O cholera… och… To jest… bliskie spokrewnienie. Wujek Edwarda i Emmett’a jest głową Masenów. A teraz wiem także, że Alec jest siostrzeńcem Esme… Kurwa. – A więc, Liam…? – wyszeptałam. 71 | T h i s L i f e
Edward kiwnął głową. – Tak, jest starszym bratem Alec’a i Nessy. Kurwa. Ale… zaraz. – Ale… jeżeli Esme i Elizabeth urodziły się Masenami… Dlaczego Edward jest Masenem? – To długa historia… Zostawmy to na inny raz, okay? – zasugerował cicho… I pocałował mnie w skroń. – Potrzebujemy się trochę zabawić. Poczułam się zbyt dobrze. – Jasne – wyszeptałam, nie do końca ufając mojemu głosowi. – Usiądź z Rosalie. – Uśmiechnął się. – My, mężczyźni, mamy parę rozrywek do zorganizowania. – Okay – zachichotałam, podchodząc do fotela, na którym siedziała Rose. Był tak duży, że spokojnie zmieścimy się na nim obie. – O cholera, wyglądacie cudownie, drogie panie – parsknął Alec, gdy usiadłam obok Rose. Rose i ja… cóż, zarumieniłyśmy się na słowa cholernego dzieciaka. Ale dajcie spokój, ten dzieciak był cholernie dobrym mówcą. – Tak, oczywiście, że tak wyglądasz – powiedział do mnie Edward, posyłając mi swoje kolejne cholerne mrugnięcie. – Oczywiście ty także, Rosalie – dodał grzecznie, uśmiechając się do niej. – Dokładnie. Wyglądasz pięknie, Isabello – zgodził się Emmett, posyłając mi uśmiech uznania. – Jesteśmy szczęśliwymi skurwielami. Boże, czy oni muszą być tacy czarujący? – Och, do cholery, po prostu nazywajcie mnie Bellą, możecie? – jęknęłam. – Nigdy więcej tego gówna z Isabellą. – Yeah, a ja jestem Rose, Edwardzie – dodała Rose. Jezu, faceci uśmiechnęli się tak, jakby wygrali na loterii. – Nie, nie, dla mnie nadal jesteście Dupcią i Słodkimi Pośladkami – powiedział lekceważąco Alec. Ta noc zapowiadała się… obiecująco. Ale wtedy coś sobie przypomniałam… – Um, chłopcy? Czy to wy wysłaliście nam ubrania? – zapytałam z wahaniem. – Tak. Czy to nie było jasne? – zapytał Emmett ze zmieszaniem. 72 | T h i s L i f e
– Zaraz, więc to wy wybraliście nam lakiery do paznokci? – zapytała Rose z szeroko otwartymi oczami? Byłam całkiem pewna, że ja także miałam tak samo szeroko otwarte oczy. – Chwila, co do kurwy? – zakrztusił się Edward. – W paczkach – wyjaśniłam. – Były lakiery do paznokci, pasujące do naszych strojów. – Och, ja pierdolę – wymamrotał Emmett, kręcąc głową. Edward jęknął. Byłam zmieszana. – Jezu, zabiję je – westchnął Edward. Na szczęście Emmett zauważył mnie i Rose, i zdecydował się nam to wyjaśnić. – Poprosiliśmy mamę i ciocię Tanyę, aby spakowały wam coś zwykłego, na noc w chacie. Oooch. Teraz łapię. – A one kochają zakupy – dodał zażenowany Edward. – Mogę powiedzieć – westchnęła Rose – w tym, co dostałyśmy nie było nic zwykłego. – Potwierdzam – dodałam. – Co to znaczy? – zapytał Emmett. Zaczęłam się na niego gapić. Czy to nie było, kurwa, oczywiste? – Żartujesz sobie? – zaśmiała się niedowierzająco Rose. – Te ubrania musiały kosztować więcej, niż… do licha, czy ja wiem… wszystkie ubrania, jakie kiedykolwiek posiadałam? – Dokładnie. I jeszcze trochę – zgodziłam się. – Huh. – Było odpowiedzią Edwarda, zanim wzruszył ramionami. – Możecie równie dobrze do tego przywyknąć. – Mrugnął Alec. – Jesteśmy Masenami i Cullenami, przyjmijcie to, drogie panie. – Dzieciak ma rację. – Kiwnął głową Emmett. – Tak – zachichotał Edward. Um, okay? W każdym razie… Stół był pełen różnych… rzeczy. Butelek. Szklanek. Przekąsek. Słodyczy. Kanapek. I jeszcze… więcej. Tak więc nasza irlandzka noc się zaczęła.
73 | T h i s L i f e
Alec zdecydowanie był w swoim żywiole, gdy opowiadał sprośne żarty, mógł przeklinać do woli i podkradał Edwardowi piwo. Obserwowaliśmy w rozbawieniu, jak starał się słodkim podlizywaniem, zdobyć więcej tego trunku. Na szczęście Edward i Emmett twardo mu odmawiali. Śmiałyśmy się. Rose i ja. Nie można było zaprzeczyć, że śmiałyśmy się do rozpuku więcej, niż raz, zwłaszcza, kiedy Edward i Emmett opowiadali nam swoje historie z dzieciństwa i jak ze sobą rywalizowali, i nadal to robią. Alec także kochał szczebiotać o własnych historiach; historiach o koneksjach rodzinnych i wakacjach. Och, ten dzieciak miał także kieszonkowy nóż, którym się bawił. Yeah, na początku ześwirowałam – to znaczy, dwunastoletni dzieciak, z cholernym nożem kieszonkowym? To popieprzone. Ale… Alec nie jest zwyczajnym dzieciakiem i nie pochodzi ze zwyczajnej rodziny. To było coś, do czego po prostu musiałyśmy się przyzwyczaić i kiedy obserwowałyśmy jak się nim bawi, żonglując nim i wykonując z nim różne triki, było ciężko nie być pod wrażeniem. Dzieciak był małym gangsterem z tym swoim nożem, irlandzkim akcentem i pierdolonym kapeluszem. To było takie na luzie i… normalne. W pewien dziwaczny sposób. To, co nam opowiadali było historiami przepełnionymi śmiechem, miłością i żartami. Wspomnienia o tym, jak pewni mężczyźni z rodziny nie potrafili utrzymać swojego alkoholu i mała wskazówka, Edward i Emmett byli tymi ludźmi. Tak, to były słowa Alec’a, ale bracia im nie zaprzeczyli, utrzymując, że byli w pełni Irlandczykami i że dopóki piwo się lało, będą je rozpracowywać. I tak zrobili. Emmett i Edward dali Rose i mi po irlandzkim piwie, najpierw po Guinness’ie i Arthurze – piwie, o którym oczywiście słyszałyśmy – a następnie przyszła kolej na piwo, zwane Murphy’s i było ono najwyraźniej ich ulubionych, za jego smak, ale także ponieważ to piwo pochodziło z Cork w Irlandii, skąd pochodzili Cullenowie i Masenowie. Rose i ja wyplułyśmy to gówno, ponieważ, kurwa, było obrzydliwe. Kto, do cholery, lubi czarne piwo? Cholernie gorzkie. Chłopcy po prostu zaczęli się z nas śmiać i zbesztali nas, że to nie piwo tylko porter. Cokolwiek. Dobra rzecz przyszła, gdy Edward nalał nam dwie szklanki “Magnersa”, mówiąc nam, że to zdecydowanie polubimy. Nie wierzyłyśmy im. Ale myliłyśmy się. 74 | T h i s L i f e
To było kurewsko pyszne. Magners był zdecydowanie naszym ulubionym, może dlatego, że nie był piwem… ani porterem. To był jabłecznik i był… wspaniały. I tak teraz było. Pijąc jabłecznik, słuchając Emmett’a i Alec’a, kłócących się odnośnie piłki nożnej i obserwując Edwarda, chichoczącego i kręcącego na nich głową. Nie nienawidziłam go. Nie byłam nawet blisko tego uczucia. – Może powinieneś po prostu zgodzić się z tym, z czym się nie zgadzasz, Alec – powiedział Edward, biorąc kolejną butelkę ze stołu. – A ty, Emmett’cie, jeżeli Alec lubi Manchester United, po prostu pozwól mu na to. To jednak było według Emmett’a szalone. Ale zostawił to i nalał sobie więcej tego czarnego gówna ze śmietanką. Nie, to nie była piana, przysięgam. To była śmietanka. Cóż, wyglądała jak śmietanka. Nie smakowała tak jednak. Mogę o tym zapewnić. – Czas, aby zaprezentować paniom irlandzki krem, eh? – zasugerował Edward z głupim uśmiechem. Irlandzki chłopak jest szczęśliwy. – Jeżeli jest podobna do śmietanki z czarnego piwa, to nie, dzięki – zachichotała Rose. Byłyśmy trochę wstawione. – Porter, kochanie. Nie piwo – zganił ją Alec. – Kurwa, chwileczkę – powiedziałam, siadając bardziej wyprostowana, gdy słowa Edwarda dotarły do mojego mózgu. – Irlandzki krem? To brzmi jak… wiecie… ponieważ wy jesteście Irlandczykami… i… – przerwałam sugestywnie. Cóż, nie mogłam powiedzieć sperma przy dziecku, prawda? Emmett i Edward gapili się na mnie szeroko otwartymi oczami. Rose także pomyślała o tym, co ja. Alec szczęśliwy popijał swojego Sprite’a. – Bello… Um, miło zobaczyć, że masz sprośne oblicze – zachichotał niezręcznie Edward i zaczął kręcić się na swoim siedzeniu. – Ale, um, Irlandzki krem to taki drink. – Yeah, dla niektórych – parsknęła Rose. Kiwnęłam głową. Miałyśmy taki jeden żenujący dzień z matką Alice. Uczyła nas o seksie i o tym, jak zadowolić mężczyznę, włączając w to banany.
75 | T h i s L i f e
Rok później musiałyśmy przejść przez to samo w szkole, chociaż Mary Brandon była przy tym trochę bardziej… wymowna. Więc, yeah, wiedziałyśmy jak to działa i wiedziałyśmy, co lubią mężczyźni, ale to nie znaczyło, że lubiłyśmy o tym rozmawiać. Ale na nasze słowa Emmett zakrztusił się swoim piwem, a Edward się zarumienił. Huh? – Dlaczego się rumienisz, Edwardzie? – zapytałam z ciekawością, zanim napiłam się swojego pysznego jabłecznika. – Uch, yeah, ja, uh, przypuszczam, że to przez portera – odpowiedział, nadal się wiercąc. – Wypiłem za dużo. – Yep, to to. – Kiwnął głową Emmett. Rose i ja spojrzałyśmy na siebie zmieszane, ale wtedy… wzruszyłyśmy po prostu ramionami. – Um, okay… Zamiast Irlandzkiego kremu, powiem, że nadszedł czas, aby dziewczyny spróbowały Baileys’a – powiedział Edward dziwacznym głosem. Edward postawił dwie szklanki i wypełnił je czymś, co wyglądało jak mleko czekoladowe. Ale wygląd może oszukać. Nauczyłam się tego po piwie – przepraszam, po porterze. Rozpoznałam oczywiście butelkę. Tutaj także mieliśmy Baileys’a, ale teraz, gdy przyjrzałam się jej bliżej, mogłam przeczytać, że na butelce napisane było „Irlandzki krem”. – Jak to smakuje? – zapytała Rose, zerkając na szklankę z obawą i zwątpieniem. – Polubisz to – obiecał Edward i wręczył nam szklanki. – Większość kobiet kocha to, moje panie. – Uśmiechnął się Alec. – Jest tak samo słodki, jak ty, Słodkie Pośladki. – Mrugnął do Rose. Cholera, ten chłopak… Parskając z niego, powąchałyśmy zawartość szklanek i było pewne, że faktycznie pachniał jak krem czekoladowy. Ale czy tak samo smakował? – Zaufaj mi, Bello – wymamrotał Edward. Kochał wymawiać moje imię. – Och mój Boże, B – jęknęła Rose. – Cholernie pyszne. Spróbuj. W porządku. Spróbowałam. Och, miejcie litość nade mną. Zakochałam się. 76 | T h i s L i f e
To było łagodne, kremowe, czekoladowe toffi… – Oświadczam moją miłość do Baileys’a – jęknęłam. – Ja też – westchnęła z rozmarzeniem Rose. – Moje panie, powiedziałbym, że macie konkurencję. Emmett i Edward warknęli. Rose i ja zachichotałyśmy. Kilka minut minęło na czekoladowej pyszności, ale Alec był niecierpliwy z powodu czegoś, kręcąc się dookoła, jak mała piłka, więc Rose i ja kazałyśmy mu to z siebie wydusić. Tak też zrobił. – Czas na grę! Huh? – Masz rację, dzieciaku. – Kiwnął głową Emmett i wstał. – Przyniosę gitarę. – Och, masz zamiar dla nas zagrać? – zapytałam podekscytowana. – Tak jakby… piosenki?! Kurwa, czy mogłam brzmieć jeszcze głupiej? – Dokładnie, kochanie – parsknął Alec. – Emmett zagra na akustyku – czy raczej gitarze, a szef i ja na gwizdkach. Gwizdkach? – Myślałam, że to flażolet – powiedziałam, patrząc na Edwarda, który otwierał mały pokrowiec. – Ta sama rzecz, inne nazwy – odpowiedział. – Ja nazywam to flażoletem. – Zamierza teraz ci zaimponować – powiedział mi Alec. – Szef jest mistrzem fletów i nauczył mnie wszystkiego, co umiem. – Zamknij się, dzieciaku – zachichotał Edward, gdy wyjął kilka różnych fletów. – Jasne, szefie. – Dlaczego on nazywa cię szefem, Edwardzie? – zapytała z ciekawością Rose. Ja także chciałam to wiedzieć. – Ponieważ on jest szefem – zaśmiał się słodko Alec, odpowiadając za Edwarda. – Jest moim ojcem chrzestnym, a Emmett jest ojcem chrzestnym Nessy. Och. – Wow, musieliście być młodzi, gdy to się stało – wymamrotałam, gdy to sobie policzyłam. Trzynaście. Edward miał trzynaście, a Emmett czternaście lat. Jezu. Czy to jest w ogóle legalne? 77 | T h i s L i f e
– Yeah, miałem trzynaście lat, gdy poproszono o to mnie i Emmett’a, ale moi rodzice byli ich opiekunami, dopóki nie staliśmy się pełnoletni – odpowiedział Edward, uśmiechając się do Alec’a. Och. – I mam takie samo imię, jak Eddie – skończył Alec, gdy Edward podał mu flażolet. – Czy wolisz Clarke? – zapytał go Edward. Nie rozumiałam. To było słownictwo muzyczne. – A więc jesteś Alec Edward Masen? – zapytałam. – Nie, Clare jest świetny, ale czy powinienem wziąć C, czy D? Ty przejmiesz prowadzenie z Clarke D, tak? – zapytał Edwarda. – Tak, Ale ty spróbuj ten w tonacji D. Myślę, że będzie lepiej brzmiał. Muszę przyznać, że to było całkiem… seksowne, słuchać Edwarda mówiącego o muzyce. Alec był dziwacznie słodki. Wtedy Alec odpowiedział mi. – Nie, jestem Alec Ryan Masen, Dupciu. Ryan. Huh. – A ty jesteś Edward Ryan Cullen? – Zastanowiłam się. – Oczywiście. – Uśmiechnął się Edward. – A Emmett jest Emmett’em Patrickiem Cullen. – Ryan oznacza król w języku celtyckim – powiedział dumnie Alec. – A Patrick oznacza szlachcica – poinformował nas Emmett, wracając ze swoją czarną, akustyczną gitarą. Rose i ja spijałyśmy każde ich słowo i było niemożliwe, aby powiedzieć, że nie byłyśmy tym zainteresowane. – Czy kochane panie chcą usłyszeć kilka irlandzkich pieśni? – zapytał Edward. – W rzeczy samej – parsknęłam, opierając się, aby było mi wygodniej. – Od której zaczniemy? – zapytał Emmett, nastrajając gitarę. Obserwowałyśmy ich. Trzymając ręce pod kocem, Rose i ja ściskałyśmy je nawzajem za każdym razem, gdy któraś z nas chciała, aby druga coś zauważyła i z całą pewnością Rose ścisnęła moją dłoń, gdy Emmett zaczął grać na gitarze. Była tak samo podniecona, jak ja i uwierzcie, że ścisnęłam rękę Rose najmocniej jak umiałam, gdy Edward i Alec zaczęli grać na fletach… czy gwizdkach. To było… Irlandzkie. Ciepłe, zabawne i niesamowite do zobaczenia. I usłyszenia. – Co powiecie na Kwiatową Dolinę Dobbin’a? – zasugerował Alec. 78 | T h i s L i f e
– W takim razie musisz zagrać na skrzypcach – powiedział Edward. Alec gra także na skrzypcach? Cholera. – Może „Scarborough Fair”? – zasugerował Emmett. – Zacznijmy od czegoś łatwego. – Brzmi dobrze, bracie – kiwnął głową Alec. – Ty bierzesz głos prowadzący, szefie. – Jasne. – Kiwnął głową Edward, gdy usiadł po turecku na kanapie. – Emmett, wprowadź nas. – W porządku – powiedział Emmett, puszczając oko do Rose, zanim zaczął grać. Był… dobry. Wspaniały. Utalentowany. I miał w sobie ten spokój i opanowany wyraz twarzy, gdy brzdąkał na gitarze i nie zajęło wielu sekund, zanim na flecie dołączył do niego Edward. Wspaniałe dźwięki. Dookoła mnie. Był piękny. To było… nie do opisania. Alec był następny i sposób, w jaki grała cała ich trójka… mając te same wyrazy twarzy… Rose i ja ścisnęłyśmy mocno swoje dłonie. Jak cholera. Wzięło nas. Byłyśmy… oczarowane. Gdy obserwowałyśmy tę trójkę… Trzy pary zamkniętych oczu. W moich oczach byli muzycznymi talentami i yeah, piosenka mogła być spokojna i łatwa – prawdopodobnie – ale była po prostu piękna. I musiałam przyznać, że byłam cholernie pod wrażeniem Alec’a. To znaczy, ten dzieciak miał tylko dwanaście lat… I Chryste, jak Edward i Alec zgrywali się razem, synchronizując dźwięki swoich gwizdków i przeakcentowując dźwięki… Wtedy zabrzmiała ostatnia nuta. Rose i ja po prostu siedziałyśmy. Oszołomione. Zdecydowanie zakochane w irlandzkich instrumentach. Boże, flażolet był po prostu… piękny. – Mogę powiedzieć, że zaimponowaliście im. – Alec uśmiechnął się do Edwarda i Emmett’a. Uch, yeah, dokładnie… – Jeszcze jedna? – parsknął Edward. Kiwnęłam zażarcie głową. Nie byłam zdolna mówić. A uśmiech, jaki mi posłał… był nie z tego świata. – Myślę, że nadszedł czas na ReelCooley’a, drogie panie – powiedział Alec, posyłając chłopakom dziwne spojrzenie, którego nie zrozumiałam. – Myślę, że masz rację – zgodził się Emmett. 79 | T h i s L i f e
– Jasne, muszę tylko zobaczyć, czy mam odpowiedni… – urwał Edward, gdy przebierał w swojej kolekcji fletów. – Potrzebujesz ich tak dużo? – zapytała miękko Rose, wskazując na pokrowiec z fletami. – Nie, nie bardzo, ale to jest rodzaj hobby i wszystkie z nich brzmią inaczej. – Wzruszył ramionami Edward. – Poza tym, to tani instrument, więc łatwo nazbierać ich dużo. – Yeah, wariactwo, szefie! Zbyt dużo? – parsknął Alec. – Zbyt dużo to byłoby dwadzieścia jeden… A ty masz, ile, pięćdziesiąt? Edward zachichotał. – W porządku, znalazłem – powiedział, wyjmując dwa złote flety. Podał jeden z nich Alec’owi. – Edwardzie, poprowadzisz w tej piosence – powiedział Emmett. Tak też zrobił. Objął prowadzenie. A ja ścisnęłam odruchowo rękę Rose. Ta melodia była szczęśliwsza, bardziej figlarna, ale co najważniejsze… szybsza. I zrozumiałam spojrzenie Alec’a, gdy wraz z Emmett’em dołączyli do piosenki. To było… szybkie. Co bardzo nam zaimponowało. Naprawdę kurewsko szybkie i było to jak bitwa pomiędzy Edwardem i Alec’em, gdyż Emmett grał spokojnie, dając miejsce Edwardowi i Alec’owi. Palce. Obserwowałam palce Edwarda. Długie palce. Uzdolnione. Szybkie. I… Przepadłam dla nich. Mogłam poczuć je… tu… i tu… i tam. Na ciele, umyśle i duszy. Ale kurwa, głównie na ciele. Cholera, te palce… Chłopcy kontynuowali. Przez kilka godzin słuchałyśmy ich gry, piłyśmy więcej jabłecznika i Baileys’a, i rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy się. Edward uśmiechnął się szeroko, gdy nazwałam go Whistler1. Alec uśmiechnął się i kiwnął do mnie głową. Ta noc była wspaniała. Poznałyśmy lepiej chłopaków i podobało nam się to. Podobało nam się to, co odkryłyśmy.
1
Whistler– z ang. Gwizdek, a że pomyślałam, iż oryginalna nazwa brzmi lepiej, postanowiłam tak ją zostawić
80 | T h i s L i f e
Nadal było wiele rzeczy, które nie były właściwe, ale zaczęłyśmy widzieć – i poznawać odkupiające ich strony i pozytywne aspekty. Było blisko drugiej w nocy, gdy Edward odprowadził mnie do drzwi. Alec szybko zasnął w samochodzie, a Rose już odpłynęła. – Więc… jak ci się podobał wieczór, pani Swan? – zapytał miękko, gdy dotarliśmy do drzwi. Uśmiechał się. Ale za jego uśmiechem kryła się niepewność i nerwowość. – Było wspaniale, Edwardzie – przyznałam. – Nadal jest tak wiele rzeczy, które… Przerwał mi, przykładając palec do moich ust. To rozpaliło we mnie ogień. – Nie dzisiaj – błagał szczerze. – Wiem, że istnieje dla ciebie milion rzeczy niewłaściwych… i niektórych dla mnie… Ale nie dzisiaj, eh? Proszę. Miał rację. Ta noc była niesamowita i nie chciałam jej zrujnować przez oznajmianie, co jest złe w tej sytuacji. Uśmiechnęłam się, kiwając głową na zgodę. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. – Dobranoc, Whistler – wyszeptałam, ciesząc się z zaskoczenia, które widoczne było na jego twarzy. – Um, dobranoc, Bello…
81 | T h i s L i f e
Bella POV Nadszedł piątek. Wspomnienia z ostatniego wieczoru nadal buszowały w mojej głowie, gdy szłam do szkoły i kiedy dołączyłam do Rose na lunch, łatwo było zauważyć, że zajęta była takimi samymi myślami. – Edward przychodzi do mnie dziś wieczorem – wymamrotałam. – Z pytaniem. Nie z pytaniem, chciałam powiedzieć. Oświadczeniem. Ale takie było społeczeństwo, w jakim żyłyśmy. Rose kiwnęła głową, niezdolna, aby zdecydować, jak powinna się czuć wobec mnie. Smutek? Strach? Nadzieję? Zrozumienie? Lęk? Wszystko tam było. Ale rozgoryczenie już mnie opuściło, za co byłam wdzięczna. Pogodziłam się z tym. W pewnym sensie. Były rzeczy, które lubiłam. A nawet kochałam. Na przykład Alec. Zdecydowanie. Irlandzkie piosenki, jakie nam grali. Jak swobodni i zrelaksowani byli. Jak nieskrępowanie rozmawiali i żartowali. A nawet trochę przeklinali. Czułam, jakbyśmy byli sobie równi. Wczoraj. Po prostu spędzając razem czas. Tak, byliśmy bardziej, niż sobie równi. Kochałam chatę. Wyglądało na to, że połączyła nas wszystkich.
82 | T h i s L i f e
Więc, zastanawiałam się… czy Edward wróci do swojej modnej czerni, gdy będzie się dziś oświadczał? Czy założy dżinsy… i może półbuty. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, czego oczekiwać. Nie teraz, gdy poznałam drugą stronę Edwarda – tę prawdziwą stronę, która żartowała z Alec’em. Oczywiście to była kolejna rzecz, którą zauważyłam. I było to wzajemne. Edward był dla Alec’a bohaterem. Pod koniec dnia w szkole, Rose przytuliła mnie i w połowie zażartowała: – Zobaczymy się po drugiej stronie. Zabawne.
***
– Czy to ty, Bells? – zawołał z kuchni Charlie, gdy weszłam do domu. Nie, głupku, to włamywacz. Pozwól mu się przedstawić. – Tak. – A niby kto inny? – Miałem dziś telefon od Edwarda Cullena – kontynuował. I zastanawiałam się, dlaczego brzmiał tak… zwyczajnie… jakby rozmawiał o sporcie. Tak jakby nic się nie stało pomiędzy naszą dwójką. Tak jakby mnie nie spoliczkował. – Uh– huh – odpowiedziałam, zdejmując kurtkę. Weszłam do kuchni, mijając go, czytającego gazetę – a było to coś, co zawsze robił, gdy wracał po pracy do domu. – Przychodzi do nas dziś wieczorem – powiedział, nie odrywając wzroku od gazety. Wiem, pomyślałam, otwierając lodówkę. – Okay. – I dałem mu swoje pozwolenie, aby poprosił cię o małżeństwo. O tym także wiedziałam. Jedynie nie wiedziałam dlaczego to zrobiłeś. – Okay. – Wtedy dodałam: – Pieczony kurczak i ryż będą dobre na obiad? Jestem dobrą dziewczynką. Poklep mnie po plecach. – Brzmi dobrze. A Cullen będzie tu o siódmej. Pieprz się. – Okay.
***
W co ubrałabyś się w dniu, w którym masz się zaręczyć? 83 | T h i s L i f e
Kiedy nie masz nic modnego. Parę dżinsów i baletki, które wczoraj dostałam i jedyny top, który posiadałam. Założyłam nawet jedyną bransoletkę i jedyną parę kolczyków, jakie miałam. Moje włosy skończyły zebrane w kucyk. Trochę niechlujny, szczerze mówiąc. Boże, jestem taka wystrojona. Ach, ten mój sarkazm. Zadzwonił dzwonek do drzwi i coś… we mnie zatrzepotało… nerwy… Nie było mi wolno być tam, przy pierwszej części, ale musiałam wiedzieć… coś… cokolwiek. Więc zeszłam na paluszkach po schodach i słuchałam… Byli w kuchni. – Nie marnujesz czasu, prawda? – Usłyszałam, jak Charlie chichocze. Chichocze. – Nie. Z dwóch powodów, Charlie. Po pierwsze, wierzę, że potrafię o nią zadbać lepiej, niż ty, a po drugie nigdy nie podniósłbym na nią ręki. Głos Edwarda był zimny. Oskarżający. – To był wypadek… Zwalczyłam pragnienie prychnięcia. – Nawet nie zamierzam na to odpowiedzieć. – Poważnie, Cullen. Zapytała mnie dlaczego jej to zrobiłem! Wstrzymałam oddech. – Więc? Dlaczego po prostu jej nie odpowiedziałeś? Nie, zamiast tego uderzyłeś ją, kurwa! Przysięgam na Boga, że gdybyś nie był jej ojcem, zabiłbym cię. Przełykając ciężko, starałam się pozbyć wspomnienia tamtego wieczoru. A także… próbowałam nie czuć się dobrze ze sposobu, w jaki Edward mówił o tym, co zrobił Charlie i to z taką pogardą. Ale byłam hipokrytką, ponieważ podczas gdy tu stałam, dobrze się czując, wiedziałam także, że Edward nie był wcale taki wspaniały. Ponieważ pod koniec wiedziałam, z czego zapłacił za pierścionek, który ma mi dać. – Sugerujesz, że powinienem przyznać się jej, że jestem kompletnie spłukany? I że przehandlowałem ją za pieniądze? Czy może powinienem był jej po prostu powiedzieć, że nie zależy mi na niej? – warknął Charlie. I oto były… Pieniądze. Ale zaraz… nie zależy mu?
84 | T h i s L i f e
– Nie daruję ci Charlie i jeżeli ty jej nie powiesz, ja to zrobię, ponieważ odmawiam tego, aby Bella wierzyła, że ją kupiłem. Ale to zrobiłeś… Kupiłeś mnie. – To ty wspomniałeś o pieniądzach w tej całej sprawie – dodał Edward. – I co masz, kurwa na myśli, mówiąc, że ci nie zależy? Byłam zmieszana. – Nie zależy mi oznacza, że ona mnie, kurwa, nie obchodzi. – Chryste… Więc nie chodziło ci tylko o pieniądze? Ale jesteś popieprzony. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż nie będę tego przed nią ukrywał. Usłyszałam, jak Charlie otwiera lodówkę, prawdopodobnie, aby wyjąć z niej piwo. – To nie ma znaczenia. Powiesz jej, jeśli będziesz chciał. Nie będzie już częścią mojego życia po waszym weselu. Ouch. – Ona jest twoją córką, do cholery! – Nie po weselu. Wtedy skończę z byciem ojcem. – Musisz sobie, kurwa, ze mnie żartować. – Nie. Mam dosyć udawania dla niej. Jestem już od tego chory. Cisza. On… on mnie nie chce? Och. Um, okay… – Przyprowadź dla mnie Bellę. – Usłyszałam rozkaz Edwarda. Nie minęły trzy sekundy, zanim zostałam przyłapana. Gapiłam się szeroko otwartymi oczami w jego, tak samo szeroko otwarte oczy. Wiedział, że wszystko słyszałam. Po chwili jego wyraz twarzy stał się pusty. Nawet wzruszył ramionami. – Edward chce się z tobą zobaczyć w kuchni. Kiwnęłam głupio głową, nadal będąc w szoku. Nie wiedziałam, jak doszłam do kuchni… ale… znalazłam się tam. I um, nie potrafiłam… zrozumieć… niczego, naprawdę. To bolało… w mojej klatce piersiowej… i wszędzie. – Bello? Ale dlaczego Charlie nie wyrzucił mnie na cholerny… jakkolwiek to się nazywa. Dlaczego zostawił mnie ze sobą? 85 | T h i s L i f e
– Słyszała nas. – Kurwa. I skoro nie zależało mu, dlaczego nie poruszył ze mną tematu tego, że był spłukany? Męska duma? To… głupie. – Porozmawiam z nią, Charlie. – Proszę bardzo. Te wszystkie lata. Były kłamstwem? Farsą? Czy obejmowało to pogardę, jaką okazał, kiedy Edward po raz pierwszy pojawił się w moim życiu? Czy to było tylko po to, aby zachować twarz? Dlaczego więc nie wyraził zgody Riley’owiBiersowi? Może dlatego, że on nie mógł zaoferować pieniędzy, tak jak Edward mógł… – Bello, słyszysz mnie? Jest zimno. Tak zimno. Usiadłam. Tak myślę. Nie jestem pewna. Pachnie dobrze. Skóra i… mężczyzna. On. Edward. – Edwardzie. – Usłyszałam swoje mamrotanie. – Jestem tu, Bello. Słyszysz mnie? Um, tak. Może kiwnęłam głową. Ale moje oczy… musiałam się skupić… na czymś. Na czymkolwiek. – Czy możesz ścisnąć mnie za rękę, kochanie? Robiłam to z Rose. Kiedy… wiecie, wczoraj… w chacie. Ściskałyśmy się za ręce. Pachniało jak w samochodzie. Jestem zmęczona. – Em, to ja… Spójrz, możesz pojechać po Rose? Bella będzie jej niedługo potrzebować… – Nie, jeszcze nie… Uch, Bella podsłuchała, jak Charlie mówił mi, że jej nie chce… I teraz jest w pewnym rodzaju… nieobecna… – Wiem, że on… Nie, nigdy nie wiedziałem. Posłuchaj, przyjedzie ze mną, ale myślę, że lepiej będzie, jeśli będzie tam Rose… 86 | T h i s L i f e
– Yeah, um, zabieram ją do chaty… – Jasne… Mógłbyś po drodze zabrać też Alec’a. Myślę, że Bella doceni jego obecność… – Nie, pozna Nessę jutro… Ale poproś mamę, aby spakowała Bellę na noc… – Dzięki, Bracie… Pa! Taka zmęczona.
***
– Bello, słyszysz mnie? – Bello? Um. Dobrze tu pachnie. Drewnem. Ogniem. Jest ciepło i wygodnie. – Chłopaki, myślę, że się budzi. – Dzięki, kurwa… Daj mi znać, gdy będzie gotowa mnie zobaczyć, eh? – Oczywiście, Edwardzie. – Będziemy na zewnątrz. Rozpoznawałam te głosy… I pamiętałam. Wszystko. Charlie mnie nie chciał. Nigdy mnie nie chciał. – Skarbie, obudź się dla mnie. Rose. – Rose – wychrypiałam. Otworzyłam oczy. Skupiłam się. Rozejrzałam się po… wszystkim… Rose… ogień… wszystko w drewnie. Jestem w chacie. Na kanapie. – Hej – wyszeptała. – Przestraszyłaś nas. Jak się czujesz? Wspaniale. Przetarłam oczy. Jakoś podniosłam się do siedzącej pozycji. I wszystko stało się jasne. Nadal było tu pięknie i spokojnie. – Proszę – powiedziała, podając mi szklankę wody. Huh. – Nie ma Baileys’a? – zażartowałam słabo. Uśmiechnęła się. Trochę smutno i trochę przez żart. Tak myślę. 87 | T h i s L i f e
Woda mi pomogła. Trochę. – Dzięki – wymamrotałam. – A więc… – westchnęła. – Edward powiedział nam, co się stało. Kiwnęłam głową, czując, że moje oczy wypełniają się łzami. To bolało. Tak bardzo, ponieważ z jakiegoś powodu, czułam się oszukana. Z jakiegoś powodu żałowałam, że po prostu mnie nie oddał do adopcji, czy coś… Zamiast udawania. Zamiast kłamania. I cała ta wdzięczność, jaką mu okazywałam. Ponieważ wiedziałam. Wiedziałam, że nie musiał mnie zatrzymywać. To obowiązek matki, zajmowanie się dziećmi. Ale on mnie zatrzymał. I nienawidził tego. Mnie. – Pieprzyć go, Bello – powiedziała Rose, wycierając mi łzy. – Jeżeli tak powiedział… Jeżeli tak czuje… Kurwa, nie powinien był cię zatrzymywać… Nigdy nie zasługiwał na to, co robiłaś dla jego żałosnej dupy. Robiłaś dla niego wszystko – kontynuowała. – Pamiętam każdy raz, gdy się nim opiekowałaś, B. i wszystkie pieniądze, jakie oszczędziłaś, dodając mniej składników do przepisów i wszystkie razy, gdy przerabiałaś swoje i jego ubrania, aby wytrzymały dłużej. Dwie godziny później zabrakło mi łez. Byłam zużyta z sił. Wyczerpana i wyzuta. Skończyłam ze… wszystkim. Chciałam pójść dalej. Na przód. Ale byłam zmęczona. Nie potrafiła nawet utrzymać oczu otwartych. Wtedy Rose pokazała mi torbę ubrań, jaką Esme najwyraźniej spakowała dla mnie i były tam… same nowe marki. Kobieta już zrobiła dla nas zakupy.
Zbyt zmęczona, aby zadawać pytania, wskoczyłam w wygodny t– shirt i miękkie szorty od piżamy, i zaczęłam ponownie zasypiać, ale teraz… czułam się lepiej. Trochę. Nigdy
88 | T h i s L i f e
więcej udawania. Nigdy więcej szukania kuponów, aby ograniczyć wydatki do minimum. Nigdy więcej czucia się winną, za bycie na czyimś utrzymaniu. Ponieważ tak było. Przez te wszystkie lata czułam się winna. A teraz ten wielki ciężar spadł mi z ramion.
***
Obudziłam się przez słaby dźwięk, brzdąkania na gitarze. Przez słabe dźwięczenie. To było piękne. I było mi tak wygodnie na pluszowej kanapie... Jezu, te koce są takie miękkie... Mmm, i ciepłe... Boże, byłam tak kurewsko spragniona przytulania. Otwierając oczy, natychmiast zobaczyłam słońce, świecące przez okno i było pewne, jak cholera, że to rzadki widok w Forks. – Dupciu, obudziłaś się! To był głos, który sprawił, że się uśmiechnęłam, a gdy usiadłam... na kanapie... zobaczyłam Edwarda, siedzącego na fotelu po drugiej stronie stolika, a Alec siedział na podłokietniku Edwarda, po jego prawej stronie. Obaj siedzieli z gitarami i obaj byli ubrani w zwykłe ciuchy. I chociaż Edward jedynie uśmiechał się ostrożnie, to nadal był piękny widok. – Dzień… – Nie, to nie działało. Odchrząkując, spróbowałam jeszcze raz. – Dzień dobry. – Dzień, kochanie? Nie, nie, jest już po południu. – Uśmiechnął się Alec. Och. Kurwa. – Potrzebowałaś snu – wymruczał Edward, odkładając gitarę. – Miałaś ciężką noc. To prawda, ale... czułam się dzisiaj lżej. Ta sprawa była gówniana i nadal byłam nią wyczerpana, ale poradzę sobie z tym, gdy będę na to gotowa. – Um, dziękuję za wszystko, co wczoraj zrobiłeś – wyszeptałam, nieznacznie się rumieniąc. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam się dzisiaj bardziej nieśmiała. – Nie wspominaj nawet o tym – odpowiedział, jakby to nie było nic takiego. – Jesteś głodna? – Cóż, ze sposobu, w jaki burczało mi w brzuchu, zgadywałam, że... tak. – Wow, Dupciu, słyszałem to! – zaśmiał się Alec. – Lepiej pójdę przygotować jakieś śniadanie, zanim skończy się na tym, że zjesz mnie! 89 | T h i s L i f e
– Gdzie są twoje maniery, szczeniaku? Przynieś jej coś do jedzenia – zachichotał Edward. – Och, i przynieś torebkę z lodówki, podpisaną imieniem Bella, okay? – Jasne, szefie – krzyknął przez ramię Alec, będąc już w połowie drogi do kuchni. Odwróciłam się do Edwarda i cóż... – Um, łazienka? – zapytałam. – Och, na dole korytarza, przed kuchnią – powiedział, wskazując kierunek, w którym poszedł Alec. Może nie powinnam być zaskoczona, gdy znalazłam w toalecie kosmetyczkę z moim imieniem, ale byłam. Wzbudziło to także we mnie tak wiele emocji, że musiałam przez kilka sekund się uspokajać, zanim wróciłam do salonu. Ale poważnie, kupiła mi wszystko, czego kiedykolwiek mogłabym potrzebować... i jeszcze więcej. Nikt wcześniej nic takiego dla mnie nie zrobił. To dużo dla mnie znaczyło. To dużo znaczyło dla nas, mnie i Rose. Święta, takie jak Boże Narodzenie, urodziny... nigdy za bardzo ich nie świętowałyśmy. Nie miałyśmy na to pieniędzy. Kolejny głęboki wdech później, wróciłam do Edwarda, mając teraz wyszczotkowane zęby, połyskującą, różową szczoteczką, umytą twarz czymś kwiatowym i... cóż, pachniałam dobrze, cholera i czułam się dobrze. – Alec prawie skończył – powiedział Edward, gdy podeszłam do niego. – I proszę. Wręczył mi kolejną rzecz z moim imieniem, a w środku papierowej torby były... – Snapple, guma wiśniowa i Davidoffy – zachichotałam do torebki. – Oczywiście – Uśmiech igrał na jego ustach. – Czy chciałabyś pójść ze mną zapalić przed śniadaniem? – Jasne. – Uśmiechnęłam się, biorąc ze sobą torbę, ponieważ wiecie... chciałam to wszystko. Mogłam trochę się chwiać z podekscytowania, gdy wyszliśmy na zewnątrz na mały ganek, ale z jakiegoś powodu czułam się dobrze. Lekko i wolna... i do tego świeciło słońce. – Och, zapomniałem, um... – I Edward zniknął ponownie w środku. Uhmmm... Po chwili wrócił. Z bluzą z kapturem i szarym... UGG's. Chryste, Esme naprawdę lubiła zakupy. – Nie chcę, abyś się przeziębiła. – Mrugnął do mnie. Cholerne mrugnięcia. – Um, dzięki. Dlaczego, do cholery, się rumienię? Zastanawiałam się, gdy pochyliłam się, aby włożyć buty. I cholera, były wygodne. Moje wewnętrzne przemyślenia zostały przerwane przez jęk Edwarda. 90 | T h i s L i f e
– Coś nie tak? – zapytałam, prostując się. Och. Irlandzki chłopak lustrował mój tyłek. – Nie, um, nie – powiedział, odwracając wzrok... i skupił się intensywnie na zapalaniu naszych papierosów. Całkiem zabawne. – Proszę – powiedział, podając mi papierosa. – Dzięki. – W pewnym sensie zaszczebiotałam. – Lub jak to ty byś powiedział; Na zdrowie. – Yeah, zauważyłam to. Zamiast „dzięki” mówią „na zdrowie”. – Mała bystrzacha, eh? – parsknął, zaciągając się papierosem. Eh? Eh? Mała, eh? Zachichotałam, kiwając głową. Czy ludzie nie mówią mnóstwa „eh” także w Kanadzie? Ach, cóż... Eh. Do ostatnich słów dodają także „ay”... Coś w rodzaju... Mała bystrzach– ay. – Zdecydowałam, że śmiesznie mówicie – oznajmiłam. – Um... okay? – zachichotał niedowierzająco. Spojrzałam na niego z uśmiechem i... pozwoliłam swoim oczom wędrować po nim, ponieważ, um... wiecie... założył szarą bluzę z kapturem... czarne, materiałowe szorty... tak zwyczajnie. Zaraz. Och. Nie, nie było mowy o pomyłce. W jego kieszonce, nie myliłam się. Było tam pudełeczko na pierścionek. Najwyraźniej Edward to zauważył. – Nie martw się. Nie zrobię tego teraz. Nie po dniu, jaki miałaś. Um. Cóż... uch, dlaczego nie? Rzeczy i tak nie wrócą do takiego stanu, jakie wcześniej były. Zresztą ja z pewnością tego nie chcę. Nie chcę więcej udawania Charliego. Chcę pójść na przód. I z tą myślą, zaciągnęłam się mocno papierosem... jak miło... i wypuściłam dym. – Tak, Edwardzie. Zrób to teraz. – Spojrzałam mu w oczy. – Masz już pozwolenie i z pewnością, jak cholera, prawie masz mnie. Taka jest prawda. Jak źle mogło być? To i tak ma być moje życie. Może równie dobrze, kurwa, już się zacząć. 91 | T h i s L i f e
Nie wątpiłam, że Edward o mnie zadba i wyglądało na to, że mnie lubił. Chciał mnie. A ja chciałam tego. Chciałam być czyimś życzeniem. I być chciana. Co do Edwarda... cóż, już ustaliliśmy, że moje uczucia względem niego ocieplają się. Może nawet, pewnego dnia go polubię. W romantyczny sposób. Ale nie takie jest społeczeństwo, w jakim żyjemy. Uczymy się żyć z tym, kogo mamy, a niektórzy są szczęśliwcami, gdyż uczą się to pokochać. Czy będę jedną z nich? Wątpię. Naprawdę w to wątpię. Ale mogłam trafić gorzej. Mogłam skończyć z obelżywym mężem, i zważywszy na to, że Charlie nie miał problemu z oddaniem mnie kryminaliście, równie dobrze mógł mnie oddać złemu mężczyźnie. A przez złego, mam na myśli obelżywego. – Jesteś pewna? – zapytał z wypisanym na twarzy wahaniem. – Może przełóżmy to o kilka dni... lub tygodni? – Jestem pewna, Edwardzie. Naprawdę byłam. Był cicho. Studiował mnie, gdy palił. Ale jego dłoń była na pudełku. Chciał tego. Ale był dżentelmenem. A ja naprawdę chciałam uciec od Charliego. Im szybciej, tym lepiej. Jak szybko weźmiemy ślub? Czy będziemy czekać cały rok? Czy tylko kilka miesięcy? Nie miałam pojęcia, ale do tego czasu nadal będę z Charlie'm. – Nie chcę przemowy, Edwardzie – wyszeptałam. – Chcę po prostu życia. I jestem pewna, że ty mi je dasz. Zrobi to. Wiem o tym. A ja okażę mu swoją wdzięczność. Wiem, że będę dobrą żoną. Pochylając się do przodu i klękając, kontynuował obserwowanie mnie... wypuścił dym papierosowy przez nos... i... – Wyjdź za mnie. Nie byłam na to przygotowana. Na sposób, w jaki moje ciało zareagowało... przeszedł mnie dreszcz... coś zatrzepotało mi w brzuchu. – Tak. Tak. Jestem pewna. – Tak – powtórzył, w połowie pytając... tak jakby nie wierzył, że to powiedziałam. Przełknął... ciężko... i kontynuował obserwowanie mnie. – Tak – zapewniłam go, z pewnością siebie. 92 | T h i s L i f e
Zaciągnął się jeszcze raz, zanim wyrzucił papierosa na ziemię... wtedy wyjął pudełko z kieszeni. I otworzył je. Moje oczy rozszerzyły się. I sapnęłam. Więcej, niż raz.
Był... nie z tego świata. Ogromny. Przeciwieństwo tego, czego się spodziewałam. Przeciwieństwo tego, co myślałam, że chciałam. Ale... ta... rzecz... była wszystkim. Była cudowna i śliczna, a zarazem... gigantyczna i ekstrawagancka... i pompatyczna. Skurwiel zasługiwał na orkiestrę. Ale również było to słodkie z jego strony. Pierścionek miał motylki. Takie słodkie. Z małymi diamentami. Ale… one. Motylki… były, wiecie… przyczepione… do tego… wielkiego, masywnego… kamienia. Szafir. Chryste, błyszczał… tak bardzo. – Mogę? – Usłyszałam jego pytanie. Racja, nie byłam tu sama… z tym… nie– z– tego– świata pierścionkiem. Przełykając ciężko, spojrzałam mu w oczy… i kiwnęłam głową, jak sądzę… I podałam mu swoją lewą dłoń. Moja dłoń drżała, gdy delikatnie wsunął… mój Boże, ciężki, pierścionek na mój palec. Jezu, ale był ciężki. Powinnam coś powiedzieć. Naprawdę, ponieważ to… jest poważne. Na wielu poziomach. – Uch… pasuje. Wspaniale. – Heh… Idealnie, Bello. Kurwa.
93 | T h i s L i f e
– Nie mam pierdolonego pojęcia, co powiedzieć – wypaliłam. – Jest… nie z tego świata. I Jezu, tak cholernie ciężki… Mogłeś lepiej spożytkować pieniądze, niż wydając je na mnie – dodałam, ponieważ czułam, że to było właściwe, prawdziwe. To było zbyt wiele… dla mnie. Nie byłam warta tak wiele. – Podoba ci się? – zapytał, naciskając na… każde słowo. I nie wyglądał na zlęknionego. Bardziej tak, jakby wiedział, że ten pierścionek jest dla mnie stworzony. Czy mi się podobał? Cóż, pomyślmy o tym przez chwilę, możemy? Byłam w szoku, ponieważ myślałam… przez ostatnich siedemnaście lat… i jedenaście miesięcy, że wolałam bardziej… subtelne rzeczy, że lubiłam… prostotę i praktyczność. Myliłam się. Ta niebieska rzecz była… wow. – Oświadczam moją miłość do niego – wypaliłam. Dziś często wybuchałam z czymś głupim. Jak widać. – Wspaniale – powiedział. Tak po prostu. – I ani słowa o tym, ile na ciebie wydaję. Okay…? – I ten pierścionek i tak nie może się z tobą równać – wymruczał. A ja odpowiedziałam: – Ale pierdolisz. Zaśmiał się. Beztrosko. I pięknie. Wstając, objął mnie ramieniem i pocałował mnie w skroń. Lubiłam to. Bezgranicznie. Ale nadal gapiłam się… no wiecie, na pierścionek. – Obiecuję, że cię uszczęśliwię, księżniczko – wyszeptał w moją skórę. – Obiecuję, że będziesz szczęśliwa w naszym małżeństwie. Yeah… może… możliwe. Prawdopodobnie. W przeciągu miesiąca… przestałam nienawidzić kryminalistę… a w pewnym stopniu zaczęłam lubić Irlandzkiego chłopaka. – Wydajesz się być pewnym siebie – powiedziałam miękko. Westchnął… puścił mnie i wyjął kolejnego papierosa… podpalił go i zaciągnął się… nigdy nie zdejmując swojego wzroku ze mnie. Ponownie mnie studiował. – Myślę, że pewnego dnia mnie pokochasz – oświadczył cicho. Wysoko mierzy. Dzisiaj w to wątpiłam, ale kto wie? W końcu jest czarnoksiężnikiem. 94 | T h i s L i f e
– A czy ty pokochasz mnie pewnego dnia? – zapytałam, w połowie się z nim drażniąc, w połowie zastanawiając się nad tym. Edward uśmiechnął się, zachichotał i pokręcił lekko głową. W rozbawieniu, jak myślę. – Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział, co już do ciebie czuję, Bello. Może nie uwierzyłabym. A może nie byłam po prostu gotowa, aby uwierzyć.
95 | T h i s L i f e
Bella POV – Czy mogę już wejść, szefie? Umieram tu! – Usłyszeliśmy, jak Alec praktycznie skomli. – Wejdź, szczeniaku! – zachichotał Edward. Dzieciak wszedł, bawiąc się swoim nożem, po czym schował go do kieszeni i podszedł do mnie. – Pozwól mi spojrzeć, kochanie. – Uśmiechnął się, wskazując na moją dłoń. – Słyszałem was i wiem, że jesteście zaręczeni. – Nic nie da się przed tobą ukryć, co? – Edward był rozbawiony. – I na co się gapisz? Wybierałeś go ze mną, szczeniaku. Już go widziałeś. – Racja, ale nie widziałem go na palcu Dupci, prawda? – kłócił się Alec, gdy uniósł moją dłoń do oględzin. – Ale miałeś rację, szefie… Niebieski wygląda na niej ślicznie. Szef dobrze wybrał, eh? – zapytał mnie, uśmiechając się krzywo jak mały, zbyt pewny siebie szczeniak, którym był. – Wybrał naprawdę dobrze – zachichotałam, rumieniąc się, gdy Edward mrugnął do mnie. – Szafir jest także twoim szczęśliwym kamieniem ze względu na datę urodzenia, wiedziałaś o tym? – kontynuował Alec. – Nie, nie wiedziałam – odpowiedziałam, patrząc z ciekawością na Edwarda, który kiwnął głową potwierdzająco. – Dlaczego jesteś taki mądry, Alec? – zachichotałam.
96 | T h i s L i f e
– Taki się urodziłem, Dupciu. – Puścił mi oczko… I w końcu puścił moją rękę. – A tak serio to laska w Harry’m Winston’ie nam to powiedziała, gdy tam byliśmy. I powiedziała Emmett’owi, że szczęśliwym kamieniem Rose jest Peridot, ale Emmett już miał wzrok wlepiony w szmaragd. Ale hej, oba są zielone, więc to nie ma znaczenia, eh? Ale poważnie, szefie, wasza dwójka wybrała większe pierścionki, niż wielkość Irlandii, do licha – zachichotał. Ja też zachichotałam. Cóż, nadal przetwarzałam… wszystko, co powiedział. Harry Winston? Cholera. I naprawdę przemyśleli ten wybór? To było słodkie. Do licha. Yeah, tak powiedział Alec. Kurwa. Do licha. Dziwny chłopak. Nawet Edward i Emmett powiedzieli kilka razy do licha, gdy byliśmy tu ostatnio. – W porządku, w porządku, wystarczy rozmowy o biżuterii, eh? – zaśmiał się Edward. – Musisz spakować swoje rzeczy, szczeniaku, bo zaraz wyjeżdżamy. – Oczywiście, szefie – powiedział Alec, gdy zaczął kierować się do środka… Ale nagle się zatrzymał… Odwrócił i ponownie podszedł do mnie. – Witaj w rodzinie, kochanie – powiedział, zanim pocałował mnie w policzek. – To zaszczyt mieć ciebie i Słodkie Pośladki z nami. O ja pierdolę, kocham go. Nie rozczulaj się, Bello. Nie rozczulaj się. – Jezu, idź do środka, Alec – jęknął Edward. Tak też zrobił. Alec był już w środku, a Edward spojrzał na mnie bardzo rozbawiony. – Nie mogę, kurwa, uwierzyć, że mój dwunastoletni kuzyn sprawił, że się zarumieniłaś. Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Zdecydowałam się mu zrewanżować. – Ty także, Edwardzie. – Yeah? Teraz nie był rozbawiony. Teraz miał szczery uśmiech na twarzy. Prawie nieśmiały. – Tak – powiedziałam. – Szefie, zbieraj się! – krzyknął ze środka Alec. – Racja. – Kiwnął głową Edward. Huh? 97 | T h i s L i f e
– Dzisiaj jest obiad zaręczynowy – powiedział Edward… przypominając mi. Racja. To. Kiwnęłam głową. – I chociaż odbędzie się w kręgu najbliższej rodziny, moja matka lubi formalność, więc mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że przyjedzie tu, z sukienką dla ciebie. Sukienka. Formalność. Esme. Jezu. – Um, jasne? Ale… przyjedzie tu? Nie pojadę do domu? – zapytałam zmieszana. – Racja, um, co do tego. Możesz tu zostać tak długo, jak będziesz chciała. Nie musisz wracać do Charlie’go, Bello. Już z nim rozmawiałem i to zależy od ciebie. O cholera, nie muszę wracać? – Po prostu przemyśl to. – Wzruszył ramionami. – Możesz tu mieszkać aż do wesela lub możesz zamieszkać z nami, w domu moich rodziców, ale uznałem, że tutaj będziesz się czuła swobodniej. I nie martw się o transport do i ze szkoły. Zajmiemy się tym. Um, to dużo informacji do przetrawienia… Ale… um… co… jak… kiedy… uch? Nie, zbyt wiele. – Ale Charlie…. Nie wiem, co powiedzieć… nie muszę do niego wracać? Nigdy? – Się, kurwa, rozumie. Cóż, yeah, tak przypuszczam… – Po prostu wiedz, że masz wybór – wymamrotał. – Rozmawiałem z nim wcześniej i powiedziałem mu, że byłbym szczęśliwy, gdybym mógł przyjąć cię do siebie… już teraz. Huh. – Muszę to przetrawić – wymamrotałam. – Um… więc… żeby było jasne. Nie muszę do niego wracać? Nigdy? Mogłabym zostać tutaj w chacie? I być sobą? Chociaż raz zadbać o siebie? Um… wow. – Nie musisz wracać. – O cholera… Nie muszę wracać. Moje nowe życie się zaczyna. Do wesela… mogę… być tutaj… zostać tutaj. – Tak, proszę. – Usłyszałam, jak mówię. – Yeah? – odpowiedział, uśmiechając się lekko.
98 | T h i s L i f e
– Jeżeli będziesz mnie chciał, będę szczęśliwa, móc tutaj zostać. Ekstremalnie szczęśliwa. – Jeżeli będę cię chciał, Bello? – Uśmiechnął się, unosząc brew. – Chryste, piękna, oczywiście, że chcę, abyś tu została. Och, teraz się uśmiechałam. On też się uśmiechał. Cholera, był pięknym mężczyzną. – Jestem już spakowany, szefie! Racja. – W porządku – westchnął Edward. Nasza bańka… pękła. – Mama będzie tu z Nessą i Rose za godzinę, i cała wasza trójka przygotuje się razem. W porządku? – zapytał, wracając do głównej sprawy. – Całkowicie. – Kiwnęłam głową. – Świetnie. Mój ojciec przyjedzie po was około osiemnastej. Kiwnęłam ponownie głową, przyjmując wszystko. Było wiele rzeczy, które muszą zostać rozwiązane… a teraz jeszcze ten obiad i nie miałam pojęcia, czego oczekiwać. To znaczy, wiedziałam, że rodzice Rose tam będą, i oczywiście Cullenowie… Alec i jego siostra… – Kto dziś przyjdzie? – zapytałam z ciekawością. – Hmm, niech pomyślę – westchnął. – Oprócz ciebie, mnie, Em’a, Rose, moich rodziców, rodziców Rose… będzie Alec, Nessa, Tanya i jej mąż Garrett oraz ich dwie córki – Kate i Irina. Huh. Wow. Tanya, oczywiście ją znałam, gdyż była naszą szkolną pielęgniarką i kilka razy widziałam jej męża… i ich córki… Huh, ale nie widziałam ich od lat. – Ile lat mają teraz Kate i Irina? – Obie wyszły kilka lat temu za mąż i mieszkają teraz w Seattle. To ma sens, jak zgaduję. Są około czterech, pięciu lat starsze ode mnie. – Czy ich mężowie także przyjdą? – Nie. I tak to zostawił. Ale ja nie. – O co chodzi, Edwardzie? 99 | T h i s L i f e
Nie odpowiedział. Nie ugięłam się pod jego tonem. – Powiedz mi. Westchnął… – Są w więzieniu. Oczywiście. Gdzie indziej mieliby być? Wtedy musiałam zapytać. – A czy ty byłeś kiedykolwiek w więzieniu? Pamiętałam z naszej pierwszej randki… jak powiedział coś o tym, że „zapłacił za swoje przestępstwa”. Czy miał na myśli więzienie? Potarł tył swojej szyi, nic nie mówiąc…. Yeah, miałam swoją odpowiedź. – Emmett też? Kiwnął raz głową. Wspaniale. Kurewsko idealnie. – Za co i jak długo? – Jezu, ale jesteś uparta. Duh. – Odpowiedz mi, do cholery, Edwardzie. Teraz był zirytowany. Jak cholera. Nie dbałam o to. Wiedział to o mnie. Wiedział, że się nie wycofywałam i oboje wiedzieliśmy, że lubił to we mnie. – Zanim przyjechaliśmy do Forks… Emmett i ja, spędziliśmy osiem miesięcy w więzieniu. Przeraziło mnie to, ale nawet nie sapnęłam, ani nie zadrżałam na jego słowa. Tak jakbym przyzwyczajała się do tego. – Za…? – naciskałam. – Związek z kradzieżami samochodów na wielką skalę. Brawo. Dobra robota, głupki. – Cóż, w takim razie nie możesz być dobry w tym, co robisz – odpowiedziałam sucho. Skurwiel uśmiechnął się krzywo. I mrugnął. Zarozumiale. – Och, nie masz pojęcia, kochana. Mój oddech się urwał.
100 | T h i s L i f e
I przełknęłam ciężko, ponieważ… ponieważ… to, co sprawiło, że przeszły mnie dreszcze, było… pożądaniem. Pożądanie. Nie nienawiść, pogarda, lęk, strach lub nawet irytacja… ale cholerne pożądanie. Pieprzcie moje życie. Na szczęście przyszedł Alec, niosący torbę i rozproszył mnie. Dziękuję ci. Po kilku minutach pogawędki, kolejnym papierosie, żartach Aleca i pocałunku w policzek od Edwarda… odjechali jego Astonem. Nie trwało to długo… ta godzina, nie trwała długo. I zobaczyłam BMW Esme. Wysiadły z niego trzy osoby. Uśmiechająca się Rose, co mnie odprężyło. Uśmiechająca się dziewczynka, która, jak przypuszczałam, była Nessą. I… Esme. Piękna kobieta z zielonymi oczami i rudawo– karmelowymi włosami.
Była taka promienna.
101 | T h i s L i f e
– Och, droga Isabella! Tak się cieszę, że w końcu cię spotykam! Były uściski. Piski. Spojrzenie zrozumienia od Rose, gdy stałam w szoku. I jeszcze więcej uścisków. I brzmiącego śmiechu. – Moja droga, gdzie moje maniery?! – krzyknęła Esme, zanim odwróciła się do małej dziewczynki. – Nesso, to jest Isabella, spełnienie marzeń Edwarda. – Puściła mi oczko. – Isabello, to jest Nessa, moja siostrzenica. – Miło mi cię poznać, Nesso. – Uśmiechnęłam się. – I proszę, nazywajcie mnie Bellą. – Miło cię poznać, Bello – zaszczebiotała Nessa. – Zakładam, że poznałaś już mojego brata, yeah? Przepraszam za niego. Ona także nie jest nieśmiała. Przypuszczam, że można zauważyć, że ona i Alec są rodzeństwem, ale nie zgadłabym, że są bliźniakami. Zwłaszcza, że Alec wygląda bardziej jak Edward, a Nessa, która także ma zielone oczy, ma także ciemnobrązowe włosy Emmett’a, kręcone jak cholera. Ale Jezu, była śliczna. Moje wewnętrzne przemyślania zostały przerwane przez pisk Esme. Brzmiał on mniej więcej tak: – EEEEEEEEEEEE!!! Mniej więcej. Wtedy zauważyłam, że jej spojrzenie spoczywało na mojej lewej dłoni. – Nie wiedziałam, że już się oświadczył. Och, jest wspaniały! 102 | T h i s L i f e
Mm, prawda? Rose uśmiechnęła się ostrożnie, pytając mnie niemo, czy ze mną wszystko w porządku. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się zapewniająco. To była prawda. Ze mną było w porządku. Wtedy Rose zobaczyła pierścionek. – O cholera, Bello! Tia. – Wiem – zachichotałam. – Jest tak zły, jak twój. – Mmhmm, moi chłopcy z pewnością wiedzą, jak kupować duże – zachichotała Esme, gdy błysnęła nam swoim własnym pierścionkiem.
Najwyraźniej pierścionkiem, który dał jej Carlisle. – O ja pier… dobry Boże – sapnęła Rose. Byłam pod wrażeniem, jak wyhamowała to słowo. – Yeah, poważnie, co jest z tymi chłopakami? – wymamrotałam, gapiąc się na pierścionek Esme. Kolejny połyskujący, olbrzymi, nie z tego świata, pierścionek. Taki duży, duży, duży, żółty diament i… Chryste, mniejsze diamenty wokół niego. – Och, oni nas po prostu kochają – wybuchła Esme. – Jeszcze nic takiego nie widziałyście, moje panie. Poczekajcie, a zobaczycie. Yeah, uhm, ja i Rose zatrzymałyśmy się na „oni po prostu nas kochają”.
103 | T h i s L i f e
Nie ma, kurwa, opcji. Niee. Oni nas nie kochają. Oczywiście, wygląda na to, że nas lubią i zgaduję, że uważają, iż będziemy dobrymi żonami, ale miłość ma gówno do tego. – I obiecuję wam, kochane… zakochacie się w moich chłopcach… tak samo, jak ja zakochałam się w Carlisle – skończyła. Pewna siebie. Oni wszyscy. Tacy pewni.
***
Godziny później… byłyśmy wystrojone i wszystko było takie modne. Drogie, luksusowe i ekstrawaganckie. Nic, czego ja i Rose kiedykolwiek doświadczyłyśmy. Nasza skóra była taka miękka… pachniała tak dobrze… I ktoś miał litość, ponieważ myślę, że zakochałam się w swoich własnych włosach. Były takie cudnie lśniące, przysięgam. I pięknie się kręciły… w jakimś kucyku, ale nie do końca. Był to prawie kok, ale z kilkoma wypuszczonymi kosmykami i… zakochałam się w tej fryzurze. Rose także w jej włosach. Takich lśniących i ślicznych. Duże fale spływające na jej ramionach. Prawie złote. Oficjalnie wkraczałyśmy w bajkę. Wtedy pojawiły się sukienki. Ciasne, opinające ciało… i także lśniące. Czarne. Moja miała po jednej stronie falbanki i ramiączko z falbanek, ale druga strona była naga. Sukienka Rose była gładka, piękna i… seksowna.
104 | T h i s L i f e
Były chwile, gdy Esme grała przy nas stylistkę, a Rose i ja po prostu… gapiłyśmy się na siebie, bezgłośnie przyznając, że to było… szalone. Szalone w dobry sposób, ale osiągające wspaniałe efekty, w swoim szaleństwie. Ostatnie były buty i makijaż. Buty były także czarne, a moje, Boże, były wysokie… miały także różyczki. Małe różyczki na paseczkach. Cholernie ładne, tylko to mogę powiedzieć. Potem makijaż. Prosty, ale czarny. Nie miałam pojęcia, że moje rzęsy były takie długie, poważnie. To znaczy, oczywiście, robiłam sobie wcześniej makijaż, ale… cóż, nie taki. Nigdy nie zdołałam sprawić, że były takie… grube… i długie. Szaleństwo. Esme jest geniuszem.
***
– W porządku, kochane, co powiecie na papierosa, zanim przyjedzie Carlisle? – zasugerowała Esme, gdy skończyłyśmy. – Um, jasne – powiedziałam, trochę oszołomiona, że Esme paliła. Wyglądała na najbardziej niewinną kobietę na ziemi. – Och i prawdopodobnie powinnyśmy przedyskutować twoje zaręczyny, Bello – powiedziała, zanim zapaliła papierosa. Miała zapalniczkę wysadzaną diamentami. Tak tylko mówię. – Odkąd Kate i Irina są w mieście, może powinniśmy uczcić wasze zaręczyny jutro, zanim wrócą do Seattle w poniedziałek? Dobry Boże, wszystko dzieje się tak szybko. – Uch, jasne? To znaczy, to tak naprawdę nie zależy ode mnie, prawda? – zapytałam, zanim zapaliłam papierosa. – Nie wiem, co myśli Edward. – Co myśli! – zaśmiała się. – Och, moja droga Bello. W jego myślach jesteście już małżeństwem. To samo tyczy się Emmett’a i Rose – dodała, chichocząc. Nessa także zachichotała. Rose i ja zaśmiałyśmy się nerwowo, zaciągając się mocno naszymi papierosami. – W takim razie postanowione – oznajmiła Esme. – Mamy kolejny obiad zaręczynowy jutro. Och, jak słodko. 105 | T h i s L i f e
– Słyszę samochód – krzyknęła Nessa. – Musi być już nasza pora! Głębokie wdechy. Głębokie wdechy. I tak, nadjechał samochód. Czarny Mercedes. Carlisle Cullen. Był nawet bardziej przystojny, niż gdy Rose i ja widziałyśmy go, gdy wychodził ze szpitala kilka tygodni temu. Teraz ubrany był w garnitur, do cholery… – Dobry wieczór, drogie panie – przywitał się, zanim pocałował Esme w policzek. – Wyglądasz cudownie, skarbie. – Tak, tak, ty też. Wystarczy, kochanie. Chodź poznać moje nowe córki. Z jakiegoś powodu nie czułam się nieprzyjemnie, gdy powiedziała to Esme.
Kolejna czarownica… – To jest Rose Emmett’a – powiedziała Esme z nieustającym uśmiechem na ustach. – Miło cię poznać, Rose. Jestem Carlisle, ojciec chłopców – powiedział czarującym, miękkim głosem, zanim pocałował Rose w rękę. Nikt nie ma nad nami litości. – Miło cię poznać, Carlisle – odpowiedziała cicho Rose, rumieniąc się bardziej, niż… cóż, bardzo. – A ta piękna dziewczyna została dziś narzeczoną Edwarda! Możesz w to uwierzyć, Carlisle?! – kontynuowała Esme, nadal podkręcona swoim podekscytowaniem.
106 | T h i s L i f e
– Mm, Edward mi powiedział – oznajmił Carlisle, uśmiechając się do mnie. – Miło mi cię w końcu poznać, Bello. Czarująco pocałował mnie w dłoń. Zarumieniłam się jak szalona. Jezu, ten mężczyzna był cudowny. Nie jest Edwardem, ale… nie daleko mu było do niego. – Nawzajem, Carlisle – odpowiedziałam grzecznie… i pieprzcie mnie, jeśli się nie uśmiechałam. Tego nie planowałam. – Och, Nesso, śliczna, czy mogłabyś przynieść mi czarną, papierową torbę z samochodu? – zapytał Carlisle. – Oczywiście, Wujku C – zaszczebiotała Nessa, zanim pognała do samochodu. Alec zdecydowanie był moim ulubieńcem, ale Nessa była także dziwacznie urocza, chociaż nie jestem pewna, czy Rose uważa tak samo. Ich dwójka nie wydawała się sobie spodobać, a po godzinach ciągłego gadania Nessy o Emmett’cie myślę, że chodzi o oznaczenie swojego terytorium. Nessa kocha swojego Emmett’a, a Rose jest teraz zagrożeniem. To będzie interesujące do zobaczenia. – Co jest w samochodzie? – zapytała z ciekawością Esme. – Chłopcy mają prezenty dla swoich dziewczyn, oczywiście – odpowiedział gładko Carlisle… i skurwiel mrugnął do nas. I to na nas podziałało. Jak cholera. Zaraz, prezenty? Co, do kurwy! Jak można dostać jeszcze więcej?! – Już jestem – zaśpiewała Nessa, wbiegając po schodkach na ganek. – Wspaniale. Dziękuję ci, Ness – powiedział Carlisle, biorąc od niej torbę. Zostały nam zaprezentowane dwa, aksamitne pudełka na biżuterię. O rzesz kurwa. – Proszę, drogie panie. Otworzyłam swoje… Nie wiedziałam, czy powinnam się rozpłakać… czy zacząć się śmiać… lub może krzyczeć, ponieważ to było tak cholernie przytłaczające. To wszystko. Był to piękny naszyjnik z pereł, i ja… odetchnęłam ciężko… gdy Carlisle wskazał na niego z pytaniem „Mogę?” Kiwnęłam głową. Zamrugałam, aby odgonić łzy. 107 | T h i s L i f e
– Jest piękny, Bello – powiedziała miękko Esme, gdy Carlisle zapiął mi naszyjnik. – W rzeczy samej – zgodził się Carlisle. Wtedy nadeszła kolej Rose. Ona także miała łzy w oczach i wiedziałam, że jedziemy na tym samym wózku. To było tak dużo. Zbyt dużo. Prawie. Byłyśmy zwykłymi dziewczynami i to… to było… Kurwa, wspominałam już o szaleństwie, prawda? – Och, pasuje do pierścionka – wybuchła Esme. – Piękny! To był naszyjnik Rose. Chryste. Mogłam zobaczyć, jak ciężki był. Nic, tylko szmaragdy i diamenty.
108 | T h i s L i f e
Bella POV Rose i ja sapnęłyśmy, gdy na horyzoncie pojawiła się rezydencja Cullenów, i była to kolejna, pierdolona rzecz, do której będziemy się musiały przyzwyczaić. Mieszkali na bogato. Trzy kondygnacje. Skrajnie nowocześnie. Ściany ze szkła. Migoczące światełka na drzewach. Piękne kwiaty, w równie pięknych wazonach, w oknach. – Och, spójrz na to, Carlisle! Obiad jeszcze się nie zaczął, a marynarki już zdjęte! – narzekała Esme. Starałyśmy się zobaczyć o czym mówi, ale było to dosyć ciężkie, gdy ona siedziała na siedzeniu pasażera, a my z tyłu. O cholera. Teraz wiem, o czym mówiła. Edward, Emmett, Alec i Garrett. Stojący na schodkach ganku, palący… wygłupiający się… Emmett i Garrett mieli w dłoniach szklanki. Prawdopodobnie z whiskey. Ale pieprzcie mnie, patrzyłam na Edwarda. Miał na sobie czarny frak, minus marynarka, zostawiając go tylko w białej koszuli, czarnej kamizelce i… cholera, miał podwinięte rękawy. Czy to nie jest nielegalne, aby wyglądać tak seksownie? I przystojnie, i… yea, wszystko. I Boże, jego uśmiech, jego śmiech… jak wygłupiał się z Alec’em. Ponownie, nie z tego świata.
109 | T h i s L i f e
Gdy Nessa nie siedziała między Rose, a mną, ścisnęłabym Rose za rękę. Tak tylko mówię. Mężczyźni spojrzeli do przodu, zauważając nadjeżdżający samochód i… byłam zdenerwowana. Czułam trzepotanie i… coś jeszcze. Emmett podszedł jako pierwszy do samochodu, w jakiś sposób wiedząc, że Rose będzie wysiadać z niego pierwsza… Otworzył jej drzwi, gdy Carlisle i Esme wysiedli. – Rose. – Usłyszałam mruczenie Emmett’a, oferującego jej swoją dłoń. Przyjęła ją po tym, jak posłała mi zdenerwowany uśmiech i wtedy… myślę, że wszyscy usłyszeliśmy, jak Emmett zassał powietrze. W tej sekundzie byłam błogo szczęśliwa. Wiele dla mnie znaczy być tego częścią, z jakiegoś powodu… Ale usłyszeć reakcję Emmett’a na pojawienie się Rose… nie da się tego opisać słowami. Nessa była następna. Trochę niecierpliwa. I trochę zirytowana, że to Carlisle pomógł jej wysiąść, zamiast Emmett’a. Nadeszła moja kolej. Zsuwając się bliżej zobaczyłam dłoń Edwarda i bez wahania, niechęci, ani żadnego złego uczucia sięgnęłam po nią. Ciepła. Mocna, ale delikatna. – Bello. Wysiadłam. Spojrzałam w górę. Uśmiechnęłam się. Edward przełknął ciężko, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami, pozwalając sobie wędrować spojrzeniem po moim ciele. Czułam się potężna. Chociaż raz poczułam się tak, jakbym to ja rozdawała karty. I chociaż Edward nigdy nie sprawił, że poczułam się gorsza – było wręcz odwrotnie – nadal wiedziałam, w jakim świecie żyjemy i że to mężczyzna jest uprzywilejowany. Ma władzę. Ale teraz Edward nie miał władzy. Ani trochę. – Ty… – To nie działało. Spróbował jeszcze raz, odchrząkując. – Wyglądasz… grzesznie pięknie, Bello. Och, dreszcze. – Dziękuję – wyszeptałam. – I dziękuję za to… – Urwałam, dotykając palcami naszyjnika. Jego oczy obserwowały ten ruch. Ponownie ciężko przełknął. I zastanawiałam się; czy on patrzy na naszyjnik? Czy na mój palec, ozdobiony jego pierścionkiem zaręczynowym… Z jakiegoś niezrozumiałego powodu, miałam nadzieję, że to ostatnie. 110 | T h i s L i f e
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Spojrzał mi w oczy. – Chryste, jesteś… – Nie skończył. Zabrakło mu słów. Ponownie sprawił, że poczułam się potężna. I piękna. Tak, to dzięki niemu. To on sprawiał, że czułam się w ten sposób. – Ty też – zaoferowałam. W końcu to była prawda. Nie można było zaprzeczyć, że Edward Cullen był najpiękniejszą istotą, stąpającą po ziemi. Przynajmniej w moich oczach. Uśmiech na jego twarzy powiększał się powoli i wiedziałam, że wracał do siebie. Nauczyłam się tego przez ostatnich kilka tygodni. Yeah, zaczynałam znać Edwarda. – Cóż… pozwól mi cię przedstawić, eh? – Uśmiechnął się, oferując mi swoje ramię. To nie było wystarczające. Więc sięgnęłam zamiast tego po jego dłoń i splotłam nasze palce razem. Teraz było dużo lepiej. A zaskoczony wyraz twarzy Edwarda – całkiem zabawny do zobaczenia. – Spokojnie, Whistler – drażniłam się. – Nie wyglądaj tak, jakbyś miał zaparcia. Teraz on zassał powietrze lub… kaszlnął… cokolwiek. – Do licha, Bello – wydusił z siebie. Bawiło mnie to. Bardzo. – To przechodzi moje pojęcie – wymamrotał, jęcząc figlarnie. Ale jego olbrzymi uśmiech zdradził go. Wiecie, tak zupełnie. Zakręciłabym kosmyk włosów na palcach, gdybym była blondynką. Bez obrazy. – Przekonajmy się, możemy? – zapytałam lekko. Był zdecydowanie rozbawiony. – Tak. Przekonajmy się. – Mrugnął. Cholera. Więc… z naszymi złączonymi palcami, poprowadził nas po schodach… do domu. Cholera. Nic więcej nie potrafiłam powiedzieć. Nie, powiem jedną rzecz; ich dom – przepraszam, rezydencja… była nie z tego świata. Teraz skończyłam. Następnie odbyło się przedstawianie i niech Pan ma nade mną litość, ale wszyscy w tej rodzinie byli wspaniali. I powiedziałam to Edwardowi. 111 | T h i s L i f e
Odpowiedział: – Niedługo stanie się jeszcze piękniejsza. I zażartowałam: – Masz na myśli to, że Rose zostanie Cullenem? Odpowiedział poważnie: – Nie, kiedy mam zaszczyt dać ci moje nazwisko. Problem w tym… że dźwięk Bella Cullen… nie brzmi już okropnie. Mogę praktycznie usłyszeć krztuszenie się Alice. Tak czy owak. Rose zerknęła na mnie, oczywiście pytająco, gdy zobaczyła, że trzymamy się z Edwardem za ręce, ale gdy opuściło ją zaskoczenie, posłała mi pewnego rodzaju miękki uśmiech, mówiący „może mimo wszystko to się uda”. I ja także zaczęłam tak myśleć. Esme z drugiej strony… Wow, ona naprawdę miała łzy w oczach, gdy zobaczyła dłoń Edwarda, obejmującą moją. Ale idąc dalej. Zostałam prawidłowo przedstawiona mojej szkolnej pielęgniarce. Tanyi Denali i jej mężowi, Garrett’owi Denali.
Była podobna do Esme – wykrzykując, jak idealna będę dla Edwarda… I suka, nadal nazywała mnie Allanah. Szkoda, że jest tak cholernie sympatyczna. 112 | T h i s L i f e
To samo tyczy się jej córek, Kate i Iriny, które były tak samo sympatyczne. Jednakże wyglądały tak, jakby miały coś przeciwko Edwardowi i Emmett’owi, i było to coś, o czym myślałam przelotnie od rana… gdy dowiedziałam się, że Emmett i Edward byli w więzieniu. To sprawiło, że zastanawiałam się, czy było tu jakieś połączenie. Czy mężowie Kate i Iriny pracowali z Edwardem i Emmett’em, gdy zostali złapani. Ale nie będę teraz o tym myśleć. Dzisiaj mieliśmy świętować z okazji zaręczyn Rose i Emmett’a. Esme, Tanya i jej córki oraz Carlisle – byli najszczęśliwsi. Bez wątpienia. Edward i Emmett także byli podekscytowani, ale byli dżentelmenami i wyglądało na to, że nie chcieli świętować tak bardzo, jak reszta, ponieważ to mogłoby się okazać niegrzeczne wobec mnie i Rose. Podczas obiadu kazałam Edwardowi się odprężyć… ale on tylko studiował mnie, obserwując ze zmarszczonymi brwiami, po czym powiedział: – Nie potrafię, odkąd to jest wzajemne. I tak to zostawiliśmy. Ale słowa, takie jak te, z pewnością sprawiły, że wzajemność nadeszła szybciej. Bękart był bystry. Reszta obiadu przebiegła tak, jak… oczekiwałam. Nie czuło się wymuszoności, ani niewygody, ale rodzice Rose nie byli do końca podekscytowani. Cóż, matka Rose, Lillian mniej, niż jej ojciec. On był w końcu tym, który zgodził się na to wszystko. Ale Rose i ja skupiłyśmy się na Emmett’cie, Edwardzie i naszym małym źródle radości; Alec’u.
***
– W porządku, kochanieńcy – powiedziała Esme, dzwoniąc w swoją szklankę. – Deser zostanie podany za dziesięć minut w salonie. Wszyscy palacze spojrzeli na siebie porozumiewawczo, więc Edward, Emmett, Rose i ja, nie marnowaliśmy czasu z zaciągnięciem swoich tyłków na zewnątrz… wraz z Carlisle’m i Garrett’em, ale oni zostali na ganku, aby palić swoje cygara. – Daj mi, daj mi – powiedziałam do Edwarda. Tak, bardzo potrzebowałam nikotyny. – Te formalne rzeczy są… Jezu, powiedzmy, że jestem dziewczyną z chaty, kiedy chodzi o spotkania. – Zgadzam się z tobą, siostro – powiedziała Rose, gdy Emmett wręczał jej papierosa. 113 | T h i s L i f e
– Och, Edward i ja też się zgadzamy. – Kiwnął głową Emmett. – Na szczęście takie wydarzenia nie zdarzają się często. – Kolejne jest jutro – kontynuowałam, posyłając Edwardowi bardzo wdzięczny uśmiech, gdy częstował mnie papierosem. – Co masz na myśli? – zapytał z ciekawością Edward. – Jutro? – Och, yeah, jutro wieczorem będziemy świętować nasze zaręczyny – powiedziałam. Nikotyna. Tak. Kochałam to. – Um, co? – Znowu zrobił tą rzecz z zasysaniem powietrza. Emmett także był w pewnym rodzaju szoku. – A co, macie już jakieś plany? – zachichotałam. – Uch, cóż, um, nie? – odpowiedział, niezbyt składnie. Ale zaraz wrócił mu rozum. – Ale jak… znosisz to wszystko? To znaczy, wczoraj dopiero co wybuchłaś, że mamy iść na obiad zaręczynowy, Bello. Uch, yeah? Więc? Już się z tym wszystkim pogodziłam. Myślałam, że to jasne. – A więc? – zapytałam. – To znaczy, jeśli chcesz, jestem pewna, że możemy to przełożyć. Po prostu pomyślałam… – Nie, nie – pośpieszył. – Żadnego, cholernego przekładania, jeśli o mnie chodzi. Myślałem o tobie, Bello. Och, jak słodko. Czy coś. – W takim razie jutro. – Uśmiechnęłam się krzywo. Emmett zaczął się śmiać. – Cholera, brachu, ona będzie twoją zgubą! – Myślisz, że o tym nie wiem – zachichotał w żartach Edward. Ale jego oczy, gdy spotkały się z moimi, były wypełnione uwielbieniem. – Musimy jutro uderzyć do Seattle – wykrzyknął Emmett. – Lepiej, żebyśmy mieli czas. Tak jakby wpadł w panikę. Edward kiwnął głową i odzwierciedlił jego wyraz twarzy. – Co takiego jest w Seattle? – zapytała Rose. – Biżuteria. – Obaj odpowiedzieli. – Dlaczego potrzebujecie na jutro biżuterię? – zapytałam. Posłali mi spojrzenie, mówiące „Boże, ale– ty– jesteś– głupia”. Nie podobało mi się to.
114 | T h i s L i f e
– Gdy ktoś się zaręcza, zwykle dajemy mu prezent, jakiś mały – powiedział Emmett. Tak jakbym miała pięć lat. – Chwileczkę, chłopcy – powiedziałam, wskazując na nich palcem, a Rose dołączyła do mnie z tym samym. – Chyba nie mówicie o daniu nam czegoś więcej, prawda? – Yeah, oby nie – ostrzegła ich Rose. Wtedy załamałyśmy ręce, ponieważ schowali papierosy… a my ich potrzebowałyśmy. – To nie zależy od ciebie, księżniczko. – Edward uśmiechnął się krzywo, obejmując mnie ramieniem i prowadząc po schodach na górę. – Czas wracać do środka. Nie przejęli się nawet naszymi szorstkimi słowami! Muszę to poćwiczyć, więc pomóż mi Boże, ale to zrobię. – Kocham dawać ci różne rzeczy – wymamrotał, przyciskając usta do mojej skroni. – Nie kupuj mnie, Edwardzie. To niemożliwe. – Nie kupuję cię – odpowiedział, zatrzymując się, aby spojrzeć na mnie. – Nigdy nie poniżyłbym cię w taki sposób, nie, żebym myślał, że to w ogóle możliwe. Ale kocham cię obdarowywać i będę cię rozpieszczać. – Dlaczego? – wypaliłam. – Naprawdę tego nie rozumiem, ponieważ nie potrzebuję tego. Nie potrzebuję… Palce Edwarda na moich ustach. Każące mi się, do kurwy, zamknąć. – Wiem, Bello – wyszeptał. – Zaufaj mi. Wiem. I nie martw się. To nie tak, że za każdym razem będzie to biżuteria. Powinnaś to wiedzieć po tym, co zostawialiśmy wam w szafkach, eh? Racja. Tamto. Kochałam to. – Wiem także, że ekstrawaganckie prezenty na ciebie nie podziałają. Jestem tego świadomy. To dobrze. – I wiem, że nie jesteś rodzajem dziewczyny, która jest za prezentami i całym tym, pompatycznym gównem. To także dobrze, ponieważ naprawdę taka nie jestem. – Ale – powiedział. – Czasami będę dawał ci te rzeczy, ponieważ zarówno będę chciał, abyś to miała, a także… cholera, czasami będzie to coś, w czym będę cię chciał zobaczyć. Okay? Okay. Byłam już spokojniejsza. Kiwnęłam głową. 115 | T h i s L i f e
– Nie za często, zgoda? – targowałam się. – Nie za często. – Uśmiechnął się krzywo i poczułam… że może powinnam była bardziej to sprecyzować. Ale wtedy Esme zawołała nas z salonu. – Czas, aby Emmett i Rose otworzyli prezenty! – zażartował z podekscytowaniem. Super – yu – hu! Ale cholera, były prezenty. Od Denalich, od Cullenów, i… od Masenów… z Chicago. Od Edwarda i Elizabeth Masen Rose właściwie… cholera, oni podarowali jej cholerny samochód. Bez żartów. Ich sposób na powiedzenie „witaj w rodzinie”. Był czarny. Czarny Lexus z przyciemnianymi szybami. Nie, nie żartuję! Dali jej samochód!
Cóż, dali jej zdjęcie samochodu, ponieważ auto przypłynie do Seattle w następnym tygodniu. Chcecie wiedzieć coś zabawnego? Rose nie ma prawa jazdy. Żadna z nas nie ma. Nigdy nie miałyśmy na to pieniędzy. Więc, gdy wyszło to na jaw, Carlisle i Esme powiedzieli, że Rose i ja dostaniemy je, jako prezenty dodatkowe. Zaniemówiłam. Ale idąc dalej. Od Carlisle’a i Esme Rose otrzymała coś zwanego pierścionkiem Claddagh2. Pierścionek, który reprezentował Irlandię, czy coś takiego i był naprawdę ładny. Był na jej najmniejszy, prawy palec i Esme mrugnęła do mnie… sprawiając, że uwierzyłam, iż ja także jutro taki dostanę, ponieważ zauważyłam… że wszyscy tu nosili pierścionki Claddagh. 2
pierścień noszony jako symbol przyjaźni lub małżeństwa w Irlandiiod XVII wieku. Pierścień Claddagh przedstawia dwie dłonie, trzymające serce w koronie. Serce ma symbolizować miłość, dłonie – przyjaźń, a korona – wierność i uczciwość.
116 | T h i s L i f e
Edward, Emmett, Carlisle, Esme, Dali, Alec i Nessa… wszyscy. Yeah, nie Hale’owie, oczywiście. Edward nosił swoją obrączkę na prawym kciuku i była to bardzo męska wersja pierścionka Claddagh, zwłaszcza, porównując ją do tej Emmett’a, czy Carlisle’a.
Srebrny pierścień Edwarda miał proste linie i czarny onyx. Pierścionek Emmett'a był trochę bardziej tradycjonalny, jeśli chodzi o detale – według Carlisle'a i Esme – ale to, co wszystkie miały wspólne, to dwie dłonie, trzymające serce i korona na górze serca. Były piękne i to sprawiło, że byłam szczęśliwa, widząc, jak Rose się uśmiecha, obserwując swój mały palec, teraz ozdobiony Irlandzkim pierścionkiem. – Czy masz pojęcie, jaka wspaniała jesteś? – wyszeptał Edward. Jego słowa sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz – reakcja, którą zaczynałam zauważać... i zarumieniłam się, oczywiście. To także coś, do czego musiałam przywyknąć. Czy on nie ma żadnego pojęcia, jak bardzo na mnie działa, zastanawiałam się, opuszczając głowę.
117 | T h i s L i f e
Siedzieliśmy obok siebie na małej kanapie i nie uciekło mojej uwadze, że Esme i Tanya często na nas zerkały, tak samo jak Emmett i Rose – obie mając matczyne uśmiechy na twarzach. To także na mnie wpłynęło. Sprawiło, że przysunęłam się bliżej Edwarda. To zaś sprawiło, że objął mnie ramieniem w talii i... Boże, kochałam to. Sprawiał, że czułam się bezpiecznie. Chroniona. I... chciana. To było wszystko, czego pragnęłam. Być chcianą. Tylko, że nie oczekiwałam, że będę w odpowiedzi chciała Edwarda. To może wyglądać dziecinnie, naprawdę i... prawie obraźliwie, ale myślę, że Edward zrozumie znaczenie słów. Nieznacznie nachylając się nad nim, oddychając, wyszeptałam mu do ucha. – Nie potrafię cię nienawidzić. Przeszedł go dreszcz i wzmocnił uścisk na mnie, po czym ciężko przełknął. Zrozumiał. Wiedział, że czułam coś więcej, ale nie byłam jeszcze gotowa, aby to przyznać lub przyjąć do świadomości. Wiem, że skupialiśmy się bardziej na sobie przez resztę wieczoru... na uroczystościach... ale nie rozmawialiśmy. Byliśmy cicho, pozostając blisko siebie. Może... smakując to, co czuliśmy w tym momencie? Ponieważ... dla mnie... to było bardzo wzajemne. Teraz. To będzie prawdopodobnie wyglądało inaczej jutro, ale jesteśmy na dobrej drodze.... także do rozmowy. Edward odwiózł mnie do chaty, chwilę po północy, ale znowu byliśmy cicho i nadal pozwalał mi prowadzić, jeśli chodzi o uczucia. Nie miał problemów z całowaniem mnie w policzek, skroń, czy czubek głowy. Ale nigdy nie zszedł bardziej w dół. Zawsze dawał mi przestrzeń. To ja narzucałam tempo. Więc, gdy podwiózł mnie do mojego tymczasowego domu, złapałam go za rękę. Ponieważ tego chciałam. Byłam na to gotowa. A on pocałował ją. To też kochałam. – Jesteśmy – wymruczał, ściskając lekko moją dłoń. Spojrzałam. Na chatę. Znajdującą się pośrodku pustkowia. W odległości wielu mil od innych domów. Jedynie... drzewa. Lasy. W środku nocy. Heh, to już nie wygląda tak wspaniale. 118 | T h i s L i f e
– Świetnie – powiedziałam do siebie, zanim wysiadłam... z samochodu... z dala od ciepła. – Co z poczekaniem, aż chłopak otworzy ci drzwi, eh? – Uśmiechnął się krzywo, i wtedy... zauważył coś w moim wyrazie twarzy. – Co się dzieje? – zapytał, prowadząc nas po wąskiej ścieżce. – Um... ciemno tu. – Objęłam swoje ciało ramionami... rozglądając się dookoła... nasłuchując. Las... szeleścił... Kurwa. – Słyszałeś to? – Masz na myśli to? Usłyszałam to ponownie! Szeleszczenie! – Tak. – Podeszłam bliżej Edwarda. Czy ja tutaj umrę? – Bello, to klucze – powiedział, w połowie rozbawiony, w połowie zmartwiony. Wtedy to zobaczyłam. To był on, wkładający klucze do zamka w drzwiach. Racja. – Och. Um, yea... oczywiście. Nadal byłam spłoszonym bałaganem, gdy weszliśmy do środka, ale było tak tylko, dopóki Edward nie rozpalił w kominku i nie przebrałam się w piżamę... ale to tylko trochę pomogło. Ponieważ on mnie tu zostawi... na śmierć. – Czy naprawdę poradzisz sobie sama? – Nie. – Natychmiast odpowiedziałam, zagrzebując się pod kocami na kanapie. – Umrę tu. Słyszałam wszystko. Gałęzie i witki, drapiące w okno, skrzypienie, wycie wiatru... szumienie. Byłam wdzięczna, że Edward się ze mnie nie nabijał. Zamiast tego zdjął swoją kurtkę, podwinął rękawy swojej białej koszuli i zdjął buty. Wtedy podszedł do kanapy, pochylił się i pocałował mnie w czoło. – Zostanę, dopóki będę pewien, że usnęłaś, a gdy rano się obudzisz, upewnię się, że będzie tu Alec lub Rose. Okay? – Obiecujesz? – Obiecuję. – Kiwnął głową. – A jak się obudzisz, zadzwoń do mnie i za dziesięć minut będę. Mogłam z tym żyć.
119 | T h i s L i f e
Jeżeli ktoś mógł skrócić dwudziestopięciominutową jazdę w dziesięciominutową, to był to Edward. – Zostanę, ale tu jest tylko jedna kanapa... Ale jeśli chcesz, możemy wrócić do domu moich rodziców i weźmiesz jeden z pokoi dla gości – zasugerował. Po raz pierwszy zaklęłam, że chata nie jest większa. Był tu tylko jeden pokój, kuchnia i łazienka. – Nie, przetrwam tu... tak długo, jak będziesz ze mną. – Oczywiście, że będę. A jutro wstawimy tu dodatkowe łóżko, abyś nie musiała być sama. Mogę w niektóre noce zostać z tobą, może czasami Rose przenocuje... i sam Bóg wie, że Alec chce zostać twoim ochroniarzem – zażartował, głaszcząc mnie po policzku. Takie dobre uczucie... – Brzmi nieźle – wymruczałam. – Dobrze. Prześpij się trochę – wymruczał, zanim pocałował mnie ponownie w czoło. – Chcesz, abym coś dla ciebie zagrał? Och, Boże, z całą chęcią... tak! – Tak, proszę. – Uśmiechnęłam się – Proszę bardzo. Wtedy usiadł wygodnie w fotelu... brzdąkając trochę... nastrajając, poruszając strunami... wyglądając seksownie i przystojnie. Idealnie. I ze świadomością, że jest ze mną... pozwoliłam wyczerpaniu zawładnąć mną... i ziewnęłam... – Dobranoc, Whistler – westchnęłam śpiąco, zamykając oczy. – Dobranoc, księżniczko. – Usłyszałam, jak wyszeptał. Usnęłam przy dźwiękach gry Edwarda na gitarze akustycznej. Nigdy nie czułam się lepiej.
120 | T h i s L i f e
Bella POV – Pora wstawać, kochanie. Nie. Jeszcze nie. Miałam wspaniały sen... i... moje hormony obudziły się, wypływając na powierzchnię... wszystko dzięki Irlandzkiemu mężczyźnie. Z pewnością było między nami uczucie i trudno już temu zaprzeczać, zwłaszcza po śnie, jaki miałam. Pieprzyć przestępstwa. Nic się od wczoraj nie zmieniło. To nadal było cholernie wzajemne. – Wiem, że już nie śpisz, Dupciu. Chciałam zaskamleć. – Nie, nie wiesz, Alec – powiedziałam śpiąco. – Tak, wiem, Dupciu i wiem też, że masz przed sobą wielki dzień – zachichotał. – Gdy Edward dziś rano stąd wychodził, kazał mi cię obudzić o jedenastej i teraz jest jedenasta. Słodkie Pośladki będą tu za dwie godziny. Gdy Edward stąd wyszedł? Dziś rano? Przecierając oczy… i po rozciągnięciu się… usiadłam na kanapie i zobaczyłam Aleca w swoim kapeluszu, podającego mi Snapple’a.
121 | T h i s L i f e
– Dziękuję – zachichotałam. Nie był to ładny dźwięk. – Ale co masz na myśli, mówiąc gdy Edward wyszedł. Nie wyszedł stąd w nocy? Snapple było dobre. Byłby jeszcze lepszy, gdybym piła go po umyciu zębów. – Facet nie chciał cię zostawić. – Mrugnął. – O świcie zadzwonił po Emmett’a, który mnie tu przywiózł. Wtedy usnąłem na fotelu – wskazał. – Obudziłem się godzinę temu. Och. I… Edward by mnie nie zostawił? Yep, nadal go lubiłam. Pomimo wszystkiego. Ale… – To znaczy, że Edward całą noc nie spał. – Zmarszczyłam brwi. Alec ledwie wzruszył ramionami. – Dawaj, kochanie, przyniosę ci coś do jedzenie… i przypuszczam, że chcesz fajkę. – Co chcę? – Zakrztusiłam się, wstając z kanapy. – Papierosa, Dupciu! Papierosa! – Zaśmiał się, idąc do kuchni. Jezu, czy powinnam sobie sprawić jakiś, cholerny słownik? I nawet nie będę zaczynać odnośnie rzeczy, które wczoraj usłyszałam. Pomiędzy Edwardem, Alec’em, Emmett’em i Esme padły dziwne gówna. Dziwne słowa, mam na myśli. Cokolwiek. Wstałam, odświeżyłam się w łazience, zapaliłam papierosa i gdy wróciłam do pokoju, Alec już w nim był. Ze śniadaniem dla mnie. – Jesteś słodki, wiesz o tym, prawda? – Uśmiechnęłam się, siadając. Zasłużyłam sobie tym na jego mrugnięcie. – Denerwujesz się, że niedługo się ochajtasz, kochanie? Ja zesrałbym się w gacie, gdybym był tobą. Zadławiłam się swoją jajecznicą. Zdenerwowana? Nie. Nie mogę powiedzieć, żebym była zdenerwowana. Istniało wiele rzeczy, które były w tym wszystkim złe, ale nerwy… nie, nie byłam zdenerwowana. – Masz tylko dwanaście lat. – Wskazałam. – Prawda. – Zgodził się, brzdąkając na gitarze. – Edward i Emmett denerwują się jak cholera. 122 | T h i s L i f e
– Och? Dlaczego? – Ponieważ są facetami, oczywiście – zachichotał. – Stają się żywicielami rodziny. Martwią się. Ten dzieciak jest… zbyt bystry, jak na swój wiek. Nie pomyślałam o tym. Nigdy. Ale to miało sens, jak przypuszczam. Edward będzie moim własnym żywicielem i opiekunem. Oczywiście, że to duża rola. Ale z jakiegoś powodu nie sądziłam, aby stanowiło to dla niego jakiś problem.
***
Czułam, jakbym miała déjà vu, gdy wieczorem przyjechał po nas Carlisle. Dzisiaj pojawiła się tylko jedna różnica. Zamiast Nessy, towarzyszył nam Alec, upierający się, że chciał eskortować swoje „kochaneczki”. Ale oprócz obecności Aleca, dzień był taki sam. Zostałyśmy wypucowane i rozpieszczone przez Esme, stylową i wystrojoną, a jej słowa, gdy pokazała nam nasze sukienki brzmiały „Założycie je, aby wzbudzić dziś podziw, gdyż czas pokazać trochę ciała, kochane.” Myślałam, że pokazałyśmy ciało już wczoraj, ale w porównaniu z sukienkami jakie miałyśmy dziś założyć… Cholera. Obie były gładkie, seksowne i… krótsze, niż te wczorajsze. Znowu czarne, ale… yea, dużo seksowniejsze i nic nie mogłam poradzić na… hormony… z którymi miałam dziś do czynienia.
123 | T h i s L i f e
W każdym razie… Przyjechał Carlisle, znowu ubrany we frak… trzymając czarną, papierową torbę… znowu. Podał nam aksamitne pudełeczka. Znowu. Otworzyłam swoje i… nie wiedziałam co powiedzieć. Czy naprawdę tak teraz będzie wyglądać moje życie? – To będzie wyglądać na tobie wspaniale, Dupciu. – Uśmiechnął się Alec, zerkając na zawartość pudełka. Był to diamentowy naszyjnik, bardzo ekstrawagancki. I szafirowe kolczyki… pasujące do mojego pierścionka. Przytłoczona, ledwo to ogarniałam. – Mogę? – Usłyszałam, jak Carlisle pyta Rose. Spojrzałam w ich stronę i zauważyłam, że dziś była jej kolej, aby założyć perły, a moja na biżuterię, pasującą do pierścionka. – Oczywiście – odpowiedziała Rose trochę drżąco. Była tak samo roztrzęsiona, jak ja. Esme z drugiej strony… promieniowała szczęściem. I przyzwyczajeniem do tego… stylu życia. Rose i ja nie. W ogóle. Po chwile Carlisle podszedł do mnie i zapytał, czy sprawię mu ten zaszczyt i pozwolę mu zapiąć sobie naszyjnik. – Dziękuję – odpowiedziałam, a moje oczy wypełniły się łzami. Moje emocje pędziły jak na cholernym rollercoasterze, a godzinę, jaką spędziłam z Rose, zanim pojawiła się Esme, spędziłyśmy na obgadaniu całego tego gówna. Ona, oczywiście, była oszołomiona cholernym samochodem i powiedziała mi, że tak naprawdę nie wiedziała, co się z nią działo przez ostatnie dni. To było po prostu za dużo. I rozumiałam ją. Od przywitania jej w ich rodzinie do hojnych prezentów… to wszystko było szalenie za dużo.
***
Tak jak wczoraj Emmett i Edward stali na ganku, tym razem z Nessą i Tanyą, i podeszli do samochodu z olbrzymimi uśmiechami na twarzach. Edward i Emmett, nie Tanya i Nessa. Tym razem to ja wysiadłam pierwsza.
124 | T h i s L i f e
Edward nie odzywał się. Pomógł mi wysiąść z samochodu, szybko złapał mnie za rękę i… cóż, mogę powiedzieć, że rozbierał mnie wzrokiem. Był tak samo przystojny jak wczoraj, mając na sobie frak minus marynarka. – Widzę, że moja matka stara się mnie zabić. – W końcu wypalił. – Jak to? – Uśmiechnęłam się niewinnie, już wiedząc, dlaczego Edward patrzył na mnie w ten sposób. Był podniecony. I kochałam to. Moja hormonalna strona wiwatowała, przysięgam. Jego oczy pociemniały i zacisnął szczękę, wyglądając tak, jakby się hamował. Widziałam to także w Emmett’cie, obserwującym Rose. Pożądali nas. Tak, to sprawiało, że czułam się chciana, ale znałam się wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że zawsze będę osobą mocną stąpającą po ziemi. Tak jak Rose. Takie już byłyśmy. Ale to nie znaczy, że nie doceniałyśmy spojrzeń, jakimi obdarowali nas nasi narzeczeni. Narzeczony. Jezu, jestem zaręczona. Edward nie odpowiedział. Po prostu złączył nasze palce razem i poprowadził nas do środka. – Mam potrzebę coś ci dać – powiedział, gdy weszliśmy do salonu. – Potrzebę? – prychnęłam. – Myślisz, że słowa mnie oszukają? Powiedz po prostu, że masz dla mnie prezent. – Ale to naprawdę jest potrzeba. – Usłyszałam za sobą chichoczącego Emmett’a. W salonie był tylko Edward, Emmett, Rose i ja. A Edward i Emmett wyglądali… na poważnych. Wtedy Rose i ja otrzymałyśmy po czarnym pudełku. Zmieszane jak cholera, usiadłyśmy na kanapie i otworzyłyśmy je. Telefony komórkowe.
125 | T h i s L i f e
Czy to jakiś żart? Wiem, że Edward mówił mi, że kupi mi telefon, ale skąd te poważne miny? Odepchnęłam jednak od siebie te myśli, gdy rozpakowałam telefon, ponieważ był taki lśniący. Tak, jestem dziewczyną. Ale kurwa… mój telefon był wspaniały. Piękny i seksowny. Czarno– złoty… I oczywiście… pokryty diamentami. Nie trudziłam się nawet z pytanie, ponieważ byłam w rodzinie Cullenów i z pewnością były prawdziwe. Tak też zrozumiałam, że złoty metal… Yep, zobaczyłam pieczęć. Prawdziwe złoto, do cholery. Co się stało z kupowaniem zwykłej Nokii… czy coś… Nigdy nawet nie słyszałam o „Vertu”. Patrząc na Rose zobaczyłam, że pożerała wzrokiem swój telefon – podobny do mojego, ale czerwono– srebrny… z szafirami…
126 | T h i s L i f e
Słodki Jezu. – Te dwa będą waszymi komórkami do codziennego użytku – powiedział Edward, kucając przede mną. – Już je zaprogramowaliśmy i wgraliśmy do nich numery, których mogłybyście potrzebować. – A tutaj są dwa inne telefony – powiedział Emmett, także kucając, ale przed Rose. Kolejne dwa były białe, tego samego rodzaju, bardzo piękne i słodkie. Ale dlaczego miałybyśmy potrzebować dwóch telefonów?
– Te dwa zostały zaprogramowane tak, że tylko wy będziecie mogły ich użyć. Włączą się, gdy przyciśniecie swoim kciukiem ten guzik na dole. – Emmet wskazał na duży przycisk pod klawiaturą. – Edward i ja zamówiliśmy je tygodnie temu, gdy, uch… zdecydowaliśmy, że… jesteście tymi, które chcemy mieć za nasze żony. Och. – Włączają się na kontakt linii papilarnych waszych kciuków – wyjaśnił cicho Edward. – I jak zdobyliście wzór naszych linii papilarnych, zanim się z nami spotkaliście? – zapytała Rose, unosząc brew. To dlatego wyglądali tak poważnie. Nie żartowali. Ponieważ wiedzieli, że poczujemy się urażone. – Ze szklanek, których używałyście w domu – odpowiedział Edward.
127 | T h i s L i f e
Co oznacza, że się do nas włamali. Jeszcze raz, czy był to ten sam raz, gdy Edward sprawdzał mój pokój? Cokolwiek, kurwa. Wychodzimy za kryminalistów. Możemy równie dobrze. Przyzwyczaić. Się. Do. Tego. Bułka z masłem. – Cokolwiek – westchnęłam. – Więc co jest takiego specjalnego w tych telefonach? Dlaczego musimy mieć po dwa? Edward i Emmett spojrzeli na siebie, zanim kiwnęli raz głową, może do siebie, nie wiem. Wtedy Edward przemówił, obserwując mnie. – Ten telefon ma w sobie numery, które nie chcemy, aby nigdzie wyciekły… – Posłał nam znaczące spojrzenie i zrozumiałyśmy. – Aby przewinąć w dół i wybrać te numery, musicie nacisnąć ten przycisk, a jeśli zrobiłby to ktoś inny, telefon się wyłączy. A Edward mówił mi, że Rose i ja nigdy nie będziemy częścią tego gówna… yeah, racja. Skurwiel. – Dlaczego Rose i ja miałybyśmy kiedykolwiek potrzebować tych numerów? – zapytałam, upewniając się, że nie patrzyłam Edwardowi w oczy. Nazwijcie to dziecinadą, ale byłam przez niego zirytowana jak cholera. – Ponieważ gdy opuścimy Forks, będziemy dużo podróżować – odpowiedział Emmett. – I gdy Edward i ja będziemy… pracować, możliwe, że będziecie chciały skontaktować się z którymś z nas… lub inną rodziną… a te telefony są nie do namierzenia. Nie będziecie używać swoich telefonów codziennych aby zadzwonić do mnie i Edwarda, gdy będziemy we Włoszech, Monaco, Belgii, Hiszpanii lub Francji. Nie zirytowana. Wkurwiona. – Emmett i ja nigdy nie podróżujemy pod naszym prawdziwym nazwiskiem, a nasze codzienne telefony mogłyby poinformować władze, gdzie tak naprawdę jesteśmy – kontynuował Edward. – Dlatego będziecie używać tych drugich telefonów, kiedykolwiek będziemy za granicą. – My także mamy drugie telefony – powiedział Emmett, pokazując nam czarną komórkę, wyglądającą bardziej jak mały komputer. – Wasze białe telefony posiadają numery do nich, jak i numery do naszych kontaktów w Chicago. Edward zapłaci mi za to. Pierdolony dupek. A dopiero co zaczynałam czuć cieplejsze emocje do niego… – Dlaczego, do cholery, miałybyśmy kiedykolwiek musieć dzwonić do kogokolwiek, kto jest zamieszany w wasze pierdolone gówno? – warknęła Rose. 128 | T h i s L i f e
Kocham ją. – To tylko w razie jakiegoś nagłego wypadku – powiedział cicho Emmett. – W razie, gdyby coś poszło źle. – Jak zostanie złapanym? – zapytałam, unosząc na nich brew. Rose sapnęła. Nie wiedziała o tym. – Yeah, Rose – powiedziałam, wpatrując się w Edwarda. – Zanim Edward i Emmett tu przyjechali, byli w więzieniu. – Bello – westchnął Edward, kręcąc nieznacznie głową. – Ta historia ma w sobie dużo więcej. – W takim razie oświećcie nas, do cholery – syknęłam. – Nie dzisiaj – powiedział spokojnie Emmett. – Pierdolcie się obaj – wybuchła Rose. – Chodź, B. Wstałyśmy i zostawiłyśmy tam skurwieli samych. Nie odeszłyśmy jednak daleko. Esme zatrzymała nas, gdy byłyśmy na ostatnim schodku ganka. – Mogę was prosić na słówko, moje drogie? – zapytała miękko. Ja pierdolę! Wzdychając, odwróciłam się… I spotkałam jej smutny uśmiech. Wściekł mnie, ponieważ nie było opcji, że mogłaś być wkurzona na Esme… lub Alec’a. Wskazała nam, abyśmy usiadły na patio, gdzie mieli grzejniki. Tak zrobiłyśmy. Nie można było się sprzeciwiać Esme Cullen. – Te telefony są dla was, dziewczęta – wyjaśniła miękko Esme, nie owijając w bawełnę. – Są po to, abyście w razie, gdyby Emmett i Edward wpadli w kłopoty, mogły zadzwonić do Chicago, żeby ktoś stamtąd pomógł wam opuścić dany kraj. Cholerny miękki głos.
129 | T h i s L i f e
– To dla waszego bezpieczeństwa – kontynuowała. – A moi chłopcy chcą wam zapewnić drogę ścieżki, gdyby sprawy przyjęły nieprzyjemny obrót. Musiałam zapytać. – Jak często robi się nieprzyjemnie? – Niezbyt często – zapewniła nas z uśmiech, wskazującym na to, że rozumiała moje obawy. – Zdarzyło się to tylko raz i od tamtej pory używamy Vertu, aby być pewnym, że nasze linie komunikacji są bezpieczne i nie do namierzenia. Obecnie wszystkie żony noszą ze sobą te białe modele i to dodaje mi otuchy… gdy Carlisle jest poza krajem… daje mi szansę na kontakt z nim. Ja… nigdy nawet nie pomyślałam o Carlisle’u. On także w tym siedzi? – Nie podróżujesz razem z nim? – zapytała z wahaniem Rose. – Czasami – kiwnęła głową. – Spędzam kilka miesięcy w roku poza krajem. – A… czy my będziemy podróżować razem? – zapytałam cicho, wskazując na siebie i Rose. – W większości, tak. Chociaż nie będziecie opuszczać kraju wszyscy razem. Ale będziecie spotykać się w miejscu przeznaczenia. Kiwnęłam głową, przyjmując to gówno. To było jak wiadro zimnej wody na głowę. I sprzeczne. Dwie strony, szarpiące mnie. Pierwsza strona, dla której Cullenowie byli kochanymi ludźmi, którzy powitali nas w swojej rodzinie. Strona, w której Edward i Emmett grali dla nas irlandzką muzykę. Dawali nam Bayleys’a. Pokazali nam dobrą zabawę w chacie. Wprowadzili Alec’a do naszego życia. Ale… Była też zorganizowana przestępczość. Strona, której nie rozumiałam. Nie rozumiałam, dlaczego. Dlaczego to robili? Dlaczego podróżowali po świecie, aby kraść luksusowe samochody? Dlaczego nie mogą po prostu zdobyć normalnej pracy? Dlaczego nie mogą być tacy, jak normalni ludzie? Normalni, zwykli, nudni ludzi. Whoa. Nudni? Skąd, do cholery, to mi się wzięło? – Wiecie, ile czasu zajęło mi zakochanie się w Carlisle’u? – zapytała Esme. Pokręciłam głową na nie. Ciężko było to pojąć, ponieważ wyglądali na bardzo się kochających i ciężko było uwierzyć, że ich małżeństwo było zaaranżowane.
130 | T h i s L i f e
– Około dwóch miesięcy. – Uśmiechnęła się miękko. – Ale zajęło mi rok, aby przyznać to sama przed sobą. I kolejny rok, aby przyznać się do tego jemu. Chryste. – I ja zostałam wychowana w takim stylu życia – kontynuowała. – Jestem Masenem i pochodzimy w długiej linii od nikczemników. Nic nie mogłam poradzić na to, że zachichotałam na dobór jej… słowa? – Ale nadal nienawidziłam Carlisle’a za to, że zajmował się czymś podobnym do tego, w co wmieszana była moja rodzina – powiedziała, kręcą głową na jakieś wspomnienie. – Moja siostra czuła to samo, gdy nasi rodzice znaleźli dla niej Ed’a. I nasza obietnica, że nigdy nie staniemy się częścią naszego rodzinnego biznesu, wyleciała przez okno – westchnęła. – Wyszłam za Carlisle’a Cullena – nadzwyczajnego złodzieja samochodów. A Elizabeth wyszła za Ed’a – geniusza intryg w świecie tego biznesu. To było chore. Ale jeszcze bardziej chore było to, jak Rose i ja byłyśmy obrzydliwie zaintrygowane. – Więc, gdy mój ojciec chciał przejść na emeryturę. – Esme westchnęła ponownie. – Ed przejął oddział w Chicago, a Carlisle przeniósł się ze mną do Seattle, abyśmy mogli poszerzać naszą działalność. Przyjmował zlecenia na wszystko, związane z samochodami, jachtami, samolotami, naprawdę ze wszystkim, związanym z transportem… A Ed… cóż, jest bardziej bezwzględny. – Zmarszczyła brwi. – Chociaż mają ścisłe reguły, aby nigdy nie włączać w to niepełnoletnich, nadal handlują narkotykami i uprawiają hazard… – W takim razie są bardziej tym, co ludzie nazywają mafią… z przysługami, obrabowaniami banków, defraudacjami… kradzieżami… morderstwami. Nawet Esme się wzdrygnęła, gdy wypowiedziała ostatnie słowo i widać było różnicę pomiędzy Cullenami, a Masenami. – Ale ta rodzina nie jest zamieszana w coś takiego? – zapytała Rose, bojąc się odpowiedzi. – Nie – zapewniła Esme. – Carlisle… Edward i Emmet nigdy by na to nie pozwolili. Nie załatwiamy spraw tak, jak robią to Włosi. Ale to historia na inny dzień. Moi chłopcy szukają adrenaliny… dokładnie tak jak Carlisle. Nie ma dla nich wymówki. Nikt ich do tego nie zmusił. Są, jacy są… I nie ma już od tego odwrotu. Carlisle był w szkole medycznej, kiedy zaczął potrzebować pieniędzy… na czesne… i był zdesperowany. Nie musiała kończyć. Wtedy ukradł swój pierwszy samochód.
131 | T h i s L i f e
– Uznał to za podniecające – wymamrotała Esme. – Porsche zmieniło się na cztery Porsche… dziesięć tysięcy dolarów stało się większą kwotą… i nie potrafił z tym skończyć…. Nie chciał z tym skończyć… I do czasu, gdy przyszedł do mojego ojca, był już po szkole, był milionerem i miał reputację, która dotarła do moich rodziców. Mój ojciec zgodził się na oświadczyny Carlisle’a po pierwszej, tradycyjnej randce – skończyła. Esme odpowiedziała na wiele dręczących mnie pytań. Teraz rozumiałam więcej. Nie pochwalałam tego, ale obawiałam się, że akceptacja pojawi się… niedługo… jeśli chodzi o Edwarda. Już uważałam nienawidzenie go za niemożliwe i wiedziałam, że niedługo… zajdzie mi tak daleko za skórę, że zaakceptuję go całego. Włączając w to jego życie i kradzieże samochodów… i jeszcze niektóre rzeczy. – Jaka jest w tym historia Emmett’a i Edwarda? – zastanawiała się Rose. – Taka sama, jak Carlisle’a – odpowiedziała Esme, uśmiechając się smutno. – Bardzo często, jako nastolatkowie, wpadali w kłopoty… Palili trawkę, pili, walczyli i robili kawały innym, co zaszło dużo za daleko. Więc gdy zaczęli interesować się dziewczynami – westchnęła ze zmęczeniem. – Carlisle i ja sprzeciwiliśmy się im, bojąc się, że będą jedynie krzywdzić dziewczęta… I wiedzieliśmy, że Ed i Elizabeth robili to samo z Liam’em, który jest kilka lat starszy, niż Em i Edward… Więc zagraliśmy na nich kartą religijną, chociaż nie jesteśmy znowu aż tak religijni. Powiedzieliśmy chłopcom, że nie mogą chodzić na randki… nie mogą robić nic z dziewczynami, dopóki się nie ożenią. Jezu. Nie miałam pojęcia, że odbyło się to… w taki sposób. – I nie rozgryźli tego, co chcieliście tym osiągnąć? – Oczywiście, że rozgryźli – zachichotała. – Gdy mieli szesnaście i siedemnaście lat odkryli, że kazaliśmy im to jedynie po to, aby chociaż w jednym aspekcie życia zachowywali się odpowiednio. Liam odkrył to także w podobnym wieku. Ale wtedy naprawdę zgodzili się, że czekanie będzie dla nich najlepsze. Stało się tak dlatego, że wiedzieli, że to co robili – kradzieże samochodów i inne… Przypuszczam, że chcieli, aby coś ich odkupiło. – Kradli samochody w takim wieku? – sapnęłam. Siedemnaście lat? Cholera, to… młodo. – Ukradli swój pierwszy samochód, gdy mieli po czternaście i piętnaście lat – jęknęła Esme. – Boże, byłam na nich taka wściekła, kiedy oficer policji przywiózł ich do domu… ale potem… po prostu musiałam pogodzić się z faktem, że byli bękartami, takimi, jak ich ojciec. Tak. Wiele. Do. Przetworzenia. – Starałam się – kontynuowała, gdy zapalała papierosa. Rose i ja zrobiłyśmy to samo. – Starałam się tak bardzo, aby skończyli szkołę. Starałam się zainteresować ich innymi 132 | T h i s L i f e
rzeczami, jak zdobycie edukacji lub zdobycie normalnej pracy… Ale nie potrafili. Nie potrafili odnaleźć się w czymś, co nie zostało im pokazane. Wtedy wkroczył Carlisle, który powiedział im, że był taki sam. I nauczył ich wszystkiego, co umiał. Emmett i Edward byli oczywiście świadomi tego, że mamy rodzinę w Chicago i wiedzieli o naszych biznesach tak dużo, jak mogli wiedzieć chłopcy w ich wielu, ale nie wiedzieli o zaangażowaniu w to Carlisle’a. Ulżyło mi, gdy usłyszałam, że Carlisle zachował przed nimi dystans… na początku… jak zgaduję. – Jedyną dobrą i szczerą rzeczą, jaką moi chłopcy robią, są darowizny charytatywne. O, tak – zachichotała bez humoru. – Każdego roku przekazują miliony, cała trójka z nich… ale każdego dnia mam nadzieję, że pewnego ranka obudzą się i pomyślą „może chciałbym pójść do college’u”. Ale tego nie zrobią. I… kocham moich chłopców… bez względu na wszystko. Są jacy są. I to by było tyle. Esme posłała nam spojrzenie. I wiedziałyśmy więcej… odnośnie tego, jak funkcjonowali. Jak pracowali. Siedzieli w tym dla adrenaliny i nie tylko nie byli w stanie oprzeć się swojemu uzależnieniu… oni tego nie chcieli. Więc stworzyli z tego interes. Z kradzieży. – I zostali złapani? – Rose w połowie zapytała, w połowie oznajmiła. – Tak. – Kiwnęła głową Esme. – W zeszłym roku byli gośćmi na ekskluzywnym pokazie Lamborghini w Nowym Jorku i Edward i Emmett współpracowali z mężami Iriny i Kate. I proszę. Było połączenie. – Edward i Emmett przecenili możliwości Felix’a i Dem’a, i zostali złapani gdy zniknęły cztery samochody. Starałam się sobie to wyobrazić. Edward, Emmett, ubrani jak spod igły, udający gości… – Felix i Dem zostali złapani na gorącym uczynku, siedząc w samochodach i uciekając… a Emmett i Edward zostali aresztowani, gdyż Felix i Demitri nie potrafili trzymać pysków na kłódkę. Wzruszyła ramionami. Esme wzruszyła ramionami! Głębokie zaciągnięcie się. Wypuszczenie dymu. 133 | T h i s L i f e
– Moi chłopcy dostali osiem miesięcy, a Felix i Demitri cztery lata. Jezu. – Mogę spokojnie powiedzieć, że moi chłopcy lepiej pracują sami lub z Carlisle’m – skończyła, chichocząc i przewracając oczami w tym samym czasie. – A teraz? – zapytałam. – Teraz są przecież tutaj. – Zrobili sobie przerwę, że mogę się tak wyrazić – powiedziała. – Ale rozpoznaję w całej ich trójce symptomy. Nie potrafią usiedzieć prosto, są nerwowi, niespokojni, częściej jeżdżą swoimi samochodami… Są znudzeni… i gotowi, aby znów zacząć działać. Jakaś fala… czegoś… przepłynęła przeze mnie… i nie rozumiałam jej, ale wzięłam głęboki wdech… i sprawił on, że coś wewnątrz mnie zatrzepotało… nerwy i… coś jeszcze… jakby… oczekiwanie? – Rozpoznaję, że już planują swój kolejny krok – powiedziała. – I wiem z doświadczenia, że Edward i Emmett mają coś do Włoch i południa Francji. Och, Boże… więc to tam pojedziemy. Cholera. – Um, co do tego uzależnienia…? – wtrąciła się Rose. – Och, to nie tak – powiedziała Esme. – Tak, wszyscy są uzależnieni od adrenaliny, związanej z robieniem tego gówna. Ale są także świetnymi planistami i nigdy nie zrobiliby niczego głupiego – w sensie, że nie naraziliby się na niebezpieczeństwo. Planowanie skoku jest także dużą częścią adrenaliny i czasami potrafią planować go przez miesiące, zanim cokolwiek zrobią… i tak będzie, gdy będziecie w Seattle. Cała rzecz sprowadza się do zamówień i całego biznesu z Chicago. Kupcy przychodzą do Ed’a z prośbami, a Ed kontaktuje się z Carlisle’m lub chłopcami, po czym zajmują się tym, planują skok… wykonują go i dostarczają zamówienie do Chicago, gdzie Ed przyjmuje je i pojawiają się pieniądze. Huh… Gdy wyrzuciłam niedopałek, uświadomiłam sobie, że ciężko oddycham… I nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Czy to był strach? Nie. Ta odpowiedź pojawiła się szybko. To było coś jeszcze. Ale nie potrafiłam tego sprecyzować. Nessa wyszła na zewnątrz, oznajmiając, że jest obiad.
134 | T h i s L i f e
– Widzę, że obie jesteście teraz spokojniejsze, prawda? – zapytała miękko Esme, uśmiechając się. To była prawda. Pewne sprawy uporządkowały się i więcej rozumiałam. I lepiej. Ale nadal starałam się przywrócić mój oddech do normalnego stanu. – Tak – odpowiedziałam. Rose zrobiła to samo. – To dobrze. – Kiwnęła głową Esme. – Ale nie pozwólcie jeszcze chłopcom o tym wiedzieć. Niech się trochę poskręcają w środku. To może być męski świat, ale kobiety z pewnością stoją zaraz za nimi. Robiąc dużo więcej, niż tylko ładnie wyglądając. Kochałyśmy Esme. – Bądźcie bezwzględne, pozwólcie im się spocić i rzućcie parę przekleństw dla lepszego efektu. Sam Bóg wie, że nasi mężczyźni czasami ich potrzebują. Yep, naprawdę ją kochamy. Jest w tym po naszej stronie.
135 | T h i s L i f e
Bella POV Powiedzieć, że Edward i Emmett siedzieli sztywno, jak kołki, gdy Rose i ja usiadłyśmy obok nich przy stole… cóż, byłoby nieporozumieniem roku. Rose i ja nie miałyśmy litości. Miałyśmy niewzruszony wzrok za każdym razem, gdy na nas patrzyli, a Esme spędziła obiad na chichotaniu z Tanyą, która została w to wszystko wtajemniczona. Edward i Emmett byli przerażeni. To było zabawne. – Czy możemy po obiedzie porozmawiać, Bello? – wyszeptał Edward. – Nie – odpowiedziałam zwięźle, krojąc wspaniały stek. Był naprawdę pyszny. Wydałam z siebie dźwięki, świadczące o jego pyszności, dla lepszego efektu. – Mmmm – mruknęłam. – Proszę? – Spróbował ponownie Whistler. Parsknęłam wewnętrznie. To o to chodziło Esme. Kobieta miała władzę. – Pieprz się – wyszeptałam uśmiechając się niewinnie, zanim wróciłam do posiłku. – Cudownie. – Usłyszałam, jak wymamrotał, zanim pociągnął swoje piwo. Lub portera… cokolwiek. To nie było czarne, więc może było piwem. W każdym razie, obiad był… zabawny. Pochlebne uśmiechy od Esme i Tanyi. Smutne uśmiechy przesyłane chłopcom przez Carlisle’a i Garrett’a.
136 | T h i s L i f e
I uniesione brwi Esme i Tanyi, gdy Edward i Emmett błagali je oczami o pomoc. Skręcaj się, dupku, skręcaj… ty seksowny dupku… Coś jest ze mną nie tak, przysięgam. – Co powiecie na trochę świeżego powietrza, moje panie? – zasugerowała po obiedzie Tanya. – Brzmi świetnie – odpowiedziałam szczęśliwie, wstając. – Absolutnie. – Uśmiechnęła się Rose. – Tak właściwie, uch, Rose… Czy mógłbym zamienić z tobą słówko? – zapytał ją Emmett. Zerkając przez ramię, powiedziała: – Idź pieprzyć się z krasnoludkiem. Spraw, aby było to po irlandzku. Miło. Bardzo miło. – Wspaniale. – Usłyszałam westchnienie Emmett’a, gdy wychodziłyśmy. Ledwie zeszłyśmy z ganku po schodach, a wszystkie wybuchłyśmy śmiechem. – Spraw, aby było to po irlandzku! – zaśmiałam się. – To było sprytne, Allanah – parsknęła Tanya. – Po prostu idealne – zgodziła się Esme. – Cóż, dziękuję. – Rose uśmiechnęła się słodko, a nawet dygnęła. – A wy jesteście przyłapane, kochanieńkie. – Usłyszałyśmy głos za nami. Odwracając się zobaczyłyśmy… Alec’a. Uśmiechającego się i zacierającego ręce. Koleś miał plan. – Alec, mój drogi – powiedziała Esme, uśmiechając się niewinnie. – Co masz na myśli? – Urządzacie sobie śmiechy, eh? Kosztem chłopaków – oskarżył nas figlarnie, dołączając do nas. – I teraz zastanawiam się, co mam z tym fantem zrobić. Zamierzał nas szantażować, wspaniały mały diabeł. – W porządku, mów kochanie – westchnęła Esme. – Co możemy ci dać w zamian za milczenie? Zastanowił się. Zaczął bawić się swoim nożem. Na koniec potarł brodę. – Cóż, to będzie was kosztować. Powinienem powiedzieć o tym Szefowi – powiedział dosadnie. Czułam, że to mój sygnał. – A czy nie zrobiłbyś dla mnie wyjątku, przystojniaku? – zapytałam słodko. – W końcu jestem przyszłą żoną Edwarda.
