Woods Sherryl
Niegrzeczny chłopiec
PROLOG
sc
an
da
lo
us
W całym Trinity Harbor, a być może nawet w całym stani...
2 downloads
13 Views
1MB Size
Woods Sherryl
Niegrzeczny chłopiec
PROLOG
sc
an
da
lo
us
W całym Trinity Harbor, a być może nawet w całym stanie Wirginia, huczało jak w ulu. A kto był temu winien? Jego córka! Robert King Spencer chyba po raz piętnasty tego ranka odłożył z trzaskiem słuchawkę i przeklął dzień, w którym zdecydował się na to, by mieć dzieci. Daisy, śliczna, trzydziestoletnia i do niedawna rozsądna dziewczyna, stała się nagle źródłem plotek jak jakaś zbuntowana nastolatka. Tego już było za wiele! King poczuł się opuszczony i upokorzony. Przyszło mu, oczywiście, do głowy, żeby interweniować bezpośrednio, zanim córka narobi kompletnego bigosu, jednak życie nauczyło go niemieszania się w sprawy dzieci. Postanowił więc działać subtelniej, starając się wpłynąć na bieg wydarzeń z daleka. Jego przyjaciele i rodzina pewnie by się uśmiali do rozpuku, słysząc te słowa w jego ustach. To prawda, subtelność nie leżała w naturze Kinga. Ale tym razem wolał, żeby to inni wykonali za niego brudną robotę. Na przykład jego synowie. Tucker i Bobby powinni poradzić sobie z tą całą sytuacją. W końcu Tucker piastował urząd szeryfa i dbanie o porządek było jego zadaniem. King westchnął. Szkoda tylko, że syn jest takim formalistą. Na pewno nie zechce rozmawiać z siostrą w swoim biurze, nie mówiąc już o wsadzeniu jej na parę dni do aresztu, co z pewnością pomogłoby jej się opamiętać. A Bobby? Cóż, drugi z synów ciągle stanowił dla niego zagadkę. King nie miał pojęcia, co mógłby zrobić, ale zapewne nic mądrego. Tak właśnie przedstawiały się ostatnio jego rodzinne sprawy. Żadne z dzieci nie poświęcało mu należytej uwagi. Wszystkie zapomniały o tradycyjnych wartościach Południa. Czy w tej sytuacji może w dalszym ciągu wymagać szacunku od mieszkańców Trinity Harbor? Szacunek był dla niego wielką wartością. King należał do grona
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
najważniejszych ludzi w mieście, w czym nie było nic dziwnego, zważywszy, że założyli je właśnie jego przodkowie, którzy przywędrowali do Wirginii z Jamestown. Z tego powodu był więc przekonany, że może ingerować we wszystko, co się w mieście działo, poczynając od hodowli bydła, poprzez uprawę soi, aż po politykę. Większość ludzi zawsze uważnie go słuchała. Nazwisko Spencer wciąż jeszcze coś znaczyło w Trinity Harbor, chociaż teraz mogło się to zmienić. Oczywiście Daisy nie przejmowała się tradycją, rodzinnymi wartościami i wszystkim tym, co rozsławiło Południe. Chciała tylko dopiąć swego, nie przejmując się ojcem i braćmi. A wszystko przez matkę, niech spoczywa w spokoju. To Mary Margaret wsączyła w dusze dzieci te utrapione, nowoczesne idee. To, że od dwudziestu lat nie żyła, w niczym nie zmniejszało jej odpowiedzialności. Powinna była coś zrobić, żeby zapobiec takim katastrofom. Ponieważ jednak żony nie było, i to nie tylko w pobliżu, ale w ogóle na świecie, King uznał, że to on musi uratować córkę przed nią samą. Szczycił się tym, że jeśli jest to konieczne, potrafi działać sprytnie, a narastający ból głowy wskazywał, jak wiele wysiłku włożył w „rozpracowanie" całej sytuacji.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ PIERWSZY
sc
an
da
lo
us
Daisy Spencer zawsze chciała mieć dzieci, ale nie przypuszczała, że z tego powodu posunie się do porwania. Cóż, może trochę przesadziła. Tak naprawdę wcale przecież nie porwała Tommy'ego Flanagana. Po prostu nikt nie chciał tego chłopca. Jego ojciec wyjechał nie wiadomo dokąd dawno temu, a chorowita matka zmarła w czasie ostatniej epidemii grypy. Wszyscy w Trinity Harbor, i to od paru tygodni, mówili tylko o tym. Opieka społeczna zajęła się poszukiwaniem dalszych krewnych chłopca, a tymczasem przenosiła go z jednej rodziny zastępczej do drugiej. Tommy, który tylko się złościł, był niegrzeczny i nie akceptował żadnego z opiekunów, przypominał jej starego, złośliwego koguta, trzymanego kiedyś przez jej ojca w Cedar Hill. Mimo to Daisy robiło się ciężko na duszy, kiedy myślała o tym, przez co musiało przejść to dziesięcioletnie dziecko. Pomyślała więc sobie, że ma dosyć cierpliwego znoszenia wybryków swojego najlepszego ucznia szkółki niedzielnej, który, jak jej obwieścił, po śmierci matki przestał wierzyć w Boga. Daisy rozumiała go lepiej, niż przypuszczał. Sama omal nie straciła wiary, kiedy dwanaście lat temu okazało się, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Wiadomość ta prawie zniszczyła jej życie, a w każdym razie zniszczyła jej związek z Billym Inscoem, jedynym człowiekiem, którego naprawdę kochała. Daisy stwierdziła wówczas, że właściwie zależy jej na tym, by móc wychowywać i kochać dzieci, adopcja wydawała się więc sensownym rozwiązaniem. Ale Billy nie był w stanie pogodzić się z faktem, że jego narzeczona jest bezpłodna. Marzył o własnych dzieciach, które stanowiłyby
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
świadectwo jego męskości. Pragnął założyć ród równie potężny jak rodzina Spencerów. Kiedy okazało się, że Daisy nie może mu tego dać, poprosił o zwrot zaręczynowego pierścionka i poszedł szukać szczęścia gdzie indziej. Poza pastorem i jego następczynią, nikt w miasteczku nie wiedział, co tak naprawdę zaszło między Daisy a Billym. Ona trzymała buzię na kłódkę, ponieważ czuła się upokorzona całą sytuacją, Billy także wolał zachować dyskrecję. Jej ojciec po dziś dzień uważał, że to Daisy zerwała zaręczyny z powodu jakiegoś głupstwa. Wielokrotnie przekonywał ją, że nie powinna być zbyt wybredna, chociaż wcale nie trzeba jej było tego powtarzać. Nawet nie przyszło mu do głowy, że jest coś, czego jego córka nie może dać mężczyźnie, a Daisy nie starała się całej sytuacji wyjaśnić. Tak więc do niedawna uważała, że nigdy nie będzie mieć własnej rodziny. Z tym większym zapałem rzuciła się w wir pracy. Uczyła historii w szkole średniej, zajmowała się miejscowym pismem oraz młodzieżowym kółkiem dramatycznym, a na dodatek pracowała w szkółce niedzielnej. Zabierała też dzieci przyjaciółki na ryby nad Potomac albo na wycieczki do pobliskiego Stratford Hall, gdzie urodził się Robert E. Lee, lub do Wakefield, miejsca urodzenia George'a Waszyngtona. Uprawiała też ogródek, dbając o kwiaty i warzywa tak, jakby były jej dziećmi, a w wolnych chwilach doradzała jeszcze miejscowym rolnikom Kupiła sobie nawet kota, ale niezależna Molly spędzała w domu bardzo mało czasu i, jak na urągowisko, powiła niedawno po raz drugi czworo kociąt. Kilkadziesiąt lat wcześniej uznano by pewnie Daisy za nudną, starą pannę, chociaż dopiero niedawno przekroczyła trzydziestkę. Prawdę mówiąc, zdarzały się chwile, kiedy Daisy czuła się stara i niepotrzebna. To, o czym zawsze marzyła: małżeństwo i macierzyństwo, znajdowało się poza jej zasięgiem. Zdecydowała się żyć życiem innych i wiedziała, że pozostanie wieczną „ciocią Daisy". Dziś jednak wszystko się zmieniło. Wcześnie rano, kiedy weszła do garażu, znalazła tam zziębniętego Tommy'ego. Chłopak miał na sobie brudne dżinsy, o parę numerów za duży sweter, który dostał z parafialnej
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
akcji charytatywnej, i tenisówki, które z kolei wyglądały na zbyt małe. Wystające spod bejsbolówki z napisem „Baltimore Orioles" włosy wyglądały jak zeszłoroczne siano, a na tle bladej cery jego piegi wydawały się jeszcze bardziej widoczne. Mimo opłakanego stanu, w jakim się znajdował, Tommy był nastawiony buntowniczo i nieufnie. W końcu udało jej się nakłonić go, by wszedł do kuchni, gdzie szybko przygotowała mu jajka na bekonie ze smażonymi ziemniakami. Chłopiec zajadał, aż mu się uszy trzęsły, chociaż co chwila spoglądał na nią nieufnie. Zwolnił tempo dopiero pod koniec jedzenia, jakby w obawie, co się stanie, gdy już skończy. Daisy natychmiast podsunęła mu tosty z dżemem. Patrząc na niego, poczuła nagłe podekscytowanie. Pan wysłuchał w końcu jej próśb i dał jej dziecko. Nareszcie znalazła swój cel w życiu. Wiedziała, że musi zająć się Tommym. Nawet Molly zdawała się z tym zgadzać, gdyż od początku nie odstępowała gościa ani na krok i bez przerwy ocierała się o jego nogi. - Nie pójdę już do żadnej rodziny zastępczej - powiedział chłopak, gdy tylko przełknął ostatnie kęsy tosta z dżemem. - Dobrze. Zerknął na nią podejrzliwie. - Nie będzie mnie pani chciała tam odesłać? - zdziwił się. - Nie. - Dlaczego? - Bo chcę, żebyś został tutaj. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wyjaśni się twoja sytuacja - dodała, modląc się w duchu o to, żeby to się nigdy nie stało. Tommy zmarszczył czoło. - Niby jak się wyjaśni? Daisy sama nie bardzo wiedziała. Od chwili, kiedy zobaczyła chłopca klęczącego przy drzwiczkach samochodu, jej serce zapałało do niego gorącą miłością, ale miała jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, żeby wiedzieć, że nie może sobie Tommy'ego tak po prostu przywłaszczyć. Frances Jackson z opieki społecznej wciąż szukała kogoś z rodziny małego, ale nawet gdyby nie udało jej się nikogo znaleźć, Daisy musiałaby pokonać szereg przeszkód prawnych, by móc adoptować
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy'ego. Zmuszało to do ostrożności. Jednak była zdecydowana zapewnić chłopcu choć odrobinę spokoju. Może uda jej się to osiągnąć, jeśli ten jeden raz posłuży się reputacją Spencerów. Mieszkańcy Trinity Harbor chętnie wprawdzie plotkowali na temat jej patrycjuszowskiej rodziny, ale też uginali się przed jej wolą. - Po prostu wyjaśni - odparła w końcu. - Musisz mi zaufać. Tommy skrzywił się tylko. - A niby dlaczego miałbym to zrobić? Z trudem powstrzymała się od uśmiechu, zastanawiając się, dlaczego uznała tego pyskatego szczeniaka za dar od Boga. - Ponieważ od małego uczę cię w szkółce niedzielnej, Tommy, i doskonale wiesz, że nie kłamię. - Nigdy tego nie mówiłem. - Zmieszał się trochę. – Nie wiem tylko, dlaczego miałaby się pani różnić od tych wszystkich ludzi, którzy najpierw przyjmowali mnie do siebie, a potem wyrzucali? - Nikt cię nigdy nie wyrzucił z domu, Tommy. Sam uciekałeś, i to parę razy, prawda? Chłopak wzruszył ramionami. - Możliwe. - Czemu to robiłeś? - Brali mnie, bo musieli. Wiem, kiedy mnie nie chcą. Po prostu ułatwiałem im całą sprawę. - No dobrze, wobec tego możesz tu zostać tak długo, aż nie znajdą się twoi krewni. Nawet na zawsze. Ja natomiast zadbam o to, żebyś nie miał powodów uciekać. Tylko nie myśl, że będę ci na wszystko pozwalać. Co to, to nie. Ich oczy spotkały się na moment i Daisy zmarszczyła znacząco czoło, - No jak? Zgoda? - Może być - odparł już nieco mniej buńczucznie. Daisy poczuła ulgę. Powoli zaczęło do niej docierać, że jej plan może się powieść. Nie zraziła się nawet tym, że przecież przyłapała Tommy'ego na próbie kradzieży jej samochodu. Nie musi o tym rozpowiadać, a chłopak też nie będzie się chwalił. Trochę niepokoiło ją to, co się stanie, kiedy wiadomość o Tommym dotrze do jej ojca, ale była pewna, że jakoś sobie z tym poradzi. Miała
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
tylko nadzieję, że stanie się to nieco później, kiedy już będzie miała ustaloną strategię działania. Wcześniej jednak musiała zadzwonić do Frances Jackson, która traktowała swoją pracę w opiece społecznej bardzo poważnie i miała już dosyć ciągłych ucieczek; Tommy'ego. Daisy sięgnęła po przenośny telefon. - Do kogo pani dzwoni? - spytał chłopak i znowu się skrzywił. - Do pani Jackson. Muszę ją poinformować, gdzie jesteś i że wszystko z tobą w porządku. - Niby po co? - Spojrzał na nią prosząco. - Nie możemy tego zachować dla siebie? Pani Jackson na pewno naśle na mnie szeryfa. - Szeryf nie tknie cię nawet palcem - zapewniła go Daisy, chociaż jednocześnie odłożyła telefon. - Jak to możliwe? - Bo szeryf jest moim bratem i zrobi to, o co go poproszę. Przynajmniej miała taką nadzieję. Tommy spojrzał na nią z powątpiewaniem. - Ma pani coś na niego? - Pamiętam jeszcze, jak kradł jabłka od sąsiadów - mruknęła i roześmiała się. - Nie przejmuj się Tuckerem. Zostaw to mnie. Przecież i tak kiedy w poniedziałek zjawisz się w szkole, wszyscy będą chcieli wiedzieć, gdzie mieszkasz. - Myślałem, że może tam już nie wrócę. - Przybrał błagalną minę. Już prawie wakacje... - Nic z tego, Tommy - powiedziała twardo Daisy. - Nauka jest zbyt ważna, a do końca roku zostało jeszcze ładnych parę tygodni. Teraz idź na górę, wykąp się i połóż. Wyglądasz tak, jakbyś niewiele ostatnio spał. Możesz zająć pokój gościnny, ten na końcu korytarza. Czysty ręcznik znajdziesz w szafie. Pogadamy później, dobrze? Tommy skinął głową i ruszył do drzwi. Zatrzymał się jeszcze w progu i odwrócił w jej stronę. - Dlaczego jest pani dla mnie taka dobra? Przez moment miała przed sobą zagubionego i wystraszonego chłopca, który nie rozumiał otaczającego go świata. - Ponieważ uważam, że jesteś tego wart, Tommy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Przez moment patrzył na nią ze zdziwieniem, jakby nie mogąc zrozumieć, co znaczy ta odpowiedź, w końcu jednak skinął głową i wyszedł z kuchni. - I dlatego, że potrzebuję cię tak bardzo, jak ty mnie - szepnęła do siebie. Ponownie sięgnęła po telefon i wybrała numer Frances. Przywitała się i zdała szybką relację z tego, co się stało, pomijając oczywiście kwestię samochodu. - Och, Daisy! - westchnęła Frances. - Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? Tommy to prawdziwy rozrabiaka... Oczywiście wiem, przez co przeszedł, i tak dalej, ale obawiam się, że możesz się na nim zawieść. - Potrzeba mu miłości i opieki. Mogę mu to dać — rzekła Daisy z przekonaniem. - Ale... - Czyżbyś uważała, że nie nadaję się na jego zastępczą matkę? — spytała słodko. - Jasne, że tak nie uważam - padła szybka odpowiedź, jakby samo przypuszczenie, że ktokolwiek ze Spencerów mógłby się do czegoś nie nadawać, było obrazoburcze. - Świetnie. Wobec tego może tutaj zostać. - Do czasu, aż znajdę kogoś z jego rodziny - dodała niepewnie Frances. - Czy możesz więc przygotować odpowiednie dokumenty? - spytała Daisy, jakby w ogóle nie słysząc ostatniej uwagi. Frances ponownie westchnęła. - Dobrze, chociaż nie wiem, co powie King, kiedy się o tym dowie... - Więc lepiej uważaj i nie wspominaj mu o tym - rzekła z pogróżką w głosie Daisy. - Inaczej przekonam go, że to twój pomysł. Pracownica opieki społecznej zamarto przy telefonie i odłożyła słuchawkę. Na ustach Daisy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. Jej zerwane zaręczyny odeszły już w zapomnienie, najwyższy więc czas dać prawomyślnym obywatelom Trinity Harbor jakiś nowy powód do plotek. - Obawiam się, siostrzyczko, że zwariowałaś - powiedział od progu jej brat Tucker, który nadjechał godzinę po rozmowie Daisy z Frances. Wieści rozchodziły się szybko. Tucker pewnie dowiedział się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wszystkiego od samej Frances i przybył upomnieć siostrę, jakby była jeszcze dzieckiem, a nie dorosłą kobietą, Za oknem zobaczyła jego służbowy samochód, a brat zachowywał się tak, jakby popełniła jakieś przestępstwo, - Sama zobaczysz, że ten chłopak skończy w poprawczaku - ciągnął ponurym tonem. - Doc przyłapał go na tym, jak kradł komiksy, poza tym stłukł szybę u pani Thomas i przejechał rowerem przez grządki pana Lindseya. O tym wiemy, a podejrzewam, że ma na sumieniu również inne grzeszki. Daisy spojrzała bratu prosto w oczy, nie przejmując się jego oficjalną miną. - Więc sam widzisz, że ktoś wreszcie powinien się nim zająć - rzekła stanowczo. - I tym kimś musisz być właśnie ty? - mruknął. - A masz innych kandydatów? - odpowiedziała pytaniem. - Przecież ten chłopiec był już w paru rodzinach zastępczych i jakoś nic z tego nie wyszło. Poza tym chciałam ci przypomnieć, że robiliście z Bobbym gorsze rzeczy. Pamiętasz jabłka sąsiadów? - zakończyła. Tucker pokręcił głową. - To co innego. - Dlaczego? Brat spojrzał w bok. - Po prostu co innego, i tyle - stwierdził i natychmiast zmienił temat: - Tata będzie wściekły, kiedy się dowie. Daisy wzruszyła ramionami. - Tata zawsze się wścieka z tego lub innego powodu -zaczęła lekkim tonem. - I to zwykle ty lub Bobby mu ich dostarczacie. Teraz moja kolej. Mam już dosyć bycia grzeczną córeczką tatusia. - Obawiam się, że szybko pożałujesz tego, co zrobiłaś - westchnął Tucker, marszcząc czoło. - Ten chłopak jest zepsuty do szpiku kości. To nie jest sposób na założenie rodziny... Starszy brat lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, jak bardzo zależy jej na dziecku. To on pocieszał ją po odejściu Billy'ego, wiedział więc także, że to nie ona zerwała zaręczyny. - Dlaczego?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Poza tym Frances z pewnością odszuka prawnego opiekuna Tommy'ego i będziesz się musiała pożegnać z tym chłopcem - ciągnął, jakby nie dosłyszał pytania. - Zdaje się, że Frances próbuje to zrobić już od dłuższego czasu i jakoś jej się nie udaje. Chyba nie podejrzewasz jej o opieszałość? Brat uśmiechnął się po raz pierwszy od przyjazdu. - Nie, Frances pracuje jak mrówka i dlatego pewnie w końcu kogoś znajdzie. A wtedy będziesz musiała się z Tommym rozstać. - Dobrze, ale do tego czasu chciałabym się nim zająć - nalegała, nie myśląc o tym, co się stanie, jeśli rzeczywiście w miasteczku pojawi się ktoś z rodziny chłopca. - A, swoją drogą, gdzie on jest? - Na górze. - Pewnie opróżnia twoją szkatułkę z biżuterią - mruknął Tucker. Skrzywiła się. - Nie, śpi. - Chcesz się założyć? Jeśli przegrasz, zapomnisz o całej sprawie, dobrze? Daisy podeszła do schodów i skinęła na brata. Nie potwierdziła jednak, że zgadza się na warunki zakładu. - Sam zobacz, cwaniaku. Niestety, kiedy oboje podeszli kilka stopni do góry, Tommy właśnie pojawił się w drzwiach jej sypialni. Miał wypchane kieszenie, a Molly szła za nim krok w krok jak za nikim innym. Tucker pokonał schody dwoma susami i złapał chłopaka za kołnierz. Po chwili wyciągnął z jego kieszeni pamiątkowy naszyjnik po prababci i pomachał nim przed nosem siostry. Diamenty pięknie zalśniły w dziennym świetle. - Nie mam już nic więcej do powiedzenia - stwierdził. Daisy nie chciała dać po sobie poznać, że incydent zrobił na niej jakiekolwiek wrażenie. - Tommy, przecież doskonale wiesz, że to nie należy do ciebie zwróciła się surowo do chłopca. - Tak, proszę pani. Ale i tak chciałem to wziąć - rzucił prowokacyjnie. Daisy postanowiła zrezygnować z kazania o sumieniu i siódmym
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
przykazaniu, ponieważ w szkółce niedzielnej przerabiała to z nim dokładnie. - Dlaczego? - spytała po prostu. - Żeby móc sobie kupić jedzenie. - Możesz skorzystać z lodówki, jeśli jesteś głodny - zauważyła. - To teraz - mruknął. - Ale przecież w końcu mnie pani odeśle. Za te błyskotki mógłbym się pewnie utrzymać przez jakiś czas. Może nawet pół roku... Molly miauknęła przeciągle, jakby chciała powiedzieć, że w pełni się z tym zgadza. Daisy odsunęła brata i położyła dłoń na ramieniu chłopca. - Myślałam, że ten punkt programu mamy już za sobą. Zapewniam, że nigdzie cię nie odeślę. Ale nie będę też tolerować kradzieży. Idź teraz do swojego pokoju... Nie wiedziała, który z nich jest bardziej zaskoczony jej słowami. Ale Tucker znał ją lepiej, westchnął więc tylko z rezygnacją i spojrzał na Tommy'ego. - No, bracie, słyszałeś, co masz robić. Znam dobrze moją siostrę i nie radzę ci z nią zadzierać. Na twarzy Tommy'ego pojawiła się ulga. Spuścił głowę i chciał już odejść, ale szeryf pokręcił głową. - Nie zapomniałeś o czymś? - O czym? - Ich oczy spotkały się na moment. - Opróżnij kieszenie - polecił Tucker. Chłopiec z wyraźną niechęcią zaczął wyjmować biżuterię Daisy. Okazało się, że poza naszyjnikiem wybrał garść efektownych błyskotek, wprawdzie niezbyt cennych, ale stanowiących pamiątki, których nie chciała utracić. Tucker wziął całą biżuterię i podał ją Daisy. - Może jednak wezmę te rzeczy do sejfu, jeśli chcesz je jeszcze kiedyś nosić - zaproponował. Daisy spojrzała na swego podopiecznego. - Nie sądzę, żeby było to konieczne, prawda, Tommy? Chłopiec przez moment wyglądał tak, jakby miał zamiar rzucić jakaś cyniczną uwagę, ale po chwili spuścił oczy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie będzie, proszę pani. Kiedy odszedł wraz z kotem, Daisy uśmiechnęła się do brata. - Jesteś zadowolony? - Nie, wcale. Ale widzę, że i tak mnie nie posłuchasz -rzekł z rezygnacją. Poklepała go po ramieniu. - Zawsze byłeś bystry. Tylko nie próbuj nasyłać na mnie ojca! - Nie muszę. Jak tylko się o tym dowie, sam tu przybiegnie mruknął Tucker. - Dobrze, może się wściekać, ale to i tak nic nie pomoże. Przynajmniej raz w życiu chcę zrobić coś, na co mam ochotę. I co uważam za słuszne - dodała zaraz. Wiedziała jednak, że musi się liczyć z ingerencją ojca. Nawet jeśli to nie Frances powie mu o jej planach, to i tak znajdzie się życzliwa osoba, która to zrobi. Miasteczko Trinity Harbor nie było wielomilionową metropolią, a rodowa rezydencja Spencerów, Cedar Hill, należała do najbardziej prominentnych w okolicy. Z pewnością w najbliższym czasie ktoś zechce odwiedzić Roberta Kinga Spencera, żeby opowiedzieć mu o „wariactwach" jego córki. Historia stanie się jeszcze ciekawsza, jeśli ludzie dowiedzą się, że Tommy próbował już ją okraść. To da początek nowym plotkom. Daisy nie była pewna, czy może liczyć na milczenie brata. Zwłaszcza, że naszyjnik po prababci znajdował się od pokoleń w ich rodzinie i był poniekąd własnością wszystkich Spencerów.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DRUGI
sc
an
da
lo
us
W Waszyngtonie oficer śledczy Walker Ames zakończył właśnie piątą w tym miesiącu sprawę dotyczącą ulicznej strzelaniny. Ta jednak wyglądała gorzej niż wszystkie poprzednie. Kula przeznaczona dla przechodzącego ulicą szefa jednego z gangów trafiła pięcioletnią dziewczynkę, która bawiła się lalkami na progu swego domu. Niedoszła ofiara nawet nie spojrzała, czy nie można jakoś pomóc... Walker nie dlatego został policjantem, żeby zajmować się tego rodzaju sprawami. Zależało mu na tym, żeby pomagać ludziom, a nie sprzątać po kolejnych tragediach. W ciągu paru lat służby wystarczająco napatrzył się na umierające dzieci, postrzelone staruszki i nastolatki zamordowane z powodu pary adidasów,... Świat schodził na psy. To, co się działo, nie mieściło się jakoś Walkerowi w głowie. Kiedy myślał o tym, co dane mu było zobaczyć podczas pracy w policji, aż mu się ściskał żołądek. Zaczął liczyć i ze zdziwieniem stwierdził, że pracuje już piętnaście lat. Wprost nie mógł uwierzyć! Po raz kolejny zaczął żałować, że wybrał ten zawód, chociaż tak naprawdę nie umiał robić nic innego. Był w nim zresztą wyjątkowo dobry. Miał największą liczbę rozwiązanych spraw w całym swoim oddziale i należał do najlepszych w mieście. Walker kierował się zwykle jedną zasadą - pracował, póki nie znalazł dowodów wskazujących przestępcę. - Wiesz już może, kto mógł to zrobić? - spytał jego szef, widząc, że Walker kieruje się do ekspresu z kawą. Kapitan Andy Thorensen, mimo że był o piętnaście lat starszy od Amesa, należał do jego najlepszych przyjaciół. Traktował służbę jak powołanie i nigdy nie pozwolił, by papierki przesłoniły mu rzeczy naprawdę ważne, co często działo się w przypadku innych szefów.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Na ulicy było wtedy dwanaście osób - westchnął Walker, nalewając sobie kawy. - Cztery twierdzą, że niczego nie widziały, a dwie pozostałe także mają niewiele do powiedzenia. Matka dziewczynki ciągle rozpacza i nie można się od niej niczego dowiedzieć. Chcę przesłuchać wszystkich raz jeszcze. Może kiedy dotrze do nich, że zginęło niewinne dziecko, to wróci im pamięć. Szef rozejrzał się po tłocznym pomieszczeniu służbowym, a następnie wskazał drzwi swojego biura. Zaczekał, aż Walker usiądzie, a potem zadał kolejne pytanie: - A co z facetem, który miał zginąć? - Zniknął, ale podejrzewam, że mieszka gdzieś w pobliżu. - Walker zacisnął dłoń na gorącym kubku. - Spokojna głowa, dorwę go! Nie odpuszczę tej sprawy. . Odstawił kubek i przetarł zmęczone oczy. Był wyczerpany i chciało mu się spać. Próbował nie poddawać się zmęczeniu, ale miał z tym coraz większe problemy. A przecież musiał pamiętać także o własnych dzieciach. Co prawda, od rozwodu nie wychowywał synów, ale chciał przynajmniej, żeby żyli w bezpieczniejszym świecie. Znowu wypił trochę kawy i spojrzał przez okno. Jego rysy stężały w bolesnym grymasie. - Powinieneś był widzieć tę dziewczynkę, stary— westchnął. Wciąż tuliła do piersi lalkę, jakby chciała ją ochronić. Ktoś musi ponieść za to odpowiedzialność, choćbym miał wypowiedzieć wojnę wszystkim waszyngtońskim gangom. Andy Thorensen spojrzał ze współczuciem na kolegę. - Pamiętasz, czego uczyli nas w szkole? „Zachowaj obiektywizm". Chciałbym widzieć, jak te zakute pały z akademii zachowują obiektywizm w obliczu czegoś takiego?! - Jasne. Nie ma sensu ścigać zbrodniarzy, jeśli nie potępia się ich zbrodni. Szef skinął głową. - Daj mi znać, gdybym mógł ci jakoś pomóc. Brakuje nam ludzi, ale zrobię, co mogę. - Dzięki. - Robię to również po to, żeby chronić własny tyłek. - Andy
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
uśmiechnął się cynicznie. - Przecież wiesz, co się będzie działo w mediach, jak sprawę nagłośnią. Walker na szczęście mógł się nie przejmować łzawymi programami i artykułami czy też telefonami z biura burmistrza. Wiedział jednak, że w dużej mierze zawdzięcza to szefowi. Dzięki niemu mógł spokojnie prowadzić wszystkie swoje sprawy. - Tym razem bardzo zależy mi na tym, żeby mordercę złapać rzeczywiście jak najszybciej - powiedział. - Mam nadzieję, że za bardzo ci nie dokuczą. - Dzięki - westchnął Andy. - A, zanim zapomnę, dzwoniła tu jakaś kobieta. Przedstawiła się jako Frances Jackson i chciała z tobą rozmawiać. To bardzo zdecydowana i stanowcza osoba. Zdaje się, że ma do ciebie coś ważnego. Walker potrząsnął głową. - Nie znam nikogo takiego. - Zaraz, zostawiła swój numer telefonu. - Szef zaczął szukać czegoś na swoim biurku. W końcu potrząsnął triumfalnie niewielką karteczką. A, jest! Frances Jackson z opieki społecznej Trinity Harbor w stanie Wirginia. - Nigdy nie słyszałem o takiej miejscowości. - A ja byłem tam parę lat temu. - Na ustach Andy'ego pojawił się pełen rozmarzenia uśmiech. - Śliczne miasteczko nad Potomakiem, parę godzin jazdy stąd. Jadłem tam najlepsze kraby w życiu. Pomyśl, domki w stylu wiktoriańskim, małe sklepy z pamiątkami i antykami... Gail była zachwycona. Chciała nawet, żebyśmy kupili tam domek na weekendy i urlopy... I wiesz, po takim dniu jak dzisiejszy muszę stwierdzić, że nie jest to zły pomysł. - Po tygodniu zanudziłbyś się tam na śmierć - zaśmiał się Walker. Szef pokiwał głową. - Być może masz rację, ale chciałbym spróbować... Zadzwoń tam. Podsunął mu kartkę. - Ta Jackson mówiła, że to coś ważnego. - Dobra. - Walker zerknął na nieznany numer telefonu, a następnie wsunął świstek do kieszeni marynarki. Uznał, że pani Jackson może trochę poczekać. Kiedy dwie godziny później zadzwonił telefon, kartka w dalszym
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ciągu spoczywała w jego kieszeni. - Ames - przedstawił się, podniósłszy słuchawkę. - Pan Walker Ames? - odezwał się nieznajomy głos. - Dokładnie tak. - Tu Frances Jackson z opieki społecznej. Zostawiłam panu mój numer telefonu parę godzin temu - dodała z pretensją w głosie. Andy nigdy nie lubił zbyt pewnych siebie kobiet. - To prawda - przyznał, odpychając się nogami od biurka i balansując na krześle. Nabrał ochoty na odrobinę arogancji wobec nieznajomej. - Więc dotarła do pana moja prośba o telefon? - Dotarła - potwierdził. - Z informacją, że sprawa jest bardzo ważna? - spytała jeszcze. - Tak, razem z tą informacją. - Więc czemu pan nie oddzwonił? - indagowała, z trudem panując nad nerwami. - Miałem parę ważnych spraw - odparł. - Na przykład? - Na przykład muszę ustalić, kto zabił pięcioletnią dziewczynkę w czasie ulicznej strzelaniny. I powinienem działać szybko, póki sprawa jest jeszcze świeża. Jęk, który usłyszał po drugiej stronie linii, sprawił mu dużą satysfakcję. Walker uznał, że wystarczy już tej zabawy i najwyższy czas wracać do pracy. - A więc, czym mogę pani służyć? - zadał to pytanie z nadzieją, że niczym nie uraził swojej rozmówczyni. - Gzy jest pan spokrewniony z Elizabeth Jean Flanagan? Dwie nogi krzesła opadły ciężko na podłogę. O, cholera, pomyślał Walker. Czyżby znalazła się moja młodsza siostra? Beth zawsze sprawiała sporo problemów. Jako szesnastolatka uciekła z domu z niejakim Ryanem Flanaganem, który najpierw się z nią ożenił, a potem porzucił ją gdzieś w okolicach Las Vegas, gdy się okazało, że jest w ciąży. Ostatnio rozmawiał z siostrą jakieś dziesięć lat temu, kiedy ze łzami wyznała mu przez telefon, że nie może żyć bez tego drania. Chciał wtedy powiedzieć, co o nim sądzi, ale na szczęście zdołał się powstrzymać.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Posłał jej wówczas pieniądze z prośbą, żeby wróciła do Waszyngtonu, ale Beth nie zjawiła się, nigdy już także nie zadzwoniła do niego i w ogóle słuch po niej zaginął. Próbował ją jakoś zlokalizować, ale mu się to nie udało. Wyglądało na to, że siostra nie jest nigdzie zarejestrowana jako stały pracownik i że nie ma nawet prawa jazdy. Walker nie wiedział też, czy urodziła dziecko, czy zdecydowała" się na aborcję. - Panie Ames? - Głos dochodził z bardzo daleka, ale pomógł mu wrócić do rzeczywistości. - Tak, co z moją siostrą? - Więc to jednak pańska siostra! - Przecież inaczej by pani nie dzwoniła - mruknął niechętnie. - Dzwoniłabym. - Teraz ona zaczęła bawić się w echo. - Zdarzyło mi się już parę pomyłek. Najpierw sprawdziłam nazwisko panieńskie pańskiej siostry, a potem udało mi się ustalić, kim byli jej rodzice. - Zmarli parę lat temu - rzekł Walker cierpko. - Mam wrażenie, że siostra trochę się do tego przyczyniła. No, a jak odnalazła pani mnie? - Miałam nieco szczęścia. - W głosie kobiety czuć było satysfakcję. Sprawdzałam, gdzie urodziła się Elizabeth, i okazało się, że w tym samym szpitalu urodził się jej starszy brat, Walker David. Na szczęście nazwisko Ames jest na tyle rzadkie, że odnalazłam tylko sześciu Walkerów Davidów Amesów, głównie na wschodnim wybrzeżu. Pan jest dopiero trzeci. - Być może powinna pani pracować w policji - mruknął z pewną dozą podziwu. - Po prostu staram się dobrze wykonywać swoje obowiązki stwierdziła. No dobrze, tylko na czym one polegają, zastanawiał się Walker. Nikt bez powodu nie zadałby sobie tyle trudu. - A dlaczego mnie pani szukała? - spytał w końcu. - Kiedy ostatnio rozmawiał pan z siostrą? - Wiele lat temu - Czy jest pan jej najbliższym krewnym? - Tak, ale czy mogłaby pani... - Bardzo mi przykro, panie Ames - westchnęła i w jej głosie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pojawiły się smutne tony. - Naprawdę bardzo panu współczuję. - Ale co się, do licha, stało?! - Pańska siostra nie żyje. Nagle pomyślał, że mógł się tego spodziewać. Telefon w jego biurze dzwonił tylko wtedy, kiedy stało się coś złego. Ale dlaczego Beth? Kiedy się ostatnio widzieli, była pełna energii i... beznadziejnie zakochana. - Jak to się stało? - spytał, bojąc się najgorszego. Jeśli nie zrobił tego Flanagan, to mogły ją wykończyć narkotyki albo coś w tym rodzaju. - Parę miesięcy temu zachorowała na grypę, która, nie leczona, przekształciła się w zapalenie płuc. Lekarze mówili, że było po prostu za późno. - Zmarła na grypę? - powtórzył z niedowierzaniem. - Przecież była młoda i silna... - Ostatnio dużo chorowała - poinformowała go kobieta. - Od chwili jej śmierci szukaliśmy kogoś z najbliższej rodziny. To znaczy, kogoś jeszcze... Walker zmarszczył brwi. - Czyżby wciąż była z tym draniem Flanaganem? - spytał chłodno. - Nie, jej mąż zginaj w wypadku motocyklowym. Zdaje się, że był pijany, ale nie badałam dokładnie tej sprawy... Ale jest jeszcze jej syn, pański siostrzeniec... Właśnie dlatego do pana dzwonię. - Co chce pani przez to powiedzieć? - Przede wszystkim musi pan przyjechać do Trinity Harbor. Powinniśmy porozmawiać - rzekła zdecydowanym tonem. Walker poczuł, że serce bije mu coraz szybciej. Pomyślał ze współczuciem o synu Beth. Była żona Walkera zawsze twierdziła, że jest jeszcze gorszym ojcem niż mężem, a on... musiał jej przyznać rację. Nie znaczyło to, że nie kochał swoich synów, ale praca w policji powodowała, że zupełnie nie miał dla nich czasu. - Pani Jackson, musi być jakieś inne... - Wyjście? - podchwyciła. - Czy chciałby pan coś może zaproponować? Walker skurczył się na krześle. Biedny dzieciak, pomyślał. - Dobrze, przyjadę - mruknął. - Jak tylko będę mógł się wyrwać.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Mam teraz na głowie poważne śledztwo. - Z gazet wiem, że potem czeka pana następne, a potem następne powiedziała cierpko. - Nie mogę czekać, aż pański siostrzeniec stanie się pełnoletni... Walker westchnął, czując, że ta kobieta ma rację. - W czwartek powinienem być wolny. Czy to panią satysfakcjonuje? - Chyba nie mam innego wyboru, prawda? - Prawda - mruknął Walker, a potem szybko pożegnał się i odłożył słuchawkę. Miał dziwne przeczucie, że sprawa zabójstwa jest niczym w porównaniu ze zmianami, jakie go niedługo czekają. Daisy przygotowywała się do konfrontacji z ojcem od pierwszego dnia po przygarnięciu Tommy'ego. Ale kiedy King nie pojawił się u niej ani tego dnia, ani następnego, zaczęła mieć nadzieję, że może ojciec postanowił wreszcie nie mieszać się do jej spraw. Była jednak pewna, że doskonale wie o tym, co się stało. Nie tylko ojciec dał jej spokój, ale i pozostali członkowie rodziny, a także znajomi, pomijając Tuckera, który przyjeżdżał dość często. Podejrzewała, że głównie po to, żeby liczyć srebra i inne kosztowności. Pod koniec tygodnia zaczęła mieć nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak sobie zaplanowała. Tommy powoli się u niej zadomawiał. Wrócił też do szkoły, gdzie, według wychowawczyni, zachowywał się poprawnie. Podkradał tylko jedzenie z lodówki, ale Daisy przypuszczała, że zanim chłopiec poczuje się bezpiecznie, musi minąć trochę czasu. Gotowała teraz więcej niż kiedykolwiek i bardzo ją to cieszyło. Właśnie wypełniał kuchnię zapach pieczonych ciasteczek, które wykładała na talerz. Tommy, zapewniwszy ją wcześniej, że odrobił już pracę domową, chwycił ich garść i oznajmił w biegu, że pobawi się na dworze. Molly miauknęła żałośnie, ponieważ drzwi zatrzasnęły jej się tuż przed nosem, a Daisy uśmiechnęła się do siebie. Za jakiś czas oduczy go zarówno wynoszenia jedzenia, jak i hałasowania, ale na razie cieszyło ją to, co już zdołała osiągnąć. Na dźwięk dzwonka znieruchomiała. Odstawiła następną partię gotowych do pieczenia ciasteczek, starając się uspokoić. Pocieszała się tym, że ojciec i bracia zapukaliby tylko raz i po prostu weszliby do
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
środka. Podobnie zresztą jak większość sąsiadów. Dzwonek wskazywał na to, że wizyta ma charakter oficjalny, co mogło oznaczać jedynie kłopoty. O Boże, żeby to tylko nie była Frances, modliła się w duchu. Została wysłuchana, bo kiedy po chwili ociągania otworzyła drzwi, ujrzała w nich rudowłosą panią pastor, która jakiś czas temu zastąpiła w Trinity Harbor starego pastora. Daisy bardzo ją lubiła za bezkompromisowość, która kryła prawdziwie ludzkie współczucie. Szanowała też jej męża, który po latach pracy zagranicznego korespondenta zdecydował się pisać do lokalnej gazety. A zapałała do niego prawdziwą sympatią, kiedy okazało się, że jej ojciec wprost organicznie nie znosi liberalnych artykułów Richarda. Daisy uśmiechnęła się do niej, ale Anna-Louise pozostała poważna. Mogło to znaczyć, że nie przyszła tutaj z własnej woli. Przecież to King, wraz z innymi członkami komitetu parafialnego, wybrał ją na stanowisko pastora Trinity Harbor, mógł więc teraz przysłać ją, żeby wykonała za niego brudną robotę. - Przychodzisz z misją? - rzuciła Daisy, kiedy już usiadły w kuchni przy herbacie i talerzu jeszcze ciepłych ciasteczek. - Dlaczego tak myślisz? - spytała Anna-Louise, przybierając niewinną minę. - Czyżbym się myliła? Po prostu wizytujesz swoją owczarnię? - Oczywiście. - Osoba duchowna nie powinna kłamać - upomniała ją Daisy żartobliwie. Anna-Louise uśmiechnęła się do niej przepraszająco. - Cóż, to prawda, że dzwonił do mnie twój ojciec. Uważa, że potrzebujesz duchowej porady. - Pewnie powiedział, że zwariowałam, tak? Pani pastor roześmiała się. - Widzę, że świetnie go znasz. - I uważasz, że ma rację? - Nie, jestem po twojej stronie - odparła Anna-Louise. - Dlatego nie przyszłam tu od razu po jego telefonie. Tyle że... nie powiedziałam mu, co o tym sądzę. Nie chciałam, żeby przeze mnie znów miał wyższe
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ciśnienie. Po ostatnim artykule Richarda na temat rozwoju miasta przez godzinę przekonywał mnie po nabożeństwie, że powinnam szukać zbłąkanych dusz „bliżej własnego domu". Niewątpliwie chodziło mu o duszę mojego męża... - Myślę, że dobrze zrobiłaś. I tak by cię nie słuchał. Nie przyjmuje niczego, co choćby w najmniejszym stopniu odbiega od jego opinii. Przyznasz, że nie miałam wyjścia. Tommy potrzebował kogoś, kto by się nim zajął. - Jasne - potwierdziła Anna-Louise. - Wiesz przecież, że potrafię go wychować - ciągnęła Daisy. - Nie mam co do tego wątpliwości. Daisy zmarszczyła czoło i spojrzała na swoją rozmówczynię. Coś jednak musiało stać się przyczyną jej wizyty. - Więc? - rzuciła. Pani pastor wzięła głęboki oddech. - Jak się będziesz czuła, jeśli Tommy będzie musiał odejść? - spytała z niekłamaną troską. - A dlaczego miałoby się tak stać? Jego matka nie żyje, ojciec również. Rodziny zastępcze się nie sprawdziły - wyliczała. - Gdzie miałby pójść? - Frances znalazła jego wuja - rzekła Anna-Louise ze spuszczoną głową. Daisy poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Jednak zdołała się nawet uśmiechnąć. - To wspaniałe. Kiedy tu przyjedzie? - W czwartek. - Zgodził się zabrać Tommy'ego? - Nie, jeszcze nie. Odetchnęła z ulgą. A więc wciąż miała jakąś szansę. - Cóż, pozostaje więc tylko czekać... Anna-Louise położyła dłoń na jej ręce. - Moja droga, wiem jak bardzo kochasz dzieci. Domyśliłam się tego, jak tylko cię zobaczyłam. Wierzę też, że Tommy miałby w tobie dobrą i oddaną matkę, a jednocześnie potrafiłabyś go odpowiednio wychować. Ale, niestety, musisz się przygotować na to, że chłopiec będzie musiał
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wyjechać do. swego wuja... - Bóg nie zechce mi go odebrać! - Czasami nie rozumiemy bożych planów - przypomniała jej pani pastor. - Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wystawia nas na próbę, to dla naszego dobra. Daisy nie miała pojęcia, jakie korzyści mogliby odnieść ona lub Tommy, gdyby ich rozdzielono. Zdaje się, że nigdy wcześniej nie widział swego wuja. - Kim jest ten mężczyzna? - spytała, powstrzymując łzy. - Wiem tylko, że pracuje w waszyngtońskiej policji. Frances uważa te informacje za poufne i chciała tylko, żebym z tobą porozmawiała. - Jest żonaty? - Chyba nie. - Więc skąd przypuszczenie, że zajmie się Tommym lepiej niż ja?! - Nikt tak nie twierdzi. On po prostu jest krewnym chłopca. Daisy chciała zacząć wywód o tym, że osoby spoza rodziny też są zdolne do miłości, ale pomyślała, że powinna najpierw zobaczyć wuja Tommy'ego i dopiero wtedy zdecydować, co o nim sądzi. Jeśli okaże się, że z jakichś powodów jej nie odpowiada, będzie walczyć o „swoje" dziecko jak lwica.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ TRZECI
sc
an
da
lo
us
Walker zadrżał, wjeżdżając do Trinity Harbor. Nawet bez tablicy przydrożnej i tak rozpoznałby to miasteczko, ponieważ wyglądało dokładnie tak, jak opisał je szef: ciekawe, malownicze, choć nieco senne. Poza tym wydało mu się trochę wyblakłe, jak suknia balowa, która zbyt długo wisiała w szafie, czekając na kolejny karnawał. Miejskie trawniki były dobrze utrzymane, co parę przecznic wyrastały przed nim kościoły, niektóre dosyć stare, a co jakiś czas z boku lśniły wody przepływającej przez miejscowość rzeki. Walker nie znosił takich miejsc. Brakowało mu ruchu, ulicznego gwaru, estakad i wieżowców. Lubił poruszać się po metropoliach takich jak Waszyngton czy Nowy Jork. Odpowiadała mu ich anonimowość. Nie miał natomiast pojęcia, co można robić w miasteczku, gdzie niemal wszyscy doskonale się znają. Zgodnie ze wskazówkami Frances Jackson przejechał obok parku miejskiego, ratusza i zatrzymał się przed budynkiem, który wyglądał bardziej na miniaturową szkołę niż państwowy urząd. Jednak kiedy przeczytał tabliczkę z napisem: Pomoc Społeczna Hrabstwa Westmoreland, uznał, że dotarł do właściwego miejsca. Wyłączył silnik i przez chwilę siedział w wozie, zastanawiając się, co go tutaj czeka. Miał odebrać akt zgonu siostry i spotkać swego siostrzeńca. To pierwsze wydawało się o wiele łatwiejsze, chociaż nękały go wyrzuty sumienia, że wcześniej nie zainteresował się losami Beth. Być może właśnie dlatego nie spieszył się dziś rano. Wpadł nawet do pracy, żeby pogawędzić chwilę z Andym, potem przejrzał jakieś papiery, a kiedy już nie miał zupełnie nic do zrobienia, ruszył w drogę. Udało mu się opóźnić przyjazd o prawie dwie godziny. Wziął głęboki oddech,
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
jakby przygotowywał się do ostatecznej bitwy, i wysiadł z samochodu. Kiedy w końcu dotarł do pokoju Frances Jackson, okazało się, że nie przypomina ona pracowników opieki społecznej, których znał z Waszyngtonu. Nie było w niej ani odrobiny goryczy czy zmęczenia, jakie widział w stolicy. Nie pasowała też do wizerunku, jaki miał przed oczami, kiedy z nią rozmawiał. Przede wszystkim była starsza, mogła dobiegać sześćdziesiątki. Po drugie, raczej zaokrąglona niż szczupła, i pełna dobrego humoru. Tak właśnie przedstawiano czasami na gwiazdkowych wystawach żonę Świętego Mikołaja, jeśli święty w ogóle mógł mieć żonę. Prawdę mówiąc, Frances Jackson wyglądała na osobę, z którą łatwo można sobie poradzić. Dlatego sądził, że niedługo wyruszy w drogę powrotną. I to sam. - Spóźnił się pan - stwierdziła kobieta. - Musimy się pospieszyć. Wzięła do ręki torebkę i podeszła do drzwi. Walker kolejny raz musiał zmienić swoją opinię na jej temat. Zapomniał o tym, jak zwodniczy może być wygląd. Pani Jackson wprost tryskała energią. Wyglądało na to, że chce go od razu zabrać do siostrzeńca i po prostu mu go przekazać. Walker nie był na to gotowy. I wątpił, by ten moment kiedykolwiek nastąpił. - Do licha, czy gdzieś się pali? - zapytał, przystając na korytarzu. - W naszym mieście o tej porze jemy już kolację, a ja, czekając na pana, straciłam obiad. - Na wspomnienie posiłku aż przełknęła ślinę, Możemy porozmawiać przy jedzeniu. Poszukam czegoś z muzyką, bo ta podobno łagodzi obyczaje - dodała znacząco. Walker zaśmiał się, słysząc te słowa. - Chodzi pani o moje? - Chyba nie o moje, prawdą? Nagle poczuł się winny, że w czasie pierwszej rozmowy potraktował ją tak niegrzecznie. - Przepraszam, w policji musimy być czasami bardzo zdecydowani. - Nie ma o czym, mówić. Chodźmy do mojego samochodu. Walker aż gwizdnął, widząc nowy kabriolet mustang i przez chwilę przyglądał mu się z zazdrością. - Złagodniałbym jeszcze bardziej, gdybym mógł poprowadzić to
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
cudo - rzucił. - Czyżby nie ufał pan kobiecie za kierownicą?..... - Nie, po prostu marzę o tym, żeby poprowadzić coś takiego - odparł zgodnie z prawdą. Kobieta podała mu kluczyki. - Wobec tego, proszę. Ruszyli w stronę centrum. Minęli dawny sąd z kwadratem trawnika i stanęli przed staroświecką gospodą w Montross. Walker spojrzał z niechęcią na stary budynek i obwiedzione rzędem kwiatów patio. Zwykle starał się unikać takich miejsc. - A czy nie ma tu czegoś z hamburgerami i frytkami? - spytał, rozglądając się dookoła. - Ma pan fatalne nawyki żywieniowe - stwierdziła pani Jackson. Ale jestem pewna, że tutaj także znajdzie pan coś, co będzie panu odpowiadać. Kiedy wchodzili po schodach, Walker zauważył napis informujący, że budynek zbudowano w drugiej połowię XVII wieku. Wnętrze miało jednak prawdziwą klasę. W przestronnym holu stały antyki, a duże drzwi prowadziły na jasną salę, z której było przejście na werandę. Pani Jackson nie czekała na kierownika sali, tylko sama przeszła na taras i wskazała miejsce przy stoliku. Usiedli. Kobieta zaczęła mu się przyglądać z rozbawieniem. - Przykro mi, że nie mogłam pana zaprosić do fast-foodu, ale najbliższy jest ładnych parę kilometrów stąd, a odniosłam wrażenie, że panu się spieszy. - Tak, jak zwykle. Jestem bardzo zajętym człowiekiem. - Wobec tego złożymy zamówienie i od razu przejdziemy do rzeczy - stwierdziła. Dziesięć minut później stało już przed nim piwo i pikantny kurczak z ziemniakami, który zamówił mimo ostrzeżeń kelnera. Pani Jackson poczekała, aż zje parę kęsów, a potem uśmiechnęła się, kiedy gwałtownie sięgnął po piwo. - Nie za ostry? - spytała. - Nie, nie, bardzo dobry - zapewnił ją. - Zresztą piwo też doskonałe. - Z naszego mini-browaru. Jak pan widzi, małe miejscowości nie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
muszą być kulinarnie gorsze od metropolii. - Wcale tego nie powiedziałem. - Ale tak pan myślał. Nie zaprzeczył. Zjadł jeszcze trochę mięsa, które zaczynało mu coraz bardziej smakować. - Dziwi mnie, panie Ames, że do tej pory nie zapytał pan o swego siostrzeńca - dodała pani Jackson. - Prawdę mówiąc, nie wiem, o co pytać. Przecież nawet nie wiedziałem o jego istnieniu. - Nie miał pan bliższych kontaktów z siostrą - raczej stwierdziła niż zapytała. Walker przypomniał sobie lata, kiedy byli prawdziwymi przyjaciółmi. Młodsza siostra uważała go za wzór i robiła wszystko, co jej kazał, zwłaszcza że rodzice nie poświęcali im zbyt dużo czasu. - Bardzo lubiłem Beth. Zawsze była wesoła i zadowolona. Kiedy poznała Flanagana, wszystko się zmieniło. - Ile miała wtedy lat? - spytała pani Jackson, pochylając się lekko w jego stronę. - Szesnaście. Była prawie dzieckiem, - Zacisnął dłonie na sztućcach. - Niestety, nie udało mi się jej powstrzymać. Wyjechałem wtedy na studia w akademii policyjnej, a Beth potrzebowała kogoś, kto by poświęcał jej trochę czasu. Później, po śmierci rodziców, usiłowałem ją odnaleźć. Częściowo dlatego, że mama miała z jej powodu wyrzuty sumienia... - Kiedy ostatni raz pan z nią rozmawiał? - Kiedy Flanagan zostawił ją samą. Była w ciąży i bardzo się bała. Wysłałem jej trochę pieniędzy i prosiłem, żeby wróciła. Miałem wtedy własną rodzinę, chciałem, żeby z nami zamieszkała. Byłoby jej łatwiej, z niemowlakiem... - Walker przymknął oczy. - Beth mówiła, że myśli o aborcji. Potem już się do mnie nie odzywała. Wiedziałem tylko, że mieszkała gdzieś niedaleko Las Vegas, - Bardzo mi przykro - powiedziała współczująco pani Jackson. Musiało być panu ciężko..... - Wpadłem we wściekłość - wyznał szczerze. - Jako policjant miałem spore możliwości, a nie byłem jej w stanie odnaleźć. A okazało
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się, że mieszkała niedaleko Waszyngtonu. To absurd! - Być może chciała mieszkać blisko pana, ale bała się nawiązać kontakt? Walker westchnął głęboko. - Jak tutaj żyła? - spytał po chwili. - Spokojnie i chyba; nie najgorzej. Tyle, że wciąż chorowała... Zajmowała się różnymi rzeczami; sprzątała, pracowała jako kelnerka, ale nie decydowała się na podjęcie stałej pracy. - Dlaczego? - Zawsze mówiła, że boi się „systemu". Nie chciała mieć do czynienia z żadnymi papierkami. Walker słyszał już o tym wcześniej. Podobnej paranoi uległ Roy, jej mąż, który przez całe życie uciekał przed stałymi zobowiązaniami. Nawet dziecko nie zdołało go zatrzymać. On też nie miał stałego ubezpieczenia i podejmował tylko dorywcze prace. - To wpływ tego jej męża - mruknął. - Pewnie przez niego zaczęła chorować. Pracownica opieki społecznej pokręciła głową. - Nie, raczej przez brak ubezpieczenia. Miała mało pieniędzy, więc wolała leczyć się sama,.. Walker uderzył dłonią w stolik, aż zadźwięczały sztućce. - Do licha! - Ale muszę panu powiedzieć, że zastanawiała się nad podjęciem stałej pracy. Rozmawiała też z Anną-Louise, która jest naszym pastorem, o swojej rodzinie. Stąd wiedzieliśmy, że ma jeszcze kogoś poza Tommym. - Nie musiała się mnie bać! - Być może miała poczucie, że pana zawiodła. Że zawiodła całą swoją rodzinę - dodała po chwili. Ames pokręcił głową. - To nie miało znaczenia. Bardzo mi na niej zależało, chociaż pewnie trudno pani w to uwierzyć... Pani Jackson wzruszyła ramionami. - Dlaczego? - I nie usłyszę żadnego kazania o obowiązkach brata?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- To nie moja sprawa - stwierdziła. - Zresztą robił pan, co mógł. Nie zmienimy przeszłości. Wolę zajmować się teraźniejszością. - To znaczy Tommym? Nie umknęło jej uwagi, że po raz pierwszy wypowiedział imię siostrzeńca. - Właśnie. - Wyjęła zdjęcie ze swojej torebki. - Może chciałby go pan zobaczyć? Walker zawahał się, ale w końcu wziął fotografię do ręki. Patrzyły z niej błękitne oczy Beth, chociaż twarz Tommy'ego przypomniała mu również jego własne zdjęcia z dzieciństwa. W jakiś sposób wyczuwał wewnętrzną siłę tego chłopca. - Założę się, że świetnie sobie radzi. - Nie miał innego wyjścia - powiedziała pani Jackson. -Trochę też zdziczał, chociaż od czasu, kiedy zamieszkał z Daisy, jest znacznie lepiej. - Daisy? - powtórzył. - Daisy Spencer. Spencerowie założyli Trinity Harbor. Oczywiście nie Daisy, tylko jej przodkowie - dodała, widząc jego zdziwioną minę. Jej ojciec, King, należy do najważniejszych obywateli tego miasta. Również do najznaczniejszych, chociaż mój ojciec kwestionował to nawet na łożu śmierci. - Jakaś zaciekła wojna rodów? - zainteresował się Walker, dla którego brzmiało to jak bajka o żelaznym wilku. - Raczej niekończąca się rywalizacja. King Spencer nie lubi, kiedy ktoś kwestionuje jego wyższość. - Czy jego córka jest taka sama? - Nie, Daisy jest bardzo miłą i uczynną osobą - zaśmiała się pani Jackson. - I prowadzi rodzinę zastępczą? - Nie, dotąd tego nie robiła. - A co na to jej mąż? - Jest samotna. Walker powoli zaczynał rozumieć całą sytuację. Oto małomiasteczkowa „pani z towarzystwa" postanowiła zająć się biednym sierotą, żeby jeszcze bardziej podnieść swój prestiż w oczach
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
mieszkańców Trinity Harbor. Ciekawe, czy wpadła na to sama, czy też podsunął jej ten pomysł ojciec? - A jak to się stało, że Tommy do niej trafił? - Znalazła go w swoim garażu - odparła pani Jackson. - Parę razy uciekał z różnych rodzin zastępczych i, prawdę mówiąc, od śmierci pańskiej siostry było z nim sporo kłopotów. - A pani Spencer mimo to pozwoliła mu zostać? - upewnił się. - Daisy jest. naprawdę godna podziwu. Sam pan zobaczy. Uczyła Tommy'ego w szkółce niedzielnej i znała jego matkę z kościoła. Właśnie dlatego zdecydowała się na ten krok. - Więc może powinna dalej się nim zajmować - powiedział Walker, udając, że nie widzi pełnego wyrzutu wzroku pani Jackson. - Zdaje się, że świetnie jej idzie... - Czyżby nie chciał pan nawet zobaczyć swego siostrzeńca? - spytała z niedowierzaniem. - To przecież bardzo bliski krewny. - Może tak byłoby lepiej... dla Tommy'ego. - Niewykluczone - rzekła cierpko. - Ale sądziłam, że stać pana na więcej. - Widzi pani, ta kobieta jest pewnie doskonałym wzorem do naśladowania - argumentował, myśląc o tym, że pani Spencer może chce już pozbyć się przykrej roli i wrócić do towarzystwa jako bohaterka. - Jest pan przecież wujem Tommy'ego - przypomniała mu. Zachowuje się pan tak, jakby mu pan mówił, że nie ma żadnej rodziny... Że musi zostać sam. Walker poczuł, jak krew napłynęła mu do policzków. Od dawna nikt nie zdołał go tak zawstydzić. - Wcale nie chciałem... - Możliwe. Dobrze, niech tak będzie. Nie sądziłam, że jest pan tchórzem. Czy to możliwe? Zaledwie godzinę temu sądził, że łatwo sobie poradzi z tą kobietą. - Przecież wcale mnie pani nie zna, pani Jackson - zauważył. - Wiem tyle, że chce pan uciec od tego chłopca, gdzie pieprz rośnie. Walker przypomniał sobie oskarżenia swojej byłej żony. - Nie znam się na dzieciach.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie ma pan własnych? - zaciekawiła się. - Mam, dwóch synów. - Więc...? - Nie widuję się z nimi zbyt często. Jestem rozwiedziony, a żona przeprowadziła się do Północnej Karoliny. Raz w roku zabieram chłopców na dwutygodniowe wakacje. Moja była żona twierdzi, że spędzam z nimi wtedy więcej czasu niż wówczas, gdy byliśmy rodziną. Pani Jackson przyjrzała się mu uważnie. - I sądzi pan, że ma rację? - Prawdopodobnie tak. Praca zajmuje mi większość doby. - Rozumiem, że przynosi też sporo ciężkich doświadczeń. Pewnie w policji widuje pan rzeczy, o których wolelibyśmy nawet nie słyszeć. - Co nie zmienia faktu, że byłem złym ojcem i mężem - rzekł z rezygnacją. - Pan sam tak uważa, czy tylko powtarza to, co powiedziała panu była żona? Uśmiechnął się do niej blado. - Powtarzam, ale z pełnym przekonaniem. - Więc może chciałby pan jeszcze raz spróbować, panie Ames? zainteresowała się. - Życie nigdy nie skreśla nas raz na zawsze. - Niestety, moja praca jest teraz jeszcze bardziej absorbująca. Awansowałem na samodzielnego oficera śledczego. Pani Jackson siedziała przez chwilę, a potem dojadła resztę swojego obiadu i spojrzała mu prosto w oczy. - Niechże się pan przynajmniej spotka z Tommym - poprosiła. - Nie chcę, żeby ten chłopiec wpoił w siebie przekonanie, że wszyscy go opuścili. Proszę to zrobić choćby ze względu na swoją siostrę - dodała, widząc, że Walker się waha. Pani Jackson uderzyła w czuły punkt. Walker czuł się winny, że opuścił siostrę i nie pomógł jej, kiedy tego naprawdę potrzebowała. - Dobrze, wygrała pani. Spotkam się z Tommym, ale poza tym nie chcę składać żadnych obietnic. - Zgoda. - Uścisnęła po męsku jego dłoń. - Jestem pewna, że w końcu podejmie pan właściwą decyzję. Walker też chciałby mieć taką pewność. Zdecydował zobaczyć się z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
chłopcem, ale wcześniej pragnął odwiedzić cmentarz, na którym spoczęła jego siostra. - Jeszcze coś... - zaczął. - Chce pan pójść na grób siostry? - domyśliła się od razu. - Dochodzi piąta. Zadzwonię do Daisy i zapowiem nas na szóstą. Jeśli chce pan kupić kwiaty, w pobliżu jest bardzo dobra kwiaciarnia. Nie myślał o tym wcześniej, ale uznał, że pani Jackson ma rację. Powinien wykonać jakiś gest i coś po sobie zostawić. Może chociaż w ten sposób przekaże Beth, że zawsze będzie miała miejsce w jego sercu. King machnął ręką w stronę drzwi, wskazując podającej do stołu kobiecie, że ma wyjść z pokoju. Zawsze uważał, że służba powtarza w mieście każde jego słowo. Następnie sprawdził jeszcze, czy nikt nie podsłuchuje pod drzwiami, i dopiero wtedy zwrócił się do swoich synów: - No dobrze, prawda, więc co zrobimy z waszą siostrą? Tucker odłożył sztućce. - Powinienem się był domyślić, że nie zaprosiłeś nas po prostu na kolację - westchnął. - Przecież nigdy tego nie robi - wtrącił Bobby. - Jedzenie ma swoją cenę. Zaraz dowiemy się, o co chodzi tym razem. King zgromił synów wzrokiem. - Nie dogadujcie mi! Wasza siostra potrzebuje pomocy i chcę wiedzieć, jak macie zamiar to załatwić. - Kiedy ją ostatnio widziałem, Daisy nie wyglądała na osobę w potrzebie - stwierdził Bobby. - Jest przecież dorosła i uznała, że może pomóc temu dzieciakowi. To wszystko. Przecież zawsze nas uczyłeś, że powinniśmy pomagać bliźnim. - Zniżył głos i zacytował: - „Spencerowie mają wspomagać tych, którzy mieli w życiu mniej szczęścia." King zastanawiał się przez chwilę, czy zareagować na to jawne szyderstwo, ale uznał, że sprawa jest zbyt poważna, żeby angażować się w słowne potyczki. - Czy nie widzicie, że Daisy może gorzko pożałować tego, co zrobiła? - Ostrzegałem ją - włączył się Tucker. - Stwierdziła, że wie, co robi. - Anna-Louise też ją ostrzegała - dodał Bobby, a następnie zwrócił
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się do brata: - Widzisz, tata robi co może. Skoro zwrócił się do nas, to znaczy, że pani pastor zawiodła. Niestety, Anna-Louise nie oddzwoniła, co irytowało Kinga. Miał zamiar zwrócić jej uwagę, ale teraz chciał, żeby zajęli się tą sprawą jego synowie. - Jesteśmy rodziną po to, żeby sobie pomagać - stwierdził. Posłuchaj, Tucker, przecież mogłeś, prawda, zabrać stamtąd tego chłopaka. - Chciałbyś, żebym go aresztował?! - No właśnie! Sam mówiłeś, że ukradł naszą rodzinną biżuterię. - Próbował to zrobić - poprawił go syn. - Gdybym zrobił to, o co ci chodzi, Daisy poszłaby za nim do więzienia, a mąż Anny-Louise napisałby wzruszający artykuł o tym, jak w Trinity Harbor traktuje się sieroty. King musiał przyznać mu rację. Richard Walton zdołał już nieźle zaleźć mu za skórę. Co prawda, pochodził z Południa, ale, pracując wiele lat w Waszyngtonie, do cna przesiąkł jankeskimi ideami. - Poza tym nie sądzę, żebyśmy musieli coś robić - podjął Bobby. Słyszałem, że Frances znalazła wuja chłopca. Miał przyjechać dziś, wczesnym popołudniem. - Ale pewnie się spóźnił, bo widziałem wóz Frances koło restauracji. Musiałem wstąpić do sądu i przejeżdżałem obok - dodał Tucker. King odetchnął z ulgą. - Mam nadzieję, że ten wuj po prostu zabierze chłopaka i będzie po wszystkim. - Frances nic o tym nie mówiła. - Bobby wolał trzymać się faktów. - A czemu miałby tego nie zrobić, prawda? Mam nadzieję, że Frances zna swoje obowiązki. - King groźnie wzniósł widelec. - A może powinienem zadzwonić i pouczyć ją w tej kwestii? - Chciałbym to widzieć - mruknął Tucker i otarł usta serwetką. W czasie tej rozmowy zupełnie stracił apetyt. King zmarszczył brwi. - Nie z takimi sobie radziłem. Jedno moje słowo i wyleci z pracy! - Obawiam się, że nie doceniasz szacunku, jakim się cieszy w miasteczku. I nie zapominaj, że jej rodzina ma pozycję co najmniej
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
równą naszej. King aż się wzdrygnął, słysząc tę słowa. Sama Frances lubiła mu o tym przypominać, zwłaszcza w czasie obchodów Dnia Założycieli Miasta. King od dawna miał z nią na pieńku. Praktycznie od czasów szkolnych, kiedy to przeklętą dziewczyna pokonała go w konkursie naukowym. Ojciec wypominał mu do końca życia, że przegrał z babą. - Dajmy już spokój Frances - mruknął. Synowie wymienili pełne rozbawienia spojrzenia. King nie wiedział, skąd dowiedzieli się o jego porażce w konkursie, ponieważ on sam bardzo dbał, żeby ta historia się nie rozniosła. - Doskonale wiecie, że mogę was, prawda, wydziedziczyć - rzekł groźnie. - Nie okazujecie mi nawet odrobiny szacunku... - Myślałem, że zrobiłeś to już w zeszłym tygodniu -stwierdził Bobby. - Nie, nie, tata wydziedziczył nas wcześniej, dwa miesiące temu poprawił go Tucker. - Ten drugi raz już się nie liczy. - O co wtedy poszło? Tucker zmarszczył brwi. - Chyba powiedzieliśmy podczas niedzielnego obiadu, że nie obchodzą nas ceny bydła. King uderzył pięścią w stół tak mocno, że zadrżała cała zastawa i sztućce. - Właśnie! Co to za synowie, prawda, którzy nie dbają o rodzinne interesy?! Hałasy zwabiły pomoc domową, ale King znowu machnął ręką, żeby sobie poszła. - Chcemy być sami - dodał. - Zawołam paniką, kiedy przyjdzie pora na deser, pani Wingate. Bobby spojrzał ze współczuciem na kobietę, która pracowała w Cedar Hill zaledwie od paru tygodni. - Znowu stracisz pomoc, jeśli nie będziesz uważał - zwrócił się do ojca. - No i co z tego? To mój dom, prawda. - Przypomnimy ci to, kiedy sam będziesz musiał zająć się sprzątaniem. King wzniósł oczy do nieba. Nie miał pojęcia, dlaczego Bóg pokarał
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
go tak niewdzięcznymi synami. Przecież co tydzień chodził do kościoła, a jego datki na tacę należały do największych. Gdyby nie potrzebował ich pomocy w sprawie Daisy, wyrzuciłby ich teraz z domu i wydziedziczył. A może najpierw wydziedziczył, a potem wyrzucił z domu... - Odchodzimy, prawda, od głównego tematu - podjął. - Chcę, żebyście zajęli się siostrą. Ten chłopiec ma opuścić jej dom. I to jak najszybciej! Tucker, wzruszył ramionami. - Więc dlaczego sam jej o tym nie powiesz? Ojciec westchnął głęboko. - Ponieważ nie chce mnie słuchać i zawsze robi wszystko odwrotnie - stwierdził ponuro. - Gdybym, prawda, powiedział jej, co o tym sądzę, zatrzymałaby to dziecko z czystej przekory. - To prawda. - Bobby skinął głową. - Daisy odziedziczyła po tobie ośli upór. King zastanawiał się, czy nie obrazić się z powodu słowa „ośli", ale wolał doprowadzić sprawę do końca. Nie mógł się jednak powstrzymać od sprostowania. - Nieprawda, to wpływ jej matki. Ja, prawda, nigdy nie upieram się przy swoim, jeśli nie mam racji. Obaj synowie wybuchnęli tak głośnym śmiechem, że służąca znowu zajrzała do jadalni. King miał już tego dosyć. Niech wszyscy robią, co chcą. Niech ten smarkacz okradnie i zamorduje Daisy... On, King, będzie miał przynajmniej tę satysfakcję, że próbował ją ratować. Wzrokiem bazyliszka spojrzał w stronę pani Wingate. - Jeśli już pani tu przyszła, to proszę przynajmniej posprzątać po kolacji - mruknął. - Czy podać ciasto i kawę? - zapytała, omijając go szerokim łukiem. Nerwowo zaczęła zbierać talerze. - Zjem deser w moim gabinecie, a ci dwaj mogą robie, co chcą. Wskazał synów. - Chętnie wziąłbym parę dodatkowych kawałków dla Daisy - rzucił Tucker. - Świetny pomysł. Moglibyśmy zobaczyć, co u niej słychać.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
King spojrzał na nich życzliwszym wzrokiem. Może w gruncie rzeczy nie są tacy źli... - Dobrze, powiedzcie mi później, co wam się, prawda, udało załatwić. Pani Wingate przyniosła owinięty przezroczystą folią talerz z sześcioma kawałkami szarlotki i postawiła go przed Tucke-rem, po czym wyszła. - Może pojedziesz z nami? - Tucker zwrócił się do ojca. - Nie, za żadne skarby. - Pewnie się boisz - rzucił Bobby. - No jasne - dodał drugi syn. - Nie, po prostu chcę zachować siły na później, jeśli wy skrewicie stwierdził King. - Wszystko się jeszcze, prawda, może zdarzyć. - Nie sądzisz chyba, że wskórasz coś z Daisy? - Tucker machnął ręką. - Robiła, co chciała, od kiedy poszła do szkoły. - Więc najwyższy czas to zmienić. - King raz jeszcze uderzył pięścią w stół, a potem spojrzał z obawą w stronę drzwi. - Co z ciebie za szeryf, skoro pozwalasz własnej siostrze na podobne wybryki?! - Znający granice swoich możliwości - podsunął z uśmiechem Bobby. - I ostrożny - dodał Tucker. King wzniósł dłonie do góry. - Klnę się na wszystkie świętości, że zaraz zadzwonię po prawnika i, prawda, wydziedziczę was obu! - Chcesz zostawić wszystko Daisy? - zaciekawił się Bobby. - Nie, Towarzystwu Przyjaciół Trinity Harbor. - To świetnie. Zdaje się, że Frances jest w zarządzie -przypomniał sobie starszy syn. - Będzie ci bardzo wdzięczna. King zgrzytnął zębami, a potem wziął ciasto i bez pożegnania udał się do swego gabinetu. Jeśli będzie trzeba, sam poradzi sobie z marnotrawną córką. To nic, że ma już pięćdziesiąt dziewięć lat, a jego dzieci zrobiły się ostatnio bardzo nieposłuszne.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ CZWARTY
sc
an
da
lo
us
Na przygotowanie Tommy'ego do spotkania z wujem Daisy poświęciła parę godzin. Starała się przedstawić nową sytuację w pozytywnym świetle, chociaż sama widziała w niej wyłącznie zagrożenie. Nie potrafiła też wytłumaczyć chłopcu, dlaczego do tej pory nie tylko nie poznał wuja, ale nawet nie wiedział o jego istnieniu. Frances bardzo niechętnie o tym mówiła, twierdząc, że są to sprawy poufne. Dzisiaj pozwoliła Tommy'emu nie iść do szkoły, sama także wzięła wolne. Dopiero koło południa zdała sobie sprawę, że popełniła błąd, ponieważ cały dzień siedzieli w domu w oczekiwaniu na Walkera Amesa. Molly wciąż łasiła się do chłopca, jakby rozumiała, jak wielkim stresem jest dla niego ta sytuacja. Koło trzeciej zadzwoniła Frances z informacją, że pan Ames jeszcze się u niej nie pojawił. Daisy miała tego dość. To niedopuszczalne, żeby tak się spóźniać na pierwsze spotkanie z siostrzeńcem! W duchu zaczęła nawet liczyć na to, że Ames w ogóle się nie zjawi. Jednak drugi telefon pozbawił ją złudzeń. Frances informowała, że przyjedzie do niej z wujem Tommy'ego koło szóstej. Została im jeszcze godzina. Daisy przygotowała chłopcu kanapki, żeby odwrócić jakoś jego uwagę od trwającego już tak wiele godzin oczekiwania, ale sama nie mogła się zmusić do jedzenia. Tommy co jakiś czas spoglądał w jej stronę. Niewypowiedziane pytanie wisiało w powietrzu: „Jak można odsyłać mnie do człowieka, którego nawet nie znam?" Daisy położyła dłoń na jego ramieniu. - Tommy, czy możesz mi zaufać? - Trochę - bąknął. - Więc uwierz, że zrobię wszystko, żeby było ci dobrze -
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zadeklarowała. Swoimi niebieskimi oczami spojrzał na nią niepewnie. - A kto zadecyduje, co jest dla mnie dobre? Oto kolejne pytanie, na które nie znała odpowiedzi. Być może będzie musiała to rozstrzygnąć opieka społeczna albo sąd. Ale ponieważ Tommy miał już dziesięć lat, także powinien mieć coś do powiedzenia. A i ona nie zamierzała milczeć... Daisy uważała, że zna się na ludziach, chociaż przypadek Bil-ly'ego wydawał się temu przeczyć. - My wszyscy - odrzekła w końcu - ty, pani Jackson, twój wuj i, być może, sąd. Zamarła na dźwięk dzwonka do drzwi. Tommy wypuścił z ręki kanapkę i omal nie udławił się kęsem jedzenia. W pierwszym odruchu chciała złapać go za rękę i uciec tylnymi drzwiami, ale wstała i sztywno przeszła do holu, rzucając jeszcze w stronę chłopca: - Możesz zostać w kuchni i dokończyć kanapkę. Naprawdę nie musisz się niczym przejmować. - Dobrze - powiedział, chociaż było oczywiste, że stracił ochotę na jedzenie. Poprawiła włosy i ruszyła do walki z wrogiem. Walker nie miał pojęcia, czego powinien oczekiwać. Z tego, co mówiła Frances Jackson, wynikało, że Daisy Spencer jest córką miejskiego notabla, dbającą o swoją społeczną pozycją. Nie spodziewał się jednak, że jest młoda i... bardzo ładna. Był tak zaskoczony, że zanim uścisnął wyciągniętą dłoń, przez kilkanaście sekund przyglądał się jej alabastrowej cerze i kształtnej główce. Daisy Spencer miała w sobie klasę, którą dają dobre geny i właściwe wychowanie. - Miło mi pana poznać, panie Ames - rzekła, a jej głos, chociaż uprzejmy, brzmiał dosyć chłodno. - Cześć, Frances. Walker czuł, że z jakiegoś powodu darzy go niechęcią i tylko tradycyjna gościnność Południowców nie pozwala jej wyprosić go z domu. Daisy Spencer patrzyła na niego tak, jakby chciał ją okraść. Ames przywykł do podejrzliwości, ale raczej ze strony przestępców niż ślicznych kobiet i teraz nie miał pojęcia, czym zasłużył sobie na takie traktowanie. Przecież najprawdopodobniej chodziło jej tylko o to, żeby jak najszybciej pozbyć się Tommy'ego, skoro już zaprezentowała całemu
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
miastu swoją szlachetność. - Napije się pan może herbaty? - spytała z rezerwą. - Z przyjemnością - odpowiedziała za niego Frances. - Ja też poproszę filiżankę. Walker wcale nie miał ochoty na herbatę. Przyjechał tu tylko po to, żeby spotkać się z siostrzeńcem. Jeśli już do tego doszło, pragnął to mieć jak najszybciej za sobą. Wciąż był pod silnym wrażeniem, jakie wywarła na nim wizyta na cmentarzu. Poruszyła go zwłaszcza nieodwracalność dat, które widniały na grobie siostry. - Gdzie on jest? - spytał schrypniętym głosem. Kobieta, która zajmowała się Tommym, zacisnęła usta. Były one tak pociągające, że na moment zapomniał, po co tu w ogóle przyjechał. Opuścił nieco wzrok, co okazało się błędem, ponieważ kształty ciała Daisy były jeszcze bardziej kuszące niż jej usta. Jakby pod wpływem jego wzroku położyła dłoń na piersi. Natychmiast zauważył na jej smukłym palcu pierścionek i dopiero po chwili dotarło do niego, że nie jest zaręczynowy, nosiłaby go bowiem na prawej dłoni. - Jeśli chodzi panu o Tommy'ego, to właśnie kończy kolację powiedziała cicho, wskazując dalszą część małego, ale urządzonego ze smakiem wnętrza. Dom także był inny niż oczekiwał. Spodziewał się wspaniałej rezydencji, a zastał skromny domek z poddaszem, gdzie, jak przypuszczał, były sypialnie. Na zewnątrz znajdowała się przestronna weranda, a przed wejściem kwitły, mimo wczesnej wiosny, różnobarwne kwiaty. Okoliczne domy wyglądały okazalej, ale żaden nie był aż tak zadbany. Przytulne wnętrze wypełniały przeróżne bibeloty. Walker nie mógł się oprzeć myśli, że przy pełnym energii chłopcu niektóre z nich z pewnością wkrótce ucierpią. A mimo to Daisy ich nie usunęła. Spojrzał na nią z większym uznaniem. - Może poznajmy się trochę lepiej, zanim poproszę Tommy'ego zaproponowała. Jej słowa wywołały u niego niekontrolowaną falę erotycznych skojarzeń, których z całą pewnością nie miała na myśli. Dopiero po chwili zrozumiał, że Frances wcale nie musiała wypytywać go o życie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
prywatne, ponieważ pani Spencer zamierzała to zrobić sama. W odruchu buntu natychmiast pokręcił przecząco głową.. - Bardzo chciałbym panią lepiej poznać - powiedział znacząco, a ona zaczerwieniła się niczym nastolatka. - Niestety, przyjechałem tu w sprawie mojego siostrzeńca. Jak mogę trafić do kuchni? O, chyba tędy... Ruszył zdecydowanym krokiem, kiedy kobieta skoczyła w jego stronę i mocno złapała go za rękę. Walker spojrzał na jej zadziwiająco smukłe palce z równo przyciętymi, niemalowanymi paznokciami i poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Opanował się szybko i z trudem przełknął ślinę. Nie próbował jednak iść dalej. - Pomylił pan chyba mój dom z jednym ze swoich więzień, panie Ames - rzekła twardo. - W Trinity Harbor stosujemy się do pewnych ogólnie przyjętych zasad. Walker patrzył w jej płonące oczy, myśląc o tym, że najchętniej zatopiłby się w ich intensywnej toni, gdyby nie gniew, który się w nich malował. Bardzo żałował, że nie może tu spędzić więcej czasu. Zrobiło się późno, a on chciał wyruszyć w drogę powrotną jeszcze przed zmrokiem. - Jest pani już drugą osobą w tym mieście, która uznała, że jestem niegrzeczny. - Posłał jej wytrenowane na przestępcach spojrzenie. Chyba powinienem się obrazić... Nawet nie mrugnęła okiem. - Wiec proszę udowodnić, że się mylę. - Jak? - Proszę ze mną porozmawiać. Opowiedzieć o sobie i o swoim życiu. Musimy przecież wiedzieć, co czeka Tom-my'ego - zakończyła. Walker potrząsnął głową. - Chce pani zagrać w dwadzieścia pytań? Koniecznie? - Tak. - Więc dobrze - westchnął. Przeszli do salonu. Walker zajął miejsce we wskazanym fotelu i, pochyliwszy się do przodu, spojrzał jej w oczy. Tym razem również się nie speszyła. Zaczęła zadawać pytania, jedno po drugim, tak płynnie, jakby wcześniej je sobie wypisała, a może nawet nauczyła się ich na
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pamięć. Pytała o szkołę podstawową, ulubione przedmioty i sporty, a także kolegów i koleżanki. - Pani Spencer, w tym tempie mamy szansę dotrzeć do studiów gdzieś koło północy. - A więc studiował pan? - Rozjaśniła się. - Skończyłem University of Virginia i akademię policyjną powiedział. - Niestety, nie mam przy sobie kopii dyplomów. - Świetne szkoły - cieszyła się dalej. - Czy to już koniec? - Prawie. Czy jest pan żonaty? - Już nie. - Rozumiem. - Skrzywiła się lekko. - Ma pań dzieci? - Dwóch synów. Jeden starszy, a drugi młodszy, skoro chce pani wszystko wiedzieć tak dokładnie. Gospodyni udała, że nie dostrzega ironii w jego głosie. - Mieszkają z panem? - Nie, z matką w Północnej Karolinie. - Ach, tak. Pani Spencer patrzyła na niego z wyraźną dezaprobatą. Tylko Frances Jackson starała się zachować obiektywizm i siedziała obok z kamienną twarzą. - Czy coś jeszcze? - spytał. - Może interesują panią moje ulubione kolory albo to, czy mam na sobie slipy czy bokserki? - Nie, jasne, że nie! - Znowu się zarumieniła. - Więc teraz chciałbym zobaczyć siostrzeńca. Jednak nieoczekiwanie okazało się, że Tommy, korzystając z tego idiotycznego przesłuchania, gdzieś zniknął. Nie znaleźli go ani w kuchni, ani na podwórku. Walker przeklinał własną głupotę. Stało się jasne, że ta kobieta grała na zwłokę po to, by chłopiec mógł uciec, chociaż doprawdy nie mógł zrozumieć jej motywów. Być może źle zrozumiał panią Jackson i pani Spencer wcale nie chciała się pozbyć jego siostrzeńca. Zdaje się, że pracownica opieki społecznej pomyślała to samo, bo wykrzyknęła: - Och, Daisy! Co ty najlepszego zrobiłaś?!
