A.J. Quinell - Reporter
4
Prolog
O godzinie 16.40 w niedzielê 7 czerwca 1981 roku z bazy izraelskich si³ powietrznyc...
13 downloads
17 Views
817KB Size
A.J. Quinell - Reporter
4
Prolog
O godzinie 16.40 w niedzielê 7 czerwca 1981 roku z bazy izraelskich si³ powietrznych w Etzion na Pustyni Synajskiej wystartowa³o czternacie maszyn. By³y to myliwce wielozadaniowe: osiem F-l6 i szeæ F-l5. Ale do celów planowanej misji z F-16 wymontowano dzia³ka i odczepiono rakiety powietrzepowietrze, uzbrajaj¹c je zamiast tego w tysi¹ckilogramowe bomby i zaopatruj¹c w dodatkowe zbiorniki paliwa. Myliwce F-15 spe³nia³y rolê os³ony, zachowa³y wiêc standardowe uzbrojenie, ale je równie¿ wyposa¿ono w dodatkowe zbiorniki. Maszyny przelecia³y nisko nad zatok¹ Akaba. F-15 utrzymywa³y nieco wy¿szy pu³ap, os³aniaj¹c formacjê F-16. Szeæ minut po starcie samoloty dotar³y do brzegów Arabii Saudyjskiej i kontynuowa³y kurs równoleg³y do granicy jordañskiej. O godzinie 16.52 sier¿ant jordañskich si³ powietrznych w bazie Maan ujrza³ na ekranie radaru czternacie wietlistych punkcików. W trzydzieci sekund póniej wie¿a kontrolna w Maan za¿¹da³a od lec¹cych maszyn ujawnienia to¿samoci. Dowódca dywizjonu uczyni³ to w nieskazitelnym jêzyku arabskim, wyjaniaj¹c, ¿e dywizjon lotnictwa saudyjskiego wykonuje w³anie lot æwiczebny z bazy w Tabuku. Poda³ te¿ w³aciwe has³a identyfikacyjne i wymieni³ kilka ¿artobliwych zdañ z wie¿¹ kontroln¹. Formacja polecia³a dalej na wschód. Trzy minuty póniej czternacie punkcików zniknê³o z monitora radaru w Maan. Jordania i Arabia Saudyjska nie posiadaj¹ zintegrowanego systemu wojskowej kontroli przestrzeni powietrznej. Dlatego te¿ wie¿a kontrolna w Maan nie przekaza³a informacji o locie ani do Tabuku, ani do jakiejkolwiek innej bazy saudyjskiej. 5
O godzinie 17.00 formacja czternastu maszyn zmieni³a kurs na pó³nocno-wschodni, w kierunku granicy irackiej. W tym czasie, na pu³apie dziesiêciu tysiêcy metrów, amerykañski samolot dozoru powietrznego AWACS znajdowa³ siê w odleg³oci mniej wiêcej 800 kilometrów na po³udniowy wschód od czternastu izraelskich maszyn. By³a to maszyna wypo¿yczona wraz z personelem pok³adowym i naziemnym rz¹dowi saudyjskiemu, bardzo zaniepokojonemu potencjalnymi konsekwencjami konfliktu iracko-irañskiego. Jej nies³ychanie czu³e anteny skierowane by³y na wschód, na Zatokê Persk¹, tote¿ operatorzy radarów nie dostrzegli czternastu intruzów, którzy lecieli samym skrajem pola elektronicznego omiatania. O godzinie 17.10 czternastka przedosta³a siê nie zauwa¿ona w irack¹ przestrzeñ powietrzn¹ i po szesnastu minutach znalaz³a siê nad celem: zbudowanym przez Francuzów reaktorem nuklearnym Tammuz I w El-Tuwaitha, piêtnacie kilometrów na po³udniowy zachód od Bagdadu. Podczas gdy F-16 w klasycznym manewrze zwiêkszy³y pu³ap, ustawiaj¹c siê od strony zachodz¹cego s³oñca, F-15 zajê³y pozycje obronne, gotowe do zaatakowania irackich myliwców, gdyby te zd¹¿y³y przybyæ przed zakoñczeniem misji. O godzinie 17.32 pierwszy F-16, lec¹c bardzo nisko, trafi³ swoj¹ tysi¹ckilogramow¹ bomb¹ dok³adnie w rodek betonowej kopu³y reaktora. Za nim z t¹ sam¹ precyzj¹ zrzuci³y bomby pozosta³e maszyny. Kamery pok³adowe zarejestrowa³y ca³kowite zniszczenie reaktora. Sukces misji by³ stuprocentowy. Powy¿sze fakty sta³y siê znane i szeroko rozpowszechnione na ca³ym wiecie przez rodki masowego przekazu. Do wiadomoci publicznej nie dotar³a jednak wiadomoæ, ¿e z omiu F-16 tylko siedem zrzuci³o bomby nad El-Tuwaitha. Ósma maszyna wysz³a z formacji i oddali³a siê o oko³o dziesiêæ kilometrów od orodka El-Tuwaitha. W czasie powy¿szego nalotu, w izraelskiej bazie Etzion, w sali operacyjnej, grupa wy¿szych oficerów si³ powietrznych w wielkim napiêciu s³ucha³a przekazywanych przez g³onik meldunków pilotów omiu F-16. Nieco na uboczu sta³ genera³ David Ivri w towarzystwie jakiego cywila, który wyranie nie pasowa³ do wojskowej atmosfery i ludzi znajduj¹cych siê w tym pomieszczeniu. By³ miesznie niski i wrêcz karykaturalnie oty³y, w bia³ym lnianym garniturze z ciemnozielonym krawatem, z t³ustymi upiercienionymi palcami. Kolejne meldunki pilotów o sukcesie ich misji stopniowo wp³ywa³y na roz³adowanie napiêcia, które w koñcu ust¹pi³o miejsca euforii. Tylko czo³o grubasa w bia³ym ubraniu pozostawa³o zmarszczone, a wzrok niespokojny. Wreszcie, po pewnej przerwie, us³yszeli meldunek ósmego pilota. Grubas 6
rozpozna³ jego g³os, gdy¿ zaledwie przed paroma godzinami przeprowadza³ poufn¹ rozmowê z pilotem. Teraz ten sam g³os zawiadamia³ z odleg³oci ponad omiuset kilometrów, ¿e spuci³ swoj¹ tysi¹ckilogramow¹ bombê w sam rodek celu. Grubas rozluni³ kurczowo zaciniête palce, a w k¹cikach jego ust pojawi³ siê umieszek. Paru oficerów zerknê³o na niego ciekawie, wiedzieli bowiem, ¿e cz³owiek ten, mimo groteskowego wygl¹du, obraca siê w krêgu ludzi dziel¹cych sekrety niedostêpne nawet genera³om. Zniszczenie reaktora Tammuz I w El-Tuwaitha nale¿a³o do najbardziej kontrowersyjnych przedsiêwziêæ si³ zbrojnych Izraela o globalnych konsekwencjach. Irakijczycy, których wspierali Francuzi, twierdzili, ¿e reaktor s³u¿y wy³¹cznie pokojowym celom. Izraelczycy g³osili co wrêcz przeciwnego. Uwa¿ali istnienie reaktora w El-Tuwaitha za bezporednie zagro¿enie ich bytu pañstwowego. Historii budowy reaktora Tammuz I od pocz¹tku towarzyszy³y ³apówki, szanta¿ ekonomiczny i morderstwa, a czasami
bohaterskie czyny. Oto jest czêæ opowieci, w której znajdzie siê odpowied na pytanie, dlaczego jeden F-16 nie zrzuci³ bomby na Tammuz I, lecz zupe³nie gdzie indziej. Ale jednoczenie jest to twór wyobrani autora.
7
8
Ksiêga pierwsza
9
10
1 Klik
Podrasowany Nikon utrwali³ obraz czarnoskórego sier¿anta, który bieg³ przez ry¿owisko z klekocz¹cym karabinem M-l6 u biodra. Klik
Na kolejnej klatce sier¿ant wykonywa³ piruet jak poci¹gana za sznurki marionetka, tylko ¿e to nie by³y sznurki, ale seria pocisków z zamaskowanego gniazda karabinu maszynowego. Klik
Sier¿ant le¿a³ na grobli w przedmiertnych drgawkach utrwalonych na filmie. Chmurka skry³a s³oñce i Munger skorygowa³ odpowiednio przes³onê. Us³ysza³ wykrzyczany rozkaz i po lewej zobaczy³ podrywaj¹cego siê kapitana. Kapitan bieg³ przygiêty, mia³ przerzucony przez plecy pistolet maszynowy, w ka¿dej d³oni granat. Po prawej wychynêli dwaj Belgowie, ostrzeliwuj¹c skraj lasu. Klik
Nikon zarejestrowa³ pecha Belgów. Wietnamski strzelec wybra³ ich jako priorytetowy cel. By³ dowiadczonym ¿o³nierzem. Dwusekundowa seria wystarczy³a, by Belgowie padli jak rozdarte szmaciane lalki. Z przeciwleg³ych skrajów ry¿owiska lufa karabinu maszynowego i obiektyw aparatu fotograficznego powêdrowa³y teraz ku kapitanowi. Munger by³ szybszy. Klik
D³ugim susem kapitan rzuci³ siê na ziemiê, ciskaj¹c jednoczenie granat. Klik
Kapitan przytula³ siê do ziemi, jakby chcia³ siê w ni¹ zapaæ, by nie skosi³y go przelatuj¹ce mu nad g³ow¹ pociski. Huk wybuchaj¹cego granatu, potem krótka cisza i nastêpnie klekot pistoletów maszynowych. Przez ry¿owisko tyralier¹ bieg³a reszta patrolu. 11
Wkrótce by³o po wszystkim. Munger siê wycofa³. Zobaczy³ samotnie siedz¹cego jeñca, ¿o³nierza Wietkongu. Mia³ rêce zwi¹zane na plecach, na szyi pêtlê sznura okrêcaj¹cego parokrotnie drzewo. Na krótk¹ chwilê ich wzrok siê spotka³. Spojrzenie Azjaty by³o niezg³êbione, Anglika martwe. Nikon powêdrowa³ ku oku. Klik
To by³a ostatnia klatka filmu. Zabitych nie chowali. Ani w³asnych, ani wroga. Ci ludzie od dawna stracili chêæ do podobnych gestów. Odeszli szybko z tego nieprzyjaznego miejsca. Przodem, jak zwykle, posz³o rozpoznanie. Kapitan zmiesza³ ich z b³otem za to, ¿e nie wytropili zasadzki. Dowódca patrolu mia³ w nosie zabitych Belgów, ale wielkie powa¿anie dla wojskowej dyscypliny i profesjonalizmu. Ich niedostatek wywo³ywa³ w nim zawsze jedno i to samo uczucie: gniew. I kiedy rozk³adali na noc biwak, gniew ten nadal siê w nim tli³. Siedzia³ ponury i milcz¹cy, podczas gdy pozostali ¿artowali i robili plany na zapowiedziany urlop w Sajgonie. W po³udnie nastêpnego dnia powinni dotrzeæ do Vinh Long, przekazaæ jeñca i wsi¹æ do helikoptera, który ich uniesie do wielkiego miasta. Od czasu do czasu zerkali ciekawie na fotografa siedz¹cego samotnie kilka metrów dalej. Byli mile po³echtani jego obecnoci¹ podczas akcji i podziwiali jego odwagê w czasie wymiany ognia. Trudno im by³o uwierzyæ, ¿e mo¿na stawiæ czo³o kulom, bêd¹c uzbrojonym tylko w aparat fotograficzny, trzymaæ go pewnie i robiæ zdjêcia nawet temu, który chce fotografuj¹cego zabiæ. Przez d³ug¹ chwilê o tym rozmawiali. Australijczyk wyrazi³ opiniê, ¿e reporter by³ pewno tak zatopiony w robocie, ¿e zapomnia³ o kulach. Francuz natomiast by³ innego zdania: Nie ma serca i nie ma duszy, wiêc niczego nie czuje, nawet strachu. Francuz by³ w b³êdzie. W³anie w tej chwili Munger bardzo siê ba³. Nie o ¿ycie, lecz o to, ¿e postrada zmys³y. Chocia¿ mia³ dopiero trzydzieci lat, dawno ju¿ opanowa³ sztukê kontrolowania uczuæ. Od dziecka nauczono go zwracaæ uwagê na dyscyplinê mylenia i dlatego przera¿a³a go wiadomoæ, ¿e po g³owie ko³acze mu siê co, co wymknê³o siê spod kontroli. Chcia³ to umiejscowiæ, okreliæ i zanalizowaæ. Co go tak niepokoi³o? Koszmar, którego by³ nieustannie wiadkiem podczas minionych dni? Zimna, bezwzglêdna brutalnoæ ludzi, którym towarzyszy³? Po dziesiêciu latach tej pracy zobojêtnia³ na wszelkie horrory i ludzk¹ brutalnoæ. Podobnie nieczu³y by³ na mi³oæ i przyjañ. A mo¿e chodzi³o o co z przesz³oci? Zacz¹³ szperaæ w pamiêci, segreguj¹c i oceniaj¹c wydarzenia, ale kiedy dotar³ do lat ch³opiêcych, zapad³a zas³ona. Zawsze wtedy zapada³a. 12
Zrezygnowa³ z dalszych dociekañ na temat ród³a lêków i, aby czym siê zaj¹æ, zaniós³ butelkê wody jeñcowi. Przytkn¹³ szyjkê do ust Wietnamczyka, który pi³ ³akomie, a¿ wypi³ wszystko. W³aciwie Munger powinien by³ zostawiæ trochê wody dla siebie na rano, ale wiêzieñ przez ca³y czas wpatrywa³ siê w niego i nie potrafi³ oderwaæ od niego oczu. Gdyby siê wówczas g³êbiej nad tym zastanowi³, wiedzia³by, co ko³acze mu siê po g³owie. Cztery dni póniej siedzia³ na tarasie restauracji przy rue Catinat. Restauracja by³a pe³na klientelê stanowi³a mieszanka wojskowych, korespondentów i biznesmenów. Na krzele przy wejciu do lokalu siedzia³ w³aciciel, oty³y Francuz. By³ z³y na Mungera, który zajmowa³ ca³y stolik, mimo ¿e omlet zjad³ ju¿ dwie godziny temu. Od tego czasu popija³ jedna po drugiej wódki z wod¹ mineraln¹. Gdyby chodzi³o o kogokolwiek innego, w³aciciel zareagowa³by ju¿ dawno, czyni¹c ma³o delikatn¹ uwagê. Jednak¿e zna³ dobrze Mungera, wiele o nim wiedzia³, a przede wszystkim to, ¿e nie jest cz³owiekiem, który pozwala siê obra¿aæ. D³ugo mu siê przygl¹da³ i doszed³ wreszcie do wniosku, ¿e Anglik jest chory. Mia³ ci¹gniêt¹ twarz i zapadniête oczy. I nie by³a to sprawa alkoholu. Munger potrafi³ piæ du¿o, ale jeszcze nikt nie widzia³ go pijanego. Munger nie by³ chory w ka¿dym razie nie pod wzglêdem fizycznym, by³ jednak wyczerpany, od czterech dni prawie nie spa³, a teraz, chocia¿ ow³adnê³o nim zmêczenie, a umys³ usypia³, nie potrafi³ wstaæ i iæ do hotelowego pokoju. Nie szuka³ kontaktu z ludmi, ale ³apczywie wch³ania³ gwar ulicy i ruch wokó³ siebie. Potrzebowa³ tego, by zag³uszyæ myli. Miêdzy samochodami, motocyklami i rikszami przebieg³ ulicê rudy kundel. Z przedni¹ ³ap¹ uniesion¹ do góry psina wzbudza³ litoæ. £apa by³a zakrwawiona ofiara ruchu ulicznego albo czyjego okrucieñstwa. Pies zacz¹³ wêszyæ miêdzy stolikami i który z kelnerów wymierzy³ mu kopniaka. Uciek³ skowycz¹c, a w³aciciel restauracji z aprobat¹ pokiwa³ g³ow¹. Ze swojego strategicznego miejsca móg³ obserwowaæ ca³¹ restauracjê i bar. Po minucie pokiwa³ po raz wtóry, gdy Munger skin¹³ na kelnera i zamówi³ stek. Omlet nie zaspokoi³ g³odu reportera, pomyla³ Francuz. Pies siedzia³ na skraju chodnika i najwidoczniej wyczu³ kusz¹ce zapachy, gdy kelner stawia³ talerz przed Mungerem. Patrzy³ z otwartym pyskiem, jak Munger kraje miêso na drobne kawa³ki, a potem pochyla siê i stawia talerz na ziemi. Nie wierzy³ w³asnym oczom. Cz³owiek skin¹³ palcem. Pies nieufnie siê zbli¿a³, patrz¹c to na ró¿owe miêso, to na zdumionego kelnera. Gruby Francuz wsta³ z fotela przy drzwiach. W restauracji zapad³a cisza. Wszystkie oczy by³y zwrócone na Mungera i parszywego kundla. 13
Monsieur
! zacz¹³ w³aciciel oburzonym g³osem, ale zamilk³, gdy Munger obróci³ siê i spojrza³ przez szparki mrocznych oczu. Zap³aci³em! warkn¹³. Scenê obserwowali teraz wszyscy, ³¹cznie z kundlem. W³aciciel otwiera³ i zamyka³ usta, jak ryba wyrzucona na piasek. Po chwili wzruszy³ pogardliwie ramionami i wróci³ na swoje miejsce. Kto siê rozemia³, pies podszed³ do talerza i zacz¹³ jeæ. Ju¿ siê nie ba³ wyczu³, ¿e jest pod ochron¹. Przy pobliskim stoliku incydentowi przygl¹dali siê dwaj amerykañscy korespondenci. Jeden z nich powiedzia³: Munger dziecinnieje z wiekiem
Drugi siê zamia³. Nie s¹dzê. Zrobi³ to specjalnie, ¿eby podra¿niæ starego Montagne. Obaj patrzyli ciekawie na Mungera, a ten wpatrywa³ siê w psa po³ykaj¹cego ³akomie kawa³ki miêsa. Wygl¹da na chorego odezwa³ siê pierwszy. Drugi pokiwa³ g³ow¹. Mo¿e wreszcie i jego dopad³o. Od lat niemal bez przerwy obs³uguje tê wojnê. Przylgn¹³ do niej jak pijawka. Wojna sta³a siê dla niego narkotykiem, który zacz¹³ go z¿eraæ od wewn¹trz. Chyba nie to sprzeciwi³ siê drugi. Jeszcze dwa dni temu by³ taki sam, jak zawsze. Ciekawe. Wkrêci³ siê na patrol Si³ Specjalnych. Ale po powrocie niczego nie pokaza³. ¯adnych zdjêæ. Mo¿e nie zdarzy³o siê nic interesuj¹cego. Zawsze jest co interesuj¹cego, kiedy w pobli¿u krêci siê Munger. O nie, co siê wydarzy³o, ale pojêcia nie mam, co to mog³o byæ, ¿eby takiego cz³owieka jak on wprowadziæ w szok. Korespondenci zabrali siê z powrotem do jedzenia, omawiaj¹c ostatnie inicjatywy pokojowe. Kundel zjad³ i siedzia³ teraz u nogi Mungera. Reporter podrapa³ psa w g³owê. Pies trzepn¹³ raz ogonem w ziemiê i poliza³ cz³owiekowi d³oñ. Munger nie nakarmi³ psa, by rozz³ociæ w³aciciela restauracji. Zawsze lubi³ psy i psy go lubi³y. By³a to cecha ludzi samotnych, którzy mieli tak ukszta³towany charakter, ¿e nie potrafili wyraziæ swoich uczuæ innym ludzkim istotom. O Mungerze mówiono, ¿e jest tylko skorup¹ albo ¿e sk³ada siê wy³¹cznie z palca na przycisku migawki. Kimkolwiek by³, lubi³ psy. Dwa dni póniej z Bangkoku przylecia³a Janine Lasage. Jad¹c taksówk¹ do miasta, odczuwa³a ulgê i podniecenie. W Tajlandii spêdzi³a trzy tygodnie. Nienawidzi³a Bangkoku. Miasto wy³¹cznie dla mê¿czyzn, z setkami salonów masa¿u, tancbud i burdeli. Wola³a Sajgon. Sajgon tak¿e zaspokaja³ potrzeby 14
mê¿czyzn, ale podczas wojny czêciej tu mo¿na by³o spotkaæ prawdziwych mê¿czyzn. W Sajgonie by³ równie¿ Munger, a ona bardzo chcia³a byæ z nim. Nie widzia³a go zbyt d³ugo. Ponad miesi¹c. Kiedy taksówka pêdzi³a w ha³aliwym t³umie pojazdów, Janine raz jeszcze zastanawia³a siê, co w³aciwie poci¹ga j¹ w Mungerze. I ponownie zdecydowa³a, ¿e jest to czysto fizyczne zauroczenie. Janine Lasage by³a piêkn¹ kobiet¹, zdoln¹ uwieæ prawie ka¿dego mê¿czyznê, którego zapragnê³a, ale by³a tak¿e kobiet¹ wymagaj¹c¹ zaspokojenia jej seksualnego apetytu i sporód wielu tylko Munger móg³ jej to zapewniæ. W pewnym sensie by³o to bardzo niepokoj¹ce, gdy¿ dawa³o mu nad ni¹ przewagê, co jej zupe³nie nie odpowiada³o. Przewagê i w³adzê. Usi³owa³a przeanalizowaæ swoje uczucia. Czy go kocha? Zamia³a siê z siebie samej, z podobnego pytania. Oczywicie, ¿e go nie kocha. Mo¿e wiêc go nienawidzi? Jego zamkniêcie w sobie, twardy charakter, niezale¿noæ i dystans wobec otoczenia
On nikogo nie potrzebuje. Mo¿e to w³anie do niego przyci¹ga? Janine by³a kobiet¹ pragn¹c¹ i umiej¹c¹ dominowaæ, ale w tym wypadku nie odnosi³a z tego ¿adnych korzyci. Konkretnie w dziedzinie seksu. Ilekroæ bowiem podporz¹dkowa³a sobie mê¿czyznê, od razu przestawa³ j¹ interesowaæ. Natomiast Mungera zna³a ju¿ od ponad roku i stale go pragnê³a, poniewa¿ nie sta³ siê narzêdziem w jej rêkach. Na lotnisku w Bangkoku spotka³a Rama Fostera, który te¿ lecia³ do Hongkongu. Powiedzia³ jej, ¿e Munger w³anie wróci³ z okolic Vinh Long, z patrolu Si³ Specjalnych. Mog³a wiêc byæ pewna, ¿e teraz zostanie przez pewien czas w Sajgonie. Janine by³a tym nieco zaskoczona, gdy¿ Ram mimochodem wspomnia³, ¿e Munger nie zg³osi³ cenzurze wojskowej ¿adnych zdjêæ, zachowuje siê nieco dziwnie i pije, nawet jak na niego, du¿o. Taksówka zajecha³a przed hotel Continental. Zap³aci³a kierowcy i poprosi³a portiera o zabranie walizek. Skinieniem witaj¹c znajome osoby na tarasie, posz³a prosto do recepcji. Wpisa³a siê do ksiêgi goci i zerknê³a na rzêdy kluczy. Numeru 204 nie by³o, co znaczy³o, ¿e Munger jest u siebie. Posz³a do windy, nie czekaj¹c na baga¿. Recepcjonista patrzy³ na ni¹ ³akomym wzrokiem: elegancka wysoka kobieta o blond w³osach, warta grzechu. Zatrzyma³a siê przed drzwiami numeru 204. Z w³osów wyjê³a d³ug¹ srebrn¹ szpilkê. Ale szpilka wymknê³a siê jej z palców i wpad³a za sukniê, zatrzymuj¹c siê na poladkach. Zapuka³a, us³ysza³a chrz¹kniêcie i wesz³a. Le¿a³ na ³ó¿ku, odziany tylko w szlafrok. Na twarzy mia³ parodniowy zarost. Ça va, Dave? zapyta³a odruchowo, nim dotar³o do niej to jak on wygl¹da. Jeste chory? Non. Ça va, Janine. Podesz³a do ³ó¿ka i zobaczy³a stoj¹cy obok kosz na mieci. Poczu³a zapach spalonego papieru. 15
Co siê sta³o, Dave? Co tu siê dzieje? Pochyli³a siê, musnê³a go wargami lekko w usta i usiad³a obok. W milczeniu wzruszy³ ramionami. Zajrza³a do kosza i zobaczy³a spalone negatywy oraz odbitki. Co to by³y za zdjêcia? Moje
Dlaczego je spali³e? Znów wzruszy³ ramionami. Siêgnê³a do kosza i wyjê³a nadpalon¹ zaledwie odbitkê. W górnym rogu zobaczy³a twarz mê¿czyzny. Mia³ wykrzywione usta, wyszczerzone, jakby w grymasie bólu, zêby. Pocz¹tkowo myla³a, ¿e ten cz³owiek jest w agonii, dopiero po chwili zda³a sobie sprawê, ¿e na tej twarzy maluje siê sadystyczna lubie¿noæ. Podnios³a wzrok. To z ostatniej wyprawy? Co siê tam dzia³o? Kto to jest? Wzi¹³ z jej d³oni odbitkê, obejrza³, siêgn¹³ po zapalniczkê, podpali³ zdjêcie, a gdy ogieñ zacz¹³ parzyæ mu palce, wrzuci³ do kosza. Czy wreszcie mi powiesz, co siê sta³o? To niewa¿ne. Skoñczy³o siê. Pakujê manatki. Jak mam to rozumieæ? Koniec, skoñczy³em z tym. Z prac¹ tutaj? Z zawodem? Dlaczego? Mam dosyæ. I co zamierzasz robiæ? Jutro polecê do Hongkongu, zostawiê aparat u Czanga do sprzedania na licytacji. Potem wyjadê z Azji i popróbujê czego innego. Gdzie indziej
Zupe³nie oniemia³a, krêci³a tylko g³ow¹. Przygl¹da³a siê uwa¿nie jego twarzy. Zobaczy³a w oczach bojañ, lêk przed czym nieznanym. Mia³a wra¿enie, ¿e przygl¹da siê zagubionemu dziecku. Munger z pocz¹tku zaskoczy³ j¹ swoim stanem, a teraz zacz¹³ wrêcz intrygowaæ. Mo¿e jednak o wszystkim opowiesz? Podziel siê ze mn¹
prosi³a. Nie ma o czym opowiadaæ. Nie nalega³a wiêcej. Wsta³a i zaczê³a przechadzaæ siê po pokoju, zbieraj¹c myli. Na stole sta³ Nikon. Munger i ten aparat fotograficzny stali siê legend¹. Dlaczego teraz chcia³ go sprzedaæ? Taki aparat sprzedaje siê tylko wtedy, gdy jego w³aciciel umiera. Okay, Dave, porozmawiamy o tym póniej. Wydajesz siê zmêczony. Spojrza³a na zegarek. Jad³am w samolocie. Nie jeste g³odny? Nie. No to chodmy spaæ. Stanê³a przed ³ó¿kiem i wolno zaczê³a rozpinaæ górê sukni. Jak striptizerka. Munger przygl¹da³ siê jej opalonemu cia³u. Przewiesi³a sukniê przez 16
krzes³o. Mia³a na sobie jeszcze tylko skrawek bia³ego jedwabiu na biodrach. Podesz³a bli¿ej do ³ó¿ka i, patrz¹c na Mungera, ods³oni³a ten skrawek ukazuj¹c jasny trójk¹t w³osów. Po³o¿y³a siê ko³o niego, rozwi¹za³a pasek szlafroka i zaczê³a pieciæ jego cia³o. Zbyt d³ugo na to czeka³am wyszepta³a. Zbyt d³ugo. I cokolwiek ciê drêczy, przestanie, bo ja to wypalê. Obiecujê ci
Po raz pierwszy jego oczy rozb³ys³y i pojawi³a siê w nich nadzieja. Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie, przytuli³, chowaj¹c g³owê w jej ramieniu. Po dziesiêciu minutach zamia³a siê. By³ to wulgarny miech. Nie mo¿esz! Co siê z tob¹ sta³o? W d³oni trzyma³a miêkkiego penisa. W oczach Mungera pojawi³ siê ten sam wyraz zaszczutego psa czy zagubionego dziecka. Chcê wreszcie znaæ prawdê, Dave! W jej g³osie pojawi³a siê nuta triumfu. Odsun¹³ siê. Janine rozemia³a siê raz jeszcze i wysz³a z ³ó¿ka. Dave Munger impotentem! dra¿ni³a siê z nim, siêgaj¹c po sukniê. Nagle spowa¿nia³a. A mo¿e tylko ze mn¹? Na jej twarzy pojawi³ siê niepokój, ale zmy³o go zadowolenie, gdy Munger odwróci³ g³owê do ciany. Widzê, ¿e nie. Musia³e próbowaæ z innymi syknê³a i raz jeszcze wybuchnê³a tym samym triumfuj¹cym miechem. Zapiê³a sukniê, poprawi³a w³osy i umocowa³a je srebrn¹ szpilk¹. By³e dobry tylko w tym jednym. I tylko do tego ciê potrzebowa³am. Trwa³o, póki trwa³o. Mo¿e kupiê na licytacji twój aparat. Bêdzie mi przypomina³ takiego mê¿czyznê, jakim by³e. Po raz ostatni zamia³a siê i wysz³a z pokoju. Munger pozosta³ w ³ó¿ku. Wpatrywa³ siê têpo w sufit, a potem zas³oni³ oczy d³oñmi. Duff Paget dobrze zachowa³ tê datê w pamiêci: 26 padziernika 1968 roku. Licytacja odbywa³a siê na trzy dni przed pierwsz¹ rocznic¹ jego ma³¿eñstwa z Ruth. I to by³o powodem jego obecnoci, jak równie¿ przyczyni³o siê do innych wydarzeñ. Dowiedzia³ siê o tym po ósmej wieczorem. Zadzwoni³ Czang, barman w klubie korespondentów zagranicznych. O dziesi¹tej trzydzieci wieczorem mia³a siê odbyæ aukcja sprzêtu fotograficznego. Czyjego? spyta³ Duff. Mungera odpar³ Czang. Duff poczu³ pustkê w do³ku. Munger nie ¿yje? ¯yje, panie Paget. By³ tu przed godzin¹. Kaza³ mi wszystkich zawiadomiæ. 2 Reporter
17
Bêdê odpar³ krótko Duff. Odwiesi³ s³uchawkê i przez kilka minut sta³ przy wielkim oknie, wpatrzony w panoramê Hongkongu: ruchome wiate³ka w porcie i nieruchoma wietlna mozaika Kowloonu zamykaj¹ca horyzont. Pierwszy szok zast¹pi³a teraz pal¹ca ciekawoæ. Aukcja sprzêtu fotograficznego nie by³a w tym czasie nadzwyczajnym wydarzeniem. Przed miesi¹cem by³ na licytacji aparatów Hasagawy, który towarzyszy³ natarciu piechoty morskiej pod Con Thien. Zab³¹kany pocisk modzierza (o ile mówienie o zab³¹kanym pocisku podczas wojny ma jaki sens) rozerwa³ go na kawa³ki. Japoñczyk zostawi³ m³od¹ ¿onê, w malutkim mieszkanku w Happy Valley, a poniewa¿ nie mia³ sta³ej pracy, dzia³aj¹c jako wolny strzelec, i wszystkie zarobione pieni¹dze pakowa³ w nowy sprzêt, do niego sprowadza³ siê ca³y jego doczesny maj¹tek. Podczas aukcji m³oda wdowa siedzia³a w rogu, cichutka i jakby skamienia³a, oczy jej ani na chwilê nie opuszcza³y sto³u, na którym le¿a³y rzêdy aparatów, obiektywów, trójnogów i filtrów. W ha³aliwym pomieszczeniu wiat³o z³owrogo odbija³o od czarno-srebrzystych przedmiotów. Ruth odwiedzi³a wdowê na kilka godzin przed aukcj¹ i zasta³a j¹ przy pucowaniu sprzêtu. Nie uroni³a jednej ³zy. W rogu w ko³ysce spa³o szeciomiesiêczne dziecko. By³o to pierwsze zetkniêcie Ruth ze stoicyzmem wschodniego umys³u. Nie pokazywa³a po sobie niczego opowiada³a potem Duffowi. ¯adnych ³ez. Poczêstowa³a mnie fili¿ank¹ herbaty, mówi³a o dziecku i cenach biletów lotniczych do Japonii. Pokaza³a mi te¿ aparat, którego u¿ywa³ w chwili, gdy rozerwa³ go pocisk. By³ powyginany i zgnieciony. Ze miechem zauwa¿y³a, ¿e nie nadaje siê na aukcjê. Rozemia³a siê, Duff! Czy ty uwierzysz? Mylê, ¿e w ten sposób chcia³a ukryæ prawdziwe uczucia. Ten miech to by³ wentyl bezpieczeñstwa. Duff przygl¹da³ siê potem m³odej kobiecie spod oka, gdy Bennet, szorstki Anglik, agent ubezpieczeniowy, który kiedy pracowa³ w wielkiej firmie aukcyjnej Sotheby, wywo³ywa³ kolejne pozycje i zachêca³ do podbijania ceny. W miarê jak kolejne elementy sprzêtu fotograficznego znajdowa³y nabywców, filigranowa g³ówka Japonki opada³a coraz ni¿ej i ni¿ej. Te precyzyjne mechanizmy z metalu, plastiku i szk³a by³y jej ostatnimi wiêzami ze zmar³ym mê¿em. Tym razem aukcja przebiegnie inaczej, gdy¿ Munger ¿y³. Ale dlaczego fotoreporter wojenny, zw³aszcza tej klasy co Munger, mia³by sprzedawaæ narzêdzia pracy? Niezrozumia³e. To zupe³nie tak, jakby zdrowy cz³owiek zapisa³ swe oczy klinice okulistycznej z mo¿liwoci¹ natychmiastowego odbioru. Kiedy tak snu³ rozwa¿ania, do portu wp³yn¹³ majestatycznie wielki statek wycieczkowy, rozwietlony od rufy po dziób. Z mola przy dworcu morskim 18
dobieg³y dwiêki powitalnej orkiestry. Równoczenie Ruth wzywa³a go na kolacjê. Przygl¹da³ siê w milczeniu, jak ¿ona kolejno ustawia miseczki na obrotowej tacy porodku okr¹g³ego sto³u. Kurczak w sosie orzechowym, wieprzowina na s³odko-kwano, wielkie ostrygi abalone w plasterkach, trudna do zidentyfikowania jarzyna w równie tajemniczym brunatnym sosie, sma¿one krokiety z kraba, gotowane krewetki, a porodku miska paruj¹cego ry¿u. Na skraju tacy sta³y ponadto ma³e pojemniczki z sosem sojowym, musztard¹, octem i ostrym sosem chili. Na samym koñcu Ruth postawi³a miseczkê zimnej s³abej herbaty, w której Chiñczycy po jedzeniu myj¹ palce. Nastêpnie usiad³a po drugiej stronie sto³u i dumnie czeka³a na reakcjê mê¿a, który pochyli³ siê nad tac¹ i wszystko obw¹cha³ z wielkim uznaniem. Pachnie i wygl¹da wspaniale, kochanie powiedzia³. Ruth w³anie ukoñczy³a szeciomiesiêczny kurs kuchni kantoñskiej, zorganizowany przez Klub Amerykañski i ta kolacja by³a w pewnym sensie prac¹ dyplomow¹. Jednak Duff w g³êbi duszy marzy³ o wielkim, grubym, soczystym steku, przypieczonym z zewn¹trz na wêglach, a w rodku ró¿owiutkim, oczywicie ob³o¿onym z³ocistymi piercieniami sma¿onej w ciecie cebulki, i wielkim ziemniaku w skórce, przekrojonym na pó³ i ustrojonym ³y¿k¹ gêstej mietany ze szczypiorkiem. Potrzebowa³ akurat szeciu miesiêcy, ¿eby dojæ do wniosku, ¿e jednak nie lubi chiñskiej kuchni. Nie ³atwo mu by³o siê do tego przyznaæ. Zagraniczni korespondenci, jego koledzy, traktowali gastronomiê orientaln¹ z rewerencj¹ blisk¹ religijnemu oddaniu. Tak jak marynarz ma podobno dziewczynê w ka¿dym porcie, tak korespondent albo reporter na azjatyckim szlaku musi mieæ ulubion¹ chiñsk¹ restauracyjkê w Cholon, w Wientianie, w Penangu lub w Phnom Penh. W zgodnej opinii tego rodowiska, im mniejszy i brudniejszy lokal, tym lepsze jedzenie. Tutaj jadaj¹ kulisi s³ysza³ wielokrotnie Duff, gdy sadzano go w trzeszcz¹cym krzele w jakiej dziurze przy bocznej uliczce w jednym z azjatyckich miast. Dostrzega³ w tym zapewnieniu jak¹ absurdaln¹ sprzecznoæ i czêsto chcia³ spytaæ swego kulinarnego przewodnika, dlaczego nie pójd¹ co zjeæ do lokalu, gdzie jadaj¹ bogaci Chiñczycy. Ale by³ m³ody i jeszcze zielony. Bardzo siê stara³ przyswoiæ sobie entuzjazm ludzi, których czêsto szanowa³ i zak³ada³, ¿e maj¹ wyrobione podniebienie. A teraz Ruth z takim zapa³em studiowa³a tajniki kantoñskiej kuchni, ¿e nie mia³ serca powiedzieæ jej, i¿ wola³by raczej zwyk³y stek. Przez chwilê raz jeszcze zacz¹³ mieæ w¹tpliwoci, czy dobrze zrobi³, ¿eni¹c siê tu¿ przed wys³aniem go na placówkê. By³ wobec siebie uczciwy: jego w¹tpliwoci dotyczy³y samej istoty ma³¿eñstwa. W ci¹gu minionego 19
roku wiele dowiedzia³ siê o sobie. Na przyk³ad tego, ¿e niespokojny duch, jaki mu towarzyszy³ od dzieciñstwa, nie wygas³ z wiekiem. Wprost przeciwnie. W wieku dwudziestu siedmiu lat stwierdzi³, ¿e podniecenie i dowiadczenia minionych miesiêcy wyzwoli³y tego ducha, który z poczwarki przemieni³ siê w motyla rw¹cego siê do lotu. Jednak¿e ma³¿eñstwo by³o w tym wypadku szczytowym punktem wspinaczki ku
nieuchronnoci. Zakocha³ siê w Ruth na trzecim roku na Uniwersytecie Corell. Studiowa³ nauki polityczne, a ona psychologiê. Byli tradycyjnymi narzeczonymi, niewiadomymi, a mo¿e tylko nie ulegaj¹cymi presji, rewolucji seksualnej szalonych lat szeædziesi¹tych. Oboje pochodzili z konserwatywnych miast rodkowego Zachodu. Jego ojciec by³ sêdzi¹ okrêgowym, jej wieloletnim republikañskim burmistrzem. Jedyne, co powa¿niej ró¿ni³o obie rodziny, to wyznanie. Rodzina Duffa wywodzi³a siê z protestanckich imigrantów, jej rodzice byli drugim pokoleniem polskich ¯ydów. Mimo podobnego konserwatywnego wychowania, mieli bardzo odmienne osobowoci, co dopiero ostatnio zaczê³o siê ujawniaæ. W skrócie: on by³ romantykiem, ona nie. Tak, nie lubi³ egzotycznych kuchni. Nie lubi³ ich smaku, ale nie przeszkadza³y mu zapachy. Czasami z zadowoleniem bliskim rozkoszy wdycha³ zapachy podniecaj¹cego i tajemniczego Wschodu, i napawa³ oczy jego widokiem. Ruth koncentrowa³a siê na prowadzeniu domu. Podjê³a siê te¿ dorywczej pracy w szpitalu dzieciêcym w Sandy Bay. Szpital specjalizowa³ siê w skomplikowanych operacjach krêgos³upa, a Ruth by³a psychoterapeut¹. Trzymaj¹c zrêcznie pa³eczki, wybiera³ k¹ski z miseczek i z pe³nymi ustami wydawa³ odpowiednie pomruki zachwytu. Z wielk¹ jasnoci¹ zda³ sobie sprawê, ¿e los ich ma³¿eñstwa zale¿eæ bêdzie od zrozumienia i akceptowania dziel¹cych ich ró¿nic, a przede wszystkim od szczerego przyznania siê do nich. Szczerego? Duff dobrze wiedzia³, ¿e ma wybitny talent do k³amania. Potrafi³ ³gaæ przekonuj¹co. Nie czu³ w zwi¹zku z tym najmniejszych wyrzutów sumienia, z góry bowiem za³o¿y³, ¿e wiêkszoæ jego k³amstw, pó³k³amstw i pó³prawd, a tak¿e przemilczeñ, s³u¿y dobrej sprawie i jest dowodem starañ, by unikn¹æ komplikacji i nikogo nie uraziæ. By³a to koncepcja romantyka, a wiara w jej celowoæ pozwala³a mu z umiechem na ustach rzuæ gumiasty plasterek skropionej sokiem cytrynowym ostrygi abalone i jednoczenie mruczeæ: wspania³e, kochanie, tonem wykluczaj¹cym wszelki fa³sz. Ruth natomiast nigdy nie skala³a siê k³amstwem czy choæby pó³prawd¹. Duff pamiêta³ jej pierwsz¹ wizytê w domu jego rodziców. Ojciec od lat sam robi³ piwo. To by³a jego mania. Z entuzjazmem zapalonego amatora wmusza³ ten napój rodzinie i ofiarowywa³ przyjacio³om, którzy z uprzejmoci zapewniali go, ¿e ¿aden z renomowanych browarów nie produkuje nic równie wspania³ego. Ruth uwa¿a³a siê za koneserkê piw. Mia³a po temu pewne prawo, gdy¿ jej dziadek, przed wyemigrowaniem do Stanów Zjednoczonych, 20
by³ piwowarem w po³udniowej Polsce. W jej rodzinnym domu pito piwo, dyskutowano o piwie, oceniano poszczególne marki. Dowiedziawszy siê o tym ojciec Duffa pobieg³ do piwnicy, nala³ jej kufel ¿ó³tego p³ynu najnowszej produkcji i czeka³ w napiêciu na werdykt, który jego zdaniem móg³ byæ tylko jeden. Ruth wypi³a ³yk, skrzywi³a siê i wypowiedzia³a pamiêtne s³owa: Ojej! Pan chyba nie mówi powa¿nie, nazywaj¹c to piwem. W pewnym sensie rodzina by³a jej wdziêczna. Od tego dnia usta³a produkcja domowego piwa. Poniewa¿ ojciec by³ sêdzi¹, pochwali³ sw¹ przysz³¹ synow¹ za bezkompromisow¹ szczeroæ i uczciwoæ w wyra¿aniu opinii, niemniej Duff podejrzewa³, ¿e w g³êbi serca nigdy nie zaaprobowa³ tego ma³¿eñstwa. Kiedy teraz usi³owa³ przegryæ kawa³ek d³ugiej w³óknistej jarzyny, mia³ ochotê wszystko wypluæ, wykrzykn¹æ jej ulubione Ojej! i dodaæ: Chyba powa¿nie nie traktujesz tego jako pokarmu dla cz³owieka?. Po mêsku zmaga³ siê jednak z tward¹ ³odyg¹, zachodz¹c w g³owê, dlaczego Ruth nie ogranicza siê do kuchni, któr¹ zna najlepiej. Od matki i babki nauczy³a siê przygotowywania ¿ydowskich potraw ze wschodniej Europy. Duff uwielbia³ ¿ydowsk¹ kuchniê, ale Ruth orzek³a, ¿e skoro maj¹ mieszkaæ w obcych krajach, to ona zamierza delektowaæ siê miejscowymi przysmakami. Na szczêcie Duff mia³ za parê dni jechaæ do Wietnamu z zamiarem pozostania tam co najmniej przez miesi¹c. W Sajgonie by³o wiele wspania³ych restauracji francuskich, a w ka¿dej bazie amerykañskiej mia³ ich kilka odwiedziæ zawsze móg³ liczyæ na krwisty stek. Przez chwilê poczu³ wyrzuty sumienia z powodu swojej dwulicowoci, ale czym prêdzej siê ich pozby³, wysuwaj¹c logiczny argument, ¿e nie w porz¹dku by³oby zostawiaæ ma³¿onkê w z³ym nastroju, przygnêbion¹ niepowodzeniem kulinarnym. Wierzy³ wiêcie, ¿e jego mi³oæ do Ruth usprawiedliwia ca³kowicie podobne mylenie i postêpowanie. Doszed³ do tego wniosku ju¿ w okresie narzeczeñskim. Zamierza³ wówczas, po otrzymaniu dyplomu, ubiegaæ siê o przyjêcie do korpusu s³u¿by zagranicznej. Mia³ ju¿ za sob¹ pierwsz¹ rozmowê z komisj¹ rekrutacyjn¹ i wyznaczono mu drugi termin za parê miesiêcy. I po drugiej rozmowie zrezygnowa³. Wiadomoæ ta podzia³a³a na Ruth jak bomba. Powiedzia³ jej, ¿e postanowi³ nie iæ do s³u¿by pañstwowej, lecz zostaæ zawodowym fotoreporterem. Ruth by³a z tego bardzo niezadowolona. Wiedzia³a oczywicie o jego zainteresowaniu fotografi¹. Przez ostatnie dwa lata by³ sekretarzem uniwersyteckiego kó³ka fotograficznego i zdoby³ wiele nagród w uczelnianych konkursach. Jedno z nagrodzonych zdjêæ przedstawia³o zamglony owal twarzy zamylonej Ruth. Zdjêcie to by³o ich s³odk¹ tajemnic¹. Przewodnicz¹cy jury zauwa¿y³ uczenie, ¿e wyraz twarzy kobiety symbolizuje transcendentaln¹ niewinnoæ. W rzeczywistoci Duff nacisn¹³ migawkê dos³ownie 21
w parê sekund po zapewnieniu Ruth jednego ze wspanialszych orgazmów jej m³odego ¿ycia. Ruth jednak przez ca³y czas zak³ada³a, ¿e zainteresowanie Duffa sztuk¹ fotograficzn¹ jest tylko m³odzieñczym hobby, a nie zapowiedzi¹ ¿yciowego wyboru. Niemniej Duff by³ zdecydowany i wys³a³ dziesi¹tki kopert z w³asnymi fotografiami do powa¿nych dzienników i periodyków. Ruth by³a zarazem zdziwiona i dumna, kiedy po paru tygodniach niewielki, ale wp³ywowy tygodnik na Wschodnim Wybrze¿u zaproponowa³ mu etat fotografa z zupe³nie przyzwoit¹ p³ac¹. Duff nie by³ specjalnie podniecony tym sukcesem. Powiedzia³ Ruth, ¿e jego marzeniem jest zostaæ fotoreporterem wojennym, niemniej ta propozycja mo¿e byæ pierwszym etapem. Zanim móg³ podj¹æ pracê, musia³ siê przekwalifikowaæ z amatora na zawodowca. Po otrzymaniu dyplomu po raz pierwszy zostawi³ Ruth sam¹ i wyjecha³ do Los Angeles na szeciomiesiêczne studium fotografiki. I to by³ pocz¹tek pierwszego niedomówienia czy te¿ przemilczenia, jeli kto woli, w stosunku do Ruth. Powiedzia³ prawdê, ¿e zamierza zostaæ reporterem wojennym, ale nie powiedzia³, ¿e równoczenie bêdzie pracowa³ dla rz¹du Stanów Zjednoczonych, w s³u¿bie zagranicznej, chocia¿ nie w sposób, jaki ona sobie wymarzy³a. Czas uzyskania przez Duffa magisterium zbieg³ siê z powa¿n¹ akcj¹ rekrutacyjn¹ w ³onie amerykañskiej wspólnoty wywiadowczej. Kto zda³ sobie wreszcie sprawê, ¿e tak zwana tajna organizacja szpiegowska nie powinna mieæ zbyt publicznego wizerunku. Nast¹pi³o to po tym, kiedy wy¿szej rangi analityk w siedzibie CIA w Langley rutynowo zaj¹³ siê wewnêtrznym biuletynem s³u¿b specjalnych, dotycz¹cym personelu amerykañskich ambasad w Europie. Wiele stron zape³nionych by³o paszportowymi podobiznami pracowników placówek, od ambasadorów do najni¿szej rangi sekretarzy. Jednak¿e w licznych miejscach znajdowa³a siê uwaga na pustym polu: fotografia niedostêpna. Owe puste pola dotyczy³y przewa¿nie stanowisk zastêpców attaché wojskowego lub attaché kulturalnego. I analityk nie musia³ zasiadaæ do komputera, aby dojæ do wniosku, ¿e chodzi³o o lokalnych agentów CIA. By³o to typowo biurokratyczne partactwo, które da³o pocz¹tek nowemu trendowi. Dalsze czteromiesiêczne studium wykaza³o kierownictwu Firmy to, co wszyscy doko³a dawno ju¿ wiedzieli: CIA mia³a zbyt publiczny wizerunek, ka¿dy wiedzia³, kto jest agentem, a kto nie jest. Wiedziano o tym nie tylko w Langley, ale we wszystkich zak¹tkach wiata. Raport w tej sprawie zawiera³ nastêpuj¹c¹ rekomendacjê: nale¿y jak najszybciej zmieniæ sytuacjê, w której CIA przypomina odwrócony lodowiec z dziewiêcioma dziesi¹tymi masy wystaj¹cymi nad powierzchniê wody. 22
Jednoczenie analityk, który wszcz¹³ alarm, zaproponowa³, aby utrzymaæ dotychczasow¹ ekspozycjê personelu. Niech owi lokalni dyplomaci pozostan¹ nadal widzialni. Bêd¹ odci¹gali uwagê. Natomiast nale¿y przyst¹piæ do formowania kadry niewidzialnej, w mroku, w g³êbinach oceanu, gdzie spoczywa masa lodowca. I niech sobie wszyscy podziwiaj¹ piêkno wystaj¹cego z wody szczytu, niech go nawet krytykuj¹, niech siê wokó³ niego tocz¹ spory kompetencyjne ró¿nych agencji. Jednoczenie bêdzie funkcjonowa³ ultratajny departament, którego pracownicy w ¿yciu nie st¹pali po marmurowej posadzce wielkiego holu kwatery g³ównej w Langley ani nie byli szkoleni na ¿adnej z tak zwanych farm CIA. I w ten oto sposób powsta³ wydzia³ Equinus. Jego pierwszym dyrektorem zosta³ ów bystry analityk, który zauwa¿y³ to biurokratyczne partactwo. On te¿ wymyli³ powy¿sz¹ nazwê. By³ rozmi³owany w klasycznej literaturze i rozwi¹zywaniu krzy¿ówek. Equinus to po ³acinie koñ, a koñ kojarzy siê z Troj¹. Dyrektor by³ bardzo z siebie zadowolony. Jego agenci musieli mieæ przykrywkê do swojej dzia³alnoci, wiarygodn¹ i nie kojarz¹c¹ siê z instytucjami pañstwowymi. Zestawiono krótk¹ listê po¿¹danych profesji. Obejmowa³a ona agentów handlu miêdzynarodowego, importerów i eksporterów, in¿ynierów budowlanych, geofizyków, pracowników biur podró¿y, doradców finansowych i handlowych, wyk³adowców wy¿szych uczelni, t³umaczy, funkcjonariuszy instytucji charytatywnych, misjonarzy i tym podobnych. Innymi s³owy, dobry by³ ka¿dy zawód, który pozwala³ na niewinne podró¿owanie i pracê gdzie w wiecie. I jeszcze jedno: na czele listy znajdowali siê fotoreporterzy prasowi i korespondenci. Pomys³ sam w sobie nie by³ oryginalny. Wiêkszoæ wywiadów europejskich jeszcze przed narodzinami Marconiego umieszcza³a agentów w rodowiskach dziennikarskich. Dobieraj¹c agentów do nowego wydzia³u siêgniêto do tego samego ród³a, z którego CIA czerpa³a od dawna: absolwenci wy¿szych uczelni, biali, o politycznej orientacji na prawo od rodka, wyznania najchêtniej protestanckiego. By³ jednak dodatkowy warunek: kandydaci musieli posiadaæ jakie naturalne uzdolnienie, jaki specjalny talent lub powo³anie. To mia³o stanowiæ ich pancerz ochronny. Wydzia³ Equinus sprawi³ sobie odizolowany od jakiejkolwiek sieci komputer i umieci³ siê w firmie na obrze¿u miasta Gary w Indianie. Dlaczego Gary? Za³o¿ono bowiem, ¿e ¿aden szanuj¹cy siê szpieg nigdy by nie postawi³ nogi w tym miecie. Firma by³a przykrywk¹ i rzekomo produkowa³a rozpylacze ze rodkami owadobójczymi dla domoros³ych ogrodników. Analityk w nowej roli dyrektora, a nazywa³ siê Ray Sherman, nazwa³ firmê Pterygota Inc., siêgaj¹c do ³aciñskiego s³owa, które okrela³o rodzinê uskrzydlonych insektów. Z bli¿ej nieznanych powodów, nazwa chwyci³a i ju¿ po pierwszym roku przedsiêbiorstwo wykaza³o zysk. 23
Sherman zacz¹³ od wprowadzenia do komputera nazwisk najlepszych studentów ostatniego roku renomowanych wy¿szych uczelni. Uwagê zwróci³ na tych, którzy zamierzali powiêciæ siê któremu z zawodów wymienionych na jego krótkiej licie, a jednoczenie nie kryli siê z uczuciami patriotycznymi i chcieliby s³u¿yæ krajowi. Wprowadzi³ tak¿e do komputera nazwiska najwie¿szych kandydatów do s³u¿by dyplomatycznej. Zadaniem komputera by³o miêdzy innymi odnalezienie wspó³zale¿noci miêdzy dwoma zestawami nazwisk i wybranie tych, które s¹ na obu. W pierwszej partii znalaz³o siê nazwisko Duff Paget. I w³anie on podczas drugiej rozmowy w Departamencie Stanu zosta³ dyskretnie wywo³any i przedstawiony zupe³nie innej komisji, której przewodnicz¹cy niemia³o zapyta³, czy Duff nie zechcia³by zostaæ szpiegiem. Dalej wszystko posz³o ³atwo, gdy¿ zatriumfowa³ romantyzm i niespokojna natura. Wyzna³, ¿e w³anie zamierza siê ¿eniæ. Cz³onkowie komisji radonie pokiwali g³owami. Sprawdzili ju¿ rodzinê jego narzeczonej i nie mieli ¿adnych zastrze¿eñ. Dobra i dyskretna ¿ona legitymizowa³a legendê. Wyzna³, ¿e jest zapalonym fotografem, choæ ma czysto amatorski status. Otrzyma³ zapewnienie, ¿e to nie stanowi najmniejszego problemu. Co wiêcej, otrzyma odpowiednie wyszkolenie i pracê, a nastêpnie wyznaczony teren dzia³ania. Przez trzy dni przechodzi³ bardzo szczegó³owe badania i odpowiada³ na liczne testy. Otrzyma³ wysokie noty. Najbardziej ucieszy³ go sukces, jaki odniós³ przy obowi¹zkowym odpowiadaniu na pytania przy u¿yciu wykrywacza k³amstw. Pojecha³ wiêc do Los Angeles na przypieszony intensywny kurs fotografiki zawodowej, ale tydzieñ szkolenia w tej dziedzinie przeplata³ siê z tygodniem w tajnym kompleksie w pobli¿u Long Pine u podnó¿a Sierra Nevada. Tam by³ uczony w³aciwego, równoleg³ego zawodu. Przed wyjazdem do Kalifornii odby³ d³ug¹ i powa¿n¹ rozmowê z Ruth. Postanowili, ¿e wezm¹ lub dopiero wówczas, gdy Duff ustabilizuje siê zawodowo. I ¿e co najmniej trzy lata poczekaj¹ z za³o¿eniem rodziny. W g³êbi duszy Ruth ¿ywi³a nadziejê, ¿e do tego czasu Duff siê zmieni, a niespokojna natura ust¹pi dojrza³emu rozs¹dkowi. Ruth by³a kobiet¹ praktyczn¹ i cierpliw¹. Mo¿e poczekaæ. Jednak¿e zaledwie pó³tora roku po rozpoczêciu pracy w tygodniku Duff otrzyma³ propozycjê wyjazdu na placówkê do Hongkongu, sk¹d mia³ obs³ugiwaæ Azjê Po³udniowo-Wschodni¹. W owym czasie Azja Po³udniowo-Wschodnia oznacza³a Indochiny. Tak wiêc niespodziewanie Duff otrzyma³ szansê zaspokojenia swych pragnieñ: mia³ okazjê zostaæ reporterem wojennym. Nagle pojawi³ siê problem: co zrobiæ z Ruth? Na placówce mia³ przebywaæ co najmniej przez dwa lata i zdaniem Ruth dwuletnia separacja by³a wykluczona. Wiêc siê pobrali. Z praktycznego punktu widzenia ma³¿eñstwo by³o sukcesem. Ruth doskonale absorbowa³a szok kulturowy towarzysz¹cy 24
przenosinom z Ameryki do Orientu. Wiedz¹c, ¿e mê¿a czêsto nie bêdzie, pogr¹¿y³a siê w dzia³alnoci spo³ecznej i charytatywnej miejscowej miêdzynarodowej kolonii. Oprócz kursu gotowania uczêszcza³a we wtorki na lekcje uk³adania bukietów kwiatowych ikebana, a w czwartki zag³êbia³a siê w tajniki jogi. W odró¿nieniu od nowych amerykañskich czy europejskich przyjació³, nie zatrudni³a s³u¿¹cej. Mieszkanie mieli ma³e i jego sprz¹tanie nie by³o trudne, a poza tym pomaga³o wype³niæ czas. W dalszym ci¹gu traktowa³a pobyt na placówce jako chwilow¹ drobn¹ zmarszczkê na g³adkiej powierzchni, po której bêd¹ ¿eglowaæ przez ca³e ma³¿eñskie ¿ycie. Przygl¹da³a mu siê, gdy k³ad³ do ust ostatni¹ grudkê ry¿u, a widz¹c jej wzrok bekn¹³, jak nale¿a³o wed³ug chiñskiego obyczaju, by wyraziæ uznanie, i umiechn¹³ siê. Po raz kolejny stwierdzi³a, ¿e jej m¹¿ jest najprzystojniejszym mê¿czyzn¹ na wiecie. Mia³ szczup³¹ twarz i mo¿na by nawet powiedzieæ, ¿e piêkn¹: du¿e oczy, prosty nos, szerokie ruchliwe usta z bardzo mêsk¹ doln¹ warg¹ nad podbródkiem z do³eczkiem. Twarz okala³y czarne, proste, po³yskliwe w³osy. Ruth wiedzia³a, ¿e Duff jest w pe³ni wiadomy swojej urody i czasami bardzo z³y z tego powodu, bo tak jak to bywa z piêknymi kobietami ludzie patrz¹ i podziwiaj¹ owo piêkno, ale nie zawsze traktuj¹ powa¿nie osobowoæ. Dlatego zaj¹³em siê fotografi¹ powiedzia³ jej kiedy. Ludzie bêd¹ oceniali mnie wy³¹cznie na podstawie zdjêæ, a nie wygl¹du. Ruth rozumia³a Duffa, poniewa¿ by³a tak piêkna, ¿e mê¿czyni przystawali na ulicy. Wród korespondentów nazywano ich Hollywoodzkim Duetem. Kiedy zaczê³a zbieraæ nakrycia, zauwa¿y³a, ¿e Duff jest zamylony i jakby strapiony. Smakowa³o? spyta³a i musia³a powtórzyæ pytanie, gdy¿ ogarn¹³ j¹ roztargnionym spojrzeniem. Kolacja by³a absolutnie wspania³a. Przepraszam, ale o czym myla³em. Za godzinê bêdê musia³ wyjæ. Do klubu prasy. Aukcja sprzêtu fotograficznego wyjani³. Spowa¿nia³a. Od³o¿y³a z powrotem naczynia na stó³ i usiad³a. Czyjego? Dostrzeg³ jej wyraz twarzy i umiechn¹³ siê. Mo¿esz siê nie martwiæ. Nikt nie zgin¹³. Dave Munger sprzedaje swoje kamery. Nie wiadomo, dlaczego. Munger. To nazwisko wywo³ywa³o w niej sprzeczne uczucia. Spotka³a go tylko raz na po¿egnalnym przyjêciu korespondenta tygodnika Newsweek, który wyje¿d¿a³ na bliskowschodni¹ placówkê. Przyjêcie by³o bardzo alkoholowe. Munger pi³ wiêcej ni¿ wiêkszoæ obecnych, ale by³ mniej ha³aliwy. Siedzia³ samotnie przy barze, wychylaj¹c jedna po drugiej wódkê z wod¹ mineraln¹. Duff wyjani³ Ruth, ¿e Munger przez siedem miesiêcy przebywa³ w strefie wojennej i teraz musi odzyskaæ równowagê ducha. Nazwano to 25
powrotem do normalnoci. Zdziwi³a j¹ jego niepozorna aparycja: szczup³y, niczym siê nie odznaczaj¹cy, chyba tylko zmierzwion¹ czupryn¹ i zaszczutym wyrazem twarzy. Oczy natomiast mia³ wyraziste, wielkie, myl¹ce, jasnoniebieskie, ale o zmiennej intensywnoci w zale¿noci od nastroju chwili. Od innych kobiet nas³ucha³a siê plotek o jego reputacji kochanka. Podobno kobiety by³y drugim i ostatnim obiektem jego zainteresowania po fotografii. I podobno wszystkie kobiety pada³y do jego stóp z monotonn¹ wrêcz regularnoci¹. Z pocz¹tku nie mog³a zrozumieæ, co jest w nim takiego, ¿e poci¹ga kobiety. Nieco póniej, gdy tañczy³a, w pewnej chwili zobaczy³a wpatrzone w siebie jego oczy, wch³aniaj¹ce jej obraz. Dozna³a szoku, czuj¹c nagle seksualne podniecenie. Innym aspektem jej stosunku do Mungera by³o uwielbienie, jakie okazywa³ mu Duff. Mo¿e nie tyle okazywa³, nie mia³ bowiem po temu okazji, ale nosi³ je w sobie. Ruth nie podoba³o siê, ¿e jej mê¿czyzna znajduje siê pod tak przemo¿nym wp³ywem innej osobowoci. Nawet niezbyt dobrze mu znanej i raczej rzadko spotykanej. Po raz wtóry zgarnê³a pó³miski i ruszy³a w stronê kuchni, rzucaj¹c przez ramiê: Mo¿e wreszcie doszed³ do wniosku, ¿e fotografowanie przeszkadza mu w piciu i uwodzeniu kobiet. Duff tylko wymownie spojrza³ i wzruszy³ ramionami. Nie potrafi³ wyjaniæ Ruth ród³a i rodzaju emocji, jakie Dave Munger budzi u pozosta³ych fotoreporterów. Poza tym Ruth nie umia³aby zrozumieæ jego uwielbienia dla Mungera, poniewa¿ nie wiedzia³a o tym, co siê kiedy wydarzy³o. Co, o czym nigdy jej nie powie. By³o to jedno z jego pominiêæ. Zdarzy³o siê po dwóch miesi¹cach od przybycia Duffa na placówkê. Dwóch miesi¹cach wielkiej frustracji. Po przyjedzie do Sajgonu Duff zg³osi³ siê przede wszystkim do miejscowego rezydenta wydzia³u Equinus, który dzia³a³ w Wietnamie pod przykrywk¹ przedstawiciela amerykañskiej firmy komputerowej. Rezydent powiedzia³ mu, ¿e przez pierwszy rok trzeba budowaæ i utrwalaæ reputacjê zawodow¹. Reputacjê reportera wojennego. Tajemnic¹ robienia dobrych zdjêæ w strefie wojennej jest, po pierwsze, zachowanie zimnej krwi, po drugie, znalezienie siê we w³aciwym miejscu o w³aciwym czasie. Duff ruszy³ w teren, przemierza³ tam i z powrotem ca³y Wietnam z aparatami w sta³ej gotowoci, ale trafia³ w z³e miejsca o z³ym czasie. Godny po¿a³owania brak szczêcia. Albo opuszcza³ strefê dzia³añ wojennych tu¿ przed rozpoczêciem walk, albo przybywa³ tu¿ po ich zakoñczeniu. Pozostawa³o mu fotografowanie rannych i czarnych plastikowych worków z zabitymi. Raz uchwyci³ grupkê jeñców Wietkongu, którzy przypominali zag³odzone dzieci na wagarach. 26
Pocz¹tkowo lekcewa¿y³ brak sukcesów. Przecie¿ dopiero zaczyna³, poznawa³ kraj, nawi¹zywa³ kontakty w ko³ach wojskowych, zarówno amerykañskich, jak i po³udniowowietnamskich. Jednak¿e w miarê mijania tygodni jego frustracja ros³a. Po ka¿dym wyjedzie w teren wraca³ do Sajgonu, szed³ do hotelowego pokoju i zasiada³ w prowizorycznej ciemni, któr¹ urz¹dzi³ w g³êbokiej ciennej szafie ubraniowej. Po wywo³aniu filmów i zrobieniu odbitek stwierdza³ z przygnêbiaj¹c¹ regularnoci¹, ¿e nie s¹ wystarczaj¹co interesuj¹ce, by uzyska³y aprobatê jego amerykañskiej redakcji. A potem zaczêli pokpiwaæ koledzy. Masz mo¿e jakie ciekawe pocztóweczki do obejrzenia? pytali z³oliwie w barze lub na hotelowym tarasie wychodz¹cym na ulicê Tu Do. Na pozór przyjmowa³ to z humorem. Umiecha³ siê i ripostowa³, ale wewnêtrznie cierpia³. Od swego redaktora naczelnego otrzyma³ nawet pismo z lekk¹ wymówk¹: redakcja w dalszym ci¹gu musi korzystaæ z serwisów agencji fotograficznych, a przecie¿ utrzymanie w terenie w³asnego fotoreportera sporo kosztuje. Po dwóch miesi¹cach nast¹pi³ kryzys. W barze restauracji Pod Anio³em odbywa³ siê przypadkowy jubel. Jedni korespondenci w³anie odlatywali na zas³u¿ony odpoczynek w Hongkongu i Bangkoku, inni dopiero co wrócili. W tym wiatku, mimo przyjacielskich stosunków, obowi¹zywa³a ostra konkurencja. Duff znowu sta³ siê przedmiotem docinków. W gromadce znajdowa³ siê Dave Munger, który jako jedyny siedzia³ w milczeniu przy barze, s³ucha³ i wszystkich bacznie obserwowa³, pij¹c wódkê z wod¹ mineraln¹. Duff doszed³ do wniosku, ¿e los jest cholernie niesprawiedliwy. Oto widzi cz³owieka, który jest ju¿ legend¹, nie musi szukaæ i wêszyæ za wojn¹. Idzie sobie na spacerek i wojna sama przychodzi do niego. Nic dziwnego, ¿e nosi przezwisko Mahomet. Góry przychodz¹ do Mahometa! W g³êbi duszy Duff wiedzia³, ¿e to nie takie proste. Munger by³ profesjonalist¹. Przez ca³e lata nawi¹zywa³ kontakty w ko³ach wojskowych nie tyle z generalicj¹ i sztabowcami, co ze starszymi podoficerami, od których w³aciwie wszystko zale¿a³o. Zw³aszcza od podoficerów odpowiedzialnych za transport. Mówiono, ¿e Mungerowi ³atwiej jest na skiniêcie palca otrzymaæ do dyspozycji helikopter ni¿ trzygwiazdkowemu genera³owi. Mia³ równie¿ znajomoci we wszystkich cywilnych portach lotniczych Azji Po³udniowo-Wschodniej. Od sajgoñskiego Ton San Nut, przez Hai Tak w Hongkongu, do Hanedy w Tokio. Dave Munger zna³ prawie wszystkich przedstawicieli linii lotniczych. Inni mogli prawiæ komplementy i dawaæ prezenty w dyrekcjach linii, a Munger po prostu wiedzia³, od kogo naprawdê zale¿y zdobycie miejsca. Inni mogli o pó³nocy wydzwaniaæ do lokalnego dyrektora linii, b³agaj¹c o miejsce w przepe³nionym samolocie, a w tym samym czasie przedstawiciel linii na lotnisku z honorami wprowadza³ Mungera na pok³ad odlatuj¹cej maszyny, bardzo czêsto sadzaj¹c go bez dop³aty w pierwszej klasie. 27
Innym aspektem profesjonalizmu Mungera by³y jego magiczne sztuczki. Opanowa³ prestidigitatorstwo, by w razie potrzeby ukryæ rolkê filmu. Koszmarem fotoreporterów by³a groba konfiskaty lub przewietlenia zdjêæ zapieraj¹cych dech w piersiach i zdobytych z wielkim mozo³em. Wielu ¿andarmów i policjantów nieraz przy³apa³o Mungera na robieniu zdjêæ w zakazanych strefach. Z satysfakcj¹ rejestrowali jego zmartwion¹ i skonsternowan¹ twarz, gdy mu odbierali kasetê i wyci¹gali pasek filmu na wiat³o dzienne. Nie dostrzegali wówczas wewnêtrznego umiechu ani tym bardziej w³aciwego filmu ukrytego gdzie w kieszeni, podczas gdy oni niszczyli bezwartociow¹ przynêtê. I wreszcie kroki podjête przez Mungera w celu zapewnienia sobie wzglêdnego bezpieczeñstwa osobistego. Niektórzy fotoreporterzy i korespondenci zabierali ze sob¹ broñ, udaj¹c siê na mniej bezpieczne wyprawy: czasami ma³y rewolwer, nó¿ sprê¿ynowy lub pojemnik z gazem. Bywa³o, ¿e wynajmowali ochroniarzy nie w wypadku wypraw w strefy wojenne, ale podczas wizyt w podejrzanych dzielnicach miast Dalekiego Wschodu. Jeden ze s³awnych nowojorskich komentatorów telewizyjnych otrzyma³ przydomek Sinatra, poniewa¿ podczas wszystkich spacerów towarzyszy³a mu ca³a gromada goryli. Munger wybra³ inn¹ drogê. Na samym pocz¹tku kariery przestudiowa³ historiê orientalnych sztuk walki: judo, karate, Tok Wae Do, kung-fu i wielu innych mniej znanych. Z ka¿dej wybra³ i wyuczy³ siê paru technik, które uwa¿a³ za najbardziej skuteczne. I dziêki temu umia³ pokazywaæ pazury, jeli zachodzi³a potrzeba. Kiedy Duff tak sta³ przy przeciwleg³ym koñcu lady barowej, zapatrzony w sw¹ trzeci¹ podwójn¹ whisky, pomyla³, ¿e warto by podobnie siê przygotowaæ. Pracuje tu dopiero dwa miesi¹ce, uczy siê
Munger, chocia¿ dopiero trzydziestolatek, siedzi w tym zawodzie od ponad dziesiêciu lat. Obs³ugiwa³ Cypr i Biafrê, Angolê, pó³nocne Borneo i teraz Wietnam. Mam jeszcze czas
Obla³ siê zimnym potem, gdy¿ porazi³a go myl, ¿e nie tylko o czas i dowiadczenie tu chodzi. Munger robi³ tylko czarno-bia³e zdjêcia i jego negatywy nie zawiera³y ¿adnych specjalnych efektów. Ich doskona³oæ wynika³a z wyczucia. Albo siê ma owo wyczucie chwili, miejsca i tematu, albo nie. Duff poczu³ uk³ucie zazdroci. W³aciwie nie mia³ jeszcze okazji sprawdziæ, czy sam je posiada. Zbyt krótko tu by³. Ale ju¿ zbiera³ ciêgi. Od redaktora, od kolegów. Z gorycz¹ pomyla³, ¿e powinien by³ urodziæ siê Angolem, tak jak Munger. Interesuj¹ce, ¿e Brytyjczycy przodowali w tym zawodzie. Nie oznacza to, ¿e nie by³o dobrych fotografów amerykañskich i z innych krajów europejskich Francuzów i Niemców oraz jeden wrêcz genialny Hiszpan. Nawet Japoñczycy byli niele reprezentowani przez Hasagawê i paru innych, ale Brytyjczycy stanowili elitê: ukazuj¹cy ca³¹ grozê 28
wojny Lerry Burrows, beznamiêtny Don McCullin i m³ody, bezkompromisowy Tim Page. A wiele d³ugoci przed nimi Dave Munger, który jak nikt potrafi³ sfotografowaæ zesztywnia³e ze strachu rysy m³odego, miertelnie znu¿onego ¿o³nierza i odcisn¹æ piêtno wojny w milionach umys³ów czytelników. Im wiêcej Duff pi³, w tym wiêksz¹ wpada³ rozpacz. Odg³os rozmów i miechy dochodzi³y do niego jakby przez d³ugi tunel. Dopi³ ostatni¹ szklankê whisky i podniós³ wzrok, aby za¿¹daæ od barmana nastêpnej. Zamiast barmana napotka³ w lustrze za barem twarz Mungera. Przez d³ug¹ chwilê patrzyli na siebie. Duff czu³, jak niebieskie oczy Mungera zagl¹daj¹ mu do duszy i penetruj¹ umys³. Dostrzegaj¹c wszystko, dostrzegaj¹c pustkê. Na ciemnej poci¹g³ej twarzy b³¹ka³ siê pó³umiech. Kpi¹cy? I nagle Duff zacisn¹³ palce na pustej szklance i rzuci³ szklank¹ w lustro. G³osy i miechy zamar³y. Duff sta³ bez ruchu, wali³o mu têtno, niczym po zastrzyku adrenaliny. Powoli siê obróci³ i dostrzeg³ skierowane na siebie dziesi¹tki par oczu i twarzy ni to rozbawionych, ni to zdumionych, znieruchomia³ych w b³ysku wyimaginowanego flesza. Siêgn¹³ powoli do tylnej kieszeni, wyj¹³ zwitek banknotów, z którego na lepo wyci¹gn¹³ kilka i rzuci³ na barow¹ ladê. Jak we nie przeszed³ przez salê i wymkn¹³ siê w parn¹ noc. Us³ysza³ jeszcze o¿ywione g³osy i czyj miech. Kilka razy potrz¹sn¹³ g³ow¹, jakby chcia³ odzyskaæ utracon¹ przytomnoæ umys³u, a gdy to nie pomog³o, zacz¹³ uderzaæ otwart¹ d³oni¹ w czo³o. Zatrzyma³a siê ko³o niego taksówka. Kierowca o szczerbatym szerokim umiechu siêgn¹³ za siebie i otworzy³ tylne drzwi. Duff wgramoli³ siê i leg³ na siedzeniu. Taksówka ruszy³a, w³¹czaj¹c siê w ruch uliczny. Gdzie pan jechaæ? spyta³ ³aman¹ angielszczyzn¹ kierowca. Duff z trudem dwign¹³ siê do pozycji siedz¹cej i wybe³kota³: Hotel Continental. Kierowca zerkn¹³ w lusterko i szybko oceni³ stan swego pasa¿era. Chcieæ dziewczynê, Joe? Bardzo m³oda, du¿o seksu. Duff z trudem zebra³ myli. Nie. Continental. Kierowca wzruszy³ ramionami i zaj¹³ siê lawirowaniem wród pojazdów. Po piêciu minutach Duff zmieni³ zamiar. Jeszcze nigdy nie zdradzi³ Ruth, ale w obecnym stanie umys³u wykoncypowa³ sobie, ¿e skoro we wszystkim innym okaza³ siê nieudacznikiem, to najprawdopodobniej w ma³¿eñstwie równie¿. A poza tym pozwoli mu to zapomnieæ o wszystkim innym. No i nigdy nie kocha³ siê z Azjatk¹. Kierowca zawióz³ go wiêc do Cholon, chiñskiej dzielnicy miasta, i pozostawi³ przed drzwiami s³awnego przybytku Tai Cheong. Nie tak go sobie Duff wyobra¿a³. Jaka stara wiedma poprowadzi³a go trzeszcz¹cymi drewnianymi 29
schodami na piêtro, do stodolastej sali. Pod przeciwleg³ymi cianami sta³y ³o¿a z baldachimami i moskitierami, pozostawiaj¹c jedynie w¹skie przejcie rodkiem. Bia³e moskitiery lekko drga³y, b¹d to z powodu aktywnoci na ³o¿ach, b¹d poruszane wiaterkiem z dwóch sufitowych wentylatorów. Duff wyczuwa³ ciê¿ki, s³odki zapach. Zacz¹³ mieæ powa¿ne w¹tpliwoci, czy dobrze zrobi³, przychodz¹c tu. Chcia³ siê wycofaæ, ale wiedma ujê³a go za rêkê i poprowadzi³a do jednego z ³ó¿ek, rozsunê³a mulin i zachêci³a do po³o¿enia siê. Stwierdzi³, ¿e bia³e poszewki i przecierad³a s¹ czyste poza tym po³o¿enie siê by³o o wiele ³atwiejsze od schodzenia tymi okropnymi schodami. Rzuci³ siê bezw³adnie na pos³anie, kobieta zdjê³a mu obuwie, zasunê³a moskitierê i odcz³apa³a. Przez wiele minut le¿a³ na plecach. Pobliski szmer kaza³ mu podnieæ g³owê i spojrzeæ w lewo. Przez dwie moskitiery dostrzega³ tylko amorficzny kszta³t ko³ysz¹cy siê w powolnym rytmie. Lekko podniós³ siê, otworzy³ szerzej oczy i kiedy adaptowa³y siê do mroku, rozpozna³ na s¹siednim ³o¿u dwie po³¹czone sylwetki. Szczegó³ów w dalszym ci¹gu nie dostrzega³, tylko dwa splecione cienie, rozko³ysane w mlecznej mgle. Ten widok, w po³¹czeniu ze s³odkim zapachem, wdzieraj¹cym siê w nozdrza, wywo³ywa³ erotyczne doznania, jakich dot¹d jeszcze nie prze¿ywa³. I wcale nie odnosi³ wra¿enia, ¿e jest podgl¹daj¹cym intruzem. Mia³ wiadomoæ uczestnika dope³niaj¹cego swoj¹ obecnoci¹ nastrój tego miejsca i tej sceny. Móg³by tak patrzeæ przez ca³¹ wiecznoæ, ale us³ysza³ za sob¹ szelest, obróci³ siê i zobaczy³ dwa migda³owe jeziora. Skoncentrowa³ wzrok i jeziora przybra³y kszta³t pary skonych oczu w owalu kobiecej twarzy. Dziewczyna wdrapa³a siê na wysokie ³o¿e i moskitiera opad³a z szelestem. Duff podpar³ siê na ³okciu. Teraz lepiej wszystko widzia³. Klêcza³a na przecieradle. Mia³a na sobie bia³e ao dai pod sam¹ szyjê, obcis³e na piersiach i w stanie, a do³em rozszerzaj¹ce siê w wachlarz i wysoko rozciête, by ods³oniæ jedwabne czarne spodnie. Powoli, jakby w rozmarzeniu, rozebra³a go. Rozemia³a siê krótko, niemal wstydliwie, gdy usi³owa³a zdj¹æ mu majtki przez naprê¿onego cz³onka. Rzuci³a jego ubranie gdzie w k¹t i z naturaln¹ gracj¹ usiad³a w nogach ³ó¿ka, by siê rozebraæ. By³a szczup³a i delikatna, a skórê mia³a niemal tak bia³¹ jak moskitiera. Duff dostrzeg³ czarne oczy i w³osy, ciemne, dumnie stercz¹ce sutki. Pragn¹³ jej, ale zmusi³ siê do bezruchu. Zaczê³a mu masowaæ stopy. Smuk³e palce sprawia³y rozkosz granicz¹c¹ z bólem. Od stóp przesz³a do ³ydek i potem do ud. Pomijaj¹c twardego cz³onka skoncentrowa³a siê na brzuchu i klatce piersiowej. Teraz siedzia³a na nim okrakiem, z twarz¹ nisko nad jego twarz¹, a jej d³ugie w³osy opada³y na poduszkê. Wreszcie zajê³a siê jego barkami, ugniataj¹c palcami miênie i przynosz¹c ulgê. Nareszcie skoñczy³a, zbli¿y³a twarz, na wargach b³¹ka³ siê lekki umiech. 30
Czu³ pulsowanie i zarazem istnienie tylko jednej czêci swego cia³a tej, któr¹ pominê³a. Jakby j¹ odseparowa³a od reszty i nastawi³a uk³ad nerwowy na odbiór sygna³ów z ca³ej d³ugoci wzniesionego cz³onka. Poczu³ dotyk jej sutek na piersi, poczu³ jej usta na ustach. Poca³unek by³ perwersyjnie siostrzany. Ujê³a cz³onka i potar³a nim o swe jedwabiste wrota. Wstrz¹sn¹³ nim rozkoszny ból, wyprê¿y³ siê i wdar³ w ni¹. W tym samym momencie rozwar³a usta i wprowadzi³a jêzyk miêdzy jego wargi. I potem wydawa³o mu siê, ¿e tkwi zawieszony w przestrzeni bez ruchu i ¿e ona tak¿e zastyg³a, a jednoczenie odnosi³ wra¿enie, i¿ pozwoli³ zamkn¹æ swój symbol mêskoci w s³ój pe³en ¿ywych wij¹cych siê nieziemskich stworów. Byæ mo¿e to wra¿enie by³o zbyt natrêtne i wyraziste. Dziesi¹tki razy czu³ zbli¿aj¹cy siê orgazm i za ka¿dym razem o parê sekund przed nim fala odp³ywa³a. Z pocz¹tku, chc¹c przed³u¿yæ rozkosz, dziewczyna zwalnia³a tu¿ przed osi¹gniêciem szczytu, kiedy jednak czas mija³, zaczê³a przypieszaæ, by go przezeñ przeprowadziæ. Zacz¹³ sobie zdawaæ sprawê, ¿e to siê nie stanie. Ta wiadomoæ wywo³a³a niepokój, a wraz z nim negatywn¹ reakcjê fizyczn¹. Dziewczyna to pojê³a, pokrêci³a g³ow¹ i obdarzy³a s³odkim umiechem. Nie martw siê szepnê³a. Jeste silny. Odprê¿ siê, a ochota powróci. Zesz³a z niego, obsunê³a siê, muskaj¹c piersiami jego brzuch i uda. Podniós³ g³owê i zobaczy³, jak bierze do ust miêkkiego cz³onka. Cz³onek siê wyprê¿y³, wype³niaj¹c jej usta. Znowu zbli¿y³ siê do orgazmu i znowu nie dotar³ do szczytu. Nie móg³ na to poradziæ on, nie mog³a ona. A starali siê oboje. Palcami muska³a jego sutki. Czu³ straszne pragnienie doznania ostatecznej ulgi, przebrniêcia przez niewidzialn¹ barierê. Ale nie móg³ i ona te¿ zda³a sobie z tego sprawê. Podci¹gnê³a siê i u³o¿y³a obok niego, chowaj¹c g³owê w ramiê mê¿czyzny i ws³uchuj¹c siê w bicie jego serca. Nie martw siê powiedzia³a. Mo¿e póniej, mo¿e innym razem. Jej s³owa nie przynios³y pociechy. Udowodni³ sobie ostatecznie, ¿e jest nieudacznikiem, czu³ straszliwy ból w przyrodzeniu. Unios³a siê, podpar³a ³okciem i z niepokojem wpatrywa³a w jego znêkan¹ twarz. Potem poklepa³a go po plecach, odsunê³a moskitierê i odesz³a. S¹dzi³, ¿e wiêcej ju¿ jej nie zobaczy, ale powróci³a po dziesiêciu minutach, nios¹c tackê z laki, któr¹ postawi³a na ³ó¿ku. Na tacy sta³a ma³a oliwna lampka, fajka z cienkim, d³ugim cybuchem, szczypczyki, pude³ko zapa³ek i kawa³ek srebrnej folii. Na folii le¿a³a brunatna grudka, chyba wilgotna, gdy¿ lni³a w mroku. Duff uwiadomi³ sobie, ¿e patrzy na kulkê opium i przyrz¹dy do jego palenia. By³o to wbrew jego zasadom, ale czu³ ca³kowite otêpienie. W milczeniu przygl¹da³ siê, jak dziewczyna zapala oliwn¹ lampkê, ujmuje w szczypczyki brunatn¹ kulkê i obraca nad p³omieniem. Po paru minutach nachyli³a siê i przeci¹gnê³a kulkê pod nosem. Z aprobat¹ skinê³a g³ow¹, umiechnê³a siê do Duffa i wrzuci³a grudkê opium do fajki. Na z³o¿onych 31
razem otwartych d³oniach poda³a mu fajkê niczym dar. Poczu³ strach, ale tylko przez chwilê. Pomyla³, ¿e co bêdzie, to bêdzie, i przyj¹³ dar. Z pocz¹tku postêpowa³ nieporadnie, usi³uj¹c poci¹gaæ tak, jakby pali³ w fajce tytoñ. Ale ona pokaza³a mu, jak nale¿y ostro¿nie to czyniæ, powoli, i przetrzymywaæ dym w p³ucach. By³o to jego pierwsze dowiadczenie z narkotykami. Nigdy w ¿yciu nie spróbowa³ nawet marihuany. Z podnieceniem i lêkiem oczekiwa³ teraz skutków. Po paru minutach ogarnê³a go fala ulgi. ¯adnego otêpienia myli czy zmys³ów, tylko lekka, kwana suchoæ w gardle. By³ nieco zawiedziony. Jeli ju¿ wszed³ na niegodn¹ drogê zakazanych rozkoszy, to niech siê przynajmniej dowie, jak ten owoc smakuje. Dziewczyna siedzia³a na ³ó¿ku ze skrzy¿owanymi nogami i wpatrywa³a siê w niego, na nagim ciele perli³ siê pot. Duff uwiadomi³ sobie nagle, ¿e dziewczyna jest nieprawdopodobnie piêkna. Nie fizycznie, nie zewnêtrznie, ale od wewn¹trz promieniuje nieziemsk¹ urod¹. By³a jak olejny obraz portret, który na pierwszy rzut oka wydaje siê tylko barwny i dobrze skomponowany, ale przy bli¿szym obejrzeniu ujawnia ca³¹ g³êbiê kolorów, cieni i tonów, sk³adaj¹cych siê na doskona³e dzie³o. Dopiero teraz odkrywa³ jej cia³o o subtelnym odcieniu koci s³oniowej, wietliste, jakby pod skór¹ kto przesuwa³ lampê. Dopiero teraz zauwa¿y³, ¿e jej czarne w³osy nie s¹ czarne zwyk³¹ czerni¹, ale przechodz¹ w odcieñ hebanu. Siedzia³a w nogach ³o¿a, daleko, a mimo to czu³ dotyk jej jedwabistej skóry, twardoæ sutek, rozkoszn¹ miêkkoæ miêdzy udami i delikatnoæ ³uku szyi. Doæ niewyranie zdawa³ sobie sprawê, ¿e opium mimo wszystko opanowa³o jego zmys³y, wyostrzy³o je i z³agodzi³o zarazem. Rozemia³ siê, ale nie us³ysza³ w³asnego miechu. Umiechnê³a siê i u³o¿y³a go na poduszce. Wszystkie lêki i niepokoje odp³ynê³y wraz z dymem, który spiral¹ unosi³ siê gdzie wysoko i tam osiada³, tworz¹c nieruchom¹ mgie³kê. Poranek przyniós³ powrót do rzeczywistoci. I jeszcze co: zwrotny punkt w ¿yciu. Obudzi³ siê póno. Czyje palce delikatnie ciska³y mu p³atek lewego ucha. Mrukn¹³ co, wiadomoæ powoli wraca³a, a kiedy wróci³a, poczu³ g³uchy ból, promieniuj¹cy gdzie z podstawy czaszki. Wraz z bólem powróci³a pamiêæ. Obróci³ g³owê i zobaczy³ pochylon¹ nad sob¹ dziewczynê. By³a ubrana w tê sam¹ ao dai, w³osy mia³a splecione wysoko na g³owie. Na jego ³o¿u i na wszystkich innych moskitiera by³a podwiniêta i zarzucona na baldachim. Z ogromnego pomieszczenia umknê³a tajemniczoæ. Wygl¹da³o jak opustosza³e koszary. Usiad³. W sali pozosta³ tylko on i dziewczyna. Wziê³a czarkê ze stolika przy ³ó¿ku i poda³a mu j¹ z malutk¹ fiolk¹. W czarce by³a 32
herbata, w fiolce co, co wygl¹da³o jak garstka drobniutkich brunatnych nasion. Po³knij powiedzia³a. Dobre na g³owê. Zêbami wyci¹gnê³a z fiolki korek, odchyli³a mu g³owê i wsypa³a zawartoæ do ust. Popi³ ³ykiem herbaty. Ziarenka mia³y gorzki smak pleni. Dobre chiñskie lekarstwo powiedzia³a tonem, jakim siê mówi do ma³ego ch³opca. Jeste Chink¹? spyta³. Pó³ Chink¹, pó³ Wietnamk¹. Poda³a mu ubranie. By³o uprane i odprasowane. Wypi³ herbatê i zacz¹³ siê ubieraæ. Dziewczyna uklêk³a i za³o¿y³a mu skarpetki. Teraz naprawdê poczu³ siê jak ch³opczyk. Dziwne uczucie bezradnoci, wzmocnione wra¿eniami po minionej nocy: winy, podniecenia, wewnêtrznego rozdygotania i depresji. Incydent w barze najprawdopodobniej zakoñczy³ obie jego embrionalne kariery. Rezydent wydzia³u Equinus zna ju¿ bez w¹tpienia wszystkie szczegó³y. Agent, który traci panowanie, jest nic nie wartym agentem, a jego sukcesy reporterskie te¿ s¹ równe zeru. Ponadto zdradzi³ ¿onê i pali³ opium! Dziewczyna pomaga³a mu teraz w³o¿yæ buty. Patrz¹c na jej po³yskliwe czarne w³osy, pomyla³: No to co? Nic nadzwyczajnego, straci³ tylko dwie prace i jedn¹ ¿onê, ale noc by³a wspania³a i co za dowiadczenie dla amerykañskiego ch³opaka z prowincji! Co za frajda móc samemu siê pocieszyæ i usun¹æ gnêbi¹ce myli! Jak siê nazywasz? Jak ci na imiê? spyta³, gdy dziewczyna wsta³a. Wei Fong. A ty? Duff. Duff? powtórzy³a niepewnie. Zmusi³ siê do umiechu. Tak. Bezu¿yteczny Duff. Zerkn¹³ na zegarek i zakl¹³. Do dziewczyny powiedzia³: Muszê wracaæ na Armageddon. Spojrza³a szeroko otwartymi oczami. Bezu
Tak siê nazywasz? Arma
Uj¹³ jej twarz w obie d³onie i poca³owa³ w usta. Dziêkujê ci, Wei Fong. Byæ mo¿e jeste ostatni¹ przyjazn¹ mi istot¹. Umiechnê³a siê kusz¹co. Zobaczyæ ciebie jeszcze? Wzruszy³ ramionami. Mo¿e. I wtedy przyniosê aparat. Nie mogê utrwaliæ na filmie wojny, to mo¿e uda mi siê utrwaliæ jej przeciwieñstwo. Sprowadzi³a go na dó³, gdzie zap³aci³ starej wiedmie i wyszed³, nie ogl¹daj¹c siê za siebie. Przed wejciem czeka³ na niego szczerbaty taksówkarz. 3 Reporter
33
Taksówkarze sajgoñscy nale¿eli do gatunku, który przysysa³ siê do dobrego klienta niczym pijawka, ale bynajmniej nie krwio¿ercza, tylko bardzo dobrotliwa i przyjazna. W drodze do hotelu Duff wpad³ w ostateczn¹ depresjê. Martwymi oczami patrzy³ na przewalaj¹ce siê t³umy przetykane amerykañskimi ¿o³nierzami, operetkowo wystrojonymi wietnamskimi policjantami, na kobiety, jedne w zachodnich strojach, inne w powiewnych ao dai. Czasami przemkn¹³ mu przed oczami buddyjski mnich w szafranowej sukni, wzbogacaj¹cej bukiet barw ulicy. Chiñskie lekarstwo okaza³o siê skuteczne na ból g³owy, który wyranie ustêpowa³, ale nie zmniejszy³o depresji. Wszystkie marzenia okaza³y siê mrzonkami, ambicje kpin¹ ze zdrowego rozs¹dku. By³ nieudacznikiem. Nie-u-da-czni-kiem! Kiedy taksówka podjecha³a przed hotel od ulicy Tu Do, wiedzia³ ju¿, co zrobi. Nie bêdzie czeka³. Zaraz porozumie siê z rezydentem i z³o¿y rezygnacjê. Przeteleksuje do Hongkongu i wszystko wyzna Ruth. Zap³aci³ kierowcy i po schodach wbieg³ do holu. Tak by³ zatopiony we w³asnych mylach, ¿e nie zauwa¿y³ schodz¹cego mê¿czyzny i lekko go potr¹ci³. Gdzie ty siê, do diab³a, podziewa³, Duff? Pytanie zada³ Greg Harris, bardzo mi³y Australijczyk, który zapoznawa³ z wojn¹ wietnamsk¹ czytelników Melbourne Star. By³ tylko nieco starszy od Duffa i od bardzo niedawna pracowa³ w Wietnamie, obaj wiêc widzieli w sobie bratnie dusze. Duff raczej obojêtnie spojrza³ na kolegê i zobaczy³ na jego twarzy z trudem opanowywane podniecenie. Australijczyk chwyci³ go za ramiê. Wszêdzie ciebie szukam. Nie s³ysza³e? Co mia³em s³yszeæ? Pierwsza Dywizja. Raz jeszcze macaj¹ Ah Shau. Od witu. Przez wiele godzin obowi¹zywa³o embargo. Dopiero przed godzin¹ pucili farbê. Ju¿ prawie wszyscy polecieli. By³em w Delcie i dopiero teraz wróci³em. Zaraz zaczn¹ lataæ po rannych. Zabierzemy siê w tamt¹ stronê mig³owcami sanitarnymi. Chod, stary, nie marud! £ap sprzêt i lecimy! Duff w dalszym ci¹gu nie pojmowa³, o co w³aciwie chodzi, i pó³przytomnie spogl¹da³ na Grega, który nim potrz¹sn¹³ i rykn¹³: Obud¿e siê, cz³owieku, rusz siê! To najwiêksza operacja od lat! Z brzêkiem upad³a wyimaginowana moneta: orze³ czy reszka? Pojawi³a siê szansa! Ostatnia szansa! Greg krzykn¹³ do szczerbatego taksówkarza, by czeka³, po czym zwróci³ siê znów do Duffa: No i co, jedziesz? A w ogóle: co ci jest? Duff siê umiechn¹³. Nic, absolutnie nic. Jadê! Poczekaj pó³ minuty. Wpad³ do recepcji i, ignoruj¹c zdumionego recepcjonistê, sam porwa³ klucz do pokoju. Hotelowe windy by³y powolne, wiêc wbieg³ na drugie piêtro po 34
schodach. Drzwi do pokoju zasta³ otwarte, gdy¿ pokojówka w³anie zmywa³a wilgotn¹ szmat¹ marmurow¹ posadzkê. Patrzy³a z rozbawieniem, jak miota siê nieprzytomnie od ³ó¿ka do szafy, komody, ³azienki. W przesz³oci ju¿ to wszystko widzia³a. Zdj¹³ lekkie obuwie i w³o¿y³ grube buty do chodzenia po d¿ungli, kamizelkê przeciwod³amkow¹, w biegu porwa³ he³m i torbê ze sprzêtem. Gdy by³ ju¿ w drzwiach, us³ysza³ piskliwe wo³anie. Obróci³ siê. Pokojówka sta³a przy ³ó¿ku, trzymaj¹c w podniesionej d³oni zafoliowany identyfikator. Bez niego nie by³by dopuszczony nawet w pobli¿e mig³owca. Wróci³, uca³owa³ dziewczynê w oba policzki, niemal wyrwa³ jej z rêki legitymacjê prasow¹ i wybieg³ ¿egnany jej perlistym miechem. Polecieli mig³owcem sanitarnym Huey w towarzystwie trzech korespondentów, którzy nie zd¹¿yli z pierwsz¹ fal¹. Ma³o kto mia³ ochotê na rozmowê. Po starcie jeden z pilotów powiedzia³: Tam s¹ jatki. Ja muszê lecieæ, ale nie mam pojêcia, po co wy siê pchacie. Lecieli szybko i bardzo nisko. Nos mig³owca by³ lekko pochylony do przodu, jakby stalowe ptaszysko chcia³o zajrzeæ w g³¹b nieprzeniknionej d¿ungli. W pewnej chwili us³yszeli metaliczne szczêkanie, jakby kto sprawnie wbija³ gwodzie w gigantyczn¹ blaszan¹ puszkê. Albo jakby jaki diabelski dziêcio³ bi³ dziobem w blachê. Sukinsyny! zakl¹³ pilot. Ka³asznikowy. Cholernie blisko strefy l¹dowania. Pilot zapatrzy³ siê w przyrz¹dy, a jego przygodni pasa¿erowie spojrzeli po sobie, bezskutecznie usi³uj¹c nie wygl¹daæ na tak przestraszonych, jak byli w istocie. Jeden z korespondentów zdj¹³ he³m, uniós³ siê i usiad³ na nim. Duff by³ bliski pójcia w jego lady, kiedy pilot krzykn¹³: Gotowaæ siê do l¹dowania, gotowaæ siê do l¹dowania! mig³owiec zatacza³ krêgi nad polan¹. wiece dymne wyznacza³y obrêb l¹dowiska, na którym spoczywa³y cztery mig³owce: dwa Hueye z obracaj¹cymi siê wirnikami, jeden, przewrócony na bok, jeszcze dymi³, i wypalona Cobra. Ludzie objuczeni noszami biegli w kierunku dwóch sprawnych helikopterów. Duff przygotowa³ Nikona i przesun¹³ d³oni¹ przed obiektywem, by sprawdziæ, czy zdjêta jest os³ona. By³ pewien, ¿e gdyby nie wycie silnika, to pozostali s³yszeliby bicie jego serca. mig³owiec usiad³, wyskoczyli i zaczêli biec w kierunku drzew. Przez nastêpne kilka minut Duff mia³ wra¿enie, ¿e ogl¹da film puszczony na przypieszonych obrotach. Zacz¹³ fotografowaæ spomiêdzy drzew. Najpierw spalon¹ Cobrê, potem rój sanitariuszy ³aduj¹cych nosze z rannymi. Wszystko dzia³o siê tak szybko, ¿e nastawi³ aparat na ci¹g³¹ pracê i miarowy 35
trzask migawki obwieszcza³ wycinanie i utrwalanie na tamie skrawków akcji ratunkowej. Jego koledzy ruszyli w g³¹b d¿ungli w kierunku odg³osów strzelaniny. Postanowi³ doczekaæ startu mig³owców i ruszyæ za nimi. Silniczek Nikona zatrzyma³ siê po ostatniej klatce. Duff szybko przewin¹³ film, otworzy³ kamerê, wyj¹³ rolkê i siêgn¹³ do torby po now¹. Wszystkie czynnoci wykonywa³ szybko i sprawnie. Ile¿ to godzin spêdzi³ na ich przeæwiczaniu. Nagle palce zastyg³y, serce zamar³o. W torbie nie mia³ ani jednej zapasowej rolki. Usiad³ ciê¿ko na ziemi, otwarty aparat luno zwisa³ mu z szyi. Ramionami obj¹³ podci¹gniête kolana i ukry³ g³owê miêdzy nogami. Z gard³a wydoby³ mu siê histeryczny, bolesny miech. Jeszcze jedno upokorzenie. Z jego w³asnej winy. Straszliwe upokorzenie. Poprzedniego dnia postanowi³ zmieniæ film z 400 ASA na 800. Kto mu powiedzia³, ¿e Munger zawsze u¿ywa 800 ASA. Kupi³ dziesiêæ pude³ek. Mia³ je rozpakowaæ wieczorem po przyjêciu w barze, sprawdziæ, czy kasety s¹ dobre, czy z ka¿dej wygl¹da odpowiedniej d³ugoci jêzyczek filmu, i w³o¿yæ do odpowiedniej przegródki w torbie. A torbê ju¿ przygotowa³, opró¿niaj¹c z niepotrzebnych czterechsetek. Ale na przyjêciu wydarzy³o siê to lustro, a potem wydarzy³a siê dziewczyna i opium
Wieczór zasta³ go w ³ó¿ku. Od trzech godzin ju¿ le¿a³ zapatrzony w sufit i w wolno obracaj¹ce siê skrzyd³a wentylatora. Tam, przy l¹dowisku, rozpatrywa³ trzy opcje: po¿yczyæ parê rolek od jakiego reportera, wracaæ do Sajgonu pierwszym mig³owcem, odebraæ sobie ¿ycie. Wróci³ pierwszym mig³owcem. Od nikogo nie bêdzie po¿ycza³ filmu. Oczywicie, otrzyma³by go wraz z ironicznym umiechem i rad¹, by sprawdzi³, czy nie ma os³ony na obiektywie. A jeli chodzi o trzecie rozwi¹zanie, to zacz¹³ w¹tpiæ, czy starczy mu odwagi. Na ewakuacjê z l¹dowiska musia³ czekaæ ponad godzinê. Wraca³ z t¹ sam¹ za³og¹. Siedzia³ w g³êbi kabiny miêdzy czarnymi plastikowymi workami z cia³ami zabitych, ¿a³uj¹c prawie, ¿e nie jest jednym z nich. Pilot nie odezwa³ siê s³owem. Tylko spojrza³ na niego wymownie. Bardzo rzadko spotyka³ korespondentów i fotografów którzy nie potrafili stawiæ czo³a okropieñstwom wojny. Ale kiedy ju¿ takiego spotyka³, to wiedzia³, ¿e lepiej jest milczeæ. A wiêc to ju¿ koniec drogi. W szufladzie obok spoczywa³a ostatnia zmarnowana szansa w postaci dziesiêciu pude³ek dziewiczego filmu. I nie potrudzi³ siê nawet, by wywo³aæ tê jedn¹ rolkê, któr¹ wykorzysta³. Po co? Jak¹ wartoæ mog³y mieæ zdjêcia spalonego mig³owca robione w czasie, kiedy kilometr dalej trwa³a najwiêksza od miesiêcy bitwa? 36
Ciche pukanie do drzwi poirytowa³o go. Kto tam? burkn¹³ niegrzecznie. List do pana us³ysza³ przyt³umion¹ odpowied. Proszê wsun¹æ pod drzwi. Przele¿a³ jeszcze godzinê, zatopiony w kontemplacji wentylatora. Potem wsta³ i w drodze do ³azienki zobaczy³ na pod³odze ¿ó³t¹ kopertê. Podniós³ i rozerwa³ j¹. Na dywan wypad³y paski negatywów i odbitek stykowych wraz z pojedyncz¹ kartk¹. Usiad³ na pod³odze i zacz¹³ czytaæ rêczne pismo: Nie mam pojêcia, jak panu dzi posz³o, ale ja narobi³em wiêcej zdjêæ, ni¿ potrzebujê. Mo¿e siê panu przydadz¹. Niech to bêdzie nasz ma³y sekret. Jeli chodzi o powód, to jest bardzo prosty: jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w moje odbicie w lustrze, a nie we mnie. D.M.