137 | T h i s L i f e
Esme i Tanya posłały mi duże, pochlebne uśmiechy i miałam nadzieję, że to wypali, ponieważ było zabawnie drażnić się z Edwardem i Emmett’em. Bardzo zabawnie. – Wiesz co, Dupciu, masz całkowicie rację. Jesteś przyszłą żonką Edwarda. – Uśmiechnął się Alec. – I to wielki zaszczyt, że będę miał tak uroczą laskę w swojej rodzinie. Wyczułam, że nadchodzi jakieś „ale”… – Ale… Tak, oto i ono. – Jestem lojalny wobec mojego szefa, kochana. Cholera, kocham tego dzieciaka. Poważnie, to była moja pierwsza myśl. Widzieć, że jest lojalny, nawet w takiej żartobliwej sytuacji. – Do zobaczenie, moje panie – powiedział, przechylając nieznacznie swój kapelusz, zanim ponownie wrócił do środka. – Do licha. Yeah, um, to była Esme. Wkurzona. Ale jedyną rzeczą, o jakiej myślałam, był Edward. Chciałam podążyć za Alec’em, aby zobaczyć, czy nas wyda. I co ważniejsze, chciałam to zobaczyć, ponieważ… sama nie wiem. Ale z jakiegoś powodu miałam dosyć żartów. Więc poszłam. Podążyłam za nim do salonu, w którym siedzieli Edward i Emmett. – Co tam, szczeniaku? – Uśmiechnął się do chłopaka Edward, zanim zauważył moją obecność. Gdy to zrobił, natychmiast wybrał smutek i obawę. Uderzyło mnie to. I… kurwa, chciałam po prostu widzieć go szczęśliwego. Chciałam sprawić, aby był szczęśliwy. Boże, skąd to wszystko się bierze? – W istocie, Alec, czy miałbyś coś przeciwko, gdybym… – urwałam, nigdy nie opuszczając wzroku z Edwarda. – Oczywiście, że nie, Dupciu! Chodź, Em, zostawmy szczęśliwą parę samą, eh? I jestem pewien, że Słodkie Pośladki chcą z tobą porozmawiać – powiedział pewnie Alec. Zmieszany jak cholera, Emmett zgodził się i uśmiechnął do mnie grzecznie, po czym wraz z Alec’em wyszli z salonu, zostawiając nas samych. – Gdzie są wszyscy? – zapytałam miękko. 138 | T h i s L i f e
Ponownie mnie studiował i prawdopodobnie zastanawiał się, kiedy zrzucę na niego kolejną bombę. – Rozgościli się w innym pokoju – odpowiedział, wskazując kciukiem za ramię, w kierunku pokoju, w którym stało duże pianino. Kiwnęłam głową, podchodząc do Edwarda i siadając obok niego. Tak, był pełen obaw… zmieszany. – Nie jestem na ciebie zła – powiedziałam cicho, kładąc dłoń na jego udzie. – Esme wszystko nam powiedziała… cóż, prawdopodobnie nie wszystko, ale wiele… o tobie… Emmett’cie i Carlisle’u. Nie odpowiedział. Jedynie obserwował moją dłoń na jego udzie… przetwarzając to, co powiedziałam. Więc kontynuowałam. – Ty i twój brat jesteście skończonymi dupkami za to, co robicie – wymamrotałam, kręcąc głową na rzeczy, które powiedziała nam Esme. – Ale jest w tobie więcej, niż to… niż twoja praca… nie jesteś tylko taki. Nadal był cicho, ale przełknął ciężko… oddychał ciężej i obserwował mnie intensywnie… może szukając znaków, że kłamię. Ale nie kłamałam. – Wiem, że chciałeś dobrze z tymi telefonami – dodałam. – To po prostu dla mnie dużo do ogarnięcia… ale przynajmniej Esme sprawiła, że więcej zrozumiałyśmy. Nie jestem zła – błagałam miękko, gdy dalej się nie odzywał. – Nie szanuję tego, co robisz… i część mnie tego nie rozumie… ale… jest w tobie dużo więcej, niż to – powtórzyłam. – Wszyscy mamy wady i przypuszczam… że jestem gotowa, aby zignorować twoje. Proszę. Powiedziałam to. – Mówię szczerze – skończyłam, ściskając go za udo, dla uwydatnienia słów. Wypuszczając drżący oddech, wyglądał tak, jakby nadal przetwarzał to, co mu powiedziałam, ale widziałam… dosłownie, jak zaczął się odprężać. Jego ramiona nie opadły, ale… widziałam, jak opuszcza je napięcie, jak jego opuszcza napięcie… i jego postawa stała się mniej sztywna. – Ty nie… nienawidzisz mnie? – zapytał bardzo cicho. Opierając głowę o jego ramię odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nie… ty i twoja cholerna osobowość, sprawiają to niemożliwym. Twój boski wygląd i krzywy uśmiech oczywiście w tym pomagają. Poważnie, cholerny uśmiech. Sprawia, że staję się lepka i w ogóle. 139 | T h i s L i f e
Jednak ja tego nie powiedziałam. Nie ma potrzeby łechtać jeszcze bardziej jego ego. Przynajmniej na razie. – Dziękuję – wyszeptał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. To było dobre. Naprawdę dobre. W końcu powiedziałam. – Ale nigdy nie chcę być częścią tego, co ty i Emmett robicie… i chcę wiedzieć, co robisz… ponieważ chcę wiedzieć, w co się wpakowujesz, okay? Wątpiłam, że wiedział, dlaczego chciałam to wiedzieć, ale mimo to chciałam. Odpowiedź była zaś prosta; chciałam wiedzieć, ponieważ będę się o niego martwić zawsze, gdy będzie gdzieś… pracował. I będę przerażonym gównem, że da się złapać. Ta rewelacja przeraziła moje wszystkie funkcje życiowe, ale mimo to przyznaję się do tego. Edward kiwnął głową przy mojej skroni. – Rozumiem. I upewnię się, że będę z tobą rozmawiał, zanim… cokolwiek się wydarzy. Wziął mnie za rękę, tę, leżącą na jego udzie i uniósł ją do swoich ust… pocałował ją… z czcią. I poczułam to. Poczułam, że dużo do mnie czuł. To miało znaczenie. Ponieważ zaczynałam także czuć… coś… do niego. Dużo więcej, niż kiedykolwiek pomyślałam, że to możliwe. – Przepraszam – wymamrotał, z ustami nadal na moich kostkach. – Przepraszam za… wciągnięcie cię w to. – Nie przepraszaj – odpowiedziałam… szczerze. – Pogodzę się z tym, Edwardzie. Tak samo jak Esme zrobiła z Carlisle’m – dodałam, uśmiechając się do jego bicepsa. Poczułam jego cichy chichot, gdy położył nasze dłonie ponownie na swoim udzie. – Wszyscy mamy wady, eh? – wymamrotał cicho. – Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek znajdę jakąś wadę w tobie, Bello Swan. Jezu, ten mężczyzna i jego słowa… – Czas na trochę sarkazmu z mojej strony. – Uśmiechnęłam się, patrząc na niego. – Może moją wadą jest to, że moje uczucia ocieplają się do twojego, kryminalnego tyłka. Boże, uśmiech, jaki mi posłał… Przysięgam, że sprawił, iż zrobiłam się gorętsza, niż słońce. To także sprawiło, że stałam się świadoma naszej bliskości i gdy go obserwowałam, on także obserwował mnie tak czule, moje spojrzenie zjechało w dół… tam… tak, chciałam tego… chciałam, aby… 140 | T h i s L i f e
Pocałował mnie. Zrobił to samo, zjeżdżając spojrzeniem w dół… i napięcie między nami wzrosło. Stało się ciężkie. Jego uśmiech zniknął. Został zastąpiony przez… cóż, była to chęć, obawa… powściągliwość, ale także zrezygnowanie, gdyż nie sądził, że naprawdę tego chciałam. Ale chciałam. Naprawdę. Tak. – Edwardzie – wyszeptałam. Przełknęłam ciężko zanim… kiwnęłam głową… raz. Aby dać mu przyzwolenie. Ponieważ tak bardzo tego chciałam. Czułam to w każdym porze mojego ciała. Byłam na to gotowa. Przeszedł go dreszcz, gdy zrozumiał, co miałam na myśli i starał się desperacko mnie przejrzeć, marszcząc brwi, gdy… Boże, oblizał swoje wargi… I ja zrobiłam to samo… instynktownie, gdy patrzyłam, jak on to robił. – Tak – westchnęłam, gdy obserwował moje usta. Powoli nachylił się, przysuwając swoje usta bliżej mnie i zamknęłam oczy, czując, że cała moja istota…. Płonęła… i wtedy, jego usta znalazły się na moich. Najpierw nacisk był bardzo delikatny… nie poruszał ustami, ale nadal tego chciałam. Chciałam jego. Więc zwiększyłam nacisk, czując, że moje usta mrowią od czegoś zażarcie i sądzę, że oboje to poczuliśmy… i czułam, jak oboje oddychaliśmy ciężej, gdy nasze usta zaczęły się poruszać, ostrożnie, powoli… To nie wystarczało. Sięgnęłam i położyłam dłoń na tyle jego szyi. Zadrżał, tak jak i ja, po czym rozchyliłam usta… zdesperowana, aby zwilżyć wargi i poczuć go. Zrozumiał, także rozchylając wargi i Boże, nie było słów, aby opisać… to uczucie, które czułam… gdy nasze języki się spotkały. Najpierw tylko koniuszki, miękko i powoli, później więcej. To było intensywne. Tak cholernie intensywne, że sprawiło, iż zaczęłam drżeć… cały czas. Nawet bardziej, gdy w końcu odważył się i zaczął całować mnie prawidłowo, zostawiając swoje obawy za sobą i rozumiejąc, że naprawdę tego chciałam. I Jezu, gdy jego ramię objęło mnie w talii… myślałam, że zaraz wybuchnę. Smakował przepysznie i to był cały on. Whiskey, papierosy i mięta. – Edwardzie – zaskomlałam w jego usta, gdy moje dłonie odnalazły jego szyję… i włosy. Jego język ślizgał się wzdłuż mojego i kochałam to.
141 | T h i s L i f e
– Kurwa – warknął, przerywając nasz pocałunek i zostawiając nas oboje stykających się czołami. – Jeżeli teraz nie przestanę… Chryste, księżniczko… Zrozumiałam, co miał na myśli, zwłaszcza, gdy nasze oczy się spotkały. Jego były takie ciemne… przepełnione pożądaniem. Tak samo, jak moje, byłam tego pewna. Uśmiechnęłam się, przepełniona radością, ponieważ pożądałam mężczyzny, którego miałam poślubić. I czułam pewność, że to się uda. W jakiś sposób ten irlandzki dupek usidlił mnie. Do szpiku kości. I nie zamierzał mnie opuścić. Edward także się uśmiechnął tak, jakby wygrał na loterii. – Myślę, że sprawiłaś, iż jestem najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi – wyszeptał. I wiedziałam… że nie miał na myśli tylko tego, co powiedział, ale… że mówił o moim zaakceptowaniu go… i nie tylko dlatego, że się całowaliśmy. To jednak nie znaczyło, że nie chciałam się z nim podrażnić. – Ponieważ właśnie zaliczyłeś pierwszą bazę? – zachichotałam bezgłośnie. Uśmiechnął się głupkowato, zanim jęknął, zamykając oczy i przytulając twarz do mojego ramienia, więc nie mogłam jej zobaczyć. To było cudowne. – Musiałaś o tym wspomnieć, eh? – zachichotał, zanim pocałował skórę na moim ramieniu. – Oczywiście – zaśmiałam się, kochając to, że nie było między nami niezręczności. Kochając także to, że mój pierwszy pocałunek był… cóż, będąc szczera; kurewsko wspaniały. – Całkiem pasuje, nie sądzisz? – wymamrotałam. – Nasz pierwszy pocałunek, na naszej imprezie zaręczynowej. Zamruczał do mojego ramienia, całując je ponownie, zanim spojrzał mi w oczy… i znowu uniósł moją dłoń do swoich ust. – Sprawiasz, że głupieję, Bello. – Uśmiechnął się w moją dłoń. – I lepiej ustal między nami jakieś zasady, ponieważ… – Urwał, wzdychając, gdy odkładał moją dłoń. – Niemożliwym dla mnie będzie nie chcieć więcej. To mnie podnieciło. Nadal bardzo mnie szanował i był świadomy faktu, że nie wszystko było idealne tylko dlatego, że przenieśliśmy sprawy na następny poziom.
142 | T h i s L i f e
Nie chciałam jednak wracać do poprzedniego stanu, wycofywać się, czy coś… a teraz pocałowałam go… i byłam pewna, że także chcę więcej, ale byłam zadowolona, że decyzję o tym zostawił mi. – Nie krępuj się całować mnie w prywatności. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. – Kiedykolwiek. Zasłużyłam sobie tym na kolejny uśmiech od niego, który mówił: właśnie– wygrałem– na– loterii. Cholera, w jaki sposób sprawiał, że czułam się tak chciana? I możliwe, że ja także zaczynałam go chcieć. W pełni. Kiwnął głową i mrugnął. – Nie krępuj się całować mnie… kiedykolwiek. Kropka. Zarumieniłam się. Nie było w tym zaskoczenia. – Cholernie piękna – wymruczał, głaszcząc mnie po policzku. I sam Pan wie, że chcę więcej… prywatności. – Uśmiechnął się szeroko, nawet poruszając brwiami, co sprawiło, że zachichotałam. – Ale teraz mam pewne gówno do wykonania… Muszę coś zaplanować dla przyszłej żony, wiesz. – Och? – zachichotałam. – Mm. – Kiwnął głową. – Zagramy dziś dla ciebie… jeśli będziesz chciała. Jeśli będę chciała? Myślę, że mój podekscytowany uśmiech i wściekłe kiwanie głową było wystarczającą odpowiedzią, ale w razie, gdyby jednak nie było… – Oczywiście, że tego chcę. – Rozpromieniłam się, podekscytowana, że zobaczę jak będzie grał. – Lubisz flażolet, eh? – drażnił się. Wyglądał na nieposiadającego się z radości. Było mi coraz łatwiej rozumieć Edwarda Ryana Cullena i rozpromieniałam się jak choinka na święta, zawsze, gdy widziałam, jak bardzo mnie adorował. – Tak. – Kiwnęłam głową. – Ty, Emmett i Alec z pewnością sprawicie, że pokocham irlandzką muzykę… plus, jesteś cholernie seksowny, kiedy grasz. – Pierdolony A. – zaśmiał się przez nos. – Więc, jak do tej pory irlandzka muzyka i Baileys, eh? I irlandzki chłopak – dodałam bezgłośnie. – Yep. – Cóż, nie traćmy w takim razie czasu. – Mrugnął. – Możemy? 143 | T h i s L i f e
Tak, proszę. Wzięłam jego rękę i poszliśmy dołączyć do reszty w pokoju muzycznym, ale… zatrzymał mnie, zanim wyszliśmy z salonu. – Tylko dlatego, że powiedziałaś, że mogę – powiedział, zanim objął moją twarz. I pocałował mnie ponownie. Niewinnie, z zamkniętymi ustami, ale bez wahania. Kochałam to. To znaczy część, gdzie nie było wahania. – Teraz możemy iść – wymruczał w moje usta, po czym wyprostował się. Lub może moglibyśmy zostać tutaj… Ale wtedy wyprowadził mnie z pokoju, więc zgaduję, że nie możemy. Gdy weszliśmy do pokoju muzycznego, który był drugim salonem, ale wstawione było do niego pianino i inne instrumenty na ścianie, pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam było to, że Emmett i Rose siedzą blisko siebie. Trzymając się za ręce. Yep, oni także rozmawiali. – Och, skończyliście się już obściskiwać, eh? – Uśmiechnął się krzywo Alec… co sprawiło, że każdy oczywiście na nas spojrzał. Nie wiedziałby, co robiliśmy, ale mój rumieniec z pewnością nas wydał. Wspaniale. – Chodź, piękna. – Edward uśmiechnął się w moją skroń. Poprowadził nas na kanapę i starałam się zignorować posyłane w moją stronę spojrzenia, zwłaszcza te od Esme i Tanyi. – Zdecydowałeś, synu? – zapytał Edwarda, Carlisle. – Yep, gramy – odpowiedział Edward, gdy usiedliśmy. Skupiałam się bardziej na ignorowaniu ciekawych oczu Rose, niż na tym, co powiedział Alec. I wiedziałam, nad czym się zastanawiała. Później odbędzie się babska rozmowa, wierzcie mi. Ale teraz chcę zobaczyć mojego Edward. Teraz chcę zobaczyć, jak Edward gra. Chryste. – Co najpierw, moi drodzy? – zapytała Esme z drugiego końca pokoju. – Prezenty, czy granie? – Bella ma awersję do prezentów – parsknął Whistler. – Więc uważam, że najpierw powinniśmy uporać się z prezentami, żeby mieć to z głowy.
144 | T h i s L i f e
Walnęłam go w ramie, ale to tylko sprawiło, że on i każdy inny skurwiel w tym pokoju, się zaśmiali. Ale yeah, najpierw uporajmy się z prezentami… i… cholera. Dostałam samochód. Od Edwarda i Elizabeth Masen.
Porsche Cayenne, czarne z przyciemnianymi szybami. A Carlisle i Esme zapłacili za moje prawo jazdy. Był także piękny pierścionek Claddagh. Na mój najmniejszy palec. Sprawił, że poczułam, że tu należę. A Edward pocałował mój palec… sprawiając, że poczułam się… wielbiona. Alec, ten dzieciak, podarował mi kieszonkowy nóż od Tiffany’ego i pamiętałam, że Rose także wczoraj taki dostała, ale było tu tyle prezentów, że nie pomyślałam o tym. Ale teraz… Jezu, dzieciak dał mi nóż. Rzecz w tym, że… kurewsko to kochałam. Był wspaniały i na tyle miał wygrawerowane “Dupcia”. Mrugnął do mnie, gdy moje oczy wypełniły się łzami, ponieważ byłam hormonalnym dziwolągiem, a Edward skrzywił się na Alec’a, ponieważ Alec… jest. Jest w sensie to– tal– nie zaakceptowany. I pokochany. Było mnóstwo prezentów dla mnie i Edwarda, ale tak, jak zauważyłam wczoraj, prezenty skupiały się na nowoprzybyłego do rodziny, aka mnie, w tym przypadku. Był w tym schemat i gdybym zwróciła wczoraj uwagę na to, co dostała Rose, wiedziałabym już, co dostanę, ponieważ tak jak z Rose, Kate i Irina dały mi torbę Burberry, wypełnioną różnego rodzaju rzeczami; pasującym do niej portfelem, kieszonkowym
145 | T h i s L i f e
lusterkiem, puder Diora, zapalniczkę od Tiffany’ego… Nie, ci ludzie nie potrafią kupować zwykłych rzeczy. Wszystko musi kosztować fortunę. Przynajmniej. I gdy zrobiliśmy sobie przerwę, aby, wiecie, zaczerpnąć świeżego powietrza, Edward starał się i poległ, aby być subtelnym, gdy wypchał mi portfel.
– Nie proszę cię, abyś używała karty płatniczej lub gotówki. Ja ci to mówię – powiedział. Po czym dodał: – Nie chcę, abyś chodziła bez niczego. Emmett zrobił to samo wczoraj z Rose, ale przegapiłam to… ponieważ byłam zajęta wpatrywaniem się w mojego narzeczonego, ale przyszła do mnie z papierosem wystającym jej z czerwonych ust i oznajmiła, że Emmett dał jej taką samą, czarna kartę, zeszłego wieczoru. Ale to, co zauważyłam… i Rose zauważyła wczoraj… to, że na karcie napisane było Isabella Marie Cullen… tak jak Rosalie Lillian Cullen na jej karcie. A chłopcy wyjaśnili to nieśmiało, że pomyśleli, wiecie… że tak będzie niedługo. Że to naprawdę będzie nasze nazwisko. Nie poczułam w tym nic złego. Widziałam, że Rose także. Wszystko szło w dobrym kierunku. Nadszedł czas, abym uściskała i skupiła się na ludziach, którzy naprawdę o mnie dbali. – Czas, abyśmy zebrali swoje tyłki do środka – oznajmił Alec.
146 | T h i s L i f e
Piosenki do rozdzialu: "Dobbin's Flowery Vale” oraz „Pine Tree”
Bella POV Rose i ja siedziałyśmy na jednej z kanap, obserwując Aleca, Edwarda, Emmetta, a nawet Carlisle’a. Wszyscy zgromadzili się przy ścianach dużego pokoju i ich obserwowali. – W porządku – powiedział Alec, klaszcząc w ręce, aby zdobyć naszą uwagę… tak jakby już jej nie mieli. – Dzisiaj świętujemy zaręczyny Szefa i Dupci, i mam zaszczyt przedstawić wam tę wspaniałą grupę muzyków. Zachichotaliśmy, oczywiście. To znaczy, w końcu mówimy o Alecu. On jest czarodziejem. – Mamy Szefa na gwizdku – kontynuował, a Edward uśmiechnął się do niego… i mrugnął do mnie. – Ja także gram na gwizdku, ale użyję także skrzypiec. Następnie jest Em i jego mandolina… i na końcu, ludzie, mamy wujka C na akustycznej gitarze. Oklaskiwaliśmy ich, ponieważ zapowiadało się, że to będzie niezły występ… na wielu poziomach. Po pierwsze, ponieważ wszyscy byli przystojni. Rękawy podwinięte, guziki kamizelek i koszul rozpięte, instrumenty nastrojone, mięśnie napięte, gdy brzdąkali, kapelusz Aleca przechylony, a jego szelki zwisające w dół…
147 | T h i s L i f e
Był słodki. Carlisle i Emmett byli bardzo przystojni. Edward był… westchnęłam rozmarzenie… piękny i… cholernie seksowny. A po drugie, ponieważ naprawdę zaczęłam kochać irlandzką muzykę. – W porządku, ludzie, zaczniemy od Dobbin’s Flowery Vale – oświadczył Alec, kładąc sobie skrzypce na ramieniu. – Wujku C, wprowadź nas. Wszyscy uśmiechnęli się, gdy usadowili się wygodnie obok pianina. Carlisle na ławce od pianina, trzymając swoją gitarę, Emmett na krześle obok niego, ze swoją mandoliną, Alec stał obok Emmett’a, a Edward siedział po turecku po drugiej stronie Carlisle’a. – Jesteście gotowi, chłopcy? – zachichotał Carlisle. Chłopcy kiwnęli głowami i mrugnęli do dziewczyn. Dziewczyny zapiszczały. Mnie i Rose w to włączając. – Na trzy… – I policzył w dół, klepiąc w drewno swojej gitary. Wszyscy zaczęli w tym samym czasie. To było… nie, nie ma na to słów. Alec i Edward nadawali tempo, zaczynając powoli. Tak pięknie, a Carlisle i Emmett brzdąkali w tym samym rytmie… Wszyscy mieli te same, spokojne wyrazy twarzy, jakie widziałam już w chacie. Piosenka stała się szybsza, a Edward i Alec uśmiechnęli się szeroko, gdy zaczęli ze sobą rywalizować, zwiększając tempo… coraz szybciej… nigdy jednak nie pędząc. Przypuszczam, że miało tak być i… Boże, nienawidziłam każdego razu, kiedy musiałam mrugnąć. Po prostu nie chciałam niczego przegapić. 148 | T h i s L i f e
Byli tak cholernie zsynchronizowani. Wszyscy. Skończyli piosenkę, tak jak zaczęli, wszyscy razem. Każdy na ostatniej nucie. Zaczęliśmy klaskać, ponieważ szczerze, zapłaciłabym słone pieniądze, aby to zobaczyć. I odkąd mam tendencje do bycia… bezpośrednią… i… ordynarną… Kurwa, to był pornos, w porządku? Alec oznajmił, że następna piosenka była od Emmett’a i Edwarda dla mnie i Rose, więc zarumieniłyśmy się szkarłatem, gdy zaczęli piosenkę, grając jedynie na mandolinie i gwizdku… Tak było aż do połowy piosenki, kiedy Alec wszedł ze skrzypcami, i to było emocjonalne. Poważnie, emocjonalna piosenka. Spokojna, błoga, piękna. Zagrali jeszcze więcej piosenek, niektóre wesołe i szczęśliwe, które sprawiały, że uśmiechaliśmy się jak głupki, a Garrett, Tanya i Esme klaskali i wiwatowali. Ale były także spokojniejsze tony… Ale to, do czego to wszystko nas sprowadzało… Chryste, Rose i ja byłyśmy oczarowane. Zawrócili nam w głowach. – W porządku, wszyscy – powiedział Alec. – Czas na ostatnią melodię wieczoru. Nastąpiła dramatyczna przerwa, która sprawiła, że wszyscy zachichotaliśmy. Ale gdy zerknęłam na Edwarda i zobaczyłam, że wygląda na zdenerwowanego, przestałam. – I odkąd Szef nie może wyksztusić z siebie słowa, poprosił mnie, abym ją zapowiedział – zaśmiał się Alec, sprawiając, że Edward pokręcił z rozbawieniem głową. – Kazałem mu nazwać tę melodię „Dupcią”, ale nie podobała mu się ta nazwa, więc nazwał ją „Gileálainn” i jest ona o tobie, Dupciu.
Nie rozumiałam, ale Esme i Tanya sapnęły i stało się uczuciowo, i ja… ja chciałam wiedzieć, co to znaczy! Czy on… napisał to dla mnie?! – Ciociu Essy, Tan, Rina, Katie, lepiej zacznijcie klaskać, gdy nadejdzie pora. W porządku, kochane? – powiedział dobitnie Alec. – Dam wam znak. Emmettt zaczął cicho na gitarze, po czym wszedł Edward… i to było niesamowite. Alec był następny, także na flażolecie. Kącikiem oka zobaczyłam, że Esme idzie do mnie i usiadła obok mnie.
149 | T h i s L i f e
– To oznacza piękną lekkość, moja droga – wyszeptała. – Słyszałam tę piosenkę wczoraj – kontynuowała cicho, a ja słuchałam, ale obie miałyśmy spojrzenia utkwione w trójce grających. – To jest dla ciebie, Bello. Dla mnie. Moje oczy były skupione na Edwardzie, który swoje oczy miał zamknięte i tak słuchałam… i obserwowałam. Nie potrafiłam zrozumieć co przeze mnie przepłynęło. Ale było to coś ciężkiego. Alec mrugnął do dziewczyn, a gra Emmett’a się zmieniła… i wszystko wydarzyło się na raz; piosenka zmieniła się ze spokojnej, pełnej miłości i pięknej… do lekkiej, figlarnej i zabawnej. Piękna lekkość. – Stworzył to dla mnie? – westchnęłam, niezaskoczona, że moje pole widzenia zostało zamazane przez wzbierające się w moich oczach łzy. – Tak – wyszeptała, ściskając moją dłoń. Byłam oszołomiona. Piosenka była teraz szczęśliwa i radosna, i każdy – poza mną, Rose i Esme – był radosny, jak ta muzyka. Ja nie potrafiłam, ponieważ… mój umysł… był gdzieś daleko. To było dla mnie jakimś bałaganem i byłam pełna sprzeczności. – Wiem, B – wyszeptała Rose, ściskając mnie za drugą rękę. I zrozumiałam. Przechodziła to samo, co ja. – Nie walczcie z tym, moje drogie. – Mrugnęła Esme. – Pamiętajcie, przeszłam przez to samo z Carlisle’m. Nie walczcie z tym. Huh. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Moje ciało jednak nadrabiało za umysł, to było pewne. Pragnęło go. Bardzo. Całego. Na zawsze. Moje serce było niezdecydowane. Było zmieszane, w nieładzie, walczące, wojujące, przechodzące z jednej strony na drugą. Mój umysł kazał mi w pewnym sensie… uciekać. Chyba. Wtedy pomyślałam o wydarzeniach. Takich jak pocałunek… gdy wszystkie te trzy części mnie krzyczały, jak bardzo było to właściwe. Ale gdy dali nam te białe telefony… chciałam się schować. Uciec przed nim, nimi. Przed tym wszystkim.
150 | T h i s L i f e
W końcu Esme powiedziała mi o pokazie Lamborghini i poczułam… coś… przepływającego przeze mnie. Tak wiele do poradzenia sobie. Ale gdy piosenka się skończyła i Edward spojrzał prosto na mnie… wiedziałam… każdym włóknem mojego jestestwa, że teraz… moje ciało było silniejsze, niż umysł. Pragnęłam Edwarda Cullena.
***
– Czy chcesz, aby Rose dziś z tobą została – zapytał Edward. Staliśmy na ganku, po pożegnaniu się z Tanyą, Garrett’em i ich córkami, i pytanie Edwarda sprawiło, że spojrzałam w kierunku, w którym zniknęli Rose i Emmett. W środku. I znałam moją Rose. Wiedziałam, co planowała. Ona także się poddała i cóż, Emmett będzie dziś szczęśliwcem. Może nie aż takim szczęśliwcem, ale na pewno otrzyma pocałunek. I nie, nie chciałam, aby Rose dziś ze mną została, pomyślałam, zaciągając się papierosem. – Emmett i ja dostarczyliśmy łóżko do chaty – kontynuował. Jak wspaniale. – Nie, nie chcę, aby Rose ze mną została – powiedziałam. Uśmiechnął się szeroko, wypuszczając dym przez nos. – Czyli mówisz, że możesz zostać tam sama? Zabawny. Zabawny, zabawny chłopak. – Nie – odpowiedziałam. Jego uśmiech zmienił się w zmieszanie, gdy zaciągnął się ponownie. – Mówię, że chcę, abyś ty ze mną został, Edwardzie. Wszystkie oznaki humoru. Zniknęły. Nie jest teraz tak zabawnie, eh? Eh, eh? – Jeżeli jesteś na to gotowy, oczywiście… Whistler. – Uśmiechnęłam się krzywo, zanim skierowaliśmy się do środka. Wyrzuciłam niedopałek i poszłam pożegnać się z Carlisle’m, Esme, Alec’em i Nessą. Mój umysł był… gdzieś indziej… ponieważ moje ciało objęło prowadzenie i… miało jedną myśl… tak, moje ciało myśli. Najwyraźniej. A teraz myślało o śmiechach, jakie Rose i
151 | T h i s L i f e
ja miałyśmy z Kate i Iriną, gdy pokazały nam nasze dodatkowe prezenty… na górze, w jednym z pokoi gościnnych. Kate i Irina także kochały zakupy. I dały nam po torbie. Z koszulkami nocnymi. Bielizną. Niewinnymi…. I nie tak niewinnymi.
***
Boże, kochałam chatę. I mój plan. – Pójdę tylko się przebrać. – Uśmiechnęłam się niewinnie. – Jasne… A ja rozpalę w kominku. Tak. Ty mężczyzna. Ty rozpalisz w kominku. Zwalczyłam chęć zachichotania, gdy kierowałam się do łazienki. W drodze powrotnej Edward był… cichy, jak przypuszczam, mogę powiedzieć. A teraz, gdy nauczyłam się lepiej go odczytywać, praktycznie potrafiłam czytać mu w myślach. Znał mnie dobrze. Bardzo dobrze. Ale ja także zaczynałam go poznawać i gdy ścisnął kierownicę… mocno… zamiast trzymać mnie za rękę, czego nigdy się nie wstydzi… wiedziałam, że myślał o nas, mających spędzić razem noc. Będąc dżentelmenem, jakim jest, wiedziałam, że zamierza spać na kanapie… ale gdy popatrzyłam na nią… cóż, to łóżko może być duże tylko dla kogoś tak małego, jak ja. W kącie chaty, za miejscem do siedzenia, teraz stało łóżko. Królewskich rozmiarów łoże z oparciem, z czarnej skóry. Było seksowne. I chciałam gorącej sesji migdalenia z Edwardem. Dzisiaj. Mój narzeczony zaliczy drugą bazę. – Jestem taką latawicą – wyszeptałam do siebie, gdy zdjęłam z siebie sukienkę. Teraz nadszedł czas na jedwabną, szarą koszulkę i parę czarnych, koronkowych majtek. Nie takich niewinnych, ale daleko, daleko, daleko od dziwkarskich. Dobry start, bym powiedziała.
152 | T h i s L i f e
To znaczy, nadal mam tylko siedemnaście lat i jestem na nieznanym dla siebie terytorium. To nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie te niezręczne godziny z Mary Brandon. Ale teraz przesyłałam jej ciche podziękowania, ponieważ kobieta, która jest bardzo poprawna, musi potrafić także zadowolić mężczyznę. W końcu to dlatego pojawiła się na ziemi. Lub jakieś inne gówno. Tak, mężczyzna pojawił się pierwszy, ale pieprzcie mnie, jeśli kobieta także nie zasługuje na trochę zabawy. Ale yeah, te godziny mogły być niezręczne, jak cholera, ale opłacają mi się teraz i jeszcze długo będą. Gdy związałam włosy w kucyk, wzięłam głęboki wdech, założyłam czarne, satynowe kapcie… i otworzyłam drzwi. Edward stał w rozkroku przed kominkiem, ubrany w błękitne spodnie od piżamy i… cholera, czarną koszulkę na ramiączka, ale… Cholera, czy to tatuaż? Cicho podeszłam do niego, starając się przyjrzeć mu się lepiej… i tak… na jego łopatce zobaczyłam litery „C” i „U”, co oznaczało, że prawdopodobnie miał napisane CULLEN wzdłuż łopatek bardzo starą czcionką… wyglądającą na Celtycką. To… najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam, pomyślałam, gdy ciężko przełknęłam. – Wiem, że tu jesteś, wiesz. – Usłyszałam, jak wymruczał.
153 | T h i s L i f e
Bez odwracania się. Był dobry. Nic nie powiedziałam. I w końcu wyprostował się i odwrócił do mnie. Napiął się. Jego oczy na sekundę rozszerzyły się. Irlandzki chłopak rozbierał mnie wzrokiem. Cholera, jest dobrze zbudowany. Naprawdę, kurewsko muskularny. – Musisz sobie ze mnie żartować, księżniczko. – Zazgrzytał zębami.– Myślisz, że jak dużo powściągliwości mam w sobie? Bingo. – Nie żartuję z ciebie, Edwardzie – odpowiedziałam. I mam nadzieję, że jednak nie masz w sobie zbyt wiele powściągliwości. – Możemy? – zapytałam lekko, wskazując na łóżko. Przebierając palcami po swoich rozczochranych włosach, spoglądał to na mnie, to na łóżko… i chłopak miał dużą decyzję do podjęcia. – Nie, myślę, że prześpię się na kanapie – odpowiedział pewnie, nawet kiwając do siebie głową. Jaki dżentelmen. – A ja myślę, że powinieneś spać w łóżku – sprzeciwiłam się. Nie poruszył się. Cholera. Chodź tu, chodź tu, Whistler, pomyślałam, gdy przeszłam obok niego. – Co ty mi, do cholery, robisz, Bello? – jęknął, gdy zacisnęłam pięść na jego koszulce i gdy prowadziłam nas w stronę łóżka, przybierając dla niego nieśmiały uśmiech, on kontynuował z niedowierzaniem. – I poważnie, co się z tobą dzieje? Nie mam pojęcia. – Wczoraj mnie nienawidziłaś – przypomniał mi, gdy doszliśmy do łóżka. Tak w ogóle to irlandzki chłopak się nie opierał. – Ale już cię nie nienawidzę – powiedziałam miękko. Gdy to powiedziałam, usiadłam na środku łóżka i cieszyłam się obserwowaniem go… wiecie, zakrywającego swoje krocze. – Są części ciebie, które mnie pragną, Edwardzie – powiedziałam, cicho, ale naumyślnie. Irlandzki chłopak zachichotał, trochę bez humoru. 154 | T h i s L i f e
– Każda cholerna część mnie cię pragnie. Jego słowa… kurewsko magiczne, przysięgam. – Więc przestań z tym walczyć – wyszeptałam, podnosząc się, aby do niego sięgnąć. I tak też zrobiłam. Przyciągnęłam go. Do mnie. Tak blisko. I to było gorące. Na każdym poziomie. – Ja też tego chcę, Edwardzie. Wypowiedział na wydechu dwa słowa. – Kurwa, kochanie. I jego usta znalazły się na moich. Pewnie i z pasją wróciliśmy do momentu, w którym przerwaliśmy w rezydencji Cullenów, i był w tym ogień i grzech, gdy popchnął mnie na plecy, nigdy nie przerywając pocałunku. Splątaliśmy się razem, tak gorąco, tak blisko, z moimi nagimi nogami wokół jego bioder... i cholera, jego ręka... wyżej, wyżej, wyżej mojego uda... wędrowała coraz... wyżej. Usta, języki, poruszające się zmysłowo, wzniecając we mnie ogień, sprawiając, że drżałam, sprawiając, że chciałam więcej i więcej, i więcej. – Chryste, słodka, lepiej mnie kurwa zatrzymaj – powiedział na wydechu, przerywając pocałunek... aby pocałować moją szczękę... szyję... tak gorąco. Pochłaniał mnie. Jego duża dłoń gładziła mnie po udzie, jego ciało pokrywało moje, i mój Boże, jego usta, jego język... na mojej skórze. Tak blisko. Takie gorące. Takie wilgotne. Czułam go. Całego. Jego muskularne ciało, bicie jego serca, jego pożądanie. Jego twardego penisa. I pozwólcie, że wam powiem... Moja noc poślubna? Będzie bolesna. Naprawdę; Wypełniona. Bólem. Skurwiel nie był mały. Czy wszystkie penisy są takie duże? – Nie potrafię cię zatrzymać – jęknęłam, wbijając paznokcie w jego łopatki. – Nie... Och... jeszcze nie... Więcej. Jeszcze chociaż trochę. Proszę. Unosząc moje nogi... wyżej... zbliżyłam się do niego, sprawiając, że zasyczał w moją szyję i... jego ręce... wyżej, wyżej... tak, objęły moje ciało... ugniatając je. – Jesteś grzechem, Bello – jęknął. – Słodkim, kurewskim grzechem. Możliwe, tak. Ale to twoja wina. – Nie przestawaj – zaskomlałam, a moje usta zamknęły się na jego obojczyku.
155 | T h i s L i f e
– Ja też... nie potrafię – jęknął, a jego ręka wędrowała dalej... tak, nawet... zostając na mojej kości biodrowej... i, i... jego kciuk potarł skrawek skóry, pod moją koszulką, i tak... chciałam tego. Wtedy ponownie znalazł moje usta i nasze języki spotkały się natychmiast w gorącym pocałunku, który powaliłby mnie na kolana. Zachęcałam go, jęcząc z pragnienia, gdy jego ręka powędrowała do... proszę, więcej. – Cholernie doskonała – sapnął w moje usta. – Idealna. Byłam mokra. Tak mokra i... rozwiąźle pragnąca... chętna, zdesperowana, aby o tym wiedział. Aby wiedział, jak na mnie działa. Wędrował po moich żebrach, ale jego ręka zatrzymała się... wahając się... był zbyt wielkim dżentelmenem. – Tak, Edwardzie – błagałam, przerywając pocałunek z braku tlenu. Zadrżał i przeszedł go dreszcz i... zapulsował przy mnie. Przy moim udzie. Tak, poczułam go i chciałam, aby on także mnie poczuł. Po podjęciu tej decyzji, wypięłam się bardziej w jego stronę, a on... jęknął głośno, gdy zassał miejsce mojego pulsu... i wtedy... w końcu, kurwa... jego kciuk potarł lekko mojego sutka. Myślę, że sprawdzał, co ja na to, ale kiedy zauważył, że tego chciałam, stał się odważniejszy… objął dłońmi moje piersi, sprawiając, że oboje jęknęliśmy… i zadrżeliśmy, Boże, ogarnęły mnie ciarki. Wypuszczając z siebie nierówny, drżący oddech, szarpnęłam go za włosy, zmuszając go, aby spojrzał mi w oczy i, kurwa… nasze pożądliwe spojrzenia się spotkały, tylko sprawiając, że stałam się jeszcze bardziej mokra, że chciałam jeszcze więcej, dużo więcej… Nasz klatki piersiowe szybko się unosiły, jego ręce, kurwa, jego ręce, poznające mnie… badające… sprawiające przyjemność. Wtedy pocałował mnie mocno, mocniej, niż wcześniej, a ja ponownie wygięłam się w łuk w jego stronę i tym razem byłam pewna, że poczuł to na swoich udach, poczuł to, mnie. Moje pożądanie. Że byłam dla niego mokra. Wtedy napiął się… zanim stężał… i przerwał nasz pocałunek. Zacisnął oczy. Mocno. Jego ręka zeszła na mój bok. Zmuszał się, aby to przerwać. – Jeżeli tego nie przerwę, kochanie… – wysapał ciężko. Przełknął mocno. Pokręcił nieznacznie głową… aby się rozproszyć, chyba. – Muszę to przerwać, kochanie. Tak. Ponieważ jestem jego kochaniem. 156 | T h i s L i f e
A on nie okazałby mi braku szacunku. Nie sprawiłby, że sprawy zaszłyby za daleko. Kurwa. Ale ja chcę więcej, chciałam zaskamleć. Zamiast tego jednak kiwnęłam niechętnie głową w zagłębieniu jego szyi. Nasza chwila minęła i Edward powiedział mi – bardzo niechętnie – że będzie spał na kanapie. Spytałam go dlaczego, a on zachichotał, tylko trochę i powiedział, że jestem dla niego zbyt dużą pokusą. Więc chociaż to on był tym, który to przerwał, nadal zdołał sprawić, że poczułam się chciana, pożądana i… ceniona. – Dobranoc, Whistler – wyszeptałam. Pochylił się, aby dać mi miękkiego buziaka i założył pasemko moich włosów za moje ucho, po czym wyszeptał: – Słodkich snów, piękna.
***
Edward ustawił budzik na moim ekstrawaganckim telefonie i to było gówno, które mnie obudziło. Edwarda nie było. Ale zobaczyłam notatkę i jak tylko zaczęłam się bać, że żałował ostatniej nocy, wyrzuciłam tę myśl z głowy, rozpakowując list.
Dzień dobry, piękna. Muszę zająć się z moimi rodzicami pewnymi przygotowaniami, ale Em i Rose będą tu o ósmej, aby zabrać cię do szkoły. Zobaczymy się naprawdę niedługo. Z miłością ~ Edward.
Z miłością…
157 | T h i s L i f e
Bella POV – Z całą pewnością lubią mój samochód, eh? – zażartował Emmett. Rose i ja zaśmiałyśmy się, kręcąc głowami na to, jakie to wszystko było dziwne. Emmett zaparkował tego ranka na szkolnym parkingu, a nie na ulicy za terenem szkoły i cholera, uczniowie chcieli zajrzeć do środka samochodu. Sekret przestał być już oczywiście sekretem. Wszyscy wiedzieli, że Bella Swan i Rosalie Hale zostały „ofiarami”. Ale nie dbałyśmy już o to. – Oni chcą cię po prostu zobaczyć, Em. Wiesz, zobaczyć kolesia, który mnie ukradł – drażniła się Rose. Oni także stali się sobie bliscy. Nie tak bliscy, jak ja i Edward, ale tego ranka, gdy po mnie przyjechali, nie traciła czasu i rozkazała Emmett’owi zostać na zewnątrz, gdy będę się przebierać w to, co dla mnie przywiozła. Tak, więcej ubrań. Tym razem od Tanyi i Kate. Nie pytajcie mnie, skąd je brały, ale myślę, że po prostu kochają zakupy online. W każdym razie, Rose zaczęła się zwierzać, gdy się przebierałam, utrzymując, że – tu cytuję – „po prostu zamierzam przyjąć całe to gówno, ponieważ rzeczy, słowa, którymi mnie obsypał…”, po czym westchnęła z rozmarzeniem i kontynuowała, „wszystko jest kurewsko idealne, B. I cholera, ten facet potrafi całować…” Rose zmieniła się w jakąś materialną dziwkę i gdyby nie sposób, w jaki z rozmarzeniem mówiła o Emmett’cie, zaczęłabym się o nią martwić.
158 | T h i s L i f e
Ponieważ dzisiaj… Jezu, założyła naprawdę ciasne, połyskujące, czarne dżinsy, czarną, skórzaną kurtkę – tak samo obcisłą – i krwistoczerwony top, krwistoczerwoną szminkę i krwistoczerwone szpiki. I wszystko było… drogim gównem. Okay, nie gównem, ponieważ spójrzmy prawdzie w oczy, nosiłam ten sam rodzaj ubrań. Ale byłam trochę bardziej subtelna, dziękuję bardzo. Mogłam założyć czarne dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę, ale nie było we mnie nic dziwkarskiego lub prowokującego. Tak myślę. Cokolwiek, kurwa. Krwistoczerwony nie jest dla mnie. I ja chodzę w trampkach.
– Nie kradnę cię, Rosie – zachichotał Emmett, sprowadzając mnie do rzeczywistości. – Wywieram na tobie wrażenie, pamiętasz? Ach, tak. Nazywa ją teraz Rosie. Miło. – Och, tak, oczywiście – odpowiedziała Rose, uśmiechając się drwiąco. Jezu, zmieniliśmy się. – Skończyliście z tą grą wstępną? – zapytałam sucho, starając się ukryć moje rozbawienie. – Och, ty akurat nie powinnaś się w tej kwestii odzywać, mała – parsknął Emmett. – Mój drogi braciszek wysłał mi smsa w środku, pierdolonej nocy, narzekając na ciebie. – Co? – pisnęłam. Szkoła nie była już ważna.
159 | T h i s L i f e
– Pokaż mi! – zażądałam. I pokazał. Skurwiel pokazał mi wiadomość.
Bella wpędzi mnie do grobu, brachu. Poważnie, ta dziewczyna nie jest wcale taka niewinna i nie potrafię sobie z tym poradzić. – ERC.
Cholera. – ERC? – zapytała Rose. – Edward Ryan Cullen – wymamrotałam automatycznie, nadal patrząc się w ekran. Ale… co to znaczyło? Czy to dobrze? Podobało mu się? Chce, abym kontynuowała? – Huh. – Było moją bystrą odpowiedzią. I wtedy spojrzałam w uśmiechniętą twarz Emmett’a. – Powinnam kontynuować? – Co kontynuować? – zapytał, chowając telefon. – Być… nie taka niewinna… czy nie podobało mu się to – wyjaśniłam. Ponieważ teraz przebiegałam w myślach przez kolekcję mojej bielizny. Nie miałabym nic przeciwko, powtórce z wczorajszego. Dzisiaj. – Boże, tak ci zazdroszczę, że mieszkasz sama – wymamrotała Rose. To zwróciło uwagę Emmett’a i praktycznie widziałam, jak zaczyna planować wesele. – Emmett – powiedziałam. – Jesteś ze mną? Odpowiesz na moje pytanie? – Och, um, racja… Heh, naprawdę pytasz mnie, czy myślę, że Edward chce, abyś kontynuowała? – zaśmiał się z niedowierzaniem. Um, tak. Chcę. Wtedy ponownie wyjął swój telefon. – Wysłał mi coś jeszcze, ale nie chciałem, żebyś poczuła się obrażona. – Obrażona, urażona, po prostu pokaż mi to – powiedziałam z lekceważeniem. Tak zrobił. I zaczął się śmiać. Rose i ja sapnęłyśmy, wiecie… na tylnym siedzeniu… przez to, co przeczytałyśmy…
Oznajmiam moją miłość do czarnej koronki. I ciała Belli. I Belli wszystkiego. Teraz muszę iść pod prysznic. – ERC.
Och mój. Męskie rozmowy za zamkniętymi drzwiami… Irlandzki chłopak potrafi plotkować. 160 | T h i s L i f e
– Czy ty też wysyłałeś wiadomości o mnie, Em? Do swojego brata? – zapytała z ciekawością Rose. Emmett schował swój telefon i przestał się śmiać. – Um, nie. Nie zrobiłbym czegoś takiego. Jasne, irlandzki chłopak numer dwa. Jasne. – Porozmawiam o tym z Edwardem – zapewniłam Rose. Emmett teraz wyglądał na zdenerwowanego. Zabawne. – Świetnie – zaszczebiotała Rose. – Chodźmy na lekcje. Do zobaczenia, Em. – Miłego dnia, moje panie – odpowiedział grzecznie, uśmiechając się jak głupek, ponieważ Rose go pocałowała.
***
Pora lunchu nie nadchodziła wystarczająco szybko. Każdy wlepiał w nas swój wzrok. Każdy. Wszyscy byli nami… zdegustowani. I byłyśmy gotowe to rzucić. Nienawidziłyśmy szkoły już wcześniej, ponieważ jest to po prostu kupa gówna, ale teraz byłam gotowa się wściec. – Chodźmy jednak na zewnątrz – powiedziała Rose, gdy weszłyśmy do stołówki. Stałyśmy tam. I wszyscy się na nas gapili. Wszyscy. Szeptali, prychali, śmiali się, wskazywali palcami. Dzisiaj zostałyśmy nazwane dziwkami, szmatami, odludkami, kryminalistkami i… hmm, co jeszcze… och, Alice nazwała nas bezwartościowymi dziewuchami bez kręgosłupa moralnego, gdy mijała nas w korytarzu. Miło. – Tak, dwór brzmi dobrze. – Kiwnęłam głową. Wtedy w mojej kieszeni, zabrzęczał mój telefon i wyjęłam go, gdy wyszłyśmy na zewnątrz.
Em przyznał mi się, że pokazał ci wiadomości. Jak bardzo jesteś wkurwiona? – Zdenerwowany Edward.
Moje oczy wypełniły się łzami. 161 | T h i s L i f e
Nie pytajcie mnie, kurwa, dlaczego. Po prostu… miałam dość i byłam zmęczona… przez wszystko. Chciałam chaty. Chciałam mojego Edwarda. Tak, cholera, mojego Edwarda.
Alec powiedziałby pełna wigoru. Ale nie jestem na ciebie wkurwiona, Whistler. – Bella.
– Czego chciał? – zapytała Rose, gdy zajęłyśmy miejsca przy naszym stole piknikowym. – Przypuszczam, że to Edward. – Yeah – wymamrotałam. – Zapytał, czy jestem zła za te smsy. Rose zachichotała ze zmęczeniem, gdy podpalała papierosa. Ona także miała tego dość. I z pewnością, jak cholera, nie zasługiwałyśmy na to gówno, którym obrzucili nas ludzie. Szczerze mówiąc, nie uważałyśmy także, aby zasłużyli na to też Emmett i Edward. Dla wszystkich znani byli jako bezwzględni kryminaliści, którzy zabijają ludzi dla zarobku. Nie było to dalekie od tego, co wcześniej myślała Rose i ja, ale teraz ich znamy. I są… ja pierdole, są dobrymi chłopakami. W pewien sposób. Wspaniałymi i cudownymi, za sposób, w jaki nas traktują. Oczywiście, są także dupkami, ale nikogo nie zabijają. – Więc, Em się wygadał, huh? Kiwnęłam głową, gdy mój telefon ponownie zadźwięczał.
Co się dzieje, księżniczko? Mogę cokolwiek dla ciebie zrobić? – Edward.
Widzicie? Jest wspaniały. I teraz znowu w moich oczach wezbrały łzy. Cholera.
Po prostu szkoła. I całe gówno, jakie się z tym wiąże. Tęsknię za tobą. – Bella.
Tak, powiedziałam to. Napisałam to. I to prawda. Tęskniłam za skurwielem.
162 | T h i s L i f e
Ja też za tobą tęsknię, kochanie. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo. Ale powiedz mi, jeśli będziesz mnie potrzebować, okay? – Edward.
– Ja pierdolę – warknęłam, a łzy poleciały mi po twarzy. Od kiedy ja płaczę? – Hej, Bello, wszystko w porządku? – zapytała ze zmartwieniem Rose. Nie, nigdy nie widziała, jak płaczę, ponieważ tego nie robiłam. Nigdy. Cóż, widziała, jak płakałam przez Charliego… wiecie… gdy powiedział, że mnie nie chce. Ale to było co innego. Tamto było czymś poważnym. To… cholera, nawet nie wiem, dlaczego płaczę. – Yeah, wszystko w porządku – zachrypiałam, wycierając cholerne łzy. – Nie wiem, dlaczego, kurwa, płaczę. Wtedy nam przeszkodzono. – Bello. Rose. To była Alice. Zmęczona, zirytowana, sfrustrowana i mająca wszystkiego dość, spojrzałam w górę. I to nie była tylko Alice. Był z nią także Jasper. I jeszcze jakiś facet. – Czego chcesz, Alice? – westchnęła Rose, podając mi papierosa, wiedząc, że go potrzebuję. Miała rację. – Jestem tu, ponieważ jestem dobrą osobą – odpowiedziała kłamliwym tonem. – I chociaż wygląda na to, że obie uległyście nikczemnym gierkom braci Cullen, jestem tu, aby wam pomóc. Czy ona tak na serio? Gdy wypuściłam dym z płuc, musiałam zapytać, a miałam dość bycia grzeczną. – O czym ty, kurwa mówisz, Alice? Tak, warknęłam. Zignorowała mnie i zwróciła się do Jaspera – faceta, którego nie widziałyśmy od miesięcy, wiedząc, że był w college’u. – Znacie Jaspera – powiedziała Alice. – A to jest jego przyjaciel, Jacob Black. Obaj wcześniej skończyli akademię policyjną… I chcą wam pomóc. – Cóż, pieprzcie się wszyscy – powiedziała Rose. – Nie potrzebujemy, ani nie chcemy waszej pomocy. 163 | T h i s L i f e
– Yeah, dokładnie tak, jak powiedziała. – Zgodziłam się, kiwając głową do Rose. Alice pokręciła na nas głową, zmierzając nas wzrokiem od góry do dołu. Pogarda. Och, jakie podobne byłyśmy z tym teraz. – Uspokój się, Ali – wymamrotał Jasper, zanim zwrócił się do mnie i Rose. – Jestem pewien, że obie jesteście okropnie zestresowane. Mam rację? Nie mogłam w to, kurwa, uwierzyć. Pedantyczne gówno w akademickim stroju. – Yeah, można tak powiedzieć – zachichotałam bez humoru. – Ale nie przez Edwarda i Emmett’a, to na pewno. Rose kiwnęła głową i kontynuowała, gdy ja zaciągnęłam się papierosem. – Yeah, widzicie, Emmett i Edward nie nazywają nas dziwkami, czy zdzirami za bycie z nimi zaręczone. Uczniowie tu zaś… z pewnością znają wiele różnorodnych słów. Koleś o imieniu Jack, czy jakoś tam, spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy i zrobił to samo z Rose. Nie podobało mi się to. Nie podobał mi się sposób, w jaki na nas patrzył. To samo tyczyło się Jaspera. Posyłali nam żałosne spojrzenia, do cholery. – Przepraszam za to – odpowiedział gładko Jasper. – Nie zasłużyłyście na to. – Całkowicie – zgodził się Jacko. – Ale możemy pomóc wam wydostać się z tego bagna. Widzicie, Jasper i ja pracujemy nad sprawą Cullenów dla Departamentu Policji w Seattle, jako część naszej praktyki po ukończeniu szkoły, i… – I nie jesteśmy tym zainteresowane! – warknęłam, przerywając skurwielowi. – Widzicie? Przeszły pranie mózgu, przysięgam! – krzyknęła Alice. Suka. Usłyszałam wyraźny pomruk silnika Astona Edwarda i chciałam zapłakać ze szczęścia, gdy Rose i ja obserwowałyśmy, jak Edward i Emmett wjeżdżają na parking. W zasięgu mojego wzroku zauważyłam Tanyę i zrozumiałam, że to ona po nich zadzwoniła. Rose i ja odetchnęłyśmy z ulgą, gdy nasi mężczyźni wysiedli z samochodów – obaj w modnych butach i czarnych, garniturowych spodniach, z tym, że Emmett miał na sobie szarą koszulę na guziki z podwiniętymi rękawami… a mój Edward szary sweter, który wyglądając w nim seksowniej, niż kiedykolwiek.
164 | T h i s L i f e
Z poważnymi wyrazami twarzy skierowali się w naszą stronę. Była pora lunchu, więc, yeah… uczniowie dookoła nas zwrócili swoja uwagę na dwóch mężczyzn, których nigdy wcześniej nie widzieli. Dwóch mężczyzn, o których gadali, odkąd tu przyjechali. Ciężko uwierzyć, ale Rose i ja przyzwyczaiłyśmy się do bycia ich kobietami. – Wszystko w porządku, Bello? – zapytał Edward, który dotarł do nas jako pierwszy. Rose i ja widziałyśmy, że obaj byli wściekli, ale oczywiście dobrze to ukrywali, a po chwili dołączył do nas także Emmett. – Teraz już tak – odpowiedziałam cicho, posyłając mu półuśmiech. Stanął przede mną i sięgnęłam po jego rękę, gdy odwrócił się do Alice, Jaspera i Jacko, czy jakkolwiek się nazywał. Emmett zrobił to samo, stając ochronnie przed Rose. Nadal chciałam to zobaczyć, więc wślizgnęłam się pod ramię Edwarda i stanęłam blisko niego, czując jego sztywne ciało, podczas gdy starał się uspokoić. – Kręconowłosy Whitlock – parsknął wyniośle Edward. – I Pomagier Black, oczywiście. Jezu, oni wiedzą wszystko, prawda… i jak, do cholery, potrafili wydzielać tyle pewności siebie? – Wiecie kim jesteśmy – oświadczył Jasper z twarzą wypraną z emocji. – Yeah, mamy tendencje do śledzenia wścibskich skurwieli – odpowiedział Edward.
165 | T h i s L i f e
– Wy, chłopcy, nie robicie tego za bardzo ukradkiem – dodał Emmett, mając taki sam, wyniosły uśmieszek na twarzy. Yep, byli braćmi. – To tylko kwestia czasu, zanim znowu wpadniecie, Cullen – powiedział Pomagier Black, także krzywo się uśmiechając. Uśmieszek Edwarda jest dużo bardziej efektowny, koleś. – Jestem zmieszany – zachichotał Edward. – Myślałem, że jesteście tu, aby dręczyć nasze narzeczone, a teraz chcecie prowadzić dyskusję, która donikąd nie prowadzi? Widziałam, że Alice chciała coś powiedzieć, ale Jasper naśladował pozycje Edwarda i Emmett’a i stanął ochronnie przed nią. Tak jakby ona potrzebowała jakiejkolwiek ochrony… – Nikogo nie dręczymy – sapnął Pomagier. – To nie to, co robimy. – Nie rób z siebie idioty – wymamrotałam. Myślałam, że byłam cicho, ale się myliłam. Ups. – Mm. – Kiwnął głową Edward. – Zgadzam się z moją Bellą. – Nie pozostanie twoją Bellą na długo – warknęła Alice. – Jestem całkiem pewna, że to zależy od Belli i Edwarda, nie sądzisz, Alice? – warknęła Rose. Nie do końca ode mnie, ale gdyby tak było… Zostałabym. To jasne. Nie zostawiłabym go, nawet, jeśli miałabym szansę. – Od Belli? – parsknął Pomagier. – Ona nie ma wyboru, znamy cholerne prawo, ale możemy jej pomóc. Tu jest inaczej, tu zamieszane jest przestępstwo. Możemy pomóc wam obu – dodał, mówiąc do Rose. – Chwila, chwila, Pomagierze – warknęłam, odsuwając się od Edwarda. – Po pierwsze, nie masz prawa nawet wymawiać mojego imienia, kapujesz? A po drugie, jeśli miałabym wybór, nadal wybrałabym Edwarda. Głęboki, kurewski dech. Gdy ponownie wróciłam do Edwarda, wiedziałam, że się zastanawiał, czy mówiłam prawdę ale było pewne, jak cholera, że tak. Powiem mu to później. Moje ciało wybrało, to na pewno. A po tym dniu byłam całkiem pewna, że wybrało także moje serce. – Bello, nie możesz mieć tego na myśli – błagał Jasper. Był zmieszany. To było oczywiste.
166 | T h i s L i f e
Zastanawiał się, dlaczego dziewczyna, z którą dorastał, mogłaby powiedzieć to, co właśnie powiedziałam. Jasper zawsze był dla nas kimś w rodzaju starszego brata, ale… wszystko się zmieniło. – Mam to na myśli, Jasper – odpowiedziałam pewnie, ponownie przechodząc pod ramieniem Edwarda. – Nie mogę w to uwierzyć – wymamrotała Alice. – Uwierz – warknęła Rose. – Coś jeszcze? – Emmett zapytał Pomagiera i Jaspera. – Przypuszczam, że nie – odpowiedział smutno Jasper. – Widzę, że dziewczyny wybrały swoją stronę. – Nie wybrały – naciskał Pomagier. – Tak, wybrałyśmy! – Rose i ja krzyknęłyśmy. – Do cholery, Black – zaśmiał się Emmett. – Po prostu idź na przód, możesz? Boże, mam tego dosyć. Jestem tym cholernie zmęczona. Teraz było dla mnie jasne, że nie mogę być częścią obu tych światów. Ale szczerze mówiąc, co ja tu miałam? Alice? Mojego ojca? Moją szkołę i tak zwanych przyjaciół? Pierdolone Forks, w którym nic się nie dzieje? Nie. Po prostu… nie. Każdy tu wyraził się jasno, kim Rose i ja dla nich jesteśmy. Nikim. Mam dosyć. – Kochanie, wszystko okay? – Usłyszałam szept Edwarda przy mojej skroni. Wtedy zauważyłam, że się trzęsę. Czy było ze mną okay? Nie. Ani trochę. Nie tutaj. – Zabierzesz mnie do domu? – zapytałam cicho. Zmarszczył brwi ze zmieszaniem i gdy na niego spojrzałam uderzyło mnie, że nie rozumiał, gdzie, według mnie, był mój dom. Nie wiedział jak bardzo moje uczucia do niego „ociepliły się”… i do jego słów i jego rodziny. – Do chaty – sprecyzowałam. – Z tobą. Kiwnął raz głową, nadal intensywnie mnie obserwując ze zmarszczonymi brwiami, nadal nie do końca rozumiejąc. Lub może po prostu w to wątpiąc.
167 | T h i s L i f e
Stanęłam na palcach i pociągnęłam go w tym samym czasie w dół… i pocałowałam go tam, sprawiając tym niepożądane sapnięcia ludzi… ale musiałam sprawić, aby Edward zrozumiał to, że to było wzajemne. Teraz. Chciałam go. Naprawdę. Był cudownym mężczyzną z popieprzoną “pracą”, ale nie dbałam już o negatywne aspekty. Edward Ryan Cullen był przyszłością, jakiej pragnęłam. – Proszę – wyszeptałam, gdy przerwałam pocałunek, upewniając się, że moje oczy pokazały mu to, co chciałam, żeby w końcu. To. Załapał. Załapał. Chyba. – Cokolwiek chcesz – odpowiedział, biorąc mnie za rękę, zanim odwrócił się do tego, co kiedyś było moim światem. – Jeszcze raz będziecie dręczyć Bellę lub Rose, a zapłacicie za to – powiedział im, zimno, dobitnie. Ponieważ Edward to potrafił. Raz zrobił to samo z Charliem. – Czy to groźba, Cullen? – Uśmiechnął się szyderczo Pomagier. – Nie. – Uśmiechnął się wyniośle Edward. – To pierdolona obietnica. Wtedy wziął moją torbę, ścisnął moją dłoń i poszliśmy. Z Emmett’em i Rose. I jedyne, o czym mogłam myśleć to… w końcu. – Co wy na to, abyśmy spotkali się w chacie za godzinę lub dwie? – zasugerował Emmett, gdy trzymał otwarte drzwi do swojego Jeep’a dla Rose. – Moglibyśmy przywieźć jakieś jedzenie i pogadać. – Brzmi dobrze. – Kiwnął głową Edward, trzymając otwarte drzwi dla mnie. – Niech będzie za dwie godziny – dodałam, zanim wsiadłam. Jedna godzina nie wystarczy, do cholery. – Słyszałeś panią – zachichotał Edward i zamknął mi drzwi. Nadal mogłam jednak usłyszeć gromki śmiech Emmett’a. Gdy Edward wsiadł do samochodu, nie marnował czasu i szybko odpalił silnik, i byłam trochę urażona, ponieważ przed chwilą chichotał z Emmett’em, a teraz… był taki poważny. Ściskał mocno kierownicę, zacisnął zęby i zmarszczył brwi. Nie podobało mi się to. Sprawiało, że wyglądał na nieszczęśliwego. – Porozmawiaj ze mną – powiedziałam, gdy przyśpieszył w stronę La Push. Nie marnował czasu. – Muszę wiedzieć – odpowiedział, bardzo cicho. – Lub raczej… może prosić cię, abyś nie mówiła tego więcej. – Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, ale był bardzo 168 | T h i s L i f e
wymuszony. – To znaczy… nie mogłaś być przecież poważna – kontynuował, nieznacznie kręcąc głową i teraz byłam pewna, że nie mówił do mnie. Mówił to do siebie. – To było cięższe, niż myślałem… czekać. I kurwa, nie wiem… może się myliłem – wymamrotał, a ja uważnie słuchałam, ignorując to, jak szybko jechał. – Może nie możesz przynależeć tam, gdzie ja. Może Em ma rację. Może powinniśmy być szczęśliwi… z tego, co teraz mamy… może. Nie wierzył, że mógłby być moim wyborem. I zabolało go, słuchanie mnie, mówiącej – według niego – kłamstwa. – Czasami, jednak – zachichotał cicho, bez humoru. – Kurwa, jesteś czasami tak cholernie przekonująca… i mam nadzieję… Tutaj przerwał. Byliśmy już także przed chatą. I wiedziałam, co chciałam zrobić. Co musiałam zrobić.
169 | T h i s L i f e
Bella POV Wysiadł z samochodu i zmarszczył brwi, gdy nie poczekałam na niego, aż otworzy mi drzwi, ale ja po prostu złapałam go za rękę i poprowadziłam go do chaty… poczekałam, aż otworzy… i gdy znaleźliśmy się wewnątrz, myślę, że zaczął mówić na jakimś autopilocie. – Rozpalę w kominku. Kiwnęłam głową i skierowałam się do łazienki. Aby się przebrać. Wiedząc już, co chcę założyć, nie traciłam czasu i szybko znalazłam różową koszulkę i szare, bawełniane stringi. Były w pewnym sensie niewinne, przez ich kolory i rodzaj materiału, ale chciałam czuć się wygodnie do tego, co zamierzałam zrobić. Chciałam, aby zrozumiał, że go pragnęłam, że czułam się przy nim bezpiecznie i komfortowo. I że kochałam, gdy byliśmy ze sobą sami. Tym razem postanowiłam zostawić włosy rozpuszczone. Chciałam czuć się odprężona i na luzie. Wtedy wróciłam do salonu, nie zaskoczona, gdy zobaczyłam go, ubranego jak wcześniej, w spodnie garniturowe i szary sweter. Nawet nadal miał na sobie buty. – Chcesz chwilę ze mną odpocząć? – zapytałam miękko, oznajmiając mu swoją obecność. Edward spojrzał w górę, z miejsca, w którym siedział na kanapie, ale tym teraz było inaczej… Obserwował mnie, zwłaszcza moje nagie nogi, trochę tak jak wczoraj.
170 | T h i s L i f e
Ale dzisiaj wyglądał bardziej, jakby go coś bolało. – Odpocznij sobie, Bello – wymamrotał. – Obudzę cię, gdy przyjadą tu Em i Rose, jeśli chcesz. Nie tego chciałam. Podeszłam do niego, pokazując mu, aby wstał… co zrobił. Zaczął walczyć ze sobą wewnętrznie, gdy sięgnęłam do jego paska, rozpięłam go… rozpięłam mu spodnie… spojrzałam mu w oczy, pokazując nimi nic, tylko zapewnienie i gdy zsunęłam mu spodnie w dół, przemówiłam cicho, ale pewnie. – Pragnę cię, Edwardzie. Bez słów wyszedł ze spodni i zrzucił buty, i nadszedł czas na sweter. – Mówiłam prawdę do tego dupka – kontynuowałam. – Bez względu na wszystko moim wyborem byłbyś ty. Gdy nie mogłam go dosięgnąć, podciągnął sweter i zdjął go przez głowę. – Moim wyborem jesteś ty, Whistler – skończyłam. Nie odzywał się. Nie zaskoczył mnie tym. Nadal musiałam go jakoś przekonać. Ponownie złapałam go za rękę i poprowadziłam go w stronę łóżka… i uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam jego gwałtowny wdech. Irlandzki chłopak właśnie zauważył, że założyłam stringi. – Usiądź na środku łóżka – poinstruowałam go cicho. – Oprzyj się o zagłówek. Mając na sobie tylko czarne bokserki, spełnił moją prośbę, i miałam rację… wzdłuż łopatek miał wytatuowane swoje nazwisko, i wyglądało to pięknie, i seksownie na jego szerokich ramionach… lub łopatkach. Gdy się usadowił wspięłam się na niego i nie zatrzymywałam się, aż nie usiadłam na nim okrakiem. Zesztywniał. Zaczął szybko oddychać. – Spójrz na mnie, Edwardzie – wyszeptałam. Tak zrobił. Nadal jednak widoczna była na jego twarzy zmarszczka, głęboka bruzda. Świadcząca o lęku. Chciałam, aby zniknęła. – Pragnę cię – wyszeptałam, tak blisko, że nasze czoła się ze sobą stykały. – Jest tak wiele rzeczy, kochanie… – Zamknęłam oczy, starając się, aby zrozumiał, chociaż było to ciężkie… ale musiałam spróbować. – To sposób, w jaki na mnie patrzysz. – Zaczęłam, gdyż sposób, w jaki na mnie patrzył… zawsze… – To sposób, w jaki grasz na gwizdku. – Kolejny powód do uśmiechu… jak spokojnie wyglądał, gdy grał. – Sposób, w jaki sprawiasz, że czuję 171 | T h i s L i f e
się ceniona i zadbana… Sposób, w jaki traktujesz Alec’a. – Uśmiechnęła się szerzej, przypominając sobie, jak się razem wygłupiali i… mogą być dla siebie „szefem” i „szczeniakiem”, ale… byli sobie równi w tym, jak bardzo lubili swoje towarzystwo. Wtedy westchnęłam, uświadamiając sobie, że Esme miała rację. Zakochiwałam się w nim. Mocno. I zbyt szybko. Nie widziałam jeszcze Edwarda poza Forks, i dopóki tego nie zrobię, dopóki nie zobaczę, jak ma wyglądać nasze wspólne życie, muszę trzymać się na dystans… ale nie było już wątpliwości… – To jest wzajemne, Edwardzie. – Skończyłam cicho, otwierając oczy… aby zobaczyć, że obserwuje mnie intensywnie, ciężko oddychając. – Zaufaj mi – dodałam, ale lewie słowa opuściły moje usta, jego usta były na moich. Pocałował mnie mocno, z pasją i nieubłaganie. Pozwoliłam mu zdominować pocałunek, ponieważ nie było opcji, abym mogła mu dalej zaprzeczać. Edward był dla mnie. Bez względu na to, co robił, aby żyć. Pocałunek stał się szybko zapamiętały, gdy nasze języki zaczęły poruszać się natarczywie. Jego ręce… w dole… obejmujące mój tyłek… mocno, ściskając go. Zaskomlałam. To sprawiło, że stał się odważniejszy, jak myślę i po chwili położył mnie na plecach i znalazł się nade mną… jego dłonie wędrowały… i nigdy nie przerwał pocałunku i… kurwa, chciałam więcej… Wtedy wymruczał przy moich ustach: – Kocham cię, Bello. Och, Boże. Przerwał pocałunek, zostawiając nas ze stykającymi się ze sobą czołami. – Nie martw się… wiem, że ty nie możesz mi jeszcze odpowiedzieć – powiedział cicho, ale zdecydowanie. – Wiem, że to zajmie… dużo czasu… jeśli w ogóle… ale wiem, że ja cię kocham. – Zamknął oczy i uśmiechnął się pięknie – uśmiechem, który sprawił, że w moich oczach zebrały się łzy. – Samo to, że wiem, że chcesz tego… nas… Chryste, kochanie… nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy. – Chcę cię… tak bardzo – zaskomlałam, nie dlatego, że musiałam dalej go przekonywać, ale dlatego, że chciałam to powiedzieć… I… on mnie kocha. Nie dało się opisać tego uczucia i… nie byłam przygotowana na czucie się tak radośnie, rozkosznie, podekscytowanie i… błogo. Kocha mnie.
172 | T h i s L i f e
Wiedziałam, że mój uśmiech, uśmiech, który rozjaśnił moją twarz był teraz dla niego wystarczający. Okazał to swoim własnym uśmiechem. – Powiedz to jeszcze raz? – poprosiłam cicho i bojaźliwie. Nieśmiało. – Kocham cię, księżniczko – wyszeptał, zsuwając się niżej tak, że nasze nosy się stykały. – Kocham cię. – Więcej, bliżej i pocałował mnie. To było inne. Z czcią, zmysłowo, zażarcie i z uczuciem, pocałował mnie, wsuwając język do moich ust, pieszcząc nim mój własny i… ja… i… tak przytłoczona… Objęłam ramionami jego ramiona i przyciągnęłam go do siebie, bliżej, mocniej, potrzebując go poczuć… całego… i oboje jęknęliśmy, gdy nasze ciała się spotkały. Napięcie było ciężkie, grube. Kochałam to. Jego dłoń… pieszcząca mój bok… zatrzymała się na moich żebrach, aż kiwnęłam do niego… gdyż nadal był dżentelmenem. Ale dzisiaj chciałam więcej. Chciałam go poczuć. Chciałam go dziś zadowolić. Aby nie tylko on działał. – Połóż się na plecach – powiedziałam bez tchu po pocałunku. – Zrobiłem coś nie tak? – zapytał ze zmieszaniem, dłoń nadal trzymając na mojej piersi. Coś nie tak? Kurwa, nie, sprawił jedynie, że chciałam więcej. – Na pewno nie – zachichotałam. – Ale dziś jest moja kolej. – Twoja kolej? – Zmarszczył brwi, kładąc się na plecach. – Mmhmm. – Kiwnęłam głową, podążając za nim. Pocałowałam go w szyję, wędrując dłonią po jego klatce piersiowej. – Moja kolej, aby moje ręce poznały twoje ciało. Pomyślałam, że zachichocze, czy coś, ale tego nie zrobił… Napiął się… oddychał ciężej i gdy przerzuciłam nogę przez jego udo, tak wysoko, że dotknęłam jego erekcji, syknął i wzmocnił swój uścisk na mojej talii. – Chryste, Bello – sapnął. Zignorowałam to. Przesunęłam się dół… klękając pomiędzy jego nogami i całując jego obojczyk, gdy unosiłam się nad nim i kochałam to. On także, ale był także sfrustrowany, nie wiedząc, jak daleko zamierzam się z tym posunąć, myśląc, że może powinien mnie powstrzymać, ale nadal… kochał to, co robiłam. To było oczywiste. Kontynuowałam, całując go, schodząc w dół… pocałowałam go otwartymi ustami w sutka i syknął na to, przez zaciśnięte zęby. Poczułam, jak zapulsował przy moim udzie. Dowód na to, że kochał to, co robiłam. Moje dłonie wędrowały wzdłuż jego umięśnionej klatki piersiowej, jego zarysowanym 173 | T h i s L i f e
sześciopaku na brzuchu, czując, że przechodzą go dreszcze, gdy kontynuowałam… schodzenie w dół… aż dotarłam do brzegu jego bokserek. Spojrzałam na niego pytająco, obrysowując palcami po ich brzegu, dając jasno do zrozumienia… że chciałam go dotknąć. Tam. Ciężko przełykając, wypuścił drżący oddech, a jego mięśnie brzucha mocno się napięły… i kiwnął głową. Nieznacznie. Tylko raz. Ale to nadal tam było. Pragnienie. Pożądanie. Byłam trochę zdenerwowana, z oczywistych powodów, ale nie było w tym lęku, ani wątpliwości i pocieszało mnie to, że Edward był tak samo niedoświadczony, jak ja. Wtedy oczywiście, musiałam podziękować Mary Brandon za wiedzę… przynajmniej niewielką, odnośnie tego, czego chcą mężczyźni. Więc kontynuowałam całowanie go, jego klatki piersiowej, zmysłowo i wilgotnie, moja prawa ręka sięgnęła jego erekcji, jego… jak– to– ma– kiedykolwiek– zmieścić– się– we– mnie erekcji, ale moje zdenerwowanie odnośnie tego zniknęło, gdy Edward jęknął głośno z przyjemności. Wypiął się w moją stronę, myślę, że instynktownie i poczułam, że robię się coraz bardziej podniecona, gdy głaskałam jego penisa, delikatnie i powoli, przez jego bokserki. To było pożądanie. Czyste pożądanie, które przeszło przeze mnie, w dół… tam… zatrzymując się przy moich stringach i… kurwa… oddychałam ciężej… oboje oddychaliśmy ciężej. – Kurwa, kochanie – jęknął, gdy wzmocniłam mój uścisk… jedynie nieznacznie. Zaczynając od główki, na której mogłam wyczuć nieznaczną wilgoć przez materiał bokserek, zeszłam w dół, pewnie, i dalej w dół, mając nadzieję, że Mary miała rację… I objęłam jego jajka. – Och, kurwa! – zamruczał. Jego słowa, jego ton… były prawie moją zgubą, ale nie miałam czasu na reakcję, gdyż Edward przekręcił nas tak szybko i trzymał mnie teraz przyciśniętą do materaca, i Boże, jego oczy, tlące się… tak intensywnie… Czerne z pożądania. – Moja kolej – warknął przez zaciśnięte zęby, głosem cichym, ale nieugiętym. – W końcu… – Jego spojrzenie podążało za ruchami jego dłoni, w dół, na mój brzuch. – …Nie chcę, aby moja mała Bella sprawiła, że skończę, jak jakiś siedemnastolatek. Zaskomlałam, wyginając plecy w łuk, aby po prostu… mieć więcej… potrzebowałam tego… Jego dotyk zawsze rozpalał we mnie ogień, a teraz drażnił się ze mną. Grając na mnie jak na instrumencie. 174 | T h i s L i f e
Jęknęłam. Głośno. Wypuścił przerywany oddech, oboje to zrobiliśmy, gdy poczułam go… tam… jego główkę, naciskającą na moją, przemoczoną cipkę. Z zamkniętymi oczami i jego jedną ręką, przyciskającą moją nad głową, a drugą… tak… włożoną pod… pokrywającą mój tyłek, aby… ungh… przycisnąć mnie do niego, i wtedy… – Och, Edwardzie! – jęknęłam, czując tak wiele nieznanych emocji… przechodzących przeze mnie, gdy zakołysał się przy mojej łechtaczce. Zrobił to ponownie, mocniej i ponownie jęknęłam. – Kurwa, skarbie… ja nie… będę w stanie przerwać – jęknął i dodał więcej nacisku. – Nie przerywaj – zaskomlałam, uwalniając się od jego uścisku, aby moje dłonie mogły go poczuć. – Ja… chcę tego Edwardzie… potrzebuję więcej… – Cholera – chrząknął, i był to kolejny dźwięk, który sprawił, że przeszła przeze mnie fala pożądania i czułam, jak to wszystko gromadzi się w mojej cipce, zostawiając mnie zdesperowaną po więcej. Zawsze więcej z nim. Jego ciało pokryło moje, i zaczęliśmy kołysać się razem, jego penis naciskający na moją łechtaczkę za każdym razem i wiedziałam, że… że… to spowoduje, że dojdę. Po raz pierwszy bez użycia mojej dłoni i po raz pierwszy z moim Edwardem, zamierzałam przeżyć orgazm. Pocałował mnie mocno, bez wahania i lęku, i to było tak dużo… jego pewny uścisk, sposób, w jaki poruszał się na mnie, nasze ciężkie oddechy, jego wilgotne usta, całujące mnie mocno. Sapnęłam, przerywając pocałunek i poczułam instynktowną potrzebę… aby chwycić go… co zrobiłam… Moje paznokcie wbiły się w jego łopatki, sprawiając, że jęknął, zanim zaczął poruszać się szybciej i… och… tak… goręcej… pędząc… coraz szybciej… – Zaraz… Ungh… Edwardzie! – krzyknęłam. – Kurwa, tak, Bello, pozwól mi to zobaczyć – sapnął. – Pozwól mi zobaczyć, jak dochodzisz, kochanie. Tak też zrobiłam. Wybuchłam. Mocniej, niż kiedykolwiek, ogarnął mnie orgazm, przepływający przeze mnie, wokół mnie, konsumujący mnie. Nigdy wcześniej nie czułam nic tak potężnego. Edward napiął się. – Ja pierdolę – przeklął. – Dochodzę, Bello. Moje oczy otworzyły się i jeszcze więcej pożądania przepłynęło przeze mnie, i obserwowałam go, oddychającego ciężko, obserwowałam, jak dochodził, i aż odebrało mi 175 | T h i s L i f e
dech w piersiach. To była najpotężniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek wdziałam. Jego twarz była wykrzywiona, każdy mięsień napięty, jego oczy ściśnięte i wtedy poczułam, jak… pulsuje, drga przy mojej wilgotnej cipce. – Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa – dyszał, a ja robiłam to samo; dysząc, jak oszalała, gdy orgazm opadał. Nie mogłam się ruszyć. Ledwie oddychałam. Kompletnie wyczerpany, runął obok mnie, przysuwając moje bezwładne ciało do siebie. Potem tak leżeliśmy przez chwilę, uspokajając nasze oddechy, smakując się nawzajem, całując miękko… szczerząc się jak głupki. Z grymasem, Edward oznajmił, że naprawdę musi się wykąpać, a ja zachichotałam jak jakaś uczennica, gdy skierowałam się do łazienki z tym samym dyskomfortem. Gdy już się umyliśmy i pozbyłam się swoich przemoczonych stringów, ubrałam się w spodnie od piżamy, po czym oboje, ubrani w wygodne rzeczy, poszliśmy zapalić. Mój pierwszy papieros po uprawianiu miłości, zachichotałam cicho do siebie. – Co cię tak bawi? – Uśmiechnął się, siadając na ławce. Usiadłam obok niego, promieniując, gdy objął mnie ramieniem i rozmyślając powiedzenie mu, ale… niee. Zmieniłam za to temat. – Więc oznajmiasz swoją miłość do mojej bielizny, huh? – drażniłam się, wiedząc, że zrozumie, że odnosiłam się do sms– ów. To sprawiło, że się zakrztusił, podczas zaciągania się papierosem. Całkiem zabawne do zobaczenia. – Czy Emmett jest takim samym plotkarzem, jak ty? – zapytałam, szczerząc się od ucha do ucha, kiedy naprawdę się zarumienił. Tylko nieznacznie, ale mogłam zobaczyć, jak czubki jego uszu zaróżowiły się. Irlandzki chłopak był zawstydzony. – Nie mogę uwierzyć, że ci to pokazał – wymamrotał, przyciskając usta do mojej skroni, efektownie znikając z mojego pola widzenia. – W porządku – zachichotałam, zaciągając się, zanim kontynuowałam. – Komu jeszcze zamierzasz powiedzieć, którą bazę zaliczyłeś? – Och, jesteś rozbawiona, eh? – Westchnął. Ale czułam, jak uśmiecha się przy mojej skórze.
176 | T h i s L i f e
Znowu byliśmy przez chwilę cicho i kochałam to. Kochałam, jak nie musieliśmy wypełniać ciszy. Było swobodnie tak, jak było i byliśmy tylko my dwoje, on przytulający mnie, ja opierająca się o niego. Było idealnie. Zastanawiałam się jednak, o czym myślał. Od jakiegoś czasu wzmocnił swój uścisk na mnie, całował mnie co jakiś czas i wzdychał z zadowolenia. Więc zdecydowałam się powiedzieć to, co chodziło mi po głowie. – Kiedy weźmiemy ślub? Napiął się nieznacznie ale odprężył się, gdy zobaczył, że nie czułam się z tym niewygodnie. Ponieważ tak nie było. Czy byłam gotowa, aby wyjść za mąż? Nie bardzo, ale jeśli miałam to zrobić, to tylko z Edwardem. I jeżeli było coś, na co byłam gotowa, na co byłam bardzo chętna, to zacząć nasze wspólne życie. Poza Forks. – Nie wiem – odpowiedział z zamyśleniem, odpalając kolejnego papierosa, zanim spojrzał na mnie. Tym razem studiował mnie, w pewnym sensie tak samo, jak robił to, gdy mi się „oświadczał”, klęcząc i obserwując mnie ze zmarszczonymi brwiami. – Chcesz poczekać zwyczajowy rok, zanim się pobierzemy? – zapytał ostrożnie. Zwalczyłam chęć parsknięcia, wiedząc, że nie, nie chcę czekać roku, ale także wiedząc, że Edward nie będzie w stanie czekać całego roku, aby wrócić do swojej „pracy”. – Nie – odpowiedziałam, chichocząc. Wtedy zdecydowałam się bezceremonialnie powiedzieć to gówno, aby pokazać mu, że byłam gotowa iść dalej. – Jak szybko możemy zorganizować wesele? Nie zaśmiał się. Nawet się nie uśmiechnął. Ale był chętny. Bardzo chętny. A spojrzenie, jakie mi posłał, wyrażało chęć. On także był chętny. – Tak szybko, jak tego chcesz, Bello. Kiwnęłam głową. Pewnie. Raz. Wtedy powiedziałam: – Chcę wyjść za ciebie w przeciągu dwóch miesięcy. I byłam zszokowana. Ponieważ moje słowa były prawdziwe. Chęć poślubienia go była tam. Była we mnie. 177 | T h i s L i f e
Może jednak jestem gotowa.
***
Po tym, jak Edward się wściekł, krzycząc, że nie byłam gotowa wyjść za niego tak szybko – „walka”, którą wygrałam – cieszyliśmy się wieczorem z Rose i Emmett’em. Edward i ja siedzieliśmy razem, bardzo blisko siebie i po godzinie, czy coś koło tego, poczułam, jak wzdycha ciężko i gdy Emmett i Rose rozmawiali o… czymś… Edward nachylił się nade mną. I wyszeptał. – Nie chcę niczego bardziej, niż poślubić cię w przeciągu dwóch miesięcy.
***
Ostatnie dwa miesiące. Istne szaleństwo. W dobrym, ale przytłaczającym znaczeniu. Odkąd teraz opiekował się mną Edward, powiedział mi, że nie muszę wracać do szkoły, jeśli nie chcę, ale Rose nadal była pod opieką rodziców, dopóki nie weźmie ślubu, więc musiała chodzić do szkoły. Dlatego utknęłam tam z nią. Dla niej. Jednak robiłyśmy to także dla siebie. I nawet bardziej, gdy Rose i ja dostałyśmy prawo jazdy i jeździłyśmy każdego dnia do szkoły, naszymi samochodami, opłaconymi za pieniądze mafii. Ale to nie miało znaczenia. Ponieważ niedługo wyjeżdżamy. Za tydzień… zostanę panią Cullen. I to wszystko było szalone. Pierwszy miesiąc był cudowny i z Edwardem było wspaniale. Spędzaliśmy noce razem, odkrywając się nawzajem, poznając się bardziej i lepiej. Och, i było dużo więcej muzyki. Zwłaszcza, odkąd Alec wrócił do Chicago. Yeah, to nie było wcale zabawne, ale najwyraźniej „kłopoty” w jego rodzinie zostały rozwiązane, więc kilka tygodni po moich osiemnastych urodzinach, on i Nessa wrócili do domu. 178 | T h i s L i f e
W każdym razie, pierwszy miesiąc był świetny i chociaż Edward – nadal dżentelmen – nalegał na to, że zostajemy w bieliźnie w łóżku – dopóki nie weźmiemy ślubu – nadal były między nami… przyjemne sprawy. Przynajmniej. I mój Boże, ma takie zręczne palce. Yeah, bielizna nadal zostawała, ale… cóż, ręce wędrowały. Tak tylko mówię. I muszę przyznać, że byłam dumna, kiedy Edward doszedł po… jakichś kilku minutach, gdy po raz pierwszy stymulowałam jego penisa ręką. Po tym tak słodko się zarumienił. Mam jedynie osiemnaście lat. Wolno mi czuć się dumną z takich rzeczy, więc nie osądzajcie mnie. Okay… więc, nasze dni minęły szybko i Edward, i ja żyliśmy naszą małą rutyną, w której skład wchodziła szkoła, spotykanie się wieczorami z Em’em i Rose i… cóż, już wam powiedziałam, co potem robił Edward i ja. Ale… kiedy pozostał miesiąc do naszego ślubu, rozpoczęła się pierdolona zadyma. Esme i Tanya – wraz z dwoma organizatorkami wesel – zajęły się planowaniem, a zaproszenia zostały wysłane tydzień po tym, jak Edward i ja ogłosiliśmy datę ślubu. I jak tylko Masenowie odpowiedzieli na zaproszenie, że przyjadą, władze przyjechały do miasta. Tak, przez ostatnie trzy tygodnie, Rose i ja byłyśmy śledzone przez czarne SUV– y i to sprawiało, że Emmett i Edward wariowali. A jutro dwudziestu najbliższych przyjeżdża, aby spędzić tydzień z rodziną i… poznać mnie i Rose. A dzień przed ślubem, pojedziemy do Seattle, gdzie zostanę żoną Edwarda. Do Katedry Świętego James’a. Stu osiemdziesięciu gości. Większość z nich związana z organizacją Masenów. Moje wesele. Cudownie. Och, jeszcze jedna rzecz… taka maleńka rzecz. Poczucie sarkazmu. Uświadomiłam sobie, że zakochałam się w Edwardzie. Cholerny irlandzki chłopak.
***
– Chcesz porobić coś dziś wieczorem – wymruczał Edward, a dźwięk został stłumiony, gdy… mmm… całował moją szyję. 179 | T h i s L i f e
Kocham nasze łóżko, tak w ogóle. Kochałam się także wygłupiać. – Mmhmm, ale nie z tobą – wymruczałam, naprawdę ciesząc się z tego, co robił… ale wtedy nagle przerwał. – Już się mną zmęczyłaś, eh? – zachichotał. Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam, sprawiając, że Edward jęknął, gdy wypięłam tyłek w stronę jego porannej erekcji… ale niedługo musiałam iść do szkoły… – Nie – odpowiedziałam śpiąco. – Ale Rose i ja mamy obiad z twoją mamą i Tanyą. – To śmieszne – warknął, wzmacniając swój uścisk na mnie. – Spędzasz więcej czasu z moimi krewnymi, niż ze mną. Prawda. Było wiele spraw, związanych z weselem, z którymi musiałam sobie poradzić przez ostatnie dni i Esme i Tanya, wzywały mnie i Rose do wszystkiego. Ale będąc sprawiedliwa, były dwa wesela do zaplanowania. Nie tylko moje i Edwarda, ale także Rose i Emmett’a. Yeah, pobierają się za miesiąc. Dokładnie w czasie, gdy Edward i ja wrócimy już z naszego miesiąca miodowego. I nie, nie powiedział mi dokąd jedziemy. – Cóż, gdybyś nie miał tak wielkiej rodziny i tak wielu znajomych… – urwałam, chichocząc, kiedy jęknął, tym razem z frustracji. – Powiedziałem im, kurwa, że nie chcę ludzi z Chicago, ale moi rodzice powiedzieli mi, że to byłoby okazanie braku szacunku – wymamrotał Edward. Cieszyłam się, że miałam go w tej kwestii po mojej stronie i nie byłam jedyną, czującą się niekomfortowo, mając tu Masenów i och, tak wielu innych „znajomych”. Ale takie było moje życie. Muszę się do tego przyzwyczaić. – Przestań się tym zamartwiać, kochanie – zachichotałam, wstając, aby rozpocząć mój dzień. Byłam ostrożna, aby nie spojrzeć za siebie… ponieważ gdybym to zrobiła, zobaczyłabym Edwarda, rozciągniętego na łóżku, w swojej półnagiej chwale, a to byłoby bardzo rozpraszające. Nie każcie mi zaczynać o jego tatuażu. Był zbyt cholernie seksowny. – Kocham, gdy tak mnie nazywasz, wiesz – powiedział cicho. Zarumieniłam się, zadowolona, że nie mógł zobaczyć mojej twarzy. I wiedziałam, co miał na myśli. Mógł kochać słuchać, jak nazywam go „kochaniem”, ale i tak nie tak bardzo, jak ja kochałam to mówić. Ponieważ naprawdę to kochałam.
180 | T h i s L i f e
Tak jak kochałam jego. Ale pozostawałam cicho w tej konkretnej kwestii. Na razie.
***
– Co dziś porabia Edward? – zapytała Rose. Lunch. Stolik piknikowy. Wiecie, nasz zwyczaj. – Końcowe przymiarki. – Uśmiechnęłam się, wiedząc, że będzie tego nienawidził. – Emmett także jedzie. Tak samo Carlisle, a pojutrze zabiorą Alec’a, aby zrobił to samo. Odkąd Charlie miał nie przyjść na ślub, do ołtarza miał mnie zaprowadzić Carlisle, a Emmett i Alec będą drużbami Edwarda. – Cóż, ich popołudnie brzmi jak przechadzka po parku, porównując to z naszym – warknęła Rose i gdy posłałam jej zmieszane spojrzenie, rozwinęła myśl. – Rozmawiałam dziś rano przed szkołą przez telefon z Esme… i wiesz, o czym chce, abyśmy potem porozmawiały? – Nie – odpowiedziałam, marszcząc brwi. – O seksie.
181 | T h i s L i f e
Bella POV – O seksie. – C– co? – wyksztusiłam. Rose kiwnęła głową, wiedząc, że oczywiście słyszałam, co powiedziała. – Ale… dlaczego? – zapytałam, zaczynając panikować. – Esme chce wiedzieć, czy jesteśmy gotowe, ponieważ jeśli nie, porozmawia z Em’em i Edwardem. Och. Huh. Um, yeah, zarumieniłam się. Raczej lubiłam pomysł „nie posiadania wyboru”, ponieważ wtedy mogłabym ukryć fakt, że chciałam uprawiać seks z Edwardem w naszą noc poślubną… i to było coś, co mieliśmy zrobić. – Mogę dokładnie czytać ci w myślach, B – zaśmiała się Rose. Spojrzałam w górę, oczekując, że zobaczę osądzanie lub coś takiego, ale nie było go tam. – Nie martw się. – Uśmiechnęła się krzywo, nieznacznie się rumieniąc. – Ja też tego chcę. Och. Zachichotałam i wypuściłam oddech z ulgą. – Mogę zapytać cię o coś osobistego? – zapytała.
182 | T h i s L i f e
Uniosłam brew, ponieważ Rose nigdy nie pytała, czy może o coś zapytać. Zrozumiała, ale że zrobiła się nieśmiała? – Um, jak daleko… to znaczy, co… wiesz, ty i Edward… – Urwała. Parsknęłam. – Pytasz mnie, jak daleko się posunęliśmy, Ro? Warknęła, wyraźnie zirytowana na mnie, ale kiwnęła głową. – Ma zręczne palce i deklaruje, że mam takie same – zachichotałam. – Lub zręczną dłoń – poprawiłam. Ledwie kiwnęła głową. Spojrzała w dół i zaczęła bawić się brzegiem koszulki. – A co z tobą i Emmett’em? – zapytałam cicho. Wzdychając i przewracając oczami, wymamrotała: – Jedynie całowanie… to znaczy, nie posiadam swojej własnej chaty… Nigdy nie jesteśmy sami i w pewnym sensie… wiesz, chciałabym… abyśmy mogli być sami. Byłyśmy przez chwilę cicho. Po prostu rozmyślając o fakcie, że obie zakochałyśmy się w naszych irlandzkich dupkach… cóż, ja już się zakochałam, ale byłam zbyt dużym tchórzem, aby zapytać Rose, na czym ona stała. To by mnie wydało. – Myślisz, że Esme poruszy temat dzieci? – zapytała po kilku minutach Rose. Nie miałam pojęcia, ale byłam zadowolona, że już o tym rozmawiałam z Edwardem. To było pewnej nocy, gdy leżeliśmy razem na kanapie i całował mój brzuch z takim uczuciem, że nie wiedziałam tak naprawdę, jak zareagować. Ponieważ czułam się cudownie z bycia tak kochaną, ale nadal czułam… jakby to coś znaczyło, jakby jego myśli połączone były z tym, co robił. Więc zapytałam go. O dzieci. I powiedział: – Nie mogę się doczekać, aż będziesz nosić nasze dzieci, piękna… ale jeśli nie masz nic przeciwko… najpierw chciałbym spędzić kilka lat jedynie z moją żoną. Odprężyłam się po tym, ponieważ oczywiście będę chciała mieć pewnego dnia dzieci, ale nie jestem jeszcze na to gotowa i byłam szczęśliwa, że Edward myśli tak samo. Byłam szczęśliwa, że poczekamy z tym trochę. – Musimy zobaczyć, jak to będzie – westchnęłam.
***
183 | T h i s L i f e
Tej nocy, po moim obiedzie z Rose, Tanyą i Esme, skierowałam się do chaty, uśmiechając się, ponieważ nie mogłam się doczekać, aż jutro zobaczę Alec’a. Obiad przebiegł stosunkowo niewinnie i było tak, jak powiedziała Rose; Esme po prostu chciała się upewnić, na czym stałyśmy, ponieważ jeśli nie byłyśmy gotowe, powie o tym chłopcom. Była jednakże podekscytowana, gdy Rose i ja przyznałyśmy, że w zasadzie jesteśmy gotowe na taki poziom naszych związków. Więc teraz z niecierpliwością czekałam na jutro. Emmett i Edward odbierają Alec’a i jego rodzinę z lotniska w Port Angeles i gdyby nie był to dzień końcowych przymiarek mojej sukni ślubnej, pojechałabym z nimi. Wtedy zmrużyłam oczy i zwolniłam samochód, ponieważ… przede mną… kurwa. Szybko znalazłam mój biały telefon. Po raz pierwszy miałam go użyć. I przejechałam w dół po ekranie, aby znaleźć specjalny numer Edwarda. Oczywiście był zaalarmowany, gdy odebrał. – Księżniczko, co się dzieje? Wzięłam głęboki wdech, zmuszając się, aby pozostać spokojną. – Jestem w drodze do domu… jestem od niego jakieś sto metrów i jest tu jakaś blokada drogi, której wcześniej nie było. – Blokada drogi? W tle słyszałam, jak otwiera swój samochód, prawdopodobnie nie będąc w stanie pozostać na miejscu. Mrużąc oczy doliczyłam się czterech samochodów. – Cztery samochody blokują drogę, Edwardzie… Co mam robić? Czy to FBI? Okay, zaczęłam panikować. – Nie blokują drogi bez powodu. Czy to wozy policyjne? – zapytał i usłyszałam, jak odpala silnik. – Nie – odpowiedziałam. Lampy były umieszczone zbyt wysoko, aby były krążownikami. – Wyglądają bardziej, jak samochody Esme lub Emmett’a. – Zawróć, kochanie, teraz. Słyszysz mnie? Okay, teraz naprawdę świrowałam, ponieważ… ponieważ… Edward już nie był spokojny! – Gdzie mam jechać? – zapytałam trzęsącym się głosem, zatrzymując samochód, zanim. Och, kurwa! – Edwardzie, oni ruszają! Och mój Boże, to dlatego tego nie chcę! 184 | T h i s L i f e
– Po prostu jedź, Bello! Jedź na komendę policji! KURWA! Odpalając silnik, opony zapiszczały, gdy wcisnęłam gaz i oddychałam ciężko, moje serce waliło i coś… potężnego przeszło przeze mnie i rozpoznałam to. Adrenalina. – Jesteś ze mną, kochanie? – Usłyszałam pytający i już nie tak spokojny głos Edwarda. – Tak – odpowiedziałam, zerkając w lusterko wsteczne, gdy rozpędziłam samochód do największej prędkości. Był szybki, jak cholera i… tak, czułam się jakbym była pod napięciem. – Są coraz bliżej, Edwardzie. – Kurwa! W porządku, po prostu… jedź… jedź tak szybko, jak możesz. Jestem w drodze I widzę twój samochód w nawigacji… Nie martw się, okay? Nie martw się? RACJA! Ale byłam zadowolona, że mógł mnie widzieć na tej rzeczy w swoim samochodzie. Dziwny gadżet, który pokazywał mu, gdzie byłam, dzięki transmiterowi w moim samochodzie. Wtedy sapnęłam i rozszerzyłam oczy, widząc światła przede mną. – Edwardzie, oni są także przede mną! – Będę za pięć minut, Bello. Muszę zadzwonić do Emmett’a, taty i Garrett’a, okay? Po prostu… kurwa… bądź spokojna… kocham cię. Połączenie zostało przerwane. – Ja też cię kocham – wyszeptałam, zjeżdżając na pobocze. Był kuloodporny. Samochód, był kuloodporny. Wszystkie samochody Cullenów były kuloodporne. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Ale byłam spokojna. Za bardzo zszokowana. Miałam pytania, ale żadne z nich nie wypłynęło na powierzchnię, gdy tak siedziałam, oddychając… spokojnie. Wtedy rozległo się pukanie w moje okno i pukająca osoba pomyślałaby, że podskoczę na siedzeniu. Nie zrobiłam tego. Po prostu odwróciłam się, aby zobaczyć kto… co… to było. Stał tam mężczyzna. Miał na twarzy złowróżbny uśmiech. Wskazał mi, abym otworzyła okno. 185 | T h i s L i f e
Był blondynem. Miał włosy do ramion. I oczy… złe. A ja nadal byłam spokojna. Dlaczego? Nie miałam pojęcia, ale zgaduję, że nadal byłam w szoku. – Musisz wierzyć, że jestem strasznie głupia, jeśli sądzisz, że otworzę okno – powiedziałam spokojnie, wiedząc, że mnie usłyszy, ponieważ nacisnęłam guzik, który stworzył maleńką szczelinę pomiędzy framugą, a oknem. – Ach, pani Isabella Swan – powiedział mężczyzna z grubym, włoskim akcentem. – Nie jesteś głupia. – Uśmiechnął się. Uśmiechem, który sprawił, że chciałam się wzdrygnąć, ale tego nie zrobiłam. – Ale jesteś tu sama – zaznaczył. Nie na długo, pomyślałam, wiedząc, że mój Edward wyciągnie mnie z tego. Powinnam go nienawidzić. Edwarda. Powinnam go za to nienawidzić. Ale nie nienawidziłam. – Kim jesteś i czego chcesz? – zapytałam. Jego uśmiech rozszerzył się, ukazując jego zbyt białe zęby. – Przepraszam, piękna Isabello. Nazywam się Caius i jestem tu, aby cię zapytać, czy już spotkałaś Edwarda Masena. Nie odpowiedziałam, ale byłam zaskoczona, że nadal czułam się tak spokojnie. I byłam zaskoczona, że tak dobrze się rozumiałam. Byłam nie tylko spokojna, ale także opanowana. Moje myśli były teraz uporządkowane i chociaż czułam zdenerwowanie i niepokój, nie czułam strachu… czy lęku. Już zrozumiałam, że musiało to mieć związek z rodziną Edwarda z Chicago, ponieważ nigdy nic takiego się nie stało, kiedy w Forks byli tylko Cullenowie. Ale wiadomości się rozeszły i nawet napisano w gazecie Seattle Times, że bracia Cullen zaręczyli się i będą brać ślub – jeden w tym miesiącu, a drugi w przyszłym. – Nie odpowiesz mi, piękna Isabello? – zanucił. Uniosłam brew. – Nie słyszałam pytania. On, Caius, parsknął, pukając latarką w okno. Świr. – Taka dowcipna, taka piękna. – Podniecał się. – I masz, oczywiście rację. Nie zapytałem cię. Więc, oto moje pytanie; czy spotkałaś już Edwarda Masena? Czy Whistler nie powinien już tu być? – Nie widzę w tym twojego interesu – odpowiedziałam.
186 | T h i s L i f e
– Przeciwnie, mia bella ragazza…3 Widzisz, Edward Masen jest rodziną! – zaśmiał się. – Jest nawet bratem mojego szefa! Zbladłam. Ten mężczyzna, który był wyraźnie Włochem, oznajmiał, że Ed Masen był… Włochem? Nie rozumiałam. Ani trochę. A może “szef” tego mężczyzny był Irlandczykiem? Usłyszałam wtedy ryk silnika i wiedziałam, że coś się dzieje, tak samo, jak Caius. – Hmm, przypuszczam, że nasze małe spotkanie dobiegło końca, ragazza – powiedział Caius. Wtedy kiwnął do mnie głową. – Aż spotkamy się ponownie, Isabello. Wtedy odszedł. A ja siedziałam tam. Po prostu… siedziałam. Zastanawiając się, myśląc, pytając się siebie… Dlaczego już nie świruję? Dlaczego jestem taka spokojna? Jak mogę myśleć prawidłowo i spokojnie? I jak, do kurwy, mogę nadal chcieć Edwarda? Znowu rozległo się pukanie w okno i odwróciłam się, aby zobaczyć, że na zewnątrz stoi Garrett. Miał mocno zmarszczone czoło w obawie o mnie. Przez ostatnie dwa miesiące nauczyłam się, że on także – jak to określiła Esme – był nikczemnikiem, i chociaż nie robił nic nielegalnego, nadal był pod kontrolą, jeśli chodzi o ochronę z Cullenami i był także świrem technologii, który nauczył Edwarda i Emmett’a rozpracowywać komputery. – Już jest bezpiecznie, Bello – powiedział Garrett i zastanowiłam się; gdzie, do cholery, jest Edward? Otworzyłam drzwi i wysiadłam, jak tylko osiem samochodów odjechało. To była cholerna świta Caiusa. – W porządku, skarbie? – zapytał Garrett. – Co się stało? Tak, w porządku. Cokolwiek, kurwa. – Gdzie jest Edward? – zapytałam. Garrett zmarszczył brwi, zaciskając usta, tak jakby nie był pewien, jak mi to powiedzieć. – Cóż… Emmett go powstrzymał.
3
Z włoskiego – Moja piękna dziewczyno
187 | T h i s L i f e
Uniosłam brwi. Garrett poprowadził nas na drugą stronę mojego samochodu i gdy miałam lepszy widok na drogę, zobaczyłam, że był tam jedynie Carlisle. Nie Emmett. Nie Edward. Jedynie Garrett i Carlisle… I Mercedes Carlisle’a. – Chodź tutaj, śliczna – wymamrotał Carlisle, wyciągając do mnie dłoń. – Garrett pojedzie twoim samochodem, a ty pojedziesz ze mną, okay, skarbie? Kiwnęłam jedynie głową. Nie byłam oszołomiona, ale zgaduję, że oni myśleli, że byłam. Nadal wszystko pamiętałam. Nadal miałam pytania i myśli ułożone w głowie, i nadal pamiętałam, jak zaczęłam na początku panikować, ale… teraz to wszystko zniknęło. Byłam spokojna. Dlaczego nie byłam zszokowana? Dlaczego nie świrowałam tak, jak to zrobiłam, gdy Charlie powiedział mi, że mnie nie chce? – Możesz po powiedzieć, co się stało, Bello? – wymamrotał delikatnie Carlisle, gdy oboje siedzieliśmy już w jego samochodzie. – Cztery samochody blokowały drogę – powiedziałam spokojnie. – Zadzwoniłam do Edwarda i kazał mi zawrócić i jechać najszybciej, jak mogę, w przeciwnym kierunku i tak też zrobiłam, ale po minucie, czy dwóch jazdy, zobaczyłam kolejne cztery samochody przede mną. Byłam otoczona. Nadal nie świrowałam. Nawet normalnie oddychałam. Moje dłonie się nie trzęsły. Miałam nadal spójne myśli. – Czy ten… mężczyzna rozmawiał z tobą? – zapytał Carlisle, patrząc na moją twarz i studiując mnie. Prawdopodobnie chciał na coś wpaść. Witaj w klubie, Carlisle. – Caius, tak. – Kiwnęłam głową. – Zapytał mnie, czy spotkałam już Ed’a, a potem powiedział mi, że jego szef jest bratem Ed’a. Cisza. Carlisle pozostał bez ruchu. Nie ruszał. Po prostu tam siedział. Obserwując mnie. Ja także go obserwowałam. . . . – Jak się czujesz, Bello? 188 | T h i s L i f e
– Spokojna, opanowana, odprężona. Chcesz wiedzieć dlaczego? Kiwnął głową, marszcząc mocniej brwi. – Yeah, ja też – warknęłam. Carlisle odpalił silnik i zaczął jechać do rezydencji Cullenów. Tak wiele pytań… Muszę zapytać. – Jakie jest nazwisko Ed’a… prawdziwe? – zapytałam. Policzyłam do czternastu, zanim Carlisle odpowiedział. – Avellino. To brzmiało na włoski. – A dlaczego przyjął nazwisko Elizabeth? Carlisle westchnął i zapłaciłabym milion dolarów, aby teraz wejść do jego głowy, ponieważ ciągle na mnie zerkał… z lekarskim wyrazem twarzy. Wiecie, takim, starającym się mnie przejrzeć. Próbującym zdiagnozować mnie. – Jak dużo Edward powiedział ci o naszej rodzinie? – zapytał cicho, zjeżdżając samochodem na pobocze, pośrodku niczego. Gdy zgasił silnik, wyjął paczkę papierosów i uśmiechnęłam się z wdzięcznością, gdy poczęstował mnie jednym. – Niezbyt wiele – odpowiedziałam, gdy mój papieros został już odpalony. – Jedynie to, jak jesteście spokrewnieni. Och, i jak ty, Edward i Emmett zaczęliście kraść samochody. Carlisle uśmiechnął się krzywo do mnie i praktycznie umiałam czytać mu w myślach, gdyż było to coś w style Chryste– Edward– był– otwarty. Ja także uśmiechnęłam się krzywo w odpowiedzi. To był pierwszy raz, gdy byłam sama z Carlisle’m, ale jeżeli była jedna rzecz, którą wiedziałam o mężczyznach Cullen, to, że raczej by umarli, niż skrzywdzili kobietę z ich życia. – W porządku, panno Swan – powiedział, kiwając raz głową, gdy się uśmiechnął. – Przypuszczam, że jesteś gotowa, aby usłyszeć naszą historię, eh? – Nie będę wiedzieć, dopóki mi jej nie opowiesz. – Wzruszyłam ramionami. Tym zasłużyłam sobie na chichot niedowierzania z jego strony. – Touché4. – Mrugnął. – Ale ty i Rose jesteście… inne… więc myślę, że jesteś gotowa. – Zastanawiałam się, co miał przez to na myśli. W jaki sposób inne?
4
Tego słowa używa się, gdy chce się docenić „kontratak” rozmówcy, dobrą odpowiedź
189 | T h i s L i f e
Carlisle zaczął. – Rodzina matki Ed’a od pokoleń… walczyła – przypuszczam, że można tak to określić… – z Włoską rodziną, mieszkającą w Londynie. Zaczęło się to przez to, że konkurowali w tym samym biznesie. Ale to szybko się nasiliło, gdy matka Ed’a uciekła z mężczyzną o imieniu Angelo. I ten Angelo był jedynym synem, głowy tej włoskiej rodziny. O… cholera. I co to miało, kurwa, być? Jakieś gówno w stylu Romea i Julii? Carlisle kontynuował. – To, czego matka Ed’a nie wiedziała, to że Angelo był już żonaty i miał dziecko… syna. Ja… nie wiedziałam, co powiedzieć, ponieważ… to robiło się coraz bardziej popieprzone, dużo bardziej, niż już było. – W każdym razie – westchnął Carlisle. – Gdy ten sekret wyszedł na jaw, matka Ed’a była zrozpaczona i zostawiła Angelo… i urodziła Ed’a w Irlandii, z dala od wszystkiego, związanego z Londynem… Jednakże matka Ed’a zachorowała. Gdy miał pięć, czy sześć lat zmarła, pozostawiając Ed’a samego z dziadkami. W jakiś sposób to się rozniosło i pojawił się Angelo… porywając Ed’a i wywożąc go do Włoch… Nadal… nie miałam nic do powiedzenia. To szaleństwo. Kompletne szaleństwo. – Ed dorastał z Angelo i jego rodziną… a w szczególności z bratem z innej matki… Aro… który jest dzisiaj głową rodziny Avellino. Racja. Łapię. Teraz ma to sens. – Aro nienawidzi Ed’a i vice versa? – zgadywałam. Carlisle kiwnął głową. – Tak i Ed wyjechał z Włoch, jak tylko skończył osiemnaście lat. Cudownie. – Bello, chcę, abyś teraz mnie posłuchała – powiedział miękko. – Dowiedzieliśmy się wczoraj, że Avellinowie mogą być w mieście, ale nie chcę, abyś ty i Rose się martwiły, ponieważ zajmiemy się tym, a oni… Oni są tu tylko dla Ed’a. Racja. Tylko dla Ed’a. Oczywiście. Cokolwiek. Wspaniale. 190 | T h i s L i f e
– Czy jest jakieś miejsce, w które chcesz, abym cię zabrał? Do Rose? Mamy ochronę przed domem Rose, więc jest tam bezpiecznie. Gapiłam się na niego z niedowierzaniem. – A co myślisz o zabraniu mnie do Edwarda?! Carlisle wyglądał na zszokowanego, gdy odpalał silnik. – Oczywiście. Po prostu nie sądziłem, że będziesz tego teraz chciała. – Dlaczego miałabym tego nie chcieć? – zapytałam, ale wtedy dotarło to do mnie, jak tylko słowa opuściły moje usta. Edward był w tej kwestii racjonalny i uważał, że będę go za to wszystko winić – co naprawdę powinnam, kurwa, zrobić – ale nie wychodzi za racjonalną dziewczynę, więc nie winiłam go za to. Nadal pragnęłam dupka. Nadal byłam zakochana w irlandzkim chłopaku. Zanim Carlisle mógł odpowiedzieć, zadałam kolejne pytanie. – Co miał na myśli Garrett, mówiąc, że Emmett powstrzymał Edwarda? Carlisle ledwie wzruszył ramionami. – Edward zostałby mordercą, gdyby się tu znalazł, a Caius nadal by tu był. Wzruszył ramionami, gdy to mówił. Wzruszył ramionami! – Na szczęście Garrett i ja byliśmy w drodze do chaty, aby zobaczyć się z Edwardem, a Emmett zabrał Rose z domu, więc zmusiłem go, aby zatrzymał Edwarda, zanim znajdzie się zbyt blisko. Wzięłam głęboki wdech, oczekując, że zeświruję… Ale tego nie zrobiłam. Ja po prostu… Boże, moje palce świerzbiły, aby poczuć powierzchnię… czegoś, co sprawiłoby, że poczułabym się bezpieczna. Poważnie, musiałam zacisnąć dłonie w pięści i zrobiłam to tak mocno… z taką siłą i… wiedziałam już, czego potrzebowałam. Potrzebowałam poczuć Edwarda, naprawdę go poczuć; że był tam, że wszystko było w porządku, że już po wszystkim, że to było nierealne lub realne, lub cokolwiek. To zostawiło mnie zmieszaną i sfrustrowaną, ale wiedziałam z całą pewnością… że tak długo, jak miałam Edwarda, byłam bezpieczna. Tak, ironia była dla mnie bardzo jasna. W końcu dojechaliśmy do ich rezydencji i wysiadłam tak szybko z samochodu, że prawdopodobnie Carlisle nawet tego nie zauważył, ale po prostu potrzebowałam. Go. Teraz. Edwarda. 191 | T h i s L i f e
– Gdzie on jest? – zapytałam, jak tylko znalazłam się w salonie. Esme, Tanya, Garrett i Emmett siedzieli tam, ale Edwarda nie było i czułam, jak mój oddech przyśpiesza, a moja potrzeba stawała się silniejsza. – Na górze, w jego starym pokoju – wymamrotał Emmett. – Zaprowadzę cię do niego. Cieszyłam się, że mnie nie przepytali lub że nawet nie spojrzeli się na mnie dziwnie. Kto wie, może Esme nawet rozumiała. Może wiedziała, że nie odtrącę po tym Edwarda. – Wszystko w porządku? – zapytał cicho Emmett, prowadząc mnie w górę schodów. – Tak – skłamałam. Może w połowie skłamałam, ale byłam zbyt zmieszana, aby w ogóle zacząć analizować moje myśli. Jedyną rzeczą, jaką na pewno wiedziałam, było to, że potrzebowałam Edwarda tak bardzo, że moje dłonie się trzęsły, kolana drżały, mój oddech był przerywany, a moje serce waliło. – A z tobą? – zapytałam, zerkając na opuchliznę pod jego okiem, już wiedząc, że Edward prawdopodobnie był jej przyczyną, gdyż zrobił ją, gdy został… powstrzymany. Myślę, że Emmett odpowiedział, ale nie potrafiłam… za nic w świecie… się na tym skupić, ponieważ staliśmy przed drzwiami pokoju Edwarda i czułam, że moje oczy, wiecie, drażniło coś mocno i to bolało. Wszędzie. W mojej klatce piersiowej, moje serce. Mój oddech stał się ciężki, gdy Emmett otworzył drzwi… ukazując wyglądającego na bardzo zaniedbanego Whistler’a, siedzącego na krześle, pochylającego się w stronę kolan, z rękoma we włosach i spojrzeniem utkwionym w dole. – Edwardzie – wyksztusiłam, kładąc rękę na sercu, jakby miało mi to pomóc na opanowanie jego szaleńczego walenia. Głowa Edwarda podskoczyła do góry i zobaczyłam jego szeroko otwarte oczy i wiedziałam, wiedziałam, że nie spodziewał się, żebym nawet tu przyszła. Nie dzisiaj. A już z chęcią to raczej nigdy. To sprawiło, że zakrztusiłam się jeszcze bardziej. Edward przełknął ciężko, szybko zerkając na Emmett’a i myślę, nie jestem pewna, że wyglądał na zmieszanego i nieufnego, i zlęknionego, i smutnego, i sfrustrowanego, i cierpiącego… wszystko na raz. I nie wiedział, co robić. Nie wiedział, czy byłam tu, aby go uderzyć, czy byłam tu, aby błagać go, aby uwolnił mnie od naszych zaręczyn. Nie wiedział także, czy podejść do mnie, czy wycofać się. To mnie zabijało, ponieważ potrzebowałam go tak bardzo, ale wszystko mnie bolało i nie potrafiłam przemówić, gdyż ledwo oddychałam i paliły mnie łzy, które w końcu popłynęły po mojej twarzy i wtedy to mnie uderzyło. Rozpadłam się przez to wszystko. Wszystko, przez co przeszłam tego wieczoru. Blokady drogi, ta część, gdy byłam sama, 192 | T h i s L i f e
słysząc spanikowanego Edwarda przez telefon… pukanie w okno… Caius. Patrzenie na ten złowróżbny uśmiech, słuchanie tego pretensjonalnego głosu, ten kpiący śmiech. Wszystko to teraz uderzyło we mnie, ponieważ nie mogłam wcześniej sobie na to pozwolić, zanim zobaczę Edwarda. Emmett złapał mnie w talii i uświadomiłam sobie, że się chwieję, ale na szczęście Edward wystrzelił bez wahania do przodu i ruszył do mnie. Moje oczy rozszerzyły się, gdy poczułam ulgę, znajdując się coraz bliżej niego, aż w końcu zabrał mnie od Emmett’a. Natychmiast zostałam oszołomiona zapachem Edwarda, który sprawił, że zaszlochałam, gdy złapałam się kurczowo Edwarda. Myślę, że odprężył się, gdy uświadomił sobie, że nie byłam tu, aby go obwiniać, więc objął mnie mocno, unosząc mnie, aby zanieść mnie na łóżko i byłam świadoma tego wszystkiego, ale skupiłam się jedynie na zapachu Edwarda, na jego ramionach wokół mnie, na moich ramionach wokół jego szyi, na mojej twarzy zatopionej w jego szyi i po prostu… Boże, rozpłakałam się. Tak, jak nigdy wcześniej nie płakałam. I tak nieprawdopodobnie mi ulżyło, gdy położył nas na swoim starym łóżku, splątanych razem, trzymających się mocno nawzajem, ponieważ to było to, czego potrzebowałam. Potrzebowałam bardziej, niż tlenu, jak czułam. – Przepraszam, kochanie… tak kurewsko cię przepraszam – wyszeptał w moje włosy, a ja pokręciłam głową, niezdolna do odpowiedzenia mu, ale zdesperowana, aby wiedział, że nie chciałam jego przeprosin. Chciałam jedynie jego.
193 | T h i s L i f e
Bella POV – Powiedz mi, co mam robić, kochanie – błagał cicho, gdy płakałam coraz mocniej. Nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć, ponieważ naprawdę nie wiedziałam nic o niczym… Wiedziałam jedynie to, że było nieakceptowalne, aby mnie zostawił. – Chcesz, abym sprowadził Rose… Nie pozwoliłam mu skończyć zdania, gdyż zawzięcie pokręciłam głową, przy zagłębieniu jego szyi, a myśl o jego wyjściu sprawiła, że zaczęłam szlochać jeszcze bardziej i byłam całkiem pewna, że dusiłam go moim uściskiem. – Po prostu… ty. – Zdołałam sapnąć przez łzy. Poczułam jak zadrżał, może w końcu rozumiejąc, że przynajmniej chciałam jego. Nie wiem, jak długo płakałam, ale było więcej rzeczy, niż wydarzenia z dzisiejszego wieczoru, które sprawiły, że ciężko dyszałam, łaknąc powietrza gdy przemoczyłam koszulę Edwarda. Było dużo więcej. Ważne i błahe rzeczy. Wszystko, związane z Charlie’m, który mnie nie chciał i to, że nie zakończył spraw między nami i nie dostałam od niego żadnego wyjaśnienia; to po prostu umarło tak, jak było, a potem jeszcze Jasper i ten drugi skurwiel pojawili się, i ten zmartwiony wyraz twarzy Jaspera… Pogarda i osądzanie Alice… Wszystkie nowe rzeczy, biżuteria, ubrania, świadomość wszystkich przyszłych podróży, luksus… A potem dobre rzeczy, naprawdę dobre rzeczy… jak zakochanie się w Edwardzie, poznanie, jak wspaniałym mężczyzną naprawdę był, jaki był słodki i jak bardzo opiekował się mną… sposób, w jaki na mnie patrzy, z tak dużym uczuciem i oddaniem… sposób, w jaki się
194 | T h i s L i f e
rozjaśnia, gdy zbliżam się do niego lub proszę go, aby coś mi zagrał… Cały nasz czas, spędzony w chacie, gdy byliśmy tylko my we dwoje… I Boże, Alec. Nigdy bym nie pomyślała, że stracę głowę tak bardzo dla dzieciaka, ale to zrobiłam. Był moim przyjacielem, świetnym muzykiem, pewnym źródłem śmiechu i po prostu takim, cholernym światełkiem w ciemnościach. Nawet Emmett jest przekomiczny i rany, straciłam głowę dla nich wszystkich; Esme, Tanyi, nawet Carlisle’a i Garrett’a… oni są dla mnie jak rodzinq, dużo bardziej, niż Charlie kiedykolwiek był i po raz pierwszy w moim życiu, czułam się, jakbym gdzieś przynależała. I chociaż ta myśl mnie przerażała, nie mogłam dłużej temu zaprzeczać, gdyż była to prawda; przynależałam do Edwarda i Cullenów. To było po prostu tak kurewsko przytłaczające i dzisiaj… zobaczyć drugą stronę, stanąć twarzą w twarz z… kłopotem, i zrobić to, będąc całkowicie sama… Kurwa, byłam w rozsypce. Łkanie w końcu ustało, ale tak samo desperacko, jak wcześniej, trzymałam się kurczowo mojego irlandzkiego chłopaka i dziękowałam… że on także mocno mnie trzymał, gdyż wyglądało na to, że on także mnie potrzebował. Kocham cię, chciałam powiedzieć, ale naprawdę musiałam zachować te słowa na lepszą chwilę. Nie chciałam, aby ta noc zawierała wspomnienie mnie, mówiącej mu po raz pierwszy, że go kocham. Mimo że tak było. Naprawdę go kocham i nie będę długo czekać, aż mu to powiem, moje życie może zmienić się bardziej i możliwe, że na gorsze, gdy opuścimy Forks, ale… mimo wszystko była to prawda i zaprzeczanie temu jest bezcelowe. Poza tym, chciałam, aby to wiedział. Chciałam, aby zrozumiał, bez względu na to, jak moje życie się zmieni, że on w nim jest i że jest dla mnie wystarczający. – Zmęczona, księżniczko? – wyszeptał Edward. Zadrżałam, gdy jego oddech musnął moją szyję i chociaż nie byłam śpiąca, byłam zdecydowanie wyczerpana, więc kiwnęłam głową z twarzą nadal zatopioną w zagłębieniu jego szyi, gdzie mogłam najbardziej poczuć jego zapach. To był zapach, który już nie tylko kochałam, ale potrzebowałam. – Wejdź pod kołdrę – zasugerował cicho, na co ponownie kiwnęłam głową, ale pokazałam irlandzkiemu chłopcu całkowicie jasno, że pod żadnym pozorem ma mnie nie zostawiać. Tak spokojnie, jak to możliwe, podwinął moje obrania, podczas gdy nadal kurczowo się go trzymałam i pocałował mnie miękko i delikatnie w policzki, skroń, czoło i powieki, szepcząc słodkie słowa, gdy zdejmował nasze ubrania, po czym z czystą ulgą i w niczym, 195 | T h i s L i f e
poza moimi majtkami, przytuliłam się do Edwarda, przyciskając moje ciało do jego, kochając uczucie skóry przylegającej do skóry. Nie było w tym dla żadnego z nas nic seksualnego, gdy leżeliśmy pod kołdrą w niczym, poza bielizną. To było pocieszenie. Ulga i pocieszenie. – Przepraszam, że mnie tam nie było, kochanie – westchnął ciężko i mogłam wyobrazić sobie, jak wpatruje się w sufit, ale nie podniosłam twarzy z jego szyi, aby sprawdzić czy miałam rację. Pachniał na to zbyt pocieszająco. – Nie przepraszaj – wyszeptałam, wiedząc, że mój głos będzie zachrypnięty, jeśli powiedziałabym to głośniej. – Po prostu nie zostawiaj mnie. – Nigdy. To nie jest dla mnie opcja… Ale… – westchnął ponownie, wzmacniając na mnie uścisk i całując czubek mojej głowy. – Twoje bezpieczeństwo znaczy dla mnie wszystko, Bello i… – Pokręcił głową, mogłam to wyczuć. Poczułam także lęk odnośnie tego, co zamierzał powiedzieć. – Jeżeli tego nie chcesz… – Przełknął ciężko, co mogłam usłyszeć i moje oczy wypełniły się łzami. – Pozwolę ci odejść, kochanie, ponieważ nie mogę, kurwa, znieść, widzieć cię w takim stanie. Nie. Nie. Nie ma, kurwa, takiej opcji. Pokręciłam głową, starając się przemówić tak mocno i pewnie, jak potrafiłam. – Nigdy… nigdy ponownie tego nie mów, Whistler… Nigdy. Chcę tego – dodałam, czując, że łzy płyną po mojej twarzy. – Chcę nas. Nie jestem załamana – kontynuowałam cicho, przyciskając usta do jego szyi i sprawiając tym, że zadrżał. – Dziś wieczorem byłam przestraszona, jak cholera. Nie mogę temu zaprzeczyć. Ale… nie, nie jestem załamana, czy coś… i nigdzie się nie wybieram… ponieważ nie chcę… I potrzebuję cię. Obniżając się, przekręcił się na bok, aby spojrzeć mi w twarz, nasze czoła się stykały i z tą głęboką zmarszczką, która wykrzykiwała zwątpienie, studiował mnie. Głaskał mnie po policzku i studiował mnie, i chociaż bezgłośnie płakałam, wiedziałam, że nie znajdzie wahania w moich oczach. Nic nie powiedział, ale zauważyłam dokładny moment, kiedy dotarło do niego, że nasz związek był tak wzajemny, jak tylko mógł być, ponieważ widziałam jak ciężko przełknął, a jego oczy… rozszerzyły się, jedynie nieznacznie, ale wystarczająco dla mnie, aby to zauważyć i zadrżał, gdy je zamknął, możliwe że z ulgi. – Okay – wyszeptał po chwili.
196 | T h i s L i f e
***
Rose i ja nie poszłyśmy pojutrze do szkoły – to znaczy, dzisiaj rano – i cieszyłam się, że rodzice Rose zgodzili się, aby od teraz była pod opieką Emmett’a. Uświadomili sobie oczywiście, że Emmett i Edward zajmą się nią lepiej, niż oni, zwłaszcza teraz, gdy do miasta przybyły kłopoty. Nie było niespodzianki, że tego ranka Edward i ja omówiliśmy to gówno. Wywietrzyliśmy wszystkie sprawy. I cieszyłam się, że niczego nie zatajał. Naprawdę odpowiadał na moje pytania i mówił prawdę. Wiedziałam to. Powiedział mi, że podejrzewali – dzięki zainteresowaniu mediów naszym weselem – że Avellinowie pojawią się, mając nadzieję, że dotrą do Ed’a Masena, i że ponieważ teraz tu byli, Carlisle i Garrett robili wszystko co w ich mocy, aby zwiększyć ochronę… cóż, mieć większą ochronię, niż do tej pory mieli. Nie zajęło mi dużo czasu, aby zauważyć zmiany i Edward trochę się bał mojej reakcji, ale będąc szczera, nie dbałam o to. Już nie. To było teraz moje życie i będę musiała po prostu przywyknąć do tego, że ludzie mnie obserwują. Ponieważ to było to, co robili. Częścią planu ochrony Carlisle’a i Garrett’a, było zatrudnienie więcej ludzi. Więcej mężczyzn, jako ochroniarzy i wszyscy oni przylecieli dziś rano z Chicago. Najwyraźniej Carlisle zaplanował to wczoraj i teraz, w południe, jeden koleś był przy chacie, jeden przed domem rodziców Rose – tak na wszelki wypadek – i trzech facetów przed rezydencją Cullenów. Nauczyłam się także, że Edward i Emmmett wyznaczyli dwóch osobistych ochroniarzy dla mnie i Rose, a Carlisle zrobił to samo dla Esme. To było szalone, ale posłuchałam i przyjęłam tym razem radę Esme: – Jest łatwiej, gdy zachowujesz się, jakby ich tu nie było. Więc tak też zrobiłam. Teraz, gdy przygotowywałam się do jazdy na lotnisko w Port Angeles, z Edwardem. Ignorowałam mężczyznę o imieniu Conn, który był moim osobistym ochroniarzem i stał teraz przed chatą z Kellan’em – naszym kolesiem od chaty. Yep, ignorowałam ich. Obu. Gdy się malowałam. Tak bardzo ich ignorowałam. Okay, było ciężko ich ignorować. Ale próbowałam. Edward wyglądał tak, jakby naprawdę ich ignorował, ale może było tak dlatego, że dorastał w takiej… sytuacji… czy jakkolwiek, do cholery, mam to nazwać. Teraz był w kuchni i robił sobie kanapkę, ponieważ irlandzki chłopak potrafił zjeść. Dużo. W każdym razie, dzisiejszym planem Edwarda i moim jest odebranie Masenów z lotniska i to będzie pierwszy raz, gdy się z nimi spotkam. Nie z Alec’em, oczywiście i nie 197 | T h i s L i f e
mogłam się doczekać, aż znowu go zobaczę, ale z resztą; Ed’em i Elizabeth. Byłam zdenerwowana spotkaniem z nimi i po wczorajszym gównie, Edward i ja wydawaliśmy się krążyć blisko siebie, co oznaczało, że jechałam z nim do Port Angeles. – Jesteś gotowa do jazdy, kochanie? – zawołał Edward z kuchni, głosem stłumionym przez drzwi od łazienki… lub jego cholerną kanapkę. – Prawie – odpowiedziałam. – Jeszcze pięć minut. To było dwa tygodnie temu, gdy Esme i Tan zaprosiły mnie i Rose do rezydencji Cullenów na „małe zakupy” i Rose, i ja, byłyśmy oczywiście zmieszane, ale gdy przyjechałyśmy, nasze szczęki opadły na podłogę, gdy zobaczyłyśmy, co Esme i Tan miały na myśli. Salon Esme i Carlisle’a był wypełniony ubraniami. Na wieszakach, w kartonach, w torbach, na krzesłach i… wszędzie dookoła. Ubrania. Dodatki. Buty. Kosmetyki. Biżuteria. Bielizna. I dwóch, bardzo podekscytowanych gejów asystentów, stających obok, chętnych do pomocy. Esme powiedziała: – Nie stójcie tam tak, kochane. Chodźcie tu i zacznijcie wybierać. Tak, Rose i ja byłyśmy tu, aby skompletować garderobę, lub, jak to powiedziała Tan „Przynajmniej zacząć”. I teraz mamy ubrania i więcej i… Boże, chata jest zapełniona, przysięgam. Reakcja Edwarda na te wszystkie pudła ubrań? – Widzę, że mama i ciocia Tanya dotarły do ciebie. Koniec.
