1 2 Tłumaczenie: PassionTeam Rozdziały: 1-5 : AngeSkye 6-10 : wiola13-11 11-15 : snll 16-20 : different_4 21-24+epilog : Nikita24 Korekta: artazy Poni...
14 downloads
23 Views
4MB Size
1
Tłumaczenie: PassionTeam Rozdziały: 1-5 : AngeSkye 6-10 : wiola13-11 11-15 : snll 16-20 : different_4 21-24+epilog : Nikita24
Korekta: artazy Poniższe tłumaczenie w całości należy do autora książki, jak i jego prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto, poniższe tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo!
Przypominamy, że nie wyrażamy zgody na umieszczanie, ani rozpowszechnianie tego tłumaczenia w jakiejkolwiek formie na innych chomikach, jak i nigdzie indziej w sieci.
2
„Tutaj,” powiedział, naciskając na skórę nad moim sercem, „jesteś nieczuła. I jesteś bliżej śmierci niż ja.” Mam na imię Parker. Moje ciało jest naznaczone bliznami, które powstały w wyniku ataku, którego nie pamiętam. Którego nie chcę pamiętać. Wybieram, aby przejść przez życie obserwując, a nie doświadczając. W czasie, gdy ludzie się śmieją, całują i łączą, ja jestem w kącie. Obserwuję jak żyją. Jestem obojętna na wszystko, na wszystkich. Jedyną emocją, którą czuję w głębi siebie jest irytacja i czuję ją często. Wiadomość tekstowa wysłana na niewłaściwy numer okazuje się być moją zgubą. Ma na imię Everett, ale ja nazywam go niegrzecznym. Jest nachalny, arogancki, narusza moją przestrzeń osobistą i co najgorsze, sprawia, że czuję. Decyduje się nosić czarne ubrania, przez cały czas, jakby oczekiwał, że weźmie udział w pogrzebie. Prawdopodobnie dlatego, że tak będzie. Everett umiera. I spędza swoje ostatnie dnie żyjąc, żyjąc najlepiej jak może. Robiąc to, zmusza mnie do czucia, do uzdrowienia. Zmusza mnie do stanięcia twarzą w twarz z demonami, które stłumiłam w swojej pamięci. Rani mnie, zaspokaja, uzupełnia. I jednocześnie umiera.
3
‘Radość jest zawsze następstwem cierpienia.’ GUILLAUME APOLLINAIRE
4
JEDEN Jedna wiadomość odmieniła całe moje życie. Nieznany: Tu przyjaciel Jacoba, Everett. Powiedział, że powinniśmy się spotkać. Dziewięć słów. Dwa zdania. Jednak właśnie wtedy rozpoczęło się moje nowe życie, choć wówczas jeszcze o tym nie wiedziałam. Ponadto wybrał zły numer, ale nie powiedziałam tego, temu tajemniczemu Everettowi. Moi przyjaciele, a raczej współlokatorzy, co jest bardziej odpowiednie, właśnie wyszli, zostawiając mnie samą w pokoju, siedzącą w o trzy rozmiary za dużej bluzie i poplamionych farbą spodniach do jogi. Nie miałam na sobie makijażu, a włosy związałam w luźnego koka na czubku głowy, więc nie mogłam zostać posądzoną przez jakikolwiek żurnal o bycie modną. Nagle miałam dodatkową opcję do wyboru tej nocy. Zazwyczaj moje wieczory składały się z tego samego – książek, oglądania ludzi z balkonu, nauki albo pracy na mojej zmianie w restauracji. Nigdy nie byłam zabierana w piątkowe czy sobotnie noce. Pewnie dlatego, że byłam nudna i nietowarzyska. Zazwyczaj moje zmiany przypadały na czas śniadań i lunchy, gdy klienci byli zbyt skacowani lub zajęci wciągającymi rozmowami, co dla mnie było korzystne. Istniało wtedy mniejsze prawdopodobieństwo, że będą rozwodzić się na temat blizny na mojej twarzy lub tej na ręku. Blizny nie były czymś, o czym szczególnie chciałabym rozmawiać nad kawą i jajkami. Jednakże wiadomość od nieznajomego była czymś, co nie przydarzało się codziennie. Albo w ogóle kiedykolwiek, serio. Jedynymi osobami, które do mnie pisały, byli współlokatorzy i to tylko wtedy, kiedy trzeba było zabrać ich pijane tyłki. Nawet gdy dziś wychodzili, Jasmine powiadomiła mnie, że oczekuje, iż będę dostępna, by ich odebrać. I dlaczego mieliby na mnie nie liczyć? Byłam niezawodna. Nie imprezowałam. Więcej czasu spędzałam w mieszkaniu, niż poza nim i nigdy nie miałam planów. Przyznaję, Jasmine wykorzystywała mój brak życia towarzyskiego, a ja jej na to pozwalałam. Dziś wieczór, choć wychodząc posłała mi nieszczerego buziaka, byłam wściekła, co było dla mnie nowością. Prawie nigdy nie czułam czegoś więcej od strachu czy łagodnej irytacji.
5
Dlatego chwyciłam telefon, przetarłam kciukiem po słowach na ekranie i podjęłam decyzję. Być lekkomyślną. Być dziewczyną, jaką byłam kiedyś. Ja: Jasne. Gdzie? Kiedy? Wysłałam odpowiedź, zanim mogłam to sobie wyperswadować. Było
to
niebezpieczne
zachowanie,
szczególnie
dla
dwudziestojednoletniej
dziewczyny, ale zawsze unikałam ryzyka. Nigdy nie złamałam godziny policyjnej, nigdy nie przemycałam do mojego pokoju faceta, nigdy nie zostałam zamordowana, nigdy tak bardzo nie przekroczyłam granicy buntu. Zanim wyszłam spod kurateli, byłam niemal purytańska w moim zachowaniu. Kiedy skończyłam osiemnastkę, odrzuciłam wszelkie zasady, lecz po tym, jak zostałam zaatakowana pośrodku opuszczonego parkingu, wczołgałam się w dziurę obojętności. To było pewnie powodem, dla którego moi współlokatorzy wykorzystywali moją zdolność, by zabierać ich z jakiejkolwiek speluny, z której potrzebowali ratunku. Nie miałam życia. Nie miałam zajęć. Nie miałam planów, a już na pewno nie spotykałam się z nieznajomymi z powodu kaprysu. Chodziłam na zajęcia z antropologii. Pracowałam. Chowałam się w swoim pokoju. Postukałam palcami o blat biurka, pragnąc, by odpisał. Wtedy nagle pomyślałam, czy on w ogóle żyje w tej okolicy. Moje nowo odnalezione poczucie spontaniczności może okazać się krótkotrwałe, w zależności od jego odpowiedzi. Nie musiałam się długo zastanawiać. Everett: W The Brick. O 9? Ponieważ żyłam na uboczu, uruchomiłam laptop i wygooglowałam The Brick, oddychając z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to cztery przecznice od mojego mieszkania. Nie będę musiała tam nawet jechać. Będę mogła uciec do domu, gdy tylko będę chciała. Zawsze myślałam praktycznie. Praktyczność: zabójca marzeń i dobrej zabawy. A ja byłam dla praktyczności najcenniejszym zabójcą. Ja: Do zobaczenia. Wstałam i przeciągnęłam się, patrząc na moją ponurą szafę w poszukiwaniu inspiracji. Kiedy szłam w jej stronę, zawibrował mój telefon, leżący na biurku.
6
Everett: W co będziesz ubrana? Muszę wiedzieć, kogo szukać. Spojrzałam w dół na mój obecny strój. To nie mogło być to. Przygryzłam palec, zastanawiając się. Inspiracja przyszła do mnie w jednej chwili, a palce przebiegły po dotykowym ekranie. Ja: Szukaj dziewczyny, która nie pasuje. Odpisał bardzo szybko, a wiadomość wydawała się być przyjaźniejsza od poprzednich. Everett: Teraz naprawdę nie mogę doczekać się, by cię spotkać. Gdybym się uśmiechała, zrobiłabym to. Jednak nie robiłam tego, nigdy. Ściągnęłam przez głowę bluzę, a potem wyśliznęłam się ze spodni do jogi. Później ruszyłam przez hol, do pokoju Jasmine. Nie miałyśmy określonych zasad, dotyczących dzielenia się ubraniami, prawdopodobnie dlatego, że Jasmine wiedziała, że nigdy nie będę miała okazji włożyć czegoś, co nie jest z mojej zwykłej, ponurej szafy. Jednak otworzyłam drzwi jej garderoby i cofnęłam się, podziwiając wachlarz różnych opcji, które mnie powitały. Cztery lata temu nosiłam bardzo podobne ciuchy. Mniej materiału, więcej skóry. Moja dłoń tęsknie pogłaskała wieszaki. Ujrzałam moją lewą rękę i odsunęłam ją, jakby mnie zdradziła. Blizna idąca od łokcia do kciuka była przypomnieniem, dlaczego już nie byłam jak Jasmine. Chwyciłam z wieszaka jasnoróżową sukienkę bez ramiączek. Raz widziałam w tym Jasmine. Była dopasowana do ciała, a dół składał się z warstw, przywodzących na myśl syrenie łuski. Przypomniałam sobie, że Jasmine jej nie lubiła, ponieważ jej piersi się z niej wylewały. Szczęśliwie, nie miałam dużego dekoltu i nikt nie oskarży mnie o bycie piersiastą. Wybiegłam z jej pokoju, jakby mieli mnie złapać i wśliznęłam się w sukienkę od razu po wejściu do mojej sypialni. Nie mogłam ubrać do niej biustonosza, ale to nie miało znaczenia. Nie posiadałam lustra do podłogi w pokoju, ponieważ nigdy go nie potrzebowałam, więc boso zeszłam w dół holu, do sypialni innej ze współlokatorek. Carly była dla mnie znacznie milsza niż Jasmine, ale to z nią miała więcej wspólnego, więc spędzały wiele nocy, szalejąc w lokalnych barach, przez co zawsze pozostawałam sama. Co mnie nie martwiło. Tak właściwie, rozkwitałam w samotności. Carly mogła traktować mnie w
7
ten sam sposób, co Jasmine i wciąż bym o to nie dbała. Wredna czy miła, to nie robiło mi różnicy. Czasem uprzejmość Carly była równie irytująca, co uszczypliwość Jasmine. Podeszłam do lustra na drzwiach szafy i przyjrzałam się sobie. Jasny róż sukienki całkiem ładnie komponował się ze śnieżnobiałym odcieniem mojej cery. Powędrowałam spojrzeniem po odbiciu, zanim nie dotarło ono do twarzy. Musiałam zrobić coś z tym niedbałym kokiem na czubku głowy. I może też się umalować. Zrobiłam nalot na zasoby kosmetyków Carly, zacieniając moje jasnoniebieskie oczy kredką. Rozmazałam ją wokół oczu, tworząc smoky eye. Cofając się, by spojrzeć na odbicie w lustrze, przypomniałam sobie o pierwszym roku po opuszczeniu rodziny zastępczej, kiedy to nie wychodziłam z sypialni bez pełnego makijażu. Odgoniłam wspomnienia i niepewnie posmarowałam bliznę, zniekształcającą mój lewy policzek, korektorem. Była ona chaotyczna, ciągnęła się od ust, przez policzek, aż do linii włosów. Musnęłam linię przecinającą skórę i w odbiciu ujrzałam bliznę na ramieniu, która biegła równolegle z tą na twarzy. Zanim moje myśli zagłębiły się w tej czarnej dziurze wspomnień, zabrałam rękę i obróciłam twarz, by mieć lepszy widok na bliznę na policzku. Korektor, którego użyłam, jeszcze bardziej ją podkreślił. Wzięłam chusteczkę i go zmyłam, woląc pokazać podatną na zranienia skórę, niż zaczynać od tworzenia płynnych kłamstw. Po założeniu prostych kolczyków na uszy, weszłam do łazienki i rozczesałam włosy. Kok nadał moim włosom trochę objętości, a końcówki odrobinę się podkręciły. Zrobiłam przedziałek po środku i pozwoliłam im zwisać bez innych starań. W tym czasie dochodziła już dziewiąta, więc wiedziałam, że muszę się pośpieszyć. Gdy trafiłam na chodnik, przywitały mnie odgłosy śmiechu, przez co, drżąc ze strachu, który w jednej chwili się do mnie zakradł, rozglądnęłam się dookoła. Co ja wyrabiałam? Nie robię takich rzeczy. Nigdy nie opuszczam w nocy mieszkania, chyba że muszę wpaść po współlokatorów. A już na pewno nie zdarza mi się wychodzić w nocy i iść gdzieś pieszo. Dłońmi chwyciłam małą torebkę, przewieszoną przez ciało. Spakowałam do niej telefon, dowód, kartę kredytową, błyszczyk i nóż. Nic nadzwyczajnego, może prócz ostatniej rzeczy. Nóż zabieram ze sobą wszędzie. Po złych doświadczeniach sprzed czterech lat wiem, jak głębokie rany może zadać. Szłam szybkim krokiem chodnikiem, wdzięczna za tłum ludzi palących przed barami. Piętnastu nieznajomych było mniej strasznych, niż jeden.
8
Po jakiś paru minutach, zatrzymałam się przed The Brick. Albo przed czymś, co, jak założyłam, było The Brick. Jasny, neonowy znak nad metalowymi drzwiami podawał tę nazwę, jednak budynek w żaden sposób do niej nie pasował. Był z betonu i stali, totalna speluna. Ale zaangażowałam się w to i nie miałam chęci, by zawrócić. Wyciągnęłam telefon z torebki i sprawdziłam godzinę. 8.59. Niemal zaczęłam oklaskiwać się za punktualność, zanim zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie powinnam się modnie spóźnić. Przed wpuszczeniem do środka, bramkarz mnie wylegitymował. Bar był jednym, długim pomieszczeniem. Wąskim. Podłużny, czarny i lakierowany bar błyszczał w przyćmionym świetle czerwonych lamp, wiszących wzdłuż całego wnętrza. Po przeciwnej stronie baru znajdowało się kilka stolików barowych. Było cicho. Jedyne dźwięki dochodziły od barmana, który stawiał na blacie szklanki albo przyciszonych rozmów. Weszłam bardziej w głąb lokalu i usłyszałam melodyjny ton muzyki podobnej do bluesowej, która dochodziła z głośników wiszących nad barem. Przypominając sobie, dlaczego tu jestem, powędrowałam wzrokiem przez kilka par znajdujących się w knajpie, przypuszczając, że nie ma wśród nich tego, kogo szukałam. Wróciłam spojrzeniem do baru, przyglądając się samotnym klientom. Był tam starszy mężczyzna, siedzący najbliżej mnie, wyglądający, jakby był w połowie drogi do głębokiego snu. Spokojnie założyłam, że nie był to Everett. Zauważyłam parę garniturów i zmrużyłam oczy, jednak pominęłam ich, gdyż niepostrzeżenie między nich wśliznęła się kobieta. Gdybym nie przyszła tu w określonym celu, pewnie z chęcią obejrzałabym ich wymianę zdań. Zauważyłam też kilku maruderów i parę kobiet w średnim wieku, zanim moje spojrzenie zatrzymało się na nim. Niemal go nie widziałam, bo jego głowa była pochylona, kiedy bawił się zapalniczką. Siedział bardzo blisko końca baru, sam, z niską szklanką z bursztynowym płynem w wolnej dłoni. Jego włosy były atramentowo czarne, gęste i przydługie. Mogłam zobaczyć, że zarost pokrywa jego twarz, choć wyglądało to tak, jakby nie golił się przez kilka dni, a nie zapuszczał pełnowymiarową brodę. W słabym oświetleniu nie widziałam nic więcej, więc powoli skierowałam się wzdłuż baru w jego kierunku. Podchodząc do niego, przyjrzałam się jego ubraniu. Czarne jeansy, czarny pasek i taka też koszula. Na oparciu jego krzesła, wisiała czarna, skórzana kurtka. Facet w czerni. Zajęłam miejsce obok niego, a torebkę położyłam na barze. Barman skierował się w moją stronę i skupiłam na nim spojrzenie, gdy poczułam, że mężczyzna po mojej lewej patrzy na mnie.
9
Kątem oka zauważyłam, że opuszcza wzrok na moje ciało i musiałam oprzeć się pokusie, by nie wiercić się na krześle. – Co zamawiasz? - zapytał barman, opierając ręce na blacie, naprzeciw mnie. Spojrzałam ponad facetem w czerni, na butelki pokrywające ścianę. – Gin z tonikiem, proszę. Z dodatkową limonką. Barman skinął i odszedł. Położyłam komórkę na barze, po czym sięgnęłam do torebki po kartę kredytową. Potem zwróciłam spojrzenie ku mężczyźnie siedzącemu obok mnie. Pierwsze, co zauważyłam, to jasne oczy. Moje własne, niebieskie, były jasne, jednak jego miały zimny niebiesko-zielony odcień, nienaturalnie komponujący się z czarnymi włosami i gęstymi, czarnymi brwiami. Zmarszczył czoło, a następnie przechylił głowę. – Sarah? - zapytał niepewnie. Barman wrócił z moim ginem z tonikiem, a ja podałam mu kartę. – Chcesz otworzyć rachunek… Parker? - zapytał barman, czytając moje imię z karty. Popatrzyłam na niego i skinęłam. – Poproszę. – Zgaduję, że to odpowiedź na moje pytanie. - usłyszałam z boku. Odwróciłam się w jego stronę. – Oh? - zapytałam, spokojna. – Czekam na kogoś. - wyjaśnił, nieświadomie kręcąc płynem w szklance. – Kogoś, kto nazywa się Sarah? - spytałam, obracając się i patrząc przed siebie. – Tak. - ponownie poczułam na sobie jego wzrok, kiedy mnie obczajał. Widział tę stronę mojego profilu, na której widniała blizna, lecz nie wydawała się go odstręczać czy degustować. Obróciłam się twarzą do niego, patrząc mu bezpośrednio w oczy. Jego własne nie oderwały się od moich nawet na sekundę. Poczułam w sobie jakieś poruszenie, na co zamrugałam zaskoczona. Nie mogłam tego zdefiniować. Zaskoczyło mnie to. Nie był to strach czy rozdrażnienie: jedyne emocje, które silnie odczuwałam. Zgaduję, że był to pociąg.
10
Kiedy pochylił się ku mnie odrobinę, wiedziałam, że miałam rację. Pożądanie. Było coś w sposobie, w jaki na mnie patrzył. Gdy mówił, zaskarbiał moja uwagę. Po tym poczułam znane uczucie: irytację. Nie potrzebowałam czuć pożądania do kogoś całkowicie obcego. Facet obok mnie był przystojny w surowy sposób. Jego twarz nie mogła być posądzona o bycie zniewieściałą, miękką. Zamiast tego wyglądała, jakby doświadczyła skutków opalania, tortur żalu. Łagodne linie wokół ust świadczyły, że wie, jak się uśmiechać i często to robi. Jedyną linią na mojej twarzy była rana od noża. Zmusiłam mięśnie twarzy, by się rozluźniły. Oczywiste było, że jest atrakcyjny i może w innym życiu mocno bym z nim flirtowała. Jednak teraz była inna. Wyrobiłam sobie zwyczaj studiowania ludzi, patrząc, jak żyją. To był mój sposób na istnienie - przez badania, nie doświadczanie. Pociągnęłam łyk drinka i rozejrzałam się po lokalu. – Zgaduję, że jeszcze jej nie ma. Westchnął i zniecierpliwiony przejechał dłonią przez włosy. – Pewnie nie. - spojrzał ku wyjściu i wypił resztkę drinka. Wydawał się być nieco niespokojny. Być może zdenerwowany? Obserwowałam, jak jego ręka bawi się szklanką, a druga wielokrotnie zapala zapalniczkę. Klik, klik, klik. Poczułam suchość w gardle, zanim się skarciłam. Wróciłam znów do drinka. Barman postawił stos plasterków limonki na serwetce leżącej obok koktajlu. Wzięłam plaster do ust, między zęby, odrywając skórkę podczas jedzenia. Po odłożeniu trzeciej skórki na serwetkę, facet w czerni, który, jak wydedukowałam, był Everettem, spojrzał na mnie. – Czy ty właśnie to zjadłaś? - skinęłam i przełknęłam. Oblizałam usta w przypływie impulsu i nie ominęłam tego, jak jego oczy śledziły ruch mojego języka. Kiedy nic nie odpowiedziałam, zaczął oglądać, jak jem czwarty plasterek. Obrócił się mocniej w moją stronę i obserwował z niedowierzaniem. – To nie jest… kwaśne? - zapytał, wyglądając, jakby go mdliło. – Jest. - wzruszyłam ramionami. – No i?
11
Gdy jadłam piąty, obserwował mnie z zachwytem. Czułam się niekomfortowo pod jego bacznym spojrzeniem. To zazwyczaj ja byłam obserwatorem. Nikt nigdy nie zwracał na mnie uwagi. Kiedy skończyłam szósty, barman położył kolejną serwetkę obok prawie pełnego drinka. – Dziękuję. - powiedziałam bez uśmiechu. Rzadko to robiłam. Nie wiedziałam, jak to robić autentycznie. Nie miałam depresji. Nie byłam po prostu osobą emocjonalną. – To niegrzecznie, tak się gapić, wiesz? - powiedziałam rzeczowo do Everetta, biorąc kolejny plaster. Potrząsnął głową. – Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. Nigdy też nie widziałem, żeby ktoś jadł limonki, jakby były jabłkami. - zmarszczyłam czoło. – Ja też. Szczególnie, że skórki jabłek są cieńsze od limonek. - położyłam skórkę na serwetce i spojrzałam na niego. – Poza tym, jabłka są obrzydliwe. - nie włożyłam w tą wypowiedź wielu emocji, więc prawdopodobnie zabrzmiała monotonnie. Znów na niego spojrzałam, śledząc jego twarz. Pod jasnymi oczami miał głębokie cienie, sprawiające, że zimny błękit tęczówek wyglądał na jeszcze jaśniejszy. Począwszy od cieni pod oczami, po rysy jego twarzy, oczywistym było, iż jest zmęczony. I coś w tym mnie pociągało. Lubiłam niedoskonałość; podobało mi się, że wygląda na twarzy na odrobinę wyczerpanego. Potrząsnął głową, jakby był w transie i zerknął na telefon. Wydawał się poruszony. – Sarah się spóźnia? - zapytałam. Kącik moich usta zadrgał i aż uniosłam dłoń, by to poczuć. Jestem pewna, że zaskoczenie odbiło się w moich oczach. Sytuacja była zabawna, to wiedziałam. Ale nie spodziewałam się, że tak zareaguję. Everett wypuścił oddech i uniósł swoją szklankę do barmana, jasny znak proszący o dolewkę. Podczas gdy barman nalewał mu drinka, palce Everetta przelatywały przez ekran komórki, zanim nie odłożył jej na blat. Nerwowo przygryzłam usta. Sekundę później przez ladę zawibrował mój telefon, a hałas był ogłuszający wśród panującej pomiędzy nami ciszy. Zobaczyłam, że Everett powstrzymuje się od wypicia świeżo zrobionego drinka i patrzy na
12
moją komórkę. Rozbłysło powiadomienie o nowej wiadomości. Zmarszczył brwi i pociągnął łyk alkoholu. Wzięłam spokojny łyk drinka, po czym ostrożnie odłożyłam go na serwetkę, wygładzając jej rogi i dopiero wtedy wzięłam telefon. – Przepraszam. - powiedziałam, odwracając się od niego. Everett: Wciąż zamierzasz przyjść? Czułam się niekomfortowo, czując na sobie uważne spojrzenie Everetta, więc szybko odpisałam. Ja: Jestem tu. Cześć. To wszystko, co mogłam wymyślić. Odwróciłam się i odłożyłam telefon na ladę, biorąc kolejny plaster limonki, kiedy jego komórka zabrzęczała, a mój SMS wyświetlił się na ekranie. Everett spojrzał na nią, a później na mnie. – Jednak nie jesteś Sarah? – Nope. - tym razem wierciłam się na krześle. Nie przemyślałam tej części. – Kiedykolwiek się tak nazywałaś? - uniosłam na to brwi. – Nie. - co to było za pytanie? – Jestem… - zaczął, przeczesując dłonią włosy. - zdezorientowany. Tak, zdezorientowany. Spodziewałem się Sarah. – Cóż - powiedziałam, biorąc mały łyk drinka. – Zamiast tego masz Parker. – To żart? Jacob powiedział, że daje mi numer do Sarah. – Kim jest Jacob? - zapytałam nonszalancko. Po raz pierwszy wyszczerzył zęby. – Nie jesteś przyjaciółką Jacoba, prawda? - wzięłam kolejny łyk drinka i położyłam go na serwetce. – Pewnie nie. - nie mam przyjaciół, dopowiedziałam w myślach.
13
– Napisałem pod zły numer? - zapytał, odchylając się, by mieć na mnie lepszy widok. Wzruszyłam ramionami i przełknęłam kolejną limonkę. – Jeśli spodziewałeś się Sarah, przyjaciółki Jacoba, kiedy wysyłałeś wiadomość, wtedy tak, mój numer był zły. - powiedziałam to z lekkim sarkazmem, jednak powstrzymywałam tę cechę, zachowując wystarczający dystans. – Cóż, dlaczego tego nie wyjaśniłaś, kiedy napisałem do ciebie ‘Tu przyjaciel Jacoba, Everett.’, w moim pierwszym SMS’ie? – Przypuszczałam, że sądziłeś, iż Jacob jest osobą zabawnie wyolbrzymiającą pewne sprawy, a ja powinnam go znać. - skłamałam, ale zabawnie to brzmiało. Everett pociągnął łyk drinka. Zaraz po tym krótko się zaśmiał. – I zdecydowałaś się przyjść tu sama? Spotkać się ze mną? Mogłem okazać się szalonym, seryjnym mordercą. Wyraźnie zadrżałam. Niemal wypuściłam z dłoni skórkę limonki, którą wyciągnęłam z ust, a gardło ścisnęło się, sprawiając, że owoc niemalże się cofnął. Wiedziałam, że mój niepokój był spowodowany jego słowami, a nie tym, że faktycznie mógłby być tym, kim sugerował. Seryjni mordercy nie ubierają się cali w czerń i nie piją whiskey w barach w bluesowym stylu. Oni czają się w zaułkach, w ciemności, żerując na nieświadomych ich obecności. Zdawałam sobie sprawę, że moja reakcja na wymyśloną na poczekaniu uwagę, została przez niego zauważona, ponieważ wydawał się czuć niekomfortowo. Starałam się przełamać napięcie. – Byłam znudzona. - wypaliłam. – Możesz powtórzyć? Napiłam się drinka, by alkohol ukoił nerwy, które we mnie rozgorzały, zanim przełknęłam. – Przyszłam sama, ponieważ się nudziłam. - postawiłam drinka, odwracając się do niego i mierząc go wzrokiem. – I mój stan się nie zmienił.
14
Patrzyłam, jak uświadamiał sobie znaczenie tych słów. Wiem, że to było wredne. Byłam jednak społecznie niezdarna, wymuszając na sobie samej samotność. Słowa mogły kąsać. Rozmawiając z nieznajomymi chciałam, aby moje słowa miały kły. Pociągnął whiskey, spojrzenie miał powściągliwe. Nie mogłam go odczytać tak łatwo, jak innych ludzi, co mnie irytowało. Siedzieliśmy tu, przy końcu baru, mając wzrok utkwiony w sobie nawzajem i rozważając, co powiedzieć. Postawił szklankę na ladzie i potarł kciukiem górną wargę. W jego oczach nie było wahania, wciąż patrzył w moje. Mój umysł zalały różne myśli; nie mogłam uciszyć żadnej z nich. – Tak naprawdę, to dlaczego tu przyszłaś? - spytał, jego głos był ledwo głośniejszy od szeptu. Coś w sposobie, w jaki to powiedział sprawiło, że chciałam przekładać nogę w górę i w dół. Stwierdziłam, że chcę to usłyszeć jeszcze raz. – Co powiedziałeś? - spytałam, pochylając się bliżej. Przestrzeń pomiędzy nami została zniwelowana sekundę później, kiedy owinął rękę wokół oparcia mojego krzesła i przybliżył się jeszcze bardziej, tak, że jego usta otarły się o moje ucho. Poczułam niekontrolowaną potrzebę, by skrzyżować nogi. Mój oddech stał się płytki, tętno przyspieszyło i nie mogłam powstrzymać fali pragnienia, która mnie zalała. – Spytałem, - zaczął, oddech miał ciepły od whiskey – dlaczego naprawdę tu przyszłaś? Czułam się jak w pułapce. Całkowicie mnie otoczył, a jego głos… dlaczego się wierciłam? Bez sekundy zastanowienia wstałam, chwyciłam torebkę i telefon i ruszyłam do wyjścia. Biegłam wzdłuż chodnika, moje obcasy wczepiały się w zużyty beton. Kilka razy upadłam, kiedy na ślepo biegłam do mieszkania, ignorując gwizdy i wchodząc w ulicę, by uniknąć wpadnięcia na grupę palaczy zgromadzonych przy ulicznych lampach. Podmuch dymu uderzył w moją twarz, zalewając mnie falą wspomnień, które tłumiłam. Dym był dla mnie kojącym zapachem, jednak za każdym razem, gdy go czułam, przypominałam sobie własne ciało leżące na asfalcie oraz głos nawołujący, bym się obudziła. Mówili mi, że ten zapach jest najsilniejszym powiązaniem ze wspomnieniami i wierzyłam w to. Wydobywało to przeszłość, którą próbowałam ignorować.
15
Jak tylko weszłam do mieszkania, zatrzasnęłam drzwi i zwymiotowałam do kuchennego zlewu.
16
DWA Około pierwszej nad ranem leżałam pośrodku łóżka na pościeli, wciąż ubrana w sukienkę Jasmine. Zwymiotowałam na włosy i twarz, ale nie przejmowałam się tym. Moje myśli wciąż przetwarzały to, co się stało. Mój telefon zawibrował na szafce nocnej. Jasmine i Carly prawdopodobnie były gotowe, bym po nie podjechała. Zamiast tego oczekiwała mnie wiadomość od kogoś innego. Było to zdjęcie mojej karty Visa i krótki tekst. Everett: Chcesz ją z powrotem? W końcu coś poczułam. Była to irytacja, którą dobrze znałam. Ale dlaczego miał moją kartkę kredytową? Ja: To kradzież. Everett: Nope. Zapłaciłem za twojego drinka i czternaście limonek, a kiedy barman zapytał się, czy jestem twoim chłopakiem, odpowiedziałem, że tak. Ja: To kłamstwo. Everett: Yep. Rozgorzało we mnie rozdrażnienie. Ale jednak było w tym coś, co mnie rozbawiło. Ja: Nie wzięłam czternastu limonek. Everett: Cóż, za tyle zapłaciłem. O tym nie skłamałem. Ja: Oh, i nie jesteś moim chłopakiem. Everett: Dzięki za wyjaśnienie. Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Ja: Nie, nie chcę jej z powrotem. Proszę, kup sobie coś ładnego u Tiffany’ego. Na mój koszt. Everett: Wow, dziesięć minut rozmowy, a czytasz ze mnie jak z książki.
17
Ja: Nie sądzę, by to było dziesięć minut. Everett: Zawsze jesteś taka przekorna? Ja: Nie jestem przekorna. Ułożyłam się wygodnie na łóżku. Kącik moich ust znów zadrżał. Było to przedziwne uczucie. Everett: Zawsze wybiegasz z baru jak burza? Ja: Zawsze uciekam od obcych facetów. Everett: Spotkajmy się jutro na śniadaniu. Możesz zwrócić mi za czternaście limonek, stawiając tłuste śniadanie, idealne na kaca. Ubierz adidasy, żebyś tym razem mogła uciec z większą gracją. Ja: Ubiorę obcasy. Everett: Oczywiście, że tak. Schmidt’s. Dziewiąta rano. Ja: Dobra. Moja odpowiedź była niechętna. Czy naprawdę chciałam zjeść z nim śniadanie? Rozważyłam plusy i minusy i zdecydowałam, że tak. Bardziej z ciekawości, niż czegoś innego. Nie mógł być przerażający za dnia. W czerni będzie się wyróżniał. Jak postać z kreskówki. Nadeszła kolejna wiadomość. Jasmine: Możesz po nas podjechać? Dopisała adres. Moja irytacja zapłonęła na nowo. Nagle przypomniałam sobie, że noszę jej sukienkę. Nie zamierzałam się przebrać. Pojawiłam się pod domem piętnaście minut później. Przed wyjściem związałam włosy w kok oraz umyłam twarz i zęby. Jasmine i Carly siedziały na krawężniku, w ciemności. Carly na przemian wymiotowała na ulicę i czkała. Przypuszczałam, że to drugie było wynikiem tego pierwszego. Westchnęłam i otworzyłam tylne drzwi, wyciągając worek spożywczy z podłogi i podając go Carly. Jasmine była bardziej trzeźwa niż zwykle i przyjrzała się mi uważnie, zanim usadowiła Carly na miejscu.
18
– To moja sukienka? - spytała ze słyszalnym zarzutem w głosie. – Owszem. - potwierdziłam, zapinając Carly pas. Cofnęłam się na krawężnik, patrząc wyzywająco na Jasmine, chcąc, by coś powiedziała, cokolwiek. Zerknęła na mnie w ciemności, jakby nie mogła mnie rozgryźć. W końcu wzruszyła ramionami. – Możesz ją wziąć. – Dobrze. - odparłam. – Bo jestem całkiem pewna, że są na niej wymiociny.
Budzik zadzwonił o 8.30, ale byłam już obudzona. Po odwiezieniu Carly i Jasmine poszłam wziąć prysznic i zmyć z siebie rzygi. To był mój sposób na radzenie sobie w sytuacjach, które przynosiły niechciane wspomnienia. Wyłączanie myśli. Terapeuta powiedział mi, że u ludzi, którzy mają za sobą traumatyczne przejścia, często spotykane jest blokowanie wspomnień, aby tym samym uśmierzyć ból, unikając uczuć. Problemem był fakt, że nie robiłam nic w kierunku odrętwienia. Już taka byłam. Mój mózg był znieczulony. Szłam przez życie unikając potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Gdy znajdowałam się w niekomfortowym położeniu, nie było mowy o ‘walcz lub uciekaj’. Zawsze uciekałam. Nie obchodziło mnie, że nie pozwalam sobie czerpać z życia. Rozkoszowałam się odrętwieniem. Byłam emocjonalnym bankrutem. To powiedział mi terapeuta, kiedy wyjawiłam, jak niewiele czuję. Emocje zawsze były mgliste, krótkotrwałe, niewielkie. Odczuwałam je przerywanie, przywodziły na myśl kroplę deszczu uderzającą o skórę, powodującą, że zaczynasz się zastanawiać, czy zaczyna padać. Tylko że w moim przypadku, nigdy nie padało. Dlaczego więc zgodziłam się na śniadanie z Everettem? Nie byłam pewna. Nawet w najmniejszym stopniu. Weszłam do łazienki i włączyłam światło, mrużąc oczy, kiedy świetlówki rozjaśniły pomieszczenie. Nie spałam zbyt dobrze, choć nie było to czymś wyjątkowym. Niespecjalnie dbałam o sen. Nie odnajdywałam w nim ukojenia czy odpoczynku.
19
Zaczęłam myć zęby, kiedy spojrzałam w górę. Odbicie w lustrze ukazało mi dziewczynę o bladej cerze, z cieniami pod oczami tak głębokimi, że przypominały siniaki. Włosy były zmierzwionym nieładem przez to, że leżałam na nich, gdy były mokre. Uwolniłam rękę, zostawiając w ustach szczoteczkę, aby uporządkować bałagan na głowie i związując włosy w kok na jej czubku. Kiedy opuściłam mój pokój, zastałam w kuchni Carly, robiącą jajecznicę. – Hej. - powiedziała, kładąc jajka na talerzu. – Wcześnie wstałaś. - to było moje standardowe przywitanie. Choć wolałam ją od Jasmine, to i tak nie mogłam powiedzieć, że jesteśmy ze sobą blisko w jakimkolwiek znaczeniu. Carly wypiła szklankę soku pomarańczowego, kiwając. Była ubrana w za dużą koszulkę, zwisającą do jej ud. – Czuję się zaskakująco dobrze po ostatniej nocy. - Przypomniałam sobie o całym tym wymiotowaniu i zdałam sobie sprawę, że mój samochód jest brudny. Carly przerzuciła czarne włosy przez ramię i spojrzała na mnie pytająco. – Co to za spojrzenie? – Mój wóz jest brudy. - zakradła się do mnie lekka irytacja. Rozdrażnienie i ja dobrze się znaliśmy. Zwłaszcza, jeśli chodziło o obrzyganie całej mojej tapicerki. Twarz Carly opadła. – Oh, kurwa, przepraszam. Posprzątam po śniadaniu. – Mam plany na porę śniadaniową. - nie byłam pewna, czemu jej to powiedziałam, ale zdobyłam jej uwagę. Odwróciła się do mnie z wszechwiedzącym uśmieszkiem. – Randka? - spytała, z pozorną nadzieją. Niemal się wzdrygnęłam. – Nie. Ktoś zrobił mi przysługę i teraz, zgaduję, wiszę mu pancakesy. 1 Uśmieszek Carly nie zniknął, dopóki nie spojrzała w dół, wtedy od razu opadł.
1
Naleśniki amerykańskie.
20
– W tym wychodzisz? - spytała, machając szpatułką. Spojrzałam na siebie, miałam spodnie do jogi i za dużą bluzę, mój normalny ubiór. Wzruszyłam ramionami, kiedy nasze spojrzenia ponownie się spotkały. – Yeah. - jej oczy omal nie powiększyły się do dwukrotnej wielkości. – Nie. - podkreśliła to, kładąc szpatułkę na ladzie i wyłączając piekarnik już sekundę później. – Nie wyjdziesz tak ubrana. A twoje włosy? - spojrzała na bałagan na mojej głowie, jej twarz wyrażała cierpienie. – Chodź tu. - uparła się, ciągnąc mnie w dół korytarza. Pół godziny później, szłam chodnikiem do naleśnikarni. Carly zmusiła mnie do włożenia letniej, koralowo-granatowej sukienki i granatowych szpilek. Sprawiła też, że kok w mniejszym stopniu przypominał gniazdo, a nawet zrobiła mi makijaż, by ukrył cienie pod oczami. Czułam się nie na miejscu w tej sytuacji, nie wiedząc, czego się spodziewać. Moje ręce zaczęły mrowić, kiedy dostrzegłam logo na ścianie budynku, próbując zignorować kręcących się po chodniku ludzi, z których parę zatrzymało się, by rzucić na mnie okiem. Teraz czułam coś więcej niż irytację: czułam tęsknotę. Tęsknotę za moimi rozciągniętymi spodniami do jogi. W drodze do restauracji zauważyłam, że coś w noc naszego spotkania się nie zgadzało. W Kalifornii były miliony facetów. Co było w nim specjalnego? Alkohol lub spontaniczność pomieszały mi w głowie. Ja nie czuję. Żądza nie chwyta mnie jak imadło i nie wykręca z pragnienia. To było irracjonalne. To nie byłam ja. Mój wzrok powędrował do faceta w czerni, stojącego na chodniku. Nie potrafiłam wyjaśnić, skąd wiedziałam, że to on, ale tak było. A wtedy się odwrócił. Moje oczy zdradziły mnie w chwili, w której spotkały jego. Nie chciały przerwać z nim kontaktu, a już chwilę później tak samo moje serce zaczęło nierówno bić w mojej klatce piersiowej. Szedł przez chodnik, twarzą do mnie, gdy ja stałam jak posąg. Ledwo zauważałam ludzi obijających się o mnie, kierujących się we własne strony. Zatrzymał się, pochylając w moją stronę i przyszpilając spojrzeniem. Cały świat pędził dalej, a ja czułam, jakby obcasy wrastały mi w beton. Szedł do mnie pewnym krokiem. Serce poruszyło się w mojej piersi i wiedziałam, bez wahania, że ten człowiek mnie zniszczy. Myśli odebrały mi dech. Ze strachu i oczekiwania. Silniejsze od tego było jednak pożądanie. Co się ze mną stało?
21
Gdy dotarł do mnie, zaczerpnęłam głośno powietrza, jakbym była zaskoczona. Przechylił głowę, oglądając mnie od stóp do głów. – Wybierasz się gdzieś? - wyszeptał. Piesi trochę nas popychali, więc wyciągnął dłoń, by mnie osłonić, a wtedy jego ręka dotknęła nagiej skóry mojego ramienia. Kontakt ten wywołał u mnie małe zaskoczenie, dlatego zdezorientowana spojrzałam w dół. Wtedy zauważyłam jego buty. Mój umysł był zaślepiony. – Mówią, że pierwszą rzeczą, zaobserwowaną u innej osoby są buty, ale to nie może być prawdą, bo ledwo zauważyłam twoje. - słowa same wypłynęły z moich ust. Spojrzałam na niego, lekko zażenowana. Jego oczy zmarszczyły się, kiedy uniósł kącik ust. Wciąż wyglądał na zmęczonego. I dlaczego ostatnia myśl zabrała mnie w zakątki niestosownych wizji? – Nie zwróciłem wcześniej uwagi na twoje. - przyznał. Cofnął się i spojrzał w dół. – Hmm - wymruczał. Szybko zamrugałam. Naprawdę rozmawialiśmy o naszych butach? – Co? – Zrobiłaś dokładnie to, co powiedziałaś. - chwilę zajęło mi załapanie, o co mu chodzi. – Nie mogłam znaleźć adidasów. - odparłam. – Miejmy nadzieję, że tym razem nie będziesz ich potrzebowała. - powiedział, delikatnie ciągnąc mnie za rękę, prowadząc do restauracji. – Gdzie moja karta? - wypaliłam. Everett spojrzał na mnie, jakbym go zraniła. – Najpierw śniadanie. - stwierdził, pochylając się nade mną, przez co włosy opadły mu na oczy. Nie jestem pewna, co w wyrazie mojej twarzy sprawiło, że zaczął się śmiać, ale to zrobił, a dźwięk dotarł do mojego brzucha i drażnił pragnienie, które leżało w oczekiwaniu, niczym wąż czyhający, by zaatakować. Jak to było możliwe, że wyglądał tak samo o brzasku, że w porannym słońcu wyglądał tak samo, jak za dnia, że poranne światło słoneczne
22
oświetlało jego rysy, przyciągając więcej uwagi do linii wokół jego oczu i ust? I dlaczego nie mogłam przestać się gapić? – Nie jestem głodna. - powiedziałam, kiedy prowadził nas do boksu z tyłu. Nie patrzyłam na innych klientów, kiedy niektórzy z nich nas obserwowali. Co widzieli, patrząc na mnie? Podziwiali sukienkę czy wpatrywali się w blizny? Dzisiejszego ranka nie zadawałam sobie trudu, by je ukryć. Z tą myślą spojrzałam na Everetta, który wskazywał mi, bym usiadła w boksie. Dlaczego nic o nich nie wspominał, nie pytał o nie? Zajął miejsce naprzeciw mnie i poprosił kelnerkę o kawę, zanim popatrzył na mnie. – Woda. - odpowiedziałam. Po tym, jak kelnerka odeszła, Everett przełamał kontakt wzrokowy, by otworzyć kartę dań, uważnie ją przeglądając. Nie mówił nic, kiedy wzrokiem błądził po menu. Cicho zamruczał tu i tam, i pokiwał, jakby był głęboko myślał o gofrach i kiełbaskach. Podniósł na mnie oczy. – Co zamawiasz? – Nic. – Coś musisz. - jego spojrzenie nie zadrżało. Powierciłam się trochę i skrzyżowałam ramiona na piersi. – Nie. Jego oczy zwęziły się, ale nie ze złości. Bardziej w kontemplacji. Kelnerka wróciła z naszymi napojami, podczas gdy my urządzaliśmy podświadomy konkurs na spojrzenia. Zapisała zamówienie Everetta, zanim odwróciła się do mnie. Zanim otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, Everett mnie uprzedził. – Key lime pie.2 I jeśli macie, to mogę poprosić o dodatkowe limetki położone na jej talerzu? – Jasna sprawa. - zagruchała kelnerka, przed spacerem z powrotem.
2
Ciasto składające się z kruchego spodu i masy z soku z limonek, żółtek i skondensowanego mleka, pokryte bitą śmietaną
23
Obserwowałam jej odejście z udawanym zainteresowaniem, aby uniknąć patrzenia na Everetta. Jego wzrok sprawiał, że swędziała mnie skóra. – Mówiłam ci, że nie jestem głodna. - powiedziałam w końcu, wygładzając dół sukienki. Everett chwycił telefon, czarny jak jego ubrania, i przesunął palcami po ekranie, podczas gdy drugą ręką nalewał śmietankę do kawy. – To bardzo niegrzeczne, wiesz. - powiedziałam, śledząc jego dłonie, sposób, w jaki nalewał śmietankę bez rozlewania. Jego oczy w jednej chwili wystrzeliły w moim kierunku, a jedno pasmo czarnych włosów wisiało na jego czole, nad lewym okiem. – Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. - powtórzył kwestię z wczorajszej nocy. Nie uśmiechał się, zamiast tego gapił się na mnie. Jego spojrzenie mnie nie opuszczało, było całkowicie skupione. Widziałam w nim wyzwanie. – Potrzebujesz się ostrzyc. - to wywołało mały uśmiech na jego twarzy. – Według ciebie? - lekko pokręciłam się na miejscu. – Cóż, tak właściwie, to tak. I według społeczeństwa ogółem. - uniósł brew. – Oh, naprawdę? - spytał, pochylając nad stołem. – Przebadałaś społeczeństwo w sprawie długości moich włosów? Drażnił się ze mną. Z irytacji zmrużyłam oczy. – Oczywiście, że nie. Ale ogół społeczeństwa utrzymuje swoje włosy w długości, która może uchodzić za namiastkę stylu. - w zamyśleniu potarł brodę. Mogłam niemal usłyszeć pocieranie jego paznokci o zarost. – Chcesz powiedzieć, że moje włosy nie są stylowe? - pociągnęłam łyk wody, by płyn ochłodził mój język. – Tak. Wyglądają, jakby szczur urządził sobie posłanie na twojej głowie. - skłamałam, ale miało to swój zamierzony cel. Rozszerzył oczy, całkowicie, z niedowierzaniem. – Teraz twoje słowa są niegrzeczne. - skinęłam.
24
– Nigdy nie mówiłam, że jest inaczej. - powtórzyłam jego własną kwestię. Everett oparł się na siedzeniu i, patrząc na mnie, przebiegł dłonią przez bujne, czarne loki, zsuwając je z twarzy. W wyniku tego, odsłonił czoło. Moje oczy natychmiast odnalazły kreskę ciągnącą się przy linii włosów. Była nikła, jednak biała, co kontrastowało z jego oliwkową cerą. Wiedziałam, że to blizna, nawet, jeśli była przygaszona i miała małe wgniecenie pośrodku jego czoła. Czułam, że właśnie coś we mnie zaiskrzyło. Coś więcej, niż łagodna irytacja. Nasze oczy się spotkały i zobaczyłam w nich niewypowiedziane słowa. Obydwoje mieliśmy blizny. Nie zdawałam sobie sprawy, że błądzę po jednej z nich na mojej ręce, zanim nie dostrzegłam jego spojrzenia zjeżdżającego w dół. Odsunęłam rękę i włożyłam ją pod stół. Żarliwie chciałam mieć teraz coś z rękawami. – Dlaczego nie zapytałeś mnie o blizny? - powiedziałam bez zastanowienia. Upił łuk kawy, cicho siorbiąc. Jego oczy cały czas przytrzymywały moje. Odsunął kubek od ust i oblizał dolną wargę, zanim postawił go na stoliku. Przeniósł jedną rękę za plecy, wyjmując ją z rękawa kurtki. Odsunął go od łokcia, zanim ponownie położył dłoń na stoliku. Moje oczy skakały pomiędzy nim, a jego ręką. Wiedziałam, że cokolwiek robi, robi to świadomie. Oparł dłonie na blacie przed nami, żyły na kostkach były wypukłe. Podczas gdy patrzyłam na jego dłonie, odwrócił odsłonięte ramię, unosząc nadgarstek, był mogła go zobaczyć. Pierwsze, co zauważyłam, to blizny. Pod włoskami, małe, białe i czerwone kółka, torowały ścieżkę do jego łokcia. – Czemu nie spytasz o moje? - jego głos mnie zaskoczył, byłam tak bardzo skoncentrowana na jego skórze. Pokazał mi swoje blizny. Starałam zdobyć się na zakłopotanie, ale zamiast tego poczułam ulgę. Byliśmy w takim samym położeniu. Kiedy moje poszarpane blizny były wynikiem ataku, jego były celowe, powtarzalne. Chciałam dowiedzieć się więcej. Zwaliłam winę na mój przymus studiowania ludzi. Nie dbam o Everetta. Ale odsłonięcie blizn, które normalnie były ukryte, było szczere jak nagość, jeśli nie bardziej. Jednak ledwo go znałam. – Bo to byłoby niegrzeczne. – Lubisz to słowo, czyż nie? - zsunął rękaw, ukrywając koliste blizny, które pokrywały jego ramię niczym konfetti.
25
– Ciągnie mnie w kierunku szczerości, kiedy ty myślisz, że to nieuprzejmość. pochylił się nad stołem, odwracając moją uwagę od blizn i przykuwając ją do niego. – Skąd je masz? - ponownie napiłam się wody, ponieważ jego skupiona na mnie uwaga spowodowała, że zaschło mi w gardle. Zanim mogłam odpowiedzieć, przyszła kelnerka, kładąc przed nami talerze. Everett cofnął się, a czar został złamany. Spojrzałam w dół na key lime pie. Było zabarwione na jasny, niebiesko-zielony kolor, wyraźnie sztuczny. Odsunęłam od siebie talerz i wzięłam miskę z ćwiartkami limonek, którą postawiła kelnerka. Biorąc pierwszy kawałek do ust, poczułam na sobie wzrok Everetta, więc spojrzałam na niego. Nawet nie podniósł jeszcze sztućców. Zwyczajnie się na mnie gapił. W świetle dnia jego tęczówki były tak jasne, że przypomniały kolor oszukanego ciasta. Ugryzłam limetkę, patrząc w jego oczy. Potrząsnął głową i wbił się w stos pancakesów. Obserwowałam, jak zamoczył je syropem, co mnie zirytowało. Naleśniki będą rozmokłe i obrzydliwe, zanim zdąży je zjeść. Wziął kęs, spotykając moje spojrzenie. Z ustami pełnymi naleśników, uniósł na mnie brew i wskazał na miskę z limonkami. – Co? - zapytałam, zmieszana. Przełknął i upił kawy. – Czy będziemy się nawzajem obserwować przed każdym kęsem? - nie byłam zawstydzona, że przyłapał mnie na gapieniu się. Tak jak wspomniałam wcześniej, niewiele rzeczy mnie dotyka. Uczucia były jak obfity kawałek ciasta; zbyt duży cię zemdli. Moja obojętność była jak wygodny koc. Owijałam się nim i trzymałam uczucia na dystans. W ten sposób życie było prostsze. Dlaczego więc Everett sprawił, że poczułam się inaczej? To przez to, w co się ubrałam? Czy szpilki i sukienka były jak przebranie? Czy, kiedy je założyłam, podświadomie stałam się kimś innym? Było to niepokojące i, gdy połknęłam kawałek limonki, poczułam skrępowanie. Obserwowałam go, kiedy wziął kolejny gryz i zlizał syrop z ust. Miał ładne usta, szerokie, nie za wąskie, z głębokim łukiem pośrodku górnej wargi. Dookoła nich miał kilkudniowy zarost. – Pracujesz? - najwidoczniej jego obecność sprawiła, że spuściłam osłonę i zaczęłam mówić bardziej otwarcie, niż zazwyczaj. Everett skinął i wziął kolejne dwa kęsy naleśników, zanim odpowiedział.
26
– Tak. Ale nie w wakacje. - zjadłam kolejną limetkę, rozmyślając. – Czym się zajmujesz? – Pracuję z gimnazjalistami. – Nauczasz? - zjadł dwa ostatnie kawałki i oparł się wygodnie o tył boksu. – Nie. - nie rozwinął tematu. Kończąc ostatni kawałek limonki, zapytał: – A ty masz pracę? – Tak. - napił się kawy, ponownie cicho siorbiąc. Rozpraszało mnie to. – Co robisz? – Jestem kelnerką. - Everett zacisnął usta, najwyraźniej widząc w tym coś interesującego. Kiedy nic nie odpowiedział, najeżyłam się. – Co? Wzruszył ramionami, sięgając do swojej miejskiej torby. Wyciągnął z niej mały, zielony notatnik. Patrzyłam, jak go otwiera i zapisuje coś, uważając, bym niczego nie podglądnęła. Zmrużyłam oczy. Siedzieliśmy tak przez kilka minut, ja gapiąc się na niego, podczas gdy on zapisywał coś na kartkach. Kiedy skończył, odłożył notes z powrotem i spojrzał na mnie, jak gdyby nigdy nic. – To nie było uprzejme. - powiedziałam, wciąż się gapiąc. – Ach, kolejny sposób na powiedzenie ‘niegrzeczny’. Dobra robota. Jestem całkiem pewny, że wymyślisz dla mnie jeszcze kilka innych synonimów. Z jakiegoś powodu wydawało się, że chciał mnie tylko bardziej rozdrażnić. Kelnerka przyniosła rachunek i Everett sięgnął do portfela. Przysunął do mnie kartkę przez stolik, jednak zanim zdążyłam podnieść go z rachunkiem, Everett wyszedł z boksu ze swoją torbą i kierował się w stronę kasy. Na moment usiadłam na miejscu, zastanawiając się, czy to pożegnanie. Czy powinnam wyjść i wrócić już do domu?
27
Wstałam i wygładziłam dół sukienki, zanim ruszyłam do drzwi. Minęłam go, gdy płacił i przystanęłam na minutę, decydując się w ostatniej sekundzie, żeby poczekać na niego przed wyjściem z restauracji. Everett odwrócił się i otworzył dla mnie drzwi, więc wyszłam na chodnik. – Dziękuję za śniadanie. - powiedziałam, chwiejąc się niezgrabnie i starając trzymać z dala od pieszych. – To nie było dla ciebie śniadanie, racja? Jeśli tak, jestem zawiedziony. Jedyne co zjadłaś, to parę limonek. - Był zwrócony do mnie, nasze ciała dzieliły centymetry, żeby nie trzymać się blisko ludzi, którzy nas mijali. – Nie byłam głodna. Spojrzał na mnie ponownie, patrzył pomimo tego, że wiele osób wpadało na nas, przemierzając chodnik. – Kiedy jesteś głodna - zaczął, niższym głosem niż wcześniej – co lubisz jeść? przełknęłam ciężko. – Lubię cheeseburgery z dodatkowym serem. - kiedy tylko to powiedziałam, chciałam cofnąć te słowa. Jakby czytając w moich myślach, zobaczyłam, że kącik jego ust delikatnie się unosi. – Prosisz o dodatkowe limonki, dodatkowy ser… - zaczął, patrząc na mnie, oddychając w przestrzeń, w którą oddychałam ja. – Jakie inne dodatki lubisz? - na te słowa zaschło mi w ustach. Jego głos był ciepły i gładki jak czekolada do fondue. – Dodatkowa przestrzeń. - wyszeptałam. – Lubię dodatkową przestrzeń. - cofnęłam się, modląc o równowagę. Przyglądał się mi przez chwilę, wyglądając nie na miejscu, ubrany cały w czerń w jasnym słońcu. – Przyszłaś tu pieszo? - nie odpowiedziałam, tylko gapiłam się na niego, jakby chciał zjeść mnie żywcem - co prawdopodobnie by zrobił. Znów cofnął się o krok i spojrzał ponad moim ramieniem.
28
Jakby wiedząc, że się wymykam, podniósł dłoń, by mnie zatrzymać i podchodząc, dopóki nasze oddechy znów się nie wymieszały. Przebywanie tak blisko niego było jak wstrzymywanie oddechu pod wodą. Ekscytujące. Niebezpieczne, jeśli nie wypłynę na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. – Parker. - po raz pierwszy wymówił moje imię. Ponownie spotkałam jego oczy, które hipnotyzowały wyrazistym, niebiesko-zielonym kolorem. – Chcesz wyjść później na lunch? sekundę po tym, skrzywił się. Czy też żałował zbyt szybko wypowiedzianych słów? Wciąż nie odpowiadałam. Sądzę, że oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie. Cofnęłam się, gotowa by odejść, lecz jego następne pytanie mnie zatrzymało. – To nie uprzejmie nie udzielać odpowiedzi. Przegryzłam wargę, rozmyślając. To, o co spytał wcześniej w restauracji, na co nie odpowiedziałam, pojawiło się w mojej głowie. – Morris Jensen. - powiedziałam. Ktoś idąc, pchnął Everetta przez chodnik. Zobaczyłam, że Everett skręca się ze złości na niecierpliwych przychodniów, zanim znów zwrócił się do mnie. Gniewnie marszczył brwi, a usta zacisnął w cienką linię. – Co powiedziałaś? – Morris Jensen. - powtórzyłam. – To dlatego mam te blizny. Nie wiedziałam, dlaczego mu to wyjawiłam. Może dlatego, że chciałam to komuś powiedzieć, nawet jeśli był to ktoś prawie obcy. Szczególnie, że nie planowałam się z nim ponownie spotkać. – Żegnaj. - powiedziałam niezręcznie, odwracając się i wracając do mieszkania. Dziesięć kroków dalej, odważyłam się spojrzeć w tył. Everett przeniósł się pod ścianę restauracji, a cień markizy padał na niego, kiedy pisał coś w notesie, który widziałam wcześniej. Obserwowałam, jak bazgrze po kartce, opierając się o ścianę, mocno skryty w cieniu. Wtedy podniósł oczy i spoglądnął na mnie, jego spojrzenie przebijało się przez cień. Często sama to robiłam, patrzyłam na ludzi, obserwowałam ich codzienną rutynę. Nigdy jednak tak otwarcie, tak bezwstydnie. Podobało mi się obserwowanie ich manier, dziwactw
29
czy też chwil, w którym podejmowali decyzję i spięcie lub odprężenie spływało na ich twarze. Podobało mi się przewidywanie ich przyszłych decyzji, prawdopodobnie dlatego, że sama była zaskoczona przez osobę, która bezpowrotnie odmieniła moje życie. Morris Jensen. Jednak Everett uchwycił moje spojrzenie. Było poważne, lecz ciekawskie. Zwierzę obserwujące ofiarę. Prędko obróciłam się na obcasach, w jakiś sposób utrzymując równowagę, i pośpieszyłam chodnikiem do apartamentowca.
Tego popołudnia wyczyściłam samochód, zostawiając otwarte okna, by się wywietrzył. Byłam oblana potem, zanim skończyłam, skorzystałam z okazji, że cisza panowała w mieszkaniu, i wzięłam odprężający prysznic. Gdy wyskoczyłam spod prysznica, zaskoczył mnie widok Jasmine, zajmującej moją sypialnię. Szybko owinęłam się puchatym ręcznikiem, patrząc, jak siada na toalecie. Patrzyła na mnie chłodno i wyzywająco, żebym coś powiedziała. Jasmine, nie będąc ze mną w jakichkolwiek bliskich stosunkach, wiedziała pewne rzeczy, takie jak to, że strzegłam własnej prywatności i unikałam konfliktów. Zazwyczaj wykorzystywała jedno i drugie w tym samym czasie, dokładnie jak teraz. – Masz inną łazienkę. - powiedziałam to cicho, jak zawsze w jej obecności. Mieszkanie posiadało trzy sypialnie i dwie łazienki. Szczęśliwie, mi przypadła główna sypialnia, z własną, oddzielną łazienką. Był to traf lepszy od czegokolwiek innego, po tym, jak mieszkałam tu od trzech lat i zostałam jedyną osobą z pierwszego składu, która wprowadziła się lata temu. – Yeah, jest w niej Carly. Jest chora. - Jasmine patrzyła na mnie oczami zbyt dużymi do jej twarzy, ale to spojrzenie było ostre, przebiegłe. Stwierdzenie, że się nie dogadujemy, to jak powiedzenie, że trawa jest zielona. Było to jasne dla Carly, jak i dla każdego chłopaka Jasmine, którego tu przyprowadzała i wyprowadzała. Nie nienawidziłam jej, jednak ona wydawała się żywić do mnie jakąś pogardę.
30
Stałam tu, cale od niej, korzystającej z toalety. Gapiłyśmy się na siebie, kiedy woda skapywała z mojej twarzy na klatkę. Byłyśmy w bezruchu. Oczekiwała, że wyjdę z łazienki, ale postanowiłam tego nie robić. – Carly powiedziała, że dziś rano miałaś randkę. - Zmrużyłam oczy. Irytacja. Carly, choć słodka i skromna, miała niewyparzoną gębę. Zamiast odpowiedzieć, przyszpiliłam ją spojrzeniem. Jasmine skończyła i wstała, podciągając szorty. Uśmiechnęła się do mnie nieprzyjaźnie. Jej blond włosy opadały na ramiona, jakby wyszła właśnie z salonu. To był ten rodzaj włosów, którego ludzie zazdrościli. W kolorze blond, miękkie, pełne objętości. Szczęśliwie, czułam do niej jedynie irytację. Była jak wysypka na skórze, która nie chce odejść; swędziała od spojrzeń i słów. – Uroczy? - spytała, myjąc ręce, używając do tego zbyt dużo mydła i rozchlapując wodę na lustro. – Nie wiem. - byłam szczera. Nie był typem faceta, jakiego widujesz na okładce magazynów. Był wysoki, w formie, z przenikliwym wzrokiem i ciętym językiem. Miał za długie włosy i wydawał się nie lubić kolorów innych niż czerń, jednak wciąż na głębszym poziomie do mnie przemawiał. Na poziomie, który był niepokojący i, bądźmy szczerzy, irytujący. Jak już wspomniałam, często doświadczałam tego uczucia. Były też inne emocje, kłopotliwe, które prześlizgiwały się przez moje palce niczym olej. – Jak się nazywa? Podniosłam ręcznik po tym, jak wytarła dłonie i przecierając z grubsza umywalkę oraz lustro tylko po to, żeby pokazać jej, jak bardzo mnie drażniła. Nie to, że przyniosło mi to jakieś korzyści. Jeśli już, to tylko poszerzyło jej wredny, skrzący się wrogością uśmieszek. Zamiast odpowiedzieć, ostrożnie wypchnęłam ją z łazienki, a później z sypialni. Trochę się opierała, ale nie mogła mi dorównać z jej chudymi nogami i niewielką wagą. – Dlaczego jesteś taka dziwna? - zapytała, zanim spokojnie nie zamknęłam drzwi, tuż przed jej nosem. Zawahałam się przez moment. – Dlaczego cię to obchodzi? - na moment zmrużyła oczy, zastanawiając się nad moim pytaniem.
31
– Nie obchodzi. - w końcu odpowiedziała, zanim się nie odwróciła i ruszyła w dół holu. Prawdopodobnie powinno to urazić moje uczucia, ale, od kiedy ich nie posiadałam, czułam to co zwykle – obojętność. Carly wprowadziła się na krótko przed Jasmine, lecz obydwie nie były tu dłużej niż rok. Lepiej dogadywałam się z Carly niż z Jasmine, jednak i tak nie czułam wobec nich czegokolwiek. Lata tułania się między rodzinami zastępczymi umożliwiły mi nie dbanie o nawiązywanie więzi. Zaś udawane więzi były powodem moich blizn. Ciaśniej owinęłam wokół siebie ręcznik i chwyciłam drugi na włosy. Wtedy usiadłam na biurku i uruchomiłam laptop. Sprawdziłam konto bankowe, zanim zaczęłam opłacać rachunki. Moja praca jako kelnerka pozwalała spłacać większość należności, ale miałam szczęście, że czynsz i naukę miałam opłaconą z grantów i stypendiów, przyznanych z systemu opieki społecznej, odkąd skończyłam osiemnaście lat. Został mi jeszcze jedne rok collage’u, zanim zacznę żyć na własną rękę, jednak miałam konto oszczędnościowe ze sporą sumą, którą zawdzięczałam ugodzie z Morrisem Jensenem. Przypuszczam, że powinnam uważać te pieniądze za skażone, brudne, zyskane kosztem trwałych blizn. Mój prawnik łaskawie wspomniał, że pieniądze pokryją więcej, niż operacje plastyczne, na jakie będę miała chęć, ale nie obchodziło mnie to. Nie obchodziło mnie też, skąd pochodzą te pieniądze. Byłam w szoku przez to, co przeżyłam, w szoku tak silnym, że moje wspomnienia wciąż były rozmyte. Terapeutka zasugerowała, że mogę nigdy nie otrząsnąć się z tego wstrząsu. Ostrzegała też, że jeśli tak się stanie, że zrozumiem całe zajście, będzie to traumatyczne i będę miała trudności z poradzeniem sobie z zaistniałą sytuacją. Wiem, że częściowo pocieszałam się moim brakiem emocji. Im dłużej żyję bez rządzących mną uczuć, tym czuję się bezpieczniej z podświadomie zakopanymi wspomnieniami. Tak jak pamiętam Morrisa Jensena, tak niespecjalnie pamiętam cokolwiek innego. Wiem to, co powiedzieli mi lekarze i policjanci. Zapytali mnie, kiedy go złapali, o kulę w jego brzuchu. Jednak nie pamiętałam nic z tego wydarzenia. Pamiętam przebłyski. Pamiętam ciemność, krzyki. Pamiętam pisk opon i rozbrzmiewające radio. Pamiętam trzask, który usłyszałam, gdy moja głowa odbiła się od asfaltu, zapach oleju i strachu. Najbardziej ze
32
wszystkiego, zapamiętałam zapach własnego przerażenia, zabarwionego krwią i potem. A jeśli zamknę oczy i się skupię, przypomnę sobie chwilę później, w której całkowicie się odmieniłam.
