George Herbert Wells
Tono–Bungay
Tytuł oryginału angielskiego Tono–
Bungay
Przełożył Bronisław Zieliński
Przedmowa
Ogólna opinia czytającej publicznoś...
5 downloads
5 Views
George Herbert Wells
Tono–Bungay
Tytuł oryginału angielskiego Tono–
Bungay
Przełożył Bronisław Zieliński
Przedmowa
Ogólna opinia czytającej publiczności
światowej uważa George’a Herberta
Wellsa (1866–1946) za pisarza Anglii
wieku XX, który co do poczytności i
sławy dorównuje Karolowi
Dickensowi, najwybitniejszemu
reprezentantowi literatury angielskiej
wieku XIX. Podobne też były do
pewnego stopnia dzieje ich życia i
twórczości. Obydwaj wyszli ze
środowiska mniej niż
drobnomieszczańskiego, obydwaj
urodzili się w tych samych, rolniczych i
mało uprzemysłowionych hrabstwach
południowo — wschodniej Anglii,
obydwaj ulegli jednakowo sile
przyciągania wielomilionowej
metropolii, Londynu.
Tak jak pierwsze utwory młodego
Dickensa, Szkice Boza i Klub
Pickwicka, zdobyły mu olbrzymią
popularność i zwróciły na niego już w
roku 1837 uwagę rodaków, a nawet
świata, tak i pierwsze sensacyjne
opowieści naukowo — fantastyczne
Wellsa już w roku 1895, kiedy autor ich
liczył zaledwie 29 lat, zostały
okrzyknięte jako dzieła w najwyższym
stopniu oryginalne i nowatorskie,
stawiając autora od razu w samym
centrum zainteresowania i rozgłosu. Nim
przetoczyły się ostatnie lata wieku XIX,
Wells był już uznany, sławny, niezależny
materialnie i zdolny wpływać potężnie
na wyobraźnię czytelników.
W jaki sposób ten syn nędznego,
tandetnego sklepikarza w Bromley, na
przedmieściu Londynu, syn matki
pełniącej po bankructwie męża
obowiązki pokojówki w dworze
wiejskim potrafił wysunąć się w krótkim
czasie na czoło ludzi piszących i
przemawiać do milionów czytelników,
słuchających go z zachwytem?
Rozwiązanie zagadki leży w chciwości
wiedzy, w chłonności umysłu
młodzieńca, rozglądającego się bystrymi
oczami po świecie, w którym los kazał
mu się urodzić. Nie dał się ujarzmić
otoczeniu ani woli rodziców, którzy dla
zarobku oddali go w trzynastym roku
życia do sklepu aptekarza w Windsor, a
gdy stamtąd uciekł, do magazynu
bławatnego w South–ea. Młody George
Herbert rzucił to zajęcie, które miało mu
zapewnić chleb, przygotował się do
egzaminów, wstąpił do szkoły średniej
w Midhurst, w hrabstwie Surrey, płacąc
za naukę pracą w charakterze
wychowawcy. Uzyskawszy stypendium,
wstąpił do jednego z zakładów
przyrodniczych Uniwersytetu
Londyńskiego w South Kensington, w
Londynie, gdzie mdał szczęście
studiować anatomię pod kierownictwem
znakomitego biologa, prof. Thomasa
Huxleya. Ukończywszy studia z
odznaczeniem w roku 1888, został
nauczycielem szkoły średniej w
dzielnicy St. John’s Wood w Londynie.
Skutkiem przepracowania i wypadku na
boisku musiał przerwać tę pracę, by już
nie powrócić do nauczania, lecz
przerzucić się do pisarstwa, w którym
przy pierwszych próbach przejawił się
jego żywiołowy talent.
Odkrywszy swój talent, uzbroiwszy
się uprzednio w laboratoriach w
podstawową Wiedzę fizyko —
matematyczną i technologiczną,
rozpoczął Wells twórczość pisarską,
która według jego własnego
późniejszego określenia przechodziła
przez trzy fazy: okres opowieści
naukowo — fantastycznych, okres
powieści w właściwym tego słowa
znaczeniu i okres powieści
stanowiących rodzaj traktatów
społecznych.