198 | T h i s L i f e
Spoglądając w lustro, posłałam sobie doceniające spojrzenie, ponieważ prawdę mówiąc, nie wyglądałam nawet w połowie źle. Na zewnątrz mogło być zimno, jak cholera, ale gdy zobaczyłam szare, materiałowe spodnie z kieszonkami po bokach, wiedziałam, że chcę je dziś założyć, pomimo że kończyły się na moich łydkach. Do tego oczywiście czarna, satynowa bluzka – które nie sprawi, że będzie mi ciepło, ale podobała mi się, więc koniec dyskusji. Na koniec moje brudno– różowe szpilki za kostkę. Były seksowne. Z pewnością zmieniłam się przez ostatnich kilka miesięcy i chociaż nadal czasami bywałam oszołomiona, zwłaszcza, gdy widziałam metki z cenami – na przykład za torebkę Alexandra McQueen’a, którą miałam dziś użyć – ześwirowałam trochę, zanim Edward mnie uciszył. Dosłownie, uciszył mnie. Ale DAJCIE SPOKÓJ! Piętnaście tysięcy dolców za małą torebeczkę?! Przysięgam, że mogłabym wyżywić osadę w Afryce za takie pieniądze. Na miesiąc. – Księżniczko, rozmawiam z mamą przez telefon – powiedział Edward przez drzwi. – Chce wiedzieć, czy masz strój na dzisiejszy wieczór. Ach, tak, wieczór. Edward i ja mamy kolację z Ed’em, Elizabeth, Carlisle’m i Esme w posiadłości Cullenów. Esme chce wiedzieć, czy mam na to strój? – parsknęłam. Przewróciłam także oczami, gdy wkładałam kolczyki do dzisiejszego stroju. – Powiedz jej, że mam o kilka za dużo! – odkrzyknęłam. Uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam śmiech Edwarda. Gdy skończyłam, wyszłam z łazienki i dołączyłam do Edwarda, który siedział na kanapie, pochłaniając kolejną kanapkę. – Czy już jednej nie zjadłeś? – zachichotałam, podchodząc do niego. Ubrany był w swoją charakterystyczną czerń i przelotnie pomyślałam o, wiecie, rzuceniu się na niego, ale nie było na to czasu. Niestety. Winiłam go jednak za to. Kiedykolwiek zakładał swoje czarne, garniturowe spodnie i czarną koszulę na guziki, z podwiniętymi rękawami, robiłam się głodna. Jednak nie kanapek. – Cholera, piękna. – Zakrztusił się, obserwując mnie szeroko otwartymi oczami, gdy oceniał mój strój. Sprawiłam, że irlandzki chłopak zakrztusił się swoją kanapką. Poczułam się dumna z siebie. Yeah, jestem trochę pokręcona, ale czy to nowość?
199 | T h i s L i f e
– Podoba ci się? – zapytałam niewinnie, obracając się raz dla niego, ale dajcie spokój, wiedziałam, że wzrok Edwarda przylepił się do mojego tyłka. I cycków, jeśli o to chodzi. Naprawdę je lubił. – Kurewsko to kocham – odpowiedział i tak, jego głos był ochrypły. – Dobrze. – Uśmiechnęłam się. – Czas iść – dodałam, gdy nie przestawał rozbierać mnie wzrokiem. Dziewczyna musi tak bardzo się powstrzymywać, a sposób w jaki na mnie patrzył był pewnym sposobem, abym zamknęła drzwi i została tu z Whistlerem.
***
Godzinę później Edward i ja… i Conn… czekaliśmy na prywatny odrzutowiec Masenów i byłam zdenerwowana jak cholera, ale także kurewsko podekscytowana, że znowu zobaczę Alec’a. – Naprawdę lubisz Alec’a, eh? – wymamrotał Edward, uśmiechając się miękko i wzmocniłam uścisk na jego dłoni. – Kocham go – odpowiedziałam, utrzymując wzrok na bramkach, gdyż wiedziałam, że w ciągu kilku minut pojawią się w nich. – Yeah, tak łatwo go pokochać – westchnął cicho i chciałam… Boże, chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam. Jeszcze nie. Zaplanowałam już, że powiem to Edwardowi w przyszłym tygodniu, gdy zostaniemy małżeństwem, wiedząc, że to będzie dla nas idealny moment. Ale było jasne, że Edward westchnął myśląc, że chciał, abym jego także kochała, nie tylko Alec’a. To bolało, wiedzieć, że Edward czuł się w ten sposób, zwłaszcza, odkąd go kochałam, ale trzymałam to dla siebie i musiałam coś powiedzieć. Wtedy zauważyłam burzę rozczochranych, brązowych włosów i wiedziałam, że Ed Masen ma podobne włosy do Edwarda, z tą różnicą, że Edward miał je bardziej miedziane, więc wykorzystałam szansę na powiedzenie tego, co chciałam, aby wiedział, zaraz zanim drzwi się otworzyły. – Obojga was łatwo kochać – wymruczałam i miałam rację. Głowa Edwarda zaczęła tak szybko się kręcić, że myślałam, że zasłabnę, ale powstrzymałam się od spojrzenia w jego – najprawdopodobniej – zszokowanych i pytających oczu. Zamiast tego uśmiechnęłam się, gdy drzwi się otworzyły i… – DUPCIA! 200 | T h i s L i f e
Zerkając do tyłu, mrugnęłam do bardzo rozdziawionego Edwarda, zanim odwróciłam się do mojego drugiego, ulubionego mężczyzny. – Alec! – Prawie zakwiczałam i uśmiechnęłam się tak szeroko, że moja twarz prawdopodobnie zaraz się rozerwie, ale nie dbałam o to, gdy ruszył do mnie, aby mnie wyściskać. – Nie mogę uwierzyć, że nadal nosisz szorty, dzieciaku! Jest grudzień, do cholery. – Ach, znasz mnie, kochana. Kocham moje szorty. A teraz pozwól mi na siebie spojrzeć, eh? – Uśmiechnął się jak głupek, gdy mnie puścił, aby wziąć mnie za rękę i obrócić mnie dookoła. Co za Casanova. Poczułam ramię, oplatające moją talię i uśmiechnęłam się, gdy oparłam się o klatkę piersiową Edwarda, zawsze kochając uczucie jego, jak i jego męskiego zapachu. – W porządku, wystarczy tego dobrego, szczeniaku – zachichotał Edward, zanim pocałował moją schroń. – Dobrze, że wróciłeś. – Dobrze wrócić, szefie – odpowiedział Alec, salutując mu w swoim żartobliwym stylu. Ale nadal widziałam sposób, w jaki Alec patrzył na Edwarda, jako swojego bohatera. Alec nigdy tego nie potrzebował, gdyż był małym, pewnym siebie chłopakiem, ale kiedykolwiek Edward go pochwalił lub włączył go w coś – jak w szukanie mojego pierścionka zaręczynowego – Alec rozjaśniał się, przepełniał się dumą i szczęściem. Unosząc mój podbródek do góry, Edward zrozumiał i uśmiechnął się pięknie, zanim pochylił się i mnie pocałował. – W porządku, wy dwoje, wystarczy obściskiwania! – Uśmiechnął się Alec i wtedy – gdy Edward i ja przerwaliśmy pocałunek – usłyszałam inny głos. – Edwardzie, mój chłopcze! Ed Masen. Z westchnienie odwróciłam się w kierunku, gdzie Alec dołączył teraz do swoich rodziców i siostry. Przywitanie się z Nessą nie było ciężkie, gdyż nadal była grzeczną, acz zuchwałą, słodką, młodą laską i lubiłam ją bezmiernie. Tak jak Edward i część mnie, część mojej anatomii zareagowała, gdy pocałował ją w dłoń i mrugnął do niej, sprawiając, że młoda zarumieniła się. Widząc takiego Edwarda, jak zachowuje się przy Nessie, a głównie przy Alec’u… tak, to zdecydowanie działa na kobiety. – Wujku Edzie, dobrze cię widzieć. Ciebie także, ciociu Liz – odpowiedział Edward, nadal stojąc zaraz za mną z ramieniem wokół mojej talii. To, o czym najbardziej myślałam, to 201 | T h i s L i f e
głos Edwarda. Był inny i pamiętałam go z czasów, gdy poznał mnie po raz pierwszy. Zanim włączone w to były uczucia, zanim pokazał mi swoje prawdziwe oblicze. To były interesy. Jego głos był nieugięty, chociaż bardzo grzeczny, ale nie troskliwy. Chyba jednak trochę bardziej troskliwy wobec Elizabeth, pomyślałam, gdy całowali się nawzajem w policzki. – Ciebie także dobrze widzieć, panienko. – Uśmiechnął się Ed, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. – To musi być twoja urocza przyszła panna młoda. Zauważyłam, że jego akcent nie był tak wyraźny, jak Alec’a, czy Nessy i zrozumiałam, że musiało to mieć coś wspólnego z tym, że wychował się we Włoszech. – Tak – odpowiedział Edward. – Ed, Liz, to jest Isabella Swan, moja piękna narzeczona. Bello, to jest moja ciocia i wujek, Elizabeth i Edward Masen. – Miło mi was poznać – odpowiedziałam grzecznie, kłamiąc przez zęby. – Och, cała przyjemność po naszej stronie, moja droga – odpowiedziała Elizabeth, nawet puszczając mi oczko. Ona jest jak Esme, było moją pierwszą myślą. – Miło cię poznać, Isabello – powiedział Ed, unosząc moją dłoń do swoich ust i oczywiście, to było bardzo rycerskie i co tam jeszcze, ale nie rób tego ponownie! – Czy lot przebiegł wam przyjemnie? – zapytał Edward, a jego głos był napięty, gdy wziął moją, dopiero co pocałowaną rękę, w swoją. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, gdy poczułam, jak jego kciuk wyciera miejsce, w które jego wujek pocałował moją dłoń. Ale jedna rzecz była dla mnie bardzo jasna; Edward był jedynie spokrewniony z Elizabeth. Nie z Ed’em. Ani trochę z nim. W żadnym stopniu. – Całkowicie. – Uśmiechnął się Ed. – Och, i Liam przesyła najlepsze życzenia. Miejmy nadzieję, że niedługo go wypuszczą. Jak, do cholery, miałoby to być możliwe? – Czy możemy już iść, mamo, chcę zobaczyć się z Emmie’m – powiedziała Nessa, przerywając rozmowę. Była niezaprzeczalnie urocza i Rose będzie jej piekłem. Nie wątpię w to. – Oczywiście – odpowiedziała Elizabeth, po czym odwróciła się do Ed’a i Edwarda. – Przypuszczam, że Alec jedzie z tobą, Edwardzie? A Ed, Ness i ja możemy jechać z Conn’em. Musimy także poczynić kilka przygotowań przed dzisiejszym wieczorem. – Brzmi dobrze. – Kiwnął głową Ed, zanim pstryknął palcami, aby zdobyć uwagę Conn’a. – Jaka jest sytuacja? Ach, tak, oczywiście wiedział, że Avellinowie byli w Forks i Conn mógł być moim osobistym ochroniarzem, ale był także pracownikiem Ed’a, jak cała reszta z nich. 202 | T h i s L i f e
– Nic nowego, proszę pana – odpowiedział Conn zza mnie i Edwarda. – Obrzeża są sprawdzone podwójnie i pani Cullen przygotowała już wam pokoje. – Wspaniale! – Uśmiechnął się Ed. Yeah, cudownie…
***
– Jak dobrze jest wrócić – westchnął z zadowoleniem Alec, wchodząc do chaty. – Dobrze, że wróciłeś, dzieciaku. Tęskniliśmy za tobą – odpowiedział Edward. Wskazał na pojedyncze łóżko, które zamówiliśmy i teraz stało w kącie, za drzwiami wejściowymi. Chata była oficjalnie wypełniona. – Tam jest twoje łóżko. – Słodko. Szkoda, że nie będziemy tu zbyt długo, eh? – zachichotał Alec, rzucając się na swoje łóżko. – Kurwa, yeah – zaśmiał się miękko Edward, wskazując nam, abyśmy usiedli przy kominku. – Chodź tutaj, mamy kilka spraw do przedyskutowania. Edward i ja usiedliśmy na kanapie lub, cóż… on był na kanapie… a ja na jego kolanach. Normalna procedura; ja siadam, on przyciąga mnie bliżej siebie. Nie narzekałam. – Co mamy przedyskutować? – zapytał Alec, siadając na krześle. – Po prostu kilka rzeczy, dotyczących tego tygodnia – powiedział Edward. Miał całkowicie ten wspaniały uśmiech na twarzy, gdy wspominał o czymś, związanym z naszym weselem. – Jutro Em i ja zabieramy cię na przymiarki, czy twoja mama lub tata mówili ci o tym? – Tak, mama o tym wspominała i nie pozwoliła mi mieć spodni garniturowych przerobionych na szorty. – Och, czy wspominałam już, że kocham tego dzieciaka? – Och, nie pozwoliła, eh? – zachichotał Edward. – Cóż, musimy się jej słuchać, jak zgaduję. A czy wspominała coś odnośnie twojego jutrzejszego wieczoru? Jutrzejszy wieczór. Dwudziestu iluś gości – gości, którzy zostają tu na tydzień, aż do wesela. Mówimy o kuzynach, wujkach, ciociach, dziadkach i najbliższej rodzinie. Wszyscy oni będą tu dla mnie i Edwarda. Nie mogę się doczekać. Poczuliście sarkazm?
203 | T h i s L i f e
Usłyszałam, że dzwoni mój telefon i skierowałam się do szafki nocnej, na której położyłam moją torebkę. Numer telefonującego. Rose. – Hej, Rose – odebrałam. – Hej, jesteście jeszcze w chacie? – Yeah – odpowiedziałam, zmieszana jej nieufnym głosem. – Jesteś z Emmett’em? – zapytałam, wiedząc, że przeprowadza się dzisiaj do rezydencji Cullenów. – Um, tak, i Masenowie właśnie przyjechali. – Okay…? – Wszyscy właśnie oglądamy wiadomości. Powinniście zrobić to samo. Kanał czwarty.
204 | T h i s L i f e
Bella POV Usiadłam ponownie obok Edwarda, objął mnie ramieniem, gdy włączył telewizję na kanale czwartym. Sapnęłam, a Edward wzmocnił swój uścisk na mnie, gdy oglądaliśmy na ekranie nikogo innego, jak zastępcę Whitlock’a i nagłówek, głoszący: „Masenowie wrócili do Forks”. – Mieszkańcy Forks są oczywiście przez to roztrzęsieni. Czy możesz jakoś to skomentować? – Reporterka zapytał Whitlock’a. – Nic już nie możemy zrobić w tej sprawie, ale zapewniam ciebie i wszystkich, że FBI dobrze sobie z tym poradzi. Nie ma czego się obawiać. – A co z plotkami, mówiącymi o tym, że Aro Avellino jest w mieście? Czy są tutaj na wesele pana Cullena i panny Swan? – kontynuowała dziennikarka, gdy ekran zabłysnął nowym nagłówkiem, dla tych, którzy nie wiedzieli, kim jest Aro Avellino. – To jest jedynie szerząca się plotka i jestem pewien, że FBI poinformowałaby nas, jeżeli byłaby to prawda. Yeah. Racja. – Ostatnie pytanie, zastępco Whitlock. Co sądzi szeryf Swan o tym, że jego jedyna córka wychodzi za Edwarda Cullena? – Że nie mogłoby to go mniej obchodzić – zachichotałam bez humoru, głaszcząc Edwarda po włosach. To sprawiało, że się odprężał.
205 | T h i s L i f e
– To nie jest pytanie, na jakie mógłbym odpowiedzieć, proszę pani – odpowiedział Whitlock, po czym wywiad się skończył, ale reporterka kontynuowała, teraz patrząc w kamerę. – Mamy pewność. Masenowie przyjechali i plotki głoszą, że te dwie rodziny są powiązane, ale nigdy nie zostało to udowodnione. Ale sądzę, że teraz mamy nasze potwierdzenie, gdyż bardzo poważana rodzina Cullenów, została teraz oczywiście natychmiast powiązana z niesławnymi Masenami z Chicago. Z Forks, na żywo, mówiła Emily Young. Oddaję głos do studia w Port Angeles. – Wszystko okay, kochanie? – westchnął cicho Edward. – W porządku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ponieważ naprawdę nie dotknęło mnie nic z tego. – Dziękujemy ci Emily za raport, a u nas w studio mamy gościa – Agenta Specjalnego Black’a. Dziękuję za przybycie – powiedziała jakaś kobieta i szybko zrozumiałam, że to także będzie o nas. – To ojciec Jacoba Blacka – poinformował mnie Edward, marszcząc mocno brwi, ale ja byłam jedynie zmieszana, ponieważ nie miałam pojęcia kim był Jacob Black. – Wierzę, że nazwaliśmy go Pomagierem kilka miesięcy temu, skarbie – wyjaśnił z chichotem Edward i tak, to gówno pamiętałam. – Kurwa, nie jest dobrze – powiedział i wyjął swój telefon Vertu. Kurwa, co teraz? – Coś nie tak, szefie? – zapytał Alec. – Yeah – wymamrotał Edward, przesuwając w dół pasek w swoim telefonie. – Wygląda na to, że Billy Black zastąpił Siobhan. Alec kiwnął w zrozumieniu głową, zanim ponownie skupił się na telewizji i znowu uderzyło we mnie, jaki był mądry, jak na swój wiek, ale także… – Nie rozumiem – powiedziałam cicho. Edward ucisnął swój nos, gdy chował telefon. – Agentka Specjalna Siobhan McKenna jest po naszej stronie i to ona upewnia się, że akta moje i Emmett’a nie wyciekną na zewnątrz. Lub przynajmniej, że nie zostaną użyte w sprawie. Jeżeli teraz to Black zajmuje się naszą sprawą, najprawdopodobniej opublikuje nasze akta do wiadomości publicznej. – Że byliście w więzieniu – skończyłam. – Dokładnie, a byłoby miło, gdyby nasze gówno zostało poufne. Sprawiłoby, że łatwiej byłoby nam żyć w społeczeństwie. Przewróciłam oczami. 206 | T h i s L i f e
– Cóż, gówna się dzieją, gdy dajesz się złapać, Edwardzie. Myślałam, że wiesz to najlepiej. Racja? To znaczy, jeśli byli na tyle głupi, że dali się złapać… – Naprawdę, księżniczko? – zapytał, nagle bardzo rozbawiony. Oparł się o kanapę i położył ramię za moimi plecami. – A ja myślałem, że moja piękna dziewczyna zamierza mnie zganić za kradzieże i powiedzieć, jakie to jest niewłaściwe. Ja… nie rozumiem. – Co? – Zmarszczyłam brwi. Alec i Edward zachichotali, gdy kontynuował. – Kochanie, czy jesteś świadoma tego, że zwróciłaś mi swoją sarkastyczną uwagę odnośnie tego, jak głupio jest dać się złapać… a nie, że głupio jest popełniać przestępstwa? Och, pieprzcie moje życie. Co, do cholery, jest ze mną nie tak! – Po prostu… zamknij się – wymamrotałam, uderzając Edwarda w klatkę piersiową, ale to tylko sprawiło, że zaczął się śmiać. Skurwiel.
***
207 | T h i s L i f e
– Wow, Dupciu, dopasowałaś się! – zaśmiał się Alec, gdy wynurzyłam się z łazienki. Byłam ubrana i gotowa na kolację z Esme, Carlisle’m, Ed’em i Elizabeth. – Co masz na myśli, dzieciaku? – zapytałam zmieszana. Wtedy z kuchni wyszedł Edward i oboje, w pewnym sensie zastygliśmy, gdy zobaczyliśmy nasze stroje. On miał na sobie szare, garniturowe spodnie, czarne buty i czarny, dopasowany sweter i tak, wyglądał wystarczająco dobrze, aby go zjeść. Ja zaś dopasowałam się do niego z szarą, zdobioną, ołówkową spódnicą, czarnymi szpilkami bez palców i czarnym topem z pomarszczonymi rękawami. – Wspaniałe umysły myślą podobnie, huh? – zapytał Edward z rozbawieniem… rozbierając mnie jednak wzrokiem, więc pstryknęłam przed nim palcami. Jedynie wzruszył ramionami, zanim pocałował mnie miękko, idąc w stronę kanapy, aby usiąść obok Alec’a. – Alec, będzie okay, jeśli zostaniesz tu sam? – zapytałam, wyjmując pudełko z torebki. – Nie będę sam, Dupciu. – Uśmiechnął się. – Na zewnątrz jest Kellan, pamiętasz? Oczywiście. Prawdopodobnie znał mięśniaka, stojącego na zewnątrz.
– Ale wciąż… – urwałam, podchodząc do Edwarda, aby mi pomógł.
208 | T h i s L i f e
– Wszystko będzie ze mną w porządku, kochanie. Kellan i ja obejrzymy jakiś mecz w telewizji. – W porządku – westchnęłam, odwracając się do Edwarda. – Czy mógłbyś mi z tym pomóc, kochanie? – Wręczyłam mu pierwszą rzecz, jaką kupiłam przy użyciu jego karty kredytowej, po czym odwróciłam się do niego plecami, gdy wstał. To była w pewnym sensie niespodzianka, ale wiedziałam, że ją pokocha. – Oczywiście – odpowiedział, biorąc ode mnie naszyjnik. Nie widział jeszcze zawieszki. Zawieszki w kształcie litery „E”. – Um, kochanie? Teraz najwyraźniej ją zobaczył. – Mmhmm – odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko, gdy spojrzałam przez ramię, i wiecie, do góry, ponieważ był wysoki. Oczy irlandzkiego chłopca były bardzo szczęśliwe. – Kto ci to dał? – zapytał cicho, unosząc naszyjnik. Racja, ponieważ według niego, ja nie mogłabym kupić tego sama. – Ja. – Och – wymamrotał, gdy pomagał mi go założyć i poczułam go, jego oddech łaskoczący moją szyję. Był jednak płytki. Gdy naszyjnik znalazł się już na swoim miejscu, Edward pochylił się i pocałował moją szyję. – Dziękuję. – Nie masz mi za co dziękować – warknęłam cicho, odwracając się w jego ramionach. – A teraz pocałuj mnie Whistler. Wtedy ponownie pojawił się u niego uśmiech. – Tak, proszę pani. Zbyt szybko przeszkodził nam Alec, wydając z siebie dźwięki całowania.
***
– Chryste, jesteś taki znudzony, Edwardzie – zachichotałam, gdy jechaliśmy do rezydencji Cullenów. – Co masz na myśli? Zerknęłam, aby zobaczyć jak szybko jedzie, gdy przemówiłam. 209 | T h i s L i f e
– Esme powiedziała mi i Rose, o tak zwanych symptomach. Gdy ty, Emmett i Carlisle nie „pracujecie” przez jakiś czas, stajecie się niespokojni… i bardziej nerwowi w jeździe. Potrzebujecie adrenaliny. A teraz… jak szybko jedziesz, Whistler? Edward nie wyglądał na zaskoczonego moją wiedzą, więc domyśliłam się, że Esme powiedziała im, co nam powiedziała, ale uśmiechnął się nieśmiało i powiedział: – Przepraszam, po prostu nic, nigdy nie dzieje się w Forks. Po jego odpowiedzi zaczęłam rozmyślać o naszej przyszłości i o fakcie, że naprawdę opuścimy za kilka dni Forks i nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy i jakie mamy plany. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałam, to że zaraz po weselu, jechaliśmy na nasz miesiąc miodowy, a potem do Seattle, gdzie Edward miał swój dom… lub rezydencję. A potem co? Odkryłam, że byłam bardzo ciekawa… i podekscytowana. – Czy ty i Emmett coś planujecie? – zapytałam, cicho, ale dosadnie aby zrozumiał. – Tak – odpowiedział cicho, utrzymując wzrok na drodze. Moje ciało zadrżało od czegoś. – Możesz mi coś o tym powiedzieć? – zapytałam, uświadamiając sobie, że obserwowałam moją dłoń… spoczywającą na udzie Edwarda. Raczej wysoko na jego udzie i wiedziałam, że on także był bardzo tego świadomy. Odchrząknął, zanim odpowiedział, nadal cicho. – Będziemy w styczniu w Rzymie… na, uch, publikację następnego Maserati. Moje dłoń powędrowała wyżej. Rzym. Jedziemy do Włoch. Edward przyśpieszył i ledwie mogłam zobaczyć drzewa, jakie mijaliśmy. Były bowiem całkowicie zamazane. Napięcie wzrosło. Zrobiło się gęste. – A potem co? – zapytałam, czując, że pochylam się nad nim. Nagle stałam się bardzo świadoma swoich przemoczonych majtek. – Gdy tam będziemy… jaki jest plan? Moja ręka sięgnęła do jego bardzo widocznej erekcji i zadrżałam na uświadomienie sobie pewnej sprawy; to była ekscytacja. Nie tylko dla niego, ale także dla mnie. Odkryłam, że było to dla mnie bardzo ekscytujące. – Kurwa, kochanie, co ty robisz? – sapnął, ściskając mocno kierownicę, gdy głaskałam go przez spodnie. I chciałam więcej. Tak dużo więcej. 210 | T h i s L i f e
Miałam spojrzenie utkwione w jego penisie, gdy rozpinałam jego spodnie. – Odpowiedz na moje pytanie. Nie kontrolowałam się i nie miałam pojęcia, co się ze mną działo, ale odkryłam, że to kochałam; napięcie, prędkość, rozmowę o Włochach i Maserati. – Kurwa – syknął przez zęby, zerkając w dół, na swoją uwolnioną erekcję. Posłałam mu spojrzenie, bezgłośnie mówiąc mu, aby odpowiedział. I tak zrobił. Gdy pociągałam za jego penisa. – Um… mamy zamówienia… ungh… na dwa samochody… Dwa samochody. Które ukradną. Zadrżałam gwałtownie. Moje ciało mną kierowało i cóż, pochyliłam się w dół… w stronę jego penisa. – Bello – zakrztusił się, ale byłam już pod jego ramieniem i złożyłam pocałunek otwartymi ustami na wilgotnej główce. Odkryłam, że to także kochałam i nie byłam w stanie przerwać. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy, ale tak jak powiedziałam, nie potrafiłam przestać i wyglądało na to, że Edward także nie potrafi. Ponieważ wiedziałam, że by to zrobił, gdyby był skupiony. Taki już był i nigdy by się na to nie zgodził – ze względu na mnie. Ale zgodził się i jęknął głośno, gdy zassałam go w swoje usta. Poczułam jego dłoń, jego palce, przesuwające moje włosy… gdy wdepnął w gaz… ponownie. Jechał szybciej. – Och, Boże, księżniczko – jęknął. Moja cipka dosłownie pulsowała z pragnienia, a to… Chryste, nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Pożądałam go, kochałam go, kochałam uczucie jego penisa w moich ustach, kochałam jego słoność, jego rozmiar, jego przyjemność. Zadławiłam się nim raz, ale byłam w tym w końcu, kurwa, nowa. – Kurwa! – chrząknął, wypychając biodra do przodu, co sprawiło, że zadławiłam się jeszcze raz. – Kurwa, przepr… Nie pozwoliłam mu skończyć, ponieważ jęknęłam wokół niego, pracując na nim mocniej, ssąc go głębiej, używając moich zębów… całkowicie straciłam kontrolę. Uczucie była tak kurewsko potężne i myśl o nie spaniu z nim, aż do naszej nocy poślubnej, nagle stała się okropna. Potrzebowałam go. Fizycznie, naprawdę go potrzebowałam i szukałam tarcia poprzez pocieranie uda o udo, ale to nie wystarczało. – Jestem blisko, kochanie – jęknął, ale nie przerwałam.
211 | T h i s L i f e
Potrzeba była zbyt wielka i myślałam, że zaraz wybuchnę. Byłam w zasadzie całkiem tego pewna. Edward napiął się i z głośnym jękiem doszedł gorącymi wytryskami do mojego gardła, sprawiając, że prawie się zachłysnęłam, gdy to połykałam. Chociaż nie mogłam powiedzieć, że mi to smakowało, zdecydowanie cieszyłam się, że zadowoliłam mojego mężczyznę, i kurwa, to sprawiło, że byłam bardziej napalona. Czułam się w pewien sposób bardziej pożądana. – Kurwa… ja pierdolę – wydyszał, gdy go puściłam. – Po prostu… kurwa. Z niechęcią pomogłam mu zapiąć spodnie, ponieważ moja cipka nadal pulsowała, zostawiając mnie bez tchu i dyszącą z cholernej potrzeby. – Jezu, Bello – wysapał, gapiąc się na mnie szeroko otwartymi oczami. – Co to, do cholery, było? Nie miałam na to odpowiedzi. Cóż, zrobiłam mu loda, tego byłam pewna, ale nie miałam pojęcia, skąd to się we mnie wzięło. I dlaczego. Ale wiedziałam, że chciałam więcej. – Potrzebuję cię – odpowiedziałam skomląco i byłam teraz kurewsko zdesperowana. Myślę, że Edward zauważył moją desperację, ponieważ szybko zjechał samochodem na pobocze, po czym odsunął swoje siedzenie. – Chodź tutaj, śliczna. Praktycznie rzuciłam się na niego i chociaż ten samochód był mały, zdołałam usadowić się tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Sposób, w jaki na nim usiadłam był szaleńczy, gdy pocałowałam go mocno, wsuwając swój język w jego usta, ale gdy załapał moją desperację, był tak samo chętny. – Powiedz mi, czego potrzebujesz, kochanie – wydyszał pomiędzy pocałunkami, gdy jego dłonie powędrowały pod moją spódnicę. – Kurwa, chciałbym… – Chciałbyś co? – jęknęłam, odchylając głowę do tyłu, gdy ssał moją szyję. – Cholera, chciałbym cię posmakować – warknął w moją szyję. – Chciałbym posmakować tej twojej, słodkiej cipki. – Och, kurwa! – jęknęłam. Jego ręce… pod moją spódnicą… bliżej, wyżej… – Proszę, Edwardzie… proszę… W końcu poczułam, jak przesuwa moje stringi na bok i wtedy jego długie palce zaczęły drażnić moje mokre fałdki. Potrzebowałam więcej, więc zakołysałam na nim, sprawiając, że zrozumiał… ugh! Tak… – Tak kurewsko gorąca, kochanie – wyszeptał… po czym jego głos zmienił się w rozkaz. – Ujeżdżaj moje palce, kochanie. Pozwól mi poczuć swoją cipkę. 212 | T h i s L i f e
Znowu jęknęłam, zatapiając twarz w zagłębieniu jego szyi i wtedy wsunął we mnie dwa swoje palce. Mocno. To było wszystko, ale nie wystarczało, ponieważ wiedziałam… Cholera, chciałam jego penisa. – Ungh… nie mogę się doczekać naszej nocy poślubnej – zaskomlałam, ujeżdżając jego palce coraz mocniej i jęcząc coraz głośniej, gdy jego palce wsuwały i wysuwały się ze mnie. Nadal to nie wystarczało, ponieważ nie zagłębił się we mnie wystarczająco głęboko. – Och, tak? A to dlaczego, skarbie? – Pocałował moje gardło. Poczułam jego kciuk na mojej łechtaczce i zacisnęłam się wokół niego, oddychając ciężko, w końcu czując, że zbliża się mój orgazm. Kurwa, trzeci palec, wypełniający mnie… oboje jęknęliśmy. Mocniej. Szybciej. Chciałam więcej. Potrzebowałam więcej. Szybciej. Proszę. – Och… ponieważ… ungh… chcę całego ciebie. – Praktycznie zaszlochałam. – Kurwa – jęknął głośno. – To prawda, kochanie? Chcesz całego mnie? Chcesz mojego penisa? Tak! Zacisnęłam się na jego palcach. Pulsując. Zauważył to i wiedział, czego chciałam. – Boże, lubisz niegrzeczne rozmowy, prawda, Bello? – warknął, trzymając mnie za ramię, gdy podwoił swoje wysiłki. – Wiedziałem o tym… Pamiętasz? Powiedziałem ci. Powiedziałem ci to, kurwa. Wiedziałam, o czym mówił. Na naszej pierwszej randce. Powiedział, że byłam prawdopodobnie tak samo niewinna, jak on. Skurwiel miał prawdopodobnie rację. – Kurwa, jesteś taka ciasna, kochanie. I tak blisko. Tak. Och! – Tak, czuję cię, Isabello… Dojdź dla mnie. Doszłam mocno i szybko, zaciskając oczy, gdy fale przyjemności przepłynęły przeze mnie i byłam ledwie świadoma czegokolwiek innego, poza sobą i ciężkim oddechem Edwarda. – Kurwa – wydyszałam… i zadrżałam… zatrząsałam się… i przeszły mnie dreszcze. Zajęło to chwilę, ale jak tylko mój oddech powrócił do normalności, po prostu tam siedzieliśmy. Nie rozmawialiśmy o moim szaleństwie. Edward po prostu mnie obejmował i całowaliśmy się. Powoli i miękko. Ale sądzę, że jest całkiem oczywiste, że Edward nie jest jedynym, spragnionym ekscytacji; ja także jestem i wierzę, że on wie o tym lepiej, niż ja,
213 | T h i s L i f e
nawet sama przed sobą. Czy była to szybka jazda, czy… wiecie, jego zajęcie… lub to, co zrobi… w Rzymie… Nie wiem, ale na pewno coś. Coś, co… kurwa, podnieciło mnie. Jestem popieprzona. Jednak nie czuję się przez to źle. Z jakiegoś powodu byłam… podekscytowana. Podniecona. Szczęśliwa. Kurwa. Gdy siedziałam już na swoim miejscu, wiedziałam, że rumienię się jak świr, a Edward nie polepszył sytuacji, gdy odpalał silnik, liżąc swoje cholerne palce, zanim ruszył. Zadowolony z siebie dupek był naprawdę taki; zadowolony z siebie. Nikt nie byłby w stanie tego zobaczyć, ale ja oczywiście zobaczyłam. Zobaczyłam bardzo zadowolony uśmiech, igrający na jego ustach. Nawet starał się go zwalczyć, ale widziałam drganie. Widziałam je i nienawidziłam. Nie, nie nienawidziłam. I w tym rzecz. Nie nienawidziłam tego. W ogóle. Gdy splótł nasze palce razem, spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo. Uśmiechnął się figlarnie, nie starając się już ukryć tego uśmieszku. I powiedział: – Dzisiaj posmakuję ze źródła, kochanie. Wtedy nacisnął gaz, sprawiając, że silnik zawył… i przygryzłam wargę, aby zwalczyć jęknięcie. Nie było tu więcej zaprzeczania. Byłam bardziej podobna do Edwarda, niż myślałam, to tyle.
***
Kolacja była… dziwna. Naprawdę, kurewsko dziwna. Stół, nakryty na sześć osób, był bardzo formalny. Bardziej, niż formalne imprezy, które już mieliśmy, a ta miała być na luzie. Ale nie była. Była daleko od tego. Carlisle siedział przy jednym końcu stołu, a Esme przy drugim, co pozostawiło mnie i Edwarda po jednej jego stronie, a Ed’a i Liz po przeciwnej. Innym sposobem na spojrzenie było to; Esme, Liz i ja siedziałyśmy po jednej stronie, a trójka mężczyzn po drugiej i chociaż przez cały czas czułam Edwarda, było to bardzo podzielone. Dwie grupy z jedynym połączeniem, jakim był Edward i ja, i jak odmówił puszczenia mojej ręki, a jeśli już to zrobił, opierał ramię na oparciu mojego krzesła. Kochałam sposób, w jaki cały czas pozostawał blisko mnie, praktycznie w ochronny sposób. Potrzebowałam tego, kochałam to. Łaknęłam jego bliskości. On także.
214 | T h i s L i f e
Ale tak to było. Edward i ja nie rozmawialiśmy ze sobą, ani Esme z Carlisle’m… ani Ed z Liz. Kobiety trzymały się razem i to samo robili mężczyźni. Znowu Edward był inny. Był przedsiębiorcą. Czasami także wobec Carlisle’a, ale Esme posłała mi zapewniający uśmiech, że wszystko było dobrze i że było to tylko dlatego, że był z nami Ed. To mnie nie zaskoczyło, ponieważ nadal pamiętałam sposób, w jaki zachowywał się dziś Edward, gdy spotkaliśmy się z nimi na lotnisku. Był zimniejszy, pozbawiony emocji. Służbowy. Podekscytowało mnie jednak to, że bez względu na to, jak „służbowy” musiał być, nadal pokazywał mi swoje prawdziwe oblicze, w tym przypadku poprzez swoje uczucie – sposób, w jaki mnie dotykał. To miało dla mnie ogromne znaczenie. A rozmowa? Cóż, my, kobiety, rozmawiałyśmy o sprawach związanych z weselem, co sprawiło, że zrobiłam się bardziej podekscytowana, niż pomyślałabym, że to możliwe, a sposób w jaki Edward od czasu do czasu ściskał moją dłoń powiedział mi, że zwracał uwagę na to, o czym mówiłyśmy i ja robiłam to samo. Bez ściskania go za rękę, oczywiście, ale nadal trochę ich słuchałam. Byłam ciekawa, ale czy możecie mnie za to winić? Nie sądzę. Mężczyźni rozmawiali o interesach, co wyjaśniało dodatkową ochronę wokół posiadłości. Ochroniarze i detektory. Wszystko po to, aby upewnić się, że nikt nas nie podsłucha – oczywiście nikt, kto nie powinien. Nie było to coś, o czym jeszcze nie wiedziałam. Rozmawiali trochę o pokazie Maserati, w którym mamy uczestniczyć w styczniu i że Ed ma swoich ludzi, przygotowujących jakieś papiery na zamówienie… cokolwiek to znaczyło. Ale przypuszczałam, że ma to coś wspólnego z identyfikatorami, gdyż Edward i Emmett nigdy nie podróżowali pod swoimi prawdziwymi imionami i domyśliłam się, że ze mną i Rose nie będzie inaczej. Z tego co wiedziałam, po tym, jak powiedział mi to Edward i teraz, gdy posłuchałam trochę podczas kolacji, zrozumiałam, że Edward i ja – wraz z Emmett’em i Rose – będziemy razem uczestniczyć w pokazie samochodów, a potem tej nocy, nocy po pokazie, Emmett i Edward wrócą. Sami. Do pracy. Przeraziło mnie to kurewsko, gdy słuchałam, jak tak otwarcie o tym rozmawiają. To także sprawiło, że rzeczy stały się bardziej realne, zwłaszcza, gdy trójka mężczyzn wyjęła swoje telefony Vertu, aby obgadać numery, plany i daty. To było takie realne.
215 | T h i s L i f e
Esme i Liz odwaliły kawał dobrej roboty, aby rozproszyć mnie poprzez sprawy związane z weselem, ale rozmowa o przystrojeniu stołów, kwiatach i strojach była dla mnie już zbyt męcząca. Po kolacji, Edward pocałował mnie miękko i posłał mi przepraszający uśmiech, i powiedział mi, że on i pozostała dwójka mężczyzn, mają jakieś sprawy do załatwienia w biurze Carlisle’a, zanim dołączą do nas w salonie. Uśmiechnęłam się jedynie i kiwnęłam głową w odpowiedzi. Przeraziło mnie trochę, że byłam taka wyrozumiała i że tak naprawdę, nie miałam nic przeciwko temu, ale nie warto było także dalej temu zaprzeczać. Wiedziałam, że nadal odkrywałam siebie, gdyż byłam młoda, nadal dorastałam, nadal uczyłam się jak być dorosłą, że tak powiem. Ale czy taka zamierzałam być? Żoną bez żadnych sprzeciwów? To z pewnością tak wyglądało, ale co gorsza… lubiłam to. Ufałam Edwardowi, widziałam go jako wspaniałego mężczyznę, jakim był… Kochałam go. Nic nie może tego zmienić… najwyraźniej. To nie tylko akceptacja tego, co Edward robi, jak myślę. To także to, czego doświadczyłam podczas naszej przejażdżki. I jaka ona była. Ale na poważnie; mogę być młoda, czasami nawet trochę niedojrzała, ale wiedziałam, że kobieta, jaką jestem – lub kobieta, jaką się staję… jest bardziej podobna do Edwarda, niż kiedykolwiek bym pomyślała. Nie jestem jedynie żoną, jestem także trochę… taka sama, jak on. Czułam podekscytowanie. Nie mogę się doczekać Włoch. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Edwarda w jego otoczeniu i część mnie… Och, miejcie litość nade mną, ale to szczera prawda; część mnie chciała być tego częścią.
216 | T h i s L i f e
Bella POV Nigdy więcej Forks. Jestem w hotelowym apartamencie. Jutro biorę ślub. Dla dokładności za szesnaście godzin. Jest północ i leżę w łóżku, gapiąc się w sufit, niezdolna, aby zasnąć. To zabawne, ponieważ to dzięki Edwardowi nie mogę spać. Yeah, tak bardzo kocham irlandzkiego chłopca, że bez niego nie mogę już nawet zasnąć i to całe nie– możecie– się– ze– sobą– widzieć– na– dobę– przed– ślubem jest cholernie trudne. Powiem prawdę, jestem kurewsko wyczerpana. Ten tydzień… Tu pokręciłam głową na szaleństwo, jakim było moje życie, przez ten tydzień. Obiady, przymiarki, próby, toasty, poznanie nowych ludzi... To było po prostu zbyt wiele. Na szczęście miałam w tym wszystkim Edwarda po mojej stronie i oboje byliśmy bardzo niechętni, aby pozwolić drugiemu się oddalić, ale Esme i Tan wtrąciły się, gdy Edward chciał pojechać z nami po kwiaty. To było całkiem słodkie, zobaczyć go, wydymającego wargi. Ja zrobiłam to samo, ale mam osiemnaście lat i jestem dziewczyną. Mogę wydymać wargi i winić za to mój wiek. Następnie obiady. Większość z nich w posiadłości Cullenów, ale kila – te mniejsze – odbyły się w restauracji w Port Angeles, i te były... interesujące. Jeden odbył się, gdy Carlisle,
217 | T h i s L i f e
Tan i ich rodzice, którzy przyjechali, nalegali, abyśmy zjedli na mieście i pozwólcie mi powiedzieć; gdyby nie stanowcze „nie” Esme, skopałabym ich sztywne tyłki. Chcecie wiedzieć dlaczego? Cóż, ponieważ Sandra i Geoffrey Cullen, są grubiańskimi ludzkimi istotami. Chociaż wiedzieli wszystko o krętactwach swojego syna, winili Esme za „pracę” Carlisle'a. Uważali, że Esme – tylko dlatego, że była Masenem – przemieniła Carlisle'a w kryminalistę. Edward musiał mnie przytrzymać, gdy Geoffrey powiedział „Jeszcze nie jest za późno, synu. Nadal możesz ponownie się ożenić z kimś innym”. Powiedział to przy Esme. Więc dokładnie przy dwóch, najmniej lubianych Cullenach, zapytałam Edwarda „dlaczego oni są zaproszeni?”. Tym zasłużyłam sobie na słaby uśmiech od Esme i dumne spojrzenie od Edwarda, który powiedział mi, że rodzina to rodzina, bez względu na to, jak bardzo jej nie lubimy. Rodzinę zaprasza się bez względu na wszystko. To nie powstrzymało go jednak od wyszeptania „nie martw się, kochanie, nie będziemy się z nimi za często widzieć”. Sapnęłam i pomyślałam, dzięki Bogu. To był długi obiad i było jasne, że nikt się z niego nie cieszył, zwłaszcza, gdy zobaczyliśmy, jak Carlisle i Tan westchnęli z ulgą, gdy dobiegł końca. Ale rodzina to rodzina. Co– kol– wiek– kurwa. Były także inne obiady. Takie, na których kobiety były ozdobą, podczas gdy mężczyźni rozmawiali o interesach i widziałam, że Edward się odprężył, gdy uznałam całą tę rzecz po prostu za bardzo zabawną. Esme, Rose i Tanya także. Nasza czwórka dusiła w sobie śmiech za śmiechem, gdy mężczyźni debatowali zażarcie o polityce, sporcie i finansach. Cieszyłam się, że w tych spotkaniach uczestniczył służbowy Edward, ponieważ nie chciałam, aby mój irlandzki chłopak znajdował się gdziekolwiek obok takiego gówna. Nie, dużo bardziej wolałam widzieć tu wystrojonego, zbyt grzecznego i zbyt dojrzałego Edwarda. Irlandzki chłopak był zachowany wyłącznie dla mnie i najbliższej rodziny. I na zabawniejszy czas, oczywiście. Na czas naszych wieczorów: panieńskiego i kawalerskiego, na przykład. To była zabawna noc i cieszyłam się, że spędziliśmy ją razem. W ciągu dnia Edward i jego najbliżsi osobnicy, płci męskiej – Carlisle, Emmett, Garrett, Alec i Ed – grali w golfa, czy coś takiego, a ja zostałam porwana na dzień spa, przez moje najbliższe osoby, płci żeńskiej – Rose, Esme, Tan, Nessę i Liz. To było jedynie dwa dni temu,
218 | T h i s L i f e
więc powiedzmy, że jestem wychuchana, wymasowana, wydepilowana woskiem, mam zrobiony manicure i pedicure i całkowicie przygotowana do mojej nocy poślubnej. W każdym razie, to był nasz dzień. Tamtego wieczoru zjedliśmy kolację, wszyscy razem, po czym grana była irlandzka muzyka z irlandzkimi mężczyznami, pijącymi irlandzkiego portera. Mnóstwo irlandzkiego portera. To była naprawdę zabawna noc, a jeszcze więcej zabawy miałam, gdy Conn zawiózł mnie i irlandzkiego chłopca do domu. Kurwa, odbiegam od tematu. Ten tydzień był cholernie długi i jestem wyczerpana, ale to nie ma znaczenia, ponieważ nie mogę spać bez Edwarda. Dlatego też wyciągnęłam swój telefon.
Nie mogę spać, Whistler. Wyobraź mnie sobie ze szczenięcymi oczami, jak mówię ci, że za tobą tęsknię. Tęsknię za tobą. – Bella.
Zaśmiałam się w ciemność i nacisnęłam „wyślij”, nieźle zaskoczona, gdy mój telefon zadźwięczał kilka sekund później z odpowiedzią.
Ja tak samo, kochanie. Chciałbym być z tobą, ale Emmett zabarykadował, pierdolone drzwi. Kocham cię. – Edward.
Uśmiechnęłam się. Zachichotałam także trochę, ponieważ nie zaskoczyło mnie to. Zdecydowanie mogłam wyobrazić sobie Emmett'a jako strażnika.
Więc już próbowałeś się do mnie dostać? ;) – Bella.
Oczywiście. Głupie pytanie. – Edward.
Cholera, on jest jedyny w swoim rodzaju. Zawsze sprawia, że czuję się wielbiona.
W takim razie zgaduję, że zobaczymy się jutro. Będę tą w bieli ;) – Bella.
– I nie mogę się tego doczekać – wymamrotałam do siebie, uśmiechając się.
219 | T h i s L i f e
To była prawda. Nie mogłam się doczekać, aż go poślubię. Jestem gotowa. To wszystko jest wzajemne i straciłam mocno głowę dla Edwarda Ryana Cullena.
Emmett będzie tym, który będzie trzymał rękę na moim ramieniu, w razie, gdybym poczuł potrzebę aby zaatakować. – Edward.
– Boże, tak bardzo cię kocham. – Uśmiechnęłam się krzywo. – Cholerny irlandzki chłopak. I powiem ci to jutro. Że cię kocham.
***
– Nie, Allanah! – sapnęła Tan. Zamarłam. Z widelcem w powietrzu. Chciałam zaskamleć, bo umierałam z głodu. Dzisiejszy poranek był pracowity, jak cholera i nie zjadłam śniadania. Teraz był jednak duży brunch, w którym Tanya właśnie mi przeszkodziła. – Żadnych węglowodanów – powiedziała, podchodząc, aby zabrać mi widelec z ręki. – Dzisiaj żadnych węglowodanów, Allanah. Potrzebujesz lepszego jedzenia, niż to, jeśli chcesz przetrwać dzisiejszy dzień. Tak jest, proszę pani, nadąsałam się, mówiąc pa pa moim przepysznym frytkom. Zamiast tego dostałam miskę truskawek, talerz jajecznicy, kolejny talerz z warzywami i cholernym stekiem, a na koniec koktajl owocowy i szklankę soku pomarańczowego. – Zwymiotuję, jeśli zjem to wszystko – powiedziałam otwarcie, szturchając truskawki. Rose i Esme po prostu zaśmiały się ze mnie z miejsca przy oknie, na którym siedziały. Nasza czwórka była w moim apartamencie i była jedenasta rano… czy coś koło tego i Liz i Nessa niedługo tu będą. Smsowałam także z Alec’em, który jadł brunch z Edwardem, Emmett’em, Carlisle’m, Garrett’em i Ed’em. Według niego, irlandzki chłopak był zdenerwowany, ale dużo się uśmiechał. Moje połączenie z Alec’em było tym, co utrzymywało mnie spokojną tego ranka. I potrzebowałam tego. Aby pozostać spokojną. Ponieważ, kurwa, było tyle rzeczy do pamiętania. Nie było to jedynie odpowiedzenie „tak”. Daleko od tego. Był ustalony program na nasz ślub. Długi program. Katolicki. Irlandzko– katolicki… lub rzymskokatolicki. Cokolwiek. W każdym razie, miałam wiele do zapamiętania. Nie był to po prostu ślub 220 | T h i s L i f e
katolicki. Nie, były także tradycje Cullenów i Masenów, irlandzkie tradycje, i wszystkie musiały zostać zawarte w „programie”. Tym właśnie zajęła się Esme i Tanya, wraz z dwoma organizatorkami ślubów i musiałam przyznać, że Edward i ja byliśmy w pewien sposób szczęściarzami pośród tego bałaganu, ponieważ nie było dla nas za wiele pracy. Tak długo, jak będziemy wiedzieć, gdzie mamy być i co powiedzieć, będzie dobrze. To nie oznacza, że nie wiemy jednak, co to znaczy zaplanować ślub, ponieważ wiemy. Edward wie na ten temat jednak więcej niż ja, ponieważ to on załatwiał papierkowe formalności i… księdza. Tak, załatwiał księdza, to dobre określenie, bo to właśnie Edward robił. Załatwiał go. Wiem, że włączone w to były pieniądze. Musiała być w to włączona łapówka. Ja nie jestem chrześcijanką, a Edward nie uczęszczał na msze regularnie przez ostatni rok. Przedtem było to pewnego rodzaju przedstawienie, w jakim uczestniczyli Cullenowie – chodzenie na msze. To był oczywiście powód, że ksiądz nabrał pewnych wątpliwości, ale Edward zapchał mu gardło pieniędzmi. Nie dosłownie, ale wiecie o co mi chodzi. Nie można było w żaden sposób kwestionować mnie lub Edwarda a wiem, że to nie jest… normalne. Lub cokolwiek.
***
Zostały już tylko 2 godziny, Dupciu! Jak się czujesz? – Dzieciak.
Podekscytowana, wypachniona, zmiażdżona. Wszędzie są kosmetyki i lakier do włosów. Jak Whistler? – Dupcia.
Pali jednego za drugim i irytuje mnie ;) Nah, jest w porządku. Zdenerwowany, ale elegancki. Em dał mu czarne piwo. – Dzieciak.
Upewnij się, że nie wypije za dużo. Rose robi to samo, daje mi szampana, kieliszek po kieliszku. – Dupcia.
Haha, właśnie powiedziałem to Szefowi i chciał wyrwać mi telefon, aby do ciebie zadzwonić. – Dzieciak.
A co, Emmett zabrał Edwardowi telefon? :D – Dupcia. 221 | T h i s L i f e
Yeah, a teraz Szef wie, że z tobą rozmawiam. Jest zazdrosny i gapi się na mnie. I mówi mi, abym ci powiedział, że nie powinnaś pić. – Dzieciak.
Powiedz mu to samo! A tak w ogóle, gdzie jesteście? – Dupcia.
Powiedziałem mu. Pokazał mi palec. Ja też mu go pokazałem. A jesteśmy w drodze do kościoła ;) – Dzieciak.
Już?! – Dupcia.
Oczywiście, Dupciu! Szef i Em mają powitać gości i pogadać z księdzem. – Dzieciak.
Jesteśmy już w kościele, Dupciu. Tu jest jakaś szopka medialna. – Dzieciak.
Yeah, Conn nas o tym poinformował. Coś nowego z Edwardem? – Dupcia.
Z Szefem jest w porządku. Trochę wkurwiony przez dziennikarzy, ale w porządku. Gotowy cię poślubić, laska ;) – Dzieciak.
Ja też jestem gotowa, aby go poślubić. Powiedz mu to. Czy namiot jest gotowy? – Dupcia.
Powiedziałem mu. Jest teraz szczęśliwym facetem, haha. I tak, namiot jest gotowy. Nie martw się, nikt nie będzie w stanie zrobić ci zdjęcia. – Dzieciak.
Ok. Muszę się ubrać. Kurwa, została tylko godzina. Do zobaczenia niedługo, dzieciaku! – Dupcia.
***
Jestem zdenerwowana. Jestem w kościele.
222 | T h i s L i f e
W tej chwili jestem z Rose, w naszym małym pokoiku w Katedrze Św. James’a. Esme i Tanya właśnie poszły ze łzami w oczach, aby powitać gości i takie tam. Na zewnątrz. Tak, za tymi drzwiami… są… goście. Stu osiemdziesięciu. Wszyscy odpowiedzieli, że przyjadą. Nikt nie odmówiłby uczestnictwa w naszym ślubie. To coś dużego. Od wielu dni mówi się o tym w wiadomościach. Ludzie wypowiadali się na ten temat i były nawet jakieś debaty. Wszystko przez pana młodego. Wszystko przez rodzinę pana młodego z Chicago. Cóż, może nie tak do końca, ponieważ odkąd agent Black ujawnił akta Edwarda i Emmett’a, mieli już wyrobioną własną reputację. To wydarzyło się kilka dni temu i Emmett, i Edward byli wściekli, ale nic nie mogli z tym zrobić. Wyciekły ich zdjęcia, jak i ich historia. Wcześniej wszyscy Cullenowie pojawiali się w gazetach, ze względu na ich działalność charytatywną. Zawsze plotkowano o ich powiązaniach z Masenami, dzięki nazwisku panieńskiemu Esme, ale nigdy nie udowodniono, że są kryminalistami, chociaż tabloidy i mniej wiarygodne źródła, pisały o połączeniach między dwoma rodzinami. Jednak nie teraz. Teraz było o tym w wiadomościach. W gazetach. Udowodnione i napisane czarno na białym. Na szczęście media nie zainteresowały się tym do tego stopnia, aby pisano o tym w krajowych wiadomościach. Była to sprawa bardziej lokalna. Zajmował się tym Washington i Illinois, a gdy zapytałam Edwarda, co to dla niego oznaczało – jeśli chodzi o jego przyszłą „pracę”, jedynie wzruszył ramionami i powiedział, „Nie cieszy mnie to, ale nikt nie będzie wiedział, kiedy opuścimy kraj. Nie będą podejrzewać, że jesteśmy w Europie, ponieważ nikt nie wie o naszych tutejszych kontaktach”. To trochę mnie uspokoiło, ponieważ ostatnią rzeczą, jakiej chciałam dla Edwarda to, aby został aresztowany w tej samej chwili, w której postawi stopę na jakimkolwiek lotnisku. Nie, żeby to miało kiedykolwiek się wydarzyć. To znaczy, przecież odsiedzieli już swoje. Nie można przecież osądzić cię jako czarnego charakteru, po cholernym paszporcie i to za bycie powiązanym z czymś tak żałosnym jak kradzież. Fakt, że nikt nie wiedział o więziach Ed’a z Arem Avellino, był także dobry. Ludzie jedynie myśleli, że te dwie rodziny trzymały do siebie urazę, ale nie wiedzieli, że ci dwaj byli braćmi i to była kolejna rzecz, która działała na naszą korzyść – według Carlisle’a, Edwarda i Emmett’a – ponieważ nikt o zdrowych zmysłach, nie pomyślałby, że dwóch braci Cullen, rozważyłoby w ogóle wykonywanie „pracy” na europejskich ziemiach lub w tym wypadku; na terytorium Avellino. Racja. Nikt o zdrowych zmysłach. Co to w takim razie świadczy o Emmett’cie i Edwardzie? 223 | T h i s L i f e
Że są albo nieprawdopodobnie głupi… albo nieprawdopodobnie sprytni. Zobaczymy, jako którzy skończą. Cullewie w porównaniu z Avellinami to nic. Carlisle i jego synowie nie pokazaliby się nawet w tym samym pomieszczeniu, w którym byłby któryś z ludzi Ara i przypuszczam, że to dobra rzecz, racja? Edward i Emmett tak przynajmniej twierdzą. A co się tyczy Avellinów… Nie było żadnego kolejnego spotkania z nimi, ale to prawdopodobnie nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że w ten weekend dla Ed’a pracowało dwudziestu sześciu ochroniarzy. Tak, dwudziestu sześciu. Wszyscy nosili czarne garnitury i słuchawkę w uchu. Byli także mocno napakowani. Ale takie było życie Masenów. Cieszyłam się, że nie jestem Masenem, bo kurwa, żyć takim życiem… Chryste. Myślę, że na obecną chwilę skończyłam z moimi wewnętrznymi przemyśleniami. Myślę, że jestem gotowa, aby ostatni raz spojrzeć w lustro. Rose uśmiechnęła się do mnie. Odpowiedziałam jej uśmiechem. Moja najlepsza przyjaciółka. Siostra. Druhna. Gdy zerknęłam w lustro, uśmiechnęłam się ponownie. Byłam daleko od bycia napuszoną lub próżną, ale wierzyłam, że wyglądam pięknie. Moja suknia nie miała ramiączek. Była biała. Układała się warstwowo. Miała krótki tren. Była koronkowa. Miała małą kokardkę pod moją klatką piersiową – słodki węzełek. Była staromodna, ale także nowoczesna. Kochałam ją. Miałam włosy rozpuszczone, tak, jak wiedziałam, że Edward je kocha. Były jednak bardziej pokręcone. Sprężyste. Lśniące, jak cholera. Je także kochałam.
224 | T h i s L i f e
– Jesteś gotowa, Bello? – zapytała miękko. – Yeah, tak myślę. – Uśmiechnęłam się. Naprawdę byłam. Gotowa, oczywiście. Nadal zdenerwowana, jak cholera, ale był we mnie także jakiś dziwny spokój, którego nie potrafiłam wyjaśnić i przypuszczałam, że to nie ma sensu, gdy jestem zdenerwowana i spokojna w tym samym czasie, ale dla mnie… to miało sens. – Masz grosika? – zachichotała. Ja także zachichotałam na to. To był irlandzki zwyczaj i Esme dała mi irlandzkiego grosika, abym włożyła do buta. Na szczęście. Coś starego. Pamiątka rodowa od Masenów. A dokładniej od babci Esme i była to maleńka broszka. Piękna, złożona z diamentów i perły w środku. Pomimo moich protestów, chciała mi ją dać i to sprawiło, że poczułam się… jak w rodzinie. Przynależąca i kochana. Uwielbiałam ją. Coś nowego. Prezent od Edwarda. Był dzisiaj rano na mojej poduszce – niebieskie pudełko – a w środku była piękna bransoletka z diamentem, oznaczającym symbol nieskończoności. Coś pożyczonego. Spinka do włosów, którą Carlisle dał Tanyi na jej trzynaste urodziny, która była piękna, ze srebra z niebieskimi kamieniami. Coś niebieskiego. Yeah, to był prezent od Rose. Podwiązka. Z jasnoniebieskiej koronki. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobała i powiem prawdę; nie mogę się doczekać, aż Edward ją zobaczy. I zdejmie ze mnie… A na koniec – irlandzki grosik w moim bucie. – Yep, mam go. – Uśmiechnęłam się. Kiwnęłam raz głową. – W porządku, w takim razie pójdę znaleźć Carlisle’a i Esme. Nadszedł czas. – Okay – odetchnęłam. Trochę trzęsąco. Rose wyszła i zostałam sama z moimi myślami. Przelotnie pomyślałam o Charliem i Alice, ale… nie. To wydawało się być w innym życiu i szczerze mówiąc nie zasługiwali na to, abym o nich myślała. Nie w takim dniu. Na szczęście Rose wróciła kilka minut później z Carlisle’m i Esme, czekającą w hollu. Był niebezpiecznie przystojny w swoim fraku i nie czułam nic, poza czystym szczęściem, że 225 | T h i s L i f e
będę miała go za teścia. Zawsze miły i troskliwy. Zawsze przy mnie. Nie dało się go nie kochać. A teraz Esme. Uczuciowa, mała kobietka. Okay, może nie mała, ponieważ byłyśmy tego samego wzrostu, ale cokolwiek. Uczuciowa. Kochająca. Akceptująca. Wspaniała. – Gotowa, skarbie? – zapytała, pociągając odrobinę nosem. Kiwnęłam głową z uśmiechem, a ona podeszła do kolejnego lustra, na którym wisiał mój welon. To była kolejna, irlandzka tradycja. Kazała mi się zawołać, gdy nadejdzie czas, aby mogła przypiąć mi welon, ponieważ robienie tego samemu, przynosiło pecha. Najlepiej było, jeśli zrobi to kobieta szczęśliwie zamężna, a Esme zdecydowanie pasowała do tej kategorii. – Wyglądasz cudownie, Bello – powiedział Carlisle. – To wielki zaszczyt móc odprowadzić cię do ołtarza, mam nadzieję, że o tym wiesz. Yeah, zarumieniłam się. Wspaniali mówcy, wszyscy z nich. Esme pomogła mi z welonem i zauważyłam kolejne łzy w jej oczach, i wiedziałam, że jej umysł był skupiony na mojej przysiędze ślubnej. Była w jej umyśle, prawdopodobnie odkąd poprosiłam ją, dwa dni temu, o pomoc. – Będzie taki szczęśliwy – wyszeptała, potwierdzając fakt, że myślała o mojej przysiędze i wierzyłam, że miała rację. – Pamiętasz? – zapytała, miękko, ale dosadnie. Nie było to przeznaczone dla uszu Carlisle’a. Wiedziała o tym tylko Esme. Nawet nie Rose. Ale zrozumiałam ją. Esme, oczywiście. Zrozumiałam jej pytanie. – Tak. – Kiwnęłam głową, czując, że zaciska mi się gardło. Kurwa, wychodzę za mąż. Za irlandzkiego chłopca. Przyszła Nessa, ubrana w beżową sukienkę i była niesamowicie słodka, jako moja dziewczynka, rzucająca kwiatki. Jej zielone oczy migotały, przysięgam, a jej bardzo kręcone włosy podskakiwały, gdy podchodziła do nas. – Myślę, że już czas, wujku C – zaszczebiotała, puszczając mi oczko. – Każdy już siedzi. Czas. Już czas. Och, Boże. Teraz poślubię mojego Whistler’a.
226 | T h i s L i f e
Bella POV – Wszystko w porządku, kochana? – wyszeptał do mnie Carlisle. Czy wszystko w porządku? Tak, jestem tylko kurewsko zdenerwowana. Staliśmy przed ciężkimi drzwiami. Zaraz miały się otworzyć, a gdy to zrobią… kurwa. Zobaczę stu osiemdziesięciu gości. Oni zobaczą mnie. Wszyscy mnie zobaczą. Przede mną miałam Rose, przed nią stał ksiądz, a przed księdzem jakiś chłopak. Nie za bardzo wiedziałam, kim jest, ale to miało związek z… czymś. Za mną była Nessa. Za Nessą stało dwóch ochroniarzy, ale oni zostaną tam, gdzie stoją, dziękuję bardzo. Byli to Conn i Kellan, tak przy okazji. To wszystko nie było jednak dla mnie zbyt istotne. Goście, wszystko. Poza Edwardem. On był dla mnie najważniejszy. – Yeah, w porządku – wyszeptałam, wzmacniając uścisk na ramieniu Carlisle’a… ponieważ nie chciałam przewrócić się przed stu osiemdziesięcioma ludźmi. Upewniłam się także, że trzymam morderczo bukiet kwiatów w dłoni. Ich, bowiem, także nie chciałam upuścić. Były na to zbyt piękne.
227 | T h i s L i f e
Dzwony kościelne zaczęły dzwonić. Bardzo dźwięcznie. Silnie i głośno. Po czym przestały. Po jakimś czasie. Teraz naprawdę nadszedł czas. Drzwi się otworzyły i przez welon obserwowałam, jak całe zgromadzenie powstało. Patrząc na nas. Na mnie. Patrząc na mnie.
Zaczęła grać muzyka. Była inna i piękna. Skrzypce zamiast organów. Nie potrafiłam dostrzec Edwarda. Zbyt wiele pierdolonych rzeczy rozpraszało mnie po drodze. Boże, nawa kościelna była taka długa.
228 | T h i s L i f e
W końcu zaczęliśmy iść powoli, za Rose… która szła za księdzem… który szedł za tym innym kolesiem. Dookoła nas pojawiły się bardzo ciche szepty, ale utrzymywałam wzrok na plecach Rose. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam to aby rozproszyli mnie teraz ludzie. Ta nawa była naprawdę, kurewsko długa. Usłyszałam cichy chichot Carlisle’a i pomyślałam, że to dlatego, iż szłam zbyt szybko. Nie byłam pewna. Po prostu chciałam zobaczyć…
Och, Boże, taki przystojny. Piękny. Uśmiechający się. Zdenerwowany. Czekający na mnie. Carlisle ponownie zachichotał. Ups. Mój wzrok spoczął na nim. Edwardzie. Moim Edwardzie. Chryste, kocham go. Tak bardzo. Jego spojrzenie na mnie było tak samo intensywne, jak moje na nim, a jakieś rzeczy działy się wokół nas. Wymienione zostały słowa i Edward coś powiedział. Nie słyszałam z
229 | T h i s L i f e
tego ani słowa, ale wiedziałam, że Carlisle przekazał mnie, ponieważ widziałam już dobrze. Gdy Edward uniósł mój welon. Och, moja dłoń była teraz w dłoni Edwarda. Ciepłej. Trochę spoconej, ale myślę, że moja także taka była. W końcu to był wielki dzień. Bardzo wielki. Olbrzymi. I nie mogłam w to uwierzyć. Patrzyliśmy na siebie, gdy ksiądz gadał, gadał i gadał. Czytania, błogosławieństwa, modlitwy... cokolwiek, kurwa. Po prostu pozwól mi powiedzieć „tak”. Edward czuł się tak samo. Widziałam to. Nie skupialiśmy się na wypowiadanych słowach. Nie miały one znaczenia. Zbyt dużego. Okay, miały znaczenie i trochę z nich słyszeliśmy. Ale nie wszystko. Daleko od tego. Ale niektóre słyszałam i uśmiechnęłam się, gdy ksiądz przeczytał irlandzkie błogosławieństwo, które Edward i ja razem wybraliśmy. Irlandzki chłopak także się uśmiechnął i ścisnął moją dłoń. To było emocjonalne.
Niech Bóg będzie z wami i niech was pobłogosławi. Abyście mogli zobaczyć dzieci waszych dzieci. Abyście byli biedni w nieszczęścia, a bogaci w dobrodziejstwa. Abyście nie zaznali niczego poza szczęściem od dnia dzisiejszego, na wieki.
Teraz nadszedł czas na nasze przysięgi i przełknęłam ciężko, gdy Edward odchrząknął, przygotowując się do swojej przemowy. Tak też zrobił. Wystąpił jako pierwszy. Mówił pewnie, ale łagodnie. Jak tylko on potrafił. Jestem tego pewna. – Najpierw nadeszło twoje piękno, pierwszego dnia, w którym cię ujrzałem. Następnie twój głos, twoje pyskowanie. – Mrugnął i musiałam zwalczyć łzy. – Potem twoja niesamowita osobowość, twoja siła i szczerość... W tym czasie nadeszło także twoje serce. Wpuściłaś mnie do niego i za to zawsze będę ci wdzięczny, Bello. Łatwo jest mi złożyć obietnicę, że będę zawsze cię kochać, ponieważ kochanie ciebie jest łatwe. Wiem, że zawsze będę cię kochać, będę ci wierny i obiecuję, że przez resztę naszego życia, będę pokazywać ci, że jestem twój. Och, Chryste, irlandzki chłopak umie dobierać słowa. Łzy, wiecie, popłynęły. Dzięki Bogu za wodoodporny tusz do rzęs. Teraz moja kolej, irlandzki chłopcze i zaraz zobaczysz, jak bardzo wpuściłam cię do mojego serca. 230 | T h i s L i f e
Odchrząknęłam, ponieważ było to konieczne. – Starałam się napisać moją własną przysięgę – wymamrotałam, wiedząc, że większość gości nie będzie w stanie mnie usłyszeć, ale takie życie. Muszą to przeboleć. – Ale nie potrafiłam – zachichotałam. Nieznacznie. – Znalazłam jednak coś innego. Pomogła mi z tym Esme i jest to irlandzkie. Edward uśmiechnął się szeroko. Kiwnęłam głową. Do siebie, raz, po czym przemówiłam ponownie... lub zacytowałam, co jest lepszym określeniem. Irlandzką Przysięgę Jedności.
Przyrzekamy trwać w pokoju i miłości, Serce do serca i ręka w rękę. Marku, o Duchu, usłysz nas teraz, Potwierdzając tę naszą Świętą Przysięgę.
Oczy Edwarda zrobiły się trochę mgliste i nadszedł czas, abym skończyła. Tak też zrobiłam. – Te słowa w bardzo dużym stopniu mnie dotyczą, Whistler – powiedziałam cicho, ale pewnie. – Serce do serca. Mówisz, że mnie kochasz i że twoje serce należy do mnie. Mam nadzieję, że wiesz, iż ty także posiadasz moje serce i że bardzo cię kocham... ponieważ taka jest prawda. I obiecuję, że będę się o ciebie troszczyć, kochać cię, będę wierna i twoja na zawsze. – Po ostatnim wdechu, powiedziałam mu: – Gráím thú. „Kocham cię” w języku celtyckim. Yeah, nauczenie się tego zajęło mi trochę czasu, ale na szczęście Esme była cierpliwa. Ale wypowiedziałam to prawidłowo. Kurewsko dobrze sobie poradziłam. Pojawiło się więcej słów. Wysłuchanych i wypowiedzianych. Wszystkich. Ale Edward i ja skupialiśmy się na sobie nawzajem i mówiłam mu swoim spojrzeniem, w kółko i od nowa, że go kocham, pragnąc, aby to zrozumiał. Pragnąc, aby w to uwierzył. Po chwili to zrobił. Byłam... szalenie rozemocjonowana, ale nie zaskoczyło mnie to. Jak tylko zobaczyłam, że oczy Edwarda się zaszkliły, wiedziałam, że będę potrzebować fabryki chusteczek higienicznych. 231 | T h i s L i f e
Tak, kocham cię. Rose wzięła ode mnie bukiet kwiatów, gdyż nadszedł czas na założenie obrączek i... – Tak. – Tak. Nikt nie mógłby powstrzymać mnie od uśmiechu. Uczucie włożenia obrączki na jego palec... żadne słowa nie potrafiłyby tego opisać. Była prosta, tytanowa i bardzo lśniąca, ale nadal prosta. Jednakże stała się najpiękniejszą rzeczą na świecie, w momencie, gdy znalazła się na palcu Edwarda Ryana Cullena. Przysięgam. I wyglądało na to, że myślał to samo, gdy wkładał obrączkę na mój palec. Także bardzo prostą i cieniutką, ponieważ chciałam skupić się na pierścionku zaręczynowym i dlatego nie pozwoliłam kupić mu sobie niczego innego, niż prosta obrączka. Ale spojrzenie, jakie mi posłał i sposób, w jaki pocałował mój palec, na którym były teraz dwa pierścionki, sprawił, że uwierzyłam, iż myślał to samo – że nic nie mogło wyglądać wspanialej.
Nasza miłość, nasz związek... był wzajemny. Kocha mnie. Uwielbia mnie. I pokazuje to. Ja go kocham. Uwielbiam go. I upewnię się, że będzie to czuł przez resztę naszego życia. – Ogłaszam was mężem i żoną... Mąż i żona. Jesteśmy małżeństwem.
232 | T h i s L i f e
Tak jakbym była ze szkła, Edward objął moją twarz, pochylił się i przycisnął swoje usta do moich ust, i poważnie, kiedy, do cholery, będzie to dla mnie wystarczające? – Pocałuj mnie właściwie, Whistler – wyszeptałam w jego usta, zarzucając w tym samym czasie ramiona wokół jego szyi... na co kurewsko jęknął w moje usta, i moje drogie panie, to było niewłaściwe w kościele. Wtedy pocałował mnie prawidłowo. Pewnie. Gorąco. Z taką pasją, że ugięły się pode mną kolana. Och, Boże! Zaskomlałam. Edward cicho jęknął. Alec się zaśmiał, przypominając nam o naszym otoczeniu. Ksiądz odchrząknął z bardzo subtelnym: – Ahem. Yeah, yeah, tobie też Amen. – Lepiej, księżniczko? – sapnął Edward, przerywając powoli nasz pocałunek. – Humhmm. – Było moją bystrą odpowiedzią, ale to była jego wina. Oszałamiał mnie. Irlandzki chłopak miał szalone zdolności. Szalone, mówię wam! Byłam chętna, aby już wyjść, tak samo Edward, ale staliśmy, w pewien sposób cierpliwie, gdy ksiądz czytał kolejne błogosławieństwo, ale potem... po czasie, który wydawał się wiecznością, ceremonia zaczęła dobiegać końca i Rose oddała mi bukiet, gdy ja i Edward, stanęliśmy twarzami do zgromadzonych... Pan i pani Cullen. Cholera, to brzmiało dobrze. A czułam się z tym nawet lepiej. Żadnego z nich nie widziałam. Gości. Nawet, gdy odwróciłam się od Edwarda i stałam, patrząc na tłum, jedyne, co widziałam, to on. Mój mąż. Ścisnęłam jego dłoń, ponieważ po prostu musiałam. Ścisnął moją w odpowiedzi. Gdy skrzypce ponownie zaczęły grać, nadszedł czas, aby wyjść, co zrobiliśmy, szybciej, niż powinniśmy, czym zasłużyliśmy sobie na kilka chichotów od gości, ale nie mogłam przejąć się tym mniej. Strasznie potrzebowałam Edwarda, najlepiej za zamkniętymi drzwiami. Jeden krok bliżej. Dwa kroki bliżej. Wzmocniłam uścisk na dłoni Whistler'a. On zrobił to samo. Byliśmy tak blisko. Wiecie, do tych ciężkich drzwi. Chociaż mieliśmy ogon w postaci Rose, Nessy, Emmett'a i Alec'a, nie dbałam o to i na szczęście, Edward także o to nie dbał. Tak blisko. Jeszcze tylko kilka kroków. 233 | T h i s L i f e
Edward przyśpieszył. A ja podążałam za nim żarliwie. Więcej chichotów. I w końcu doszliśmy do końca. Zanim mogłam zareagować, Edward przyparł mnie do najbliższej ściany i przycisnął swoje ciało do mojego. Pocałował mnie mocno. Naprawdę kurewsko mocno. Wsuwając język do moich ust, gdy moje ręce powędrowały na jego szyję. Jego dłonie wędrowały na północ, obejmując mój tyłek i sprawiając, że jęknęłam. Zignorowaliśmy chichoty i śmiechy, pochodzące od... yeah, znacie ich imiona. – Powiedz to, kochanie. Proszę, powiedz to, kurwa – wymruczał pomiędzy pocałunkami. – Muszę usłyszeć to jeszcze raz. Wiedziałam. Rozumiałam, co chciał, potrzebował usłyszeć. – Kocham cię – zaskomlałam. – Kocham cię. – Kurwa – warknął, opierając swoje czoło o moje. – Ja też cię kocham, Bello. Tak cholernie mocno. Chryste… Nasze oczy się spotkały. Szczęśliwe oczy. Szczęśliwe usta uformowane w szerokie uśmiechy. Miękko pogłaskał mnie po policzku. – Moja żona – wyszeptał, obserwując mnie z czcią. Zadrżałam. – Mój mąż – powiedziałam miękko. Jeszcze szersze uśmiechy. – Ekhem. – Ekhem. – Ekhem. – Yeah, ekhem, Szefie. Emmett, Rose, Nessa, Alec. Racja. Nie jesteśmy sami. Zmuszeni przez Emmett’a i Alec’a, zostaliśmy zaprowadzeni do małego pokoju, w którym wcześniej przygotowywałam się z Rose i usiadłam cierpliwie, ściskając mocno rękę Edwarda, podczas gdy słuchaliśmy zgiełku, panującego na zewnątrz; goście wychodzili z katedry, aby powitać nas na zewnątrz – gdzie rozłożony został olbrzymi namiot, aby utrzymać z dala niezaproszonych gości. Dziennikarzy, Włochów, Federalnych… – Taka piękna, kochanie – wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.
234 | T h i s L i f e
– Jesteśmy małżeństwem. – Było tym, co powiedziałam. Były to jedyne słowa, jakie potrafiłam uformować. Ale musiałam sprawdzić, jak brzmią. Brzmiały dobrze. Bardzo dobrze. Kiwnął raz głową przy moim czole, uśmiechając się pięknie i w końcu odprężając się, teraz już wiedząc, jak bardzo tego chciałam. Po kilku minutach Emmett oznajmił, że już czas, więc Edward i ja poczekaliśmy jeszcze parę minut, podczas gdy ich czwórka wyszła i nadeszła nasza kolej. – Gotowa, pani Cullen? – zapytał, splatając nasze palce razem. – Naprawdę tak – powiedziałam, drżąc na oddziaływanie jego słów i na to, jak bardzo mnie poruszyły. Nie w złym sensie – dokładnie przeciwnie. Było tak, jakby weszły we mnie i wyryły się w mojej duszy na zawsze. Pani Cullen. To ja. To nazwisko dużo mi dawało. Dawało mi to, nad czym nigdy się nie zastanawiałam, ale teraz, teraz, gdy było to moje nazwisko… czułam dumę. Byłam dumna, że noszę to nazwisko. – Kocham cię. – Musiałam powiedzieć. Edward przełknął ciężko i nic nie odpowiedział. Po prostu nieznacznie pokręcił głową. Zamknął oczy. Myślę, że było to dla niego coś wielkiego do usłyszenia. Nagle drzwi się otworzyły i nasz poważny moment zelżał, gdy zaczęliśmy chichotać i śmiać się z tysięcy fleszy, które w nas uderzyły. Gościom nie wolno było robić zdjęć wewnątrz kościoła, ponieważ wyślemy im zdjęcia później – jako podziękowanie za ich przybycie. To Esme i Tan zatrudniły fotografa i nie mogłam się doczekać, aż później je zobaczę. Kilku gości zaczęło krzyczeć do Edwarda, aby mnie pocałował. Staliśmy na schodach przed Katedrą Św. James’a i Edward nie tracił czasu. Pochylił się, a ja uniosłam twarz i spotkaliśmy się w miękkim, powolnym pocałunku i położyłam moją ozdobioną obrączką dłoń na jego klatce piersiowej. Mój. Jego dłoń przytrzymała moją w miejscu, efektownie pokazując światu nasze symbole i skupiliśmy się po prostu na sobie nawzajem. Wpatrując się w siebie, całując, uśmiechając. Cholerne, szczęśliwe oczy. Takie szczęśliwe.
***
235 | T h i s L i f e
To było naprawdę żałosne, że Edward i ja nie byliśmy sami podczas jazdy limuzyną do Fairmont, gdzie miało miejsce nasze przyjęcie, ponieważ potrzebowałam trochę Edwarda, a ze sposobu, w jaki mnie dotykał, powiedziałabym, że on potrzebował trochę Belli, ale… nie byliśmy sami. Była z nami Rose, Em, Alec i Nessa. Śmiejący się i chichoczący z nas. Gdy dojechaliśmy do Fairmont, cała nasza szóstka musiała czekać w hotelowym apartamencie, aż sala balowa zapełni się gośćmi i ponownie Edward i ja chcielibyśmy zostać sami. Cholera, przyłapaliśmy się nawet nawzajem na zerkanie na łóżko, co sprawiło, że jego oczy pociemniały, a ja… cóż, przygryzłam wargę. Aby powstrzymać skomlenie. Kiedy przyszedł ochroniarz i oznajmił, że wszyscy goście już siedzą, Emmett, Rose, Nessa i Alec wyszli, a Edward i ja szybko za nimi podążyliśmy, zatrzymując się zaraz przed wejściem do sali balowej. Trzymaliśmy się za ręce. Mocno. – Kocham cię – wyszeptał, składając pocałunek na czubku mojej głowy. Uśmiechnęłam się do niego. – Ja też cię kocham. Przepełnione miłością oczy się spotkały. Byliśmy tacy szczęśliwi. Z sali balowej usłyszeliśmy Carlisle’a. Witał wszystkich i takie tam, po czym nadeszła nasza kolej… – … Teraz jako mąż i żona, Edward i Isabella Cullen! – Kurwa, to brzmi wspaniale – westchnęłam. Tym zasłużyłam sobie na ciepły śmiech od mojego męża. Drzwi się otworzyły i Edward i ja, spotkaliśmy się z cholerną owacją na stojąco, gdy weszliśmy, podchodząc, aby zająć nasze miejsca. Sala balowa była olbrzymia. Musiała jednak taka być, prawda? Mam na myśli, stu osiemdziesięciu gości. Wszędzie stały okrągłe stoły – poza środkiem, gdzie był parkiet taneczny – a na dalekim końcu stał długi stół dla mnie i Edwarda oraz naszej najbliższej rodziny. Każdy stał, co uznałam za uniżenie, gdy Edward odsuwał dla mnie krzesło i dopiero gdy oboje usiedliśmy, wszyscy posadzili swoje tyłki, na swoich miejscach. Tak jak wcześniej zamówiliśmy, przed Edwardem stało zimne piwo, a przede mną kieliszek szampana i nie było żadnego wahania; oboje wypiliśmy nasze trunki zachłannie, ponieważ spójrzmy prawdzie w oczy, ludzie… branie ślubu jest wymęczające. Ale wyglądało
236 | T h i s L i f e
na to, że każdy za nami podążył. Może taki był irlandzki zwyczaj, ponieważ, gdy rozejrzałam się dokoła, zauważyłam, że kelnerzy już dolewali, dolewali i dolewali. Edward i Emmett byli jednymi z takich i zaśmiałam się, gdy wypili całego Murphy’ego w jedynie kilka sekund. Siedziałam pomiędzy nimi, ponieważ najwyraźniej taka była tradycja – abym siedziała obok drużby Edwarda, a Edward obok mojej druhny. Obok Emmett’a siedziała Nessa, Alec, Liz i Ed. Obok Rose zaś siedziała Esme, Carlisle, Tan i Garrett i to była rodzina. Yeah, nawet Ed i Liz, jak przypuszczam. Ale na obronę Liz mam to, że była taka, jak Esme. Cudowna, otwarta, na luzie, pełna wdzięku, piękna – wszystko to zebrane w jednej, wspaniałej kobiecie. Ed, z drugiej strony… cóż, był miły i w ogóle – naprawdę był – ale nadal… nie, cieszę się, że nie będziemy się z nim za często widywać. Szelesty i gwar ucichły, gdy wstał Carlisle i wiedziałam, że nadchodzi kolejna irlandzka rzecz. Najwyraźniej przynosiło szczęście, gdy zostałaś zapraszana do twojej nowej rodziny przez mężczyznę, który nie jest twoim mężem i to właśnie miał zamiar zrobić Carlisle. Edward objął mnie ramieniem, kładąc je na oparciu mojego krzesła i posłał mi ten zwilgotniający– majtki uśmiech. Wiecie, jaki. Yeah, jasne, że wiecie. Dobrze było zobaczyć go odprężonego. Ponieważ teraz… raaany, irlandzki chłopak szczerzył się do mnie głupio. – Piękna Isabello – powiedział Carlisle, uśmiechając się do mnie. – Mogę powiedzieć, że mówię w imieniu wszystkich, że to dla nas zaszczyt mieć cię w naszej rodzinie i wiem, że będziesz dobrze reprezentować nazwisko Cullen. Kiedy Edward po raz pierwszy mi o tobie opowiedział, usłyszałem słowa “cudowna”, “piękna”, “wspaniała”… a ponieważ mówimy o moim synu, oczywiście byłem wtajemniczony, że potrafi on użyć bardziej obrazowych słów. Wszyscy zachichotaliśmy, obserwując bacznie Carlisle’a, z wyczekiwaniem na jego następne słowa, ponieważ jeżeli była jedna rzecz, jaką wiedziałam o Cullenach to, że byli brutalnie szczerzy. – Wierzę, że „kurewsko spektakularna” było takimi dwoma słowami, prawda, synu? – zaśmiał się Carlisle. Edward niezawstydzony także się zaśmiał i kiwnął głową ze wzruszeniem ramion. Zachichotałam i zarumieniłam się, ale to nie było nic nowego. – W każdym razie, Isabello – kontynuował Carlisle. – Teraz, gdy cię poznałem, wiem, że mój syn ma rację. On naprawdę wygrał na loterii i to dla mnie wielki zaszczyt przywitać cię w naszej rodzinie. – Wzniósł kieliszek. Wszyscy to zrobiliśmy. Każdy. – Za Isabellę – Sláinte!
237 | T h i s L i f e
Rozbrzmiał chór, krzyczący słowo “Sláinte” i zarumieniłam się szkarłatem na poświęconą mi uwagę, ale kiwnęłam głową w podziękowaniu. Byłam zażenowana taką odpowiedzią, ale cieszyłam się, że miałam obok siebie Edwarda, ponieważ nigdy za dobrze nie znosiłam takiego poświęcania mi uwagi. Nie było to niekomfortowe, ale nie przywykłam do czegoś takiego i pochwały były dla mnie czymś nowym. – Ta tu go halainn – wyszeptał Edward, a ja uśmiechnęłam się na to z ciekawością. Dużo razy słyszałam, jak Edward mówił po Irlandzku, ale zwykle odbywało się to, gdy rozmawiał przez telefon i zawsze dotyczyło interesów. Ale to, to był ton irlandzkiego chłopca. Nie ten pewny siebie głos, przeznaczony do interesów. – Jesteś piękna – wyjaśnił, mrugając do mnie i głaszcząc mnie po policzku. Wiem, że kochał mój zdradziecki rumieniec. Oczywiście teraz zarumieniłam się jeszcze bardziej. I czy było coś ze mną nie tak, jeśli podnieciłam się przez obcy język? Mam nadzieję, że nie. Podano kolację i obserwowałam z szeroko otwartymi oczami, jak przynajmniej… dwudziestu pięciu lub… trzydziestu? Kelnerów przeszło przez drzwi, wszyscy z talerzem na talerzu, wypełnionych jedzeniem. Dotarło do mnie, że umierałam, kurwa, z głodu i cieszyłam się, że mnie i Edwarda obsłużono jako pierwszych. Z tego co widziałam, nie ja jedna padałam z głodu, ponieważ Edward i ja rzuciliśmy się na jedzenie z olbrzymim zapałem. Oczywiście Emmett podążył za nami, jak tylko został obsłużony i po chwili wszyscy jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i piliśmy… wszystko było idealne. Cholernie pyszne. Tak a propos, kocham jagnięcinę. – Chcesz się jeszcze czegoś napić, księżniczko? – zapytał Edward, więc oderwałam się od jedzenia i spojrzałam w górę, zauważając, że stał obok niego kelner. – Colę i wódkę żurawinową poproszę – powiedziałam, uśmiechając się. Kelner kiwnął głową w zrozumieniu, zanim oddalił się, a Edward mrugnął do mnie, tylko dlatego, że to był irlandzki chłopak. On zawsze mruga. – Jestem kurewsko napchany. – Usłyszałam, jak Emmett rozpina pasek od spodni. – Chryste, to było dobre. – Yeah, to było naprawdę dobre – zaszczebiotała Nessa, zawsze powtarzając słowa Emmett’a. Edward i ja wyszczerzyliśmy się, gdy oboje odwróciliśmy głowy w stronę Rose i nie mogliśmy nic poradzić na to, że zaśmialiśmy się, gdy Rose przewróciła oczami.
238 | T h i s L i f e
– Cieszę się, że nie mamy tego samego problemu z Alec’em – zachichotałam cicho, tak, aby usłyszał mnie tylko Edward, który zaśmiał się w potwierdzeniu. – Alec jest praktycznie przeciwnością – warknął figlarnie. – Zaczynam się zastanawiać, czy nie lubi cię bardziej. – To śmieszne – zaśmiałam się, kiwając głową w podziękowaniu, gdy przyszły moje drinki. – Jesteś jego bohaterem i wiesz o tym. Edward miał właśnie odpowiedzieć, ale przeszkodził nam Emmett i… och, Boże, nadszedł czas na jego przemówienie. Wiecie, toast drużby. I gdy spojrzałam na Edwarda, wiedziałam, że się tego obawia. Uśmiechnęłam się. Szeroko. W oczekiwaniu. Zasłużyłam sobie tym na figlarny grymas mojego męża, ale nie potrafił utrzymać go zbyt długo. Emmett odchrząknął bardzo subtelnie. – Ekhem, ekhem, EKHEM! Stukam w mój pierdolony kieliszek! Dobry Boże…
239 | T h i s L i f e
A ghra mo chroi – Miłość mego serca. Mo anam cara – Moja pokrewna dusza. Bella POV – Miej litość nade mną – wymruczał cicho Edward, przytulając mnie do siebie. – Jako drużba pana młodego, mam zaszczyt wkurzyć mojego brata – zaczął Emmett, szczerząc się do mnie i Edwarda. – Ostatnie miesiące, które spędziliśmy w małym miasteczku o nazwie Forks były... cóż, Eddie, jak myślisz? Były interesujące, prawda? Edward wydawał się rozumieć, do czego to zmierza i posłał bratu spojrzenie, ale ja tego nie rozumiałam i chciałam więcej! Chciałam zrozumieć! – Powiedzmy, że mój brat i ja poznaliśmy dwie piękne kobiety, które zdołały utrzymać nas w ryzach, to na pewno, ale... cóż, znacie mnie i Edwarda. Jeżeli było coś, czego potrzebowaliśmy; robiliśmy to coś... stale. A odkąd nie mogliśmy spędzić każdej minuty z naszymi dziewczynami, musieliśmy zająć się czymś innym. Siedziałam już na brzegu mojego krzesła, nienawidząc tej dramatycznej przerwy, a gdy Edward naprawdę się, kurwa, zarumienił, nie mogłam się kurewsko doczekać, aż usłyszę, co Emmett miał do powiedzenia. – I pomyślałem, że dam wam miły obraz tego, na czym Edward kochał spędzać swój czas... kiedy nie miał ze sobą swojej uroczej Belli.
240 | T h i s L i f e
– Mam nadzieję, że po usłyszeniu tego nadal będziesz mnie kochać – wyszeptał mi do ucha z błaganiem Edward. Zaskomlałam z czystej desperacji, naprawdę chcąc to usłyszeć! – Eddie, mam zaszczyt powiedzieć naszym najbliższym... i oczywiście twojej uroczej małżonce... że spędzałeś ten czas na oglądaniu bardzo skąpej bielizny, w jakiej chciałbyś zobaczyć Bellę. Huh. Uch... Czy... um... czy to dziwne, że się nie śmiałam? Czy to dziwne, że mnie to podnieciło? Każdy mężczyzna i większość kobiet w sali balowej zaczęło się śmiać, a zwłaszcza Emmett, ale... ja nie potrafiłam. Ponieważ byłam napalona myślą o Edwardzie, kupującym mi bieliznę. Już ustaliliśmy, że nie jestem normalna, prawda? Dobrze. – Proszę, powiedz coś – wyszeptał Edward. Emmett nadal mówił, teraz opowiadając o tym, jaki to wielki zaszczyt mieć mnie w rodzinie i że Edward nie mógłby znaleźć lepszej dziewczyny, ale już to wcześniej słyszałam. Nadal było to dla mnie dużo do poradzenia sobie, więc odwróciłam się do Edwarda, skupiając się na nim przez kilka sekund. – Kupiłeś coś? – wyszeptałam, uśmiechając się z ciekawością. Irlandzki chłopak nie wiedział, jak zareagować. Był cicho przez przynajmniej minutę, zanim... – Boże, naprawdę cię kurewsko kocham, księżniczko.
***
Przyjęcie trwało przez wieczność. Przemowy, krojenie tortu, jedzenie, picie, więcej przemów, tańce, och, tańce. Przysięgam, że tańczyłam ze wszystkimi. Na szczęście mój mąż zdawał się być bardzo zaborczy i przerywał to bardzo często. Rzuciłam swój bukiet i musiałam się zaśmiać, gdy osobą, która go złapała była Nessa. Co do mojej podwiązki... cóż, Edward wykonał wspaniałą robotę, zdejmując mi ją zębami i muszę przyznać, że jego dłonie ociągały się na mnie przez długi czas. Nie miałam jednak nic przeciwko.
241 | T h i s L i f e
Nie wyrzucił jej jednak. Whistler wstał, mrugnął do pijanego mężczyzny... i schował ją do kieszeni. O północy, Whistler i ja spojrzeliśmy na siebie nawzajem i wiem, że oboje pomyśleliśmy „wystarczy tego dobrego”. Byliśmy okropni. Naprawdę okropni, bo zawinęliśmy się. Nie powiedzieliśmy nikomu, że wychodzimy, ponieważ to sprawiłoby, że musielibyśmy zostać kolejną godzinę na żegnaniu się ze wszystkimi, a nie mieliśmy już siły przez to przechodzić. Chcieliśmy być samolubni, więc wyszliśmy. I tak byliśmy teraz tutaj. W naszym olbrzymim apartamencie w Fairmont. – Mam teraz zamiar założyć coś bardziej wygodnego – powiedziałam, mrugając do Whistlera, który gapił się na mnie szeroko otwartymi oczami. Ledwie się poznałam, gdy popatrzyłam na siebie w lustrze w łazience. Kobieta, patrząca z niego na mnie była szczęśliwa. Szczęśliwa ponad miarę. Patrzyła na mnie swobodnie, trochę bardziej dojrzale, pewnie siebie, z łatwością, zakochana i spokojna. Ironia mnie nie opuszczała. To było całkiem zabawne, gdy o tym pomyślałam. Ale oto ja, stałam w łazience naszego hotelowego apartamentu, daleko od małego miasteczka, w którym dorastałam... jako Swan. I nie jestem już Swan. Jestem Cullen. Teraz czułam się jak w domu. Nie tak jak wcześniej, przynajmniej nie w tym samym sensie. Byłam w domu, tak długo, jak miałam ze sobą Edwarda, tak długo, jak był moim mężem, tak długo, jak dzieliliśmy jego nazwisko. Zmieniłam się tak bardzo. Dorosłam, wydoroślałam. Oczywiście nadal przede mną długa droga... ale wierzę, że będę zadowolona z rezultatu. Uśmiechając się do siebie, rozpięłam moją suknię ślubną. Dziesięć minut później, gdy stałam w bieliźnie, którą założyłam, wiedziałam, że to byłam prawdziwa ja. Byłam taka, jaka chciałam być. Teraz to było moje życie i zamierzam je smakować. Ponieważ Whistler miał, kurwa, rację. Nie byłam jednak taka niewinna. W każdym razie miesiące bronienia się przed Edwardem i jego sercem, doprowadziły mnie tutaj. Nadal traciłam głowę dla tego dupka, i miejcie litość nade mną, ale kochałam każdą tego sekundę. Byłam gotowa na wszystko tak długo, jak miałam jego.
242 | T h i s L i f e
Z tą myślą, opuściłam łazienkę i skierowałam się prosto do naszej sypialni, w której znalazłam Edwarda, siedzącego na brzegu łóżka, niespokojnie odpinającego mankiety swojego fraka. – Potrzebujesz do tego trochę pomocy? – zapytałam miękko. Jego głowa odwróciła się w moją stronę. Irlandzki chłopak cicho sapnął. Oczy miał szeroko otwarte. Rozszerzone i wygłodniałe. Wędrujące po mnie. Patrzyły na każdą część mnie. Koronkowy komplet stanika i majtek w beżowym kolorze. Prześwitujący. I oczywiście wysokie, wysokie szpilki. Także w kolorze kremowego brązu. Dlaczego nie czerwone? Albo białe? Albo czarne? Ponieważ były pospolite. A ja nie jestem pospolita.
Whistler bezgłośnie pokazał mi, abym się obróciła, więc tak zrobiłam i uśmiechnęłam się, gdy irlandzki chłopak jęknął. Tak, kochanie, to stringi. Widziałeś mnie już w jednych wcześniej. Jednak nie w prześwitujących. Powoli podeszłam do niego, a on wstał, wpatrując się we mnie wygłodniale, sprawiając, że poczułam się piękna i seksowna.
243 | T h i s L i f e
– Masz na sobie za dużo – wyszeptałam, gdy zaczęłam rozpinać mu koszulę. Stał, jak zamrożony, po prostu obserwując mnie. – Dużo za dużo. Jego kamizelka i koszula zostały zdjęte. Jego spodnie rozpięte i ściągnięte. Bokserki. Zniknęły. Jego penis... cóż, szczerze mówiąc miałam jego uwagę. Mój mąż był okazały. Gdy znowu się wyprostowałam, poczułam, że się denerwuję, ale to nie zmieniało faktu, że byłam gotowa, że tego chciałam, ponieważ tak było. Chciałam tego. – Kocham cię – wymruczałam, głaszcząc go po policzku. Jego oczy złagodniały i złapał mnie za rękę, po czym ją pocałował. – Ja też cię kocham. Jego ramiona objęły mnie powoli, głaszcząc mnie po bokach, aż dotarł do mojego tyłka, pochylił się i pocałował mnie miękko i z uczuciem, zanim mnie podniósł. Z chęcią objęłam go ramionami i pogłębiłam pocałunek, chcąc mu pokazać, jak bardzo tego chciałam, jak bardzo go pożądałam i jak bardzo potrzebowałam go w swoim życiu, bo taka była prawda. Gdy tak całowaliśmy się z pasją, wyraziliśmy to wszystko. Nasze uczucia były wzajemne. Nasze małżeństwo było czymś, czego teraz oboje chcieliśmy. Gdy Edward położył mnie na łóżku, kontynuował całowanie mnie, głaskanie mnie... drażnienie mnie. Moich ust. Mojej klatki piersiowej. Moje brzucha. Moich nóg... – Tak bardzo, jak kocham te buty – wyszeptał, delikatnie unosząc moją lewą stopę – one muszą zniknąć. Tak więc moje szpilki zniknęły. Odłożone na bok. Już nieistniejące. – To samo tyczy się tego – powiedział cicho, zahaczając palcami o brzeg moich stringów. Mój oddech przyśpieszył. Tak samo jego. Bielizna zniknęła. Stanik i stringi. Zniknęły. Byłam naga. Oboje byliśmy teraz nadzy i, kurwa, moje zdenerwowanie... yeah, było bardzo obecne. – Kochanie, nie musimy tego... robić – powiedział miękko, nachylając się i pokrywając moje ciało swoim. – Jedyną rzeczą, jaką chcę ci pokazać, to jak bardzo cię kocham. – Jestem po prostu zdenerwowana – wysapałam, obejmując go ramionami. – Chcę tego – chcę ciebie.
244 | T h i s L i f e
To była szczera prawda i myślę, że Edward w końcu zaczął mi ufać, ponieważ nie zatrzymał się, aby mnie studiować, nie przerwał i nie decydował za nas. Po prostu kiwnął głową, trącając nosem mój nos i pocałował mnie. Najpierw delikatnie, niewinnie, trochę strachliwie i uświadomiłam sobie, że chciał mnie tym odprężyć. Zadziałało, ponieważ poczułam, że moje ciało się rozgrzewa, chcąc więcej, chcąc poczuć więcej. Jego. – Jesteś taka kurewsko piękna, księżniczko – wysapał, całując moją szczękę. – Moja żona. Uśmiechnęłam się. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ czułam się dobrze. Czułam się idealnie i przycisnęłam wargi do jego szyi, całując go, wdychając jego zapach. Mój mąż. – Mój mąż. Tak, właśnie. Jesteśmy Cullenami. – Powiedz to jeszcze raz – wymruczał, scałowując ścieżkę w dół mego ciała. – Mój mąż – sapnęłam, czując, jak jego usta otoczyły mój sutek. – Ungh, tak – zaskomlałam, wkładając palce między jego włosy i nie byłam w stanie się powstrzymać i wygięłam się do niego w łuk. Nie mogłam zaprzeczyć, że moje ciało całkowicie go pożądało. Moje całe jestestwo pożądało go, ale moje ciało mówiło o tym, a raczej… pokazywało to. – Whistler – jęknęłam cicho. Miałam zamknięte oczy. Po prostu go czułam. Skupiałam się na wszystkim, co robił. Jak całował otwartymi ustami moje ciało, jak jego duże dłonie głaskały mnie i pieściły… tak… ugniatając i całując mój biust… och… chciałam więcej… tak gorąco… tak tu gorąco. – Kurwa, kocham twoje ciało – jęknął. – Cholernie uzależniające… Moje ciało zadrżało. Z nerwów i przyjemności. Krew mi pulsowała. Serce waliło. Ogarniało mnie ciepło. Fale gorąca spływały… w dół… przemaczając mnie. Sięgnął do mojej cipki. Ustami. Jego usta sięgnęły do mojej cipki. Edward jęknął, a ja sapnęłam, gdy złożył pocałunek na mojej łechtaczce. Taki otwartymi ustami. Zassał ją delikatnie, liżąc językiem. Jęknęłam głośniej. – Podoba ci się, kochanie? – zapytał chropowato, uprawiając na mnie magię i dobrze wiedział, jak reagowałam na jego… gadkę. – Wiem, że tak. Taka mokra dla mnie, Bello. Zadrżałam. Jego język rozdzielił mnie, jego dłonie masowały moje piersi, drażniąc moje sutki pomiędzy palcami i to była cholerna wielozadaniowość, jaką wykonywał. To było tak kurewsko wiele. Sprawiał mi przyjemność. Sprawiał, że trzęsłam się i jęczałam. – Proszę, skarbie – jęknęłam, gdy pociągnęłam go za włosy. 245 | T h i s L i f e
Drażnił mnie i wiedział o tym. – Prosisz o co, Bello? Czego byś chciała? – Więcej – zaskomlałam. Irlandzki chłopak posłuchał i sapnęłam głośno, gdy wsunął dwa palce we mnie, cały czas ssąc moją łechtaczkę. Byłam przemoczona. Zdesperowana. Wiele razy doprowadził mnie już na skraj i błagałam go, aby pozwolił mi dojść. – Nie mogę się, kurwa, doczekać, aż to będzie mój kutas, księżniczko – jęknął. – Och, Boże! – sapnęłam bez tchu. Moje nogi zaczęły się trząść, moje ciało się napięło i poczuł to. Zaczął pracować mocniej i szybciej. Och, tak… proszę… moje oczy zamknęły się ciasno i przestałam oddychać… – Chryste, kochanie – jęknął. – Dojdź w moje usta. Kurwa, dojdź, kochanie. Jego słowa były moją zgubą i poczułam, jak przez moje ciało przepływa falami przyjemność. Jęczałam i warczałam. Nie byłam w stanie leżeć nieruchomo i jestem pewna, że pociągnęłam Edwarda za mocno za włosy, ale jedyne, co zrobił, to jęknął przy mojej cipce. – Cholera – warknęłam z ręką na piersi. Zobaczyłam cholerne plamy przed oczami. Zadrżałam gwałtownie; Edward zaczął całować moje ciało, kierując się w górę. Otwartymi ustami, gorącymi, wilgotnymi, zmysłowymi pocałunkami i gdy jego gorący oddech ogarnął moją szyję, poczułam go. Główkę jego twardego penisa. – Jesteś gotowa, kochanie? – wyszeptał przy mojej szyi. Czułam wszystko. Jego muskularne ciało, przykrywające moje, jego włosy przy mojej twarzy, jego zapach, który uderzył we mnie tak, że zadrżałam… jego erekcję przy mnie, w gotowej pozycji… jego usta przy moim uchu… moje ramiona wokół jego ramion, moje dłonie na jego łopatkach… moje nogi, oplatające jego talię… moje usta na jego ramieniu. Czułam to wszystko, rejestrowałam to wszystko i tak, chciałam tego. Byłam gotowa. – Tak – sapnęłam. – Tak. Spojrzał na mnie, opierając czoło o moje. – Kocham cię. Uśmiechnęłam się. – Ja też cię kocham, Edwardzie. Bardzo. 246 | T h i s L i f e
Pocałował mnie. Mocno. Z pasją… gdy wsunął się we mnie. Nie w całości. Zabolało. Zamknęłam oczy. Kurwa, jest duży… kurewsko olbrzymi… jak to w ogóle ma się we mnie zmieścić? – Kurwa – jęknął. – Księżniczko… Chryste, musisz się odprężyć… nigdy się nie zmieszczę, jeśli się nie odprężysz. Odprężyć się. Jasne. Yeah. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić! Przełknęłam i sapnęłam, aby napełnić płuca powietrzem. Płytkie oddechy. Odprężyć się, odprężyć się, jasne. Wtedy pocałował mnie, miękko i z uczuciem, a jego ręka powędrowała między nasze ciała… kciukiem zaczął pocierać moją łechtaczkę i robił to powoli… aby mnie odprężyć… abym wpuściła go do środka… Głębokie oddechy. – Mo anam cara, taka piękna – wysapał w moje usta. Głębokie oddechy. Oddychałam głęboko przez nos, czując, że się przy nim odprężałam i z każdym oddechem coraz łatwiej było mi się skupić na przyjemności. Nasze ciała połączyły się. – A ghra mo chroi – wyszeptał, całując mnie po szczęce. – Jesteś moim życiem, kochanie. – Edwardzie – westchnęłam cicho, oszołomiona miłością, jaką mi okazywał. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że obserwował mnie tlącym się spojrzeniem. Z pożądaniem, potrzebą, miłością i uwielbieniem. Kiwnęłam do niego głową. Raz. Zrozumiał i ponownie zamknęłam oczy, skupiając się na jego ustach na mojej skórze… i przygotowałam się na… KURWA! Sapnęłam. Olbrzymi skurwiel irlandzkiego chłopca najwyraźniej przerwał moją błonę dziewiczą. – Tak mi przykro, skarbie – powiedział naprawdę napiętym głosem. Przykro? Yeah, mi także było przykro. Okay, nie bardzo, ponieważ może… nie, prawdopodobnie… to wyjdzie mi na dobre. Yeah. Ale kurwa!
247 | T h i s L i f e
Ponownie czułam, jak każdy mięsień mojego ciała się napiął i część mnie wiedziała, że to napięcie nie ułatwi spraw, ale kurwa, co z tego? Teraz to gówno bolało jak cholera. Myślę, że głośno przeklęłam. Po chwili, jednak, poczułam inne rzeczy. Znowu czułam pocałunki. Miękkie, gorące pocałunki. Jego kciuk, głaszczący i drażniący moją łechtaczkę. Słodkie słówka. Jego gorące ciało na moim. Głębokie oddechy. Wtedy poczułam, jak we mnie pulsował. To sprawiło, że napięłam się z innego powodu, a ból zaczął powoli niknąć, będąc zastąpiony potrzebą… i powoli, ale pewnie, zaczął poruszać się we mnie. Więcej pulsowania. Chryste, za każdym razem, gdy czułam, jak pulsuje w mojej cipce, coś przepływało przez moje ciało. Coś bardzo dobrego. – Tak jest, kochanie – wymruczał przy moim czole. – Czuję, że się odprężyłaś… ungh… po prostu… poczuj mnie, Bello. Jego słowa sprawiły, że odprężyłam się jeszcze bardziej. Moje oczy pozostały zamknięte, ale ponownie objęłam go ramionami. Powoli. Powoli moje dłonie wędrowały wzdłuż jego umięśnionych przedramion… po jego bicepsach… ramionach… w górę, aż sięgnęłam do jego szyi i jego włosów. Miękkich, rozczochranych. Wtedy wszedł we mnie. Zmysłowo. Potem pocałował mnie. Usta do ust. Wsunął język w moje usta. Wymienialiśmy ciężkie oddechy. Dotykaliśmy się nosami i czołami. Ciepło. Przyjemność. Zadrżałam, a moje ciało pokryła gęsia skórka. – Tak dobrze – wymruczałam w jego usta. – Tak bardzo, bardzo dobrze. – Kurewsko cudownie – wymamrotał, zanim pogłębił nasz pocałunek. Nasze ciała, pokryte cienką warstwą potu, poruszały się razem i uświadomiłam sobie, że moje ciało zachęcało jego. Wychodziłam naprzeciw każdemu pchnięciu i za każdym razem, gdy nasze biodra się spotkały, mruczał cicho – dźwiękiem, który sprawiał, że z każdą sekundą robiłam się coraz bardziej mokra.
248 | T h i s L i f e
Moje dłonie powędrowały niżej i z zamkniętymi oczami, mogłam to sobie wyobrazić. Moje dłonie. Sposób, w jaki wędrowały wzdłuż jego kręgosłupa, sposób, w jaki jego mięśnie napinały się, gdy schodziłam niżej… do jego tyłka. – Bello – jęknął cicho. Jego następne pchnięcie było mocniejsze i jęknęłam z przyjemności. Edward przeklął i przyśpieszył swoje ruchy, a ja czułam wszystko. Każdy centymetr jego kutasa, wypełniającego mnie, wychodzącego ze mnie. Bardziej. Szybciej. – Jestem zbyt kurewsko blisko – jęknął. – Dojdź – zaskomlałam. – Proszę, Whistler… Usłyszałam, jak wyrzucił z siebie stek przekleństw, gdy pchnął we mnie po raz ostatni. Wtedy doszedł mocno we mnie. Zacisnęłam moje mięśnie wokół niego, chcąc przedłużyć jego orgazm. Przeklął cicho napiętym głosem. Wtedy było po wszystkim. Runął na mnie, ciężko oddychając. – Wszystko w porządku, Bello? – sapnął. Nie potrafiłam odpowiedzieć słownie, gdyż nadal nie mogłam złapać tchu. Więc uniosłam palec, bezgłośnie mówiąc mu, aby poczekał sekundkę. – Boli cię? – zapytał, z obawą w głosie. Zdołałam pokręcić przecząco głową, ponieważ nie, nie bolało mnie. Czułam ból, ale był on cholernie przyjemny. Tak bardzo przyjemny, uśmiechnęłam się do siebie wewnętrznie. Uśmiechnęłabym się naprawdę, gdybym była w stanie zmusić moje ciało, wiecie, do poruszenia się. Ale nie mogłam. Jeszcze nie. – Zabiłeś mnie, Whistler – zaskomlałam po chwili. Tym zasłużyłam sobie na chichot od irlandzkiego chłopca, zanim powiedział mi, że ja też go zabiłam. Miło. Wtedy w pewnym sensie ożywił mnie, przejeżdżając palcami po moich obojczykach i klatce piersiowej, czym sprawił, że zadrżałam i zamruczałam. Byłam zakochana. Zakochana w tym wszystkim. W Edwardzie. Naszym małżeństwie. Tej nocy. Naszym momencie w tej chwili. W tym życiu. 249 | T h i s L i f e
– Kocham cię – wymruczałam śpiąco, niezdolna do otworzenia oczu. Ponieważ byłam zbyt śpiąca. Ten dzień… był taki dłuuuuugi. – Ja kocham cię bardziej, moja Bello – wymruczał, przyciągając moje bezwładne ciało do jego bezwładnego ciała. Cóż, nie mógł być bezwładny, bo przyciągnął mnie do siebie, ale cokolwiek. – Możemy wykąpać się rano, prawda? – wymamrotałam, w połowie już śpiąc. Nie usłyszałam jego odpowiedzi. Czułam tylko, jak mocno mnie przytulił.
250 | T h i s L i f e
Bella POV
– Weź oba, kochanie – zachichotał Edward. Byłam niezdecydowana. Nie potrzebowałam obu. Tylko jednego. I część mnie nie była Cullenem. Nie w tym sensie, w każdym razie. “Weź oba” było odpowiedzią na wszystko, jeśli miałam coś wybrać z pomiędzy dwóch rzeczy. W tym przypadku wybierałam pomiędzy bikini czarnym, a turkusowym i oczywiście mogłam zrozumieć punkt widzenia Whistler’a. Ponieważ kochał widzieć mnie w skąpych rzeczach. Nie miałam nic przeciwko, naprawdę. Stąd kupowanie nowego bikini, chociaż widział mnie już w siedmiu, które ze sobą zabrałam. Edward zabrał mnie na Kostarykę na nasz miesiąc miodowy i tu teraz byliśmy. A dokładniej byliśmy w sklepie. Aby kupić bikini. Trzy tygodnie niczego, oprócz mnie i Whistler’a. Cóż, byliśmy tu już od dwóch tygodni, ale nadal został nam tydzień, zanim wrócimy do domu. Żadne z nas nie było jednak do tego chętne.
251 | T h i s L i f e
– A co powiesz na ten? – Usłyszałam i odwróciłam się, aby zobaczyć, jak porusza brwiami. Mój mąż jest kurewsko gorący.
Dopasowaliśmy się do siebie ubiorem. On miał na sobie beżowe szorty, jasnoniebieską bluzkę, beżowe półbuty i beżową czapkę z daszkiem. Ja zaś założyłam beżową, marszczoną sukienkę, jasnoniebieską torebkę i jasnoniebieskie sandały. Och, i miałam na sobie kapelusz! Yeah. Był beżowy i czadowy. Ale wracając do bikini, które trzymał. Był to skrawek materiału w kolorze ciemnoniebieskim. Irlandzki chłopak myślał, że jest zabawny, ale powinien wiedzieć, jak bardzo uczynił mnie rozwiązłą. – Okay – powiedziałam, zabierając od niego skąpe bikini i kierując się do kasy. Usłyszałam, jak wymamrotał pod nosem: – flirciara.
252 | T h i s L i f e
Winiłam go za to. Tak było od naszej nocy poślubnej. Po naleganiu, żebym przez dwa dni odpoczęła, utrzymując, że byłam zbyt obolała, co, muszę przyznać, było prawdą, w końcu się poddał. Może było to dlatego, że pewnego dnia po obiedzie, usiadłam na nim okrakiem, będąc naga. Ale poważnie, miałam już kurewsko dość jego pierdolonej rycerskości. Chciałam swojego męża, ponieważ obudził we mnie jakąś nimfomankę, która teraz nie chce się zamknąć. Nie, żeby irlandzki chłopak narzekał, ponieważ, cholera, jego libido było... nienasycone. Dla mnie było to bardzo dobre. Nadal był ze mną bardzo ostrożny, ale pracuję nad tym i wiem, że Edward chce więcej, ale jest cholernym dżentelmenem i się powstrzymuje. Tak, jak mówiłam, pracuję nad tym. Nie mogę jednak powiedzieć, że mnie nie satysfakcjonuje, ponieważ, mój Boże, satysfakcjonował. Za każdym razem. Cały czas. Chciałam po prostu, aby się zapomniał. Aby dał się ponieść. Gdy dotarłam do kasy, poczułam, jak Whistler obejmuje mnie ramieniem w talii, kładąc na ladzie swoją kartę kredytową, zanim mogłam sięgnąć po swoją. – Po co dałeś mi kartę kredytową, jeżeli mam jej nigdy nie użyć? – wymruczałam, opierając się o jego klatkę piersiową, gdy pocałował czubek mojej głowy. – Będziesz jej używać, gdy nie będzie mnie z tobą – wymamrotał. Sprzedawczyni zapakowała mój zakup i posłała niezbyt subtelny uśmiech Edwardowi, po czym wyszliśmy ze sklepu. Gdy wyszliśmy, pokazałam jej środkowy palec. Mój, suko. – A teraz powiedz mi, gdzie w tym sprawiedliwość, pani Cullen? – zapytał Whistler, zarzucając ramię na moje ramiona, posyłając mi bardzo rozbawiony uśmiech. – Jakaś panna posyła mi uśmiech, a ty pokazujesz jej palec. Jakiś skurwiel flirtuje z tobą, ja posyłam mu spojrzenie, a ty się wkurwiasz. Ach, musiał to wywlec. Naszego pierwszego wieczoru tutaj, koleś z recepcji próbował ze mną flirtować, gdy meldował nas do naszego bungalowu. – Nie wkurzyłam się przez spojrzenie, jakie mu posłałeś – warknęłam, figlarnie szturchając go w klatkę piersiową. – Zdenerwowałam się, ponieważ sprawiłeś, że biedny chłopak został zwolniony. Naprawdę to zrobił. 253 | T h i s L i f e
Gdy dotarliśmy do naszego bungalowu, zadzwonił do obsługi, żądając rozmowy z menadżerem i po powiedzeniu mu, że mężczyzna z recepcji starał się flirtować z jego żoną, flirciarz natychmiast został zwolniony. – Gapił się na moją żonę – wymamrotał. – Skurwiel nie miał prawa. Jesteś moja. Yeah, podczas dwóch ostatnich tygodni zauważyłam, że Whistler był bardzo zaborczy. Rzecz w tym, że zauważyłam, iż ja także byłam całkiem zaborcza. Whistler jest mój. – Kocham cię – powiedziałam, uśmiechając się do niego. On także się uśmiechnął, pochylając się i całując mnie. – Ja też cię kocham, księżniczko. Nazywał mnie księżniczką przez cały czas. Kochałam to. To sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej kochana, niż wcześniej. – A więc, obiad? – zapytał, składając pocałunek na mojej skroni, zanim wyprostował się, ponieważ był cholernie wysoki. – Czy więcej zakupów? – Obiad – odpowiedziałam z pewnym kiwnięciem głowy. – Umieram, kurwa, z głodu. – Idealnie. – Uśmiechnął się. – Znam pewne miejsce. Nic nie mogłam poradzić na to, że zaczęłam się śmiać. – I znasz to miejsce, dzięki...? Uśmiechając się nieśmiało po prostu wzruszył ramionami. Prawda była taka, że Edward pisał smsy do Alec'a, odnośnie punktów turystycznych na Kostaryce, ponieważ przyłapałam go na pisaniu do Alec'a w łazience. Yeah, powiedział, że zamierza umyć zęby, ale ponieważ wziął ze sobą telefon, zrobiłam się podejrzliwa. Najpierw myślałam, że się ukrywa, bo to dotyczy pracy, ale gdy pokazał mi smsa, wybuchłam śmiechem. Więc Alec był naszym przewodnikiem, mimo że go z nami nie było. Powiedzmy, że Alec jest kurewskim geniuszem Google. – Hej, znalazł tu dla nas parę świetnych rzeczy – zachichotał Whistler. Prawda. Nurkowaliśmy, wspinaliśmy się po skałach, jeździliśmy na nartach wodnych, chodziliśmy na piesze wędrówki, romantyczne randki i jedliśmy wspaniałe jedzenie. Nie wszystko zawdzięczaliśmy naszemu małemu koledze, ponieważ mój mąż jest idealny, jeśli chodzi o romantyczne gesty, ale to Alec wynalazł nam większość lokalizacji. Przysięgam, że miał po prostu zbyt wiele wolnego czasu.
254 | T h i s L i f e
– To wspaniały miesiąc miodowy – zgodziłam się, nachylając się do niego. – Z cudownym mężem. Zatrzymał się i efektywnie zatrzymał także mnie, gdyż byłam za blisko niego. – Moja cudowna żona – odpowiedział cicho, posyłając mi te spojrzenie. Spojrzenie, które robiło ze mnie papkę, po czym objął delikatnie moją twarz i pocałował mnie z uczuciem... Kurwa, samo jego spojrzenie mogłoby mnie zapłodnić, przysięgam. – Dziękuję – wymruczał w moje usta. Powstrzymałam się przed przewróceniem na niego oczami i zamiast tego wsunęłam język w jego usta, sprawiając, że się, kurwa, zamknął. Dziękował mi za życie, odkąd zostaliśmy małżeństwem tylko dlatego, że go chciałam. Jakby nie wiedział, jak łatwo było go chcieć. Właściwie to nie wiedział. Powiedziałam mu to. Dużo tutaj rozmawialiśmy i powiedziałam mu o sprzecznych emocjach, jakie czułam od pierwszego razu, gdy go spotkałam. Zwierzyłam mu się, powiedziałam mu o wszystkim, ale nadal nie potrafił uwierzyć, że go kocham. To znaczy, wierzył w to, mi i wiedział, że jestem w nim zakochana. Powiedział mi, że to czuje, ale powiedział także, że czeka, aż go obudzę i powiem mu, że to wszystko to tylko sen. Po tym czułam się nawet bardziej w nim zakochana. I powiedziałam mu, jak bardzo. W odpowiedzi pocałował mnie do utraty tchu i... cóż, to nasz miesiąc miodowy. Jak myślicie, co robiliśmy po tym? – Czy obsługa hotelowa? – jęknął cicho w moje usta, przyciągając mnie bliżej siebie i pokazując mi, jak bardzo musieliśmy opuścić deptak. – Obsługa hotelowa – zgodziłam się bez tchu. Wtedy pospieszyliśmy do naszego hotelu.
***
– Co chcesz teraz robić? – wymruczał. Chcę nadal robić to, co właśnie robiliśmy. Po zjedzeniu wspaniałego obiadu na naszym patio, oboje rzuciliśmy się na łóżko, ponieważ jedzenie było tak niesamowicie dobre.
255 | T h i s L i f e
Ale wtedy tak o tym pomyślałam i doszłam do wniosku, że może powinniśmy spalić trochę kalorii. Prawda? – Wezmę prysznic – powiedziałam, wstając z łóżka. – Chcesz do mnie dołączyć? – Kurwa, tak. – Było jego odpowiedzią i zaczęliśmy ścigać się do łazienki. Wygrałam. – Zdejmijmy to z ciebie – wymruczał ochryple, ciągnąc za sznurki mojego bikini. – Dwa tygodnie ciebie, chodzącej w bikini, nie jest łatwe do ignorowania, księżniczko. Wszedł za mną pod prysznic i uśmiechnęłam się, gdy przycisnęłam usta do jego klatki piersiowej. – A ignorowałeś to? – zapytałam, drażniąc się z nim, pozwalając moim dłoniom wędrować po jego umięśnionych ramionach. – Ponieważ w takim wypadku... z kim byłam przez ostatnie dwa tygodnie? Warknął przy mojej szyi i pozwolił, aby moje bikini opadło na podłogę. Zaskomlałam, czując jego ciało, przyciskające się mocniej do mnie. – Moja – wyszeptał miękko i zadrżałam na te słowo. – Tylko moja, Bello... tylko moja. Zamknęłam oczy. – Tylko twoja – jęknęłam cicho. Czułam go. Jego twarde ciało. Umięśnione i wyraźne. Jego twardy kutas przy moim brzuchu. Wtedy pojawiła się magia jego palców. Zdjął moje majtki… zanim, tak… jego środkowy palec, drażniący… pociągający, rozprowadzający moje soki wokół… takkk… rozdzielając moje fałdki. I jego oddech. Gorący i nierówny przy mojej szyi, ciepło jego ciała, jego… wszystko. Objął mnie. Moją cipkę, i drażnił moją łechtaczkę swoim palcem. To mi nie wystarczało. Wbiłam paznokcie w jego łopatki. Jęknął. – Bello… Powoli wsunął we mnie palec. Byłam taka śliska. – Więcej – zaskomlałam, kołysząc się na jego dłoni. I poczułam go. Jego usta wygięły się w uśmiechu, tym razem przy moim obojczyku. Zanim mogłam cokolwiek zrobić, opadł przede mną na kolana. – Daj mi swoje nogi, kochanie – jęknął, ocierając nosem o moją cipkę.
256 | T h i s L i f e
Wsuwając palce w jego włosy, posłuchałam go i zarzuciłam nogę na jego ramię, ale irlandzki chłopak miał na myśli liczbę mnogą. – Drugą też. Mój oddech stał się przerywany i otworzyłam usta. Czy on był poważny? – Drugą też – powtórzył, patrząc na mnie. – Chcę, abyś ujeżdżała moją twarz. Nie upuszczę cię. Sapnęłam, gdy poczułam, jak jego duże dłonie pokrywają mój tyłek i zanim się zorientowałam, moja druga noga została zarzucona przez jego ramię. Dosłownie okraczyłam jego twarz, opierając plecy o ścianę. – Kurewsko pyszna cipka – jęknął we… wspomnianą cipkę. Logika… zniknęła. Jego język rozdzielił moje wilgotne fałdki, liżąc mnie jednym pociągnięciem. Jego oczy były zamknięte, tak jakby smakował mnie. Jęknęłam, czując jak zassał moją łechtaczkę w usta i to było… kurwa… gorące, wilgotne… ruchy jego języka. Jego seksowny zarost łaskotał, drapał moje fałdki, i Boże, jego dłonie… ugniatały mój tyłek… Mocno. Kochałam jego ręce. Jego palce. I kurwa, jego usta, język… och, Boże… Teraz mocniej, ssał moją łechtaczkę mocniej, jęcząc w moje przemoczone fałdki. – Kurwa – wyszeptałam. – Pobaw się swoją łechtaczką dla mnie, księżniczko. Wtedy… – Chryste! – sapnęłam, wypinając się do niego, gdy jego język zjechał w dół i wypełnił mnie. – Podoba ci się, dziecinko? – jęknął. – Lubisz, gdy pieprzę cię moim językiem? – Taaakkk – wyjąkałam, czując, że moje oczy przewróciły się w tył głowy i odrzuciłam głowę do tyłu. Oparłam ją o ścianę i po prostu czułam. Czułam wszystko. Jego język wchodził w moją cipkę, liżąc moje wewnętrzne ścianki. Powoli zmysłowo pił, kurwa, ze mnie, jęcząc przy mnie i dał mi więcej. Straciłam w każdym razie kontrolę. Moja cipka pokryła jego język, jego wargi, podbródek… Chryste… magiczne usta. Jęknął głośno i zassał moją skórę. Drżącą ręką przyłożyłam dwa palce do mojej łechtaczki. – Cholera – wymamrotał. – Tak jest, Bello… pobaw się swoją łechtaczką dla mnie… kurwa…
257 | T h i s L i f e
Mój oddech stał się urywany i poczułam, że moje wewnętrzne ścianki zaczęły zaciskać się wokół jego języka. On także oczywiście to zauważył i zaczął mnie pieprzyć z jeszcze większym zapałem. Ssąc, chłeptając, całując, skubiąc i liżąc. Mocniej i bardziej. Żarliwie. Sapnęłam. Moje nogi zaczęły się trząść. – Czuję cię, księżniczko – wyszeptał. – Dojdź w moich ustach. Dojdź w moich ustach, a potem będę cię pieprzył. Tak dobrze cię wypieprzę, skarbie. Kurwa! Wszystko w moim wnętrzu napięło się. Przestałam oddychać, gdy przeszedł przeze mnie silny orgazm. Usłyszałam, jak warknął. Pulsowałam. Ogarnęła mnie przyjemność, przepływając przeze mnie, szarpiąc mnie… nie byłam świadoma, jak bardzo. Przed moimi oczami pojawiły się plamy i znalazłam się na szczycie. Sapiąc. Nadal dochodząc. – Kurwa, muszę znaleźć się w tobie. – Usłyszałam, jak jęknął. Nadal byłam oszołomiona, ale poczułam, jak mnie poruszył, zdejmując z siebie moje nogi. Nie mogłam stać, więc cieszyłam się, że mnie podniósł. Zarzucił moje ramiona na swoje, a moja głowa opadła na jego ramię, gdy oplótł moje nogi wokół swojej tali… i jego penisa. Boże, jego penis. Zaraz tam. Nasze zapachy wymieszały się. Mogłam go poczuć. Mogłam wyczuć siebie. Potrzebowałam więcej, ale nie byłam pewna, czy dam radę. – Potrzebuję cię wypieprzyć, księżniczko – jęknął do mojego ucha. – Proszę, pozwól mi cię pieprzyć. Zadrżałam. W końcu. Ogień. – Edwardzie – sapnęłam. Cholernie majaczyłam. – Tak… proszę. To było tym, czego potrzebował i wszedł we mnie, mocno i szybko, zatapiając się we mnie do końca. Wypełnił mnie gwałtownie. To było ukłucie, które przywróciło mnie do życia. – Cholera! – syknęłam. 258 | T h i s L i f e
Musiał mnie cały czas trzymać. Nadal byłam wyczerpana moim orgazmem, moje nogi były jak cholerna galareta, a mój umysł nie myślał jasno. Jedyną rzeczą, na jakiej naprawdę mogłam się skupić to chwila obecna. Jego kutas wbijał się we mnie, jak nigdy dotąd. Jego twarz ukryła się w zagłębieniu mojej szyi. Przycisnął usta do mojej szyi, ssąc ją, całując i skubiąc. Więcej jęków. Dłonie i ramiona unoszące mnie… Pchnięcie, wysunięcie. Pchnięcie, wysunięcie. Pchnięcie, wysunięcie. Mocniej. Zaczynałam się pobudzać, ponownie czując te pragnienie. Pragnienie uczepienia się go i czucia więcej. Pragnienie… zaciśnięcia się na nim. – Chryste, jesteś tak kurewsko ciasna – jęknął. Wbiłam paznokcie w jego tyłek i uświadomiłam sobie, że wróciła mi siła. Więcej, potrzebowałam więcej. Mocniej i głębiej. Nic nie było dla mnie wystarczające. Byłam szalona, ponieważ moja cipka bolała. Nie bardzo, ale pchnięcia tak kurewsko ją rozciągnęły, tak… wypieprzyły. I chciałam więcej. Potrzebowałam tego. Desperacko. Tak, szalona. – Nie powstrzymuj się, kochanie – błagałam bez tchu. – Proszę… Wiedziałam, że to robił. Wiedziałam, że się powstrzymywał. Nie chciałam tego. Moja cipka będzie później tego żałować, ale teraz nie dbałam o to. – Nie błagaj mnie o to, kurwa, Bello – ostrzegł, uspokajając swoje ruchy. – Nie mam aż tyle powściągliwości. Jego wyraz twarzy był niebezpieczny. Ciemne oczy, przepełnione pożądaniem, trawione żądzą. Potrzebą. Ogniem. Jego szczęka napięła się i zacisnął zęby. Więc… ja… uch… yeah, błagałam o więcej. – Proszę – wyszeptałam, pochylając się, aby pocałować jego szczękę, gdy zacisnęłam się na jego penisie, nadal zatopionym we mnie. – Proszę… wypieprz… swoją… żonę. Zesztywniał. Wszystko wokół nas zamarło. Ale jego penis… jego penis zapulsował we mnie. On także tego chciał. Wtedy pochylił się nade mną. Usta blisko mojego ucha. 259 | T h i s L i f e
Gorący oddech. Dotykające usta… gdy wyszeptał. – Nie mów, że cię nie ostrzegłem, księżniczko. Mój oddech stał się urywany na jego szorstki szept i powoli wyszedł ze mnie, a ja przygotowałam się na ciąg dalszy. Nasze oczy się spotkały. Moje szeroko otwarte, a jego dzikie. Uśmiechnął się krzywo. Zadziornie. I wtedy… gwałtownie wszedł we mnie. Sapnęłam. Czułam go wszędzie. – Tego chciałaś, kochanie? – warknął. Nie czekał na odpowiedzieć. Zamiast tego zaczął zażarcie mnie pieprzyć. Mocno i głęboko. Mocniej. Głębiej. Szybciej. Więcej. Bolało. Bolało tak wspaniale. Złapałam się go kurczowo, bojąc się o moje drogie życie, a on mnie pieprzył. Czułam wszystko. Miażdżąc moje usta, pocałował mnie mocno, wpychając język w moje usta i to było więcej, niż kiedykolwiek wcześniej czułam. Więcej, niż pasja, więcej, niż przyjemność. Tak, to było coś więcej. To była ekscytacja. Uczucia wewnątrz mnie wybuchły i nie miało znaczenia, że wbijał się we mnie, gdyż odpowiadałam na jego pchnięcia, potrzebując je czuć. – Kurwa, Bello – jęknął w moje usta. – Czujesz to, prawda? Kurwa, wiem, że tak. – Tak! – krzyknęłam, odchylając głowę do tyłu. – Wszystko… – Wszystko – wymruczał. Czułam wszystko. Chciałam wszystkiego. Ekscytacji, miłości, pasji, ognia… niebezpieczeństwa… I Whistler dał mi to. W końcu, kurwa, dał mi to. Dał mi to wszystko. Poczułam narastanie. Intensywności. Jego kutas wbijał się we mnie. Moja cipka zacisnęła się wokół niego, mocząc go, wciągając go w siebie. – Dalej – jęknął. – Daj mi to. Sapnęłam. Wszystko się napięło. 260 | T h i s L i f e
Warknął. Eksplodowałam. To było coś więcej. Tak potężnego. Tak pochłaniającego. Każda cząstka mojego istnienia ożyła, gdy doszłam. Doszłam mocno. Zaciskając się i drżąc, pulsując wokół jego twardego kutasa, a on podążył za mną, napinając się i wbijając we mnie zapamiętale. Gorąco. Tak bardzo gorąco. Nie mogłam oddychać. Kurwa. Trzęsąc się, Edward obniżył nas na podłogę i wiedziałam, że czuł się tak samo, jak ja. Całkowicie, kurewsko wyczerpany. – Ja pierdolę – sapnął. Zadrżałam i zdołałam nieznacznie kiwnąć głową przy jego klatce piersiowej. Nadal czułam, jak drgał wewnątrz mnie. Nasze klatki piersiowe poruszały się z trudem, nasze ciała pokryte były cienką warstwą potu. Byłam wyczerpana. Zaspokojona. Tak nieprawdopodobnie usatysfakcjonowana. Byłam jak… papka. – Wszystko w porządku? – wyszeptał, całując miękko moją szyję. Mruknęłam. Ze mną było bardziej, niż w porządku. Kurewsko idealnie. – Dziękuję, że dałeś się ponieść – wymruczałam, drżąc gwałtownie, gdy głaskał mnie po bokach. Zachichotał cicho. – Nigdy nie myślałem, że będę takim szczęściarzem, aby poznać dorównującą mi małżonkę. Ale to zrobiłeś, irlandzki chłopcze. Poznałeś. . . . – Czy to był nadal seks pod prysznicem, jeśli nie włączyliśmy prysznica? – zachichotałam śpiąco.