Duff przez d³ugie minuty wpatrywa³ siê w list, po czym rzuci³ go na dywan i zacz¹³ ogl¹daæ stykówki. Dziesiêæ na dwóch paskach. Pierwszy pasek przedstawia³ ró¿ne etapy nacierania dwóch czarno odzianych i uzbrojonych w ka³asznikowy ¿o³nierzy Wietkongu na robi¹cego zdjêcie. Na trzecim zdjêciu jeden z nich w ¿a³osnym piruecie odskakiwa³ na bok, a ka³asznikow wypada³ mu z rêki. Twarz wykrzywia³a nienawiæ i ogromny wysi³ek. Na pi¹tym zdjêciu ¿o³nierz klêcza³ z twarz¹ zalan¹ krwi¹. Drugi pasek by³ histori¹ ostatnich sekund ¿ycia amerykañskiego ¿o³nierza. Skulony strzela³ z M-16: zbli¿enie pokazywa³o twarz przytulon¹ do kolby, przymru¿one oczy pod nisko nasuniêtym he³mem, zarost na podbródku. Na he³mie kred¹ wypisane s³owa: Jedziec Piekie³. Na ostatnim zdjêciu ¿o³nierz le¿a³ na plecach, przyciskaj¹c do siebie karabin, mia³ szeroko otwarte, nic ju¿ nie widz¹ce, oczy. He³m le¿a³ obok, odwrócony dnem do do³u. Duff wzi¹³ g³êboki oddech. Te zdjêcia to skarb! Wyrane, ostre i przemawiaj¹ce z si³¹ ciosu zadanego miêdzy oczy. Powoli od³o¿y³ je obok listu Mungera, wsta³, wyprostowa³ siê, sztywnym krokiem poszed³ do ³azienki, odda³ mocz, opuci³ deskê, usiad³ na niej i d³ugo tam siedzia³. Zawsze najlepiej mu siê myla³o w tej pozycji i w tym miejscu. Minê³a wiecznoæ. Podj¹³ decyzjê. Wsta³ i spuci³ wodê. Nie by³o sposobu wyt³umaczenia tej decyzji Ruth. Ani te¿ wyt³umaczenia owych dwudziestu czterech godzin, które okaza³y siê punktem zwrotnym jego ¿ycia. 37
Siedzia³ za sto³em i przez otwarte drzwi do kuchni s³ysza³ szczêk zmywanych przez Ruth naczyñ. Nie, ona nigdy by nie zrozumia³a. Ani tego lustra, ani Wei Fong, ani opium, a przede wszystkim tego, ¿e wys³a³ tego wieczoru do redakcji czyje zdjêcia jako swoje. Nie mia³ jednak z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie próbowa³ nawet usprawiedliwiaæ swego postêpku tym, ¿e pomaga mu on uwiarygodniæ konieczn¹ przykrywkê do dzia³alnoci szpiegowskiej. Od tamtego wieczoru spotka³ Mungera tylko raz, w zat³oczonym barze na lotnisku Ton San Nut. Przedziela³ ich t³umek i dopiero po wielu minutach uda³o siê Duffowi pochwyciæ jego spojrzenie w lustrze. Skin¹³ g³ow¹, Munger skin¹³ jemu. Wiadomoæ zosta³a wys³ana i odebrana. Tak, to by³ punkt zwrotny. Redaktor naczelny przys³a³ mu entuzjastyczny telegram z gratulacjami. Dwa dni póniej Duff zabra³ siê z patrolem piechoty morskiej w rejon Delty i jego fotografie zosta³y póniej okrelone jako najbardziej wstrz¹saj¹ce z ca³ej wojny. Zosta³ te¿ lekko ranny w nogê przez od³amek, co dla korespondenta by³o równoznaczne z odznaczeniem bojowym. Skoñczy³y siê ¿arty i docinki. Nigdy nie usi³owa³ zg³êbiæ w³aciwej przyczyny szczodrobliwoci Mungera. Jednak¿e od tamtego wydarzenia co ich po³¹czy³o. Teraz chcia³ za wszelk¹ cenê wiedzieæ, dlaczego Munger sprzedaje swój sprzêt i czy nie jest mu potrzebna pomoc. Odsun¹³ krzes³o, wsta³, przeci¹gn¹³ siê i poszed³ do kuchni. Ruth, w d³ugich ró¿owych gumowych rêkawicach, sta³a przy zlewie i zmywa³a talerze. Stan¹³ tu¿ za ni¹, poca³owa³ w szyjê i poklepa³ w siedzenie. Wychodzê. Odwróci³a siê, poca³owa³a go w usta i spyta³a: Wrócisz póno? Najwy¿ej za dwie godziny. Kiedy skoñczysz, zadzwoñ do Mandaryna i zamów stolik na czwartek. Umiechnê³a siê, wiedz¹c, ¿e chodzi o ich rocznicê. Zadzwoniê i powiem, ¿eby ju¿ mrozili szampana. Parê butelek. I po co ludzie opowiadaj¹ takie bzdury, ¿e we dwójkê ¿yje siê równie tanio jak w pojedynkê odpar³ z udawan¹ rozpacz¹. Poca³owa³a go raz jeszcze, tym razem w czubek nosa, i powróci³a do zmywania. Kiedy zamyka³ drzwi, przypomnia³a sobie o bransoletce. Czy ju¿ j¹ kupi³? To mia³a byæ oczywicie niespodzianka, ale oboje o niej wiedzieli. Dwukrotnie w ubieg³ym tygodniu pokierowa³a nim w stronê jubilerskiego sklepu, gdzie niby to mimochodem zwróci³a uwagê na le¿¹c¹ w witrynie bransoletkê z jaspisu oprawionego w z³oto. Jej cena wynosi³a siedem tysiêcy hongkoñskich dolarów. Ekstrawagancki prezent, ale skoro Duff otrzyma³ sw¹ pierwsz¹ premiê za zdjêcia
38
2 Walter Blum przygl¹da³ siê wchodz¹cym do klubu. Ju¿ od godziny siedzia³
przy tym samym co zawsze stoliku w rogu i, jak zawsze, sta³ przed nim srebrny kube³ek z lodem. W lodzie ch³odzi³a siê na po³y ju¿ opró¿niona butelka Montrachet. Blum lubi³ przygl¹daæ siê ludziom. By³ to jego zawód i pasja zarazem. To prawda, ¿e nie nadawa³ siê do niczego innego, gdy¿ wa¿y³ blisko sto piêædziesi¹t kilo i by³ niski. Wygl¹da³ jak uosobienie bardzo bogatego, bardzo oty³ego cz³owieka o pospolitych upodobaniach. Mia³ na sobie b³yszcz¹cy jasnopopielaty flanelowy garnitur i rdzawy krawat, z wpiêt¹ z³ot¹ szpilk¹ wysadzan¹ brylantami, na tle jasnoniebieskiej jedwabnej koszuli. W pulchnych palcach, z nadzianymi na nie zbyt wielkimi sygnetami, trzyma³ grube cygaro, które regularnie podnosi³ do ust. Karykatury dope³nia³ monokl zwisaj¹cy z szyi na jedwabnym, plecionym czarnym sznureczku. Nikt nigdy nie widzia³, by kiedykolwiek korzysta³ z monokla. W klubie dziennikarzy, który wszyscy nazywali inicja³ami FCC Foreign Correspondents Club pojawia³ siê niemal codziennie o siódmej trzydzieci wieczorem, przywo¿ony pod Sutherland House bia³ym rolls-royceem bêd¹cym jego w³asnoci¹. Mêczy³ go nawet kilkunastometrowy spacer do wind, tote¿ wysiadaj¹c na czternastym piêtrze w klimatyzowanym holu dysza³ i lekko siê poci³. Szed³ do swego stolika powoli, rozdaj¹c ³askawe uk³ony znajomym i personelowi. Na stoliku czeka³o ju¿ sch³odzone wino i cztery kieliszki. Trzy kieliszki na wszelki wypadek, gdyby mu przysz³a ochota zaprosiæ kogo do stolika. Zaproszenie by³o zawsze mile widziane, gdy¿ nawet przy niskich cenach klubowych butelka montrachet kosztowa³a fortunê. Blum podnosi³ siê od stolika o dziewi¹tej czterdzieci piêæ. W drodze do holu zatrzymywa³ siê przy barze i zamienia³ kilka s³ów z barmanem Czangiem. O dziesi¹tej siedzia³ ju¿ za swoim stolikiem w rogu sali grillowej hotelu Mandaryn. Wola³ jadaæ sam spo¿ywanie posi³ku to powa¿na sprawa. Przychodzi³ tak do klubu od wielu lat. Nikt nie wiedzia³, dlaczego wybra³ w³anie FCC. Nie by³ to klub milionerów, brakowa³o mu bogactwa i przepychu pasuj¹cych do jego wygl¹du krezusa. Powód by³ jednak prosty. Lubi³ obserwowaæ ludzi z ró¿nych rodowisk, a pod tym wzglêdem FCC bi³ na g³owê wszystkie inne kluby Hongkongu. Szacowny Hongkong Club skupia³ wy³¹cznie brytyjskich biznesmenów i urzêdników z administracji gubernatora, z dodatkiem nielicznych ludzi z miasta, wy³¹cznie po to, by zamkn¹æ usta krytykom, zarzucaj¹cym w³adzom klubowym politykê kolonialn¹. Klub Amerykañski by³
by³ po prostu zbyt amerykañski, dostojny za Country Club w Deep Walter Bay stanowi³ 39
siedlisko nuworyszów. Mimo swego wygl¹du Walter Blum zatrz¹s³by siê ze z³oci, gdyby go tam zakwalifikowano. Ujmuj¹c krótko, FCC by³ klubem kosmopolitycznym. Tylko ma³y procent jego cz³onków nale¿a³ do korpusu prasowego. Byli w nim oczywicie przedstawiciele miejscowych rodków przekazu: redaktorzy i reporterzy brytyjskiej oraz chiñskiej prasy, kamerzyci i komentatorzy miejscowych stacji telewizyjnych, nawet krzykliwi prezenterzy muzyki z radia, gadaj¹cy o wszystkim i o niczym miêdzy poszczególnymi utworami. Poniewa¿ byli miejscowymi i profesjonalistami jak to lubili o sobie mówiæ, przybierali dumne pozy, okazuj¹c wy¿szoæ pomniejszym rybkom: specom od reklamy czy wie¿o upieczonym reporterom dzia³u miejskiego, milkn¹c natomiast w obecnoci arystokracji zawodu. Ow¹ arystokracjê stanowili ci, dla których w pierwszym rzêdzie klub powsta³: szefowie placówek wiatowych agencji prasowych, renomowanych pism, korespondenci i fotoreporterzy, którzy wydarzenia w tym regionie Azji rozprzestrzeniali na ca³¹ kulê ziemsk¹. Walter Blum nie mia³ trudnoci z rozpoznaniem, kto jest kim. Arystokratów by³o w klubie niewielu. Spêdzali zbyt wiele czasu na uganianiu siê za tematami. Nie ubierali siê te¿ zgodnie z obowi¹zuj¹c¹ mod¹ i prowadzili rozmowy raczej cicho. Warstwa ,,rednia przedstawiciele prasy miejscowej odwiedza³a klub raczej w mundurach. Mundurem nazywano stój typu safari. Jego kurtka mia³a epolety wojskowe, nadmiar kieszeni oraz specjalne wsuwki na d³ugopisy. Wielu hinduskich krawców przy Nathan Road dosz³o do niespodziewanej fortuny wy³¹cznie dziêki produkcji odzienia tego typu. Trzecia z kolei warstwa brokerzy ubezpieczeniowi i ¿eglugowi, agenci biur podró¿y i linii lotniczych oraz importerzy zagl¹da³a tu czêsto. Jej przedstawiciele zachowywali siê zawsze tak, jakby oczekiwali lada chwila wybuchu jakiego skandalu lub przynajmniej podniecaj¹cego wydarzenia. Czêsto ich oczekiwania siê spe³nia³y, gdy¿ mieszanka goszcz¹cych w klubie ludzi czasami okazywa³a siê bardzo wybuchowa. Tego wieczoru w lokalu panowa³ klimat oczekiwania na widowisko. Nie by³o to chorobliwe podniecenie towarzysz¹ce zwyk³ej aukcji, ale wielkie zaciekawienie. T³ok by³ wielki, gdy¿ wieæ szybko obieg³a wszystkich zainteresowanych. Ze swego punktu obserwacyjnego, zza strategicznie umieszczonego w rogu stolika, Walter Blum widzia³ salê restauracyjn¹, prawie ca³y owalny bar i hol, a¿ do wind. Raz po raz by³ ³askaw skin¹æ g³ow¹ komu, kto by³ tego wart. Zainteresowa³a go czwórka przy barze: Howard Talbot, pierwszy sekretarz amerykañskiego konsulatu, piêkna Janine Lasage, dalekowschodnia korespondentka LUniverse, Sami Asaf z Bliskowschodniej Agencji Telegraficznej w Bejrucie, i Johann Kinkel, dyrektor miejscowego Instytutu Goethego. Tak, bardzo interesuj¹ca czwórka, pomyla³ Blum, który wiedzia³, ¿e wszyscy 40
w grupce przy barze oprócz oficjalnego zawodu mieli jeszcze drugi: byli agentami wywiadu chocia¿ Blum wola³ nazywaæ ich szpiegami. Talbot by³ numerem drugim miejscowej rezydentury CIA. Janine Lasage Service de Documentation Exterieure et de Contre-Espionage, czyli w czêsto u¿ywanym skrócie SDECE dum¹ francuskich s³u¿b specjalnych. Asaf by³ jedynym przedstawicielem, a wiêc i szefem miejscowej placówki na rejon dalekowschodni, irackiego Mukhabaratu. Kinkel wreszcie by³ wschodz¹c¹ gwiazd¹ niemieckiej BND Bundesnachrichtendienst. Zgodnie z informacjami uzyskanymi przez Waltera Bluma przyjecha³ on tu na szeciomiesiêczny sta¿, aby przed oczekuj¹cym go powa¿nym awansem zdobyæ wiedzê na temat sytuacji na Dalekim Wschodzie. Blum by³ ciekaw, czy ka¿dy z czwórki wie, ¿e pozostali te¿ s¹ szpiegami i ¿e barman Czang, który w tej chwili pucowa³ kieliszki i przys³uchiwa³ siê ich rozmowie, pracuje równoczenie dla gubernatora, tajnych s³u¿b ChRL i Kuomintangu na Tajwanie. Myl ta bardzo rozbawi³a Waltera. Upi³ ³yczek montrachet i strzepn¹³ popió³ cygara z klapy flanelowej marynarki. Jego uwagê zwróci³y otwieraj¹ce siê drzwi windy, z której wyszed³ w jasnoniebieskich sportowych spodniach i w kremowej koszuli Duff Paget. Przed wejciem do g³ównej sali zatrzyma³ siê, tak jak to zawsze robili wszyscy, przy tablicy oddzielaj¹cej hol od baru. Wywieszano tam zdjêcia zrobione przez co znamienitszych cz³onków FCC. Mog³y to byæ tak zwane zdjêcia g³ów pañstw w nietypowych sytuacjach, mog³y przedstawiaæ wydarzenia z ró¿nych dziedzin, a¿ po zdjêcia z terenu wojny te zdjêcia, które znalaz³y uznanie wiatowej prasy i jej czytelników. Nikt nie potrafi³ spêdziæ przed t¹ tablic¹ nawet parunastu sekund, aby nie doznaæ g³êbokiego szoku. Oto zdjêcie zrobione przez Eddieego Adama: szef sajgoñskiej policji strzela w g³owê zwi¹zanego bezbronnego ¿o³nierza Wietkongu: oto buddyjski zakonnik pali siê ¿ywcem przed prezydenckim pa³acem. I tu¿ obok wzruszaj¹ce zdjêcie Larryego Burrowa: czarnoskóry sier¿ant tuli i uspokaja przera¿onego bia³ego ¿o³nierza. Zdjêcie Dona McCullina przedstawiaj¹ce ¿o³nierza piechoty morskiej w g³êbokim szoku po bliskim wybuchu artyleryjskiego pocisku: wyraz twarzy mówi wiêcej o wojnie ni¿ milion s³ów. I nieopodal umiechniêta g³upawo twarz Richarda Nixona. Walter wiedzia³ jednak, ¿e Duff skieruje uwagê przede wszystkim na dwa zdjêcia dodane ostatnio do kolekcji. Jedno z nich przedstawia³o wojskowego kapelana. Wygl¹da³ niemal miesznie w mundurze i koloratce; ogl¹da³ siê za szeregowym w kuloodpornej kamizelce, na plecach której kred¹ wypisano modn¹ od niedawna sentencjê anonimowego autora: Idê w cieniu Doliny mierci, Diab³a siê nie bojê, Bom sukinsyn wiêkszy od niego. 41
Wyraz twarzy kapelana by³ bardzo wieloznaczny. Druga fotografia pokazywa³a w zbli¿eniu dziewczynê o migda³owych oczach, wspania³ym owalu twarzy i hebanowych w³osach upiêtych wysoko na g³owie. Jej twarz kontrastowa³a z bia³ym tiulem t³a. By³a to twarz transcendentalnej niewinnoci. Walter wiedzia³, ¿e Paget skupi uwagê na tych dwóch zdjêciach, poniewa¿ sam je zrobi³. Decyzja Komisji Klubowej umieszczenia ich na tablicy przy wejciu by³a paszportem do klubowej arystokracji. Duff sta³ przed tablic¹ przez d³ug¹ chwilê, a nastêpnie przeszed³ do baru i do³¹czy³ do grupki szpiegów przy barowej ladzie. Walter zamyli³ siê. Czy¿by Paget by³ jednym z nich? Pytanie nie by³o retoryczne, stupiêædziesiêciokilowy ¿ar³ok bowiem by³ tak¿e jednym z nich, a co wiêcej, cieszy³ siê zas³u¿on¹ reputacj¹ w ³onie swojej organizacji. Szpiegiem zosta³ doæ póno i trafi³ do zawodu dziwn¹ drog¹. By³ rosyjskim ¯ydem, którego rodzina uciek³a po rewolucji do Chin i osiedli³a siê w Szanghaju. Jego ojciec zaj¹³ siê importem, a nastêpnie produkcj¹ tekstyliów na przeogromny chiñski rynek. Firmê nazwa³ Walen Trading. S³owo Walen powsta³o z po³¹czenia imion dwojga jego dzieci: Waltera i Ellen. Wkrótce po osiedleniu siê w Szanghaju Ellen umar³a na zapalenie p³uc. Jedynym spadkobierc¹ rodzinnej fortuny zosta³ Walter. Firma Walen Trading rozwija³a siê dobrze. Na przestrzeni lat ojciec Waltera otworzy³ liczne filie i sieæ hurtowni w ca³ych Chinach. Wszystkie by³y zarz¹dzane przez rosyjskich ¯ydów. Podczas wojny i okupacji japoñskiej fortuna rodziny pokanie wzros³a z powodu znikniêcia z rynku g³ównych rywali: Brytyjczyków i Francuzów, którzy zostali internowani. To wzbogacenie nie by³o w ¿adnym wypadku rezultatem jakichkolwiek niecnych poczynañ ojca Waltera, którego zawsze uwa¿ano za uczciwego, honorowego i odwa¿nego przemys³owca. Swoje pieni¹dze i swobodê dzia³ania w warunkach wojennych wykorzystywa³ jak móg³, by pomagaæ internowanym, posuwaj¹c siê nawet do przekupywania japoñskich funkcjonariuszy i podejmowania osobicie ryzykownych przedsiêwziêæ, by do obozów internowanych dostarczaæ lekarstwa i ¿ywnoæ. Kiedy wiêc wojna siê skoñczy³a, mia³ nie tylko olbrzymi maj¹tek, ale i zaskarbion¹ sobie wdziêcznoæ zarówno dawnych konkurentów, jak i brytyjskiego rz¹du. Otrzyma³ nawet Order Imperium Brytyjskiego. Zamierza³ udaæ siê do Londynu, aby odebraæ go z r¹k samego monarchy, króla Jerzego V, ale niestety, zmar³ na zawa³ serca tu¿ przed odp³yniêciem statku. I w ten oto sposób Walter sta³ siê w wieku lat dwudziestu spadkobierc¹ kwitn¹cego imperium, obejmuj¹cego liczne fabryki i przedsiêbiorstwa handlu zagranicznego. A zosta³ sam, gdy¿ matka zmar³a dawno, przyjació³ mia³ niewielu, a do tego by³ ma³o atrakcyjnym grubasem. Odkry³ jednak, ¿e ma nie tylko talent do handlu i wytwarzania dóbr, ale do stawiania politycznych prognoz, które siê sprawdzaj¹, i bezb³êdnego 42
wyw¹chiwania politycznych intryg. Kiedy komunici i nacjonalici bili siê o w³adzê w Chinach, Walter na d³ugo przed wszystkimi doszed³ do wniosku, ¿e zwyci꿹 komunici. Zacz¹³ sprzedawaæ poszczególne fabryki Walen Trading i inwestowa³ poza Chinami. Ale inwestowa³ w bardzo specyficzny sposób. Od ojca nauczy³ siê, ¿e oprócz kapita³u, w handlu najwartociowszymi aktywami s¹ ludzie. Ojciec by³ wspania³ym sêdzi¹ charakterów, szybko i trafnie ocenia³ ludzi. Walter odziedziczy³ ojcowski instynkt i jeszcze bardziej go rozwin¹³. W³aciwie bez ryzyka pope³nienia b³êdu potrafi³ zawsze wybraæ w³aciwego cz³owieka do w³aciwej pracy. Zwo³a³ wiêc do Szanghaju czo³ówkê swoich podkomendnych ze wszystkich filii, oddzia³ów, fabryk i biur handlowych Walen Trading, by przedstawiæ im zasady nowej polityki i plan dzia³ania. Ka¿dy z nich mia³ osi¹æ z rodzin¹ w którym z wybranych krajów. Ka¿dy otrzyma kapita³ w wysokoci pó³ miliona dolarów i kredyt bankowy na milion. W 1948 roku by³o to sporo. Ka¿dy z nowych mened¿erów mia³by 25 procent akcji zarz¹dzanego przedsiêbiorstwa. On sam mia³ zamiar przenieæ siê do Hongkongu, gdzie planowa³ umieciæ zarz¹d konsorcjum Walen Trading. Ziarno zosta³o rzucone na ¿yzn¹ glebê. Walter rozsadzi³ swych mened¿erów po ca³ym wiecie. W owych latach cis³ej kontroli przep³ywu kapita³ów i wywo¿enia pieniêdzy z Chin, powsta³y pewne trudnoci przy transferze owych milionów Waltera, ale poradzi³ sobie z tym zupe³nie genialnie. W przedwojennych Chinach bardzo aktywni byli benedyktyni, prowadz¹cy liczne misje. W przeciwieñstwie do Waltera, stawiali na zwyciêstwo Kuomintangu i czynnie siê do tego przygotowywali. Swoje aktywa zainwestowali w Stanach Zjednoczonych. Walter zaproponowa³ im korzystny interes: otworzy zakonowi liniê kredytow¹ w Chinach, a oni jemu w Nowym Jorku minus 10 procent za us³ugê. Zawarto porozumienie i wiadczono sobie przewidziane umow¹ us³ugi a¿ do czasu ca³kowitego zwyciêstwa komunistów, a nawet jeszcze d³u¿ej, bo chocia¿ prognozy benedyktynów okaza³y siê fa³szywe, komunici zachêcali pocz¹tkowo prywatnych przedsiêbiorców do pozostania i wiele firm pochopnie to uczyni³o. Walter mia³ ju¿ ostatecznie opuciæ Chiny, kiedy nast¹pi³y powa¿ne komplikacje. Niespodziewany cios. Otó¿ ³¹czy³a go z opatem benedyktynów nie tylko finansowa umowa, ale i kochanka, rosyjska emigrantka o wybuchowym temperamencie. Ona to w³anie odegra³a kluczow¹ rolê w spotkaniu opata i Waltera. Likwiduj¹c swoje sprawy, Walter hojnie j¹ obdarowa³, ale ona, niestety, pos³ugiwa³a siê innymi kryteriami hojnoci i wciek³a popêdzi³a do w³adz, opowiadaj¹c wszystko o pogwa³ceniu przez Walen Trading przepisów o kontroli obrotu dewizowego. Opat i Walter trafili do wiêzienia. Walter nadmiernie siê nie zmartwi³. Wiedzia³, ¿e to tylko chwilowe zak³ócenie harmonogramu wyjazdu. Komunici byli pragmatykami. Chcieli 43
pieniêdzy. Problem dotyczy³ wy³¹cznie wielkoci sumy. G³ównym zmartwieniem Waltera by³a obawa, ¿e jego rozsiani ju¿ po wiecie mened¿erowie ofiaruj¹ za du¿o. Z wiêzienia nie móg³ siê z nimi porozumieæ, wiêc uda³ zapalenie wyrostka robaczkowego i za¿¹da³ wezwania w³asnego lekarza, który by³ tak¿e imigrantem z Rosji i zaufanym przyjacielem rodziny. Natychmiast wiêc zjawi³ siê, wezwany przez w³adze wiêzienne, i w czasie badania Walter zdo³a³ przekazaæ mu instrukcje. Komunici byli jednak bardzo podejrzliwi i owiadczyli, ¿e skoro Walter ma w istocie zapalenie wyrostka robaczkowego, jak to potwierdza lekarz, to trzeba radykalnie problem rozwi¹zaæ. W ten oto sposób Walter straci³ niewinny w ca³ej sprawie, zdrowiutki wyrostek robaczkowy, który zosta³ z³o¿ony na o³tarzu kupieckiej uczciwoci. We w³aciwym czasie nowojorskie biuro konsorcjum wp³aci³o dwa miliony dolarów, które Walter zaproponowa³, i po dalszych szeciu miesi¹cach ma³ostkowych targów zosta³ zwolniony, otrzymuj¹c zezwolenie na wyjazd do Hongkongu. Szybko odzyska³ wagê stracon¹ w wiêzieniu, ale zachowa³ dwie trwa³e pami¹tki z tego okresu: pooperacyjn¹ bliznê na nie¿nobia³ym brzuchu i calutki tekst szekspirowskiego Hamleta. By³a to jedyna angielska ksi¹¿ka, jak¹ uda³o mu siê wypo¿yczyæ w wiêziennej bibliotece, i nauczy³ siê dramatu na pamiêæ, od pierwszej do ostatniej strony. Przy okazji dokona³ osza³amiaj¹cych, jego zdaniem, odkryæ, gdy¿ w jêzyku Szekspira znalaz³ absolutnie wszystko, co kiedykolwiek chcia³ powiedzieæ, ale nie móg³ po prostu z braku s³ów i umiejêtnoci ich komponowania w przejrzyste zdania. Od tego czasu wszystkie jego rozmowy by³y obficie zaprawiane cytatami z Hamleta. Czêsto wprawia³o to w zak³opotanie przyjació³ i znajomych, natomiast rozsiani po wiecie mened¿erowie firmy baczyli, by zawsze mieæ pod rêk¹ egzemplarz dramatu, gdy¿ do rutyny nale¿a³o otrzymywanie teleksów z cierpk¹ uwag¹ na przyk³ad nastêpuj¹cej treci: Akt 1, scena 2, wiersz
Po odszukaniu wzmiankowanego wiersza mened¿er dowiadywa³ siê, ¿e ma na czas pewien poskromiæ swoje zachwyty i rozumia³ wówczas, ¿e Walter nie by³ ca³kowicie przekonany co do korzyci, jakie przynieæ mo¿e proponowane wspólne przedsiêwziêcie. Po przybyciu do Hongkongu stwierdzi³, ¿e zasiane przez niego ziarna zaczê³y kie³kowaæ. Obecnie mia³ filie we wszystkich czêciach wiata, od Rio de Janeiro po Sydney, Londyn i Johannesburg, nie wspominaj¹c ju¿ o nowojorskiej centrali. Na Dalekim Wschodzie posiada³ biura w Japonii i w kilku 44
stolicach Azji Po³udniowo-Wschodniej. Filie i biura rozwija³y siê w zale¿noci od warunków lokalnych, ale olbrzymie znaczenie mia³y temperament i prê¿noæ mened¿era. W Rio handlowano stal¹ i stopami metali, na które istnia³o du¿e zapotrzebowanie. W Japonii zajmowano siê b³yskawicznie powstaj¹cymi przemys³ami materia³ów fotograficznych i elektronicznych. I nie tylko. Tokijski mened¿er zakontraktowa³ flotyllê kutrów do po³owu tuñczyka i sprzedawa³ ryby do Europy za porednictwem biura paryskiego. Dwukrotnie w ci¹gu roku Walter odbywa³ wielki objazd swoich placówek objazd w sprawach handlowych, ale i gastronomiczny. Odwiedza³ mened¿erów i najlepsze restauracje w miastach, w których rezydowali. Podczas objazdu w 1953 roku po kolacji w restauracji hotelu Savoy poszed³ do teatru Old Vic, gdzie obejrza³ Hamleta z Richardem Burtonem w roli tytu³owej. Siedzia³ w pierwszym rzêdzie i, poruszaj¹c bezg³onie wargami, powtarza³ kwestie wszystkich aktorów. Pod koniec drugiego aktu bezwiednie zacz¹³ szeptaæ. W czasie antraktu otrzyma³ w barze kartkê: Wielkie dziêki, mi³y panie, ale tekst jest mi dobrze znany.
R.B.
Zachowa³ tê kartkê i ceni³ na równi z obrazami wielkich mistrzów, które wkrótce potem zacz¹³ skupywaæ. W po³owie lat piêædziesi¹tych by³ ju¿ jednym z najbogatszych ludzi w Azji. Wojna koreañska i jej nastêpstwa przynios³y nieprawdopodobny rozwój japoñskiego handlu i Walen Trading sta³o siê gigantem. Walter mia³ teraz biura i fabryki w ponad czterdziestu krajach i ka¿dy z wielkich objazdów zajmowa³ mu do trzech miesiêcy. Powinien byæ zadowolony. I by³ zadowolony, jeli idzie o sukces handlowy. Czego mu jednak brakowa³o. Poniewa¿ tak dobrze dobra³ sobie mened¿erów, a ponadto pozostawi³ im woln¹ rêkê, sam nie mia³ wiele do roboty. Jego imperium nie wymaga³o codziennego dozoru i podejmowania wielu decyzji. Poszczególne cz³ony prowadzi³y w³asn¹ politykê i, w odró¿nieniu od wielkich miêdzynarodowych koncernów, gdzie nieustanna kontrola przez centralê jest konieczna, nadopiekuñczoæ Waltera mog³aby jedynie zaszkodziæ, zabijaj¹c ducha inicjatywy. Walter zacz¹³ siê wiêc nudziæ. Znudzony szuka³ ¿yciowej podniety. Wydarzeniem, które sta³o siê katalizatorem, by³a bliskowschodnia wojna 1956 roku. Po zajêciu Pó³wyspu Synajskiego rz¹d Izraela zrobi³ to, co zawsze robi³, bêd¹c w potrzebie powojennej: wys³a³ w wiat znanych genera³ów i mê¿ów stanu, by prosili diasporê o nape³nienie skarbca. Mosze Dajan, bohater w³anie zakoñczonej wojny, uda³ siê do Australii. Po otrzymaniu obietnicy czterdziestu milionów dolarów od tamtejszych ¯ydów zatrzyma³ siê w drodze powrotnej w Hongkongu. 45
W Hongkongu rezydowa³o niespe³na trzystu ¯ydów, ale za to wielu z nich by³o bardzo bogatych. Dajan spêdzi³ kilka dni na udzielaniu wywiadów i wyg³aszaniu odczytów o wojnie, o stanie izraelskich finansów i o gromadz¹cych siê na horyzoncie niebezpieczeñstwach. Walterowi powiêci³ ca³y wieczór, jedz¹c z nim kolacjê w jego ekskluzywnej willi góruj¹cej nad miastem. Dajan zna³ ogrom fortuny Waltera i liczy³ na co najmniej milion dolarów. Ku swojemu zdziwieniu stwierdzi³, ¿e jego gospodarz przejawia w tym wypadku cechy sk¹pca. Walter t³umaczy³, ¿e ma wstrêt do dawania pieniêdzy rz¹dom. Zarówno w formie podatków, jak i datków. Niemniej popiera ca³ym sercem Izrael i nie jest cz³owiekiem sk¹pym. Ofiarowa³ ju¿ spore sumy na zalesianie oraz liczne dotacje dla uniwersytetu w Tel Awiwie. Tak¿e jego filia w Tel Awiwie, która rozwinê³a w Izraelu przemys³ obróbki diamentów, szczodrze rozdzieli³a wiele subwencji. Dajan by³ bardzo przekonuj¹cy i mocno nalega³, ale Walter owiadczy³, ¿e gotów jest ofiarowaæ pomoc w innej formie. W jakiej¿ to innej formie? zapyta³ Dajan. Walter lekko wzruszy³ ramionami, jakby siê dziwi³, ¿e wielki genera³ nie potrafi siê domyliæ i wyjani³, ¿e posiada na wiecie ogromn¹ sieæ przedstawicielstw, biur, filii i przedsiêbiorstw, a wszystkie s¹ zarz¹dzane przez nies³ychanie przedsiêbiorczych fachowców ¿ydowskiej narodowoci. Mo¿e wiêc móg³by pomóc Izraelowi w promocji izraelskich towarów? Dajan myla³ nad tym d³u¿sz¹ chwilê, a potem w jego jedynym oku pojawi³ siê b³ysk olnienia. Spêdzi³ resztê wieczoru i pó³ nocy zag³êbiaj¹c siê w charakter Waltera, bior¹c go w krzy¿owy ogieñ pytañ i szperaj¹c w jego ¿yciorysie. Doszed³ do wniosku, ¿e mimo swej aparycji i oczywistego braku dobrego gustu, ten cz³owiek ma ¿ywy umys³, subteln¹ inteligencjê i wielk¹ znajomoæ ludzkiej natury. Kiedy ju¿ siê ¿egna³, rzuci³ mimochodem, ¿e byæ mo¿e widzi sposób, w jaki Walter móg³by oddaæ wielk¹ przys³ugê Izraelowi, ale przedtem musi na ten temat odbyæ rozmowy i przedyskutowaæ sprawê w Izraelu, i ¿e w odpowiednim czasie kto w jego imieniu zg³osi siê do Waltera. Blum odprowadzi³ Dajana do samochodu, podziêkowa³ za wizytê, siêgn¹³ do kieszeni i wyj¹³ z niej czek, który poda³ genera³owi. Czek opiewa³ na milion dolarów. Umiechn¹³ siê, widz¹c zdziwienie na twarzy Dajana. Z kolei Dajan zaskoczy³ i zarazem zachwyci³ Waltera. W czasie kolacji genera³ zauwa¿y³, ¿e wszystkie wypowiedzi gospodarza a¿ siê roj¹ od cytatów z Hamleta. Wsiadaj¹c do wozu opuci³ szybê i na po¿egnanie powiedzia³: Akt drugi, scena druga, wiersz dwiecie osiemdziesi¹ty szósty. Z rozpromienion¹ twarz¹ Walter d³ugo patrzy³ za odje¿d¿aj¹cym. Natychmiast skojarzy³ wymieniony wiersz ze s³owami: Biedakiem bêd¹c, ubogim te¿ s³owa podziêki.
46
Szeæ tygodni póniej, podczas kolejnego copó³rocznego objazdu swych placówek, Walter odwiedzi³ filiê izraelsk¹. Wtedy Dajan zaprosi³ Waltera na kolacjê, w której uczestniczy³ jeszcze jeden goæ, drobny ruchliwy mê¿czyzna o nazwisku Isser Harel. Po kolacji Dajan zostawi³ obu goci samych przy kawie i butelce koniaku. Isser Harel by³ w owym czasie legendarnym szefem izraelskiego wywiadu, Mosadu. W miarê jak obni¿a³ siê poziom koniaku w butelce, Harel z coraz wiêkszym o¿ywieniem i przekonaniem mówi³, w jaki sposób Walter mo¿e pomóc Izraelowi. Walter nie móg³ d³u¿ej wytrzymaæ i przerwa³: Mam byæ szpiegiem?! wykrzykn¹³ z radoci¹. Harel zaprzeczy³, proponuj¹c mniej dramatyczne okrelenie, ale Walter trwa³ przy szpiegu. Bardzo mu siê podoba³o i chêtnie zrezygnowa³ z semantycznych niuansów. Dostrzeg³ od razu piêkno proponowanej mu funkcji. Mia³ sieæ filii i biur, wietnie funkcjonuj¹cy system zbierania informacji, dysponowa³ sieci¹ ³¹cznoci, a przede wszystkim armi¹ lojalnych ¿ydowskich mened¿erów i nie ograniczonymi funduszami. Ju¿ widzia³ siebie w magicznej roli paj¹ka, czyhaj¹cego na ofiary porodku uplecionej przez siebie sieci. Z kolei Harel s³ucha³ uwa¿nie, gdy Walter puszcza³ wodze fantazji. Wymieni³ tak¿e nazwiska tych mened¿erów, którzy mogliby byæ obarczeni specjalnymi zadaniami. Tymczasem, od zaraz, oferowa³ wci¹gniêcie na listê p³ac Walen Trading ju¿ operuj¹cych w terenie agentów Mosadu. Mo¿na by te¿ otworzyæ dalsze biura w newralgicznych punktach
Rozwija³ przed oczami Harela now¹ wizjê. Harel po raz wtóry zacz¹³ protestowaæ. Trzeba dzia³aæ powoli, ludzi nale¿y przeszkoliæ, samego Waltera tak¿e. Siatka, jak¹ Walter proponuje, wymaga lat przygotowywania. Wcale nie zniechêci³ tym jednak Waltera. Bêdê szpiegiem! mrucza³ do siebie zachwycony. Grube wargi skrzywi³ w diabolicznym umiechu. Bêdê arcyszpiegiem! Tak, arcyszpiegiem! Harel z wysi³kiem powstrzyma³ umiech, a potem, zdaj¹c raport na posiedzeniu rz¹du, wyrazi³ opiniê, ¿e chocia¿ Walter Blum i jego Walen Trading mog¹ siê przydaæ, zw³aszcza jako kana³y przekazywania pieniêdzy i ³¹cznoci, to jednak nie nale¿y liczyæ na wartociowe informacje wywiadowcze z wyj¹tkiem, byæ mo¿e, paru sekretów przemys³owych. Szef Mosadu po prostu nie docenia³ energii Waltera, jego geniuszu organizacyjnego i talentu do szpiegowskiej przenikliwoci. W ci¹gu szeciu miesiêcy Walter wybra³ dwunastu ludzi i zacz¹³ zamêczaæ Harela, by ich wzi¹³ na szkolenie. Gdy Harel wreszcie siê zgodzi³ i wezwa³ ich na indywidualne rozmowy, nie móg³ wyjæ z podziwu na temat umiejêtnoci Waltera w doborze ludzi. Z dwunastki odpad³ tylko jeden i to wy³¹cznie dlatego, i¿ okaza³o siê, ¿e ma blisk¹ rodzinê w ZSRR i jest w zwi¹zku z tym podatny na ewentualny szanta¿ KGB. Walter odby³ wiele podró¿y do Tel Awiwu, 47
oficjalnie w zwi¹zku z rosn¹c¹ aktywnoci¹ izraelskiej filii Walen Trading, a w rzeczywistoci w celu pobrania lekcji szpiegowania. Po roku szerokim strumieniem zaczê³y nap³ywaæ do Mosadu informacje od Waltera i jego ludzi, a analitycy izraelscy przyznawali, ¿e otrzymuj¹ materia³y najwy¿szej jakoci. Znacznie wczeniej ni¿ przewidywa³, Isser Harel zacz¹³ wprowadzaæ swoich agentów do Walen Trading, która przesz³a od pasywnej roli zbierania informacji do aktywnej roli wêszenia za nimi i organizowania akcji specjalnych. Harel by³ jednak na tyle roztropny, ¿e nie odbiera³ Walterowi wymarzonej przez niego funkcji arcyszpiega. Blum pozosta³ szefem swojej w³asnej siatki i dziêki temu dywidendy p³ynê³y szerokim strumieniem. Kiedy na pocz¹tku lat szeædziesi¹tych Izrael zapragn¹³ w³asnej bomby atomowej, dokumentacji technicznej dostarczy³a siatka Waltera, uzupe³niaj¹c j¹ pewnymi teoretycznie nieosi¹galnymi komponentami. Nieco póniej nowojorska filia Walen Trading okaza³a wielk¹ pomoc w uzyskaniu potrzebnych iloci plutonu nadaj¹cego siê do produkcji bomb. Pluton pochodzi³ z amerykañskich zapasów i rozp³yn¹³ siê w tajemniczych okolicznociach. Walen Trading zajê³a siê tak¿e przewiezieniem ³upu do Izraela. W okresie poprzedzaj¹cym wojnê 1967 roku Walter otworzy³ liczne filie na Bliskim Wschodzie. Wszystkie nale¿a³y do firm zarejestrowanych w takich krajach, jak Liechtenstein, Panama i Monako. Walter w dalszym ci¹gu utrzymywa³ doskona³e kontakty w wiecie arabskim i w rezultacie chytrych podstêpów i twardych negocjacji handlowych sprawi³, ¿e wiele firm handluj¹cych z Izraelem uniknê³o wpisania na arabsk¹ czarn¹ listê. Po wojnie 1967 roku zrobi³ te¿ wiele, aby zminimalizowaæ skutki embarga na dostawê broni do Izraela. Embargo to zainicjowa³a Francja i przy³¹czy³o siê do niego wiele innych krajów. To w³anie siatka Waltera wyprowadzi³a spod nosa Francuzów dwie korwety zamówione przez Izrael, a w ramach embarga zatrzymane na osobiste polecenie genera³a de Gaullea. Dlatego te¿ w 1969 roku Walter Blum móg³ z czystym sumieniem uznawaæ siê za arcyszpiega. Siatka Waltera otrzyma³a kryptonim DAKTYL, a sam Walter Daktyl Jeden. Poszczególni cz³onkowie organizacji zostali obdarzeni dalszymi cyframi. Mimo bliskiej wspó³pracy Mosadu z CIA, ani CIA, ani ¿aden inny wywiad nie dowiedzia³ siê o siatce w ³onie Walen Trading. Walter Blum zachowa³ g³ówn¹ bazê operacji w Hongkongu, poniewa¿ Orient od zawsze go fascynowa³. Ostatnio jednak Mosad coraz bardziej nalega³, by przeniós³ kwaterê g³ówn¹ na Bliski Wschód. W 1962 roku Isser Harel przeszed³ na emeryturê i zast¹pi³ go Mair Amit, który dotrwa³ do roku 1968. Od tego czasu Walter pracowa³ pod kierunkiem Zwi Zamira. Podczas pierwszej rozmowy z Walterem Zamir parokrotnie napomyka³, ¿e nastêpne dziesiêciolecie bêdzie dla Izraela bardzo trudne. Krajowi gro¿¹ liczne niebezpieczeñstwa i us³ugi Waltera bêd¹ na wagê z³ota. Czy nie ze48
chcia³by znaleæ siê bli¿ej miejsca wszystkich wydarzeñ? Walter obieca³ zastanowiæ siê nad tym. Uczyni³ te¿ wstêpny krok, rozbudowuj¹c cypryjsk¹ filiê Walen Trading. Cypr by³by idealnym miejscem pobytu, gdyby postanowi³ przenieæ siê z Dalekiego Wschodu nieco na zachód. Walter zauwa¿y³ ruch w barze. Duff Paget opuci³ grupê szpiegów i ruszy³ w g³¹b sali. Po raz wtóry tego wieczoru Blum zacz¹³ zadawaæ sobie pytania na temat Pageta. Wiedzia³, ¿e reprezentuje on czasopismo, które ma bliskie zwi¹zki z waszyngtoñskim establishmentem. Mo¿e nie samo czasopismo, co jego w³aciciel. Nie po raz pierwszy Walter interesowa³ siê Pagetem. Przed dwoma miesi¹cami szuka³ danych w Mosadzie na temat m³odego fotoreportera. Nie otrzyma³ potwierdzenia, ¿e jest agentem wywiadu, a poniewa¿ Mosad od dawna ju¿ przenikn¹³ w wy¿sze krêgi CIA, wynika³oby z tego, ¿e Paget jest czysty. Walter odczuwa³ jednak pewien niepokój i nie opuci³y go podejrzenia. Spojrza³ na zegarek i stwierdzi³, ¿e ma jeszcze pó³ godziny do rozpoczêcia aukcji. Skin¹³ wiêc palcem na kelnera i wys³a³ przez niego zaproszenie do Pageta, aby ten zaszczyci³ go sw¹ obecnoci¹. Siedz¹c przy jednym stoliku w rogu sali stanowili olbrzymi kontrast. Jeden niski, brzydki i ponad miarê oty³y, drugi wysoki, szczup³y i nieprzeciêtnie przystojny. Kiedy Duff podniós³ kieliszek, Walter zainicjowa³ rozmowê: Pragnê pogratulowaæ panu ostatnich zdjêæ. Pierwsza klasa. Zaczynaj¹ pana nazywaæ Nowym Mungerem. Duff zaprzeczy³ energicznie, choæ by³ mile po³echtany pochwa³¹ z ust cz³owieka, o którym wiedzia³, ¿e interesuje siê ¿ywo serwisem prasowym z Wietnamu. Nie dorastam mu nawet do piêt odpar³. Jestem jeszcze nowicjuszem. Munger to najwy¿sza klasa
By³ dopowiedzia³ Walter, pilnie obserwuj¹c twarz m³odego cz³owieka. Co ma znaczyæ ta aukcja? Nikt nie wie. Duff wzruszy³ ramionami. Munger dopiero co wróci³ z operacji przeprowadzanej przez Si³y Specjalne w pobli¿u Vinh Long. Wróci³ do Sajgonu, nie wys³a³ ¿adnych zdjêæ i rozpocz¹³ pijack¹ sesjê. Trwa³a tydzieñ. Przylecia³ dzi rano do Hongkongu i obwieci³, ¿e sprzedaje ca³y sprzêt. Zostawi³ go u Czanga i podobno odlecia³ pierwszym samolotem do Europy. Walter dola³ wina do obu kieliszków i mrukn¹³: Ciekawe. Bardzo ciekawe. A pieni¹dze z aukcji? Duff sarkastycznie siê umiechn¹³. 4 Reporter
49
Dla miejscowego Towarzystwa Opieki nad Zwierzêtami. Na schronisko dla bezdomnych psów. Potê¿ne brzuszysko Waltera zatrzês³o siê od miechu. No tak, Munger nigdy nie przepada³ za ludmi. Ale niech pan mi powie, przyjacielu, czy nasza piêkna panna Lasage nic na ten temat nie wie? By³a przecie¿ jego
przyjació³k¹ przez ostatnich kilka miesiêcy. Z przerwami, ale by³a. Walter zauwa¿y³, ¿e twarz Duffa pociemnia³a, gdy spojrza³ na siedz¹c¹ przy barze smuk³¹ Francuzkê. Nie odpar³ krótko Duff ciniêtym g³osem. Jej informacje s¹ raczej obsceniczne. Gdy spogl¹da³ na Janine Lasage, w jego oczach malowa³a siê g³êboka uraza. Ciekaw jestem bardzo
mrukn¹³ Walter delikatnie. Duff nozdrzami wci¹gn¹³ g³êboko powietrze. Powiedzia³a, ¿e od powrotu z Vinh Long nie mo¿e ju¿
Sta³ siê impotentem. Podobno próbowa³, ale nic mu nie wysz³o. Walter uniós³ brwi i wypuci³ k³¹b dymu z cygara. Nie jest ³adnie takie rzeczy mówiæ o mê¿czynie. Zw³aszcza o Mungerze. Zw³aszcza w tym klubie. Duff pomrukiem wyrazi³ solidarnoæ z t¹ opini¹. Walter przygl¹da³ siê Francuzce. By³a wysoka, szczup³a, niemal chuda. Walter s³ysza³ kiedy opiniê, ¿e jest zbudowana jak w¹¿. Z tego, co powiedzia³ Duff, wynika³o, ¿e jest równie¿ jadowita. D³ugie w³osy barwy dojrza³ego zbo¿a upiê³a na g³owie. Walter s³ysza³, ¿e wystarczy, by wyjê³a jedn¹ szpilkê, potrz¹snê³a g³ow¹, a sp³yn¹ poni¿ej pasa. Bardzo chcia³by to zobaczyæ. Mia³ s³aboæ do d³ugow³osych blondynek. W zat³oczonym pomieszczeniu rozleg³ siê szmerek, gdy dwaj kelnerzy wnieli d³ugi stó³. Od baru oderwa³ siê Bennet, ubrany jak zwykle w tenisowy garnitur z kamizelk¹. Kelnerzy ustawili stó³ w koñcu salki. Siedz¹cy przy barze wstali, by lepiej widzieæ. Walter by³ zdziwiony skromnoci¹ mungerowskiego zestawu. Podczas poprzednich aukcji stó³ siê ugina³ pod sprzêtem fotograficznym i akcesoriami. Tym razem sta³a na nim tylko otwarta poobijana stalowa walizka zawieraj¹ca opakowane akcesoria do robienia odbitek: trzy plastikowe butelki, dwie kuwety, zegar ciemniowy, termometr, filtr wodny i kilka szpul a obok niej druga mniejsza, te¿ stalowa, walizka, w której widaæ by³o piêæ obiektywów, filtry u³o¿one w przegródkach i filmy w pude³kach. Oprócz tego na brezentowej torbie le¿a³ jeden jedyny aparat fotograficzny. Torba mia³a z boku ciemn¹ plamê. Wszystkie oczy by³y zwrócone na ten aparat, który mia³ przyczepione z boku co, co zniekszta³ca³o proporcje obudowy. Walter nigdy niczego podobnego nie widzia³. Spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem na Duffa, ale ten mia³ te¿ oczy wlepione w aparat. 50
Dlaczego ten aparat tak dziwnie wygl¹da? spyta³ Walter. Czy by³by pan ³askaw mi wyjaniæ? Nie odrywaj¹c wzroku od sto³u, Duff zacz¹³ t³umaczyæ pe³nym nabo¿eñstwa tonem: To jest Nikon FTN, obudowa z niklu, aparat nies³ychanie lekki. Trwa³y i odporny na zewnêtrzne warunki. Ukaza³ siê na rynku w 1965, ale Munger mia³ go ju¿ o rok wczeniej. Otrzyma³ z fabryki do wypróbowania w terenie. Po szeciu miesi¹cach zabra³ aparat do Tokio i kaza³ dorobiæ ten uchwyt. Jest z aluminium i tak go zaprojektowano, ¿eby mo¿na by³o prze³o¿yæ d³oñ i trzymaæ oraz ustawiaæ aparat przegubem, co pozwala palcom regulowaæ przes³onê i czas ekspozycji oraz wyzwalaæ migawkê. Uchwyt jest na zawiasie, mo¿na wiêc przechyliæ aparat na bok i zmieniaæ film, wszystko jedn¹ rêk¹. Bardzo przemylne stwierdzi³ Walter. Ale czy konieczne? Niech pan spojrzy na ten brezent! Duff g³ow¹ wskaza³ torbê. Ta plama to krew. Munger dosta³ postrza³ w lewe ramiê. By³o to na samym pocz¹tku ofensywy Tet. Mia³ niesprawn¹ rêkê, ale przez nastêpne dwa dni zrobi³ seriê najlepszych zdjêæ. Walter by³ wyranie pod wra¿eniem. No to dlaczego Nikon nie montuje tych uchwytów seryjnie? W fabryce uwa¿aj¹, ¿e to wygl¹da paskudnie i nie pasuje do standardowego futera³u. St¹d brezentowa torba zawi¹zywana na tasiemki. Inni reporterzy wojenni mogliby sobie co podobnego sprawiæ, ale tego nie robi¹. Dlaczego nie? Duff umiechn¹³ siê. Chyba dlatego, ¿e s¹ indywidualistami i nie chc¹, ¿eby mylano, i¿ kogo naladuj¹. Powróci³ do obserwacji sto³u, za którym stan¹³ w³anie Bennet i klasn¹³ w d³onie. Aukcja aparatu i akcesoriów fotograficznych, zgodnie z instrukcj¹ pana Davida Mungera
z przeznaczeniem uzyskanej kwoty dla Królewskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzêtami
rozpocz¹³ Anglik. W sali rozleg³y siê miechy, ale umilk³y, gdy Bennet bez dalszych wstêpów poprowadzi³ licytacjê. Wiedzia³ dobrze, ¿e najwiêksze zainteresowanie wzbudzi sam aparat, wiêc zostawi³ go na koniec, wyzbywaj¹c siê szybko stalowych walizeczek za cenê niewiele wy¿sz¹ ni¿ ich rynkowa wartoæ. Nastêpnie zrobi³ dramatyczn¹ pauzê i poleci³ Czangowi, aby nala³ mu szklankê whisky z wod¹. Jednym haustem wypi³ po³owê, szklankê odstawi³ na stó³ i przesun¹³ torbê z kamer¹ na rodek. Panie i panowie, zestaw trzeci. Jeden Nikon FTN, nieco zmodyfikowany og³osi³. Nowy aparat FTN kosztowa³ osiemset miejscowych dolarów i od tej kwoty Bennet rozpocz¹³ licytacjê. W ci¹gu minuty przebicia wywindowa³y 51
cenê do trzech tysiêcy dolarów. Oczy obecnych wêdrowa³y tam i z powrotem po trzech potencjalnych nabywcach. Pierwszym by³ Kozio³ Foster, szef placówki tygodnika Newsweek, korzystaj¹cego czêsto z fotografii Mungera. Drugim George Hardy, reporter dziennika The New York Times. I wreszcie Janine Lasage. Podczas kiedy dwaj pierwsi sygnalizowali przebijanie ceny podniesieniem palca, Janine wypowiada³a swe propozycje bezbarwnym, zdecydowanym g³osem. Ona bardzo chce to kupiæ zauwa¿y³ Walter, ale Duff nie s³ucha³. Jego zwê¿one oczy patrzy³y to na uczestników aukcji, to na aparat Mungera. George Hardy odpad³ przy trzech tysi¹cach dolarów. Tempo podbijania ceny zmala³o. Walter s¹dzi³, ¿e Foster kupuje byæ mo¿e w imieniu swej firmy, ale i on odpad³ przy czterech tysi¹cach. Cztery tysi¹ce po raz drugi! obwieci³ Bennet i podniós³ d³oñ, aby uderzyæ w stó³. Cztery i pó³! Wszystkie oczy zwróci³y siê w kierunku stolika w rogu i na Duffa Pageta, który wydawa³ siê byæ zdziwiony w³asn¹ inicjatyw¹. Walter Blum umiechn¹³ siê szeroko i dola³ wina do obu kieliszków. Piêæ tysiêcy! G³os Janine Lasage zabrzmia³ jak trzaniêcie bicza. Na sali rozleg³ siê szum, Bennet poci¹gn¹³ spory ³yk wina, wyci¹gn¹³ z kieszeni chustkê i otar³ czo³o. Piêæ i pó³! Duff nachyli³ siê nad sto³em, twarz mia³ ci¹gniêt¹ napiêciem. Nast¹pi³a d³uga przerwa w licytacji. Wszyscy patrzyli na Francuzkê, w której oczach malowa³ siê gniew i zawód. Piêæ i pó³ po raz pierwszy zaintonowa³ Bennet, patrz¹c na Janine. Siedzia³a wyprostowana na sto³ku barowym, palce prawej rêki zaciska³a na kieliszku. Piêæ i pó³ po raz drugi
! wywo³a³ Bennet. Szeæ! wykrzyknê³a francuska korespondentka, a tu¿ po tym pad³o jedno s³owo Duffa: Siedem! Bennet wiedzia³, ¿e to ju¿ koniec. Janine Lasage jakby nagle zwiêd³a. Siedem po raz pierwszy, po raz drugi
rozejrza³ siê po sali i szybko trzepn¹³ d³oni¹ w stó³. Po raz trzeci! Za siedem tysiêcy Nikona naby³ Duff Paget. Dziêki w imieniu psów, mi³y panie! Bennet zarechota³ g³ono, zachwycony w³asnym dowcipem, ale pozosta³ odosobniony z t¹ reakcj¹. Wszyscy patrzyli na Janine Lasage, która zsunê³a siê ze sto³ka, mierz¹c Duffa nienawistnym spojrzeniem. Na sali zrobi³o siê cicho jak makiem zasia³. I wtedy Francuzka warknê³a: Va te faire enculer! 52
Z ha³asem odstawi³a kieliszek na ladê i wysz³a. Kilka osób nerwowo zachichota³o, a potem przy barze zapanowa³ cisk i gwar rozmów. Czy zna pan francuski? zapyta³ Walter Duffa, który siedzia³ jakby w transie. Podniós³ jednak g³owê i pokrêci³ g³ow¹. Walter umiechn¹³ siê. Pozwoli wiêc pan, ¿e przet³umaczê
Ta piêkna dama zarzuci³a panu sodomiê
sugerowa³a te¿, ¿e jest pan pederast¹
Niezbyt to eleganckie i oryginalne w ustach osoby, której zawód wymaga przyswojenia sobie bogatego s³ownictwa. Niemniej otrzyma³ pan wiadomoæ, która w skrócie oznacza, ¿e zyska³ pan jednoczenie aparat i miertelnego wroga. Wzrok Duffa spoczywa³ nadal na Nikonie Mungera. Nie ma do niego prawa powiedzia³. Bêdzie pan u¿ywa³ tego aparatu? Nie. Nigdy. Nikt nigdy nie bêdzie go u¿ywa³. Bêdzie czeka³ na Mungera, gdyby go kiedy zapragn¹³. Westchn¹³ i doda³: Janine Lasage nie jest jedyn¹ osob¹, która d³ugo bêdzie na mnie wciek³a. Tak? Wyda³em pieni¹dze przeznaczone na bransoletkê dla mojej ¿ony. W czwartek mamy rocznicê lubu. Walter wyda³ pe³en wspó³czucia pomruk. I ona zakupu aparatu nie zrozumie? Duff smutno pokiwa³ g³ow¹. Niestety, nie. Walter wyci¹gn¹³ rêkê i po ojcowsku poklepa³ Duffa po ramieniu. No có¿, m³ody cz³owieku, przynajmniej nie musi pan chwilowo martwiæ siê pann¹ Lasage. Z tego, co s³ysza³em, przeniesiono j¹ na placówkê bliskowschodni¹. Nasza dama wyje¿d¿a ju¿ za kilka dni. Spojrza³ na zegarek i dwign¹³ siê z fotela. Dziêkujê panu za towarzystwo i ciekaw¹ rozmowê. I niech pan zapamiêta s³owa Hamleta: By wielkim byæ, bez racji dzia³aæ nie nale¿y. Walter Blum dumnie przeparadowa³ przez salê, odprowadzany zaintrygowanym spojrzeniem Duffa. 29 padziernika nast¹pi³y dwa wydarzenia, pozornie nie maj¹ce ze sob¹ wyranego zwi¹zku: Duff Paget ofiarowa³ swej ¿onie jedynie bukiet piêknych ró¿, co doprowadzi³o do powa¿nej awantury, tysi¹ce za kilometrów na zachód rz¹d Iraku podpisa³ uk³ad o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.
53
54
Ksiêga druga
55
56
3 Strona nr 1 z 5 IRACKI PROGRAM NUKLEARNY Raport nr 1 1A, 14 lipca 1975 roku Do: dyrektora generalnego, genera³a Izaaka Hoftiego. Od: dyrektora Biura Studiów i Analiz, Szymona Saguy. ród³a: rezydent, Pary¿ Daktyl Cztery Daktyl Siedem Liczba kopii: zero Mam ju¿ tego dosyæ! Pêta siê tu zbyt wielu ludzi, wysy³aj¹ sprzeczne informacje i zabieraj¹ zbyt wiele czasu pracownikom mojego biura. W ci¹gu minionych czterdziestu piêciu dni opracowywalimy raporty i sporz¹dzalimy analizy dla: wywiadu wojskowego (dwukrotnie), Ministerstwa Spraw Zagranicznych Sekretariatu Rady Ministrów Rady Naukowej przy premierze Sekretariatu premiera Szefa Sztabu Ambasadora USA (dlaczego?!) i dla pana (piêciokrotnie). Nie wst¹pi³em do Mosadu, ¿eby zostaæ urzêdnikiem pocztowym. Powtarzalimy siê w ró¿nych raportach i sprawozdaniach (w ci¹gu tych 45 dni) co najmniej dwanacie razy. Zrekapitulujê najwa¿niejsze informacje, jakimi dysponujemy, i nastêpnie przedstawiê wniosek. Strona nr 2 z 5 1. Pañstwa zaliczone do grupy wrogowie Izraela (lub potencjalni wrogowie), które obecnie usi³uj¹ wyposa¿yæ siê w broñ nuklearn¹. Najwiêksze zagro¿enie stanowi¹: Egipt, Libia, Pakistan i Irak. 2. Nie ulega w¹tpliwoci, ¿e najwiêkszym zagro¿eniem jest Irak, poniewa¿, w odró¿nieniu od Libii i Egiptu, które s¹ pod cis³¹ kontrol¹ swoich opiekunów,
57
tzn. ZSRR i USA, Irak dostatecznie zdystansowa³ siê od ZSRR, aby móc wejæ na drogê niezale¿nej (a wiêc i nie kontrolowanej) polityki. Pakistan znajduje siê w ogonie pretendentów do broni nuklearnej, poniewa¿ brak mu rodków finansowych i dostêpu do osi¹gniêæ naukowych. Poza tym program nuklearny Pakistanu ma na celu zneutralizowanie zagro¿enia ze strony Indii. Zagro¿enie dla Izraela jest jedynie pochodn¹ i ubocznym produktem przynale¿noci do wspólnoty islamskiej. 3. Sponsorem Iraku jest Francja, chyba najbardziej sprzedajne z pañstw rozwiniêtych. UWAGI: A. Zapotrzebowanie Francji na ropê jest w ponad 50% pokrywane przez Irak. B. Francusko-iracki pakiet nuklearny zawiera warunek, ¿e Irak zakupi we Francji produkty przemys³owe, w tym broñ, za sumê ponad szeciu miliardów dolarów. Wed³ug naszej oceny, w latach 19771981 zapewni to pracê ponad milionowi francuskich robotników. C. W ³onie francuskiego rz¹du mo¿na obecnie zaobserwowaæ wyrany antyizraelski trend. Wszystkie te czynniki, w po³¹czeniu z zasobami irackich pól naftowych oraz ambicjami Saddama Husajna, by przewodziæ wiatu arabskiemu, stwarzaj¹, w mojej opinii, najwiêksze zagro¿enie, jakiemu Izrael kiedykolwiek musia³ stawiæ czo³o. Strona nr 3 z 5 4. BIE¯¥CA SYTUACJA: Przed trzema miesi¹cami zosta³a podpisana umowa, w której Francja zobowi¹za³a siê zbudowaæ w Iraku reaktor nuklearny o mocy 70 MW dla celów naukowych i szkoleniowych oraz drugi reaktor (minireaktor pomocniczy o mocy 800 kW. Dowiedzielimy siê (dziêki wysi³kom DAKTYLA Cztery), ¿e powy¿szy kontrakt zawiera liczne utajnione klauzule, z których dwie wydaj¹ siê mieæ istotne znaczenie: a) ¿adna ze stron nie ujawni przez dwadziecia piêæ lat mo¿liwoci technicznych wznoszonego kompleksu; b) przy budowie kompleksu Francuzi nie zatrudni¹ ¿adnego pracownika pochodzenia ¿ydowskiego. Jest rzecz¹ znamienn¹, ¿e budowany w myl umowy reaktor jest dwukrotnie wiêkszy ni¿ reaktory do celów naukowych budowane w krajach uprzemys³owionych. Budowa kompleksu i instalacja reaktorów spoczywaæ maj¹ w rêkach konsorcjum piêciu francuskich firm, któremu przewodzi rz¹dowa agencja Technicatom.
58
Zdolnoæ Iraku do wyprodukowania broni nuklearnej: Poniewa¿ Irak podpisa³ traktat o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, podlega kontroli Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Poza tym, na d³ugie lata przewidziana jest obecnoæ w Iraku francuskich naukowców i techników nuklearnych. Tak wiêc w normalnych okolicznociach i warunkach Irakijczycy nie mog¹ wyprodukowaæ wzbogaconego uranu ani Pu 239. Kiedy jednak bêd¹ ju¿ mieli w³asne wyszkolone ekipy, mog¹ postanowiæ wyrzuciæ Francuzów i inspektorów Agencji. Mog¹ te¿ ukraæ Pu 239 tak jak my. Strona nr 4 z 5 Obecnie Irak negocjuje z W³ochami kupno czterech laboratoriów do prac z materia³ami rozszczepialnymi. W laboratoriach tych mo¿na odzyskiwaæ Pu 239 z wykorzystanego paliwa reaktorów. Nasze informacje wskazuj¹, ¿e kontrakt mo¿e byæ podpisany wkrótce. Irak ju¿ posiada niewielki reaktor do badañ naukowych, dostarczony przez Zwi¹zek Radziecki. Reaktor ten jest czynny od 1968 roku, jednak¿e Zwi¹zek Radziecki cilej kontroluje swoich klientów ni¿ niektóre z pañstw zachodnich i w tym przypadku nie musimy siê niczego obawiaæ. Istot¹ problemu jest to, ¿e z chwil¹ ukoñczenia wy¿ej wymienionych inwestycji, Irakijczycy bêd¹ mogli jednorazowo szkoliæ oko³o tysi¹ca osób personelu. Jeli potrzebne s¹ jeszcze jakie dowody, ¿e Irak zamierza produkowaæ broñ nuklearn¹, to dostarczy³a je w³anie siatka DAKTYL stwierdzaj¹c, ¿e od szeciu miesiêcy Irak usi³uje zakupiæ (z ró¿nych róde³) wielkie iloci tlenku uranu zwanego potocznie ¿ó³tym ciastem. Prowadzone s¹ w tej sprawie negocjacje z Brazyli¹, Nigeri¹, Chinami, Libi¹ i Portugali¹. Powtarzam, ¿e chodzi o du¿e iloci. Warto zwróciæ uwagê, ¿e reaktor, który Francuzi maj¹ zamiar zbudowaæ, nie mo¿e pracowaæ na rafinowanym ¿ó³tym ciecie. Nie chodzi wiêc o paliwo, ale o to, ¿e ok³adaj¹c ¿ó³tym ciastem reaktor, mo¿na uzyskaæ rocznie do dwunastu kilogramów Pu 239, co w zupe³noci wystarcza do wyprodukowania dwóch bomb wielkoci tej, któr¹ zrzucono na Nagasaki. Strona nr 5 z 5 WNIOSEK: Irakijczycy s¹ zdecydowani wyprodukowaæ broñ nuklearn¹, a reaktor dostarczany przez Francjê to im umo¿liwi. Przewidywany czas realizacji: Jeli kontrakt z Francuzami realizowany bêdzie wed³ug za³o¿onego harmonogramu i jeli, co zak³adam, Irakijczycy wyrzuc¹ w pewnej fazie Francuzów i inspektorów Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej, to mog¹ mieæ w³asne bomby nuklearne na prze³omie 1979/1980 roku. Ju¿ w tej chwili dysponuj¹ samolotami zdolnymi do przenoszenia broni nuklearnej.