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Ja? - Daisy spojrzała na nią z oburzeniem. - Myślisz, że go gdzieś schowałam? Pani Jackson pokręciła głową. - Wiem, że chciałabyś go zatrzymać, ale tak nie można powiedziała karcąco. Walker zmarszczył brwi. - Czy to znaczy, że specjalnie trzymała mnie z daleka od chłopca? Wskazał Daisy. Frances zmieszała się trochę, ale pani Spencer pospieszyła z odpowiedzią. - To insynuacje! Myślałam, że znasz mnie lepiej, Frances zwróciła się do pani Jackson. - Ja też tak myślałam.... Na policzkach Daisy znowu pojawiły się wypieki, a jej oczy zapłonęły szczerym oburzeniem. - Do licha, ja też jestem zdziwiona tym, że go tu nie ma - rzekła z przekonaniem, a potem spuściła głowę. - A może nie... Może powinnam się spodziewać, że po tym, co przeszedł, nie zechce wierzyć w moje obietnice. - A co takiego mu pani obiecała? - zaciekawił się Walker. - Że nikt go stąd nie zabierze, jeśli nie zdecydujemy wszyscy razem, że tak będzie dla niego najlepiej - odparła. - Daisy, przecież to jeszcze dziecko. - Frances pokręciła głową. Dlaczego obiecujesz mu coś, na co nie będziesz miała wpływu? - Będę - powiedziała twardo pani Spencer. Ames pokręcił głową. - Może najpierw spróbujemy go odnaleźć, a potem zastanowimy się nad innymi rzeczami - zaproponował, rozglądając się dookoła. Niestety, nigdzie nie udało mu się natrafić na ślady Tom-my'ego. - Ma pan rację - podchwyciła Frances. - Chyba powinnam zadzwonić po Tuckera. - A kto to taki? - spytał Walker, który powoli zaczynał rozumieć, że kompletnie się mylił w swoich przypuszczeniach. Nie był to jednak odpowiedni czas na wyjaśnienia. - Mój brat. Szeryf - dwie odpowiedzi padły niemal równocześnie. - A więc rzeczywiście trzeba go tu sprowadzić - rzekł z całą powagą
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker. Dokładnie w tej samej chwili do ogrodzenia podeszli dwaj mężczyźni. Jeden z nich trzymał w ręku coś płaskiego. Pani Spencer pobiegła szybko w ich stronę. - Tucker! Tucker! Tommy zniknął! - krzyknęła i odruchowo wzięła z jego rąk to coś, co okazało się być talerzem z ciastem. - Co chcesz przez to powiedzieć? Walker podszedł bliżej. - W czasie, kiedy pańska siostra zadawala mi niekończące się pytania, mój siostrzeniec po prostu uciekł z domu - wyjaśnił. - Nazywam się Ames i jestem oficerem śledczym. - Pan Ames pracuje w waszyngtońskiej policji - podjęła Daisy. Najwyraźniej lubią tam bezpodstawne oskarżenia. Wcale nie chciałam, żeby Tommy uciekł, chociaż absolutnie mu się nie dziwię. Znowu poczuł się zagrożony. - Czyżby z panią czuł się bezpieczniej? - spytał Walker kpiącym tonem. - Oczywiście. - Daisy spojrzała mu prosto w oczy. - A wie pan, dlaczego? Ponieważ Tommy czuje, że mi na nim zależy. A pana przecież nawet nie zna. Skąd w ogóle takie przypuszczenia, że wolałby być z panem?! Drugi z mężczyzn pokręcił głową. - Zdradziłaś się, siostrzyczko. Powinnaś od razu powiedzieć, gdzie go schowałaś... Daisy posypały się iskry z oczu. - Bobby! Przecież miałeś być po mojej stronie - powiedziała z wyrzutem. - I jestem - stwierdził dragi z braci. - Teraz jednak powinnaś trzymać buzię na kłódkę. - Niech mówi. To wszystko jest coraz ciekawsze - rzucił Walker. - Dosyć tego! - Tucker postanowił uspokoić towarzystwo. - Najpierw zajmijmy się ucieczką chłopca. Kiedy ostatni raz widziałaś Tommy'ego? - zwrócił się do siostry. - Kończył właśnie kolację, kiedy pojawiła się Frances z tym... tym panem. Zostawiłam go w kuchni. Było chyba parę minut po szóstej. - A teraz jest już siódma! Dlaczego dopiero teraz zauważyliście, że
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
chłopca nie ma? - Musiałam zadać panu Amesowi parę pytań. - Daisy przeszła do defensywy. Bobby spojrzał ze współczuciem na Walkera. - Czy Tommy był pozytywnie nastawiony do tego spotkania? ciągnął Tucker. - Mówiłam już, że nie - odparła i dodała oskarżycielsko: Czekaliśmy na nie cały dzień, a pan Walker pojawił się dopiero teraz. - Do południa musiałem być jeszcze w pracy - bronił się Walker. - Spokój! - upomniał go Tucker. - Nie będę spokojny. Pańska siostra specjalnie podburzała siostrzeńca przeciwko mnie - kontynuował Walker, zdziwiony tym, że nagle zaczęło mu to przeszkadzać. - Nieprawda. Sama namawiałam Tommy'ego, żeby dał panu szansę. Starałam się wytłumaczyć, jak to możliwe, że nawet nie słyszał o pana istnieniu... - No tak, po tym, co pani mówi, wcale się nie dziwię, że nie chciał mnie widzieć - mruknął Walker. Daisy Spencer miała wiele cech nadopiekuńczej matki. Denerwowało go to, ale jednocześnie podobało mu się jej oddanie chłopcu i upór. Zaczął się nawet cieszyć, że jego siostrzeńcem zajmował się ktoś taki. - Może przestaniemy się nawzajem oskarżać i jednak poszukamy Tommy'ego - zaproponowała Frances. - Niedługo zacznie się ściemniać. Wolałabym, żeby nie kręcił się po mieście o tej porze, nie mówiąc już o urwistym brzegu rzeki... Zebrani spojrzeli po sobie. Niewypowiedziana groźba stała się aż nazbyt oczywista. - Racja - stwierdził Tucker. - Frances, zostań tu na wypadek, gdyby Tommy wrócił. Bobby przeszuka brzeg rzeki, a ja zajmę się bliższym sąsiedztwem. Pan Ames może pojechać z Daisy samochodem i sprawdzić dalsze okolice. - Mamy to zrobić razem? - spytała Daisy z takim niesmakiem, jakby zaproponowano jej coś nieprzyzwoitego: - Tak - brat potwierdził to tonem, który nie dopuszczał dalszej dyskusji. - Przecież pan Ames nie zna miasta.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dobrze, ale ja będę prowadzić - przystała z rezygnacją. - Wszystko mi jedno. - Walker wzruszył ramionami. Po chwili znaleźli się przy niedużym, grafitowym aucie. Wyglądało na to, że pani Spencer rzeczywiście nie uznawała demonstracyjnego luksusu. Walker zaczął nawet przypuszczać, że nigdy nie przekracza dozwolonej prędkości. Kiedy siadła za kierownicą, dostrzegł, jak bardzo jest poruszona. Wyjechała na ulicę tyłem i z piskiem opon ruszyła przed siebie. Już po raz drugi w tym mieście źle ocenił kobietę. - Niech się pani nie wyżywa na samochodzie - powiedział, kiedy, nie zwalniając, skręcili w prawo, a tyłem wozu silnie zarzuciło. - Jeśli nas pani zabije, nikt na tym nie skorzysta. A już najmniej Tommy. - Niech pan lepiej siedzi cicho - warknęła. - To wszystko przez pana. - Ciekawe, dlaczego? - Po prostu przez pana i tyle! - Proszę, proszę, jaka logika. - Posłał jej promienny uśmiech. Typowo kobieca. Nagle wcisnęła hamulec i gdyby nie pasy bezpieczeństwa, Walker wyleciałby pewnie z wozu razem z przednią szybą. Zerknął na nią i dostrzegł błysk łzy na ślicznym policzku. - Przepraszam - szepnęła bardzo cicho. - Przeprosiny? Czyżby? - zdziwił się. - Przesłyszał się pan. - Daisy potrząsnęła głową. - Niech się panu za dużo nie wydaje. Walker milczał przez dłuższy czas, przyglądając się zaciętej minie panny Spencer. Nie chciał mieć w niej wroga. Przecież w gruncie rzeczy chodziło im o to samo. - Ja też przepraszam - rzekł po chwili. Sprawdziła, czy mówi poważnie, i skinęła głową. - Powinien pan zrozumieć, ile dla mnie znaczy ten chłopiec. Tommy dużo wycierpiał i nie chciałabym, żeby to się powtórzyło. - Ani ja. Pani Spencer westchnęła i zwróciła się w jego stronę. - Może będziemy sobie mówić po imieniu - zaproponowała. - Zdaje się, że czekają nas długie, nocne poszukiwania.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker zaśmiał się krótko. - To prawda. Rzeczywiście wolę być na „ty" z kobietą, z którą spędzam noc. Jestem Walker. - Daisy. - Uścisnęła jego dłoń, nie komentując dwuznaczności jego stów. Mógł się jednak założyć, że uśmiechnęła się. Pani Spencer wcale nie była tak oschła i nieprzystępna, jak mu się początkowo wydawało. - Dobrze znasz Tommy'ego? - Ostatnio poznałam go dużo lepiej, ale już wcześniej chodził do mnie do szkółki niedzielnej. - Przesunęła dłonią po twarzy. - Jest tak dojrzały i niezależny, jak ja chciałam być w jego wieku. Jego bunt przypomina mi mój własny. Może dlatego na tak dużo mu pozwalałam... - Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żebyś mogła się przeciw czemuś buntować - wyznał szczerze. - Musiałbyś więc porozmawiać z moimi braćmi. Zwłaszcza Tucker wie, ile razy chciałam stąd wyjechać i zerwać kontakty z ojcem... - Ale nigdy tego nie zrobiłaś, prawda? - drążył. - Jeszcze nie - powiedziała z wyraźnym żalem. - Chociaż już to, że się wyprowadziłam z domu, bardzo mu się nie podobało. No i ta najnowsza sprawa... - To znaczy? - Chodzi o Tommy'ego - wyjaśniła. - Ojciec nie może się pogodzić z tym, że się nim zajęłam. Nie przyszedł wprawdzie do mnie sam, ale przysyła innych... Na przykład Tucker i Bobby nie pojawili się dzisiaj przypadkowo. To ciasto pochodziło z Cedar Hill. Myślę, że znowu mieli zamiar wygłosić kazanie o tym, jak ten chłopiec zrujnuje mi życie. - Jeden mały chłopiec? - zdziwił się. - Zaczęliby pewnie od tego, że przecież próbował już ukraść moją biżuterię i że dalej może być tylko gorzej. Nikt mu wcześniej nie mówił o tym zdarzeniu i Walker poczuł, jak zaczyna go ściskać w żołądku. - Tommy próbował coś ukraść? - upewnił się. Daisy z irytacją pokręciła głową. - Boże święty, co za gaduła ze mnie! Tommy chciał kupić za te błyskotki jedzenie, gdybym nie pozwoliła mu u siebie zostać...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Przyłapałaś go na gorącym uczynku? - Nie, Tucker. Gdybym to była ja sama, nikt by się o niczym nie dowiedział. To był ostatni wybryk Tommy'ego. Później zrozumiał, że tak naprawdę nic mu nie grozi i nie musi kraść... - Obyś miała rację - westchnął Walker, przypominając sobie przestępców, którzy zaczynali w podobny sposób. - Tommy nie jest złodziejem! Był głodny i przestraszony. Myślał tylko o tym, żeby się najeść - argumentowała. - Ale kradzież pozostaje kradzieżą - stwierdził Walker. -Tak się zwykle zaczyna, od rzemyczka do koniczka. - Mówisz jak gliniarz! - Bo nim jestem. - Ale powinieneś wziąć pod uwagę okoliczności łagodzące - broniła Tommy'ego z pełnym przekonaniem. - Jeśli od początku będziemy mu pobłażać, stanie się przestępcą naprawdę - powiedział, kręcąc głową. - Tak wynika z moich doświadczeń. - Tyle, że w twojej pracy nie stykasz się z dziećmi, którym zaufano. Nie masz takiej możliwości, bo one nie zeszły z dobrej drogi - nie dawała za wygraną. Walker musiał przyznać, że wcześniej się nad tym nie zastanawiał. - Może - bąknął. - Tommy nie potrzebuje policjanta, który by go pilnował, ale kogoś, komu może zaufać! Walker potrząsnął głową. Daisy była zbyt dobra i zbyt naiwna, by móc się zajmować trudnym dzieckiem. Spotkał wiele takich matek. Większość z nich nie chciała przyjąć do wiadomości, że ich dzieci zeszły na złą drogę, i zawsze gotowe były twierdzić, że „to przecież tylko dziecko". Już chciał ją uraczyć kilkoma historiami o młodocianych przestępcach, ale uznał, że Daisy nie jest gotowa, by je przyjąć. - Dobrze, spróbujmy najpierw odszukać Tommy'ego zaproponował. - Potem będziemy mogli przedyskutować nasze poglądy na metody wychowawcze. - Niech ci będzie - westchnęła Daisy, chociaż wyglądało na to, że
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
jest gotowa spierać się do upadłego. - Więc gdzie, twoim zdaniem, może ukrywać się Tommy? - spytał, rozglądając się dookoła. W odpowiedzi wzruszyła ramionami. - Gdziekolwiek. Wszystkie domy w okolicy mają jakieś garaże albo szopy. A na rzece jest pełno łodzi. Tommy uwielbia łodzie... - Mógłby jakąś ukraść? Aż się skrzywiła, słysząc to pytanie. Starała się jednak uczciwie na nie odpowiedzieć. - Nie sądzę. A na pewno nie przed zmrokiem. - No dobrze, a co ze stromym brzegiem, o którym mówiła pani Jackson? Czy może być niebezpieczny? - Rzeczywiście, było już parę wypadków - rzekła po namyśle. - Nie przypuszczam jednak, żeby Tommy tam poszedł. - Dlaczego? - Bo to miejsce leży w parku krajobrazowym, spory kawałek drogi od miasta. Frances chciała nas po prostu nastraszyć i zmusić do działania. - Nie boisz się, że grozi mu jakieś niebezpieczeństwo, prawda? - Nie. Trinity Harbor to bezpieczne miasteczko, a Tucker odpowiednio się o to troszczy. - Skąd więc te gwałtowne poszukiwania? - spytał ze zdziwieniem. Daisy uśmiechnęła się pod nosem. - Przypuszczam, że Frances i Tucker chcieli się nas pozbyć, żeby spokojnie porozmawiać o tym, co powinni robić dalej. Myślę, że naprawdę starają się znaleźć najlepsze wyjście z sytuacji. - A my się mamy podporządkować ich decyzjom? - Ja nie mam takiego zamiaru - odparła stanowczo Daisy. Walker spojrzał na jej profil widoczny w świetle deski rozdzielczej i ulicznych lamp. - Coraz bardziej cię podziwiam. - Dziękuję. To wszystko dla Tommy'ego. - Tym większy jest mój podziw. - Znowu się zamyślił. - Wcale nie chcę ci go odebrać. Jeśli już tu przyjechałem, chciałbym go poznać, a potem oboje zdecydujemy, co jest dla niego najlepsze.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- I nie będziesz forsował własnych rozwiązań? - spytała z nadzieją w głosie. - Pod warunkiem, że ty też nie będziesz tego robić. Ponownie wyciągnęła do niego dłoń. - Zgoda. Daisy, szczerze usatysfakcjonowana tymi ustaleniami, pod wpływem impulsu objęła go spontanicznie i przytuliła do siebie. Potem najzwyczajniej w świecie uruchomiła samochód i ruszyła w dalszą drogę. Walker siedział oniemiały. Jak niczego na świecie pragnął raz jeszcze poczuć jej miękki dotyk i delikatny zapach, który ją otaczał. Jego serce waliło jak oszalałe, a pożądanie kierowało wszystkie jego zmysły ku pannie Spencer. Zrozumiał, że znalazł się w niebezpieczeństwie, być może najpoważniejszym, jakie mu się do tej pory przytrafiło.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ PIĄTY
sc
an
da
lo
us
- Może już wracajmy - szepnęła Daisy, dotykając swoich warg. Nie miała pojęcia, jak to się stało, że Walker ją pocałował. Nikt nigdy z taką pasją nie całował rozsądnej Daisy Spencer. Była tak wytrąconą z równowagi, że zapomniała pouczyć go o niestosowności takiego zachowania. Co więcej, w tym dziwnym stanie, w jakim się znalazła, zastanawiała się nawet, co zrobić, by Walker pocałował ją raz jeszcze. - Powinniśmy wracać - powtórzyła po chwili. - Jeździmy już dwie godziny bez żadnego efektu. Może innym udało się znaleźć Tommy'ego. - Nie zaszkodzi sprawdzić - mruknął, nie patrząc na nią. Daisy uznała tę odpowiedź za trochę lekceważącą, ale nie dała tego po sobie poznać. Skoro już raz ją pocałował, mógłby to zrobić po raz drugi... Jednak Walker koniecznie chciał wracać! - I co? - spytał, widząc, że jeszcze nie uruchomiła silnika. Wracamy, czy nie? Coś mi mówi, że jeśli Tommy czuł się u ciebie dobrze, to nie uciekł daleko. Pewnie kręci się gdzieś w pobliżu. - Możliwe. Była bardzo dumna z tego, że udało jej się w miarę normalnie odpowiedzieć. Było jasne, że Walker nie chce rozmawiać o pocałunku. Dobrze, że nie przeprosił i nie zaczął się tłumaczyć, chociaż z jego miny wynikało, że sam jest trochę zaskoczony przebiegiem wypadków. Mają więc udawać, że nic się nie stało? Niech tak będzie, skoro taka jest jego wola. Sama jednak nie mogła przestać o tym myśleć. Nie uruchomiła samochodu od razu, ponieważ bała się, że Walker dostrzeże drżenie jej rąk. Utrzymanie pozornego spokoju bardzo dużo ją kosztowało. Znaleźli się właśnie na ciemnych przedmieściach miasteczka i atmosfera w aucie zrobiła się bardzo intymna i wprost naładowana erotyzmem.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy wzięła więc głęboki oddech i powiedziała: - Posłuchaj, nie ma się czym przejmować. To był tylko taki... przyjacielski pocałunek... Nic wielkiego, prawda? - Mhm - mruknął Walker bez przekonania. Daisy poczuła, że nie uda jej się tak łatwo usunąć napięcia, które zapanowało między nimi. Jej serce wciąż biło bardzo mocno, a Walker spoglądał na nią jakoś tak dziwnie, z mieszaniną podziwu i niechęci. Spróbowała raz jeszcze: - Całowałam się już wcześniej, ty pewnie także... Sama to wszystko zaczęłam, kiedy się do ciebie przytuliłam, ale kiedy okazało się, że nie jesteś takim tępym gburem, jak myśl... O, przepraszam. - Nie ma za co. - Naprawdę, Walker, to drobiazg. - Zdecydowanie zbyt wiele mówiła. - Daj spokój, Daisy. Co się stało, to się nie odstanie. Powinniśmy o tym zapomnieć. Dotknięta do żywego, zamrugała powiekami. - Właśnie to chciałam powiedzieć - zakończyła z godnością. Zdołała w końcu zapanować nad dłońmi i wreszcie uruchomiła samochód. Z trudem, ale udało jej się nic nie mówić przez większą część drogi. Dopiero w pobliżu domu uznała, że napięcie, które między nimi powstało, mimo wszystko nie zostało rozładowane. Jeśli bracia zobaczą ją w tym stanie, natychmiast domyśla się, co się stało. Daisy nigdy nie była dobrą aktorką, a lata wzajemnego obcowania ze sobą wyczuliły najbliższą rodzinę na jej nastroje. Zresztą Walker też nie wyglądał normalnie. Siedział pogrążony w swoich myślach i nieświadomie zagryzał dolną wargę. Zatrzymała więc wóz i wyłączyła światła. - Pocałowałeś mnie pod wpływem impulsu. To wszystko powiedziała. - Jestem pewna, że żałujesz tego, podobnie jak ja. Po prostu musimy uważać, żeby to się nie powtórzyło. Albo nie weszło nam w nawyk, dodała w myślach. - Tak, oczywiście.- rzekł Walker, podnosząc nieco głos, a następnie wskazał jej dom. - Dlaczego po prostu nie wrócimy do ciebie i nie zajmiemy się Tommym?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Kiepsko sobie radzisz ze swoimi emocjami, prawda? -spytała poirytowana. - Zauważyłam to już wcześniej, kiedy mówiłeś o swojej siostrze. Też byłeś taki spięty i ponury. - Może dlatego, że ciągle mówiłaś o jej śmierci, tak jak teraz o tym pocałunku - mruknął. - Tucker powiedział mi kiedyś, że to taka policyjna metoda przesłuchań. Myślałam, że ją znasz. Dopiero w tym momencie kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. - Właśnie dlatego tak mnie to denerwuje - wyznał. - Postaram się pamiętać o tym. Nie chciałabym tylko, żeby moi bracia domyślili się, że... - Zawahała się - ...że coś między nami zaszło. Walker pokręcił głową. - Nie boję się twoich braci. Myślę, że jakoś sobie z nimi poradzę. - No, dobrze - westchnęła, zastanawiając się, jak ona sama ma się zachować wobec Tuckera i Bobby'ego. Po chwili przyszło jej do głowy coś jeszcze. - Mam nadzieję, że nie będziesz krzyczał na Tommy'ego za to, że uciekł. - A ty? - Jasne, że nie. - Więc czemu myślisz, że ja mógłbym to zrobić? Doskonale wiem, jak może się czuć chłopiec w tym wieku. Tym razem to on ją zaskoczył. - Ale ty sam chyba nie boisz się niczego? - Pozory - stwierdził. - Nie znasz mnie jeszcze zbyt dobrze. Słowo Jeszcze" zabrzmiało niemal złowrogo, Daisy miała przecież nadzieję, że ich znajomość będzie krótka. Znowu przekręciła kluczyki w stacyjce i zajechała pod dom. Zatrzymała się obok terenowego samochodu Tuckera. Kiedy wysiedli, Walker rozejrzał się. - Spokojne miejsce. Niewiele się tu dzieje. W tym momencie usłyszeli śmiech od strony tarasu. - Chyba nie urządzili sobie przyjęcia - mruknęła Daisy, przechodząc ogrodem na tyły domu. To, co zobaczyła, poruszyło nią do głębi. Jej dwaj bracia, Frances, a z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
nimi Tommy rozpierali się w wiklinowych fotelach, a obok nich, na stoliku, stały puste talerzyki po cieście. Wszyscy wyglądali tak, jakby nic się nie stało. Bobby wskazywał chłopcu jakieś gwiazdy na niebie, a ten kiwał ze zrozumieniem głową. - Dobrze się bawicie? - spytała cierpko Daisy. Spojrzenie czterech par oczu skierowało się w jej stronę. - Mogliście przynajmniej dać znać, że Tommy się znalazł - zwróciła się do braci. - Zapomniałaś wziąć swoją komórkę - zauważył Bobby: - Nie mogliśmy się z tobą skontaktować. - Ktoś mógł po prostu po nas pojechać. - Wyciągnęła oskarżycielsko palec w stronę Tuckera. - W końcu Trinity Harbor nie jest takie duże... Brat chrząknął. - Najważniejsze, że Tommy wrócił. - Zwrócił się do chłopca. Widzisz, synu, to jest właśnie twój wuj, Walker Ames. Walker stał tuż za Daisy i cały czas milczał. Teraz wysunął się nieco do przodu i sztywno zbliżył się do chłopca. W absolutnej ciszy uścisnęli sobie dłonie. Walker chrząknął dwukrotnie. - Masz oczy twojej matki - powiedział nieswoim głosem. Kiedy usiadł obok, dla wszystkich stało się jasne, jak bardzo są z Tommy'm podobni do siebie. Nawet gdyby chciał, trudno by mu było zaprzeczyć pokrewieństwu z chłopcem. Tommy też był spięty i chyba trochę rozdrażniony. - I co z tego? - mruknął. - Po prostu nagle zrozumiałem, jak bardzo za nią tęsknię - wyznał Walker. - Więc dlaczego do nas nie przyjeżdżałeś? - spytał już nieco mniej zaczepnie Tommy. - Bo nie mogłem was znaleźć. - Czyżbyś próbował? - w głosie dziecka pojawiły się szydercze nuty. - Mogę ci udowodnić, co robiłem, jeśli chcesz - powiedział spokojnie Walker. - Przecież twoja mama byłą moją młodszą siostrą. Bardzo nie chciałem, żeby stało jej się coś złego. - Ale się stało. - Chłopiec stanął na równe nogi. - Mama umarła, a ja
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zostałem zupełnie sam! - To nieprawda! - zaprotestowała Daisy, wchodząc w krąg światła. Nie zdążyła jednak wziąć go za rękę. Chłopiec odskoczył, spojrzał dzikim wzrokiem na wuja, a następnie, trzasnąwszy drzwiami, pobiegł do domu. - Pójdę za nim - powiedziała Daisy, marszcząc brwi. - Nie, ja z nim pogadam - rzucił Bobby, wstając z fotela. - Zostań tu z Frances i panem Amesem. Musicie podjąć trudną decyzję... Daisy zgodziła się, choć niechętnie, wiedziała jednak, że jej młodszy brat potrafi sobie radzić z dziećmi. Być może jemu łatwiej będzie uspokoić Tommy'ego. Jej starszy brat podszedł do Walkera i wyciągnął dłoń. - Może będziemy mówić sobie po imieniu - zaproponował. - Jestem Tucker. - Walker. - To nawet dobrze brzmi: Tucker i Walker - zaśmiała się Frances. Mogę dołączyć? - Oczywiście - potwierdził Walker. - Napijesz się piwa? Przyniosę je z kuchni - zaoferował się Tucker. - Chętnie. Pójdę z tobą. Zostawili obie panie same na tarasie. - Przepraszam za te wszystkie oskarżenia - powiedziała Frances. - Po prostu się zdenerwowałam. - Nie ma o czym mówić - westchnęła Daisy. - Wszyscy jesteśmy podminowani. Tommy dawno nie zachowywał się w ten sposób. Jak udało wam się go znaleźć? - Sam przyszedł, kiedy Bobby zaczął go wołać - odparła Frances Jackson. - Schował się w szopie Madge Jessup. Powiedział, że chciał wrócić zaraz po odjeździe wuja. - Mój Boże! - jęknęła Daisy. - I co my teraz zrobimy? - Chcę namówić Walkera, żeby tu został parę dni. Może wtedy zaprzyjaźniłby się jakoś z Tommym... Potem zobaczymy. W tej chwili jest oczywiste, że nie można ich wysłać razem do Waszyngtonu. Nie są na to przygotowani. Frances miała rację. Wszyscy potrzebowali czasu, żeby oswoić się z tym, co się stało.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Myślisz, że zechce zostać? - Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, jak go oceniać. Czasami jest sympatyczny, a zaraz potem wyjątkowo nieprzyjemny. Jakby się przed czymś bronił... A ty co sądzisz? Jeszcze pół godziny temu Daisy myślała, że Walker Ames najchętniej uciekłby z Trinity Harbor, gdzie pieprz rośnie. Jednak było to jeszcze przed jego spotkaniem z Tommym. - Wydaje mi się, że będzie chciał zostać. Doskonale wie, że jest to winny swojej siostrze. - Zbliża się weekend - zauważyła Frances. - W policji nie ma sobót i niedziel - Daisy zacytowała Tuckera. Podobnie jak nie ma ich dla przestępców. - To prawda - potwierdził Walker, otwierając łokciem drzwi na taras. - O czym mówicie? - O tym, czy nie mógłbyś spędzić paru dni w Trinity Harbor, żeby poznać się lepiej z Tommym. Walker zastygł w miejscu. Dopiero Tucker, który szedł za nim, zmusił go do przejścia dalej. - Prowadzę ważną sprawę - powiedział z zastanowieniem. - Kiedy wrócisz, znów się nią zajmiesz, a jeśli nie, pojawi się następna... Walker potarł czoło i zerknął w stronę Daisy. - To samo powiedział mi szef przed wyjazdem. No, cóż... może rzeczywiście zostanę. Daisy z ulgą stwierdziła, że na szczęście półmrok i sztuczne światło zamaskują jej rumieniec. Miała nadzieję, że Walker podjął decyzję ze względu na Tommy'ego, a nie na nią, chociaż krew zaczęła żywiej krążyć w jej żyłach. - Oczywiście, możesz zatrzymać się tutaj - zwróciła się do Walkera, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych. Spojrzał na nią tak, jakby chciał powiedzieć, że to zły pomysł, ale w tym momencie Frances klasnęła w dłonie. - Znakomite rozwiązanie - ucieszyła się. - Dzięki temu będzie mógł być z siostrzeńcem na co dzień. Tucker był nastawiony nieco bardziej sceptycznie, ale nie ujawnił się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ze swymi obawami. Stał nieco z boku i spoglądał to na siostrę, to znów na Walkera. - Ludzie zaczną znowu plotkować - rzucił w końcu. -Może będzie lepiej, żeby Walker zatrzymał się w Cedar Hill. Jest tam wystarczająco dużo miejsca... - Nie, wykluczone. - Daisy zgromiła brata wzrokiem. Wiedziała dokładnie, o co mu chodzi. W Cedar Hill Ames byłby bez przerwy narażony na ataki Kinga. Ojciec mógł się nawet posunąć do przekupstwa, byle tylko zabrał Tommy'ego. - Cedar Hill? - powtórzył Walker. - Co to takiego? - Nasz dom rodzinny, w którym króluje King Spencer -wyjaśniła. Nie spodobałyby ci się jego rządy... Walker zagryzł wargi. - Czy ja wiem? To brzmi jak prawdziwe wyzwanie... Daisy pokręciła głową. - Nasz ojciec to ciężka próba dla każdego, a nie wyzwanie. Brat spojrzał na nią z rozbawieniem. - Nie chcesz, żeby się spotkali? Czego się boisz, Daisy? - Doskonale wiesz, czego. Ojciec będzie chciał go wykorzystać przeciwko mnie, tak jak was wszystkich. - Zdaje się, że nie bardzo we mnie wierzysz - zwrócił się do niej Walker. - Bo dla Kinga nie jesteś odpowiednim przeciwnikiem -rzuciła enigmatyczny argument. - Czy to znaczy, że będzie chciał mnie z tobą ożenić? - Miałabym wyjść za Jankesa? Skądże, ojciec nie zaaprobuje nikogo spoza Południa. Walker wzruszył ramionami. - Więc nie widzę problemu. - Daisy boi się, że King po prostu zmusi cię do zabrania Tommy'ego - wyjaśnił Tucker. - I to nie zwracając uwagi na metody, jakimi się będzie musiał posłużyć. W oczach Walkera pojawiły się żartobliwe iskierki. - Ciekawe, którego z nas bardziej boi się stracić - rzucił. Policzki Daisy natychmiast nabiegły krwią. Od dawna tak często się nie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
czerwieniła. Spuściła oczy i bąknęła: - Jasne, że Tommy'ego. - Tak przypuszczałem. - Walker błysnął w jej stronę zębami. Brat Daisy wzruszył ramionami, nie do końca rozumiejąc tę wymianę zdań, jednak w jego głowie zaczęły się rodzić kolejne podejrzenia. Najpierw, że ten Jankes zalecał się do jego siostry, a potem, że ona nie miała nic przeciwko temu... - Zaraz, zaraz, co tu się dzieje? - mruknął. - Nic, do cholery - warknęła Daisy. - Ustalcie to, jak sobie chcecie. Jeśli o mnie chodzi, to Walker może spać na drzewie w ogrodzie. Idę powiedzieć Tommy'emu dobranoc, a potem spać. Gdyby pan był jutro w mieście, to śniadanie jest o ósmej - zwróciła się oficjalnie do przybysza. Ktoś zachichotał, ale nie rozpoznała, czy był to jej brat, czy Walker. W tej chwili nie miało to większego znaczenia. Na górze znalazła Bobby'ego i Tommy'ego, pogrążonych w pasjonującej rundzie „Monopolu". - Uważaj na niego, Tommy - powiedziała. - Mój brat uwielbia ziemię. Wykupił już całe tereny nadrzeczne. - Naprawdę kupił pan plażę? - Chłopiec zrobił wielkie oczy. - Nie plażę, tylko to, co do niej przylega. - I co pan tam zrobi? - Już wybudował tam przystań dla jachtów i łódek. - Tę z restauracją? - dopytywał Tommy. Brat Daisy skinął głową. - Tak, restauracja też jest moja. - Ojej, byłem tam kiedyś z mamą. Na moje urodziny. Włożyłem wtedy białą koszulę i najlepsze spodnie... - A jak ci smakowało jedzenie? Daisy spojrzała na brata. Zadał to pytanie pozornie zdawkowo, ale wiedziała, że niecierpliwie czeka na odpowiedź. - Uważaj, Tommy, Bobby jest tam szefem kuchni. Chłopiec popatrzył ze zdziwieniem najpierw na nią, a potem na jej brata. - To znaczy, kucharzem? - Właśnie, tyle że głównym - potwierdziła Daisy. Bobby spojrzał na nią z urazą. - Mogłabyś sobie darować - mruknął. - Wystarczy, że ojciec tak o
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
mnie mówi. - Nie zwracaj na to uwagi. Wyżywa się, bo nie chciałeś się zająć handlem bydłem. - Powtarzałem mu, że nie interesuje mnie bydło, od kiedy skończyłem osiem lat - jęknął Bobby. - Miał dwadzieścia lat, żeby się z tym pogodzić. - Myślisz, że to wystarczy? Ojcu? - Daisy zaśmiała się. - Daj mu jeszcze dwadzieścia. Pamiętasz, że do tej pory nie darował bratu, że sprzątnął mu sprzed nosa tego byka, którego chciał kupić? A to było przecież trzydzieści lat temu! - Tak, masz rację. - Bobby machnął ręką z rezygnacją. - Pamiętaj jednak, że mimo wszystko bardzo cię kocha - dodała szybko. - Co czasami wcale nie jest takie przyjemne – westchnął Bobby. Człowiek się tylko stresuje, żeby sprostać jego wymaganiom. Daisy zerknęła na swego podopiecznego, a potem dała bratu znak, że czas kończyć ten wieczór. Tommy wyglądał na zmęczonego. Miał za sobą ciężki dzień, pełen naprawdę emocjonujących zdarzeń. Bobby pożegnał się, umówiwszy się z Tommym na dokończenie partii „Monopolu". Daisy pocałowała chłopca w czoło i także skierowała się do wyjścia.. - Daisy - odezwał się jeszcze Tommy, który na jej prośbę zaczął mówić jej po imieniu. - Czy... czy mój wujek jest jeszcze na dole? Żałowała, że nie widzi w tej chwili twarzy chłpoca. - Chce zostać na weekend - przyznała. - Tutaj? - Chyba nie. Ma jeszcze o tym zdecydować. Pewnie pojedzie do hotelu nad rzeką. Poczuła, że chłopiec trochę się rozluźnił. Nagle zrozumiała, że jego uczucia wobec wuja nie są jednoznaczne. Z jednej strony dopytywał się o niego i przypuszczała, że chciał, żeby został, a z drugiej wolał, żeby nie mieszkał z nim pod jednym dachem. Daisy poczuła ukłucie w sercu. Nagle odżyły w niej obawy, że Walker zechce jednak zabrać Tommy'ego. - Zaprosiłam go na śniadanie - dodała. - Może opowie ci wtedy o
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
dzieciństwie twojej mamy. Chłopiec poruszył się na swoim miejscu. - Byłoby fajnie. Mama mi nigdy o tym nie opowiadała... Daisy otarła z policzka nieproszoną łzę. Wyszła. Okazało się, że Bobby czeka na nią przed drzwiami. - Dobrze się spisałaś. Skinęła głową, nawet nie starając się powstrzymać kolejnych łez. - A jeśli go stracę? - Musiałaś liczyć się z tym od początku. - Przytulił ją mocno. - Jakoś sobie poradzisz. Pomożemy ci. O dziwo, kiedy znalazła się w swoim cichym i pustym pokoju, nie myślała już o Tommym, ale o spotkaniu z Walkerem, które od początku do końca było jedną wielką katastrofą. Nigdy przedtem nie odczuwała tak wielu różnych rzeczy równocześnie. Na początku przyjęła go z wyraźną rezerwą, żeby nie powiedzieć wrogością, ale przecież Ames na to właśnie zasługiwał. Ale skąd ten pocałunek? A potem nagła zmiana? Daisy ze wszystkich sił próbowała zapomnieć o tym, co między nimi zaszło. Ale im bardziej się starała, tym bardziej stawało się jasne, że sobie z tym nie poradzi. Czyżby czuła się aż tak samotna, że wystarczył jeden nic nieznaczący pocałunek, żeby nią wstrząsnąć? Czy do tego stopnia brakowało jej towarzysza życia? Zapewne, skoro zareagowała aż tak silnie. Niemożliwe przecież, żeby tak na nią działał sam Walker Ames. Dotknęła swoich ust. Miała wrażenie, że do tej pory czuje na nich wargi Walkera. Dobrze jednak, że nie przyjął jej zaproszenia. Wiele wskazywało na to, że nie zatrzyma się w Cedar Hill. Hotel wydawał się być najlepszym rozwiązaniem, chroniącym ją przed ponownym znalezieniem się na językach mieszkańców Trinity Harbor. Poza tym sama zdoła uniknąć pokusy... Skoro wciąż myślała o pocałunku, to jakby się czuła, gdyby Walker nocował w jej domu?! Westchnęła. Decyzja Walkera z pewnością pomoże chłopcu, ale nie jej. Nie dosyć, że może jej zabrać Tommy'ego, to jeszcze przypomina jej, że jest kobietą i że potrzebuje męskiego towarzystwa. I nie tylko towarzystwa.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Na jej policzkach znowu zakwitły rumieńce. Co się z nią, do licha, dzieje?! Nigdy wcześniej tak nie pragnęła mężczyzny. Nawet Billy budził w niej jedynie płomyk pożądania, a nie wielki ogień, z którym nie wiedziałaby, co począć. Teraz, kiedy widywała go na ulicy, nie czuła nic. Było jej nawet obojętne, czy się z nią przywita, czy nie... Nie mogła natomiast wyobrazić sobie, że to samo stanie się z Walkerem. - A jednak tak będzie - szepnęła bez przekonania. - To tylko głupie pożądanie. Nic więcej. Próbowała przenieść swoje myśli na Tommy'ego. Decyzja jego wuja dawała jej trzy dodatkowe dni z chłopcem. Pozostawiała też otwartą kwestię jego wyjazdu... Daisy pocieszała się, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Była pewna, że Tommy'emu będzie lepiej w Trinity Harbor niż w Waszyngtonie. Mogła też spróbować przekonać o tym wszystkich, chociaż w obecności Walkera traciła nagle całą swoją elokwencję i siłę. Przede wszystkim Waszyngton miał zatrważająco wysoki poziom przestępczości. Nawet Nowy Jork - po rządach burmistrza Giulianiego wydawał się bezpieczniejszy. Nie było to miejsce, w którym łatwo wychowywać małego chłopca. A zawód Walkera wcale nie stanowił tu gwarancji sukcesu. Wręcz przeciwnie. Daisy wiedziała od brata, że policjanci nie mają zbyt wiele czasu dla własnej rodziny. Zacisnęła palce dłoni. Dobrze, podejmie walkę. A jeśli pan Ames chce ją pokonać swoim męskim czarem, ona też może użyć paru kobiecych trików.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ SZÓSTY
sc
an
da
lo
us
Walker był zmęczony i spięty. Chodził tam i z powrotem po długim i wąskim pokoju, rozcierając kark, który zesztywniał mu po nocy spędzonej na twardym, hotelowym łóżku. Po raz pierwszy czuł na barkach ciężar swoich trzydziestu pięciu lat. - Starzeję się - mruknął do siebie. Jego nogi z trudem zginały się w kolanach. Powinien trochę poćwiczyć albo pobiegać. Jeszcze bardziej niż stan fizyczny dokuczały mu wyrzuty sumienia, które obudziło w nim spotkanie z Tommym. No i pozostawała jeszcze ostatnia, ale wcale nie najmniej ważna sprawa - Daisy Spencer. Przewracając się z boku na bok, przez całą noc śnił o niej i to z jej powodu zbudził się tak pobudzony, a jednocześnie wyczerpany. To ona sprawiła, że wstał kilka minut po szóstej, chociaż normalnie, gdy miał wolne, potrafił spać nawet do południa. Tylko tego mu było trzeba, żeby zadurzyć się w jakiejś prowincjonalnej magnatce! Chociaż musiał przyznać, że Daisy w niczym nie przypominała ani kobiety z prowincji, ani dziedziczki bogatego rodu. Było w niej natomiast coś innego: zmysłowość i zarazem niewinność, czytelny w każdym geście erotyzm i wstydliwość. Walker wolał trzymać się od takich kobiet z daleka, ponieważ nie miał pojęcia, czego należy się po nich spodziewać. Jednak Daisy Spencer działała na niego jak żadna inna, było to więc bardzo niebezpieczne... Wiedział, że spotkań z Daisy nie uda mu się uniknąć. Już dzisiaj został zaproszony na śniadanie i musiał na nie pójść ze względu na siostrzeńca. Wcześniej jednak powinien uporać się jakoś z niepokojem, jaki budziła w nim opiekunka Tommy'ego. Co może mu pomóc?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Po chwili doszedł do wniosku, że z pewnością nie rozmyślania. Już raczej trochę ćwiczeń. Na szczęście miał w bagażniku swój sportowy strój, szybko włożył więc szorty oraz koszulkę gimnastyczną i wybiegł na ulicę. Zdziwił go brak samochodów i lekki smak soli w powietrzu. Postanowił jednak skoncentrować się wyłącznie na tym, by biec równym rytmem. Dopiero po kilku minutach, kiedy poczuł, że jest już trochę rozluźniony, zaczął zwracać uwagę na otaczający go pejzaż. Widział zadbane ogródki, ażurowe ogrodzenia i wiktoriańskie domki, przed którymi były huśtawki i piaskownice. Kilka osób, które dostrzegł, pomachało mu z uśmiechem, jakby był ich starym znajomym. Walker spodziewał się raczej zimnych i pełnych rezerwy spojrzeń, jakich nie szczędzono by obcemu w Waszyngtonie. Kiedy skręcił w ulicę biegnącą wzdłuż rzeki, zauważył, że nie jest sam. W perspektywie ulicy, ale niezbyt daleko, biegły jeszcze dwie osoby. Walker obrócił się w ich stronę. Kobieta pomachała mu i omal nie upadła, ale na szczęście jej towarzysz w porę chwycił ją za ramię. - Możemy zwolnić - zaproponował mężczyzna. - To przecież dopiero twój drugi tydzień biegania. Kobieta potrząsnęła głową. - Nie, nie - zaprotestowała, próbując złapać oddech. - Poradzę sobie. Walker podbiegł do nich, a mężczyzna powitał go uśmiechem. - Jest uparta jak osioł - westchnął. - Ale przynajmniej próbuje - zauważył Walker. - To samo powiedziałam mu dziś rano. Muszę próbować, w końcu się przyzwyczaję. Anna-Louise Walton. - Wyciągnęła do niego dłoń. Bardzo mi miło, panie Ames. - Słucham? - Ze zdziwienia otworzył usta i dosyć zdawkowo uścisnął kobiecą rękę. Dopiero witając się z mężczyzną, odzyskał panowanie nad sobą. - Skąd pani...? - Skąd wiem, jak się pan nazywa? - dokończyła kobieta i roześmiała się perliście. - Trinity Harbor to małe miasteczko, a pański przyjazd był nie lada wydarzeniem. Walker spojrzał na nią zdumiony.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dlaczego? Tym razem odezwał się mężczyzna. - Z braku innych, ważniejszych wydarzeń - stwierdził. - Chociaż, jako dziennikarz, muszę powiedzieć, że ta historia ma swój klimat. Proszę pomyśleć, biedny, osierocony chłopiec i jego wuj, którego dziecko nigdy w życiu nie widziało. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że zaangażowała się w nią córka jednego z najszacowniejszych obywateli miasta. - Pana Kinga Spencera. - Szybko się pan uczy - zauważyła Anna-Louise. - Nie miałem wyboru. Wczoraj omal nie zostałem mu rzucony na pożarcie - zaśmiał się. - Jest pan dziennikarzem? - zwrócił się do mężczyzny. - Tak - potwierdził tamten. - Ale zanim wyrazi pan stosunek do mojego zawodu w paru mocnych, żołnierskich słowach, powinien pan się dowiedzieć, że moja żona jest tu pastorem... Walker ponownie wpadł w osłupienie. Kobiety w Trinity Harbor wydawały się zupełnie innymi istotami niż ich odpowiedniki w stolicy... - Proszę nie zwracać na to uwagi. Może pan mówić, co pan chce zapewniła go Anna-Louise. - Najwyżej później pomodlę się za pana. - Hm, dziękuję bardzo. - Więc jak panu poszło wczoraj z Tommym? - spytała zarumieniona pani pastor. - No i, oczywiście, z Daisy? Tej ostatniej kwestii Walker nie miał zamiaru z nikim omawiać, natomiast spotkanie z Tommym dla niego samego stanowiło zagadkę. - Sam nie wiem - westchnął. - Najpierw przede mną uciekł, co jest chyba zrozumiałe, potem jednak udało mi się nawet zamienić z nim parę słów. A potem znów uciekł, dodał w duchu. Pani pastor spojrzała na niego że współczuciem. - Skoro i tak już nie biegamy, może wstąpi pan do nas na kawę? Chciałabym pomóc... Mąż spojrzał na nią z rozbawieniem. - Moja żona lubi się mieszać w cudze sprawy. - Wcale się nie mieszam! Przecież to mój zawód - zaprotestowała.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tylko wówczas, jeśli ktoś z twojej parafii poprosi cię o pomoc przypomniał jej. - A co do pana Amesa, nie wiesz nawet, jakiego jest wyznania. - Należy mu pomóc, nawet gdyby był muzułmaninem lub buddystą pani Walton upierała się przy swoim. - No i jak, wstąpi pan na tę kawę? zwróciła się do Walkera. Pomyślał, że może rzeczywiście przyda mu się dobra rada, jeśli sam nie miał pojęcia, co dalej począć z Tommym. - Wolałbym jakiś bar - mruknął, myśląc o tym, że dałoby to szansę pozbycia się towarzystwa męża Anny-Louise, który mógłby chcieć zasłyszane od niego informacje wykorzystać w prasie. - Wobec tego chodźmy do Earlene - zaproponowała. - Ma mocną kawę i świetne jajka na bekonie, jeśli nie przejmuje się pan cholesterolem. O tej porze jest tam jeszcze pusto. - Obróciła się do męża. - Idziesz z nami? - Nie, dziękuję. Jestem jednak dziennikarzem i mógłbym nie oprzeć się chęci umieszczenia czegoś w moim piśmie. Richard potwierdził tym samym obawy Walkera, ale jego żona wzniosła tylko oczy do nieba. - Proszę go nie słuchać. Mąż zawsze potrafi oddzielić życie prywatne od zawodowego. Z pewnością chce jeszcze trochę pobiegać. - To prawda, zrobię jeszcze parę rundek - potwierdził Richard, wyciągając do Walkera dłoń. - Miło mi było pana poznać, panie Ames. Chętnie pogadałbym z panem o Waszyngtonie. Sam tam kiedyś pracowałem. - Naprawdę? - Jako zagraniczny korespondent, więc nigdy nie spędzałem w stolicy, zbyt dużo czasu - stwierdził. - Musiałem się jednak interesować politykami i pracą policji... Walker zmarszczył brwi. - Zaraz, zaraz, czy pan jest tym Richardem Waltonem, który pisał z najniebezpieczniejszych rejonów świata? Dostał pan wtedy sporo nagród, ale potem pańskie nazwisko nagle zniknęło... - Cztery lata temu, kiedy zachorowała moja babcia, wziąłem urlop wyjaśnił dziennikarz. - A potem się ożeniłem i kiedy Anna-Louise
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
dostała tu pracę, kupiłem dwie miejscowe gazety. - To teraz jest potentatem prasowym - zakończyła ze śmiechem pani pastor. - O, tak, moje imperium to jeden dziennik i jeden tygodnik. Powinienem chyba jeszcze kupić jakieś pismo dla dzieci... - zaśmiał się. - Ale bardzo mi się tu podoba. - Ucałował mocno żonę, żeby nie było wątpliwości, co najbardziej pociąga go w Trinity Harbor. - Tylko uważaj na Kinga, bo znów będziemy musieli się przenosić - zwrócił się do niej. - To w gruncie rzeczy dobry człowiek... - Słyszałem inne opinie - wtrącił ponuro Walker. Pani pastor potrząsnęła głową. - O nim też możemy porozmawiać - powiedziała. - Na razie, kochanie - pożegnała czule męża, ruszając z Walkerem w stronę rzeki. Po chwili znaleźli się w małym, zacienionym wierzbami barze tuż nad Potomakiem. Atmosfera była tu na tyle niekrę-pująca, że Walker nie czuł się głupio w szortach i wilgotnej od potu koszulce, a i pani Walton zachowywała się zupełnie swobodnie. Należała do tych nielicznych kobiet, którym nie przeszkadzało milczenie, co bardzo mu odpowiadało. Dopiero kiedy usiedli przy stoliku, zagaiła: - Co dla pana? - Obawiam się, że będzie pani musiała za mnie zapłacić przypomniał sobie. - Nie wziąłem pieniędzy. - Ja też - zaśmiała się. - Rozliczę się z Earlene później. Siwowłosa kelnerka bez słowa postawiła przed nimi filiżanki i napełniła je kawą. - Mleczko albo śmietanka? - spytała. - Nie, dziękuję - odparł Walker. - A ja poproszę - stwierdziła Anna-Louise. Kelnerka spojrzała na nią ze współczuciem. - Biedactwo! Pewnie Richard znów cię zmuszał do biegania. Jajecznica na szynce postawi cię na nogi. Pani pastor pokręciła głową. - Richard mnie nie zmusza. Robię to dla zdrowia. - No i popatrz, jak wyglądasz. - Kelnerka załamała ręce. - Cała czerwona i zziajana. Moim zdaniem nie ma nic zdrowego w tym, że człowiek męczy się i poci.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wiesz, Earlene, może i jest w tym trochę racji... Starsza kobieta poklepała ją po ramieniu. - Pewnie dlatego ludzie tak cię lubią. Zawsze znajdziesz coś sensownego w tym, co mówią inni... Earlene przyjęła ich zamówienie i przeszła do następnego stolika. Walker przyjrzał się uważnie swojej rozmówczyni. Teraz, kiedy już wiedział, kim jest, dostrzegł otaczającą ją aurę łagodności. To samo wyczuwał u niektórych duchownych, zajmujących się przestępcami. Zwłaszcza pewien ksiądz-staruszek wykazywał względem nich wielką cierpliwość, której Walkerowi brakowało. Czy osoby duchowne naprawdę mają w sobie coś niezwykłego? Coś, co pociąga nawet takich ludzi jak Richard Walton, który widział przecież największe okropności świata... - Widzę, że wciąż jest pan zamyślony - zauważyła Anna-Louise. Czyżby myślał pan o Tommym? - Prawdę mówiąc, zastanawiałem się nad pracą duchownego. Jakie warunki musi spełniać kobieta, żeby być duchownym? Pani Walton wzruszyła ramionami. - Zapewne takie same jak mężczyzna - odrzekła po chwili. - Przede wszystkim wiarę i oddanie. A także współczucie i wyrozumiałość, bez których można się zamknąć w klasztorze, ale nie da się pracować z ludźmi... - Coś mi mówi, że to nie jest takie proste. - Potarł w zamyśleniu brodę. - Inaczej mielibyśmy znacznie więcej kobiet duchownych. - Cóż, być może kobieta musi mieć więcej samozaparcia, chociaż teraz już nie jest tak źle jak kiedyś. - Czy miewała pani przeciwników? - W mojej pierwszej parafii byli nimi prawie wszyscy. To było małe miasteczko, wysunięte jeszcze dalej na południe... - Ale znalazła pani tyle siły, żeby tam wytrwać - stwierdził z podziwem. - Gratuluję. - Ktoś mnie mocno wspierał. - Richard? - Nie, Pan Bóg. Walkera najpierw zdziwiła ta odpowiedź, ale potem na jego twarzy
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pojawił się uśmiech. - Tak, Bóg potrafi pomóc... - Jeśli tylko potrafi się Go słuchać - wtrąciła. - A ja nie wiem właśnie, jakie ma plany względem mnie i Tommy'ego - podjął Walker. - Staram się słuchać Jego głosu, ale nic nie słyszę... - Może powinien się pan bardziej wyciszyć, uspokoić... Walker potrząsnął głową. - Nie potrafię. - To powinno przyjść z czasem. - Czy chce pani powiedzieć, że powinienem zabrać Tommy'ego do Waszyngtonu i zobaczyć, co z tego wyjdzie? - zapytał w przypływie niepokoju. Właśnie takiej rady najbardziej się obawiał. - Niczego takiego nie powiedziałam - zaoponowała Anna-Louise. Sam musi pan zdecydować. - A czy nie sądzi pani, że lepiej mu będzie tutaj, z Daisy? - zadał kolejne pytanie. Pani pastotr milczała przez chwilę. - Wiem, że Daisy bardzo się o niego troszczy - rzekła wreszcie, starannie dobierając słowa. - A to, pani zdaniem, nie wystarczy, prawda? - A pana zdaniem? Walker westchnął ciężko. - Bardzo trudno się z panią rozmawia, pani Walton. - Proszę mówić do mnie Anna-Louise. - Wyciągnęła do niego dłoń. Mężczyzna uścisnął ją z wahaniem. - Nigdy nie byłem na „ty" z żadnym pastorem - mruknął. - Zawsze jest ten pierwszy raz - zaśmiała się Anna-Louise. - A rozmawia ci się trudno, ponieważ nie chcę podjąć za ciebie decyzji. Nie chcę i nie podejmę. Musisz to zrobić sam. Walker rozłożył ręce. - To po co ta cała rozmowa? - spytał obcesowo. Pani pastor wypiła trochę kawy, a następnie pochyliła się w jego stronę. - Mogę zaoferować ci dobrą radę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Jaką? Uśmiechnęła się. - Streszcza się w jednym zdaniu: Musisz zrobić wszystko, żeby Tommy był szczęśliwy. - Co to znaczy? - Ba, żebym to ja wiedziała... Walker zacisnął dłonie. Miał nadzieję, że ta rozmowa okaże się bardziej użyteczna. Myślał po prostu, że pani Walton ma jakieś gotowe recepty. - Do diabła! O, przepraszam... - zreflektował się natychmiast. - Nic nie szkodzi. I powiem ci coś jeszcze, Walker. Nie spiesz się. To dobrze, że zostałeś na weekend, ale ta sprawa może wymagać znacznie więcej czasu. - Frances Jackson uważa, że znalazła już opiekuna dla Tommy'ego. - Frances bardzo wierzy w rodzinę. To dlatego, że jej rodzina zawsze trzymała się razem. - A moja... nie. - Może przyszedł czas, żeby coś z tym zrobić - rzuciła z uśmiechem w jego stronę i dopiła kawę. Walker zamyślił się na chwilę. A jeśli pani pastor miała rację? Nigdy wcześniej nie zastanawiał się, czym dla niego jest rodzina. Nawet rozwód nie sprowokował go do głębszych refleksji. Miał wtedy masę pracy... Być może rzeczywiście przyszedł czas, żeby to zmienić. Daisy co chwila spoglądała w stronę drzwi. Wskazówka minęła już ósmą, a jego ciągle nie było! Na szczęście Tommy sprawiał wrażenie, że jest mu to dość obojętne. Mimo to czuła się rozczarowana. Co prawda, nie zaprosiła Walkera oficjalnie, ale spodziewała się, że przyjdzie. Oczywiście chodziło jej o Tommy'ego, i tylko o niego. Miała nadzieję, że Walker nie wyjechał do Waszyngtonu bez pożegnania, bo wtedy jego siostrzeniec poczułby się zawiedziony. - Daisy, dlaczego ciągle patrzysz w stronę drzwi? - zainteresował się chłopak. Nie sądziła, że robi to ciągle... - Hm, nic takiego - mruknęła. - Przeszkadza ci to? - Nie, tyle że zaraz spalisz następny omlet - stwierdził Tommy. - Ten
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
poprzedni wyglądał bardzo apetycznie, dopóki nie zaczął dymić... - Tam do licha! - Daisy zerwała się na równe nogi. Okazało się, że kolejny omlet jest prawie spalony. Jednak Tommy podsunął jej swój talerz. - W porządku. Mogę go zjeść. Wygląda na to, że i tak nie dostanę nic lepszego. - Świetny dowcip, mój drogi - odrzekła Daisy i wrzuciła omlet do kubła na śmieci. - Zobaczysz, że następny będzie naprawdę świetny. Tommy westchnął głęboko, patrząc na patelnię. - Mam nadzieję - mruknął. - Strasznie zgłodniałem. Daisy dała więcej masła niż poprzednio i wylała masę jajeczną na patelnię. - Dobrze, a teraz porozmawiajmy o poważniejszych sprawach powiedziała, ponownie zerkając w stronę drzwi. - Co sądzisz o swoim wuju? Tommy zrobił niewyraźną minę, a następnie wzruszył ramionami. - No cóż, nie jest najgorszy. - Nie potraktowałeś go wczoraj zbyt dobrze. Chłopiec pokręcił głową. - A niby z jakiej racji miałbym być dla niego miły? Przecież ty też zastanawiałaś się, dlaczego nie pomógł mamie! - Ale już wiem, dlaczego - wtrąciła szybko Daisy. - I ty również powinieneś pozwolić, żeby ci to wyjaśnił. Opowiadał mi wczoraj, że bardzo chciał was odszukać. - I uwierzyłaś mu? - spytał chłopiec z sarkazmem, który zupełnie nie pasował do jego wieku. Skinęła głową. - Wydaje mi się, że mówił szczerze. Zauważ, że twoja mama rzeczywiście nie miała zbyt wielu dokumentów. Na przykład: prawa jazdy - zaczęła wyliczać. - To dlatego, że wolała rower - wtrącił Tommy. - Zawsze mówiła, że samochody zanieczyszczają powietrze. - Możliwe - westchnęła Daisy. - Ale nie miała również numeru ubezpieczenia. Tommy wzruszył ramionami. - Pierwszy raz o tym słyszę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Większość dorosłych je ma. A nawet starsze dzieci, które chcą pracować. - Pewnie nie chciała żadnego numeru - mruknął Tommy. - Tak, ale właśnie dlatego trudno ją było odnaleźć. - Powinien bardziej się postarać, i tyle. - Chłopiec skrzyżował ręce na piersiach. - Co z niego za policjant?! Daisy westchnęła cicho, ale nie naciskała. Już wcześniej zauważyła, że Tommy źle reaguje na presję. Nie trzeba było wiele, żeby zamknął się w sobie. A to mogło się skończyć kolejną ucieczką z domu. Właśnie tak to przebiegało w poprzednich rodzinach zastępczych. Miała nadzieję, że z czasem Tommy dojdzie z wujem do porozumienia. Wiara w to, że Walker jest dobrym człowiekiem, była jej bardzo potrzebna, ponieważ powoli zaczęło do niej docierać, że ma on większe prawa do chłopca niż ona. Przecież nie mogła przekazać Tommy'ego komuś, kogo nie ceniła! Znowu zerknęła w stronę drzwi. Cóż, jeśli Walker nie pokaże się dziś rano, potwierdzi w ten sposób obawy Tommy'ego. Będzie to znaczyło, że nie zależy mu na siostrzeńcu. - Omlet - usłyszała głos chłopca. Poderwała się, wyrwana z rozmyślań. Tym razem się udało! Obróciła złocisty krążek, zanim zdążył się przypalić. Opieczenie drugiej strony było kwestią chwili. Po minucie lub dwóch Tommy miał go już przed sobą na talerzu. - Nie będziesz jadła? - spytał zdziwiony, biorąc do ręki syrop klonowy do polania omletu. - Jeszcze nie. - Dlaczego? - Poczekam trochę. - Na co? Raczej na kogo, pomyślała coraz bardziej zła na Walkera. - Napiję się jeszcze trochę kawy - odparła. - Wciąż jestem śpiąca. To go zadowoliło. - Tak, mama też często nie chciała jeść. Chociaż czasami wydawało mi się, że po prostu nie było więcej jedzenia... Daisy z trudem przełknęła ślinę. Po raz kolejny zrobiło jej się żal Beth
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Flanagan i jej syna, który musiał patrzeć na jej codzienne zmagania. Mimo że sama chodziła w starych sukienkach, Tommy zawsze miał świeżo wyprasowane spodenki i koszulę, buty starannie wyglansowane, a włosy równo przystrzyżone. - Tak, twoja mama bardzo o ciebie dbała. Chłopiec skinął głową. - Szkoda tylko, że musiała tyle pracować. Pewnie dlatego zachorowała, że ciągle była zmęczona... - Spojrzał na nią z powagą. Mogę cię o coś zapytać? - Proszę? - Jak sądzisz, Daisy, gdzie ona teraz jest? - spytał i nagle zadrżał. Czy naprawdę poszła do nieba, jak mówi Anna-Louise? Czy jeszcze kiedyś ją zobaczę? Łzy popłynęły ciurkiem po jego policzkach, skapując na niedojedzony omlet. Daisy mocno przytuliła chłopca do siebie. - Kochanie, jestem pewna, że znalazła się w niebie i teraz patrzy na ciebie z prawdziwą dumą - powiedziała wzruszona, sama z trudem powstrzymując łzy. - Bardzo ostatnio wyrosłeś i wydoroślałeś. Masz w niej prawdziwego anioła stróża. - To dobrze, prawda? - Bardzo dobrze. - Ale chciałbym móc ją zobaczyć... - Zobaczysz ją kiedyś. - Ale ja chcę teraz - upierał się Tommy. - Właśnie teraz jest mi potrzebna! - Teraz to, niestety, niemożliwe. Daisy usłyszała odgłos otwieranych drzwi. - Boję się, że zapomnę, jak wyglądała - ciągnął pogrążony we własnych myślach chłopiec. - Zrobiła mi mnóstwo zdjęć, ale jej na nich nie ma. Walker stanął tuż za progiem i spojrzał na niego swymi nieprzeniknionymi oczami. - Mam bardzo dużo zdjęć Beth - powiedział. - Oczywiście z czasów, kiedy była jeszcze dziewczynką... Mogę ci dać część. Twarz Tommy'ego rozjaśniła się nagle. - Na zawsze? - spytał.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Oczywiście - odparł Walker, obserwując całą scenę. - Kiedy? - Jak tylko wrócę do domu. Tommy przytulił się mocniej do Daisy. - Będę musiał pojechać z tobą? Walker posłał pełne niepokoju spojrzenie jego opiekunce. - Właśnie o tym powinniśmy wszyscy porozmawiać. Jeszcze nie wiemy - dodał, żeby nie płoszyć chłopca. - Wcale nie chcę wyjeżdżać od Daisy - mruknął Tommy. - Rozumiem. To zupełnie naturalne. Chłopiec zmrużył oczy. - Naprawdę tak uważasz? - spytał z niedowierzaniem. Walker potwierdził skinieniem głowy. - Przecież widzę, że jest ci tu dobrze. Poza tym zupełnie się nie znamy i nie ma w tym nic złego, że się boisz. - Niczego się nie boję - zaprotestował Tommy. - To dziwne, bo ja tak. Daisy zauważyła, że Walker chciał się uśmiechnąć i że udało mu się powstrzymać. Doceniła to. - Masz jakieś dzieci? - zapytał Tommy, chcąc jak najszybciej zmienić temat. - Dwóch synów - przyznał ze smutkiem Walker. - Ale nie widuję ich zbyt często. Mieszkają z matką w Północnej Karolinie. - A ty jesteś sam, czy masz jakaś narzeczoną? - kontynuował śledztwo Tommy. Tym razem Walker nie zdołał powstrzymać uśmiechu. - Zero narzeczonej - odparł językiem chłopca. - Jak to możliwe? Nie jesteś jakiś brzydki ani głupi. Daisy roześmiała się, słysząc te słowa, a potem oblała się rumieńcem, czując na sobie wzrok Walkera. - Nie mam czasu - wyjaśnił. - Moja żona zdecydowała się odejść właśnie dlatego, że praca w policji zajmowała mi zbyt dużo czasu. Tommy zmarszczył czoło, nie bardzo wiedząc, jak się do tego ustosunkować. - Więc dla mnie też nie miałbyś czasu, prawda? - stwierdził w końcu. - Jeśli będzie trzeba, to go znajdę - powiedział Walker. - A czy mógłbyś mnie zabierać na mecze baseballowe? - pytał dalej
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
siostrzeniec. - Uwielbiam Oriolesów. - Jasne. - Wuj posłał mu promienny uśmiech. - Bardzo lubię baseball. - A co z wędkarstwem? Lubisz łowić ryby? - Od czasu do czasu - odparł ostrożnie Walker. - Ja nie mogę bez tego żyć - wyznał Tommy i zaraz posmutniał. Mama nie znosiła wędkowania. Uważała, że robaki są obrzydliwe. Czasami ze mną chodziła, ale zawsze wtedy chciała, żebym to ja nabijał przynętę na jej haczyk. - Ja sobie poradzę sam. - Mam też łódkę - ciągnął chłopiec. - To nic takiego, ale zawsze fajnie. Znalazłem ją na brzegu jeszcze przed... przed śmiercią mamy zakończył. - Pływałeś nią? - Tak, trochę przecieka, ale nie tonie - odrzekł z dumą. - Przydałoby się jednak ją pomalować. - Bardzo ciekawe - mruknął ostrożnie Walker. Tommy przybliżył się trochę do wuja. - Mogę ci ją pokazać - zaczął niepewnie. - Przycumowałem ją niedaleko stąd, na rzece. - Chętnie zobaczę, ale zaraz będzie śniadanie - zauważył Walker. Chłopiec spojrzał błagalnie na swoją opiekunkę. - A może zrobimy sobie piknik nad rzeką? Tam jest naprawdę ładnie... Daisy roześmiała się, słysząc te słowa. Tommy wcale, oczywiście, nie dbał o estetykę miejsca, ale wiedział, jakich użyć argumentów. - Zgoda. Idźcie, a ja przygotuję jedzenie i do was dołączę zaproponowała. - Pomóc ci? - Tommy przypomniał sobie o swoich obowiązkach. - Nie, nie! Lepiej zajmij się wujem. Daisy chciała mieć trochę czasu, żeby dojść do siebie. Widziała, że Tommy coraz bardziej lgnie do wuja. Niepokoiło ją to i jednocześnie cieszyło, i nie wiedziała, które z tych uczuć jest silniejsze. Zwłaszcza że jej samej trudno było oprzeć się aurze męskości, która otaczała Walkera.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ SIÓDMY
sc
an
da
lo
us
Tommy mówił przez całą drogę nad rzekę. Walker zupełnie się tego po nim nie spodziewał, pamiętając chłodne przyjęcie, które spotkało go poprzedniego wieczoru. A teraz przechadzka zleciała im tak szybko, że nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się na miejscu. Walker czuł, że w chłopcu coś się zmieniło. Nie musiało to oznaczać jakiegoś przełomu. Może raczej chęć skorzystania z męskiego towarzystwa, żeby móc porozmawiać na tematy, które nie mogły interesować Daisy czy wcześniej jego matki. Walker trochę się nawet cieszył z tego, że Tommy nigdy nie spotkał swego ojca. Było to może samolubne, ale uważał, że Ryan Flanagan nie nauczyłby chłpoca niczego dobrego. - Wolisz, żebym ci mówił po imieniu czy raczej „wujku"? - zapytał go nieoczekiwanie chłopiec. Walker zdawał sobie sprawę, że zwracanie się do niego po imieniu było ze strony Tommy'ego swego rodzaju manifestacją wrogości. - Może być „wujku" - zaśmiał się. - Nikt tak do mnie jeszcze nie mówił. - Zgoda. To była miła odmiana. Walker nie miał pojęcia, dlaczego Beth ukryła przed chłopcem fakt jego istnienia. Może, jak przypuszczała Frances, uniosła się dumą i nie chciała go o nic prosić... Tyle że on naprawdę chciałby móc udzielić jej pomocy. Teraz, po jej śmierci, czułby się znacznie lepiej. Wciąż nie mógł się pozbyć uczucia, że zawiódł siostrę. Był przecież od niej sporo starszy i być może mógł jednak jakoś ją powstrzymać przed tym fatalnym krokiem. Nie lubił Flanagana, ale wydawało mu się niemożliwe, żeby miał on aż tak silny wpływ na Beth. Za mało wówczas
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wiedział o życiu i o kobietach. Kiedy dotarli na niewielkie wzgórze, którego zbocze łagodnie pochylało się ku wąskiej plaży, Tommy puścił się pędem w dół. - To tam! - krzyknął podekscytowany. - Zaraz zobaczysz! Powinniśmy byli wziąć ze sobą wędki... Kiedy Walker dotarł nad wodę, chłopiec siedział już boso na plaży i podwijał spodnie. Po chwili zerwał się na równe nogi i pociągnął go w stronę czegoś, co tylko w niewielkim stopniu przypominało łódkę. Ten, kto się jej pozbył, doskonale wiedział, co robi. - Widzisz, wuju? - spytał z dumą chłopiec. - E, wspaniała jednostka - rzekł nieszczerze. - Czy... czy wyciągałeś ją już z wody? Walker bał się, że przegniłe drewno może się przy tej okazji rozsypać. - Jeszcze nie. Najpierw musimy z Garym zedrzeć tę farbę. - Spojrzał na wuja, jakby coś sobie przypomniał. - Gary to mój kumpel, ale chodzi już do liceum i ma mało czasu. - Tak, jasne. Tommy wszedł po kostki w wodę. - Zobacz, jakie ma gładkie boki tam, gdzie już udało nam się ją oczyścić. - Przeciągnął dłonią po burcie. Walker stwierdził, że nie ma wyjścia, i szybko zdjął buty oraz skarpetki. Woda była zadziwiająco ciepła jak na tę porę dnia i roku. Mogła mieć nawet siedemnaście, osiemnaście stopni. Zbliżył się do łodzi i dotknął gładkiego drewna. Prawdopodobnie przegniłe, pomyślał. Miał jednak na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie mówić tego głośno. Oczy Tommy'ego lśniły zbyt mocno, żeby tak bezceremonialnie zgasić ten blask. - Sporo się przy niej napracowałeś - rzekł, starannie dobierając słowa. - Przychodziłem tu codziennie. - Tommy wypiął dumnie pierś. Mama mówiła, że to stary rupieć, ale ja się nie poddawałem. Przecież inaczej nigdy nie miałbym łódki. A ta wymaga tylko trochę pracy... - A co na to Daisy? Siostrzeniec nieco przygasł. - Powiedziała, że pozwoli mi na niej pływać tylko w czyimś
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
towarzystwie i z odpowiednim zabezpieczeniem. - Chłopiec z niedowierzaniem pokręcił głową. - Jakbym był jakimś maluchem! Bawiłem się przecież nad Potomakiem od dziecka... Walker myślał, że parsknie śmiechem, słysząc te słowa w ustach dziesięciolatka, ale na szczęście zdołał się powstrzymać. - Wiesz, nawet marynarze na statkach używają kapoków - rzekł poważnie. - Zawsze potrzebne jest jakieś zabezpieczenie. - Tak myślisz, wujku? - Jestem pewny, że Daisy dowiedziała się tego od brata - dodał Walker. - Ten Bobby wygląda na kogoś, kto się zna na łodziach. - O, tak - potwierdził z przekonaniem Tommy. - Może ja też mógłbym się na coś przydać? - ciągnął Walker. Poszłoby nam szybciej. Chłopiec ze zdziwienia aż otworzył buzię. - Naprawdę? - Czemu nie? - Wyjął z kieszeni notes i długopis. - Zróbmy najpierw listę potrzebnych rzeczy, a potem wybierzemy się do sklepu żelaznego. Widziałem nawet jakiś obok przystani jachtowej. - Świetnie - ucieszył się Tommy i usiadł obok na piasku. - Czy Gary też mógłby nam pomóc? - Jasne - zgodził się. - Więc czego potrzebujemy? - Przede wszystkim niebieskiej farby. I może białej na burty. Zerknął na Walkera. - Co o tym myślisz, wujku? - Będzie doskonale wyglądać. Ale może kupimy też pakuły i smołę, żeby ją porządnie uszczelnić, co? Tommy skinął głową. - Tak, tak, myślałem już o tym. - Spojrzał z nadzieją na wuja. - Poza tym brakuje w niej wioseł. Walker zapisał to w notatniku. - Dobrze, kupimy wiosła. - I papier ścierny. Zużyłem już prawie wszystko, co miała Daisy. Zaczerwienił się nagle. - Oczywiście pozwoliła mi... - Jasne, papier ścierny. Zdaje się, że Daisy pozwala ci na wszystko. Chłopiec uśmiechnął się pod nosem. - Pod warunkiem, że wcześniej poproszę - powiedział, pocierając
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
czoło. - Chociaż czasami potrafi być bardzo surowa, ale to pewnie dlatego, że sama nie miała dzieci i martwi się, że coś sobie zrobię. Walker pokręcił głową. Nie chciałby, żeby jego siostrzeniec wyrósł na niezdarę, chociaż z drugiej strony rozumiał obawy Daisy. Przecież sam nie był od nich wolny. - Kobiety już takie są - dodał Tommy z miną znawcy. - Mama też się wszystkim przejmowała. - Tak, to prawda, chociaż mimo wszystko powinieneś uważać stwierdził Walker. - Myślę, że nie powinieneś, na przykład, wspinać się na to wielkie drzewo w ogrodzie Daisy. Chłopiec wzruszył ramionami. - Po co? Nie ma tam nic specjalnego... - Skąd wiesz? Siostrzeniec zmieszał się trochę. - Ee, sprawdziłem w zeszłym tygodniu... Walker tylko pokiwał głową. Pomyślał sobie, że gdyby Daisy wiedziała o niektórych pomysłach swego podopiecznego, to pewnie by zwariowała. Na szczęście Tommy nie zdradzał się ze wszystkimi swoimi planami. Poza tym Walker odniósł wrażenie, że mimo typowych w jego wieku pomysłów, chłopiec był jednak dość rozsądnym młodym człowiekiem. Podejmował ryzyko, ale wtedy, gdy miał duże szanse, że sobie poradzi. Westchnął ciężko, myśląc o swoich synach. Jak to się stało, że stracił z nimi kontakt? Czy była to wyłącznie jego wina, czy może ich matka też się do tego przyczyniła? Kiedy uniósł wzrok, zobaczył schodzącą do nich po łagodnym zboczu Daisy. W prawej ręce niosła koszyk z wiktuałami na piknik, które na pewno sporo ważyły, a pod lewą pachą koc. Szła boso, a krótkie szorty ukazywały jej wspaniałe, długie nogi. Walker zerwał się, ale Daisy dała znać, że nie potrzebuje pomocy. - Ten koszyk tylko tak wygląda, ale wcale nie jest ciężki powiedziała, kiedy podeszła już bliżej. - Tommy, mógłbyś mi pomóc rozłożyć koc? Walker zauważył pełne obawy spojrzenie, które posłała w stronę łodzi. Z pewnością niepokoiło ją hobby podopiecznego, ale wolała tego
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
nie okazywać. - Piasek jest wciąż wilgotny - zauważyła, stawiając koszyk. - Nie powinniście na nim siedzieć. Kiedy koc był już rozłożony, zabrała się do wykładania kolejnych produktów. - Widzisz, wujku, mówiłem, że kobiety się wszystkim przejmują rzucił Tommy. Daisy spojrzała na Walkera, jakby to on ponosił winę za to, że chłopiec mówi takie rzeczy. - Po prostu staram się być ostrożna. Jeśli się przeziębisz, nie będziesz mógł pracować przy łódce - zwróciła się do Tom-my'ego. - Z przyjemnością usiądę na kocu - Walker chciał załagodzić sytuację. Usadowił się tuż przy Daisy, niemal ocierając się nogą o jej udo. - Rzeczywiście, jest znacznie cieplej - dodał. Daisy zgromiła go wzrokiem. - Bardzo zabawne. - Właśnie o to mi chodzi... Tommy oderwał na chwilę wzrok od swojej łódki i spojrzał na nich z nagłym zainteresowaniem. - Śmiesznie wyglądacie - rzekł, przenosząc wzrok z wuja na swoją opiekunkę i z powrotem. - Lubicie się, co? - Prawie się nie znamy - zaprotestowała Daisy. - Ale zaczynamy się poznawać... - Walker przysunął się jeszcze bliżej. Gwałtowna reakcja Daisy wiele mu powiedziała. Był pewien, że wciąż myśli o nim i o tym, co się między nimi wydarzyło. Niestety, on także ciągle wspominał ten pocałunek. Chciał o nim zapomnieć, ale bez powodzenia. Jego spokój wewnętrzny, który przez lata z takim trudem sobie wypracował, legł w gruzach. Daisy chciała się schować pod ziemię. Jak mogła pomyśleć, że Tommy pyta o to, czy zostaną parą? Dziesięcioletni chłopcy nie zastanawiają się nad tym. Zresztą trzydziestoparoletni również, sądząc po obojętnej minie Walkera. Szkoda tylko, że ona jako jedyna nie mogła pozbyć się tej myśli.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Wystarczył jeden pocałunek, żeby już widziała siebie z Walkerem, siebie obok Walkera, siebie... pod Walkerem. Tak jakby była w tym choćby odrobina sensu. Skup się na jedzeniu, idiotko, mówiła sobie. Nie igraj z ogniem. Masz po prostu lepiej rozwiniętą wyobraźnię niż ten mężczyzna. Ale to jeszcze nie powód, żeby skazywać siebie na takie katusze. Teraz plaster szynki i ogórek... Dlaczego Tommy patrzy tak dziwnie? A tak, przecież nie lubię ogórków... - Czy ktoś jest może głodny? - spytała wesoło. Zbyt wesoło. - Ja. - Tommy wyciągnął do góry rękę. - Mogę też zjeść tego ogórka. Nie przepadasz za nimi. Walker spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zarumieniła się. - Tak, ale staram się je jeść, od kiedy dowiedziałam się, że mają mnóstwo potasu... - Chyba jesteś zawsze głodny - Walker zwrócił się do siostrzeńca. - Tak. Daisy mówi, że to dlatego, bo rosnę. - Wziął z jej rąk kanapkę z szynką i ogórek. - Czy mamy coś do picia? - Niestety, tylko gotowe napoje. Zabrakło mi czasu na przygotowanie czegoś innego. - Wspaniale - ucieszył się Tommy. - Mogę prosić colę? Daisy nalała trochę płynu do plastikowego kubka. - Chcesz lodu? - Ojej, pomyślałaś o wszystkim! - Chłopiec rozpromienił się jeszcze bardziej. Daisy wycisnęła do jego kubka trzy kostki lodu z pojemniczków, które ze sobą wzięła, a następnie zwróciła się do Walkera. - A ty, zjesz coś jeszcze? Żujesz tylko te bananowe chipsy... - Poczekam jeszcze trochę, aż zgłodnieję naprawdę. Jadłem niedawno śniadanie - wyjaśnił. Prawdę mówiąc, po prostu nie był głodny. Nie mógł skupić się na jedzeniu, kiedy tuż obok miał Daisy z jej wspaniałymi nogami. - Naprawdę? - Tak. Wcześnie rano spotkałem twoich znajomych, Richarda i Annę-Louise Waltonów. Daisy zamarła. Anna-Louise należała do osób o wielkim takcie i
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
kulturze, ale kiedy jej na czymś zależało, potrafiła zrezygnować z pewnych standardów. - Tak? Jak to się stało? - spytała, świadoma, że w jej głosie czai się coś w rodzaju oskarżenia. - Czyżby nasza pani pastor postanowiła cię odwiedzić? Walker uśmiechnął się do niej. - Wyszedłem rano, żeby pobiegać, i natknąłem się na nich wyjaśnił. - Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale wiedzieli, kim jestem. Daisy odetchnęła z ulgą. Równocześnie uznała, że to dobry moment, żeby uświadomić Walkera, na czym polega specyfika życia w małym miasteczku. - Trinity Harbor to niewielkie miasto - zaczęła. - Założę się, że już wszyscy, poza starą panią Bradlow, wiedzą, kim jesteś i po co tu przyjechałeś. - Dlaczego? - Co, dlaczego? - Dlaczego pani Bradlow nie wie, kim jestem? - spytał. - To burzy mi wizję całego miasteczka jako jednego organizmu. - Cierpi na chorobę Alzheimera. Przestała już poznawać nawet najbliższą rodzinę. - Rozumiem. - Natomiast ja nie rozumiem, jak udało ci się zjeść śniadanie z Anną-Louise - ciągnęła Daisy. - Nie sądzę, żeby wzięła ze sobą koszyk taki jak ten. Ma wystarczające problemy z samym bieganiem i, moim zdaniem, skończy kiedyś w szpitalu... Walker pokręcił głową. - Chyba nie jest aż tak źle. - Potarł w zamyśleniu brodę. - Chociaż muszę przyznać, że skorzystała z pierwszego pretekstu, żeby przerwać bieg i wybrać się ze mną na śniadanie... Tak, powinna więcej ćwiczyć. Ty zresztą też... - dodał, patrząc na smukłe, ale słabo umięśnione nogi Daisy. Przez chwilę badała go wzrokiem, sprawdzając, czy świadomie chciał ją obrazić. Jednak Walker patrzył na nią zupełnie niewinnie. - Nic z tego! Wychowano mnie w przekonaniu, że kobieta z Południa nigdy nie powinna się pocić - rzekła stanowczo.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- W tym punkcie całkowicie zgadzam się z poglądami ojca. Nie będę biegać po ulicach i robić z siebie widowiska... - Och, Daisy, myślałem, że jesteś bardziej nowoczesna - powiedział z bezbrzeżnym zdziwieniem. - Kobiety też powinny się ruszać i coś trenować... Chyba że chcesz młodo umrzeć - dodał i natychmiast nagłym ruchem zakrył sobie usta. Jak na komendę spojrzeli na Tommy'ego. Na szczęście chłopiec ich nie słuchał. Zjadł już kanapkę, wypił całą colę i teraz pobiegł do łodzi, żeby jeszcze sobie na nią popatrzeć. - O Boże, ale ze mnie idiota! - jęknął Walker. Daisy poklepała go uspokajająco po ramieniu, ale ona też na moment się przestraszyła. - Na szczęście nie słyszał cię. - Ale mógł usłyszeć! A wtedy pomyślałby, że krytykuję jego matkę... - Mógłbyś mu wytłumaczyć... Walker potrząsnął głową. - Myślisz, że chciałby mnie słuchać? - Powiedziałbyś mu, że to była tylko taka uwaga - ciągnęła, nie zwracając uwagi na jego słowa. - I że wcale nie dotyczyła twojej siostry. - Ale Beth nie ćwiczyła, prawda? Daisy uśmiechnęła się smutno. - Miała za dużo obowiązków. Ciężko pracowała i jeszcze opiekowała się Tommym. Po prostu nie wytrzymała tego wszystkiego. - Ale jednak rzadko słyszy się, żeby ktoś umarł z powodu grypy... Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ale ona odmawiała sobie prawa do choroby. - Daisy rozłożyła ręce w geście bezradności. - A kiedy zabrano ją do szpitala, było już za późno. - Wiem, brak ubezpieczenia... Daisy potrząsnęła głową. - To też, chociaż już od pewnego czasu miejscowi lekarze nie chcieli brać od niej pieniędzy... Zabiło ją raczej zbyt silne poczucie obowiązku. - Tak, mam z tego powodu strasznego moralnego kaca - przyznał Walker. Daisy dotknęła na chwilę jego dłoni, jakby chciała go pocieszyć. - Niepotrzebnie. My też próbowaliśmy jej pomóc, ale Beth była zbyt dumna - westchnęła głęboko. - Nikt nie przypuszczał, że to się może tak
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
skończyć. - Aż trudno mi myśleć o tym, jakim było to ciosem dla Tommy'ego. Pewnie był przerażony. Daisy pokręciła głową. - Nie sądzę, żeby rozumiał, co się wokół niego dzieje. Wzięła go do siebie Anna-Louise i to ona wyjaśniła mu, co się stało. Frances zajęła się nim dopiero później. - Dlaczego nie został u Waltonów? - zainteresował się Walker. Zdaje się, że nie był specjalnie zadowolony z późniejszych rodzin zastępczych... - Jak zwykle zadecydowała biurokracja. Anne-Louise nie mogła zdecydować się na adopcję, a przyjęcie roli prawnego opiekuna wymagało całej walizki zaświadczeń. - Daisy machnęła ręką. - Jestem pewna, że byłaby w tym bardzo dobra, ale Frances przekonała ją, że nie powinna się angażować, jeśli nie ma zamiaru prowadzić w przyszłości sierocińca. Walker przyjrzał się jej uważnie. - A co powiedziała tobie? Daisy wzruszyła ramionami. - Nic, czego bym sama nie wiedziała. - Rozumiem, sama sobie sterem, żeglarzem i okrętem -zaśmiał się. - Jeśli jest się córką Kinga Spencera, trzeba nauczyć się samodzielności - rzekła z mocą. - Inaczej człowiek przepadnie. Będzie tylko cieniem swojego ojca... - Więc to był bunt przeciwko autorytetowi. Nie za wcześnie? Spojrzał na nią przenikliwie. Zorientowała się, że pyta w ten sposób o jej wiek. - Mam już trzydzieści lat - powiedziała i omal się nie roześmiała, widząc jego zdziwienie. - Więc chyba nie za wcześnie, prawda? Raczej za późno. Pierwszy raz zbuntowałam się, kiedy w zeszłym roku wyprowadziłam się z Cedar Hill. A drugi, kiedy zdecydowałam się przyjąć Tommy'ego. - Rozumiem - mruknął zamyślony. - Więc używasz Tommy'ego do walki z ojcem... - Co za bzdura! — oburzyła się. - Tommy nie jest śródkiem, ale celem samym w sobie! Jest chłopcem, który potrzebował miłości i
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
opieki. - I właśnie ty mogłaś mu je dać? - Oczywiście. - To bardzo szlachetnie z twojej strony - powiedział z przekąsem. Popatrzyła na niego tak, jakby nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi. Czyżby Walker źle ocenił jej intencje? - Nie było w tym nic szlachetnego - mruknęła. - Nie chodziło o to, żebym mogła wygrać z ojcem albo pokazać się z dobrej strony. Chodziło o Tommy'ego. I powinieneś o tym pamiętać przy podejmowaniu decyzji. Ten chłopiec potrzebuje kogoś, kto go pokocha i da mu poczucie pewności. - Jednym słowem, ciebie. Odsunęła się i spojrzała mu zimno prosto w oczy. - Chociażby... - Wstała i otrzepała piasek z ubrania. -Kiedy skończycie, przynieście z Tommym te rzeczy do domu. Ruszyła z powrotem, czując na sobie wzrok zdziwionego Walkera. Zaczęła wolno wspinać się na wzgórze, jeszcze zaciskając palce na myśl o odbytej rozmowie. Pomysł, że wykorzystała Tommy'ego w wojnie z ojcem, wzbudził jej wściekłość. Po pierwsze, w ogóle nie chciała z ojcem walczyć. A, po drugie, jej pobudki były zupełnie inne... Mogła, oczywiście, wszystko sprostować, ale nie zamierzała się zwierzać, mówiąc prawdę. Była ona zbyt bolesna, żeby zdradzać ją byle przybłędzie. Po prostu trafiła się jej niepowtarzalna okazja, żeby móc zająć się dzieckiem, i to wszystko. Nie chciała jednak także, żeby Walker Ames pomyślał sobie, że jest żałosną starą panną, chociaż sama o sobie tak czasami myślała. Poza tym z każdym dniem darzyła Tommy'ego coraz większym uczuciem. Nareszcie poczuła się zdolna do tego, by stworzyć prawdziwą, kochającą się rodzinę. Po rozstaniu z Billym zaczęła w to wątpić. Poczuła się kobietą drugiej kategorii... Wiedziała, że to absurd, ale nie potrafiła powściągnąć tych myśli. Któregoś dnia, kiedy czuła się wyjątkowo podle, odbyła rozmowę z Anną-Louise na temat tego, o co mogło chodzić Bogu, kiedy uczynił ją bezpłodną. Była to ciężka i bolesna dyskusja. Pani pastor musiała przyznać, że nie zna odpowiedzi na to pytanie. Radziła jej tylko z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ufnością patrzeć w przyszłość. No i proszę, okazało się, że miała rację! Ale kiedy Daisy coraz odważniej zaczęła myśleć o tym, że może uda jej się stworzyć z Tommym rodzinę, okazało się, że może stać się inaczej. Wiedziała jednak, że to tylko próba, na jaką wystawia ją Bóg. Musi okazać się godna tego, by dać chłopcu dom. Dlatego postanowiła stawić czoło przybyszowi. Wciąż poruszona odbytą rozmową, dotarła do domu i zajęła się kuchnią. W myśli sprzeczała się z Walkerem i odpierała jego zarzuty. Co jakiś czas orientowała się, że zaczyna mówić do siebie, co niezmiennie ją zawstydzało. Walczyła z tym, gdyż uważała, że jest to wyraźna oznaka staropanieństwa. Kiedy obiad był już gotowy, odkurzyła jeszcze swoje i tak bardzo czyste mieszkanie i uruchomiła pralkę. Rozejrzała się wokół i wpadło jej do głowy, że dawno nie polerowała sreber. Właśnie się do tego zabrała, gdy w drzwiach pojawił się Bobby. Jak zwykle zapukał dwa razy, a następnie wszedł bez zaproszenia. Cofnął się jednak zaraz, widząc rozłożone na kuchennym stole srebra. - Bobby, wracaj! Mężczyzna zatrzymał się w drzwiach. - Może wpadnę kiedy indziej - bąknął. - Dlaczego? Nie wygłupiaj się! - Wolałbym, żebyś była w lepszym nastroju... - Przecież mam świetny nastrój - żachnęła się. - Jestem wesoła jak skowronek. Bobby wyciągnął rękę w stronę stołu. - Te srebra świadczą o tym, że jesteś na kogoś wściekła - stwierdził. Daisy zrobiła wielkie oczy. - Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. - Ależ doskonałe wiesz - ciągnął brat. - Kto ci tym razem wszedł w drogę? Może ojciec? - Nie widziałam się z nim, od kiedy wzięłam Tommy'ego. - Więc pewnie Tucker... Potrząsnęła głową. - Chyba nie ja? Dopiero tu przyszedłem... - Nagle jego twarz się rozjaśniła. - Walker! Prawie go nie znasz, a już jesteś na niego zła!