261 | T h i s L i f e
– Kurwa, yeah – zaśmiał się przez nos. – I proszę, nie chichocz, księżniczko, ponieważ nadal jestem w tobie i mogę to kurewsko wyczuć. Zachichotałam bardziej, ale przerwałam nagle, gdy poczułam, jak zapulsował we mnie. Stworzyłam potwora. Czy mogę wyrzucić pięść w powietrze, w geście zwycięstwa?
***
Ja pierdolę. Wiedziałam, że będę obolała, ale… kurwa mać, nie mogłam chodzić. Wczorajszy seks maraton pod prysznicem, zostawił po sobie ślad, jeżeli wiecie, co mam na myśli, i teraz żaden materiał nie mógł się znaleźć w pobliżu mojego biednego krocza. Dlatego założyłam krótką, dżinsową spódnicę i stanik od bikini. Potrzebowałam świeżego powietrza, do cholery. Popijając
mojego
drinka,
usiadłam
na
moim
leżaku
i
zsunęłam
okulary
przeciwsłoneczne w dół nosa, aby lepiej widzieć Whistler’a. Mieliśmy nasz prywatny basen. Tak tylko mówię. Był dołączony do prywatnego bungalowu. Własny basen. Och i byliśmy teraz na plaży. To był spektakularny resort, jeśli mogę powiedzieć. A mogę. – Coś nie tak? – zapytał, wychodząc z basenu. Niszczyciel cipek. I był tego świadomy. Spojrzenie, jakie mi posłał wyrażało mieszankę figlarnego zadowolenia z siebie i troski. Przy okazji pozwólcie mi wam to zobrazować. Mój mąż idzie właśnie w moją stronę. Woda spływa po jego muskularnym ciele. Ma na sobie jedynie czarne kąpielówki. Wiszą nisko na jego biodrach, ukazując idealne „v” na jego podbrzuszu, i nawet nie każcie mi zaczynać opowiadać o jego mięśniach brzucha. Zarysowane. Sześć… nie, czekajcie… osiem. I jego klatka piersiowa. Cholera. Ramiona, muskularne, tak, bardzo. I jest opalony. Kurewsko opalony. Ja też jestem całkiem opalona, dziękuję bardzo, ale on jest kurewsko wspaniały. Och, i nie zapominajmy o jego umięśnionych plecach, na których ma kurewsko gorący tatuaż, ciągnący się wzdłuż łopatek. Wiecie, który. Ten ze słowem „Cullen” w czcionce celtyckiej. Yeah, dokładnie ten. Ungh jest jedynym, co mogę powiedzieć. – Hummm? – wyjąkałam, gdy zasłonił mi słońce. 262 | T h i s L i f e
Było to dla mnie w porządku, tak w ogóle, gdyż mogłam oglądać go bez mrużenia oczu. – Wyglądasz na trochę głodną, księżniczko – zachichotał, pochylając się, aby mnie pocałować. Ach, tak. Głodna Irlandczyka. On także stworzył potwora. Zadrżałam, gdy krople wody skapnęły na moje rozgrzane ciało, a nawet bardziej, gdy jego usta spotkały moje. – Kocham cię – wymruczał, dając mi kilka buziaków. – Ja też cię kocham – westchnęłam z zadowoleniem. Byłam blisko pogłębienia pocałunku, ale… przeszkodził mi otrzeźwiający dźwięk telefonu. Telefonu Edwarda, przeznaczonego do interesów. – Kurwa – wymamrotał przez zęby, posyłając mi przepraszające spojrzenie, zanim wszedł do środka bungalow. Z kolejnym westchnieniem, ponownie oparłam się o leżak, pragnąc złapać tyle słońca, ile się dało, zanim wrócę do domu. Przed nami zostało jeszcze sześć dni, ale potem wrócę do Seattle, gdzie przywita nas zimno. Dopóki za miesiąc nie pojedziemy do Włoch, pomyślałam z zadowoleniem. Nie mogłam się, kurwa, doczekać. Zerkając przez ramię, obserwowałam go przez okno, chodzącego po naszej sypialni, gestykulującego rękoma, z papierosem między palcami. Jego twarz była poważna. Naprawdę, kurewsko poważna. Ale nie potrafiłam zrozumieć ani słowa, ponieważ krzyczał po irlandzku, co sprawiło, że wierzyłam, iż rozmawiał z ludźmi z Chicago. Nagle przestał chodzić. Wszystko się zatrzymało. Coś sprawiło, że spojrzał na mnie. Ja też spojrzałam na niego, teraz naprawdę się martwiąc. Wyglądał… na kurewsko zmartwionego. Słyszałam, jak wspominał Alec’a i Nessę. Mój żołądek zacisnął się, gdy Edward zakończył połączenie. Wyszedł. W jego rysach twarzy widoczna była furia i zmartwienie. – Ed został porwany.
263 | T h i s L i f e
Bella POV
Godziny po rozmowie telefonicznej Edwarda, byliśmy w drodze do domu. Ubrana w dżinsy, trampki i bluzę z kapturem, czułam się prawie jak stara ja. Jedyną różnicą były metki z cenami. Nawet Edward wyglądał… cóż, właściwie to wyglądał jak zupełnie inna osoba. Nadal gorący, jak cholera, ale było w nim coś ostrego. Miał na sobie luźne spodenki do kolan, w kolorze militarnej zieleni, czarną bluzę z kapturem i buty marki Dr Martens i wyglądał w tym wszystkim… niebezpiecznie. A także niebezpiecznie seksownie. 264 | T h i s L i f e
W Chicago zaczęła się zadyma, więc Edward i ja zamówiliśmy prywatny odrzutowiec, a teraz Edward ponownie wisiał na telefonie, tym razem z Carlisle’m. Carlisle kierował się właśnie z Esme do Chicago i powiedział nam, że Alec i Nessa jadą do Seattle. Wszystko było cholernym bałaganem i jedyną jasną rzeczą było to, że Emmett i Edward mają teraz pokierować terenami Cullenów, podczas gdy Carlisle zajmie się Chicago. Tylko dopóki nie dowiemy się czegoś więcej i nie będziemy w stanie podjąć lepszych decyzji, ale tak, Carlisle był następnym mężczyzną w hierarchii. Przeraziło mnie to. Wiem, że nie będzie podejmował takich decyzji jak Ed. Carlisle nie jest taki i interesy zostaną wstrzymane… że tak powiem. Ale nadal będzie tam wszystkim nadzorował… dopóki nie dowiemy się więcej. – Upewnij się, że Emmett zabierze Alec’a i Nessę w bezpieczne miejsce. – Usłyszałam, jak Edward mówił do Carlisle’a. To było dziwne, ponieważ się zmieniali. W jednej minucie mówili po irlandzku, a w następnej po angielsku. Dziwną rzeczą było to, że Edward niczego przede mną nie ukrywał. Jak tylko kończył rozmowę, wprowadzał mnie we wszystko, więc mówienie po irlandzku nie miało dla mnie sensu, ale może to przychodziło naturalnie… nie wiem. Jak do tej pory dostarczał mi jednak informacji za każdym razem, gdy skończył z kimś rozmawiać, a takich rozmów było wiele w drodze z hotelu na lotnisko. I znałam mojego męża. On mi nie kłamie. Był szczery we wszystkim. – Zadzwonię do Jenks’a, jak tylko skończymy rozmawiać – powiedział Edward, siadając na swoim miejscu. – Tak… myślę, że tak. Wtajemniczyłem Bellę przed naszym ślubem. Nie pytałam, wiedząc, że niedługo sam mi powie. Zanim usiadłam na swoim miejscu, podeszłam do barku i wzięłam butelkę piwa dla Whistler’a i Breezer’a Bacardi dla siebie. – Dziękuję. – Uformował bezdźwięcznie ustami, gdy podałam mu piwo. Mrugnęłam do niego i usiadłam na kanapie po drugiej stronie przejścia. Kiedy zobaczyłam, że wyjmuje z pokrowca swojego mini laptopa, pomyślałam, że równie dobrze mogę zadzwonić do Rose. Może ona mnie wtajemniczy. Poza byciem zaniepokojoną jak cholera o Alec’a i Nessę, byłam spokojna i gdy wybrałam numer Rose w moim białym telefonie, uświadomiłam sobie, że musiałam przywyknąć do wielu rzeczy w tym stylu życia, ale jak na razie radziłam sobie z tym
265 | T h i s L i f e
wszystkim. Nawet odczuwałam w tym podekscytowanie. Możliwe, że to okropnie o mnie świadczyło. Prawdopodobnie. Ale mimo wszystko taka była prawda. – Rosalie – odpowiedziała. – Hej, to ja – powiedziałam, zanim wzięłam łyka mojego Bacardi. – Och, dzięki Bogu dzwonisz – wysapała. – Tutaj dzieje się jakieś pierdolone gówno, B. – Gdzie jesteś? – zapytałam, wyprostowując się. – Jesteś w Forks? – Zaraz mamy wyjechać. Spędziłam dzień z Tanyą i Garrett’em. Emmett ma przyjechać po mnie za pół godziny i pojedziemy do Seattle, aby odebrać Nessę i Alec’a. – A gdzie jest Em? – Zmarszczyłam brwi, spoglądając na Edwarda, ale był zajęty rozmową przez telefon. – To znaczy, z kim teraz jesteś? – Załatwia jakieś dokumenty, czy coś – powiedziała. – A ja jestem u Cullenów z Greg’iem. Odetchnęłam z ulgą. Wiedza, że był z nią jej ochroniarz sprawiła, że z pewnością łatwiej mi było oddychać. – Okay, dobrze. – Kiwnęłam głową, chociaż nie mogła mnie widzieć. – Więc… możesz mnie wtajemniczyć? Jedyną rzeczą, jaką ja lub… my wiemy jest to, że Ed został porwany z lotniska w Chicago. Edward prawdopodobnie wiedział teraz więcej od Carlisle’a, ale byłam zbyt niecierpliwa. – Yeah – westchnęła. – Masenowie byli w drodze do nas… na przedślubne obiady, i Ed wyszedł na papierosa, czy coś takiego i już nie wrócił. Jego ochroniarz został znaleziony zastrzelony na zewnątrz lotniska. Są całkiem pewni, że to Włosi. Cholera. – Ale… ale… kurwa, to musiało zostać sfilmowane, prawda? To znaczy, lotniska są przepełnione ochroną, do cholery. – Tak, wszystko zostało złapane w kamerach, ale to nie zmienia faktu, że uciekli z Ed’em. Facet, który go porwał miał na twarzy maskę, więc nie można go zidentyfikować. Ja… naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. – Czy mówią już o tym w wiadomościach? – zapytałam, bawiąc się nalepką mojej butelki. – Jezu, Alec i Nessa muszą odchodzić od zmysłów. – W tym rzecz. Nie ma tego w wiadomościach. Cóż, jest, ale oficjalna wersja jest taka, że taśma z kamer ochrony lotniska przepadła. Więc nie ma dowodu. Krąży jedynie pogłoska, że Ed Masen został porwany.
266 | T h i s L i f e
– Co? – zapytałam, zmieszana. Ale wtedy to do mnie dotarło. Chryste, pracowali szybko. – W takim razie kto ma te nagranie? – Jak, kurwa, mam to nazwać? – zachichotała bez humoru. – Przypuszczam, że mogę powiedzieć, że ma ją nasza strona. Emmett powiedział mi, że Masenowie posiadają protokół, według którego podążają w razie porwań. Ponownie kiwnęłam głową, chociaż nie mogła mnie widzieć. Edward powiedział mi o tym protokole w drodze na lotnisko, więc pierwsza rzecz się wyjaśniła. Nic nie mogło wyciec do wiadomości publicznej i Ed miał swojego człowieka do tego – robienia porządku. Więc przypuszczam, że zaczęli natychmiast, prawdopodobnie przekupując… lub gorzej… aby dostać w swoje ręce taśmy ochrony. Po sprzątaniu nadeszła pora na uzyskanie odpowiedzi i wiedziałam, że tym teraz zajmował się Carlisle – starał się dowiedzieć, gdzie mogą być obecnie „wrogowie” i w jaki sposób wjechali do kraju. A także gdzie się kierują. Na tym etapie wszystko sprowadzało się do monitorowania i planowania. – Edward powiedział mi o tym – wymamrotałam. – W porządku, co jeszcze? Co teraz się stanie? – Jak już odbierzemy Nessę i Alec’a w Seattle, pojedziemy do domu Emmett’a w Bainbridge Island, a kiedy wrócicie, spotkamy się w waszym miejscu i Alec zostanie z wami. Emmett zadzwonił po ludzi z Chicago i pojawią się tu później. Ludzie – ochrona. Okay. Kurwa. Tak wiele. Nie widziałam nawet jeszcze naszego “miejsca”. Posiadłość Edwarda znajdowała się przy tej samej ulicy, co Emmett’a, ale Rose i ja nie byłyśmy tam jeszcze. – A co ze ślubem? – zapytałam, wiedząc, że mieli się pobrać za mniej, niż dwa tygodnie. – Przełożyliście go? – Nie. Emmett powiedział, że to wyglądałoby podejrzanie, gdybyśmy go przełożyli, ale jest jednak szansa, że pobierzemy się wcześniej. Tanya pracuje nad tym z organizatorami. Było tak wiele do przyjęcia. Tak wiele do przetworzenia. – Dlaczego jednak mielibyście pobierać się wcześniej? – Mogę ci na to odpowiedzieć, księżniczko. – Usłyszałam Edwarda i spojrzałam w górę, aby zobaczyć, jak odkręca krzesło w moją stronę. Nie rozmawiał już przez telefon. Kiwnęłam do niego. – Rose, Edward skończył już rozmawiać. Zobaczymy się niedługo, yea? – Dokładnie. Kocham cię. 267 | T h i s L i f e
– Ja też cię kocham. Po rozłączeniu się, schowałam telefon do kieszonki i przeszłam przez dzielącą nas alejkę, ponieważ potrzebowałam bliskości, do cholery. – Z Rose w porządku? – wymruczał, gdy usiadłam mu na kolanach. – Yeah, tak myślę. – Westchnęłam, przytulając się do niego. – Powiedziała jednak, że to czyste wariactwo. – To prawda – odpowiedział, kiwając głową. – I mam kilka rzeczy, które muszę z tobą przedyskutować. Nie był już irlandzkim chłopcem. Był służbowy. – Okay – powiedziałam ostrożnie, prostując się, aby patrzeć mu w twarz. Nie marnował czasu. – Powodem, dlaczego Em i Rose mają wziąć ślub wcześniej jest to, że jedynie mężowie i ojcowie mogą podpisać papiery o pełnej zgodzie. Zmarszczyłam brwi. Oczywiście wiedziałam o pełnej zgodzie. Był to dokument, który dawał dziewczynie wolność. Wielu ojców obecnie podpisywało je, ale zwykle byli to ludzie z większych miast. Ludzie, którzy chcieli iść na przód ze światem, czy cokolwiek. Dlatego też tak wielu mężczyzn wybierało sobie kobiety z małych miast, ponieważ tam były respektowane tradycje. Oni… my, byliśmy tymi, którzy nie bardzo podążali za trendami. Nadal w Ameryce było prawo odnośnie tego, że kontrolę mieli ojcowie lub mężowie, ale świat się zmieniał i wielu chciało równości. Większość krajów w Europie zmieniło swoje prawa, ale Ameryka nadal była pod tym względem bezwzględna. Pełna zgoda. Czy to znaczyło, że Edward i Emmett podpiszą te dokumenty dla mnie i Rose? Czy to dlatego Edward był teraz w pełni służbowy? Dokument. Dokument, który da mi moje prawda. Moje prawo jazdy będzie miało pieczęć, wskazującą na to, że jestem swoją własną osobą, że nikt mnie nie kontroluje. Byłabym w stanie podróżować gdziekolwiek, robić cokolwiek, bez potrzeby uzyskania zgody. To dałoby mi także prawdo do rozwodu z Edwardem. Więc ponownie zaczęłam się zastanawiać: czy to dlatego był teraz taki służbowy? Ponieważ wiedział, że ten kawałek papieru zakończy nasze małżeństwo, jeśli tego zechcę? Popatrzyłam na niego, zauważając jego pusty wyraz twarzy. Ostra powierzchowność. Oczy wyprane z emocji. 268 | T h i s L i f e
To było jasne jak słońce. – Dacie nam pełne zgody? – zapytałam, już znając odpowiedź. – Damy, tak. – Kiwnął pewnie głową. – Chcemy, abyś ty i Rose były w stanie podróżować bez nas, w razie, gdyby coś się stało, a nie mamy czasu na prace papierkowe, jeśli chodzi o czasową zgodę, skoro podróżujemy tak często. Zajęłoby zbyt wiele pracy wydawać wam częściową zgodę za każdym razem, kiedy będziemy opuszczać kraj. Pełna zgoda jest jedyną rzeczą, która ma sens. Kiwnęłam głową w zamyśleniu, dobierając odpowiednie słowa. – To oznacza, że będę mogła się z tobą rozwieść – stwierdziłam, unosząc brew. Przełknął ciężko. – Tak. Kiwnęłam głową. Ponownie. – Cóż… dobrze, że jest coś, co może przebić ten kawałek papieru – powiedziałam. Zmarszczył brwi, ale nadal był całkowicie surowy. – I co to miałoby być? Nic nie przebije tego dokumentu, Bello. To da ci twoje pełne prawa. – Wzruszyłam ramionami. – Dla mnie jest coś, co go przewyższa. – Co takiego? – Moje przysięgi ślubne, głupku! – krzyknęłam. – Traktuję moje przysięgi poważnie, ponieważ w nie wierzę. Irlandzki chłopak wziął głęboki wdech i odprężył się. Irlandzki chłopak zamknął oczy. – Kurwa mać, przestraszyłaś mnie księżniczko – powiedział cicho, kręcąc nieznacznie głową. – To nie powinno cię było przestraszyć – powiedziałam, unosząc palcem jego brodę, aby spojrzał na mnie. – Powiedziałam ci, że cię kocham. Powiedziałam ci, że jestem twoja. Nie oddałabym ci się z taką ochotą i szczerością, gdybym po prostu musiała cię poślubić. Ty jesteś powodem, dlaczego jestem twoja – kontynuowałam. – Jeżeli nie straciłabym dla ciebie głowy, oczywiście, nadal byłabym twoja, ale nie cała ja. Posiadałbyś mnie, ale nie miałbyś mnie całej. Wiesz o tym. Z ciężkim oddechem odprężył się bardziej i przyciągnął mnie bliżej siebie. – Wiem. – Westchnął, opierając swoje czoło o moje. – I masz rację. Powinienem ufać twoim słowom. Nie dałaś mi powodu, aby wierzyć inaczej. Trąciłam go nosem, bezgłośnie mówiąc mu, aby mnie już, kurwa, pocałował. 269 | T h i s L i f e
Tak zrobił. Z uśmiechem. – Kocham cię – wymruczał, obejmując moją dolną wargę swoimi. – Całym moim sercem. – Ja też cię kocham, Whistler – wymruczałam, obejmując go za szyję. – Należymy do siebie. Uśmiechnął się szeroko. Irlandzki chłopak wrócił. – Muszę przyznać, księżniczko – westchnął, muskając mnie wargami – kocham być twoim Whistlerem. Och, i irlandzkim chłopcem – zachichotał. – Tak nazywasz mnie przez sen. Ach, kurwa. – Może to o Emmett’cie – drażniłam się, ukrywając rumieniec poprzez całowanie jego szyi. – Jasne, kochanie – zaśmiał się cicho.
***
– Myślałam, że lecimy do Seattle – powiedziałam, wyglądając przez okno, gdy lądowaliśmy. Rozpoznałam maleńkie lotnisko natychmiast, gdy byliśmy wystarczająco blisko. Port Angeles. – Pojedziemy tam stąd – odpowiedział Whistler, całując moje kostki u dłoni. – Em zamówił dla nas samochód. – Dlaczego? – Tak będzie bezpieczniej – powiedział cicho. – Nie monitorujemy lotniska Sea– Tac, więc nie wiemy, jak bezpiecznie tam jest. Ach. Gdy opuściliśmy samolot, zauważyłam, jak Edward przyciągnął mnie do swojego boku, górując nade mną w bardziej ochronny sposób i zastanawiałam się, jak niebezpiecznie było. Czy byliśmy w niebezpieczeństwie? Czy Edward był w niebezpieczeństwie? Carlisle i Esme? Alec i Nessa? Czy chodziło jedynie o Ed’a, a Edward po prostu wolał zachować ostrożność? – Panie Cullen. – Usłyszałam znajomy głos. Conn.
270 | T h i s L i f e
– Jakieś wieści? – zapytał Edward, pomijając powitanie, gdy nasza trójka skierowała się do wyjścia. – Twój ojciec ma ludzi, którzy monitorują każde większe lotnisko na Wschodnim Wybrzeżu – w razie, gdyby tam wylądowali lub zatrzymali się, aby dotankować – odpowiedział Conn. – Kontroluje także służby powietrzne, więc powinniśmy wiedzieć, jeśli jakiś prywatny odrzutowiec wyląduje gdzieś w pobliżu Waszyngtonu. – Czy stan jest zabezpieczony? – kontynuował Edward. – Nie chcę, aby Avellinowie znaleźli się blisko Seattle. – Będzie w ciągu godziny. Pan Denali i twój brat pracują nad tym. – Upewnij się, że statek z Vancouver będzie tego częścią – wskazał Edward, gdy dotarliśmy do samochodu… na który Edward wydał z siebie dźwięk pogardy. – Coś nie tak? – zapytałam. – Yeah, można tak powiedzieć – wymamrotał, otwierając dla mnie drzwi. – Conn, czy to zamówił mój brat? – Żółty kod. – Było odpowiedzią Conn’a, zanim kiwnął głową na pożegnanie i wsiadł do czerwonej ciężarówki. To było dziwne. Gdzie był jego SUV? – Pierdolony żółty kod – wymamrotał Edward, zamykając mi drzwi. Nie martwcie się, ja także tego nie rozumiem. Jak tylko Edward zapakował nasze bagaże do bagażnika, zajął swoje miejsce za kierownicą, trzasnął swoimi drzwiami i odpalił silnik. Nadal mamrotał i przeklinał pod nosem, gdy nabraliśmy prędkości. – Mógłbyś wytłumaczyć swoje napięcie przedmiesiączkowe? – zapytałam, odwracając się na siedzeniu, aby lepiej go widzieć. Edward warknął i utrzymywał wzrok na drodze. – Pierdolony kawał gównianego Volvo. Poważnie, kto jeździ takim złomem? Och, dobry Boże. Yeah, przewróciłam oczami. – W każdym razie – westchnęłam – możesz mi wyjaśnić tę sprawę z kodem? – Jasne – wymamrotał, nadal wyglądając na rozdrażnionego, jak cholera przez tak zwykłą rzecz, jak pierdolony samochód. – Jest pięć kodów – Zielony, Niebieski, Żółty, Czerwony i Czarny. Zielony przeznaczony jest dla dni, kiedy wszystko idzie dobrze. Niebieski, kiedy odkryjemy coś, co trzeba skontrolować. Jest to praktycznie Zielony, ale wymagający badań, monitoringu i przygotowywania. 271 | T h i s L i f e
Po odpaleniu papierosa, otworzył nieznacznie okno, zaciągnął się, co wydawało się, że go trochę odprężyło, po czym kontynuował. Obserwowałam i słuchałam, zafascynowana tym, co mówił i jak wyglądał. Był w jednym ze swoich żywiołów. Seksowny. – Następnie jest Żółty. – Westchnął, posyłając mi spojrzenie, zanim ponownie skupił się na drodze. – I na takim poziomie teraz jesteśmy. Żółty jest bardziej kodem, przygotowującym do Czerwonego, który jest następny. Dotyczy przedsięwzięcia środków ostrożności, zabezpieczeń i wykluczania. Nie możemy rzucać się w oczy, stąd taki pierdolony samochód. Jest beznadziejny, ale wmiesza się w tłum. Kiwnęłam głową w zrozumieniu, widząc, jak uśmiech skrada się na jego twarz. Ale był niezaprzeczalnie słodki, gdy kurwił na swój samochód, gdyż najwidoczniej Volvo nie było jego ulubioną marką. Po kolejnym zaciągnięciu się, kontynuował. – Żółty oznacza także zapewnienie kochanym osobom bezpieczeństwa. Uniosłam brwi i sekundę później odpaliłam cholernego papierosa, ponieważ ton jego głosu nagle nie był już taki pewny siebie. Była to mieszanka troski, lęku i rezygnacji. Wiedział, co ma się wydarzyć i miałam zaraz o tym usłyszeć. – Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Emmett i Rose zostaną małżeństwem w przeciągu następnych kilku dni i… potem… – Ponownie zaciągnął się papierosem. – Potem będziemy musieli wywieść was z kraju. Jego słowa zadźwięczały echem w mojej głowie. Będziemy musieli wywieść was z kraju. Was z kraju. Was, was, was… Czy to nie przewidywało jego? – Dlaczego? – zapytałam cienkim głosem. – Ponieważ Avellinowie już tu prawdopodobnie są – powiedział stanowczo. – Tak, jak powiedział Conn, nasi ludzie są w drodze na granice, ale nie możemy zbyt wiele zrobić, jeśli Włosi już tu są, a zważywszy na fakt, że Caius był tu przed naszym ślubem, wierzymy, że planowali to od dawna. Chryste. Ręce mi się trzęsły, gdy się zaciągałam i wszystko do mnie dotarło. Tu nie chodziło o kradzieże samochodów. To było coś więcej i teraz zostaliśmy wciągnięci w środek pierdolonej wendety pomiędzy dwojgiem braci. Pytaniem jest, jaki efekt będzie to miało na Edwarda i Emmett’a? 272 | T h i s L i f e
– Następnie, jeśli musimy czymś się zająć, jeśli musimy kogoś ścigać – powiedział cicho Edward. – Przystępujemy do kodu Czerwonego i jest nim atak. – Nie – powiedziałam natychmiast, kręcąc głową. – Nie ma, kurwa, mowy, Whistler. Nie będziesz się pakował w niebezpieczeństwo. Nie ma takiej opcji, do cholery. – Nie martw się, księżniczko, to nie tak – zapewnił, ściskając mocniej kierownicę i biorąc mnie wolną ręką za rękę. – Emmett i ja nie jesteśmy tacy. My będziemy jedynie ochroną dla naszych żon oraz Alec’a, Nessy i innym, którzy będą musieli opuścić kraj. Zgaduję, że takimi osobami będzie Kate i Irina. Prawdopodobnie także ciocia Tanya. Studiowałam go, czytałam z niego, mając nadzieję, że to oznacza, że pojedzie z nami. – Więc, ty i Em pojedziecie z nami? – zapytałam. Chciałabym móc to oznajmić, zażądać tego, ale wiedziałam, że nie mogę. To nie zależało ode mnie, ani od Edwarda. – Wywieziemy was – odpowiedział, ściskając moją dłoń w zapewnieniu. – I zostaniemy z wami tak długo, aż nie będziemy potrzebni tacie. Ale pamiętaj, że Cullenowie są inni, Bello. Żółty kod służy tylko do środków ostrożności i nie masz się czym martwić. Obiecuję, że zapewnię ci bezpieczeństwo. Nie załapał, kurwa. – Nie o swoje bezpieczeństwo się martwię – powiedziałam. – Tylko o twoje, Edwardzie. – Nic się nie zmieni – odparował delikatnie. – Nie tylko dlatego, że tak mówi Emmett i ja, ale także takie są zasady Masenów. Interesy muszą być kontynuowane jak zwykle, w celu ograniczenia podejrzeń do minimum. Nadal zamierzamy pojechać do Rzymu i nadal mamy swoje zamówienia, kurwa, mnóstwo zamówień. Musimy po prostu upewnić się, że każdy będzie bezpieczny, zanim będziemy kontynuować. Och. Okay. Dobrze. Kurwa. Głębokie wdechy. – Ale… jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Uch– och… To był znowu ten głos. Proszę– nie– bądź– na– mnie– zła– ponieważ– nic– nie– mogę– z– tym– zrobić. Dokładnie ten. – Co? – zapytałam, pozwalając zabrać mu rękę. Westchnął i zanurzył palce we włosy, posyłając mi kolejne spojrzenie i… – Sprawdź schowek. Kurwa, co teraz? Nie chciałam, ze strachu, co tam znajdę, ale… tak, czy siak zrobiłam to i… Co, do kurwy? – Środki ostrożności, księżniczko. 273 | T h i s L i f e
– Zabezpieczenie mojego tyłka – warknęłam. – To pierdolony pistolet! – Tak – odpowiedział po prostu. – Wszyscy jesteśmy uzbrojeni, jeśli następuje kod dalszy, niż Niebieski. Tak wiele uczuć przeszło przeze mnie i w mojej głowie pojawił się mały głos, mówiący „wow”, jednak był tam też głośniejszy głos, krzyczący, abym uciekała, uciekała i schowała Edwarda przed tym światem. Nie chciałam opuścić takiego życia, tego świata, ale nie chciałam, aby Whistler cierpiał, do cholery. Jest moim mężem, moim wszystkim, a teraz ma być uzbrojony? Pieprzyć to. To jest złe. Niebezpieczne. Przełknęłam. Drżące wdechy. Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam, jak sięgnął i wyjął broń, a następnie z jeszcze bardziej rozszerzonymi oczami, widziałam, jak włożył broń za pasek spodni. Zrobił to z taką łatwością. Jakby znał ten pistolet. Jakby znał pistolety. Jakby wcześniej miał już z nimi styczność. Jakby potrafił się nim obsługiwać. Jakby był z nim zaznajomiony. Bardzo zaznajomiony. Zarumieniłam się i zaczęłam ciężej oddychać. To było… zbyt wiele. Graniczyło z czymś zbyt dużym, jak dla mnie. Prawie. – Obiecujesz, że nie wpakujesz się w niebezpieczeństwo? – sapnęłam. Uniosłam papierosa do ust, ale uświadomiłam sobie, że osiągnęłam już filtr. Wyrzuciłam go. – Obiecuję – powiedział. – Nie masz się czym martwić. Głębokie wdechy. Okay. Kurwa. – Ufam ci – wymamrotałam. Ciężko było mi wymówić te słowa, ale mimo wszystko były prawdziwe. Ufałam mu i wiedziałam… po prostu wiedziałam. Yeah, ufałam mu. Ale, kurwa, to było… szalone. Wiele do przyjęcia i nie wiedziałam, co czuć w związku z tym. Tak wiele myśli wirowało mi w głowie i nie potrafiłam wskazać każdej emocji. Pędzące, szarpiące, przewalające się… zbyt wiele. Ale ufałam mu. Jest moim Whistler’em. Moim irlandzkim chłopcem. Wiedział, co robi. – Dobrze – odpowiedział z kiwnięciem głowy. – I nie martw się, mamy mnóstwo ochrony, czekającej na nas w domu. To nie tylko dotyczy mnie i Em’a. My tylko tym dowodzimy i nie pakujemy się w niebezpieczeństwo. 274 | T h i s L i f e
Cóż, to było trochę sprzeczne ze sobą, ale… okay? – Co masz na myśli? – zapytałam. Pocałował moje kostki, zanim wyjaśnił i odkryłam, że odprężyłam się, nawet, jeśli tylko odrobinę. – Odkąd ogłosiliśmy kod Żółty, nie zobaczysz ich, ale nasz dom będzie otoczony przez ochroniarzy. Emmett i ja, wraz z Garrett’em, będziemy nimi wszystkimi kierować, ale to tyle. To nie będzie tak, że wyjdziemy na zewnątrz, wymachując naszymi glockami, aby zdobyć uwagę. Uniosłam brew, bezgłośnie mówiąc mu, że nie był zabawny. Wcale a wcale. – Przepraszam – zachichotał. – Ale poważnie, Bello, mamy wszystko pod kontrolą. To bardzo rzadko się zdarza i chociaż doświadczyłem kodu Żółtego i Czerwonego tylko dwa razy wcześniej, zostaliśmy do nich przeszkoleni. Wiemy, co robimy, okay? Westchnęłam, opierając się o siedzenie i po prostu… odpuściłam. Muszę po prostu mu zaufać. I nie myślcie nawet przez sekundę, że nie wyłapałam „byłem w takiej sytuacji tylko dwa razy wcześniej”, ponieważ to wyłapałam, ale… nie, zapytam o to innym razem. Już i tak zbyt dużo się dzieje. . . . – Czym w takim razie jest kod Czarny? – zapytałam, pamiętając, że ten ominął. Wzruszył ramionami. – Czarny kod jest praktycznie wtedy, gdy musisz ratować swoje życie. Och. Świetnie. Wspaniale. – Super – wymamrotałam. Tym zasłużyłam sobie na chichot od mojego męża i nie sądzę, że chciałby wiedzieć, jak blisko byłam od uderzenia go w jaja. – Uspokój się, kochanie – uśmiechnął się krzywo. – Czarny, tak, jest po to, aby się ukryć, jeśli wszystko inne zawiedzie, ale nigdy czegoś takiego nie doświadczyliśmy. To nigdy nie przydarzyło się naszej rodzinie, w porządku? Cokolwiek.
***
Kilka godzin później wjechaliśmy na naszą ulicę. 275 | T h i s L i f e
Rezydencje. Dookoła. Edward wskazał na dom Emmett’a, tak samo jak pokazywał mi wiele samochodów, które należały do „drużyny ochrony”. Najwyraźniej byliśmy bezpieczni. Yeah. – Chcę ci tylko przypomnieć, księżniczko, że teraz nasza rodzina jest znana z naszych interesów, więc upewnij się, że nie będziesz opowiadać o niczym, o czym nie powinnaś – wymamrotał. Miękko i delikatnie. – Oczywiście mamy teraz na karku federalnych. Oczywiście, parsknęłam wewnętrznie. – Nic nie powiem. – Wzruszyłam ramionami. – Nie mam powodu. – Wiem, że nie masz – zachichotał cicho. – Chciałem po prostu o tym wspomnieć, ponieważ będą się starać cię przesłuchać. Posuną się daleko, aby zdobyć dowody. Kiwnęłam głową w zrozumieniu, ponieważ rozumiałam. – W porządku – westchnął, wyglądając przez okno. – To jest to, księżniczko. Witaj w domu. Także spojrzałam przez okno i… – O kurwa, Whistler, to nasz budynek? Był… olbrzymi. – Nasz dom – przypomniał mi. Nasz dom. Yeah, uśmiechnęłam się. Szeroko.
276 | T h i s L i f e
Bella POV – Nie powiedziałaś nic od pięciu minut. – Nerwowo zachichotał Edward. Nic nie powiedziałam? To dlatego, że byłam ździebko oszołomiona. Okay, nie ździebko. Kurewsko ogromnie. Rezydencja była… yeah, wspominałam, że olbrzymia. I tak jak wszystkie rzeczy Cullenów, była nie z tego świata, ogromna, wspaniała, spektakularna i homina, homina, homina, nie potrafiłam wyrazić tego słowami. Yeah, to było w stylu Cullenów. Więc odwróciłam się do niego, posłałam mu nieśmiały uśmiech i… uniosłam dwa kciuki w górę. Irlandzki chłopak zaczął śmiać się jak oszalały, ale cokolwiek. Chcecie, abym pokazała wam to w lepszej perspektywie? Śmiech Whistler’a niósł się echem. Właśnie tak duże był pierdolone foyer. – To jest homina– warte. – Zdecydowałam z pewnym kiwnięciem głowy. Tym zasłużyłam sobie na te spojrzenie. Spojrzenie zawierające pytanie „czyś ty oszalała”? Dokładnie te. Więc mu to wyjaśniłam.
277 | T h i s L i f e
– Homina, homina, homina. Wiesz, kiedy nie możesz znaleźć odpowiednich słów na określenie tego, jak idealne coś jest? Jesteś oniemiały. Tym jest homina. Znowu zaczął się śmiać, zarzucił na mnie swoje ramię i zaprowadził mnie do kuchni. Zajęło nam chwilę, aby tam dotrzeć. – Kocham cię, księżniczko. – Uśmiechnął się krzywo, nadal cholernie rozbawiony. – Jak dla mnie to ty jesteś hominą. Żartowniś. – I vice versa, Whistler – zachichotałam, opierając twarz o jego biceps. – Ty jesteś bardzo homina. I wtedy homina Whistler oprowadził mnie po homina rezydencji, która była naszym domem. Zaczynając od kuchni, ponieważ irlandzki chłopak umierał z głodu. Wiecie, dwie pieczenie na jednym ogniu.
***
Po tym, jak Edward oprowadził mnie po tu– się– zgubię– i– umrę domu, wykąpaliśmy się i zjedliśmy. Cóż, Whistler zjadł jeszcze więcej, niż wcześniej, a ja podgrzałam sobie pizzę w mikrofali. Zrobiłam sobie także mentalną notatkę, aby zaznajomić się z tą kuchnią, ponieważ nie mogłam się doczekać, aż będę w niej gotować. Kurwa, ta kuchnia była olbrzymia, nie wspominając o tym, że w pełni wyposażona. Nie, nie mogłam się doczekać. W każdym razie, jak tylko skończyliśmy jeść, zauważyłam, że Edward wydawał się nieobecny. Ale kiedy Emmett zadzwonił do drzwi wejściowych, zrozumiałam. Edward natychmiast wyszedł i do czasu, gdy doszłam do foyer, Edward już przytulał płaczącego Alec’a. Yeah, rozkleiłam się. Moje oczy wypełniły się łzami od samego patrzenia na nich. – Znajdziemy go, szczeniaku – szeptał w kółko Edward. – Znajdziemy go. Nessa nie była w lepszym stanie i trzymała się kurczowo Emmett’a, który z kolei cały czas ją pocieszał. Chryste, to ich ojciec. Ed Masen. – Cześć – wymamrotałam, podchodząc do Rose z ostrożnym uśmiechem. – Tęskniłam za tobą. – Ja też za tobą tęskniłam – wyszeptała, po czym przytuliłyśmy się. 278 | T h i s L i f e
W jednej sekundzie nasz nastrój zmienił się z w porządku na pogrzebowy. Ale ponownie, może to była tylko moja ignorancka dupa. Zapomniałam o Alec’u i Nessie, ale Edward oczywiście nie zapomniał. To było wystarczająco jasne ze sposobu, w jaki popędził, aby ich wpuścić do środka. Więc po skopaniu się wewnętrznie za bycie taką głupią, zebrałam się w sobie. To znaczy, kurwa, jestem żoną Whistler’a. Mogę być młoda, ale nadszedł czas, aby dać z siebie wszystko. Miesiąc miodowy się skończył. Puszczając Rose podeszłam, aby przywitać się z Em’em. – Hej, Em – powiedziałam, uśmiechając się miękko do niego i Nessy. – Miły dzień, huh? – dodałam, przewracając oczami. – Yeah, prawda? – zachichotał cicho, zanim mnie przytulił. – Dobrze mieć was już w domu, Bello. Czułam się kurewsko dobrze. Jakbym przytulała starszego brata. Kiwnęłam głową i ścisnęłam go, zanim go puściłam i odwróciłam się do Nessy, która natychmiast mnie przytuliła. – Hej, dziewczynko – wyszeptałam ze zdławieniem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Ale gdy zauważyłam, że Edward i ja ubrani byliśmy w wygodne ubrania, a reszta, mianowicie Nessa i Alec byli ubrani w wymyślne ciuchy, wpadłam na pomysł. – Hej, skarbie? Co ty na to, abyśmy przebrali was w coś wygodniejszego, a następnie przeprowadzimy atak na lodówkę w poszukiwaniu słodkich pyszności? Nessa zachichotała przez łzy, kiwając nieśmiało głową, po czym wróciła ponownie do Emmett’a. Spoglądając na Edwarda i Alec’a zauważyłam, jak kompletnie załamany był Alec, a w oczach Edwarda było coś, co nagle potrafiłam zidentyfikować… ponieważ czułam to samo. Więc kiedy Whistler posłał mi wdzięczny uśmiech, nie odwdzięczyłam się tym samym, ponieważ byłam zbyt zajęta poznawaniem tej… nowej strony. Mnie. Tego życia. I Jezu, tych wszystkich uczuć. Ale to było jasne. Patrząc teraz na Edwarda, pomimo jego małego uśmiechu wdzięczności, w jego oczach nie było nic pocieszającego i może dlatego, że potrzebowałam większego dowodu, niż już miałam, zerknęłam na Emmett’a – kurwa, te same spojrzenie. To mnie przeraziło, ponieważ czułam praktycznie to samo. Determinacja. Furia. Nie wiem, dlaczego potrafiłam odczytać ich tak dobrze, ale umiałam i wiedziałam, że Edward i Emmett pokrzepiają się obietnicą wymierzenia sprawiedliwości. Odpłaty. Zamierzali się zemścić. Ale jak mogłam identyfikować się z tym spojrzeniem lub takimi 279 | T h i s L i f e
uczuciami? Ledwo znałam Ed’a i nie wiedziałam prawie nic o tym świecie. Więc jak mogłam czuć to… ugh! Zbyt zagmatwane! Ale… znałam Alec’a i Nessę. To mi wystarczało. Z westchnieniem odwróciłam się do Emmett’a, ponieważ patrzenie na Alec’a było zbyt bolesne. Nienawidziłam tego, jak on i Nessa cierpieli i to tylko spowodowało kurewską burzę, szalejącą we mnie. – Jak do tej pory radził sobie Alec? – zapytałam cicho, aby usłyszał mnie tylko Emmett. – Był stoicki, dopóki tu nie przyjechaliśmy – wymamrotał Em. – Wiedzieliśmy, że tak będzie. Alec nie pozwoliłby sobie odsłonić swoich uczuć lub być smutnym, dopóki nie będzie przy nim Edwarda. – Następnie jeszcze bardziej obniżył swój głos. – Ness ma tak samo ze mną. Oboje byli zamknięci w sobie, gdy ciocia Liz odprowadzała ich w Chicago. Cholera. Więc nie czuli się w pełni komfortowo nawet przy swojej własnej matce?! To… to jest popieprzone. Byłam wkurwiona. Naprawdę kurewsko wściekła. Pokręciłam głową na… argh, nie wiem na co, ale to było zbyt zagmatwane i chciałam kogoś skrzywdzić. To znaczy, poważnie, kto tak robi? Czy to nie największy priorytet, aby utrzymać własne dzieci bezpieczne i szczęśliwe? Dlaczego trzymać je w Chicago, skoro nie lubią tego? Okay, może to lubią, ale wygląda na to, że wolą przebywać tutaj. Lub gdziekolwiek, gdzie są Emmett i Whistler. W porządku. Zebrałam swoje myśli. Cóż, jeśli Masenowie nie traktują priorytetowo swoich dzieci, ja z pewnością to zrobię. – Chodź, słodka – powiedziałam do Nessy, wyciągając do niej rękę. – Znajdziemy dla ciebie jakąś wygodną piżamę, eh? Eh? Teraz ja także mówię „eh”? Jezu. – Dzięki. – Pociągnęła nosem, biorąc mnie za rękę. Ale to nie wystarczało, do cholery, więc przyciągnęłam ją bliżej siebie i objęłam ramieniem, po czym poprowadziłam nas po schodach do sypialni mojej i Edwarda. Gdy otworzyłam drzwi do garderoby, pokazując Nessie szafę pełną wygodnych rzeczy, które Esme, Tanya, Kate i Irina kupiły mi, zanim zaczęłam myśleć o seksownej bieliźnie, znalazła sobie koszulkę i parę szortów, które nie były na nią za duże. – Gotowa, aby wrócić na dół? – zapytałam miękko, gdy założyła szorty. – Yea – wyszeptała, nieznacznie kiwając głową. Moje serce pękło, gdy patrzyłam na nią. 280 | T h i s L i f e
Instynktownie przyciągnęłam ją ponownie blisko siebie, po czym zeszłyśmy po schodach i podążyłyśmy za głosami, dochodzącymi z kuchni, gdzie znalazłyśmy wszystkich, stojących wokół wyspy kuchennej i Alec był teraz także ubrany w bardziej wygodne ubrania. Nessa podeszła do Emmett’a i Rose, a ja spojrzałam na Alec’a, który patrzył na mnie ze smutnym uśmiechem. Kurwa. Chciałam po prostu zabić tych skurwieli, którzy robili to Alec’owi i Nessie. Ponieważ… kurwa, oni mają tylko po dwanaście lat! Dajcie im, kurwa, odpocząć. – Hej, dzieciaku – wymruczałam, obejmując ramionami Alec’a. – Hej, Dupciu – wymamrotał. – Miałaś przyjemny miesiąc miodowy? Zamknij się, dzieciaku. Pomyśl choć raz o sobie. – Tak – wyszeptałam, czując, że moje oczy ponownie wypełniają się łzami. – Dziękuję za twoją pomoc. Poczułam dłoń Edwarda na moich plecach, głaszczącą mnie uspokajającymi kółkami i odkryłam, że potrzebowałam tego, więc zaprosiłam wszystkich do salonu, w którym mieliśmy tę olbrzymią kanapę. Dużo bardziej wygodną, niż kuchenne krzesła, wiecie. Rozległ się chór „tak, proszę pani” i Rose i ja zaatakowałyśmy zaopatrzoną lodówkę, i kilka szafek, zanim podążyłyśmy za resztą. Mówimy o lukrze, owocach, napojach, piwach, chipsach, orzeszkach, ciastkach i batonach. Tylko irlandzki chłopak mógłby zaopatrzyć dom w takie ilości takiego gówna. – Miło – zachichotał ze zmęczeniem Whistler, pocierając dłonie, gdy Rose i ja weszłyśmy do salonu z naszymi znalezionymi słodkościami. – Skąd wiedziałaś, że mam na to zachciankę, księżniczko? – Mrugnął. Parsknęłam figlarnie i postawiłam słodkości na stole. – Ponieważ masz więcej zachcianek, niż kobieta w ciąży – powiedziałam, podając mu piwo i jego ukochane Doritos. – Ty zawsze masz zachcianki. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się, klepiąc się po udach, bezgłośnie mówiąc mi, żebym na nich usiadła, więc nie narzekałam i tak też zrobiłam. To było w końcu to, czego potrzebowałam. Bliskości i przytulania. I tak też siedzieliśmy. Było ponuro, ale przekąski i pocieszenie zadziałało. Alec, Emmett i Edward jedli, jedli, jedli i jedli, a Rose i ja rozmawiałyśmy trochę o miesiącu miodowym. Oczywiście Edward wtrącał się z kilkoma komentarzami, przeważnie z pełną buzią, a Emmett nie byłby Emmett’em, gdyby nie dodał do rozmowy ordynarnych uwag. Ale Edward szybko go ogarnął, mówiąc mu, że był po prostu zazdrosny, ponieważ on
281 | T h i s L i f e
nie był jeszcze żonaty. To oczywiście zamknęło Emmett’a, co sprawiło, że Rose, Nessa i ja zachichotałyśmy. Siedziałam na kolanach Edwarda, przebierając palcami po jego włosach, okazjonalnie sprawiając, że drżał i mruczał; i pomimo dzisiejszych wydarzeń, czułam się szczęśliwa. W końcu miałam rodzinę i będę się nią opiekować. Dbać o nią. Kochać ją. – Więc… – Westchnął Emmett i tak po prostu napięcie wzrosło. Nie było sztywno i niekomfortowo, ale było całkiem jasne, że nadszedł czas na rozmowę o interesach. Edward przytrzymał mnie w miejscu, gdy chciałam z niego wstać, ale kiedy Alec i Nessa oznajmili, że idą do łóżek, pomogłam im w czymkolwiek potrzebowali. Nie byłam zaskoczona, gdy Nessa wolała spać z Alec’em w jego pokoju, zamiast w pokoju gościnnym. I tu Alec stał się opiekuńczym bratem. Był cudowny i stworzyłam sobie mentalną notatkę, aby porozmawiać później o nim z Whistlerem, ponieważ to jest czas, kiedy musi być dwunastolatkiem – nie dorosłym. Po życzeniu im dobrej nocy, wróciłam do salonu i usiadłam obok Edwarda, zamiast na nim, czym zasłużyłam sobie na grymas niezadowolenia, ale jeśli znałam mojego męża… a znałam, to wiedziałam, że niedługo będzie chciał zapalić. Chociaż sama byłam palaczką, nie do końca aprobowałam jego palenie w domu, ale wiedziałam, kiedy toczyć z nim wojny, a ta chwila nie była do tego idealna. – Możemy? – zapytał Edward. Uśmiechnęłam się, wdzięczna za tak małą rzecz, ale miała ona znaczenie. Miało znaczenie to, że czekali, aż wrócę, zanim zaczną „rozmawiać”. – Proszę bardzo – powiedziałam. – Wy rozmawiajcie, a Rose i ja będziemy słuchać. – To będzie dzień – drażnił się Edward. – Co? – Kiedy będziesz tylko słuchać i nie dzielić się swoimi opiniami – zaśmiał się. Walnęłam go w klatkę piersiową. Zaśmiał się mocniej i zaczął całować mnie po całej twarzy. Cudownie. – Żartuję, kochanie. Wiesz, że kocham, że zawsze masz swoje opinie. Kurwa, to jeden z powodów, dlaczego się w tobie zakochałem. Nie byłabyś sobą bez swojego pyskowania. Cholerny irlandzki chłopak ze swoim maślanym uśmiechem. – Yeah, yeah – wymamrotałam, starając się ukryć uśmiech. – Zabierz ode mnie te usta wypchane Doritos i pogadaj o interesach ze swoim bratem. 282 | T h i s L i f e
Tym zasłużyłam sobie na grymas. – Niezła próba – powiedziałam sucho, otwierając Mountain Dew. – Ale poważnie, pogadaj z bratem! – Czy będziemy tacy, jak oni, gdy już się pobierzemy? – Usłyszałam, jak Em zapytał Rose. – Ponieważ nie wiem, czy powinienem uciec, czy wziąć ślub szybciej. Uśmiechnęłam się, gdy Rose zatopiła twarz w bicepsie Em’a. – Rose, nie, żebyś jeszcze nie posiadała Emmett’a, ale przysięgam na Boga, że gdy zaczniecie robić niegrzeczne... – Wtedy pojawiła się dłoń, przykrywająca moje usta. – Bello, jeśli cenisz swoje życie, nigdy nie rozmawiaj o tym, jakim pobudzaczem cipki mogę lub nie mogę być – warknął figlarnie Edward do mojego ucha. – Czy wyrażam się jasno, pani Cullen? – Bardzo – zaśmiałam się pod jego dłonią. Odpowiedź na to irlandzkiego chłopca? Polizał moją pierdoloną twarz. – Oto trochę mojej miłości do Doritos dla ciebie. A teraz bądź cicho, ponieważ Emmett i ja musimy porozmawiać. Po jęczeniu i wytarciu twarzy o jego t– shirt, usiedliśmy z głupimi uśmiechami i spojrzeliśmy na Rose i Em’a. – Wasza dwójka jest tak słodka, że to aż mdli – powiedziała Rose z kamienną twarzą. Whistler i ja po prostu wzruszyłyśmy ramionami. – Więc, jeżeli skończyłeś już oznaczać swoje terytorium, możemy zacząć? – zachichotał z Edwarda Emmett. – Dawaj – odpowiedział Edward, podnosząc swoją butelkę z piwem. Nie patrzyłam, jak przełykał swoje piwo. Nie patrzyłam jak przesuwa się jego jabłko Adama. Ungh. Weź się w garść, Bello. Racja. Kręcąc głową, aby ją oczyścić z myśli, odwróciłam się do Emmett’a i Rose. Emmett nie owijał w bawełnę i poczucie humoru zniknęło. – Jest jedna rzecz, która może niebywale wkurwić Ara – powiedział ze znaczącym spojrzeniem, przeznaczonym dla Edwarda. – I jestem, kurwa, pewny, że tata się na to zgodzi. Cholera, będzie prawdopodobnie zazdrosny, że nie będzie w stanie pomóc.
283 | T h i s L i f e
Obserwowałam Whistlera, gdy pochylał się do przodu, aby oprzeć łokcie na kolanach, gdy zrozumiał brata. To było bardzo jasne, gdyż na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek. To najwyraźniej był pomysł, który bardzo mu się spodobał. – Mówisz o magicznym zniknięciu floty samochodów Ara – zachichotał, odpalając papierosa. – Jesteś poważny? – Kurwa, yeah. – Kiwnął głową Emmett, odpalając własnego papierosa. – To znaczy, nie wszystkie, ale zdecydowanie najbardziej cenne. Kolekcjonerskie, prototypy… – urwał. Obserwowałam Edwarda, gdy o tym myślał. Podrapał się po brodzie, po czym oparł na kanapie, przebiegł palcami po włosach i myślał, myślał, myślał, a ja miałam wrażenie, że rozmyślał nad możliwościami, sposobami, a nie tylko nad odpowiedzią tak lub nie. To było tak i teraz przeszedł do rozmyślań nad jak i jeśli. – Gdzie są jego garaże? – zapytał, wypuszczając dym przez nos. – Ponieważ chcemy takie, których nigdy by nie sprzedał lub przehandlował. Chcemy takich, które pokazuje na pokazie samochodów w Genewie. Emmett kiwnął głową z nikczemnym uśmiechem. – Dokładnie. Chcemy samochody, którymi się przechwala. Przechowuje je w Mediolanie i Londynie. Poza prototypami. Te są w podziemnych garażach w Kopenhadze. Edward zaciągnął się, zmarszczył brwi w zamyśleniu, a Rose i ja wymieniłyśmy spojrzenia. Czytałyśmy siebie nawzajem. I tak, byłyśmy tego samego zdania. To sprawiło, że byłam ciekawa, jak dużo powiedział jej Emmett i kiedy uświadomiła sobie, że jest taka sama, jak ja. – Założę się, że trzyma Bugatti’ego w Mediolanie. – Uśmiechnął się figlarnie Edward. – I ten skurwiel jest mój. Właściwie to oba jego Bugatti są moje. Ten ’37 coupé i cholerny Veyron. Spalę je dokładnie przed jego pierdoloną twarzą. Humhuh? – Zaraz, co? – zapytałam z niedowierzaniem. – Zamierzacie ukraść samochody i je zniszczyć? I… Uch, nie. – Nie, Edwardzie – powiedziałam, kręcąc głową. – Nie pokażesz Aro’wi, że kradniesz jego pierdolone samochody! To bardzo głupie! Będzie cię potem ścigać! – To nie to, co miał na myśli, Bello – zachichotał Em. Posłałam mu spojrzenie. – Poczekaj, po prostu mówię, że przez podpalenie, nie miał na myśli tego, że sam tam będzie.
284 | T h i s L i f e
Aro zobaczy swoje samochody w płomieniach, ponieważ, kurwa, na to zasługuje, ale to nie tak, że Edward i ja będziemy tam, aby odpalić zapałkę, że tak powiem. Och. Och. Okay. – Załapałam – powiedziałam spokojnie. Pochylając się, Edward wyszeptał do mojego ucha. – Po prostu będziesz siedzieć i słuchać? Ponownie uderzyłam go w klatkę piersiową. – Au, ja pierdolę. – Zakaszlał przez śmiech. – Cholera, masz siłę. Napuszyłam się z dumy, ponieważ yeah, miałam. Nie zadzierajcie ze mną. – W każdym razie – zachichotał Em. – Odpowiadając na twoje kolejne pytanie, Bello; nie możemy zatrzymać samochodów Ara, ani nawet ich sprzedać, ponieważ są rzadkie i ekskluzywne. Jest niemożliwym uciec nimi. Na przykład… Czy kiedykolwiek słyszałaś o prototypach? – Um, nie. – Pokręciłam głową. Emmett pochylił się nieznacznie do mnie i wyjaśnił. – Prototypy są jak pierdolone droczenie się. Jest to samochód, który… powiedzmy, że Alfa Romeo projektuje i stwarza go na pokaz samochodowy. Zwykle nie trafia on do produkcji. Co oznacza, że jest to samochód jedyny, jaki powstał. Jedyny w swoim rodzaju. Nie na sprzedaż. – I „nie na sprzedaż” równa się z bardzo pożądanym – skończyłam. – Dokładnie. I Aro położył swoje łapska na kilku z nich. Nie, żeby mógł nimi jeździć, chyba, że chciałby zostać złapany. Ale nadal je chce. Kolekcjonuje je. Huh. W porządku. – Ale nie mówimy, że nie przeprowadzimy testu z jazdy – powiedział Edward. – Ponieważ odmawiam zniszczenia takiego piękna, jakim jest to Bugatti bez wykorzystania szansy, przejechania się nim najpierw. Kurwa, jego ’37 idzie na aukcję za… ile, sześć milionów? Cholera… Sześć milionów dolarów za pierdolony samochód? SZEŚĆ MILIONÓW DOLARÓW? Miejcie litość. 285 | T h i s L i f e
– Coś takiego, yeah. Ostatni, jakiego widziałem, poszedł za 5,8 miliona. I oczywiście, że przejedziemy się skurwielami – odpowiedział Emmett, jakby to było oczywiste. – Gdy dorwę w swoje ręce jego Ferrari Enzo, zamierzam przejechać się nim i pieprzyć się w nim, zanim zrzucę go z klifu. Rose zakrztusiła się swoją Colą. Ja zrobiłabym to samo, ale przyzwyczaiłam się do Edwarda, będącego takim. Cholera, kochałam to. Może dlatego, że byłam równie popieprzona. Powiedzmy, że jazda na skuterach wodnych na Kostaryce było dla mnie czymś nie do przyjęcia. Ale odkąd Rose jeszcze tego nie widziała, nie winię jej za bycie zszokowaną, więc zdecydowałam się sprowadzić Emmett’a na ziemię. – Może powinieneś najpierw stracić swoje dziewictwo, zanim zaczniesz myśleć o samochodach, w których będziesz pieprzyć Rose – powiedziałam oschle. – Trafiłaś w sedno, księżniczko! – Zaśmiał się głośno Edward, zarzucając na mnie ramię. – Słyszałeś, brachu? Cholera, od teraz będę napuszczać na ciebie Bellę, gdy będziesz zbyt irytujący. – Och, odwal się – wymamrotał Emmett. Uśmiechnęłam się krzywo. A kiedy Rose otrząsnęła się, nawet ona wyglądała na rozbawioną. Wieczór mijał dalej. Rozmawiali o samochodach i sposobach dotarcia do nich bez dania się złapać. Zadzwonili także do Carlisle’a i Garrett’a, aby poinformować ich o ich planach, a następnie to zaczęli robić; planować. Szczegółowo dyskutowali o rozkładzie czasowym, wejściach i wyjściach, nadzorze, trasach i pieniądzach. Tym razem Rose i ja jedynie słuchałyśmy. Nie miałyśmy nic do dodania, ponieważ to było dla nas nowe. Ale nie można zaprzeczyć, że podobało nam się to. Wszystko. Laptopy, telefony Vertu i inny sprzęt pokryły stół i Rose i ja zamówiłyśmy dla nas pizzę, ponieważ irlandzcy chłopcy potrafili zjeść, ale to czego nie potrafili, to przyrządzić sobie jedzenie. Żyli na posiłkach na wynos i to było coś, co zamierzam zatrzymać, jak tylko zaznajomię się z moim nowym domem. Oczywiście nie będę mogła gotować, gdy będziemy podróżować, ale kiedy będziemy w domu, jasne, że będę mogła. Tej nocy – poprawka, tego ranka, gdy poszliśmy do łóżka, pierwsza część ich planu została uruchomiona i pokazali Rose i mi zdjęcia jedenastu samochodów, należących do Ara, które mają „magicznie zniknąć”. Więc, po Rzymie, najwyraźniej kierujemy się do Mediolanu.
286 | T h i s L i f e
287 | T h i s L i f e
Aro' s POV 5/07/2010 Uśmiechnąłem się szyderczo na zdjęcie Masena na kolejnym obiedzie dobroczynnym. Tym razem był tam z żoną, ale tym, na czym skupiałem się z każdym zdjęciem coraz bardziej, był Carlisle Cullen. Oczywiście wiedziałem, że był powiązany z rodziną mojego brata bękarta, ale… nie do końca wiedziałem, w jakim stopniu. Ale sądząc po zdjęciach jego i Masena na tym obiedzie, powiedziałbym, że są raczej blisko ze sobą. Obserwowanie Masena nie było już dla mnie wystarczające. Chciałem więcej. Nawet jego śmierć nie była wystarczająca. Nie, chciałem zniszczyć całą rodzinę i chciałem zrujnować jego organizację. W końcu jego egzystencja prawie zniszczyła moją rodzinę i to jego wina, że moja droga matka, popełniła samobójstwo gdy byłem dzieckiem. Cóż, wina jego i jego matki. Gdyby dziwka Masenów nie rozpoczęła tego romansu z moim ojcem, wszystko byłoby dobrze. Ale nie jest i mam tego dosyć. Ze zirytowanym westchnieniem, nacisnąłem przycisk, przywołujący moją sekretarkę. – Sprowadź dla mnie Caius’a – rozkazałem. Dziesięć minut później, moja sekretarka oznajmiła, że przyjechał i kazałem go wpuścić.
288 | T h i s L i f e
Caius nic nie powiedział, gdy wszedł, ponieważ nie powinien. Był posłusznym, małym pieskiem. – Obserwacja już nie wystarczy – ogłosiłem, łącząc palce na biurku. – Jest całkiem jasne, że Edward Masen jest zawsze ostrożny. Więc… potrzebujemy nowego podejścia. – Powiedz, czego potrzebujesz, panie – powiedział posłusznie, utrzymując wzrok w dole. Westchnąłem. – Chcę wiedzieć więcej, Caius’ie i twoja praca będzie polegać na nie pominięciu niczego. Potrzebuję informacji z wewnątrz – powiedziałem. Głęboka zmarszczka uformowała się na jego czole i wiedziałam, że już myślał o możliwościach, tak jak powinien. I wiedział, że to będzie wymagało dużo pracy, ponieważ teraz… teraz chciałem, aby przeniknął do Masenów. Ale… Jestem bystrym mężczyzną i dobrze wiem, że coś takiego nie jest niemożliwe. Nie przyznałbym tego głośno, ale Masen ma wszystko na oku i dobrze panuje nad swoimi interesami. – Chcę, abyś przeszukał inne rodziny, które pracują z Masenami – powiedziałem. – Mamy Denalich, McKennas i… Cullenów. Wtedy spojrzał w górę, zauważając, że użyłem innego tonu przy ostatniej wymienionej rodzinie. Kontynuowałem. – Garrett Denali jest… odpowiedzialny za Denalich, tak? – zapytałem, już znając odpowiedź, podczas gdy kiwnął głową w potwierdzeniu. – Cóż, wiemy to, ponieważ jego żona – Tanya Denali – była urodzona, jako Tanya Cullen. Jest siostrą Carlisle’a Cullena, mam rację? – Oczywiście pytałem, aby upewnić się, że nadąża, co na szczęście robił. – Dokładnie. McKennas są bardziej milczący. Jeżeli się nie mylę, Siobhan McKenna pracuje dla FBI i jest po stronie Masenów. – To prawda – poinformował Caius z kiwnięciem głowy. – W takim razie oznacza to, że zostali nam Cullenowie, tak? Oparłem się o krzesło, zarówno zadowolony, jak zirytowany. Zirytowany, ponieważ wiedziałem więcej, niż Caius, a to jemu się płaciło, aby wiedział. A zadowolony, ponieważ… cóż, jestem mną. Nie bez powodu jestem głową Avellinów i to nie tylko dlatego, że urodziłem się w tej rodzinie. – Masz jakieś sugestie, panie? – zapytał cicho Caius.
289 | T h i s L i f e
Posłałem mu niezadowolone spojrzenie, ale nic nie powiedziałem. Powinien to wiedzieć, powinien być bystry. Więc, zrobiłem mentalną notatkę, aby upewnić się, że się poprawi. – Mam – powiedziałem krótko, opierając się o moje skórzane krzesło. – Słyszałem, że synowie Carlisle’a Cullena właśnie zostali wypuszczeni z więzienia. – Tak? – Tak. A teraz chcę, abyś zdobył wszystkie informacje, jakie możesz.
13/07/2010
Po odesłaniu posłańca, otworzyłem kopertę i przeczytałem raport Caius’a.
Proszę pana, W kopercie znajdziesz wszystko, co mogłem wygrzebać na temat Carlisle’a Cullena, Emmett’a Cullena i Edwarda Cullena. Moim wnioskiem jest to, iż zbierają zamówienia od Edwarda Masena, jeśli chodzi o luksusowe samochody, jachty, motocykle, a nawet odrzutowce. Innymi słowy, są pospolitymi złodziejami. To, co także zrozumiałem to, że nie żyją pod tą samą ochroną, co Masenowie. Powszechnie o Cullenach, jak wiemy, jedynie plotkuje się, iż pracują z Masenami, chociaż my wiemy, że to prawda. I po spędzeniu tego czasu w Seattle, muszę powiedzieć, że są bardziej, niż powiązani. Są bardzo blisko powiązani i pracują razem. Co do Emmett’a i Edwarda Cullenów, mogę powiedzieć, że są chętni do powrotu do pracy i spędzili mnóstwo czasu na aktualizacji ich ochrony na Bainbridge Island. Niestety nie byłem w stanie wejść do ich domów przez ich potężną ochronę, ale na tym się to kończy. Na technologii. Nie zatrudniają ochroniarzy. Więc moi ludzie byli w stanie bez problemu śledzić ich pewnego dnia, gdy odwiedzali strzelnicę i dowiedzieli się z podsłuchiwania, że są gotowi znaleźć sobie żony. Nadal staram się włamać do ich linii telefonicznych, ale coś mi mówi, że nie korzystają z linii naziemnych. Dopóki mi się nie uda, nadal będę ich śledzić. Ostatnie, ale nie mniej ważne, dowiedziałem się, że mają spędzić przyszły weekend w Vancouver z Garrett’em Denali oraz Tanyą Denali i ich dwoma córkami, Kate i Iriną. Pojedziemy tam za nimi i zdam ci niedługo raport.
290 | T h i s L i f e
/Caius Lettoni.
Przeczytałem raport i załączniki kilka razy, i miałem nadzieję, że Cullenowie będą naszym sposobem na dotarcie do Masenów. Tak, szczerze miałem taką nadzieję. – Zmiażdżę cię, mały braciszku – warknąłem.
19/07/2010 – Możesz odejść – powiedziałem Luce, zajmując miejsce za biurkiem. Jak tylko drzwi się zamknęły, otworzyłem kopertę.
Proszę pana, Piszę to w drodze z Vancouver. Tego weekendu Cullenowie, Denali, a także mężczyzna zwany Conn O'Neil spotkali się w resorcie na obrzeżach Vancouver. Wierzę, że O'Neil pracuje bezpośrednio dla Masena i jest przywódcą ochrony Masenów. Sam także jest ochroniarzem, ale rzadko widuje się go z lub blisko Edwarda Masena. Byli ostrożni i nie spotykali się w miejscach, gdzie moglibyśmy ich podsłuchać, z lub bez użycia technologii. Jednakże dowiedzieliśmy się o następnym ruchu Cullenów i jest on dosłowny. Po obiedzie rodzinnym, który wyglądał na bardziej swobodny, dyskutowali o przeprowadzce do małego miasteczka na Półwyspie Olympia. Miasto nazywa się Forks i jest to także stałe miejsce zamieszkania Denalich. Nie usłyszeliśmy zbyt wiele, ale usłyszeliśmy coś, co prowadzi nas do wierzenia, że powodem przeprowadzki jest znalezienie żon dla dwóch synów. To żona Garrett'a Denali powiedziała dwóm synom Cullenów, że zna kilka dziewczyn, które mogłyby być dla nich dobrym wyborem. Oczywiście sprowadzę tam moją ekipę, ponieważ to może być nasz sposób na wejście. Jeżeli w jakiś sposób uda nam się wpłynąć na dziewczyny, które wybiorą, możemy zdobyć więcej informacji. Wątpię, że trudno będzie je znaleźć, skoro te młode kobiety nie mają wyboru, jeśli chodzi o małżeństwo. To zależy od ich ojców i ciężko mi uwierzyć, że ktokolwiek, kogo wybiorą, będzie ich chciał, jeśli dowiedzą się o prawdziwym życiu Cullenów. Niedługo zdam kolejny raport. /Caius Lettoni
291 | T h i s L i f e
27/07/2010 Proszę pana, Carlisle i Esme Cullen kupili nieruchomość w Forks. Carlisle został także teraz nowym chirurgiem w szpitalu w Forks. Z tego, czego się dowiedzieliśmy, zacznie pracę pod koniec sierpnia i wtedy też Cullenowie przeprowadzą się do tego miasta. Zaczęliśmy już realizować nasz plan i podrzuciliśmy do lokalnego komisariatu policji zdjęcia Edwarda Masena i Carlisle'a Cullena z dobroczynnego obiadu z zeszłego miesiąca. Cokolwiek, aby upewnić się, że ludzie zaczną wierzyć w więź pomiędzy tymi dwoma rodzinami. Staraliśmy się odkryć, które dziewczyny dla Emmett'a i Edwarda miała na myśli Tanya Denali, ale nic nie znaleźliśmy, gdy zdołaliśmy włamać się do domu Denalich. Jednakże odkryliśmy coś, gdy włamaliśmy się do szkoły, w której Tanya Denali pracuje jako pielęgniarka. Niepodobnie do nas, amerykańskie dziewczyny rozpoczynają rok szkolny już w sierpniu, a zajęcia skupiają się na prowadzeniu domu. To będzie trwało przez miesiąc, po czym we wrześniu zajęcia zaczną także chłopaki. Dążę jednak do tego, że pomyślałem, iż Tanya Denali może ukrywać coś w swoim biurze w Liceum w Forks, wiedząc, że w pewien sposób musi być blisko dziewczyn, które sugeruje, a odkąd jest pielęgniarką, przypuszczałem, że także zacznie rok szkolny wcześniej i miałem rację. Znalazłem listę. Nie jestem pewny, czy to jest lista propozycji, ale na to wygląda. Oczywiście przeszukaliśmy informacje o tych młodych kobietach i poza jedną, powiedziałbym, że wszystkie są przeciętne i dobre. Dla nas, oczywiście. Jednakże jeżeli któryś z braci wybierze dziewczynę o imieniu Isabella Marie Swan, będziemy musieli bardziej się w to zagłębić, ponieważ jest to jedyna córka szeryfa policji i szczerze wątpię, że zgodziłby się na to małżeństwo, zwłaszcza, odkąd podrzuciliśmy zdjęcia do komisariatu. Pozostaniemy w ukryciu, dopóki nie powiesz inaczej. Niedługo zdam kolejny raport. /Caius Lettoni.
Warknąłem. Moja cierpliwość się kończy. Jedyne, czego chcę to zniszczyć Edwarda Masena. Jego i jego cholerną rodzinę!
292 | T h i s L i f e
6/08/2010 Proszę pana, Garrett Denali jest niezaprzeczalnie szefem ochrony Cullenów i jest naprawdę obeznany w technologiach. Spędził ostatnich kilka dni z braćmi Cullen na Bainbridge Island i dowiedzieliśmy się, że prowadzą teraz własne obserwacje. Głównie dotyczą one dziewczyn z listy Tani Denali, ale także miasta, co można uznać za zabawne, odkąd Denali nie mają pojęcia o naszym włamaniu. Ale teraz wzmocnili ochronę i wątpię, abyśmy mogli jeszcze raz wejść do ich domu, jednakże moi ludzie będą nadal próbowali. Wracając do wspomnianej listy. Nie ma już wątpliwości, że lista Tani Denali zawiera propozycje kobiet na żony. Odkryliśmy to, gdy śledziliśmy ją i Esme Cullen podczas ich wycieczki w Seattle. Dowiedzieliśmy się także, że mężczyźni skreślili już większość dziewczyn. Niewiele ich zostało i obawiam się, że muszę ci powiedzieć, iż dla Edwarda Cullena pozostała tylko jedna kandydatka. Niestety jest to Isabella Marie Swan, ale niech się pan tym nie martwi. Edward Cullen nawet jeszcze nie spotkał tej dziewczyny, więc nadal mamy nadzieję, że zmieni zdanie, gdy przyjedzie do Forks. Ale jeśli nie, mamy plan zapasowy. Posłałem już po Jane, która zacznie wyszukiwać wszystko na temat ojca Isabelli – Charles'a Swan (szeryfa policji). Niedługo zdam kolejny raport. /Caius Lettoni. – Cazzo!5 – warknąłem. Dlaczego ten głupi chłopak miałby się starać o córkę szeryfa policji?! Z pewnością mu się to nie uda! Z pewnością jej ojciec powie nie!
13/08/2010 Proszę pana,
5
Z jęz. Włoskiego - Kurwa
293 | T h i s L i f e
Obaj bracia Cullen przeprowadzili się już do tego miasta z rodzicami. Wiemy także, że młodszy brat, Edward, kupił drewniany domek, znajdujący się pomiędzy Forks, a La Push. (W kopercie znajdziesz współrzędne). Nie wiemy, dlaczego go kupił i jest w nim czysto. Włamaliśmy się do niego. Co do dziewczyn, dokonali już także decyzji odnośnie nich. Wyborem Edwarda Cullena nadal jest Isabella Marie Swan. Wyborem Emmett'a Cullena jest Rosalie Lillian Hale. Dowiedzieliśmy się o tym, gdy mężczyźni odwiedzili wczoraj ich ojców w pracy. Naszym najbezpieczniejszym wyjściem jest pójść za Rosalie, ponieważ po przeszukaniu jej rodziców wierzymy, że zgodzą się na oświadczyny, o ile w grę będą wchodzić pieniądze, a to żadna tajemnica, że Cullenowie są bogaci. Dziewczyny nadal są nieświadome, a ich ojcowie jeszcze nic im nie powiedzieli. Jak już mówiłem, uważam, że Rosalie łatwiej będzie przekonać, aby przeszła na naszą stronę. Jednym z powodów jest to, że wygląda na to, iż jest przeciwko małżeństwu, kropka. Wiemy to dzięki zapłaceniu za informacje pewnej dziewczynie ze szkoły. I ta dziewczyna, Lauren Mallory, na szczęście opowiedziała nam o tych dwóch dziewczynach. Rosalie bez wątpienia jest niechętna znalezieniu męża, ale nie Isabella. Jednakże Isabella ma wysokie wymagania, a jej ojciec to nadal szeryf policji. Więc jak tylko Emmett pójdzie do ojca Rosalie, dam ci znać i poczekam na twoje rozkazy. Co do Isabelli Swan, lub raczej Charles'a Swan, odkryliśmy całkiem dużo o ich życiu. Matka Isabelli odeszła, gdy Isabella była mała i zamiast odesłania jej, Charles ją zatrzymał. Prowadzą skromne życie, jak nie gorzej. I to Isabella opiekuje się domem. Zajmuje się sprzątaniem, gotowaniem, praniem i robieniem zakupów. Charles przynosi do domu niewielką pensję, ale Isabella robi z niej dobry użytek. Jest całkiem kreatywna. Innymi słowy; będzie wspaniałą żoną i teraz widzę, dlaczego Edward Cullen wybrał ją. Ale wracając do Charles'a. Możemy się nim posłużyć, jeśli będziemy chcieli więcej, niż Rosalie. Charles prawdopodobnie będzie niechętny, aby w ogóle wpuścić Edwarda Cullena do swojego domu. Jednakże ma pewną tajemnicę. Po włamaniu się do domu Swanów, odkryliśmy coś interesującego w sypialni Charles'a. On nadal szuka swojej żony.
294 | T h i s L i f e
Znaleźliśmy zdjęcia, zwrócone listy i dokumenty, które wyglądały na część jego prywatnego śledztwa. On chce ją znaleźć, proszę pana. A Jane to zrobiła. W Arizonie zlokalizowaliśmy Renee Dwyer. Uciekła i oficjalnie uznana jest za uciekinierkę, dlatego posługuje się innym nazwiskiem. Możemy jej użyć, powiedzieć Charles’owi, że zabierzemy go do Renee, wszystko po to, aby upewnić się, że Charles zgodzi się na małżeństwo, ponieważ po przeszukaniu jego pochowanych pudeł powiedziałbym, że ma obsesję na punkcie odnalezienia swojej zbiegłej żony. Oczywiście możemy także pogrozić Charles’owi. Może na jakiś czas warto by zabrać Renee do Włoch? Kiedy Isabella zostanie zdradzona przez własnego ojca, nie wspominając o tym, że nie straci głowy dla kryminalisty, będziemy mogli się nią posłużyć. To zależy od pana. Czy mamy użyć Rosalie i Isabelli, czy tylko jednej z nich? Czekam na Lucę i na twoją odpowiedź. /Caius Lettoni.
Nie wahałem się, aby zawołać Lucę. – Tak, proszę pana? – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Wyglądał na zmęczonego, tak dużo latając w tą i z powrotem. Nie, żeby mnie to obchodziło. – Mam wiadomość dla Caius’a – powiedziałem. – Chcę, aby porwał Renee Swan. Chcę widzieć ją tutaj, w moim domu. I chcę, aby zrobił to natychmiast. Nie będę czekać, aż Charles zgodzi się na oświadczyny, czy nie. Niech to się po prostu stanie. Jednakże – powiedziałem – upewnij się, że gdy Caius odwiedzi Charles’a Swan, nie powie mu, gdzie ona jest. I mam na myśli to, aby nie wspominał Włoch. Chcę, aby Charles dowiedział się o porwaniu Renee później. Później, gdy będę chciał, aby Charles całkowicie wykluczył córkę. – Więc Caius ma tylko powiedzieć Charles’owi, że wie, gdzie jest Renee? – Dokładnie. Część mnie wątpiła, że Charles zgodziłby się na małżeństwo, gdybyśmy po prostu powiedzieli mu, że zabierzemy go do Renee. W końcu czy córka nie powinna być ważniejsza od żony? Oczywiście. Więc grożenie temu staremu szeryfowi policji będzie lepsze. Ale trzeba rozegrać to bezpiecznie… lub bezpieczniej… – I Luca? – powiedziałem, uśmiechając się krzywo. – Dodaj miły szantaż dla Charles’a. Szantaż finansowy, który sprawi, że Charles zażąda pieniędzy od Edwarda Cullena. 295 | T h i s L i f e
– Kwota, proszę pana? Westchnąłem. Hmm, jak dużo? – Dwa miliony dolarów – powiedziałem nonszalancko. – Tak, proszę pana. Dwa miliony dolarów i życie Renee Swan. Idealnie. . . . Niestety nie wszystko wyszło tak idealnie. W ogóle i byłem wściekły, ponieważ tygodnie później dowiedziałem się, że ta mała dziwka zakochiwała się w Edwardzie Cullenie. Jedyną rzeczą, jaką udało mi się osiągnąć, było zerwanie więzi pomiędzy Charles’em i jego córką. Ale… nadal miałem Renee. Tutaj, w mojej willi.
Bella POV Obecny dzien – Zdenerwowana? – zapytałam Rose, wycierając zbłąkaną łzę z jej policzka, czując, że sama robię się rozczulona. Uśmiechała się, gdy przeglądała się w lustrze i wyglądała cudownie w swojej ślubnej sukience. Białej, warstwowej, koronkowej… Po prostu wspaniałej. Dopasowany gorset i szeroka spódnica. Yeah, piękna i powtarzałam jej to w kółko, na co rumieniła się i promieniowała. Nie można zaprzeczyć, że cieszyłam się z jej szczęścia. Ich obojga, jej i Em’a. Bardzo na to zasługiwali.
296 | T h i s L i f e
Nie byłam zbyt emocjonalną osobą, ale widząc najlepszą przyjaciółkę w sukni ślubnej, która niedługo zostanie moją siostrą, yeah, to było trochę emocjonalne. – Yeah – pociągnęła nosem – ale jestem gotowa. Naprawdę. – Odwróciła się przed lustrem i mocno mnie przytuliła. – Nic nie mogę na to poradzić. Kocham go tak bardzo, Bello. I… Chryste… to tak wiele. Rozumiałam. – Wiem, co masz na myśli – wyszeptałam. Tylko kilka tygodni minęło, odkąd to ja stałam przed tym samym lustrem, przygotowując się do poślubienia Whistler’a. I znowu tu byłyśmy. W katedrze Św. James’a. W pięknych sukienkach. Uśmiechając się. Szczerze mówiąc wszystko było idealne i nie powinnam być zaskoczona, że Tanya i cztery organizatorki wesel wszystko tak szybko zorganizowały. Nawet goście dopisali. Yeah, wszyscy przyszli. Prawie dwustu. Nadal było tak samo – nikt nie odmówił przyjścia na ślub Cullena. Lub w tym przypadku członka rodziny Masenów. Ostatni tydzień był szalony, ale bycie znowu z rodziną było także zabawne. Rodziną, ponieważ teraz ją miałam. Dla nas, dziewczyn, wszystko kręciło się wokół planowania wesela, a ponieważ rzadko opuszczałyśmy dom, dużo zdołałyśmy zrobić. Mężczyźni także dużo zrobili, ale u nich skupiało się to na pracy i nasz dom stał się teraz kwaterą główną, rodziny Cullen. Nie byłam
297 | T h i s L i f e
zaskoczona, że przyjęłam to wszystko z radością. Zajmowało to trochę czasu, ale przyjmowałam moje teraźniejsze życie i kiedy Whistler i Emmett zwiększyli ochronę na naszej ulicy, nie wspominając o śmiesznej armii mężczyzn, okrążających dzisiaj kościół, odkryłam, że było mi dziwnie łatwo to ignorować. To służyło naszemu bezpieczeństwu, więc po co z tym walczyć? Szczerze mówiąc, byłam po prostu szczęśliwa, że nie było pośpiechu z wywiezieniem nas z kraju. Potrzebowaliśmy cieszyć się tym dniem i jeżeli to oznaczało posiadanie Conn’a i innych, podążających za nami, jak cienie, niech tak będzie. Tak długo, jak możemy mieć ten dzień. Kidy rozległo się pukanie do drzwi, przytuliłam Rose ostatni raz, zanim podeszłam otworzyć… …I zostałam zmiażdżona w uścisku. – Och, Bello! Tak dobrze mieć cię już w domu, kochanie – sapnęła Esme. Wtedy puściła mnie, pozostawiając mnie oszołomioną, i zmiażdżyła Rose w jeszcze mocniejszym uścisku. – Och, kochana Rose, wychodzisz za mąż. Nie masz pojęcia, jak uszczęśliwisz Emmett’a! Uśmiechnęłam się przez łzy. Esme i Carlisle wrócili dziś z Seattle i powiedzenie, że Esme była trochę wkurzona, że ominęły ją końcowe przygotowania do wesela, byłoby nieporozumieniem. Dobrze było mieć ich z powrotem. – Drogie panie. – Usłyszałam głos Carlisle’a. – Cześć, Carlisle – zachichotałam, wycierając łzy, zanim go przytuliłam. – Dobrze być w domu? – W rzeczy samej. – Westchnął, całując mnie w policzek. – W Chicago panuje pierdolone szaleństwo – dodał z chichotem. – Prawie tęsknię za szpitalem w Forks. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że chociaż kochał uprawiać medycynę, nie potrafił zbyt długo pozostawać z daleka od swojej natury i po jakimś czasie prawdziwy Carlisle wydobywał się na powierzchnię. Prawdziwy Carlisle niewątpliwie stał właśnie przed nami. Nie używał zbyt często brzydkiego języka, ale gdy to robił, był nieprawdopodobnie podobny do swoich synów. – Kiedy wracasz do Chicago? – zapytałam, przygryzając wargę. – Obawiam się, że jutro – odpowiedział, uśmiechając się ponuro. – Ale dzisiaj jest dobry dzień, eh? Ach, Irlandczyk. Skupiamy się na dobrych rzeczach w naszym życiu. 298 | T h i s L i f e
– Dzisiaj jest bardzo dobry dzień – wymamrotałam, spoglądając na Rose. Uśmiechnęłam się. Esme pomagała jej założyć welon.
***
Godzinę później Rose była Cullen.
Podczas ceremonii Whistler i ja utrzymywaliśmy spojrzenia na sobie i wiedziałam, że oboje myśleliśmy o naszym dniu. Dniu, który zapamiętamy na zawsze, ale nie można było zaprzeczyć, że ceremonia sama w sobie była rozmazana i wątpiłam, że było inaczej dla Rose i Emmett’a. Ich przysięgi były tradycyjne, ale nadal emocjonalne i kiedy przysięgali się kochać… Kurwa, samo myślenie o tym, sprawiło, że moje oczy wypełniły się łzami. Szalony, emocjonalny dzień. W każdym razie, nie wiedziałam, czy podczas naszego miesiąca miodowego Rose i Emmett wyznali sobie miłość i dlatego wybrali tradycyjne przysięgi. Mimo wszystko to było piękne. Wszystko było piękne. Była moją siostrą i gdy obserwowałam, jak cicho rozmawia w limuzynie z Emmett’em w drodze do Fairmont, wiedziałam z całą pewnością, że byłyśmy takie same. Wyraz twarzy, jaki przywdziewała dla Emmett’a odzwierciedlał ten, jaki ja przywdziewałam dla mojego męża. Męża. Chryste. Jesteśmy małżeństwem. – Co to za uśmiech, kochanie? – wyszeptał mi do ucha Edward. Nie wytarłam łez, spowodowanych przez Rose i Emmett’a, gdy odpowiedziałam.
299 | T h i s L i f e
– Jestem po prostu niewiarygodnie szczęśliwa dzięki nam wszystkim. – Ścisnęłam jego dłoń. – Wyglądają na takich szczęśliwych. Edward zamruczał, przycisnął usta do mojej skroni i wzmocnił swój uścisk na mnie. – Ty także wyglądasz na szczęśliwą, księżniczko. Mój uśmiech rozszerzył się i spojrzałam na niego. – Bo jestem i to dzięki tobie. Tobie i… – Przerwałam, starając się odnaleźć odpowiednie słowa. – Tobie i twojej rodzinie i wiem, że Ro czuje to samo odnośnie Emmett’a. Nic nie odpowiedział. Po prostu ciężko przełknął, złapał moje spojrzenie… pokręcił lekko głową, jak gdyby starał się… nie wiem. Ale wyglądał na nieprawdopodobnie szczęśliwego. Zamykając oczy, oparł swoje czoło o moje. – Bello, ja… Chryste, kocham cię. Tak bardzo. – To jest wzajemne. – Pocałowałam go miękko.
***
– Czy mówiłem ci, jaka jesteś piękna? – zapytał Edward, gdy pomagał mi wysiąść z limuzyny. Gdy już wysiadłam, wyprostowałam się i zachichotałam. – Tylko jakieś sto razy. Irlandzki chłopak olśnił mnie swoim krzywym uśmiechem. – Cóż, warto wspomnieć o tym jeszcze raz. Wyglądasz pięknie, pani Cullen. Zbyt słodki.
300 | T h i s L i f e
Szczerze mówiąc ja także wyglądałam całkiem ładnie. Tematyka Rose i Emmett'a była podobna do mojej i Edwarda, więc my, kobiety, byłyśmy ubrane w róże, beże i kremowy brązowy. Moja sukienka była różowa – w brudnym różu, bez ramiączek, krótka – z pasującymi butami i kremowymi dodatkami i czułam się w tym jak słodkie ciastko. – Nawet ta falbaniasta rzecz jest, uch... słodka? – Whistler raczej zapytał, niż oznajmił i zachichotałam na jego nieśmiały uśmiech. – Poszedłem z tym trochę za daleko, prawda? – Trochę – zachichotałam, uderzając go figlarnie w ramię. – To jest torebka. Nie falbaniasta rzecz, okay? – Uch– huh, zapamiętam to – zaśmiał się. – A teraz chodź, kochanie. – Przyciągnął mnie do swojego boku. – Zerknij na Emmett'a i Rose. Praktycznie rozbierają się wzrokiem. Zaśmiałam się i podążyłam za jego spojrzeniem i to była prawda; Emmett i Rose stali w lobby Fairmontu, otoczeni gośćmi, ale wątpiłam, aby o tym wiedzieli. Jak tylko weszliśmy do środka, dołączyliśmy do nowożeńców i upewnialiśmy się, że będą się zachowywać przyzwoicie, jak to oni robili z nami, gdy Whistler i ja wzięliśmy ślub. I my to kontynuowaliśmy. Wszystko po to, aby ich ubrania zostały na swoim miejscu, dopóki goście nie wejdą do sali balowej. – Chryste, te napięcie seksualne można ciąć nożem – wymamrotał Edward, grymasząc trochę na swojego brata. – Gdzie, do cholery, są Alec i Nessa, gdy ich potrzebujemy? – Nie bądź dupkiem – zachichotałam z niego. Było oczywiście zrozumiałe, że Alec i Nessa chcieli dziś zostać ze swoją matką i dlatego nie przyszli z nami. Byłam tylko ja i Edward. Gdy wszyscy weszliśmy do apartamentu z naszą ochroną, Whistler i ja podążyliśmy za Emmett'em i Rose do salonu, ponieważ dobrze wiedzieliśmy, co mogą stąd zobaczyć – sypialnię – i gdyby byli tacy jak my, a wszystkie dowody na to wskazują, będziemy musieli mieć na nich oko, zanim pójdą prosto do wspomnianej sypialni. – Jak dużo szampana dałaś Rose przed ślubem? – zapytał Edward, pociągając mnie za sobą na fotel. – Ponieważ nigdy nie widziałem, aby tak dużo chichotała. Jest to jednak dźwięk, do którego można się przyzwyczaić. – Ach, proszę – warknęłam. – Nie jest z nią tak źle. I, hej, jak dużo whiskey wlałeś Emmett'owi do gardła, huh? Zamruczał przy moim nagim obojczyku, co sprawiło, że zadrżałam i poprowadził dłoń w górę mojego uda. Nagle powietrze stało się jeszcze cięższe. 301 | T h i s L i f e
– Touché. Ale wiesz co? – Co? – wymamrotałam, obserwując słoń, która właśnie wślizgnęła się pod moją sukienkę. Skup się, Bello! – Nie rozmawiajmy o nich, okay? – wymruczał szorstko, całując moją szczękę. – Właściwie to wolałbym w ogóle nie rozmawiać. Oki doki. Jego usta przycisnęły się do moich mocno i z pasją, nigdy nie wahając się, aby pogłębić pocałunek i wplotłam palce w jego włosy, skomląc, gdy oboje przyciągnęliśmy się nawzajem bliżej siebie. To było gorące, wilgotne i pełne obietnicy. Zdecydowanie nieprzyzwoite, ale pieprzyć to. Przerzuciłam nogę na drugą stronę i jak tylko okraczyłam mojego ukochanego irlandzkiego chłopca, pocałowałam go nawet mocniej. – Kurwa, kochanie – jęknął, łapiąc mnie mocno za biodra. – Ty... kurwa... sprawiasz, że to jest ciężkie.6 – Mam taką nadzieję – sapnęłam, poruszając biodrami po jego rosnącej erekcji. – To nie to, co miałem na myśli, księżniczko i wiesz o tym – jęknął cicho, przygryzając moją dolną wargę. Tym razem pchnął do przodu, gdy poruszyłam biodrami i to wysłało do mojego ciała fale pożądania. – W takim razie co miałeś na myśli? Pocałował mnie zaborczo i gdy jego palce wczepiły się w moje biodra jeszcze mocniej, niż wcześniej, wiedziałam, że jestem bliska zwariowania, ponieważ, jeżeli była jedna rzecz, która naprawdę mnie nakręcała, to gdy tracił kontrolę. Zdarzało się to, gdy był pobudzony słowami lub zrobił coś, co musiało mieć związek z jego pracą i oczywiście wiedziałam, że miało to coś wspólnego z adrenaliną. Mogę bezpiecznie powiedzieć, że wyciągałam z tego korzyści tak często, jak mogłam. – Nie pamiętam – jęknął i nie miałam pojęcia, o czym mówił, więc przycisnęłam całe ciało do jego i to było to; oboje przepadliśmy. – EKHEM! Emmett? Ooooch, racja. Byliśmy niańkami tych napalonych nowożeńców. Yeah, i spójrzcie, co z tego wyszło. 6
Z ang. - hard – zarówno ciężki, jak i twardy, w zależności od kontekstu, zaraz następuje gra słów :)
302 | T h i s L i f e
– Ach, teraz pamiętam – zachichotał bez tchu Whistler, opierając czoło o moje. – Mieliśmy mieć na nich oko, prawda? – Racja – powiedziałam, uśmiechając się nieśmiało do Rose i Em'a. – Cóż, przez wasz seks przez ubrania zniszczyliście nam to, co zamierzaliśmy robić – powiedziała sucho Rose. Huh. To oznacza, że nasze niańczenie nadal działało, racja? Racja. – Panie Cullen – powiedział Conn, patrząc na Emmett'a. – Przyjechali goście. Uśmiechnęłam się do Rose. – Gotowa, pani Cullen? – drażniłam się, schodząc z kolan Whistler'a. – Tak, pani Cullen, gotowa – oddrażniła się. – Gotowy, panie Cullen? – Whistler zapytał Emmett'a dziewczęcym głosem. Gapiłam się na niego, ponieważ on mnie przedrzeźniał! Tak dla waszej informacji, nie potrafił brzmieć jak kobieta. Wcale a wcale. – Tak, panie Cullen, jestem – upodobnił się Emmett. Wtedy zaczęli się śmiać. Mocno. Uderzyłyśmy ich w tył głowy, gdy ich mijałyśmy. – AU! – AU! Uuups. A teraz czas, aby zaczęło się przyjęcie weselne!
303 | T h i s L i f e
Piosenka do rozdziału: Galway Girl www.youtube.com/watch?v=kNxMHJ8YWa4
Tłumaczenie: Ni neart go cur le cheile – Nie ma siły bez jedności. Sláinte – odpowiednik “Na zdrowie!”. Nil aon leigheas ar an ngra ach posadh – Jedynym lekarstwem na miłość jest małżeństwo. Mo gra – Moja miłość. Bi ciuin. Ta tinneas cinn orm – Bądź cicho. Boli mnie głowa.
Bella POV – Ekhem… Ekhem… EKHEM!ǁ To był Whistler, który wiedział, jak pozyskać uwagę. Bez stukania w kieliszek. – Kurwa. – Usłyszałam, jak wymamrotał Emmett. – Teraz zapłacę za swoje. Edward usłyszał go. – Yeah, zapłacisz, brachu. Ponieważ teraz nadeszła moja kolej, aby wygłosić przemówienie.
304 | T h i s L i f e
Uśmiechnęłam się, spoglądając na Whistler’a, który posyłał znaczące spojrzenie Emmett’owi i Rose i był tak cholernie przystojny. Nawet z jego – nie, chwila, zwłaszcza z jego poluzowanym czarnym krawatem, podwiniętymi rękawami i szczęśliwymi oczami po wypiciu wraz z Emmett’em Murphiego przed obiadem. To wszystko sprawiło, że chciałam siedzieć obok niego, ale tu chodziło o Rose i Em’a, więc siedziałam obok pana młodego, podczas gdy Whistler siedział obok panny młodej, a po mojej drugiej stronie miałam Carlisle’a i Esme. Po stronie Edwarda nie było Ed’a, tylko Liz, Alec i Nessa. I oczywiście rodzice Rose. Brak Ed’a… był dziwny. Nawet pomyślałam, że powinien tu być. Jednak spoglądając na Alec’a i Nessę wiedziałam, że chciałam go tu ze względu na nich. Zdecydowanie nie ze względu na siebie. Ale było, jak było i rodzina była nieugięta odnośnie sprawienia, aby ten dzień był dla Rose i Em’a idealny. Jak idealny będzie on dla Em’a, podczas gdy teraz Whistler przygotowywał się do przemowy drużby, cóż, zobaczymy. I tym razem został użyty mikrofon. – Panie i panowie – powiedział Whistler do mikrofonu. – Jak wszyscy wiedzie… a jeśli nie wiecie, jesteście zbyt pijani i powinniście przestać pić… Zebraliśmy się tu, aby świętować połączenie między kochaną Rosalie i pierdolonym głupkiem, jakim jest mój brat, Emmett. Po sali oczywiście rozległ się śmiech. – Byliście tu wszyscy kilka tygodni temu, gdy poślubiłem moją Bellę – mrugnął do mnie, na co zachichotałam jak dziewczynka – i wiecie, w co wpakował mnie mój brat. Przed wami wszystkimi! – Yeah! – krzyknęła grupa mężczyzn, większość z nich unosząca swoje kieliszki w górę. – Racja – zachichotał Whistler. – Cóż, myślę, że mogę spokojnie powiedzieć, że nadeszła moja kolej, aby ujawnić coś o Emmett’cie. Jak myślisz, Rosalie? – Uśmiechnął się do niej. Oczywiście kręciła się z oczekiwania, dokładnie tak jak ja, gdy byłam w jej skórze kilka tygodni temu. Rose zaśmiała się. – Proszę bardzo, Edwardzie. Kontynuuj. Emmett jęknął i zatopił twarz we włosach Rose. Tak jakby to miało go uratować przed upokorzeniem. 305 | T h i s L i f e
Patrząc ponownie na gości, Whistler kontynuował. – Mógłbym wam powiedzieć, że nie byłem jedynym, który szukał bielizny dla mojej dziewczyny, ponieważ z całą pewnością tak nie było – zachichotał. – I mógłbym powiedzieć wam, że Emmett trzyma w swoim samochodzie lornetkę, aby widzieć lepiej Rose z większej odległości, ponieważ to także jest prawda. Mógłbym wam także powiedzieć o czasie, gdy Emmett czekał pod salą gimnastyczną liceum w Forks, aż wyjdzie z niej Rosalie i miał nadzieję, że dojrzy coś więcej, niż powinien. W obecnej chwili wszyscy śmiali się, jak szaleni a drinki, jakie piliśmy, z pewnością nie pomagały nam w opanowaniu się. Rose zarumieniła się szkarłatem a Emmett oparł czoło o stół. Ale Edward nie skończył. Jego spłata była całkowita. – Mógłbym wam o tym wszystkim powiedzieć. – Uśmiechnął się krzywo, zerkając na Em’a i Rose. – Ale tego nie zrobię. – Ach, na litość boską, brachu! – zaskomlał Emmett. – Bądź cicho, duży bracie – złajał go żartobliwie Whistler, zanim ponownie spojrzał na podpity tłum gości. – Nie, zdecydowałem się opowiedzieć wam o czasie, gdy Emmett pojawił się na drodze biegnącej Rose. Pamiętasz to, Em? Głowa Emmett’a wystrzeliła w górę. Było jasne, że dokładnie wiedział, do czego zmierza jego brat i nie był z tego zbyt szczęśliwy. – Musisz sobie ze mnie żartować – jęknął. Nie, Edward nie był onieśmielony. Ani trochę. Jeśli już to jego uśmiech tylko się rozszerzył. Po czym uśmiechnął się krzywo. Znałam ten uśmieszek. Coś kombinował. Co kombinujesz, irlandzki chłopcze? – Okay, okay – zachichotał Whistler, unosząc ręce w geście poddania się. – Nie powiem im o tym razie, gdy zobaczyłeś biegającą Rose – i cytuję – „maleńkie szorty, które opinały jej wąski tyłek i koszulka, która ściskała jej cycki razem”. Obiecuję, Em. Nie opowiem im o twojej reakcji. Nie wierzyłam mu w to gówno, ale reszta wierzyła i huk zarzutów przeszedł przez salę balową. – Czy to są moi synowie? – Usłyszałam, jak Esme wymamrotała cicho, sprawiając, że Tanya i Carlisle zachichotali. – Cycki i tyłek, cycki i tyłek. Przysięgam, że są tacy sami, jak ty, Carlisle. Cholera… wow. W porządku. 306 | T h i s L i f e
– I kochasz to – odpowiedział tak samo cicho Carlisle. Zachichotałam i napiłam się szampana, zadowolona, że dwóch irlandzkich chłopców tego nie słyszało. – …i jestem kurewsko szczęśliwy, że Em znalazł cię, Rose – powiedział Whistler. – W pewien sposób jesteś taka sama, jak moja żona i wiem, że Emmett i ja potrzebujemy silnych kobiet, które nie będą bały się tego całego gówna. – Słuchajcie, słuchajcie! – krzyczały Esme i Tanya, sprawiając, że kobiety w sali uniosły w zgodzie swoje kieliszki. Whistler rzucił mi kpiące spojrzenie, gdy ja także uniosłam swój. – W każdym razie… – zachichotał, unosząc kieliszek. – Wznieśmy kieliszki za Emmett’a i Rosalie Cullen. – Wszyscy tak też zrobiliśmy i uśmiechnęłam się do niego, gdy uśmiechnął się prawdziwie do nowożeńców. – Ni neart go cur le cheile. Kocham was oboje. Sláinte! Mój mąż był cudowny. – Dzięki ci, brachu – powiedział Emmett, szczerze i poważnie. – Naprawdę, stary. To znaczy dla mnie wszystko. I wtedy zrobiłam się emocjonalna. Zerkając na Rose widziałam, że ona także nie oczekiwała takiego ataku emocji. – Teraz to są moi synowie. – Usłyszałam, jak Esme pociąga nosem i wiedziałam, że obserwowała, jak Edward i Emmett przytulali się nawzajem. Nie tym śmiesznym uściskiem mężczyzn, który robił się niezręczny. Prawdziwym uściskiem, ponieważ byli braćmi z krwi i kości. – Bez obaw, duży bracie. Cieszę się z twojego szczęścia – zachichotał Edward, puszczając Emmett’a. – Jak to się mówi? Nil aon leigheas ar an ngra ach posadh. – To nie jest prawda – odpowiedział pewnie Emmett. – Wygląda na to, że to zrobiliśmy, eh? Tym razem Edward spojrzał na mnie, gdy odpowiadał. Był to szczery pomruk. – Kurwa, yeah, zrobiliśmy to. Pojawiły się cholerne łzy. Ale… mówimy przecież o Edwardzie Cullenie, który może być jednym z najbardziej kochających ludzi na świecie i pokazywał to. Jednakże był teraz odpowiedzialny za wesołość. Więc nie byłam zaskoczona, gdy ponownie złapał za mikrofon. – Więc... to tyle – powiedział. Po chwili szeroko się uśmiechnął. Yeah, irlandzki chłopcze, wiedziałam. – Nie było tak źle, prawda, Em? Założę się, że cieszysz się, iż nie 307 | T h i s L i f e
opowiedziałem im o twojej reakcji na widok ćwiczącej Rosalie, co skończyło się dla ciebie omdleniem za kierownicą i wjechaniem w drzewo. Uch… Wow. Yeah. Napięcie – podniosło się. Czułam się prawie przykro, ze względu na Emmett’a. Ponieważ, cholera, Whistler naprawdę dawał mu popalić. Cóż, była jedna rzecz, którą mogłam powiedzieć w obronie Emmett’a… i zdecydowałam się to zrobić. Niedługo. Ponieważ Emmett siedział, gapiąc się, jak ryba i rumieniąc się. Tak, rumieniąc się. A Rose wraz z resztą gości ryczała ze śmiechu. Łzy płynęły jej po twarzy, ale nie ze smutku. A Whistler siedział na swoim miejscu i trząsł się z bezgłośnego śmiechu. I zapytałam siebie; jak, do cholery, mogę dostosować się do tej przemowy? Odpowiedź była całkiem prosta. Nie da się dostosować do takiej przemowy. Ale kiedy kelnerzy zaczęli przynosić desery, wiedziałam, że nadeszła moja kolej. Kurwa. Nienawidziłam przemówień. Cóż, gdy sama je wygłaszam. Zastukałam w kieliszek. Ledwo. – Ach, powinnaś zrobić coś więcej, niż to – zachichotał obok mnie Emmett i usłyszał to Edward. Pochylając się do przodu, aby mnie zobaczyć, ponieważ Rose i Em zasłaniali mu widok, Whistler zapytał mnie: – Czas na twoją przemowę, księżniczko? – Yeah – wymamrotałam, wygładzając sukienkę. – Przygotujcie się chłopcy na wielkie nudziarstwo. – Nie wierzę w to ani trochę. – Mrugnął Em. – Wokół ciebie nigdy nie jest nudno. Głupstwo. – Proszę mikrofon, kochanie – powiedział Edward, podając mi go. – Poczekaj chwilkę. – Wtedy wstał i spojrzał na tłum. – Panie i… reszta z was… Czas na toast mojej żony, więc zamknijcie się, kurwa! Rany, dzięki. – To nie mój syn – obruszyła się Esme. – Co się stało z nieprzeklinaniem na weselach? 308 | T h i s L i f e
– Możesz zaczynać, księżniczko – powiedział Edward, uśmiechając się. Wstałam i wzięłam mikrofon. Wow, mnóstwo ludzi. Dlaczego wydaje się, że jest ich więcej, tylko dlatego, że stoję? – Dzięki, Edwardzie… za to – powiedziałam do mikrofonu, na co mrugnął do mnie i poruszył bezgłośnie ustami, mówiąc “zawsze do usług, księżniczko”. Wyraźnie robił się pijany. Ale nadszedł czas, aby sobie z tym poradzić, więc spojrzałam na Rose, ponieważ ta przemowa była dla niej. – Rose – powiedziałam, uśmiechając się do niej. – Tak bardzo, jak Emmett i Edward są braćmi, ty i ja jesteśmy siostrami. Nie dlatego, że w końcu znalazłaś Emmett’a, ale dlatego, że zawsze byłyśmy razem, gdy dorastałyśmy. Ale nie ważne, jak wiele wspomnień z dzieciństwa dzielimy i jak dużo z siostry w tobie widzę, wiem, że z chwilą, gdy stałaś się Cullen, stałyśmy się siostrami naprawdę. Rodzina dla żadnej z nas nie była łaskawa i wiele razy miałyśmy trudności. – Kiwnęła głową i starła łzy, ponieważ to była prawda. Nie tylko moje wychowanie było ciężkie. Rodzice Rose nigdy nie postępowali z nią łagodnie, ale… cóż, byli tu. Więc nie mogłam tego wypowiedzieć. – Ale przeszłyśmy przez to – wymamrotałam, pamiętając wszystkie razy, kiedy pomagała mi, gdy było u mnie krucho z pieniędzmi, a nadal musiałam przygotować obiad dla Charliego. Wzięłam głęboki wdech. To była przeszłość. – Na szczęście nie musimy już się tym martwić – powiedziałam, uśmiechając się do Whistler’a, który uśmiechał się do mnie miękko w odpowiedzi. – Jesteśmy szczęściarami, że utknęłyśmy z Cullenami – zachichotałam. – I chociaż śledzili nas to wiem, że sama śledziłabym mojego męża, tak jak wy ścigałybyście swoich, jeżeli cokolwiek miałoby się stać. Ale Edward ma rację – kontynuowałam, ciesząc się, że cięższa część była za mną. – Powiedział Em’owi, że potrzebowali nas, ponieważ nie przyjmujemy do siebie ich gówna. Mężczyźni zachichotali, zanim rozległy się cmokania i wiedziałam. Wiedziałam, że było w tej sali wiele kobiet, które były takie, jak Rose i ja. – Odkąd nie jestem bystrzejsza od was, jeśli chodzi o Cullenów, nie mogę dać wam żadnej rady. Ale… cóż, Esme powiedziała nam raz coś o tym, jak traktować mężczyzn w tej rodzinie. Pamiętasz? Oczywiście, że pamiętała. Jej uśmiech powiedział mi, jak bardzo, zresztą jak kiedykolwiek miałybyśmy zapomnieć? – …Pozwólcie im przez chwilę skręcać się w środku. To może być męski świat, ale z całą pewnością to kobiety stoją przy nich. Robiąc dużo więcej, niż tylko ładnie wyglądając.
309 | T h i s L i f e
Bądźcie bezwzględne, pozwólcie się im spocić i rzućcie kilka przekleństw dla lepszego efektu. Sam Bóg wie, że nasi mężczyźni czasami ich potrzebują… Spoglądając na Esme wiedziałam, że ona także pamiętała. – Wbiłyśmy sobie do głowy słowa Esme – powiedziałam pewnie do Rose, uśmiechając się nieśmiało do Em’a i Edwarda, którzy byli przynajmniej zaciekawieni. – I zmierzymy się ze wszystkim z naszymi mężami, jako siostry. – Chryste, Bello – zaskrzeczała cicho Rose, uśmiechając się z wdzięcznością, gdy Em podał jej chusteczkę. Yeah, pamiętam to. Wychodzenie za mąż jest całkiem emocjonujące. – A Emmett? – powiedziałam, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Mogłabym ci powiedzieć, jakim jesteś szczęściarzem, że spotkałeś Rose, ale… ty już o tym wiesz i pokazujesz jej to w każdej godzinie dnia. Ale chcę, abyś wiedział, że ona jest taką samą szczęściarą, jak ty. Może ci powiedzieć, ale ja znam to z doświadczenia. – Posłałam znaczące spojrzenie Edwardowi, co sprawiło, że uśmiechnął się nieśmiało – Że wy, chłopcy Cullen, potrzebujecie czasu, aby dotarło do waszych mózgownic, że wasze żony naprawdę was kochają. Więc… – westchnęłam, ponownie patrząc na gości, gdy uniosłam kieliszek. – Za Rose i Emmett’a. Za rodzinę. Za miłość. Za męża i żonę, ale także mojego brata i siostrę. Sláinte. – Sláinte! Rose natychmiast wstała z miejsca i przytuliła mnie mocno, a ja oddałam jej uścisk. – Kocham cię – wyszeptała ze zdławieniem. – Zdecydowanie siostry. – Siostry – powtórzyłam cicho. – Ja też potrzebuję trochę miłości! Zachichotałyśmy i puściłyśmy się, zanim Emmett uniósł mnie w niedźwiedzim uścisku. Chryste, on był jak duży brat. – Dziękuję – wyszeptał mi do ucha. – To, co powiedziałaś… to naprawdę jest dla mnie ważne, Bello. Cholera, co jest w tych irlandzkich chłopcach, że sprawiają, iż płaczę! Zanim mogłam się rozkleić, puściłam go, mrugnęłam do niego i ostatni raz przemówiłam do mikrofonu. – A tak przy okazji? – powiedziałam, skupiając na sobie uwagę. – W obronie Emmett’a muszę powiedzieć, że na Kostaryce Edward wszedł na ścianę, ponieważ pokazałam się w skąpym bikini. Nie ma za co, Emmett. – Kurwa, księżniczko! 310 | T h i s L i f e
– Brawo! – krzyknęły Esme i Tanya.
***
– Chcesz wyjść zapalić? – wymruczał do mojego ucha Edward. Zapalić? Tak. Trochę niegrzecznych igraszek? Tak, tak, tak. – Prowadź – powiedziałam, uśmiechając się figlarnie, gdy zaoferował mi swoją dłoń. Krojenie tortu i cała sprawa z deserami przebiegły dobrze, praktycznie tak samo, jak kilka tygodni temu. Było kilka więcej przemów, więcej picia i śmiechów i zrobiono zdjęcia. Ale teraz nadszedł w końcu koniec. Cóż, może nie do końca. Ale część, podczas której nie mogłam siedzieć obok mojego męża dobiegła końca. Teraz nadszedł czas na zabawę, tańce i… więcej picia. Jestem całkiem pewna, że Edward miał zagrać. Tak, jak zrobił to Emmett na naszym weselu. Ale wtedy przyłączył się Alec. Wątpię, że teraz to zrobi. Nienawidziłam, że był przybity. Nienawidziłam tego. – Hej, co to za zmarszczenie, kochanie? – zapytał Edward, sam marszcząc brwi. Nie byliśmy jedyni, którzy wyszli na papierosa. Chryste, namiot przed salą był wypełniony ludźmi. I śmierdziało. – Pójdziemy gdzieś indziej? – zapytał Edward z grymasem. Zgaduję, że dla niego było tu także coś nie do przyjęcia. Huh. Kto wie? – Tak, proszę – powiedziałam i wyszliśmy, szukając jakiegoś prywatnego miejsca… ze świeżym powietrzem. – Ale powiedziałeś to ze względu na mnie, czy nas obojga? Wiesz… odkąd palisz wewnątrz domu. Potrafiłam unieść jedną brew. I tak też zrobiłam. Bardzo dobrze, mogę dodać. – Ponieważ to to samo – zirytował się. – Naprawdę, Bello? Porównujesz mnie i Em’a, palących od czasu do czasu w domu do namiotu wypełnionego pijanymi palaczami? Okay, może nie, ale yeah. – Cokolwiek – westchnęłam, ponieważ byłam szczęśliwa, mogąc na niego naciskać. Niedługo Edward znalazł dla nas bardziej prywatne miejsce poza hotelem i natychmiast zapalił papierosa. – Kurwa, tak – jęknął, unosząc głowę, wydychając dym w mroźną noc. – Kocham mojego brata, ale, kurwa, wydarzenia takie, jak to… kurwa. Zachichotałam z niego, zaciągając się papierosem i zastanawiając się, jak mógł nie lubić takich wydarzeń, skoro mój irlandzki chłopak uwielbiał być w centrum uwagi. To znaczy,
311 | T h i s L i f e
granie i pijackie śpiewy, jakie wykonywał na naszym weselu wraz z Em’em, Carlisle’m i Alec’iem z całą pewnością nie sprawiły, że uciekał na papierosa. – Czy dzisiaj będzie jakieś granie i śpiewanie? – zapytałam z ciekawością. Wiedziałam, że Edward coś zaplanował, ale chciałam zobaczyć go w pełni irlandzkiego, jak to było podczas naszego wesela. I cholera, mój mąż potrafił korzystać ze swojego głosu. Naprawdę. – Chciałabyś, kochanie – zachichotał, podchodząc do mnie. – Naprawdę to lubisz, prawda? – Kocham to – wymruczałam, unosząc głowę. – Dokładnie tak samo, jak kocham ciebie. Uśmiechnął się tym uśmiechem. Tym uśmiechem. Moim uśmiechem. – Jezu, kocham cię, pani Cullen – wyszeptał, zanim mnie pocałował. Poprowadził mnie do tyłu, nigdy nie przerywając pocałunku i umieścił dłonie na ścianie z kostki, gdy do niej dotarliśmy. Była zimna, jak cholera, ale to nie miało znaczenia. Pocałunki Edwarda od razu mnie rozgrzewały. Zawsze takie uczuciowe, ale nadal chętne i dzikie. Pewne. Pokazujące, jak bardzo go posiadałam, ponieważ w pewien sposób tak było. Pokazał mi to, kiedy nie potrafił zdjąć ze mnie rąk. Ja mu to robiłam. – Kurwa – wysapał podczas pocałunku. Papierosy upadły na ziemię. Objęłam jego szyję ramionami, potrzebując więcej, przyciągając go bliżej, a on wcale nie odstawał. Przycisnął się do mnie. Pocałunek pogłębił się. Jego język wślizgnął się do moich ust. Jęcząc. – Um, Bello? To nie był Whistler. Zamarłam, gdy głowa Edwarda odwróciła się w stronę tylnego wyjścia tak szybko, że prawie tego nie zauważyłam. Był w pogotowiu. Ręka za plecami. Stąd o tym wiedziałam. Był uzbrojony. Biorąc drżący wdech, spojrzał w dół, pomiędzy nasze ciała i oto tam był. Edward trzymał swojego Glocka. – Och, to tylko ty – wymamrotał Edward, uśmiechając się szyderczo i wkładając broń z powrotem za pasek. – Czego, kurwa, chcesz, Whitlock? Wh– Whitlock? Odwróciłam głowę i… yep, Jasper. Co do kurwy? Stał tam, luźno ubrany. Z Pomagierem. Nienawidzę tego skurwiela. 312 | T h i s L i f e
Wspomniany skurwiel gapił się na Edwarda, gdy chował broń i zastanowiłam się, czy Pomagier i Jasper byli także uzbrojeni. – Co tu robicie? – zapytałam. Whistler nie odsunął się ode mnie. Cieszyło mnie to. Jasper był daleko od czucia się komfortowo, pocierając tył swojej szyi i unikając mojego spojrzenia, ale nie obchodziło mnie. Nie mieli żadnego interesu w byciu tutaj i chciałam aby oboje zniknęli. Dla mnie i mojej rodziny byli w takim samym stopniu wrogami, jak Avellinowie. – Byliśmy także na waszym weselu – warknął Pomagier, gapiąc się na Edwarda. – Ale przypuszczam, że miałaś już zbyt wyprany mózg, aby to zauważyć. – Słucham? – krzyknęłam w niedowierzaniu. – Co, do kurwy, robiliście na moim weselu! Patrząc na Edwarda zauważyłam jego wściekłe spojrzenie, ale… zauważyłam także, że nie był zaskoczony, Wiedział o tym. Nie byłam zła. Wiedziałam, że powiedziałby mi o tym, gdyby było to ważne. – Wiedziałeś, że tu byli? – zapytałam. – Yeah. Emmett i Garrett wpadli na ich trop – odpowiedział, nigdy nie spuszczając wzroku z Pomagiera i Jaspera. – Nie wiedziałem o tym aż do poranka, gdy opuszczaliśmy Kostarykę. Tata mi o tym powiedział. Huh. W porządku. Odwracając się do dupków, kontynuowałam. – Możecie odpowiedzieć na moje pytanie? Dlaczego tu jesteście? – Środki ostrożności – westchnął Jasper. Zmrużyłam na niego oczy. – Jak to możliwe? Jesteś nadal w akademii, Jasper. Nie jestem głupia. – Dobre pytanie, kochanie – zachichotał Edward, osuwając się ode mnie nieznacznie, aby zapalić nowego papierosa. – I myślę, że mogę ci na nie odpowiedzieć. Przypuszczam, że w pobliżu jest twój ojciec? – Edward zapytał Pomagiera z uniesioną brwią. Pamiętałam. Tata Pomagiera prowadził dochodzenie, którego porzucenia odmówiło FBI. Uparte skurwiele. Wtedy to we mnie uderzyło. – Ty skurwysynie, Jasper – warknęłam, odpychając Edwarda, gdy skierowałam się prosto na kędzierzawego skurwiela. – Pozwól mi zgadnąć, pomyślałeś, że odwalisz kawał dobrej roboty, ponieważ ze mną dorastałeś? Czy to tak, Jasper? Czy tatuś Black’a z FBI 313 | T h i s L i f e
zgodził się, abyś tu przyszedł ze względu na naszą historię? Odpowiedz mi! – Szturchałam go mocno w klatkę piersiową pomiędzy każdym wypowiedzianym słowem, ale nie potrzebowałam jego odpowiedzi. Wiedziałam, kurwa, że o to chodziło. Z jakiego innego powodu agent specjalny wysłałby tu dwóch studentów akademii? Jasper gapił się na mnie szeroko otwartymi oczami, ale nie wypowiedział słowa. – Jesteś pierdolonym dupkiem, wiesz o tym? – syknęłam i już miałam uderzyć skurwiela, ale Edward mnie odciągnął. Przycisnął moje plecy do swojej klatki piersiowej i nie mogłam już sięgnąć do Jaspera. – Puść mnie, Whistler. Te dupki muszą dostać pierdoloną lekcję! – Zgadzam się, księżniczko – wymruczał cicho w moje ucho. – Ale pamiętaj, że zdadzą z tego raport. Nie chcesz, aby to snuło się w twojej głowie. – Pocieszał mnie, wiedziałam to. Głaskał mnie okrężnymi ruchami po ramionach, szepcząc do mojego ucha. Kurwa. To działało. – Dobra dziewczynka – wyszeptał. – Obiecuję, że możemy ich wkurwić, jeśli to jest to, czego chcesz, ale zrobimy to naszym sposobem, okay? Głębokie wdechy. W porządku. Okay. Kolejny wdech. Nadal byłam wściekła. Ale słowa Edwarda uspokoiły mnie. – Obiecaj – wyszeptałam. Ponieważ chciałam, żeby za to zapłacili. Sama myśl, że FBI użyło Jaspera, jako przynęty, sprawiła, że widziałam na czerwono, ale że Jasper zgodził się na to mogło oznaczać tylko to, że czuł się silnie związany ze sprawą prowadzoną przeciwko mojej rodzinie. To jeszcze bardziej mnie wkurwiło. – Obiecuję, kochanie. Okay. – Kurwa, on naprawdę wie, jak wyprać mózg swojej żonce. – Usłyszałam, jak Pomagier zachichotał do Jaspera. – Jak myślisz, co on jej mówi? Pierdolony kundel! – Ach, pierdol się, Black – jęknął z frustracji Edward. – Przepraszam, ale moja żona jest całkiem silna i jeśli się nie wycofasz, nie będę mógł odpowiadać za to, co zrobi. Miał rację. Z irytacją przestałam wyrywać się Whistler’owi, ale spojrzenie, jakie posłałam Pomagierowi obiecywało wszystkie rodzaje zabawy. – Yeah, po prostu wróćcie do swoich lornetek – powiedziałam, patrząc na nich z pogardą. – Kto wie, będąc tutaj może was ominąć mafijny interes roku! – sapnęłam z udawaną grozą, sprawiając, że Whistler zaśmiał się za mną. – Poważnie, myślę, że Rose
314 | T h i s L i f e
mówiła o jakimś uderzeniu, czy coś, ponieważ wiecie, chłopcy, ona teraz jest także Cullenem. A wszyscy Cullenowie są źli! – Bello! – krzyknął Jasper z błagającymi oczami. – Nie rób tego! Nie możesz tak naprawdę kochać takiego życia, prawda? To znaczy, oni są kryminalistami! Hej, ja kocham takie życie! Bękart. – Yeah? Gdzie macie dowód? – odpowiedziałam. Czy jego słowa były prawdziwe? Oczywiście, ale… nie dbałam o to. To była moja rodzina, pierwsza prawdziwa rodzina, jaką miałam i będę ich chronić nawet kosztem własnego życia. Przyjęli mnie, opiekowali się mną i kochali mnie. Nie mój ojciec, nie Alice, nawet nie Jasper. On odszedł. Był dla mnie i Rose jak brat, gdy dorastaliśmy, ale nigdy nie obejrzał się za siebie, gdy nadszedł czas, aby poszedł na studia. A wiedział, jaki był mój ojciec. Wiedział, jak sztywny i tradycjonalny był ojciec Rose i wiedział, że Rose i ja nie będziemy miały szansy na to, co on, ale czy o to dbał? Nie. – Posłuchajcie – powiedziałam do obojga. – Możecie przestać zwracać się do mnie lub Rose. Nie damy wam żadnego pierdolonego oświadczenia, ponieważ po pierwsze: nie mamy jakiego wam dać – skłamałam, uśmiechając się do nich krzywo – a po drugie: nawet, jeśliby takie by było, nie dałabym wam go. Kocham moją rodzinę, więc możecie zabrać swoje zeznania i wsadzić je sobie tam, gdzie słońce nie dociera! – Delikatnie zdejmując z siebie dłonie Edwarda, zrobiłam dwa rozważne kroki w stronę Pomagiera i dodałam: – Możesz powiedzieć swojemu tatusiowi, że posłanie tutaj waszej dwójki było pierdolonym błędem. Nie zadziałało. Czy przebiłam się przez tą twoją tępą mózgownicę, Pomagierze? Ale byłam nakręcona, więc postanowiłam powiedzieć im jeszcze jedną rzecz. – Przyjście tutaj na wesele Rose i Em’a nie było tylko niewłaściwe, to było kurewsko obrzydliwe – warknęłam. – A wasza dwójka… budzi we mnie odrazę. – Teraz skończyłam. Odwróciłam się do Whistler’a i powiedziałam, – Chodźmy do środka, irlandzki chłopcze. Ponieważ potrzebowałam czegoś mocnego. – Tak, proszę pani – wymruczał, patrząc na mnie ciemnymi oczami. Złapał mnie za rękę i przeszliśmy obok policyjnych chłopaków. Whistler był cicho, gdy szliśmy przez korytarze, prowadzące do sali balowej i zaczęłam się martwić, że powiedziałam za dużo. Powiedziałam? Powiedziałam za dużo? – Czy coś jest nie tak? – zapytałam, ściskając jego dłoń. Pokręcił głową, ale utrzymywał wzrok przed sobą, gdy szliśmy. – Nie – zachichotał, kręcąc głową, – Naprawdę. Nie. Ja… Kurwa, księżniczko… – Nagle zatrzymał się i objął moją twarz. – Pytasz, czy coś jest nie tak? 315 | T h i s L i f e
Kiwnęłam głową, marszcząc brwi. – Nie. Ja… jestem przerażony, kochanie. – Zamknął oczy, opierając swoje czoło o moje. – To, co tam powiedziałaś… – Ponownie zachichotał. Cicho. – Cóż, po pierwsze, podnieciłaś mnie tak, że sama byś w to nie uwierzyła, ponieważ jesteś małą, seksowną kotką, musisz o tym wiedzieć. Okay, uśmiechnęłam się na to. Szeroko. – A po drugie – westchnął, otwierając oczy. Jego spojrzenie było miękkie. Piękne. – Właśnie sprawiłaś, że od nowa się w tobie zakochałem. Już wspominałam, że irlandzki chłopak umie lawirować słowami. Yeah. Tak też zrobił. – Miałam na myśli to, co powiedziałam – wymruczałam miękko. – Kocham cię i kocham moją rodzinę. – Kurwa, kochanie. – Było tym, co powiedział, zanim przycisnął swoje usta do moich. Mocno. Potem włamaliśmy się do schowka, gdzie pieprzył mnie przy ścianie. Yeah. Kocham to życie.
