William KingWilliam King
Szpon RagnaraSzpon Ragnara
Kosmiczny Wilk – Tom II
Tłumaczył Marcin Roszkowski
Prolog
Kula świsnęła mu tuż obok ucha. Ragnar ...
4 downloads
5 Views
William KingWilliam King
Szpon RagnaraSzpon Ragnara
Kosmiczny Wilk – Tom II
Tłumaczył Marcin Roszkowski
Prolog
Kula świsnęła mu tuż obok ucha. Ragnar przypadł do ziemi, zwijając się w kłębek za
sporych rozmiarów rumowiskiem. Blisko było, pomyślał, zdecydowanie za blisko. Tylko
jego nadludzkie zmysły zapewniły mu ułamek sekundy ostrzeżenia, a genetycznie
zmienione mięśnie pozwoliły uniknąć zgubnego pocisku. Gdyby zszedł z drogi pędzącej
ku niemu kuli o pół uderzenia serca później, niż to uczynił, jego głowa eksplodowałaby
fontanną krwi, mózgu i potrzaskanych kości czaszki. Ragnar nie raz już w swoim życiu
widział takie przypadki i nie miał najmniejszych wątpliwości, co do tego, jaki los by go
czekał.
Teraz jednak nie było czasu na myślenie typu, „co by było gdyby". Należało działać i
dać nauczkę zdradzieckim, niewiernym kultystom, jaka kara spotyka tych, którzy
ośmielili się podnieść rękę na wybrańców Imperatora – Kosmicznych Marines. Ragnar
delikatnie uniósł się do góry i wyjrzał spoza rumowiska. W ciągu jednej krótkiej
sekundy, jego nadludzkie zmysły zarejestrowały każdy szczegół otaczającego go pola
bitwy, a potem nim którykolwiek z wrogów zdołał oddać strzał, Ragnar ponownie skrył
się za gruzami.
Teraz umysł Ragnara trawił informacje, które zostały mu dostarczone. Karmił się nie
tylko obrazami, ale i dobiegającymi zewsząd dźwiękami, zapachami oraz innymi
bodźcami, z których potrafił odczytać pomocne wskazówki. Ragnar wspomniał resztki
potężnego niegdyś miasta, które otaczało go ze wszech stron się jak okiem sięgnąć.
Olbrzymie, poczerniałe kolumny spaczonego żeliwa i betonu znaczyły miejsca, gdzie do
niedawna dumnie wznosiły się tytaniczne drapacze chmur. Poniżej ulice i aleje
metropolii usłane były wypalonymi wrakami pojazdów. Ciemny nieboskłon rozświetlany
był jedynie przez łunę pożarów, które szalały teraz w pozostałościach trafionej przed
kilkoma dniami pociskiem rakietowym przetwórni paliw. Ponad instalacjami i
maszynami miasta, dzięki którym znaczyło ono niegdyś tak wiele dla Imperium, teraz
unosiły się popioły i swąd spalonych chemikaliów.
Ragnar pamiętał jak zaczęła się trząść ziemia, kiedy baterie czołgów klasy Basilisk
zaczęły zasypywać pozycje rebeliantów nawałą ognia artyleryjskiego. Wkrótce do ich
dudnienia dołączyły odgłosy strzałów z broni ręcznej, kiedy lojaliści starli się z
buntownikami. Nawet teraz mógł dosłyszeć niskie, gardłowe głosy zbuntowanych
oficerów, którzy próbowali narzucić rozkazy motłochowi, w jaki obrócili się ich
żołnierze. Rebelianci przegrupowywali się, zajmując nowe pozycje obronne. Wyostrzony
słuch Ragnara wychwycił także odgłos szurnięcia buta ze stali ceramicznej. Zwykły
człowiek nie zdołałby wyłowić tego odgłosu, ale Ragnar dawno już przestał nim być. Z
odgłosu sądząc to brat Reinhardt zajmował pozycję. Ragnar zapamiętał sobie, że kiedy
bitwa się skończy, będzie musiał uciąć pogawędkę z podwładnym. Nawet on, jego
dowódca, nie powinien był usłyszeć odgłosu kroków Krwawego Szponu.