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wcale nie jestem zła - burknęła. - Więc dlaczego polerujesz srebra? - Jak to: dlaczego? Po prostu wymagają już tego! Bobby wziął ze stołu wypolerowany widelec, potem drugi, jeszcze nie wyjęty z pojemnika, i oba wyciągnął w jej stronę. - Może powiesz mi, czym się różnią? - Tym, że jeden jest wypolerowany, a drugi nie! - Wyrwała mu widelce i zabrała się do układania leżących na stole sztućców w pudełeczkach. - Chciałam tylko... - zaczęła, ale szybko urwała, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie miała pojęcia, że kiedy jest zdenerwowana, zajmuje się srebrami. Nic dziwnego, że jej zastawa lśniła czystością. Życie w Trinity Harbor było bardzo stresujące, zwłaszcza jeśli ktoś nosił nazwisko Spencer. Bobby chrząknął, a następnie zręcznie zmienił temat: - Gdzie jest Tommy? - Nad rzeką. Z Walkerem - mruknęła niechętnie. Brat zmieszał się trochę. - I jak się dogadują? - Nie najgorzej. Zdaje się, że zamierzają razem zająć się tą nieszczęsną łódką. - Czy to cię martwi? - Co takiego? Łódź czy to, że zaczęli się przyjaźnić? - Jedno i drugie. - Znasz mój stosunek do tej łódki - westchnęła. - Mam tylko nadzieję, że się nie potopią. Co prawda, nie zależało jej na Walkerze, ale bała się o chłopca. - A ich stosunki? Martwisz się, że coraz lepiej im idzie? Daisy wzruszyła ramionami. - Dlaczego? Przecież to powód do radości... - Nie udawaj, siostrzyczko - upomniał ją Bobby. - Za dobrze cię znam, żeby dać się nabrać. Miałaś nadzieję, że się znienawidzą. - Nieprawda! - niemal wykrzyknęła, do żywego dotknięta tym pomówieniem. - Prawda.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie będę się z tobą sprzeczać! Brat nagle spoważniał. - Dobrze, koniec zabawy! Ale pomyśl, że tak może będzie lepiej... zawiesił głos. - Jak? - No, że Walker i Tommy jakoś się dogadają. Przecież są krewnymi. Nas też wychowano w duchu wartości rodzinnych. Daisy opadła ciężko na krzesło i westchnęła. - Wiem. - Spojrzała bratu w oczy. - Ale jak dotąd Walker ani razu nie wspomniał o zabraniu chłopca. To, że się jakoś dogadują, nic jeszcze nie znaczy. Nie chcę, żeby obudził nadzieje Tommy'ego, a potem je zawiódł... Po prostu nie mogę na coś takiego pozwolić! - A co z tobą? Daisy pokręciła głową. - Tutaj nie chodzi o mnie. - Jasne, że chodzi. Przecież wiem, jak bardzo cię skrzywdził ten głupi Inscoe... - Daj spokój, Bobby. W ogóle nie chcę o tym mówić. Dawno bym o wszystkim zapomniała, gdyby nie to, że Billy wciąż mieszka w Trinity Harbor. - Jasne. Pogadajmy o ważniejszej sprawie. - Położył dłoń na jej ramieniu. - To znaczy? - O dzieciach. To chyba jasne, że nikt bardziej niż ty nie zasługuje na to, żeby być matką. Pamiętam, jak robiłaś wszystko, żeby mi ją zastąpić... W oczach Daisy pojawiły się łzy. Nie sądziła, że młodszy brat dostrzegał jej wysiłki. Ze wszystkich sił starała się, żeby nie myślał o śmierci mamy, i chyba jej się powiodło. - Robiłam to też dla siebie. Nie mogłam pogodzić się ze stratą mamy i chciałam, żeby wszystko było jak przedtem. To chyba wtedy nauczyłam się gotować. - Jeszcze czuję zapach tamtych twoich czekoladowych ciasteczek. Brat wciągnął w nozdrza powietrze. - Może dlatego, że upiekłam je Tommy'emu - zaśmiała się. - Gdzie je masz? Ciekawe, czy są dobre... - Bobby podszedł do kredensu z miną łakomego dziecka.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Hej, zaczekaj! Zaraz ci je podam. Dopiero, gdy postawiła przed nim talerzyk z ciasteczkami, brat znowu spoważniał. - Właśnie - podjął - byłabyś doskonałą matką. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Że... że jeśli z Tommym nie wyjdzie, zawsze możesz ubiegać się o adopcję. Tucker i ja postaramy się zastąpić temu dziecku ojca. - A czy pomożesz mi walczyć o Tommy'ego? Bobby westchnął i podszedł do okna. Coś przykuło jego uwagę. - Chodź, musisz to zobaczyć, zanim ci odpowiem. Posłuchała go niechętnie. Po chwili aż otworzyła usta ze zdumienia, widząc Tommy'ego i jego wuja, razem dźwigających łódź. Walker coś mówił, a chłopiec wsłuchiwał się w każde jego słowo. Wyglądali jak ojciec i syn. - Ale Walker nie powiedział, że chce go wziąć! - Chwyciła się tego jak ostatniej deski ratunku. Bobby objął ja mocnym ramieniem. - Och, Daisy. Obawiam się, że powinnaś się jednak na to przygotować.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ ÓSMY
sc
an
da
lo
us
Jak na coś, co miało się lada chwila rozlecieć, ta piekielna łódź była zdecydowanie za ciężka. Ważyła chyba tonę. To zadziwiające, że Tommy dał radę ją udźwignąć. Pomysł, że będzie im łatwiej pracować, jeśli przeniosą łódź do ogrodu Daisy, należał do Walkera. Nie podejrzewał jednak, że jest ona aż tak ciężka. Poza tym zaczęło mu świtać w głowie, że powinien był najpierw poprosić Daisy o zgodę, ale wciąż był na nią zły, że odeszła, zmuszając go, by tłumaczył się przed Tommym. - Chyba jej nie rozgniewałeś, wujku? - zaniepokoił się chłopak. - Może trochę - przyznał, uciekając przed jego wzrokiem. - Dlaczego? - Mieliśmy małą sprzeczkę - wyjaśnił Walker. - Nic wielkiego. Wszystko będzie w porządku. Tommy spojrzał na niego z powątpiewaniem. - Pani Jackson powiedziała kiedyś, że Daisy jest jak pies, który pilnuje kości. Jeśli już wpadnie na jakiś pomysł, trudno ją od tego odwieść. Walker nie mógł powstrzymać uśmiechu, słysząc tę, jakże trafną, charakterystykę. Zaraz jednak spoważniał, czując na sobie wzrok Tommy'ego. - Na pewno mi wybaczy - stwierdził z niezachwianą pewnością. Czy na ciebie kiedykolwiek gniewała się długo? - Nie - przyznał chłopiec. - No, to bierzmy się za tę łódkę. Przedsięwzięcie okazało się na tyle trudne, że Tommy, na szczęście, stracił ochotę na dalszą rozmowę. Wymieniali się co najwyżej luźnymi uwagami i posapywali co jakiś czas, uginając się z wysiłku.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker szedł z tyłu, żeby przyjąć na siebie większy ciężar. Na szczycie wzgórza zrobili odpoczynek, a potem pokonali następne sto metrów. W końcu udało im się dotrzeć do posesji i przenieść krypę w okolice garażu. - Uff! - Walker wyprostował się i dostrzegł rozbawionego Bobby'ego Spencera. - Cześć - mruknął. - Nie mogłeś przyjść wcześniej? - Prawdę mówiąc, obserwowałem was już od jakiegoś czasu przyznał brat Daisy. - Tak? Nie mogłeś pomóc? - Uznałem, że nawiązywaliście więź. - Co zawiązaliśmy? - spytał zdziwiony Tommy. - Że zaczęliśmy się przyjaźnić - wyjaśnił wuj. - A, tak. - Chłopiec stracił zainteresowanie tematem. - Boże, jak mi się chce pić. Napijesz się czegoś, wujku? - Wypiję nawet truciznę, byle była odpowiednio mokra - sapnął Walker. Bobby pomyślał, że jego siostra chętnie by mu ją przyrządziła. - Przyniosę colę. I może piwo - dodał chłopiec, znikając za drzwiami. - Zdaje się, że idzie wam znacznie lepiej niż wczoraj - zauważył Bobby. - Na to wygląda. - I co dalej? . Walker zmrużył oczy. W tym miasteczku ludzie nie mieli żadnych zahamowań i nieustannie wtrącali się w sprawy bliźnich. - Będziemy malować łódkę - odparł. Bobby pokręcił głową. - Nie o to mi chodzi - powiedział spokojnie. - Co dalej z Tommym? Walker zadrżał lekko. Doskonale zdawał sobie sprawę z sensu poprzedniego pytania brata Daisy, chciał jednak zyskać trochę czasu. Niestety, nie na wiele się to zdało. - Nie mam pojęcia - wyznał. Bobby pokiwał głową. - Może już czas zacząć się nad tym zastanawiać - rzucił niezobowiązująco, ale jego spojrzenie wskazywało, że uważa to za bardzo ważne. - Muszę przemyśleć całą tę sytuację - mruknął Walker. -Jest dla
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
mnie zupełnie nowa. Nie wiem, co robić. Bobby usiadł tuż przy nim. - Nie można trzymać chłopaka w przedłużającej się niepewności zauważył. Ames posłał mu uważne spojrzenie. - Bardziej się martwisz o Tommy'ego czy o swoją siostrę? - Prawdę mówiąc, o jedno i drugie. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Walker uznał, że za szczerość należy się szczerość, ale nie był jeszcze gotów podjąć decyzji. Czuł, że ta sprawa powinna zaczekać, nie wiedział jednak, jak długo. - Wiesz, dowiedziałem się o śmierci siostry dopiero parę dni temu zaczął ponuro. - A potem od razu zewsząd słyszałem już tylko, że powinienem zająć się chłopcem, którego nigdy nie widziałem... - Ja ci tego nie mówiłem - wtrącił Bobby. - Daisy też. Walker skinął głową. - Potrzebuję czasu, żeby podjąć decyzję. Wiem, że problem jest poważny, i dlatego chcę się nad nim poważnie zastanowić. - Rozumiem - powiedział brat Daisy bez specjalnego współczucia. Ale powinieneś też zrozumieć innych... Ta sprawa jest jak drzazga. Można próbować pozbyć się jej na różne sposoby, ale najlepiej po prostu wziąć pęsetę i wyciągnąć. Nawet, gdyby miało zaboleć. Walker miał ochotę się roześmiać, ale spojrzenie Bobby'ego było zbyt poważne. - Wiem, o co ci chodzi. - Więc? - Przykro mi, ale nie jestem jeszcze gotowy. Tommy nie jest drzazgą, której można się pozbyć... - Wcale tego nie powiedziałem. - Jasne. Chodzi o to, że jeśli podejmę decyzję i okaże się ona błędna, to trudno będzie to odwrócić - argumentował. -Tommy nie jest towarem, który można zareklamować i oddać z powrotem. Nie ma sensu narażać go na przykrości. Muszę się najpierw upewnić, że naprawdę jestem w stanie zastąpić mu rodziców. Bobby pokiwał smutno głową. - Jasne. Praca w policji to nie zabawa. Nawet Tucker jest cały czas
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zajęty, a w Waszyngtonie musi być przecież znacznie gorzej. - Właśnie. Przez chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu brat Daisy przypomniał sobie o łódce. - Skąd, do licha, Tommy wziął tę krypę? Wygląda jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy pomagałem mu ją holować na plażę koło domu Daisy. - Ktoś ją po prostu porzucił - stwierdził Walker. - Do niczego się już nie nadawała. - To widać. - Zgadzam się. - Walker uśmiechnął się do niego szeroko. - Nie przeraź się, ale zgłosiłem cię do pomocy przy jej naprawie. - Mnie? - upewnił się Bobby. - Prowadzisz przecież przystań jachtową. - Jestem jej właścicielem - poprawił go brat Daisy. - Nie zajmuję się remontami. - Nie szkodzi. Z naszej trójki i tak masz najwięcej doświadczenia. Poza tym znasz ludzi, którzy mogliby nam pomóc. Bobby tylko pokręcił głową. - Tak, porąbać ją na kawałki. Jaki fachowiec zgodzi się remontować takie truchło? - Powiesz o tym Tommy'emu? - zaciekawił się Walker. - Tak jak teraz, w krótkich, żołnierskich słowach... - Nie, ja nie... - zaczął się wycofywać Bobby. - Dobrze, wobec tego proponuję, żebyś wypytał o wszystko ludzi znających się na remontach łodzi, a potem zajmiemy się robotą zaproponował Walker. - Ty i Tommy? - spytał z nadzieją Bobby. - Nie, w trójkę. A nawet we czwórkę, bo dołączy do nas Gary. - Gary? Kolega Tommy'ego? - upewnił się jeszcze brat Daisy. - Tak. - Właśnie tego się obawiałem. Umilkli, ponieważ z domu wyszedł chłopiec i podał swojemu wujowi puszkę coli. - Zimna - powiedział. Walker skinął głową z uznaniem. Chciał podziękować siostrzeńcowi,
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ale jego głos utonął w narastającym huku. Cała trójka spojrzała na rzekę, gdzie z olbrzymią prędkością przepływała błyszcząca motorówka. - Ojej, zobaczcie! - krzyknął podniecony Tommy. - Ktoś płynie zdecydowanie za szybko - stwierdził Walker, kiedy odgłos silnika już nieco przycichł. Spojrzał na brata Daisy i wydało mu się, że dostrzegł w jego oczach coś więcej niż dezaprobatę. - Znasz tego człowieka? Czy coś...? Bobby pokręcił głową i spojrzał znacząco na chłopca. - Widziałem go parę razy - odparł. - I coś cię w tym niepokoi - zauważył Walker. Bobby tylko wzruszył ramionami. Tommy zaczął kręcić się przy łódce, więc znów mogli rozmawiać swobodnie. - Być może to moja chora wyobraźnia. To, że ktoś ma szybką motorówkę, jeszcze nic nie musi znaczyć... Walker urwał dopytywanie się, ponieważ brat Daisy najwyraźniej sobie tego życzył. Ale Bobby nie wyglądał na człowieka, który niepotrzebnie wszczyna alarm. Chociaż, z drugiej strony, miał brata szeryfa i jeśli widział jakiś problem, mógł się do niego zwrócić. Walker i tak nie miał teraz głowy, żeby myśleć jeszcze o tajemniczej motorówce. Daisy patrzyła przez okno na Tommy'ego i dwóch siedzących koło garażu mężczyzn. Aż zaparło jej dech, kiedy zobaczyła Walkera. Czyżby specjalnie zdjął koszulę, żeby doprowadzić ją do szału? O ile dobrze pamiętała, na dworze wcale nie było tak gorąco. Co innego tutaj, w kuchni... - Nie patrz na niego - szepnęła do siebie, ale wprost nie mogła oderwać się od okna. Początkowo Tommy sam zaczął oglądać przewróconą do góry dnem łódkę, ale po chwili zawołał do siebie obu mężczyzn. Dotykał przy tym dna i burty z takim namaszczeniem, jakby to była największa świętość. Daisy mogła mieć tylko nadzieję, że łódź rozpadnie się, kiedy we trójkę zabiorą się do jej remontu. Mogłaby nią wówczas palić w kominku, a Tommy'ego namówić na kupno pontonu. Jednak znała złośliwość losu i obawiała się, że wyremontowana łódź rozsypie się na środku rzeki, zabierając to, co w jej życiu najcenniejsze.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Daisy! Okrzyk dobiegał z podwórka. Niechętnie skierowała się na zewnątrz, gdzie powitał ją brat. - O co chodzi? - spytała. - Wiesz wszystko o tej łódce, prawda? - W każdym razie dużo... - I zgadzasz się na remont? - ciągnął Bobby. Zauważyła, że Tommy patrzy na nią z niepokojem, i spróbowała odsunąć od siebie złe myśli. - Pod warunkiem, że Tommy będzie przestrzegał reguł. Po pierwsze, nie może wypływać w niej na głębszą wodę, co w tych warunkach i tak jest niemożliwe. - Rozejrzała się po swoim podwórku, jakby spodziewała się zobaczyć tu jakąś rzekę lub rwący strumień. - Po drugie, wodowanie i pływanie ma się odbywać w towarzystwie lub pod obserwacją dorosłych. - Racja - stwierdził Walker. - Zgadzasz się na to? - zwrócił się do siostrzeńca. - Już się zgodziłem - odparł chłopiec. - Świetnie - mruknął Bobby, chociaż jego mina wskazywała, że wcale tak nie uważa. - Chodź, Tommy, pojedziemy na przystań i zasięgniemy rady, co robić dalej. Przy okazji będziemy mogli kupić podstawowe rzeczy. - Wujek jedzie z nami? - Nie, podejrzewam, że chciałby przedyskutować coś z Daisy. - Co takiego? - wyrwało się jednocześnie jego siostrze i Walkerowi. Bobby uśmiechnął się do nich. - Odniosłem takie wrażenie. Ruszył do samochodu, a chłopiec pobiegł za nim, oglądając się co jakiś czas za siebie. Daisy chciała zaprotestować, ale nie zdążyła. Odjechali, zostawiając ją na pastwę Walkera. - Napijesz się czegoś? - spytała z rezygnacją, starając się nie patrzeć na jego umięśnioną pierś. Walker uniósł w górę puszkę. - Mam colę - powiedział, przyglądając się Daisy uważnie. - Wydaje mi się, że z jakiegoś powodu jesteś zdenerwowana? - Niby z jakiego? - spytała zaczepnie i zaraz się zarumieniła.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie mam pojęcia. Bo chyba nie z mojego... - jego słowa zawisły w powietrzu. Daisy potrząsnęła głową. - Jasne, że nie - skłamała. Nigdy wcześniej nie mijała się z prawdą tak często jak ostatnio. Walker miał na nią destrukcyjny wpływ. Zaprzyjaźniłeś się z Tommym... Mężczyzna skinął głową. - To dobre dziecko. Aż trudno mi uwierzyć, że to Beth go wychowała. - Dlaczego? To krzywdzące wobec... - Moja siostra nie była aniołkiem - przerwał jej. - Nie potrafiła zadbać o siebie, a co dopiero o dziecko... Przede wszystkim związała się z tym starym hipisem Flanaganem, przez niego zaczęła brać narkotyki. Sama mi to powiedziała. - Ile miała wtedy lat? - Szesnaście - odparł. - Niedługo po tym zaszła w ciążę i Flanagan ją rzucił. - To nie była jej wina - zauważyła Daisy. - Poza tym, szesnaście lat to trudny wiek. Wiele osób robi wtedy coś, czego później żałuje... - Ale nie ty! Daisy uśmiechnęła się tajemniczo. - Założysz się? - Czyżbyś też kiedyś coś brała? - zaniepokoił się. Daisy roześmiała się na takie przypuszczenie. To zupełnie nie było w jej stylu. - Nie, ale też zakochałam się w nieodpowiednim facecie - wyznała. Przy pierwszej próbie okazał się człowiekiem bez charakteru... - Chyba nie zaszłaś z nim w ciążę? - znowu się zaniepokoił. Och, jak bardzo by tego chciała. Nawet wtedy. Nawet gdy miała szesnaście lat. - Nie, wręcz przeciwnie... Walker chciał ją jakoś pocieszyć. Wyciągnął nawet rękę i... wylał na siebie resztę coli. Zafascynowana Daisy patrzyła na spływające po jego ciele strużki ciemnego płynu. - Ale chyba za niego nie wyszłaś? - spytał jeszcze. - Nie, ale to on zerwał zaręczyny. - Dlaczego?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy nie miała zamiaru dzielić się z nim tego rodzaju informacjami. Po pierwsze, prawie go nie znała. Po drugie, nie sądziła, by potrafił ją zrozumieć. Po trzecie, nie chciała, żeby wiedział, jak bardzo zależy jej na Tommym. - To skomplikowana sprawa - odparła po chwili namysłu. - Tak to bywa przy zerwanych związkach - rzekł sentencjonalnie. - Czy masz jakiś kontakt ze swoją byłą żoną? - zaciekawiła się. Poczuła ulgę, że nie wypytywał jej dalej, i postanowiła przejąć inicjatywę. - Nie. Zresztą wcale tego nie chcę. - Nawet ze względu na dzieci? - Laurie źle je do mnie nastawiała - powiedział z westchnieniem. Te spotkania były dosyć koszmarne... - Przykro mi... Spojrzał jej prosto w oczy i zobaczył w nich niekłamany ból. - To dziwne, że się tym przejmujesz. - Dlaczego? - Przecież to nie ma dla ciebie większego znaczenia. To moje dzieci. Nawet ich nie widziałaś... - Jak i wielu innych osób, którym potrafię współczuć - zauważyła. W rozwodach najgorsze jest to, że cierpią dzieci, które w niczym nie zawiniły. Są zupełnie bezbronne i zwykle osamotnione, a rodzice często usiłują wykorzystać je przeciwko byłemu małżonkowi. Walker z trudem przełknął ślinę. - To prawda. Chociaż moja była żona twierdzi, że przed rozwodem też byłem kiepskim ojcem. - Wzruszył ramionami. - Chyba nie powinienem ci tego mówić. Ale jeśli chciałabyś powtórzyć to Frances, to już ją o tym poinformowałem. Daisy skrzywiła się, słysząc kolejną niegrzeczność pod swoim adresem. - Nie mam zwyczaju plotkować w ten sposób - stwierdziła. - Ale chcesz zatrzymać Tommy'ego, prawda? - Mam powiedzieć szczerze? - Szczerze. - Tak, bardzo bym tego chciała. Ale zależy mi też na tym, żeby
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
znalazł oparcie w swojej prawdziwej rodzinie. Walker spojrzał na nią uważnie. - Czyżbyś była aż taką altruistką? - Raczej realistką - sprostowała. - Nie da się zbudować niczego pozytywnego na kłamstwie i fałszu. Nie będę przecież przekonywać Tommy'ego, że tak naprawdę nie ma rodziny... Chociaż bardzo bym tego chciała, dodała w duchu. Walker pokręcił głową. - Trochę głupio się z tym czuję - wyznał. - Zdaje się, że jestem złym wilkiem, a ty dobrą wróżką. - Przynajmniej zdajesz sobie z tego sprawę - zaśmiała się. - Może zamienisz się w dobrego księcia. - Nie sądzę. To zupełnie inna bajka. - Czy mogę ci zadać osobiste pytanie? - Ciągle to robisz i jakoś do tej pory pozwolenie nie było ci potrzebne - zauważył. - Co znaczy, że musi to być coś wyjątkowego. Daisy zmarszczyła brwi. - Mówię poważnie. - Więc poważnie odpowiadam. Zgoda. - Czy kochasz swoje dzieci? - Oczywiście - odparł bez wahania. - Tęsknisz za nimi? Spojrzał jej prosto w oczy. - Chcesz mi się dobrać do skóry. - Daisy nie spuściła oczu. - No dobrze, tęsknię. Bardzo żałuję tego, że spotykamy się tak rzadko, chociaż nie ma innego wyjścia... - Dlaczego? - zdziwiła się. - Bo tak jest ci łatwiej? Podszedł do łodzi. - Gdzie oni się podziali? - mruknął. - Walker - upomniała go. Odwrócił się do niej, ukazując zaciętą minę. - Nie, dlatego że na to zasługuję - rzekł twardo. - Kto ci to powiedział? Sąd? - Nie, moja była żona. - I myślisz, że zachowała obiektywizm? Tylko wzruszył ramionami. - Co za różnica? Istotne jest to, że miała rację. - Potrząsnął głową,
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
widząc, jak bardzo jest zdziwiona. - Posłuchaj, nie chcę niczego udawać. Moje małżeństwo rozpadło się po czterech latach, i to z mojej winy. Wiem, że spędzałem za dużo czasu w pracy. Ale kiedy jest się gliną w Waszyngtonie, nie ma innej możliwości. Laurie potrzebowała więcej mojego czasu i poświęcania jej uwagi, a ja wciąż byłem rozdarty między nią a pracą. - I w końcu stwierdziła, że bardziej kochasz swoją pracę niż rodzinę - domyśliła się Daisy. - Właśnie. - Tak było? - W pewnym sensie - przyznał. - Chociaż, z drugiej strony... Laurie chyba za dużo ode mnie wymagała, a ja już miałem dość ciągłych kłótni... - I postanowiłeś to przeciąć - podchwyciła Daisy. Walker pokręcił głową. - To Laurie wystąpiła o rozwód, ale ja się zgodziłem. Nie protestowałem też, kiedy postanowiła zabrać dzieci do Północnej Karoliny. Pomyślałem, że może będzie tam szczęśliwsza. - I jest? - Nie wiem. - A jak się miewają twoi synowie? - Nie najgorzej. - Tylko tyle? Popatrzył na nią z urazą. - A co mam powiedzieć? Pewnie lepiej im tam niż w Waszyngtonie. Mają rodzinę, kuzynów i placyk do zabawy. A także dziadka, który gra z nimi w warcaby, i babcię, która piecze ich ulubione ciasta... - Ale brakuje im ojca... - Do diabła, Daisy, już się z tym pogodziłem! - Zacisnął pięści. - Po co się wtrącasz? - Chcę po prostu wiedzieć, co czeka Tommy'ego - odparła cichym, ale pełnym siły głosem. - Nie ma co porównywać. To zupełnie inna sytuacja - bronił się Walker. - Tak, inna. Tommy nie jest nawet twoim dzieckiem - ciągnęła. Czego może się po tobie spodziewać, skoro nie zajmujesz się nawet
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
własnymi synami? - Daj mi spokój! - Chwycił leżącą na ziemi koszulkę i obrócił się na pięcie. - Daj mi, do diabła, spokój!!! Ruszył w stronę furtki. - Walker! Nawet nie zwolnił. - Co mam powiedzieć Tommy'emu, kiedy wróci?! - krzyknęła za nim. Dopiero wtedy przystanął i spojrzał w jej stronę. Miała wrażenie, że jego policzki zalśniły wilgocią. Walker zawahał się, a potem powiedział: - Powiedz mu, że przyjdę do niego jutro rano, przed wyjazdem do Waszyngtonu. Daisy poczuła gwałtowne ukłucie w sercu. Przesadziła, a zapłaci za to Tommy. - Przyjdź przynajmniej na kolację - poprosiła. - Nie mogę. - Czyżbyś miał inne plany? - podjęła próbę prowokacji. - Żebyś wiedziała. Pokręciła ze zdziwieniem głową. - Co chcesz robić? Skrzywił się z bólem, jakby nadepnęła mu na odcisk. - To nie twoja sprawa, ale ci powiem. Mam zamiar upić się w cztery dupy. Patrzył na nią, spodziewając się potępienia ze względu zarówno na dobór słów, jak i na to, co wyrażały. Ale Daisy zdołała zapanować nad odruchem niechęci. - Proszę bardzo. Baw się dobrze. - To wszystko? — spytał zdziwiony. - A co? Spodziewałeś się kazania? - zaśmiała się. - Jesteś już dorosły, Walker. Możesz robić, co chcesz. - Masz rację - mruknął. Z trudem opanowała się, żeby tym razem się nie roześmiać. Walker mówił takim samym tonem jak Tommy, kiedy wiedział, że zrobił coś złego, ale nie chciał się do tego przyznać. Spojrzała na niego jeszcze raz i ruszyła w stronę domu. Zatrzymała się na chwilę przy łódce, a potem weszła do środka.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker stał przy furtce jak zamurowany, Daisy uznała więc, że należy mu się jeszcze jedna szansa. - Kolacja jest o siódmej, jeśli zmienisz zdanie... - krzyknęła, wychyliwszy się przez okno. - Nie zmienię. - Pokręcił głową. Uśmiechnęła się i wycofała w głąb kuchni. Rozejrzała się po szafkach, zastanawiając się, co mogłaby przygotować na trzy osoby. Być może Walker jest złym ojcem. Być może nie wie, co zrobić z Tommym... Jednak Daisy była pewna, że w świadomy sposób nie skrzywdzi swego siostrzeńca, bo już za bardzo zdążył go polubić.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
sc
an
da
lo
us
Walker nie chciał iść na kolację do Daisy, położywszy uszy po sobie i z podkulonym ogonem, bo wiedział, że właśnie tego się spodziewała. Wydawało jej się, że w tak krótkim czasie zdołała go dobrze poznać. Nic bardziej mylnego! Tak czy tak, nie chciał, żeby myślała, że da sobą manipulować. Nawet najwspanialsza figura i biust nie są w stanie spowodować, że zacznie robić to, co ona chce. Zwłaszcza, że Daisy znowu wydawała mu się zimna i niedostępna, chociaż chwilami odnosił wrażenie, że reaguje na jego widok. Teraz miał tylko jeden problem. Powoli robił się coraz bardziej głodny, a nie chciało mu się przebierać, żeby móc pójść do restauracji, gdzie jadł z Frances Jackson. Co prawda, w okolicy było jeszcze parę barów, ale wolał nie ryzykować wpadnięcia na kolejną osobę, która będzie doskonale wiedziała, co powinien zrobić ze swoim siostrzeńcem. Ta miejscowość wprost roiła od plotkarzy. I wszyscy bez ogródek wtrącali się w sprawy bliźnich. Wyszedł na ulicę i skierował się w stronę zatoki portowej. Szybko jednak zrezygnował z wizyty w tamtejszej restauracji. Bobby z całą pewnością opowiedziałby mu, jak bardzo rozczarowany był Tommy, kiedy po powrocie z zakupów nie zastał wuja przy łodzi. Poza lokalem Earlene, przy plaży nie było żadnych innych barów, a tutaj powitała go wywieszka z informacją, że jest czynne tylko do piątej. Wsiadł więc do samochodu, chcąc poszukać czegoś nieco dalej, ale okazało się, że między Trinity Harbor i Montross są tylko pola, pola i pola. Życie na wsi jest może sielanką, ale nie dla tych, którzy mają ochotę na sporego hamburgera i solidną porcję frytek. Może powinien pojechać do Colonial Beach, gdzie podawano owoce morza? Mógłby
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zamówić tuzin krabów i wyżyć się na nich, likwidując nie tylko głód, ale i napięcie, które towarzyszyło mu od jakiegoś czasu... Tak, to było dobre rozwiązanie. Walker wrócił do siebie, żeby się przebrać i ogolić. Był właśnie w trakcie tej ostatniej czynności, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Daisy, pomyślał, wychylając się z łazienki z pianą na jednej połowie twarzy. - Proszę - powiedział, zanim zdążył pomyśleć. W drzwiach ukazał się zmieszany i niepewny Tommy. - Cześć - rzucił i uśmiechnął się nieśmiało. - Tommy, co tutaj robisz? - spytał Walker wyraźnie rozczarowany. Chłopiec natychmiast posmutniał, a Walker zaklął siarczyście w duchu. - Przepraszam. Po prostu się ciebie nie spodziewałem... - Wiem. Daisy mówiła, żebym nie przychodził, ale musiałem to zrobić... Więc Daisy domyśliła się, że wcale nie poszedł się upić, tylko siedzi w hotelu! Wspaniale! - Dlaczego? - Z powodu łódki - wyjaśnił Tommy. - Bobby wszystko kupił, ale potem musiał wrócić do restauracji, a ja i Gary nie wiemy, jak się zabrać do remontu. - Spojrzał na niego poważnie. - Myślałem, wujku, że trochę mi pomożesz po kolacji. Jeszcze będzie jasno. Poza tym Daisy ma światło przy garażu. Skoro... skoro jutro wyjeżdżasz, to nie będziesz miał pewnie czasu... Patrzyły nań wielkie, niebieskie oczy, które przypominały oczy siostry. Walker stłumił westchnienie. Już dawno nie czuł się tak winny. - Wejdź, proszę - powiedział. - Skończę się tylko golić i pójdziemy. - Nie musisz się golić - bąknął Tommy. - Daisy jest wszystko jedno. Walker uśmiechnął się do niego i pacnął odrobiną pianki prosto w nos chłopca. - Po pierwsze, jestem już w połowie. A po drugie, posłuchaj, chłopcze, słów mądrości. Kobietom zawsze podobają się zadbani mężczyźni, nawet jeśli twierdzą inaczej. Tommy pokręcił z niedowierzaniem głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tak myślisz? Zawsze każe mi myć ręce przed jedzeniem, ale nigdy nie zwraca uwagi na moje ubranie. Walker wszedł do łazienki, ale zostawił drzwi otwarte, żeby móc swobodnie rozmawiać. - Uwierz mi. - Więc cieszę się, że nie jestem dorosły - powiedział chłopiec z głębokim przekonaniem. Po chwili Walker zobaczył w drzwiach jego zaciekawioną buzię. - Czy to nie boli? - spytał siostrzeniec, obserwując, jak wuj kończy się golić. No tak, pewnie nigdy nie widział mężczyzny przy tej czynności. - Nie. Oczywiście, jeśli się uważa. - Ale te nożyki są ostre... - Nawet bardzo - potwierdził Walker. - I można się zaciąć? - Można. Chłopiec pokręcił głową. - Ja nigdy nie będę się golił. Wyhoduję sobie brodę, aż taką. Machnął ręką przy kolanach. - Więc nie będziesz miał dziewczyny. - I co z tego? Nie lubię dziewczyn. - To się zmieni. - Myślę, że nie. Potrafią tylko gadać o strojach i bez przerwy plotkują... - Zaufaj mi - powtórzył Walker i nagle zdał sobie sprawę, że te słowa nie padły przypadkowo. Zaczęło mu zależeć na zaufaniu tego chłopca. Chciał wynagrodzić zmarłej siostrze to wszystko, czego nie mógł dla niej zrobić. Prześladowała go poranna rozmowa z Daisy. Zwłaszcza ten jej fragment, kiedy zarzuciła mu, że nie walczył o własne dzieci. Czy teraz powinien podjąć walkę o Tommy'ego? Sam jeszcze tego nie wiedział... Przede wszystkim musi zdecydować, co jest dla niego najlepsze, a to wcale nie będzie łatwe. Wiedział, że Tommy może liczyć na Daisy, ale nie miał pojęcia, czy jest ona gotowa zajmować się nim przez kolejne lata. Do tej pory nie udało mu się rozszyfrować, czy zajmuje się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommym, bo naprawdę tego chce, czy dlatego, że pragnie pokazać się w jak najlepszym świetle wobec mieszkańców miasteczka. Zaczął też myśleć o tym, co mógłby zaoferować Tommy'emu w Waszyngtonie. Jak wyglądałoby życie dziesięciolatka w wielkim mieście pod opieką zapracowanego gliny? Z całą pewnością nie mógłby wychodzić sam z domu, tak jak tutaj. Musiałby też uważać, kogo do tego domu wpuszcza... Walker z coraz większym strachem myślał o nieuchronnej konfrontacji z Daisy, Frances Jackson i Anną-Louise. Kobiety z Trinity Harbor przyprawiały go o dreszcze. Żadna nie była taka, jaką powinna być. Ciągle nie był gotowy do podjęcia decyzji. Chciał tylko uciec stąd jak najdalej i zapomnieć o Daisy, która wyglądała. jak Miss Ameryki, a zachowywała się jak przedwcześnie dojrzała stara panna. Daisy pozbyła się złudzeń. Walker nie dlatego przyszedł na kolację, że sam tak chciał. Prawdę mówiąc, wszystkie jego gesty i miny wskazywały, że najchętniej opuściłby to miejsce tak szybko, jak tylko jest to możliwe. Zapewne zjawił się tu na prośbę Tommy'ego, co było w sumie pocieszające. Tak jej się przynajmniej wydawało. Daisy zaczęła się gubić w nowej sytuacji. Straciła dawną pewność i sama nie wiedziała, co byłoby dla Tommy'ego lepsze. Dlatego do pewnego stopnia cieszyła ją obecność Walkera. Jednak jego wyjście z siostrzeńcem zaraz po skończeniu posiłku przyjęła z ulgą. Co prawda, Walker zaproponował, że pozmywa naczynia, ale ona tylko machnęła ręką. Spojrzał na nią wówczas tak, jakby doskonale wiedział, dlaczego nie chce z nim zostać sam na sam. To była jeszcze jedna rzecz, która ją denerwowała. Zdawała sobie sprawę z tego, że nieźle mu dokuczyła i że Walker miał jej już dość. A jednak nie mógł się powstrzymać od flirtu. Kiedy zostawali sami, atmosfera natychmiast zaczynała emanować erotyzmem, który nie wiadomo skąd się brał. Bo przecież nie od niej, chociaż musiała przyznać, że może zbyt łatwo poddaje się urokowi chwili. I za bardzo mi to odpowiada, dodała w duchu. Pozmywała i odstawiła naczynia, a następnie stanęła w drzwiach, przyglądając się Walkerowi, który wyjaśniał Tommy'emu, jak ma
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
uszczelniać i malować łódkę. Wcześniej jednak musiał zheblować część jej powierzchni, co wcale nie było łatwe. - Mogłabyś tu przyjść i nam pomóc - rzucił w pewnym momencie, nie podnosząc głowy. Nie miała pojęcia, jak wyczuł jej obecność. - Chyba sobie nie poradzę - westchnęła, wchodząc w rolę bezradnej kobietki. Zupełnie nieźle znała się na różnego rodzaju remontach. I jeśli Walker połknie haczyk, będzie miała niezłą zabawę. - Możesz na przykład posprzątać tę smołę i resztki pakuł - Tommy dał się nabrać od razu. - Właśnie w nią wdepnąłeś - roześmiał się Walker. Tommy popatrzył na niego ze zdziwieniem. - Niemożliwe. - Możliwe, możliwe - powiedziała Daisy, podchodząc bliżej. - To dlatego, że nie uważasz, i chcesz, żeby to kobiety za ciebie sprzątały. - Ale przecież sama chciałaś - zawahał się. - I... i w domu też cały czas sprzątasz... Ja mogę żyć bez sprzątania. Daisy wskazała jego but. - Właśnie widzę - rzuciła sarkastycznie. Walker pokiwał głową. - Wielu uważa, że sprzątanie to sprawa kobiet, ale okazuje się, że nam też bywa potrzebne. - Spojrzał na nią uważnie. - Poza tym obraziłeś Daisy, sugerując, że nie nadaje się do niczego innego... - Przecież sama mówiła... - Wiem, wiem, ale nie trzeba było jej wierzyć. - Walker poklepał siostrzeńca po plecach. - Trudno zrozumieć kobiety, ale kiedyś się tego nauczysz... - Kto mu w tym pomoże? Ja czy ty? - spytała Daisy. - Lepiej, żeby zrobił to mężczyzna - stwierdził autorytatywnie Walker. - Tak jak mężczyzna musi go uczyć różnych męskich prac... - Tak uważasz? - Wyciągnęła dłoń w jego stronę. - Daj mi ten hebel. Walker zdziwił się, ale podał jej narzędzie. - Proszę bardzo. Tommy wciąż miał otwarte usta. Zrobił jednak krok, żeby zagrodzić
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
jej drogę do swojej bezcennej łódki. - Z drogi, śledzie - rzuciła Daisy, unosząc hebel. Walker wziął siostrzeńca za ramię i przysunął bliżej siebie. A potem obaj patrzyli z rosnącym zdziwieniem, jak Daisy sprawnie wygładziła swoją część łódki, a potem poprawiła jeszcze to, co robił Walker. Następnie strzepnęła wióry z ubrania i spojrzała na nich triumfalnie. - No i jak? Walker chrząknął. - Wcale nieźle. - Nieźle? Doskonale - skorygowała, patrząc mu wyzywająco w oczy. - Jak sądzicie, kto zrobił szafki w kuchni? - Ty?! - wykrzyknęli jednocześnie Walker i Tommy. - Tak, panowie! - Ale przecież mówiłaś... - zaczął chłopiec, ale zaraz urwał, widząc minę wuja. - Nabrała nas - mruknął mściwie Walker. - To tylko ostrzeżenie - stwierdziła Daisy. - Żebyście pamiętali, że niedocenianie mnie jest ryzykowne. - Zapamiętam to - szepnął wuj Tommy'ego. - Postaram się nigdy nie zapomnieć. - No, a teraz bierzemy się za pakuły. - Uśmiechnęła się Daisy. Może pokażę wam, jak to się robi... Dwa dni później Daisy wciąż cieszyła się ze swego zwycięstwa, chociaż musiała przyznać, że ta mała nauczka, jaką dostał Walker, w żaden sposób nie przyczyniła się do rozwiązania sprawy Tommy'ego. Kiedy więc w niedzielę po nabożeństwie spotkała Frances przed swoim domem, powitała ją ciężkim westchnieniem. - Co się dzieje? Nie cieszysz się z mojej wizyty? - spytała pani Jackson, pokazując w uśmiechu niemal wszystkie zęby. - Jasne, że się cieszy - powiedziała Anna-Louise, która pojawiła się tuż za Frances. - Zrobisz nam kawy? - Jasne - rzekła z ulgą Daisy, szczęśliwa, że pani pastor przyjęła jej zaproszenie. Miała nadzieję, że dzięki jej obecności nie powie niczego, czego później mogłaby żałować. - Zaraz włączę ekspres. Przepuściła gości przodem, a następnie zamknęła furtkę. Po chwili
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
znalazły się w kuchni. Daisy zajęła się kawą, a Frances zaczęła wyjmować z torby stosy dokumentów. - Czy Walker tu przyjdzie? - Wczoraj wieczorem obiecał, że zjawi się przed południem odparła, włączając ekspres. Nie chciała patrzeć na te papierzyska. Ich widok sprawiał, że czuła zimne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. - A Tommy? - Będzie pracował przy łódce - wyjaśniła. - Pobiegł po narzędzia, jak tylko wyszliśmy z kościoła. Wiem, że to niedziela, ale dla niego to bardziej przyjemność niż prawdziwa praca. Poza tym, nie będzie nam przeszkadzał... Przy stole zapadła cisza. Daisy zaczęła rozstawiać talerzyki do ciasta, które upiekła specjalnie na tę okazję, i wyciągnęła srebrne widelczyki. - Zaniosę też Tommy'emu - dodała. Nałożyła solidną porcję na oddzielny talerzyk, a obok umieściła paczkę chrupek i puszkę coli. Wyszła, nie patrząc na obie kobiety. Kiedy wróciła, zajęła się kawą. Napełniła dwie filiżanki, dla Frances i Anny-Louise, a sobie zaparzyła ziołową herbatę. Bała się, że ze zdenerwowania może ją zacząć boleć żołądek, i wolała być na to przygotowana. Czuła się tak, jakby miała stanąć przed sądem, który mógł wydać najgorszy dla niej wyrok. Przerażało ją to, że jej los był w rękach człowieka, którego prawie nie znała. Walker miał jednak do Tommy'ego prawo. To on musiał zadecydować o dalszych losach chłopca i... jego opiekunki. - Jak układają się stosunki między wujem a siostrzeńcem? - spytała enigmatycznie Frances, wrzuciwszy do kawy dwie kostki cukru i dolawszy sporo śmietanki. Daisy nie musiała pytać, o kogo jej chodzi. - Dosyć dobrze - przyznała. Poczuła nagle, że dostała gęsiej skórki, co ostatnio nieuchronnie zwiastowało nadejście Walkera. - Czy to nie ja powinienem odpowiedzieć na to pytanie? - spytał, wchodząc do kuchni. - O, Walker - ucieszyła się Frances. - Nie słyszałam, jak wszedłeś. Więc jak, twoim zdaniem, idzie ci z Tommym?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tommy to dobre dziecko. Zniecierpliwiona Frances machnęła tylko ręką, a następnie wypiła nieco kawy. - Tak, tak, oczywiście. Ale czy zdecydujesz się wziąć go do siebie? Przy stole ponownie zapadła cisza. Daisy poczuła, że znowu zrobiło jej się zimno, i zaczęła grzać dłonie o swój kubek z herbatą. - Tommy zawsze może zostać u mnie - bąknęła. - Jest mu tu dobrze. Poza tym trwa jeszcze rok szkolny... - Ale Walker jest wujem dziecka - zaprotestowała Frances. - Przepisy mówią... Daisy potrząsnęła głową. Nie chciała nic wiedzieć o przepisach. Przepisy nic nie będą znaczyć, jeśli Walker nie zechce wziąć Tommy'ego. Spojrzała na niego, ale twarz mężczyzny w żaden sposób nie zdradzała, czy podjął już decyzję, a jeśli tak, to jaką. - Przepisy też mówią, że o tym, co jest lepsze dla dziecka, może postanowić sąd. - Anna-Louise zwróciła się do Frances. - Ale to ty musiałabyś wnieść sprawę... Starsza kobieta omal nie zakrztusiła się kolejnym łykiem kawy. - Tak, ale... - Przecież nie musimy się spieszyć z decyzją - pani pastor nie dała jej dojść do słowa. - Może obie strony pójdą na kompromis. Chyba że już podjąłeś ostateczną decyzję? - spytała wuja chłopca. Walker odetchnął z ulgą. - Jeszcze nie. Daisy czuła, że serce bije jej coraz mocniej. - O jaki kompromis ci chodzi? Anna-Louise rozejrzała się po obecnych, jakby miała zamiar zacząć jedno ze swoich kazań. - Jak Daisy słusznie zauważyła, Tommy powinien zostać tutaj do końca roku szkolnego. Z drugiej strony wiadomo, że Walker musi go lepiej poznać. Niech więc może chłopiec zostanie na razie w Trinity Harbor, a Walker będzie go odwiedzał w czasie weekendów. Da nam to sporo czasu, bo odłożymy dzięki temu ostateczne rozstrzygnięcie aż do końca wakacji. - Zerknęła na Frances. - Co o tym sądzisz?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Miałam nadzieję... - zaczęła Frances, ale po chwili tylko lekko wzruszyła ramionami. - Dobrze, jeśli wszyscy zainteresowani się zgodzą, myślę, że możemy poczekać. Chodzi przecież przede wszystkim o dobro Tommy'ego... - Właśnie. Daisy, nawet gdyby chciała teraz coś powiedzieć, nie byłaby w stanie. Z zapartym tchem patrzyła na Walkera, który wyglądał tak, jakby znalazł się w potrzasku. Z jednej strony czuł presję obowiązku, ale z drugiej nie chciał komplikować sobie życia. - Myślę, że to świetne rozwiązanie - wydusiła w końcu Daisy, nie mogąc dłużej wytrzymać przedłużającego się milczenia. Walker łypnął na Frances. - Jak często będę musiał tu przyjeżdżać? - Myślę, że co tydzień - odparła niezbyt pewnie. Walker pokręcił głową. - Wykluczone. W moim zawodzie pracujemy w soboty i niedziele. Czasami do ostatniej chwili nie wiem, kiedy będę miał wolne. - Więc musisz to uzgodnić z szefem - jęknęła wyczerpana pracownica opieki społecznej. - W końcu chodzi o to, żebyś mógł się spotykać z własnym siostrzeńcem. Przecież z Waszyngtonu do Trinity Harbor jedzie się najwyżej trzy godziny. Jeśli chcesz, sama mogę porozmawiać z twoim przełożonym. Odniosłam wrażenie, że to rozsądny człowiek - zakończyła Frances. Walker gwałtownie pokręcił głową. - Nie, nie. Wolę sam pogadać z Andym. - Możesz zatrzymywać się u mnie, w pokoju gościnnym - dodała Daisy, ignorując ostrzegawcze spojrzenia pani pastor. - Ułatwi ci to nawiązanie kontaktu z Tommym. Poza tym nie będziesz musiał wydawać pieniędzy na hotel. - Nie chodzi o finanse, ale o czas - rzekł niepewnie Walker. - Więc sam musisz zadecydować, o co ci przede wszystkim chodzi. Walker westchnął ciężko, czując na sobie spojrzenie trzech par kobiecych oczu. Nie miał szans. Wiedział, że musi się poddać. - Dobrze, spróbuję przyjeżdżać tu co tydzień. Chociaż nie mogę niczego obiecać... - zastrzegł.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Może przynajmniej to, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, żeby nie zawieść dziecka swojej siostry. - Nie sądziłem, że będziesz taka uparta. - Walker patrzył z niechęcią na Frances Jackson. Za to ona posłała mu promienny uśmiech. - Pozwól, że uznam to za komplement. - Zaczęła zgarniać papiery, które poprzednio z taką starannością porozkładała. - Więc do zobaczenia podczas następnego weekendu. Powinniśmy się częściej spotykać, żeby obserwować, jak rozwija się sytuacja. Będę się musiała jakoś wytłumaczyć z tej zwłoki. Daisy skinęła głową, ale Walker nawet nie zwrócił uwagi na to, co powiedziała Frances, i pogrążył się w swoich myślach. Jego niechęć wcale nie dziwiła Daisy. Cieszyła się natomiast, że będzie mogła go obserwować. Co prawda wuj chłopca nie zgodził się zatrzymać w jej domu, ale miała nadzieję, że wkrótce to nastąpi. Perspektywa ta spowodowała, że jej serce znowu zaczęło mocniej bić. Ale tym razem nie miało to nic wspólnego z Tommym. - Chce pani powiedzieć, prawda, że ten chłopak wciąż jest u Daisy, tak? - King zmarszczył brwi, patrząc na Annę-Louise. Zadzwonił do niej zaraz po tym, jak dowiedział się o wielkiej naradzie u swojej córki. Ale ta kobieta miała czelność powiedzieć mu, że w poniedziałek jest zajęta! Musiał czekać aż do wtorku, żeby móc z nią porozmawiać o najważniejszej dla niego ostatnio sprawie. King Spencer czuł się obrażony. - Przecież mówiłem, prawda, żeby się pani tym zajęła - ciągnął. Czy wszystkiego muszę dopilnować sam? - zawiesił dramatycznie głos. Pani pastor pokręciła głową. - Pańska córka doskonale wie, co robi - odparła. - Nie musi się pan nią zajmować. King zaśmiał się sardonicznie. - Niech pani będzie poważna! Daisy to dziecko gotowe pomagać wszelkim wyrzutkom tego świata. Trzeba ją chronić przed nią samą. - Tommy nie jest wyrzutkiem - zaprotestowała. - A te kradzieże, prawda? - Skierował palec w jej pierś. - Przecież chciał ją obrabować.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Anna-Louise nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. - O ile wiem, niczego ostatnio nie ukradł. Jeśli kiedyś zdecydował się na ten krok, to napewno z głodu. King machnął ręką. - Nie o tym, prawda, chciałem mówić. Nie interesuje mnie jakiś tam mały łobuz, ale moja własna córka. Chciałbym jej jakoś pomóc... - Więc proszę dać jej spokój. Przecież w rzeczywistości nie chodzi panu o nią, tylko o własną reputację. King łypnął na nią niechętnie, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. - Niech pani ze mną nie dyskutuje, tylko, prawda, robi, co jej każę! Pani pastor pokręciła zdecydowanie głową. - Nic z tego - powiedziała. - Proszę zatem samemu zająć się tą sprawą. - Przecież za coś .pani płacę? - To nie pan mi płaci, tylko rada kościelna - sprostowała Anna-Louise. - A poza tym nie dostaję pieniędzy za wtrącanie się w czyjeś życie osobiste. Powinnam służyć pomocą tym, którzy tego potrzebują. A pańska córka doskonale wie, co robi. Zresztą Pan Bóg dał nam wolną wolę... - I popełnił błąd. Anna-Louise uśmiechnęła się lekko. - Tak pan uważa? - Tak, zwłaszcza w takich sytuacjach, kiedy rodzice nie mogą, prawda, ingerować w sprawy własnych dzieci. - Daisy jest pełnoletnia - przypomniała mu. King otworzył usta, jakby chciał polemizować, ale zaraz zrezygnował z tego zamiaru. - A wracając do rady kościelnej - podjął po chwili -jak pani sądzi, czyich, prawda, poleceń słucha nasza wspaniała rada? Spojrzała mu prosto w oczy. - Pan uważa, że pańskich. - Bo tak jest, do diabła! O, przepraszam... To już drugi mężczyzna, który ostatnio przepraszał ją za taki zwrot. Mężczyźni chyba w ogóle więcej przeklinają i trudniej im się upilnować, nawet w jej towarzystwie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Niepotrzebnie. To, o czym pan mówi, to rzeczywiście diabelska sprawka. Zaczęły jej drżeć kąciki ust, ale jakoś nad tym zapanowała. King dostrzegł jednak, że powstrzymuje śmiech, i skrzywił się, zirytowany. - Zdaje się, że nie bierze mnie pani poważnie, prawda -mruknął. - Ależ biorę. - Więc niech pani załatwi tę sprawę. - Jak? - Gdybym wiedział, nie prosiłbym o to pani - wyznał szczerze. - Widzę, że lubi pan robić różne rzeczy cudzymi rękami zauważyła, patrząc na niego krytycznie. - Proszę uważać, bo może panu zabraknąć tych rąk. Bobby ma własne sprawy, Tucker dba, i to z przejęciem, o bezpieczeństwo całego miasta, a Daisy poświęca swój czas jakiemuś chłopcu, a nie panu... King poczuł ukłucie w piersi. Czyżby właśnie to go bolało? Czyżby w swojej rodzinie czuł się coraz bardziej bezużyteczny? Wciąż zajmował się handlem bydłem, ale jakoś nikogo to nie interesowało. Czasami siadywał wieczorami przy kominku, myśląc o czasach, kiedy byli wszyscy razem. Daisy, jego ukochana córka, zawsze starała się spełniać jego życzenia. Miewała, co prawda, wyskoki, ale on je łaskawie wybaczał. A teraz nawet nie przyszła go przeprosić... Po śmierci jego żony córka starała się zająć jej miejsce. To dzięki niej życie rodzinne przebiegało bez większych zakłóceń. Do czasu, kiedy zdecydowała się wyprowadzić... To od tego wszystko się zaczęło, pomyślał. Właśnie wtedy straciłem nad nią kontrolę. - Moje dzieci zrobią, co im, prawda, każę - stwierdził. Nie do końca, i wtedy, kiedy im to będzie odpowiadało, dodał w duchu. - Czy na pewno? - spytała pani pastor z leciutką ironią. King westchnął ciężko. Kiedy decydował, wraz z radą, o przyjęciu Anny-Louise do pracy, podobało mu się jej zdecydowanie i rodzaj cichej pewności siebie. Teraz jednak uznał te cechy za bardzo niewygodne. - To ważne, żeby stanowiły o sobie same i mogły popełniać własne błędy - podjęła, kiedy cisza zaczęła się przedłużać. - Wszyscy rodzice muszą się w końcu z tym pogodzić, jeśli nie chcą zostać tyranami. Sam
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Bóg dał nam przykład, bo obdarzył nas wolną wolą. Dzięki temu możemy nie tylko być w raju, ale także na niego zasłużyć. To, co otrzymujemy bez wysiłku, przestaje nam smakować... Dlatego uważam, że będzie lepiej, jeśli Daisy sama podejmie ostateczną decyzję. - Lepiej dla kogo? - Myślę, że nad tym powinien pan sam się zastanowić - rzekła, wstając. - Do zobaczenia w niedzielę w kościele. - O tak, przyjdę na pewno. - Również wstał, żeby odprowadzić ją do drzwi. - Ale nie wiem, prawda, czy panią tam jeszcze zastanę. Ku jego zaskoczeniu Anna-Louise pocałowała go szybko w policzek. - Wcale się pana nie boję. - Cholera jasna! - zaklął, kiedy już został sam. Jakoś nikt się go ostatnio nie bał. Musi więc zrobić coś, żeby zmienić tę przykrą dla siebie sytuację.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
sc
an
da
lo
us
Siedzący obok chłopiec przypominał Walkerowi inne dziecko, które również, kiedy je poznał, nie miało do niego zaufania. Rodney, podobnie jak Tommy w początkowym okresie, odsuwał się od niego i w ogóle nie chciał z nim rozmawiać. Na jego dziecięcej buzi malował się strach. Na tym podobieństwa się kończyły. Brązowooki Rodney Carmichael przeżył tyle, że w pełni usprawiedliwiało to jego rezerwę. Przede wszystkim tydzień temu widział śmierć pięcioletniej sąsiadki. Teraz Walker starał się go „otworzyć", jak mówili w policji, i dowiedzieć się czegoś o tym morderstwie, ale bez rezultatu. Chłopiec nie chciał mówić. Walker postanowił jednak nie poddawać się. Zaczął raz jeszcze: - Rodney, przecież wiesz, że to, co się stało z Keishą, jest złe. Chłopiec milczał. - Rodney! - Niepotrzebnie się tam bawiła - odrzekł wreszcie z zaciętą miną. Walker chciał mu wykazać nielogiczność tego stwierdzenia. Pragnął przekonać go, że nie ma złych miejsc do zabawy, jeśli dziecko znajduje się koło własnego domu. Uznał jednak, że potrzebuje czegoś więcej, żeby wstrząsnąć chłopcem. - Następnym razem to możesz być ty. - Nic z tego - mruknął Rodney. - Nie jestem głupi. Wiem, jak się pilnować. - Kula może być szybsza... Chłopiec potrząsnął głową, jakby chciał powiedzieć, że nie o to chodzi. Na szczęście po dniach całkowitego milczenia zaczął się w ogóle odzywać. Widocznie jemu samemu też to przeszkadzało. - Nie o to chodzi. Ja po prostu wiem, na kogo uważać. Nikt nie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
będzie chciał mnie zabić... Walker pokręcił głową. - Im przecież wcale nie chodziło o Keishę, Rodney. Zabili ją przypadkiem. Myślisz, że to w porządku? - To nie moja sprawa. Walker policzył w myślach do pięciu, starając się uspokoić. Wiedział, że jeśli zacznie się denerwować, może zmarnować całą sytuację. Nawiązanie kontaktu z chłopcem dawało jakąś szansę. Było to jednak znacznie trudniejsze niż ściganie przestępców. - Rodney, wiem, że widziałeś tych ludzi. Tego, kto to zrobił. I tego, co uciekał... Powiedz, kto to był. - Nic z tego. Walker poczuł, że chce mu się wyć. Wstał i pociągnął chłopca za rękę. - Idziemy. W orzechowych oczach dziecka pojawił się strach. - Dokąd? - spytał niepewnie. - Na zewnątrz. - Nie możecie mnie aresztować - zaskomlał jeszcze, ale policjant nie zwracał na to uwagi. Wyciągnął go na dwór. Rodney próbował się wyrwać, ale Walker trzymał go mocno. Wcześniej rozmawiał z jego matką i miał jej pisemną zgodę na przesłuchanie dziecka, nawet na posterunku, jeśli okaże się to konieczne. Pani Carmichael sama próbowała dowiedzieć się czegoś od syna, ale bez rezultatu. Matka Keishy była jej najlepszą przyjaciółką i bardzo chciała jej pomóc, choćby w ten sposób. Rodney jednak zaciął się w sobie i odmawiał odpowiedzi. - Niech go pan przyciśnie - powiedziała Walkerowi. - Nie może być tak, żeby tera każden jeden strzelał do dzieciaków. Walker postanowił zatem go przycisnąć. - Hej, to niezgodne z prawem - Rodney odzyskał werwę. - To brutalny napad! Chcę prawnika! - Donieś o tym policji - rzucił Walker. - A pewnie, że to zrobię - jęczał chłopiec. - Zobaczysz, jak o
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wszystkim dowiedzą się moi kumple... - A gdzie są teraz? Walker widział tych tak zwanych kumpli. Na widok policyjnego wozu rozpierzchli się jak stado wróbli. Wszyscy byli starsi od Rodneya i nie sądził, żeby zależało im na jakimś tam jedenastolatku. - Jak się o wszystkim dowiedzą, to przyjdą - dzieciak niemal płakał. - Zobaczysz, pożałujesz. Walker pomyślał, że musi trochę uważać. Nie powinien przestraszyć Rodneya za bardzo. Zwolnił trochę, ale nie rozluźnił swego stalowego uścisku. - Żałuję tylko tego, że Keisha nie żyje - mruknął. - A to, że nie chcesz mi pomóc w schwytaniu mordercy, jest przestępstwem. Słyszałeś kiedyś o ukrywaniu sprawcy zbrodni? Kara od dwóch do pięciu lat... - Nikogo nie ukrywam — bronił się chłopiec. - Mówiłem już, że niczego nie widziałem. Walker zaprowadził już słabiej szarpiącego się chłopca do samochodu, posadził go na tylnym siedzeniu i zamknął drzwi. Jak na dziecko w tym wieku, Rodney sporo wiedział o policji. Ciekawe, czy czasem ktoś nie udzielił mu instrukcji? A jeśli tak, to kto? Po paru minutach dotarli na posterunek. Idąc, korytarzem, widział, jak wielu kolegów uśmiecha się na ich widok z pobłażaniem. W końcu dotarli do jego pokoju. - Siadaj - powiedział Walker. - Napijesz się czegoś? Może coli? Lubisz batony? Na korytarzu jest automat. Rodney wciąż stał, ale Walker zauważył, że zaczął się wahać. - Nikt nie zobaczy, że coś ode mnie wziąłeś. Jesteśmy tu sami. Chodź, sprawdzimy, czy jest tam coś dla ciebie... Wyszli na korytarz, gdzie stały automaty z napojami, słodyczami i papierosami. Walker dał chłopcu trochę drobnych, ale złapał go za rękaw, kiedy zobaczył, do której maszyny się kieruje. - Nic z tego - sprzeciwił się. - Tylko picie albo jedzenie. - Bo co? Jesteś moją matką? - Nie, tylko próbuję cię nauczyć, co powinieneś robić -powiedział Walker. - A kto cię o to prosił?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nikt. Mam po prostu dobre serce. Rodney wywrócił oczyma, ale w końcu wziął 7-up i chipsy. Następnie wrócili do pokoju Walkera. - Pamiętaj, nikt cię teraz nie widzi. I nikt nie będzie wiedział, że powiedziałeś choć słowo... Rodney popatrzył na niego jak na wariata. - Przecież wszyscy widzieli, jak mnie zabierałeś. Jeśli kogoś teraz zapudłujesz, to co sobie pomyślą? Niestety, chłopiec miał rację. - Zanim cokolwiek zrobię, porozmawiam jeszcze z paroma osobami z podwórka - obiecał Walker. - Posłuchaj, Rodney, możesz zrobić coś dobrego. Może ocalisz w ten sposób, życie jakiemuś innemu dziecku... - Ale nie sobie - mruknął ponuro chłopak. - Nikt cię nie zabije. Zadbam o to, żebyś miał ochronę. Ty i twoja mama. - A jeśli nie pomogę, to co? Wsadzisz mnie do więzienia? Walker tylko westchnął. Więzienie, oczywiście, w ogóle nie wchodziło w grę. Po pierwsze, Rodney był przecież dzieckiem, a, po drugie, Walker miałby spore problemy z udowodnieniem, że chłopiec rzeczywiście coś widział. Przypuszczał, że chłopak doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Był typowym waszyngtońskim dzieckiem ulicy, synem zapracowanej, samotnej matki, która chciała dobrze, ale nie była w stanie kontrolować, co dzieje się z jej synem. W rezultacie chłopca „wychowywali" starsi koledzy, zafascynowani światem przestępczym. To nie byli jeszcze bandyci, ale tworzyli zapewne nieformalną grupę, która ocierała się o ten światek. - Nie, nie wsadzę - przyznał. - Ale będziesz musiał żyć z nieczystym sumieniem. Rodney miał taką minę, jakby zupełnie nie znał słowa „sumienie". Dojadł ostatnie chipsy i podszedł do drzwi. - To ja już pójdę. Walker zaczął się podnosić, ale chłopiec pokręcił głową. - Poradzę sobie. Wolę, żeby nie widzieli mnie dwa razy z gliną. Kiedy Walker został sam, opadł ciężko na krzesło. Niestety, musiał
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pogodzić się z porażką. Właśnie nalewał sobie kawy, zastanawiając się, co robić, kiedy do pokoju zajrzał Andy. - I jak? Walker rozłożył ręce. - Ten chłopak za bardzo się boi, sądzę, że bandytów -westchnął. - Pewnie nie bez powodu. Walker spojrzał na szefa i przetarł oczy. - Boże, jak ja tego nie znoszę! Przesłuchiwanie dzieci to nie dla mnie... Ten Rodney początkowo udawał grzecznego chłopczyka, a ja prawie dałem się na to nabrać. - Dzieci są w tym czasem lepsze niż dorośli - stwierdził szef. - Może dlatego, że traktują wiele spraw jak zabawę... - A tak naprawdę powinny się bawić w chowanego albo grać w piłkę! - Pokazałeś mu zdjęcie zabitej Keishy? Może to by go przekonało, że to nie zabawa? Walker sam się nad tym zastanawiał. W końcu jednak zdecydował, że tego nie zrobi. - Ten chłopiec ma dopiero jedenaście lat - mruknął. - Takie rzeczy pamięta się potem przez całe życie. - Może właśnie tego potrzebuje - zaczął Andy. - On i wszystkie te dzieciaki, którym wydaje się, że są takie twarde. Może powinny zobaczyć, czym to się kończy. Że to nie jest tak, jak w telewizji, że wszyscy oblewają się keczupem, a potem wstają jak gdyby nigdy nic... Trzeba by jakoś wstrząsnąć tymi dziećmi, żeby zrozumiały, czym naprawdę jest zbrodnia! Głos Andy'ego drżał. Walker cenił w nim właśnie to zaangażowanie. Dzięki niemu czuł, że ich robota ma jakiś sens. Że daje pozytywne rezultaty. - Mówisz poważnie, żeby zacząć taką akcję? - Czemu nie? - Ci, na których nam najbardziej zależy, i tak już nie chodzą do szkoły. Włóczą się po podwórkach, uciekają z domu... - Więc może trzeba zaapelować do młodszych - ciągnął szef. - Może dzięki temu unikną w przyszłości podobnych błędów. Walker pokręcił głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wiesz, jak zareagowaliby rodzice? Wszyscy zaczęliby protestować... Zupełnie ich nie obchodzi, że to wszystko dzieje się tu, w mieście, tuż przed ich nosem. Andy zamknął oczy. - No tak, masz rację - przyznał niechętnie. - Zapędziłem się trochę. Tylko co z tym zrobić? Jak to powstrzymać? Walker westchnął raz jeszcze. - Też chciałbym to wiedzieć... Siedzieli przez chwilę w milczeniu. - Chodźmy na lunch - rzucił Andy. - Muszę zjeść coś niezdrowego, inaczej się chyba rozchoruję. Walker rozjaśnił się. - Znam miejsce, gdzie smażą kotlety na tłuszczu i nie używają mikrofalówek. Ostatecznie jednak zamówili steki z grilla, zaznaczając tylko, że mają być mocno wypieczone. Jedli w milczeniu, rozkoszując się chrupiącymi frytkami i ostrym sosem. W końcu, już przy piwie, Andy zwrócił się do kolegi: - Dobra, a teraz opowiedz o Trinity Harbor. - W zasadzie nie ma nic do opowiadania - mruknął Walker. - Wybierasz się tam jeszcze? - Obiecałem jeździć co tydzień. Kiedy o tym pomyślał, przed oczami ujrzał nie Frances Jackson, ani nawet Daisy, tylko Tommy'ego. Wciąż pamiętał nadzieję, jaką wyczytał z jego oczu. Nadzieję i strach. Właśnie wówczas postanowił, że choćby się waliło i paliło, musi dotrzymać danego słowa. Daisy z przyjemnością stwierdziła, że udało jej się wreszcie ustalić porządek dnia. Najpierw jadła razem z Tommym śniadanie, potem odwoziła go do podstawówki, a sama jechała do swojego liceum. Chłopiec kończył lekcje nieco wcześniej, więc przychodził do jej szkoły i, jeśli było trzeba, czekał, aż ona skończy pracę. Potem wracali razem do domu. Po drodze Tommy opowiadał jej zwykle o tym, co wydarzyło się w szkole, i o postępach w naprawie łódki. Czasami wspominał wuja. Robił to rzadko, ale i tak było przecież jasne, że czeka na jego następną wizytę. Jednak w piątek chłopak był wyjątkowo milczący. Siedział z tyłu auta
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
i zbywał półsłówkami jej kolejne pytania. - Jak tam w szkole? Zdarzyło się coś ciekawego? - Nic. - Masz zadaną jakąś pracę na weekend? - Niedużo... - A miałbyś na coś ochotę? Nie odpowiedział. Kiedy zerknęła do wstecznego lusterka, zauważyła, że chłopiec ociera łzy. - Nie martw się. Walker na pewno przyjedzie - starała się go uspokoić - Skoro ci obiecał... Tommy nie bardzo w to wierzył. - Ale kiedy? Przecież nawet nie zadzwonił... - Na pewno jest bardzo zajęty - argumentowała. - Ma ciężką i absorbującą pracę. - No tak... W tej chwili najchętniej udusiłaby Walkera, chociaż sama też czuła się winna. Powinna poprosić go, żeby kontaktował się jakoś z siostrzeńcem. - To może ty do niego zadzwonisz? - zaproponowała. Twarz chłopca rozjaśniła się uśmiechem. - Mógłbym?! - Zaraz jednak posmutniał. - To zamiejscowa rozmowa. Z pewnością drogo kosztuje... - Nie tak bardzo - odparła. A nawet gdyby tak było, wcale by się tym nie przejęła. - Wiesz co, skontaktuję się z Frances i poproszę ją o numer twojego wuja. - Świetnie - ucieszył się Tommy. Kiedy dotarli do domu, zaproponowała mu mleko i ciasteczka, ale chłopiec pokręcił przecząco głową. - Najpierw chciałbym zadzwonić - poprosił. Daisy skinęła głową. - Dobrze. Numer Frances znała już na pamięć. Wybrała go i szybko zrelacjonowała, o co chodzi. - Więc nawet do niego nie zadzwonił - oburzyła się Frances. Myślałam, że ma więcej rozumu. Może to ja powinnam do niego
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zatelefonować. - Sama to zrobię. - Daisy chciała załatwić z Walkerem jeszcze parę spraw. Nawet nie odkładała słuchawki, tylko wcisnęła widełki i podała ją Tommy'emu wraz z kartką, na której zanotowała waszyngtoński numer. - Tylko nie rozłączaj się, kiedy skończysz rozmowę - poprosiła. Chłopiec był na tyle zdenerwowany, że dwa razy się pomylił i musiał od nowa wybierać numer. Kiedy mu się w końcu udało, okazało się, że nie może uzyskać połączenia. - Spróbuj jeszcze raz - poradziła Daisy. - Tylko teraz wolniej wciskaj kolejne cyfry. Tym razem poszło dobrze. Tommy wsłuchiwał się chwilę w sygnał i naglę jego twarz rozbłysła szczęściem. - To ty, wujku? Mówi Tommy! Po chwili zaczął mówić coraz więcej i więcej. Buzia mu się dosłownie nie zamykała. Daisy kręciła się obok, czekając na swoją kolej. - Nie, tak nie można - szepnęła do siebie. Chciała pouczyć Walkera co do jego obowiązków, a nie denerwować się tym, że za chwilę usłyszy jego męski głos. Zachowywała się jak nastolatka, czekająca na telefon od chłopaka, w którym się podkochuje. - Mówiłaś coś, Daisy? - Tommy spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Nic, kochanie. Nie przejmuj się. Chłopiec skończył wreszcie rozmowę i podał jej słuchawkę. - Mówił, że jutro przyjedzie - dodał jeszcze, szczęśliwy. - To dobrze. - Uśmiechnęła się do niego. - Przygotowałam ci ciasteczka i mleko. Za chwilę do ciebie dołączę. - Halo? - rozległo się w słuchawce. - Zaczekaj chwilę - poprosiła Walkera i zwróciła się jeszcze do Tommy'ego: - Możesz zaprosić Gary'ego. Pewnie będziecie chcieli potem popracować przy łódce. - A czy będzie mógł zostać na kolację? - Oczywiście. - Pomyślała, że chętnie spędzi trochę czasu z tym chłopcem. Jego rodzina sprowadziła się tu niedawno i chciała go lepiej poznać. Tommy aż podskoczył z radości.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Fajowo! - krzyknął i wybiegł w podskokach z domu. - Halo, Walker? - Obawiam się, że zapłacisz majątek za tę rozmowę - usłyszała jego głos. - Nieważne. Tommy zaczął się bać, że zapomniałeś o swojej obietnicy. - Czy na pewno? - spytał lekkim tonem. Daisy zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. - Dorośli powinni dotrzymywać słowa - zaczęła belferskim tonem. Inaczej nigdy niczego nie nauczymy dzieci. - Tak, wiem - rzekł już nieco poważniej. - A ty? Też liczysz na to, że przyjadę? - Jasne. - Naprawdę? - usłyszała rozbawienie w jego głosie. - Oczywiście. Ze względu na Tommy'ego - dodała szybko. - No tak... - Uśmiechnął się szeroko, a przynajmniej tak to sobie wyobraziła. - Jakoś trudno się z tobą rozmawia, Walker - zauważyła. - W ogóle dziwny z ciebie człowiek... - Gdyby udało się przekonać o tym Frances, być może w ogóle nie musiałabyś mnie oglądać. Daisy zerknęła w stronę drzwi, jakby Tommy mógł usłyszeć tę uwagę. - Chcesz powiedzieć, że nie przyjechałbyś? - spytała przyciszonym głosem. Walker milczał przez chwilę. - No, nie. Wolę nie myśleć o rozczarowaniu Tommy'ego - przyznał, ociągając się. - To dobrze, bo ja je muszę oglądać. Zwłaszcza wtedy, kiedy w ogóle się z nim nie kontaktujesz. Znowu chwila ciszy. - Przepraszam. Miałem ciężki tydzień - usłyszała w końcu jego zachrypnięty głos. - Nieważne, to ja przepraszam - zaczęła się nagle wycofywać. Tommy i tak ma dom tutaj, w Trinity Harbor.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wydawało mi się, że dziecko najlepiej czuje się, jeśli ma dwoje rodziców - rzucił. - Każde dziecko na to zasługuje - przyznała. - Ale czasami to nie jest możliwe. Sam stwierdziłeś, że nie masz czasu. Postaraj się przynajmniej widywać z Tommym co jakiś czas, a mam nadzieję, że potem zastąpi cię Bobby albo Tucker. Walker chrząknął. - Miałem inne plany... - Zdaje się, że w ogóle ich nie miałeś - przerwała mu, a potem westchnęła. - Przepraszam, jestem trochę zdenerwowana. Po prostu przyjedź, a potem zobaczymy. - Kiedy będę już wiedział na pewno, czego chcę, to przedyskutujemy to razem - powiedział. Ujęło ją to, że liczył się z jej opinią. Zrozumiała, że poprostu oznajmi jej, co zamierza uczynić w związku z Tommym. Niestety, znajdowała się w o wiele gorszej sytuacji. - Dobrze, czekamy więc na ciebie jutro rano. - Dobrze, przyjadę rano - zgodził się. Daisy odłożyła słuchawkę i zauważyła, że leciutko drżą jej ręce. Ona także bardzo chciała zobaczyć Walkera. - Jesteś żałosna, moja droga - mruknęła pod nosem. - Naprawdę żałosna. Rozejrzała się dookoła, nie bardzo wiedząc, czym się zająć. W końcu stwierdziła, że przed jutrzejszą wizytą powinna posprzątać. Wyciągnęła odkurzacz i postawiła go w przedpokoju. Właśnie miała zamiar go włączyć, kiedy pojawił się Tommy z Garym. - Dźdobry - powiedział od drzwi starszy chłopak. - Dzień dobry - przywitała się z Garym. - W kuchni są ciasteczka, zjedzcie, proszę, a potem możecie zająć się łódką. Odkurzyła cały dom, a potem jeszcze sprzątnęła łazienkę i na koniec kuchnię, gdzie chłopcy zostawili okruchy po ciasteczkach. Przecież każda kobieta stara się, żeby na przyjęcie gości wszystko lśniło czystością. Kiedy skończyła, zjadła z chłopcami kolację, a potem pozwoliła im obejrzeć program w telewizji. Sama natomiast rozważała, w jaki sposób
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
może uświetnić czekającą ich wizytę. Najpierw upiekła ciasto orzechowe, potem chrupkie ciasteczka z rodzynkami, a kiedy przypomniała sobie, jaki apetyt ma Walker, upiekła jeszcze ciasto czekoladowe. Skończyła kilkanaście minut po północy. King stwierdził, że sprawy zaszły za daleko i musi sam zająć się córką oraz tym przybłędą. Zastanawiając się, jak to zrobić, nie spał pół nocy. Bał się, że jeśli nie zdoła przemówić jej do rozumu, to Daisy marnie skończy. Przecież nie zna Trinity Harbor tak dobrze jak on. Jeśli wyobrażała sobie, że z czasem plotki ucichną, to była w błędzie. Ostatnio jeszcze się nasiliły. Już nie tylko kobiety, ale nawet mężczyźni opowiadali sobie, że wuj chłopca ma zamieszkać z jego córką pod jednym dachem! King naprawdę nie mógł pozwolić, żeby jakiś jankes zniszczył jej reputację. W końcu uznał, że musi porozmawiać z Daisy sam i jakoś to załatwić. Zjawił się u niej w sobotę rano, z nadzieją, że przy okazji dostanie jakieś porządne śniadanie. Jego kucharka starała się jak mogła, ale nikt nie gotował tak jak Daisy. Zanim zdążył zapukać, usłyszał jakieś hałasy od strony garażu. Podszedł tam i zobaczył córkę razem z tym chłopakiem pochylonych nad wrakiem jakiejś starej łódki. - Daisy, co ty, do licha, robisz?! - wyrwało mu się, zanim zdążył się powstrzymać. Dobrze wiedział, że jeśli chce porozmawiać o chłopcu, to nie powinien zaczynać od kłótni. Daisy zerwała się na równe nogi i popatrzyła na niego niechętnie. W ręku trzymała młotek, co jeszcze bardziej go zdenerwowało. Wiedział, że uwielbia takie prace, ale kobieta z Południa nie powinna publicznie demonstrować zamiłowania do męskich zajęć. - Tato? Zupełnie się ciebie nie spodziewałam - powiedziała, nie kryjąc rozczarowania, kompletnie zaskoczona. - Bo się, prawda, nie zapowiadałem - mruknął. - Czy to ten chłopak? Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. - Tak, to jest Tommy Flanagan. Tommy, to jest mój ojciec, King Spencer. Staraj się nie zwracać uwagi na to, co mówi...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
King zmarszczył brwi. - To tak wychowujesz dziecko? Bez odrobiny, prawda, szacunku dla starszych. - Staram się go tylko przygotować na to, co go czeka. Rozmowa z tobą wcale nie musi być dla niego przyjemna. Nie chcę, żeby dał się zastraszyć. - Czy ja jestem, prawda, jakimś potworem? - obruszył się King. Popatrz na mnie chłopcze, nie jestem chyba taki straszny, prawda? - Prawda - potwierdził Tommy. King zgromił go wzrokiem, a potem... roześmiał się. - Proszę, jaki bezczelny. Daisy wyprostowała się i popatrzyła spokojnie na ojca. - No dobrze, powiedz, co cię sprowadza? Może chcesz pograć z nami w warcaby? King potrząsnął głową. - Może, praw... - Zerknął na Tommy'ego. - Może dostanę tutaj jakieś śniadanie? Córka przyglądała mu się przez chwilę z wahaniem, a potem uśmiechnęła się i odłożyła młotek. - Dobrze. Zaraz coś przygotuję - powiedziała. - I tak mieliśmy już kończyć pracę. - Co za serdeczne zaproszenie - zaśmiał się King. - Jesteś pewna, że nie wolałabyś najpierw utopić się w tej łódce? Daisy spojrzała na niego ostrzegawczo. Wskazała wzrokiem Tommy'ego i potrząsnęła lekko głową. Kiedy podeszła, żeby się przywitać, szepnęła mu: - Ani słowa o łódce. - Następnie dodała już głośno: - Nie, chodź ze mną, to razem przygotujemy coś do jedzenia. Tommy, możesz dokończyć ten bok - zwróciła się chłopca. - Burtę - poprawił ją King. - No właśnie: King wcale nie miał ochoty iść z córką do domu. Chciał tu zostać i pogadać z chłopakiem, a w zasadzie powiedzieć mu, co myśli o całej sytuacji. Jednak Daisy objęła go ramieniem i, chcąc nie chcąc, musiał udać się za nią.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czegoś się boisz, prawda? - spytał, kiedy już znaleźli się w kuchni. - Po prostu jestem ostrożna. - Wzruszyła ramionami. - Nie chcę, żebyś w jakikolwiek sposób skrzywdził Tommy'ego. - Nie chcę go skrzywdzić, tylko poznać - odpowiedział, usiadłszy na krześle. - Jedno nie wyklucza drugiego - zauważyła. - Zależy, jak się to robi. Kawy? - Bardzo chętnie. - King wskazał ekspres. - To dziwne, że przygotowałaś kawę. Zawsze piłaś do śniadania herbatę... - Walker pije kawę - rzuciła i natychmiast spuściła wzrok. - Walker? Wuj tego chłopca? Ten jankes? - Właśnie. - Więc znowu ma przyjechać? - spytał ponuro. - Tak - odparła, nie patrząc w jego stronę. A potem uniosła głowę, w charakterystyczny sposób wysuwając do przodu brodę. Chciała pokazać, że nie ma się czego wstydzić. Zupełnie jak jej matka... King czasami bardzo tęsknił za zmarłą żoną. Wielką pociechę stanowiły ślady osobowości Mary Margaret, które dostrzegał w córce. - A gdzie się tym razem, prawda, zatrzyma? - W duchu liczył, że Daisy zaprzeczy plotkom. - Tutaj. King aż sapnął, kiedy usłyszał tę odpowiedź. Stracił panowanie nad sobą i uderzył pięścią w stół. - Nic z tego, moja droga! Ten mężczyzna nie zamieszka z tobą pod jednym dachem! Daisy odwróciła się w jego stronę. - Jasne, że zamieszka. - Zszargasz sobie reputację! - Tato, przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek. - Pal go licho, reputacja pozostaje reputacją – stwierdził. - Ludzie wezmą cię na języki. Wzruszyła ramionami. - Jakby już nie gadali - mruknęła. - Nie zależy mi. King podniósł się z miejsca.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Ale mnie zależy! - warknął. - Kiedy ten przybłęda ma tu przyjechać?! - Później. Na pewno już cię tu nie będzie... - Tak sądzisz? - syknął King, i oparłszy się o stół, pochylił się w stronę córki. Właśnie postanowił zostać tu dłużej. Zaczekać na tego Amesa i odbyć z nim poważną, męską rozmowę. Nie tylko o chłopcu, którego ten Jankes powinien po prostu zabrać z Trinity Harbor, ale również o nieodpowiednim zachowaniu względem jego córki. Miał zamiar wypłoszyć stąd wszystkich intruzów. Jeśli Daisy wydaje się, że go zna, to jeszcze nie widziała go w prawdziwej akcji! Ale to nic, już niedługo będzie miała okazję! King rozejrzał się po kuchni i przełknął ślinę. - No, co z tym śniadaniem? - spytał, rozsiadając się wygodnie przy stole. - I co dziś planujesz na obiad?