***
– Och, mój Boże, Emmeeeett! – piszczała Rose. Byłam tam z nią i także piszczałam. Ponieważ okręcali nas dookoła na parkiecie zbyt szybko. – Postaw mnie, Whistler – zaskomlałam przez śmiech. – Nigdy – zaśmiał się, po czym moje stopy ponownie oderwały się od ziemi. Muzyka była głośna, goście byli szczęśliwie pijani, a parkiet był pełen irlandzkich mężczyzn, obracających swoimi żonami dookoła. To było kurewsko szalone i był to jeden z najszczęśliwszych momentów mojego życia. Edward i ja byliśmy cicho na temat Pomagiera i Jaspera, ponieważ gdy weszliśmy do sali balowej po naszych małych, uch… igraszkach, trafiliśmy akurat na pierwszy taniec Emmett’a i Rose, i gdy ich zobaczyliśmy, wiedzieliśmy, że nic nie może popsuć ich dnia. Nic nie mogło stłumić nastroju, więc poinformowaliśmy tylko Carlisle’a, Conn’a, Garrett’a i tyle. Wróciliśmy do świętowania. Ponieważ to był dzień świętowania. – Brachu! Już czas! – huknął Emmett. – Ja też w to wchodzę! – I to był Alec. – Ty też, Wujku C! Sprowadź tu swój tyłek! 316 | T h i s L i f e
Uśmiechnęłam się do niego naprawdę kurewsko szeroko, niezmiernie szczęśliwa, że był teraz w lepszym nastroju. To było wszystko, czego dla niego chciałam – aby był szczęśliwy. – W porządku, szczeniaku – zachichotał Edward. – Chodźmy. – Stań blisko sceny, księżniczko – wymruczał, zanim mnie pocałował. – Ponieważ nasza pierwsza piosenka będzie zadedykowana naszym żonom. – Zawsze zamierzam być blisko sceny, kochanie – zachichotałam. – Zaufaj mi, jestem twoją fanką. Tym zasłużyłam sobie na zwilgotniający majtki uśmiech i mrugnięcie. Niedługo sześciu mężczyzn pojawiło się na scenie – Carlisle ze swoją gitarą, Emmett z mandoliną, Whistler ze swoim flażoletem, Alec ze skrzypcami, Kellan – ochroniarz, którego pamiętałam z chaty – usiadł przy perkusji, mężczyzna z zamówionego zespołu z akordeonem, a Rose i ja stałyśmy zaraz przed nimi. Przy samej scenie. Założyłyśmy ramię na ramię, przywdziałyśmy duże uśmiechy, a nasze oczy błyszczały. I oczywiście reszta. Bełkoczący mężczyźni i dopingujące kobiety. – Czy to nie jest życie, drogie panie? – Usłyszałyśmy śmiejącą się Tanyę. Stała z podpitą Esme, podpitą Iriną i chwiejącą się Kate. Dobry Boże, tak. To jest pierdolone życie. – Zdecydowanie! – powiedziała Rose, kiwając zawzięcie głową. – W porządku, wszyscy! – To był Emmett. Głośny głos. Wow. Naprawdę kurewsko głośny głos. – Tak jak profesjonalne zespoły skopują tyłki, my skopiemy je lepiej! – YEAH! To byli… wszyscy. – Rosie, moja piękna żono, ta piosenka jest dla ciebie! – krzyknął Emmett. Ale wtedy… – Esme, kochanie, to jest d– dla ciebie! – zaczkał Carlisle. – Kurewsko cię kocham, mo gra! – To jest dla ciebie, Bello! Moja seksowna kotko i żono! – krzyknął Edward. – Pieprzyć to! To jest dla Mags z Chicago! – krzyknął Alec. Moje policzki bolały od szerokiego uśmiechu. Pojawiły się śmiechy, wiwaty, krzyki, oklaski, piski i wszystko. Wtedy Carlisle i Emmett zaczęli. Nie było to nic, co rozpoznawałam, ale reszta z pewnością to znała i ponownie sala balowa wypełniła się oklaskami i okrzykami. Rose zapiszczała, gdy Emmett podszedł do mikrofonu; był pierwszym, który miał śpiewać. Kolejny irlandzki chłopak z cudownym głosem. – Zamknijcie się, kurwa, abym mogła słyszeć, jak mój mąż śpiewa! – krzyknęła Rose, zerkając przez ramię. 317 | T h i s L i f e
– Miło – zachichotałam. Czas na słuchanie.
Poszedłem się przejść na długi spacer Pewnego dnia – a, – a Spotkałem małą dziewczynę i zatrzymaliśmy się, by porozmawiać Pewnego spokojnego dnia – a, – a
Zanim Emmett kontynuował to, co wyglądało na refren, Whistler, koleś z akordeonem, Kellan i Alec włączyli się. Tak też zrobił tłum za nami. Tupiące stopy i klaszczące ręce. Śmiech. Kurwa, cała podłoga drżała.
Więc pytam Cię, przyjacielu, Co mam zrobić? Przecież jej włosy były blond a oczy niebieskie I wtedy już wiedziałem Że będę się kręcił Wokoło deptaku Salthill z dziewczyną z Galway
Zdecydowanie śpiewał to do Rose, a Rose zdecydowanie omdlewała przez Emmett’a. Całe to miejsce po prostu… ożyło, i kiedy Rose i ja spojrzałyśmy do tyłu, zobaczyłyśmy to. Życie. Zabawę. Tańce i obroty. Ale nic z tego nie miało znaczenia, gdy Whistler wziął mikrofon i oddał swój flet śmiejącemu się Alec’owi. Byłam zakochana. Tak bardzo zakochana. A on śpiewał dla mnie. Uśmiechając się i po prostu… dobrze się bawiąc.
Byliśmy w połowie drogi kiedy spotkał nas deszcz Pewnego dnia – a, – a A ona zaprosiła mnie do jej mieszkania w centrum Pewnego spokojnego dnia – a, – a
Byłam zakręcona moim zachowywaniem się jak fanka, więc nie do końca byłam przygotowana, gdy Edward sięgnął do mnie i wciągnął mnie na scenę. Bez ostrzeżenia! Mogę 318 | T h i s L i f e
spokojnie powiedzieć, że prawie straciłam równowagę. Ale Whistler nie pozwolił na to. Postawił mnie po czym zaczął kręcić mną, jak szalony. Wszystko to podczas, gdy śpiewał kolejny refren.
Więc pytam Cię, przyjacielu, Co mam zrobić? Przecież jej włosy były brązowe i oczy brązowe
– Whistler! – zapiszczałam. Mrugnął tylko do mnie i ponownie mną zakręcił, zanim przyciągnął mnie blisko do swojej klatki piersiowej.
Więc wziąłem ją za rękę i zakręciłem nią I straciłem swoje serce dla dziewczyny z Galway
– Kocham cię – wymruczałam cicho, gdy skończył. Przyłożył do ust ponownie flażolet i stanął obok Alec’a, grającego na skrzypcach. Wszystko było szalone, ale zanim mogłam zrobić… cóż, cokolwiek, zostałam złapana od tyłu i wtedy zauważyłam, że nie byłam jedyną kobietą na scenie. Wciągnięte na nią zostały także Rose, Esme i Tanya i kurwa, byłyśmy pijane i szczęśliwe. Więc po prostu wzięłyśmy się pod ramiona i zaczęłyśmy tańczyć w rytm muzyki. Tym razem, kiedy Edward mrugnął do mnie, ja także puściłam mu oczko i posłałam mu całusa. Irlandzki chłopak lubił to. – Czas na smutek, moje panie! – krzyknął Alec i nasi mężczyźni zebrali się przy mikrofonie i zaśpiewali ostatnie wersy razem.
Kiedy obudziłem się Byłem całkiem sam Ze złamanym sercem i biletem do domu
To było przez chwilę smutne i wszyscy pokazywali swoje pijackie grymasy, ale to minęło prawie tak szybko, jak się zaczęło i akordeon zaczął ponownie grać wesołą melodię
319 | T h i s L i f e
refrenu. Mężczyźni to także zaśpiewali razem. I mówię wam, mieli problem ze zdecydowaniem, jaki kolor włosów i oczu miała ta dziewczyna z Galway. W sumie wykrzyczeli kolory swojej żony, mając nadzieję, że przekrzyczą resztę.
Więc teraz pytam Powiedz mi co Ty byś zrobił? Aaahh, jeśli jej włosy były blond!– brązowe!– rude! a jej oczy niebieskie!– brązowe!– zielone! Widzisz, podróżowałem wszędzie! Byłem na całym świecie! Och, chłopaki, nigdy nie widziałem kogoś podobnego do dziewczyny z Galway!
To było kurewsko szalone! Jak tylko piosenka się skończyła, mężczyźni podali naszym wykonawcom butelki z piwem, a czy kiedykolwiek Cullenowie odmawiali piwa? Racja. Nigdy. – Kocham cię, irlandzki chłopcze! – zaśmiałam się, zeskakując ze sceny. Na jego twarzy pojawił się głupiutki uśmiech. – Yeah! Możemy prosić o oklaski, czy coś?! – huknął Emmett do mikrofonu. Nie sądziłam, że wiwaty mogą być głośniejsze, ale się myliłam. Bardzo się myliłam. Zagrali więcej piosenek, kilka spokojnych, ale większość wesołych i tak cholernie szczęśliwych, że było niemożliwym siedzieć w miejscu. Jedyną, przy której staliśmy bez ruchu i słuchaliśmy, była ta, którą Edward i Alec przygotowali dla Rose i Emmett’a, i to było… Chryste, takie piękne. Edward grał na gitarze i śpiewał, a Alec grał na swoich skrzypcach. Żadne słowa nie mogłyby opisać tego, jak bardzo kochałam tę dwójkę. Mój mąż, mężczyzna, którego kochałam ponad wszystko i jego chrześniak. Umarłabym za nich. Chciałam się nimi opiekować. W końcu nasi mężczyźni zeskoczyli ze sceny i ponownie zaczął grać wynajęty zespół. Domyśliłam się, że Edward chciał usiąść na chwilę, ponieważ tak jak reszta mężczyzn był spoconym bałaganem. Jego krawat zwisał mu luźno, miał rozpiętą koszulę i marynarkę i podwinięte rękawy. I nawet nie zmuszajcie mnie, abym zaczęła o jego rozczochranych włosach. W tej chwili wyglądały praktycznie tak, jakby przeszły wojnę. Ale nie, nie chciał usiąść. Chciał tańczyć i wypić jeszcze więcej piwa. 320 | T h i s L i f e
Tak też zrobił. Przez przynajmniej godzinę, zanim warknął: – Potrzebuję pierdolonego papierosa! Ponieważ to było to, czego potrzebował. Nie powietrza. Nie, nikotyny. Irlandzki chłopak jest stuknięty. – Oczywiście, że nie chcesz usiąść. – W tym momencie mi przerwano. I wtedy rozpętało się piekło. Słyszałam wszystko, ale… jednak nie słyszałam. Automatycznie moje oczy powędrowały do Whistler’a i Alec’a. Oczy Edwarda odszukały mnie, a potem swojego szczeniaka. Zgaduję, że Emmett zakrywał gdzieś Rose, tak jak Carlisle poszedł po Esme… ale dlaczego? Dlaczego to się działo? Ponieważ rozpętała się strzelanina. Zostałam złapana. Na środku parkietu. Były krzyki i wydawanie rozkazów. Przez słuchawki w uszach. Nastąpiło poruszenie, którego nie rozumiałam. Byłam oszołomiona. Usłyszałam, jak Edward mruczy mi do ucha, prowadząc mnie gdzieś. Nie wiedziałam gdzie. Nie wiedziałam! Weź się w garść, Bello! Staram się! Zmiana nadeszła zbyt szybko. Myślę, że zaskomlałam. – Nie pozwolę, aby cokolwiek ci się stało, księżniczko – mruczał ciągle od nowa. – Obiecuję. Słyszysz mnie? Ale co z tobą? Wszędzie byli ludzie. Dzwoniło mi w uszach. Była jednak jedna rzecz, na jakiej mogłam się skupić. Słowa, wykrzykiwane przez ochroniarzy. – Czarny kod! Czarny kod! Czarny kod! Jaka ironia. Ponieważ wszystko zrobiło się dla mnie czarne. To było już zbyt wiele. Zbyt szybko.
*** 321 | T h i s L i f e
Co do cholery? – Budzi się, Edwardzie. – Żeński głos. Miękki. Rozpoznawałam go. Jęknęłam. – Och, dzięki Bogu. Bello? Proszę, kochanie, słyszysz mnie? Uch… ugh. Nie. Kurwa. Nie wiem. W mojej głowie waliło i… nic nie rozumiałam. Powoli otworzyłam oczy, ponieważ czułam, że byliśmy w samochodzie, ale… co? – Kurwa, księżniczko, przestraszyłaś mnie. To był Whistler, zaraz przy mnie, trzymający mnie. Leżałam na plecach.
Gdy moje spojrzenie wyostrzyło się, zauważyłam, że nie byliśmy w samochodzie. Nie, byliśmy w odrzutowcu Cullenów. – Co… co się stało? – wymamrotałam, patrząc w oczy Edwarda. – Jak długo byłam nieprzytomna? Wyglądał na zmęczonego. I zmartwionego i złego. Jednak nie na mnie. Zawsze widziałam miękkość w jego oczach, przeznaczoną tylko dla mnie. Ale było w nich także coś innego, to na pewno. Coś było nie tak. – Około czterech godzin – zazgrzytał, zakładając kosmyk moich włosów za moje ucho. – Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz? Zmarszczyłam brwi, myśląc. Um… występ… i tańce. Strzelanina. Tak. Kurwa, zemdlałam.
322 | T h i s L i f e
– Strzelanina – wyszeptałam. Moje widzenie zamazało się z chwilą, gdy wypowiedziałam to słowo i nagle zrobiło się ze mnie przerażone gówno. Moje oczy przeszukiwały
samolot.
Potrzebowałam
zobaczyć
twarze.
Rodzinę.
Rose.
Em’a.
Wszystkich… ale była tylko nasza dwójka oraz Kate i Irina. – Edwardzie? – zapytałam drżąco, siadając na małej kanapie. – Gdzie są wszyscy? – Nie martw się – powiedział. – Wszyscy przeżyli. Nie martw się? Samo to zdanie sprawiło, że wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły dreszcze. – Potrzebuję wiedzieć więcej, niż to – zaskomlałam. Rose. Rose. Rose. Boże, Alec! – Kurwa – westchnął, pocierając ze zmęczeniem twarz. – To był mężczyzna wysłany przez Ara. Moje oczy rozszerzyły się tak szybko, jak wypełniły się łzami. Z przerażenia. – Na szczęście Em i Rose chwilę wcześniej wymknęli się – zachichotał bez humoru. Wypuściłam oddech z ulgą i wiedziałam, że Edwardowi także ulżyło, ale… tak, coś nadal było bardzo źle. – Moim największym priorytetem byłaś ty i Alec – wymamrotał. – Nie było opcji, abym został i… kurwa… kiedy zemdlałaś, jedyne, o czym potrafiłem myśleć, to aby cię stamtąd zabrać. Pochylając się na klęczkach, westchnął ciężko. – Zdołałem złapać Kellan’a i rozkazałem mu zabrać Alec’a i Nessę w bezpieczne miejsce i tak też zrobił. A odkąd ogłoszono czarny kod, znaliśmy nasze obowiązki. Rozproszyć się na wszystkie pierdolone strony. – Nie podobał mu się ten rozkaz, to było jasne. – Wtedy… dwie godziny później, zadzwoniła mama. Wszystko w środku mnie stężało, gdy widziałam, jak Edward wyjmuje swój służbowy telefon. Telefon przeznaczony do tych niewykrywalnych połączeń. – Tata został postrzelony w ramię, gdy wychodzili z hotelu. Nie! – Nie, nie, nie, nie – skandowałam. Popłynęły łzy. Nie. Nie. Nie. – Wszystko z nim w porządku, kochanie – błagał delikatnie Edward, ale nie, nic nie było okay! Nic! – Garrett i Tanya poszli z nim i mamą, i był przytomny. Nie stracił nawet zimnej krwi. I pamiętaj, że jest lekarzem, w porządku? Uch– huh. Jasne. Cokolwiek.
323 | T h i s L i f e
– Obiecuję, że opowiem ci wszystko, księżniczko, ale naprawdę chcę, abyś teraz odpoczęła – błagał cicho. – To była długa, pierdolona noc i mamy jeszcze kilka godzin, zanim przybędziemy do Chicago. Proszę, prześpij się. Nie ma mowy. – Chicago? – wychrypiałam, a moje spojrzenie wędrowało pomiędzy nim a Kate i Iriną. – Yeah, nasz tata kazał nam tam pojechać. Plus, w tej sytuacji tak nakazuje dla Edwarda i Emmett’a protokół – wymamrotała Irina, przechodząc przez przejście z butelką wody. – Chcesz jakieś tabletki przeciwbólowe? Kiwnęłam głową. – Dzięki. Byłam jednak nadal zmieszana tą sytuacją protokołu dla Emmett’a i Edwarda. To wszystko było zbyt wiele. Zbyt wiele pytań i żadnych odpowiedzi. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam taka skołowana. Ale zanim mogłam o cokolwiek zapytać, zadzwonił telefon Vertu Edwarda. – Muszę odebrać – wymamrotał, posyłając mi przepraszający uśmiech, zanim wstał. – Cullen – odebrał, podchodząc do lodówki. – Nie dbam o to. Muszę po prostu wiedzieć, czy już są poza krajem. Natychmiast wiedziałam, że rozmawiał o Emmett’cie i Rose, ponieważ w przeciwieństwie do nas, nie spędzali swojej pierwszej nocy w hotelu. Emmett wynajął jeden z najbardziej luksusowych odrzutowców Ed’a Masena i mieli spędzić swoją pierwszą wspólną noc na jego pokładzie, podczas lotu do sekretnego miejsca gdzieś na południu Europy. – To dobrze. A Carlisle? – dowiadywał się Edward, zanim wypił połowę butelki wody. Połknął także dwie tabletki przeciwbólowe, które wręczyła mu Kate. – To także mnie nie obchodzi, Conn – westchnął, przewracając oczami. – Portland? Nie, to nie jest wystarczająco dobre, głąbie. Chcę, aby Alec i Nessa znaleźli się w Chicago razem ze mną i Isabellą. – Dzięki za wspomnienie o nas, dupku – wymamrotała cicho Irina. Byłam już do tego przyzwyczajona. Kate i Irina kochały mnie i Rose, ale odkąd Edward i Emmett wyszli z więzienia, a Felix i Demitri w nim zostali, kuzyni chowali do siebie urazę. Edward także się do tego przyzwyczaił i po prostu olał Irinę. – Czy ciocia Liz jest z tobą, Conn? – zaczął wędrować po przejściu. – Kto jeszcze jest z tobą i dlaczego, do cholery, Liz miałaby zostawić swoje własne dzieci z Kellan’em? – Robił się zły i po usłyszeniu tego, kurwa, ja także robiłam się zła. Liz zostawiła Alec’a i Nessę? Ta suka straciła masę szacunku w moich oczach. 324 | T h i s L i f e
– Myślała, że tak będzie bezpieczniej? – warknął sarkastycznie. – Jakie to szlachetne. Najwyraźniej Conn powiedział coś źle, ponieważ oczy Edwarda błysnęły niczym innym, jak wściekłością. – Nie interesuje mnie to, kurwa, Conn! Słyszysz? – krzyknął do telefonu. – Chcę, aby przylecieli następnym lotem do Chicago! Czy wyrażam się jasno? Ponieważ mam nadzieję, że wiesz, co to oznacza! Ty. Masz. Wykonywać. Moje. Rozkazy! Rzucił telefonem o ścianę, wyjął papierosa, zapalił go i zaczął ponownie chodzić w tę i z powrotem. Nie wiedziałam, jak zareagować i czy moja obecność przy nim by pomogła, czy… tylko pogorszyłaby sprawy. Na szczęście Whistler sprostował to dla mnie. Wzdychając ciężko, usiadł obok mnie, oparł czoło o moje ramię i wymruczał: – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, księżniczko. Nic nie mogłam zrobić, poza przytuleniem go. Tak też zrobiłam, ponieważ nigdzie się nie wybierałam. Miałam pytania. Wiele pytań. Ale to była sprawa Edwarda. Wiedział o tym i ufałam, że sprowadzi Alec’a i Nessę do nas. Moje wtrącanie się tylko by go opóźniało. Zamiast tego więc zrobiłam to, czego ode mnie potrzebował – byłam tam po prostu dla niego, gotowa na wszystko. – Pierdolone Chicago – wymamrotał, zaciągając się, zanim oparł głowę o siedzenie. – I sam Bóg wie, jak długo Em i ja będziemy musieli przewodzić tym sprawom. Yea, pytania, ale to później. – Jestem tu z tobą – wyszeptałam, głaszcząc go po twarzy. – Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, daj mi znać. Westchnął ponownie, ale tym razem z zadowolenia i pocałował moją dłoń. – To powinno być dobre – powiedziała Kate, przewracając oczami. – Chłopcy Cullenów przewodniczący całą organizacją. – Kate – powiedziałam ostrzegawczo. Może być suką później, ale na pewno nie teraz. Do cholery. – Nie bądź suką, proszę. – Wysokie żądanie, kochanie – parsknął ze zmęczeniem Edward, gdy dwie siostry pokazały mu środkowe palce. Westchnęłam. – Nie mogę uwierzyć, że mama i tata kazali nam lecieć z tobą – warknęła z rozdrażnieniem Irina.
325 | T h i s L i f e
– Może dlatego, że wiem, jak zająć się takim gównem! – krzyknął Edward. – I na litość Boską… po prostu… Bi ciuin. Ta tinneas cinn orm. Nie trudziłam się nawet, aby zapytać, co to znaczy. W każdym razie odpowiedzi na moje pytania zostaną udzielone raczej prędzej, niż później.
326 | T h i s L i f e
Bella POV Zaczynałam wątpić w swoje zdrowe zmysły. Wszystko to, co Whistler, Kate i Irina powiedzieli mi w drodze do Chicago… było szalone i naprawdę popieprzone. Edward, będąc szczerym człowiekiem, jakim był, powiedział mi, że mogę zadawać pytania, jakie tylko chcę, a on mi na nie odpowie. Jeżeli będę pomiędzy nimi odpoczywać. Więc sprytny irlandzki chłopak zawarł ze mną umowę. Mogłam zadać pięć pytań, jeśli najpierw będę odpoczywać przez pół godziny, więc w taki oto sposób spędziliśmy nasz lot do Chicago i tak było tak samo, gdy wylądowaliśmy na maleńkim lotnisku, położonym dwie godziny drogi od miasta. Odpoczywałam, pytałam. A oni odpowiadali. Dowiedziałam się, że czterech naszych ochroniarzy zostało zabitych, aby mężczyzna wysłany przez Avellinów mógł wejść do sali balowej, w której przebywaliśmy. Zabili także trzech agentów FBI, którzy znajdowali się na posesji w celu obserwacji i jak tylko Whistler powiedział mi, że z Jasperem wszystko w porządku, ja po prostu… nie dbałam o to. Mogę nienawidzić Jaspera, ale nie chciałam, aby zginął. Najwyraźniej Pomagier i tatuś Black także przeżyli, ale… cokolwiek. To mnie nie poruszyło. To, co mnie poruszyło to, że czterech naszych ochroniarzy miało rodziny na weselu. To mnie trochę zabiło. Mieli tam rodziny. Żony i dzieci. A teraz… teraz te żony i dzieci straciły swoich mężów i ojców. Sama myśl o straceniu Whistler’a… Chryste… kurwa… Rodzina jest dla mnie wszystkim. Nie mając jej wcześniej, byłam bardzo opiekuńcza w stosunku do tej, którą miałam teraz, więc gdy Edward
327 | T h i s L i f e
kontynuował i powiedział mi, że drużyna Conn’a znalazła dziewięciu Włochów, zatrzymała ich i przesłuchiwała ich dotąd, aż nie mieli już nic więcej do powiedzenia… po czym zabili ich… spłynęło to po mnie. Wiedzieli, w co się pakują. To samo tyczy się agentów FBI. Nie mieli czego, kurwa, szukać w Fairmont. Włamali się i zostali zabici. Nie było to nic, co mogłabym mieć na sumieniu. Nie ma mowy. Moje myśli skupiały się na rodzinie, ale co do reszty? Mogą się pierdolić. Dwa pierwsze pytania, jakie zadałam, dotyczyły oczywiście naszej najbliższej rodziny i miejsca pobytu Emmett’a i Rose, i Edward powiedział mi, że Emmett’a i Rose dawno już nie było w sali balowej, gdy to wszystko się wydarzyło. Zrobili podobnie, jak Whistler i ja, gdyż wymknęli się, aby rozpocząć swoje pożycie małżeńskie. Najwyraźniej byli już w powietrzu, gdy włamali się Włosi i cieszyłam się z tego. To oznacza, że mieli idealne wesele i mogli przeżyć swoją noc poślubną tak, jak na to zasługiwali. Edward czuł to samo i podjął już decyzję, aby dać im kilka dni, zanim sprowadzą ich do domu, ponieważ to było niestety niezbędne. Ale przynajmniej dostali kilka dni. Oczywiście Whistler i ja widzieliśmy w tym ironię, ponieważ chociaż my mieliśmy więcej czasu dla siebie na Kostaryce, nasze małżeństwa przechodziły przez to samo. Mnie i Edwardowi także przerwano i musieliśmy wrócić do domu, aby stawić czoło pierdolonemu zamieszaniu. To spotka niedługo także Em’a i Rose. Ale odbiegam od tematu. Następnie nadszedł temat Carlisle’a i naszej najbliższej rodziny, i zadawałam pytanie za pytaniem, ignorując zasadę pięciu pytań Edwarda, ale na szczęście odpowiadał mi na nie wszystkie. Pierwsze było oczywiście o stanie zdrowia Carlisle’a, ale najwyraźniej nie było tak źle. Kula przeszła przez jego ramię, ale wróci do zdrowia, że tak powiem, w ciągu sześciu tygodni. Tymczasem Carlisle, Esme, Tanya i Garrett mieli ukryć się w Vancouver. Cóż, Carlisle, Esme i Tanya. Garrett miał dołączyć do Edwarda w Chicago tak szybko, jak to możliwe, ponieważ… wszystko spadło na barki Edwarda, który miał pokierować całą organizacją, dopóki nie wróci Emmett. A dlaczego? Bo tak mówił protokół. Ponownie spytałam dlaczego. Kate była tą, która mi odpowiedziała. – Ponieważ Ed został porwany, jego najstarszy syn jest w więzieniu, Carlisle został postrzelony, a Emmett przebywa w Europie, to Edward jest następny w hierarchii. Zaświtało mi to. Wszystko. Następnym mężczyzną w hierarchii jest oczywiście Liam, syn Ed’a. Ale jak zostało powiedziane, jest w więzieniu, dlatego to Carlisle objął rządy, gdy porwano Ed’a. To zaś sprawiło z Emmett’a i Edwarda głowy rodziny Cullen, w której skład 328 | T h i s L i f e
wchodzą także Danali. A teraz… kiedy Carlisle jest nieobecny, nawet jeśli tylko chwilowo, to oznacza, że dowództwo objęli dwaj irlandzcy chłopcy. Formalnie dowództwo objął Emmett, ponieważ był o rok starszy od Edwarda, ale… cóż, nie ma go tu. Za to jest Edward. Więc… mój mąż jest obecnie głową Rodziny Masenów. Yeah. Beznadzieja. On też tak oczywiście uważa, ale nic nie może z tym zrobić. Szybko zrozumiałam, że kiedy ja w drodze do Illinois odpoczywałam, Edward cały czas rozmawiał przez telefon i najwyraźniej już miał plan. Plan zajęć. Po pierwsze miał spotkać się z żoną Liam’a, ponieważ potrzebował skontaktować się z nim, aby przystąpić do działania, a żona Liam’a ma zostać posłańcem, chyba, że chcemy, aby powstały jakieś pytania. I o to chodziło – pytania. Praca Edwarda miała polegać teraz na uporządkowaniu tego bałaganu. Protokół zaś istniał po to, aby upewnić się, że władze i publika nie będą w stanie odpowiedzieć na tak wiele pytań, jak to tylko możliwe. Dlatego też niedługo ma dołączyć do nas Garrett, ponieważ ma on w tym więcej doświadczenia, niż Edward i pomoże Whistler’owi, jeśli chodzi o zniszczenie dowodów i zajęcie się wszystkim. Pod koniec zrozumiałam także, dlaczego uciekaliśmy, zamiast walczyć, gdy ogłoszono czarny kod. Ponieważ to było prawdziwe. To nie był jakiś film, w którym lojalność i duma stawała na przeszkodzie. W rodzinie Masenów nie usłyszysz mężczyzny, mówiącego „wykonałem robotę bez względu na koszty”. Tu chodziło o bycie sprytnym, zapewnieniu każdemu bezpieczeństwa, upewnienie się, że najpierw zadbano o życie… a dopiero potem rozpoczną się spiskowania. – Zemsta jest daniem, które najlepiej smakuje, gdy jest odpowiednio zaplanowane. Najlepiej za zamkniętymi drzwiami. Nie w zatłoczonej sali balowej, gdzie świstają kule – powiedział mi zwyczajnie Edward, jakby było to coś oczywistego. I o to chodzi. To powinno być oczywiste, ponieważ było mądre. Ed Masen może być okrutnym mężczyzną, ale jest także mądry i kiedy mówił, że rodziną trzeba zająć się najpierw, nie mówił o organizacji. Mówił o żonach i dzieciach. Prawdziwej rodzinie. Zyskał trochę mojego szacunku, muszę to przyznać. Więc… dlaczego wątpię w moje zdrowe zmysły? Ponieważ po wszystkim, co mi powiedział, nadal czułam się bezpieczna. Z Edwardem czułam się bezpieczna. Nie jestem głupia. Wiem, że nie powinnam czuć się bezpiecznie. Ponieważ to nie jest jeden z tych śmiesznych momentów, kiedy dziewczyna łasi się do uzbrojonego mężczyzny.
329 | T h i s L i f e
Wiem, że to gówno jest popieprzone i niebezpieczne, ale… kurwa, nic nie mogę na to poradzić. Czuję się przy nim bezpieczna.
***
– Nie, możesz ją tam zostawić, nie dbam o to – parsknął Edward, kłócąc się z Conn’em przez telefon. Można by pomyśleć, że jego telefon rozwalił się po uderzeniu nim o ścianę, ale tak się nie stało. Wytrzymała, pierdolona konstrukcja. Ale przypuszczam, że można na to liczyć, gdy płaci się osiem tysięcy za pieprzony telefon. – Gdzie teraz jesteś? – westchnął ciężko, kiwając głową w podziękowaniu do portiera, gdy weszliśmy do hotelowego lobby. Podążałam cicho z ramieniem Edwarda na mojej talii. Moje spojrzenie wędrowało. Poza Kostaryką nigdy wcześniej nie opuściłam Waszyngtonu i… teraz byłam w Chicago i miałam zameldować się w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w mieście i byłam kompletnie oszołomiona. Był piękny i… olbrzymi. Gdy podeszliśmy do masywnej recepcji, a Edward nadal rozmawiał przez telefon, starając się zmusić Conna, aby sprowadził tu dzieciaki, podeszłam do modnie ubranej kobiety, wiedząc, że Edward zrobił dla nas rezerwacje na fałszywe nazwiska. Otrzymałam także mój pierwszy fałszywy dokument. To było dziwne. – Uch, yeah, dzięki, mamy rezerwację na nazwisko Stewart – powiedziałam, gdy skończyła świergotać o tym, jak miło jej powitać nas w Chicago Peninsula. Kładąc na ladzie zarówno moje, jak i Edwarda fałszywe prawo jazdy dodałam: – Powinna być także rezerwacja na nazwisko Krystoff. To mnie trochę wkurwiło, ponieważ Kate i Irina odmówiły przybrania fałszywych nazwisk, więc zrobiły rezerwację na nazwisko Demetri’ego – a także oczywiście nazwiska Iriny, odkąd była jego żoną. Jedynym powodem, dla którego Edward w tym przypadku ustąpił, było to, że nazwisko Demetri’ego nie było publicznie znane. Kiedy podeszła Irina, aby odebrać rezerwację dla siebie i Kate, zerknęłam przez ramię. Edward stał, uciskając grzbiet nosa, nadal kłócąc się z Conn’em i nienawidziłam tego. Chciałam, aby Alec i Nessa tu przyjechali. Chciałam także, aby Edward trochę odpoczął. Bardzo tego potrzebował, gdyż spał tylko godzinę w samolocie, a teraz w Chicago była już prawie północ.
330 | T h i s L i f e
I Boże, chciałam się wykąpać. Wziąć długi prysznic. Cholera, nie kąpałam się od dnia wesela i… to całe tańczenie, picie… pieprzenie się… yeah, potrzebowałam długiej kąpieli. I nowych ubrań. – Pani Stewart? Ugh. Jestem Cullen, durniu. – Tak? – zamiast tego odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. – Twoja rezerwacja jest przygotowana i mamy już przygotowany Apartament Reprezentacyjny oraz Apartament Peninsula – powiedział grzecznie, kładąc na ladzie nasze klucze. – Zostałem także poinformowany o dwóch spotkaniach, które mają mieć miejsce jutro w Apartamencie Peninsula. Proszę powiedzieć mężowi, że nasz personel jest gotowy, aby przyjąć wasze zamówienie na posiłki. – Oczywiście – powiedziałam. – Czy otrzymaliście prośbę odnośnie gazet? – zapytał zza mnie Edward i przypomniałam sobie, jak mówił mi, iż muszą pilnować, jak dużo wiedzą media. Zaczynając od sprawdzania gazet z Waszyngtonu i Illinois. – Tak, proszę pana – odpowiedziała kobita, klikając coś w swoim komputerze. – Dzisiejsze gazety zostały już dostarczone do pańskiego apartamentu. – Na zdrowie – powiedział Edward, wracając do swojej rozmowy telefonicznej. Irina i ja zdusiłyśmy śmiech, gdy zobaczyłyśmy zmieszany wyraz twarzy tej kobiety. – Na zdrowie jest także sposobem na podziękowanie – wyjaśniła jej Irina, nie walcząc już z rozbawieniem. – Och, uch… okay – zachichotała niekomfortowo kobieta. – Cóż, tak jak powiedziałam, wszystko zostało przygotowane. Apartament Peninsula znajduje się na najwyższym piętrze, zaś Apartament Reprezentacyjny dla pani Krystoff znajduje się na czwartym piętrze. Mam nadzieję, że miło spędzicie czas w Hotelu Peninsula. – Rażący megawatami uśmiech. – Dzięki – odpowiedziałam, odwracając się do Edwarda. – Wszystko jest gotowe – powiedziałam mu cicho, wskazując na windy. Mrugnął do mnie i objął mnie ramieniem, zanim odprawił dozorcę, który był bardzo chętny, aby zaprowadzić nas do naszego apartamentu. Najwyraźniej Edward był tu już wcześniej i wiedział, jak się tu odnaleźć. Skierowaliśmy się do wind i pieprzcie mnie, jeśli Kate i Irina nie narzekały, że dostały tylko Apartament Reprezentacyjny. Przysięgam, że mało brakowało, a bym je uderzyła. – Zamknijcie się, kurwa, bo przysięgam na Boga… – jęknął Edward, zakrywając telefon ręką, gdy posłał spojrzenie swoim kuzynkom. – Poważnie, czy mogłybyście brzmieć jeszcze bardziej na zepsute suki? 331 | T h i s L i f e
– I powiedział to koleś, mieszkający w Apartamencie Peninsula – powiedziała z udawaną powagą Irina. – Co ty, kurwa, właśnie powiedziałaś? – zapytał z niedowierzaniem. – Czy to ty organizujesz jutrzejsze spotkania na dwadzieścia osób? Ponieważ jeżeli o to chodzi, proszę bardzo, weź sobie ten pierdolony apartament! Yeah, tak jak powiedział. Na szczęście to zamknęło Irinę i Kate, i obie wyszły naburmuszone, gdy przyjechaliśmy na czwarte piętro. – Chryste – westchnął Whistler, gdy drzwi od windy się zamknęły. – Czy to źle, że nie chcę zamówić dla nich ochrony? Zachichotałam cicho, obejmując ramionami jego talię i kręcąc głową. – Nie. Całkowicie zrozumiałe – wymruczałam w jego klatkę piersiową. Kurwa. Byłam zmęczona. A jeżeli ja byłam zmęczona, to nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak zmęczony był Edward, ale gdy spojrzałam na niego, nadal trzymającego telefon przy uchu, wiedziałam, że był kurewsko wykończony. – Co się dzieje? – zapytałam, zerkając na jego telefon. – Nie rozmawiasz. – Conn kłóci się z Liz – wyjaśnił ze zmęczeniem. – Jest związany, ponieważ może przyjmować rozkazy zarówno ode mnie, jak i od Liz, ponieważ jest żoną Wujka Ed’a. Ach. Kiwnęłam głową w zrozumieniu. – Ona chce, aby Alec i Nessa zostali w Portland, a ty chcesz sprowadzić ich tutaj – oznajmiłam cicho. – A Conn nie może nic z tym zrobić. – Dokładnie. Zgadza się jednak ze mną, ale ma związane ręce – odpowiedział. – Jedyną osobą, która może wydać mu bezpośredni rozkaz odnośnie Alec’a i Nessy jest Liam. – A więc dlatego musisz z nim porozmawiać? – zastanawiałam się, przygryzając wargę. – To jeden z powodów – wymruczał, uwalniając moją wargę swoim kciukiem. – Miejmy nadzieję, że uda nam się to wszystko jutro rozwiązać i dzieciaki będą mogły zostać z nami, dopóki całe to gówno nie dobiegnie końca. Już miał mnie pocałować, gdy dojechaliśmy na nasze piętro i byłam chętna, aby położyć nas obojga do łóżka. Właściwie to chciałam najpierw wziąć prysznic i coś zjeść i zamierzałam się upewnić, że Edward nie odejdzie ode mnie ani na krok, ponieważ potrzebował tego, co ja… tylko, że bardziej. Więc zamierzałam zaopiekować się nim i nie przyjmować „nie”, jako odpowiedzi. – A tak przy okazji, gdzie jest teraz Conn i Liz? – zapytałam Edwarda, gdy otworzył drzwi do naszego apartamentu.
332 | T h i s L i f e
– W drodze do ukrytego rancza w Utah – wymamrotał, pozwalając mi wejść, jako pierwszej. – Wierzymy, że tata i Liz byli głównymi celami podczas wesela… W pewnym sensie przestałam go słuchać, gdyż patrzyłam na to, co znajdowało się przede mną. Luksus. To nie był cholerny apartament hotelowy. To był cholerny dom. Luksusowy dom. Szalony. Olbrzymi.
– Kochanie? Coś nie tak? Och, racja. On tu jest. – Nie tak? Nie. Nie – powiedziałam, odkręcając się, aby na niego spojrzeć. – Jest bardzo ekstrawagancki, wiesz? Irlandzki chłopak po prostu wzruszył ramionami i zaczął iść do… nie mini lodówki… nie, skierował się do kuchni. – Jesteś głodna, księżniczko? – zawołał. – Upewniłem się, że mają napełnić nam lodówkę! Kurwa, yeah… łosoś. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Skończyłam w ogromnym salonie i… hummenumph, stało tam ogromne pianino. Jeżeli to nie jest szalone, to nie wiem co jest. To znaczy, dlaczego? Dlaczego mielibyście stawiać olbrzymie pianino w apartamencie hotelowym? Czy ludzie naprawdę tego używają?
333 | T h i s L i f e
Oooch, ale wtedy znalazłam dla niego zastosowanie. Mogłam wyobrazić sobie Whistler’a przy nim… oraz mnie. Hmmm, yeah… mogę to sobie wyobrazić… Boże, mógłby wziąć mnie… mocno… hmm…. – Kurwa, naprawdę potrzebuję się wykąpać – syknęłam przez zęby. – Dlaczego? – Och– żesz– ja– pierdolę! – sapnęłam, odwracając się i zakładając ręce na klatce piersiowej. Moje serce waliło. Kurwa, był zaraz obok mnie. Mając na twarzy ten wszystko wiedzący, figlarny uśmieszek. – Wyglądasz na trochę zarumienioną, pani Cullen – zachichotał i kiwnął głową na pianino, stojące za mną. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego pieprzyłaś wzrokiem fortepian? Włożył sobie do buzi kanapkę, którą już zdążył przygotować. Zdecydowałam się rozegrać to na spokojnie. – Co sprawia, że myślisz, iż to było pianino? I co sprawia, że myślisz, iż pieprzyłam wzrokiem cokolwiek? W końcu stał za mną. Irlandzki chłopak zachichotał i pstryknął mnie lekko w nos. – Ponieważ poślubiłem perwersyjną kocicę i znam cię, księżniczko. Cóż, kurwa. Po prostu tak stał, zadowolony z siebie dupek. I wepchał w siebie więcej jedzenia. Miło. – Chces kanniapke? – zapytał z buzią pełną jedzenia. Ponownie, miło. Napalenie – zniknęło. Cóż, prawie. W końcu nadal mówimy o Whistlerze. – Nie, nie chcę kanapki, kochanie – zachichotałam. – Zamierzam wziąć prysznic, zanim przejrzę menu. – Następnie z wymownym spojrzeniem, dodałam: – A później oboje musimy pójść spać. – Tiaa, ksęznicko. – Zasalutował mi prześmiewczo. Super.
***
Po wzięciu prysznica założyłam hotelowy szlafrok, ponieważ nie było mowy, abym ponownie ubrała się w swoją sukienkę. Cholera, teraz, gdy byłam czysta, te ubranie po prostu 334 | T h i s L i f e
nie pachniało dobrze. Alkohol, pot, perfumy i papierosy. Niezbyt idealnie. Więc opuściłam łazienkę w wygodnym szlafroku i zajęło mi to chwilę, ale w końcu znalazłam Whistler’a na balkonie. Siedział na jednej z kanap. Miał rozpiętą koszulę, jego kamizelka leżała na podłodze, buty odrzucone były na bok, a spodnie miał rozpięte. Najwyraźniej szybko zasnął z głową zwieszoną na bok. – Whistler – zaskomlałam, widząc, że pomiędzy jego palcami dynda nadal zapalony papieros. – Chryste, naprawdę musimy zaprowadzić cię do łóżka, kochanie. Edwardzie – powiedziałam miękko, głaszcząc go po policzku i zabierając mu papierosa, którego zgasiłam w popielniczce. – Czy możesz się obudzić, skarbie? Zamruczał śpiąco, gdy przebrałam palcami po jego włosach i wyglądał tak chłopięco i uroczo. Słodko ale nadal surowo przystojny. Z lekkim zarostem i naprawdę popieprzonym bałaganem włosów na głowie. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny nie były dla niego łatwe. – Whistler, nie chcesz zamiast tutaj, spać w łóżku? – zapytałam. – Jestem pewna, że tam będzie ci o wiele wygodniej. Kolejne mruknięcie. Irlandzki chłopak był świadomy. W pewnym sensie. – Pod jednym warunkiem – wymamrotał śpiąco. – Cokolwiek – zachichotałam cicho, gdy otworzył oczy. Cholera, był piękny. – Jeżeli będę mógł spać na twoich piersiach. Och, na litość… Jezu. – Oczywiście, kochanie – zaśmiałam się miękko, wstając, zanim wyciągnęłam do niego rękę. – Bądź moim gościem. – Słodko – odpowiedział, uśmiechając się ze zmęczeniem, po czym skierowaliśmy się do łóżka. Podobnie jak nadąsany chłopiec, Edward zrzucił swoje ubrania, które wylądowały… wszędzie. Jedyną rzeczą, jaką zdjął z ostrożnością, była jego broń. Potem rzucił się na łóżko, zagrzebując twarz w poduszce. – Przysuń tu swoje cycki, księżniczko. Potrzebuję ich. Tak, proszę pana. Umierałam z głodu, ale… patrząc na łóżko… yeah, sen wydał się ważniejszy.
***
335 | T h i s L i f e
Kiedy ponownie się obudziłam, na zewnątrz było ciemno i nie było obok mnie Whistler’a. Ale słyszałam go. Słyszałam, jak grał na pianinie. Owijając się prześcieradłem, wyszłam z sypialni, skierowałam się do salonu i stanęłam w drzwiach, a on tam siedział. Z lekko zgarbionymi plecami. Nie miał na sobie nic, poza ręcznikiem, owiniętym wokół jego bioder. Najwyraźniej obudził się, aby wziąć prysznic. Ale… to, co zauważyłam bardziej, niż cokolwiek innego, to jego wyraz twarzy. Miał zmarszczone brwi od pełnej koncentracji, zamknięte oczy, a jego palce poruszały się bez wysiłku po klawiaturze. To było mroczne. Zarówno pokój, jak i melodia i bałam się, że to odzwierciedla jego myśli. Wiedziałam, że tak jest. Nie chciał tego. Nie chciał Chicago i interesów Masenów. Chciał zabawy i swobody. Chciał podróżować i podążać za zwykłymi rozkazami. Okay, może nie zwykłymi rozkazami, ale… z pewnością, jak cholera, nie chciał tego. Nie chciał dźwigać na swoich barkach całej organizacji, ale to właśnie teraz miał. Wyglądał na rozdartego… i jakby prowadził ze sobą walkę. Nienawidziłam tego. To rozdzierało także mnie. – Whistler – wyszeptałam. Zobaczyłam, że zacisnął szczękę i przez chwilę zafałszował… ale zaraz się pozbierał i kontynuował mroczną, natrętną melodię. Jego oczy były mocno zaciśnięte… prawie, tak jakby… walczył… z czymś. Nie wiedziałam. Nic. Czułam się bezsilna. Ale wtedy wyszeptał. Cicho. – Bello. Natychmiast znalazłam się przy nim. Jego oczy były nadal zamknięte i nadal grał. Nadal miał zgarbione ramiona. Jego szerokie, muskularne plecy praktycznie lśniły w ciemnym pokoju… ale był na nich także tatuaż… tatuaż, który pokazywał, że był nikim, tylko słabym człowiekiem. Atrament ukazywał to, czego nie pokazywał kształt. Był Cullenem – silnym mężczyzną. Dla mnie… był niezniszczalny. Ale to nie prawda. A może prawda, ale… silny mężczyzna potrzebuje także wsparcia. I pocieszenia. Praktycznie bałam się go dotknąć. Ale to zrobiłam. Bardzo delikatnie. Moja dłoń powędrowała po jego ramieniu. Zadrżał.
336 | T h i s L i f e
Moje serce nagle zaczęło walić i byłam… zdesperowana, aby… kurwa, po prostu… sprawić, żeby poczuł się lepiej. W jakiś sposób. Nie wiedziałam, jak to zrobić. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, ale… – Powiedz mi, co mam zrobić, kochanie – sapnęłam. Powoli zaczął kończyć, cokolwiek grał… tak powoli… aż tylko tam siedział… z dłońmi ułożonymi na kolanach. Potrzebował czegoś. Obserwowałam, jak ponownie zadrżał. Obserwowałam, jak przełknął. Wtedy, tak powoli, jak kończył piosenkę, wyciągnął rękę. Z wahaniem, zatrzymując ją, wyciągając ponownie… w moją stronę… Nie patrzył na mnie. Jego broda oparta była o klatkę piersiową, a… jego ramiona, jego dłonie… nadal sięgały do mnie. Nie rozumiałam, dlaczego był taki bojaźliwy. A kiedy jego dłoń sięgnęła do mojego biodra, ponownie zadrżał. Nadal na mnie nie patrząc. – Edwardzie – zaskomlałam cicho. Bałam się. Byłam przerażoną kupą gówna, ponieważ… kurwa, po prostu nie wiedziałam. Ale ogarnął go ból i nienawidziłam tego. Moje oczy błagały go, chociaż nie mógł tego zobaczyć. – Ja, po prostu… – Nie kontynuował. Ale przyciągnął mnie do siebie, szybko i pewnie, zarzucając moją lewą nogę przez siebie tak, że siedziałam na nim okrakiem na ławeczce od pianina. Oboje ciężko przełknęliśmy i zadrżeliśmy, gdy usiadłam na jego kolanach, ale nadal… nic nie powiedział. Po prostu oparł czoło na moim ramieniu i złapał mnie za biodra. Mocno. Nie poruszyłam się. Moje dłonie leżały bez ruchu na jego umięśnionym brzuchu. Napięcie było namacalne. Gęste. Oddychał ciężko, składając pocałunek na moim nagim ramieniu. Nadal nic nie powiedział. – Chciałabym potrafić czytać ci w myślach – wyszeptałam. – Nie. Naprawdę byś nie chciała. Moje oczy wypełniły się łzami. – Edwardzie. – To było błaganie. Potrzebowałam, aby na mnie spojrzał. – Shhh… Przeszły przeze mnie dreszcze, gdy ponownie pocałował mnie w ramię. Otwartymi ustami. Powoli. Pewnie. Jego palce wbijały się mocniej w moje ciało. W górę… w górę… ugryzł mnie w miejscu, łączącym ramię z szyją i zaskomlałam, nie z bólu, 337 | T h i s L i f e
ale z desperacji. Wtedy jego język… liżący… łagodzący ukąszenie, ponownie sprawił, że przeszły przeze mnie dreszcze. Powędrował ponownie w górę, gorąco i wilgotnie całując moją szyję. Dałam mu do niej dostęp. Oddychał w moje ucho. – Moja. Wypuściłam słyszalny oddech. Tak. Tak. Tak. Pocałował moją szczękę. Jego dłonie odsunęły moje prześcieradło, ukazując mu moje ciało. Teraz, tak jakby wykonywał jakąś misję, skierował się w górę, do moich ust… pokrywając je swoimi w płomiennym pocałunku. Pocałował mnie z taką brutalnością, że… och, Boże… kurwa, zaskomlałam, natychmiast się dla niego otwierając. Potrzebował tego. Mnie. – Kurwa – jęknął, gdy zrzucił moje prześcieradło na podłogę. – Moja. – Objął obie moje piersi, ugniatając je mocno, gdy kontynuował pożeranie moich ust. Wsunął w nie język, liżąc, drażniąc się, a ja wygięłam się do niego w łuk, z radością dając mu to, czego chciał. – Edwardzie – wydyszałam, przerywając pocałunek i czując, że cała się zarumieniłam. – Tak mocno… – Dla ciebie. Wtedy powróciłam do życia, zarzucając ramiona wokół jego szyi i poruszając biodrami na jego erekcji. Dreszcze. Kurwa. Więcej. Nagle to zrobiło się rozgorączkowane. Odepchnął mnie od siebie, tylko po to, aby zedrzeć z siebie ręcznik i wtedy wróciłam na niego. Dokładnie tam. Poruszając się na nim i sprawiając, że oboje jęknęliśmy. Ale to nie było wystarczające. Nie dla niego i nie dla mnie. To było zdesperowane. A jego palce… Boże, jego palce… drażniące mnie… rozprowadzające wokół mnie moją wilgoć. Jego usta i zęby na mojej szyi, skubiące, gryzące i ssące. Palce drażniły i sprawiały przyjemność. Tak… och, Boże… więcej, kochanie… mocniej… – Moja, księżniczko – jęknął, gdy wsunął we mnie dwa palce. – Jesteś moja. – Tak! – krzyknęłam, wyginając się do niego mocno w łuk, gdy pieprzył mnie palcami. – Twoja, kochanie… proszę, więcej!
338 | T h i s L i f e
Bez ostrzeżenia, podniósł mnie i posadził na pianinie, po tej stronie, na której nie mieliśmy przeszkadzającej klawiatury. Sapnęłam na kontakt z zimną powierzchnią, ale moje sapnięcie utknęło mi w gardle, gdy zobaczyłam wyraz twarzy Edwarda. Jego spojrzenie na mnie. Jego twarz. Zawzięta, dzika… zaborcza… zbolała. Jego oczy wypełnione były bólem. Wtedy to zrozumiałam. Bał się. Bał się, że mnie straci. Po tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, bał się, że coś mogłoby mi się stać. – Nigdzie się nie wybieram – sapnęłam, chcąc, aby zrozumiał. – Jestem twoja, Whistler. Jego oczy pociemniały, a szczęka zacisnęła się. Bez przerywania kontaktu wzrokowego, ustawił się przy moim wejściu… i wepchnął we mnie swojego penisa. Zakrztusiłam się powietrzem. – Kurwa – warknął. Zanim mogłam cokolwiek zrobić, splótł moje nogi wokół jego talii i przytrzymał je… po czym zaczął mnie pieprzyć. Mocno i głęboko. Szybko. Obserwował mnie. Gdy tak tam leżałam, podparta na łokciach, obserwował mnie. Całą mnie. A ja obserwowałam jego. Obserwowałam, jak wsuwał we mnie swojego grubego kutasa. Obserwowałam, jak mięśnie jego brzucha napięły się. Obserwowałam, jak zmarszczył brwi. Obserwowałam napięcie w jego szyi. Obserwowałam to wszystko. Całego jego. – Kurwa – wymamrotał, pokazując mi, abym usiadła, gdy wyszedł ze mnie. – Potrzebuję więcej. Podążyłam za jego prośbą, nie znając jego planu i wzięłam go za rękę, zanim podniósł mnie i zaniósł na pluszową kanapę. Ale zanim mnie na niej położył, odsunęłam się od niego, ignorując jego zirytowane i zmieszane spojrzenie. Cholera, ta irytacja niedługo zniknie. Tak samo, jak zmieszanie… i tak też się stało. Gdy sięgnęłam do tyłu kanapy, pochyliłam się i posłałam mu wyzywające spojrzenie. Zrozumiał je idealnie, a jego wyraz twarzy od razu się zmienił. Jego zaborczość i desperacja wróciły z pełną siłą i sięgnął do mnie, natychmiast ustawiając swojego penisa tam, gdzie oboje tego potrzebowaliśmy. Z jękiem wsunął się we mnie od tyłu. Jego ręce znalazły się na moich biodrach, ściskając je mocno. Pieprzył mnie mocno. A ja wychodziłam naprzeciw każdemu jego pchnięciu. – Powiedz mi, kochanie – jęknął z błaganiem. – Powiedz mi, że potrzebujesz mnie… kurwa… tak bardzo, jak ja potrzebuję ciebie. Och, Boże… 339 | T h i s L i f e
– Potrzebuję cię bardziej, Edwardzie – sapnęłam. Ustawił się tak, aby wsunąć się głębiej. – Niemożliwe. Wypięłam mój tyłek w tym samym celu. – Możliwe. Jęcząc głośno, poruszaliśmy się razem, przyjmując każde pchnięcie, i był tak kurewsko twardy we mnie. Wypełniał mnie ciągle i od nowa, wchodząc i wychodząc, wbijając się… mocniej… bardziej… uderzająca o siebie skóra… to nadal nie wystarczało. To mu nie wystarczało. Nigdy nie wystarczy. Nie było wystarczającej ilości czasu… ale wykorzystam czas, jaki mamy. Pokażę mu. Będę przy nim. – Och, kurwa, Edwardzie! – jęknęłam. Był tam. Dokładnie tam. Główka jego penisa, pocierająca moje słodkie wejście. Kurwa. Och, Boże… zaczęłam się trząść. Znowu. I znowu. W tą i z powrotem. Tak ślisko. Ponownie. Mocniej. I wtedy było więcej. A nawet jeszcze więcej. Przysunął mnie do siebie, a ja wygięłam się w łuk. Boże. Przepadłam. Przyjemność była wszędzie. A jego ręka… och, jego palce… dokładnie tam, pocierające i głaszczące moją łechtaczkę. To nie potrwa długo. – Jesteś tak kurewsko blisko – jęknął. – Odpuść… proszę… kurwa, odpuść… dojdź na moim penisie, kochanie. Zassałam powietrze i wypuściłam je. Wtedy to się stało. Przeszło przeze mnie falami, sprawiając, że zacisnęłam się i zaczęłam się trząść wokół niego. Mocno. Gdy to kontynuowało atakowanie mnie, usłyszałam jego gardłowy jęk i poczułam, jak jego kutas zaczął drżeć i pulsować, więc zacisnęłam się na nim mocniej, przyjmując od niego wszystko. Był tak kurewsko głęboko we mnie i nadal nie oddychałam. Miałam zamknięte oczy i zmarszczoną ze skupienia twarz. Och, Boże, nadal dochodziliśmy. Cholera. Mocniej. Mój Boże, mój Boże, mój Boże! – Kurwa! – sapnęłam bez tchu, rozluźniając się. Otworzyłam oczy i usta. Chryste. Sapałam i dyszałam. Powietrze. Kurwa. Kurwa. Gwiazdy. Widziałam je. – Cholera… – On także dyszał. Głośno. – Kurwa. – Zadrżałam gwałtownie, gdy oparł czoło o moje plecy. Dokładnie, kurwa. To było… nierealne. – Kurwa… kochanie… Zgadzam się.
340 | T h i s L i f e
– Yeah – sapnęłam, pochylając się, aby oprzeć czoło o kanapę. Chryste, byłam… Wyczerpana. Poczułam, że kiwnął głową przy moich plecach, zanim westchnął ciężko i wyjął ze mnie swojego mięknącego penisa. Nagle poczułam się słaba. Moje nogi były jak z galarety, do cholery. Kilka sekund po tym, jak ze mnie wyszedł, ponownie okręcił mnie prześcieradłem i podniósł mnie w stylu weselnym, i mój irlandzki chłopak wrócił. W jego oczach nadal widać było niepokój, gdy na mnie patrzył, ale… był tutaj. Wrócił. – Przepraszam – wymruczał cicho, całując mnie miękko w policzek. – Nie powinienem był… – westchnął. – Zachowałem się, jak… – Nie – powiedziałam miękko, kręcąc głową, gdy studiował moją twarz. – Rozumiem, kochanie. Nie przepraszaj. Proszę? – Ale… – Nie ma żadnych ale – powiedziałam cicho, ale pewnie. – Przechodzisz przez wiele stresów, Edwardzie i… Chryste, nie potrafię nawet zacząć rozumieć, jaką czujesz presję. – To nie usprawiedliwia mojego… – Och, po prostu się zamknij – jęknęłam. – Nie psuj zabawy, okay? – zapytałam, szczypiąc go w policzki, aby rozjaśnić nastrój. Po prostu chciałam, aby wrócił szczęśliwy Edward. – Jestem tu dla ciebie, Whistler. Zawsze. Kocham cię i jestem twoja. To jest proste. Nigdzie się nie wybieram. Irnaldzki chłopak wrócił i gapił się na mnie, jak ryba. A mówiąc o… – Padam z głodu – oznajmiłam. – A ta kanapka z łososiem, którą wcześniej wepchnąłeś sobie do gardła, teraz brzmi nieźle. Mamy je jeszcze? Irlandzki chłopak po prostu kiwnął głową, nadal gapiąc się z otwartymi ustami, jak łosoś. Dwadzieścia minut później mieliśmy kanapki, owoce, przekąski i puszki napojów, rozłożone na łóżku i cieszyłam się, że Edward się otworzył i powiedział mi o swoich obawach. Były raczej takie, jak przypuszczałam. Nie chciał Chicago. Nie chciał przewodzić organizacji i nie chciał spotykać się jutro z tymi wszystkimi ludźmi. Bał się także, że nabiorę do niego dystansu, ponieważ nie będzie moim irlandzkim chłopcem, gdy ci ludzie przybędą, ale uspokoiłam go. Oczywiście, że nie będzie moim irlandzkim chłopcem. Już o tym wiedziałam. Wiedziałam, że będzie w garniturze, cały służbowy i bez litości i sądzę, że po godzinie mówienia mu, że to rozumiem, w końcu się odprężył. Przynajmniej. 341 | T h i s L i f e
– Jesteś moim życiem, Bello – wymruczał, zanim poszliśmy spać. – A ty jesteś moim życiem – odpowiedziałam szczerze, przytulając się do niego mocniej. – Kocham cię, Whistler. – Ja też cię kocham, księżniczko. Jutro będzie długi dzień, ale tak długo, jak miałam mojego irlandzkiego chłopca, wszystko będzie dobrze, a ja nigdzie się nie wybieram.
342 | T h i s L i f e
BellaPOV – Co to? – zapytałam zerkając na torby leżące na łóżku. Kiedy dziś rano się obudziłam, znalazłam notatkę od Edwarda, w której napisał, że musiał spotkać się z prawą ręką Conn’a, odnośnie naszej ochrony. Po tym, jak przeczytałam liścik, wzięłam kolejny prysznic, tylko po to, aby później uświadomić sobie, że nie mam żadnych ubrań do założenia. I nie w stylu Och– mój– Boże– mam– tylko– czternaście– par– spodni– świat– zmierza– ku– końcowi. Nie, naprawdę nie miałam żadnego ubrania. Nie miałam nawet bielizny. Na szczęście Kate i Irina pomyślały o tym przede mną i do czasu, kiedy wyszłam spod prysznica, usłyszałam, jak pukają do drzwi. A teraz patrzyłam na jedną… trzy… sześć… cholera, jedenaście toreb. – Nie będę potrzebować tego wszystkiego, dziewczyny – powiedziałam, zerkając na różową torbę od Victoria’s Secret. – Cóż, tego akurat potrzebuję – zachichotałam, zerkając na dwie, krzywo uśmiechające się panie. – Mimo że uważacie, iż Whistler jest wrzodem na dupie, z pewnością lubicie upewniać się, że jestem dla niego seksowna. – Hej, obudził nas o kurewsko wczesnej porze, wręczając nam swoją kartę kredytową i mówiąc „Bella będzie potrzebowała ubrań, więc jeśli się tym zajmiecie, możecie też kupić jakieś gówna dla siebie. Zaszalejcie” – Wzruszyła ramionami Irina. – Więc… skorzystałyśmy z okazji. – I zaszalałyście – zachichotałam. – Kate uśmiechnęła się i kiwnęła głową. – Yep. Zaszalałyśmy.
343 | T h i s L i f e
W porząsiu. – Więc, co założył Edward? – zapytałam. – Ponieważ on także nie miał ubrań. – O niego się nie martw – powiedziała lekceważąco Kate. – Umówiłyśmy dla niego spotkanie w Pradzie. – Sprawdziła swój zegarek. – Jest za dziesięć jedenasta. Powinien znaleźć się tam za dziesięć minut, aby przymierzyć garnitur. – Czy to nie zajmie dużo czasu? – zapytałam, zmieszana. To znaczy, zajęło cztery dni, zanim przygotowano garnitury na wesele dla Emmett’a i Alec’a. – Nie, kiedy masz pieniądze – zarechotała Irina, wręczając mi torbę od Diora. – Przyjdzie tu na pierwsze spotkanie w przeciągu dwóch godzin, ubrany i gotowy. A teraz idź się upiększyć. Kate i ja pójdziemy zamówić nam jakiś brunch.
***
Czterdzieści pięć minut później, miałam na sobie czarną, ołówkową spódnicę, niewinnie wyglądającą bluzkę w cielistym kolorze i byłam „upiększona”. Kiedy dołączyłam do Kate i Iriny na brunch, przyglądały mi się przez około dwie sekundy, zanim zrozumiały, dlaczego założyłam to, co założyłam.
– Ty także zamierzasz grać, prawda? – zapytała Kate z niedowierzaniem. Na co kiwnęłam głową.
344 | T h i s L i f e
Nie wiedziałam zbyt wiele o moim nowym życiu, jeśli chodzi o interesy, ale wiedziałam, że kobiety, chociaż były kochane i uwielbiane, były ślicznotkami. Miały wyglądać wspaniale, miały być gospodyniami, pięknymi twarzami. Więc tak, miałam zamiar to zrobić – być gospodynią. Dopóki Edward nie oznajmi, że czas na spotkanie, będę tam i będę odgrywać moją rolę wspierającej żony. Powiedziałam to Kate i Irinie, i szybko się w to zaangażowały, dając mi wskazówki i rady, odnośnie tego, czego będzie się ode mnie oczekiwało i jak będą mnie traktować „wspólnicy” Edwarda. Nawet o tym nie pomyślałam, ponieważ jedyny raz, kiedy spotkałam „wspólników” Masenów lub Cullenów, był podczas obu wesel. Jednak to była radosna okazja i szybko się nauczyłam, że dziś nie będzie uśmiechów. Mężczyźni, którzy tu niedługo przybędą będą zupełnie inni. Będą służbowi – wyrachowani biznesmeni. – Więc my wszyscy udajemy? – zażartowałam, gdy wyjaśniła mi to Irina. – Nie. – Obie odpowiedziały, marszcząc brwi. Wtedy wyjaśniły mi, że jedynie garstka tych, którzy będą uczestniczyć w pierwszym dzisiejszym spotkaniu była uważana za wystarczająco bliskich, aby zostali zaproszeni na wesele. Innymi słowy; większość tych, którzy dziś przybędą… są tylko biznesmenami. Wynajętymi i dobrze wyszkolonymi. Mężczyźni z oczami skupionymi jedynie na pieniądzach i władzy. – Będę szczera, Bello… wszyscy mężczyźni, jacy dziś przybędą, są kryminalistami i nie mówię tu o kradzieżach samochodów – powiedziała Kate. Pozwoliłam zawisnąć tym słowom w powietrzu… aż dotarło to do mnie. To była Rodzina Masenów. Zupełnie inna liga popieprzenia i niebezpieczeństwa. Morderstwa, rabunki, porwania. Tacy byli ludzie, z jakimi miał się dzisiaj spotkać Edward. Chowali się za dobrymi stanowiskami i drogimi garniturami, ale nawet, jeśli byli prawnikami, brokerami, lub kimkolwiek, kurwa, nadal byli kryminalistami, pomagającymi i pracującymi z Masenami, przyjmującymi rozkazy od Ed’a. Lub w tym przypadku; od mojego męża. – Naprawdę jesteś na to gotowa, kochanie? – zapytała Kate, kładąc dłoń na mojej dłoni. Nie. Ale tak. Dla Whistler’a. – Tak – powiedziałam pewnie, biorąc łyk soku pomarańczowego, chociaż w moim brzuchu wszystko się przewracało. Ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam wyglądać na pewną siebie i silną. – Odwalmy to gówno. – Westchnęłam, sprawdzając godzinę. – Whistler powinien tu być lada chwila. Było to bliskie niewykonalnej misji. Pomyślcie o tym. 345 | T h i s L i f e
Ja. Osiemnastoletnia dziewczyna z pierdolonej dziury, jaką jest Forks. Bez wykształcenia, gdyż rzuciłam liceum. Dziewczyna bez doświadczenia lub wiedzy o świecie. Powinnam być bystrą i pewną siebie żoną mafiosa? Yeah, jasne. Życzę szczęścia. Cholera jasna! Dosyć tego! Wyprostowałam plecy i uniosłam brodę. Ponieważ mogę to, kurwa, zrobić. Mogę nie wiedzieć zbyt wiele, ale cholera, mogę udawać. – Dawajcie – powiedziałam, kiwając pewnie głową. Kate także kiwnęła. – W porządku. – Okay – powiedziała także pewnie Irina. – Krok pierwszy; wyglądaj z klasą i już tak wyglądasz. – Tak, ten strój jest idealny – powiedziała Kate. – Następnie; musisz być grzeczna i zarozumiała. Pomyśl o Liz. Jest miła i w ogóle, ale jest także bardzo kapryśna. Uniosłam brew. – Grzeczna i zarozumiała? – powiedziałam sucho. – Zawsze mogę pomyśleć o was. Chociaż ja nie wiem, jak być grzeczną… – urwałam. Tak jest, moje panie. Powiedziałam to. Nie ma odwrotu. Wiecie, że byłyście sukami wobec mojego mężczyzny. . . . – Touché – przyznała z westchnieniem Kate. Ponownie uniosłam sukowato brew, tym razem na Irinę. – W porządku! – krzyknęła. – Przyznaję to! – Przyznajesz co? – I to powiedziałam miękkim, łagodnym głosem. Wyglądając jak Bóg, Edward stał, opierając się o drzwi z ramionami założonymi na klatce piersiowej i skrzyżowanymi kostkami u nóg, wydzielając pewność siebie i seks i cholera… kurwa. Garnitur. Garnitur, ludzie. Och, Boże… Pieprzcie mnie. Poważnie. Pieprzcie. Mnie. 346 | T h i s L i f e
Jego włosy były w swoim normalnym, seksownym nieładzie, ale wszystko inne było… nie mam na to słów, wiecie. Czarny, dopasowany, drogi garnitur. Biała koszula na guziki. Czarny krawat. Drogi zegarek. Fantazyjne buty. Świeżo ogolony. Jezu, ta jego szczęka. Wyglądał na starszego, ale nie w złym znaczeniu. Nie, wyglądał jak kurewsko gorący CEO, gotowy do oddania duszy diabłu. Natychmiast wyobraziłam go sobie za mną, szepczącego mi do ucha, jaką to złą, małą dziewczynką byłam i jak mnie za to ukarze swoim paskiem. Przygryzłam wargę, aby stłumić skomlenie. Wtedy zauważyłam, że Kate i Irina rozmawiają z nim, a on odpowiadał, chociaż jego ciemne oczy skupione były na mnie. Boże, czy tu było tak gorąco, czy co? – Kurwa, wyglądasz seksownie – wypaliłam, efektownie sprawiając, że się zamknęli. Kurwa. Trzy pary oczu na mnie. Whistler był rozbawiony, Kate wymownie uniosła brew, a Irina obserwowała moją twarz, która zarumieniła się szkarłatem. Wtedy parsknęła śmiechem. Cudownie. – Cóż – powiedział cicho Whistler, gdy podszedł do mnie. – Mogę to samo powiedzieć o tobie, Isabello. Boże, użył imienia Isabella. Myślę, że muszę zmienić majtki. – Hummmena. – Yeah, to była moja mądra odpowiedź. Pokręciłam głową, ponieważ to musiało się skończyć. To było, do cholery, śmieszne. Po tym, jak wzięłam głęboki oddech, wstałam i aby trochę na niego wpłynąć, upewniłam się, że kołysałam biodrami, gdy podeszłam do niego na środek pokoju. Dodałam do tego nawet niepewny uśmiech, który wiedziałam, że kocha i niewinne spojrzenie, które doprowadzało go do szaleństwa. Dziewczyna robi to, co musi. Więc położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, złapałam za poły jego marynarki i spojrzałam na niego niewinnie, przygryzając wargę. – Kurwa – wyszeptał przez zęby, kładąc ręce na moich biodrach. – Bello. Pokręcił nieznacznie głową, na sekundę zamykając oczy i wiedziałam, że posiadałam go tak, jak on posiadał mnie. – Jesteś grzechem. – W końcu powiedział, patrząc na mnie tymi tlącymi się oczami. – Pierdolonym grzechem. I wiesz o tym. Hmm, może. – Ale jestem twoim grzechem, panie Cullen – wyszeptałam cicho, stając na palcach, aby pocałować jego szczękę. – Tylko twoim. 347 | T h i s L i f e
– Cholernie jasne – wymruczał, zanim złapał mnie za brodę. Wtedy mnie pocałował. Mocno i zaborczo. – Ekhem. – Ekhem. Kurwa. – Cholera – jęknął nisko Whistler, natychmiast przerywając nasz pocałunek. – Możecie kontynuować to później – powiedziała Kate. – Irina i ja musimy przygotować Bellę na spotkanie. Tym zasłużyłam sobie na niedowierzające spojrzenie od Edwarda. – Kochanie, nie musisz na nim być. – Ale chcę – powiedziałam pewnie, kierując się ponownie do stolika. – Będę tam, aby przywitać skurwieli i tyle. Łatwo było dostrzec, że Edward był rozdarty. Duża jego część najwyraźniej chciała, abym tam była, ale była także inna część, część, która się bała, że pomyślę, iż jego życie to za dużo. I wiedziałam, że pozwoli mi odejść, jeśli tego będę chciała. Wiedziałam to. Nie zmusiłby mnie, abym została – nie, żeby mógł to zrobić, odkąd podpisał dla mnie pełną zgodę – ale nawet nie spróbowałby mnie zatrzymać, gdyby naprawdę wiedział, że nie chciałam tego wszystkiego. Więc najwyraźniej nie podobało mu się zabieranie mnie zbyt blisko do prawdziwych, złych aspektów jego życia. Ale mówiliśmy w końcu o Edwardzie Ryanie Cullenie – mężczyźnie, który myślał, że wie, co jest dla mnie najlepsze. Na szczęście nie byłam wycieraczką i nigdy nie wahałam się sprowadzić go na ziemię. – Chcesz, abym dziś tam była? – zapytałam, unosząc brew. – Wiesz, że tak, księżniczko, ale to nie jest jakiś obiad lub luźne spotkanie – powiedział, ściskając grzbiet swojego nosa. – Spójrz… wiesz, jakie jest to towarzystwo i tak bardzo, jak tego, kurwa, nienawidzę, nic nie mogę poradzić na to gówno – zachichotał bez humoru. – Gdybyś wiedziała, jak ci mężczyźni będą cię traktować, patrzeć na ciebie, nie chciałabyś tego. Więc… – Spojrzał na Kate i Irinę. – Proszę, zróbcie mi przysługę i powiedzcie mojej żonie, czego może dziś oczekiwać. – Wtedy spojrzał na zegarek. – Muszę zejść na dół, aby spotka się z Kellan’em. Właśnie przyjechał. Nic nie powiedziałam. Edward podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło, powiedział, że mnie kocha… i wyszedł. Myślał, że nie będzie mnie tu, gdy wróci. Myślał, że pójdę gdzieś z Iriną i Kate, podczas gdy tu będzie miało miejsce spotkanie. Błąd. 348 | T h i s L i f e
Będę tu. Patrząc na panie, powiedziałam jedną rzecz. – Przygotujcie mnie, wprowadźcie mnie we wszystko. Zobaczyły moją determinację.
***
Nie minęło dużo czasu, a usłyszałam głosy, dobiegające z foyer. Kate i Irina były ze mną w sypialni i one, uch… cóż, były podstępne i najwyraźniej znały jakieś gówno. Jakieś technologiczne rzeczy, co można wyjaśnić, gdyż to Garrett był ich ojcem. W każdym razie, byłam przygotowana. Wyglądając na zadzierającą nosa i w ogóle. – Jesteś gotowa, skarbie? – zapytała Kate, patrząc na mnie z niepokojem. Głębokie wdechy. To gówno, jakie mi powiedziały… Głębokie wdechy. – Masz pluskwę? – zapytała Irina. Kiwnęłam głową. Mam ją. – Będziecie tu cały czas? – zapytałam. – Nie – odpowiedziała Kate. – Nie wolno nam podsłuchiwać. – Uśmiechnęła się szelmowsko. – Nie, żebyś ty mogła, ale Edward nie będzie na ciebie zły. Jednak na mnie i Irinę… Yeah, wściekłby się, gdyby się dowiedział, że podsłuchiwały. Nie, żeby nie ufał Kate i Irinie, ale… nadal, nie były one dla niego wystarczająco bliskie. Nigdy by na to nie pozwolił. – Racja – zachichotałam. – Cóż, zacznijmy to przedstawienie. – Wierzę w ciebie – powiedziała Irina, biorąc mnie pod ramię, gdy opuszczałyśmy sypialnię. – Jesteś silna. Możesz to zrobić. Mam, kurwa, nadzieję. Gdy doszłyśmy do salonu, część mnie chciała się odwrócić i wrócić do sypialni, ale nie. Odmówiłam. Zamiast tego dalej szłam. Szłam w stronę wielu mężczyzn, zgormadzonych w dużym pokoju. Wszyscy w biznesowych garniturach. – Isabella? – Usłyszałam, jak powiedział Edward i natychmiast zobaczyłam, że wchodził do salonu z Kellan’em. Obaj byli zaskoczeni, widząc mnie tu. Gra się rozpoczęła.
349 | T h i s L i f e
Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, upewniając się, że szłam pewnie, gdy inni mężczyźni spoglądali na mnie pożądliwie. Patrzyli pożądliwie także na Kate i Irinę, ale one przyzwyczaiły się już do tego i nie zawahały się wmieszać w tłum. Były w końcu żonami dwóch złodziei samochodów i najwyraźniej nie miało znaczenia, że Demitri i Felix byli w więzieniu. Kate i Irina nadal miały swoje role do odegrania. – Miło mi cię znowu widzieć, Kellan – powiedziałam grzecznie, gdy podeszłam do nich. – Miałeś przyjemny lot? Poczułam na sobie spojrzenie Edwarda, czytające, studiujące mnie i miałam nadzieję, że niedługo zrozumie, iż ja także potrafiłam grać. Mogę odgrywać swoją rolę. Mogę zadawać pytania, które nikogo tak naprawdę nie obchodzą, mogę być ślicznotką. Mogę był ładną twarzą, którą mój mąż będzie się chwalił, zanim przejdzie do biznesu. – Tak, pani Cullen? – zapytał raczej Kellan, niż oznajmił, a jego oczy wędrowały pomiędzy mną a Whistler’em. – To dobrze – powiedziałam, biorąc Edwarda pod ramię, gdy na niego spojrzałam. – Jakieś wieści od Conn’a, mój drogi? Odchrząknął, najwyraźniej rozumiejąc, że nigdzie się nie wybieram. Nareszcie. – Jeszcze nie, kochana – powiedział, zanim odwrócił się do Kellan’a. – Jeśli pozwolisz, pójdę przedstawić moją żonę. Tak, wiedział. Dobrze. – Oczywiście – odpowiedział Kellan z kiwnięciem głową. W salonie zgromadziło się około piętnastu mężczyzn. Wszyscy rozmawiali w małych grupkach. – Dziękuję – wymamrotał cicho Whistler, prowadząc mnie w stronę pierwszej grupki. – Chcę każdej części ciebie, Edwardzie – powiedziałam. – Bez względu na wszystko. Będę przy tobie. Ścisnął mnie w niemym podziękowaniu, ale nie wymieniliśmy ze sobą już więcej słów, ponieważ doszliśmy do pierwszej grupy gapiących się pożądliwie skurwieli. Słowa Kate odbiły się echem w mojej głowie. – Będą cię postrzegać jak własność Edwarda. Nie bądź zaskoczona, jeśli będą o tobie mówili tak, jakby cię tam nie było. I słowa Iriny.
350 | T h i s L i f e
– Najłatwiejszym sposobem dla nich, aby dowiedzieć się, jaki jest Edward, jest sprawdzenie tego poprzez ciebie. Jeżeli Edward pozwoli im rozmawiać z tobą swobodnie, pomyślą, że Edward jest słaby. Innymi słowy, dzięki tobie odczują w jaki sposób Edward będzie rządził organizacją. – To popieprzone – powiedziałam im. Kate po prostu wzruszyła ramionami i powiedziała: – Taka jest mimo wszystko prawda. Osądzą go po tym, jakim jest mężem. Jeżeli będzie wobec ciebie opiekuńczy i groźny wobec nich, będą go szanować. Widziałam w tym logikę… tak zgaduję… ale to nadal było popieprzone. W każdym razie, byłam na to gotowa. Więc uniosłam głowę, gdy dwoje z trzech mężczyzn w grupie spojrzeli na mnie wygłodniale. – Isabello – powiedział krótko Edward. – To jest James Hunter i Laurent Adams, dwóch najlepszych tropicieli Ed’a. – James, Laurent, to jest moja żona, Isabella. – Miło mi was poznać – skłamałam, dygając lekko, co było bardziej kiwnięciem głowy. – Cała przyjemność po mojej stronie, Isabello – powiedział James, gdy jego spojrzenie wędrowało po mnie. Edward odchrząknął, unosząc brew na James’a w ostrzeżeniu i widziałam, jakie to było dla niego trudne. Wiedziałam już, jak zaborczy był Edward, nie wspominając o opiekuńczości i chociaż był to łatwy sposób dla mężczyzn, aby mieć dobre wyobrażenie o Edwardzie, nadal wiedziałam, że Edward myślał, iż byłoby lepiej, gdybym była teraz w apartamencie Iriny i Kate. Ponieważ w tej chwili wiedziałam, że Edward nie miałby nic przeciwko uderzeniu James’a. Ale zamiast tego spojrzał na trzeciego mężczyznę. – A to jest Benjamin Cheney. Jestem pewien, że pamiętasz go z wesela, kochana. – Nie był tak szorstki wobec Benjamin’a i tak, pamiętałam go z wesela. Wyglądał na wystarczająco miłego. – Często pracuje z Garrett’em, zawszę chętny do usprawnienia naszej ochrony. – Miło cię znowu spotkać, Benjaminie – powiedziałam miękko, tym razem wyciągając rękę, ponieważ pamiętałam, jak krótko rozmawiałam z jego żoną podczas wesela i była naprawdę miła. – Mam nadzieję, że z Angelą wszystko dobrze? – Benjamin uśmiechnął się. Nie był to duży uśmiech, ale szczery. I potrząsnął moją dłonią. – Wszystko z nią dobrze, dziękuję. Ona i dzieci odwiedzają rodzinę w Arizonie, dopóki to wszystko się nie skończy. – To dobrze – powiedziałam, przypominając sobie ich dwóch synów. – Przekaż jej moje pozdrowienia. 351 | T h i s L i f e
– Tak zrobię, pani Cullen. W porząsiu. Mogę to, kurwa, zrobić. Edward poprowadził nas w stronę następnej grupy, ale zatrzymał się, gdy mijaliśmy James’a i pochylił się do niego. Mówił cicho, ale nadal mogłam go usłyszeć. – Jeszcze raz będziesz pieprzył wzrokiem moją żonę, a wpakuję ci kulę w łeb. Czy to jasne? Cholera… Część mnie bała się, że mówił poważnie. – Tak, proszę pana – powiedział James z szeroko otwartymi oczami. Zgaduję, że teraz Edward zyskał jego szacunek. I tak to się odbywało. Na szczęście bez większej ilości gróźb, ale yeah, Edward przedstawił mnie każdemu. Jedną z dwóch obecnych tu kobiet była Siobhan McKenna, która przyleciała tu dzisiaj rano, aby zdać relację z tego, co wiedzą władze. W końcu, gdy przywitałam się już ze wszystkimi, Kate i Irina wyszły. Więc kiedy Edward kazał wszystkim zająć swoje miejsca w jadalni, przytuliłam go mocno przez chwilę, ponieważ tak chciałam oraz po to, aby przyczepić mu pluskwę. Nie było to trudne, dzięki temu, że była samoprzylepna, więc włożyłam ją pod jego czarny, skórzany pasek, zwalczając chęć ściśnięcia go za tyłek, zanim go puściłam. No co, jego tyłek był do schrupania, wiecie. Umięśniony i idealnie wyglądający. – Pójdę do sypialni – powiedziałam cicho. – W porządku. Kocham cię – westchnął, całując mnie niewinnie, zanim odsunął się. – Masz wszystko, czego potrzebujesz? Kiwnęłam głową. – Yep. Gazety, drinki, przekąski… cokolwiek, mam wszystko – zachichotałam. – Powodzenia. Uśmiechnął się krzywo. – Nie potrzebuję go, kochanie. Figlarny, seksowny… Boże. – A teraz idź już – powiedział, kiwając głową w stronę sypialni. – Opowiem ci o spotkaniu później, chociaż to może być trochę powtarzające się. Huh? Nie rozumiałam, ale Edward mrugnął do mnie, po czym skierował się do jadalni. Nie miałam nic więcej do roboty, więc poszłam do sypialni, posadziłam tyłek na łóżku i odpaliłam laptopa, który wcześniej przyniosła mi Kate. 352 | T h i s L i f e
Zajęło trochę czasu, aż się załaduje, ale po wzięciu Coli i batonika czekoladowego z mini lodówki, włączył się dźwięk i ponownie rozgościłam się na łóżku. Kiedy Kate i Irina wspomniały mi o tym po raz pierwszy, gapiłam się na nie, jakby były szalone, ale… wtedy zrobiłam się ciekawa. Więc nie zajęło im dużo czasu, aby sprzedać mi ten pomysł. – Siobhan, może ty zaczniesz? – Usłyszałam, jak powiedział Edward. – Na czym stoją Federalni? Wzięłam łyka Coli, obrzydliwie tym wszystkim zaintrygowana. Ale nic nie mogłam na to poradzić. – Black nie ma żadnych dowodów. – Usłyszałam, jak odpowiedziała Siobhan grubym akcentem. – Po zasadzce w Fairmont w Seattle, starają się znaleźć dowód na to, że byli tam Avellinowie. Niektórzy przyszli do nas, abyśmy się w to włączyli – nie mają dowodów. To była ulga. Bałam się o taśmy z kamer ochronnych i zdjęcia, które mogłyby wyciec, ale zgaduję, że moja rodzina wiedziała, co robi. – Znaleźliśmy nagrania z hotelu. – To był Benjamin. – Ja i moja drużyna zniszczyliśmy wszystkie dowody po włamaniu się do ich systemu. – A co ze sprzątaniem? – kontynuował Edward. – Wszystkim się zajęliśmy, proszę pana – powiedział Kellan, a Benjamin dorzucił do tego swoje „tak”. – Dobrze. Więc to tyle. A co z mediami? Pete? – Spekulacje. Oczywiście nadmuchują to. – Ale mówią o nas i Włochach. – Tak, proszę pana. Gazety w Waszyngtonie są najgorsze. Mówią o wojnie Mafii. Dużo chichotów… tak jakby to było zabawne. Idioci. – Imiona wspomniane z Fairmont? – zapytał Edward, na szczęście nie brzmiąc w najmniejszym stopniu na rozbawionego. – Tak, proszę pana – odpowiedział Pete, otrzeźwiająco. – Oczywiście wspomniano o twoim bracie i bratowej, odkąd to było ich wesele. Ty i twoja żona zostaliście krótko wspomniani w Seattle Times, ale tylko, jako bliska rodzina. Niestety wspomnieli o twoim ojcu i pani Masen, jako celach, co wierzymy, że jest prawdą. Odkąd nie ma słowa o panie Masenie i nie pojawiło się żadne publiczne oświadczenie, gazety nadal utrzymują pewnie, że to było porwanie. – Nadal wierzą, że Ed został porwany – oznajmił stanowczo Edward.
353 | T h i s L i f e
– Tak. A odkąd Agent Specjalny Black opublikował akta twoje i twojego brata, media uznały, że najprościej będzie włączyć Cullenów do ich pomysłów. Innymi słowy, odkąd syn pana Masena jest w więzieniu, wierzą, że teraz rządzi twój ojciec. Cholera, media praktycznie zgadują poprawnie. Oczywiście, nie mają dowodu, ale ich spekulacje są na dobrej drodze. A jeżeli media w to wierzą, jestem całkiem, kurwa, pewna, że Federalni dojdą do tych samych wniosków. – W porządku – westchnął ciężko Edward. – Siobhan, jak wielu Federalnych było tam w sobotę? – Siedmiu. Trzech z nich zostało zabitych, gdy Avellinowie weszli do budynku. Czwarty zmarł wczoraj po poddaniu się operacji. Nie potrafili go na szczęście uratować, ponieważ to on był tym, który widział lub słyszał najwięcej. Co? Mów dalej! Sięgając do mojej szafki nocnej, wyjęłam papierosy i zapaliłam jednego. Yeah, teraz ja palę w domu. Po tym Whistler nie da mi żyć. – Widział najwięcej? Co masz na myśli? – zapytał Edward. – Agent Specjalny Black powiedział mi, że zraniony agent mamrotał coś o mężczyźnie, nazywającym się Lettoni, gdy sanitariusze zajmowali się nim. – Caius – warknął Edward. – Caius tam był? – Nie wiemy – westchnęła Siobhan. – Agent zmarł, zanim mógł powiedzieć coś więcej, ale dobrą rzeczą w tym wszystkim jest to, że Caius nie jest znany w Ameryce. Black nie wiedział, co oznacza to nazwisko. Wtedy nastąpiła długa cisza i przez minutę pomyślałam, że straciłam połączenie, ale niedługo przemówił Edward. Edward Cullen. Nie Whistler, nie irlandzki chłopak. – Hunter i Adams, chcę, abyście wyśledzili oddział Caius’a – powiedział, a jego głos był wyprany z emocji. – Macie do dyspozycji nieskończone zasoby. Benjamin, Conn poinformował mnie, że zabito dziewięciu Avellinów. Czy taśmy ochrony pokazują ich więcej? – Tak, proszę pana, dwunastu. – W porządku. Przyjmijmy, że Caius, cóż, nie był jednym z tych dziewięciu. Teraz nie wiemy jednak jak wielu ludzi ma, ale przynajmniej dziewięciu z nich nie żyje. . . – Rozkazy, proszę pana? – To był James. – To znaczy, kiedy już znajdziemy Lettoni’ego i jego ludzi. 354 | T h i s L i f e
Zaciągnęłam się. Głęboko. I wypuściłam dym. . . – Zlikwidujcie ich. – Chryste – sapnęłam. – Przyjąłem. Bałam się. Bałam się, że to zabije mojego męża. Dosłownie wydał swój pierwszy rozkaz i było nim zabicie ludzi. Szczerą prawdą było jednak to, że nie miałam o nim złej opinii, ponieważ ja także chciałam, aby Caius zginął. Zwłaszcza, odkąd był odpowiedzialny za śmierć czterech członków naszej organizacji, a także… właściwie, głównie… ponieważ Caius nie tylko zbliżył się do moich najbliższych z bronią, ale znalazł się naprawdę, kurewsko blisko Alec’a i Nessy, nie wspominając o tym, że jeden z jego ludzi postrzelił mojego teścia. Więc, nie, nie miałam złej opinii o Whistlerze. Praktycznie kochałam go nawet bardziej, ale… nie wiem, jak to jest być odpowiedzialnym za czyjąś śmierć. Nie ważne, jak podli byli ci Avellinowie… nadal byli ludźmi. W pewnym sensie. I miałam nadzieję, że to nie zniszczy mojego męża. Spotkanie trwało jeszcze przez dwie godziny, a ja słuchałam uważnie, szybko ucząc się znaków Edwarda, po samym słuchaniu jego głosu. Wiedziałam, kiedy był wściekły, wiedziałam, kiedy był niechętny, wiedziałam, kiedy był zły lub sfrustrowany. Pod koniec tych dwóch godzin, wydano rozkazy i stworzono całkowicie nowe plany. Poza śledzeniem Caius’a, mieliśmy wysłać także grupę do Włoch z jednym celem; zdobyć informacje o Aro i jego najbliższych ludziach. Edward zażądał zdjęć i nagrań video, rejestrujących wszystko. Wszystko, co dotyczyło Ara. Nic nie mogło zostać pominięte. Chciał nauczyć się zwyczajów Ara. Chciał znać nazwiska, daty i lokalizacje. Wszystko. I ponownie grupa miała mieć zapewnione wszystkie zasoby, jakie będą potrzebować, aby znaleźć wszystko, co tylko mogli. Następna była Siobhan i jej zadaniem było trzymanie się blisko Black’a i wchodził w to także jego irytujący syn… i przyjaciel. Więc to obejmowało Jasper’a. Siobhan miała także zrobić wszystko, co w jej mocy, aby ukryć wszystko, co dotyczyło Włochów, Federalni nadal zgadywali. Podczas spotkania Edward zadzwonił do Garrett’a i mając go na linii, rozkazał jemu i Benjaminowi, aby opracowali nowy plan ucieczki, jeśli ponownie zarządzi się Czarny kod. Ta dwójka miała także opracować procedury, jeśli ogłosi się kod Czerwony. Oczywiście pamiętałam kod Czerwony. 355 | T h i s L i f e
Czerwony kod następuje przy ataku. Natarciu. Przygotowaniu się. Cokolwiek. Co sprowadzało nas do Kellan’a. Edward awansował go na dowódcę ochrony, ponieważ myślał, że Conn jest pierdoloną cipą. To jego słowa, nie moje, ale wiedziałam, że opinia Conn’a odnośnie Liz i dzieci spadła ciężko na ramiona Edwarda. Ale odbiegam od tematu. Kellan był teraz głową ochrony i jego ludzie stali w pogotowiu, gdy on, Benajmin i Garret opracowywali swój plan. Byli to w końcu ochroniarze Masenów, którzy mieli wykonać… atakującą część Czerwonego kodu. Jako ostatnie, ale nie mniej ważne, było wydanie przez Edwarda rozkazu Pete’owi, aby skontaktował się z żoną Liam’a. To było proste. Odkąd Edward nie mógł skontaktować się z Liam’em osobiście, czego najbardziej by chciał, pomyślał, że najlepiej będzie wysłać kogoś, kto był blisko Liam’a i jego żony, i tak się złożyło, że taką osobą był Pete i jego żona Sandra. Więc gdy wszystkim się już zajęto, Edward oznajmił, że spotkanie dobiegło końca. Właśnie zgasiłam któregoś z rzędu papierosa i zamknęłam laptopa, kiedy Edward wszedł do sypialni, wyglądając na zmęczonego, delikatnie mówiąc. Ale gdy powąchał powietrze, uniósł z rozbawieniem brew. – Aw, księżniczko, palisz w domu? – sapnął z udawanym przerażeniem. Przewróciłam oczami. – Och, ty – wymruczałam. Zachichotał ze zmęczeniem, rozluźniając krawat i rzucając się na łóżko. – Więc… – Spojrzałam na niego z oczekiwaniem, chcąc wiedzieć coś o spotkaniu… chociaż już wszystko wiedziałam. Ale nie wiedział, że ja wiem. Wiecie. – Więc…? – odpowiedział, kładąc głowę na moich kolanach. Wtedy pokręcił głową, prawie wwiercając swoją twarz w mój brzuch i to był sposób irlandzkiego chłopca na powiedzenie, „podrap mnie, kobieto”. Więc tak też zrobiłam. Zatopiłam palce w jego włosach i zaczęłam drapać skórę jego głowy. – Ślicznotek – zachichotałam. – Mmhmm – zamruczał w mój brzuch. – Wiesz, ta twoja bluzka jest… swędząca. Nie możesz… wiesz… zdjąć jej? Niezła próba. – Nie, dopóki nie powiesz mi, jak przebiegło spotkanie – powiedziałam oschle. – A to dobre – powiedział poważnie, patrząc na mnie tak, jakby miał zaraz podrapać się po tyłku. Ale tego nie zrobił. Kurwa. Ups. – Naprawdę, księżniczko? Przyczepiłaś mi pierdoloną pluskwę i myślałaś, że tego nie zauważę? Wzniosłam oczy do sufitu i zaczęłam gwizdać. 356 | T h i s L i f e
Wtedy, jak pędzący pociąg, wróciły do mnie jego wcześniejsze słowa. – Opowiem ci o spotkaniu później, ale to może być trochę powtarzalne. Powtarzalne. Jak… kurwa. Wiedział od początku! Wiedział, że podsłuchuję! – Kurwa, jesteś czarująca – zaśmiał się. – Poważnie, Bello. Nie sądzisz, że znam moje kuzynki, nie wspominając o tym, kim jest ich ojciec? Proszę, nie wątp tak we mnie. Yeah, zarumieniłam się. Wtedy zaatakował mnie. Zaczął mnie łaskotać, wydając z siebie odgłosy pierdzenia i całując mnie wszędzie. Kochałam to. Naprawdę kochałam, jak irlandzki chłopak się pozbierał i później tej nocy, gdy już zjedliśmy kolację, skonfrontowałam z nim rozkaz zabicia Caius’a. Ale Edward uspokoił mnie i ulżyło mi wewnętrznie, gdy powiedział mi, że jego jedyną obawą było to, że będę miała o nim złą opinię za to, że nie czuł się źle ze swoją decyzją, ponieważ tak nie było. Jedyne o czym mógł myśleć, to ja, Alec i Nessa i to, jak blisko niebezpieczeństwa byliśmy. Był także oczywiście fakt, że Aro trzymał jego wujka, jako zakładnika i że Caius zabił czterech członków organizacji. Więc kiedy Edward wszedł do sypialni po spotkaniu i nie wyglądałam na złą, zaczął się rozluźniać. Cieszyłam się, że w końcu zobaczył, jak oddana mu byłam.
***
Następne dwa dni minęły szybko i na szczęście spotkanie Pete’a z żoną Liam’a przebiegło dobrze. Nie marnowała czasu i wczoraj odwiedziła Liam’a w więzieniu. Tylko kilka godzin później, Liam zadzwonił do swojej matki i kazał jej wywieźć jego brata i siostrę z Portland. Był wściekły na swoją matkę i nie mógł uwierzyć, jak mogła zostawić ich tam samych, jedynie z ochroniarzem. I tak to było, rozkaz Liam’a był ważniejszy, niż rozkaz Liz, więc Alec i Nessa lecieli teraz do Chicago. Mieli przylecieć dziś wieczorem, ale najpierw miały przylecieć dwie inne osoby, na których Edward i ja skupiliśmy się najpierw. W jakiś sposób Emmett został poinformowany o całej sytuacji i ostatniej nocy opuścili swój resort po spędzeniu jedynie trzech nocy razem. Czuliśmy się z tego powodu źle i Edward zadzwonił do Emmett’a i powiedział mu, żeby zostali tam jeszcze kilka dni, ale Emmett odmówił. Nawet Rose odmówiła, utrzymując, że nie będzie w stanie się odprężyć, jeżeli sprawy po powrocie do domu będą szalone. 357 | T h i s L i f e
Więc w ten oto sposób Edward i ja wylądowaliśmy w limuzynie, jadąc po Em’a i Rose na lotnisko, znajdujące się dwie godziny drogi od miasta – tego samego, na którym Edward i ja wylądowaliśmy zaledwie kilka dni temu. Co oznaczało, że mieliśmy dwie godziny. Sami. W limuzynie. Zgadnijcie, jak spędziliśmy te dwie godziny.
***
– Okay, księżniczko, wystarczy – zachichotał Edward i oderwał mnie od Rose. – Wy dwie przytulacie się i piszczycie już od dwudziestu minut, a mamy pewne gówno do załatwienia, pamiętacie? Yeah, yeah, pamiętam. Edward i Em zabierają mnie i Rose do podziemnej strzelnicy, ulokowanej pod Rezydencją Masenów. Chcą nas nauczyć posługiwania się bronią. Yeah. Dokładnie. – W porządku – powiedziałam z wydęciem warg, co Edward wziął za zaproszenie do possania ich. – Przestań – powiedziałam, odsuwając go. – Gówno do załatwienia, pamiętasz? Irlandzki chłopak mrugnął do mnie. Westchnęłam i wzięłam Rose pod ramię, i spędziliśmy następnych kilka godzin na słuchaniu o ich krótkim, ale pełnym wydarzeń miesiącu miodowym na małej wyspie w Grecji. Cóż, oczywiście po tym, jak Emmett skomentował, jak w limuzynie cuchnie seksem. Więc w drodze powrotnej do miasta było trochę zimno, ponieważ mieliśmy wszystkie okna otwarte. Kiedy w końcu dotarliśmy do rezydencji, oprowadzono nas po niej pokrótce, zanim zaciągnęłam Rose, aby się przebrać i nie będę nawet wspominać o tych wszystkich rzeczach, jakie widzieliśmy w rezydencji, w której mieszka Ed i Liz wraz z Alec’iem i Nessą. Ponieważ, kurwa… była trzy razy większa, niż posiadłość Cullenów w Forks i cztery razy większa, niż nasz dom w Bainbridge. Szaleństwo, tyle powiem. – Co my tu robimy? – zachichotała Rose, gdy weszłyśmy do ogromnej łazienki. I… co my tu robimy? No dalej. Czas na spowiedź, Rose. – Cóż, po pierwsze – powiedziałam, podnosząc dwie torby. – Jeżeli mamy używać broni, chcę wyglądać świetnie. A po drugie… właściwie to wzięłam ciuchy, aby mieć
358 | T h i s L i f e
wymówkę, żeby pobyć z tobą sam na sam – powiedziałam, wzruszając ramionami. – Ponieważ chcę szczegółów, wiesz. – Szczegółów odnośnie czego? – zapytała niewinnie, biorąc ode mnie jedną z toreb. – Suko, proszę – warknęłam. – Przestań. W limuzynie mówiłaś cały czas, „och, on był taki romantyczny, B. Mieliśmy romantyczne kolacje, śniadania do łóżka, świeczki, róże, zachody słońca…”, blah, blah, bla, bla. A teraz przestań być taka nieśmiała i mów o pikantnych szczegółach – zażądałam. Obie wiedziałyśmy jacy idealni i romantyczni są nasi mężowie, ale to, czego nie wiedziałam, to jaki był Em… wiecie. Wiecie. – Kurwa, B, kiedy stałaś się taka kurewsko ordynarna? – zapytała Rose, unosząc brew. W odpowiedzi także uniosłam brew i w końcu pozwoliła, aby jej maska opadła. – Okay, był kurewsko niesamowity, w porządku! Jest olbrzymi, gruby i długi, ma wytrzymałość siedemnastolatka, a jego język jest magiczny. Nie byłam rozbawiona. – Dlaczego mnie cytujesz, Rose? – zapytałam, wkładając nową parę dżinsów. – Nie sądzisz, że pamiętam, co ci powiedziałam, gdy wróciłam z Kostaryki? Ponieważ to właśnie powiedziałam Rose. O grubości, długości, wielkości, wytrzymałości i magii… Świetnie, teraz byłam napalona. Rose wzruszyła ramionami. – Wiem, że cię zacytowałam. Ale te słowa pasują także do Em’a. – Uśmiechnęła się przebiegle. – Poważnie, Bello... – Westchnienie rozmarzenia. – Pierwsza noc była… Boże, było tak słodko… i później kontynuował, wiesz. Był słodki i opiekuńczy… Kiwnęłam głową, dokładnie wiedząc, dokąd zmierzała. Ponieważ Edward też był taki. – Więc co zrobiłaś, aby zwariował? – zapytałam, uśmiechając się do niej. – Ponieważ przypuszczam, że tak zrobiłaś. Kiwnęła głową. – Yep. Po naszym międzylądowaniu w Londynie w drodze powrotnej, usiadłam na nim okrakiem i ujeżdżałam go tak, jak pierdolonego dzikiego konia. Myślę, że wtedy zrozumiał, że nie jestem ze szkła i że chciałam perwersyjności. – Zuch dziewczyna! – Mrugnęłam do niej.
359 | T h i s L i f e
***
Po naszej bardzo potrzebnej babskiej rozmowie, dołączyłyśmy do chłopców w jednym z salonów. Edward nisko zagwizdał, gdy mnie zobaczył, a Emmett zaklął przez zęby, gdy zobaczył Rose, co sprawiło, że mój pomysł na przebranie okazał się jeszcze lepszy. Teraz nie byłyśmy ubrane w wymyślne ubrania, Nie, teraz miałam na sobie ciasne dżinsy, opinające mój tyłek i obcisłą koszulkę z napisem „Keep Calm and Kill Zombies”. Dodajcie jeszcze do tego świetną biżuterię i parę błyszczących, czerwonych, mówiących pieprz– mnie szpilek i macie poprawiającego się Whistler’a. To samo tyczy się Emmett’a, który obserwował Rose w jej równie ciasnych dżinsach, obcisłej koszulce, wściekle różowej biżuterii i wściekle różowych szpilkach. Miałyśmy naszych chłopców tam, gdzie ich chciałyśmy. – Więc… postrzelajmy trochę, kurwa – powiedziała Rose. Yep.
360 | T h i s L i f e
***
– Są obrzydliwe, Em – powiedziała z irytacją Rose, próbując oddać swoje okulary ochronne. – To znaczy… pomarańczowe? Serio? Przewróciłam oczami i założyłam swoje własne obrzydliwe, pomarańczowe okulary. Przyznaję, uwielbiam się teraz stroić dla Whistler’a, a zakupy mogą być zabawą, ale nie jest ze mną tak źle, jak z Rose. Nie ma mowy. – Musisz je założyć, piękna – powiedział pewnie Em, gdy… robił jakieś gówno ze swoją bronią. Nie wiem. – W porządku, księżniczko, chodźmy tutaj – wymruczał Edward, prowadząc mnie do jednego z boksów. Było ich siedem. Nie pytajcie mnie dlaczego potrzebowali ich tak wiele. – Okay, kochanie, to będzie strzelanie do celu – powiedział, podając mi parę zatyczek do uszu lub… słuchawek. – Widzisz tam cel? – Wskazał i zobaczyłam go. Był kurewsko daleko. Kiwnęłam głową i przełknęłam ciężko. – Yeah, musisz w niego strzelić. Celuj w głowę. – Yeah, nie sądzę, aby to się stało, Whistler – powiedziałam, kręcąc głową. To znaczy, ten cel był przynajmniej… dwieście stóp ode mnie. Ponieważ tak olbrzymia była ta strzelnica. Jak ogromny garaż. – Jeżeli będę miała szczęście, kula trafi w cementową ścianę za celem. Ponieważ nie było tam nic, oprócz ściany. W to mogłam strzelić. Lub… gdybyśmy byli na łódce… jestem całkiem pewna, że mogłabym wycelować w wodę. Całkiem pewna. Ale nie byliśmy teraz na wodzie. – Aw, nie wątp w siebie, księżniczko – zachichotał cicho, wskazując mi, abym podeszła bliżej. – Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała skorzystać z tych umiejętności, ale to są środki ostrożności. To jest po to, aby twój mąż mógł spać po nocach. A teraz… To jest Glock 17, kaliber 9 milimetrów. – Podniósł pistolet ze stołu, stojącego przed nami. – Używamy ich, ponieważ są powszechnymi pistoletami ręcznymi i większość władz w obu Amerykach i Europie używają Glocków. Innymi słowy, nie używamy broni, poprzez którą można by zidentyfikować użytkownika. Kiwnęłam głową w zrozumieniu. – Okay – westchnął, odkładając broń. – Podnieś go i cokolwiek będziesz robić, nie celuj ją w siebie… lub we mnie, jeśli o to chodzi. Zabawny irlandzki chłopak. Jest tak kurewsko zabawny.
361 | T h i s L i f e
– Nie jest załadowany, prawda? – zapytałam, przygryzając wargę, gdy go podnosiłam. – Huh. Ciężki. – Nie jest jeszcze załadowany, nie. Ale spraw, aby to była zasada. Zawsze mierz lufą przed siebie – wyjaśnił. – A teraz, otwórz broń tutaj. – Wskazał i zrobiłam tak, jak poprosił, nic nie rozumiejąc. Wtedy Edward złapał załączoną do broni część. – To jest magazynek. Musimy go załadować. – Wtedy wyjął jakąś część. – To jest amunicja, księżniczko. Po prostu obserwuj mnie, a potem to powtórzysz, w porządku? – Uch– huh. – Naprawdę starałam się skoncentrować, ale… kurwa, było tak dużo rzeczy do zapamiętania. – Okay, to nie wygląda na trudne – wyznałam z ulgą, gdy obserwowałam Edwarda, jak załadował… cokolwiek, jak to nazwał. magazynek? Yeah, jasne. W jakiś sposób wątpiłam, że odnajdę jakiekolwiek modowe rady w takim rodzaju magazynu. I teraz brzmiałam jak Irina i Kate. Wspaniale. Gdy Edward już mi to pokazał, spróbowałam sama to zrobić i to była prawda. Wcale nie było ciężko naładować broń. – Dobrze – powiedział. – A teraz załącz ponownie magazynek. – Wręczył mi broń i pokazał, jak powinno to być zrobione. – Tak, po prostu odpuść dźwignię. Idealnie. Kliknęła. – A teraz? – zapytałam, trzymając broń pomiędzy palcami, odsuwając ją od siebie na długość ramienia. To rozbawiło Whistler’a. – Teraz jest już naładowany, kochanie, więc pamiętaj o tym i nie kieruj lufy w moją stronę, okay? – Uśmiechnął się krzywo. Wtedy zabrał mi broń. – Popatrz, jak ja ją trzymam. – Tak też zrobiłam. Obserwowałam, jak jego długie palce objęły broń i jak jego palec wskazujący unikał spustu. – Najpierw celujesz. – Tak też zrobił, wyglądając przy tym niesamowicie seksownie. – Patrzysz nad lufą, widzisz? – Kiwnęłam głową. – W porządku. A teraz, w Glocku bezpiecznikiem jest spust. Więc musisz po prostu pociągnąć za spust. Nic więcej. – Nie rozumiałam, ale jasne, okay, cokolwiek. – Włóż słuchawki, księżniczko i obserwuj, jak kilka razy strzelę. Zanim mogłam je założyć, krzyknął do Em’a i Rose, którzy okupowali inny boks. – Jesteście gotowi? – Gotowi, brachu! – odkrzyknął Em. Założyłam słuchawki i obserwowałam intensywnie Edwarda. Powolnym, pewnym ruchem, nacisnął spust i broń wypaliła. Wtedy zrobił to znowu i znowu. Cholera, był gorący. Jego mięśnie były… homina, homina, homina… Boże, myślę, że
362 | T h i s L i f e
skupiałam się na niewłaściwej rzeczy. Jednak dzięki ci, Boże, że zdecydował się założyć tę czarną koszulkę, ponieważ… jego ramiona. Jezu. Kiedy skończył, nacisnął jakiś guzik i obserwowaliśmy, jak cel zaczął przybliżać się do nas na jakimś dziwnym przesuwającym się gadżecie. Yeah, jestem tak kurewsko obeznana z techniką, że to aż boli. – Kurwa! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam tablicę z celem. Whistler zrobił pięć dziur dokładnie na twarzy. W czole, będąc bardziej poprawną. Edward po prostu wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, podczas gdy ja stałam i gapiłam się z otwartymi ustami, jak Nemo. Och i ścisnęłam razem uda. – Twoja kolej, księżniczko – krzyknął Edward, abym mogła go usłyszeć. Kurwa, szczerzył się teraz jak głupek. Najwyraźniej lubił tę część naszego życia. Tak jak i ja. Tak długo, jak mogłam go obserwować. – Upewnij się, że nie dotykasz spustu, dopóki nie wycelujesz! – Okay, okay – wymamrotałam. Głębokie wdechy. Złapałam mocno broń, nigdy nie dotykając spustu. Edward stanął za mną, ale nadal wystarczająco blisko, abym miała go w zasięgu wzroku i wyglądał kurewsko zbyt gorąco. Opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi kostkami u nóg, skrzyżowanymi ramionami, z czarnymi okularami ochronnymi i zatyczkami w uszach. I ten uśmiech. Jezu, był naprawdę w swojej wersji placu zabaw. W każdym razie. Kolejny głęboki wdech. Wypuszczenie powietrza. Wycelowałam. Tak myślę. Nacisnęłam spust. Kurwa! Nie spodziewałam się tego. Poczułam, kurwa, jak to mnie odrzuciło do tyłu. Godzinę później byłam wkurwiona. Nie dość, że nie trafiłam w twarz… nie trafiłam w ogóle w tablicę. – Nie bądź pod presją, kochanie – powiedział Edward, gdy zdjęłam słuchawki. – Spróbujemy ponownie i proszę, pamiętaj, aby nie wstrzymywać oddechu. Musisz wydmuchać powietrze zanim strzelisz. Yeah, yeah. Słuchałam tego przez ostatnią godzinę. Ale z jakiegoś powodu nadal nabierałam powietrza i wstrzymywałam je, gdy naciskałam na spust. Nie wiedziałam dlaczego, ale tak robiłam. 363 | T h i s L i f e
– Załóż ponownie słuchawki – wymamrotał, gdy załadował dla mnie broń… ponownie. Westchnęłam i założyłam je. Nie byłam zgorzkniała. Ani trochę. Okay, byłam, ale kurwa, Rose była w tym znakomita. Strzelała w głowę swojego celu za każdym razem. Trzymając ponownie broń w ręce, wycelowałam. I strzeliłam. Strzelałam w kółko od nowa i nadal, kurwa, tego nie łapałam. A teraz miałam cholerną publiczność. Em, Rose i Whistler stali za mną, paląc papierosy i się szczerząc. Skurwiele. Strzeliłam jeszcze kilka razy. Miałam… tego… dosyć. Wtedy opróżniłam magazynek. Ponownie. Wtedy poczułam, że Whisler wyszedł zza mnie, więc zdjęłam słuchawki. – Przepraszam, księżniczko – zachichotał. – Ale nie będziesz strzelać, aby uratować sobie życie. Myślę, że ćwiczenia dobiegły końca. Odwróciłam się szybko, przez przypadek celując w niego bronią, ale bez obaw. Opuściłam ją, zanim mógł zeszczać się w majtki. Ale chwila… dlaczego nie wyglądał na przestraszonego? Nawet się nie wzdrygnął. Tak, jakby zadała pytanie na głos, odpowiedział mi na nie. – Celuj gdziekolwiek chcesz. Założę się, że najbezpieczniejszym miejscem, w którym można się znaleźć w twoim przypadku jest linia strzału, ponieważ i tak w nią nie trafisz! – Po tym ryknął ze śmiechu. Zabawny, zabawny irlandzki chłopak. Lub nie, więc zdjęłam moją sześciocalową szpilkę i rzuciłam nią w niego, uderzając go prosto w gębę. Yeah, co ty na to, Whistler! Jedynymi osobami, które teraz się śmiały, byli Emmett i Rose. Edward z drugiej strony chwycił się za głowę i zajęczał. – Cholera, Bello! – jęknął, nadal obejmując ręką twarz. – Kurwa, naprawdę włożyłaś siłę w to uderzenie. Ja pierdolę. Czułam się źle. Naprawdę. Ale czułam się także dobrze. – Cholera – wymamrotał. – Jak tylko przestanie mnie boleć, ustawimy cię z nożami do rzucania, ponieważ, cholera… to, czego nie potrafisz zrobić z pistoletem, jestem całkiem pewien, że będziesz umiała dokonać nożem. Byłam znowu szczęśliwa, a nawet szczęśliwsza, kiedy Emmett powiedział nam, że ich Wujek Ed miał noże do rzucania. Więc podeszliśmy do innego boksu i chłopcy wyjęli jakąś 364 | T h i s L i f e
dziwną rzecz z drewna, ustawiając ją niezbyt daleko, ale nadal… całkiem daleko. I zaczęłam rzucać do tego nożami. W kółko i od nowa. Z pierdolonym uśmiechem na twarzy, ponieważ przebijałam go. Skopałam tyłki Emmett’a i Edwarda, gdy Rose dopingowała mnie. Yeah. Edward napełnił się dzięki mnie dumą, ale nadal był Cullenem. Innymi słowy; był naprawdę rywalizujący. Więc nadal odchrząkiwał kilka razy, gdy go pokonałam. Przynajmniej byłam w czymś dobra. Racja?
365 | T h i s L i f e
Bella POV – Zdenerwowany zostawieniem Alec’a? – zapytałam cicho, gdy weszliśmy ponownie do apartamentu. Właśnie zjedliśmy na dole śniadanie z Emmett’em, Rose, Alec’em i Nessą. Oczywiście rozmawialiśmy o naszym wyjeździe, ale widziałam, że coś niepokoi Edwarda i miałam przeczucie, że chodzi o Alec’a. Odkąd Alec i Nessa dołączyli do nas w Chicago, Whistler i Emmett nie spuszczali ich z oka, więc domyślam się, że to będzie ciężkie, zwłaszcza, skoro nie wiemy jak długo zostaniemy w Europie. Ja także byłam niechętna zostawieniu dzieciaków. Przez ostatnich kilka tygodni tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy, że czułam, jakbyśmy byli prawdziwą, bliską rodziną. – Trochę – przyznał Edward, całując czubek mojej głowy. – Ale lepiej, żeby został tutaj z Em’em i Rose, niż jechał z nami do Rzymu. Przynajmniej na razie. I tak długo, jak Liz i Conn będą się ukrywać, wiem, że Alec i Nessa będą tu bezpieczni. Zgadzałam się z tym. Liz nadal narzekała, że Alec i Nessa będą zbyt blisko niebezpieczeństwa, pozostając w Chicago, czego, kurwa, nie rozumiałam, zważywszy na to, że ich stały dom jest tutaj. Ona jest dziwna. Nawet Esme myśli, że jej siostra jest szalona. Zgadzałam się także z Whistlerem, żeby nie zabierać z nami Alec’a. Ostatnich kilka tygodni minęło na planowaniu, ćwiczeniu i wprawieniu rzeczy w ruch i w tym, co zaplanował Whisler, oczywiście nie chciałam, aby brał udział Alec. To będzie niebezpieczne. Cholera, na
366 | T h i s L i f e
początku Whisler odmówił wzięcia ze sobą mnie, ale na szczęście zdołałam przekonać go przez święta. Jednak nie bez pomocy Esme i Tanyi. Te dwie kobiety znały koncepcję winy u katolików. Chryste, naprawdę umiały rozmawiać. Odkąd Masenowie i Cullenowie – wraz ze wszystkimi wspólnikami – byli rozprzestrzenieni po różnych nacjach, Tanya i Esme zapytały Edwarda, jak może w ogóle mówić o zostawieniu swojej drogiej małżonki w domu, gdy sam w styczniu pojedzie do Rzymu. Mimo że wszystko się kręciło wokół nas, pozostaliśmy spokojni przez święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Nie było żadnych dużych spraw, ani dzikich imprez. Nie chcieliśmy tego. Zamiast tego zgromadziliśmy się w apartamencie moim i Whistlera – on, ja, Em i Rose, Alec i Nessa, Kate i Irina oraz Garrett. Zjedliśmy kolację wigilijną i wymieniliśmy się oczywiście prezentami, ale chociaż Rose i ja nigdy wcześniej nie spędzałyśmy świąt z Esme i Carlisle’m, nadal dziwnie było świętować bez nich. Zgoda, spędziliśmy miło czas, ale z Esme, Carlisle’m i Tanyą nadal przebywającymi w Kanadzie, zdecydowaliśmy się nie przemęczać. Odchodzę od tematu. W święta Bożego Narodzenia zadzwoniliśmy do nich, do Vancouver, aby życzyć im wesołych świąt, kiedy to Esme i Tanya zaczęły wzbudzać winę w Edwardzie, że nie chce wziąć mnie ze sobą. Chryste, słowa, jakie wbijały mu do głowy… – Są święta, synu, a ty mówisz o zostawieniu Belli? – Edwardzie, posłuchaj mnie; to są ciężkie czasy dla naszej rodziny. Musimy trzymać się razem. I biedna Allanah, chcesz złamać jej serce przez zostawienie jej samej? – Dokładnie, Edwardzie. Naprawdę roztrzaskałbyś jej serce na tysiąc kawałków, jeśli byś ją zostawił. Byłaby bez ciebie nieprawdopodobnie samotna i smutna. – Nie wspominając o całym szkoleniu, mój drogi bratanku. Ty i twój brat bardzo dobrze wyszkoliliście swoje żony. Są kompetentne, nawet bardzo. I muszę zapytać, jak mógłbyś żyć ze swoją decyzją, Edwardzie? Czy nie widzisz, jaki ból sprawisz swojej żonie, jeśli ją zostawisz, a weźmiesz ze sobą swoją załogę? – Tak, posłuchaj swojej cioci, Edwardzie. Bella będzie okropnie zdruzgotana, zwłaszcza, że wyjazd z tobą jest czymś, czego chce i potrzebuje. Czy naprawdę chcesz widzieć dziewczynę, którą kocham jak własną córkę, zalaną łzami, hmm? Hmm? Yeah, nie okazały litości mojemu biednemu mężowi. Wyglądał na pełnego skruchy i winnego, podczas gry reszta z nas, słuchających, starała się powstrzymać śmiech.
367 | T h i s L i f e
Pamiętam jego szeroko otwarte oczy, sposób, w jaki ciężko przełknął i jak posadził mnie na kolanach, mówiąc: – Kurewsko cię przepraszam, księżniczko. Oczywiście, że wezmę cię ze sobą. Więc, tak to było. – O czym myślisz, kochanie? – wymamrotał Edward, wyrywając mnie z zadumy. Pokręciłam głową, uśmiechając się miękko i pokazałam irlandzkiemu chłopcu bardzo jasno, czego chcę, gdy złapałam go za rękę i zaczęłam prowadzić go w stronę sypialni. Zrozumiał. Po ostatnich kilku dniach, potrzebowaliśmy trochę cholernego obściskiwania się i kochania. Bez żartów. Kurwa, Edward i Emmett byli wyczerpani, ale nigdy się nie poddali. Ich dwójka rządziła organizacją silną ręką, a z Garrett’em i Kellan’em, jako najbliższymi powiernikami, mieli środki i siłę, żeby obalić samego diabła. I tak, Rose i ja podsłuchiwałyśmy wszystkie spotkania. Tylko że tym razem nie podkładałam pluskwy Whistler’owi. Ufali nam wystarczająco, że przyczepili pluskwę pod stołem, abyśmy mogły podsłuchiwać. W zasadzie to był pomysł Emmett’a, a Whistler jedynie wzruszył ramionami i powiedział: – Oczywiście, że mogą słuchać. Więc tak też robiłyśmy. I zawsze popierałyśmy ich decyzje bez wahania. Rose i ja byłyśmy przy nich cały czas, okazując naszą miłość i wsparcie. – Czy wiesz, jaka jesteś piękna? – wymruczał Whistler, składając pocałunek na moim ramieniu, gdy rozebrałam się przed nim. – Czy wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz? Obróciłam się w jego objęciu i przycisnęłam dłoń do jego policzka. Pocałowałam go w klatkę piersiową. – Tak – wyszeptałam. – Ponieważ upewniasz się, abym o tym wiedziała. Uśmiechnął się przy mojej dłoni. Pocałował ją. – To dobrze. Gdy oboje znaleźliśmy się pod kołdrą, pocałowaliśmy się nieśpiesznie. Mocno i z pasją, jakby nic innego na świecie nie istniało. Zawsze dobrze się bawiliśmy. W jednym momencie mogło być intymnie i emocjonalnie, a w następnej lekko i zabawnie. To była cała osobowość Edwarda. Był niesamowity i sprawiał, że czułam się kurewsko dobrze. Nie miało znaczenia, czy były to słowa, pochodzące prosto z jego serca, czy on, liżący mnie po pierdolonym policzku, po
368 | T h i s L i f e
zjedzeniu jego cholernych Doritos. Nadal sprawiał, że wiedziałam, że byłam najważniejszą osobą w jego życiu. A mówiąc o lekkości i zabawie… Edward zniknął pod kołdrą po olśnieniu mnie swoim krzywym uśmiechem. I kurwa! Ach! – Czekaj, chwila… co ty robisz? – zapiszczałam, starając się odepchnąć jego dłonie. Nie szło mi to najlepiej, ponieważ mój irlandzki chłopak był silnym skurwielem. – Chryste, Whistler, odejdź stamtąd! Zachichotał przy moim brzuchu, co tylko jeszcze bardziej mnie załaskotało. – Niee, lubię robić to pod kołdrą – odpowiedział. Miękkie pocałunki, śmieszne łaskotki, wszystko wokół mojego brzucha. – Zobaczymy się za godzinę. Zachichotałam. – Zamierzasz spędzić kolejną godzinę pod naszą kołdrą? – Kurwa, yeah – zachichotał. Jego dłonie powędrowały na moje boki i żebra. – Żałuję, że zjadłem śniadanie na dole. Mógłbym zjeść je tutaj. Słowo tutaj zostało podkreślone pocałunkiem na mojej kości biodrowej i nagle byłam zadowolona, że wróciliśmy do łóżka po śniadaniu. Ponieważ było wspaniale. Tylko ja i mój mąż, w sypialni. – Lub tutaj – wymruczał, całując moje udo. Jego dłonie ugniatały je. Kurwa. – Lub tutaj. – Bliżej, bliżej. Boże, ocierał się o mnie nosem. – Lub tutaj – powiedział chropowatym głosem. – Kurwa, pachniesz tak dobrze, księżniczko. – Jęknął i ja jęknęłam. Chciałam go zobaczyć. – Wiesz, to dla mnie zabawny widok, kochanie – zachichotałam bez tchu, gdy zsunął moje majtki w dół. – Jedyne co widzę, to coś dużego, poruszającego się pod kołdrą. Zaśmiał się. Przy mojej cipce. – Och, zapewniam cię, kochanie. Coś dużego będzie się tam niedługo poruszać. Tutaj, było teraz zaznaczone pocałunkiem otwartymi ustami – kurwa, a jego język… wchodzący. – Edwardzie – jęknęłam. Nie mogłam tego znieść. Odkryłam kołdrę i zrzuciłam ją na podłogę. Musiałam go zobaczyć, a on uśmiechnął się szelmowsko, ale nie przerwał. Dzięki Bogu, nie przerwał. Chryste, jego język. Zagłębiający się, a jego palce. Och… – Tak dobrze, księżniczko? – jęknął cicho, poruszając ustami na mojej łechtaczce, a palce wsuwając w moją cipkę. – Czy czujesz się dobrze, gdy bawię się twoją słodką cipką? 369 | T h i s L i f e
– Kurwa, tak – sapnęłam, lub warknęłam, lub jęknęłam. Zacisnęłam w pięści jego włosy. – Ja… ja… kurwa. – Znalazł ten punkt jego środkowym palcem, tak głęboko. Język przyciskał się do mojej łechtaczki. Kurwa, byłam cała mokra. – Edwardzie… – Wyduś z siebie te słowa! – Ja… kurwa, potrzebuję cię, kochanie! Zamruczał, wysyłając przeze mnie wibracje. Wtedy jego dłoń znalazła się na mojej piersi, cholerny wielozadaniowiec. Boże… – Potrzebujesz mnie tutaj? – jęknął. – Powiedz mi, jakiej części mnie potrzebujesz. Wiesz, że jestem cały twój. Kurewsko religijne doświadczenie. Jego język, jego palce, jego słowa. Boże, teraz potrzebowałam jego fiuta. – Pieprz mnie, Whistler – zaskomlałam. – Proszę, daj mi swojego kutasa. – Chryste – sapnął. Wtedy coraz wyżej wspiął się po moim ciele, zostawiając za sobą ścieżkę z pocałunków. – Czy tak, pani Cullen? – wyszeptał przy mojej prawej piersi. Językiem kręcił kółka wokół mojego nabrzmiałego sutka. – Chcesz mojego kutasa głęboko wewnątrz twojej cipki? Głęboko wewnątrz twojej mokrej cipki? O rzesz kurwa… – Taaaak – syknęłam, wyginając się w łuk, gdy przygryzł mojego sutka. Jego duże dłonie były pewne na mojej skórze. Były wszędzie, czując mnie. A jego penis, dokładnie tam. Przyciskając się do mnie. – Kurwa, jesteś taki twardy, kochanie – sapnęłam, sięgając do niego i wbijając paznokcie w jego łopatki. Kurwa, był tam. Jego główka, drażniąca się ze mną. – Więcej, Whistler… proszę, pieprz mnie. Pocałował mnie w szyję. Czułam jego gorący oddech i jego muskularne ciało, pokrywające mnie. – Chcesz wiedzieć, co sprawia, że mój kutas jest taki kurewsko twardy, księżniczko? – sapnął, a jego język kręcił się na moim obojczyku, zanim zassał go w usta. Zaczynałam wariować. Był wszędzie. – Powiedz mi – jęknęłam, ponownie wyginając się w łuk, potrzebując poczuć go całego. – Powiedz mi i weź mnie, kochanie. Jęknął… i wsunął swojego twardego kutasa w moją cipkę. Rozciągając mnie, pulsując we mnie, tak kurewsko śliski od mojej wilgoci. – To ty, Bello – warknął, oddychając ciężko przy zagłębieniu mojej szyi. – Twoja twarz, twoje piękne oczy, twoje pyskate usta. Oboje jęknęliśmy. Pocałował mnie. Moją 370 | T h i s L i f e
szczękę, moją szyję, a potem moje usta. – Te usta błagają o bycie całowane – wyszeptał przy moich wargach. I zaczął poruszać się we mnie, nieugięcie i głęboko. – Lub, gdy obejmujesz mojego penisa i ssiesz go, biorąc go aż do gardła. – Kurwa! – jęknęłam. Odrzuciłam głowę do tyłu, eksponując mu swoją szyję. Moje oczy przekręciły się w tył głowy. Pieprzył mnie powoli, ale mocno, nie będąc ostrożnym. Jego ciężar przyciskał mnie i mój Boże, kochałam to. Czułam zapach nas obojga. – To nie wszystko, kochanie – jęknął. – Kurwa, twoje ciało… twoje ponętne cycki… chcę je pieprzyć, księżniczko. – Bliżej, szepcząc mi do ucha. – I obiecuję ci, że to zrobię. Dzisiaj, jak tylko sygnalizacja zapięcia pasów zniknie, zamierzam pieprzyć twoje cycki. Poza kontrolą. Byłam poza kontrolą. Moje ciało wygięło się, aby być bliżej niego, moje usta były rozchylone, mój oddech był urywany i ciężki, ale kontynuował i, kurwa, mogłam to sobie wyobrazić. Dzisiaj lecimy do Rzymu i mogłam to sobie wyobrazić. Jego, biorącego mnie na kanapie. Siedzącego okrakiem na moich piersiach, pokrywając je swoim nasieniem. Cholera… cała się trzęsłam. Pieprzył mnie mocniej. Głębiej. – Chcę, abyś na nich doszedł – jęknęłam. On także jęknął i przyśpieszył. – Kurwa, kochanie, jesteś tak perwersyjna, jak ja, prawda? – chrząknął. – Chcesz, abym je pieprzył, a potem oznaczył? – Kiwnęłam głową, niezdolna, aby przemówić. Wtedy jego palce pojawiły się na mojej łechtaczce. Moje uda zaczęły drżeć. – Boże, kocham cię, księżniczko… twój niegrzeczny umysł… i to kolejna rzecz, która sprawia, że jestem twardy. – Wysunął się ze mnie z łatwością, zanim ponownie wbił się we mnie. Skóra odbijała się od skóry, biodra wychodziły naprzeciw biodrom. Wymienialiśmy oddechy, nasze usta się dotykały, a języki walczyły o dominację. – Twój język także sprawia, że jestem twardy – zaskomlał. – Pamiętam każdy raz, gdy zlizywałaś moje nasienie z mojego penisa. – Edwardzie! – błagałam. Nie wiedziałam o co, ale on sprawiał, że wariowałam. Wszystko wewnątrz mnie pogmatwało się w gorący zamęt. Byłam pragnąca i rozwiązła, trzymając się go kurczowo i ściskając jego penisa moją cipką. – Proszę – sapnęłam, a moje oczy wywróciły się ponownie w tył głowy. – Spraw, żebym doszła, Edwardzie. – Jeszcze nie, Isabello – chrząknął. – Jeszcze nie powiedziałem ci wszystkich rzeczy, jakie robisz, a które doprowadzają mnie do szaleństwa. Kurwa… po prostu… kurwa. 371 | T h i s L i f e
– Jest także twój uśmiech – jęknął cicho. – Zwłaszcza, kiedy udajesz wstydliwą. Ledwo mogłam oddychać. Usiadł nieznacznie, pociągając mnie ze sobą. Wbił się we mnie. – Kurwa! – warknął. Jego penis wchodził i wychodził ze mnie, za każdym razem pocierając mój wewnętrzny punkt. Jego dłonie były na moich biodrach, wbijając palce w moje ciało. – Następnie są twoje uda, nogi… i idealny tyłek, Bello. Jak on potrafił nadal formułować jakiekolwiek słowa? – Uwielbiam, jak twoje uda ściskają mnie, gdy liżę twoją cipkę… Gdy twoje nogi oplatają mnie, gdy cię pieprzę… gdy twój tyłek odbija się od moich mięśni brzucha, gdy biorę cię od tyłu. Dyszał i pieprzył mnie mocniej. Czułam się jak szmaciana lalka, gotowa, aby dojść. – Proszę! – wyszlochałam. Ustawił mnie nagle pod innym kątem, teraz mój tyłek z powrotem leżał na łóżku, a jego palce znalazły się na mojej łechtaczce, gdy unosił się nade mną, pieprzył mnie i sprawiał mi przyjemność. Boże, byłam blisko. Drżałam i sapałam. Oboje pachnieliśmy seksem. – Ostatnie, ale nie mniej ważne – wydyszał. Był coraz bliżej. Jego wilgotne czoło oparło się o moje. – Twoja ciasna cipka. Jak pokrywa mojego penisa swoimi sokami, jak czuje, gdy głęboko w nią wchodzę. Czuję cię, kochanie. Chcesz dojść, prawda? Taaak! – Tak kurewsko ciasna – jęknął. – Dojdź, księżniczko… nie mogę się już, kurwa, powstrzymać… Potarł mocno moją łechtaczkę. Jego pchnięcia były mocne i sprawiły, że sapnęłam. Wbijał się we mnie, dziko i szaleńczo. Kurwa, zadrżałam. Wzięłam oddech. I kolejny, i kolejny. Mój oddech był płytki i szybki. Moje serce waliło. Czułam, że to nadeszło. Powoli, ale pewnie, ogarniając mnie, konsumując falami. Przepadłam. Napinając się wokół niego, wybuchłam. Nie mogłam oddychać. Główka jego penisa ocierała się o mój punkt G. Byłam nieprawdopodobnie ciasna wokół niego i gdyby nie było to spowodowane faktem, że zagłuszył mnie mój orgazm, zaskomlałabym z bólu, gdy wbił swojego penisa we mnie po raz ostatni, zanim doszedł wewnątrz mnie. Ale w tym przypadku ból tylko przedłużył
372 | T h i s L i f e
moją przyjemność. Trwało to dotąd, aż sapnęłam głośno, gdy moje płuca domagały się powietrza. Przed oczami miałam czarne plamki. – Kurwa! – warknął, kładąc się obok mnie, co sprawiło, że zaskomlałam, gdyż wysunął się ze mnie. Mogłam szczerze powiedzieć, że kochałam nasze momenty w łóżku.