59
ZALECENIA: 1. Wszyscy zainteresowani powinni powtórnie przeczytaæ Memorandum Trzecie. 2. W ³onie Mosadu nale¿y utworzyæ sekcjê, której g³ównym zadaniem bêdzie przeciwdzia³anie powy¿szemu zagro¿eniu. Sekcja ta powinna mieæ w swych poczynaniach absolutny priorytet. KONIEC
Walter Blum rzuci³ raport na biurko i spowi³ go dymem cygara. Siedz¹cy po drugiej stronie biurka genera³ Hofti zakaszla³ i d³oni¹ zacz¹³ odganiaæ dym. Obaj panowie siedzieli w gabinecie, w którym na cianie widnia³ w ramce napis: NIE PALIÆ! Walter Blum by³ jedyn¹ osob¹, która nie podporz¹dkowywa³a siê zakazowi. Wyjani³ podczas swej pierwszej wizyty, ¿e dym mniej bêdzie przeszkadza³ kochanemu genera³owi, ni¿ brak zapalonego cygara jemu samemu Walterowi, który wówczas straci zdolnoæ racjonalnego mylenia. Genera³ Izaak Hofti obj¹³ funkcjê szefa Mosadu w 1973 roku, kiedy to Zui Zamir pad³ biurokratyczn¹ ofiar¹ wojny Jom Kippur. Hofti by³ cz³owiekiem upartym i w zasadzie zimnym, ale ze ladami ukrywanego g³êboko poczucia humoru. Walter bardzo go lubi³ i lubi³ te¿ przekomarzaæ siê z nim. Co to jest Trzecie Memorandum? spyta³. Hofti wsta³, podszed³ do okna i otworzy³ je mimo w³¹czonej klimatyzacji. Fala gor¹cego powietrza wdar³a siê do gabinetu. Hofti z rozkosz¹ je wdycha³, daj¹c do zrozumienia Walterowi, co s¹dzi o jego cygarze. Hofti zastanawia³ siê, czego bardziej nienawidzi: tego cygara czy wody koloñskiej, w której Walter codziennie chyba siê k¹pa³. A w ogóle Walter szalenie denerwowa³ genera³a, który by³ cz³owiekiem surowych obyczajów i abstynentem, podczas kiedy Walter pope³nia³ miertelny grzech nadu¿ywania ¿ycia. Z drugiej strony, genera³ Hofti ¿ywi³ wielki szacunek dla intelektu Bluma. A przede wszystkim ceni³ go za to, ¿e dostarcza³ lepszych i pewniejszych informacje ni¿ inne ród³a. Z rezygnacj¹ wiêc westchn¹³, raz jeszcze zach³ysn¹³ siê gor¹cym, ale czystym powietrzem, zamkn¹³ okno i wróci³ za biurko. Trzecie z trzech zaleceñ, które Golda Meir pozostawi³a w spadku. Uwa¿a³a je za swój dar dla Izraela. Dar dla narodu od ustêpuj¹cego premiera. Pierwsze Memorandum dotyczy imigracji. Drugie problemów wewnêtrznych, wreszcie Trzecie bezpieczeñstwa narodowego. Memoranda s¹ cile tajne, kr¹g wtajemniczonych ograniczony. Ale otrzyma pan egzemplarz. Na razie podam kilka szczegó³ów maj¹cych odniesienie do raportu, z którym przed chwil¹ pan siê zapozna³. Genera³ wskaza³ na teczkê na biurku i przez kilkanacie sekund zbiera³ myli, nim zacz¹³ wyjaniaæ: 60
W 1967 roku wyprodukowalimy pierwsz¹ g³owicê nuklearn¹. Przy pañskiej nieocenionej pomocy. Genera³ nawi¹zywa³ do wyczynu z 1965 roku, kiedy to siatka DAKTYL wspó³uczestniczy³a w kradzie¿y stu kilogramów wzbogaconego uranu z zak³adów Nuclear Materials Equipment w Pensylwanii. Od tego czasu ci¹gn¹³ Hofti rozbudowalimy nasz arsena³. Mamy dwadziecia trzy g³owice. Lekko siê umiechn¹³. Nie wie pan, ¿e na mocy decyzji podjêtej w 1973 roku podczas wojny Jom Kippur, trzynacie z tych g³owic by³o w ka¿dej chwili gotowych do u¿ycia. Widz¹c zdumienie na twarzy Waltera, genera³ umiechn¹³ siê szerzej. Bylicie gotowi ich u¿yæ? Genera³ wzruszy³ ramionami. To ju¿ by³aby decyzja Goldy Meir. Osobicie w¹tpiê. Trzynacie g³owic przygotowano, ¿eby przestraszyæ Amerykanów. Przypomina pan sobie, ¿e przez pierwsze kilka dni tej wojny oci¹gali siê z powietrzn¹ dostaw¹ broni. Kissinger pewno zak³ada³, ¿e jeli Egipcjanom uda siê odebraæ i utrzymaæ znaczn¹ czêæ Synaju, to przy pertraktacjach pokojowych bêdziemy bardziej sk³onni do ustêpstw. Mniejsza o to. Doæ, ¿e Golda postawi³a im siedemdziesiêciodwugodzinne ultimatum: albo dostawy zaczn¹ przybywaæ, albo na Egipcjanach sprawdzimy jakoæ naszego arsena³u nuklearnego. I Amerykanie jej uwierzyli? Walter wyranie w to w¹tpi³. Z pocz¹tku nie. Ale po dwudziestu czterech godzinach zaczêlimy przygotowywaæ bomby. By³y w Dimona, a CIA ma tam agenta. Hofti znów siê umiechn¹³, widz¹c po raz wtóry zdumienie Waltera. Od lat wiemy o nim doda³ Hofti. Wpakowali go nam, kiedy w latach piêædziesi¹tych pomagali w budowie Dimony. Zostawilimy go w spokoju, wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e którego dnia mo¿e siê przydaæ. I ten dzieñ nadszed³. Dalimy mu szansê przyjrzeæ siê bombom w trakcie ich uzbrajania testowego. Nie minê³o kilka godzin, a Amerykanie zaczêli powa¿nie traktowaæ grobê Goldy. Otrzymalimy to, co by³o nam potrzebne i armia egipska znalaz³a siê w potrzasku. Wniosek p³ynie z tego jasny, prawda? Prawda odpar³ Walter. Oczywicie, gdyby Egipcjanie mieli wówczas w³asne g³owice nuklearne, to groba Goldy stanowi³aby puste s³owa. To w pañstwie naszym przedziwne zapowiada rzeczy zakoñczy³ cytatem z Hamleta. S³uszny wniosek zgodzi³ siê Hofti. W Trzecim Memorandum Golda wyk³ada z mniejsz¹ byæ mo¿e erudycj¹, ni¿ uczyni³by to Szekspir, ale jasno i niedwuznacznie: nie mo¿emy dopuciæ do tego, aby którykolwiek z potencjalnych wrogów Izraela posiad³ broñ nuklearn¹ do czasu, a¿ nie bêdzie podpisane globalne porozumienie, gwarantuj¹ce pañstwu izraelskiemu bezpieczne granice, ratyfikowane przez wszystkich s¹siadów i gwarantowane 61
przez wielkie mocarstwa. To, ¿e w tej chwili w regionie tylko Izrael ma broñ nuklearn¹, gwarantuje status quo do czasu podpisania traktatu pokojowego. Obecna sytuacja mo¿e jeszcze d³ugo potrwaæ zauwa¿y³ Walter. Nie tak d³ugo, jak s¹dz¹ niektórzy. Ju¿ w tej chwili otrzymujemy niepokoj¹ce sygna³y z Egiptu. Ja osobicie stawiam na dziesiêæ lat. Wa¿ne jest jednak, by nikt inny na Bliskim Wschodzie nie zmajstrowa³ sobie bomby nuklearnej. Wówczas ten czas siê wyd³u¿y
Ale byæ mo¿e w ostatecznym rozrachunku musielibymy zgodziæ siê na mniej, ni¿ uwa¿amy, ¿e nam siê nale¿y. Bo Egipcjanie ju¿ dowiedli, ¿e potrafi¹ prowadziæ konwencjonaln¹ wojnê. Wreszcie kiedy musielibymy przegraæ. Nasze szanse szacujê na jeden do stu. Ratowa³o nas lepsze uzbrojenie i bardziej nowoczesna doktryna wojenna, a ich gubi³a dezorganizacja. Przy takich perspektywach musimy pracowaæ na rzecz pokoju. Jedyn¹ nasz¹ atutow¹ kartê stanowi monopol nuklearny. Nie wolno nam go straciæ. Dlatego te¿ postanowi³em przyj¹æ sugestiê Szymona kontynuowa³ genera³. Wydzielona sekcja Mosadu bêdzie pilnowa³a, by Irak ani ¿aden inny z naszych wrogów nie uzyska³ dostêpu do broni nuklearnej. Walter pilnie s³ucha³, zapatrzony w swoje cygaro. Powinienem raczej powiedzieæ, ¿e nie sekcja w ³onie Mosadu tu, na miejscu, ale specjalne cia³o czy organ, wszystko jedno jak to nazwaæ, w ramach struktur Mosadu. I widzê tu pana, osobicie, Walterze. Oczywicie, bêdzie pan wykorzystywa³ swoj¹ siatkê, ale i wszystkie inne agencje i ludzi, jeli zajdzie potrzeba. Od tej chwili pañsk¹ podstawow¹ misj¹ jest niedopuszczenie, by Irak sprawi³ sobie bombê. Walter dwign¹³ siê z wielkim wysi³kiem i zacz¹³ spacerowaæ po gabinecie. Mia³ na sobie ciemny lni¹cy garnitur i pó³buty ze skóry aligatora, które przy ka¿dym kroku ¿ywej góry miêsa przenikliwie skrzypia³y. Po kilku kursach od ciany do ciany, zatrzyma³ siê nagle przed biurkiem i wyranie poirytowany powiedzia³: To jest k³amstwo! Co jest k³amstwem? Opowiadanie, ¿e tylko nie zap³acone buty skrzypi¹. Hofti prychn¹³ na pó³ rozbawiony, na pó³ poirytowany. Ja mówiê o zagro¿eniu egzystencji Izraela, a pan sobie ¿artuje. Wcale nie ¿artujê. W Nowym Jorku zap³aci³em czterysta dolarów za tê parê. Cygaro wycelowa³ oskar¿ycielsko w genera³a. I kupi³em je u ¯yda. Umiechn¹³ siê chytrze. Pewno nie zap³aci³ aligatorowi. Odczyta³ prawid³owo zimne spojrzenie genera³a i powróci³ do fotela, na który opuci³ siê z wielk¹ ostro¿noci¹. Hofti po raz kolejny uwiadamia³ sobie pewne niedogodnoci, jakie wynikaj¹ z zatrudnienia agenta na tyle 62
bogatego, ¿e mo¿e kupiæ pó³ Izraela. Milcza³ jednak i czeka³, a¿ Walter powróci do tematu. Móg³bym oczywicie zacz¹æ od narzekania, jak¹ to ogromn¹ odpowiedzialnoæ zrzuca pan na moje barki zacz¹³ Walter. Jednak¿e chronicznie unikam jakichkolwiek aluzji do wagi. Czujê jej nadmiar. Czy ma pan, generale, jakie sugestie co do sposobu realizowania powierzonej mi misji? Mam wiele sugestii odpar³ Hofti. Pierwsza, aby wreszcie przeniós³ siê pan na Cypr. Musi byæ pan bli¿ej areny, na której trwaj¹ zapasy. Walter zaakceptowa³ sugestiê skinieniem g³owy. No i bli¿ej Francji, bo tam zacznê
doda³. Dlaczego i jak? Walter podniós³ trzy palce. Przewidujê trzy etapy. Pierwszy: powstrzymaæ Francuzów drogami dyplomatycznymi. Drugi: sabotowaæ umowê francusko-irack¹ wszelkimi mo¿liwymi sposobami. Trzeci: zak³adaj¹c, ¿e reaktor zostanie jednak dostarczony, uczyniæ go niezdolnym do eksploatacji. Milcza³ przez d³ug¹ chwilê i doda³: Zastanowiê siê nad wszystkimi aspektami i w ci¹gu siedmiu dni przedstawiê raport. Tymczasem potrzebne mi s¹ wszystkie informacje, nawet okruchy informacji dotycz¹cych tego problemu. Pañski przyjaciel Szymon znowu bêdzie wciek³y. Zamierzam zabraæ mu du¿o czasu. Umiechn¹³ siê czaruj¹co do genera³a i doda³: Mam nadziejê, ¿e lubi dobre cygara.
4 Kundel nale¿a³ do Androulli Papadopoulos, która w owym czasie mia³a osiem lat i by³a grzeczn¹ dziewczynk¹. Mieszka³a z rodzicami w niewielkim gospodarstwie trzy kilometry od wsi Phini, wysoko w górach Trodos na Cyprze. Matka wysy³a³a j¹ czêsto do Phini po zakupy. W po³owie drogi do wsi sta³ jeszcze jeden dom, by³ nieco cofniêty i otoczony niskim kamiennym murem. Androulla mia³a zapowiedziane, aby nigdy nie zbli¿a³a siê do tego domu, gdy¿ mieszka tam dziwny cudzoziemiec. Ów cudzoziemiec prawie nigdy nie wychodzi³, a w rzadkich wypadkach, gdy to czyni³, nie odzywa³ siê do nikogo, z wyj¹tkiem starej kobiety w ma³ym sklepiku, a czyni³ to wtedy tylko, kiedy zamawia³ produkty. Kr¹¿y³o o nim wiele plotek. Ludzie byli bardzo nieufni wobec obcych, nawet wobec Cypryjczyków z innych stron wyspy. Jednak¿e plotki wkrótce 63
wygas³y, nikt bowiem o cudzoziemcu nic nie wiedzia³ i nie móg³ siê dowiedzieæ, oprócz tego, ¿e kupi³ na pó³ zniszczony budynek dawnego gospodarstwa i kilka akrów ziemi, a czas spêdza³ remontuj¹c dom, hoduj¹c trochê jarzyn i parê kur. Stara kobieta w sklepiku twierdzi³a, ¿e obcy mówi poprawnie po grecku i ¿e regularnie kupuje wódkê. Samotnik jest zawsze przedmiotem spekulacji i licznych podejrzeñ. Mieszkañcom Phini nie podoba³a siê jego milcz¹ca obecnoæ w okolicy i doszli do wniosku, ¿e jest z³ym cz³owiekiem. Obwieszczono to wszystkim dzieciom i nakazano trzymaæ siê od niego z daleka. Przez rok Androulla by³a pos³uszna i, chodz¹c do wsi, nawet nie spogl¹da³a na dom, w którym mieszka³ cudzoziemiec. Nigdy go te¿ nie widzia³a, gdy przechodzi³a drog¹. Zawsze przypiesza³a kroku, gdy¿ bardzo siê ba³a. I zawsze towarzyszy³ jej pies. Jednak którego dnia wiewiórka przebieg³a psu drogê i ten puci³ siê za ni¹ w pogoñ. Wiewiórka poszuka³a schronienia za niskim kamiennym ogrodzeniem domu, a pies pod¹¿y³ za ni¹. Przera¿ona Androulla zosta³a na drodze i wtedy us³ysza³a przeci¹g³y skowyt psa. Potem nast¹pi³a cisza. Dziewczynka ju¿ by³a gotowa biec do domu po ojca, kiedy za murkiem pokaza³a siê g³owa cudzoziemca. Czy to twój pies, dziecko? spyta³. Strach pozbawi³ j¹ mowy, ale energicznie skinê³a g³ow¹. No to chod tu lepiej, twój piesek siê skaleczy³. G³owa obcego zniknê³a. Przez d³ug¹ chwilê Androulla sta³a niezdecydowana, poniewa¿ jednak bardzo kocha³a swego psa, zdoby³a siê na odwagê, podesz³a do otwartej furtki i ostro¿nie przez ni¹ zajrza³a. Pies le¿a³ nieruchomo pod murem, cudzoziemiec pochyla³ siê nad nim. Przera¿ona podbieg³a. Nie ¿yje? Cudzoziemiec zaprzeczy³ ruchem g³owy. Wtedy dopiero zobaczy³a, ¿e pies ma otwarte oczy i na jej widok merda ogonem. Przeci¹³ sobie ³apê na no¿u kosiarki. Mê¿czyzna wskaza³ le¿¹c¹ blisko muru kosiarkê. Owija³ teraz psi¹ ³apê kawa³kiem p³ótna. Androulla by³a niezmiernie zdziwiona, ¿e pies tak spokojnie poddaje siê zabiegom, gdy¿ by³o to zwierzê bardzo nieufne wobec obcych. Bardzo siê skaleczy³? spyta³a. Nie, ale przez kilka dni bêdzie chodzi³ na trzech nogach. Mê¿czyzna skoñczy³, wyprostowa³ siê, pies tak¿e wsta³, trzymaj¹c skaleczon¹ ³apê w powietrzu, pokutyka³ do mê¿czyzny i poliza³ mu d³oñ, a potem spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem na Androullê. Po d³ugiej chwili skrêpowanego milczenia mê¿czyzna powiedzia³: Powinna ju¿ chyba iæ, dziecko. I pilnuj, ¿eby nie zerwa³ opatrunku. Nieco omielona przygl¹da³a siê mê¿czynie: mia³ d³ugie w³osy i gêst¹ brodê, wiêc twarzy w³aciwie nie widzia³a. Ale dostrzeg³a bardzo niebieskie 64
oczy i ciemn¹ skórê, jakby spalon¹ s³oñcem. Dosz³a do wniosku, ¿e nie wygl¹da na z³ego cz³owieka. I chyba nie jest z³y, bo jej pies nigdy nie poliza³by rêki kogo takiego. Strach j¹ ca³kowicie opuci³, pozosta³a tylko ciekawoæ. Poniewa¿ mia³a zaledwie osiem lat, pytanie, które zada³a, trafia³o w sedno problemu: Ludzie mówi¹, ¿e z pana to z³y cz³owiek. Dlaczego? Mo¿e i umiechn¹³ siê nawet, ale nie by³a pewna. Wszystko przes³ania³a broda. Odpowiedzia³ jej bardzo powa¿nie: Najprawdopodobniej maj¹ racjê. A teraz zmykaj, ma³a, i nie pozwól psu uganiaæ siê za wiewiórkami. Odwróci³ siê i poszed³ do domu, a ona wziê³a psa za obro¿ê i pomaszerowa³a do furtki. Mê¿czyzna ju¿ znika³ w drzwiach, kiedy wykrzyknê³a: Dziêkujê panu! Zatrzyma³ siê, skin¹³ g³ow¹ i patrzy³ za ni¹, gdy sz³a cie¿k¹ do drogi. Sta³ tak d³ugo, nawet kiedy zniknê³a z oczu. Gdy wróci³a do domu, opowiedzia³a o wszystkim matce. Dosta³a burê, bo nie powinna by³a wchodziæ za furtkê, tylko od razu wracaæ. Cudzoziemiec jest z³ym cz³owiekiem. Androulla nie by³a przekonana. Dlaczego jest z³y? Co takiego zrobi³? Matka powiedzia³a, ¿eby nie zadawa³a g³upich pytañ. Androulla jest za m³oda, by wiedzieæ takie rzeczy. I ma tam wiêcej nie chodziæ, nie rozmawiaæ z obcym i o nic go nie pytaæ. Kiedy dziewczynka dalej upiera³a siê, ¿e to nie jest z³y cz³owiek, w³¹czy³ siê ojciec, kaza³ córce iæ do jej pokoju i zagrozi³ laniem, jeli bêdzie sprzeciwia³a siê matce. Posz³a wiêc do pokoju, po³o¿y³a siê do ³ó¿ka, a pies wskoczy³ za ni¹. Najpierw zacz¹³ lizaæ twarz swojej m³odej pani, chc¹c j¹ z pewnoci¹ pocieszyæ, potem za szarpa³ zêbami opatrunek, wiêc mu da³a klapsa, co sprawi³o jej pewn¹ ulgê jako przeniesienie agresji. Pies najwidoczniej to zrozumia³, gdy¿ nawet nie warkn¹³, co zwyk³ czyniæ w wypadkach karcenia. Minê³y tygodnie i miesi¹ce, Androulla by³a pos³uszna matce i nie spogl¹da³a nawet na dom cudzoziemca. Pies jednak nie otrzyma³ ¿adnych zakazów, wiêc ilekroæ znalaz³ siê w pobli¿u starej farmy, znika³ za furtk¹ i powraca³ do Androulli po kilku minutach, gdy by³a ju¿ daleko. Za ka¿dym razem wydawa³ siê nies³ychanie zadowolony z wizyty, o czym obwieszcza³ merdaj¹c ogonem. I mog³oby tak trwaæ przez lata, gdyby nie turecka inwazja na Cypr w lutym 1973 roku i w konsekwencji okupacja pó³nocno-wschodniej czêci wyspy. 5 Reporter
65
Tureckie plany inwazyjne przewidywa³y bombardowanie lasów w górach Trodos, w celu odwrócenia uwagi cypryjskiej armii. Tak wiêc której nocy nadlecia³y z pó³nocy samoloty i wkrótce lasy w górach zaczê³y p³on¹æ. Okolice wioski Phini ocala³y, poniewa¿ wiêkszoæ bomb spad³a na pó³nocne stoki. Jednak¿e jeden bombowiec, byæ mo¿e z powodu z³ej nawigacji, zab³¹ka³ siê zbyt daleko na po³udnie i zrzuci³ swój zapalaj¹cy ³adunek niespe³na sto metrów od gospodarstwa Papadopoulosów. Androulla i jej rodzice sami musieli gasiæ po¿ar, poniewa¿ mieszkañcy wioski pilnowali swoich domów w obawie przed najazdem spodziewanych tureckich hord. Rodzina mia³a szczêcie, gdy¿ wiatr wia³ z pó³nocy, spêdzaj¹c ogieñ ni¿ej na zbocze w przeciwnym kierunku od domu. Jedyne niebezpieczeñstwo mog³o groziæ ze strony rzêdu czterech potê¿nych sosen. Gdyby zaczê³y p³on¹æ, dom móg³by siê od nich zaj¹æ. Kiedy wiêc Androulla pomaga³a matce nosiæ wiadra z wod¹ i zalewaæ ni¹ poszycie w okolicy domu, ojciec wzi¹³ siekierê i zacz¹³ cinaæ sosny. By³ w po³owie cinania ostatniej, gdy dosz³o do nieszczêcia. Prawdopodobnie ze zmêczenia nie trafi³ w wyr¹bany klin, siekiera obsunê³a siê na pniu i trafi³a go w udo, rani¹c a¿ do koci. Matka Androuilli by³a opanowan¹ kobiet¹, ale prawie stanê³o jej serce, gdy zobaczy³a, co siê sta³o. Biegnij do wioski! krzyknê³a do córki. Biegnij do wioski po pomoc! Matce uda³o siê zaci¹gn¹æ ojca do domu. By³a na tyle opanowana, ¿e powy¿ej rany za³o¿y³a opaskê uciskow¹. Liczy³a na to, ¿e pomoc nadejdzie najprêdzej za godzinê, dlatego te¿ bardzo siê zdziwi³a, gdy po dwudziestu minutach otworzy³y siê drzwi i stan¹³ w nich mê¿czyzna z brezentow¹ torb¹ koloru khaki. Cudzoziemiec! I przybieg³ jeszcze przed Androull¹! Z pocz¹tku kobieta by³a niezdecydowana. Instynkt nakazywa³ jej chroniæ mê¿a przed nieznanym. Cudzoziemiec wydawa³ siê rozumieæ sytuacjê. Odezwa³ siê bardzo ³agodnie: Proszê mi pozwoliæ tylko spojrzeæ. Nie zrobiê mu krzywdy. Postawi³ torbê na kamiennej pod³odze i odpi¹³ paski. Kobieta ujrza³a butelki i metalowe pude³ka. Na torbie dostrzeg³a wytarte litery USMC. Nie wiedzia³a, co oznaczaj¹. Cudzoziemiec zbli¿y³ siê, ci¹gn¹c za sob¹ torbê. Najpierw sprawdzi³ opaskê uciskow¹ i aprobuj¹co skin¹³ g³ow¹. Kiedy ogl¹da³ ranê, do izby wpad³a zdyszana Androulla. Matka Androulli czêsto wspomina³a tê noc i tego cz³owieka, który umia³ narzuciæ jej swoj¹ wolê. Najpierw j¹ przekona³, ¿e rana nie jest taka grona, na jak¹ wygl¹da. Chocia¿ ranny utraci³ du¿o krwi, ¿adna z têtnic nie by³a przeciêta. Niemniej 66
trzeba by³o zszyæ ranê. Sporo by³o tego szycia. Cudzoziemiec pozostawi³ kobiecie wybór: albo tylko opatrzy ranê i bêdzie próbowa³ zawieæ mê¿a do najbli¿szego lekarza, który jest w Platres, piêtnacie kilometrów górsk¹ drog¹, albo zszyje sam. Nie jest lekarzem, ale ma w tych sprawach dowiadczenie. By³ jeszcze inny problem, który nale¿a³o braæ pod uwagê: drogi mog¹ byæ zablokowane. W pobli¿u mog¹ siê krêciæ tureckie oddzia³y. A gdyby uda³o siê dostaæ do Platres, to tamtejsi lekarze mog¹ byæ przez wiele dni zajêci powa¿niejszymi wypadkami ofiarami inwazji. Powiedzia³ jej te¿, ¿e z doniesieñ radiowych wynika, i¿ na pó³nocy Cypru toczy siê regularna wojna. Kobieta spojrza³a na ci¹gniêt¹ cierpieniem twarz mê¿a, na jego zaciniête z bólu zêby, a potem przenios³a wzrok na cudzoziemca, na niebieskie spokojne oczy. Niech pan szyje zdecydowa³a. Androulla zagotowa³a wodê. Cudzoziemiec rozpocz¹³ zabieg, matka za mu pomaga³a. Najpierw wstrzykn¹³ wokó³ rany nowokainê, nastêpnie obmy³ ranê rodkiem dezynfekuj¹cym. Ka¿d¹ czynnoæ wyjania³: pierwsze szwy na splotach miêni nici chirurgiczne rozpuszcz¹ siê po kilku dniach i antybiotyk w zasypce. Zamkniêcie rany i zewnêtrzne szwy. Zasypka, gaza i banda¿. Nim skoñczy³, kobieta by³a ju¿ spokojna o mê¿a. Ka¿de s³owo i ka¿dy ruch tego cz³owieka wiadczy³y o dowiadczeniu i fachowoci. Pomóg³ jej jeszcze zanieæ mê¿a do ³ó¿ka i zostawi³ proszki przeciwbólowe. Po czym zlekcewa¿y³ podziêkowania i wyszed³, odmawiaj¹c nawet fili¿anki kawy. Pewnoæ siebie i opanowanie jakby go opuci³y z chwil¹, gdy zakoñczy³ zabieg. Nim jeszcze zamkn¹³ za sob¹ drzwi, kobieta poprosi³a: Niech mi pan przynajmniej powie, jak pan siê nazywa. Mrukn¹³ co pod nosem i znikn¹³. Co on powiedzia³? spyta³a córki. ¯e to nie ma znaczenia. Pani Papadopoulos zawiadomi³a jednak wójta w wiosce i po dwóch dniach przyjecha³ wojskowy lekarz. Obejrza³ ranê i oceni³ szycie jako profesjonalne. Zrobi³ gospodarzowi zastrzyk przeciwtê¿cowy i obieca³ wróciæ po tygodniu, ¿eby zdj¹æ szwy. Krótka i krwawa wojna skoñczy³a siê, gdy armia turecka zajê³a czêæ wyspy do linii podzia³u. Mieszkaj¹cy w tej czêci Cypryjczycy greckiego pochodzenia zostali wyrzuceni do greckiej czêci. Mogli ze sob¹ zabraæ tylko to, co potrafili unieæ. Poza szkodami w lasach Trodos, które by³y wynikiem jedynego nalotu, wioski w tym rejonie nie ucierpia³y zbytnio i ¿ycie powróci³o wkrótce do normy. Natomiast w gospodarstwie Vassosa i Heleny 67
Papadopoulosów i ich córki Androulli pojawi³ siê nierozwi¹zalny, a w ka¿dym razie trudny do rozwi¹zania problem. Cudzoziemiec odda³ im przys³ugê. W wietle kodeksu honorowego Cypryjczyków mieli wobec obcego d³ug wdziêcznoci. I d³ug ten musieli sp³aciæ. Kiedy tylko Vassos móg³ chodziæ, odwiedzi³ cudzoziemca, by osobicie mu podziêkowaæ i zaprosiæ na obiad. Podziêkowania zosta³y skwitowane wzruszeniem ramion, a zaproszenie odrzucone. Obcy chcia³ byæ sam. W kilka dni póniej Vassos popija³ z przyjació³mi przy wystawionym na zewn¹trz miejscowej tawerny stoliku, kiedy zobaczy³ cudzoziemca id¹cego po zakupy do sklepiku. Zaprosi³ go do stolika, spotka³a go jednak kolejna odmowa. Vassos mia³ ju¿ zamiar zrezygnowaæ z wysi³ków nawi¹zania przyjaznych stosunków z cudzoziemcem, ale Helena by³a kobiet¹ upart¹, a ponadto, jak ka¿da ¿ona gospodarza w tych górach, rozs¹dn¹ i przebieg³¹, wiêc wreszcie znalaz³a sposób na zamkniêtego w sobie cudzoziemca. No i którego dnia upiek³a kleftiko, cypryjski specja³ jagniê w jarzynach i w bukiecie tajemniczych zió³. Helena by³a s³awna z umiejêtnoci przyrz¹dzania kleftiko, a w tym przypadku przesz³a sam¹ siebie. Potrawa przez ca³y dzieñ dusi³a siê w piekarniku i dopiero przed samym zachodem s³oñca pani Papadopoulos prze³o¿y³a j¹ do kamionki. Androulla, ob³adowana sporym ciê¿arem, ruszy³a do cudzoziemca. Ojciec zd¹¿y³ jeszcze rzuciæ za córk¹: Jeli on tego od ciebie nie przyjmie, to nie jest mê¿czyzn¹. Androulla z pewnymi obawami podesz³a pod dom obcego. Postawi³a kamionkowe naczynie na progu i dopiero wtedy zapuka³a niemia³o do drzwi. Pies, który jak zwykle jej towarzyszy³, przygl¹da³ siê ciekawie, wyranie zaintrygowany, co z tego wszystkiego wyniknie. Uchyli³y siê drzwi, wyjrza³a twarz cudzoziemca. Androulla dostrzeg³a w jego oczach zniecierpliwienie. O co chodzi? spyta³. Mama przysy³a to! Wskaza³a palcem kamionkê. A co to jest? Kleftiko. Zabierz to z powrotem, dziecko. Podziêkuj mamie, ja tego nie chcê. Proszê, ¿eby mnie zostawiono w spokoju. Jeli z tym wrócê, to mama mnie zbije. Z pewnoci¹ tego nie zrobi odpar³ bardzo rozdra¿nionym tonem. Androulla nie mia³a pojêcia, co mog³aby jeszcze zrobiæ lub powiedzieæ, ale czu³a, ¿e jest to ostatnia szansa. Nagle wpad³ jej do g³owy pomys³. Nachyli³a siê i zdjê³a pokrywkê naczynia. Buchnê³y aromaty niesione wraz z par¹. Pies zbli¿y³ siê, wêsz¹c podniecony. A gdy Androulla podnios³a g³owê
Póniej zaklina³a siê matce, ¿e zobaczy³a tak¿e wêsz¹cy nos cudzoziemca. 68
W ka¿dym razie na jego twarzy odmalowa³a siê wewnêtrzna walka. Wreszcie jedna strona zwyciê¿y³a i obcy burkn¹³: No dobrze, zostaw to. Nie chcê, ¿eby dosta³a lanie. Androulla szybko umknê³a w obawie, ¿e cudzoziemiec mo¿e zmieniæ zdanie. Od p³otu krzyknê³a, ¿e rano wróci po naczynie. I tama pêk³a. Po paru dniach Vassos znów siedzia³ przed tawern¹ i znowu przechodzi³ cudzoziemiec. Tym razem przyj¹³ zaproszenie na szklaneczkê wina i nawet chwilê porozmawia³. Trochê o uprawianiu ziemi, trochê o tureckiej inwazji. Wspomnia³ te¿, ¿e pani Papadopoulos jest wspania³¹ kuchark¹. A potem to ju¿ wesz³o w zwyczaj. Cudzoziemiec co tydzieñ przychodzi³ do wioski po zakupy, po czym przy³¹cza³ siê do Vassosa i jego przyjació³. Nigdy nie by³ nadto rozmowny, ale miejscowi ludzie szybko zorientowali siê, ¿e wie du¿o o wiecie. W krótkim czasie sta³ siê wyroczni¹ i kim w rodzaju arbitra w sporach. Ka¿dy nowy krok zachêca³ do nastêpnego. Przyj¹³ zaproszenie na kolacjê z okazji urodzin Androulli i przyniós³ jej w prezencie niebieski blezer. Nieco póniej, w dniu wioskowego wiêta, w³¹czy³ siê do ogólnej zabawy i nawet tañczy³ sirtaki wraz z innymi, budz¹c podziw swoimi umiejêtnociami. Wyjani³, ¿e by³ ju¿ na Cyprze du¿o wczeniej, w czasie wojny. Nie wspomnia³ jednak, co robi³ wówczas ani dlaczego teraz mieszka tu niemal jak pustelnik. Mieszkañcy wioski nie nalegali. Szanowali teraz jego ma³omównoæ i z zadowoleniem obserwowali, jak powoli wynurza siê ze swej samotni i staje siê cz³onkiem wspólnoty. By³ to jednak proces powolny, mo¿e nawet bolesny, zupe³nie jakby paralityk odzyskiwa³ w³adzê w nogach. Minê³y trzy lata, nim siêgn¹³ wzrokiem poza wioskê Phini i postanowi³ spêdziæ weekend w Platres, by zakosztowaæ innej kuchni, a mo¿e i zamieniæ kilka s³ów w ojczystym jêzyku. Kelner przecisn¹³ siê miêdzy zat³oczonymi stolikami i postawi³ przed gociem wielk¹ tacê. Dla lepszego efektu odczeka³ parê sekund, a nastêpnie zdj¹³ powoli pokrywê. Walter patrzy³ z pe³nym zadowolenia oczekiwaniem. Gocie przy s¹siednich stolikach wychylali siê, by lepiej widzieæ to, co sta³o siê ju¿ porannym rytua³em. Walter sprawdzi³, czy wszystko jest tak, jak powinno byæ: cztery sadzone jajka z lekko zamglonymi ¿ó³tkami, trzy przeciête na pó³ pomidory posypane serem i oczywicie upieczone na grillu, cztery jagniêce kotlety z grzybami, szeæ plasterków w¹tróbki i dodatkowo talerz podsma¿anych kartofli. Pojawi³ siê drugi z kolei kelner i postawi³ noside³ko z tostami, kostkê podmro¿onego nie solonego mas³a, s³oik pomarañczowej marmolady Cooper i dzbanek sch³odzonego, wie¿o wyciniêtego soku 69
pomarañczowego. Walter zakoñczy³ przegl¹d potraw i umiechn¹³ siê czaruj¹co do obu kelnerów, oczekuj¹cych pochwa³y lub nagany. Wszystko w porz¹dku stwierdzi³. Kawê proszê podaæ dok³adnie za dwadziecia minut. Kelnerzy odeszli, krêc¹c z podziwu g³owami, a Walter zabra³ siê do swego niadania, które nazywa³ miêdzynarodowym w odró¿nieniu od hotelowej nomenklatury, wed³ug której niadanie kontynentalne zaczyna siê od bu³eczki, z odrobin¹ mas³a i d¿emu, a koñczy na kawie. Walter Blum siedzia³ na tarasie hotelu Forest Peak w Platres i dochodzi³ w³anie do wniosku, ¿e na wiecie jest zaledwie kilka równie doskona³ych miejsc do spo¿ywania niadañ. Wielkolistne drzewa ocienia³y taras, chroni¹c oczy goci przed ostrymi promieniami porannego s³oñca. Z tarasu roztacza³ siê wspania³y widok: poroniête sosnowym lasem wzgórza opada³y ku p³askim polom, na horyzoncie za ledwo dostrzegalnie rysowa³a siê linia brzegu. S³ychaæ te¿ by³o radosne g³osy dzieci pluskaj¹cych siê w niewidocznym z tarasu hotelowym basenie. Rozpoczê³o siê lato i tu, w górach Trodos, panowa³ cudowny ch³ód w porównaniu ze spiekot¹ i kurzem w Limassol. Dziêki tym górom klimat Cypru by³ znony w lecie, myla³ Walter. Co prawda, jego willa w Limassol by³a klimatyzowana, podobnie jak biura i mercedes 600, ale znacznie przyjemniej jest oddychaæ wie¿ym powietrzem z aromatem ¿ywicy i sosnowych szyszek. Ju¿ od dwóch lat mieszka³ na Cyprze i bywa³ czêstym gociem w Platres. Nosi³ siê nawet z myl¹ kupienia w górach domu, ale spodoba³ mu siê ten pe³en uroku hotel w dziewiêtnastowiecznym stylu. Z pocz¹tku mia³ zastrze¿enia do kuchni, ale w czasie swoich pobytów zorganizowa³ regularn¹ dostawê ulubionych delikatesów. Sprowadzi³ te¿ na miesi¹c s³awnego kucharza z Pary¿a, który co nieco nauczy³ miejscowych adeptów sztuki kulinarnej. Sytuacja uleg³a znacznej poprawie. Dodatkowym powodem regularnych wizyt w górach by³o bliskie s¹siedztwo Ruth i Duffa Pagetów, którzy mieszkali przy drodze do Spilii. Od czasu tamtej aukcji przed siedmiu laty w Hongkongu zawi¹za³a siê miêdzy nimi przyjañ. Duffa przeniesiono na Bliski Wschód w 1972 roku. Nale¿a³ teraz do najbardziej szanowanych i cenionych fotografów prasowych. Walter, zag³êbiaj¹c zêby w soczystym kotlecie jagniêcym, chrz¹kn¹³ rozbawiony na myl o Duffie. Zawsze go o to podejrzewa³, a przed trzema laty podejrzenie zamieni³o siê w pewnoæ. Jeden z agentów Waltera wynaj¹³ w zachodnim Bejrucie mieszkanie w pobli¿u budynku mieszcz¹cego kwaterê g³ówn¹ Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Zadaniem agenta by³a inwigilacja osób wchodz¹cych i wychodz¹cych z budynku. Mieszkanie pod apartamentem agenta Waltera wynaj¹³ Kanadyjczyk, zawiaduj¹cy miejscowym biurem morskiej 70
firmy przewozowej. Lokalizacja mieszkania Kanadyjczyka by³a ca³kowicie przypadkowa. Agent Waltera zawsze jednak sprawdza³ wszystkich s¹siadów. Sprawdzi³ i w tym przypadku. Centrala Mosadu poinformowa³a, ¿e Kanadyjczyk jest podejrzany o zwi¹zki z CIA. Po otrzymaniu tej informacji agent obj¹³ akcj¹ fotografowania nie tylko siedzibê Palestyñczyków, ale wszystkich goci Kanadyjczyka. Po pewnym czasie, ku swojemu zaskoczeniu, Walter stwierdzi³, ¿e mieszkanie to czêsto odwiedza Duff Paget, a nawet czasami zostaje na noc, mimo ¿e wynajmuje na sta³e apartament w hotelu Commodore. Walter zaplanowa³ wiêc akcjê i, wykorzystuj¹c wzniecony przez w³asnych ludzi niegrony po¿ar w szybie windy budynku, umieci³ u Kanadyjczyka mikrofony. Nie zrobi³ tego, rzecz jasna, osobicie. I w ten oto sposób Mosad dowiedzia³ siê wreszcie o istnieniu wydzia³u Equinus w CIA i przynale¿noci do niej Duffa. Od tego czasu, ilekroæ przebywa³ na Cyprze, Walter regularnie odwiedza³ Pagetów, a jego willa w Limassol zawsze sta³a dla nich otworem. Walterowi chodzi³o nie tylko o podpatrywanie i niuchanie, co te¿ Duff kombinuje. Lubi³ po prostu m³od¹ parê, a w dodatku ceni³ kulinarne umiejêtnoci Ruth w zakresie kuchni ¿ydowskiej. Ich wzajemne stosunki zawsze go dziwi³y. Dostrzega³ g³êbokie ró¿nice charakterów i osobowoci, a przez swoich agentów dowiadywa³ siê, ¿e Duff podczas wyjazdów w teren miewa mi³osne przygody. Walter nie móg³ tego zrozumieæ, gdy¿ dla niego Ruth by³a uosobieniem urody i kobiecego wdziêku. Podziwia³ te¿ jej powiêcenie. Po tureckiej inwazji otwarto w Platres schronisko dla greckich sierot, dzieci ofiar krótkiej, lecz okrutnej wojny. Ruth zaproponowa³a sw¹ pomoc jako psycholog. Propozycjê przyjêto z wdziêcznoci¹. Rzuci³a siê w wir pracy, powiêcaj¹c ponadto parê godzin dziennie na doskonalenie ju¿ doæ dobrze opanowanego jêzyka greckiego. Walter doszed³ do wniosku, ¿e Duff nie zaspokaja³ jej seksualnie. Umocni³ siê w tym przekonaniu, gdy po roku odwiedzi³a Izrael. Duff w tym czasie przebywa³ w Iraku i Iranie z zadaniem dostarczenia zdjêæ z obozu kurdyjskiej partyzantki. Ruth postanowi³a zwiedziæ Ziemiê Obiecan¹. Walter zapewni³ pomoc i us³ugi swego biura w Tel Awiwie. Odda³ jej tak¿e do dyspozycji apartament. Nie bêd¹c pewny, czy Ruth nie uczestniczy w sekretnych poczynaniach Duffa, kaza³ j¹ poddaæ dyskretnej obserwacji. Z raportu, który po paru dniach wyl¹dowa³ na jego biurku, wynika³o, ¿e od dnia przylotu Ruth widuje siê z niejakim Gideonem Galili. Galili okaza³ siê kapitanem izraelskich si³ powietrznych. Natychmiast rozdzwoni³y siê dzwonki alarmowe, ale dalsze dochodzenie wykaza³o, ¿e jej stosunki z kapitanem nie maj¹ nic wspólnego ze zbieraniem informacji wywiadowczych, lecz jedynie z potrzeb¹ zaspokojenia potrzeb cielesnych. Z raportów wynika³o, ¿e pozna³a kapitana Galili przed paroma miesi¹cami na Cyprze, gdzie m³ody cz³owiek spêdza³ urlop. Spotkali siê na dancingu w³anie w hotelu 71
Forest Peak. Jeszcze jeden zbieg okolicznoci. Duffa wówczas nie by³o i Ruth wybra³a siê na kolacjê i dancing w gronie przyjació³. Ruth i Gideon Galili natychmiast przypadli sobie do gustu i agent, który w Izraelu przes³uchiwa³ kapitana, doszed³ do wniosku, ¿e oboje s¹ zakochani. Ruth nawet wspomina³a w rozmowie z kochankiem o porzuceniu Duffa, ale jeszcze nie dojrza³a do takiej decyzji. Po pierwsze, w pewnym sensie nadal kocha³a mê¿a, a po drugie, Gideon Galili by³ od niej o cztery lata m³odszy i mia³a w¹tpliwoci, czy jego uczucie d³ugo potrwa. Po tej pierwszej podró¿y ponownie odwiedzi³a Izrael, a po miesi¹cu Galili przylecia³ na Cypr. Walter domyla³ siê, ¿e sytuacja dojrzewa i wkrótce Ruth bêdzie musia³a podj¹æ decyzjê. Wpakowa³ do ust ostatni plasterek w¹tróbki i natychmiast pojawi³ siê kelner ze sporym dzbankiem kawy. Po tak powa¿nym zajêciu, jakim jest spo¿ywanie posi³ku, Walter mia³ zwyczaj siedzieæ jeszcze pó³ godziny przy kawie, obserwowaæ sceneriê i zape³niaj¹cych j¹ ludzi. Tego ranka jednak nie zauwa¿y³ na tarasie nikogo interesuj¹cego, nawet ¿adnej kobiety wartej podziwu. Myli Waltera poszybowa³y wiêc z powrotem ku Ruth i Duffowi. Przed szecioma miesi¹cami Ruth zaskoczy³a go, przychodz¹c z prob¹ o radê. Zrobi³a to podczas wyprawy na zakupy w Limassol. Walter zabra³ j¹ na lunch w Amathusie. Odczuwa³ przedziwn¹ przyjemnoæ, wchodz¹c do tego lokalu w towarzystwie piêknej kobiety, której wygl¹d i zachowanie bez w¹tpienia wiadczy³y, ¿e nie jest prostytutk¹. Podczas posi³ku wydawa³a siê zgaszona. Zupe³nie niespodziewanie spyta³a, czy mo¿e prosiæ o radê. By³ przecie¿ ¯ydem, jak i ona, wiêc na pewno zrozumie. Otworzy³a siê przed nim i wyjawi³a wszystkie swoje problemy. Walter uwa¿a³, by wyrazem twarzy czy s³owem nie zdradziæ siê, ¿e ju¿ wie o Gideonie Galili i ich zwi¹zku. Przede wszystkim jednak stara³ siê upewniæ, czy Ruth wie o pracy Duffa w amerykañskim wywiadzie. Wysun¹³ delikatn¹ sugestiê, ¿e byæ mo¿e du¿e wymagania w pracy i ciê¿ar odpowiedzialnoci czyni³y z Duffa trudnego partnera. Sta³o siê szybko jasne, ¿e w przekonaniu Ruth jedyn¹ prac¹ Duffa by³o robienie zdjêæ na obszarach objêtych dzia³aniami wojennymi lub zamieszkami. Walter poczu³ du¿¹ ulgê, ¿e udzielaj¹c Ruth rady nie bêdzie musia³ braæ pod uwagê aspektów narodowego bezpieczeñstwa Izraela. Innymi s³owy, jego rady bêd¹ zupe³nie szczere. Ruth podjê³a decyzjê: opuci Duffa. Owszem, w pewien sposób kocha³a go jeszcze, ale raczej tak, jak kocha siê dziecko, a nie mê¿a. Duff by³ romantykiem, i to naiwnym. B³yskotliwy w pracy, lecz zbytnio ni¹ poch³oniêty. Nie odczuwa³a winy z powodu romansu z Gideonem. Od dawna wiedzia³a, ¿e Duff j¹ zdradza. I nawet nie obarcza³a go za to win¹ le¿a³o to w jego naturze, podobnie jak k³amanie. Wreszcie dosz³a do sedna problemu: jego s³aboæ. Byæ mo¿e Walter tego nie dostrzega³, ale Duff by³ s³abym cz³owiekiem. St¹d jego liczne 72
k³amstwa i romansowanie. Kocha³ j¹, ale by³ zbyt s³aby, by nadaæ tej mi³oci pozytywn¹ treæ, utrwaliæ j¹, chroniæ. Zawsze przychodzi³o mu z trudem powiedzieæ: nie. Walter nie chcia³ byæ wci¹gniêty w ca³¹ sprawê, nie chcia³ stan¹æ po niczyjej stronie. Lubi³ ich oboje. Niemniej uzna³ to za istotne, ¿e Duff nigdy jej siê nie przyzna³, i¿ jest szpiegiem. Jak¿e w tych warunkach mog³a rozkwitn¹æ ich mi³oæ? Jak¿e móg³ nie dzieliæ z ni¹ tak istotnego elementu ¿ycia, dziel¹c tylko pozosta³e? Jednak¿e Walter pyta³ wy³¹cznie o Gideona. Czy jest pewna jego uczuæ? By³a pewna. Wiedzia³a, ¿e j¹ kocha. I nawet ba³a siê intensywnoci tego uczucia. By³ to cz³owiek o nieprawdopodobnej ¿ywotnoci i energii, zdecydowanie d¹¿¹cy do celu. Dotychczas celem jego ¿ycia by³a wojskowa kariera. Ca³¹ swoj¹ energiê jej w³anie powiêca³. Wyzna³ Ruth, ¿e jeszcze nigdy siê nie zakocha³. Nawet nie przewidywa³ takiej ewentualnoci. Wyjani³ jej to bardzo prosto: ¿y³ dotychczas jak cz³owiek g³uchy, który nagle us³ysza³ szopenowsk¹ sonatê. Ruth porównywa³a go raczej do ateisty odkrywaj¹cego now¹ egzotyczn¹ religiê. Gideon mia³ si³ê uczucia neofity i to w³anie by³o niepokoj¹ce. Chcia³, by rozwiod³a siê z Duffem i wysz³a za niego. Niepokoi³y j¹ te¿ jej w³asne uczucia. Gideon reprezentowa³ to wszystko, czego Duffowi by³o brak: otwartoæ, szczeroæ, opiekuñczoæ i praktyczne podejcie do ¿ycia. Ale Ruth zd¹¿y³a te¿ poj¹æ wp³yw fizycznej urody kobiety na kszta³towanie decyzji i wiadomoci mê¿czyzny. Gideon by³ jeszcze m³ody i, mimo owego praktycznego podejcia do ¿ycia, poddawa³ siê ³atwo wp³ywom z zewn¹trz. Nie chcia³a doznaæ tego samego zawodu po raz wtóry. No a dzieci? spyta³ Walter. Wzruszy³a ramionami. Na pocz¹tku czêsto rozmawia³a o tym z Duffem. Chcieli mieæ dzieci. Po zamieszkaniu na Cyprze przesta³a braæ pigu³ki antykoncepcyjne. Gdy po roku nie by³o ¿adnego rezultatu, posz³a do lekarza i przeprowadzi³a badania. Lekarz powiedzia³, ¿e nie ma nic, co by uniemo¿liwia³o zajcie w ci¹¿ê. Prosi³a Duffa, aby da³ siê zbadaæ, ale odmówi³. Nie nalega³a. By³a psychologiem i rozumia³a, ¿e widzia³ w tym próbê podwa¿enia jego mêskoci. Taki jest Duff, t³umaczy³a Walterowi. Bêd¹c s³abym psychicznie, nie chcia³ stawiæ czo³a grobie. Wspomnia³a o tym Gideonowi i on natychmiast poszed³ do lekarza i potem jej powiedzia³, ¿e nic nie stoi na przeszkodzie, by mieli dzieci. Jeszcze jeden element równania, które nale¿y rozwi¹zaæ. Walter by³ w k³opocie. Bardzo chcia³ pomóc Ruth w jej problemie. Chcia³by j¹ pocieszyæ, niechby zaczerpnê³a cz¹stkê jego si³y. Dwa fakty przemawia³y przeciwko temu. Po pierwsze, nie powinien wkraczaæ miêdzy dwoje przyjació³ i opowiadaæ siê po czyjejkolwiek stronie. Po drugie: jego uczucia wobec Ruth nie by³y wy³¹cznie platoniczne. Rzecz jasna, ¿e ani przez 73
chwilê nie myla³, ¿e mo¿e od niej oczekiwaæ czegokolwiek poza sympati¹. Od m³odych lat wiedzia³, ¿e jego aparycja nie cina z nóg m³odych i piêknych kobiet. Fizycznych przyjemnoci zawsze dostarcza³y mu wietnie op³acane prostytutki. Niemniej móg³ marzyæ i fantazjowaæ, a jedna z fantazji dotyczy³a Ruth: którego dnia stanie siê cud, Ruth przejrzy i pokocha cnoty jego umys³u oraz charakteru, a jednoczenie stanie siê lepa na jego chorobliw¹ oty³oæ. Choæ by³o to tylko marzenie, niemniej uniemo¿liwia³o mu udzielenie rady, by czym prêdzej opuci³a mê¿a i po³¹czy³a siê z m³odym, czaruj¹cym i przystojnym pilotem izraelskich si³ powietrznych. Poradzi³ jej wiêc tylko, by raz jeszcze wszystko przemyla³a, odczeka³a i nie dzia³a³a pochopnie. Najprawdopodobniej postanowi³a odczekaæ i to d³ugo, nigdy wiêcej bowiem do tej sprawy nie wróci³a. Tego wieczoru bêdzie mia³ okazjê przyjrzenia siê z bliska stosunkom miêdzy ma³¿onkami, gdy¿ Duff w³anie wróci³ na kilka dni do domu i Walter zosta³ zaproszony na kolacjê. Ruth obieca³a przyrz¹dziæ kaczkê w czerwonej kapucie i, mimo zjedzonego przed chwil¹ niadania, Walter poczu³ nap³ywaj¹c¹ do ust linkê. Postanowi³, ¿e w zwi¹zku z t¹ kolacj¹ zje tylko lekki lunch, najwy¿ej niedu¿ego kurczaka i pó³ cytrynowego placka, w którym tak celowa³ tutejszy szef kuchni. Powróci³ mylami do w³asnych problemów. Minê³y dwa lata od pamiêtnego spotkania z genera³em Hoftim. Pierwsza faza operacji Waltera zakoñczy³a siê pora¿k¹. Przez ca³y 1976 rok i w pierwszych miesi¹cach 1977 prowadzono zorganizowan¹ kampaniê w celu sk³onienia rz¹du francuskiego do rezygnacji z kontraktu na budowê reaktora nuklearnego w Iraku. Kampania odbywa³a siê na dwóch p³aszczyznach. Z jednej strony nies³ychanie silne naciski dyplomatyczne, z drugiej powa¿ne próby wp³yniêcia na opiniê publiczn¹, by przeciwstawi³a siê umowie. Prezydent Francji otrzyma³ grub¹ tekê dokumentów wskazuj¹cych na to, ¿e Irakijczycy bêd¹ usi³owali wykorzystaæ reaktor do wyprodukowania broni atomowej. Wród dokumentów by³y cytaty publicznych wypowiedzi Saddama Husajna i innych irackich przywódców, wiadcz¹ce o takich intencjach. W pewnym momencie prezydent Giscard dEstaing wydawa³ siê wahaæ, owiadczaj¹c publicznie, ¿e nic nie wiedzia³ o intencjach Iraku i nie zna³ szczegó³ów kontraktu. Irakijczycy zareagowali b³yskawicznie, gro¿¹c anulowaniem ujêtych w umowie zamówieñ wartych miliardy dolarów, a nawet napomykaj¹c o mo¿liwoci embarga na dostawy ropy do Francji, i to nie tylko z Iraku, ale i innych pañstw arabskich. Tak wiêc górê wziê³y wzglêdy ekonomiczne i kontrakt mia³ byæ w pe³ni realizowany. Kampania maj¹ca na celu pobudzenie francuskiej opinii publicznej do protestu tak¿e skoñczy³a siê fiaskiem. Francja nigdy nie mia³a silnego ruchu antynuklearnego i wysi³ki Waltera nie potrafi³y go stworzyæ. Blum wiedzia³ dobrze, ¿e budowa reaktora postêpuje 74
zgodnie z harmonogramem. Dotychczas jedynym sukcesem siatki DAKTYL by³o umieszczenie agenta w zak³adach w Le Seyne-sur-Mer ko³o Tulonu. Przed trzema dniami agent ten zawiadomi³, ¿e jeli nie pojawi¹ siê ¿adne komplikacje produkcyjne, to reaktor bêdzie gotów do wys³ania drog¹ morsk¹ za szesnacie do dwudziestu miesiêcy. Walter postanowi³, ¿e komplikacje siê pojawi¹. Blum ho³dowa³ maksymie, ¿e cel uwiêca rodki, zw³aszcza jeli celem jest dobro ¿ydowskiego narodu, co sprowadzone do w³aciwych proporcji obecnych czasów oznacza³o dobro izraelskiego pañstwa. Przyznawa³, ¿e w ci¹gu dwóch najbli¿szych lat mo¿e zaistnieæ powa¿ne zagro¿enie narodowego bytu Izraela. Zdawa³ te¿ sobie sprawê, ¿e jeli dojdzie do zainstalowania reaktora w Iraku, to trzeba bêdzie siêgn¹æ po metody radykalne. W zwi¹zku z tym odczuwa³ pewien niepokój, nie z powodu wyrzutów sumienia, ale niedostatków logistycznych, gdy¿ na obszarze przysz³ych operacji, czyli w Iraku i w s¹siaduj¹cych z nim krajach, nie posiada³ odpowiedniej liczby agentów. W latach szeædziesi¹tych Mosad odniós³ wielki sukces, dokonuj¹c penetracji instytucji rz¹dowych pañstw arabskich. Dziêki temu by³ przygotowany na wojnê szeciodniow¹. Ma³o brakowa³o, by Eli Cohen, operuj¹cy w Syrii zosta³ ministrem obrony, gdyby przez przypadek go nie zdemaskowano. W Egipcie Wolfgang Lotz zosta³ doradc¹ sztabu generalnego, a jego prawdziw¹ to¿samoæ odkryto zupe³nie przypadkowo podczas rutynowego przegl¹du danych zamieszka³ych w Egipcie Niemców, dokonanego z okazji wizyty Waltera Ulbrichta w 1965 roku. Dla izraelskiego wywiadu nasta³y trudne czasy wrogie pañstwa arabskie usprawni³y przy pomocy KGB swoje s³u¿by kontrwywiadowcze. Mosad mia³ obecnie powa¿ne trudnoci z werbowaniem dobrych agentów, a zorganizowanie w pañstwach arabskich sprawnie dzia³aj¹cej siatki szpiegowskiej sta³o siê w³aciwie niemo¿liwe. W Iraku Walter dysponowa³ tylko jednym pe³nowartociowym agentem, zatrudnionym co prawda w policji politycznej, w Mukhabaracie, ale na zbyt niskim szczeblu, by uzyskaæ dostêp do tajemnic rz¹dz¹cej partii Baas. Donosi³ on o powa¿nych tarciach w ³onie tej partii, a nie o jej strategicznych zamierzeniach. Na pocieszenie agent ów pracowa³ w os³awionym Kasr al Nihaja, czyli Pa³acu na Skraju niegdy rezydencji rodu królewskiego, a obecnie miejscu przetrzymywania i przes³uchiwania wrogów pañstwa przez oficerów Mukhabaratu, lubuj¹cych siê w torturach. Agent informowa³ o wszystkim, co widzi i s³yszy, ba³ siê jednak nadmiernego ryzyka i odmawia³ zorganizowania w³asnej siatki. Niegdy da³ siê zwerbowaæ, poniewa¿ by³ w opozycji do re¿imu i jego polityki eksterminacji Kurdów. By³ szyit¹, a szyici s¹ zdecydowanie niechêtni dominuj¹cym we w³adzach sunnitom. Poniewa¿ uwa¿a³ siê te¿ za humanistê 75
i intelektualistê, wiêc kiedy patrzy³ na torturowanie kurdyjskich rebeliantów, wszystko siê w nim burzy³o. Zareagowa³ w jedyny, jaki móg³, sposób: przysta³ do wroga, który móg³ zadaæ najboleniejszy cios diab³om, jak ich okrela³, rz¹dz¹cym teraz jego krajem. Mosad wielokrotnie usi³owa³ go nak³oniæ do powa¿niejszej wspó³pracy i zbudowania siatki, ale on uparcie odmawia³. Powiedzia³, ¿e bêdzie nadal pracowa³ w Mukhabaracie, choæ to jest dla niego okropne, i bêdzie informowa³ wiat o okrucieñstwach Husajna, ale nic wiêcej. To, co robi³, najwidoczniej mu wystarcza³o, by uspokoiæ sumienie. Walter by³ bardzo zawiedziony. Koniecznie musi mieæ w Iraku siln¹ ekipê agentów. Ju¿ nied³ugo, bardzo nied³ugo. Jako wietny organizator, Walter Blum popada³ w depresjê, gdy nie móg³ zrealizowaæ swych planów. Sytuacje takie, jak teraz, doprowadza³y go do pasji. ¯a³owa³ wówczas, ¿e nie jest szczup³y i sprawny fizycznie, i sam nie mo¿e pojechaæ w teren. Jak¿eby uwielbia³ pracê terenow¹, móg³by dojrzeæ wszystko, pomóc, na miejscu zdecydowaæ. Co za idiotyczne myli! skarci³ siê. Agent musi byæ niewidoczny, dzia³aæ w mroku, musi byæ mistrzem maskowania siê, musi byæ niedostrzegalny w t³umie. Walter by³ a¿ nadto widoczny. Niepomiernie go to irytowa³o. Czu³ siê jak istota z innej planety: bez koñczyn, tylko tu³ów i du¿y mózg. Po raz kolejny zacz¹³ rozwa¿aæ mo¿liwoci stworzenia siatki w Iraku. Jakie ma opcje? Siatka oka¿e siê konieczna, gdy powstanie potrzeba naziemnego dotarcia do reaktora w celu jego zniszczenia. Oczywicie, jeli Francuzom uda siê reaktor dostarczyæ i zainstalowaæ. Opcje by³y ma³o zachêcaj¹ce. Mia³ do dyspozycji co najmniej dziesi¹tkê dobrze wyszkolonych agentów, ale problemem by³o przerzucenie ich do Iraku i umieszczenie na eksponowanych stanowiskach b¹d w miejscach, gdzie mogliby byæ przydatni. Na drodze piêtrzy³y siê problemy nie do pokonania. Od 1966 roku, kiedy Mosad sk³oni³ oficera irackiego lotnictwa do ucieczki wraz z samolotem MIG-21, Mukhabarat zrobi³ siê nieprawdopodobnie czujny, by nie dopuciæ do powtórzenia podobnej hañby. Walter nie widzia³ mo¿liwoci przepchniêcia ¿adnego ze swych agentów przez liniê obrony irackiego kontrwywiadu. G³êboko westchn¹³ i dopi³ resztkê kawy. By³ w zdecydowanie z³ym humorze. Ze stêkniêciem odsun¹³ fotel od stolika i wsta³. Za rzêdem sosenek jad³ niadanie jaki cz³owiek. Przechodz¹c obok niego Walter zerkn¹³ ciekawie: broda, d³ugie w³osy, intensywnie niebieskie oczy. Id¹c przez hol w kierunku recepcji Walter nadal mia³ przed oczami tê zaroniêt¹ twarz. I jeszcze co: jakby zaskoczenie w niebieskich oczach. Zaskoczenie na widok Waltera. Zatrzyma³ siê porodku holu. Myli galopowa³y mu w g³owie, gor¹czkowo katalogowa³ wspomnienia. Obróci³ siê na piêcie i ruszy³ z powrotem na taras. Mê¿czyzna w³anie odchodzi³, zostawiaj¹c na talerzu nie dojedzone jajka na boczku. Zobaczy³ Waltera i na jego twarzy pojawi³ siê wyraz rezygnacji. 76
I oto w ca³ej okaza³oci
nieco bardziej zaroniêty, ale ten sam, autentyczny Dave Munger! kiwaj¹c g³ow¹, powiedzia³ Walter. Postanowi³ poczekaæ do koñca kolacji. Nie chcia³, aby cokolwiek odwraca³o uwagê od jedzenia. A kolacja by³a, zgodnie z jego przewidywaniami, doskona³a. Kaczkê poprzedzi³y gêsie w¹tróbki w purée. Przed tygodniem Walter przys³a³ skrzynkê wina. Duff, chocia¿ twierdzi³, ¿e uwielbia wino i na winach siê zna, na pewno wybra³by do kaczki co bardziej oczywistego i mniej odpowiedniego. Kiedy poprzednio Walter by³ zaproszony na kolacjê, musia³ piæ w³oskie Barolo do solonej wo³owiny i placków kartoflanych. Tym razem wola³ nie ryzykowaæ i s³ysz¹c o kaczce przys³a³ Chateau Letour 1959. S¹ na tyle zaprzyjanieni, ¿e Duff nie obrazi siê za ten gest, ale zarazem bêdzie to lekki prztyczek, pomyla³. Podczas kolacji Duff wiele mówi³ o sytuacji w Libanie i zastanawia³ siê, czy prezydentowi Sarkisowi uda siê powstrzymaæ lewicê. Walter s³ucha³ jednym uchem, pomrukami kwituj¹c wnioski Duffa, w pe³ni poch³oniêty jedzeniem, piciem i Ruth. Stwierdzi³, ¿e bardzo schud³a, choæ bez uszczerbku dla swej urody. Czarne w³osy mia³a splecione w kok. To uczesanie jeszcze bardziej podkrela³o wysokie koci policzkowe i niad¹ cerê. Mia³a twarz smutn¹, a melancholii dodawa³ jej idealny owal, nieco zwê¿one policzki i pe³ne wargi. Jedli kolacjê w jadalni umeblowanej bardzo stereotypowo i formalnie, a przylegaj¹cej do salonu po³o¿onego o dwa stopnie poni¿ej. W salonie okna zajmowa³y cianê od pod³ogi do sufitu i wychodzi³y na patio obramowane drzewami i krzewami dyskretnie podwietlonymi paroma reflektorami. Dwie pozosta³e ciany salonu zabudowane by³y pó³kami pe³nymi ksi¹¿ek. Porodku, wokó³ niskiego sto³u, znajdowa³y siê wygodne, pokryte skór¹ fotele. Na w¹skiej pó³ce w jadalni rozmieszczono oprawione fotografie i pami¹tki z ró¿nych wypraw Duffa. W jednym rogu, pod rega³em z ksi¹¿kami sta³ wysoki postument. Le¿a³ na nim, przykryty szklanym kloszem, jeden przedmiot: aparat fotograficzny Mungera Nikon FTN. W przedziwny sposób dominowa³ nad ca³ym pokojem. Walter wiedzia³, ¿e nikomu nie wolno dotykaæ aparatu. Nawet pokojówce, by go odkurzyæ. Co miesi¹c Duff zdejmowa³ aparat ze stolika, rozbiera³ go i czyci³. Czasami, ale bardzo rzadko, pokazywa³ przyjacio³om, jak aparat pracuje i w jaki sposób powinno siê go trzymaæ. Ale im równie¿ nie wolno by³o dotkn¹æ Nikona. Walter z góry cieszy³ siê na efekt bomby, jak¹ mia³ zamiar wkrótce zdetonowaæ. Tymczasem nu¿y³ go wyk³ad Duffa o za³o¿eniach polityki amerykañskiej wobec Libanu, przerwa³ wiêc jego wywody i zapyta³ Ruth o pracê w sierociñcu. Rozb³ys³y jej oczy, gdy zaczê³a opowiadaæ o dzieciach i ich rozwoju. Walter zupe³nie nie móg³ 77
poj¹æ, ¿e Duff nie czyni ¿adnych wysi³ków, by zapewniæ tej kobiecie szczêcie. Ruth wyjania³a, ¿e nawet najm³odsze dzieci powinny byæ czym prêdzej umieszczone w rodzinach zastêpczych. Mia³a te¿ kilka trudnych przypadków i na nich siê teraz skupi³a. Minê³y ju¿ trzy lata od wojny, ale na niektórych dzieciach wci¹¿ pozosta³y jej wyrane lady. By³ na przyk³ad szecioletni ch³opiec, na którego oczach zabito rodziców. Ruth postanowi³a wyprowadziæ ch³opca z urazu, aby móg³ wieæ normalne ¿ycie. Walter s³ucha³ uwa¿nie, natomiast twarz Duffa wyra¿a³a rosn¹ce zniecierpliwienie. S³ysza³ ju¿ to wszystko wczeniej, a w trakcie wykonywania zawodu reportera wojennego widzia³ niejedn¹ podobn¹ tragediê i by³ na nie uodporniony. Walter wyczu³ owo zniecierpliwienie i kiedy s³u¿¹ca sprz¹tnê³a nakrycia, uzna³, ¿e nadszed³ czas. Aha, przy okazji: dzi rano spotka³em Davea Mungera obwieci³. Duff otworzy³ usta, d³onie za zacisn¹³ w piêci. Zapanowa³a cisza. Ruth ciekawie zerknê³a na mê¿a. Pytanie, kiedy wreszcie pad³o, sk³ada³o siê z jednego s³owa, wypowiedzianego zduszonym g³osem: Gdzie? Walter tylko siê umiechn¹³. Dwign¹³ siê ciê¿ko i spyta³ Ruth: Kawa w salonie? Skinê³a g³ow¹ i wsta³a. Gdzie, do diab³a?! Duff wygl¹da³ jakby mia³ za chwilê eksplodowaæ. Walter spojrza³ na niego z wyrozumia³oci¹ okazywan¹ dziecku. Tu, w Platres, w hotelu Forest Peak. Opowiem przy kawie. Przeszli do salonu. Walter rozsiad³ siê wygodnie w skórzanym fotelu, s³u¿¹ca poda³a mu gor¹c¹ kawê i postawi³a obok na stoliku talerzyk z miêtowymi czekoladkami. Duff stan¹³ porodku salonu, rozstawi³ nogi i patrzy³ to na Waltera, to na aparat fotograficzny na postumencie. Nie potrafi³ ukryæ podniecenia i niecierpliwoci. Walter, po ³yku kawy i trzech czekoladkach, obdarzy³ Duffa niewinnym umiechem i wreszcie wszystko opowiedzia³. Munger mieszka w okolicy od kilku lat. Szczegó³y s¹ nieznane, ale podobno kupi³ ma³e gospodarstwo w pobli¿u Phini. Walter odniós³ wra¿enie, ¿e Munger nie by³ zachwycony spotkaniem. Wyci¹ganie od niego informacji przypomina³o wyciskanie wody z suchej g¹bki. Walter zaprosi³ go na kolacjê. Nawet zaproponowa³, aby przyszli tu razem dzi wieczorem. Zapewni³, ¿e Dave bêdzie mile widziany. Na zachêtê napomkn¹³, ¿e Duff ma jego Nikona. Opowiedzia³ o aukcji w Hongkongu. Munger jednak odmówi³. T³umaczy³ siê mêtnie pilnymi zajêciami i powiedzia³, ¿e mo¿e kiedy indziej. Na zakoñczenie rozmowy Walter da³ mu swój bilet wizytowy i prosi³ o telefon. Munger by³ nies³ychanie speszony spotkaniem i rozmow¹. 78
Ciekawoæ Duffa nie zosta³a jednak zaspokojona. Kiedy Munger przyjecha³ na Cypr? Sk¹d? Co teraz robi? Jak wygl¹da? Walter potrafi³ odpowiedzieæ tylko na ostatnie pytanie: Trochê siê postarza³ przez te osiem lat. Pewno ju¿ zbli¿a siê do czterdziestki. Jest bardzo opalony, nosi brodê, d³onie ma spracowane mo¿e rzeczywicie uprawia ziemiê? Wyra¿a siê dziwnie i powoli, jakby odzwyczai³ siê od mówienia, w ka¿dym razie po angielsku. Opis Waltera nosi³ znamiona pe³nego i dok³adnego, gdy¿ Walter by³ dobrym obserwatorem. Duff chcia³ natychmiast iæ i szukaæ Mungera, lecz Blum go powstrzyma³, zaznaczaj¹c, ¿e Munger nie chce byæ nachodzony przez nikogo. Dosta³ wizytówkê Waltera i jeli bêdzie mia³ ochotê, to zadzwoni. Duff nadal nie by³ przekonany. Nie dawa³a mu spokoju myl, ¿e przez tyle lat Munger znajdowa³ siê tak blisko. Podniecony nalega³, by jednak go odszukaæ, a w ka¿dym razie daæ mu znaæ, ¿e by³by bardzo mile widziany. Walter odradza³. Jest bowiem w tym wszystkim co dziwnego. Munger ju¿ nie przyszed³ do hotelu na lunch, a kiedy Walter zapyta³ o niego w recepcji, otrzyma³ odpowied, ¿e Munger wyprowadzi³ siê natychmiast po niadaniu, co zaskoczy³o recepcjonistê, gdy¿ przyby³ dopiero poprzedniego wieczoru i zarezerwowa³ pokój na trzy dni. Hotelowy rejestr goci zawiera³ jego adres: Phini, Cypr. Walter sprawdzi³ ksiêgê hotelow¹ za ostatnie piêæ lat i nie znalaz³ tam Mungera. Do rozmowy w³¹czy³a siê Ruth. Z tego, co Walter mówi, wynika, ¿e Munger pojawi³ siê po d³ugim okresie odosobnienia. Spotkanie z Walterem musia³o stanowiæ dla niego wstrz¹s. Umiechnê³a siê do Bluma, chc¹c os³abiæ sugestiê, ¿e spotkanie z kimkolwiek innym mog³o nie wywo³aæ szoku. Wreszcie Duff zgodzi³ siê, ¿e w tych okolicznociach poszukiwanie Mungera nie przynios³oby spodziewanego rezultatu, a mog³oby tylko zaszkodziæ. Poza tym, wyje¿d¿a za dwa dni i bêdzie nieobecny co najmniej przez miesi¹c. Jedno jest pewne: kiedy wróci, odszuka Mungera i spyta, czy nie jest mu potrzebna pomoc. Spojrza³ raz jeszcze na samotnie stoj¹cy pod kloszem aparat. W ka¿dym razie móg³by mu zaproponowaæ jego zwrot. Przez resztê wieczoru Duff snu³ opowieci o Mungerze. W swoim czasie kr¹¿y³o ich wiele. Wychwala³ te¿ pod niebiosa jego geniusz reportera wojennego. Nikt mu nigdy nie dorówna³ i nikt nigdy nie dorówna. Ruth i Walter s³uchali w milczeniu. Ruth, jak zwykle, gdy chodzi³o o Mungera, by³a zdziwiona i lekko zazdrosna. ¯aden cz³owiek nigdy tak nie zap³odni³ wyobrani jej mê¿a i nie zaw³adn¹³ jego mylami. W tym musia³o byæ co wiêcej ni¿ tylko uznanie dla talentu kolegi-reportera. Przecie¿ Duff by³ teraz uwa¿any za jednego z najlepszych w swoim zawodzie. Ile¿ to ju¿ mia³ wystaw! A ostatni album jego fotografii okaza³ siê bestsellerem! Tak, 79
w tym by³o co wiêcej ni¿ uznanie dla talentu. Westchnê³a. Munger to jeszcze jeden powód powsta³ej miêdzy nimi przepaci. Walter s³ucha³ z wielkim zainteresowaniem. W czasie pobytu w Hongkongu pozna³ Mungera doæ dobrze. I nigdy nie móg³ go w pe³ni rozszyfrowaæ. Niewielu by³o ludzi, których Walter nie potrafi³ zrozumieæ i zaszufladkowaæ. Munger do nich w³anie nale¿a³. Zupe³nie jakby ¿y³ w pró¿ni, ca³kowicie niezale¿nie od otaczaj¹cego go wiata i zamieszkuj¹cych go istot. Walter manipulowa³ ludmi, ich lêkami, nadziejami i uczuciami. Cz³owiek, który by³ uodporniony na manipulacjê, musia³ go fascynowaæ. S³ucha³, jak Duff raz jeszcze opisywa³ niesamowit¹ zdolnoæ Mungera docierania na w³aciwe miejsce we w³aciwym czasie. Tu¿ przed tym, gdy mia³o siê tam co wydarzyæ! I zrêcznoæ, z jak¹ robi³ zdjêcia, takie, jakie chcia³, a potem wymyka³ siê z przedziwn¹ ³atwoci¹ z krêgu czyhaj¹cych na niego niebezpieczeñstw. Porusza³ siê jak zjawa, jak cieñ, przemyka³ przez kordony, mury, zaryglowane drzwi i biurokratyczne zapory. Nigdy nie by³o takiego jak on! I te jego ostatnie dni w terenie! Co takiego wydarzy³o siê podczas owego patrolu, ¿e porzuci³ zawód? Porzuci³ jedyne ¿ycie, które by³o mu bliskie i które tak dobrze zna³. Waltera dopad³a wreszcie sennoæ. Tego wieczoru wypi³ du¿o wina, potem jeszcze trzy koniaki. Nawet obecnoæ Ruth i interesuj¹ce opowieci Duffa nie pomaga³y. Wygramoli³ siê wiêc z fotela, uca³owa³ Ruth w policzek i powiedzia³, ¿e bez wzglêdu na to, co nabroi, umiejêtnoæ przyrz¹dzania kaczki w czerwonej kapucie ju¿ zapewni³a jej miejsce w niebie. Rozemia³a siê i obieca³a przyjechaæ w nastêpnym tygodniu do Limassol na lunch. Przy samochodzie Walter obudzi³ szofera, wcisn¹³ siê na tylne siedzenie limuzyny, opuci³ szybê i powiedzia³ do Duffa: W Bejrucie uwa¿aj. Z tego, co ostatnio s³ysza³em, kolejny wstrz¹s jest ju¿ bliski. Duff machn¹³ rêk¹. Nie martw siê. Czy¿ to nie Hamlet powiedzia³, ¿e ostro¿noæ jest lepsz¹ po³ow¹ zwyciêstwa? Walter pokrêci³ g³ow¹. Nie ta sztuka. To s³owa Falstaffa, który nadmiernie siê ob¿era³ i pi³ zbyt du¿o. Mrugn¹³ szelmowsko. Nigdy nie s³uchaj rad takiego cz³owieka. Poza tym Falstaff mia³ na myli dyskrecjê, a nie ostro¿noæ. Po odjedzie Waltera Duff z butelk¹ koniaku wyszed³ na patio. Maj¹c g³owê pe³n¹ rewelacji, nie by³ jeszcze gotów do snu. Ruth rozumia³a ten nastrój i chêæ pozostania w samotnoci. Poca³owa³a go na dobranoc i posz³a do sypialni. Mia³a za sob¹ mêcz¹cy dzieñ. Jednak¿e i ona nie mog³a zasn¹æ. Le¿a³a w podwójnym ³o¿u, ws³uchana w ciche tykanie zegara na stoliku 80
nocnym i odg³os przeje¿d¿aj¹cych od czasu do czasu samochodów na szosie za will¹. Wieczorna rozmowa o Mungerze bardzo j¹ rozstroi³a. Nie chodzi³o tu o samego Mungera, ale o wspomnienia, z którymi siê kojarzy³. Polubne miesi¹ce w Hongkongu, uwiadamianie sobie, ¿e jej ¿ycie z Duffem nie uk³ada siê tak, jak mia³o i jak to zaplanowali. Jak ona zaplanowa³a. Dojrzewanie kobiety-¿ony w obcym rodowisku, w obcej kulturze. Odkrywanie przez ni¹ w³asnego charakteru. Dobrze pamiêta³a ów wieczór, kiedy Duff wróci³ po aukcji z aparatem fotograficznym Mungera, i w³asne oburzenie, gdy siê dowiedzia³a, ¿e nie ma ju¿ pieniêdzy na kupno bransoletki z okazji rocznicy. Umiechnê³a siê teraz do siebie na wspomnienie swojej infantylnej reakcji. By³ to czas, kiedy jej rodowiskowe wychowanie kaza³o przywi¹zywaæ wielk¹ wagê do dóbr materialnych. Kaza³o mierzyæ mi³oæ i uczucie wartoci¹ podarunku. Wtedy piêkny apartament i szafa pe³na butikowych strojów by³y spe³nieniem ma³¿eñskich marzeñ. Czegó¿ innego mo¿na siê by³o po niej spodziewaæ? Rodzice zawsze wynagradzali jej sukcesy w nauce: a to wakacje w Kalifornii po maturze, a to sportowy MG na dwudzieste pierwsze urodziny i dyplom. Ocenia³a swoj¹ pozycjê w ¿yciu i status w rodowisku tak, jak ocenia siê wisz¹cy na cianie obraz: ten oznacza bezpieczeñstwo, tamten dobre ma³¿eñstwo, a ten trzeci towarzysk¹ akceptacjê. Minê³o wiele czasu, nim zorientowa³a siê, ¿e obrazy s¹ niewyrane i nieuchwytne, a kszta³t nadaj¹ im tylko ramy. Z pocz¹tku myla³a, ¿e winê za taki stan rzeczy ponosi ich nieustabilizowane ¿ycie i okresowe zakotwiczanie siê w ró¿nych krajach. Po dwóch latach w Hongkongu przenieli siê na rok do Singapuru, a potem do Bangkoku. Poczu³a dopiero jak¹ tak¹ stabilizacjê, kiedy zamieszkali na Cyprze, kupili willê i Ruth mog³a j¹ urz¹dziæ po swojemu i umeblowaæ zbieranymi latami meblami. Po raz pierwszy zyska³a poczucie jakiej ci¹g³oci i wzglêdnego bezpieczeñstwa. Ale jednoczenie odczu³a pustkê w swym ¿yciu. Wszystkie obrazy znalaz³y siê na w³aciwym miejscu, a czego jednak brakowa³o. Ju¿ wtedy wiedzia³a o niewiernoci Duffa i jego mi³ostkach. W rodowisku dziennikarskim zawsze znalaz³o siê wielu chêtnych do podzielenia siê plotkami. Pamiêta, ¿e zdziwi³o j¹ w³asne beznamiêtne podejcie do faktu zdrady. Byæ mo¿e lata spêdzone na Wschodzie nauczy³y j¹ postrzegaæ ma³¿eñstwo w innym wietle. Nie tak, jak czyni³y to jej europejskie czy amerykañskie rówienice. Ona by³a mu przez te wszystkie lata wierna. Wiernoæ to jeszcze jeden obraz w ramie. Ale teraz w ramie tkwi³o tylko wyblak³e p³ótno. Obróci³a siê na ³ó¿ku i poprawi³a poduszkê. Ile¿ nocy przespa³a sama, podczas kiedy Duff przebywa³ gdzie daleko? Chyba ponad po³owê ma³¿eñskiego ¿ycia. Ale nie to by³o miar¹ pustki. Sprawa siêga³a znacznie g³êbiej. Dotyka³a samej istoty mi³oci. Ruth pragnê³a byæ potrzebna. Teraz dopiero zdawa³a sobie sprawê, ¿e zapewniæ jej to mog¹ w³asne dzieci albo mi³oæ 6 Reporter
81
mê¿czyzny. Dzieci nie mog³a mieæ w ka¿dym razie nie z Duffem sta³o siê wiêc nieuchronne, ¿e kiedy pojawi³a siê alternatywa w postaci Gideona, zdecydowa³a siê na romans. Z pocz¹tku obawia³a siê, ¿e ze strony Gideona jest to chwilowa namiêtnoæ. wiadoma by³a swojej urody, przez lata musia³a gasiæ zapa³y wielu zalotników. Dopiero po swej podró¿y do Izraela i drugiej wizycie Gideona na Cyprze porzuci³a obawy i nurza³a siê w szczêliwej pewnoci, ¿e on j¹ naprawdê kocha. By³ poza tym silny, pewny siebie i potrzebowa³ jej. Znów siê umiechnê³a do poduszki, ale nie by³ to radosny umiech. Chcia³a mi³oci, ma j¹, ale sama jej intensywnoæ wywo³a³a niepokój. Co siê stanie, jeli nie potrafi ju¿ kochaæ tak mocno? Walter zasn¹³ w kilka sekund po przy³o¿eniu g³owy do poduszki, ale nie by³ to dobry sen. Do trzeciej nad ranem rzuca³ siê i obraca³ niespokojnie w wielkim ³o¿u. Wreszcie, mrucz¹c poirytowany, zapali³ nocn¹ lampkê. Wszystko to by³o bardzo dziwne, poniewa¿ z zasady sypia³ dobrze, rzadko miewaj¹c jakiekolwiek sny. Przez kilka minut le¿a³ wpatrzony w sufitowy wentylator, potem w³o¿y³ nocne pantofle, przeszed³ do kredensu w salonie i nala³ sobie szklankê wody Perrier. Wyszed³ z ni¹ na balkon. Noc by³a ciemna, bezksiê¿ycowa i tylko jasna ³una wskazywa³a na s¹siedztwo Limassol, gdzie daleko w dole. By³ wiadomy, ¿e nie pozwala³ mu spaæ jaki chaos mylowy w zakamarkach mózgu. Co go drêczy³o, co domaga³o siê rozwi¹zania. I póki nie znajdzie ród³a niepokoju i odpowiedzi, jak sprawê rozwi¹zaæ, póty nie zanie. Przywyk³ do metodycznego mylenia, wiêc natychmiast doszed³ do wniosku, ¿e skoro spa³ dobrze ubieg³ej nocy, to jego podwiadomoæ jest zaniepokojona czym, co wydarzy³o siê minionego dnia. Przebieg³ wiêc mylami wszystkie wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin, a jak to zwykle bywa wczesnym rankiem, umys³ mia³ jasny i nie zamiecony ¿adnymi pomys³ami, które rodz¹ kolejne godziny dnia, zaciemniaj¹c obraz i komplikuj¹c ¿ycie. Munger! Bêdzie mu potrzebny Munger. To poranne spotkanie by³o zrz¹dzeniem opatrznoci. Przeszed³ do salonu i usiad³ za biurkiem. Przez pó³ godziny uk³ada³ i szyfrowa³ depeszê, któr¹ z samego rana wyle do Szymona Saguy w centrali Mosadu. Pod nag³ówkiem BARDZO PILNE ¿¹da³ pe³nych informacji na temat niejakiego Davida Mungera, niegdy wojennego reportera. Informacje mia³y zawieraæ absolutnie wszystko. Walter Blum chcia³ znaæ ka¿dy szczegó³ z ¿ycia Mungera od chwili poczêcia. Dzieciñstwo, rodzice, krewni, przyjaciele, wrogowie, wykszta³cenie, co lubi, czego nie lubi, przebyte choroby i inne kontakty z lekarzami, pogl¹dy polityczne, ulubiony kolor, ulubiona potrawa i napój. Za¿¹da³ tak¿e odbitek wszystkich fotografii, które Munger 82