33
TRZY TRZY LATA WCZEŚNIEJ Lekarze powiedzieli mi, że usilnie z nim walczyłam. Krew spod paznokci była starannie ocierana przez bardzo miłą kobietę, która próbowała rozproszyć mnie opowieścią o jej wnuczce. Jednak skupiałam się na pracownicy socjalnej, stojącej w drzwiach, próbującej powstrzymać detektywów od przesłuchania mnie. – Jest zbyt krucha emocjonalnie, by poradzić sobie z pytaniami. Byłam tym zaskoczona. Nie czułam się krucha. Czułam ból, jasne. Fizyczny ból, spowodowany ranami na twarzy, zszytymi, by zabezpieczyć dziury w moim policzku. Ośmiocalowe nacięcie na przedramieniu też było bolesne. Może myślała, że widząc moją pociętą skórę i rozdarte tkanki, widzi mnie. Ale byłam kimś więcej, niż poszarpanym ciałem. – Czuję się dobrze. - powiedziałam, mając czyste paznokcie, sprawdzane pod ostrym światłem świetlówek. Detektyw z brązowymi oczami spojrzał na mnie z czymś na kształt zmęczonej nadziei. Jakby to było jego ostatnie zadanie do wykonania, by mógł wrócić do domu, wpełznąć do łóżka ze swoją żoną, a nad ranem obudzić się z dziećmi do bajek. Ostatnia rzecz do odhaczenia z listy, zanim będzie mógł wrócić do swojego życia, zderzyć się z bezpieczeństwem. Pracownica socjalna spojrzała na mnie, jakbym straciła zmysły. Co, tak naprawdę, było prawdą. Nie miałam pojęcia, co się tak właściwie stało, więc nie mogłam podać detektywom zbyt wielu szczegółów, takich, jakich pragnęli. Ja jednak nie chciałam niczego więcej, jak opuścić to miejsce, zejść z oczu ludziom patrzącym na mnie z obojętnością, albo ze współczuciem. Detektywi przeszli obok, wciąż zszokowanej, pracownicy socjalnej i zebrali moje odpowiedzi. Wykonali zdjęcia mojej ręki, twarzy, dłoni i pleców. Dałam im ubrania, które miałam na sobie, kiedy zostałam tu przywieziona i wtedy poprosiłam, by zostawili mnie samą, bym mogła ubrać szpitalny strój.
34
Kiedy wyszłam wyjściem awaryjnym, skręciłam za róg budynku i stanęłam jak wryta. Opierając się o ścianę, stała tam niewielka kobieta, dostrzegalna tylko dzięki światłom, otaczającym parking. Wiedziałam, że była tą kobietą, która mnie uratowała, przyprowadziła do szpitala i wezwała policję. Wydmuchała dym z papierosa, którym dopiero co się zaciągnęła, odrzuciła go na ziemię i zdeptała, zanim podeszła do mnie. Powietrze wokół niej pachniało dymem, którego normalnie nienawidziłam, lecz teraz był to dla mnie zapach bezpieczeństwa. Była to woń, która rozbudziła moją świadomość, gdy leżałam na asfalcie. – Wypuścili cię? - jej głos był głęboki, gładki, seksowny. Czerwone wino. Jej włosy miały kolor jasnej czerwieni i podkreślały oczy, pomalowane grubą kredką. Nosiła przydużą skórzaną kurtkę, białe, jeansowe szorty, poszarpane na brzegach i zajebiste, sięgające do kolan czarne, ciężkie buty. Skinęłam, kierując na nią swój wzrok. Była kilka lat starsza ode mnie i ogólnie sprawiała wrażenie twardzielki. – Jesteś głodna? - zapytała, nie czekając na odpowiedź, idąc przez parking i wyciągając klucz z kieszeni. Małe, sportowe auto, zaparkowane w niedozwolonym miejscu, zabłysło światłami, a ona otworzyła drzwi dla pasażera. Nie patrzyła, czy wsiadam i naprawdę była moją szczęśliwą gwiazdą. Opuściłam szpital, zamierzając wezwać taksówkę, lecz przybycie pod moje mieszkanie samej, nie było zbyt atrakcyjne. Dlatego poszłam za nią, wspięłam się na siedzenie obok niej, gdzie bawiła się komórką, zanim nie odrzuciła jej na deskę rozdzielczą. Każdy jej ruch był pełen gracji, ale też gwałtowny. Była niewielkim opakowaniem dymu i tajemniczości i obecnie jedyną osobą na świecie, która wiedziała, co mi się przytrafiło. Z tym przyszła mi pewna myśl. – Czy policja cię przesłuchiwała? - zapytałam, kiedy wycofała z miejsca parkingowego i zapaliła reflektory. Pokręciła głową i spojrzała na mnie, spoglądając przy tym w boczne lusterko. – Nie gadałam w glinami.
35
– Dlaczego? – Bo pytają o moją robotę. - wyjechała ze szpitalnego parkingu, ruszając i przyspieszając na głównej ulicy. – Już wystarczająco użeram się z nimi w pracy, więc wolę serdecznie unikać ich poza nią. - Klucze wiszące na łańcuszku zabrzęczały, a przypięte do niego błyskotki, lśniły od świateł wewnątrz auta. – Jak się nazywasz? – Parker. – Chcesz umrzeć dzisiejszej nocy, Parker? - spytała, włączając szybszy bieg. Nie wiedziałam, co powiedzieć, lecz przejął mnie strach i patrzyłam na nią przerażona. Spojrzała na mnie i mruknęła: – Jezu. Twoje pasy. - pokazała głową klamrę, która leżała niezapięta. – Zapnij pasy. Jak tylko to do mnie dotarło, strach mnie opuścił, choć mała jego część wciąż tam tkwiła, nie ufając tej kobiecie. Zapięłam pas w pośpiechu, kiedy skręciła, nie zadając sobie trudu, by zatrzymać się na światłach. Przyznaję, było parę godzin do nadejścia świtu, więc ruch był niewielki, dlatego też nie czułam przerażenia, jakie doskwierałoby mi w godzinach szczytu. Kilka minut później zaparkowałyśmy przed domem handlowym, czynnym przez dwadzieścia cztery godziny. Zmieszana, spojrzałam przez okno. Ona wyszła już z samochodu i szła do wejścia, także nie mogłam zrobić nic innego, jak niezgrabnie pójść za nią przez automatyczne drzwi, do klimatyzowanego pomieszczenia. Lato w Kalifornii było nieznośnie upalne, nawet we wczesnych godzinach porannych. Śledziłam ją do działu z damskimi ubraniami, gdzie przetrząsała stos jeansów. – Jaki rozmiar nosisz, Parker? – Ósemkę. - powiedziałam odruchowo. – Dlaczego? Czekaj, mam ubrania w swoim mieszkaniu. Spojrzała na mnie spod ciemnych, jak jej makijaż brwi, a w jej oczach skrywała się niecierpliwość.
36
– Yeah, ale żyjesz czterdzieści mil stąd. Jestem głodna. A twoje szpitalne wdzianko pozbawia mnie apetytu. - Przerzuciła przez ramię parę jeansów i zdecydowanie ruszyła ku podkoszulkom. – Nawet nie znam twojego imienia. - zaprotestowałam, choć wydawało mi się, że powinnam spytać się o to, zanim weszłam do jej auta. – Mira. - wymamrotała, trzymając przede mną top, aby sprawdzić rozmiar. – Skąd wiesz, że mieszkam czterdzieści mil stąd? – Sprawdziłam twój portfel, kiedy byłaś nieprzytomna. - Obróciła się i ruszyła, przechodząc obok stojaków z ubraniami, do kasy. – I nie zapamiętałaś mojego imienia? - zapytałam, ślepo za nią idąc. – Nie szukałam, kiedy cię znalazłam, jak się nazywasz, tylko starałam się dowiedzieć, gdzie mieszkasz. - odpowiedziała, kładąc ubrania na taśmociąg. – Dlaczego? - Dziwnym wydawało się o to martwić. – Mówiłam ci, nie lubię glin. Jeśli byłybyśmy blisko twojego domu, zadzwoniłabym po karetkę i zaczekała, licząc, że podrzucą cię do domu policjanci czy coś. - Kasjer spojrzał na nas, kiedy mówiła. Mira gadała szczerze, ale też z surową niecierpliwością. Kiedy na kasie pojawiła się całkowita suma, wyciągnęła trochę pieniędzy i zapłaciła za ubrania. – Mogę sama zapłacić. - zaprotestowałam łagodnie. To było daremne. Mira była huraganem, któremu towarzyszyłam. Mira wzięła resztę od kasjera i wyszła, ponownie nie czekając, by sprawdzić, czy idę za nią. Zatrzymała się przed toaletami i wepchnęła mi w dłonie torbę z zakupami. – Idź się przebrać. Jestem głodna. Weszłam z torbą ubrań do toalety i wzięłam oddech. To była najbardziej traumatyczna i szalona noc w moim życiu. Pięć godzin wcześniej, gdy leżałam na ciepłym chodniku, przebudził mnie spokojny, kobiecy głos. Przypomniałam sobie trochę z tego, co się wydarzyło, z wyjątkiem tego, że wszędzie byłam poraniona.
37
Otworzyłam oczy i odwróciłam się do łazienkowego lustra. Po raz pierwszy od tego zdarzenia zobaczyłam swoją twarz. Podeszłam parę kroków bliżej lustra i przekręciłam głowę, by mieć lepszy widok. Szrama na policzku szła do linii włosów. Pielęgniarka musiała zgolić część włosów, by łatwiej zszyć ranę. Skóra wokół nacięć była czerwona, zaogniona i posiniaczona. Nad szwami był bandaż. Nie mogłam zmoczyć tej części przez parę tygodni. Jedna z powiek była zaczerwieniona w wyniku upadku na asfalt, a samo oko było opuchnięte. Byłam w rozsypce. Wtedy przypomniałam sobie, po co tu jestem, więc szybko przebrałam się w jednej z kabin, wkładając spodnie, które okazały się luźniejsze, niż się spodziewałam. Wzdrygnęłam się, wciągając top przez głowę i czując, jak materiał muska rany na plecach. W drodze do wyjścia z toalety wyrzuciłam poprzednie ubrania do kosza i rozejrzałam się w poszukiwaniu Miry. Nie było jej tam. Nagle rozczarowanie i osamotnienie zakwitło w moim sercu. Szybko to powstrzymałam i ruszyłam do wyjścia, niepewna, co robić czy gdzie pójść, ale wiedząc, że muszę działać na własną rękę. Okazało się jednak, że wcale tak nie jest. Tuż przed drzwiami unosił się dym i faktycznie, to Mira paliła papierosa i przesuwała po ekranie komórki. Obserwowałam ją przez chwilę, patrząc, jak zaciąga się papierosem, a później wydmuchuje dym małym strumieniem. Złapała moje spojrzenie i schowała telefon, zanim do mnie podeszła. – Chodźmy jeść. - powiedziała i zaciągnęła się kolejne dwa razy. Rzuciła niedopałek, zdeptała go i ruszyła do sportowego samochodu. Dwadzieścia minut później zatrzymała się przed jadłodajnią, tuż przy autostradzie. Nim zdążyła otworzyć drzwi, zadzwonił jej telefon. Siedziałam na swoim miejscu, niepewna, co zrobić, kiedy odebrała. – Yeah. - powiedziała. Nie był to typowy sposób na powitanie. Po chwili powiedziała. – Jestem u Pauline. - przez moment patrzyła na mnie. – Mam tu cichą myszkę. - Wyjrzałam przez szybę, czując zażenowanie z bycia świadkiem rozmowy. Szybko spojrzałam na deskę rozdzielczą, zauważając, że jest prawie piąta rano. – Nie jestem jeszcze pewna, co zrobię, Six. Six? To było czyjeś imię? – Hej, wyluzuj. Jest dobrze. - chwilę później usłyszałam donośny głos po drugiej stronie – Do cholery, Six, chcę tylko pieprzonego cheeseburgera. Co ty na to, żebyś uciął
38
sobie drzemkę, pozbył się tego gównianego nastroju i dopiero wtedy do mnie zadzwonił? - z tymi słowami, rozłączyła się. Schowała telefon i wyszła z wozu, więc, jak zwykle, ruszyłam za nią. Siedząc, wszystko, o czym mogłam myśleć, to Mira i to, jaka jest tajemnicza. Kim był Six? I dlaczego spanie o piątej nad ranem miało być drzemką? Czułam ulgę, mogąc myśleć o czymś innym, niż to, co przydarzyło się mi siedem godzin wcześniej. Mira zabrała z moich dłoni menu, kiedy przyszła kelnerka, by odebrać zamówienia i ucieszyła, gdy chciałam zaprotestować. – Dwa cheesburgery i frytki. Dodatkowy ser na burgerach. I dwie Cole. Kelnerka odeszła wolnym krokiem, a Mira skupiła na mnie swoją uwagę. Był to pierwszy raz, kiedy naprawdę na mnie spojrzała, przynajmniej tak sądzę, a to sprawiło, że wierciłam się na siedzeniu. – Okej, cicha myszko. Czuję, że będziesz się sprzeczała, więc to jest to, co się stanie. Zjesz tego burgera i frytki, żebym później mogła dać ci coś na ból, który będziesz dziesięciokrotnie bardziej odczuwalny, gdy się obudzisz. Przekimasz na mojej kanapie, a pojedziemy stąd, kiedy zachce nam się spać. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie sądziłam, by kłótnia coś zmieniła, oprócz tego, że bym ją jeszcze bardziej wkurzyła. – Mogę cię o coś spytać? - zmrużyła oczy, zostawiając małą szczelinę między powiekami. – To zależy. - zdjęła skórzaną kurtkę i pomachała na mnie dłonią. – Śmiało, widzę trybiki, pracujące w twojej głowie. – Gdzie mieszkasz? - uniosła brwi. – W domu. Następne pytanie. -
oboje wiedziałyśmy, że uniknęła prawdziwej
odpowiedzi. Mimo to, kontynuowałam. – Co zobaczyłaś, kiedy mnie znalazłaś? - jej głowa opadła na ściankę boksu. – Czekałam, aż mnie o to spytasz. Zobaczyłam samochód, ślizgający się po drodze. Nie wiem czemu, ale postanowiłam go śledzić. Wtedy zauważyłam otwarte drzwi, przez które
39
wyskoczyłaś. Musiałam ostro zahamować, żeby w ciebie nie uderzyć. Tamten wóz się zatrzymał, wybiegł z niego jakiś facet, a ja strzeliłam, żeby postanowił trzymać się z dala. – Co? Masz broń? - byłam pewna, że moje oczy rozszerzyły się w szoku. – Możesz się trochę uciszyć? Tak. Mam. Mira rozejrzała się po jadłodajni, wyglądając na zadowoloną, że jest niemal pusta. Wstała i obróciła się, podciągając top o kilka cali, by pokazać kaburę wiszącą przy biodrach. Czarny rewolwer spoczywał w dopasowanym futerale. Opuściła top i usiadła z powrotem, zanim ponownie podjęła temat. – Po tym, sprawdziłam twój portfel i obrażenia. Mamrotałaś i skomlałaś, dość piskliwie. Później wsadziłam cię do mojego auta, podwiozłam na erkę i zostawiłam tam na wózku inwalidzkim. Pamiętałam to. Pamiętałam, patrząc na nią, na szokująco czerwone włosy. Uczucie ciepła, jakie dawała jej skórzana kurta, kiedy sadzała mnie na wózku. A potem odeszła. Kelnerka postawiła nasze napoje i wróciła do kuchni. Napiłam się, zastanawiając nad kolejnym pytaniem. – Dlaczego mi pomagasz? Od razu zauważyłam, że to pytanie wprawiło ją w zakłopotanie. Nie patrząc na mnie, podrapała skórę na nadgarstkach. Wzięłam dwa, duże łyki coli, nie oczekując odpowiedzi, dopóki nie przemówiła. – Ponieważ wcześniej byłam taka, jak ty. Cichą myszką. – Nie chcę, byś uważała mnie za obowiązek. – Ale właśnie tym jesteś. - uparła się. – Nie wstydź się tego. Gdybym nie chciała ci pomóc, nie kręciłabym się pod szpitalem. Zirytowało mnie to, że ta nieznajoma czuła się zobowiązana wobec mnie, że coś jej zawdzięczam. Jednak zanim mogłam zaprotestować, ponownie mi przerwała. – Parker, słuchaj. Nie jestem dobra w… - przerwała. – Rozmawianiu. Jestem w tym gówniana. Słyszałaś moją rozmowę telefoniczną z chłopakiem. Kiedy nie chcę gadać,
40
rozłączam się, albo przerywam. Nie marnuję słów. Nie trzymam się za rączki, nie zaplatam warkoczy czy co tam jeszcze zrobiłaby dla ciebie normalna kobieta. Jestem wojowniczką. Jestem lepsza w walce na pięści, niż w rozmowach i chcę ci pomóc. Ponieważ byłam tam, gdzie ty i wtedy ktoś podniósł mnie i pokazał, jak walczyć. Też jesteś wojowniczką. Zobaczyłam to na chodniku, gdzie byłaś pokryta krwią, nie tylko swoją. – wzięła łyk coli, nie kłopocząc się użyciem słomki. – Muszę to jeszcze przemyśleć. - zaczęłam. – Ale jesteś sama, a nie ma od tego nic gorszego. Było to trochę dotkliwe, ale prawdziwe. Chyba byłam bardziej przejrzysta, niż myślałam. – Wyszłaś ze szpitala sama. Do nikogo nie zadzwoniłaś, by cię uratował. Dlatego nie jestem tu, by cię ratować. Jestem tu, żeby cię przeszkolić. Po tym przyszło nasze jedzenie. Jadłyśmy w ciszy. Cheeseburgery z dodatkowym serem okazały być się tym, czego potrzebowałam.
TERAZ Po opłaceniu rachunków, wślizgnęłam się w szorty do bieganie i top. Minutę później byłam na wewnątrz, kierując się chodnikiem ku uczelni. Przed poznaniem Miry nie biegałam. Moim ćwiczeniem był taniec w klubie i podnoszenie ręki, by zamówić kolejnego drinka. Mira jednak popchnęła mnie, wkurzyła i zmusiła, do bycia silną. Dlatego teraz biegam niemal każdego dnia. Biegam cztery mile do kampusu, biorę lunch z budki i jem go w pobliskim parku, dzięki czemu mogę oddać się ulubionej rozrywane: obserwowaniu ludzi. Dotarłszy na kampus, usłyszałam telefon. Opadłam na ławkę i wyciągnęłam go z kieszonki na ramieniu. Everett: Nie odpowiedziałaś na pytanie. To było niegrzeczne z twojej strony. Moje usta zadrżały. Ja: Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
41
Everett: I kradniesz moje słowa. Definitywnie wisisz mi lunch. Zawahałam się. Tak, z jakichś dziwnych powodów, chciałam ponownie go zobaczyć. Było w nim coś bardzo osobliwego, a jego blizny wzbudziły moje zainteresowanie. Było to jednak całkowicie do mnie niepodobne, by się kimś interesować, a w szczególności facetem, w układzie jeden na jednego. Ja: Okej, dobrze.
42
CZTERY Pół godziny później siedziałam w boksie, czekając, aż pojawi się Everett. Wciąż byłam ubrana w strój do ćwiczeń i spocona po bieg do mieszkania, by wziąć samochód. Wypiłam drugą szklankę wody, kiedy zabrzęczały restauracyjne drzwi. Podniosłam wzrok i ujrzałam Everetta, idącego do stolika. Wślizgnął się na miejsce naprzeciw mnie, po czym zasygnalizował kelnerce, by podeszła. Nasze oczy się spotkały, a serce ścisnęło w mojej klatce. Minęło zaledwie kilka godzin od naszego spotkania, a i tak widząc go ponownie, ból podsycił się, napierając na moją pierś. – Mogę teraz bezpiecznie stwierdzić, że masz na sobie adidasy? - spytał. – Tak. – Więc lepiej uważać na to, co mówię, żebyś znów nie uciekła? - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam łyk wody. – Pewnie i tak zwieję. Everett oparł się o stół. Wdychałam jego zapach, który mogłam opisać jako zapach zimnej wody, choć w teorii, woda nie posiada woni. – Czy ja cię przerażam? - zapytał, z jedną brwią uniesioną. Lekko zmarszczyłam brwi. – Nie do końca. Po prostu nie mam zwyczaju rozmawiania z ludźmi. Everett gapił się na mnie, aż do przyjścia kelnerki. – Cheeseburger. Z dodatkowym serem. Podniosłam na niego wzrok. Obserwował moją reakcję. Panowałam nad sobą, by nie stracić kontroli. Kiedy kelnerka odeszła, ponownie przemówiłam. – Nie robią tak dobrych, jak u Pauline.
43
– Pauline? - spytał. Potrząsnęłam głową sygnalizując, że nie miałam zamiaru mówić tego na głos. – Dlaczego znów chciałeś się ze mną spotkać? – Nudziłem się. - spojrzałam gniewnie. – To jest… - uśmiechnął się, jego pierwszy, prawdziwy, szeroki uśmiech. – Pozwól mi zgadnąć, co chciałaś powiedzieć: Niegrzeczne. Tak, Parker, właściwie jestem bardzo niegrzeczny. I, o ile jeszcze nie zapomniałaś, wczoraj powiedziałaś mi to samo. Wróciłam wspomnieniami do chwili, w której przyznałam, że przyszłam sama do baru z powodu nudy. – Wybacz, że zrujnowałam ci wczoraj randkę. Everett przechylił głowę i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – To nie była randka. A nawet gdyby, to nie ‘zrujnowałaś’ mi jej. – Twoja następna wiadomość sprawiała wrażenie, że to randka. – Doprawdy? - spytał, przebiegając palcami po zaroście na brodzie. – Cóż, nie była. – Więc co? – To nie twój interes. Moje spojrzenie przeniosło się z brody na oczy. – To było zwykłe pytanie. – A ty nie odpowiedziałaś na wszystkie, które ci zadałem. Dlaczego więc ja powinienem to zrobić? Poprawiłam się na krześle i skrzyżowałam ręce. Na klatce. – Jakie pytania? – Dlaczego naprawdę przyszłaś do baru? Łatwiej byłoby po prostu odpowiedzieć ‘zły numer’.
44
Sfrustrowana wypuściłam powietrze. – Nie miałam nic innego do roboty. I chciałam coś trochę zmienić. – Miałaś rację mówiąc, żebym szukał kogoś, kto nie pasuje. Nie mogłaś wyglądać bardziej nie na miejscu. Coś w jego słowach mi przeszkadzało. Ton był neutralny, ale brzmiało to jak przytyk. Coś zastąpiło irytację, gotującą się na wolnym ogniu. – Cóż, ty wyglądasz, jakbyś brał udział w pogrzebie. - był to niedojrzały przytyk, ale jedyny, jaki przyszedł mi do głowy. Everett zaśmiał się bez humoru. – Pewnie tak jest. - zmarszczyłam brwi, zdezorientowana. – Co masz na myśli? – Nuh-uh. - powiedział, kręcąc na mnie palcem. – Moja kolej na zadanie pytania. – Nie zapytałam nawet o jedno! - zaprotestowałam. – Wciąż odpowiadam. Zagryzłam usta, by powstrzymać się od kłótni. Dlaczego tak bardzo mnie dręczył? Everett
obserwował
mnie
z
zainteresowaniem.
Kiedy
wydawał
się
być
usatysfakcjonowany, że nic nie mówię, oparł się o siedzenie. – Więc - zaczął – Morris Jensen. - Już żałowałam, że mu o nim powiedziałam. – Co z nim? Kelnerka podała nasze burgery i opuściła bez słowa. Everett nawet na nią nie spojrzał. – Sprawdziłem go w Internecie. - przebiegłam językiem po zębach, czekając, aż powie więcej. – I? Everett ugryzł burgera i zaczął przeżuwać, wciąż na mnie patrząc. Wrzuciłam kilka francuskich frytek do ust, zdenerwowana jego uwagą. – W ciągu najbliższych miesięcy będzie miał rozprawę.
45
– I? - powiedziałam ponownie, z frytkami w ustach. – Niegrzecznie. - wyszeptał, zanim ponownie się nie uśmiechnął. Był to złośliwy uśmiech, a ja zdałam sobie sprawę, że bardziej denerwuję się tym, że na mnie patrzy, niż tym, że rozmawiamy o Morrisie Jensenie. – Będziesz zeznawała? - przełknęłam. – Nie. - zawsze podawałam taką odpowiedź. Nie było to tym, czego spodziewał się Everett. – Żartujesz? - wzięłam kęs burgera i pokręciłam głową. Po przełknięciu, powiedziałam: – Nie. Obawiam się, że nie idzie mi dobrze z żartowaniem. – Jesteś jedyną ocalałą ofiarą seryjnego zabójcy i nie zamierzasz przeciw niemu zeznawać? - Everett wyglądał na rozłoszczonego, a jego głos podniósł się o kilka oktaw. Teraz byłam naprawdę zirytowana. Przeczytał kilka artykułów w sieci i tyle. Nic nie wiedział. Zbyt dużo zakładał. – Powiedziałam nie. - spojrzałam na niego wyzywająco, by powiedział jeszcze coś o Morrisie Jensenie, bym miała pretekst do ucieczki. Everett uspokoił się i przywołał kelnerkę. – Poproszę i piwo. Cokolwiek macie będzie dobre. Przeżuwałam burgera w ciszy. Everett wypił swoje piwo, zanim skończył swoją bułkę i zamówił kolejne. Kończąc burgera, wypijał już czwarte piwo w mniej, niż godzinę. Gapiłam się na niego, dopóki nie zadałam pytania, które obijało się w mojej głowie. – Zazwyczaj tyle pijesz podczas lunchu? Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Nie zrobił tego od zamówienia pierwszego piwa. Zauważyłam, że jego oczy były zmęczone, smutne i przemawiały do mnie na poziomie emocjonalnym. Jakakolwiek była to emocja, nie potrafiłam jej nazwać. Był obca jak intruz. – Jestem alkoholikiem, Parker. Piję tak dużo przez cały dzień. – słowa te pozbawiły mnie oddechu. Wypowiedział je bez ogródek, jakby był sobą zawiedzony tak bardzo, jak
46
oczekiwał, że ja będę. Tym, co najbardziej utkwiło mi w głowie było to, że przyznał się mi do tego. Ledwo mnie znał. Większość alkoholików, których znałam, nigdy się do tego nie przyznawała, nawet po kolejnej jeździe pod wpływem. – Prowadzisz? – Jestem alkoholikiem. Nie powiedziałem, że jestem idiotą. - kąśliwość w jego głosie była płaska, więc ją zignorowałam. – Jak tu dotarłeś? – Przyszedłem. -
trzymał głowę w dłoniach i westchnął, jakby zmagając się z
ciężarem słów. – Mieszkam dwie przecznice stąd. Mogę cię podwieźć do domu. - nie wiedziałam, jak funkcjonował pod wpływem, ale, z jakiegoś powodu, czułam się odpowiedzialna za upewnienie się, że bezpiecznie dotrze do domu. – Okej. - powiedział, osuwając się na siedzeniu. – Jasne. Zapłaciłam rachunek i wyszłam z Everettem z restauracji. Szliśmy w ciszy. Podał mi swój adres, który wpisałam do GPS’a. Dziesięć minut później Everett zasnął na miejscu pasażera. Zaparkowałam przed małym domem w cichej dzielnicy, wyłączyłam silnik i obróciłam głowę, by spojrzeć na Everetta. Łokieć opierał o okno, a głowę na dłoni. Wyglądał spokojnie, gdy spał. Ze relaksowaną twarzą i zamkniętymi oczami, nie było w nim nic zastraszającego. Rękaw opadł w dół jego, opartego o okno ramienia, dzięki czemu miałam lepszy widok na blizny. Wiele z nich wyblakło. Większość była biała przez upływ lat. Było też kilka nowych blizn, które pośrodku miały małe, czerwone kropki. Były to blizny po igłach, tyle wiedziałam. Pochyliłam się, żeby lepiej przyjrzeć się bliźnie na linii jego włosów. Jego dłoń, na której spoczywała głowa, podciągnęła trochę włosów, dając mi lepszy widok na szramę. Ona także była jasna, wyblakła. Tuż poniżej, na jednej ze stron, widniało małe wgniecenie. Pewnego rodzaju operacja mózgu, wiedziałam to.
47
Będąc tak blisko niego, mogłam wdychać chłodną woń deszczowej wody, wymieszaną z zapachem skóry. Miał długie, czarne i grube rzęsy. W kącikach jego oczu były zmarszczki mimiczne i widać też było, że kiedyś miał złamany nos. Miał przystojną twarz, o silnej budowie. Nie mogłam przestać myśleć o niej, o nim. Jakby wyczuwając moją bliskość, błyskawicznie otworzył oczy i spotkał moje. Patrzyłam na niego, wstrzymując oddech. Jego własny owiał moje usta ciepłem i powoli otworzyłam je, by wpuścić do nich powietrze. Everett zamknął oczy, głęboko oddychając. – Mmm. - wymruczał. Wąchał mnie. Tak jak ja jego. Płomień pożądania zabłysnął. Zamknęłam oczy. Sekundę później usłyszałam otwieranie drzwi i uchyliłam powieki, obserwując, jak Everett wychodzi z auta. – Dziękuję za podwózkę, Parker. - powoli i trochę niepewnie wszedł po schodach. Poczekałam, aż przeszedł przez czerwone drzwi frontowe i pozwoliłam sobie wypuścić oddech i przyłożyć dłoń do serca. Szalało, było poza kontrolą. Odjechałam i nareszcie nazwałam uczucia, które zamieszkały obok mojego serca: smutek. Niewytłumaczalny smutek.
Późnego, poniedziałkowego poranka dotarłam do restauracji na dziesięć minut, przed rozpoczęciem zmiany i zbieraniem zamówień za śniadania. Był to dziwny czas na jedzenie, co oznaczało, że biznes kręcił się wolniej niż normalnie. Dla mnie było to w porządku. Moje myśli pochłonięte były wczorajszym dniem i tym, co się wydarzyło. Nie byłam pewna, co czułam względem Everetta i jego wyznania. Nie byłam pewna, dlaczego mnie o obchodziło. A najbardziej ze wszystkiego, nie była pewna, dlaczego czułam z tego powodu smutek. Nie czułam smutku. Nie zbliżałam się celowo do ludzi. Nie chciałam czuć czegokolwiek względem innych, nie chciałam nieść obowiązku troski o innych. Jedynym wyjątkiem, jedyną osobą, o którą kiedykolwiek dbałam, była Mira. Everett nie odezwał się nawet słowem od dnia, w którym podrzuciłam go do domu.
48
Ostatecznie, nie spodziewałam się tego. Nie wiedziałam nawet, co się między nami działo. Wszystko to było zbyt mylące. To było zbyt wiele. Byłam tak bardzo pochłonięta myślami, że nie patrzyłam na stałych bywalców, siedzących w moim sektorze, dopóki nie usłyszałam swojego imienia. – Parker. - podniosłam głowę i stanęłam twarzą w twarz z Everettem. Zamrugałam kilka razy, zastanawiając się, czy wszystkie moje myśli nie wyczarowały go, czy nie było to tylko złudzenie. Ale nie. Był tu, z przejrzystymi oczami i zmarszczonymi brwiami. Dlaczego był niezadowolony? Przeniosłam spojrzenie na osobę siedzącą naprzeciwko niego. Była po dwudziestce, z długimi włosami w kolorze blond i jasno-niebieskimi oczami. Wyglądała jak słońce. Obserwowała Everetta, kiedy na mnie patrzył, z wielkim zainteresowaniem, zanim spojrzała na mnie. Mały grymas wykrzywił jej usta, a mnie ogarnęła nagła chęć na śmiech. Moje usta zadrżały. Nawet jej dąsy były urocze. Wróciłam wzrokiem do Everetta. Miał na sobie jasną, niebieską koszulkę i jeansy, wyglądał jak nie on. I oboje marszczyli na mnie brwi. – Co mogę podać? - nie wiedziałam, co innego powiedzieć. Blondynka z zaniepokojeniem spojrzała na Everetta. – Ev? - spytała. Ev. Nie pasowało to do niego. Nie to, że miałam prawo twierdzić, co mu ‘pasuje’. Ale te niebieskie ubrania, słoneczna kobieta i to głupie przezwisko dla faceta w czerni ani trochę nie pasowało. Everett odwrócił się ode mnie i spojrzał na śniadaniową towarzyszkę. – Wybacz, Charlotte. Um. Poproszę kawę. - nie spojrzał na mnie ponownie. Charlotte wyglądała na bardzo zainteresowaną, ale rzuciła mi szybkie spojrzenie. – Herbatę, torebka na zewnątrz.
49
Bardzo szybko wróciłam do kuchni. Trzęsły mi się ręce, kiedy nalewałam kawę, a myśli szybowały. Czy Charlotte była jego dziewczyną? Dlaczego ubrał się w takie kolory? Dlaczego marszczył na mnie brwi? I najważniejsze, dlaczego mnie to obchodziło? Niemal upuściłam dzbanek z kawą, kiedy zadrżała mi ręka z powodu uświadomienia sobie przerażającej prawdy, że lubię Everetta. Bardziej, niż normalnie kogoś lubiłam. Bardziej, niż lubiłam kogokolwiek od wielu lat. Twórcza wiązanka przekleństw przeleciała przez moje myśli, a przerażenie zastąpiła irytacja. Wlałam śmietankę do kawy Everetta i nalałam gorącej wody do drugiego kubka, torebkę z herbatą stawiając na spodku. Wzięłam oddech i wróciłam do stolika, starając się jak tylko mogłam, by nie pokazać, jak bardzo się trzęsę. Postawiłam kawę i herbatę na stole, przy którym stałam dłużej niż powinnam. Będąc szczerą, reakcja obojga kazała mi zostać. Patrzyli się na kubek Everetta. Charlotte spojrzała na mnie i przechyliła głowę. – Kim jesteś? - spytała. Na jej twarzy nie było żadnej niechęci, jedynie ciekawość. Moje czy wystrzeliły do Everetta, który wciąż gapił się na swoją filiżankę. Na co oni się patrzą? Potarłam dłońmi o fartuch, próbując zetrzeć z nich pot. – M-mogę przyjąć zamówienie na śniadanie? Charlotte popatrzyła na Everetta, zanim nie przeniosła go na mnie i nie uśmiechnęła się sztucznym uśmiechem. – Daj nam parę minut, kochanie. - odpowiedziała. To wszystko, czego potrzebowałam. Obróciłam się i ruszyłam z powrotem, kierując się do chłodni. Nie zatrzymałam się, dopóki nie weszłam do małego pomieszczenia, a kłęby zimnego powietrza nie otoczyły mnie. Potrząsnęłam dłońmi w zimnym powietrzu, zirytowana sobą i reakcjami swojego ciała. – Hej. - ktoś warknął. Odwróciłam głowę w stronę drzwi chłodziarki. Moja kierowniczka, Doris, stała w wejściu z dłońmi na biodrach. Jej biały fartuch był poplamiony tłuszczem, a siwe włosy wepchnięte pod siatkę na głowę. – Co ty tu robisz?
50
Włożyłam ręce w fartuch i ze spuszczoną głową, by uniknąć kontaktu wzrokowego, ruszyłam do wyjścia. Z Doris trzeba było się liczyć, była niecierpliwa i bezlitosna. Kręciłam się od wejścia do kuchni do restauracyjnych drzwi, rzucając okiem na Everetta i Charlotte. Everett wciąż gapił się na kawę. Mogłam stwierdzić, że Charlotte mówi do niego, bazując na tym, w jaki sposób nachyla się nad stołem, z dłońmi kilka cali od jego dłoni. Jej długie blond włosy zasłaniały twarz, ale jasno widziałam Everetta. Miał zmarszczone brwi. Jedną dłoń miał we włosach, a drugą opierał na blacie. Widziałam blizny, które nakrapiały jego ramię i zastanowiłam się nad Charlotte. Co widziała, patrząc na nie? I w jaki sposób jej o nich powiedział? To sprawiło, że mdłości ścisnęły mój żołądek. Byłam zła na siebie za obawy. Nie miałam prawa własności do Everetta. Uczucia, które zmaterializowały się w mojej głowie nie należały do mnie. Były trucizną, uszkadzającą przyjętą przeze mnie obojętność. – Stolik dziesiąty czeka. - powiedziała hostessa, podchodząc do mnie i wskazując na parę staruszków, których właśnie posadziła. – Dzięki. - wymamrotałam, zanim spojrzałam na Everetta. Zimno-niebieskie oczy spotkały moje. Patrzył na mnie. Przechylił głowę, wskazując kawę. Śmietanka. Wlałam do jego kawy śmietankę, zanim mu ją podałam. Nie prosił o nią. Zapamiętałam to jednak z naszego śniadania z wczorajszego dnia. Przyjęłam do siebie, choć podświadomie, by ją dodać. Mały uśmieszek rozciągnął jego wargi, kiedy obserwował moje zmagania z pojęciem tego. Jakim prawem mogłam zapamiętać, jaką lubi kawę? Miałam wrażenie intymności. Prosta czynność, jaką było podanie mu kawy w sposób, jaki lubi, sugerowała, jak dobrze go znam. Nic dziwnego, że Charlotte spojrzała na nas zmieszana. Zauważyłam, że Charlotte podąża za wzrokiem Everetta, więc obróciłam się, wpadając na kelnerkę niosącą stos talerzy. Powstrzymałam przekleństwa cisnące się na usta. Szczęśliwie, kelnerka utrzymała talerze, ponieważ stała za nią Doris, ze zniecierpliwionym wyrazem twarzy. Wiedziałam, co to znaczy. Wypuściłam powietrze i podeszłam do stolika dziesiątego, zostawiając za sobą miejsce, w którym siedział Everett. Przyjęłam zamówienie na napoje, świadoma przenikliwego spojrzenia Charlotte. Moja skóra swędziała, a nogi chciały puścić się do biegu. Zamiast tego, odwróciłam się i zatrzymałam przy stoliku Everetta.
51
– Zdecydowaliście już, co chcecie zjeść? – Stos naleśników. Dodatkowy bekon. - zamówił Everett, opierając się o siedzenie i obserwując mnie. Nasze oczy się spotkały. Jego wyglądały na smutne. Nagle poczułam to samo. Ale to była tylko kropka na osi czasu. Nie przyjęłam tego. – Poproszę. - dodał odrobinę niższym głosem. Uwiązł mi oddech. – Omlet z białek. Bez sera. Z boku warzywa. Nie chcę w nich żadnych ziemniaków. Mogę dostać zamiast tego owoce? - głos Charlotte zmusił mnie do oderwania wzroku od Everetta. Zamrugałam na nią. – Owoce? - zapytałam głupio. Charlotte zwęziła na mnie oczy. – Tak, owoce. Macie je? - mówiła wolno, jakby brakowało mi komórek mózgowych, potrzebnych do rozumienia. Pokręciłam głową, choć moje myśli wciąż były przy Everetcie. – Uh, tak. Dodam to do zamówienia. - powiedziałam, odwracając się. – Parker - głos Everetta mnie zatrzymał. Ponownie się obróciłam, podnosząc na niego oczy. – Mogę prosić o jeszcze jedną kawę? - skinęłam i wróciłam do kuchni. Wzięłam dzbanek z kawą i, po sekundowym zawahaniu, chwyciłam także miseczkę z pojedynczą dozą śmietanki i wróciłam do stolika. Postawiłam śmietankę na blacie i nalałam kawy, skupiając wzrok na filiżance, nie na Everetcie. Ale to było daremne. Patrzyłam, jak jedna z jego dłoni sięga po miseczkę ze śmietanką, wyszarpując dwa pojemniczki spod mojej prawej ręki. Wlewałam kawę, czując, jak jego dłoń muska moją. Szybko znalazłam jego oczy i znów na mnie patrzył, jakby chciał, bym czytała w jego myślach. Myśli te były równie ekscytujące, co przerażające. Odeszłam sztywno od stolika, zanosząc zamówione napoje do innego. Będąc z powrotem w kuchni, złożyłam zamówienie dla dziesiątki i czekałam, patrząc na moje stoliki, zwlekając przy Everetta. Nie mogłam nic na to poradzić. Czułam się zmuszona, by go obserwować. Zauważył mnie i podniósł komórkę, przelatując palcami po ekranie. Znów na mnie spojrzał, wkładając telefon do kieszeni.
52
Chwilę później, poczułam wibrację. Doris miała ścisłą politykę zero-telefonów, ale każdy sprawdzał swoje. Z połową pracowników, będących studentami, było oczywiste, że będą kraść chwile, by sprawdzić komórki. Rzadko sprawdzałam swoją, głównie dlatego, że nie miałam takiej potrzeby. Nie miałam kont społecznościowych do utrzymania i zaledwie pięć kontaktów. Nikt nie potrzebował ze mną rozmawiać, jeśli już, to proszono mnie o przysługę – jak w przypadku Jasmine. Rozejrzałam się za paciorkowatymi oczami Doris, po czym wykradłam się do łazienki. Kiedy sprawdziłam już kabiny, odblokowałam telefon. Everett: Smakowało mi bardziej, kiedy ty nalałaś śmietankę. Zacisnęłam usta i debatowałam, czy odpisać. Nie dał znaku, odkąd wysadziłam go pod domem, lecz nie chciałam stracić nad sobą kontroli, a rozmowa z nim była równią pochyłą, która do tego prowadziła. Dlatego zignorowałam wiadomość, wrzuciłam telefon do kieszeni i wróciłam do kuchni. Dostarczyłam Everettowi i Charlotte śniadanie bez żadnych incydentów, dolewając Everettowi kawy. Prosząc o rachunek, nalewałam mu czwartą kawę, więc nie miał już śmietanki. Spojrzałam na pustą miseczkę i zastanowiłam się, czy przynieść mu więcej, ale zdusiłam te myśli i wróciłam do kuchni. Everett spojrzał na kawę, na pustą miseczkę, a wreszcie na mnie. Było tak, jakbyśmy mówili tym samym, milczącym językiem. Uśmiechnął się, tak prawdziwie i znów podniósł telefon. A moja kieszeń zawibrowała. Ponownie wymknęłam się do łazienki, wyjmując komórkę. Everett: Wiesz, że piję kawę ze śmietanką i specjalnie nie zgodziłaś się mi jej przynieść. Wina zakradła się do mnie i nagle poczułam irytację – do siebie. Zmieniłam zdanie. Nastąpiło to, kiedy dostałam kolejną wiadomość. Everett: To niegrzeczne, wiesz. Przegryzłam dolną wargę, czując że drży, chcąc się uśmiechnąć. Wtedy drzwi do łazienki się otworzyły. Stała przede mną Charlotte, wydając się niewzruszona moją
53
obecnością w tym miejscu. Przez to wiem, że spodziewała się mnie tu spotkać. Jej długie, blond włosy były gęste, lekko kręcone na końcówkach. Jej twarz była surowa, oczy zwężone. – Jak poznałaś Everetta? Nie marnowała czasu. Odwróciłam się do umywalki i zaczęłam myć ręce, podwijając rękawy i eksponując bliznę. Spojrzałam na szramę, zanim odpowiedziałam. – Nie znam go. - to nie było kłamstwo. Spojrzałam w lustro, widząc w nim jej odbicie, patrzyła na moje plecy. – Znasz. - upierała się, krzyżując ręce na klatce, uwydatniając przy tym duże piersi. Jakbym potrzebowała kolejnego dowodu jej powabu. Spłukałam mydło z dłoni i potrząsnęłam nimi, pozwalając rozchlapać się wodzie po umywalce. Wyrwałam kilka ręczników papierowych osuszając nimi dłonie, a następnie wycierając zlew. Mogłam poczuć w powietrzu jej zniecierpliwienie. To było nie do zniesienia. Wyrzuciłam ręczniki i spojrzałam na nią znacząco. – Nie, nie znam. - wtedy wyszłam z łazienki i wróciłam do kuchni. Tym razem pozostałam w ukryciu, nie wychylając się, by spojrzeć na Everetta i kontynuować naszą grę na spojrzenia. Kiedy zdałam sobie sprawę, że zapłacił przy kasie przed wyjściem, zerknęłam wokół. Nie było go, tak jak Charlotte. Ta wiedza opadła do mojego brzucha, sprawiając, że znieruchomiałam. To szło do góry. Nie chciałam tego. Podeszłam do stolika, aby sprzątnąć talerze i znalazłam pięćdziesięciodolarowy banknot pod talerzem Everetta. Pod banknotem znalazłam notatkę, wyglądała na wyrwaną z notesu. PARKER, PRZEPRASZAM ZA WCZORAJ. NIEKTÓRZY Z NAS MAJĄ BLIZNY, KTÓRE NIE SĄ PRZEZNACZONE DO TEGO, BY BYŁY WIDOCZNE. KOLACJA DZISIAJ. MÓJ DOM. SZÓSTA. EVERETT
54
Mój żołądek opadł, kiedy to czytałam. ‘Niektórzy z nas mają blizny, które nie są przeznaczone do tego, by były widoczne’. Ta część była szczera, choć rozdzierająca serce. Słowa te dotknęły mnie swoją prawdziwością. Schowałam notkę i skończyłam zmianę, nie mogąc utrzymać myśli z dala od Everetta.
55
PIĘĆ Tego wieczoru siedziałam w sypialni i wpatrywałam się w notkę, spoczywającą na biurku. Moje oczy skierowały się parę razy na zegarek, kiedy zastanawiałam się, co zrobić. Jasmine i Carly już wyszły. Rozumiały, że dziś je odbiorę, nieważne na jaki melanż wbiją. Nie zapytały o to. Jasmine tylko zaśmiała się, wychodząc. – Do zobaczenia o pierwszej. Albo drugiej, albo trzeciej, albo o której tam będziemy gotowe. Nie poprawiłam jej, ale też nie potwierdziłam. Miałam dwa wyjścia: czekać w mieszkaniu, dopóki nie napisze Jasmine, albo pójść do Everetta. Znów zerknęłam na zegar. 5.45. Naprawdę kusiłam los. O szóstej na biurku zawibrował mój telefon. Podniosłam go. Everett: Modne spóźnienie pozostaje spóźnieniem. A spóźnienie jest, cóż… niegrzeczne. Nie byłam tak niezdecydowana w całym swoim życiu. Zostać czy pójść? Dziesięć minut później stałam na progu jego domu. Zanim mogłam zapukać, drzwi się otworzyły. Everett przebrał się z wcześniejszych ciuchów. Miał na sobie czarne jeansy i czarny t-shirt. Wędrowałam spojrzeniem po jego ramionach, zanim niechętnie popatrzyłam na niego. – Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam, gdy mierzyliśmy się wzajemnie. – Nie, wcale nie. - odparł, odsuwając się i ruchem dłoni zapraszając do środka. – Skąd wiesz? Everett zamknął za mną drzwi, pokazując, bym poszła za nim ciemnym korytarzem do jasnej kuchni, czekającej z otwartymi drzwiami. – Bo nie sądzę, że planowałaś przyjść. - przełknęłam. – Nie planowałam.
56
Everett skinął i podszedł do lodówki, kiedy ja oglądałam kuchnię. Była w ciepłych kolorach, dużo czerwieni i złota, z nowoczesnymi dodatkami, takimi jak nierdzewne urządzenia i małe lampki wiszące nad wyspą. Usiadłam na jednym z barowych stolików, kiedy Everett wyjmował z lodówki czerwone wino. Uniósł je do mnie, a ja skinęłam. Nalał dwie lampki, zanim podał jedną mnie. Patrzyłam na niego trzymającego szkło i nie mogłam powstrzymać słów, które wypowiedziałam. – Powinieneś to pić? - Everett uniósł brew i zaczął sączyć wino. – Właśnie do zrobiłem. - powiedział po przełknięciu. Bawiłam się nóżką kieliszka. – Ale powiedziałeś, że jesteś alkoholikiem. – Powiedziałem. I jestem. - spojrzałam na niego zdezorientowana. – Nie jestem wychodzącym z kryzysu alkoholikiem. Wiem, kim jestem. Wielu alkoholików zaprzecza. Nie ja. Wiem, że jest to jedna w wielu moich słabości. - dalej byłam zdezorientowana, co moja twarz musiała pokazywać. Everett westchnął i powstawiał kieliszek po drugiej stronie wyspy. – Jestem alkoholikiem, ale nie mam ochoty, by było inaczej. – Dlaczego nie? – Nie popadłem w to tak, jak niektórzy ludzie, jak ludzie, którzy są zbyt zdesperowani, by z tego wyjść, ale nie mogą. Całkowicie siebie kontroluję. – Z wyjątkiem chwil, kiedy jesteś pijany. - to były rozgoryczone słowa i odsunęłam od siebie kieliszek wina. Był to ledwo widoczny ruch, ale Everett to zauważył. – Tak, szczęśliwie, nie mam w zwyczaju upijać się w towarzystwie innych osób. Robię to w domu, sam, więc jestem zagrożeniem jedynie dla siebie. – Wczoraj byłeś pijany. Musiałam odwieźć cię do domu. Everett spojrzał w dół na kieliszek. – Tak, byłem. Powiedziałbym, że mi przykro, ale to byłoby kłamstwo. – A ty nie kłamiesz?
57
– Nie. Patrzyliśmy na siebie. – Nigdy? - pokręcił głową i spojrzał mi w oczy. – Dlaczego? - wzięłam duży łyk wina. Wkraczałam na niebezpieczne terytorium. – Powiedziałaś mi, że to ja jestem niegrzeczny, Parker. - skinęłam, zgadzając się. – Jestem. Jestem taki, ponieważ nie zgadzam się z normami społecznymi, które mówią, ze białe kłamstwa się nieistotne. Nie wierzę w skrywanie się za słowami, które nie są wiarygodne. Nie jestem cierpliwym człowiekiem. Nie owijam w bawełnę. Jeśli mnie o coś zapytasz, nie okłamię cię. – przetrawiłam to. – Okłamałeś barmana. Powiedziałeś mu, że jesteś moim chłopakiem. - Everett wyglądał na zaskoczonego. – Tak, racja. Zgaduję, że masz na mnie zły wpływ. – Nie wierzę, że w ogóle jakoś na ciebie wpłynęłam. – Oh, ależ tak. – W jaki sposób? – Wydobyłaś coś ze mnie. – To coś, to niegrzeczność? Jeśli tak, to się zgodzę. - skinął. – Jestem niegrzeczny, owszem, ponieważ nie mówię rzeczy, których nie mam na myśli. - wziął łyk wina, kończąc je. – Weźmy na przykład tę lampkę wina. Jeśli nalałbym do niej mleka i powiedział ci, że to wino, byłabyś rozczarowana, biorąc pierwszy łyk, oczekując sfermentowanych winogron i orientując się, że zamiast tego dostałaś mleko? – Lubię mleko. - Everett walczył z uśmiechem. – Ja też, ale lubię też wiedzieć, czego mam oczekiwać. To wszystko sprowadza się do kontroli. Everett chwycił z lodówki butelkę wina i obszedł wyspę, by mi dolać. Jego ręka była rozciągnięta obok mojej, kiedy nalewał. Cale. Tylko tyle nas dzieliło.
58
Stał obok mnie, więc wzięłam oddech i odwróciłam się do niego. Patrzył na mnie z góry. Jego włosy były długie z przodu, przyciągając uwagę do oczu, które szukały moich. Pochylił się nad wyspą, by nasze twarze były bliżej siebie. Powoli przesuwał wzrok po mojej twarzy. Wtedy uchylił usta. – Lubię kontrolę, Parker. - jego słowa były mocnym szeptem, poruszył powietrzem wokół moich warg. Oblizałam je. – Dlaczego? – Ponieważ - wyszeptał, jego oddech był ciepły na moich mokrych ustach. Przesunął lekko rękę na granitowym blacie i teraz dotykał mojej. Czułam puls bijący z jego ręki, przez co mój własny podskoczył. To było szok, jego dotyk był jak elektryzująca fala, przepływająca do mnie wraz z jego obecnością i słowami. Przybliżył do mnie twarz, a moje ciało zamruczało. – Potrzebuję tego. - wyszeptał, drugą dłoń kładąc na moich włosach. Poczułam, jak jego palce dotykają moich kosmyków, ale nie zamknęłam oczu, mierząc nimi jego. – Pragnę kontrolować rzeczy, których nie mogę. - wyciągnął pasmo moich włosów i zaczął się nim bawić. – Jest tyle rzeczy w moim życiu, które są poza moją kontrolą. Wielkie rzeczy. Złe rzeczy. Więc, kiedy mogę - powiedział, pochylając się – Przejmuję kontrolę, jakby była ostatnią deska ratunku. Nie poddam się kontroli. - Jego usta zatrzymały się nad moimi. – Nigdy. - Moja klatka piersiowa ciężko falowała, oddech miałam płytki i przyśpieszony. Serce biło mi głośno, krew szumiała w uszach. Wtedy się odsunął. – Mam raka, Parker. Moje serce zamarło na minutę. Chwilę później goniłam oddech. Byłam pod wodą, powoli, z wdziękiem szybując z jego słowami. Wtedy wróciłam na powierzchnię, wciągając powietrze do zaciśniętych płuc. Odebrało mi mowę. Everett obserwował mnie, kiedy przechodziłam przez wszystkie etapy reakcji. Pragnienie, które zapłonęło w moim ciele, zostało oblane rzeczywistością. – Guz mózgu. - kontynuował. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Everett przełamał kontakt wzrokowy i upił wino.
59
– Jest też spory. Silny. - uniósł dłoń i postukał się w czoło. – Sukinsyn tu spędza czas. Był nonszalancki, pijąc wino i opierając się o blat. Milion myśli przeleciało mi przez głowę. – Masz chemioterapię, radioterapię? Czy cokolwiek z tym robią? Everett odstawił kieliszek i przeniósł się na drugą stronę wyspy, biorąc rękawice kuchenne i otwierając piekarnik. – Nie. Tylko czekam. – Czekasz? - spytałam. – Na co? Obserwowałam, jak wyciąga lazanię, odkładając ją i ściągając rękawice. Spojrzał na mnie z uniesioną brwią, jakby zirytowany, że nie łapię. – Na śmierć. - to było jak policzek. Zjadliwy, oschły policzek prawdy. – Nie da się tego zoperować czy coś? - starałam się zrozumieć, co mi powiedział, abym mogła owinąć myśli wokół faktu, że oczekiwał na śmierć i był wobec tego taki nonszalancki. – Nie, nie jestem tego pewien. Ale nie jestem zainteresowany. - chwycił dwa talerze z kredensu. – Chcesz zjeść tu czy w salonie? Wypożyczyłem kilka filmów. Odrzuciłam głowę i spojrzałam na niego, jakby był pozbawiony zdrowych zmysłów. Irytacja i złość zapłonęły we mnie jasno, jak świeca oblana benzyną. – Żartujesz sobie ze mnie? - powiedziałam, wstając od kuchennej wyspy. Everett odstawił talerze i spojrzał na mnie ze znużeniem, czekając na moja tyradę. – Będziesz pochylał się nade mną, jakbyś miał mnie pocałować, a sekundę później mówił, że masz guza mózgu, którego nie będziesz operował i, na tym samym wydechu, pytał, czy chcę zjeść na kanapie, oglądając z tobą filmy? - zacisnął usta. – Yep. To wszystko prawda. Oprócz tej części o całowaniu, nie miałem zamiaru cię pocałować. Smagnięcie biczem. To najlepsze określenie obecnej sytuacji. Odrzuciłam część o pocałunku i skupiłam się na reszcie.
60
– Dlaczego nie chcesz operacji? Dlaczego nie chcesz czegoś z tym zrobić? – Dlatego Parker, że to nie jest moje pierwsze rodeo. Już wcześniej miałem to samo. Everett obszedł ladę, podchodząc do mnie. To - pokazał na bliznę przy linii włosów – przypomina mi o tym każdego dnia. Walczyłem z rakiem przez trzy lata, kiedy byłem nastolatkiem. Kolejne trzy spędziłem na rehabilitacjach. Miałem domowe nauczanie, byłem samotnikiem, chorym nikim. - wyrzucił przede mnie ręce. – Nakłuwali mnie i wkłuwali, spędziłem lata, tkwiąc w łóżku lub na rehabilitacjach. - opuścił ręce. – Walczyłem przez długi czas. Jestem zmęczony. Zmęczony walką. Mam raka, nawet gorszego niż ostatnio. Szanse są niewielkie. Pogodziłem się z tym. Pogodziłem się z moim życiem. Pogodziłem się ze śmiercią. – wściekła zmrużyłam oczy. – Co to w ogóle znaczy? Kto może się z tym ‘pogodzić’ ? – Ze śmiercią? - spytał. – To proste. Pogodziłem się z tym. Nie ma innego sposobu na wyjaśnienie tego. To jest to, czym jest. – Co na ten temat myśli twoja rodzina? – Nie bądź głupia, Parker. Jak sądzisz, co myślą? - pokręcił na mnie głową ze zniecierpliwienia. – Chcą, bym znów walczył, jasne, że tak. Ale to jest to, czego chcę ja. Chcę mieć trochę kontroli nad swoim życiem. Oto jest. – Oto jest? - spytałam, gestykulując wokół. – Stanie się alkoholikiem i oczekiwanie, aż twój czas dobiegnie końca? - nie wiedziałam, dlaczego byłam wściekła, ale byłam. To nie była moja sprawa i normalnie spłynęłoby to po mnie. Ale w tym było coś całkowicie złego. Nie mogłam nic poradzić, mówiłam, co myślałam. – Oto jest. - potwierdził. Wziął łyżkę do dokładania jedzenia i spojrzał na mnie. – Każdy z nas umrze, Parker. Ty umrzesz, ja umrę, każda inna osoba umrze. A ja chcę opuścić ten świat z odrobiną godności. Chcę spędzić resztę życia nie martwiąc się, ile zostało mi czasu, robiąc to, co chcę. Nie chcę umrzeć w łóżku, w szpitalu, po przegranej bitwie. Chcę umrzeć w spokoju. Zdałam sobie sprawę, że wciąż stoję po wcześniejszym wybuchu, więc spokojnie usiadłam. – Ile czasu ci zostało? - Everett zaserwował pełną łyżkę lazanii.
61
– To jest najpiękniejsze w tej sytuacji – nie wiem. Lekarze nie wiedzą. Ta odmiana raka, którą mam, jest jak tykająca bomba. Mogę żyć, bądź umrzeć już tego wieczoru. Wypuściłam ciężki oddech, wyczerpana ze złości. Uczucia natarły na mnie, surowo i niebezpiecznie. Uspokoiłam je. Nie powróciły do stanu obojętności; nie było mowy, bym ponownie poczułam obojętność, będąc koło Everetta. Ale byłam ustabilizowana. To najlepszy sposób, by opisać mój stan. Moje emocje były bezstronne. – Proszę, nie umieraj dziś. Everett się zaśmiał i podsunął mi talerz z lazanią. – To by potwierdziło twoją opinię o mnie, racja? Byłoby raczej niegrzecznie paść trupem nad moją lazanią. Niewygodnie było mi się z tego śmiać, ale musiałam rozładować napięcie, które stworzyłam. – Yeah, i nie do końca byłaby to godna śmierć. - Everett zachichotał cicho. – Chcę kontroli, Parker. Nie chce mieć daty ważności. Kto chce wiedzieć, kiedy umrze? Nie chcę rozwodzić się nad moją śmiercią. Chcę żyć. Chcę brać z życia tyle, ile mogę i pozwolić, by to zalało moje zmysły, wszystkie z nich, wszystkie na raz. - Everett nie przesunął się ze swojego miejsca po drugiej stronie wyspy, a jednak czułam, jakby szeptał mi do ucha. – Brzmi, jakbyś miał plan. - powiedziałam, przełykając łyk wina. – Mam. Wyjeżdżam na ten weekend. – Gdzie? – W końcu mam zamiar odwiedzić Wielki Kanion. - podniosłam widelec, biorąc kęs lazanii. – A potem? – Everett przełknął gryz potrawy. – The Four Corners. - wzięłam kolejny kęs. – To jest dobre, Everett.
62
– Dodatkowy ser, Parker. Przegryzłam wargę. Jak od obojętności, przez pragnienie, złość i spokój, mogłam przejść do pragnienia uśmiechnięcia się, i to w zaledwie parę minut? Spojrzałam na Everetta, patrząc, jak przeżuwa. – Co jeszcze? - wzruszył ramionami i wziął kolejny kęs. Przełknął i kontynuował. – Chcę zwiedzić wymarłe miasto, dziwne atrakcje i co tam jeszcze będę chciał. - moje serce przyspieszyło. Nie było nic bardziej intrygującego, niż idea zwiedzenia opuszczonego, pozbawionego ludzi miasta. Niezmienne, zaklęte w czasie. Fakt, ze możesz cofnąć się w czasie i zobaczyć kameralną część kogoś, poruszył najszczęśliwszy punkt w mojej duszy. A raczej, jedyny szczęśliwy punkt. Miejsce, które skrywałam, miejsce, które odnajdywało radość w małych luksusach, takich jak ten. Rozgorzała we mnie zazdrość. Przygryzłam wnętrze policzka. – Co? - zapytał Everett, a ja uniosłam na niego wzrok. – Nie, nie powiedziałam. – Jasne, że tak. Ale bez słów. - jego oczy błyszczały w świetle. Ich zimny kolor stał się ciepły, jak założyłam, z powodu podekscytowania myślą o nadchodzących przygodach. Po raz pierwszy od długiego czasu, tęskniłam. Nie tylko za wizją podróżowania, ale za związkiem. Właśnie chciałam być przy Everetcie. Chciałam ludzkiego związku. Chciałam zostać dotknięta. Chciałam, by to on mnie dotknął. Pragnęłam, by jego ręce i usta, a także skóra, były przy mojej. Będąc przy Everetcie zapominałam, dlaczego tego unikam. Wstałam z miejsca i obeszłam wyspę. To był eksperyment. Zazwyczaj obserwowałam, a nie doświadczałam. To mogło to zmienić. Nieśmiało szłam do Everetta. Przyglądał mi się uważnie oczami, które wydawały się widzieć moje intencje. Odłożył widelec i obrócił się do mnie, otwierając na mnie. Z całą odwagą, jaką posiadałam, podeszłam bliżej, aż byliśmy oddech od siebie. Wtedy uniosłam się na palcach i naparłam ustami na jego.
63
To, co miało być szybkim całusem, zmieniło się w pożeranie zarówno ust jak i spojrzeń. Jego ręka natychmiast znalazła mój krzyż i przyciągnął mnie do siebie. Cofnęłam się i spojrzałam mu w oczy. Był w nich ogień, który sprawił, że podskoczyło mi serce, podskoczyło i opadło w klatce piersiowej. Patrzył, jakby był mnie głodny. Może był. Nakarmiłam jego głód swoimi ustami, napierając nimi na jego żuchwę, całując każdą zmarszczkę mimiczną. Wtedy nasze usta się odnalazły, zatopiły w sobie. Nasze zęby się zderzyły. Szybko podniosłam materiał jego koszulki. Poczułam, jak wkłada palce między moje włosy, a później je szarpie, sprawiając mi rozkoszne uczucie bólu. Wtedy się cofnęłam, ciężko oddychając. W jednej chwili łzy stanęły w moich oczach. Odwróciłam się do wyspy i wstrzymałam oddech, zamykając oczy. Everett nie pozwolił zebrać mi myśli. Moment później uwięził mnie przy wyspie. Nie mogłam na niego patrzeć. Czułam, jak ogarnia mnie wstyd. I strach. I tysiąc innych uczuć. Z zamkniętymi oczami, zażyczyłam sobie, by wszystkie odeszły. Wyobraziłam sobie, że są kroplami. Ześlizgują się. Sześć oddechów później otworzyłam oczy i odnalazłam te Everetta. – Więzisz mnie. - powiedziałam. Pozwoliłam irytacji wkraść się do mojego głosu. – Yep. – Przesuń się. – Zmuś mnie. Zacisnęłam zęby i naparłam na niego. Był silny. Ale każdy mężczyzna ma swoją piętę Achillesa, tam, gdzie spotykają się jego nogi. Podniosłam kolano, delikatnie dociskając do miejsca, które wiedziałam, że zmusi go do cofnięcia się. – Przesuń się. - powtórzyłam. Uśmiechnął się szelmowskim uśmiechem, ale cofnął się. Pomimo ustąpieniu mi, wydawał się z siebie dumny. Nie mogłam pojąć, dlaczego. Odeszłam.
64
– Znów uciekasz, Parker? - Stałam plecami do niego. Spojrzałam przez ramię. – Jeszcze nie. - usiadłam przed zapomnianą lazanią. – Jestem głodna. - Everett wciąż się uśmiechał. To było irytujące. – Więc - powiedziałam, zanim wzięłam kęs, pozwalając, by eksplozja smaków pomidorów i przypraw wybuchła na moim języku. Przełknęłam. – Kim jest Charlotte? - Jego uśmiech zniknął. – Nikim. - odpowiedział, zanim zaczął jeść. – Myślałam, że nie kłamiesz. Spojrzał na mnie spod gęstych, ciemnych brwi. – Nie kłamię. Nie ma dla mnie znaczenia. Nie wiedziałam, co wobec tego czuć. Połknęłam wino i odłożyłam kieliszek, jeżdżąc palcem po krawędzi. – Jak ją poznałeś? – Pieprzyłem ja raz lub dwa. Byłam w połowie brania łyka wina i prawie się zakrztusiłam. Obraz Charlotte, z jej długimi, anielskimi włosami i ładnymi ustami, pojawił się w moich myślach, szydząc ze mnie. Nie powinnam pozwolić, by zawracało mi to głowę, ale tak było. I, cholera, to było irytujące. – To jest szczere. - powiedziałam w końcu. – Taki jestem. – Oraz, jesteś trochę dupkiem. – Yep. - zgodził się – Ale dlaczego tak myślisz? – Ponieważ określiłeś ją jako osobę, z którą się ‘pieprzyłeś’. Szkoda mi jej. – Yeah, cóż, nie musi. Nie wciągnąłem jej w to, sama chciała. Była to obustronne porozumienie. I rozczarowujące, dla nas obojga.