***
Oczekiwałam, że będę smutna, żegnając się z Rose, Alec’em i resztą, którą pokochałam bardziej, niż własne życie, i w pewien sposób tak oczywiście było. Ale coś także wibrowało we mnie i gdy obserwowałam, jak Edward żegna się z Emmett’em i Garrett’em, wiedziałam, co to było. To było oczekiwanie. Nie jechaliśmy na wakacje. To była praca. Służyło to dowiedzeniu się przez Edwarda o organizacji Ara. To była praca zwiadowcza. Miała polegać na doprowadzeniu do wskazówek i faktów. Miało to służyć osiągnięciu celu. Miało to pogrążyć Ara. Edward i Emmett mieli tam już na miejscy swoich ludzi czekających na kolejne rozkazy. A teraz my tam lecieliśmy z kolejnym zespołem ludzi. Ich dowódcą będzie Kellan. To… powodowało przepływ adrenaliny. Ponieważ wczoraj Emmett i Edward ogłosili „cichy” kod Czerwony. Celem było utrzymanie farsy ukrywania się. Edward i Emmett chcieli, aby Avellinowie myśleli, iż nadal się ukrywamy, co robiliśmy, ale nie wiedzieli, że zamierzamy się im także odpłacić. Mieliśmy plan, bardzo szczegółowy. Edward miał najpierw dziesięć dni do swojej dyspozycji. Potem dołączą do nas chwilowo Emmett i Rose na pokazie samochodów Maserati, zanim ponownie wrócą do Stanów. Ale Edward i ja mieliśmy zostać w Europie na czas nieokreślony. Ponieważ w naszym planie istniało wiele poziomów i stopni, które trzeba było przejść. Emmett, Edward, Garrett i Ben kierowali całą tą operacją i mieli do swojej dyspozycji dwa zespoły. Jeden w USA i jeden w Europie. Byłam pierwszą osobą, która przyznałaby, że natychmiast znienawidziłam tego chuja, James’a Hunter’a, ale po sprawdzeniu się dla Em’a i Edwarda, objął przewodnictwo we Włoszech i teraz czekał tam na nas. To było w zeszłym tygodniu, gdy zdołał wyśledzić trzech 373 | T h i s L i f e
ludzi Caius’a i Emmett kazał mu przylecieć pierwszym możliwym samolotem. Najbliższy współpracownik Hunter’a – Laurent Adams – odpowiadał za oddział, śledzący Caius’a. Myślałam, że Em i Whistler upewnią się, że tych trzech mężczyzn zostanie zlikwidowanych, ale gdy Whistler wyjaśnił mi, że byli oni naszym sposobem do dojścia do Caius’a, zrozumiałam. Na razie będą obserwowani i miejmy nadzieję, że tych trzech mężczyzn, wyśledzonych w Filadelfii, niedługo doprowadzą Adams’a do Caius’a. A co do postępów we Włoszech, cóż… niezbyt wiele wiemy. I teraz zadaniem Whistlera było dowiedzieć się więcej. Innymi słowy; mieliśmy Emmett’a w Ameryce, wraz z Adams’em, będącym jego prawą ręką i niedługo będziemy mieli Whistler’a w Europie, którego prawą ręką będzie Hunter.
***
Według Emmett’a i Edwarda nie było nic, co Rose i ja mogłybyśmy zrobić. Co za kupa gówna. Nie posłuchałyśmy ich. Oczywiście, że mogłyśmy coś zrobić. Możemy być młode i niedoświadczone, ale byłyśmy dalekie od bycia głupimi. Wszystko, czego potrzebowałyśmy to kreatywność i to nas zadowalało. Chciałyśmy pomóc, chciałyśmy być użyteczne i uzdolnione. Więc, co możemy zrobić? Cóż, mogłyśmy zmienić się w broń. Taki był plan. Miałyśmy po naszej stronie Kellan’a i Alec’a, którzy nam pomagali. Odkąd Rose miała zostać w Chicago i będzie mieć pewnego rodzaju bezpieczny “dom”, gdy Edward i ja będziemy spędzać mnóstwo czasu, szukając wielu nieruchomości porozrzucanych po Włoszech, było dla niej łatwiej zniknąć na jakiś czas bez wiedzy Emmett’a. Czy to było ryzykowne? Oczywiście, ale byłyśmy niewzruszone i nieubłagane. Zawsze najważniejsze było bezpieczeństwo, ale byłyśmy gotowe nauczyć się więcej i podjęłyśmy decyzję, aby zrobić to same. Nowym celem Rose stało się nauczenie się tak dużo, jak mogła o technologii i inwigilacji, i planowała użyć do tego Garrett’a. Nie będzie to dla niej zbyt ciężkie, aby udać, że kieruje nią jedynie niewinna ciekawość i tak, jak powiedziałam, możemy być młode, ale nie jesteśmy głupie. Spędzanie czasu obok Garrett’a i Ben’a oznacza, że załapiesz jedną rzecz, czy dwie, czy tego chcesz, czy nie, a teraz Rose tego chciała. A mój cel? 374 | T h i s L i f e
Cóż, sprawa jest taka. Odkąd mieliśmy dużo podróżować, nie mogłam nauczyć się niczego, co zmuszałoby mnie do pozostania w miejscu. Ale kiedy się podróżuje, można wziąć ze sobą książki. Więc, w tym momencie, kiedy Edward i ja byliśmy gdzieś nad Atlantykiem, uczyłam się. Edward zerknął raz na tekst książki na moich kolanach, uniósł brew, ale nic nie powiedział, po czym wrócił do swojego laptopa. Nie chciałam wiedzieć, co myślał, ponieważ naprawdę się bałam, że będzie miał o mnie gorsze zdanie. Książka? Yeah, była o makijażu. I nie było opcji, aby Whistler zrozumiał, że zaczęłam uczyć się makijażu, w celu charakteryzacji. Prawdopodobnie myślał, że to jakaś kobieca rzecz. Lub cokolwiek. Ale fakt był taki, że uczyłam się sztuki makijażu z jednego powodu. Nasze zdjęcia tam są. W mediach. Nie będzie dla nikogo trudne dowiedzieć się, jak wyglądamy. Jestem pewna, że Edward pomyślał o tym, ale nie wiem, jakie były jego plany. Nie wiem, co zamierzał z tym zrobić i chociaż raz ja wiedziałam. Jeżeli się tego nauczę, będę mogła sprawić, że znikniemy, bez prawdziwego znikania. Więc temu miał służyć makijaż. Lub raczej FX makijaż, będąc poprawnym. Ponieważ prawda była taka, że Rose i ja chciałyśmy w to wejść. Nie chciałyśmy być jedynie żonami. Chciałyśmy także pracować. Chciałyśmy być częścią tego wszystkiego. Czułyśmy do tego pociąg. Lubiłyśmy to. Byłyśmy w końcu Cullenami.
375 | T h i s L i f e
Bella POV
– Och, kurwa. – Usłyszałam, jak Whistler jęknął, na co stłumiłam uśmiech. – Masz na sobie pierdolony jedwab. A ty jesteś takim pieprzonym perwersem za obmacywanie mnie, gdy śpię. Mój mąż jest dżentelmenem i jest bardzo rycerski, co do tego nie ma wątpliwości, ale jest także irlandzkim chłopcem i teraz, gdy niósł mnie na rękach, jak pannę młodą… gdzieś, nie pytajcie mnie, gdzie, a moje oczy były zamknięte… w każdym razie… jego ręce były wszędzie. Dokładnie tam, pod moją spódnicą, obmacując mnie, najwyraźniej sprawdzając moją jedwabną bieliznę.
376 | T h i s L i f e
Mogłam otworzyć oczy i zerknąć na niego spod rzęs, ale, och, ziewnęłam, gdyż byłam bardzo zmęczona. Kto wiedział, że podróż do Włoch będzie taka długa? Cóż, okazało się, że podróż z Chicago do Rzymu trwała trzy dni. Z Chicago polecieliśmy do Nowego Jorku, aby wypożyczyć prywatny odrzutowiec Masenów, służący do lotów międzynarodowych, następnie mieliśmy międzylądowanie w Kopenhadze, gdzie spędziliśmy noc i stamtąd polecieliśmy do Paryża, a z Paryża do Lyon’u. Yeah, a potem jechaliśmy. Jechaliśmy. Diabelska jazda, muszę przyznać. Ponieważ zajęła dużo czasu. To znaczy, jestem pewna, że Edwardowi podobało się prowadzenie po tych drogach, a mi oczywiście podobało się, jak jego palce wyprawiały na mnie magię… podczas gdy przejeżdżaliśmy przez dolinę Rhône. Ale yeah, jazda zajęła godziny, ponieważ Edward i Emmett nigdy nie wjeżdżali do kraju inaczej, gdy mieli pracować. Po tym, jak mi to wyjaśnił, miało to oczywiście sens. Ochrona na lotniskach była bezwzględna, nie wspominając o tym, że Avellinowie mogą monitorować lotniska. Więc jechaliśmy. Z Lyon’u do Torino, gdzie Whistler zmienił samochód. I w końcu z Torino w stronę Rzymu. Więc yeah, byłam zmęczona. Ale gdy usłyszałam obok siebie chichot, szybko zdecydowałam, że jednak nie jestem już taka zmęczona. – Skończyłeś mnie obmacywać? – zapytałam, otwierając oczy. Edward zatrzymał się, zerknął na mnie, i tak powoli, jak nieśmiały uśmiech pojawił się na jego wspaniałej twarzy, zjechał dłonią w dół mojego uda. Yeah, cześć. – Już nie śpisz – oznajmił mądrze. Kiwnęłam głową. – Od dawna nie śpisz? – Od jakiegoś czasu. Więc… skończyłeś mnie obmacywać? Zirytował się, tak jakby miał idealne wyjaśnienie. – Sama jesteś sobie winna, za założenie tej spódnicy, księżniczko. Wspaniałe wyjaśnienie. – Możesz już mnie postawić, irlandzki chłopcze. – Raczej nie. – Dlaczego? – Ponieważ lubię cię nosić. – Jak dziecko? – Obrzydliwe. I nie, to jest styl na pannę młodą. Wiesz. Nie do końca umieściłem cię sobie na biodrze, czy coś. – Yeah, cóż… słyszę ludzi. 377 | T h i s L i f e
– Martwych ludzi? – Zabawne. Zachichotał. – To moja ekipa. Prawdopodobnie zrobili sobie przerwę. – Jesteśmy w buszu? Tam, gdzie jest ta wielka, czerwona skała? – Skała Ayers? – Yeah, ale myślę, że zmienili jej nazwę. – To bez znaczenia. Jesteśmy we Włoszech. – Nie pierdol. – Ty to zaczęłaś. – Starałam się być zabawna. – Z naciskiem na staranie się, kochanie. Uderzenie! – Au! Uderzyłaś mnie zbyt mocno. – Skończyłeś? To przekomarzanie się robi się nudne i chcę użyć swoich nóg. – Robi się nudne? Kurwa, to jest dla mnie coś, jak gra wstępna. – Poruszył brwiami. Uśmiechnęłam się. – Kurewsko cię kocham, Whistler. On także się uśmiechnął. – Ja też cię kocham. . . – Więc… możesz mnie postawić? Westchnął. – W porządku. Wtedy znalazłam się na ziemi. Rozglądając się wokoło, zauważyłam, że było ciemno, ale… nie tak ciemno, jakby „już była pora, żeby iść do łóżka”. Bardziej, jak „pora, żeby za kilka godzin wstać”. Było pięknie. Naprawdę cholernie pięknie i otaczały nas wzgórza i pola, rozciągające się w nieskończoność. Słońce wschodziło, ale nie dawało jeszcze zbyt wiele światła. Nadal jednak można było zobaczyć, że znajdowaliśmy się w bardzo odosobnionym miejscu. – Pięknie, eh? – wymruczał Edward, stając za mną, aby oprzeć swój podbródek na mojej głowie. – Cieszę się, że Em i ja odkryliśmy to miejsce.
378 | T h i s L i f e
Ach, tak, ponieważ dwóch irlandzkich chłopców nie mogło po prostu czegoś wynająć lub zatrzymać się w hotelu. Nie, oni musieli to kupić. Ale miał rację. Tu było naprawdę pięknie. – Myślę, że pokocham to miejsce – wymruczałam, odwracając się w jego uścisku. – Wiesz już jak długo tu zostaniemy? – Hmm – zamruczał, myśląc o tym, gdy całował mnie w czoło. – Będziemy często podróżować, więc nie będziemy tu zbyt często, ale… mogę powiedzieć, że będziemy we Włoszech przez kilka miesięcy. Już miałam mu powiedzieć, jak kurewsko wspaniale to brzmi, ale śmiech dziecka sprawił, że zaniemówiłam, ponieważ… dziecko? Tutaj? W środku nocy? – To bratanica Eric’a – powiedział miękko Whistler, oczywiście zauważając moje zmieszanie. – Pamiętasz Eric’a z naszego wesela, prawda? I jego brata, Joe? Byli także na weselu Em’a i Rose. Kiwnęłam głową, nadal zmieszana… Eric był hakerem i członkiem przebywającej tu załogi Edwarda i pamiętałam, że był na weselu z… ze swoim bratem… i wtedy to we mnie uderzyło. Brat Eric’a, Joseph, także pracował dla Masenów i był jednym z ochroniarzy, którzy zostali zabici w noc wesela Rose i Em’a. – Ale… dlaczego… – Urwałam, mój umysł nadal zbierał wszystkie rzeczy do kupy, ponieważ… dlaczego, do cholery, Eric zabrał tu ze sobą bratanicę? Gdzie była matka tej dziewczynki? – Żona Joe’go zmarła przy porodzie Autumn – westchnął cicho, ponownie odpowiadając na moje niewypowiedziane pytanie. Moje oczy zamknęły się. Zmarła… przy porodzie… Więc był tylko Joe i jego córka? I został zabity? Zacisnęłam zęby, chcąc, aby moje oczy nie wypełniły się łzami. To nie działało i niedługo gapiłam się w ziemię, starając się nie zachwiać od przepełniającej mnie pierdolonej furii. Chryste, ta mała dziewczynka została sama. Bez rodziców. Pamiętałam ją, tę małą dziewczynkę. Miała… sześć lub siedem lat. Emmett, Alec i Edward wygłupiali się z nią i innymi dziećmi. – Jesteś zła – oznajmił cicho. Tak dobrze mnie znał. I tak, byłam kurewsko wściekła. Częściowo na Joe, za to, że pracował przy nielegalnym gównie, będąc samotnym rodzicem, wiedząc, jak niebezpieczne to może być, ale… głownie 379 | T h i s L i f e
na Avellinów. To zawsze sprowadza się do nich. Oczywiście, był głos w mojej głowie, dokuczający mi, odnośnie posiadania dzieci w tym świecie, ale wiedziałam, że nie pozwoliłabym niczemu tego przerwać. Nadejdzie dzień, w którym Edward i ja zapragniemy mieć dzieci i wiedziałam, że nie będziemy przez to mogli opuścić tego świata. Nie chciałam tego. Ja… kochałam to życie. Ale wiązało się z ryzykiem. Ryzykiem, na które Autumn była za młoda, aby o nim wiedzieć. A teraz była tutaj ze swoim wujkiem. – Dopadniemy ich, prawda? – zapytałam, patrząc na Edwarda. – Wszystko się ułoży, prawda? Jego spojrzenie było miękkie, gdy pogłaskał mnie palcami pod oczami. – Yeah – wyszeptał, opierając czoło o moje. – Dopadniemy ich. Kiwnęłam głową, mając nadzieję, że miał rację. – Chodź, dziecinko – powiedział miękko. – Przywitamy się z chłopakami i będziemy mogli iść do łóżka. Podążyłam za nim, ręka w rękę, ze splecionymi palcami, ale mój umysł nadal skupiał się na dziewczynce. Nie miała nikogo, poza swoim wujkiem. Wiedziałam, jak to było mieć tylko kilku ludzi w swoim życiu. Nie zajęło nam długo przejść przez willę i byłam naprawdę zaskoczona jej rozmiarem, zwłaszcza, jeśli mieszkało tu dużo ludzi. Ale kiedy wspomniałam o tym Edwardowi, wyjaśnił mi, że tylko Eric, Autumn i Kellan będą z nami mieszkać. Reszta zatrzymała się w Rzymie, który był czterdzieści pięć minut drogi stąd. Wtedy dodał z krzywym uśmieszkiem, że moje wrażenie może być mylne, ponieważ pod willą znajdowała się piwnica, dwa razy większa, niż sama willa. Yeah, oczywiście. To znaczy, nie, żebym mu nie wierzyła, ale… dlaczego niby miałby potrzebować piwnicę większą, niż sama willa? Racja? Ale powstrzymałam pytania, wiedząc, że Whistler niedługo po wszystkim mnie oprowadzi. Gdy doszliśmy na podwórko, musiałam się uśmiechnąć na to, co zobaczyłam. Było piękne, z basenem, tarasem i ogniskiem.
380 | T h i s L i f e
Mężczyźni, siedzący na tarasie, wydawali się być swobodni i dobrze się bawić. Oczywiście zauważyłam małą dziewczynkę, Autumn, i teraz, gdy o niej wiedziałam, moją klatkę piersiową wypełniło ciepło, gdy zobaczyłam uśmiech, jakim obdarzyła Eric’a, który trzymał ją na kolanach. Z tymi wszystkimi ludźmi, którym zostałam przedstawiona, zarówno na moim, jak i weselu Rose, było ciężko zapamiętać wszystkie twarze i imiona, ale gdy zobaczyłam ich teraz, przypomniałam ich sobie. Eric i Joe byli podobni do Edwarda i Emmett’a. Byli ze sobą blisko, wygłupiali się i byli zabawni… irlandzcy chłopcy. A teraz Eric został sam z córką Joe’go. To było okropne. – No proszę, w końcu przyjechaliście! – Usłyszałam, jak Kellan się zaśmiał, gdy nas zauważył. Edward zachichotał, przyciągając mnie bliżej siebie. – Yeah, cóż, z naszymi ślicznymi twarzami musieliśmy podjąć środki ostrożności. Ty, brzydki głupku, mógłbyś po prostu wskoczyć do samolotu. My nie mogliśmy. – Hej, nie cierpię tego – zachichotał Eric. – I piękne twarze? – Uniósł brew. – Zgadzam się, twoja żona jest piękna, ale ty? Nie za bardzo, koleś. – Odpieprz się, Eric – powiedział Edward, wpatrując się zabawnie w niego, gdy posadził mnie sobie na kolanach. – Wszyscy wiemy, że jestem pierdoloną ucztą do oglądania.
381 | T h i s L i f e
Masz rację, kochanie. Nie wiedziałam, czego oczekiwać, ale było pewne, jak cholera, że nie tego. Może myślałam, że to będzie bardziej… sztywne. Ale było dalekie od tego i gdy Whistler i ja doszliśmy do stołu, pokrytego alkoholem i przekąskami, wiedziałam, że będzie tu czas i miejsce na wszystko. Najwyraźniej była to chwila relaksu, może przerwa od pracy, czy coś i wiedziałam, że nie będzie tu niezręcznych chwil lub ciętych odpowiedzi. – W każdym razie – powiedział Edward. – Wszyscy pamiętacie moją żonę, Isabellę. I Bello, to jest… każdy. Uśmiechnęłam się krzywo do niego, zanim odwróciłam się do każdego. – Miło mi was ponownie widzieć… wszyscy. Chichoty i powitania. Tak na luzie. Nie były potrzebne te odpowiednie przedstawienia się. Wszystkich ich spotkałam już w końcu wcześniej. Jedynie krótko, ale nadal. Pamiętałam Eric’a; był tutaj, aby czuwać nad wszystkimi technologicznymi sprawami, i była oczywiście Autumn i kurwa, była cudowna. Właściwie to była bardzo podobna do Eric’a. Oboje mieli włosy koloru truskawkowego blond, piegi, niebieskie oczy i jasną cerę. Uśmiechała się, ale było jasne, że była wyczerpana i wyglądało na to, że w każdej minucie może zasnąć.
382 | T h i s L i f e
Oczywiście pamiętałam także James’a i muszę przyznać, że moje drugie wrażenie w ogóle nie przypominało pierwszego. Tym razem nie było garniturów i nachalnych spojrzeń. Wszyscy byli ubrani w szorty lub dżinsy, t– shirty lub swetry. Nic eleganckiego. I uśmiechy. Wszyscy po prostu odprężali się.
Następny był Kellan, a jego znałam już bardzo dobrze. Whistler kochał tego chłopaka i ufał mu nad życie, co jest dobre, zważywszy na fakt, że Kellan dowodzi tutejszą ochroną. Jest zabawnym kolesiem, podobnie, jak mój Whistler i jak porównałam ich wszystkich do siebie, zauważyłam, że są raczej w tym samym wieku. Mają po dwadzieścia parę lat.
383 | T h i s L i f e
Dalej byli Sam i Seth, obaj wykonujący tę samą pracę. Yeah, są płatnymi mordercami. Teraz pracują dla James’a, ale wcześniej pracowali dla Liam’a. Sam jest olbrzymi, ma prawie dwa metry wzrostu i same mięśnie. Seth zaś jest chudy; Whistler powiedział, że dzięki temu jest bardziej śmiercionośny, niż Sam. Najwyraźniej Seth jest snajperem.
384 | T h i s L i f e
Ostatni, ale nie mniej ważny był Adam. Syn Siobhan McKenna, który jest geniuszem, jeśli chodzi o zamki i skarbce. Miał pracować razem z Eric’iem, a ich dwójka będzie wspaniałą kombinacją, pozwalającą nam wejść do posiadłości Ara Avellina. Innymi słowy, Eric i Adam byli tu, aby złamać kody, okłamać nagrania ochrony, otworzyć zamki i po prostu… włamać się. A następnie stamtąd wyjść, bez dania się złapać. Yeah. Bułka z masłem… lub coś w tym stylu. Więc… mieliśmy Whistler’a, James’a, Kellan’a, Eric’a, Adama, Sam’a, Seth’a, mnie i Autumn. Wiem, że trzech ludzi Kellan’a, trzech ochroniarzy, miało przylecieć do nas jutro, ale to by było na tyle. Kiedy przyjadą, nadal nie będzie nas więcej, niż dwanaście osób, a wliczam w to siebie i siedmioletnią dziewczynkę.
385 | T h i s L i f e
Świetnie. – Więc… Isabello. – Usłyszałam, jak mówi Eric, efektownie sprowadzając mnie do rzeczywistości. – Cullen powiedział, że jesteś dobra w nożach. – Uśmiechnął się. – Dobra to nie właściwe określenie – parsknął Kellan. – Szkoda, że nie widziałeś twarzy Edwarda, gdy rzuciła w niego swoim butem. Uśmiechnęłam się z dumą. – A co ty możesz, kurwa, o tym wiedzieć? – zirytował się Edward. – Nie było cię tam. – Nie, ale twój brat był – zaśmiał się Kellan, wyjmując swój telefon. – I zrobił zdjęcie twojej obrzydliwej twarzy. I oto ono. Zdjęcie w telefonie Kellana, na którym Edward obejmuje swoją twarz, zaraz po tym, jak go uderzyłam. – Kurwa – wymamrotał Whistler, odpalając papierosa. – Jak wielu osobom przesłał to Emmett? Wszyscy chłopacy unieśli swoje telefony Vertu. Miło. – W porządku – zachichotał Eric. – Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię w akcji, Isabello… ale myślę, że teraz nadszedł czas, aby zabrać tę małą istotkę do łóżka. – Uśmiechnęłam się, gdy wstał ze śpiącą Autumn. – Zobaczymy się nad ranem. – Dobranoc – wymamrotałam, tak samo jak reszta. Wyglądało na to, że Sam i Seth mieli zrobić to samo, ale… wtedy wszystkie nasze telefony zadźwięczały.
386 | T h i s L i f e
Włączając w to mój. – To było szybkie – wymamrotał Edward. Kilka sekund później przeczytałam wiadomość, jaką przesłał Emmett.
Etap 2 rozpoczęty. 1 strata. Porządki zrobione. Następnie RM. W ciągu 20 min ~ E.P.C
Przygryzłam wargę, będąc w stanie rozszyfrować tylko połowę wiadomości. Byłam szczęśliwa, widząc, że byłam tego częścią, z całym tym otrzymywaniem wiadomości, ale gdybym jej nie dostała, też nic by się nie stało. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałam, to że Etapem 1 było namierzenie Caius’a, więc aby pójść dalej, musieli go znaleźć, co najwyraźniej zrobili. W porządkach chodziło o sprzątanie. Och, a RM oznacza Rezydencję Masenów. Ale to wszystko, co wiem. – Sprowadź tu ponownie Eric’a – rozkazał Edward i Adam od razu po niego pobiegł. – To dobre wieści, chłopaki. – Zaciągnął się papierosem, najwyraźniej mocno zamyślony. – Hunter, chcę, abyś skontaktował się z Adams’em. Chcę wiedzieć, kogo straciliśmy. James posłuchał. Mój żołądek zacisnął się. Wtedy ponownie przeczytałam wiadomość. 1 strata. Och. – Ford, kiedy jutro przylecą twoi ludzie? – zapytał Kellan’a. Pozostałam cicho i domyśliłam się, że będę przeszkadzać, ale kiedy próbowałam zejść z kolan Whistlera, pokazał bardzo wyraźnie, że nigdzie się nie wybieram. – W południe – odpowiedział Kellan, sprawdzając swój telefon. – Chcesz, abym zadzwonił po więcej, szefie? Edward pokręcił głową. – Nie, trzech wystarczy. Nie chcę wzbudzać podejrzeń przez większą ekipę. Ale myślę, że najlepiej będzie, jeśli wszyscy zostaniemy w willi. Eric i Autumn zajmują na razie sypialnię Em’a i Rose, a Bella i ja będziemy w naszej, ale w piwnicy są dwa olbrzymie łóżka i kanapy. – Dostałem wiadomość – powiedział Eric, idąc z Adamem. – Mamy iść do sterowni? Już nie było relaksująco. Wszyscy byli teraz służbowi. – Chicago wie? – zapytał go Edward, a Eric kiwnął głową. – W porządku, chodźmy.
387 | T h i s L i f e
Nic nie rozumiałam i zrobiłam się nawet bardziej zmieszana, gdy Edward, z dłonią położoną na dole moich pleców, poprowadził nas przez salon do kuchni, po czym otworzył pierdoloną spiżarnię. Spiżarnię pełną konserw i… przekąsek i jedzenia. – Pobiegnę tylko na górę i wezmę Autumn – powiedział Eric. – Może dzisiaj spać na dole. – Tutaj, księżniczko – wymruczał Edward i wtedy obserwowałam, jak pewna ściana po prostu… zniknęła. Przesunęła się na bok. To były pierdolone drzwi. Sekretne drzwi, prowadzące w dół. Pokręciłam głową i trzymałam usta zamknięte. To nie było tego warte. Niedługo dostanę odpowiedzi na moje pytania i nie chciałam nikogo teraz wstrzymywać, więc po prostu podążyłam za Edwardem. Po schodach w dół i cholera, to było… jak podziemny apartament. Najpierw był pierdolony bar i przeszliśmy przez mały salon, kuchnię i w końcu… znaleźliśmy się w pomieszczeniu pełnym komputerów. Byłam… oszołomiona. Moje oczy skanowały i badały, starając się wszystko to ogarnąć, ale było to niemożliwe. Po prostu działo się zbyt wiele.
– To jest kryjówka, kochanie – powiedział Edward. – Nikt, poza nami, nie wie o tej piwnicy i to jest miejsce, w którym możemy się ukryć, jeśli niebezpieczeństwo jest zbyt duże. Ogień nie może się rozprzestrzenić, a kule nie mogą przejść przez te ściany. W zasadzie to jest bunkier. Uch– huh. Yep, bunkier. Łapię.
388 | T h i s L i f e
Kurwa. – Straciliśmy faceta o imieniu Greg – oświadczył James, dołączając do nas w pokoju komputerowym. A Greg? Czy to nie był ten ochroniarz Rose z Forks? Moja odpowiedź była wymalowana na twarzy Edwarda. Tak, to on. Greg. Martwy, odszedł. – Jak? – zapytał Edward. Miał zaciśnięte zęby i był to jedyny dowód na to, że był wściekły. – Emmett, Laurent, Greg i Oliver odkryli dzięki Garrett’owi i Ben’owi, że Caius był w Chicago – odpowiedział James, gdy reszta wypełniła pokój. – Zespół Caius’a był większy, niż się spodziewaliśmy. Była strzelanina, sir i został postrzelony w głowę. Och, mój… – Z Emmett’em i Rose wszystko w porządku, prawda? – wypaliłam bez zastanowienia. – Z nimi wszystko w porządku, najdroższa – powiedział Whistler, ściskając moją dłoń. – Em powiedziałby nam, gdyby coś się wydarzyło. Kurwa. Okay. Odetchnęłam. – Rozkazy, sir? – powiedział Eric, zajmując miejsce tam, gdzie były wszystkie monitory i komputery. – Pokaż rezydencję Ed’a – powiedział mu, zanim zwrócił się do James’a. – Coś jeszcze? – Nie, sir. – W porządku – westchnął Edward. – Zadzwonię do Emmett’a po uaktualnienie. Podpalił kolejnego papierosa. Ja byłam nadal pochłonięta tym wszystkim. Wszyscy byli cicho, obserwując ekran, na którym pojawiła się rezydencja Masenów. To była transmisja na żywo, do cholery. O co w tym chodzi? – Pytania? – usłyszałam cichy głos za mną. Zerkając przez ramię zobaczyłam Kellan’a. Zachichotałam nerwowo. – Jedynie milion lub dwa. – Nie krępuj się pytać. Przygryzłam wargę, zerkając na Edwarda, który kiwnął głową uspokajająco, słysząc Kellan’a. Okay, w takim razie. – Co to jest Etap 2? – wyszeptałam do Kellan’a. 389 | T h i s L i f e
Ponieważ z tego, co słyszałam, Etap 2 polegał na przesłuchaniu Caius’a, w celu uzyskania odpowiedzi na miejsce pobytu Ed’a. To… nie wyglądało dla mnie jak przesłuchanie. Ani trochę. – Sprawienie, żeby wyglądało to wszystko tak, jakbyśmy zostali zaatakowani – odpowiedział cicho Kellan. – Etap 1 polegał na znalezieniu Caius’a i uzyskaniu odpowiedzi. Och, okay. Um… huh. – I zostało to już zrobione. Posłał mi znaczące spojrzenie i, yeah, okay, załapałam. Caius nie był już nam potrzebny, co oznacza... że mógł być równie dobrze martwy. – Załapałaś? – Kiwnęłam głową. – Cóż, Etap 2 polega na upieczeniu dwóch pieczeni na jednym ogniu. Całkiem dosłownie – zachichotał. Zabawne, bardzo zabawne. – Widzisz rezydencję na ekranie? Ponownie kiwnęłam głową. – Caius i jego załoga są w środku. – C– co? – sapnęłam. – Nie martw się. To część planu. Nasi ludzie ich tam sprowadzili. Emmett zamierza stworzyć w pewnym sensie chaos w Stanach, zanim dołączy do nas we Włoszech. Przełknęłam nerwowo. Chaos? Moje oczy błagały, gdyż nie byłam w stanie przemówić. – Potrzebujemy, aby Włosi, władze oraz media wierzyły, że zostaliśmy zaatakowani, a jaki jest na to lepszy sposób, niż wysadzenia domu Edwarda Masena? Mrugnęłam. Czy on jest poważny? Najwyraźniej tak. – Ma to także odwrócić uwagę – dodał Edward i odwróciłam się do niego. Nadal próbował skontaktować się z Emmett’em, jak zgaduję. – Etap 3 polega na wyciągnięciu Liam’a z więzienia. Że co proszę! – Potrzebujemy go, księżniczko. Dał nam na to wszystko zielone światło poprzez swoją żonę – powiedział, kiwając w stronę ekranu. – Nasi chłopcy spędzili wczorajszy dzień na opróżnianiu rezydencji z niezbędnego dobytku i gówien, powiązanych z pracą. To było… kurwa, powiedziałam słowo „szalone” tak wiele razy, odkąd poznałam Edwarda, ale to musi mieć swoją cenę, prawda? Jezu. – Um – przełknęłam.– Jak zamierzacie wyciągnąć Liam’a? Adam wtrącił się, gdy zajął miejsce obok Eric’a. – Mamy swoich ludzi wewnątrz, którzy rozpoczną zamieszki, jak tylko wieść o Rezydencji Masenów dotrze do więzienia.
390 | T h i s L i f e
– Chwila, chwila – powiedziałam, unosząc dłonie. To było szalone na… szalonych poziomach. – Nie możecie być poważni. Myślicie, że to się uda? To znaczy, dajcie spokój, w więzieniach zamieszki występują cały czas. To nie znaczy, że ucieczka z więzienia jest wtedy możliwa. – Teraz będzie. – Uśmiechnął się krzywo Whistler. – Wiemy, co robimy. Figlarny, pierdolony irlandzki chłopak. – Mamy poruszenie, szefie! – powiedział głośno Eric, efektownie nas zamykając. Nasze spojrzenia spoczęły na ekranie, gdy ścisnęłam rękę Edwarda. I tak, było poruszenie. Wielkie, kurewskie poruszenie. Ośmiu lub dziewięciu mężczyzn ratowało swoje życie, starając się uciec tak daleko od rezydencji, jak to tylko możliwe. – Mówi Emmett! – Usłyszałam trzeszczący głos. – Widzisz to, brachu?! To był telefon Edwarda. Na głośnomówiącym. – Tak, mów – powiedział Edward. – Ja pierdolę, widzisz, jak uciekają? – zaśmiał się, jak opętany. – Jaka szkoda, że to ich nie uratuje! – Gdzie jesteś, Em? – Dwa bloki dalej z Garrett’em i Adams’em. – Status? – Pięć sekund. Przestałam oddychać. Nikt się nie odzywał. Kurwa. Ja pierdolę. Wtedy sapnęłam, moja dłoń powędrowała do ust i obserwowałam szeroko otwartymi oczami, jak cała rezydencja Masenów wybuchła. Uciekający mężczyźni… wszyscy zostali pochłonięci przez ogień. Połknięci w całości. – Misja zakończona – parsknął Seth. Skrzywiłam się na niego. Poważnie, to było… kurwa, już wspominałam o szaleństwie. Ale… co z Alec’em? Co z Nessą? To był ich dom. Oczywiście, można go zastąpić i zachowali albumy ze zdjęciami i tym podobne, ale… Chryste. I co się teraz, kurwa, stanie? – Whistler – sapnęłam, unosząc dwa palce. 391 | T h i s L i f e
Od razu zrozumiał i zapalił dwa papierosy, zanim podał mi jednego. Wszystko okay? – pytały jego oczy. Zaciągnęłam się, unosząc brew, co praktycznie mówiło, a jak, kurwa, sądzisz? Więc po prostu zachichotał. Zachichotał. – Spójrz na to z lepszej strony. Caius i jego ludzie nie żyją. I tak po prostu, uspokoiłam się. Nie całkowicie… ale trochę. Jego poczucie humoru niepokoiło mnie, ale nadal czułam potężną dawkę adrenaliny. – Jesteś jeszcze, Edwardzie? – To był Emmett. – Yeah, brachu – odpowiedział Edward, wypuszczając dym nosem, gdy uśmiech rozciągnął się na jego twarzy. – Niezła robota. – Na zdrowie – zachichotał Emmett. – Teraz będziemy się zbierać. Nasz samolot odlatuje za godzinę. Rose, dzieciaki, Kate i Irina już się odprawiły. Nie mogę się doczekać, aż dołączę do was, chujki, w przyszłym tygodniu. Huh? Już opuszczają Chicago? – W porządku, zadzwoń, gdy wylądujesz. – Jasne. Każdy odsapnął trochę, gdy Edward zakończył połączenie. Napięcie zelżało, tak jakby… tak jakby wszystko zostało zrobione. Tak jakby dzisiejsza robota została wykonana i teraz można było wrócić do bycia odprężonym i na luzie. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, jak mogli funkcjonować w taki sposób. Dosłownie, nie potrafiłam zrozumieć, jak byli w stanie tak po prostu się zrelaksować. – Gdzie oni lecą? – zapytałam Whistler’a. – Do Seattle. Muszą się tam pojawić tak szybko, jak to tylko możliwe, aby ludzie wierzyli, że byli tam przez cały czas – przerwał, ponownie się zaciągając i biorąc popielniczkę, którą podał mu Eric. – Alibi nie będzie nie do podważenia, ale wystarczy, poza tym… – zaśmiał się cicho. – Nikt nie będzie nas podejrzewał, zważywszy na włoski węgiel, który znajdą na trawniku przed rezydencją. Yeah, przepraszam, ale nie potrafiłam się śmiać. Mogłam być szczęśliwa, że Caius nie będzie więcej chodził po ziemi, ale nie będę się, kurwa, uśmiechać. Nie widziałam w tym żadnego humoru.
392 | T h i s L i f e
W końcu straciliśmy kogoś. Umarli ludzie. Nawet, jeśli ludzie Caius’a byli źli, że ja pierdolę, może mieli rodziny. Dzieci i żony. Oni się liczyli. Przepraszam, irlandzki chłopcze, ale dzisiaj śpisz w budzie dla psa. Wyszłam bez słowa, ponieważ było tam łóżko z moim imieniem. – Kurwa – usłyszałam, jak przeklął Edward, gdy kierowałam się w stronę schodów. – Spieprzyłem to, prawda? Yeah, to prawda. Jego chłopcy zachichotali. Kiedy znalazłam naszą sypialnię, zamknęłam drzwi. Wiedział, jak się do nich włamać. Miałam taką nadzieję.
393 | T h i s L i f e
Bella POV Puk, Puk. Z palcem przyłożonym do ust, wskazałam Autumn, aby była cicho, na co zachichotała cicho, zakrywając usta dłonią i… wiedziałam, że całkowicie ją pokochałam. Minęły dwa dni, odkąd opuściłam Edwarda, i chociaż nie planowałam, aby trwało to dłużej, niż jedną noc, mój gniew wrócił w pełni sił, gdy następnego dnia rozmawiałam z Rose. Najwyraźniej potraktowała Emmett’a tak samo i teraz nasza dwójka zobaczyła, jak uzasadniony był nasz gniew. Wiedziałyśmy, że zabijanie ludzi było teraz okropną częścią życia Emmett’a i Edwarda i nie obwiniałyśmy ich za to – nigdy byśmy tego nie zrobiły. To, za co ich obwiniałyśmy to, że tak bezdusznie śmiali się, gdy widzieli tych mężczyzn, pochłanianych przez płomienie. Będę pierwszą, która przyzna, że nie obchodzą mnie ci martwi mężczyźni. Obchodzą mnie jednak ich rodziny, tak samo, jak Rose. Ponieważ nie wybrały dla swoich mężów lub ojców tej profesji, ale nadal musiały poradzić sobie z ich stratą. Może być w tym wiele słuszności, jak i niestosowności, ale śmianie się było zdecydowanie niestosowne i Rose i ja zdecydowanie byłyśmy przeciwne takiemu zachowaniu. Więc… spędziłam dwa ostatnie dni w towarzystwie małej panny Autumn Bell. – Bello, jesteś tam? – zapytał Edward, oczywiście znając już odpowiedź. – Proszę, wpuść mnie, kochanie.
394 | T h i s L i f e
Autumn zerknęła na mnie pytająco, zastanawiając się, czy zamierzam go wpuścić, ale ponownie potrząsnęłam głową. A tak przy okazji, miałam rację. Dzięki Bogu. Nie włamał się do mnie tamtej pierwszej nocy. Wszyscy wiemy, że by potrafił, ale szanował mnie wystarczająco, aby trzymać się z daleka i następnego ranka, kiedy starał się mnie przeprosić, zapytałam go: – Za co przepraszasz? Nie miał na to odpowiedzi. Więc, nie tylko przepraszał, bez świadomości za co, ale nie widział także, co zrobił źle. Powiedziałam mu: – Przyjdź do mnie, jak już się dowiesz, Cullen. Najwyraźniej nie usłyszał tego, ponieważ pukał do moich drzwi jakieś kilka tysięcy razy przez te dwa dni. Nie, żebym siedziała zamknięta przez cały czas, ponieważ tak nie było. Chodziłam po całym domu i jak tylko poznałam trochę Autumn, dzieliłyśmy ze sobą miłość do pływania w basenie. Nie było zbyt ciepło we Włoszech w styczniu, ale dało się wytrzymać, gdy dodało się do tego wypicie gorącej czekolady i ognisko za basenem. Odchodzę od tematu. Edward starał się ze mną porozmawiać. Mnóstwo razy. Ale opuściłam pokój. Z Autumn, ponieważ byłyśmy teraz blisko ze sobą. Oznajmiła już nawet, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Jednakże powiedziała także: – Ale Edward jest także miły, Bello. Yeah, była dyplomatką. Mądra mała dziewczynka i cholera, owinęła sobie Edwarda wokół palca. Właściwie, to owinęła sobie wokół palca większość przebywających tutaj mężczyzn. Puk, puk. – Bello, wiem, że tam jesteś. Proszę, wpuść mnie. Westchnęłam. Moje postanowienie kruszało. – Możemy zorganizować piżamowe party innej nocy, Bello – wyszeptała Autumn. Była zbyt słodka. – Nie ma mowy, kochanie – wyszeptałam, puszczając jej oczko. – Zdecydowanie będziemy miały dzisiaj nasze piżamowe party. Byłyśmy już na nie wystrojone. Cóż, może nie ja, ale zdecydowanie Autumn. Miałam na sobie ciemnoniebieskie dresowe spodnie trzy– czwarte i wygodny, czarny t– shirt z napisem – Keep Calm and Catch the Snitch. Och i czarne kapcie, wygodne, jak cholera. Ale Autumn, która, przysięgam, jest uzależniona od Hello Kitty, miała na sobie słodkie, 395 | T h i s L i f e
bawełniane szorty w kolorze jasnoszarym, różowy t– shirt z Hello Kitty, wygodne buty Hello Kitty, a w jej ramionach – tak naprawdę nigdy ich nie opuszczając – znajdowała się jej Hello Kitty… Kitty. Wypchany zwierzak, innymi słowy. Była zbyt słodka, aby to opisać. A ostatnią godzinę spędziłyśmy na malowaniu naszych paznokci. Kto wiedział, że jest nawet lakier do paznokci Hello Kitty? Cóż, Autumn z pewnością wiedziała i ma kosmetyczkę, wypchaną rzeczami Hello Kitty, włączając w to kosmetyki, naklejki na paznokcie, szczotkę i lusterka.
– Um, jest tam Autumn? – usłyszałam, jak zapytał Edward. – Głupie pytanie – zachichotał do siebie. – Autumn, kochanie, czy mogłabyś, proszę, otworzyć mi drzwi? Niezła próba, irlandzki chłopcze. – Może powinnyśmy otworzyć – wyszeptała Autumn, patrząc na drzwi. – Wujek Eric zawsze powtarza, że trzeba być miłym. Ugh, siedmiolatka jest sprytniejsza, niż ja. Ale nadal… chciałam, aby uświadomił sobie, za co ma przeprosić, zanim powie „przepraszam”. Westchnęłam. – W porządku, kochanie. – Nie byłam pokonana, ale chciałam go wysłuchać. – Możesz otworzyć drzwi… jeśli naprawdę chcesz. Autumn nie traciła czasu. Z prędkością światła pobiegła do drzwi, otwierając je z promiennym uśmiechem na twarzy.
396 | T h i s L i f e
– Cześć, Edwardzie! – zachichotała uroczo. – Hej, Niebieskooka – powiedział Whistler, uśmiechając się do niej, gdy kucnął przed nią. – Czy Bella skończyła przetrzymywanie cię tutaj? – Nie, nie, lubię Bellę, bardzo, bardzo. Tak dobrze się bawimy, widzisz? – Pokazała mu swoje świeżo pomalowane paznokcie. – Mienią się! Zachichotał i sprawił, że omdlałam, gdy pocałował jej kostki. – Widzę – wymruczał. – Hello Kitty, eh? Twój wujek Eric wspominał, że lubisz Hello Kitty. Nienawidziłam, że wywołał uśmiech na mojej twarzy, ale tak było. Ponieważ był tak kurewsko gorący, kiedy rozmawiał z Autumn. A fakt, że miał na sobie spodnie w moro, białą koszulkę bez rękawów i czapkę baseballową, nie pomagał. Czapkę założył daszkiem do tyłu i wiedziałam, że była ona czapką drużyny Boston Red Sox. Wszystko irlandzkie lub tak blisko, irlandzkości, jak tylko można było. – Ja kocham Hello Kitty – wybuchła Autumn. – Bella także. Prawda, Bello? – Spojrzała przez ramię, kiwając głową, jakby miała tym sprawdzić, że sama kiwnę głową. I dla niej to zrobiłam. – Yeah, kochanie. Jak można nie kochać Hello Kitty? Edward obserwował mnie intensywnie i odkryłam, że nie możliwe jest dla mnie odwrócenie wzroku. Widziałam, jaki był zmęczony. Cholera, ja także byłam zmęczona. Nie mogłam bez niego spać, a teraz sprawiłam, że oboje cierpieliśmy przez ostatnie dwie noce. – Cóż – powiedział Whistler, ponownie patrząc na Autumn. Znowu się uśmiechnął. – Mam coś dla ciebie, co, myślę, że ci się spodoba. – Coś, jak prezent? – sapnęła. – Yep. – Nadal kucając, sięgnął po coś zza ściany za pokojem. – Znalazłem to przez internet i wysłałem Kellan’a, aby odebrał to w Rzymie. – Wtedy wyjął ogromną paczkę, zapakowaną w jaskraworóżowy papier, a Autumn uśmiechnęła się promienniej, niż słońce. – Dalej, otwórz. Oboje usiedli na podłodze, dokładnie w drzwiach. – Och, jest takie różowe, Edwardzie! – wyszeptała. – Takie, takie, takie śliczne. Podarła papier, nadal uśmiechając się promiennie i widziałam, jak wiele znaczyło dla chłopaków, że mieli tutaj tę małą dziewczynkę. Wywoływała u każdego uśmiech, pomimo że ostatnio straciła ojca. Nie można powiedzieć, że Autumn się nie przejęła, czy coś, bo tak nie
397 | T h i s L i f e
było. Było mnóstwo łez, ale na szczęście jest nas tu dużo i każdy jest chętny, aby widzieć ją ponownie uśmiechniętą, a Eric wspaniale sobie radzi ze swoją bratanicą. – Edwardzie! – sapnęła i myślę, że ja także sapnęłam, gdy rozpakowała prezent. – To Hello Kitty! To nie było po prostu Hello Kitty. To był pierdolony laptop. Jasnofioletowy laptop z Hello Kitty na okładce. Poprzedniego dnia siedziałam z Autumn na tarasie, oglądając film na laptopie i Autumn wspomniała, że laptop wyglądałby duuużo lepiej, gdyby miał na sobie naklejki. Najwyraźniej Edward ją usłyszał. – Podoba ci się? – Uśmiechnął się. – Bardzo! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – Zawsze do usług, kochanie. – Uśmiechnął się. – Wiesz, co zrobić. – Wskazał na swój policzek. Moja twarz prawie pękała od uśmiechu, byłam tego pewna. Autumn zachichotała i wskoczyła w jego ramiona, wydając z siebie głośne „MUAA”, gdy całowała go w policzek. – Mogę pokazać go wszystkim? – zapytała, przyciskając laptopa blisko siebie. – Każdy powinien zobaczyć, że dostałam najładniejszego laptopa. Wow, irlandzki chłopak był sprytny. Nie, żeby Whistler kupił Autumn prezent tylko po to, aby zostać ze mną samą, ponieważ były tysiące sposobów, aby to zrobić, bez wysyłania Kellan’a do Rzymu po wspaniały prezent, ale… yeah, zdecydowanie część niego wiedziała, że pobiegnie, aby pokazać wszystkim swój nowy produkt z Hello kitty, dzięki czemu zostawi mnie samą. – Oczywiście – powiedział. – Powinnaś zacząć od Wujka Eric’a, ponieważ tam może znajdować się torba Hello Kitty na tego laptopa, a jest ona w piwnicy. Kolejne sapnięcie. Następnie szept: – Jest różowa, czy fioletowa? Edward także wyszeptał. – I taka i taka, i mieni się. Yeah, Autumn była skończona. Po kolejnym pocałunku w policzek, opuściła pokój w pośpiechu. Edward i ja westchnęliśmy, gdy zostaliśmy sami, ale jego westchnienie było westchnieniem rezygnacji, jak sądzę, podczas gdy moje było wyrazem dziewczęcego zachwytu po tym, jak widziałam Edwarda z Autumn. Nic nie mogłam na to poradzić. 398 | T h i s L i f e
Kochałam wszystko, co sprawiało, że się uśmiechała, ponieważ słyszałam, jak płakała w środku nocy i jak Eric starał się sprawić, aby poczuła się lepiej. Ale wiedzieliśmy, że zajmie jej dużo czasu, aby przez to przejść. – Więc… – To był Edward, który wstał właśnie z podłogi. Ja nadal siedziałam na łóżku. – Możemy porozmawiać? – zapytał niepewnie. Pokazałam mu, aby mówił, ponieważ ja nie miałam zamiaru się odzywać. Chciałam go wysłuchać, to wszystko. Spotkał mój obojętny wzrok swoim, pełnym frustracji. – Posłuchaj – powiedział, uciskając grzbiet nosa. Och, yeah, był sfrustrowany. – Nie mam, kurwa, pojęcia, co zrobiłem, że cię wkurzyłem, Bello, ale wiem, że tak jest przez to ciche traktowanie. – Uniosłam na niego brew, gdy wpatrywał się we mnie. – Najwyraźniej zrobiłem coś źle – powiedział z irytacją. – A ponieważ nie wiem co, byłoby, kurwa, miło, gdybyś mnie oświeciła. Nienawidziłam tego, ale wiedziałam, że miał rację. Uderzyłam się mentalnie za ten pierdolony bałagan, ale nic nie mogłam na to poradzić. Byłam młoda, a to życie mieszało mi w głowie. Lubiłam je i przyjmowałam to życie… ale potrzebowałam czasu, aby przystosować się i przyjąć je w całości, do cholery. Będę popełniać błędy. Ale to oznacza… że muszę pozwolić także Whistler’owi je popełniać. Kurwa. Teraz myślę logicznie? Nie mogło to przyjść wcześniej? Cholera. Wiem, że nie ustąpię, jeśli chodzi o jego reakcję na morderstwa. Nie zaakceptuję śmiechu i wesołego „praca dobrze wykonana”. Ale miał rację. Jeżeli nie wiedział, co zrobił źle, muszę mu powiedzieć, abyśmy mogli o tym porozmawiać. Wypuściłam oddech i powiedziałam spokojnie. – Śmiałeś się. – Zmarszczył brwi w zmieszaniu, ale widziałam także ulgę… prawdopodobnie dlatego, że w ogóle się odezwałam. – Śmiałeś się, gdy ci mężczyźni ginęli, Edwardzie. Twoja reakcja mnie wkurwiła. – Czekaj, co? – Nadal był zmieszany. – Ignorowałaś mnie przez ostatnie dwa dni, ponieważ śmiałem się ze śmierci morderców? – Cholera, nie rozumiał tego. Właściwie to nie sądził, że zrobił coś źle. Zaśmiał się z niedowierzaniem, tylko mnie wkurzając. – Jesteś poważna, Bello? Więc co, kurwa, że się śmiałem?! – Teraz on był wściekły, naprawdę kurewsko wściekły. – Te dranie były już w Seattle, zabijając naszych ludzi! Zabili ojca Autumn! CO, jeśli to byłabyś ty, Bello? Co, jeśli by cię, kurwa, zastrzelili?! – Jego klatka 399 | T h i s L i f e
piersiowa unosiła się ciężko. – Nie mogę w to, kurwa, uwierzyć – wymamrotał, kręcąc głową. – Lub wiesz co? – Spojrzał na mnie. – Co, jeśli zastrzeliliby mnie? Co, jeśli by mnie zabili? – Nie mów tak! – warknęłam, klękając na łóżku. Nie mogłam znieść, gdy tak mówił. Nie było, kurwa, opcji. Myśl o tym… kurwa, nie. – Nie mów tak, Edwardzie. Proszę. Ale kontynuował tak, jakby mu nie przerwała. Spokojnym głosem. – Nie możesz od tego uciec. A jeśli by mnie zabili, szukałabyś zapłaty, za to, co zrobili, prawda? Mrugnęłam. – Oczywiście, że tak – wyszeptałam, kładąc się ponownie na łóżku. Nie było wątpliwości. Gdybym straciła Edwarda… – O to właśnie w tym wszystkim chodzi – powiedział stanowczo. – A wiem, że mnie kochasz, księżniczko… Więc, powiedz mi, czy śmiałabyś się lub wyraziła swoje emocje, gdyby mężczyźni, którzy mnie zabili, byli martwi? Rozumiałam, dokąd z tym zmierzał… ale nie zgadzałam się z nim. Kurwa… było tego zbyt wiele stron. Zbyt wiele perspektyw. Nie wiedziałam, czy bym się śmiała. Nie mogę tego wiedzieć, ale to, co wiem, to, że jedna śmierć nie wymaże innej. Gdybym straciła Edwarda, śmierć jego zabójców nie zwróciłaby mi mojego męża, ani nie przyniosłaby mi ulgi, ponieważ Edwarda nadal by nie było. Z drugiej jednak strony, wiedziałam, że chciałabym, aby ci skurwiele wylądowali sześć stóp pod ziemią, ale nie o to chodziło. Nigdy nie winiłam Edwarda za to, co musiał robić. Po prostu nie zgadzałam się z jego reakcją. Ponownie, widziałam jego punkt widzenia, ale… dlaczego nie potrafił zrozumieć mojego? Może dlatego, że nie wyjaśniłam, jak ja to widzę. Yeah, zacznij mówić, Bello. – Mam na myśli Autumn – powiedziałam spokojnie. – Ale myślałam także o takich innych Autumnach. Myślałam o fakcie, że ci mężczyźni, którzy zginęli, mieli swoje własne Autumn w domach, a ty śmiałeś się ze śmierci ich ojców. – Zmrużył na mnie oczy – nie była to reakcja, jakiej się spodziewałam. Ale kontynuowałam. – Cieszę się, że ci mężczyźni nie żyją, Edwardzie, naprawdę. Ponieważ zabili ludzi, włączając w to ojca Autumn, ale… jest wiele takich Autumn na całym świecie. I… – Wzruszyłam ramionami. – Myślałam o tym, że to hańba, śmiać się im w twarz. Ponieważ myśl o mordercy, śmiejącym się ze śmierci Joe’go… – Pokręciłam głową, zwalczając nudności. – Nie możesz powiedzieć, że tego byś chciał, Edwardzie. – Oczywiście, że bym nie chciał! – warknął ze złością. – Ale jest różnica, pomiędzy tobą, a mną, Isabello. 400 | T h i s L i f e
– Co? – zapytałam, czując prawdziwy strach wobec mężczyzny, stojącego przede mną. Nie, żeby kiedykolwiek miał mnie skrzywdzić, ponieważ ja także widziałam różnicę. Była wielka. Olbrzymia. Tak, widziałam ją. – Nie dbam o inne Autumn – powiedział sucho. – Dbam jedynie o naszą stronę, o moją rodzinę. W takim razie osiągnęliśmy sytuację bez wyjścia. – Nie dbasz o dzieci, dorastające… – Nie – odpowiedział od razu, przerywając mi. – Wygłaszaj mi tyrady, a ja zaoszczędzę ci czas. Nie obchodzą mnie, kurwa, dzieci i żony, żyjące z Avellinami. Dbam tylko o swoich i tyle. Gapiłam się na niego. Po prostu… siedziałam na łóżku i gapiłam się na niego. Mój umysł wirował i starałam się spojrzeć na to z jego punktu widzenia. Starałam się spojrzeć na to w jego sposób, ale nie potrafiłam. Wiedziałam, że dorastał przy tym, w ten sposób, czy inny. I wybrał, aby skupić się na własnej rodzinie, co… w pewien sposób potrafiłam zrozumieć. Ponieważ, Bóg mi świadkiem, sama oddałabym życie, aby ochronić moją rodzinę. Teraz, kiedy w końcu ją miałam. Jestem bardzo opiekuńcza, ale… nadal widziałam, jak popieprzone było to dla każdego, nie tylko dla jednej strony. Czy to źle, że myślę o tych ludziach, będący po środku? Czy to źle, że widzę dzieci, jako równie wartościowe, pomimo ich nazwiska? Nagle to wszystko we mnie wybuchło. Nie była to już reakcja na pojedyncze zdarzenie. To było… przez to, jak widzieliśmy pierdolony świat. – Jesteś okropnie cicha – zachichotał bez humoru, zapalając papierosa po środku sypialni. – Pozwól mi zgadnąć; teraz uważasz, że jestem mniej ludzki, czy coś. Co on, kurwa, wyprawiał? Skąd to wszystko się brało? To nie był mój mąż. To w ogóle nie był Whistler. – Zgaduję, że mimo wszystko wyszłaś za potwora – wymamrotał gorzko. Wtedy uśmiechnął się krzywo. To było fałszywe, takie fałszywe. – Pieprzyć to. Zobaczymy się później, Bello. Wyszedł bez kolejnego słowa. Byłam oszołomiona. Ponownie mój umysł zaczął wirować. 401 | T h i s L i f e
Szybko, jak cholera. Gdy sekundy mijały, zaczęło mi się to układać w głowie. Kawałki i cząstki. Zaczęłam lepiej rozumieć. Teorie, wnioski, plany i perspektywy. Myślałam i myślałam, ponieważ wiedziałam, że muszę to naprawić. To wszystko było popieprzone i nie zamierzałam przepraszać za to, co czułam, ale zamierzałam przeprosić za pozostawieniu Edwarda w zawieszeniu, ponieważ teraz było to dla mnie jasne. Gdybym nie czekała, gdybym celowo go nie ignorowała przez ostatnie dwa dni, wtedy nie zachowałby się tak teraz i rozpoznałam to. Pamiętałam to. Z pierwszych odwiedzić Charliego, to był mężczyzna, jakiego poznałam. Edward Ryan Cullen. Nie Whistler, nie irlandzki chłopak i chciałam, aby ta dwójka wróciła. Tak szybko, jak to możliwe. Ponieważ Edward Cullen wzniósł swoje ściany obronne. Czas, abym zburzyła te pierdolone ściany. Nadal musiałam dużo przemyśleć, ale nie zamierzałam pozwolić, aby dwie opinie stanęły na mojej pierdolonej drodze. Co, jeśli nie porozmawialibyśmy oko w oko? Co wtedy robią inne pary? W końcu oczywiście, że w przyszłości będzie więcej kwestii, w których nie będziemy się ze sobą zgadzać. Najpierw rzeczy najważniejsze; znaleźć Edwarda. Po drugie; dać mu wgląd w moje pierdolone myślenie. Więc wyszłam z pokoju, Zeszłam po schodach i pobiegłam do Eric’a i Autumn, będących w kuchni. – Piwnica – powiedział od razu Eric, wiedząc, czego chciałam. Kiwnęłam głową w podziękowaniu, po czym szarpnęłam drzwi do spiżarni, zanim wstukałam kod, którego się nauczyłam. Drzwi się otworzyły i skierowałam się po schodach w dół, podążając za głosami, które słyszałam z dołu. – Hej, James – powiedziałam, ignorując jego chichot. Wiedział, że byłam na misji, prawdopodobnie. – Gdzie on jest? – Pokój kontrolny z Seth’em i Kellan’em. – Wskazał kciukiem za swoje ramię. – Jest wkurwiony. – Dzięki. – Wtedy ponownie się zatrzymałam, ponieważ wkurwiony mogło oznaczać dwie rzeczy. – Pijany, czy zły? – zapytałam, ale, kurwa, widziałam go zaledwie dziesięć minut temu. Nie upijasz się tak szybko. – Nie było pytania, jest po prostu zły. Uśmiechnął się tylko i kiwnął głową. Nie zajęło wielu sekund, zanim doszłam do pokoju kontrolnego i gdy się w nim znalazłam, powiedziałam: 402 | T h i s L i f e
– Kellan, Seth, proszę, wyjdźcie. – W moim głosie słychać było władzę. Byłam panią Pierdoloną Cullen. Potrafiłam być kobietą– szefem, kiedy tego potrzebowałam. – I zamknijcie za sobą drzwi. Kellan i Seth poszli posłusznie w stronę drzwi, z których właśnie przyszłam. – Trzymaj ten pierdolony telefon – warknął Edward, wstając z krzesła. – Nigdzie nie idziesz. Mamy pracę do wykonania. – Uśmiechnął się do mnie szyderczo. – Przepraszam, Bello, ale spędziłaś dwa dni na ignorowaniu mnie; z pewnością możesz poczekać jeszcze trochę, zanim odbędziemy pierdoloną pogawędkę. – Nie, nie mogę – powiedziałam, nie poddając się. – Musimy wyjaśnić sobie to gówno. Posłałam Kellan’owi i Seth’owi znaczące spojrzenie. Wyszli. Z rękoma na biodrach, spojrzałam na wściekłego Edwarda. Nie wycofam się, kochanie. – Przepraszam – powiedziałam najpierw. – Przepraszam, że ignorowałam cię przez dwa dni, Edwardzie. To było dziecinne, muszę to przyznać. – Ponownie zmrużył na mnie oczy, może nie wierząc mi. – Powinnam była porozmawiać z tobą od razu o tym, co myślałam… i nadal myślę… że zrobiłeś źle. – Wzięłam głęboki oddech. – Masz całkowite prawo, aby być na mnie zły, jeśli chodzi o to, jak poradziłam sobie z tą sytuacją… – Nie ma żadnej sytuacji – powiedział zdecydowanie. – Zamknij. Się – warknęłam. – Ponieważ, owszem, jest sytuacja i wiesz, kurwa, o tym. – Boże, przez niego oszaleję. – A teraz, czy możesz mnie, proszę, wysłuchać? Wzruszył ramionami, ponownie zajmując swoje miejsce. – Masz na myśli tak, jak ty mnie wysłuchałaś? Touché. Zasłużyłam na to. – W porządku. Chcesz, abym wyszła? – zapytałam, unosząc brew. Kolejne wzruszenie ramion. Skurwiel. Mogłabym wyjść. To byłoby takie proste. Wiedziałam, że nie chciał, abym wyszła, ale wiedziałam także, że był zbyt dumny, aby powiedzieć mi, żebym została w tym pokoju. Więc, zostałam. Ponieważ to musiało się skończyć. Żadnego więcej pierdolenia. – Tak, jak powiedziałam, przepraszam – powiedziałam jeszcze raz. – Nie powinnam była cię ignorować, ale to zrobiłam i teraz chcę to naprawić. – Kolejny głęboki wdech. – Czy wyjdziesz mi naprzeciw? 403 | T h i s L i f e
Pieprzcie mnie, jeśli skurwiel ponownie nie wzruszył ramionami. Widziałam jednak przez niego. Wiedziałam, że bał się, jak cholera, że odejdę, dlatego też postawił między nami tę pierdoloną ścianę. To był on, przypuszczający, jak ja go widzę. – Co tu mówić, Bello? – westchnął, próbując wyglądać na znudzonego. Z naciskiem na próbując. – To jest dla mnie całkiem jasne. Dbasz o ludzi, pomimo rodziny, w jakiej się urodzili, a ja nie. Ja dbam jedynie o swoją własną rodzinę. Chryste. – Tak – powiedziałam powoli, ostrożnie dobierając słowa. Wiedziałam, że zaraz mogę wybuchnąć. – Ale to, co zrobiłeś, wybitnie mnie wkurwiło… – Cholera, nie wybuchnięcie będzie ciężkie do wykonania. – Wkładanie słów w moje usta. – Zazgrzytałam zębami, starając się uspokoić, ale kiedy usłyszałam jego znudzone westchnienie, wybuchłam. – Wiesz co, Edwardzie? Pieprz się. Jeżeli chcesz siedzieć tu i zachowywać się tak, jakby to cię nie obchodziło, wtedy proszę cię, kurwa, bardzo. – Wkurwiłam się. – Przyznaję, że źle postąpiłam, ale nie tylko ja popełniłam tutaj błąd i wybacz mi, że czasami coś spieprzę, ale te życie jest dla mnie nowe. Nie dorastałam w taki sposób, Edwardzie. Pochodzę z małego miasteczka, w którym nic się nie dzieje. Mój ojciec jest Szeryfem Policji. Nie możesz zrozumieć, że to jest dla mnie zagmatwane? Mam tylko osiemnaście lat i wiesz co? Spotkaliśmy się dopiero w sierpniu zeszłego roku. To daje pięć miesięcy. Pięć. Miesięcy. Aby się do tego przyzwyczaić. Pięć miesięcy, aby zmienić się z głupiej licealistki w żonę pierdolonego mafiosa! – Prawie dyszałam, i dzięki, kurwa, Bogu, że miał na tyle przyzwoitości, aby zetrzeć z twarzy ten wyraz obojętności. – Wiesz, myślałam, że radzę sobie całkiem dobrze, ale może byłam w błędzie. – Zamknął oczy. Widziałam u niego ból. – Spotkałam cię, zakochałam się w tobie, poślubiłam cię, zaakceptowałam wszystko, zadawałam pytania, ale nigdy cię nie osądzałam. Wspierałam cię we wszystkim, Edwardzie. Byłam zawsze przy tobie. Powiedziałeś, że wiesz, że cię kocham, ale naprawdę w to wątpię, ponieważ gdybyś wiedział, że cię kocham, nie postawiłbyś między nami tego muru. – Jego oczy otworzyły się. – Co, myślisz, że tego nie widziałam? Proszę, miej we mnie trochę wiary. – Uśmiechnęłam się szyderczo. – Znam cię. Dobrze cię znam. A gdybyś ty znał mnie? Wiedziałbyś, że nienawidzę, gdy robisz przypuszczenia odnośnie mnie! – krzyknęłam. – Czy kiedykolwiek nazwałam cię nieludzkim, huh? Czy kiedykolwiek nazwałam cię potworem? – Moje oczy wypełniły się łzami i nienawidziłam tego. To wybuchło… tak jak mówiłam, niewyobrażalnie. Ale teraz byłam wściekła i nie było opcji, abym się zatrzymała. – Nie dbam, kurwa, o mężczyzn, których kazałeś zabić i nigdy nie będę ci miała za to za złe. Kurwa, ja
404 | T h i s L i f e
także chciałam, aby byli martwi! Po prostu nienawidzę tego, że się śmiałeś, ponieważ to było tak, jakbyś wbił ich rodziny w pierdoloną ziemię! Starłam z twarzy łzy wściekłości. – Ale nigdy nie nazwałabym cię potworem. – Mój głos się załamał. – Nie mogę uwierzyć, że pomyślałeś, że tak o tobie myślę. Robisz przypuszczenia… – Bello… – Nie – powiedziałam, kręcąc głową. – Wiem, że popełniłam błąd, ale to, co ty teraz robisz jest gorsze. Mogłam cię ignorować, ale nigdy nie powiedziałam nic, aby naprawdę cię odepchnąć. I wiesz co? Prawdopodobnie będę popełniać jeszcze więcej błędów, ale zastanawiam się, czy będziesz w stanie sobie z tym poradzić. Czy będzie się tak zachowywać za każdym razem, gdy popełnię błąd? Czy zawsze będzie stawiał między nami ten mur? Boże, byłam taka zmieszana. Miałam pytania, całe mnóstwo, ale… wszystko było takie zagmatwane. – Bello – powiedział cicho, a ja uznałam, że moje stopy są bardzo interesujące do obserwowania. – To jest… – westchnął ciężko, zmęczenie. – Po prostu, kurwa. Racja. Okay. Ale wtedy usłyszałam, że podszedł bliżej i miałam nadzieję, Boże, miałam nadzieję, że się nie poddał. Miałam nadzieję, że chciał to rozwiązać. Miałam nadzieję, że znowu nie ucieknie od problemu. Miałam nadzieję… że dostanę trochę pierdolonej jasności. – Hej – wyszeptał, unosząc mój podbródek. – Przepraszam. – To było ciche, ale nigdy nie odwrócił wzroku. – Masz rację. Starałem się cię odepchnąć, chociaż wiedziałem, że nigdy w tym nie wytrwam – zachichotał bez humoru, patrząc przez chwilę w dół, zanim ponownie spotkał moje spojrzenie. – Ale czy nie widzisz, Bello? Nie widzisz, dlaczego to zrobiłem? – Nie. – Naprawdę nie potrafiłam. Uśmiechnął się i to był mały i smutny uśmiech. – Ponieważ ty jedyna posiadasz moc, aby mnie zniszczyć. Racja. Cóż, gniew powrócił. – Masz na myśli to, że jestem twoją słabością? – zapytałam, a on kiwnął raz głową. – Cóż, dzięki za to zwierzenie, Edwardzie. Widzisz mnie jako swoją słabość, zamiast jako twoją siłę. – Nie, Bello, nie to miałem na myśli… – Zamknij się, Edwardzie. Właśnie to dokładnie miałeś na myśli. 405 | T h i s L i f e
– I teraz kto niby robi przypuszczenia? – warknął, cofając się o krok. – Po prostu mówię, że muszę się chronić! – Nie przede mną! – krzyknęłam z wściekłością. – Cholera, Edwardzie, nie powinieneś w ogóle czuć potrzeby, aby chronić się przede mną! Miałam go tu, kurwa i wiedział o tym. Chryste, nie miałam pojęcia, że miał takie niepewności. Myślałam, że wiedziałam, jak bardzo go kocham. Myślałam, że wiedział… jak kurewsko mnie posiadał. Ale najwyraźniej tak nie było. Najwyraźniej nadal myślał, że ucieknę. Wtedy uderzyło mnie, jak popieprzone były zaaranżowane małżeństwa także dla mężczyzn. Zwłaszcza, jeśli pragnęli miłości, a nie wyrachowania. Czy nigdy sobie nie uświadomi, że byłam tu z własnej woli? To znaczy, dał mi przecież pełną zgodę. Mogłabym się z nim rozwieść, gdybym chciała, więc dlaczego mi nie wierzył? Edward miał już coś powiedzieć, coś, co wyglądało na to, że w końcu zaczęlibyśmy rozwiązywać to gówno… ale wtedy zabrzęczał alarm na jednym z monitorów. – Kurwa – przeklął przez zęby Edward. Odwrócił się w stronę ekranów, ale zatrzymał się i spojrzał na mnie błagającymi oczami. – Nie odchodź… proszę? – Nie odejdę – powiedziałam, mając nadzieję, że załapie podwójne znacznie. Ponieważ to miałam na myśli. Nigdzie się nie wybieram. Nie teraz, ani nigdy. Pragnęłam tylko, aby o tym wiedział. Pieprzyć to, będę musiała go po prostu o tym przekonać. Spędzę całe moje życie na robieniu tego, jeśli będę musiała. – Whistler – wyszeptałam, podchodząc do niego, gdy się odwrócił. – Nigdzie się nie wybieram. – Widziałam to wyraźnie w jego twarzy. Miał swoje poglądy i stał za nimi twardo, ale był nadal przerażony, że te życie pewnego dnia mnie przerośnie. Ale się mylił. Więc, objęłam jego twarz. – Kocham cię. – Zamknął oczy. – Mamy mnóstwo gówna do obgadania, ale poradzimy sobie z tym, okay? Słyszałam, jak dołączyła do nas reszta, oczywiście gotowa do pracy, ale najpierw potrzebowałam to zrobić. – Nigdzie się nie wybieram – powtórzyłam i to było to, czego potrzebował. Odprężył się, nawet, jeśli tylko trochę, po czym pochylił się i pokrył moje usta swoimi. Mocno i z pasją. – Kocham cię – wyszeptał w moje usta. – Powiedz mi, że ze mnie nie zrezygnujesz. I mój irlandzki chłopak powrócił. – To niemożliwe – odpowiedziałam. – Sprawię, że mi uwierzysz. 406 | T h i s L i f e
Pocałował mnie ponownie, wkładając w ten pocałunek wszystko. Niestety nasz czas się skończył i reszta chłopaków weszła do pokoju kontrolnego z Eric’iem na czele. Po ostatnim pocałunku, Edward powiedział mi cicho, że porozmawiamy później i na chwilę obecną to mi wystarczało. Tak długo, jak miałam jego obietnicę, to było dla mnie w porządku. – Okay, co my tu mamy – powiedział Eric, pocierając dłonie, zanim zaczął robić swoje rzeczy. Poważnie, to było zbyt wiele, aby to ogarnąć. Jego dłonie latały nad klawiaturami i… yeah. Wiedział, co robi. – Szefie, wygląda na to, że Aro zdecydował się pojechać do swojego domu wakacyjnego w Cerveteri. Po raz pierwszy nie czułam się całkowicie poza tematem. Wiedziałam, że załoga Edwarda spędziła dwa dni poprzedzające przyjazd mój i Whistler’a na inwigilacji czterech willi Ara we Włoszech, wszystkich położonych w okolicach Rzymu. Stały dom Ara, który był bardziej jak pierdolony pałac, był gdzieś w Toskanii, ale dzięki wcześniejszej pracy Masenów, wiedzieliśmy, że Aro zawsze kieruje się do jednej ze swoich czterech willi w pobliżu Rzymu, jeśli coś się działo i to było najwyraźniej prawdą, skoro przeprowadzał się teraz. Następnym planem było wejście do środka, a żeby to zrobić, musieliśmy wiedzieć, gdzie był, a teraz wiedzieliśmy. Cerveteri. Co oznaczało, że chłopcy prawdopodobnie wyruszą tam dzisiaj wieczorem. Zapytałam Kellan’a, dlaczego po prostu się nie włamią i nie zamontują swoich kamer i innych gówien we wszystkich czterech willach, zamiast czekać, aby zobaczyć, do której przeniesie się Aro. To znaczy, to nie było tak, że Edward i jego ekipa nie poradziłaby sobie z technologią, ale Kellan mi to wyjaśnił. – Pierwszą rzeczą, jaką zrobią, kiedy przyjadą, to wyczyszczą ją z pluskw. Więc, jeśli mielibyśmy tam już nasze gówna, znaleźliby je. Innymi słowy; musimy umieścić nasze gówna dopiero po tym, jak przeszukają to miejsce. Yeah. Więc teraz włamią się do willi, nie dając się złapać i umieszczą pluskwy i kamery. – To nie daleko stąd – wskazał Edward. – Jaki jest status aktywności do tej pory? Gdy Eric pracował nad odpowiedzią, Edward przyciągnął mnie do siebie, opierając brodę na czubku mojej głowy. Kochałam to, nie można zaprzeczyć i upewniłam się, że wie, że to kocham, gdy go objęłam. – Cóż, najbliżsi Ara przybyli – powiedział Eric, przybliżając obraz na monitorze 4. – Personel kuchenny, załoga sprzątająca. – Wskazał na ekran, na którym grupa ludzi opróżniała 407 | T h i s L i f e
kilka vanów. – I ochroniarze. – Przybliżył obraz na czterech mężczyzn, stojących przed trzypiętrową willą. – To Stefan Ztano, przywódca ochrony Ara i jeśli on tam już jest, powiedziałbym, że mamy mniej, niż dzień, zanim przyjedzie Aro. – Wyjął mapę, zaznaczając drogę – od miejsca, w którym jesteśmy do willi Ara – czerwonym kolorem. Na trzecim ekranie ukazał się obraz lądowiska dla helikopterów i przypomniałam sobie, jak Kellan mówił mi, że Aro zawsze podróżuje helikopterem, jedynie z pilotem i dwoma ochroniarzami. Na innym monitorze pokazany był plan domu i zaznaczony był pokój na trzecim piętrze, który, wiedziałam, że był pokojem, który miał być biurem Ara. Pamiętam, jak Kellan, Eric i Adam rozmawiali o sposobach, aby wejść do środka domu… i pamiętam uczucie, jakie wtedy odczuwałam. Adrenalina, która po raz kolejny przypomniała mi, że chciałam pomóc i… poczuć to. Edward zerknął na swój zegarek. – Już prawie dwudziesta trzydzieści – westchnął. – Kiedy będziemy mogli ruszyć? Przełknęłam. – W ciągu godziny – odpowiedział zza nas James. – Ponieważ to willa w Cerveteri, będziemy potrzebować czterech ludzi – przerwał, zapalając papierosa. – Kiedy Seth, Adam i ja byliśmy tu kilka dni temu, zauważyliśmy, że zainstalowali nowy system ochrony. To trzypiętrowa willa do przejścia. Więc, potrzebujemy Eric’a, aby został tu i pracował przy komputerach, a Sam jest zbyt duży – zachichotał, tak samo jak reszta. Tutaj się zgubiłam. – Powiedziałbym… Cullen, ja, Adam i Seth. Poczułam, że Edward kiwnął głową. Skoncentrowałam się na oddychaniu. – Brzmi nieźle – powiedział Edward w zamyśleniu. – McKenna, masz swój sprzęt, prawda? – Wskazał na ekran, na którym widać było całą willę. – Musisz wspiąć się na to gówno. – Mam wszystko, czego potrzebuję, szefie – odpowiedział Adam. – Dobrze. Przygotujmy się, chłopcy. Chcę, aby Seth wszedł na jakieś pierdolone drzewo ze swoim pistoletem maszynowym. – Ponownie chichoty. Nie, żebym miała coś przeciwko, tylko że byłam zmieszana. – Ale chcę wziąć także Sam’a. Zostanie w samochodzie, w razie, gdybyśmy potrzebowali jego mięśni. – Więcej śmiechów. – I James, ty będziesz obserwować. Ja pójdę z Adam’em. – Jak masz zamiar przejść obok czujników ruchu? – zapytał Kellan, podchodząc bliżej ekranów. – Zostały dołączone do nowego systemu ochrony. – James kiwnął głową w zamyśleniu. – I mogę się założyć, że okna także je mają. 408 | T h i s L i f e
Spojrzałam na Edwarda po odpowiedzi. – Musimy przejść pod ścianą – powiedział, wskazując na konkretną ścianę, która otaczała willę. – Mamy do tego sprzęt – wzruszył ramionami, nie widząc problemu. – Co do okien… Eric ma pewien plan. – Uśmiechnął się krzywo. Wszystkie pary oczu skierowały się na Eric’a… który także uśmiechał się krzywo. Otacza mnie mnóstwo figlarnych drani. – Włamałem się – powiedział po prostu Eric. – Niepodobnie do nas, kierują wszystkim przez system komputerowy, który jest popieprzony, ponieważ to jest dla mnie prawie zbyt proste, aby teraz go wyłączyć. Oni byli… kurwa, tacy pewni siebie. Ale, chwila… – Jeżeli możesz go wyłączyć, dlaczego nie wyłączysz także tego czegoś w ogrodzeniu? – zapytałam, ignorując mój brak wiedzy o poprawnych określeniach na cokolwiek, nad czym pracowali. Coś w ogrodzeniu bardzo mi pasowało, dziękuję. – Mógłbym, ale ich ochroniarze by to usłyszeli, ponieważ ich ściana jest także elektryczna i jest podłączona do czujników – wyjaśnił Eric. – To przypomina świerszcze. Słyszysz je, jak niekończące się bzyczenie. Elektryczność, przepływająca przez przewody w ścianie jest praktycznie taka sama. Słyszysz ją i nie mogę odciąć czujników bez odłączenia mocy. Huh. Powoli kiwnęłam głową. Zrozumiałam. – Gdzie macie zamiar wejść? – zapytał Adama i Edwarda Kellan. Wszyscy skupili się na ekranie, na którym widoczny był plan domu i odkąd Edward wspomniał o wspinaczce, wiedziałam, że planowali od razu wejść na trzecie piętro. – Cóż, obszar obok pomieszczenia, które wierzymy, że jest biurem Ara, jest prawdopodobnie łazienką – odpowiedział Adam, wskazując na monitorze na mały pokój. – To powinno być najbezpieczniejsze miejsce na wejście bez wpadnięcia na kogokolwiek. – Nie do zrobienia, stary – powiedział Eric, kręcąc głową, gdy przesunął i powiększył obraz i… kurwa. – Nie zmieścisz się przez okno – powiedział i wtedy pojawił się jego obraz. Przypuszczam, że James i jego chłopcy przeoczyli to, gdy obserwowali inne kamery. – A sądząc po balkonie obok okna, powiedziałbym, że to sypialnia, a wy będziecie tam późno. Jest możliwość, że ktoś tam wtedy będzie. Słuchałam bardzo uważnie, ale nadal skupiałam się na oknie. Oknie od łazienki. Nie wyglądało na takie małe. Przynajmniej dla mnie. – W takim razie co powiecie na okno do biura? – zapytał Seth. 409 | T h i s L i f e
Edeard i Eric pokręcili głowami. – Jest okratowane, dlatego też sądzimy, że to jego biuro – westchnął Edward, najwyraźniej pogrążony w myślach. – Kurwa… to zostawia nas z drugim piętrem. – Zmarszczył brwi. Widziałam, że nie podobał mu się ten pomysł i nie było ciężko zrozumieć dlaczego. Cholera, zrozumiałam to, ponieważ widziałam to w wyobraźni. Jeśli Edward i Adam wejdą do domu na drugim piętrze, będą musieli wejść po schodach – miejscu, w którym łatwo zostać zauważonym. I było łatwo, po obserwacji pracy chłopaków, zobaczyć, że chcieli, abyśmy poruszali się najmniej, jak to możliwe. Nie chcieli, aby kręcić się zbyt dużo po willi. Kiedy o tym pomyślałam, uderzyło mnie, jak chętna byłam nie tylko, aby pomóc, ale także, aby upewnić się, że ich plan pójdzie gładko. Nie chciałam, aby biegali po tej willi, podczas gdy będzie patrolowana przez ochroniarzy Avellinów. Więc… Wypaliłam. – Ja mogę przejść przez to okno! Po prostu w tą i z powrotem, prawda? – Czy ty próbujesz sprawić, że dostanę ataku serca? – wymamrotał Edward. – Zapomnij o tym, księżniczko. Musisz być bezpieczna. Idźmy dalej. Przeszli dalej… ale zauważyłam Kellan’a. Przypatrywał mi się i w pewnym sensie wiedziałam, wiedziałam, że prawdopodobnie mam jego aprobatę. Myślę, że zobaczył we mnie potencjał. Jednak był cicho. Dopóki godzinę później Edward, Sam, Seth, Adam i James wyszli. Yeah, wyszli. Przygotowani i gotowi, aby spróbować wejść przez okno do sypialni na trzecim piętrze, pojechali jednym z trzech czarnych SUVów, które Edward kupił dla swojej ekipy. Przez chwilę, po tym, jak wyszli, trzęsłam się z nerwów. Edward zapewnił mnie, że wrócą przed świtem. Yeah. To wcale mnie nie uspokoiło. Jednakże, niedługo miałam coś, na czym mogłam się skupić, ponieważ podszedł do mnie Kellan. Zapytał: – Jesteś gotowa, aby pobawić się z dużymi chłopcami, Bello? I odpowiedziałam bez wahania. – Tak. – Ponieważ tak czułam. 410 | T h i s L i f e
Niedługo po tym mieliśmy plan. Włączał on sprzęt. Uprząż, linę i przewód, ponieważ miałam się tam dostać. Przez okno do łazienki na trzecim piętrze. Była tam także kamizelka kuloodporna. Były także moje dwa ulubione noże – nóż wkładany do buta oraz nóż latający. Był SUV. Były gadżety, które Eric nam podał po kłótni, odnośnie powiedzeniu o tym Edwardowi. Kellan i ja wygraliśmy tę kłótnię. I niedługo byliśmy w drodze do Cerveteri. Potrzebowałam prowadzić, potrzebowałam to poczuć. I, cholera, czułam to. Ścisnęłam mocno kierownicę i ruszyłam.
411 | T h i s L i f e
Bella POV
– Ciaśniej, Bello – powiedział Kellan. Posłuchałam i ścisnęłam to mocniej. Uprząż była naprawdę kurewsko ciasna i mój wyraz twarzy powiedział mu o tym, na co kiwnął głową z aprobatą. Stojąc na brzegu zalesionego obszaru, Kellan i ja w końcu byliśmy gotowi, aby wejść na teren Ara – nie mogłam się, kurwa, doczekać.
412 | T h i s L i f e
– Pamiętasz wszystko? – zapytał, podając mi słuchawkę, która utrzyma mnie w kontakcie z Kellan’em i Eric’em, który był w naszej willi. Kiwnęłam głową i wzięłam kilka głębokich wdechów. Znałam plan. To nie miało zrujnować czegokolwiek Edwardowi i jego ekipie – to miało udowodnić, że byłam użyteczna. Dlatego też czekaliśmy. Plan zakładał, aby nie wpaść na Edwarda, ani Adama. – Okay. Kamera cyfrowa? – zapytał. Poklepałam lewą kieszeń mojej bluzy. – Lina? – Odwróciłam się, pokazując prawą, tylną kieszeń moich dżinsów, w którą włożyłam linę i przewód. – Lina z zaczepami? – Lewa kieszeń. – Dobrze. A twoje noże? – Podciągnęłam dżinsy w górę, ukazując nóż, włożony w buta. – Nóż motylkowy? – Przypięty do mojego nadgarstka. – Telefon? – W przedniej kieszeni moich dżinsów. – I masz na sobie kamizelkę – oznajmił. – Rękawiczki? – Kurwa. Pobiegłam do SUVa i znalazłam rękawiczki na tylnym siedzeniu. – Dobrze – zachichotał. – Idźmy dalej. Mikrofon? – Przyczepiony do mojego drugiego nadgarstka. Miałam go użyć, aby komunikować się z Eric’iem i Kellan’em. – Okay. Gotowa? Głębokie wdechy. Kiwnęłam głową. – Och, a masz zegarek? Kolejne kiwnięcie głową. W moim zegarku była mała latarka, której będę musiała użyć, gdy znajdę się już w domu. Ze wszystkim na miejscu, zaczęliśmy iść obok drzew. Skupiłam się tylko na jednej rzeczy – aby zrobić to poprawnie. To było oszałamiające uczucie. Czułam się silna. Dwadzieścia minut później, Kellan wskazał przed siebie i widziałam, na co wskazywał – na James’a i Seth’a. Obaj stali na brzegu lasu, prawdopodobnie obserwując obszar, w którym zniknęli Adam i Edward. Kellan i ja przewidzieliśmy to i teraz musieliśmy włączyć ich w nasz plan. Inaczej nie bylibyśmy w stanie wejść. – Eric – powiedział Kellan do swojego mikrofonu. Był uzbrojony i także wyposażony. – Zaraz podejdziemy do Seth’a i Hunter’a. Poinformuj ich. – Już się robi. – Usłyszałam w słuchawce. Sekundy później Kellan i ja obserwowaliśmy, jak Seth i James rozglądają się dookoła, starając się przeskanować obszar wokół nich i oczywiste było, że Eric właśnie im o nas powiedział. 413 | T h i s L i f e
Więc, wyszliśmy do nich. Obserwowali mnie przez dwie sekundy, zanim James przemówił do Kellan’a. – Cullen cię zabije. Wtedy powiedziałam: – Nie pozwolę mu na to. A teraz, przepuścicie nas? – Uniosłam brew. – Cullen i Adam nadal tam są. – Wskazał James. – Wątpię, że chcesz na nich wpaść. Nie, nie chcę. I nie mam takiego zamiaru. – Nie wpadnę na nich – powiedziałam. – W zasadzie, zachowujcie się tak, jakby nas tu nie było, a kiedy skończycie, powiedzcie Edwardowi, że – wskazałam na dziurę, jaką wykopali pod konkretną ścianą – zasypaliście już ją. Kellan i ja zajmiemy się nią, gdy skończymy. Seth starał się nie uśmiechać, ale James był niechętny. Tak, okazało się, że był całkiem posłusznym pieskiem, jeśli chodzi o wykonywanie rozkazów. Jednakże widziałam, że był zaintrygowany. I spójrzmy prawdzie w oczy, nigdzie się nie wybierałam. Jeżeli było coś, czego się o mnie nauczył, to, że byłam zdeterminowaną, małą suką. – Przysięgam, że będziesz moją śmiercią, kobieto – wymamrotał James. – Jesteś tak samo uparta, jak Cullen. Uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu. – Może to przychodzi wraz z nazwiskiem. Sapnął z irytacją. I to było to. Kellan i ja upewniliśmy się z Eric’iem, że wszystko było jasne i wtedy poszliśmy się ubrudzić. Dosłownie, gdy przeszliśmy przez tunel, który wykopali. Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie, szybko przebiegliśmy przez ogród – ogromny pierdolony ogród, tak przy okazji – i na szczęście był środek nocy, dzięki czemu byliśmy niewidzialni. – Wszystko w porządku? – wyszeptał Kellan, gdy schowaliśmy się za kilkoma krzakami. Kiwnęłam głową, na co on także kiwnął, zanim odezwał się przez mikrofon do Eric’a: – Jesteśmy, Eric’u. Jaki jest status? – Cullen i Adam są w biurze Ara. – Moje oczy szybko odszukały okno na trzecim piętrze. Oczywiście nie widziałam w nim żadnego ruchu. – I nastąpiła zmiana planu. Cullen chce więcej. Zamierza zejść na dół, aby umieścić więcej pluskw, co oznacza, że nie zamierza niebawem stamtąd wyjść. – Kurwa, Edwardzie! – Dobrą rzeczą jest to, że ty, Kellan’ie, możesz użyć liny Adam’a, aby dostać się na dach. – Okay, to była dobra rzecz, jak
414 | T h i s L i f e
przypuszczam. – Ale Bello? Lepiej obserwuj tyły, gdy się tam znajdziesz. – Przyjęłam. – Cokolwiek zrobisz, nie wpadnij tam na Adama. Wkurzyłby się. – Łapię – odpowiedziałam cicho. – Więc Adam wyjdzie przed Edwardem? – Dokładnie. Adam wyjdzie tak, jak wszedł, a Edward wyjdzie z dołu. Kurwa. Okay. – W porządku, mogę w takim razie już iść? – zapytał Kellan. Zanim mógł mnie o to poprosić, wyjęłam z kieszeni linę, upewniając się, że nadal mam linę z zaczepkami i wtedy wręczyłam ją Kellan’owi. – Aye, możesz iść. Tylko uważaj na ekipę Ara. Obecnie są na tarasie. – Zrozumiałem. Bella i ja rozdzielamy się teraz – powiedział Kellan, kiwając do mnie i nie marnowałam czasu. Nadal kucając nieznacznie, przebiegłam ostatni dystans, nie zatrzymując się, dopóki nie osiągnęłam ściany domu. Jak tylko byłam na miejscu, zobaczyłam, jak Kellan także biegnie. Jednak on kierował się do miejsca, w którym wspiął się Adam, które znajdowało się za rogiem. Gdy tak czekałam, przyczepiłam zaczepkę liny do mojej uprzęży. – Bello, jesteś już tam? – Usłyszałam Eric’a w moim uchu. – Tak – wyszeptałam do mikrofonu, przyczepionego do mojego nadgarstka. – Na ziemi, dokładnie pod oknem od łazienki. – Dobrze. Cullen właśnie wyszedł z biura Ara i kieruje się na drugie piętro. Poprosiłem Adama, aby zainstalował podsłuch w łazience i otworzył okno. Zrobi to teraz, zanim wyjdzie. Zmarszczyłam brwi w zmieszaniu, ponieważ kiedy opuszczałam willę, kamery pokazały nam, że okno od łazienki było już otwarte, dlatego też nie musiałam się nauczyć w ciągu dwóch godzin, jak wyłamać pierdolony zamek, lub roztrzaskać okno, jeśli o to chodzi. Bardzo mi to ulżyło, wiecie. – Rozwiń to – wyszeptałam. – To okno było już otwarte. – Ktoś je zamknął – odpowiedział po prostu. – Zgaduję, że ktoś korzystał z łazienki i zamknął okno, ale to może być dobra rzecz. – Niby czemu? – warknęłam. Gdyby nie fakt, że Adam miał je ponownie otworzyć, cały mój plan okazałby się niemożliwy. – Ponieważ to oznacza, że nie ma ich w pobliżu. Zgaduję, że ktoś je zamknął, myśląc, że tak będzie najlepiej, jeśli wszyscy mieli siedzieć na tarasie. Westchnęłam. To bardzo wyszukane, jak dla mnie. I tak, jak powiedział Eric, to było tylko jego zgadywanie. Co, jeśli się mylił? Co, jeśli zamknęli je, ponieważ coś podejrzewali, albo słyszeli stąd jakieś odgłosy? 415 | T h i s L i f e
– Słyszałeś, Kellan? – wyszeptałam. – Tak, słyszałem. Wszystko będzie w porządku, Bello. A tak przy okazji… jestem już na dachu. Przypięłaś już się? Jeszcze raz sprawdziłam moją uprząż, upewniając się, że wszystko zostało zrobione poprawnie i tak było. – Tak. Jestem gotowa. Głębokie wdechy. Wtedy usłyszałam słaby dźwięk nade mną, więc spojrzałam w górę i zobaczyłam, że okno od łazienki było teraz znowu lekko uchylone. Dobrze. To jednak sprawiło, że byłam ciekawa. Zastanawiałam się, co powiedział Eric Adamowi, aby go mimo wszystko nie wtajemniczać. Jedyne, co wiedziałam, to, że ja nabrałabym podejrzeń, gdybym była Adamem i kazano by mi otworzyć okno. Ale to nie miało teraz znaczenia. Okno było otwarte i byłam gotowa, aby się do niego dostać. – Eric, wszystko gra? – zapytał Kellan. – Jestem gotowy, aby opuścić Belli linę. – Spojrzałam w górę i oto był on, stojący na dachu. – Wszystko gra. Adam właśnie wszedł do sypialni. Przygotowuje się, aby wyjść, więc pośpiesz się, kurwa, zanim ją zobaczy. Dwie sekundy później, trzymałam koniec liny, którą rzucił mi Kellan i szybko przypięłam ją sobie do zaczepki w uprzęży, pociągając za nią, aby powiadomić Kellan’a. Od razu zrozumiał i niedługo oderwałam się od pierdolonej ziemi. Kurwa, to było uczucie, którego nie przewidziałam. Dobrze, że nie miałam lęku wysokości. Ale nadal, czułam cholerne motylki w brzuchu. Minęłam drugie piętro, przyglądając się oknu i pieprzcie mnie, jeśli nie widziałam Edwarda, mocującego pluskwy. Był ubrany tak, jak reszta chłopaków – spodnie cargo, czarną, dopasowaną bluzkę i materiałową czapkę. Oczywiście, jak cholera, uszczęśliwiła mnie pora, w jakiej tu byliśmy, ponieważ wiedziałam, że nie będzie w stanie mnie zobaczyć, nawet, jeśli by się starał. – Wszystko w porządku, Bello? – zapytał nade mną Kellan i yeah, byłam wdzięczna, że użył obu rąk, kiedy moje życie wisiało około trzech pięter nad ziemią. – W porządku – wymamrotałam. – Jeszcze kilka stóp i osiągnę okno. Kilka stóp później, byłam tam. Najpierw sprawdziłam, czy okno nie skrzypi, otwierając je ostrożnie, ale tego nie zrobiło – dzięki Bogu – więc otworzyłam je w pełni, zanim weszłam do środka. Skurwiele mieli rację. Okno było kurewsko małe. Ale zrobiłam to i całkiem wdzięcznie wylądowałam na ziemi. 416 | T h i s L i f e
– Weszłam – wyszeptałam, zanim odczepiłam linę. – Status na trzecim piętrze, Eric’u? – wyszeptałam, pociągając dwa razy za linę, co szybko załapał Kellan i wyciągnął ją, zanim zamknęłam okno. – Trzecie piętro jest puste – powiedział mi Eric, czym bardzo mi ulżył. – Ale Cullen wspominał, że drzwi do biura skrzypią, więc bądź ostrożna. A Kellan? Czy lina zniknęła i inne gówno? Ponieważ Adam jest teraz w drodze na dół. – Mam ją – wyszeptał Kellan. Okay. To było to. Mój czas, aby się wykazać. – Wychodzę z łazienki. Jak tylko to powiedziałam, powoli otworzyłam drzwi i upewniłam się, że teren jest czysty, zanim wyszłam. Bezgłośnie przeszłam przez niewyraźnie oświetlony korytarz, aż doszłam do drzwi do biura. Wstrzymałam oddech. Bardzo, bardzo, bardzo powoli nacisnęłam klamkę. Nadal nie oddychałam. I tak, drzwi zaskrzypiały nieznacznie, ale otworzyłam je po chwili. Dopiero gdy znalazłam się w środku i zamknęłam za sobą drzwi, zaczęłam ponownie odpowiednio oddychać. – Jestem w biurze – sapnęłam, po czym użyłam latarki w moim zegarku, aby się rozejrzeć. Nie widziałam zbyt wiele, ale świecenie większą latarką było niemożliwe. Plus, moje kieszenie były już pełne. – Obok biurka stoi szafka – wyszeptałam. – Powinnam od niej zacząć? – Nie – powiedział Eric. – Zacznij od biurka. Szafka jest prawdopodobnie zamknięta, ale jeśli w biurku jest klucz… – Urwał i zrozumiałam. Jeżeli był tam klucz, będzie raczej w jednej z szuflad. Więc tam też zaczęłam. Bez robienia jakiegokolwiek hałasu, sprawdziłam każdą szufladę. – Masz coś? – Dokumenty – wymamrotałam, nie rozumiejąc niczego z tego, co czytałam. – Wszystkie są po włosku. Ale wyjęłam aparat i zaczęłam robić zdjęcie po zdjęciu, ponieważ mogłam nie znać włoskiego, ale ktoś na pewno zna. – To nic. I tak zrób zdjęcia. – Właśnie to robię. Zachichotał. – Może Kellan ma rację. Wygląda na to, że pasujesz do tego. Uśmiechnęłam się i zrobiłam kolejnych kilka zdjęć w ciemno. Może zdjęcia biura coś nam dadzą? Kto wie?
417 | T h i s L i f e
– Jednak nie ma tu klucza – westchnęłam cicho, przygryzając wargę. Na wszelki wypadek i tak spróbowałam otworzyć komodę, ale Eric miał rację; była zamknięta. Wtedy wróciłam do biurka, sprawdzając więcej dokumentów. To znaczy, nie mieliśmy pojęcia, co znaleźliśmy i spójrzmy prawdzie w oczy; Aro prawdopodobnie zabrałby najważniejsze rzeczy ze sobą – cokolwiek by to było. Wątpiliśmy, że znajdziemy tu cokolwiek. Nie, żeby to powstrzymało mnie od próbowania. Więc, kontynuowałam przeszukiwaniu. I wtedy naprawdę coś zobaczyłam. Nazwiska. Dokumenty wypełnione niczym innym, jak nazwiskami, a zwróciły moją uwagę dlatego, że nie były to włoskie nazwiska. – Eric, myślę, że coś znalazłam. – Natychmiast zaczęłam robić zdjęcia, pragnąć zrobić ich tak dużo, jak to możliwe. Listy nazwisk. Przejrzałam papiery, podczas gdy moja kamera pracowała. – Poznaję kilka ostatnich nazwisk. Nie osobiście, ale… myślę, że są irlandzkie. – Zrób zdjęcie… Moje sapnięcie przerwało mu. Edward Masen. – Ed jest na tej liście – wyszeptałam. – Szukaj dalej, Bello – nalegał Kellan. – Będziemy mieć czas później, aby sprawdzić te nazwiska. Okay. Okay. Łapię. – Cullen przygotowuje się, aby wyjść – powiedział Eric. – Cały dom jest teraz w pluskwach. Przepłynęła przeze mnie duma. Nazwijcie mnie popieprzoną, jeśli chcecie, nie mam nic przeciwko. Mój mąż dokonał tego, kurwa. To sprawiło, że zaczęłam pracować ciężej i spędziłam następnych piętnaście minut, robiąc zdjęcia wszystkiemu, co mogłam. – Myślę, że już czas, aby stamtąd wyjść, Bello – powiedział Kellan. – Nie chcemy ryzykować i dziwię się, że ekipa Ara nie poszła jeszcze do łóżek. – Ma rację – zgodził się Eric. – Teraz jesteście tylko we dwoje. A tak przy okazji, James zostawił ci sprzęt, Kellan. – Po co? – Musisz zakryć tę pierdoloną dziurę – zachichotał Eric. – Cudownie… Nie mogę się doczekać. To sarkazm, tak przy okazji. – Okay, skończyłam – powiedziałam.
418 | T h i s L i f e
– Dobrze – odpowiedział Eric, teraz bardziej służbowo. – Bądź ostrożna, gdy będziesz wychodzić, Bello, przysięgam na Boga… Wiem. To było to, czego bał się Eric, ponieważ teraz zostałam sama. Adam i Edward poszli, a Eric nie miał pojęcia, co się dzieje po drugiej stronie drzwi. Było dużo łatwiej, gdy miał Edwarda i Adama, którzy zdawali mu relacje. Ale yeah, teraz zostałam sama. Działając w pojedynkę i na ślepo. – Obiecuję – wyszeptałam, cicho wychodząc z biura. Szczęście było po mojej stronie, gdyż wyszłam z łazienki bez żadnych problemów. – Opuść linę – powiedziałam cicho, otwierając okno. Jak tylko lina została mocno przyczepiona do mojej uprzęży, ponownie wyszłam przez okno i cholera, popełniłam błąd, patrząc w dół. Tym razem było gorzej. Zdecydowanie gorzej. Może dlatego, że wychodziłam przez okno najpierw głową! Dobry Boże. Głębokie wdechy. – Wszystko w porządku, Bello? – Yeah – sapnęłam drżąco. – Nie patrz w dół. Racja. Okay. Kurwa. Na szczęście Kellan sprawnie opuścił mnie na ziemię i wzięłam ogromny wdech ulgi, gdy tylko miałam obie stopy na ziemi. – Jestem gotowa – powiedziałam, wiedząc, że rzuci mi niedługo linę. Co też zrobił. – Poczekaj na mnie przy krzakach – poinstruował mnie Kellan. – Zamierzam zejść po drugiej stronie. Wiedziałam o tym. Zamierzał skoczyć z wysokości dziesięciu stóp na balkon, znajdujący się na trzecim piętrze, co przerażało mnie, jak cholera, ale najwyraźniej robił to już wcześniej, więc ufałam mu. Obok balkonu rosło drzewo, które będzie jego sposobem na zejście. Ten mężczyzna jest jak jakaś pierdolona małpa. – Bądź ostrożny – powiedziałam mu, zanim pobiegłam w stronę krzaków. Usłyszałam jedynie jego chichot. Figlarny drań. Nie zajęło dużo czasu, zanim pojawił się Kellan i niedługo biegliśmy w stronę krzaków, przy których było nasze wyjście. – Dobrze się spisałaś, Cullen – zachichotał Kellan, gdy przechodziłam przez błoto. – I miałem rację – oświadczył, podążając za mną. 419 | T h i s L i f e
– Rację odnośnie czego? – powiedziałam na wydechu, nadal będąc rozpromieniona przez to, że nazwał mnie Cullenem. Starałam się ominąć trochę brudów, ale to było niemożliwe. Był wszędzie. Nie, żeby mnie to obchodziło, ale nie chciałam tego gówna na twarzy. Smakowało obrzydliwie, do cholery. – Jesteś ćpunem adrenaliny – oświadczył ponownie, gdy wyciągnęłam do niego rękę, gdy wychodził z dziury. – Dokładnie tak, jak ten twój mąż. Bez słów podałam mu łopatę, którą zostawił nam James. I tak, przypuszczałam, że tak będzie z adrenaliną. To znaczy, nie nazwałabym się ćpunem, ale lubiłam to podniecenie. Niezmiernie. Teraz jednak nie czułam… praktycznie nic. Byłam w pewnym sensie pusta. – Dzięki – westchnął, wycierając czoło. – Daj znać Eric’owi, że wyszliśmy. Ja skończę z tym gównem – wskazał na dziurę i kupę brudu i błota obok. Kiwnęłam głową i przemówiłam do nadgarstka. – Eric’u, już wyszliśmy. Kellan właśnie wypełnia dziurę, po czym zmyjemy się stąd. Odpowiedź Eric’a przyszła natychmiast. – Dobra robota. I Bello? Proszę, wróć szybko do domu, bo mam przeczucie, że niedługo będziesz musiała ratować mi życie. Zachichotałam, nadal nie mogąc w pełni oddychać po biegu. – I jeśli się nie mylę, musisz obronić także James’a i Seth’a. – I mnie – wymamrotał Kellan. – Bez obaw – uśmiechnęłam się – nie pozwolę Edwardowi was zastrzelić.
***
– Tu jest tak wiele nazwisk – wymamrotałam do siebie, sprawdzając ekran kamery, podczas gdy Kellan prowadził. Ale nie potrafiłam, kurwa, zrozumieć, dlaczego moje dłonie się trzęsły. – Większość z nich jest Amerykanami. Lub Irlandczykami… lub Anglikami… lub cokolwiek. – Kurwa, nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Moje kolana chodziły, moje dłonie się trzęsły a moje całe ciało drżało. – To, co mam na myśli, to, że nie wyglądają na włoskie. Kellan spojrzał na mnie, zauważając sposób, w jaki siedziałam. – Przeczytaj nazwiska, które wierzysz, że są irlandzkie – powiedział, wciskając mocniej gaz. Wzięłam głęboki wdech. 420 | T h i s L i f e
Moje oczy przebiegły przez nazwiska na zdjęciach, które zrobiłam. – Kim O’Brien, Riley Gallagher – wymamrotałam, nadal przebiegając wzrokiem po nazwiskach i walcząc, aby moje dłonie się nie trzęsły. Tak wiele nazwisk. Harry Smith, Robert White. – Kilka nazwisk żeńskich. – Zauważyłam. Renee Dwyer. Margaret Platt. – A potem Edward Masen, jak już wcześniej mówiłam. – Jezu, tu musiały być tysiące nazwisk. – Chelsea Murray, Steve Murphy… – Kurwa – zaklął Kellan. – Murphy? Powszechne nazwisko, ale… Steve. Kurwa. – Byłam zmieszana. – To mógłby być naprawdę ktokolwiek, ale ojciec Sam’a zaginął w zeszłym roku. Nazwiskiem Sam’a jest Murphy. – Czy nazywał się Steve? Kellan kiwnął głową. – Sam się wścieknie. Już miałam odpowiedzieć, ale zadzwonił mój telefon, więc szybko wyłowiłam go z kieszeni i zobaczyłam imię Eric’a na ekranie. – Bella – odpowiedziałam. – Yeah, będziesz musiała poradzić sobie z problemem. Ponownie zmieszanie. – O czym ty mówisz? – Cóż, Cullen i reszta już wrócili. Ciebie nadal nie było. James się wygadał. Kurwa. Pierdolony James. – Jak bardzo jest zły? – zapytałam, przygryzając wargę. – Dobra rzecz jest taka, że z siniakami mi do twarzy – powiedział sucho. – A James i Seth zostali zamknięci w pokoju konferencyjnym i pilnuje ich Sam. Jezu. – Tak mi przykro, Eric’u… – Nie martw się, kochana. Nie pomagałbym ci, gdybym się z tobą nie zgadzał. Luzik. – Ale to nadal moja wina – kłóciłam się, czując się, jak gówno. – Myślałam, że złapię Edwarda, zanim w ruch pójdą ciosy. Jęknęłam. To był dopiero bałagan. Wiedziałam, że Edward się wścieknie, nie byłam głupia, ale myślałam, że będę miała czas, aby go uspokoić, zanim jego gniew dosięgnie jego ekipę. 421 | T h i s L i f e
– To nie ma teraz znaczenia – zachichotał Eric. – Po prostu wiedz, że kieruje się w twoją stronę. Prawdopodobnie dosięgnie cię za jakieś dwadzieścia minut, czy coś takiego. Kurwa. Okay. Mogę sobie z tym poradzić. Muszę tylko upewnić się, że Kellan’a tu nie będzie. – Naprawię to – powiedziałam pewnie. – Porozmawiamy później, Eric. Po rozłączeniu się, odwróciłam się do Kellan’a, który uśmiechał się krzywo. – Możesz mnie tu zostawić – powiedziałam. – Whistler jest już w drodze, a jeśli cię zobaczy… – urwałam. – Nie zostawię cię przy drodze po środku nocy, Bello. – Przewrócił oczami. – Poza tym, mogę przyjąć cios, czy dwa. To nie ma znaczenia, ponieważ wiem, że Cullen uświadomi sobie, że mamy rację. Musi po prostu pozwolić, aby to gówno do niego dotarło. – Nie obchodzi mnie to – powiedziałam mu. – Pobił już Eric’a za pomaganie nam, Kellan. To było szalone. I wiesz, że jedynym, który jest wystarczająco silny, aby powstrzymać Edwarda jest Sam. – Powiedziałam to zarówno z dumą, jak i z niechęcią. To była prawda. Mój mąż był silnym skurwielem i morderczym, delikatnie mówiąc. Byłam dumna i pod wrażeniem, ale w tej sytuacji to nie było dla mnie korzystne. Ponieważ… – Jestem jedyną, której nie skrzywdzi. – To był fakt. – Więc, po prostu zostaw mnie tutaj. Edward mnie zobaczy. . . . – Nadal jesteś uzbrojona, prawda? – Tak. Ale dlaczego miałabym czegokolwiek potrzebować? – Do ochrony, jeśli ktokolwiek by się pojawił, oczywiście. – Droga jest opuszczona, Kellan. – Ale nadal… – Po prostu mnie tu zostaw. Mam swoje noże, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. . . – Pod jednym warunkiem. Westchnęłam. – Jakim? – Weź mojego Glocka. – W porządku. 422 | T h i s L i f e
***
Chodziłam w kółko. Nie mogłam ustać w miejscu. Moje dłonie się trzęsły, mój oddech był przerywany, a po mojej skórze przechodziły ciarki. Minuty mijały, a ja nadal nie potrafiłam się odprężyć. Wszystko robiło się tylko coraz silniejsze. Starałam się oddychać głęboko przez nos. Kurwa. Zadzwonił mój telefon. – Edwardzie. – Gdzie jesteś? – zapytał nienaturalnie spokojnym głosem. – Dobry ruch, pozwolić Kellan’owi odjechać, tak przy okazji. Właśnie minąłem skurwiela. Przełknęłam ciężko. – Po prostu jedź dalej – powiedziałam cicho. – Stoję na poboczu. Rozłączył się. Yeah, miałam przesrane. Kilka minut później, zobaczyłam światła samochodu Edwarda. Podeszłam bliżej drogi na tyle, aby mnie zauważył. Co też zrobił i zatrzymał samochód dwadzieścia stóp ode mnie. Wyszedł z samochodu, trzasnął za sobą drzwiami i… podszedł do mnie. – Jesteś ranna? – warknął. Moje palce pragnęły dotyku. Pokręciłam głową. Wyglądałam jak gówno z rozczochranym kucykiem i brudem na ubraniach, ale nie, nie byłam ranna. Nie mogłam mówić. Ledwie oddychałam. – Wsiadaj do tego pierdolonego samochodu – rozkazał cicho, zanim skierował się do samochodu. – Natychmiast, Bello! Zaskomlałam. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Ale posłuchałam go i niedługo siedziałam w fotelu dla pasażera. Nie patrzył na mnie. 423 | T h i s L i f e
Umieścił ramię za moim fotelem i spojrzał do tyłu, gdy wycofywał samochód, po czym zwiększył obroty silnika, zanim popędził w stronę willi. Ponownie ciężko przełknęłam. Moje instynkty powiedziały mi, że potrzebowałam go. Czegoś. Kurwa, to było potężne. Przepływając przeze mnie, sprawiając, że ponownie zaskomlałam. I wtedy to do mnie dotarło. To była adrenalina. – Dochodzisz do siebie – wymamrotał, nigdy na mnie nie patrząc. – Jeszcze godzina lub dwie i będziesz ponownie czuć się normalnie. Odetchnęłam. Obserwowałam go. Wydarzenia dzisiejszej nocy spadły na mnie. – Edwardzie – zaskomlałam. Jego uścisk na kierownicy był mocny. Jego szczęka, pokryta dwudniowym zarostem była zaciśnięta. Jego wyraz twarzy był morderczy. – Dlaczego to zrobiłaś? – warknął. – Dlaczego, kurwa, weszłaś do willi Ara? Pokręcił głową. Potarłam swoje uda o siebie. Cholera. Och, Boże. – Whistler. – Zamknij się, Bello. Zamknęłam oczy. Przygryzłam wargę. Skrzywiłam twarz. Nie kontrolowałam się. Wtedy nie mogłam już tego wytrzymać, więc odpuściłam. Zaatakowałam go, całując go otwartymi ustami. Jego szyję, jego szczękę. Samochód gwałtownie skręcił, ale nie obchodziło mnie to. Moje dłonie były wszędzie. – Przestań, kochanie – jęknął. Ja ponownie zaskomlałam, niezdolna do posłuchania. – Kurwa, przestań! Po odepchnięciu ponownie usiadłam na swoim miejscu, ale zamiast czuć się odrzucona, byłam wkurwiona.
424 | T h i s L i f e
– Przestań? – zapytałam z niedowierzaniem. – Jedynym powodem, dlaczego jestem teraz w tej sytuacji jest to, że odmówiłeś zaufać mi! – Zaufać w czym? – warknął. – Poszłaś tam, aby zrobić kilka zdjęć? Yeah, Eric mi o tym powiedział. Jak kurewsko głupia jesteś! – Nie nazywaj mnie głupią! – krzyknęłam, prawie dysząc. – Chciałam po prostu być częścią tego wszystkiego! Chciałam ci pomóc! – Nie potrzebowaliśmy twojej pomocy, Isabello! – krzyknął, zatrzymując samochód na poboczu. – To była zwykła pierdolona dziecinada i wykonaliśmy to gówno bez ciebie! – Odwrócił się na siedzeniu, wpatrując się we mnie. – Czy wiesz, jak kurewsko blisko byłem zastrzelenia James’a? Czy wiesz, jak się czułem, kiedy odkryłem, że ty i Ford byliście w tym domu? Nie masz pojęcia – zaśmiał się bez humoru – Kellan był na pierdolonym dachu. Byłaś tam całkowicie sama! Myślałem, że dostanę pierdolonego ataku serca! Zanim mogłam odpowiedzieć, wyszedł z samochodu i zaczął przed nim chodzić. Podążyłam za nim. – Ale zrobiłam to, prawda? – kłóciłam się, trzaskając drzwiami za mną. – I wiesz co, naprawiłam gówno, którego ty i Adam nie zrobiliście! – Boże, tak dobrze było wyrzucić to z siebie. – Znalazłam dokumenty, które znaleźlibyście, gdybyście nie byli tak cholernie skupieni na pluskwach! – W czystej frustracji popchnęłam go na samochód. Jego oczy rozszerzyły się. Yeah, wzięłam go przez zaskoczenie. – Mam dosyć traktowania mnie przez ciebie, jakby była pierdoloną lalką, Edwardzie – syknęłam. – Kocham cię i czczę pierdoloną ziemię, po której stąpasz, tak jak i ty robisz ze mną, ale wygląda na to, że myślisz, iż jestem ze szkła i mam tego dość! – Och, yeah? – Uśmiechnął się krzywo do mnie, gdy opuściło go zaskoczenie, po czym podszedł do mnie, nie zatrzymując się, dopóki nie górował nade mną. – Więc całe to gówno było po to, aby coś udowodnić? Zrobiłaś to tylko po to, abym zobaczył, że jesteś w stanie do nas dołączyć? – Kiwnęłam głową. – Cóż, pieprzyć to. Przez zrobienie tego jedynie udowodniłaś, jak kurewsko lekkomyślna jesteś! – warknął. – Jedyne, co miałaś, to Kellan i oczywiście Eric, który był godziny drogi od ciebie. – Warknął, kręcąc głową. – Co byś zrobiła, gdyby sprawy przybrały zły obrót? – Kellan był uzbrojony – powiedziałam z irytacją. – I ja także. – Jednak jedynie w noże. Kurwa. – On był na dachu! – krzyknął ze złością. – Czy tego, kurwa, nie łapiesz? Nawet ja miałem tam wsparcie, a ja znam swoją cholerną robotę! A ty nie! Nie miałam nic do powiedzenia. 425 | T h i s L i f e
Ponieważ miał rację. – Jeżeli ktoś by cię przyłapał… – Zadławił się. Głębokie wdechy. Oboje je wzięliśmy. Wtedy przemówił stanowczo. – Nie zawahaliby się, aby wpakować ci kulkę w głowę. Moje wnętrzności wywróciły się. Edward wycofał się, chcąc wrócić do samochodu, ale nie mogłam mu na to pozwolić. – Nie odchodź ode mnie, Edwardzie. – Złapałam go za ramię. – Rozwiążemy to tu i teraz – powiedziałam. – Przepraszam, że nie przemyślałam tego, co robię, ale nie poddam się. Nadal chcę być tego częścią. – Zapomnij o tym. Moja wściekłość wróciła. – Nie powstrzymasz mnie! – Obserwuj mnie. – Nie, Edwardzie. Nie będę. Ponieważ będę zajęta upewnianiem się, że będę z wami następnym razem. Jego oczy błysnęły furią. Moje plecy były przyciśnięte do drzwi samochodu z jego strony. Ponownie górował nade mną. – Czy wiesz, jak kurewsko doprowadzasz mnie do wściekłości? – Ponownie przemówił przez zaciśnięte zęby. – Kurwa, chciałbym, abyś po prostu… – Wypuścił oddech, kręcąc na mnie ponownie głową. – Chciałbym, abyś po prostu słuchała, co mówię i słuchała się, kurwa. – Naprawdę? – odpowiedziałam, gdyż nie wierzyłam w ani jedno słowo, które powiedział. Znał mnie. Wybrał mnie. Za to, kim jestem. – Naprawdę, Edwardzie? Chciałbyś, abym po prostu siedziała i nic nie robiła? Mrugnął na mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się ciężko od gniewu… frustracji i… Chryste, sama nie wiem. Widziałam rozdrażnienie i strach w jego oczach. Chciałabym potrafić czytać w jego myślach. Przez sekundę stał bez ruchu, uciskając grzbiet swojego nosa. Wtedy wymamrotał: – Z pewnością wiesz, jak mnie wkurwić. – I zanim mogłam cokolwiek zrobić, przycisnął mnie do samochodu i naparł swoimi ustami na moje. Mocno. To rozpaliło mnie szybciej, niż kiedykolwiek i całe moje ciało płonęło. – To nie koniec – jęknął w moje usta, zanim wsunął w nie swój język. 426 | T h i s L i f e
Pociągnęłam go za włosy, czym sprawiłam, że jęknął. Chciałam krzyczeć na niego lub uderzyć go, kurwa, ponieważ chociaż byłam niedoświadczona, byłam gotowa, aby się uczyć. Ale moje ciało było kontrolowane przez ciało i zdecydowało, żeby opleść nogi wokół jego bioder. – Irytująca, pierdolona kobieta. – Składał gorączkowe pocałunki na mojej szczęce i szyi. Ignorując jego komentarz, pochyliłam się i zaczęłam odpinać uprząż. – Zamknij się i po prostu pieprz mnie – wymruczałam, patrząc cały czas na zapięcia. – Żądająca mała suka, prawda? – Uśmiechnął się krzywo, gdy rozpinał swoje spodnie cargo. – Pierdolony skurwiel – odpowiedziałam. Nie mogłam, kurwa, uwierzyć, że właśnie nazwał mnie suką. – Zrób mi tę przysługę i trzymaj te usta zamknięte, zanim je uderzę. Uśmiechnął się zawadiacko, jak figlarny skurwiel, którym był. Ale nie dbałam o to, ponieważ moje ciało nadal miało nade mną kontrolę i pragnęłam uwolnienia, które, mam nadzieję, pozwoliłoby mi się, kurwa, uspokoić. Ponieważ to, przez co przechodziłam, było szalone. Moja skóra nie przestawała mrowić, mój oddech nie zwalniał, a moje mięśnie nie odprężały się. Więc, byłam cicho, opuszczając dżinsy i odwracając się, umieszczając dłonie na szybie samochodowej. – Gotowa na mnie, księżniczko? – syknął mi do ucha, pokrywając swojego twardego jak skała kutasa moją wilgotnością. – I dlaczego taka pozycja? Chcę, abyś oplotła mnie nogami. – Zapomnij – warknęłam, zerkając na niego przez ramię. – Jeśli nie masz nic przeciwko, wolałabym teraz na ciebie nie patrzeć. Moje kolana nieznacznie się ugięły, gdy włożył we mnie główkę swojego penisa. Gdzieś w moim umyśle dotarło do mnie, że mieliśmy to zrobić na boku drogi, po środku nocy, ale byłam zbyt nieobecna, aby się tym przejąć lub coś z tym zrobić. – Twoja prośba jest moim rozkazem – wymruczał. – Najwyraźniej. Wtedy wsunął się we mnie. – Kurwa! – sapnęłam. Oczy szeroko otwarte, usta rozchylone. – Cholera – warknął. Równo i zwyczajnie, mocno mnie pieprzył. Przy samochodzie, wsuwał we mnie swojego penisa, mocno i głęboko, nigdy nie przestając, nigdy nie zwalniając, a złość, pożądanie, żądza i frustracja przepłynęły przez nas falami. Tak, to był popieprzony sposób, na poradzenie sobie z sytuacją, ale w naszym
427 | T h i s L i f e
przypadku to działało. Najwyraźniej. Ponieważ wtedy pojawiła się desperacja i potrzebowaliśmy coraz więcej, coraz mocniej i coraz głębiej. Wychodziłam na spotkanie każdemu jego pchnięciu. Jego uścisk na moich biodrach graniczył z bolesnością. Uderzył w ten punkt, sprawiając, że zacisnęłam się na nim. – Jezu. – Whistler – zaskomlałam. Moje palce próbowały – nieskutecznie, oczywiście, złapać się szyby samochodu. – Och, Boże. Gromadzące się doznania były szalone i pochłaniały mnie. Moje nogi zaczęły się trząść. Potrzebuję cię, Whistler. – Wiem – sapnął i wtedy wysunął się ze mnie, tylko po to, aby obrócić mnie, opleść moje nogi wokół swoich bioder i ponownie się we mnie wsunąć. On także był zdesperowany. To było jasne. – Wiem, kochanie. Moje palce znalazły się w końcu w jego włosach, ciągnąc za nie i okręcając je. – Nigdy się nie zmieniaj, księżniczko – jęknął w moje usta. – Nigdy się, kurwa, nie zmieniaj. – Nie zmienię się! – krzyknęłam, czując, że nadchodzi mój orgazm. – To samo tyczy się… ungh… ciebie. Ja… och, Boże… tak. Kurwa. Mocniej. Oboje byliśmy tak blisko. – Rozumiem – jęknął w moją szyję. – Kurwa… kocham cię, dziecinko. Boże, kocham cię. Coraz bardziej gorąco, rozprzestrzeniając się, wszędzie. – Whistler – jęknęłam, trzymając się go kurczowo. – Ja też… Chryste… ja też cię kocham! Główka jego penisa pocierała mój punkt i zaczęłam się wić. Tak. Przepadłam. – Czuję cię, księżniczko – jęknął. – Kurwa, zaraz… tak… Oboje doszliśmy. Do czasu, gdy nasze orgazmy opadły, oboje dyszeliśmy i nadal trzymaliśmy się nawzajem kurczowo. . . 428 | T h i s L i f e
. – Będziesz moją śmiercią, Pani Cullen – sapnął, pomiędzy pocałunkami na mojej szyi. – Nie żartuję. Zachichotałam bez tchu, gdy przebiegłam palcami po jego włosach. – Kocham cię. – To było jedyne, co mogłam powiedzieć. – Tak bardzo cię kocham, kochanie. – Ja też cię kocham – wymruczał, całując mnie w nos. – A teraz zamknij się i pozwól mi cię trochę poprzytulać, zanim będziemy musieli zmierzyć się z gównianą aferą w willi. Mój irlandzki chłopak.
429 | T h i s L i f e
Whistler' s POV
– Zatrzymaj obraz na salonie na dole – powiedziałem Eric’owi.
430 | T h i s L i f e
Usiadłem obok niego, zapalając papierosa, zanim zarzuciłem stopy na biurko. Eric spojrzał na moje stopy, ale nic nie powiedział. Może pracować w pokoju kontrolnym, ale to nadal jest moje. Poza tym, jest zbyt mądry, aby się ze mną teraz sprzeczać. I nawet nie próbujcie sprawić, abym rozmawiał o Kellan’ie, James’ie i Seth’ie. Minęły dwa dni, odkąd Bella i Kellan pojechali do willi Ara bez mojej wiedzy, ani zgody. Dwa dni mojej wściekłości. Problem jest jednak taki, że praca Belli się opłacała. I naprawdę nie chcę przyznać tego gówna. Ale mimo wszystko to prawda. Listy, które sfotografowała zaprowadzą nas dokądś. Nie wiemy jeszcze gdzie, ale te nazwiska mają znaczenie, tyle wiemy. Bella. Irytująca, pierdolona kobieta. Ma talent do doprowadzania mnie do szaleństwa. Ta kobieta zawsze trzyma mnie w gotowości i popieprzoną rzeczą jest to, że w inny sposób nie byłbym w stanie tego dokonać. Od pierwszego dnia wiedziałem, że jest inna. To samo tyczy się Emmett’a z Rose. On i ja łatwo zaczynaliśmy się nudzić. Mogę jednak bezpiecznie powiedzieć, że nie mamy tego problemu, gdy mamy przy sobie Bellę i Rose. Obie są uparte, jak cholera. – Jeszcze nic – powiedział Eric, wskazując na ekrany. Zaciągnąłem się papierosem, rozmyślając o innych możliwościach. Musimy wiedzieć, gdzie trzymają mojego wujka. – Jakieś wieści od Emmett’a? – westchnąłem. Powinien niedługo tu być. On, Rose, Alec i Nessa. Ale tak samo, jak Bella i ja, nie mogą przybyć do kraju poprzez lotnisko. – Opuścili Lyon kilka godzin temu. W porządku. – A co z Liam’em? Eric uśmiechnął się krzywo i wiedziałem. Wiedziałem, że wszystko było w porządku. Nie, żebyśmy się martwili, ale ucieczka z więzienia z pewnością nie była łatwa do wykonania. Ale zrobiliśmy to, kurwa. Cóż, chłopcy w Stanach to zrobili. – Ostatnio, jak słyszałem, był w drodze do kryjówki w Kolumbii. Skrzywiłem się nieznacznie, wypuszczając dym.