W pierwszym okresie swej
działalności, trwającym od 1895 do
1905, Wells przyznawał się do wpływu,
jaki na niego wywarli H. L. Stevenson,
E. A. Poe, John Ruskin, William Morris,
Thomas Huxley, P. B. Shelley i
ekonomista amerykański Henry George,
lecz stanowczo zaprzeczał, jakoby
naśladował Jules Verne’a. W istocie
jednak i dziś trudno oprzeć się wrażeniu,
że ten właśnie pisarz pobudził jego
wyobraźnię.
Niezwykle bogata twórczość tego
okresu, to jeden niekończący się
fajerwerk fantastycznych pomysłów
czerpanych z dziedziny wiedzy, lecz
przetwarzanych tak, że blednie przy nich
urojony, nierzeczywisty świat poetów
romantyzmu. Poeci romantyczni ze
wszystkimi swoimi pomysłami ballad,
niesamowitych przygód i sytuacji, łatwo
zostali pokonani przez Wel — lsa, który
umiał wyczarować fakty i światy, o
jakich dotąd nikt nie słyszał. W okresie
tym powstały takie opowieści jak
Wehikuł czasu (1895), Człowiek
niewidzialny (1897), Wojna dwóch
światów (1898) i Pierwsi ludzie na
księżycu (1901).
Nie ulega wątpliwości, że cyrkowe
żonglowanie Wellsa tematyką
fantastyczną trwało, biorąc pod uwagę
jego talent pisarski, nazbyt długo. W
końcu pisarz postanowił zmienić
kierunek. Ustaliwszy swoją sławę,
zdobywszy pełna, niezależność
finansową, osiadł na prowincji w
pobliżu Dover. Tu w sąsiedztwie
wspaniałych parków, należących do
hrabiny Warwick, w czarującym cottage,
willi wiejskiej pisarza, w okolicy
słynnej z piękności falistego krajobrazu,
powstały w latach 1905–1915
najpiękniejsze utwory Wellsa, powieści
w stylu Dickensa, z bohaterami, branymi
z otaczającego go świata prostych ludzi i
z własnych przeżyć autora.
Silna skłonność do zużytkowywania
wątków autobiograficznych,
nagromadzone obserwacje — od
biednej klitki sklepikarskiej w Bromley,
poprzez prace subiekta, studia i
pierwsze sukcesy aż do kariery pisarza
— przejawiły się żywiołowo w
opowiadaniach o tradycyjnym
charakterze powieściowym.
Wyprzedziła ten rodzaj twórczości
powieść Miłość i Mr Lewisham (1900),
gdzie bohater, świetnie się
zapowiadający osiemnastoletni
naukowiec, zaprzepaszcza swoje szansę,
żeniąc się za wcześnie i bez należytego
wyboru. Teraz pisze Wells powieść za
powieścią, a mianowicie Kippsa, czyli
historię prostej duszy (1905), Tono–
Bungay (1909), Historię pana Polly
(1910), Nowego Machiavella (1910),
Małżeństwo (1911), Namiętnych
kochanków (1912), Żonę Sir Izaaka
Harrnana (1914), Wspaniałe
poszukiwanie (1915) i inne. Wszystkie,
a zwłaszcza cztery pierwsze, należą do
najudatniejszych artystycznie utworów
Wellsa, wykazują doskonałą
obserwację, dużo humoru, realistyczną
ocenę sytuacji współczesnej, plastyczną,
uderzającą trójwymiarowość, obracają
się w kręgu osobistych doświadczeń
autora.