65
– Zachowywała się jak zazdrosna dziewczyna, kiedy poszła za mną do łazienki. Everett wydawał się zaskoczony tą informacją. – Cóż, nie powinna. Nawet jej nie lubię. Czułam się jak intruz wnikający w bardzo osobiste sprawy i spojrzałam na talerz, obrysowując widelcem jego brzeg. – Ale jadasz z nią śniadanie? - nagle pewna myśl wpadła mi do głowy. – Byłeś… z nią zeszłej nocy? - wypowiedzenie tych słów wywołało mdłości. Kwas palił mi gardło. – Zapomnij. - dodałam szybko. – To nie moja sprawa, przepraszam. – Chcesz, żeby to była twoja sprawa? - zniżył głos. Włoski na rękach stanęły mi dęba. – A odpowiadając na twoje pytanie, nie. Jest koleżanką z pracy. Przejmuje kilka moich szkolnych obowiązków przed moim wyjazdem, więc spotkaliśmy się, by to obgadać. Spojrzałam w górę i złapałam go, kiedy pochylał się nad blatem. Włosy opadły mu na jedno oko, ale drugie było utkwione we mnie. – Pracujesz z nią? Każdego dnia? - Everett odchylił się i wrócił na swoje miejsce. – Tak. To mój ostatni tydzień pracy. – Na lato? – Na zawsze. Skończyłem. Przechodzę na emeryturę. Do moich myśli powróciła nasza wcześniejsza rozmowa. Był tykającą bombą. – I zamierzasz żyć w drodze? Na jak długo? - wziął kawałek lazanii. – Na tak długo, jak będę chciał. - wskazał na dom. – Za to płacę. Mój samochód jest opłacony. Nie mam żadnych finansowych zobowiązań. - podniósł kieliszek i uśmiechnął się, patrząc na blady płyn. – Jestem wolny. Zazdrościłam mu. Posiadania pasji, by przeżyć ostatnie dni tak, jak chce. Nie dusić się uczuciami, uczuciami, których celowo się pozbywasz. Bycia wolnym. Zamknęłam oczy i wyobraziłam to sobie. – Też możesz to zrobić, wiesz. - mruknął, przerywając moje myśli. Otworzyłam oczy.
66
– Co masz na myśli? – Uciec. Choć na chwilę zostawić za sobą problemy. Być beztroską. - pokręciłam głową. – Nie. – Co cię powstrzymuje? Zastanowiłam się na tym przez chwilę. Dla mnie odpowiedź była oczywista: nic. Więc skłamałam. – Muszę się utrzymywać. Bycie spłukaną studentką nie pozwala mi na luksus beztroski. – Spłukana, serio? Wydałaś już wszystkie pieniądze? Trudno mi w to uwierzyć. szybko uniosłam głowę. – O czym mówisz? - Everett uśmiechnął się zza kieliszka. – Twoja ugoda. Oddychałam przez nos, żeby uspokoić gniew, przez który stałam się zimna. – Skąd o tym wiesz? - Everett odstawił kieliszek. – Google. Mówiłem ci, że wygooglowałem Morissa Jensena. - zacisnęłam dłonie w pięści. – To nie twój interes. - odsunęłam talerz. – Nie mogę uwierzyć, że wtargnąłeś w moją prywatność. – Na początek - uwierz w to. Nie wkraczam w niczyją, pieprzoną prywatność. Po drugie, nie inwigilowałem twojej. Wszystkie szczegóły twojego wypadku są w Google. Jak to o ugodzie. Nie musiałaś mi o tym mówić, jeśli nie chciałaś. - wziął ostatni kęs lazanii i zabrał nasze talerze, wkładając je do zlewu. – Poza tym trudno mi uwierzyć, że przepuściłaś wszystkie pieniądze. Twój samochód to rzęch. Nie jesteś powierzchowna. Nie ubierasz się w wymyśle ciuchy. Nie dbasz o swój wygląd. Gdybyś wydała pieniądze, pozbyłabyś się najpierw tych blizn. - gniew rósł.
67
– Jesteś tak bardzo… - Everett spojrzał przez ramię. – Niegrzeczny? - podpowiedział. Odwrócił się twarzą do mnie. – Tak. Jestem. Mówię to, jak widzę. A widzę dziewczynę, która kryje się za swoimi włosami, która pieprzy to, jak wygląda. Myślisz, że nikt cię nie zauważa. Myślisz, że możesz siedzieć z tyłu i każdego obserwować, a oni nie będą na ciebie patrzeć. Ale wiesz co, Parker? Ukrywasz się na widoku. Widzę cię. Widzę tą część ciebie, którą nie chcesz, by ktoś zobaczył. Okrążył wyspę, ponownie mnie osaczając. Moje serce zaczęło maniakalnie trzepotać w klatce, stanęłam na palcach, kiedy najechał na moją życiową przestrzeń. Everett zmrużył na mnie oczy. – Jesteś zamrożona. Nie pozwalasz sobie czuć. Nie dbasz o nikogo, nawet o siebie. jego twarz znalazła się przy mojej, przez co sapnęłam, ciepło jego twarzy na mojej delikatnie falowało na skórze. – Tu - powiedział, przyciskając dłoń do miejsca nad moim sercem. – jesteś oziębła. I jesteś bliżej śmierci niż ja. Cofnął się, patrząc na mnie z mieszanką złości i smutku. Wtedy odszedł. – Możesz wyjść sama, prawda? - rzucił przez ramię. Usłyszałam jego kroki, uderzające o schody, kiedy wchodził na drugie piętro, więc zrobiłam jedyną rzecz, jaką mogłam. Poszłam do drzwi.
68
SZEŚĆ Siedziałam w samochodzie zaparkowanym przy jego ulicy od kilku minut. Mój umysł próbował przetworzyć wszystko, co się stało, podczas gdy serce łomotało w klatce piersiowej. Dlatego nigdy nie nawiązywałam kontaktów z ludźmi, dlatego stałam z boku i patrzyłam. Nie chciałam posiadać jakichkolwiek uczuć. Szczególnie uczuć, które bolą. Nie chciałam bólu. Nie chciałam niczego. Westchnęłam, po czym przekręcam kluczyk w stacyjce. Nic się nie działo. Spróbowałam znowu i wciąż nic. Everett miał rację odnośnie jednej rzeczy: mój samochód był kupą złomu. Został zbudowany lata przed moim urodzeniem, następnie rozebrany i złożony z części innego samochodu. Nadawał się do naprawy i był wrzodem na dupie w najbardziej niedogodnym czasie. To był jedyny powód, przez który byłam cały czas rozdrażniona. Everett miał też rację odnoście czegoś innego: Miałam wszystkie te pieniądze. Ulokowane na moim koncie bankowym bez żadnego celu. I nie przejmowałam się nikim, nawet sobą. Takie myślenie spowodowało niewielki ból w mojej klatce piersiowej. Próbowałam ponownie przekręcić kluczyk w stacyjce. Z silnika nie dobiegł nawet najmniejszy hałas. Położyłam głowę na kierownicy, nagle ogarniając wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru. Był na mnie wkurzony - Everett był na mnie wkurzony. Nawet z blizną oszpecającą moją twarz, ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Ukrywałam się w cieniu lub w kącie, obserwując. Nie żyłam, nie naprawdę. A Everett umierał. Ale był bardziej żywy niż ja. To właśnie miał na myśli, mówiąc, że jestem bliżej śmierci, niż on. To była prawda. To oznaczało, że wiele rzeczy, które powiedział Everett, choć mocne, były prawdą. Dupek.
69
To było irytujące, że ktoś, kto spotkał mnie kilka razy, rozszyfrował mnie tak szybko i powiedział mi prosto w twarz, co zauważył. Byłam obserwatorem innych ludzi. Ludzie mnie nie zauważali. To było w mojej złości, kiedy wyszłam z samochodu i z hukiem zatrzasnęłam drzwi. Ten gniew napędzał moje stopy po betonowym chodniku i po schodach, do jego ganku. Ten gniew zasilał uderzenia, gdy moja pięść stukała w jego drzwi. Everett nie spieszył się, podchodząc do drzwi. Kiedy je otworzył, wyglądał na zszokowanego, widząc mnie na ganku. – Zapomniałaś czegoś? - zapytał, brzmiąc na znudzonego. – Tak - powiedziałam, wkraczając w jego przestrzeń. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej, popychając go, dopóki nie cofnął się o krok. – Jesteś dupkiem. – Jestem - potwierdził. Nadal naciskałam na niego, podczas gdy cofał się w głąb domu. Gdy byłam wewnątrz, zatrzasnęłam drzwi. I wtedy zaatakowałam. Oddech później byłam w jego ramionach, usta napierały na jego. Przytrzymał moje ciało rękoma, gdy owinęłam nogami jego talię. Poczułam, że uderzyłam plecami w ścianę, ale nie obchodziło mnie to. Moje zmysły były pełne, wypełnione tym, wypełnione Everettem. Czułam, jak jęczy w moje usta i przeniosłam dłonie na jego włosy, ciągnąc za te, które zwinęły się na karku. Oderwałam mocno zaciśnięte nogi od jego talii. – Kurwa - warknął w moje usta, odchylając się i ponownie uderzając mną o ścianę. Wzięłam głęboki oddech, gdy uwolnił moje usta. Nie zaczerpnęłam dużo tlenu, zanim jego usta ponownie zderzyły się z moimi. Ręce owinięte wokół mojej talii ścisnęły ją na tyle mocno, aby odwrócić moje myśli od nabrania powietrza. – Co to ma być, Parker? - zapytał, przyciskając czoło do mojego, gdy wypuścił przyśpieszony oddech w moje usta. Walczyłam o oddech, ale moje ciało było jak fajerwerki czekające na podpalenie. – Jeśli musisz pytać, jesteś dupkiem.
70
Usłyszałam jego męski chichot. Odciągnął mnie od ściany i skierował się wraz ze mną do salonu. Jego usta ponownie połączyły się z moimi, utrzymując moją uwagę na nim, a nie na pokoju, do którego mnie zaprowadził. Poczułam, jak moje plecy uderzyły w poduszki na kanapie, zanim położył się na mnie, przyciskając mnie do jej miękkości. Czułam się, jakbym tonęła w kanapie i w mocnym pragnieniu. To było straszne, pozwolić tym emocją przejąć nade mną kontrolę, konsumować mnie, ale moje ciało było silniejsze od umysłu. Więc kiedy Everett ściągnął mi przez głowę koszulkę, pomogłam mu zdjąć jego. Zaczerpnął powietrze w trakcie schodzenia pocałunkami w dół, po mojej klatki piersiowej. Kiedy dotarł do guzika spodenek, moje ciało zadrżało. Sięgnęłam w dół, aby go odpiąć, ale jego ręce mnie zatrzymały. – Nie - wyszeptał. Przyciągnął moje dłonie do ust i ucałował kostki, zanim położył moje ręce na klatce piersiowej. Chwyciłam oddech i całe moje ciało zadrżało. Czułam się, jakbym znalazła się na krawędzi piekła. Tak bardzo chciałam upaść i pozwolić Everettowi upaść wraz ze mną. Więc tak zrobiłam. Przesunęłam ręce w górę i znalazłam jego nagą pierś. W ciemności salonu trudno było dowiedzieć się, co miał wytatuowane na klatce piersiowej. Wszystkie moje myśli opuściły głowę w momencie, gdy dłoń Everetta sięgnęła do moich spodenek, przesunęła krawędź bielizny i dotknęła mnie. Nie mogłam nic na to poradzić. Wzdrygnęłam się. Jego wolna ręka unieruchomiła moje biodro, podczas gdy druga gładziła mnie, podsycając płonący we mnie ogień. Początkowo był delikatny i jęczałam – czekając na miliony rzeczy na raz. Czułam, że moje ciało wznosi się i dochodzi, zdesperowana, by chwycić się czegokolwiek. Skończyło się na jego szczęce. Pociągnęłam go w dół, wodząc paznokciami po linii szczęki, aż jego usta posiadły moje. Poczułam krótki zarost i to było zbyt wiele dla moich zmysłów. Jego palce na mnie, we mnie, jego usta muskające moją szczękę, zęby podgryzające ucho, wolna ręka ściskająca biodro. Pogrążyłam się w szaleństwie i w rozkoszy, którą czułam przez kilka sekund.
71
Kiedy mój oddech zwolnił i moje serce unormowało się w klatce piersiowej, odwróciłam twarz. Co, do cholery, właśnie się stało? Nie mogłam spojrzeć na Everetta, więc przełknęłam ciężko i zacisnęłam zęby. Zapanowała miedzy nami cisza, jakbyśmy oboje nie mogli uwierzyć w to, co przed chwilą się stało. W zasadzie mnie wyrzucił i chciałabym do tego wrócić. Nie chciałam identyfikować emocji, które mnie ogarnęły. Usiadłam, znalazłam moją koszulkę i naciągnęłam ją na głowę. Wstałam i zapięłam spodenki, powstrzymując się od patrzenia na Everetta. Moje ręce drżały i zacisnęłam je w pięść, aby je uspokoić. – Parker - Everett zaczął, ale mu przerwałam. – Nie - powiedziałam, podnosząc rękę do góry, pozwalając włosom opaść w dół, by się przed nim zasłonić. – Nie? - zapytał. Poczułam, że jego ręka dotyka mojego ramienia, więc natychmiast szarpnęłam nim z daleka od niego. Żal. To było to, co czułam. Nie chciałam tego nazywać, ale to siedziało we mnie tak mocno, płynęło w moich żyłach. – Nie - powtórzyłam. – To był błąd. Ty. Nie jesteś dla mnie dobry. - Trudno było wypowiedzieć te słowa, ale przeszły przez moje gardło nieproszone. – Jesteś alkoholikiem, umierasz i do cholery, jesteś bardzo niegrzeczny. Nie powiedziałam tych słów dlatego, że nie był dla mnie dobry. Ale dlatego, że chciałam, by moje słowa cięły głębiej niż noże. Chciałam zranić Everetta. Ponieważ sprawiając, że czułam te wszystkie uczucia, mógł zranić mnie. Mógłby mnie pociąć głębiej niż Morris Jensen kiedykolwiek. Błyskawicznie otworzyłam drzwi i uciekłam.
Nie mogłam spać. Wierciłam się na łóżku, wciąż odtwarzając w głowie wydarzenia z nocy. To było jak powtórne przechodzenie przez koszmar. Uczucia trwały. Nie było tabletek, które mogłyby mnie znieczulić. To były realne, prawdziwe uczucia. Nie chciałam ich.
72
Ze wschodem słońca stałam koło zmywarki w kuchni, biorąc rozpaczliwie kęs zimnej pizzy. Użyłam palca, żeby przesunąć kawałek, który wisiał na moich ustach, bo nie miałam już w nich miejsca. Wtedy poczułam pierwsze łzy. Płynęły z oczu równomiernie, więc moje ręce były zalane, a usta chwytały niektóre słone krople, kiedy starałam się połknąć pizzę. Gula z gardle nie powstała dlatego, że źle pogryzłam pizzę, a raczej z duszącego żalu. Używałam jedzenia jak nienawiści, karząc się za swój błąd. Rzuciłam resztkę na blat i zwróciłam to, co było w moich ustach. Co ja, do cholery, robię? Użyłam rąk, wściekle wyrzucając pizzę do pojemnika na śmieci, gdy szloch wstrząsnął moim ciałem. Chwyciłam za krawędź zlewu, opuściłam głowę i pozwoliłam, by żal przejął nade mną kontrolę. Dlaczego zawsze to robię? Dlaczego celowo ranię ludzi? I dlaczego to mnie teraz niepokoi? Ból rósł we mnie jak chwast. Brzydkie i skręcone korzenie okręcały się wokół wszystkiego, czego dotknęłam. Chciałabym, żeby ten ból zakorzenił się także w kimś innym. Dlaczego? Nie potrafiłam powiedzieć. Może byłoby to mniej samotne, gdybym wiedziała, że nie jestem z tym bólem jedyna. On mógł mnie zranić, więc ja chciałam zranić jego. Oderwałam kilka ręczników papierowych i otarłam twarz przed opuszczeniem kuchni i zapadnięciem się w sofę. Zakryłam ręką oczy, by osłonic je przed wpadającymi promieniami słońca. Dlaczego moi współlokatorzy nie zasłonili żaluzji? Dość często wracali do apartamentu i szli do kuchni, kiedy słońce już wstało.
Dlaczego nie piekliłam się, że
ktokolwiek tędy przejdzie, ma to zrobić, gdyż zazwyczaj byli poza domem do białego rana. Carly i Jasmine, wracając o świcie, przeważnie zachowywały się głośno, kiedy nogi prowadziły je do łóżek. Sofy bardziej służyły jako łóżka niż miejsce relaksu. Zwykle dlatego kanapa pachniała niewielką ilością alkoholu. Odwróciłam twarz od obicia, krztusząc się nieświeżym, słodkim zapachem wódki. Jakby przez sen usłyszałam zgrzyt zamykanych drzwi do apartamentu i głośny chichot, przerywający spokój poranka. – Którędy podążyć? - Głos był donośny i obelżywy w powietrzu wokół mnie. Jak dźwięk uderzający w talerze przy moim uchu. Chichot wybuchł ponownie i usłyszałam stukot czegoś upadającego na podłogę. Sądząc po dźwięku, obstawiałam, że to torebka. Usłyszałam – Cholera! - wrzask pomiędzy chichotem a dźwiękiem obijania się czegoś ciężkiego o drzwi.
73
Znałam moje współlokatorki lepiej, niż one znały mnie. W końcu moim największym hobby było obserwowanie innych ludzi. Nie angażowałam się w lekkomyślne zachowania – nie włączając w to zdarzenia z Everettem – nigdy nie robiłam czegoś, co było zabawne, ale także niebezpieczne. Nie wychylałam nawet palca poza granicę ostrożności. Ukrywałam się pod nią. Więc kiedy moje współlokatorki wpadły przez drzwi, właśnie byłam odsłonięta. Jestem pewna, że niektórzy chcieliby zobaczyć moje zachowanie, ale co dziwne, niemal przerażające, byłam zafascynowana ludzką naturą. A mój aktualny wygląd opisywały rozwalone nogi i dzikie włosy. Jasmine złapała mój wzrok pierwsza. Górowała w gorących, różowych obcasach. Jej białe spodenki były na tyle krótkie, by być postrzegane, jako stój plażowy – przynajmniej dla mnie – i pokryte plamami. Koszulka na ramiączka, z białymi i różowymi cekinami, wisiała na niej rozciągnięta, jakby w końcu uszło z niej życie. Jej białe zęby błysnęły w kontraście z opaloną skórą, gdy plecami opadła na podłogę, a obcasy uderzyły w drewno. Jej blond włosy były bałaganem wokół niej. Z ledwo widocznym błyskiem diademu na gigantycznej grzywce. Carly była zgięta, trzymając się za brzuch, gdy śmiech wydobywał się z jej ciała. Rzuciła torebkę na podłogę i śmiała się tak mocno, że spodziewałam się, iż opróżni swój żołądek na podłogę. Gdy Jasmine była skrajnym przeciwieństwem mojej osobowości, Carly była pomiędzy nami. Jej obecny strój - klapki i dżinsy, był czymś, w co ubrałabym się, aby czuć się bardziej komfortowo niż stylowo. Ale Carly poszła na ustępstwo wobec Jasmine i założyła pomarańczowy top z głębokim dekoltem w serek.
Raczej z rodzaju
pomarańczowego, który widzisz w tropikach, a nie w dziale produkcji. Ona także była pokryta plamami. Spokojnie obserwowałam je z kanapy, dopóki Jasmine nie przewróciła się na brzuch, nie odsunęła włosów z twarzy i nie zauważyła mnie. Zerknęła na mnie i oparła się na łokciach. – Co z tobą jest nie tak? - powiedziała niewyraźnie. Z krzywą tiarą na głowie i rozmazanym makijażem, wyglądała jak pijana księżniczka. Zmarszczyłam czoło w zakłopotaniu. Leżałam na kanapie jak normalny człowiek, a ona wyglądała jakby nurkowała w śmietniku i coś złego było ze mną? Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Carly zwróciła na mnie swoją uwagę i pochyliła głowę na bok. – Wszystko w porządku? - zapytała, zbliżając się do mnie. Wtedy
74
przypomniałam sobie łzy, które nadeszły tak nagle. Świadomie odwróciłam głowę od jej spojrzenia. – Obstawiam, że całą noc się uczyła, zamiast z nami imprezować, Car - Jasmine powiedziała, natychmiast mnie odrzucając. Nigdy nie byłam bardziej wdzięczna za jej błędne założenie. Jasmine jęknęła i położyła ręce na ziemi, żeby odepchnąć się i wstać. Zakołysała się nieco, chwytając kolumnę, która oddzielała jadalnię od kuchni i podniosła buty. – Jestem zaskoczona, że ich nie zniszczyłam - powiedziała głośno. Carly upadła na koniec kanapy tuż obok moich stóp i pozwoliła głowie swobodnie oprzeć się o poduszkę. – To było takie zabawne - powiedziała zamykając oczy. Obserwowałam jej usta, układające się w mały uśmiech. Westchnęła. Jasmine poszła do kuchni chwiejnym krokiem i otworzyła lodówkę. – Hej, Carly powiedziała, chwytając butelkę soku pomarańczowego. – Wypij to. To była moja butelka soku pomarańczowego. Zamiast wlać do szklanki sok jak cywilizowany człowiek, podniosła butelkę, jakby miała zamiar napić się bezpośrednio z niej. – Hej - warknęłam, czując i relaks i irytację. Wybrałam irytację. – To jest moje. Jeśli chcesz trochę, zapytaj. Jeśli się zgodzę, weź szklankę. Zapadła kompletna cisza. Spojrzałam na Carly, która patrzyła na mnie, jakbym miała dwie głowy. – Urosły ci jaja, Park? – zapytała Jasmine, zatrzymując butelkę soku w połowie drogi do ust. Normalnie byłam zamknięta, unikając konfrontacji jak ognia. A jednak powiedziałam tak do Jasmine po raz pierwszy, odkąd ją spotkałam. Patrzyłam na nią gniewnie. Było zbyt wcześnie rano i byłam zbyt niewyspana, aby sobie z tym poradzić. Nawet nie chcę myśleć, jakim bałaganem zagmatwanych emocji byłam. – Użyj szklanki, Jasmine. Zmrużyła na mnie oczy, mały uśmiech zagrał na jej ustach. Jasmine często patrzyła na mnie tak, jakbym była zabawką, którą lubiła się bawić.
75
Tylko że nie było w tym nic niewinnego. Wiedziałam, że zamierza mnie testować. Chwilę później podniosła butelkę do ust, patrząc na mnie wyzywająco. Zanim wiedziałam, co robię, wstałam i podeszłam do niej. Podniosłam rękę, powodując, że Jasmine się cofnęła. I wtedy uderzyłam w sok pomarańczowy wystający z jej ręki. Spadł na płytki, rozpryskując się spektakularnie po szafkach i po podłodze. Natychmiast zarejestrowałam wstrząs. Naprawdę to zrobiłam?
3
Spojrzałam na
Jasmine, była tak samo zszokowana jak ja. Spojrzała na Carly, następnie w moje oczy. Carly usiadła na końcu kanapy z rękoma na ustach i oczami okrągłymi jak spodki. Odeszłam więc do mojej sypialni, zostawiając je z bałaganem. To było naprawdę niedojrzałe. Ale nie chciałam stawić im czoła, by usłyszeć ich pytania – niewypowiedziane czy wręcz przeciwnie. Zatrzasnęłam drzwi na tyle mocno, że zagrzechotały o zawiasy i upadłam na łóżko.
Kiedy obudziłam się koło południa, miałam wiadomość na telefonie. To było zdjęcie mojego samochodu: Everett: Chcesz go z powrotem? Zagryzałam przez chwilę wargę, kiedy mój palec najechał na przycisk odpowiedz. Zamiast tego nacisnęłam przycisk, który wiedziałam, że powinnam: Usuń. Zalogowałam się na e-mailu i zapisałam na zajęcia w semestrze zimowym na lokalnym college’u. Mira i ja, choć różne wyglądem i postawą, dzielimy wspólną myśl odnośnie rozmów telefonicznych: nie, dziękuję. Jedyny sposób, w jaki się komunikowałyśmy, miał miejsce dzięki mailom. MIRA, ZACZYNAM JESIENNE ZAJĘCIA ZA DWA MIESIĄCE. CHCESZ SIĘ SPOTKAĆ KIDYŚ NA LUNCH U PAULA? PARKER 3
Cicha woda brzegi rwie :D -wiola
76
Oczywiście byłam tak samo rozmowna przez e-mail jak w rzeczywistości. Gdy zbierałam włosy w kucyk, nadeszła odpowiedź Miry. MYSZKO, NIE DAM RADY.
JESTEM POZA STANEM. ODEZWĘ SIĘ, KIEDY WRÓCĘ DO
KALIFORNII. M Mira była najbliższą osobą, jaką miałam za przyjaciela, choć nigdy nie byłyśmy związane jak kobiety, które są zaangażowane w żeńskie przyjaźnie. Nigdy nie poszłyśmy do kina czy na kolację. Bawiłyśmy się nożami i próbowałyśmy nawzajem kopać sobie tyłki. Ale robiłyśmy to razem dawno temu. Dlatego nie mogłam poradzić sobie z odrobiną rozczarowania. Zamiast tego obrałam irytację. Zmarszczyłam brwi i wyprostowałam usta. Znosiłam irytację naprawdę dobrze. Zamknęłam e-mail, wstałam i podeszłam do okna, aby się rozejrzeć. Na tym, co zwykle, miejscu parkingowym brakowało mojego samochodu. Chciałabym się dowiedzieć, co z tym zrobić. Prawdopodobnie zadzwonić po holowanie. Usiadłam na łóżku twarzą do okna, wracając do wspomnień z wczorajszego wieczoru. Gdy patrzyłam przed okno, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam zawołać, drzwi otworzyły się i Carly wkroczyła do mojej sypialni. –Hej Parker, mogę wejść? – Już weszłaś - odpowiedziałam rzeczowo. Carly spojrzała na mnie zdezorientowana, więc przewróciłam oczami, gestem zapraszając ją, żeby przeszła do rzeczy. – Co? - Zapytałam. Carly zamknęła za sobą drzwi i podeszła do mojego łóżka, wciąż załamując dłonie. – Wszystko w porządku? - zapytała, niewinnie siadając na rogu łóżka. Wzruszyłam ramionami. – Tak. Carly schowała kosmyk ciemnych włosów za ucho i spojrzała na mnie. Spojrzała w unikalny sposób. Jej matka była szwedką, a ojciec chińczykiem, nadając jej bardzo nietypowy wygląd. Cechy azjatyckie, zmieszane z zielonymi oczami i piegami na nosie.
77
– Naprawdę źle się czuję, jeśli chodzi o wcześniej. Jasmine była pijana. Znowu przewróciłam oczami i wstałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Jeśli jesteś tutaj, by tłumaczyć się za jej zachowanie, ponieważ była pijana, to oznacza, że zawsze musi być pijana. To nie było dla niej coś niezwykłego, Carly. Ona jest samolubną suką. Widzi mnie jako zabawkę. – Czułam, jakbym powiedziała zbyt wiele. Sądząc po minie Carly, to była prawda. Powoli wstała z łóżka i spojrzała w ziemię. –Cóż, wciąż mi przykro. – Nie powinno. Zrobiłam bałagan. – Sprzątnę to - zaproponowała, patrząc na mnie z nadzieją. Czasami patrzy na mnie jak szczeniak proszący o uwagę lub sympatię. Myślę, że to dlatego Jasmine miała na nią taki wpływ. Jasmine była przywódcą, a Carly bardziej naśladowcą. – Cóż, ja jestem tą, której jest przykro - odpowiedziałam. – Jasmine zawiniła. – To szokujące - odpowiedziałam ze śmiertelną powagą. Carly odrzuciła głowę do tyłu, rozwiewając swoje loki we wszystkie kierunki, kiedy się śmiała. – Prawda? - powiedziała pomiędzy śmiechem. Uśmiechnęła się do mnie i wyszła z mojego pokoju chwilę później.
78
SIEDEM Krzątałam się w pokoju przez resztę dnia. Na zmianę z siedzeniem na balkonie, ale nie zaznałam przyjemności w swoich zwykłych działaniach. Moje myśli dryfowały do Everetta, ale telefon trzymałam wyłączony, więc mogłam unikać pokusy sprawdzania, czy do mnie napisał. Następnego dnia rano byłam w pracy w restauracji na swojej zmianie. Doris była w szczególnie złym humorze, więc robiłam wszystko, co mogłam, by nie stanąć na jej drodze. Schyliłam się za ladą, między kuchenkami, wszystko, byle uniknąć jej gniewu. Było we mnie coś, co szczególnie przeszkadzało Doris. Jej mąż przeprowadził ze mną rozmowę kwalifikacyjną i osobiście mnie zatrudnił. Odkąd wykonała moje tanie wizytówki laserową drukarką, misją Doris stało się obserwowanie mnie. Czekając na moje potknięcie. Dzwoniłam do kontroli klienta, kiedy Misty, kelnerka w tym dniu, podeszła do mnie. – Kim jest ciacho przy dziesiątym stole? – Co? - zapytałam, nie bardzo zwracając uwagę. Musiałam zastosować zniżkę do części rachunku klienta i komputer wydawał się nie mieć opcji, którą szukałam. – Poprosił, aby usiąść w twojej sekcji. Wysoki, ciemny, przerażająco przystojny, mówi ci to coś? Uderzyłam się w głowę tak nagle, że poczułam pot na szyi. Moje oczy skanowały stoliki, dopóki nie wylądowały na nim, siedzącym przy dziesiątym stole i patrzącym na mnie lodowatymi oczami. Jego notes leżał na stole przed nim, na sobie miał czarne ubranie, będące jego znakiem firmowym. Nie mogłam się powstrzymać od ciepła, które, na jego widok, rozgrzało mój rdzeń. Wiedząc, co się działo, kiedy widziałam go ostatnim razem, moje serce dosłownie zamarło, a usta zrobiły się suche. – Chłopak? - Głos Misty odciągnął mnie od niewłaściwych myśli i pokręciłam głową, odrywając wzrok od Everetta.
79
– On jest nikim - odpowiedziałam i ponownie skierowałam swoją uwagę na komputer. – Przez sposób, w jaki na Ciebie patrzy, trudno w to uwierzyć - Misty powiedziała irytującym, śpiewnym głosem. Tak jak w każdej chwili, poczułam obce emocje, rozpaczliwie wciągające, szukające czegoś do denerwowania się. Kłopoty były bezpieczniejsze, wygodne. Dzięki Misty moje serce spowolniło, a brwi zmarszczyły się. – Tak, jasne, on jest facetem. Patrzy na nas jak na kawałek mięsa. Guma Misty pękła przy moim uchu. Tak trzymać Misty, pomyślałam. Cieszyłam się z bycia denerwowaną. – O mój Boże, on tu idzie! Ponownie poczułam to w moim sercu. Trzymałam oczy skoncentrowane na komputerze, choć z moim perfekcyjnym wzrokiem i siłą czarnej odzieży, widziałam, jak się zbliża. – Parker - powiedział. Przygryzłam wargę, starając się go zignorować. Jego głos był jak napój: gładki, ciepły jak whisky. Mogłabym się upić jego słowami. On był tak bardzo, bardzo dla mnie nieodpowiedni. – Parker - powtórzył. – To niegrzeczne kogoś ignorować. Piekło. Moje wargi zadrżały. Bez poruszania głową, spojrzałam przez rzęsy w górę. – Wezmę twoje zamówienie na napój za chwilę - powiedziałam, starając się wyglądać, jakbym utrzymywała uwagę na komputerze, gdy, w rzeczywistości, była całkowicie skupiona na Everetcie. Pochylił się do przodu, podnosząc ręce do krawędzi obydwu stron biurka z komputerem. – Już wiesz, czego chcę, Parker. Usłyszałam niewyraźny pisk Misty obok mnie, zanim zabiłam ją wzrokiem. Mrugnęła do mnie, a następnie zwiała. Wreszcie spojrzałam w górę na Everetta. Wyglądał na zmęczonego. Zawsze tak wyglądał. Ale ciemne linie wokół jego oczu były głębsze, a cienie pod nimi bardziej wyraźne. Włosy miał w swoim zwykłym, pełnym chwały nieładzie, wargi tworzyły twardą linię. Wyglądał trochę bardziej niż niecierpliwie.
80
Irytowało mnie, że ośmielił się wyglądać na zniecierpliwionego mną. On był tym, który mnie wyrzucił, a następnie pozwolił mi wejść. Potem poradził sobie z kawałkami mojej duszy, którą niechętnie mu dałam. Dodatkowo mógłby przypominać mi, że mam sumienie i sprawiać, że czułabym rzeczy, które są niewygodne. Uczucia, które mógłby wpoić we mnie, były niewygodne i swędziały, jak prany i suszony parą wełniany sweter. – Co? - zapytałam, odzwierciedlając jego zniecierpliwienie. – Musimy porozmawiać. Poczułam, że moja szczęka się zacisnęła. – Nie. – Tak, właściwie to już to robimy. - Chwilę później złapał mnie ręką za przedramię i wyciągnął na zewnątrz restauracji. – Przez ciebie mnie zwolnią. – Czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło? - zapytał zdenerwowany. Potknęliśmy się razem na betonowej werandzie, na chodniku. Powietrze było irytująco rześkie, a ulica w większości pusta. W końcu odwróciłam wzrok do Everetta. – Nie wiem, dlaczego miałoby cię to obchodzić - powiedziałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie bądź dzieckiem, Parker. Czym, do cholery, było to zeszłego wieczoru? Odwróciłam wzrok w prawo, pokazując mu pokryty bliznami bok mojej twarzy. A potem wzruszyłam ramionami, udając obojętność. – Muszę wrócić do środka, zanim stracę pracę. – Pieprz swoją pracę. Nie dbasz o nią. Dlaczego warto inwestować sekundy swojego życia w rzeczy, które cię nie uszczęśliwiają? Zacisnęłam zęby. – Nie wszyscy mają tyle luksusu, co ty, Everett. - Nie wymawiałam jego imienia często. Mówiąc je teraz, poczułam się osobliwie. Mój żołądek się przewrócił. – Co? Luksus, wiedząc, że umieram? Trochę jebanego luksusu. Przepraszam za to. To był pierwszy raz, kiedy wydawał się martwić umieraniem i nic nie mogłam na to poradzić;
81
moje oczy przesunęły się do niego, po nim. Odszedł na chwilkę, dźwięk brzęczących monet i zapach deszczu zawirował wokół niego. A potem odwrócił się i przeszył mnie swoim lodowatymi oczami, zanim do mnie podszedł. Nic nie mogłam na to poradzić. Sposób, w jaki się zbliżał, był porywający. Moje serce przyśpieszyło, a usta otworzyły się w proteście. Zanim zdążyłam wydobyć z siebie słowo, jego usta były na moich, łapczywie pożerając je, pożerając mnie. Jego ręce trzymały moją twarz, jakby się bał, że mogę uciec. Odsunął się i ciężko oddychał. Jego nos był przyciśnięty do mojego, nasze usta dalej się dotykały. Byłam zbyt przerażona, by podnieść wzrok, więc po prostu trzymałam go na jego ramionach. – Marnujesz swoje życie - wyszeptał. – Dlaczego walczyłaś tak mocno, aby żyć tak krótko? - Wziął głęboki oddech, a następnie wypuścił go nad moją twarzą. Czułam jego palce dotykające moje blizny i wzdrygnęłam się. – Walczyłaś Parker. Jesteś wojownikiem. Ale właśnie teraz jesteś tchórzem. - Odsunął się. – Otwórz oczy. - Otworzyłam. Jego oczy były twarde, brwi zmarszczone. – Czego się boisz? – Parker - głos nadszedł od strony drzwi. Odsunęłam się od Everetta i niechętnie spotkałam spojrzenie Doris. Stała na werandzie, gdzie potknęliśmy się wcześniej, ręce oparła o biodra, ukryte pod tłustym fartuchem. – Nie płacę Ci za zamykanie ust. Wchodź do środka. Przebiegłam językiem po zębach. A potem spojrzałam na Everetta. Miał w oczach wyzwanie, by udowodnić swoją rację – udowodnić, że marnuję swoje życie w pracy, która mnie nie zadowala, żyjąc pozbawionym sensu życiem. Aby kontynuować pracę, kontynuować oddychanie w obojętności. Ponownie spojrzałam na Doris. – Odchodzę. – Nie, nie odchodzisz. Jesteś zwolniona. Uśmiechała się groźnie. Spojrzałam na Everetta i ponownie na Doris. – Świetnie.
82
– Z pewnością pokazałaś trochę jaj - Everett powiedział w drodze do domu. Moje ręce były schowane w fartuchu, gdy przemieszczaliśmy się w dół chodnika. – Dlaczego wszyscy myślę, że akt odwagi jest jedynie męską cechą? - Zapytałam zirytowana. Jak zwykle. – Czy byłoby lepiej, gdybym powiedział: pokaż trochę jajników? – To nie jest zabawne – i nie, byłoby lepiej gdybyś nic nie powiedział. – Ałć. - Everett powiedział, przesadnie trzymając rękę na sercu. – Twoim Ojczystym Amerykańskim imieniem będzie Ona Myśli, Że Rani Słowami. To zirytowało mnie jak zwykle. – Twoim Ojczystym Amerykańskim imieniem będzie Mężczyzna Z Rozczochranymi Włosami. – Mogłaś wymyślić coś lepszego - Everett powiedział, popychając mnie z boku. Dalej szłam poza jego zasięgiem. – Zrobiłaś sporo z tymi słowami dwie noce temu. Mój umysł odtwarzał moje słowa do niego wielokrotnie, jak zapętlony. – To była prawda. Doceniasz prawdę. – Doceniam - skinął głową. – Ale to, co powiedziałaś? To mi nie przeszkadza. Musisz postarać się bardziej, by mnie skrzywdzić. – Dlaczego miałabym cię krzywdzić? Nie dbam o ciebie, w taki czy inny sposób. Mlasnął. – Parker, myślałem, że ustaliliśmy, iż wolę prawdę. Nie jesteś dobra w kłamaniu. Ta rozmowa podnosiła poziom mojego zirytowania po każdym jego komentarzu. – Ledwo cię znam - zaprotestowałam, utrzymując płaski głos. – Jesteś po prostu jakimś człowiekiem, który kręci się wokół mnie jak zagubiony szczeniak. – I jeszcze spotkałaś mnie w barze. I przyszłaś do restauracji kolejnego ranka, a później, tego samego dnia, do mnie na obiad. A potem przyszłaś do mnie na kolację następnej nocy. Kto kogo goni, Parker? Moja szczęka była tak mocno zaciśnięta, że byłam pewna, iż połamię sobie zęby na drobne kawałki. Nie przywykłam do rozmowy z człowiekiem, który sprawiał, że czuję. To
83
wytrącało mnie z równowagi. Maskowanie się obojętnością było w obecności Everetta niemożliwe. Zatrzymałam się nagle i odwróciłam do niego. – Jesteś dupkiem - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – To, że mówisz rzeczy, które są prawdą, nie sprawia, że jesteś osobą godną podziwu. Niektórzy ludzie muszą usłyszeć kłamstwo. Everett gestykulował rękami. – Powiedź mi więcej, powiedź mi to wszystko Parker. Wyglądał na rozbawionego, protekcjonalnego. I to sprawiło, że stałam się bardziej szalona. – Śmiesz nazywać mnie tchórzem, kiedy ty jesteś tym, który rezygnuje z życia. Jak śmiesz mi mówić, jak mam żyć, kiedy sam umierasz? - Mój głos podniósł się o kilka oktaw, ale to nie był koniec. – Umierasz, Everett. Obudź się. 4 - Pchnęłam palcem w jego pierś. – Jesteś pijany, nie cenisz kobiet, z którymi sypiasz i trzymasz nos w nie swoich sprawach. Everett podszedł do mnie, pokonując te kilka stóp, które nas oddzielały. – Wyjaśnijmy coś sobie. Myślisz, że jestem dupkiem. Tak, jestem. Pogódź się z tym kochanie. - Wykonał kolejny krok w moją stronę. – Powiedziałaś, że nie jestem osobą godną podziwu, bo powiedziałem ci prawdę, która boli. Zgadzam się. Ale - powiedział, a jego głos się obniżył – nie obchodzi mnie to. Nie powiedziałem prawdy, by być godnym podziwu. Powiedziałem prawdę, ponieważ kłamstwa bardziej ranią. Kłamstwa ubrane w ładne słowa w rezultacie nie przynoszą korzyści. - Podszedł bliżej i przysunął się. – Nie wiesz o mnie tyle, by powiedzieć, że rezygnuję z życia. Spędziłem lata mojego życia walcząc z tą chorobą. Nie żyłem, nie naprawdę. A teraz żyję i umieram. - Podszedł bliżej, a następnie ponownie cofnął się o krok. – Nie waż się krytykować sposobu, w jaki mam zamiar spędzić resztę mojego życia, kiedy sama nawet nie żyjesz. - Podniósł dłoń i pociągnął za włosy, które opadały na moją klatkę piersiową. – Jestem pijakiem. Masz rację. Ale Parker? Zawsze ceniłem kobiety, z którymi sypiałem. Charlotte i ja skończyliśmy. Tak naprawdę to nigdy nie zaczęliśmy. I zanim założyłaś, że wiesz, jak ją traktowałem, może powinnaś poznać dwie strony tej historii. Pociągnął za włosy dość mocno i przyciągnął mnie bliżej. – Ja cenią kobiety, Parker. Ale ty nie. Ty nie cenisz nikogo. To bolało, sposób, w jaki do mnie mówił, sposób, w jaki naruszał moją przestrzeń. Ale nie chciałam odwrócić wzroku. Spotkałam jego oczy, gdy na mnie patrzył. Obojętność, którą okazywał Everett sprawiła, że poczułam, jakbym była z innej planety i nie było sposobu, aby udawać, że nie wpłynęła na mnie. 4
Teraz to przegięłaś po całości.. - wiola
84
– I nie wtykam nosa w nie swoje sprawy. Dałaś mi klucz. Oczekiwałaś, że nie otworzę drzwi? Nie dowiem się o Morrisie Jensenie? Nie wiedziałam, co powiedzieć. – Posłuchaj - kontynuował w ciszy. – Myślisz, że zranisz mnie rzeczami, które mówisz? Nie zranisz. Nic nie może mnie skrzywdzić. To piękno mojego wyroku śmierci. On tylko sprawiał, że stawałam się bardziej szalona. Przeszkadzało mi, że mógłby mnie zranić, a ja nie mogłam zranić jego. – Zatem dlaczego jesteś na mnie tak bardzo skupiony? Everett uśmiechnął się i spojrzał w dół, na moje włosy w swojej dłoni. Okręcił jedną falę wokół, zwijając ją i pozwalając jej opaść. – Ponieważ jestem samolubnym draniem. Nie zrozum mnie źle, chcę ci pomóc. Ale także chcę cię zranić. Chcę cię złamać. Chcę zobaczyć, że żyjesz. - Ponownie na mnie spojrzał. – Niestety utknąłem z tobą. I moje sumienie nie pozwala mi opuścić tej ziemi, widząc, że żyjesz na pół gwizdka. Zassałam powietrze. Nie mogłam oddychać. – Co jeśli podoba mi się sposób, w jaki żyję? – Ha - zaśmiał się bez humoru. – To jest właśnie to – ty nie żyjesz. I jeśli lubiłabyś to życie, nie zadałabyś mi tego pytania. Powiedziałabyś mi, żebym się odpieprzył. – Odpieprz się. – Teraz jest za późno. Utknąłem z tobą. Co oznacza, że ty utknęłaś ze mną. Odepchnęłam jego rękę od moich włosów i odwróciłam się, spacerując w dół chodnikiem, z dala od niego. – Nie uciekniesz ode mnie tym razem, Parker - powiedział, doganiając mnie. – Idź stąd. – Nie. Sprawił, że się wkurzyłam. Chciałam go zranić. – Nawet cię nie lubię! - krzyknęłam, zwracając się do niego. Moje palce zaciskały się z wściekłości.
85
– Nie musisz mnie lubić. - Chwycił jedną z moich pięści i przyłożył ją do swojej klatki piersiowej, przyciągając mnie blisko. – Ale jest coś w tobie, co przyciąga mnie do ciebie. Słyszę to w szumie, który wywołujesz, kiedy jestem blisko ciebie. Widzę to w spojrzeniu twoich oczu, połączeniu pożądania i strachu. Próbowałam wyciągnąć dłoń z jego dłoni, ale trzymał ją mocno. Szarpnęłam mocniej, a on sięgnął po moją drugą pięść i przyciągnął je obie blisko, tak że byliśmy cale od siebie. Przestałam walczyć. – Czego ode mnie chcesz? - Zapytałam pokonana. – Wybierz się ze mną na wycieczkę. - Nie było nawet chwili wahania. – Ledwo mnie znasz - zaprotestowałam. – Ledwo mnie znasz - powtórzył. Potrząsnęłam głową. – Dlaczego? – Też cię potrzebuję. Zmarszczyłam czoło. – To wszystko? - Zapytałam z niedowierzeniem. – Tak. Mężczyźnie nie są skomplikowanymi istotami, Parker. I mamy na myśli to, co mówimy. Więc chodź, rozśmiesz mnie. Wybierz się ze mną na wycieczkę. Jeśli będziesz chciała wrócić do domu, w każdej chwili kupię ci bilet na samolot. Wierciłam się. Nie mogłam nic poradzić, że chciałam wybrać się na tę wycieczkę. I większa, bardziej przerażająca część mnie, chciała być blisko Everetta tak często jak to możliwe. Jeśli myśli, że mógłby sprawić, abym ceniła swoje życie, może mogłabym sprawić, że walczyłby o swoje. Oboje byliśmy z góry na przegranej, ale chwilę później z moich ust padły słowa – Zgadzam się. – Zgadzasz się? - zapytał. – Tak, w porządku. – Przestań, proszę, nie brzmisz na zbyt zachwyconą. - Puścił jedną z moich rąk i świadomie przyciągnęłam ją do swojej klatki piersiowej. – Po prostu obiecaj mi coś powiedział, powstrzymując się od śmiechu. Popatrzyłam na niego, pytająco przechylając głowę. – Nie zakochuj się we mnie.
86
Śmiałam się. Po raz pierwszy od lat, naprawdę się śmiałam. Śmiech brzmiał zardzewiale i wariacko. Ale naprawdę się śmiałam. Moje oczy wywróciły się do tyłu i przyłożyłam obie ręce do ust. Everett patrzył na mnie z zaciekawieniem. – To brzmi jak umierający kot. Odchrząknęłam i zdjęłam obie ręce z moich ust. – Jesteś niegrzeczny. – Jestem, a twój śmiech jest cholernie okropny. – Tak, nie bój się, nie jesteś zagrożony, że się w tobie zakocham. Skinął. – Dobrze. Ponownie ruszyliśmy i nagle dotarła do mnie pewna myśl. – Czekaj. Czy masz odpowiedni samochód na tę wycieczkę? Mój jest, no cóż, nieodpowiedni. Everett szydził – Jakby branie twojego samochodu było jakąkolwiek ewentualnością. Nie sądzę, by ten kawałek gówna rzeczywiście można było nazwać samochodem. – To jest samochód. – Nie masz na myśli samochodów? Zmrużyłam oczy. – Tak, rzeczywiście to dwa samochody sprawnie połączone razem. To nadal działa. – Naprawdę? - zapytał. Kopnęłam kamyk na chodniku, patrząc w dół i unikając jego spojrzenia. – Cóż, najwyraźniej nie teraz. – Tak, jak powiedziałem, kawałek gówna. – Tak jak powiedziałam, jesteś niegrzeczny. – Jesteś już we mnie zakochana? – Nawet nie jestem blisko.
87
OSIEM Nie wiedziałam, że idziemy do mojego mieszkania, dopóki nie dotarliśmy na parking. – Hmm - powiedziałam, wskazując na budynek. – Tutaj mieszkam. – Wejdźmy na górę - Everett powiedział, idąc w kierunku schodów do mieszkania. – Hmm - powiedziałam ponownie. Byłam zdenerwowana z powodu pokazania mu gdzie mieszkam, a później uświadomiłam sobie, że to nie miało znaczenia. I tak chcemy szybko być w drodze. – No dalej - powiedział, pokazując mi palcem, żebym za nim szła. – Pomogę Ci się spakować. Szłam za nim do budynku. – Jak długo będziemy w podróży? – Nie mam limitu czasowego. Chyba, że zakochasz się we mnie, wtedy twój tyłek znajdzie się w samolocie. Wywróciłam oczami. – Nic takiego się nie stanie. I zaczynam zajęcia za dwa miesiące, więc nie mogę być w podróży dłużej. - Naprawdę się zgodziłam na długą podróż z mężczyzną, którego ledwo znałam? Widocznie się zgodziłam. Rzuciłam ostrożność na wiatr, aby przekonać go do walki. Ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie to obchodziło i dlaczego wkładałam w to tyle wysiłku. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się ostrożnie wokół. Kiedy duży pokój okazał się czysty, weszłam do środka, pozwalając Everettowi podążyć za mną. – Chce ci się pić? - Zapytałam. – Tak. – Hmm - nuciłam, chwytając sodę i limonkę z lodówki. Zamiast podać mu sodę, otworzyłam ją i nalałam do szklanki, którą wyciągnęłam z szafki obok lodówki. Uzupełniłam szklankę kilkoma plastrami limonki i wyszłam z kuchni popijając napój. I celowo nie podałam mu sody.
88
Minutę później przyszedł za mną do mojego pokoju. Zauważyłam, że jego ręce były puste. A później zauważyłam, jak duży wydaje się być w moim pokoju. Mężczyzna ubrany na czarno zajmował więcej miejsca, niż ja. Odwróciłam wzrok, przełknęłam ślinę i podeszłam do szafy. Rzuciłam na łóżko walizkę, zanim wzięłam trochę bielizny. Trzymałam ją mocno między rękami, kiedy podeszłam do łóżka. Everett siedział, nie – leżał na moim łóżku. Oparł się plecami o poduszki, trzymając ręce za głową. – Czuj się jak w domu - mruknęłam sarkastycznie. – Tak zrobiłem. Nie martw się. Ugryzłam się z policzek, kiedy podeszłam do walizki i przyciągnęłam ją na skraj łóżka. Everett, choć zrelaksowany na moich poduszkach, patrzył na mnie, obserwując każdy mój ruchu. Nagle poczułam się zażenowana moja bielizną. Co było głupie. Wrzuciłam ją do torby, starając się być obojętna, kiedy chodziłam po pokoju, chwytając dodatkowe rzeczy. Kiedy się odwróciłam, Everett przeglądał moją bieliznę. – Odłóż to. - Podeszłam do niego i wyszarpnęłam ją z jego ręki. – Jesteś dość prymitywną dziewczyną, prawda? - zapytał. Coś w sposobie, w jaki to powiedział, zirytowało mnie. Mój najlepszy przyjaciel – rozdrażnienie – wyszło głośno i wyraźnie. – Nie muszę nikomu imponować - powiedziałam, unosząc podbródek w wyzwaniu. – Nie powiedziałem, że musisz. - Jego ręka zwinnie wycofała się z walizki, zanim ją uderzyłam. – Ale jestem zaskoczony, że nie masz ani jednej koronkowej bielizny. – Dlaczego to ma dla ciebie znaczenie? Zresztą to nie tak, że będziesz ją wiedzieć. Everett uniósł brew i ugięły się pode mną kolana, pod wpływem spojrzenia, jakim mnie obdarzył. – Już widziałem twoją bieliznę, Parker. - Oblizałam usta. – I raczej widziałem ją nie na tobie, a na podłodze. Zakaszlałam. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić. Odwróciłam się i wypuściłam oddech, starając się być zajętą i skupić się na ważnych rzeczach do zrobienia.
89
Ale Everett, siedzący na moim łóżku, był ogromnym rozproszeniem. – Dlaczego nie weźmiesz sobie sody czy czegoś innego? - wskazałam na drzwi, machając ręką. – Och, czy to w porządku? Nie byłem pewien, odkąd kilka minut temu nie zaproponowałaś mi jednej, zanim zapytałaś, czy chce mi się pić. - Jego ton był suchy, lekko zirytowany. Dobrze, pomyślałam. – Jesteś dużym chłopcem, Everett. I nie jestem twoja kelnerką. - Pochyliłam się, by złapać za pudełko pod moim łóżkiem. Kiedy wstałam, moje plecy znalazły się przy jego ciele. Prawie upuściłam pudełko. Moje palce zacisnęły się na nim, aż pobielały mi kłykcie, podczas gdy przysunął się do mnie od tyłu. Poczułam jego usta na moim uchu, jego oddech ogrzewał mi skórę. – Jeśli zamierzasz nazwać mnie niegrzecznym, zwłaszcza brudnym słowem, spodziewaj się, że będę traktował cię tak samo, kiedy tak samo jesteś rażąco niegrzeczna. Jego głos pełzał po mojej skórze, wywołując gęsią skórkę na karku. – To było niegrzeczne, nie zaproponować mi napoju, Parker. - Jego głos obniżył się, kiedy powiedział moje imię. Z całych się powstrzymywałam się, aby nie zadrżeć. – Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej - powiedziałam, jeszcze raz wykorzystując jego kwestię. Moje serce biło tak mocno, jakbym właśnie skończyła wyścig. Jego usta przycisnęły się do skóry za moim uchem i otworzyłam usta z cichym westchnieniem. Czułam, jak moje serce bije aż w dole brzucha. Pocałunek był lekki. A potem jego ramie owinęło się wokół mojej talii. Był nieświadomy, trzymając mnie w tym momencie. Zacisnął rękę, lekko ściskając moje żebra. Jego druga ręka podążyła do mojej szyi, przesunął włosy na bok, ciągnąc, aż przechylił ją tak, bym dała mu lepszy dostęp. Jego usta i zęby pochłaniały moją szyję, kiedy moje kolana ugięły się. Jego pocałunki były jak wstrząs elektroniczny, a ja chłonęłam to wszystko. Moje oczy były zamknięte, a Everett ponownie uszczypnął moją skórę. Ramię miał owinięte wokół mojej talii i zanim zdążyłam zorientować się, co się dzieje, odwrócił mnie twarzą do siebie. Ciężko oddychałam, utrzymując zamknięte oczy. Moje dłonie mimowolnie splotły się na jego ramionach i ścisnęłam je. Otworzenie oczy wydawało się zadaniem niemożliwym do wykonania.
90
Jego usta opadły, składając pocałunki wzdłuż mojej szczęki. Ręce przesunęły się do moich włosów, odsuwając je z mojej twarzy i ciągnąć na tyle mocno, aby wywołać napięcie na wrażliwej skórze. Tonęłam, zatapiając się w Everetcie. Jego usta całowały całą moją twarz, z wyjątkiem warg i blizny. Nie myślałam o tym zbyt wiele, ponieważ inne miejsca, w których składał pocałunki, zaprzątały moje myśli. Nigdy nie byłam całowana w ten sposób, bez własnych ust rzeczywiście połączonych z innymi. Całował, żeby posmakować a nie dostarczyć odczuć. Powiedział, że jest samolubny i wiedziałam, że to był kolejny tego przykład. Ale to było z korzyścią dla mnie. Dopóki się nie odsunął, zostawiając mnie bez tchu i obolałą. Otworzyłam oczy, pragnienie przyćmiewało moją wizję. Kiedy go w końcu zobaczyłam, uśmiechał się. Jego usta były czerwone, opuchnięte i moja skóra poczuła się wygłodniała. Jego ręce powoli zsunęły się z moich włosów. – Jak się czujesz? Jego zadowolony z siebie uśmiech wkurzył mnie. – A jak myślisz, że się czuję? Wzruszył ramionami, ten cholerny uśmieszek pozostał na swoim miejscu. – Prawdopodobnie sfrustrowana. Odetchnęłam. – To jedynie słowo. Skinął głową. – Dobrze. - A następnie wyszedł z mojego pokoju. Dupek. Usiadłam na łóżku, mając nadzieję, że krew dociera do wszystkich moich kończyn. Usłyszałam, że lodówka otworzyła się i zamknęła. Wzięłam łyk napoju, po czym wróciłam do dalszego pakowania. Zanim zaczęłam mówić sama do siebie, usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni. Dokładniej, kobiecy śmiech. Wystrzeliłam z pokoju i zwolniłam tempo, gdy zatrzymałam się przy kuchni, zerkając zza ściany, która oddzielała ją od przedpokoju. Everett nalewał napój do szklanki. Jasmine siedziała na ladzie, kilka metrów od niego, machając długimi, opalonymi nogami w tę i z powrotem. Ponownie roześmiała się z czegoś, co Everett powiedział. Sekundę później byłam w kuchni, przerywając ich miłą pogawędkę. Jasmine spojrzała na mnie ze złośliwym humorem. Przygotowałam się na to.
91
– Czy to facet? - zapytała, nie zadając sobie trudu, aby obniżyć głos. Była bliżej Everetta niż mnie, więc równie dobrze mogła wykrzyczeć to pytanie. – Co masz na myśli? – Randka z którą wyszłaś? Everett odwrócił się, aby na mnie spojrzeć. – To była randka? – Nie. - Moja odpowiedź nadeszła szybko. Everett oparł się o ladę, więc teraz zarówno Everett jak i Jasmine byli odwróceni w moja stronę. – Cóż, za pierwszym razem to nie była randka. Ale odnośnie drugiego razu? Albo trzeciego? Albo czwartego? - zadawał każde pytanie pomiędzy łykami, jakby dając każdemu czas na rozważania. Oczy Jasmine byłe tak wielkie, że wyglądały, jakby miały jej wyskoczyć z orbit. – Cztery randki? Jak długo go znasz, Parker? – Jeszcze nawet nie tydzień - Everett powiedział, zerkając na Jasmine. – A jutro wybiera się ze mną w podróż. Zamknęłam oczy i zacisnęłam pieści. Cholerny Everett. Kiedy je otworzyłam, Jasmine patrzyła na mnie pytająco. – Czy to jest żart? – Nie. - Wszystkim, co mogłam wymyślić, była widocznie jednowyrazowa odpowiedź. Jasmine patrzyła na mnie przez minutę. Mogłam praktycznie zobaczyć, jak jej głowa pracuje. Zacisnęła wargi i zwróciła się do Everetta. – Naprawdę? Zabierasz ją? Everett popijał swój napój, dopóki go o to nie zapytała. Odsunął drinka od ust i zmarszczył brwi. – Zabieram - potwierdził. Jasmine zmrużyła oczy. – Nawet dobrze jej nie znasz. A ona jest rodzajem smutasa. Wściekłość zapłonęła w moich pięściach. Co było ze mną nie tak? Nigdy nie pozwoliłam Jasmine dostać się do mnie, nigdy. Zwykle umykałam jej za pomocą wykrętów. Ale to, co powiedziała do Everetta, przeszkadzało mi bardziej, niż byłam w stanie przyznać.
92
Everett odstawił szklankę na blat i odsunął się, zwiększając odległość od Jasmine, a zmniejszając dystans do mnie. Był naprzeciwko mnie, plecami do Jasmine, po przeciwnej stronie kuchni. – Nie jest. – Co? - Jasmine zapytała, już zapomniała, co właśnie powiedziała. – Parker nie jest smutasem - Everett powiedział, wpatrując się we mnie. – Ona jest czymś więcej niż to. - Podszedł bliżej. Chwyciłam blat za mną. – Ma kilka warstw kontynuował, podchodząc. Wątpiłam, by Jasmine jeszcze słuchała, prawdopodobnie ulegając nietrzeźwości, sądząc po sposobie, w jaki chwiała się na blacie. – Więc w rzeczywistości jesteś smutasem. Tylko patrząc powierzchownie. - Te słowa, wypowiedziane do niej, były przeznaczone dla mnie. Everett był tak blisko, że nie widziałam nic poza nim. Nie obchodziło mnie to. Miał mały uśmiech na twarzy. Wziął ostatni krok, który pchnął jego biodra do moich, przyciskając mnie plecami do blatu. I wtedy ujął moją szczękę i pokrył moje usta swoimi. Tym razem pocałował mnie z uczuciem. Czułam to w sposobie, w jaki jego usta najpierw muskały moje, pozwalając mi czuć nacisk. A potem powoli pchnął językiem moją górną wargę. Moje usta otworzyły się, oczy zamknęły, a następnie jego ramiona szczelnie owinęły mnie, przyciskając nas do siebie. Dyszałam w jego usta, ciasno obejmując jego talię przez koszulkę. Jego usta i język niesamowicie wolno poruszały się po moich wargach, delektując się mną. Całując mnie z emocjami. Moje serce biło namiętnym rytmem, odbijając ten, który wyczuwałam u niego. – Parker? Everett powoli przestawał mnie całować. Nie zerwał natychmiast połączenia. Zamiast tego dał sobie czas, przedłużając pocałunek i kończąc go jednym z tych niewinnych całusów usta-usta. Kiedy się cofnął, nie mogłam oderwać od niego oczu. Spojrzał na mnie ze smutkiem, zanim odwrócił się i wziął duży łyk swojego napoju. – Parker - głos zapytał ponownie. Oszołomiona odwróciłam głowę w prawo, znajdując Carly stojącą w progu do kuchni, z butelką wina w ręce. I wtedy ponownie spojrzałam na Jasmine.
93
– Pijesz tak wcześnie? - Zapytałam. Carly zmarszczyła brwi. – Jasmine wpadła na byłego. Ona jest za samouzdrawianiem. Jasmine miała tysiące byłych. Próbowałam nie przewrócić oczami. Carly pokręciła głową. – Kto to? - zapytała, jakby Everetta nawet nie było w tym samym pomieszczeniu. Everett potarł usta. – Jestem Everett. - Skinął głową na Carly, ale zamyślony odwrócił wzrok ponownie do mnie. – Uh, cześć - odpowiedziała Carly. Weszła do kuchni, zmieszanie było wyraźnie widoczne na jej twarzy. Sięgnęła do szafki obok mnie i chwyciła otwieracz do butelek. Umieściła go na górnej części butelki i zaczęła wkręcać w korek. Niezręczna cisza wisiała w powietrzu między nami, zanim powiedziałam – Dobranoc Carly – i wyszłam z kuchni. Na szczęście Everett był tuż za mną. Otworzyłam drzwi do mojej sypialni i po tym, jak Everett wszedł, zamknęłam i oparłam się o nie. – Twoje współlokatorski są wścibskie - Everett powiedział, z powrotem siadając na moim łóżku. Sięgnął do walizki ponownie. – Ty to wiesz najlepiej. - Powiedziałam, wyrywając biustonosz z jego ręki. Everett wzruszył ramionami. – To jest bielizna. Bardziej konkretnie to twoja bielizna. Jestem zaintrygowany. – Tak, ale nie wyobrażaj sobie za wiele. Everett ponownie rozparł się na poduszkach, trzymając ręce za głową – Och, ale ja mam wiele pomysłów. - Mrugnął do mnie. Odeszłam w kierunku komody i zaczęłam wyciągać rzeczy z szuflad. Kiedy się odwróciłam Everett, trzymał inny biustonosz. – Nie nosisz z powiększającymi wkładkami - powiedział, jego palec dotykał krawędzi miseczki. – Nie. – Podoba mi się to.
94
Moje ręce znieruchomiały. A potem uniosłam je z powrotem. – Dlaczego? - Nie obchodziło mnie to. Naprawdę nie obchodziło. – Kłamstwa. Odwróciłam się. – Kłamstwa? – Lubię prawdę. Pod każdym względem. - Wydawał się zamyślony, więc odwróciłam się i spakowałam rzeczy. – Naprawdę to robię? - Zapytałam siebie. – Tak, robisz. Ponownie się odwróciłam. – Dlaczego? To nie było pytanie, na które powinien znać odpowiedź. Ale znał. – Ponieważ nienawidzisz i kochasz sposób, w jaki sprawiam, że czujesz. Byłam naga pod jego spojrzeniem. Skóra była tylko skórą. Ale zobaczyć swoją rozebraną duszę, obnażoną na oczach kogoś, kto prawie cię nie znał – to było przerażająco. Wolałabym przejść nago ulicą ze sto razy, niż pozwolić komuś zobaczyć, co kryje się pod spodem. Spędziłam moje życie samotnie. Obijając się od rodziny zastępczej do rodziny zastępczej. Kiedy mój gust wyrósł z wieku nastoletniego, zamieniłam chłopców na mężczyzn i znalazłam siebie wciąż samotną. Rozkoszowałam się samotnością. Nikt nie mógł mnie zranić, poza mną samą, i czy naprawdę obchodziło mnie, że się zranię? Czy mnie to obchodziło? Jeśli znalazłam przyjemność w czymkolwiek, to był mój brak uczuć. I o to chodziło, kiedy Everett powiedział mi, żebym się w nim nie zakochała, że nie mogłabym. Nie kochałam siebie. Nie mogłabym kochać kogoś jak również samej siebie, tej części siebie, która widziała piękno w innych ludziach. Nie miałam tej części. I nie chciałam jej. – Niczego nie kocham - powiedziałam. – Wiem. - Jego oczy były pozbawione uśmiechu.