431 | T h i s L i f e
– Pierdolona Kolumbia – wymamrotałem. To po prostu Liam. Jest popieprzony. Kocham go, ponieważ jest moją rodziną. Jest moim kuzynem, ale… cholera, nie wiem, dlaczego wplątał się w narkotyki. Nie jest od nich uzależniony, ale je sprzedaje. – On się tam będzie tylko ukrywał, Cullen – powiedział Eric, ale nie byłem pewien, czy mu wierzę. Liam zawsze lubił ciężkie gówna. Tak samo, jak jego ojciec. – Cokolwiek – westchnąłem. – W każdym razie, czy tata wrócił do Chicago? – W końcu taki był plan. Miał pojechać do Chicago z Garrett’em i Ben’em. Będą tam też mama i Tan. – Yep, przyjechali dziś rano. Dobrze. A teraz… co do dokumentów… – Jakieś szczęście co do nazwisk? Część mnie miała nadzieję, że powie nie. No co, jestem rywalizującym skurwysynem. Możecie mnie, kurwa, pozwać za to, że nie chcę, aby moja żona mnie przechytrzyła. Ale znowu jeśli ktoś miałby to zrobić, równie dobrze może to być ona. I muszę przyznać, że jestem z niej trochę dumny. Jest zawzięta, jak cholera. Moja mała kocica. Ale poważnie, dostanę cholernego ataku serca, jeśli zrobi jeszcze raz taki wyczyn. Jezu, nie przeżyłbym, kurwa, gdyby coś jej się stało. – Nadal je sortujemy – powiedział. – Adam mi w tym pomaga. Najpierw porządkujemy nazwiska kobiet. Kiwnąłem głową w zadumaniu. – Nie powiedziałeś Sam’owi, mam nadzieję. Nie byliśmy nadal pewni, czy to jego ojciec figuruje na liście, ale przypuszczaliśmy, że tak jest, dlatego wierzymy, że te listy dadzą nam odpowiedzi. Ponieważ jeśli to naprawdę jego ojciec, będziemy mogli zacząć szukać zniknięć. A jeżeli nazwiska się zgodzą, będziemy mogli przypuszczać, że nazwiska na listach należą do ludzi, których Aro zabił, porwał lub zrobił z nimi coś równie gównianego. W końcu nazwisko Ed’a także jest na liście. Więc to miałoby sens. Eric zachichotał sucho. – Nie, i raczej nie będę w pobliżu, gdy się dowie. Kurwa, ja także nie chciałbym być wtedy w pobliżu, ale ktoś będzie musiał przekazać mu te wieści. Wiem, że to będę ja. Puk, puk. 432 | T h i s L i f e
– Wejść. – Ziewnąłem, sięgając po kolejnego papierosa. Drzwi za mną otworzyły się, więc zerknął przez ramię i zobaczyłem, jak do pokoju kontrolnego wchodzą Bella i Autumn. – Dobry wieczór, moje panie – mrugnąłem do Autumn. Ta mała dziewczynka owinęła mnie sobie, kurwa, dookoła palca i to nie jest zabawne. – Wygląda na to, że eksplodowała na ciebie fabryka z brokatem, mała. Zgaduję, że miały kolejny babski wieczór, ponieważ włączało to piżamy i makijaż. – Zrobiłam Belli makijaż, Edwardzie – zachichotała, skacząc przy mnie, więc odłożyłem papierosa, zanim mogła na mnie wskoczyć, co oczywiście zrobiła. I zawsze się boję, że zgniecie moje rodzinne skarby. Hej, w końcu jestem facetem. – Naprawdę, huh? – zachichotałem, sadzając ją sobie na kolanach, zanim spojrzałem na Bellę. – Cóż… Wygląda… słodko. – Cała w brokacie. – Czy jest jakiś sposób, abyś mnie pocałowała bez obsypania mi twarzy brokatem, księżniczko? – Uśmiechnęła się i podeszła do mnie i tak bardzo, jak nienawidziłem gówna, które wydarzyło się dwa dni temu, nigdy nie potrafiłem gniewać się na nią zbyt długo. Oczywiście, dużo się kłóciliśmy, zwłaszcza od tamtej nocy, ale nadal byliśmy siebie pewni. I yeah, muszę sobie czasami o tym przypominać, ale wybaczcie mi za zwątpienie. To wcale nie takie dziwne, jakby o tym pomyśleć. Nigdy nie myślałem, że znajdę miłość. Jak do cholery miałbym wierzyć, że nie dość, że znalazłem prawdziwą miłość, to jeszcze żonę, która przyjęła życie, jakim żyję? Ale tak było. Po prostu muszę sobie o tym przypominać. – Sprawdźmy, dobrze? – drażniła się, pochylając się, aby mnie pocałować. Wątpię, że wie, jak bardzo ją kocham. Poważnie. Jest całym moim życiem. – Mmm, tęskniłam dzisiaj za tobą – wymruczała w moje usta. Złapałem w usta jej dolną wargę, zanim delikatnie ją possałem. Ale… mam dzieciaka na kolanach. Dzieciaka, który obecnie chichocze. Więc zakończyłem pocałunek poprzez kilka szybkich całusów. – Byłeś tu zamknięty przez godziny – powiedziała miękko, przebierając palcami przez moje włosy i przysięgam, że mógłbym na to zamruczeć, jak jakiś pierdolony kot. – Czy chociaż coś jadłeś? – Yeah. Kilka godzin temu – westchnąłem z zadowoleniem. Zadrżałem. Całowała mnie po czole.
433 | T h i s L i f e
To właśnie Bella. Kocica i moja ukochana, wszystko to wpakowane w jedną seksowną, młodą kobietę. – Chcesz, abym przyniosła ci z Autumn jakieś przekąski? – Kurwa, tak – wtrącił się Eric. Zachichotałem i kiwnąłem do Belli. Ponieważ kto, kurwa, odmówiłby przekąskom? Ale… – Nie sądzę, abyś powinna brać ze sobą tą małą – wymruczałem, patrząc na Autumn. Przysięgam, że minęła minuta, czy dwie, a ona już padła. Jest petardą, ale może także w dwie sekundy zmienić się z małego świra w śpiącą skałę. A teraz oparła się o moją klatkę piersiową. – Cudownie – wymamrotałem, przewracając nieznacznie oczami. – Będę cały pokryty brokatem. – Aw, ale wyglądasz tak wspaniale, kochanie – zagruchała Bella. Posłałem jej figlarne spojrzenie. – Oczywiście, teraz mogę być twoją małą wróżką – odpowiedziałem sucho. Mrugnęła po prostu do mnie, po czym wyszła, a ja obserwowałem jej apetyczny tyłek. Mam do tego skłonności. – Daj mi znać, gdy będziesz chciał, abym ją zabrał – powiedział cicho Eric, zerkając na mnie. Machnąłem na niego. – Nie, jest dobrze. Ona mnie napędza. Ta siedmioletnia, mała dziewczynka jest jednym z powodów, dla których robię to, co robię. Potrzebuję zemsty. To znaczy, kurwa, co, jeśli to by było moje dziecko, a Bella i ja zginęlibyśmy w Seattle? Został jej tylko Eric. Dwudziestopięcioletni wujek. Rodzina jest najważniejsza, to moje ostatnie, pierdolone słowo. – A tak przy okazji, dziś rano przyszedł twój sprzęt. – Kurwa, na pokaz samochodów? – zapytałem. Kiwnął głową. I uśmiechnął się. Kurwa, tak. – Miło.
434 | T h i s L i f e
Nie mogę się, kurwa, doczekać. Za kilka dni będę robił to, co robię najlepiej. Tak samo Emmett. Wiem, że jest chętny. Mamy także nasze żony, oczywiście. I tutaj zacząłem myśleć, że… może… włączę w to Bellę. Nawet, jeśli tylko nieznacznie. Kradzież jest zupełnie inną sprawą, wiecie. Więc jeżeli naprawdę chce w to wejść, to będzie to. Ale z pewnością, jak cholera nie chcę, aby była gdziekolwiek tam, gdzie Aro. Sama myśl o tym sprawiała, że mój żołądek się zacisnął. Wtedy rozległo się kolejne pukanie do drzwi i po chwili do środka wszedł Adam, patrząc na dokumenty, które niósł. Zgaduję, że to listy. – Osiemnaście kobiet – powiedział, nie podnosząc wzroku. – Wszystkie są powiązane z Masenami w ten, czy inny sposób, poza jedną. – Teraz spojrzał znad papierów. – Renee Dwyer z Arizony. – Przeprowadziłeś dokładne dochodzenie na jej temat? – zapytałem. – Nie, tylko częściowe, dopóki nie będę miał dostępu do tego – odpowiedział, kiwając głową w stronę imponującego systemu Eric’a. – Z mojego komputera nie mogę się nigdzie włamać bez przyłapania. – W porządku – wzruszyłem ramionami. – Łapię. Zajął miejsce obok Eric’a i obaj zaczęli rozpracowywać nazwiska. – Co do tej pory na nią znalazłeś? – zapytał go Eric. – Pochodzi z Arizony, ale mam tylko… hmm, zobaczmy… – Urwał, sprawdzając notepad’a. – Gdy szukałem czegoś o niej, zgubiłem ją na wczesnych latach dziewięćdziesiątych – westchnął. – Późny marzec 1991 roku jest ostatnim dostępem, jaki na nią mam. Była wtedy w Phoenix, ale nie mam pojęcia, co robiła wcześniej. – Może jest powiązana – powiedziałem. – Jeżeli była wplątana w organizację, całkiem możliwe, że zmieniła nazwisko, aby uciec, czy coś. Eric już miał coś powiedzieć, gdy zadzwoniły wszystkie nasze telefony. Co mogło oznaczać jedynie coś naglącego. Ostrożnie, aby nie obudzić Autumn, wyjąłem mojego Vertu i przeczytałem wiadomość.
Staram się zgubić ogon w Torino. Zdecydowanie Avellinowie – EPC.
– Kurwa – syknąłem przez zęby, zanim szybko napisałem odpowiedź.
Szczegóły – ERC.
435 | T h i s L i f e
Odpowiedź nadeszła szybko. Wiem, że moi chłopcy czekają teraz na rozkazy.
4 SUV– y. Kuloodporne. Zauważyłem 1– go w Grenoble. Potem 2 dołączyły na granicy. Teraz 1 więcej w Torino. Ja i Ro + 2 dzieciaki. Dwa Glocki – EPC.
– Sprowadź tu James’a – rozkazałem, już pisząc odpowiedź.
Jedź do Asti. To blisko Torino. Tata ma tam garaż + lądowisko dla helikopterów. Gotowy na lot? – ERC.
Eric bez słów zabrał ode mnie Autumn i zacząłem chodzić w kółko, nigdy nie odrywając wzroku od telefonu. Zapaliłem papierosa. Kurwa. Odpowiedz, bracie. Przebiegłem palcami przez włosy, gdy Bella weszła do pokoju z resztą chłopaków. Mój telefon zadźwięczał, informując mnie o odpowiedzi Em’a, więc uniosłem palec, bezgłośnie mówiąc im, aby poczekali.
Nie da rady. Właśnie dzwonił tata. Garaż przepadł. Ogień – EPC.
– KURWA! – ryknąłem, zwalczając chęć rzucenia telefonem o ścianę. Zamiast tego odwróciłem się i przemówiłem do Eric’a. – Pokaż garaż w Aspi. To tam Bella i ja zmieniliśmy samochody, podczas jazdy. Podałem mu adres, aby mógł znaleźć współrzędne, po czym ponownie napisałem do Em’a.
Jakaś możliwość, abyś zgubił ich w mieście? – ERC.
– James, chcę, abyś ty, Sam i Ford się przygotowali – powiedziałem im. – Uzbrójcie się w pełni; możliwe, że będziemy musieli poradzić sobie z pościgiem. Następnie spojrzałem na Seth’a. – Będziesz sprawował kontrolę i chcę, abyś się przygotował. Posłałem mu znaczące spojrzenie – i wiedział. Wiedział, że może się zrobić nieciekawie, a był naszym snajperem. – I Bello – spojrzałem na nią z błaganiem – musisz zostać tutaj, księżniczko. Bez wymówek.
436 | T h i s L i f e
– Zostanę – obiecała, zerkając na Autumn i wypuściłem oddech. Widziałem w tym prawdę, ponieważ moja żona nie potrafiła kłamać. Cóż, potrafiła i to bardzo dobrze, ale nie mi prosto w twarz. – Ale muszę wiedzieć, co się dzieje. Chłopaki pośpieszyli z pokoju, aby przygotować wszystkie niezbędne gówna. I już miałem ją wtajemniczyć, gdy zadźwięczał mój telefon. – Sekundę – wymamrotałem.
Niemożliwe. Próbowałem, ale poległem. Nieodpowiedni samochód na takie gówno! – EPC.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa…
Jaki samochód? – ERC.
Gdy czekałem na odpowiedź, wprowadziłem we wszystko Bellę i niedługo wrócili chłopaki. Zareagowała w sposób, jakiego się spodziewałem. Zapłonęła gniewem i strachem. Ich imiona powtarzały się echem w mojej głowie. Alec. Nessa. Em. Rose. Alec. Nessa. Alec. Nessa. Alec. Alec. Em. Rose. Bella podała mi papierosa, wiedząc, jak blisko wybuchnięcia jestem. Mogłem jedynie kiwnąć głową w podziękowaniu. Głębokie zaciągnięcie się. Dalej, Emmett. Co masz? Samochód przeznaczony do prędkości, czy bezpieczeństwa? W końcu.
Range Rover. Przyciemnione szyby, kuloodporny. Wolny, jak cholera! – EPC.
– Ja pierdolę! – jęknąłem. Okay, szybka analiza. Zwróciłem się do Kellan’a. – Ford, ja też w to wchodzę. Możemy potrzebować szybkości. Moje spojrzenie zatrzymało się na Belli; przygryzała właśnie swoją wargę. Przyciągnąłem ją do siebie, zmuszając się, aby przez chwilę stać bez ruchu. – Wszystko będzie w porządku, dziecinko – wyszeptałem w jej włosy, po czym oparłem brodę na czubku jej głowy, gdy zwróciłem uwagę ponownie na Kellan’a.
437 | T h i s L i f e
– Masz tutaj Gellardo – powiedział, na co kiwnąłem głową z aprobatą, bezgłośnie dziękując Bogu, że kupiłem jednego dla siebie i jednego dla Belli. Cholera, nie widziała ich nawet jeszcze. – Zatankuję je. – Wezmę mojego – powiedziałem mu. – James, pojedziesz ze mną. Ford, ty i Sam weźmiecie Belli. Bella oczywiście usłyszała swoje imię. – Mój? – To długa historia; kupiłem ci samochód. Zobaczysz go później.
Jeżeli to przetrwa, dodałem w myślach. – Jesteśmy gotowi do drogi – powiedział James z pewnym kiwnięciem głowy. Dobrze. Po tym wskazałem im, aby podążyli za mną, co też zrobili i gdy kierowałem się po schodach w górę, napisałem odpowiedź do Emmett’a.
Jesteśmy w drodze. Kieruj się do Rzymu. Miejmy nadzieję, że spotkamy się we Florencji. Poważnie, Em. Wciśnij gaz do dechy. I wyślij swoje współrzędne Eric’owi, aby mógł cię śledzić – ERC.
– Eric, potrzebuję, abyś przykleił tyłek przed monitorami – rozkazałem, kierując się do pokoju mojego i Belli. – Em wyśle ci swoje GPS. Musisz go obserwować i będziesz zdawał mi raporty co dziesięć minut, zrozumiałeś? – Tak jest, szefie. Znalazłem mojego Glocka i Siga. A gdy się odwróciłem… Bella trzymała moją kamizelkę kuloodporną.
438 | T h i s L i f e
Próbując się nie rozpłakać. Ze spuszczonymi oczami. Przygryzając wargę. Zaciskając pięści. Kurwa. Wziąłem ją od niej, szybko zakładając ją na mój t– shirt i czarną bluzę. – Pojedziemy w stronę Florencji – powiedziałem chłopakom, teraz spokojniej, gdy moje spojrzenie spoczęło na mojej żonie. – To w połowie drogi do Torino. Prawdopodobnie spotkamy się tam z Em’em, ale to będzie dopiero początek. Kiwnąłem do chłopaków, odprawiając ich. Wyszli. – Wrócisz – oznajmiła, wyzywając mnie, abym jej zaprzeczył. Jej spojrzenie płonęło. Bólem i wściekłością. – Przysięgam na Boga, Whistler… – Wtedy jej głos się załamał. – Chodź tutaj, księżniczko – wymruczałem i jak tylko znalazła się w moim zasięgu, przyciągnąłem ją do swojej klatki piersiowej. Moje ramiona objęły ją ciasno. – Będzie w porządku, obiecuję – wyszeptałem. – A ty będziesz tu z Autumn, Eric’iem i Seth’em. – Kiwnęła głową przy mojej klatce. Pocałowałem jej włosy, nienawidząc tego, że muszę iść. – Wrócimy najpóźniej jutro rano, w porządku? – Oby – pociągnęła nosem. – Kocham cię, irlandzki chłopcze. Uśmiechnąłem się nieznacznie. – Ja też cię kocham, księżniczko. Uniosłem jej podbródek i pocałowałem ją mocno i z pasją, oddając jej całego siebie poprzez ten pocałunek. – Zajmij się Autumn, okay? – wysapałem ciężko, obejmując jej piękną twarz. Kiwnęła głową, opierając czoło o moje. – A ty sprowadź Alec’a i resztę z powrotem. – Tak zrobię – obiecałem jej, tak samo, jak sobie. – Kocham cię. – Ja ciebie też.
***
Ze sposobem, w jaki jechaliśmy, dojechaliśmy do Florencji w dwie i pół godziny. Do tej pory Emmett był w stanie utrzymać dystans, ale według Eric’a Włosi są coraz bliżej. Jedyną ulgą jest to, że jadą tym samym rodzajem samochodów. Innymi słowy, oni także nie wybrali szybkości. Nie można jednak powiedzieć tego samego o nas i gdyby to nie była taka popierdolona sytuacja, wykorzystałbym ten czas na cieszenie się moim nowym
439 | T h i s L i f e
Lamborghini, ale nie mogłem. Jeszcze nie. Jednak to zrobię. Jak tylko pozbędziemy się tych pierdolonych Avellinów. – Cokolwiek? – zapytałem Eric’a. Odpowiedział w mojej słuchawce. – Jedź dalej. Em jest niedaleko Florencji. Kurwa. Wcisnąłem mocniej gaz. – Będzie próbował pozbyć się ich w Carrerze. Pokręciłem głową. – To kurewsko małe miasteczko. To się nie uda. – Poczekaj… kurwa… Zmarszczyłem brwi. – Eric? Bez odpowiedzi. A ja nie byłem w nastroju na takie pierdolenie! – Eric! – Kurwa, Aro jest w drodze. O rzesz… – Jego także śledź – oznajmiłem pewnie, nie bardzo oczekując czegokolwiek innego. Eric Bell jest cholernym wielozadaniowcem. – Co jest? – Ułyszałem, jak klika coś przy komputerach. – Jeszcze nie wiem – wymamrotał. – Ale właśnie opuścił swoją willę ze swoimi ochroniarzami. Będę go śledził. – Powiadom Seth’a – rozkazałem. – I trzymaj dziewczyny w piwnicy. Wątpiłem, żeby wiedzieli, gdzie jesteśmy, ale dla bezpieczeństwa… – Już się robi. Dwadzieścia minut później, w końcu usłyszałem Emmett’a, gdy do mnie zadzwonił. – Jezu Chryste, brachu! – warknąłem. – Gdzie jesteś, kurwa? – Staram się ujść z życiem – warknął. – Wjeżdżamy do Prato. A ty gdzie jesteś? Sprawdziłem GPS. – Dziesięć minut drogi od ciebie – odpowiedziałem. Moje ciało pobudziło się. – Skontaktuję się z Eric’iem, aby upenić się, że przetniemy ścieżki. – Dobrze. Potrzebujemy planu. Ci skurwiele są zaraz za nami. Nie ma czasu na strategie. 440 | T h i s L i f e
Już to wiedziałem. – Atakujemy – odpowiedziałem. To był jedyny sposób. – Wprowadzę w to chłopaków. Bądź w kontakcie z Eric’iem, a gdy będziemy na tej samej drodze, jedź dalej, a my przejmiemy to na siebie, w porządku? – Brzmi jak plan. Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – Nie, zapewnij bezpieczeństwo dzieciakom. – Okay. – … Kurwa! Usłyszałem to. – Otworzyli ogień? – jęknąłem, chociaż już znałem odpowiedź. Moje kostki były białe od ściskania kierownicy. Silnik zamruczał, gdy zwiększyłem jego obroty. Alec. Em. Nessa. Rose. Alec. Em. Nessa. Rose. Usłyszałem więcej strzałów. – James, koordynuj nasze współrzędne… Przerwał mi kiwnięciem głowy, już o tym wiedząc, po czym przemówił przez swój mikrofon. – Em, jesteś tam? – zapytałem. Frustracja. Kurewsko tego nienawidziłem. Moje palce świerzbiły, aby użyć mojej broni. – Yeah… Celują w opony. – I usłyszałem pisk w tle. – Skurwiele zbliżają się za bardzo, jak na mój gust. – Zrównaliśmy się – poinformował mnie James. – Pięć minut. Wziąłem głęboki wdech. Kurwa. Nareszcie. – Przepuszczę cię, Emmett – powiedziałem mu. – Jesteśmy na tej samej drodze. Po prostu jedź dalej. Zobaczysz niedługo dwa Gallardo. To my. – Jasne. Powodzenia. Rozłączył się i powiedziałem James’owi, aby poinformował o tym Kellan’a i Sam’a, którzy byli w drugim samochodzie. Jechaliśmy dalej. Nie zajęło dużo czasu, zanim zobaczyliśmy Rover’a Emmett’a. Po zasalutowaniu dwoma palcami z jego strony, pojechałem dalej i cieszyłem się, że był teraz za nami. Dziaciaki były bezpieczne. 441 | T h i s L i f e
– Przygotuj się – wymamrotałem do James’a. Wtedy zwróciłem się do Eric’a. – Jesteś tam, Bell? – Tak, szefie. Powinieneś być w stanie zobaczyć swój ogon. I wtedy go zobaczyłem. Okay. No to ruszamy. Kiwnąłem na James’a, po czym zwolniłem. Głębokie oddechy. Skupiłem się. Jak tylko zatrzymałem samochód, wysiadłem, upewniając się, że drzwi od samochodu są przede mną. Wyjąłem mojego Glocka. Naładowałem go. Byłem gotowy. Wszyscy byliśmy. Kellan, Sam, James. Ja. Staliśmy za naszymi drzwiami, używając ich jako tarczy. Podczas gdy celowaliśmy. Ja celowałem. SUV– y zbliżały się. Coraz bliżej. Dopóki nie były wystarczająco blisko. – W opony! – krzyknąłem. Rozległy się wystrzały i poczułem, że kącik moich ust uniósł się, gdy zobaczyłem, jak pierwsze dwa SUV– y gwałtownie skręciły. Bliżej. Strzeliłem ponownie, celując w szybę. Ponownie. Jeszcze raz. I jeszcze. Dalej, trzaśnij, pieprzona. Zobaczymy, jaka jesteś kuloodporna. – Rozkazy, Cullen! – krzyknął Kellan z drugiej strony drogi. SUV– y są blisko. To moje zaproszenie. Wziąłem głęboki wdech. 442 | T h i s L i f e
– Zdejmijcie ich – rozkazałem. Z tą decyzją, ja także wyjąłem swojego Siga. Adrenalina przepłynęła przez mój system. Oba pistolety w górze, chłopcy zrobili to samo. Strzelaliśmy, Nie cofaliśmy się. Znaliśmy naszą pierdoloną pracę. A ja celowałem… w ten specjalny punkt. W kółko i od nowa. Płoń, skurwielu, płoń. Sytuacja się rozwinęła. Wysiadło czterech mężczyzn z tylnego SUV– a. – Zostańcie w ukryciu – krzyknąłem. Poleciały kule. – Celujcie w zbiornik paliwa! – warknąłem i wtedy w końcu, kurwa, pozbyłem się pierwszego SUV– a. Pochłonęły go płomienie. Przeszedł mnie dreszcz. To mi nie wystarczało. Potrzebowaliśmy znaleźć się bliżej. Na sekundę zamknąłem oczy. Zobaczyłem moją żonę. – Cullen – powiedział James i wiedziałem. Wiedziałem, kurwa. Nie mogliśmy tu zostać. Więc kiwnąłem głową. Tylko raz. Okay. Kurwa. – Zbliżyć się! – rozkazałem. Znali musztrę. I wtedy pobiegliśmy. Ogień pierwszego samochodu ukrył nas na chwilę, ale nie trwało to długo, gdy dotarliśmy do ich pojazdów. Trzy SUV– y nadal stały. Ponownie celowaliśmy w zbiorniki paliwa i strzelaliśmy, strzelaliśmy i strzelaliśmy, nigdy nie ustępując. Nie rozumieliśmy, dlaczego, kurwa, nie wychodzili. Ich samochody nie będą ich zawsze chronić, co niektórzy z nich wydawali się zrozumieć. Powolni skurwiele. Więc kiedy kilku z nich wysiadło, wycelowaliśmy w nich. Gadali jakieś gówna po włosku, strzelali, uciekali, a my, kurwa, strzelaliśmy w odwecie. Najpierw strzelaj, pytaj potem. Jeden mężczyzna celował w Kellan’a.
443 | T h i s L i f e
Strzeliłem, postrzelając Włocha w ramię. Niezbyt dobrze, zdecydowałem. Widziałem przed oczami czerwień. Strzeliłem jeszcze raz. Rodzice Autumn. Bella. Moja żona. Oni zabili ludzi na cholernym weselu mojego brata. Więc celowałem… aby zabić. Po raz pierwszy w życiu. Usunę ludzi moją własną dłonią. Trzeci SUV eksplodował. I… – CHOLERA! – krzyknąłem, czując palący ból w nodze. Był oślepiający. Pochłaniał mnie. – Po twojej lewej, Sam – warknął James. Wystrzały. Mrugnąłem. Strzeliłem ponownie, oddychając przez zaciśnięte zęby. Skurwysyn. Bliżej. – Kryj mnie, James – warknąłem. Byliśmy tylko kilka stóp od nich, aż znaleźliśmy się przy nich. Nie marnowałem czasu. Otworzyłem drzwi drugiego SUV’a, nie wahając się, aby strzelić z bliska i tak też zrobiłem. Trzy strzały i dwóch mężczyzn osunęło się. – Dwóch ucieka! – krzyknął Sam. – Po prawej, są już poza polem! Szybko przeszukałem samochód, upewniając się, że był pusty. – Dorwij tych skurwieli! – krzyknąłem. James pobiegł za nimi, a był szybkim skurwielem. Dołączyłbym do niego. Gdybym mógł! – Uważaj, Sam! – krzyknął Ford. Sam szybko odskoczył na bok, a Kellan zaatakował czwartego SUV– a; ja także strzelałem. Ponownie celując w zbiornik paliwa. Coś przeleciało obok mnie. Gwiżdżąc przez powietrze. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, co to było. – Wy, skurwiele, nic nie potraficie zrobić dobrze! – krzyknąłem, dołączając do Kellana. Wycelowaliśmy bronie. Bronie wystrzeliły. – KURWA! – to był Sam, więc moje spojrzenie odnalazło go. Ja pierdolę! Kurczowo ściskał swoje ramię. – Ze mną w porządku! – warknął. Leżąc na ziemi celował i strzelał. 444 | T h i s L i f e
Poszedłem w jego ślady i staraliśmy się zdjąć ostatnich mężczyzn. Doliczyliśmy się… czterech. Sześciu, jeśli włączyć w to tych, których ścigał James. Kellan dostał strzał w klatkę piersiową i krzyknąłem, gdy uniosłem ponownie swoje pistolety. Na szczęście wszyscy mieliśmy na sobie kamizelki kuloodporne. – Po twojej lewej, Cullen! – krzyknął Sam. Na lewo; wycelowałem. Strzeliłem. Nie chybiłem. – Kryj Kellan’a – krzyknąłem szorstko. Jeszcze nie wstał, więc Sam musiał kryć jego tyłek, ponieważ to pierdolone gówno musiało się teraz skończyć. Moja noga bolała, że ja pierdolę. Zaraz nad kolanem. Pokręciłem głową, oczyszczając ją z myśli. Skupienie. Głębokie wdechy. Myślenie przyjdzie potem. Ponownie wycelowałem. Dwa szybkie strzały. Dwóch mężczyzn padło. Z dystansu usłyszałem więcej strzałów i miałem nadzieję, że James pozbył się tych skurwieli. Rozległ się ostatni strzał i zerknąłem na Sama, po czym podążyłem za jego spojrzeniem. Zdjął ostatniego mężczyznę. Jezu. Opadłem. Tylko nieznacznie, ale… kurwa. Patrząc w dół, zobaczyłem, że straciłem mnóstwo krwi. Zbyt wiele, zbyt szybko. Kellan kasłał i pluł, budząc się powoli, ale pewnie. Jęcząc. Yeah, wszyscy, kurwa, jęczeliśmy. Dobrą rzeczą jest to, że było już prawie ciemno. – Zdjęliśmy wszystkich? – jęknął Sam. – Yeah. – Usłyszałem dyszenie James’a. Oparł dłonie na swoich udach. – Dorwałem tamtych dwóch. A jak poszło tutaj? 445 | T h i s L i f e
Westchnąłem i usiadłem na środku drogi. – Pozbyliśmy się ich. – Kaszlnąłem, gdy przez przypadek wziąłem wdech dymu z jednego z ognisk. – Pierdolone gówno, chłopaki. – Możesz to powtórzyć – powiedział szorstko Kellan, podchodząc do mnie. Podał mi papierosa i przyjąłem skurwiela z wdzięcznością. Ponieważ kurewsko go potrzebowałem. – Kurwa, Cullen. To nie wygląda dobrze. – Kucnął przede mną, spoglądając na ranę. Było zbyt ciemno, aby całą ją zobaczyć, ale yeah, wiedziałem, że było źle. Kurewsko to czułem. – Musimy tu posprzątać tak szybko, jak to możliwe – wymamrotał James, rozglądając się dookoła. Zrobiłem to samo. Widziałem ciała. Słodki Jezu. – Po kogo, kurwa, możemy zadzwonić? – Na początek sprowadź tu Emmett’a – wychrypiałem. – Sam musi wrócić, zanim straci więcej krwi. – Było z nim gorzej, niż ze mną. – Myślę także, że najwyższy czas, aby sprowadzić tu Liam’a. Nie możemy na niego czekać do następnego miesiąca. Musimy pozbyć się Avellinów. – Słyszałem cię, szefie, ale musimy poradzić sobie z tym – powiedział James, machając ręką na burdel dookoła nas. – Mamy szczęście, że nikt tędy nie przejeżdżał. Westchnąłem. Wiem o tym. Zaciągnąłem się mocno. Moja dłoń była pokryta krwią. Skrzywiłem się. – Zanieście ciała do pojazdów – zdecydowałem, starając się zwalczyć zawroty głowy. – Niech się spalą. – A reszta? – zapytał Kellan, zdejmując bluzę. Podał mi ją i kiwnąłem głową w podziękowaniu, trzymając papierosa w ustach, gdy obwiązywałem materiał wokół mojej nogi. – Pieprzyć to – świadczyłem. – Jest całkiem jasne, że Aro wie, iż jesteśmy we Włoszech. Tak długo, jak władze nie mogą powiązać nas z tą sceną, nie dbam o to. – Skrzywiłem się i zakląłem, gdy Kellan ścisnął swoją bluzę na mojej nodze. – Będziemy musieli poradzić sobie z Avellinami tak, czy siak. Nie ma powodu, aby się teraz ukrywać. Cóż… wyjątkiem jest willa. Nikt nie może znaleźć willi. Nie chcę nawet myśleć, że to mogłoby się wydarzyć. – Wszystko okay, Sam? – krzyknął Kellan. Usłyszeliśmy, jak kaszlnął, jakieś piętnaście stóp przede mną. – Yeah. Kurewsko wspaniale. Okay, czas, aby zakończyć to gówno.
446 | T h i s L i f e
– James, powiedz o wszystkim Eric’owi a ty, Kellanm upewnij się, że mój brat tu przyjedzie. Posłuchali. Położyłem się na ziemi, patrząc na… nic. Mijały minuty. . . – Emmett jest w drodze – powiedział mi Kellan. – Zacznę z ciałami. Myślę, że kiwnąłem do niego. Wtedy wrócił James. – Nie mogę połączyć się z Eric’iem. Są tylko zakłócenia. Nudności. Strach. Panika.
447 | T h i s L i f e
Bella POV Jeżeli była jedna rzecz, jaką wiedziałam o tym życiu, to że plany się zmieniały. Przez cały czas. I nie zajęło dużo czasu, zanim plany znowu uległy zmianie – po tym, jak Whistler odjechał z James’em, Kellan’em i Sam’em. Ponieważ gdy Eric zobaczył, że Aro opuszcza swoją willę z czterema ochroniarzami, zmienił się nasz harmonogram dnia. To, o czym nie wiedział Whistler to, że podjęłam decyzję. Eric i ja obserwowaliśmy intensywnie ekrany, podążając za ruchami Ara, dzięki urządzeniu śledzącym, które zainstalował dla Eric’a James i nie zajęło dużo czasu, zanim uświadomiliśmy sobie, że kieruje się prosto do nas. Nagle zatrzymał się w połowie drogi. Domyśliliśmy się, że Aro nie ma w planach wpakowania się w niebezpieczeństwo, poprzez przyjechanie tutaj, więc zamierzał poczekać niedaleko, najprawdopodobniej na większą ilość ochroniarzy. To była tylko myśl, ale bardzo prawdopodobna. Przepłynął przeze mnie strach, paraliżując mnie, ale kiedy zadźwięczał głos Autumn, wiedziałam, że czas na panikę nadejdzie później. Widziałam, że Eric czuł to samo. Więc rozkazałam Adamowi, który był w drodze do Rzymu po zapasy, aby sprowadził tutaj swój tyłek z powrotem tak szybko, jak to możliwe. Och, miał także skontaktować się z trzema ochroniarzami Kellan’a, którzy mieszkali w Rzymie. Jedynym problemem było to, że miało to trochę potrwać. Zostałam tylko ja, Eric, Autumn i Seth.
448 | T h i s L i f e
Więc wykonałam telefon. – Nie pozwól dowiedzieć się Edwardowi, że Aro tu jedzie – powiedziałam Eric’owi. Eric gapił się na mnie, studiując mnie, starając się wymyśleć alternatywy. Ale oboje wiedzieliśmy, że Whistler był teraz zbyt daleko, aby zawrócić, a poza tym Emmett ich potrzebował. Rose, Alec i Nessa ich potrzebowali. Musieliśmy polegać na sobie. W końcu Eric kiwnął głową i odwrócił się do ekranów. – Tak, proszę pani. Po tym skierowałam się do pokoju mojego i Whistler’a. Wyjęłam moje noże – motylkowy i noże do rzucania. Następnie Glocka, którego ledwo wiedziałam, jak używać. I jeszcze kastet Edwarda. I gaz pieprzowy. Przebrałam się w spodenki cargo i bluzę. Założyłam także oczywiście kamizelkę kuloodporną. Ponieważ to się naprawdę działo. Edward nie pochwaliłby moich szortów, utrzymując, że moje nogi będą gołe i bez najmniejszej ochrony, ale potrzebowałam mieć swobodę ruchów. A do tego mogłam trzymać moje noże w jednej z bocznych kieszeni. Ostatnie, ale nie mniej ważne – moje niebieskie trampki. Zrozumiałam, że włączone w to będzie uciekanie. Ale odmówiłam myślenia o tym, co właśnie zamierzałam zrobić.
I to sprowadza nas do chwili obecnej…
449 | T h i s L i f e
– No to ruszamy – wymruczałam do siebie. Obrona. Tym właśnie to miało być. W każdy możliwy sposób zamierzałam obronić siebie i naszą rodzinę. Kiedy wróciłam do piwnicy, Eric wprowadził już Seth’a; obaj byli teraz przyszykowani. To samo tyczyło się Autumn. Eric założył na nią jej małą kamizelkę kuloodporną i yeah, płakała. To mnie zabijało. Trzymała się kurczowo swojego wujka i płakała bezgłośnie, gdy Eric starał się nas przygotować – jeśli chodzi o ochronę. Pięć monitorów pokazywało willę, naszą willę z pięciu różnych kątów, abyśmy byli w stanie zobaczyć, gdzie są Avellinowie. Gdzie wejdą i gdzie się zaczają. Nie będą mieli elementu zaskoczenia. – Wszystko okay, Pani C? – zapytał mnie Seth. – Nie – odpowiedziałam szczerze. – Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby nie zwariować. Eric i Seth zachichotali cicho, ale cieszyłam się, że widziałam u nich skupienie i determinację. Byli teraz cali służbowi. – Okay – westchnął Eric, odwracając się do monitorów. – Oto, co wiemy. Aro opuścił swoją willę w Cerveteri z czterema ochroniarzami. – Seth kiwnął głową. – Następnie zatrzymał się w połowie drogi tutaj i sądzimy, że spotka tam się z większą ilością ochroniarzy. Wierzymy także, że Aro nie zjawi się tu osobiście. Zapaliłam papierosa, rozmyślając. Starałam się włączyć w swojej głowie wewnętrzny głos Whistler’a, ale… nie potrafiłam. Jedyną rzeczą, jaką wiedziałam to, że ucieczka zawsze szła przed walką. To w taki sposób Masen’owie pozostali żywi. Nigdy nie próbowali być bohaterami i walczyć na ślepo, ze względu na samą walkę. Nie byli ponad ukrywanie się. Nie było w tym nic wstydliwego, czy głupiego, że chcieli po prostu chronić swoją rodzinę. Ale było zbyt późno na ucieczkę. – Eric, zostaniesz tu z Autumn – powiedziałam. Potrzebowaliśmy go tutaj, aby pracował przy całym tym technologicznym gównie. Dodatkowo był najlepszym obrońcą dla Autumn. – I… kurwa. – Nie miałam niczego. Zerknęłam na Autumn. Nie miałam pojęcia, jak się pozbierała. Żyła z przeklinającym mężczyzną i cholera, ja nie byłam lepsza. Ale kochałam ją całym moim sercem, pomimo mojego braku umiejętności opieki i… nie mogłam pozwolić, aby coś jej się stało. Więc… jak, do cholery, miałam to zrobić? – Mogę coś zasugerować? – zapytał Seth, rozumiejąc, że byłam zagubiona. To znaczy, jak mogłam nie być? Osiemnastoletnia dziewczyna? No dajcie spokój. – Proszę – powiedziałam z kiwnięciem głowy. On także kiwnął głową. 450 | T h i s L i f e
– Racja. Cóż, sugeruję, abym wyszedł na zewnątrz. – Nie podobał mi się ten pomysł i zaciągnęłam się papierosem, aby się uspokoić. Chciałam po prostu, aby każdy był bezpieczny. Kurwa. Jak robi to Edward? W jaki sposób potrafił pozostać w takiej sytuacji spokojny? Wypuściłam dym. – Bardziej przydam się na zewnątrz, Bello. Mogę z łatwością się ukryć i zakraść się do nich, a oni nie będą o tym wiedzieć. To da nam dwa punkty ataku. Będą widzieli willę i wejście, ale nie będą wiedzieli, że już jestem za nimi. Yeah i nienawidziłam, że jego sugestia miała sens. Musiałam sobie przypomnieć, że wiedzieli, co robią. – I Bello? – powiedział miękko Eric, nadal pocieszając i szturchając nosem Autumn, siedzącą mu na kolanach. – To nie twoja odpowiedzialność. Przygryzłam wargę, a Seth kontynuował. – On ma rację. Nic z tego nie spadnie na ciebie. Cokolwiek się stanie, będzie dlatego, że tak wszyscy zdecydowaliśmy. Nikt nas nie zmuszał, abyśmy tu byli. Racja. Pewnie. To nie bardzo pomagało. – Okay, cokolwiek – powiedziałam, machając ręką. – A co ze mną? Gdzie mam iść? Chcę pomóc. Muszę pomóc i odmawiam pozostania w tyle. Wymienili spojrzenia, marszcząc brwi i zastanawiając się. Wiedziałam, co musieli rozważyć. Możliwości, niebezpieczeństwa, alternatywy, konsekwencje i na koniec; wściekłość Edwarda, jeżeli chociażby się zadrasnę. – Wiecie, że jestem w stanie – powiedziałam im znacząco. – Nie bazujcie na Edwardzie. Eric westchnął. Tak samo Seth. Wtedy przemówił Eric. – Cóż, jeżeli mam zostać tutaj z tą małą, zrobimy z tego miejsca główną bazę. Pokój kontrolny jest miejscem, które musimy chronić. – Kiwnęłam głową w zrozumieniu. To było pomieszczenie, które wszystko napędzało. – Więc, sugeruję, abyś pozostała tutaj, Bello. Schowaj się w piwnicy, może za barem, a jeżeli ktokolwiek przyjdzie, możesz ich zdjąć. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, ponieważ znalezienie drzwi do piwnicy nie jest proste. Jezu. Zdjąć ich. Zdjąć ich. Zdjąć ich. 451 | T h i s L i f e
– Użyj swojego pistoletu, jeśli możesz, Bello – poradził Seth. – W każdym razie będzie ci łatwiej, jeśli będziesz bliżej celu. Celuj w ramiona, nogi – uda są dobre; stracą wystarczająco dużo krwi, co sprawi, że niemożliwym będzie, aby kontynuowali – a jeśli poczujesz się wystarczająco pewnie w swoim celowaniu; celuj w ramię lub rękę. Wiemy, że nie chcesz nikogo zabić. Przełknęłam słyszalnie. Zacisnęłam oczy. To obrona. Wszystko, aby ochronić rodzinę. Samoobrona. Racja. – Okay – wypuściłam powietrze. Mogę to zrobić. – Okay. – To było dla kochanych przeze mnie osób. – Racja. Yeah, okay. Jestem gotowa. Zaciągnęłam się ostatni raz papierosem, zanim wyrzuciłam go, po czym kontynuowaliśmy tworzenie naszego planu. Śledziliśmy samochód, który nadjeżdżał. Upewniliśmy się, że kamery w piwnicy były ukryte; Eric miał być naszymi oczami z pokoju kontrolnego. Założyliśmy słuchawki i mikrofony. Ostatnie, ale nie mniej ważne, przyciemniliśmy światło w piwnicy przyciskiem z pokoju kontrolnego. To da mi przewagę, ponieważ moje oczy przyzwyczają się do mroku, jeśli Avellinowie znajdą drogę na dół. – Są pięć minut drogi stąd – oznajmił Eric. Wzięłam głębokie wdechy. Skupiłam się. – Zajmę pozycję na dachu – powiedział Seth, gdy zakładał tłumik na jeden ze swoich pistoletów. Lub kompresor… lub jakkolwiek to nazywają. – Yeah, tylko zejdź szybko, stary – przypomniał mu Eric. – To jedyne miejsce, na którego nie mamy czystego widoku. Eric martwił się o to. Tak samo, jak ja. Nie podobało mi się to, że Eric nie będzie w stanie zobaczyć tam Seth’a, ale nie mieliśmy czasu, aby zainstalować więcej kamer. Więc miało być tak, jak było. – Pośpieszę się – odpowiedział Seth i po stuknięciu się z Eric’iem pięścią i pocałowaniu mnie w policzek, opuścił pokój kontrolny i piwnicę. I uświadomiłam sobie, że na mnie też nadszedł czas, abym się przygotowała. – W porządku – westchnął Eric, odkręcając krzesło, aby na mnie spojrzeć. – Jesteś na to gotowa? Kiwnęłam głową i skupiłam się na moim pierdolonym Glocku. Musiałam się upewnić, że był naładowany i co tam jeszcze. Nadal nie znałam się na broni, ale ulżyło mi, że Glocki 452 | T h i s L i f e
nie mają odbezpieczania–jakkolwiek–to–się–nazywa. Yeah, jestem tak kurewsko rozumna, że to aż boli. Jednak poważnie, byłam szczęśliwa, że trzeba tylko nacisnąć na spust. – Pozwól mi zobaczyć – powiedział, sięgając po mój pistolet. Dałam mu go, a on sprawdził magazynek i upewnił się, że zrobiłam wszystko poprawnie, co też zrobiłam. Gratulacje dla mnie. – Wygląda dobrze – powiedział, uśmiechając się. – Możesz to zrobić, kochana. Wierzę w ciebie, a co do tego, co powiedział Seth; czuj się wolna, aby używać także swoich noży. On jest po prostu świrem na punkcie pistoletów. Ale twoja siła leży zdecydowanie w tych tytanowych ostrzach w twojej kieszeni. – Uśmiechnął się krzywo. – Czuj się nieskrępowana, aby ich użyć. Poza tym, są cichsze. Uh–huh. Jasne. Oddech. Wzięłam głęboki oddech. Yeah. Jezu. – Odpręż się, Bello. Rozluźnij ramiona. Oddychaj przez nos. Posłuchałam. Lub przynajmniej się starałam. – Będę blisko ciebie – przypomniał mi, wstając z Autumn na rękach. – I będę widział każdy krok, jaki zrobisz. Kiwnęłam głową i spojrzałam na Autumn. Była cała zapłakana. Przerażona, ale także zmęczona, jak cholera. Głębokie wdechy. Odmawiałam sobie myślenia o moim mężu. I tak miną godziny, zanim będzie mógł wrócić. Ostatnio, jak słyszał Eric, Edward i reszta byli kilka minut od Emmett’a, co oznacza, że teraz mógł być w środku strzelaniny. Więc yeah, raczej odłożę to gówno gdzieś w kąt umysłu. Zacisnęłam palce na moim nożu motylkowym, mając nadzieję, że nie będę miała jednak szansy, aby go użyć. Ponieważ jeśli tak by się stało, to by oznaczało, że znalazłam się zbyt blisko. Jeżeli musiałabym czegokolwiek użyć, miałam nadzieję, że będą to noże do rzucania. Moje celowanie było całkiem dobre. Delikatnie mówiąc. Dużo ćwiczyłam i wiedziałam, że wszystko, co znajdzie się w odległości dziesięciu metrów ode mnie, było w niebezpieczeństwie. Więc na tym się skupiłam. Skupiłam się na chłopakach, wspierających mnie i oddalających cele ode mnie. Moje celowanie było dobre także na odległość trzynastu metrów, ale tutaj musiałam jeszcze trochę poćwiczyć. – Lepiej. – Usłyszałam, jak powiedział Eric. I uświadomiłam sobie, że zrobiłam się spokojniejsza. Co było dobre, ponieważ wtedy w mojej słuchawce rozległ się głos Seth’a. 453 | T h i s L i f e
Szept. Słyszałam go także w głośnikach Eric’a. – Zatrzymał się jeden SUV. To był mój sygnał. Pocałowałam Autumn w czoło, Eric’a w policzek i wyszłam z pokoju kontrolnego. Głębokie wdechy. Przeszłam przez kuchnię, salon i korytarz, który prowadził do baru, który znajdował się zaraz po prawej stronie schodów. Było ciemno, ale wystarczająco oświetlone, abym wszystko widziała. Schowałam się za barem.
– Jestem na miejscu – wyszeptałam do mikrofonu. Usłyszałam cichy chichot Eric’a. – Wiem. Widzę cię. Yeah, przewróciłam na siebie oczami. Wtedy posłałam mu nieśmiały uśmiech poprzez kamerę, znajdującą się w rogu. – Pięciu opryszków wysiadło z samochodu – wyszeptał Seth. – Kurwa. Widzisz to, Eric? Cholera. Pięciu. – Kurwa. Yeah, mają psy. – Och, Boże – wyszeptałam. – Czy to oznacza, że mogą nas znaleźć tu na dole? – Bądźcie w pogotowiu – powiedział nagle Seth. – Zaczynam. Eric i ja wiedzieliśmy, co to oznacza. Miał czysty widok i zamierzał zacząć strzelać… – Jeden załatwiony…
454 | T h i s L i f e
Jezu. Pierwszy załatwiony. – Drugi załatwiony… – Uciekają – powiedział Eric, najprawdopodobniej, abym była na bieżąco. – Seth, na twojej drugiej godzinie. – Mam go. Trzeci załatwiony… Trzech mężczyzn trafionych. Martwi? Nie wiem, ale wiem, że Seth jest zabójcą. Naprawdę wątpiłam, że celował w ich buty. – Kurwa, nadjeżdżają dwa kolejne SUV–y, Eric’u – jęknął cicho Seth. Słyszałam w tle, że Włosi oddają strzały. – Czwarty załatwiony… tak przy okazji. Zająłem się także pierdolonymi kundlami. – Właśnie dzwonił James. Wykonali robotę. W odpowiedzi zafundowałem im zakłócenia łączności – powiedział nam Eric. – To powinno ich zmotywować, aby sprowadzili tu swoje tyłki. I Seth, czy możesz zobaczyć ilu skurwieli znajduje się w drugim samochodzie, który właśnie przyjechał? Mogę doliczyć się tylko czterech w trzecim samochodzie. Kurwa, to było wielu ludzi do zajęcia się. Okay. Z Whistler’em jest okay. Cholera, to dobrze. – Pięciu w drugim samochodzie – wyszeptał Seth. I pojawiło się więcej strzelania od Włochów. – I właśnie załatwiłem ostatniego z pierwszej piątki. Zostało teraz jeszcze dziewięciu i nie zostało mi zbyt wiele czasu. To tylko kwestia czasu… czekaj… kolejny zdjęty… W każdym razie, to kwestia czasu, zanim dowiedzą się, że tu jestem. Wtedy usłyszeliśmy strzelaninę. Można bezpiecznie powiedzieć, że nasi goście nie używali tłumików. – Seth, zejdź stamtąd – błagałam cicho. Jeżeli zaczęli strzelać, czy to oznacza, że go znaleźli? Może… kurwa, może powinnam tam po prostu pójść… Nie. Kurwa. Nie poradziłabym sobie. – Jeszcze nie – syknął cicho Seth. – Jest ich nadal zbyt wielu, aby sobie z nimi poradzić, jeśli wejdą do willi… Zostało nam jeszcze siedmiu. – Masz dwóch, kierujących się do garażu – powiedział Eric. – Och, i szaleństwo Cullen’a. Założę się, że są już w drodze powrotnej. – Nadal powodujesz zakłócenia, gdy dzwonią? – wyszeptałam. – Yeah. – Kolejnych dwóch zdjętych. Zostało pięciu.
455 | T h i s L i f e
Nie wiedziałam, co wobec tego czuć. Ale Eric miał rację. Potrzebowaliśmy, aby chłopcy się pospieszyli. – Kurwa! – krzyknął Eric. – Schodź na dół, Seth! Trzech weszło do środka! – Kurwa – zaskomlałam. Nie. Nie. Nie ma czasu, na panikę, Bello! Och, Boże… Głębokie wdechy. Poruszyłam ponownie ramionami, oddychając głęboko, napinając się i odprężając. – Seth? – zapytałam. – Seth, odpowiedz! – warknął Eric. Ale tego nie zrobił. – Bello, słyszysz mnie? – Tak. – Masz swojego Vertu? – Tak. Wyjęłam go z tylnej kieszeni, gotowa, aby go użyć. – Dobrze, napisz wiadomość do Emmett’a. Ostatnio, jak słyszałem, był najbliżej nas. Wprowadź go we wszystko. Ja muszę wejść na górę. – Nie! – W pół wyszeptałam, w pół krzyknęłam. – Nie opuszczaj piwnicy, Eric! W tym samym czasie, napisałam wiadomość do Emmett’a.
Jest tu 5 Włochów. Przyjedź szybko! – BMC.
– Muszę… Kurwa! – To był Eric. Usłyszeliśmy to. Eksplozję. Nad nami. Małą, ale nadal… – Eric? – wysapałam. – Sekunda… kurwa… kurwa, kurwa, kurwa. – Słyszałam, jak klika coś przy jednym z komputerów. – Okay, przygotuj się, Bello. Mamy teraz pięciu mężczyzn w środku i ogień na tarasie. Dołączę do ciebie za pięć minut. Ogień? Co do… I co z Seth’em! Eric powiedział coś jeszcze, ale skupiłam się na moim telefonie. Pojawiła się na nim wiadomość i poprosiłam Eric’a, aby powtórzył, co mówił.
Jesteśmy od was godzinę drogi. Em mówi, żebyś podała szczegóły, jeśli możesz! – RLC. 456 | T h i s L i f e
Rose. Och, Boże… – Powiedziałam, że uważam, iż wiedzą, gdzie jesteśmy! – powtórzył Eric z jękiem i byłam bliska zwariowania. – Ja pierdolę, Bello, lepiej się przygotuj. Kierują się prosto do kuchni. Zaraz tam będę, okay? Tylko wywołam czujniki na zewnątrz, zanim ogień się rozprzestrzeni. – Skurwysyn! – przeklęłam przez zęby. To było zbyt wiele, aby sobie poradzić. O wiele za dużo. Oddychałam urywanie, niezdolna, aby zrobić to lepiej, a moje palce trzęsły się, gdy pisałam odpowiedź do Rose.
Znaleźli nas. Pospieszcie się. 5 przeciwko 2. Ja + Eric. Nie wiem, gdzie jest Seth – BMC.
Gdy odłożyłam telefon, za barem pojawił się Eric, klękając zaraz obok mnie. – Jesteśmy teraz ślepi, ale nie mogę tam zostać – wyjaśnił cicho, wyjmując zza paska swój pistolet. – Nie wiem skąd, ale musieli wiedzieć o piwnicy. Będą tu lada chwila. To było to. To było naprawdę to. To się działo. Nasz dwójka była sama. Przeciwko pięciu mężczyznom. Jedyną rzeczą, jaką mieliśmy to mały element zaskoczenia. I dwa pistolety oraz sześć noży. Nie wliczając w to mojego noża motylkowego. – Gdzie jest Autumn? – wyszeptałam. Skrzywił się. – Śpi w pokoju kontrolnym. Musiałem przykuć ją do pierdolonego krzesła, w razie, gdyby się obudziła. Ból na jego twarzy był jasny, jak słońce. Nienawidził mieć ją tutaj. – Obudzi się, prawda? – zapytałam, przygryzając wargę. – Prawdopodobnie – odpowiedział cicho. – Pokój kontrolny jest dźwiękoszczelny, ale… Nie skończył. Nie musiał. Wiedziałam, co zamierzał powiedzieć. Ale… nie wiemy, czy zdołamy utrzymać Włochów z dala od tamtego pokoju. 457 | T h i s L i f e
Przełknęłam ze zdenerwowaniem. Wtedy usłyszeliśmy kroki, pochodzące ze schodów. To było oficjalne. Znaleźli drzwi, prowadzące tutaj. – Gotowa? – zapytał. Kiwnęłam pewnie głową. W końcu nie miało być lepiej, niż teraz. Mój telefon zawibrował, ale było za późno. Nie było czasu. Bang! Bang! Bang! Strzelanina. Oboje zbliżyliśmy się bliżej baru, wiedząc, że to było najlepsze miejsce, aby się schować. To także nas zasłaniało. Ktoś musiał by całkowicie pochylić się nad ladą, aby nas zobaczyć. Po ostatnim głębokim wdechu, aby odepchnąć nerwy, wyjęłam moje noże – dokładnie trzy z nich. Następnie podałam mój pistolet Eric’owi. Tak było najlepiej. On miał dobrego cele – ja nie. On mógł używać dwóch pistoletów na raz, a ja mogę używać swoich noży. Więc jeżeli zdołam pozbyć się jednego faceta, podczas gdy on zdejmie dwóch, będzie nas po równo. Yeah. Kurwa. – Trzyma się blisko – rozkazał cicho, biorąc ode mnie pistolet. Nie musiałam wyjaśniać, dlaczego mu go oddawałam. Już to wiedział. I kiwnęłam na niego, gdy kolejny wystrzał rozległ się z góry schodów. – Dobrze. A teraz to, co zrobimy. Pozwolimy im przejść; nic nie rób, dopóki nas tu nie zaczną nas tu szukać. Wtedy podejdziemy ich od tyłu. Kiwnęłam głową. On kiwnął głową z powrotem. Moje palce zacisnęły się na dwóch ostrzach. Bang! BANG! I pojawili się tu. Wstrzymałam oddech, gdy słuchaliśmy kroków. W dół schodów. Usłyszeliśmy też ciche mamrotanie po włosku. Zadrżałam ze strachu i odrazy. Ale byłam wystarczająco spokojna. Skupiłam się. 458 | T h i s L i f e
Jeden… Dwóch… Trzech… Trzech facetów minęło bar. Czterech… Dalej. No dalej. I pojawił się piąty. Eric kiwnął na mnie gwałtownie i to było to. Samoobrona, Bello. To samoobrona. Zaczęliśmy wstawać, powoli, ale pewnie i oboje zobaczyliśmy pięciu mężczyzn, którzy bardzo powoli kierowali się do ciemnego salonu, który w końcu zaprowadziłby ich do pokoju kontrolnego. Gdzie była Autumn. Znowu wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam, jak jeden mężczyzna podchodzi do spiżarni i łazienki – z pistoletem gotowym do strzału. Był najbliżej nas i wiedziałam, że to moja szansa. Wstałam z wyprostowanymi plecami. Namierzyłam go. Jego plecy. Ponownie zacisnęłam palce na tytanowym ostrzu. Wypuściłam powietrze i wycelowałam. Następnie szybkim ruchem ramienia, rzuciłam nożem z całą siłą, jaką mogłam z siebie wydobyć i nie oddychałam, dopóki nie zobaczyłam, jak mężczyzna zgiął się i krzyknął z bólu. – Ach, cazzo! Wbiłam mu się w kręgosłup. Odgoniłam od siebie nudności. Nie było na to czasu i Eric podkreślił to, gdy oddał dwa strzały, celując w dwóch mężczyzn, będących najbliżej kuchni. Podążyłam za nim, rzucając kolejnym nożem, który wbił się w klatkę piersiową jednego z mężczyzn. Krzyki. Strzelanina. Rzuciłam kolejnym nożem i chybiłam. – Cholera! – krzyknęłam, rzucając czwartym nożem. Na szczęście tym razem nie chybiłam, ale wycelowałam tylko w ramię. 459 | T h i s L i f e
W moich oczach formowały się łzy. Mrugnęłam, aby je odgonić. Czułam strach, lęk i pierdoloną wściekłość. Rozległo się więcej strzałów i zanim mogłam rzucić piątym nożem, Eric ponownie pociągnął mnie za bar. – Eric! – krzyknęłam. – Zostań w dole, już sobie poradzę! – warknął, strzelając ponownie z obu pistoletów. Cała się trzęsłam. – Figlio di puttana! – krzyknął któryś skurwiel. Nie zrozumiałam tego, ale Eric najwyraźniej tak i oddał strzał, gdy rozległy się ponowne wystrzały ze strony Włochów. – Jesteś skurwysynem! Bardzo samotnym skurwysynem, skoro twoi przyjaciele są martwi. Che peccato – warknął ostatnie słowa. Och Boże, och Boże, och Boże… Mogłam poczuć krew od zbyt mocnego przygryzania wargi. I wtedy usłyszałam płacz. Płacz Autumn. Więcej strzałów. Eric nigdy nie przestawał. Łzy zamazały moje pole widzenia. Kolejny strzał… Po czym, cisza. Przez chwilę. Wtedy usłyszałam nas oboje. Mnie skomlącą, a Eric’a sapiącego. – To koniec – powiedział szorstko i zanim mogłam zareagować, podniósł mnie do pozycji stojącej. – Musimy się upewnić, że nie ma ich więcej. – Wtedy pociągnął mnie ze sobą do pokoju kontrolnego. Gdy szliśmy, widziałam ciała. Pięć ciał. Z których wyciekała krew. – Wszyscy są martwi, nie martw się – wymamrotał. Byłam gotowa, aby się rozpaść. Ale nie mogłam. Jeszcze nie teraz. Gdy znaleźliśmy się ponownie w pokoju kontrolnym, Eric podał mi kluczyk i natychmiast pobiegłam do Autumn, aby ją odkuć, zanim objęłam ją ramionami. Przytuliłam ją mocno, głaszcząc ją po plecach, tam i z powrotem, gdy tak płakała i płakała. W międzyczasie, Eric szaleńczo sprawdzał kamery ochrony, pragnąc sprawdzić, czy byliśmy sami. Przeklął głośno, zanim zaczął wszystko wyłączać. 460 | T h i s L i f e
– Musimy się stąd wydostać – powiedział, zapalając papierosa. – Z tego co wiem, więcej ludzi może kierować się w naszą stronę. – Sshhh, kochanie – wyszeptałam trzęsąco we włosy Autumn. – Wszystko w porządku, skarbie. Wszystko okay. Co za kłamstwo. – W porządku, na razie droga wolna – oznajmił Eric, gdy zaczął odłączać części komputerów. – Wychodzimy za dwie minuty. – Okay – sapnęłam. Zobaczyłam, co robił. Karty pamięci i twarde dyski włożył do papierowej torby. To samo zrobił z pendrive’ami i płytami CD. – Zostań za mną, okay? – powiedział, wstając. Kiwnęłam głową i podniosłam Autumn. Wtedy powoli skierowaliśmy się po schodach w dół, podczas gdy Eric upewniał się, że było bezpiecznie. I tak przez chwilę było. Ale… kiedy minęliśmy okna w kuchni, zobaczyłam coś na tarasie. Dwie rzeczy. Miejsce, gdzie był ogień i… – Och, Boże, Eric’u – zaszlochałam. – Nie patrz na niego, Bello – powiedział pewnie, zmuszając mnie, abym kontynuowała wędrówkę. – Nie żyje. Widziałem go na ekranie. Przełknęłam gulę w gardle. To był Seth. Wszędzie była krew. Gdy odepchnęłam od siebie nudności i histerię, skupiłam się zamiast tego na Autumn. Niedługo znaleźliśmy się w garażu, gdzie wskoczyliśmy do SUV–a Edwarda. Autumn usiadła mi na kolanach, odmawiając puszczenia mnie, więc umieściłam nas obie na fotelu pasażera. Eric odpalił silnik. Przez trzydzieści minut tak po prostu siedziałam tam, podczas gdy jechał. Łzy cicho spływały po mojej twarzy. Potrzebowałam mojego męża.
461 | T h i s L i f e
– Właśnie napisałem do obu Cullenów – westchnął ze zmęczeniem Eric. Nadal patrzyłam w okno. – Powiedziałem im, że jesteśmy w drodze do Rzymu. Adam załatwia nam nową kryjówkę. Nic nie odpowiedziałam. Byłam w szoku.
462 | T h i s L i f e
Whistler' s POV Pierdolona paranoja. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałem. Wiadomość od Eric’a pojawiała się przed moimi oczami, za każdym razem, gdy mrugnąłem.
Mieliśmy towarzystwo. Duże. Jedziemy do kryjówki w Rzymie. Ja + Autumn + Bella. Seth zginął. Wiedzieli o piwnicy. Czas sprawdzić, kto doniósł. Unikaj willi – EJB.
Seth nie żyje. Jest martwy. Moja żona była w niebezpieczeństwie. Emmett i dzieciaki byli blisko nas, gdy nie słyszeliśmy nic, poza zakłóceniami z willi. Pięć minut minęło… i Sam potrzebował lekarskich umiejętności Em’a. Cholera, ja także ich potrzebowałem. Ale yeah… wrócili. Nie dbaliśmy o pierdolone sprzątanie. Po prostu zostawiliśmy to wszystko po upewnieniu się, że nie zaprowadzi to do nas. Więc teraz… Kellan i Sam są w Gallardo Belli, a James w moim. Ja siedzę na tylnym siedzeniu w Roverze Em’a. A on pracował nad moją nogą. Rose prowadziła. Alec i Nessa stłoczyli się na siedzeniu pasażera. – Do cholery, Em – chrząknąłem.
463 | T h i s L i f e
Oczywiście nie chodził do szkoły medycznej, czy innego gówna, ale tata dobrze go wyszkolił. – Muszę wyjąć tę pierdoloną kulę – wymamrotał z wpatrzonymi oczami w moją nogę. Skurwiel rozdarł moje spodnie cargo. Widać było olbrzymią dziurę. – Pal sobie tego jointa i się zamknij, możesz? Tak zrobię. Zaciągnąłem się głęboko, trzymając dym w płucach przez chwilę. Mogę podziękować za to James’owi. Sam także palił – w samochodzie Belli. To właśnie mieliśmy. A działało lepiej, niż leki przeciwbólowe. Wypuściłem dym przez otwarte okno. – Czy Eric już odpowiedział? – zapytała Rose, patrząc na mnie we wstecznym lusterku. Pokręciłem głową, zerkając na telefon w mojej dłoni. Eric odmawiał odpowiedzieć. Wiedziałem jednak dlaczego. To był jego sposób powiedzenia mi, że nie potrafiłbym w tej chwili poradzić sobie ze szczegółami. Więc jedyne, co wiedziałem, to, że kierował się wraz z moją żoną i Autumn do Rzymu. I że Seth zginął. – Słodki Jezu – syknąłem i jestem głupi, ponieważ nie potrafiłem odwrócić wzroku, gdy mój brat wyjmował kulę z mojej nogi. Alec pocieszał Nessę. Nienawidziłem tego wszystkiego. – Komu możemy ufać? – zapytał Em, zaczynając oczyszczać moją ranę. – Skup się, brachu. Pomyśl, komu możemy zaufać. Wziąłem głębokie wdechy. Starając się skupić. Kurwa, kręciło mi się w głowie… Ból był przenikliwy. Gwałtowne fale paraliżującego bólu przepływały przez moje ciało. Skup się… Komu możemy zaufać? – Każdemu w tym samochodzie – powiedział, chcąc, abym pozostał przytomny poprzez rozmowę. – Komu jeszcze? To twoja ekipa, Edwardzie. Kurwa… Yeah… Potarłem dłonią twarz, starając się… funkcjonować… skupić się… 464 | T h i s L i f e
– Mojej żonie – wymamrotałem. Mrugnąłem. Próbowałem zobaczyć jej twarz, Mrugnąłem ponownie, ale jedyne, co widziałem, to ta pierdolona wiadomość. Kurwa. – Eric’owi – kontynuowałem. Ponownie zaciągnąłem się jointem. – Racja. Nam, Belli i Eric’owi. Małym siostrzeńcom, oczywiście. Komu jeszcze? Mój brat był nieustępliwy. – Ach, kurwa! – kaszlnąłem. Więcej bólu. Skurwiel polał ranę alkoholem… – Próbujesz mnie zabić, brachu? – zazgrzytałem. – Muszę oczyścić ranę, zanim zamienisz samochody – wyjaśnił, chociaż już to wiedzieliśmy. Kiedy ze mną skończy, zajmę miejsce Sam’a, obok Kellan’a, w samochodzie Belli, a Sam pójdzie z Emmett’em, aby mógł wyjąć mu kulę z ramienia. – Kellan – powiedziałem, ale wtedy się zawahałem. Nie. Tak. – Kurwa. – Gadaj – rozkazał cicho Em. – Daj mi powód, dla którego nie możemy ufać Kellan’owi. Starałem się zastanowić, starałem się wymyślić jakieś powody… Wpakował Księżniczkę w niebezpieczeństwo w willi Ara… Ale wykonali robotę… Dowodzi ochroną… i jeżeli pracował dla ludzi z zewnątrz, mógł nas zdradzić wcześniej… Ale nie jest Cullenem. Z miejsca mogę ufać tylko mojej rodzinie. Eric jest wyjątkiem, odkąd wydostał moją żonę z willi i cokolwiek tam się stało… Miał tam także swoją bratanicę. Stracił brata w Seattle. Chciał zemsty tak bardzo, jak mój brat i ja. – Kellan był moim i Nessy ochroniarzem wcześniej… w Chicago – wspomniał cicho Alec, dorzucając swoje dwa grosze. – Mama i tata ufają mu. Prawda. Kiwnąłem powoli głową, uznając oświadczenie Alec’a. Myślę, że Kellan jest godny zaufania, naprawdę, ale… ja pierdolę, paranoja jest nienawistną suką. – A co z James’em? – kontynuował Em. – Zawsze był lojalny – powiedziałem ze zmęczeniem. – Był bardzo rekomendowany zarówno przez Liam’a, jak Wujka Ed’a. Ale… kurwa, nie wiem. Może jest w tym dla pieniędzy. Em nie zatrzymywał się. – A co z Adam’em?
465 | T h i s L i f e
– Jego matką jest Siobhan. Pracuje z nami od lat poprzez FBI, myślałem głośno. – Cholera, McKennas są tak samo powiązani z Masenami, jak my. W każdym razie prawie. Jedyną rzeczą, separującą nas jest DNA. – Prawda, ale… Yeah. Wiem. – Co z Sam’em? – Można mu ufać – zdecydowałem. Wewnętrzny instynkt. Ma na nazwisko Murphy. Nasze rodziny znały się od dawna, sięgając aż do Irlandii. A do tego ojciec Sam’a był bardzo blisko z Wujkiem Ed’em. – Okay. Więc, kiedy przyjedziemy do Rzymu, kto będzie obecny, gdy będziemy dyskutować nasz następny ruch? Dobre pytanie. Skuliłem się, gdy zaczął opatrywać moją ranę. Zaciągnąłem się jointem po raz ostatni i wyrzuciłem go przez okno. Wypuściłem dym na zewnątrz. Moje oczy stały się szkliste. To była jedyna rzecz, powstrzymująca mnie od uderzenia kolanem mojego brata w jego pierdoloną twarz. Oczywiście, zrobił wszystko dobrze, ale… kurwa! Bolało, że ja pierdolę… Wziąłem wdech i wydech. – Wszyscy Cullenowie – powiedziałem automatycznie. – I Eric oraz Sam. – Będę mógł słuchać, szefie? – zapytał cicho Alec. Moje serce zacisnęło się. – Yeah, w większości – odpowiedziałem zwięźle. – Będziesz miał ważną robotę. Autumn. Ta mała dziewczynka jest dla mnie tak samo cenna, jak Alec i Nessa. Potrzebuję, aby ich trójka była bezpieczna. – Jaką? – zapytał i był taki sam, jak ja i Em. Chciał coś robić. Był obrońcą, nawet jako dwunastoletni dzieciak. Cóż, niedługo trzynastoletni. – Będziesz odpowiedzialny za twoją siostrę i Autumn – powiedziałem. – I moją żonę – dodałem, starając się uśmiechnąć, nawet jeśli tylko trochę. – Chcesz, abym był odpowiedzialny za Dupcię? – zachichotał cicho, unosząc na mnie brew. – Kompletnie oszalałeś, szefie. Yeah, ale sprawiłem, że się uśmiechasz, szczeniaku. Emmett spojrzał na mnie, rozumiejąc, co robiłem. 466 | T h i s L i f e
Najważniejsza jest rodzina. Utrzymaj ich przy życiu, traktuj ich dobrze, spraw, aby byli szczęśliwi. – Myślę, że już z tobą dobrze – powiedział pewnie Em, prostując się na swoim siedzeniu. Wtedy uniósł moją nogę i położył ją sobie na swoim kolanie. – Dwadzieścia minut i zamienisz się z Sam’em. – Rany, dzięki – powiedziałem sarkastycznie. Gdy w samochodzie nastała cisza, mój umysł ponownie zaczął wirować. Zawsze wracał do Belli. Musiałem wiedzieć. Ale ponownie, Eric nie odebrał telefonu. Odrzucił mnie, skurwiel. Westchnąłem. Ona żyje. Ona żyje. Ona żyje. Ale czy została skrzywdzona? – Wszystko z nią w porządku, Edwardzie – powiedział cicho Em. Miałem, kurwa, nadzieję. – Jest silna – dodała Rose, kiwając pewnie głową. Myślę, że sama siebie o tym przekonywała. – A ty jesteś dobrym kierowcą – komplementowałem ją, zmieniając temat. – Prawie lepszym od twojego męża. – Pieprz się – zachichotał Em. Wzruszyłem ramionami i starałem się wygodniej ułożyć. Było to jednak niemożliwe. . . . – Nie możemy czekać przez miesiąc. – Chwilę później usłyszałem jego szepty. Wiem o czym mówił i miał rację. Ja także myślałem o tym wcześniej. Nie możemy czekać całego miesiąca na pozbycie się Avellinów, co było wcześniejszym planem. Cóż, nie wszystkich Avellinów; są olbrzymią, pierdoloną organizacją. Ale wewnętrzny krąg – będziemy ich ścigać. I nie, nie możemy czekać. – Zgadzam się. Kiwnął głową. Nadszedł czas, aby ściągnąć Liam’a do Europy. 467 | T h i s L i f e
***
– Wszystko okay, Cullen? – zapytał Kellan, gdy usiadłem na miejscu pasażera w Gallardo Belli. – Twój brat cię zszył, eh? Kiwnąłem głową, nienawidząc faktu, że mój Glock był gotowy do użycia. Włożony za pasek moich spodni cargo. Aby być bezpiecznym, jak to powiedział Emmett. To było do bani. Powinienem wiedzieć, że mogę ufać Kellan’owi. Kurwa, był moją prawą ręką – on i James. Zwłaszcza odkąd Conn nawalił z ciocią Liz, odmawiając nieposłuchania się jej, jeśli chodzi o dzieciaki. Ale było, jak było. Do teraz. – Yeah, po prostu jedź – wymamrotałem. – Chcę dostać się do Belli. Kellan kiwnął głową, słuchając mojego rozkazu i od razu odpalając silnik. Jak tylko minęliśmy Rover Em’a, wyjąłem ponownie swój telefon. Czas, aby zadzwonić do taty. – Mówi Carlisle Cullen – warknął. Nie byłem zaskoczony, słysząc, że był wkurwiony. Zgaduję, że starał się z nami skontaktować już od jakiegoś czasu. – Tu Edward – powiedziałem i usłyszałem, jak wypuścił powietrze z ulgi. – Słyszałeś? – Tak, te miejsce jest już pokazywane w lokalnej telewizji. Wszystko się udało? – Zostałem postrzelony w pierdoloną nogę – chrząknąłem. – Ale wszystko w porządku. Em się nią zajął. Z Sam’em jest gorzej. Emmett pracuje nad nim. Dostał w ramię. – Kurwa. W porządku… Jesteś w drodze do willi? Potarłem klatkę piersiową. – Nie – wypuściłem powietrze. – Wywabili nas podstępem z willi poprzez pościg za Emmett’em i dzieciakami – wyjaśniłem. – Zabrałem ze sobą Ford’a, Sam’a i James’a, a Seth, Eric i Bella zostali sami w willi. Była też Autumn. A Adam’a wysłałem po dostawę na pokaz samochodów. – Mów dalej – powiedział tata ostrożnie. – Pozbyliśmy się goryli, którzy śledzili Em’a, ale w międzyczasie Avellino wysłał grupę do willi. Wiedzieli, kurwa, o piwnicy, tato. Bez słów, Kellan zaoferował mi papierosa ze swojej paczki. Nie wziąłem go. 468 | T h i s L i f e
Ale kiedy sięgnąłem po papierosa z własnej paczki, natychmiast, kurwa, to załapał. Na szczęście wyglądał rozumieć, że to tylko biznes. Wiedział, że muszę być ostrożny. Lepiej, żebyś to nie był ty, Ford… przysięgam na Boga, że zabiję cię wtedy gołymi rękami. – Jakieś pomysły? – zapytał tata służbowo i wiedziałem, że pytał o podejrzanych. – Jeszcze nie. – Rozumiem. Więc co się stało w willi? Wtedy w tle usłyszałem mamę i jęknąłem, gdy wypuszczałem dym przez okno. – Ustawiłeś przy mamie głośnomówiący, tato? – zapytałem z niedowierzaniem. – Ona ze świruje, do cholery! – Po prostu odpowiedz na moje pytanie, synu! – W porządku! – warknąłem. – Chcesz wiedzieć, co się wydarzyło w willi? Seth został zabity. Yeah, dokładnie. A moja pierdolona żona była w niebezpieczeństwie! Usłyszałem, jak mama sapnęła. Pierdolony idiota, że pozwolił jej tego słuchać. – Jesteśmy w drodze do kryjówki w Rzymie, ale nie zostaniemy tam – kontynuowałem. – A teraz powód, dla którego dzwonię. Potrzebuję, abyś sprowadził Liam’a i jego chłopców do Europy. Tak szybko, jak to możliwe. Pozbędziemy się Avellinów – wewnętrznego kręgu. Aby uspokoić mój wybuchowy temperament, zaciągnąłem się głęboko papierosem, żałując, że nie mam kolejnego, cholernego jointa. – Nie zrobisz czegoś takiego, Edwardzie! – krzyknął tata. – Jestem w Chicago i ja tu, kurwa, rządzę. Czy wyraziłem się jasno? – Chicago nie jest już kwaterą główną – powiedziałem oschle, układając moją pulsującą z bólu nogę. – Przepraszam, tato, ale musimy załatwić to gówno, zanim więcej ludzi zginie. –Twoją pracą jest ochrona i szukanie twojego Wujka – oznajmił stanowczo. – Moi synowie nie będą więcej biegać dookoła i zabijać. To nie to, czego dla was chciałem. – Yeah, bez jaj – wymamrotałem, ponownie się zaciągając. – Ale sprawy się zmieniły. Sprowadź tu Liam’a, zanim sam to zrobię. Szanowałem moich rodziców. Bóg mi świadkiem, że tak było. Ale to gówno teraz się kończy. – Kurwa – usłyszałem, jak westchnął. Wiedział, że mam rację. Wtedy usłyszałem, jak przez chwilę kłócił się z mamą. Nie było w tym niespodzianki. 469 | T h i s L i f e
Mama była wkurwiona. Posiadała także kilka bardzo barwnych słów w swoim słowniku. Wyrzuciłem niedopałek przez okno. – Jak długo jeszcze? – zapytałem Kellan’a. – Dwadzieścia minut, szefie. Dwadzieścia minut. Dwadzieścia minut, zanim ponownie zobaczę Bellę. Jezu Chryste, mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku. – Niech będzie – powiedział ponownie tata. – Jesteś tam, synu? – Jestem. – Dobrze. Oto plan. Pojedziesz i spotkasz się ze swoją ekipą. Upewnij się, że ze wszystkimi jest w porządku. Następnie przegrupuj się w Londynie. Już kręciłem na to głową. – Nie ma mowy. Londyn, oczywiście. Dobre miejsce, ale nie, dopóki Em i ja mamy pracę podczas pokazu Maserati. – Czy ty, kurwa, oszalałeś, chłopcze? – krzyknął. – Pieprzyć samochody! Zirytowałem się. Przewróciłem oczami dla lepszego efektu. Będziesz ze mnie dumna, księżniczko. – Zaufaj mi, kurwa, trochę, tato – warknąłem. – To już nie jest dla samochodów. – W takim razie po co? – krzyknął. To proste. – Myślę, że Aro tam będzie po ostatni samochód koncepcyjny.
***
– Skurwysyństwo – wymamrotałem, rozdrażniony pierdolonym tempem, jakim szliśmy. Moje ramię było zarzucone na ramiona Em’a, moja noga kurewsko mnie dobijała i wiedziałem, że wszystko będzie mnie wkurwiało, dopóki nie będzie ze mną Belli. Zawsze tak było, jeśli chodzi o tę kobietę. Byłem pod jej cholerny zaklęciem i w ogóle. Nie, żebym nie mógł iść wolniej, ale pędziłem do tej dziewczyny. – Przeklinasz więcej, niż Emmett – prychnęła Rose, gdy weszliśmy do kryjówki, która była praktycznie magazynem z niewielką ochroną. – Nie sądziłam, że to możliwe. – Bella także mówi, że mam niewyparzoną gębę – wspomniałem. 470 | T h i s L i f e
– Co, czy chce, abyś trochę odpuścił? – zachichotał Em. Zaśmiałem się nieznacznie, ale przestałem, gdy płomienie ognia przepłynęły przez moją nogę. – Nie. Moja droga żona potrafiłaby przebić w przeklinaniu pierdolonego marynarza. To była prawda. Naprawdę by to potrafiła. A gdy narzekała na mój temperament, robiłem to samo odnośnie jej, ponieważ była takim samym narwańcem, jak ja. Kochałem to. W każdym razie… W końcu doszliśmy na tyły magazynu i James poszedł pierwszy, trzymając swojego Glocka przy udzie, gdy pukał. – Kto tam? – Usłyszeliśmy pytającego Eric’a ze środka. Moje serce zaczęło szaleńczo walić w mojej klatce piersiowej. W środku było zwyczajnie. Jedynie dwa pokoje, niezbyt duże, ale reszta może się pieprzyć, nie dbam o to, ponieważ jeden z tych pokojów jest zarezerwowany dla mnie i Belli. Zamierzam położyć na niej ręce i upewnić się, że wszystko z nią okay i nie ma choćby jednego kurewskiego zadrapania. Byłem wyczerpany, jak cholera i oficjalnie był już ranek, ale odmawiam zamknięcia oczu, dopóki nie dowiem się, że wszystko z nią w porządku. – Otwórz te pieprzone drzwi, Bell! – krzyknął do niego Em, za co uderzyłem go w żebra. – Co do kurwy, brachu? – warknął. – Pilnuj swojej pierdolonej mordy przy Eric’u – ostrzegłem go. Gdyby nie Eric… Byłem winien temu gościowi. Bella jest całym moim życiem. Na szczęście Em ujrzał to w moich oczach i kiwnął głową w zrozumieniu. Gdy drzwi się otworzyły, chłopcy przeszli na bok i Em i ja wyszliśmy pierwsi. – Pierdolone piekło, szefie – wymamrotał Eric. Uściskałem go najlepiej, jak mogłem, nadal trzymając ramię na Em’ie i w ogóle, ale cholernie mi ulżyło, gdy zobaczyłem, że z Eric’iem było wszystko dobrze. Przynajmniej wyglądał w porządku. – Wszystko okay? – zapytałem, ściskając go za ramię. Pokój był pusty. Jedynie kanapy, telewizor i lodówka. Zgaduję, że Bella i Autumn były w drugim pokoju. – Nie narzekam. – Wzruszył ramionami, zanim kiwnął głową w stronę mojej nogi. – A z tobą? 471 | T h i s L i f e
Machnąłem na to ręką. – Wspaniale. A teraz, zdaj mi sprawozdanie. Kiedy szliśmy przez pokój, opowiadał nam, że Bella i Autumn śpią w drugim pokoju, dzięki czemu ulżyło mi. Ponieważ potrzebowałem usłyszeć to jako pierwsze. Powiedział nam także, że Adam zdobywa dla nas samochody, odkąd nie mamy tu nic, poza jednym SUV–em i dwoma Gallardo. – Chryste – jęknął Sam, gdy Kellan położył go na większej kanapie. – Ten ból jest… kurwa. – James – powiedziałem od razu. – Biegnij po podstawowe rzeczy, okay? I to obejmuje mnóstwo tabletek przeciwbólowych. Kiwnął głową i wyszedł. Zostaniemy tu tylko przez kilka godzin, ale nie byłem pewien, czy Sam będzie w stanie tyle wytrzymać. Jeżeli o to chodzi, Kellan z nim zostanie, zabierze go do pierdolonego lekarza, czy coś. Ale przynajmniej kula została wyjęta. Problemem jest to, że nie możemy zabrać go do szpitala w Rzymie. Musimy zachować jakiś dystans pomiędzy nami i tym gównem, przez jakie przeszliśmy. – Mogę pójść do Belli, Edwardzie? – zapytała mnie Rose, sprowadzając mnie do rzeczywistości. Pokręciłem głową. – Daj jej pospać. Czuję, że tego potrzebuje a i tak będę musiał niedługo ją obudzić. – Wtedy odwróciłem się do Eric’a. – Co się stało w willi? I… Kurwa. Gdy Eric opowiadał nam wszystko, byłem całkiem pewny, że dostanę ataku serca – pytaniem było tylko – kiedy, a nie – jeśli. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Gniew, jaki przeze mnie przepływał był bliski zjedzenia mnie od środka. Nie wspominając o strachu. Sama myśl o Belli, będącej blisko takiego rodzaju zagrożenia wyniszczała mnie, ale… naprawdę słyszeć, że to się wydarzyło… Słodki Jezu. Słowa Eric’a powracały w mojej głowie, gdy uciskałem grzbiet mojego nosa. – Przyjechały trzy SUV– y. Czternastu Włochów. Trzy psy. – Seth był na dachu. Zdjął psy i dziewięciu mężczyzn, zanim straciliśmy z nim kontakt. 472 | T h i s L i f e
– Zgaduję, że zauważyli go na dachu, ponieważ następną rzeczą, jaką wiedziałem, to, że rzucili na dach pierdolony koktajl Mołotowa. – Bella… była w piwnicy, uzbrojona w swoje noże do rzucania i jednego Glocka. – Ja byłem w pokoju kontrolnym z Autumn, śledząc wszystko przez kamery, które zamontowaliśmy. – Pięciu goryli zdołało wejść do środka i skierowali się prosto do spiżarni w kuchni. – Za całą pewnością wiedzieli o piwnicy. – Opuściłem pokój kontrolny, aby być z Bellą. Ona… kurwa, była silna jak cholera, Cullen. – Musieliśmy zająć się pięcioma ludźmi, więc podała mi swojego Glocka. – Schowaliśmy się za barem. Gdy nas minęli, zdjąłem dwóch, a Bella jednego. – Kiedy wiedziałem, że już poradzę sobie sam, popchnąłem ją z powrotem za bar. – Kiedy już było po wszystkim… po prostu zabrałem twarde dyski, pendrive’y i inne gówna… I wyjechaliśmy. Te słowa w kółko odbijały się echem w mojej głowie, sprawiając, że pulsowała. Czułem się jak pierdolony błąd, jako mąż. Obiecałem jej, że nigdy nie pozwolę jej zbliżyć się do niebezpieczeństwa. Powinienem był wiedzieć, że nie miałem prawa składać takiej obietnicy. – Wszystko okay, mały bracie? – zapytał cicho Em. Odchrząknąłem, przełykając moje emocje i kiwnąłem głową ze zmęczeniem. – Yeah – odpowiedziałem szorstko, patrząc na Eric’a. – Jedno pytanie. Czy kogoś zabiła? Eric zawahał się i musiałem odepchnąć nudności. – Ona tak nie myśli. – Westchnął, przebierając palcami przez włosy. – Ma dobrego cela. – Kiwnąłem głową i potarłem brodę, gdyż byłem kurewsko dumny z mojej dziewczynki, ale także zdruzgotany, że musiało do tego dojść. – Celowała w ramiona i nogi, ale jednego uderzyła w kręgosłup. Później strzeliłem mu w głowę. Uderzenie Belli zostawiłoby go tylko do końca życia na wózku inwalidzkim. – Wypuścił oddech. Wiem, że jeszcze nie słyszałem najgorszego. – Ostatni, jednak… Wbiła mu się w klatkę piersiową. Nie oddychał, gdy na wszelki wypadek wpakowałem mu jeszcze kulkę. Czy żył? Nie mam pojęcia, ale nawet jeśli, nie trwałoby to długo. – Kurwa. – Wypuściłem powietrze i potarłem twarz. Tak mi przykro, księżniczko. – Sprawdzę co z Sam’em – westchnął Em, podchodząc do kanapy, na której leżał. 473 | T h i s L i f e
– Pieprzyć to – wymamrotałem, machając na Kellan’a, aby pomógł mi wstać z cholernej kanapy. – Obudzę Bellę. Nie przeszkadzajcie nam. – Zabiorę Autumn – powiedział Eric. Skrzywiłem się i wzdrygnąłem na ból w nodze, ale gdy dotarłem do drzwi do drugiego pokoju i zobaczyłem Bellę, śpiącą na łóżku w rogu, mój własny ból już nie miał znaczenia. Wszystko, czego teraz potrzebowałem, to ona. – Wyjedziemy stąd za kilka godzin – powiedziałem reszcie. – Zróbcie sobie przysługę i odpocznijcie. Emmett, staniesz na straży, yeah? – Jasne. Zostawiłbym tę pracę Kellan’owi, ale… nadal nie byłem go pewny. – Rose, popilnuj dzieciaków – dodałem miękko. Kiwnęła głową, posyłając mi smutny uśmiech. Nie bardzo wiedziałem, przez co przeszła w Chicago, ale wątpiłem, że było to coś takiego. Przeszła brutalne uświadomienie i zgaduję, że Em przejdzie z nią przez to, przez co ja przeszedłem z moją żoną. – Jest cała twoja, szefie – powiedział cicho Eric, mijając mnie w korytarzu ze śpiącą Autumn w ramionach. – Chcesz, abym sprawdził media? – Poproszę – kiwnąłem głową. Musimy wiedzieć, co się dzieje, zarówno w kraju, jak i za granicą. Z małym kiwnięciem głowy, odprawiłem Kellan’a i zamknąłem za sobą drzwi, po czym zaciągnąłem swój zmęczony tyłek w stronę łóżka. Widziałem, jak łzy pokryły jej policzki. Jej rozczochranego kucyka. Jej telefon na szafce nocnej. Jej nóż motylkowy, który jej kupiłem. Bluzę i szorty cargo na podłodze… – Pierdolone szorty – wyszeptałem przez zęby. Tylko Bella założyłaby szorty, gdy miała być, kurwa, zaatakowana. Ale znając ją, powiedziałaby coś o zdolności do łatwiejszego poruszania się. Rozebrałem się, chętny, aby pozbyć się zakrwawionych cargo, nie wspominając o tym, że były rozerwane, odkąd Emmett zajmował się moją raną i kiedy byłem w niczym poza bokserkami, położyłem się na łóżku obok niej. Przeszedł przeze mnie dreszcz, gdy przykryłem nas kołdrą. Moje palce zacisnęły się na jej miękkiej skórze na biodrze. 474 | T h i s L i f e
Mrugnąłem, aby powstrzymać popłynięcie łez. Zacząłem wdychać jej zapach. Przysunąłem się bliżej, przyciskając nasze ciała pewnie do siebie. Kurwa. Musiałem oddychać. Wdech i wydech. Jest bezpieczna. Jest tutaj. I pozwoliłem sobie powędrować dłońmi po jej ciele. Jej ramionach, jej biodrach, jej udach, brzuchu i obojczykach. Pochyliłem się. Powąchałem jej włosy. Byłem prawie na wykończeniu, gdy się poruszyła. – Wh… Whistler? – wychrypiała cicho. Po chwili mrugnęła. – Jestem tu, księżniczko – wymruczałem i jak tylko wypowiedziałem te słowa, sapnęła i objęła mnie ramionami, natychmiast zaczynając płakać w moje ramię. – Shh, dziecinko… Jestem tu… – Och, Boże… Edwardzie, to było okropne – płakała. Chryste… Ścisnąłem ją mocno, całując ją we włosy, w mokre policzki… Wyrzuciła to wszystko z siebie. Szlochała o Seth’ie. Czułem się tak, jakby ktoś mnie pchnął mnie nożem. Płakała o Autumn. Kotłując się i wiercąc… Kiedy zarzuciła nogę na moje biodro, przygryzłem wnętrze policzka, zmuszając się, aby nie okazać bólu. To była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowała, a prawdę mówiąc potrzebowałem jej tak blisko, jak to tylko możliwe. Więc nic nie powiedziałem. Zamiast tego zachęciłem ją, aby przytuliła mnie nawet mocniej, co też zrobiła, a ja odwdzięczyłem się jej tym samym, trzymając dłoń na jej plecach. – Eric mi powiedział – wyszeptałem, całując ją w czoło. – Tak kurewsko cię przepraszam, Bello. Przepraszam, że mnie tam nie było… Przepraszam, że złamałem obietnicę… Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnąłem… – Nie przepraszaj – wyszeptała z siłą. – To nie twoja wina. Jej oczy spotkały moje i, Jezu, była szczera. – Kocham cię. To było wszystko, co mogłem powiedzieć, gdy przyłożyłem swoje czoło do jej czoła. – Ja też cię kocham – zaskomlała. Prawą ręką objąłem jej policzek. Kciukiem starłem z niego łzę. Jak ona mogła mnie kochać… nie wiedziałem. 475 | T h i s L i f e
Ale kochała. Widziałem to kurewsko wyraźnie. Więc pocałowałem ją. Miękko i delikatnie na początku, ale najwyraźniej to jej nie wystarczało. To dobrze. Mi także. Nasz pocałunek stał się głębszy i potarłem językiem jej język, wywołując tym u niej jęk, którego teraz naprawdę nie potrzebowałem. Naprawdę. Nie jęcz, Bello. Inaczej nie wezmę odpowiedzialności za moje czyny. – Whistler – wyszeptała miękko w moje usta i tym mnie miała. – Kocham cię – powiedziałem jej jeszcze raz, skubiąc jej dolną wargę. – Kocham cię. – Znowu pocałowała mnie z całej siły. Przepadłem. Moje dłonie powędrowały do jej apetycznego tyłka i przyciągnąłem ją niemożliwie blisko do siebie. Jej skomlenie powiedziało mi, że mogła poczuć dowód mojego podniecenia przy swoim brzuchu. – Powstrzymaj mnie – jęknąłem, popychając ją na plecy. – Lepiej mnie, kurwa, powstrzymaj, księżniczko. Ostrzeżenie było prawdziwe. Musiała mnie powstrzymać. Nie powinniśmy tego robić. Była w szoku. Była przerażona, była… – Potrzebuję cię, Edwardzie – sapnęła. I miała mnie na swojej pierdolonej łasce. – Nie powinniśmy – chrząknąłem, gdy przejęła kontrolę poprzez popchnięcie mnie na plecy, podobnie jak ja zrobiłem z nią kilka sekund temu. – Dziecinko, my… kurwa… – Usiadła okrakiem na mojej talii, pochylając się, aby ponownie mnie pocałować. Dziękowałem Bogu, że zostałem postrzelony nad kolanem. Kilka cali wyżej i teraz bym krzyczał. – Jezu. – Zdjęła swój top, ukazując mi swoje spektakularne cycki. – Nie, nie powinniśmy – zgodziła się, wstając na łóżku, tylko po to, aby zdjąć swoje spodenki. Pieprzone szorty. Moja zguba. To i jej stringi… – Ale potrzebuję tego. – Cholera – jęknąłem, gdy złapała za moje bokserki. Ale nagle przerwała. I wiedziałem… Jej oczy spojrzały na mnie w mgnieniu oka. Mówię o zabójcy erekcji. – Mała rana – powiedziałem jej cicho. To było tylko w połowie kłamstwo. – Emmett ją sprawdził. Wyjął kulę. Jest naprawdę okay, dziecinko. Obiecuję. Sapnęła. 476 | T h i s L i f e
– Ale… – Jej dolna warga zaczęła drżeć, a spojrzenie wędrowało z mojej nogi do moich oczu. – Byłeś… – przełknęła. – Ktoś cię postrzelił? Ignorując ból, usiadłem i objąłem jej twarz. – Ze mną wszystko w porządku, Bello – powiedziałem jej błagalnie. – Wszystko w porządku. Jest dobrze, okay? Wygląda to gorzej, niż jest… – Nie, nie, nie łapiesz! – syknęła. – Ktoś podszedł wystarczająco blisko, aby wpakować kulkę w mojego męża! – Uderzyła pięścią drugą dłoń. Niezdolny, aby sobie z tym poradzić, uśmiechnąłem się. Nie mogłem nic na to, kurwa, poradzić, ale kochałem to, jak ognista i pełna pasji była. I kochałem być nazywany jej mężem. – Jeszcze raz, wszystko ze mną w porządku – powiedziałem miękko. – I powinnaś zobaczyć tego drugiego faceta – dodałem, próbując rozluźnić atmosferę. Moja kotka zirytowała się. – Lepiej, aby był martwy. Cóż… – I jest – przyznałem, patrząc na nią ze zdenerwowaniem. Oczekiwałem, że sapnie z przerażenia, może… może zacznie płakać… lub… coś podobnego, ale to, co zrobiła… Ogarnął mnie szok. Zmiażdżyła moje usta swoimi, całując mnie mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej i zaczęliśmy walczyć językami o dominację, co z całą pewnością mocno na mnie oddziaływało. Nie pomagało to, że jej cycki pocierały moją klatkę piersiową. – Kurwa, kochanie – jęknęła, obejmując moją twarz. – Jesteś pewien? – Chryste, tak – jęknąłem i w końcu pozwoliłem sobie objąć dłońmi jej smakowite piersi. Ścisnąłem je lekko, osiągając tym kolejny jęk z jej strony. – Obiecuję, wszystko ze mną dobrze. Uśmiechnęła się krzywo. – Och, wiem, że tak, irlandzki chłopcze. Niegrzeczna. Pieprzona. Dziewczynka. Wtedy ponownie przeszła do zdejmowania mi bokserek i uwolniłem na chwilę jej piersi, aby podnieść tyłek z łóżka. Po chwili była ponownie na mnie, siedząc okrakiem. – Zapytam jeszcze raz, jesteś pewien? – zapytała bez tchu. – Czy to boli? Może powinniśmy zrezygnować… Przerwałem jej pocałunkiem, ponieważ było ze mną, kurwa, dobrze. 477 | T h i s L i f e
– Tak długo, jak będziesz trzymać się z daleka od rany, wszystko będzie dobrze – powiedziałem, na co kiwnęła głową, składając pocałunki na mojej szczęce. Czułem się wspaniale. Ale… – Przestań mnie drażnić, kobieto. Zamruczała i ponownie pchnęła mnie na plecy. – Masz rację. Bez drażnienia. – Wzięła moją dłoń i… jęknąłem, gdy przyłożyła ją do swojej cipki. – Pozwól mi sprawić, abyś poczuł się dobrze, Whistler – wyszeptała mi do ucha. Ponownie jej cycki potarły moją klatkę piersiową i byłem bliski zwariowania. – Potrzebuję, abyś usiadła na moim penisie, Isabello – jęknąłem z potrzeby. Zaskomlała, więc wsunąłem dwa palce głęboko wewnątrz niej. Och, zaczęła je ujeżdżać… – Nie chcesz zamiast tego po ujeżdżać mojego kutasa, dziecinko? – zapytałem przerywanie, gdy zgiąłem palce wewnątrz niej. Tak kurewsko mokra. – Przysięgam, że to dużo bardziej przyjemne. – Och, wiem – jęknęła. – Ale masz także magiczne palce. Zachichotałem, ale przerwałem, gdy objęła palcami moją bolącą erekcję i zanim wiedziałem, co się dzieje, opuściła się na nią, nie przestając, dopóki nie znalazłem się całkowicie wewnątrz niej. Cholera, moje palce były nadal w powietrzu, w tej samej pozycji, w jakiej je ujeżdżała. Oczywiście, zauważyła mój zszokowany wyraz twarzy. – Zamknij te swoje usta – jęknęła bez tchu. I tak też zrobiłem. To znaczy zamknąłem usta. Cóż, przynajmniej po tym, jak wyssałem palce z jej soków, oczywiście. – Kurwa – wypuściłem drżący oddech, zerkając w dół i patrząc, jak przyjmowała mnie w siebie. Ponownie i od nowa… Nie mogłem oderwać wzroku. Mój kutas był mokry od jej wilgoci. I czułem się… Tak kurewsko… Niesamowicie. – Tak jest, księżniczko – jęknąłem głośno, wypinając biodra do przodu, aby wyjść naprzeciw każdemu jej ruchowi. Moja noga bolała, że ja pierdolę, ale odepchnąłem od siebie to uczucie. – Kochasz to, prawda, dziecinko? – Taaak – sapnęła.
478 | T h i s L i f e
Jeszcze raz zignorowałem mój ból, gdy usiadłem, ale te apetyczne cycki nie mogły być dłużej zaniedbywane, więc podczas, gdy cieszyłem się, że tak mocno mnie pieprzy, zacząłem ssać jej sutki, gdyż wiedziałem, że to kocha. Moja zboczona żona lubiła to na brutalnie. Delikatne gryzienie nakręcało ją. – Och, kurwa! – jęknęła, kładąc dłonie na moich ramionach, aby się podtrzymać. Kontynuowałem ssanie jej idealnych cycków. Ponieważ kurewsko je kochałem. – Tak dobrze… ungh… Edwardzie… Łapiąc ją za biodra, nabiłem ją na siebie. Och, yeah, ból… Jezu… Ale… wtedy przyjemność z czucia jej wilgotnej cipki ogarnęło mnie… Jęknąłem głośno. Mój język krążył wokół jej lewego sutka, zanim ponownie wziąłem go całego w usta. Wtedy sapnąłem. – Ja pierdzielę! – Ponieważ objęła moje jaja, ugniatając je delikatnie i to… yeah… kurwa… było takie doooobre… – Mój irlandzki chłopak – zachichotała bez tchu. – Pierdzielisz, eh? – Zamknij się i kontynuuj pieprzenie mnie – warknąłem. – Pieprzona bogini. – To była zamierzona gra słów? – warknęła. Ponownie nadziałem ją na siebie, zanurzając twarz w zagięciu jej szyi. – Wiesz to. Zassałem jej szyję, upewniając się, że zostawię na niej ślad. Moja. Cała, kurewsko moja. – Jestem taka mokra dla ciebie, Edwardzie – zaskomlała i zaraz wybuchnę, jeśli nadal będzie mówić sprośne rzeczy. – Czy czujesz moje soki na swoim grubym kutasie… – Poważnie! – sapnąłem, zamykając ją. – Jeszcze jedno słowo z… tej kurewsko niewyparzonej buźki… Wilgotna dziewczynka, zaciskająca się na mnie… Bliżej… Jezu… Więcej tarcia... – Jestem blisko, księżniczko – sapnąłem, zaczynając pocierać gwałtownie jej łechtaczkę.
479 | T h i s L i f e
Mój żołądek zacisnął się i skrzywiłem się nieznacznie na ból, ale kiedy Bella wypchnęła swoje piersi do mojej twarzy, stałem się znowu kurewsko wniebowzięty. Czułem jej miękkie usta i ciężki oddech przy mojej skroni… Zadrżałem gwałtownie i zassałem w usta jej prawy sutek, potrzebując, aby doszła, zanim skończę przed nią. – Ja… ja… och, Boże… Edwardzie… I wtedy zaczęła się zaciskać… tak mocno… wokół mnie… Zacisnąłem oczy. Odpuściłem. Głęboko wewnątrz jej cipki, mocno doszedłem. Fale przyjemności przeszły przez moje ciało, pozostawiając mnie całkowicie, kurewsko wyczerpanym. – Orzeszjapierdolę – sapnęła, opierając czoło o moje ramię. Yeah, tak jak powiedziała ta kobieta. – Yeah – sapnąłem. Pocałowałem ją w szyję, wysuwając język, aby móc ją posmakować. Dreszcze, jakie przeszły przez nas oboje sprawiły, że zacisnęliśmy na sobie ramiona. Chryste. Głębokie wdechy. Potarłem nosem o jej szczękę. Pocałowałem ją i skubnąłem. Nasze usta spotkały się i pocałowałem ją z pasją, czując, że odpowiada z taką samą ochotą. Wątpię, że do tego przywyknę. – Kocham cię, Whistler – wyszeptała. Uśmiechnąłem się i pocałowałem kącik jej ust. – Ja też cię kocham. Zamruczała i przebiegła paznokciami po moich plecach, na co jęknąłem cicho i ponownie przeszedł przeze mnie dreszcz… – Jak tam twoja noga? – wymamrotała. W razie, gdyby planowała zdjąć swój seksowny tyłek z moich kolan, położyłem dłonie na jej biodrach. – W tej chwili w porządku – powiedziałem jej zgodnie z prawdą. – To dobrze. – Przygryzła wargę, więc ponownie ją pocałowałem. – Chcesz odpocząć przez chwilę? Kurwa. Tak. Poproszę. – Mogę zostać wewnątrz ciebie? – zapytałem, przejeżdżając językiem po jej spuchniętej dolnej wardze. – Ponieważ naprawdę kocham tam przebywać. No co, jestem po prostu szczery. Ta kobieta zasługuje, aby to wiedzieć. 480 | T h i s L i f e
Uśmiechnęła się i pokręciła na mnie głową, ale kiedy położyłem się na łóżku, nie wykonała ruchu, aby ze mnie zejść, więc… spełniło się moje życzenie i niedługo zasnęła na mojej klatce piersiowej. Nie zajęło wielu sekund, zanim ja także poddałem się i usnąłem.
481 | T h i s L i f e
Bella POV – Gotowa do gry? – zapytałam Rose, obserwując ją w lustrze, podczas gdy przygotowywałyśmy się na pokaz Maserati. – Wyglądasz na zdenerwowaną? Wszyscy mamy dzisiaj role do odegrania.
Emmett i ja byliśmy ubrani jak spod igły. Ja – w satynową sukienkę w kolorze brudnej pomarańczy i pasujące do niej zamszowe szpilki, a Emmett w elegancki garnitur. Był moją 482 | T h i s L i f e
randką, odkąd noga Whistler’a zatrzymała go. Cóż, Emmett, Alec i ja odegraliśmy w tym także pewną rolę. Ale zmusił nas do tego swoją rozmową o wyjściu dziś wieczorem. Więc Alec i ja podaliśmy my środek uspokajający, a Emmett założył cholerny gips na jego nogę. Niezbyt duży. Pół stopy pod kolanem i około stopę nad kolano. To powstrzyma go od zrobienia czegoś głupiego, jak bieganie z pierdoloną bronią, czy coś. Był wściekły, gdy się obudził, oczywiście, ale zrobiłam mu loda i tyle. Okay, nadal był wkurwiony, ale przynajmniej już nie krzyczał. Poza tym, nasz plan by nie wypalił, gdyby on z nami poszedł. Odbiegam od tematu. Rose także miała rolę do odegrania, ale nie będzie na pokazie – aż do później. – Yeah, jestem. – Zachichotała nerwowo, zapinając swoją czarną bluzę. – A ty nie? – Och, jestem – zapewniłam ją z irytacją. Cholera, zdenerwowanie tego nie zamaskowało. Byłam przerażona. – Ale jest jak jest i jeżeli nauczyłam się czegoś, będąc we Włoszech to trzymania się razem. Chodzi o myślenie o rodzinie. Robimy to dla rodziny. Nadal zapewniałam się o tym, co powiedziałam Rose, ale wierzyłam w to. Ukrywanie się nie było życiem, jakiego chciałam i to byłoby opcją tylko wtedy, gdybyśmy odpuścili. Ale wtedy nie odbilibyśmy Ed’a. Po zrobieniu sobie makijażu, odwróciłam się ponownie do Rose. – Nie, dzisiaj nie jest tylko dla rodziny, ale… – Wzruszyłam ramionami. – Nic nie poradzimy na to, kogo kochamy, pamiętasz? I niestety kochamy tych irlandzkich dupków. Przewróciła oczami, ale widziałam, że także się uśmiechała. – Nie powstrzymuj się – zażartowała. – Nie będę – odpowiedziałam buntowniczo, zerkając po raz ostatni w lustro. – Powiedziałam już Edwardowi, co zaplanowałam na dzisiejszy wieczór. Naprawdę. Głównym celem dzisiejszego wieczora ma być sprawienie, aby Aro uwierzył, że jesteśmy amatorami, na co mieliśmy dokładny plan, ale robiliśmy to także dlatego, że Whistler i Emmett chcieli przesłać Aro wiadomość. Tak, zamierzali ukraść samochód koncepcyjny Maserati, jedynie po to, aby wysadzić go przed willą Ara w Cerveteri. Ich mały sposób, aby dać mu znać, że gra toczy się dalej. Głupki. Było jednak jeszcze coś. Emmett i Whistler mieli nadzieję, że dziś wieczorem odkryją, kto jest wtyczką. Odkąd opuściliśmy wczoraj naszą tymczasową kryjówkę, wzięli James’a, Kellan’a, Adama, a nawet Sam’a na stronę. Jeden po drugim był karmiony kłamstwem. A dzisiaj 483 | T h i s L i f e
odkryjemy, czy to kłamstwo dotarło do Avellina. Na przykład, Emmett powiedział James’owi, że mamy pojechać do konkretnego hotelu po pokazie samochodów, co nie było prawdą. Więc Eric pojechał do tego hotelu i użył swojej magii, aby włamać się do ich systemu ochrony. Jeżeli Avellinowie pojawią się w hotelu, będziemy wiedzieć, że James poinformował o tym Ara. Następnie był Adam. Miał nas dziś zawieść na pokaz i powiedzieliśmy mu, aby zabrał nas sprzed hotelu, w którym nie mieliśmy się zatrzymać. Jeżeli Avellinowie odwiedzą ten hotel, będziemy wiedzieć. I tak dalej. Jedno kłamstwo dla każdego z nich. Jedynym problemem był Sam. Nie brał dziś w tym udziału, odpoczywając w hotelu. Potrzebował tego po tym, przez co przeszedł. Ale zrozumieliśmy, że nadal mógł być w kontakcie z Włochami. To znaczy… miał w końcu cholerny telefon. To była tylko pierwsza próba i Whistler powiedział mi, że może zająć trochę czasu, zanim złapiemy drania, ale mogliśmy to zrobić. A do tego czasu byliśmy rozdzieleni. Podejrzani nie otrzymywali ważnych zadań i nie mieszkaliśmy już razem. Rose i ja byłyśmy z naszymi mężami i dzieciakami w hotelu. Eric też był z nami. A cała reszta – nieświadoma miejsca, w którym mieszkamy – mieszkała w innym hotelu. Eric i Whistler zamierzali śledzić ich dziś wieczorem.
***
– Wyglądasz świetnie, Bello – gwizdnął Emmett. Yeah, robił to po to, aby zdenerwować mojego zaborczego męża. Wspomniany mąż siedział za Emmett’em, na kanapie. Słychać było szum, gdy on i Eric pracowali na komputerach, które zajęły całe miejsce na ławie. – Dzięki, Em – zachichotałam, mijając go, aby podejść do Edwarda. – Wszystko okay, kochanie? – Nie – wymamrotał, ze spojrzeniem nadal utkwionym w monitorze. Uśmiechnął się jednak, gdy Autumn – która wspinała się na jego plecy – dosięgła go i pocałowała w policzek. – Ale zgaduję, że Niebieskie Oczy dotrzymają mi dziś towarzystwa. – Ja mam niebieskie oczy, Edwardzie – powiedziała Autumn. – Wiem, dziecinko – zachichotał. Boże, byli tak kurewsko słodcy. – Będziesz dziś miała na niego oko, Autumn? – zapytałam, uśmiechając się, gdy Edward posłał mi grymas niezadowolenia. – Jest trochę zrzędliwy. 484 | T h i s L i f e
Zachichotała. – Edward jest zabawny, gdy jest humorzasty. Hmph. – Czas się przygotować, Bello – usłyszałam, jak powiedział zza mnie Emmett. Zerkając przez ramię, zobaczyłam, jak mocno ściska Rose. Wiedziałam, że się martwiła. – W porządku – westchnęłam, odwracając się do Edwarda. – Słuchawki? Te, których mieliśmy użyć dziś wieczorem były dużo mniejsze i trzeba użyć pęsety, aby wyjąć skurwieli, ale było to po to, aby się upewnić, że nikt ich nie dostrzeże. Kiwnął głową i Emmett podszedł do nas, aby pomóc mu wstać z kanapy. Gdy Emmett, Rose i ja dostaliśmy słuchawki i mikrofony, Edward kazał wszystkim wyjść z pokoju. On także się martwił. – Nóż motylkowy? – zapytał i otworzyłam ciemnoniebieską torebkę, w której miałam nóż, kartę kredytową, mojego Veru i puszkę gazu pieprzowego. Sprawdził zawartość, kiwając do siebie, a ja sięgnęłam do niego, aby wygładzić zmarszczkę między jego brwiami. Naprawdę nienawidził tej części. – Gdzie masz mikrofon? – Uniosłam do niego mój nadgarstek. Przykleiłam go do paska od zegarka. – Słuchawka? – Odwróciłam głowę, pokazując mu ją w lewym uchu. – Dobrze. Pamiętasz wszystko? Plan? Kwestie? – Pamiętam – odpowiedziałam miękko, patrząc na niego. – Wszystko będzie w porządku, kochanie. I mam Emmett’a, okay? Zirytował się nieznacznie. – Lepiej, aby trzymał swoje pierdolone łapska przy sobie. Westchnęłam. Był po prostu śmieszny. Emmett był tak samo uzależniony i wierny Rose, jak Edward mi. Mężczyźni, eh? – Nie przewracaj na mnie oczami, kobieto – kłócił się. – Widziałaś, jak wyglądasz? – Ucisnął grzbiet swojego nosa. – Jak pierdolony grzech. Uśmiechnęłam się krzywo. – Twój grzech, pamiętasz? Yeah, to go trochę zmiękczyło. Więc pokonałam dystans pomiędzy nami i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej. 485 | T h i s L i f e
– Tylko twój. – Stanęłam na palcach i pocałowałam jego szczękę. – A dzisiaj, gdy Emmett i ja wrócimy, chcę, abyś pokazał mi, jak bardzo twoja jestem. – Kurwa – zaklął, zanim mnie pocałował. Ungh. – Nienasyceni skurwiele, musimy iść! Emmett. Pieprzyć cię. – Kocham cię – sapnęłam. Stykaliśmy się teraz czołami. – Wszystko będzie w porządku, okay? Kiwnął głową, z zamkniętymi oczami. – Uważaj na siebie. Obiecaj mi to, księżniczko. – Obiecuję. Aby rozluźnić napięcie, dodałam: – A teraz pozwól mi iść ukraść nowy samochód koncepcyjny Maserati. To podziałało i był totalnie zazdrosny.
***
– Cokolwiek? – zapytała Rose, siedząc na przeciwko nas. Ja siedziałam z Emmett’em nie bez powodu. To wszystko było częścią planu. To było ważne. Zwłaszcza teraz, gdy był z nami Adam. Pokręciłam głową, nadal przeglądając listę VIP–ów, zaproszonych na pokaz. – Jeszcze nie – powiedziałam, przekręcając kartkę. Byliśmy w limuzynie, w drodze na pokaz samochodów, a Adam – który nas wiózł – dostarczył nam listę gości, którą teraz studiowaliśmy – ja i Emmett. Mieliśmy zobaczyć, czy rozpoznamy jakieś nazwiska. Ale oprócz Ara Avellina, nikogo nie znaliśmy. Chwila. – Ten tutaj – powiedziałam Em’owi, wskazując na nazwisko. – Stefan Ztano. Sądzę, że pracuje dla Ara. Niejasno pamiętałam to nazwisko z czasów, kiedy byliśmy w Cerveteri. Włączyłam mój mikrofon i powtórzyłam to nazwisko Eric’owi i Edwardowi. Nie zajęło dużo czasu, zanim Eric odpowiedział do naszych słuchawek. – Yep. To szef ochrony Ara. Dobra robota, pani C. Uśmiechnęłam się do siebie. 486 | T h i s L i f e
Mogłam to, kurwa, zrobić. – Wiesz, co robisz, Bello – zachichotał Emmett, gdy kontynuowaliśmy sprawdzanie listy. – Włochy dobrze ci zrobiły. Zarumieniłam się nieznacznie. – Jesteśmy na miejscu – oświadczył z przodu Adam. Głębokie wdechy. Byliśmy gotowi. – Proszę – powiedziała Rose, wręczając mi zdjęcie samochodu, po który tu przyjechaliśmy. – Zobaczymy się jutro – dodała, kłamiąc. Nie wiedzieliśmy, czy możemy ufać Adam’owi – pomimo, że był synem Siobhan McKenna – więc oficjalną wersją było to, że Rose nie czuła się dobrze i po podrzuceniu nas na miejsce, Adam miał zabrać ją na ostry dyżur – przez ból głowy i brzucha. To, czego Adam nie wiedział to, że moje Lamborghini czekało na Rose przy szpitalu. Zobaczymy się z nią za godzinę. – I Bello? – Kiwnęłam do niej głową, oglądając zdjęcie. – Nie zbliżaj się za bardzo do mojego męża. Była taką dobrą aktorką. – Rosalie. – Westchnął ciężko Em. On także był dobry. – Powiedz jej, że jest śmieszna, Bello – powiedział mi do słuchawki Eric. – Adam wie, jak ty i Edward jesteście sobie wierni. Jedynie kontakt fizyczny sprawi, że uwierzy w coś innego. Racja. Wiedzieliśmy, że to będzie najcięższa część do zrobienia; aby inni uwierzyli, że między mną, a Whistlerem dzieje się coś złego – zwłaszcza, że mieszkali z nami od tygodni. Dla Rose i Em’a było to łatwiejsze, ponieważ załoga nadal była dla nich nowa. – Nie zaczynaj tego znowu, Rose – ostrzegłam ją. – To nie moja wina, że czujesz się niepewnie. – Wystarczy – powiedział pewnie Em, zanim zwrócił się do mnie. – Skończyłaś oglądać zdjęcie? – zapytał mnie miękko. Wiedziałam, że zyskaliśmy uwagę Adama. Kiwnęłam głową i zerknęłam ostatni raz na zdjęcie. Tak samo, jak na pokazie samochodów we Frankfurcie, Maserati miało pokazać dzisiaj swoje samochody koncepcyjne, ale zainteresowani byliśmy tylko jednym z nich. Był nim 487 | T h i s L i f e
GranCabrio Fendi. Lśniąca mała rzecz w kolorze ciemnej szarości. Sportowy samochód. Dom mody Fendi współpracował z Maserati w stworzeniu go i według Emmett’a i Edwarda, Aro miał słabość do sportowych samochodów, dlatego zignorowaliśmy drugi samochód – SUV Kubang. To była rozgrywka Rose. Odkąd rozdzieliłyśmy się w Chicago, stała się naprawdę kurewsko znająca się na samochodach. – Okay, skończyłam – powiedziałam i posłałam Rose ostatnie spojrzenie. Znaczące spojrzenie. Takie, mówiące, żeby miała się na baczności. Ponieważ, tak jak wspominałam, nie wiedzieliśmy, czy Adam jest lojalny, a teraz miała zostać z nim w samochodzie sama. Jednakże Adam nie był uzbrojony – Emmett się o tym upewnił – a Rose była. I wiedziała, jak używać jej Glocka. Kiwnęła raz głową w odpowiedzi. Okay. Już czas. Emmett celowo sięgnął do drzwi, nie żegnając się z Rose. – No to ruszamy. – Uśmiechnął się krzywo i otworzył drzwi, wysiadając, zanim zaoferował mi swoją dłoń. – A co ze mną, kochanie? – zapytała Rose, gdy wysiadłam. Emmett ponownie westchnął i pochylił się, aby pocałować ją na pożegnanie, po czym trzasnął za sobą drzwiami. Teraz było dla Adama całkiem jasne, że małżeństwo Emmett’a i Rose nie było tak stabilne, jak moje i Edwarda. Musieliśmy jeszcze tylko go przekonać, że pomiędzy mną, a Edwardem także pojawił się rozłam, co będzie znacząco cięższe. I nie chodziło jedynie o Adama. Nie, dotyczyło to także reszty. Mieliśmy stworzyć tu chaos, nie tylko na dzisiejsze przedstawienie, ale także na później. – W końcu – zachichotał Emmett. Kątem oka zobaczyłam, że okno w limuzynie po stronie pasażera otworzyło się. Innymi słowy, Adam mógł nas teraz usłyszeć. – Czy ona była taka też w Chicago? – zapytałam, dotykając jego bicepsa. – Niestety – odpowiedział, kładąc dłoń na moich plecach. – Ale nie myślmy teraz o tym, eh? Nie, kiedy przy moim ramieniu mam piękną ciebie. – Lepiej się zachowuj, brachu – głos Edwarda zadźwięczał w naszych słuchawkach, a Emmett po prostu zaczął się śmiać. – Poważnie! Och, do cholery… 488 | T h i s L i f e
– Okay, chodźmy – zachichotał, po czym ruszyliśmy, kierując się do wejścia. Oczywiście było tu bardzo szpanersko. Eleganckie suknie, drogie garnitury. Cholera, było nawet kilku celebrytów, nie mówiąc o czerwonym dywanie i paparazzi. Na szczęście nie zostaliśmy zauważeni przez kamery, gdy szliśmy po dywanie. Gdyby tylko wiedzieli, dlaczego tu jesteśmy. – Niezłe wydarzenie – wymamrotałam. – Delikatnie mówiąc – zgodził się Em. Jego oczy skanowały tłum. Pracował, prosto i zwyczajnie. Po chwili pochylił się i wyszeptał mi do ucha: – James stoi przy wejściu. Zachichotałam i klepnęłam go w klatkę piersiową. Duchowo jednak przewróciłam na siebie oczami. Ale musiałam grać, wiecie. Wiedzieliśmy, oczywiście, że James tu będzie, a on wiedział, że będę tu z Emmett’em. Nie wiedział tylko, że zamierzamy sprawić, aby zwątpił w więź pomiędzy mną, a Whistler’em. I gdy zbliżaliśmy się do wejścia, zauważyłam, że spogląda na nas z zainteresowaniem, najwyraźniej zastanawiając się, dlaczego Emmett i ja jesteśmy tak blisko ze sobą. James, Adam i Kellan mieli dzisiaj zadania do wykonania, ale dostali ścisły rozkaz – wykonywania poleceń bez zadawania pytań. – Kellan jest już w środku – poinformował nas głos Eric’a. – Odkrył trzech ludzi w ochronie Maserati, którzy, jak sądzi, pracują dla Ara. Przyjęłam. Dla innych wyglądało tak, jakby Emmett złożył miękki pocałunek na moim nadgarstku, ale ja, oczywiście, wiedziałam lepiej. – Jakieś wieści od Rose? – wyszeptał w mój mikrofon. Był chory ze zmartwienia. Wiedziałam to ze zmarszczenia brwi, typowego dla Cullenów. – Odzywała się dwie minuty temu, ze szpitala – odpowiedział Edward. – Pilnuję jej. Emmett odetchnął z ulgą, jeśli nawet tylko trochę. Wtedy doszliśmy do wejścia i tak, jak planowaliśmy, James pracował dziś w ochronie tego wydarzenia, więc wymieniliśmy tylko krótkie kiwnięcia głowy, gdy go mijaliśmy.
Whistler' s POV
489 | T h i s L i f e
Wrzuciłem sobie do ust kawałek gumy do żucia, gdy poddawałem James’a próbie. – Rose jest w szpitalu – poinformował Emmett’a, Eric, gdy James powiedział mi, że Emmett i Bella właśnie minęli go w wejściu. – Dzieje się coś podejrzanego? – zapytałem James’a, gdy wstukałem ostatnie kody do jednego z laptopów. W końcu. Kiwnąłem głową do Eric’a. Weszliśmy. Zdołaliśmy włamać się do systemu ochrony pokazu samochodowego, co dawało nam obraz tego, co się tam działo. – Um… Nie, szefie – odpowiedział James. Zawahał się. Zapamiętam to. Założyłem swoje słuchawki z mikrofonem, zanim sięgnąłem po papierosa. – Adam, jesteś tam? – zapytałem. – Tak, sir. Zapaliłem papierosa. – Wracasz już na pokaz? Alec wsadził głowę przez drzwi do pomieszczenia, mówiąc nam, że zamierza zacząć noc filmową z Nessą i Autumn w moim i Belli pokoju, więc kiwnąłem do niego głową i rzuciłem mu mój portfel. – Obsługa hotelowa – powiedziałem mu bezdźwięcznie. – Tak, sir – odpowiedział Adam. – Um, Edward? – Yeah – powiedziałem, odwracając się w stronę laptopa. Wszystkie obrazy z kamer były na nim wyświetlane i przybliżyłem ten, na którym widać było Kellan’a, który stał przy jednym z samochodów koncepcyjnych. Rozpoznałem w nim Kubang’a. – Czy jestem na tej samej linii, co twój brat i żona? Uśmiechnąłem się krzywo. – Nie. – Kłamstwo. Mamy ich wszystkich na tej samej linii. Okay, nie do końca, ale Bella, Emmett i Rose mogą słyszeć to, co słyszę ja i Eric. Nie mogli tego zrobić kilka minut temu, ale teraz mieliśmy ich na tej samej częstotliwości. Ponieważ Eric miał zdolności do takich rzeczy. – Okay, um… nic nie poradzę na to, że coś zauważyłem i może to nie moja sprawa… Eric zachichotał do mnie, najwyraźniej słuchając Adama przez swoje słuchawki. – Mów, McKenna – powiedziałem mu pewnie.
490 | T h i s L i f e
Zaciągnąłem się, mając nadzieję, że to nie on jest szczurem. Nienawidziłbym faktu, że musiałbym zabić syna Siobhan. Chciałem, aby wszyscy byli uczciwi i część mnie miała nadzieję, że nie zyskamy dziś dowodu na coś przeciwnego, jednak wiedziałem, że ktoś nas wydaje. – Zauważyłem, że coś dzieje się pomiędzy twoim bratem i bratową – powiedział pospiesznie i doceniałem jego szczerość, naprawdę. – Wyglądało na to, że dużo się kłócą i zastanawiałem się, czy czegoś dziś nie kombinują. Zamrugało połączenie od Kellan’a, więc podziękowałem Adamowi za jego spostrzeżenia, zanim rozłączyłem się z nim. Wtedy zmieniłem częstotliwość. – Dajesz, Ford – powiedziałem. W międzyczasie moje palce były zajęte na klawiaturze. Cztery pierdolone laptopy przede mną, cztery przed Eric’iem. Delikatnie mówiąc, byliśmy zajętymi skurwielami. – Właśnie zauważyłem Emmett’a i Bellę – zdał raport. – Idą w stronę GranCabrio. Dobrze. Jednak już o tym wiedziałem. I pieprzcie mnie, jeśli Bella nie wygląda grzesznie w tej jej pieprzonej sukience. – Mamy obraz – powiedziałem mu, zaciągając się papierosem. – Coś odnośnie Włochów lub władz? Eric szturchnął mnie i zerknąłem na jeden z ekranów i… kurwa. Przybył Aro. Z jakąś cizią u boku. Zauważyłem, że nie ze swoją żoną. Gdy jednak przyjrzałem się bliżej, zobaczyłem, że ta tandetna kobieta była starsza. Była może pod pięćdziesiątkę. – Jest dwóch ochroniarzy – kontynuował Kellan, gdy wskazałem Eric’owi, aby powiedział to Emmett’owi, przez wskazanie go na ekranie. – Myślę, że to ci z najwyższą rangą, szefie. Kurwa. To nie to, czego dziś potrzebowaliśmy. Wiedzieliśmy jednak, że była taka możliwość. FBI, CIA… Interpol. Przygotowaliśmy się na nich wszystkich. – Interpol? – Było moim pierwszym strzałem, oczywiście, odkąd byliśmy w Europie. – Będę miał na nich oko – powiedział mi. – Na razie nie jestem pewien, ale podejdę do nich bliżej. Kiwnąłem głową, chociaż nie mógł mnie widzieć. – Dobrze. Tylko nie wydaj się, do cholery. Oni są sprytni. – Jasne, szefie. 491 | T h i s L i f e
Wróciłem znowu do głównej linii i powiedziałem Emmett’owi i Belli, aby skierowali się jednak do Kubang’a. Jeżeli będą wyglądać na zbyt zainteresowanych GranCabrio, Aro może stać się podejrzliwy. Wtedy zobaczyłem imię Rose. – Już jestem, Edwardzie – powiedziała. – W drodze na pokaz. To dobrze. Słyszałem mruczenie silnika samochodu Belli w tle. – Cieszysz się prędkością, Blondie? – zachichotałem. – Wiesz, że tak – zaśmiała się cicho. Jasne, kurwa, że o tym wiedziałem. Obie były kocicami. – W porządku. – Zaciągnąłem się po raz ostatni, zanim wrzuciłem niedopałek do kubka po kawie. – Odezwij się ponownie, gdy będziesz na miejscu. – Tak zrobię. – Aro i jego towarzyszka są już w środku. – Usłyszałem, jak Eric mówi mojej żonie i Emmett’owi. – Jesteście gotowi? Najeżyłem się, kiedy zobaczyłem, jak Emmett mówi do mikrofonu Belli, ale nic nie mogłem na to, kurwa, poradzić. Jestem zaborczym skurwielem i tyle. – Jesteśmy gotowi, brachu. – Cholera! – Wpół wyszeptała, wpół krzyknęła Bella i natychmiast stałem się czujny. – Co się dzieje, kochanie? – zapytałem, przybliżając obraz na ekranie.
Bella POV Ona była towarzyszką Ara Avellina. Nie mogłam w to uwierzyć. Każdy element pasował. Część po części. Byłam ledwie świadoma tego, że Emmett coś do mnie mówi. To samo tyczyło się Whistler’a, mówiącego coś do mojej słuchawki. Ale nie potrafiłam się na nich skupić. Jedyne, co widziałam, to ona. W szoku, gapiłam się na nią szeroko otwartymi oczami. Zdjęcia, które mój ojciec trzymał w swoim pokoju w Forks… Jej nazwisko… A raczej dwa.