Słuch i wzrok nie były jedynymi zmysłami, dzięki którym Ragnar wiedział, co robią
jego podwładni. Wiatr niósł woń, a jego zmienione na podobieństwo wilczych nozdrza,
potrafiły wyczuć braci nawet z odległości pięćdziesięciu metrów. Ich zapach był
przyjemny i kojący, w przeciwieństwie do woni zgnilizny, jaka panowała w tym
zanieczyszczonym mieście. Co gorsza wokół unosił się lekki zapach mutacji, zmian i
zniekształcenia, które oznaczały zdradę i herezję.
Na święte kości Russa, jakże Ragnar nie znosił tej woni, która nieomylnie oznaczała
wyznawców Chaosu! Mimo, że czuł ją już wielokroć w czasie swego nadludzko długiego
życia, to nie zdołał do niej przywyknąć. Było w niej coś tak obraźliwego, że jej
najsłabszy cień powodował, iż kły same wysuwały mu się z ust, włosy na karku stawały
dęba, a serce wypełniała żądza mordu. Nawet skryte podejrzenie, że ten proces był
wynikiem przemiany zwykłego człowieka w Kosmicznego Marinę i dziedzictwem magii
której poddano jego ciało, nie potrafiły ostudzić narastającego w nim gniewu. Czuł się
tak samo jak wilk, który trafia na ślad ofiary. To było nadzwyczaj dobre porównanie,
wszak był wilkiem w ludzkiej skórze, a zdradzieccy wyznawcy Chaosu, ofiarą świętego
gniewu Imperatora. On i inni obrońcy ludzkości mieli wykonać wyrok, który ciążył na
heretykach. Zdrajcy zaprzedali swe dusze bogom ciemności w zamian za obietnice
władzy i potęgi, odwracając się tym samym od ludzkości, która ich zrodziła. Oddali to,
co mieli najcenniejsze w zamian za kłamliwą w swej naturze moc. Jedyne co otrzymają
tak naprawdę to stygmaty mutacji, a także powolną degenerację duszy i umysłu, które w
końcu zostaną spaczone tak samo jak ciała heretyków. Śmierć z rąk wiernych sług
Imperatora będzie niczym innym jak wybawieniem przed tym okrutnym losem i
niezasłużoną łaską, choć mało prawdopodobne, aby którykolwiek z buntowników docenił
czynioną im przysługę.
Tutaj, w strawionych ogniem ruinach ogromnego miasta, smród był jeszcze bardziej
nie do zniesienia. Oprócz woni towarzyszącej sługom chaosu, do nozdrzy Ragnara
dobiegł także zapach jakiegoś przedziwnego rozkładu lub zarazy, która dotknęła
buntowników i zwykłych mieszkańców Hesperydy. Ta przedziwna stęchlizna kojarzyła
się z tłustą, oblepiającą wszystko sadzą i powodowała, że w myślach Ragnara pojawiały
się niechciane wspomnienia. Odegnał je siłą woli, wiedząc, że nie czas teraz na
rozważania o przeszłości.
Te ponure rozmyślania zajęły Ragnarowi ułamek sekundy, jak zwykle kiedy
znajdował się w ogniu walki, jego umysł pracował z nadzwyczajną szybkością.
Wspomnienia miały posłużyć jedynie temu, aby jego mózg zajęty był czymś, podczas
gdy reszta oddziału zajmowała pozycje do natarcia. Teraz Ragnar skupił się na
oczekującym go zadaniu, ponownie analizując obraz który ukazał się jego zmysłom,
kiedy wyjrzał zza gruzowiska. Nadzwyczajne możliwości jego ciała, połączone z
wielowiekowym doświadczeniem sprawiały, że był niepowstrzymanym wojownikiem.
Wypowiadając słowa starożytnej modlitwy, tak jak uczono go w klasztorze Zakonu,
skupił się na jednym, szczególnie ważnym w tej chwili, fragmencie pola bitwy. Ragnar
powoli analizował wszystkie szczegóły, znajdującego się dokładnie naprzeciwko
umocnionego bastionu buntowników. Dziury i okna wykute w ścianach uszczelniono
workami z piachem. Stanowisko ciężkiego boltera umieszczono w wypalonym wraku
czołgu. Na drugim piętrze, tuż nad krawędzią okna, Ragnar dostrzegł szczyt wysokiej
czapki, którą nosili oficerowie zbuntowanej armii. Najwidoczniej dowódca rebeliantów
także obserwował pole walki. Wszystko zdawało się być dokładnie takie, jak Ragnar
oczekiwał, kiedy poprzednio przyglądał się wrogim umocnieniom. W szeregach
nieprzyjaciół nie zaszły żadne zmiany, które skłoniłyby do rezygnacji z obranego
wcześniej planu ataku.