95
DZIEWIĘĆ Everett odebrał mnie o siódmej następnego dnia rano. A później, bez żadnych fanfar byliśmy w drodze, pokonując mile do naszego pierwszego celu, celu, na temat którego Everett nadal milczał. Cisza panowała pomiędzy siedzeniem kierowcy a mną i to mi nie przeszkadzało. Krótka rozmowa była bezużyteczna. Było wystarczająco dużo w mojej głowie, żeby za tym nadążać. W pewnym momencie Everett włączył muzykę. Nie wiedziałam, kto śpiewał, ale to nie było zaskoczeniem. Nigdy nie nadążałam za zespołami. Mój świat był cichym miejscem. Po kilku godzinach jazdy Everett zjechał Jeepem z autostrady. Przy zjeździe stał duży pomnik. Było to miejsce, w którym zatrzymaliśmy się i zaparkowaliśmy samochód na małym parkingu bezpośrednio przed pomnikiem. Wysiadłam i spojrzałam na niego pod słońce. A potem spojrzałam na Everetta. – Najwyższy termometr na świecie - powiedział, odpowiadając na moje pytanie. Odwróciłam wzrok na pomnik. – Nie zarejestruje twojej temperatury. Ponownie spojrzałam na niego. – O czym ty mówisz? – Zamrożona - powiedział, schował ręce do kieszeni czarnych dżinsów. – Jesteś dupkiem. - Zacisnęłam zęby. I wtedy wściekle spojrzałam na niego. – Cóż, prawdopodobnie zarejestruje twoją. Nie jest ci gorąco, ubranemu cały czas na czarno, w każdym miejscu w Kalifornii? Everett podszedł do mnie. – Nie wiem, jest? Przewróciłam oczami. Dziewiąta rano, a ja już była zirytowana. – Przebyliśmy całą drogę tutaj, żeby na to spojrzeć? – No cóż, to jest po drodze, a ja potrzebuję zatankować. - Everett odwrócił się i skierował w stronę samochodu. Ponownie spojrzałam na pomnik, zanim wspięłam się do pojazdu.
96
– Jeśli tak będzie wyglądała reszta naszej wycieczki, możesz mnie już zabrać z powrotem do domu. – To jest tylko najwyższy termometr na świecie, Parker - powiedział beznamiętnie, jadąc ulicą do pobliskiej stacji. – Co jest następne? Najdłuższa wykałaczka na świecie? – Nie wiem, gdzie taka jest - odpowiedział, wjeżdżając samochodem na parking. Usiadłam na fotelu, dumając. – Cóż, nie potrzebuję podróżować, aby spotkać największego dupka na świecie. – Wiedziałem, że jesteś obsesyjnie praktyczna w swoim myśleniu. To zaoszczędza nam postojów. - Everett uśmiechnął się, wysiadając z samochodu. Zarzucił rękę na moje ramiona, kiedy wyszłam z samochodu. – Dziękuje ze względu na tą wycieczkę, Parker. Szturchnęłam go i spojrzałam nad ramieniem. Jeszcze w dole drogi było widać termometr. To sprawiło, że ponownie pomyślałam o słowach Everetta. Wiedziałam, że byłam zimna. Ale nikt nigdy nie dbał wystarczająco, aby to dostrzec. Nie żeby to obchodziło Everetta. Nie obchodziło. Nie mogło. Byłam powłoką. Twardą na zewnątrz, pustą w środku.
Jedliśmy w małej jadalni przed wyruszeniem w dalszą drogą. Wciąż byłam zła, bardzo zła na to, co powiedział Everett. Ale tym razem nie żywiłam się swoją nienawiścią, nie tak jak wtedy, gdy jadłam pizzę. Jadłam spokojnie. Powoli. Wystarczająco, aby go zdenerwować. Zamówiłam trzy wody z limonką i powoli jadłam miąższ z każdej limonki. Ale Everett widział to, dostrzegł, że staram się go zirytować. A on po prostu mnie ignorował, pisał w notesie cały czas, zanim poddał się i wróciliśmy na drogę. Godzinę później ukazało się miejsce naszego postoju. – Las Vegas? - zapytałam niewzruszona. – Jak na kogoś, kogo nic nie obchodzi, nienawidzisz wielu rzeczy.
97
– Nie powiedziałam, że nienawidzę wszystkiego. – Dobrze, darzysz największą niechęcią. – Myślę, że widzisz to, w co chcesz wierzyć, Everett. – Dlaczego tak myślisz? Rozpięłam mój pas. – Nie nienawidzę wszystkiego. Niczego nie kocham. Nie obchodzi mnie to. Everett zjechał z drogi na stację benzynową. – Zapnij pas, Parker. Zjeżyłam się. – Nie. Jego oczy złapały moje. – Jesteśmy w Vegas. Wiesz, jak wiele ludzi jeździ po pijanemu w tym mieście? Nie bądź głupia. Zapinaj pasy bezpieczeństwa. – Nie - powiedziałam ponownie, unosząc swój podbródek. – W porządku - powiedział, zanim otworzył drzwi. Obserwowałam, jak podchodził do mojej strony samochodu. Moje serce przyśpieszyło, kiedy gorączkowo sięgnęłam do zamka. Za późno. Otworzył drzwi. – Zapnij pas, Parker - powiedział ponownie. Patrzyliśmy się na siebie, z ogniem w oczach, gniewem w jego głosie i buncie w moim. – Nie5. – Jesteś gównianą aktorką. – Nie jestem aktorką - zaprotestowałam. Everett wspiął się do samochodu, więc był nade mną pochylony, opierając ręce o samochód i moje siedzenie. – Może nie dbasz o siebie, ale nie jesteś idiotką. Nie igraj ze swoim życiem. Bycie szczerym jest w tobie najmądrzejszą rzeczą.
5
Normalnie jak do dziecka ha ha - wiola
98
Jeśli jego słowa mogłyby mieć kolor, byłyby czerwone. Był zły. Tak złego nigdy go jeszcze nie widziałam. – Nie znasz mnie. - Moje słowa brzmiały słabo w porównaniu z jego. Byłam myszą, tak jak powiedziała Mira. – Uciekłaś ode mnie w noc, w którą się spotkaliśmy. Nie pamiętasz? Uciekasz od sytuacji, w której czujesz się zagrożona. Jesteś ostrożna. Ale nie jestem nawet pewny, dlaczego, ponieważ nie dbasz o siebie. Nic w tobie nie ma sensu. Ale ja wciąż cię znam. – Nic nie wiesz. - Moja szczęka była zaciśnięta. Byłam zła. Zła na niego, zła na siebie za pozwolenie mu na dostanie się do mnie. Zła, ponieważ mówił do mnie na głębszym poziomie, na poziomie, którego nie rozumiałam. – Zamknij się, Parker. Po prostu zamknij. Się. Przestań myśleć. Brzmisz jak małe, rozdrażnione dziecko6. - Pochylił się jeszcze bardziej, tak blisko, że czułam jego uczesane włosy na swojej twarzy. – Dorośnij. Odblokowanie pasów bezpieczeństwa było głupim pomysłem. Wbrew zasadom. – Którym zasadom? - zapytałam, złość rozgrzała moje policzki i mój głos się podniósł. Everett potrząsnął głową zirytowany. – Więc zobaczmy, oprócz prawa - powiedział, głosem stwierdzając fakt. – Moim zasadom. Zapinaj swoje cholerne pasy bezpieczeństwa. – Jeśli ty masz zasady, to ja chcę dodać coś od siebie. Everett odchylił się do tyłu, zostawiając dla mnie miejsce, by oddychać. Roześmiał się niewesoło. – Tak, jasne Parker. Jakie są twoje zasady? - Nie brzmiał, jakby się tym przejmował. – Po pierwsze nie naruszaj mojej przestrzeni. Everett wycofał się o krok i teraz stał na ziemi poza samochodem, z ramieniem opartym na drzwiach. – Przepraszam, ale nie mogę ci tego obiecać. - Nie było mu naprawdę przykro. Zirytowana skrzyżowałam ramiona na piersi. Pozwoliłam oczom dryfować na Las Vegas przed nami i pewna myśl przyszła mi do głowy. – Dobra, jedna zasada. Nie pijesz żadnego alkoholu.
6
Ktoś się ze mną zgadza :D - wiola
99
Mogę powiedzieć, że Everett nie spodziewał się tego. Jego oczy stały się dzikie. – Nie możesz mi powiedzieć, że nie mogę się napić, Parker. - Jego głos był obniżony. – Nie możesz mnie zmusić, abym zapięła pasy bezpieczeństwa. – Tak, mogę. – Nie, nie możesz. Everett pochylił się w stronę samochodu. – Możesz umrzeć, Parker. - Jego głos był tylko szeptem. – Alkohol też może być śmiertelny. Potrząsnął głową. – Czy muszę powiedzieć to ponownie? - zapytał? – Umieram, Parker. Każda sekunda może być moja ostatnią. – Tak, więc przyśpieszają ją przez picie dopóki się nie zatrzesz. Chcesz powiedzieć, że jestem głupia? Więc ty też jesteś głupi! - Położyłam rękę na jego piersi i popchnęłam. Nie mogłam oddychać. Nie z nim w mojej przestrzeni, gdy jego zapach wdzierał się w moje nozdrza. Everett stanął na zewnątrz samochodu i przyglądał mi się przez chwilę, na pozór pogrążony w myślach. – Dobrze, zasady. Ustalmy pewne. Na każdą zasadę, jaką ustalę, ty też dodasz jedną. Usiadłam w fotelu, relaksując się. – Co, jeśli jedno z nas złamie zasady? – Będziemy wymyślać kary. - Jego oczy błyszczały, a jedna strona ust uniosła się. To wysłało wstrząs pożądania przez moje ciało. Powstrzymałam dreszcz i skinęłam głową, przełykając. – Dobrze. – Chodźmy do hotelu i ustalmy zasady. Następnie pójdziemy na zewnątrz.
100
Hotel okazał się być pokojem w jednym z ładniejszych hoteli przy głównej ulicy. To był apartament, na szczęście z dwoma oddzielnymi sypialniami. Potrzebowałam być sama, mieć przestrzeń do myślenia z dala od niego, z dala od wszystkiego, co we mnie wzbudzał. Everett odmówił mojej ofercie, żeby dołożyć się do rachunku i to mocno mi przeszkadzało. Siedziałam na tarasie tuż przy apartamencie, jedząc limonki, które samotnie nabyłam w chłodziarce. Przesuwane, szklane drzwi otworzyły się i Everett wszedł, jak zwykle ubrany cały na czarno. W jego ręce był notes i długopis. Zajął miejsce naprzeciwko mnie, zanim otworzył notes. Przerzucił pierwsze kilka stron, aż dotarł do pustej. Starałam się utrzymać niezainteresowane spojrzenie, ale Everett miał rację: byłam okropną aktorką. Everett spojrzał na mnie spod ciemnych brwi, łapiąc moje spojrzenie utkwione na stronach wypełnionych jego wypocinami. Zamknął notes i położył rękę na okładce, przyciągając go do siebie. Wyrwał pojedynczą kartkę papieru, zanim otworzył pióro. – Zasady - powiedział i napisał wyraz na górze strony. – Panie przodem? - zapytał, unosząc brew. – „Żadnego alkoholu”. – Reguły, które ustalamy odnoszą się do jednej osoby, czy do obydwu? – Obydwu. – Dobrze - powiedział, zanim napisał. – „Żadnego alkoholu” - w pierwszej linijce. – „Pasy bezpieczeństwa” - powiedział, dodając kolejną. – „Podzielimy koszty tej podróży” - zaczęłam, zanim Everett podniósł rękę. – Nie. - To było jedno słowo, ale powiedział je stanowczo, bez miejsca na argumenty. Ale ja chciałam sprzeczki, szczególnie dzisiaj. – Tak - odpowiedziałam. – Nie jestem twoją dziewczyną, ani nawet przyjaciółką. Nie chcę, żebyś płacił za mnie na tej wycieczce. Poprawiłam się na siedzeniu. – To sprawia, że czuję się niekomfortowo. – Może chcę, żeby było ci niekomfortowo - powiedział, obniżając głos. Zacisnęłam usta w linię. – Dobrze, jesteś dupkiem. Chcę dodać to do listy Everett.
101
– „Everett jest dupkiem” - odpowiedział, pisząc te słowa pod słowami - „pasy bezpieczeństwa”. Prychnęłam zirytowana. – Wiesz, że to nie jest to, o co mi chodziło - powiedziałam, wyrywając pióro z jego ręki i chwyciłam kartkę papieru. Przekreśliłam ostatnią linijkę i napisałam – „Płacimy oboje”. Everett usiadł z powrotem na krześle i wyciągnął złotą zapalniczkę. To była ta sama zapalniczka, którą widziałam pierwszej nocy, kiedy się poznaliśmy. Byłam chwilowo rozproszona, obserwując, jak w kółko pstryka zapalniczką. – Co następne? - zapytałam, kiedy otrząsnęłam się z oszołomienia. Everett zamknął zapalniczkę i schował je do przedniej kieszeni. – „Nie zakochać się”. Przewróciłam oczami i zaczęłam zdawać sobie sprawę, że wiele z tego, co powiedział miało taką naturę, że działało też w drugą stronę. Ale dodałam – To działa w obie strony powiedziałam, przypominając mu naszą umowę. – Będę martwy, zanim będę mógł się zakochać - powiedział nonszalancko. – Oto moja następna zasada. „Nie rozmawiamy o umieraniu”, Everett. To oczywiste. Nie pozwólmy temu być jak jedno wielkie ale. To jest główną atrakcją. Więc, po prostu przestań. Nie potrzebuję o tym słuchać co pięć minut. – Dobrze, następnie „nie kłamiemy”. Dodaj to jako kolejne - nalegał. Pochylił się nad stołem, przysuwając się bliżej mnie. – To będzie dla mnie łatwe, trudne dla ciebie. Spojrzałam na niego z irytacją. Patrzyłam, jak patrzy na mnie, jakby ta rozmowa wcale mu nie przeszkadzała. Nie był jeszcze blisko niekomfortowości. – „Żadnych czarnych ciuchów”. Zmarszczył brwi. – Co? – „Żadnych czarnych ciuchów”. Potrząsnął głową. – Nie ma mowy - warknął. To tam było: gniew. Wreszcie. – Tak.
102
– Wszystkie moje ciuchy są czarne. – To, co miałeś na sobie na śniadaniu z Charlotte nie było. Pytanie, jakie miałam w głowie od spotkania Charlotte, kiedy widziałam go ubranego w kolor inny niż czarny. – Ponieważ Charlotte jest koleżanką z pracy. Albo była. Gdybym chodził do pracy ubrany cały na czarno, ludzie zakładaliby, że mam depresję. – A masz? - zapytałam dobitnie. Zmarszczył brwi. – Nie. Chodzę ubrany na czarno, ponieważ to jest wygodne. To ja. W gimnazjum pracowałem z dziećmi w depresji. Starałem się projektować szczęście, kiedy byłem w pracy i stąd ten kolor. – Jesteś zasadniczy, kiedy mówisz, że to czarny jest nieszczęśliwy. Everett wstał wtedy, sygnalizując, że skończył o tym mówić. – Ta zasady nie będzie, Parker. Co wiesz o szczęściu tak w ogóle? Wrócił do apartamentu przez przesuwane, szklane drzwi. Chwilę później byłam na nogach, podążając za nim. – Hej! - krzyknęłam. Obrócił się ze znużonym wzrokiem. – Powiedziałem ci, że tej zasady nie będzie. – Więc mów do mnie, jak do normalnego, racjonalnego człowieka należy. Powiedź mi, dlaczego. Potrząsnął głową, jego gniew wciąż wrzał. – Ponieważ lubię czarny. – To nie wszystko. Powiedziałeś, że zawsze mówisz prawdę - zaprotestowałam. Everett podszedł do mnie. Moc jego kroku i ogień w jego oczach kazały mi się cofnąć. – Nie kłamałem. Powiedzieliśmy - żadnych kłamstw. Ani pełne ujawnienie. Chyba że chcesz, abym to dodał, jako jedną z moich zasad? Bo wtedy będę mógł cię naciskać, naciskać, dopóki cię nie złamię. - Był centymetry ode mnie, jeszcze raz naruszając moją przestrzeń osobistą. – Dopóki nie rozpadniesz się na setki małych kawałków. Chcesz tego, Parker? - odetchnął, ciepło z jego ust powiewa na moją twarz. I wtedy mnie pocałował.
103
Minęło zaledwie kilka sekund zanim mój mózg załapał. A potem trzymałam go za przód koszuli, chwytając garściami, gdy starałam się przyciągnąć go tak blisko jak to możliwe. Everett pożerał mnie. Absolutnie mnie pożerał. Jego usta miażdżyły moje. Język wpadał i wypadał z moich ust, ruchem, który naśladował to, co chciałam, by się stało między nami. Bądź odważna, Parker - pomyślałam sobie. Moje ręce znalazły jego ramiona i uniosłam się wyżej. Jego ręce przesunęły się, szczelnie owijając moją talię i przyciągając mnie tak blisko, że czułam każdy zarys mięśni jego ciała przy swoim. Jego dłonie zsunęły się na mój tyłek, badając pośladki. Całe moje ciało bolało, by być bliżej. Następną rzeczą, którą wiedziałam, było to, że mnie podnosi, więc owinęłam nogi wokół jego talii. Niósł mnie przez salon do swojego pokoju. Moje serce przyśpieszyło, bijąc ciężko w klatce piersiowej. Jego dłoń sunęła się w dół mojej nogi, zatrzymując się na skórze za kolanem. Miałam na sobie szorty, które pozwoliły, by jego dłoń podróżowała w górę i w dół tyłu mojego uda, palcami przyciskając skórę. Chciałam poczuć nacisk jego rąk wszędzie. Chciałam nacisku jego rąk na całym ciele. Chciałam się ukryć w jego dotyku. Jego ręce z powrotem powędrowały do moich pleców, gdzie pasek szortów spotykał skórę. Zahaczył o niego palce i pociągnął, mrucząc cicho przekleństwa w moje usta. Sięgnęłam między nas i odpięłam guzik, a sekundę później postawił mnie na ziemi, ściągając moje szorty do kostek. Potrząsnęłam nimi, skopując je daleko. Kiedy spojrzałam w górę, ściągał koszulę przez głowę. Moje oczy łakomie pożerały części jego tułowia, wszystkie zarysy mięśni i tuszu. Mój wzrok złapał słowa na jego żebrach, pod sercem. – Ten świat ma tylko jeden słodki moment, przeznaczony dla nas - szepnęłam. Te słowa były jakby znajome i choć same w sobie nienadzwyczajne, połączone ze sobą w sentencję, rozbrzmiewały wraz ze mną. Popatrzyłam na Everetta i zobaczyłam, że intensywnie się we mnie wpatruje. Podniósł ręce do owalu mojej twarzy. – Nic nie mów - znowu wyszeptał. – Dobrze.
104
Uśmiechnął się, skóra wokół oczu tworzyła zmarszczki. To było wtedy, kiedy zobaczyłam, jak jasny był pokój. Był środek dnia i słońce przenikało przez zasłony, oświetlając go. Rzuciłam szybkie spojrzenie na okno, ale Everett mocno chwycił ręką mój podbródek i zwrócił do mnie swoją twarz. – Tylko ty i ja, Parker. - Jego głos przyciągnął mnie z powrotem do tej chwili. Skinęłam głową, ciężko przełykając. Przeniósł ręce do mojej talii i podwinął materiał topu. – Pozbądźmy się tego powiedział, wsuwając dłonie pod dolną krawędź koszulki. W momencie, kiedy opuszki jego palców dotknęły torsu, mięśnie mojego brzucha zacisnęły się. Uśmiechnął się, przesuwając ręce na moją klatkę piersiową i pociągając top. Kiedy znalazł się nad biustonoszem, podniosłam ręce do góry i pozwoliłam mu ściągnąć bezrękawnik. Gdy już byłam bez koszulki, jego ręce przeniosły się w dół, do moich ramion, pozbywając się z nich napięcia. Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze przez usta. A potem jego ręce przesunęły się w dół ramion. Kiedy dotarły do blizny wzdłuż lewej ręki, otworzyłam oczy i wstrzymałam oddech. Jego kciuk przebiegł wzdłuż wypukłości skóry, ale oczy utkwione były w moich. Gdy dotarł do nadgarstka, podniósł moją dłoń i pocałował jej środek, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Powstrzymałam dreszcz, przestraszona. Chciałam wrócić do ciepła z przed chwili. To więcej niż seks. Wszystkim, czego chciałam był seks, nie intymność. Wsunęłam palce w szlufki jego dżinsów i przyciągnęłam go bliżej. Kciukiem i palcem wskazującym odpięłam guzik spodni. Przesunęłam rękę do szczytu zamka, zanim poczułam, jak Everett podnosi mnie i rzuca na jego łóżko. Sekundę później przykrył moje ciało swoim. – Jestem pod kontrolą. – Nic nie mów - odpowiedziałam, powtarzając jego wcześniejsze żądanie. Ponownie uśmiechnął się łagodnie, zanim usiadł i rozchylił moje nogi. Spojrzał w dół, na mnie, chłonąc mnie całą. Nie czułam się niekomfortowo ze swoim ciałem. Moje odczucia były niejednoznaczne. Sposób, w jaki patrzył na mnie Everett, był wszystkim oprócz bycia niejednoznacznym. Położył dłoń pośrodku mojej klatki piersiowej i pociągnął w dół za środek biustonosza, zanim się poruszył. Usłyszałam jęk pochodzący z jego gardła i sięgnęłam, by go dotknąć. Złapał mnie za rękę i unieruchomił ją. Potrząsnął głową i uwięził mój nadgarstek między środkowym palcem a kciukiem. Zmrużyłam oczy i podniosłam drugą rękę, tylko po to, aby została uwięziona w ten sam sposób. Ponownie potrząsnął głową, zanim pochylił się,
105
trzymając moje obie dłonie w swojej i położył je nad moją głową. Wiłam się, instynkt walczył z nim o przejęcie kontroli nad moim ciałem. Kręciłam biodrami, ale z powrotem przyciągnął mnie spojrzeniem. Uwięził mnie w nim. Trwało to tylko chwilę, nim wykręciłam ręce i uwolniłam się z jego uścisku. Zanim spróbował złapać je ponownie, chwyciłam tył jego głowy i przyciągnęłam, przyciskając jego usta do moich, całując go, a następnie odepchnęłam. Oddychałam przy jego ustach przez chwilę, bardziej żeby złapać oddech niż cokolwiek. A potem jego usta pociągnęły za moją wargę i jęknął. Nie mogłam się nawet zawstydzić. Jedno z jego ramion owinęło się wokół moich pleców, podpierając mnie, kiedy całował mnie, częściowo pochylony na łóżku. Jego dłoń wsunęła się i odpięła mój biustonosz. Everett odchylił się do tyłu na nogach i pociągnął mnie za sobą, dopóki nie siedzieliśmy prosto, naprzeciwko siebie. Mój biustonosz wisiał luźno na ramionach. Jego ręce sunęły w górę moich ramion do ramiączek. Drażniło mnie, kiedy jego palce bawiły się ramiączkami, niemal nimi szarpiąc, a następnie umieścił palce pod nimi. Niecierpliwie wzruszyłam ramionami tak, że opadły. Miseczki pozostały na moich piersiach. Everett patrzył mi w oczy, kiedy podniósł obie ręce do kołyski biustonosza. Zatrzymał się. Patrzyliśmy się na siebie, ciężko dysząc. Czułam się prawie pijana z pragnienia i oczekiwania. Pokój był czysty od dźwięków i zarazem ich pełny. Głębokich oddechów, szalejących bić serc. A potem wszystko zdarzyło się naraz. Everett popchnął mnie z powrotem w dół, płasko plecami na łóżko. W mgnieniu oka pozbył się mojego biustonosza i pociągnął moją bieliznę w dół nóg i ściągając ją i rzucając na podłogę. I wtedy wstał z łóżka i pozbył się swoich ubrań. Patrzyłam bezwstydnie. Jego ciało było piękne, ale nie dlatego, że było idealne. Nie było. Miał bliznę na dole klatki piersiowej, wkomponowaną w tatuaż. Jego brzuch był wyrzeźbiony, opalony jak reszta ciała, ale nie było żadnej innej blizny na tej jednej stronie brzucha. Niedoskonałość była tym, co mnie zachwyciło, nie kształt, nie kolor skóry czy wielkość jego ciała. Moje oczy podążyły w dół, jego pragnienie było oczywiste. Spojrzałam na jego twarz, oglądając go patrzącego na mnie. Ponownie powoli wspiął się nade mnie. A potem położył się, przykrywając moje ciało swoim. Poczułam na sobie każdy centymetr jego ciała. Jego oczy były na mnie, jego twarz była tak blisko, że była wszystkim, co mogłam zobaczyć. Jego usta dotknęły tej strony
106
mojego policzka, której nie zdobiła blizna. Przesunęły się w górę, do skroni i ponownie w dół, zanim znowu osiadły się na moich wargach. – Mmmm - jęknął przy moich ustach. Pocałował mnie tak, jakbym była posiłkiem do delektowania się. Wiłam się ponownie, zdesperowana. – Everett. - Kręciłam powoli biodrami, pokazując, czego potrzebowałam. Westchnął, wdmuchując ciepłe powietrze w moje usta. Przeniósł swoje wargi na moją brodę, szyję, na moje ramię i w końcu wokół moich piersi. Jego usta poruszały się w dół mojego torsu, gdy sięgał po coś obok mojego biodra. Usłyszałam, jak opakowanie zostało rozerwane. – Dzięki Bogu - wyszeptałam. Czułam przy moim brzuchu, że jego uśmiech powraca, zanim cofnął się, naciągając prezerwatywę. Wspiął się z powrotem na łóżko i w mgnieniu oka był we mnie. Nie mogłam się powstrzymać, dyszałam. A następnie się poruszył. Znowu i znowu, dopóki moja głowa nie odchyliła się do tyłu, oczy zamknęły się, a oddech zaczął się rwać. Czułam nacisk na łechtaczkę i otworzyłam oczy, wpatrując się w jego lodowo niebieskie. Zanim zdążyłam ponownie je zamknąć, odezwał się głębokim, ochrypłym głosem. – Patrz na mnie, Parker. Nie mogłam temu zaradzić; zrobiłam dokładnie to, czego zażądał. I wtedy zobaczył, że jestem na krawędzi. Gdy doprowadzał mnie do końca i wbijał się we mnie ostatnimi uderzeniami, jego oczy były zamknięte. Potem na mnie opadł7. Byliśmy cicho przez pewną chwilę. Everett, z twarzą obok mojego prawego policzka, oddychał przy moim uchu. Wpatrywałam się w sufit, podczas gdy wyrównywało się bicie mojego serca. Starałam się utrzymać mój umysł pustym, ale zbuntował się niezdolny, aby myśleć o niczym, oprócz Everetta… To był pierwszy raz, kiedy uprawiałam seks, ponieważ przed tym Moriss Jensen pociął moje życie. Trzy lata. To był powód, dla którego unikałam tego typu rzeczy. Wiedziałam, że będzie ciężko mieć takie fizyczne, intymne połączenie z kimś i utrzymać emocje z dala. Nie chciałam czuć. Chciałam wysunąć się spod Everetta i tak po prostu odejść daleko. I w rzeczywistości wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić, co było przerażające. 7
Już? Dopiero się zaczęło, a tu koniec :( Myślałam, że będzie coś więcej. - wiola
107
Everett obrócił głowę i pocałował moje ucho. – Przestań - powiedział, zanim ofiarował następny pocałunek, tym razem w mój policzek. – Przestań, co? - zapytałam odrobiną tchu. – Wiesz, co. Zatrzymaj pracę swojego mózgu. Spędziłaś tam zbyt dużo czasu. Obrócił swoją twarz tak, że mogłam poczuć, jak wpatruje się w mój profil. – To była zabawa. To wszystko. Zabolało. Z jakiegoś powodu zabolało mocniej niż usłyszenie brudnego wyznania z emocjami. Musiałam lekko zmarszczyć brwi, ponieważ Everett pochylił się nade mną. – Wiesz, co mam na myśli, Parker. - Ale nie wiedziałam. Czy on po prostu uczynił mnie kolejną Charlotte? Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, zagubiona w moich uczuciach. Jego ręce złapały moją twarz, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – To była zabawa. Chcę to zrobić ponownie. Wkrótce. Dodajmy to do zasad. Znów zmarszczyłam brwi. – Dodajmy co, dokładnie? – Seks. Dużo seksu. Nie zbywaj mnie pod pretekstem bólu głowy czy innego typu gównem, ponieważ to złamałoby zasadę, że nie kłamiemy. I łamanie zasad równa się kara. Przechylił głowę na bok, uśmiech unosił kąciki jego ust. – Po namyśle, proszę złam zasadę. Z miłą chęcią bym cię ukarał. Wierciłam się niewygodnie z jego ciężarem i jego słowami. Próbowałam go zepchnąć. – Nie, Parker. Zamierzamy leżeć tu, obok siebie, przez jakiś czas. Nie uciekając. Dodaj to również do zasad. - Jego policzek ponownie przycisnął się do mojego. Każde słowa, które mówił, drapały jego zarostem mój policzek. Uważałam to za kojące, ocieranie się jego zarostu o moje ciało. To było tak kojące, że zamknęłam oczy, odpoczywając. – Tuż pod – żadnych czarnych ubrań? - zapytałam słodko. Prychnął, wstając, owijając ramiona wokół moich i przyciągając mnie, tak że byliśmy naprzeciw siebie po naszych stronach. – Czy możemy zmienić tę jedną, trochę? - zapytał. – To zależy.
108
– Co powiesz na to, że nie mogę nosić wszystkich czarnych ciuchów? Powiedźmy czarne szorty i kolorowa koszulka. Albo na odwrót? – Hmm, dobrze. - Nagle poczułam się sennie, prawdopodobnie dzięki ciepłu jego ramion. Odwróciłam do niego twarz i wdychałam zapach jego znakomitej wody deszczowej, który wypełnia moje nozdrza. – Ładnie pachniesz - mruknęłam, zapadając w sen.
109
DZIESIĘĆ Obudziłam się zmarznięta i samotna. Przykrywało mnie prześcieradło, ale pokój był pusty. Usiadałam, trzymając je przy piersi i rozejrzałam się wokół. Jasne słońce wciąż świeciło w pokoju, więc założyłam, że jest wczesne popołudnie. Zsunęłam się z łóżka, szukając ubrań. Zaginęły. Wszystkie. W rzeczywistości pokój wyglądał, jakby został opróżniony i uporządkowany. Wyśledziłam, że torba Everetta jest w szafie, więc podeszłam do niej, szarpiąc pierwszą lepszą, czarną koszulkę i przełożyłam ją przez głowę. Wisiała na mnie jak worek, ale była moją jedyną opcją. Weszłam do salonu, który oddzielał sypialnie, szukając Everetta. W końcu znalazłam go na tarasie, trzymającego niebieski notes z zamkniętą okładką, patrzącego na widok. Odwrócił do mnie głowę, a jego oczy zaświeciły się na mój widok. Byłam pewna, że wyglądam zabawnie, ubrana w jego, o kilka rozmiarów za dużą koszulkę, z włosami w nieładzie. Poklepał się po kolanie, wskazując, żebym na nim usiadła. Zamiast tego, usiadałam na sąsiednim krześle. Wtedy złapał mnie i podniósł, jakbym nic nie ważyła i umieścił mnie na swoich kolanach. – Podoba mi się twój wybór odzieży powiedział, kładąc swój notes na szklanym stole tarasowym. – „Wybór” nie jest dokładnie wyrazem, którego bym użyła. Gdzie są moje ciuchy? – Schowane. - Jego ramiona owinęły się wokół mojej talii, a moje plecy przycisnęły do jego klatki piersiowej, kiedy dzieliliśmy widok na pas Los Angeles. – No cóż, myślę że jest jeden mały wpis o czarnych ubraniach, które będziesz w stanie nosić. - Nie wiedziałam, co zrobić z rękami. Ta pozycja była przytulna i czułam się z tym gorzej niż lekko niekomfortowo. Everett zacisnął ręce, delikatnie przyciągając mnie jeszcze bliżej. Jego nos znalazł moją szyję i słyszałam jak wdycha. – Świetnie pachniesz - powiedział po chwili. – Czym pachnę?
110
– Mną. To jest świetny zapach.8 Przewróciłam oczami. Znowu zaczęłam się kręcić z powodu niekomfortowego uczucia, wywołanego jego bliskością i twarzą przytulającą moją szyję. – Musimy skończyć zasady przed wieczorem - powiedział z ustami na mojej szyi, a palcami na moich udach. – Dobrze - odpowiedziałam, wzruszając ramionami i wstając, z dala od jego dotyku. Widziałam, że Everett już wyciągnął papier. Zmienił „Żadnych czarnych ubrań” na „ Nie nosić tylko czarnej odzieży”. – Odzieży? - zapytałam, siadając ponownie na siedzeniu obok niego. Zmarszczyłam nos. – To brzmi jak coś, w co ubierasz dziecko. Everett spojrzał na mnie, unosząc brew. – Masz jakiś lepszy sposób, żeby to nazwać? Potrząsnęłam głową. – Dobrze, przejdźmy dalej. - Napisał na dole swoją następną zasadę. Kiedy jego ręka się przesunęła, przeczytałam ja na głos. – „Seks przez cały czas”?9 - Spojrzałam na niego niepewnie. – Nie może być tylko „seks”? Nie chcę dodawać do tego ilości. Everett westchnął dramatycznie, ale skreślił część „ przez cały czas”. – Dobrze, jaka jest twoja kolejna zasada? Oparłam palec na brodzie, myśląc. – „Potrzebuję przestrzeni” - powiedziałam w końcu. – I wiem, że nie rozumiesz przestrzeni osobistej w zdrowy sposób, przynajmniej w odniesieniu do mnie. Ale potrzebuję czasu dla siebie. – Jesteś ze sobą cały czas, Parker. Żyjesz i oddychasz bardziej wewnątrz tej twojej czaszki, niż poza nią. – Dlaczego kłócisz się z moimi zasadami? – Ty też kłócisz się odnośnie moich. Pokręciłam głową. – Potrzebuję przestrzeni, Everett. Potrzebuję przestrzeni, aby oddychać bez ciebie, zanieczyszczającego powietrze wokół mnie. 8 9
OMG :O - wiola Jestem jak najbardziej za! :D - wiola
111
– Zanieczyszczam twoje powietrze? Nie sądzę, abym kiedykolwiek wcześniej został tak czule opisany. – Wiesz, co mam na myśli. Zawsze tam jesteś. Przyciskając mnie do ściany, podnosząc do góry moją twarz, zmuszając mnie do pozostania w twoich ramionach, kiedy to nie jest wygodne. - Mój umysł dryfował do jego łóżka. – Seks czy nie, chcę zasypiać w swoim łóżku. – Nie jestem przeciwko spaniu w twoim łóżku. Chciałam rzucić w niego piórem. – Mam na myśli: sama. Pozwól mi oddychać. Im bardziej będziesz na mnie naciskał, tym większe jest prawdopodobieństwo, że ucieknę. – Chcesz powiedzieć, że nie chcesz uciec? Chcesz tutaj zostać na trochę? Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem, czego chcę. Ty mnie kontrolujesz. Nieszczególnie jestem taka jak ty, ale ściągnę do ciebie. Jak ćma do ognia. – Uczucie odwzajemnione. Także nieszczególnie jestem taki jak ty. - Uśmiechnął się. Ponownie powstrzymałam się od nazwania go dupkiem. – Możesz żyć z moimi zasadami, czy nie? - Zapytałam niecierpliwie. – Oczywiście. - Nie brzmiał przekonywująco. Dodałam to do listy. – Twoja kolej. – „Chcę, żebyś była otwarta na nowe doświadczenia” - powiedział bez wahania. Jedna z moich brwi uniosła się do góry w zapytaniu. – Jeśli jest coś, czego chcesz spróbować, ale czujesz się z tym niekomfortowo, chcę, żebyś była na to otwarta. Aby spróbować - wygłosił. – To może oznaczać wiele rzeczy - zaprotestowałam. – Niebezpiecznych rzeczy. – Nigdy nie chciałbym popychać Cię do niebezpieczeństwa, Parker. Pamiętasz pasy bezpieczeństwa? Wszystko, co zechcę Ci pokazać nie będzie niebezpieczne. Mogę ci to obiecać. Nie, nie mógł. Ale to byłaby bezsensowna kłótnia. Skinęłam głową. – W porządku. Napisałam kolejną zasadę na liście i dałam Everettowi do przeczytania na głos. – „Bądź miły”? - zapytał.
112
– Bardzo lubisz mi dokuczać. Chcę, żebyś był dla mnie miły raz na jakiś czas. – Twoje włosy są ładne – powiedział, szczerząc się. Spojrzałam na niego. – Bez kłamstw, Everett. Chyba, że już zapomniałeś swoją zasadę? – Dobrze, w porządku. Twoje włosy wyglądają okropnie. Twój śmiech jest szaleńczy. I jesteś okropnym kierowcą. – Oczywiście koncepcja bycia miłym zupełnie ci się wymyka. I skąd wiesz, że jestem okropnym kierowcą? - Wróciłam pamięcią do chwili, w której doświadczył mojej jazdy. To było, kiedy odwiozłam go do domu z restauracji, kiedy był pijany. – Kiedy odwiozłaś mnie do domu. Nie byłem tak pijany, jak myślałaś. W przeciwieństwie do ciebie, jestem dobrym aktorem. Skierowałam na niego oczy. – Wow. Naprawdę jesteś dupkiem, czyż nie? – Hej - powiedział, podnosząc rękę do góry i powstrzymując mnie. – Te zasady powstały dla nas obojga, prawda? Wygląda na to, że koncepcja bycia miłym dotyczy również ciebie. – Bądź miły - powtórzyłam stanowczo, przepisując słowa, aby je pogrubić. – Następna zasada? – Skończyłem na teraz z zasadami. Przygotujmy się. – Przygotujmy się? Everett uśmiechnął się chytrze. – Mamy plany. Ty i ja. Miłe plany. - Położył nacisk na miłe. – Czy te miłe plany obejmują ciuchy czy ich brak? – Cóż, mam miłe plany dla obu opcji. Jesteś gotowa? – Raczej.
113
Dwie godziny później stałam przed lustrem w mojej łazience. Everett wybrał dla mnie sukienkę. To był złota kolumna, zaczynająca się powyżej piersi, a kończąca się w połowie uda. Była skromna w kroju, ale kolor błyszczał krzykliwie. Zaczesałam włosy na lewe ramie, czując niewytłumaczalną potrzebę, aby ukryć moją bliznę tak bardzo jak to możliwe. Zrobiłam mocny makijaż oczu i wskoczyłam w złote szpilki, które Everett również dla mnie wybrał. – Będzie trudniej w nich uciec - powiedział, kiedy wręczył mi pudełko. Odepchnęłam go daleko, a następnie spędziłam kilka minut, poruszając palcami w szpilkach, przypominając sobie, kiedy ostatni raz zabiłam się w obcasach takich jak te. Wyszłam z łazienki i znalazłam Everetta siedzącego na jednym z krzeseł, ubranego w śnieżnobiałą koszulę, włożoną w szare spodnie. Miał założoną nogę na nogę i pisał w notesie, gdy podeszłam. Jego oczy podniosły się i zapłonęły. – Hej - powiedział, trzymając na mnie wzrok, kiedy odłożył notes i wstał. – Wyglądasz… ładnie. Zaśmiałam się z użytych przez niego słów. – Dobrze, powiedziałeś mi komplement. Możesz wrócić do bycia dupkiem, którym naprawdę jesteś, na resztę nocy. – Phi, dziękuję - powiedział, wypuszczając oddech przesadzonej ulgi. – Gotowa? Natychmiast złapał mnie za rękę, prowadząc na zewnątrz pokoju hotelowego. Podczas jazdy windą ścisnął moją rękę, wysyłając dreszcz po moim kręgosłupie. – Głodna? Skinęłam głową, nie ufając swojemu głosowi. Dlaczego on tak bardzo na mnie wpływa? Tylko nasze ręce się dotykały, a jednak było to tak intymne, jak to, kiedy był we mnie, kilka godzin wcześniej. Moje brudne myśli, nisko osiadły w moim brzuchu. – Jaka jesteś w pokera? - zapytał? – Gówniana. – Dobrze. Straćmy część twoich pieniędzy.
114
Kilka godzin później z mojego portfela zniknęło 200 dolarów, a Everett zabrał mnie na kolację. – Ja płacę - zaoferował. – Odkąd pomogłem ci tam przegrać tak spektakularnie. Mój wzrok był surowy. – Jak łaskawie z twojej strony.
- Otworzyłam menu i
skanowałam pozycje, zauważając każdą cenę. Starałam się powstrzymać oczy wychodzące z mojej głowy, kiedy zobaczyłam ceny wymienione pod każdym daniem głównym. Kiedy kelner zebrał nasze zamówienia, wzięłam łyk wody, którą nalał. – Co oznacza twój tatuaż? - zapytałam. Everett zwrócił się do kelnera, aby zabrał kieliszki do wina. Zastanawiałam się, czy to jest sposób na uniknięcie pokusy czy po prostu myśli, że były na drodze. – Jesteś tak samo bezpośrednia jak ja, Parker - powiedział, biorąc łyk wody. – Który tatuaż? – Ten świat ma tylko jeden słodki moment przeznaczony dla nas - powiedziałam. Nie mogłam zapomnieć tych słów. – Co myślisz, że to oznacza? Pokręciłam głową. – To brzmi trochę chorobliwie - przyznałam. – To może być interpretowane w ten sposób - zgodził się, obracając lodem w lodowatej wodzie. – To częściowo dlatego go wybrałem. Ponieważ to było polem do interpretacji. Teraz odbieram to w bardzo dosłownym sensie. - Wypił część wody, zanim odstawił szklankę i złożył ręce na stole. – Myślisz, że dlaczego wybrałem się w tą podróż? – Lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią? - zapytałam. Zacisnął usta. – Oczywiście, w pewnym sensie. Ale muszę jeszcze znaleźć jeden słodki moment. Nie mogłem znaleźć go w Kalifornii. Zbyt gorąco, piasek. Zbyt wielu ludzi. – Więc pomyślałeś, że możesz go znaleźć gdzieś po drodze? Skinął głową. – Tak. Chcę przez moment żyć. – Ale ty umierasz. - Przechylił głowę na bok po odpowiedzi. – Myślałem, że ten temat jest zabroniony - powiedział. – Jeszcze nie podpisaliśmy zasad. Ale co masz na myśli - żyć?
115
– Chce jednej słodkiej chwili, jednego momentu w mojej pamięci, aby trzymać się go, kiedy moja dusza odejdzie z tej ziemi. - Mogłam powiedzieć, że to była odpowiedź, którą chciał powiedzieć wcześniej. Ale to była również odpowiedź, która sprawiała, że mój żołądek był chory. Spojrzałam w dół na biały obrus i wygładziłam go palcami. – Mam nadzieję, że to znajdziesz. - Słowa wystrzeliły z moich ust i nie mogłam ich zatrzymać. Szybko się pozbierałam. – Podobają mi się też twoje inne tatuaże. – Mam ich wiele - powiedział. – I blizny. Masz też wiele blizn. – Mam. - Dopił swoją wodę i odstawił ją na stół, jego palce poruszały się po krawędzi szklanki. – Ty też masz. – Nie mam wiele - nie zgodziłam się. – Masz - podkreślił. – Nie mówię o bliznach, które przecinają twoją skórę, Parker. Nie jestem ślepy: mogę je zobaczyć. Mówię o bliznach, które są znacznie głębsze, niż ta. Blizny, które istnieją w tobie. Te, które rzeczywiście starasz się ukryć. – Nie znasz mnie. – Nie sądziłem, ze znam. - Pił wodę. – Okazuje się, że tak. Dlaczego jesteś tak bardzo zraniona, Parker? – Powiedziałam ci – Morris Jen… – Nie mówię o ranach powierzchownych i wiesz o tym - przerwał. Miał rację. Starłam się uniknąć tego pytania. – Każdy może je zobaczyć. Jestem zainteresowany bliznami pod twoją skórą. Powiedź mi, Parker. Powiedź mi swoją historię. – Nie mam historii - zaprotestowałam. – Powiedź mi, kim byłaś 20 lat temu. – Um, dzieckiem. - Powiedziałam to, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź na świecie. – Kogo kochałaś?
116
– Nie pamiętam. – Pamiętasz, że kogoś kochałaś? Pomyślałam przez minutę. – Nie. - Brzmiało to bardziej tragicznie, niż w rzeczywistości było. – Byłaś przybranym dzieckiem od chwili urodzenia - dodał. Wykonał swoje badania. – Tak. Dopóki nie skończyłam osiemnastu lat. – Następnie zostałaś zaatakowana i stałaś się tym, kim jesteś. – Czy to pytanie? - zapytałam. Everett wzruszył ramionami i wziął łyk wody. Garnitur, który miał na sobie, był piękny, niebiesko-szary, leżący idealnie. Miał na sobie białą koszulę bez krawata, z rozpiętymi górnymi guzikami. Patrzyłam na jego ręce trzymające szklankę, na sposób, w jaki jego kostki były zgięte, a palec poruszał się po krawędzi szkła. Mogłabym oglądać jego ręce zawsze. Wypiłam większość ilość wody, opróżniając szklankę. – Zatańcz ze mną. Podniosłam nagle głowę. – Co? - Mój głos był cichy, słaby. Wstał i wyciągnął do mnie rękę. – Zatańcz - powiedział. – Ze mną. Pokręciłam wściekle głową. – Nie. Nie potrafię tańczyć. - Muzyka, która rozbrzmiewała, była powolna i ledwie słyszalna ponad zgiełkiem rozmów. Nikogo nie było na parkiecie. – Parker - jego głos był cierpliwy, jakby wiedział, że wolałabym uniknąć jego woli. – Zapomniałaś zasady? Pokręciłam głową. – Tam nie było nic o tańcu. – Zapytałem cię, czy spróbujesz nowych rzeczy. To była reguła. Nie jestem pijany. Chcę, żebyś spróbowała. Pokręciłam głową. – Taniec nie jest nowy. Jest tylko obcy. - To była inny język, inna mowa ciała, z którą nie czułam się komfortowo.
117
– Wszyscy się na nas patrzą, Parker - wyszeptał, pochylając się do mojego ucha. – Zatańczysz ze mną teraz lub padnę na jedno kolano i sprawię, że będzie ci naprawdę niezręcznie. Po tym nagle wstałam, nie zadając sobie trudu, aby chwycić jego rękę i poszłam na parkiet. – Jesteś takim dupkiem - powiedziałam z zaciśniętymi zębami, kiedy położył rękę na moim biodrze, a drugą trzymał moją dłoń. Położyłam rękę na jego ramieniu i spojrzałam na niego spod rzęs. Było mi niewygodnie. Nie tylko przez fakt, że to był taniec, ale dlatego, że byliśmy jedyni na drewnianym parkiecie, stukot obcasów przyciągał do nas uwagę. Kołysaliśmy się razem tam i z powrotem przez kilka minut, zanim zaczęłam tracić zimną krew. – Everett - zaczęłam, a nerwy przeniknęły mój głos. – Ciii - mruknął. – Everett - powiedziałam ponownie, patrząc mu w oczy. – Każdy się na mnie patrzy. Dłoń na moim biodrze przesunęła się na plecy, przyciągając mnie bliżej. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. – Ja patrzę na ciebie, Parker. Starałam się rozejrzeć wokół, ale on był wszystkim, co widziałam. – Tylko ty i ja, Parker. Ty widzisz mnie, ja widzę ciebie. Kogo obchodzi ktoś inny? Trudno było martwić się o cokolwiek innego, niż jego ciało przy moim, jego ustach kilka centymetrów od moich. Przyciągnął mnie ręką jeszcze bliżej, sprawiając taniec bardziej intymnym. Przyłożył swój policzek do mojego, obok blizny i odetchnęłam z ulgą. Jego usta były na moim uchu. – Twoje włosy pachną tak dobrze. Nic nie mogłam na to poradzić, lekko potarłam twarzą jego i rozkoszowałam się drapaniem zarostu. – Mydłem. Czułam, jak odpowiada uśmiechem przy moim policzku. Kołysaliśmy się przez jedną, dwie, trzy piosenki. Nie byłam pewna. Moje oczy zamknęły się gdzieś w połowie pierwszej i zapomniałam o swojej niepewności. Zapomniałam o wszystkim, oprócz sposobu, w jaki nogi Everetta poruszały się przy moich, sposobu, w jaki jego palce pocierały dolną część moich
118
pleców. Czułam prawie przyjemny ból. Cieszyłam się z istnienia tego małego parkietu, ale wiedziałam, że chcę kontynuować odkrywanie naszego pociągu seksualnego o siebie. Słyszałam, jak Everett szeptał coś przy moim uchu, ale nie wyłapałam ani słowa. – Hmm? - zapytałam, gdy straciłam dotyk jego ramion wokół mnie. – Jedzenie jest gotowe. – Och - odsunęłam się, łamiąc czar, pod wpływem którego byłam. Everett spojrzał na mnie, unosząc brew, ale zanurkowałam obok niego i wróciłam do stołu. Opadałam na krzesło i zaczęłam od razu jeść, nie zadając sobie trudu, aby spojrzeć na Everetta. Po kilku minutach zapytał. – Czy ty chociaż przeżuwasz? Zatrzymałam się w połowie żucia i spojrzałam na niego. Powoli przeżułam resztę kęsa i połknęłam. – Tak, ale jestem głodna. - Byłam defensywna. Zakłopotana. – Nic w tym złego, że tak szybko jesz, ale tak sobie myślę, że starasz się uniknąć rozmowy. To była prawda. Im więcej jedzenia wsadzę sobie do ust, tym mniejsze prawdopodobieństwo, bym musiała zaangażować się w jakąkolwiek rozmowę z Everettem. Sprawiał, że czułam tak wiele rzeczy, nieprzyjemnych rzeczy. Ale w tym samym czasie, czułam się dziwnie obnażona przez to, jak sprawiał, że się czułam. To było dziwne, przerażające a za razem radosne. Więc nie potwierdziłam tego, co powiedział. Zamiast tego wzięłam kolejny kęs i powoli żułam, popijając wodą i utrzymując wzrok na swoim talerzu. – Czerwony czy niebieski? – zapytał. Spojrzałam na niego zmieszanym wzrokiem. – Jeśli miałabyś wybrać kolor, byłby to czerwony czy niebieski? – Wybrać kolor czego? – Nie komplikuj tego. Tylko powiedź pierwszą rzecz, o której myślisz. – Czerwony. Skinął głową, jakby spodziewał się tej odpowiedzi. – Koty czy psy?
119
Zmarszczyłam nos. – Koty. Everett westchnął i odchylił się na krześle. – Tak więc teraz wiem, że na pewno się w tobie nie zakocham. – Psy potrzebują opieki. Koty nie. – Psy są dobrymi kompanami. Koty są egocentryczne - przekonywał. – Myślałam, że lepiej znasz koty - powiedziałam, wcześniej popijając wodę. Zmrużył oczy i wydawał się cieszyć grą słowną, w którą graliśmy. – Dobrze, przejdźmy dalej. Zimno czy ciepło? – Ciepło. Everett potrząsnął głową. – To nie może być prawda. Jesteś zamrożona. Zimna jak lód. Spojrzałam na niego z irytacją. Miałam na końcu języka, by nazwać go moim ulubionym słowem, ale on mnie przed tym ubiegł. – Niech zgadnę, chcesz mnie nazwać dupkiem, prawda? - Odkroił kawałek steku i przyjrzał się mu, zanim ponownie na mnie spojrzał. – Jestem w szoku, że nie nazywasz mnie tak cały czas. Zapominając nazywać mnie Everett. – Może powinniśmy dodać to do zasad? - zapytałam zamyślona, jakbym się nad tym zastanawiała. – Technicznie zapisałem to na liście, ale to przekreśliłaś. Zacisnęłam szczękę w prostą linię. – Dlaczego tak bardzo lubisz mnie drażnić? Everett skończył ostatnią część steku i żuł go przez minutę, jego palec przesuwał się po obrusie. Kiedy połknął, ponownie podniósł na mnie wzrok. – Dlatego. Gdyby moja szczęka mogła odpaść od twarzy, właśnie tak by się stało. – Naprawdę? zapytałam z niedowierzeniem. – Budujesz napięcie tą odpowiedzią? – Chcesz dodać pełne ujawnienie do zasad, Parker?
120
To mnie zamknęło. Pokręciłam głową i skończyłam posiłek, kiedy Everett wręczył kartę kredytową przechodzącemu obok kelnerowi. Everett wyciągnął telefon i wystukał coś na ekranie. Obserwowałam go przez kilka minut, nawet po tym, jak kelner wrócił z rachunkiem. A potem wstał i wyszedł. 10 – Bezczelny dupek - mruknęłam pod nosem, kiedy stanęłam na chodniku. Tłumy ludzi przechodziły obok mnie, niektórzy wpadali na mnie przez nieuwagę. Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i rozejrzałam się za taksówką. Chwilę później poczułam jego klatkę piersiową przy moich plecach. Mimowolnie oparłam się o jego pierś. Nie mogłam nic na to poradzić, ale ulżyło mi, że wyszedł za mną na zewnątrz. A chwilę później przypomniałam sobie, dlaczego odeszłam. Odwróciłam się i patrzyłam na niego wzrokiem jak sztylety. – Ty - powiedziałam, podnosząc palec i popychając jego pierś. – Jesteś taki bezczelny. Nie obchodzi mnie, że mówiłam to setki razy. Jeśli już, to powinno pokazać, jaki bezczelny właśnie jesteś. – Nie przeproszę. Zacisnęłam zęby. – To brak szacunku, ignorowanie mojej obecności, gdy byłeś skoncentrowany na swoim telefonie. – To brak szacunku, wpychać jedzenie do ust, niemal się dusząc, aby tylko uniknąć rozmowy ze mną - odpowiedział. – I - przeciągnął ręką w dół mojego ramienia – robisz to nadal. Patrzyłam, jak jego ręką podąża w dół, do mojego nadgarstka. Stałam się nieświadoma widoku i zapachów wokół nas. To był tylko Everett. Miał sposób, aby sprawić, że reszta świata zapada się i był jedyną rzeczą, którą wyraźnie widziałam. – Gdzie jest twój telefon?11 - zapytał. – Zostawiłam go w hotelu. Skrzywił się. – Dlaczego? Przestępowałam z nogi na nogę na betonie z powodu rosnącej niewygody. – Tylko kilka osób kontaktuje się ze mną regularnie. I dwie z nich kontaktują się ze mną tylko ze 10 11
Haha już ma jej dosyć i o niej zapomniał? -wiola Czyżby to do niej pisał wiadomości? -wiola
121
względu na przysługę. Kolejny okazuje się dupkiem i obecnie narusza moją przestrzeń, co, jeśli pamiętasz, jest niezgodne z zasadami. Everett podszedł bliżej. Nasze nogi, biodra, nasze klatki piersiowe – wszystko się dotykało. – Nie dam ci przestrzeni, kiedy publicznie jesteśmy razem. Jeśli będziesz chciała przestrzeni, gdy wrócimy do hotelu, to w porządku. Ale jeśli chcesz, żebym dał ci przestrzeń tutaj, to mogłoby naruszyć moją zasadę. – Którą? – Zasada pasów bezpieczeństwa jest bardziej lub mniej całościową zasadą. W każdej sytuacji, w której poczuję, że może okazać się niebezpiecznie, będziemy oboje ćwiczyć bezpieczeństwo. - Spojrzał na chodnik, spostrzegając pijanych przechodniów, czyniących z siebie głupców. – To nie jest sytuacja, w której dam ci przestrzeń. Mogłam z tym żyć. Byłam zbyt skupiona na Everetcie, nie zwracając uwagi na swoje otoczenie. To było dla mnie niecodzienne. Uświadomiłam sobie, że nawet nóż zostawiłam w pokoju hotelowym. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Przebiegłam rękoma po swoich zrozpaczonych ramionach. – Masz na mnie zły wpływ - mruknęłam. – Mam taką nadzieję. - Jego uśmiech był szeroki, jakby był z siebie zadowolony. – Hotel czy klub? – Hotel. - Powiedziałam szybko. Nie potrzebując dodawać do tego żadnej myśli. A potem poczułam uderzenie winy. – Ale jeśli chcesz iść, mogę wrócić sama. – Tak właśnie - Everett powiedział, delikatnie chwytając moje ramię i kierując mnie w dół chodnikiem. – Przebyłeś całą tą drogę do Vegas, aby nie doświadczyć nocnego życia? – Wszystkie drogi prowadzą do Vegas? - zapytał z powątpiewaniem. – Vegas było większym lub mniejszym przystankiem. A poza tym przybyłem tu na stek. – Czy zaznałeś ze stekiem swój słodki moment? Everett spojrzał na mnie niecierpliwie. – Jak ci się wydaje?
122
Zamknęłam usta, gdy wracaliśmy do hotelu.
Kiedy wróciliśmy do apartamentu, natychmiast weszłam do swojej sypialni, zamykając drzwi i dodatkowo je blokując. Potrzebowałam przestrzeni. Nie chciałam wskoczyć do łóżka Everetta i pozwolić, by to stało się nawykiem. Nawyki byłe trudne do złamania. I nie chciałam na nikim polegać dla poprawki. Wyswobodziłam się z sukni i szpilek, ciągnąc za koszulkę Everetta z wcześniej. Kątem oka zobaczyłam, że mój telefon mruga powiadomieniem. Podniosłam go i włączyłam, zauważając sześć wiadomości z rzędu. Wszystkie od tego samego nadawcy. Everett: Masz rację. Cieszę się z drażnienia Ciebie. Ale jeśli powiem Ci dlaczego, uciekniesz. I zbyt cieszę się z mojego obiadu, aby go porzucić. Wzięłam wdech. Wysyłał je przy stole, kiedy sięgnął po swój telefon i ignorował mnie. Everett: Więc zamiast tego, powiem Ci to za pomocą wiadomości. Everett: Lubię widzieć kolor pokrywający twoje policzki. Kiedy jesteś zła, twoje policzki jasno płoną. Everett: Lubię widzieć, że coś czujesz, nawet jeśli jest to uraza. Everett: To Cię uczłowiecza. Jesteś tak zimna, że nie sądziłem, że masz jakieś ciepło w sobie. Everett: Ale z twoimi różowymi policzkami, powiedziałbym, że jesteś teraz mniej zamrożona. Ostatnia wiadomość, którą wysłał, wywołała u mnie złość. Byłam na tyle zła, że wstałam i podeszłam do drzwi, zamierzając dać mu kawałek mojego umysłu. Ale potem zdałam sobie sprawę, że to mogło być właśnie tym, czego chciał. Więc zatrzymałam się na dywanie, przed drzwiami. Spojrzałam do tyłu na łóżko, gdzie w gniewie rzuciłam telefon. Podeszłam do niego i odwróciłam w swoją stronę.
123
Ja: Zmieniałam twoje imię w swoim telefonie na „ Dupek”. Minutę później mój telefon zaćwierkał. Everett: Przynajmniej masz mnie w swoim telefonie. I ponownie byłam wkurzona. 12
12
Wszyscy i wszystko ją wkurza ;/ Czy tylko ja mam już jej niekiedy dość? - wiola
124
JEDENAŚCIE Wczesnym rankiem następnego dnia byliśmy w drodze. Tym razem Everett powiedział mi, dokąd się kierujemy. – Wielki Kanion - oznajmił, podkręcając muzykę i bębniąc palcami o kierownicę. – Dobrze - odpowiedziałam, wciąż kurczowo trzymając się resztek irytacji z poprzedniej nocy. – Mogę cię zrzucić z urwiska. Po prostu uśmiechnął się szeroko i wsunął okulary przeciwsłoneczne na nos, wesoło śpiewając piosenkę lecącą w radiu. Po trzech godzinach jazdy Everett zatrzymał się na stacji paliw. Podczas tankowania, tym razem z moją kartą kredytową, odebrał telefon i odszedł od dystrybutora. Przejęłam władzę nad pistoletem i próbowałam dyskretnie patrzeć, jak odchodzi. Do jednego ucha miał przyciśnięty telefon, a drugie zatykał palcem. Byliśmy na wielkim zajeździe dla kierowców ciężarówek, więc było na tyle głośno, że trudno było usłyszeć, co mówi. W pewnym momencie odsunął telefon od ucha, aby je przewietrzyć. Z kimkolwiek rozmawiał, denerwował go, co jasno wynikało ze sposobu, w jaki przeczesywał dłonią włosy, kopał ziemię znajdującą się pod jego stopami oraz tego, jak w pewnym momencie spuścił głowę. Obserwowanie ludzi nigdy mnie nie martwiło, nawet jeśli byłam świadkiem najbardziej osobistych momentów czyjegoś życia. Ale obserwowanie Everetta, zmagającego się z kimkolwiek po drugiej stronie telefonu, odczuwałam jako znaczące naruszenie prywatności. Odwróciłam wzrok i dokończyłam tankowanie. Zważywszy na to, że wciąż rozmawiał, poszłam do sklepu na stacji i chwyciłam butelkę wody gazowanej, zamierzając wypełnić ją limonkami, kiedy tylko wrócę do samochodu. Gdy płaciłam za napój, zobaczyłam, jak Everett wraca do samochodu i kładzie czoło na kierownicy. Wtedy coś szarpnęło mnie w środku. Chwyciłam dużą kawę, tylko ze śmietanką, i wróciłam do samochodu.
125
Otworzyłam drzwi pasażera, ustawiłam napoje na środku konsoli, po czym udałam się na tylne siedzenie i wyjęłam garść limonek z lodówki turystycznej. Gdy wróciłam na przednie siedzenie, Everett się opanował. Mierzył wzrokiem kawę. Wsunęłam się ostrożnie na siedzenie i otworzyłam swoją wodę, wrzucając do środka limonki. – To dla mnie? - zapytał z zakłopotaniem na twarzy. – Nie cierpię kawy - powiedziałam, nie odpowiadając mu wprost. Podniósł ją i spojrzał na nią podejrzliwie. – Nie zatrułam jej - przewróciłam oczami. – W końcu prowadzisz. Nie jestem idiotką. – Dodałaś śmietankę - powiedział, patrząc do środka przez ustnik. Zapięłam pas. – Tak. – Dzięki - powiedział i pochylił się w moją stronę. Instynktownie cofnęłam się. To się stało tak szybko, że walnęłam głową w okno i skrzywiłam się z bólu. Pochylał się, żeby mnie pocałować? I to był mój pierwszy odruch? Żeby się odsunąć? Everett wyglądał na zmieszanego. – Wybacz - powiedział kręcąc głową. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Słowa bolały. Nie powinny, biorąc pod uwagę moją reakcję, ale bolały. Małe, malusieńkie ukłucia w moją klatkę piersiową. Przytaknęłam i chwyciłam wodę, jakby była moją deską ratunkową, upiłam łyk i wpatrywałam się intensywnie przed siebie. Kątem oka widziałam, że Everett wziął łyk swojej kawy. – Dzięki, Parker. Nie lubiłam tego Everetta. Tego miłego, wdzięcznego, powściągliwego Everetta. Wydawało się to nienaturalne, jakbym podróżowała z nieznajomym. Wzruszyłam ramionami. – Nic wielkiego. Wczoraj płaciłeś za kolację przypomniałam mu. Chociaż obiad ze stekiem w luksusowej restauracji nie był dokładnie tym samym, co kawa na stacji paliwowej. – Racja - powiedział zdekoncentrowany. Moja skóra swędziała. Skąd się wziął ten dziwaczny Everett?
126
Kilka chwil później byliśmy z powrotem w trasie. Tym razem miał założone okulary, ale wyłączył muzykę. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo stęskniłam się za muzyką, dopóki nie zaczęliśmy dostrzegać znaków wskazujących, że jesteśmy coraz bliżej Wielkiego Kanionu. – Byłeś już tutaj? - zapytałam. To było niezwykłe, nie, to było anomalią, że zainicjowałam pogawędkę. Ale Everett był zamyślony, rozproszony przez całe trzy godziny, odkąd opuściliśmy stację. To sprawiało, że czułam się niesamowicie niekomfortowo. Musiałam coś zrobić. – Nie - powiedział. Zazwyczaj Everett wypowiadał pojedyncze słowa, jakby były napakowane pożądaniem czy złośliwością. To jedno słowo było krótkie. Obojętne. – Więc...czy to oznacza, że ta wizyta to twój pierwszy raz?13 Przez chwilę panowała cisza. A następnie kącik jego ust nieznacznie się uniósł. Tak subtelnie, że prawie to przegapiłam. Później patrzył na mnie przez chwilę. – Chcesz przeżyć ze mną pierwszy raz, Parker? Przygryzłam wargę. Sposób, w jaki to powiedział, był typowy dla normalnego Everetta. Jego głos był donośny, trochę zachrypnięty. Seksowny. Przytaknęłam. Uśmiech szarpnął moimi ustami. Pomijając mój wcześniejszy śmiech, który Everett określił jako dźwięk umierającego zwierzęcia, nie roześmiałam się. Ale chciałam. Everett westchnął, jakby uwalniając napięcie, które trzymało się jego mięśni przez ostatnie trzy godziny. Podążał za znakami do wjazdu na Wielki Kanion i zatrzymał się na parkingu. – Gotowa przeżyć ze mną pierwszy raz, Parker? Wyśliznęłam się z samochodu i obeszłam go, idąc za nim do punktu widokowego. Pierwszy raz byłam w Wielkim Kanionie. Dorastanie w rodzinie zastępczej zazwyczaj nie obejmowało żadnego rodzaju wakacji. Ta wycieczka z Everettem była czymś w rodzaju mnie, przeżywającej na nowo utracone dzieciństwo.
13
Parker mówi 'this visit is popping your cherry?'. Określenie oznacza pozbawienie kogoś dziewictwa, rozdziewiczenie.