kiedykolwiek opublikowa³. Wreszcie za¿¹da³ przeprowadzenia w równie pilnym trybie dochodzenia siêgaj¹cego daleko w przesz³oæ i pozwalaj¹cego odpowiedzieæ na pytanie, co mog³o wydarzyæ siê podczas ostatnich dni Mungera w Wietnamie. Myl¹c intensywnie Walter przypomnia³ sobie i wspomnia³ o tym w depeszy ¿e Munger przy³¹czy³ siê do patrolu Si³ Specjalnych, który operowa³ w pobli¿u Vinh Long w padzierniku 1969 roku. Niech agenci Mosadu w Stanach Zjednoczonych odnajd¹ i przes³uchaj¹ ¿yj¹cych jeszcze cz³onków tego patrolu, niech siê dowiedz¹, co tam zasz³o. I niech agenci w Armii USA pogrzebi¹ w archiwach i odnajd¹ raporty dotycz¹ce tego czasu i sprawy. Skoñczy³ pisanie, schowa³ tekst do teczki i spojrza³ na zegarek. Nastêpnie podniós³ s³uchawkê i nocnemu portierowi poleci³ obudziæ siê o szóstej trzydzieci rano. Gdy siê po³o¿y³, zasn¹³ od razu. Pozosta³y mu tylko dwie godziny snu, ale po obudzeniu natychmiast sobie przypomnia³ s³owa Duffa, ¿e Munger porusza³ siê jak zjawa, cieñ
5 Janine Lasage siêgnê³a w dó³ i poklepa³a czarne w³osy Samiego Asafa. Or-
gazm by³ powy¿ej przeciêtnej. Sami podniós³ g³owê i spojrza³ na ni¹ ponad jej faluj¹cym brzuchem. Lekko dysza³, wilgotne w¹sy b³yszcza³y. Jeste bardzo dobry, Sami pochwali³a. Ods³oni³ w umiechu zêby i zacz¹³ siê po niej wczo³giwaæ. Czu³a jego sztywny cz³onek ocieraj¹cy siê o jej lewe udo i w duchu westchnê³a. Ju¿ od dawna nie osi¹ga³a orgazmu w sposób konwencjonalny. Powodem mog³o byæ nadmierne dogadzanie sobie w przesz³oci lub wybuja³a wyobrania potrzebowa³a teraz subtelniejszej podniety, innego bodca ni¿ pompuj¹cy mêski cz³onek. Ale w jaki sposób musia³a zaspokoiæ potrzeby Samiego. Napracowa³ siê d³ugo i ciê¿ko, nale¿a³o go wynagrodziæ. Usadowi³ siê na niej, zaj¹³ w³aciw¹ pozycjê i pchn¹³ g³êboko. Prawie nic nie odczu³a, ale wydawa³a z siebie odpowiednie odg³osy. Wiedzia³a, ¿e natarcie bêdzie trwa³o d³ugo, Sami Asaf nale¿a³ bowiem do mê¿czyzn, którzy stawiaj¹ znak równania miêdzy seksualn¹ jurnoci¹ a czasem trwania stosunku. Kiedy tak pod nim le¿a³a, g³aszcz¹c go po plecach i poruszaj¹c rytmicznie poladkami, myla³a o innych sprawach. wiadomie uwiod³a Samiego przed miesi¹cem, wkrótce po otrzymaniu funkcji ³¹cznika miêdzy francuskim kontrwywiadem a Mukhabaratem. I jej 83
nowe zadanie mia³o cis³y zwi¹zek z umow¹ dotycz¹c¹ sprzeda¿y przez Francjê reaktora nuklearnego Irakowi. Wezwano j¹ do Pary¿a na odprawê, któr¹ prowadzi³ osobicie dyrektor SDECE, Alexandre de Marenches. Mosad nie da za wygran¹, powiedzia³. Bêdzie usi³owa³ nie dopuciæ do realizacji umowy. W ci¹gu ostatnich dwóch lat ludzie Mosadu byli nies³ychanie aktywni w ca³ej Francji, a kiedy reaktor zostanie przewieziony do Iraku, przenios¹ siê w lad za nim. Baz¹ operacji bêdzie najprawdopodobniej Bejrut. Poniewa¿ Janine ju¿ od szeciu lat dzia³a³a na Bliskim Wschodzie, jest idealn¹ kandydatk¹ na koordynatorkê kontrofensywy SDECE i ³¹czniczkê z irackim Mukhabaratem. wietnie siê sk³ada, ¿e zna Samiego Asafa z dawnych lat, kiedy obs³ugiwa³a Daleki Wschód. Sami jest obecnie wicedyrektorem Mukhabaratu i odpowiada za bezpieczeñstwo reaktora oraz ochronê francuskiego personelu. Le¿¹c pod Samim Janine umiechnê³a siê do siebie. Ciekawe, czy ich obecne stosunki dyrektor de Marenches tak¿e okreli³by mianem znajomoci? De Marenches zapozna³ j¹ z analiz¹ si³ przeciwnika. Chocia¿ w Iraku Mosad nie dysponowa³ powa¿niejsz¹ siatk¹, by³ doskonale zakonspirowany w Bejrucie. Niedawne raporty wspomina³y, ¿e w ³onie Mosadu powsta³a sekcja, której wy³¹cznym zadaniem jest sprawa irackiego reaktora. Jest rzecz¹ niezmiernie wa¿n¹ dla Francji, podkreli³ dyrektor, by reaktor bez przeszkód dotar³ na miejsce, zosta³ zainstalowany i ¿eby nast¹pi³ jego rozruch, poniewa¿ dopiero wtedy nabior¹ mocy wa¿ne uk³ady handlowe ogólnej natury oraz te na dostawê broni. Czy Izraelczycy maj¹ jakie podejrzenia co do w³aciwego przeznaczenia reaktora? spyta³a Janine. De Marenches spojrza³ enigmatycznie i typowo po francusku wzruszy³ ramionami; Francuzi wzruszaj¹ ramionami nieco inaczej ni¿ reszta wiata. Izraelczycy s¹ zawsze podejrzliwi. Ale przecie¿ to Irakijczycy podpisali traktat o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, czego Izrael nigdy nie zrobi³. Umiechnê³a siê cynicznie. I to czyni sprawê jasn¹. De Marenches poinstruowa³ j¹ z kolei o stosunkach z Amerykanami i roli CIA w obecnej sprawie. Trzeba za³o¿yæ, ¿e z powodu wrêcz paranoicznego lêku prezydenta Cartera przed rozprzestrzenianiem broni atomowej, CIA jest bardzo zainteresowana irackim reaktorem. Departament Stanu wywiera wielk¹ presjê na rz¹d francuski, by Francja wycofa³a siê z umowy. Oczywicie by³ to rezultat nacisków ¿ydowskiego lobby w Kongresie. Tak wiêc, nie spuszczaj¹c oka z Mosadu, nale¿y równie¿ zwracaæ uwagê na CIA. W jej przypadku korzystna by³a sytuacja, ¿e CIA i Mosad przesta³y kooperowaæ. Od wczesnych lat siedemdziesi¹tych wszystko siê zmieni³o. In84
teresy obu organizacji s¹ teraz przeciwstawne. I druga rzecz, która mog³a u³atwiæ pracê Janine Lasage: agenci SDECE w Waszyngtonie zinfiltrowali ostatnio nieznany dot¹d wydzia³ CIA, zwany Equinus. De Marenches poda³ kartkê z nazwiskami podejrzanych o reprezentowanie wspomnianego wydzia³u. Siedem nazwisk. Na pierwszym miejscu Duff Paget. De Marenches dostrzeg³ jej umiech i skomentowa³ go w mylach: zadowolona, ¿e siê na kim zemci. Zna pani którego z tych agentów? spyta³. Tak. Znam trzech, a jednego bardzo dobrze. Na zakoñczenie dyrektor ostrzeg³ j¹ raz jeszcze, by by³a ostro¿na w kontaktach z Amerykanami. Skinê³a machinalnie g³ow¹, g³êboko zamylona. Sami zwiêksza³ tempo i Janine poczu³a, ¿e d³ugo tak nie wytrzyma. Najwy¿ej jeszcze dwie minuty, a potem go spycham, bêdzie gotów czy nie. Sami Asaf by³ jej oczywicie potrzebny. Dlatego w³anie przed miesi¹cem go uwiod³a. Zawsze chcia³a mieæ pe³n¹ kontrolê nad operacj¹ w toku. Od lat wiedzia³a, ¿e s¹ dwa podstawowe sposoby uzyskania i zachowania pe³nej kontroli nad mê¿czyzn¹: pieni¹dze i seks. Z w³asnego dowiadczenia wiedzia³a, ¿e z tych dwóch seks jest pewniejszy. W tym wypadku mia³a nad nim pe³n¹ kontrolê. Przesunê³a d³oni¹ po jego plecach i czubku podskakuj¹cej g³owy, podnios³a rêkê i spojrza³a na zegarek od Cartiera. Robi³o siê póno, a mia³a jeszcze parê wa¿nych spraw do omówienia z Samim. Wiedzia³a, co zrobi. Po miesi¹cu po¿ycia z Irakijczykiem zna³a cienk¹ granicê miêdzy sadyzmem a masochizmem. Najpierw unios³a stopy i opar³a je na jego kostkach, potem lew¹ d³oni¹ chwyci³a go mocno za w³osy, a paznokcie prawej d³oni wbi³a mu w lewy poladek. Jêkn¹³ z bólu. Szarpnê³a w³osy i unios³a jego g³owê, po czym wbi³a zêby w podbródek. Wstrz¹sn¹³ nim dreszcz, zacz¹³ ruszaæ biodrami jak oszala³y. Ju¿ jest prawie gotów, pomyla³a, i mocniej wbi³a zêby i paznokcie. Sami osi¹gn¹³ orgazm, wydaj¹c okrzyk bólu i ekstazy. Którego dnia zabijê cz³owieka w takiej sytuacji, pomyla³a, i przynios³o jej to ulgê. Zamiast w podbródek ugryzê w sam¹ krtañ, przegryzê j¹. Gdzie przeczyta³a, ¿e kiedy cz³owiek umiera podczas aktu p³ciowego, to cz³onek mu nie flaczeje, ale jeszcze bardziej nabrzmiewa. To by by³o warto zobaczyæ. I poczuæ. Sami le¿a³ na niej, ciê¿ko dysz¹c. Po doæ d³ugiej chwili i po wyszeptaniu mu do ucha stosownej porcji pieszczotliwych s³ówek, zepchnê³a go z siebie i wysz³a z ³ó¿ka. Patrzy³ na ni¹, gdy bieg³a do ³azienki szczup³a, o pe³nych piersiach, zwinna, z d³ugimi blond w³osami. Kto to przed laty nazwa³ j¹ przebieg³ym wê¿em? usi³owa³ przypomnieæ sobie Sami. Niebezpiecznym wê¿em
85
S³ysza³ chlupot wody w bidecie i odg³os ten skojarzy³ mu siê z prostytucj¹. Jego pierwsz¹ kobiet¹ by³a prostytutka w Pary¿u i te¿ po stosunku usiad³a natychmiast na bidecie. By³ wówczas lekko zak³opotany i z³y myl¹c, ¿e pewno wziê³a go za brudasa. Przysz³o mu do g³owy, ¿e w pewnym sensie Janine te¿ siê prostytuuje. Nie mia³ ¿adnych z³udzeñ, ¿e posz³a z nim do ³ó¿ka z mi³oci. Wiedzia³ dobrze, ¿e po zakoñczeniu misji rzuci go jak szmatê, zachowuj¹c oczywicie pozory i grzeczn¹ formê rozstania. No, ale to bêdzie dopiero za dwa lata, a do tego czasu ma dostêp otwarty do jej
cia³a. Cia³a, którego nigdy nie mia³ doæ. Przedziwne, jak ona potrafi³a w ci¹gu zaledwie miesi¹ca rozszyfrowaæ jego seksualne preferencje. Jednoczenie uwiadomi³ sobie, ¿e zbyt wiele czasu spêdza w Bejrucie na tak zwanych konferencjach ³¹cznikowych. Usprawiedliwia³ to przed sob¹ i dyrektorem, wskazuj¹c na niezbity fakt, ¿e groba dzia³añ ze strony Mosadu ma swoje korzenie w Libanie, a jeli jeszcze nie ma, to bêdzie mia³a, i jest rzecz¹ konieczn¹ rozbudowaæ w Libanie siatkê
Dobrze jednak wiedzia³, ¿e nie ¿adne siatki, ale prê¿ne cia³o Janine Lasage ka¿e mu nieustannie podró¿owaæ do Bejrutu. Francuzka wysz³a z ³azienki i podesz³a do okna. Mia³a na sobie tylko rêcznik owi¹zany w pasie. Znajdowali siê w jej mieszkaniu na najwy¿szym piêtrze bloku w Ras Beirut. Z okna rozci¹ga³ siê wspania³y widok na miasto. Nawet w tej chwili s³ychaæ by³o dalekie odg³osy wymiany ognia z broni maszynowej gdzie w dzielnicy Nabaa. Trwa³a wojna domowa. Sami spojrza³ na zegarek, wsta³ i zacz¹³ zbieraæ ubranie, które przed godzin¹ zosta³o niedbale porozrzucane w przyp³ywie pasji. Za pó³ godziny mia³a rozpocz¹æ siê konferencja prasowa w siedzibie Organizacji Wyzwolenia Palestyny i poniewa¿ Sami by³ nadal korespondentem Bliskowschodniej Agencji Prasowej, powinien w niej uczestniczyæ. Janine odwróci³a siê od okna i patrzy³a, jak Sami wci¹ga skarpetki. Duff Paget powiedzia³a nieco ochryp³ym kontraltem. ¯e co, Duff Paget? spyta³. Chcê, ¿eby go zabi³. Spojrza³ na ni¹ zdumiony. On jest z CIA. I zanim móg³ cokolwiek powiedzieæ, doda³a: Zaczyna pchaæ nos w nasze sprawy. Duff w CIA? Sami przybra³ zaskoczony wyraz twarzy. Tak, Sami. I nie b¹d taki zdziwiony. Jest agentem od co najmniej omiu lat. Od Wietnamu. Jeste pewna? Sami by³ zak³opotany. Wielu jego kolegów dziennikarzy i znajomych pracowa³o w wywiadzie, ale zawsze szybko siê o tym dowiadywa³. Ale Paget! Jeszcze wczoraj siedzia³ z nim w grupie korespondentów w barze hotelu Commodore. Z pó³ godziny przegadali o dawnych czasach. 86
Oczywicie, ¿e jestem pewna odpar³a. Nale¿y do wydzia³u specjalnego CIA. Przed paroma miesi¹cami uda³o siê nam go spenetrowaæ. Dowiedzielimy siê równie¿, ¿e jednym z g³ównych zadañ wydzia³u jest zapobieganie rozprzestrzenianiu broni atomowej. Powiedzia³a to lekko, ³¹cz¹c w jednym zdaniu prawdê z pó³prawd¹. Na twarzy Samiego malowa³y siê w¹tpliwoci. Spojrza³ na ni¹ ostro. Nie wymyli³a tego? Od lat go nienawidzisz. Od czasu tej aukcji w Hongkongu. Nie b¹d g³upi, Sami. Owszem, nienawidzê go, ale nie to jest moj¹ motywacj¹. Ruszy³a wolno w stronê ³ó¿ka. Oczywicie, to nie ma znaczenia, czy Paget jest w CIA czy nie, jeli wasz reaktor ma spe³niaæ rolê, jak¹ mu oficjalnie przypisujecie. Jeli jednak jest inaczej i Paget co wyniucha, to wtedy mój rz¹d znajdzie siê pod olbrzymi¹ presj¹. Z Izraelczykami damy sobie radê, ale Stany Zjednoczone to inna sprawa. Giscard dEstaing mo¿e byæ zmuszony do anulowania umowy. Ropa czy nie ropa. Stanê³a przy ³ó¿ku. Sami zadar³ g³owê, by j¹ widzieæ. Chocia¿ nie mamy nic do ukrycia, nie podoba mi siê wtykanie nosa przez CIA mrukn¹³. Oczywicie, ¿e nie mo¿e ci siê podobaæ odpar³a s³odkim g³osem. Tak czy inaczej Paget stanowi zagro¿enie. Twoim obowi¹zkiem jest go wyeliminowaæ. Sami westchn¹³. Bardzo lubi³ Duffa Pageta. To bardzo powa¿na decyzja powiedzia³. Zamordowanie agenta CIA mo¿e wywo³aæ reakcjê ³añcuchow¹. B¹d realist¹, Sami. Ilu dziennikarzy i fotoreporterów zginê³o w Bejrucie na przestrzeni ostatnich dwóch lat? Z tuzin. A mo¿e i wiêcej. Poza tym to nie wasi ludzie powinni wykonaæ zadanie, ale kto z Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Masz tam przyjació³, porozmawiaj z nimi. Zw³aszcza ¿e Paget otrzyma³ zadanie szpiegowania Palestyñczyków. Mam wszystkie szczegó³y na ten temat. Po d³u¿szej ciszy Sami mrukn¹³: Zastanowiê siê nad tym. Wygra³a. Wiedzia³a, ¿e wygra! Przyci¹gnê³a jego g³owê do piersi. Kiedy to bêdzie mia³o nast¹piæ, chcê tam byæ i widzieæ. Walter Blum i profesor Chaim Nardi szli wolno alejk¹ terenów uniwersyteckich w Tel Awiwie. Walter by³ w be¿owym garniturze, do którego dobra³ ró¿owy krawat. Profesor, drobny mê¿czyzna o ptasiej twarzy, mia³ na sobie sportowe spodnie i koszulê z krótkimi rêkawami. W sam raz na upa³. A Walter siê poci³. 87
Ten grubas intrygowa³ Nardiego. Przed tygodniem zadzwoni³ do Nardiego genera³ Hofti. Profesor wiedzia³, ¿e Hofti jest szefem Mosadu. Genera³ powiedzia³, ¿e przez specjalnego pos³añca wysy³a profesorowi zestaw dokumentów najwy¿szej wagi. Zawieraj¹ najdrobniejsze nawet szczegó³y ¿ycia pewnego cz³owieka. I prosi, by Nardi przestudiowa³ dokumenty, a nastêpnie podzieli³ siê swoimi wnioskami z niejakim Walterem Blumem. Nardi gdzie ju¿ s³ysza³ to nazwisko, ale nie zdo³a³ go z kimkolwiek skojarzyæ Hofti doda³, ¿e chodzi o tego samego Waltera Bluma, który tak hojnie obdarowa³ uniwersytet w Tel Awiwie i wiele innych instytucji w Izraelu. Nardi przestudiowa³ wiêc przys³ane mu dokumenty w nabo¿nym skupieniu, i z rosn¹cym zainteresowaniem, a po otrzymaniu zezwolenia genera³a Hoftiego przedyskutowa³ je z dwoma kolegami z katedry psychiatrii. W przewidzianym czasie pojawi³ siê Walter i, po obfitym lunchu, na który zaprosi³ go dziekan, zabra³ Nardiego na spacer. Fascynuj¹cy przypadek powiedzia³ Nardi. Z pewnoci¹ zna pan ju¿ moj¹ diagnozê. Có¿ jeszcze móg³bym dodaæ? Walter spojrza³ na drepcz¹c¹ obok malutk¹ postaæ i pomyla³, ¿e profesor przypomina raczej wróbla ni¿ geniusza w dziedzinie psychologii i psychiatrii. Chcê wiedzieæ, jak mo¿na nim manipulowaæ odpar³. Profesor siê skrzywi³. W tym momencie zda³ sobie sprawê, ¿e Walter nie jest tylko biznesmenem. W tym kontekcie s³owo manipulowaæ ma niemi³e brzmienie zauwa¿y³ doæ sztywno. Bo i sytuacja jest niemi³a odparowa³ Walter. Ten cz³owiek jest niezbêdny. Ja go potrzebujê. Izrael go potrzebuje! Profesor d³ugo siê zastanawia³, wreszcie zacz¹³ mówiæ: No có¿, nie ma najmniejszej w¹tpliwoci, ¿e ten cz³owiek jest w permanentnym szoku. Nie bêdê wdawa³ siê w naukowe okrelenia, to panu nic nie da. Aby móg³ byæ komukolwiek do czegokolwiek przydatny, musi wyjæ ze stanu pourazowego. Musi byæ z niego za uszy wyci¹gniêty. Musi zacz¹æ mówiæ, mówiæ, mówiæ. W³anie o tym prze¿yciu czy prze¿yciach, które wpakowa³y go w ten stan. Ale wnioskujê, ¿e nie jest do tego sk³onny. Szkoda, ¿e nie uda³o siê panom dowiedzieæ, co wydarzy³o siê podczas tego ostatniego patrolu. W dalszym ci¹gu wêszymy, nie rezygnujemy. Mo¿e trafimy na lad. Chocia¿ zbytnio na to nie liczê. By³ to mieszany patrol amerykañskich oddzia³ów specjalnych i najemników ró¿nej narodowoci. Dotychczas nie znalelimy nikogo ¿ywego, kto w tym uczestniczy³. Najgorsze, ¿e ca³a dokumentacja dotycz¹ca tej wyprawy zosta³a zniszczona. Poruszamy siê wiêc po omacku. Profesor roz³o¿y³ bezradnie rêce. 88
Walter zatrzyma³ siê. Mówi pan, ¿e cz³owiek pozostanie bezu¿yteczny, póki nie wyjdzie ze stanu pourazowego? spyta³. To niezupe³nie tak. Wszystko zale¿y, do czego jest wam potrzebny. On nie jest chory umys³owo. Chodzi o to, ¿e wydarzenie, od którego wszystko siê zaczê³o, spowodowa³o, i¿ zamkn¹³ siê w sobie. Przesta³ istnieæ dla wiata, a wiat dla niego. Budzi nadziejê to, ¿e powolutku zaczyna wygl¹daæ ze swojej skorupy, coraz bardziej j¹ rozchylaæ. Wiele czasu mu to zajê³o, jednak¿e warto pamiêtaæ, ¿e umys³, podobnie jak cia³o, posiada olbrzymi¹ zdolnoæ regeneracji. Musi pan byæ jednak bardzo ostro¿ny. Cokolwiek pan zamierza przedsiêwzi¹æ, radzê robiæ to po g³êbokim zastanowieniu, aby nie pojawi³ siê skutek odwrotny do zamierzonego. Walter wznowi³ spacer, profesor drepta³ obok. Co pan by zaleca³ w danej sytuacji? spyta³ Walter. Profesor przyj¹³ lekko mentorski ton: Zacznijmy od jego przesz³oci. Urodzi³ siê w kwietniu 1941 roku. Jego ojciec by³ redniej rangi funkcjonariuszem Ministerstwa Obrony, nie wziêto go do wojska z powodu wady serca. Przeciêtny pod ka¿dym wzglêdem syn redniozamo¿nej rodziny z pó³nocnej Anglii. Z raportu wynika, ¿e by³ nieco nudny. Tyle ojciec. Matka natomiast z pewnoci¹ nie by³a nudna. Jeszcze d³ugo przed wyzwoleniem kobiet zdoby³a, dziêki w³asnym wysi³kom, uniwersyteckie stypendium i zaczê³a studiowaæ medycynê. Byæ mo¿e do wyjcia za m¹¿ sk³oni³a j¹ czêciowo potrzeba dofinansowania dalszych studiów. By³a bardzo ¿ywotn¹, przystojn¹ kobiet¹, o silnej woli i samozaparciu. By³a ¯ydówk¹, chocia¿ nie obnosi³a siê ze sw¹ wiar¹ i nie praktykowa³a. Nie interesowa³ jej te¿ ruch syjonistyczny. Profesor zerkn¹³ z ukosa na Waltera, chc¹c byæ mo¿e sprawdziæ, jak zareagowa³ on na informacjê o osobie pochodzenia ¿ydowskiego, która nie jest zainteresowana syjonizmem, b¹d chcia³ po prostu wiedzieæ, czy Walter go s³ucha. S³ucha³ pilnie. Nardi, usatysfakcjonowany, ci¹gn¹³ dalej: Dziecko j¹ uwielbia³o. Mo¿na powiedzieæ, ¿e by³a orodkiem jego ¿ycia. Poza matk¹ nie mia³ w³aciwie przyjació³. Poniewa¿ rodzice pracowali w Londynie, spêdza³ wiele czasu u dziadków w Bradford. Dziadkowie byli nieczuli, nie okazywali ch³opcu uczucia. Cotygodniowe wizyty matki by³y w tych warunkach wspania³ymi prze¿yciami. Kiedy wojna siê skoñczy³a, ch³opiec by³ ju¿ zamkniêty w pierwszej skorupie. Móg³bym go nazwaæ introwertykiem
Nardi wzruszy³ ramionami. Oczywicie moja diagnoza jest oparta wy³¹cznie na opisach i informacjach z drugiej rêki
jakkolwiek akta, które dosta³em, s¹ rzeczywicie opracowane nies³ychanie szczegó³owo
Parunastu agentów zbiera³o je przez kilka tygodni przyzna³ Walter. S³ucham dalej, profesorze. 89
No có¿, w normalnych warunkach koniec wojny powinien byæ dla Mungera koñcem psychicznej i umys³owej izolacji. Zamieszka³ ponownie z rodzicami i rozwija³ siê pod matczynym okiem. Nast¹pi³y jednak dwa wydarzenia, które wp³ynê³y na kszta³t jego przysz³ego ¿ycia. Matka specjalizowa³a siê w leczeniu skutków niedo¿ywienia. W Wielkiej Brytanii by³ to bardzo powa¿ny problem, zw³aszcza w latach 1942 i 1943. Dwa miesi¹ce po zakoñczeniu wojny i dwa miesi¹ce po zabraniu synka od dziadków zaproponowano jej wyjazd do Niemiec. Chodzi³o o pomoc tym, którzy prze¿yli obozy koncentracyjne. Wszystko to wiem przerwa³ zniecierpliwiony Walter. Czyta³em ten cholerny raport. Profesor nie lubi³, gdy przerywano mu wyk³ad. Obrzuci³ Waltera surowym spojrzeniem i kontynuowa³: W Niemczech matka mia³a zostaæ przez miesi¹c, ale to, co tam zasta³a, poruszy³o j¹ do g³êbi. Mo¿na sobie wyobraziæ olbrzymi¹ ró¿nicê miêdzy ocala³ymi wiêniami Auschwitz a angielskimi dzieæmi cierpi¹cymi przez dwa lata na lekki niedobór pewnych witamin. Przebywa³a wiêc w Niemczech przez rok, widuj¹c syna najwy¿ej raz na miesi¹c. W tym czasie ojciec ch³opca przeniós³ siê do Bradford, do rodzinnego domu, i zacz¹³ pracowaæ w rodzinnym interesie. Przez ten rok ma³y zacz¹³ chodziæ do szko³y podstawowej, której ca³ym sercem nienawidzi³. By³ samotnikiem, z tej racji nielubianym przez innych ch³opców. Po powrocie matki z Niemiec up³ynê³y dwa wzglêdnie spokojne lata. Pod wp³ywem matki i okazywanego przez ni¹ uczucia, m³ody Munger zacz¹³ wychodziæ ze skorupy. I wówczas nast¹pi³o drugie wydarzenie, które ukszta³towa³o jego charakter na resztê ¿ycia. Wojna 1948 roku i w jej wyniku powstanie pañstwa Izrael
Walter przerwa³ jeszcze raz. Otó¿ to! Profesor mówi³ zadumany. Takie bywa przeznaczenie. Przysz³y charakter siedmioletniego ch³opca, w ka¿dym razie jego istotne elementy mo¿e zostaæ ukszta³towany w jednej chwili przez wydarzenie, o którym ch³opiec nie ma pojêcia i które nast¹pi³o gdzie o tysi¹ce kilometrów od niego. Profesor zauwa¿y³ wyraz twarzy Waltera i zacz¹³ mówiæ szybciej: Ju¿ dobrze, pan to wszystko wie. Matka porzuci³a w³asne ¿ycie, mê¿a i syna. Pojecha³a do Izraela. Walczyæ. By³a ¯ydówk¹, by³a z tego dumna. Izrael sta³ siê jej mi³oci¹, nic nie by³o wa¿niejsze, nawet syn, którego te¿ przecie¿ kocha³a. Ale i z niego zrezygnowa³a. Mog³a jednak wróciæ po zakoñczeniu wojny. Nardi zaprzeczy³ ruchem g³owy. Nie mog³a i nie chcia³a. Typowy przypadek wiadomego odrzucenia w³asnej przesz³oci. Za³ó¿my jednak, ¿e syn czu³ podwiadomie, i¿ matka nie wróci. Ojciec byæ mo¿e podsyca³ nawet podobne myli. Proszê pamiêtaæ, 90
¿e zaledwie miesi¹c po opuszczeniu przez matkê rodziny wyst¹pi³ o rozwód. Ponownie pokrêci³ g³ow¹. Nie, nie. Mam pe³ne prawo zak³adaæ, ¿e ch³opiec czu³, i¿ matka nie wróci. I dozna³ wstrz¹su. Jest to w³aciwie dok³adnie udokumentowane w tych raportach, które czyta³em. Jego zachowanie w szkole, brak przyjació³, a przede wszystkim absolutny brak emocjonalnej reakcji na wiadomoæ o mierci matki. To wszystko wskazuje, ¿e ciê¿ko prze¿y³ ów cios, porzucenie go przez jedyn¹ kochan¹ osobê. By³a bohaterk¹. Zginê³a podczas bitwy o Jerozolimê. Zginê³a straszn¹ mierci¹
dopowiedzia³ Walter. Nardi roz³o¿y³ rêce. Dla jednych mog³a byæ bohaterk¹. Dla m³odego Mungera by³a ju¿ nikim. Tak jak wszystko inne, usun¹³ j¹ ze swojego wiata. Porzuci³a go! Od chwili uwiadomienia sobie tego faktu, obudowa³ swoje uczucia murem ochronnym. Nie okazywa³ nikomu sympatii, nie przyjmowa³ od nikogo jej objawów. O tak, kiedy dorós³, sta³ siê kobieciarzem. I poci¹ga³ kobiety, fascynowa³ je. Wcale nierzadko kobiety lgn¹ do takich mê¿czyzn. Kiedy i ojciec umar³ na serce, ch³opiec nie okaza³ najmniejszego wzruszenia czy smutku. Mia³ wówczas dziesiêæ lat i na pogrzebie nie uroni³ nawet jednej ³zy. Ale przecie¿ jego zdjêcia
? spyta³ Walter. Mo¿e mi pan powie, profesorze, jak cz³owiek pozbawiony uczuæ mo¿e robiæ podobne zdjêcia? Z kolei profesor przerwa³ spacer i, staj¹c naprzeciwko Waltera, zacz¹³ wyjaniaæ z wielkim przejêciem: Próbowa³em to analizowaæ, panie Blum. Studiowa³em ka¿de ze zdjêæ osobno i powiem panu co zaskakuj¹cego. Zrobi³em fascynuj¹ce odkrycie: otó¿ z tysiêcy odbitek, które mi przys³ano, tylko nieca³e sto nie dotyczy³o wojny. I w tym tkwi klucz. By³a tam seria zdjêæ zrobionych w czasie wakacji na wyspie Bali. Spêdza³ je z kobiet¹ i byæ mo¿e ona go znudzi³a, doæ ¿e robi³ zdjêcia widokowe i ludzi. Zna pan Bali? Walter skin¹³ g³ow¹. Wyspa nieprawdopodobnie piêkna, te¿ tam by³em. Kiedy jednak ogl¹da³em zdjêcia Mungera, nie poznawa³em tego miejsca. Wszystko by³o zupe³nie inne, ni¿ to, co zapamiêta³em. Na przyk³ad maski na twarzach tancerzy. Uda³o mu siê je jakby izolowaæ od postaci, uczyniæ bardziej groteskowymi, ni¿ by³y w rzeczywistoci. Sfotografowa³ na przyk³ad drzewo. Wysokie, tropikalne drzewo, ale za nim czai³a siê burza i ga³êzie wydawa³y siê nabrzmiewaæ groz¹ na tle czarnych chmur. Sfotografowa³ te¿ przybrze¿ne fale. Piêkne i symetryczne, gdy przetaczaj¹ siê przez rafê koralow¹. Ale uchwyci³ je w momencie, gdy grona bia³a piana uderza³a w jakby znieruchomia³¹ taflê wody. Widzia³ pan to, panie Blum? Widzia³ pan to, co ja dostrzeg³em, albo raczej, co on wydoby³? 91
Walter spojrza³ dziwnie na profesora, uj¹³ go pod ramiê i poprowadzi³ ju¿ nie alejk¹ miêdzy budynkami, ale w stronê pozostawionego daleko samochodu. Chce mi pan powiedzieæ, ¿e Munger potrafi fotografowaæ tylko wojnê? Co wiêcej: wojna w nim tkwi, po¿era go, trawi. Jego oczy s¹ soczewkami obiektywu. Czytuje pan poezjê? Rzadko odpar³ Walter nieco zaskoczony. Czytywa³em sporo Szekspira. Poeta Wordsworth mówi³ o czym, co nazywa³ wizj¹ doskona³¹. Pozwala³a mu dostrzegaæ to, czego istnienia zwykli miertelnicy nie byli wiadomi. wiat³o padaj¹ce na liæ. Barwê kwiatu. Odcieñ zieleni odleg³ego wzgórza. Niektórzy poeci maj¹ ten dar dostrzegania i wra¿enia potrafi¹ wyraziæ s³owami. Munger jest ich przeciwieñstwem. Jego piórem jest obiektyw aparatu fotograficznego i za jego pomoc¹ przenosi na papier wiat³oczu³y to, co widzi, a widzi tylko w czerni i szaroci z dodatkiem bieli. Znaleli siê przy samochodzie. Kierowca trzyma³ otwarte tylne drzwiczki. I dlatego z takim zapamiêtaniem pracowa³ kontynuowa³ profesor. Nieustannie siê doskonali³. Podobnie jak poeta, który musi siê doskonaliæ i nieustannie uczyæ wyra¿aæ s³owami to, co pozwala mu dostrzec wizja doskona³a. Wszystko, co Munger mia³, to ponur¹ wizjê wojny. Walter zaduma³ siê. I dlatego robi³ takie wspania³e wojenne zdjêcia? Tak zgodzi³ siê profesor. I dlatego nie jest pe³nym cz³owiekiem. Walter westchn¹³ i wyci¹gn¹³ na po¿egnanie d³oñ. Dziêkujê panu, profesorze. Jasne jest teraz dla mnie, ¿e kluczem do osobowoci Mungera jest jego zmar³a matka. Mo¿e potrzebna mu terapia szokowa. Muszê nad tym pomyleæ. Nardi przyj¹³ podan¹ mu rêkê, potrz¹sn¹³ ni¹ i powiedzia³ surowym g³osem: Wiem, ¿e to, co pan robi, musi byæ bardzo wa¿ne, ale niech pan nie zapomina, ¿e cz³owiek, nawet niepe³ny, jest nadal istot¹ ludzk¹. Psychologia w rêkach amatora mo¿e byæ narzêdziem niebezpiecznym i destruktywnym. Czy ja b¹d moi koledzy mo¿emy panu jeszcze w czym pomóc? Nie. W istniej¹cych okolicznociach muszê pracowaæ sam. Jego g³os brzmia³ sucho. Poza tym w naszym biznesie wielu ludzi ulega destrukcji. Pozostaje fakt, ¿e matka Mungera by³a ¯ydówk¹. Munger mo¿e to uznaæ lub nie, ale fakt pozostaje faktem. Zginê³a walcz¹c za Izrael. Mo¿e mu siê to bardzo nie podobaæ, ale chcemy mu daæ tê sam¹ szansê. Kiedy Walter siedzia³ ju¿ w samochodzie, Nardi powiedzia³: Patrol? Co patrol? Po powrocie okaza³ siê impotentem. Tak w ka¿dym razie twierdzi jeden z raportów. 92
Co z tego wynika? W jego urazie psychicznym musi byæ jaki element seksualny. Trzeba o tym pamiêtaæ. Bêdê pamiêta³ odpar³ Walter i da³ znak kierowcy, by rusza³.
6 Mieli ich w wizjerze. Ca³¹ czwórkê. Teleobiektyw pozwala³ dostrzec nawet rysy twarzy. Ten sam zestaw co zwykle stwierdzi³ Duff Paget. Wyprostowa³ siê i pomasowa³ sobie kark. Spojrza³ na zegarek. Ch³opcy id¹ na lunch. My mo¿emy zrobiæ to samo. Przez najbli¿sze dwie godziny nic siê nie bêdzie dzia³o. Jerry Kimber potwierdzi³ skinieniem g³owy. Patrzy³ przez okno na budynek po drugiej stronie ulicy. Widzia³ czterech mê¿czyzn wsiadaj¹cych do czarnego forda. Po obu stronach drzwi do budynku stali inni, trzymaj¹c w gotowoci pistolety maszynowe Skorpion. Lustrowali ulicê i nieliczne pojazdy. Jerry obróci³ siê do Duffa, który zdj¹³ z aparatu teleobiektyw i zast¹pi³ go standardowym. Nastêpnie odkrêci³ aparat od statywu, w³o¿y³ go do skórzanej torby i, nie zamkniêt¹, przewiesi³ sobie przez ramiê, by byæ gotowym do robienia zdjêæ. W tym miecie zawsze dzia³o siê a¿ nazbyt wiele. Na co mia³by ochotê? spyta³ Jerry. Wszystko mi jedno, byle nie baranina. Jedmy do The Smugglers na dobry stek. Jerry umiechn¹³ siê. Jeste bardzo ostro¿ny jak na obie¿ywiata. A mo¿e masz nadziejê natkn¹æ siê na Ginê Mansutti? Nigdy nie wiadomo. Duff te¿ siê umiechn¹³. Jest przekonana, ¿e za³atwiê jej wywiad z Arafatem. Co za naiwnoæ. Mo¿na oczekiwaæ, ¿e lada chwila ci¹gnie te eleganckie butikowe d¿insy i zacznie mnie powa¿nie przekonywaæ, ¿ebym ugada³ Arafata. Jazda, idziemy! Na klatce schodowej Duff nacisn¹³ guzik windy. Jerry zamkn¹³ drzwi na potrójny zamek. Piêtro wy¿ej Misza Wigoda, alias Melim Jaheen, tak¿e doszed³ do wniosku, ¿e mo¿na na parê godzin zawiesiæ obserwacjê siedziby OWP i, podobnie jak Amerykanin i Kanadyjczyk, postanowi³ co zjeæ w restauracji na 93
rogu, gdzie mia³ swój stolik i gdzie móg³ liczyæ na ulubione danie: potrawkê z jagniêcia. Tak siê z³o¿y³o, ¿e ci¹gn¹³ windê na kilka sekund przed Duffem. Wsiad³ i nacisn¹³ guzik parteru. Winda zatrzyma³a siê jednak piêtro ni¿ej. Gdy otwiera³y siê jej drzwi, us³ysza³ s³owa Kanadyjczyka: Jeszcze tylko jeden pieprzony miesi¹c i przenios¹ mnie do
Urwa³, gdy zobaczy³, ¿e w kabinie kto jest. Duff i Jerry skinêli przyjanie Miszy. Winda ruszy³a. Misza zauwa¿y³ w pó³otwartej torbie jak zwykle gotowy do u¿ytku aparat fotograficzny. Widzia³ w miêdzynarodowej prasie wiele zdjêæ autorstwa tego Amerykanina. Podziwia³ go bardzo. A nawet trochê mu zazdroci³. Sam doskonale radzi³ sobie z aparatem i by³ wysoce kwalifikowanym specjalist¹ fotografii na u¿ytek wywiadu, ale w pracy Duffa dostrzega³ element, który odró¿nia artystê od rzemielnika. Pomyla³ sobie, ¿e mo¿e którego dnia bêdzie móg³ paradowaæ sobie z aparatem i chwytaæ ¿ycie na gor¹co, miast siedzieæ gdzie w k¹cie i bez koñca fotografowaæ twarze, z których jedna na tysi¹c gdzie komu siê przyda i co objawi. Misza nie tylko tego zazdroci³ Amerykaninowi. Sam by³ niski, ³ysiej¹cy, mia³ charakterystyczn¹ twarz, jak to okrela³a matka, innymi s³owy by³ brzydki. Natomiast Duff Paget by³ wysoki i bardzo przystojny. Winda stanê³a na parterze, Misza grzecznie przepuci³ towarzyszy krótkiej podró¿y. Duff i Jerry ruszyli przez hol i pierwsi wyszli przez otwarte drzwi w spiekotê wczesnego popo³udnia. Misza zosta³ na stopniach i patrzy³, jak obaj mê¿czyni id¹ w kierunku zielonego, starego i poobijanego mercedesa zaparkowanego na rogu. Kanadyjczyk gestykulowa³ i co z o¿ywieniem mówi³. Dziêki mikrofonom, które Mosad zainstalowa³ w mieszkaniu poni¿ej, Misza wiedzia³, ¿e lubi du¿o mówiæ. Niezbyt to dobra cecha u agenta wywiadu. Duff potakiwa³, ale d³oñ trzyma³ pod otwart¹ klap¹ torby na uchwycie aparatu. Profesjonalista! Misza ju¿ odwraca³ g³owê, schodz¹c na chodnik, kiedy zza rogu wyskoczy³a z piskiem opon popielata simca. Z otwartych okien wyziera³y czarne lufy. Zadzia³a³ instynkt: Misza rzuci³ siê na ziemiê, siêgaj¹c jednoczenie po swój MAB w kaburze pod pach¹. Zatrzyma³ d³oñ w po³owie drogi, widz¹c, ¿e nie on jest celem. Obie lufy plu³y ju¿ ogniem w kierunku Duffa Pageta i Kanadyjczyka. W og³uszaj¹cym terkocie broni maszynowej obaj padli jak ciêci. Misza rozpozna³ charakterystyczny dwiêk i zakl¹³ pod nosem. Uzi! Te bydlaki u¿ywaj¹ naszych Uzi! mrukn¹³. Popielaty samochód zwolni³. Strzelanina trwa³a trzy sekundy. Misza wiedzia³, ¿e w tym czasie oba pistolety maszynowe wystrzeli³y ponad siedemdziesi¹t pocisków. Simca znowu przypieszy³a. Z tylnego siedzenia dwie twarze spogl¹da³y ciekawie za siebie. Dobry Bo¿e! Jedna z nich nale¿a³a do kobiety! Bia³a twarz w oprawie czarnych krêconych w³osów. Misza przeniós³ wzrok na le¿¹cych. 94
Wsparty o mur Kanadyjczyk nie dawa³ znaków ¿ycia, ale Paget siê porusza³. Wykonywa³ jakie groteskowe ruchy. Nogi mia³ przedziwnie wykrêcone, lewe ramiê strzaskane. Brakowa³o mu dolnej czêci twarzy, wystawa³ tylko bia³y kawa³ek koci ¿uchwowej. Ale siê porusza³, niby czerwona szmata poci¹gana na nitkach. A w prawej rêce Misza zobaczy³ aparat wycelowany w oddalaj¹cy siê samochód. Ten myszygene robi zdjêcia! Misza wstrzyma³ oddech. Przecie¿ on nie ¿yje! Nie mia³ prawa prze¿yæ, ale robi zdjêcia! Misza zerwa³ siê na równe nogi, zacz¹³ biec, w g³owie czu³ zamêt. Duff ju¿ siê nie rusza³. D³oñ z aparatem przytrzymywa³a wylewaj¹ce siê wnêtrznoci. Misza pochyli³ siê nad nim, wzdrygaj¹c siê odruchowo na widok zmasakrowanej twarzy. Tylko oczy by³y ca³e i tli³y siê w nich ostatnie iskierki ¿ycia. Co najmniej jeden pocisk trafi³ w jamê ustn¹. Widaæ by³o bia³¹ koæ, resztki zêbów, bulgoc¹c¹ krew. I s³ychaæ by³o nie jêki konaj¹cego, ale
Tak! Duff usi³owa³ co powiedzieæ, wykrztusiæ s³owo. Misza jeszcze ni¿ej pochyli³ g³owê. Po ulicy rozchodzi³y siê krzyki i tupot biegn¹cych ludzi oraz odleg³e wycie syreny. Ucho Miszy niemal dotyka³o krwawej jamy. I us³ysza³ kilkakrotnie powtórzone s³owo, niemal bezdwiêczne. Jakby ilm
ilm
ilm
Nagle Misza zrozumia³. To by³ dwiêk z g³êbi gard³a przez usta, których nie by³o. Umieraj¹cy nie móg³ wypowiedzieæ litery f. Chodzi³o mu o film. Wzrok Miszy utkn¹³ w zaciskanym w prawej rêce aparacie fotograficznym. Misza opanowa³ siê i zacz¹³ znów postêpowaæ jak profesjonalista. Zerkn¹³ na drug¹ stronê ulicy. Wartownicy przed budynkiem OWP patrzyli pozornie ze spokojem, ale trzymali broñ w gotowoci. Grupka gapiów sta³a w bezpiecznej odleg³oci. Pod pretekstem udzielania pomocy rannemu, uniós³ cia³o, tak aby samemu obróciæ siê plecami do ludzi. Wiedzia³, ¿e ma zaledwie kilka sekund. Duff rzeczywicie teraz jêcza³ by³y to przeraliwie chrapliwe dwiêki wydobywaj¹ce siê przez zalewaj¹c¹ krtañ krew. Misza szybkim ruchem wyrwa³ kamerê z martwiej¹cych palców i omal nie zwymiotowa³, kiedy na ziemiê sp³ynê³y pozbawione wsparcia jelita. Dysza³ ciê¿ko, usi³uj¹c jak najszybciej wykonaæ konieczn¹ robotê. Palce lizga³y siê po umazanym we krwi aparacie. Przewin¹³ film, otworzy³ tyln¹ ciankê, wyj¹³ kasetê i schowa³ j¹ do kieszeni. Zatrzasn¹³ aparat i po³o¿y³ go tam, gdzie by³ na otwartej jamie brzusznej. Jêki usta³y. Amerykanin skona³. Misza wsta³ i ponownie zerkn¹³ na budynek OWP. Stra¿nicy pilnie mu siê przygl¹dali. Na ich u¿ytek zrobi³ kilka wymownych gestów najpierw, ¿e cz³owiek nie ¿yje, potem wzruszy³ ramionami i roz³o¿y³ rêce, sygnalizuj¹c, ¿e nic go to nie obchodzi, ¿e jest przypadkowym wiadkiem tragedii. Powoli zacz¹³ siê wycofywaæ. By³ ju¿ blisko rogu, kiedy jeden z palestyñskich stra¿ników podniós³ swego Skorpiona. Misza zamar³, ale tamten tylko poprawi³ uchwyt. Misza ruszy³ dalej. Syreny wy³y ju¿ blisko. Gdy pierwszy 95
wóz policyjny pojawi³ siê u wylotu ulicy, Misza by³ ju¿ za rogiem pêdzi³, trzymaj¹c d³oñ pod kurtk¹, gotów utorowaæ sobie drogê seri¹ z MAB-a, gdyby zasz³a taka potrzeba. Walter Blum siedzia³ za wielkim mahoniowym biurkiem, wpatruj¹c siê w politurowany, prawie pusty blat. Blat by³ zbyt wielki. Zupe³nie niepotrzebnie. Ale dziêki temu on ze swoj¹ mas¹ wydawa³ siê mniejszy. Przed godzin¹ by³ pogr¹¿ony w smutku, teraz ju¿ tylko zadumany. Przez ca³y czas rozmyla³ o Duffie Pagecie i jego mierci. Utrata przyjaciela wywo³a³a smutek. Zadumê i troskê o przysz³oæ. Przed dwoma dniami, gdy dosz³a do niego straszna wiadomoæ, wys³a³ list kondolencyjny do Ruth. Odwiedzi³by j¹ osobicie, ale otrzyma³ telegram, ¿e Misza Wigoda ma dodatkowe informacje dotycz¹ce mierci Duffa i rolkê filmu. Walter wezwa³ Miszê na Cypr. Agent Mosadu przed godzin¹ przyby³ i opisa³ dok³adnie okolicznoci mierci Duffa. Film by³ ju¿ wywo³any, teraz robiono odbitki i powiêkszenia. Walter wybiera³ siê do Ruth tego wieczoru. Tymczasem jego ludzie dyskretnie obserwowali dom Pagetów, dziêki czemu dowiedzia³ siê, ¿e przed po³udniem Ruth odwiedzi³ rezydent CIA z Nikozji. Gdy zastanawia³ siê nad ewentualnym znaczeniem tej wizyty, us³ysza³ brzêczyk. Nacisn¹³ guzik interkomu i us³ysza³ podniecony g³os, który zawiadamia³, ¿e powiêkszenia s¹ gotowe. Odsun¹³ fotel na naoliwionych kó³kach i wsta³. ciana tu¿ za nim zabudowana by³a pó³kami pe³nymi ksi¹¿ek. Zrobi³ parê kroków i t³ustym palcem pchn¹³ grzbiet Davida Copperfielda tu¿ poni¿ej litery D w nazwisku Charlesa Dickensa. Co szczêknê³o, potem zamrucza³o i fragment obudowy odsun¹³ siê do wewn¹trz, ods³aniaj¹c w¹ski korytarzyk wy³o¿ony boazeri¹. Id¹c nim w kierunku obitych filcem drzwi Walter wyrzuca³ sobie owo banalne rozwi¹zanie architektoniczne. Przecie¿ móg³ równie dobrze umieciæ biura swej siatki DAKTYL w zwyk³ym budynku pod przykrywk¹ jakiej firmy handlowej. Skoro jednak postanowi³ byæ szpiegiem, czy arcyszpiegiem, jak wola³ siebie nazywaæ, to niech towarzysz¹ temu i arcyefekty z Hollywoodu. Sprawia³o mu to pewn¹ przyjemnoæ. Otworzy³ drzwi na koñcu korytarzyka i wszed³ do funkcjonalnie urz¹dzonej salki bez okien, jednego z pomieszczeñ nadbudowy s¹siedniego budynku. Pracowa³o tu szeciu agentów przy obs³udze centrum ³¹cznoci i dzia³u dokumentacji. Tu¿ obok znajdowa³a siê sala konferencyjna i do niej w³anie Walter skierowa³ kroki, witaj¹c skinieniem g³owy agentów na s³u¿bie. W sali konferencyjnej za owalnym sto³em siedzieli dwaj mê¿czyni. Jednym by³ Izaak Szapiro, nominalnie zastêpca dyrektora handlowego Walen Trading Cypr, a w rzeczywistoci szef DAKTYLA Siedem. Dawniej by³ to jego w³asny kryptonim, ale obecnie ponumerowani agenci pierwotnej siatki DAKTYL mieli rozbudowane zespo³y. Drug¹ oso96
b¹ by³ Misza Wigoda. Na stole le¿a³y cztery czarno-bia³e powiêkszenia rozmiarów 20 x 30. Na dwóch by³o widaæ samochód z boku. Jecha³ zbyt szybko, by zdjêcia mog³y byæ wyrane, ale na wysokoci okien widnia³o parê bia³ych plamek. Wigoda wskaza³ na nie. P³omienie wylotowe. Paget wci¹¿ robi³ zdjêcia, gdy do niego strzelali. Walter wzi¹³ do rêki trzeci¹ fotografiê. Widaæ by³o ty³ samochodu. Zdjêcie zrobiono z ziemi. Przez tyln¹ szybê patrz¹ dwie osoby. Twarz m³odego mê¿czyzny, w³osy pod zawojem ulubionym przez fedainów OWP. I twarz kobiety o krêconych czarnych w³osach. Misza podsun¹³ Walterowi czwarte zdjêcie. By³ to jeszcze bardziej powiêkszony wycinek trzeciego. Twarz kobiety prawie naturalnej wielkoci, ale niewyrana ze wzglêdu na u¿ycie filmu o zbyt ma³ej czu³oci. Walter wpatrywa³ siê d³ugo w tê twarz. Szapiro powiedzia³: Sprawdzalimy z fotografiami wszystkich znanych terrorystek OWP. Wynik negatywny. Walter pokrêci³ g³ow¹, odwróci³ grzbietem do góry pierwsze trzy fotografie i ob³o¿y³ nimi g³owê kobiety na czwartej tak, by zas³oniæ czarne w³osy. To nie jest Arabka powiedzia³. W³o¿y³a perukê. Bez niej nosi d³ugie blond w³osy. G³os mu stê¿a³. Lubi je te¿ upinaæ na czubku g³owy. Zawsze jedn¹ szpilk¹. Kiedy szpilkê wyjmuje, kaskada w³osów sp³ywa jej na plecy. To jej znak rozpoznawczy. Szapiro by³ zdumiony, widz¹c, jak Walter z trudem hamuje gniew. Zawsze widzia³ swego szefa w sardonicznym humorze i lekcewa¿¹cego najgorsze nawet wieci. Kto to taki? spyta³. Janine Lasage. Pracuje dla lUniverse
i SDECE. Po co kombinuje z OWP i dlaczego uczestniczy³a w zamachu? wyrwa³ siê Misza. Walter westchn¹³. Co do pierwszej czêci pytania, to musimy siê dopiero dowiedzieæ, co robi³a w samochodzie. Piek³o nie zna gorszej furii ni¿ przelicytowana kobieta. Zabra³ czwart¹ fotografiê. Szapiro i Wigoda spojrzeli na siebie pytaj¹cym wzrokiem. Kobieta przelicytowana? Czy to Szekspir? zapyta³ w koñcu Wigoda. Szapiro skin¹³ g³ow¹. Szekspir poprawiony przez Bluma. Walter siedzia³ rozparty na poduszkach klimatyzowanego mercedesa 600. Wóz wspina³ siê krêt¹ drog¹ do Platres. Ka¿dego innego dnia Walter rozmawia³by 7 Reporter
97
ze swoim szoferem, Spiro, na tematy polityczne, o meczach futbolowych, pogodzie lub jego rodzinie. Spiro mia³ piêciu synów i cztery córki. By³a to bardzo ró¿norodna i fascynuj¹ca gromadka. Spiro od dwóch lat pracowa³ u Waltera i przez pierwsze kilka miesiêcy nieustannie raczy³ go opowieciami o wyczynach swoich latoroli. Dwaj synowie powiêcili siê polityce, trzeci mia³ spor¹ t³oczniê win pod Limassol, czwarty odda³ siê dziennikarstwu pracowa³ jako reporter w lokalnej gazecie a pi¹ty, najm³odszy, b³yszcza³ jako gwiazda futbolu. Z córek dwie by³y szczêliwymi ¿onami i prowadzi³y gospodarstwo, trzecia, o nieposkromionym temperamencie, powiêci³a siê karierze piosenkarki buzuki, a jej ¿ycie mi³osne by³o przedmiotem skandalizuj¹cych plotek, czwarta za wybra³a Cypryjsk¹ Partiê Komunistyczn¹ jako pole swego dzia³ania. Nieustannie k³óci³a siê te¿ z dwoma najstarszymi braæmi, którzy znajdowali siê na przeciwleg³ym krañcu politycznego spektrum. I w³anie najm³odsza by³a oczkiem w g³owie ojca. Pocz¹tkowo Walter s¹dzi³, ¿e Spiro po prostu fantazjuje, a w najlepszym wypadku grubo przesadza. Jednak¿e po kilku miesi¹cach dosta³ zaproszenie na lub najm³odszej córki i z ciekawoci poszed³. Ca³a rodzina okaza³a siê dok³adnie taka, jak Spiro j¹ opisywa³: utalentowana, ró¿norodna, krzykliwa i bardzo mi³a. Walter by³ zdumiony, zw³aszcza ¿e wiêkszoæ dzieci nale¿a³a do grona ludzi bardzo zamo¿nych. Po co Spiro pracuje za piêædziesi¹t cypryjskich funtów tygodniowo? Tyle mu bowiem p³aci³. Nastêpnego dnia po lubie zada³ swemu kierowcy to pytanie. Spiro umiechn¹³ siê i odpar³, ¿e po prostu lubi prowadziæ samochód, zw³aszcza taki, jaki ma Walter. A poza tym: nigdy nie pozwoli, by dzieci go utrzymywa³y. Ceni sw¹ niezale¿noæ i zdolnoæ wystêpowania nadal w charakterze surowego i bezstronnego ojca. Z tych to w³anie powodów Walter bardzo lubi³ starego Spiro, rozmowa z nim sprawia³a mu przyjemnoæ, a czasami korzysta³ nawet z jego opinii, gdy chodzi³o o zawi³e problemy cypryjskie. Dzi jednak musia³ pomyleæ, wiêc nacisn¹³ guzik, który uruchamia³ mechanizm podnosz¹cy szybê miêdzy nim a kierowc¹. Nie spogl¹da³ nawet na piêkny krajobraz, tylko odda³ siê rozmylaniu. W najbli¿szym czasie czeka³y go dwa spotkania o kapitalnym, jego zdaniem, znaczeniu. Pierwsze z Ruth, drugie z Mungerem. Nie mia³ pojêcia, jak Ruth odebra³a mieræ mê¿a. By³a siln¹ kobiet¹, ale wizyta rezydenta CIA z Nikozji mog³a powa¿nie zachwiaæ jej równowag¹ psychiczn¹. Postanowi³ byæ z ni¹ szczery. Dalsze k³amstwa czy pó³prawdy by³yby w tym wypadku czym najgorszym. Pojawi³o siê tylko jedno pytanie: czy mówiæ jej o Janine Lasage? By³by to argument pomocny w jego strategii. A mo¿e zostawiæ go w rezerwie, na póniej? Nie mia³ najmniejszych wyrzutów sumienia manipuluj¹c przyjació³mi. Lubi³ postrzegaæ siebie w roli inicjatora w wielkiej grze. Wed³ug jego definicji, 98
przyjaciele istnieli po to, by uczestniczyæ w owej grze w celach uznanych przez niego za wznios³e. A jeli nie chcieli, to znaczy, ¿e nie byli przyjació³mi. I wówczas mia³ tym wiêksze prawo sk³oniæ ich do kooperacji, odpowiednio nimi manipuluj¹c. By³a to bardzo wygodna filozofia i zapewnia³a spokojny sen. Niemniej teraz by³ bardzo niespokojny, tak jak ka¿dy agent, kiedy przychodzi chwila, gdy musi siê zdekonspirowaæ. Nazywa siê to spuszczaniem spodni i jest konieczne podczas werbunku potencjalnego agenta, który nie jest motywowany pieniêdzmi. Instynkt podpowiada³ Walterowi, ¿e w przypadku Ruth tylko absolutna szczeroæ stworzy szansê sk³onienia jej do wspó³pracy. By³a przecie¿ ¯ydówk¹ i bardzo siê przejmowa³a przysz³oci¹ Izraela. Munger to zupe³nie inna sprawa. Spojrza³ na le¿¹c¹ na siedzeniu obok teczkê, która zawiera³a ca³¹ dokumentacjê Mungera oraz opiniê profesora Chaima Nardiego. Ciekawe, czy Ruth siê zgodzi z jego interpretacj¹ i zaaprobuje taktykê, jak¹ mia³ zamiar zastosowaæ. Przez chwilê poczu³ lekki strach, myl¹c o czekaj¹cej go rozmowie z Mungerem. Tyle niewiadomych
Ten cz³owiek jest absolutnie nieprzewidywalny. Walter instynktownie ba³ siê nieprzewidywalnych sytuacji i ludzi. W wiêkszoci wypadków chroni³ go maj¹tek, intelekt i stanowisko. Ale nie tym razem. Tym razem bêdzie nie os³oniêty. No có¿, nie mia³ wyboru. Koniecznie chcia³ mieæ Mungera, nawet za cenê pewnego ryzyka. Dom Mungera by³ pod sta³¹ obserwacj¹ od ich pierwszego spotkania na hotelowym tarasie. Blum wiedzia³, ¿e Munger prowadzi ¿ycie pustelnika. Raz na tydzieñ chodzi do Phini po zakupy i spêdza trochê czasu w tawernie, rozmawiaj¹c z miejscowymi ludmi przy kawie lub szklance wina. Znacznie rzadziej chodzi na kolacjê do swych najbli¿szych s¹siadów. Dyskretne rozpytywanie w wiosce pozwoli³o ustaliæ, ¿e Munger jest szanowany, a nawet lubiany. Nie by³o ³atwo czegokolwiek siê o nim dowiedzieæ. Mieszkañcy wioski zachowywali przedziwn¹ dyskrecjê na jego temat. Walter przypomnia³ sobie ostrze¿enie profesora na temat niebezpieczeñstwa zwi¹zanego ze stosowaniem psychologii przez amatorów. Ruth nie jest amatorem. Zapozna siê z dokumentacj¹ i udzieli Walterowi rad. Mo¿e nie bêd¹ mia³y takiego ciê¿aru gatunkowego jak profesorskie, ale dziêki temu mo¿e bêd¹ bardziej praktyczne. Mercedes mija³ Mandriê. Walter na chwilê chcia³ siê odprê¿yæ i otworzy³ lodówkê. Sta³ w niej pó³misek z plastrami wêdzonego ³ososia i pieczonej kury oraz pasztetu z w¹tróbek. Obok ch³odzi³a siê butelka montrachet. Na uchwycie nad kolanami umocowa³ tackê i zaj¹³ siê powa¿nym problemem jedzenia. Bêdzie ju¿ póno, gdy skoñczy z Ruth, a poza tym lepiej mieæ pe³ny ¿o³¹dek przed czekaj¹c¹ go przepraw¹.
99
Ruth w³anie przycina³a ró¿e w ogrodzie, gdy mercedes Waltera zajecha³ przed dom. Poprzedniego wieczoru pada³ deszcz, tote¿ w³o¿y³a jaskrawo¿ó³te d³ugie kalosze. W³osy uczesa³a w koñski ogon i kiedy tak sta³a pochylona nad krzewami, Walter pomyla³, ¿e emocjonalne prze¿ycia minionych miesiêcy i ostatnich dni nie uszczknê³y nic z jej urody. Nalej sobie drinka! zawo³a³a. Zaraz przyjdê. Dopiero co pi³em montrachet odpar³. By³oby ¿al psuæ taki bukiet czymkolwiek innym. Umiechnê³a siê i Walter odetchn¹³ z ulg¹, gdy¿ potwierdza³o to pierwsze wra¿enie co do jej pogody ducha. W lodówce jest jeszcze jedna butelka montrachet z przes³anej przez ciebie skrzynki. Wyjmij j¹, ale nie wypij ca³ej, nim ja do³¹czê. Poszed³ do kuchni, znalaz³ wino, odkorkowa³ butelkê, wyszuka³ dwa kieliszki i wszystko zaniós³ do saloniku
Ruth w³anie ci¹ga³a ¿ó³te kalosze. Zostañmy na patio zaproponowa³a i popatrzmy na zachód s³oñca. Zabra³ wino i kieliszki, postawi³ na stoliku i opad³ na trzeszcz¹cy wiklinowy fotel. Ruth usiad³a naprzeciwko, stopy w lekkich sanda³ach po³o¿y³a na wolnym fotelu. Nie jest wcale spiêta, pomyla³ Walter. Nala³ do kieliszków wina. Zaczêli popijaæ, spogl¹daj¹c na siebie w milczeniu. Jest mi niezmiernie przykro, Ruth odezwa³ siê wreszcie Walter w obawie, ¿e cisza zacznie ich krêpowaæ. Wiem, ¿e siê lubilicie odpar³a. Kolejna chwila ciszy. Wszystko w porz¹dku? Potrzebna ci jaka pomoc? spyta³. Zamia³a siê. Ironicznie, gorzko. Nie, Walterze. Wszystkie moje ziemskie potrzeby s¹ zaspokojone. Mam ubezpieczenie Duffa. Tantiemy z jego ksi¹¿ki i emerytura
od rz¹du Stanów Zjednoczonych. Podniós³ brwi. Ruth zamia³a siê raz jeszcze. Okropny miech. Przeszy³ go dreszcz. Upi³a trochê wina i powiedzia³a: Duff by³ szpiegiem. Od dawna. Jeszcze przed naszym ma³¿eñstwem. Spojrza³a na Waltera, oczekuj¹c jakiej reakcji. Nie widz¹c ¿adnej, kontynuowa³a: Z³o¿y³ mi wizytê mi³y pan z ambasady. By³ nieco zdziwiony, ¿e Duff mi nigdy nie powiedzia³. Z pocz¹tku mu nie wierzy³am. To by³o nieprawdopodobne. Jak¿e mo¿na byæ czyj¹ ¿on¹ przez blisko dziesiêæ lat i o tym nie wiedzieæ? To ohydne ze strony Duffa
nic mi nie powiedzieæ. Znów oczekiwa³a reakcji, ale Walter najspokojniej popija³ wino, wpatruj¹c siê w ni¹ powa¿nym wzrokiem. To ohydne! wysycza³a. Myla³am, ¿e takie s¹ przepisy, ¿e ¿onom nie wolno wiedzieæ, ale ten cz³owiek wyjani³ mi, ¿e to sprawa decyzji agenta. No i Duff zdecydowa³: nie powiedzia³ mi. Odwróci³a wzrok na dolinê. 100
Op³akiwa³am go, Walterze! Zapomnia³am o wszystkich jego s³abociach i wadach, o jego k³amstwach i zdradach. Pamiêta³am tylko szczêliwe chwile. By³am gotowa nawet uwierzyæ, ¿e mnie naprawdê kocha³. I tylko mnie. W mojej wyobrani widzia³am ten okropny obraz: le¿y martwy w pyle ulicy. Zabity, poniewa¿ robi³ to, za co mu p³acono. ¯e robi³ to, w czym by³ dobry. A potem przyszed³ ten cz³owiek i w swoim biurokratycznym ¿argonie obwieci³, ¿e Duff by³ szpiegiem. I to powa¿nym agentem z parunastoma pochwa³ami wpisanymi do tajnych akt personalnych. Da³ mi jakie papiery do podpisania i powiedzia³, ¿e otrzymam list z kondolencjami od dyrektora CIA, i ¿e Duff zosta³ zabity podczas wykonywania obowi¹zków, oraz ¿e by³ bohaterem i wielkim patriot¹. Wróci³a spojrzeniem do Waltera. Zw³oki odwieziono do Stanów, pogrzeb ma byæ bardzo uroczysty. Koledzy i przyjaciele. Obecny bêdzie sam dyrektor CIA. Ja nie pojadê, Walterze. Za ¿ycia nale¿a³ ju¿ do nich, mog¹ go sobie zatrzymaæ i po mierci. Walter nape³ni³ jej kieliszek: Co zamierzasz teraz zrobiæ? Spojrza³a na niego zdziwiona. Nie wydajesz siê tym zaskoczony? Nie, Ruth. Od wielu lat wiedzia³em, ¿e Duff jest szpiegiem. Wyprostowa³a siê i otworzy³a usta ze zdumienia. Duff ci powiedzia³? Powiedzia³ tobie, a nie pisn¹³ s³owa mnie? Nigdy mi niczego nie powiedzia³. No to sk¹d wiedzia³e? Bo i ja jestem szpiegiem. Od ponad dwudziestu lat. Jej twarz przybra³a niemal komiczny wyraz os³upienia. Ty, Walterze? Te¿ pracujesz dla CIA? Nie. Dla Izraela. Dla Mosadu. Umiechn¹³ siê. Gwa³townie odstawi³a kieliszek. Trochê wina prysnê³o na stó³. Wsta³a odsuwaj¹c fotel i posz³a na skraj tarasu. Przez kilka minut sta³a tak, potem obróci³a siê ku Walterowi z umiechem na twarzy. By³ to mi³y umiech, bez ¿alu czy ironii. Powiedzia³e mi o tym. A on nigdy mi nie powiedzia³. Musi w tym tkwiæ jaki mora³. Mora³ jest taki, ¿e w pewnym sensie wiêcej mi na tobie zale¿y ni¿ Duffowi. Przechyli³a g³owê i obrzuci³a go pytaj¹cym spojrzeniem. Chcesz mi powiedzieæ, ¿e mnie kochasz? Krótko siê zamia³ i odpar³: Oczywicie, ¿e ciê kocham, ale to jest tak mieszne, ¿e wiêcej nie bêdziemy o tym mówiæ. Obiecujê, ¿e nie bêdê ciê tym wprawia³ w zak³opotanie, 101
a ty obiecaj, ¿e nie bêdziesz siê ze mnie mia³a. I nie dlatego ci powiedzia³em, ¿e jestem szpiegiem. A teraz odpowiedz na moje pytanie: jakie masz plany? Powróci³a do sto³u, usiad³a i wybuchnê³a miechem. By³a wyranie rozbawiona. Och, Walter! Ty szpiegiem? Wiem dobrze, ¿e mnie kochasz. Kobieta zawsze to wie. Ale mówienie, ¿e jeste szpiegiem! To jest mieszne i nieprawdopodobne. Do Duffa pasowa³o szpiegowanie, mia³ to w naturze
Nawet jego aparycja. Ale ty, Walterze?! Chcê powiedzieæ, ¿e jeste ostatni¹ osob¹, któr¹ mog³abym o co podobnego podejrzewaæ. Na ustach Waltera pojawi³ siê pe³en wyrozumienia umiech. Bardzo mi schlebia to, co powiedzia³a. ¯aden szpieg nie chce wygl¹daæ na szpiega. A poza tym: nie jest moj¹ rol¹ skradaæ siê noc¹ w obuwiu na gumowych podeszwach. Nie ledzê ludzi na ulicy, nigdzie siê nie w³amujê, by wykraæ dokumenty, i nie podk³adam bomb. Kierujê powa¿n¹ siatk¹ szpiegowsk¹. W zestawieniu z Walterem owo nocne skradanie siê i podk³adanie bomb wywo³a³o kolejny umiech na jej twarzy. Spowa¿nia³a jednak szybko i spyta³a: Dlaczego mi wiêc o tym nie opowiesz, Walterze? Skoro powiedzia³e tyle, powiedz resztê. Mam ju¿ doæ karmienia strzêpami informacji. I powiedzia³ jej. Nie wszystko, ale wiele zgodnie z jego strategi¹, zacz¹³ od najwczeniejszych dni. Od spotkania z genera³em Dajanem, o Isserze Harelu i generale Hoftim. Opowiedzia³ o siatce i o tym, co zdo³a³a zdzia³aæ. Mówi³ przez ponad godzinê, a Ruth by³a tak zas³uchana, ¿e nawet nie spostrzeg³a, i¿ s³oñce zasz³o, a czerwonawy b³êkit nieba zamieni³ siê w czerñ. Wsta³a, by zapaliæ wiat³a i przynieæ now¹ butelkê wina. To wszystko jest zupe³nie fascynuj¹ce przyzna³a. Podkrela twój charakter, nadaje mu nowy kszta³t
zawsze widzia³am w tobie tylko bogatego i ekstrawaganckiego bon vivant
Nie chcê przez to nic z³ego powiedzieæ
By³e dobrym przyjacielem, szczodrym
ale w zasadzie cz³owiekiem zainteresowanym wy³¹cznie robieniem pieniêdzy i u¿ywaniem ¿ycia
Teraz postrzegam ciê zupe³nie inaczej. To wspania³e, co robisz. Twoje ¿ycie ma g³êboki sens
Uderzy³a j¹ nagle myl. Czy powiedzia³by o tym ¿onie, gdyby by³ ¿onaty? Oczywicie. Pracowa³aby ze mn¹. Dzieli³a triumfy i rozterki. Wierzy³aby w to, co i ja. Skinê³a g³ow¹. Przecie¿ i ja mog³am dzieliæ to z Duffem. Wszystko u³o¿y³oby siê inaczej. To by nas zwi¹za³o. Mo¿e siê obawia³, ¿e nie zaaprobujesz
podsun¹³, chc¹c z³agodziæ jej ¿al. Nie. No, mo¿e z samego pocz¹tku. Mogê zrozumieæ jego pocz¹tkowe opory. Spodziewa³am siê ¿ycia osiad³ego, rodzinnego, bezpiecznego. Ale 102
póniej akceptowa³am je takim, jakim by³o. Przecie¿ ju¿ jego oficjalny zawód by³ wystarczaj¹co niebezpieczny. I przysta³am na takie ¿ycie. Nie, Walterze! Jemu chodzi³o o co innego. On siê lubowa³ w tajemnicach i sekretach. Tak¹ mia³ naturê. Po pewnym czasie zada³a pytanie: Wiêc czego ¿¹dasz ode mnie? Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie. Jakie masz plany? Co z Gideonem? Dzwoni³. Chcia³ natychmiast przylecieæ. Zamierza³ prosiæ o okolicznociowy urlop w sprawach rodzinnych. Spojrza³a z ukosa na Waltera. Rodzinny urlop z powodu mierci Duffa! Powiedzia³am mu, ¿eby siê wstrzyma³. Wówczas jeszcze zamierza³am lecieæ do Stanów na pogrzeb. Powiedzia³am mu, ¿e muszê wszystko przemyleæ. Wyjdziesz za niego? Jeli tego bêdzie chcia³
i mo¿e ja te¿. Ale chcê odczekaæ przynajmniej rok. Pod tym wzglêdem jestem tradycyjna. Walter odczu³ wielk¹ ulgê, chocia¿ niczego po sobie nie pokaza³. A przez ten rok? zapyta³. Zostanê na Cyprze. Mam tu przyjació³. Polubi³am pracê w sierociñcu i poza tym
umiechnê³a siê blado jestem niezale¿na finansowo. Doskonale. Walter dwign¹³ siê, poszed³ do salonu i po chwili wróci³ z teczk¹. Po³o¿y³ j¹ na stole, otworzy³, wyj¹³ z niej dwa grube pliki w ¿ó³tych ok³adkach i poda³ Ruth. Potrzebujê twojej opinii. Czy by³aby ³askawa przeczytaæ te dwa zbiory dokumentów? Ten grubszy najpierw. Wracam teraz do Forest Peak. Jutro przylê po ciebie samochód o ósmej trzydzieci. Zjemy razem kolacjê i porozmawiamy. Otworzy³a pierwsz¹ ok³adkê. Na stronie by³y tylko dwa s³owa: DAVID MUNGER. Czy on te¿ jest szpiegiem? spyta³a cicho. Nie. Ale przy odrobinie pomocy mo¿e nim zostaæ. Podzielili siê potê¿nych rozmiarów chateaubriandem. Walter zjad³ cztery pi¹te, Ruth resztê. Siedzieli w samym k¹cie pustej restauracji i w czasie posi³ku niewiele rozmawiali. Walter mia³ na sobie zielon¹ sportow¹ marynarkê i tego samego koloru krawat do blado¿ó³tej koszuli, za któr¹ wepchn¹³ róg zielonej serwetki. Ruth w³o¿y³a na ten wieczór prost¹ czarn¹ sukniê bez dekoltu. W³osy upiê³a wysoko, a na z³otym ³añcuszku na szyi b³yszcza³a Gwiazda Dawida. Przy oddalonym stoliku siedzia³y dwie jej znajome sporej tuszy emerytowane Angielki i przygl¹da³y siê z dezaprobat¹. Najpierw 103
dobieg³y do nich plotki, ¿e Ruth nie ma zamiaru polecieæ do Stanów na pogrzeb mê¿a, a teraz oto widz¹ j¹ w restauracji, zabawiaj¹c¹ siê, nim jeszcze ostyg³ zmar³y. Ponadto w towarzystwie cz³owieka, o którym wiadomo, ¿e utrzymuje stosunki z kobietami lekkich obyczajów i którego skandaliczne prowadzenie siê by³o ogólnie znane. Obie damy szepta³y do siebie w wiêtoszkowatej ekstazie. Deser? spyta³ Walter, prze³kn¹wszy ostatni kawa³ek polêdwicy. Nie, dziêkujê. Ty jedz, a ja podzielê siê z tob¹ opini¹ na temat zadanej mi lektury. Skinieniem palca Walter przywo³a³ kelnera, który popieszy³ z wózkiem pe³nym s³odkoci i, o nic nie pytaj¹c, postawi³ przed Walterem talerz z po³ówk¹ cytrynowego placka. Kiedy kelner odszed³, Ruth zaczê³a mówiæ. W zasadzie zgadza siê z analiz¹ profesora Nardiego. Powiedzia³a to niemia³o, gdzie jej bowiem do takiej s³awy jak Nardi i ona nie ma prawa do zgadzania siê czy niezgadzania. Z drugiej strony ma tê przewagê nad Nardim, ¿e zna³a i wielokrotnie obserwowa³a Mungera. Teraz dopiero wiele zauwa¿onych przez ni¹ szczegó³ów jego zachowania nabra³o znaczenia i daje siê wyt³umaczyæ. Podziela³a opiniê, ¿e porzucenie Mungera przez matkê mia³o ogromny wp³yw na ukszta³towanie charakteru Davida. Jeli idzie o powody jego nag³ego za³amania i wycofania siê z zawodu, to zrozumieæ je bêdzie mo¿na dopiero po uzyskaniu informacji na temat wydarzeñ maj¹cych miejsce podczas ostatniego patrolu Si³ Specjalnych. Na zakoñczenie zada³a Walterowi pytanie, jakie ma plany wobec Mungera. Gdy skoñczy³ cytrynowy placek, raz jeszcze rzuci³ ³akomym wzrokiem na wózek z deserami, g³êboko westchn¹³, daj¹c jednak¿e znak kelnerowi, ¿e nie wemie wiêcej, i przyst¹pi³ do wyjaniania Ruth obecnej misji oraz trudnoci zwi¹zanych z umieszczeniem w Iraku agentów. S³ucha³a uwa¿nie, robi¹c nawet kilka istotnych uwag na temat niebezpieczeñstwa proliferacji nuklearnej w ogóle, a dla Izraela w szczególnoci. Ruth by³a inteligentna, zna³a wiat i potrafi³a obserwowaæ. Walter zacz¹³ siê jej zwierzaæ ze swoich w¹tpliwoci i obaw. Kilkakrotnie powraca³a do myli, ¿e gdyby Duff postêpowa³ podobnie jak teraz Walter, to ich ¿ycie wygl¹da³oby zupe³nie inaczej. Wreszcie Walter zacz¹³ mówiæ o Mungerze i o tym, ¿e jest przekonany, i¿ w³anie ten jeden cz³owiek jest niezbêdny do rozwi¹zania g³ównego problemu. CIA nie przypadkiem trafi³a na Duffa. Wojenny reporter to idealna przykrywka. Munger, chocia¿ od lat ju¿ nie pracowa³, cieszy³ siê nie splamion¹ reputacj¹. Wiedziano, ¿e jest ca³kowicie apolityczny. Z pewnoci¹ pozosta³y mu te¿ liczne kontakty. Jak bêdziesz próbowa³ go sk³oniæ? spyta³a. Wykorzystam matkê. By³a ¯ydówk¹. To znaczy, ¿e Munger te¿ jest ¯ydem. Czy chce czy nie. 104
Opowiedzia³, jak ma zamiar podejæ Mungera podczas rozmowy nastêpnego dnia po po³udniu. Formu³owa³ nawet zdania i okrelenia, jakich zamierza u¿yæ. Ruth wszystkiego wys³ucha³a, a potem stwierdzi³a: To zbyt ryzykowne. Chcesz zastosowaæ terapiê szokow¹. Mo¿esz go wepchn¹æ jeszcze g³êbiej w tê jamê, jak¹ sobie sam wygrzeba³. Walter roz³o¿y³ bezradnie rêce. No to co mam robiæ? Munger ma skórê grubsz¹ ni¿ nosoro¿ec. Jak j¹ przebiæ? Matka by³a jedyn¹ osob¹, której pozwoli³ siê zbli¿yæ, która wywo³ywa³a w nim jakie g³êbsze uczucia. Poza tym zawsze trzyma³ siê od wszystkich z daleka. Nie zbli¿a³ siê do nikogo, nie przyjani³ z nikim, chyba ¿e by³a mu potrzebna pomoc w pracy. Ruth powstrzyma³a go rêk¹, po czym siêgnê³a po torebkê. To chyba niezupe³nie tak. Nie rozumiem jeszcze wszystkiego, ale wydaje mi siê, ¿e na co trafi³am. Na co bardzo ciekawego. Wyjê³a z torebki karteczkê. Bardzo star¹, a¿ pociemnia³¹ w miejscach z³o¿enia. Przegl¹da³am rzeczy Duffa ci¹gnê³a. Znalaz³am wród nich teczkê z osobistymi dokumentami. Istnia³a miêdzy nami umowa, ¿e nigdy do niej nie zajrzê, podobnie jak on nie zajrzy do pewnych moich rzeczy. No có¿, po jego mierci uzna³am, ¿e umowa ju¿ nie obowi¹zuje. Myla³am, ¿e bêdê musia³a przeci¹æ skórê, gdy¿ zamek by³ cyfrowy. Ale spróbowa³am jako kodu daty jego urodzenia. Umiechnê³a siê s³abiutko. Niezbyt to profesjonalne jak na szpiega, prawda? Otworzy³am zamek. W rodku znalaz³am wiele listów od by³ych i obecnych kochanek, testament sprzed wielu lat i trochê papierów, które odda³am temu cz³owiekowi z ambasady. No i tê kartkê. Poda³a j¹ Walterowi, ten uj¹³ papier delikatnie i, powstrzymuj¹c umiech, umieci³ monokl w lewym oku. Po raz pierwszy widzia³a Waltera z monoklem, rzeczywicie mo¿na by³o pêkn¹æ ze miechu. Walter czyta³ g³ono: Nie mam pojêcia, jak panu dzi posz³o, ale ja narobi³em wiêcej zdjêæ, ni¿ jest mi potrzeba. Mo¿e siê panu przydadz¹. Nasz ma³y prywatny sekret. Jeli chodzi o powód, to jest bardzo prosty: jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w moje odbicie w lustrze, a nie we mnie. D. M. Walter od³o¿y³ kartkê na stó³. Grymas wykrzywi³ mu twarz. Monokl wypad³ i zawis³ na jedwabnym sznureczku. O co tutaj chodzi? spyta³. Ruth ponownie przeczyta³a s³owa: Jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w odbicie. Chyba wiem, czego to dotyczy. Duff by³ bardzo przygnêbiony. Pracowa³ w Wietnamie zaledwie dwa miesi¹ce, ale uwa¿a³, ¿e to a¿ dwa miesi¹ce, a on nie ma ¿adnych spektakularnych zdjêæ. Bardzo z tego powodu cierpia³. No i podobno w barze w Sajgonie, podczas jakiego bankietu, wciek³ siê i cisn¹³ szklank¹ w lustro za lad¹ barow¹. Opowiedzia³a mi to tak zwana ¿yczliwa osoba. Pyta³am potem 105
Duffa, ale mnie zby³, mówi¹c, ¿e to pijacki wybryk i nie ma o czym mówiæ. Podnios³a twarz ku Walterowi. Ale ja obliczy³am
To siê wydarzy³o dok³adnie dwa dni przed wys³aniem przez Duffa jednych z jego najlepszych wietnamskich zdjêæ
I twoim zdaniem to by³y zdjêcia Mungera? Zamiast odpowiedzi wskaza³a na kartkê. Naprawdê s¹dzisz, ¿e Duff móg³by co takiego zrobiæ? Walter by³ szczerze zdumiony. D³ugo myla³a, nim zdoby³a siê na odpowied: Wówczas nigdy bym w to nie uwierzy³a. Ale po tylu latach jestem pewna, ¿e by³ do tego zdolny i piêknie siê wobec samego siebie rozgrzeszy³. Jestem pewna, ¿e tylko raz to zrobi³. Znam prawie wszystkie jego póniejsze wojenne zdjêcia i wiem, ¿e sam je robi³. Potrzebny mu by³ pierwszy impuls, ¿eby ruszyæ z miejsca. I otrzyma³ go od Mungera. Czy by³ to odruch Mungera, czy przemylana decyzja, niewa¿ne. Istotne jest to, ¿e tak nie post¹pi³by egoista, którego nie obchodz¹ inni. Walter pochyli³ siê nad listem Mungera i pulchnymi palcami wyg³adza³ zagiêcia, jakby tym sposobem chcia³ wymacaæ dodatkowe informacje. To by t³umaczy³o obsesjê Duffa na temat aparatu Mungera i uczestniczenie w licytacji. Tak odpar³a Ruth. Nienawidzi³am tego aparatu. Kosztowa³ mnie bransoletkê. Nawet chcia³am go wyrzuciæ. Nie mog³am jednak zdobyæ siê na to. Wczoraj, po znalezieniu tej kartki, wyjê³am aparat spod klosza i oczyci³am. Sama nie wiem, dlaczego
Umiechnê³a siê blado. Walter przesta³ wyg³adzaæ list i z³o¿y³ go wzd³u¿ zagiêæ. Po¿yczysz mi to? Obiecujê zwróciæ. Oczywicie. Mo¿esz sobie nawet zatrzymaæ. Poka¿esz to Mungerowi? To zale¿y od tego, jak pójdzie rozmowa. A teraz kawa i likier! Powiem ci, w czym bêdziesz mi mog³a pomóc. Jeli jutro mi siê powiedzie. Przeszli wiêc do hotelowego salonu, ¿egnani pe³nymi dezaprobaty spojrzeniami obu starszych Angielek. Przez nastêpn¹ godzinê Walter wyjania³, czego oczekuje od Ruth. S³ucha³a najpierw nieco rozbawiona, potem oburzona, a wreszcie rozsierdzona. Walter bezczelnie ni¹ manipulowa³. Jak¿e móg³ twierdziæ, ¿e j¹ kocha, a po paru godzinach próbowaæ tak j¹ wykorzystaæ? Nie czu³ siê wcale winny, nie okaza³ te¿ najmniejszej skruchy. Tego wymaga jego praca. Zagro¿ona jest przysz³oæ Izraela. I ten fakt by³ wa¿niejszy ni¿ jakiekolwiek wzglêdy osobiste. Ruth jest ¯ydówk¹, a zbieg przykrych okolicznoci spowodowa³, ¿e jest obecnie wolna, ma czas i mo¿e mu pomóc, zostaj¹c jedn¹ z jego agentek. Chwilami Ruth myla³a, ¿e to wszystko z³y sen. Wydarzenia minionych paru dni zupe³nie j¹ oszo³omi³y odbieraj¹c zdolnoæ jasnego mylenia. I teraz 106
ta krzykliwie wystrojona góra t³uszczu bezczelnie wci¹ga j¹ do swojej siatki szpiegowskiej i w szczegó³ach wyznacza dziwaczne zadanie. I robi to tak bezceremonialnie, jakby chodzi³o o rzecz naturaln¹ i prost¹. A mo¿e tak¹ jest? Oburzenie powoli ustêpowa³o, ale nadal nie mog³a zdobyæ siê na jasn¹ odpowied. M¹ci³o siê jej w g³owie od zbyt wielu przeró¿nych myli. I niezale¿nie od nich nie dawa³a spokoju sprawa osobista: Gideon Galili. A jeli go rzeczywicie kocha i bêdzie chcia³a u jego boku rozpocz¹æ nowe ¿ycie? Walter by³ optymist¹. Przecie¿ sama zdecydowa³a, ¿e poczeka rok, nim podejmie decyzjê co do ¿ycia z Gideonem. Przez ten rok mog³aby oddaæ wielkie us³ugi Izraelowi. Nic by na tym nie straci³a. Gideon poczeka. W to nie w¹tpi³a. To, co Walter proponowa³, by³o nieuczciwe, z³e. Ale mo¿liwe do spe³nienia. Bêdzie musia³a dobrze wszystko przemyleæ. Ma czas. Walter powinien najpierw porozmawiaæ z Mungerem.