Lojaliści mieli uderzyć w najsłabszy punkt obrony. Kiedy umocnienia z worków z
piaskiem zostaną usunięte z drogi, pozostanie tylko oczyścić budynek z heretyków.
Zadanie nie wydawało się trudne, mimo że oddział Ragnara był pięciokrotnie mniej
liczny od wroga. Jednak w tym starciu liczebność oddziałów nie będzie miała znaczenia,
z tego Ragnar doskonale zdawał sobie sprawę. Wielowiekowe doświadczenie już dawno
nauczyło go ufać w zdolności bojowe swoich braci. Kosmiczni Marines, nazywani także
Adeptus Astartes, byli przecież najdzikszymi i najbardziej zażartymi wojownikami,
jakich nosiły światy zamieszkane przez ludzi. Wybierani spośród bohaterów
niezliczonych bitew, poddawani byli morderczemu treningowi, a potem zmieniani w
nadludzi przy pomocy starożytnej magii i nauki. Dzięki temu stawali się po wielokroć
silniejsi, szybsi i wytrzymali od zwykłych ludzi. Do boju uzbrajano ich w najlepszą broń
o jakiej mógł marzyć wojownik i jaką mogło zapewnić swym wybrańcom Imperium.
Kosmiczni Marines większość swego życia spędzali walcząc, a jeśli tak się nie działo,
wracali do swoich rodzinnych klasztorów, gdzie bez ustanku trenowali się w sztukach
wojennych. Bez wątpienia byli najlepszymi żołnierzami, jakich wydały miliony światów
zamieszkiwanych przez ludzi.
Kim byli ci, którzy odważyli się wystąpić przeciwko Imperatorowi? To zwykłe
szumowiny. Prości poborowi, których zbuntowany gubernator Hesperydy wcielił w
szeregi swojej armii. Ci ludzie, choć przysięgali wierność Imperatorowi, teraz ofiarowali
swoje ciała i dusze bogom Chaosu. Rzecz jasna musieli przejść szkolenie i przyparci do
muru wykażą dziką zawziętość, przynależną zwierzętom które wiedzą, że zbliża się ich
koniec, jednak to nie wystarczy żeby odeprzeć szturm Kosmicznych Wilków.
Ragnar nie musiał się rozglądać, żeby wiedzieć, że jego oddział zajął pozycję do
natarcia. Krwawe Szpony, oddział złożony z młodszych zakonników żądnych walki i
wyzwań, rozlokował się w kraterze pozostałym po wybuchu jakiegoś olbrzymiego
pocisku. Za kilka chwil Długie Kły pod dowództwem brata Hrothgara otworzą ogień ze
swej ciężkiej broni, co będzie stanowiło sygnał do ataku. Ragnar uśmiechnął się dziko,
odsłaniając kły, które były cechą charakterystyczną jego Zakonu. Już wkrótce nadejdzie
chwila, którą kochał najbardziej. Stanie twarzą w twarz z wrogiem, w walce na śmierć i
życie. Oto sprawdzian męskości, siły i odwagi!
Smuga siwego dymu przecinająca niebo była sygnałem na który wszyscy czekali.
Oddział brata Hrothgara rozpoczął natarcie, niszcząc w kuli jasnego wybuchu stanowisko
wrogiego ciężkiego karabinu. Pocisk rakietowy w jednej chwili zmiótł z powierzchni
ziemi broń i jej obsługę. Głuchy huk, który zaraz potem dotarł do uszu Ragnara,
powiedział mu, że reszta oddziału przyłączyła się do ataku, otwierając ogień z bolterów.