Największym osiągnięciem w tej serii
realistycznych powieści jest
bezsprzecznie Tono–Bungay napisany w
roku 1909. Tradycyjna miłość do
krajobrazu i środowiska młodości,
odzywająca się tak żywiołowo w
dziełach wielkich Anglików, Szekspira
czy też Dickensa, znalazła pełny wyraz
również w powieści Wellsa Tono–
Bungay, w której akcja dzieje się na
początku w regionie kentyjskim, miejscu
zamieszkania autora. W opis dworu w
Bladesover włączył Wells cały
krajobraz południowej Anglii, urok jej
rezydencji dworskich, jej parków i
wzgórz oraz ironicznie i krytycznie —
satyrę na obumierający świat feudalny,
zanikający pod koniec panowania
królowej Wiktorii. Autor nie ma
pobłażania dla dworu w Bladesover, dla
tego „Opadłego Liścia”, bo tak by
można przetłumaczyć nazwę Bladesover,
dla tej zmurszałej hierarchii rodów
szlacheckich, ich paraliżującego
wpływu na otoczenie, ludność wiosek i
małych miasteczek, żyjących bezdusznie
w podziwie dla „przebrzmiałej”
arystokracji, George Ponderevo,
patrzący ze wzgardą na służalczość
służby dworskiej, pośród której widzi
własną matkę, wydziera się ze wstrętem
z tego otoczenia, ażeby w Londynie, u
stryja Edwarda, przeżyć drugie
rozczarowanie, kiedy samozwańczy
pseudowynalazca bezużytecznych
medykamentów stwarza koncern
fabrykujący je i sprzedający naiwnej
klienteli. Daleko szukać równie
zjadliwej satyry na business i
oszukańcze machinacje burżuazyjnych
awanturników, bogacących się kosztem
łatwowiernych klientów. Tono–Bungay,
to w wolnym przekładzie „Driakiew
znachora”, lek rzekomo uśmierzający
bóle, środek toniczny, wzmacniający
działanie całego ustroju fizycznego lub
jego narządów, nazwany Bungay od
imienia mnicha–czarnoksiężnika z XIII
wieku, znanego tradycji angielskiej z
oszustw i złej sławy.
Doskonała, karykaturalna postać
śmiałego pirata kapitalistycznego, żywa,
urozmaicona akcja, krytyczne uwagi
naukowca, sceptyka, młodego George’a
Ponderevo, składają się na wspaniałą
panoramę, w której jak w krzywym
zwierciadle ukazane zostały poczynania
wielkiego kapitału Anglii na przełomie
wieku XIX i XX, z obrazem ruiny
finansowej i śmierci żarłocznego rekina.
Dalsze utwory powieściowe tego
okresu coraz częściej poruszają problem
socjalizmu. Wells nie był nigdy
socjalistą W rozumieniu
marksistowskim. Nie w zjednoczeniu
klasy robotniczej wszystkich krajów
widział Wells przemianę społeczną
świata, lecz raczej w upowszechnieniu
dóbr cywilizacji w szerokich masach,
którego to upowszechnienia dokonać
muszą działacze, politycy,
intelektualiści. Jak większość
ówczesnych anglosaskich reformatorów
społecznych, marksistowska dialektyka
rozwoju społecznego była Wellsowi
obca. Socjalizmu uczył się u
prosperującej podówczas grupy
fabiańskiej. Ale i u Fabianów nie
popasał długo, związany z nimi jedynie
w latach 1903–1806. Interesując się
przemianami społecznymi, a jeszcze
bardziej politycznymi, propagował
Wells przez pewien czas, zwłaszcza do
pierwszej wojny światowej,
przebudowę ustrojów państwowych w
zjednoczoną republikę światową, tzw.
The World State Państwo świata). Myśl
ta przewijała się szczególnie poprzez
powieści Nowi przyjaciele (1913),
Świat wyzwolony (1914) i Wspaniałe
poszukiwanie (1915).
Trzeci okres twórczości Wellsa, lata
1915–1946, najdłuższy i najpłodniejszy,
wypełnił się powieściami — traktatami
społecznymi. Okres ten budzi najwięcej
zastrzeżeń, gdyż Wells przy całym
swoim talencie pisarskim i chęci
przekształcenia społeczeństw nie
zrozumiał nigdy praw rozwoju
społecznego. Pisał dziesiątki książek
przeciw instytucjom ustroju
burżuazyjnego, specjalnie angielskiego,
lecz wszystkie swoje reformy opierał na
ewolucji, na rozpowszechnieniu oświaty
i pionierskich, postępowych idei,
krzewionych przez takich jak on
intelektualistów, nigdy zaś nie uznawał
walki klasowej, rewolucji i zwycięstwa
proletariatu jako drogi przemian
społecznych. Miał wysokie ambicje
męża stanu. Dwukrotnie próbował
dostać się do Izby Gmin. Gdy to się nie
udało, postanowił inaczej wpływać na
rozwój wypadków. Jeździł z odczytami
do Sorbony, przemawiał o pacyfizmie w
Reichstagu (1928). W roku 1920 odbył
podróż do Związku Radzieckiego i w
rozmowie z Leninem, przeprowadzonej
na Kremlu, ujrzał w zapowiedzi wodza
proletariatu, dotyczącej elektryfikacji i
uprzemysłowienia nowej Rosji, jedynie
utopię, nie dającą się zrealizować. Z
przekonaniem tym nie rozstał się i po
latach czternastu, kiedy w roku 1934,
przybywszy powtórnie do Moskwy, w
długiej konferencji ze Stalinem
próbował go nakłonić do zaprzestania
walki klas i radził realizować
doskonałość ustroju burżuazyjnego,
szczególnie amerykańskiego. Bernard
Shaw i ludzie orientujący się w sytuacji
politycznej mieli doskonałą sposobność
pokpiwania z Wellsa po tej jego
niefortunnej wyprawie na Kreml.