492 | T h i s L i f e
Dwa nazwiska. Renee Dwyer – nazwisko, które znalazłam na tych listach. Renee Swan – kobieta, która dała mi życie. Towarzyszka Ara. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam oderwana od rzeczywistości, ponieważ nagle zauważyłam, że stali przed nami i było całkiem jasne, że dokładnie wiedzieli, kim jestem. On wyglądał jak podły mężczyzna, którym był. Długie, czarne włosy, modny garnitur, złowróżbny uśmiech, świdrujące spojrzenie… Następnie ona. Wyglądała… tanio. Botoks. Sztuczne cycki. Skąpa sukienka. Włosy związane w ciasnego koka. Zimne oczy. Lekkie rozbawienie. – Moja, moja, moja – zagruchał Aro. Natychmiast mnie odrzuciło o zadrżałam z pogardy. – Jest dużo piękniejsza na żywo, Renee. Emmett zesztywniał i przysunął się bliżej mnie. Byłam blada, byłam tego pewna. – Wszystko okay, kochana? – zapytał Emmett, miękko, ale wystarczająco głośno, aby go usłyszeli i to sprowadziło mnie na ziemię. Miałam rolę do odegrania i nic nie mogło zrujnować mojego zadania. – Kochana, mówisz? – zapytał Aro, przechylając głowę na Emmett’a. Jego akcent ponownie sprawił, że zadrżałam. – Jestem całkiem pewny, że ta cudowna bellezza poślubiła twojego brata, czyż nie? Obdarzyłam Renee oburzonym spojrzeniem. Byłam kurewsko ponad nią. – Księżniczko, słyszysz mnie? Martwię się tu, kurwa. – Usłyszałam, jak Whistler ciężko westchnął. – Eric i ja widzimy cię. Czy możesz, proszę, kiwnąć głową, dotknąć ramienia Emmett’a, czy cokolwiek, aby pokazać, że wszystko okay? Proszę. Emmett spojrzał w dół, na mnie, a ja do góry, na niego i kiwnęłam do niego nieznacznie głową, co było przeznaczone zarówno dla niego, jak i mojego męża. To, co jednak jeszcze musiałam zrobić, to sprawić, żeby Emmett i Edward dowiedzieli się, że ta kobieta przede mną jest moją matką. Więc odwróciłam się ponownie do Śmiecia Numer Jeden i Śmiecia Numer Dwa. – To, jak nazywa mnie Emmett nie jest, kurwa, twoim interesem – powiedziałam mu ostro. – Jestem jednak ciekawa, skoro już wymieniliśmy uprzejmości i w ogóle… Jakim
493 | T h i s L i f e
nazwiskiem posługujesz się teraz, Renee? – Uniosłam na nią w sukowaty sposób brew, dla lepszego efektu. – To moja dziewczynka. – Westchnął z ulgą Edward. – Co masz na myśli, Isabello? – zapytała słodko Renee. Zbyt słodko. Położyłam rękę na biodrze. – Pieprzyć to. Dla ciebie jestem Panią Cullen. – Nie wiem, co robisz, kochanie, ale zachowuj się. Masz rolę do odegrania, pamiętasz? Racja. Kurwa. W porządku. – Emmett – powiedziałam miękko, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. – Wygląda na to, że dziwka, trzymająca się ramienia Ara jest moją matką. Jego oczy rozszerzyły się. – Że co? – warknął Edward. – Czy ty sobie ze mnie, kurwa, żartujesz?! Ta cholerna, obciągająca kutasy, skurwiała suka… Przestań, Edwardzie. Ale nie przestał. Wzdrygnęłam się, gdy kontynuował. Przeklinał, jęczał, groził… wszystko zarówno po irlandzku, jak i po angielsku. To było całkiem imponujące, ale bolały mnie od tego uszy. – Cholera! – syknął Emmett i nasza dwójka starała się trzymać nasze palce z dala naszych uszu. Na szczęście Eric zdołał uspokoić Edwarda i niedługo w naszych słuchawkach ponownie nastała cisza. Cholera, irlandzki chłopak potrafi przeklinać. – Przeproś, Bello! – warknął Eric do mojej słuchawki. – Emmett’cie, spraw, żeby wyglądało to tak, jakbyś po prostu przeklął na Bellę, za jej reakcję! Kurwa. Zapomniałam. Jezu. – Przepraszam – wymamrotałam, zatapiając twarz w ramieniu Emmett’a. Emmett zignorował mnie i odwrócił się do Ara. – Przepraszam za to. Ona zwykle nie jest taka… dzieciuchowata.
Oooch, Emmett, zapłacisz mi później za to określenie! – Koleś. Nazwałeś moją żonę dzieciuchowatą? Ona za to odetnie ci twojego dzięcioła – zachichotał Edward. 494 | T h i s L i f e
Dzięcioł? Poważnie, Whistler? A tak przy okazji, ty także, Edwardzie, masz kłopoty. Cokolwiek. – Ale te przebojowe są zabawne, prawda? – skomentował Aro, rozbawiony. Chciałam kopnąć go w jaja moją szpilką. Renee wyglądała jedynie na znudzoną, co mnie rozwścieczyło. – Możliwe – przyznał Emmett. Prychnęłam wewnętrznie. Co do tego nie było “być może”. Emmett i Edward chcieli dokładnie tego, czym Rose i ja byłyśmy. Damy w towarzystwie i świry pomiędzy pościelą. Tylko, że nie byłyśmy do końca takimi damami w towarzystwie. Ale Emmett odgrywał tylko swoją rolę, przypomniałam sobie. – A więc, powiedz mi, panie Cullen – dręczył Aro. – Jak się ma twoja piękna willa? Och, kurwa. Nie zrobił tego. Jedno imię odbiło się echem w mojej głowie. Seth. Seth. Seth. Seth. Był martwy przez tego skurwiela. Moja pokerowa twarz wróciła. Avellinowie zostaną zniszczeni. – Rose jest na miejscu – poinformował nas Eric. – Potrzebuję, aby wasza dwójka poszła teraz do GranCabrio. W końcu. Czas na pokaz.
495 | T h i s L i f e
Bella POV – Po prostu idź przed siebie – powiedział mi cicho Emmett, gdy opuściliśmy Avellina i… Renee. – Wszystko okay? Kiwnęłam głową, ale nie, nie było okay. Ani trochę. Ona była… moją mamą. I była tutaj. Z Arem. – Jesteś pewna, że dasz radę to zrobić? – wyszeptał przy mojej skroni. – Możemy… Pokręciłam głową, przerywając mu. – Zrobimy to – powiedziałam słodko, klepiąc go po policzku. Wtedy sięgnęłam do niego i pociągnęłam niżej, do siebie. Wyglądało to intymnie, gdy pozwoliłam moim ustom wędrować po jego szyi. Ale takie nie było i zignorowałam warknięcie Whistler’a. – A tak przy okazji, Emmett’cie, najdroższy? – Ścisnęłam w pięści jego marynarkę. – Zapłacisz mi za nazwanie mnie dzieciuchowatą. Przysięgam na wszystkie pierdolone karły w Irlandii, sprawię, że mi za to zapłacisz. Puściłam go z kolejnym słodkim uśmiechem, zanim poprowadziłam nas w stronę Gran Cabrio. Usłyszałam, jak przełknął za mną. – Mówiłem ci, brachu – zachichotał Edward w naszych słuchawkach. Och, on też zapłaci. To znaczy – Whistler.
496 | T h i s L i f e
– Okay, wystarczy. Rose jest w drodze i Adam właśnie ją zauważył – powiedział nam Eric. W tym samym czasie, Emmett i ja doszliśmy do samochodu koncepcyjnego, który ukradniemy później.
Daleko nam było od bycia sami przy tym ekskluzywnym pojeździe i gdy zerknęłam przez ramię, zobaczyłam, że Aro i Renee także do niego podeszli. – Jest taki cudowny – zagruchałam, biorąc Emmett’a pod ramię. – Chcę takiego, Emmett’cie. – Zrobiłam do niego nadąsaną minę. Przyciągnął mnie blisko siebie, chichocząc, a ja włożyłam dłoń w kieszeń jego spodni, aby wyjąć z niej urządzenie namierzające. – Wiem, że chcesz, kochana – powiedział. – Ale to samochód koncepcyjny. – No i co z tego? – zapytałam, zachowując się, jak… cóż, dzieciak. – Nadal taki chcę. – Aro was słucha, kontynuujcie – powiedział Whistler. – Ale taki jest tylko jeden, Isabello – odpowiedział Emmett, teraz wyglądając na zniecierpliwionego. – Wiesz co, nie potrzebuję tego. Jeśli chciałbym słuchać jęczenia, mam od tego swoją żonę. – Zapłacisz mi za to później, Emmie. – Usłyszeliśmy w naszych słuchawkach syknięcie Rose. Och, to było zabawne. Poza ciężkim przełknięciem Emmett’a, w życiu byście nie zgadli, że był przerażony. Ale to nadal była praca, więc kontynuowaliśmy udawanie. – Dobrze. Przyciągnęliście tłum. Tak trzymać – zachichotał Eric. – Nie powiedziałem tego – warknął cicho Em. Wpatrywał się teraz we mnie. – Ale nie wprawiaj mnie w zakłopotanie, rozumiemy się? Zirytowałam się, odsuwając się od niego nieznacznie.
497 | T h i s L i f e
– Cokolwiek. – Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej, co było znakiem dla Edwarda i Eric’a. Wiedzieli, że byłam gotowa i że miałam urządzenie w dłoni. – Myślałam, że będziesz lepszy, niż Edward. Okazało się jednak, że jesteś tak samo skąpy. – Pohamuj się trochę ze zniewagami, księżniczko. Następnie odezwał się Eric. – Nie słuchaj Edwarda. Świetnie sobie radzisz, Bello. I Rose? Przygotuj się. Wtedy Emmett złapał mnie za ramię i przyciągnął mnie mocno do siebie. To nie miało wyglądać na intymne. Każdy Amerykanin wokół nas wiedział, że Emmett był wkurwiony na swoją kochankę, a w końcu było w tej kwestii pewne prawo. Emmett mógł traktować mnie tak, jak chciał. – Zachowuj się, Isabello – warknął. Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na niego, ukazując nic, poza strachem. – Przepraszam – zaskomlałam. Moja warga zadrżała. – Po prostu chcę nowy samochód. – Idzie Rose, brachu. James, jesteś na swojej pozycji? Emmett westchnął ciężko i głośno i potarł swoją twarz, zanim mnie przytulił. I w tej chwili znalazła nas Rose. – Tak, szefie. Jestem zaraz za Rose. – Ty dziwko! – krzyknęła i natychmiast oderwałam się od Emmett’a. – Rose! – wyksztusiłam. – Rosalie, nie! – warknął Emmett. – Wiedziałam to, kurwa! – syknęła. Kiedy znalazła się przy mnie, popchnęła mnie, sprawiając, że upadłam na aksamitny sznur. I byłam oficjalnie po prawidłowej stronie. Oczywiście podążyła za mną i mogłam zauważyć, że zbliża się do nas James. – Pieprzenie twojego własnego męża już ci nie wystarcza? – krzyknęła. Nadal byłam na plecach, udając wiercenie się z bólu. – Musiałaś także pieprzyć się z moim! – Och, zamknij się, kurwa! – krzyknęłam w odpowiedzi, gdy wstałam. Zrobiła krok do przodu, a ja krok do tyłu… To prowadziło nas coraz bliżej samochodu. – To nie moja wina, że nie potrafisz go zadowolić! – Pospieszcie się, dziewczyny. James jest blisko, a prawdziwa ochrona już nadchodzi. Rose przystąpiła do ataku. Rzuciła się na mnie z krzykiem, przez co wylądowałyśmy zaraz obok samochodu. Udawanie walki nie było najprostsze, gdy musiałam się upewnić, że nikt nie zobaczy, co trzymam w swojej dłoni. A stało się to nawet trudniejsze, gdy przekręciłyśmy się bliżej
498 | T h i s L i f e
miejsca, w którym musiałam się znaleźć, ponieważ Eric poinformował nas o kilku Avellinach, którzy zwrócili na nas uwagę. – Udało się? – powiedziała bez tchu Rose, leżąc na mnie. – Wyżej – zazgrzytałam i odpowiedziała na to poprzez pchnięcie mnie wzdłuż podłogi. To kurewsko bolało, ponieważ toczyłyśmy się po czerwonym dywanie i to powodowało obtarcia. Ale nie mogłam narzekać, ponieważ nagle byłam na miejscu i gdy Rose udawała ciąganie mnie za włosy, włożyłam urządzenie za tylną oponą, umieszczając je po wewnętrznej stronie. – Już – sapnęłam, odpychając ją ode mnie. Wtedy dotarł do nas James. – Włosy Rose zasłoniły widok – powiedział Eric. – Zrobiłaś to? Przeklnij, jeśli tak, Bello. James podniósł nas z podłogi, łapiąc nas za ramiona i sumiennie zapłakałyśmy z bólu. – Kurwa! – sapnęłam do mikrofonu, przykrywając go poprzez przyłożenie do niego policzka. – Ty suko! – wrzasnęłam do Rose. – Twoje pierdolone pazury zostawią na mnie ślad! – Wystarczy! – krzyknął James, z włoskim akcentem. Posypały się za tym prawdziwe słowa po włosku, gdyż powiedział ochronie Maserati, że Rose i ja mamy zostać wyprowadzone z posiadłości. Zrobiłby to sam, gdyby nie obserwował nas Aro, ale on wiedział, kim był James. Więc byliśmy na to przygotowani. Niedługo dwóch Włochów złapało mnie i Rose.
Whistler' s POV – Cholera, te dziewczyny potrafią to robić – zachichotał Eric. A ja przygryzałem moją pierdoloną wargę. Przysięgam… to wszystko wina Belli. Ale yeah, obie są dobre. Naprawdę, cholernie dobre. – W porządku, przybliż obraz na Adama i Kellan’a – wymamrotałem, zapalając któregoś papierosa z rzędu. Kurwa, nienawidziłem tego. Chciałem uczestniczyć w tej pierdolonej akcji. Pieprzona noga. Nie ma mowy, nie zamierzam być rozgoryczony, czy coś. – Obaj są na miejscu – poinformował mnie Eric, ze spojrzeniem utkwionym w ekranie, gdy także zapalał papierosa. – Chcesz, abym powiedział im, żeby zaczynali?
499 | T h i s L i f e
– Poczekaj, aż Emmett wyjdzie z budynku – wymamrotałem, przybliżając obraz na Aro I Renee. Jezu. Nie mogę, kurwa, uwierzyć, że to matka mojej żony. Lodziara. Ale poważnie, kryła się za tym jakaś historia i musieliśmy ją odkryć. To znaczy… ona jest na tej pierdolonej liście. Domyśliłem się, że wszystkie osoby na niej figurujące są ofiarami. Ale ona z pewnością, jak cholera, nie wygląda na ofiarę. – Wyszedłem, brachu. – Usłyszałem w słuchawkach Emmett’a. – Gdzie są dziewczyny? Sprawdziłem ekrany… – Zbliżają się do swojego celu. James pomaga im dostać się ponownie do środka – odpowiedziałem, wypuszczając dym z papierosa. – Bądź gotowy za pięć minut. – Jasne. Teraz zamierzam się przebrać. Obecnie przez chwilę pozostawało nam tylko obserwować, co się dzieje. Kellan i Adam sprawdzali, czy walka Belli i Rose nie wzbudziła podejrzeń, a James kontynuował pracę pod przykrywką, jako ochroniarz Maserati. Dobrze, że znał włoski. – Ford, co się dzieje? – zapytałem, obserwując, jak staje blisko dwóch Avellinów. Kellan przyłożył dłoń do twarzy, upewniając się, że może cicho mówić do swojego mikrofonu. – Moja znajomość włoskiego nie jest zbyt dobra, ale rozmawiają o czymś, co ma się dziś wydarzyć. – Miejsce? – Zastanawiałem się. Sądzimy, że plan Ara polega na kradzieży GranCabrio po tym, jak samochód zostanie przewieziony do kryjówki. Ale, odkąd nie mieliśmy wystarczającej ilości czasu, aby zaplanować tę pracę, nie mieliśmy tej informacji. Stąd umieszczenie tropiciela w samochodzie. – Gdzieś poza Rzymem – odpowiedział. Kiwnąłem głową w zamyśleniu, przebierając palcami przez włosy. – Ja pierdolę – wymamrotałem, poprawiając słuchawki. Chryste. – W porządku, Kellan. Jakieś informacje o władzach? Interpol? FBI? – Oba – odpowiedział od razu, sprawiając, że Eric i ja przeklęliśmy. FBI jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy, ponieważ byli tam po nas. Chyba, że byli tam inni amerykańscy kryminaliści, ale wątpiłem w to. – Trzech agentów z amerykańskim akcentem i wszyscy obserwowali wcześniej Emmett’a. Ja także otrzymałem kilka spojrzeń. To zrozumiałe, odkąd Kellan był z nami od listopada zeszłego roku. Jest teraz znaną twarzą. – A tak przy okazji, Cullen… Na dźwięk jego tonu, przełączyłem nas na bezpieczną linię. 500 | T h i s L i f e
– Mów – powiedziałem, zaciągając się papierosem. Na moim ekranie obserwowałem Adama, zbliżającego się do kolejnej grupy Avellinów i miałem nadzieję, że on także zdobędzie jakieś informacje. – Um, to wcześniej to było tylko przedstawienie, prawda? – Kellan westchnął, a ja zachichotałem cicho. – To znaczy, między tobą i Bellą wszystko w porządku…? Yeah, domyśliłem się, że on nas zdemaskuje. Ale jak już mówiłem, był z nami od listopada. Jeżeli ktoś wiedział, jak solidny jest związek mój i Belli, nie wspominając Emmett’a i Rose, to jest to Kellan. To jednak nie ma znaczenia. Moje przeczucia mówią mi, że Kellan’owi można ufać. Nadal jestem ostrożny, ale chcę to zawęzić do James’a i Adama. – Yeah, to było tylko przedstawienie – przyznałem cicho. – Musimy sprawić, aby Aro uwierzył, że jesteśmy amatorami – wyjaśniłem. – Nie chcemy, aby Aro brał nas na poważnie, więc Emmett i ja wymyśliliśmy, że trójkąt miłosny wprowadzi to gówno w życie. Niedługo będzie w stanie się odprężyć. – W porządku… Wiesz, że nikomu o tym nie powiem, prawda? Wymieniłem spojrzenie z Eric’iem. Potarłem twarz. I chciałem powiedzieć „tak”. Ale to były interesy. – Dochodzę do tego – zachichotałem sucho. Wiedział, że to najlepsza odpowiedź, jaką mogłem mu dać. – Okay, wracaj do pracy – powiedziałem.
Bella POV – Mam pomysł – powiedziałam cicho w ciemność. To było nudne, po prostu tu siedzieć i czekać, aż pokaz się skończy, ale tak miało być. Więc Rose i ja siedziałyśmy tak na zapleczu pokazu. Ochrona wyprowadziła nas z pomieszczenia, ale dzięki pomocy James’a, szybko znalazłyśmy się ponownie wewnątrz. – Jaki? – zapytała Rose. – Adam – westchnęłam. – To on dał nam listę gości. – Yeah? – Cóż… Renee na niej nie było. Nie było na niej nawet, że Aro przyjdzie z osobą towarzyszącą, czy coś. Jedynie jego nazwisko. Czy to nie dziwne?
501 | T h i s L i f e
Zamruczała, najwyraźniej pogrążona w myślach. – Księżniczko, jesteś tam? Uśmiechnęłam się i przybliżyłam do siebie mikrofon. – Yep. Przebrałam się w dżinsy i bluzę. Jesteśmy gotowe. – Okay. To potrwa jednak jeszcze chwilę. Wszystko z wami w porządku? Chwilę. Yeah, domyślam się. I zgaduję, że to będzie kilka godzin. – Miło – zadrwiłam. – Ale yeah, wszystko okay. – Dobrze. Emmett niedługo do was dołączy. – Okay, a co z wami? – zapytałam. – Eric i ja zabieramy dzieciaki do apartamentu za miastem. Spotkamy się tam później dzisiejszej nocy. Uśmiechnęłam się szeroko. – Jesteś wkurwiony, prawda? Zazdrosny, ponieważ ja tu jestem, a ty nie? – Nie naciskaj, dziecinko. Patrz na mnie, koleś. – Nie groź mi, Whistler. I tak mi zapłacisz za praktycznie schrzanienie naszej przykrywki. – Nic, kurwa, nie zrobiłem, księżniczko! – wykrzyczał. Rose zaczęła się śmiać. – Przeklinałeś tak kurewsko głośno, że Emmett i ja ledwo mogliśmy ustać prosto – syknęłam cicho. – Poważnie, to gówno bolało, że ja pierdolę. To była prawda. – Kurwa. Przepraszam, okay? Zdławiłam chichot. – Ja tylko się z tobą pieprzę, kochanie. Jęknął, sapnął i wydał z siebie więcej przekleństw. Ale wtedy sobie przypomniałam… – Hej, Whistler? Chciałam poruszyć pewną kwestię. – Jasne – powiedział i wiedziałam, że mam jego uwagę, chociaż słyszałam w tle stukanie w klawiaturę. – Renee. Jej nazwiska nie było na liście gości. – Uch… huh… mów dalej. – Nie powinna na niej być? – Hmm… 502 | T h i s L i f e
Yeah, intensywnie myślał. – Listę dał ci Adam, prawda? – Tak. Cisza. . . – W porządku. Przyjrzę się temu. Dzięki, dziecinko i uważaj na siebie.
Whistler' s POV – Coś nowego? – zapytałem Eric’a. Jęknąłem, gdy wsiadałem do SUV–a. Czas ruszać. Prowadziłem, odkąd spojrzenie Eric’a miało być przykute do najważniejszego laptopa i bolało, jak suka, gdy poruszałem moją nogą, ale… cokolwiek. Niedługo zapalę pierdolonego jointa. – Jeszcze nic – wymamrotał Eirc, kładąc laptopa na kolanach. – Jesteśmy zapięci – oznajmił z tyłu cicho Alec. Posłałem mu uśmiech we wstecznym lusterku. Martwił się. Kurewsko tego nienawidziłem. Na szczęście niedługo odbijemy jego tatę. Gdy wjechałem w zatłoczone ulice Rzymu, upewniłem się, że będę mógł co jakiś czas spoglądać na laptopa. Mieliśmy rozstawione cztery ekrany, ale byliśmy w ruchu, jadąc. Obraz nie był już wyraźny, co nas wkurwiało, ponieważ musieliśmy mieć oko na James’a i Adama. Ufam Kellan’owi. Muszę. Jest dobrym chłopakiem. Ale James i Adam nie są godni zaufania. – Powiedz Kellan’owi, żeby wrócił do Sam’a – rozkazałem cicho. – Chcę, aby oboje ruszyli przed zmrokiem. – Już się robi – wymamrotał Eric, po czym zadzwonił mój telefon. – Samochodem?
503 | T h i s L i f e
– Yeah, Kellan już jest na miejscu – odpowiedziałem, uśmiechając się krzywo, gdy zobaczyłem na ekranie imię mojego pieprzonego kuzyna. – On też jest wyłączony, jeśli chodzi o lotniska. Tak samo, jak ja, Emmett, Bella i Rose. Kiwnął głową ze zrozumieniem i odebrałem telefon. – Liam, pijaczyno. – Uśmiechnąłem się, przytrzymując telefon pomiędzy policzkiem, a ramieniem. Obserwowałem, jak Alec i Nessa się uśmiechają. Oczywiście tęsknili za swoim bratem. – Jak się masz, kurwa? Po kolejnym zakręcie, będziemy oficjalnie poza Rzymem. – To tak mnie witasz, kuzynie? – zachichotał Liam. – Gdzie twoje maniery, eh? – Maniery – parsknąłem, wyjmując papierosy. – Zostałem postrzelony w pierdoloną nogę, a moja żona odwala teraz za mnie moją robotę. Dla mnie nie ma manier. Zaśmiał się, oczywiście. – Aj, słyszałem o jej małej porywczości od Emmett’a. Z tego, co słyszałem, jego jest taka sama. – Zgaduję, że poznasz je w Londynie – odpowiedziałem z papierosem w ustach, gdy wjechałem na autostradę. – A tak w ogóle, gdzie jesteś? Jesteś już w Europie? – Yeah, wylądowałem dziś rano w Danii. Dobrze. Kurewsko wspaniale. – Opróżnisz tam garaż Ara? – zapytałem. – Oczywiście. Z samego rana. Świetnie. Do tego czasu będziemy już poza Włochami. – Jakieś wieści od starego? Albo o tym pierdolonym kapusiu? Westchnąłem, strzepując popiół za okno. – Jeszcze nie – wymamrotałem i złapałem spojrzenie Alec’a we wstecznym lusterku. – Hej, twój brat chce z tobą porozmawiać. – Alec i Nessa są z tobą? – Yeah, jesteśmy w drodze do naszego ostatniego przystanka, zanim skierujemy się do Anglii. – Świetnie, daj mi go. Niedługo spotkamy się na piwko, eh? – Yep, po jutrze, jak myślę. Trzymaj się, Liam.
Bella POV
504 | T h i s L i f e
– Okay, teraz możemy już je wyjąć – powiedział Emmett. – Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – wymamrotałam, starając się wyciągnąć słuchawkę z ucha. Nadal siedzieliśmy w ciemności. Minęły godziny. Ale prawie nadszedł czas. Whistler, Eric i dzieciaki dotarli do naszej lokalizacji za Rzymem, a pokaz samochodów dobiegł końca, co oznaczało, że nie musieliśmy już pozostawać w kontakcie. Teraz było prosto; ukraść samochód. Yeah. Czy coś. Ale mieliśmy Emmett’a, a on był pewny siebie. W końcu już to wcześniej robił. To, co już wiedzieliśmy, to, że Kellan i Sam kierują się do Francji, gdzie Sam zgłosi się do szpitala w Paryżu, aby dostać odpowiednią opiekę co do jego ramienia. Tylko tyle Emmett mógł dla niego zrobić. Kellan miał z nim zostać przez jeden dzień, zanim będzie kontynuował podróż do Londynu, z Sam’em lub bez niego. Wszystko zależało od jego wizyty w szpitalu. Jest jeszcze kwestia James’a i Adama. Dostali polecenie, aby pojechali do Londynu oddzielnie, inną drogą, niż Kellan. Najwyraźniej najpierw musieli dojechać do Strasburga – w północnej Francji – a dopiero stamtąd pojadą prosto do Calais, gdzie przesiądą się na prom lub w pociąg, jadący do Anglii. Zadaniem Eric’a było śledzenie ich. Ich telefony były na podsłuchu, a ich samochody miały przyczepione pluskwy, więc każdy ich przystanek zostanie zanotowany. To zostawiło mnie, Rose i Emmett’a w Rzymie. Zajęło to sporo czasu, ale gdy już wyjęłam słuchawkę z ucha, zdeptałam ją butem. Za nią podążył mikrofon. Teraz mieliśmy tylko nasze telefony. – Wszystko w porządku? – zapytał Em. Kiwnęłam głową, zanim uświadomiłam sobie, że nie może tego zobaczyć. – Yep. – Tak – powiedziała Rose. – Spakowałaś swoją sukienkę i resztę, B? – Yeah – odpowiedziałam, ślepo szukając torby na podłodze. Tu. Znalazłam ją. – Mam wszystko. – W porządku. Chodźmy zgarnąć ten pierdolony samochód. Och, irlandzki chłopak numer 2 był podekscytowany. Nastąpiła cisza i wyszliśmy ze schowka. Szliśmy pustymi korytarzami. 505 | T h i s L i f e
Zatrzymywaliśmy się jednak za każdym razem, gdy zobaczyliśmy obsługę lub ochronę. To było… podniecające. Czułam, jak adrenalina przepływa przez mój system. – Bello, zadzwoń – wyszeptał Emmett, więc wyciągnęłam telefon, gdy Emmett i Rose zaczęli pracować nad zamkiem od drzwi. Przez nie przejdziemy z powrotem do olbrzymiej sali pokazowej, która teraz była już zamknięta. Whistler odebrał od razu. – Jesteś na miejscu, księżniczko? – zapytał cicho. – Tak – wyszeptałam, rozglądając się dookoła. – Okay, Eric pracuje nad alarmem i czujnikami. Klepnęłam Emmett’a w ramię. – Jeszcze ich nie otwieraj. Kiwnął głową ze zrozumieniem, wracając do zamka. Kilka sekund później, Edward powiedział nam, że mamy trzydzieści sekund, żeby przebiec przez salę, zanim czujniki ponownie się załączą. Drzwi były otwarte, a my byliśmy gotowi. Dzięki, kurwa, Boże, że nie byłam już w szpilkach. – Trzymajcie się nisko – rozkazał cicho Em, zachęcając Rose, aby poszła pierwsza. – Ja pobiegnę za wami. Głębokie wdechy. – Gdy dobiegniecie do drzwi po drugiej stronie sali, od razu zacznijcie pracować nad zamkiem. Rose kiwnęła głową. To była kolejna rzecz, którą wyniosła z Chicago. To nie były tylko samochody. Uczyła się także rzeczy technicznych. – Okay, biegnijcie. Tak też zrobiłyśmy. Było ciemno, ale oznaczenia wyjść ewakuacyjnych pozwoliły nam widzieć chociaż trochę. Biegłyśmy więc pomiędzy samochodami i uśmiechnęłam się krzywo, gdy minęłyśmy Gran Cabrio. Moglibyśmy ukraść go teraz, ale mielibyśmy wtedy na karku armię policji. W dodatku mieliśmy tylko trzydzieści sekund, zanim ponownie włączą się czujniki ruchu. – Chryste – sapnęłam ciężko, gdy w końcu dotarłyśmy do drzwi po drugiej stronie. – Potrzymaj mi to – wyszeptała bez tchu Rose, wręczając mi latarkę. Tak zrobiłam, a ona uklękła przy drzwiach, zanim zaczęła swoje gówno. Yeah, to nie była moja działka. 506 | T h i s L i f e
Przypominając sobie, że nie zakończyłam połączenia z Whistler’em, podniosłam telefon do ucha. – Ile nam zostało? – zapytałam cicho. Wtedy dołączył do nas Emmett, od razu klękając, aby pomóc Rose. – Czternaście sekund – odpowiedział Whistler i mogłam sobie wyobrazić, jak zaciskał pięści we włosach. – Dwanaście… jedenaście… Kurwa… czy to się uda? Przełknęłam. Um, skąd, do cholery, mam wiedzieć, czy to się uda? – No dalej – warknął Emmett, gdy szybko pracował jakimś narzędziem. Jak dla mnie wyglądał jak jakiś drążek. – No dalej, dalej. – Bello – warknął Edward. – Macie pięć sekund! Kurwa! – Już! – sapnęła Rose. Och, dzięki Bogu… – Wychodzić, wychodzić – syknął Emmett, popychając nas przez drzwi. Zaskomlałam z ulgi, gdy drzwi zamknęły się za nami. – Przeszliśmy, Edwardzie – sapnęłam. – Jezu, wystraszyłaś mnie, że ja pierdolę – jęknął. Nie było jednak czasu na świętowanie, ponieważ musieliśmy znaleźć nowe miejsce, w którym moglibyśmy się schować, zanim przyjdą ludzie, a to się stanie lada chwila. Problem tkwił w tym, że szliśmy na ślepo. Eric nie miał obrazu tego obszaru na swoim laptopie. Jedyną rzeczą, jaką wiedzieliśmy, to, że byliśmy w jakimś miejscu, służącym za garaż. Yeah, wiem. Nadal jestem kurewsko prosta, jeśli chodzi o terminologię. W każdym razie, to tutaj Maserati zostaną załadowane do olbrzymich ciężarówek. – Tutaj – powiedział Emmett, wskazując na drzwi. – To prawdopodobnie magazyn. Schowamy się w nim. – Poszliśmy cicho w jego stronę, wiedząc, że to miejsce niedługo wypełni się ludźmi. – Bello, podaj mi swoją torbę. Tak też zrobiłam, po czym wprowadziłam Edwarda w to, jak wyglądał garaż. Powiedziałam mu, że coś w stylu garażu dla straży pożarnej. Niedługo znaleźliśmy się w środku maleńkiego magazynu – Um, nie. Schowka. Naprawdę cholernie małego. Nie zasługiwał, aby nazywać go magazynem. Nie minęło długo czasu, aż usłyszeliśmy wjeżdżające ciężarówki. – Pośpiesz się – wyszeptała Rose do Emmett’a. Koleś wwiercał się. Dosłownie, wywiercił małą dziurę w drzwiach. W końcu musieliśmy wiedzieć, do której z ciężarówek zapakują Gran Cabrio. 507 | T h i s L i f e
To był powód, dla którego tu byliśmy. I będziemy śledzić tę ciężarówkę. Rose zaparkowała moje Gallardo zaraz przed budynkiem. To nie był do tego najlepszy samochód, ponieważ były w nim tylko dwa siedzenia, więc yeah, Rose i ja przez chwilę będziemy ściśnięte na jednym miejscu. – Daj znać Edwardowi, że trzy ciężarówki już wyjechały – wyszeptał Em, nadal wiercąc. Dobrze, że wiertło było malutkie, więc praktycznie nie wydawało z siebie żadnych dźwięków. – Skąd wiesz – wyszeptałam, ponownie przykładając mojego Vertu do ucha. – Ponieważ słucham – zachichotał. Sprytny dupek. – Trzy ciężarówki odjechały – powiedziałam Edwardowi, po czym ponownie odwróciłam się do Emmett’a. – Co, jeśli Gran jest w jednej z nich? – Proszę – odpowiedział, pochylając się przy dziurze. – Nie jest. – Teraz zerkał przez dziurę. – Ten samochód stoi za daleko. To trochę potrwa, a te ciężarówki zabrały dopiero dwa samochody. Cóż, w porządku. – Teraz ładują Kabang’a – poinformował nas cicho. Powtórzyłam tę informację Whistler’owi. Yeah, zaczynałam się nudzić przez to całe czekanie.
Whistler' s POV To… Kurwa, coś mi umyka. Zmarszczyłem brwi, przeglądając notatki… – Ładują teraz ten drugi samochód koncepcyjny – wyszeptała Bella i zamruczałem w odpowiedzi. – Co jest? – zapytał Eric. Nie wiem. Jeszcze nie. – Czuję, jakbym coś przeoczył – westchnąłem cicho, pocierając szczękę. – Coś… Cholera. Chodzi za mną coś, co powiedział mi Kellan – powiedziałem Eric’owi. – Spójrz tutaj. – Przesunąłem mojej notatki po kuchennym stole. – Ściągnąłem nagrania z pokazu – wyjaśniłem. – I ta tutaj – wskazałem na rozmowę moją i Kellan’a, – nie daje mi spokoju.
508 | T h i s L i f e
Wspomniał, że było tam FBI i agenci Interpolu, yeah? – Eric kiwnął głową. – Racja. Cóż, nie powinniśmy byli wiedzieć, że będzie tam FBI? – Ustawiłem telefon tak, aby móc używać obu rąk, ale nadal pozostać na linii. – Nawet, jeśli Siobhan nie dowodzi już naszą sprawą, powinna o tym wiedzieć, prawda? – Teraz ładują Gran, kochanie. Posłałem Eric’owi znaczące spojrzenie, gdy wróciłem do rozmowy z Bellą. – To świetnie. Wszystko gotowe? – Tak, mamy tablicę rejestracyjną i właśnie aktywowałam tropiciela. Uśmiechnąłem się, niezdolny, aby się powstrzymać. Ale to było cholernie podniecające, słyszeć Bellę, rozmawiającą o robocie. – Dobrze, a zdecydowaliście już, kto później będzie prowadził Gran’a? Proszę, niech to nie będzie Bella, proszę, niech to nie będzie Bella. Nadal jestem rywalizującym skurwysynem i myśl o Belli, prowadzącej tą piękność… Yeah, to kłuło, muszę przyznać. Ale z drugiej strony, mój brat, prowadzący go… Kurwa, stałem między młotem, a kowadłem. – Ja – oznajmiła i mogłem, kurwa, usłyszeć samozadowolenie w jej seksownym głosie. – Emmett i ja rzuciliśmy monetą. Oczywiście. Kurwa, oczywiście. – A Rose oznajmiła, że ona poprowadzi mój samochód. Cóż, oczywiście, że to zrobiła. Ponieważ nie mamy szans z naszymi żonami. – Domyślam się, że Emmett jest teraz zgorzkniały, eh? – zapytałem oschle, przebierając palcami przez włosy. Kurwa, potrzebowałem prysznica. Najlepiej takiego z moją żoną. – Oczywiście, ze tak – zachichotała cicho, sprawiając, że się uśmiechnąłem. – W każdym razie, musimy iść. Zadzwonię ponownie, gdy dojedziemy do naszego celu. I teraz zrobiłem się zdenerwowany. To był moment, którego się bałem. Ponieważ Bella będzie używać broni. – Uważaj na siebie, księżniczko. – Ucisnąłem grzbiet nosa. Kurwa, ostatnią rzeczą, jakiej chciałem, to utknąć w tym starym apartamencie. – Mówię poważnie – dodałem. Wiem, że mówiłem jej, aby na siebie uważała jakiś milion razy, ale… kurwa. – Obiecuję – wymruczała. – Kocham cię. Przełknąłem. – Ja też cię kocham. 509 | T h i s L i f e
I wtedy zakończyła połączenie. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. – Wszystko będzie z nią w porządku, Cullen – powiedział mi Eric. Yeah… – Odwróć moją uwagę – powiedziałem, wracając do notatek. – Co o tym sądzisz? Kiwnął głową, a przez jego twarz przeszła niechęć. – Masz rację. Powinniśmy byli wiedzieć, że będzie tam FBI. Nie ma na to wymówki. Już ostatecznie… powinna była wiedzieć o załodze, wysyłanej do Europy. Dokładnie. Więc… Yeah. Wymieniliśmy spojrzenia, obaj myśląc o tym samym. Nie możemy ufać McKennas. Co oznacza… Że zamierzam władować pierdoloną kulkę w łeb Adama.
510 | T h i s L i f e
Whistler' s POV Usłyszałem przez telefon, jak tata westchnął i wiedziałem, że jest rozdarty pomiędzy wściekłością, a rezygnacją. Tak samo, jak ja. Ale było całkiem jasne, że znaleźliśmy zgniłe ziarno w naszej organizacji. – Nic się nie dzieje na ich korzyść, prawda? – powiedziałem, przebierając palcami przez włosy. – Emmett i dziewczyny zbliżają się do swojego celu – poinformował cicho Eric, zakrywając dłonią swój telefon. Kiwnąłem do niego głową, gdy tata odpowiedział: – Nic na to nie wskazuje, synu. Zaraz wezmę Siobhan na przesłuchanie. To był biznes. – Zajmę się Adamem, gdy dojedziemy do Londynu. – Nie musisz tego robić, Edwardzie. Jestem pewien, że Liam z przyjemnością… Tak, muszę, więc przerwałem Ojcu. – To była moja drużyna, którą myślał, że może wyruchać – odpowiedziałem, nie ukrywając rosnącej we mnie furii. – Chcę być ostatnią rzeczą, jaką zobaczy w swoim życiu. Koniec dyskusji.
Bella POV
511 | T h i s L i f e
– Czy panie są gotowe? – zapytał Emmett, zmieniając pas ruchu. Kiwnęłyśmy głowami. Przed nami jechała ciężarówka. To, czego chcieliśmy, to znaleźć się w jej wnętrzu. – I wiecie, co robić? – naciskał. – Tak – odpowiedziałyśmy zgodnie. Pistolety gotowe. Bluzy z kapturem, które zakryją nasze twarze. Emmett i ja mieliśmy także czarne bandany, zakrywające wszystko, poza oczami. – Okay, zamierzam go odciąć przy następnym wyjeździe – powiedział, wciskając gaz. Siedziałam na kolanach Rose, patrząc, jak pisze smsy z raportem do Eric’a. Najwyraźniej Whistler rozmawiał przez telefon z Carlisle’m. O McKennach. Yeah. Ale gówno. Adam myślał, że może wyruchać drużynę mojego męża. Pierdolony skurwiel teraz za to zginie. – Jesteśmy – poinformował cicho Emmett kilka chwil później. Rose i ja obserwowałyśmy, jak kilka ciężarówek kierowało się do wyjazdu z autostrady. I obserwowałyśmy, jak Emmett zaczął jechać obok ciężarówki, którą śledziliśmy. Prawym pasem podjechaliśmy blisko ciężarówki, upewniając się, że nie będzie mogła wyjechać z autostrady. To było zabawne, obserwować, jak ciężarówka gwałtownie skręca, aby pozostać na swoim pasie. Emmett był cholernym zawodowcem, jeśli chodzi o manewrowanie autem. I niedługo na autostradzie pozostaliśmy tylko my i ta ciężarówka. Czas działać. Wiedzieliśmy, że mamy siedem minut, aby to zrobić – przypuszczamy, że kierowca poinformuje władze, zanim całkiem wejdziemy do pojazdu. A siedem minut zajmie policji przyjazd z najbliższej komendy. Emmett zwolnił, gdy ponownie zmieniał pas. To ustawiło nas przed ciężarówką. Ten kierowca był teraz najprawdopodobniej na granicy ataku serca.
512 | T h i s L i f e
Gdy Emmett zwalniał coraz bardziej, poczułam spokój, jaki mnie wypełnił. To było jak… Jakby przepłynęły przeze mnie fale spokoju. Zamiast być roztrzęsioną i zdenerwowaną, czułam się skoncentrowana i przygotowana. Byłam pewna siebie i gdy samochód się zatrzymał, byłam gotowa. Kurewsko gotowa. – Chodźmy – powiedział Emmett, natychmiast otwierając swoje drzwi. Rose otworzyła drzwi po naszej stronie i wysiadłam, po czym dołączyłam do szwagra. Kierowca ciężarówki już wiedział, co się dzieje. Zobaczyliśmy go, gdy unieśliśmy nasze spluwy. I miałam nadzieję, że nie zobaczy, jak kompletnie bezużyteczna byłam ze swoją. – Idź za mną – poinstruował mnie cicho Em, gdy podeszliśmy do ciężarówki. Byliśmy dosłownie po środku niczego. W środku nocy. Jedyne światło pochodziło z lamp ciężarówki. Z nadal uniesionym pistoletem, wycelował w kierowcę, który siedział na swoim siedzeniu z szeroko otwartymi oczami. Obserwowałam, jak Emmett wskazał kierowcy bronią, aby otworzył drzwi. Zauważyłam też, że w tym czasie Rose zakradała się po drugiej stronie ciężarówki. Krzyki po włosku sprowadziło moje spojrzenie ponownie na Emmett’a i kierowcę i, kurwa, nie miałam pojęcia, że Emmett zna włoski. Czy oni wszyscy znają ten pierdolony język? Kurwa. Musiałam im dorównać, to na pewno. Ponieważ ja też chciałam być wykwalifikowana. – W końcu – warknął Emmett, gdy drzwi się otworzyły. Nastąpiło więcej krzyków i Emmett poinstruował kierowcę, aby położył się na ziemi. Twarzą w dół, ręce na głowie. Współczułam temu kierowcy. Naprawdę. Był w końcu niewinny. Ale przynajmniej nie skrzywdzimy go. Byliśmy tu tylko po samochód. Po wymianie kiwnięć głowy, Emmett zostawił mnie tam. Trzymałam broń wycelowaną w kierowcę. Słuchałam mamrotania, błagania, skomlenia. Nie musiałam znać włoskiego, aby wiedzieć, że kierowca jest przestraszony, jak cholera. Zapewniłabym go, że wszystko będzie dobrze, ale tak jak mówiłam, nie znałam jeszcze tego pierdolonego języka. Jedynie kilka fraz, jednak żadna z nich teraz by mi nie pomogła. Więc pozostałam cicho i miałam nadzieję, że Emmett i Rose szybko się uwiną.
513 | T h i s L i f e
– Zamierzam teraz dostać się do tego gówna7! – warknął Emmett, informując mnie, że zamierza użyć swojej broni. – Jestem pewna, że twoja żona może ci pomóc z okiełznaniem erekcji! – krzyknęłam, niezdolna, aby się powstrzymać. Rose zaśmiała się. Zadźwięczały dwa strzały. Emmett był naprawdę cholernie skupiony, jeśli nie załapał dobrego żartu. Nastąpiło kilka chwil ciszy i utrzymywałam spojrzenie na kierowcy oraz na drodze. Nie chcieliśmy, aby teraz minęły nas jakieś samochody, ale zdecydowanie była taka możliwość i… kurwa, to stało się także rzeczywistością, gdy Emmett obniżył rampę, aby stoczyć samochód z ciężarówki. – Ktoś nadjeżdża! – krzyknęłam. Po chwili dołączyła do mnie Rose i wiedziałam, co muszę zrobić, więc podeszłam do kierowcy i przycisnęłam broń do jego pleców. – Wstawaj – powiedziałam, ciągnąc go za koszulę. Kierowca posłuchał i cały się trzęsąc poszedł na drugą stronę ciężarówki, podczas gdy cały czas trzymałam pistolet przyciśnięty do jego pleców. W międzyczasie Rose obserwowała wszystko za nami, a wszystko po to, aby nie widać było jej twarzy. Była wsparciem i to dodawało mi otuchy. – Połóż się na ziemi – rozkazałam, dźgając go bronią trochę mocniej. Pojawiło się więcej włoskiego, ale nie rozumiałam tego gówna. Przynajmniej on rozumiał i niedługo ponownie leżał na ziemi, tym razem poza widokiem mijających nas samochodów. – Kochanie, gdzie położyłaś bak z paliwem? – krzyknął Emmett z wnętrza ciężarówki. – Już napełniłam nim samochód! – odpowiedziała Rose. Minęło nas kilka samochodów, ale na szczęście żaden z nich się nie zatrzymał. Kierowca i ja byliśmy szczęśliwie schowani w ciemności za ciężarówką. Wtedy… wszystko, co usłyszałam, to ten ryk… Oraz okrzyk zwycięstwa Emmett’a. Ale cholera, jedyne, na czym się skupiłam, to pomruk tego silnika. I wtedy to mnie uderzyło. Whistler. Kurwa. Mój biedny mąż. Przegapił to.
7
Gra słów – Get this shit up – dostać się do tego gówna, ale także mieć erekcję ☺
514 | T h i s L i f e
Westchnęłam, ponownie skupiając uwagę na kierowcy, który nadal mnie błagał. – Co za kochana, pierdolona dziecinka! – krzyknął Emmett, wycofując samochód. Przypuszczam, że okna były otwarte, ponieważ słyszałam muzykę. Tylko Emmett. Pokręciłam głową i parsknęłam.
Whistler' s POV – Wszystko idzie dobrze – powiedział mi Eric, kontaktując się z Rose przez smsy. – Bella się przygotowuje. Kiwnąłem powoli głową, patrząc nadal na laptopa. Jak do tej pory Adam nie zatrzymał się podczas swojej drogi do Londynu. Nie, żebym tego oczekiwał – prowadził dopiero kilka godzin, ale… nie wiem. Po prostu teraz mam na niego oko. – Co do kurwy? – wymamrotał Eric. Wtedy wykręcił numer. – Rose? Spojrzałem do góry. – Chwila, powtórz – powiedział, zanim włączył ją na głośnomówiący. – Jesteś na głośniku. – Bella wystartowała – zaśmiała się Rose, a ja byłem zmieszany. – Yeah, taki był plan – powiedziałem, marszcząc brwi. – Och, hej, Edwardzie – zachichotała. – Nie, mam na myśli to, że… odjechała bez Emmett’a. Że co, kurwa? – Czy ty mi właśnie mówisz, że moja żona prowadzi obecnie samochód koncepcyjny sama? W stronę willi Ara? – Przepłynęły przeze mnie wściekłość i strach i miałem nadzieję, że Rose żartuje sobie ze mnie. – Lepiej, abyś nie była poważna, Rosalie! Ponownie się, kurwa, zaśmiała, a w tle słyszałem zrzędzenie mojego brata. – Och, wątpię, że kieruje się do Cerveteri. Jestem całkiem pewna, że jedzie po ciebie. Nie byłem w nastroju na cholerne zagadki. – Mów po angielsku albo daj mi do telefonu mojego brata! – warknąłem. Wtedy do telefonu podszedł Emmett. – Rose i ja jesteśmy w Gallardo, w drodze do was, chłopaki – wymamrotał, jak dziecko, któremu zabrano słodycze. – Twoja żona jest na mojej czarnej liście. – Emmett – ostrzegłem.
515 | T h i s L i f e
– W porządku! Chcesz wiedzieć, co się dzieje? Powiem ci! Nasza trójka odwaliła tę pierdoloną robotę i wszystko poszło całkiem gładko! Wtedy Bella wsiadła do samochodu, ale zanim mogłem do niej dołączyć, ruszyła z hukiem! Zostawiła nawet ślady po poślizgu opon na środku pierdolonej drogi! Zacisnąłem szczękę. I moje pięści. Odetchnąłem głęboko przez nos. – Dlaczego to zrobiła? – zazgrzytałem cicho, bezgłośnie wskazując Eric’owi, aby zadzwonił do mojej dziewczyny. Co ona, do cholery, kombinuje? Nie ma, kurwa, mowy, że pozwolę jej pojechać do Ara całkiem samej! Czy ona całkowicie oszalała? – Nie łapiesz, kurwa, tego, Edwardzie? – jęknął Emmett. – Wyrzuciła mnie jak wczorajsze śmieci! Zamiast tego jedzie po ciebie! Ty, pierdolony gamoniu, pojedziesz z nią do Cerveteri! Umm… – Bello, Bello, Bello. – Usłyszałem chichot Eric’a. – Mam Cullena na linii, który chce z tobą porozmawiać, kochana. Pstryknąłem palcami, sięgając po telefon. W zamian dałem mu swój. Może poradzić sobie z Emmett’em. Ja byłem dużo bardziej zainteresowany usłyszeniem tego, co planuje Bella. – Isabello? – powiedziałem, obserwując, jak Eric pochyla się nad swoim laptopem. Widziałem, że włączył obraz na willę Ara. Pluskwy, które umieściliśmy, zostały wykryte i odłączone, najprawdopodobniej dzięki niewyparzonej gębie Adama, ale nadal mieliśmy kamery, które zamontował na zewnątrz James. – Teraz musisz się poważnie wytłumaczyć – powiedziałem swojej żonie. – Mmm… Hej, kochanie. – Kurewsko zamruczała. – Możesz chcieć się przygotować. Kurwa. Oblizałem usta, zanim zapaliłem papierosa. – Och, yeah? A to dlaczego? Zachichotała miękko i usłyszałem, jak wcisnęła mocniej gaz. – Ponieważ ty i ja powinniśmy być tymi, którzy zakończą tę robotę. Gdy o tym pomyślałem, nie mogłem kochać tej dziewczyny bardziej. Zaciągnąłem się. 516 | T h i s L i f e
– Więc przyjedziesz po mnie, księżniczko? O to chodzi? – Oczywiście, że mam nadzieję, że będę dochodzić8 – odpowiedziała uwodzicielsko, sprawiając, że mój penis się obudził. Pieprzcie mnie. – Och, dojdziesz, dziecinko. Zapewniam cię. A teraz sprowadź tu swój słodki tyłek, abyśmy mogli ruszyć w drogę.
***
– Możesz tego potrzebować, odkąd Bella zabrała miejsce Emmett’a – powiedział Eric, wręczając mi kluczyki do samochodu. Ach. Zapasowe kluczyki do naszego powrotnego samochodu w Cerveteri. – Na zdrowie, chłopie – zachichotałem, gdy włożyłem je do kieszeni. Zapakowałem także mojego laptopa. Śpieszyłem się, ponieważ moja smakowita żona czekała na mnie. – Zobaczymy się w Londynie, yeah? – Yep. – Uśmiechnął się. – I będę mieć oko na Adama. – Dobrze. – Kiwnąłem pewnie głową. – Zadzwonię do ciebie, gdy będziemy w Cerveteri. Kilka chwil później, stałem przed nowoczesnym budynkiem i usłyszałem ją, zanim mogłem ją zobaczyć. Lub bardziej poprawnie, usłyszałem silnik tego słodkiego, pierdolonego samochodu. Kiedy znalazła się w zasięgu mojego wzroku, praktycznie spuściłem się w swoje dżinsy. Myśl o mojej żonie, prowadzącej tą piękność była wystarczająca, aby mi stanął, ale naprawdę to widzieć… – Jezu – wymamrotałem, podchodząc do samochodu. Wtedy z niego wysiadła… uśmiechając się diabelsko. – Przypuszczam, że chcesz ją poprowadzić. Cholera, ona po prostu… – Kocham cię. – Po prostu musiałem to powiedzieć. – A teraz, wsiadaj. Gdy oboje znaleźliśmy się w środku samochodu, przyciągnąłem ją do siebie. Nasze usta praktycznie zmiażdżyły się nawzajem i nagle stało się dla mnie bardzo łatwe ignorować ból w mojej nodze. Ponieważ to… Kurwa, to była najgorętsza rzecz w moim życiu. Seksowna żona, seksowny samochód i bardzo nabrzmiały penis.
8
Gra słów – to come – przyjeżdżać, ale także dochodzić ;)
517 | T h i s L i f e
– Musimy jechać, Whistler – sapnęła, ciągając mnie mocno za włosy, gdy penetrowaliśmy swoje usta. – Ungh… Em i Rose będą… tu niedługo… Kurwa. – Daj mi pierdoloną minutę – syknąłem, gdy przygryzła moją wargę. Napalona, mała dziewczynka. W odpowiedzi sięgnąłem, aby uszczypnąć ją w już sterczące sutki. – Kurwa… – Polizałem językiem jej usta, jęcząc, gdy jej prawa dłoń odnalazła mojego penisa. – Cholera, chcesz, abym pieprzył cię w tym samochodzie, prawda? Jęknęła. – Właściwie… na masce. Okay, to było to. Gwałtownie odsunąłem się od niej, zanim kurewsko zaatakowałbym tę kobietę. To znaczy bardziej, niż wcześniej. Musieliśmy stworzyć między nami dystans, zanim coś zrobię. Odpaliłem silnik, zanim położyłem rękę na tyle jej siedzenia i wycofałem samochód. Czas się stąd zmywać. Mój oddech był ciężki, a sposób, w jaki wyglądała Bella, nie pomagał. Była cała napędzana adrenaliną. Rozszerzone źrenice, policzki lekko zarumienione… I, kurwa… oceniając po tym, jak pocierała udo o udo, mogę powiedzieć, że jest bardziej, niż trochę napalona. Niedługo wjechaliśmy na drogę. Mogłem poczuć jej spojrzenie na mnie. Ścisnąłem mocniej kierownicę. Złapałem ją lżej dopiero, jak wjechaliśmy na autostradę. Ten samochód był… pierdolonym wyzwaniem do prowadzenia. Ale nic nie przebije dziewczyny, siedzącej obok mnie. Kurewski grzech. – Wyglądasz na odrobinę głodną, kochanie – wymamrotałem, utrzymując wzrok cały czas na drodze. – Nawet nie masz pojęcia. Pieprzcie mnie. Poważnie. Pieprzcie mnie. Mój penis pulsował w dżinsach. Kiedy go poprawiłem, Bella zaskomlała. Wystarczy tego. Potrzebowaliśmy większego dystansu, ale… – Pieprzyć to – wymamrotałem, pocierając twarz dłonią. – Possij mnie, księżniczko. 518 | T h i s L i f e
Jej dłonie znalazły się na mnie w ciągu sekundy i rozpięła moje dżinsy w mgnieniu oka. Uniosłem biodra, niezdolny, aby powstrzymać jęk, który wyszedł z moich ust, gdy mój penis zadrgał przy moim brzuchu. Gdy moje dżinsy i majtki zostały opuszczone w dół, Bella natychmiast objęła mnie ustami. Były… gorące, wilgotne… obejmujące mnie. – Kuuurwa – warknąłem, gdy uderzyłem w tył jej gardła. Wplotłem palce w jej włosy i kierowałem jej ruchami. Uwielbiała seks oralny, nie dało się zaprzeczyć i raczej atakowała szybkością. Tak jakby kurewsko nie mogła się doczekać, aż dojdę w jej ustach. Co było… kurewsko niebiańskim uczuciem, muszę przyznać. Ale jeśli nie zwolni, dojdę zbyt szybko, a chciałem się tym delektować. Więc kontrolowałem ją. – Cholera, dziecinko – jęknąłem głośno. Zamruczała wokół mnie. Walczyłem, aby utrzymać wzrok na drodze. Nie pytajcie mnie, kiedy ostatnio zaznałem odpowiedniej ilości snu. A to, co teraz robiła, tylko sprawiało, że chciałem zamknąć oczy z przyjemności. Sposób, w jaki kręciła językiem wokół główki mojego penisa, sposób, w jaki mnie ssała, sposób, w jaki obejmowała moje jajka, sposób, w jaki mnie lizała… – Blisko – oznajmiłem, instynktownie wypychając biodra do przodu. Wślizgnąłem się głębiej w jej gardło, a ona… Och, cholera, ona kurewsko zajęczała… Te wibracje, ssanie, wilgoć… Yeah, doszedłem. Strzeliłem kilkoma strumieniami w dół jej gardła. I zasługiwałem na pierdolony medal za to, że dałem radę utrzymać wzrok na drodze. – Cholera – sapnąłem, unosząc brew. Wyjęła mnie ze swoich ust z mlaśnięciem a moje oczy praktycznie wyszły z orbit, gdy zamruczała i powoli oblizała usta. Ona nigdy nie przestaje. Sama w sobie jest seksem. Poważnie, cokolwiek robi, to jest seksowne. Nawet, jeśli się nie stara. Więc… gdy stara się być seksowną, to jest… cholernie zabójcze. Szybko zdecydowałem, że zasługujemy na przerwę od jazdy. Wyjechałem z autostrady najbliższym wyjazdem. Usłyszałem, jak skomlała cicho na swoim siedzeniu. Wiedziałem, czego teraz potrzebowała i nie mogłem się, kurwa, doczekać, aby jej to dać. Mojego grubego penisa. Nie pytajcie mnie, do jakiego miasteczka wjechaliśmy, ponieważ ani tego nie wiem, ani o to nie dbam. Jedyne, o co dbałem to to, że był środek nocy, dzięki czemu miasto było 519 | T h i s L i f e
ciemne i opuszczone. Tylko to miało znaczenie. Znalazłem wystarczająco dużą alejkę, aby zmieścić w niej samochód. Jak tylko zgasiłem silnik, powiedziałem jej: – Wysiadaj, kochanie. Wtedy ja też wysiadłem. Poprawiłem bokserki, ale moje dżinsy nadal były rozpięte. Zapinanie ich byłoby bezużyteczne, skoro i tak niedługo nabiję ją na swojego penisa. Położyłem rękę na masce, aby zobaczyć, czy nie jest zbyt gorąca, aby na niej usiadła. Ale była w porządku, więc gdy tylko moja napalona żona podeszła do mnie, posadziłem ją na lśniącym metalu. Czas na kolację. Nie padły między nami żadne słowa. Zachowywałem się, jak zaborczy barbarzyńca, gdy zdejmowałem jej dżinsy. Jej majtki podążyły za spodniami i włożyłem je do tylnej kieszeni. Złapałem ją za łydki i przyciągnąłem bliżej mnie, bliżej moich czekających ust. Zarzuciłem sobie jej nogi na ramiona. Zacząłem ją pożerać. Całkiem dosłownie. Moje usta na jej gładkiej cipce… jej bardzo mokrej, gładkiej cipce. To było niebo, do cholery. Mój język ślizgał się po jej płci, nie zatrzymując się, aż mogłem objąć ustami jej łechtaczkę. Jęknęła głośno, wyginając się w łuk, a gdy zaczęła wić się pode mną, umieściłem dłoń na jej brzuchu. – Nie ruszaj się, dziecinko – wymamrotałem, bardzo zajęty tym, co robiłem. – Och, kurwa, Whistler! – jęknęła, gdy wszedłem w nią językiem. Cholera, była dla mnie taka mokra. To dobrze, ponieważ byłem jej głodny. Obudził się także mój penis, zawsze pragnący więcej. Zachłanny mały skurwiel. Okay, nie mały. – Edwardzie… ungh… Dokładnie tak, księżniczko. Daj mi to. Kurwa, byłam wszędzie. Jęcząc i mrucząc, delektowałem się jej smakiem, gdy bawiłem się z nią. Mój język ją pieprzył, moje palce pocierały jej łechtaczkę… Dodając nacisku i prędkości, sprawiałem, że była coraz bliżej. Zacisnęła pięści w moich włosach, na co jęknąłem. Włożyłem w nią trzy palce, nadal wirując językiem po jej łechtaczce, po czym podwinąłem palce w jej środku i… – Kurwa, kochanie! – krzyknęła. Drżąc, trzęsąc się i rzucając… 520 | T h i s L i f e
Jak wygłodniały skurwiel, lizałem jej śliczną cipkę, aż minął jej orgazm. Delikatnie opuściłem jej nogi. Oboje dyszeliśmy, gdy się wyprostowałem, ale nie zwlekałem. Mój penis bolał z pragnienia, aby znaleźć się w niej, więc opuściłem bokserki w dół i rozszerzyłem nieznacznie nogi, aby zrównać się z nią. – Gotowa na mnie, Isabello? – zapytałem gburowato, wcale nie czekając na odpowiedź. Jej nogi wróciły na moje ramiona i dziękowałem Bogu za moją giętką żonę, ponieważ pochyliłem się na nią, praktycznie zginając ją na pół. O ja pierdolę. Byłem tam. Mój penis lekko zadrżał, gdy spotkał się z jej gorącą i wilgotną cipką. Bella także to poczuła i odpowiedziała poprzez przyciągnięcie mojej twarzy do szorstkiego pocałunku. Oboje jęknęliśmy na to uderzenie i złapałem za mojego penisa, chcąc otoczyć go jej sokami. Jęknęła i zaskomlała, gdy przejechałem nim po długości jej płci. Gorąca, wilgotna, zapraszająca… – Teraz, Edwardzie – jęknęła w moje usta. – Pieprz mnie. – Błagaj mnie, księżniczko – wyszeptałem bez tchu. – Chcę usłyszeć, jak błagasz o mojego kutasa. Ponownie przygryzła moją pierdoloną wargę. Mocno. Jęknąłem. Zanim wbiłem się w jej czekającą cipkę. – Cholera, Bello! – warknąłem. Ja pierdolę. Sapałem przy jej ramieniu, gdy zatrzymałem się w jej środku. Pulsowała wokół mnie i… ten mały skurwiel urósł jeszcze bardziej. – Przegryzłaś mi wargę, ty mała… – Zamknij się i pieprz swoją żonę – zaskomlała. – A tak w ogóle pozwól mi pocałować się lepiej. Jęknąłem głośno, pokrywając ponownie jej usta swoimi. Zgodnie z tym, co powiedziała, całowała mnie z pasją i zaczęła przy tym jęczeć, gdy zacząłem ją pieprzyć. Lizała i przygryzała; mogłem, kurwa, poczuć smak miedzi. Dziwne było jednak to, że to sprawiło, iż byłem tylko bardziej twardy. Była nie do opisania, jeśli chodziło o seks. Muszę przestać być taki zaskoczony. W końcu mówimy tu o Belli pierdolonej Cullen. W kółko udowadniała, że jest hardcorem. – Kurwa – sapnąłem, gdy wbiłem w nią mojego penisa. Panie, jestem od niej kurewsko uzależniony. 521 | T h i s L i f e
– To takie przyjemne, Whistler – zaskomlała. – Taaaak… Oplatając jej nogi wokół mojej talii, byłem w stanie wchodzić w nią głębiej. Z jedną ręką na masce, a drugą trzymając ją za biodro, przyśpieszyłem. Mój kutas wchodził w nią i wychodził. Zaciskała się na mnie, sprawiając, że jęknąłem żenująco głośno, ale nie dbałem, kurwa, o to. Nawet wtedy, gdy kilku ludzi przeszło alejką. Byliśmy otoczeni ciemnością i nie było opcji, aby ktoś mógł nas zobaczyć, ale odgłosy, jakie wydawaliśmy sprawiały, że nie zajmie dużo czasu, zanim ludzie domyślą się, co tu się dzieje. Skurwiele nawet się zatrzymali. – Wygląda na to, że mamy publiczność, żonko – warknąłem, wychodząc z niej, zanim ponownie się w nią wbiłem. – Nie przestawaj, nie przestawaj, nie przestawaj – skandowała bez tchu i wiedziałem, że ponownie jest blisko. Mogłem to, kurwa, poczuć. Jej cipka zacisnęła się wokół mnie i jęknąłem, gdy moje ciało przeszły dreszcze i pierdolone mrowienie. – Och, Boże… blisko… tak dobrze… Kocham cię… twój penis… – Nieskładne mamrotanie. Nie była jednak sama. Robiłem to samo, ponieważ… nic nie mogłem na to poradzić. Bliżej… Tak cholernie niebiańsko. Nawet bliżej. Pieprzyłem ją mocniej. Zaczęła drżeć. Krople potu na moim czole, ciężkość w klatce piersiowej, moja noga kurewsko bolała z przepracowania. Wiem, że to wkurwi mnie później, ale obecnie o to nie dbałem. Zbyt dobrze… Ciasno… Zaciskając się… – Dojdź, księżniczko – jęknąłem bez tchu. – Nie mogę już, kurwa, wytrzymać. – Zacisnąłem oczy, dziękując Bogu, kiedy usłyszałem jej syk. Przestaliśmy oddychać, gdy zaatakowały nas nasze orgazmy. To było wręcz niemożliwe. Tak dużo wewnętrznego uwolnienia… Dla niej było to mnóstwo adrenaliny. Wydarzenia dzisiejszego wieczora, uczucie, gdy było już po wszystkim, uczucie, gdy znowu byliśmy razem. To samo tyczyło się mnie. Moje szczytowanie przeszło przeze mnie wraz z ulgą, że miałem ją bezpieczną znowu przy sobie. To było zawsze moim nieustannym, pierdolonym zmartwieniem, ale moja dziewczynka dobrze się spisała. – Och, Boże – zaskomlała. Wiedziałem, że to nadchodziło. Już się na to przygotowałem. Gdy starałem się uspokoić oddech po tym intensywnym orgazmie, puściłem jej nogi i ponownie się nad nią pochyliłem. Pomimo ciężkiego oddechu, pocałowałem ją miękko i zacząłem szeptać do jej ucha różne gówna. Ciche łzy popłynęły po jej policzkach i wiedziałem, że to mogło być zbyt wiele, gdy opuszczają cię emocje po takiej nocy, jaką my mieliśmy. Problem w tym, że nasza noc się jeszcze nie skończyła. Nadal mamy do załatwienia sprawę w Cerveteri. 522 | T h i s L i f e
– Kocham cię, dziecinko – wyszeptałem w jej usta. – Kurewsko dobrze sobie dzisiaj poradziłaś, wiesz o tym? Pociągnęła nosem i kiwnęła lekko głową. – Boże, nienawidzę tego – sapnęła, gwałtownie ścierając z twarzy łzy. – Nie rozumiem, dlaczego płaczę, jak jakaś mała suka. Zachichotałem miękko, nadal składając drobne pocałunki na jej pięknej twarzy. – To nadal jest dla ciebie nowe – wymruczałem cicho. – To jedynie sposób twojego ciała na uwolnienie całego tego napięcia od bycia przepracowaną. Ponownie kiwnęła głową, uśmiechając się ze zmęczeniem. Już to wiedziała, ale będę to powtarzać tak długo, jak będzie tego potrzebować. Nie chciałem, aby czuła się tak, jakby musiała być zawsze odważna. Nie musiała zmierzyć się z brutalami ze szkoły. To było… Yeah, trochę bardziej niebezpieczne. – Kocham cię – wyszeptała cienko. Pocałowałem ją ponownie. – Ja też cię kocham, Bello. Jesteś całym moim życiem. Tak bardzo, jak chciałem tu zostać i jej to ułatwić, mieliśmy pracę do skończenia. Więc… z grymasem pomogłem jej wstać i założyłem bokserki i dżinsy. Wtedy pomogłem jej z jej dżinsami. – Moje majtki – powiedziała, wyciągając rękę. Uśmiechnąłem się krzywo. – Nie ma mowy, kochanie. Teraz są własnością bardzo szczęśliwego męża. Dodałem do tego mrugnięcie okiem, ponieważ kurewsko to kochała. Mój krzywy uśmieszek także. To była moja jedyna broń, jeśli chodziło o Isabellę. – Pierdolony irlandzki chłopak – wymamrotała, zakładając dżinsy… bez majtek. – Wisisz mi nowe majtki, przysięgam… – Podążyło za tym więcej mamrotania, ale utrzymałem na twarzy szczęśliwy uśmiech i niedługo ponownie znaleźliśmy się w samochodzie, pędząc do Cerveteri. – Odpocznij trochę – zasugerowałem, klepiąc się po ramieniu, gdy wjechaliśmy na autostradę. – Mamy dobrą godzinę, zanim dotrzemy do jego willi. Posłuchała i oparła głowę na moim ramieniu. Nie zajęło dużo czasu, zanim zasnęła. Przysięgam, kiedy przyjedziemy do Londynu, będę spał przez tydzień. Nie, zamierzam spędzić cały tydzień w łóżku, ale będę robił więcej, niż spał. 523 | T h i s L i f e
Jedzenie, spanie, pieprzenie się. Olbrzymie łóżko. Poduszki i prześcieradła… Nagie ciało Belli… Hamburgery i frytki… Pierdolone ryby i chipsy… Więcej jej nagiego ciała… Miłe piwko lub cztery; Murphy oczywiście… Kilka paczek papierosów… Słodycze. Kurwa, yeah, słodycze. Pizza. Ugniatanie cycków mojej żony. Cholera, zabierzcie mnie do Londynu. Jak dla mnie brzmi to jak pierdolona Gwiazdka.
***
Minąłem SUV–a, widząc go tylko dlatego, że wiedziałem, że tam stał. Był dobrze ukryty. Co oznaczało, że tylko kilka minut dzieliło nas od willi Ara. – Bello – wymamrotałem, odwracając się, aby pocałować ją w czoło. Zawsze jest dziwnie zastygła, gdy śpi. Ja, z kolei, ciągle ruszam się w czasie snu. Podczas gdy ona kładzie się spać i wstaje w tej samej pozycji, ja zasypiam z nią w moich ramionach, a budzę się ze stopami na poduszce i takie tam. Czasami budzę się z głową wtuloną pomiędzy jej cyckami. Uśmiechnąłem się na tę myśl. To są szczególnie dobre poranki. W każdym razie… – Księżniczko, czas wstawać. Pokonałem ostatni zakręt, kierując się do willi. – Nie chcę… – wymamrotała. Ponownie się uśmiechnąłem, wiedząc, co muszę zrobić… lub powiedzieć. – Jesteśmy w Cerveteri. Yeah, podziałało. – Mam nadzieje, że będzie płakał – ziewnęła i wyprostowała się na siedzeniu. – Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, aby zdobyć ten samochód… Z moich ust wyszło westchnienie, ponieważ… Yeah, wkurwiało mnie, że zamierzamy wysadzić tę dziecinkę w powietrze. Powiem szczerze, ten samochód nie był do końca w moim stylu. Był mały w środku, ale nadal ekskluzywny i kurewsko seksowny. Bella, jednak. Ona mogłaby nim jeździć. To sprawiłoby, że byłbym wiecznie podniecony, ale było to poświęcenie, któremu chciałem się poddać. Poza tym był to samochód koncepcyjny i raczej bezużyteczny dla nas, Cullenów. Ponieważ byliśmy kierowcami, a nie kolekcjonerami.
524 | T h i s L i f e
– Chcesz, abym zadzwoniła do Eric’a? – zapytała, podnosząc torbę, którą zapakowałem dla nas wcześniej. Kiwnąłem głową i ścisnąłem ją za udo, po czym zwolniłem. Byliśmy prawie na miejscu. – Jest teraz w drodze do Anglii, prawda? Z dzieciakami? – Yep, a Emmett i Rose jadą za nim – odpowiedziałem. – Ale wydaje mi się, że Rose jedzie teraz w Gallardo z Alec’iem i Nessą. – Podrapałem się po brodzie. – Eric prawdopodobnie pracuje na swoim laptopie, podczas gdy Emmett prowadzi SUV–a. I miałem nadzieję, że dzieciaki trochę się prześpią. Są raczej bardziej wypoczęte, niż my, ale nadal… – Eric? Edward i ja jesteśmy już w Cerveteri… Yeah, chce z tobą porozmawiać. – Podała mi telefon. – Eric nie brzmi na szczęśliwego. Huh? Złapałem telefon pomiędzy brodę a ramię. – Mów, Bell – rozkazałem cicho. – Właśnie znalazłem niepodważalny dowód na Adama, szefie – warknął. Słyszałem w tle, jak pisał coś na swoim laptopie. – Przejrzałem nagrania z kamer z hotelu, z którego Adam odebrał Emmett’a, Bellę i Rose przed pokazem samochodowym. Tylko on wiedział o tej lokalizacji i to nie był hotel, w którym się zatrzymaliście. Odkryłem jednak, że Avellinowie weszli do budynku przed tym, jak twój brat i dziewczyny w ogóle się tam znaleźli. Wypuściłem powoli oddech. Bella mówi, że mam problemy z temperamentem i nie chciałem teraz wybuchnąć. Myślę, że się myli, ale była moją panią, jeśli chodzi o moje szaleństwo. – Co oznacza, że Adam powiedział o tym Avellinom – wywnioskowałem. – Cóż, to pasuje. Facet jest już martwy. A teraz daj mi sprawozdanie z willi Ara. Mam, kurwa, nadzieję, że jest w domu. Eric zachichotał złowieszczo. – Och, jest w domu. Obecnie są już zalani po grillu, jaki urządzili na tarasie. To wygląda na świętowanie i zgaduję, że zaczęli świętować za wcześnie. Parsknąłem. Oczywiście, że świętuje. Prawdopodobnie sądzi, że jego goryle są w drodze, aby odebrać konkretny samochód. A będąc aroganckim kutasem, którym był, myślał, że wszystko pójdzie jak po maśle. To się nie wydarzy, skurwielu.
525 | T h i s L i f e
– Cóż, w takim razie pozwól mi i Belli zapewnić im cholerny ogień – powiedziałem, nadal się krzywo uśmiechając. – Cholera, niedługo wzejdzie słońce. Może na śniadanie także będą chcieli pogrillować. Czas, aby dostarczyć naszą wiadomość. Po zakończeniu połączenia, zostawiłem Bellę na brzegu małego lasu, który otaczał willę Ara. Wtedy podjechałem pod frontowe drzwi. Wiem, że nie mamy zbyt dużo czasu, ponieważ wszędzie były kamery i zostanę zauważony lada chwila. Więc, yeah, muszę pośpieszyć swój irlandzki tyłek. W końcu Bella go lubi. Mój tyłek, oczywiście. Szybko złapałem kanister z benzyną, którym Emmett wcześniej napełnił tę dziecinkę i rozlałem to, co zostało, po samochodzie. Po otwarciu maski oraz wlewu paliwa, tam też polałem benzynę. Ponieważ to właśnie paliwo, które było w baku samochodu sprawi, że ta piękność stanie w płomieniach. Gdy skończyłem, zapaliłem papierosa, ponieważ bardzo szybko będę go potrzebować. Zarzuciłem swoją torbę na ramię i wycofałem się, aby podziwiać swoją pracę. – No dalej, ty włoska szumowino – wymamrotałem, wypuszczając dym przez nos. – Chcesz swój samochód. Chodź i weź go. Minęła chwila, ale w końcu zapaliły się reflektory, sprawiając, że wyróżniałem się, jak… cóż, jak Irlandczyk pośrodku Włoch. Szybko włączył się alarm i to był mój sygnał. Zasalutowałem do kamer ochrony środkowym palcem. Och, posłałem im także mój najlepszy krzywy uśmiech. Zacząłem iść do tyłu i zaciągnąłem się papierosem po raz ostatni. Wtedy wyrzuciłem niedopałek. Wylądował na dachu samochodu. – Za twoje krwawe barbecie – wymamrotałem, zanim się odwróciłem. Bella będzie się martwić, więc zacząłem biec, nawet, jeśli moja noga bolała, że ja pierdolę. Nie martwiłem się za bardzo, ponieważ do czasu, gdy usłyszałem krzyki pochodzące z willi, byłem już w lesie. Bella odetchnęła z ulgą, gdy do niej dołączyłem i postawiłem ją przed sobą, opierając brodę na czubku jej głowy. Musieliśmy się stamtąd wydostać, i to szybko, ale najpierw zobaczymy przedstawienie. – Dlaczego jeszcze nie wybuchł? – zapytała. Obserwowałem, jak drzwi frontowe się otworzyły. 526 | T h i s L i f e
– Polałem tylko kilka kropli, jako ścieżkę do baku w samochodzie – odpowiedziałem cicho. – Nie martw się. Niedługo ogień do niego dojdzie. I jak tylko słowa opuściły moje usta, obserwowaliśmy, jak dokładnie to się stało. Eksplozja była olbrzymia i Bella podskoczyła w moim objęciu, zanim ponownie się odprężyła. Jeżeli mamy szczęście, ogień pochłonął kilku ochroniarzy, którzy podeszli wcześniej do samochodu, ale nie założyłbym się o to. To, o co mogę się jednak założyć to, że będziemy martwi, jeśli teraz stąd nie wyjedziemy, więc… – Chodźmy, księżniczko. Wtedy zaczęliśmy biec. Byłem przygotowany na psy, które słyszałem, że szczekały, więc wyjąłem broń zza paska. – Zamierzasz zastrzelić psy? – zapytała bez tchu Bella, gdy biegliśmy przez las. Pierdolone drzewa… wszędzie. – Nie, jeśli chcesz, aby ugryzły cię w tyłek – warknąłem. Byłem w przyzwoitej formie, ale ból w nodze był cholernie wyczerpujący. – A raczej go lubię – dodałem. W końcu to była prawda. Okay – lubię to niedopowiedzenie. – Kurwa, słyszysz to? – sapnęła i yeah, słyszałem. Psy biegły i szczekały. Więcej, niż kilka. – Podnieś broń – warknąłem. – Czas na poćwiczenie strzelania do celu. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem przed nami SUV–a, ale wiedziałem, że nie będziemy w stanie dostać się do niego, zanim dosięgną nas psy, więc… Yep, czas na zmarnowanie kul na pierdolone zwierzęta. – Okay, ale proszę, nie zabijaj ich, Whistler – błagała, ciężko oddychając. Zwolniliśmy i odwróciliśmy się, po czym posłałem jej spojrzenie, pytające, czy ona, kurwa, zwariowała. Poważnie. – To są zwierzęta! – powiedziała w obronie. – Kogo niby skrzywdziły? Czy ja naprawdę wypieprzyłem wcześniej z niej całą inteligencję? Ale wydęła wargi. Ona, kurwa, wydęła wargi. A ja byłem taką cipą, że posłuchałem kobiety. Psy były coraz bliżej, a my nadal szliśmy w stronę samochodu. Pistolety wycelowane. Wtedy zobaczyłem trzy… cztery… pięć psów – Rottweilerów – i pokręciłem na siebie głową, zanim wycelowałem w ich cholerne nogi. 527 | T h i s L i f e
– Cholera, jest ich więcej! – krzyknęła Bella, wypalając z broni. Miała rację. Nadbiegało więcej psów. W takim tempie, jeśli się nie ruszymy, ochroniarze nas złapią. Zastrzeliłem kilka psów, gdy się na nas rzuciły, ale Bella… Och, kurwa. Okay, chybiła kilka razy, ale ostatni strzał… Yeah, strzeliła psu pomiędzy oczy. Byłem rozdarty, czując zarówno dumę, jak obawę. Jeżeli naprawdę nie chciała zastrzelić tych kundli, zgaduję, że to ją dotknęło, ale… Cholera, to był dobry strzał. – Nienawidzę tego – jęknęła, nadal strzelając. – Po prostu idź dalej – odpowiedziałem, gdy kolejny pies padł na ziemię. – I nie zwalniaj. Idź. Gdy zostały już tylko dwa psy, usłyszałem, że Włosi byli coraz bliżej. – Biegnij, Isabello – rozkazałem. – Poradzę sobie z resztą, ale ty biegnij. Rusz samochodem. – Kluczyki – powiedziała, na szczęście chociaż raz mnie słuchając. – Tylna kieszeń. Po wyjęciu kluczyków, ponownie pobiegła. Ja nadal szedłem do tyłu. Rozległ się kolejny wystrzał i jakoś zapomniałem celować w nogi. Hej, moim zdaniem byłem bardziej humanitarny. Przynajmniej nie cierpiał. Wątpię, że Aro zabierze je do cholernego weterynarza. Niedługo ostatni kundel padł z łomotem na ziemię. – Moja biedna noga – westchnąłem, odwracając się, aby pobiec do samochodu. Do czasu, aż dotarłem do samochodu, byłem sapiącym bałaganem i czułem, że zaraz wybuchnę. Może moja żona miała rację. Może miałem problemy. Ach, cóż. Jest, jak jest. – Wszystko okay, Whistler? – zapytała, gdy wsiadłem na miejsce pasażera. – Jak twoja noga? Posłałem jej uśmiech zaciśniętych ust. To jedyne, co mogłem z siebie wykrzesać, ponieważ gdybym otworzył usta, zacząłbym krzyczeć. Na szczęście Bella dobrze mnie znała, więc nic nie powiedziała. Zamiast tego odpaliła silnik i niedługo odjechaliśmy z Cerveteri. – Skurwiel – wyszeptałem przez zęby. Ból był przeszywający. – Mogę coś zrobić? – zapytała miękko. 528 | T h i s L i f e
Pokręciłem głową, zanim oparłem ją na zagłówku. – Chwila – powiedziała nagle – w torbie są dwa jointy. Czy to by nie podziałało? Um. Tak! – Eric musiał je zapakować – zachichotałem ospale. Dzięki, o niebiosa. Zaciągnąłem się głęboko, przytrzymując dym w płucach. – Chcę, abyś zobaczył się z prawdziwym doktorem, gdy dotrzemy do Anglii – powiedziała, cicho, ale pewnie. – Nienawidzę widzieć, że cierpisz, kochanie i tak bardzo, jak ufam Emmett’owi, nie ma tytułu lekarza medycyny przy swoim nazwisku. Powoli wypuściłem dym z płuc. – Obiecuję – westchnąłem miękko, opierając się na siedzeniu. Kochałem, kiedy mi matkowała. – Kocham cię, Bello. Wciskając mocniej gaz, złączyła nasze palce razem. – Ja też cię kocham, irlandzki chłopcze. – Piękna, pierdolona kobieta. – A teraz pal sobie to gówno – skrzywiła się – i otwórz okno, ponieważ nie chcę się ujarać, gdy prowadzę. – Zachichotałem ze zmęczeniem i nacisnąłem przycisk, aby otworzyć okno. – Potem prześpij się trochę. Obudzę cię za kilka godzin. Musiała naprawdę kochać moją żałosną dupę. – Tak jest, proszę pani.
529 | T h i s L i f e
Whistler' s POV – Kochanie, możesz sięgnąć do torby, w której są paszporty? – poprosiłem, zanim wrzuciłem sobie do ust trzy lub dwadzieścia frytek. Kocham McDonalds’a. To było wszystko, co robiłem, odkąd wyjechaliśmy z Włoch; jadłem. No co, byłem rosnącym chłopakiem. Potrzebowałem pożywienia. – Um, tu jest jakieś osiem paszportów – powiedziała, kładąc torbę na kolanach. Tak przy okazji siedziała w SUV–ie w piżamie. Jasnoróżowych… ledwie zakrywających ciało… szortach i jednej z moich bluz. Dziwna dziewczyna. Nawet nie będę zaczynał o jej pluszowych kapciach na stopach. Za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się, aby rozprostować nogi, wędrowała w kółko w tych kapciach. To było zbyt kurewsko słodkie, mówię wam. – Wiem – przełknąłem frytki – a teraz chcę, abyś znalazła ten, w którym widnieje Marie McCarty i ten z Anthony’m McCarty. Jesteśmy prawie w Calais i będą tam chcieli zobaczyć nasze dokumenty. – Wgryzłem się w mojego McRoyal’a. – Ff–U–V jest zarejestrowany na Anfony’ego. – Przegryź, połknij, mów. Racja. Zawsze o tym zapominam. – W porządku, znalazłam paszporty – powiedziała, zanim znowu przytuliła się do mojego boku. Pocałowałem ją w czubek głowy. – Obudź mnie, gdy będziemy na miejscu. Zachichotałem.
530 | T h i s L i f e
– W Calais, Dover, czy Londynie? – W Calais. – Ziewnęła. – Moja kolej, aby stamtąd prowadzić. Uparta. Tak kurewsko nalegała, abym się trochę przespał. Nie było tak, że w ogóle nie spałem. Cholera, po tym, jak zasnąłem, gdy wyjechaliśmy z Cerveteri, totalnie odpłynąłem i nie obudziłem się, dopóki nie przejechaliśmy połowy Francjii. Bella prowadziła przez całą tę drogę, zatrzymując się jedynie, aby zatankować lub zapalić. Och, i po obrzydliwą sałatkę. Moja żona nie odmówiłaby dobrego, pierdolonego hamburgera, ale powiedziała, że ma już dość fast–foodów. Wiem, jest dziwna. Jak ktoś może się zmęczyć fast–foodami? To znaczy… poważnie. Racja? Yeah. Ale wtedy powiedziała, że zamierza zacząć gotować dla mnie prawdziwe jedzenie i… nie miałem pojęcia, kiedy ostatnio jadłem domowe jedzenie, więc trzymałem gębę zamkniętą. Ponieważ wiedziałem – z pierwszych dni w Forks, gdy śledziłem moją dziewczynę – że ma umiejętności, jeśli chodzi o kuchnię. Zbaczam z tematu. Spałem mnóstwo czasu. Ale chciała, żebym spał jeszcze więcej.
***
Kiedy w końcu wjechaliśmy do Anglii, nie było mowy, żebym mógł spać. Byłem podekscytowany, że znowu tu byłem, a minęło sporo czasu, od mojego ostatniego pobytu tutaj. Cholera, rok temu byłem w więzieniu… tak samo jak Emmett i Liam, co oznaczało, że nasza coroczna wyprawa do Wielkiej Brytanii musiała zostać odwołana. Ale teraz znowu tu byliśmy i nie mogłem się, kurwa, doczekać, aby znowu spotkać się z moim kuzynem. Oczywiście, nie widujemy się twarzą w twarz, jeśli chodzi o organizację i według mnie był popieprzony, gdyż wpakowywał się w różne gówna, ale… nadal byliśmy rodziną i w końcu razem dorastaliśmy. – Okay, tu się robi zbyt kurewsko zatłoczenie, jeśli chodzi o moje preferencje – wymamrotała Bella, gdy wyjechała najbliższym wyjazdem z autostrady. Wiem, że była chętna, aby wysiąść z samochodu. Widzicie, powiedziałem jej, że tu się jeździ lewą stroną drogi, ale była uparta, utrzymując, że sobie poradzi. Okazało się jednak, że nie dała rady. Autostrada pomiędzy Dover a Londynem była w porządku, ale teraz zaczęła świrować. Nie, żebym ją winił. Jeździłem tu wiele razy i wiedziałem, jak się jeździ w Londynie. Potrzeba 531 | T h i s L i f e
umiejętności, cierpliwości i szybkiego refleksu. Bella zdobyła prawo jazdy zaledwie miesiąc temu. Nie ma mowy, że pozwolę jej prowadzić w centrum Londynu, w związku z tym musieliśmy się teraz przesiąść, ponieważ później nie będzie na to możliwości. – Tam jest stacja benzynowa. – Wskazałem na lewo. – Po prostu odpręż się i rozejrzyj w obie strony, zanim skręcisz. – Obie strony, obie strony – mamrotała, sprawiając, że zachichotałem, gdy jej oczy zmierzyły każdą stronę, sprawdzając ruch na drodze. – Możesz teraz skręcić, księżniczko. Jest czysto. – Na szczęście minęła północ, co oznaczało, że ruch na drodze będzie niewielki, dopóki nie wjedziemy w bardziej centralne części miasta. Ponieważ w Lonydnie zawsze był ruch. – Dobrze i… nie. Nie ten wjazd. Musimy teraz zrobić kółko, ponieważ to był wyjazd… – Okay, łapię, Edwardzie! – warknęła. Nie martw się, nie będę się śmiał. Byłem raczej opiekuńczy, jeśli chodzi o moje klejnoty, ponieważ pewnego dnia chciałem mieć dzieci. Więc… Bella na rondzie w Anglii… Yeah, to było dobre. Objechała je dwa razy, zanim wjechała dobrym wjazdem na stację. – Nic nie mów – ostrzegła. Nie. Ani słowa. W końcu dojechaliśmy na stację… i Bella zaparkowała po złej stronie dystrybutora. – Po prostu zamień się ze mną – jęknęła, zanim wysiadła z samochodu. Po trzaśnięciu drzwiami, poszła do sklepu, prawdopodobnie, aby kupić papierosy, ponieważ się nam skończyły. I zgaduję, że potrzebowała ich, aby się uspokoić. Biedna dziewczyna. – Bello! – krzyknąłem, gdy okrążałem samochód. Zatrzymała się zaraz przed wejściem do sklepu, patrząc na mnie przez ramię. Boże, była gorąca, gdy była wkurwiona. – Kup mi Murphy’ego, dobrze? Och, i chipsy. Sól z octem. Zaczęła gapić się na mnie. – To będzie dla mnie trochę trudne, kupić piwo, nie sądzisz? Zmarszczyłem brwi ze zmieszania… zanim przypomniałem sobie, że nie doświadczyła jeszcze tak naprawdę niczego podobnego w Europie. To ja zawsze byłem tym, który wszystko kupował, a przynajmniej, gdy byliśmy w drodze. A wcześniej wszystkie rzeczy były do nas po prostu dostarczane. – Tutaj nie musisz mieć dwudziestu jeden lat – powiedziałem, otwierając drzwi kierowcy. – Większość krajów w Europie ma ustalony limit pełnoletniości od osiemnastu lat. 532 | T h i s L i f e
– Huh. W porządku, więc… Murphy i…? – Uśmiechnąłem się. – Chipsy z solą i octem.
***
– Mówi Edward. – Odebrałem, trzymając telefon pomiędzy policzkiem a ramieniem. – Witaj w Londynie, kuzynie – usłyszałem powitanie Liam. Uśmiechnąłem się krzywo. – Zdrówko, stary. Gdzie jesteś? – Skręciłem w Marble Arch, uśmiechając się do Belli, której oczy wpatrywały się w widoki za oknem. Dzięki Bogu, że nie kierowaliśmy się w prawo, ponieważ tam była Oxford Street. Żadnych zakupów, dzięki. Zamiast tego skręciłem w lewo i skończyliśmy na Bayswater Road. – Cóż, powiedziałeś Em’owi, że mamy się spotkać w twoim mieszkaniu, więc tu jesteśmy. Zgadnij jednak co, drzwi są zamknięte. Zachichotałem. – Dziesięć minut. Jesteśmy na Speaker’s Corner. A tak w ogóle ilu was jest? – Co to za park, kochanie? – wyszeptała Bella, patrząc przez moje okno. – Hyde Park – wymamrotałem. Zrobiłem sobie mentalną notatkę, aby zabrać moją żonę na zwiedzanie, gdy tu będziemy. Nigdy tak naprawdę nie miała szansy zobaczyć Rzymu, ale zamierzamy być w Londynie przez kilka miesięcy, więc miejmy nadzieję, że teraz będziemy mieć czas. Dodatkowo chcę zabrać swoją kobietę na randki i inne gówna. – Ja, Alec, Ness, Em, Rosalie – raptus, Ford, James, Adam, Eric, mała Autumn i moje własne dodatki; Chris, Joseph i Mac. Kiwnąłem głową w zamyśleniu. – A Sam? – Nadal w szpitalu we Francji, gdzie zostanie jeszcze kilka dni. Rozumiem. – Dziś rano przyjedzie do ciebie doktor, więc wiesz. Dobrze. Kurewsko tego potrzebowałem. – Jak stoimy z samochodami? Chcę angielskiego samochodu, skoro tu jestem – dodałem, zerkając we wsteczne lusterko. – Siedem kuloodpornych Rover’ów czeka na nas w moim garażu w Camden. 533 | T h i s L i f e
– Przyciemniane szyby? – dowiadywałem się. Z telewizją przemysłową w Londynie, chcemy pozostać tak niewidoczni, jak to tylko możliwe, tak długo, jak się da. – Za kogo ty mnie masz, kuzynku? – zachichotał. Uśmiechnąłem się krzywo. – W porządku. Zobaczymy się za pięć minut.
***
Musiałem się zaśmiać, kiedy w końcu dojechaliśmy do mojego mieszkania w Bayswater. Nadal był środek nocy, a na schodach przed budynkiem stało ponad dziesięć osób. Większość z nich była ścigana za różne przestępstwa, dokonane na całym świecie. – Jak twoja noga, brachu? – zapytał Em, gdy okrążyłem SUV–a, aby otworzyć drzwi Belli. – Mam nadzieję, że zająłeś się nią. Uśmiechnąłem się krzywo. – Bella to zrobiła. Upewniła się, że nie wda mi się infekcja. A tak przy okazji ciebie także dobrze widzieć. – Odwróciłem się, aby spojrzeć na moją żonę i powiedziałem: – Przedstawię cię, dobrze? Zachichotała, zarówno zmęczona, jak szczęśliwa. To ostatnie było tym, dla czego żyłem. Fakt, że potrafiłem sprawić, że była szczęśliwa, mimo jedynego życia, jakie mogłem jej dać, było dla mnie wszystkim. – W porządku, gdzie są pozostali irlandzcy dranie? – Uśmiechnęła się krzywo. Moja kocica. – Oj! Kolejna seksowna raptuska, eh? – Usłyszałem śmiech Liam’a za mną i mrugnąłem do Belli. Z ręką wokół jej talii, odwróciłem się, aby przywitać się z irlandzkimi draniami. – Największy drań z nas wszystkich – Liam. – Nisko zagwizdał, na co posłałem mu ostrzegające spojrzenie. Moja, dupku. – Kolejna główna wygrana dla kolejnego Cullena.
534 | T h i s L i f e
– Liam, dobrze cię widzieć. – Zachichotałem, obejmując go jednym ramieniem, aby go uściskać. – Adam nic nie podejrzewa? – wyszeptałem mu do ucha. Pokręcił nieznacznie głową. Dobrze. Wtedy puścił mnie, aby przywitać się z Bellą. Z uściskiem, oczywiście. – Droga Bello, to zaszczyt cię poznać – powiedział, ten przebiegły skurwiel. – Jestem pewien, że moi kuzyni wszystko ci o mnie opowiedzieli, eh? – Nie powinieneś być z tego zbyt szczęśliwy, wiesz – zażartowała Bella, sprawiając, że się zaśmiałem. – Ooch, spryciula. Podoba mi się to – odpowiedział Liam z mrugnięciem. Klepnąłem go w tył głowy. – Uważaj, Casanova. Gdzie jest twoja własna żona? Wzruszył ramionami i pozwolił Belli się odsunąć… w końcu. – Rozwodzę się z tą cipą. Podczas gdy byłem zamknięty, znalazła innego biednego bękarta, który będzie ją rozpieszczał. Ach, yeah. Materialistka. Nasz biznes jest pełen takich poczwar. – Okay, wejdźmy do środka, yeah? – zasugerował Em. – Możemy przywitać się w twoim mieszkaniu, brachu. Umieram, kurwa, z głodu. A kto nie? – Ty zawsze jesteś głodny. – Bella i Rose zachichotały. Emmett posłał Rose przepraszające wzruszenie ramion, ale Belli posłał spojrzenie. I yeah, zaśmiałem się na to. Nadal był wkurwiony na moją Bellę. 535 | T h i s L i f e
– Och, skończ z tym, Em – parsknęła, najwyraźniej także dostrzegając jego wyraz twarzy. – Przyjęte było, że to miałam być ja i Edward. Emmett po prostu pokręcił głową. – Nadal nie mogę w to uwierzyć. Ty po prostu, kurwa, odjechałaś. – Zasługiwałeś na to – odcięła się Bella. – Że co, proszę? – wykrzyknął w niedowierzaniu. Dobrze się bawiłem, ponieważ wiedziałem, co teraz nastąpi. – Ty po prostu ukradłaś ten pierdolony samochód, Bello! Ironia mnie nie opuszczała. – Nazwałeś mnie bachorem na pokazie samochodowym, Em! I się zaczęło.
***
Po tym, jak przywitaliśmy się ze wszystkimi, Bella i Rose zrobiły z nas durni, gdy zaczęły dla nas gotować i byłem cholernie szczęśliwy, że upewniłem się, aby sklep spożywczy przywiózł moje zamówienie do domu. – Ach, sposób na dotarcie do serca mężczyzny – westchnął szczęśliwie Liam, zanim rzucił się na jedzenie. Odkąd było bliżej do śniadania, niż kolacji, wszyscy zaczęliśmy kurewsko obżerać się naszą ucztą na stole w jadalni. Jajka, muffiny, naleśniki, kiełbaski, fasolka w sosie
536 | T h i s L i f e
pomidorowym, gofry, tosty, sok, kawa… i co tylko. Dziewczyny nie robiły nic na pół gwizdka. Podczas posiłku głównie nadrabialiśmy zaległości o tym, co u nas. Częściowo, ponieważ minęło dużo czasu, odkąd ostatnio się widzieliśmy, częściowo, ponieważ byliśmy zbyt głodni, aby plotkować i częściowo, ponieważ nie chcieliśmy, aby Adam wiedział o naszych przyszłych planach. Właściwie to był to jego ostatni posiłek. – Kurwa, to jest dobre – jęknąłem, nakładając sobie kolejnego gofra. Pod stołem ścisnąłem udo Belli. – Sprawisz, że będę nienawidził jedzenia na wynos, kochanie. Uśmiechnęła się. – Taki jest plan, Whistler. Ta kobieta wiedziała, jak się mną zaopiekować. – Whistler? – Liam zmarszył brwi. – To ksywka Belli na mnie – odpowiedziałem, zanim napiłem się kawy. – Ponieważ szef gra na gwizdku – wyjaśnił Alec, uśmiechając się. Kochałem to, że jego ożywienie nie przygasło. Niestety w moim mieszkaniu były tylko dwie sypialnie, a chciałem, żeby Eric był blisko Autumn. Więc przypuszczam, że Alec i Nessa będą mieszkać z Liam’em w jego mieszkaniu w Camden. Emmett i Rose oczywiście zostaną w ich mieszkaniu w Paddington. Co do reszty chłopaków: mamy dla nich zarezerwowane pokoje w hotelu. Wszyscy jesteśmy porozrzucani po centralnych częściach miasta – dokładnie tak, jak lubiliśmy. – Mówiłeś już Belli o marcu, kuzynku? – Liam się uśmiechnął. Nie, nie mówiłem. Jeszcze. Zgaduję, że to dobra chwila. – Będziemy w Dublinie na urodziny Alec’a i Nessy – powiedziałem, obserwując, jak jej uśmiech się rozszerza. Z pewnością lubiła podróżować. – I zostaniemy tam na Dzień Świętego Patryka. – I będziecie grać? – zapytała, rozglądając się po stole. Emmett kiwnął głową, tak jak Alec i ja. Nawet Liam. Grał na skrzypcach, tak jak jego młodszy brat, oraz na bębnie obręczowym. – Zawsze zbieramy się razem na dziesięć dni w Dublinie – dodał Emmett, po czym wprowadził dziewczyny w wiele tradycji, które mieliśmy w naszej rodzinie. Ale największą i najważniejszą było zdecydowanie spędzanie co roku dziesięciu dni w Irlandii. Wtedy zbieraliśmy się wszyscy razem, rozpoczynając od urodzin bliźniaków, a kończąc na Dniu Św. Patryka. Dziesięć dni imprezowania, grania muzyki i po prostu spędzania czasu z rodziną. 537 | T h i s L i f e
– Nie wyszło nam to oczywiście w zeszłym roku – powiedziała Nessa. Wtedy otrzymaliśmy znaczące spojrzenia od naszych pań. Cóż, Liam, Emmett i ja je otrzymaliśmy. Wiecie, więzienie i to wszystko. – Idioci. – Bella i Rose westchnęły jednogłośnie. Liam zaczął głośno się śmiać. – Ludzie, wybraliście sobie dobre żony! Był w tym szczery. A Emmett i ja byliśmy świadomi naszego dobrodziejstwa. Nasze bardzo wczesne śniadanie trwało; ja i moja dziewczyna, Emmett i jego, Alec i Nessa, Liam, Eric i Autumn – wszyscy siedzieliśmy przy stole w jadalni. Reszta przebywała w dołączonym salonie, także jedząc boskie jedzenie, które przygotowały Bella i Rose. Ale wszystko, co dobre, musiało się skończyć… Nah, tylko żartuję. Byliśmy Cullenami i Masenami. Upewniamy się, że zabawa nigdy się nie kończy. Jednakże nadszedł czas, aby zająć się Adamem. Mieliśmy także plany do omówienia. – Możemy ci pomóc, księżniczko – powiedziałem, wycierając usta serwetką, gdy Bella i Rose zaczęły sprzątać ze stołu. Ale one tylko pokręciły głowami. – Jesteś pewna? Mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale wszyscy byliśmy dżentelmenami. – Wiesz, co chcę, abyś zrobił, kochanie – odpowiedziała Bella, składając pocałunek na moim czole, zanim wyszła. I yeah, wiedziałem. Była prawdopodobnie tak samo wkurwiona na Adama, jak ja. Więc posłałem Liam’owi znaczące spojrzenie. Z kiwnięciem głowy, wyrażającym zrozumienie, wstał. – Hej, Chris i Adam! – krzyknął na chłopaków, siedzących w salonie. – Mac, ty też! – Szczeniaku, może zabierzesz siostrę i Autumn do pokoju mojego i Belli – zasugerowałem. – Możecie obejrzeć film, czy coś. Prawdopodobnie Autumn pójdzie spać. Ale to dobrze. Zawsze mogłem ją podnieść i zanieść do pokoju, który będzie dzielić z Eric’iem. – Oczywiście – odpowiedział. Niedługo w jadalni zostałem tylko ja, Emmett i Liam, ale chłopaki z salonu nadal mogli nas słyszeć. A kiedy Chris, Mac i drogi Adam dołączyli do nas, Liam ponownie usiadł.
538 | T h i s L i f e
Nadszedł czas na wdrożenie pierwszego kroku z naszego planu. O czym Chris i Mac już wiedzieli. – Potrzebuję, aby wasza trójka doręczyła ode mnie kilka przesyłek – powiedział im Liam. – Adamie, słyszałem, że jesteś dobry, jeśli chodzi o zamki i obejście ochrony? Adam kiwnął głową. – Wspaniale. – Obserwowałem Adama z bliska, cicho bębniąc palcami w stół. – W takim razie nie powinieneś mieć żadnych problemów z wejściem do środka. – Szczegóły, szefie? – zapytał Mac, zgodnie z planem. – Kryjówka blisko Canary Wharf9 – odpowiedział Liam i zdławiłem rozbawienie. To był obszar finansowy, co oznaczało dużą ochronę. Adam najwyraźniej sądził, że jest nam do tego potrzebny. Ale to, czego nie wiedział, to to, że on był robotą. – Mam dokumenty w mojej torbie. Bella wróciła do jadalni, aby zabrać resztę talerzy do kuchni, ale nie zrobiła tego, zanim nie wręczyła mi paczki papierosów i szklanki z Colą z lodem. Poważnie, czy moja żona jest najlepsza, czy co? Ona po prostu wszystko, kurwa, wie. – Napoje jeszcze się nie schłodziły, więc dodałam lodu – wyszeptała i złapałem ją za nadgarstek, aby przyciągnąć ją bliżej siebie. Wiedziała oczywiście, czego chciałem i zgodziła się na to. Pocałunek był niewinny, ale takie także miały znaczenie. – Daj mi znać, jeśli byś czegoś potrzebował – dodała cicho, zanim skierowała się do kuchni. Po zapaleniu papierosa, podsunąłem paczkę Emmett’owi, a on Liam’owi, gdy już poczęstował się fajką. W międzyczasie Liam wprowadził chłopaków w fałszywy skok, którego mieli dokonać. Gdy wszystko zostało już powiedziane, wyszli. Mac i Chris dostali ścisłe rozkazy i Adam nie miał być pozostawiony sam nawet na sekundę. – Wiesz, jak ciężko mi było nie rozwalić mu po prostu tego jego pierdolonego mózgu? – westchnął Liam, opierając się na krześle. – Jezu, co za cholerny bękart. Dokładnie wiedziałem o czym mówił. Cholera, to moją pierdoloną żonę naraził na niebezpieczeństwo. Nie wspominając o Autumn i mojej załodze. – Chcesz, abym to ja się nim jutro zajął, Edwardzie? – zapytał Em, zachowując się jak duży brat, którym był i w ogóle. – Nie – odpowiedziałem oschle, wypuszczając dym przez nos. – Chcę być ostatnią osobą, którą zobaczy w swoim życiu.
9
Największy okręg biznesowy w Londynie, w którego skład wchodzą najwyższe wieżowce w mieście
539 | T h i s L i f e
Emmett nikogo nigdy nie zabił. Jeszcze. To tylko kwestia czasu, ponieważ wiedzieliśmy, czego wszyscy chcieliśmy. Ale… Adam był mój. – Słyszałem, że wujek C zabił Siobhan – wspomniał Liam. Yeah, też o tym słyszałem. Strzał w głowę po tym, jak wyznała tacie, że sprzedawała informacje o nas. Problem w tym, że odmówiła dania nam jakichkolwiek informacji. Prawdopodobnie widziała, że to i tak jej nie uratuje, ale miałem nadzieję, że Adam nie jest tak samo inteligentny. Miałem nadzieję, że uwierzy jutro w moje kłamstwa. Jednakże część mnie wątpiła w to. Chryste. Ledwie mogłem uwierzyć, jak szybko sprawy się dla nas zmieniały. Postawiliśmy na luksus i adrenalinę, mój brat i ja. Nie na to. Przynajmniej nie na takie cięższe gówna. Pan mi świadkiem, że nie podejmę się uczciwej pracy. To po prostu nie płynie w mojej pierdolonej krwi. Ale zabijanie ludzi także. – Skończmy z tym, eh? – Zgasiłem papierosa. – Liam’ie, co masz dla nas? Ciężko nad tym pracował przez ostatnie tygodnie i chociaż nie będę jego pomocnikiem, czy coś, nadal wiedziałem, kiedy słuchać. Ponieważ faktem było to, że znał to wszystko lepiej, niż ja. Kurwa, to było jego życie, odkąd był dzieckiem. Garaż Ara w Kopenhadze, na przykład. To była dla niego dziecinna zabawa. Wysadził ten budynek bez żadnych problemów. – Ach – powiedział. – Chcemy doprowadzić do upadku wewnętrzny krąg Avellinów i zniszczyć ich pracę, yeah? – Emmett i ja kiwnęliśmy głowami. – Racja. Cóż, musimy zająć się czterema kierunkami i musimy to zrobić w tym samym czasie. W czwartym obszarze będzie mój stary. To Emmett i ja już wiedzieliśmy. Rodzina Avellinów, która kontrolowała organizację, zwaną Volturi, trzymała na wszystkim swoje brudne łapska. Więc mamy klub, który szedł ręka w rękę z handlowaniem. Także narkotykami. Mamy transport, który zajmował się przemytem – zwykle bronią i narkotykami, jeśli chodzi o Ara. Mamy wewnętrzny krąg. Najbliżsi Ara. Ci z władzą, ci z odpowiedziami, ci, którzy kontrolują płatnych morderców, którzy mieli palce na spuście. I ostatnie, ale nie mniej ważne, mamy sprawę wujka Ed’a. Musimy go znaleźć. Cztery kierunki. 540 | T h i s L i f e
– Przypuszczam, że ty i twoi ludzie zajmą się wewnętrznym kręgiem – zgadywałem. Kiwnął pewnie głową. – I sądzisz, że tata powinien sprowadzić swój tyłek do Włoch? – Ponownie kiwnął głową i uśmiechnąłem się krzywo. W takim razie myśleliśmy podobnie. – Okay, więc tata będzie miał swój zespół i będą szukać wujka Ed’a, poczynając od Włoch. Powinni także przejrzeć listę, którą Bella znalazła w Cerveteri. Jestem pewien, że to będzie miało coś wspólnego z pobytem wujka Ed’a. – Wtedy zostaną dwa obszary – oznajmił Emmett. Yep. Dwa kierunki gówna. – Wybierz, który chcesz – powiedziałem z wzruszeniem ramion. – Ale ja wybiorę swój zespół jako pierwszy. Nie było opcji, aby moi chłopcy pracowali pod Emmett’em lub Liam’em. Byli moi. – Pójdę w stronę pojazdów i przemytu – zdecydował. Co zostawiło mnie z podziemnymi interesami Ara. Niewolnice seksualne, narkotyki, hazard i inne gówna półświatka. To nie miało znaczenia. Musieliśmy poradzić sobie z tym wszystkim. Gdy zadzwonił telefon Liam’a, przeprosił nas i odebrał, a Emmett i ja zaczęliśmy rozmawiać o interesach. Zapaliliśmy papierosy, a nasze żony weszły z piwami dla nas, zanim oznajmiły nam, że pobędą trochę z dzieciakami. – Wszyscy będziemy potrzebować treningu. – Wskazałem, pocierając szczękę. – Ale ty szczególnie. Będziesz w końcu musiał pracować z dealerami. Kiwnął głową w zamyśleniu. – Domyślam się, że spędzimy także mnóstwo czasu na Środkowym Wschodzie. Prawda. Nie chciałem nawet myśleć o tym, z czym muszą zmierzać się ludzie Ara, żeby położyć swoje łapska na całej tej broni lub narkotykach… – Zabierzesz ze sobą Rose? – zapytałem, mając nadzieję, że tego nie zrobi. Przynajmniej nie do tych krajów i nie, jeśli chodzi o obcowanie z ludźmi, których zamierzaliśmy załatwić. – Nie – odpowiedział, kręcąc głową i spoglądając w dół. – Przynajmniej nie do tych najniebezpieczniejszych krajów. Dobrze. – Ale mamy jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, zanim wskoczysz do samolotu – powiedziałem. Nie mogłem powiedzieć, że cieszył mnie fakt, że mój brat miał zająć się przemytem, ale nie byłem pewien, czy ja także byłbym w stanie to zrobić. Niebezpieczny 541 | T h i s L i f e
było słowem, które opisałoby tę sytuację. – Wracając do treningu. – Podkreśliłem to słowo zgięciem palców, wyrażających cudzysłów. – Czego będziemy potrzebować? Był przez chwilę cicho i zacząłem myśleć o tym, czego będziemy potrzebować. Odnalezienie klubów, które należały do Ara nie będzie trudne. Kilka telefonów wykonanych do właściwych ludzi da mi mnóstwo adresów do odwiedzenia. A gdy znajdę się w środku, nie będzie trudno odkryć, gdzie mam pójść następnie. Zwykle w takich miejscach jest pokój dla VIP–ów i jeśli dostaniesz się do niego, znajdziesz tam ludzi, których szukasz. Wtedy praktycznie podążasz za powiązaniami, wskazówkami, przysłowiowej drabinie przestępców. Byłoby łatwo po prostu zabić Ara. Ale ktoś zająłby wtedy jego miejsce. Dlatego też chcieliśmy dorwać szefów, vice szefów i tych, zwanych capo. Innymi słowy; każdego mężczyznę, odpowiedzialnego za drużynę w rodzinie Avellinów. Każdego mężczyznę, który był odpowiedzialny za kogoś jeszcze, poza sobą. Powstrzymanie handlowania było misją skazaną na niepowodzenie, ale moim celem było przynajmniej zatrzymanie części okropnego biznesu Avellinów. – Będę potrzebował więcej treningu w walce – zachichotał bez humoru Emmett, sprowadzając mnie tym ponownie do rzeczywistości. Zmarszczyłem brwi i zaciągnąłem się papierosem. – Chryste, sama praca, aby znaleźć dostawców… – Może idziesz z tym za daleko – wskazałem. Numerem jeden, jeśli chodzi o priorytety w organizacji Masenów było utrzymanie ludzi przy życiu. Nie podejmowaliśmy się zbyt niebezpiecznych występków, ponieważ było to zbyt ryzykowne. To nie robiło z nas tchórzy. To świadczyło o tym, że byliśmy inteligentni. Ceniliśmy życie. Żadna praca nie była ważniejsza, niż to. – Myślę, że tak jest. Przynajmniej w twoim przypadku. – Uniósł pytająco brew, więc kontynuowałem. – Mówię tylko, że jeśli chodzi o broń palną i narkotyki, powinniśmy zostawić dostawców w spokoju. Oni nie zawahają się, aby zabić, nie wspominając o torturowaniu, Em. To jest po prostu zbyt kurewsko brutalne i to nie nasza gra. – Wypuściłem oddech. – Zajmij się pośrednikiem, ale na tym skończ. To przerwie połączenie pomiędzy dostawcą a kupcem – w tym przypadku, Arem. I – uśmiechnąłem się krzywo – w ten sposób już załatwimy kupca. Na szczęście Emmett od razu się ze mną zgodził. – A co z tobą? – zapytał, odpalając kolejnego papierosa. – Gdzie zaczniesz? Gdy wziąłem łyka swojego piwa, myślałem nad odpowiedzią. To było całkiem łatwe.
542 | T h i s L i f e
– Tutaj, w Londynie – powiedziałem, kiwając do siebie głową, gdy widziałem, jak mój plan układa się w mojej głowie. – Jestem pewien, że ma tutaj jakieś kluby. – I zrobisz to samo z… um, dostawcami? – Skrzywił się, niewątpliwie na swoje słowa. Nie mogłem go o to winić. Mówiliśmy o ludzkich życiach, zwykle młodych dziewcząt, które były sprzedawane, jak młode bydło. – Yeah. – Uśmiechnąłem się gorzko. – Większość dziewczyn pochodzi z wschodniej Europy, prawda? – Kiwnął głową. – Cóż, nie pragnę tam jechać. To kuszące, muszę przyznać, ale to nie jest coś, co mogę przetrwać. Ten cały biznes jest zbyt cholernie urządzony. Jednakże z przyjemnością przekażę dalej każdą wskazówkę, jaką dostanę w swoje ręce. – Władzom? – Kurwa, yeah. Oczywiście anonimowo, ale tak. Ta cała sprawa sprawia, że chce mi się wymiotować i jeśli zdobędę jakieś informacje z wewnątrz, będę pierwszym, który przekaże je do Interpolu lub czegokolwiek. Zachichotał. – Spójrz na siebie, jaki jesteś szlachetny. Spojrzałem na niego. – Nie masz pojęcia, jak szlachetny mogę być. I wtedy do stołu wrócił Liam. – To był Mac – poinformował nas z uśmiechem. – Adam jest teraz bezpiecznie zamknięty w Canary Wharf. Słodko. – Zajmę się nim jutro – powiedziałem z pewnym kiwnięciem głowy. – Możemy porozdzielać drużyny, żebyśmy byli kwita? Jestem kurewsko zmęczony. Niedopowiedzenie. Nie pamiętam już nawet, kiedy ostatni raz spałem w łóżku. – Moi chłopcy przylecą z Chicago i Bostonu jutro – powiedział Liam. – Mam jeszcze Chris’a, Joseph’a i Mac’a, jako moich najbliższych. – Więc ilu ludzi daje ci to w sumie? – zastanawiał się Emmett. Liam westchnął, bezgłośnie licząc. – Około piętnastu, jak myślę. – Gdzie zaczniesz? – zapytałem. – Och, pojadę prosto do jego głównej willi we Włoszech. – Napił się piwa, zanim kontynuował. – Jeśli ten bękart jest nadal w Cerveteri, przypuszczam, że jego ochrona nie jest tak duża, jak wtedy, gdy przebywa w Toskanii. 543 | T h i s L i f e
– Bękart z którym jesteś spokrewniony – mrugnąłem do niego. – Zamknij się, kurwa, dupku – jęknął. Parsknąłem. Zabawnie było go irytować. – W porządku, w porządku – zachichotał Em, patrząc na mnie. – Idźmy dalej. Ja też jestem zmęczony, a muszę jeszcze zaciągnąć swój tyłek do Paddington. Twoja załoga, Eddie? Nawet się nie zawahałem. – Eric, Kellan, Sam, James i Bella. – Dokładnie tak. Wliczyłem w to swoją żonę. – I drużyna Kellan’a – dodałem. – We Włoszech było z nami trzech jego ludzi, ale nigdy ich nie użyliśmy. – Gdybyśmy tylko wiedzieli, że Aro wie, gdzie jest nasza willa. Może nie stracilibyśmy wtedy Seth’a. – Każę Kellanowi, aby jutro po nich zadzwonił. – Okay, a ty Em? – kontynuował Liam. – Sprowadzę moją drużynę z Chicago. Byli dobrzy jak cholera, gdy zajmowaliśmy się Caius’em i jego marnymi gorylami. – Kto będzie twoim komputerowcem? – zapytałem go. – Ben. Yeah, tak też myślałem. Żadna nowość. Ben Cheney był prawie tak dobry, jak Eric, ale Ben ma żonę i dzieci, które ukrywały się w Arizonie na tak długo, jak panował u nas Kod Czerwony lub Kod Czarny. Właściwie to nie byłem pewien, na czym obecnie stoimy, ale wierzyłem, że dla żon i dzieci nadal panował Kod Czarny. – Niech Irina i Kate zaoferują w takim razie pomoc Angeli i dzieciakom – powiedziałem. Kiwnął głową w zrozumieniu, po czym powoli, ale pewnie zaczęliśmy kończyć nasze spotkanie, czy jak tam to nazwać. Nasze łóżka wykrzykiwały nasze imiona, to było cholernie pewne. – Co wy na to, abyśmy spotkali się tutaj jutro na obiedzie, eh? – zasugerował Liam. Emmett i ja zgodziliśmy się na to. To da Em’owi czas na wykonanie jutro potrzebnych telefonów, a mi da czas na sen. Och i na skończenie z Adamem McKenna. – Wy, koledzy, możecie jechać już do waszych hotelów. – Liam powiedział chłopakom, siedzących w salonie. – Zadzwonimy, gdy będziemy was potrzebować. – Kellan, pojedziesz jutro ze mną – powiedziałem. Po pożegnaniu się z Joseph’em, James’em i Ford’em, Liam wręczył mi małą buteleczkę z… – Co to, kurwa, jest? – zapytałem, automatycznie się krzywiąc. 544 | T h i s L i f e
Trzy… nie, cztery tabletki w pierdolonej butelce. Z moim zauważalnym utykaniem, nie potrzeba było geniusza, aby się domyśleć, dlaczego Liam mi to dał, ale nie brałem, kurwa, narkotyków. Nie wliczając w to dobrego jointa od czasu do czasu. – Morfina – zachichotał, kierując się do pokoju mojego i Belli. Z pewnością po Alec’a i Nessę. – Nie martw się, kuzynku – krzyknął przez ramię. – Wujek C kazał mi ci to dać na twoją pierdoloną nogę. Och. W takim razie w porządku. Prawdopodobnie nie powinienem teraz kończyć swojego piwa, prawda? Myślę, że nie. Niedługo Liam ponownie pojawił się w jadalni. Z dwoma zaspanymi prawie nastolatkami. – Do zobaczenia jutro, szefie. – Ziewnął Alec, gdy go uściskałem. – Prześpij się trochę, szczeniaku – zachichotałem cicho, zanim odwróciłem się do jego siostry. – Ty także, kochana. – Pocałowałem czubek jej głowy. – I po wkurzaj trochę swojego starszego brata ode mnie, yeah? Zachichotała śpiąco. – Tak jest, sir. Liam trzepnął mnie… wszystko w imię miłości. – Do zobaczenia jutro, moje panie. – Po zasalutowaniu dwoma palcami, wyszli przez drzwi. Emmett niedługo podążył za nimi z Rose. Co zostawiło w moim mieszkaniu tylko mnie, moją żonę, Eric’a i Autumn. I gdy wszedłem do sypialni, zobaczyłem, że Eric niesie już swoją bratanicę do ich pokoju. – Zmęczony, skarbie? – wymruczała Bella, podchodząc do mnie. Czułem, że jęczę, jak mała suka. – Nawet byś nie uwierzyła. – Ja… okay, jęczałem. I pozwoliłem jej zdjąć mi ubrania. Ale mieliśmy cholerny tydzień. – Delikatnie mówiąc – westchnęła, posyłając mi mały uśmiech. – Więc co ty na to, abym zrobiła mojemu mężowi masaż, zanim odpłynie. Um, tak. Och, tak. Proszę. Tak.
545 | T h i s L i f e
– Jesteś zbyt dobra, aby być prawdziwa – powiedziałem, obejmując jej twarz. – Poważnie. Pocałowałem ją głośno, z pasją… dopóki moja noga nie dała o sobie znać. Więc zmusiłem się, aby przejść przez wszystkie potrzebne czynności. Wiecie, wysikać się, wziąć szybki prysznic i umyć zęby. Gówno, jak to… Potem wziąłem jedną z tabletek, które mój ojciec kazał mi zażyć. Kilka chwil później, usiadła okrakiem na moim tyłku na miękkim, miękkim, miękkim łóżku i… och… mój… Boże, jej palce. Jej dłonie. Naciskające, ugniatające, drapiące, masujące… – Miej trochę litości, kobieto – jęknąłem w poduszkę. Przeszły przeze mnie dreszcze, gdy tak pracowała na moim karku, łopatkach, uwalniając moje pierdolone napięcie. Mój penis, ten nienasycony skurwiel, oczywiście się obudził. Ale wstał tylko do połowy masztu, ponieważ… byłem naprawdę kurewsko wyczerpany. Jutro, obiecałem mojemu kutasowi. – Czy tak dobrze? – zapytała miękko, pracując na moich łopatkach. Zadrżałem gwałtownie. – Niedopowiedzenie. Jutro powrócę z dziesięciokrotną siłą, księżniczko – wymamrotałem sennie. – Obiecuję. Zaśmiała się cicho. – To niepotrzebne. Po prostu chcę, abyś poczuł się lepiej. Jęknąłem, zadrżałem, zamruczałem i przeszedł mnie dreszcz. Ktoś naprawdę pobłogosławił mój irlandzki tyłek. – Och, gówno10, jak ja cię kocham – jęknąłem, czując jej dłonie, wędrujące wzdłuż mojego kręgosłupa. – Jezu, właśnie tutaj. – Kochasz gówno? – zachichotała. Ależ ty jesteś zabawna. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętałem, zanim ogarnął mnie sen.
10
Och, shite, how I love you – gra słów, Och, kurwa, jak ja cię kocham, ale shite to także: gówno
546 | T h i s L i f e
Bella POV
Kiedy obudziłam się następnego ranka – lub raczej tego samego ranka, którego poszliśmy do łóżka, naprawdę – spałam tylko trzy godziny. Ale to nie miało znaczenia, ponieważ miałam ważne rzeczy do zrobienia. Spanie mogło poczekać. Najpierw wysłałam smsa do James’a i Kellan’a odnośnie śniadania. Następnie wzięłam prysznic, ogoliłam nogi i… inne miejsca… umyłam zęby i ubrałam się w bokserki Edwarda i t–shirt – bez stanika. To była rzecz, którą musiałam się zająć w pierwszej kolejności; Edward i ja nie mieliśmy żadnych ubrań oprócz kilku kupionych w drodze do Anglii. Poszłam do kuchni i byłam trochę zaskoczona, gdy wpadłam na zaspaną Autumn. – Dzień dobry, maleńka – wymruczałam, pochylając się, aby pocałować czubek jej głowy. – Co tutaj robisz tak wcześnie? Była prawie dziesiąta, ale poszliśmy spać po szóstej rano, więc to było zdecydowanie zbyt wcześnie, aby już wstała. – Nie mogłam spać, bo Eric chrapał – wymamrotała, przytulając twarz do mojego brzucha. Zachichotałam miękko.
547 | T h i s L i f e
– Biedna dziewczynka. – Problem w tym, że Eric naprawdę chrapał. Głośno. Tak już miał. Whistler zaś kręcił się i wiercił, aż jego stopy nie lądowały na poduszkach. – Chcesz mi pomóc w przygotowaniu śniadania dla chłopców? Otrzymałam gorliwe kiwnięcie głowy i dwadzieścia minut później apetyczne zapachy zaczęły wydobywać się z kuchni. Naleśniki, jajka, muffiny, tosty, owoce, bekon, jogurty, kawa, sok… – Mogłabyś, proszę, przynieść mój telefon z sypialni mojej i Whistler’a? – Poprosiłam, otwierając lodówkę. – Leży na mojej szafce nocnej. – Okay – odpowiedziała, zeskakując z wyspy kuchennej. – Chcesz, abym obudziła Edwarda? Pokręciłam głową. – Nie, pozwól mu spać. Możesz jednak obudzić Eric’a. Zachichotała na to, po czym wybiegła z kuchni, podczas gdy ja zajęłam się jedzeniem. W końcu to była tylko kwestia czasu, zanim apartament – przepraszam, mieszkanie – wypełni się głodnymi chłopakami. Prawdopodobnie nie będzie Emmett’a i Rose, ale wiedziałam, że wpadnie Kellan i James. Następnie był Liam. Sprawdziłam godzinę na piekarniku, uświadamiając sobie, że on i lekarz przybędą tu za godzinę. Jedną godzinę. Whistler potrzebował więcej snu, niż to, ale na razie tyle musiało mu wystarczyć. – Dzień dobry. – Usłyszałam Eric’a za mną. Powiedział to bardzo śpiącym głosem. Zerkając przez ramię, zobaczyłam, że stał w drzwiach, przecierając oczy. Autumn przebiegła obok niego z moim telefonem w dłoni. – Och, jedzenie. Kurwa, yeah. Mężczyźni i jedzenie. – Dziękuję – powiedziałam, uśmiechając się do Autumn, gdy dała mi moje białe Vertu. Odwróciłam się i złapałam za kubek dla Eric’a. – Kawy? – Tak, poproszę – odpowiedział, uśmiechając się chłopięco. Pierdoleni irlandzcy chłopcy, eh? Kilka chwil później, Eric wyszedł z kuchni z talerzem jedzenia i kubkiem z kawą. Autumn podążyła za nim z kilkoma naleśnikami na talerzu i nagle zrobiła się bardzo żwawa i pobudzona. Dzieciaki. Ja, z drugiej strony, byłam nadal trochę zmęczona, ale powoli dochodziłam do siebie. Pomagała mi Cola Zero. – Okay. – Westchnęłam, przeglądając numery w moim telefonie. Aż odnalazłam numer Liam’a. 548 | T h i s L i f e
Nacisnęłam przycisk połączenia dokładnie w tej samej chwili, gdy rozległo się pukanie do drzwi. – Eric, otwórz, dobra? – krzyknęłam, wiedząc, że oglądał wiadomości w salonie. – To prawdopodobnie Kellan lub James. Lub obaj. – Mówi Liam Masen. – Liam powitał mnie gburowato. Parsknęłam cicho. – Przepraszam, obudziłam cię? W tle usłyszałam jakiś szelest, zanim przemówił ponownie. – Bella? – Ach, tak. Był zdziwiony, że mnie słyszy. To znaczy… dlaczego miałabym mieć jakiś powód, aby do niego dzwonić? – Coś się stało, kochana? – Nie – odpowiedziałam, machając do Kellan’a i James’a, którzy w tym momencie weszli do kuchni. – Ale potrzebuję twojej pomocy, jeśli chodzi o karty kredytowe. Whistler ma obecnie tylko gotówkę. – Kellan i James pocałowali mnie w policzek, zanim ich niepodzielną uwagę zyskało jedzenie. – Domyślam się, że wiesz, co z tym zrobić. – Jasne, oczywiście – powiedział Liam i teraz brzmiał na bardziej obudzonego. Zgaduję, że to ja go obudziłam, co było dobre. W końcu niedługo miał przywieźć lekarza do mojego męża. – Czy to ma być na coś specjalnego? Będziemy u was niedługo, więc powiedz mi, jak wiele potrzebujesz. Sięgnęłam po kolejne dwa kubki i wlałam w nie kawę dla Kellan’a i James’a. – Na ubrania. – Westchnęłam. – Nic tutaj nie mamy. – Dzięki, kochana – powiedział James, biorąc ode mnie kubek. – Będę w salonie. – Mamy swój rachunek w Harvey Nichols, jednak pod fałszywym nazwiskiem – powiedział Liam. – Mogę wysłać ci smsem szczegóły i będziesz mogła zrobić zakupy, wykorzystując te dane. Jak dla mnie brzmiało to dobrze. – Dziękuję, Liam – odpowiedziałam, łapiąc James’a za ramię, zanim mógł wyjść z kuchni. – Czy Alec i Nessa mają ubrania? – Liam zachichotał i powiedział, że tak. – W porządku, poczekaj jeszcze sekundę, Liam. – Spojrzałam na James’a i zapytałam: – A jak ty stoisz z ubraniami? Ty też, Kellan; macie jakieś ubrania? James uśmiechnął się zawstydzony. – Przypuszczam, że mam podstawowe rzeczy. – To samo ja – powiedział Kellan. Więc szybko znalazłam długopis i notatnik, po czym zapytałam ich o ich wzrost. 549 | T h i s L i f e
– Metr osiemdziesiąt pięć – powiedział mi James. – Metr dziewięćdziesiąt trzy – odpowiedział Kellan i zapisałam to sobie, zanim oddaliłam ich machnięciem ręki. Z wzrostem mojego męża metr dziewięćdziesiąt i jego budową ciała, z łatwością mogłam ocenić rozmiary reszty chłopaków, wzorując się na rozmiarze Edwarda. Emmett miał także metr dziewięćdziesiąt, jednak był trochę masywniejszy, niż Edward, Kellan, Eric i James. Prawdopodobnie nosił ten sam rozmiar, co Sam, jak zgaduję, a James i Eric mieli prawdopodobnie taki sam rozmiar. – A ty potrzebujesz czegoś, Liam? – Zastanawiałam się, wracając do rozmowy z nim. Zapisałam w notatniku to, czego potrzebowaliśmy. Dżinsy, bluzy, t–shirty, garnitury, bieliznę, przybory toaletowe, skarpety… – Nie, wszystko mam, kochana – odpowiedział Liam. – Jednakże przypuszczam, że Ness chciałaby jakieś dziewczęce gówna. – Zanotowałam – zachichotałam. – W porządku, dzięki za pomoc. Do zobaczenia wkrótce. Och, i mamy tu śniadanie, gdybyś chciał wiedzieć. – Kurewsko wspaniale. Pa, Bello. Po tym, jak wysłał mi smsem dane o Harvey Nichols’ie, spędziłam dobre czterdzieści minut przy telefonie, rozmawiając z osobistym sprzedawcą z modnego sklepu z odzieżą. Zamówiłam wszystko, czego potrzebowali chłopcy, a gdy przyszło do zamówienia ubrań dla mnie, Nessy, Rose i Autumn, byłam szczęśliwa, gdy usłyszałam, że mogę sprawdzić ich asortyment w internecie, zanim się na coś zdecyduję. T