7 Gdy Walter pad³ na ziemiê, udawa³, ¿e straci³ przytomnoæ. Najboleniej uderzy³ prawym poladkiem. Po dwóch kolejnych ciosach mia³ odrêtwia³¹ szczêkê. Le¿a³ nieruchomo, z zamkniêtymi oczami, po g³owie hasa³y mu przedziwne doznania. S³ysza³ g³ony, urywany oddech Mungera, nie z wysi³ku, ale z wciek³oci. Po raz pierwszy w ¿yciu kto mia³ uderzyæ Waltera. Bardzo mu siê to nie podoba³o. Dominuj¹cym uczuciem by³ strach. Przed pierwszym ciosem ujrza³ w oczach Mungera ¿¹dzê krwi. Oczy mu dos³ownie poczerwienia³y. Zacz¹³ myleæ racjonalnie. Wiedzia³, ¿e ociera siê o mieræ. W wyobrani widzia³ ptasi¹ twarz profesora, który go ostrzega³ przed amatorskim stosowaniem zasad psychologii. Le¿a³ bez ruchu przez d³ugi czas. Stara³ siê nie drgn¹æ. Oddech Mungera uspokaja³ siê powoli. Walter us³ysza³ ciche st¹panie. Otworzy³ w panice oczy i zobaczy³ nad sob¹ Mungera z dzbankiem. Po chwili poczu³ strumieñ zimnej wody. Wstawaj! rozkaza³ Munger. Blum nie mia³ zamiaru wstawaæ. Skuli³ siê i odczo³ga³ w k¹t. Wstawaj, cz³owieku, bo ciê zabijê powiedzia³ beznamiêtnym g³osem Munger. W³anie ta beznamiêtnoæ miertelnie przerazi³a Waltera. Podpar³ siê plecami o cianê i usi³owa³ wstaæ. Ju¿ prawie sta³, kiedy prawa noga na chwilê odmówi³a mu pos³uszeñstwa. Z olbrzymim wysi³kiem utrzyma³ siê 107
na lewej. Po chwili jednak rêkami wspar³ siê na stole i podniós³ siê. Munger zmru¿y³ oczy. Blum oceni³ dystans dziel¹cy go od drzwi i z jêkiem pokona³ go, gin¹c w pó³mroku. Przy samochodzie na drodze sta³ Spiro. Podbieg³, widz¹c, ¿e Walter siê zatacza. Mimo swych lat wci¹¿ by³ silny. Obj¹³ go ramieniem, podprowadzi³ kutykaj¹cego do wozu i nadludzkim wysi³kiem u³o¿y³ na tylnym siedzeniu. Chcia³ natychmiast wracaæ do Limassol i poprosiæ paru przyjació³ o dokonanie aktu zemsty, ale Walter sucho nakaza³ jechaæ do domu pani Paget. Dwie godziny póniej le¿a³ w jej domu na kanapie w salonie i popija³ koniak. Dopiero co wyszed³ lekarz, który stwierdzi³, ¿e nic nie jest z³amane, ¿aden organ nie jest uszkodzony, s¹ tylko ogólne podrapania i siniaki. I doda³, ¿e obfite kszta³ty pacjenta zamortyzowa³y ciosy i upadek. Walter wpatrywa³ siê w lekarza zbola³ym wzrokiem, jakby rozczarowany tak uspokajaj¹c¹ diagnoz¹. Po wyjciu doktora Ruth, pocz¹tkowo bardzo przejêta, z trudem ukrywa³a rozbawienie. Przysunê³a do kanapy fotel, usiad³a i wpatrywa³a siê w nieoczekiwanego gocia. Krzywi¹c siê z bólu czy te¿ z powodu ca³ego wydarzenia, odstawi³ kieliszek, g³êboko westchn¹³ i stwierdzi³: Jeste zbyt inteligentna i szlachetna, by wypowiedzieæ narzucaj¹ce ci siê s³owa: A nie mówi³am? Co siê sta³o? spyta³a z umiechem. Opowiedzia³ jej. Z pocz¹tku wszystko sz³o dobrze. Munger by³ tylko zdziwiony. I choæ niezbyt zadowolony z wizyty, wpuci³ Waltera do rodka. Blum wyjani³, ¿e by³ w Platres, dowiedzia³ siê o mierci Duffa i postanowi³ powiadomiæ o tym Mungera. Anglik pokiwa³ g³ow¹ i wymamrota³ co na temat, ¿e jest mu bardzo przykro. Duff by³ bardzo dobrym fotografem. Nastêpnie da³ do zrozumienia, ¿e wizyta jest skoñczona. Walter nie ruszy³ siê z miejsca, tylko spyta³, czy Munger zamierza wróciæ kiedykolwiek do dawnej pracy. Munger wzruszy³ ramionami i odpar³, ¿e to jego sprawa. Nie wiadomo dlaczego, Walter uzna³ to za zachêtê do dalszej rozmowy i nie zwlekaj¹c wyzna³, ¿e jest izraelskim agentem. Zaraz potem spyta³, czy Munger nie zechcia³by dla niego pracowaæ, wznawiaj¹c wykonywanie zawodu reportera wojennego i wykorzystuj¹c go jako przykrywkê. Propozycja najwyraniej oszo³omi³a Mungera i przez dziesiêæ minut milcza³. Czas ten Walter wykorzysta³ na zachwalanie swojej oferty. Wyjani³ Mungerowi sytuacjê polityczn¹ wynikaj¹c¹ z irackiego programu broni nuklearnej. Napomkn¹³, jak trudno umieciæ agenta w Iraku. Mówi³ o Duffie, opisa³, jak zgin¹³ i dlaczego. Wyci¹gn¹³ z kieszeni star¹ kartkê list Mungera do Duffa i po³o¿y³ na stole. Przygl¹da³ siê Mungerowi, gdy ten 108
czyta³ niegdy skrelone przez siebie s³owa. Na chwilê co siê pojawi³o w oczach Mungera. Potem Walter zacz¹³ mówiæ o Ruth. Wspomnia³, ¿e ma aparat Mungera i chêtnie mu go odda. Munger podniós³ wreszcie g³owê i, patrz¹c Walterowi g³êboko w oczy, spyta³, co on ma z tym wszystkim wspólnego. Zaskoczy³ Waltera tym pytaniem. Munger powinien by³ ju¿ zrozumieæ. Walter zastanowi³ siê chwilê i powiedzia³: Mo¿e pan wiele pomóc. Wa¿¹ siê losy Izraela. I los wszystkich ¯ydów. Pieprzê ¯ydów odpar³ Munger. Walter pochyli³ siê ku niemu i spyta³: Swoj¹ matkê te¿? I wtedy mnie uderzy³ powiedzia³ Walter do Ruth. Wcale mu siê nie dziwiê odpar³a. Prychn¹³ ze z³oci. Nie da³ mi szansy rozwiniêcia tematu. Zagrozi³, ¿e mnie zabije, jeli sobie nie pójdê. I mówi³ powa¿nie. Usiad³, podniós³ kieliszek i opró¿ni³ go do dna. A tak przy okazji. Minionej nocy prawie nie spa³am. Rozmyla³am o tym, co mi powiedzia³e i czego ode mnie ¿¹da³e. Na szczêcie reakcja Mungera czyni mój udzia³ zbêdnym. Ale i tak zdecydowa³am, ¿e siê tego nie podejmê. Nie umiem k³amaæ. To nie le¿y w moim charakterze. Czasami nawet tego ¿a³ujê, ¿ycie by³oby ³atwiejsze
Westchn¹³. Bardzo nieudana wyprawa. Liczy³em na zwerbowanie dwóch agentów, a upolowa³em dwie odmowy i dorobi³em siê siniaków. Co teraz zrobisz? Raz jeszcze westchn¹³. Zwykle okr¹glutka twarz wydawa³a siê teraz obwis³a. ci¹gn¹³ usta i przez minutê milcza³. Nagle na twarzy pojawi³a siê determinacja. Wrócê teraz do hotelu i dobrze siê wypiê. Rano pojadê z drug¹ wizyt¹ do Mungera. Co? Tak postanowi³em. Albo mnie zabije, albo wys³ucha. Wykrzywiony ze z³oci spojrza³ na Ruth. Pieprzy ¯ydów, powiedzia³. Doskonale. Ja te¿ jestem pieprzonym ¯ydem. I on równie¿. Wsta³, obszed³ stolik i skierowa³ siê ku drzwiom. A przy okazji i ty! rzuci³ przez ramiê. Jeszcze d³ugo po jego wyjciu Ruth siedzia³a sztywno wyprostowana w fotelu. Wreszcie wybuchnê³a miechem. Przynajmniej raz Walter nie musia³ siêgaæ do Szekspira, ¿eby wyraziæ swoje najg³êbsze uczucia. Przez ca³¹ noc gniew nie ustêpowa³, podsycany wspomnieniami minionego dnia, a nad ranem sk³oni³ Waltera do czego ca³kowicie sprzecznego 109
z jego obyczajami: nie zjad³ niadania, lecz wezwa³ Spiro i kaza³ siê zawieæ prosto do Phini. Przez dwadziecia minut jazdy siedzia³ na tylnym siedzeniu jak Budda i próbowa³ opanowaæ rozsadzaj¹c¹ go wciek³oæ. Kaza³ kierowcy zatrzymaæ siê kilkaset metrów od domu Mungera. Gdy ruszy³ pieszo w jego stronê, Spiro zacz¹³ b³agaæ, aby pozwoli³ sobie towarzyszyæ. Walter warkn¹³ ostro, by czeka³. Mimo olbrzymiej nadwagi szed³ podobnie jak s³oñ: z t¹ sam¹ wytrwa³oci¹ i cicho. Niepostrze¿enie zbli¿y³ siê cie¿k¹ do samych drzwi. W rêku trzyma³ teczkê. Mimo czynionych wysi³ków wciek³oæ nadal go rozsadza³a i kiedy otworzy³ drzwi i zobaczy³ siedz¹cego przy stole Mungera, zacz¹³ wykrzykiwaæ: Hej, ty! Jeste pieprzonym ¯ydem i twoja matka by³a pieprzon¹ ¯ydówk¹. A teraz mnie zabij, jeli chcesz! Wtedy rozpêta³o siê piek³o. Pies, którego za obro¿ê przytrzymywa³a jaka dziewczynka przera¿ona oty³¹ zjaw¹ zajmuj¹c¹ ca³¹ szerokoæ drzwi szczeka³ i wyrywa³ siê ca³y zje¿ony. Walter, wpatrzony w Mungera, nie widzia³ ani dziewczynki, ani psa. Munger zerwa³ siê, przewracaj¹c dzbanek z kaw¹. Chcia³ go pochwyciæ, ale dzbanek spad³ na ziemiê, oblewaj¹c nogi dziewczynki gor¹c¹ kaw¹. Krzyknê³a z bólu i puci³a psa, który skoczy³ i zatopi³ k³y w ³ydce Waltera. Walter wrzasn¹³ jak zarzynane prosiê, upuci³ teczkê, chwyci³ psa za kark i wyrzuci³ go za drzwi. Pies skowycz¹c odbi³ siê od ziemi i ponownie ruszy³ do ataku. Wtedy rozleg³ siê strza³, wzbijaj¹c chmurê py³u spod stóp zwierzêcia, które stuli³o ogon i umknê³o. Na cie¿ce sta³ Spiro i spokojnie ³adowa³ nabój do starowieckiej strzelby o d³ugiej lufie. Obawy dziewczynki o psa przywróci³y jako tako porz¹dek. G³ono p³acz¹c, usi³owa³a wybiec na dwór, ale Walter chwyci³ j¹ i wsadzi³ sobie pod pachê, wzywaj¹c Spiro do od³o¿enia broni. Spiro zawaha³ siê. Wtedy nad ramieniem Waltera pojawi³a siê twarz Mungera. Kto to taki? spyta³. Mój kierowca. Myli, ¿e pan chce mnie zabiæ. wietny pomys³. Ale to mo¿e poczekaæ. Niech mu pan ka¿e od³o¿yæ tê pukawkê. Walter odda³ Mungerowi wyrywaj¹c¹ siê dziewczynkê. Pies jest nietkniêty. Spiro nie trafi³ poinformowa³. Powtórnie kaza³ kierowcy opuciæ broñ i wracaæ do samochodu. Wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Poniewa¿ mówi³ pewnym siebie, autorytatywnym tonem, Spiro opuci³ lufê ku ziemi. Zapowiedzia³ jednak, ¿e bêdzie czeka³ przy furtce. Walter ma go zawo³aæ, jeli zajdzie potrzeba. Androulla uspokoi³a siê i Munger odes³a³ j¹ do domu. Walter pokutyka³ do krzes³a i ciê¿ko na nie opad³. Obejrza³ ³ydkê. Mia³ rozerwane i zakrwawione spodnie. Podniós³ wzrok na stoj¹cego w drzwiach Mungera. 110
W ci¹gu minionych dwudziestu czterech godzin by³em czêciej fizycznie napastowany ni¿ przez wszystkie poprzednie lata. Czy pies ma wciekliznê? Niestety, nie. Munger pochyli³ siê, by podnieæ z pod³ogi dzbanek. Przez chwilê wpatrywa³ siê w Waltera, po czym podszed³ do zlewu, nape³ni³ dzbanek wod¹ i postawi³ na ogniu. Niech pan zdejmie spodnie poleci³. Po dwudziestu minutach Walter, bez spodni i z obanda¿owan¹ nog¹, z kubkiem kawy w rêku, siedzia³ naprzeciwko Mungera. Dajê panu dziesiêæ minut powiedzia³ Munger. A potem ma pan znikn¹æ z mojego ¿ycia na zawsze. Walter milcza³ przez dobr¹ minutê. Potem otworzy³ teczkê i wyj¹³ z niej dwa pliki dokumentów oraz fotografiê, któr¹ po³o¿y³ na stole bia³¹ stron¹ do góry. Jeden plik poda³ Mungerowi. Ju¿ panu mówi³em o irackim programie nuklearnym. Tutaj s¹ dowody, ¿e Irakijczycy zamierzaj¹ zdobyæ broñ nuklearn¹, aby jej u¿yæ przeciwko Izraelowi. Moim zadaniem jest im to uniemo¿liwiæ. Nastêpnie poda³ Mungerowi fotografiê. To zdjêcie zrobi³ Duff Paget na parê sekund przed mierci¹. To jest powiêkszenie twarzy osoby wygl¹daj¹cej przez tyln¹ szybê samochodu zamachowców. Munger przygl¹da³ siê twarzy i tak¿e, jak przedtem Walter, palcami zas³oni³ czarne w³osy. Zgadza siê odezwa³ siê Walter. To Janine Lasage. Pañska ekskochanka. Pracuje dla SDECE. Teraz wspó³pracuje najprawdopodobniej z irackim Mukhabaratem przeciwko nam. Nienawidzi³a Duffa, bo przelicytowa³ j¹ podczas aukcji pañskiego aparatu. W chwili, gdy zosta³ zamordowany, wykonywa³ misjê inwigilacji OWP. Lasage zorganizowa³a jego likwidacjê. Walter oczekiwa³ jakiej reakcji Mungera. Nie by³o ¿adnej. Munger siedzia³ wpatrzony têpo w zdjêcie. Walter wzi¹³ do rêki drugi plik dokumentów, po³o¿y³ przed Mungerem i otworzy³. Tu¿ pod papierow¹ ok³adk¹ wpiête by³o zdjêcie trzydziestoparoletniej kobiety. Twarz ³adna, ale surowa, co jeszcze bardziej uwypukla³y pó³cienie odbitki w sepii. Walter zacz¹³ mówiæ lekko spiêtym g³osem: Rita Helena Munger, z domu Rothstein, urodzona 20 lipca 1914 roku. Córka Beniamina i Racheli Rothsteinów, ¿ona Williama Mungera. Zmar³a 14 czerwca 1948 roku w Jerozolimie. W pokoju zapanowa³a cisza. Walter czu³ suchoæ w gardle. Bardzo chcia³ unieæ kubek i wypiæ parê ³yków kawy, ale siê powstrzyma³. Munger wpatrywa³ siê w star¹ fotografiê. Trudno by³o odczytaæ wyraz jego twarzy. 111
Walter wzi¹³ g³êboki oddech i mówi³ dalej: W tej teczce znajdzie pan wszystkie informacje dotycz¹ce tego, co pañska matka uczyni³a dla Izraela. Ile ludzkich istnieñ ocali³a, ile sama wycierpia³a. Pan pewno nawet nie wie, w jakich okolicznociach umar³a. Najwy¿szy czas, aby pan siê dowiedzia³. Z³apali j¹ ludzie z jordañskiego Legionu Arabskiego. Poder¿nêli jej gard³o. Ale przedtem po kolei gwa³cili. By³o ich ponad dwudziestu. Dopiero teraz Munger podniós³ g³owê. Zaczerpn¹³ oddechu i otworzy³ usta, jakby chcia³ co powiedzieæ, ale potem je zamkn¹³. Walter widzia³, ¿e z trudem nad sob¹ panuje. Obawiaj¹c siê przegranej, ci¹gn¹³ dalej: Oczywicie, porzuci³a pana. Ale uczyni³a to motywowana wielk¹ wiar¹, ¿e to, co zamierza uczyniæ, jest konieczne, aby ocaliæ naród ¿ydowski. Daæ mu w³asne pañstwo. Ocaliæ tych, którzy wyszli ca³o z hitlerowskiej rzeni. Pan mo¿e tego nie pojmuje, ale pojmuj¹ miliony ¯ydów, pojmujê ja. Zapad³a kolejna cisza. Munger nie spuszcza³ wzroku z Bluma. S¹ sprawy, których nie znajdzie pan wród dokumentów. Nikt nie wie, ile wycierpia³a, porzucaj¹c jedyne dziecko ci¹gn¹³ Walter. Moim zdaniem to, co zrobi³a, wynika³o ze z³o¿enia lubowania, podjêcia wyzwania. Po prostu zrozumia³a nagle, kim jest. Najprawdopodobniej z podwiadomoci wydoby³a to jej praca wród ocala³ych wiêniów obozów koncentracyjnych w Niemczech. Musia³a odbyæ wewnêtrzn¹ walkê. Musia³a dokonywaæ niezliczonych rachunków sumienia. Musia³a podj¹æ straszliw¹ decyzjê: jej w³asne dziecko albo przysz³oæ ¿ydowskiego narodu. Podjê³a decyzjê. Skoñczy³, teraz by³o mu ju¿ wszystko jedno. Podniós³ kubek, upi³ ³yk kawy. By³ w rozpaczy. Nie potrafi³ dotrzeæ do Mungera. Siêgn¹³ do teczki i wyj¹³ bilet wizytowy. Rzuci³ go Mungerowi przez stó³. Mo¿e pan zgubi³ ten, który panu da³em. Albo wyrzuci³. Jeli pan podejmie decyzjê, ¿eby mi pomóc, proszê zadzwoniæ i prosiæ o Daktyl Jeden. Gdziekolwiek bym by³, znajd¹ mnie. Zamkn¹³ teczkê, wzi¹³ spodnie wisz¹ce na oparciu s¹siedniego krzes³a i wsta³. Wiedzia³, ¿e wygl¹da miesznie, ale nic go to nie obchodzi³o. Po raz pierwszy w ¿yciu pomyla³, ¿e o godnoci wiadczy powaga wypowiadanych s³ów, a nie wygl¹d. Pokutyka³ do drzwi. Odwracaj¹c g³owê powiedzia³: Od czerwca 1948 roku w ka¿dy szabat dzieci sk³adaj¹ kwiaty na grobie pañskiej matki i modl¹ siê o jej duszê. I bêdzie tak zawsze
póki istnieje pañstwo Izrael. Wyszed³, nie zamykaj¹c za sob¹ drzwi.
112
8 Lato przesz³o w jesieñ, w górach Trodos zaczê³y spadaæ szyszki. Pe³no ich
by³o w ogrodzie wokó³ domu Ruth. Którego dnia przysz³y dzieci z sierociñca, ¿eby pomóc je zgrabiæ na stos. By³o pe³no miechu i radoci. Ruth przygotowa³a dzbanki z sokami owocowymi i talerze z kanapkami. Prawdê powiedziawszy, mia³a sporo k³opotu, by szyszki znalaz³y siê na jednym stosie. Zdesperowana podzieli³a dzieci na dwa zespo³y i zorganizowa³a co w rodzaju wycigu. Który zespó³ szybciej u³o¿y wiêkszy stos. Niech ju¿ bêd¹ dwa zamiast jednego. Na czele jednego zespo³u postawi³a dziesiêcioletni¹ Miriam, doæ rozs¹dn¹ dziewczynkê. Na przywódcê drugiego zespo³u wybra³a Stavrosa, jej k³opotliwego wychowanka. By³a to dla niego próba skoncentrowania siê na jednym zadaniu, a zarazem wyró¿nienie. Zawody w³anie siê zaczê³y, kiedy z patio wywo³a³a j¹ s³u¿¹ca. Kto przyszed³. Paroma okrzykami zachêci³a Miriam i Stavrosa do kontynuowania zabawy i szybkim krokiem posz³a do domu. Nieproszeni gocie pojawiali siê rzadko. By³a ciekawa, kto to taki. Wesz³a ze s³onecznego ogrodu i pocz¹tkowo mia³a trudnoci z dopasowaniem wzroku do mroku salonu. Po chwili zobaczy³a mê¿czyznê przy postumencie z aparatem fotograficznym Mungera. Szklany klosz by³ zdjêty, a mê¿czyzna trzyma³ w rêkach Nikona. Poczerwienia³a ze z³oci, trac¹c momentalnie dobry humor. Niech pan to od³o¿y! Tego nie wolno dotykaæ! Obróci³ siê i zrobi³ parê kroków w jej kierunku. Kim pan jest? zapyta³a ostro. I natychmiast pozna³a! Ubrany by³ w sztruksowe cieliste spodnie i niebiesk¹ kurtkê. Mia³ brodê, d³ugie w³osy i bardzo niebieskie oczy. Trzyma³ aparat w naturalny sposób, zupe³nie jakby pasowa³ do jego d³oni: prawy nadgarstek w dorobionym uchwycie, palce na piercieniach obiektywu. Wstrzyma³a oddech. W milczeniu patrzyli na siebie. Przez otwarte okno wpada³ do salonu miech dzieci. Zapyta³a cicho: Nie zapomnia³ pan, jak go u¿ywaæ? Spojrza³ na pó³kê tu¿ za postumentem. Od mierci Duffa le¿a³o tam kilka pude³ek filmu. Ruth je tam zostawi³a. Munger wzi¹³ jedno, zwa¿y³ w d³oni, odczyta³ czu³oæ i nastêpnie jednym p³ynnym ruchem wyj¹³ kasetê z pude³ka, otworzy³ aparat, w³o¿y³ j¹, przeci¹gn¹³ film, zaczepi³ o tryby perforacjê, zamkn¹³ aparat i przesun¹³ parê klatek. Puste pude³ko po filmie spad³o na ziemiê. Ca³a operacja nie trwa³a nawet dziesiêciu sekund. Munger przy³o¿y³ wizjer do oka i zacz¹³ robiæ zdjêcia. Ruth sta³a bez ruchu, ws³uchana w cichy trzask migawki i szmer przesuwanego filmu. Przez okno wpad³ promieñ
8 Reporter
113
jesiennego s³oñca, rozwietlaj¹c jej twarz i ³zy, które nie wiadomo dlaczego zaczê³y sp³ywaæ po policzkach.
9 Naradzie przewodniczy³ Walter, chocia¿ na to spotkanie przyby³ potajem-
nie na Cypr genera³ Hofti. Siedzieli naprzeciwko siebie. Po lewej rêce Waltera zajêli miejsca Izaak Szapiro i Misza Wigoda. Ten ostatni zosta³ w ostatnich miesi¹cach awansowany na szefa sekcji bejruckiej siatki DAKTYL i nosi³ obecnie kryptonim Daktyl Czternacie. Po prawej rêce siedzia³ Efim Zimmerman, Daktyl Cztery z Pary¿a. Wentylator na d³ugiej metalowej nodze ustawiono tak, ¿e nawiewa³ powietrze prosto w twarz Hoftiego, dziêki czemu genera³ nie musia³ wdychaæ dymu z cygara Waltera. Podziêkowa³ te¿ za ow¹ uprzejmoæ w sposób, który wed³ug niego móg³ sprawiæ najwiêksz¹ przyjemnoæ gospodarzowi. Chc¹c nawi¹zaæ lepsze stosunki ze swoj¹ gwiazd¹ wród agentów Mosadu, Hofti przeczyta³ dok³adnie Hamleta. Za to ulgi sprawienie, dziêki wielkie powiedzia³. Walter umiechn¹³ siê i zrewan¿owa³: Chcia³em pana tylko uwolniæ od cuchn¹cego i zgubnego waporów nagromadzenia. Tak wiêc spotkanie zaczê³o siê beztrosk¹ pogawêdk¹, która jednak szybko ust¹pi³a powa¿nej debacie. Celem konferencji mia³ byæ przegl¹d rodków podjêtych przeciwko budowie reaktora Tammuz I i planowanie przysz³ej strategii. Pierwszy zabra³ g³os Efim Zimmerman. By³ to potê¿nie zbudowany mê¿czyzna o nie¿nobia³ych w³osach. Pochodzi³ z Rosji i jeszcze przed wojn¹ pracowa³ w Szanghaju dla ojca Waltera. Odmawia³ przejcia na zas³u¿ony odpoczynek, mimo ¿e ju¿ dawno stuknê³a mu szeædziesi¹tka. Powiedzia³ kiedy Walterowi, ¿e gdyby chodzi³o tylko o zarobienie wiêcej pieniêdzy dla siebie i Walen Trading, dawno wycofa³by siê z interesów. Od kiedy powsta³a siatka DAKTYL, sta³ siê jednym z jej najskuteczniejszych agentów. Uwielbia³ tê pracê i doskonale j¹ wykonywa³. Jego sekcja infiltrowa³a francusk¹ administracjê, policjê, s³u¿by wywiadowcze i przemys³. Wszyscy pilnie s³uchali ka¿dego jego raportu. Zimmerman podsumowa³ go trzema propozycjami na przysz³oæ. Pierwsza dotyczy³a samego reaktora. Jego budowa mia³a byæ definitywnie zakoñczona w czerwcu 1979 roku, czyli za osiem miesiêcy. Zimmermanowi uda³o siê wprowadziæ dwóch agentów do zak³adów w La Seyne-sur-Mer. Jednym 114
by³ ¯yd z siatki DAKTYL. Zimmerman proponowa³ umieszczenie w zak³adach bomby na krótko przed wysy³k¹ reaktora. Bomba nie zniszczy³aby go, ale powa¿nie uszkodzi³a, powoduj¹c wielomiesiêczne opónienie w dostawie. Kto wie, czy nawet nie o parê lat. Nastêpnie Zimmerman zaproponowa³ kampaniê zastraszania francuskich naukowców, pracuj¹cych przy realizacji irackiego programu nuklearnego. Jego trzeci projekt dotyczy³ konkretnej osoby. Otó¿ uda³o siê stwierdziæ, ¿e cz³owiekiem odpowiedzialnym za realizacjê irackiego programu nuklearnego jest naukowiec egipski, Yahia el Mashad. Odwiedza³ on czêsto Pary¿ w celu przeprowadzania konsultacji z zainteresowanymi przedstawicielami zak³adów i w³adz francuskich. Zimmerman proponowa³ wyeliminowanie Egipcjanina podczas której z jego wizyt. Przez nastêpn¹ godzinê debatowano nad tymi trzema propozycjami. Szybko siê zgodzono na akcjê sabota¿ow¹ w zak³adach. Zimmerman mo¿e szykowaæ bombê. Genera³ Hofti sprzeciwi³ siê jednak kampanii terroru wobec francuskich naukowców. Jego zdaniem zwiêkszy³oby to izolacjê Izraela na arenie miêdzynarodowej. By³ jeszcze inny powód: dowiedziano siê ostatnio, ¿e egipski prezydent Sadat powa¿nie rozwa¿a mo¿liwoæ zawarcia separatystycznego pokoju z Izraelem. Lada dzieñ mo¿na oczekiwaæ wstêpnych posuniêæ. W zwi¹zku z t¹ ciekaw¹ inicjatyw¹ nie wolno nara¿aæ reputacji Izraela na arenie miêdzynarodowej. I wreszcie trzecia propozycja Zimmermana. Hofti by³ za jej przyjêciem. W koñcu Yahia el Mashad dzia³a³ wbrew ¿yczeniom w³asnego rz¹du. Broñ nuklearna w rêkach Saddama Husajna by³a Egiptowi równie potrzebna, jak wszystkie egipskie plagi naraz. Przede wszystkim wzmocni³aby ona irackie aspiracje do przewodzenia arabskiemu wiatu. W tym momencie do dyskusji w³¹czy³ siê Misza Wigoda i poinformowa³, ¿e przed miesi¹cem dowiedzia³ siê od libañskiego naukowca, ¿e Mukhabarat aresztowa³ dwóch czo³owych atomistów irackich, pracuj¹cych przy realizacji zak³adów Tammuz. Aresztowanymi s¹ Jabar Mohammed i Saddam Azzawi. Najprawdopodobniej w ³onie p³awi¹cej siê w bizantyjskich intrygach irackiej partii Baas kto zarzuci³ im nielojalnoæ. Izaak Szapiro te¿ dorzuci³ swoje informacje: agent Mosadu w Mukhabaracie, Hammad Szihab, zawiadomi³ przed paroma dniami, ¿e obaj naukowcy byli przes³uchiwani w Bagdadzie w pa³acu zwanym ostatnim przystankiem. Szihab nie uczestniczy³ w przes³uchaniu, ale o nim s³ysza³. Naukowcy zostali nastêpnie zabrani w nieznane miejsce. Nasz agent podejrzewa³, ¿e zostali zlikwidowani. To bardzo ciekawe zauwa¿y³ Walter. I zastanawiaj¹ce. Na kilka miesiêcy przed otrzymaniem francuskiego reaktora Irakijczycy pozbywaj¹ siê dwóch najlepszych atomistów? Zdawa³oby siê, ¿e uczeni tej rangi nie 115
podlegaj¹ czystkom. Dla Iraku s¹ na wagê z³ota, a jeli nie z³ota to wzbogaconego uranu
Hofti umiechn¹³ siê, ale pokrêci³ g³ow¹. Wiesz, jacy s¹ paranoiczni, jeli idzie o sprawy bezpieczeñstwa. Im wa¿niejszy jest cz³owiek i im wy¿sze zajmuje stanowisko, tym g³oniej musi siê wydzieraæ na temat swojej lojalnoci. Musi j¹ stale obnosiæ i obwieszczaæ. W Iraku nikt nie jest chroniony przed czystkami. I obaj ci naukowcy s¹, b¹d byli, szyitami uzupe³ni³ Misza, nawi¹zuj¹c do faktu, ¿e zarówno Saddam Husajn, jak i ca³a oligarchia nale¿¹ do mniejszociowej sekty sunnickiej. Walter nie by³ ca³kowicie przekonany padaj¹cymi argumentami, ale zachowywa³ milczenie. Hofti natychmiast zauwa¿y³, ¿e aresztowanie tych dwóch naukowców sprawia, ¿e znaczenie atomisty egipskiego automatycznie wzrasta. Z kolei raport przedstawi³ Misza Wigoda. Poinformowa³, ¿e po zamordowaniu Duffa Pageta ustanowi³ cis³y dozór nad poczynaniami Janine Lasage. Dziêki temu dowiedzia³ siê, ¿e utrzymuje ona bliskie stosunki z Sami Asafem i jest jego kochank¹. St¹d p³ynie logiczny wniosek, ¿e SDECE i Mukhabarat cile wspó³pracuj¹, chroni¹c Tammuz I przed Mosadem. Co nale¿y w tej sprawie przedsiêwzi¹æ? Wigoda by³ przekonany, ¿e chaos i anarchia panuj¹ce obecnie w Bejrucie znacznie u³atwi¹ pozbycie siê pary kochanków. Raz na zawsze. Walter i Hofti byli przeciwni takiemu rozwi¹zaniu. Francuzi i Irakijczycy szybko by ich zast¹pili innymi. Lepiej znane z³o
Natomiast Misza musi postaraæ siê za³o¿yæ pods³uch w mieszkaniu i w samochodzie Lasage
O nic siê nie martw pocieszy³ Miszê Walter. W odpowiedniej chwili zajmê siê t¹ pani¹. Wreszcie zebrani omówili sytuacjê w Iraku. Walter opiera³ siê sugestiom zorganizowania nowej siatki w Bagdadzie. Nie chcia³ powiedzieæ, dlaczego opónia³ jakiekolwiek poczynania w tym kierunku. Jego w³asny niepokój zwi¹zany z sytuacj¹ wynika³ ze wiadomoci, i¿ pope³ni³ powa¿ny b³¹d. Omyli³ siê w ocenie cz³owieka i zastosowa³ z³¹ metodê. Mimo fachowych rad poszed³ za g³osem instynktu, a instynkt go zawiód³. By³o mu tym bardziej g³upio, ¿e zebrani przy tym stole udawali, ¿e nic nie widz¹, chocia¿ nie rozumieli powodów nieprzystêpowania do powa¿nej akcji rekrutacji agentów. Dopiero przy omawianiu problemu Efim Zimmerman pozwoli³ sobie na krytyczn¹ nutê. Operacjê nale¿a³o rozpocz¹æ ju¿ przed wieloma miesi¹cami, powiedzia³. Wszelkie akcje na terenie Francji wp³yn¹ najwy¿ej na opónienie wysy³ki reaktora. Nadejdzie jednak czas, ¿e konieczne bêdzie zdecydowane dzia³anie na terenie Iraku. Walter pokornie przyj¹³ s³owa zawoalowanej krytyki pod swoim adresem. Kiedy by³ jeszcze ch³opcem, 116
Efim powali³ go raz na kolana, a póniej by³ wiadkiem na jego barmicwie. Nale¿a³ do w¹skiej grupy ludzi, którzy mieli prawo mówiæ do Waltera, jak im siê podoba³o. Walter siedzia³ wiêc cicho ze spuszczonymi oczami i s³ucha³ dyskusji na temat proponowanej strategii i agentów Mosadu, którzy mogliby, wbrew wszelkim przeszkodom, jednak byæ wys³ani do Bagdadu. Tak naprawdê, to Walter nie mia³ wielkich wyrzutów sumienia. W przesz³oci wielokrotnie szed³ za instynktem i odnosi³ sukcesy. W robocie wywiadowczej nie ma cis³ych norm postêpowania. Istotnym elementem s¹ ludzie i do nich trzeba dopasowywaæ metody dzia³ania. Walter stanowczo wola³by mieæ w Iraku jednego cz³owieka, któremu móg³by w pe³ni zaufaæ ni¿ ca³y zastêp wykwalifikowanych agentów bez iskry bo¿ej. Gdy s³ucha³ dyskusji, wiedzia³, ¿e ¿aden z proponowanych pomys³ów nie daje realnej szansy powodzenia. I dyskutuj¹cy te¿ to wiedzieli. Rozpatrywali je z obowi¹zku. Ta wiadomoæ nie poprawi³a mu humoru ani nie usprawiedliwia³a jego pomy³ki. Czu³ natomiast, ¿e pozostawienie sprawy w zawieszeniu mo¿e byæ katastrofalne. Wyczuwaj¹c rozterkê Waltera genera³ Hofti zaproponowa³ pó³godzinn¹ przerwê. W tym momencie zadzwoni³ ¿ó³ty telefon. Odebra³ go Izaak Szapiro, poniewa¿ aparat sta³ tu¿ przed nim. Piêæ par oczu zwróci³o siê w jego kierunku. Szapiro. S³ucha³ przez chwilê, zerkn¹³ w stronê Waltera i powiedzia³ do s³uchawki: Powtórzê mu. Skoñczy³ rozmowê i, wyranie zaskoczony, zwróci³ siê do Waltera: Przyszed³ kto do Walen Trading i pyta o ciebie. Poda³ twój kryptonim, Daktyl Jeden. Powiedzia³, ¿e nazywa siê Munger. Wszyscy spojrzeli na Waltera i zobaczyli na jego twarzy b³ogi umiech.
117
118
Ksiêga trzecia
119
120
10 REUTER, BEJRUT 10 STYCZNIA, 1978 19.33
David Munger, znany brytyjski fotoreporter wojenny, który znikn¹³ z Hongkongu w 1969 roku, po sprzedaniu na licytacji swego sprzêtu, pojawi siê dzi w Bejrucie. Munger, który zapewnia³ serwis fotograficzny z wojen w Biafrze, Angoli, na Cyprze, Borneo i w Wietnamie, powiedzia³, ¿e ma zamiar obs³ugiwaæ Bliski Wschód jako niezale¿ny fotoreporter. Odmówi³ odpowiedzi na pytania dotycz¹ce miejsca jego pobytu i dzia³alnoci podczas minionych dziewiêciu lat.
Gordon Frazer, szef placówki Reutera w Bejrucie, patrzy³ przez ramiê maszynistce, która wystukiwa³a depeszê na klawiaturze dalekopisu. Westchn¹³, gdy skoñczy³a. Wiele by da³, by mo¿na by³o co dodaæ i uzupe³niæ. Dziewczyna obróci³a siê do Frazera z umiechem zdziwienia. By³a Arabk¹ maronitk¹, ukoñczy³a studia na amerykañskim uniwersytecie. Zachwyca³a urod¹. Pracowa³a u Reutera od trzech miesiêcy i od tych¿e trzech miesiêcy Gordon Frazer dzieli³ swój czas na zbieranie informacji i rozbieranie w mylach dziewczyny. Dotychczas po¿¹danie by³o nie zaspokojone i chyba przez drug¹ stronê nieakceptowane, ale Gordon nale¿a³ do gatunku optymistów. Dlaczego? spyta³a. Dlaczego pojawienie siê jakiego fotografa zas³uguje na uwagê i osobn¹ depeszê wielkiej agencji prasowej? Gordon umiechn¹³ siê pob³a¿liwie, podziwiaj¹c liniê jej piersi. Podziwia³ j¹ zreszt¹ nieustannie. Przez palce przebiega³y mu mrówki. Bo to jest bardzo specjalny fotoreporter wymamrota³, ca³kowicie przejêty fascynuj¹cym widokiem ³abêdziej szyi, i z wysi³kiem odwróci³ wzrok, s³ysz¹c terkot odleg³ego dalekopisu, który zacz¹³ przyjmowaæ wiadomoæ. Prawdopodobnie w³anie UPI nadaje tê sam¹ informacjê powiedzia³. Ed Makin musia³ szaleæ jak poparzony kot. Umiechn¹³ siê do siebie, 121
zachwycony, ¿e pobi³ najwiêkszego rywala chocia¿ o kilka sekund. Wskaza³ na pozosta³e dalekopisy. Za chwilê zaczn¹ to podawaæ inni, a wszyscy redaktorzy w Europie i Stanach bêd¹ chwytali za s³uchawki, ¿eby z³apaæ Mungera na kontrakt. Jest a¿ taki dobry? spyta³a dziewczyna. Najlepszy! W ka¿dym razie by³. Ponownie oderwa³ wzrok od jej piersi i ruszy³ wzd³u¿ rzêdu dalekopisów. UPI podawa³a mniej wiêcej to samo, dodaj¹c, ¿e Munger ma obecnie trzydzieci dziewiêæ lat, i ¿e wydaje siê byæ w doskona³ym stanie zdrowia. Odezwa³ siê dalekopis AFP. Frazer nie zna³ francuskiego i, ujrzawszy nazwisko Munger skin¹³ na dziewczynê, by podesz³a. Kiedy t³umaczy³a tekst depeszy, zagl¹da³ przez ramiê w jej piersi i lekko napiera³ biodrami na jej poladki. Nawet nie drgnê³a. Poczu³ dreszczyk emocji. Przed tygodniem natychmiast przesunê³aby siê do przodu. Jeszcze parê dni, pomyla³, a biurowe stosunki z towarzyskich zamieni¹ siê w seksualne. Wiadomoæ AFP by³a inn¹ form¹ tej, któr¹ on przekaza³. ¯a³owa³, ¿e nie jest d³u¿sza, gdy¿ dziewczyna odesz³a na swoje miejsce. Nadal j¹ intrygowa³o zainteresowanie agencji fotoreporterem. W czasie trzymiesiêcznej pracy w agencji nie zdarzy³o siê, by jakikolwiek inny dziennikarz wzbudzi³ podobne zainteresowanie. Jak on wygl¹da? spyta³a. I gdzie by³ przez te wszystkie lata? Frazer wzruszy³ ramionami. Nie chce powiedzieæ. Spojrza³ na zegarek. Za kilka minut koñczy siê jej dy¿ur. Zast¹pi j¹ kto inny Ju¿ mia³ na koñcu jêzyka zaproponowanie drinka w hotelu Commodore, gdzie zastaliby jeszcze Mungera na zorganizowanym z pewnoci¹ naprêdce przyjêciu, ale w ostatniej chwili powstrzyma³ siê, gdy¿ przypomnia³ sobie wp³yw Mungera na kobiety i doszed³ do wniosku, ¿e tê jedn¹ zatrzyma dla siebie. Przygl¹da³a mu siê ciekawie, wiêc opowiedzia³ jej to i owo z dawnych lat Mungera, a nastêpnie zaproponowa³, ¿e którego dnia pójd¹ na kolacjê i opowie jej wiêcej. Zgodzi³a siê ochoczo i dreszcz raz jeszcze przebieg³ mu po plecach, chocia¿ szybko sobie uwiadomi³, ¿e jej entuzjazm wynika bardziej z zaciekawienia Mungerem ni¿ z zauroczenia jego osob¹. W czasie krótkiego spaceru do hotelu Commodore rozmyla³ o Mungerze i o szoku, jakiego dozna³, kiedy go zobaczy³ w barze. Siedzia³ w pustym lokalu z Edem Makinem. Popijali martini. Makin jak zwykle wyrzeka³ swoim nowojorskim akcentem z dzielnicy Bronx. Wróci³ dopiero z Nowego Jorku, gdzie odwiedza³ ¿onê i swoj¹ centralê. Mówi¹, ¿e k³opoty chodz¹ parami. Moje wy³¹cznie trójkami mówi³. Mój szef ma pretensjê o zbyt wysokie koszty utrzymania placówki, mój dentysta obwieci³, ¿e za nowy mostek mam zap³aciæ trzy tysi¹ce dolarów
122
a moja ¿ona zaczê³a jêczeæ, ¿e z powodu zbyt d³ugich okresów separacji ma za ma³o seksu. Westchn¹³, poci¹gn¹³ ³yk martini i ponuro spojrza³ na rudow³osego Szkota. Co by zrobi³ na moim miejscu, Gordon? Frazer wzruszy³ ramionami. Lubi³ tego malutkiego, ³ysego i puco³owatego Amerykanina, ceni³ jego profesjonalizm, ale dra¿ni³ go nieco ten wieczny pesymizm. Rozwi¹zanie twoich problemów wydaje siê bardzo proste. Aby zmniejszyæ koszty opuæ elegancki apartament i zamieszkaj, jak my wszyscy, w hotelowym pokoju. Wyrwij wszystkie zepsute zêby i wpraw raz na zawsze porz¹dn¹ sztuczn¹ szczêkê. Nie bêdziesz musia³ stale zmieniaæ mostków. ¯onie kup nowe baterie do wibratora. Teraz przestañ narzekaæ i zamów drinki. Twoja kolejka. Makin co mrukn¹³ i spojrza³ na barmana. To, co zobaczy³ w lustrze za jego plecami, odmieni³o mu nagle twarz z ponurej na absolutnie zdumion¹. Obróci³ siê wolno na barowym sto³ku. To samo zrobi³ Frazer, zaskoczony zachowaniem kompana. W wejciu do baru zobaczyli umiechniêt¹ twarz Mungera. Obaj otworzyli ze zdumienia usta. Munger podszed³ do baru. Widzê, ¿e wszystko po staremu. Na zewn¹trz trwa wojna, a Makin i Frazer podpieraj¹ barow¹ ladê. Przywita³ siê z nimi podaniem rêki, ale oni nie odzyskali jeszcze g³osu. Spojrza³ na ich puste kieliszki. Pozwolicie, ¿e bêdê zgadywa³, co nadacie dzi wieczorem jako ekstra wiadomoæ: Przeciêtna temperatura wytrawnego martini w barze hotelu Commodore wzros³a o trzy stopnie, co powoduje powa¿ny niepokój wród dziennikarzy zgromadzonych przed Ministerstwem Informacji. W ka¿dej chwili spodziewany jest komunikat o zmianach na niektórych fotelach ministerialnych. Ods³oni³ zêby w swobodnym umiechu i podnosz¹c trzy palce wskaza³ barmanowi puste kieliszki. Makin pierwszy odzyska³ mowê. Gdzie ty, do cholery, by³? Wszyscy myleli, ¿e nie ¿yjesz. By³em tu i tam odpar³ Munger, siadaj¹c na barowym sto³ku. Gdzie? Co siê w³aciwie sta³o? domaga³ siê wyjanieñ Frazer. I co tutaj robisz? Munger podniós³ d³oñ, powstrzymuj¹c grad pytañ. Przygl¹da³ siê barmanowi przygotowuj¹cemu drinki. Podniós³ podsuniêty mu kieliszek, posmakowa³ i z aprobat¹ skin¹³ g³ow¹. Temperatura akurat. Moc w³aciwa. Nie bêdzie rz¹dowego przesilenia, nie bêdzie depeszy. Zacz¹³ przygl¹daæ siê krytycznie obu szefom placówek agencyjnych. Ed, zmala³e, nieprawdopodobnie uty³e i do reszty wy³ysia³e. Natomiast ty, Gordon, jeste podobny do Frazera z Sajgonu, tyle ¿e przyby³o ci 123
piegów. To bardzo le, ¿e pozosta³e taki sam, wspominam ciê bowiem jako cynika i degenerata seksualnego. A lata powinny przecie¿ ³agodziæ wszystkie kanty
Obaj dziennikarze zignorowali te z³oliwoci. Oni tak¿e pilnie przygl¹dali siê Mungerowi. By³ dok³adnie ogolony, ale bladoæ policzków i podbródka kontrastowa³a z g³êbok¹ opalenizn¹ czo³a i ramion, co wyranie wskazywa³o, ¿e do niedawna nosi³ brodê. Frazer zauwa¿y³ tak¿e, ¿e Munger ma spracowane d³onie. A wiêc pracowa³ fizycznie, a nie jako fotograf. Nie postarza³ siê, a nawet wtedy, przed dziewiêcioma laty, wydawa³ siê starszy. Wyranie pog³êbi³y siê te¿ linie na czole, wokó³ niebieskich oczu i w k¹cikach ust. Mia³ twarz cz³owieka, który wiecznie przebywa na granicy m³odoci i wieku redniego. Oczy, oprócz zadowolenia, wyra¿a³y co jeszcze. Jaki przedziwny stan duszy, w której co zamar³o. Munger nie nale¿a³ do ludzi wylewnych, ale Makin i Frazer znali go dobrze i pamiêtali, ¿e jeli chcia³o siê przenikn¹æ przez zas³onê, za jak¹ chowa myli, to nale¿a³o patrzeæ mu w oczy. Kiedy by³ odprê¿ony, wydawa³y siê wiêksze i ich barwa jania³a o jeden ton. Gdy by³ spiêty, oczy mu ciemnia³y i zwê¿a³y siê. W pewnym sensie przypomina³y przes³ony obiektywu, które ustawia³ w zale¿noci od nasilenia nastroju. Teraz by³y nieprzejrzyste, jakby kto za³o¿y³ na nie filtr, by zmatowiæ obraz. No wiêc, opowiadaj! odezwa³ siê wreszcie Makin. Co robi³? Munger potrz¹sn¹³ g³ow¹. Przesz³oæ jest zamkniêta, Ed. Przesz³oæ to przesz³oæ i nie chcê o niej mówiæ odpar³ spokojnym, zdecydowanym g³osem, nie dopuszczaj¹cym dyskusji. Makin przyj¹³ tê kwestiê wzruszeniem ramion. Bêdziesz tu pracowa³? spyta³ Frazer, a kiedy Munger potwierdzi³, Makin natychmiast wskoczy³ z kolejnym pytaniem: Dla kogo? Chwilowo dla siebie. Kto kupi, ten dostanie. A potem zobaczymy. Tu bêdê mia³ bazê. W Bejrucie. Po tych s³owach Frazer przeci¹gaj¹c siê, wsta³ i ruszy³ ku drzwiom, mówi¹c przez ramiê, ¿e zaraz wraca. Munger wypytywa³ Makina o lokalne stosunki i Makin zacz¹³ ju¿ mu opowiadaæ o problemach dziennikarzy akredytowanych w stolicy Libanu, kiedy nagle umilk³ w pó³ s³owa i zerwa³ siê jak oparzony. Sukinsyn! Oczywicie! Twoje pojawienie siê to sensacja. Polecia³ nadaæ wiadomoæ! Pobieg³ do drzwi, kiwaj¹c siê miesznie na krótkich nó¿kach. Nie odchod, Dave, poczekaj! Chocia¿ biuro Makina by³o na miejscu, w hotelu, Frazer wyprzedzi³ go o kilka sekund. 124
Nie by³o go zaledwie dwadziecia minut, ale wiadomoæ ju¿ siê rozesz³a. W barze Mungera otacza³a grupka korespondentów. Nale¿a³o siê tego spodziewaæ. Ca³a falanga fotoreporterów i korespondentów, którzy w latach szeædziesi¹tych obs³ugiwali wojnê wietnamsk¹, przenios³a siê teraz na Bliski Wschód. Teren ten sta³ siê permanentnym punktem zapalnym wiata, zapewniaj¹c dostatnie ¿ycie setkom najlepszych przedstawicieli masowych rodków przekazu ziemskiego globu. Frazer przepchn¹³ siê przez otaczaj¹cych Mungera dziennikarzy i odebra³ swój barowy sto³ek od Georgea Blakea, fotoreportera Toronto Star. Makin te¿ zd¹¿y³ wróciæ i, oczywicie, trzyma³ ju¿ w rêku kieliszek. Rzuci³ w kierunku Frazera pe³ne wyrzutu spojrzenie i mrukn¹³ pod nosem: Bydlê! Munger sta³ obrócony plecami do baru. Zast¹pi³ martini sw¹ tradycyjn¹ wódk¹ z wod¹ mineraln¹. Zamawiaj¹c drinka, Frazer s³ysza³ jednym uchem pytania zadawane Mungerowi, który odpiera³ natarcie i te¿ o co pyta³. By³ wyranie odprê¿ony i umiechniêty, ale jego oczy nadal wydawa³y siê zmatowia³ymi lustrami. Nie pokazywa³y niczego. Bar coraz bardziej siê zape³nia³, ha³as wzrasta³. Wielu zna³o Mungera z dawnych lat, inni tylko o nim s³yszeli. M³odzi przyszli z ciekawoci obejrzeæ ¿yw¹ legendê. Spontaniczne zgromadzenia zwabiaj¹ korespondentów wojennych w ten sam sposób, w jaki obsypane kwieciem krzewy zwabiaj¹ pszczo³y. I im niebezpieczniejsze jest miejsce czy sytuacja, tym bardziej gor¹ca panuje atmosfera. Gdy rozmowy na chwilê zamar³y, Frazer powiedzia³ do Mungera: Dzi w nocy bêdziesz mia³ mnóstwo telefonów z propozycjami podpisania kontraktu. Ju¿ zaczêli dzwoniæ. Powiedzia³em w recepcji, ¿eby wszystko zapisywali. Upi³ ³yk wódki z wod¹ i spyta³ Frazera: A jak wygl¹da konkurencja? Frazer chwilê myla³, a potem podniós³ d³oñ z czterema wystawionymi palcami. Czwórka w pierwszej lidze. Wskaza³ g³ow¹ na Kanadyjczyka. Tam stoi George i Ray Morris, których znasz. Od czasu do czasu pojawia siê tu McCullin. No i ten m³ody Francuz Latiere. Pracuje na w³asny rachunek. Jest dobry. mieræ Duffa Pageta stworzy³a pustkê
S³ysza³e o jego mierci? Munger skin¹³ g³ow¹. Wiesz, ¿e na aukcji w Hongkongu kupi³ twój aparat? Munger ponownie skin¹³ i po raz pierwszy Frazer dostrzeg³ co w jego oczach. Tak, wiem. Przed paroma miesi¹cami odda³a mi go na Cyprze wdowa po nim
Odpowied wzbudzi³a zainteresowanie Frazera. 125
Jak przyjê³a mieræ mê¿a? Kiedy j¹ widzia³em, nie wygl¹da³a najgorzej odpar³ Munger i nagle zmieni³ temat: Janine Lasage jest w miecie? Tym razem Frazer ju¿ zastrzyg³ uszami. K¹tem oka widzia³ Eda Makina niby to s³uchaj¹cego, co mu opowiada George Blake, ale wyranie przys³uchuj¹cego siê ich rozmowie. Owszem, gdzie siê tu krêci. Na pewno zaraz przyleci, kiedy siê dowie. Ma teraz romans z Sami Asafem. Pamiêtasz go? Oczywicie! odpar³ Munger. Oczy mu siê zwêzi³y i pociemnia³y. Janine jest nadal diablo piêkn¹ kobiet¹ powiedzia³ Frazer, pilnie obserwuj¹c Mungera, w którego k¹cikach ust pojawi³ siê enigmatyczny umieszek. Powiniene powiedzieæ tylko to diablo, Gordonie. Reszta zbêdna. Frazer rozemia³ siê niepewnie i zerkn¹³ na Eda Makina, który przesta³ udawaæ, ¿e s³ucha paplaniny Blakea. Frazer chcia³ jeszcze co powiedzieæ, ale przerwali mu nowi przybysze. Ka¿dy z nich pragn¹³ ucisn¹æ d³oñ Mungerowi i oczywicie spytaæ: A gdzie ty, do cholery, by³ przez te wszystkie lata?. Munger szybko i zrêcznie zmienia³ temat, rzucaj¹c dowcipami. W³aciciel lokalu by³ niezmiernie zadowolony. Zbiegowisko zapowiada³o powa¿ne zwiêkszenie obrotów, które ostatnio bardzo zmala³y w bejruckich restauracjach i barach. Najlepszymi klientami byli obecnie najrozmaitszej nacji dziennikarze. I dlatego w³anie w³aciciel postawi³ za barem dwóch rezerwowych kelnerów, a sam czuwa³ nad rozwojem sytuacji. Sta³ teraz w g³êbi baru drobny, dobrze ubrany Libañczyk, oko³o piêædziesi¹tki. W czasie wojny wietnamskiej pracowa³ w wielu hotelach na Dalekim Wschodzie i zna³ dobrze Mungera. Bardzo siê zdumia³, gdy przed dwiema godzinami w hotelu zjawi³ siê Munger z czterema potê¿nymi walizami i za¿¹da³ najwiêkszego apartamentu na d³u¿szy czas. I chyba miêdzy innymi to w³anie sk³oni³o teraz w³aciciela do skiniêcia palcem na barmana i wydania mu dyskretnego polecenia. Po paru minutach ha³as uciszy³a kanonada otwieranych butelek szampana. Kto krzykn¹³ Alleluja, radujmy siê bracia! i temperatura zgromadzenia podskoczy³a o parê stopni. Bar by³ naprawdê zat³oczony i z pocz¹tku nikt nie zauwa¿y³ wchodz¹cej kobiety. Potem rozmowy zaczê³y cichn¹æ, wszystkie oczy zwróci³y siê na ni¹. By³a to Janine Lasage w swoim z³oto-czarnym spodnium od Gucciego. W jednym rêku mia³a wyszywan¹ z³otymi cekinami wieczorow¹ torebkê, w palcach drugiej trzyma³a papierosa w d³ugiej cygarniczce z koci s³oniowej. Ponad g³owami obecnych dostrzeg³a stoj¹cego przy barze Mungera i pos³a³a w jego kierunku czu³y umiech. Zaszura³y stopy na dywanie, zaczêto siê odsuwaæ, robi¹c jej w¹skie przejcie. Widzia³a teraz Mungera w ca³ej okaza³oci, a on j¹. Wielu obecnych 126
s³ysza³o o ich romansie. Wielu s³ysza³o te¿ jej komentarze po jego znikniêciu. Aukcja w Hongkongu zwabi³a sporo ludzi. Bardzo powoli, tanecznym krokiem, zbli¿a³a siê do baru. Munger patrzy³ na ni¹ z kamiennym spokojem. Na parê metrów przed celem wêdrówki stanê³a, prawa d³oñ powêdrowa³a teatralnym gestem do góry, w³o¿y³a cygarniczkê miêdzy zêby i, wznosz¹c siê dalej, dotar³a do ty³u g³owy. Chwilê po tym kaskada blond w³osów opad³a jej na plecy. Ta melodramatyczna scena powinna wzbudziæ ogólny miech, ale w wykonaniu tej kobiety spowodowa³a tylko wstrzymanie oddechów. W absolutnej ciszy przesz³a ostatnie parê metrów i stanê³a przed Mungerem. Przez d³ugi czas patrzyli sobie w oczy, wreszcie spyta³a zduszonym g³osem: Ça va, Dave? Pochyli³a siê i poca³owa³a go w usta, a potem z przekrzywion¹ g³ow¹ czeka³a wraz z innymi na reakcjê. Jeszcze przez kilka sekund przygl¹da³ siê jej bacznie pociemnia³ymi i zwê¿onymi oczami. Ça va, Janine. Powinna obci¹æ w³osy. Pasowa³y ci, kiedy by³a m³oda. Wzdrygnê³a siê, jakby zosta³a spoliczkowana. W barze rozleg³ siê pe³en aprobaty szmer. Nigdy jeszcze nikt z obecnych tego wieczoru w barze nie widzia³ Janine Lasage, któr¹ opuci³aby dra¿ni¹ca pewnoæ siebie. Wielu by³o ofiarami jej z³oliwego jêzyka i cynicznego humoru. I zawsze uroda oraz gotowoæ u¿ycia ¿¹d³a chroni³a j¹ przed ripost¹. Dlatego teraz, upokorzona, nie znalaz³a nawet jednego sojusznika. W pe³ni zdawa³a sobie z tego sprawê. Jakby smagniêta biczem zaczê³a wycofywaæ siê, z twarz¹ wykrzywion¹ nienawici¹ i wzrokiem kobry utkwionym w Mungera. By³a to jednak kobra umykaj¹ca przed mangust¹. W po³owie drogi obróci³a siê na piêcie i usi³owa³a opuciæ lokal z godnoci¹. Nie powiod³o siê jej to. Po raz pierwszy kaskada blond w³osów nie ochroni³a jej, ale sta³a siê raczej symbolem pora¿ki. Na szczêcie instynkt zakaza³ jej potrz¹saæ w³osami, co lubi³a zawsze robiæ dla wiêkszego efektu. Dopiero gdy wysz³a, obecni przerwali milczenie. Ten sam g³os co poprzednio wykrzykn¹³ raz jeszcze Alleluja! i zabrano siê na dobre do picia. Dopiero po pó³nocy Mungerowi uda³o siê umkn¹æ w ciszê i spokój hotelowego apartamentu. By³ to w istocie najwiêkszy apartament, jakim hotel dysponowa³, a przede wszystkim posiada³ dwie ³azienki. Dlatego te¿ Munger go wybra³. W odró¿nieniu od Eda Makina nie mia³ problemów z gotówk¹. Wed³ug zapewnieñ Waltera mo¿liwoci finansowe by³y praktycznie nieograniczone. Aby obietnica ta nie by³a go³os³owna, da³ Mungerowi pas z irchy do noszenia na go³e cia³o. By³o w nim piêædziesi¹t tysiêcy dolarów w banknotach tysi¹cdolarowych i piêtnacie jednokaratowych b³êkitnych brylantów. Tak 127
wiêc pas mia³ wartoæ blisko pó³ miliona amerykañskich dolarów nie licz¹c irchy. Nawet bez finansowego wsparcia Waltera Munger nie mia³by problemów z p³aceniem za ten apartament. Id¹c do siebie, odebra³ w recepcji dwanacie telefonicznych wiadomoci od naczelnych redaktorów agencji prasowych oraz amerykañskich, europejskich i japoñskich gazet oraz tygodników. Wszyscy b³agali o pilny kontakt. Rano zamierza³ usi¹æ przy telefonie i do po³udnia zawrzeæ potrzebne kontrakty. Potem bêdzie spokojnie czeka³ na zaliczki. Wróciwszy do apartamentu, uda³ siê natychmiast do wiêkszej z dwóch ³azienek. Mia³a mu s³u¿yæ za ciemniê. S³u¿ba hotelowa ju¿ wstawi³a dwa w¹skie sto³y, jakich za¿¹da³, oraz przeci¹gnê³a dodatkowe kable elektryczne z gniazdkami. Po zaplanowaniu wszystkiego, wróci³ do sypialni, rozebra³ siê, a pas z pieniêdzmi zawiesi³ na haczyku po wewnêtrznej stronie drzwi. Nawet przez chwilê nie myla³ o jego ukryciu, wiedzia³ bowiem z dowiadczenia, ¿e najlepszym sposobem ochrony cennych przedmiotów jest pozostawianie ich w miejscu, w jakim z³odziejowi nie przyjdzie nawet do g³owy szukaæ. Przed wyjciem z sypialni w³¹czy³ radio, wybra³ jak¹ lekk¹ muzykê i ustawi³ si³ê g³osu tak, aby móg³ s³uchaæ przez otwarte drzwi mniejszej ³azienki. Mniejsza by³a jednak rozmiarów niejednego hotelowego pokoju i mieci³a zarówno prysznic, jak i wannê. Od czasów pobytu w Japonii mia³ awersjê do mycia siê w europejskim stylu, to znaczy w wannie. Moczysz siê we w³asnym brudzie, us³ysza³ kiedy od przyjaciela Japoñczyka. Wszed³ wiêc teraz pod prysznic, namydli³ siê i pozwoli³ strumieniowi gor¹cej wody zmywaæ przez piêtnacie minut brud i zapach po podró¿y, i po d³ugim pobycie w zat³oczonym barze. Przez te piêtnacie minut dokoñczy³ w mylach rozplanowanie ciemni. Przywióz³ du¿o sprzêtu, z którego czêæ by³a mu zupe³nie nie znana. Przez dziewiêæ lat nast¹pi³ wielki postêp w dziedzinie wywo³ywania filmów i kopiowania. Prawdê powiedziawszy, nigdy siê tym wiele nie przejmowa³, obróbkê pozostawiaj¹c innym. Jego zdjêcia przemawia³y bardziej treci¹ ni¿ technik¹ dokonywania powiêkszeñ. Obecnie mo¿e byæ jednak inaczej. Wy³¹czy³ prysznic, wytar³ siê i w³o¿y³ bia³y k¹pielowy szlafrok. Spojrza³ na zaparowane lustro nad umywalk¹, rêcznikiem przetar³ rodek i przez minutê wpatrywa³ siê we w³asn¹ twarz. Gdyby go teraz widzia³ Frazer, od razu zauwa¿y³by zmianê w stosunku do wizerunku w barze. Tam na twarzy Mungera widaæ by³o o¿ywienie, gdy mówi³, s³ucha³ b¹d obserwowa³. Tutaj by³o widaæ twarz, która nie wyra¿a³a ¿adnych uczuæ. Odwróci³ siê od swego odbicia i przeszed³ do saloniku. Obok drzwi sta³y dwie metalowe walizki. Ukucn¹³ i po ustawieniu cyfrowych kodów obie otworzy³. W jednej mia³ swój stary aparat i nowiutkiego Hasselblada oraz zestaw obiektywów, parê statywów, pude³ka z filmami i drobny sprzêt potrzebny 128
w ciemni. W drugiej znajdowa³o siê podstawowe wyposa¿enie ciemni: powiêkszalnik, suszarka, gilotyna do papieru, naczynie do chemikaliów, lampa na ruchomej podstawie oraz plastikowe butelki z wywo³ywaczami i utrwalaczami. Po dywanie przeci¹gn¹³ obie walizki bli¿ej drzwi ³azienki i zacz¹³ wypakowywaæ sprzêt. Ustawi³ go w ci¹gu zaledwie pó³ godziny. Po zakoñczeniu wszystko sprawdzi³ i wróci³ do saloniku. Nikona, statywy i pude³ka z filmami u³o¿y³ na stole. Potem doda³ jeszcze zestaw obiektywów. Hasselblada zostawi³ w walizce. Skoñczywszy przeszed³ do drugiego sto³u, na którym przygotowano mu bar. Nape³ni³ szklankê kostkami lodu i zala³ rosyjsk¹ wódk¹. Siêgn¹³ rêk¹ do syfonu z wod¹ sodow¹, zrezygnowa³ jednak i poci¹gn¹³ ³yk czystej wódki. Mia³a ostry smak, ale wkrótce jej moc os³abi³ rozpuszczaj¹cy siê lód. Sta³ tak nad sto³em przez kilka minut, kolistym ruchem mieszaj¹c lód i p³yn w szklance, i od czasu do czasu upijaj¹c ³yczek. Z sypialni dobiega³y dwiêki muzyki. Pomyla³ o Janine Lasage i incydencie w barze na dole. Jego reakcjê spowodowa³o wy³¹cznie wspomnienie Duffa Pageta i jego ostatniego zdjêcia, nie wiedzia³ bowiem nic o jej uw³aczaj¹cych jego mêskoci uwagach sprzed wielu lat w Hongkongu. Dopiero po wyjciu Janine powiedzia³ mu o tym Frazer. Mimo i¿ uwagê o w³osach wypowiedzia³ w gniewie, mia³ racjê. Jej blond p³aszcz ju¿ do niej nie pasowa³. A w³osy, nawet upiête wysoko na g³owie, tylko uwypukla³y wydatnoæ koci policzkowych, coraz bardziej wyrazist¹ wraz z up³ywem lat, co nadawa³o jej twarzy drapie¿ny wyraz. Byæ mo¿e inni tego nie dostrzegali. Mo¿e niczego nie dostrzegali oprócz wyrafinowanej urody? Z zamylenia wyrwa³o go bzyczenie. Spojrza³ na swój nowy Seiko z budzikiem. Zegarek wskazywa³ piêædziesi¹t piêæ minut po pó³nocy. Zastopowa³ brzêczenie, dopi³ wódkê, wróci³ do otwartej walizki i wyj¹³ Hasselblada, a z bocznej kieszeni zwój cieniutkiego drutu, zakoñczonego z jednej strony wtyczk¹ do lampy b³yskowej, z drugiej gumow¹ przyssawk¹. Wtyczkê wcisn¹³ do gniazdka flesza, flesz umocowa³ na aparacie i zaniós³ wszystko do sypialni, gdzie po³o¿y³ na ³ó¿ku, gasz¹c przy okazji radio. Rozwijaj¹c drut podszed³ do okna i otworzy³ je. Mia³ widok na po³udnie miasta. Jêzykiem zwil¿y³ brzeg gumowej przyssawki i docisn¹³ j¹ do zewnêtrznej strony aluminiowej framugi. Wróci³ do ³ó¿ka, usiad³ i nastawi³ intensywnoæ flesza na 17. Towarzyszy³ temu lekki stuk, którego nie by³oby w zwyk³ym aparacie. Wzi¹³ aparat w lew¹ rêkê, obróci³ przegub i spojrza³ na zegarek. Czeka³ w tej pozycji przez czterdzieci sekund, póki na wywietlaczu nie pokaza³a siê godzina 1.00. Praw¹ rêk¹ wykona³ trzykrotnie czynnoæ przesuwania klatki. Po dwóch minutach powtórzy³ to samo.
9 Reporter
129
Sto piêædziesi¹t kilometrów na po³udnie, w bunkrze na Wzgórzach Golan, ³¹cznociowiec Mosadu zdj¹³ z uszu s³uchawki i zatelefonowa³ do centrali. Dziesiêæ minut póniej, mimo nocnej godziny, Daktyl Jeden zosta³ obudzony w swej willi w Limassol natrêtnym brzêczykiem zielonego telefonu stoj¹cego przy ³ó¿ku. Walter po omacku siêgn¹³ do nocnej lampki, zapali³ j¹ i z trudem usiad³. Zawsze spa³ nago i gdyby w sypialni znajdowa³ siê w tej chwili jaki ukryty obserwator, zapewne wybuchn¹³by miechem na widok ró¿owiutkiej masy miêsa fa³dami sp³ywaj¹cej na pociel. Walter rzuci³ okiem na przepiêkny zegar na cianie i mrukn¹³ co niechêtnie. Umiechn¹³ siê jednak, gdy dy¿urny agent centrali DAKTYL zawiadomi³ go, ¿e Daktyl Niebieski po raz pierwszy nawi¹za³ ³¹cznoæ radiow¹. Walter od³o¿y³ s³uchawkê, zgasi³ wiat³o, wsun¹³ siê pod pociel i usi³owa³ powróciæ do snu, w którym siedzia³ przy wspaniale zastawionym stole w otoczeniu legionu ponêtnych kobiet. W tym samym czasie w Bejrucie Munger mia³ koszmarny sen ten sam, który go drêczy³ od dziewiêciu lat. Zwiniêcie anteny i schowanie radiostacji ukrytej w Hasselbladzie zajê³o mu minutê. Podró¿, spotkania w barze i zagospodarowanie ciemni tak go wyczerpa³y, ¿e zasn¹³ prawie natychmiast. Zamykaj¹c okno nie ci¹gn¹³ zas³ony i ksiê¿yc ³agodnie owietla³ sypialniê. Podobnie jak Walter, sypia³ nago, przykryty tylko przecierad³em do pasa. Ukryty obserwator mia³by jednak zupe³nie inny widok ni¿ w sypialni Waltera. Munger mia³ tors wysportowany i opalony cypryjskim s³oñcem. Na tym tle wyranie widaæ by³o bliznê na lewym ramieniu. By³ to lad po le zszytej ranie prezencie od ¿o³nierza Wietkongu, który nie okaza³ nale¿ytego szacunku s³awnemu fotoreporterowi. Najpierw le¿a³ na plecach z g³ow¹ spoczywaj¹c¹ wysoko na dwóch poduszkach. Nie rusza³ siê. Po kilku minutach pojawi³y siê drgawki w nogach i mechaniczne zaciskanie palców. Zacz¹³ oddychaæ ciê¿ej, na czo³o wyst¹pi³y krople potu. Trwa³o to z dziesiêæ sekund potem otworzy³ oczy, z gard³a wydoby³ mu siê g³uchy jêk. Usiad³, otar³ pot z czo³a i d³oñmi zas³oni³ oczy. Zacz¹³ dygotaæ, oddychaj¹c spazmatycznie. Powoli siê uspokaja³, oddech stawa³ siê normalniejszy. Opuci³ d³onie i spojrza³ w jasny kwadrat okna. Jego twarz wyra¿a³a krañcow¹ rozpacz. Ostatni raz ten koszmar nawiedzi³ go przed czterema miesi¹cami. Przez minione parênacie tygodni modli³ siê do wszystkich mo¿liwych bogów, aby sta³o siê to po raz ostatni. W miarê up³ywu czasu zacz¹³ coraz bardziej wierzyæ, 130
¿e diab³a z jego cia³a ostatecznie wygna³y egzorcyzmy. Teraz musia³ po¿egnaæ siê z t¹ nadziej¹. Stoczy³ siê z ³ó¿ka, zataczaj¹c dobrn¹³ do okna i otworzy³ je szeroko. Do sypialni natychmiast wdar³a siê fala gor¹cego powietrza, nios¹c odg³osy miasta. Wyjrza³ na ulicê. Jecha³ ni¹ tylko jeden pojazd: d¿ip libañskiej armii, która wprowadzi³a ostatnio godzinê policyjn¹. Przez piêæ strasznych sekund Munger myla³ o samobójstwie, które by go wyzwoli³o. Widzia³ oczami wyobrani siebie spadaj¹cego na chodnik przed hotelem. Poderwa³ siê nagle, poszed³ do ³azienki i puci³ zimny prysznic na g³owê. Koszmar zawsze by³ ten sam. Zaczyna³ siê od orientalnej twarzy, o wydatnych kociach policzkowych. By³a to twarz dziewczyny. Gdyby nie oczy, by³aby piêkna. Ale oczy by³y antytez¹ piêkna, chocia¿ dziêki lekko skonemu kszta³towi powinny za takie uchodziæ. By³y w nich: ból, krañcowa rozpacz i najwy¿sza pogarda, wszystko razem. Ból i rozpacz rozprzestrzenia³y siê do wewn¹trz, pogarda by³a wymierzona w niego w Mungera. Obejmowa³a go, niczym wiat³o reflektora. Gdziekolwiek spojrza³, widzia³ te oczy. Nie móg³ siê ich pozbyæ, nie pomaga³o zaciskanie powiek. W sennym koszmarze bieg³, próbowa³ uciec, ale oczy by³y wszechobecne, wype³nia³y jego w³asne oczy, zespala³y siê z nimi, zagl¹da³y mu w duszê. Wy³¹czy³ prysznic i przeszed³ do saloniku. Wiedzia³, ¿e nie ma mowy o nie. Gdzie w nim tkwi³y te oczy, czyha³y tylko na okazjê, by wype³zn¹æ. Nape³ni³ szklankê lodem i zala³ wódk¹ Stolicznaja. Usiad³ i zacz¹³ rozmylaæ o rzeczywistoci. Dla Mungera rzeczywistoci¹ by³y wydarzenia. To, co siê ju¿ sta³o, a nie to, co mog³o by³o staæ siê w przesz³oci lub na co ludzie czekaj¹, ¿e siê stanie. Rzeczywistoci¹ by³ Walter Blum. Myli Mungera powêdrowa³y do owego dnia przed czterema miesi¹cami, kiedy wszed³ do siedziby Walen Trading. Sk³oni³ go do tego nocny koszmar. Koszmar w po³¹czeniu z mglistymi wspomnieniami kobiety o radosnym spojrzeniu kobiety, która przemknê³a przez jego m³ode ¿ycie. Wnosi³a wiat³o swoj¹ obecnoci¹, zostawi³a mrok po odejciu. To by³o brutalne ze strony Waltera Bluma wykorzystywaæ wspomnienie matki. By³a to brutalnoæ ³omu, który wywa¿y³ wieko i wyzwoli³ d³ugo skrywane uczucia. Dzieñ po dniu Munger usi³owa³ potem zatrzasn¹æ wieko i byæ mo¿e powiod³oby mu siê, gdyby nie wróci³ koszmar we nie i pozbawi³ go psychicznej odpornoci. Pozosta³a mu jednak pewna szansa: zaj¹æ siê czym, co mo¿e wyzwoli go w inny sposób lub pozwoli przynajmniej zapomnieæ. Wiarê w to wzmocni³y nastêpne tygodnie. Nie mia³ czasu na ponure myli. Ju¿ po kilku dniach zosta³ wys³any do centrum szkoleniowego Mosadu pod Tel Awiwem i przez nastêpne dziesiêæ tygodni wch³ania³ techniki dzia³alnoci 131
operacyjnej. By³ zdumiony zmianami, jakie zasz³y przez lata jego izolacji od wiata. Jeden z instruktorów powiedzia³, ¿e w ci¹gu dekady technologia tworzona na u¿ytek astronautów powróci³a z kosmosu na ziemiê. Nauczyli go obs³ugiwaæ nadajniki radiowe ukryte wewn¹trz aparatu fotograficznego, zobaczy³ bomby mieszcz¹ce siê w rolce filmu i zak³ada³ urz¹dzenia pods³uchowe wielkoci guzika od koszuli. Misza Wigoda zapozna³ go z najnowszymi technikami fotografowania i duplikowania zdjêæ. Pokaza³ te¿ najnowsze teleobiektywy, które pozwalaj¹ odczytaæ numer rejestracyjny samochodu z odleg³oci pó³tora kilometra. Wiele z tych urz¹dzeñ wci¹¿ nie by³o dostêpnych na rynku, ale specjalici Mosadu opakowywali je w firmowe obudowy; obiektywy Mungera mog³y przejæ ka¿d¹ inspekcjê z wyj¹tkiem fabrycznej u Nikona. Przez te dziesiêæ tygodni pobiera³ nauki od mistrzów szpiegowskiego zawodu. Z kolei i on potrafi³ zadziwiæ niektórych instruktorów: ekspert od walki wrêcz szybko uzna³, ¿e ju¿ niewiele mo¿e go nauczyæ. Techniki judo, karate i inne nie zmieni³y siê przez dziewiêæ lat. Munger pokaza³ te¿, ¿e ma wrodzony talent ledzenia ludzi, nie bêd¹c wyczuwalnym, potrafi natomiast sam wyczuæ, gdy kto idzie jego tropem. David Munger jest psychicznie i fizycznie predystynowany do pracy agenta terenowego, napisa³ w swoim raporcie na zakoñczenie kursu szef grupy instruktorów. Walter Blum, który pochylony nad genera³em Hoftim odczyta³ te s³owa, umiechn¹³ siê do siebie. Pierwsza powierzona Mungerowi misja by³a prosta: ma powróciæ do fotoreporterskiej pracy i zdobyæ pozycjê najlepszego reportera wojennego na Bliskim Wschodzie. Kazano mu nawi¹zaæ poprzednio zerwane kontakty, by uzyskuj¹c rozg³os, u³atwi³ sobie poruszanie siê w pañstwach ca³ego regionu. Co najmniej przez rok nikt nie bêdzie niczego wiêcej od niego ¿¹da³. Przez ten rok siatka Mosadu we Francji nie zaprzestanie akcji przeciwko reaktorowi i ludziom z nim zwi¹zanym. Munger tylko wtedy bêdzie w³¹czony do akcji, jeli reaktor zostanie wys³any do Iraku. Ale, na wszelki wypadek, musi mieæ pozycjê, która umo¿liwi mu dowolne odwiedzanie i opuszczanie Iraku. Okres szkolenia rozbudzi³ w Mungerze wiadomoæ przynale¿noci do narodu ¿ydowskiego. Dotychczas jej nie mia³. Nie uwa¿a³ siê za ¯yda, nie myla³ tymi kategoriami, choæ wiedzia³, ¿e judaizm uznaje matkê za probierz dziedzictwa wiary. Jednak¿e do chwili swego intelektualnego nawrócenia matka nie praktykowa³a ani nie przekazywa³a mu ¿ydowskich tradycji. Nie zna³ ¿ydowskich obrz¹dków i obyczajów, nigdy w nich nie uczestniczy³. W ¿yciu nie by³ w synagodze. Podczas miesiêcy spêdzonych w Izraelu traktowano go jak ¯yda. Instruktorów nie obchodzi³a jego ignorancja religijna. By³ ¯ydem i to im ca³kiem 132
wystarczy³o. Z pocz¹tku myla³, ¿e otrzymali specjalne instrukcje co do jego osoby, i ¿e ich zachowanie jest ³agodn¹ odmian¹ prania mózgu. Wkrótce porzuci³ podejrzenia. Instruktorzy zachowywali siê naturalnie. Zak³adali, ¿e pracê, jak¹ bêdzie mia³ wykonywaæ i zwi¹zane z ni¹ ryzyko, mo¿e podj¹æ tylko ¯yd wy³¹cznie cz³owiek motywowany mi³oci¹ do Izraela i narodu ¿ydowskiego. Zacz¹³ akceptowaæ ich stosunek do siebie i motywacjê. I sam zacz¹³ myleæ o sobie jako o ¯ydzie. Nie potrafi³ natomiast i nie chcia³ akceptowaæ religijnej otoczki. Ale w centrum szkolenia odrzuca³o j¹ tak¿e wielu innych. Munger dostrzega³ wy³¹cznie rasê, gatunek ludzi, z którymi móg³ siê uto¿samiaæ. Ostatniego dnia pobytu w Izraelu odwiedzi³ grób matki. Wczesnym porankiem cmentarz by³ pusty. Na grobie, jednym z tysiêcy, le¿a³y kwiaty. Chocia¿ i na wielu innych je zauwa¿y³, wra¿enie pozosta³o wielkie. Mo¿e jeszcze wiêksze, ni¿ gdyby to by³y jedyne kwiaty. Pamiêtaj¹! J¹ i innych jej podobnych. W lekkim deszczyku sta³ nad grobem przez godzinê. W g³owie mia³ burzê myli, ale kiedy odchodzi³, wiedzia³ jedno: podobnie jak matka, podj¹³ decyzjê. Gdy teraz siedzia³ w luksusowym apartamencie, z zimn¹ szklank¹ w d³oni, pomyla³, ¿e jak na ironiê jego decyzja mo¿e byæ unicestwiona przez parê skonych oczu. Zdawa³ sobie sprawê z niebezpieczeñstwa. Zna³ cieniutk¹ liniê oddzielaj¹c¹ normalnoæ od szaleñstwa. Przez te piêæ sekund patrzenia z okna na ulicê, linia zaczê³a siê rozmywaæ. Wsta³ i zacz¹³ przegl¹daæ sprzêt fotograficzny na najbli¿szym stole. Bez specjalnego celu. Chcia³ po prostu czym siê zaj¹æ. Sprawdzi³ aparat i pouk³ada³ pude³ka z filmami wed³ug ich czu³oci. I wtedy w³anie spostrzeg³ kasetê z nawietlonym filmem. Zdziwi³ siê, gdy¿ nie przypomina³ sobie, by ostatnio cokolwiek fotografowa³. Zacz¹³ szukaæ w pamiêci. Oczywicie! Przed czterema miesi¹cami robi³ zdjêcia w domu Ruth Paget! Ten poranek! I to podniecenie, gdy po raz pierwszy po tylu latach trzyma³ w rêku aparat. Zosta³ pó³ godziny i fotografowa³ Ruth oraz bawi¹ce siê w ogrodzie dzieci. Prosi³a, by przys³a³ jej odbitki, ale od chwili przekroczenia progu biura Waltera Bluma by³ zawsze zajêty, nie mia³ dos³ownie chwili czasu. Trzyma³ teraz w palcach opakowanie po filmie i przypomnia³ sobie ³zy w jej oczach, gdy po raz pierwszy od dziesiêciu lat wzi¹³ do r¹k aparat fotograficzny. Jaka by³a piêkna i jaka wydawa³a siê nieodporna na ¿ycie. Zauwa¿y³ jeszcze co w jej spojrzeniu, ale nie potrafi³ tego zdefiniowaæ. Powodowany impulsem poszed³ z filmem do ciemni. Postanowi³ go od razu wywo³aæ. Pozwoli mu to przetrwaæ nocne godziny. Pracowa³ mechanicznie, palce szybko przypomina³y sobie tysi¹ce jak¿e czêsto wykonywanych w przesz³oci ruchów. Po prze³adowaniu tamy do 133
bêbna, nape³ni³ go przygotowanym wywo³ywaczem. Nie potrzebowa³ stopera w mylach odlicza³ sekundy. Wyla³ wywo³ywacz, zastêpuj¹c go destylowan¹ wod¹. Dobrze wyk¹pa³ tamê, lekko potrz¹saj¹c bêbnem, wyla³ wodê i wla³ utrwalacz. Przypomnia³y mu siê setki pokoi hotelowych, w których wykonywa³ te same czynnoci. Zawsze go to fascynowa³o: oczekiwanie z niecierpliwoci¹ rezultatu i sprawdzenie, czy oko i obiektyw dostrzeg³y ten sam obraz. Tym razem jednak zupe³nie nie pamiêta³ obrazów rejestrowanych wówczas przez oko. Op³uka³ dok³adnie utrwalony film i umieci³ go na sk³adanej suszarce. Na piêtnacie minut przeszed³ do saloniku. Gdy wróci³, film by³ ju¿ suchy. Dwanacie klatek, krótka rolka. Trzy zdjêcia samej Ruth, trzy Ruth z którym z dzieci i szeæ samych dzieci. Wszystkie zdjêcia by³y dobrze nawietlone i dobrze wywo³ane. W³o¿y³ negatyw do kopioramy i nawietli³ papier, korzystaj¹c z lampy powiêkszalnika jako ród³a wiat³a. Po dziesiêciu minutach mia³ ju¿ gotowe stykówki. By³o w nich co, czego nie potrafi³ zg³êbiæ i zacz¹³ przebiegaæ mylami poszczególne fazy, od momentu rozpoczêcia zdjêæ. Wszystko wydawa³o siê w porz¹dku, równie¿ technicznie fotografie by³y bardzo dobre, mia³y doskona³e kontrasty i pe³n¹ wyrazistoæ. A jednak by³y jakie inne. Pocz¹tkowo myla³, ¿e to zmêczenie i stan umys³u os³abia postrzeganie. Wzi¹³ szk³o powiêkszaj¹ce i przez wiele minut bada³ skrupulatnie ka¿d¹ odbitkê. Potem wyprostowa³ siê i spojrza³ w ³azienkowe lustro, jakby od w³asnego odbicia domaga³ siê odpowiedzi na drêcz¹c¹ zagadkê. Wróci³ do saloniku i wypi³ jeszcze jedn¹ wódkê z lodem, patrz¹c przez okno na czêciowo owietlone miasto. Po dziesiêciu minutach podj¹³ decyzjê, wróci³ do ciemni i zacz¹³ robiæ powiêkszenia. O pi¹tej rano wpatrywa³ siê w rz¹dek powiêkszeñ 12x25 podczepionych do sznurka przeci¹gniêtego nad wann¹. Pierwsze szeæ przedstawia³o bawi¹ce siê dzieci. Nie upozowane, naturalne. Pamiêta³, ¿e sta³ na tarasie i patrzy³, jak dzieciaki ha³asuj¹ przy zgrabianiu szyszek. Po paru minutach przesta³y interesowaæ siê zarówno nim, jak i aparatem. Nie jaka nadzwyczajnoæ zdjêæ przykuwa³a uwagê Mungera, ale to, ¿e klisza tak dobrze utrwali³a beztrosk¹ radoæ maluchów, ¿e ich pe³ne szczêcia podniecenie a¿ emanowa³o z odbitek. By³y to fotografie, jakich jeszcze nigdy w ¿yciu nie zrobi³. Nastêpne trzy pokazywa³y Ruth pochylon¹ w rozmowie z ch³opczykiem. Munger przypomina³ sobie nawet jego imiê: Stavros. Trzyma³a obie jego d³onie w swoich d³oniach. Na pierwszym zdjêciu ch³opiec mia³ wzrok opuszczony do ziemi, twarz pe³n¹ smutku. Na drugim na jego wargach zacz¹³ wykwitaæ umiech. Na trzecim umiech obj¹³ ju¿ ca³¹ twarz. Ch³opiec przeby³ drogê 134
od smutku do radoci. Po raz pierwszy w swojej karierze fotoreportera Munger utrwali³ sekwencjê, która nie koñczy³a siê mierci¹. Wreszcie przeniós³ wzrok na ostatnie trzy zdjêcia. Robi¹c odbitki za³o¿y³ maski, tak ¿e na powiêkszeniach mia³ tylko twarz. By³y to portrety piêknej kobiety. I zawiera³y co jeszcze. Kiedy robi³ te zdjêcia, zajrza³o s³oñce przez okno i wydoby³o cienie na jej twarzy, uwypukli³o policzki, musnê³o czo³o i podbródek, odbi³o siê od czarnych w³osów. Kompozycja wiat³ocieni by³a doskona³a. Ale piêkna dodawa³ jeszcze wyzieraj¹cy z jej oczu wyraz wspó³czucia. Na dwóch portretach s³oñce otar³o siê o b³yszcz¹ce w oczach ³zy, ale nie wydoby³o smutku, lecz podkreli³o g³êbiê wspó³czucia. Munger d³ugo wpatrywa³ siê w trzy powiêkszenia, zw³aszcza w ostatnie. Wreszcie to jedno odczepi³ i powróci³ do powiêkszalnika. Gdy wyszed³ z ciemni, salonik zalewa³o wschodz¹ce s³oñce. Przysun¹³ do okna krzes³o, usiad³ i wystawi³ odbitkê na promienie s³oñca. Tylko oczy! Oczy Ruth Paget. Poni¿ej jedna ³za. By³o to maksymalne powiêkszenie, bardzo ziarniste, ale mo¿e to w³anie pozwoli³o wydobyæ ca³e piêkno. Munger trzyma³ zdjêcie na odleg³oæ wyci¹gniêtej rêki i wpatrywa³ siê intensywnie w te oczy. I nadal dostrzega³ w nich g³êbokie wspó³czucie. Mocno zacisn¹³ powieki. Moc¹ wyobrani przywo³a³ tamte oczy. Nigdy nie mia³ z tym trudnoci, przez ca³y czas tkwi³ mu w g³owie obraz tamtych orientalnych oczu. Zobaczy³
poczu³ ból i rozpacz, a przede wszystkim pogardê. Trzyma³ powieki zaciniête, pozwalaj¹c wezbraæ fali bólu i lêku, a kiedy serce zaczê³o mu biæ mocno, otworzy³ oczy, i dostrzeg³ wspó³czucie w spojrzeniu Ruth Paget. Kilka razy powtarza³ to samo i za ka¿dym razem zwyciê¿a³o wspó³czucie. Zaniós³ powiêkszenie oczu do sypialni i postawi³ na stoliku ko³o ³ó¿ka. Zadzwoni³ do recepcji i zapowiedzia³, by nikogo nie ³¹czono. Wróci³ do okna, zaci¹gn¹³ zas³ony i po³o¿y³ siê do ³ó¿ka. Siêgaj¹c do lampki nocnej, spojrza³ na powiêkszenie. Patrzy³ d³ugo, wreszcie zgasi³ wiat³o i opad³ na poduszki. Spa³ przez dwadziecia cztery godziny i nie mêczy³y go ju¿ ¿adne zmory.