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ JEDENASTY
sc
an
da
lo
us
Walker wyjechał z Waszyngtonu w ponurym nastroju. Poprzedniego dnia był na pogrzebie Keishy, opóźnionym z powodu śledztwa, a także jej dziadków ze strony ojca, którzy przyjeżdżali aż z Missisipi. - Sama nie wiem, po co tu się pchają - narzekała matka Keishy. Przecież kiedy żyła, nie chcieli jej znać. Uważali, że była pułapką na ich wspaniałego synalka, jakby można go było złapać w jakąkolwiek pułapkę... Prysnął, kiedy tylko dowiedział się o dziecku; i nikt go od tego czasu nie widział. - Więc czemu ich pani zawiadomiła o pogrzebie? - zaciekawił się Walker. Kobieta pokręciła głową. - To nie ja, ale brat Devona - odparła. - Uparł się, że rodzice mają prawo o tym wiedzieć. Jakie prawo? Przecież nigdy nie przysłali Keishy nawet życzeń na urodziny... - Może teraz tego żałują. - I co mi z tego przyjdzie? Na to pytanie Walker nie potrafił odpowiedzieć. W kościele zauważył jednak parę starszych ludzi: przygarbionego mężczyznę i kobietę z zapuchniętymi od płaczu oczami. Pomyślał, że drogo zapłacili za dotychczasową obojętność wobec swojej wnuczki. Jest przecież możliwe, że zastanawiali się, czy nie nawiązać z nią kontaktu, a teraz stracili tę szansę bezpowrotnie. Pojawił się też Rodney z matką. Chłopiec miał taką minę, jakby nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, ale matka zmusiła go, by przyklęknął przed urną z prochami Keishy. Po nabożeństwie kobieta podeszła też na chwilę do Walkera. - Zrobię coś, żeby ten łobuz zaczoł gadać - rzuciła. - I lepiej się nim
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zajmę. Nie będzie już biegał do chłopaków z podwórka... Walker skinął głową. - Dziękuję. Pociągnęła nosem, który następnie wytarła rękawem swetra. - Teraz widzę, co się działo... - westchnęła. - Ciekawe, kto go tak wrobił. - Oto jest pytanie - sentencjonalnie stwierdził Walker, a następnie dołączył do konduktu, który przeszedł na przykościelny cmentarzyk. Jadąc do Trinity Harbor, nie mógł przestać o tym myśleć. Ale, o dziwo, wraz z pokonywanymi kilometrami czuł, jak napięcie opada. Może przy Tommym uda mu się trochę odprężyć? Może tego właśnie potrzebuje, żeby móc czasem oderwać się od pracy i wszystkiego, co się z nią wiąże? Dzięki poprzedniemu wyjazdowi uświadomił sobie, że są też na świecie miejsca, gdzie dzieci mogą dorastać w normalnych warunkach. Do tej pory świat Walkera ograniczał się do Waszyngtonu, i to gorszej jego części. Teraz cieszył się na myśl, że jego siostrzeniec może sobie swobodnie biegać po ulicach Trinity Harbor i nic mu nie grozi. Jadąc, zauważył nawet białoróżowe kwiaty derenia, rosnącego przy drodze. Dzień był tak ciepły i słoneczny, że Walker otworzył obydwa okna swego samochodu. Na lazurowym niebie pojawiło się zaledwie kilka kłębiastysh chmurek, lekki wietrzyk niósł zapach świeżo zaoranej ziemi, który w miarę przybliżania się do miasteczka mieszał się z zapachem oceanu. Walker dostrzegł też, że niektóre prostokąty pól zaczęły się już zielenić. Zwłaszcza te obsiane soją i kukurydzą, która zapewne za jakiś czas zasłoni domy położone dalej od drogi wśród stuletnich dębów i cedrów. Aż trudno mu było uwierzyć, że niedaleko Waszyngtonu może być tak miło i spokojnie. Przed oczami pojawił mu się obraz Daisy. To dziwne, w ciągu ostatniego tygodnia zdarzało się to dosyć często. Podobał mu się jej ostry język i otwarty sposób bycia. Za każdym razem, kiedy wspominał smak jej ust, czuł mrowienie na karku, a wczorajsza rozmowa napełniła go dziwnym niepokojem. Musiał przyznać sam przed sobą, że chciał ją zobaczyć. Nie podejrzewał jednak, że aż tak bardzo... Może nawet
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
bardziej niż Tommy'ego... Potrząsnął głową. Nie, to niemożliwe! Tommy jest jego siostrzeńcem, a Daisy obcą osobą, która wcale nie ma zamiaru się z nim wiązać. Ale kto wie, jakiś krótki flirt... Do miasteczka dojechał już w zdecydowanie lepszym nastroju, ale kiedy przed domem Daisy zobaczył jakiś samochód i usłyszał dobiegający z tyłu podwórka męski, tubalny głos, poczuł się rozczarowany. To pewnie któryś z braci, pomyślał. Przypomniał sobie jednak, że żaden z nich nie dysponuje tak zdecydowanym barytonem. Więc może Tommy znalazł jeszcze kogoś do pomocy, przekonywał sam siebie niepewnie. Na próżno. Jako policjant potrzebował dowodów. Ruszył więc zdecydowanie w stronę garażu, gdzie, jak wiedział, znajdowała się łódka Tommy'ego. Siostrzeniec zauważył go pierwszy i rzucił się biegiem w jego stronę, ale Walker zdążył dostrzec siwowłosego mężczyznę z sumiastym wąsem, trzymającego w ręku kowbojski kapelusz. To musiał być King Spencer, ojciec Daisy, którego chyba trochę się bała, chociaż próbowała wyrwać się spod jego wpływu. Tommy zatrzymał się przed Walkerem, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. - Cześć, wujku - rzucił. Walker uchwycił pełne niepokoju spojrzenie Daisy. Czyżby bała się tego powitania? A może tego, co miało nastąpić później? King Spencer nie przyszedł tu pewnie bez powodu. - Cześć. - Walker uścisnął serdecznie dłoń siostrzeńca. - Widzę, że udało ci się znaleźć jeszcze kogoś do pomocy. Tommy skinął poważnie głową. - To ojciec Daisy - wyjaśnił. - Wie naprawdę dużo o łódkach. - Jeśli tak, to świetnie. - Podszedł do starszego mężczyzny. Wzrok jego błękitnych oczu wskazywał na dużą inteligencję. - Miło mi pana poznać, panie Spencer. Wiele o panu słyszałem. Ojciec Daisy patrzył na niego z głębokim krytycyzmem. Nie uścisnął też wyciągniętej w jego stronę ręki i tylko skinął mu głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Szkoda, prawda, że ja nie mogę tego powiedzieć - mruknął. - Że pan o mnie słyszał? - upewnił się Walker. - Nie, panie Ames, że jest mi, prawda, miło. - Ależ tato, nie bądź niegrzeczny - wtrąciła szybko Daisy, spoglądając przepraszająco w stronę gościa. - Pan Ames może się poczuć dotknięty. - Na imię mam Walker - mruknął, zupełnie nieźle się bawiąc. Znał takich facetów jak King Spencer i wiedział, że tak naprawdę nie są groźni. King spojrzał na jego podróżną torbę. - Chcesz tutaj zostać na noc, Walker? - Jeśli tylko nadal jestem zaproszony - odparł. - Oczywiście - szybko zapewniła Daisy. - Zaraz pokażę ci twój pokój. Może do czasu naszego powrotu tata przypomni sobie o dobrych manierach. - Tak się nie mówi do ojca, moja droga. - Po prostu biorę z ciebie przykład - stwierdziła cierpko i wskazała drogę Walkerowi. Gdy weszli, w drodze do kuchni Daisy spojrzała z żalem na swojego gościa. - Naprawdę bardzo mi przykro. Nie planowałam tej wizyty... Walker uśmiechnął się do niej. - Nic nie szkodzi. - Machnął ręką. - Jak widzę, twój ojciec nie pała do mnie sympatią. - Dla niego to jeszcze jedna jankeska inwazja. Nie przejmuj się nim. - Myślałem, że wojnę secesyjną mamy już dawno za sobą - rzekł rozbawiony. - Czyżby twój ojciec brał w niej udział? - Jedynie duchem - zaśmiała się. - Ale można powiedzieć, że prowadzi ją do dzisiaj... Walker jakoś nie pomyślał wcześniej, że w miasteczku takim jak Trinity Harbor fakt przyjmowania przez Daisy nieznajomego może naruszyć jej reputację, zwłaszcza jeśli ten nieznajomy pochodził z Północy. - Jeśli masz mieć problemy, to mogę pojechać do hotelu zaproponował.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie ma mowy. Walker przyjrzał się jej zarumienionym policzkom. - Oczywiście tylko z powodu Tommy'ego? - Oczywiście - potwierdziła, czując jak serce bije jej coraz szybciej. W innym wypadku w ogóle bym cię tu nie zapraszała - dodała mniej pewnie. Zajrzał jej w oczy. - Z pewnością... - Spojrzał na stojące na szafkach ciasta i ciasteczka i aż cmoknął z zachwytu. - Musiałaś na to poświęcić cały dzień? - Skończyłam po północy - przyznała. - Zawsze piekę ciasto, kiedy nie mogę zasnąć. Walker zrobił krok w jej stronę. - A dlaczego nie mogłaś zasnąć? - naciskał. Z trudem przełknęła ślinę. - Musiałam... musiałam przemyśleć całą sytuację - powiedziała defensywnie. - Ja też... - Dotknął opuszką palca jej pełnych, czerwonych warg. Od momentu naszej rozmowy w samochodzie bez przerwy zastanawiałem się, kiedy znowu będę mógł cię pocałować. Daisy przymknęła oczy, a jej usta rozchyliły się bezwiednie. Walker stwierdził, że pokusa jest zbyt wielka, by mógł jej się oprzeć. Pochylił się i wziął Daisy w ramiona. Po chwili ich wargi połączyły się w namiętnym pocałunku. Kiedy poczuł ją blisko, przygarnął mocno, tuląc do siebie jej cudowne kształty. Ten pocałunek był znacznie bardziej płomienny niż poprzedni. I trwałby zapewne znacznie dłużej, gdyby nie dotarło do Walkera, że tuż obok znajduje się ojciec Daisy. Ten sam, który powiedział, że wcale nie jest mu miło go spotkać. Kiedy się od niej oderwał, Daisy zamrugała oczami, jakby musiała się przebudzić. Następnie dotknęła swoich warg. - Dla... dlaczego to zrobiłeś? - Mały sprawdzian, czy dobrze pamiętam - odparł lekko schrypniętym głosem. Daisy natychmiast go zrozumiała i na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- I... pamiętasz? - Ludzka pamięć bywa zawodna - rzucił sentencjonalnie. Skinęła głową. - Ja też odniosłam takie wrażenie. Walker zdziwił się. Daisy przyznała w ten sposób, że pocałunek podziałał również na nią. - Ale wiesz, że nie możemy tego robić ciągle - dodał po chwili. - Nie możemy bez przerwy sprawdzać, czy dobrze pamiętamy... Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. - To nie ja zaczęłam! - Ale mogłabyś pomóc mi z tym skończyć. Daisy wzruszyła ramionami. - Dlaczego? Czyżbyś nie potrafił sobie poradzić z własnymi instynktami? - Może... - Bzdura! Spojrzał na nią, urażony. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Mam wrażenie, że doskonale nad sobą panujesz - westchnęła. - Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto działałby z takim rozmysłem. Z tego wniosek, że jeśli coś robisz, to chcesz to zrobić. Do pewnego stopnia Daisy miała rację. Rzeczywiście nauczył się panować nad emocjami i zachowywać spokój w najrozmaitszych sytuacjach. Była to po prostu zawodowa konieczność. Ale z pocałunkami nie do końca mu się to udawało. - Miałaś mi wskazać mój pokój - zauważył, chcąc zmienić temat. - A, tak, miałam. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Ale może jednak spróbuję ci pomóc zapanować nad instynktami i powiem tylko, jak tam trafić, a pójdziesz sam. Walker dostrzegł w jej oczach rozbawienie. Czyżby Daisy postanowiła się z nim trochę podrażnić? Jeśli tak, był gotów do zabawy. - Nie wiem, czy nie będę się bał... - Jest widno i wszystkie duchy schowały się pod łóżko - stwierdziła. - Czy to znaczy, że będę cię potrzebował dopiero w nocy...? Daisy oblała się rumieńcem i z trudem chwyciła powietrze. Noc z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walkerem była tym, o czym marzyła od tygodnia. - Nie sądzę - bąknęła. Walker wziął ją za rękę, ale ona wyrwała ją tak, jakby się sparzyła. - O co chodzi? - spytała, z trudem łapiąc oddech. - Niezależnie od tego, co się z nami dzieje, Daisy, powinniśmy pamiętać o Tommym - powiedział. - Obiecuję, że nie zrobię niczego, co by mogło mu zaszkodzić. Daisy nie miała pojęcia, jak ich wzajemne stosunki mogłyby rzutować na samopoczucie chłopca. Jednak wiedziała, że czasami rodzice zaniedbują dzieci, ponieważ poświęcają zbyt wiele czasu sobie nawzajem. - Tak, oczywiście - bąknęła. - Wiem przecież, że przyjeżdżasz tu ze względu na siostrzeńca. - Właśnie - mruknął, chociaż zaczął już mieć co do tego poważne wątpliwości. - Co za głupiec - mruknęła do siebie, wychodząc przed dom. Miała zamiar porozmawiać z ojcem i zmusić go do większej uprzejmości wobec Walkera. Nie chciała, by swoim zachowaniem odsunął go od jej domu, przez co Tommy mógłby zostać pozbawiony spotkań z wujem. Niestety, King odjechał. - Powiedział, że ma jakieś ważne sprawy - oznajmił chłopiec, patrząc ha nią z niepokojem. - Dlaczego on nie lubi wujka Walkera? - To za dużo powiedziane - westchnęła. - Przecież nawet go nie zna. - Ale się wściekał, że wujek się tutaj zatrzymał. Dlaczego? - Tommy zadał kolejne pytanie. Daisy przytuliła go odruchowo. - Nie przejmuj się tym, kochanie. Na pewno nie odstraszy Walkera. Już ja o to zadbam. Tommy, który zwykle sztywniał, kiedy próbowała go przytulić, nieoczekiwanie przylgnął do niej całym ciałem. Na jej policzkach pojawiły się łzy. Oczywiście chłopiec od razu je zauważył. - Dlaczego płaczesz? - Spojrzał na nią uważnie. - Powiedziałem coś nie tak? - Nie, to nic takiego - zapewniła go. - Płaczę, bo jestem szczęśliwa.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy zdziwił się jeszcze bardziej. - Nie rozumiem... Więc nie jesteś smutna? - Nie - odrzekła. - To typowe dla kobiet. Mężczyźni tego nie rozumieją. - Aha - odetchnął z ulgą chłopiec. - No, widzisz - odezwał się Walker, który zajrzał do nich, żeby sprawdzić, co z łódką. - Z kobietami wcale nie jest tak łatwo. Potrzebujesz kogoś, kto ci to wszystko wyjaśni. Daisy zaczęła się zastanawiać, od jak dawna słyszał ich rozmowę. - Po prostu mamy bardziej skomplikowane umysły - stwierdziła. Mężczyźni to podgatunek. Walker roześmiał się. - Uważaj, Daisy, bo jesteś tutaj przedstawicielką mniejszości. Pogroził jej palcem. - Zapominasz, że wychowałam się w domu zdominowanym przez mężczyzn. Nie tak łatwo mnie zapędzić w kozi róg. Tommy spojrzał na wuja, a potem znowu na nią, nie bardzo rozumiejąc, co się tu dzieje. - To weźmiemy się do tej łódki, czy nie? - spytał w końcu. Daisy machnęła ręką. - Możecie zacząć robić drugi bok, to znaczy burtę - poprawiła się. A ja pójdę na spacer. Czuła, że potrzebuje ruchu, i postanowiła przejść się nad rzekę. Przy okazji mogłaby przemyśleć kwestię tego ostatniego pocałunku. - Może przejdę się z tobą - zaproponował Walker. Właśnie tego najbardziej pragnęła. Wówczas mogłaby może rozważyć kwestię trzeciego pocałunku... Jednak nie poddała się pokusie i potrząsnęła głową. - Nie, przecież macie mnóstwo roboty. Potem i tak muszę iść do miasta. - Przypomniała sobie o niezbędnych zakupach. - Możemy umówić się na lunch parę minut po dwunastej u Earlene. - Co ty na to, Tommy? Masz ochotę na hamburgera? - upewnił się Walker. - A będę mógł jeszcze wziąć shake'a? - zapytał chłopiec. - Cokolwiek zechcesz...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- W granicach zdrowego rozsądku - dodała zaraz Daisy. Oczywiście, w granicach - poprawił się Walker. - A shake jest w tych granicach? - upewnił się Tommy. Walker spojrzał na Daisy, a ona skinęła głową. - Naturalnie - odpowiedział. Nie chciał zbyt mocno ingerować w wychowanie chłopca. Wiedział, że Daisy robi to dobrze i że nie ma sensu podczas kolejnych wizyt psuć efektów jej starań. Już nie wątpił w to, że do nich dojdzie. Odchodząc, Daisy pomyślała, że narobiła sobie niezłego bigosu. Przecież w barze zobaczy ich połowa miasteczka i... znowu zaczną się plotki. Nie miała pojęcia, czy zdoła ukryć to, jak działa na nią Walker. Twarz Daisy zdradzała wszystkie jej uczucia, a jednak Walker miał wrażenie, że jest coś jeszcze. Ale nawet długa rozmowa nie pomogła mu ustalić, na czym to polega. Być może powiedział coś nieodpowiedniego, nie zdając sobie z tego sprawy. Ciekawe, czy dotyczyło to jej, czy Tommy'ego? Walker musiał stwierdzić, że Daisy jest przewrażliwiona na punkcie chłopca. - Hej, wujku - zagadnął rozradowany Tommy. Nie wyglądał na obrażonego, więc może jednak chodziło o samą Daisy. - Tak, słucham? - Mogę cię o coś spytać? - Wal śmiało. - Co to takiego trawka? - spytał Tommy zdawkowym tonem. Walker poczuł, że serce bije mu mocniej. Wolał, żeby to Daisy wyjaśniała mu podobne rzeczy, ale z drugiej strony nikt lepiej niż on nie znał odpowiedzi na to pytanie. - A dlaczego pytasz? - Słyszałem, jak chłopcy przed szkołą rozmawiali o trawce, a kiedy zapytałem ich, czy się wybierają na piknik, to zaczęli się śmiać. Walker zdziwił się bardziej niż powinien. Spodziewałby się czegoś takiego w Waszyngtonie, ale nie w spokojnym miasteczku, jakim bez wątpienia było Trinity Harbor. Być może jednak wrażenie, że dzieci są tu bezpieczniejsze niż w dużych miastach, było tylko złudzeniem.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- I co jeszcze mówili? - Że trawka jest tylko dla najlepszych. Walker przykucnął i spojrzał chłopcu prosto w oczy. - Ci naprawdę najlepsi nigdy nie używają trawki - rzekł z całą powagą. - Ale co to takiego? - Marihuana. Taki narkotyk, który może ci zniszczyć życie. - Walker wyciągnął w górę palec. - Po pierwsze, jest nielegalna. Odgiął następny, a potem kolejny. - Po drugie, powoli niszczy ci mózg. Po trzecie, może prowadzić do jeszcze gorszych uzależnień od innych, bardziej niebezpiecznych narkotyków. Tommy aż otworzył ze zdziwienia usta. - A więc to tak... - Po czwarte, przedawkowanie narkotyków może prowadzić do śmierci - dodał ponuro Walker. - Chcesz powiedzieć, że nawet dziecko może umrzeć? - zdziwił się Tommy. - Zdarzało się. - Przypomniał sobie młodych narkomanów. - Dlatego, Tommy, jeśli zobaczysz, że ktoś handluje trawką, musisz powiedzieć o tym mnie albo Tuckerowi. Wiem, że to nic przyjemnego donosić na kolegów, ale pomyśl, że możesz w ten sposób uratować komuś życie. - A mama...? - Chłopiec urwał, uderzony nagłą myślą. Walker westchnął ciężko. - Moja siostra brała kiedyś narkotyki. Może to osłabiło jej zdrowie... Tommy ukrył na chwilę twarz w dłoniach. Walker zastanawiał się, czy nie dać mu spokoju, ale uznał, że sprawa jest zbyt poważna. - Czy tamci chłopcy chcieli cię poczęstowć trawką? Siostrzeniec spojrzał na niego oczami pełnymi łez. Pociągnął nosem, starając się opanować. - Nie, myślę, że się tylko wygłupiali, chociaż sam nie wiem... zafrasował się. - Znasz ich? - Raczej nie. To chłopaki z liceum, ale czasami przychodzą na nasze boisko... Zdarza się, że z nami rozmawiają, ale zwykle tylko się z nas
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
nabijają. - I to był pierwszy raz, kiedy słyszałeś o trawce? - upewnił się Walker. Tommy potarł czoło. - Nie, jeszcze kiedyś, ale nie zwróciłem na to uwagi - odparł. - Nikt się wtedy ze mnie nie śmiał. - Ci sami chłopcy? - Nie pamiętam. Może. Na pewno starsi... Walker wciągnął głęboko powietrze. - Dobrze, że mi o tym powiedziałeś. Tommy popatrzył na niego z niepokojem i jednocześnie zagryzł wargi. - Czy... czy ci chłopcy będą mieli jakieś kłopoty? - spytał niepewnie. - Tak, zwłaszcza jeśli ktoś złapie ich z marihuaną - poinformował wuj. - I nie wiedzą o tym? - Myślę, że wiedzą. Ty, w każdym razie, nie powinieneś im nic mówić. Tylko proszę, powiedz mnie albo Daisy, jeśli coś zobaczysz. Musimy wspólnie zająć się tą sprawą. - Jasne. - Tommy wyglądał na zadowolonego takim obrotem sprawy. - To co, kończymy? Walker uderzył otwartą dłonią w dno łódki. - Kończymy! - Chodźmy do kuchni po ciastka. Walker pokręcił głową. Chciał spokojnie przemyśleć całą sprawę. - Przynieś mi parę, ale najpierw sam się najedz - powiedział, przeciągając dłonią po twarzy. Kiedy został sam, zaczął chodzić dookoła krypy. Handel narkotykami? W takim miasteczku? Przy tej liczbie uczniów łatwiej im będzie znaleźć osiołków. Być może to ci, o których mówił Tommy. Jednak najważniejsze to dobrać się do grubych ryb. Cóż, musi o tym porozmawiać z Tuckerem. No i oczywiście z Daisy, skoro to miało miejsce w jej szkole. Nie tego spodziewał się po swojej drugiej wizycie. Teraz będzie musiał uczulić ją na towarzystwo, w jakim obraca się Tommy. Obawiał
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się, że Daisy uzna to za krytykę jej metod wychowawczych. A przecież to, co się tutaj działo, nie było jej winą. Walker doskonale znał metody działania szajek narkotykowych i wiedział, że potrafią przeniknąć do każdego środowiska. Optymistyczne wydawało się jedynie to, że w tak małej społeczności łatwiej będzie odnaleźć przestępców. Wciąż o tym myślał, kiedy po dwunastej ruszyli z Tom-mym do baru Earlene. O tej porze było tu tłoczniej niż rano, a oprócz stałych bywalców pojawili się też turyści. Na szczęście Daisy zajęła już stolik i pomachała im ręką, gdy tylko weszli do środka. Była zarumieniona i, zdaniem Walkera, wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Kiedy skierowali się w jej stronę, Ames zauważył kilka zaciekawionych spojrzeń. Jakaś kobieta pochyliła się do koleżanki, szepcząc coś do niej. Czyżby plotki? pomyślał Walker. Mimo to zajął miejsce obok Daisy, a Tommy'emu wskazał krzesło po swojej lewej stronie. Zmarszczyła brwi, czując jego kolano przy swoim, ale nie zaprotestowała. Uniosła tylko głowę, co, jak zauważył, robiła, kiedy rzucała komuś wyzwanie. - Jak udał się spacer? - spytał. - Wspaniale. Wieje lekki wietrzyk, ale słońce jest prawie takie jak w lecie. - Uśmiechnęła się. - A jak wam poszło z łódką? - Nie najgorzej - mruknął Walker. - Zrobiliśmy mało, bo rozmawiałem z wujkiem o marihuanie wyjaśnił Tommy. Daisy zakrztusiła się mrożoną herbatą, którą właśnie piła. - Co takiego? - Wujek mówił, że to straszny narkotyk - ciągnął Tommy. Oczywiście - rzekła cierpko. - Jak to się stało, że poruszyliście taki temat? Walker trącił ją łokciem, ponieważ właśnie podeszła do nich kelnerka. - Może coś zamówimy - zaproponował. - Jestem głodny jak wilk. - Oczywiście - powiedziała Daisy, patrząc to na niego, to na chłopca. - Ale pamiętajcie, że dokończymy tę rozmowę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker zaśmiał się na widok jej zaciętej miny. - Tak jest. - Podniósł dłoń do wyimaginowanego daszka, a potem nachylił się do jej ucha. - Musi być z ciebie straszna zołza w klasie szepnął. Skinęła głową. - Jasne. I radzę o tym pamiętać. Walker wątpił, żeby mógł o tym kiedykolwiek zapomnieć. Daisy nie przestawała go zadziwiać. Była zupełnie inna niż kobiety, które znał. Jednocześnie silna i słaba. Pewna siebie, ale i zarazem bardzo kobieca.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUNASTY
sc
an
da
lo
us
Marihuana! Dlaczego dziesięciolatek miałby rozmawiać ze swoim wujem właśnie o narkotykach? Daisy mogła się założyć, że tę rozmowę sprowokował Walker. Z trudem dotrwała do końca lunchu i nawet nie zaprotestowała, kiedy chłopiec powlókł wuja na zakupy, z pewnością do sklepu z zabawkami. Chętnie by zobaczyła, jak Walker radzi sobie w takiej sytuacji, miała jednak ważniejsze sprawy. Zaniosła zakupy do domu i sprawdziła, co może przygotować na kolację. Zrobiła też sałatkę i wstawiła ją do lodówki, żeby „się przegryzła". Walker i Tommy wrócili ze sklepu z kolejką, o której ostatnio chłopiec często mówił. Zabawka wydawała się Daisy za droga, ale, oczywiście, wuj uległ namowom chłopca. Pewnie po części dlatego, że sam miał ochotę pobawić się pociągiem i układaniem torów. Obaj zapomnieli nawet o swojej łódce, jednak Daisy zabroniła rozkładania kolejki przed kolacją. Tory miały zająć pół salonu! - Nie wydaje ci się, że trochę przesadziłeś? - spytała, kiedy Tommy poszedł po śrubokręt. Walker wzruszył ramionami. - Tommy bardzo chciał mieć tę kolejkę. Chciała powiedzieć, że doskonale o tym wie, ale chłopiec właśnie wrócił z narzędziami. Walker od razu zajął miejsce na podłodze i zaczął wyjmować kolejne wagoniki. - Miałeś kiedyś taką kolejkę? - spytała, widząc, z jaką ostrożnością zajmuje się miniaturowymi częściami. - Nie. Dlaczego pytasz? - Bo wygląda na to, że kupiłeś ją sobie - zaśmiała się.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Każdy chłopiec powinien mieć kolejkę - stwierdził. - I to niezależnie od wieku. - A twoi synowie mieli? - indagowała. - Nie. Daisy dała mu spokój. Stało się dla niej jasne, że zajmuje się Tommym z takim zaangażowaniem, ponieważ chce nadrobić wszystko, co stracił w minionych latach. Oczywiście nie było to możliwe, ale jego siostrzeniec zyskiwał na tym. - Czas spać - oznajmiła w końcu. Tommy spojrzał na wuja, oczekując wsparcia. Zdołali złożyć dopiero część torów i uporządkować system elektrycznego napędzania. - Daisy ma rację - poparł ją Walker. - Nie martw się, skończymy jutro. - Po kąpieli możesz jeszcze trochę poczytać - zwróciła się do chłopca. Starała się kultywować zwyczaj wprowadzony jeszcze przez jego matkę. Pomyślała, że będzie lepiej, jeśli o narkotykach porozmawia najpierw z Walkerem. Pocałowała Tommy'ego na dobranoc i zeszła na dół. - Chodźmy na werandę - zaproponowała. - Musimy porozmawiać. Usiedli obok siebie. - No, dobrze - zaczęła Daisy - a teraz chcę wiedzieć, czemu pojawił się temat marihuany. - Tommy spytał mnie, co to takiego trawka - odparł. - Byłem tym zaskoczony tak samo jak ty - dodał. - Ale skąd się w ogóle o tym dowiedział? - Jacyś chłopcy śmiali się z niego, że nie wie, co to trawka - zaczął wyjaśnienia. - Tommy myślał, że chodziło im o zwykłą trawę i wycieczkę. Daisy pokiwała głową. - Nie dziwię się. Nigdy nie rozmawiałam z nim o takich rzeczach. Nie sądziłam, że to konieczne... Wiedziała wprawdzie od brata, że w Trinity Harbor pojawiły się narkotyki. Tucker wyjaśnił jej nawet, jak rozpoznać ćpuna. Nie sadziła jednak, że coś takiego może zdarzyć się w szkole, zwłaszcza podstawowej. - To byli starsi chłopcy - zaznaczył Walker. - Z liceum. A poza tym tylko rozmawiali. Nic się jeszcze nie stało.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Ale może się stać, pomyślała Daisy. Ta epidemia nie omija nawet najspokojniejszych miejsc. - To moja wina - powiedziała. - Pozwalam mu po lekcjach przychodzić do mojego liceum. Walker pokręcił głową. - Nie wygłupiaj się. Winni są ci chłopcy, a nawet nie oni, tylko ci, którzy zarabiają na tym brudnym interesie - stwierdził. - A poza tym, to nie wydarzyło się w twoim liceum, tylko na boisku w podstawówce. - Tym gorzej - westchnęła. - Czy Tommy powiedział, co to za chłopcy? - Nie, ale nie sądzę, żeby chciał ich kryć. Zresztą nic u nich nie widział, więc nie ma sensu ich przesłuchiwać. To mogłoby ich wyłącznie spłoszyć... Prosiłem tylko, żeby poinformował mnie albo ciebie, gdyby coś takiego zdarzyło się raz jeszcze. Albo gdyby ktoś mu coś zaproponował... Daisy pokręciła głową. - Nie daję mu pieniędzy! Walker spojrzał na nią z pobłażaniem. - Och, Daisy! Pierwsze działki są za darmo... Spojrzała na niego z przerażeniem. Nie przyszło jej nawet do głowy, że Tommy może znajdować się w takim niebezpieczeństwie. - O Boże! - Przycisnęła dłoń do piersi. Walker odczekał chwilę, aż minie pierwszy szok. - Chciałbym cię spytać o coś jeszcze. Czy wiesz coś o Garym, tym koledze Tommy'ego? Daisy pokręciła głową. - Niewiele. Jest tu nowy. Nie poznałam jeszcze jego rodziców. Jego ojciec to podobno emerytowany wojskowy. - Potarła dłonią czoło. - Raz nawet zatrzymałam Gary'ego na kolacji. Jest bardzo grzeczny, ale jakiś taki... przygaszony. Nic dziwnego, stracił przecież dawnych kolegów. - Ile ma lat? - Trzynaście. - Jest o dwa lata starszy od Tommy'ego? Daisy wzruszyła ramionami. - Chodzą do jednej szkoły. Podstawówka i gimnazjum są w tym
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
samym budynku. Poznali się pewnie na boisku... Walker pokręcił głową. - Znowu boisko... Uważaj na niego, dobrze? - Nie sądzisz chyba, że kolega Tommy'ego jest zamieszany w handel narkotykami?! To przecież jeszcze dzieci... - Wiem. Mówię tylko o ostrożności - rzekł uspokajająco. Daisy milczała przez chwilę, jednak Walker czuł, że coś nie daje jej spokoju. W końcu chrząknęła. - Tak? - Nie posłużysz się tą sprawą, żeby mi zabrać Tommy'ego, prawda? spytała niepewnie. - Jaką sprawą? - No, tego, że nie zdołałam go upilnować. Aż otworzył usta, słysząc te słowa. - Po pierwsze, upilnowałaś, skoro nie zaczął jeszcze brać. A po drugie, nie sądzę, żeby w Waszyngtonie był bezpieczniejszy pod tym czy pod jakimkolwiek innym względem. Daisy odetchnęła z ulgą. - Pewnie masz rację. Prawdę mówiąc, dawno nie byłam w żadnym dużym mieście. - To masz szczęście. Ja opuściłem je jakieś dwanaście godzin temu i myślę, że to prawdziwe piekło w porównaniu z Trinity Harbor. Przypomniał sobie rozmowę z Rodneyem i pogrzeb Keishy. Skinęła ze zrozumieniem głową. - Powinieneś jeszcze porozmawiać z Tuckerem - zauważyła. - Prosił, żeby zgłaszać mu wszystkie tego rodzaju incydenty. - To znaczy, że wie o narkotykach? Cieszę się, bo to zawsze na początku jest szok... - Zadzwonić po niego? Już wstawała, ale Walker chwycił ją za rękę. - W tej sprawie nie ma pośpiechu - stwierdził. - Równie dobrze możemy to zrobić jutro. Nie psujmy sobie tak miłego i spokojnego wieczoru. Nie zdajesz sobie sprawy, jak rzadko zdarzają mi się takie chwile. Daisy patrzyła na niego ze zdziwieniem. I on to nazywa spokojem? Była kłębkiem nerwów! Najchętniej zaczęłaby działać natychmiast i
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pobiegłaby wyciągnąć z łóżek tych chłopców, którzy handlowali narkotykami czy choćby tylko o nich rozmawiali... Nagle, kiedy spojrzała w niebo, dostrzegła spadającą gwiazdę i poderwała się na równe nogi. - Szybko, pomyśl jakieś życzenie! - rzuciła podekscytowana. Walker spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem. - Co takiego? - Gwiazda spada! - Daisy zacisnęła powieki. - Ciekaw jestem, czego sobie życzyłaś - usłyszała po chwili głos Walkera. - A ty? - Skąd wiesz, że w ogóle czegoś sobie życzyłem? Tylko pokręciła z dezaprobatą głową. - Gwiazdy spadają bardzo rzadko - wyjaśniła. - Nie można zmarnować takiej okazji. - Życzyłem sobie, żeby było więcej takich wieczorów - odparł niezbyt poważnym tonem. - Nie wygłupiaj się. - Wcale się nie wygłupiam. Zwykle siedzę zamknięty w swoim mieszkaniu i wsłuchuję się w świst kul. - Co takiego?! W twojej dzielnicy?! - No, powiedzmy, że trochę przesadziłem - przyznał. -Ale znowu nie tak bardzo. Mieszkam w przyzwoitym sąsiedztwie, ale pracuję w różnych zakazanych dziurach. Policja może się tam zapuszczać tylko trójkami, i to z zachowaniem największej ostrożności. Daisy przypomniała sobie, że nawet Tucker gryzł się z powodu przestępstw w Trinity Harbor. O ileż gorsze musiało to być dla policjanta z Waszyngtonu. - Masz ciężką pracę - westchnęła. - To prawda, ale zdarzają się też chwile triumfu - powiedział zgodnie z prawdą. - Teraz jednak musisz się czuć okropnie z powodu tej dziewczynki. Wiem od Frances. Bardzo mi przykro... - Mnie też - rzekł sucho. - Wczoraj był jej pogrzeb. Po prostu wściekłem się, czując własną bezsilność. Ale dopadnę tego mordercę ...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Naprawdę, bardzo się przejmujesz tym wszystkim - zauważyła. - Inaczej nie wytrzymałbym długo - stwierdził. - Nie słuchaj tego, co mówią w telewizji, że najlepsze gliny to robocopy bez serca. - Wiem, wiem. Tucker też to mówi. - Najgorsze jest to, że niektórzy przestępcy pozostają niewrażliwi na zło, nie są zdolni do zmienienia się. Nawet dzieci stają się zimne i nieczułe, kiedy wejdą w przestępczy światek. - Zamknął oczy. - Na przykład Rodney, ten chłopak, który widział, jak strzelano do Keishy. Na razie jest tylko świadkiem, ale jednak kryje przestępcę. Następnym razem to on może pociągnąć za spust... Chyba, że zajmie się nim jego matka. To bardzo prosta, ale rozsądna kobieta. - Boże święty! Myślisz, że jej się uda? - Nie wiem. Wychowuje go samotnie i musi sporo pracować. Kocha Rodneya, ale chłopiec spędza zdecydowanie za dużo czasu na podwórku... - Tutaj to nic złego - wtrąciła. Walker pokiwał głową. - W Waszyngtonie dzieci z dobrych domów praktycznie nie bawią się same. Wszystko odbywa się pod nadzorem rodziców. Pojawiły się nawet projekty, żeby wszczepić dzieciom specjalne chipy, które dokładnie informowałyby o miejscu ich pobytu. - To okropne! - Bardzo użyteczne z punktu widzenia policji. Daisy tylko potrząsnęła głową. Opowieść Walkera potwierdziła jej najgłębsze obawy. Nigdy nie pozwoli na to, żeby zabrał Tommy'ego do Waszyngtonu i wszczepił mu jakieś elektroniczne urządzenie! - I chciałbyś, żeby twój siostrzeniec wychowywał się w takim środowisku? Żeby nie mógł sam wychodzić na dwór? Żebyś bał się, czy miejsce, w którym się akurat znalazł, jest bezpieczne? Machnęła z oburzeniem ręką, ale Walker wstał i przyciągnął ją do siebie, obejmując od tyłu. Daisy próbowała się wyrwać, a przede wszystkim nie pokazać po sobie, jak bardzo jest podniecona. - Nie pozwolę na to - dodała, odsuwając się wreszcie od niego. - Za nic w świecie! - Spokojnie, przecież nie podjąłem jeszcze decyzji - rzucił. - A nawet, jeśli zabiorę Tommy'ego, to będzie mieszkał w przyzwoitej części
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
miasta i poślę go do dobrej szkoły... - Czyli prywatnej - dorzuciła. - Będzie cię na to stać? - Cóż, jeśli zajdzie taka potrzeba... Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale Walker położył palec na jej wargach. - Naprawdę cieszy mnie, że tak bardzo zależy ci na Tommym, ale przecież nie jestem waszym wrogiem - rzekł spokojnie, odgarniając niesforny kosmyk z jej policzka. Daisy poczuła, że jej serce bije jak szalone. Nagle świat wokół niej zawirował i zupełnie zapomniała o Tommym i związanych z nim problemach. Pożądanie, które dostrzegła w oczach Walkera, przyprawiło ją o dreszcze. Nigdy dotąd żaden mężczyzna nie patrzył na nią w ten sposób. Wciąż dotykał jej twarzy. Nagle przybliżył się i poczuła jego nogi przy swoich udach. Stało się jasne, jak bardzo jej pragnie. Co gorsza, ona też pożądała go bardziej niż czegokolwiek na świecie. To było czyste szaleństwo. Jednak świadomość takiej oceny nie zmniejszyła intensywności jej doznań. Może dlatego, że wcale tego nie pragnęła. Chciała nareszcie, choć raz, poczuć, że jest kobietą... Kiedy znowu ją pocałował, westchnęła z rozkoszy. Walker przyciągnął ją do siebie. Okazało się, że ich ciała cudownie się dopasowują. Jakby zostali stworzeni, żeby się do siebie przytulać. Ale Daisy chciała więcej. Czuła, że dłużej nie zniesie oddzielających ich warstw ubrań. Pragnęła mieć przy sobie nagie ciało Walkera. - Strasznie gorąco - szepnęła, rozpinając guziki jego koszuli. Poczuła pod dłonią nagą męską pierś. Odniosła wrażenie, że jego skóra płonie. Uczucie to stało się jeszcze intensywniejsze, kiedy przesunęła palce w stronę jego brzucha. Walker też zaczął rozpinać jej bluzkę i wkrótce poczuła na piersi chłodną wieczorną bryzę. Przyniosło to ulgę, ale nie zlikwidowało napięcia. Dłoń Walkera otarła się o jej biustonosz, a Daisy jęknęła cichutko z rozkoszy i przymknęła oczy. Nic jednak nie nastąpiło. Słyszała tylko ich nierówne oddechy i czuła powiew wiatru na skórze.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Kiedy ponownie otworzyła oczy, zobaczyła, że Walker patrzy na nią bezradnie, przesuwając dłonią po włosach. - Przepraszam - mruknął, wyraźnie zdumiony tym, co się stało. Chciało jej się śmiać. Koszula Walkera była wprawdzie rozpięta do końca, ale guziki jej bluzki były prawie nietknięte. Ciekawe, za co ją przepraszał? - Nie, to ja przepraszam. - Nagłe zawstydziła się swojego zachowania. - Sama nie wiem, co mnie napadło... Walker spojrzał jej prosto w oczy. - Nie, nie, to ja skorzystałem z okazji... Daisy uśmiechnęła się i wskazała jego koszulę. - Tak uważasz? Na ustach Walkera niespodziewanie pojawił się łobuzerski uśmiech. - Czułabyś się lepiej, gdybym ci rozpiął do końca tę bluzkę i może trochę poszarpał resztę odzieży? - spytał prowokacyjnie. - Prawdę mówiąc, tak. Walker roześmiał się. - To kiepski pomysł - westchnął. - Sytuacja i tak jest bardzo skomplikowana. - Czemu więc... - zaczęła, ale szybko ugryzła się w język. Sspojrzał na nią i już wiedział, co miała na myśli. - Na chwilę o tym nie zapomnieć? - dokończył. Daisy spuściła oczy. - Właśnie. Nie rozumiem, dlaczego się wycofałeś... Walker znowu westchnął głęboko. - Ponieważ nie powinienem wykorzystywać sytuacji, zwłaszcza jeśli mamy spędzać razem trochę czasu. Wszystko może nam się wymknąć spod kontroli. - Spuścił głowę. - A ja nie mam ci nic do zaoferowania. Mieszkam daleko i po zakończeniu tej sprawy pewnie już się więcej nie spotkamy. A ty nie jesteś kobietą, która interesuje się przypadkowymi znajomościami. . - Skąd ta pewność? - spytała prowokacyjnie, czując, że właśnie ma ochotę na coś szalonego i... przypadkowego. Po chwili jednak pokręciła głową. Nie, Walker ma rację. Sama wiedziała, że nie zaangażowałaby się w taki związek. Wynikało to z jej wychowania. Czasami żałowała, że tak jest, ale nie potrafiła się z tego wyzwolić. Tyle że przy Walkerze miała ochotę zapomnieć o systemie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wartości, który jej wpojono. Walker popatrzył na nią ze zdziwieniem. - Przecież jesteś nauczycielką! - stwierdził takim tonem, jakby było oczywiste, że nauczycielki nawet nie myślą o seksie. - Poza tym należysz do najstarszej rodziny w mieście... - Ale sama nie jestem stara - wtrąciła wbrew temu, co często czuła. - Nie, jasne, że nie - potwierdził natychmiast. - Ale pamiętaj, że twój brat jest szeryfem, a najlepsza przyjaciółka pastorem! Spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Boisz się Tuckera? Walker zachichotał, słysząc te słowa. - Nie, nie. Boję się tylko tego, że cię skrzywdzę i zniszczę ci reputację. - Do diabła z moją reputacją! - Daisy miała już dosyć tego słowa. Wystarczy, że wciąż powtarzał je ojciec, a teraz jeszcze Walker zaczął używać go jako wymówki. - Chyba żartujesz? - Wcale nie - mruknęła niechętnie. - Mam już dosyć bycia zawsze miłą i porządną panną Spencer. Raz w życiu chcę zrobić coś szalonego! - I potrzebny ci jest do tego ktoś obcy? - domyślił się Walker. - Żeby później móc łatwiej zapomnieć... Skrzywiła się, ale musiała przyznać, że w jego słowach tkwi ziarno prawdy. W końcu nie musiałaby widywać Walkera, tak jak spotyka czasem Billy'ego. Nie musiałaby się wstydzić swojej bezpłodności. - To nie do końca tak jest - zaczęła wyjaśniać, lecz zabrakło jej słów i urwała. - Ale mniej więcej? - zaczął się z nią przekomarzać. Daisy westchnęła, nie bardzo wiedząc, jak mu to wszystko wytłumaczyć. Niezwykle silne napięcie erotyczne między nimi było faktem, wcale nie musiała starać się go stworzyć. Ale z drugiej strony rzeczywiście odpowiadało jej to, że Walker nie pochodzi z Trinity Harbor. Niestety, istniał też inny aspekt całej sprawy. Z jej doświadczeń wynikało, że mężczyźni zwykle biorą to, co się im daje. Billy nie troszczył się o jej reputację, kiedy w swoim starym samochodzie pozbawił ją dziewictwa. Mogło to znaczyć, że mimo pożądania, które
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
dostrzegała w jego oczach, Walker wcale nie pragnął jej tak bardzo, jak to sobie wyobrażała... Trudno jej było w to uwierzyć... Może więc jest jedynym mężczyzną na świecie, który myśli, zanim coś zrobi? Dba nie tylko o własne przyjemności, ale też o to, żeby ona nie miała nieprzyjemności? Cechy te czyniły go jeszcze bardziej godnym uwagi niż dotychczas. Walker wyciągnął się na łóżku w gościnnym pokoju i spojrzał w sufit. Był spięty, przewracał się z boku na bok i nie mógł zasnąć. Teraz wyrzucał sobie, że zrobił wszystko, żeby odstraszyć Daisy. I po cholerę był taki szlachetny? Pamiętał jeszcze zachwyt w jej oczach, kiedy chciał po prostu zedrzeć z niej tę bluzkę i całą resztę ubrania. Kiedy się to wszystko zaczęło? Prawdopodobnie wraz z pierwszym pocałunkiem. Walker wiedział, że nie powinien tego robić, a jednak nie mógł się powstrzymać. Zwykle nie angażował się w związki z kobietami takimi jak Daisy. Wiedział doskonale, że nie może im dać zbyt wiele... Prawdę mówiąc, przy obecnym poziomie przestępczości w ogóle nie miał zbyt dużo czasu dla kobiet. Zwłaszcza dla takich z dobrych domów, których ojcowie i bracia pochodzili z Południa. Walker nie miał wątpliwości, że King Spencer przypomniałby sobie w odpowiednim momencie o starym zwyczaju oblewania smołą i wytarzania w pierzu kochanka, który skompromitował jakąś godną szacunku kobietę,. Sądząc po sposobie, w jaki przyglądano im się w barze Earlene, Walker mógł mieć pewność, że całe miasteczko będzie go miało na oku. King Spencer nie krył swego niezadowolenia z tego, że jakiś obcy, i w dodatku jankes, zatrzymał się u jego córki. Musi więc uważać... Zresztą sama Daisy sugerowała, że obawa przed jej bratem lub ojcem byłaby uzasadniona. Zaprzeczył, ale nie było to do końca szczere. Jednak najbardziej bał się samej Daisy, a konkretnie tego, jakie wywiera na nim wrażenie. Dlaczego, gdy tylko znalazła się w pobliżu, myślał wyłącznie o tym, jak przyjemnie byłoby ją całować i rozbierać? Nie miał pojęcia. Jak do tej pory nie reagował w ten sposób na żadną kobietę, nawet na swoją byłą żonę. Daisy posiadała jakąś cechę, która działała właśnie na niego. Nie była to tylko uroda, ale coś jeszcze, co wyczuwał w jej ruchach i głosie i co bardzo go pociągało.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nic z tego - mruknął pod nosem. - Nie poddam się. Powtórzył to sobie jeszcze parę razy przed zaśnięciem, a także kilkanaście minut po wstaniu, kiedy schodził na dół na śniadanie. „Nie poddam się" rozbrzmiewało jeszcze w jego głowie, kiedy Daisy odwróciła się od kuchenki i powitała go uśmiechem tak ciepłym, że rozpuściłby górę lodową. - Cześć - rzuciła wesoło. Miał ochotę powiedzieć, żeby się odczepiła i że nie da się nabrać na te jej radosne miny. - Cześć - odpowiedział kwaśno. - Napijesz się kawy? - Tak, poproszę. - Cukier? Mleczko? - Nie, dzięki. - Powinnam się była domyślić. - Czego? - Walker spojrzał na nią z urazą. - Nieważne. - Machnęła ręką. - Co zjesz na śniadanie? Odwróciła się do kuchenki, ale niestety, spodnie, które miała na sobie, opinały jej kształtne pośladki. Zamiast bluzki założyła sweterek, którego nie można było, co prawda, rozpiąć, ale za to można było zdjąć po prostu jednym ruchem... - To co wszyscy. - Ja jem owoce z płatkami i otrębami, a Tommy naleśniki poinformowała. - Co wolisz? - Naleśniki - odparł i wypił łyk kawy, którą mu podsunęła. Kawa była ciemna i mocna. Właśnie taka, jak lubił. Ta cała Daisy stanowiła wspaniały materiał na żonę. Szkoda, bo on nie planował małżeństwa. - Gdzie jest Tommy? - spytał, próbując oderwać wzrok od kobiecej sylwetki, a konkretnie jednego jej szczegółu. - Przy łódce - wyjaśniła. - Biega tam, gdy tylko wstanie. Powiedziałam mu, że na śniadanie go zawołam. - Powinien ci pomóc - zauważył. - Pomógł. Nakrył do stołu. Co wyjaśniało, dlaczego noże i widelce leżą na złych miejscach, a serwetki są pogniecione.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Skoro już zaczął, powinien to zrobić dobrze - ciągnął Walker. Założę się, że ciebie inaczej uczono... Daisy wzruszyła ramionami. - W moim domu stół nakrywała służba. - Ale jestem pewien, że nauczono cię, jak to się robi. I że ty zrobiłabyś to znacznie porządniej. Popatrzyła na niego, mrużąc oczy. - Niewątpliwie. Nie wiem tylko, dlaczego nagłe zacząłeś się czepiać. - Po prostu uważam, że nie wolno pozwalać dziecku na takie niedbalstwo - zrzędził. - Nastąpi ogólne rozprzężenie i nagle Tommy zacznie przynosić złe stopnie... - Nie widzę związku. Poza tym bardzo dbam o jego naukę. - To świetnie - zaczął się wycofywać. - A wiesz przynajmniej, jakie ma stopnie? - drążyła. - Jak do tej pory, nie interesowałeś się tym... - Właśnie, jakie? - zapytał, ze szczerą ciekawością. - Bardzo dobre - odrzekła z triumfem. - Ostatnio znowu dostał piątkę z matematyki. Co prawda, nie ma już szansy na szóstkę, bo po śmierci matki bardzo się opuścił, ale jeśli jeszcze trochę popracuje, może dostać piątkę na koniec roku. Z innych przedmiotów jest tak samo. - No tak, pod twoją światłą opieką... - Walker! Patrzył na nią przez chwilę, a potem spuścił głowę. - Przepraszam, wstałem dziś chyba lewą nogą - mruknął. - A dobrze spałeś? - spytała, zanim zdała sobie sprawę z niestosowności tego pytania. Mina Walkera świadczyła o tym, że poczuł się urażony. Nie dość, że długo nie mógł zasnąć, to jeszcze spał fatalnie. We śnie prześladowała go Daisy z rozpiętymi wszystkimi guzikami bluzki, a nawet haftkami od biustonosza... - Pójdę pomóc Tommy'emu - westchnął, kierując się do drzwi. - Nie trzeba. Zawołaj go tylko na śniadanie. Walker wyszedł przed dom i zrobił, o co go prosiła. Kiedy wrócił, Daisy kładła już kolejny naleśnik na talerzu. - Zjesz, jak Tommy, z kremem czekoladowym, czy wolisz dżem?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dżem - odparł. - Powiedz, sprawia ci to przyjemność, prawda? - Co takiego? - Doprowadzanie mnie do wściekłości. - Niemal zgrzytnął zębami. Daisy tylko wzruszyła ramionami. - Do niczego cię nie doprowadzam. - Wydęła wargi. -Miałam wrażenie, że byłeś w kiepskim nastroju już kiedy zszedłeś. Walker zacisnął pięści. Jeśli udaje, że nie rozumie aluzji, to musi powiedzieć jej to wprost. - Do diabła, Daisy! Nie możemy wdać się w romans. Odwróciła się do niego od kuchenki i uśmiechnęła promiennie. - Skoro tak twierdzisz. - Właśnie tak! - powiedział zdecydowanym tonem. - Dobrze. - Cieszę się, że to rozumiesz... - Ja też. Dzięki temu unikniemy komplikacji, prawda? -Spojrzała mu prosto w oczy. Walker poczuł mrowienie na plecach. Ogarnęła do gwałtowna fala pożądania, nie zamierzał jednak jej ulec. - Właśnie. Zrobił krok w kierunku Daisy, chcąc ją chociaż pogłaskać po karku. Żadnych pocałunków. W tym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem i w kuchni pojawił się Tommy. - Uff, chwila odpoczynku! - westchnął głośno chłopiec. - Jestem głodny jak wilk.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
sc
an
da
lo
us
Niedzielne obiady w Cedar Hill stanowiły tę część rodzinnej tradycji, której żadne z rodzeństwa nie śmiało lekceważyć. King bezwzględnie wymagał obecności i z rzadkimi wyjątkami, takimi choćby jak w ostatnim tygodniu, kiedy to u Daisy pojawił się Tommy, wszyscy o oznaczonej godzinie stawiali się karnie w jego jadalni. Daisy spodziewała się jednak, że dzisiejszy obiad przyniesie wszystko, co najgorsze. Ojciec, co prawda, zgodził się gościć Walkera i jej podopiecznego, ale nie krył swego niezadowolenia z ich obecności. Teraz musiała jeszcze poprosić Walkera, by z nią tam poszedł, co w świetle jego porannego zachowania również mogło okazać się dosyć nieprzyjemne. Wyszła na dwór, żeby go poszukać. Pracował przy łodzi z Tommym, który nawet nie przebrał się po nabożeństwie. Skrzywiła się na widok trocin, oblepiających jego czarne spodnie, ale uznała, że przełoży tę sprawę na inny dzień. Teraz musiała porozmawiać na temat wizyty w Cedar Hill. Zacznie rozmowę tak, jakby to, że pojadą razem na obiad, już od dawna było oczywiste. Ta szkolna metoda mogła jednak w przypadku Walkera nie dać odpowiednich skutków. Ale trudno, nie miała innego wyboru. - Wyjeżdżamy za godzinę - powiedziała, starając się nie zwracać uwagi na mięśnie Walkera, widoczne pod opiętym t-shirtem. Zignorowali ją zupełnie. - Nie słyszeliście? Mówiłam, że za godzinę powinniśmy wyjechać. - Dobra. - Tommy nawet nie podniósł głowy znad łódki. Jednak Walker popatrzył na nią i dopiero teraz dotarł do niego sens jego słów. - Dokąd wyjeżdżamy? - spytał podejrzliwie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Do Cedar Hill. Zmarszczył brwi, jakby usiłował sobie coś przypomnieć. Daisy nie chciała ułatwić mu zadania. Niech sam się pomęczy. - Do twojego ojca? - skojarzył wreszcie. - Po co? - Na obiad - wyjaśniła krótko. - Jedźcie we dwójkę - mruknął Walker. - Zjem coś w mieście... Dopiero w tym momencie Tommy także uniósł głowę i popatrzył na nią prosząco. - A ja mogę zostać z wujkiem? Kupię sobie jakąś zapiekankę z kieszonkowego. Daisy spojrzała na nich groźnie. - Wy-klu-czo-ne - wycedziła. - Jedziemy wszyscy razem. Mój ojciec nas oczekuje. - Ale... - Walker zdążył otworzyć usta. - Sama nie pojadę. Skoro jesteśmy tu razem, musimy pojechać w trójkę. King będzie chciał mnie o wszystko wypytać. - To może w ogóle nie jedźmy - zaproponował Walker. - Postawię ci obiad albo nawet sam spróbuję coś ugotować. Nie jestem najlepszym kucharzem, ale jakoś sobie poradzę. Mogę zrobić zapiekanki... - A poza tym mamy jeszcze ciasta! - cieszył się Tommy. - Są naprawdę pyszne! Daisy postanowiła nie zwracać uwagi na pochlebstwa i zagrać kartą atutową. - Będziesz mógł porozmawiać z Tuckerem - zwróciła się do swego gościa. - Moi bracia też tam będą. - Jesteś pewna? - zawahał się Walker. - Oczywiście. To tradycja klanu Spencerów. Walker pokiwał głową, a następnie poklepał siostrzeńca po plecach. - Niech będzie, możemy iść. Dobra robota, pochwaliła siebie w duchu i szybko poszła do domu, starając się ukryć uśmiech. Dopiero po chwili zauważyła, że Walker idzie tuż za nią. - Niech ci się nie wydaje, że wygrałaś - szepnął. Obróciła się w jego stronę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Więc jak nazwiesz to, co się przed chwilą stało? - spytała prowokacyjnie. - Powiedziałbym, że to rozsądny kompromis. Ty będziesz miała swoje rodzinne spotkanie, a ja pogadam z Tuckerem. Mam nadzieję, że twój ojciec dobrze gotuje. - Nie wygłupiaj się! Ma kucharkę. - No, to kucharka... - mruknął. Daisy wzruszyła ramionami. - Najważniejsze, że jedziemy we trójkę. Sam przyznasz, że nie było łatwo cię namówić. No, ale udało mi się wygrać... - Czy wszystko między nami będzie teraz polegać na rywalizacji? zaciekawił się. - To zależy od ciebie - odparła, mierząc go wzrokiem. - A może wolisz poddać się od razu? - Poddać się? - powtórzył, jakby w ogóle nie znał tych słów i nie wiedział, co one znaczą. - Jak chcesz. - Potrząsnęła głową. - Zawsze lubiłam wyzwania i umiem radzić sobie z ludźmi. A ty? Ruszyła do kuchni, zanim zdążył jej odpowiedzieć, ale była pewna, że słyszy zduszony śmiech Walkera. A może jednak był to wyraz porażki, jęk człowieka, który zrozumiał, że nie ma szans z kobietą, której nie doceniał? Walker unikał Daisy przez następną część popołudnia. Ta kobieta grała z nim w jakąś grę, której reguł nie znał, ale doskonale wiedział, czym to się zakończy. W końcu znajdzie się w jej łóżku, a potem oboje będą tego żałować. - Czy pokłóciłeś się z Daisy? - spytał Tucker, który był uważnym obserwatorem, a może tylko troskliwym bratem. Walkerowi udało się w końcu być z nim sam na sam. Obiad przebiegł w napiętej atmosferze, w niemal zupełnym milczeniu, przerywanym jedynie luźnymi i bezsensownymi uwagami. King co jakiś czas spoglądał nieżyczliwie na Tommy'ego i jego wuja, a Bobby i Tucker patrzyli cały czas w talerze. Jedynie Daisy próbowała stawić ojcu czoło - Nie, myślę, że chodzi o Tommy'ego - odparł Walker, nie chcąc wyjaśniać całej skomplikowanej sytuacji. - Chciałem z tobą porozmawiać o czymś innym...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- To znaczy? - O narkotykach. To jedno słowo spowodowało, że Tucker zamienił się w słuch. - Mianowicie? - Czy macie tutaj z nimi jakieś kłopoty? - Tak jak wszędzie... W dodatku domyślamy się, kto za tym stoi. Problemem, też tak jak wszędzie, jest tylko znalezienie dowodów... Dlaczego pytasz? - Tommy pytał mnie wczoraj o marihuanę - Wyjaśnił Walker. - Nie wiedział, co to jest, więc się z niego śmiali. - Cholera! Mówił ci, kto to był? - Jacyś chłopcy z liceum. - Lepiej będzie, jak sam z nim porozmawiam. Może przypomni sobie jakieś szczegóły. Do tej pory dealerzy nie wchodzili do szkół... Powinienem ostrzec dyrektora i nauczycieli... - Daisy już nie musisz - rzucił Walker. — Zaczekaj, poszukam Tommy'ego. Niestety, Tucker nie dowiedział się nic więcej. Tommy jedynie powtórzył obietnicę, że natychmiast się do niego zgłosi, jeśli znowu zetknie się z tą sprawą. - Mogę już iść? - spytał na koniec chłopiec. - Jasne - westchnął szeryf. - Tylko pamiętaj, że czekamy na informacje. A potem, kiedy Tommy zniknął w głębi domu, rzucił jeszcze jedno przekleństwo. - Tak, ciężka sprawa - mruknął Walker. - Nigdy bym się nie spodziewał, że może dotyczyć także takiego miasteczka jak Trinity Harbor. - Na szczęście łatwiej nam monitorować cały proceder. Mamy informacje od rodziców. Teren jest mały, więc prościej wyśledzić dealerów i ich ewentualnych mocodawców... Niestety, mimo to nie udało nam się pozbyć tej zarazy - przyznał na koniec Tucker, zaciskając pięści w bezsilnej złości. - Bo pewnie nie da się tego zrobić - stwierdził Walker. - Ale warto próbować. - Szeryf uniósł głowę. - Dzięki za informację.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Powiem jutro moim zastępcom, żeby uważali na szkołę. Walker skinął głową. - To powinno pomóc. Rozmowa była już w zasadzie skończona, a jednak Tucker patrzył na niego tak, jakby chciał zapytać o coś jeszcze. - Mów - rzucił Walker. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale chciałbym wiedzieć, czy zdecydowałeś już coś w sprawie Tommy'ego - wyjaśnił. - Widzę, że moja siostra strasznie się tym przejmuje. - Nie, wciąż się zastanawiam. Tucker spojrzał na niego prosząco. - To nie może trwać wiecznie... Walker skinął głową na znak, że też tak myśli. - I mam nadzieję, że Daisy nie będzie cierpiała - dodał jeszcze jej brat. Tym razem Walker zaprzeczył. - Tego nie mogę zagwarantować. - Ale chciałbym wierzyć, że przynajmniej będziesz próbował. Daisy rozumie, że życie nie składa się z samych przyjemności. Chcę tylko, żebyś myślał także o niej. - O niej czy o waszym ojcu? - Walker spojrzał mu prosto w oczy. Na ustach Tuckera pojawił się lekki uśmiech. - Jeśli idzie o ojca, to możesz robić, co ci się podoba - rzucił lekkim tonem. King przez resztę dnia żałował tego, że zgodził się na wizytę chłopca i jego wuja. Coś się działo między tą dwójką a jego córką, a on nie był w stanie dociec, o co chodzi. Przede wszystkim, nie podobał mu się sposób, w jaki ten Ames patrzył na Daisy. Tak, jakby była główną nagrodą w jakimś konkursie, który miał zamiar wygrać. Niechętnie też patrzył na konszachty Tuckera z przyjezdnym. Obaj policjanci szybko doszli do porozumienia i zaczęli coś knuć za jego plecami. Wyszli nawet na dwór, a ponieważ żaden z nich nie palił, King uznał, że chodziło wyłącznie o rozmowę. Co gorsza, po nieprzyjemnej niedzieli przyszedł upiorny poniedziałek. King, jak zwykle, zaprosił na kawę dobrane grono przyjaciół. Ale ci, zamiast ukoić jego nerwy, interesowali się wyłącznie jego córką i tym
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
jankesem. - Widziałem ich w sobotę - rzucił Pete Yates. Pete przekazał niedawno swoją firmę ubezpieczeniową synom i, zdaniem Kinga, miał teraz zdecydowanie za dużo czasu. - I co z tego, prawda? - mruknął. Przyjaciel potrząsnął głową. - Nie, nic. Szli razem i wyglądali zupełnie jak rodzina... - Uważaj na to, co mówisz, stary. - King omal nie poderwał się z miejsca. - Moja córka nie ma nic wspólnego' z tym jankesem. Tyle że, prawda, jego siostrzeniec zatrzymał się u niej... na jakiś czas... - A ja słyszałem, że jego wuj też się u niej zatrzymał - zauważył ten stary półgłówek Donnie Williams. King spojrzał na niego tak, jak na to zasługiwał. - A jak, twoim zdaniem, mógłby się zaprzyjaźnić z tym bachorem, żeby go potem, prawda, zabrać?! To wcale nie znaczy, że coś go łączy z moją córką. Donnie, który prowadził sklep z paszami i bardzo zależało mu na Kingu jako kliencie, od razu zaczął się wycofywać. - A czy ja mówię, że łączy? Przecież wszyscy wiedzą, że ze świecą szukać porządniejszej dziewczyny niż Daisy. King skinął z satysfakcją głową. - Właśnie. I niech nikt mi tu, prawda, nie mówi nic innego... - Jasne, że nie - zgodził się Pete, poruszając głową jak idiotyczna zabawka, którą coraz częściej można było zobaczyć na tylnych półkach samochodów. - Oczywiście - dodał zaraz Donnie. King spojrzał na nich z satysfakcją. Bał się jednak, że dwóch starych przyjaciół nie wystarczy, żeby uciszyć plotki. Zwłaszcza, że zajmowały się nimi głównie kobiety, a nie starsi panowie. Mężczyźni jedynie powtarzali to, co usłyszeli. Jeśli ten Walker będzie tu przyjeżdżał i pokazywał się z jego córką na mieście, plotki nie ucichną. Co gorsza, mogą dojść nawet do rady szkoły, a wtedy Daisy może mieć kłopoty. Moralność nauczycieli była w szkole sprawą pierwszoplanową. Co prawda, King był pewny, że dzięki jego znajomościom córka zdołałaby zachować pracę, ale nie miał najmniejszej ochoty wykorzystywać ich w tej sprawie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Sama powinna się opamiętać i jak najszybciej pozbyć się zarówno siostrzeńca, jak i jego wuja. Kiedy wyszedł od Earlene, postanowił wstąpić po drodze do opieki społecznej. Chciał porozmawiać z Frances. Przecież jej również powinno zależeć na pracy... Zastał ją w biurze. Siedziała za biurkiem, na którym piętrzyły się przeróżne papiery. Rozmawiała właśnie przez telefon, żadna jednak sprawa nie mogła być tak ważna, jak to, z czym przyszedł King. Znosił jej bezczelność przez jakiś czas, kręcąc się na swoim miejscu, ale w końcu nie wytrzymał. - Odłóż, do cholery, tę słuchawkę! Mam ci, prawda, coś do powiedzenia! Spojrzała na niego łagodnie. - Przepraszam, ale mam tutaj jakiegoś awanturnika - poinformowała rozmówcę. - Awanturnika? - podniósł głos. - Wiesz, z kim rozmawiasz?! Zasłoniła słuchawkę dłonią. - Posłuchaj, King. Jeśli będziesz siedział przez chwilę cicho, to załatwię tę sprawę raz dwa. Ale jeśli będziesz mi przeszkadzał, potrwa to znacznie dłużej. King wymamrotał coś, ale usiadł spokojnie. Frances zawsze działała mu na nerwy. Pamiętał, że jeszcze w przedszkolu sprzeciwiała się grupie chłopaków, którą dowodził. Mieli kiedyś nawet taki plan, żeby przywiązać ją do pala i oskalpować, ale głupi Pete się przestraszył i wygadał wszystko wychowawczyni. Kto wie, może miałby z nią teraz spokój. Ale niestety, to, że pomysł wcale nie był taki głupi, okazało się dopiero po latach. Niektórzy gadali potem w szkole, że Frances Riley podkochuje się w nim. Ale King doskonale wiedział, że interesuje ją jedynie Skeet Jackson. To prawda, że Skeet był świetnym mechanikiem, ale później okazało się, że jest chory na serce. No i co? Umarł niedługo po ukończeniu pięćdziesiątki i nawet nie zostawił jej dzieci. Chociaż, biorąc pod uwagę ostatnie problemy Kinga, nie było to może takie złe... Spojrzał na Frances, która specjalnie przeciągała rozmowę, żeby mu
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zagrać na nerwach. Wciąż świetnie wyglądała, chociaż włosy miała zupełnie siwe. To, że nie próbowała ich farbować, uważał tylko za plus. No, ale ta sylwetka, ten biust... King zawsze lubił kobiety o nieco pełniejszych kształtach. Gdy zauważył, w jakim kierunku zmierzają jego myśli, spróbował je od siebie odepchnąć. Przyszedł tu, żeby porozmawiać o Daisy, a nie zaprosić Frances na kolację w Moosey Lodge... Wciąż był nieco zmieszany, kiedy Frances wreszcie odłożyła słuchawkę i spytała, o co mu chodzi. Gdyby powiedział prawdę, pewnie wezwałaby Tuckera, żeby aresztował go za publiczną obrazę moralności. - Chciałem porozmawiać, prawda, o mojej córce - odparł w końcu, starając się skoncentrować na tej sprawie. Rileyowie wciąż spierali się ze Spencerami o to, która z rodzin pojawiła się w Trinity Harbor pierwsza. Dzieliła go więc od Frances prawdziwa przepaść. - O czym konkretnie? - spytała, specjalnie udając, że go nie rozumie. - Ten chłopiec do niej nie pasuje. Spojrzała na niego tak, jakby dopiero teraz go dostrzegła. - Tak uważasz? - Przecież sama doskonale o tym wiesz. - Wyciągnął oskarżycielsko palec w jej stronę. - Nic podobnego. Tommy znacznie lepiej funkcjonuje, od kiedy u niej mieszka. Poprawiły się nawet jego stopnie w szkole, i to bardzo. - Czy wiesz, co ludzie gadają? - przerwał jej. - Nie, ale zaraz się dowiem - rzekła z westchnieniem. - Chociaż nie sądziłam, że dożyję dnia, kiedy King Spencer zacznie rozpowszechniać plotki o kimś z własnej rodziny. - Wcale ich nie rozpowszechniam. Jednak muszę je, prawda, powtórzyć, żebyś w końcu coś w tej sprawie zrobiła. - Sam powinieneś wiedzieć najlepiej, że plotek nie można powstrzymać. Jak nie te, to będą inne... - Można - powiedział twardo. - Ale pod warunkiem, że ludzie nie będą, prawda, mieli o czym gadać. - Więc co takiego zrobiła Daisy? - Naprawdę muszę ci mówić? - żachnął się.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Frances zmrużyła lekko oczy, przez co wydała mu się jeszcze ładniejsza i bardziej tajemnicza. - Skoro nie wiem, o co chodzi, to chyba powinieneś... King zmarszczył brwi. - Naprawdę uważasz, że nic się nie stało? - Nie, nic. - Po prostu zamieszkała z tym... tym obcym. - To słowo zabrzmiało w jego ustach jak obelga. Frances roześmiała się krótko. - Więc o to ci chodzi! Nie podoba ci się Walker Ames. Czy to dlatego, że pochodzi z Waszyngtonu? King aż zadrżał, kiedy mu o tym przypomniała. - Już samo to wystarczy, żeby go zdyskwalifikować jako gościa. Poza tym, prawda, jest policjantem! - Tak jak twój syn - przypomniała mu. - To wspaniały zawód, a z tego, co słyszałam, Walker cieszy się w pracy sporym uznaniem. King zmełł w ustach przekleństwo. - Tucker powinien hodować bydło - mruknął. - A poza tym nie o to chodzi. - Więc może o to, że Walker jest bardzo przystojny i seksowny? - Frances! - oburzył się tak, jakby powiedziała jakieś brzydkie słowo. - To, że mam pięćdziesiąt dziewięć lat, wcale nie znaczy, że tego nie dostrzegam. - Kobiety, prawda, nie rozmawiają o takich rzeczach. Frances wybuchnęła śmiechem. - A dżentelmeni, tacy jak ty, nie zastanawiają się, która z turystek, odwiedzających nasze piękne miasteczko, ma silikonowe implanty, a która nie? - spytała przekornie. - Oczywiście - odparł i odruchowo zerknął w górę. Zawsze uczono go, że za jawne kłamstwo Bóg zsyła karę w postaci natychmiastowego pioruna. - I kogo chcesz nabrać, King? Przecież tylko po to chodzisz z kumplami do Earlene, bo nie zależy ci chyba na jej kiepściuchnej kawie...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Niestety, Frances miała rację, chociaż King nigdy by się do tego głośno nie przyznał. - Odeszliśmy trochę od głównego tematu - zauważył. - Powiedz lepiej, co zrobisz, żeby ocalić, prawda, reputację mojej córki? - Nic - odparła. - Nic?! - Tak, dobrze słyszałeś. Być może, gdybyś bronił Daisy, zamiast spiskować za jej plecami, jakby rzeczywiście zrobiła coś złego, jej reputacja wcale nie byłaby zagrożona. Ludzie w miasteczku bardzo liczą się z tym, co mówisz, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego. - Spencerowie zawsze dawali wszystkim dobry przykład - rzekł dumnie. - I Daisy poszła w ich ślady - stwierdziła Frances. - Przecież spełniła dobry uczynek. Zajęła się małym chłopcem i doprowadziła do tego, że w jej domu poczuł się dobrze. Co więcej, nie jest na tyle egoistyczna, żeby myśleć tylko o sobie, więc kiedy okazało się, że Tommy ma wuja, nie starała się go odsunąć. Wiedziała, że tak będzie lepiej dla dziecka. I kto tutaj powinien się wstydzić? King nigdy nie myślał o tym wszystkim w ten sposób. Wciąż nie miał przekonania, co do słuszności postępowania Daisy, ale przy takim postawieniu sprawy jego córka wyrastała na bohaterkę! Do pełni jego szczęścia brakowało tylko tego, żeby przekazała chłopca prawowitemu opiekunowi. - Jeśli moja córka ucierpi, prawda, z powodu tej całej historii, to ciebie będę za to winił - powiedział na koniec, podnosząc się z krzesła. - Będę o tym pamiętać. Już miał wyjść, ale zatrzymał się jeszcze przy drzwiach. - Masz, prawda, jakieś plany na jutrzejszy wieczór? Spojrzała na niego, wyraźnie zdziwiona. - Co takiego? - Ogłuchłaś czy co?! Pytałem o twoje plany na jutrzejszy wieczór. Frances pokręciła głową. - Nie mam żadnych. A dlaczego pytasz? - Słyszałem, że lubisz grać w bingo. Nie przepadam wprawdzie za hazardem, ale mogę cię gdzieś zabrać...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Zobaczył, jak zadrżały jej wargi, ale Frances się nie roześmiała. Gdyby to zrobiła, uciekłby, nie czekając na odpowiedź. - Cóż, skoro mnie tak ładnie prosisz, nie mogę chyba odmówić westchnęła. - Najbliższy salon jest w Colonial Beach, tuż koło budynku pogotowia wodnego. - Cholernie daleko - mruknął. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na uśmiech. - Nic dziwnego, że się powtórnie nie ożeniłeś, King. Żadna kobieta by z tobą nie wytrzymała. Mary Margaret musiała być prawdziwym aniołem. - Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy, że możesz mnie zmienić rzucił defensywnie. - Jasne, że nie - zapewniła go. - To nie miałoby sensu po tylu latach... - Właśnie - stwierdził, wycofując się na korytarz. Dopiero wtedy, kiedy znalazł się w swoim pickupie, przyszło mu do głowy, że ta kobieta go obraziła. A poza tym nie załatwił sprawy, z którą tu przyszedł. Daisy spotkała się z Anną-Louise w pizzerii w poniedziałek wieczorem. Przyjaciółka od razu przekazała jej wiadomość o Kingu i Frances. Może lepiej, że przed jedzeniem, bo Daisy przynajmniej się nie udławiła. - Co takiego?! Jesteś pewna, że to prawda?! - Oczywiście - odrzekła pani pastor. - Zaprosił Frances do salonu bingo jutro wieczorem. Ponieważ Anna-Louise nigdy nie kłamała, choćby z racji swojego zawodu, pozostawała jeszcze możliwość, że się przesłyszała albo coś przekręciła. - Kto ci to powiedział? - Sama Frances, chociaż odniosłam wrażenie, że wciąż jest w szoku. Daisy pokręciła głową. - Nic dziwnego. Myślałam, że się z ojcem nienawidzą. Anna-Louise uśmiechnęła się do siebie. - Nienawiść często jest bliskim sąsiadem miłości - stwierdziła. - To dwie strony tej samej namiętności, która płonie w człowieku.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy wyprostowała się lekko. - Nie wiem, czy powinnaś mówić o namiętności. - Oczywiście - wtrącił Richard, siadając obok żony. - Jest przecież pastorem, a nie świętą. - Złożył na jej policzku gorący pocałunek. - A w dodatku bardzo seksowną kobietą. - Nie chcę nawet o tym słyszeć. - Daisy potrząsnęła głową. - Pastor Duncan nigdy nie mówił o seksie. - Kiedy przeszedł na emeryturę, miał już siedemdziesiąt pięć lat i wyglądał na bardzo uduchowionego - zauważył z uśmiechem dziennikarz. - Właśnie. - Daisy spojrzała najpierw na Richarda, a potem na jego żonę. - Czy nie powinnaś raczej przypominać mi, że powinnam iść ścieżką cnoty? Mąż Anny-Louise pochylił się w jej stronę z wyraźnym zainteresowaniem. - Po co? Czyżbyś miała zamiar z niej zboczyć? Na przykład ż Walkerem? Pani pastor dźgnęła męża łokciem. - Au! -jęknął. - Daj spokój. I tak go lubię... - Czy przyszedłeś tutaj na pizzę, czy po to, żeby plotkować? mruknęła Anna-Louise. - Nigdy nie plotkuję - oburzył się Richard. - Po prostu chcę ustalić fakty. - Nic z tego, o czym mówimy, nie nadaje się do twojej gazety. Chyba że masz zamiar wydawać jakiś brukowiec - powiedziała Daisy, wychylając się w stronę automatów do gry, gdzie powinien znajdować się Tommy. Stało tam paru jego kolegów, ale ponieważ wszyscy byli mniej więcej w tym samym wieku, Daisy stwierdziła, że żaden z nich raczej nie zajmuje się handlem narkotykami. - A jak ci idzie z Tommym? - zaciekawiła się pani pastor. - Bardzo dobrze, chociaż teraz to Walker jest jego bohaterem. - I jak sobie z tym radzi? Oczywiście wuj, a nie siostrzeniec - dodała szybko. Daisy potrząsnęła głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Mam wrażenie, że w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Czasami tak patrzy na Tommy'ego, jakby nie mógł uwierzyć, że to jego siostrzeniec. Wciąż wydaje mi się, że jest między nimi jakaś bariera. - Z powodu Walkera? - domyśliła się Anna-Louise. Daisy pokiwała smutno głową. - Chyba boi się cieplejszych uczuć. Atmosfera w jego rodzinie musiała być dosyć chłodna, chociaż z całą pewnością zależało mu na siostrze. Być może Beth odeszła z domu właśnie dlatego, że znalazła to coś, czego brakowało jej w życiu rodzinnym... - Zamyśliła się na moment. - Jak widzisz, sytuacja jest dosyć skomplikowana. - Raczej typowa w naszych czasach - stwierdziła pani pastor. Zwłaszcza że po rozwodzie Walker zapewne obawia się nowej rodziny. To dodatkowo zwiększa dystans między nim, i Tommym. Oraz tobą dodała po chwili wahania. - Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała Daisy, trochę się czerwieniąc. Czyżby przyjaciółka zauważyła, co dzieje się między nią a Walkerem? - Nic szczególnego. - Anna-Louise potrząsnęła głową. - Widziałam go. Jest bardzo przystojny. Wydaje mi się więc, że powinnam cię ostrzec. - Dobrze, czuję się ostrzeżona - Daisy odetchnęła z ulgą. - Nie mam żadnych złudzeń. - To dobrze. - Przyjaciółka spojrzała na nią wzrokiem pełnym troski. - Sytuacja i tak jest ryzykowna. Daisy zmarszczyła brwi. - Dlaczego? Czy nie mogę po raz pierwszy w życiu posłuchać głosu serca? - Chodzi ci o Tommy'ego czy o Walkera? Daisy wolała uniknąć bezpośredniej odpowiedzi. - Posłuchajcie - zwróciła się do małżonków - próbuję tylko pomóc zagubionemu chłopcu. Wiem, że ryzykuję, ale Anna-Louise sama mówiła w kazaniu, że wszystko, co w życiu ważne, może spowodować ból. Richard zwrócił się do żony. - To prawda.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Pani pastor pokręciła głową. - Nie sądziłam, że wykorzystasz przeciwko mnie moje własne słowa. Dobrze, w następną niedzielę będą same czytania z Biblii. A ty... rób, co chcesz. - I nie będziesz potem mówiła, że mnie ostrzegałaś? - upewniła się jeszcze. - Co to, to nie. - Przyjaciółka pokręciła głową. - Jak zauważył mój mąż, jestem pastorem, a nie świętą. Mimo tych słów Daisy wiedziała, że Anna-Louise pierwsza pospieszy jej z pomocą, kiedy okaże się to niezbędne. Nawet jeśli sama sprowadzi na siebie kłopoty.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