127
Jednym słowem, Wielki Kanion był widowiskowy. Pełen barw, grzbietów i krawędzi. Kolory na skałach były czerwone, brązowe i żółte.14 Park był w zasadzie pusty, poza kilkoma turystami, a zatem byliśmy w stanie nacieszyć się widokami bez tłumów. Everett odwrócił się i spojrzał na mnie. – Pięknie, prawda? - zapytał, jego oczy lśniły. Cokolwiek wcześniej go niepokoiło, zniknęło, pozostawiając jego twarz zrelaksowaną. Obserwowałam jego twarz. Oczy miał zamknięte, a zmarszczki wokół nich wygładzone. Słońce okalało jego twarz, ocieplając ją. Patrzyłam na niego przez kolejną minutę, zanim odwróciłam wzrok, aby ponownie podziwiać widoki. – Myślę, że jest okej. Wielka dziura w ziemi. - To nie było to, co naprawdę czułam, ale tak właśnie powiedziałam. Te słowa brzmiały dla mnie zgorzkniale, ale dla Everetta były przezabawne. Nie mógł przestać się śmiać. Odwróciłam się i ponownie na niego spojrzałam. – Tylko 'wielka dziura w ziemi'? - zapytał. – Ciężko ci zaimponować. – A co chcesz, żebym powiedziała? Och spójrz, skały i tak dalej? Zanim się zorientowałam, Everett szedł w moją stronę. – Gotowa? - zapytał. Spojrzałam na niego pytająco. – Co? Everett stanął za mną i położył dłonie na balustradzie z obydwu stron mojego ciała. – Chcesz odwiedzić naszą kolejną atrakcję? - zapytał, z jego głosem przy moim uchu. – A co to jest? - zapytałam, wstrzymując oddech. Ciepło jego klatki piersiowej przy moich plecach było kojące przy chłodnym, rannym powietrzu. – Wymarłe miasto. Cztery godziny stąd. – Jeszcze więcej jazdy? - zapytałam. – Ostatni przystanek tego dnia.
14
128
Przytaknęłam. – Dobrze. Nie chcesz zobaczyć więcej Kanionu? Everett pokręcił głową. – To tylko wielka dziura w ziemi, no nie? - drażnił się. Wzruszyłam ramionami. – W zasadzie to tak. Po prostu pomyślałam, że chciałeś zobaczyć więcej. – Chcę dotrzeć do wschodniego wybrzeża - zatrzymał się, nie kończąc tego, co miał na końcu języka. Był bombą zegarową, gotową do wybuchu w dowolnym momencie. I chciał dostać tyle, ile się da przed wschodnim wybrzeżem. – Chcesz zobaczyć na wschodnim wybrzeżu coś w szczególności? – Tak. - Wiedział, że jestem zaintrygowana i droczył się ze mną nie kontynuując zdania. – Okej, chodźmy. Jego ręce puściły balustradę, aby owinąć się wokół mojej talii. Stałam nieruchomo, niczym posąg w jego ramionach. Przysunął twarz do mojej szyi i trącił ją nosem. – Mmm wymruczał. Wibracja łaskotała moją skórę. – Ładnie pachniesz. – Nie pachnę tobą. – Nie - powiedział z westchnieniem. – Pachniesz sobą. Wywinęłam się z jego ramion, zawstydzona tym uczuciem. Seks to jedno. Był wybuchowy. Ale to była intymność i nie byłam na nią gotowa. – Chodźmy - powtórzyłam, idąc w kierunku samochodu. – Hej, Parker? - zapytał. Odwróciłam głowę, aby na niego spojrzeć. – Zakochałaś się już we mnie? Bardzo trudno było mi nie przewrócić oczami. – Zdecydowanie nie.
129
W drodze na południe Everett był normalnym, szczęśliwym sobą. Zadowalało mnie to, ale i denerwowało. Wystukiwał na kierownicy rytm piosenki, śpiewając głośno. Ta część była niezmiernie denerwująca. Patrzyłam, jak kiwa głową w przód i w tył do muzyki. Miał na sobie czarne szorty i granatową koszulkę. To było najbliższe czerni jak tylko się dało, a koszulkę miał już do odbioru w sklepie przed wyjazdem z Las Vegas. Pomogłam mu złapać kilka kolorowych koszulek i krótkich spodenek w szkocką kratę. Spojrzał po tym na mnie z irytacją, więc to prawdopodobnie była teraz moja zemsta. Odchrząknęłam, a on wreszcie na mnie spojrzał. – Mógłbyś przestać? – Nie - uśmiechnął się do mnie szeroko. Było coś w sposobie, w jaki wyglądał w tych ciuchach i okularach, ukrywających jego błękitne spojrzenie. Jego włosy były podniesione i właściwie prezentowały się stylowo. Wyglądał tak swobodnie i nic nie mogłam na to poradzić, kiedy moje oczy wędrowały w dół jego klaty, chłonąc widok krótkich rękawów koszulki oraz mięśni, które eksponowały. Pozwoliłam oczom wędrować z powrotem w górę, do jego twarzy, ponownie skupionej na drodze. Wcześniej stroiłam sobie żarty z jego włosów, ale prawdą było, że pasowały do niego. Nie były oklapłe, ani idealnie wystylizowane. Były gęste, atramentowo czarne i to robiło swoje. Everett był przystojny. Nie wiedziałam wcześniej, czy to było pojęcie społeczności na bycie przystojnym, ale to nie miało znaczenia. Był mój. Z jego szerokim uśmiechem, ciuchami, opaloną skórą. Rozpalał we mnie ogień, który myślałam, że jest uśpiony. – O czym myślisz? - jego głos przeszkodził moim myślom. – Że jesteś bardzo atrakcyjny. - Nie mogłam kłamać. Nie tylko z powodu zasad, ale dlatego, że Everett utrudniał wypowiedzenie wiarygodnego kłamstwa. Everett spojrzał na mnie. Moja lewa strona była wyeksponowana, jako że związałam włosy w kucyk. Nie było żadnego ukrywania mojej blizny. Ale to było tak, jakby Everett nie zauważał jej, patrząc na mnie. Jego oczy nigdy na niej nie spoczywały. Zawsze zauważał ją tylko podczas całowania i dotykania mnie. Skrzyżowałam nogi, wspomnienia dotykającego mnie Everetta zalewały moją pamięć. – Jesteś piękna, Parker.
130
Pokręciłam głową. Komplementy nie były wygodne do słuchania. – Nie potrzebuję komplementów. – Wiem - powiedział, zatrzymując się na stacji paliwowej. – Ale nie będę cię okłamywał. I jestem zmuszony do mówienia tego, co myślę. Więc przyzwyczaj się do tego. – Próbuję. – To dobrze. - Zaparkował i pochylił się przez konsolę, blisko mnie. – Chcę, żebyś próbowała. Jego słowa zaprowadziły mnie z powrotem do zasad. A później dostrzegłam otoczenie. – Nie tankujemy? – Jemy. Lunch. W środku jest mała restauracja. Jedyne, co widziałem, że dzisiaj jadłaś, to woda i limonki, więc chcę wsadzić coś trochę bardziej pożywnego do twojego brzucha. Podążyłam za nim do restauracji, składającej się z jednego, długiego rzędu brązowych ławek. Wyglądała jak żywcem wyciągnięta z lat siedemdziesiątych. Przy ladzie było kilku starszych, stałych klientów pijących kawę i jedzących ciasto. To mi przypomniało o pierwszym śniadaniu, które dzieliłam z Everettem w restauracji podobnej do tej. Nasza kelnerka, starsza kobieta z bujną grzywą rudych włosów, zaprowadziła nas do stolika. Everett zamówił kawę, a ja wodę z limonkami. Moje usta ściągnęły się ze zniecierpliwienia. Kiedy przeglądaliśmy menu, wciąż zerkałam ukradkiem na Everetta. Przesunął okulary na czubek głowy, efektownie zbierając włosy z czoła i eksponując bliznę. Moje oczy podążały za jego ruchami, zafascynowane myślą o posiadaniu rozciętej głowy. Przechwycił moje gapienie się. – Gapienie się jest niegrzeczne - powiedział. Nie przeprosiłam. Zamiast tego wzruszyłam ramionami i skupiłam uwagę z powrotem na menu. Moje oczy przeskakiwały po wielu propozycjach, ale byłam rozproszona Everettem kładącym okulary na stole i przeczesującym włosy dłonią.
131
– Wiesz, czego chcesz? - Wiedziałam, że sposób, w jaki to powiedział miał podwójne znaczenie. – Wiem - powiedziałam. Jego oczy błysnęły na moją odpowiedź. Kelnerka wróciła z naszymi napojami i wzięła zamówienie. Everett mi ustąpił. – Cheeseburger z frytkami. Nie jestem wybredna. – Ona chce podwójny ser - wtrącił Everett. – A ja poproszę to samo. - Kelnerka zabrała nasze menu i odeszła, zostawiając Everetta opierającego się łokciami o stół i wgapiającego się we mnie. – Wciąż chcę poznać twoją historię, Parker. – Nie mam historii. Jestem dzieckiem z rodziny zastępczej. Kiedy miałam dziewiętnaście lat, zostałam zaatakowana. I oto jestem, trzy lata później, siedząc w tej restauracji z tobą. – Wiem, że jest tego więcej. – Co dokładnie chcesz wiedzieć? - sączyłam wodę przez słomkę, a później poruszałam nią, kiedy przełykałam. – Wiesz, kim są twoi rodzice? Pokręciłam głową. – Nie pamiętam ich. Tylko niewyraźne obrazy. – Miałaś jakichś dobrych rodziców zastępczych? – Jasne. - Moje ręce bawiły się serwetką, na której stał mój napój. To był mój nerwowy nawyk, aby prostować rogi papieru i serwetek. – W zasadzie to wszyscy byli dobrymi ludźmi. Ale byłam przybranym dzieckiem, wiesz? – To znaczy, że nie tworzyli z tobą żadnych emocjonalnych więzi? – Ja nie przywiązywałam się do nich. Po trzeciej rodzinie zaczęłam się trochę buntować. Miałam dwanaście lat. Nie miałam kogo rozczarowywać. Moi przybrani rodzice byli zdenerwowani moimi przekrętami, ale to było wszystko. - Kiedy słowa opuściły moje usta, ścisnęłam mocniej wargi. Nie chciałam tak wiele mówić.
132
– Masz kogoś w swoim życiu? – Mam Mirę. - Dlaczego tyle gadałam? Wessałam lekko wargę w usta. – Kim jest Mira? Nie pomyślałam, że mogłabym skłamać, a zignorowanie pytania tylko by go zachęciło. – To ona mnie znalazła. Uratowała mnie. – Kiedy Morris Jensen cię zaatakował? Przytaknęłam i upiłam łyk wody. – Nie pamiętam ataku. To dlatego nie zeznawałam. Nie ma sensu, skoro nie pamiętam. Wszystko, co pamiętam, to asfalt, ciepło pod moim ciałem. Byłam pokryta krwią. Później poczułam dym i wtedy pojawiła się Mira. – I utrzymujecie kontakt? – Tak. Nie rozmawiamy za często. Jest zajęta swoimi pracami. Ale pomogła mi, bardzo mi pomogła. Everett przytaknął i upił łyk kawy. – Ktoś jeszcze? – Mam swoich współlokatorów. – Nie masz. Nie przejmują się tobą, nie bardzo. To była brutalna prawda. – Okej, nie przejmują się. Ale mi to nie przeszkadza. Ja też się nimi nie przejmuję. – A czym się przejmujesz? Spojrzałam w górę, na niego, czując się rozdarta. – Przejmuję się szkołą - zaczęłam. Rozgrzewałam umysł. – Przejmuję się byciem stabilną finansowo. - Nudne odpowiedzi. – Przejmuję się utrzymaniem formy. - To trochę o mnie mówi. To było prawdziwe, aż do bólu. Nie było tego za wiele.
– Lubisz limonki i dodatkowy ser w burgerach - zaoferował. – Lubię. I przestrzeń. Naprawdę lubię przestrzeń.
133
– Siedzę przy stole naprzeciwko ciebie, Parker. Nie jestem na twoich kolanach. Nie naruszam twojej przestrzeni. – Naruszasz - nalegam. – Twoja obecność mnie otacza. Oddycham twoim powietrzem. Moje oczy odnajdują twoje. Nawet jeśli nie jesteś fizycznie obok mnie, myślę o tobie. To jest bardzo, bardzo irytujące. – Powiedziałbym, że mi przykro, ale wtedy złamałbym zasadę o nie kłamaniu. – Nigdy nie czułam się bardziej zirytowana przez jakąkolwiek osobę w moim życiu. – To dobrze. Cieszę się, że sprawiam, że czujesz irytację. Poważnie, cieszę się. - Pił kawę, po czym odstawił ją. Obserwowałam każdy ruch. – Wolałbym raczej, żebyś czuła cokolwiek innego niż obojętności. Obojętność oznacza brak uczuć. A ty byłaś obojętna zbyt długo. Gapiłam się na niego, niezdolna uformować zdania. – Wiem, że Wielki Kanion nie był dla ciebie tylko wielką dziurą w ziemi. Starasz się przede mną ukrywać, ale nie udaje ci się to. – Nie ukrywam się. Everett uniósł brew. – Nie? - zapytał. Miał to spojrzenie, spojrzenie, które mnie denerwowało. – Nie. – Zatem idę usiąść obok ciebie. Zanim zdążyłam powiedzieć mu "nie", przesuwał się po ławce w moją stronę. – Przesuniesz się? - zapytał, trącając moje biodro. Nie miałam wyboru. Przesunęłam się, przyciskając torebkę do ściany. Siedział teraz bezpośrednio z mojej lewej strony. Zabrałam rękę ze stołu i położyłam ją na udzie pod stołem. Kiedy przebywał tak blisko, zapach jego perfum był mocniejszy. Odwróciłam głowę, aby spojrzeć w przód, ale jak dla mnie był zbyt blisko, aby go ignorować. Poczułam, jak jego ramię wyciąga się na oparciu siedzenia, podczas gdy druga ręka wciąż trzymała kawę. – Lubisz kawę? - zapytał.
134
Skrzywiłam się. – Nie. – Niech zgadnę, herbaty też nie lubisz? – W ogóle nie lubię ciepłych napoi. – Och - powiedział, upijając łyk kawy. – Nie chcielibyśmy cię odmrozić, co? Ugryzłam się w policzek. – Nie jestem zamrożona. – Nie, nie jesteś. Jesteś troszkę mniej niż zamrożona. – Nieprawda. – Cóż, zdecydowanie się rozgrzewamy przy tej rozmowie. Okej, jesteś bliska rozmrożeniu się. – A ty jesteś dupkiem! – Yyy. - Kelnerka stała z talerzami przy naszym stoliku. Odmówiłam bycia zawstydzoną tym, że krzyczałam. Zamiast tego, kiedy kelnerka położyła przed nami talerze, skrzyżowałam ramiona na piersi. Nawet po tym, gdy odeszła, wciąż siedziałam jak dziecko. Everett zabrał się za jedzenie, wydając z siebie denerwujące, małe westchnienia z każdym branym kęsem. Miałam nadzieję, że się udławi.
135
DWANAŚCIE Znowu byliśmy w drodze. Po tym jak nazwałam go dupkiem po raz dwudziesty, nie odezwałam się do Everetta słowem. Ponownie głupio śpiewał piosenkę. Wiedziałam, że stara się zaleźć mi za skórę, ale udało mu się to już bardzo dawno temu. Mieszkał pod moją skórą. I sprawiał, że wariowała za każdym razem, kiedy był w pobliżu. Gapiłam się przez okno na okoliczne krajobrazy. – Gdzie jedziemy? - Nie mogłam dłużej siedzieć cicho. – Vulture Mine15 - odpowiedział, stukając w GPS. – Jesteśmy godzinę drogi od tego miejsca. – To wymarłe miasto? – Tak. Zamierzałem jechać do innego, po drugiej stronie Phoenix, ale ono jest mekką turystów. Chciałem prawdziwego miejsca. Bez przedstawień i rozrywek. Wzdrygnęłam się. – Czy to faktycznie wymarłe miasto, skoro pracują tam ludzie, nawet z powodu turystyki? – Nie bądź taka osądzająca, Parker. To jest wciąż wymarłe miasto, ale nie takie, jakiego chciałem. – Dlaczego tak bardzo lubisz mnie pouczać? – Niekoniecznie lubię, Parker. – I dlaczego tak często używasz mojego imienia? – Wolałabyś, żebym nazywał cię zamrożoną? Moje spojrzenie ciskało w niego sztylety. – Dlaczego uważasz, że jestem taka zimna? Everett ściszył muzykę. – Bo jesteś - spojrzał na mnie przelotnie. – Opierasz się dotykowi, jakby ciepło drugiego człowieka, dotykającego twojej skóry, miało cię za bardzo 15
Z tego co znalazłam, była to kopalnia złota w Arizonie, a teraz jest to wymarłe miasto. Mówi się o Vulture Mine oraz Vulture City (Ghost town - Wymarłe miasto)
136
ocieplić. Uodporniłaś się na doświadczenia. Nie mówisz miłych rzeczy. Słowami zadajesz ból. Robisz te rzeczy, żeby odepchnąć od siebie ludzi. Jesteś zimna. Lodowato zimna. Pozwoliłam się temu trochę rozejść po moim mózgu. – Jestem z tobą na tej wycieczce. Uprawiałam z tobą seks. Zatem doświadczam nowych rzeczy i pozwalam drugiemu człowiekowi dotykać mojej skóry. – Cóż, nie idealizuj tej sytuacji, proszę, to byłoby zbyt wiele. - Był zły. Mogłam to usłyszeć w kąśliwości jego słów. Zdezorientowana i poirytowana, wyrzuciłam ręce w powietrze. – Co chcesz, żebym powiedziała? – Po seksie chętnie wtuliłaś się w moje ramiona, czy musiałem cię do siebie przyciągnąć? Cofnęłam się myślami do tamtego momentu, kiedy przyciągnął mnie blisko siebie. To było miłe. Ale nigdy bym tego nie zainicjowała. – Przyciągnąłeś mnie. – Czy tak przeżywasz swoje życie? Poprzez ludzi zmuszających cię do wyjścia z twojej strefy komfortu? Dlaczego chętniej nie postawisz się w sytuacji, która sprawia, że czujesz się zakłopotana? – Po co ktokolwiek miałby to robić? - Nasze głosy stawały się głośniejsze, wypełniając przestrzeń Jeepa. – Jak chcesz cokolwiek zrozumieć, skoro nie wyjdziesz poza swoją strefę komfortu, skoro nie przyjmiesz tego, co straszne? – Nie muszę niczego zrozumieć. – Zatem nie żyjesz. Nie chcesz czuć, nie chcesz się łączyć, nie chcesz istnieć poza swoim zarozumiałym światkiem. Zamiast tego powinienem ci powiedzieć, że wąchasz kwiatki od dołu. – Nie wszyscy musimy żyć w taki sposób, w jaki myślisz, że powinniśmy. – Oczywiście, że nie. Tak na poważnie, to czym jest życie? Zamierzasz spędzić kolejne sześćdziesiąt lat swojego życia samotnie? Umrzesz we śnie i nikt nie będzie o tym wiedział, nikogo nie będzie to obchodzić.
137
Wyciągnęłam dłoń w górę. - Poczekaj chwilę, Everett. Nie masz prawa mówić mi, jak mam żyć. Ty decydujesz się umrzeć. Everett skręcił na pobocze tak szybko, że musiałam się przytrzymać drzwi i środkowej części konsoli. Odpiął pas i sekundę później wysiadł z samochodu. Czekałam, aż okrąży samochód do moich drzwi, tak jak ostatnim razem, ale zamiast tego poszedł przed siebie, będąc gdzieś na końcu świata w Arizonie. Obserwowałam go przez dwadzieścia sekund, zanim odpięłam pas i ruszyłam za nim. Kiedy byłam trzy metry od niego, odwrócił się. Jego spojrzenie zdeprymowało mnie. Spodziewałam się złości, wściekłości. Zamiast tego znalazłam rozpacz. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zacisnęłam je sekundę później, kiedy do mnie podszedł. – Nie mówię ci, jak żyć, Parker. Po prostu chcę, żebyś żyła. Żebyś cieszyła się wszystkimi latami życia, jakie ci zostały, na zwiedzanie świata. Myślisz, że to jest dla mnie łatwe? Żeby powiedzieć rodzinie, że skończyłem z tym? Myślisz, że nie sądzą, że się poddałem? Dzieliły nas centymetry, kurz wirował dookoła nas od wiatru i naszych ruchów na tym żwirze i piasku. – Dlaczego z tym nie walczysz, Everett? Wciąż nie rozumiem. – A dlaczego ty nie walczysz, Parker? Nie walczysz z czymkolwiek, co powstrzymuje cię przed związaniem się z kimś, kimkolwiek. Z czymkolwiek, co powstrzymuje cię przed czuciem, leczeniem. Kiedy będziesz w stanie na to odpowiedzieć, ja odpowiem na twoje pytanie. – Nie pamiętam tego, Everett. - Frustracja wypełniła mój głos. – Nie pamiętam, co mi się przytrafiło. Nie chcę tego pamiętać. Byłam na terapii. Każdy lekarz twierdzi, że mój mózg sam chroni się przed wspomnieniem tej nocy. Więc, po co mam walczyć, żeby pamiętać coś takiego? – Bo to cię powstrzymuje. Jesteś tak zatopiona w swojej obojętności, że tracisz wszystko to, co świat ma dla ciebie do zaoferowania. – Dlaczego w ogóle cię to obchodzi? Po co zabierałeś mnie na tą wycieczkę?
138
– Bo - powiedział robiąc krok w moją stronę – to właśnie robię. Moją drugą naturą jest dbanie o drugiego człowieka. To moja praca. – Myślałam, że pracujesz w szkole. – Bo tak jest. Jestem doradcą zawodowym. Whoa. Stanęłam jak wryta. Milion myśli przemknęło mi przez głowę. – Pracujesz z gimnazjalnymi dzieciakami pogrążonymi w depresji - powiedziałam, przypominając sobie, co mówił. Odwróciłam się, potrzebując przestrzeni, by pomyśleć. – Jesteś doradcą. – Cóż, teoretycznie teraz już nie jestem. Ale tak, byłem doradcą. Starałam się poukładać ten emocjonalny bałagan, którego doświadczałam. – Zaprosiłeś mnie na tą wycieczkę, żeby mnie wyleczyć, czy coś? – Nie. – Nie kłam, Everett - powiedziałam z szeroko otwartymi ze złości oczami. Pokręcił głową. – Nie. Kłamię - powiedział przez zaciśnięte zęby. – Nie bądź głupia. Myślisz, że każdą osobę, której jestem doradcą, zapraszam na wycieczkę? – Więc dlaczego? Dlaczego ja? Znowu do mnie podszedł, jakby myślał, że nie zrozumiem tego, dopóki nie staniemy twarzą w twarz. – Nie wiem, okej? Taka jest prawda. Jasne, jestem tobą zafascynowany, ale nie wiem dlaczego! - Przeczesał dłonią włosy i szarpnął nimi, ciągle powtarzając proces. – Jesteś denerwująco spostrzegawcza, lubisz się o wszystko kłócić i robisz wszystko, co w twojej mocy, żeby uderzać w moje czułe miejsca. Ale wciąż mnie do ciebie ciągnie. Nie rozumiem tego, kompletnie. – Co to znaczy? - zapytałam, trochę dotknięta tym oświadczeniem. Mój umysł wrócił wspomnieniami do pięknej, perfekcyjnej Charlotte i jej idealnej skóry i włosów. Everett westchnął. – Wiem, co próbujesz zrobić. Ale to nie tak, jak myślisz. Nie ciągnie mnie do kobiet, które są dla mnie we wszystkim wyzwaniem, w ogóle znacznie mniej mnie pobudzają. Miałem trudne życie, więc nie jestem z natury skłonny do pracy nad trudnymi kobietami.
139
– Nie prosiłam, żebyś nade mną pracował. - Odezwały się moje instynkty obronne i zrobiłam krok w tył.
Everett sięgnął do przodu i owinął ramię wokół mojej talii, przyciągając mnie z powrotem do siebie. – Wiem. Nie grasz w gry. Cóż, nie w zwyczajowe gry, w jakie grają kobiety. - Owinął drugie ramię wokół mojej talii przyciągając mnie mocniej. Oparłam dłonie płasko na jego klatce piersiowej, gotowa, żeby go odepchnąć. – I tak, jesteś kiepską aktorką, więc dałabyś ciała w większości tego typu gier. - Przewróciłam oczami i pchnęłam go lekko. To było daremne. Ramiona wokół mojej talii nie ruszyły się. – Lubię cię, Parker. Pomimo twojej osoby i twoich złych nawyków, lubię cię. – Ugh - powiedziałam, popychając go. – Co się stało z byciem miłym? Jedną z moich zasad? – Zmierzam do tego. Ale ty wciąż przeszkadzasz. To jeden z twoich złych nawyków. Jedna z jego rąk prześliznęła się na mój kark. Czułam jego palce przyciśnięte do tego miejsca i przestałam oddychać. – Lubię to, że stawiasz mi wyzwania. To nowość. Lubię to, że nie traktujesz mnie łagodnie. Lubię to, że wszystko kwestionujesz. Chcę, żebyś nadal wszystko kwestionowała. - Przysunął policzek do mojego policzka, tak że trzymał mnie blisko. Nie było to typowe przytulenie; upewnił się, że jest między nami wystarczająca odległość, abym czuła się komfortowo. – Lubię to, jak pachniesz. - Trącił nosem moją szyję, a moje kolana trochę zmiękły od kontaktu zarostu z moją skórą. – Lubię widzieć walkę w twoich oczach. Lubię widzieć, jak złość nadaje koloru twoim policzkom. Lubię słuchać, jak twój oddech się zatrzymuje, kiedy jestem blisko ciebie i lubię czuć, jak bicie twojego serca przyspiesza, kiedy jesteśmy tak blisko jak teraz. Bardzo to lubię, właściwie to dźwięk twojego bijącego serca. Tak pełen życia, rozszalały bałagan uderzeń. - Pocałował skórę za moim uchem. – Lubię czucie ciebie w moich ramionach, sposób, w jaki nasze ciała do siebie przylegają. - Musnął ustami mój policzek. – Lubię oglądać twoje zamknięte oczy i lubię wiedzę, że jestem tego powodem, powodem, przez który to czujesz. - Przycisnął usta do moich ust i odsunął się lekko. Poczułam, jak jego dłonie okalają moje policzki. Jeden z kciuków otarł się o moją bliznę, ale wciąż trzymałam oczy zamknięte. Bałam się je otworzyć. – Więc te tak zwane złe nawyki? Właściwie to je lubię. To dlatego wariuję na twoim punkcie. Chcę, żebyś mnie zmusiła do wytłumaczenia siebie. Chcę, żebyś mnie drażniła. - Ponownie mnie pocałował, tym razem dłużej. Chciałam się zatracić w tym momencie z Everettem.
140
Kiedy się odsunął, wciąż trzymał moją twarz. Powoli otworzyłam oczy. – Zarezerwowałem nam pokój w hotelu, kiedy korzystałaś z toalety na ostatniej stacji paliwowej. – Okej? – Tym razem nie mamy apartamentu. - Przeszukał moje oczy, zanim uniósł się kącik jego ust. – Jedno łóżko. Dzisiaj będziemy musieli dzielić łóżko. Byłam zdziwiona tym, że mi to nie przeszkadzało. Prawdopodobnie dlatego, że miałam ochotę spędzić więcej czasu sam na sam, nago z Everettem, zwłaszcza po tym pocałunku. Tym razem obeszłam się z Everettem łagodnie. – Jak dla mnie brzmi dobrze. Jego oczy otworzyły się szeroko. Na jego twarzy musiał zostać zarejestrowany szok. – Nie będziesz się kłócić? Pokręciłam głową i przesunęłam dłonie w górę jego klaty, aby złączyć je na karku. – Właściwie to brzmi jak dobry pomysł. – Wow, teraz jesteś pełna pochwał pod moim adresem. - Roześmiał się i wycisnął jeszcze jeden pocałunek na moich ustach. – Chodźmy zbadać wymarłe miasto i śpieszmy się do hotelu. Robię się niecierpliwy.
141
TRZYNAŚCIE Vulture Mine było prawdziwym wymarłym miastem. Było tam wiele wciąż stojących budowli, niektóre z cegły, niektóre z kamienia. Wszystkie budynki były zaniedbane i wyglądały, jakby ktoś postanowił się z nich wynieść, zostawiając wszystko za sobą. Po lewej stronie drogi leżał porzucony sprzęt górniczy, zardzewiały i ukruszony przez wystawienie na słońce. Na niewielkim zboczu, z kaktusami rosnącymi między każdym z nich, znajdowały się skupiska budynków. Stacja benzynowa wyglądała prymitywnie, zdecydowanie z innej epoki. Opony wciąż stały, oparte o budynek, masa innych, przypadkowych rzeczy była porozrzucana po terenie obiektu. To, że ktoś opuścił to miejsce, nie martwiąc się zabraniem ze sobą tych rzeczy, stanowiło upiorny widok. Niektóre budynki otaczał drut kolczasty, powstrzymując nas przed dokładniejszym zwiedzaniem. Znak, który minęliśmy, informował, że ominęła nas wycieczka po kopalni. Zamiast tego, szliśmy w ciszy wzdłuż nieruchomości, a jedynymi dźwiękami były naturalne odgłosy otaczającej nas pustyni oraz naszych butów chrzęszczących po kamieniach i gałęziach. Minęliśmy rozpadającą się przybudówkę. To był spacer przez przeszłość. – To trochę smutne, prawda? - zapytałam Everetta. Przytaknął, oglądając się na wszystkie porzucone budynki – Tak. Chodźmy stąd. Poszłam za nim do samochodu. Zamiast czuć się zaintrygowaną, czułam się jak intruz. Zobaczenie ruin życia było niekomfortowe. Wdrapaliśmy się do samochodu i Everett wycofał. – Przepraszam - powiedział, kiedy odjeżdżaliśmy. – Nie myślałam, że oglądając to wszystko będę się tak czuć. – Ja też nie - skrzywił się. – Jestem gotowy zrobić sobie przerwę, a ty? – Też.
142
Wciąż próbowałam otrząsnąć się z dyskomfortu, który czułam po obejrzeniu Vulture Mine, kiedy meldowaliśmy się w hotelu. Obydwoje byliśmy w dziwnych nastrojach. Nie rozmawialiśmy, kiedy wprowadziliśmy się do pokoju i jedliśmy naszą kolację z drive-thru16, wziętą na wynos. Kiedy wsunęłam się pod pościel, odwróciłam się twarzą do Everetta. Miał założone okulary i pisał na laptopie, starannie utrzymując z dala mojego wzroku to, co pisał. Jego usta były zaciśnięte, a brwi zmarszczone. – Co piszesz? - zapytałam w trakcie ziewania. – Słowa. Westchnęłam i położyłam się na plecach. – Jesteś naprawdę dobry w mówieniu prawdy wymajającymi odpowiedziami. – Dziękuję za komplement. – To nie był komplement. - Podciągnęłam kołdrę wyżej, aż po szyję. – Jak na kogoś, kto jest tak otwarty i brutalnie szczery, jestem zaskoczona, że zatrzymujesz takie drobnostki dla siebie. – Kto powiedział, że to, co piszę jest drobnostką? – To przyszły Pulitzer?17 – Prawdopodobnie nie. – Więc czemu nie możesz mi powiedzieć? – Powiedz mi, dlaczego przestałaś walczyć. Było naprawdę ciężko nie przewrócić oczami. – Będziesz tego żądał za każdym razem, kiedy zadam ci pytanie? Żebym się otworzyła i opowiedziała ci o rzeczach, na które nawet nie znam odpowiedzi?
16 17
Jedzenie zamawiane przez okienko, nie wychodząc z samochodu. Amerykańska nagroda przyznawana za wybitne dokonania w dziedzinie dziennikarstwa, literatury i muzyki.
143
Everett zamknął laptop i odłożył go na nocny stolik. – Niektóre sprawy są osobiste. To, co piszę, jest osobiste. A my jeszcze tam nie dotarliśmy. Nie jesteśmy na tym poziomie. Wsunął się pod kołdrę, obrócił na bok w moją stronę i podparł głowę ręką. – Spróbujmy czegoś. Zadaj mi jakiekolwiek pytanie. Ja zadam ci jakiekolwiek pytanie. Zdecydujemy, jak wiele chcemy ujawnić w naszych odpowiedziach. Myślałam o tym przez minutę. – Rozumiem, że nie bierzemy pod uwagę wcześniejszych pytań? – Tak. Nie zapytam cię, dlaczego nie walczysz, a ty nie zapytasz mnie, dlaczego zdecydowałem się nie leczyć raka. Ani o mój laptop. – Chcę, żebyś pytał pierwszy. – Dobrze - odpowiedział. Zmiął poduszkę i zastanowił się. – Opowiedz mi o Mirze. – Co chcesz wiedzieć? – Jest jedyną osobą w twoim życiu. Myślę, że dowiedzenie się czegoś o niej umożliwi mi dowiedzenie się czegoś o tobie. Myślałam przez chwilę, po czym gapiłam się w sufit, kiedy przemówiłam. – Pamiętam jej głos. Był rozgrzewający i płynny jak czerwone wino. To był dźwięk, który mnie obudził. Kiedy udało mi się otworzyć prawe oko, zobaczyłam ją. Miała czerwone niczym wóz strażacki włosy i oczy pomalowane czarnym eyelinerem. Na początku pomyślałam, że jest prostytutką. - Prawie się roześmiałam, mówiąc to na głos. Zamiast tego kąciki moich ust uniosły się lekko. To był kompromis. – Pachniała dymem i kawą i wciąż klaskała mi przed twarzą, żeby utrzymać mnie przytomną. Jej głos był zniecierpliwiony, jakby znalezienie mnie na poboczu w środku nocy było dla niej ogromną niedogodnością. Odpłynęłam wtedy i nie widziałam jej do czasu, kiedy wypisałam się ze szpitala wczesnym rankiem. Nie niańczyła mnie. Pamiętam, że byłam za to wdzięczna. Nie przytulała mnie, ani nie pocieszała. Zamiast tego zaproponowała mi tymczasowe zamieszkanie z nią. To było dziwne połączenie. – Trenowała ze mną każdego dnia, miesiącami. Jest strażakiem, a na boku uczy samoobrony, więc miała dosyć ruchomy grafik. W związku z tym spędzałam dużo czasu sama. A czas spędzany z nią nie zawierał czegoś takiego jak gadka o facetach, wzajemne czesanie się, albo oglądanie babskiego filmu. Bardzo mi pomogła.
144
– Utrzymujecie kontakt? – Tak, ale nie w tradycyjnym sensie. Mira ma, albo miała chłopaka. Był przerażająco wyglądającym kolesiem, ale wystarczająco miłym. Nie do końca popierał to, że mnie przygarnęła, ale nie sprawiał, że czułam się jak balast. Mira nie pozwoliłaby na to. Mira i Six ciągle się schodzili i rozstawali, ale on jest jej światem. Nie lubi tego przyznawać, ale tak jest. - Mój umysł wrócił do wspomnień Six’a siedzącego w salonie Miry i obserwującego, jak mnie trenuje. – Ona też jest dla niego całym światem, ale nie byli w stanie pozbierać swojego syfu do kupy i sprawić, żeby to zadziałało. Nie wiem o nim zbyt wiele, bo Mira lubi prywatność, ale wiem, że często wychodził. - Kiedy skończyłam mówić, odwróciłam głowę, by spojrzeć na Everetta. Obserwował mnie, całkowicie pogrążony w tym, co mówiłam. Nie miałam zamiaru mówić aż tyle, ale opowiadanie Everettowi o Mirze nie przeszkadzało mi. Miał rację mówiąc, że była jedyną osobą w moim życiu. Była. – Moja kolej? - zapytałam. Everett przytaknął poważnie. Chciałam zadać to pytanie od wielu dni, więc wyleciało z moich ust sekundę później: – Opowiedz mi, jak to było walczyć z rakiem jako nastolatek. Everett skrzywił się, ale westchnął i wydawał się zobowiązany do odpowiedzi na moje pytanie. – Kiedy po raz pierwszy mnie zdiagnozowano, nikt nie myślał, że to będzie wieloletnia męka. Ale była. Ostatecznie opuściłem tak wiele zajęć w szkole, że mama sama zaczęła uczyć mnie w łóżku, w domu albo w szpitalu. Widziałem, jak mama znosiła wiele cierpienia, a tata stracił pracę z powodu wielu nieobecności. Moja siostra jest ode mnie starsza o kilka lat, ale kiedy sprawy przybrały najgorszy dla mnie obrót, wciąż była w liceum. Małżeństwo moich rodziców rozpadło się, moja siostra była wyraźnie ignorowana, a ja leżałem w szpitalnym łóżku, niezdolny do zrobienia czegokolwiek pożytecznego czy produktywnego. Oczywiście nikt mnie nie winił, ale wciąż czułem sie odpowiedzialny. Nadal się czuję. Kiedy operacja stała się wykonalną opcją, zgodziliśmy się. Oczywiście zakończyła się sukcesem, ale nie byłem przygotowany na skutki uboczne. – Co masz na myśli? – Kiedy obudziłem się po operacji, moim rodzice byli po rozwodzie, a moja siostra była w ciąży z facetem starszym o dziesięć lat. Nie ukończyła jeszcze liceum, a koleś był żonaty.
145
Przewróciłam się na bok, twarzą do niego. – Twoi rodzice rozwiedli się podczas twojej operacji? – Nie - pokręcił głową. Jego dłoń przysunęła się do twarzy i odgarnął włosy do tyłu. – To - powiedział, wskazując bliznę – odebrało mi raka, ale również odebrało mi pamięć. Albo przynajmniej sześć miesięcy mojej pamięci. - Opuścił głowę. – Po operacji stałem się inną osobą. Byłem wściekły. Wciąż mam krótki zapłon, jak może pamiętasz mój wybuch na temat pasów, ale wtedy było gorzej. Byłem zły na moich rodziców za to, że nie walczyli o siebie mocniej. Byłem zły na moją siostrę za zniszczenie małżeństwa, podczas gdy nasi rodzice tak łatwo poddali się ze swoim. Przed operacją byłem szczęśliwy. Uprawiałem sporty każdego sezonu, miałam grupę naprawdę bliskich przyjaciół i wielu innych znajomych, z którymi regularnie spędzałem czas. Po operacji odepchnąłem tych przyjaciół swoim zachowaniem. Ciągle miałem bóle głowy i zanim mogłem legalnie kupować alkohol, byłem już alkoholikiem. Starałam się wszystko to sobie poukładać. Rozumiałam utratę pamięci do pewnego stopnia, jednak ja straciłam minuty, nie miesiące. Wreszcie pojęłam, dlaczego na początku Everett sprawiał, że czułam smutek. Smutek lekko zabarwiał jego uśmiech. Rozpacz, którą początkowo widziałam na jego twarzy, była zakorzeniona głęboko pod jego skórą. – Ukończyłem szkołę średnią i wyjechałem na uniwersytet. Moi rodzice nie są tymi samymi ludźmi, co wcześniej. Mama była kiedyś towarzyska, prowadziła klub książki i organizowała zajęcia dla młodzieży z jej kościoła. Teraz ma pracę, która ją unieszczęśliwia, ale nie może sobie pozwolić na pozostanie bez pracy, bo jest sama i sama się utrzymuje. Mój tata głównie jest nieobecny w moim życiu. Wciąż kocha mamę i nie radzi sobie po rozstaniu. Siostra wychowuje samotnie mojego siostrzeńca, pracując na dziwnych zmianach. Mówią, że tragedie jednoczą rodziny, ale moją jedynie rozdzieliły. Wszyscy się zmieniliśmy. Kiedy ze sobą jesteśmy, uśmiechamy się, ale tak naprawdę nie czujemy tego. Przebywanie razem przez wakacje jest tylko przypomnieniem, jak dobrze było nam kiedyś. To jest bolesne, Parker. Ciągła wiedza, rok po roku, że nigdy nie będzie tak dobrze, jak było kiedyś. Że za kolejny rok będziemy w dalszym ciągu rozdzieleni. Wtedy zrozumiałam, dlaczego nie walczył z rakiem. Nie popierałam tego, ale rozumiałam dlaczego. Usłyszenie tragedii Everetta sprawiło, że poczułam się niekomfortowo. To było dezorientujące, jako że zazwyczaj żyłam dla tego typu rozrywek. W zasadzie to było wszystko dla czego żyłam: obserwowanie ludzi. Ale przez wizytę w wymarłym mieście i
146
słuchanie o życiu Everetta przed i po raku, czułam się, jakbym robiła coś więcej, niż tylko obserwowała czyjeś życie. – Nie masz nic do powiedzenia? Przygnębiłem cię? Moje oczy powróciły do Everetta. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc pochyliłam się i pocałowałam go. To było nieśmiałe, jako że nie wiedziałam czy to dobra reakcja na to, co powiedział. Kiedy miałam się odsunąć, ujął dłonią tył mojej głowy i przysunął mnie bliżej. Jego ręka zacisnęła w pięść moje włosy, kiedy się całowaliśmy. Pomimo uścisku na moich włosach, całował mnie powoli. Jakby rozkoszował się rzadką przyjemnością. Ale ja byłam spragniona, zdesperowana. Ogień tlił się przez cały dzień, iskrząc za każdym razem, gdy na mnie spojrzał. Nie miałam cierpliwości, aby się delektować. Chciałam pochłaniać. Wspięłam się na niego i zdjęłam koszulkę, wyrzucając ją poza łóżko. Dłonie Everetta powędrowały do moich bioder, ściskając je, zanim przesunęły się na mój tułów, do klatki piersiowej, szarpiąc stanik. – Zdejmij to - warknął. Pochyliłam się, chwytając jego usta pocałunkiem. Posmakowałam zniecierpliwienia i silnego pożądania na jego ustach. Byłam tym upojona. Jego dłonie muskały mój kręgosłup, dopóki nie spotkały zapięcia stanika i chwilę później zdarł go ze mnie. Palce zaczęły się przemieszczać i ściskać moje piersi, zanim ścisnął kciukami sutki. W odpowiedzi moje plecy wygięły się w łuk, a Everett wykorzystał okazję, żeby przewrócić mnie na plecy, więc teraz był na mnie. Jego usta spotkały moje znowu i znowu, kiedy zajmował się resztą naszych ubrań. Gdy był nade mną, moje wbite paznokcie przesuwały się w dół jego klaty. Włosy zwisały mu z twarzy, usta były spuchnięte, oddech ciężki. – Wszystko dobrze? - zapytałam, widząc strużkę potu na jego czole. – Będzie. A teraz koniec gadania. Wsunął kondom i był we mnie, zanim mogłam cokolwiek powiedzieć.
147
Kiedy oboje byliśmy wyczerpani, Everett opadł na mnie. Czułam, jak jego ramiona owijają się wokół mnie, a później zostałam przyciągnięta tak, że teraz ja leżałam na nim. Zasnął w mgnieniu oka. Jednak ja wciąż byłam całkowicie obudzona. Seks z Everettem był orzeźwiający dla ciała i umysłu. Wysunęłam się z jego ramion i umyłam w łazience. Kiedy z niej wyszłam, wciąż spał, całkowicie nago na łóżku. Podziwiałam go przez minutę, moje oczy podróżowały po jego całym ciele. To była moja pierwsza okazja, żeby naprawdę go zobaczyć, a nie tylko szybko zerknąć, kiedy doprowadzał mnie do szału. Wspięłam się z powrotem na łóżko, siadając obok niego. Przez słodką chwilę moje oczy błądziły po tatuażu na jego klatce piersiowej. Patrzyłam na niego przez moment, zanim przeszłam dalej. Poniżej tego tatuażu, blisko biodra było drzewo. Zaczynało się na jego miednicy i ciągnęło w górę powykręcanymi gałęziami, owiniętymi wokół przodu jego ciała i pleców. Drzewo nie miało liści, tylko powykręcane gałęzie i proste korzenie. To było coś, o co chciałam go zapytać. Wzdłuż prawej strony jego żeber była grupa czterech kolorowych jaskółek, a każda z nich leciała w innym kierunku. Wzdłuż prawego ramienia biegły trzy proste linie owijające jego biceps. Zastanawiałam się nad nimi. To nie była tylko sztuka, za nimi kryło się coś więcej. Usłyszałam wibrujący telefon z wnętrza mojej torebki i zsunęłam się z łóżka, żeby to sprawdzić. Mira: Hej, Myszko. Jak się masz? Spojrzałam na godzinę. Była dopiero dwudziesta druga, więc narzuciłam na siebie koszulkę Everetta i wyszłam z pokoju na mały balkon. Ja: Dobrze. Wszystko w porządku? Mira: Mogę zadzwonić? Natychmiast wiedziałam, że coś jest nie tak. Mira nie lubiła rozmawiać, nigdy. Unikała odbierania połączeń, chyba że dzwonił Six albo ktoś inny. Wybrałam jej numer. Odebrała po pierwszym sygnale.
148
– Myszko. - Usłyszałam ulgę w jej głosie. – Mira. Co się dzieje? Po drugiej stronie nastąpiła cisza. – Nie mogę uwierzyć, że o to proszę, ale potrzebuję twojej pomocy. Teraz to naprawdę się zmartwiłam. Mira nie prosiła mnie o pomoc. To ona była tą, która mi pomagała. – Oczywiście. Czego potrzebujesz? – Możesz przyjechać do Colorado? Nie byliśmy daleko od Colorado, więc stwierdziłam, że mogę przekonać Everetta, żeby zrobić dodatkowy przystanek. – Tak - odpowiedziałam. – Teraz jestem w Arizonie. Prawdopodobnie jutro dam radę dotrzeć do ciebie. – Arizona? - Mira wiedziała, że nigdy nie podróżowałam. Unikałam opuszczania mojej sypialni. Opuszczenie stanu było czymś, czego nigdy bym nie zrobiła. – Tak. - Nie wiedziałam, jak to wytłumaczyć. Nie mogłam skłamać, nie, jeśli miała spotkać Everetta następnego dnia. – Czekaj, dlaczego jesteś w Colorado? – A dlaczego ty jesteś w Arizonie? – Jestem na wycieczce objazdowej. Nastąpiła długa cisza. – Poważnie? Ty, na objazdówce? – Taa. Wyjaśnię, jak się spotkamy. Co potrzebujesz, żebym zrobiła? – Potrzebuję, żebyś była przynętą. Jesteś szybka i dobra w ukrywaniu. To będzie tylko na jedną noc i później możesz kontynuować swoją... wycieczkę. Byłam pewna, że kiedy tylko mnie zobaczy, będzie mnie przepytywać, ale byłam bardziej skupiona na słowie przynęta. – Przynętą? – Wyjaśnię, gdy tu będziesz. Tak samo ty.
149
– Okej. Napisz mi gdzie mamy się kierować. – My? Z kim jesteś? – Nazywa się Everett. – Everett? A nazwisko? Przeszukiwałam umysł. Nawet nie wiedziałam. Jak to możliwe? Byłam z nim na wycieczce, a nawet nie znałam jego nazwiska. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. – Uh... - zaczęłam, a później zaczęłam się bronić. – Nie. Nie będziesz go sprawdzać. Kolejna pauza. Robiłam się poirytowana. Nigdy nie irytowałam się przy Mirze. – Jutro go poznasz. – Okej. Przyjeżdżaj szybko. Później połączenie zakończyło się. Mira nie przejmowała się słowami na pożegnanie, przynajmniej nie w stosunku do mnie. Westchnęłam i spojrzałam na otaczającą nas pustynię. Z pustyni dochodziły dziwne odgłosy, inne niż w mieście, do których byłam przyzwyczajona. Powietrze pachniało inaczej, ciepło odczuwało się inaczej. Czułam się inaczej. Odwróciłam się do szklanych drzwi i weszłam z powrotem do pokoju. Jedynym światłem, które Everett zostawił włączone, była lampka na jego stoliku nocnym. Everett zmienił położenie. Wspięłam się na łóżko za nim i położyłam się, obserwując go. We śnie jego twarz była zrelaksowana, wolna od linii marszczących jego brwi, kiedy się na mnie wkurzał, wolna od linii dookoła jego oczu, kiedy ze mną flirtował. Wyglądał tak spokojnie i część mnie, mała część, poczuła ukłucie smutku. On umierał. Wkrótce, już na zawsze, będzie miał taki wyraz twarzy. Pomimo tego, że było to wbrew moim zasadom, zwinęłam się blisko Everetta, kładąc głowę na jego bicepsie. Nie wiedziałam, czy było to instynktowne czy nie, ale jego ramię owinęło się wokół mnie, przyciągając mnie bliżej. Miałam nadzieję, że to było instynktowne. I miałam nadzieję, że nie było.
150
CZTERNAŚCIE Kiedy następnego ranka otworzyłam oczy, wyraźnie czułam, że jestem obserwowana. Było mi ciepło, ponieważ byłam ubrana w koszulkę Everetta i przykryta kołdrą. Fakt, że leżałam na ciepłym ciele, zdecydowanie również był powodem. Uniosłam oczy i spotkałam jego klatę. Mój wzrok przesunął się po napisie na jego torsie, zanim napotkał jego oczy. – Cześć - powiedział zachrypniętym z powodu godziny głosem. W pokoju wciąż było ciemno, więc stwierdziłam, że jest wcześnie rano. – Cześć - odpowiedziałam. Patrzył na mnie, moja głowa nadal spoczywała na jego bicepsie, a jego ramię wciąż było owinięte dookoła mnie. – Czemu masz na sobie moją koszulkę? – Bo nie mogłam znaleźć swojej. – Byłaś gdzieś? Nic nie mogłam na to poradzić. Przewróciłam oczami. – Tak, poszłam na przechadzkę po ulicy w samej koszulce, bez spodni, ani majtek. – Więc po co ubierałaś koszulkę? Przypomniałam sobie rozmowę z Mirą. – Rozmawiałam przez telefon odpowiedziałam. – Z Mirą. Everett usiadł lekko wyprostowany na łóżku. – Co się dzieje? Moja twarz była transparentna? Myślałam, że dobrze umiem ukrywać myśli i emocje. Ale Everett wydawał się wszystko dostrzegać. – Możemy jechać do Colorado? – Planowałem, żeby uderzyć w Four Corners.18
18
Czwórstyk w zachodniej części Stanów Zjednoczonych, w którym schodzą się granice stanów: Utah, Kolorado, Nowy Meksyk oraz Arizony.
151
– Okej. - Odsunęłam się od niego i chwyciłam telefon z nocnego stolika. Włączyłam wiadomość, którą Mira wysłała po tym, jak się rozłączyła, z mapą i lokalizacją. – Tu też możemy jechać? - przysunęłam telefon do jego twarzy. Mrugnął i wziął telefon z moich rąk, studiując go. Sięgnął po swój i wprowadził coś w niego. Chwilę później spojrzał na mnie. – To jakieś dwanaście godzin stąd - ponownie spojrzał na swój telefon. – Jest 5:30 rano. Będziemy musieli wyruszyć w drogę, jeśli chcesz tam dotrzeć o przyzwoitej godzinie. Wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam szukać bielizny. – Zatem chodźmy. Kiedy szukałam, unikałam wzroku Everetta, mając nadzieję, że nie będzie mnie wypytywał o wycieczkę. On też zaczął szukać swoich ubrań. Zdjęłam jego koszulkę i rzuciłam w niego. – Masz. Obserwowałam, jak unosi ją do nosa. – Ładnie pachnie. – Bo pachnie tobą. – Nie, bo pachnie tobą. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że obserwuje, jak się ubieram, jego oczy były ciepłe mimo ich koloru. Pożądanie szarpnęło nisko w moim brzuchu. – Nie mamy czasu. Wciągnął koszulkę przez głowę. – Wiem - westchnął dramatycznie. Odwróciłam się, kiedy moje kąciki ust wygięły się lekko. Nie byłam jeszcze gotowa, aby uśmiechnąć się w pełni.
Podróż była długa, jak na razie najdłuższa, jaką pokonaliśmy w jeden dzień, co nie mówiło zbyt wiele, jako że był to trzeci dzień naszej objazdówki. Odczuwało się, jakby to trwało dłużej. W tym samym czasie przypomniało mi się, jak niewiele wiem o Everetcie. – Jak brzmi twoje nazwisko? Everett odwrócił się do mnie, okulary osłaniały jego oczy. – Serio? Teraz o to pytasz?
152
Wzruszyłam ramionami. – Prawdopodobnie powinnam zapytać wcześniej, ale pytam teraz. Mira będzie cię dzisiaj przesłuchiwać. Powinnam znać takie podstawy. Spojrzał z powrotem na drogę. – O'Callaghan. – Irlandzkie? Popatrzył na mnie tym rodzajem wzroku, którego zaczynałam nienawidzić, spojrzeniem jak na głupka. Kiedy nie powiedział nic innego, zapytałam – Nie zapytasz o moje nazwisko? – Już je znam, Parker Sloane. I zanim oskarżysz mnie o coś głupiego, pamiętaj, że pierwszej nocy, kiedy się spotkaliśmy, miałem twoją kartę kredytową. A później powiedziałaś mi o Morrisie Jensen. Tym sposobem też bym się dowiedział. Poczułam to, grom irytacji. Mieliśmy względnie spokojny poranek. – Ile masz lat? – Dwadzieścia sześć. I zanim zaczniesz spinać tyłeczek, że nie zapytam o twój wiek, to już go znam, masz dwadzieścia jeden lat. Irytacja gotowała się na wolnym ogniu, grożąc wykipieniem. – Mój tyłek nie jest spięty. – Jeszcze nie - powiedział. Przesunął oczy na mnie i zsunął niżej okulary. – Ale dzisiaj wieczorem? Będzie. – Jesteś bardzo pewny siebie - skomentowałam. Rozsiadłam się ponownie na fotelu i zmusiłam oczy do spojrzenia przed siebie. – Jestem - zgodził się. – Jestem również bardzo pewny co do ciebie. Czasami. Chciałam przewrócić oczami. Dlaczego Everett inspirował moje najbardziej dziecięce zachowania? Zanim mogłam cokolwiek powiedzieć, zjeżdżał z drogi do wjazdu na Four Corners. Uiścił opłatę i zaparkował samochód. – Hej, Parker? - zapytał, odwracając się, żeby na mnie spojrzeć. – Tak?
153
– Chodźmy stanąć w czterech stanach za jednym razem. - Wyszedł z samochodu, zanim moja dłoń spoczęła na odpięciu pasa. Wyrwałam się za nim w pogoń, prawie upadając na bruk, kiedy wysiadałam z samochodu. Zaśmiałam się. Było to krótkie, głośne, ale naprawdę się zaśmiałam. Gdy spojrzałam w górę, Everett wpatrywał się we mnie. – To przerażający dźwięk - powiedział. - Co ty robisz ze swoimi ustami, że powoduje to taki dźwięk? Ruszyłam w jego stronę, czekając aż poczuję irytację, ale czułam jedynie spokój. – To był mój śmiech. Nie bądź niegrzeczny. Miałeś mówić mi miłe rzeczy. Złapał moją dłoń i pociągnął mnie ze sobą do platformy. – Nie brzmiał tak okropnie, jak za pierwszym razem, kiedy go usłyszałem. Wyrwałam dłoń. – To wciąż nie jest miłe. Zwrócił się do mnie i przesunął okulary na głowę. Z szelmowskim uśmiechem, pochylił się. – Wyglądasz niesamowicie, kiedy dochodzisz. Moje oczy otworzyły się szerzej niż kiedykolwiek. – To... - zaczęłam. – To jest... niestosowne. – Ale wciąż miłe. Bardzo, bardzo miłe. A później już go nie było. Biegł w kierunku platformy, zostawiając mnie tutaj zszokowaną. Kiedy wreszcie go dogoniłam, Everett siedział na ławce po stronie Arizony. Wyciągnął do mnie dłoń. – Stań ze mną. Niechętnie, wsunęłam dłoń w jego. Zaprowadził mnie do okręgu na środku platformy. Odwrócił się, tak że staliśmy twarzą w twarz, z naszymi stopami bezpośrednio w miejscu przecięcia linii. 19 Później przyciągnął mnie w swoje ramiona. Na chwilę przestałam
19
154
oddychać. Czy wcześniej mnie przytulał? Nie mogłam sobie przypomnieć. Na moment zamknęłam oczy. Byłam w jego ramionach, wciągając zapach, który należał tylko do niego. Gdyby wcześniej mnie przytulał, wiedziałabym o tym. To był mój pierwszy uścisk od lat. To było tak dawno, że nie mogłam przypomnieć sobie ostatniego razu. Jego ramiona były bezpieczne. Nic nie mogłam na to poradzić, wtuliłam się mocniej. Staliśmy jednocześnie w czterech stanach, razem, obejmując się naprawdę po raz pierwszy. Moje serce opuściło kilka uderzeń, a mój oddech powrócił do normy, kiedy się ułożyłam. To była najmilsza rzecz, którą poczułam od lat. Jak to możliwe, że dwa ramiona owinięte dookoła ciebie, mogą wydawać się czymś tak właściwym? Nie jestem pewna, jak długo tam staliśmy, obejmując się. Ale to było największe połączenie z drugim człowiekiem, jakie czułam w swoim życiu. Zdając sobie z tego sprawę, odsunęłam się, kiedy uczucia zaczęły brać górę. Wycofałam się i założyłam włosy za uszy, patrząc wszędzie, tylko nie na Everetta. – Chodź, spieszy nam się. - Ponownie złapał moją dłoń i zaprowadził mnie z powrotem do samochodu. W drodze powrotnej byłam cicha, ponieważ mój umysł był takim bałaganem. Nie potrafiłam zdecydować, jak się czułam z tym przytuleniem. To był tylko uścisk, ale był to również pierwszy kontakt z człowiekiem, jaki miałam od lat, który nie był brutalny, seksualny, albo edukacyjny. Kiedy byliśmy blisko samochodu, zabrałam rękę i poszłam na moją stronę, wskakując do środka, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Potrzebowałam emocjonalnego i fizycznego dystansu od niego. Próbowałam sobie wmówić, że to był tylko uścisk. Ale niektóre części mnie nie słuchały.
Krótko po szóstej tego wieczora wjechaliśmy na podjazd małego hotelu, do którego namiary podała nam Mira. Hotel był usytuowany w górach Colorado, przy drodze gruntowej.
155
Przez całą podróż przez mój umysł przebiegało milion myśli. I teraz, kiedy zatrzymaliśmy się pod tym hotelem, byłam jeszcze bardziej ciekawa. Na parkingu stał tylko jeden samochód, więc Everett zaparkował Jeepa obok. Drzwi do pokoju hotelowego, znajdującego się bezpośrednio na wprost samochodu, otworzyły się i Mira stanęła w progu. Odgłos czegoś głośnego z telewizji przeszedł przez drzwi, kiedy nas wprowadziła. Weszłam do środka pierwsza i usiadłam na łóżku, jak najbliżej drzwi. Everett zamknął drzwi i stał przy nich, jakby nie był pewien, co robić. Mira była roztrzęsiona, chodziła po pokoju. Mogłam stwierdzić, że pragnęła papierosa, aby ją uspokoił. To sprawiło, że zaczęłam się denerwować. Teraz jej włosy były niebieskie. Mocno ścięte przy podbródku, z grzywką opadającą na brwi. Miała na sobie obcisłe, zielone dżinsy i wrzosowo-szarą koszulkę Uniwersytetu Michigan w stylu oversize. Mira zawsze taka była: stylowy bałagan kolorów, który do niej pasował. Zaśmiała się, a później wsadziła dłoń we włosy, odsuwając grzywkę i przytrzymując ją ręką na czubku głowy, kiedy chodziła tam i z powrotem. – Nawet nie wiem od czego zacząć. – Może od przedstawienia się? - zapytał Everett. – Jestem Everett. Mira zatrzymała się na chwilę, jakby dostrzegła obecność Everetta po raz pierwszy tego wieczora. Patrzyła to na niego, to na mnie i uniosła głowę. – Kim jesteś? - zapytała z rezerwą. – Właśnie ci powiedziałem, jestem Everett. Natychmiast wiedziałam, że Mira i Everett się nie dogadają. Obydwoje byli uparci i brutalnie szczerzy. I obydwoje patrzyli na mnie. – Everett jest... przyjacielem. - To było najlepsze, co mogłam powiedzieć. – A ty już wiesz o Mirze - powiedziałam do Everetta, zanim się zorientowałam, że nie powinnam tego mówić.
156
Głowa Miry zamaszyście odwróciła się z powrotem do mnie, jej niebieski bob kołysał się wraz z jej ruchem niczym pompon. – Co to znaczy? - zapytała rozdrażniona. – Ugh - jęknęłam. Byłam już poirytowana tą sytuacją. – Mira, powiedziałam mu, że mnie znalazłaś, uratowałaś. Everett jest przyjacielem. Jesteśmy razem na objazdówce. Możemy iść dalej? Mira spojrzała na mnie przenikliwie, jakbym wyjawiła Everettowi jej najgłębszy i najmroczniejszy sekret. Co byłoby niemożliwe, gdyż Mira była niczym forteca, niedostępna. Nie powiedziała mi, jaki jest jej ulubiony kolor, a co dopiero najgłębszy sekret. Kiedy wydawała sie usatysfakcjonowana moją odpowiedzią, w końcu przestała łazić po pokoju. Chwyciła krzesło, odwróciła je i usiadła na nim okrakiem, tak że byłyśmy twarzą w twarz. – Mam problem. - Wciąż była kłębkiem nerwów. Jej noga podskakiwała w górę i w dół, sprawiając, że jej włosy podskakiwały jeszcze bardziej. – Trzymaj - powiedział Everett, wyciągając zapalniczkę z kieszeni. – Zajmij się tym. Rzucił jej ją, a ona złapała, nawet na niego nie patrząc. Chwilę później w kółko otwierała ją i zamykała. – Dobra - wyrzuciła z siebie, gapiąc się na zapalniczkę. – To długa historia i nie mogę się w niej całkowicie połapać, ale potrzebuję, żebyś była dzisiaj przynętą, aby zastąpić dziewczynę, która ostatnio się stąd wyprowadziła - wypuściła z siebie kolejny oddech. – Ta dziewczyna była w niebezpieczeństwie. Jest tutaj mężczyzna, który jej poszukuje. Potrzebuję, żebyś była przynętą, aby uwierzył, że jesteś wystarczająco podobna do niej, ale żeby zorientował się, że nie jesteś nią i że jego podróż była na marne. Zaraz po tym jej telefon zadzwonił. Wstała z krzesła i zgarnęła go z łóżka, odbierając. – Co? - zamilkła na chwilę i spojrzała na mnie. – Myszka jest tutaj. Ma budowę Andrei i kolor włosów. - Nastąpiła cisza, zanim uniosła rękę. – Czekaj, dam cię na głośnomówiący. Nie chcę powtarzać tego, co właśnie mówisz. - Wymamrotała przekleństwo, kiedy włączała tryb głośnomówiący. – Okej, słuchają. – Myślałem, że mówiłaś, że to Myszka. Kto jeszcze? - To był głos Six'a. Nie miałam wątpliwości. Brzmiał na zniecierpliwionego i poirytowanego. – Nie przejmuj się tym, mam to pod kontrolą.
157
Po drugiej stronie usłyszałam głośne westchnięcie Six'a. – Okej, Myszko. Mira zabierze cię na ranczo. Będziesz się zwyczajnie kręcić po posiadłości, żeby zobaczyć czy on się pojawi. Nie obchodzi mnie to, gdzie jesteś, on będzie szukał kogoś, kto wygląda bardzo podobnie do ciebie. – Czekaj. - Everett odszedł od drzwi w kierunku telefonu. – Mira powiedziała, że ta dziewczyna, którą Parker ma udawać była w niebezpieczeństwie przez tego faceta. Czy to oznacza, że Parker jest tak samo w niebezpieczeństwie? – Kto to? – Everett. Jestem z Parker. Czy ona będzie w niebezpieczeństwie? Po drugiej stronie panowała cisza. Mira patrzyła na mnie i Everetta z niepokojem w oczach. Six wreszcie przemówił ponownie. – Niekoniecznie. Myszka potrafi biegać i jest silna. Mira nauczyła ją bycia silną. Mira tam będzie, obserwując ją z bezpiecznego dystansu, a ja dodatkowo mam kolejnego faceta na tej posiadłości. – Nazywa się Parker. - Everett był wzburzony. Spojrzał na mnie, jakbym była szalona, zgadzając się na to. – Ta, no cóż, my mówimy na nią Myszka. I nic jej się nie stanie. Prawda, Myszko? Everett i Mira spojrzeli na mnie. Wierciłam się. Nienawidziłam skupiania na sobie ich uwagi. – Ze mną będzie w porządku - powiedziałam. Będzie. Czułam mały przepływ strachu, ale wiedziałam, że mogę to zrobić. Nie dla Six'a, ale dla Miry. – Nadal biegam. – Świetnie. To tak naprawdę wszystko odnośnie tego. Jeśli zbytnio się zbliży, uciekasz. Biegnij w kierunku chaty. Będzie tam czekał ktoś ode mnie. Jestem pewien, że Mira posiada wiele rzeczy, które może ci dać, abyś czuła się bezpieczna. A teraz, Mira, zdejmij mnie z głośnika. - Mira to zrobiła i odeszła z telefonem przy uchu. – Jaja sobie ze mnie teraz robisz? - spytał Everett, złość sączyła się przez jego głos. – Wetuję ten pomysł w tej chwili. Wracajmy w trasę. Pokręciłam głową. – Nie. Jeśli nie chcesz pozostać w pobliżu, to w porządku. Ale ja zostaję tutaj. To nic wielkiego.
158
– Tak, bo nie dbasz o to, co ci się stanie. Jesteś przestraszona, ale nie do końca. Everett pokręcił głową. – Nie podoba mi się to. – Powiedziałabym, że jest mi przykro, ale skłamałabym - powiedziałam, kierując do niego jego słowa. – Posłuchaj, jeśli chcesz, możemy wrócić w trasę później dzisiejszego wieczora. Zatrzymaj się gdzieś w Denver na noc. Mira mnie tam podrzuci, kiedy skończymy. Everett podarował mi swoje sygnowane spojrzenie pt. "jesteś głupia?" – Idę z tobą. Nie kłopotałam się kłóceniem. Everett tak czy inaczej dopiąłby swego. – Dobra. Ale nie wchodź mi w drogę.