Wellsowi udawało się czasem na
podstawie wykształcenia przyrodniczo–
fizycznego przewidywać pewne
wydarzenia, np. rozwój techniki
wojennej. Już w roku 1903 w opowieści
Żelazne potwory lądu opisał dwie
armie walczące w okopach i rowach
strzeleckich, póki sporu nie
rozstrzygnęło użycie czołgów. W roku
1908 w powieści Wojna w powietrzu
przedstawił przejmująco zniszczenie
krajów przez flotę powietrzną,
szczególnie niemiecką, co sprawdziło
się podczas jednej i drugiej wojny
światowej. Przewidywał również
niszczącą działalność pocisków
atomowych i możliwość podróży
międzyplanetarnych.
Jednakże w dziedzinie przewidywań
politycznych ponosił Wells raz po raz
sromotną klęskę. Koncepcja powstania
imperium światowego pod
kierownictwem i zwierzchnością Anglii
nie była niczym jak czystą mrzonką.
Szereg książek, zbaczających w sferę
spekulacji idealistycznej o wybraństwie
dusz i ich kierowniczej roli w świecie,
były wyraźnym bezdrożem. Sumarycznie
stwierdzić należy, że wyobrażenie, jakie
Wells miał o sobie jako historyku
przeszłości, jako mężu stanu od
zagadnień współczesnych i jako proroku
wytyczającym drogi rozwojowe dla
ludzkości, było bolesną samoułudą.
Jeżeli brać pod uwagę ciężar
gatunkowy pojęć politycznych i
społecznych Wellsa, zostało dostatecznie
stwierdzone, że znajdowały się na
poziomie wyobrażeń angielskiego
socjalisty utopijnego z początku wieku
XIX, Roberta Owena, — który na
wszelkie bolączki społeczne
propagował szerzenie oświaty wśród
robotników i wzniecanie humanitarnych
uczuć w sercach pracodawców.
Podobnych iluzji pozbył się pod koniec
życia prawie w zupełności Karol
Dickens. Wells jednak nie umiał do
końca życia przezwyciężyć swojego
ideologicznego, o sto lat zapóźnionego
stanowiska.
Na szczęście, w okresie trzecim
wraca Wells niejednokrotnie do formy
powieściowej, w której traktat
społeczno–polityczny zostaje odsunięty
na plan dalszy, a na pierwsze miejsce
wybija się fabuła tycząca już to utopii,
już to konkretnego zagadnienia czy
wreszcie wydarzenia aktualnego.
Spośród tych powieści Wellsa,
napisanych między rokiem 1920–1930,
bodajże cztery należy zaliczyć do
najlepszych: Ludzie jak bogowie
(1923), Sen (1924), Ojciec Krystyny
Alberty (1925) i Strajk (1926). Dwie
pierwsze mają charakter utopijny.
Nawiązując do Nowoczesnej utopii z
roku 1905, pozwalają nam sobie
wyobrazić świat takim, jakim chciałby
go widzieć Wells. Trzecia jest krytyką
angielskiego prawodawstwa w stosunku
do ludzi psychicznie chorych. Czwarta
to komentarz do strajku z roku 1926,
który był próbą sił lewicowych w
Anglii, podjętą przeciw reakcyjnej
prawicy, będącej u steru w okresie
1919–1945. Bealby, Wyspa wariatów,
Król, który był królem i inne z ostatnich
jego powieści zwrócone są przeciwko
rządom konserwatywnym tego okresu.
Książek ogłosił płodny pisarz grubo
ponad setkę.
