ROGER ZELAZNY
DILVISH PRZEKLĘTY
Przełożyła : Małgorzata Pacyna DROGA DO DILFARU
Kiedy Dilvish Przeklęty wyruszył z Portaroy, próbowali zatrzymać go w ...
5 downloads
13 Views
460KB Size
ROGER ZELAZNY
DILVISH PRZEKLĘTY
Przełożyła : Małgorzata Pacyna DROGA DO DILFARU
Kiedy Dilvish Przeklęty wyruszył z Portaroy, próbowali zatrzymać go w Qaran, potem w Tugado i jeszcze w Maestar, Mycar i Bildesh. Na drodze do Dilfaru czekało na niego pięciu jeźdźców; gdy jeden stracił siły natychmiast zastępował go następny na nowym koniu. Żaden jednak nie był w stanie dotrzymać kroku Blackowi, rumakowi ze stali, za którego, jak mawiano, Pułkownik Wschodu oddał część swojej duszy.
Galopował na nim dzień i noc, aby wyprzedzić nacierające armie Lylisha, Pułkownika Zachodu, gdyż jego właśnie ludzie leżeli martwi na górzystych polach Portaroy.
Kiedy Dilvish zdał sobie sprawę, że jest ostatnim człowiekiem, który pozostał na miejscu kaźni, przywołał Blacka, wdrapał się na siodło nieomal przyrośnięte do konia i rzucił się do ucieczki. Błyszczące kopyta Blacka poniosły go przez formacje pikinierów; ich drzewca pochyliły się niczym łan pszenicy, dzwoniąc, gdy metalowe okucia dotknęły skóry wierzchowca.
- Do Dilfaru - krzyknął, a Black odwrócił się w prawą stronę i powiózł go pod ścianę urwiska, na które wdrapać mogły się tylko kozice.
Gdy Dilvish minął Qaram, Black przechylił łeb i powiedział:
- Wielki Pułkowniku Wschodu, powietrze i powietrze poniżej powietrza zaminowano gwiazdami śmierci.
- Czy możesz je ominąć?
- Jeśli pojedziemy drogą obstawioną posterunkami - odrzekł Black - to być może się uda.
- Spieszmy się zatem.
Maleńkie srebrne oczy, które wyglądały z przestrzeni poniżej przestrzeni i zawierały piekielne drobiny gwiezdnej materii, zamrugały i zajaśniały pełnym blaskiem.
Skręcili w bok.
To właśnie na tej drodze zza głazu wyłonił się pierwszy jeździec i wezwał Dilvisha, by się zatrzymał. Siedział na wielkim, gniadym koniu bez jakichkolwiek ozdób.
- Ściągnij cugle, Pułkowniku Wschodu - powiedział - twoich ludzi wymordowano. Ta droga usiana jest śmiercią i z obu stron otoczona żołnierzami Lylisha.
Ale Dilvish przemknął obok bez słowa. Jeździec spiął konia ostrogami i ruszył za nim.
Przez cały ranek jechał jego śladem aż do drogi na Tugado, dopóki gniady, śmiertelnie wycieńczony, nie potknął się i nie zrzucił go na skały.
W Tugado drogę Dilvishowi zastąpił jeździec na czerwonym jak krew ogierze i wystrzelił z kuszy.
Black stanął dęba, a strzała ześlizgnęła się po jego piersi. Wzdął nozdrza i wydał dźwięk niczym krzyk wylatującego z nich ogromnego ptaka. Czerwony jak krew ogier odskoczył z głównej drogi na pole.
Black dał susa naprzód, a kolejny jeździec zawrócił swego konia i pognał za nim. Słońce było już w zenicie, ale pościg nie ustawał. Nagle czerwony koń padł z wyczerpania. Dihnsh jechał dalej.
W Maester drogę zablokowano na Przełęczy Reshth.
Ściana z kłód wypełniała wąski korytarz na dwukrotną wysokość człowieka.
- Skacz! - powiedział Dilvish, a Black wzbił się w powietrze. Unosząc się w górę niczym ciemna tęcza, przeleciał nad umocnieniem.
Tuż przed nim, na końcu korytarza, czekał jeździec na białej klaczy.
Black parsknął z całej siły, ale klacz nie ruszyła się z miejsca.
W oślepiającym blasku południa światło odbite w lustrach jego kopyt i metalowej skóry było prawie błękitne. Nie zwolnił biegu, a kiedy jeździec na klaczy zobaczył, że jest cały ze stali, cofnął się w głąb przejścia i wyciągnął miecz.
Dilvish wysunął spod płaszcza ostrze miecza i mijając jeźdźca zamierzył się na jego głowę. Mężczyzna ruszył za nim krzycząc:
- Choć ominąłeś gwiazdy śmierci i przeskoczyłeś przez blokadę, nigdy nie uda ci się dotrzeć do Dilfaru! Ściągnij cugle! Jedziesz na zjawie, która przybrała formę konia, ale zatrzymają cię w Mycar lub w Bildesh, a może jeszcze wcześniej!
Pułkownik Wschodu nie odpowiedział, a Black pognał naprzód długimi, lekkimi susami.
- Jedziesz na wierzchowcu, który nigdy się nie męczy - wrzeszczał za nim jeździec - ale nic nie uchroni go przed innymi czarami. Oddaj swój miecz!
Dilvish zaśmiał się, a jego płaszcz, niczym skrzydło, zatrzepotał na wietrze.
Zanim dzień zapadł się w noc, klacz zniknęła, a Dilvish zbliżał się do Mycar.
Kiedy dotarli do strumienia o nazwie Kethe, Black zatrzymał się gwałtownie. Dilvish chwycił go za szyję, by uchronić się przed upadkiem.
- Most jest zniszczony - powiedział Black - a ja nie potrafię pływać.
- Czy możesz go przeskoczyć?
- Nie wiem, mój pułkowniku. Jest szeroki. Jeśli mi się nie uda, nigdy nie wydostaniemy się na powierzchnię. Kethe wcina się głęboko w ziemię.
Wtem zza drzew wyłonili się rycerze; jedni na koniach, inni pieszo. Ci ostatni trzymali w dłoniach włócznie. Dilvish nakazał:
- Próbuj!
Black w mig nabrał rozpędu i ruszył szybciej niż jakikolwiek inny koń. Świat zawirował i zadrżał wokół Dilvisha, który przylgnął do Blacka kolanami i wielkimi, pokrytymi bliznami dłońmi. Kiedy wznosił się w powietrze - wydał przeraźliwy okrzyk.
Gdy wylądowali na drugim brzegu, kopyta Blacka wbiły się w skałę, a Dilvish zachwiał się w siodle. Utrzymał się jednak na wierzchowcu, a Black oswobodził swe kopyta.
...