11 By³ pocz¹tek lata, kiedy Walter ponownie uda³ siê do Platres. Mia³ humor
znacznie lepszy ni¿ poprzednim razem. Siedzia³ obok Spiro i rozmawiali na temat rodziny starego Greka, sytuacji politycznej na Cyprze oraz bezradnoci ONZ w rozwi¹zywaniu cypryjskiego problemu. 135
Gdy wóz znalaz³ siê u podnó¿a gór Trodos, Spiro zamilk³, powiêcaj¹c ca³¹ uwagê prowadzeniu krêt¹ i w¹sk¹ drog¹. Natomiast myli Waltera poszybowa³y do Pary¿a, sk¹d w³anie wróci³ i gdzie z Efimem Zimmermanem planowa³ ostatni¹ seriê akcji mog¹cych zapobiec wys³aniu do Iraku reaktora Tammuz I. Zdecydowano, ¿e egipski atomista Yahia el Mashad zostanie zamordowany podczas swej nastêpnej wizyty we Francji. Ekipa Mosadu ju¿ czeka³a w Pary¿u. Inna ekipa szykowa³a siê do umieszczenia bomb w zak³adach w La Seyne-sur-Mer. Obaj agenci Mosadu zatrudnieni w tych zak³adach donieli, ¿e budowa reaktora wyprzedzi³a nieco harmonogram. Optymalnym czasem na akcjê bombow¹ musia³aby wiêc byæ wczesna jesieñ. Walter nie mia³ w¹tpliwoci, ¿e pod sprawnym kierownictwem Zimmerrnana obie akcje siê powiod¹. Nie mia³ równie¿ w¹tpliwoci, ¿e ich sukces bêdzie sukcesem po³owicznym, który opóni dokoñczenie i wys³anie reaktora o kilka miesiêcy, w najlepszym wypadku o rok. Przypomnia³ sobie ostatni¹ kolacjê z Zimmermanem. Zimmerman mówi³, a Walter jad³ i bardzo uwa¿nie s³ucha³, gdy¿ ¿ywi³ szacunek dla wiedzy Zimmermana na temat nie tylko Francji, ale i wiata. Zimmerman uwa¿a³, ¿e w celu ca³kowitego wyeliminowania z gry francuskiego reaktora, Izrael bêdzie musia³ podj¹æ defensywne kroki wojskowe. Oznacza³o to akcjê komandosów lub przeprowadzenie nalotu bombowego. Oczywicie, ¿adnej z tych akcji nie mo¿na przeprowadziæ na terytorium Francji, a wiêc dopiero po zainstalowaniu reaktora w Iraku. Walter wiedzia³, ¿e podobnie myl¹ genera³ Hofti i izraelscy szefowie sztabów. Zimmerman k³ad³ wielki nacisk na potrzebê wiarygodnych informacji z Iraku i na posiadanie tam najwy¿szej klasy agentów, zdolnych wysoko dotrzeæ. Czy mia³by to byæ rajd komandosów, czy nalot, planici bêd¹ potrzebowali dok³adnych informacji z miejsca zainstalowania reaktora. Chodzi tu przede wszystkim o wyznaczon¹ datê rozruchu, po którym reaktor stanie siê radioaktywny. Zniszczenie instalacji musia³oby nast¹piæ przed t¹ dat¹. El-Tuwaitha znajdowa³a siê zaledwie osiemnacie kilometrów od ródmiecia Bagdadu i gdyby to trzyipó³milionowe miasto zosta³o ska¿one radioaktywnym opadem, Izrael zosta³by powszechnie potêpiony. W miesi¹cach, jakie pozosta³y do przeprowadzenia akcji, siatka DAKTYL bêdzie odgrywa³a decyduj¹c¹ rolê. Po wizycie Sadata w Izraelu pod koniec 1977 roku rozpoczê³a siê nowa era. Pokój z Egiptem musi byæ i bêdzie zawarty. Trzeba jednak uwiadomiæ sobie, ¿e ten pokój zwiêkszy niechêæ innych pañstw arabskich. Saddam Husajn w Iraku dostrze¿e to jako szansê na zdobycie pozycji przywódcy wiata arabskiego. Wykorzysta okazjê do podjêcia zdecydowanych kroków wobec Izraela. Jego autorytet mo¿e nies³ychanie wzmocniæ posiadanie broni nuklearnej. Wraz z t¹ broni¹ wzros³yby jego ambicje, co jest nie do zaakceptowania przez Izrael. 136
Walter s³ucha³ z uwag¹, a kiedy Zimmerman przesta³ mówiæ, on za skoñczy³ jedzenie, wspomnia³ o Mungerze. Munger by³ w terenie dopiero trzy miesi¹ce, a ju¿ ca³kowicie odzyska³ dawn¹ pozycjê. Jak szalony rzuci³ siê w wir pracy, od¿y³y w nim dawne pasje i talenty. W³anie w bie¿¹cym tygodniu Paris Match opublikowa³ jego wstrz¹saj¹cy reporta¿ z walk w po³udniowym Libanie. Przed trzema tygodniami Time i Newsweek wykorzysta³y jego zdjêcia do zilustrowania artyku³u dotycz¹cego sytuacji w po³udniowym Jemenie. Munger by³ jedynym zachodnim fotoreporterem, któremu od ponad roku uda³o siê dostaæ do tego kraju. Walter nie mia³ pojêcia, jak Munger to za³atwi³ i wiedzia³, ¿e Misza Wigoda, który prowadzi³ Mungera z bazy w Bejrucie, te¿ nie by³ wiadomy jego metod. W ostatnim raporcie do Waltera Wigoda pisa³ z zachwytem, ¿e dla Mungera przekroczenie zamkniêtej granicy jest równie ³atwe, jak dla innych przejcie na drug¹ stronê ulicy. W najbli¿szych dniach Munger wybiera³ siê do Iranu, sk¹d mia³ przedostaæ siê do kontrolowanego przez Kurdów terytorium Iraku. To mo¿e bardzo przydaæ siê w przysz³oci, pisa³ Wigoda. Walter mówi³ z takim entuzjazmem o swoim nowym agencie, ¿e i Zimmerman da³ siê nim zaraziæ. Pamiêta³ liczne przypadki, kiedy instynkt Waltera w doborze ludzi okazywa³ siê niezawodny. Niemniej poczu³ siê w obowi¹zku zadania paru pytañ, na przyk³ad: jak¹ siatkê buduje Munger? Walter musia³ przyznaæ, ¿e nie buduje ¿adnej, ¿e postawi³ warunek, i¿ bêdzie pracowa³ sam, nie polegaj¹c na nikim. Le¿a³o to w jego naturze i tak ju¿ musi zostaæ. Nie podoba³ mu siê nawet dozór ze strony Wigody. Osobicie bardzo lubi³ Miszê, ale podczas krótkich wizyt na Cyprze wola³by sk³adaæ raporty bezporednio Walterowi. Jednak¿e w tej sprawie Walter by³ nieustêpliwy. Wigoda jest dowiadczonym agentem i mog¹ powstaæ sytuacje, kiedy jego pomoc oka¿e siê bezcenna. Zimmerman wyrazi³ obawê, ¿e ca³y wysi³ek DAKTYLA w Iraku ograniczy siê w istocie do jednego cz³owieka. To zbyt ma³o, bez wzglêdu na to, jak dobry jest ten cz³owiek. Walter z rezygnacj¹ roz³o¿y³ rêce. To wszystko, co w tej chwili mo¿na zrobiæ. Centrala Mosadu bêdzie usi³owa³a przerzuciæ do Iraku ekipê wspieraj¹c¹ i ulokowaæ j¹ w Bagdadzie. W najlepszym jednak wypadku bêdzie to chwilówka z³o¿ona z agentów pozuj¹cych na biznesmenów. Tym samym czas ich pobytu bêdzie bardzo ograniczony. Mosad postara siê, aby po jednych pojawili siê nastêpni, tak aby przez ca³y czas mieæ tam paru swoich ludzi. Gdy wznosili siê coraz wy¿ej miêdzy górskie szczyty, Walter obserwowa³ soczyst¹ zieleñ, myl¹c, ¿e sytuacja wcale nie jest taka wietna. W istocie bêdzie musia³ polegaæ na jednym cz³owieku i choæ ten cz³owiek mia³ wiele cech nadzwyczajnych, mia³ te¿ i powa¿n¹ skazê. Walter cierpia³ nad tym, ¿e nie potrafi zg³êbiæ powodów dziewiêcioletniej dobrowolnej ucieczki 137
Mungera od wiata. By³a to szara strefa i dopóki jej nie rozjani, w¹tpliwoci pozostan¹. Pomyla³ o Ruth. Ona mog³a pomóc w wyjanieniu tajemnicy. Walter nie rozumia³ ludzi tak prostolinijnych, ¿e odmawiali pokrêtnego dzia³ania nawet w zbo¿nym celu, a przecie¿ cel uwiêca rodki. Ruth postawi³a sprawê jasno: nie bêdzie uczestniczyæ w machinacjach Waltera. Blum ostatecznie doszed³ do wniosku, ¿e nawet gdyby spróbowa³a, to by siê jej nie uda³o. Na tylnym siedzeniu mercedesa le¿a³o pud³o z wyszywan¹ cekinami wieczorow¹ sukni¹, któr¹ kupi³ dla niej w Pary¿u. Mia³ nadziejê, ¿e Ruth w³o¿y j¹ na dzisiejsz¹ kolacjê. Odczuwa³ te¿ pewien niepokój, gdy¿ wiedzia³, ¿e przed tygodniem odwiedzi³ j¹ Gideon Galili. Walter nie mia³ z³udzeñ, ¿e nigdy nie zdobêdzie wiêcej ni¿ sympatiê Ruth, ale odczuwa³ ¿al, ¿e kto inny mo¿e posi¹æ wiêcej. Z³y nastrój rozwia³ siê, gdy wszed³ do willi z pud³em pod pach¹. Ruth us³ysza³a samochód i szybko wbieg³a do domu od strony ogrodu. Zobaczy³ j¹ we framudze. Mia³a na sobie cienk¹ bawe³nian¹ sukienkê i padaj¹ce z ty³u s³oñce obramowa³o jej sylwetkê z³otym kadrem. Na widok Waltera jej twarz rozjani³a siê wyrazem tak autentycznego zadowolenia, ¿e Walter poczu³ wzruszenie. Przesz³a szybkim krokiem przez salon, pochyli³a siê nad pud³em i wydatnym brzuchem gocia, i uca³owa³a Bluma w oba policzki. Czy to prezent dla mnie? spyta³a. Skin¹³ g³ow¹ i poda³ jej pud³o, nagle zawstydzony jak ma³y ch³opak. Zanios³a je do sto³u, rozwi¹za³a wst¹¿ki i unios³a wieko. Zamar³a wpatrzona w lni¹c¹ materiê g³adki jedwab wyszywany przepiêknie cekinami. Ostro¿nie wyjê³a sukniê z pud³a i, trzymaj¹c wysoko na odleg³oæ r¹k, wpatrywa³a siê w ni¹ z otwartymi ustami. Potem przy³o¿y³a do cia³a i obróci³a siê do Waltera. Jest przepiêkna wyszepta³a. Nie powiniene by³, Walterze
Nim zdo³a³ cokolwiek odpowiedzieæ, umiechnê³a siê figlarnie i doda³a: Ja tylko tak z grzecznoci powiedzia³am. Oczywicie, ¿e powiniene by³. Wspania³a! Od lat nie mia³am na sobie niczego podobnego. Kolacja w Forest Peak? Skin¹³ g³ow¹. Czu³ siê jak uczniak. Ruth posz³a w kierunku sypialni. Tylko j¹ powieszê i zaraz zrobiê ci drinka. Rozgoæ siê. Walter, niezmiernie z siebie zadowolony, poszed³ w g³¹b salonu. Zamierza³ w³anie usi¹æ, kiedy zobaczy³ oprawione czarno-bia³e fotografie. Nie spuszczaj¹c z nich oczu, podszed³ bli¿ej. Dwie, bardzo ziarniste, przedstawia³y twarz Ruth, trzecia Ruth z ch³opcem. Oczy ch³opca by³y zwrócone na Ruth, a jego twarz wyra¿a³a radoæ i zaufanie. Walter sta³ zafascynowany, nie mog¹c oderwaæ wzroku. Zdjêcia Mungera odezwa³a siê zza jego pleców Ruth. Mungera? Obróci³ siê zaskoczony. 138
Ruth trzyma³a kube³ek z lodem, z którego stercza³a szyjka otwartej butelki wina. Potwierdzi³a skinieniem g³owy, zanios³a kube³ek na stó³ i wyjê³a z kredensu dwa kieliszki. Walter powróci³ do kontemplacji zdjêæ. Niewiarygodne
Munger
P³aka³a. Tak. I sama nie wiem, dlaczego. Przynios³a mu kieliszek wina i stanê³a obok, spogl¹daj¹c na ostatni¹ fotografiê, na której obiektyw utrwali³ sp³ywaj¹c¹ ³zê. On nigdy niczego podobnego nie fotografowa³ mrukn¹³ Walter. Gdybym ciê nie zna³, to powiedzia³bym, ¿e k³amiesz
to antyteza tego, co robi Munger. Ruth z pude³ka na pó³ce wyjê³a pozosta³e zdjêcia Mungera. Walter roz³o¿y³ je na stole. Wspania³e. Widaæ w nich duszê
To samo powiedzia³ Gideon odpar³a. Gideon? Tak. By³ tu w zesz³ym tygodniu
Umilk³a na chwilê i potem doda³a: Pobieramy siê
Kiedy? Na pocz¹tku przysz³ego roku. Nie zauwa¿y³a ¿adnej zmiany w wyrazie twarzy Waltera, ale wyczu³a, ¿e jest zawiedziony. Dosz³a wiêc do wniosku, ¿e go kochasz? Dosz³am do wniosku, ¿e nie wiem, co to mi³oæ. Wzruszy³a ramionami. Ale wiem, ¿e jego mi³oæ
¯e mnie kocha
Nigdy mnie nie zrani. Nigdy mnie nie ok³amie. Czy to wystarczy? Podesz³a do okna i wyjrza³a na góry. Walter chcia³ jeszcze co powiedzieæ, co wyjaniæ, ale zabrak³o mu s³ów i tym razem nawet Szekspir nie popieszy³ z pomoc¹. Spojrza³ wiêc raz jeszcze na fotografie i spyta³: Czy mogê parê z nich po¿yczyæ? Tylko na kilka dni. Oczywicie. Munger przys³a³ mi po kilka odbitek. Mo¿esz wzi¹æ komplet. Wybra³ cztery fotografie. Kiedy on wraca? spyta³a. Spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem. Munger. Do zdjêæ do³¹czy³ list. Przeprasza³, ¿e przesy³a zdjêcia tak póno. I powiedzia³, ¿e chcia³by siê ze mn¹ zobaczyæ, kiedy przyleci. Teraz jest w pó³nocnym Iraku u Kurdów. Potem ma trochê wolnego czasu. Powinien siê zjawiæ pod koniec miesi¹ca. A jak mu ogólnie idzie? Walter móg³ siê wreszcie umiechn¹æ. Doskonale. Jest znowu najlepszy. Najlepszy fotoreporter na wiecie! Ucieszy³o j¹, ¿e Walter odzyska³ humor. 139
Kolacja minê³a w dobrym nastroju. Walter opanowa³ rozczarowanie, a poza tym doszed³ do wniosku, ¿e w ci¹gu omiu miesiêcy wiele mo¿e siê zdarzyæ. Ruth promienia³a w nowej sukni, a on k¹pa³ siê w jej blasku. Tego wieczoru przed pójciem spaæ, w³o¿y³ cztery fotografie wraz z notk¹ do koperty i zaadresowa³ j¹ do profesora Chaima Nardiego. Po dziesiêciu dniach otrzyma³ zdjêcia z powrotem z krótkim licikiem, który sprawi³ mu wielk¹ przyjemnoæ. Nadzwyczajne! Wys³a³em rekomendacjê do dziekana, aby podczas nastêpnej pañskiej wizyty nada³ panu doktorat z psychologii. I to wcale nie honorowy.
Misza Wigoda postawi³ sobie kolacjê w Smugglers Inn w dzielnicy Ras. Dok³adnie tak postawi³ sobie poniewa¿ nie nale¿a³ do tych, którzy oszukuj¹ w rozliczeniach i prywatne kolacje zaliczaj¹ jako s³u¿bowe. Jak to by³o w jego zwyczaju, wybra³ stolik w rogu. Siedzia³ sam, prezentuj¹c doæ smutny wizerunek niskiego i oty³ego cz³owieka o ³ysinie podobnej do mniszej tonsury. Szpiedzy czêsto jadaj¹ samotnie, a poza tym wynikaj¹ce z tego zawodu ograniczenia w utrzymywaniu stosunków towarzyskich jeszcze bardziej pog³êbia³a wrodzona niemia³oæ Miszy. Chocia¿ by³ sprawnym i kompetentnym agentem, owa niemia³oæ by³a hamulcem, uniemo¿liwiaj¹c mu pe³ne rozwiniêcie skrzyde³, dobry szpieg bowiem musi umieæ zab³ysn¹æ w towarzystwie. Dlatego te¿ w³anie Miszy wyznaczano czêsto zadania polegaj¹ce na samotnym ledzeniu i spe³nianiu roli ³¹cznika. Tego wieczoru postawi³ sobie kosztown¹ kolacjê, poniewa¿ czu³ siê wysoce usatysfakcjonowany i bardzo wa¿ny. Obarczenie go funkcj¹ oficera prowadz¹cego agenta Daktyl Niebieski uwa¿a³ za awans, a poza tym wszystko sz³o dobrze. Tego popo³udnia odebra³ szczegó³owy raport od Mungera po jego powrocie z Kurdystanu. Przes³uchanie odby³o siê w mieszkaniu w dzielnicy Nabaa. Przykrywk¹ Miszy by³o kierowanie biurem importowo-eksportowym. Mieszkanie znajdowa³o siê w s¹siednim budynku i, podobnie jak w centrali DAKTYLA w Limassol, ukryte drzwi ³¹czy³y oba budynki a zarazem biuro Miszy i mieszkanie. Misza spêdzi³ z Mungerem ponad trzy godziny. Niczego nie nagrywa³, niczego nie notowa³. Obdarzony by³ pamiêci¹ absolutn¹. Siedzia³ bez ruchu z pó³przymkniêtymi oczami, ws³uchuj¹c siê i kataloguj¹c p³yn¹ce s³owa. Munger odby³ owocn¹ podró¿, rozmawia³ z licznymi przywódcami kurdyjskimi, zarówno w Iranie, jak i w Iraku, i ustali³, którzy mog¹ okazaæ siê po¿yteczni w przysz³oci. Przedstawi³ te¿ plan, pozwalaj¹cy dostarczyæ do Kurdystanu broñ i amunicjê, by je zmagazynowaæ na czas nastêpnego kurdyjskiego powstania. W zamian za to Kurdowie iraccy udzieliliby Mungerowi wsparcia i potrzebnych informacji. Dysponowali 140
kryjówkami w Bagdadzie i w innych irackich miastach. Munger dok³adnie opisa³ broñ, jakiej Kurdowie potrzebuj¹, i jak j¹ mo¿na przemyciæ, korzystaj¹c z kurdyjskich agentur w Turcji. Wskaza³ te¿ proponowane miejsce sk³adowania. Plan by³ dobry, Wigoda pogratulowa³ Mungerowi, ¿ycz¹c mi³ego odpoczynku, bo nastêpnego ranka Munger odlatywa³ na Cypr. Misza zobaczy³, ¿e do jego stolika podchodzi George, w³aciciel restauracji, jak zwykle umiechniêty, nios¹c menu. Misza jada³ tu raz w miesi¹cu. Sprawia³o mu przyjemnoæ, ¿e jest traktowany przez Georgea jako sta³y i powa¿ny klient. Zdrowie ci sprzyja, Melim? spyta³ George, u¿ywaj¹c przybranego nazwiska Miszy. I nie czytaj menu, proszê. Mam pyszn¹ polêdwicê z grilla i bêdzie dla mnie obraz¹, jeli nie skosztujesz. Misza skin¹³ g³ow¹, ale George pozosta³ jeszcze parê minut, rozmawiaj¹c o polityce i o ulicznym festiwalu, który co roku organizowali lokalni kupcy. Festiwal nosi³ miano Makhoul od nazwy ulicy i by³ to jeden z kupieckich sposobów wypiêcia siê na wojnê domow¹ i pokazania, ¿e ¿ycie toczy siê normalnie. Gdy George wreszcie odszed³, Misza rozsiad³ siê wygodnie, zadowolony z ciep³ej atmosfery miejsca. Na stolikach sta³y kwiaty i artefakty wiêkszoæ klientów stanowili artyci i rzemielnicy, a George lubi³ otaczaæ siê ich pracami. U Georgea, jak powszechnie nazywano tê restauracjê, zjawia³o siê wieczorami wielu miejscowych dziennikarzy i korespondentów zagranicznych, gdy¿ by³o to jedno z niewielu w miecie miejsc z dobr¹ kuchni¹, poza renomowanymi hotelami, oczywicie. Misza nie zna³ nikogo z nich, ale wiele o wszystkich wiedzia³, gdy¿ Mosad rutynowo zbiera³ informacje o ludziach zwi¹zanych z mediami. Tego wieczoru zainteresowa³y Miszê dwa stoliki. Przy jednym siedzia³ Gordon Frazer z piêkn¹ Arabk¹. Trzyma³ d³oñ na jej d³oni i, pochylony, o czym j¹ gor¹co przekonywa³. Misza poczu³ uk³ucie zazdroci. Frazer mia³ przecie¿ co najmniej piêædziesi¹t lat i wcale nie by³ przystojny, a jednak cieszy³ siê powodzeniem u kobiet. Misza natomiast w ogóle nie przyci¹ga³ ich uwagi. Usi³owa³ sobie przypomnieæ, kiedy po raz ostatni zaprosi³ piêkn¹ dziewczynê na kolacjê
Bardzo dawno temu, kiedy spêdza³ urlop w Jerozolimie. A poza tym dziewczyna wcale nie by³a taka piêkna, a jeszcze mniej chêtna. Drugi stolik, który zwróci³ uwagê Miszy, znajdowa³ siê w odleg³ym rogu i siedzieli przy nim Sami Asaf i Janine Lasage. Dwoje ludzi, których poczynania niezmiernie interesowa³y Miszê. Oprócz prowadzenia Mungera Misza mia³ obowi¹zek nadzorowania bejruckiej siatki DAKTYL, czyli 141
trzech miejscowych agentów. Od dawna ju¿ bez powodzenia usi³owa³ za³o¿yæ pods³uch w apartamencie Janine Lasage i w jej biurze. Francuzka fascynowa³a go z dwóch wzglêdów. Fascynowa³a go jej aparycja i osobowoæ oraz symultanicznie wykonywane zawody. By³a piêkna, mia³a styl i pewnoæ siebie to wszystko, czego jemu brakowa³o. By³ jej antytez¹. Byæ mo¿e to z powodu niedostatku ¿ycia seksualnego Misza czêsto fantazjowa³ na temat Janine Lasage. W snutych przez niego erotycznych wizjach Janine wystêpowa³a coraz czêciej. Nawet poprzedniej nocy, usi³uj¹c zasn¹æ, uprawia³ masturbacjê j¹ w³anie maj¹c w mylach: jej d³ugie w³osy muska³y mu twarz i piersi, jej d³ugie nogi owija³y siê wokó³ jego nóg, jej jêzyk wdziera³ siê w jego usta. Z trudem skoncentrowa³ siê na jedzeniu. Dopiero po piêtnastu minutach podniós³ wzrok znad talerza. Powêdrowa³ nim oczywicie do stolika w rogu, do piêknej Francuzki, ale zmiesza³ siê nieco, napotkawszy jej uwa¿ne spojrzenie. Szybko odwróci³a oczy, Misza mia³ jednak nieodparte wra¿enie, ¿e d³ugo go przedtem obserwowa³a. By³by jeszcze bardziej zaniepokojony, gdyby us³ysza³ jej s³owa skierowane do Samiego Asafa. Jeste pewien, Sami? Wygl¹da na przekarmion¹ mysz. Nie jestem pewien odpar³ Sami. Ale OWP przysz³a do nas z prob¹ o zbadanie jego przesz³oci. Twierdzi, ¿e ma irack¹ matkê. A ojciec? Libañczyk z Batrum. Wszystko siê zgadza, tylko ¿e od dawna nie ¿yje, a w tym kraju trudno dogrzebaæ siê do faktów. Janine Lasage raz jeszcze zlustrowa³a salê. Mê¿czyzna przygl¹da³ siê jej, ale w tym nie by³o nic nadzwyczajnego. Wielu mê¿czyzn lubi³o na ni¹ patrzeæ. Zbyt czêsto by³ widziany w pobli¿u siedziby dowództwa i baz OWP ci¹gn¹³ Sami. I chocia¿ prowadzi dochodowe przedsiêbiorstwo, nie stanowi to alibi. Wielu agentów Mosadu robi to samo. Mosad dba o to, by ich przedstawicielstwa by³y dochodowe. Co zrobisz, jeli oka¿e siê ¿ydowskim agentem? Sami Asaf wzruszy³ ramionami. Przekonam OWP, ¿eby go chwilowo zostawili w spokoju. Wemiemy go pod sta³¹ obserwacjê i zobaczymy, dok¹d nas zaprowadzi. Jedna rzecz jest pewna: wszystkie dzia³ania bêd¹ kierowane z Bejrutu. Chwilowo nie wiemy, kiedy i jakie. Twoja przekarmiona mysz mo¿e okazaæ siê promykiem s³oñca. Janine Lasage umiechnê³a siê i palcami przemknê³a pieszczotliwie po ramieniu mê¿czyzny, a potem wbi³a paznokcie w jego cia³o. Powiesz mi, kiedy siê czego dowiesz? Spojrza³ na cztery lady na swej ciemnej skórze. Oczywicie, Janine odpar³ zduszonym g³osem. 142
W przeciwleg³ym koñcu sali Misza, z wyrazem b³ogiego zaspokojenia na twarzy, po³kn¹³ ostatni kawa³eczek polêdwicy z grilla w sosie bearnoise.
12 Miniony dzieñ przyniós³ Ruth Paget wielkie zadowolenie. Rano zadzwoni³ z Tel Awiwu Gideon. Nie mia³ do zakomunikowania ¿adnych sensacji. Ot, po prostu otrzyma³ przepustkê na weekend, spêdza³ go z rodzicami i têskni³ za Ruth. Dzwoni³ tylko po to, ¿eby jej powiedzieæ, ¿e j¹ kocha i zaczyna liczyæ dni do lubu. Matka ju¿ zaczyna myleæ o przygotowaniach, chocia¿ to jeszcze kilka miesiêcy. Ruth odebra³a telefon w ³ó¿ku. Le¿a³a, ciskaj¹c s³uchawkê miêdzy uchem a poduszk¹. Ws³uchiwa³a siê w tubalny g³os Gideona i powoli opada³y z niej resztki snu. Wydawa³o siê jej czym nadzwyczajnym móc spokojnie myleæ o szczegó³ach w³asnego przyjêcia weselnego. Jeszcze nie do koñca rozbudzona, powêdrowa³a mylami na moment w przesz³oæ: jej pierwszy lub i przyjêcie lubne. Ona i Duff. Co za mi³oæ, ile¿ nadziei! Piêkna para, której droga ¿yciowa wydawa³a siê jednym d³ugim pasmem szczêcia. Gideon rozmawia³ z ni¹ przez dwadziecia minut. W pewnej chwili us³ysza³a g³os jego matki, karc¹cy syna jak ma³e dziecko, ¿e rachunek telefoniczny bêdzie ogromny. Ale zaraz potem sama podesz³a do telefonu na parê s³ów i rozmawia³a przez piêtnacie minut. Matka Ruth umar³a ju¿ przed wielu laty i kiedy s³ucha³a teraz matki Gideona, polecaj¹cej jej dobrze jeæ i ciep³o siê ubieraæ w ch³odnym górskim klimacie, umiechnê³a siê i poczu³a prawie zapomniane ciep³o matczynej troski. Jak to mi³o móc znowu robiæ plany, móc myleæ o przysz³oci, która rysuje siê zupe³nie realnie, marzyæ o za³o¿eniu prawdziwej rodziny. Tego jej w³anie brakowa³o przez minione dziesiêæ lat. Ze ladem wyrzutów sumienia zda³a sobie sprawê, ¿e na jej decyzjê wyjcia za Gideona wp³ynê³o najbardziej pragnienie posiadania dziecka. Oczywicie, kocha³a go. By³ uczciwy, szczery i przystojny. By³ tak¿e inteligentny. Wiedzia³a, ¿e Gideon jest nadzwyczaj utalentowanym pilotem w najlepiej wyszkolonych si³ach powietrznych wiata. Przeznaczeniem Gideona jest zostaæ którego dnia genera³em. Doprowadz¹ go do tego talent i ambicja. Oczywicie, ¿e go kocha! Gideon bêdzie te¿ wspania³ym ojcem. Jego rodzice s¹ kochaj¹c¹ siê par¹. Jego pewnoæ siebie, zdecydowanie, celowoæ wszystkich poczynañ, wychowanie, jakie otrzyma³
Oczywicie, ¿e go kocha
143
Resztê dnia spêdzi³a w sierociñcu. Stavros wyszed³ wreszcie ze swojej skorupy, jakby dojrza³. Mia³ byæ zabrany przez nowych rodziców zastêpczych, bezdzietn¹ parê w rednim wieku z Nikozji. Ruth wybra³a ich z listy ma³¿eñstw pragn¹cych adoptowaæ sierotê wojennego. By³a bardzo ostro¿na w doborze przysz³ych opiekunów, gdy¿ ch³opiec wymaga³ zarówno dyscypliny, jak i mi³oci, jeli mia³ rozwijaæ siê normalnie. Dlatego te¿ postanowi³a, ¿e wybrana para bêdzie w ci¹gu kilku miesiêcy odwiedzaæ Stavrosa w sierociñcu, aby nawi¹za³a siê niæ wzajemnego zaufania. No i uda³o siê. Zastêpczy rodzice przyjechali, Stavros z malutk¹ walizeczk¹ podszed³ do ich samochodu, pomacha³ Ruth i wsiad³ do wozu. Rozpiera³a j¹ duma. Jej praca ocali³a ch³opca i pozwoli mu teraz wieæ normalne ¿ycie. W pewnym sensie Stavros by³ ju¿ jej ostatnim zmartwieniem. Kiedy tego wieczoru wróci³a do domu, przyrz¹dzi³a sobie koktajl i, usiad³szy na patio, poczu³a b³ogi spokój. Na kolacjê zaprosili j¹ przyjaciele, ale zadzwoni³a i przepraszaj¹c, wymówi³a siê. Wola³a zostaæ sama. Chcia³a sama cieszyæ siê swoim zadowoleniem i krystalizuj¹cymi siê planami na przysz³oæ. Gdy us³ysza³a samochód zaje¿d¿aj¹cy przed dom, a potem ciche pukanie do drzwi, poczu³a z³oæ. Prawdopodobnie który z okolicznych przyjació³ wpad³ na pogawêdkê. Ka¿dego innego dnia z miejsca zaproponowa³aby drinka i przejcie do saloniku, ale dzi zamierza³a grzecznie, lecz stanowczo wyprawiæ gocia w drogê powrotn¹. Otwieraj¹c drzwi, przybra³a odpowiedni¹ minê
i zobaczy³a przed sob¹ Mungera. Przez chwilê patrzyli na siebie w milczeniu. Przepraszam, ¿e nie zadzwoni³em, ale na mojej farmie nie mam telefonu odezwa³ siê Munger. Jeste zajêta? Nie, ale¿ nie wyb¹ka³a i zobaczy³a, ¿e Munger trzyma wi¹zankê kwiatów owiniêtych w papier. Skrêpowany podniós³ je i pokaza³ czubki czerwonych ró¿. Umiechnê³a siê. Ju¿ dawno od nikogo nie dosta³am ró¿ powiedzia³a. Odp³aci³ umiechem. Kupi³em ró¿e po raz pierwszy w ¿yciu. Chcia³bym ci podziêkowaæ. Wziê³a ró¿e i skry³a w nich twarz. Podziêkowaæ? Za co? To w³anie przyszed³em powiedzieæ. Uwiadomi³a sobie, ¿e stoj¹ w drzwiach. Odsunê³a siê na bok i zaprosi³a go do wejcia. Id na taras. Tylko w³o¿ê je do wody i przygotujê ci drinka. Najpierw poda³a Mungerowi drinka, a potem ustawi³a ró¿e w wazonie w saloniku. Raz po raz zerka³a przez okno na gocia, który siedzia³ sztywno 144
w fotelu, zapatrzony w roztaczaj¹cy siê z tarasu widok. Widzia³a jego twarz z profilu i przypomnia³a sobie dzieñ, kiedy po raz pierwszy zobaczy³a go na przyjêciu w Hongkongu. Wówczas ani twarz, ani zachowanie nie zrobi³y na niej najmniejszego wra¿enia. Z pocz¹tku. Ale nieco póniej uchwyci³a jego spojrzenie i dostrzeg³a b³ysk w niebieskich oczach. Wiele siê nie zmieni³, pomyla³a. Je¿eli ju¿, to jego twarz wydaje siê jeszcze bardziej poci¹g³a. Ale jest opalony i wygl¹da zdrowo. Wchodz¹c na patio, powiedzia³a: Najpierw ja podziêkujê. Za zdjêcia. Piêkne. Dzieciom bardzo siê podoba³y. Zby³ podziêkowanie lekkim wzruszeniem ramion. Wydawa³ siê bardzo spiêty. Upi³a ³yczek ze swojego drinka i, aby pokonaæ milczenie, opowiedzia³a mu o Stavrosie i jego przybranych rodzicach, i o tym, ¿e jest szczêliwa, i¿ wszystko tak dobrze siê skoñczy³o. Munger zada³ kilka pytañ o ch³opca i Ruth opisa³a jego historiê i jej wysi³ki, by móg³ pozbyæ siê ciê¿aru przesz³oci. W³anie zasz³o s³oñce i purpurowe pasma na horyzoncie ciemnia³y, roztapiaj¹c siê w mroku. Munger co kilka sekund obraca³ g³owê w stronê Ruth i patrzy³ jej prosto w oczy. Przez sekundê, ale z ¿arliw¹ intensywnoci¹. Gdy skoñczy³a opowieæ o Stavrosie, zapad³a kolejna cisza. By³o ju¿ zupe³nie ciemno. Widzia³a tylko zarys jego twarzy. Czu³a, ¿e co w nim wzbiera, ¿e rozsadza go jakie nieznane uczucie. Zaskoczy³o j¹ to. Wszystko, czego siê o nim dowiedzia³a, wyklucza³o nie tylko okazywanie uczuæ, ale ich posiadanie. Za co chcesz mi podziêkowaæ? spyta³a. Za ocalenie mi ¿ycia powiedzia³ cicho. Nie wiedzia³a, co ma na to odpowiedzieæ. By³a ca³kowicie zagubiona. Uda³o ci siê tak, jak ze Stavrosem. Nie wiem jak i dlaczego, ale ocali³a mnie od szaleñstwa, a w moim wypadku to równoznaczne z ocaleniem ¿ycia. Czy to nie trochê melodramatyczne? spyta³a, zbieraj¹c myli. Nie odpar³ krótko i to nie uniemo¿liwi³o jej kontynuowanie i prezentacjê racjonalnych przes³anek, jakie mia³a zamiar mu podsun¹æ. Dlaczego nie? I o czym ty w³aciwie mówisz? Tymi pytaniami usi³owa³a zyskaæ na czasie. Wsta³ i poszed³ na skraj tarasu. S³ysza³a jego ciê¿ki oddech. Rzuci³ przez ramiê: Myla³em o samobójstwie. Wreszcie s³owo, które mog³a zrozumieæ i z którym mog³a sobie poradziæ. Wsta³a, przesz³a do saloniku i zapali³a wiat³a. Spojrza³a na zegarek i powiedzia³a: 10 Reporter
145
Zostañ na kolacjê. Mam parê steków w lodówce. Wskaza³a grill. Wêgiel jest ju¿ nasypany. Rozpal, a ja przygotujê sa³atê. Wsta³ z lekkim oci¹ganiem, wygl¹da³ jakby chcia³ przeprosiæ i odejæ, ale nim zd¹¿y³ otworzyæ usta, odwróci³a siê i posz³a do kuchni. On upiek³ steki. Dla siebie przypieczony, dla niej pó³surowy. Wyjani³, ¿e po latach jedzenia le przyrz¹dzonego miêsa, wesz³o mu w zwyczaj przypalanie go na czarno. Przy tym zajêciu nieco siê odprê¿y³. Kiedy ju¿ usiedli, zaproponowa³a: Na serio porozmawiamy po jedzeniu, a teraz o niczym albo wcale. I prawie wcale nie rozmawiali, ale pojawi³o siê miêdzy nimi milcz¹ce porozumienie. Ruth przez ca³y czas by³a wiadoma jego obecnoci: sylwetki, szczup³ej twarzy i jasnych prostych w³osów. Znajdowa³a siê w jego psychicznym polu magnetycznym i ¿adna inna myl tego nie zak³óca³a. Nie zak³óca³y te¿ dochodz¹ce ich odg³osy: pohukiwanie sowy miêdzy wierkami, ciszone odleg³oci¹ wybuchy ogni sztucznych z okazji wioskowej fiesty czy przeje¿d¿aj¹ce z rzadka samochody na szosie. Oczekiwa³ czego. Czego niespodziewanego. Instynktownie przeczuwa³a, ¿e to, co jej powie po kolacji, bêdzie wstrz¹sem. Na pewno dla niego, gdy zacznie opowiadaæ. Byæ mo¿e i dla niej. Oczekiwaniu wiêc zacz¹³ towarzyszyæ lêk przed nieznanym. Jej pe³en nadziei nastrój sprzed godziny rozwia³ siê bezpowrotnie. I jeszcze co poczu³a: proste fizyczne przyci¹ganie. Bardzo j¹ to zatrwo¿y³o, bo ³¹czy³o siê z tym, czego od niej chcia³ Walter Blum i czego mu odmówi³a. Niepokój zmusi³ j¹ do podjêcia decyzji. Kiedy skoñczy³ jeæ, odezwa³a siê. Chcê, ¿eby o czym wiedzia³, nim sam zaczniesz mówiæ. I w szczegó³ach opowiedzia³a, ¿e w wieczór poprzedzaj¹cy pierwsz¹ próbê zwerbowania Mungera, Walter usi³owa³ j¹ sk³oniæ do wspó³pracy. Przyzna³a, ¿e pokaza³ jej raport profesora Nardiego i podczas kolacji w hotelu Forest Peak mówi³, ¿e wielk¹ niewiadom¹ jest aspekt seksualny urazu psychicznego Mungera. Chcia³ te¿, aby rozwi¹za³a dla niego ten problem, choæby drog¹ uwiedzenia Mungera, gdy¿ Walter nie móg³by zasn¹æ spokojnie, póki nie dowiedzia³by siê, czy Munger nadaje siê na agenta. Munger nie wydawa³ siê zdziwiony tymi rewelacjami. Wiedzia³, ¿e dla Waltera cel uwiêca rodki i ¿e nie ma granic, których by nie przekroczy³, by ten cel osi¹gn¹æ. Co za ironia losu
zacz¹³ Munger. A ty jeste bardzo
szczera. Umiechnê³a siê blado. To jeden z moich problemów. Mia³abym ³atwiejsze ¿ycie, gdybym nauczy³a siê trochê k³amaæ. Przygl¹da³ siê jej jakby z niedowierzaniem. Poczu³a falê po¿¹dania. Aby j¹ zdusiæ, spyta³a: No wiêc, jak to by³o z tym samobójstwem? 146
Wyj¹³ z kieszeni cygaretkê. Czy pozwolisz, ¿e zapalê? Skinê³a g³ow¹. Zapali³, poci¹gn¹³ parê razy i rozsiad³ siê w fotelu. Jeste psychologiem, mo¿e zrozumiesz. W ka¿dym razie wiêcej ode mnie. Opowiem ci o drêcz¹cej mnie zmorze
Pali³ cygaretkê, opowiada³, a ona s³ucha³a. Trwa³o to d³ugo, poniewa¿ nie opuszcza³ najdrobniejszych szczegó³ów, zaczynaj¹c od pierwszej nocy przed dziesiêciu laty, kiedy koszmar siê pojawi³. Opowiedzia³, jak wyjrza³ przez okno na ulicê w Bejrucie i niemal¿e widzia³ swe martwe cia³o, i jak by³ blisko urzeczywistnienia tego wytworu wyobrani. Mówi³ o wywo³aniu filmu i dostrze¿eniu czego, co kaza³o mu pracowaæ do witu nad powiêkszeniami i ¿e wreszcie osi¹gn¹³ jedno: wypchn¹³ tamte koszmarne oczy ze wiadomoci. Wys³ucha³a wszystkiego w skupieniu, a kiedy wreszcie skoñczy³, odnios³a wra¿enie, ¿e pozby³ siê jednej warstwy zmursza³ej skóry, ujawniaj¹c inn¹ twarz pod spodem twarz zdolnej do odczuwania istoty ludzkiej, a nie wizerunku robota. Dawno ju¿ opró¿ni³a kieliszek, ale wci¹¿ trzyma³a go w palcach. Teraz odstawi³a go powoli, ostro¿nie, jakby ba³a siê zak³óciæ tê chwilê. Usi³owa³a wyobraziæ sobie Mungera w hotelowym pokoju: siedzi pod oknem i usi³uje pozbyæ siê natrêtnej wizji pary oczu, zastêpuj¹c j¹ oczami z fotografii. Próbowa³a u³o¿yæ jakie zdanie, które zabrzmia³oby w miarê rozs¹dnie i adekwatnie do sytuacji. Nie mog³a. Munger chyba to wyczu³. Siêgn¹³ do kieszeni, wyj¹³ co i po³o¿y³ na stole. Fotografiê. Ruth spojrza³a na ni¹ i dozna³a szoku. W powiêkszonych ponad naturaln¹ wielkoæ swoich w³asnych oczach dostrzeg³a wspó³czucie i co wiêcej, czego siê ba³a. Munger utkwi³ wzrok w jej twarzy. Doby³a wreszcie g³osu i lekko zduszonym szeptem spyta³a: A wiêc koszmary skoñczy³y siê? Mêka siê skoñczy³a? Niezupe³nie
Wzmocni³ zaprzeczenie ruchem g³owy. Ty
zupe³nie nie wiem jak
pomog³a mi pokonaæ koszmar. Ale on nadal we mnie tkwi. Uczepi³ siê jak rakowaty guz. Czujê to. Chwilowo nie daje znaku ¿ycia. Ale jak d³ugo czaiæ siê bêdzie w ukryciu? Dlatego tu przyjecha³em
Jej obawy nabra³y realnego kszta³tu. Musisz siê cofn¹æ w czasie, Davidzie. Musisz wyjawiæ przyczynê. Potrzebujesz pomocy. Mo¿e nawet innej, ni¿ ja mogê ci udzieliæ. Chyba o tym wiesz
. Pochyli³ siê, patrz¹c niemal b³agalnym wzrokiem. B³aganie zabrzmia³o te¿ w jego g³osie: Wiem, ¿e potrzebujê pomocy. Ale wiem równie¿, ¿e tylko ty mo¿esz mi jej udzieliæ. Wiem, ¿e proszê o wiêcej, ni¿ mam prawo
147
I powiesz mi
? Tak, powiem ci, od czego zacz¹³ siê koszmar. Oddycha³ ciê¿ko. I wtedy mi pomo¿esz? Historia jest nieopisanie ohydna. I byæ mo¿e nic nie poradzisz
Mów. Postaram siê pomóc. Wyj¹³ now¹ cygaretkê i zapali³. Ruth zdawa³a sobie sprawê, ¿e wkracza na pole minowe. Jaki g³os mówi³ jej, ¿eby ucieka³a, ale inny radzi³ zaspokoiæ zawodow¹ ciekawoæ. Mów powtórzy³a. Zajê³o mu to godzinê. Mówi³ g³osem bezbarwnym, monotonnym, jak w transie czy w hipnozie. Czasami nabiera³ werwy. Wówczas opowiada³ ¿ywo. W innych chwilach gubi³ s³owa. Przez tê godzinê Ruth by³a pod presj¹ rozmaitych emocji. Raz nawet trysnê³y jej z oczu ³zy. Gdyby nie ulga, jak¹ to przynios³o, nie dotrwa³aby do koñca. Opowiedzia³ jej o ostatnim patrolu w Wietnamie. By³a to wyprawa, na jakie nie zabiera siê fotoreporterów i dziennikarzy. Nigdy. Amerykanie od dawna u¿ywali w Wietnamie Si³ Specjalnych. Oczywicie do specjalnych misji. W sk³ad jednostek specjalnych wchodzili czêsto zwykli najemnicy. Misje specjalne polega³y na wypadach do Pó³nocnego Wietnamu, Laosu czy Kambod¿y. Czasami wysy³ano jednostki specjalne na wypady karne przeciwko wioskom pomagaj¹cym Wietkongowi. Po ofensywie Tet w 1967 roku i w czasie pog³êbiaj¹cej siê dezintegracji armii po³udniowowietnamskiej zwiêkszono liczbê misji powierzanych jednostkom specjalnym. Dla amerykañskiego wywiadu w Sajgonie patrole by³y nadzwyczaj cennym ród³em informacji w coraz bardziej chaotycznej sytuacji. Ludzie wchodz¹cy w sk³ad tych jednostek nale¿eli, z takich czy innych przyczyn, do marginesu spo³ecznego. By³y oczywicie i dobre zespo³y, i dobrzy ludzie, ale ci stanowili margines. Dobrzy w praktycznym, a tak¿e i moralnym znaczeniu tego s³owa, toczyli trudn¹ i okrutn¹ wojnê, czêsto w trudnych i okrutnych warunkach, a mimo to nie przekraczali pewnych granic. Ale w miarê up³ywu czasu tych dobrych by³o coraz mniej. Wtedy, kiedy Munger udawa³ siê w teren z patrolem, przetrzebione pierwotne jednostki zosta³y uzupe³nione najemnikami z licznych krajów. Byli tam Francuzi, Belgowie, Po³udniowoafrykañczycy, Koreañczycy i Australijczycy. Czasami ludzie z plemienia Meo, którzy nienawidzili wszystkich Wietnamczyków, zarówno z Po³udnia, jak i z Pó³nocy. Patrolem Mungera dowodzi³ kapitan Si³ Specjalnych. By³ to jego siódmy rok w Wietnamie i, jak to kiedy wyjani³ Mungerowi, zabijanie sta³o siê dla niego narkotykiem. Sprawê komplikowa³ 148
fakt, ¿e by³ tak¿e autentycznym narkomanem nie móg³ ¿yæ bez heroiny. Munger zna³ go od samego pocz¹tku, od 1962 roku, kiedy m³ody oficer przyby³ ze Stanów gorliwy, pe³en idea³ów patriota. Nale¿a³ do pierwszej amerykañskiej misji wojskowej pomocy dla Po³udniowego Wietnamu. Przez pierwsze szeæ miesiêcy szkoli³ ¿o³nierzy armii po³udniowowietnamskiej, ARVN. Potem uczestniczy³ w operacjach jako doradca wojskowy na szczeblu kompanii. Po regulaminowej turze wróci³ do Stanów. Wys³ano go do bazy szkoleniowej w Fort Bragg. Nie móg³ sobie znaleæ miejsca w pokojowej codziennoci. Zg³osi³ siê na ochotnika na drug¹ turê w Wietnamie, a potem na trzeci¹ i czwart¹. Munger zna³ wielu takich jak on. Wojna atakowa³a im mózg, opanowywa³a ca³kowicie, usuwa³a wszystkie inne aspiracje ¿yciowe. Stawali siê robotami do zabijania. Nawet ich prze³o¿eni le siê czuli w ich obecnoci i rzadko ogl¹dali ich na w³asne oczy, z wyj¹tkiem czasu potrzebnego na przekazanie rozkazu lub przypiêcie kolejnego medalu. Kapitan mia³ dwadziecia osiem lat, a twarz starca. W patrolu by³o jeszcze trzech ¿o³nierzy jednostek specjalnych. Pierwszy to chudy, milcz¹cy homoseksualista ze slumsów nowojorskiego Bronksu. Jeli ju¿ siê odzywa³, to korzysta³ wy³¹cznie z przekleñstw. Pozostali dwaj pochodzili z Po³udnia, jeden bia³y, drugi czarny potê¿nie zbudowani i, niby syjamscy bracia, po³¹czeni nierozerwalnymi wiêzami nienawici. Ponadto w sk³ad patrolu wchodzili dwaj Belgowie, którzy zawsze nosili czarne okulary i opowiadali o swoich wyczynach w parunastu poprzednich wojnach; Australijczyk o pokiereszowanej bliznami twarzy nosi³ na biodrach dwa Colty M1911 i usi³owa³ mówiæ teksaskim akcentem; Francuz, którego rodzice mieli plantacjê kauczuku w pobli¿u Hue i zostali okrutnie zamordowani przez Wietkong; i wreszcie ludzie z plemienia Meo mieli byæ przewodnikami i przes³uchiwaæ jeñców. O zamierzonym patrolu Munger po raz pierwszy us³ysza³ w podrzêdnym barze przy ulicy Tu Do. Grupka ¿o³nierzy piechoty morskiej opowiada³a o swej niedawnej akcji w Delcie, o tym jak by³o ciê¿ko i jakie straty ponios³a ich jednostka. Przy s¹siednim stoliku siedzia³ kapitan Si³ Specjalnych i dwaj Belgowie. Jeden z Belgów by³ pijany i zacz¹³ dra¿niæ tych z piechoty morskiej, mówi¹c, ¿e nie maj¹ pojêcia o prawdziwej wojnie. Dosz³oby do bijatyki, gdyby nie to, ¿e marines znali kapitana i wiedzieli, do czego jest zdolny. Dopili wiêc drinki i wyszli. Munger siedzia³ na koñcu barowej lady, kapitan mrugn¹³ do niego i zaprosi³ do stolika. Wtedy w³anie Munger dowiedzia³ siê, ¿e za dwa dni kapitan ma poprowadziæ rekonesans na pó³nocny zachód od Vinh Long. Od wielu ju¿ miesiêcy Wietkong wykazywa³ w tym rejonie du¿¹ aktywnoæ i naczelne dowództwo chcia³o siê dowiedzieæ, czy to nie s¹ przygotowania do jakiej wiêkszej akcji. Takie informacje by³y na wagê z³ota. 149
Du¿o wypito przy stoliku i po jakim czasie obaj Belgowie odpadli z gry. By³o ju¿ rano, barman spa³ na ladzie, kiedy Mungerowi uda³o siê wreszcie przekonaæ kapitana, by zabra³ go ze sob¹, co oczywicie napotka na trudnoci, ale nie jest niemo¿liwe do zrealizowania. Zarówno kapitan, jak i Munger byli mistrzami w obchodzeniu zarz¹dzeñ wojskowych. Umówiono siê, ¿e Munger dotrze do Vinh Long na w³asn¹ rêkê, a na miejscu kapitan w³¹czy go do patrolu jako uczestnika. Oczywicie, Munger bêdzie musia³ odpowiednio siê ubraæ i ukryæ aparat fotograficzny. By³ jeden stanowczy warunek: kapitan zachowuje prawo pe³nej kontroli nad zrobionymi zdjêciami. Mimo ¿e by³ zupe³nie pijany, kiedy to mówi³, spojrzenie mia³ lodowate i Munger wiedzia³, ¿e lepiej z tym cz³owiekiem nie ¿artowaæ. Zgodzi³ siê ochoczo na postawiony warunek, myl¹c, ¿e jak przyjdzie co do czego, jakie wyjcie siê znajdzie. Uda³ siê wiêc z patrolem i od pierwszego dnia by³a to zwariowana podró¿ kolejk¹ górsk¹ w same g³êbiny piek³a. Zaczê³o siê od powa¿nego zajcia miêdzy cz³onkami wyprawy. Po siedmiu godzinach marszu w pokrytych gêstym lasem wzgórzach rozbito pierwszy biwak. Obaj Meo stanêli pierwsi na czatach, pozostali za podgrzewali swoje racje polowe. Jeden z Belgów zdj¹³ but, obejrza³ du¿y pêcherz na piêcie i zacz¹³ kl¹æ. Murzyn z Po³udnia zrobi³ zjadliw¹ uwagê na temat rozdelikaconych paniczyków. Belg powiedzia³ co po francusku, w³¹czaj¹c w to dwa s³owa cochon noir. By³y to jedyne dwa francuskie s³owa, które Murzyn w³anie rozumia³, tote¿ bez zw³oki zacz¹³ dusiæ Belga. Drugi Belg chwyci³ pistolet maszynowy, ale kiedy szykowa³ go do strza³u, zobaczy³ nagle przed oczami wylot lufy pistoletu kapitana. Opuci³ wiêc broñ, kapitan natomiast z wielk¹ precyzj¹ trzepn¹³ Murzyna za uchem rêkojeci¹ swego pistoletu. Porz¹dek zosta³ przywrócony. Murzyn odzyska³ przytomnoæ po dziesiêciu minutach, natomiast jego ofiara do koñca rekonesansu obnosi³a na szyi czerwone prêgi. Tego wieczoru Munger obserwowa³ kapitana i Francuza szprycuj¹cych siê heroin¹. Bia³y z Po³udnia w¹cha³ kokainê, a pozostali palili l¿ejsze narkotyki. Munger zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy ujdzie z ¿yciem. Nastêpnego dnia wdarli siê g³êbiej na teren znajduj¹cy siê pod kontrol¹ Wietkongu. Obaj Meo szli pierwsi, jako przewodnicy, reszta w rozwiniêtym szyku, jeden od drugiego co piêædziesi¹t metrów. Wszyscy byli dowiadczonymi ¿o³nierzami i, mimo nocnej ucieczki w narkotyki, potrafili posuwaæ siê cicho, zrêcznie i pewnie. Munger nieco odetchn¹³. Wieczorem drugiego dnia podczas posi³ku Munger siedzia³ obok bia³ego z Po³udnia, który interesowa³ siê fotografi¹ i zna³ reputacjê towarzysz¹cego im fotoreportera. Mówi³ powoli nawet jak na Po³udniowca wa¿y³ ka¿de s³owo i wymawia³ je ze piewnym akcentem. 150
Powiedzia³, ¿e te¿ robi zdjêcia i spyta³, czy Munger chcia³by je zobaczyæ. Munger zauwa¿y³ b³ysk w oczach rozmówcy i wiedzia³, co nast¹pi. Zdarzy³o mu siê to ju¿ wiele razy w Wietnamie i w innych miejscach. Poruszy³ ramionami w sposób znamionuj¹cy odmowê, ale ¿o³nierz ju¿ siêgn¹³ do kieszeni polowego munduru. By³o ich szeæ. Fotografie okrucieñstw wojny. Zbezczeszczone zw³oki. Umiechaj¹cy siê do obiektywu mê¿czyzna z par¹ uciêtych nóg przerzuconych przez ramiê sam korpus bez koñczyn le¿a³ u jego stóp. Rz¹dek czarno odzianych ¿o³nierzy Wietkongu z ³okciami zwi¹zanymi od ty³u spogl¹daj¹ w obiektyw, spogl¹daj¹ na mieræ. Na nastêpnym zdjêciu ich powykrêcane cia³a ju¿ le¿¹ na ziemi. Góral Meo wysypuje z torby na ziemiê ludzkie uszy, a sier¿ant Si³ Specjalnych liczy je, ¿eby wiedzieæ, jaka nale¿y siê premia. Na ostatnim zdjêciu widzia³ Wietnamczyka przywi¹zanego do drzewa, a z gard³a wystawa³a mu rêkojeæ bagnetu. Po³udniowiec patrzy³ zach³annie na Mungera, chc¹c zobaczyæ jego reakcjê, licz¹c na objawy obrzydzenia czy choæby md³oci. Podobaj¹ siê? zapyta³ zjadliwie. Munger tylko wzruszy³ ramionami. Kiedy bêdziesz nastêpnym razem fotografowa³ w cieniu, ustaw przys³onê na f4. Otrzymasz lepsz¹ g³êbiê ostroci odpar³ beznamiêtnym tonem. Kapitan spod oka przygl¹da³ siê i przys³uchiwa³ wszystkiemu. Po s³owach Mungera wybuchn¹³ miechem. Po paru sekundach zawtórowa³ mu po³udniowiec. Od tej pory nikt ju¿ nie zanudza³ Mungera swoimi fotografiami. Do czwartego dnia przeszli ponad sto piêædziesi¹t kilometrów. W zasadzkê wpad³o im szeciu Wietnamczyków nios¹cych ¿ywnoæ ry¿ i jarzyny. Munger po raz kolejny by³ zaskoczony wojskow¹ sprawnoci¹ patrolu. Przednia stra¿ Meo ostrzeg³a odpowiednio wczenie. ¯o³nierze Wietkongu posuwali siê szlakiem omijaj¹cym niewielki pagórek. S¹dzili, ¿e s¹ bezpieczni na w³asnym terenie i nie zachowywali specjalnej ostro¿noci. Kapitan wys³a³ obu po³udniowców na szlak powy¿ej miejsca, którym Wietnamczycy musieli przejæ, i wyda³ im szczegó³owe instrukcje, co maj¹ robiæ. Reszta patrolu, wraz z Mungerem, mia³a rozwin¹æ siê wachlarzem poni¿ej szlaku. ¯o³nierze Wietkongu szli gêsiego. Gdy mijali po³udniowców, krótka seria z pistoletu maszynowego ciê³a czterech pierwszych. Dwaj ostatni porzucili ³adunek i rzucili siê do ucieczki prosto w ramiona reszty patrolu. Nie mieli nawet czasu podnieæ ka³asznikowów, kiedy zostali powaleni na ziemiê i zwi¹zani. Kapitan szuka³ informacji, a wiêc potrzebni mu byli jeñcy. Munger zd¹¿y³ zrobiæ zaledwie szeæ zdjêæ, gdy¿ kapitan popêdzi³ patrol dalej w obawie, ¿e odg³os strza³ów ci¹gnie jaki wiêkszy oddzia³ Wietkongu. 151
Przez nastêpne piêæ godzin patrol posuwa³ siê szybko na wschód, by jak najszybciej oddaliæ siê od miejsca wydarzenia. Jeñcy maszerowali w ogonie z pêtlami na szyi. Wiedzieli dobrze, ¿e jeli który z nich upadnie, to bêdzie ci¹gniêty dopóty, dopóki siê nie udusi. ¯aden nawet siê nie potkn¹³. Wieczorem przes³uchiwali ich górale. Reszta patrolu obserwowa³a. Czasami kto siê rozemia³, czasami pada³a zbêdna rada. Munger siedzia³ na uboczu, rêkami obj¹³ podci¹gniête kolana i usi³owa³ niczego nie s³yszeæ. Nie chodzi³o mu o zduszone dwiêki wydawane przez torturowanych jeñców, którym zdejmowano kneble doæ rzadko po to, aby mogli odpowiedzieæ na pytania tylko o te miechy. Usi³owa³ siê wy³¹czyæ, perswaduj¹c sobie, ¿e przes³uchuj¹cy Meo nie s¹ przecie¿ ludmi, nie s¹ istotami ludzkimi w ogólnie przyjêtym znaczeniu tego okrelenia. S¹ aberracyjnym tworem ludzkoci. Tej nocy Munger nie zmru¿y³ oka. Nawet kiedy by³o ju¿ po wszystkim. Rano zrobi³ zdjêcia zmasakrowanych cia³. Bia³y po³udniowiec przygl¹da³ siê ciekawie i prosi³ o odbitki dla siebie. Po po³udniu pi¹tego dnia dotarli do wioski. Podczas nocnych tortur jeñcy wyznali, ¿e w wiosce znajduje siê niejaki Dien Phang, major wywiadu Wietkongu. Poniewa¿ jego jednostka operowa³a w pobli¿u, major móg³ od czasu do czasu odwiedzaæ w wiosce rodzinê. Mia³ ¿onê, córkê i ma³ego synka. Wioska by³a niewielka, wtulona w w¹sk¹ dolinê. Przez jej rodek p³ynê³a rzeczka. Kapitan i jeden z Belgów zrobili rozpoznanie i stwierdzili, ¿e w wiosce mieszka najwy¿ej trzydzieci osób. Nie by³o ladu obecnoci wojskowej, ¿adnych uzbrojonych mê¿czyzn, jedynie kobiety, dzieci i starcy. Tylko jeden m³ody cz³owiek. My³ siê w³anie w strumieniu. Kapitan postanowi³ nie zwlekaæ. O obecnoci patrolu w terenie nieprzyjaciel ju¿ wiedzia³ i byæ mo¿e trwa przeczesywanie okolicy. Zosta³o niewiele czasu. Meo zajêli pozycje na stoku po obu krañcach dolinki, by ostrzegaæ przed przybyciem wroga. Belgowie mieli zajæ z jednej strony, po³udniowcy z drugiej. I jedni, i drudzy przewa¿nie dzia³ali parami. Francuz i homoseksualista otrzymali zadanie podejcia od do³u rzeczki, a kapitan i Australijczyk od góry. Wszyscy przedtem zgromadzili siê wysoko na stoku nad wiosk¹ i kapitan wskaza³ ka¿demu jego drogê, a ponadto m³odego cz³owieka przy strumieniu mówi¹c, ¿e jego w³anie trzeba schwytaæ. Jeli to jest w³anie ów Dien Phang, to trzeba bêdzie zabraæ go do Sajgonu. Dowódcê patrolu czeka³ za to kolejny medal, a najemników pieniê¿na premia. Podczas prowadzonej przez kapitana odprawy Munger robi³ przez teleobiektyw zdjêcia wioski, która wydawa³a siê wyj¹tkowo spokojna, niemal idylliczna. Kilka kobiet i kilkoro dzieci pracowa³o wród warzyw na polu. Inne pra³y przy strumieniu odzie¿, uderzaj¹c ³opatkami roz³o¿one na kamieniach sztuki. Paru starców siedzia³o w cieniu grubolistnego drzewa, pal¹c 152
fajeczki na d³ugich cybuchach i gwarz¹c. Munger czu³ wzrastaj¹ce napiêcie. Wiedzia³, jaki grom spadnie za chwilê na wioskê. Zsynchronizowano zegarki i wszyscy siê rozbiegli. Natarcie mia³o nast¹piæ za piêtnacie minut. Kapitan przykucn¹³ z Australijczykiem tu¿ obok Mungera i przez lornetkê obserwowa³ wioskê. Ty zostaniesz odezwa³ siê k¹tem ust do Mungera. Munger oderwa³ oko od wizjera. Dlaczego? Na twarzy kapitana wykwit³ krzywy umiech. Dlatego, ¿e nie chcê pami¹tkowych zdjêæ. Opuci³ lornetkê i spojrza³ na Mungera ju¿ nie z umiechem, lecz z grob¹ w oczach. Zrozumia³e? Zrozumia³em. Munger wróci³ do swego wizjera. Nawet z teleobiektywem nie wychwyci wiele z tego, co mia³o siê wydarzyæ. Powiedzia³ wprawdzie kapitanowi, ¿e rozumie rozkaz, ale jest tu po to, ¿eby robiæ zdjêcia i bêdzie je robi³. Po dziesiêciu minutach kapitan i Australijczyk zeszli stokiem w dó³, aby zaj¹æ pozycjê wyjciow¹. I znowu atak odby³ siê z wojskow¹ precyzj¹. Po szeædziesiêciu sekundach ostrza³u patrol zaj¹³ wioskê. Munger podkrad³ siê na ty³y chaty z bambusa i fotografowa³ skutki natarcia. W polu widzenia mia³ osiem cia³. Trzej starcy zostali posiekani jedn¹ seri¹. Le¿eli pod swoim drzewem, koñczyny mieli nienaturalnie powykrêcane, sp³ywa³a z nich krew i wsi¹ka³a w ziemiê. Dwie kobiety le¿a³y na kamieniach nad rzeczk¹, a op³ywaj¹ca je woda nabiera³a ró¿owego zabarwienia. Dwaj ch³opcy mo¿e omioletni, mo¿e m³odsi, le¿eli na progu jednej z chat, niczym lalki poszarpane przez niegrzeczne dziecko. Stara kobieta z przygarniêtym do piersi niemowlêciem le¿a³a na plecach z odstrzelon¹ potylic¹. Dziecko p³aka³o w jej miertelnym ucisku. Pozosta³ych mieszkañców wioski, zbitych w gromadkê, pilnowali Belgowie. Na twarzach niektórych Wietnamczyków malowa³o siê przera¿enie, inni byli w szoku lub jeszcze nie zrozumieli, co siê dzieje. Munger skierowa³ aparat na cz³owieka wyci¹ganego z chaty przez Francuza i Australijczyka. Mê¿czyzna opiera³ siê i szarpa³, póki Australijczyk nie uderzy³ go kolb¹ pistoletu maszynowego w twarz. Wietnamczyk nie straci³ przytomnoci, ale krew zaczê³a sp³ywaæ z rozciêtego policzka. Z tej samej chaty wyszed³ za nim kapitan. Trzyma³ w rêku ka³asznikowa i plik papierów. Szeroko siê umiecha³. Wykrzykn¹³ do Belgów, ¿e pochwycili w³aciwego cz³owieka. Nie przerywaj¹c fotografowania, Munger odczu³ ulgê. Wraz z odniesionym sukcesem powinna objawiæ siê wielkodusznoæ i reszta mieszkañców wsi byæ mo¿e ocaleje. Tak siê jednak nie sta³o. Gdy dwaj po³udniowcy pojawili siê we wsi prowadz¹c m³odego mê¿czyznê, z grupy strze¿onych kobiet wyrwa³y siê dwie 153
i podbieg³y do zwi¹zanego jeñca: jego ¿ona i córka. Kiedy zawodzi³y i b³aga³y o litoæ i uwaga wszystkich by³a na nie skierowana, pozosta³e trzy kobiety i dziecko usi³owa³y uciec. Nie przebieg³y nawet dziesiêciu metrów, kiedy skosi³y je kule. Ch³opczyk odbieg³ nieco dalej. Munger widzia³ jak czarny po³udniowiec przykl¹k³, z³o¿y³ siê i puci³ krótk¹ seriê z pistoletu maszynowego. Pociski odrzuci³y ch³opca na kilka metrów w krzaki. Munger oniemia³. Przypomnia³ sobie odpowied, jakiej udzieli³ któremu korespondentowi w sajgoñskim barze najemnik zapytany, jak mo¿e zabijaæ dzieci: Celujê nieco ni¿ej. Niemal odruchowo Munger zrobi³ zdjêcie nó¿ek ch³opca wystaj¹cych z krzaków. Kiedy zak³ada³ now¹ rolkê, us³ysza³ znowu strza³y i przeraliwe krzyki. Pozostali mieszkañcy wsi w ci¹gu parunastu sekund zostali wybici. Ocala³a starsza kobieta i jej córka pochylone nad le¿¹cym na ziemi jeñcem. Zapad³a cisza i tylko dymek unosi³ siê nad cia³ami. Munger przesta³ myleæ, sparali¿owany groz¹, palce naciska³y mechanicznie spust migawki, rejestruj¹c przebieg wydarzeñ. Oko patrzy³o przez wizjer, ale mózg przesta³ rejestrowaæ to, co oko dostrzega³o by³ wy³¹czony. Ju¿ tego dowiadczy³ w przesz³oci. W Angoli, w Biafrze, na Borneo. I teraz tu. Jest fotoreporterem, wykonuje swój zawód, utrwala na tamie filmowej ¿ycie. I mieræ. Potem robi³ jeszcze zdjêcia sceny gwa³tu na kobiecie i jej córce. Wszyscy w tym uczestniczyli, k³óc¹c siê o miejsce w kolejce. Zwi¹zany Wietnamczyk le¿a³ na boku, pokrwawiony policzek mia³ unurzany w b³ocie, obserwowa³ wszystko szeroko otwartymi oczami. Córka mia³a oko³o piêtnastu lat, by³a piêkna i wszyscy chcieli j¹ mieæ. Australijczyk odci¹gn¹³ na bok matkê, która wkrótce zaczê³a krzyczeæ, ale córka znosi³a wszystko w milczeniu, le¿¹c na pokrwawionej ziemi. Pierwszy by³ kapitan, z racji swojej funkcji. Dziewicze krople krwi splami³y uda dziewczyny Munger widzia³ to przez teleobiektyw. I przez ca³y czas mia³a zaciniête usta. Potem przysz³a kolej na Belgów, a po nich na czarnego po³udniowca, nastêpnie bia³ego i wreszcie Francuza. Homoseksualista sta³ z boku i przygl¹da³ siê zawiedzionym wzrokiem, jak nogi dziewczyny s¹ wykrêcane, rozk³adane lub podnoszone w zale¿noci od preferencji chwilowego u¿ytkownika. Kiedy Francuz zdyszany skoñczy³, jeden z Belgów rozemia³ siê i powiedzia³ homoseksualicie, ¿e trzeba by³o zachowaæ mu ch³opca. Homoseksualista nic nie odpowiedzia³, wpatrzony w nag¹ dziewczynê le¿¹c¹ u stóp Francuza, który podci¹ga³ w³anie spodnie. Dziewczyna le¿a³a na plecach, mia³a roz³o¿one nogi, twarz ukry³a w ramionach. Jej czarne w³osy niczym rozwiniêty wachlarz spoczywa³y na ziemi. Z g³uchym pomrukiem homoseksualista odtr¹ci³ Francuza i ukl¹k³ naprzeciwko dziewczyny, siêgaj¹c po swojego cz³onka. Brutalnym ruchem obróci³ dziewczynê na brzuch 154
i wpakowa³ siê w jej odbyt. Po raz pierwszy rozpaczliwie wrzasnê³a, ale jej krzyk zgin¹³ w ha³aliwym rechocie widowni. I wówczas Munger zrobi³ ostatnie zdjêcie. Gwa³ciciel chwyci³ dziewczynê za w³osy i poci¹gn¹³, chc¹c wepchn¹æ cz³onka g³êbiej. Twarz Wietnamki wyra¿a³a nie tylko ból, ale i sto innych uczuæ. Patrzy³a prosto w obiektyw, na Mungera. W jej wzroku pojawi³ siê wyraz, który mia³ staæ siê treci¹ jego sennych koszmarów
Dziewczyna patrzy³a tak d³ugo, a¿ kapitan spojrzeniem powêdrowa³ za jej wzrokiem. Obok bambusowej chatki zobaczy³ Mungera z aparatem w rêku. Dotychczas kapitan trzyma³ luno pistolet maszynowy. Teraz natychmiast go uniós³ i puci³ seriê nad g³ow¹ Mungera, cinaj¹c bambusowe licie, które opad³y na ziemiê z szelestem. Kurwa maæ! wrzasn¹³ kapitan. Powiedzia³em ci, ¿e ¿adnych zdjêæ! Ruszy³ w stronê Mungera, który przekrêci³ siê na bok i tkwi³ bez ruchu. Tylko jego palce gor¹czkowo pracowa³y. Oddaj mi to cholerstwo! rozkaza³ kapitan, staj¹c nad Mungerem, który widzia³ wycelowan¹ w siebie lufê i wciek³y wzrok. Wiedz¹c, ¿e znajduje siê o w³os od mierci, podniós³ rêkê z aparatem. Kapitan z gronym pomrukiem wzi¹³ Nikona. Nie odk³adaj¹c broni, usi³owa³ bez powodzenia otworzyæ tylne wieko aparatu. W koñcu odda³ go Mungerowi, który ju¿ wsta³. Broñ by³a wycelowana w jego pier. Otwórz! Otworzy³. Wyjmij film! Munger wyci¹gn¹³ kasetkê. Przewietl! Munger wykona³ polecenie. Pasek filmu zwis³ obci¹¿ony rolk¹. Kapitan przeklinaj¹c chwyci³ film i cisn¹³ nim o ziemiê. Ale broni nie opuci³. Jeszcze raz siê to powtórzy, a skoñczysz jak oni
Lufa zatoczy³a kr¹g, wskazuj¹c na rozrzucone trupy. Munger obróci³ siê i odszed³, ciskaj¹c pod spocon¹ pach¹ kasetê, któr¹ przed chwil¹ wyj¹³ z aparatu i zd¹¿y³ w ostatniej chwili zast¹piæ inn¹. Za plecami us³ysza³ dwa ostatnie strza³y, oznaczaj¹ce wyzwolenie dla kobiety i jej córki.
13 Ruth zaparzy³a kawê. Zaraz po zakoñczeniu opowieci wsta³a bez s³owa i posz³a do kuchni, zme³³a ziarna i nape³ni³a maszynkê wod¹. Powoli i z trudem, 155
rêce jej siê trzês³y. Rozmyla³a, czekaj¹c na zagotowanie siê wody. Co przerazi³o j¹ bardziej: sama opowieæ czy beznamiêtny sposób, w jaki Munger relacjonowa³ przebieg wydarzeñ? Ten absolutny brak zaanga¿owania i nieokazywanie uczuæ czyni³y z niego bardziej uczestnika ni¿ obserwatora. Podczas monologu Mungera sto razy chcia³a przerwaæ, by zadaæ pal¹ce j¹ pytanie. Ale kiedy wynios³a tacê na patio i postawi³a j¹ na stole, nadal nie znalaz³a sposobu nadania pytaniu takiego kszta³tu, aby maskowa³o jej oburzenie i odrazê. Rozla³a kawê do fili¿anek, podsunê³a jedn¹ Mungerowi. Jak¿e mo¿na, maj¹c choæby db³o uczciwoci, staæ za wêg³em i robiæ zdjêcia, nie usi³uj¹c niczemu zapobiec? zapyta³a w koñcu. Wzi¹³ z cukiernicy ³y¿eczkê cukru, zamiesza³ w kawie i odpar³ spokojnie: Nie przysz³o mi to wtedy do g³owy. Ruth wybuchnê³a. Przez piêæ minut zwali³a na niego górê epitetów. Kwestionowa³a jego odwagê i mêskoæ, a nawet inteligencjê. Tylko cz³owiek niedorozwiniêty umys³owo mo¿e byæ podobnie nieczu³y owiadczy³a zjadliwie. Siedzia³ nieruchomo w fotelu, przyjmuj¹c jej tyradê ze stoickim spokojem. Gdy umilk³a, umiechn¹³ siê kpi¹co. Przez u³amek sekundy mia³a ochotê przeskoczyæ przez stó³ i rzuciæ siê na niego. Z trudem opanowa³a siê, wsta³a i oschle zaproponowa³a, by sobie poszed³. Po raz pierwszy wyczu³a pe³n¹ si³ê osobowoci Mungera. On te¿ wsta³. Jakby zastyg³, wpatruj¹c siê w ni¹ przez stó³. Pociemnia³y mu oczy. Ty idiotko! Przyszed³em tu i wszystko ci opowiedzia³em, poniewa¿ s¹dzi³em, ¿e ty jedna zrozumiesz. ¯e potrafisz bez emocji oceniæ problem. Przyjrzeæ mu siê, przeanalizowaæ. ¯e pomo¿esz. Zamiast tego traktujesz mnie jak niepos³usznego psa. Myla³em, ¿e masz zdyscyplinowany umys³, a ju¿ przy pierwszym zetkniêciu z ludzkim okrucieñstwem za³amujesz siê. Powiedzia³em ci wszystko tak, jak siê wydarzy³o. I opisa³em moje reakcje. Gdybym usi³owa³ upiêkszyæ ca³¹ historiê sentymentalizmem, to jak¿e mog³aby zrozumieæ to, co sta³o siê ze mn¹ potem? Stali tak naprzeciwko siebie. Munger swoimi s³owami trafi³ w sedno. Ruth zda³a sobie sprawê, ¿e jej pierwsza reakcja by³a nieprofesjonalna. Ot, reakcja jednej kobiety na dramat innej. Wziê³a g³êboki oddech, wskaza³a mu fotel. Oboje ponownie usiedli. Puste ju¿ fili¿anki Munger nape³ni³ kaw¹ i wróci³ do pierwotnego tematu. Czyta³a opiniê tego profesora na mój temat. Ja tak¿e j¹ czyta³em. W zasadzie wszystko siê zgadza. Skry³em siê w kokonie twardym jak najtwardszy pancerz. W ka¿dym razie tak mi siê wydawa³o. Jest jeszcze kilka rzeczy, które powinna wiedzieæ. Kiedy kto przez dziesiêæ lat wykonuje taki zawód jak 156
mój, wyrabia w sobie mechanizmy obronne. Racja, podczas tego rekonesansu widzia³em ludzi torturowanych, gwa³conych i zabijanych. Tak, by³em do g³êbi poruszony, przera¿ony, wszystko we mnie zamiera³o. Ka¿dy musia³by tak zareagowaæ z wyj¹tkiem sadystów, ale ja dziêki mojej naturze i zawodowemu dowiadczeniu potrafi³em wytworzyæ w sobie blokadê. W³¹czyæ moje mylenie na ja³owy bieg. Wcale nie próbujê siê usprawiedliwiaæ. Oczywicie, ¿e zabiliby mnie, gdybym usi³owa³ interweniowaæ. Oczywicie, ¿e mog³em siê zabawiæ w niepokalanego rycerza moje zdjêcia by ich wykoñczy³y, zatriumfowa³aby sprawiedliwoæ. Ha, ha, sprawiedliwoæ! Nie jestem rycerzem bez skazy. Nigdy nie chcia³em nim byæ. A tamtego dnia robi³em po prostu to, co zawsze: zdjêcia jednych ludzi wyrz¹dzaj¹cych krzywdê drugim. Dopiero teraz g³os mu zadr¿a³, ale Ruth nie wiedzia³a, czy z gniewu, czy ze wspó³czucia. Podczas tego rekonesansu zginê³o kilkadziesi¹t istot ludzkich. Ale dla mnie to tylko kropla w pe³nym krwi morzu. Widzia³em mieræ legionów ludzi. Niepotrzebn¹, okrutn¹ mieræ. Widzia³em tysi¹ce dzieci, z nó¿kami jak patyczki i brzuchami jak balony, umieraj¹cych z g³odu. Widzia³em jak p³onê³y oblane napalmem. Ca³e osady i wsie tak ginê³y. Widzia³em ludzi wyrzucanych ¿ywcem z helikopterów. Widzia³em ludzi cinanych jak kwiaty seriami z broni maszynowej. Widzia³em tysi¹ce szcz¹tków ludzkich rozrzuconych na obrze¿u leja po pó³tonowej bombie. Dygota³ ca³y i Ruth widzia³a, jak jego oczy wype³niaj¹ siê ³zami. Przeszed³em przez Dolinê mierci. Ca³¹ j¹ przeszed³em, biwakowa³em w niej, jad³em pokarm z jej pól, pi³em wodê z jej strumieni, spa³em pod porastaj¹cymi j¹ drzewami. To by³ mój dom, rozumiesz? £zy sp³ywa³y mu po policzkach, ledwo móg³ mówiæ. I wreszcie co pêk³o. Co przebi³o skorupê. Nie mog³em daæ sobie z tym rady. Czy ty rozumiesz, co ci chcê powiedzieæ? Zacz¹³ krzyczeæ: To mnie zmieni³o! Sta³em siê istot¹ ludzk¹ i teraz nie potrafiê sobie z tym poradziæ
S³owa jakby wygas³y, opad³ w fotelu wstrz¹sany szlochem. Ruth obesz³a stó³, uklêk³a przy nim. Objê³a go ramionami i przyci¹gnê³a jego g³owê do swojej piersi. Po chwili tak¿e z jej oczu zaczê³y skapywaæ ³zy i ³¹czyæ siê z jego ³zami. Pomyla³a o Stavrosie. Przed kilkoma godzinami wyprawi³a ch³opca w nowe ¿ycie. Cz³owiek, którego tuli³a, by³ na swój sposób m³odszy od Stavrosa. Munger by³ dzieckiem, które wreszcie przysz³o na wiat i nie potrafi³o stawiæ mu czo³a, a nie mog³o te¿ zapomnieæ o czarnej otch³ani, w której by³o poczête.
