red0;Nicola Thorne
Imperium Szampana
(Champagne)
Przełożył Konrad Witkowski
cykl
Imperium Szampana
Tom 1
Przedmowa Autorki
Szkic fabuły po...
17 downloads
11 Views
6MB Size
red0;Nicola Thorne
Imperium Szampana
(Champagne)
Przełożył Konrad Witkowski
cykl
Imperium Szampana
Tom 1
Przedmowa Autorki
Szkic fabuły powieści, którą właśnie macie państwo przed sobą, jest oryginalnym dziełem markiza d’Aulan, prezesa kompanii Piper Heidsieck. W wyniku zawiłego splotu wypadków miałam możność zapoznać się z tym szkicem, a następnie poproszono mnie, abym napisała powieść opartą na tym pomyśle.
Po licznych dyskusjach i spotkaniach z wieloma osobami we Francji i w Anglii, po napisaniu dwóch kolejnych wersji obszernych konspektów, powstał wreszcie utwór, który rozpoczyna się na następnych stronicach.
Francois dAulan udzielił mi daleko idącej pomocy, służył radą, między innymi w związku z charakterystyką poszczególnych postaci, umiejscowieniem akcji jak też i rozwojem wypadków. Czuję się zobowiązana do wyrażenia mu w tym miejscu mojej wdzięczności. Byłam oczywiście bardzo zadowolona, gdy ostateczna wersja powieści zyskała jego akceptację.
Osobno chciałabym podziękować markizowi i jego żonie, Soni, za ich troskliwość w okresie, kiedy umożliwili mi prowadzenie studiów nad tematyką książki.
Wyrazy wdzięczności należą się też Jean Patrickowi Flande i Luisowi Williamsowi z Tropix Ltd. za okazaną mi pomoc oraz Peterowi Janson Smith’owi i Johnowi Parkinsonowi z wydawnictwa Booker PLC za organizację całego przedsięwzięcia.
N. T.
Londyn, 1988
Prolog
Samolot minął właśnie rozciągające się szeroko w dole winnice Toskanii i skierował się w stronę Alp, gdy w kabinie Georges’a Desmonda zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się głos pilota: – Dzwoni do pana syn, monsieur Desmond.
– Który syn? –odburknął Desmond przyciskając do ucha słuchawkę. –Halo!?
– Halo, dzień dobry ojcze, tu Zac! Jak tam toskańskie winnice? –w głosie Zaca był ton usłużnego zainteresowania, nieomal uniżoności, który zawsze irytował Georges’a.
– A niby jak mają wyglądać o tej porze roku? Powinieneś sam to wiedzieć lepiej ode mnie! –sapnął do słuchawki wyglądając równocześnie przez okno samolotu.
– Przepraszam, ojcze. Posłuchaj –Zac zrobił pauzę –zastanawiał się nad doborem właściwych słów, bojąc się ostatecznie wyprowadzić ojca z równowagi.
– Chciałbym spotkać się z tobą na lotnisku. O której wylądujecie w Reims?
Wyginając przegub ręki, w której trzymał słuchawkę, Georges zerknął na zegarek.
– Za jakieś drobne tysiąc pięćset godzin. A co, masz jakiś szczególny powód, żeby po mnie wyjeżdżać?
– Chciałem porozmawiać z tobą przed dzisiejszą kolacją. Mam pewne plany, które chciałbym przedyskutować –teraz głos Zaca był pełen podniecenia. –Mam dla ciebie wielkie nowiny, ojcze. Wspaniałe nowiny.
– Nie mogę się wprost doczekać! –odpowiedział Georges opryskliwym tonem. –Będę w Reims o trzeciej po południu. Do zobaczenia, Zac.
– Au revoir, Papa. Bon vol!
Georges gwałtownym ruchem odwiesił słuchawkę i wygodnie rozparł się w fotelu, obserwując poprzez postrzępione, gęste chmury szczyty Alp, piętrzące się teraz wprost pod nim. Ten wspaniały widok poruszał za każdym razem nawet jego, człowieka o twardym charakterze, który sam zwykł decydować o dotyczących go sprawach, człowieka, który przeżył już większą część danego mu czasu i który osiągnął niemal wszystko, co można osiągnąć na tym świecie. Przynajmniej tak właśnie myślało o nim wielu. Jako urzędujący prezes Grupy Desmonda, która z niewielkiej firmy urosła pod jego rządami do rangi międzynarodowej korporacji –był przecież jedną spośród kilku najbardziej znaczących osobistości we Francji.
Ale Georges Desmond miał kłopoty. Ich źródłem, a zarazem źródłem jego niepokoju o przyszłość firmy i rodziny był jego najstarszy syn –Zac. Wspomnienie Zaca jako małego chłopca, dzikiego, samotnego, wciąż niepewnego siebie, wypłynęło jak żywe w jego świadomości w czasie, gdy samolot obniżył stopniowo pułap lotu i zaczął skręcać na zachód, w kierunku Francji.
Widział oczyma wyobraźni wszystkie swoje dzieci, jak bawią się na podwórzu rodzinnej posiadłości nad brzegiem Marny. Widział swoją angielską żonę, jak zawsze zrównoważoną, siedzącą spokojnie pod drzewami i obserwującą dzieci spod ronda wielkiego, szykownego kapelusza, który osłaniał jej twarz przed słońcem. Ta idylliczna scena mogłaby budzić może czyjąś nostalgię, w istocie jednak jej spokój i szczęście były pozorne. Georges był bardzo wymagający, jego dzieciom było niezwykle trudno go zadowolić a Zac, biedny Zac, tak bardzo się starał...
Nawet teraz znów miał jakąś wielką ideę. Poprzednia kosztowała Grupę Desmonda 50 milionów franków. I to właśnie wtedy on, Georges, podjął tę decyzję. W jego wyobraźni wizję bawiących się dzieci zastąpił teraz inny obraz, jeszcze bardziej realistyczny. Wysoka, jasnowłosa dziewczyna, będąca właśnie tuż u progu dojrzałości, wędruje wzdłuż piaszczyste...