Kiedy w roku 1946, w wieku lat
osiemdziesięciu, Wells zamknął oczy na
wieki, jeden z młodych kolegów–pisarzy
oświadczył nad jego grobem:
„Z lekkim sercem daruję Wellsowi
jego obojętność wobec poezji i
malarstwa i jego filisterskie
pojmowanie życia. Wykazuje on wielką
siłę umysłu i zdolność gromadzenia
wielkiej ilości faktów i to w sposób
pobudzający do myślenia. Kładzie
nacisk na ważność wiedzy w epoce,
kiedy pisarze wyraźnie jej nienawidzili.
Jego odczucie ciągłości logicznego
rozwoju dziejów ludzkości posiada
niecodzienną wartość. Ono to pozwalało
mu przewidzieć nieraz bardzo trafnie
zdarzenia mające nastąpić w
przyszłości, co wprawiało w podziw
jemu współczesnych.”
Wells sam wyraził się o sobie w swej
autobiografii z roku 1936, a więc na
dziesięć lat przed śmiercią, jak
następuje:
„Był to jeden z najpłodniejszych
pracowników pióra swej epoki… Miał
wyczucie tego, co się zbliża… Lubił być
przyrównywany do Rogera Bacona…
Był eseistą piszącym wiele na tematy
publiczne i jeszcze płodniejszym
producentem powieści… Należał do
intelektualistów, którzy z zasady unikają
rwących i emocjonalnych strumieni
życia. Był typem raczej naukowca niż
artysty, chociaż posługiwał się formami
literackimi.”
Do sądów tych możemy dodać od
siebie po latach dziesięciu, które mijają
od zgonu pisarza, że o ile twórczość
jego okresu trzeciego, poświęcona
sprawom projektowanych przemian
społecznych i politycznych, podzieliła
los wszelkich tego typu utopii i mrzonek
— tonąc w zapomnieniu, o tyle powieści
fantastyczno–naukowe i powieści w
stylu dickensowskim ostały się i ostaną
na przyszłość w literaturze jako dzieła
żywe i nowatorskie.
Należy do nich między innymi
powieść Tono–Bungay uważana przez
wielu krytyków za jedną z kluczowych
pozycji w twórczości George’a
Herberta Wellsa.
Stanisław Helsztyński
Księga pierwsza
Okres
poprzedzający
wynalezienie Tono–
Bungay
Rozdział pierwszy
O zamku Bladesover i
mojej matce; o ustroju
społeczności
1
Życie większości ludzi na tym świecie
posiada jakiś określony „charakter”; ich
dzieje mają początek, środek i koniec, a
te trzy stadia są wzajemnie zestrojone i
zgodne z cechami danego typu. O takich
osobnikach można powiedzieć, że należą
do tego czy innego gatunku. Są po prostu
— jak mówią ludzie teatru — „aktorami
charakterystycznymi”. Mają swój
poziom, swoje miejsce, wiedzą, co jest
dla nich stosowne i co im się należy, a
odpowiedni rozmiar nagrobka mówi w
końcu o tym, czy należycie odegrali
swoją rolę. Istnieje jednak także inna
odmiana życia, będąca nie tyle
bytowaniem, co kosztowaniem żywota
na rozmaite sposoby. Człowieka uderza
znienacka jakaś niepospolita siła,
zostaje wyrzucony ze swojego łożyska i
przez resztę czasu życie układa mu się na
opak, stanowi niejako jedno pasmo
doświadczeń. Taki właśnie był mój los i
to mnie w końcu skłoniło do napisania
czegoś w rodzaju powieści.
Zaznałem niezwykłej ilości wrażeń, o
których koniecznie chcę opowiedzieć.
Oglądałem życie w bardzo różnych
płaszczyznach, a zawsze
przypatrywałem mu się z bliska i z
dobrą wiarą. Byłem obywatelem wielu
krain socjalnych. Byłem niepożądanym
gościem pracującego piekarza, mojego
kuzyna, który potem umarł w lecznicy w
Chatham; w pokojach służbowych
zajadałem ukradkiem różne smakołyki
podsuwane mi przez lokai; za mój brak
elegancji darzyła mnie wzgardą córka
urzędnika gazowni (z którą to córką
następnie ożeniłem się i rozwiodłem), a
także — aby przerzucić się do drugiego
krańca, figurowałem niegdyś — o czasy
błyskotliwe! — na przyjęciu wydanym
przez hrabinę. Była to — przyznać
muszę — hrabina typu finansowego,
niemniej jednak hrabina. Oglądałem tych
ludzi pod różnymi kątami widzenia. Do
stołu zasiadałem nie tylko z
utytułowanymi, ale i z wielkimi tego
świata. Pewnego razu — jest to moim
najświetniejszym wspomnieniem — w
zapale wzajemnego zachwytu rozlałem
szampana na spodnie największemu
mężowi stanu w całym Imperium —
Boże broń, bym miał być tak
małoduszny, żeby wymienić jego
nazwisko!