159
PIĘTNAŚCIE Byłam ubrana w pożyczone od Miry, obcisłe dżinsy i top na ramiączkach. Mira upięła mi włosy na czubku głowy w potarganego koka i dała do ubrania kowbojskie buty. Siedziałam przy biurku recepcji w głównym wejściu na ranczo, na okrągło bębniąc palcami po błyszczącej powierzchni biurka. – Mogę ci coś przynieść? - zapytała mnie kobieta z gładkimi, czarnymi włosami. Zmartwienie było wypisane na jej twarzy. Miała na imię Rosa i prowadziła ranczo. Pokręciłam głową. – Jest dobrze. Po prostu idź. Bardziej prawdopodobne, że przyjdzie, kiedy będę sama. Rosa wyglądała, jakby zaraz miała się rozchorować. Miała ciemne worki pod oczami, a przez ostatnie dziesięć minut jej dłonie non stop miętosiły mały ręcznik. – Krzycz, jeśli będziesz czegoś potrzebować - powiedziała, zanim odeszła, gasząc światła w kuchni i korytarzu, którym podążyła w dół. Teraz byłam w biurze całkowicie sama. Jedyne światła pochodziły z małych kinkietów na ścianach oraz z lampek, umieszczonych na ganku. Odchyliłam się na krześle i rozejrzałam po biurze, próbując znaleźć coś, co zajmie mi czas. W obrębie biura nie było niczego, co wskazywałoby na to, jak wyglądała poprzednia dziewczyna, ta którą tymczasowo zastępowałam. Wiedziałam tylko tyle, ile powiedziała Mira: mamy podobną budowę ciała i kolor włosów. Miała inni odcień skóry niż ja, a jej oczy nie były niebieskie. Nie miała również dużej blizny na twarzy. Zostałam poinstruowana, żeby trzymać lewą stronę twarzy odwróconą od drzwi, żeby pomyślał, że naprawdę jestem tą dziewczyną. Chwyciłam książkę z regału obok drzwi i usadowiłam się na krześle za biurkiem. Godzinę później, nie było żadnej aktywności. Teraz na zewnątrz było już kompletnie ciemno i również całkowicie cicho. Czekałam chwilę dłużej, ale robiłam się coraz bardziej nerwowa. Zostawiłam książkę na biurku i podeszłam do drzwi, wyglądając na zewnątrz. Nie mogłam dostrzec Miry, ani Everetta, ale wiedziałam, że gdzieś tam są. Tak bardzo, jak
160
Everett był zaniepokojony tą sytuacją, nie pozwoliłby mi iść samej. Nie byłam pewna, jak się z tym czuję. Ogólnie mówiąc, moje uczucia do Everetta były niepewne. Nie było wątpliwości, że przez niego czułam szerszą gamę uczuć niż to, co zazwyczaj, ale nie potrafiłam stwierdzić, jak się z tym czuję. Byłam tak pochłonięta własnymi myślami, że prawie przeoczyłam błysk dochodzący z przeciwnego kierunku chaty. Cokolwiek to było, złapało światło księżyca i odbiło je, przyczyniając się do powstania błysku światła, migoczącego w kierunku głównego wejścia. Wyszłam na ganek, starając się zdobyć lepszy widok na ten błysk. Cokolwiek to było, było blisko wejścia na ranczo. Zmrużyłam oczy, ale nie mogłam wyraźnie zobaczyć tego w ciemności. Zrobiłam kilka kroków w dół schodów, schodząc na żwir. I to właśnie wtedy włączyły się reflektory, oświetlając nie tylko mnie. Usłyszałam chrzęst żwiru i spojrzałam na swoje stopy. To nie one powodowały ten dźwięk. Wybałuszyłam oczy, dostrzegając kucającego za samochodem na podjeździe mężczyznę, gapiącego się na mnie czarnymi oczami. Natychmiast odwróciłam lewy policzek, aby go przed nim ukryć. I wtedy zaczął biec. Kurwa, pomyślałam. Moje ciało zastygło, malutki głos wrzeszczał w głowie. Później odwróciłam się i zaczęłam biec, tak jak zostałam poinstruowana, w kierunku ostatniej chaty. Moje opóźnienie w reakcji dało mu znaczącą przewagę i kiedy biegłam sprintem, mogłam usłyszeć jego stękanie. Widziałam jego cień na żwirze zaraz za moim. Moje serce biło w piersi podwójnie i czułam strach, prawdziwy, paraliżujący strach. A później przypomniałam sobie i wiedziałam, że Everett jest gdzieś tam w mroku. Poczułam ulgę. Przyspieszyłam. Sekundy po tym, jak moje stopy zbiegły ze żwiru, odgłos chrzęstu zniknął, tak samo jak jego. Teraz wszystko, co mogłam usłyszeć, to jego stękanie i krew huczącą w mojej głowie. W tym momencie byliśmy poza światłami reflektorów, w całkowitej ciemności. I wtedy poczułam, jak moje nogi zostają kopnięte, powalając mnie na ziemię. Natychmiast doszłam do siebie, odwracając się na plecy i szalenie czołgając do tyłu, kiedy się zbliżał. Nie mogłam odczytać cech jego wyglądu w czarnej jak smoła nocy. Moje oczy wciąż przystosowywały się do mroku, więc kiedy czołgałam się z dala od niego, zmrużyłam je, próbując dostrzec jego twarz.
161
Zobaczyłam jedynie ciemne włosy, zacienioną skórę oraz czarne ubrania. Pochylił się do mnie z wyciągniętą dłonią i kopałam na oślep, czując, jak moja stopa odbija się od jego ręki. Niestety jego druga dłoń złapała moją kostkę i szarpnęła. Lęk chwycił mnie za gardło, sprawiając, że nie byłam w stanie uformować zdania. Moja dłoń sięgnęła do kieszeni po nóż, który dała mi Mira. Chwilę później, wszystko stało sie rozmyte. Słyszałam stękanie, a później okropny łomot, spowodowany wielokrotnymi uderzeniami kogoś. Mój puls wciąż szalał, kiedy skoczyłam na nogi i ruszyłam w kierunku hałasu. Natychmiast wiedziałam, że był to Everett. Siedział na drugim mężczyźnie i okładał pięściami jego twarz. A później dłoń Everetta spoczęła na gardle mężczyzny. – Nie ruszaj się, kurwa - warknął. Wsadziłam nóż z powrotem do kieszeni i rozejrzałam się dookoła, dostrzegając Mirę stojącą w pobliżu i trzymającą rękę na broni przypiętej do biodra. Inny mężczyzna, którego Six zatrudnił do kręcenia się w pobliżu, pomagał Everettowi wstać. Mira podeszła do mnie. – Musisz się stąd wynosić - powiedziała niskim głosem. Przytaknęłam i podeszłam do Everetta, który stał metr od pokiereszowanego mężczyzny. Everett oddychał ciężko i trząsł się. Położyłam dłoń na jego ramieniu. – Chodźmy. – Cora. - Głos wydobył się z mężczyzny leżącego na ziemi. Spojrzałam na Mirę, a ona pokręciła głową. – Idź - powiedziała bezgłośnie.
– Usiądź tutaj - powiedziałam, przyciągając krzesło od stołu do łazienki w naszym pokoju hotelowym. Everett popatrzył na mnie z rezerwą, wzrokiem odbijającym się od okna. Dostaliśmy pokój w hotelu w Denver po tym, jak zatrzymałam się w drogerii, aby kupić bandaże na jego kostki. Everett otrzymał tylko jedno uderzenie w twarz i miał rozciętą brew, zanim zadał resztę uderzeń. Jego kostki były czerwone i opuchnięte i obawiałam się, że złamał więcej niż jeden palec.
162
Nie rozmawialiśmy od czasu opuszczenia rancza. Zaciągnęłam Everetta na siedzenie pasażera, gdyż był wściekły, a następnie użyłam GPS'a do zlokalizowania najbliższego hotelu w mieście. Kiedy Everett wciąż nie odszedł od okna, podeszłam do niego i chwyciłam jego ramię. – Nie bądź dzieckiem. Everett wyrwał rękę z mojego uścisku, ale podążył za mną do krzesła. Wyciągnęłam do niego rękę i spojrzałam na jego twarz. Krew z rozcięcia na brwi powoli spływała w dół jego twarzy. Wiedziałam, że rany powstałe na głowie zazwyczaj krwawiły mocniej niż te na pozostałych częściach ciała, mimo tego widok spływającej krwi, w połączeniu z częściowo już zaschniętą na jego twarzy, wciąż mnie osłabiał. Zdecydowałam, że to może zaczekać. Jego ręce potrzebowały opatrzenia. Przykucnęłam przed nim i spojrzałam na jego dłonie. Treningi samoobrony, które wykonywałam z Mirą, dostarczyły mi wiele cholernie posiniaczonych kostek, więc miałam jakieś pojęcie o tym, jak je leczyć. Przyjrzałam się uważnie kostkom, szczególnie na jego środkowych palcach, jako że brały na siebie największy ciężar podczas uderzeń. – Zegnij palce. Nie zrobił tego. Spojrzałam na niego z mojej kucającej pozycji. – Zegnij je powtórzyłam z jedną uniesioną brwią. Poczułam, jak je zgina, jednak mogłam powiedzieć, że było to bolesne. – Dobrze. - Odwróciłam jego dłonie i położyłam je spodem do góry na jego udach. Przebiegłam przez nie palcami od czubka do nadgarstka, upewniając się, że wszystko jest w porządku. Nic nie wydawało się być zwichnięte czy złamane. – Myślę, że będzie z tobą dobrze, ale będziesz musiał okładać je lodem i wziąć coś na opuchliznę. Chwytając go za ręce, pociągnęłam go do pozycji stojącej i zaprowadziłam do zlewu. – Zmyjmy krew, żebym mogła je zabandażować. - Pozostawał cichy. Kiedy myłam jego dłonie, pojrzałam w górę na lustro nad zlewem i spotkałam jego wzrok. Patrzył na mnie z taką intensywnością w oczach, że jego cisza mówiła sama za siebie. Przełknęłam i spojrzałam w dół, ponownie na jego dłonie, kończąc je myć. Gestykulując, znów wskazałam na krzesło, by usiadł, a następnie ostrożnie wytarłam jego dłonie ręcznikiem. – Prawdopodobnie tego nie potrzebujesz, ale nie chcę słuchać, jak
163
jęczysz, że bolą cię ręce i że wdała się infekcja - powiedziałam, otwierając opakowanie bacitracinu. 20 Denerwowało mnie jego milczenie. Jako ktoś, kto spędził tyle czasu w ciszy, byłam zdumiona, dlaczego tak bardzo mnie to martwi. Ale martwiło. Więc wciąż robiłam małe komentarze, próbując wydobyć z niego głos. Nawet się nie wzdrygnął, kiedy aplikowałam maść na jego kostki. Niektóre z nich miały otwartą skórę od wielokrotnych ciosów, zadanych przez niego temu drugiemu mężczyźnie. Założyłam plastry na kostki, które były szczególnie rozdarte, a następnie zmoczyłam ręcznik. – Twoje kostki nie wyglądają najgorzej, ale twoja twarz wygląda nieciekawie. Wciąż cisza. Zacisnęłam zęby i ogrzałam myjkę ciepłą wodą. Kiedy wykręcałam nadmiar wody, popatrzyłam na niego w lustrze. Wciąż mnie obserwował, jego oczy patrzyły w moje. Nie mogłam odczytać, co przekazywała mowa jego ciała, ale oczy się tliły. Ze złości, z pożądania? Nie byłam pewna. Odwróciłam się do niego i na początek przyłożyłam myjkę do zaschniętej na policzku krwi. Jedną dłonią odsunęłam jego włosy, aby zmyć krew wzdłuż ich linii. Moja dłoń zacisnęła się w nich lekko, a palce poczuły jedwabistość kosmyków. Pokój stał się mniejszy, a ściany przysuwały się, kiedy myłam jego twarz. Starałam się skupić myśli na czymś innym, niż jego atrakcyjność. Ale nie mogłam. Pożądanie zaczęło mnie dusić, kiedy moje palce bawiły się jego włosami, a druga ręka pocierała myjką twarz. Celowo unikałam patrzenia mu w oczy i koncentrowałam się na zmywaniu krwi. Byłam na tyle blisko, aby poczuć jego oddech na szyi, rozprzestrzeniający się w dół mojej klatki piersiowej. Przełknęłam i wiedziałam, ze jego oczy obserwują ruch mojego gardła. Moje nogi zatrzęsły się, a krew uderzyła w powierzchnię skóry. Przesunęłam myjkę w górę jego twarzy, wolno zataczając kółka na skórze, aby usunąć zeschniętą krew. W tym momencie nie powinno być nic erotycznego, ale z jego ciepłym oddechem na mojej szyi oraz moją dłonią w jego włosach, gdy stałam centymetry od jego twarzy, mogłam poczuć w kościach pragnienie. Wypuściłam oddech na jego skórę tuż nad wilgocią, pozostawioną po myjce. To było dla niego zgubne, ponieważ zanim to zarejestrowałam, jego ramiona owinęły się wokół mnie i przyciągnął mnie na swoje kolana,
20
Maść-antybiotyk stosowany m.in. w przypadkach zakażenia skóry na tle bakteryjnym.
164
tak że teraz siedziałam na nim okrakiem. Siedzieliśmy twarzą w twarz, jego ramiona przyciskały mnie do niego, nasze oddechy łączyły się w tej małej przestrzeni. Ale nie pocałował mnie. Nie zrobił nic więcej poza trzymaniem mnie w ciasnym uścisku. Więc po wypuszczeniu drżącego oddechu, kontynuowałam przesuwanie myjki po jego skroni oraz brwi. Byłam delikatna, kiedy dotarłam do rozcięcia i zauważyłam, że rana całkowicie przestała krwawić. Jedna z moich dłoni powędrowała do jego włosów, które opadły na jego czoło. Odsunęłam je, aby uzyskać lepszy dostęp do skóry. Moje oczy natychmiast znalazły bliznę na jego czole. Kciukiem dłoni przytrzymującej jego włosy, lekko potarłam bliznę. Ramiona Everetta zacieśniły się dookoła mnie, a oddech przyspieszył. Mój puls wzrastał, krew tłukła się w żyłach. Już nawet nie byłam skoncentrowana na oczyszczaniu jego ran, próbowałam nie zapłonąć od jego ramion, obejmujących mnie w talii oraz jego oddechu na mojej szyi. Odważyłam się spojrzeć w jego oczy i wreszcie byłam w stanie nazwać to, co w nich zobaczyłam. Głód. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Ja na jego kolanach, z jedną dłonią w jego włosach. Jego ramiona zaciśnięte dookoła mojej talii, ja siedząca na nim okrakiem. A później jego dłonie przesunęły się z talii do mojej szyi i przyciągnęły mnie na spotkanie jego ust. Zamknęłam oczy na to zderzenie. Ten pocałunek różnił się od poprzednich. To było jak wciąganie ostatniego oddechu przed głębokim zanurzeniem się, tak jakby to był ostatni raz, kiedy bierzesz oddech. Zdecydowanie czułam się, jakbym tonęła. Jego usta mocno napierały na moje, jakby mnie karał, zanim jego dłoń szarpnęła mój kucyk, sprawiając, że moje włosy rozsypały się dookoła nas. Owinął dłoń dookoła nich i pociągnął, zmuszając mnie do uniesienia podbródka, aby wystawić na pokaz moją szyję. Następnie całował mnie wzdłuż szyi, od szczęki do obojczyka. Powoli i torturująco. Moja klatka unosiła się z wysiłku, a oczy odmawiały otworzenia się. Kiedy trzymał jedną dłoń w moich włosach, druga poruszała się dookoła mojej talii, a później, ściskając, po klatce
165
piersiowej. W tym momencie mój oddech był tak poszarpany, że chciałam, aby rozerwał moją pierś i uwolnił płuca od ich ograniczenia. – Wstań - powiedział w moją szyję. Wstałam, aczkolwiek na trzęsących się nogach. I wtedy Everett ponownie rzucił się na mnie, popychając mnie na kontuar, kiedy jego usta na okrągło spotykały moje. Ubrania zostały z nas ściągnięte niczym niechciane przeszkody, którymi faktycznie były i rzucone na jeden stos na ziemi. Everett okręcił mnie, tak że stałam twarzą do lustra, kiedy uwalniał mnie, zrywając ze mnie bieliznę. Nie mogłam zrobić nic, jak tylko patrzeć na nasze odbicie i na niego, wpatrującego się w moje plecy. Wydał z siebie głęboki dźwięk, kiedy poczułam na łopatce jego dłoń. – Wyśmienite - powiedział, biegnąc dłonią w dół moich pleców, po kręgosłupie. Kiedy dotarł do kości ogonowej, jego dłonie chwyciły moje biodra i sekundę później był we mnie. To stało się tak szybko, że wyrzuciłam głowę w tył, jęcząc. Everett znieruchomiał. – Spójrz - powiedział. – Spójrz w lustro. Nie mogłam. To było zbyt wiele. Ale Everett był władczy. – Spójrz. Spójrz na siebie w lustrze, Parker. Mocno walcząc ze sobą, opuściłam głowę i otworzyłam jedno oko, moje całe ciało owładnęło pożądanie, które we mnie wywoływał. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, były nasze skóry, co więcej, różnica w ich kolorze. Ja byłam blada, on mocno opalony. Przebiegłam wzrokiem po moim ciele, które zajmowało centralne miejsce w lustrze, dopóki nie zobaczyłam jego twarzy, odbijającej się zza mnie. Jego oczy były zmrużone, ich błękit rozbłysnął. Niebieski nagle stał się najcieplejszym kolorem, jaki kiedykolwiek widziałam. – Patrz - powiedział, kiedy ponownie pchnął. Musiałam walczyć z instynktem mojego ciała, chcącym zamknąć oczy. – Patrz - powtórzył, ponownie zagłębiając się we mnie. Utrzymywał rytm, stopniowo zwiększając tempo, dopóki moje oczy mimowolnie się nie zamknęły. – Otwórz oczy, Parker. Chcę, żebyś to widziała. - Jęknęłam, ale posłuchałam. Zaczął od nowa, tym razem wolniej. Nieznośnie wolno. – Jeśli znowu je zamkniesz, zacznę od nowa.
166
– Arrgh - jęknęłam gardłowo, całkowicie przytłoczona tyloma uczuciami. Nie mogłam ich przetworzyć. Pierwszy odgłos był pożądaniem, to było oczywiste. Ale było tego więcej. Było to w sposobie, w jaki na mnie patrzył, jego oczy były skupione na mojej twarzy w lustrze. Chodziło o to, jak jego dłonie mnie trzymały. To było więcej. I co najważniejsze, to był sposób, w jaki ja na niego patrzyłam, coś, czego nie mogłam i nie zdefiniowałabym. Tego było za wiele, to mnie przerażało. Przyspieszył tempo, a ja zaciskałam dłonie na zlewie, tak że zbielały mi kostki, a moje ramiona garbiły się, kiedy ciało zaczęło szybko piąć się w górę. – Patrz, Parker. Patrz. - Jego głos był rozkazujący. Nie wiedziałam, że znowu zamknęłam oczy, więc zmusiłam je do otworzenia się i obserwowałam, obserwowałam moment, w którym obydwoje spełnialiśmy się. Po wszystkim opadłam na umywalkę, całkowicie, kompletnie wyczerpana. Poczułam, jak Everett podnosi mnie, a następnie zanosi do łóżka. Kiedy zasypiałam, słyszałam, jak szepcze coś w moją szyję, ale już za bardzo odpłynęłam, aby wiedzieć, co powiedział.
Obudziłam się w ciemności na dźwięk jęków. To nie był jęk z pożądania, ale raczej ze strachu. Odwróciłam się na łóżku i zobaczyłam Everetta wijącego się i przemoczonego od potu. – Obudź się - powiedziałam. Kiedy tego nie zrobił, lekko położyłam dłoń na jego klacie i pchnęłam. – Obudź się, Everett - powiedziałam, tym razem głośniej. Everett jeszcze bardziej zaczął się szarpać, ściągając całą pościel z łóżka. Usiadłam. – Everett! - krzyknęłam. – Obudź się! - Chwyciłam go za ramiona i trzęsłam nim, dopóki jego oczy nie otworzyły się i nie wpatrywały we mnie. – Everett - powiedziałam tym razem delikatniej. – To był tylko zły sen. Everett zakaszlał i przekręcił się, siadając na brzegu łóżka, zwrócony plecami do mnie. Patrzyłam, jak zatapia twarz w dłoniach i ściera pot. – Przepraszam - powiedział szorstko,
167
zanim wstał i poszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samą w ciemności. Gapiłam się na drzwi, słyszałam jak włącza się prysznic, po czym spojrzałam na zegarek obok łóżka. Trzecia w nocy. Trzecia w nocy była okropną porą. Było za późno, żeby iść spać, jeśli musisz wstać o rozsądnej godzinie i za wcześnie, aby pozostać przytomnym na resztę dnia. Mimo to nie byłam pewna, czy mogę ponownie zasnąć. Położyłam się z powrotem na poduszkach. Moja dłoń sięgnęła dalej, wyczuwając wilgoć na poszewce jego poduszki, więc chwyciłam ją, zamierzając zastąpić ją jedną z zapasowych. Wtedy znalazłam dziennik Everetta. Patrzyłam na niego przez chwilę, był ledwo oświetlony blaskiem księżyca. A później spojrzałam na drzwi łazienki. Powiedziałam sobie, że to nie moja sprawa, że powinnam uszanować prywatność Everetta. Powiedziałam sobie, że byłabym wkurzona, jeśli on naruszyłby moją bardziej, niż zrobił to dotychczas. Ale moje ręce zignorowały rozsądek i tak czy siak po niego sięgnęły. Trzymałam dłoń na okładce, przebiegając palcami po jakby materiałowej tkaninie. A później otworzyłam go na pierwszej stronie. Od razu wiedziałam, że to rysunek przedstawiający mnie. Moja głowa była odchylona do tyłu, szyja wyeksponowana, a ramiona owinięte dookoła ciała. Moje usta były częściowo otwarte, ale oczy zamknięte. To było zmysłowe i bardzo intymne. Najbardziej wyróżniała się blizna, którą narysował wzdłuż policzka. Została narysowana tak samo jak ta, którą nosiłam na policzku. Moje palce dotknęły rysunku. Czy tak właśnie mnie widział? Dziewczyna, którą narysował, wyglądała na smutną. Nie byłam smutna. Nie byłam niczym więcej poza irytującą. Ale na tym obrazku nie byłam irytująca. Ten rysunek sprawił, że czułam się tak, jak autor sprawił, że się czułam: zdezorientowana. Napisał coś dookoła rysunku, ale czułam się zbyt niekomfortowo z tym obrazem, aby się skupić na napisie.
168
Decydując się więcej nie patrzeć na dziennik, zamknęłam go, wepchnęłam z powrotem na swoje miejsce i zastąpiłam jego poduszkę świeżą z szafy. Woda w toalecie została zakręcona, więc wróciłam na swoją stronę łóżka, z plecami zwróconymi w stronę drzwi łazienki. Usłyszałam, jak Everett wychodzi i ponownie kaszle. Nie ruszyłam się, wciąż przetwarzając swoje uczucia. Łóżko ugięło się i usłyszałam, jak się przesuwa. A później była cisza. Nie byłam pewna czy chciałam, aby się do mnie zbliżył, aby mnie objął od tyłu, ale nie mogłam wyprzeć małego bólu, który poczułam, kiedy nas od siebie odseparował.
169
SZESNAŚCIE Kiedy ponownie się obudziłam, w pokoju było ciemno, z wyjątkiem małej lampki przy biurku. Everett, na krześle naprzeciwko łóżka, wiązał sznurowadła. Zauważyłam, że jego ręce były wolne od bandaży, a kostki wyglądały jeszcze gorzej niż poprzedniej nocy. Spojrzał na wiązania swoich butów, jego świeżo umyte włosy opadały na czoło. – Będziesz niedługo gotowa? - W jego głosie, jak zwykle, brakowało ciepła. Minęła jego wesołość. Coś zmieniło go we śnie. – Tak - wychrypiałam, podnosząc się z łóżka. Byłam całkowicie naga. Everett wstał i poszedł do łazienki. – Która godzina? – Masz - powiedział, kiedy rzucił we mnie stertą ubrań. Złapałam je niezdarnie, a potem spojrzałam na zawiniątko w swoich ramionach. – Jest czwarta - powiedział, wychodząc z łazienki i wskazując mi, bym weszła. Było mi zimno, ale nie z powodu braku odzieży. Everett był zupełnie innym człowiekiem. – Czwarta? - powiedziałam na głos. Tak wcześnie. Świadomie chwyciłam walizkę i wepchnęłam ją do łazienki, zamykając drzwi, by się ubrać. Spojrzałam na swoje odbicie. Moje włosy stanowiły dziki bałagan, oczy były szeroko otwarte. Prawdopodobnie z szoku. Everett nigdy nie traktował mnie tak chłodno. Umyłam się szybko pod prysznicem, wycierając się zbyt małym ręcznikiem. Jak tylko się ubrałam, zauważyłam małą torbę kosmetyków, którą przyniosłam ze sobą. Przygryzłam wargę, kiedy postanowiłam, co zrobię. Gdy wyszłam z łazienki, miałam na sobie spodenki i top, jedno i drugie bardziej skąpe niż zwykle. Miałam również makijaż, nie dużo, ale wystarczająco, żeby można go było zauważyć. Rozpuszczone włosy powodowały dreszcze za każdym razem, kiedy, mokre, nawiązywały kontakt z moją skórą. Everett ledwo na mnie spojrzał. – Gotowa? - zapytał, jego wzrok koncentrował się na telefonie.
170
– Um. Tak. – Świetnie - powiedział bez uczucia i chwycił obie nasze torby w drodze do drzwi, nie posyłając mi zwyczajowego uśmiechu czy sarkastycznego komentarza. Coś małego pękło wewnątrz mojej piersi. To było jak wprowadzenie do nowej emocji, której nie czułam wcześniej. To była nieodwzajemniona tęsknota. I uczucie największego osamotnienia, jakie odczuwałam kiedykolwiek.
Byłam szalona. Everett wyłączył muzykę, jego palce pozostawały jeszcze na kierownicy. Wszystko, co mnie w nim irytowało, to to, że był nieobecny i nie chciał tego wytłumaczyć, zdenerwował mnie tym nawet bardziej niż wcześniej. Wciąż miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, choć wydawały się bardziej osłaniać jego oczy przede mną, niż chronić przed słońcem. Nie powiedział ani słowa, odkąd jechaliśmy samochodem. Odeszłabym, rozkoszując się samotnością i w obecnej sytuacji, gdy czułam wachlarz emocji od smutku do gniewu, preferując milczenie nad rozmowę. Smutek i tęsknota dominowały. Próbowałam sobie wyobrazić, co zrobiłam nie tak, ale nic nie mogłam wymyślić. To było tak, jakbym sobie wyobraziła odchodzącego dupka Everetta. W jego miejscu było coś, co świetnie rozpoznawałam: obojętność. Obojętny Everett był przerażający. Nagle, miałam nadzieję na coś, na cokolwiek. Na nazywanie mnie przez Everetta zamrożoną, lub mniej zamrożoną, lub cokolwiek, co postanowi. Na to, że powie coś nieodpowiedniego. Zamieniłabym niegrzecznego Everetta na takiego Everetta każdego dnia. I kiedy to w sobie odkryłam, odsunęłam na bok, w kąt, do momentu, aż będę w stanie głębiej przeanalizować, dlatego wolałam Everetta, który powodował u mnie dobre rzeczy, niż takiego, który mnie ignorował. – Dokąd jedziemy? - zapytałam w końcu. – Picketwire Canyonlands. - Nie odwrócił głowy w moim kierunku.
171
– Gdzie to jest? – Na Południe. Cóż, to brzmiało dobrze. – Co będziemy tam robić? – Jedziemy na wycieczkę przez kanion, z przewodnikiem. – Co jest w kanionie? – Coś. Zacisnęłam szczękę. – Dzisiaj jesteś dupkiem. – Jutro też będę. – Jaki jest twój problem? Everett wjechał na stację benzynową. – Co sprawia, że myślisz, że będę nim tylko dzisiaj? - zapytał, kiedy wyszedł i zatrzasnął drzwi. Cóż, zły Everett był lepszy niż Everett obojętny.
Everett wylał lód, który stopił się w lodówce turystycznej i wrzucił więcej, razem z kilkoma butelkami wody, owocami i jakimiś piętrowymi kanapkami, które zabrał ze sklepu. Przyglądałam mu się, tankując. Chwycił ekran słoneczny i widziałam, że wyciąga jakieś ręczniki z walizki. – Ukradłeś je z hotelu? - zapytałam trochę z niedowierzaniem. Widziałam najmniejsze podniesienie jego ust, gdy spojrzał na mnie, trzymając ręczniki. –Tak. – Wiesz, że pobiorą za to opłatę? – Niech pobiorą. Musimy mieć ręczniki na dzisiejszą podróż. – Zamierzasz powiedzieć mi coś jeszcze? Czy mam na wycieczce znosić twoje milczenie?
172
– Jazda trwa osiem godzin, więc jestem pewien, że będzie kilka rozmów. Położył lodówkę turystyczną na tylnym siedzeniu i zamknął drzwi, opierając jedną rękę na drzwiach, podczas gdy drugą potarł czoło. Moja frustracja rosła. – Skąd to zimne traktowanie? Zachowywałeś się w porządku, aż do twojego koszmaru. - Kiedy powiedziałam ostatnie słowa, jego oczy strzeliły do moich. – Nie chcę o tym mówić. - Everett otworzył drzwi kierowcy. – Nie wydaje mi się, żebyś chciał rozmawiać o czymkolwiek. Patrzyłam, jak zamyka drzwi bez wsiadania. Odwrócił się do mnie. – Jesteś jedyną, która chce rozmawiać. – Czy to jest gra słów? – Nie. Odłożyłam dyszę z powrotem i zamknęłam wlew. – Kim jesteś? Żałujesz tego, co się stało zeszłej nocy? Bo jesteś tym, który to zainicjował. - Przygryzałam policzek, żałując, że nie mogę cofnąć tych słów. – Nie żałuję tego. - W końcu pozwolił kilku emocjom pokazać się na twarzy. – Jak mogę żałować, Parker? Oparłam się o Jeepa, tylko parę stóp od niego. – Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, co się stało? – Po prostu nie czuję się dobrze. Kostki mnie bolą, głowa pulsuje, a ty ciągle patrzysz na mnie jak na ranne zwierzę. Wyprostowałam plecy. – Nie, wcale nie. - upierałam się. – Dzisiaj po prostu jesteś wyjątkowym dupolcem. – Dupolec? Jest takie słowo? - Trochę zabawnego Everetta brzmiało w jego głosie. – Tak, jest. Nie mogę kłamać, pamiętasz? To niezgodne z zasadami. Usta Everett uniosły się odrobinę. – Pozwól mi prowadzić - powiedziałam, wyciągając ręce po klucze.
173
Everett spojrzał na mnie, jakbym była szalona. – To się nie zdarzy. – No weź - powiedziałam, kładąc rękę bliżej niego. – Twoje kostki są spuchnięte. Pozwól im odpocząć. Poradzę sobie. Everett spojrzał na mnie, a potem na moją rękę. Sekundę później wciągnął moją do swojej. – Lubię mój samochód. – Będę ostrożna - powiedziałam, mój głos był delikatny. – Proszę. Everett spojrzał na mnie nieufnie. – Pod jednym warunkiem. – Dobrze. - Od razu się zgodziłam. – Pocałuj mnie. - Pochyliłam się, by dać mu buziaka, ale położył ręce na moich ramionach, zatrzymując mnie. – Czekaj. Pocałuj mnie tak, jak masz na myśli. – Jak mam na myśli co? – Jak masz na myśli to. Nie powinienem tego wyjaśniać. - Jego głos był cierpliwy, gdy obojętnie patrzył na mnie, czekając, co zrobię. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej, czując pod dłonią, przez koszulę, bicie serca. Uderzyło mnie, jak piękny był to rytm, po czym natychmiast zasmuciłam się, myśląc, że jego bicie zatrzyma się pewnego dnia. Zbyt wiele, Parker, skarciłam się. On umiera. Nie należy tego idealizować. Moja ręka z jego piersi przeniosła się do szyi, zawijając się wokół karku. Podrapałam końcówkami paznokci jego głowę, kiedy zamruczał z przyjemności. Poczułam wibracje w palcach, co mnie zachęciło. Drugą rękę przeniosłam pod jego podbródek i kciukiem pocierałam dolną wargę. Jego usta otworzyły się lekko, uwalniając oddech i wykorzystałam okazję, by go ukraść, zamykając swoje usta na jego. Jedna z jego rąk zawędrowała do mojego biodra, podczas gdy druga zagnieździła się we włosach. Jego usta otworzyły się i wziął mnie, całując głęboko, namiętnie. Wiedziałam, że nie zapomnę tego pocałunku. Na środku parkingu, z kłębowiskiem pyłu wokół nas, jego palce wbiły się w moje kości biodrowe, a druga ręką ujęła tył mojej głowy, trzymając mocno, tak mocno, że nigdy nie chciałam pozwolić mu odejść. Wszystkie pozostałe dźwięki zniknęły, a może wszystko, co czułam, to ciało Everetta przy moim.
174
W kółko i w kółko, odsuwał się od moich warg tylko po to, aby wrócić do nich jeszcze raz, jakby moje usta były jego życiem, jego tlenem. Wyrwałam się i niemal potknęłam, cofając. Skąd się to wzięło? Trzymałam rękę na ustach i nie patrzyłam na Everetta. Nie mogłam myśleć. Zamknęłam oczy i chciałam się wyłączyć, zamknąć się z dala od Everetta. Odeszłam do toalety na stacji benzynowej. Prawie upadłam na drzwi, spadając na zimną, brudną, betonową podłogę. Zamknęłam drzwi rękoma i niepewnie zabezpieczyłam zamek. Wtedy podeszłam do lustra nad umywalką. Moje odbicie ujawniło to, czego się obawiałam. Uczucia Everetta zainspirowały mnie do stania się czymś więcej. – Cholera! - krzyknęłam, sama w łazience. Trzasnęłam ręką w umywalkę. Odwróciłam się do wody, umyłam ręce do łokci i trzymając złączone dłonie, raz za razem ochlapywałam swoją twarz. Z mokrą twarzą, spojrzałam ponownie w lustro. – Co ja mam zrobić? - powiedziałam na głos. Nie chcę tego. Nie chcę tych uczuć. Ale nie byłam gotowa, by wrócić do domu. Jeśli już, to tylko bardziej zdeterminowana, aby pozostać w tej podróży samochodem z Everettem. Chciałam, żeby zmienił zdanie. Pomimo moich osobistych odczuć – których nie byłam gotowa analizować – pragnęłam, by chciał żyć tak bardzo, jak bardzo on chciał, bym ja żyła. Kiedy wróciłam do samochodu, Everett siedział na miejscu pasażera, obrócony w stronę muzyki. Chwycił zimną butelkę z lodówki turystycznej i umieścił ją na kostkach. Kiedy wspięłam się i opadłam na swoje miejsce, popatrzył na mnie krzywo przez sekundę. – Co się stało z twoją twarzą? Opuściłam osłonę i odsłoniłam lustro. Makijaż rozmazał się wokół oczu i na policzkach. Wyglądałam jak totalny bałagan. Używając kciuków, przetarłam najgorsze, a następnie podciągnęłam do góry top, by wytrzeć resztę. – To twoja wina - powiedziałam, moja głowa schowana była w topie. – Dlaczego to moja wina? – Ten makijaż zrobiłam tylko dla ciebie.
175
– Dlaczego go zrobiłaś? – Ponieważ - powiedziałam, wyciągając twarz z topu i sprawdzając w swoim odbiciu wszelkie pominięte miejsca – byłeś dzisiaj taki chłodny. Chciałam, aby to zwróciło twoją uwagę. Brzmiało to żałośnie i znów pożałowałam słów. – Musiałabyś być martwa, aby nie zwrócić mojej uwagi, Parker. I ledwo żyłaś, kiedy złapałaś ją po raz pierwszy, a to o czymś świadczy. Więc sobie wyobraź, jak się teraz czuję. – Jak się czujesz? – Nie wiem, Parker. - Podniosłam wzrok na te słowa. – Szczerze mówiąc, nie wiem. – Ja też nie - przyznałam.
176
SIEDEMNAŚCIE Byliśmy w środku konwoju piętnastu samochodów, na trudnej drodze, zwiedzając Picketwire Canyonlands. Droga była kamienista, stroma, niektóre jej części nieco przerażające, ale z Jeepem było to łatwe. Zjechaliśmy w dół kanionu i wkrótce konwój zatrzymał się, a przewodnicy zaprezentowali nam zestaw petroglifów21. Everett stanął obok mnie i wskazał kilka rysunków na ścianach, z przed wielu lat. Było coś poruszającego w patrzeniu na rysunki w skale, które miały setki lat, być może tysiące. Stojąc w tym samym miejscu, w którym kiedyś ktoś robił to samo, pozostawiając swój ślad na świecie. Odwróciłam się do Everetta i zobaczyłam go studiującego mnie i studiującego obrazy. – Teraz możecie znaleźć petroglify w wielu parkach narodowych w całym kraju. Na przykład weźcie taki Wielki Kanion, czy ktoś tam był? Everett przemówił. – Byliśmy tam kilka dni temu. Przewodnik skinął z ożywieniem. – Zbadaliście go? Everett spojrzał na mnie. – Nie. Parker - wycelował we mnie kciuk – nazywa go po prostu wielką dziurą w ziemi, więc nie zostaliśmy w pobliżu. Moje oczy poleciały do Everetta. Uśmiechał się do mnie. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że cała grupa patrzy na mnie w szoku. – Jesteś dupkiem, Everett - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, utrzymując się w tyle grupy i zwężając oczy na Everetta. Zarzucił rękę na moje ramię i pociągnął mnie blisko. – Już mnie kochasz? - wyszeptał. Pchnęłam go. – Zdecydowanie nie. Po zapadnięciu niezręcznej ciszy, wraz z przewodnikami i innymi członkami grupy turystycznej, kontynuowaliśmy wycieczkę do skał uformowanych w łuk. Everett chwycił coś 21 wyryte w skale rysunki, na ogół prehistoryczne dzieła ludzi z ery neolitycznej. Są one ważną formą przedliterackich symboli, używanych od około 10. tysiąclecia p.n.e. do czasów współczesnych, mających różnorodne formy zależnie od czasu i miejsca powstania. (wikipedia.pl)
177
z tylnego siedzenia, a następnie podążył za mną, podczas gdy wszyscy wspinali się na łuk, aby to sprawdzić. – Poczekaj, Parker. - Everett położył rękę na moim ramieniu. – Odwróć się. Odwróciłam się, podczas gdy wszyscy robili zdjęcia, nawet na łuku. Stał za mną. – To Rzeka Purgatoire. Zmarszczyłam czoło. – Picketwire. Purgatoire. – Tak. Hiszpańscy odkrywcy, po ciężkich przejściach nazwali ją w swoim tłumaczeniu 'Rzeka Straconych w Czyśćcu Dusz22 ’. Francuscy traperzy nazwali ją później Rzeką Purgatoire. Gdy przyszli amerykańscy odkrywcy, wymowa została zniekształcona, więc ten kanion nazwano Pickertwire. - Pochylił się, umieszczając usta nad moim ramieniem, obok ucha. - Każdy tu przychodzi, żeby zobaczyć łuk, ale myślę, że ten łuk jest szczęściarzem, że ma taki widok, widok, który został nazwany na cześć czyśćca. Jego głos łaskotał moje ucho, ale starałam się skupić na widoku kanionu i rzeki, która go przecinała. – Ale czy to nie czyściec jest miejscem cierpienia, miejscem, gdzie musisz odpokutować za swoje grzechy, przed wpuszczeniem do Nieba? Ramiona Everetta owinęły się wokół mojej talii i przyciągnął mnie bliżej siebie. – Jakże bardzo negatywnie myślisz o czyśćcu, Parker. - Czułam jego usta na skroni, kiedy wymówił następne słowa. – Wolę myśleć o nim jak o miejscu, w którym oczyszczasz swoją duszę przed niebem. - Zostawił krótki pocałunek na mojej skroni. – I czy jest lepsze miejsce, aby czekać, wyobrażając sobie twoje zawsze w życiu pozagrobowym? Zamknęłam oczy, pozwalając by ciepło jego ramion otoczyło mnie, a światło słoneczne uderzało w nas, podnosząc mnie na duchu. – Chodź - powiedział, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc z małej górki do łuku, kiedy wszyscy zaczęli odchodzić. Wręczył komuś przechodzącemu rzecz, którą chwycił z samochodu. – Mógłbyś zrobić nam zdjęcie z łukiem? - zapytał grzecznie. Dlaczego do mnie nigdy nie mówił tak serdecznie, tego nie wiedziałam. Everett pociągnął mnie do łuku i usiadł tuż pod nim, ciągnąc mnie na miejsce obok, nasze nogi zwisały nad małą jaskinią, która została wyrzeźbiona bezpośrednio pod nami. 22
Czyściec to po angielsku Purgatory
178
– Spójrz, Parker. - Wskazał na widok, który widzieliśmy wcześniej. – Patrz na ten widok, kiedy ten człowiek robi nam zdjęcie - zwrócił się do mnie, obejmując mnie i przyciągając bliżej. Czułam jego usta na swoim uchu. – Każdy kto popatrzy na to zdjęcie, zobaczy nas pod łukiem. Ale kiedy ty popatrzysz na zdjęcie, zobaczysz kanion i wodę oraz całe piękno przed nami. - Byłam niejasno świadoma człowieka, kładącego kamerę na skale, po tym, jak zrobił nam zdjęcie. – Pamiętaj o tym, Parker. Jeśli spojrzysz na to zdjęcie, pamiętaj o patrzeniu ze mną na czyściec. Podczas, gdy wszyscy inni patrzyli na łuk, my patrzyliśmy na to. Moje serce było w gardle, blokując nadchodzące słowa. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Jego niebieski oczy były jaśniejsze niż zwykle. Szukały mojej twarzy chwilę przed tym, jak jego usta ruszyły na spotkanie moich. Mocno chwycił moją twarz w dłonie, utrzymując mnie nieruchomo. Cały świat, odpłynął, kiedy mnie całował. Nie chciałam niczego więcej, niż zostać z Everettem w tym Czyśćcu na zawsze, z jego rękami na skórze, ustami naciskającymi moje i ciepłem jego skóry na moich palcach. Sprawiał, że czułam. Tylko słowa i dotyk jego skóry powodowały, że czułam. Kiedy się odsunął, wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia okiem. Przełknął ślinę i wypuścić oddech. – Dogońmy grupę - powiedział, przed skokiem w dół łuku. Podniósł ręce do góry, pokazując mi, bym wskoczyła w jego ramiona. Więc tak zrobiłam.
W dalszej drodze wszystkie samochody zjechały na bok, a ludzie opuścili swoje pojazdy, chwytając jedzenie i wodę oraz zdejmując swoje buty i wkładając nogi do wody. – Co robimy? - zapytałam, kiedy Everett wrzucił niektóre rzeczy z lodówki turystycznej do plecaka. – Musimy pokonać rzekę, aby zjeść obiad. – Dlaczego? – Ponieważ - powiedział, zarzucając plecak na swoje ramię – najdłuższe zbiorowisko tropów dinozaurów w Ameryce Północnej leży po drugiej stronie tej rzeki. – Jesteś poważny?
179
– Śmiertelnie poważny. - Jego usta drgnęły. – Hej! Nie mów o śmierci. Znowu wbrew zasadom. – To jest ekspresja, Parker. Wyluzuj. Och, poczekaj, już jesteś mniej zamrożona. Mrugnął do mnie przed zamknięciem drzwi. Wiedziałam, że mnie drażni, ale nie byłam zła. Zamiast tego, moje usta drgnęły. Everett spojrzał na mnie z odrobiną szoku. – Nie mów mi, że jesteś na granicy uśmiechu. Pokręciłam głową, skwapliwie rozluźniając usta. – Nie. Nadal jesteś niegrzeczny. – Jak mówiłem, nigdy nie twierdziłem, że jestem inny. - Mrugnął do mnie, a potem sięgnął ręką po moją dłoń. – Woda jest stosunkowo płytka, ale chcę, żebyś trzymała się mnie, gdy będziemy ją przekraczać. - Jego nastrój zmienił się tak drastycznie w stosunku do wcześniejszego, że nic nie mogłam poradzić na to, iż czułam się, jak smagnięta biczem. – Dlaczego byłeś taki zimny dzisiaj rano, Everett? – Nie wolno mi o tym mówić, to wbrew zasadom. - Przyciągnął mnie blisko, kiedy robiliśmy pierwsze kroki w wodzie. – Dobra, przez minutę zapomnij o zasadach. Lub przestrzegaj swojej własnej – bez okłamywania. Powiedz mi. Westchnął. – Chcesz wiedzieć, kiedy po raz pierwszy wiedziałem, że rak wrócił? – Oczywiście - powiedziałam, spragniona wszelkich informacji. – Odwoziłem uczniów ze szkoły. Kiedy wyjeżdżałem z parkingu, nie mieli zapiętych pasów. Miałem na końcu języka coś zgryźliwego, chciałem krzyczeć. Pamiętasz, jak stałem się zły, kiedy pozbyłaś się pasów bezpieczeństwa? Skinęłam głową, chwytając jego przedramię, gdy moje nagie stopy pośliznęły się na jednym z kamieni. Owinął ramię mocniej wokół mojej talii. – Rak sprawia, że jestem zły. Tworzy w mojej głowie bałagan. Powoduje koszmary, bóle głowy i zmienia sposób, w jaki odczuwam różne rzeczy. Albo raczej, pogarsza go. To dlatego nie przeszkadza mi bycie alkoholikiem.
180
Patrzyłam na innych ludzi docierających na drugą stronę rzeki i czekających na nas. – Ale nie piłem alkoholu na tej wycieczce. - Prawie żałowałam, że prosiłam go, aby przestać pić w ramach naszych zasad. To było dziwne uczucie. Można by pomyśleć, że pomaganie alkoholikowi powstrzymać się, będzie oczywistą rzeczą do zrobienia. Jednak zamiast tego, wydawało się, że tylko zwiększyłam męki Everetta. – Chciałbym kłamać, gdy mówiłem ci, że tego nie przegapię. Szczególnie, kiedy obudziłem się z tego koszmaru. Ale nie przeszkadza mi bycie trzeźwym, nie z tobą. Nie jesteś koleżanką z pracy czy zaniepokojonym przyjacielem. Dotarliśmy do brzegu i Everett rozluźnił rękę na mojej talii, zamiast tego chwytając moją dłoń. – Jestem zaniepokojona - nie zgodziłam się. – Ale ja nie potrafię udawać przed tobą. Oboje widzimy siebie takimi, jakimi jesteśmy. Nie musisz uciekać. – Jeszcze. Uśmiechnął się. – Racja. Ale jesteś bosa i niezdarna, więc jeśli teraz spróbujesz ode mnie uciec, prawdopodobnie wpadniesz twarzą do rzeki. Pokręciłam głową. – Proszę, udowadniasz, że nie potrafisz mówić mi miłych rzeczy, jak określają to zasady. – Myślałem, że mam zapomnieć o zasadach. – Tylko dla tego pytania! - Byłam zaskoczona, jak szybko potrafi mnie zirytować. Wiedział, że jest prostacki. I wiedział, jak mnie wkurzyć. – Co z przyjacielem, który ustawił cię z Sarą? - To było jedno z pytań, którego nie mogłam wyrzucić z głowy. Everett patrzył na mnie przez chwilę. – Och, Jacob. - Położył plecak i przykucnął, pomagając mi wsunąć buty z powrotem. – Taa. Myślałeś, że esemsujesz z Sarah, zamiast – Łapię to, Parker - przerwał, wiążąc swoje sznurowadła. Cofnął się. – Za kogo uważasz Sarah?
181
Wzruszyłam ramionami. – Za randkę? Everett uśmiechnął się. – Sarah nie była randką. Jacob był zaniepokojonym przyjacielem. – Kim więc była Sarah? – Terapeutką. Jacob był zaniepokojony moim piciem. Zorganizował mi spotkanie ze swoją przyjaciółką, Sarah, która jest terapeutką. Myślałam o tym przez minutę. – A ty pomyślałeś, że spotkanie się z nią w barze będzie dobrym pomysłem? - Nigdy nie udało mi się zaskoczyć Everetta. Roześmiał się. – Pomyślałem, że to właściwe miejsce. Moje usta uniosły się ponownie. Everett położył ręce na mojej twarzy, kciuki umieścił po bokach ust, a następnie naciągnął. – Więc to tak wyglądasz z uśmiechem. - Przechylił głowę, jego kciuki nadal rozciągały moje usta. – Wygląda dziwnie. - Opuścił ręce. – Jesteś niegrzeczny - powiedziałam, nie bardzo czując rozdrażnienie, które zazwyczaj towarzyszyło mi przy tym oświadczeniu. – Chodź, zobaczmy te ślady, żebyśmy mogli pójść coś zjeść. - Ponownie złapał mnie za rękę i pociągnął wzdłuż śladów. – Cieszę się, że wpisałem zły numer - powiedział spokojnie, kiedy byłam na tyle blisko, aby to usłyszeć. Przełknęłam. – Ja też. - Uścisnął mi dłoń, kiedy ciągnął mnie do końca śladów, z dala od wszystkich. Przewodnik dużo opowiadał o dinozaurach i ich działaniach i wyjaśniał, jak powstały ślady i które gatunki dinozaurów je pozostawiły. Ale Everett wciąż prowadził mnie dalej, na drugą stronę. Byliśmy outsiderami, Everett i ja. Nie podróżowaliśmy w paczce, jak reszta grupy. Byliśmy samotnymi istotami. Coś jak dinozaury, które kiedyś chodziły po tym obszarze, pozostawiając w ziemi odciski na długo po ich wyginięciu. Everett siedział na jednym z tropów i wskazał na mnie, bym usiadła obok niego. Zrobiłam to i odwrócił się do mnie twarzą. – Dość nierealne, prawda? Skinęłam głową, kładąc dłonie na krawędziach, które tworzyły odcisk. – Apatozaur - powiedział. – Wychowałem się nazywając je Brontozaurami.
182
– Och - powiedziałam. Oparł się na rękach. – Minęło miliony lat, odkąd przemierzały ziemię. Te odciski istniały miliony lat. - Widziałam, jak się do mnie odwraca. – To jedna cholernie imponująca spuścizna do zostawienia. Dusiłam to przez chwilę, myśląc, co oznacza. – Chcesz zostawić spuściznę? – A kto by nie chciał? - odpowiedział. Nie sądzę, bym chciała. Nie sądzę, bym dbała o to. – Ale moja nie musi być dosłownie śladem. Chciałbym zostawić coś, gdzieś. Małe przypomnienie światu, że Everett żył. - Przysunął się bliżej mnie i objął moje ramiona, przyciągając do siebie. – Nie chcę po prostu istnieć, Parker. Chcę żyć. Chcę doświadczać. Chcę opuścić świat w tym jednym słodkim momencie. Chcę dominować w pamięci. Więc kiedy mnie nie będzie, część mnie zostanie, by żyć gdzieś indziej. Mój nos zadrżał. Moje oczy piekły. Zamrugałam szybko, oczyszczając je. Wstał i chwycił mnie za rękę. – Tutaj - powiedział, prowadząc mnie do innego zestawu odcisków. – To należy do Allozaura. Drapieżnika. To był szczyt łańcucha pokarmowego w tamtym czasie. A teraz go nie ma. Ale żył tutaj, tysiące ludzi wie, tysiące ludzi podróżuje tutaj po prostu, aby zobaczyć ślady na tej ziemi. - Pociągnął moją rękę, kiedy szliśmy po schodach. – Nie potrzebuję, by tysiące ludzi wiedziało, że istniałem. Chcę tylko, aby ktoś wiedział, że żyłem. Poczułam łaskotanie pomiędzy oczami. Odchrząknęłam. – Ludzie będą wiedzieli.
183
OSIEMNAŚCIE Jedliśmy lunch przy brzegu rzeki. Everett i ja nie rozmawialiśmy wiele ze sobą, bo wciąż przetwarzałam wszystko, co powiedział. Oraz rzeczy, które z tego powodu czułam. Po umyciu się, zdjęliśmy nasze obuwie, aby ponownie rozpocząć wędrówkę w poprzek wody. Everett wyciągnął śmieci z plecaka i położył rękę na mojej. Umieszczenie mojej ręki w jego, odczuwałam teraz, jako coś więcej. Gest, który wydawał się zwyczajny, dla mnie miał naprawdę ogromne znaczenie. Za każdym razem, kiedy trzymał moją rękę, myślałam, kiedy będę musiała go puścić. Kiedy ciepła jego dłoni w mojej już nie będzie. To napełniało mój żołądek strachem. Byłam tak skupiona na myślach, że pośliznęłam się, moja lewa stopa została za mną. Wpadałam twarzą do wody, kiedy poczułam ramiona Everetta owinięte wokół mojego tułowia i zatrzymujące upadek, gdy moja twarz znajdowała się dwa cale od skały. To się stało tak szybko, że nie miałam szansy zareagować podczas upadku, ale sekundę później oszalałam, moje kończyny trzęsły się z szoku. – Hej - uciszył mnie, podciągając mnie do stania. Uspokoił moje drżenie, owijając ramiona wokół mnie i trzymając mocno przy sobie. – Mam cię. Już dobrze. – Powoli kołysał mnie w tył i w przód. Dźwięk nie wychodził z moich ust, ale, wewnątrz głowy, krzyczałam. Trzymał mnie mocno, na okrągło przyciskając wargi do moich włosów. Staliśmy w wodzie po kostki, jakby to trwało godziny. Moje tętno zwalniało, a drżenie słabło. A on nadal mnie trzymał. Wtedy właśnie poczułam w piersi coś pulsującego bólem. Sprawiając, że czułam, Everett mnie uleczał. Pokazywał mi, jak żyć. Ale życie i uleczanie bolało. Raniło mnie wraz z wiedzą, że Everett wciąż umiera. Odsunął się i położył ręce na mojej twarzy. – Jesteś gotowa, by to kontynuować? zapytał, jego oczy szukały moich. Moje ręce znalazły jego nadgarstki i na krótko zamknęłam oczy. – Tak - szepnęłam, ponownie je otwierając. Zrobiłam krok, ale moja lewa kostka była za słaba, obolała od upadku. Everett owinął rękę wokół mojej talii, a następnie wręczył mi swoje buty.
184
– Masz - powiedział, zanim włożył rękę pod moje kolana, podnosząc mnie i niosąc przez wodę. – Nic mi nie jest! - zaprotestowałam. – Nie ruszaj się - powiedział, przyglądając mi się surowo. – Mogę chodzić - znów zaprotestowałam. – Zamknij się i pozwól mi o ciebie zadbać, Parker. Zrobiłam to tak po prostu, wdzięczna za wytchnienie od emocji, które czułam, kiedy mnie przytulał. Everett niósł mnie całą drogę do samochodu i usadził mnie na siedzeniu pasażera, by mógł lepiej zbadać moją kostkę. – Jest trochę spuchnięta, ale nie sądzę, że ją zwichnęłaś lub cokolwiek innego. Prychnęłam – Nie. Nic mi nie jest. Everett otworzył tylne siedzenie i umieścił trochę lodu w plastikowym kubku, a następnie chwycił jeden z kradzionych ręczników. Wrócił do mnie i zaczął wycierać wodę z moich nóg. – Everett - powiedziałam, starając się wyrwać ręcznik z jego dłoni. – Nic mi nie jest. Spojrzał na mnie przez włosy, które opadły na jego czoło. – To nic wielkiego. Chcę cię tylko wysuszyć. Następnie, z lodem na kostce, oprę tę nogę o deskę rozdzielczą. Usiadłam w fotelu – To nie jest wielka sprawa. – Mogłaby nią być - zawtórował. Jego oczy spotkały moje. – Po prostu pozwól mi to zrobić, dobrze? - Było coś w tym, jak to powiedział, w sposobie, w jaki spojrzał na mnie, aby upewnić się, że zrozumiałam. Nie robił tego tylko dla mojego dobra, ale również dla swojego. Kiedy skończył, wysypał lód z kubka na ręcznik i położył go na mojej kostce na desce. – Będę prowadzić przez resztę podróży – powiedział, zapinając mnie i zamykając drzwi.
185
Obserwowałam go, okrążającego pojazd, do siedzenia kierowcy. Wszyscy już byli w swoich samochodach i byłam trochę zakłopotana, wiedząc, że cały konwój był przeze mnie wstrzymywany. Everett wsiadł i zapiął się. – Jedziemy do Dolores Mission i na cmentarz obok - powiedział, odpalając pojazd i wyprzedzając samochód przed nami. Sięgnął za siebie i wrócił z butelką wody. – Masz, robi się coraz goręcej na zewnątrz. Wzięłam butelkę, ale wpatrywałam się w Everetta. – Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? Patrzył przed siebie, koncentrując się na samochodzie przed nami. Wzruszył ramionami. – Każdy czasami potrzebuje trochę pomocy, Parker. Nie wstydź się o nią prosić.
Dolores Mission została założona pod koniec 1800 roku przez grupę jedenastu rodzin z Nowego Meksyku. Większość Mission dawno się rozpadła, ale było kilka rozsypujących się budynków z cegły, które przetrwały, a poza tym, cmentarz. Moja kostka wciąż bolała, więc Everett i ja czekaliśmy w samochodzie, podczas gdy reszta grupy zwiedzała ruiny. To przypominało mi miasto duchów, które oglądaliśmy w Arizonie, więc nie przeszkadzało mi ominięcie zwiedzania. – Kiedy ta wycieczka się skończy, pomyślałem, że możemy skierować się w dół Teksasu. Musimy zatrzymać się gdzieś na noc, ale jako następny chcę odwiedzić Teksas. – Co jest w Teksasie? – Wiele rzeczy. Oraz pewni ludzie, których prawdopodobnie powinienem zobaczyć. Zmarszczyłam czoło. – Kto? – Przebiegł rękoma po kierownicy. - Moja rodzina. Był zakłopotany. Tak bardzo jak nie cieszyłam się na myśl o spotkaniu jego rodziny, tak wiedziałam, że to coś, co musi zrobić, zanim ta wycieczka się skończy. Więc po prostu powiedziałam: – W porządku.
186
Wycieczka zakończyła się na ranczu, ale Everett i ja znowu zostaliśmy w samochodzie, gdyż moja kostka spuchła jeszcze bardziej, sprawiając, że nie byłam zdolna poradzić sobie z większą ilością zwiedzania. Kiedy wróciliśmy na początek szlaku turystycznego, było już późne popołudnie. Everett natychmiast wrócił na drogę, kierując się na południe. Kiedy zatrzymaliśmy się tej nocy, zrobiliśmy postój w Amarillo, w stanie Teksas, które znajdowało się kilka godzin od naszej finałowej miejscowości w Teksasie. Kiedy weszliśmy przez hol hotelu, w którym mieliśmy nocować, Everett ponownie chwycił mnie za rękę. Coś się w nas zmieniło w Kolorado. Everett sięgnął po moją rękę, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, ale bardziej zaskakujące było to, że też po nią sięgnęłam. Po zameldowaniu się, idąc do szybu winy, minęliśmy bar. Spojrzałam na bar, a następnie na Everetta. – Wolę być z tobą trzeźwy - powiedział, odpowiadając na pytanie, którego nie zadałam. – Nawet jeśli oznacza to trochę więcej bólu. - Spojrzał na mnie i posłał mi swój lekki półuśmiech – Nie chcę zapomnieć. Ścisnęłam jego dłoń, delikatnie, rozumiejąc, że choć ból, do którego się odnosił, był spowodowany rakiem mózgu, to czułam ten sam ból, ale w mojej klatce piersiowej. – Czy z twoją kostką jest lepiej? - zapytał, naciskając przycisk naszego piętra. Nie puścił mojej ręki. – Tak. Dziękuję za to, co zrobiłeś. - Mówienie o tym, co zrobił, było dla mnie niekomfortowe. O tym, jak mi pomógł. – Zrobiłbym to jeszcze raz - powiedział. Wiedziałam, że miał to na myśli. Nie dlatego, że Everett odmówił kłamania, ale ze sposobu, w jaki to powiedział. Ze sposobu, w jaki na mnie spojrzał. Nie potrafiłam wyjaśnić, kiedy rzeczy stały się dla nas inne, kiedy zdecydowaliśmy, że splecione ręce i znaczące spojrzenia były teraz naszą 'rzeczą'. Ale nic nie powodowało, że czułam się właściwiej, niż moja ręka w jego, a jego oczy na mnie. Szliśmy korytarzem do naszego pokoju, kradnąc wzajemne spojrzenia. Jego ręka drżała trochę, kiedy wkładał kartę w drzwi. Było to subtelne, ale zauważyłam. Wiedziałam, na podstawie naszej rozmowy w kanionie, że drżenie powodował rak.
187
Jego rak był zawsze w głębi mojego umysłu, przypominając mi o celu mojej podróży z Everettem. Przypominając mi, że mój czas z Everettem miał datę ważności. Że, choć możemy żyć wiecznie w pamięci, wszyscy jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami. – O czym myślisz, Parker? Spojrzałam w górę, bez tchu i zobaczyłam go otwierającego drzwi od pokoju i czekającego, z dłonią w mojej, bym do niego dołączyła. – O śmiertelności - powiedziałam, smakując słowa i gorzki posmak pozostawiony na moim języku. Jego twarz złagodniała, a uśmiech opadł tak szybko jak się pojawił. – Chodź powiedział, ciągnąc mnie za rękę do pokoju. Zamknął drzwi i stanęliśmy tam, w krótkim korytarzu głównej sypialni, z łazienką po mojej lewej, zwróceni twarzami do siebie. – Jesteś smutna - powiedział. To nie było pytanie. Patrzyłam w podłogę, śledząc oczami wzór hotelowego dywanu. – Nie chcę być. – Przynajmniej jest to szczere. Podniosłam głowę. – Nie chcę czuć, Everett. – A ja chcę - powiedział, łapiąc mnie za ramiona. – Nawet jeśli to boli, chcę czuć. A nawet więcej, chcę, żebyś mi powiedziała, jak się czujesz. – Smutna - powiedziałam, mój głos był niski. – Dlaczego? – Ponieważ myślenie o śmierci jest smutne. – A dlaczego myślisz o śmierci? – Ponieważ wpatruję się jej w twarz, Everett! Złapał mnie za rękę i położył ją na swojej piersi. – Wcale nie. Poczuj to. Nie jestem martwy. Żyję. I ty też. - Chwycił mnie za drugą rękę i położył ją na mojej piersi. – Te mięśnie utrzymują cię przy życiu, mówiąc naukowo. Ale nie żyjesz, Parker. Twoje życie zostało wstrzymane, kiedy zostałaś zaatakowana. Przestałaś żyć swoim życiem. Nie masz zapału, celu i powodu do oddychania. Jakie wartości są w twoim życiu, Parker? Szczerze?
188
Moje płuca były zaciśnięte, napinając klatkę piersiową. – Myślę, - powiedział przed połknięciem – że nikt nigdy wcześniej cię nie cenił. Jak możesz zobaczyć wartość życia, jeśli nikt nie widział wartości w tobie? Jest mi przykro z twojego powodu, Parker. I jest mi przykro z powodu tych wszystkich ślepych osób, które nie potrafiły cię zobaczyć. Próbowałam się wycofać. Przestrzeń. Potrzebowałam przestrzeni. Nie mogłam oddychać. Everett zatrzymał mnie, owijając swoje ramiona wokół moich i przyciągając mnie do siebie. – Widzę cię - powiedział. Pokręciłam głową tam i z powrotem, niedowierzająco. – Widzę cię, Parker. Jesteś złamana. Nie wszystkie złamane rzeczy można naprawić. To jest w porządku, nie wiesz tego? To twoje złamanie przyciągnęło mnie do ciebie, bo zobaczyłem w tobie te same rzeczy, które widziałem w sobie. To było złamanie, które nas połączyło. Więc nie mogę życzyć z dala tych złamanych kawałków we mnie, bo bez nich nie mógłbym zobaczyć ciebie. Nie mogłam przestać potrząsać głową. Nie chciałam tego. Nie chciałam, z moimi złamanymi kawałkami, przyciągać do siebie ludzi. Chciałam być pozostawiona sama sobie, ulokowana po środku wszystkich tych kawałków. Ludzie, którzy odważyliby się zbliżyć, musieliby się o nie pociąć, chcąc się do mnie dostać. – Bądź złamana, Parker. - Złapał moją twarz w dłonie, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – Do kurwy nędzy. Bądź złamana i czuj się dobrze z tym. Będzie dobrze, wiem o tym. - Jego słowa, choć brzmiały brutalnie, były wypowiadane delikatnie. Potem pocałował mnie, wciskając swoje usta mocno w moje. Starałam się opierać. Danie mu tego oznaczałoby, że to, co powiedział, było prawdziwe. Ale całowanie Everetta było najważniejsze. Pchnął mnie na ścianę, patrząc na mnie i oddychając ciężko – Parker - wyszeptał w moje usta, zanim ponownie zanurkował. Moje ręce znalazły jego włosy i pociągnęły mocno. Jego słowa mnie zraniły. I ten ból spowodował, że nagle straciłam kontrolę. Więc wzięłam, co tylko mogłam.