157
Po kilku minutach nieco siê uspokoi³. Ruth wróci³a na swój fotel. Munger wstydzi³ siê teraz chwilowego za³amania i nie mia³ odwagi spojrzeæ jej w oczy. A tymczasem w³anie w jej oczach sta³ siê teraz zupe³nie innym cz³owiekiem. Zawodowe dowiadczenie uwiadomi³o jej, jak wielki wysi³ek uczyni³, by siê otworzyæ i podzieliæ z ni¹ nêkaj¹cym go koszmarem. A te ³zy wiadczy³y zarówno o uldze, jak i ¿alu. Jedno by³o pewne: przesta³ byæ sam, ³¹czy³a ich nierozerwalna niæ. A to oznacza³o, ¿e od tej chwili Ruth ponosi³a za niego czêæ odpowiedzialnoci. By³a katalizatorem. By³a chirurgiem, który przeprowadza³ operacjê na mózgu pacjenta. Operacji nie mo¿na przerwaæ w po³owie. Opowiedz mi, co dalej
poprosi³a cicho. Po zaczerpniêciu oddechu dokoñczy³ opowieæ. Powróci³ do Sajgonu po po³udniu. Natychmiast wywo³a³ film i zrobi³ powiêkszenia 12x25. Przypi¹³ je do ciany i skierowa³ na nie reflektorek, raz jeszcze wch³aniaj¹c tamten koszmar. Z pocz¹tku zastanawia³ siê, która gazeta lub periodyk najlepiej wykorzysta ten materia³. Nale¿a³o postêpowaæ ostro¿nie, gdy¿ z chwil¹ publikacji grozi³o mu podwójne niebezpieczeñstwo. Po pierwsze ze strony kapitana, a nastêpnie naczelnego dowództwa, które chcia³oby poznaæ wszystkie szczegó³y i dowiedzieæ siê, w jaki sposób Munger wkrêci³ siê na zakazan¹ dla prasy wyprawê. Istnia³o niebezpieczeñstwo cofniêcia mu akredytacji, co oznacza³o permanentny zakaz pracy w Wietnamie. Zdjêcia nale¿a³o wiêc opublikowaæ tak, by tylko twarze ofiar by³y widoczne. Przygl¹da³ siê uwa¿nie odbitkom, szukaj¹c najlepszego sposobu wykadrowania. Przy ostatnim ujêciu nie mia³ problemu: zbli¿enie twarzy dziewczyny gwa³conej przez homoseksualistê. U szczytu zdjêcia widaæ by³o d³oñ przyci¹gaj¹c¹ g³owê za w³osy. Munger uzna³, ¿e to jest najbardziej dramatyczny obraz, jaki w ca³ej karierze fotoreportera uda³o mu siê utrwaliæ na kliszy. Wpatrzy³ siê w oczy dziewczyny i dozna³ wstrz¹su: po raz pierwszy jego wiadomoæ zarejestrowa³a przekaz myli ofiary. Usi³owa³ racjonalizowaæ doznanie: to tylko kawa³ek chemicznie nasyconego kartonu. Monochromiczna fotografia. Ból, ostateczna rozpacz i pogarda s¹ wy³¹cznie rezultatem gry cieni i wiat³a. Cofn¹³ siê o parê kroków, znowu podszed³. Oczy wypala³y mu w g³owie swój wyrok. Zszed³ do hotelowego baru. Na drinka, by siê uspokoiæ. Jeszcze nie dramatyzowa³. Gdy po pó³nocy wróci³ nieco pijany, reflektor nadal siê pali³, gdy¿ zapomnia³ go wy³¹czyæ. Po otwarciu drzwi ujrza³ tylko te oczy. Mimo ¿e sta³ z boku, oczy wci¹¿ na niego patrzy³y. Przeszed³ na drug¹ stronê, ich spojrzenie powêdrowa³o za nim. Poszed³ do ³azienki i, mimo zamkniêtych drzwi, czu³ je na plecach, czu³ je w sobie. Wróci³ do sypialni i zgasi³ reflektorek. Potem siê po³o¿y³. Szybko zasn¹³. I we nie prze¿y³ po raz pierwszy ów koszmar. Doznanie to wstrz¹snê³o nim, gdy¿ do tej pory prawie nigdy nic mu siê nie ni³o. Mimo wszystkich 158
prze¿yæ, spa³ zawsze dobrze, co by³o dowodem gruboci skorupy, w jakiej siê zatrzasn¹³. Tej nocy koszmar powróci³ trzykrotnie. Za ka¿dym razem Munger budzi³ siê spocony. Gdy po raz trzeci pojawi³a siê zmora, wsta³ i poszed³ do nocnego baru, tam pi³ do witu. Mo¿e w ci¹gu dnia oczy przestan¹ go drêczyæ? Wróci³ do hotelu i zjad³ obfite niadanie. Poszed³ do pokoju, zdj¹³ powiêkszenia ze ciany, zapakowa³ do pud³a, a pud³o wsadzi³ do szuflady. W czasie tych czynnoci odwraca³ g³owê, by nie napotkaæ spojrzenia dziewczyny. Chcia³o mu siê spaæ, ale nie móg³ zasn¹æ. Postanowi³ stawiæ czo³o problemowi. Wyj¹³ z pud³a tê jedn¹ fotografiê i ponownie powiesi³ na cianie. Skierowa³ na ni¹ zapalony reflektorek i przysun¹³ sobie krzes³o. Siedzia³ na nim przez godzinê, wpatruj¹c siê w oczy. Ten sam przekaz: straszliwe oskar¿enie. Oczy reprezentowa³y gwa³con¹ ludzkoæ. A on, adresat spojrzenia, by³ uosobieniem obojêtnoci wiata. Czu³ siê bardziej winny ni¿ homoseksualista-gwa³ciciel. Sztylet przebi³ skorupê. Spali³ fotografiê oczu, spali³ pozosta³e zdjêcia i wszystkie negatywy. Daremna, bezowocna próba usuniêcia wypalonego w mózgu spojrzenia dziewczyny. Po drugiej daremnej próbie w ³ó¿ku z Janine Lasage odlecia³ do Hongkongu. Tam odda³ na aukcjê aparat i resztê sprzêtu. Potem opuci³ Azjê. Zmiana scenerii nie pomog³a. Wyjecha³ do Afryki Po³udniowej, gdzie pracowa³ w paru fabrykach oraz jako kierowca ciê¿arówki. Pieniêdzy nie potrzebowa³. Przedtem uda³o mu siê du¿o zaoszczêdziæ i dobrze zainwestowaæ. Pracowa³, bo nie chcia³ siedzieæ bezczynnie. Próbowa³ wieæ normalne ¿ycie. Chwilami mia³ wra¿enie, ¿e ma szansê, ale wtedy koszmar nagle powraca³, a wraz z nim poczucie winy. Wina ros³a, warstwami nak³ada³a siê na siebie, oblepia³a go skorup¹, zaczê³a obejmowaæ wszystkie okropieñstwa, jakie kiedykolwiek widzia³. Dlaczego od razu nie poszuka³e pomocy medycznej? spyta³a Ruth. Chyba zdawa³e sobie sprawê, ¿e tylko psychiatra mo¿e ciê z tego wydobyæ. Pokrêci³ g³ow¹. Pomyla³em, ¿e jeli ktokolwiek zacznie szperaæ mi w mózgu, to oszalejê do reszty. Wiedzia³em, ¿e tkwi¹ jeszcze we mnie resztki normalnoci. Na nich chcia³em bazowaæ i budowaæ nowe ¿ycie. Wierzy³em, ¿e uda mi siê odpokutowaæ winê. Zacz¹³em myleæ o uczestnikach tego patrolu
O, w³anie! Co z nimi? Na pewno umknêli sprawiedliwoci. Zaprzeczy³ ruchem g³owy. Nie umknêli. Zabi³em ich. Co?! 159
Otar³ pot z czo³a. Wieczór by³ ch³odny, ale wysi³ek opowiedzenia wszystkiego by³ tak ogromny, ¿e mia³ zroszon¹ potem twarz. Tak, Ruth. Zabi³em ich. Im wiêcej o tym myla³em, tym bardziej umacnia³em siê w przekonaniu, ¿e jest to najpewniejszy sposób pozbycia siê zmory tych oczu. Ruth by³a og³uszona tym wyznaniem. Cichym g³osem spyta³a: Zabi³e ich wszystkich? Nie. Trzej ju¿ nie ¿yli. Minê³y dwa lata od tamtego rekonesansu. Dwóch zginê³o podczas akcji, trzeci w barowej bójce. Jak i gdzie ich zabi³e? Machn¹³ rêk¹. To niewa¿ne. Wytropienie ich zajê³o mi dwa lata. Opucili Wietnam, kiedy sta³o siê jasne, ¿e Wietkong zwyciê¿a. Musia³em szukaæ w Europie, w Stanach i w Panamie. Ale wszystkich odnalaz³em i umierali, wiedz¹c dlaczego. Bardzo dziwne: przez te dwa lata mia³em w ¿yciu cel, a ¿ycie zyska³o sens. I obnosi³em w sercu nadziejê, ¿e kiedy wykonam wyrok, odnajdê siebie. Oczywicie, tak siê nie sta³o. Osiedli³em siê na Cyprze i w pewnym sensie osi¹gn¹³em namiastkê wewnêtrznego spokoju. Zacz¹³em nawet wieæ jakie takie ¿ycie. Ale wdar³ siê w nie Walter Blum i doszczêtnie rozwali³ mój obronny mur. Rozemia³ siê gorzko. Na swój niezwyk³y sposób ofiarowa³ mi szansê. Ty te¿. Teraz wszystko jest jako tako pod kontrol¹. I mam wytkniêty cel. To ju¿ co. Ruth posz³a do kuchni zaparzyæ kawy. By³a prawie pó³noc, ale nie czu³a sennoci. Wys³uchiwa³a zwierzeñ mê¿czyzny, który po raz pierwszy w ¿yciu przed kim siê otworzy³. Zapamiêta to dowiadczenie do koñca ¿ycia. Przera¿aj¹ce, ale i ekscytuj¹ce. Wróci³a z kaw¹ na patio, rozla³a j¹ do fili¿anek i spyta³a: I co teraz? Powiedzia³e, ¿e tylko ja mogê ci pomóc. Upi³ kilka ³yków i umiechn¹³ siê. By³ to jego pierwszy naturalny umiech. Zmy³ ca³e napiêcie z jego twarzy i od razu zmieni³ atmosferê. Mo¿esz mi pomóc, Ruth, robi¹c to, o co ciê prosi³ Walter. W pierwszej chwili nie zrozumia³a i tylko niemo patrzy³a. Gdy pojê³a, wybuchnê³a miechem. Mam ciê uwieæ? Umiechn¹³ siê znowu. Uwieæ, to nieodpowiednie s³owo. Muszê odzyskaæ moj¹ mêskoæ. Co mi mówi, ¿e tylko ty mo¿esz mi j¹ zwróciæ. Zupe³nie zaskoczona, krêci³a tylko g³ow¹. Chcia³a co odpowiedzieæ, ale j¹ powstrzyma³ gestem d³oni. Poczekaj. Pos³uchaj. W minionych miesi¹cach próbowa³em kilka razy
Ilekroæ jestem z kobiet¹, ilekroæ siê do niej zbli¿am, widzê tamte oczy, czujê siê winny. I koniec. Ty pomog³a mi uwolniæ siê od nocnej zmory. Mo¿e, po 160
prostu
mo¿e, pomo¿esz mi pokonaæ niemoc
Wiem, ¿e nie mam prawa ciê o to prosiæ, ale pomyla³em, ¿e jeli uda mi siê raz, to ju¿ wystarczy
jest to dla mnie bardzo wa¿ne. Wiem, ¿e to tylko blokada psychiczna. Jeli j¹ zniszczê, wszystko bêdzie w porz¹dku
Czu³a, ¿e zaraz dostanie ataku histerii. Wsta³a i odesz³a kilka kroków. Patrzy³a na ciemny ogród i usi³owa³a uporz¹dkowaæ myli. Us³ysza³a odsuwanie fotela, jego kroki, jego obecnoæ za plecami, jego oddech na karku, a potem poczu³a jego wargi. Pr¹d przebieg³ jej przez cia³o. Na chwilê wstrzyma³a oddech. Przestañ, Dave! Obróci³a siê ku niemu i powiedzia³a o Gideonie. O postanowieniu wyjcia za niego. O tym, ¿e Duff i Gideon byli jedynymi mê¿czyznami w jej ¿yciu. Powiedzia³a, ¿e jest jej bardzo przykro, ale nie mo¿e mu pomóc. Cofn¹³ siê, skin¹³ g³ow¹, ¿e rozumie. Przeprosi³, mówi¹c, ¿e nic nie wiedzia³, nie zdawa³ sobie sprawy. Wrócili do stolika, usiedli i zapadli w krêpuj¹ce milczenie. Idiotyczna sytuacja. Wdar³ siê w jej ¿ycie, zburzy³ uporz¹dkowane i posegregowane uczucia, zniszczy³ równowagê psychiczn¹, a ona czuje siê odpowiedzialna! Zaczê³a walczyæ ze sob¹. Czy on ¿¹da zbyt wiele? Oczywicie, ¿e tak! Z drugiej strony chodzi³o o tak ma³¹ rzecz, która mo¿e odmieniæ jego ¿ycie. Mo¿e podejæ do sprawy klinicznie? Potraktowaæ to jako metodê terapii psychicznej? Przecie¿ ma do czynienia z chorym psychicznie cz³owiekiem. Zerknê³a na ci¹gniêt¹ smutkiem twarz i poczu³a przyp³yw litoci. Siêga³ w³anie po fili¿ankê. Wyci¹gnê³a rêkê i dotknê³a jego d³oni. Rozumia³a to jako gest wspó³czucia. Obróci³ szybko d³oñ i pochwyci³ jej palce, splót³ ze swoimi. Jego by³y ciemne, opalone, zaciniête na skalnym zrêbie, pod którym by³a przepaæ. Us³ysza³a wypowiadane przez siebie s³owa, jakby p³ynê³y z innych ust: Spróbujê, ale tylko ten jeden raz. I pod warunkiem, ¿e bêdzie postêpowa³ z ni¹ ostro¿nie, bo w sprawach seksu brak jej pewnoci siebie. Nie puszczaj¹c jej d³oni wsta³, obszed³ stó³, uniós³ j¹ z fotela i zacz¹³ ca³owaæ. I znowu poczu³a pora¿aj¹cy j¹ pr¹d. W milczeniu wprowadzi³ j¹ do domu, do sypialni, powoli i z delikatnoci¹ rozebra³ i u³o¿y³ na ³ó¿ku, potem rozebra³ siê sam i zacz¹³ j¹ pieciæ d³oñmi i wargami. Z pocz¹tku by³a pasywna. Po paru minutach ju¿ zupe³nie inna kobieta zaczê³a reagowaæ, jej cia³o wygiê³o siê w ³uk, usta zaczê³y wydawaæ pojêkiwania rozkoszy. Zapomnia³a o Duffie i Gideonie Galili. Zapomnia³a, kim jest. Kiedy w ni¹ wnikn¹³, przyjê³a go ju¿ inna kobieta, dla której stanowi³o to prawdziw¹ premierê mi³oci. Straci³a poczucie czasu. Pierwszy orgazm nast¹pi³ po kilku sekundach
a mo¿e minutach, godzinie? Drugi i trzeci przysz³y z bezczasowej przestrzeni. A mo¿e by³o ich wiêcej, ale jej cia³o i psychika wtopi³y siê w siebie 11 Reporter
161
nawzajem i przenosi³y j¹ od wiadomoci przez fantazjê do snu i od snu do wiadomoci
Gdy siê obudzi³a, by³a sama. Le¿a³a jeszcze d³ugo, ws³uchana w poranny wiergot ptaków w ogrodzie, usi³uj¹c oddzieliæ fantazjê od rzeczywistoci. Wreszcie wsta³a, w³o¿y³a szlafrok i wysz³a do saloniku. Przez okno zobaczy³a go w tym samym fotelu przy stole i przez krótk¹ chwilê myla³a, ¿e stamt¹d nie odchodzi³, ¿e wszystko by³o tworem wyobrani. Czu³a jednak s³odkie zmêczenie. To nie by³ sen. Wysz³a na zalane s³oñcem patio. Munger podniós³ g³owê, zobaczy³ j¹ i lekko siê umiechn¹³. Usiad³a naprzeciwko niego. Ptaki piewa³y niemal nad g³ow¹, ukryte w ga³êziach wierków. Wola³aby, ¿eby zamilk³y. Nie uda³o siê? spyta³a. Pokrêci³ g³ow¹. Bardzo mi przykro
Ja nie
Przerwa³: Nic nie mów! Proszê ciê, Ruth! Koszmar nie odszed³, ale by³o cudownie. W ¿yciu nie widzia³em nic równie piêknego, jak twoja twarz ubieg³ej nocy. Nigdy jej nie zapomnê. Szuka³a s³ów. Ja ju¿ sama nie wiem
Mo¿e gdybym mia³a wiêksze dowiadczenie
Umiecha³ siê. By³o wspaniale. Niepotrzebne ci wiêksze dowiadczenie. Wzruszy³ ramionami. No có¿, bêdê musia³ siê z tym pogodziæ. Dziêkujê, ¿e zrobi³a wszystko, co mo¿na
Nerwowo zwija³a palcami d³ugie w³osy. Nic mi nie zawdziêczasz
Nie masz wobec mnie ¿adnego d³ugu. Szkoda
By³a zdesperowana i zagubiona: jak¿e to mo¿liwe, ¿e nie dzieli³ z ni¹ jej ekstazy? To niesprawiedliwe. B³yskawicznie podjê³a decyzjê. Kiedy wracasz? spyta³a. To znaczy do Bejrutu. Za parê tygodni. Podejmiemy jeszcze jedn¹ próbê
Poprzez stolik ucisn¹³ jej d³oñ. Dziêkujê, ale chyba ju¿ nie. I tak zrobi³a dla mnie wiêcej, ni¿ na to zas³ugujê. Wychodzisz za m¹¿. O tym musisz myleæ. Ju¿ myla³am. Nie dochowa³am wiernoci Gideonowi. Co siê sta³o, to siê nie odstanie. Mo¿emy raz jeszcze spróbowaæ co z tego wszystkiego uratowaæ. Nowa myl przebieg³a jej przez g³owê i szybko na ni¹ zareagowa³a: Tylko nie s¹d, na mi³oæ bosk¹, ¿e motywuje mnie po¿¹danie, chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e nigdy w ¿yciu nie mia³am podobnie
intensywnego prze¿ycia. 162
Z umiechem pokrêci³ g³ow¹. Jeste zbyt uczciw¹ kobiet¹, aby to kontynuowaæ
Mo¿e w³anie wymaga tego zawodowa uczciwoæ. Pos³uchaj, przysz³a mi do g³owy myl: moi przyjaciele maj¹ letni domek przy pla¿y w Polis, na zachodnim wybrze¿u, zupe³nie odizolowany, z dala od zgie³ku. Pojedmy tam na kilka dni
Nie pieszmy siê. Odprê¿ysz siê i mo¿e siê uda. Czujê siê jak pacjent u lekarza. Bo nim jeste. Pomyl o tym tak: z³ama³e nogê i le ci j¹ z³o¿ono. Przez wiele lat kula³e. Teraz trzeba nogê ponownie z³amaæ i powtórnie z³o¿yæ. To mo¿e byæ bolesne. Obserwuj¹c go pilnie, zauwa¿y³a, ¿e zadrga³y mu k¹ciki ust. Bêdziesz mia³a na sobie lekarski kitel? Nic bêdê mia³a na sobie niczego. I pojechali do Polis. W¹skimi i krêtymi drogami, przez wioski i pola, dotarli do nabrze¿nej szosy skrêcaj¹cej na zachód. Napotykali coraz mniej samochodów i ludzi, gdy¿ okolica nie by³a jeszcze rozwiniêta turystycznie. Tylko winnice, lasy i poszarpany skalisty brzeg. Na lunch zatrzymali siê w tawernie w Stroumbi, usiedli przy stoliku na zewn¹trz, wypili zbyt wiele wina, rozmawiali o niczym i trochê siê pomiali. Czeka³a ich jeszcze godzina drogi do Polis. W wiejskim sklepiku kupili trochê zapasów ¿ywnoci i ruszyli na pó³noc przez lasy, a¿ dotarli na cypel i nad zatokê, o której legenda g³osi³a, ¿e by³a miejscem narodzin Afrodyty. Domek przyjació³ znajdowa³ siê w nastêpnej malutkiej zatoczce. Munger prowadzi³ bardzo ostro¿nie, jechali ma³o przeje¿d¿onym traktem. Letniskowy domek sta³ prawie nad samym morzem, os³oniêty od niego pó³kolem znieruchomia³ych w s³oñcu topoli. Ledwo Munger zatrzyma³ samochód, Ruth wyskoczy³a, wszystko z siebie zdjê³a i nago wbieg³a do wody. Munger zaniós³ rzeczy na werandê i do³¹czy³ do Ruth. Po pó³godzinie le¿eli na malutkiej pla¿y, susz¹c siê w popo³udniowym s³oñcu. Munger myla³, ¿e jest to najbardziej ciche i spokojne miejsce ze wszystkich, które zna. Ruth pomyla³a, ¿e musi postêpowaæ z rozwag¹. Na pewno bêdzie spiêty, skrêpowany, w nieustannym lêku przed pora¿k¹
Munger wspar³ siê na ³okciu i zacz¹³ przygl¹daæ siê Ruth. Palcem dotkn¹³ kropli wody, która umknê³a s³oñcu. Tu¿ poni¿ej lewej piersi. Widzia³, ¿e tê¿eje jej sutka. Wczoraj by³o zbyt ciemno szepn¹³. Chcê na ciebie patrzeæ. Muszê widzieæ twoj¹ twarz. Chcia³a co odpowiedzieæ, ale po³o¿y³ palec na jej ustach. Zacz¹³ ca³owaæ jej sutki, d³oni¹ pieci³ brzuch. Obla³ j¹ ¿ar i poczu³a wilgoæ miêdzy 163
udami. Wróci³a pamiêæ doznañ mi³osnych poprzedniej nocy i pragnienie ich ponownego prze¿ycia. By³a w rozterce: oddaæ siê rozkoszy bez mylenia o czymkolwiek czy dyktowaæ w³asny scenariusz tej mi³osnej terapii. Le¿a³ teraz na niej, przygniata³ j¹ swym ciê¿arem, wdar³ siê w ni¹ jednym potê¿nym pchniêciem, a wtedy objê³a d³oñmi poladki mê¿czyzny wciskaj¹c je z ca³ych si³ jeszcze g³êbiej, wydaj¹c jêk
Szczêcia? Triumfu? Jak przez mg³ê s³ysza³a jego g³os powtarzaj¹cy bez koñca, ¿e j¹ kocha. Zostali w Polis przez dziesiêæ dni. P³ywali, le¿eli na piasku i kochali siê. Gotowali sobie posi³ki, spacerowali po wzgórzach i kochali siê. Wieczorami tañczyli na werandzie przy muzyce ze starego bateryjnego adaptera, miali siê i kochali. Dopiero czwartej nocy, kiedy w ciemnociach le¿a³a w jego ramionach, powtórzy³a s³owa, które wyszeptywa³ do niej na pla¿y. Kocham ciê. Wiem. I mamy problem. My nie mamy. Niestety, ma go Gideon. Odsun¹³ siê, zapali³ wiat³o i usiad³ na ³ó¿ku. Le¿a³a, spogl¹daj¹c na niego. Lekarze nie powinni zakochiwaæ siê w pacjentach owiadczy³ z udawan¹ surowoci¹. Wiem. Ale ja nigdy nie sk³ada³am przysiêgi Hipokratesa. No wiêc co z Gideonem? Ju¿ go nie kochasz? Zmarszczy³a brwi, zastanawiaj¹c siê nad odpowiedzi¹. Kocham. I powiem mu to. Powiem, ¿e kocham go tak, jak kocha³ mnie Duff, a to za ma³o. Nie wyjdziesz za niego? Wyjdê za ciebie. I chcê mieæ dzieci. Patrzy³a mu w oczy, oczekuj¹c reakcji. Nie dostrzeg³a ¿adnej. Nie odpowiada ci to? Umiechn¹³ siê. Po prostu nie wierzy³em w³asnym uszom. Powtórzy³em to sobie w mylach i dopiero wtedy uwierzy³em. Kiedy? Kiedy za ciebie wyjdê, czy kiedy bêd¹ dzieci? Jedno i drugie. Usiad³a. Zaparzmy sobie kawy i zacznijmy planowaæ. Zobaczy³a, ¿e zerka na zegarek. Wiem, ¿e jest póno, ale nie zasnê ani nie bêdê siê z tob¹ kochaæ, póki wszystkiego nie ustalimy.
164
Wstali, a potem siedzieli na werandzie, snuj¹c plany na przysz³oæ. Pierwsz¹ myl¹ Mungera by³o pojechaæ prosto do Limassol i powiedzieæ Walterowi, ¿e Daktyl Niebieski przechodzi na emeryturê, ale potem oboje doszli do wniosku, ¿e to mog³oby obróciæ siê przeciwko nim. Odrodzenie Mungera, jego powrót do wiata mia³y swój cel. Ów cel by³ instrumentem odrodzenia. Ruth by³a akuszerk¹, która daj¹c noworodkowi klapsa w poladki sprowokowa³a pierwszy krzyk. Ów cel musia³ pozostaæ podstaw¹ ich wspólnego ¿ycia. Munger ostrzeg³ j¹, ¿e to mo¿e potrwaæ parê lat. Jeli operacje sabota¿owe Waltera we Francji zawiod¹, Munger bêdzie potrzebny w Iraku. Ruth nie przeszkadza³o czekanie. Ani gro¿¹ce niebezpieczeñstwo. Mia³a przedziwn¹ pewnoæ ich wspólnego przeznaczenia. Ile¿ przeszli, aby móc rozpocz¹æ wspóln¹ wêdrówkê. Pobior¹ siê po zakoñczeniu misji. Po raz pierwszy w ¿yciu by³a czego absolutnie pewna. Odkryta mi³oæ pozwoli³a dostrzec resztê ¿ycia we w³aciwej perspektywie. Równie¿ we w³aciwej perspektywie widzia³a teraz swój stosunek do Duffa i Gideona. Nie wiedzia³a przedtem, ¿e mi³oæ mo¿na prze¿ywaæ na wielu p³aszczyznach. Prawdopodobnie wiêkszoæ ludzi nie wiedzia³a, ¿e kochaæ mo¿na tak intensywnie, jak ona tego dowiadcza³a teraz. W¹tpi³a, czy podobne prze¿ycie jest mo¿liwe w m³odszym wieku. Przecie¿ to w³anie przesz³oæ i osobiste prze¿ycia stworzy³y warunki do powstania takiego uczucia. Czu³a wdziêcznoæ wobec losu. Nie mia³a teraz najmniejszych w¹tpliwoci, nie odczuwa³a niepewnoci. Odkry³a znaczenie mi³oci uczucia wynikaj¹cego z po³¹czenia wielkiej namiêtnoci ze wspó³czuciem, w³asnej potrzeby z wdziêcznoci¹. Przez chwilê k¹pa³a siê w aurze tego objawienia, ale horyzont szybko siê zachmurzy³, gdy¿ nap³ynê³y nowe myli. No tak, gdy Munger wróci do Bejrutu, ona bêdzie musia³a polecieæ do Izraela i wyt³umaczyæ wszystko Gideonowi. Zobaczy³ niepokój na jej twarzy. On to le przyjmie powiedzia³. Wiem to dobrze. Wiem, jak ja bym zareagowa³. Zrobi³bym wszystko, aby ciê zatrzymaæ. Masz racjê, ale có¿ mogê na to poradziæ. Gideon jest silny, da sobie radê. Usi³owa³a siê umiechn¹æ. Dzi nie chcê byæ smutna. Poczekajmy do witu i pójdziemy do morza. Po p³ywaniu bêdziemy siê kochaæ w tym samym miejscu, co za pierwszym razem. Przecie¿ z tym dzieckiem nie musimy wcale czekaæ. Nie przeszkadza mi status samotnej matki, skoro ma byæ tymczasowy.
165
166
Ksiêga czwarta
167
168
14 By³a to jedna z niewielu sytuacji w ¿yciu Waltera Bluma, kiedy okazywa³
odrobinê pokory. Siedzia³ w poczekalni gabinetu premiera w Jerozolimie i nie tylko brakowa³o mu zwyk³ej pewnoci siebie, ale odczuwa³ nawet lekki lêk. Za parê minut po raz pierwszy mia³ spotkaæ premiera pañstwa, cz³owieka, którego podziwia³ i który go wprost fascynowa³. Przed paroma minutami do gabinetu wszed³ ju¿ genera³ Hofti i Walter w ka¿dej chwili spodziewa³ siê wezwania. Aby opanowaæ nerwowoæ, postanowi³ siê czym zaj¹æ i otworzy³ akta z raportem przygotowanym ubieg³ego wieczoru wspólnie z genera³em Hoftim. Orygina³ raportu zabra³ Hofti i premier najprawdopodobniej w tej chwili siê z nim zapoznawa³. Strona nr 1 z 3 IRACKI PROGRAM NUKLEARNY Raport nr 43A (Urz¹d Premiera) 3 maja 1981 Dla: premier Od: genera³ Izaak Hofti ród³o: Mosad Liczba kopii: zero
AKTUALNA SYTUACJA: Mimo wszelkich wysi³ków, zarówno dyplomatycznych (via Min. Spr. Zagr.), jak i tajnych (Mosad), oba reaktory, zakontraktowane przez Irak we Francji, zosta³y dostarczone i s¹ obecnie instalowane w nuklearnych zak³adach dowiadczalnych w EI-Tuwaitha pod Bagdadem. Raporty 28A (Urz. Pr.) z dnia 18 lipca 1980 oraz 31A (Urz. Pr.) z dnia 12 wrzenia 1980 wymienia³y szczegó³owo wysi³ki i akcje Mosadu, zw³aszcza siatki DAKTYL, maj¹ce na celu sabotowanie irackiego programu nuklearnego.
169
Rezultatem tych dzia³añ by³o opónienie realizacji programu o 12 do 14 miesiêcy. Wraz z reaktorami na miejscu ich monta¿u przebywa 265 francuskich atomistów i techników nuklearnych. Strona nr 2 z 3 Oceniamy, ¿e g³ówny reaktor o mocy 70 MW ruszy miêdzy czerwcem a wrzeniem bie¿¹cego roku. W raporcie 41A z 11 lutego 1981 roku przedstawilimy liczne opcje. W tym samym czasie Urz¹d Premiera wyda³ polecenie dokonania uzupe³niaj¹cej analizy irackiej zdolnoci wyprodukowania broni nuklearnej na bazie odzysku materia³ów rozszczepialnych i dostarczanych przez Francjê reaktorów. Raport 42A z 2 marca 1981 roku stwierdza, ¿e Irak jest nie tylko zdolny wyprodukowaæ broñ nuklearn¹ na bazie dostarczanych reaktorów, ale ¿e podstawowym celem re¿imu Husajna jest tak¹ broñ posi¹æ, zw³aszcza w obliczu konfliktu z Iranem. Obecnie pozostaj¹ otwarte dwie opcje (w wypadku, gdyby zosta³a podjêta decyzja zniszczenia obu reaktorów). a) uderzenie z powietrza (nalot bombowy). b) uderzenie z ziemi (akcja komandosów). Po konsultacjach z wywiadem wojskowym zalecamy opcjê a) jako ³atwiejsz¹ do zrealizowania. Strona nr 3 z 3 Akcja powinna byæ przeprowadzona oczywicie przed uruchomieniem reaktora. EI-Tuwaitha znajduje siê osiemnacie kilometrów od centrum Bagdadu i dominuj¹ce w tym rejonie wiatry bez w¹tpienia spowodowa³yby zniesienie radioaktywnej chmury nad miasto. WNIOSEK KOÑCOWY: Decyzja ewentualnego zniszczenia reaktorów jest decyzj¹ polityczn¹. Niemniej nasz wydzia³ badañ i analiz przygotowa³ opiniê, która mo¿e mieæ na ni¹ wp³yw. W skrócie: w wypadku przeprowadzenia akcji i zniszczenia reaktorów Izrael stanie przed fal¹ krytyki i potêpienia ca³ego wiata. Wiele napaci bêdzie czyst¹ hipokryzj¹, na przyk³ad potêpienie przez Egipt czy Iran. Jednak¿e w wiêkszoci bêd¹ to autentyczne i ostre wyrazy oburzenia. Staniemy równie¿ w obliczu groby sankcji ONZ. Bêdziemy potêpiani na podstawie dwóch przes³anek: a) Irak podpisa³ i po dzi dzieñ skrupulatnie przestrzega uk³adu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.
170
b) nalot bêdzie precedensem o nieobliczalnych skutkach. KONIEC
Walter zamkn¹³ aktówkê i zacz¹³ siê zastanawiaæ, jak premier zinterpretuje ich koñcowy wniosek. Na odpowied nie musia³ d³ugo czekaæ. Sekretarz uchyli³ drzwi i gestem zaprosi³ spoconego Waltera do rodka. Premier siedzia³ z genera³em Hoftim przy stole, w rogu sporego gabinetu. To zwyk³y jadalny stó³, pomyla³ Blum, id¹c w jego kierunku. Premier wsta³ i, zbywaj¹c przedstawianie gocia przez Hoftiego, wyci¹gn¹³ rêkê, po czym z umiechem powiedzia³: Nie spotkalimy siê nigdy osobicie, ale mam wra¿enie, ¿e od dawna pana znam. I dziêkujê panu w imieniu Izraela i ¯ydów na ca³ym wiecie za wszystko, co pan zrobi³ i wci¹¿ robi. Walter ucisn¹³ d³oñ premiera, czuj¹c jeszcze wiêksze oniemielenie. Ze zdziwieniem stwierdzi³, ¿e premier jest drobniejszy, ni¿ to sobie wyobra¿a³. Wydawa³ siê nawet w¹t³y. Walter wpatrzy³ siê w oczy za grubymi szk³ami, dostrzeg³ w nich pewnoæ siebie i determinacjê. Kiedy siadali, premier powiedzia³: Proszê paliæ, jeli ma pan ochotê. Walter umiechn¹³ siê i Hofti zamar³. Stanowczo prosi³ Waltera, by nie wyci¹ga³ swoich grubych cygar, gdy¿ w tym gabinecie palenie by³o surowo zabronione. Walter siêgn¹³ do wewnêtrznej kieszeni swej kasztanowej marynarki z surowego jedwabiu i wyj¹³ cygaro. Odwin¹³ je z celofanu, uci¹³ koniec i powiedzia³: Tylko sobie po¿ujê. Hofti odetchn¹³ z ulg¹. Jak pan sobie ¿yczy odpar³ premier. Spojrza³ na le¿¹c¹ przed nim teczkê, wzi¹³ do rêki czerwonego markera i zacz¹³ podkrelaæ niektóre fragmenty. Walter przygl¹da³ siê premierowi z zainteresowaniem. Menachem Begin wyznawa³ zasadê oko za oko, z¹b za z¹b, ale jeli z¹b by³ ¿ydowski, to ¿¹da³ w zamian ca³ej szczêki. Uwa¿a³ siê za wcielenie pañstwa. Niezachwianie wierzy³ w historyczne i biblijne prawa ¯ydów. W oczach innych ludzi czyni³o go to czasami k³êbowiskiem sprzecznoci. Ostro potêpia³ terroryzm, ale w m³odoci sam przewodzi³ terrorystycznej komórce Irgunu. Poucza³ wiat o przestêpczym charakterze hitlerowskiej zasady zbiorowej odpowiedzialnoci, a nastêpnego dnia wydawa³ polecenie zmiecenia z powierzchni ziemi palestyñskiej wioski, z której czynione by³y wypady OWP. Przekonuj¹co mówi³ o prawie ¯ydów do osiedlania siê na Pó³wyspie Synajskim, a po miesi¹cu jecha³ do Camp David i przehandlowywa³ te prawa. Waltera jednak fascynowa³ i nie widzia³ w jego dzia³aniu ¿adnych sprzecznoci. Ka¿dy ruch Begina, ka¿da jego decyzja dotyczy³a jednostkowego, 171
doranego celu, s³u¿¹cego celowi nadrzêdnemu: zapewniæ przetrwanie pañstwa Izrael, zapewniæ mu bezpieczeñstwo. Begin uniós³ g³owê znad raportu i stwierdzi³: Pañskie poczynania we Francji zas³uguj¹ na najwy¿sz¹ pochwa³ê. W zale¿noci od punktu widzenia, dwa morderstwa i jeden akt sabota¿u mog¹ byæ zakwalifikowane jako godne pochwa³y czyny. O to bowiem w konkretnym wypadku chodzi³o. Profesor Yahia el Mashad, Egipcjanin, szef irackiego programu nuklearnego, zosta³ zamordowany w pokoju paryskiego hotelu. Akcjê nieco skomplikowa³a obecnoæ w pokoju francuskiej prostytutki, która zdo³a³a uciec. Na swoje nieszczêcie widzia³a twarz agenta Mosadu i po tygodniu zginê³a w ulicznym wypadku. Profesor Yahia przyjecha³ do Pary¿a, by negocjowaæ w imieniu Iraku zakup udzia³ów w konsorcjum o nazwie Eurodif produkuj¹cym wzbogacony uran. Negocjacje zosta³y przerwane. Parê miesiêcy przedtem, w kwietniu 1979 roku, agenci Mosadu umiecili ³adunki wybuchowe w zak³adach produkuj¹cych elementy dla reaktora, co opóni³o jego wykonanie o ponad rok. Uda³o nam siê, niestety, tylko opóniæ sprawê powiedzia³ Walter. Ale to by³o nam bardzo potrzebne powiedzia³ Begin. Nieodzowne! W ci¹gu tego roku zawarlimy pokój z Egiptem, dwaj nasi inni wrogowie, Irak i Iran, walcz¹ przeciwko sobie. I to w efekcie oznacza, ¿e jeli bêdziemy musieli podj¹æ akcjê zalecon¹ w tym raporcie, z politycznego punktu widzenia czas bêdzie odpowiedniejszy. Begin obróci³ siê do Hoftiego: Generale, bardzo wyranie i bez os³onek mówi pan o miêdzynarodowych reperkusjach, jakich musimy siê spodziewaæ. Ale nie dostrzega pan najistotniejszego elementu. A mianowicie? Prezydenta Stanów Zjednoczonych! Premier umiechn¹³ siê, gdy zobaczy³ pe³ne zaskoczenia spojrzenia wymieniane przez swych rozmówców. Wsta³ i zacz¹³ spacerowaæ po gabinecie. Mo¿e to na pierwszy rzut oka wydaæ siê dziwne, ale najwiêkszym zagro¿eniem dla Izraela nie s¹ arabskie armie, nie jest Rosja czy broñ nuklearna. Najwiêkszym zagro¿eniem jest nacechowane dystansem podejcie obecnej administracji do poczynañ Izraela. Maj¹c Stany Zjednoczone jako w pe³ni zdeklarowanego sojusznika, mo¿emy stawiæ czo³o wszystkim i wszystkiemu. Moim zdaniem Stany Zjednoczone s¹ jedynym wartym posiadania sojusznikiem. Pañstwa europejskie, z chwalebnym wyj¹tkiem Holandii, przyparte do muru zawsze zrobi¹ to, co le¿y w ich w³asnym interesie. Ameryka nas uzbraja, Ameryka daje nam tak istotn¹ pomoc finansow¹. Premier zacz¹³ spacerowaæ szybciej i mówiæ o parê decybeli g³oniej. Oczywicie, ¿e du¿a czêæ tej pomocy jest bezinteresowna. Ale du¿¹ rolê odgrywa polityka. Zdobycie urzêdu prezydenta jest prawie niemo¿liwe bez ¿ydowskich g³o172
sów. To samo dotyczy wielu kongresmanów. Kiedy Mosze Dajan ostatnio odwiedza³ Stany, prezydent Carter b³aga³, by nie krytykowa³ go na forum ¿ydowskich organizacji. Prawie pad³ przed nim na kolana. Mosze mówi³ mi, ¿e by³ to przykry widok. Ale Carter przegra³ wtr¹ci³ Walter. Tak, panie Blum. Bo organizacje ¿ydowskie zachowa³y neutralnoæ. Nie widzia³y wiêkszej ró¿nicy miêdzy kandydatami, jeli chodzi o ich stosunek do Izraela. Carter by³ przyjacielem, ale s³abym. Reagan jest ciut mniejszym przyjacielem, ale uczyni Amerykê siln¹, co jest dla nas bardzo istotne. Begin przerwa³ na chwilê, wróci³ do sto³u, westchn¹³ i zacz¹³ mówiæ dalej: Problem polega na tym, ¿e teraz prezydent Reagan nieco boczy siê na Izrael, a bardzo na mnie. Gorzko siê umiechn¹³. Jestem przyzwyczajony do braku popularnoci. I ma³o mnie to obchodzi. Reagan jest wciek³y na nasz¹ ingerencjê w Libanie. Chcia³by, ¿ebymy zaakceptowali obecnoæ syryjsk¹ w tym kraju. Innymi s³owy, Amerykanie zaakceptowali fakt, ¿e tysi¹ce palestyñskich terrorystów korzysta z Libanu jako bazy wypadowej do mordowania naszych kobiet i dzieci. Reagan wys³a³ mi tu swego ambasadora, ¿eby wyraziæ niezadowolenie. Premiera zaczê³a ogarniaæ wciek³oæ. Ciê¿ko oddycha³ i d³oñmi bi³ powietrze. Reagan traktuje nas jak ma³e dzieci, którym trzeba dawaæ od czasu do czasu klapsy. Twarz mu siê mieni³a, ale po chwili zapanowa³ nad emocjami i umiechn¹³ siê figlarnie. Przypomnia³em ambasadorowi amerykañsk¹ blokadê Kuby. Zwróci³em te¿ uwagê, ¿e Ameryka rodkowa staje siê amerykañskim Libanem. Spyta³em ambasadora, co zrobi³yby Stany Zjednoczone, gdyby Kubañczycy podprowadzili parê dywizji pancernych pod granicê meksykañsko-teksask¹ albo wys³ali terrorystów do Dallas w celu zabijania dzieci. I jak on to przyj¹³? spyta³ Walter, zachwycony dopuszczeniem go do tajemnic zakulisowych gier dyplomatycznych na najwy¿szym szczeblu. Jeszcze nie otrzyma³em odpowiedzi, ale jestem pewien, ¿e moje s³owa zosta³y przekazane prezydentowi. Premier umiechn¹³ siê, natychmiast jednak spowa¿nia³. Problem polega na tym, ¿e Reagan jest twardy i ze wzglêdu na wiek mo¿e nie zechcieæ po raz wtóry kandydowaæ. To by pozbawi³o nas parasola w tej konkretnej sprawie. Reagan móg³by uczyniæ wiele szkody. Ju¿ i tak toczymy z nim powa¿ny spór na temat amerykañskich planów dostarczenia Arabii Saudyjskiej samolotów dozoru powietrznego AWACS. Kto wie, jak to siê skoñczy. Mo¿emy w tej sprawie przegraæ
Begin powróci³ na fotel. Postuka³ palcem w raport. Jeli zbombardujemy reaktor, a Reagan nie bêdzie ca³kowicie przekonany, ¿e to by³o konieczne, mo¿e powa¿nie siê rozz³ociæ i nie postawi weta wobec ONZ-owskiej rezolucji o sankcjach. By³oby to dla nas powa¿nym 173
ciosem. Reagan móg³by nawet wstrzymaæ wojskow¹ i finansow¹ pomoc. A to by³oby ju¿ katastrofalne. Widzicie wiêc dylemat, panowie. Decyzja o zbombardowaniu reaktorów bêdzie podjêta przez ca³¹ Radê Ministrów w komplecie. Bêdzie to bardzo trudna decyzja, chyba ¿e
Tak, chyba ¿e bêdziemy mogli z ca³kowit¹ pewnoci¹, zaraz po nalocie, przedstawiæ Reaganowi niezbite dowody, i¿ Irakijczycy zamierzali wykorzystaæ uzyskane urz¹dzenia do produkcji broni nuklearnej. To wszyscy wiedz¹
zacz¹³ Walter, ale premier mu przerwa³: To wiemy my i prawdopodobnie wszyscy inni, ³¹cznie z Francuzami. Niemniej zarówno oni, jak i Irakijczycy, wszyscy Arabowie oraz Rosja podnios¹ wrzask, ¿e pope³nilimy morderczy akt. Niech sobie wrzeszcz¹, wcale to mi nie przeszkadza. Niech sobie wrzeszcz¹ wszyscy z wyj¹tkiem prezydenta Reagana. On jeden musi wiedzieæ, dlaczego musielimy to zrobiæ. I nie wystarcz¹ mu nasze s³owa, wyjanienia i zapewnienia. Musimy mieæ ¿elazny dowód. Begin dotychczas sta³ pochylony nad fotelem i biurkiem. Teraz dopiero usiad³. Spojrza³ pytaj¹co na genera³a Hoftiego. Jak wygl¹da Mosad w Iraku? Jak¹ mamy szansê umieszczenia agenta w ich nuklearnym orodku? Hofti pokrêci³ g³ow¹ i zerkn¹³ na Waltera, który bez owijania w bawe³nê odpar³: Prawie ¿adnej. rodki bezpieczeñstwa podjête zarówno przez Irakijczyków, jak i Francuzów s¹ bezprecedensowe. Jeli chodzi o ogóln¹ penetracjê Iraku, to odpowiadam: s³aba. Mamy na miejscu tylko jednego dobrego agenta. Tylko jednego? Mamy jeszcze z tuzin tak zwanych ³apaczy much. Druga klasa. Dobrzy do dozoru i gdy okazyjnie potrzebne jest u¿ycie si³y, ale nie s¹ to ludzie tego kalibru, jaki pozwala³by im spenetrowaæ tajne instalacje. Mamy te¿ dobrze uplasowanego agenta w ³onie irackiego Mukhabaratu, ale jego dostêp do informacji jest ograniczony. Niestety, mamy tylko jednego naprawdê dobrego. Najwy¿szej klasy. Jego kryptonim to Daktyl Niebieski. Proszê mi co o nim powiedzieæ. ¯yd? Begin uchwyci³ spojrzenie rzucone przez Waltera w stronê Hoftiego i szybko doda³: Nie potrzebujê szczegó³ów, panie Blum. Niech mi pan tylko opisze ogólnie cz³owieka, który sta³ siê tak wa¿ny dla bezpieczeñstwa pañstwa. Walter przez chwilê myla³, a potem zacz¹³ mówiæ: Nie jest Izraelczykiem. Ale jego matka by³a ¯ydówk¹. Zginê³a za Izrael. On teraz uwa¿a siê za ¯yda i ca³kowicie identyfikuje z ¯ydami. To b³yskotliwy agent, chocia¿ przysta³ do nas doæ póno. Jest bardzo niezale¿ny, typowy samotnik. Wypracowa³ swoj¹ w³asn¹ strategiê odwiedzania Iraku. 174
Cieszy siê przychylnoci¹ w³adz. Kiedy Irakijczycy napadli na Iran, uda³ siê natychmiast do Teheranu, gdzie wynegocjowa³ umowê z Bani Sadrem. Na mocy tej umowy w tajemnicy dostarczalibymy Irañczykom amunicjê i czêci zapasowe do myliwców F-l6, w zamian za co oni podjêli próbê zbombardowania irackich urz¹dzeñ nuklearnych w El-Tuwaitha. Plan by³ b³yskotliwy, ale niestety irañskie lotnictwo zawiod³o. ¯adna z bomb nie spad³a bli¿ej ni¿ trzy kilometry od reaktora. Szkoda odpar³ Begin. Pocz¹tkowo CIA sugerowa³a, ¿e to by³y przemalowane samoloty lotnictwa izraelskiego. Musielimy im t³umaczyæ, ¿e gdyby tak by³o naprawdê, to bomby trafi³yby w cel. Gdzie jest teraz ten cz³owiek? Na Cyprze. Czeka na mnie. Za parê dni ma wróciæ do Iraku. Jeden cz³owiek powiedzia³ Begin w zamyleniu. No có¿, nieraz zdarzy³o siê w naszej historii, ¿e jeden cz³owiek wiele zdzia³a³. Na przyk³ad Cohen w Syrii. Niech pan mi powie, generale, sk¹d bêdziemy znali datê rozruchu reaktora? To nie przedstawia najmniejszego problemu odpar³ z przekonaniem Hofti. Oczywicie, Irakijczycy bêd¹ chcieli zachowaæ datê w tajemnicy, ale my ju¿ dawno spenetrowalimy Miêdzynarodow¹ Agencjê Energii Atomowej. Ona bêdzie musia³a byæ uprzedzona przez Irak. Wskaza³ na raport. W tej chwili uda³o nam siê okreliæ przybli¿ony termin rozruchu. Miêdzy czerwcem a wrzeniem bie¿¹cego roku. Begin zatroska³ siê. Zosta³o nam ma³o czasu. Wsta³ i wznowi³ spacer drobny rozsadzany energi¹ mê¿czyzna, nie potrafi³ nigdy d³ugo usiedzieæ w fotelu. Zatrzyma³ siê nagle i z triumfaln¹ nut¹ w g³osie powiedzia³: To siê stanie w lipcu! Obróci³ siê do obu zaskoczonych goci i powtórzy³: To siê musi staæ w lipcu. Agenci wywiadu powinni byli to dostrzec. Tammuz to imiê sumeryjskiego boga pasterzy
ale równie¿ lipiec po arabsku. To tylko spekulacja powiedzia³ Hofti, ale premier zdecydowanie zaprzeczy³. Nie, Hofti. Oczywicie, z powodu opónienia z wysy³k¹ reaktora dok³adny termin rozruchu mo¿e byæ przypadkowy, ale trzeba pamiêtaæ, ¿e Saddam Husajn kocha siê w symbolach. Wielu Arabów to robi. Jest bardzo prawdopodobne, ¿e z tego w³anie powodu rozruch Tammuzu nast¹pi w miesi¹cu tammuz. Jeli mamy zniszczyæ reaktor, to musimy zrobiæ to do koñca czerwca
Pozostaje nam bardzo ma³o czasu. Zwróci³ siê do Waltera: Pañski agent, Daktyl Niebieski, musi przyst¹piæ do akcji. Chcê mieæ dowód! Tymczasem zlecê naszym si³om powietrznym rozpoczêcie æwiczeñ. Walter odepchn¹³ fotel i wsta³. 175
Muszê wiêc natychmiast wracaæ do Limassol. Dziêkujê za przyjêcie mnie, panie premierze. Begin podszed³, z pewnym trudem obj¹³ Waltera i uciska³. Proszê przekazaæ naszemu cz³owiekowi, ¿e Izrael liczy na niego. I proszê mu ode mnie osobicie przekazaæ wyrazy szacunku i ¿yczenia wszelkiej pomylnoci. Walter uroczycie sk³oni³ g³owê i ruszy³ w stronê drzwi.
15 Nie ma najmniejszej szansy! Munger powiedzia³ to kategorycznym tonem i twarz Waltera posmutnia³a, a policzki jakby mu opad³y. Ca³kowicie siê z tym zgadzam popar³ Mungera Wigoda. Nie ma w¹tpliwoci, ¿e spodziewaj¹ siê jakich kroków z naszej strony. Francuzi tak¿e, a maj¹c na miejscu parê setek swoich naukowców i techników, postarali siê o odpowiednie rodki ochrony. El-Tuwaitha jest fortec¹. Nie mamy szans. Ja tak¿e jestem tego samego zdania odezwa³ siê Izaak Szapiro. A próbowanie mo¿e nam tylko zaszkodziæ. Walter mrukn¹³ co poirytowany i spojrza³ na czwartego mê¿czyznê, siedz¹cego po drugiej stronie biurka. By³ nim Efim Zimmerman, który specjalnie przyjecha³ z Pary¿a, by wzi¹æ udzia³ w konferencji. Mo¿e podchodzisz do tego w niew³aciwy sposób, Walterze podsun¹³. Walter ponownie zamrucza³, tym razem gronie. By³ w takim nastroju, ¿e nawet czcigodny Efim Zimmerman ryzykowa³ zbesztanie. Przez minion¹ godzinê debatowano nad sposobami zdobycia owego niepodwa¿alnego dowodu, jakiego ¿¹da³ Menachem Begin. Dowodu, który by przekona³ najbardziej zatwardzia³ego sceptyka. Rozpatrywali wiele propozycji, zaczynaj¹c od przekupienia wysokiego funkcjonariusza irackiego, a¿ po bezporedni¹ penetracjê instalacji nuklearnych. ¯aden z pomys³ów nie dawa³ nawet promyka nadziei. A jak mam podchodziæ? Od ogona? warkn¹³ Walter, co w najmniejszym stopniu nie stropi³o Zimmermana. Tlenek uranu wypowiedzia³ pewnym siebie g³osem. Od trzech lat Irakijczycy usi³uj¹ go zakupiæ. Przez podstawione firmy pertraktowali z Portugalczykami, Brazylijczykami, a nawet z Australijczykami. Poszukuj¹ stu ton. Dziêki naszym wysi³kom dotychczas im siê nie uda³o, a bardzo siê starali. A¿ tu nagle przestali. Przed trzema miesi¹cami przestali szukaæ. 176
No wiêc co z tego? Przestali odezwa³ siê Walter. A co bardziej prawdopodobne, uzyskali w jaki sposób gotowy produkt. U 235 albo Pu 239. Mo¿e im sprzedali Rosjanie. Zimmerman pokrêci³ g³ow¹. Ma³o prawdopodobne. Wiesz, jacy oni s¹. Na pewno nie! Nachyli³ siê i mentorskim tonem powiedzia³: Pomyl, Walterze. Porusz ³epetyn¹. Z jakiego¿ to innego powodu Irakijczycy mogliby przestaæ rozpytywaæ na rynku o tlenek uranu? Bo ju¿ go maj¹? Otó¿ to! Widzisz, ¿e nie by³o trudno do tego dojæ? Zimmerman rozpar³ siê w fotelu, bardzo z siebie zadowolony. I wcale nie jest trudno zgadn¹æ od kogo go dostali. Wiemy, ¿e Libia mia³a w zapasie ponad piêæset ton. Za³o¿ê siê, ¿e nasz kochany pu³kownik Kadafi dogada³ siê ze swoim kumplem, Saddamem Husajnem. Bardzo logiczny wywód, mój drogi Efimie, ale siê mylisz. Walter by³ uradowany, ¿e mo¿e siê odci¹æ Zimmermanowi. Poniewa¿ siatka DAKTYL ma hermetyczne sekcje i obowi¹zuje zasada, ¿e informacje s¹ ograniczane do tych, którzy musz¹ wiedzieæ, ty akurat nie wiedzia³e o tym, ¿e pilnujemy nuklearnego sk³adziku Kadafiego od chwili, kiedy zacz¹³ go zape³niaæ. Mogê ci podaæ wszystkie daty otrzymanych przez niego przesy³ek z ka¿dego kierunku. Do sk³adu i ze sk³adu. Dotychczas nie reeksportowa³ ani grama tlenku uranu. To jedna z naszych dobrze obs³ugiwanych operacji. Gestem rêki wskaza³ Szapiro. Izaak nad ni¹ czuwa. Izaak wygl¹da³, jakby mia³ siê zaraz rozp³akaæ. Panie Blum, czy nie czyta³ pan naszych ostatnich depesz sygnowanych PILNE? Jeszcze nie. Wróci³em wczoraj w nocy i zd¹¿y³em zapoznaæ siê tylko z teczk¹ NATYCHMIASTOWEGO DZIA£ANIA. Co tam jest w twojej pilnej, cz³owieku? Szapiro kilka razy prze³kn¹³ linê. miesznie porusza³a mu siê przy tym grdyka. Przed czterema dniami Libijczycy wydali sto ton tlenku uranu z magazynów w Sarir do Tobruku. Teraz jest za³adowywany na niewielki frachtowiec, s/s Elmsland. Ma on szeæset ton wypornoci, poprzednio nale¿a³ do armatora brytyjskiego, ale w ubieg³ym miesi¹cu zosta³ sprzedany kompanii Hirah Trading & Shipping w Bejrucie. Zapad³a przykra cisza, któr¹ przerwa³ Wigoda, obwieszczaj¹c cicho: Hirah jest firm¹ Irakijczyków. W przesz³oci handlowa³a wyposa¿eniem wojskowym kupowanym od Amerykanów. G³ównie sprzêtem elektronicznym. W rezultacie Walter musia³ przeprosiæ Zimmermana i konferencja potoczy³a siê dalej. Omawiano opcjê po opcji. 12 Reporter
177
Izaak Szapiro z miejsca zaproponowa³ zatopienie s/s Elmsland, który z ca³¹ pewnoci¹ roz³aduje ³adunek w malutkim porcie zatoki Fau. Od chwili zamkniêcia z powodu wojny drogi wodnej Szatt al-Arab, g³ówny port, Basra, by³ odciêty. Fau zwykle s³u¿y³ flotyllom rybackim i móg³ przyjmowaæ tylko ma³e jednostki. Statek bêdzie przechodzi³ przez Kana³ Sueski i Szapiro by³ zdania, ¿e mo¿na zatopiæ Elmsland, gdy bêdzie czeka³ w Port Saidzie na uformowanie konwoju. Mo¿e nawet pomog¹ Egipcjanie. Prezydent Sadat spaæ chyba nie mo¿e, drêczony myl¹, ¿e Saddam Husajn mo¿e mieæ broñ nuklearn¹. Zastanawiano siê, czy Elmsland nie pop³ynie innym szlakiem. Sporo irackiego zaopatrzenia sz³o przez jordañski port Akaba, a nastêpnie ciê¿arówkami przez pustyniê. Irakijczycy wykorzystywali te¿ potajemnie saudyjski port D¿edda, za cichym przyzwoleniem w³adz. W koñcu wszyscy siê jednak zgodzili, ¿e z powodu wyj¹tkowego ³adunku, przewo¿onego w beczkach, Irakijczycy skieruj¹ statek prosto do Fau. Munger, który dotychczas nie zabiera³ g³osu, spyta³: Jak dok³adnie te beczki wygl¹daj¹ i ile ich mo¿e byæ? Szapiro odpowiedzia³ tonem wyk³adowcy: Tlenek uranu ma barwê ¿ó³tka i konsystencjê gruboziarnistego piasku. St¹d te¿ obiegowa nazwa ,,¿ó³te ciasto. Irakijczycy nie mog¹ wykorzystaæ tlenku uranu w reaktorze Tammuz. Kupili go tylko z jednego powodu: chc¹ nim ob³o¿yæ rdzeñ i w ten sposób odzyskaæ Pu 239. Sto ton tlenku da im dostatecznie du¿o Pu 239, by móc sobie sprawiæ oko³o dwudziestu g³owic o mocy bomby u¿ytej nad Hiroszim¹. Poniewa¿ tlenek uranu jest radioaktywny i grony przy po³kniêciu py³u lub wdychaniu go, przewozi siê go w specjalnych ¿ó³tych pojemnikach o pojemnoci dwustu litrów. Beczki s¹ uszczelnione jaskrawoczerwon¹ gum¹. Ka¿da beczka wa¿y mniej wiêcej jedn¹ trzeci¹ tony i jest oznaczona czarnymi literami i cyframi oznaczaj¹cymi ród³o pochodzenia rudy i numer seryjny partii. Celem jest zapewnienie jakiej takiej kontroli przez Miêdzynarodow¹ Agencjê. Ale to bardzo iluzoryczna kontrola. W wysy³anej przez Libiê partii jest dok³adnie trzysta pojemników. Munger podszed³ do mapy zajmuj¹cej prawie ca³¹ cianê. Bliski Wschód w najdrobniejszych szczegó³ach. Zacz¹³ jej siê przygl¹daæ. Z kolei wszyscy obecni patrzyli w jego plecy, spodziewaj¹c siê jakiej propozycji. Gdy Munger obróci³ siê do nich, jego twarz rozjania³ umiech. By³oby g³upot¹ topiæ statek i ³adunek. Czy¿ jest lepszy dowód, ni¿ fotografia pokazuj¹ca odbiór ³adunku przez Irakijczyków? Dostarczymy j¹ prezydentowi Reaganowi. Powróci³ do sto³u i usiad³ og³uszony chórem g³osów. Wszyscy zachwycali siê pomys³em. Irakijczycy bêd¹ z³apani na gor¹cym uczynku! Pozostawa³o pytanie, czy Mungerowi uda siê takie zdjêcie zrobiæ. 178
Munger by³ spokojny. Przecie¿ robienie zdjêæ w zakazanych miejscach by³o jego specjalnoci¹, czy¿ nie? W Fau bêd¹ podjête specjalne rodki bezpieczeñstwa, ale Fau le¿y w pobli¿u strefy wojennej i dostanie siê tam nie powinno nastrêczaæ specjalnych trudnoci. Jest jeszcze jeden bardzo interesuj¹cy i wielce obiecuj¹cy element: przecie¿ Irakijczycy nie mog¹ przewieæ beczek z tlenkiem uranu do El-Tuwaitha, gdzie krêc¹ siê setki francuskich naukowców i inspektorów Agencji Atomowej, depcz¹cy wszystkim po piêtach. Na pewno tego nie zrobi¹. Zawioz¹ beczki do jakich utajnionych zak³adów, gdzie bêd¹ przechowywali tlenek do czasu, a¿ reaktor Tammuz ruszy i wszyscy cudzoziemcy zostan¹ wyproszeni z El-Tuwaitha. Otó¿ w zwi¹zku z tym nale¿a³oby iæ ladem ³adunku i zrobiæ zdjêcia owych utajnionych zak³adów. Podniecenie wzros³o, a wraz z nim ha³as, gdy¿ ka¿dy mia³ jak¹ uzupe³niaj¹c¹ propozycjê lub plan wsparcia. Ale Munger zdecydowanie odmówi³ przyjêcia jakiejkolwiek pomocy. Chce dzia³aæ sam i bêdzie improwizowa³. Dziêki kurdyjskim kontaktom zna³ wiele adresów w Bagdadzie i innych miastach, gdzie w razie potrzeby mo¿e siê ukryæ. Mia³ te¿ wypracowan¹ bezpieczn¹ drogê odwrotu przez Kurdystan do tureckiego portu Mersin, a to na wypadek, gdyby co posz³o nie tak. Munger zakoñczy³ uwag¹, ¿e obecnie najwa¿niejsz¹ rzecz¹ jest obserwacja s/s Elmsland i szacunkowe wyliczenie dnia oraz godziny przybycia ³adunku do Fau. I na tym konferencja siê skoñczy³a. Izaak Szapiro i Misza Wigoda poszli zaplanowaæ metodê dyskretnej obserwacji statku. Walter kaza³ Mungerowi czekaæ w Platres na sygna³. Munger, ¿egnaj¹c siê z Zimmermanem, ucisn¹³ mu d³oñ i ¿yczy³ szczêliwego powrotu do Pary¿a. Powodowany impulsem Zimmerman obj¹³ Mungera i uciska³. Jed z Bogiem powiedzia³. Munger by³ ju¿ przy drzwiach, kiedy zawo³a³ do niego Walter: Powiedz Ruth, ¿e bardzo siê na ni¹ gniewam. Ju¿ od ponad miesi¹ca nie by³a u mnie na lunchu. By³a bardzo zajêta. Odnawiamy moj¹ star¹ farmê. Ruth narzeka, ¿e zbyt czêsto wysy³asz mnie w teren i wszystko musi robiæ sama. To ¿adna wymówka mrukn¹³ Walter. Powiedz jej, ¿e serce rozszczepi³a mi na dwoje. Munger skrzywi³ siê. To niemo¿liwe, Walterze, ty nie masz serca. Szybko zamkn¹³ drzwi, a obruszony Walter zwróci³ siê do Zimmermana: Przecie¿ to nieprawda! Oczywicie, ¿e nieprawda. Zimmerman poklepa³ go po ramieniu. Ale ukryte jest tak g³êboko pod zwa³ami t³uszczu, ¿e mo¿na go nie dostrzec. Mam ochotê na drinka! Kiedy Walter przygotowywa³ dwie du¿e szkockie, Zimmerman powiedzia³: 179
Jeden g³os mi podpowiada, ¿e to bardzo le, i¿ tak wiele zale¿y od jednego cz³owieka. Drugi zapewnia, ¿e nie mo¿e byæ lepiej, skoro tym cz³owiekiem jest Munger. Walter poda³ mu szklankê i obaj poszli w róg, gdzie sta³o kilka foteli. Do tej pory Munger jest najlepszy, to prawda zgodzi³ siê Walter. Tylko ta jego cholerna niezale¿noæ. On nie znosi nad sob¹ kontroli, nie znosi, kiedy mu kto zagl¹da przez ramiê. A ja chcia³bym panowaæ nad sytuacj¹. Prowadziæ i kierowaæ. Niestety, w tym wypadku jestem tylko obserwatorem. Zreszt¹ wszyscy jestemy. Zimmerman rozsiad³ siê wygodnie i popija³ whisky. Wyczuwa³, ¿e Walter chce porozmawiaæ. Mo¿e nawet szuka rady dobrego wujaszka. By³a to niecodzienna sytuacja, która wyranie bawi³a Zimmermana. Aby Waltera zachêciæ, zaproponowa³: Powiedz mi o nim co wiêcej. Walter zacz¹³ mówiæ i trwa³o to pó³ godziny. Wspomnia³ o jego problemach natury psychicznej i ¿e ich przyczyna nadal pozostaje tajemnic¹. Powiedzia³ te¿ o Ruth i próbie namówienia jej, by uwiod³a Mungera. Odmówi³a, a mimo to po paru miesi¹cach zostali kochankami. Walter nie pomin¹³ te¿ g³êbokiej przemiany Mungera, rozkwitu jego osobowoci i pozytywnych zmian charakteru. Pocz¹tkowo Walter by³ sceptykiem, jeli idzie o zwi¹zek Ruth i Mungera, ale podczas kolacji u obojga w Platres dostrzeg³ intensywnoæ ³¹cz¹cego ich uczucia. By³o to wszechobejmuj¹ce uczucie, jak to okreli³, ale bez demonstrowania. Z pocz¹tku Walter obawia³ siê, ¿e ta nag³a mi³oæ mo¿e wp³yn¹æ negatywnie na pracê Mungera. Okaza³o siê, ¿e jest wrêcz przeciwnie: osi¹ga³ jeszcze lepsze rezultaty, mimo i¿ wiêcej czasu spêdza³ na Cyprze. Po nieudanym irañskim nalocie na El-Tuwaitha Munger zaaran¿owa³ wydalenie go z Iranu za sprzyjanie stronie irackiej. Oskar¿ono go mianowicie o robienie frontowych zdjêæ korzystnych dla strony irackiej. Natychmiast polecia³ do Bejrutu i spotka³ siê z Sami Asafem. Powiedzia³, ¿e chcia³by pracowaæ po irackiej stronie frontu. Prosi³ o zezwolenie na swobodne poruszanie siê oraz o wielokrotn¹ wizê. Wiedzia³ dobrze, ¿e Asaf jest funkcjonariuszem Mukhabaratu, ale oficjalnie dla niego by³ tylko koleg¹, wieloletnim korespondentem Bliskowschodniej Agencji Prasowej, maj¹cym doskona³e uk³ady w irackim Ministerstwie Informacji. Sami Asaf pomóg³ Mungerowi, który, dziêki swojej reputacji i zatargowi z w³adzami irañskimi, zosta³ przyjêty z otwartymi ramionami. Protestowa³a tylko Janine Lasage. Nienawidzi³a obsesyjnie Mungera. W LUniverse opublikowa³a nawet artyku³ krytykuj¹cy jego prasowe zdjêcia i sugeruj¹cy, ¿e fotografuje tylko na czarno-bia³ym negatywie, poniewa¿ obce s¹ mu tajniki fotografii barwnej. Artyku³ ten w ko³ach prasowych wywo³a³ huragany miechu. 180
Zimmerman zada³ wtedy pytanie, co Walter zamierza zrobiæ z Janine Lasage, która jest bardzo sprawnym agentem i pracuje na szkodê Izraela. Walter wzruszy³ ramionami. Zabierze siê do niej we w³aciwym czasie. Wszystko o niej wie i lepiej niech Lasage chwilowo zostanie, ni¿ ma j¹ zast¹piæ kto nowy, kogo trzeba bêdzie rozpracowywaæ. Walter zacz¹³ wreszcie mówiæ o w³asnym dylemacie. Siedz¹cy naprzeciwko niego starszy pan by³ jedyn¹ osob¹, której móg³ siê zwierzyæ z takich myli. Sta³ w obliczu problemu artysty lalkarza, maj¹cego emocjonalny stosunek do lalek, którymi porusza spod sceny. Bardzo polubi³ Ruth, a teraz polubi³ Mungera. Obserwowa³ ich wielkie szczêcie, cieszy³ siê ich projektami wspólnego ¿ycia, ale oto w najbli¿szych tygodniach musi wystawiæ Mungera na wielkie niebezpieczeñstwo. Jak pogodziæ obowi¹zek z g³osem sumienia? Co bêdzie, jeli nast¹pi konflikt miêdzy obowi¹zkiem a sumieniem? Co ma wtedy zrobiæ? Omawia³ ten problem ze wszystkich stron, a kiedy wyczerpa³y siê s³owa, spojrza³ zmartwiony na starszego mê¿czyznê, szukaj¹c u niego pocieszenia lub uspokojenia sumienia. Zimmerman siedzia³ d³ugo, w milczeniu obracaj¹c prawie pust¹ szklankê, w której pozosta³a rozpuszczona w trzech czwartych kostka lodu. Drogi Walterze zacz¹³ wreszcie. Wybra³e sobie profesjê szpiega, poniewa¿ interesy miertelnie ciê znudzi³y. Fascynowa³a ciê intryga, szuka³e podniety. Chcia³e jednoczenie robiæ co po¿ytecznego, zaspokoiæ swoj¹ pró¿noæ i uspokoiæ sumienie
Umiechn¹³ siê, by os³abiæ ostroæ s³ów. Ale czyni¹c to, zawar³e jednoczenie co w rodzaju paktu z diab³em. I bywa, ¿e diabe³ ¿¹da tantiem. Ju¿ traci³e agentów. I mo¿esz straciæ jeszcze jednego, w³anie tego, o którym mowa. Musisz byæ na to przygotowany i akceptowaæ tak¹ mo¿liwoæ. Walter skrzywi³ siê. Zimmerman nie doda³ mu ducha. Zreszt¹ tak naprawdê Walter nie spodziewa³ siê tego. Skoñczy³e? spyta³ Zimmermana. Nie. Mam ci jeszcze jedno do powiedzenia. Ju¿ zbyt d³ugo rozpulchniasz cia³o nieprawdopodobnym ob¿arstwem. Osi¹gasz wiek, w którym twoja tusza mo¿e zabiæ ci serce, którego, jak twierdzi Munger, nie posiadasz. Ogranicz siê trochê. Z trunkami i cygarami tak¿e. Wszystkiego u¿ywasz w nadmiarze. Walter zabija³ go wzrokiem, ale Zimmerman odpowiedzia³ umiechem i wyci¹gaj¹c szklankê doda³: Z drugiej strony ja jestem przyk³adem zdrowia
wiêc zrób mi jeszcze jednego drinka, m³ody cz³owieku! Ruth i Munger razem bielili dziesiêciometrowej d³ugoci cianê pokoju dobudowanego do starej chaty, a przeznaczonego na studio i ciemniê. Po 181
wykonaniu misji mia³a nast¹piæ radykalna zmiana w jego karierze fotografa. Zamierza³ porzuciæ fotoreporterkê wojenn¹. Chcia³ powiêciæ siê fotografice portretowej, ewentualnie realizowaæ specjalne prasowe zlecenia tematyczne i zamówienia periodyków turystycznych. Wtedy Ruth mog³aby mu wszêdzie towarzyszyæ. Mia³ tak¿e zamiar zaj¹æ siê fotografi¹ barwn¹ i z pewnoci¹ spêdza³by wiêcej czasu w ciemni. Zaczêli malowaæ z przeciwleg³ych koñców i powoli zbli¿ali siê do siebie. Munger przez ca³y czas opowiada³ o przebiegu konferencji poprzedniego dnia. Niczego nie ukrywa³, poniewa¿ postanowili nie mieæ przed sob¹ tajemnic. Ruth zyskiwa³a pewnoæ siebie, wiedz¹c o wszystkim, bez wzglêdu na to, jak owo wszystko mog³o j¹ przera¿aæ. Munger za odkry³, ¿e dziel¹c siê problemami i zwierzaj¹c z niepokojów czyni³ je znoniejszymi. Rozemia³a siê, gdy przekaza³ jej pos³anie Waltera. Powiedzia³a, ¿e za jaki tydzieñ wybierze siê do Limassol, gdy¿ tak czy inaczej musi zrobiæ sprawunki. Mia³a jeszcze jedn¹ sprawê do za³atwienia, ale o tym nie wspomnia³a. Od osiemnastu miesiêcy, od owych pierwszych dni na pla¿y w Polis, marzy³a skrycie, aby zajæ w ci¹¿ê. By³a zdesperowana, gdy mija³y miesi¹ce, a pragnienie siê nie spe³nia³o. Skoñczy³a trzydzieci piêæ lat i czasu pozostawa³o ma³o. Ginekolog w Limassol by³ optymist¹: wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Opieraj¹c siê na jej kalendarzyku wypracowa³ kartê dni p³odnych. Pos³ugiwanie siê ni¹ by³o trudne, gdy¿ podczas wielu wskazanych dni Munger by³ nieobecny. Jej niepokój coraz bardziej wzrasta³, w miarê jak p³ynê³y miesi¹ce, ale w ostatnich dniach odzyska³a trochê nadziei. Okres opóni³ siê ju¿ o piêæ dni. A zawsze przychodzi³ bardzo regularnie. Nie podnieca³a siê zbytnio, obawiaj¹c siê rozczarowania, i nic nie powiedzia³a Mungerowi. Przede wszystkim nie chcia³a go niepokoiæ w przededniu wyjazdu do Iraku. Pojedzie w przysz³ym tygodniu do Limassol, zrobi testy i mo¿e dopiero wtedy, jeli oka¿¹ siê pozytywne, zrobi przysz³emu ojcu niespodziankê. Przez chwilê koncentrowa³a siê na malowaniu ciany. W³aciwie to bardzo podoba³a jej siê ta praca cieszy³o patrzenie, jak powstaje miejsce przysz³ego wspólnego ¿ycia. Z pocz¹tku by³a nieco niechêtna propozycji Mungera, by tu zamieszkali po lubie. Wydawa³o siê rozs¹dniejsze, by on przeniós³ siê do jej du¿ej willi. Rozumia³a jednak implikacje psychologiczne. W willi snuæ siê bêdzie zawsze aura Duffa i chocia¿ Munger nigdy nie wspomina³, ¿e to by mu przeszkadza³o, wola³a unikn¹æ ewentualnych komplikacji. Pierwsza wizyta w wiejskim domu i w wiosce Phini przekona³a j¹. Jedli lunch w tawernie i kiedy zobaczy³a, jakim szacunkiem otaczaj¹ Mungera mieszkañcy wioski, poczu³a nagle, ¿e to miejsce jest i jej bliskie. Wieczorem poszli na kolacjê do Papadopoulosów. Helena przygotowa³a kleftiko i opowiedzia³a historiê po¿aru oraz jak tym w³anie daniem zwabi³a Mungera, zapocz¹tkowuj¹c obecn¹ przyjañ. 182
Ruth g³aska³a psa Androulli, od której dowiedzia³a siê o jego skaleczonej ³apie i o jej w³asnym pocz¹tkowym strachu przed z³ym cudzoziemcem. W efekcie poczu³a siê w wiosce jak u siebie w domu i powiêci³a ca³¹ energiê na renowacjê chaty. Przyje¿d¿a³a niemal ka¿dego ranka. Z wioski przychodzili rzemielnicy: murarze, stolarze i hydraulicy. Razem z ni¹ pracowali za bardzo skromne wynagrodzenie. Vassos pomóg³ w za³o¿eniu ogródka warzywnego za kuchni¹ i zmajstrowa³ system nawadniania, czerpi¹cy wodê ze studni. Wszystko mia³o byæ gotowe za miesi¹c, a z tego, co s³ysza³a, za miesi¹c Daktyl Niebieski przejdzie na emeryturê. Jej marzenia przerwa³o pobliskie planiêcie pêdzla malarskiego. Obróci³a siê zaskoczona i zobaczy³a szeroki umiech Mungera. Spotkali siê prawie w po³owie ciany. Powêdrowa³a gdzie mylami, bo tu ciê nie by³o powiedzia³. Tak. I myli by³y wcale przyjemne. Poca³uj, ¿eby dobrze zakoñczyæ wycieczkê. Najpierw skoñczymy cianê odpar³. Umoczy³a wiêc pêdzel w wiaderku i zaczê³a energicznie malowaæ pozosta³y kawa³ek. Jednak¿e poca³unek zosta³ od³o¿ony, gdy¿ pod ogrodzenie podjecha³ czarny samochód ten sam samochód przywozi³ zawsze polecenia od Waltera. Tym razem by³a to bardzo krótka wiadomoæ: Elmsland. Fau 1 czerwca.
Munger poda³ jej kartkê. Muszê jutro lecieæ. Skinê³a g³ow¹ i ze zdwojon¹ energi¹ zaczê³a koñczyæ bielenie ciany. Cztery dni póniej Joseph Levy i David Burg spacerowali po Lasku Buloñskim. Levy by³ paryskim rezydentem Mosadu, a Burg jego londyñskim odpowiednikiem. Od dawna siê przyjanili. Walczyli razem w Haganie* o narodzenie pañstwa izraelskiego. Podczas weekendów czêsto siê odwiedzali, aby porozmawiaæ o dawnych czasach i przyjacio³ach. Spêdzili w³anie parê godzin w pobliskiej restauracji, a poniewa¿ popo³udnie by³o ciep³e i s³oneczne, wybrali siê po posi³ku na spacer do lasku. Byli dowiadczonymi oficerami wywiadu, zbyt m¹drymi, by w jakimkolwiek lokalu poruszaæ sprawy zawodowe. * ¯ydowska organizacja wojskowa za³o¿ona przez syjonistów po I wojnie wiatowej w Palestynie, sta³a siê trzonem armii Izraela w okresie tworzenia siê pañstwa [przyp. red.].
183
Tu, na otwartej przestrzeni, z dala od kêp drzew i mówi¹c przyciszonymi g³osami, czuli siê na tyle bezpieczni, by móc bez obaw trochê poplotkowaæ o swojej pracy. Kiedy jednak zawrócili w kierunku miasta, rozmowa sta³a siê powa¿niejsza. Levy uczestniczy³ w przedsiêwziêciach maj¹cych na celu opónienie budowy reaktora Tammuz I. Burg chcia³ wiedzieæ, co bêdzie teraz, kiedy reaktor jest ju¿ w Iraku i wkrótce zostanie uruchomiony. Zgodnie z regu³ami pracy szpiegowskiej Levy powinien milczeæ, ale poniewa¿ Burg by³ wysokiej rangi oficerem Mosadu i ponadto przyjacielem, przekaza³ mu informacje na ten temat. Nie by³o tego wiele, jednak¿e
W odleg³oci stu piêædziesiêciu metrów, w tyle ciemnozielonej furgonetki, zaparkowanej naprzeciwko restauracji Pavillon Dauphine, brodaty mê¿czyzna obserwowa³ Izraelczyków przez lornetkê. Szli powoli w jego kierunku, zwróceni nieco ku sobie podczas rozmowy. Tu¿ obok brodatego mê¿czyzny ustawiona by³a d³uga czarna tuba nadzwyczaj czu³ego mikrofonu kierunkowego. Brodacz obróci³ siê do blondyna w roboczym kombinezonie, który siedzia³ przy metalowym stoliku w g³êbi furgonetki. Na blacie le¿a³o kilka magnetofonów i wzmacniaczy. Spróbuj teraz! poleci³ blondynowi. Ten poprawi³ s³uchawki na uszach i spyta³: Odleg³oæ? Sto piêædziesi¹t metrów i powoli maleje. Prawie niemo¿liwe odpar³ blondyn, ale nacisn¹³ guzik i tama jednego z magnetofonów zaczê³a siê wolno obracaæ. Docisn¹³ s³uchawki do uszu, ws³ucha³ siê i pokrêci³ g³ow¹. Brodacz podniós³ do oczu lornetkê i w miarê zbli¿ania siê Izraelczyków korygowa³ po³o¿enie mikrofonu. Z kierunku ich spaceru wynika³o, ¿e nie znajd¹ siê bli¿ej ni¿ osiemdziesi¹t metrów. Byli ju¿ prawie w tej odleg³oci, kiedy blondyn powiedzia³: Co s³yszê. S³abiutko
bardzo s³abiutko
zanika
zanik³o. Brodacz zakl¹³. Cholera, jeszcze dziesiêæ metrów, jeszcze tylko dziesiêæ metrów! A co masz? Blondyn zdj¹³ s³uchawki i odpowiedzia³: Ja niczego nie zrozumia³em, ale mo¿e laboratorium co wydobêdzie. Jedmyl Po dwóch godzinach w centrali SDECE de Marenches odczytywa³ tekst wydobyty przez techników w laboratorium: BURG: Powiadasz
(nies³yszalne)
w Iraku? Na ca³y kraj? 184
LEW: Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Jeden na ca³y kraj
BURG: Znasz tego agenta? LEW. Nie. On jest z
(nies³yszalne)
kryptonim Daktyl Niebieski. Akcja lada chwila. BURG: Ale jeden cz³owiek, to
(nies³yszalne). Brodacz siedzia³ na brze¿ku krzes³a przed biurkiem dyrektora. Przepraszam bardzo, ¿e tylko tyle. Odleg³oæ wynosi³a ponad sto metrów t³umaczy³ siê. Dyrektor umiechn¹³ siê, zbywaj¹c t³umaczenie gestem d³oni. Dobra robota. Bardzo dobra. Rzadko udaje nam siê z³apaæ Mosad z rêk¹ w nocniku. Nacisn¹³ guzik interkomu. Wysy³amy sygna³ do Bejrutu. Do Janine Lasage. Proszê notowaæ
16 Ahmed Nassir by³ chciwy. I w dodatku by³ tchórzem. Munger zadawa³ sobie pytanie, czy chciwoæ pokona strach. Irakijczyk pracowa³ na etacie t³umacza w Ministerstwie Informacji i przydzielono go Mungerowi. Towarzyszy³ wszêdzie Mungerowi, mimo i¿ ten doæ dobrze nauczy³ siê arabskiego. Munger nie mia³ najmniejszych w¹tpliwoci, ¿e Nassir jest równie¿ niskiego szczebla funkcjonariuszem Mukhabaratu. By³ to têgi, niski mê¿czyzna powy¿ej trzydziestki, po angielsku mówi³ z amerykañskim akcentem, gdy¿ przez dwa lata studiowa³ na amerykañskim uniwersytecie w Bejrucie. Do Mungera przydzielono go teraz po raz trzeci i nie przypadkiem, gdy¿ po bli¿szym poznaniu Nassira, Munger rozmawia³ o nim podczas lunchu z Sami Asafem w hotelu Sindbad. Munger od razu zorientowa³ siê, jaki po¿ytek mo¿e mieæ z Nassira. Chciwoæ wprost zia³a mu z oczu. Wskazywa³ na ni¹ nawet sposób, w jaki nieustannie obmacywa³ z³oty sygnet na palcu. To pierwsze wra¿enie potwierdzi³y przedstawione przez Nassira ordynarnie zawy¿one rachunki poniesionych kosztów. A kiedy Munger p³aci³ w restauracji za nich obu, Nassir, z konspiracyjnym umieszkiem, prosi³ o rachunek. Jego tchórzostwo te¿ nie ulega³o w¹tpliwoci. Otrzyma³ polecenie towarzyszenia Mungerowi zawsze i wszêdzie, ³¹cznie z wypadami w strefê wojenn¹. Ilekroæ jednak Munger mia³ zag³êbiæ siê w teren uznany za niebezpieczny, Nassir zawsze znajdowa³ wymówkê i pozostawa³ w hotelu. Albo by³ chory, albo czeka³ na wa¿ny telefon czy wizytê jakiego oficjela. Mungerowi 185
nies³ychanie to odpowiada³o. Bardzo te¿ szybko nawi¹za³ dobre stosunki z dowódcami w terenie. Przywozi³ im papierosy i alkohol, a przede wszystkim robi³ im zdjêcia i przysy³a³ odbitki, a czasami i gazety, w których ukaza³y siê ich zdjêcia. Oficerowie iraccy podziwiali te¿ odwagê Mungera w czasie ostrza³u i cenili fakt, ¿e wydalono go z Iranu z powodu sympatii dla Iraku. Tak wiêc Munger móg³ poruszaæ siê w strefie wojennej z doæ du¿¹ swobod¹, ku wielkiej zazdroci innych fotoreporterów, którzy musieli siê ograniczaæ do udzia³u w wycieczkach na wojenne spektakle, organizowane dla prasy przez Ministerstwo Informacji. Obecnie jednak Munger mia³ powa¿ny k³opot. Siedzia³ ze swym t³umaczem w restauracji hotelu El D¿amharia w Basrze. Patrzy³, jak Nassir po¿era ostatni kawa³ek chudego kurczaka, i zastanawia³ siê, ile mu trzeba zap³aciæ, ¿eby prze³amaæ jego strach. A decyzjê nale¿a³o podj¹æ szybko. Czas nagli³. K³opot polega³ na tym, ¿e Munger nie bêdzie móg³ zrobiæ zdjêæ roz³adunku s/s Elmsland. Tego popo³udnia, po krótkiej wizycie u brygadiera dowodz¹cego czêci¹ garnizonu w Choramszar, Munger pojecha³ do Fau szos¹ prowadz¹c¹ wzd³u¿ drogi wodnej Szatt al-Arab. Nassir zosta³ w hotelu, t³umacz¹c siê niedyspozycj¹ ¿o³¹dkow¹, która jednak musia³a ju¿ min¹æ, s¹dz¹c z wielkiego apetytu okazywanego podczas kolacji. Munger bez trudu przejecha³ przez trzy drogowe punkty kontrolne, gdzie wystarczy³y dokumenty i znajomoci, na które siê powo³ywa³. Przy czwartej kontroli drogowej sytuacja okaza³a siê beznadziejna. By³ zaledwie pó³tora kilometra od portu Fau. Zapora drogowa z kolczastego drutu stanowi³a czêæ ogrodzenia przecinaj¹cego w¹ski pó³wysep od brzegu do brzegu. Wzd³u¿ zasieków sta³y tablice z trupimi czaszkami, oznaczaj¹cymi pole minowe. Nazwiska jednego brygadiera i dwóch pu³kowników nie zrobi³y najmniejszego wra¿enia na dowódcy punktu kontrolnego, m³odym kapitanie, który umiechn¹³ siê tylko i powiedzia³, ¿e nawet ich by nie przepuci³. Munger by³ bardzo zawiedziony. Widzia³ z daleka statki przycumowane do jedynego molo i kilka czekaj¹cych na redzie na swoj¹ kolej. Elmsland mia³ przybyæ za dwa dni i najprawdopodobniej od razu czeka go roz³adunek. Instynkt podpowiada³ Mungerowi, ¿e z kapitanem nie ma co dyskutowaæ i nic nie zmieni jego stanowiska. Mo¿e nawet wzbudziæ podejrzenia. Porozmawia³ wiêc z nim mi³o przez kilka minut, przy okazji obserwuj¹c dwie ciê¿arówki, które nadjecha³y od strony l¹du i zosta³y przepuszczone po dok³adnym sprawdzeniu dokumentów dokerów. Na zakoñczenie rozmowy ofiarowa³ kapitanowi paczkê marlboro i wróci³ do Basry. Musia³ dowiedzieæ siê, gdzie znajduje siê miejsce ostatecznego przeznaczenia beczek z tlenkiem uranu.