sc
an
da
lo
us
W sobotę rano Daisy usiadła na tarasie z filiżanką herbaty i zaczęła przyglądać się swojemu podwórku. Walker miał przyjechać dopiero za parę godzin, mogłaby więc wykorzystać ten czas na porządki. Ostatnio wszystko zaniedbała. Powinna nie tylko skosić trawę, co mógł zrobić Tommy, ale przede wszystkim zająć się kwiatami, a zwłaszcza rozrośniętymi dziko różami. Ładna pogoda utrzymywała się dostatecznie długo i należało się za to zabrać. Zwykle uwielbiała wiosnę i budzące się o tej porze roku życie. Lubiła pracować w ogrodzie, wdychając zapach świeżej ziemi. Cieszył ją nawet ból mięśni, który czuła wieczorem, a zadbane rośliny stanowiły przedmiot jej dumy, zwłaszcza kapryfolium, oplatające pergolę wokół tarasu. Jednak dzisiaj nie miała ochoty na pracę w ogrodzie. Wolała, żeby Walker nie zastał jej spoconej w pobrudzonych ogrodniczkach. Ale bezczynność nie leżała w jej naturze, zaczęła się więc zastanawiać, czy jednak nie wysiać nasion polnych kwiatów albo kupić cynie i kosmee, co miała zamiar uczynić wcześniej. Kapryfolium niech sobie rośnie na razie jak chce, zajmie się nim w przyszłym tygodniu, ale nie może przecież pozwolić, by ogród wybujał tak jak jej emocje. - A właściwie czemu nie? - powiedziała głośno. Dopiła herbatę i szybkim krokiem poszła do kuchni. Zawołała Tommy'ego i opłukawszy kubek, odstawiła go na suszarkę. Przejawem jej buntu był nawet ten drobiazg, zwykle bowiem od razu wycierała wszystkie naczynia i odstawiała je na swoje miejsce. Porządna i czysta kuchnia świadczy dobrze o jej właścicielce. Takie przekonanie wyniosła z Cedar Hill. Niestety, jej myśli całkowicie zdominował Walker, mogła więc
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pożegnać się z idealnym ładem w kuchni, a może też z innymi rzeczami tego rodzaju. - O co chodzi? - spytał Tommy, patrząc na nią ze zdziwieniem. - Jedziemy na zakupy - odparła. Chłopiec cofnął się do drzwi, jakby chciał zagrodzić jej drogę, i popatrzył na nią z nadąsaną miną. - Przecież zaraz przyjedzie wujek! Daisy pokręciła głową. - Zdążymy - stwierdziła. - A jeśli nawet nie, to twój wujek ma klucz. - Ale przecież mamy spędzać czas razem... - I tak będzie - przekonywała go. - Jak tylko wrócimy... No, odsuń się. Chcesz, żebym skakała przez okno? Na ustach Tommy'ego pojawił się cień uśmiechu. Chłopiec odsunął się i sięgnął po mocną torbę, do której zwykle wkładali cięższe rzeczy. - Nie wiem, dlaczego nie mogę zostać - mamrotał. - Walker będzie rozczarowany, jak mnie nie zastanie. - Ale jesteś mi potrzebny - argumentowała Daisy. - Poza tym nie sądzę, żeby przyjechał przed jedenastą. Pamiętasz, jak było w zeszłym tygodniu? - No, dobra - Tommy zaczął zwijać torbę. Daisy pokręciła głową. - Zostaw to. Dostaniemy worki w sklepie. Tommy zrobił wielkie oczy. - To nie jedziemy po jedzenie? Daisy pomyślała, że jej lodówka pęka w szwach i że nic już się w niej nie zmieści. - Nie, po nasiona i ziemię na grządki. Chłopiec zrobił nadąsaną minę. - Nie jadę! To dobre dla bab. Założę się, że wujek nigdy nie zajmował się kwiatkami... Daisy już miała na końcu języka słowa: „to widać", ale w porę ugryzła się w język. Być może Walker lepiej potrafiłby zająć się swoim siostrzeńcem, gdyby wcześniej uczył się systematyczności i odpowiedzialności przy uprawianiu ogrodu. - Sam będziesz mógł go o to spytać - mruknęła, wychodząc. Tommy, chcąc nie chcąc, podążył za nią. Wyprowadziła samochód i wskazała chłopcu miejsce na tylnym siedzeniu. Po pół godzinie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
zatrzymali się przed sklepem ogrodniczym, w którym zawsze robiła zakupy. Właścicielka, Marcy Mann, zauważyła ich, gdy tylko weszli do środka, i pospieszyła w stronę Daisy. O tej porze roku jej śliczna opalenizna pochodziła zapewne z solarium, chociaż Marcy nie unikała słońca, pomimo ostrzeżeń, jakie nieustannie słyszało się w telewizji. - Dzień dobry, właśnie zastanawiałam się, kiedy cię tu zobaczę zwróciła się do stałej klientki. - Spóźniłaś się w tym roku. - Uśmiechnęła się do Tommy'ego. - A to pewnie ten młody człowiek, o którym tyle słyszałam. Będziesz pomagał Daisy przy kwiatach? - Wolałbym nie - mruknął chłopiec. - Jak widzisz, aż rwie się do pracy - roześmiała się Daisy. - Chodźmy do cieplarni - zaproponowała Marcy. - Odłożyłam dla ciebie kilka bardzo ładnych sadzonek. Daisy pokręciła głową. - W tym roku postanowiłam spróbować czegoś innego. Właścicielka sklepu spojrzała na nią z bezbrzeżnym zdumieniem. - Na przykład, czego? - Chciałabym wysiać w trawie jakieś polne kwiaty i zobaczyć, jaki to da efekt. Mam ochotę na coś dzikiego i kolorowego. Marcy roześmiała się. - Najwyższy czas! Chodź, zobaczymy, co się da zrobić. Tylko musisz pamiętać, żeby wysiać je tam, gdzie nie będziesz kosić trawy. Mina Daisy trochę zrzedła. Nie pomyślała, że w wyniku jej pomysłu znaczna część pięknie utrzymanego ogródka po prostu zarośnie. - Co? Rezygnujesz? - spytała ją Marcy. - A niech tam. - Machnęła ręką. Tommy powlókł się za nimi i co jakiś czas niechętnie wrzucał kolorowe torebki do reklamówki, którą dostał od właścicielki sklepu. - Dobrze - powiedziała na koniec Daisy - możesz to zanieść do samochodu. Poproś jeszcze sprzedawcę o pięć worków ziemi do kwiatów. Chłopiec skinął głową. Marcy poprowadziła ją do altanki, której wiosną i latem używała jako biura. Rozłożyła szkicownik i zaczęła jej tłumaczyć, jak powinna
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wysiewać nasiona. - Do połowy czerwca powinnaś mieć w ogródku prawdziwą burzę kolorów - zakończyła. - To wspaniale! Nie doczekam się chyba! - Skąd ta nagła zmiana? - spytała Marcy zaciekawiona, podając jej rachunek. - Z nudów. Chcę zrobić coś nowego. - Rozumiem - właścicielka sklepu dotknęła swego opalonego czoła. - Nowy mężczyzna i nowy ogród! - Kogo masz na myśli? - Daisy spojrzała na nią przenikliwie. - No, Tommy'ego. I... i jego wuja. Daisy nie zdziwiła się, że nawet tutaj dotarły już wszystkie plotki. Co prawda, Marcy mieszkała za miastem, ale przyjeżdżała tu większość osób z Trinity Harbor. A ona umiała z nimi rozmawiać. Znała przecież swoich klientów od lat i dokładnie wiedziała, co ich interesuje. - Bez komentarza - westchnęła tylko. - Przecież wiesz, że nie mieszam się w twoje osobiste sprawy rzekła Marcy z miną niewiniątka. - Naprawdę? - Mhm. - Dzięki. - Daisy zaczęła się zbierać do wyjścia, ale właścicielka sklepu spojrzała na nią niespokojnie. - Do diabła! - zaklęła. - Jak wytłumaczę moim klientom, że byłaś tutaj i niczego się nie. dowiedziałam? Daisy z powrotem opadła na krzesło. - A przed kim niby masz się tłumaczyć? Marcy ciężko westchnęła i machnęła ręką. - E, przed paroma osobami - rzuciła zdawkowo. - Kiedy zobaczą twój nowy ogród, gotowi będą mnie rozszarpać. - Wobec tego przyślij ich do mnie - powiedziała słodko Daisy. Chętnie im wszystko wytłumaczę. - Niedoczekanie! Nie chcę stracić stałych klientów. Pożegnały się i Daisy ruszyła w stronę samochodu. Tommy siedział z tyłu z pochmurną miną. - Co cię ugryzło?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wujek przyjeżdża na tak krótko, a ja nie mogę się z nim nawet przywitać - rzekł głosem pełnym pretensji. - Nie przesadzaj, za dwadzieścia minut będziemy w domu. Niestety, kiedy znaleźli się na jej ulicy, już z daleka dostrzegli stojący przy krawężniku wóz Walkera. - Do licha - mruknęła pod nosem. Jej gość nie skorzystał z klucza, ale siedział rozparty w plecionym fotelu na tarasie. Na ich widok wstał i pomachał ręką. - Cześć! Gdzie byliście? - W jakimś głupim sklepie z kwiatami! - wybuchnął Tommy. - A gdzie one są? - zaciekawił się Walker. - W bagażniku, o ile Tommy nie podeptał ich wcześniej i nie wyrzucił. - powiedziała Daisy zamiast powitania. Chłopiec rzucił jej pełne niechęci spojrzenie, ale Walker położył uspokajająco dłoń na jego ramieniu. - Chodź, Tommy. Musimy się nimi zająć. - Chcę dalej pracować przy łódce. To niesprawiedliwe - powiedział chłopiec z żalem. - Najpierw obowiązek. - Byłabym wdzięczna, gdybyście zanieśli też ziemię na te grządki koło ogrodzenia. - Słyszałeś, Tommy? - Walker spojrzał na chłopca, który wciąż stał w miejscu. Jego siostrzeniec nawet nie drgnął i Daisy zrobiło się go żal. Wszyscy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, co począć. - Wobec tego idź do swego pokoju - rzekł surowo Walker. W oczach chłopca zalśniły łzy. - To niesprawiedliwe - wychlipał. - A sądzisz, że ty jesteś sprawiedliwy dla Daisy? Przemyśl to u siebie... Tommy spojrzał na nią z rozpaczą, oczekując pomocy, ale Daisy milczała. Uznała, że nie powinna wkraczać między Walkera i jego siostrzeńca. Po chwili Tommy wbiegł do środka, trzaskając za sobą drzwiami.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Przepraszam za tę scenę - zwrócił się do niej Walker. - Ale Tommy nie ma prawa zachowywać się w ten sposób. - Był zdenerwowany, bo chciał cię tu przywitać, a ja zabrałam go do sklepu. Walker pokręcił głową. - To żadne usprawiedliwienie. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. - Wiesz co? Mówisz tak, jakbyś był jego ojcem. Jakiś czas Walker milczał, zdziwiony tym, co powiedziała, a potem roześmiał się cicho. Zaraz jednak zmienił temat. - No więc co z tymi kwiatami? Zanieść je tam, gdzie ziemię? - Tak będzie najlepiej - odparła. Musiała przyznać, że z pomocą Walkera praca poszła jej znacznie szybciej. Przede wszystkim nie musiała dźwigać trzykilogramowych worków z ziemią. Poza tym Walker zajął się kopaniem i grabieniem, tak że ona sama wysiała tylko kwiatki według schematu, który naszkicowała jej Marcy. Po południu zrobiło się wręcz upalnie. Daisy była cała brudna, czego chciała uniknąć, i w dodatku męczyło ją pragnienie, ale jej ogródek nareszcie wyglądał tak jak powinien. Z przyjemnością myślała o wszystkich kolorowych kwiatach, które tu wyrosną. - Proponuję teraz gorący prysznic i lunch przy przystani powiedziała, wycierając pot z czoła. - Tommy na pewno przemyślał już sobie całą sprawę. Kiedy się wyprostowała, zauważyła, że Walker uważnie się jej przygląda. - Ubrudziłam sobie twarz? - zaniepokoiła się. - Nie, po prostu nie przestajesz mnie zadziwiać. Nie sądziłem, że zobaczę cię w takim stanie. - To znaczy jakim? - spytała wojowniczo. - Zgrzaną, spoconą i wybrudzoną ziemią. - Dotknął kciukiem jej policzka. - To... dobrze czy źle? - Sam nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Zastanawiam się, jakie jeszcze niespodzianki mi szykujesz.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Niestety, nic szczególnie ekscytującego - westchnęła. - Trudno mi w to uwierzyć. Coś mi mówi, że jesteś zupełnie nieobliczalna. - Ja? Nie żartuj! Nagle jednak zdała sobie sprawę z tego, że jej odpowiedź nie była całkiem szczera. Ostatnie tygodnie sprawiły, że sama czuła się zdziwiona własną postawą. Zawsze uważała się za osobę o poglądach konserwatywnych, ale teraz nie była tego do końca pewna. Z dnia na dzień coraz bardziej pragnęła zmian. Jej dotychczasowe życie wydało jej się nudne. A wszystko to za sprawą pewnego małego chłopca i... jego przystojnego wuja. Walker zerknął na Daisy znad swego menu. Wilgotne pasmo włosów przylgnęło jej do policzka, a on miał ochotę je odgarnąć. Może poczułby wówczas pod palcami jej gładką i ciepłą skórę... Jedynie obecność wciąż nachmurzonego Tommy'ego powstrzymywała go przed tym ekstrawaganckim gestem. Chłopiec wciąż się na nich gniewał, że wysłali go do jego pokoju. Nie cieszył go też lunch, ponieważ bardzo chciał jak najszybciej zająć się łódką. - Poszukaj Bobby'ego - zwróciła się do niego Daisy, zmęczona walką z jego nastrojem. - Może pokaże ci niektóre jachty. Ich właściciele mogą teraz przygotowywać je do sezonu. Nareszcie w oczach chłopca błysnął płomyk zaciekawienia. - Naprawdę myślisz, że mnie tam zabierze? - spytał Daisy, zapominając o pełnym godności milczeniu. - Myślę, że tak, jeśli nie ma za dużo pracy w kuchni. - Rozejrzała się po pustawym wnętrzu restauracji. - Wydaje mi się, że powinien być wolny. I poproś, żeby dosiadł się do nas później. Tommy ogromnie się starał nie okazywać entuzjazmu, ale nie bardzo mu się to udawało. Najpierw skoczył na równe nogi, potem przeszedł wolno przez salę, jednak już przed drzwiami zaczął biec. - Bardzo sprytnie - zauważył Walker. - Tommy uwielbia łódki. Może to mu poprawi nastrój. - Nie, nie, chodziło mi o to, że dzięki temu znowu zostaliśmy sami zaczął ją prowokować.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie o to mi chodziło! - zaprotestowała, rumieniąc się jak nastolatka. - Może działałaś podświadomie... W ten sposób ujawniły się twoje najskrytsze pragnienia... Uderzyła go w przedramię. - Jesteś niemożliwy! Rozejrzał się dookoła. - Dobrze, że jesteśmy tu sami. Inaczej w Trinity Harbor zaczęliby mówić, że mnie pobiłaś. Rumieniec na jej policzkach jeszcze się pogłębił. Walker nawet nie przypuszczał, jak bliskie prawdy są jego żarty. - Sezon jeszcze się nie zaczął - odparła. - Ale większość turystów korzysta z ładnej pogody i pracuje na jachtach. W porze kolacji będzie tu tłoczniej. - Wobec tego zjemy ją w domu. Chociaż twoje miasteczko wciąż wydaje mi się małe i puste... Daisy pokręciła głową. - Pozory mylą. Ostatnio zrobiło się u nas znacznie tłoczniej. Rozwija się przemysł turystyczny, jak mówi Bobby. Oczywiście, tata jest, temu przeciwny... - A ty? Daisy zmarszczyła czoło. - Jeszcze parę miesięcy temu stanęłabym po stronie ojca - wyznała. Ale teraz sama nie wiem. Coraz częściej myślę, że Trinity Harbor potrzebuje świeżej krwi. - I masz rację, siostrzyczko - powiedział Bobby, który pochylił się, żeby pocałować ją na powitanie. Następnie postawił przed nimi dwie szklanki mrożonej herbaty. - To teraz jesteś również kelnerem? - zaśmiała się. - Ojciec dostałby apopleksji, gdyby to zobaczył. - Wyręczyłem Steve'a, bo i tak szedłem w tę stronę - wyjaśnił. Wasze kraby powinny być gotowe za parę minut. Zatrudniłem właśnie nowego asystenta i jestem bardzo ciekawy, czy zda pierwszy egzamin. - A my mamy być królikami doświadczalnymi! - domyślił się Walker. - A co z Tommym? Chyba nie otrułeś go wcześniej? - Nie musiałem. Nawiązał znajomość z jakimiś ludźmi, którzy
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
chcieli wypróbować swoją nową motorówkę - wyjaśnił Bobby. - Nigdy w życiu nie widziałem takiego cacka. Ciągnie jak sto diabłów! W Walkerze natychmiast obudził się instynkt policjanta. - Dlaczego w Trinity Harbor ktoś kupił taką łódź? Czy odbywają się tutaj jakieś zawody? - Nie, tutaj nie - odparł Bobby. - Najbliższe są w Chesapeake. - Mógłbym zerknąć na tę motorówkę? - spytał, czując na sobie pełne niepokoju spojrzenie Daisy. - Nie ma się czym przejmować - zwrócił się do niej. - Wiesz, jak faceci kochają szybkość... - Tak, oczywiście - odpowiedziała niezbyt pewnie. Przeszli z Bobbym do przystani, podziwiając kolejne jachty. Niektóre z nich prezentowały się naprawdę okazale, ale żaden nie wyglądał tak nowocześnie jak motorówka, która przymocowana była niemal przy końcu kei. Walker od razu zauważył, że łódź zaprojektowano głównie z myślą o prędkości. Wszystko służyło temu, żeby wycisnąć z niej jak najwięcej, i, na zdrowy rozum, jej właścicielem mógł być tylko ktoś, kto wyczynowo zajmował się sportem motorowodnym. Chociaż istniała też inna możliwość. Być może, ktoś chciał być szybszy niż jednostki straży nadbrzeżnej... Ktoś, kto prowadził jakieś nieczyste interesy! Walker rozejrzał się dookoła. Załogi nie było nigdzie widać. Widocznie mężczyźni poszli gdzieś razem z Tommym, jego wuj skorzystał więc z okazji i wskoczył do łodzi. - Pozwolisz, że sobie trochę pooglądam - mruknął w stronę brata Daisy. Bobby rozejrzał się niepewnie dookoła. - Sam nie wiem... Ten facet jest tutaj nowy. Może mieć pretensje... - Więc nie pochodzi z okolicy? - Nie. - Jak się nazywa? - Craig Remington. - Z? - Nie wiem, chyba z Waszyngtonu. Ale motorówkę zarejestrował w Marylandzie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
To dobrze, pomyślał Walker. Mógł bez przeszkód sprawdzić te dane zaraz po powrocie do pracy. - Jak sądzisz, czy ten facet ma jakąś rodzinę? - kontynuował przesłuchanie. - Nie pytałem go nawet, czy jest żonaty - odparł Bobby. - Jest chyba w moim wieku. Może mieć najwyżej trzydziestkę... Dlaczego pytasz mnie o to wszystko? Na widok zdziwionej miny brata Daisy Walker uśmiechnął się. - Nie sądzisz, że jest trochę za młody na to, żeby mieć tyle forsy na motorówkę? Bobby tylko wzruszył ramionami. - Może ma bogatych rodziców albo zarobił krocie na giełdzie mruknął. - Powinieneś zobaczyć tych, co tu czasem przypływają. Ich złote łańcuchy i kobiety, które zmieniają w zależności od mody... Niektórzy z nich mają po dwadzieścia parę lat! Walker zauważył Tommy'ego, który właśnie zmierzał w ich stronę. Na szczęście chłopiec był sam. - Podoba ci się ta łódź, wujku? - Bardzo. A gdzie właściciel? - Pojechał do miasta, bo w sklepie nie było tego, co potrzebował wyjaśniał siostrzeniec. To dawało mu trochę czasu, ale Walker nie chciał myszkować tu przy chłopcu. Poza tym Bobby patrzył na niego groźnie... Pobieżny przegląd nie ujawnił niczego podejrzanego, ale właśnie tego się spodziewał. Wskoczył na nadbrzeże. Właśnie się prostował, kiedy w pobliżu pojawiła się Daisy. - Hej, panowie, wasze jedzenie! Pospieszyli w stronę restauracji. Walker położył dłoń na ramieniu Tommy'ego, a chłopiec nie protestował. - Ależ jestem głodny - powiedział, kiedy weszli do środka i poczuli przyjemny zapach. Wuj pchnął go lekko do przodu. - To spiesz się, bo wystygnie. Posłuchaj, nie chcę być zbyt podejrzliwy, ale miej oko na tego gościa. Jakbyś coś zauważył, daj znać bratu - zwrócił się do Bobby'ego.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Myślisz, że może zajmować się narkotykami? - Bobby zagryzł wargi. - Właśnie. Brat Daisy przesunął dłonią po twarzy, jakby nagle poczuł się potwornie zmęczony. - Tylko tego mi tutaj trzeba - westchnął. - Mam nadzieję, że jednak się mylisz... Walker spojrzał na niego przenikliwie. - To ta sama łódź, którą widzieliśmy w zeszłym tygodniu, prawda? Już wtedy nie byłeś zachwycony. To znaczy, że chyba coś podejrzewałeś - zakończył. - Nie, po prostu jej właściciel nie przypadł mi do gustu. - Bobby skrzywił się, jakby coś sobie nagle przypomniał. - Wyjątkowo nieprzyjemny, tyle że nie dał mi powodów, żeby wyrzucić go z przystani... Walker spojrzał na Daisy, która kiwała w jego stronę. Zrobiła taką minę, jakby chciała powiedzieć, że za chwilę wszystko będzie zimne. - To brzmi coraz ciekawiej - westchnął. - Daj mi znać, jakby się tu pojawił. Chętnie z nim pogadam... - A jeśli jest niewinny? - Tym chętniej wymienię parę uwag z miłośnikiem motorówek. Walker wyszczerzył zęby. - Będę tylko musiał trochę sobie o nich poczytać... Ta uwaga wcale nie rozbawiła Bobby'ego. - Mam nadzieję, że nie będzie z tego żadnej afery. Tata nigdy by mi nie darował... Walker spojrzał w stronę stolika. Daisy siedziała z obrażoną miną i sprawiała wrażenie, jakby w ogóle go nie widziała. - Przecież to nie twoja wina. - Klepnął Bobby'ego po ramieniu. Przepraszam, muszę już iść, bo mi się kraby rozbiegną. Tommy zjadł już swoją porcję i wciąż opowiadał o motorówce. Daisy monotonnie kiwała głową, skubiąc jakieś niewielkie kęski. - Może chcesz, żeby ci to odgrzać w mikrofalówce? - spytała z ukrytą pretensją w głosie. - Przepraszam, ale musiałem porozmawiać z twoim bratem.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wciąż rozmawiasz z moimi braćmi! Jak nie z jednym, to z drugim - stwierdziła. - Jeśli uważasz, że ktoś używa tej motorówki do przemytu narkotyków, powinieneś się zgłosić do Tuckera, a nie angażować w to Bobby'ego. Nie myślisz, że z tego powodu może mieć jakieś problemy?,.. Walker potrząsnął głową. - Nic mu się nie stanie - rzucił znad krabów. - Skąd ta pewność? - Spojrzał jej prosto w oczy. - Bobby doskonale orientuje się w sytuacji. Wie, co trzeba robić, i to jest najważniejsze. Tommy sprawiał wrażenie, jakby w ogóle ich nie słuchał. Walker zastanowił się przez chwilę, dlaczego, ale potem zauważył, że chłopiec zrobił sobie łódź z noża i pływał nią po oceanie stołu. - Dajmy spokój tej całej sprawie. Twojemu bratu na pewno nic się nie stanie - powtórzył zdecydowanie. - Obyś miał rację - westchnęła.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
sc
an
da
lo
us
Po sobocie, która okazała się niezwykle stresująca, przyszła niedziela, kiedy miało się odbyć, jak to określiła Frances, „zebranko" w domu Daisy. Zresztą, to właśnie Frances Jackson przyszła pierwsza i potem przewodziła całemu spotkaniu. Walker zasiadł sobie spokojnie w fotelu w salonie, ale Daisy nie dała się zwieść pozorom. Czuła, że jest niespokojny i spięty. Podobnie jak ona. Tylko Anna-Louise wyglądała na zrelaksowaną, jak zwykle zresztą. Daisy miała ochotę ją zamordować. Czyżby pani pastor nie zdawała sobie sprawy z tego, o co toczy, się gra? Była prawie pewna, że za tym wszystkim stał King i że to on wymógł w końcu na Frances zwołanie tego zebrania, - No dobrze, powiedz, jak ci idzie z Tommym - siwowłosa kobieta zwróciła się do gospodyni. - Słyszałam od nauczycieli, że nie ma już problemów w szkole. - Oczywiście. Ostatnio przynosi same piątki - pochwaliła chłopca Daisy. - A poza tym dużo pomaga mi w domu. Robi wszystko, o co się do niego zwrócę. Daisy nie widziała potrzeby, żeby wspominać drobny incydent, który wiązał się z przyjazdem Walkera. Wszystkie dzieci buntowały się z tych lub innych powodów. Jej zdaniem, bardziej należało się martwić tymi, które zawsze są grzeczne. Frances skinęła głową, chociaż nie wyglądała na szczególnie zadowoloną z raportu. - Walker, czy ty też tak uważasz? - spytała. Walker zerknął na Daisy, a potem przytaknął. - Tak. moim zdaniem, wszystko jest w absolutnym porządku.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- A może już podjąłeś decyzję, co do dalszych losów Tommy'ego? indagowała pracownica opieki społecznej. Daisy zamarła, czekając na jego odpowiedź. W rozmowach z Walkerem starała się nie poruszać tego tematu, bojąc się tego, co może usłyszeć. Poza tym czas rozstrzygnięć jeszcze nie nadszedł. Do końca roku szkolnego zostało jeszcze parę tygodni. Konkretnie cztery... Ale to i tak dawało im sporo czasu na podjęcie rozsądnej decyzji. - Wydaje mi się, że nie należy się spieszyć - wyrzuciła z siebie, zanim Walker otworzył usta. - Zgadzam się. - Walker odetchnął z ulgą. - Przecież rok szkolny kończy się dopiero w połowie czerwca. Do tego czasu nie ma sensu niepokoić Tommy'ego. - Wcale nie twierdzę, że powinniśmy mu teraz o czymś mówić sprzeciwiła się Frances. - Sprawdziłam już dokumenty dotyczące twojego rozwodu, żeby upewnić się, czy możesz zająć się siostrzeńcem... - Co takiego?! - Walker niemal zerwał się z fotela. Frances zmierzyła go chłodnym wzrokiem. - Na tym polega moja praca, panie oficerze - stwierdziła sucho. Sprawa przedstawia się tak, że bez przeszkód możesz przejąć opiekę nad chłopcem. Więc może zająłbyś się stroną praktyczną tego przedsięwzięcia... Czy, na przykład, zrobiłeś już rozeznanie w sprawie szkoły w Waszyngtonie albo starałeś się znaleźć jakąś opiekunkę dla Tommy'ego? Walker zagłębił się w fotelu i zmarszczył brwi. Minę miał taką, jakby znalazł się w pułapce. Daisy znowu poczuła się w obowiązku odpowiedzieć za niego. - Walker zrobi wszystko, co trzeba, kiedy już się zdecyduje zapewniła. - Jeśli się, oczywiście, zdecyduje... - Tak jest - potwierdził z ponurą miną. Frances wcale nie wyglądała na przekonaną. - To nie jest odpowiedź. - Zwróciła się do Walkera: - Chciałabym, żebyś do czasu następnej wizyty zajął się wszystkimi szczegółami dotyczącymi przeprowadzki Tommy'ego. O ile, oczywiście, nie chcesz zrzec się prawa do opieki nad nim... - Nic takiego nie powiedziałem, do licha! Anna-Louise postanowiła
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się włączyć do rozmowy. - Nie wiem, czy powinnaś tak naciskać, Frances. Przecież najważniejsze jest samopoczucie Tommy'ego, a jemu chyba służy taka sytuacja. Jestem pewna, że Daisy i Walker zrobią wszystko, żeby chłopcu nie stała się krzywda, niezależnie od tego, jaką podejmą decyzję. - Jasne - potwierdził Walker. - To oczywiste - poparła go Daisy. Anna-Louise skinęła z satysfakcją głową. - Dobrze, proponuję więc wyruszyć do Cedar Hill, zanim nasi panowie zjedzą całego kurczaka. Frances, jedziesz z nami? Ku zdziwieniu wszystkich, starsza pani odpowiedziała twierdząco. - Więc zostawiamy, prawda, tę sprawę na później... - Popatrzyła na wszystkich osłupiałym wzrokiem. - Tfu, co ja gadam?! Daisy zrobiła wielkie oczy. Nigdy nie sądziła, że Frances może tak szybko zaprzyjaźnić się z jej ojcem. Wiedziała, że King miewał wcześniej jakieś przyjaciółki, ale nigdy nie afiszował się z nimi przed rodziną. Znaczyło to, że bliższy kontakt z Frances traktował inaczej. Tylko co to mogło znaczyć? - Dobrze, jedźcie więc razem - zwróciła się do przyjaciółek. Chciałabym jeszcze chwilę porozmawiać z Walkerem. Chodziło jej raczej o to, żeby dojść do siebie po tym, co usłyszała. Zaczęła mieć podejrzenia, że Frances zjednoczyła się z Kingiem przeciwko niej i Tommy'emu. Gdy tylko wyszły, Walker zerwał się ze swego miejsca i zaczął miarowym krokiem chodzić po pokoju tam i z powrotem. - O co chodzi tej kobiecie? Dlaczego wszystko musi się odbywać tak szybko? Czemu każdą decyzję trzeba podejmować w ciągu paru minut? - Nie trzeba. - Daisy, kiedy tylko zostali sami, odzyskała spokój. Zwłaszcza teraz, kiedy widziała, że Walkerowi też się nie spieszy. Frances nie może nas do niczego zmusić. Podejrzewam, że tak na nas naciska po ostatnim spotkaniu z moim ojcem... - Tak, zauważyłem - mruknął Walker. - Czy oni jakoś się... przyjaźnią? Daisy pokręciła głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Sama nie wiem, co o tym myśleć. Jeśli nawet tak, to jest to zupełnie świeża historia. Mieli tylko jedną randkę -Westchnęła ciężko. Wierzę, że Kingowi nie chodzi jedynie o to, żeby wykorzystać Frances w tej sprawie. - Byłby do tego zdolny? - Niewątpliwie - odparła. - W jego świecie cel uświęca środki. Zrobi wszystko, żeby przywołać mnie do porządku. - A nie martwi cię to, że weszłaś na ścieżkę wojenną z własnym ojcem? - Już nie. - Potrząsnęła głową, uśmiechając się smutno. - Chyba stałam się bardziej dojrzała. Najwyższy czas, skoro ma się trzydziestkę na karku... Walker wziął ją za rękę. - Wcale na tyle nie wyglądasz - stwierdził. - Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy, jaka jesteś atrakcyjna. Mam rację? W odpowiedzi wzruszyła ramionami. - Nie można sensownie odpowiedzieć na takie pytanie - powiedziała. - Bo albo wychodzi się na spragnioną pochlebstw idiotkę, albo na flirciarę. A ja nie jestem ani jedną, ani drugą. Walker pokręcił głową. - Z całą pewnością. Nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty. - Czy to komplement? - Możesz to traktować jak chcesz - rzucił. - Czyżbyś zamierzał ze mną flirtować? - drążyła. - Flirt to niebezpieczna zabawa - stwierdził. - Zwłaszcza z niewinną kobietą. - Niewinną? - powtórzyła niechętnie, jakby to była obelga. - Nie sądzisz chyba, że jestem trzydziestoletnią dziewicą? Jestem kobietą doświadczoną... No, przynajmniej trochę... - Akurat nie o to mi chodziło - mruknął. - Nie powinnaś o tym mówić. - Dlaczego? - zdziwiła się. Walker z trudem przełknął ślinę. - Bo mam na ciebie wielką ochotę, a właśnie teraz czekają na nas z niedzielnym obiadem. Daisy zadrżała.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Naprawdę? Masz na mnie ochotę? - Tak, ale nie mam też zamiaru poddawać się instynktom - rzekł, patrząc jej w oczy. - I mam nadzieję, że ty też tego nie zrobisz. Daisy uśmiechnęła się do siebie. Może nie teraz, ale w przyszłości... Cóż, w ciągu ostatnich tygodni jej życie naprawdę się zmieniło. I wcale tego nie żałowała. Walker miał nadzieję, że w pracy czeka na niego jakaś poważna sprawa. Coś, co mogłoby go zająć na najbliższe dni i jednocześnie pozwoliłoby zapomnieć o Daisy Spencer. Ostatnio myślał o niej bez przerwy. Nawet kiedy zasypiał, Daisy pojawiała się w jego snach. Czasami, co było już zupełnie niedopuszczalne, bez garderoby. Popełnił błąd, przyznając się do tego, że jej pragnie. Poważny błąd. Zrozumiał to, gdy tylko dostrzegł ten diabelski błysk w jej oczach. Przypominała w tym momencie grzeczną dziewczynkę, która miała zamiar popełnić grzech tylko po to, żeby zobaczyć, jak to jest. To dlatego wyjechał z Trinity Harbor zaraz po obiedzie, chociaż czuł się ciężki i ospały po wielkiej porcji pysznego jedzenia. Żeby nie zasnąć za kierownicą, po drodze aż dwa razy zatrzymywał się na kawę. Do pracy dotarł wcześnie rano, a kiedy okazało się, że w ciągu weekendu nic szczególnego się nie wydarzyło, zajął się papierkami. Wciąż czekał na przełom w sprawie Keishy, ale jak na razie bez skutku... Z doświadczenia wiedział, że takie sprawy mogą się ciągnąć długo... Ponieważ nie mógł przestać myśleć o Daisy, bardzo się ucieszył, widząc Andy'ego, który dotarł właśnie do biura. Walker nalał sobie kawy i pospieszył za szefem do jego pokoju. - Co się stało? Wyglądasz fatalnie - zauważył Andy, nawet się z nim nie witając. - Dzięki za komplement - mruknął Walker. - Ty też nie prezentujesz się najlepiej. Miałeś kiepski weekend? - Gail uznała, że musimy znowu pomalować dom. Wszystko mnie dzisiaj boli, a w dodatku te cholerne chemiczne wyziewy nie dały mi spać. Muszę gdzieś wyjechać w przyszłym tygodniu. - Świetny pomysł. Twarz szefa rozjaśniła się. - A może zajrzymy do Trinity Harbor, co? Gail mogłaby poznać
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
twojego siostrzeńca, a ta sprawa wyraźnie ją ostatnio zajmuje. Miałbym wreszcie trochę świętego spokoju. - Na twarzy Andy'ego pojawił się błogi uśmiech. Walker nie był przekonany, czy jest to dobra koncepcja. Nie wiedział, jak obecność Thorensenów wpłynęłaby na Tommy'ego i... jego opiekunkę. Zwłaszcza że Gail już od dłuższego czasu nalegała na to, żeby się ożenił. Spotkanie z Daisy mogłoby przypomnieć pani Thorensen, że mimo jej zabiegów wciąż pozostaje „kawalerem z odzysku". - No i co ty na to? - nalegał Andy. - Moja sytuacja w Trinity Harbor jest dosyć skomplikowana... zaczął. Szef walnął go w plecy. - Ho, ho! To ci pomożemy. Walker zakrztusił się, ale zaraz doszedł do siebie. - Wątpię, żeby to było takie proste. - Zerknął na szefa. - I... i nie patrz tak na mnie! - Jak? - szczerze zaciekawił się przełożony. - To znaczy tak, jakbym stanowił jakiś problem - odparł Walker po chwili zastanowienia. - Nie, mam większy - rzekł niechętnie Andy. - Zostały mi jeszcze cztery cholerne pokoje do pomalowania. To przesądzało sprawę. Walker wiedział już, że wizyta szefa w Trinity Harbor jest nieunikniona. - Mówiłeś, że Gail chciała się gdzieś przeprowadzić - dodał jeszcze słabym głosem. - Nie boisz się, że to miasteczko za bardzo jej się spodoba? Andy machnął ręką. - A niech się przeprowadza! Będę miał przynajmniej z głowy resztę malowania. Mają tam dobre kraby? - spytał na koniec. Walker starał się przypomnieć sobie posiłek z Daisy, ale pamiętał jedynie jej uśmiech i śliczne oczy. - Podobno. W restauracji przy przystani jachtowej - odrzekł. - Ach, więc jest tam przystań! Walkerowi przyszło do głowy, że mógłby skonsultować z szefem
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
sprawę tej podejrzanej łodzi. Andy znał się na takich rzeczach i miał spore doświadczenie. - Tak, jest. - To wspaniale. - Szef cieszył się jak dziecko. - Zadzwonię do Gail, żeby nie kupy wała więcej farby... Chwycił za słuchawkę, ale Walker tylko pokręcił sceptycznie głową. Mógł się założyć, że pani Thorensen zmusi męża, żeby wobec perspektywy wyjazdu dokończył malowanie w ciągu tygodnia. Na tym właśnie polegało małżeństwo. Na ciągłym wyzysku człowieka przez człowieka! I na braku spokoju! Daisy wcale nie jest lepsza, pomyślał. Już to, że jest taka śliczna, zburzyło zupełnie jego spokój. Kiedy Tommy nie przyszedł po lekcjach do jej liceum, Daisy poczuła się raczej zirytowana niż zaniepokojona. Chłopcy w tym wieku łatwo zapominali o swoich zobowiązaniach. Zapewne wciąż był w szkole i grał z kolegami w piłkę albo rozmawiał o jakichś obejrzanych ostatnio filmach. Ta myśl towarzyszyła jej w drodze do jego szkoły. Kiedy jednak Okazało się, że wszystkie klasy skończyły już lekcje, a boisko jest puste, wpadła w panikę. Na szczęście poszła za radą brata i kupiła sobie telefon komórkowy, chociaż jeszcze nie tak dawno ten pomysł wydawał jej się idiotyczny. Znalazła aparat na dnie torebki i wybrała numer Tuckera. - Cześć, to ja... Tak, Daisy... Nie mogę znaleźć Tommy'ego. - Gdzie jesteś? - spytał ją brat. - W jego szkole - odparła. - Nie przyszedł do mnie do pracy, więc zaczęłam go szukać. Niestety, szkoła jest już zamknięta, a jego nie ma. - Zaraz tam przyjadę - rzucił Tucker. - Zastukaj jeszcze do drzwi, może ktoś ci otworzy. Zaczęła walić z całej siły, ale w środku już chyba rzeczywiście nikogo nie było. Po jakichś dziesięciu minutach pod szkołę zajechał wóz szeryfa na sygnale. Odetchnęła z ulgą, widząc sylwetkę brata przy furtce. - Gdzie on się mógł podziać? - powiedziała przerażona, przywitawszy się z Tuckerem. - Chyba znowu nie uciekł...? Myślałam, że jest mu ze mną dobrze... - Bo jest. Nie przejmuj się, pewnie poszedł gdzieś z kolegami. A
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
może się zamyślił i po prostu poszedł od razu do domu. Dzwoniłaś do siebie? - Nie. - Wybrała domowy numer, ale nikt nie podnosił słuchawki. Nic z tego. - Dobrze, rozejrzyjmy się więc dokoła - westchnął. - Jedziesz ze mną? - Dwoma samochodami sprawdzimy więcej miejsc - zauważyła. Ale brat tylko pokręcił głową. - W takim stanie nie powinnaś nawet siadać za kierownicę stwierdził. - Poza tym ten, kto prowadzi, nie jest dobrym obserwatorem. Będzie lepiej, jeśli pojedziemy razem. Najpierw skierowali się do parku, przy którym znajdowało się boisko. Grało tam w piłkę paru chłopaków w wieku Tommy'ego, ale żaden z nich nie wiedział, dokąd mógł pójść. - Chyba poszedł z Garym - domyślał się jeden z chłopców. - Kto to taki? - Tucker zmarszczył brwi. - Jego kolega - odparła Daisy. Poczuła ulgę na myśl, że być może jest w towarzystwie przyjaciela. - Jest trochę starszy od Tommy'ego. Ma, zdaje się, trzynaście lat i jest nowy w miasteczku. Tak, jestem pewna, że Tommy poszedł z nim. Kiedy znowu znaleźli się w samochodzie, brat spojrzał na nią uważnie. - Jak myślisz, czy to Gary rozmawiał z chłopcami o marihuanie? - Nie, jasne, że nie! To byli jacyś chłopcy z liceum. Tommy ich nie zna. - Mógł kłamać, żeby chronić kumpla - stwierdził Tucker. - Tommy by tego nie zrobił! - Daisy zacisnęła mocno pięści. - Widzę, że bardzo w niego wierzysz. - Na pewno nie chodzi o narkotyki. - Potrząsnęła wojowniczo głową. - Walker odbył z nim rozmowę na ten temat i nie sądzę, żeby Tommy chciał mu się narażać. Wujek stał się teraz jego prawdziwym bohaterem - dodała z żalem. - A ty oskarżasz Gary'ego, chociaż nigdy nawet go nie widziałeś! Tucker zrobił minę, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu się powstrzymał.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wiesz co? - wykrzyknęła, tknięta nagłym przeczuciem - Jedźmy na przystań! Brat spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Myślisz, że poszedł do Bobby'ego? - Nie, raczej żeby obejrzeć łódki. Mówił mi któregoś dnia, że ojciec Gary'ego kupił łódź rybacką - przypomniała sobie. - Może poszli ją zobaczyć. Albo Tommy chciał pokazać koledze tę szybką motorówkę;.. Dotarcie do przystani zajęło im parę minut, ale były to najdłuższe minuty w życiu Daisy. Myślała, że musi, po prostu musi odnaleźć Tommy'ego. Bo jeśli natychmiast go nie znajdzie, będzie musiała zadzwonić do Walkera. Gdy tylko zatrzymali się na parkingu, wyskoczyła z wozu i pobiegła w stronę kei. Ostatnio Tommy mówił prawie wyłącznie o tej motorówce. Potknęła się, ale zdołała utrzymać równowagę. Tucker, który biegł tuż za nią, krzyknął, żeby uważała. Z trudem łapiąc oddech, dotarła w końcu do przystani. - Nie ma jej! - jęknęła. - Kogo? - Raczej czego - poprawiła go, starając się powstrzymać łzy. Motorówki, która tak bardzo podobała się Tommy'emu. - Chodzi o tę łódź, która zaniepokoiła Walkera - domyślił się Tucker. - Bobby już mi o niej wspominał... Daisy zaklęła pod nosem, co także było u niej nowe. - Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?! - rzuciła ze złością. - Do kogo należy ta motorówka? I czy to ma jakiś związek z narkotykami? - Walker sądzi, że ktoś może jej używać do przemytu - wyjaśnił Tucker. - Właściciel nazywa się Craig Remington. Taki przystojniak przed trzydziestką. Daisy odetchnęła z ulgą. - Wobec tego to nie może być ojciec Gary'ego. Po pierwsze, nazywa się Finch. A po drugie, jest emerytowanym wojskowym. - Chodźmy do Bobby'ego - zaproponował brat, a kiedy nie ruszyła się z miejsca, spytał jeszcze: - Nic ci nie jest? - Jasne, że jest! - prychnęła. - Muszę jak najszybciej znaleźć
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy'ego. I udowodnić ci, że jego zniknięcie nie ma nic wspólnego z handlem narkotykami. Nie wiem, dlaczego ciągle go o coś podejrzewasz. - Ale nie myliłem się w przypadku twojej biżuterii, prawda? Wycelowała palec w jego pierś. - Ale teraz się mylisz! I to bardzo. Zapewniam cię, że Tommy nie jest taki... Tucker pokręcił ze zdziwieniem głową. - Zupełnie cię nie poznaję, Daisy. Co się stało z twoim zdrowym rozsądkiem? Przecież wcale nie musisz pakować się w to bagno. To Walker powinien zająć się chłopakiem. Pogadam z nim o tym, kiedy tu przyjedzie. Daisy aż wspięła się na palce i spojrzała na niego groźnie. - Tylko spróbuj, a pożałujesz! - krzyknęła. - Hej, co się z wami dzieje? - spytał Bobby, który nadszedł właśnie od strony przystani. - Słychać was w promieniu paru kilometrów. - Po prostu mała sprzeczka - bąknął Tucker. Daisy skrzywiła się z niechęcią. - Równie mała jak twój mózg - rzuciła w stronę starszego brata. - I serce. Bobby popatrzył na nią ze zdziwieniem. - Ależ Daisy, co się z tobą dzieje? Przecież to ty zwykle łagodzisz wszelkie kłótnie. - Zmieniłam się - powiedziała cierpko. - Może przynajmniej wyjaśnicie mi, o co chodzi? - poprosił zdezorientowany Bobby. - Tommy zniknął. A Tucker uznał, że przyłączył się do jakiegoś gangu. - Co takiego?! Zwariowałeś?! - Bobby spojrzał na brata z wyraźnym niesmakiem. Tucker westchnął i spojrzał najpierw na siostrę, a potem na brata. - Daisy przesadza - mruknął. - Nic takiego nie powiedziałem. Chodziło mi tylko o to, że mógł wpaść w złe towarzystwo, to wszystko. - Na razie powinniśmy go odnaleźć - stwierdziła Daisy. - Reszta może poczekać. Bobby wzruszył ramionami.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Żaden problem. Musicie tylko trochę poczekać, bo Tommy popłynął z Paulem Finchem i jego synem. - Obrócił się w stronę Daisy. Powiedział, że mu pozwoliłaś. - Nic podobnego. - Pokręciła głową. Jednocześnie opadło z niej całe napięcie. Tommy nareszcie się znalazł. No, prawie znalazł... - Przykro mi. Mogłem go zatrzymać. Tucker pokiwał głową. - Dobrze, a co wiesz o tym Finchu? - Cóż, to emerytowany komandos - zaczął wyliczać Bobby. - Kupił z żoną stary dom w Milstead. Ma ładną łódź z silnikiem. No i właśnie zabrał chłopców na przejażdżkę. To wszystko. - Znowu zerknął przepraszająco na siostrę. - Naprawdę, bardzo mi przykro. Wiedziałem, że Gary pomaga Tommy'emu przy tym wraku... Daisy usiadła ciężko na stercie desek. - Bogu dzięki, że się znalazł! - westchnęła. - Kiedy mają zamiar wrócić? - Paul mówił, że przed zachodem słońca będą z powrotem. Chyba, żeby zupełnie nie brały im ryby, co jest całkiem możliwe. - Zaprosił ich gestem do restauracji. - Wiecie co, przestańcie się kłócić i chodźcie się czegoś napić. - Wciąż jestem na niego wściekła. - Daisy spojrzała wilkiem na Tuckera. - Dobra, przepraszam za to, co powiedziałem - mruknął brat. Przyglądała mu się przez chwilę, szukając śladów skruchy. - W porządku. Nie ma o czym mówić - stwierdziła wreszcie wspaniałomyślnie. - Co nie znaczy, że się przestanę tobą przejmować - dodał zaraz Tucker. Daisy wahała się przez moment, nie wiedząc, jak zareagować. W końcu wspięła się na palce i pocałowała brata w policzek. - Jesteś uparty jak osioł. Albo jak tata... - rzuciła. - No, wiesz, masz mnie z kim porównywać! - obruszył się. Bobby poklepał brata po ramieniu. - Nie wypieraj się. Niedaleko pada jabłko od jabłoni - zaśmiał się lekko.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tucker wyciągnął palec w jego stronę. - To dotyczy również ciebie. I jej. - Wskazał Daisy. Przez chwilę stali w milczeniu, aż wreszcie wybuchnęli głośnym śmiechem. Zachowywali się jak prawdziwi Spencerowie, zawsze kłótliwi i skorzy do zwady. - Myślę, że King posłuchałby naszej rozmowy z przyjemnością dodał jeszcze Tucker. - No, chodźmy. Mamy trochę czasu, żeby obmyślić dla Tommy'ego jakąś karę. - Bylebyś tylko nie chciał wsadzać go za kratki - westchnęła Daisy. - A ja zobaczę, czy mój zastępca może nam przygotować jakieś kraby - powiedział Bobby, chcąc odwrócić już ich uwagę od sprawy Tommy'ego. Tucker postanowił jednak ciągnąć temat. - Dobrze by mu zrobiło, jakby trochę posiedział - zauważył. - Na szczęście, nie ty o tym będziesz decydował - stwierdziła, robiąc groźną minę. - Nie sądzisz, że Walker zgodziłby się ze mną w tej kwestii? Daisy zamilkła. Brat prawdopodobnie miał rację. - Więc nie powinniśmy mu mówić o tym, co się stało - rzekła po dłuższym milczeniu. - Ani słówka! Tucker zrobił taką minę, jakby znowu chciał się zacząć sprzeczać, ale Bobby spojrzał na niego groźnie i pokręcił głową. - Zgoda - powiedział. - Prawda, Tucker? - Niech wam będzie. Chociaż ta historia wcale mi się nie podoba. Ale jeśli kraby będą dobre... Weszli do restauracji i Daisy wskazała najbliższy wolny stolik. - Dawaj te kraby - zwróciła się do Bobby'ego. - Tylko szybko... Do czasu powrotu łodzi humor im się trochę poprawił. Było to zasługą zarówno ciepłego posiłku, jak i przeplatanej wspomnieniami rozmowy. Jednak kiedy Tommy stanął przed Daisy, mina natychmiast mu zrzedła. - Ojej! - jęknął chłopak. - Będziesz miał za swoje, jak dostaniesz ode mnie pasem - rzuciła groźnie, a potem zwróciła się do mężczyzny z mocno zaznaczoną szczęką i wojskowym jeżykiem na głowie. - Pan Finch, prawda?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Ojciec Gary'ego spojrzał na nią przepraszająco. - Tak, major Finch. Przepraszam, jeśli się pani martwiła, ale syn powiedział mi, że zgodziła się pani, żeby Tommy z nami popłynął. W oczach Gary'ego pojawił się strach. - Proszę go nie winić - wtrąciła natychmiast Daisy. - Nie on jeden tak myślał. - To już się nie powtórzy - zapewnił ją major Finch. -Sam wcześniej do pani zadzwonię. - Będę bardzo wdzięczna. - Spojrzała na Tuckera. - Idziemy? Na twarzy policjanta pojawił się szeroki uśmiech. - Oczywiście. Przeszli na parking. Kiedy zbliżyli się do samochodu szeryfa, Tommy zatrzymał się gwałtownie. Daisy z satysfakcją zauważyła, że chłopiec naprawdę się przestraszył. - Chce... chcecie mnie aresztować? - spytał drżącym głosem. - Czyżbyś złamał prawo? - Daisy spojrzała mu prosto w oczy. - Zapomniałem powiedzieć, dokąd idę. Przepraszam, już nigdy tego nie zrobię. - I skłamałeś Bobby'emu - dodała. - Jego też przeproszę - zapewnił chłopiec. - A majora Fincha? Tommy skinął ponuro głową. Daisy obróciła się w stronę brata. - Jak myślisz, darujemy mu tym razem? - Wolałbym zastosować jakiś okres próbny - stwierdził Tucker. - I może areszt domowy... - Do kiedy? - spytała Daisy. - Do niedzieli - zawyrokował Tucker. - Ale w sobotę przyjeżdża wujek! - usiłował protestować Tommy, wystarczyło jednak, że spojrzał na Daisy, a natychmiast położył uszy po sobie. - Porządnie narozrabiałem, prawda? - Prawda - przyznała. - Już dawno się tak nie bałam. - Bałaś się o mnie? - zdziwił się chłopiec. - Jak wszyscy diabli - powiedziała żartobliwie, ale jej mina świadczyła o tym, że sprawa jest poważna. - Więc rzeczywiście powinienem siedzieć w domu - rzekł smutno
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy. - Ale może przynajmniej do soboty? - dodał z nadzieją. Tucker pokręcił głową. - Kara nie jest prawdziwa, jeśli się z czegoś naprawdę nie zrezygnuje - stwierdził. Daisy z trudem przełknęła ślinę. Źle znosiła smutek swego podopiecznego. - Ale areszt domowy nie wyklucza wychodzenia na podwórko powiedziała, patrząc ostrzegawczo na brata. Oczy chłopca rozbłysły jak dwie gwiazdy. - Mógłbym pracować przy łódce?! Skinęła głową, a Tommy z radości rzucił się jej na szyję. - Kocham cię, Daisy! Łzy same napłynęły jej do oczu. - Ja ciebie też, kochanie. Daisy bała się spojrzeć w stronę brata. Obawiała się, że dostrzeże w jego oczach niepokój albo potępienie. Doskonale by to rozumiała. Ona także miała wrażenie, że za bardzo przywiązała się do tego dziecka i... jego wuja.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ SZESNASTY
sc
an
da
lo
us
- Cześć, wujku. Mam areszt domowy - oznajmił Tommy, gdy tylko Walker pojawił się w domu Daisy. Walker spojrzał na nią, zdziwiony. Przez telefon nic mu o tym nie powiedziała. Wręcz przeciwnie, zapewniała, że wszystko w Trinity Harbor jest w porządku. Być może wciąż się boi, że wykorzysta jej trudności po to, żeby zabrać chłopca. Tak, jakby miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie! - Naprawdę? - spytał zdziwiony. - A czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego? - To nic takiego - mruknęła Daisy, robiąc dobrą minę do złej gry. Czuła się jednak na tyle niepewnie, że wolała na niego nie patrzeć. Walker zwrócił się więc do siostrzeńca: - A ty, Tommy, co masz na ten temat do powiedzenia? Tommy wyczuł chyba napięcie, które nagle zapanowało w pokoju, ponieważ spojrzał trwożnie na Daisy. - Czy powiedziałem coś złego? - Nie. To przecież prawda. Nie chciałam po prostu, żeby twój wuj przejmował się byle głupstwem. - Wcale się nie przejmuję - syknął Walker. - Ale jestem coraz bardziej poirytowany. - Porozmawiamy o tym później. - Nie, chcę teraz. - Spojrzał na siostrzeńca. - Tommy, idź do siebie. - Ale ja nie muszę siedzieć w swoim pokoju - protestował chłopak. Mogę wychodzić na podwórko. - Zrób, co ci kazałem! - zagrzmiał wuj, a potem przetarł dłonią zmęczone oczy. - Przepraszam za te krzyki. Zrób to, o co proszę, żebym mógł chwilę porozmawiać z twoją opiekunką.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy zrobił minę buntownika, ale wyszedł. Kiedy zniknął za drzwiami, Daisy ściągnęła usta i pokręciła głową. - Ale się zachowałeś... - Zdaje się, że to nie o moje zachowanie tutaj chodziło - rzekł cierpko. - Co przeskrobał Tommy? Daisy potrząsnęła głową. - Nie mam zamiaru rozmawiać o tym z człowiekiem, w którym aż gotuje się od agresji. Opanuj się trochę. Walker policzył w myślach do dziesięciu. - Dobrze, chcesz grzecznie, niech będzie grzecznie - rzekł najbardziej uprzejmym tonem, na jaki mógł się w tych warunkach zdobyć. - Pani pozwoli - Wziął krzesło i usiadł. - Chciałbym z panią przedyskutować kwestię mojego siostrzeńca. Wiem, że to złoty chłopak, ale pragnę wiedzieć, jakim to niesfornym wybrykiem naraził się na areszt domowy. Daisy parsknęła śmiechem. - Napijesz się kawy? - spytała. - Chętnie. Miałem wczoraj fatalny dzień... Przeszli do kuchni, gdzie nalała mu kawy. Spytała jeszcze, czy coś by zjadł, ale podziękował. - No dobrze, co takiego zrobił Tommy? - zagadnął już normalnym tonem. - Nic takiego. Poradziłam sobie - starała się zbagatelizować całą sprawę. - Z czym konkretnie sobie poradziłaś? - O Boże, dziecko może czasem zrobić coś złego - westchnęła, wyraźnie poirytowana. - Jasne, że może - zaczął spokojnie. - I wiem, że jesteś pod tym względem bardzo tolerancyjna. Więc jeśli zdecydowałaś się na areszt domowy, to sprawa musiała być poważna. Chciałbym tylko wiedzieć, co się stało. Chyba mam do tego prawo? Muszę wiedzieć, czy mój siostrzeniec ukradł coś ze sklepu, czy po prostu pobił się z kolegą... - Nie, nic takiego. - Potrząsnęła głową. - Więc co? Mam zgadywać? Daisy westchnęła ciężko. - Dobrze, powiem, jeśli tak ci na tym zależy - mruknęła, zmęczona
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
już tą rozmową. - Tommy wybrał się na ryby bez mojej wiedzy i zgody. Poza tym skłamał Bobby'emu i ojcu Gary'ego... To wszystko. Powiedziała to wszystko tak szybko, że Walker miał problemy z nadążeniem za potokiem jej wymowy. W końcu jednak dotarło do niego, co się stało. - I to wszystko? - spytał zdziwiony. - Po prostu poszedł na ryby? - Popłynął - poprawiła. - W dodatku bez mojej wiedzy. - Myślałem, że zrobił coś gorszego. - A nie wystarczy, że mnie wystraszył i że musiałam go szukać?! spytała rozzłoszczona. - W dodatku Tucker wciąż sugerował, że poszedł gdzieś z handlarzami narkotyków! Walker zawstydził się swojej reakcji. Zupełnie nie pomyślał o uczuciach Daisy. Też nie czułby się najlepiej, gdyby Tommy zniknął mu gdzieś na ulicach Waszyngtonu. - Tak, masz rację - przyznał skruszony. - To poważna sprawa. Myślałem, że chodzi o jakieś przestępstwo... - Zawsze myślisz o najgorszym - stwierdziła. - Przecież wiesz, że to nieprawda. - Spojrzał jej głęboko w oczy. - A w tym przypadku to ty zakładałaś najgorsze, skoro się tak przestraszyłaś. - Nie, to Tucker - mruknęła. - Prawie się pokłóciliśmy. W przyszłości nie będzie już tak łatwo oskarżał Tommy'ego o różne zbrodnie. Walker poczuł, że dotarł do sedna sprawy, ale mina Daisy wskazywała, że za żadne skarby nie podejmie na ten temat rozmowy. - Dobrze, zadam ostatnie pytanie. Dlaczego nie chciałaś mi o tym wszystkim powiedzieć? Wzruszyła ramionami. - Po prostu uznałam sprawę za zamkniętą. - Rozumiem. Ale następnym razem proszę o telefon. Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, ale w końcu skinęła głową: - Dobrze. - Wobec tego ja mogę cię zapewnić, że w żaden sposób nie wykorzystam tych informacji przeciwko tobie. - Walker położył dłoń na piersi. Popatrzyła na niego, trochę zbita z tropu. - Dlaczego?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Właśnie nie wiem. Masz jakieś obłąkańcze obawy, że zrobię to przy pierwszej, nadarzającej się okazji. Najpierw chciała zaprotestować, ale po chwili zrezygnowała. Patrzyła tylko na niego swymi wielkimi oczami, jakby odkrył jej najbardziej wstydliwy sekret, a teraz miał zamiar ujawnić go całemu światu. W tym momencie stało się dla niego jasne, jak bardzo zależy jej na Tommym i jak bardzo chce go dalej wychowywać... A on? Cóż, nadal nie wiedział, czego tak naprawdę chce. - A nie zrobisz? - szepnęła zbielałymi wargami. Walker nie odpowiedział na to pytanie wprost. - Jak sądzisz, co zrobimy w czasie wakacji? Przecież rok szkolny już się niedługo kończy. Z trudem przełknęła ślinę i wysunęła brodę nieco do przodu. Jednak chyba tylko po to, żeby ukryć swoje przerażenie. - Nie mam pojęcia. Dostrzegł ból w jej oczach i zrobiło mu się przykro. - Chciałabyś, żeby Tommy tu został, prawda? Kłamałaś, kiedy mówiłaś o tym, że ja i Tommy powinniśmy nawiązać bliższy kontakt. Chodziło ci o to, żeby oddalić moment ostatecznej decyzji... Łzy jedna za drugą popłynęły jej po policzkach. - To nieprawda. Od początku chciałam, żebyście się lepiej poznali. Daisy spuściła głowę. - Ale... ale wiem, że potrafię być dobrą matką. To, że czasami mam problemy z Tommym, nie przekreśla mnie jako opiekunki... - Oczywiście. Pochylił się i wziął jej lodowato zimną dłoń. Daisy zadrżała. Nagle zrozumiał, że od niego zależy cała jej przyszłość, a w każdym razie ta jej część, którą uznała za ważną. Walker nie czuł się dość silny, żeby unieść ten ciężar. - Na... naprawdę? - Spojrzała mu prosto w oczy. - Jasne. Jesteś w tym znacznie lepsza ode mnie. Być może, tak naprawdę, Tommy potrzebuje właśnie ciebie. - Nie. Wierzę, że byłbyś dobrym ojcem - powiedziała, chociaż nie leżało to w jej interesie. Walker uśmiechnął się krzywo.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Już raz się nie sprawdziłem - mruknął. - A teraz sam nie wiem, jak to się skończy... Czasami mam wątpliwości, czy w ogóle powinienem tutaj przyjeżdżać... - Tommy traktuje cię jak bohatera! - W dużej mierze dzięki tobie - zauważył. - Jak na ironię, zdołałaś go jakoś do mnie przekonać. Daisy otarła oczy. - Chciałabym, żeby już się wszystko wyjaśniło - westchnęła. - Rozumiem, ale naprawdę powinniśmy jeszcze poczekać. Pogłaskał uspokajająco jej dłoń. - Mogę ci tylko obiecać, że nawet jeśli wezmę Tommy'ego do siebie, to nie przestanie on być częścią twojej rodziny. - Gdzie? W Waszyngtonie? - Będziemy się odwiedzać - stwierdził. Daisy pokręciła głową. - Nie, to nie wystarczy. Walker zastanawiał się nad tym przez chwilę, lecz w końcu musiał przyznać jej rację. Jemu też nie wystarczały rzadkie wizyty synów. To, że mieszkali tak daleko, było bardzo frustrujące. Wciąż siedzieli w kuchni, a on ciągle trzymał dłoń Daisy, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Daisy natychmiast wyszarpnęła swoją rękę i podeszła do zlewozmywaka, żeby trochę przemyć zapuchnięte od płaczu oczy. - Kto to może być, do licha? - mruknęła, wycierając powieki. Nikogo nie zapraszałam. - Ale ja to zrobiłem - odezwał się cichutko Walker i posłał jej przepraszający uśmiech. - Chciałem ci powiedzieć zaraz po przyjściu, ale cała ta sytuacja... No, wiesz... - Wziął głęboki oddech. - Mój szef chciał spędzić weekend w Trinity Harbor. I zaczęli pewnie od ciebie, bo Gail bardzo chciała poznać Tommy'ego. I ciebie, dodał w duchu, przeczuwając katastrofę, która mogła za chwilę nastąpić. - Może nie otworzymy? - zaproponował z nadzieją. - A czy twój szef łatwo się poddaje? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Myślisz, że od razu zrezygnuje? - Andy? - Walker zaśmiał się ponuro. - Prędzej wejdzie przez
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
komin! - To może jednak spróbujemy do tego nie dopuścić -stwierdziła Daisy. - Nie chciałabym w najbliższym czasie remontować dachu. - Jasne - westchnął Walker. - Zresztą jego żona jest jeszcze bardziej uparta. - Walker, ja wszystko słyszę. - Gail, uzbrojona w swoją torebkę, wtargnęła do kuchni. Tuż za nią truchtał jej mąż. - Przepraszam, stary, ale nie udało mi się jej powstrzymać - zwrócił się do kolegi. - Wiesz, jaka jest Gail. - O tak! - westchnął Walker. - Skoro weszliście, to chyba możecie zostać. Daisy powoli dochodziła do siebie. - Walker, jak ty traktujesz przyjaciół? - oburzyła się. - Kto powiedział, że to przyjaciele - mruknął. - Andy jest moim szefem, więc muszę być czasami miły dla jego rodziny. Gail zaśmiała się i pocałowała go w policzek. - Lubię twoje poczucie humoru, Walker. - Obróciła się w stronę jego towarzyszki. - A pani to pewnie Daisy? - Proszę mi mówić po imieniu. Gail uścisnęła jej doń. - Nie zwracaj uwagi na to, co mówi o nas Walker - dodała. Jesteśmy bardzo miłą parą. Andy, chodź tutaj. Szef Walkera uścisnął jej dłoń. - Bardzo mi miło, Daisy. - Patrzył na nią długo, zadziwiony urodą znajomej swego podwładnego. Walker nigdy nie wspominał, że opiekunka Tommy'ego jest aż tak ładna. Natomiast sama Daisy wydawała się nieco przytłoczona osobowością pani Thorensen, z którą od razu przeszła na ty. Żadna ze starszych pań w Trinity Harbor, nawet Frances, nie farbowała włosów na tak płomiennie rudy kolor i żadna nie nosiła tak śmiałych strojów. Poza tym Gail wyglądała tak, jakby przywiał ją tu wiatr. Bez przerwy krążyła po kuchni i coś robiła. - Miło mi was poznać. - Daisy przypomniała sobie o tradycyjnej gościnności Południowców. - Może napijecie się kawy albo herbaty? Mam też ciasto czekoladowe...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- A ja nie dostałem nawet kawałka - mruknął Walker z pretensją w głosie. - Mieliśmy inne sprawy - zauważyła Daisy. - A poza tym wyczuwasz ciasto tuż po wejściu i nie zdarzyło się, żebyś kiedyś go nie dostał. Gail zatrzymała się i przez chwilę patrzyła na nich z fascynacją. To wystarczyło, żeby Walker poczuł zimne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. - Co zamierzacie robić w Trinity Harbor? Może wybierzecie się na przystań? - Gail chciała zrobić zakupy... - zaczął niepewnie Andy. - Ale zmieniłam plany. - Spojrzała wymownie na Walkera. - Chętnie pokażę ci wszystkie małe sklepiki w Trinity Harbor zwróciła się Daisy do nowej znajomej. - Muszę właśnie kupić parę drobiazgów na urodziny kolegi. Gail przeniosła na nią wzrok. - Świetny pomysł! Walker był pewny, że żona Andy'ego snuje już sieć matrymonialnej intrygi. Dlatego nie chciał jej zostawiać samej z Daisy, ale, z drugiej strony, nie miał innego wyjścia... - To chodźmy. - Gospodyni podeszła do drzwi. - Za moment. Najpierw chciałabym poznać tego tajemniczego siostrzeńca Walkera. Potem damy wam trochę spokoju. Andy wyglądał tak, jakby czekał właśnie na tę chwilę. Walker pomyślał, że teraz Gail dopadnie biedną Daisy. Kto wie, może po prostu zmusi ją do tego, żeby wyszła za przyjaciela męża? O dziwo, ta myśl nie wydała mu się przykra. Obawiał się tylko, że sama kandydatka na żonę nie miałaby na to najmniejszej ochoty. - Zaraz go poproszę - powiedziała Daisy, wychodząc z kuchni, która nagle zrobiła się dziwnie ciasna. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Gail aż cmoknęła z podziwu. - No, no, Andy nic mi nie mówił, że to takie cudo! - westchnęła. - Walker też o tym nie wspominał - usprawiedliwiał się jej mąż. Odniosłem wręcz wrażenie, że Daisy jest brzydka... - Tak powiedział? - Gail spojrzała na Walkera jak na wariata. Andy pokręcił głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie, raczej dawał to do zrozumienia. I w ogóle nie chciał o niej rozmawiać. - Aha, to dobrze - mruknęła Gail, a Walker chciał ją zapytać, co, do diabła, ma na myśli. Spojrzał na dwuznaczny uśmieszek żony szefa i postanowił się bronić. - Daisy w ogóle nie interesuje mnie jako kobieta - zaczął. - Jest opiekunką Tommy'ego. To wszystko. Gail wzruszyła ramionami. - Skoro tak twierdzisz... - Bo tak jest - rzekł twardo Walker. - I nie próbuj na nas swoich sztuczek. - Jakich sztuczek? - spytała z niewinną miną. - Już ty wiesz, jakich... - Walker urwał, ponieważ usłyszał kroki na schodach. Po chwili w kuchni pojawiła się Daisy w towarzystwie swego podopiecznego. - To jest Tommy Flanagan - przedstawiła chłopca. - Siostrzeniec Walkera. Ku zdziwieniu wuja Tommy nie uciekł z krzykiem, tylko ukłonił się Gail i uścisnął jej dłoń, a potem tak samo przywitał się z Andym. Zapewne zaliczył już parę lekcji dobrych manier Daisy Spencer, pomyślał Walker. - Miło mi cię poznać, Tommy - powiedział Andy. - Powinieneś być dumny z takiego wuja. Jest jednym z najlepszych policjantów, jakich znam. Walker aż otworzył usta, słysząc tę pochwałę. Andy nigdy nie powiedział mu niczego takiego wprost. Sam należał do policyjnej ekstraklasy i chociaż sprawiał wrażenie, jakby był pod pantoflem żony, to także w małżeństwie potrafił przeforsować swoje koncepcje. Oboje Thorensenowie mieli silne osobowości, ale każde w inny sposób reagowało, przez co doskonale się uzupełniali, chociaż na postronnych obserwatorach mogli sprawiać wrażenie nieco kłótliwych. - Tommy, może wybierzesz się na zakupy ze mną i z Daisy? zaproponowała Gail.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Raczej nie - odpowiedział Walker, zanim chłopiec otworzył usta. Tommy zostanie ze mną i z Andym. - Mam areszt domowy - wyjaśnił sam zainteresowany. - Nabroiłem i Daisy zakazała mi wychodzić aż do niedzieli. Mogę wyjść tylko na podwórko. - Rozumiem, że możesz pracować przy łódce - Andy nie krył rozbawienia. - Walker dużo mi o niej opowiadał... Tommy cały się rozpromienił. - Tak. A chciałby pan pomóc? - Z przyjemnością - zapewnił go Andy, który widział już obok garażu wywrócony do góry dnem wrak. - Świetnie - ucieszył się Walker i ruszył w stronę lodówki. - Wezmę tylko piwo. Tommy, ty też się czegoś napijesz? - Mhm! Coli - odparł chłopiec. - I może zjemy trochę ciasteczek. - Doskonały pomysł. Wiesz, gdzie je znaleźć... Tommy wyjął z szafki talerz z ciasteczkami. W pierwszej chwili chciał kilka wziąć od razu, ale przypomniał sobie o dobrym wychowaniu i podsunął talerz Andy'emu. - Proszę się poczęstować. Są bardzo smaczne... - To prawda. - Walker wziął dwa. Szef spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Nie, dziękuję. Na razie nie jestem głodny. - Pochylił się i pocałował żonę. - Baw się dobrze. - Dzięki. Jestem pewna, że będziemy miały z Daisy sporo do omówienia. W uszach Walkera zabrzmiało to jak groźba. Odniósł wrażenie, że Gail zawzięła się na niego jeszcze bardziej niż niegdyś. Śmiech Andy'ego tylko potwierdził jego obawy. - Wpadłeś jak śliwka w kompot - mruknął, kiedy wyszli na dwór. Tommy pomknął przodem do swojej łodzi. - Właśnie chciałem ci za to podziękować - rzekł z przekąsem Walker. - Nie mogłeś zabrać Gail do Ocean City albo Rehoboth Beach? Gdziekolwiek, byle nie do Trinity Harbor! - Chyba żartujesz? To nie ja ją tu zabrałem, a ona mnie. Okazało się, że planowała tę wizytę, od kiedy dowiedziała się o Tommym. A kiedy
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
usłyszała o Daisy, trudno ją było powstrzymać. - Myślałem, że to ty chciałeś się wyrwać z domu. - Mnie też się tak wydawało - westchnął Andy. - Ale, prawdę mówiąc, nie dziwię się mojej żonie. Co się dzieje między tobą a Daisy? Zachowujesz się tutaj jak u siebie! Walker wzruszył ramionami. - Nic się nie dzieje - odparł z pełnym przekonaniem. - Po prostu wziąłem trochę ciasteczek. Szef spojrzał na niego ze współczuciem. - No tak, mówiłem to samo, kiedy poznałem Gail Pamiętasz? Niestety, Walker miał dobrą pamięć. - Ale to nie jest to samo - protestował. - Zobaczymy. - Tylko przestań się tak głupio uśmiechać! - Nie mogę - rzucił Andy i rozciągnął wargi w jeszcze szerszym uśmiechu. - Zbyt długo na to czekałem. - Ciekawe, na co? - obruszył się Walker. - Nic mnie nie łączy z Daisy. Nadal jestem wolnym człowiekiem... - Tak, tak, oczywiście. - Szef zakrył twarz dłonią. Walker spojrzał na niego z niechęcią. Niestety, sam zaczął dostrzegać to, co tak bardzo rozbawiło Andy'ego. Tyle że jemu nie było do śmiechu. Daisy mogła się już wcześniej domyślić, że Gail wcale nie chodzi o zakupy. Prawdę mówiąc, gdy tylko przyjechały do centrum, żona Andy'ego zaciągnęła ją do Earlene. - Na plotki - wyjaśniła, jakby od dawna były przyjaciółkami. Natychmiast też wypatrzyła najbardziej odosobnione miejsce, gdzie ulokowała się razem z Daisy, która nie zdążyła nawet zwrócić jej uwagi, że w tym lokalu ściany mają uszy. Obie zamówiły mleczne koktajle. Gail wypiła trochę ze swojej szklanki, a następnie spojrzała nowej przyjaciółce prosto w oczy. - Dobrze, a teraz wszystko mi opowiedz. - Wszystko o czym? - spytała Daisy, cały czas zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby uniknąć tej rozmowy. - Oczywiście o Walkerze. - Prawie go nie znam.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czasami wcale nie trzeba dużo czasu, żeby kogoś poznać zauważyła Gail. Daisy z trudem przełknęła ślinę. To było żenujące. Czuła się jak na przesłuchaniu. W dodatku nie wiedziała, co powiedzieć. Nic dziwnego, że Walker wyglądał na przerażonego, kiedy Gail tak od razu zgodziła się na wspólne zakupy. Musiał domyślić się, co ją czeka. - To może ty mi o nim opowiesz - poprosiła Daisy. - Znasz go przecież znacznie dłużej niż ja. Straszą kobieta spojrzała na nią z uznaniem. - Sprytne posunięcie. - Tylko pod warunkiem, że rzeczywiście mi o nim opowiesz - rzuciła młodsza. - Dobrze, ale ustalmy podstawowe sprawy. Czy Walker cię interesuje? - Przecież jest wujem Tommy'ego. - Daisy rozłożyła ręce. - Chcę wiedzieć, komu przekażę chłopca. Gail wzniosła oczy ku niebu. - Nie chodzi mi o Tommy'ego... - A mnie tak. - Wobec tego jesteś tak samo głupia jak ta idiotka, która go zostawiła - zawyrokowała żona Andy'ego. - Walker to wspaniały facet. Nie tylko przystojny, ale też porządny i uczciwy. Chcesz powiedzieć, że tego nie zauważyłaś? Daisy zaczerwieniła się pod jej uważnym spojrzeniem. - No dobrze, przecież widzę, że jest przystojny - bąknęła. - To już coś! - roześmiała się Gail. - A już zaczęłam się o ciebie martwić. - Ale tak naprawdę wcale nie chodzi o mnie i Walkera. Spotkaliśmy się tylko z powodu jego siostrzeńca. Zona Andy'ego machnęła ręką. - Niejeden romans zaczynał się od głupstwa. Ktoś spytał kogoś o godzinę albo o jakiś sklep... A was łączy dziecko! - Ale to nie jest nasze dziecko - zauważyła Daisy i pomyślała o tym, jak bardzo by chciała, żeby Tommy był ich synem. - Poza tym bardzo się z Walkerem różnimy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- To tylko dodaje związkowi smaku - zaśmiała się starsza pani. Popatrz na mnie i na Andy'ego. On jest spokojny, a ja najpierw coś robię, a potem myślę. No i bez przerwy gadam. Kiedy go poznałam, byłam po rozwodzie i miałam dwoje dzieci. Andy nie chciał mieć własnych, ale był doskonałym ojcem. Kiedy wyjechały na studia, bardzo za nimi tęsknił... Daisy, która myślała o szefie Walkera z prawdziwym współczuciem, teraz zmieniła zdanie. Może tego właśnie było mu trzeba...? - Pracujesz? - spytała jeszcze. - Właśnie czegoś szukam - odparła Gail. - Od wyjazdu dzieci nie mogę sobie znaleźć miejsca. Gdyby to ode mnie zależało, wysłałabym je do Georgetown i mogłyby mieszkać w domu. Ale jedno studiuje na Uniwersytecie Stanforda, a drugie na University of California w Los Angeles. Nie mogły uciec od domu już dalej... - Ale są za to w najlepszych szkołach w kraju - zauważyła Daisy. Powinnaś być z nich dumna. - No tak, ale na Wschodnim Wybrzeżu także mamy dobre uniwersytety. Daisy doskonale ją rozumiała. Czułaby się fatalnie, gdyby Tommy wyjechał do Waszyngtonu. A przecież opiekowała się nim zaledwie od paru tygodni! - Więc co chciałabyś robić? - zadała kolejne pytanie. - Myślałam o tym, żeby poprowadzić własny interes. - Twarz Gail przybrała rozmarzony wyraz. - Właśnie w takiej miejscowości jak Trinity Harbor. - Masz na myśli coś konkretnego? - dopytywała się Daisy. - Może antykwariat albo księgarnię? Straszą kobieta potrząsnęła głową. - Nie, raczej kawiarnię. Chociaż można by ją połączyć z księgarnią i... czytelnią! Czy słyszałaś może o jakimś miejscu do wynajęcia? - Naprawdę? - Daisy nie wiedziała, czy brać to wszystko serio. Mówisz poważnie, czy to tylko nagły impuls? Gail uśmiechnęła się do niej. - Kiedy mnie lepiej poznasz, zobaczysz, że wszystko robię pod wpływem impulsu - wyjaśniła. - Najgorsze błędy popełniłam wtedy,
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
kiedy chciałam przemyśleć całą sytuację, ale mam to już szczęśliwie za sobą. - Możemy zajrzeć do agencji nieruchomości - rzuciła Daisy. - To niedaleko. - Andy mnie zabije - skonstatowała Gail i... uśmiechnęła się do towarzyszki. - Ale przynajmniej będę wiedziała, za co ginę. Zresztą doskonale zdawał sobie sprawę, na co się decyduje. Od miesięcy mówiłam mu o przeprowadzce... Dopiły swoje koktajle i wyszły na zewnątrz. - Oczywiście nie musisz niczego na razie podpisywać -zauważyła Daisy, kiedy zbliżyły się do agencji. - Jasne - potwierdziła Gail. Jednak, kiedy godzinę później weszły do małego domku z jedną wielką salą, która pewnie kiedyś pełniła rolę balowej, oczy Gail zalśniły intensywnym blaskiem. - Cudowne, naprawdę cudowne. Daisy rozejrzała się po brudnych ścianach, na których wisiały pajęczyny, i na rozplenione pod oknami krzaki. - Jakoś tego nie widzę - mruknęła. - Och, Andy wszystko pomaluje. Poza tym trzeba będzie wycyklinować i polakierować tę wspaniałą podłogę. Wysil wyobraźnię. To będzie naprawdę cudowne miejsce... Daisy spróbowała to sobie wyobrazić, ale jakoś nie mogła. - No, cóż - mruknęła zachowawczo. Will Bryson spojrzał na nią niechętnie, dając znak, żeby nie płoszyła mu klientki. Zaczął zachwalać posiadłość i wyliczać wszystkie koszty remontu. Daisy była pewna, że znacznie je przy tym zaniża. - Jak rozumiem, interesuje panią ten śliczny domek? - zakończył. Daisy chciała sprostować, że do śliczności mu daleko, ale Will zgromił ją wzrokiem. - Proszę mi dać godzinę do namysłu - powiedziała Gail. Porozmawiam z mężem, a potem do pana zadzwonię. - To chyba żart, prawda? - spytała Daisy, kiedy znalazły się w samochodzie. Gail pokręciła głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Właśnie czegoś takiego szukałam. No, jedziemy do naszych panów. - Pokażesz ten dom mężowi? - Daisy zrobiła wielkie oczy. Gail z uśmiechem pokręciła głową. - Najpierw muszę z nim porozmawiać i odpowiednio naświetlić całą sprawę - stwierdziła. - Dom zobaczy na końcu i, oczywiście, nawet nie wspomnę o malowaniu... Daisy spojrzała na nią z szacunkiem graniczącym z podziwem. Z całą pewnością mogłaby się wiele od niej nauczyć...