Lawina pocisków zalała pozycje buntowników kiedy Kosmiczni Marines z właściwą im
nadludzką szybkością i precyzją wystrzeliwali serię za serią. Ragnar zaryzykował rzut
oka zza osłony, jaką zapewniało mu gruzowisko i dostrzegł, że pod wpływem kanonady
spore kawałki ściany bunkra odpryskiwały od ścian. Pełne bólu krzyki i zapach krwi
oznaczały, że nie tylko budynek, ale i zajmujący go oddział odnosił obrażenia. Bez
wątpienia zostali zaskoczeni. Błyskawiczny atak Kosmicznych Marines pozbawił ich
woli walki i odwagi, żeby odpowiedzieć ogniem. Niestety ten stan nie potrwa długo,
pomyślał Ragnar. Jeśli się im na to pozwoli, to wkrótce odzyskają odwagę i spróbują
stawić opór. Ragnar postanowił, że nie da buntownikom drugiej szansy.
Nadszedł moment szturmu.
Kosmiczny Wilk poderwał się na równe nogi, a serwomotory jego wielowiekowej
zbroi zawyły przeraźliwie. Ich dźwięk był nieznośny dla nadzwyczaj wyczulonych
zmysłów wojownika. Mimo to biegi do przodu, wiedząc, że w tej chwili jego podwładni
przerywają ogień, a Krwawe Szpony formują klin i podążają jego śladem w stronę
bunkra. Otrzymali rozkaz przełamania barykady z worków z piachem, które stanowiły
najsłabszy punkt obrony buntowników. Pozostali Kosmiczni Marines otworzyli
ponownie ogień, tym razem koncentrując się na umocnieniach i stanowiskach obrony na
piętrze budynku i wokół niego. Przez kilka chwil Ragnar i podążające za nim młode
Kosmiczne Wilki biegli w korytarzu pośród ściany kul z bolterów.
Jeden z oficerów dowodzących buntownikami, ten którego przedtem dostrzegł
Ragnar, wyjrzał przez okno zdziwiony i zaciekawiony, dlaczego pociski przestały
uderzać w ścianę za którą znalazł schronienie. Na krótką chwilę w oknie ukazała się jego
postać, charakterystyczna wysoka czapka i płaszcz przewieszony przez ramię. Kiedy
spostrzegł zbliżającą się falę Kosmicznych Marines na jego twarzy pojawił się wyraz
zaskoczeni i strachu. Zdrajca szybko jednak wziął się w garść. Odwrócił się i zaczął
wykrzykiwać swoim podwładnym rozkazy. Na swój sposób Ragnar podziwiał go:
buntownik panował nad swoim strachem.
Jego odwaga okazała się jednak przyczyną zguby. Nie przerywając biegu Ragnar
uniósł pistolet do góry i wystrzelił. Kula niezawodnie pofrunęła w stronę zbuntowanego
oficera i rozniosła jego czaszkę na strzępy. Krew, mózg i kości rozprysły się naokoło, a
czapka podskoczyła wysoko w powietrze. Zza ściany umocnień dały się słyszeć pełne
zmieszania i strachu glosy zdrajców, ale po chwili kilku co odważniejszych lub bardziej
doświadczonych, zajęło swoje miejsca i próbowało otworzyć ogień do nadciągającej fali
Kosmicznych Marines. Na nic zdała się brawura rebeliantów. Ogień Kosmicznych
Wilków, które osłaniały szturm, szybko wytrzebił obrońców do nogi. Ich ciała zasłały
podłogę bunkra.
Jednym potężnym susem Ragnar uderzył w ścianę z ułożonych na sobie worków z
piaskiem. Pod jego ciężarem oraz impetem uderzenia rozpadła się niczym domek z kart,
a Kosmiczny Wilk znalazł się we wnętrzu bunkra. Panował tutaj półmrok, ale jego ślepia
momentalnie dostosowały się nowego otoczenia. Wszędzie wokół znajdowali się
wrogowie. Tak jak się Ragnar spodziewał byli to rekruci gubernatora. Wszyscy odziani
byli w zabrudzone i postrzępione uniformy, które niegdyś oznaczały ich jako
poborowych, jednak insygnia Gwardii Imperialnej został zdarte i zastąpione przez
znienawidzone ikony Czterech Bogów Nieszczęścia. Na piersiach zdrajców widniała
ośmioramienna gwiazda z okiem pośrodku, która zastąpiła dwugłowego orła
imperialnego. Zapach zepsucia i mutacji był tutaj szczególnie silny, tłumił nawet smród
niemytych ciał i trupów. Wszyscy heretycy wyglądali na zagłodzonych i chorych, jednak
niektórzy z nich zdradzali objawy znacznie gorszej zarazy. Większość z nich wyglądał
jeszcze dość normalnie, choć ich skórę pokrywały bąble i naroślą, oznaczające miejsca
które poddały się pierwszym przemianom. Niektórzy spośród tych najbardziej
dotkniętych zarazą, zaczęli się powoli przemieniać w mutantów.