A raz (choć jest to rzecz najbardziej
przypadkowa w moim życiu)
zamordowałem człowieka…
Tak, widziałem bardzo ciekawe
odmiany ludzi i stylu życia. Dziwni byli
oni wszyscy — wielcy i mali —
ogromnie do siebie podobni w gruncie
rzeczy, a osobliwie różni na zewnątrz.
Żałuję, że sięgnąwszy tak daleko, nie
sięgnąłem jeszcze dalej, zarówno w
górę jak w dół. Zapewne warto jest znać
członków rodziny królewskiej i musi to
być ogromnie przyjemne. Moje kontakty
z książętami krwi ograniczały się jednak
do terenu ściśle publicznego; natomiast
jeśli idzie o drugi koniec skali
społecznej, nie uzyskałem — nazwijmy
to — wewnętrznej wiedzy o tej
pośledniej, ale pociągającej grupie
ludzi, którzy latem wędrują po
gościńcach, podpici, lecz en familie (w
ten sposób okupując tę drobną usterkę) z
wózkiem, lawendą na sprzedaż,
opalonymi dziećmi, swoistym zapachem
i zagadkowymi tobołkami, budzącymi
różne skojarzenia w wyobraźni.
Robociarze, rolnicy, marynarze i
palacze, wszyscy ci, co przesiadują po
starych piwiarniach, pamiętających rok
1834, są mi również dalecy i pewnie
pozostaną takimi na zawsze. Moje
obcowanie z arystokracją było też dosyć
nikłe; raz pojechałem na polowanie z
pewnym księciem i w przypływie
czegoś, co bez wątpienia było
snobizmem, starałem się, jak mogłem,
wygarnąć mu ze strzelby po nogach. To
mi się wszakże nie udało.
A jednak żałuję, że nie poznałem ich
wszystkich…
Zapytacie, dzięki jakim przymiotom
uzyskałem tak niezwykły zasięg socjalny,
tak szeroki przekrój społecznego
organizmu brytyjskiego. Sprawił to
Przypadek Urodzenia. Zawsze tak bywa
w Anglii. Zaiste, jeśli wolno mi uczynić
podobnie kosmiczną uwagę, wszystko
zależy od niego. Ale to tylko tak,
mimochodem.
Byłem bratankiem mojego stryja, czyli
ni mniej ni więcej tylko słynnego
Edwarda Ponderevo, którego kometowy
przelot po finansowym niebie wydarzył
się już całe dziesięć lat temu. Czy
pamiętacie czasy Pondereva, ów okres
jego świetności? Może mieliście swój
drobny udział w którymś z jego
przedsięwzięć, co wstrząsnęły światem?
W takim razie znacie go aż nadto dobrze.
Dosiadłszy Tono–Bungay śmignął przez
puste niebiosa niby kometa — lub raczej
olśniewająca raca — a osłupiali
udziałowcy rozwodzili się nad jego
gwiazdą. U zenitu rozprysnął się w
mgławicę najświetniejszych zaszczytów.
Cóż to były za czasy! Istny Napoleon
artykułów gospodarstwa domowego!…
Byłem jego bratankiem, bratankiem
ulubionym i zaufanym. Przez całą tę
drogę wisiałem uczepiony u poły jego
surduta. Zanim rozpoczął swoją karierę,
sporządzałem wraz z nim pigułki w
aptece w Wimblehurst. Byłem, można
powiedzieć, trzpieniem jego rakiety, a
po naszym wspaniałym wzlocie, gdy już
poigrał milionami niby złocistym
deszczem z niebios, ja, ujrzawszy z lotu
ptaka współczesny świat, opadłem,
może nieco pokaleczony i p...