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
sc
an
da
lo
us
Całe miasto dostało się w ręce przeklętych jankesów! King z niesmakiem słuchał Willa, który chwalił się tym, jak to sprzedał stary dom Kincaidów jakiejś wariatce z Waszyngtonu. - Kto, do licha, potrzebuje tutaj kawiarni? - mruczał z niezadowoleniem. - Przecież mamy, prawda, Earlene. Przyjaciel machnął ręką. - Earlene serwuje świetne jedzenie, ale przyznasz, że kawę parzy paskudną - wtrącił Pete i aż się otrząsnął po wypiciu kolejnego łyku. - Skąd przypuszczenie, że ta damulka będzie robić lepszą? - grzmiał King. - Osobiście lubię, prawda, prostotę. Dojdzie do tego, że otworzą nam tutaj sklep z tymi nowymi ubraniami... A ja na przykład wolę zwykłe dżinsy i koszulę od Wal-Marta. - Nawet nie wspomniałeś o księgarni i czytelni - zauważył Donnie. - To dlatego, że King czyta tylko poradniki dla hodowców bydła i katalogi pasz - zakpił Pete. Na wzmiankę o paszach Donnie rozjaśnił się. Zdaniem Kinga, jego przyjaciel miał bardzo ograniczony umysł. Jeśli sprawa nie dotyczyła siana, owsa lub kobiet, w ogóle się nią nie interesował. - Czytanie o paszach jest bardzo pożytecznym zajęciem - Donnie pospieszył mu z pomocą. - Nie widzę w tym nic złego. - Ale to mało rozwijające - stwierdził Pete. - Ciekawe, czy będzie miała jakieś magazyny dla mężczyzn? zastanawiał się Donnie. - Jeśli nawet, to nie sądzę, żebyś mógł u niej kupić „Playboya" westchnął Pete. King spojrzał na nich z niesmakiem. Co ich obchodzą takie głupstwa? Nie rozumieją, że część Trinity Harbor dostanie się w ręce jankesów?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Skoro mowa o książkach, to czytałem ostatnio świetną rzecz o Robercie Lee. To był naprawdę mądry człowiek. Rozumiał, czym jest kultura i dziedzictwo, prawda. Przyjaciele spojrzeli po sobie. - Nie wydaje ci się, że czas skończyć wojnę secesyjną? - spytał Pete. - Nie chciałbym ci robić przykrości, ale Północ wygrała. - Nie w Trinity Harbor! - huknął King. - Przecież wciąż mam, prawda, moje ziemie i bydło. I żaden jankes nie ma prawa wstępu do mojego domu. - Słyszałem, że w niedzielę miałeś gościa z Waszyngtonu - zauważył Will. Och, to plotkarskie miasto! - To się nie liczy - mruknął King. - Przecież muszę, prawda, mieć na niego oko. - Myślałem, że to zadanie Daisy - zachichotał Pete. King poczerwieniał. Walker sprawiał mu coraz więcej kłopotów, ale nie miał pojęcia, jak się go pozbyć. Frances odmówiła współpracy. Zresztą spędzili razem tak miły wieczór, że nie chciał o tym rozmawiać... A kiedy poszedł w tej sprawie do Tuckera, jego własny syn upierał się, że nie może Walkera tak po prostu wyrzucić z miasta, ponieważ nie popełnił żadnego przestępstwa. Tak jakby uwiedzenie Daisy było czymś zupełnie normalnym i godnym pochwały! Może już nadszedł czas, żeby sam mu powiedział, że ma się stąd wynosić razem ze swoim siostrzeńcem? Jednak taka rozmowa wymagałaby odpowiednich warunków. Walker musi zrozumieć, że sprawa jest naprawdę poważna. Może spróbuje w sobotę? Musi tylko znaleźć jakiś sposób, żeby porozmawiać z nim sam na sam. Najlepiej byłoby wysłać gdzieś Daisy i chłopca. Sytuacja córki stawała się coraz gorsza, chociaż ona sama nie chciała tego dostrzec. Jeśli plotki, które ostatnio znowu się nasiliły, dotrą do dyrektora szkoły, Daisy znajdzie się w sytuacji krytycznej. King wiedział, że zadanie jest poważne, ale miał przecież odpowiednie argumenty. A gdyby one też zawiodły, pozostawał mu jeszcze pistolet. Nie znał nikogo, kto by się nie dał przekonać, kiedy on, King, trzymał go na muszce.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker ze zdziwieniem zauważył, że coraz niecierpliwiej czeka na sobotnie wyjazdy do Trinity Harbor. Nie chodziło mu jednak, jak Thorensenom, o uroki miasteczka, ale tylko pewnej jego mieszkanki... Daisy coraz bardziej go fascynowała. Dostrzegał w niej same zalety, jak również silną dawkę seksapilu. Zaczął się nawet zastanawiać, jak mógłby przeciągnąć całą sytuację, żeby móc do niej przyjeżdżać również w czasie wakacji. Wpadł nawet na pomysł wykorzystania do tego celu Thorensenów. Gail już się zdecydowała na kupno domu. Pozostawało jej tylko namówić Andy'ego, żeby przeszedł na emeryturę. Wówczas Walker mógłby przyjeżdżać do Trinity Harbor pod pretekstem wizyty u przyjaciół. Ze smutkiem pomyślał o swoim szefie. Zapłacił naprawdę wysoką cenę za te cztery pokoje, których nie chciało mu się malować! Gail co rusz przebąkiwała, że dobrze by było, gdyby mógł nadzorować remont nowej kawiarni. Andy miał sporo zaległego urlopu i mógł sobie na to pozwolić. Walker myślał też z przyjemnością o spotkaniach z Tommym. Dzieciak był naprawdę miły, a kiedy zajmował się tym, co go naprawdę interesowało, czyli łodzią, potrafił w to włożyć mnóstwo serca. Ich stosunki układały się coraz lepiej... Walkerowi udawało się nawet powściągnąć swój temperament i niejednokrotnie myślał o tym, jak to się stało, że nie był dobrym ojcem dla swoich dzieci. Czyżby więc jego była żona się myliła? Coraz częściej też zastanawiał się nad tym, jak mógłby sobie urządzić życie z Tommym. Zwłaszcza że Frances nieustannie starała się przyspieszyć jego decyzję. Sprawy nie przedstawiały się jednak różowo. Pracował w trudnych do określenia godzinach, a chłopiec w tym wieku potrzebował stałego nadzoru. Cóż, czasami przychodziło mu do głowy jeszcze jedno rozwiązanie, ale szybko je odrzucał. Przywykł do pracy w dużym mieście i chyba zwariowałby w miasteczku takim jak Trinity Harbor... Jednak w następną sobotę wyjechał z Waszyngtonu przed świtem, byle tylko szybciej znaleźć się w domu Daisy. Odprężył się w czasie jazdy i przybył na miejsce znacznie bardziej spokojny i zadowolony niż
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
w ubiegłym tygodniu. Zdziwił się, kiedy się okazało, że Daisy i Tommy jeszcze śpią, a potem spojrzał na zegarek. Wpół do ósmej. Czy to możliwe, że przyjechał tak wcześnie? Zrobił sobie kawę i wyszedł z filiżanką na taras. Z prawdziwą przyjemnością wciągnął do płuc zapach świeżej trawy. Na jej źdźbłach wciąż perliła się rosa, a nad rzeką unosiła się mgła, która powinna lada chwila opaść. Zapowiadał się bardzo ładny dzień . Pomyślał o Daisy. Pewnie śpi w swojej sypialni, cieplutka i urocza. Niczym świeża brzoskwinia w delikatnej serwetce. O, proszę, stał się nawet poetą. Nigdy dotąd nie myślał w ten sposób o żadnej kobiecie. A tak swoją drogą, mógłby może zobaczyć, jak w tej chwili wygląda. Na przykład zanieść jej do łóżka poranną kawę... Już chciał wstać, kiedy usłyszał skrzypnięcie przeszklonych drzwi. Spojrzał na wchodzącą na taras Daisy i stwierdził, że wygląda tak, jak się tego spodziewał. Była tylko może jeszcze bardziej senna i rozmarzona. - Już przyjechałeś? - zdziwiła się. - Tak wcześnie? - Obudziłem się, kiedy było jeszcze ciemno. - A ja spałam świetnie. - Przeciągnęła się, wypinając pierś. To wystarczyło. Pod wpływem gwałtownej fali pożądania. Walker chwycił ją za nadgarstek i pociągnął na swoje kolana. Nie zdążyła zaprotestować, bo zamknął jej usta pocałunkiem. Nagle zwarli się w namiętnym uścisku. Walker poczuł jej wyprężone ciało. Kiedy przesunął rękę wyżej, zrozumiał, że nie ma biustonosza. Daisy jęknęła, kiedy otarł się dłonią o jej pierś, ale nie starała się wyrwać. Wręcz przeciwnie, czuł wyraźnie, że jest równie silnie pobudzona jak on. Kto by przypuszczał, że jest w niej taki ogień? Mógł się raczej spodziewać, że spokojna i rzeczowa panna Spencer nie jest zdolna do takich uniesień. Daisy uniosła lekko powieki, kiedy zdołał się od niej w końcu oderwać. - Co to było? - szepnęła. - Katastrofa - odparł i odsunął się od niej, zostawiając ją na fotelu. Gorsza niż trzęsienie ziemi.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Uciekł do ogrodu, żeby na nią nie patrzeć. Daisy wydawała mu się coraz bardziej kusząca. Miał też coraz większe problemy z trzymaniem się od niej z daleka. Szkoda, że nie zawsze starczało mu siły woli... Kiedy znalazł się na ulicy, pomyślał, że dobrze byłoby zjeść śniadanie. U Earlene powinno być o tej porze jeszcze pusto... Pojechał tam samochodem. Kiedy jednak usiadł przy stoliku, od razu pożałował tego, co zrobił, tuż za nim wszedł bowiem Tucker Spencer. - Pozwolisz? - mruknął, dosiadając się. - Wszystko w porządku? Ponieważ nie mógł mu powiedzieć, że właśnie był o krok od uwiedzenia jego siostry, odparł, że tak. Następnie obaj zamilkli. - To, hm, tak... Co tam słychać w Waszyngtonie? - nie wytrzymał w końcu Tucker. Daisy dotknęła swoich warg. Trzęsienie ziemi? Tak, ona też to czuła. Tylko kto zaczął tę grę? Bo przecież nie ona. To Walker ją przyciągnął i pocałował! - To jego wina - mruknęła do siebie. - Przecież wcale go nie zachęcałam... - Wiedziała jednak, że nie była to do końca prawda. - Z kim rozmawiasz? - spytał Tommy, schodząc po schodach. Wciąż miał na sobie piżamę i tarł zaspane oczy. - Z nikim. - Wydawało mi się... - Co zjesz na śniadanie? - przerwała mu. Tommy spojrzał na nią ze zdziwieniem. Już nie był tak senny jak przed chwilą. - Przecież dzisiaj sobota - przypomniał. - W soboty zawsze jemy naleśniki. Daisy uderzyła się dłonią w czoło. - No tak, prawda. Chyba jeszcze się nie obudziłam. Wyjęła z kredensu mleko i mąkę, a z lodówki jajka i zabrała się do robienia ulubionego śniadania Tommy'ego. - Wujek jeszcze nie przyjechał? - zaciekawił się chłopiec. Daisy otworzyła usta, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Najchętniej zapomniałaby o Walkerze w ogóle, ale było to, niestety, niemożliwe. - Był już tu, ale wyszedł - odparła, stawiając patelnię na ogniu.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dlaczego? - Sam będziesz musiał go o to spytać - westchnęła. Tommy spojrzał na nią, wyraźnie zmartwiony. - Mam nadzieję, że się z nim znowu nie pokłóciłaś? - powiedział swoim „dorosłym" tonem. - Czemu miałabym się z nim kłócić? - Tłuszcz na patelni zaczął skwierczeć, więc Daisy wylała na nią porcję płynnego ciasta na pierwszy naleśnik. - Ale musisz zrozumieć, że nie mogę mu zabronić wychodzić z domu. - Nie, jasne. Tylko spytałem. Daisy westchnęła. - Racja. Przepraszam, musiałam wstać dziś z łóżka lewą nogą. - To może wrócisz i wstaniesz prawą? Uśmiechnęła się do chłopca. - Może... W głębi duszy wiedziała jednak, że nie na wiele by się to zdało. Chyba że w tym łóżku czekałby na nią Walker, ale wówczas nie miałaby ochoty wstawać z niego ani prawą, ani lewą nogą. - Daisy, pali się! - O, nie! - jęknęła. Sczerniały naleśnik powędrował do kosza, a Daisy wypędziła Walkera ze swych marzeń i... łóżka. Musi się skoncentrować na patelni, jeśli ma zamiar nakarmić to biedne dziecko. Od strony drzwi ktoś chrząknął. - Poczęstujecie mnie, prawda, naleśnikami? King? Co tu robi tak wcześnie? Na szczęście o następnym . naleśniku przypomniała sobie w porę. - Może, jeśli wcześniej wszystkich nie spalę - powiedziała oschle. Co tutaj robisz, tato? - Co za miłe powitanie - burknął King. - To chyba oczywiste, że co jakiś czas chcę się spotkać z własną córką. A szczególnie wtedy, kiedy przyjeżdża Walker, pomyślała. Miałeś cały tydzień, żeby mnie zobaczyć. - Daisy ma dzisiaj zły dzień - wyjaśnił Tommy znad swojego talerza. Ojciec zmarszczył brwi. - Czy coś się stało? - Nie, nic. Zupełnie nic - zapewniła go. - Po prostu jestem w
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
gorszym nastroju. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Tommy zjadł trzy naleśniki, popił je mlekiem i wstał od stołu. - Poczekam na wujka przy łódce - powiedział, podchodząc do drzwi. - Pewnie lada chwila się tu pojawi. - Nie - jęknęła Daisy. Wcale nie miała ochoty zostać z ojcem sam na sam. King zgromił ją wzrokiem. - Niech idzie - mruknął. - Przynajmniej będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Właśnie tego bała się najbardziej. Spojrzała w stronę drzwi. Tommy czekał na jej decyzję. - No, dobrze - zgodziła się rezygnacją. - Tylko się ubierz. Przecież jesteś jeszcze w piżamie. Chłopak skinął głową i a po chwili usłyszeli tupot jego nóg na schodach. Następny naleśnik powędrował na talerz ojca. King polał go obficie syropem klonowym. - Mm, pycha! Czy to dziecko zawsze biega po schodach tak, jakby pędziło stado słoni? - Tucker i Bobby też tak robili - przypomniała mu. - To jakaś męska właściwość. Przez chwilę milczeli. Daisy obróciła kolejny naleśnik i po chwili nałożyła go ojcu. - No dobrze, z czym przychodzisz? - spytała w końcu. King Spencer odłożył sztućce. - Jak zwykle w sprawie Tommy'ego. Serce mnie, prawda, boli, jak widzę, że coraz bardziej angażujesz się w jego wychowanie, choć przecież chłopak ma rodzinę. - Walker nie może się nim zająć - rzekła twardo. - A, właśnie, Walker! Wczoraj u Earlene wszyscy plotkowali tylko o nim i o tobie, prawda - powiedział z niesmakiem. - To może dotrzeć do dyrekcji twojej szkoły. Żeby nie przypalić następnego naleśnika, Daisy odstawiła patelnię. Czekała ją rozmowa znacznie trudniejsza niż się spodziewała.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wszyscy, to znaczy ty i twoi przyjaciele, tak? Pete, Donnie i Will! Nie rozumiem, dlaczego powszechnie uważa się, że plotkują kobiety. Ojciec spojrzał na nią, wyraźnie dotknięty. - My nie plotkujemy, tylko rozmawiamy o sprawach miasta stwierdził z godnością. - Tak, czyli o mnie i o Walkerze. - Bo to jest, prawda, sprawa miasta. Daisy pokręciła głową. - Nie chcę o tym nawet rozmawiać - westchnęła. - Wobec tego muszę porozmawiać z Walkerem. - King wyjrzał przez okno. - Nie ma go gdzieś tutaj? - Był, ale wyszedł. - Nie wiesz, dokąd? - King wstał od stołu i zaczął się miarowo przechadzać po kuchni. - Przecież powinien być właśnie tutaj. Chodzi o to, żeby, prawda, oswoił się z chłopcem i zabrał go stąd jak najszybciej. Daisy zatkała sobie uszy. - Nie, tato! Tommy mieszka u mnie, czy ci się to podoba, czy nie. Tu jest jego dom. - Dobrze, dobrze. Porozmawiam tylko o tym z Walkerem. Popatrzyła na niego podejrzliwie. Czyżby znowu coś planował? - Lepiej daj mu spokój. - Do diabła, Daisy, co cię opętało? Gdybyś wyszła za Billy'ego... Daisy tupnęła, słysząc te słowa. - Nie wyszłabym za Inscoe'a, nawet gdyby mnie p to błagał! - rzekła z mocą. - I nie udawaj, że nie wiesz, kto zerwał zaręczyny. Nie powinieneś mieć o to do mnie pretensji. Nie powinieneś... W jej oczach pojawiły się łzy. - No, dobrze, przepraszam - King zaczął się wycofywać. - Nie powinienem był, prawda, mówić o Billym. - Wiec nie mów - przerwała Daisy. - Ale, prawda, znałem jego rodziców - ciągnął ojciec. - To przecież chłopak stąd. - Podły skunks! - Powiedzmy, że trochę niepoważny, prawda - King starał się ją udobruchać. - Chcesz powiedzieć, że najgorszy Południowiec jest i tak lepszy od
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
jankesa? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Od dawna wiedziała, że ojciec jest szowinistą, ale nie sądziła, że aż do tego stopnia. - Prawdę mówiąc, tak - wyznał po chwili ociągania. - Gdybyś chciała, żeby Billy do ciebie wrócił... - Ale nie chciałam i nie chcę - przerwała mu gwałtownie. Nigdy nie powiedziała ojcu, co tak naprawdę zaszło. Gdyby zrobiła to teraz, na pewno przestałby jej swatać Inscoe'a. - Przemawia przez ciebie duma. Nie powinnaś... - Sama wiem, co powinnam, a czego nie powinnam! - Właśnie widzę, że nie wiesz. Przede wszystkim nie powinnaś mówić do ojca takim tonem! Daisy przymknęła oczy i westchnęła głęboko. - Przepraszam, uniosłam się. Ale sam wiesz, że Billy to łajdak. A ja mogę cię zapewnić, że nic mnie nie łączy z Walkerem. - Może na razie jeszcze nie, ale kto wie, na co go stać, prawda ponuro mruknął King. Po porannym incydencie Daisy wiedziała, na co go stać. Co gorsza, chętnie by sprawdziła, na co stać go jeszcze.... - Mam parę spraw do załatwienia, tato - rzuciła, chcąc zmienić temat. - Możesz zająć się Tommym? Jeśli nie wrócę do południa, weź go do parku. W pół do pierwszej ma mecz baseballowy. - Chcesz, żebym był niańką? - obruszył się ojciec. - Jestem pewna, że sobie poradzisz. Tylko postaraj się nie opowiadać mu o wojnie. Tommy interesował się ostatnio generałem Grantem i nie chciałabym, żeby się zniechęcił. Na pożegnanie pocałowała go w policzek. Udało jej się ukryć uśmiech aż do momentu, kiedy znalazła się na zewnątrz. Jednak nawet tutaj musiała uważać, ponieważ Tommy kręcił się nieopodal, oglądając swoją łódkę. - Przepraszam, Tommy - rzuciła. - Za co? - zdziwił się. - Za to, że cię zostawiam z tym starym wariatem. - Mówisz o swoim ojcu? - zdziwił się jeszcze bardziej. - Mhm. - Zerknęła w stronę domu. - Nie zdziw się, jeśli zrobi ci wykład o generale Lee i armii konfederatów.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dlaczego? - Bo być może odniósł wrażenie, że jesteś za jankesami. - Ale ja... - usiłował protestować chłopiec. - No, dobrze, sama mu to podsunęłam. Po prostu strasznie mnie zdenerwował, a nie miałam akurat niczego ciężkiego pod ręką wyjaśniła. Tommy popatrzył na nią tak, jakby to ona zwariowała. - Ech, ci dorośli! Fajnie, że jestem jeszcze dzieckiem - stwierdził. - Też się z tego cieszę - powiedziała. - A kto mnie zawiezie na boisko? - Umówiłam się z ojcem, że pojedzie z tobą, gdybym nie wróciła na czas - odparła. - Może też zjawi się Walker. - Ale przyjdziesz do parku, prawda? Poklepała go po plecach. - Jak mogłabym nie przyjść?! - A wujek też wie o meczu? Zrobiło jej się trochę przykro na myśl, że Walker mógłby zapomnieć o tej imprezie, ale miała nadzieję, że tak się nie stanie. - Jasne. Przypominałam mu przez telefon. - To fajnie! Cześć. - Tommy wrócił do swojej łódki. Oglądał ją, kucając, to znowu się prostując. Tak łatwo było sprawić, żeby się poczuł bezpieczny i szczęśliwy. Niestety, w świecie dorosłych nie było to takie proste.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
sc
an
da
lo
us
Walker potrzebował ponad godziny, żeby jakoś dojść do siebie. Jednak kiedy po powrocie stwierdził, że Daisy wyszła i zostawiła jego siostrzeńca z Kingiem, wcale się z tego nie ucieszył. Ojciec Daisy powitał go wrogim spojrzeniem. - Chcę z panem pogadać - mruknął, wskazując mu przejście na taras. Wolał pewnie, żeby Tommy ich nie słyszał. Czy możliwe, że Daisy powiedziała mu o tym pocałunku? Walker słyszał, że Południowcy są wręcz przeczuleni na tym punkcie. Jednak po chwili doszedł do wniosku, że to mało prawdopodobne. Przede wszystkim zależało jej na Tommym, a w ten sposób dałaby Kingowi pretekst, żeby pozbyć się obu intruzów. Tak czy inaczej uznał, że zanim cokolwiek powie sam, musi uważnie słuchać, co będzie mówił ojciec Daisy. Nie miał pojęcia, czego się może po nim spodziewać. Wolałby jednak, żeby droga na taras trwała dłużej. - Może powie mi pan od razu, o co chodzi - zaczął Walker, i tak nie wierząc w to, że uda mu się skrócić w ten sposób rozmowę. - No cóż, młody człowieku. Mieszka pan, prawda, pod jednym dachem z moją córką i chodzi z nią do publicznych lokali. Pojawiły się plotki... - Jestem pewny, że Daisy nie przywiązuje do nich uwagi. - Tylko po co ma być na nie narażona, prawda? - King zrobił krok w jego stronę. - Najwyższy czas to przeciąć, młody człowieku. To nie Waszyngton. Bardzo się tutaj przejmujemy moralnością członków naszej małej społeczności, prawda. A już zwłaszcza nauczycieli... Walker mógł wprawdzie powiedzieć, że to nie sprawa Kinga, ale nie chciał i uważał, że nie powinien się z nim kłócić. Przypuszczał, że zrobiła to już Daisy i dlatego jej ojciec wziął go na muszkę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Więc co pan proponuje? - spytał łagodnie, z nadzieją, że przerwie w ten sposób dalsze spekulacje. - Cóż, przemyślałem całą tę sprawę. Ponieważ Daisy, prawda, nie chce pana przepędzić, pozostaje jedno wyjście... - King zawiesił głos. Niech pan się z nią ożeni. Walker otworzył szeroko usta. Gdyby nestor rodu Spencerów zdecydował się potraktować go smołą i pierzem, nie zdziwiłby się bardziej. - Na... naprawdę chce pan, żebym się z nią ożenił? - Wydawało mu się, że King nienawidzi jankesów. - Czyżbyś ogłuchł, młody człowieku? Walker pokręcił głową. - Nie, po prostu nie mogę uwierzyć własnym uszom. Przecież pan mnie nie znosi, nie mówiąc już o Tommym... Chodzi panu wyłącznie o to, że zatrzymałem się u Daisy na parę dni... - Stworzył pan niezręczną sytuację. - A będzie zręczniejsza, jak się z Daisy ożenię? - Spojrzał w oczy Kingowi i nagle dostrzegł, że ten patrzy na niego z niekłamanym rozbawieniem. Ty stary lisie, pomyślał. Nareszcie udało mu się rozgryźć jego strategię. Przez chwilę udawał, że się namyśla, a potem zwrócił się do ojca Daisy. - Dobrze, myślę, że możemy zadzwonić po Annę-Louise - rzekł z powagą. King zaczął zdradzać oznaki niepokoju. - Chce pan się żenić teraz? W tym miejscu? Walker postanowił trochę spuścić z tonu. - Nie, pomyślałem, że moglibyśmy ustalić najbliższy możliwy termin. Starszy pan sapnął i spojrzał na niego spode łba. - Do diabła, Walker, nie tak łatwo cię przechytrzyć. - Nie, ale muszę przyznać, że było to z pana strony bardzo śmiałe posunięcie. Ojciec Daisy tylko machnął ręką. - Możesz mi, prawda, mówić po imieniu. Jesteś pierwszym jankesem, któremu na to pozwalam.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czuję się zaszczycony. - Walker uśmiechnął się do niego, ale zaraz spoważniał. - Naprawdę. - Mam nadzieję, że nie powtórzysz Daisy tej rozmowy, co? Walker nieźle się bawił, widząc jego niepewność, ale w końcu pokręcił głową. - Będę milczał jak grób. - Dobrze, wobec tego możemy ją zakończyć. - King skierował się w stronę domu. - Jeszcze jedno - Walker popatrzył na niego z sympatią. - Myślę, że nie powinieneś się martwić o Daisy. Mam wrażenie, że świetnie sobie radzi w nowej sytuacji. King pokręcił głową. - To nie takie proste, prawda. Ojciec zawsze się martwi o swoje dzieci. Zapamiętaj moje słowa... Walker musiał przyznać mu rację. Do obaw, które związane były z jego własnymi dziećmi, doszły jeszcze obawy dotyczące Tommy'ego. Chłopiec był w trudnym wieku, a z doświadczenia wiedział, że dzieci pozbawione rodziców częściej niż inne pakują się w przeróżne kłopoty. Nawet jeśli mają tak świetnych opiekunów jak Daisy. W czasie tego weekendu Walker ciągle mijał się z Daisy. Nawet podczas meczu udało jej się zająć miejsce na przeciwległej trybunie, a on po rozmowie z Kingiem nie miał siły, żeby ją ścigać. Wracając do Waszyngtonu w niedzielę wieczorem, czuł się dziwnie wytrącony z równowagi. Jakby zostawił niewyjaśnioną jakąś ważną sprawę. Spał źle. Śniła mu się Daisy, która najpierw całowała go bardzo namiętnie, a potem zaczynała przed nim uciekać. Była blisko, a on nie mógł jej dogonić. Kiedy w końcu zjawił się w pracy, czuł się fatalnie. Oczy miał zapuchnięte i zaczął dzień od automatu z kawą. Omal jej nie rozlał, kiedy po wejściu do swego pokoju zobaczył tam Rodneya bawiącego się fistaszkami. - Co tu robisz?! - spytał zaskoczony. - Jak pan chce, to mogę sobie pójść - rzucił buńczucznie chłopak. Walker przyjrzał mu się uważnie. Rodney tylko udawał bohatera, jak zwykle zresztą, ale dzisiaj w jego oczach czaił się autentyczny strach.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Zostań, jeśli masz mi coś do powiedzenia. - Postawił kawę na biurku i pochylił się w jego stronę. - Bo masz mi coś do powiedzenia, Rodney? - Przecież tu przyszedłem, prawda? - Więc może zacznij od tego, dlaczego zmieniłeś zdanie - powiedział Walker, siadając na swoim miejscu. - Czy coś się stało? - Wracałem wczoraj z kościoła... - Chłopak rozpoczął, ale się zawahał. - I? - zapytał z naciskiem Walker. - Ci faceci, którzy strzelali do Keishy, zatrzymali się obok. - I? - Walker czuł, że to nie koniec historii. W oczach Rodneya pojawiły się łzy. - Jeden z nich coś powiedział... - Grozili ci?! Chłopiec potrząsnął głową. - Nie. Mama nawet nie zrozumiała, o co im chodzi. - Rodney ukrył twarz w dłoniach. - Ja nie chcę, żeby coś jej się stało. Walker nareszcie zrozumiał, co spowodowało tę niespodziewaną wizytę. - Dobrze, ale musisz mi pomóc - rzucił, czując, że serce bije mu coraz mocniej. Sięgnął po dyktafon. - Co to takiego? - przestraszył się Rodney. - Będę nagrywać tę rozmowę. Chłopak gwałtownie pokręcił głową. - Nie, nie chcę! - powiedział z prawdziwym przerażeniem. - Więc o co ci chodzi? - Powiem wszystko, ale tylko panu - stwierdził. - Nikt inny nie może o tym wiedzieć. Walker westchnął. Znalazł się na niezbyt pewnym gruncie. Jeśli Rodney nie zechce zeznawać w sądzie, sprawa może okazać się przegrana. Ale z drugiej strony bardzo potrzebował tych informacji. Może, jeśli będzie wiedział, kogo podejrzewać, uda mu się znaleźć inne dowody. - W porządku - zgodził się. - Wszystko zostanie między nami. Rodney skinął głową. - Zna pan Jermaine'a?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wujka Keishy? - No. Tego samego. Jest już dość stary. Ma ze dwadzieścia pięć lat i handluje prochami już jakiś czas - zaczął chłopiec. - Dostaje je od innych kolesiów. - Widziałeś ich? Rodney potwierdził. - Nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Pewnie dlatego, że jestem jeszcze dzieckiem. - Widziałeś ich tego dnia, kiedy zabito Keishę? - indagował Walker. - Tak, byli na podwórku całą paczką, kiedy zajechał tamten samochód. To był czerwony kabriolet. Taki sportowy... Prawdziwe cudo! - I co dalej? - Chłopaki wystraszyli się na jego widok, a Jermaine zaczął biec, pędził jak cholera. I właśnie przebiegał koło... Kiedy tamten facet w samochodzie wyjął pistolet. Wtedy... wtedy... Walker zdał sobie sprawę, że Rodney stara się wymazać całe to zdarzenie z pamięci. Wstał i uspokajającym gestem położył dłoń na jego ramieniu. - Spokojnie, synu. Czy znasz tego mężczyznę? Chłopiec potrząsnął głową i wierzchem dłoni wytarł łzy. - To był ktoś obcy. W takim drogim ubraniu... Dlatego myślałem, że to i tak nie ma znaczenia. Walker pokiwał głową. - Znamy zatem jedną osobę, która prawdopodobnie wie, kim był zabójca - rzekł Walker sam do siebie. - Jermaine! Ciekawe, czy matka Keishy skłoni go do mówienia? - Ale nikomu pan nie powie, że sypnąłem, prawda? - Rodney spojrzał na niego z niepokojem. - Już to uzgodniliśmy. - Walker uśmiechnął się do niego. - Ale i tak, moim zdaniem, powinieneś na jakiś czas zniknąć z miasta. Może pojechałbyś na obóz? - Taki prawdziwy, z ogniskiem i namiotami? - dopytywał się chłopak. - Chociażby...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Entuzjazm, który pojawił się w oczach Rodneya, szybko przygasł. - I tak nie mamy forsy - mruknął. - Myślę, że mógłbym skorzystać z funduszu ochrony świadków powiedział Walker. - Nawet wtedy, jeśli nie złożysz oficjalnych zeznań. Zaczekaj, zaraz to sprawdzę. Wyszedł, zostawiając chłopca w swoim pokoju, i natychmiast zapukał do szefa. - Cześć, Walker - przywitał go Andy. - Widziałem tu tego dzieciaka. Coś ci powiedział? - Tak, ale nieoficjalnie. Potrzebuję twojej pomocy. Szybko poinformował szefa o tym, czego dowiedział się od Rodneya. Nie musiał go przekonywać, że chłopak powinien zniknąć, zanim nie dobiorą się do Jermaine'a. Pozostawał tylko problem funduszy. Okazało się, że nie mogą jednak skorzystać z pieniędzy policji. - Dobrze, wobec tego ja zapłacę. Andy pokręcił głową. - Nie trzeba. Postaram się go wkręcić na obóz dla dzieci organizowany przez koło charytatywne z mojej dzielnicy. Zawsze coś tam im dorzucaliśmy. Walker zastanawiał się nad tym przez chwilę. Thorensenowie mieszkali w dobrej dzielnicy. Nawet biedniejsze rodziny potrafiły zapewnić tam swoim dzieciom dobrą opiekę. - Świetnie. Rodney powinien zobaczyć, że świat nie kończy się tylko na jego podwórku. - Jasne, zadzwoń do jego matki, żeby o tym porozmawiać, a ja zajmę się obozem. - Andy podrapał się w głowę. - Musimy działać jak błyskawica. Albo jak Gail - dodał ze śmiechem. Rodney wyjechał następnego dnia, a jego matka przeprowadziła się na ten okres do kuzynów w Nowym Jorku. Rozgryzienie całej sprawy zajęło im następne dwa dni. Jermaine wydawał się twardy, ale wystarczyło, że skonfrontowali go z matką Keishy, a rozsypał się kompletnie. W ich biurze rozegrała się prawdziwa scena rozpaczy, kiedy w końcu musieli wyprowadzić matkę zabitej dziewczynki. Wspomnienia odżyły w niej z całą mocą. Nie chciała wyjść i, chwytając się mebli, krzyczała do Jermaine'a, żeby oddał jej dziecko. Młody człowiek był blady jak
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
płótno. - Przepraszam - powtarzał co chwila. - Ja naprawdę tego nie chciałem. Wkrótce dopadli dwudziestotrzyletniego dealera narkotyków i dwóch jego kumpli. Jeden z nich przyznał się do tego, że strzelał. Nie miał zresztą wyboru. Zeznania Jermaine'a nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Pod koniec tej sprawy Walker czuł się kompletnie wypompowany. Miał za sobą godziny przesłuchań. Prawie nie spał i jadł byle co. - Masz wziąć urlop - powiedział Andy, kiedy podwładny pojawił się w czwartek w pracy. - I to od razu. Możesz pojechać do Trinity Harbor. Odpocznij, odwaliłeś kawał solidnej roboty. - Więc czemu czuję się tak, jakbym poniósł porażkę? -westchnął Walker. - Ponieważ zginęło dziecko. - Andy uniósł palec do góry. - Ale pamiętaj, że w żaden sposób nie mogłeś temu zapobiec. Tyle, że na jakiś czas zapudłujemy tych, którzy to zrobili. Nie była to zbyt wielka pociecha. Walker zauważył już, że niezależnie od tego, jak się starał, życie i tak biegło swoim torem. - Koniecznie wyjedź - powtórzył Andy. - Powinieneś chyba poświęcić trochę czasu Tommy'emu i... Daisy. Wyjazd dobrze ci zrobi. Daisy przygotowywała właśnie ciasto do pieczenia, kiedy nagle zdała sobie sprawę z tego, że ktoś stoi w drzwiach. Jej serce zabiło gwałtownie, nieomylnie wyczuwając Walkera. Kiedy się odwróciła, okazało się, że to rzeczywiście on. - Skąd się tu wziąłeś? - zdziwiła się. - Przecież dzisiaj czwartek. Dopiero godzinę temu wróciłam ze szkoły... Walker bez słowa wszedł do kuchni. Twarz miał poszarzałą i wyglądał tak, jakby schudł ładnych parę kilo. - Usiądź - powiedziała. - Przyniosę ci colę. - Wolałbym piwo - mruknął. - Najpierw cola - zaordynowała. Walker skrzywił się. - Czy zawsze musisz mi rozkazywać? - To u mnie naturalne - wyjaśniła. - Miałam w domu trzech mężczyzn, z których żaden nie wiedział, co jest dla niego dobre.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Cień uśmiechu przebiegł przez jego twarz. - Rozumiem, że życie pod wspólnym dachem z Kingiem może wypaczyć osobowość. Dobrze, daj tę colę. Wrzuciła trochę lodu do szklanki i wlała napój. Postawiła przed nim także pierwszą partię ciasteczek, którą parę minut wcześniej wyjęła z piekarnika. Walker uśmiechnął się na ich widok. - Myślisz, że jedzenie jest najlepszym lekarstwem na wszystkie problemy? - spytał. - Nie, ale czasami dobrze od tego zacząć. Uniósł nieco głowę i spojrzał jej w oczy. - Znam coś, co działa lepiej. - Co? - lekko się spłoszyła. - Chodź do mnie. Serce zaczęło jej walić jak młotem, bez wahania jednak podeszła do Walkera. - Bliżej - zarządził. - Przecież nie mogę już bliżej... Przyciągnął ją do siebie. Poczuła jego wargi na swoich. Pocałunek był równie namiętny jak poprzednie, ale było w nim też coś mrocznego i gwałtownego. Daisy czuła, że jej ciało płonie z pożądania. Po chwili Walker przesunął wyżej dłonie, budząc w niej emocje, o których przez wszystkie ostatnie lata naprawdę chciała zapomnieć. Poczuła jego ręce na swoich piersiach i westchnęła z rozkoszy. Zaczęła drżeć z pożądania tak silnego, że gdyby Walker wycofał się, tak jak poprzednio, chyba musiałaby go zabić. - Gdzie Tommy?.- zapytał nieswoim głosem. - Poszedł z Bobbym na ryby - szepnęła. - Nie będzie ich jeszcze parę godzin. - Bogu dzięki! Wziął ją na ręce i skierował się w stronę schodów. Po chwili znaleźli się na górze, Walker zawahał się przez moment, ale w końcu wybrał jej sypialnię. Modliła się o to, żeby nie zmienił zdania. Nie chciała znowu oglądać jego pleców. Nie mogła zostać sama. Wiedziała oczywiście, co ma nastąpić, i nie bała się tego. Nareszcie znowu ktoś ją pragnął.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
I to nie byle kto. W ciągu ostatnich dni, czekając na jego kolejny przyjazd, zaczęło do niej docierać, że Gail miała rację, kiedy mówiła o jego zaletach. Walker otworzył kopniakiem drzwi i postawił ją na podłodze tuż przy łóżku. - Jeśli chcesz się wycofać, zrób to teraz - rzucił. - To ostatni możliwy moment. Daisy potrząsnęła głową. - Nie, chcę być z tobą. Wyciągnęła ręce i zaczęła rozpinać jego koszulę. Dłonie jej drżały i ostatnie dwa guziki oderwała. - Potem je przyszyję - szepnęła, dotykając jego nagiej piersi. Po chwili odnalazła dłońmi małe, ciemne brodawki jego piersi. Walker westchnął, ale nie próbował jej powstrzymywać. Dopiero kiedy chciała rozpiąć mu spodnie, pokręcił głową. - Spokojnie - powiedział, rozpinając wolno guziki jej bluzki. Przecież nie musimy się spieszyć. Jej cierpliwość miała jednak granice. I kiedy w końcu zdjął z niej bluzkę, otarła się nagląco jedwabnym biustonoszem o jego ciało. Poczuła jak stwardniały jej koniuszki brodawek i w tej samej chwili Walker rozpiął stanik Daisy i ujął w dłonie jej pełne, ciężkie piersi. - Są cudowne - szepnął. Nawet gdyby chciała odpowiedzieć, nie mogłaby tego zrobić, bo zabrakło jej tchu. Poddawała się pieszczocie, przypominając sobie, co to znaczy być kobietą. Nie wytrzymała i dotknęła przodu jego spodni. Walker był tak samo podniecony jak ona. Westchnął głośno, a potem zaczął zdejmować z niej spódnicę i dół bielizny. Tym razem robił to szybko i niecierpliwie. Ona też próbowała go rozbierać i kiedy zaplątał się w spodnie, upadli oboje na łóżko. Sprężyny materaca jęknęły głucho. Ich oddechy stały się coraz szybsze. W końcu Walker zdołał pozbyć się spodni. Daisy zerknęła na jego slipy. - Mogę? - Jasne. To, co zobaczyła, przyprawiło ją o bicie serca. Jego członek wyprężył
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się jeszcze bardziej, kiedy go dotknęła. Walker poderwał się ze swego miejsca. - Teraz ja - powiedział chrapliwie, kładąc Daisy na plecach. Zaczął ją powoli pieścić, przesuwając się coraz niżej. Uczucia Daisy oscylowały między rozkoszą a niemal torturą, tak bardzo czekała, aż wreszcie poczuje na sobie całe jego ciało. - Walker, teraz - poprosiła. - Dłużej nie wytrzymam. Dotknął jej wilgotnej kobiecości, a ona automatycznie rozwarła uda. - Dobrze. Kiedy wstał, chciała krzyknąć, żeby nie odchodził. On jednak tylko schylił się i wyjął z kieszeni swoich spodni prezerwatywę. Nie było takiej potrzeby, ale nie chciała mu teraz tego powiedzieć. Pochylił się nad nią. Myślała, że od samego czekania zwariuje. Jednak on także bardzo pragnął wejść w nią i po chwili poczuła go w sobie, głęboko i cudownie. Zupełnie zapomniała, jak to jest... Zresztą było zupełnie inaczej niż z Billym. Bardziej dziko i namiętnie. Kochała się z Walkerem tak, jakby świat miał się skończyć. Oboje krzyczeli z rozkoszy, nie dbając o to, że może ich usłyszeć ktoś z sąsiadów. Po paru minutach przyszedł pierwszy orgazm. Ale Walker nie wyszedł z niej i po chwili jego ruchy jeszcze bardziej się zintensyfikowały. - Och! - jęknęła głośno. Wpadli w dziki trans. Zapomnieli o bożym świecie, ulatując gdzieś daleko i wysoko. A potem on wyszedł z niej i legł tuż obok. Oddychali ciężko, próbując odzyskać siły. Dopiero wówczas Walker przesunął się na krawędź łóżka, żeby zmienić prezerwatywę. - Chcesz jeszcze? - zapytał. - Mhm. - To dziwne, ale ja też. Tym razem kochali się wolniej. Daisy znalazła się nad nim i teraz to ona poruszała miarowo biodrami. Było to cudowne doznanie i zakończyło się równie gwałtownym orgazmem co poprzednio. W końcu położyli się przytuleni do siebie, starając się złapać oddech. - Wykończyłaś mnie - szepnął Walker. - Jesteś prawdziwym
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
demonem seksu. Daisy roześmiała się. Jeszcze nikt nigdy nie nazwał jej demonem, a już szczególnie seksu. - Nie ma się z czego śmiać. Może nie będę mógł się w ogóle ruszać zrzędził. - Myślałam, że sam tego chciałeś... - Mnie też się tak wydawało. - Przyciągnął ją do siebie. - Ale nie sądziłem, że będzie to tak wyczerpujące. - Dobrze, więc nie będę cię więcej męczyć. - No, może jednak dam radę... Spojrzała na jego członek, który znowu osiągnął pełny kształt. Wszystko wskazywało na to, że tak... Daisy otarła się kusząco o jego ciało, a Walker przyciągnął ją mocniej do siebie. - Ale, Daisy, pamiętaj, że nie mogę ci nic obiecać... - Nie oczekuję obietnic. Uniósł się na łokciu i spojrzał jej w oczy. - Naprawdę? - Tak. Nie chciała nawet wiedzieć, dlaczego zdecydował się właśnie dzisiaj. Nie miało to znaczenia wobec przemożnego uczucia, które wypełniło jej ciało. Daisy znowu poczuła się kobietą i było to naprawdę cudowne.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
sc
an
da
lo
us
Walker postanowił wyjść z domu. Mimo że zapadał już zmrok i Tommy powinien lada chwila wrócić z ryb, chciał się trochę przejść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Musiał też przemyśleć to, co zaszło między nim a Daisy, a naładowana erotyzmem atmosfera sypialni wcale temu nie sprzyjała. Wyśliznął się więc z łóżka, próbując nie zbudzić Daisy i z butami w dłoni podszedł do drzwi. Daisy przeciągnęła się przez sen i chciał ją jeszcze przytulić, ale powstrzymał się. Był już prawie za progiem, kiedy dobiegł do niego jej głos: - Dokąd idziesz? - Zaraz wróci Tommy, więc wolałbym na razie wyjść - wyjaśnił, obracając się w jej stronę. - Może kupię lody na kolację, a ty będziesz miała trochę czasu, żeby się pozbierać. Uniosła się na łokciach i skinęła głową. - Lody to dobry pomysł. Trochę go to zirytowało. Dlaczego go nie zatrzymuje? Jeszcze przed chwilą leżeli spleceni w miłosnym uścisku... Większość kobiet czyniłaby mu wyrzuty. Ale nie Daisy... Mało ją jednak znał. Jedynie przeczuwał, że jest inna i wyjątkowa. W dodatku ufała mu bezgranicznie, a to napełniało go obawami co do przyszłości. Nie, nie zasługiwał na kobietę taką jak Daisy! - Niedługo wrócę - rzucił jeszcze, ale wciąż na nią patrzył. Daisy ani trochę nie wstydziła się swojej nagości. A jej ciało wabiło go bardziej niż tego pragnął. - Dobrze, idź... Odwrócił się wolno i otworzył drzwi. Już na korytarzu usłyszał jej głos.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Walker! - Tak? - Natychmiast zajrzał do jej sypialni. - Poproszę o waniliowe i wiśniowe. Popatrzył na nią osłupiały. - Co takiego? - No, lody... Bardzo je lubię, dlatego pilnuję się, żeby nie mieć ich w domu. A więc wcale nie chodziło o to, żeby wrócił! - Ach, tak! Wezmę więc całe wiadro - powiedział, uśmiechając się do niej przewrotnie. - Ani mi się waż! - I kupię jeszcze karmelową polewę... - Walker, co ty chcesz ze mną zrobić? - jęknęła, ale na myśl o polewie oblizała usta. Odwrócił się, żeby na to nie patrzeć i ruszył na dół. Sam nie znał odpowiedzi na jej pytanie, nie miał pojęcia, co począć z Daisy. Ich kontakty od początku nie należały do najłatwiejszych, a teraz skomplikowały się jeszcze bardziej. Walker nawet lubił brata Daisy, Tuckera, ale jego kolega po fachu miał irytujący zwyczaj zjawiania się tam, gdzie go wcale nie proszono. Dzisiaj spotkał go przed lodziarnią. Tucker opierał się o swój wóz i pochłaniał lody w rożku. - Cześć, waniliowo-wiśniowe? - zapytał. - Skąd wiesz? - zdziwił się Tucker. Walker uniósł do góry termos, który wziął z kuchni Daisy. - A jak myślisz? Co tutaj mam? Tucker zaśmiał się i pokiwał głową. - No, jasne. - Skończył jeść lody i wytarł palce. Serwetkę zmiął i wrzucił do pobliskiego kosza. - Kiedy przyjechałeś? - Niezły rzut! - pochwalił Walker, który uwielbiał koszykówkę. Dzisiaj po południu. - Zwykle zjawiasz się tu w soboty... - Sprawdzasz wszystkich przyjezdnych, czy tylko ja cieszę się takimi względami? - spytał pół żartem Walker. Trudno mu było oprzeć się wrażeniu, że Tucker wie o wszystkim i tylko udaje zupełną ignorancję. - Po prostu staram się mieć oczy szeroko otwarte - odparł spokojnie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
brat Daisy. - Chociaż, oczywiście, na ciebie zwracam szczególną uwagę, bo przecież zatrzymałeś się u mojej siostry. To ona wysłała cię po lody? - Nie, sam chciałem się przejść. Tucker skinął głową, jakby rozumiał, o co mu chodzi. - Spokojnie dzisiaj - zauważył. - Mógłbym do was zajrzeć i napić się kawy. - Zmrużył oczy. - Chyba że wolicie spędzić wieczór bez towarzystwa? Pytanie było postawione w taki sposób, że Walker nie mógł na nie odpowiedzieć twierdząco. Poza tym chciał się dowiedzieć, co słychać w miasteczku. Sprawa tajemniczej motorówki i narkotyków wciąż nie dawała mu spokoju. Instynkt podpowiadał mu, że to może być coś poważnego. - Jasne, wpadnij - powiedział więc. - Ale teraz muszę już iść. Lody mi się rozpuszczą. Tucker potarł czoło. - Może kupię jeszcze trochę - mruknął. - Jeden niewielki rożek to stanowczo za mało. - Dobry pomysł - zgodził się Walker. - Zwłaszcza że zaraz powinni się zjawić Bobby z Tommym. Wybrali się razem na ryby. - Tak, słyszałem. Bobby uwielbia tego chłopaka. Walker przyjrzał mu się uważnie. - Ale ty nie. - Nie, raczej nie - przyznał Tucker. - Po śmierci matki Tommy miał trochę kłopotów. To były drobiazgi, ale staram się być ostrożny. - Czy ostatnio też miał jakieś problemy? - zainteresował się wuj chłopca. Tucker zastanawiał się chwilę, ale w końcu pokręcił głową. - Nie. Daisy ma na niego dobry wpływ. Ty zresztą też - dodał niechętnie. Brat Daisy miał mu prawdopodobnie za złe, że do tej pory nie zabrał stąd siostrzeńca. - Dzięki. - Walker uśmiechnął się, ale Tucker zachował powagę. - Zresztą dzieją się tu teraz takie rzeczy, że nie mam czasu na drobne wybryki - stwierdził po dłuższej chwili, jakby nie wiedząc, czy może do końca zaufać obcemu.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Narkotyki? - domyślił się Walker. - Tak. - Szeryf skinął głową. - Bobby obserwował tę łódź, którą widziałeś, ale jej właściciel nie robił niczego podejrzanego. - Więc skąd obawy? - drążył Walker. - Pojawiły się informacje o różnych dziwnych zachowaniach nastolatków - poinformował Tucker. - Część uwag zgłosili przeszkoleni przez nas nauczyciele... Trinity Harbor to raj dla przemytników. Wybrzeże jest długie, a linia brzegowa bardzo urozmaicona, do tego dochodzi rzeka. Nie upilnuję wszystkiego z tymi paroma ludźmi, których mam... Walker znał ten problem. W Waszyngtonie również brako- wało policjantów. Czasami musieli posyłać dwuosobowy patrol tam, gdzie powinien się znaleźć cały oddział. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zaproponować swojej pomocy. Myślał o tym już wcześniej i doszedł do wniosku, że mógłby się przydać. Jednak i tym razem wstrzymał się z tą propozycją. Przecież przyjeżdża tu po to, żeby zaprzyjaźnić się z Tommym, a nie walczyć z kryminalistami. Poza tym Tucker nie potrzebował kogoś, kto bywa w miasteczku raz na jakiś czas, ale po prostu jeszcze jednego policjanta. Praca dorywcza nie była tu najlepszym rozwiązaniem. Nagle przypomniało mu się cudowne ciało Daisy. Przecież mógłby się tutaj przenieść. Być może razem z Tuckerem udałoby im się złapać przemytników i handlarzy... Takie rozwiązanie odpowiadałoby wielu osobom. Przede wszystkim Tommy'emu, który przywykł do swojej społeczności. Poza tym Daisy, która miałaby swojego podopiecznego tuż obok. Tuckerowi też... Być może również jemu, Walkerowi, bo mógłby częściej być z Daisy. Do czasu aż jej ojciec nie zastrzeliłby go z powodu rodzinnej hańby. Podobno takie rzeczy wciąż się zdarzały na Południu... Poza tym Walker obawiał się, że tutejszy styl życia może mu nie odpowiadać. Praktycznie od dziecka mieszkał w dużym mieście i nie miał pojęcia, jak można funkcjonować w czymś takim jak Trinity Harbor. Pewnie źle by mnie tu przyjęto, pomyślał. Już i tak popełniłem sporo
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
gaf. Zamyślił się tak głęboko, że w ogóle zapomniał o bracie Daisy. Natomiast tamten cały czas przyglądał mu się ciekawie. - Powiedz przynajmniej, dlaczego przyjechałeś wcześniej? - spytał go w pewnej chwili. - Skończyłem sprawę. Szef kazał mi odpocząć - wyjaśnił krótko Walker. - Mówisz o morderstwie tej małej dziewczynki? - upewnił się Tucker. - Właśnie. Udało mi się wsadzić winowajców za kratki - odparł Walker. - Gratuluję. Masz przynajmniej satysfakcję... Walker wzruszył ramionami. - Jaką? - spytał retorycznie. - Przecież nikt nie przywróci życia tej małej. Mam już dosyć takich spraw i w ogóle tego środowiska! Tucker nadstawił uszu. - Myślałeś o przeprowadzce? - zaciekawił się. - Chociażby... - Walker przymknął oczy, jakby szykował się do skoku na głęboką wodę. - Oczywiście masz u siebie wolne etaty? Znalazłoby się coś dla mnie? Pożałował tych słów właściwie od razu, gdy je wypowiedział. Nie było jednak sposobu, żeby je cofnąć. Tucker uśmiechnął się do niego szeroko. - Wolne etaty? Wyłącznie! Mogę zatrudnić jeszcze trzy osoby! Zmierzył go spojrzeniem od stóp do głów. - Naprawdę chciałbyś się tu przenieść? - Muszę się nad tym poważnie zastanowić - powiedział Walker. Nie chciałbym zabierać Tommy'ego do Waszyngtonu. To nie jest miejsce dobre dla dziecka... Poza tym bardzo przywiązał się do Daisy. - To prawda - zgodził się Tucker. - No i miałbym stąd bliżej do własnych dzieci - ciągnął Walker. Może mógłbym je częściej widywać... - W każdym razie ja byłbym z tego bardzo zadowolony - stwierdził szeryf. - Roboty jest mnóstwo, chociaż morderstwa zdarzają się bardzo rzadko.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tym lepiej - rzucił Walker. - Mam już dosyć bezsensownych rzezi. - Chętnie od razu zabrałbym cię do Montross, żebyś wypełnił papiery, ale chyba powinieneś najpierw zanieść te lody - zaśmiał się Tucker..- Daisy nigdy by mi nie darowała, gdyby się rozpuściły. Przemyśl jednak całą sprawę. - Z pewnością to zrobię. Tucker spuścił wzrok i przestąpił z nogi na nogę. Walker mógłby już odejść, ale czuł, że szeryf ma mu coś jeszcze do powiedzenia. - Hm, mogę cię jeszcze o coś spytać? - rzucił wreszcie, wyraźnie zażenowany. - Wal śmiało. - Możesz mi powiedzieć, czy Daisy miała też jakiś wpływ na twoją decyzję? - wydusił Tucker. Walker pomyślał zirytowany, że to nie jego sprawa. - Niestety, nie mogę ci odpowiedzieć - mruknął. - Nie możesz czy nie chcesz? - Co za różnica? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Może jednak, zanim się tu przeprowadzisz, zastanów się też nad Daisy - ciągnął coraz pewniej jej brat. - Przecież widzę, że łączy was coś jeszcze oprócz Tommy'ego. Nie wiem, na ile to poważne, i nie chcę w to wnikać, ale... - zawiesił głos. - Nie chciałbym po prostu, żeby moja siostra drugi raz cierpiała z powodu jakiegoś faceta. - Drugi raz? - zdziwił się Walker. - Nie słyszałeś o Billym? Była z nim nawet zaręczona... Słowa Tuckera podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. To jasne! Daisy jest delikatną, czującą osobą. Nie ma się co łudzić, że potraktuje ich związek czysto „sportowo". - Dajmy spokój Daisy. Na razie chodzi przecież o sprawy zawodowe. Szeryf spojrzał mu prosto w oczy. - Dobrze. Ale jeśli stanie jej się jakaś krzywda, to wywalę cię na zbity pysk. Nawet jeśli będziesz ideałem policjanta. - Zgoda - przystał Walker. - I co, naprawdę chciałbyś wypełnić ankietę i napisać podanie? - Tak, i to jeszcze dzisiaj - nagle podjął decyzję. Do jutra mogłoby
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
mu przejść. , - Teraz? - Czemu nie? - Walker wzruszył ramionami. - A lody? - spytał Tucker. - Do diabła z lodami - mruknął i podszedł do samochodu. Jedziemy? Tucker otworzył drzwiczki. Jechali w milczeniu. Walker jeszcze raz przemyślał sytuację i stwierdził, że... nie wie, czy robi dobrze. Czas pokaże, pomyślał. Czas pokaże. Daisy nie miała pojęcia, gdzie się podział Walker. Zaczęła się niepokoić, gdy tylko opuścił jej sypialnię. Miał taką dziwną minę, jakby coś go dręczyło. A teraz czekała na niego już trzeci kwadrans i nie bardzo wiedziała, co mogło go zatrzymać. Westchnęła ciężko i wypiła trochę jeżynowej herbaty. Niestety, napój nie działał na nią tak uspokajająco jak zawsze. Drgnęła, kiedy zatrzymał się przed jej domem jakiś samochód, chociaż doskonale wiedziała, że Walker poszedł pieszo. Po chwili usłyszała głosy Tommy'ego i swego brata. Na progu domu chłopiec wydał triumfalny okrzyk. Słysząc to, uśmiechnęła się lekko. - Och, Daisy! - wykrzyknął Tommy na jej widok. - Wiesz, co złowiłem? - Sądząc z twojej miny, to wieloryba - odparła. - Nie żartuj. - Chłopiec otworzył wypełnioną lodem skrzynkę. Popatrz, nigdy nie udało mi się złapać aż tylu ryb. Rzeczywiście, w skrzynce znajdowało się siedem lub osiem zupełnie sporych sztuk. Daisy domyślała się, że tylko po części jest to zasługa Tommy'ego. Bobby mrugnął do niej porozumiewawczo. - To był zupełnie niezły połów - stwierdził. Chłopiec spojrzał na niego z wyraźnym poczuciem winy. - Bobby też sporo złapał... - Tylko dwie - wpadł mu w słowo brat Daisy. - Nawet Gary'emu poszło lepiej. Tommy znów się rozpromienił.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- No, właśnie, sam nie wiem, dlaczego tak dobrze mi brały powiedział. Bobby mrugnął do niej. - Tommy miał dużo szczęścia - rzucił. - Poza tym przejmował czasami moją wędkę... Daisy obserwowała ich z prawdziwą przyjemnością. Zastanawiała się przy tym, czy jej brat zdaje sobie sprawę z tego, że będzie świetnym ojcem. Mogła mieć tylko nadzieję, że w porę założy rodzinę i nie da się złapać w pułapkę zarabiania coraz większych pieniędzy. - To Gary też z wami był? - spytała zdziwiona. - Spotkaliśmy go z ojcem na przystani. Paul nawet się ucieszył, kiedy powiedziałem, że mogę zabrać jego syna - poinformował ją brat. - Gary jest naprawdę bardzo fajny. Zna się na rybach. Powiedział, żebyśmy wzięli krewetki zamiast robaków i miał rację! - dodał rozentuzjazmowany Tommy. Daisy jeszcze raz spojrzała na ryby. - Wystarczy na sporą kolację - zauważyła. - I to dla kilku osób. Może zaprosimy Finchów? Jak sądzisz, Tommy? - Och, to by było ekstra! - Bobby, przyrządziłbyś dla nas te ryby? - spytała. Brat pokręcił głową. - Przepraszam, ale w piątki mam pełno klientów w restauracji. Może w sobotę? - Piątki są najlepsze na rybę - stwierdziła Daisy. Tommy zrobił pełną żalu minę. . - No tak, ale wujek nie będzie mógł spróbować tego, co sam złowiłem... Daisy uśmiechnęła się do niego. - Tym razem przyjechał wcześniej. - Naprawdę? Gdzie jest? Muszę mu pokazać moje ryby! ekscytował się chłopiec. - Poszedł kupić lody. Powinien już wrócić. - Naprawdę? - zdziwił się Bobby. - Przejeżdżaliśmy obok lodziarni, ale nikogo tam nie było... - zamilkł jednak, kiedy zobaczył wzrok Daisy. - Tommy, idź się umyć - zarządziła.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Kiedy chłopiec zniknął na schodach, spojrzała na brata. - Jesteś pewny, że go tam nie było? - Całkowicie - odparł. - Nawet zastanawialiśmy się przez chwilę, czy nie kupić lodów... Znowu poczuła ukłucie łęku. To samo, które pojawiło się zaraz po wyjściu Walkera. Co mogło mu wpaść do głowy? - Ciekawe, co się z nim stało? - Może dokądś pojechał - podsunął jej Bobby. Daisy pokręciła głową. - Nie, poszedł pieszo - powiedziała. - Nie zauważyłeś przed domem jego samochodu? Brat uderzył się w czoło. - A, tak. - Sama nie wiem, czy nie powinnam zadzwonić na policję... - Ależ Daisy, przecież to on jest policjantem.- Bobby, lekko rozbawiony, potrząsnął głową. - To nic, przecież zaginął. - Już chciała sięgnąć po słuchawkę, ale w tym momencie wszedł Tucker, a tuż za nim Walker. - Jak widzisz, nasza policja działa błyskawicznie - zaśmiał się Bobby. - Nie zdążyłaś nawet zgłosić sprawy, a już masz zaginionego. Tucker pocałował ją w policzek. - Cześć, siostrzyczko. Walker z miną winowajcy podał jej termos. - Mam nadzieję, że się nie rozpuściły - bąknął. - Twoje ulubione smaki. Tommy, kiedy usłyszał jego głos, natychmiast zbiegł i rzucił się mu na szyję. - Wujku, jak fajnie, że jesteś! Zaraz pokażę ci moje ryby! - Za chwilę. Muszę się najpierw wytłumaczyć Daisy - westchnął Walker. Daisy pokręciła głową. - Nie musisz się usprawiedliwiać - stwierdziła z godnością. Przecież widzę, że zaszyłeś się gdzieś z Tuckerem i omawialiście jakieś policyjne sprawy! - O, o! Dobrze powiedziane - oznajmił szeryf. - Daj łyżkę, Bobby.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Musimy zająć się lodami. - Najlepiej weź tę do zupy - zaproponowała Daisy. Bobby ze zdziwieniem popatrzył najpierw na nią, a potem na Walkera. Dużo by dał, żeby wiedzieć, o czym teraz myśli. - No, daj tę łyżkę - powtórzyła. - Chcesz odwrócić moją uwagę? - spytał Bobby. - Nie bądź głupi! - Więc jednak chcesz - powiedział, sięgając po łyżkę do lodów. Mogłem się domyślić, że coś się tutaj święci. Daisy poczuła, że płoną jej policzki. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz! - Ależ masz! - Przestań, Bobby! - Bo co? Nie dasz mi lodów? Tucker patrzył na nich ze zdziwieniem. - O co wam chodzi? - spytał. - Nieważne - odparli jednocześnie. - Odnoszę wrażenie, że atmosfera trochę się zagęściła. -Tucker spojrzał na kolegę po fachu. - Może ktoś powinien nam wyjaśnić, co się stało. Tommy słuchał tego wszystkiego z otwartymi ustami. Wiedział, że dorośli czasami gadają od rzeczy, ale żeby aż do tego stopnia... - W swoim czasie - rzekł twardo Walker. Daisy patrzyła na mężczyzn z prawie takim samym zdziwieniem jak Tommy. Zupełnie nie wiedziała, o co może chodzić jej braciom. - No, dosyć tego - powiedziała wreszcie. - Zobaczmy lepiej, co z naszą waniliowo-wiśniową zupą. Okazało się, że lody doskonale się przechowały. Wszyscy zapomnieli o animozjach i zabrali się do jedzenia. Lody smakowały tak bardzo, że minęło sporo czasu, zanim Daisy została sam na sam z Walkerem. Tommy pokazał mu wcześniej swoje ryby, a następnie poszedł spać. - To ja chyba też pójdę. - Walker zaczął się chyłkiem wycofywać z kuchni. - Nie tak szybko. Spojrzał z obawą w jej stronę. - Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tak, chodzi o ten dzisiejszy incydent. - Ten, który miał miejsce w twojej sypialni? - upewnił się. Znowu się zaczerwieniła. Denerwowało ją to, że reaguje jak nastolatka. - Nie, to zupełnie inna sprawa - mruknęła. - Mówię o twojej rozmowie z moim bratem. Powiedz mi, co się dzieje. - Nic szczególnego. - Uciekł oczami w bok. - Instynkt podpowiada mi, że jednak coś. Chcesz zaprzeczyć? Walker długo patrzył na nią w milczeniu. Przez pół minuty, może nawet minutę. - Chyba mogę ci powiedzieć - rzekł w końcu. - Tucker pewnie i tak by się wygadał. - Zawsze miał problemy z utrzymaniem czegoś w tajemnicy rzuciła, żeby go zachęcić. Walker podrapał się w głowę. - To właściwie żadna tajemnica - stwierdził. - Przeprowadzam się do Trinity Harbor. Będę pracował u twojego brata. Już wypełniłem ankietę i napisałem podanie. Dlatego tak długo mnie nie było. Patrzyła na niego z osłupieniem. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. - Chcesz się przeprowadzić? - powtórzyła niepewnie. - Do Trinity Harbor? - Tak - odparł, rozbawiony jej reakcją. Daisy nigdy nie brała pod uwagę takiej ewentualności. Czyżby to, co wydarzyło się dziś po południu, miało na niego taki wpływ? Wprost nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Wuj Tommy'ego zamieszka w jej miasteczku! Nie, nie chodzi mu przecież o mnie, pomyślała. Chce być bliżej siostrzeńca, i to dlatego. Popatrzyła na Walkera, starając się przeniknąć jego myśli. Zwykle udawało jej się zgadnąć, o co mu chodzi, ale nie teraz. - To nieoczekiwana decyzja - bąknęła po chwili. - Dlaczego tak postanowiłeś? - A czemu nie...? - Ale przecież ja... - zaczęła, nie bardzo wiedząc, jak wyrazić to, co czuła.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Obawiam się, że jesteś na mnie skazana, Daisy - mruknął. Popatrzyła na niego z jeszcze większym zdumieniem. Walker zdecydował się na coś, czego konsekwencji do końca nie rozumiał. Daisy na razie radziła sobie z plotkami, ale jeśli zamieszka w Trinity Harbor, stanie się to znacznie trudniejsze. Taki związek może zostać uznany za obrazę moralności. Miała też poważniejsze obawy. Jeśli Walker zamieszka w miasteczku, będzie jej znacznie trudniej udawać, że chodzi jej tylko o seks. To byłby koniec ich związku. Może przyjaźni... Dlatego Daisy gotowa była zakończyć to, co tak naprawdę jeszcze się nie zaczęło. - Nie wydaje mi się - westchnęła. - Jeśli osiedlisz się w Trinity Harbor, będziesz musiał zamieszkać z daleka od mojego domu. Zmrużył oczy. - Myślałem, że ta decyzja bardziej cię ucieszy. - Ależ jestem naprawdę szczęśliwa. Będę mogła spotykać się z Tommym! - I tylko to? - zdziwił się. Daisy westchnęła ciężko. Postanowienie o przeprowadzce oznaczało, że Walker chce zająć się chłopcem. Oto przepadają więc wszystkie jej nadzieje na to, że będzie miała rodzinę. - To wystarczy - rzekła drżącym głosem. Bardzo starała się nie rozpłakać. Walker wziął ją za rękę. - A może jednak nie... Spojrzała mu prosto w oczy. - Naprawdę tak sądzisz? W odpowiedzi skinął głową. - To, co się między nami zdarzyło, jest dla mnie bardzo ważne zaczął. - Jeszcze nie wiem, co z tym zrobię... Nie mogę ci nic obiecywać... Musisz mi zaufać. Tę decyzję podjąłem również ze względu na ciebie. Daisy bała się obietnic. Ale obawiała się też swojego pożądania i dlatego podjęła decyzję, że Walker nie może pozostać w jej domu. - Dobrze. Tylko daj mi znać, jak już coś postanowisz - powiedziała najbardziej obojętnym tonem, na jaki było ją stać. - Najlepiej listownie. Walker skrzywił się.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czy to znaczy, że mam się wyprowadzić? - spytał otwarcie. Daisy nie patrzyła na niego. Coraz bardziej bała się konsekwencji tej rozmowy. - Może nie natychmiast, ale wiesz, co czuje mój ojciec. A gdybyś zamieszkał tu na stałe, moja reputacja ległaby w gruzach - wyjaśniła. - Naprawdę tak bardzo przejmujesz się swoją reputacją? - Walker pokręcił głową. - Nie, ale paru rodziców już się skarżyło dyrektorowi -odparła niechętnie. - Tylko dlatego, że zatrzymałem się u ciebie na parę dni? - zdziwił się. - Przecież to absurd! - Może w Waszyngtonie, ale nie tutaj - westchnęła. - Broniłaś się? Daisy wzruszyła ramionami. - To nie miałoby sensu - odrzekła. - Lepiej nie reagować. Rozumiesz jednak, że nie możesz tutaj zamieszkać na stałe... Walker machnął ręką. - To żaden problem. Zatrzymam się na razie w hotelu, a potem spróbuję coś wynająć. Zobaczymy, jak mi będzie szło w pracy... - Szybko się zniechęcisz i zabierzesz stąd Tommy'ego - powiedziała ponuro. - Możliwe - przyznał. - Ale mogę też kupić farmę albo dom nad rzeką. Daisy ogarnęło przygnębienie. Decyzja Walkera powinna ją ucieszyć, ale ona zaczęła jeszcze bardziej się bać, że straci Tommy'ego. Walker jakby czytał w jej myślach. - Wiesz co, hotel to nie jest dobre miejsce dla chłopca - rzekł, patrząc na nią uważnie. - Czy sam Tommy mógłby jeszcze trochę u ciebie pomieszkać? Jej serce zabiło gwałtownie. - Oczywiście! - A ja może przynajmniej będę mógł cię odwiedzać, co? Nie zniszczę w ten sposób twojej reputacji? - upewnił się. Skinęła głową, a on przyciągnął ją do siebie i przypieczętował ten układ cudownym pocałunkiem. Cały pokój zawirował i kiedy Walker
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
skończył i ruszył na górę, Daisy nie wiedziała już, czy to on się przeprowadza tutaj, czy jej bracia do Waszyngtonu, czy też może King zdecydował się wypowiedzieć wojnę Północy.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
sc
an
da
lo
us
Niedługo po decyzji Walkera w miasteczku pojawiły się plotki, że to Tucker uprosił go, żeby przeniósł się do Trinity Harbor, a kiedy jankes się wzbraniał, obiecał, że odda mu własną siostrę. Wszyscy zatem spodziewali się, że zamieszka z Daisy. Nikt z rodziny nawet nie próbował tego prostować, bo na miejsce jednej plotki pojawiały się dwie następne. Daisy musiała sama stawić czoło miejscowej społeczności, ponieważ Walker wyjechał do Waszyngtonu. Po złożeniu wypowiedzenia musiał jeszcze pracować przez dwa tygodnie najdłuższe dwa tygodnie w jego życiu. Natomiast Daisy przeżywała naprawdę trudne chwile. Słyszała wokół siebie szepty, widziała zaciekawione spojrzenia, a kiedy wchodziła do sklepu czy nawet do pokoju nauczycielskiego, milkły wszelkie rozmowy. Z utęsknieniem czekała na jakiś inny skandal, żeby móc w końcu trochę odetchnąć. Na szczęście żadne echa tego, co się działo, nie docierały do Tommy'ego. Chłopiec skupił się teraz na tym, żeby mieć lepsze stopnie, i sporo się uczył. W wolnych chwilach pracował przy łódce, chociaż niewiele już zostało do zrobienia. Trzeba ją było tylko pomalować i poczekać aż wyschnie. Daisy z obawą myślała o dniu, kiedy po raz pierwszy znajdzie się na wodzie. Wolałaby, żeby nie było w niej Tommy'ego ani żadnego innego dziecka. W wirze codziennych czynności nie myślała o ojcu. Jego milczenie było jednak złowrogie i wcale się nie zdziwiła, kiedy w czwartek zastała go na tarasie swojego domu. Zaniepokoiła ją tylko obecność Anny-Louise, która siedziała obok Kinga. - Spóźniłaś się - zganił ją ojciec.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie byłam z nikim umówiona, więc nie mogłam się spóźnić zauważyła. - Powinieneś zadzwonić... - Od kiedy to, prawda, trzeba dzwonić, żeby spotkać się z własną córką?! - oburzył się ojciec. - Nie trzeba - odparła. - Ale nie spodziewaj się wtedy, że będę w domu o jakiejś określonej godzinie. Anna-Louise spojrzała na nich z rozbawieniem i wyciągnęła przed siebie ręce. - Spokój, spokój! Kłócicie się jak małe dzieci. - Obróciła się do ojca Daisy: - Panie Spencer, przecież chciał pan coś powiedzieć córce. Daisy spojrzała ojcu prosto w oczy, chociaż wcale nie czuła się pewnie. - Naprawdę? Ciekawe, o co chodzi - rzuciła buńczucznie. - Czy nie dosyć już wtrącania się w moje prywatne sprawy? - Nie, jeśli chcesz przyjąć tego jankesa pod swój dach. - Ojciec podniósł dłonie do skroni. - I pomyśleć, że to Tucker, prawda, kupczy własną siostrą. Daisy ucieszyła się, że wysłała Tommy'ego na ryby z Ga-rym. Gdyby nie to, siedziałby pewnie nad książkami i być może usłyszałby jakieś fragmenty tej rozmowy. - Widzę, że uwierzyłeś w te wszystkie głupie plotki. Walker wcale się tutaj nie wprowadzi. King aż pochylił się w jej stronę. - Naprawdę? - Tak, właśnie ze względu na plotki, co, jak widać, niewiele pomogło - westchnęła. - Jednak ustaliliśmy, że Tommy na razie zostanie u mnie. Ojciec uderzył otwartą dłonią w ogrodowy stolik. - Więc po co, do jasnej cholery, tu przyjeżdża, skoro nie chce się zająć siostrzeńcem?! - Spojrzał na panią pastor. - Och, przepraszam. Anna-Louise tylko machnęła ręką. - Po prostu hotel to nie jest dobre miejsce dla chłopca - wyjaśniła Daisy. - Walker weźmie go do siebie, kiedy już się u nas osiedli. Kupi dom czy coś w tym rodzaju. - Ale jeśli zostanie tu jego siostrzeniec, to i tak, prawda, będzie się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
koło ciebie kręcił - jęknął King. Daisy wzruszyła ramionami. - I co z tego? Będzie przyjeżdżał do Tommy'ego, a potem wracał do hotelu - tłumaczyła cierpliwie. - Przynajmniej nie da powodów do plotek... King pokręcił głową. - Nie znasz ludzi - rzucił. - Wcale mi się to, prawda, nie podoba. . Mnie też, pomyślała Daisy, wolałabym mieć Walkera na noc u siebie. - Jakoś nie miałeś zastrzeżeń, kiedy włóczyłam się z Billym Inscoem - zauważyła. - Nie włóczyłaś się, ale chodziłaś, prawda - poprawił ją ojciec. Chodziłaś do bardzo przyzwoitych lokali. - I jeździłam przyzwoitym samochodem, co? - powiedziała prowokacyjnie. Wiedziała coś o tym, jak wygodne było jego tylne siedzenie. - Billy miał się z tobą ożenić. Daisy powoli zaczynała tracić cierpliwość. - Robimy z Walkerem wszystko, żeby Tommy był szczęśliwy. Postanowiliśmy też nie dać powodów do plotek. Czego jeszcze ode mnie chcesz? - Żebyś przemyślała sobie, prawda, swoje postępowanie - stwierdził King. - Już to zrobiłam! Daisy wstała i weszła do domu, zostawiając Annę-Louise i ojca samych. Jednak po chwili wróciła na taras. - Nie przejmuj się, tato - powiedziała już całkiem spokojnie. Wszystko będzie dobrze. King pokręcił głową. - Myślisz, że jeśli wypędzi się lisa, to zapomni, prawda, drogi do kurnika? - spytał retorycznie. - Nie, moja droga. Sprawy zaszły za daleko. - Zapominasz, że często sam byłeś takim lisem! - Hm, możliwe. - King niepewnie zerknął na panią pastor. - Ale jestem, prawda, mężczyzną. - Proszę, proszę. Czyżby to cię usprawiedliwiało?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
King walnął pięścią w delikatny stolik, który mógł już nie wytrzymać trzeciego uderzenia. - A poza tym wszystko jedno, co o mnie gadają! W tej chwili mówimy o tobie. Gdyby żyła, prawda, twoja matka, nigdy by do czegoś takiego nie dopuściła. Daisy zaśmiała się złowieszczo. - O ile dobrze pamiętam, na ostatnim roku studiów mieszkaliście już razem. - Wymierzyła palec w pierś ojca. - I to bez ślubu. King z trudem przełknął ślinę. - Właśnie. To wcale nie podobało się moim rodzicom. Teraz wiem, prawda, jak się czuli. - Wziął głębszy oddech. - Jak cierpieli z mojego powodu. Daisy popatrzyła na niego sceptycznie. - Nie wyglądasz na cierpiącego. Ojciec chrząknął i wyprostował się nieco na swoim fotelu. - To dlatego, że potrafię ukryć swoje uczucia - stwierdził z godnością. - Pamiętaj też, że studiowałem w Charlottesville i moi rodzice nie musieli na to patrzeć. - Chcesz powiedzieć, że ja też powinnam się stąd wyprowadzić? spytała z niewinną miną. King pozostawił to pytanie bez odpowiedzi i obrócił się do pani pastor. - Pani Walton, może pani coś jej powie. Anna-Louise rozłożyła ręce w bezradnym geście. - Tylko co? - No, coś o obrazie publicznej moralności, prawda. I że musi się pozbyć tego chłopca, żeby ten Ames przestał ją nachodzić. Proszę to jakoś zgrabnie powiązać. Przecież jest pani, do jasnej cholery, pastorem! King znowu zasłonił sobie usta, a następnie wstał gwałtownie i bez pożegnania ruszył do furtki. Obie kobiety patrzyły za nim w milczeniu. W końcu Daisy opadła na wolny fotel. - Myślisz, że ojciec ma rację? - spytała przyjaciółkę. - Myślałam, że jeśli Walker zamieszka gdzie indziej, to ludzie przestaną gadać. - W zasadzie nie powinni nawet zaczynać - westchnęła Anna-Louise. - Ale nie sądzisz, że sprawa przycichnie? - zapytała ją bezpośrednio.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Moim zdaniem jest już za późno - stwierdziła pani pastor. - Musisz zdecydować we własnym sumieniu, co robić. Daisy skinęła głową. - Właśnie to zrobiłam. Chcę dać Tommy'emu dom i zapewnić mu opiekę. Najwyraźniej dobrze mu to robi... A obecność Walkera będzie dodatkową korzyścią. Tylko to się liczy. Jeśli ludzie nie chcą tego zrozumieć, to trudno... - Dobrze - potwierdziła Anna-Louise. - Chciałam cię jednak ostrzec. - Tak? - Daisy zerknęła z niepokojem w jej stronę. - Wiem, że chodzi wam o dobro Tommy'ego, ale... pomyślcie też o tym, co byłoby dla niego lepsze w dalszej perspektywie. Nie tylko teraz... - Nie rozumiem. Pani Walton poprawiła się na swoim miejscu. - Nie pomyślałaś o tym, że Tommy zacznie was postrzegać jak rodzinę? Że przyzwyczai się do tego, że ma i ciebie, i Walkera? A co będzie, jeśli to się skończy? - Przyjrzała jej się dokładnie. - Chyba, że to się nie skończy... Daisy chciałaby porozmawiać o tym, co czuje do Walkera i co się między nimi zdarzyło, ale chociaż uważała Annę-Louise nie tylko za przewodnika duchowego, lecz również za przyjaciółkę, nie mogła się na to zdobyć. Bała się nawet nie tego, co mogła od niej usłyszeć, ale tego, co zapewne wyczyta z jej oczu. - Nie, nie jesteśmy parą - bąknęła. - Ale może będziecie? Daisy pokręciła głową. - Nie mam pojęcia. To nie zależy ode mnie. W każdym razie, nie tylko. - Rozumiem. - Pani pastor wstała. - Zastanów się więc nad tym, co powiedział ci ojciec. Myślała o tym cały dzień. Nawet kładąc się spać, nadal zastanawiała się nad swoją sytuacją, ale nie znalazła dobrego rozwiązania. Następnego dnia, gdy tylko pojawiła się w szkole, koleżanki poinformowały ją, że szukał jej dyrektor. Z duszą na ramieniu poszła do jego gabinetu. Evan Washburn należał do najlepszych nauczycieli w szkole, ale czuł
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