Jeden z tych odmieńców, stojący najbliżej Ragnara pokryty był łuską, a swój karabin
laserowy ściskał w dłoniach, które bardziej przypominały macki ośmiornicy. Jego oczy
zostały wypchnięte z oczodołów i teraz poruszały się na wszystkie strony na szypułkach.
Inny z heretyków rozrósł się do monstrualnych rozmiarów: jego korpus szerokością
przypominał bombę, ramiona stały się tak grube niczym udo zwykłego człowieka, a palce
kończyły się szponami. Jego twarz pokrywały błyszczące pryszcze, które okazały się być
jakąś dziwną grzybnią. Kiedy mutant otworzył usta, aby wykrzyczeć ostrzeżenie
posypały się z nich zarodniki.
Ragnar bez chwili wahania nacisnął mosiężny przycisk, który uruchomił silnik
miecza łańcuchowego. Broń zawyła i ożyła w jego dłoni. Metalowe zęby, pokrywające
jego ostrze zaczęły wirować na podobieństwo piły mechanicznej. Działając
instynktownie Ragnar uniósł pistolet i wystrzelił w olbrzyma, posyłając go prosto do
piekła z dziurą w brzuchu tak wielką, że można by wsadzić w nią zaciśniętą pięść. Impet
drugiego pocisku przygwoździł mutanta o ślimaczych oczach do ściany, a Ragnar aż
zawarczał z dzikiej radości. Bez trudu uchylił się przed strzałami z karabinów laserowych
dwóch mutantów, którzy zdołali otrząsnąć się z zaskoczenia i zadziałać. Promienie lasera
przemknęły ponad jego głową, a krzyki, które dobiegły zza pleców Ragnara powiedziały
mu, że dwaj spośród tych, którzy próbowali zajść go od tyłu, już nie żyją.
Ragnar ruszył do przodu. Potężne uderzenia miecza łańcuchowego odcięło głowę
jednemu z odmieńców, odrąbało ramię drugiego i wtopiło się piersi trzeciego. Jednym
kopnięciem Kosmiczny Wilk zrzucił ciało z ostrza i ruszył jeszcze dalej, kierując się
drzwi wyjściowych z pomieszczenia. Dzikie wycia radości, przemieszane z okrzykami
bólu, cierpienia i strachu powiedziały mu, że oto Krwawe Szpony wdarły się do bunkra.
To oznaczało, że dla heretyków, którzy się kryli za jego umocnieniami rozpoczęła się
rzeź.
Ragnar biegiem ruszył przez długi, ciemny korytarz. Zza jednych drzwi wyłoniła się
głowa oficera buntowników, który rozglądał się zaskoczony.
– Co tam się dzieje? – spytał, mówiąc w dziwnie akcentowanym dialekcie
Imperialnego Gotyku.
Twarz zdrajcy przypominała oblicze człowieka dotkniętego poważną i przewlekłą
chorobą. Była blada, wychudzona, podobnie jak reszta ciała, a jego oczy żarzyły się od
trawiącej go gorączki. Z jej zapewne powodu nie rozpoznał kim jest Ragnar, nawet
wtedy kiedy ostrze miecza łańcuchowego zdjęło mu głowę z ramion. Krew trysnęła na
ściany i sufit niczym fontanna, a zmaltretowane ciało potoczyło się z powrotem do
pokoju. Okrzyki przerażenia jakie stamtąd dobiegły, powiedziały Ragnarowi, że
heretyków jest tam więcej. Płynnym ruchem schował pistolet do kabury i nacisnął
niewielki guzik na pasie, opinającym go w biodrach. W jego dłoni wylądował niewielki
owalny dysk granatu rozpryskowego. Ragnar trzykrotnie nacisnął guzik mechanizmu
opóźniającego wybuch, nastawiając go na trzy sekundy, a potem cisnął granat w głąb
pokoju. Wątpił szczerze, aby którykolwiek ze zgromadzonych tam heretyków
zorientował się, co się za chwilę stanie. Chwilę później nastąpiła eksplozja i szczątki
zdrajców zasłały całe pomieszczenie.