189
Everett podniósł mnie, więc moje nogi owinęły się wokół jego pasa, a nasze usta idealnie dopasowały się do siebie. Złapał moje ręce, kiedy zsunęły się na jego pierś i trzymał je jedną dłonią, unosząc tuż nad moją głowę. Mój umysł chciał zapisać ten moment. Aby zachować go na inną porę. To było to, co chciałam zapamiętać: jego ręce na moich nadgarstkach, uniemożliwiające im dotykanie. Sposób, w jaki, jego usta naciskały na moje, jak gdyby chciał się oderwać, ale nie mógł. To przypominało mi przyciąganie ziemskie. Sposób, w jaki grawitacja trzymała nas na ziemi, powstrzymując od latania. Tak desperacko chciałam być jego grawitacją, utrzymać go na tej ziemi, powstrzymując przed opuszczeniem mnie. Mimo mojego zmieszania wszystkim innym, wiedziałam, że chcę, by Everett ze mną został. Chciałam innej przyszłości. Więc zrobiłam to, do czego Everett zawsze próbował mnie popchnąć. Przejęłam kontrolę nad moim życiem i nad tą chwilą, oddając pocałunek ze wszystkim, co czułam. Zmieszaniem, tęsknotą, strachem. Everett opuścił mnie na tak długo, aby zdjąć ubrania z dolnej połowy naszych ciał. Drżałam z potrzeby, palce swędziały, by dotknąć go ponownie. Kiedy usłyszałam znajomy dźwięk rozrywania folii, zadrżałam. Sekundę później, znowu mnie podniósł, zachęcając do owinięcia nogami jego pasa po raz kolejny. A potem się zatrzymał i położył dłonie na mojej twarzy, odsuwając włosy. – Parker. - To było jedno słowo, ale zsynchronizowane z pierwszym pchnięciem i moja głowa opadła, uderzając o ścianę za mną. – Ach! - krzyknęłam. Pchał znów i znów. Całował całą moją twarz z każdym pchnięciem, przesuwając się w dół kolumny szyi. Jego ręce były na moich udach owiniętych wokół jego talii. Sięgną do ich wewnętrznej strony, ścisnął mocno palcami, podnosząc je i przyszpilając mnie do ściany tak, że ich szczyty dotykały koszuli, a kolana klatki piersiowej. A następnie pchał mocniej, szybciej. – Odpuść, Parker - powiedział pochylony, z ustami na mojej szyi. Kąsał ją delikatnie, ale to było wystarczające, by doprowadzić mnie na krawędź. Usłyszałam jego chrząknięcie, gdy skończył, podążając za moim punktem kulminacyjnym, a następnie oboje zsunęliśmy się po ścianie na podłogę. Everett położył się na plecach, z jedną ręką na oczach. Jego pierś unosiła się i szybko opadała z wysiłku.
190
Wciąż opierałam się o ścianę, mój top zsunął się na ramię. Wpatrywałam się w Everetta w oszołomieniu. Moje oczy ponownie znalazły jego tatuaż. – Ten świat ma tylko jeden słodki moment przeznaczony dla nas - szepnęłam. Everett zdjął rękę ze swoich oczu i spojrzał na mnie, z jednym otwartym okiem. – To nie było słodkie - powiedział chrapliwie. – To była pasja. - Westchnął i usiadł powoli, z jedną ręką na głowie. – Wszystko w porządku? Potrząsnął głową i wstał, trzymając się drzwi łazienki, jakby był oszołomiony. To bolało, widzieć go osłabionego. Wiedziałam, przez to, jak wyglądała jego twarz, że nie chciał być postrzegany w ten sposób. – W porządku - powiedział. Sięgnął ręką w dół, do mojej, więc chwyciłam ją, wstając wraz z nim. – Weźmy prysznic i chodźmy do łóżka. To był długi dzień. – Usiądź, napuszczę wody i wezmę nasze kosmetyki - doprowadziłam go do toalety i opuściłam pokrywę, pomagając mu usiąść. Spojrzał na mnie, jego oczy były trochę zagubione. Pęknięcia, które pojawiły się wcześniej tego ranka i jego obojętność wobec mnie, trochę mnie złamały. Nie sądziłam, by było jeszcze coś do złamania. Chwyciłam kosmetyki i wróciłam do łazienki, widząc, że wygląda na zmęczonego. Z minuty na minutę był coraz bledszy. Więc odkręciłam wodę i czekałam, by była wystarczająco gorąca, a potem pomogłam mu wejść ze mną pod prysznic. Woda wydawała się trochę go rozbudzać, gdy po kolei myliśmy sobie włosy. Nałożyłam na gąbkę żel do mycia i zaczęłam najpierw od jego pleców. – Możesz mi opowiedzieć o swoich tatuażach? - zapytałam, pocierając gąbką każdy jego mięsień. Moja ręka prześledziła drzewo wraz z jego skręconymi gałęziami, owinięte wokół dolnej części jego tułowia. – Drzewo było czymś, co miałem na krótko przed tym, jak byłem w remisji. Korzenie są proste, ponieważ wszyscy tak w życiu zaczynamy. Wszystkie dzieci są niewinne. Twoje korzenie są proste. I kiedy wydostają się z ziemi, wtedy po raz pierwszy tracisz część tej niewinności, jesteś zmieniony. Dla drzewa natura zmienia sposób, w jaki formuje się, gdy
191
rośnie. Czy jest coś na jego drodze, czy będzie owijać się wokół przeszkód? Czy pogoda ogołoci go z liści na zimę? Czy czynniki zewnętrze, jak ptaki i wiewiórki, zniszczą korę? Ludzie są bardzo podobni. Raz stracimy niewinność i nie ma sposobu, by przewidzieć, jak gałęzie rozwiną się w przyszłości. Musisz iść z prądem, dopóki nie zostaniesz ścięta. Przełykanie guli w gardle bolało. – Odwróć się - powiedziałam, stojąc pod natryskiem. Odwrócił się, więc byłam skierowana twarzą do jego piersią. – To? - zapytałam, przesuwając gąbkę i wtedy moje palce znalazły się nad czterema jaskółkami po drugiej stronie jego żeber. – Ludzie, którzy liczą się dla mnie najbardziej. Moja mama, tata, siostra i siostrzeniec. Chcę, by byli wolni. - Moje oczy paliły. Nie musiał mówić, że chciał, by byli wolni. Już to wiedziałam. Wiedziałam, że nie powinnam, ale kontynuowałam. Przesunęłam gąbkę na jego pierś, w górę, do trzech prostych linii, które otaczały prawy biceps. Nie ufałam swojemu głosowi, więc spojrzałam na niego, starając się zakomunikować swoje myśli oczami. – Te oznaczają, ile razy mówiono mi, że mam raka. Ta linia - powiedział, wskazując na linię na dole zestawu – została dodana kilka tygodniu temu. – Trzy razy. – W młodzieńczych latach miałem raka dwa razy. Po raz pierwszy został zatrzymany na początku i wymagał trochę leczenia. Drugi raz - powiedział, dotykając środkowej linii – nastąpił, kiedy moja rodzina rozpadła się. - Pozwolił opaść swojej ręce i spojrzał na mnie. – Trzy ataki - powiedział. Byłam zadowolona, że stałam bezpośrednio pod natryskiem, bo nie chciałam, by był świadkiem tego, jak łza szybko wyśliznęła się z mojego oka, mieszając się z wodą pod prysznicem. Nie mogłam tego wytłumaczyć. To było coś więcej niż smutek, który odczuwałam. Coś głębszego, bardziej przejmującego. – Jeśli chcesz ubierać się cały na czarno, to nie będę miała nic przeciwko. Możemy zaatakować zasady. Everett spojrzał na mnie. – Skąd się to wzięło? Wzruszyłam ramionami. – Jesteś facetem w czerni. Jeśli chcesz ubierać się na czarno, to ja też tego chcę. - Moja noga podskoczyła nerwowo.
192
– Facetem w czerni? - zapytał. – Jak Johny Cash? Moja noga zatrzymała się. – Kto to jest? Everett potrząsnął głową. – Naprawdę masz dużo życia do nadrobienia, kochanie. Zanim miałam czas na przetworzenie bólu, który poczułam przy tym czułym słówku, Everett stukał w cytat dnia na swojej piersi – Weź to za przykład. To z piosenki. – 'Ten świat ma tylko jeden słodki moment zarezerwowany dla nas' jest z piosenki? Skinął głową. – To Queen’u. Prawdopodobnie to zespół, którego nikt nie zna, więc zanim otworzysz usta, po prostu powiem ci, że to zespół rockowy, który tworzył w latach 70tych. Ta linia - powiedział, biegnąc palcami po namydlonej skórze pod tatuażem – pochodzi z piosenki zwanej 'Who Wants to Live Forever'. – Brzmi jak bardzo podniosła pieśń - odpowiedziałam sucho. Everett zaśmiał się, wziął ode mnie gąbkę i przepłukał ją, zanim zamienił się ze mną miejscami pod prysznicem. Po nalaniu odrobiny żelu na gąbką, zaczął pocierać nią moją klatkę piersiową. – To wciąż pachnie jak twoje umyte ciało - powiedziałam, rozumiejąc teraz, dlaczego on zawsze miał zapach chłodnej wody. – Bo tak jest. Chcę poczuć to na skórze - przetarł gąbką w dół przodu mojego ciała, zanim musiał zawrócić. Gdy przebiegł gąbką po moich plecach, czułam, że jego ręce zastępują gąbkę, a palce naciskają barki i dół pleców, masując znajdujące się tam mięśnie. Moja głowa opadła. – Tak dobrze – czułam słowa wibrujące z mojego gardła. – Czy to boli? - zapytał. – Tylko trochę, ale również jest przyjemne. – Nie ma przyjemności bez odrobiny bólu. Otworzyłam oczy i wyprostowałam głowę. – Myślę, że nie. – Nie, Parker. - Owinął ramiona wokół mojego przodu i ponownie zaczął myć moje ciało. – Po prostu trzeba być na tyle odważnym, by to znieść.
193
DZIEWIĘTNAŚCIE Kiedy Everett zasnął, byłam rozbudzona. Przemyślenia, odnośnie naszego dnia, nie opuszczały mojego mózgu. Nasz moment przy rzece Purgatoire, a następnie chwila, gdy do niej wpadłam. I to, co powiedział o pozostawieniu swojego śladu gdzieś na ziemi, kiedy podziwiał ślady dinozaurów. Szybko wyciągnęłam laptopa i wykonałam kilka telefonów, w celu umówienia wizyty na następny poranek. Przez cały czas Everett oddychał przy mnie ciężko, nie wtrącając się, więc byłam w stanie zorganizować nasze plany bez przeszkód. Po ekscytacji, odłożyłam laptopa i wczołgałam się z powrotem do łóżka obok Everetta. Patrzyłam, jak głęboko oddycha, zanim położyłam głowę na jego bicepsie. Tak jak za pierwszym razem, kiedy to zrobiłam, wyciągnął rękę w kierunku mojego ciała i przyciągnął mnie do siebie.
Następnego ranka pozwoliłam mu pospać. Mimo, że zazwyczaj budził się przede mną, wiedziałam, że był wyczerpany wczorajszym dniem, dlatego spakowałam nasze rzeczy tak cicho, jak było to możliwe, aby pozwolić mu spać jego głębokim, spokojnym snem. Przyniosłam kontynentalne śniadanie z recepcji i zaparzyłam dzbanek kawy w małym hotelowym ekspresie. Kawa w końcu go obudziła. Obserwowałam go z krzesła naprzeciwko łóżka. Patrzyłam, jak rozciągał ramiona nad głową, kiedy rozglądał się dookoła. Gdy jego oczy mnie dostrzegły, usiadł wygodnie na poduszce, jakby mu ulżyło. Wstałam z krzesła i wlałam mleko, które wzięłam ze śniadaniowego bufetu do filiżanki, zanim wspięłam się na łóżko. – Masz - powiedziałam, podając mu kubek. Everett usiadł i wziął go ode mnie, pijąc. – Dziękuję - powiedział, a jego oczy nigdy nie opuściły moich.
194
– Jak się czujesz? Everett opuścił kubek na dół – Czuję się dobrze, Parker. Okej? - W jego głosie była łagodna irytacja. Wiedziałam, dlaczego. Więc go nie naciskałam. – Okej. Mam dla nas plany, zanim zobaczymy się z twoją rodziną. – Jakie? – Chcę sobie dzisiaj zrobić tatuaż. Everett pokręcił głową. – Mówisz poważnie? – Śmiertelnie poważnie. Zaśmiał się na mój dobór słów. – Jeśli ty sobie zrobisz tatuaż, to ja też zrobię. Miałam nadzieję, że to powie. – Więc obydwoje będziemy mieli tatuaże powiedziałam, przygryzając wargę. – Tak - powiedział, prostując się na łóżku. – I będziesz ostatnią, która zobaczy mój. Pchnęłam go. Nie mocno, ale wystarczyło, żeby rozlał kawę na całe łóżko i na sobie. Spojrzał w dół, na przemoczoną kawą pościel, a następnie z powrotem na mnie. Zanim zorientowałam się, co się dzieje, złapał mnie i wciągnął na siebie, brudząc moje ubrania swoją rozlaną kawą. – Pocałuj mnie, Parker. - Cmoknęłam go w usta. – Możesz to zrobić lepiej. Ponownie przycisnęłam do niego usta, próbując wyswobodzić się z jego ramion. – Pocałuj mnie z uczuciem - powiedział, przenosząc dłoń na mój policzek i tuląc moją twarz w swojej dłoni. – Ale ja nie wiem, co czuję - tchnęłam. – Nie musisz. Cokolwiek to jest, niech pochodzi z twoich ust do moich. Moje serce waliło boleśnie w piersi. Ale zrobiłam tak, jak poprosił. Pozwoliłam moim ustom przez chwilę unosić się nad jego ustami, zanim zmieniłam kurs i pocałowałam bok jego twarzy. Najpierw pocałowałam jego ucho, wypuszczając oddech po tym pocałunku, a następnie przeniosłam się na skroń. Moje dłonie odgarnęły włosy z jego czoła i wahałam się
195
tylko przez chwilę, zanim moje usta przycisnęły się do małego wgniecenia na jego czole. Następnie całowałam go wzdłuż blizny. Czułam jego drżący oddech na moim gardle. Powoli przenosiłam się pocałunkami na środek jego czoła, dopóki nie dotarłam do oczu. Były zamknięte, więc pocałowałam delikatnie każdą powiekę zanim ruszyłam w dół jego twarzy, umieszczając pocałunek na policzku, na czubku nosa, podbródku, a następnie schodząc w dół jego klatki piersiowej. Smakowałam kawy na jego klacie, ale nie przestawałam wyciskać szlaku pocałunków na jego ciele. Moje usta przywarły do skóry, pod którą ukrywało się jego serce i czułam wdzięczność za jego regularne bicie do moich ust. Pocałowałam tatuaż z napisem, a następnie przemieściłam się w dół tatuażu przedstawiającego drzewo. Pocałowałam w poprzek jego brzuch, a potem tatuaż wróbli po drugiej stronie. Kiedy dotarłam do jego bicepsa, mój oddech był urywany. Częściowo ze względu na pożądanie, które czułam, ilekroć byłam w jego obecności, ale w przeważającej mierze ze względu na uczucie całowania wszystkich tych złamanych i doskonałych części Everetta, ze wszystkimi uczuciami, którymi go darzyłam. Pocałowałam każdy zarys na jego bicepsie, zanim oparłam czoło na jego ramieniu, przezwyciężona jakimkolwiek uczuciem, które do niego żywiłam. Jego dłonie ujęły moją szczękę i podciągnęły twarz do góry. Jego wyraziste, niebieskie oczy wpatrywały się w moje przez chwilę, po czym pociągnął mnie w dół i pocałował delikatnie, miękko. Każdy z jego dotychczasowych pocałunków był różny i ten nie był wyjątkiem. To był uzdrawiający pocałunek. Uzdrawiał te części mnie, które bolały przez to, jak sprawiał, że się czułam. Oderwałam się od niego i pozwoliłam mojej głowie spocząć na jego piersi, otępiale przerażona pocałunkiem, którym właśnie obdarowałam Everetta. Przerażona tym, co to znaczyło oraz tym, co on widział w tym pocałunku. Czułam, jak jego dłoń schodziła do moich włosów, które później przeczesywał palcami. Leżeliśmy na łóżku. Moja głowa opierała się na jego, pokrytej kawą, klatce piersiowej, a jego palce wodziły po moich włosach, podczas gdy starałam się poukładać sobie w głownie wszystko odnośnie tego, co się działo między nami.
196
– Kiedy umówiłaś te wizyty? - zapytał, zatrzymując się przed salonem tatuażu na obrzeżach Austin, gdzie mieszkała jego rodzina. – Zeszłej nocy, gdy spałeś. Everett wyglądał na mile zaskoczonego. To zasiało maleńkie nasionko szczęścia w mojej klatce piersiowej, ta wiedza, że mogę to przywołać na jego twarz. Szczęście było naprawdę dziwnym uczuciem. Napełniało twoją klatkę piersiową małym trzepotem skrzydeł. To przyprawiało mnie o mdłości, ale pozwalałam, aby się zdarzało. To nie było bolesne, jak inne uczucia. Everett wysiadł i obszedł samochód, aby chwycić mnie za rękę. – Co chcesz wytatuować? – To tajemnica. – Cóż, zatem mój też będzie sekretem. - Ścisnął moją rękę nie raz, nie dwa, ale trzy razy. Więc w odpowiedzi, również ścisnęłam jego dłoń trzy razy. Everett spojrzał na mnie i ponownie ścisnął moją dłoń trzy razy. Cokolwiek to było, było zamierzone. Na minutę zmarszczył brwi, po czym jego rysy wygładziły się. – Gotowa? – Tak.
Kiedy mój tatuaż był gotowy, wyszłam na zewnątrz i szukałam Everetta. Kiedy go nie zobaczyłam, usiadłam na krawężniku i czekałam. Postanowiłam napisać do Miry. Ja: Jak poszło? Stukałam stopami o asfalt, kiedy czekałam na jej odpowiedź. Mira: Dobrze. Musieliśmy go wypuścić. Ale myślę, że jest przekonany, iż Andra nigdy nie była na ranczu.
197
Ja: Andra? Dlaczego nazywał mnie Cora? Mira: Jest zdezorientowany. Ja: Mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz. Mira: Bo tak jest. Nie musisz wiedzieć. Odpuść. Dusiłam się przez chwilę, zirytowana, że nie chciała mi powiedzieć. Ale wiedziałam, że nic, co bym powiedziała Mirze, nie zmieniłoby jej zdania. Drzwi salonu tatuażu otworzyły się i wyszedł Everett. Postanowił ubrać koszulkę z długimi rękawami i krótkie spodenki, więc wiedziałam, że nie będę w stanie zobaczyć, gdzie zrobił sobie tatuaż. Na szczęście, mój również był ukryty. Wyciągnął do mnie dłoń i podciągnął mnie do pozycji stojącej. – Co sobie wytatuowałaś? - zapytał. – A co ty sobie wytatuowałeś? – Ach - powiedział, w jego oczach pojawiło się zrozumienie. – Nie powiesz mi, dopóki ja ci nie powiem. Skinęłam głową. – Zatem będziesz musiała poczekać, ponieważ mam zamiar go ukrywać, dopóki znowu nie będziesz mnie miała nago. Przygryzłam wargę. – To samo tyczy się ciebie - odpowiedziałam. Everett uśmiechnął się szeroko. – Nie mogę się doczekać. - Mrugnął i pociągnął mnie w kierunku samochodu. Uderzyło mnie to, jak nasz związek się rozwijał. Mimo emocjonalnych uczuć, które gromadziłam wobec Everetta, wciąż musiał mnie ciągnął, musiał te uczucia ode mnie wyciągać. I z jakiegoś powodu, chciałam być jedyną, która będzie wyciągała je z niego. – Udajemy się do twoich rodziców? Skinął głową. – Najpierw pójdziemy na późny lunch z moją siostrą i siostrzeńcem.
198
Nadal żułam moją wargę. Everett otworzył dla mnie drzwi pasażera w Jeepie. – Wszystko w porządku? - zapytał, stojąc i pomagając mi wsiąść. – Tak - powiedziałam nonszalancko. – Nie kłam. Przewróciłam oczami. – Teraz żałuję, że nie dodałem "żadnego przewracania oczami" do zasad. - zaśmiał się. – Daj spokój, co chodzi ci po głowie, moja droga Parker? Uniosłam na to brew. – Droga Parker? Serio? To brzmi, jakbym była twoim zwierzakiem. Owinął rękę wokół moich ramion i muskał dłonią moje włosy. – Mój skarb. Odsunęłam się od niego. – To przerażające. - Ale część mnie, chciała się uśmiechnąć. Duża część. Przeniosłam się z żucia mojej wargi, do żucia wewnętrznej strony wargi. – Nie uśmiechaj się, Parker - powiedział, pochylając się do mnie. – To by wyglądało dziwnie na twojej twarzy. Oparłam się pokusie, aby znowu przewrócić oczami. – Dlaczego jesteś taki skory do zabawy dzisiejszego ranka? Gdzie jest mój mroczny, zamyślony Everett? Przechylił głowę na bok. – Od kiedy stałem się twój? - zapytał. Na chwilę przestałam oddychać, nie zdając sobie sprawy, aż do tego momentu, że zamiast zwyczajowego nazywania go Everettem, nazwałam go "moim Everettem". – Spokojnie, Parker. Oddychaj. Tylko się z tobą drażnię. Mroczny i zamyślony Everett jest na haju, bo zrobił sobie nowy tatuaż. Nie martw się; jestem pewien, że wróci, kiedy spotkamy się dzisiaj z moimi rodzicami na obiedzie. Jakikolwiek uśmiech drażnił moje usta, opuścił je szybko. – Chodź - powiedział, wskazując, abym wspięła się do Jeepa. – Pizze wzywają. Klepnął mnie w tyłek, kiedy wsiadałam do samochodu, więc posłałam mu ostre spojrzenie przez ramię.
199
On tylko roześmiał się i wspiął się na siedzenie kierowcy.
200
DWADZIEŚCIA Siostra Everett była śliczna. Ale nie była typem odstrzelonej królowej piękności z makijażem i samoopalaczem. Była opalona jak jej brat, naturalnie lub muśnięta słońcem. Jej czarne włosy były zwyczajnie wystylizowane, długie i proste. Miała takie same oczy jak Everett, te niepokojąco - lodowo niebieskie spojrzenie. Ale jej twarz miała delikatniejsze rysy pomimo tego, że była kilka lat starsza. – Bridget - powiedziała, jej twarz rozdzierał bystry, biały uśmiech. Była rodzajem osoby, która była tak piękna, że aż onieśmielała, dopóki się nie uśmiechnęła. Jej uśmiech był ciepły, przyjazny. A w oczach gościła nadzieja. Natychmiast odwróciłam wzrok, nie czując się z tym komfortowo. Nie chciałam odpowiadać za jakąkolwiek nadzieję, którą widziała w mojej osobie. – Parker - powiedziałam, potrząsając jej wyciągniętą dłoń i patrząc na Everetta. – Usiądź - wskazała na przeciwną stronę boksu. Wdrapałam się na miejsce, a Everett wsunął się obok mnie. Prawie natychmiast, chwycił mnie pod stołem za rękę i ścisnął ją. To było pocieszające, więc trochę się rozluźniłam. – Więc - powiedziała Bridget, jej oczy błyszczały z podniecenia. – Everett mówił, że byliście na wycieczce objazdowej przez ostatnich kilka dni? – Tak - odpowiedziałam i spojrzałam na Everetta. – Prawie tydzień? Everett wzruszył ramionami. – Prawie. – I zabrał cię do niektórych z jego ulubionych miejsc? Ściągnęłam brwi w jedną linię. – Cóż, powiedział, że nigdy przedtem nie był w Wielkim Kanionie. – Nie był. - Upiła łyk wody. – Ale powiedział, że zabrał cię do Four Corners? Spojrzałam na Everetta. – Byłeś tam już wcześniej? - Zmartwiło mnie to. Bridget przerwała – Tylko z rodziną. I zabrał cię, żebyś zobaczyła ślady dinozaurów?
201
Odwróciłam wzrok od Everetta i spojrzałam na stół. Część mnie była zła. Część mnie poczuła się zdradzona. Nie miałam prawa tego czuć, ale czułam. – Tak, widzieliśmy ślady dinozaurów i rzekę. Everett ścisnął moją dłoń pod stołem, ale potrzebowałam dystansu. Nie za duży dystans można było osiągnąć, kiedy siedzieliśmy tak blisko siebie, ale i tak wykręcałam palce z jego uścisku. – Nie wiedziałam, że już wcześniej widział te miejsca - powiedziałam, nadal wpatrując się w stół. Zapadła cisza między Everettem i Bridget. Poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Wzruszyłam ramionami i wyrzuciłam z siebie – Nie żeby to miało jakieś większe znaczenie, czy coś. - Nie śmiałam spojrzeć na Everetta. Coś stanęło między nami, po tym jak Bridget przyznała się, Everett już był w tych miejscach. Nie chciałam o tym myśleć. Kiedy kelner przyniósł napoje i wziął nasze zamówienia, nic innego nie zostało powiedziane. To była najbardziej niekomfortowa i niezręczna cisza. I wtedy chłopak, mniej więcej w wieku ośmiu, czy dziewięciu lat, podbiegł susami do stołu. – Mamo, masz więcej ćwierć dolarówek, które mogę dostać? – Hej kolego. - Usłyszałam głos Everetta, ale moja uwaga była skupiona na chłopcu. – Wujek Everett! - zawołał, owijając ramiona wokół szyi Everetta. Nie mogłam uniknąć spojrzenia na Everetta. Miał zamknięte oczy i ramiona owinięte wokół chłopca, chłopca, który był do niego tak niesamowicie podobny. Moje klatka piersiowa zacisnęła się ze wzruszenia, kiedy obserwowałam ich spotkanie. Everett wyciągnął garść ćwierć dolarówek z kieszeni i przesypał je w dłoń małego chłopca. To właśnie wtedy, mały chłopiec mnie zauważył, wpatrując się we mnie swoimi szczerymi, niebieskimi oczami. – Cześć - powiedział, przechylając głowę na bok, w taki sam sposób, jak robił to Everett, kiedy mi się przyglądał. Bolało mnie to potem. – Cześć - wychrypiałam. Przełknęłam – Jestem Parker. A ty, jak się nazywasz? – Clark - odpowiedział. – Skąd masz swoją bliznę? Usłyszałam jak Bridget zasysa powietrze. To dlatego lubiłam dzieci, mówiły rzeczy, które były dla innych ludzi niewygodne. Dorośli powodowali, że czułam się nieswojo, ale nie dzieci.
202
Więc powiedziałam to, co mówiłam wszystkim małym dzieciom, które zawsze o to pytały. – Atak rekina. Zapadła cisza ze strony Everetta i Bridget, ale cała twarz Clarka rozpromieniła się – Fajnie! - zawołał. Odwrócił się do Bridget. – Mamo, czy to nie jest super? Bridget powoli skinęła głową. – Pewnie, że jest. Dlaczego nie pójdziesz się dłużej pobawić na pasażu i nie sprawdzisz, co u nas, za kilka minut? Clarkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odszedł od stołu, pozostawiając nas, dorosłych, w niezręcznej ciszy. – Dzięki - powiedziała w końcu Bridget. Spojrzałam na nią. – Teraz będziesz jego bohaterką. – To ładniejsza historia, niż powiedzenie, że byłam zaatakowana nożem powiedziałam, popijając mój napój. Patrzyłam na Bridget, która wymieniała spojrzenia z Everettem. To stawało się nie do zniesienia. Bridget westchnęła. – Everett możesz sprawdzić, co z Clarkiem? Everett odszedł od stołu. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale agresywnie unikałam patrzenia na niego. Wiedziałam, że Bridget nie bez powodu, poprosiła, aby nas zostawił. Po jego odejściu, spojrzałam na nią. Jako ktoś, kto czerpał radość z obserwowania ludzi, byłam w stanie odebrać wiele sygnałów mowy ciała. A mowa ciała Bridget, mówiła mi, abym się na coś przygotowała. Wyprostowałam się. – Everett powiedział ci o raku. – To nie było pytanie. Przytaknęłam. – Oraz o jego decyzji ruszenia naprzód po usłyszeniu diagnozy. Bridget skinęła głową. – Co o tym sądzisz? Zapowiadało się na ciężką rozmowę. – Kiedy pierwszy raz mi powiedział, nie rozumiałam. - Wzięłam łyk przez słomkę, formułując odpowiedź. – A później, powiedział mi - zaczęłam. Uff. To miało być jeszcze bardziej niekomfortowe. – Powiedział mi, że miał ten nowotwór jako nastolatek. I opowiedział mi o tym, jak się czuł, kiedy jego rodzina rozpadła się z tego powodu.
203
Bridget zacisnęła usta, powoli przytakując i przyswajając wszystko, co mówiłam. – No cóż, nasza rodzina się rozpadła, ale Everett lubi zrzucać za to winę na siebie. Ma odrobinę ciemności w swojej duszy, tylko odrobinę, ale mogłabyś pomyśleć, że jego dusza była czarna, poprzez to, jak nie potrafił sobie wybaczyć czegoś, nad czym nie miał kontroli. – Everett lubi kontrolę. – Tak - zgodziła się Bridget. – To dlatego, tak zdecydował. Zdecydował, że nie będzie miał operacji, zdecydował, że przestanie walczyć. On chce podjąć decyzję. Ale ta jest złą. Wow. Nie wiedziałam, jak na to odpowiedzieć. Bridget dała znak i usiadła przy stole. – Jak wiele Everett powiedział ci o swoim nowotworze? O tym, którego ma teraz? – Niewiele. Tylko, że jest solidnej wielkości i że jest umiejscowiony w jego czole, gdzie podejrzewam był też jego pierwszy nowotwór, biorąc pod uwagę bliznę. – Everett nie miał tego guza zdiagnozowanego szczegółowo. Jego lekarze są tutaj w Teksasie, są to lekarze, którzy leczyli po raz pierwszy jego raka. Miesiąc temu widział się z onkologiem w Kalifornii. Miał tomografię. Lekarz zalecił biopsję, ale Everett odmówił. Powiedział, że skończył z tym. Ale - Bridget położyła rękę na stole – on nawet nie wie, jakiego rodzaju jest ten nowotwór. Nie ma pojęcia! To może być coś tak łatwego do wyleczenia, ale on zdecydował się nic z tym nie robić. To były całkowicie nowe informacje. Przypuszczałam, że Everett gruntownie wszystko sprawdził, zanim podjął decyzję, aby się z tym nie mierzyć. – Więc dlaczego tak szybko zdecydował, że nie chce operacji? – Nie widziałaś go, kiedy miał raka będąc nastolatkiem. To było, cóż, druzgocące. Stracił tak dużo na wadze. Stracił dużo siebie. Stracił przyjaciół, a jego rodzina rozpadła się. Fizycznie rak go osłabił. Emocjonalnie, w jego umyśle, rak zniszczył jego życie. A leczenie raka, odebrało mu pamięć. - Patrzyłam jak jej palce błądziły po drewnianej teksturze stołu. – Everett miał wyjątkową pamięć, kiedy dorastał. Nawet po latach, pamiętał ludzi, których poznał tylko przelotnie. Zawsze dobrze sobie radził w szkole. Po operacji, miał problemy z pamięcią krótkotrwałą. Zapomniał o wszystkim, co wydarzyło się miesiące przed operacją. Skinęłam głową, pozwalając, aby te słowa dotarły do mojej świadomości.
204
– Everett - kontynuowała, patrząc na pasaż, który przylegał do restauracji. – Everett jest dobrym człowiekiem. Bardzo dobrym człowiekiem, Parker. On jest miły, hojny i bezinteresowny. Ale nie widzi tych rzeczy w sobie. Widzi mężczyznę, który podzielił rodzinę. Nie powiedziałabym, że ma depresję, ale jak każdy z nas, ma swoje demony. A jego demony, okradają go z przyszłości, która można równie dobrze istnieć. Ta rozmowa sprawiała mi ból. Czułam się zdradzona przez Everetta. Za to, że nie powiedział mi, iż zwiedził już wcześniej wszystkie te miejsca, które razem zwiedzaliśmy. Za to, że nie powiedział mi o swoich prawdziwych, bardziej znaczących powodach, przez które nie chciał operacji. Jednak nie czułam się, jakbym miała prawo być zdenerwowaną, ani czuć się zdradzoną. Rozparłam się na siedzeniu. Bridget pochyliła się nad stołem. – Nie powiedziałam ci niczego w tajemnicy. Jeśli chcesz, możesz spokojnie to omówić z Everettem. - Zerknęła w kierunku pasażu, zanim ponownie spojrzała na mnie. – Nigdy wcześniej nie spotkałam żadnej dziewczyny Everetta. Otworzyłam szeroko oczy. – Nie jestem jego dziewczyną. – Wiem. - Oblizała wargi. – Ale jesteś najbliższą mu osobą, jaką kiedykolwiek miał. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Everett ponownie dołączył do nas przy stole. Bridget i ja zamilkłyśmy, podczas gdy Everett patrzył to na jedną, to na drugą. – Miałyście udaną pogawędkę? - zapytał, jakby obojętnie. Musiał wiedzieć, że rozmawiałyśmy o nim. – No jasne, - powiedziała Bridget, mrugając do mnie. – Rozmawiałyśmy o tym, jakim jesteś idiotą. – Parker nie myśli, że jestem idiotą – powiedział, wskazując na mnie kciukiem. – Nie. Jesteś po prostu dupkiem. – Niegrzecznym dupkiem – zgodził się Everett, pochylając głowę do swojej siostry. – Cóż, jesteś - zgodziła się z kamienną twarzą. Kelner przyniósł nasze jedzenie, ale Clark był wciąż na pasażu. – Jego ojciec dał mu lunch, zanim przyjechaliśmy, więc prawdopodobnie całą porę lunchu spędzi na pasażu przeprosiła Bridget. – On jest dzieckiem - powiedziałam, wzruszając ramionami. – Ma swoje priorytety.
205
– Ma - Bridget uśmiechnęła się delikatnie. – Gdzie wy dwoje kierujecie się dalej? Wydawała się autentycznie zainteresowana. Nadal byłam w konflikcie względem moich uczuć do Everetta, więc milczałam, kiedy on odezwał się. – Następnie jedziemy do Nowego Orleanu. Moja głowa podskoczyła na to. Nowy Orlean był niczym kopalnia złota dla ludzi takich jak ja, dla ludzi, którzy uwielbiali obserwować innych. Ale ciągle unikałam patrzenia na Everetta. – Co zamierzacie tam robić? - spytała Bridget między kęsami. Poczułam, jak obok mnie, Everett wzruszył ramionami – Coś - odpowiedział, zanim wziął kęs swojego kawałka pizzy. – Coś? - zapytała Bridget, unosząc brew. – To wszystko? To wszystko, czego się dowiem? – Będę robić zdjęcia. Wyślę ci je - powiedział, machając dłonią, jakby chciał zbyć tę rozmowę. To przypomniało mi o zdjęciach, które zrobiliśmy w Kanionie Picketwire. – Mamy już jedno zdjęcie - powiedziałam, gapiąc się w swój talerz. – wspólne, pod łukiem. - Everett zesztywniał, zatrzymując się przed wzięciem kolejnego kęsa. Wiedział, o czym pomyślałam i o czym będę pamiętać za każdym razem, kiedy będę patrzeć na to zdjęcie. Ale to było zbyt osobiste, zbyt osobiste, aby powiedzieć to na głos. – Tak? - zapytała Bridget, najwyraźniej nieświadoma myśli, które zasysały przestrzeń w mojej i Everetta pamięci. – Chcę je zobaczyć - pochyliła się nad stołem. – Łuk w kanionie? – Masz - powiedział, wyciągając aparat spod stołu i wręczając go jej. Nie wiedziałam, że przyniósł go ze sobą. Bridget odłożyła widelec i wytarła ręce w serwetkę, zanim łapczywie chwyciła aparat. Obserwowałam ją, kiedy zaczęła przewijać zdjęcia. Zatrzymała się i spojrzała przez chwilę na Everetta, po czym ponownie skupiła uwagę na aparacie. Nie zdawałam sobie sprawy, że Everett zrobił więcej zdjęć. – Ach - powiedziała. Spojrzała na nas. Zdawało się, jakby chciała coś powiedzieć, ale uparcie ściągnęła usta w linię, zanim z powrotem podała aparat Everettowi.
206
– Chcę zobaczyć - powiedziałam, sięgając ręką, aby przechwycić aparat. Everett próbował mi go zabrać, ale odepchnęłam go. Gapiłam się na ekran, zamieszczony z tyłu kamery. Zobaczyłam łuk i Everetta pochylonego w moim kierunku, z ramieniem owiniętego wokół mnie. Był skierowany twarzą do mnie, z ustami przy moim uchu. Wyraz mojej twarzy można by opisać słowem "błogi". Nic nie mogłam na to poradzić, ale zamknęłam oczy, wspominając. 'Każdy, kto widzi to zdjęcie zobaczy nas pod łukiem. Ale kiedy ty zobaczysz to zdjęcie, zobaczysz kanion i wodę oraz całe piękno, rozpościerające się przed nami. Pamiętaj o tym, Parker. Kiedy spojrzysz na to zdjęcie, pamiętaj o patrzeniu ze mną na czyściec. Podczas, gdy wszyscy inni patrzyli na łuk, my patrzyliśmy na to.' Otworzyłam oczy i spojrzałam na Everetta po raz pierwszy, odkąd odszedł od stołu. Patrzył na mnie z uczuciem. Nie byłam pewna, co to za uczucie, ale wiedziałam, że było prawdopodobnie takie samo, jakie ja czułam. Oblizałam usta, nie mogąc oderwać wzroku. – Już zadbałam o rachunek. Clark ma zajęcia z piłki nożnej, więc muszę się zbierać. Głos Bridget przerwał mgłę, w której byłam, kiedy wpatrywałam się w Everetta. – Odprowadzimy cię - powiedział Everett, sięgając ręką, aby mnie pociągnąć. I oto znowu, ciągnął mnie. Podążyłam za nim. Kiedy dotarliśmy na parking, puściłam dłoń Everetta, zostając w tyle, żeby mógł trochę pobyć z siostrą. Clark pobiegł do samochodu, gdy Everett i jego siostra rozmawiali. – Szkoda, że nie będzie cię dzisiaj z nami na obiedzie - powiedział Everett, kładąc rękę na jej ramieniu. Obserwowałam ją, kiedy patrzyła na niego ze smutkiem. – Dzisiaj mam zmianę, a nie mam nikogo na zastępstwo. Poza tym wiesz, jaki jest tata. Wolałabym raczej nie oglądać jak zawstydza samego siebie, albo próbuje zawstydzić mnie. Everett skinął głową, westchnął, a następnie przebiegł dłonią po włosach. Obydwoje odwrócili się, aby na mnie spojrzeć, a ja odwróciłam się, próbując udawać, że ich nie słyszałam. – Ona jest dobra, wiesz? - powiedziała Bridget, wciąż patrząc na mnie. Zaswędziała mnie skóra.
207
– Tak, wiem, że jest - odpowiedział. Mój żołądek płonął. Everett pochylił się i przytulił ją. Odwróciłam się do nich tyłem. – Co to jest? - spytała Bridget. Nadal stałam plecami do nich, czując dyskomfort, będąc świadkiem ich rozmowy. Zapadła cisza, a potem usłyszałam jak Bridget powiedziała – Mówią, że to przynosi pecha. Ciekawość szeptała w mojej głowie, abym się odwróciła i zobaczyła, o czym mówili. Ale byłam uparta i wciąż stałam do nich tyłem. – Zaryzykuję - odpowiedział Everett, śmiejąc się. Odwróciłam się, a Everett ponownie obejmował Bridget. Kiedy go obejmowała, obserwowałam jak wyraz jej twarzy zmienia się z szczęśliwego na smutny. Tak ciasno owinęła wokół niego ramiona, że aż zadrżała. Ponownie odwróciłam wzrok, nie chcąc, oglądać tego momentu między Everettem i jego siostrą. To było zbyt wiele. – Parker - powiedziała. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Jej ramiona były wyciągnięte w moim kierunku. Niechętnie, zrobiłam kilka kroków w jej kierunku i pozwoliłam, aby owinęła wokół mnie swoje ramiona. Moje ramiona czuły się niezręcznie, były jak z ołowiu, więc uniosłam je i nieśmiało poklepałam ją po plecach. Kiedy mnie przytulała, spojrzałam na Everetta, zaciekawiona sposobem, w jaki na nas patrzył. – Mam nadzieję, że znowu cię zobaczę - powiedziała, odsuwając się i patrząc mi w oczy. To było podchwytliwe pożegnanie. Nie widziałam, co odpowiedzieć, więc po prostu obserwowałam, jak odchodzi w kierunku swojego samochodu. – Często byłaś przytulana? Pokręciłam głową i spojrzałam na Everetta. – Co? – To proste pytanie. Czy ktoś cię przytulał? Dorastając, czy twoi zastępczy rodzice przytulali cię? Twoi nauczyciele? Chłopaki? Nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią. – Nie. Everett przytaknął, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi. – Nawet twoi chłopcy?
208
Pomyślałam o moich chłopakach. Nigdy nie byłam emocjonalnie związana z żadnym z nich. Nigdy o to nie chodziło. Więc nie trzymaliśmy się za ręce, nie przytulaliśmy się, ani nie byliśmy dla siebie czuli, chyba że był to wstęp do głównego wydarzenia. – Nie. – To cholerna szkoda. – Nie, wcale nie. Podszedł bliżej mnie. Zrobiłam krok w tył. – Nie uciekaj - wyszeptał, a jego oczy były skupione na moich. – Nie uciekam. – Ale chcesz. Nie mylił się. Sięgnął po moją dłoń. Chwyciłam go za rękę z odrobiną lęku. – Chodźmy - powiedział, przerywając zaklęcie, pod którym się znajdowałam. Pozwoliłam, aby poprowadził mnie w stronę Jeepa. Odprowadził mnie do drzwi pasażera, ale zanim je otworzył, przyciągnął mnie do siebie i objął. Moje serce opadło, lądując w dole brzucha. Zamknęłam oczy i poczułam jego usta przy moim uchu. – Nie byłaś wystarczająco dużo przytulana, mój skarbie. - Jego żartobliwe przezwisko wobec mnie, tym razem nie brzmiało jak dowcip. Zacisnął mocniej ramiona. Tak mocno, że nie mogłam się poruszyć. Ale to było krzepiące. I ciepłe. W tej chwili chciałam żyć, naprawdę żyć. Więc z moimi zamkniętymi oczami, powierzyłam ten moment mojej pamięci. Jego znakomity zapach perfum. Mięśnie jego pleców pod moimi palcami. Jego oddech na moim uchu. Kiedy przycisnął usta do moich włosów, moje serce podskoczyło z żołądka do gardła.
209
DWADZIEŚCIA JEDEN Zameldowaliśmy się w hotelu przed obiadem z rodzicami Everetta. Pomyślałam, że to trochę dziwne, żeby iść na obiad z obydwojgiem, biorąc pod uwagę, że byli rozwiedzeni, ale Everett wyglądał, jakby to nie była wielka sprawa. Ale to sprawiło, że byłam ciekawa ojca Everetta, tego, o czym mówiła Bridget. Ubrałam się w różową sukienkę, którą pożyczyłam/ukradłam od Jasmine, tą, którą miałam na sobie w noc, gdy poznałam Everetta. Kiedy wyszłam z łazienki, Everett siedział na krześle przy łóżku, pocierając głowę. Obserwowałam go od drzwi przez minutę, martwiąc się o niego. Gama emocji, które wywoływał we mnie Everett wahała się od dobrych rzeczy do rzeczy, które ranią. Niepokojąco ranią. Nigdy tego nie chciałam, tego przyciągania i odpowiedzialności, żeby uczynić innego człowieka szczęśliwym. Jego głowa podniosła się i spojrzał na mnie, mrugając. – Nie jesteś Sarah. – Nie. - Uśmiech aż bolał, żeby rozprzestrzenić się na moich ustach. Wstał i podszedł do mnie. – Jesteś piękna, wiesz. Mówiłem ci wcześniej, ale lubisz potrząsać głową. - Położył rękę na boku mojej szyi. – Przestań potrząsać głową. Pozwól mi, powiedzieć ci komplement. Jego ręka była ciepła wokół mojej szyi, a chwilę później druga powędrowała do mojej talii. Moje oczy otworzyły się, gdy jego palce potarły tam, tuż nad bandażem. – To jest miejsce, gdzie jest twój tatuaż - powiedział, uśmiech igrał na jego ustach. Kiwnęłam głową. – Gdzie jest twój? – Może zobaczysz go później. Zmarszczyłam brwi, trochę rozdrażniona. Jego palec sięgnął do przestrzeni między moimi brwiami i potarł. – Nie marszcz brwi. Wolałbym zobaczyć twój uśmiech.
210
– Powiedziałeś, że wyglądam z nim dziwnie - przypomniałam mu. – To nie znaczy, że wciąż nie chcę go widzieć. Albo być jego powodem. Upuścił pocałunek na moje usta. – Chodźmy.
Gdy przybyliśmy do restauracji, rodzice Everetta już czekali. Obserwowałam ich z zainteresowaniem, zanim hostessa nas do nich zaprowadziła. Jego ojciec trzymał ramię na oparciu siedzenia jego mamy i patrzył na nią, jakby była jedyną rzeczą na świecie, na której potrafi się skupić. Jego włosy były czarne tak jak Everetta, upstrzone czernią i bielą. Mama Everetta wyglądała delikatnie, młodzieńczo. Miała blado blond włosy, delikatnie podkręcone wokół twarzy. Jej oczy były tak samo niebieskie, jak jej dzieci. Gdy zobaczyła Everetta, to było tak, jakby coś się w niej obudziło. Uśmiech wypełnił jej twarz i wstała, żeby go przytulić. Obserwowałam, jak trzymała go mocno, tak jak Bridget, zanim skierowałam moją uwagę na ojca. Gdzie mama Everetta była ciepła, jego ojciec był zimny, chyba, że patrzył na swoją byłą żonę. Nie spiorunował mnie sztyletami, ale wydawał się bardzo bezosobowy, gdy z odrobiną niechęci wyciągał do mnie rękę. Jego oczy wędrowały po mojej twarzy bez uśmiechu. To był pierwszy raz w moim życiu, gdy wstydziłam się swojej blizny. Matka Everetta przytuliła mnie jako następną. Przytulanie było dziwaczne. Pocieszający rodzaj dziwaczności. Podczas gdy ona mnie przytulała, ja obserwowałam Everetta i jego wymianę uścisku dłoni z ojcem. To również wydawało się dziwaczne. Ale przypomniałam sobie, jak Everett mówił, że jego ojciec jest chłodny. Po prezentacji usiadłam bezpośrednio naprzeciwko mamy Everetta, Patrici, z Everettem po mojej lewej stronie. Patricia oparła łokcie na stole i umieściła brodę na rękach, gdy wpatrywała się w syna. Jej miłość do niego była niewątpliwa. I swoją drogą, kiedy ją przytulił, nie było wątpliwości, że on również ją kocha. To sprawiło, że z trudem oddychałam, będąc częścią tego, obserwując z tak bliska matkę i syna, którzy się kochają. Rodzicielska miłość była mi obca. I to było moje pierwsze doświadczanie tego z tak bliska.
211
Ojciec, do którego Everett mówił po imieniu, Robert, musiał się jeszcze rozkręcić. Pił whisky w niskiej szklance, a kiedy kelner podszedł do stołu, zauważyłam, że poprosił o kolejną. – Everett także wypije jedną, a… – Nie, właściwie woda jest w porządku - Everett przerwał. Robert spojrzał na niego. – Ja stawiam - powiedział, jakby to miał być jedyny powód, dlaczego Everett odrzucił drinka. – Nie piję - Everett powiedział pewnym głosem. Spojrzał na mnie. – Woda? Z limonką? Oblizałam usta i kiwnęłam głową. Może kwas z limonki, palący mnie w gardle, będzie trzymał moją gębę zamkniętą przed kwasem, który chciałby się z niej wylać podczas tego obiadu. Sądząc po sposobie, w jaki Robert spojrzał na Everetta, to będzie długi obiad. Gdy kelner odszedł, Patricia popatrzała na nas. – Everett powiedział mi, że byliście w Wielkim Kanionie - powiedziała, patrząc na mnie z radosnym podnieceniem, jej oczy się skrzyły. Zanim mogłam otworzyć usta, Everett powiedział: – Taa, ale to była tylko wielka dziura w ziemi. – Och, byle co - Patricia odpowiedziała, jej czoło zmarszczyło się w rozczarowaniu. Kopnęłam Everetta pod stołem tak dyskretnie, jak to możliwe. – Nigdy nie dotarliśmy tam w naszej podróży. Everett stał się zbyt chory. – Byłaś kiedyś w Czterech Zakątkach? - zapytałam, pamiętając, co powiedziała Bridget o pierwszej wizycie z Everettem w tym miejscu. – Tak - powiedziała, uśmiechając się smutno. – To była wycieczka na jego życzenie. – Strata wycieczki również - Robert wtrącił. Próbowałam powstrzymać szok, ale Patricia jedynie cmoknęła na niego z dezaprobatą. – To nie była strata - upomniała go. – Poniekąd była – powiedział Everett. Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Nie śledziłam rozmowy i wiedziałam, że coś przegapiłam.
212
Patricia westchnęła, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wypaliłam: – Dlaczego to była strata? – Ponieważ nie może tego pamiętać - powiedział Robert, wskazując na Everetta swoją whisky. – Spędziliśmy tydzień, podróżując przez południowo-zachodnie stany, a po operacji, puf! - Wykonał wybuch swoimi rękoma. – Zostało to wymazane z jego pamięci. Pozwoliłam temu dotrzeć do świadomości. A następnie odwróciłam się do Everetta. – Tak straciłeś sześć miesięcy? Obrócił głowę, skinął. Wszystko zaczynało mieć sens. Everett stracił wspomnienia z tej podróży. I przeżywa ją jeszcze raz, na nowo, ze mną. Jego oczy skoncentrowały się na moich. Moja ręka, którą trzymałam na kolanach, przeniosła się na jego uda, ścisnęłam i kiwnęłam głową raz, wskazując, że zrozumiałam. Zanim mogłam zabrać ją z jego kolan, jego dłoń nakryła wierzch mojej. A następnie ścisnął trzy razy. Podobnie, jak zrobił przed salonem tatuażu. Zawróciłam uwagę z powrotem na jego rodziców. Robert był skupiony na swoim drinku, ale Patricia najwyraźniej obserwowała naszą wymianę. – Opowiedz mi o sobie, Parker - powiedziała życzliwie. – Nie ma zbyt wiele do opowiadania - odrzekłam. I poczułam się przez to zakłopotana. Zmartwiłam się, wiedząc, że nie było tego zbyt wiele. Widziałam więcej życia przez ostatni tydzień, odkąd poznałam Everetta, niż w ciągu ostatnich trzech lat. Odchrząknęłam. – Jestem kelnerką. Albo - zmarszczyłam brwi – byłam kelnerką. Uczęszczam do szkoły antropologii. - I to było to. To było wszystko, taka byłam. Everett ponownie uścisnął moją rękę pod stołem. – Ona jest zabawna - powiedział do swojej matki, ale patrząc na mnie. – Jest naprawdę uparta i mądra. - Uniósł wolną rękę, żeby odsunąć włosy z mojej twarzy. Nie mogłam oddychać. Jego niebieskie oczy przenikały moje. – Jest niezdarna, ale silna. - Jego ręka na mojej zacisnęła się jeszcze raz. Moja pierś była ściśnięta, zbolała. – Powie ci, że się nie troszczy, ale to robi. To jest po prostu głębiej niż na powierzchni. - Ręka, która odgarnęła moje włosy, spoczęła na ramieniu. – To właśnie jest w niej takie wspaniałe. Nie jest sztuczna. Gdy czuje, to jest to prawdziwe. Ona jest prawdziwa aż do kości. - Jego oczy były łagodne, ciepłe, patrzenie w nie aż bolało. Uścisnął moją rękę trzeci raz. – Jest najcieplejszą osobą, jaką znam. - Pod jego spojrzeniem, byłam przejrzysta.
213
Everett uśmiechnął się, ale był to smutny uśmiech. Mrugnęłam szybko, próbując odpędzić ciecz, która powstała w moich gruczołach łzowych. Przesunęłam wzrok nad prawe ramię, wdychając głęboko powietrze. Gdy odwróciłam się do stołu z powrotem, Patricia wpatrywała się we mnie z czymś, co mogłam określić jedynie jako radość. Jednak odczułam to jako kolejny obowiązek. Jak tylko sprawisz, że ktoś jest szczęśliwy, zostajesz zobowiązany do utrzymania tego w ten sposób. To była odpowiedzialność, której nie chciałam. Nie chciałam posiadać kawałka niczyjego szczęścia. Nic nie wyszłoby ze mnie i Everetta. Powiedział, że jestem uparta, ale on był jeszcze bardziej. Wolał umrzeć, niż żyć. I zdanie sobie z tego sprawy spowodowało, że musiałam przeprosić i odejść od stołu. Najpierw poszłam do toalety i włożyłam rękę pod zimną wodę z umywalki, próbując schłodzić jakąkolwiek część mojego ciała. Ale potem czułam się, jakbym nie mogła oddychać. Moja pierś bolała, moja głowa bolała. Sukienka była zbyt ciasna, powietrze zbyt przetworzone. Wciągałam je w płuca, ale było wdychane i wydychane zbyt wiele razy. Potrzebowałam prawdziwego, porządnego powietrza. Zatoczyłam się na zewnątrz, na ciemny parking. Moja kostka wciąż była trochę spuchnięta od upadku w kanionie dzień wcześniej i chodzenie po żwirze, które wymagało wprawy w butach na obcasach, nie było zupełnie bezproblemowe. Przeszłam całą drogę przez parking, do Jeepa Everetta. Był zaparkowany w pobliżu tyłu, więc pokuśtykałam do niego, zamierzając przebrać się w klapki, które zostawiłam na tylnym siedzeniu. Zajrzałam przez okna, nie będąc w stanie zobaczyć klapek z powodu ciemność. To właśnie w tym momencie coś poczułam, coś w moim mózgu ostrzegło mnie, żebym wytężyła uwagę. Odwróciłam się, spoglądając przez ramię. Był tam człowiek patrzący na mnie z odległości około sześciu metrów. Nie mogłam dostrzec jego rysów, ponieważ stał pomiędzy dwoma pojazdami, w cieniu, obserwując mnie. Oparłam rękę o Jeepa, czując pod nią jego ciepło. A następnie nadeszły wspomnienia. Patrzyłam w okna mojego samochodu, podczas odblokowywania drzwi, kiedy stanął za mną. Nie mogłam dostrzec jego twarzy. Tylko odbicie głowy w kapturze, znajdującej się naprzeciwko okna, w które patrzyłam. Obróciłam się, uderzając go torebką. Odsunął się na chwilę, a moje oczy przeczesały parking, szukając jakiejkolwiek pomocy.
214
Moje oczy wróciły z koszmaru do prawdziwego życia. Mężczyzna stojący między dwoma pojazdami wpatrywał się we mnie. Jego rysy były rozmyte. Wszystko, co mogłam zobaczyć, to bluza z kapturem. Krzyczałam, a pamięć wróciła do mnie w ogłuszającej jasności. – Odejdź ode mnie! - krzyknęłam. Mój głos brzmiał nienaturalnie, zwierzęco. Czułam ciepło samochodu na plecach, gdy uniosłam torebkę, gotowa uderzyć go ponownie. Moja ręka drżała, skok strachu i adrenaliny w żyłach uczynił mnie niestabilną. – Nie zrobisz tego ponownie. - Jego głos. O Boże, jego głos. Brzmiał tak, jakby połknął papier ścierny. Był głęboki i nie można było nie zrozumieć groźby, którą zapowiadał. To wtedy dostrzegłam błysk tego, co miał w ręku. Uniósł to, mała lampka na parkingu odbijała się od noża. – Daj mi kluczyki. Wsiadaj do samochodu. Zamknij się, albo cię potnę. Szloch wyrwał się z mojego gardła, a moje kolana zadrżały tak mocno, że upadłam na beton. Jego ramię chwyciło moje i zabrał klucze z moich palców. Następna rzecz, którą wiedziałam, to że podciągnął mnie na nogi i pchnął od drzwi kierowcy na siedzenie pasażera. To musi być koszmar, powiedziałam sobie. Zmuszałam się do obudzenia. Ale to nie był koszmar. To była rzeczywistość. Całe moje ciało się trzęsło. Nie potrafiłam przetworzyć tego, co się dzieje. Strach był znaczący, powstrzymywał mnie przed czuciem czegokolwiek innego. Przycisnął nóż do mojej szyi. – Nie próbuj niczego głupiego - ostrzegł, wciskając czubek noża w moje ciało. Poczułam ukłucie, gdy przecinał skórę. Gdy cofnął nóż, na czubku zobaczyłam krew. – Po prostu siedź w tym miejscu - splunął. Jego ślina uderzyła w moją twarz i zamknęłam oczy, przełykając wymiociny, które podeszły mi do gardła. Wrzucił bieg, podczas gdy brałam drżący oddech. Poczułam, jak wstrząs ześlizguje się z moich ramion, czułam, jak opuszcza mój mózg, a następnie synapsy zaczynają strzelać. Gdy szok całkowicie opuścił moje ciało, kilka minut minęło, a my byliśmy daleko na drodze z miasta. Wiedziałam, że miał plany wobec mnie. Mój mózg był teraz w trybie walki. Nie myślałam. Po prostu chwyciłam kierownicę i pociągnęłam za nią, gwałtownie skręcając samochodem na krawężnik, co rzuciło mnie na drzwi. Moja głowa uderzyła w okno i zobaczyłam gwiazdy, ale zmusiłam się, aby nie zasnąć.
Oczy mężczyzny wyskoczyły z głowy. Nie mogłam dostrzec ich koloru, ale białka były
215
tak przytłaczająco dominujące pod kapturem, że strach zdusił moje gardło ponownie, tuż przed tym, jak jedna z jego rąk zacisnęła się i ścisnęła to samo miejsce. Na przemian patrzył na drogę i na mnie, kiedy osadził na niej samochód z powrotem i zwiększył prędkość. – Jesteś głupia? - krzyknął. Jego oczy były wytrzeszczone jak koszmar z kreskówki. Zacisnęłam zęby. Nie chciałam umrzeć w ten sposób. Nie chciałam. Wymiociny zagroziły ponownie i zamiast je przełknąć, obróciłam głowę w jego stronę i pozbyłam się ich. Następnych dziesięć sekund było niewyraźną plamą. Nóż początkowo pociął moją twarz, gdy sięgał do mnie na oślep, wciąż przyśpieszając samochód. Odwróciłam głowę, więc trafił w policzek, sekundy później poczułam krew spływającą po twarzy. Sięgnęłam do uchwytu drzwi i usłyszałam świst noża przy głowie. Spowodowało to dźwięk, jak cięcie powietrza, zdesperowany, aby znaleźć punkt oparcia na mojej skórze, przerażający sam w sobie. Machnęłam ramieniem, żeby zablokować cios, który był skierowany w moją twarz i poczułam, jak nóż przeciął ramię. Ledwie mogłam usłyszeć słowa, które wykrzykiwał ponad moim krzykiem. Sięgnęłam na oślep, dotknęłam skóry, która nie należała do mnie i wbiłam paznokcie. Czułam, jak ciało rozdziera się pod koniuszkami palców i zwymiotowałam ponownie. A następnie sięgnęłam jedną ręką do klamki u drzwi za plecami i pchnęłam je. Kolejny szloch, szloch ulgi, wydostał się z moich ust, kiedy wypadłam z samochodu, uderzyłam o chodnik i przeturlałam się. Słyszałam jego głośne hamowanie. Słyszałam, jak przeklinał. A następnie usłyszałam inny hałas. Wystrzał z pistoletu. Biegnące kroki. Piszczące opony. Krzyk. Poczułam zapach palonej gumy, ale moje oczy były pulsujące, pokryte krwią i łzami; nie mogłam ich otworzyć. Traciłam i odzyskiwałam świadomość, gdy poczułam zapach dymu i kawy. – Kurwa - to był kobiecy głos. – Kurwa, kurwa, kurwa - czułam, jak przeszukuje mi kieszenie. Hałasowałam, ale wszystko bolało. Każdy ruch bolał. Oddychanie mnie wyczerpywało. Usłyszałam, jak klaszcze i ten dźwięk sprawił, że otworzyłam jedno oko. – Myszko. Wydostałam się ze wspomnień z rękami na twarzy, krzycząc. – Cicho - powiedział głos. Napierałam na coś, krzycząc, moje ręce uderzały w to, czego mogły sięgnąć. – Parker - powiedział głos.
216
Everett. Przestałam walczyć i przywarłam do niego. Siedzieliśmy na ziemi, na parkingu, więc wspięłam się na jego kolana, moje palce szukały go. – Everett - tchnęłam. – Jesteś bezpieczna, Parker. Jesteś bezpieczna. - Uchwyciłam się tego, podczas gdy mój oddech się wyrównywał. Terror wciąż pustoszył moje żyły, ale wiedziałam, że to, co powiedział Everett było prawdą. Byłam z nim. Byłam bezpieczna. – Potrzebujesz, żebyśmy zadzwonili po karetkę? - Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Nie byliśmy sami. Na parkingu zebrał się mały tłum. Głos zrobił krok w przód i rozpoznałam go jako hostessy. Schowałam głowę na ramieniu Everetta. – Nie, wszystko z nami w porządku, dziękuję - powiedział. Speszona, przytrzymałam się mocniej, ciągnąc za jego koszulę do granic wytrzymałości. Podniósł moją głowę, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. – Wszyscy na nas patrzą - powiedziałam, zażenowanie przytłaczało terror, który powoli opuszczał moje żyły. – Ja na ciebie patrzę. - Trzymał moją twarz, sunąc palcami po kościach policzkowych i wargach. – Patrzę na ciebie, zawsze. To przypomniało mi o naszym pierwszym tańcu. Wtedy powiedział to samo. Więc skupiłam się na Everetcie całkowicie, pozwalając, aby tło oderwało się od mojej wizji. – Chodźmy z powrotem do hotelu - powiedział, umieszczając pocałunek na moim czole. Poprowadził mnie wokół samochodu na stronę pasażera, poza zasięg wzroku. – Everett - powiedziałam, mój głos się obniżył. Owinęłam ramiona wokół jego szyi, ściskając go. Jego ramiona natychmiast owinęły się wokół mojej talii, a usta dotknęły boku twarzy. – Pamiętam - mruknęłam w jego szyję. – Wiem - pocałował moją skroń. – Wszystko będzie dobrze. - Trzymał mnie minutę dłużej, zanim się cofnął. Na krótko przylgnął ustami do moich. – Teraz nadszedł czas, abyś się leczyła - szepnął w moje usta. A następnie pomógł mi wsiąść do samochodu. Dopiero gdy prawie byliśmy w hotelu, zdałam sobie sprawę, że go przytuliłam. Sięgnęłam po komfort, od niego.
217
DWADZIEŚCIA DWA Moje kolana były zdarte od upadku na chodnik. Everett posadził mnie na ladzie w naszej łazience hotelowej, by je oczyścić. Ciągle patrzył na mnie spod brwi, gdy, pochylony, zajmował się nimi. – Przepraszam za obiad - powiedziałam, krzywiąc się przy każdym dotknięciu. Everett dał mi swoje charakterystyczne ''nie bądź głupia'' spojrzenie. To było spojrzenie wypełnione zniecierpliwieniem. – Myślisz, że naprawdę dbam o obiad? Mój tata był tak pijany, że postradał zmysły w każdym razie. – Polubiłam twoją mamę. – Kto by nie polubił? Jest najbardziej pełną poświęcenia osobą na świecie. Daje z siebie tak wiele, a mimo to, nadal ma tak wiele do oddania. Nie ma dużo tego rodzaju ludzi. W rzeczywistości, jest więcej takich, którzy to wykorzystują i którzy od takich ludzi biorą. Z moim tatą włącznie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc trzymałam gębę na kłódkę, zagryzając wargę. – Co się stało? - zapytał. Zassałam oddech, gdy wyciągnął kamyk z mojej skóry. – Nie mogłam oddychać – powiedziałam. – Wyszłam na zewnątrz, żeby odetchnąć powietrzem. Moja kostka bolała, więc zdecydowałam się przebrać w klapki, zanim wrócę do środka. – Straciłaś przytomność? – Nie - zmarszczyłam brwi. – Właśnie dotarłam do Jeepa, gdy odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, obserwującego mnie z zacienionego obszaru parkingu. Dotknęłam drzwi, a następnie przyszły wspomnienia, pędząc na powierzchnię. – Czy ten człowiek podszedł bliżej? Pokręciłam głową. – Szczerze to myślę, że był nieszkodliwy. Ale wspomnienia wracały tak szybko, że wpadłam w panikę – spojrzałam na kolana. – Musiałam upaść.
218
– To te cholerne buty - warknął, ściągając je i wyrzucając z łazienki. – Myślałam, że mężczyźni lubią kobiety w butach na obcasach. Everett spojrzał na mnie z niecierpliwością. – Lubię kobiety - a dokładniej, jedną kobietę - właśnie taką, jaka jest. Nie potrzebuję, żebyś nosiła makijaż czy fantazyjne ubrania. To nie zmieni tego, jak cię widzę. - Wstał, zadowolony ze stanu moich kolan i pomógł mi zejść z lady. – To - powiedział, przebiegając palcami w dół mojej sukienki – tylko postrzeganie. To jest tym, co widzą moje oczy. Ale to, - przycisnął rękę do środka mojej klatki piersiowej, tuż nad linią biustu sukienki, – to rzeczywistość. Wolę to. To, - powiedział, naciskając ponownie – to jest to, co widzi moja dusza. Nie mogłam przenieść oczu z dala od niego. Moje serce, rzecz, do której nie przyznawałam się przez cały ten czas, nabrzmiało. To było moje serce, które czuło wszystkie te rzeczy, które dla mnie zrobił. Pęknięte, nabrzmiałe, to było moje serce. – Te rzeczy, które powiedziałem w restauracji, to, co powiedziałem o tobie, to wszystko prawda. Nie mogę kłamać. Oczywiście, jesteś uparta i czasami zachowujesz się jak bachor. Ale jesteś dobra. Nie chcesz być, ale jesteś. Jesteś odważna i stajesz w obronie siebie nawet, gdy jesteś w błędzie - uśmiechnął się. Zmrużyłam oczy. – Ale trwasz przy swojej opinii. Nie uginasz się dla nikogo, nawet dla mnie. - Jego ręce sięgnęły po moją głowę, tuląc ją w dłoniach. Pocałował mnie. A potem się odsunął. – Mam jednak pytanie. Moja głowa była odchylona do tyłu, oczy zamknięte. Przełknęłam, aby ulżyć nagle wyschniętemu gardłu. – Jakie? – Jeśli strach wyzwolił twoje wspomnienia, dlaczego nie stało się to wcześniej? – Nie stawiałam siebie w przerażających sytuacjach, tak myślę - otworzyłam oczy. – Ale co z rancho? Dlaczego twoja pamięć nie wróciła wtedy? Pomyślałam o tym momencie, kiedy mężczyzna z czarnymi oczami ścigał mnie przez trawę. – Ponieważ w momencie, kiedy poczułam strach, przypomniałam sobie. Wiedziałem, że jesteś tam, obserwując. Nie bałam się, ponieważ nie byłam sama. Oczy Everetta były smutne. Zdałam sobie sprawę, że nie podobały mi się takie. Nie obchodziło mnie to, nie naprawdę. A teraz tak. – Co jest nie tak?