się nieswojo na swoim stanowisku. Wstał na powitanie, poprosił ją, żeby usiadła, a następnie zaplótł palce tak, jakby chciał się bawić „w kominiarza". A może tylko modlił się o wsparcie, ponieważ niezbyt dobrze radził sobie ze swoimi pracownikami. - Hm, tak, Daisy - zaczął, wodząc wzrokiem po półkach. - Dotarły do mnie informacje, że, hm, mieszka u ciebie jakiś mężczyzna. Więc jednak o tym słyszał. To zabawne, że mówi o tym teraz, kiedy zdecydowali z Walkerem, że przeprowadzi się do hotelu. - Nie rozumiem, dlaczego miałoby to interesować szkołę - rzekła sucho. - Cóż, hm, niektórzy rodzice są zaniepokojeni tym, że powierzają swoje dzieci komuś takiemu. Nie muszę ci chyba przypominać, że powinnaś być dla nich wzorem. - A nie przyszło ci do głowy, że te dzieci powinny zrozumieć, że trzeba komuś pomóc, jeśli wymaga tego sytuacja? Mówię o Tommym. Ja i pan Ames staramy się po prostu zapewnić mu szczęśliwy dom. - I to wszystko? - spytał ze sporą dozą sceptycyzmu. - Chcesz spytać, czy mam romans z wujem Tommy'ego? - zagrała w otwarte karty, gotowa od razu przejść do sedna sprawy. Evan poruszył się niespokojnie na swoim miejscu i przesunął dłonią po siwych włosach. Zaraz też się zaczerwienił. Nic dziwnego, że był przeciwny wprowadzeniu do szkolnego programu przedmiotu „przygotowanie do życia w rodzinie". - Nie, oczywiście, że nie. - To dobrze, bo i tak nie mogłabym ci odpowiedzieć. To nie jest sprawa szkoły. - Wstała i podeszła do drzwi. - Przepraszam, ale zaraz zaczynam lekcje. - Tak, tak. Masz rację. - Gdyby zgłosili się jeszcze jacyś rodzice, może skierujesz ich prosto do mnie - zaproponowała. - Świetny pomysł. - Aż się rozpromienił. - Najlepiej będzie, jeśli porozmawiają bezpośrednio z tobą. Rok szkolny już się kończy... Jestem pewny, że do jesieni wszystko będzie w najlepszym porządku. - Ja też - mruknęła i wyszła.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Kiedy znalazła się na korytarzu, wciągnęła głęboko powietrze. Evan nie wspomniał nawet, że Daisy może mieć problemy z pracą, ale i tak było to oczywiste. Cała sprawa wymykała jej się z rąk. Nie sądziła, żeby stał za tym King, co znaczyło, że nie on jeden w Trinity Harbor ma do niej pretensje. W końcu uznała, że zrobi najlepiej, nie przejmując się tym wszystkim i nie zaprzątając sobie głowy plotkami. Powinna przede wszystkim myśleć o Tommym i jego wewnętrznym spokoju. Wątpiła, żeby chłopiec zastanawiał się nad tym, co łączy ją z jego wujem. Chociaż, z drugiej strony, Anna-Louise mogła mieć rację, że w jego oczach ona i Walkera stają się jego rodzicami. Sama przyłapała się na tym, że czasami myśli o wuju chłopca jak o mężu, z którym wspólnie wychowuje dziecko. Musi uważać, jak słusznie zauważyła pani pastor. Inaczej nie tylko Tommy może źle znieść ostateczną rozłąkę. - Co się stało? - spytał Walker, kiedy zadzwonił wieczorem jeszcze tego samego dnia. Zdziwiła się, że tak łatwo wyczuł jej nastrój. Większość mężczyzn w ogóle nie zwracała na takie rzeczy uwagi. - Nic ważnego - powiedziała zdawkowym tonem. - A co u ciebie? Jak Andy przyjął twoją rezygnację? - Narzeka, że teraz Gail też się będzie chciała przeprowadzić do Trinity Harbor, a on nie chce jeszcze iść na emeryturę. Wyraził zdziwienie, że decyduję się na nią sam - roześmiał się. - Naprawdę sądzisz, że praca w Trinity Harbor to wypoczynek? spytała zaniepokojona. Wiedziała, że Walker nie wytrwałby długo w bezczynności. - Nie, jasne, że nie - odparł. - Mam nadzieję, że w małym miasteczku lepiej będzie widać efekty mojej pracy... - Przynajmniej Tucker będzie mógł trochę odpocząć i, kto wie, może rozejrzeć się za żoną. - Naprawdę myślisz, że brakuje mu rodziny? Dla policjanta to spore obciążenie. - Ale i wytchnienie - odparła. - A ty, Daisy? Dlaczego nie pomyślisz o sobie? Wzruszyła
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ramionami. - Ja jestem zadowolona z mojego życia - rzuciła. - Niczego mi nie brakuje do szczęścia. - Naprawdę? Czy rzeczywiście chcesz przeżyć całe życie sama? Poczuła dreszcz, który przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. - Tak, dlaczego sądzisz, że mogłoby być inaczej? - Ponieważ każdy, kto ma w sobie tyle uczuć, powinien założyć rodzinę - odparł. Westchnęła, myśląc o tym, że to nie jest takie proste. - Niektórym po prostu tak się układa - stwierdziła. - Dosyć już tych rozważań. Kiedy przyjedziesz? - Może w przyszłym tygodniu... - To nieprędko. Poczekaj, zawołam Tommy'ego. Wiem, że chciał z tobą porozmawiać. Cały czas mówi tylko o dniu, kiedy już przyjedziesz tutaj na stałe. - A nie o łódce? - Nawet nie o łódce - zaśmiała się. - A ty? Też się cieszysz, że zamieszkam w Trinity Harbor? Milczała przez chwilę. Mogła odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że tak, ale bezpieczniej było powiedzieć, że cieszy się ze względu na Tommy'ego. - Mm? - Walker czekał na odpowiedź. - Cóż, sprawa jest dosyć... skomplikowana. - To znaczy? Daisy ścisnęła mocniej słuchawkę. - Zbyt skomplikowana, żeby teraz o tym rozmawiać. Zawołam Tommy'ego. - Nie, zaczekaj! - Tak? - Powiedz mi, co się stało - poprosił po raz drugi. - Czuję, że wydarzyło się coś niedobrego. - Nic, czym powinieneś się przejmować - odparła. - Już sobie poradziłam. - Powiedz mi przynajmniej, z czym musiałaś sobie radzić? - nalegał. - Nie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Zapewniam cię, że ja świetnie sobie radzę z przesłuchaniami powiedział. - Dowiem się zatem prędzej czy później. - Wobec tego wolałabym później. - Ale z ciebie uparta koza - westchnął. - To chyba rodzinne, prawda? Daisy postanowiła nie odpowiadać na tak jawną prowokację. Uważała, że wcale nie jest uparta, tylko stanowcza. - Wtrącanie się w cudze sprawy nie zaskarbi ci sympatii w Trinity Harbor - zagroziła. - Zdobędę ją w inny sposób. - To znaczy? - Wdziękiem i urokiem osobistym. Nie wytrzymała i roześmiała się na cały głos. - Ależ jesteś pewny siebie! O dziwo, Walker od razu spuścił z tonu. - Nie, Daisy. Ostatnio wcale nie jestem - mruknął. - Nie jestem pewien niczego. Tommy, który usłyszał jej śmiech, zbiegł właśnie na dół. Pożegnała się więc szybko i przekazała słuchawkę chłopcu. Kiedy Tommy skończył rozmowę i spojrzał na nią z rozradowaną miną, wciąż zastanawiała się nad znaczeniem ostatnich słów Walkera - Będzie fajnie, jak wujek się tu w końcu przeprowadzi, prawda? - Jasne - odrzekła. - Jak w prawdziwej rodzinie... - Zasępił się na chwilę. - To znaczy nie tak, jak z mamą, ale prawie. Zwłaszcza kiedy będziemy razem... Daisy poczuła ukłucie w sercu. - Cieszę się, że jest ci tu dobrze. Tommy spojrzał na nią, uderzony nagłą myślą. - A może ożeniłabyś się z Walkerem? - zaproponował radośnie. - Wyszła za mąż - poprawiła go odruchowo, wiedząc, że właśnie przed tym ostrzegała ją Anna-Louise. - Wszystko jedno - naciskał chłopiec. - Pobierzcie się i tyle! - Obawiam się, że to nie jest takie proste, kochanie. - Czemu nie? Przecież widzę, że mu się podobasz. A ty go też lubisz, prawda? Daisy postanowiła pozostawić to pytanie bez odpowiedzi.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- To nie takie proste - powtórzyła z uśmiechem. Ale Tommy nie odwzajemnił jej uśmiechu, tylko popatrzył przed siebie z zaciętą miną. - Chłopaki w szkole mówią, że jestem sierotą. Ze nie mam nikogo, kto by się mną przejmował. - To nieprawda! - zaprotestowała gwałtownie. - Masz mnie i Walkera. Tommy potrząsnął głową. - Albo ciebie, albo Walkera - mruknął. - No nic, idę spać. Daisy stała przy schodach obok telefonu jeszcze przez długich parę chwil. Zrobiło się już ciemno, a ona ciągle myślała o swoim życiu. To prawda, że stało się ono bardzo skomplikowane. Teraz zrozumiała to, przed czym ostrzegała ją pani pastor. Tommy potrzebował pełnej rodziny. A ponieważ jego rodziną był Walker, to on powinien dać mu matkę. W końcu westchnęła i powlokła się na górę, nie bardzo wiedząc, czy uda jej się dziś zasnąć. Kiedy Walker przyjechał do Trinity Harbor z wszystkimi swoimi rzeczami, Daisy czekała na niego przed domem. Chciał wejść do środka, ale zagrodziła mu drogę. - To nie ma sensu - rzuciła. - Co takiego? - Trzymanie Tommy'ego w tym domu - odparła. - Możesz zostać na dzisiejszą noc, ale jutro się przeprowadzicie. Walker wziął ją za ramię i zaprowadził na taras. - Usiądź - powiedział takim tonem, że w normalnej sytuacji by mu odmówiła. - Nie ma sensu to, co mówisz. Myślałem, że wszystko już ustalone i że Tommy na razie zostanie z tobą. - To zły pomysł. - Dlaczego? - spytał, siadając naprzeciwko. - Czy zmiana naszych ustaleń ma związek z tym, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu? Nie mogła mu przecież wyjaśniać, że Tommy chce, żeby się pobrali. Nie potrafiłaby wówczas ukryć tego, jak bardzo ona sama tego pragnie. - Wszystko jedno. Podjęłam już ostateczną decyzję - rzekła stanowczo.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker był zaskoczony, ale w końcu skinął głową. - Dobrze - westchnął. - Może od razu pójdę do hotelu, żeby nie widzieć miny Tommy'ego, kiedy mu o tym powiesz. A może już mu powiedziałaś? Daisy z trudem przełknęła ślinę. - Nie, jeszcze nie. - Spojrzała na niego niepewnie. - Myślałam, że zrobimy to razem. Walker potrząsnął głową. - Odmawiam, bo nie mam pojęcia, o co ci chodzi. To twoja decyzja, Daisy. Sama musisz odwalić brudną robotę... Wstał i ruszył w stronę furtki. Daisy patrzyła za nim z drżeniem serca. Sama już nie wiedziała, co jest dobre, a co nie. Tyle, że w tej chwili czuła się naprawdę fatalnie. Walker nie potrafił zrozumieć, co wstąpiło w Daisy. Po prostu wypędziła go i tyle! Kazała mu się wynosić razem z Tommym, chociaż przecież nie zrobił nic złego. Na początku rozmowy chciał się z nią spierać. Potem już tylko prosić, żeby go zatrzymała, ale na to nie pozwoliła mu duma. Musiał jednak jakoś dowiedzieć się, o co jej chodzi. Zamiast iść do hotelu, wybrał się na plebanię, gdzie miał nadzieję zastać Annę-Louise i jej męża. Pani pastor powinna potrafić wyjaśnić mu, co się dzieje z Daisy. Tucker pewnie nic o tym nie wie, bo inaczej poinformowałby go o wszystkim podczas wcześniejszego spotkania. Waltonowie siedzieli na tyłach plebanii ze szklankami soku w dłoni, rozkoszując się chłodnym wietrzykiem wiejącym od wody. Tuż za nimi stał biały kościółek, którego wieża rzucała cień w stronę morza. Walker podziękował za poczęstunek i od razu opowiedział im, co go spotkało u Daisy. - Po prostu kazała ci się wyprowadzić razem z Tommym? - upewniła się pani pastor, kiedy skończył. - Dokładnie tak. Nie wiecie, dlaczego to zrobiła? - Nie - odparła Anna-Louise. - Nie chciała też rozmawiać na ten temat z ojcem i powiedziała, że to jej sprawa. Zresztą mnie powiedziała to samo. To bardzo dziwna zmiana. Richard pokręcił głową. - Wydaje mi się, że wiem, o co może chodzić - mruknął.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Naprawdę? - spytali zdziwieni. - Dostałem ostatnio parę anonimów - zaczął dziennikarz i spojrzał w stronę rzeki. - W jakiej sprawie? - Pewnej miejscowej nauczycielki, która daje zły przykład dzieciom w liceum - odparł. - Podobno mieszka bez ślubu z obcym mężczyzną. Te osoby rozmawiały już z dyrektorem szkoły, ale ponieważ nie przyniosło to żadnych rezultatów, postanowiły napisać do gazety. Walker zaklął pod nosem, a potem spojrzał na panią pastor. - Przepraszam. - Nie przejmuj się. Sama chciałam ci to powiedzieć. Przecież Daisy jest doskonałą nauczycielką i uczciwym człowiekiem. To niemoralne! - A najśmieszniejsze jest to, że zamieszkam w hotelu - dodał Walker. - Już wcześniej to ustaliliśmy. - Ale i tak byś przychodził do Tommy'ego - zauważyła Anna-Louise. - Wystarczy, żeby dać pożywkę nowym plotkom. Walker przesunął palcami po włosach. - To dlatego Daisy chce, żebym zabrał Tommy'ego. Czy mogą ją zwolnić z pracy z powodu tych plotek? - Wszystko zależy od rodziców. - Richard rozłożył ręce. - Jeśli autorzy anonimów zbuntują innych, może być kiepsko. Pewnie przekażą tę sprawę radzie szkoły, jeśli już tego nie zrobili. - Wydrukujesz te listy? - Anna-Louise zwróciła się do męża z groźną miną. Richard pokręcił głową. - Nie drukuję anonimów. - Bogu dzięki - westchnął Walker. Sprawa jednak wcale nie była wygrana. Pani pastor wypiła łyk soku, zastanawiając się, co dalej. Jeśli dojdzie to do rady liceum, konsekwencje mogą okazać się nieprzewidywalne. Ale Daisy lubiła wyzwania i nigdy nie dała się zastraszyć. Groźby budziły w tej tak łagodnej na co dzień osobie chęć do walki. Anna-Louise potrząsnęła głową. - Nie sądzę, żeby Daisy przestraszyła się tych pogróżek powiedziała.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker zmarszczył brwi. - Więc co się stało? - Sama nie wiem... Pewnie ma to jakiś związek z Tommym i całą sytuacją - zerknęła ciekawie na przybysza. Walker już chciał się zacząć bronić, kiedy odezwał się telefon komórkowy, w który wcześniej zaopatrzył go Tucker. Spojrzał na ekran. - Przepraszam, mój nowy szef ma mi coś do powiedzenia - mruknął. - Mam nadzieję, że wiadomość nie polega na tym, że nie chce już być moim nowym szefem. - Nawet się nie łudź! Na pewno cię nie zwolni - zaśmiał się Richard. - Za bardzo chciał mieć tutaj kogoś z twoim doświadczeniem. Niektórzy mówią, że przehandlował siostrę za pracownika. Jego żona zrobiła wielkie oczy. - Dlaczego nie mówi mi się w tym domu wszystkiego?! - spytała oburzona. - Kochanie, muszę przecież pamiętać, że jesteś osobą duchowną. - Cholera - zaklął Walker. - Właśnie - dodała Anna-Louise. Opuszczając dom Waltonów, pomyślał, że chyba rzeczywiście nie zdawał sobie do końca sprawy, jak małą miejscowością jest Trinity Harbor. I jak trudno zachować tutaj anonimowość. SMS informował go, że nowy szef będzie czekać na niego na przystani. Walker zastał go tam w towarzystwie brata. - Mamy problem - mruknął Tucker bez zbędnych powitań. Bobby tylko przytaknął. - Co się stało? - Tucker prosił, żebym uważał na to, co się tu dzieje - zaczął Bobby. - Dlatego starałem się podsłuchać rozmowę grupy wyrostków, która tu wczoraj przyszła. Obawiam się, że chcą wykorzystać przystań do odbioru przesyłki narkotyków. Chociaż sam nie wiem, to były prawie dzieci... Walker znał takie dzieci. - Kiedy? - spytał krótko. - Prawdopodobnie w tym tygodniu - odparł Tucker. Walker splunął i spojrzał na spokojne wody Potomacu. I kto powiedział, że praca w
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Trinity Harbor będzie łatwiejsza niż w Waszyngtonie?
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
sc
an
da
lo
us
Daisy przez cały tydzień czekała na wiadomość od Walkera, ale się nie odezwał. W sobotę wysłała Tommy'ego na trening baseballowy, a sama wybrała się do Earlene na spotkanie z Anną-Louise. Trochę zdziwiło ją, że pani pastor chciała się z nią zobaczyć właśnie o tej porze, zwykle bowiem Anne-Louise rezerwowała sobie sobotnie poranki na bieganie w towarzystwie męża. Widocznie miała już dosyć joggingu i szukała jakiejś wymówki... Kiedy weszła do środka, przyjaciółka siedziała już przy kawie. Była przy tym blada, bez makijażu i wyglądała tak, jakby musiała ubierać się w pośpiechu. - Nic ci nie jest? - zaniepokoiła się Daisy. - Fatalnie wyglądasz. - Jak to miło z samego rana usłyszeć jakiś komplement - westchnęła pani pastor. - Ale masz rację. Kobiety w naszym wieku potrzebują jednak trochę snu. - Nie spałaś? - Trochę zdołałam się zdrzemnąć, ale spałam niewiele - wyjaśniła Anna-Louise. - Dziś w nocy pogotowie zabrało Jane Miller. Jest w szpitalu we Fredericksburgu. Lekarze podejrzewają zawał... - Ale ona ma dopiero pięćdziesiąt lat! - I mnóstwo kłopotów - zauważyła pani pastor. - Poza tym źle się odżywia i w dodatku pali. - A co z jej mężem? - Keith jest zrozpaczony - odparła Anna-Louise - i obwinia się, że nie zmusił żony do zastosowania się do zaleceń lekarza. Przy tym odpala jednego papierosa od drugiego. Nic dziwnego, że Jane nie mogła rozstać się z nałogiem. I tak byłaby bierną palaczką. Sama czuję się tak, jakbym wypaliła z dziesięć paczek, bo przesiedziałam z nim całą noc.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy pokiwała głową. - No tak, rozumiem. Dlaczego nie odwołałaś więc naszego spotkania? Pani pastor jeszcze bardziej spoważniała. - Musiałam z tobą porozmawiać. - O czym? - Daisy wyglądała na autentycznie zdziwioną. - Ponieważ dowiedziałam się czegoś i ta sprawa nie może czekać wyjaśniła Anna-Louise i napiła się jeszcze trochę kawy. - I cóż to za ważna sprawa? - Chcą cię zwolnić - mruknęła niechętnie przyjaciółka. -Wiem, że to nonsens i że jesteś jedną z najlepszych nauczycielek, ale okazało się, że są ludzie, którzy zrobią wszystko, żeby dopiąć swego. Daisy wcale nie wyglądała na zaskoczoną. - Skąd wiesz? - Do gazety Richarda przyszły anonimy - odparła Anna-Louise. - Na szczęście nie publikuje się niepodpisanych listów, ale ktoś w końcu może się zdecydować na ujawnienie swojego nazwiska, a wtedy Richard będzie musiał go opublikować... Daisy potarła palcami powieki, zastanawiając się, co robić. Czy powinna się bronić, czy raczej zignorować całą sprawę? - Więc do tego już doszło - mruknęła. Pani pastor spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Więc wiedziałaś o tym? - Rozmawiał ze mną w tej sprawie Evan, ale miałam nadzieję, że na tym koniec - wyjaśniła Daisy. - Wygląda na to, że nie... Ci, którym przeszkadzasz, nie ustają w swoich wysiłkach. Skoro napisali do gazety, to pewnie zwrócą się także do rady szkoły. - Do licha, wszystko to jest okropne! - Daisy zacisnęła dłonie. Anna-Louise przymknęła na chwilę zmęczone oczy. Kawa nie pomagała. Wciąż chciało jej się spać, ale pragnęła doprowadzić do końca sprawę Daisy. - Jest coś jeszcze - dodała. - Richard powiedział o tym Walkerowi i ten wpadł we wściekłość. Początkowo uznał, że właśnie dlatego kazałaś mu zabrać Tommy'ego, ale chyba zdołałam go przekonać, że są też inne
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
powody. To zresztą nieważne. Obawiam się, że będziesz musiała powstrzymać jakoś jego atak na twoich nieprzyjaciół. Daisy nie była pewna, czy to, że Walker postanowił stanąć w jej obronie, powinno ją cieszyć. - Przede wszystkim powinien wiedzieć, że nigdy nie ulegnę plotkarzom - mruknęła. Pani pastor wypiła kawę do końca, ale wcale nie poczuła się przez to lepiej. - Właśnie to mu powiedziałam. Więc dlaczego chcesz, żeby się od ciebie wyprowadził? Anna-Louise zauważyła w pobliżu Earlene i poprosiła o kolejną kawę, mocniejszą. - Między innymi z powodu tego, co usłyszałam od ciebie - odrzekła Daisy. - Tommy rzeczywiście zaczął nas traktować jak rodzinę i zdecydowałam, że trzeba to ukrócić. Spytał nawet, czy nie wyszłabym za Walkera. - I nie wyszłabyś? - spytała przyjaciółka. - Kiedy się na was patrzy, człowiek odnosi wrażenie, że coś się między wami dzieje. A wczoraj Walker był naprawdę zmartwiony z powodu twojej decyzji... Bardzo długo o tym mówił... - Więc może mu powiedz, żeby nie mieszał się do moich spraw przerwała nagle poirytowana Daisy. - Sama sobie poradzę z plotkarzami. Pani pastor potrząsnęła głową. - Prawdę mówiąc, miałam zamiar mu pomóc. - Nie ma takiej potrzeby! - Daisy uderzyła pięścią w stół. Zupełnie jak jej ojciec, pomyślała Anna-Louise. Zdołała się nie roześmiać, ale przyjaciółka chyba zauważyła, że miała na to ochotę. - Dobrze, dobrze, wiem, że powinnam nadstawić drugi policzek, ale irytuje mnie, że ktoś chce decydować w sprawie, o której nie ma zielonego pojęcia! - Mnie też, chociaż zalecałabym raczej zrozumienie i wybaczenie powiedziała pani pastor. - Zamierzam nawiązać do tego w jutrzejszym kazaniu. To powinno trochę utemperować plotkarzy. - Dobrze, usiądę z tyłu i przyjrzę się, kto się poczuł dotknięty rzekła sucho Daisy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Anna-Louisa roześmiała się krótko. - Prawdę mówiąc, nie wiem, czy to by się spodobało Panu Bogu. Daisy wzruszyła ramionami. - Ja też nie wiem... - Cóż, warto spróbować. - Przyjaciółka spojrzała w stronę drzwi i nagle sięgnęła po torebkę. - Do widzenia. Pójdę już. - Co tam znowu? - mruknęła Daisy, kiedy jakiś cień padł na ich stolik. Kiedy zobaczyła Walkera, stwierdziła, że nie wygląda dużo lepiej niż Anna-Louise. Też był blady i, po raz pierwszy od kiedy go poznała, nieogolony. Wyglądał z tym bardzo męsko. Daisy chciała złapać go za rękę i zapytać, co się stało, ale, na szczęście, powstrzymała się. Zaraz byłyby kolejne plotki... - No, już się zbieram. - Pani pastor położyła banknot na stoliku. Pewnie chcecie pogadać. - Właśnie - stwierdził Walker, siadając na wolnym miejscu. Jego kolano dotknęło uda Daisy, ale nie cofnął go. Ona też się nie ruszyła. Siedziała jak sparaliżowana, czekając na dalszy ciąg. Anna-Louise wyszła, a Earlene postawiła przed nim kawę zamówioną przez panią pastor. - Może być? - spytała tylko. Walker nawet nie próbował się uśmiechnąć. - Naturalnie - rzucił, a potem spojrzał na Daisy. - Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś? Mogła udawać, że nie rozumie, ale to nie miało sensu. - Bo sama sobie z tym poradzę - powiedziała. - Ale przecież możesz wylecieć z pracy. - Spojrzał na nią z niekłamaną obawą. - Nie sądzę - odparta. - Nikt w miasteczku nie zdecyduje się otwarcie wystąpić przeciwko Kingowi Spencerowi. A jestem pewna, że ojciec mnie poprze. - Chociaż mnie nie lubi? - Rodzina jest dla niego ważniejsza - powiedziała po prostu. - Tak naprawdę bardzo mu na mnie zależy. Inaczej w ogóle nie mieszałby się do tej sprawy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- I okazało się, że miał rację - westchnął Walker. - Gdyby nie ja, nie miałabyś kłopotów. Daisy potrząsnęła głową. - Sama podjęłam decyzję o tym, żeby wziąć do siebie Tommy'ego. A potem sama cię zaprosiłam. Wydawało mi się, że będzie lepiej, jeśli Tommy zostanie u mnie do czasu, kiedy twoja sytuacja się wyjaśni. - Ale już tak nie myślisz, prawda? - Zajrzał jej w oczy. - Czy to z powodu tych skarg? - Nie, wcale nie - odrzekła bez namysłu. - Więc dlaczego? - Czy nie rozumiesz, że naprawdę będzie lepiej, jeśli Tommy od razu z tobą zamieszka? - odparła i westchnęła. - Nie. Ale może mi to wyjaśnisz? Daisy nie chciała powtarzać mu rozmowy, którą odbyła z chłopcem. Wolała w ogóle nie mówić o rodzinie. - Tommy musi zrozumieć, że powinien polegać głównie na tobie odparła. Wziął głęboki oddech, jakby miał zamiar się spierać, ale w końcu skinął głową. - Dobrze. Poinformowałaś go o swojej decyzji? Pokręciła głową. - Wobec tego będziesz musiała się naprawdę bardzo starać stwierdził. - Tommy nie uwierzy w te wykręty. Daisy poruszyła się gwałtownie. - Z jakiej racji miałabym się przed kimkolwiek tłumaczyć? To przecież mój dom i moja decyzja! - A nie możesz jej zmienić? - Nie! - Nawet na jakiś czas? Zaniepokoiła ją nuta prośby, którą usłyszała w jego głosie. Tak jakby Walker naprawdę nie chciał, żeby chłopiec od razu z nim zamieszkał. - Dlaczego? Czy coś się stało? - W ciągu najbliższych paru dni będę bardzo zajęty - powiedział, ważąc każde słowo. - Nie chcę, żeby Tommy siedział sam w hotelu. Spojrzała na niego z niepokojem. - Masz na myśli pracę? Przecież Trinity Harbor to spokojne
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
miasteczko. Walker zerknął na boki. Siedzieli daleko od innych gości, których zresztą nie było dużo. Nikt nie zwracał na nich uwagi. - Wygląda na to, że wpadłem z deszczu pod rynnę - roześmiał się. Dzięki Bobby'emu wiemy o przemycie narkotyków, który ma nastąpić w ciągu najbliższych dni. Prawdopodobnie w nocy. Tucker chce, żebym pilnował rzeki. To wyjaśniało wszystko. - Trzeba było od razu tak mówić. Jasne, że Tommy może u mnie zostać tak długo, jak będzie trzeba. Dotknął lekko jej dłoni. - Dziękuję. Natychmiast cofnęła rękę. - Nie rób tego! - prychnęła. Walker zrobił wielkie oczy. - Chcesz powiedzieć, że mam cię. nie dotykać? - Tak. - Dlaczego? Odpowiedź była prosta. Za bardzo go pragnęła, żeby na to pozwolić. Wystarczyło jedno jego dotknięcie, a serce zaczynało jej bić szybciej. Bardzo chciała się do niego przytulić, a wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła tego zrobić. - Ludzie patrzą - powiedziała. Tak naprawdę w barze znajdowały się tylko dwie osoby z miasteczka, w dodatku bardziej zajęte sobą niż tym, co działo się dookoła. Resztę nielicznych gości stanowili turyści. - Ale ty tego chcesz, prawda? - Walker, proszę! - jęknęła. Skinął głową. - Masz rację. Powinienem uważać, skoro już doprowadziłem do takiej sytuacji. Chciała ponownie zacząć mu tłumaczyć, że w niczym tu nie zawinił, ale uznała, że to nie ma sensu. Będzie lepiej, jeśli pewne rzeczy między nimi pozostaną niedopowiedziane. - Mam nadzieję, że zadanie, które powierzył ci Tucker, nie jest niebezpieczne - westchnęła. - Jeśli chodzi ci o Tommy'ego, to na pewno do niego wrócę powiedział pewnym głosem. - Miałem do czynienia z gorszymi
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
przestępcami. Daisy myślała w tej chwili wyłącznie o sobie, ale nie zamierzała się do tego przyznać. Skinęła głową. Tak, miała nadzieję, że Walker wróci do siostrzeńca i... do niej. Walker spodziewał się, że w Trinity Harbor będzie miał do czynienia z przemytnikami i handlarzami narkotyków. Wiele na to wskazywało, nie sądził jednak, że nastąpi to tak szybko. Jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do swojego nowego biura, a już okazało się, że będzie w nim spędzał bardzo mało czasu. Przez dwie kolejne noce patrolował brzeg rzeki, a w ciągu dnia spał, starając się nabrać sil, których wymagała praca w nocy. Dodatkowo czuł się sfrustrowany z powodu Daisy. Martwiły go jej kłopoty, ale wiedział też, że powinien głębiej zastanowić się nad tym, co ich łączy. Niestety, teraz naprawdę nie miał na to czasu. Zmęczenie dawało o sobie znać, zwłaszcza że przez ostatnie dwa tygodnie pracy w Waszyngtonie też nie próżnował, starając się zakończyć większość prowadzonych przed siebie spraw. No i jeszcze problem Tommy'ego. Dzięki Daisy cała sprawa trochę się odwlekła, ale musiał przecież jakoś zaplanować ich wspólne życie. Powinien zmienić to, co do tej pory uważał za oczywiste - swój rozkład dnia. A raczej nie tyle zmienić, co znaleźć w nim czas na zajmowanie się chłopcem. Wewnętrzny instynkt podpowiadał mu, że dzieci w tym wieku potrzebują dużo opieki. A może nie był to instynkt, tylko wieloletnie doświadczenie zawodowe... W niedzielę zdobył się na to, żeby przed wieczornym wyjściem do pracy zatelefonować do byłej żony. Poinformował ją o przeprowadzce i zaproponował, żeby przywiozła tu synów na część wakacji. Laurie była tym wszystkim bardzo zdziwiona, a kiedy powiedział jej o Tommym, w słuchawce na dobre pół minuty zaległo milczenie. - No, dobrze - odezwała się w końcu. - Jak myślisz, co będą czuli chłpcy w związku z tą całą sytuacją? - zapytała po krótkiej chwili milczenia. - W dużej mierze zależy to od sposobu, w jaki im to przedstawisz odparł. - Przecież Tommy ich nie zastąpi. Chciałbym, żeby to było dla nich oczywiste.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Znowu chwila milczenia. - Jak uważasz. Pewnie i tak zechcą poznać tego tajemniczego kuzyna. - Możecie przyjechać, jak tylko znajdę jakieś mieszkanie. - Znał byłą żonę na tyle, żeby wiedzieć, że wybierze najgorszy możliwy moment. Po tej rozmowie poszedł nad rzekę z większą ochotą. Praca dawała mu przynajmniej poczucie pewności tego, co robi. Tutaj wszystko musiało się zgadzać i tylko od niego zależało, czy tak będzie. Humorami przestępców mógł się nie przejmować. Inaczej było z Daisy i byłą żoną. Niestety, patrolowanie terenów nadbrzeżnych było nadzwyczaj trudne. Pełno tu było zatoczek i jaskiń, w których przemytnicy mogli się ukryć. Jeszcze przed przeprowadzką przejrzał wszystkie dostępne materiały na temat przemytu na Potomacu i w Zatoce Chesapeake i wiedział, jak to się robi. Szybkie lodzie zostawiały narkotyki w umówionych miejscach, a dealerzy zabierali towar dopiero później. Teren do patrolowania był olbrzymi, Walker skupiał więc swoją uwagę głównie na przystani. To właśnie tam, zdaniem Bobby'ego, miał nastąpić przerzut. Tam też cumowała motorówka, która wzbudziła jego podejrzenia. Chociaż jej właściciel miał czyste konto, mogło to tylko znaczyć, że po prostu nigdy go nie złapano. Albo że zmienił nazwisko... Walker podejrzewał, że jego sumienie nie było tak czyste. Chcąc się upewnić, najpierw postarał się o odciski palców Craiga Remingtona. Wysłał je następnie Andy'emu z prośbą, by sprawdził je w centralnym archiwum śledczym. Zwykle zajmowało to całe tygodnie, ale po wprowadzeniu komputerów można było to zrobić w trzy, może cztery dni. - Widzę, że nie tracisz tam czasu - zauważył Andy, kiedy Walker zadzwonił, by dowiedzieć się, czy może już coś wiadomo. - Jesteś pewny, że warto się w tym grzebać? Może to fałszywy alarm. - Nie, sam to wymyśliłem - rzekł z przekąsem. - Jestem w zmowie z Gail i chodzi o to, żeby zwabić cię do Trinity Harbor. Twojej żonie bardzo zależy na tej kawiarni... Andy westchnął. - Nareszcie wszystko jasne. Gail bez przerwy mnie męczy, żebyśmy cię odwiedzili. Wracając do sprawy, jesteś pewien, że coś tam się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
naprawdę dzieje? - Fakty są takie, że w miasteczku pojawiły się narkotyki, a Trinity Harbor to świetne miejsce do ich przemytu - odparł Walker. - Poza tym brat Tuckera podsłuchał rozmowę na temat spodziewanego przerzutu. - No tak, to nie żarty - mruknął były szef. - I myślisz, że ten Remington może być w to zamieszany? - Ma najszybszą łódkę w okolicy. Nikt, nawet policja, nie byłaby w stanie jej dogonić... - Czy zdenerwował się, kiedy z nim rozmawiałeś? - ciągnął Andy. Walker przypomniał sobie jedyną rozmowę, jaką odbył z właścicielem motorówki. - Wręcz przeciwnie, był miły i uprzejmy jak wszyscy w miasteczku odrzekł. - Zbierz wszystkie dane i pogadamy, jak przyjadę - zaproponował były szef. - Będziesz miał przynajmniej z kim się tym podzielić... Walker roześmiał się. - Myślisz, że nie mam z kim rozmawiać? Tucker to najbardziej gadatliwy facet, jakiego znam! Ale może rzeczywiście dobrze będzie spojrzeć na to z innej perspektywy. Kiedy tu będziesz? Westchnienie Andy'ego było cięższe niż poprzednie. - Obawiam się, że w piątek. I to zaraz po pracy. Gail chce, żebym od razu wziął się do pracy przy remoncie domku. Malowanie to przy tym małe piwo. Poza tym ciągle coś kupuje, więc na wszelki wypadek nie sprawdzam stanu konta, żeby nie wiedzieć, czy kwalifikuję się do przytułku już, czy dopiero za miesiąc. - Nie miałem pojęcia, że sprawy zaszły aż tak daleko -zdziwił się Walker. - Ależ tak! Gail chce otworzyć kawiarnię na święto czwartego lipca. - Co za tempo! - odparł z podziwem Walker. - Nigdy bym się tego nie spodziewał. - To nie znasz mojej żony - stwierdził Andy. - Może wydaje się chimeryczna i impulsywna, ale kiedy już coś wbije sobie do głowy, dopnie swego. - Nie sądziłem jednak, że to pójdzie tak szybko - powtórzył Walker. - Czy to nie znaczy przypadkiem, że twoja kariera w policji powoli
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
dobiega końca? Po drugiej stronie na moment zaległa cisza. - Możliwe - bąknął Andy. - I co ty na to? - Zaczynam się powoli z tym oswajać - westchnął Andy. - Pracuję w policji już ponad trzydzieści lat. Może to wystarczy? Na razie czeka mnie praca przy domu. Ciekawe, czy zgadniesz, na czyją liczę pomoc? - Właśnie chciałem powiedzieć, że nic mnie tak nie odpręża jak praca fizyczna - powiedział Walker. - Mogę wtedy spokojnie myśleć. Wiele spraw rozwiązałem z pędzlem w dłoni. - Powinienem ci to wobec tego ułatwić - stwierdził z radością były szef. - Ja, niestety, nie znoszę malowania i w ogóle wszelkich remontów. Nie wiem tylko, czy Tucker uwierzy ci, że właśnie zajmujesz się narkotykami. - To jest jakiś problem - zaśmiał się Walker i spojrzał na zegarek. No, muszę kończyć. Na razie. - Cześć, do piątku - mruknął Andy. - Jeśli dotrą do mnie jakieś wiadomości w związku z tymi odciskami, to zaraz ci je przekażę - dodał, przypomniawszy sobie początek rozmowy. - Czekam więc niecierpliwie - zapewnił Walker. - Wiesz, Trinity Harbor wcale nie jest takie złe. Pamiętasz, sam mnie kiedyś o tym przekonywałeś. - Nie wiedziałem, co mówię - mruknął Andy. - Naprawdę nie zacząłeś się jeszcze nudzić? Walker pomyślał nie tylko o narkotykach, ale i o Daisy. - Nie - odparł i szybko zakończył rozmowę. Miał jeszcze to i owo do załatwienia, a poza tym czekały na niego nowe wyzwania. Bardzo się cieszył, że z powodu tej sprawy z narkotykami udało mu się opóźnić zabranie Tommy'ego. Dzięki temu mógł wciąż odwiedzać Daisy. Ostatnio wprawdzie go unikała, ale on już zadba o to, żeby spotkali się... którejś z najbliższych nocy. Poczuł mrowienie na karku. Był pewny, że to, co się między nimi działo, z pewnością się jeszcze nie skończyło. Nie mógł przestać myśleć o Daisy. Nawet w czasie pracy miał ją wciąż przed oczami. Sprawdził więc szybko nadbrzeże oraz port i pojechał do Daisy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Znowu jej nie zastał. Ostatnio bardzo często wychodziła. W całym domu unosił się jednak zapach jej perfum i... ciała. Walker rozmarzył się, wspominając to jedno jedyne popołudnie, które spędzili razem w łóżku. Co zrobić, żeby to powtórzyć? Jak zwabić Daisy w swoje ramiona? Kręcił się po domu, chłonąc unoszące się w powietrzu zapachy. Lawendę w sypialni, słodkie perfumy w przedpokoju, zapach mydła w łazience... To wszystko budziło w nim wspomnienia i... coraz większe pożądanie. Kręcił się po jej domu jak lew w klatce. Czuł zwierzynę, ale w żaden sposób nie mógł jej dopaść. Kiedy stało się to już prawie torturą, wyszedł. Jechał przed siebie, szeroko otworzywszy okno służbowego wozu. Ciepłe powietrze uderzało go w twarz. Wciągnął je w nozdrza i ze zdziwienia zmarszczył brwi. Cały świat pachniał Daisy.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
sc
an
da
lo
us
- Myślałem, że zakończysz wreszcie tę sprawę. - Evan czuł się nieswojo, ale nie potrafił też ukryć oburzenia. - No i popatrz. Tylko popatrz na te wszystkie listy! Wziął do ręki plik kartek i przesunął w jej stronę. - Ostatnio bez przerwy muszę o tym rozmawiać z kimś z rodziców dodał rozżalony. - No cóż, na tym polega twoje służbowe stanowisko - zauważyła. Dyrektor skrzywił się z niesmakiem. - Nie czas na żarty. Czy nie rozumiesz, że zagrożona jest twoja praca, a ja staram się ciebie bronić?! - Naprawdę? - Oczywiście. Powiedziałem radzie, że odbyłem z tobą rozmowę i że nie będziesz się już tak zachowywać - powiedział, przesuwając listy na bok. - To znaczy jak? - spytała zirytowana. - Chodzi ci o seks? Evan zaczerwienił się. - Powiedziałem coś przed chwilą... - Ja nie żartuję Mówię poważnie. Zastanawiam się nawet, czy nie oskarżyć autorów tych listów o zniesławienie. A teraz przepraszam cię, ale mam poważniejsze sprawy. Moi uczniowie czekają na końcowy test z historii. - Nie możesz tak po prostu wyjść - zaprotestował Evan. - Przecież rozmawiamy... - Już nie - ucięła i opuściła dyrektorski gabinet. Kiedy wyszła na korytarz, nieco ochłonęła, a gdy zobaczyła przed sobą rzędy wpatrzonych w nią twarzy, jej wściekłość minęła całkowicie. Rozdała testy, których pytania dotyczyły głównie wojny o niepodległość
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
i wojny secesyjnej. Jej klasa pracowała w tym semestrze bardzo dobrze i Daisy miała nadzieję, że oceny będą takie same. Patrzyła z czułością na pochylone głowy. Nie, z powodu małostkowości niektórych rodziców nie może stracić tych dzieci. Zastanawiała się tylko, czy poddać się i obiecać poprawę, czy też walczyć. To pierwsze zupełnie do niej nie pasowało. Poza tym, gdyby nawet miała romans z Walkerem, nie powinno to nikogo obchodzić. Chyba że naruszyłaby jakieś moralne normy... Gdyby, na przykład, kochała się z nim przed szkołą albo na głównym placu miasteczka. Nie, musi być rozsądna. Już niedługo Walker zakończy sprawę narkotyków i weźmie Tommy'ego do siebie. Zostanie sama, a wtedy nikt się jej nie będzie czepiał. Myśl o tym napełniła ją niewyobrażalnym smutkiem. Chłopiec stał się już częścią jej życia. Oddanie go Walkerowi oznaczało pozbycie się części siebie. Daisy wiedziała jednak, że im dłużej będzie z tym zwlekać, tym trudniejsze może okazać się rozstanie. Wziąwszy pod uwagę jej nastrój, wcale nie miała ochoty na towarzyskie spotkania. Tak się jednak złożyło, że właśnie dzisiaj mieli przyjść Finchowie. Zaproszenie ich nie było łatwe, bo ciągle mieli jakieś sprawy do załatwienia, ale koniecznie chciała poznać rodziców Gary'ego. Kiedy cała trójka pojawiła się punktualnie o szóstej, Daisy przywołała na twarz uśmiech i zaprosiła wszystkich do salonu. Jednak Tommy'emu perspektywa siedzenia w salonie nie przypadła do gustu. - Czy mogę pokazać Gary'emu łódź? - spytał. - Przecież kolacja będzie później. - Za pół godziny - powiedziała Daisy, przypominając sobie, że Gary widział łódź zarówno wczoraj, jak i przedwczoraj. - Więc lepiej nie zaczynajcie nic przy niej robić. Uradowany Tommy potraktował jej słowa jako zgodę, skoczył na równe nogi i pociągnął za sobą kolegę. Po chwili została w salonie sam na sam z rodzicami chłopca. - Tak się cieszę, że mogliście państwo przyjść - zwróciła się do nich.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Już dawno powinniśmy się poznać. Tommy przyjaźni się z państwa synem... - Mamy mało czasu na życie towarzyskie - powiedziała słabym głosem Maribeth Finch. Nie wyglądała najlepiej. Blada, z błyszczącymi oczami, sprawiała wrażenie niezbyt zdrowej. - Tak, nowy dom pochłania sporo czasu - poparł ją mąż, który z jakichś powodów wydawał jej się zdenerwowany. - Więc tym bardziej się cieszę, że mogę państwa gościć. - Uśmiechnęła się szerzej. - Może drinka? - Ja nie... - odezwała się Maribeth. - Może sok... - A pan? - Daisy zwróciła się do ojca Gary'ego. - Tak. Nie. Dziękuję. Mimo że Daisy latami organizowała przyjęcia u Kinga i potrafiła zajmować się gośćmi, ta dwójka sprawiała jej duży kłopot. Maribeth Finch wciąż była sztywna, a jej mąż odpowiadał na pytania półsłówkami. W końcu Daisy nie wytrzymała i zaproponowała, żeby obejrzeli łódź, przy której kręcili się chłopcy. - Jak się pani mieszka w Trinity Harbor? - zwróciła się do matki Gary'ego, - Mam nadzieję, że nawiązała już pani jakieś znajomości. - No, raczej nie - odparła Maribeth. - Wciąż jest sporo roboty po przeprowadzce. - Jestem pewna, że jako żona wojskowego doskonale sobie pani z tym radzi - rzekła z uśmiechem Daisy. - Teraz to już chyba koniec przeprowadzek, prawda? - Tak, tak myślę - odparła pani Finch takim tonem, jakby wcale nie była tego pewna. Daisy miała złe przeczucia. Doszła do wniosku, że w rodzinie państwa Finchów dzieje się coś niedobrego. Maribeth wciąż była spięta i wykręcała się od rozmowy jak tylko mogła, a jej mąż też zachowywał się dość niespokojnie. Daisy nie wiedziała tylko, z czego to wynika. Może tuż przed wyjściem pokłócili się? A może sprawa była znacznie poważniejsza? Nie miała zielonego pojęcia. Kolacja przebiegła jeszcze gorzej. Nikt poza gospodynią i chłopcami nie próbował nawiązać rozmowy. A kiedy tuż po deserze Maribeth
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
oznajmiła, że bardzo boli ją głowa, Daisy wcale nie była tym zaskoczona. Tylko syn państwa Finchów wyglądał na rozczarowanego. - Czy Gary może zostać u nas na noc? - spytał Tommy, kiedy się żegnali. Gary rozpromienił się i spojrzał na ojca, ale Paul już kręcił głową. - Nie, dzisiaj nie. Tommy chciał zaprotestować, ale Daisy położyła dłoń na jego ramieniu. - Wobec tego innym razem - odparła. Kiedy Finchowie wyszli, Tommy spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Dlaczego wszyscy byli dzisiaj tacy sztywni? - spytał. - Sama chciałabym to wiedzieć - westchnęła. Instynkt podpowiadał jej, że Finchowie mają jakieś kłopoty. Zachowywali się tak, jakby świat zewnętrzny w ogóle ich nie interesował. Jednak Daisy nie zdołała zorientować się co do istoty rzeczy, a nie mogła przecież, ot tak, zapytać ich, co się dzieje. Pozostawały więc tylko domysły, a te nie napawały jej optymizmem. Dlatego nie chciała się nimi dzielić z Tommym. Cieszyła się, że obaj chłopcy spędzili część spotkania osobno. Dopiero teraz doceniła to, że w ciągu ostatniego miesiąca siedzieli głównie przy łódce. Myśl o tym, że mogliby się bawić u Finchów, napełniała ją przeróżnymi obawami i narastającym niepokojem. King stał spocony i markotny, patrząc na niespodziewanych gości. Stracił właśnie kilka spośród swoich najlepszych byków i wcale nie miał ochoty na rozmowę. Zwłaszcza, że Anna-Lou-ise i Frances z całą pewnością nie przynosiły mu dobrych wiadomości. Prawdę mówiąc, ostatni miesiąc nauczył go, że jeśli może się spodziewać jakiejś zmiany, to tylko na gorsze. - Czego chcecie? - mruknął, wskazując drogę do wnętrza domu. Potrzebował drinka i miał zamiar się napić, niezależnie od tego, czy odwiedzające go panie poczują się tym dotknięte, czy nie. Kiedy weszli do jego gabinetu, otworzył barek i nalał sobie solidną porcję whiskey, którą następnie wypił jednym haustem. Kobiety wyglądały raczej na zmartwione niż obrażone.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Och, siadajcie. - Zreflektował się i wskazał im obite skórą fotele. Przecież jeszcze nie jestem pijakiem, prawda. - Nikt nie mówi, że jesteś - powiedziała Frances. - Pozwolisz, że pójdę do kuchni i przygotuję dla nas mrożoną herbatę? Zrobiło się strasznie gorąco. King wytarł chustką pot z karku. - A, jasne - odparł, a następnie spojrzał na Annę-Louise. - Pewnie ma pani do mnie, prawda, jakąś sprawę, co? Pani pastor uśmiechnęła się do niego. - Skąd to przypuszczenie? - Od razu widać. Jak na pastora, ma pani, prawda, zbyt seksowny uśmiech - dodał, pewnie tylko dlatego, że był zły i zmęczony. W normalnych warunkach takie słowa nie przeszłyby mu przez gardło. - Jestem z niego dumna - rzuciła Anna-Louise. - Myślałem, że takie uczucie to grzech... - Dlatego staram się je powściągać. A pan? - spojrzała na niego przenikliwie. King potrząsnął głową. - Jeśli ma mi pani coś do powiedzenia, to proszę mówić - rzekł zniecierpliwiony. .- Jestem, prawda, cały spocony i chcę jak najszybciej wziąć kąpiel i się przebrać. Poza tym od rana nic nie jadłem... - Zaczekajmy, proszę, aż wróci Frances - powiedziała. -Nie zajmiemy panu zbyt dużo czasu. - Dwie na jednego? - zaniepokoił się. - To musi być jakaś poważna sprawa. I chyba niezbyt przyjemna, prawda? Pani pastor chciała powiedzieć „prawda", ale w porę ugryzła się w język. Skinęła jednak głową. - Obawiam się, że tak. - Więc niechże pani wreszcie to z siebie wydusi - mruknął zniecierpliwiony, przeciągając dłonią po zmęczonych oczach. - Proszę nie trzymać mnie w niepewności. - Dobrze. Chodzi o to, że rada liceum chce wyrzucić Daisy ze szkoły. King spojrzał na nią tak, jakby mówiła w jakimś niezrozumiałym narzeczu.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Może mi pani powie, prawda, jak te stare dziady mają zamiar to zrobić? - spytał King i podszedł do barku, żeby nalać sobie kolejną porcję whiskey. Większość członków rady stanowili jego rówieśnicy. Jeden z nich był nawet jego kolegą z klasy. - Jak pan wie, rada może nie tylko zatrudniać, ale także zwalniać nauczycieli - wyjaśniła spokojnie pani pastor. - Tylko dlaczego, prawda, mieliby wyrzucić Daisy?! -Wypił bursztynowy trunek i otrząsnął się. - O ile wiem, ma, prawda, znakomite wyniki. Anna-Louise poruszyła się niespokojnie. - Niestety, stało się to, co pan przewidywał - westchnęła. - Chcą ją zwolnić, bo daje zły przykład młodzieży. King zamknął barek i na wszelki wypadek schował kluczyk do kieszeni. Żeby go więcej nie kusiło. - I obawia się pani, że ja mogę poprzeć zamiary tych capów? domyślił się od razu. - Przyszłyście tu z Frances na przeszpiegi, żeby sprawdzić, czy będę, prawda, bronić własnej córki. Anna-Louise westchnęła i spuściła wzrok. King niemal czytał jej w myślach. - No cóż, byłeś przeciwny temu, żeby Daisy zapraszała Walkera, i w ogóle samej adopcji - wtrąciła Frances, stawiając na biurku dzbanek z herbatą, w której pływały plasterki cytryny i kostki lodu, oraz trzy szklanki. - Napijesz się? King chrząknął. - A tak, chętnie - odparł. - Więc sądzisz, że mógłbym wystąpić przeciw własnej córce? Przecież sama byłaś przeciwna temu, żeby Daisy adoptowała Tommy'ego. Frances pokręciła głową. - Nic podobnego. Chodziło mi tylko o to, żeby wszystko odbyło się zgodnie z prawem. - Ostrzegałem, prawda, że dojdzie do nieszczęścia - mruknął King. - Rzeczywiście bardzo pomożesz Daisy, jeśli jej o tym przypomnisz - powiedziała z przekąsem Frances. - Właśnie takiej pomocy teraz potrzebuje.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Do diabła, nic takiego nie zrobię! - zaperzył się. - Zresztą Daisy i tak nie chce mnie słuchać. Znacie może telefon do tego starego osła, Higginsa? Już ja mu, prawda, powiem do słuchu! Frances Jackson uśmiechnęła się pod nosem i podsunęła mu kartkę z kilkoma telefonami. - Pierwszy od góry - powiedziała. - Zaczynam żałować, że nie rozwaliłem mu nosa, kiedy miałem, prawda, okazję. Kiedy byłem w piątej klasie, mieliśmy się bić, ale Dave Higgins stchórzył! - Jest od ciebie o dwa lata młodszy - przypomniała Frances, a następnie zwróciła się do pani pastor: - Widzisz, mówiłam, że się tym zajmie. King łypnął okiem na Annę-Louise. - Wątpiła pani? - Po prostu nie byłam pewna... - To zaraz pani, prawda, zobaczy! Pani pastor wzruszyła ramionami. - Nikt nie twierdzi, że nie ma pan zalet - powiedziała. - Chociaż, hm, niestety, wady są bardziej widoczne. King zajął się wybieraniem numeru i na szczęście nie zwrócił na jej słowa większej uwagi. Dave Higgins był nie tylko przewodniczącym rady szkolnej, ale też właścicielem sklepu z narzędziami i maszynami rolniczymi. A. Spencerowie należeli do jego najlepszych klientów, o czym King miał zamiar mu przypomnieć. Higgins przywitał się z nim wylewnie. - Daj spokój, Dave - jego rozmówca nie miał zamiaru bawić się w serdeczności. - Dzwonię tylko po to, prawda, żebyś dał spokój mojej córce. Przecież wiesz, że jest najlepszą nauczycielką w szkole. Nigdy nie będziecie mieć drugiej takiej! - Ba, gdyby chodziło tylko o to... - mruknął Dave. - Więc może mi powiesz, o co chodzi? - przerwał mu King. - Chyba mam prawo wiedzieć, jako, prawda, jej ojciec. Po drugiej stronie zapanowała cisza. Tak jak przypuszczał, Higgins nie miał odwagi powtórzyć mu wszystkich zarzutów. - Powinieneś spojrzeć na to moimi oczami - podjął zatem King po chwili milczenia. - Te zarzuty opierają się wyłącznie na plotkach.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Przecież nikt tak naprawdę nie może mieć zastrzeżeń co do moralności Daisy. Mam nadzieję, prawda, że potrafisz przemówić komu trzeba do rozsądku. Dave chrząknął. - Nie mogę tego obiecać - rzekł niepewnie. - Rada... - Robi wszystko, co jej powiesz - King wpadł mu w słowo. - Ale nie w tej sprawie - powiedział niemal z żalem. - Przecież wiesz, jak lubię Daisy, ale ona wcale się nie kryła z tym... tym przyjezdnym. Część osób jest naprawdę oburzona. - Kto konkretnie? Chciałbym znać nazwiska. Czy nie ci sami, którzy po prostu nienawidzą Spencerów?! - Nie zostałem upoważniony do podawania nazwisk - odparł Dave oficjalnym tonem. - Sprawy zaszły jednak już tak daleko, że musimy porozmawiać z Daisy. Dziwię się, że opieka społeczna jeszcze nie zabrała jej tego chłopca. Rozmawiałeś o tym z Frances? King zacisnął mocniej dłoń na słuchawce, żeby nie wybuchnąć stekiem przekleństw. Nie pomógłby w ten sposób córce, to po pierwsze, a po drugie, była tu pani pastor. - Nie o tym chciałem z tobą rozmawiać - mruknął tylko. - Może, prawda, zaczniemy od tego, co cię łączyło z tą kobietą z Kinsale? - Ależ ja nigdy... - zaczął Dave i zaraz urwał. Wydawał się wstrząśnięty i właśnie o to chodziło Ringowi. - Pamiętasz, jeździłeś do niej w każdą sobotę? - ciągnął. - A może, prawda, przypominasz sobie, jak to było, kiedy Maureen wyjechała do Atlanty z tym facetem z Richmond? - Przecież wiesz, że to był jej kuzyn - usiłował bronić się Dave. - Tym gorzej - uciął King. - Radzę, żebyś to sobie przemyślał, i to dokładnie, zanim zechcesz obrzucać błotem moją córkę. King odłożył z trzaskiem słuchawkę i spojrzał triumfalnie na obie panie. - Chyba się udało! - powiedział zadowolony. Frances i Anna-Louise wymieniły spojrzenia. - Co tam znowu? - spytał zniecierpliwiony. - Macie jakieś zastrzeżenia? Frances potrząsnęła głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czy Dave Higgins naprawdę miał jakiś romans? - spytała, krztusząc się śmiechem. King machnął ręką. - A kto by tam chciał, prawda, takiego starego safandułę? - mruknął. - Nawet żona od niego uciekła. - Ale przecież mówiłeś... - Powiedziałem tylko, że jeździł do niej w każą sobotę. Może powinienem dodać, że z kwiatami... - roześmiał się King. - Reszta pozostaje w domyśle... - Spojrzał na swoich gości niezbyt przychylnie. No, dobrze, jak dopijecie herbatę, możecie już iść. Mam masę spraw do załatwienia. - Teraz? Wieczorem? - zdziwiła się Frances. - Muszę wynająć odpowiedni samochód i przeprowadzić tego chłopca razem z jego rzeczami. Anna-Louise pokręciła z dezaprobatą głową. - Daisy nie zgodzi się na to - zauważyła. - A myśli pani, że będę ją pytał o zdanie? Gdyby mnie słuchała, nie doszłoby do tej całej afery. A teraz, prawda, muszę po prostu działać. Frances zaczerpnęła głęboko powietrza. - Rozmawiałam już o tym z Walkerem - zaczęła. - Niestety, musi... musi teraz pracować w nocy. Nie jest więc na razie w stanie zapewnić chłopcu opieki. King zamyślił się. Przez chwilę siedział za biurkiem, trąc brodę, ale w końcu skinął głową. - Dobrze, więc przeprowadzę obu do mojego domu - stwierdził. Nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy jakiś jankes będzie spał pod tym dachem! Frances popatrzyła na niego wielkimi oczami, a potem zaczęła się śmiać. Było to tak zaraźliwe, że wkrótce dołączyła do niej Anna-Louise, chociaż wcale nie miała takiego zamiaru. - Co tam znowu? - spytał rozgniewany King, bo bardzo nie lubił, gdy ktoś śmiał się z niego. - Och, Walker! Jaki z niego jankes? - Frances próbowała powstrzymać śmiech, - Sprawdzałam ostatnio jego papiery i wiesz, gdzie się urodził? - Spojrzała na niego triumfalnie. - W Richmond! Jest takim
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
samym Południowcem jak ty i ja! King otworzył szeroko usta, a potem je zamknął. - No, nie przesadzaj - bąknął, autentycznie zaskoczony tą informacją. Skoro Ames nie jest jankesem, to być może on, King, od początku źle się zabrał do rzeczy. Tylko jak to teraz wszystko odkręcić? Może sztuczka z małżeństwem? Tym razem może się udać. King popatrzył na obie panie, a potem machnął ręką. - Dobrze, dajmy spokój przeprowadzce - mruknął. - O? - zdziwiła się pani pastor. Starszy pan skinął głową. - Wydaje mi się, że powinienem, prawda, odbyć jeszcze jedną rozmowę z panem Amesem - powiedział. - Znałem pewnych Amesów z Charlotte. Bardzo porządna rodzina... Znowu sięgnął po słuchawkę i wybrał numer posterunku, który znał na pamięć. - Niestety, panie Spencer, pański syn wyszedł już z pracy poinformował go dyżurny. - Nie, nie. Chciałem rozmawiać z jego zastępcą. Panem Walkerem Amesem. - Niestety, pracuje dzisiaj w terenie - odparł dyżurny. - Nie mogę się z nim teraz skontaktować. - To przekaż mu, synu, że dzwoniłem i że sprawa jest pilna - rzekł King. - Będę czekał na niego jutro o ósmej ze śniadaniem. Odłożył słuchawkę i spojrzał z satysfakcją na obie kobiety. - A może wybierzecie się ze mną, miłe panie, na kolację do restauracji na przystani - zaproponował nieoczekiwanie. - Nagle jakoś lepiej się poczułem. Muszę się tylko umyć i przebrać, - Skąd ta nagła zmiana? - zaciekawiła się pani pastor. - Och, po prostu nagle doszedłem do wniosku, że życie nie jest takie złe - mruknął. - Więc co z tą kolacją? - zwrócił się do Anny-Louise. - Nie, dziękuję. Jest pan tak wesoły, że wolę się za nas wszystkich pomodlić... - Proszę bez przesady - zaśmiał się King. - A ty, Frances, miałabyś ochotę? Pani Jackson spojrzała mu prosto w oczy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czemu nie? King odetchnął pełną piersią. Życie naprawdę wydawało mu się coraz przyjemniejsze. Zwłaszcza, że miał w zanadrzu swój niezwykle sprytny plan. - Nie rozumiem - mruknął Tommy, kiedy został sam ze swoją opiekunką. - Dlaczego wujek jeździ teraz w nocy na ryby? Walker wpadał do nich teraz na bardzo krótko, a następnie jechał do pracy. Dzisiaj Daisy nie miała nawet okazji opowiedzieć mu o dziwnej i niezbyt przyjemnej kolacji z Finchami. Oboje postanowili, że nie powiedzą Tommy'emu o tym, co naprawdę się dzieje. Po pierwsze, nie chcieli, żeby się denerwował, a po drugie mógłby wygadać kolegom coś, co zniweczyłoby misję Walkera. - Myślę, że po prostu chce spróbować różnych naszych rozrywek odparła Daisy. - W mieście nie mógł sobie na to pozwolić. - No tak, ale chciałbym móc z nim pojechać - mruknął chłopiec. - Na razie to niemożliwe - tłumaczyła. - Przecież rano musisz wstawać do szkoły. I tak powinieneś się cieszyć, że Walker ma więcej czasu w ciągu dnia i mógł się zająć trenowaniem twojej drużyny. - No, jasne. - Tommy aż się rozpromienił. - Chłopaki myślą, że to mój ojciec. Jest trochę jak ojciec, prawda? - Oczywiście. Pogładziła chłopca po głowie i wyszła z jego sypialni, zadowolona, że udało jej się zakończyć rozmowę w ten sposób. Jednak godzinę później, kiedy sama kładła się spać, tknięta nagłym przeczuciem zajrzała jeszcze raz do jego pokoju i zamarła z przerażenia. Tommy'ego nie było w łóżku! Uciekł. Zapewne po to, żeby gdzieś nad Potomakiem odnaleźć wuja. Daisy poczuła, że włosy jeżą jej się na głowie ze strachu. Trzęsąc się jak osika, wybrała numer Tuckera i szybko powiedziała mu, co się stało. - Nie martw się, Daisy - uspokoił ją brat. - To już trwa parę dni i jakoś nic się nie wydarzyło. Nie ma powodów przypuszczać, że dzisiaj będzie inaczej. Zadzwonię do Bobby'ego i poszukamy małego razem. Na pewno znajdziemy Tommy'ego gdzieś koło przystani. - Jadę do was. Odłożyła słuchawkę, zanim zdążył zaprotestować. Kiedy jednak
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pojawiła się na przystani ze swoją strzelbą, Tucker pokręcił z dezaprobatą głową. - Odłóż to do bagażnika - mruknął, obrzuciwszy ją niechętnym spojrzeniem. - Nie wygłupiaj się - zaśmiała się Daisy. - Przecież wiesz, że strzelam lepiej od ciebie. - Tak, do rzutków, ale nie do ludzi - powiedział spokojnie. - Nigdy nie wybaczę ojcu, że dał ci broń do ręki. - Mam nadzieję, że nie będę musiała do nikogo strzelać, ale wolę się zabezpieczyć - powiedziała, wskakując do łodzi Bobby'ego. - Co się tu dzieje? - Nagle na nadbrzeżu pojawił się ojciec, w dodatku w swoim najlepszym garniturze. - Gdzie się wszyscy, prawda, wybieracie? I dlaczego Daisy ma broń? - Zapomniałem ci powiedzieć, że tata przyjechał na kolację - Bobby zwrócił się do Tuckera. - Sam? - zdziwiła się Daisy. - Nie, z Frances - odparł najmłodszy brat. Tucker zrobił zniecierpliwioną minę, a Daisy zwróciła się do ojca: - Wszystko w porządku, tato. Wracaj do damy swego serca. King pokręcił głową. - Właśnie słyszałem, jak bardzo w porządku, prawda. Omal nie straciłaś pracy. - Pogroził jej palcem. - A niedługo będę musiał ją aresztować za nielegalne użycie broni i utrudnianie policji czynności służbowych - dodał Tucker. Siostra popukała się w głowę. - Tylko tyle? - O co tu, do diabła, chodzi? - obruszył się ojciec. - Nie życzę sobie, żeby moja rodzina robiła z siebie widowisko. I to, prawda, w publicznym miejscu! Daisy spojrzała w stronę restauracji, ale na szczęście byli od niej dosyć daleko. Goście Bobby'ego nie zwracali na nich szczególnej uwagi. - Nie przesadzaj, tato - westchnęła. King nawet nie zwrócił na nią uwagi. - Może, prawda, jakiś mężczyzna wyjaśni mi, co się tu dzieje. Tucker spoważniał. Jeśli chcieli odnaleźć Tommy'ego, powinni jak
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
najszybciej wypłynąć. - Walker patroluje rzekę, bo dostaliśmy informację o handlarzach narkotyków, a Tommy, który nic o tym nie wie, próbuje go odnaleźć. Być może nawet udało mu się wśliznąć do policyjnej łodzi... - Streścił całą sytuację. - Chodzi o to, żeby nic mu się nie stało. Jemu i Walkerowi, dodała w myślach Daisy. King popatrzył z wyrzutem na syna. - Czy w Trinity Harbor pojawiły się narkotyki? I dlaczego, prawda, ja nic o tym nie wiem? Daisy pokręciła głową. - Może porozmawiacie o tym później - powiedziała zniecierpliwiona. - Przede wszystkim musimy odnaleźć Tommy'ego. I jego wuja, dorzuciła w myślach. - Jeśli Tommy uciekł do Walkera, to może najpierw skontaktowałbyś się z nim? - zauważył Bobby. Tucker uderzył się w czoło i zaraz sięgnął po telefon komórkowy. - No, jasne! Zamienił parę zdań ze swoim zastępcą, a potem obrócił się triumfalnie do rodziny. - Tommy rzeczywiście schował się na łodzi policyjnej - obwieścił. Walker mówi, że zbije go na kwaśne jabłko. - Chętnie mu pomogę - powiedziała Daisy, która poczuła niezmierną ulgę na myśl, że chłopiec nie błąka się sam po ciemku. Jednak trwało to zaledwie ułamek sekundy, ponieważ w tej samej chwili od strony rzeki dobiegły do nich odgłosy strzałów. - O Boże! - jęknęła i zaczęła się modlić.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
sc
an
da
lo
us
Walker nie zauważył podejrzanej lodzi zarówno z powodu mgły, która zaczęła się podnosić nad wodą, jak i wykładu, którego udzielał właśnie przyciszonym głosem Tommy'emu. Zobaczył ją, gdy znajdowała się jakieś sto metrów od nich. - Tommy, do kabiny i na podłogę! - rzucił ostro, sięgając po lornetkę. Na szczęście chłopiec wyczuł napięcie w jego głosie i natychmiast go posłuchał. Walker skupił się na tajemniczej jednostce. Była to duża i kosztowna łódź rybacka w rodzaju tych, jakie widywało się na przystani Bobby'ego. Na pokładzie znajdowało się dwóch mężczyzn. Albo ich nie znał, albo nie mógł w tych warunkach rozpoznać. Żaden z nich nie miał wędki, nie interesowali się też krabami. Zbliżała się północ. Nie była to pora na turystyczne przejażdżki czy nawet powroty z połowów. Walker podpłynął bliżej, chcąc przyjrzeć się lepiej zarówno załodze, jak i samej łodzi. Kiedy znalazł się już dostatecznie blisko, wezwał mężczyzn do rzucenia kotwicy. Właśnie wtedy ktoś strzelił do niego po raz pierwszy. Dostał w lewe ramię. Upadł na pokład i wiedząc, że pistolet nie na wiele się tu przyda, sięgnął po strzelbę. Ramię bolało go rozdzierająco, ale miał na tyle doświadczenia, żeby wiedzieć, że kości pozostały całe. Wycelował wolno, starając się trafić w silnik łodzi. Strzelił, a zaraz potem przemytnicy, ale już bez większego efektu. Gdzieś niedaleko usłyszał kolejną motorówkę. To Tucker, pomyślał. Z pewnością starczy mu siły, żeby przez parę minut zatrzymać tu tych bandytów. Niestety, nieoczekiwanie na pokładzie pojawił się przerażony
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy. - Co się dzieje?! - krzyknął histerycznie. - Padnij! - Wuj pociągnął go za nogę. W samą porę, ponieważ w tym momencie usłyszeli nad sobą gwizd kul. - Wracaj pod pokład! - krzyknął Walker, starając się osłonić siostrzeńca. Tommy zobaczył krew na rękawie jego koszuli. - Co się stało?! Postrzelili cię?! Walker przyciągnął go do siebie, tak że niemal stykali się twarzami. - Posłuchaj - wydyszał - musisz zejść do kabiny i leżeć na podłodze. Nic się nie stanie. Za chwilę będzie tu Tucker. - Ale... - Po prostu rób, co ci każę - syknął Walker. - Nie czas na rozmowy. Znowu zaświstały kule. Jedna z nich odbiła się od czegoś metalowego, być może relingu, i wydała dźwięk niczym rozzłoszczona pszczoła. - Wujku, leci ci krew - płakał Tommy. - Nie chcę... nie chcę, żebyś umarł jak mama... - Nic mi nie będzie. - Skąd wiesz? - Ciałem chłopca wstrząsnął spazm. - Zastrzelą cię jak tamtą dziewczynkę. - Skąd wiesz o Keishy? - spytał Walker zdziwiony. - Słyszałem, jak rozmawiałeś o tym z Daisy. Zastrzelili ją i ciebie też mogą. Proszę, chodź ze mną... Walker usłyszał silnik łodzi przestępców. Cichszy, jakby kaszlący, ale świadczący o tym, że bandyci mogą jednak uciec. Miał ostatnią szansę zatrzymania ich i musiał wybrać między kolejnym strzałem a uspokojeniem Tommy'ego. Chłopiec był jednak tak rozdygotany, że Walker nie odważył się wychylić za burtę z obawy, że siostrzeniec pójdzie w jego ślady, a to może się dla niego źle skończyć. Walker westchnął ciężko i przytulił go do piersi. - Spokojnie, tylko spokojnie - powiedział. Łódź przemytników oddalała się coraz bardziej. Walker tylko zacisnął
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pięści. Nie mógł już nic zrobić. Tommy tulił się do niego, szlochając. - O Boże, krew! - Chłopiec podniósł ubrudzoną dłoń do oczu. - To drobiazg, Tommy - zapewnił go mężczyzna. - Już nic nam nie grozi. - Ale ty krwawisz... - Nic mi nie będzie. Zdarzały mi się gorsze rzeczy. - Walker uśmiechnął się pod nosem. Po chwili pojawiła się łódź, w której znajdowała się cała rodzina Spencerów. Daisy przeraziła się najpierw na widok krwi, ale kiedy okazało się, że ranny jest wyłącznie Walker i że postrzał jest niegroźny, przystąpiła do robienia opatrunku, czyniąc jednocześnie gorzkie wymówki Tommy'emu. - Przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem - pochlipywał Tommy. Przeprosiny nie robiły jednak na Daisy najmniejszego wrażenia. Zakończyła, co prawda, opatrunek, ale wciąż mówiła, mówiła i mówiła. I wtedy Walker uznał, że jedyny sposób, by ją powstrzymać, to pocałunek. Kiedy ich wargi zetknęły się, Daisy zamrugała oczami, a on poczuł się słabo. Być może wynikało to z upływu krwi, chociaż szybko znalazł w sobie dość siły, by ją przytulić. Broniła się, ale tylko na samym początku. Kiedy skończyli, zbyt szybko, jak na to, co czuł, przytuliła się do niego całym swoim ciałem. Walker miał wrażenie, że nigdy nie doświadczył aż tylu równie silnych uczuć. Kiedy wreszcie oderwał się od niej, stwierdził, że patrzą na niego cztery pary męskich oczu. Wcale nie podobał mu się gniew, który dostrzegł w źrenicach Bobby'ego i Tuckera, a pytanie malujące się na twarzy Kinga również nie wydało mu się szczególnie zachęcające. Jedynie Tommy patrzył na nich z cielęcym zachwytem. - To teraz już musicie się pobrać! - wykrzyknął uszczęśliwiony. - To tylko pocałunek, Tommy. Nic ważnego - stwierdziła Daisy i lekko odepchnęła Walkera. Następnie zaczęła się otrzepywać, jakby ją czymś pobrudził. Walker spojrzał na jej zaróżowione policzki i pomyślał, że jest naprawdę cudowna.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Czy na pewno? - spytał. - Moim zdaniem ten pocałunek był bardzo oficjalny - orzekł King. Coś w rodzaju przypieczętowania paktu. - Och, nie wtrącaj się, tato - jęknęła Daisy. Walker czuł, że to, co się stało, ma dla niego wielkie znaczenie. Od czasu przeprowadzki jego uczucia dla Daisy pogłębiły się. Być może Tommy ma rację i po prostu powinni się pobrać. Nad czym się jeszcze zastanawia? Spojrzał Daisy prosto w oczy. Czekała na to, co powie. Zauważył, że jest gotowa do obrony, gdyby chciał obrócić wszystko w żart. - Obawiam się, że skoro twoja rodzina nas nakryła, to nie mamy wyboru - zwrócił się do niej, patrząc jednak na pozostałych Spencerów. Musimy się pobrać. Jej zdziwienie szybko przerodziło się w oburzenie. - Czy mam to traktować jak oświadczyny, Walker? - spytała ponuro. - Czemu nie? Nie odpowiadają ci? - dopytywał się, wiedząc, że powinien się z tego wycofać. Czuł jednak presję jej rodziny, która chciała jak najszybszego rozstrzygnięcia niezręcznej sytuacji. Tucker i Bobby uśmiechnęli się od ucha do ucha. King również sprawiał wrażenie zadowolonego, a Tommy wprost rozpływał się ze szczęścia. Tylko Daisy wyglądała na mało usatysfakcjonowaną. - Zupełnie nie - powiedziała i zanim zdołał ją powstrzymać, przeskoczyła do łodzi Bobby'ego. Młodzi Spencerowie nadal się uśmiechali, a King poklepał Tommy'ego po plecach w nagrodę za tak sprytne zagajenie rozmowy. - Wygląda na to, że dostałeś kosza. - Bobby szturchnął Walkera w bok, a kiedy ten jęknął, zrobił przepraszającą minę. - Och, przepraszam. No, ale musicie chyba wracać do pracy. Chodź, tato. Bobby wskoczył na swoją łódź. - Jeszcze chwilę - powiedział King. - Chciałbym, prawda, porozmawiać z panem Amesem. - Ja też - dodał poważnie Tucker. Tommy przytulił się do Walkera. - A ja nie zostawię wujka - rzucił z miną prawdziwego uparciucha. Walker chętnie by zatrzymał siostrzeńca, ale przede wszystkim chciał
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
już pozbyć się Spencerów. Ostatnio ta rodzina zaczęła odgrywać w jego życiu zbyt dużą rolę. Gdzie się nie obrócił, wszędzie ich widział. - Posłuchajcie - zwrócił się do mężczyzn - nie wiem, czy zauważyliście, ale uciekają nam podejrzani. - Już dawno ich tu nie ma - mruknął Tucker. - Przyjrzałeś im się dobrze? - Niestety, nie. Ale widziałem łódkę. To nie była ta, którą oglądaliśmy na przystani. Droga łódź rybacka, tyle że nikt z jej załogi nie interesował się łowieniem ryb. Szeryf skinął głową. - Dobrze, podasz opis i ustalimy markę - stwierdził. - A teraz może porozmawiamy o mojej siostrze. Czy rzeczywiście chcesz się z nią ożenić? - O to samo chciałem zapytać, prawda - wtrącił King. - A więc, panie Ames, jakie ma pan zamiary? Walker poczuł obok swojej stopy jakiś ciężar i stwierdził, że Tommy, który jeszcze przed chwilą tulił się do jego nogi, teraz osunął się na pokład i w najlepsze zasnął. - Na razie chciałbym położyć to dziecko do łóżka - odparł. - W domu Daisy? - zapytał groźnie Tucker. Walker wzruszył ramionami. - Mogę na posterunku. - Zaraz, zaraz, zboczyliśmy z głównego tematu - zauważył King. Jakie ma pan, prawda, zamiary względem mojej córki? - Chciałbym najpierw porozmawiać o tym z pańską córką - rzekł Walker. - Widzisz, tato, już żałuje tego, co powiedział - mruknął Tucker. - Nie zamierzam w ogóle na ten temat rozmawiać -zirytował się Walker. - Do diabła, chłopcze, nawet nie wiesz, co narobiłeś! - nie wytrzymał King. - Z twojego powodu, prawda, o mało nie straciła pracy. Gdyby nie ja, już musiałaby zacząć wędrówki do pośredniaka! Walker spojrzał na niego ze zdziwieniem. - O czym pan mówi? Daisy twierdziła, że załatwiła już tę sprawę. - Ale nie do końca, prawda. Sam musiałem porozmawiać z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
przewodniczącym rady i przekonać go, żeby jej nie zwalniali. - Zastraszyłeś starego Dave'a Higginsa? - zaciekawił się Tucker. - Jak cholera - odparł King. - A co miałem robić? W końcu Daisy to moja córka. A poza tym uwielbia te dzieciaki. Sama powinna mieć kilkoro... Spojrzał gniewnie na Walkera. - Zrobiłem, co mogłem - zwrócił się do niego. - Reszta należy do pana. Zaręczyny załatwiłyby całą sprawę do końca... Walker zastanawiał się nad tym przez chwilę. Prawdę mówiąc, oświadczył się już Daisy i, pomijając formę, wcale nie zamierzał się z tego wycofywać. Tylko czy ona go zechce? - Tylko czy ona mnie zechce? - powtórzył głośno. - Mogę coś powiedzieć? - Tommy otworzył oczy i spojrzał na nich całkiem przytomnie. Czyżby wcale nie spał i cały czas słuchał ich rozmowy? - Wszyscy tu mówią, więc chyba i ty możesz wyrazić swoją opinię powiedział bez przekonania Walker. - Powinieneś dać jej kwiaty, dużo kwiatów. Dziewczyny to lubią. I jeszcze jakieś czekoladki - dodał chłopiec. - Mama zawsze płakała, kiedy dawałem jej czekoladki, chociaż to były całkiem tanie pralinki... - Dobrze by było dodać termos wiśniowo-waniliowych lodów włączył się Tucker. Walker westchnął. - No tak, zaczyna mi doradzać nieletnie dziecko i zatwardziały stary kawaler - mruknął. - A może pan też chciałby mi coś doradzić? - zwrócił się do Kinga. Senior rodu zamyślił się na moment. - Mam w domu zaręczynowy pierścionek z diamentem, prawda. Mógłbyś jej go dać, synu. Kobiety lubią takie romantyczne gesty. Walker aż potrząsnął głową ze zdziwienia. - Naprawdę mógłbym to zrobić? King wzruszył ramionami. - Czemu nie? I tak się należy Daisy. Spojrzał ze zdziwieniem na ojca Daisy. Nie spodziewał się, że King tak łatwo zaaprobuje ten związek. - Dziękuję - powiedział niepewnie.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie masz za co dziękować. Tylko dlaczego, prawda, nie powiedziałeś wcześniej, że nie jesteś cholernym jankesem? Walker roześmiał się szczerze. - Prawdę mówiąc, tak dawno wyjechałem z Richmond, że już zapomniałem o swoich południowych korzeniach... King pokręcił z dezaprobatą głową. - To niedobrze. Ale ktoś urodzony w stolicy konfederacji nie może być tak naprawdę zły... - Niech pan nie będzie taki pewny - uśmiechnął się Walker. - Mój ojciec pochodził właśnie z Richmond. - Dobrze, skoro już wszystko uzgodniliśmy, możemy wracać podsumował Tucker, który nie chciał się wdawać w dyskusje na temat pochodzenia. - Tylko wciąż nie wiem, czy Daisy mnie zechce - powtórzył Walker. King obrzucił go ponurym wzrokiem. - A czemu miałaby nie zechcieć? Nie jesteś, prawda, stary czy garbaty, synu. A w ogóle mów mi King. - Wyciągnął prawicę w jego stronę. Walker uścisnął ją serdecznie. - Tylko jak będziesz następnym razem prosił Daisy o rękę, zrób to bardziej finezyjnie - włączył się Tucker. - Wspomnij coś o budowaniu gniazdka. Kobiety to lubią. Walker popatrzył na szefa, zainteresowany tym, skąd ma takie wiadomości. Do tej pory wydawało mu się, że szeryf nie wie zbyt wiele o kobietach. Chyba że były złodziejkami albo zabójczyniami... - No, dobrze, wracamy, prawda, do brzegu. - zamknął sprawę King Spencer. Tucker skinął głową, a następnie uruchomił silnik łodzi. - Racja. Ta rana nie wyglądała zbyt poważnie, ale jednak powinien ją zobaczyć lekarz. Poza tym musimy przeanalizować to, co, jak dotąd, wiemy o przestępcach. Walker spojrzał w dół. Tommy wyglądał tak, jakby spał. Kiedy nim potrząsnął, chłopiec westchnął. - Nie, Daisy! - Rzeczywiście powinniśmy wracać - stwierdził, tuląc do siebie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
siostrzeńca. - Czy Daisy będzie moją mamą? - spytał zaspany chłopiec. - Mam nadzieję, że tak - odpowiedział, ale nie był pewny, ile z tego, o czym rozmawiali, dotarło do Tommy'ego. - W każdym razie nigdy nie zapomnimy twojej prawdziwej mamy. Nigdy. - Wyjść za niego? Też pomysł! Co on sobie w ogóle wyobraża? wściekała się Daisy w drodze powrotnej do przystani. Zwykle rozmowny Bobby położył uszy po sobie i starał się w ogóle nie odzywać. Pamiętał o tym, że Daisy ma przy sobie broń i że gdy wpadnie we wściekłość, potrafi być nieobliczalna. Za to Daisy spoglądała na niego wyraźnie zaczepnie. Miała ochotę się z kimś pokłócić i rozładować całą nagromadzoną złość. W końcu dobili do kei. Bobby chrząknął. - Daisy, być może to nie jest moja sprawa... - zaczął. - Z całą pewnością - przerwała mu. - Ale... - nie poddawał się brat. - Ale? - spytała groźnie. - Ale jesteś po uszy zakochana w Walkerze - dokończył i schował głowę w ramiona, oczekując ciosu. Daisy zacisnęła dłonie w pięści. - Nieprawda! - Ależ jesteś... - Chyba wiem, co mówię! - A ja widziałem, jak na niego patrzyłaś. - Bobby wyskoczył na nadbrzeże. Teraz poczuł się nieco bezpieczniej. - Poza tym on patrzył na ciebie w taki sam sposób... Być może nie zabrał się zbyt zręcznie do rzeczy, ale pamiętaj, że wcześniej do niego strzelano. Był w szoku. Miał dobre intencje, tylko nie potrafił tego odpowiednio wyrazić słowami. - Czy ja wiem? - zawahała się. To fakt, że czasami prawda ujawnia się w szczególnie stresujących momentach. - Zastanów się nad tym - ciągnął już pewniej brat. - Szkoda by było takiej szansy. Daisy stanęła z Bobbym twarzą w twarz. - Co chcesz przez to powiedzieć?! Że nikt mnie już nie zechce?!