Ragnar zajrzał do wnętrza, oceniając zniszczenia jakich dokonał. Jeden z heretyków
żył jeszcze i próbował wycelować w niego ze swego karabinu laserowego. Każdy jego
oddech powodował, że w krwi, która zalewała jego rozprutą pierś pojawiały się czerwone
bąble powietrza uciekającego ze zranionych pluć. Nim umierający kultysta zdołał
wycelować, Ragnar dobył swego pistoletu i strzelił. Kula zakończyła cierpienia
nieszczęśnika, nim zdołał wymówić choć jedno słowo modlitwy o pomoc, wznoszonej do
mrocznych bóstw.
Ragnar zastygł na chwilę w bezruchu, uważnie nasłuchując. Zewsząd dochodziły go
odgłosy walki, które rozchodziły się w powietrzu niczym kręgi na tafli wody jeziora, po
wrzuceniu do niego małego kamyka. Przez cały budynek przetaczali się Komiczni
Marines zabijając wrogów i wypleniając ziarno herezji. Nic nie mogło powstrzymać rzezi
zdrajców...
Do nozdrzy Ragnara dotarł zapach spalonego mięsa, otwartych ran, krwi i prochu.
Mieszała się z nimi woń miażdżonych ciał, strachu i cierpienia. Pośród nich wyczuwał
jednak zacznie delikatniejsze i słabsze zapachy: strachu i gniewu buntowników, woń
innych Kosmicznych Wilków. Nad nimi wszystkimi unosił się jednak swąd zgnilizny
Chaosu i owej tajemniczej zarazy, którą poczuł już wcześniej. Mimo to Ragnar wiedział,
że zwycięstwo jest już blisko.
Nowa woń unosząca się w powietrzu powiedziała mu, że z tyłu zbliżał się do niego
brat Olaf. Był on najmłodszym z Krwawych Szponów, a także tym szczęśliwcem który
prawie przemienił się w straszliwego wilczarza, jednak w ostatniej chwili zdołał
powstrzymać proces degeneracji. Mimo to wciąż cechowała go skłonność do
niekontrolowanych napadów szału i niezaspokojony głód walki. Ragnar widział, że z
czasem złość i dzikość, panujące teraz w jego duszy, miną. Każdy z Kosmicznych
Wilków przechodził ten proces, jeśli było mu dane przeżyć wystarczająco długo.
Ragnar spojrzał szybko za siebie i dostrzegł, że tym razem bestia szalejąca w duszy
brata Olafa prawie całkowicie posiadła jego ciało. Młody Krwawy Szpon bez namysłu
ruszył w kierunku kolejnego pomieszczenia, gdzie czaili się zbuntowani żołnierze. Jego
oczy były szeroko otwarte, a źrenice przypominały dwie czarne dziury. Na usta wystąpiła
piana. Młodzieniec przystanął na chwilę, aby wydać z siebie wycie wściekłości, które
jednocześnie było wyzwaniem do walki. Mięśnie jego szyi napięły się niczym postronki,
a kły błysnęły w ciemnościach. Bez wątpienia Olaf nie był teraz sobą, duch Wilka
niepodzielnie posiadł jego ciało.
Ragnar odsunął się na bok, pozwalając mu przejść, kiedy Olaf ruszył dalej
korytarzem, tropiąc heretyków. Ci zwabieni odgłosami walki pojawili się
niespodziewanie na drugim końcu korytarza. Olaf rzucił się w ich kierunku, a Ragnar
ruszył jego śladem, uważając aby młodzieniec nie wpakował się w kłopoty, z których nie
będzie w stanie się wyplątać.
Nie wyglądało jednak na to, żeby coś takiego miało się zdarzyć. Biegnący z przodu
buntownicy runęli na ziemię powaleni strzałami ze śmiercionośnego pistoletu Olafa. Ten
bez chwili wahania przeskoczył ponad zwłokami i pozostałych przy życiu buntowników
zaatakował mieczem. Tnąc i dźgając bez przerwy, Olaf sprawił że spanikowani
buntownicy rzucili się do ucieczki. Wyjąc Kosmiczny Marinę ruszył za nimi. Kiedy
minął jeden z korytarzy olbrzymia łapa pochwyciła g...