219
Obserwowałam, jak mięśnie w jego gardle poruszyły się, gdy przełknął. – Nie zawsze tam będę. – Ale możesz spróbować – powiedziałam. – Możesz próbować z tym walczyć. Mógłbyś mieć długie życie. Everett westchnął i pociągnął mnie za rękę z łazienki, do łóżka. Usiadł na końcu i poklepał miejsce obok. – Usiądź przy mnie. Usiadłam obok niego i patrzyłam, jak formułował swoje myśli. – Czy kiedykolwiek widziałaś ''Eternal Sunshine of the Spotless Mind''23, film z Jimem Carreyem i Kate Winslet? zapytał. – Słyszałam o nim, ale go nie widziałam. Everett pociągnął moją rękę na swoje kolana i trzymał ją pomiędzy swoimi dłońmi. – Czy wiesz, co oznacza tytuł, skąd pochodzi? Pokręciłam głową. – Jest z wiersza napisanego przez Alexandera Pope'a, który nosi tytuł ''Eloisa to Abelard'' i bazuje na historii kobiety o imieniu Heloise i jej potajemnym romansie z jej nauczycielem, Abelardem. Heloise/Eloisa i Abelard od samego początku byli skazani na porażkę. Jej rodzina wierzyła, że miał złe intencje i go wykastrowali. Kochanków rozdzielono, a Heloise pogrążyła się w rozpaczy z powodu świadomości, że przez to, co mu zrobiła, Abelard nie mógł dłużej czuć do niej tego samego. Alexander Pope opisał to w poemacie. Mam to w moim dzienniku. - Sięgnął pod swoją poduszką i wyciągnął dziennik. Otworzył go od tyłu, na słowach, które napisał na tylnej okładce i podał mi go. Przeczytałam na głos.
Jakże szczęśliwi niewinni i bez skazy! Zapomniany świat ludzi zapomnianych. Nieśmiertelny czystego umysłu blask! Modlitwy wysłuchane, życzeń brak. 23
Eternal Sunshine of the Spotless Mind – tłum. Nieśmiertelny czystego umysłu blask – Film '' Zakochany bez pamięci''
220
Zdezorientowana spojrzałam na Everetta. – Nie wiem, co to znaczy. Everett wziął dziennik ode mnie z powrotem. – To jest opowiedziane z punktu widzenia Heloise, czy Eloisy. Błagała, modliła się o zapomnienie. Była w udręce. Wolała zapomnieć, niż czuć ból. Tak więc w tym fragmencie wiersza ona jest szczęśliwa, ponieważ modliła się i otrzymała dar zapominania. Film wziął wers z tego wiersza i jest o parze, która spotkała się po tym, jak ich wspomnienia o sobie zostały wymazane. Dobrowolnie zdecydowali, aby usunąć wspomnienia o sobie nawzajem. - Położył dziennik pod poduszkę, wstał i zaczął chodzić. – Straciłem wspomnienia. Straciłem te dobre i te złe - przestał chodzić, żeby spojrzeć na mnie. – Straciłem wspomnienia z wycieczki, którą odbyłem z moją rodziną, wycieczki, gdzie wszystko było w porządku, tuż przed tym, kiedy przestało być. Straciłem wspomnienia z czasu, kiedy wróciliśmy do domu i moja siostra dowiedziała się, że jest w ciąży, a mój tata zaczął spać na kanapie dziadka w piwnicy. Straciłem wszystko. - Usiadł obok mnie, złapał moją rękę ponownie i ścisnął. – Zaplanowałem ten wyjazd na podstawie miejsc, które odwiedziłem wcześniej, mając nadzieję, że to wywoła wspomnienia i wszystko wróci do mnie, jak wróciło do ciebie, dziś wieczorem. – Czy wróciło? Pokręcił głową. – Nie. Ale stało się coś lepszego. Stworzyłem nowe wspomnienia. Tańczyłem z tobą w Las Vegas. Widziałem, jak przyjęłaś Wielki Kanion i próbowałaś umniejszyć go słowami, których nie miałaś na myśli. Trzymałem cię blisko siebie, gdy staliśmy w czterech stanach równocześnie, czując, jak twoje serce biło przy moim. Przytuliłem cię, czego powinnaś doświadczyć lata temu. I siedzieliśmy pod łukiem, z widokiem na miejsce, który zostało nazwane - czyściec. Mój oddech był płytki, dotknęłam miejsca na piersi, gdzie miałam nowy tatuaż. Kontynuował. – Ten moment był piękny. Ty byłaś piękna. - Musiałam odwrócić twarz z dala od niego. Wszystkie moje uczucia do Everetta urzeczywistniały się i szybko stawały się solidne i łatwo rozpoznawalne. Złapał moją twarz w ręce i odwrócił do siebie. – To było słodkie. To był dla mnie słodki moment - powiedział, wpatrując się w moje oczy. Moja pierś bolała, moje wargi bolały, moje oczy, uszy i głowa bolały. Nie mogłam tego powstrzymać.
221
– Gdy pocałowałaś mnie dziś rano, zrobiłaś to z uczuciem, właśnie tak, jak prosiłem powiedział. Jego oczy zostały na moich, skłaniając mnie do słuchania. – Kolejny słodki moment. Przygryzłam wargi, aby powstrzymać je przed drżeniem. Otworzyłam usta, ale położył na nich palec, uspokajając mnie. – Posłuchaj mnie. Gdybym miał operację, jest duża szansa, że straciłbym wspomnienia na zawsze, tak jak ostatnim razem. Ta procedura byłaby bardziej inwazyjna, więc straciłbym te momenty. Żyłbym, ale nie wiedziałbym kim byłaś. Nie pamiętałbym, jak zła byłaś, gdy zawiozłem cię do największego termometru świata. Nigdy nie zapamiętałbym, jakie to uczucie tańczyć z tobą w ramionach. Zapomniałbym moment, gdy patrzyłem, jak twoje oczy zamykają się w Wielkim Kanionie, jak światło słoneczne oświetliło twoje rysy, sprawiając, że Wielki Kanion sam w sobie bladł w porównaniu. Zapomniałbym nasze żarty i dźwięk, który wydajesz, gdy się śmiejesz, nawet jeśli jest to przerażające jak piekło. Śmiałam się, ze łzami, niemniej jednak śmiałam. – Widzisz - powiedział, uśmiechając się do mnie. – To brzmi strasznie. Ale spójrz, co to robi z twoją twarzą. Jaśniejesz. Nie chcę tego zapomnieć. Zapomniałbym o Four Corners i poza programowej wycieczce na to rancho, aby pomóc Mirze. Zapomniałbym sposób, w jaki krew napłynęła do moich uszu, gdy biegłem za tym mężczyzną. Wściekłość, która mnie wypełniła, gdy zobaczyłem, jak cię przewrócił. Nie chcę zapomnieć tego momentu, ponieważ to jest moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że jesteś dla mnie ważna. Pierwsza łza wyśliznęła się z moich oczu i próbowałam, bezskutecznie, zatrzymać resztę. – Gdy zabandażowałaś moje knykcie, a następnie kochaliśmy się przed lustrem. Powiedziałem ci, że wyglądasz niesamowicie gdy dochodzisz i tak jest. Jesteś prawie nieziemsko piękna. - Użył swojego kciuka, żeby otrzeć łzę, która spłynęła się w dół mojego policzka. – Gdy pojechaliśmy na tą wycieczkę przez kanion. Obserwowałem twoją twarz, gdy opowiadałem ci historię, a następnie ponownie, gdy mówiłem, abyś zapieczętowała ten widok w pamięci, byś za każdym razem, patrząc na to zdjęcie, pamiętała, jakie to uczucie, jak to wyglądało. Wiedziałam, że nie zapomnę tego momentu do końca życia.
222
– Nie jestem Eloisą. Nie chcę daru pozbycia się moich wspomnień. Chcę pamiętać to wszystko, pamiętać ciebie. Wolałbym raczej umrzeć z tymi wspomnieniami w głowie i z twoim imieniem na ustach, niż mieć operację i obudzić się, zapominając o najlepszym czasie mojego życia, zapominając ciebie. Niewiedza nie jest błogością. Więcej łez wyciekło z moich oczu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. – Jest w porządku Parker. Bądź szczęśliwa. Dałaś mi szczęście. Ale nie chciałam dać mu szczęścia. Chciałam dać mu życie dłuższe niż to, które miał do przeżycia. Nie mogłam przestać płakać. Łzy wylewały się z moich oczu i niemal dusiłam się od szlochu. – Mogę pokazać ci teraz mój tatuaż? - Skinęłam głową przez łzy. Wstał, ściągając koszulę. Moje oczy zsunęły się do bandaża tuż nad słowami na jego klatce piersiowej. Powoli zdjął bandaż. To było moje imię, śmiałymi wielki literami nad słowami: ''Ten świat ma tylko jeden słodki moment przeznaczony dla nas." – Uczyniłaś mój tatuaż kłamstwem, Parker. Podniosłam oczy z mojego imienia na jego klatce piersiowej do jego twarzy. – Co masz na myśli? – Nie dostałem jednego słodkiego momentu. Miałem ich garście. Zagryzłam wargę ponownie. Ciągle płakałam, ale nie tak mocno. – Chcesz zobaczyć mój tatuaż? - zapytałam, dławiąc się szlochem. – Oczywiście, że tak. – Pomóż mi to rozpiąć - powiedziałam, odwracając się i unosząc swoje włosy. Stanął za mną i najpierw położył dłoń na moim karku. Delikatnie ścisnął szyję, zanim zsunął rękę w dół, do górnej części zamka. Gdy został całkowicie rozpięty, opuściłam włosy i odwróciłam się. Ściągnęłam górną część sukienki niżej, ukazując najpierw piersi. A następnie, po głębokim oddechu dla odwagi, pokonałam całą drogę w dół, spychając ją z bioder, aby zebrała się u moich stóp.
223
Everett wpatrywał się w miejsce tuż pod moją lewą piersią, na żebrach. Podał mi rękę i złapałam ją, wdzięczna, że przyciągnął mnie bliżej. Jego ręka znalazła róg bandaża. Spojrzał na mnie, położył drugą rękę na krzywej, gdzie moja szyja spotykała ramię i pociągnął bandaż. Z nerwów i niewielkiego, nadal odczuwanego bólu wypuściłam oddech. Utrzymywał wzrok na mnie, gdy rzucił bandaż za nas, zanim poprowadził mnie, abym usiadła na łóżku. To było tak, jakby wiedział, wiedział, że ten tatuaż oznacza coś więcej, niż tylko ładny wzór na mojej skórze. A następnie jego wzrok przeniósł się w dół i zassał oddech.
– Purgatoire - tchnął. Jego oczy przeniosły się na moje. – E jest wielkie. – P i E są wielkie. – Parker - zaczął, patrząc na tatuaż ponownie. – I Everett - skończyłam. – Purgatoire. Purgatory. Oblizałam usta. – To był moment, kiedy zaczęłam ponownie czuć. Zrobiłeś to. To był mój słodki moment. Patrzył na mnie z uczuciem. I teraz nie byłam zdezorientowana, co to było za uczucie, ponieważ również to czułam. To było najbardziej stałe uczucie, jakie kiedykolwiek odczuwałam i pierwszy raz czułam to tak głęboko. Wstał i pochylił się nade mną, całując mnie z uczuciem. Gdy delikatnie położył mnie na łóżku, to również było z uczuciem. Gdy całował w dół moją klatkę piersiową, całował mnie z uczuciem. Później, gdy był we mnie, jego błękitne tęczówki były ciepłe, gdy wpatrywał się w moje oczy z uczuciem. Gdy przytulił mnie potem, a jego ramię ciasno owinęło się wokół mojej talii, zadał pytanie, które zadawał też dzień wcześniej. Ale moja odpowiedź zmieniła się. – Parker - sennie wymruczał w moją szyję. – Kochasz mnie już?
224
Zaczekałam chwilę, aż jego oddech stanie się równy i głęboki, sygnalizując, że zasnął. – Jeśli cię okłamię, złamię zasady. I jeśli powiem ci prawdę, również złamię zasady.
225
DWADZIEŚCIA TRZY Obudziliśmy się wcześnie następnego ranka i natychmiast wyruszyliśmy w drogę do Nowego Orleanu. Ręka Everetta odnalazła moją przez konsolę i trzymała ją. Jeśli siedmiogodzinna jazda nauczyła mnie czegoś, to tego, że nigdy nie chciałam puszczać jego ręki. Moją dłoń w jego czułam tak naturalnie, jak przedłużenie kończyny, której strata sprawiłaby, że moja ręka byłaby pusta przez resztę życia. Spacerowaliśmy Bourbon Street razem, trzymając się za ręce. Zachodziliśmy do małych sklepów i przeszliśmy przez kilka przecznic, żeby kupić słynne pączki. Siedzieliśmy w parku miejskim i obserwowaliśmy ludzi. Everett wymyślał historie o niektórych nieznajomych, których obserwowaliśmy. Śmiałam się trochę więcej. Przychodziło mi to bardziej naturalnie, chociaż Everett wciąż patrzył na mnie, jakby to był najdziwniejszy dźwięk na świecie. Znasz ten moment, gdy chcesz zatrzymać czas, tuż przed tym, zanim wszystko się rozpadnie? Straszną rzeczą jest to, że nigdy nie wiesz, kiedy ten moment nastąpi. Patrzysz na to wstecz i chciałbyś zapamiętać więcej. Ale nie wiesz, że twój świat właśnie ma się przechylić na swojej osi. Dla nas to był moment, gdy wróciliśmy tego wieczoru na Bourbon Street, pokonując drogę przez morze barowych pijaków. Powietrze było ciepłe i odgłosy ze wszystkich barów w okolicy były głośnymi, przykrymi hałasami, powodującymi, że Everett pociągnął mnie na środek ulicy, z dala od ludzi kołyszących się na chodniku. Odciągnęłam bezrękawnik od klatki piersiowej, aby umożliwić jakichś przewiew powietrza. Everett uścisnął moją rękę trzy razy i puściłam bezrękawnik, patrząc na niego. – Dlaczego trzy? - zapytałam. Spojrzał na mnie i pokręcił głową. Następnie jego brwi ściągnęły się i przyłożył rękę do ucha, dając znak, że mnie nie usłyszał. Podeszłam bliżej do niego. – Dlaczego trzy? - zapytałam ponownie. Odsunęłam się,
226
żeby spojrzeć na niego, ale było coś niewłaściwego w wyrazie jego twarzy. Patrzył przez moje ramię, ale mogłam powiedzieć, że nie patrzył na nic. Jego oczy były puste. – Everett? - uścisnęłam jego rękę. Nie zareagował. Rozejrzałam się i pociągnęłam go na bok, do krawężnika. – Usiądź - zarządziłam, wszystko, oprócz naciskania go. Jego twarz była pozbawiona wyrazu. I wtedy jego głowa obróciła się w lewo, wróciła i obróciła się w lewo jeszcze raz. To było tak, jakby była tam gumka recepturka, przyciągająca jego głowę w lewo i puszczająca prosto. – Everett - powiedziałam jeszcze raz. – Co się dzieje? Nie patrzał na nic. Jego lewe ramię uniosło się i drgało, w górę i w dół. Nie wiedziałam, co robić. A następnie upadł na bok na chodnik. – Everett! - całe jego ciało było w konwulsjach, oczy przetoczyły się do tyłu głowy, więc widziałam tylko białka. Obracałam głową wokół, szaleńczo. – Wezwijcie karetkę! krzyczałam. Jego usta były otwarte, ale nie wychodził z nich żaden dźwięk. – On ma atak - powiedziała kobieta, kucając obok mnie. – Jest epileptykiem? Pokręciłam głową, patrząc na niego bezradnie. Wtedy zaczął chrząkać. – Połóż jego głowę na swoich kolanach, dziewczyno. Wokół jest zbyt dużo szkła. Zsunęłam się obok niego, próbując położyć jego głowę na swoich kolanach. Kobieta pomogła mi, ale spazmy Everetta były coraz gorsze, wymachiwał rękami. – Powinnam przytrzymać jego ręce? - zapytałam, mój głos był zachrypnięty. – Nie. Po prostu czekaj. Wyjdzie z tego. - Patrzyłam, jak wyciąga telefon i wzywa karetkę. Powoli jego atak uspokajał się. Zamrugał i spojrzał na mnie. – Everett - powiedziałam. Obserwowałam, jak otworzył i zamknął powoli usta, jakby degustował smak czegoś. Ale zobaczyłam rozpoznanie w jego oczach, więc wiedziałam, że to dobry znak. – Wychodzi z tego - usłyszałam, jak kobieta powiedziała przez telefon. Spojrzałam na nią z wdzięcznością, ale potem jej oczy rozszerzyły się. Odwróciłam się z powrotem w stronę głowy Everetta na moich kolanach. Znowu miał konwulsje. Jego oczy ponownie były wywrócone, a ciało drgało tak mocno, że nie mogłam utrzymać go na kolanach.
227
– On ma jeszcze jeden - kobieta powiedziała. Tym razem jej głos brzmiał na bardziej zaniepokojony niż wcześniej. W tym momencie Everett wydał dławiące dźwięki. – Everett - szepnęłam, mój głos się łamał. – Proszę, Everett. - Nie wiedziałam, o co proszę. Ale mógłby stać się cud. Do czasu przybycia ambulansu, Everett nie oddychał.
Nienawidziłam szpitali. Nienawidziłam poczekalń. Nienawidziłam tego, że automaty z chłodzoną wodą były tak daleko od siebie. Nienawidziłam tego, że trzeba było czekać, żeby zobaczyć ukochaną osobę. I nienawidziłam tego, że miałam tym szpitalu kogoś ukochanego. Najbardziej nienawidziłam tego, że nie było tutaj Everetta, aby zobaczyć mnie, nienawidzącą wszystkiego. Dziewczyna, która kiedyś nie przyjmowała żadnych uczuć była teraz pochłonięta przez nienawiść. – Możesz go teraz zobaczyć – powiedziała pielęgniarka w różowym uniformie. Próbowałam z niej nie szydzić, gdy żwawo szłam za nią. Była moją nemezis, gdy Everett przybył do szpitala i wydaliła mnie z jego pokoju. Byłam z dala od niego w tym miejscu przez cztery godziny. Zadzwoniłam do jego rodziny i byli w drodze. Ale na razie byliśmy tylko Everett i ja. Weszłam cicho do sali szpitalnej Everetta, zmartwiona tym, że spał. Moje oczy zobaczyły w rogu pielęgniarkę robiącą notatki, ale zwróciłam na nią mało uwagi. Ale tak szybko, jak przeszłam wokół zasłony, siedział tam, w łóżku, patrząc na mnie, jakby czekał, żeby mnie zobaczyć. Wyglądał na zmęczonego i całkowicie wyczerpanego, ale wciąż miał dla mnie uśmiech. – Chodź tutaj - powiedział, unosząc wolne ramię, które nie miało biegnących przez nie rurek. Wspięłam się obok niego, owijając ramię wokół jego talii, zachłanna na to, na niego. Jego dłoń dotknęła moich włosów i potarła je. – Mój skarb. Chciałam się śmiać i płakać jednocześnie. – Everett - powiedziałam. Moje słowa były szeptem. – Dlaczego?
228
Trzymał moją rękę w swojej, przebiegając kciukiem po moich knykciach. Nawet w łóżku szpitalnym, przypięty do licznych maszyn, wciąż mnie uspokajał. Zawsze byłam rozbita. Ale z Everettem to było w porządku. Naciskał mnie tak mocno, że wygładził ostrzejsze krawędzie. – Parker. - To było powiedziane, żeby zwrócić moją uwagę. Jego głos był zdławiony, a mowa była trochę niewyraźna, ale wciąż był władcza. – Mówiłem ci, mówiłem ci przed tą podróżą. Jestem… – Nie – niemal to wykrzyczałam. Pielęgniarka spojrzała na mnie bystrym okiem. – Nie - powiedziałam łagodniej. – Poddajesz się. Cholera, to nie jest godny sposób, żeby umrzeć. – Nie poddaje się. – Tak, poddajesz. - Mój głos słabł. Siła, którą zebrałam była wyraźnie nieobecna. Przełknęłam łzy, ale utkwiły w moim gardle. – Poddajesz się, Everett. Możesz walczyć. Sprawiłeś, że ja walczę. Ty również możesz. Everett ze smutkiem potrząsnął głową. – Parker, posłuchaj. Walczyłem przez wiele lat. Spędziłem więcej mojego życia będąc chorym, niż zdrowym. Jestem zmęczony. Jestem gotowy. – Ja nie. - Dławiłam się tym razem. Podniosłam moją wolną rękę do ust. – A niech to szlak, Everett. Sprawiłeś, że czuję. Sprawiłeś, że chcę żyć. Nie możesz mnie zostawić. Poklepał moją rękę swoją dłonią. – Nie zostawię cię, Parker. Potrzebuję, żebyś mnie posłuchała. Nie bądź bachorem. - Otworzyłam usta, a on spojrzał na mnie znacząco. – Posłuchaj mnie. Chciałem mój jeden słodki moment. Tym właśnie ta podróż dla mnie była. Ale gdy patrzyłem na ciebie, obserwowałem sposób, w jaki twoje oczy zamknęły się na Wielkim Kanionie, światło oświetliło twoją twarz i twoje włosy, wszystko, o czym mogłem myśleć to jak niewiarygodnie doskonale, jak niewiarygodnie słodko wyglądałaś. A potem otworzyłaś usta i zrujnowałaś to, ale wciąż to było wszystko, co mogłem zrobić, aby powstrzymać się przed całowaniem cię z zapartym tchem. – Szkoda, że tego nie zrobiłeś - powiedziałam, łzy spływały wzdłuż mojej twarzy. – Boże, Everett. Zmarnowałam tak dużo czasu.
229
– Cicho – nakłaniał. – Nie przerywaj mi. Przypominasz sobie ten moment, gdy po raz pierwszy się śmiałaś? Powiedziałem ci, żebyś nie zakochała się we mnie, a ty się śmiałaś. Nabijałem się wtedy z ciebie, ale sposób, w jaki się czułem, gdy się śmiałaś - cierpiałem. Byłaś taka piękna. To był pierwszy słodki moment w moim życiu. Wiedząc, że powiedziałem coś, co wyciągnęło cię z otchłani obojętności. – Parker - jego głos zawołał moje imię i mój żołądek opadł. – Nie masz żadnego pojęcia, prawda? Efekt, jaki na mnie wywierałaś. - Chwycił moją dłoń mocniej, ale jego ręka wciąż była słaba. – Udałem się w podróż samochodem po kraju, mając nadzieję, że znajdę słodki moment gdzieś po drodze. Zamiast tego, znalazłem je wszystkie w tobie. Gdy byliśmy w tym kanionie w Kolorado, a ty spadłaś. Byłaś zakłopotana, gdy cię niosłem, gdy martwiłem się o twoją spuchniętą kostkę. Nigdy nie dbałem, nie o ludzi, nie w sposób, w jaki wtedy zadbałem o ciebie. Myślę, że to wtedy zacząłem. - Szarpnął mnie za rękę, upewniając się, że skupiałam uwagę. – Właśnie wtedy po raz pierwszy zsunąłem się ze skalistej krawędzi, w momencie, kiedy w pełni przyjąłem, że zakochuję się w tobie. To boli, wiesz. Kochać cię. To boli teraz. Ale wolę cierpieć przez ten ból w moich ostatnich chwilach, niż cierpieć z powodu bycia samotnym i życia pustym życiem. Nie chcę „nieśmiertelnego czystego umysłu blasku”. Chcę twojego śmiechu, twojego dotyku i sposobu, w jaki mnie całujesz. Chcę, żeby to wypełniło mój umysł. To mnóstwo słodkości dla życia. Nie mogłam nic na to poradzić. Szloch wyrwał się z mojego gardła. – Jesteś takim dupkiem, Everett - powiedziałam, mając czkawkę od szlochu. – Nie chciałam czuć. Chciałam tylko, żebyś zmienił zdanie! – No cóż, teraz czujesz. I to daje mi szczęście. Chcę zobaczyć cię skrzywdzoną. Wolałbym raczej widzieć cię w bólu, niż znieczuloną na wszystko, taką jaka byłaś, gdy się poznaliśmy. Tak się cieszę, że pomogłem ci czuć ponownie, Parker. To jest najsłodszy moment z nich wszystkich. Miłość, uczucie, które powinno wywoływać leczenie, było w rzeczywistości najbardziej bolesnym uczuciem z nich wszystkich. Zakradło się, gdy tego nie chciałeś. Rozgaszczało się w domu, terroryzując twoje hormony niepewnością. To czyniło cię bardziej podatnym na ból, osłabiało twoją determinację, podczas gdy jednocześnie czyniło cię oszalałą z potrzeby. I bolało. Nie tylko psychicznie, ale fizycznie. Moje serce było obolałe, złamane, a ja byłam tak bardzo zła na Everetta, z miłości.
230
Chciałam go uderzyć, aby sprawić, że fizycznie odczuje ból, który ja czułam emocjonalnie. Moja głowa opadła na jego klatkę piersiową na łóżku i szlochałam. Łzy, które były długo tłumione, płynęły swobodnie z moich oczu. To były lata tłumienia, które zostały uwolnione od razu i to był najbardziej przytłaczający moment w moim życiu. To był pierwszy raz, gdy płakałam przez niego. To był pierwszy raz, gdy kogoś kochałam. – Kochasz mnie? - zapytał. Tym razem mogłam odpowiedzieć bez sarkazmu. – Nienawidzę cię, Everett. – Dobrze. Pchnęłam czołem w jego klatkę piersiową, zaciskając oczy. – Nienawidzę cię tak bardzo. – Dobrze - powiedział ponownie. Podniosłam oczy i spojrzałam na niego, złość, ból, strach i jeszcze jedna rzecz w moich oczach. – Kocham cię i nienawidzę cię i jestem tak cholernie na ciebie wściekła, Everett. Jego ręce były na mojej twarzy, ujmując policzki i przyciągając mnie do niego. Pocałował mnie wtedy. To był ‘kocham - cię, nienawidzę – cię’, a przede wszystkim, ‘żegnam – cię’ pocałunek. Łzy spływały się z moich oczu tak swobodnie, to był niekończący się wodospad, ześlizgujący się po naszych ustach. Everett cofnął się, a następnie zmiażdżył moje usta jeszcze raz. Znowu i znowu. Gdy poczuł się gotowy, żeby przestać mnie całować, nie przestał. To było jak grawitacja. Ale nie mogłam być jego grawitacją. Nie mogłam go zatrzymać. To było potworne. W końcu się odsunęłam i szlochałam, moje ręce chwyciły jego szpitalną koszulę. Moje oczy się zamknęły i płakałam, łzy moczyły jego ubranie. – Nienawidzę cię - powiedziałam ponownie. – Wiem. - Jego ręka przeczesywała moje włosy uspokajająco. – Cieszę się, że to robisz. – Dlaczego mi to zrobiłeś? - zapytałam. Moje serce bolało tak intensywnie. Nie mogłam oddychać. Ból dręczący moje ciało był gorszy niż wszystko, co kiedykolwiek
231
czułam. – Bo chcę, żebyś żyła. Twoje życie jest darem, Parker. Żyj, póki możesz. Uśmiechaj się, tańcz, zwiedzaj świat, zakochaj… – Zamknij się! - Nie mogłam mówić cicho. – Już się zakochałam, dupku. Zrobiłeś to tak cholernie łatwym. Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię. - Mój głos załamał się na ostatnim słowie i wstałam, rozglądając się. Nie mogłam myśleć. Moja głowa i moje serce były tak pełne bólu, że jasne rozumowanie nie wchodziło w grę. Chciałam krzyczeć. – Chciałam spędzić z tobą resztę mojego życia. - To była prawda i bolesne było powiedzenie tego, przyznanie się. – Nie wystarczy spędzenie reszty mojego z tobą? – zapytał z błagalnym wzrokiem. – Nie. Nie wystarczy - potarłam ręką twarz. – Nie chcę być w świecie, w którym nie istniejesz. – Ale ja chcę, Parker. Upewniłaś się, co do tego. Będę w rzece Purgatoire. Chodź tu. Wyciągnął do mnie ramiona i wspięłam się w nie, nie chcąc ich kiedykolwiek opuszczać. – Będę tu - jego ręka dotknęła miejsca, gdzie znajdował się mój tatuaż. – A co najważniejsze dla mnie, będę tu - dotknął mojego serca. – Nie jesteś zamrożona, Parker. Nie tutaj. Jesteś ciepła. Trochę rozbita, ale ciepła - jego wargi przycisnęły się do mojej głowy. – I będziesz mnie tutaj miała. W swoich wspomnieniach. Moje wargi zadrżały i zdusiłam szloch. – Nigdy nie dotarliśmy do wschodniego wybrzeża. Chciałeś dotrzeć do wschodniego wybrzeża. – Jedź tam dla mnie. Zanurz palce w Atlantyku. Odwiedź Central Park. Poobserwuj ludzi. Przetarłam oczy wierzchem dłoni. – Nie chcę jechać tam sama. - Wstałam i odeszłam, starając się uzyskać jakiś dystans. – Parker, kupiłem ci bilet na samolot do domu. Przestałam chodzić, przestałam się rozglądać i przeniosłam oczy z powrotem na niego. – Co powiedziałeś? – Twój lotniczy bilet do domu jest na twoim e-mailu. Odlatujesz dziś wieczorem.
232
– O czym ty mówisz? - mój głos podniósł się o kilka oktaw i zobaczyłam pielęgniarkę, idącą w moim kierunku. Everett uniósł rękę do pielęgniarki, a następnie odwrócił się do mnie. – Powiedziałem ci, że jeśli się zakochasz, twój tyłek będzie w samolocie. I będzie. Za cztery godziny. Oniemiałam. Wpatrywałam się w Everetta, jakby urosła mu druga głowa. – Nie chcę cię tutaj, przy tym, Parker. Nie chcę, żebyś zapamiętała mnie w ten sposób. Opadłam na krzesło przy jego łóżka i zaszlochałam w dłonie. To było więcej, niż psychicznie mogłam znieść. Podniosłam głowę, żeby zobaczyć go jeszcze raz, mój nos był zatkany, a łzy śledziły sto linii na twarzy. – Chodź tu - powiedział Everett, jego głos załamał się ponownie. Rozłożył ramiona i wspięłam się do łóżka. Przytulił mnie i trzymał mocno, ściskając. Zawsze przyciągał mnie do siebie. Chciałam przyciągnąć go do mnie, zatrzymać go. – Kocham cię, Parker. Bardziej niż kiedykolwiek kogoś kochałem. Jestem tak wdzięczny za tego sms-a, tak wdzięczny, że to ty odpowiedziałaś. Jestem wdzięczny, że przejechałaś ze mną pół kraju. Ale przede wszystkim, jestem wdzięczny za to, co mi dałaś. To był najlepszy czas w moim życiu. I to nie były wszystkie postoje, czy główne atrakcje. To byłaś ty. To zawsze byłaś tylko ty. Nie sądziłam, że kiedykolwiek przestanę płakać. Moje ręce zacisnęły się w pięści na jego klatce piersiowej. – Zatem walcz, do cholery. Jeśli nie dla siebie, walcz dla mnie. Potrzebuję cię. – Nie, Parker. Jesteś silna. Jesteś wojownikiem. Jesteś dzielna i piękna i uparta, i tak wiele rzeczy. Nie potrzebujesz mnie. Wtedy zrozumiałam z całą pewnością, że nic, co powiem, nie skłoni go, do zmiany zdania. Skończył, nie zamierzał walczyć. Przycisnęłam usta do jego piersi i zacisnęłam mocno oczy. – Zatem muszę iść. Teraz. - Trzymałam go za rękę, a on ścisnął trzy razy. Moment, w którym by puścił byłby tym. Straciłabym kończynę. Szarpnęłam. Puścił mnie, aczkolwiek z wahaniem. Wstałam i podeszłam do drzwi. Ale zanim
233
sięgnęłam do klamki, odwróciłam się. Everett miał rację, gdy powiedział, że jestem uparta. Ale ja miałam rację w tym. – Everett - powiedziałam. Podniósł głowę do mnie. Jego oczy były pełne udręki, zaczerwienione. – Jeśli umrzesz, tylko mnie zostaną nasze wspomnienia. Jeśli będziesz miał operację, jeśli będziesz żył, możesz je stracić. Ale będziesz żywy. A ja wciąż będę miała te wspomnienia. A potem wyszłam, nie oglądając się.
234
DWADZIEŚCIA CZTERY DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ Pudełko otrzymałam pocztą kilka dni wcześniej. Adres zwrotny był w Dallas, a nadawcą była Bridget. Ale nie mogłam go otworzyć. Stało w mojej sypialni nienaruszone. Nie było bardzo duże, ale bałam się go. Kochanie Everetta przyniosło ze sobą szereg emocji. Byłam wrakiem. Od gniewu do strachu, od szczęścia do miłości. Czułam je wszystkie. A one raniły, przez cały czas. Odczuwanie rzeczy było bolesne. Ale jeśli nauczyłam się czegoś, to tego, że każdy kawałek dobra przychodził z odrobiną bólu. Nie chciałam być jak Eloisa. Wybrałam wspomnienia o Everetcie i życie poprzez ból. Ponieważ przynajmniej ja byłam żywa. Moje sny były albo odtworzeniem naszej podróży albo alternatywną rzeczywistością. W której Everett żył. Był cały ubrany na czarno i miał nową bliznę na wierzchu starej, a my spędzaliśmy weekend w Picketwire Canyonlands, weekend w czyśćcu, razem. To był mój ulubiony sen, jedyny, który doprowadzał mnie do łez, ilekroć się budziłam. Ponieważ moja rzeczywistość często była koszmarem. Odkąd wróciłam Carly i Jasmine kilka razy zaprosiły mnie do wyjścia z nimi. Ale nie mogłam. Byłam inną osobą na wiele sposobów, ale chciałam uniknąć ludzi w jak największym stopniu. To pudełko w kącie mojego pokoju było bardzo podobne do mnie. Wypełnione Everettem, ale strach było je otworzyć. Mogło zbierać kurz w kącie mojego pokoju długi czas. Zeznawałam przeciw Morrisowi Jensen. Siedziałam w miejscu dla świadka, odpowiadając na pytania oskarżyciela hrabstwa. Przyniósł zdjęcia, na których byłam, kiedy zostałam przywieziona do szpitala. Wpatrywałam się w te zdjęcia i cierpiałam dla dziewczyny, jaką byłam, kiedy ją przyjmowali. Ból czy lata obojętności, którą przyjęłam. W
235
połowie drogi na przesłuchanie zdjęłam marynarkę, pozwalając wszystkim zobaczyć blizny, które Morris Jensen zostawił na moim ciele. Unikałam patrzenia na Morrisa przez cały czas. Gdy adwokat obrony przesłuchiwał mnie, odpowiedziałam na wszystkie pytania, ale los Morrisa został już przypieczętowany. Jeśli nie przez dowody DNA pod moimi paznokciami, to przez zeznania Miry. Składała zeznania, niestety. Kiedy wróciłam do Kalifornii, zapytałam ją o strzał, który słyszałam w mojej retrospekcji. Spojrzała na mnie ze zniecierpliwieniem, lecz także z rezygnacją. – Taa, strzeliłam do niego - odpowiedziała, zaciskając wargi. – Umarłby, gdyby nie poszedł na ostry dyżur. Więc wpieprzył tym sam siebie. Mira świadczyła, a jej pistolet został wykorzystany jako dowód potwierdzający, że kula znaleziona w brzuchu Jensen’a pochodziła właśnie z niego. Nie została oskarżona o popełnienie przestępstwa, ale otrzymała lekką naganę za to, że nie wyznała całej prawdy wcześniej. Czułam się źle z tego powodu, ale ona to zlekceważyła. – Przeprowadzam się w każdym razie - powiedziała, gdy wyszłyśmy z sali sądowej. – Z Six’em? Spojrzała na mnie, jakby była poirytowana tym, że pytam. Ale dostrzegła, że się zmieniłam. Zahartowałam się trochę. Przekornie nazwała mnie szczurem, mówiąc, że to odpowiedniejsze niż mysz. A potem westchnęła. – U Six’a teraz dużo się dzieje. Nie jestem pewna, czy powinnam kręcić się wokół niego. - Nie naciskałam jej, aby uzyskać więcej informacji, ponieważ to samo w sobie praktycznie było jej szczerym wyznaniem. Gdy wróciłam z rozprawy do domu, wpatrywałam się w to pudło w kącie mojego pokoju z pogardą. I wtedy mój telefon zadzwonił. Nie rozpoznałam numeru, ale ID dzwoniącego wskazało, że to był Teksas. Moje serce huczało w piersi, a palec drżał nad przyciskiem Odbierz. – Halo? – Parker - kobiecy głos. Usiadłam na łóżku, owładnięta przez emocje. Chciałam usłyszeć jego głos. Ale to prawdopodobnie był powód, dlaczego nie mogłam.
236
– To ja. – Tu Bridget. Oddech opuścił moje usta. – Bridget - wypowiedziałam jej imię zarówno ze strachem jak i nadzieją. – Możesz przylecieć do Teksasu? Moje serce płonęło. – Kiedy? – Natychmiast. Kupię ci bilet, jeśli potrzebujesz mnie, aby… – Nie, już lecę - powiedziałam, nie fatygując się, żeby zmienić ubranie. Popędziłam do drzwi z torebką w jednej ręce i telefonem przy uchu. – Powinnam zadzwonić pod ten numer, gdy będę lądować? W jej głosie słychać było przypływ ulgi. – Tak. Tak. Wyślij mi szczegóły lotu, gdy dotrzesz na lotnisko. Nie pytałam o jakiekolwiek inne informacje. Nie chciałam płakać podczas lotu. Nie chciałam być przedmiotem czyjegokolwiek zainteresowania. Chciałam tylko dostać się do Teksasu tak szybko, jak to możliwe. Wtedy, z potwierdzeniem od Bridget, będę mogła płakać.
Do czasu, gdy Bridget spotkała się ze mną naprzeciwko hali przylotów na lotnisku, byłam wrakiem. Wysiadła z samochodu i rzuciła się, żeby mnie przytulić. Trzęsła się i płakała w moich ramionach, więc również zaczęłam płakać i się trząść. Do czasu, gdy się odsunęła, cała moja twarz pokryta była łzami. Ocierałam je wierzchem dłoni, gdy dostrzegłam jej twarz. Albo dokładniej, uśmiech na jej twarzy. – Dziękuję - powiedziała, jej oczy były jaśniejsze od łez, a uśmiech szerszy, niż kiedykolwiek widziałam. – Co zrobiłam? - zapytałam ostrożnie. – Everett miał operację.
237
Poczułam, jak moje kolana osłabły i chwyciłam ją, żeby się przytrzymać, zdesperowana, aby utrzymać się na stojąco. – Żartujesz? – Nie! - wykrzyknęła. – Miał operację trzy dni temu. Jego rezonans magnetyczny wygląda niesamowicie. Obudził się. Niedługo zaczyna chemioterapię, żeby zabić komórki rakowe, ale chcieliśmy, żebyś przyleciała. Żeby go zobaczyć. Moje serce było obolałe. Ale to był dobry rodzaj bólu. – Jak on się czuje? Bridget wiedziała, o co pytałam. I to wtedy zobaczyłam, jak jej uśmiech opada. Doznał pewnej utraty pamięci. Ale wydaje się, jakby tylko wybiórczo. Nie określonego okresu. Mówiłam sobie, że jeśli straci swoją pamięci, to będzie w porządku. Miałabym ją dla nas obojga. Ale jeśli był kimś innym, jeśli ten Everett nie był moim Everettem, to złamie mi serce. Bridget złamała kilka przepisów ruchu drogowego po drodze do szpitala, ale byłam wdzięczna. Byłam zdesperowana, żeby go zobaczyć. Nie miałam zdjęcia Everetta, więc moje sny były moim schronieniem, moim sposobem, żeby zobaczyć go ponownie. Gdy przyjechałam do szpitala, na drżących nogach podążyłam za Bridget wzdłuż korytarza, dla wsparcia przyciskając rękę do ściany. Zobaczyłam Patricię, matkę Everetta, stojącą obok mężczyzny w fartuchu lekarskim przed zamkniętymi drzwiami. Bridget zatrzymała się i przedstawiła mnie lekarzowi Everetta. Ale moje ręce swędziały, żeby otworzyć drzwi i go zobaczyć. Doktor zwrócił się do mnie ze współczuciem w oczach. - Parker. Chcę, żebyś się przygotowała na to, co ma się zdarzyć. Nie wiemy, czy to jest krótkoterminowa, czy długoterminowa utrata pamięci. Nie wiemy, jak dużo on faktycznie pamięta. Utrata pamięci jest trudną sprawą. Mógłby odzyskać swoje wspomnienia, ale to może nie nastąpić przez jakiś czas. Albo może nigdy sobie nie przypomnieć. – Parker - przerwała Patricia. – Everett nie wie, że tutaj jesteś. On cię nie pamięta - jej głos zadrżał. – Możesz odejść, teraz. Jeśli jego pamięć całkowicie zniknęła, to będzie tak, jakby nigdy cię tutaj nie było. - Łzy wypełniły jej oczy i podniosła drżącą dłoń, żeby chwycić moją. – Nikt nie będzie cię osądzał.
238
Wpatrywałam się w jej oczy, lodowato niebieskie, jak jej syna, który leżał po drugiej stronie drzwi. Przełknęłam, a następnie uścisnęłam jej rękę. – Ja będę. Osądziłabym sama siebie za odejście od niego. Nawet gdybym chciała, nie mogę. Kocham go. Jestem tu, żyję z jego powodu. Uśmiechnęła się, jej usta zadrżały, gdy pierwsza łza spłynęła w dół policzka. – A on jest tu z twojego powodu. Dziękuję, dziękuję za uratowanie go. Przytuliłam ją i przełknęłam gulę, która osiedliła się w moim gardle. – On uratował mnie pierwszy. A następnie moja ręka była na gałce drzwi, obracając ją i popychając. Drzwi otworzyły się z cichym świstem. Moje oczy natychmiast go znalazły, śpiącego na łóżku szpitalnym. Jego głowa była owinięta grubymi, białymi bandażami, a lewa ręka spoczywała na brzuchu, przewody wychodzące z jego żył leżały spokojnie na szpitalnej koszuli. Jedna stopa wystawała spod koców i moje ręce swędziały, żeby ją przykryć. Zamiast tego, podeszłam do dużego okna. Światło zalało pokój, sprawiając, że wszystko wydało się żywsze. Obejrzałam się na łóżko, objęło ciepłą karnację Everetta. Wyglądał przeciwnie, niż myślałam. Wyglądał spokojnie, zdrowo. Wiedziałam, z tego, co wyjaśniła Bridget podczas jazdy tutaj, że lekarze czuli pewność, że usunęli całego guza. Poczułam wtedy ulgę. To wlewało się w moje żyły i w moje kości i niemal rzuciło mnie na kolana. Odwróciłam się do okna, łzy napełniały moje oczy. Przygryzłam wargę, żeby powstrzymać jej drżenie. – Jesteś pielęgniarką? - jego głos był półprzytomny, jakby uczył się go używać po raz pierwszy. A same słowa przedziurawiły mały kawałek mojego serca. Ale to był jego głos. To był Everett. Trzymałam się tej wiedzy, zanim otarłam łzy i odwróciłam się przodem do niego a tyłem do okna. Patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Przeniosłam się o jeden krok do jego łóżka, ale trzymałam swoje ręce splecione przede mną. – Nie - powiedziałam, powoli kręcąc głową. Podeszłam kolejny krok bliżej. – Jesteś lekarzem? – zapytał ze zdezorientowaniem na twarzy. Pokręciłam głową i przysunęłam się o jeszcze jeden niepewny krok.
239
– Zatem idziesz na pogrzeb? - To zostało powiedziane z łagodną pogardą. Wypuściłam oddech ulgi. To naprawdę był on. – Nie, nie idę na pogrzeb. Wskazał ręką na moje ubrania, ręką, w którą nie miał powtykanych igieł. – Zatem, co z tą elegancką odzieżą? Byłam wystarczająco blisko, żeby usiąść na którymś z krzeseł przy łóżku, więc powoli obniżyłam się na jedno z nich. Nie pozwoliłam moim oczom spotkać jego. Zamiast tego, po prostu rozejrzałam się wokół. Wiedziałam, że gdybym patrzyła mu w oczy, załamałabym się. – Właśnie wróciłam z rozprawy. - Przemknęłam rękoma w dół czarnych spodni, ocierając pot, który zebrał się na moich dłoniach. – Pomogłam umieścić kogoś, kogoś złego, daleko, na dłuższy czas. – Dobrze dla ciebie - powiedział. To brzmiało poważnie. I przebiło moje serce ponownie. Chciałam powiedzieć mu o tym wszystko, podziękować za naciskanie na mnie. Za rozbicie lodu, któremu pozwoliłam uformować się wokół siebie. Za to, że pomógł mi przypomnieć sobie. Ale zachowałam milczenie i skinęłam głową, przełykając kolejną gulę. – Więc… - zaczął, przeciągając słowo. – Zgaduję, że się znamy? Moje serce potknęło się w piersi. To było trudniejsze, niż się spodziewałam. Skinęłam głową, nie ufając swojemu głosowi. – Przepraszam. Jestem obecnie trochę zapominalski. - To zostało powiedziane z jego śmiechem i moim grymasem. Spojrzałam w dół, na podłogę wyłożoną kafelkami i próbowałam wymyślić, co powiedzieć. – Ale są dobre wieści - powiedział, jego głos brzmiał na pełny nadziei. Podniosłam głowę i wreszcie napełniona jakąś odwagą, spojrzałam mu w oczy. Jego zabłysły na mnie. – Twój guz mózgu zniknął - powiedziałam, czując szczęście przy tej prawdzie. – Niedługo zaczniesz chemię, ale wydaje się, że doszedłeś do siebie lepiej, niż oczekiwano… – Już wiem to wszystko - przerwał. Jego szczerość się nie zmieniła. – Jestem bardziej zainteresowany tym, czego nie wiem. Albo raczej, czego nie pamiętam.
240
Skinęłam głową. To byłaby długa droga, zwłaszcza jeżeli jego pamięć nigdy nie wróci. Musielibyśmy zacząć od zera. Jeśli jego pamięć została trwale usunięta, nigdy sobie nie przypomni, jak bardzo mnie zmienił, jak daleko zaszliśmy. Nie pozwoliłam sobie jeszcze, by już teraz to opłakiwać. Pozwoliłam, by wystarczyło, że ja wiem, że pamiętam. Nie rozpadnę się przed nim. – Powiedziano mi, że przyniosłem to ze sobą do szpitala - powiedział, sięgając ręką bez kroplówki pod kołdrę i wyciągając małą książkę. Jego dziennik. Zassałam oddech. Był szary, miał wypłowiały kolor, a materiał obszarpany, ale widziałam, jak go otworzył i przerzucił pokryte pismem kartki. Z rysunkami. Moje tętno przyśpieszyło, gdy przewracał strony. Zamknął go i podniósł, rzucając do mnie. Złapałam go niezdarnie, prawie upuszczając. Usłyszałam, jak śmieje się z łóżka i popatrzyłam na niego ostrym spojrzeniem, zanim przypomniałam sobie, gdzie jestem, gdzie jesteśmy. – Przykro mi - powiedziałam, wypuszczając oddech. – Niech ci nie będzie przykro. Obróciłam dziennik w dłoniach. ‘PARKER’ - mówił, pogrubionymi literami na okładce. Moja ręka powędrowała, żeby prześledzić litery, a oczy zamknęły się, gdy wyobraziłam go sobie, piszącego każdą z nich. Sposób, w jaki jego nadgarstek poruszał się z każdym ruchem. Wiedząc, że byłam jedyną rzeczą w jego umyśle w tamtym momencie. To był dla mnie wnikliwy moment. Wiedząc. Dotykałam kawałka Everetta, który mnie pamiętał. – Musisz być Parker - jego słowa były jak elektryczny cios w serce. – Twoje imię jest napisane na moim notatniku. - Moje oczy otworzyły się nie bez trudu i w końcu spotkały jego. Lodowo niebieskie tęczówki zabłysły na mnie. Oczy, które należały do innej osoby, może nawet do innej duszy. Spuściłam wzrok na dziennik w moich rękach i ciągle przesuwałam palcami po swoim imieniu. Może trochę jego duszy przeciekło na te strony. – To jest również napisane na mojej klatce piersiowej. Skinęłam głową. – Oni mówią, że to pech - kontynuował. Wzruszyłam ramionami. – Również mam część ciebie wytatuowaną na sobie. - Jego oczy zaświeciły się.
241
Nagle w siebie zwątpiłam. Mogłabym to zrobić? Mogłabym zacząć od nowa z tym Everettem? Był taki spokój między nami w tym momencie, spokój, który nigdy wcześniej nie był obecny w naszych interakcjach. Zawsze byłam kulką zwiniętego strachu, gotową, aby uciec w każdej chwili. Czy powinnam uciec teraz? – Nie - jego głos był cichy, ale słowa stanowcze. Wypuściłam ciężki oddech, uwalniając trochę napięcia z mojego serca. Ponownie spojrzałam mu w oczy. – Nie, co? – Nie uciekaj - zwęził oczy, jakby próbował samą siłą spojrzenia zmusić mnie do zostania. Stłumiłam szloch. Wypowiedział te słowa do mnie tak wiele razy. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwał się znowu. – Nie masz na sobie odpowiednich butów w każdym razie. Dźwięk, który pochodził z moich ust był pół szlochem, pół śmiechem. Moje serce jednocześnie bolało i rosło. Czy mój Everett, mój ciemny, zabawny, intensywny Everett mógł nadal istnieć bez wspomnień o tym, jak się poznaliśmy? Miałam jeden prawdziwy test. Powtórnie podniosłam ku niemu oczy. Wpatrywał się we mnie, ale tym razem nie uciekłam pod jego spojrzeniem. Pragnęłam tego gorąco, rozkoszowałam się tym. Pochyliłam się do przodu. – Niegrzecznie jest się gapić. Jedna strona jego ust uniosła się w uśmiechu. Wysłałam cichą modlitwę, żeby słyszeć słowa, które miałam nadzieję usłyszeć. Bóg wysłuchał. Everett był wciąż moim Everettem. – Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej.
242
EPILOG DZIESIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ To był prawdopodobnie głupi pomysł. Wiedziałam o tym. Ale warto było spróbować. Albo to było tym, co powiedziałam sobie, gdy wylądowałam w Denver i czekałam na niego w odbiorze bagażu po całonocnym locie z Kalifornii. Rozejrzałam się, patrzyłam na rozmyślających ludzi wokół, czekających na bagaż i przytulających swoich ukochanych. Cierpiałam trochę. Cierpiałam przez cały czas. Tęskniłam za Everettem, który żył w moich wspomnieniach. Everett, który żył teraz, był na tak wiele sposobów tym samym Everettem. Nadal mówił niegrzeczne rzeczy tylko po to, żeby mnie rozśmieszyć. Ale był bardzo zdezorientowany. Starałam się go nie naciskać. Zostałam w pobliżu przez jego pierwszą serię chemioterapii, zanim wyruszyłam do domu, do Kalifornii. Everett został w Teksasie z siostrą. Zabierała go na wizyty na chemię i na siłownię tak często, jak to było możliwie. Operacja osłabiła go, ale praktycznie wrócił do normalności. Jego wspomnienia o mnie wciąż były nieobecne i to trochę kłuło. Zwłaszcza, kiedy przypomniał sobie swoje życie przede mną. Zadzwonił do mnie z Teksasu kilka tygodni po operacji i zapytał, czy znam Charlotte. Jego wspomnienia skończyły się na byciu z nią. Próbowałam nie wydać dźwięków odruchów wymiotnych do telefonu, więc wszystko, co powiedziałam, to było: - Zaufaj mi, nie lubisz Charlotte. Everett, na swoje szczęście, był mi oddany. W jedyny sposób, w jaki naprawdę mógł być. Dzwonił albo pisał do mnie codziennie. Zadawał mi pytania, a ja robiłam, co w mojej mocy, żeby mu odpowiedzieć. Czytał dziennik, w którym pisał o załatwionych rzeczach, więc dużo o mnie wiedział z tego, co wiedział Everett przedoperacyjny. Robił komentarze na zdjęciu na pierwszej stronie, na którym byłam z profilu, z odchyloną głową i lekko otwartymi ustami. Śmiałam się, gdy zrobił komentarze, mówiące, jak ‘gorące’ to było. Co jakiś czas latałam do Teksasu, żeby go odwiedzić, ale wciąż był jeszcze emocjonalny dystans między nami.
243
Żeby było jasne: nie całowaliśmy się. Wiedziałam, że Everett chciał. Ale wydawał się szanować cokolwiek, co mnie powstrzymywało. A jedyną rzeczą powstrzymującą mnie była jego pamięć. Byłam zdesperowana, żeby pamiętał. Chciałam tego spojrzenia, które mi dawał, spojrzenia z uczuciem. Chciałem tego bardziej, niż czegokolwiek. I wciąż utrzymywałam strzęp nadziei, że kiedyś sobie przypomni. I dlatego siedziałam w miejscu odbioru bagażu po tym, jak odebrałam klucze z wypożyczalni samochodów. Moje oczy przeszukiwały tłum za nim. Jego włosy urosły ponownie, chociaż utrzymywał je krótsze, niż były, gdy spotkaliśmy po raz pierwszy. Tęskniłam za długimi włosami. Tęskniłam za wieloma rzeczami. I próbowałam stawać na głowie, żeby wypchnąć to z mojego umysłu i skupić się na tym, co było ważne. Everett wciąż żył. I był silny. I słuchał mnie, gdy czyniłam moje emocjonalne usprawiedliwienia, zanim zostawiłam go w Nowym Orleanie. Kiedy więc zobaczyłam, jak pojawił się w drzwiach do odbioru bagażu, moje serce zamarło. I ruszyłam w jego stronę, z sercem w gardle i błyszczącymi oczami. – Parker - powiedział, wyciągając ramiona. Weszłam w nie. To było moje ulubione miejsce. Wciąż czuł do mnie to samo, nawet jeśli nie czuł tego samego dla mnie. – Nie byłaś przytulana wystarczająco. - To było coś, co przeczytał w dzienniku, ale za każdym razem, gdy to mówił, zaczynała się nowa fala łez. Odsunęłam się pierwsza. – Mam klucze do naszego jeepa. Jesteś gotowy? Wskazał głową taśmociąg bagażowy. – Muszę tylko złapać jedną torbę. – Och, oczywiście – powiedziałam, wskazując mu, aby poszedł. Gdy się oddalał, zatęskniłam za Everettem dupkiem. Everett dużo pisał o mnie w dzienniku. Ale nie napisał o Picketwire Canyon, czy o naszych tatuażach. Nie byłam pewna, dlaczego. Napisał o Four Corners, o spotykaniu Miry w Kolorado, o tym, jak z uczuciem pocałowałam go w Teksasie. Ale to było tak, jakby brakowało całego fragmentu dziennika. Zostawił swoje opisy za każdym razem, gdy uprawialiśmy seks, a powiedzenie mi o tym było dla Everetta kłopotliwe. To uczucie, jakby nieznajomy czytał o naszych bardziej intymnych scenach. Ale bardzo się starałam. Próbowałam zaakceptować teraźniejszego Everetta. Starałam się nie opłakiwać Everetta, który mnie pamiętał. Ale to bolało.
244
Everett i ja spotkaliśmy się z karawaną na naszą podróż przez kanion. Najpierw zatrzymaliśmy się na petroglify. Obserwowałam, jak patrzył na nie, czekając, aby zobaczyć, czy zrobi te same uwagi, co po raz pierwszy. Nie zrobił. Tylko skinął głową i wróciliśmy do pojazdu. Kiedy zatrzymaliśmy się na łuku, moje serce zaczęło dudnić. Złapałam aparat i obeszłam wokół samochód, podchodząc do Everetta. – Chodźmy - powiedziałam niecierpliwie. Sięgnęłam instynktownie po jego rękę i zacisnął ją. Spojrzeliśmy na siebie nawzajem i na chwilę na nasze ręce. Everett zmarszczył brwi. To był pierwszy raz, gdy trzymaliśmy się za ręce, odkąd zostawiłam go w Nowym Orleanie. Ale to było dobre uczucie, właściwe w tej chwili. Więc szarpnęłam go, ciągnąc dalej ze sobą. Zgodnie z przewidywaniami każdy wspiął się na łuk, ale pociągnęłam Everetta do widoku, który oznaczał dla mnie tak wiele. – Nie patrz na łuk - powiedziałam. – Jesteś czasami tak apodyktyczna - mruknął. – Przebolej to - odmruknęłam. – Widzisz to? - powiedziałam, wskazując w kierunku doliny w kanionie, na rzekę, która go przecinała. – To jest rzeka Purgatoire. – Purgatoire - Everett wypróbował słowo i spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem. – Jak czyściec? Schrzanił moje przemówienie. To było bardzo w stylu Everetta. - Tak. Hiszpańscy odkrywcy dotarli tu pierwsi i ich mężczyźni mieli ciężkie chwile, więc nazwali to wersją ‘The River of Lost Souls in Purgatory’ (Rzeka Zagubionych Dusz w Czyśćcu). A gdy dotarli francuscy odkrywcy, przemianowali ją na Rzeka Purgatoire, to ich nazwa dla czyśćca. A potem Amerykanie spartaczyli wymowę, tak więc nazywają ją Picketwire Canyonlands. – Zwolnij, Parker - powiedział Everett, patrząc na mnie tak, jakby wyrosły mi trzy głowy. – Nie wiedziałem, że będę dostawał lekcję historii. Zacisnęłam zęby. Chciałam krzyczeć: ‘Ty przekazałeś całą tę wiedzę mnie, dupku!’, ale trzymałam język za zębami i odetchnęłam przez nos. – Wszyscy przychodzą tu patrzeć na łuk - ciągnęłam, używając mojego kciuka, żeby wskazać za nas. – Ale ja osobiście lubię ten widok.
245
Everett obejrzał się na łuk, a następnie na widok przed nami. – Zgadzam się. Wolałbym raczej patrzeć na to, niż na łuk. - Nie dostałam tego, czego chciałam od niego. Złapałam go za rękę ponownie. Spojrzał w dół na nasze splecione dłonie i znowu na mnie. – Czym dla ciebie jest czyściec? Everett studiował mnie przez chwilę, otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamknął je ponownie. Coś przesuwało się za jego oczami. – Miejsce, aby oczyścić twoją duszę przed przyjęciem do nieba. Moje serce podskoczyło. – Tak - powiedziałam z ożywieniem. – Ostatni przystanek przed wiecznością. Everett gapił się na mnie. Nie mogłam go odczytać, ale chciałam kontynuować. – Chodź - powiedziałam, ciągnąc go do łuku. Everett wskoczył na półkę pod łukiem pierwszy i wyciągnął do mnie ręce, pomagając mi wejść. – Hej - zawołałam do osoby, która robiła zdjęcia widoku. – Możesz zrobić nam zdjęcie? Starsza kobieta w kapeluszu khaki skinęła głową i wzięła aparat, który do niej rzuciłam. Odetchnęłam i obróciłam głowę do Everetta. Owinęłam ramię wokół niego, wzięłam go za rękę i pociągnęłam ją na swoje kolana, ściskając ją mocno. Moja krew ryknęła w uszach. Serce boleśnie waliło w piersi. Umieściłam usta przy jego uchu. – Everett, patrz. Na kanion, na rzekę. Spójrz na to wszystko. Spójrz na ten widok, gdy ta kobieta będzie robić nam zdjęcie - uścisnęłam jego rękę. – Każdy, kto zobaczy to zdjęcie, będzie widział nas pod tym łukiem. Ale gdy ty spojrzysz na zdjęcie - przełknęłam emocje. – Gdy spojrzysz na to zdjęcie, przypomnisz sobie kanion, wodę i całe to piękno przed nami - odetchnęłam. – Gdy spojrzysz na to zdjęcie, przypomnisz sobie oglądanie czyśćca razem ze mną. Podczas gdy wszyscy inni patrzyli na łuk, my patrzyliśmy na to. - A potem zamknęłam oczy. Łza ześliznęła się, przypominając mi, jak się czułam, gdy Everett wypowiedział te słowa do mnie. Fakt, że ja w ogóle czułam. Rok temu siedzieliśmy na tej półce razem i zakochałam się w Everetcie. Pragnęłam gorąco tego momentu. Ręka na moich kolanach ścisnęła moją dłoń raz. Potem znowu. Potem jeszcze raz. Trzy razy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak Everett wpatruje się we mnie. Jego oczy były czerwone, ale miękkie. A czoło zmarszczone. – Parker - powiedział z rozpoznaniem. Z
246
uczuciem. – Everett - odpowiedziałam. Moje słowa były zduszone przez świeże łzy. Łzy na łzach. Dotknął moich włosów, przesunął rękę w dół mojej twarzy, patrząc na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz od zawsze, a potem ujął moją twarz i pocałował mnie. Wycofałam się pierwsza i położyłam ręce na jego twarzy. – Pamiętasz? - zapytałam, ledwie będąc w stanie zobaczyć go przez łzy. Skinął głową, trzymając kciuki na mojej brodzie. – Parker - powiedział ponownie. Podniosłam ręce do jego nadgarstków i ścisnęłam. – Jestem tak szczęśliwa powiedziałam, śmiejąc się z ulgi. – Śmiejesz się - powiedział, przechylając głowę na bok. – To brzmi tak dziwnie. Zaśmiałam się i ścisnęłam jego nadgarstki ponownie. – Wciąż jesteś dupkiem. – Jestem - potwierdził. Odetchnął. – To wraca do mnie tak szybko. Z trudem mogę nadążyć. – To w porządku - powiedziałam, owijając moje ramiona wokół górnej części jego pleców. Jego ramiona owinęły się wokół mnie i przytulił mnie mocno. – Tak mi przykro - stłumił głos w moje włosy. Przebiegł po nich dłonią, ruchem, który był tak znajomy, tak głęboko pocieszający. – Niech nie będzie. Och, Everett. - Nie mogłam przestać płakać. – Tak się cieszę, że wróciłeś. Tęskniłam za tobą. - Niedopowiedzenie roku. Jego ręka dotknęła moich żeber, gdzie był tatuaż Purgatoire. – Dlaczego czekałaś tak długo, żeby zabrać mnie tutaj? - zapytał. – Chciałam, żebyś miał się na tyle dobrze, by przyjechać. Pokręcił głową. – Otrzymałaś pudełko? Mój umysł powędrował do pudełka, tego, które nieotwarte wciąż stało w kącie w sypialni. – Tak - powiedziałam. – Ale go nie otworzyłam.
247
– Dlaczego? - zapytał. – Nie, czekaj - powiedział, unosząc rękę. – Rozumiem to. Ale w pudełku są strony z mojego dziennika o Picketwire Canyon. I zdjęcia. – Zdjęcia, jak w liczbie mnogiej? – Zrobiłem ci wiele zdjęć, gdy nie patrzyłaś. Poprosiłem Bridget, żeby wysłała do ciebie to pudełko. Miałem nadzieję, że zrozumiesz powód i zabierzesz mnie tutaj w przypadku, gdyby to wywoływało moje wspomnienia. – Co? - powiedziałam. – Czuję się trochę źle, że nigdy go nie otworzyłam. – Mogłaś zaoszczędzić sobie tego całego smutku, tego całego bólu - odsunął włosy z mojej twarzy. – Ból nie przeszkadza mi tak bardzo - powiedziałam. – Znalazłam w nim przyjemność. Everett uśmiechnął się do mnie. – Dobrze. Dobrze jest czuć - jego palce szarpnęły za moje włosy. Uśmiechnęłam się prawdziwym uśmiechem. – Uśmiechy ci pasują. Powinnaś nosić je częściej. – Ty mi pasujesz. Everett zeskoczył z półki i wyciągnął ręce, żeby mnie złapać, tak jak zrobił za pierwszym razem. Przyciągnął mnie do siebie w uścisku. Przytuliłam się do niego mocno, wdzięczna za ten dar. Wdzięczna za Rzekę Purgatoire. Wdzięczna za wiadomość tekstową, która została wysłana na niewłaściwy numer. Wdzięczna za czucie, uzdrowienie i rozbicie przez Everetta w tym samym czasie. – Jesteś zimna - mruknął. To był początek czerwca i początek dnia, więc miałam niewielkie dreszcze. – Zamrożona? - zapytałam. – Nie - powiedział, odsuwając się i całując mnie w czoło. – Zimniejsza niż to. Zaśmiałam się, przyciskając się do niego, do tego pocałunku. Rozkoszując się tym połączeniem. Everett odsunął się i spojrzał mi w oczy w sposób, w jaki robił to wcześniej. Jego ręce
248
splotły się z moimi. – Jesteś jeszcze we mnie zakochana? Uśmiechnęłam się. – Niestety. Jesteś zakochany we mnie? W odpowiedzi, jego ręce ścisnęły moje. Trzy razy. Z każdym uściskiem, wymówił bezgłośnie trzy słowa. – Ja. Cię. Kocham.
KONIEC.
249