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Brat popatrzył na nią z mieszaniną obawy i współczucia. - Wcale nie. Raczej, że sama bardzo tego pragniesz i... boisz się jednocześnie. Daisy poczuła, jak nagle znika cała jej złość. - I sądzisz, że będę słuchała rad kucharza? - roześmiała się. - Nie bądź śmieszny. Bobby skrzywił się. Tyle się na ten temat nasłuchał od ojca. A teraz jeszcze siostra... - Nie mówię tego jako kucharz, ale jako twój brat - powiedział spokojnie. - Znam cię dobrze i wiem, czego ci trzeba. Być może lepiej niż ty sama. Przecież widziałem, jak przez lata zajmowałaś się naszą rodziną i matkowałaś mnie i Tuckerowi. Właśnie tego ci brakuje, Daisy. Rodziny. Siostra słuchała tego z drżeniem serca. Wciąż bała się, że oświadczyny Walkera nic nie znaczyły. Nie chciała zostać odrzucona po raz drugi. Chyba nie przeżyłaby takiego upokorzenia! - Nie mówmy już o tym - poprosiła smutno. - Dobrze, Daisy. Ale postaraj się wsłuchać w głos swego serca i zdecydować tak, jak ono ci radzi - nalegał brat. Daisy doskonale wiedziała, co radzi jej serce. Rozumiała też, że nie ma to nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. - Łatwo powiedzieć - mruknęła. - Doskonale wiem, co to znaczy być odrzuconym - westchnął. Daisy spojrzała na niego z nagłym zainteresowaniem. - Ty? Skąd? Bobby zmieszał się. - To znaczy, tylko teoretycznie. Przez chwilę zastanawiała się nad życiem uczuciowym brata. O ile się orientowała, panowała w nim spokojna pustka. Chyba że... - Ann-Marie, prawda? - To stara historia. Poza tym wcale jej nie kochałem - zaprzeczył gwałtownie Bobby. Zbyt gwałtownie. - Mnie nie oszukasz - roześmiała się Daisy. - Byłam wtedy pewna, że się z nią ożenisz. - Ale wolała kogoś innego. Nic się w sumie nie stało. Daisy
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pomyślała o tym wszystkim, co wycierpiała z powodu Billy'ego. Tak, rzeczywiście nie ma o czym mówić... - No, dobrze - westchnęła - przemyślę te sprawę, ale... - zawiesiła głos - obiecaj, że będziesz mniej pracować. Powinieneś poznać kogoś nowego. - Nowe osoby poznaję właśnie w pracy - uśmiechnął się Bobby. - W sezonie drzwi do restauracji dosłownie się nie zamykają. - Wiesz, że nie o to mi chodzi. - Pokręciła głową. - Nie, musisz pójść na jakąś zabawę, na tańce... - Byłem. Z Marge Lefkowicz. Daisy raz jeszcze pokręciła głową. Marge pracowała w restauracji i była wieloletnią, dobrą koleżanką Bobby'ego. - Zeszłej jesieni? - spytała z dezaprobatą. - Wtedy, kiedy chciała, żeby jej chłopak był o nią zazdrosny. Bobby aż zgrzytnął zębami. - Do licha, ale masz pamięć! - Widzisz, czasami się przydaje. Może sama poszukam dla ciebie partnerki... - Ani mi się waż! - krzyknął przerażony. - Sam sobie poradzę! - Więc odczep się ode mnie i Walkera. - Jak tylko się zaręczycie... - Bobby, jesteś okropny! - Zastanawiała się, czy by go nie kopnąć, ale w końcu tylko obróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę. Sama już nie wiedziała, co jest gorsze: mieć Kinga za ojca czy też takich braci jak Bobby i Tucker.
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
sc
an
da
lo
us
Walker niósł śpiącego Tommy'ego, starając się nie zwracać uwagi na ból w ramieniu. U lekarza odmówił przyjęcia tabletek przeciwbólowych i teraz zaczynał tego żałować. Wszedł do domu Daisy, spodziewając się jej ataku. Czuł się zupełnie wyczerpany. Chciał tylko wziąć prysznic i pójść do łóżka. Najchętniej z Daisy. - Marne szanse - mruknął do siebie, rozglądając się. Drogę miał wolną. Wróg wycofał się na z góry upatrzone pozycje. Udało mu się nawet wejść po schodach i ułożyć chłopca w łóżku. Był jednak zbyt wykończony, żeby go rozebrać. Trudno, raz prześpi noc w ubraniu. Wracając na dół, wstąpił do łazienki. Przejrzał zawartość szafki w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych, ale znalazł jedynie ibuprofen, który nadawał się tylko dla dzieci. Już miał wyjść niezauważony, kiedy w holu natknął się na Daisy. - Jasna cholera! - mruknął. - Szukasz tego? - spytała, potrząsając buteleczką z silnym środkiem przeciwbólowym i peroxidem. - Właśnie - przytaknął, wyciągając przed siebie rękę. -Mogę prosić? W jej oczach dostrzegł jakiś błysk, który nie bardzo mu się podobał. Daisy cofnęła dłoń. - Chciałabym najpierw zobaczyć tę ranę - powiedziała. - Być może będę musiała wezwać lekarza. Walker potrząsnął głową. - Lekarz już to widział. Zmrużyła oczy. - Czy na pewno? Mogę spojrzeć? Wyglądała na wyraźnie rozczarowaną, kiedy pokazał jej świeży bandaż.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Widzę, że naprawdę chciałaś mnie potraktować peroxidem stwierdził. - Nie wiesz, że to boli? - Oczywiście. - I nie czujesz choćby odrobiny współczucia? - Ani trochę. Spojrzał jej w oczy, chcąc wyczytać z nich, o co Daisy tak naprawdę chodzi. - Przecież wiesz, że z Tommym to był zupełny przypadek - zaczął się tłumaczyć. Daisy potrząsnęła głową. - Jasne, że wiem. To raczej ja jestem winna, bo dopuściłam to tego, że wymknął się z domu. - Myślałem, że może zechcesz pobiec z tym do Frances. Na tej podstawie mogłabyś dostać prawo do opieki nad Tommym. To był przypadek, ale jakże znaczący - kontynuował, nie zwracając uwagi na jej słowa. - Nie wygłupiaj się. Nie znoszę instrumentalnego traktowania dzieci - stwierdziła. - Tommy należy do ciebie. Będziesz dla niego świetnym, ojcem. Już się z tym pogodziłam. - Ale dzieciom potrzebna jest też matka - zauważył ostrożnie. Ręka, w której trzymała środki przeciwbólowe, wyraźnie zadrżała, ale twarz Daisy pozostała niewzruszona. - Nie mam ochoty o tym rozmawiać - westchnęła. - No, bierz te prochy. Podała mu lekarstwo, a następnie przeszli do kuchni, gdzie nalała dla niego szklankę wody. Walker przełknął tabletki, ale wciąż na nią patrzył. - Obawiam się, że źle mnie zrozumiałaś... - zaczął. - Ależ doskonale. I wcale nie mam zamiaru za ciebie wychodzić! Odwróciła się do nieskazitelnie czystego zlewu i zaczęła go polerować. Walker odstawił szklankę i chwycił ją za rękę. Kiedy się obróciła, dostrzegł w jej oczach strach. - Przecież to, co się między nami dzieje, nie skończy się ot, tak sobie - rzekł łagodnie. - Między nami nic się nie dzieje! - zaprzeczyła, a na jej policzkach
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
pojawiły się rumieńce. - Nieprawda. - Dotknął palcem jej ust, a Daisy zadrżała. - A widzisz. Wyrwała mu się i cofnęła w stronę zlewozmywaka. Rumieńce na jej policzkach jeszcze się pogłębiły. Znowu chciała się zabrać do wycierania zlewu, ale w ten sposób nie mogłaby ukryć drżenia rąk, które trzymała zaciśnięte przed sobą. Walker postanowił zmienić temat na neutralny. Chciał, żeby trochę się odprężyła. - A jak ci poszła kolacja z Finchami? - spytał. Daisy zmarszczyła brwi i przez chwilę zbierała myśli. Uspokoiła się. - Dziwnie - stwierdziła w końcu. - Jakoś tak sztucznie, jakby bali się przede mną odsłonić. Prawdę mówiąc, dziwię się, że w ogóle przyjęli zaproszenie. - Może zrobili to ze względu na Gary'ego. - Możliwe - zgodziła się. - Gary chyba dobrze się czuł z Tommym. Chciał nawet zostać na noc, ale ojciec mu nie pozwolił. Gary chyba się tego zresztą spodziewał. Nigdy nie widziałam jeszcze chłopca w jego wieku, który wyglądałby na tak... przegranego. Walker pożałował nagle, że nie uczestniczył w tej kolacji. Daisy zapraszała go, ale, niestety, nie miał czasu. - Molestowanie seksualne? - rzucił. Daisy zrobiła wielkie oczy. - Proszę? Nigdy o czymś takim nie słyszałam - jęknęła. - To znaczy, czytałam w gazetach... Nie, ojciec Gary'ego jest wojskowym i po prostu lubi dyscyplinę. - Pewnie masz rację - mruknął Walker, ale pomyślał, że musi któregoś dnia podpatrzeć relacje między starszym i młodszym Finchem. Daisy obrzuciła go nieco życzliwszym spojrzeniem. - Jesteś chyba wyczerpany. Może prześpisz się w swoim dawnym pokoju? - zaproponowała. - Chcesz, żebym został? To chyba nie jest najlepszy pomysł. Daisy pokręciła głową. - Przecież jesteś ranny. Nawet, jeśli ktoś zauważy twoją obecność, będę się mogła łatwo usprawiedliwić. - Czy to znaczy, że będziesz czuwać przy moim łóżku? - spytał z dwuznacznym uśmiechem.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy nie mogła się powstrzymać i pokazała mu język. - Figa z makiem! Na twoim miejscu nie liczyłabym na to. Podszedł do drzwi, ale jeszcze odwrócił się do niej na odchodnym. - Bardzo byś się zdziwiła Daisy, gdybyś się dowiedziała, na co tak naprawdę liczę - rzucił, a potem szybkim krokiem ruszył na schody. Jakby wcale nie był ranny, pomyślała, - Mam go już dosyć - oświadczyła Daisy, siadając za stołem na plebanii. - Naprawdę, powyżej uszu. Przyszła tu, ponieważ potrzebowała rady i kojącej obecności przyjaciółki. Anna-Louise siadła obok i spojrzała na nią badawczo. - Mówisz o Kingu? - zainteresowała się. Daisy machnęła ręką. - Jakim Kingu? Ten piekielny Walker doprowadza mnie do pasji! W oczach Anny-Louise błysnęły iskierki. - I co takiego znowu zrobił? - Został ranny! - Daisy powiedziała to takim tonem, jakby Walker sam sobie strzelił w ramię. - W tej sytuacji musiałam zatrzymać go w domu, prawda? - Oczywiście - poparła ją pani pastor. - Pamiętasz przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. - Ale to się już nie powtórzy - zapewniła Daisy. - Słyszałam, że Walker może się sam poruszać, więc nie musisz chyba dalej się nim zajmować... Jeśli będzie trzeba, King i twoi bracia przypomną mu, czym ryzykujesz. Daisy pokręciła głową. - Obawiam się, że rodzina może mnie nie poprzeć - westchnęła. Wbili sobie do głowy, że Walker powinien się ze mną ożenić. Przyjaciółka powiedziała to z takim żalem w głosie, że pani pastor omal nie wybuchnęła śmiechem. - To rozwiązałoby wiele problemów - zauważyła, zachowując kamienne oblicze. - Proszę, jakie to romantyczne! Wyjść za kogoś, żeby tylko uciszyć plotkarzy. - No i zachować pracę - podsunęła Anna-Louise. Daisy przyjrzała się uważnie przyjaciółce. Dotarło do niej, że być może kpi z niej. - Po czyjej jesteś stronie?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Jasne, że po twojej - zapewniła ją pani pastor. - Nawet nie wiesz, jak trudno teraz o pracę. A ty przecież uwielbiasz szkołę. Groźby Kinga nie wystarczą na długo... Aż się boję pomyśleć, co by się stało, gdyby dowiedział się o wszystkim Richard - zakończyła. - A konkretnie o czym? - spytał jej mąż, wchodząc do kuchni. - O niczym - odparła Anna-Louisa. - Nic z tego, co mówimy w tym pomieszczeniu, nie może się wydostać na zewnątrz. Jasne? - Jasne. - Richard pochylił się, żeby ją pocałować. - Więc co takiego zrobił ojciec Daisy? - Podsłuchiwałeś! - żona wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego stronę. - Nie, po prostu przyszedłem tu po mrożoną herbatę i usłyszałem, że rozmawiacie o Kingu - bronił się. - Pan Spencer nie przestaje mnie fascynować. Ciekawe, co znowu zbroił. Anna-Louise westchnęła ciężko. - Czasami zastanawiam się, dlaczego wybrałam dziennikarza na męża. Jest przecież tyle sympatyczniejszych zawodów. Piekarz, listonosz... - ...policjant - dodała Daisy odruchowo. - Słucham? - Przyjaciółka spojrzała na nią ze zdziwieniem. Naprawdę tak uważasz? Daisy zamilkła, zdenerwowana. Na szczęście w tym momencie znowu włączył się Richard. - No, co z tym Kingiem? - spytał ponownie. Pani pastor wzruszyła ramionami. - Sama nie wiem, czy ci powiedzieć... Jej mąż aż zatarł ręce. - To znaczy, że sprawa jest poważniejsza niż sądziłem. Zaraz obdzwonię miejscowych notabli i z pewnością dowiem się wszystkiego. - Spojrzał ze współczuciem na Daisy. - Bardzo mi przykro z powodu tego, co dzieje się w szkole. Mam nadzieję, że cię nie wywalą Daisy spuściła oczy. Pomyślała, że Richard i tak prędzej czy później się dowie. - Nie wywalą - westchnęła. - King zastraszył członków rady. Mąż przyjaciółki zrobił poważną minę. Daisy ufała mu i wiedziała, że może na niego liczyć. Poczucie moralności, jakim się kierował, znacznie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
przewyższało średnią w jego zawodzie. - Rozumiem - mruknął. - Właśnie czegoś takiego się spodziewałem. Wcale mu się zresztą nie dziwię. - I nie potępiasz tego? - zdziwiła się jego żona. - To przecież nadużywanie władzy. Richard machnął ręką. - Wiem, że King za mną nie przepada, ale ja go cenię - stwierdził. Wiem, że nie broniłby Daisy, gdyby potrąciła dziecko i uciekła z miejsca wypadku albo pobiła któregoś ze swoich uczniów. Ta cała sprawa to burza w szklance wody. Ludzie powinni zrozumieć, że nauczyciele też mają prawo do prywatności. Dopóki nie łamią prawa i elementarnych zasad, wszystko jest w porządku. Ich życie pozostaje ich sprawą. A jeśli da im się spokój, może będą milsi dla dzieci. - Wyszedłby z tego niezły artykuł - zauważyła Anna-Louise. Napisałbyś go? - Na razie mam co robić. Może wykorzystasz ten materiał w czasie kazania - zaproponował. - Czemu nie? Daisy czuła, że za chwilę się rozpłacze. Przyszła tu po wsparcie, a nie po to, żeby sprowokować publiczną debatę na temat swoich problemów. - Nie, nie rób tego - jęknęła. Anna-Louise pokręciła głową. - Richard ma rację. Ta sprawa rozrosła się do monstrualnych rozmiarów. Być może moi parafianie powinni zobaczyć ją we właściwej perspektywie... Co wcale nie znaczy, że nie powinnaś zastanowić się nad propozycją Walkera. Bo, jak rozumiem, oświadczył ci się, prawda? - Walker ci się oświadczył, a ty odmówiłaś? - zdziwił się Richard. - Kategorycznie - potwierdziła Daisy. Richard pokręcił głową. - Nigdy nie zrozumiem kobiet. - Pocałował Annę-Louise. - Tylko moja żona potrafiła właściwie wybrać. - Tak, oczywiście - powiedziała pani pastor. Richard wyszedł, a Daisy spojrzała na przyjaciółkę niemal z rozrzewnieniem. - Tak ci zazdroszczę. Jesteście najbardziej dobraną parą, jaką znam... Pani pastor uśmiechnęła się do niej tajemniczo. - I myślisz, że zawsze tak było? Na początku potwornie się
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
kłóciliśmy... - Ale miłość zwyciężyła. Anna-Louise pokręciła głową. - Raczej zdrowy rozsądek - stwierdziła. - Przecież wy z Walkerem też się kochacie. - Nic podobnego! - wykrzyknęła Daisy. - Widzisz, to właśnie nazywam brakiem zdrowego rozsądku powiedziała Anna-Louise. - To, że darzycie się uczuciem, jest jasne dla wszystkich dookoła, tylko nie dla ciebie. Daisy już nie protestowała. W milczeniu patrzyła na przyjaciółkę. Następnych kilka dni spędziła na rozmyślaniach. Zastanawiała się, w czyją miłość nie wierzy: Walkera czy swoją? A może w jedną i drugą? Przecież to, co ich łączy, zauważyła już jakiś czas temu. Skąd więc te opory? Czyżby strach przed zmianą? Czyżby bała się nowości, jaką bez wątpienia było małżeństwo? Stałam się prawdziwą starą panną, pomyślała któregoś dnia, kładąc się do łóżka. I nagle wszystko stało się dla niej jasne. Jej bezpłodność. Starała się o niej zapomnieć, a jednak Walker musi się o tym dowiedzieć, zanim zdecydują się na jakiekolwiek dalsze kroki. - No i jak ci idzie z Daisy? - zapytał Tucker, kiedy jego zastępca pojawił się w pracy w piątek wieczorem. Przez godzinę do znudzenia rozważali problem przemytu narkotyków, ale do niczego sensownego nie doszli. Tucker uznał więc, że najwyższy czas zmienić temat. - A jak ma mi iść? - mruknął Walker. - Przecież bez przerwy siedzę albo tu, na posterunku, albo patroluję nadbrzeże. Nie mam na nic czasu. Tucker już otwierał usta, żeby odeprzeć jego zarzut, ale w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, Po chwili pojawił się w nich Andy Thorensen, który odwiedzał ich ostatnio regularnie po pracy przy remoncie kawiarni. - Cześć - mruknął Andy, próbując się uśmiechnąć na powitanie. Zostawiłem Gail u Daisy. Omawiają właśnie wystrój wnętrza kawiarni. Mam już tego dość. Może macie jakieś ciekawsze tematy. Na przykład, jakieś morderstwo? - spytał z nadzieją. Tucker potrząsnął głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Nie, rocznie mamy tutaj półtora zabójstwa - wyjaśnił. Rozmawialiśmy właśnie o zalotach. Andy posmutniał. - Ale ja chętnie wrócę do tematu przestępstw - zadeklarował Walker. - Lepiej zajmij się moją siostrą - mruknął Tucker. - Wspaniale - rozpromienił się Andy. - Czy jest coś nowego w kwestii narkotyków? Znowu zaczęli omawiać tę sprawę. Najgorsze było to, że nie mogli zlokalizować łodzi, z której strzelano do Walkera. Sprawdzili wszystkie możliwe warsztaty, ale w żadnym nie naprawiano takiej jednostki. Poza tym nie miała numerów ani nazwy. Samo ustalenie marki niewiele dało, ponieważ w tych okolicach była ona dosyć popularna. W sumie na ich liście znalazło się ponad sto takich łodzi z okolicznych miejscowości, a przecież ta, o którą im chodziło, mogła być zarejestrowana gdzie indziej. - Czy próbowaliście dowiedzieć się czegoś o właścicielach? dopytywał się Andy. - Może znalazłby się ktoś, kogo można by uznać za podejrzanego. Walker pokręcił głową. - To zajęłoby całe wieki i nie gwarantowałoby sukcesu - wyjaśnił Tucker. - Zawsze warto spróbować - rzucił Andy. - Myślę, że nie ma też sensu patrolować teraz rzeki, bo przemytnicy na pewno się przyczaili - stwierdził Walker. - Miałbym przynajmniej wolne wieczory - dodał z nadzieją. - Ale nie weekendy - zauważył Tucker. - Najwięcej łodzi pojawi się tutaj jutro i pojutrze. Już dzisiaj było ich dostrzegalnie więcej. - Andy, pomożesz nam? - Walker zwrócił się do byłego szefa. Brakuje nam ludzi. Thorensen skinął głową. - Zdecydowanie wolę to od wieszania zasłonek - mruknął. - Jakoś wytłumaczę się przed Gail. Przy okazji mógłbym trochę powędkować. - Jasne - zgodził się Walker. - Moglibyśmy nawet wziąć Tommy'ega. Dzięki temu wyglądalibyśmy mniej podejrzanie. Ot, dwóch rybaków z dzieckiem i kwita. Tucker pokręcił z dezaprobatą głową.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Tylko nie zapomnijcie o notatkach. Kiedy pojechali do Daisy, żeby poinformować ją o planach na jutro, Walker odniósł wrażenie, że dostrzegł w jej oczach ślady rozczarowania. To dobrze, pomyślał. Być może liczyła na to, że wybiorą się gdzieś razem. Dopiero później zauważył, jak patrzy na Tommy'ego, i wtedy zrozumiał. Daisy wyczuwała coś podejrzanego w ich rybackiej wyprawie. Bała się, że chłopiec będzie znów narażony na niebezpieczeństwo. Tommy wyczuł jej nastrój i spojrzał na nią z niepokojem. - Co się stało, Daisy? - Nic takiego - odparła. - Chciałabym tylko zamienić parę słów z twoim wujkiem. - Ale pozwolisz mi pojechać na ryby, prawda? - Zobaczymy. - Ale to przecież pierwszy raz. Nigdy przedtem nie mieliśmy okazji. Musisz mi pozwolić - jęknął błagalnie. - Pójdziemy już. - Gail wzięła męża pod rękę. - Na razie, Daisy. Zajrzę jutro. Cześć, Tommy. Przydałbyś mi się po południu w kawiarni. Chłopiec pokręcił głową. - Nie będę wieszał żadnych zasłonek - mruknął. - Tommy, nie bądź niegrzeczny - zganiła go Daisy. Walker był po stronie siostrzeńca, ale bał się wtrącać. Daisy i tak miała z nim sporo problemów. - Jadę z wujkiem na ryby - powiedział z uporem. Walker chrząknął. - Zobaczymy. A teraz idź spać. - Dobrze... - I powiedz dobranoc Daisy! Chłopiec spojrzał na nich z nachmurzoną miną. - Dobranoc - rzucił i powlókł się do swego pokoju. Walker patrzył za nim z niepokojem. - Przepraszam. Wiem, że powinienem był omówić to wcześniej z tobą. - To prawda - powiedziała, patrząc na niego ze złością. - Ale nie uznałeś za stosowne, żeby to zrobić. Niech ci się nie
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wydaje, że uwierzyłam w tę historyjkę z rybami. Gdyby to była prawda, nawet bym się nie wahała, ale wy planujecie kolejną akcję! Walker nie chciał zaprzeczać. Daisy dowiedziałaby się wszystkiego od Tuckera, a on wyszedłby na kłamcę. - Tak, ale sprawa jest całkowicie bezpieczna - zapewnił. - Naprawdę będziemy łowić ryby. Może kraby... - A przy okazji będziecie sprawdzać, kto kręci się po okolicy domyśliła się. Walker skinął z uznaniem głową. - Właśnie. - Wobec tego ja też z wami popłynę. - Nic z tego! - Jeśli uważasz, że Tommy będzie tam bezpieczny, to ja tym bardziej - stwierdziła. - Sam nie wiem... - wahał się. - Pamiętaj, że może ci się przydać dodatkowa para oczu - dorzuciła zachęcająco. Walker mógł jej przypomnieć, że obiecała Gail pomoc, ale uznał, że to nie ma sensu. Daisy nie zostawi chłopca samego. - No dobrze - zgodził się w końcu. - Wziąć dla ciebie jakąś wędkę? - Och, poszukam swojej na strychu - powiedziała, wyraźnie uradowana. - Dawno nie łowiłam ryb. Kiedyś byłam w tym kiedyś całkiem niezła. Walker wcale w to nie wątpił. Jej czar musiał działać zwłaszcza na grube ryby. - Chodź tu - powiedział. - Po co? - No, chodź. Uwierz, że nic ci nie zrobię... - Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi - westchnęła. - Naprawdę? - zdziwił się i jakby zmartwił. - A kto jeszcze ci to mówił? - Anna-Louisa - odparła. - Któż by inny? Chyba nie sądzisz, że jakiś mężczyzna...? - Spojrzała mu w oczy i zrozumiała, że tak właśnie myślał. - Nie, nie przyszło mi to nawet do głowy. Daisy syknęła z
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
dezaprobatą. - No dobrze, przyszło, ale zaraz sobie poszło - mruknął. - A teraz może przestaniesz się ze mną droczyć i podejdziesz do mnie. - Ale muszę najpierw wiedzieć, o co ci chodzi - powiedziała niepewnie, jednak zbliżając się do niego. Walker pociągnął ją w swoją stronę. - Rozmawiałem właśnie z Tuckerem, który pytał, jak mi z tobą idzie - ciągnął tę zabawę ze słowami. - Dostałem polecenie służbowe, żeby cię pocałować... - zawiesił głos. - Następnym razem będę mógł posunąć się dalej. Daisy bardzo go pragnęła. - Mój brat zapomniał, że nie jestem jego pracownicą - rzekła rozgoryczona. - Daj spokój, Daisy. Przecież wiesz, że żartuję. Chcę... cię pocałować. - Tylko tyle? Spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Znacznie, ale to znacznie więcej - odparł. - Przestraszyłabyś się, gdybym ci powiedział. Zaczęła rozpinać guziki od jego koszuli, co znaczyło, że udało jej się opanować strach. I że ogarnia ją zupełnie inne uczucie... - Och, Daisy, sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć - szepnął, czując jej dłoń na swojej nagiej piersi. - Po prostu nie myśl... - Brakowało mi ciebie. - Brakowało mi ciebie - powtórzyła jak echo, patrząc mu w oczy. Zaczął niecierpliwie rozpinać kolejne guziki, żeby jej pomóc. - Nie okazywałaś tego - powiedział cicho. - Myślałam, że właśnie o to ci chodzi. - Ściągając z niego koszulę, dodała: - Że nie chcesz się z nikim wiązać. - Zmieniłem zdanie - szepnął, biorąc ją w ramiona. - Ale ty też nie byłaś zbyt przyjazna... - Ale już jestem. - Otarła się o jego ciało. - Dlaczego? Daisy spojrzała mu z niedowierzaniem w oczy.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Naprawdę chcesz to teraz wiedzieć? - zdziwiła się. - Tak. Myślę, że nie mówisz mi wszystkiego. Przez chwilę patrzyła na niego z wahaniem, ale potem pokręciła głową. - Za dużo myślisz - stwierdziła. Walker zaczął rozpinać jej bluzkę. - Pewnie masz rację - przyznał i odpłynęły od niego wszystkie myśli. - Chciałbyś mieć dzieci? - spytała Daisy. - To znaczy więcej dzieci? Daisy wstała wcześnie i spakowała ich na wyprawę, a także przygotowała śniadanie. Siedzieli przy kuchennym stole i to pytanie padło zupełnie nieoczekiwanie. Na szczęście Tommy wyszedł wcześniej. Walker wcale nie miał ochoty rozmawiać przy nim na takie tematy - Dlaczego pytasz? - westchnął, trąc nieogoloną brodę. - Przecież używałem dzisiaj prezerwatywy. Poprzednio też.... Daisy pochyliła głowę. - Niepotrzebnie. - Nie wygłupiaj się. Przecież musimy być odpowiedzialni i uważać, żeby... Nagle po jej policzkach popłynęły łzy. Walker patrzył na nią, nie bardzo rozumiejąc. - Nie musimy uważać - załkała. - Ależ Daisy, nie mogę cię narażać... Popatrzyła na niego oczami pełnymi łez i potrząsnęła głową. . - Nie mogę mieć dzieci - rozpłakała się na dobre. - Po prostu nie mogę. Patrzył na nią, zdumiony, z żalem i współczuciem. Nikt bardziej niż Daisy nie zasługiwał na to, żeby mieć rodzinę i dzieci. To o to jej chodziło, pomyślał. Dlatego tak bardzo pragnęła opiekować się Tommym. Jego siostrzeniec stanowił dla niej szansę w miarę normalnej rodziny... Daisy zdradziła mu swoją tajemnicę. Nagłe zrozumiał, że znalazł się w niezwykle delikatnej sytuacji. To, co teraz powie, zadecyduje o przyszłości ich dwojga. Daisy czeka na te słowa. Wziął chusteczkę i lekko otarł jej zapłakane policzki. - Bardzo mi przykro - powiedział. - Domyślam się, co musisz czuć.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Pamiętasz, mówiłam ci, że byłam kiedyś zaręczona? Walker skinął głową. - Tak, ale ten człowiek zerwał zaręczyny. - Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Daisy pociągnęła nosem. - Właśnie tak. Billy chciał mieć dzieci... Nikt o tym nie wie poza Anną-Louise i naszym poprzednim pastorem. Nie powiedziałam Kingowi i braciom. Tata był wściekły, kiedy to się stało, ale nie wiem, co by zrobił, gdyby znał prawdę. - Na pewno by ci pomógł. - Walker przysunął się i objął ją ramieniem. - Przecież nie jest człowiekiem bez serca. Daisy uśmiechnęła się smutno. - Billy też nie był. Po prostu zależało mu na dużej rodzinie... westchnęła głęboko. - Doskonale go rozumiem. Ja też chciałabym mieć dzieci... - Masz Tommy'ego. Pokręciła głową. - Już nie. - Nie zabiorę ci go - zapewnił ją Walker. - Będziemy się nim opiekować razem. Chciałbym, żebyś została moją żoną, Daisy. Ja już mam dwójkę dzieci... Dopiero kiedy to powiedział, zrozumiał, że popełnił błąd. Spojrzał na nią, chcąc zobaczyć, jak to przyjęła. Wyraz jej twarzy był jednak nieprzenikniony. Patrzyła gdzieś w przestrzeń, a nie na niego. To prawda, że kiedy wypowiadał słowa o dzieciach, myślał przede wszystkim o sobie. Przyszło mu teraz do głowy, że traktuje swoich chłopaków jako coś oczywistego. Jest ich ojcem i tyle, chociaż spotykają się rzadko. A Daisy nie ma nic... Pomyślał, że będzie musiał zrobić coś, żeby częściej widywać synów. W ten sposób nie tylko odzyska z nimi kontakt, ale może uda mu się wypełnić życie swojej przyszłej żony. Tylko czy Daisy zechce za niego wyjść? Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy. - Popatrz na mnie - poprosił. - Czy chcesz mnie za męża? Obiecuję, że dam ci taką rodzinę, na jaką zasługujesz.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Potrząsnęła głową. - To niemożliwe. - Masz już Tommy'ego - zauważył. - A razem będziemy mogli adoptować też inne dzieci. Twarz Daisy rozjaśniła się trochę. - Sama o tym myślałam, ale nie byłam pewna, czy mi na to pozwolą - westchnęła. - Razem będzie nam łatwiej. - I tylko o to ci chodzi? - spytała. Walker przyciągnął ją do siebie. Poczuł jej bijące coraz szybciej serce. - Przecież wiesz, że nie tylko - szepnął jej do ucha. - Jestem gotów to udowodnić. Pocałował ją tak namiętnie, jak nigdy dotąd. Miał nadzieję, że udało mu się ukoić jej lęki, ale kiedy znowu na nią spojrzał, dostrzegł na jej twarzy cień smutku. Pomyślał, że ten smutek był w niej przez cały czas. Nie zauważył go, bo Daisy, udając wesołość, doskonale się maskowała. Teraz, kiedy poznał prawdę, zrozumiał nareszcie jej motywy i decyzje. Czy uda mu się ją uleczyć, by zakwitła prawdziwą radością i optymizmem?
Anula & Polgara
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
sc
an
da
lo
us
Wyprawa na ryby okazała się być równie skuteczna w ściganiu przemytników, jak i pozostałe środki, których próbowali wcześniej, W Trinity Harbor pojawiło się mnóstwo łodzi, ale zwykle nie pasowały one do opisu albo było oczywiste, że nie służą do handlu narkotykami. Wrócili więc, załamani, chociaż skrzynka z lodem była wypełniona rybami po brzegi. Następny tydzień obserwacji i poszukiwań również nie przyniósł większych rezultatów. - Może źle to robimy - powiedział Walker w czasie rozmowy ze swoim szefem. - Może powinniśmy skupić się raczej na szkole i dokładnie przyjrzeć się tym, którzy się tam kręcą. - Warto spróbować - westchnął Tucker. - Zdaje się, że monitorowanie łodzi rzeczywiście nic nam nie da. Weź nieoznakowany wóz i pojedź tam po południu, kiedy rodzice odbierają dzieci. Nie sądzę, żeby handlarze ryzykowali wcześniej, kiedy w szkole są tylko nauczyciele i uczniowie... Walker pokręcił głową. - Wezmę swój samochód - stwierdził. - W okolicy na pewno znają wszystkie policyjne auta. Nawet te bez napisów. - Dobrze, masz rację. Czy Andy znalazł coś na tego faceta z ponaddźwiękową motorówką? - Nie. Wygląda na to, że Craig Remington dorobił się legalnie na handlu softwarem. A potem zwinął interes i teraz zajmuje się kolekcjonowaniem takich właśnie nowoczesnych zabawek. Tucker zaśmiał się krótko. - Fajne hobby! Trzeba tylko mieć trochę forsy... Wciąż więcej dodał po chwili. - Wiesz co, miej jednak na niego oko. To nie jest
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
normalne, żeby facet w tym wieku siedział w Trinity Harbor. Nie myśl, że nie lubię naszego miasteczka, ale trzydziestoletni mężczyźni nie mają tu zbyt wiele do roboty... - Ale będą mieli, jeśli Bobby rozkręci interes - zauważył z uśmiechem Walker. - Słyszałeś przecież o jego planach. Tucker aż się zdenerwował. - Niestety. Wiesz, co to dla nas oznacza? Praca, praca i jeszcze raz praca. - Przynajmniej nie będziemy się nudzić. - Uważam, że jest już wystarczająco ciekawie - mruknął Tucker. - A ty się nudzisz? Walker pomyślał, że przy Daisy jest to zupełnie niemożliwe. I wcale nie tęsknił za pracą. Wręcz przeciwnie, chciałby mieć kilka weekendów dla siebie, żeby móc spędzać więcej czasu z Daisy. Może gdyby udało mu się zakończyć sprawę narkotyków, wyjechaliby we trójkę do jego synów. A potem czekał ich miesiąc poślubny... Sam się dziwił, że tak bardzo zależy mu na tym, żeby częściej być z Daisy. Kiedy ożenił się z Laurie, starał się raczej nie brać urlopów. Pamięta, że pod jakimś pretekstem skrócił nawet podróż poślubną, żeby móc jak najszybciej wrócić do pracy. Wydawało mu się wówczas, że stał się po prostu pracoholikiem, ale teraz to wyjaśnienie budziło jego wątpliwości. Być może w jego małżeństwie coś nie układało się od początku. To Laurie chciała, żeby się pobrali, a ponieważ była wytrwała, on w końcu na to przystał. Powinien był jednak zastanowić się wcześniej nad sensownością takiego kroku, ale zabrakło mu siły i chęci. Miał teraz dużo czasu, żeby to wszystko przemyśleć, ponieważ już następnego dnia po południu zaparkował auto nieopodal szkoły Tommy'ego. A potem było następne popołudnie i kolejne... Żeby nie rzucać się w oczy, co jakiś czas zamieniał się samochodami z Daisy. Tego popołudnia, jak i poprzednio, nie dostrzegł w pobliżu nikogo podejrzanego. Kilkoro dzieci kręciło się na boisku. To wszystko. Trochę dalej stało kilka szkolnych autobusów. Wszyscy kierowcy zebrali się w jednym z nich, żeby pogadać i zapalić. Wokół panowała cisza i spokój.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Pierwsze matki pojawiły się po jakichś dwudziestu minutach i musiały jeszcze chwilę poczekać na swoje pociechy. Kilka osób wymieniło pozdrowienia ze szkolnym ochroniarzem. I nagle, nie wiadomo skąd, na ulicy pojawił się jakiś wyrostek. Szedł wyluzowany, może nawet nonszalancki, i co jakiś czas rozglądał się dookoła. Miał na sobie workowate spodnie, których krok zaczynał się mniej więcej na wysokości kolan, luźną bluzę i bardzo drogie adidasy z odblaskowymi elementami. Z całą pewnością nie był uczniem tej szkoły. Mógł tu ewentualnie przyjść z liceum Daisy. Niewykluczone, że był to starszy brat, którego przysłano po młodsze rodzeństwo, ale Walker w to wątpił. W zachowaniu chłopaka było coś dziwnego. Zwracał uwagę sposób, w jaki lustrował otoczenie, oraz to, że trzymał się z daleka od rodziców i kierowców autobusów. W powietrzu rozległ się słaby głos dzwonka i po chwili z głównego wejścia runęła fala dzieci. Część z nich ruszyła do autobusów, inne pobiegły do swoich matek. Były też i takie, które po prostu biegały tam i z powrotem, żeby się choć trochę wyszaleć, albo stały w grupkach, rozmawiając ze sobą. Nagle Walker zauważył dwóch starszych chłopaków, którzy oderwali się od reszty i podeszli do obserwowanego przez niego nastolatka. Chłopcy „przybili piątki", a potem rozmawiali o czymś, może o grach komputerowych albo samochodach. Walker pomyślał, że to już chyba wszystko, ale w tym momencie jeden z młodszych chłopców dyskretnie wsunął coś do kieszeni starszego. Ten niewinny gest natychmiast obudził jego policyjny instynkt. Walker zaczął intensywnie przyglądać się całej trójce, a kiedy chłopiec obrócił się do niego profilem, rozpoznał, że to Gary Finch. Przyjaciel Tommy'ego! - Cholera! - zaklął pod nosem i zaczął właśnie wysiadać z samochodu Daisy, kiedy w tym momencie zatrzymał się przy nim z piskiem opon wóz policyjny na sygnale, z którego wyskoczył jeden z zastępców szeryfa. - Ręce na dach! Nie ruszaj się! - krzyknął. Walker wykonał polecenie i zdążył tylko spojrzeć w stronę chłopaków, którzy rozpierzchli się jak spłoszone gołębie. Kilkoro dzieci' patrzyło ciekawie w ich stronę.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Walker spojrzał na policjanta. - Ty cholerny idioto! Zastępca szeryfa zrobił wielkie oczy. - Walker? - No właśnie. Skąd się tu, do diabła, wziąłeś? Policjant wzruszył ramionami. - Dyżurny odebrał telefon od jakiejś matki zaniepokojonej tym, że od jakiegoś czasu kręci się w pobliżu szkoły podejrzany facet. Obawiała się, że to może być jakiś zboczeniec... - Policjant skurczył się przy tych słowach. - Przepraszam, ale naprawdę musiałem to sprawdzić. - Tak, oczywiście - westchnął Walker. Zastępca szeryfa rozejrzał się dookoła. Na jego twarzy zagościło zdziwienie. - Czyżby działo się tu coś poważnego? - spytał z niedowierzaniem. Walker machnął ręką. - Tak to wyglądało - mruknął. - Na szczęście mam przynajmniej jakiś trop. Zobaczymy, co z tego wyjdzie... - Naprawdę przepraszam... - To nie twoja wina. Po prostu brak koordynacji... - Gdybym wiedział... - I tak musiałbyś sprawdzić - wpadł mu w słowo Walker. - Nie miałbyś innego wyjścia. Należało jednak wcześniej wszystkich uprzedzić. Policjant skinął głową. Walker poklepał go po ramieniu i wsiadł do auta Daisy. Wypełnił swoje zadanie. Teraz trzeba sprawdzić, czy coś z tego wyniknie. Wieczorem zajrzał do Daisy. Przywitał się z nią, a potem poszedł prosto do pokoju Tommy'ego. Siostrzeniec właśnie odrabiał lekcje, ale Walker nie zwrócił na to uwagi, tylko usiadł ciężko na łóżku. - Musimy pogadać - rzucił. Chłopiec spojrzał na niego z niepokojem, ale bez cienia lęku. - Czy zrobiłem coś złego? - spytał. - Nie, skądże. Ale chcę cię o coś zapytać i mam nadzieję, że powiesz prawdę. Nawet gdyby oznaczało to nieprzyjemności dla kogoś bliskiego...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Tommy skinął głową. - Pamiętasz, jak słyszałeś rozmowę chłopców na temat trawki? Czy był z nimi Gary? Siostrzeniec zmarkotniał i spuścił głowę. - Powiedz prawdę - naciskał Walker. - Nie chcę, żeby Gary miał jakieś kłopoty. Przecież oni tylko rozmawiali. Nie zrobili nic złego... Walker westchnął. To mu wystarczyło. Nie musiał dalej męczyć chłopca. - Posłuchaj, chciałbym, żebyś na razie trzymał się z daleka od Gary'ego. Nie chodź do niego. I żadnych wypraw na ryby. - A w szkole...? - wyrwało się Tommy'emu. - Jasne, że możesz z nim normalnie rozmawiać, ale nie mów nic o tej sprawie, dobrze? Chłopiec skinął głową. - Ale... co mam mu powiedzieć, kiedy spyta, dlaczego do niego nie przychodzę? - Tommy był zdezorientowany. - Przecież jest moim najlepszym kolegą! - Powiedz mu, że masz areszt domowy - zaproponował Walker. - I tak będziesz go miał, jeśli nie zastosujesz się do moich poleceń. - Wcale mi się to nie podoba - mruknął Tommy. - Mnie też - powiedział Walker z pełną świadomością, że mówią o dwóch zupełnie różnych rzeczach. Następnego dnia Walker spotkał się z Tuckerem i opowiedział mu o tym, co widział. Szeryf zastanawiał się przez chwilę, a potem pokręcił głową. - To za mało, żeby dostać nakaz rewizji - stwierdził, a Walker skinął głową. - Moglibyśmy jednak przesłuchać chłopca... - Przecież nawet nie wiem, czy to były narkotyki - zauważył Walker. - Mógł przecież podawać temu starszemu chłopakowi papierosy i też mieliby powody, żeby się ukrywać. - Więc co dalej? Niestety, nie mogli nic zrobić. Pozostawało im tylko czekanie i obserwacja. Było pewne, że chłopak nie działał sam. Niewykluczone, że maczał w tym palce jego ojciec, a może nawet matka...
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Spróbuj znaleźć kogoś, kto mógłby mnie zastąpić koło szkoły. Westchnął - Nie mogę się już tam pokazać. Wrócę do przystani i zacznę pilnować łódki Finchów. Przyjrzę się też ich domowi. Jeśli rzeczywiście zajmują się przemytem i handlem, to coś na pewno uda mi się wytropić. - Powiedziałeś Daisy o swoich podejrzeniach? - spytał Tucker. - Nie. Przekazałem jej tylko, że Tommy'emu nie wolno kontaktować się z Garym. Szeryf roześmiał się na te słowa. - To znaczy, że już wie. - Bardzo możliwe. - Na wszelki wypadek powiem jej o wszystkim - stwierdził Tucker. Znam moją siostrę i wolę, żeby nie grzebała w tej sprawie sama. - Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że wciąż czekam na odpowiedź poprosił Walker. - Mam za ciebie odwalić czarną robotę? - Sam bym to zrobił, ale przecież bez przerwy pracuję - zauważył. - I nie wiem, kiedy przestanę. - Ale może na koniec dostaniesz medal - zaśmiał się Tucker. - Wolałbym żonę - stwierdził Walker. - Więc rzeczywiście musisz postarać się szybko skończyć tę sprawę. Walker potrząsnął głową. - Masz specyficzny sposób zachęcania ludzi do pracy. - Ale jaki skuteczny - roześmiał się szeryf. - Sam nie zauważysz, kiedy skończysz. - Mam nadzieję - mruknął Walker. - Mam nadzieję... Daisy, oczywiście, doskonale wiedziała, co się wokół niej dzieje. Natychmiast po wizycie Walkera zdała sobie sprawę, że podejrzewa Finchów o związek z handlem narkotykami. Trudno jej było jednak uwierzyć, że mógłby się tym zajmować ktoś tak sympatyczny jak Gary. Tylko jedna osoba mogła ująć się za biednym chłopcem. Jego matka. Daisy odwiozła więc Tommy'ego do brata na przystań. A kiedy zauważyła, że łodzi Finchów nie ma przy kei, pojechała do Maribeth do domu. Wiedziała, czym ryzykuje. Gdyby miało to pokrzyżować plany
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
policji, Walker wpadłby we wściekłość. Dlatego musiała działać naprawdę ostrożnie. Finchowie mieszkali niedaleko, nad samą rzeką. Ich teren był mocno zalesiony i pełno tam było chwastów, ale przed domem, który też wymagał różnego rodzaju napraw, stał lśniący chromem terenowy samochód. Daisy kilkakrotnie przyciskała dzwonek, zanim usłyszała czyjeś miękkie kroki. Widocznie Maribeth obserwowała ją przez wizjer, bo najpierw zaległa cisza, a drzwi uchyliły się dopiero po chwili. Daisy uśmiechnęła się na powitanie. - Mam nadzieję, że pani nie przeszkadzam - zaczęła gładko. Przepraszam, że przychodzę bez zapowiedzi, ale miałam trochę czasu i pomyślałam, że mogłybyśmy się lepiej poznać. - Sama nie wiem... - zawahała się matka Gary'ego. -Paula nie ma w domu. - Tym lepiej. - Daisy uśmiechnęła się jeszcze serdeczniej. Chciałam porozmawiać przede wszystkim z panią. Kobieta popatrzyła na nią wielkimi oczami, jakby w ogóle nie przyszło jej do głowy, że ktoś mógłby się nią zainteresować. - Ale... dlaczego? - Bo jest pani matką Gary'ego. A poza tym, jako osoba nowa w miasteczku, chciałaby pani pewnie nawiązać jakieś kontakty... - Kontakty? - Maribeth wymówiła to słowo tak, jakby go nie znała. Nie, raczej nie... Daisy zebrała się na odwagę i zdecydowanym ruchem ręki otworzyła szerzej drzwi domu. Gospodyni była zmuszona wpuścić ją do środka. Przedpokój wyglądał tak, jakby jeszcze się nie rozpakowali po przeprowadzce. Albo jakby mieli zamiar znowu się przeprowadzić... - Widzę, że jeszcze się państwo nie rozpakowaliście zaszczebiotała. - Mogę pomóc? - Nie, nie - zaprotestowała Maribeth. - W zasadzie... - Chyba nie chcecie się znowu wyprowadzić? - podchwyciła Daisy. Kobieta skinęła głową, a potem łzy polały się ciurkiem po jej policzkach. - Tak, jutro - szepnęła. - Nie wiedziałam! Tommy bardzo się zmartwi. Nie podoba się wam
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
w Trinity Harbor? Kobieta wytarła policzki, a potem bez słowa szybkim krokiem przeszła do salonu. Daisy poszła za nią, omijając liczne pudełka i paczki. Pani Finch stała przy drzwiach wychodzących na zarośnięty ogród i cała drżała. Daisy położyła dłoń na jej ramieniu. - Czy mogę w czymś pomóc? Kobieta potrząsnęła głową. - Wszystko się tak strasznie skomplikowało... - Porozmawiamy o tym? - Nie mogę. Daisy poczuła, że nadszedł właściwy moment, żeby uderzyć. Może czegoś się dowie. - Pani mąż przemyca marihuanę, prawda? Czy Gary ją rozprowadza? Maribeth spojrzała na nią z przerażeniem. - Nie, nawet jej nie dotyka! Przecież widzi, do czego to doprowadziło naszą rodzinę. Jego ojciec... - Proszę mi o tym opowiedzieć - poprosiła raz jeszcze Daisy. - Nie mogę. Przecież pani brat jest szeryfem. Gdyby Paul się dowiedział, to by mnie zabił. Daisy poczuła dreszcze. Słowa Maribeth wcale nie zabrzmiały jak przenośnia. - Więc może lepiej od razu iść do Tuckera - zasugerowała. Ochroniłaby pani siebie i Gary'ego. Pani Finch tylko potrząsnęła głową. - Już za późno. Daisy nie wiedziała, co robić. Przytuliła ją tylko do siebie i powiedziała: - Proszę mi dać znać, gdybym była pani potrzebna. Maribeth skinęła głową, ale uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Daisy z ciężkim sercem wróciła do przystani. Od razu też spytała, czy może skorzystać z telefonu. - Muszę porozmawiać z Walkerem albo z Tuckerem - wyjaśniła dyżurnemu policjantowi. Niestety, żadnego z nich nie zastała. - A gdzie są? - wypytywała dyżurnego. - Mam dla nich ważną
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
wiadomość. - Gdzie mają pani szukać? - spytał oficer. - W tej chwili jestem w restauracji brata, ale za chwilę wracam do domu - odparła. - Dobrze, przekażę. Na pewno się z panią skontaktują - zakończył dyżurny. Teraz Daisy mogła się już tylko modlić, żeby nastąpiło to jak najszybciej. Walker nie spodziewał się tej nocy żadnych rewelacji, dlatego zdziwił się, widząc łódkę, która wpłynęła do zatoczki znajdującej się nieopodal domu Finchów. Spojrzał na zegarek z podświetlaną tarczą. Było zaledwie parę minut po północy. - Do licha - mruknął, wpływając za łodzią do jakiejś ślepej odnogi niewielkiego akwenu. Siedzenie motorówki było znacznie trudniejsze niż w Waszyngtonie jazda za jakimś samochodem w tłumie innych. Walker musiał uważać, żeby nie podpłynąć za blisko, a jednocześnie nie zgubić obserwowanej łodzi. Na szczęście jednostka policyjna miała bardzo cichy silnik. Słyszał więc wyraźnie pracę motoru przed sobą, a nawet krzyki nocnych ptaków i cykanie świerszczy. Jednak Walker zdawał sobie sprawę, że jeśli Finch nagle wyłączy silnik, natychmiast zorientuje się, że ktoś go śledzi. Na szczęście zdołał przewidzieć moment, kiedy łódź się zatrzyma i zdążył zgasić swój motor. Wokół zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosami nocy. Walker prawie szeptem podał przez radiostację swoją pozycję i wezwał posiłki, a następnie wsłuchał się w głosy dobiegające od strony zatoczki, w której zatrzymała się łódka. Dyżurny zapewnił go, że policjanci pojawią się najpóźniej za piętnaście minut. Walker nie chciał jednak czekać. Na łódce, a może łódkach przed nim najwyraźniej coś się działo. Sięgnął po wiosła i zaczął ostrożnie przybliżać się do przestępców. Jednocześnie zerkał co jakiś czas na zegarek. Najpierw minęło pięć minut, potem dziesięć, w końcu cały kwadrans. Doskonale, pomyślał. Z miejsca, w którym się znalazł, słyszał już męskie głosy. Przemytnicy wcale nie starali się mówić cicho. Wydawało
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
im się, że są bezpieczni. - Nie, nie, nie możecie tego ode mnie żądać - upierał się ktoś. Dzisiaj o mało nie złapali mojego chłopaka. - Jeszcze raz. - Nic z tego. Ten nowy policjant, z którego siostrzeńcem przyjaźni się Gary, wszędzie wsadza nos. Próbowałem trzymać Gary'ego z daleka od tego smarkacza, ale się nie udało. - Masz nas słuchać, i tyle. To nie ty zdecydujesz, kiedy możesz skończyć. Walker odłożył wiosła i wymierzył broń w mężczyznę, który wypowiedział te słowa. - A może skończycie już teraz - rzucił. - Nie ruszać się! Ręce do góry! Zauważył, że ojciec Gary'ego próbuje się schylić. - Nie ruszaj się, Finch - dodał zaraz. - Inaczej twój syn straci ojca. - Nic nie rozumiesz - westchnął Paul Finch. - Więc mi wytłumacz. Chciał rozmawiać z przestępcami tak długo, jak to tylko będzie możliwe. Nie miał pewności, czy posiłki już przybyły, więc pozostawało mu tylko czekać. Jednocześnie bacznie obserwował znajdujące się przed nim łodzie. Wydawało mu się, że jest na nich tylko trzech ludzi, ale przecież mógł się mylić. Z pewnością mieli broń, ale nie przy sobie. - To nie takie proste - westchnął Finch. - Wszystko bardzo się skomplikowało. - Chodziło o pieniądze, prawda? - Walker zadał kolejne pytanie. Ojciec Gary'ego zaśmiał się w odpowiedzi. - Nie, nie o pieniądze. Nie chciałem, żeby zniszczyli mi życie... Żeby doprowadzili do wyrzucenia z wojska... Walker przeniósł wzrok na drugiego mężczyznę. - A więc to był szantaż? - Tak - potwierdził Finch. - Parę lat temu dałem się wciągnąć w głupią zabawę. Kobiety, narkotyki... Zrobiono mi zdjęcia, które zrujnowałyby nie tylko moje prywatne życie, ale i karierę. Myślałem, że zrobię to raz czy drugi i koniec.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Szantaż nigdy się nie kończy - stwierdził Walker, który znał podobne przypadki. - Najwyższy czas, żebyś się do wszystkiego przyznał. Trzeci mężczyzna, który stał najdalej, przesunął się w stronę steru. Walker obrócił się w jego stronę. - Chwileczkę - powiedział, odbezpieczając broń. Finch natychmiast wykorzystał ten moment. - Nigdy! - krzyknął i rzucił się do wody. - Stój! - Walker skierował broń w jego stronę. Dwaj przemytnicy rzucili się do steru i po chwili silnik ich łodzi już pracował. Walker, który nie mógł wypatrzeć ojca Gary'ego, musiał działać błyskawicznie. Strzelił do pierwszego z przemytników, raniąc go w ramię. Mężczyzna puścił ster i zwinął się z bólu, a Walkerowi udało się postrzelić drugiego, zanim łódka nie wpadła w korkociąg. Po którymś obrocie rozległ się straszliwy krzyk i silnik zgasł. W tym momencie usłyszeli ryk kilku motorówek. Ktoś na brzegu zapalił silny reflektor. Walker zamknął oczy. Doskonale wiedział, co się stało. Paul Finch dostał się pod śrubę motorówki. Zrobiło mu się bezbrzeżnie żal ojca Gary'ego. To idiotyczne zakończenie głupiej historii, pomyślał. Po chwili obok łodzi przemytników pojawiły się policyjne kutry. Zastępcy szeryfa skuli ich, a następnie przeszukali pokład. Znaleźli to, czego szukali - kilogramy marihuany w wodoszczelnych opakowaniach. Być może Paul Finch nie był ich jedynym odbiorcą w tej okolicy. Wszystkiego się niebawem dowiedzą. Daisy opowiedziała Tuckerowi o tym, co usłyszała od Ma-ribeth Finch. - Po co w ogóle tam poszłaś?! - wściekał się brat. - To robota policji. - Myślałam, że uda mi się pomóc tej kobiecie - odparła niezrażona Daisy. - Bardzo zależy mi na Garym. To naprawdę dobry chłopak. - Mam nadzieję, że nie pokrzyżowałaś nam planów - ciągnął szeryf. - Walker i tak miał śledzić Fincha. Jeśli rzeczywiście chcą się jutro wyprowadzić, być może będą zwijać cały interes. Zobaczymy... - A Walker? - Cieszę się, że o niego pytasz. Wciąż pracuje, ale prosił mnie, żeby cię spytać, czy nie zmieniłaś zdania.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Dlaczego ciebie? - od razu się najeżyła. - Bo jestem jedną z niewielu osób, z którymi ma okazję rozmawiać wyjaśnił. - A przy okazji twoim bratem... Daisy westchnęła. - Mam już dosyć tego wypychania mnie za mąż! Nie trzeba. Zrozum, chcę wyjść za Walkera, ale nie wiem, czy on mnie jeszcze zechce... Przypomniała sobie rozmowę o dzieciach sprzed paru dni. Walker twierdził, że nie musi mieć własnych, ale mógł przecież przemyśleć sprawę i zmienić zdanie. - Naprawdę? - ucieszył się Tucker. - No, to bardzo się cieszę. - Ale nie sądzę, żeby tata zaakceptował jankesa... - rzuciła jeszcze. Brat wstał i podszedł do drzwi. - Pewnie, że nie! Ale Walker pochodzi z Południa - zaśmiał się. Daisy podniosła dłoń do ust. - I tata wie?! - Oczywiście. - O Boże, spisek, spisek, wszędzie spisek - jęknęła, ale poczuła, że wcale nie jest jej z tego powodu smutno. - Wybierasz się na randkę? spytała jeszcze brata. - Nie, do pracy. - Wobec tego życzę dobrej zabawy - rzekła z przekąsem. Daisy została sama i pogrążyła się w swoich myślach. Wiedziała już, że kocha Walkera, a on znał prawdę o niej. Jeśli ponowi swoje oświadczyny, ona przyjmie go i będzie bardzo, bardzo szczęśliwa... Jeśli... To słowo wciąż krążyło po jej głowie. Teraz pozostawało tylko czekać, kiedy Walker się znów odezwie. Następnego dnia rano wstała bardzo wcześnie i natychmiast zabrała się do przygotowywania ciasta. Bez przerwy myślała o Walkerze. Co jakiś czas spoglądała w stronę telefonu, ale ten milczał jak zaklęty. Tucker mówił, że znowu będą pracować w nocy, więc Walker musi się wyspać. Ale jak długo? Jej kuchenny zegar wskazywał siódmą. Najlepszy czas na domowe prace. Po następnych trzydziestu minutach wszystko już było zrobione. Poczekała jeszcze trochę i zadzwoniła na posterunek, ale nie zastała tam
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
ani brata, ani Walkera. Po namyśle wybrała jeszcze numer restauracji, ale Bobby też nie potrafił jej pomóc. - Wiem tylko tyle, że w przystani nie ma trzech policyjnych łodzi poinformował ją Bobby. - A gdzie są? - Skąd mam wiedzieć? To sprawa policji. Zła jak osa, odłożyła słuchawkę z mocnym postanowieniem, że sama sprawdzi, co się dzieje. Odwiozła Tommy'ego na dziewiątą do szkoły, a następnie poinformowała Higginsa, że będzie musiał poszukać zastępstwa i jak strzała pomknęła w stronę przystani. Motorówki policyjne były na swoim miejscu! Już chciała pójść do Bobby'ego i zrobić mu awanturę, kiedy nagle Walker zastąpił jej drogę. - Dokądś się wybierasz? - spytał. - Wystraszyłeś mnie! - warknęła. - Gdzie się podziewałeś? Walker posłał jej uśmiech. Po oczach i wyrazie jego twarzy widziała, jak bardzo jest zmęczony; - Ścigałem po mieście kobietę, która złamała wszelkie możliwe przepisy - zaśmiał się. - Martwiłaś się o mnie? - Czy martwiłam? - powtórzyła. - Byłam przerażona! - Przepraszam, złapaliśmy w nocy handlarzy narkotyków. Miałem do wypełnienia mnóstwo papierków w Montross. - Bobby mówił, że łodzi policyjnych tu nie było. Walker skinął głową. - Popłynęliśmy najpierw do Colonial Beach. Stamtąd było bliżej wyjaśnił, a potem westchnął ciężko. - Mam złą wiadomość. Paul Finch nie żyje. - O Boże! - jęknęła. - Czy Maribeth i Gary już o tym wiedzą? - Tucker pojechał do nich niecałą godzinę temu - odparł. - Jeśli chcesz, możemy do niego dołączyć. - Dobrze, później. Tylko na miłość boską, mów mi, gdzie jesteś, kiedy wyjeżdżasz. Daisy pokręciła głową, a w jej oczach pojawił się ból. - Jest tylko jeden sposób na to, żebyś zawsze wiedziała, gdzie jestem - powiedział spokojnie. - Jaki?
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
- Wyjdź za mnie... Nie były to oświadczyny finezyjne, ale Daisy niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała. I tak straciła już zbyt dużo czasu, odrzucając kolejne jego propozycje. Sama nie wiedziała, jak to się stało, że znalazła się w ramionach Walkera. - Dobrze - szepnęła mu prosto do ucha. Walker nareszcie poczuł się szczęśliwy i spełniony. Z piersi wyrwał mu się okrzyk radości, przytulił mocno Daisy i pocałował ją namiętnie. - Stój, Co robisz?! - jęknęła, kiedy się na chwilę od niej oderwał. Moja reputacja! - Już za późno, żeby się nią przejmować - stwierdził i pocałował ją po raz drugi. Wokoło zaczęła się gromadzić publiczność, złożona głównie z mężczyzn, wracających z porannych połowów. Kiedy jednak po kilku minutach rozejrzeli się, nikogo w pobliżu nie było. - Założę się, że pobiegli do dyrektora szkoły - powiedziała, udając strach. Walker pokręcił głową. - Nie, raczej do swoich żon i narzeczonych - rzekł z pełnym przekonaniem. - Tak działa potęga przykładu. Jesteś nauczycielką, więc powinnaś o tym wiedzieć.
Anula & Polgara
EPILOG
sc
an
da
lo
us
Wszystko poszło znacznie lepiej niż się tego spodziewał. Walker zachowywał się teraz jak prawdziwy Południowiec, a w dodatku był po uszy zakochany w jego córce! . Daisy nareszcie będzie miała własną rodzinę. King siedział dumny w pierwszej ławce w kościele i z rozrzewnieniem słuchał słów małżeńskiej przysięgi. Zauważył, że Frances, która zajmowała miejsce tuż obok niego, wyciera dyskretnie oczy chusteczką. Och, te kobiety, pomyślał. Cóż, Daisy nie jest inna. Szkoda tylko, że taka uparta, zupełnie, prawda, jak jej matka. Ostatnie słowa King wypowiedział głośno, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, aż do momentu, kiedy nie wyczuł pełnego ironii spojrzenia Frances. - Naprawdę uważasz, że Daisy odziedziczyła upór po matce? - spytała szeptem. - Przecież sam jesteś uparty jak osioł. King nie był pewien, czy nie powinien się oburzyć, ale w końcu mrugnął tylko porozumiewawczo okiem. Frances miała swoje wady, ale zdecydowanie więcej zalet. Ostatnio spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Uwielbiał się z nią kłócić. To były prawdziwe próby sił, a Frances potrafiła walczyć o swoje jak żadna inna kobieta A jednak płakała w czasie ceremonii... Spojrzał na Walkera. Był wyraźnie wzruszony i pomylił się raz przy powtarzaniu słów przysięgi małżeńskiej, ale któremu mężczyźnie się to nie zdarzyło? Nieopodal stało trzech chłopców. Tommy w niczym nie przypominał tego przestraszonego chłopaka, którego Daisy wzięła na wychowanie, a dwaj synowie Walkera wciąż się kręcili, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zupełnie, jak ich ojciec... do niedawna.
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
Daisy niezwykle polubiła chłopców, chociaż ich matkę traktowała ze znacznie większą rezerwą. King spojrzał w końcu na Maribeth Finch i jej syna. Biedna kobieta, wciąż była bardzo blada, ale próbowała się nawet uśmiechać. I chociaż nikt od niej tego nie oczekiwał, włożyła do kościoła szarą sukienkę, a nie swój zwykły, żałobny strój. Gary wyglądał zdecydowanie lepiej. Często przychodził teraz do Cedar Hill, żeby pobawić się z chłopcami, i zachowywał się tak, jakby kamień spadł mu z serca. Być może odzyskał w ten sposób część swego dzieciństwa, pomyślał King. Na dalsze ławki nawet nie chciał patrzeć. Z niesmakiem przyjął decyzję Daisy, żeby zaprosić nie tylko nauczycieli, ale i radę szkoły. King widział już ich fałszywe uśmiechy, ale był za to pewien, że teraz nikt nie będzie spiskował przeciwko jego córce. - Ogłaszam was mężem i żoną - dobiegły do niego słowa Anny-Louise. King był szczęśliwy. Pocałunek małżeński trwał długo, bardzo długo... Paru panów z rady zaczęło nawet chrząkać. A niech sobie chrząkają, pomyślał King. Nic już nie mogą zrobić. Popatrzył z uznaniem na Walkera. Ten to umie całować... Po czym przeniósł wzrok na Frances. To żadna sztuka, dodał w duchu. Trzeba mieć tylko odpowiednią partnerkę. Rozległy się dźwięki organów i orszak ślubny zaczął wychodzić z kościoła. Na przedzie państwo młodzi, dalej dzieci, a potem on i Frances. Na dziedzińcu złożyli nowożeńcom życzenia. King spojrzał w pełne blasku oczy córki. - Dziękuje, tato - szepnęła, przyjmując kwiaty. - Żebyś tylko, prawda, była szczęśliwa, kochanie. - Będzie - zapewnił go Walker. - Już ja o to zadbam. - Szybciej, szybciej - poganiał ich Tucker. - Bobby obiecał nam prawdziwą ucztę. King skrzywił się. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś, kto mógł zająć się czymś tak godnym szacunku, jak hodowla bydła, zniżał się do tego, żeby gotować dla obcych ludzi. To prawda, że odniósł spory
Anula & Polgara
sc
an
da
lo
us
sukces i zarobił więcej niż na bydle, ale co to za pieniądze... Cóż, może by użyć fortelu? Na przykład znaleźć dla niego taką żonę, która od tych wszystkich wykwintnych dań wolałaby wołowinę... Frances trąciła go łokciem. - Co tam, King? Znam tę minę. Znowu coś knujesz? - Nic takiego - mruknął, omiatając wzrokiem zgromadzonych w poszukiwaniu odpowiedniej partii dla syna. - Nic, czym powinnaś się martwić. Nie musi się spieszyć. Przecież dopiero co znalazł męża dla córki! Synowie są młodsi i mogą jeszcze poczekać. - King, prosimy tutaj! - zawołał Walker. - Do wspólnego zdjęcia. Początkowo zamierzał stanąć z przodu, ale potem zajął miejsce obok Daisy. - Najlepiej wyglądająca rodzina w całym kraju - zwrócił się do zięcia. - Masz szczęście, synu, że się, prawda, do niej dostałeś.
Anula & Polgara