186
Nassir ogryz³ ostatni¹ kostkê i papierow¹ serwetk¹ otar³ t³uszcz z twarzy i palców. Siêga³ w³anie po wyka³aczkê, kiedy Munger go spyta³: Mam pewien problem, Ahmed. Mo¿e ty mi pomo¿esz? Chêtnie, panie Munger. O co chodzi? Munger wyj¹³ z kieszeni z³o¿ony papierek i poda³ Nassirowi. Chcia³bym otrzymaæ ich wycenê. Szybko. Nassir zorientowa³ siê, ¿e w papierku co jest. Roz³o¿y³ go ostro¿nie na stole. Kiedy zobaczy³ cztery brylanty, natychmiast zas³oni³ je pulchn¹ d³oni¹ przed ciekawymi oczami. Brylanty! stwierdzi³ zduszonym g³osem. Tak, brylanty potwierdzi³ Munger obojêtnie. Mówi¹c szczerze, nie znam siê na brylantach. Trafi³y w moje rêce zupe³nie przypadkowo. Chce pan, ¿ebym je panu sprzeda³? Na twarz Nassira wyst¹pi³ pot, w oczach rozb³ys³a chciwoæ. Kto wie, ale najpierw chcê mieæ wycenê. Nassir z³o¿y³ papierek, ale zostawi³ go na stole przed sob¹. Mo¿e bêdê móg³ panu pomóc, panie Munger. Znam tu jednego cz³owieka
zajmuje siê szlachetnymi kamieniami i jest przyjacielem mojego wuja. Bardzo uczciwy cz³owiek. Jeli bêdzie pan chcia³ sprzedaæ, to da panu najwy¿sz¹ cenê. Gwarantujê. Doskonale. Kiedy mo¿esz mi daæ znaæ? Nassir spojrza³ na zegarek. Jest teraz na pewno w domu. Móg³bym iæ i spytaæ go. Jakby uderzy³a go nag³a myl: Ale pan niech lepiej ze mn¹ nie idzie. By³by nieufny wobec cudzoziemca. A pan wie przecie¿, ¿e w Iraku handel kamieniami szlachetnymi jest zakazany. Oczywicie, ¿e wiem. Zreszt¹ muszê tu czekaæ na telefon. Mrugn¹³ znacz¹co, a Nassir umiechn¹³ siê niepewnie. Wzi¹³ brylanty i spyta³ Mungera: Czy mam panu daæ pokwitowanie? Munger zaprzeczy³ energicznym ruchem g³owy i przy³o¿y³ palec do ust, nakazuj¹c dyskrecjê. Tym razem umiech Nassira by³ pewniejszy. Wsta³. Po powrocie przyjdê do pana do pokoju powiedzia³ i odszed³ szybkim krokiem. Wróci³ po dwóch godzinach. Munger le¿a³ na ³ó¿ku pó³drzemi¹c, kiedy us³ysza³ pukanie. Nassir wszed³ do pokoju z zadowolon¹ min¹, przyj¹³ ofiarowane mu whisky i usiad³. Mam dobre wiadomoci, panie Munger zacz¹³. Te brylanty s¹ bardzo wysokiej jakoci. No, nie idealne, s¹ drobne skazy, ale maj¹ dobr¹ wartoæ. 187
Ka¿dy z nich ma nieco poni¿ej jednego karata i mój przyjaciel, to znaczy przyjaciel mego wuja, mo¿e panu daæ dziesiêæ tysiêcy za sztukê. Za jedn¹ sztukê dziesiêæ tysiêcy, panie Munger! Czterdzieci tysiêcy za cztery! To bardzo dobra cena. Nigdzie nie dostanie pan lepszej. Nawet w Bejrucie te¿ nie
Munger za³o¿y³, ¿e Nassir bêdzie musia³ podzieliæ siê z kupuj¹cym po po³owie, z czego wynika³o, ¿e za oko³o dwadziecia tysiêcy dolarów gotów jest ryzykowaæ stanowiskiem, a kto wie czy nie ¿yciem, dokonuj¹c nielegalnej transakcji. Ukry³ jednak zadowolenie, odzywaj¹c siê osch³ym tonem: Ka¿dy z tych brylantów wa¿y dok³adnie jeden karat, wszystkie s¹ idealne, bez skaz, klasy D. Ich wartoæ w hurcie wynosi szesnacie tysiêcy dolarów sztuka. Co najmniej. Chcia³e mnie oszukaæ. Nassir nie okaza³ najmniejszego zmieszania. Tylko jego oczy siê zwêzi³y. Jeli pan zna³ tak dok³adnie ich wartoæ, to po co pan mnie prosi³ o wycenê? Co pan kombinuje? Kombinujê, jak wielkie ryzyko jeste gotów podj¹æ za spor¹ sumê pieniêdzy. Jak du¿e ryzyko i co dla pana znaczy spora suma? spyta³ Nassir, pochylaj¹c siê konfidencjonalnie. Munger postanowi³ nie zag³êbiaæ siê za bardzo w kwestiê ryzyka. Dobry sprzedawca podkrela wy³¹cznie zalety towaru. Zreszt¹ Nassir sam szybko zorientuje siê w skali zagro¿enia. Te brylanty, warte razem szeædziesi¹t cztery tysi¹ce, mog¹ byæ twoje, Ahmed. Za jedn¹ informacjê. Nassir umiechn¹³ siê, ale spojrzenie mia³ zimne. Pan jest szpiegiem! Ty te¿, mój drogi Ahmedzie. Tak, ale w drobnych sprawach. Nie mogê uwierzyæ, ¿e to, co wiem, jest warte tyle pieniêdzy. Tyle bêdzie dla mnie warte to, czego siê dowiesz. Ale to w³anie bêdzie ryzykowne. Ryzyko nie jest wcale takie du¿e. Dla kogo pan pracuje? Dla CIA? Munger umiechn¹³ siê, rozk³adaj¹c rêce. Nassir te¿ siê umiechn¹³ i pokiwa³ g³ow¹. Tak w³anie myla³em. Brytyjczycy nigdy by tyle nie zap³acili. Co pan chce wiedzieæ? P³ynie tu statek Elmsland. Przybêdzie do Fau za dwa lub trzy dni. Bêdzie od razu roz³adowywany. £adunek zostanie wywieziony ciê¿arówkami w nieznanym kierunku. Chcê znaæ ten kierunek i miejsce przeznaczenia. Co to za ³adunek? Nie wiem. 188
Nassir domyla³ siê, ¿e Munger k³amie. Domyla³ siê tak¿e, ¿e chodzi o broñ i amunicjê. To bêdzie trudne odpar³. Fau jest stref¹ zamkniêt¹. Nawet dla mnie. Wiem. Ale prze³adunek nast¹pi w porcie. Na co najmniej cztery ciê¿arówki. W konwoju bêdzie wiêc czterech kierowców. A nawet mo¿e po dwóch na jeden wóz. Mo¿esz otrzymaæ informacjê od któregokolwiek z nich. A mo¿e nawet od dokerów w porcie. Wielu z nich przyje¿d¿a do pracy z Basry. Nie powiniene mieæ trudnoci z wy³uskaniem jednego czy dwóch. Mo¿liwe zgodzi³ siê Nassir. Ale to bêdzie kosztowne. Za szeædziesi¹t cztery tysi¹ce dolarów mo¿na bardzo du¿o kupiæ. Munger rzuci³ ostatni¹ przynêtê: Dwa brylanty dostaniesz od razu, a dwa przed opuszczeniem przeze mnie Bagdadu, czyli za niespe³na tydzieñ. Jeli twoja informacja oka¿e siê prawdziwa i dok³adna, otrzymasz dodatkowo dwa takie same brylanty jako premiê. Nassir w mgnieniu oka obliczy³ swoj¹ fortunê na dziewiêædziesi¹t szeæ tysiêcy dolarów minus trochê dinarów za kupienie informacji. Umowa stoi? spyta³ Munger. Umowa stoi odpar³ Nassir. Munger wsta³, siêgaj¹c po szklankê Nassira. Przypieczêtujmy to drinkiem powiedzia³. O ponad tysi¹c kilometrów na pó³nocny wschód, w Bejrucie, Janine Lasage te¿ zawiera³a umowê na znacznie lepszych warunkach ni¿ Munger, bo tylko za piêæ tysiêcy funtów libañskich. Pu³kownik D¿amil Mahmoud nie by³ prawdziwym pu³kownikiem, ale dowodzi³ jedn¹ z bejruckich prywatnych armii. Poza tym by³ bardzo dyskretny. Jego armia, sk³adaj¹ca siê ze stu piêædziesiêciu starannie dobranych opryszków, mia³a za zadanie ochronê bogatego libañskiego przemys³owca, ale Mahmoud mia³ zwyczaj wynajmowaæ doranie ekipy tym, którzy gotowi byli odpowiednio zap³aciæ. Janine Lasage potrzebowa³a co najmniej dziesiêciu ludzi pod wodz¹ fachowca, który zorganizowa³by porwanie niejakiego Melima Jaheena, przetrzyma³ go parê dni póki Janine nie wydobêdzie od niego informacji a potem pozby³by siê go dyskretnie. Poprzedniego wieczoru otrzyma³a z Pary¿a kodowan¹ wiadomoæ, ¿e na terenie Iraku operuje agent Mosadu o kryptonimie Daktyl Niebieski. Za³¹czona instrukcja nakazywa³a zlikwidowanie go w porozumieniu z Mukhabaratem. W depeszy znajdowa³o siê s³owo zneutralizowanie, ale to by³ po prostu s³u¿bowy eufemizm na zabicie. Metoda, jak¹ powinna przyj¹æ, by wykonaæ polecenie, sama siê narzuca³a: Melim Jaheen by³ prawie na pewno 189
agentem Mosadu. Jeli tak, to musi znaæ to¿samoæ Daktyla Niebieskiego. Oczywicie powinna te¿ skontaktowaæ siê natychmiast z Samim Asafem w Bagdadzie i sk³oniæ go do wstêpnych dzia³añ. Nie uczyni³a jednak tego z kilku powodów. Po pierwsze, Asaf wykorzysta³by swych przyjació³ z OWP, ¿eby pochwyciæ Jaheena i zacz¹æ go obrabiaæ, a Janine Lasage z w³asnego dowiadczenia wiedzia³a, ¿e OWP obchodz¹ tylko jej w³asne interesy. Po drugie, bardzo chcia³a odnieæ sukces osobicie, zadziwiæ sw¹ sprawnoci¹ centralê SDECE, daj¹c jednoczenie prztyczka w nos Asafowi. Ostatnio ich wzajemne stosunki uleg³y oziêbieniu. Czêciowo z powodu przebywania Asafa g³ównie w Bagdadzie, a czêciowo w rezultacie kie³kuj¹cego miêdzy nimi antagonizmu. Zaczê³o siê w³aciwie od zamordowania Duffa Pageta. Po kilku miesi¹cach nast¹pi³ nieuchronny przeciek z kó³ dysydenckich w ³onie OWP i Amerykanie odkryli, ¿e za tym zamachem sta³ Mukhabarat. Z niespodziewanym zapa³em CIA zabra³a siê do pomszczenia swego pracownika i zneutralizowa³a czterech agentów Mukhabaratu w Pakistanie. Sami Asaf by³ z tego powodu bardzo niezadowolony. Jeszcze bardziej dotknê³a go wiadomoæ o zamordowaniu w Pary¿u profesora Yahii el Mashada oraz opónieniu w dostawie reaktora z powodu akcji sabota¿owej. Wylewa³ swoje ¿ale, oskar¿aj¹c SDECE o niekompetencjê i brak czujnoci, a tak¿e kwestionowa³ skutecznoæ jakiejkolwiek pomocy ze strony agentów SDECE w Iraku, skoro organizacja ta nie potrafi upilnowaæ spraw na w³asnym podwórku. Pok³ócili siê ostatecznie, kiedy Sami wykorzysta³ swoje kontakty, by za³atwiæ Mungerowi akredytacjê fotoreportera wojennego w Iraku. Jej nienawiæ do Mungera gorza³a niby rozpalone do bia³oci ¿elazo. B³aga³a Samiego, by nie pomaga³, a zrobi³ wszystko, ¿eby Mungerowi odmówiono akredytacji. Wszystko bez skutku. Sami lubi³ i szanowa³ Mungera, a póniej z satysfakcj¹ opowiada³, jak efektywnie i z korzyci¹ dla Iraku fotografie Mungera prezentuj¹ wiatu tocz¹c¹ siê przeciwko Iranowi wojnê. Od trzech miesiêcy Sami Asaf nie odwiedzi³ Bejrutu. W tym czasie Janine Lasage widzia³a go dwukrotnie w Bagdadzie, ale by³y to ma³o przyjemne spotkania, które nie zakoñczy³y siê w ³ó¿ku. U siebie Asaf by³ pewny, zarozumia³y, a nawet arogancki. Swoicie pojmowane zasady moralne nie pozwala³y mu zdradzaæ ¿ony tak blisko ma³¿eñskiej sypialni. Ostatnio ¿ycie erotyczne Janine Lasage pozostawia³o wiele do ¿yczenia. Mia³a krótki romans z Gordonem Frazerem, ale ma³o j¹ zadowalaj¹cy. Domyla³a siê, ¿e Frazerowi chodzi³o tylko o jeszcze jedno imiê na licie podbojów. Poza tym spêdzi³a kilka nocy z przypadkowymi kochankami, co tylko unaoczni³o jej dramat sytuacji i niedosyt doznañ erotycznych. Tak wiêc z pu³kownikiem D¿amilem Mahmoudem negocjowa³a ju¿ zgorzknia³a, z¿erana nienawici¹ kobieta. Ustali³a szczegó³y: pó³ nale¿noci z góry, reszta po wykonaniu zadania. Nie powiedzia³a mu, ¿e Jaheen jest 190
podejrzany o przynale¿noæ do Mosadu, nie chcia³a bowiem ryzykowaæ, ¿e on lub który z jego ludzi wypaple to Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Z tego samego powodu wyperswadowa³a mu przechwycenie Jaheena na jego w³asnym podwórku. Ceni³a wysoko kompetencjê agentów Mosadu i wiedzia³a, ¿e s¹ uzbrojeni i pracuj¹ pod ochron¹. By³oby szaleñstwem próbowaæ go porwaæ z biura lub z domu. Zna³a restauracje i bary, w których bywa³. Trzeba obserwowaæ te miejsca i staraæ siê dopaæ go w chwili, gdy bêdzie bez ochrony. Mia³a te¿ przygotowane bezpieczne mieszkanie, gdzie umieci siê porwanego w muzu³mañskim porcie Damour. Tam go bêdzie przes³uchiwa³a. I na tych warunkach zawarto porozumienie, Janine wrêczy³a pu³kownikowi dwa i pó³ tysi¹ca libañskich funtów i zaproponowa³a, ¿e przypieczêtuj¹ umowê drinkiem. Szkock¹ whisky. Mahmoud schowa³ pieni¹dze, ale odmówi³ whisky. By³ religijnym muzu³maninem, zasugerowa³ natomiast, ¿e pieczêtowanie uk³adu mog³oby odbyæ siê w znacznie przyjemniejszy sposób, którego ponadto nie zakazuje Koran. Janine grzecznie odmówi³a. Chocia¿ pu³kownik tryska³ zdrowiem i by³ bardzo ¿ywy, mia³ ju¿ ponad szeædziesi¹t lat i mo¿na by³o za³o¿yæ, ¿e ów przyjemniejszy sposób by³by czym w rodzaju jednokierunkowej ulicy. Nastêpnego wieczoru Ahmed Nassir ponownie zapuka³ do pokoju Mungera i wlizn¹³ siê do rodka. Usi³owa³ udawaæ opanowanie i beztroskê, ale zdradza³a go podniecona i jarz¹ca siê chciwoci¹ twarz. Mielimy wielkie szczêcie powiedzia³, gdy Munger posadzi³ go i da³ drinka. Uda³o mi siê odnaleæ kierowcê, który dopiero co przyjecha³ z Bagdadu. Nale¿y do konwoju, przewo¿¹cego ³adunek Elmslandu na miejsce przeznaczenia. Wypi³ solidny ³yk whisky. Munger przygl¹da³ mu siê bacznie. To by³o nies³ychanie kosztowne. Musia³em mu daæ bardzo du¿o pieniêdzy, nim zechcia³ co powiedzieæ. Bardzo du¿o mu da³em. Mów dalej! Co ci powiedzia³? spyta³ Munger. Dla wiêkszego efektu Nassir odczeka³ chwilê: Statek przyp³ynie pojutrze rano. W Basrze czeka ju¿ piêæ ciê¿arówek Volvo F12, które maj¹ zabraæ ³adunek. Podjêto nadzwyczajne rodki ostro¿noci. Na ka¿dej ciê¿arówce bêd¹ ¿o³nierze i konwojowi ma towarzyszyæ oddzia³ ¿andarmerii. Drogi bêd¹ zamykane na czas przejazdu konwoju. Kierowca nic nie wie na temat ³adunku. Spojrza³ bystro na Mungera. Pan te¿ nie wie? Nie mam pojêcia. Wiesz dobrze, jak to jest w tej bran¿y. Mówi¹ cz³owiekowi tylko tyle, ile musi wiedzieæ. Nassir ochoczo to potwierdzi³. Konwój jedzie najpierw do Kifri. Miasto sto piêædziesi¹t kilometrów na pó³noc od Bagdadu. Maj¹ tylko przejechaæ przez Kifri do bazy wojskowej 191
oddalonej od miasta oko³o dziesiêciu kilometrów. Kierowca mówi, ¿e ju¿ tam by³ z innymi ³adunkami. Mogê panu pokazaæ na mapie, gdzie to dok³adnie jest. Munger usi³owa³ nie okazywaæ zadowolenia. Jak d³ugo bêd¹ jechali? Kiedy tam dotr¹? Z Fau jakie szeæset kilometrów
Na noc ciê¿arówki zatrzymuj¹ siê przewa¿nie w Al Hillah, prawie w po³owie drogi. Doskonale, mamy wiêc cztery dni. My? Munger skwitowa³ pytanie kwanym umiechem. Z samego rana wrócimy do Bagdadu. Potrzebny mi bêdzie jeden dzieñ, ¿eby uzyskaæ zezwolenie na wyjazd w strefê pó³nocnego frontu. Kifri le¿y szeædziesi¹t kilometrów za lini¹ frontu. Jest rzecz¹ normaln¹, ¿e chcê tam siê wybraæ. Nassir krêci³ siê niespokojnie. Ja ju¿ swoje zrobi³em. Wywi¹za³em siê z umowy. Doæ ju¿ ryzykowa³em. Zaryzykowa³ wiêc Munger. By³o to ryzyko starannie skalkulowane: Rozumiem, w pe³ni ciê rozumiem, Ahmedzie. Szkoda, ¿e rezygnujesz z premii. Warunkiem premii by³a przydatnoæ informacji uzyskanej od ciebie. Jeli nie pojadê do Kifri, nie dowiem siê, czy informacja jest przydatna. Na twarzy Nassira chciwoæ walczy³a z ostro¿noci¹. Wreszcie zada³ pytanie: Jak pan ma zamiar otrzymaæ zezwolenie? Nikomu tam nie wolno jedziæ. Mam przyjació³ w Bagdadzie. Nassir przygl¹da³ mu siê chwilê, a potem podj¹³ decyzjê: No dobrze, pojadê do Kifri, ale ani kroku dalej. Na miejscu sam pan sobie radzi. Munger zaakceptowa³ warunek. I zaraz po tym wyjedzie pan z Iraku? spyta³ jeszcze Nassir. Tak. I nigdy ju¿ nie wróci? Nigdy. To wietnie. Trzeba to oblaæ. Nassir wsta³ i nala³ sobie potê¿n¹ porcjê szkockiej.
17 Mitem jest pogl¹d, ¿e agent wywiadu potrafi wyczuæ gro¿¹ce mu niebezpieczeñstwo, jest prawd¹ natomiast, ¿e bywa wiadomy ogona, czyli osoby 192
go ledz¹cej. To nie instynkt, lecz rezultat szkolenia i dowiadczenie podwiadome obserwowanie bezporedniego otoczenia. I jeli co wykracza poza normê, mózg to rejestruje, w³¹cza sygna³ alarmowy: twarz napotykana zbyt czêsto, osoba id¹ca tym samym krokiem w tej samej odleg³oci, cz³owiek wpatrzony w gazetê, ale nie przewracaj¹cy stron, samochód lub furgonetka wyró¿niaj¹ce siê w strumieniu pojazdów. Misza Wigoda by³ profesjonalist¹, ale sygna³u alarmowego nie odebra³ z jednej prostej przyczyny: nie by³ ledzony. Zjad³ wczesny lunch w restauracyjce przy lepej uliczce dzielnicy Fayadi Ya w Bejrucie. Przychodzi³ tu czasami, poniewa¿ tu podawano najlepszy kebab w ca³ym Libanie. To miejsce by³o równie¿ pod sta³¹ obserwacj¹ ludzi Janine Lasage. Minutê po wejciu Miszy Wigody do restauracji cz³owiek w kaftanie po drugiej stronie uliczki informowa³ j¹ przez telefon, ¿e Melim Jaheen jest sam i bez ochrony. Misza jad³ szybko, poniewa¿ wczesnym popo³udniem mia³ jechaæ do portu Jounieh na rozmowê z jednym z przywódców Falangi w sprawie dostawy broni. Jego pomocnik, Tamar Feder vel Fuad Tawfir, mia³ go za godzinê zabraæ samochodem z rogu ulicy Hassl. Jedz¹c z wielkim smakiem, rozmyla³ o przysz³oci. Zaraz po zakoñczeniu misji Mungera obiecano mu trzy miesi¹ce urlopu. W tym czasie lokaln¹ siatk¹ DAKTYL mia³ kierowaæ Tamar. Misza w pe³ni zas³u¿y³ na ten urlop, pierwszy od d³u¿szego czasu. Zacz¹³ ju¿ odczuwaæ ciê¿ar nieustannego napiêcia. Nie by³o to tylko napiêcie zwi¹zane z kryzysem irackim, raczej rezultat ¿ycia przez ponad trzy lata we wrogim otoczeniu, pod przybranym nazwiskiem. Nigdy nie móg³ siê odprê¿yæ, upiæ lub swobodnie rozmawiaæ z przyjació³mi czy obcymi. Towarzyszy³a mu nieustanna potrzeba zachowania czujnoci i to w³anie najbardziej niszczy³o nerwy. Zbyt d³ugo czeka³ na ten urlop, mia³ nieco otêpia³e zmys³y i zwolnion¹ reakcjê. Podczas urlopu zamierza³ polecieæ do Europy i Ameryki Pó³nocnej. Bêdzie du¿o jad³ i du¿o pi³, a jeli nie opuci go szczêcie, to spotka jak¹ mi³¹ kobietê. W mylach przewija³ mu siê tak¿e Munger. Przed paroma godzinami kurier z Bagdadu przywióz³ wiadomoæ, dok¹d przewo¿one s¹ beczki z tlenkiem uranu, i ¿e Munger bêdzie chcia³ w ci¹gu najbli¿szych trzech dni zrobiæ zdjêcia. System kurierski funkcjonowa³ doskonale. Siatka DAKTYL mia³a szeciu kurierów podró¿uj¹cych do i z Bagdadu wed³ug sta³ego harmonogramu. Byli to ludzie prowadz¹cy autentyczne interesy w skali usprawiedliwiaj¹cej tak czêste wizyty. Ich zadaniem by³o zbieranie i rozwo¿enie poczty z i do stale zmieniaj¹cych siê skrzynek kontaktowych. Munger nigdy osobicie nie zostawia³ wiadomoci w takiej skrzynce. Czynili to jego kurdyjscy przyjaciele. Dziêki temu nikt nie móg³ go o nic podejrzewaæ. 13 Reporter
193
Misza skoñczy³ posi³ek, szybko wypi³ kawê i, skin¹wszy g³ow¹ grubasowi, do którego nale¿a³ lokal, wyszed³ w gor¹cy i zat³oczony zau³ek. Dwiecie metrów dalej podjecha³ na róg Tamar Feder, otar³ pot z czo³a i postanowi³ raz jeszcze poruszyæ w rozmowie z Misz¹ sprawê zamiany samochodu na wyposa¿ony w klimatyzacjê, gdy¿ po godzinie je¿d¿enia bejruckimi ulicami w rozgrzanym wozie cz³owiek nie by³ ju¿ zdolny do niczego. Machinalnie rozgl¹da³ siê po ruchliwej ulicy. Czterdzieci metrów przed nim dwaj ludzie roz³adowywali skrzynie z furgonetki. Po drugiej stronie ulicy sta³a zielona ciê¿arówka Ford. Kierowca wychyli³ siê z szoferki i k³óci³ z wciek³ym w³acicielem sklepu, któremu zas³oni³ wystawê. W godzinie po³udniowego posi³ku ruch uliczny by³ nieco mniejszy, ale chodniki pozostawa³y zapchane zarówno przez przechodniów, jak i sprzedawców zachwalaj¹cych swoje towary. Tamar zauwa¿y³ b³yszcz¹c¹ w s³oñcu ³ysinê Miszy przepychaj¹cego siê przez t³um. Dotkn¹³ ju¿ kluczyka zap³onu, kiedy to siê sta³o
Misza znajdowa³ siê prawie na wysokoci furgonetki. Dwaj ludzie, wynosz¹cy z wozu skrzyniê, upucili j¹ i z obu stron chwycili Miszê. Wepchnêli go szybko do furgonetki i wskoczyli za nim. Zatrzasnê³y siê drzwi, furgonetka ruszy³a, w³¹czaj¹c siê w ruch uliczny. Tamar widzia³, ¿e Misza nie móg³ siê niczego spodziewaæ i nie mia³ ¿adnych szans. Gdy chcia³ ju¿ ruszyæ, us³ysza³ za sob¹ przypieszaj¹cy samochód. Po chwili przemkn¹³ obok niego zielony mercedes z dwoma pasa¿erami. Jednym by³a kobieta. Obróci³a siê. Tamar przez u³amek sekundy widzia³ jej twarz. Rozpozna³ j¹. Ogl¹da³ tê twarz w kartotece Mosadu: Janine Lasage. By³ blisko za mercedesem, ale nie zd¹¿y³. Na skraju pola widzenia dostrzeg³ ciê¿arówkê przecinaj¹c¹ na ukos ulicê. Mercedes zdo³a³ przed ni¹ przemkn¹æ, ale Tamar nie zmieci³ siê. Z ca³ych si³ nacisn¹³ wiêc peda³ hamulca i zas³oni³ d³oñmi twarz. Zderzenie nie by³o powa¿ne i Tamarowi nic siê nie sta³o, nie licz¹c drobnego skaleczenia na brodzie. Od tej chwili ka¿d¹ czynnoæ dyktowa³ surowy profesjonalizm i wewnêtrzna dyscyplina. Tamarowi nawet nie przysz³o do g³owy cigaæ mercedesa i próbowaæ wydobyæ Miszê z opresji. Przy uderzeniu odskoczy³y drzwi samochodu. Tamar da³ nura w zaskoczony t³um, przebi³ siê na drug¹ stronê i zacz¹³ oddalaæ siê szybkim krokiem od miejsca wypadku. Dwie przecznice dalej z³apa³ taksówkê i po piêtnastu minutach by³ w bezpiecznym mieszkaniu w dzielnicy Ain Rummaneh, na najwy¿szym piêtrze wielkiej kamienicy. Telewizyjne maszty na dachu maskowa³y radiow¹ antenê nadawcz¹ Mosadu. Pó³ godziny po porwaniu Miszy Wigody Tamar przekazywa³ ju¿ wszystkie szczegó³y kwaterze g³ównej siatki DAKTYL w Limassol na Cyprze. Zakazano mu opuszczaæ mieszkanie. Mia³ przede wszystkim zapewniæ p³ynne przekazywanie wiadomoci do i od Daktyla Niebieskiego. 194
Tamar czu³, ¿e ogarnia go rozpacz. By³ zastêpc¹ Miszy przez ca³y miniony rok i darzy³ go przyjani¹. Jego pragnieniem by³o przeczesywanie Bejrutu bez wzglêdu na ryzyko, ale mu tego zakazano. Rozkazy by³y jasne: Daktyl Niebieski ma priorytet. Wigody bêd¹ poszukiwali inni. Inni te¿ zajm¹ siê likwidacj¹ obecnej siatki DAKTYL w Bejrucie. Zapyta³, czy ma ostrzec Daktyla Niebieskiego, ¿e uprowadzono Wigodê. I znów otrzyma³ odpowied: zajm¹ siê tym inni. Ruth spóni³a siê pó³ godziny, ale przysz³a rozpromieniona. Gdy stanê³a w drzwiach restauracji Amathus, natychmiast dostrzeg³a Waltera, siedz¹cego jak zwykle przy stoliku w rogu sali. Kelner w³anie stawia³ przed nim pó³misek z zak¹skami. Zobaczy³ j¹ i gdy podesz³a, dwign¹³ siê ciê¿ko. Ju¿ myla³em, ¿e jestem ofiar¹ niegodnego porzucenia przez ukochan¹ kobietê powiedzia³ surowym tonem, któremu jednak towarzyszy³ umiech. Poca³owa³a go w policzek, przeprosi³a, a potem skarci³a, ¿e zaczyna bez niej. Spojrza³ nieco zdziwiony, gdy odsunê³a na bok menu. Czy mogê sobie dzi pozwoliæ na ekstrawagancjê? spyta³a. Ale¿ oczywicie! A wiêc w takim razie kawior, homar i szampan Dom Perignon. Zdumiony Walter otworzy³ szeroko oczy i skin¹³ na maître dhôtel. A jaka¿ to okazja? Nic specjalnego odpar³a lekcewa¿¹co. Po prostu czujê siê szczêliwa. Mo¿e dlatego, ¿e jem z tob¹ lunch. Bardzo mi ciebie brakowa³o. wietnie to ukrywa³a mrukn¹³ sceptycznie. Od wieków ciê nie widzia³em. Jestem okropnie zajêta. Ale jedz, nie czekaj na mnie. Nie chcê, ¿eby zas³ab³ z g³odu. Powiedz tylko jeszcze, czy s¹ wieci od Davida? Walter wrzuci³ sobie do ust oliwkê i skin¹³ g³ow¹. W dalszym ci¹gu by³ zaskoczony zachowaniem Ruth. Wszystko idzie dobrze. Za cztery czy piêæ dni powinien wróciæ na Cypr. Obdarzy³a go umiechem. I natychmiast mnie zawiadomisz? Oczywicie. Przygl¹da³ siê jej przez chwilê i nagle owiadczy³: Jeste w ci¹¿y! Jej zdziwienie by³o przekomiczne. Sk¹d ty
. Jak
? Walter umiecha³ siê, bardzo z siebie zadowolony. To oczywiste i logiczne. Jeste promienna i szczêliwa, chocia¿ powinna byæ smutna i niespokojna. Tylko jedno mog³o wp³yn¹æ na zmianê nastroju. Jestem te¿ szczêliwy, ¿e ty i David
Wsta³ z wielk¹ powag¹, 195
obszed³ stolik i uca³owa³ j¹ w oba policzki. Poczu³a siê nagle okropnie zawstydzona i skrêpowana. Powróciwszy na fotel, Walter spyta³: Kiedy siê o tym dowiedzia³a? Przed chwil¹. Dlatego siê spóni³am. Lekarz mia³ nag³y poród i przez godzinê na niego czeka³am. A wiêc wybaczam ci spónienie. By³a zaskoczona? W pewnym sensie. Od miesiêcy mielimy nadziejê
Pogrozi³a mu palcem. To twoja wina, zabiera³e go i wysy³a³e, nie wiadomo gdzie, w niew³aciwym czasie. Kelner przyniós³ kawior i szampana. Walter zaproponowa³ toast za pomylnoæ przysz³ego dziecka i uszczkn¹³ spor¹ czêæ kawioru. Kiedy lub? spyta³. Szybko. Ale potrzeba dwóch tygodni na zgromadzenie potrzebnych dokumentów i zrobienie badañ lekarskich. Nag³y smutek przemkn¹³ przez jej twarz. Walter zauwa¿y³ i spyta³: O co chodzi? O Gideona. Nadal pisze? Tak. Co miesi¹c. Ka¿dego pierwszego. I zawsze takie same listy
Nie po raz pierwszy dyskutowa³a na ten temat z Walterem. Gideon Galili nie chcia³ przyj¹æ zerwania do wiadomoci. A w ka¿dym razie nie tak, jak Ruth tego oczekiwa³a. Z pocz¹tku by³ oszo³omiony, ale i zdeterminowany broniæ ich zwi¹zku. Nie za³ama³ siê, nie okazywa³ rozpaczy, lecz spokojnie, mo¿na by powiedzieæ nawet, ¿e lodowato, usi³owa³ j¹ odzyskaæ. Napisa³a mu, ¿e jeszcze przez wiele miesiêcy nie ma zamiaru polubiæ Mungera. Nie chcia³a powiedzieæ, dlaczego. Zrozumia³ to jako swoj¹ szansê. Na pocz¹tku, podczas jej króciutkiej wizyty w Izraelu, dok¹d polecia³a, by mu o wszystkim powiedzieæ, usi³owa³ logicznie j¹ przekonywaæ, podkrelaj¹c, ¿e ju¿ jej nie wysz³o jedno ma³¿eñstwo z fotoreporterem wojennym. Dlaczego drugie mia³oby byæ inne? Mówi³a mu o mi³oci, a on odpowiada³, ¿e jego mi³oæ do niej jest tak wielka, tak wszechogarniaj¹ca, ¿e w miarê up³ywu czasu zacznie wytwarzaæ w niej podobne uczucie. By³ tego pewny i nic nie potrafi³o zachwiaæ jego wiar¹, ¿e tak musi siê staæ. Usi³owa³a okazaæ gniew, mówi¹c, ¿e ich zwi¹zek jest nieodwo³alnie skoñczony. On jest m³ody, przystojny, odnosi zawodowe sukcesy. Zosta³ majorem w wieku dwudziestu dziewiêciu lat. S¹ inne kobiety, z pewnoci¹ znajdzie kogo
m³odszego. I zakocha siê ponownie. Zdesperowana, ¿e nie chce jej zrozumieæ, zaczê³a krzyczeæ, usi³uj¹c zburzyæ jego stoicki spokój. Jej gniew sp³yn¹³ po nim jak morska fala po nabrze¿nej skale. By³ zdecydowany j¹ odzyskaæ. Nigdy nie zaakceptuje rozpadu ich zwi¹zku. 196
Po miesi¹cu przyjecha³ na Cypr, gdy Munger wyjecha³ na Bliski Wschód. Zatrzyma³ siê na trzy dni w hotelu Forest Peak. By³y to najgorsze dni w ¿yciu Ruth. Galili by³ jednoczenie zdeterminowany i patetyczny. Wojskowa dyscyplina w po³¹czeniu z b³yskotliw¹ karier¹ uczyni³y z niego cz³owieka nie akceptuj¹cego pora¿ki. A utrata Ruth by³aby dla niego najwiêksz¹ ¿yciow¹ pora¿k¹. Z drugiej strony, wielka mi³oæ do Ruth robi³a z niego chwilami rzewnego ch³opca. W ci¹gu pierwszych dwóch dni przegadali ponad dziesiêæ godzin. Ruth g³êboko cierpia³a, widz¹c jego ból i nie mog¹c mu pomóc. Podj¹³ niez³omne postanowienie: nigdy jej nie zapomni, nigdy nie straci nadziei, nigdy nie zaakceptuje zerwania. Zamierza³ zostaæ w Platres dwa tygodnie, ale po drugim dniu Ruth mia³a ju¿ wszystkiego doæ. Wy³¹czy³a telefon i zamknê³a bramê wjazdow¹ do posiad³oci. Sta³ przed ni¹ przez ca³y dzieñ. Nie wo³a³, nie wzywa³ jej, tylko sta³. Widzia³a go z okna sypialni. Wysoka, zgrabna sylwetka, ci¹gniêta cierpieniem twarz. Nie wiedz¹c, co pocz¹æ, zadzwoni³a tego wieczoru do Waltera, prosz¹c o radê. Wys³ucha³ wszystkiego i powiedzia³, ¿eby posz³a spaæ i o nic siê nie martwi³a. On siê wszystkim zajmie. Prosi³a, aby nie by³ zbyt surowy dla Gideona i Walter solennie obieca³, ¿e nie bêdzie, ¿e doskonale rozumie, przez co przechodzi m³ody pilot. Po tej rozmowie Ruth poczu³a siê nieco lepiej, ale mimo to prawie wcale tej nocy nie spa³a. O ósmej rano zadzwoni³a do hotelu, gdzie jej powiedziano, ¿e Gideon przed dwiema godzinami pojecha³ na lotnisko. Zadzwoni³a do Waltera, który wyjani³, ¿e Gideon otrzyma³ w nocy telefon od dowódcy swego dywizjonu, aby natychmiast wraca³, gdy¿ czeka go wa¿na misja. Gideon niczego nie podejrzewa, a przy obecnej sytuacji w Libanie, misja na pewno da siê skleciæ, i to z po¿ytkiem dla wszystkich. Nawet dowódca dywizjonu nic nie wie o prawdziwych powodach ci¹gniêcia Gideona z urlopu. Ruth gor¹co podziêkowa³a Walterowi i po od³o¿eniu s³uchawki mia³a równie¿ dobre s³owo dla Pana Boga, ¿e da³ Walterowi tak olbrzymie wp³ywy. Pó³ godziny póniej taksówkarz przywióz³ jej bukiet czerwonych ró¿ i list, w którym Gideon t³umaczy³ swój nag³y odlot i wspomina³, ¿e wielokrotnie bez powodzenia dzwoni³. I ¿e bêdzie do niej co miesi¹c pisa³ a¿
do dnia lubu. Wszystkie listy by³y takie same: dostarczane w pierwszym tygodniu miesi¹ca mówi³y o tym, ¿e jest sam, z nikim siê nie wi¹¿e i czeka na Ruth. Byæ mo¿e liczy na to, ¿e co przytrafi siê Mungerowi podsun¹³ Walter. Wielu fotoreporterów ginie. Wzruszy³a ramionami. Kto wie, mo¿e tak myli. Chocia¿ ja uwa¿am inaczej. Raczej s¹dzi, ¿e którego dnia oprzytomniejê. Gideon ma na twoim punkcie obsesjê, to jasne stwierdzi³ Walter. Jako psycholog powinna znaæ to zjawisko. Wcale nie tak rzadkie. 197
Kelner przyniós³ homara i piêciocentymetrowej gruboci stek dla Waltera. Zd¹¿y³ go zaledwie skosztowaæ, kiedy zjawi³ siê maître dhôtel i zawiadomi³, ¿e kto z biura dzwoni w wa¿nej sprawie. Walter mrukn¹³ zawiedziony, poleci³ po³o¿yæ stek na podgrzewaczu i obieca³ Ruth, ¿e za parê minut wróci. Wróci³ jednak dopiero po dwudziestu minutach i w tym czasie Ruth upora³a siê z homarem. Gdy usiad³, spojrza³a na jego twarz i zrobi³o siê jej zimno. K³opoty? Tak. David? Nie bezporednio. Powiedz mi, Walterze, proszê! Walter westchn¹³ i odprawi³ kelnera, który chcia³ postawiæ przed nim stek. Ju¿ to samo wiele mówi³o o powadze sytuacji. W Bejrucie porwano Miszê Wigodê. Nie krêpowa³ siê wymieniæ nazwisko. Wiedzia³, ¿e Munger o wszystkim jej mówi. Martwi³o go to, ale nic nie móg³ poradziæ. Kiedy? Przed niespe³na godzin¹. OWP? Walter powtórnie westchn¹³. Nie jestemy pewni, ale wiemy, ¿e zamieszane jest SDECE. Na miejscu porwania widziano Janine Lasage. O Bo¿e! Ruth by³a wstrz¹niêta. Wiedzia³a wszystko o Janine Lasage i o jej udziale w zamordowaniu Duffa. Przed wieloma laty pozna³a j¹ na przyjêciu w Hongkongu. Munger powiedzia³, ¿e wkrótce przyjdzie dzieñ wyrównania rachunków. Nie powinienem by³ czekaæ mrukn¹³ Walter. Powinienem by³ dawno siê ni¹ zaj¹æ. To z³a kobieta. Ostrzeg³e Davida? Spojrza³ na ni¹ bystro. W³anie to robimy. David jest w drodze miêdzy Basr¹ a Bagdadem. Zobaczy³ przera¿enie na jej twarzy. Ona zmusi Wigodê do mówienia, Walterze! Wiesz o tym. Musisz znaleæ Davida i czym prêdzej wycofaæ go z Iraku! Poklepa³ j¹ uspokajaj¹co po ramieniu. Znajdziemy go. Mamy du¿o czasu. Wigoda jest profesjonalist¹. Owszem, w koñcu bêdzie mówi³, ale to potrwa. Dni albo nawet tygodnie. Ruth zaczê³a p³akaæ. Chusteczk¹ wyjêt¹ z torebki wyciera³a ³zy. Nie mo¿esz byæ wcale tego pewien. To mog¹ byæ tylko godziny. Nie wiadomo, jak go zaczn¹ torturowaæ. To s¹ zwierzêta. David mo¿e wpaæ w ich rêce. Musisz go ostrzec! 198
Nie martw siê powtórzy³. Jestemy w ³¹cznoci z naszymi ludmi w Bagdadzie. Zawiadomi¹ Davida, gdy tylko zjawi siê w hotelu. Kiedy David dotrze do hotelu? Tego nie jestemy pewni. Wiemy, ¿e opuci³ hotel E1 D¿amharia w Basrze. W drodze do Bagdadu mo¿e udaæ siê na front. Usi³ujemy siê tego dowiedzieæ. Zdo³a³a siê nieco opanowaæ. Wracam do domu. Zawiadomisz mnie, gdy tylko czego siê dowiesz? Czegokolwiek, Walterze! Chcê znaæ zarówno dobre, jak i z³e wieci. Bêdê czeka³a w domu na twój telefon. Oczywicie, zaraz zadzwoniê. Zaproponowa³, ¿e Spiro odwiezie j¹ mercedesem do domu. Jej w³asny samochód odstawi inny szofer. Odmówi³a. Czuje siê dobrze, mo¿e sama prowadziæ. Walter sta³ przy mercedesie, gdy wycofywa³a samochód z parkingu. Przed odjazdem wykrzyknê³a przez okno: Dziêkujê za lunch. I natychmiast dzwoñ, gdyby by³a jaka wiadomoæ. Obiecujê odpar³. Zadumany odprowadzi³ j¹ smutnym wzrokiem. Zerka³a w lusterko i uchwyci³a to spojrzenie. Dotar³a do Platres po godzinie. Gdy wesz³a do domu, uda³a siê prosto do kuchni i zaparzy³a sobie kawê. Nie mog³a zapomnieæ spojrzenia, jakim j¹ ¿egna³ Walter: smutek i zaduma. Ale przedziwna zaduma, jakby w poczuciu winy. Uwiadomi³a to sobie z przeraliw¹ jasnoci¹: tak, to by³o poczucie winy! Fili¿anka wypad³a z palców i roztrzaska³a siê o posadzkê. Gor¹ca kawa sparzy³a jej nogi, ale nawet nie krzyknê³a. Uwiadomi³a sobie, ¿e Walter nie ma zamiaru ostrzegaæ Davida. Mia³ nadziejê, ¿e Wigoda wytrzyma tortury do chwili wype³nienia przez Mungera wyznaczonego mu zadania. Walter Blum przemyla³ zale¿noci wystêpuj¹ce miêdzy obowi¹zkiem a utrzymaniem przy ¿yciu swego przyjaciela i doszed³ do wniosku, ¿e pierwszeñstwo ma obowi¹zek. Pobieg³a do telefonu. Wykrêci³a pierwsze cyfry numeru Walen Trading, ale zda³a sobie sprawê, ¿e nic nie zdzia³a. Walter bêdzie nadal k³ama³. Podj¹³ decyzjê i nie zmieni jej. Bêdzie j¹ uspokaja³ i sk³ada³ obietnice, ale nie ruszy palcem. Od³o¿y³a s³uchawkê i zmusi³a siê do racjonalnego przemylenia sytuacji. Wróci³a do kuchni, zmiot³a szcz¹tki fili¿anki, zaparzy³a now¹ kawê, rozmylaj¹c przez ca³y czas nad ró¿nymi mo¿liwociami. Mog³aby spróbowaæ zadzwoniæ do Bagdadu. Wiedzia³a, ¿e David zatrzymuje siê zawsze w hotelu Sindbad. Mog³aby zadzwoniæ do amerykañskiej ambasady w Nikozji. Rezydent CIA, który zawiadamia³ j¹ o mierci Duffa, jeszcze tam by³. Prawdopodobnie on mo¿e co pomóc. Po zastanowieniu siê dosz³a do wnios199
ku, ¿e to by³oby ryzykowne. Bagdad a¿ kipi podejrzliwoci¹ i intryg¹. Nieprzemylanym ruchem mog³aby naraziæ Mungera na niebezpieczeñstwo. Dostrzeg³a tylko jedno wyjcie: poniewa¿ Davida trzeba ostrzec, ona sama poleci do Bagdadu
Problemem by³ rozk³ad lotów. Wiedzia³a, ¿e bezporedniego po³¹czenia nie ma. David lata³ zawsze przez Amman. Wiza natomiast nie stanowi³a problemu: przed miesi¹cami, korzystaj¹c z kontaktów w ambasadzie amerykañskiej, uzyska³a wszystkie mo¿liwe wizy do krajów arabskich. Zawsze ba³a siê, ¿e Davidowi mo¿e siê co przydarzyæ podczas fotoreporterskich wypraw. Zostanie na przyk³ad ranny. Gdyby do tego dosz³o, chcia³a móc natychmiast do niego jechaæ. Oczywicie, uzyskanie wiz do takich krajów jak Iran czy Po³udniowy Jemen by³o niemo¿liwe, ale mia³a wa¿ne wizy do Libanu, Syrii, Jordanii i Iraku. Pobieg³a z powrotem do telefonu i zadzwoni³a na lotnisko w Larnace. Po denerwuj¹cym oczekiwaniu ze s³uchawk¹ przy uchu dowiedzia³a siê, ¿e o siódmej wieczorem ma samolot do Bejrutu, gdzie mo¿e z³apaæ lot jordañskich linii do Ammanu przez Bagdad. Do Larnaki mia³a dwie godziny jazdy samochodem, wiêc swobodnie zd¹¿y
Posz³a do sypialni, wrzuci³a potrzebne rzeczy do niewielkiej podró¿nej torby, której nie bêdzie musia³a oddawaæ na baga¿, a potem z szufladki nocnego stolika wyjê³a berettê 8 mm, któr¹ przed laty da³ jej Duff, gdy tak czêsto pozostawia³ j¹ sam¹. Wiedzia³a, jak siê obchodziæ z broni¹. Wiedzia³a tak¿e o bramkach kontrolnych na lotniskach, ale ¿yj¹c tak d³ugo w rodowisku fotoreporterów zna³a metody, jakich u¿ywali, by przemyciæ filmy. W kuchni znalaz³a niewielkie kwadratowe blaszane pude³ko o wymiarach dziewiêæ na dziewiêæ centymetrów i wysokie na niespe³na trzy. Posz³a z nim do gabinetu, gdzie znalaz³a kilka kartek metalizowanej kalki maszynowej. Owinê³a nimi berettê, maskuj¹c tym kszta³t. W³o¿y³a broñ do pude³ka i ob³o¿y³a szminkami. Dorzuci³a zapalniczkê i kilka monet. Pude³ko schowa³a na dnie malutkiego neseseru. By³a pewna, ¿e przewietlenie na lotnisku nie ujawni kszta³tu broni. O czwartej trzydzieci siedzia³a w swoim renaulcie, pêdz¹c górsk¹ drog¹ w kierunku Larnaki. Janine Lasage przyjecha³a do domu na przedmieciu piêtnacie minut po furgonetce. Zajê³o jej nieco wiêcej czasu pokonanie zapór drogowych i punktów kontrolnych OWP. D¿amil Mahmoud czeka³ na ni¹ na brudnym podwórku. Jego ludzie otaczali dom. Wysz³a z mercedesa z³owroga czarna postaæ. By³a w czarnych spodniach, czarnej bluzce bez rêkawów, a w rêku nios³a czarn¹ torebkê. Umiechnê³a siê do Mahmouda. Jak w zegarku. Dobra robota. 200
Odpowiedzia³ jej grymasem twarzy, który te¿ mia³ byæ umiechem. Zrobi³em wszystko wed³ug pani ¿yczenia. Czy mam od razu zacz¹æ tortury? Jestem ekspertem. Rozb³ys³y mu oczy. Mo¿e póniej, jeli zajdzie potrzeba. Zak³adaj¹c, ¿e jest tym, za kogo go uwa¿amy, potrafi oprzeæ siê fizycznemu bólowi bardzo d³ugo. Nawet wiele dni. A ja nie mam tyle czasu. A wiêc jak? Poklepa³a czarn¹ torebkê. Serum prawdy! Przy odrobinie szczêcia szybko rozwi¹¿e mu jêzyk. Mahmoud pokiwa³ m¹drze g³ow¹. Aha, aha
S³ysza³em. Penta
i co tam. Pentatol sodu to przesz³oæ. Obecnie u¿ywa siê valium w czystej postaci. Valium? By³ zdumiony Moja ¿ona bierze to na uspokojenie. Zamia³ siê. Ona stale musi siê uspokajaæ. Wyobra¿am sobie
Ale on dostanie du¿o wiêcej. Dwadziecia miligramów do¿ylnie. Zwróci³a siê do swego ochroniarza, który sta³ przy mercedesie: Czekaj tu, dobrze siê rozgl¹daj. I do D¿amila: Idziemy! Misza Wigoda le¿a³ nago na drewnianym stole. Nogi i rêce mia³ wykrêcone, i tak mocno zwi¹zane, ¿e w nadgarstkach i kostkach ju¿ spuch³y. Oprócz tego sto³u i zwisaj¹cej z sufitu ¿arówki, w pokoju nic nie by³o. Us³ysza³ otwieranie drzwi i zobaczy³ Janine Lasage, a za ni¹ D¿amila Mahmouda. Stara³ siê zachowaæ beznamiêtny wyraz twarzy. Janine Lasage podesz³a do sto³u i po³o¿y³a na nim czarn¹ torebkê. D¿amil Mahmoud stan¹³ w nogach zwi¹zanego i zacz¹³ mu siê z zainteresowaniem przygl¹daæ. Janine Lasage sprawdzi³a wiêzy i z zadowoleniem skinê³a g³ow¹. Siêgnê³a miêdzy nogi i unios³a penisa. Karminowy paznokieæ wbi³a g³êboko w ods³oniêt¹ ¿o³¹d. Misza z bólu wyprê¿y³ siê w ³uk, ale nie wyda³ ¿adnego dwiêku. Umiechnê³a siê i powiedzia³a po arabsku: Melimie Jaheen, nie jeste Arabem. Jeste ¯ydem i pracujesz dla Mosadu. Chcê odpowiedzi na kilka pytañ i ty mi ich udzielisz. Chyba zdajesz sobie z tego sprawê. Tak czy inaczej udzielisz mi tych odpowiedzi. Mów od razu, a oszczêdzisz sobie wiele bólu. Patrzy³a mu w oczy. I on te¿ patrzy³ na ni¹. Nawet nie mrugn¹³. Skinê³a g³ow¹, jakby potwierdza³a w³asn¹ diagnozê. Otworzy³a torebkê, z której wyjê³a strzykawkê i zaopatrzon¹ w gumowy kapturek fiolkê z bezbarwnym p³ynem. D¿amil patrzy³ jak zafascynowany, gdy przebija³a kapturek 201
ig³¹ i wci¹ga³a p³yn do strzykawki. Misza zmarszczy³ brwi i podniós³ g³owê, wlepiaj¹c oczy w sufit. Koncentrowa³ siê. Janine wiedzia³a, ¿e przypomina sobie lekcje z okresu szkolenia, ¿e usi³uje stworzyæ hermetyczne przegrody w mózgu, izoluje i ukrywa fakty, których nie wolno wyjawiæ. Nachyli³a siê i pochwyci³a jego rêkê poni¿ej ³okcia, naciskaj¹c mocno palcem, by wyst¹pi³a ¿y³a. Poniewa¿ Misza by³ oty³y i mia³ grube ramiona, dwukrotnie nie trafi³a. Zaklê³a g³ono. Nie wolno siê pieszyæ! Wci¹gnê³a g³êboko powietrze. Wk³u³a siê dopiero za trzecim razem. Patrzy³a uwa¿nie na podzia³kê. Przesta³a naciskaæ t³oczek, gdy wstrzyknê³a dok³adnie dwadziecia miligramów. Z torebki wyjê³a plaster i, pozostawiaj¹c ig³ê w ¿yle, przylepi³a strzykawkê do ramienia. Przez nastêpne kilka minut obserwowa³a jego oczy. Czeka³a, a¿ nast¹pi stan, nazywany przez lekarzy ptosis, kiedy to powieki opadaj¹ bezwiednie do po³owy i s³abn¹ psychiczne hamulce. Nie bêdzie spa³, zachowa wiadomoæ, ale jednoczenie zostanie obna¿ona podwiadomoæ i zaæmi siê logiczne mylenie. Trwa³o to piêæ minut. Wzrok mia³ nadal utkwiony w suficie, ale nagle powieki zatrzepota³y i opad³y. Jedn¹ unios³a palcami. Oko by³o szkliste, renica rozszerzona. By³ gotów. Ka¿de pytanie zadawa³a najpierw po arabsku, nastêpnie po angielsku. Milcza³. Wiedzia³a, ¿e jaki skrawek jego wiadomoci jeszcze walczy³, by wydobyæ siê z otulaj¹cych j¹ mgie³. Pierwsze s³owa wypowiedzia³ po angielsku wymamrota³ ich parê i musia³a bardzo siê nachyliæ, by us³yszeæ. By³a to odpowied na pytanie, jaki jest dzieñ tygodnia. Odpar³: Nigdy w niedzielê. Rozemia³a siê. Podwiadomoæ zawiera mieszne myli. Teraz by³ wtorek. Ca³¹ nastêpn¹ godzinê wêdrowa³a przez labirynt jego mózgu. Dwukrotnie musia³a wstrzykn¹æ wiêcej valium, aby pozosta³ w ptosis. By³a zniecierpliwiona i z trudem zmusza³a siê do precyzyjnego dzia³ania. Chcia³a otrzymaæ odpowied tylko na jedno pytanie. W miarê up³ywu czasu jej zniecierpliwienie ros³o. Misza opowiada³ o swym dzieciñstwie, szkolnych przyjacio³ach, o matce i dawno zapomnianym wypadku samochodowym. Ilekroæ zbli¿a³a siê do jego pracy, stawa³ siê niezrozumia³y, twarz mu tê¿a³a, wykrzywia³a siê w grymas odzwierciedlaj¹cy to, co dzia³o siê w jego mózgu. By³ szkolony i æwiczony na tak¹ w³anie chwilê. Zda³a sobie sprawê, ¿e nie wycinie z niego ¿adnych szczegó³ów na temat pracy. Zreszt¹ nie interesowa³y jej te szczegó³y. Pragnê³a tylko jednego nazwiska. Pochyli³a siê nad nim nisko i wyszepta³a: Daktyl Niebieski. Daktyl Niebieski. Twarz mu siê wykrzywi³a, jakby w spamie straszliwego bólu. Janine Lasage ¿ywo zabi³o serce. Jego reakcja wskazywa³a, ¿e co wie. Znowu pod202
wiadomoæ walczy³a z nawykami wyniesionymi ze szkolenia. Przez piêæ minut powtarza³a: Daktyl Niebieski. Kto to jest? Kto to jest? W pewnym momencie przerwa³a, by podaæ wiêcej valium. Palce mu dygota³y. Nale¿y byæ bardzo ostro¿nym. Przedawkuje, a on zapadnie w sen. Na d³ugie godziny, a nawet
Daktyl Niebieski, kto to jest? Daktyl Niebieski, kto to jest? Zaczê³a w¹tpiæ, czy jej siê powiedzie, i wpad³a w panikê. Pochylona, opieraj¹c siê jedn¹ d³oni¹ na jego klatce piersiowej, a drug¹ na brzuchu, z ustami tu¿ przy uchu, us³ysza³a podniecony g³os D¿amila: Niech pani spojrzy! Podnios³a g³owê i obejrza³a siê za siebie. Penis Miszy Wigody stercza³ pionowo. Zanios³a siê histerycznym miechem. Szybko uprzytomni³a sobie sytuacjê i spowa¿nia³a. Tak. To siê zdarza. Valium w tej iloci likwiduje wszystkie hamulce. W pewnym sensie stanowi rodek zwiêkszaj¹cy popêd p³ciowy. Co takiego! wykrzykn¹³ Mahmoud. Takie drzewo z tak ma³ego korzonka! Janine Lasage umiechnê³a siê i nagle co jej przysz³o do g³owy: a jeli to spowodowa³ jej dotyk? Czy nie mog³aby tego wykorzystaæ? Siêgnê³a po penisa i zaczê³a go masowaæ w górê i w dó³. Zwi¹zany mê¿czyzna jêkn¹³ i zacz¹³ siê wiæ. W pokoju s³ychaæ by³o chrapliwy oddech D¿amila Mahmouda. Janine pochyli³a siê i poliza³a twarz Wigody, który teraz jêcza³ bez przerwy. Wysun¹³ jêzyk w poszukiwaniu kobiety, wygi¹³ siê ca³y w ³uk, wpychaj¹c sztywnego penisa g³êbiej w jej d³oñ. Nagle go puci³a i odst¹pi³a o krok. Daktyl Niebieski, kto to jest? powtórzy³a parê razy. Misza dysza³ spazmatycznie. Posz³a za ciosem. Kilkakrotnie bra³a penisa do rêki i potem puszcza³a. Oszo³omiony valium mê¿czyzna by³ bliski sza³u. Powiedz mi, kim jest Daktyl Niebieski, a dostaniesz. W kalejdoskopie myli i doznañ Miszy Wigody co pêk³o. Z gard³a wydoby³ mu siê charkot: Munger. Nie zrozumia³a, gdy powiedzia³ to po raz pierwszy, ale b³agalnym g³osem powtórzy³: Munger
Daktyl Niebieski
Munger. Odskoczy³a od sto³u jak oparzona. Twarz, wyra¿aj¹ca najpierw zdumienie, powoli siê rozpromienia³a. Prze¿ywa³a chwilê ¿yciowego triumfu. D¿amil ciekawie siê jej przygl¹da³. Nie rozumia³ jej zachowania, nie zrozumia³ tego, co powiedzia³ Wigoda, ale w ¿yciu nie widzia³ kobiety podobnie podnieconej po us³yszeniu jednego s³owa. 203
Dowiedzia³a siê pani tego, czego pani chcia³a? spyta³. O tak! I du¿o wiêcej. Oddycha³a jakby w ekstazie. P³awi³a siê w mylach o swoim sukcesie. O tym, co powie Sami Asaf, kiedy siê dowie, ¿e cz³owiek, któremu umo¿liwi³ dzia³alnoæ w Iraku jest szpiegiem Mosadu. Ju¿ wyobra¿a³a sobie aresztowanie i przes³uchiwanie Mungera. Nienawidzi³a Mungera ca³¹ dusz¹, od ma³ego palca stopy po blond w³osy te w³osy, które tak obraliwie potraktowa³. Nie zawiadomi jeszcze Bagdadu. O, nie! Chce tam byæ, chce zobaczyæ ich twarze. Poleci do Bagdadu pierwszym samolotem. Kilka godzin nie uczyni wielkiej ró¿nicy. Te kilka godzin bêd¹ dla niej okresem radosnego oczekiwania na wspania³y fina³. W jej marzenia wdar³ siê g³os D¿amila Mahmouda: Mam go teraz zabiæ? Skoñczy³a pani z nim? Rzuci³a okiem na Wigodê. Nie przesta³ siê wiæ i jêczeæ. Nie. Nie skoñczy³am. Proszê wyjæ. Zawo³am pana, kiedy skoñczê. Wzruszy³ ramionami i skierowa³ siê w stronê drzwi, zerkaj¹c ciekawie na rozpalon¹ twarz kobiety. Wychodz¹c, trzasn¹³ g³ono drzwiami, ale natychmiast cichutko je otworzy³, pozostawiaj¹c szparkê. Przytkn¹³ do niej oko. Janine Lasage wyci¹gnê³a szpilkê przytrzymuj¹c¹ w³osy. Blond kaskada opad³a jej na plecy. Zrzuci³a pantofle, rozpiê³a bluzkê i spodnie. Widz¹c jej nagie cia³o Mahmoud wci¹gn¹³ g³êboko powietrze przez zaciniête zêby. Wesz³a na stó³, stanê³a na czworakach okrakiem nad Wigod¹, zêby mia³a ods³oniête, oczy jak szparki
Wigoda szeroko otwartymi oczami wpatrywa³ siê w twarz kobiety. Wyczuwa³ rytm jej poladków, czu³ zbli¿aj¹c¹ siê chwilê
Czego? Rozkoszy? Gdy osi¹gnê³a orgazm, chwyci³a go za uszy, przyci¹gnê³a g³owê i wbi³a zêby w pulsuj¹c¹ têtnicê ods³oniêtej szyi. D¿amil Mahmoud odwróci³ siê, odszed³ parê kroków i zwymiotowa³ na kamienn¹ posadzkê korytarza.
18 Do standardowych praktyk agencji wywiadowczych nale¿y przegl¹danie list pasa¿erów w portach lotniczych po³o¿onych w regionach zapalnych. Listy te trafiaj¹ do komputerów tak oprogramowanych, ¿e pewne nazwiska s¹ natychmiast sygnalizowane. By³o rzecz¹ naturaln¹, ¿e siatka DAKTYL mia³a wgl¹d w listy pasa¿erów na lotnisku w Larnace. Uzyskanie ich by³o nies³ychanie proste. Walen 204
Trading by³a g³ównym udzia³owcem firmy spedycyjnej, maj¹cej biura w portowym terminalu. Za niewielk¹ miesiêczn¹ gratyfikacjê ni¿szej rangi urzêdnik administracji portu przekazywa³ piêtnacie minut przed odlotem i piêtnacie minut po odlocie pe³ne listy pasa¿erów. Przy odlotach nie musia³ nawet przynosiæ listy, tylko wykorzystan¹ ju¿ papierow¹ tamê teleksow¹, któr¹ przekazywano do portu przeznaczenia. Nawet i tej tamy czêsto nie przynosi³, a po prostu równolegle nadawa³ tekst na teleks centrali DAKTYLA w Limassol. Tak wiêc dwadziecia minut po odlocie do Bejrutu samolotu cypryjskich linii, rejs 502, dy¿urny w centrali DAKTYLA, przegl¹daj¹c rutynowo listê, trafi³ na nazwisko pani R. Paget. Dy¿urny wiedzia³, ¿e Walter znajduje siê jeszcze w s¹siednim biurze, nacisn¹³ wiêc guzik interkomu i przekaza³ informacjê. Walterowi wystarczy³y dwie minuty, aby siê dowiedzieæ, ¿e o dziewi¹tej wieczorem odlatuje z Bejrutu do Bagdadu samolot linii jordañskich. Lot z Larnaki do Bejrutu trwa tylko dwadziecia piêæ minut, ale kiedy Ruth, bardzo zdenerwowana, przechodzi³a kontrolê paszportow¹ w Bejrucie, Tamar Feder ju¿ odbiera³ piln¹ wiadomoæ radiow¹ w swym apartamencie na najwy¿szym piêtrze bloku mieszkalnego. Mia³ wszystko rzuciæ, popieszyæ na lotnisko i wszelkimi sposobami uniemo¿liwiæ pani Ruth Paget odlot do Bagdadu. Podany by³ dok³adny rysopis osoby. Po dwóch minutach Feder siedzia³ w samochodzie, przeklinaj¹c wzmo¿ony ruch o tej godzinie. Ruth odetchnê³a z ulg¹, kiedy celnik tylko zerkn¹³ okiem na jej przybory toaletowe w górnej czêci neseserka. Piêkne kobiety mia³y czêsto problem z celnikami. Lubili d³ugo je przetrzymywaæ i przegl¹daæ damsk¹ bieliznê w walizce. Ruth przesz³a do g³ównej sali i skierowa³a kroki w stronê kontuarów linii lotniczych. Mia³a odebraæ bilet ze stoiska Jordan Airways. Z powodu wojny domowej niegdy ruchliwy terminal przypomina³ teraz raczej mauzoleum. Po lewej stronie zaledwie kilku pasa¿erów dokonywa³o odprawy. Spojrza³a na tablicê odlotów: jej lot by³ jedynym w przeci¹gu najbli¿szych dwóch godzin. Odebra³a bilet, zap³aci³a, dowiaduj¹c siê przy okazji, ¿e odlot nast¹pi o czasie. Sz³a ju¿ w kierunku stanowiska odpraw, kiedy j¹ zobaczy³a: sta³a na koñcu krótkiej kolejki. Czêsto ostatnio o niej myla³a, tote¿ rozpozna³a j¹ natychmiast Janine Lasage. Ruth odwróci³a siê, posz³a w kierunku rzêdu foteli i usiad³a. Postanowi³a myleæ racjonalnie: jeli Janine Lasage leci do Bagdadu, to znaczy, ¿e skoñczy³a z Misz¹ Wigod¹. Musia³ jej wszystko powiedzieæ. Ale dlaczego leci do Bagdadu? Przecie¿ mog³a przekazaæ informacjê telefonicznie. Jednak¿e 205
Ruth nie mia³a pojêcia, jak funkcjonuje ³¹cznoæ siatek wywiadowczych. Mo¿e informacjê szczególnej wagi trzeba zawieæ osobicie? A mo¿e tak w³anie tamta chce? To by pasowa³o do jej charakteru, jej przesadnej dumy i puszenia siê. Chce tam byæ na miejscu, kiedy pochwyc¹ Mungera. Ona go nienawidzi! Ruth z absolutn¹ pewnoci¹ wiedzia³a, ¿e musi zatrzymaæ Janine Lasage. Nie wolno dopuciæ, by dosta³a siê do samolotu. Zaczê³a obmylaæ plan, ale przychodzi³o to jej ciê¿ko. By³a w Bejrucie, nikogo nie zna³a. Nie mog³a przecie¿ iæ na policjê. Jedno by³o wiêc pewne: musi j¹ zatrzymaæ sama. Ale jak? Zastrzeliæ? Gdzie? Tu, w terminalu, lub w samolocie. Nie, to zbyt ryzykowne. Lasage mo¿e j¹ rozpoznaæ. Widzia³y siê bardzo dawno temu, ale mog³a zapamiêtaæ ¿onê Duffa Pageta. Widzia³a, jak Janine Lasage podchodzi do kontuaru, oddaje na baga¿ jedn¹ walizkê i umiecha siê uwodzicielsko do urzêdnika linii lotniczej. Trzeba podj¹æ decyzjê! Czas umyka. Lasage odwróci³a siê, trzymaj¹c w d³oni kartê pok³adow¹, przesz³a ukosem przez hol i wesz³a do drzwi, na których widaæ by³o nalepkê z kobiec¹ sylwetk¹. Ruth zdawa³a sobie sprawê, ¿e ma teraz niepowtarzaln¹ szansê. Zabra³a rzeczy i szybkim krokiem posz³a w tym samym kierunku. Za drzwiami by³a pod³u¿na salka z szecioma kabinami po jednej stronie i piêcioma umywalkami oraz du¿ym lustrem po drugiej. Janine Lasage sta³a przy rodkowej umywalce i poprawia³a makija¿. Zerknê³a na Ruth, nie przerywaj¹c malowania ust. Ruth postawi³a neseserek na umywalce i zaczê³a otwieraæ cyfrowy zameczek. Na u³amek sekundy zapomnia³a, jaka jest kombinacja, i zamar³o jej serce. Parê razy odetchnê³a g³êboko, by siê uspokoiæ. Pomog³o. Dr¿¹cymi palcami nastawi³a cyfry. Zameczek odskoczy³. Wyjê³a górn¹ wk³adkê, spod niej blaszane pude³ko. Otworzy³a pude³ko, wyjê³a berettê, odwinê³a z czarnej kalki, odbezpieczy³a i po cichu prze³adowa³a broñ. Znajdowa³a siê pó³tora metra od celu, a z tej odleg³oci nie mo¿na chybiæ. Spojrza³a z ukosa w lustro. Janine Lasage poprawia³a brwi, pochylona nisko nad lustrem. Ruth wybra³a miejsce, tu¿ poni¿ej lewej piersi. Ju¿ podnosi³a broñ, kiedy w której z kabin spuszczono wodê. Ruth przestraszy³a siê i schowa³a broñ do pude³ka. Znowu trzês³y siê jej rêce. Z kabiny wysz³a stara Arabka. Pocz³apa³a do umywalki miêdzy obiema kobietami, siêgnê³a po myd³o i zaczê³a myæ kociste d³onie. Ruth powoli odzyskiwa³a opanowanie i odwagê. Trwa³ wycig miêdzy ablucjami Arabki a makija¿em Janine Lasage. Pocz¹tkowo Ruth myla³a, ¿e bêdzie musia³a zabiæ Janine w obecnoci starej kobiety. Jej ofiara skoñczy³a z brwiami i pudrowa³a twarz. Starzejesz siê, suko, pomyla³a z satysfakcj¹. Widaæ zmarszczki. Nagle spostrzeg³a, ¿e jest obserwowana w lustrze. Odwróci³a twarz i zaczê³a grzebaæ w neseserku. 206
Wreszcie Arabka umy³a rêce. Zaczê³a rozgl¹daæ siê za rêcznikiem i, nie widz¹c go, co zamrucza³a pod nosem. W koñcu, otrzepuj¹c rêce z wody ruszy³a ku drzwiom. Gdy je za sob¹ zamknê³a, Ruth w mgnieniu oka wydoby³a pistolet. Teraz jednak Janine Lasage patrzy³a na ni¹ wprost, rozpoznaj¹c znajom¹ osobê. Pani jest
? zaczê³a. Ruth obróci³a siê z wycelowanym pistoletem. Tak. Ty suko. Jestem Ruth Paget. Mo¿e opóni³o jej refleks wypowiadanie tych s³ów, a mo¿e brak dowiadczenia. B³yskawicznym ruchem Janine uderzy³a d³oni¹ w nadgarstek Ruth i wytr¹ci³a broñ, która z ³oskotem upad³a na posadzkê i zeliznê³a siê pod drzwi jednej z kabin. Impet uderzenia przewróci³ Ruth, zd¹¿y³a jednak z³apaæ ramiê Janine i poci¹gn¹æ j¹ za sob¹. Obie kobiety zaczê³y siê tarzaæ po pod³odze. W zasadzie walka nie powinna byæ równa Janine Lasage by³a szkolona w walce wrêcz ale Ruth odczuwa³a silniejsz¹ nienawiæ i mia³a wiêksz¹ motywacjê: wprost nieludzk¹ si³ê matki chroni¹cej poczête w jej ³onie dziecko. Gdy tak zmaga³y siê na liskiej posadzce, przez g³owê Ruth przemkn¹³ wizerunek twarzy Duffa, którego ta kobieta zabi³a, wizerunek Mungera, którego chcia³a zabiæ. Ale przede wszystkim myla³a o formuj¹cym siê w niej dziecku. Janine Lasage walczy³a fachowo, Ruth zaciekle, z zaciek³oci¹ samicy ¿bika broni¹cej potomstwa. Zasycza³a z satysfakcj¹, chwytaj¹c przeciwniczkê za szyjê i zaciskaj¹c na niej palce. Janine bez trudu siê wyrwa³a i kopnê³a obcasem w kolano Ruth, usi³uj¹c jednoczenie wbiæ rozstawione palce w jej oczy. Ruth zdo³a³a odchyliæ g³owê w bok, ale obcas trafi³ w cel. Jêknê³a z bólu. Janine wykorzysta³a moment, by odepchn¹æ siê i, maj¹c wiêcej przestrzeni, spróbowaæ wstaæ. Prawie jej siê uda³o, ale Ruth te¿ zdo³a³a siê wykrêciæ i chwyci³a w kostce nogê Janine, która padaj¹c, usi³owa³a podeprzeæ siê lew¹ rêk¹. Upadek by³ zbyt mocny, trzask koci obwieci³ z³amanie nadgarstka. Janine wrzasnê³a z bólu. Ruth rzuci³a siê na ni¹. Walczy³a bez planu, wiedziona instynktem podpowiadaj¹cym, gdzie mo¿e zadaæ najwiêkszy ból. Bi³a piêciami na olep, niewiadoma bolesnego pulsowania w kolanie i otartej skóry palców, gdy trafia³y w wyszczerzone zêby Janine. Janine broni³a siê, kopi¹c nogami. Trafi³a Ruth w podbrzusze, na moment osza³amiaj¹c przeciwniczkê. Skorzysta³a z tych paru sekund, odczo³ga³a siê w k¹t i, podpieraj¹c siê zdrow¹ rêk¹, usi³owa³a wstaæ. Ruth klêcza³a, ciê¿ko dysz¹c. Obie kobiety wpija³y w siebie wzrok. Lewa rêka Janine zwisa³a bezw³adnie. Twarz mia³a posiniaczon¹, z przeciêtych warg sp³ywa³y krople krwi, podobnie jak ze z³amanego nosa. Z rozerwanej bluzki wygl¹da³y poczerwienia³e, podrapane piersi. Ze spojrzenia wyziera³y strach i wciek³oæ. W oczach Ruth mo¿na by³o dostrzec tylko nienawiæ. Powoli wsta³a 207
i ruszy³a przed siebie. Przy pierwszym wsparciu siê na lewej nodze, ból wykrzywi³ jej twarz i omal nie upad³a. W zwê¿onych renicach Janine pojawi³ siê b³ysk triumfu: przeciwniczka jest u kresu si³. Spojrza³a na posadzkê za Ruth, gdzie pod drzwi kabiny polecia³ pistolet, a nastêpnie siêgnê³a praw¹ rêk¹ do w³osów i wyci¹gnê³a z nich d³ug¹ szpilkê. Gdy opada³a jej na ramiona s³awetna kaskada, wyci¹gnê³a rêkê i koñcem szpilki wycelowa³a w Ruth. Przez pokrwawione usta powiedzia³a: Zginiesz. Tak jak zgin¹³ twój m¹¿ i jak zginie ten bydlak Munger. Opary nienawici w toalecie by³y nieomal widoczne. Ruth, usi³uj¹c wspieraæ ciê¿ar cia³a na prawej nodze, posuwa³a siê powoli przed siebie. Janine wtuli³a siê plecami w k¹t, trzymaj¹c szpilkê niczym sztylet. W wybranym momencie rzuci³a siê, mierz¹c w twarz Ruth, w lewe oko. Szpilka by³a bliska celu, ale Ruth zd¹¿y³a siê nieco uchyliæ i ostry koniec wbi³ siê g³êboko w policzek tu¿ pod koci¹. Jednoczenie krzyknê³a i szarpnê³a siê, wyrywaj¹c g³ówkê szpilki. Szpilka pofrunê³a i spad³a ha³aliwie do jednej z umywalek. Incydent trwa³ krótko, ale Janine potrafi³a go wykorzystaæ: rzuci³a siê do drzwi kabiny, w której znajdowa³ siê pistolet. Tylko jedno ocali³o ¿ycie Ruth: Janine skacz¹c do drzwi zapomnia³a, ¿e nie otwieraj¹ siê one na zewn¹trz, lecz do wewn¹trz. Straci³a wiêc parê drogocennych sekund, szarpi¹c siê z zamkiem. To da³o Ruth potrzebny czas. Kiedy Janine uklêk³a i zdrow¹ rêk¹ zaczê³a macaæ za sedesem w poszukiwaniu broni, Ruth ca³ym ciê¿arem swego cia³a rzuci³a siê na ni¹ od ty³u. G³owa Janine polecia³a do przodu i uderzy³a w porcelanow¹ p³uczkê. Na chwilê straci³a przytomnoæ. Ruth chwyci³a wtedy prawie metrowej d³ugoci pasmo blond w³osów i owinê³a je dwakroæ wokó³ szyi Janine. Lew¹ rêk¹ wpakowa³a g³owê Francuzki do muszli, praw¹ zaciska³a improwizowan¹ garotê na szyi. Muszla klozetowa z³owrogo potêgowa³a odg³osy charczenia duszonej. Tamar Feder zaparkowa³ samochód przed wejciem do terminalu, wyskoczy³ z wozu i wbieg³ po schodkach do sali odlotów. Przy kontuarze jordañskich linii dowiedzia³ siê, ¿e pani Ruth Paget jeszcze siê nie pojawi³a. Powinna siê popieszyæ, gdy¿ za parê minut zamyka siê bramkê. Tamar obrzuci³ wzrokiem prawie pust¹ salê. Nie by³o nikogo, kto odpowiada³by rysopisowi wysokiej, piêknej brunetki. Zacz¹³ spacerowaæ tam i z powrotem, zastanawiaj¹c siê, czy ci tam w centrali nie trac¹ przypadkiem zdrowego rozs¹dku. W dalszym ci¹gu nie wiedzia³, w jaki sposób powstrzymaæ tê kobietê przed wejciem na pok³ad samolotu, oczywicie jeli w ogóle siê pojawi. Mo¿liwoci mia³ doæ ograniczone: albo ³agodna perswazja, albo uderzenie czym ciê¿kim w g³owê. Zatrzyma³ siê i raz jeszcze rozejrza³ doko³a. Jakie dwadziecia metrów od niego otworzy³y siê drzwi damskiej toalety i, s³aniaj¹c 208
siê, wysz³a z niej kobieta z zakrwawion¹ chusteczk¹ przy³o¿on¹ do policzka, w podartym kostiumie i rozczochrana. Nie waha³ siê ani sekundy. Podbieg³ i os³oni³ kobietê przed ludmi. Mimo podrapanej i zakrwawionej twarzy rozpozna³ osobê, której mia³ uniemo¿liwiæ odlot. Daktyl wyszepta³. Wyczeka³ chwilê, spodziewaj¹c siê jakiej reakcji. Nie by³o ¿adnej. Ruth patrzy³a na mê¿czyznê b³êdnym wzrokiem. Uj¹³ j¹ delikatnie za ramiona i powtórzy³: Pani Paget, jestem Tamar Feder. DAKTYL. Jakby przejrza³a i wymamrota³a: Janine Lasage
Gdzie? Potrz¹sn¹³ ni¹, ra¿ony informacj¹. Gdzie? Niech¿e pani mówi, pani Paget! Kciukiem wskaza³a damsk¹ toaletê. Niech pani tam usi¹dzie! Zaprowadzi³ j¹ w pó³mrok, gdzie sta³o parê rzêdów pustych foteli. Proszê na mnie zaczekaæ. Gdy podszed³ do drzwi, wsun¹³ rêkê pod marynarkê i uj¹³ rêkojeæ pistoletu. Potem pchn¹³ drzwi i wszed³. Pojawi³ siê z powrotem po pó³ minucie. Zasta³ Ruth stoj¹c¹ przy fotelach, b³êdnie patrz¹c¹ przed siebie. Jaka para zerka³a ciekawie na okrwawion¹ twarz i poszarpany kostium. Tamar obj¹³ Ruth ramieniem i, nie wyjmuj¹c d³oni spod marynarki, spacerowym krokiem ruszy³ ku wyjciu. Byli ju¿ przy drzwiach, kiedy z g³onika pad³o nazwisko Ruth Paget i wezwanie do samolotu. Ruth zaczê³a co mamrotaæ, ¿e musi lecieæ do Bagdadu, ale Tamar ani nie puci³ jej, ani nie zwolni³ kroku. Prowadz¹c j¹ po schodkach do samochodu powiedzia³: Wraca pani na Cypr, pani Paget. Wykona³a pani zadanie.
19 Po co, co diab³a, chcesz tam jechaæ? Nos mi mówi, ¿e co siê zacznie dziaæ odpar³ Munger. Sami Asaf umiechn¹³ siê i pokiwa³ g³ow¹. Nos Mungera mia³ reputacjê wyw¹chiwania konfliktów, które dopiero mia³y nast¹piæ. Siedzieli obaj w barze hotelu Sindbad. Sami popija³ sok pomarañczowy, a Munger swoj¹ wódkê z lodem. Lokal by³ pe³en zachodnich biznesmenów odpoczywaj¹cych po ciê¿kim dniu negocjacji z urzêdnikami irackich ministerstw. Munger jednego rozpozna³, ale ani on, ani tamten nie pokazali tego po sobie. By³ 14 Reporter
209
to belgijski handlarz broni¹ nazwiskiem Pierre Renard. Przed rokiem poredniczy³ miêdzy Iranem i Izraelem w transakcji, któr¹ Munger zainicjowa³. Wykona³ dobr¹ robotê, okaza³ siê dyskretny, Munger go polubi³ i w konsekwencji poleci³ Walterowi Blumowi. Jego obecnoæ w Bagdadzie i handlowanie z Irakijczykami dowodzi³y zdecydowanie amoralnego charakteru handlu broni¹. Nie ma lepszej recepty na dobre zyski, ni¿ zaopatrywanie obu stron uwik³anych w przed³u¿aj¹cy siê konflikt zbrojny. Pierre Renard spe³nia³ dodatkow¹ funkcjê kuriera siatki DAKTYL, co te¿ by³o intratne. Munger nie spodziewa³ siê go w Bagdadzie. Najwidoczniej Walter zabezpiecza³ siê ze wszystkich stron. Pomówiê z dowództwem armii obieca³ Sami z umiechem. Na froncie pó³nocnym od miesiêcy panuje spokój, nawet nie ma lokalnych potyczek, ale skoro wybierasz siê tam z tym twoim piekielnym aparatem, to kto wie, czy sytuacja siê nie zmieni. Na jak d³ugo chcesz tam jechaæ? Na parê dni, najwy¿ej tydzieñ. Chcia³bym wyruszyæ jutro rano. Nie ma problemu powiedzia³ Sami. Zadzwoniê jeszcze dzi wieczorem. Z samego rana mo¿esz odebraæ zezwolenie w ministerstwie. Nassir jedzie z tob¹? Oczywicie. Przecie¿ wiesz, ¿e musi. Mnie nie przeszkadza. Porz¹dny cz³owiek. Sami pochyli³ siê ku Mungerowi i powiedzia³ surowym g³osem: To nieprawda. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. Wiem dok³adnie, po co ci Nasser. Mungerowi zrobi³o siê zimno, ale Sami umiechn¹³ siê. Nassir jest leniwy i nic niewart. Odpowiada ci, poniewa¿ nie pêta siê stale przy tobie. Munger skwitowa³ to umieszkiem i szybko zmieni³ temat: Kiedy znowu lecisz do Bejrutu? Sami spowa¿nia³. Nieprêdko. S³ysza³e o Janine Lasage? Niczego nie s³ysza³em. Przed godzin¹ wróci³em z Basry. A co siê sta³o? Nie ¿yje. Ooo? Sami ³ykn¹³ soku pomarañczowego. Twarz mia³ ponur¹. Tak. Zosta³a zabita wczoraj w damskiej toalecie na lotnisku w Bejrucie. Mia³a wielu wrogów i oprócz ciebie niewielu przyjació³ stwierdzi³ sentencjonalnie Munger. To prawda. Udusili j¹ jej w³asnymi w³osami. Po d³ugiej ciszy Munger odezwa³ siê: A mówi³em jej, ¿eby je obciê³a.
210
Walter Blum koczowa³ w swoim biurze. Sekretarce kaza³ opuciæ czasowo zajmowany obok gabinetu pokój i poleci³ przekszta³ciæ go w sypialniê, która okaza³a siê wcale wygodna. Nastêpne dni mia³y staæ siê apogeum wielu lat pracy i Walter by³ zdecydowany nie dopuciæ, by cokolwiek stanê³o w ostatniej chwili na przeszkodzie sukcesowi. Nieustannie otrzymywa³ radiodepesze od genera³a Hoftiego. Za trzy dni mia³o siê odbyæ posiedzenie rz¹du. Podczas tego posiedzenia musi zostaæ podjêta ostateczna decyzja. Kampania wyborcza przebiega³a le. Jeszcze nigdy partie polityczne tak zaciekle ze sob¹ nie walczy³y. Szymon Peres, przywódca opozycji, otrzyma³ od rz¹du poufn¹ informacjê o mo¿liwoci nalotu na reaktor Tammuz I i by³ temu zdecydowanie przeciwny. Podejrzewa³, ¿e motywacja Begina zorganizowania takiego nalotu jest czysto polityczna. Z tego te¿ powodu uzyskanie dowodu wrogich intencji Iraku sta³o siê podwójnie wa¿ne. Tego wieczoru jednak, gdy Walter siedzia³ w zaciszu swego gabinetu, nie te myli zaprz¹ta³y mu uwagê, ale Ruth Paget. Nieco wczeniej otrzyma³ wiadomoæ, ¿e Tamar Feder bêdzie próbowa³ przemyciæ j¹ z Libanu przez port Jounieh, znajduj¹cy siê w rêkach chrzecijan, i ¿e nast¹pi to byæ mo¿e jeszcze tej nocy. W ci¹gu dwudziestu czterech godzin powinna znaleæ siê w Limassol. Walter ba³ siê oczekuj¹cego ich spotkania. W najlepszym wypadku Ruth bêdzie pogardliwie obojêtna, w najgorszym obrzuci go stekiem wyzwisk, a mo¿e i rzuci siê na niego. Krêci³ z podziwem g³ow¹, myl¹c o tym, co zrobi³a na lotnisku w Bejrucie. Co za kobieta! Oto, do czego zdolna jest zakochana kobieta. Z pewnoci¹ ocali³a Mungerowi ¿ycie. Gdyby Janine Lasage wys³a³a przed mierci¹ radiogram, Munger ju¿ by³by aresztowany, tymczasem przed godzin¹ Walter otrzyma³ wiadomoæ, ¿e Munger zameldowa³ siê w hotelu Sindbad i zd¹¿y³ zobaczyæ siê z Samim Asafem. Natychmiast po porwaniu Miszy Wigody Walter wys³a³ do Bagdadu kilku ludzi. Byli to jednak agenci ma³ego kalibru i, aby nie wzbudziæ podejrzeñ, nie powinni przebywaæ w stolicy Iraku d³u¿ej ni¿ kilka dni. Ale w³anie przez te kilka dni hotel Sindbad i parê skrzynek kontaktowych bêd¹ pod obserwacj¹. Ponadto uruchomiono ³¹cze radiowe miêdzy jednym z bagdadzkich bezpiecznych mieszkañ a central¹, by Walter móg³ na bie¿¹co otrzymywaæ meldunki. Oceniaj¹c ogóln¹ sytuacjê, Walter by³ zadowolony, mimo odczuwanego napiêcia. Jego najwa¿niejszy agent by³ tam, gdzie powinien byæ, bliski zdobycia koniecznego dowodu machinacji Irakijczyków. Mukhabarat go nie podejrzewa, a nawet pomaga za porednictwem Samiego Asafa. Najlepszy dywizjon izraelskich si³ powietrznych czeka w pogotowiu na szansê zniszczenia reaktora. Wszystko wygl¹da³o ró¿owo z wyj¹tkiem perspektywy spotkania z Ruth.
211
Teren przypomina³ Mungerowi stare lotnisko, co Nassir potwierdzi³. Brytyjczycy zbudowali je w latach dwudziestych. Ich lotnictwo mia³o patrolowaæ zbuntowane obszary, czyli zrzucaæ bomby na ch³opów. Na obszarach pustynnych, p³askich, to siê udawa³o, ale nie tu. Zbyt górzysty teren. Munger obserwowa³ okolicê przez siln¹ lornetê. By³o póne popo³udnie, doskona³e wiat³o. Siedzia³ w samochodzie zaparkowanym na poboczu drogi do Kalar. Kalar, otoczone zasiekami z drutu kolczastego, znajdowa³o siê w odleg³oci trzech kilometrów, usadowione na wzgórzu. Na wschodzie, w stronê irañskiej granicy wznosi³y siê strome szczyty. Maska samochodu by³a podniesiona i obok sta³ Nassir z brudn¹ szmat¹ w d³oniach. Kierowcy, którzy przeje¿d¿ali, mogli myleæ, ¿e wóz siê przegrza³ w lecie to zwyk³y obrazek na górskich drogach. Przez lornetê Munger widzia³ zaledwie zarys od dawna ju¿ zaroniêtego pasa startowego. Dostrzega³ cokolwiek tylko dlatego, ¿e patrzy³ z góry. By³o jasne, dlaczego lotnisko przesta³o byæ u¿ywane: po³o¿one u stóp górskiego pasma, oferowa³o zbyt trudne podejcie dla nowoczesnych samolotów. Pasy by³y te¿ zbyt krótkie dla odrzutowców. Mog³y z niego korzystaæ maszyny mig³owe i to l¿ejsze. Po jednej stronie dawnego pasa sta³y rzêdem blaszane baraki kszta³tem przypomina³y przeciête wzd³u¿ beczki. Jedne by³y opuszczone, inne podreperowane i odnowione. Munger zobaczy³ trzech ludzi w mundurach, którzy wyszli z jednej z blaszanek. Poszli w kierunku wiêkszego budynku z ceg³y, stoj¹cego w g³êbi. Mo¿na by³o domyliæ siê, ¿e mieci siê w nim kasyno oficerskie. Typowe brytyjskie budownictwo wojskowe sprzed drugiej wojny wiatowej. Tak, niegdy to by³o kasyno oficerskie, byæ mo¿e s³u¿y dalej w tym charakterze. Po drugiej stronie pasa startowego sta³y nowsze budynki dwa po³¹czone ze sob¹, tworzy³y literê T. Pionowa pa³ka T to najwidoczniej magazyny; parterowe, bez okien, z odsuwanymi drzwiami od dachu do ziemi. Poprzeczny budynek by³ piêtrowy i mia³ wiele okien. Munger za³o¿y³ z kolei, ¿e tam mieci siê administracja. Oba te budynki oddzielono od wszystkich pozosta³ych wysok¹ siatk¹, nad któr¹ widaæ by³o wiele mówi¹ce bia³e punkciki: izolatory, przez które przebiega³ drut. Munger ju¿ widzia³ przedtem podobne ogrodzenia pod pr¹dem. I tylko jedna brama, a za ni¹ nieco z boku wartownia. Stali przed ni¹ ¿o³nierze uzbrojeni w ka³asznikowy. Siatka by³a wewnêtrzn¹ ochron¹, poniewa¿ doko³a ca³ego terenu le¿a³y rozci¹gniête zwoje kolczastego drutu. Nawet z tak du¿ej odleg³oci mo¿na by³o stwierdziæ, ¿e jest to nowiutki drut kolczasty, jeszcze nie tkniêty przez rdzê, bo odbija³ miejscami promienie s³oñca. W obrêbie tej zewnêtrznej zapory, w odleg³oci jakich czterdziestu metrów od siatki, bieg³ drut na oko³o trzydziestocentymetrowych palikach, pomiêdzy którymi w regularnych odleg³ociach sta³y przybite do s³upów 212
tablice z trupimi czaszkami obwieszczaj¹ce pole minowe, przez które prowadzi³a tylko jedna droga do zewnêtrznej bramy i drugiej wartowni. Jak d³ugo to potrwa? spyta³ Nassir. Kilka minut. B¹d cicho i udawaj, ¿e naprawiasz silnik. Munger obserwowa³ przez lornetê i kalkulowa³ odleg³oci. Spoza zwojów drutu kolczastego nie móg³ liczyæ na wyrane zdjêcia, nawet gdyby za³o¿y³ najsilniejszy ze swoich teleobiektywów. Tak¿e blaszane baraki przes³ania³yby mu widok na rozsuwane drzwi magazynu, do którego bêd¹ roz³adowywane ¿ó³te beczki. Nie umiecha³o mu siê tak¿e przekradanie przez pole minowe w dzieñ, nie mówi¹c ju¿ o nocy. Zobaczy³ spor¹ gromadkê ludzi opuszczaj¹cych domniemany budynek administracyjny. Koniec dnia pracy. Wodzi³ za nimi wzrokiem, gdy powêdrowali do bramy, minêli j¹, a nastêpnie ruszyli na ukos przez pas startowy w kierunku blaszanych baraków. Kilku zosta³o na pasie i zaczê³o kopaæ pi³kê. Widaæ by³o kupki kamieni oznaczaj¹ce bramki. Munger przygl¹da³ siê graj¹cym, rozmylaj¹c, czy tu mo¿e znajdzie rozwi¹zanie pal¹cego problemu. Nassir znowu zacz¹³ jêczeæ, ¿e trzeba st¹d czym prêdzej odjechaæ. Jeszcze jedno spojrzenie na pole minowe
Tak, problem istnieje, wielki problem. Brama jest strze¿ona dzieñ i noc. Przed chwil¹ przeje¿d¿a³ samochód. By³ dok³adnie skontrolowany. Nawet podwozie sprawdzono za pomoc¹ lustra. Munger by³ bliski za³amania, gdy nagle drobny incydent zwróci³ jego uwagê i podniós³ na duchu: który z graczy strzeli³ w stronê bramki, ale pi³ka posz³a bokiem i po odbiciu siê od ziemi upad³a o kilka metrów dalej, i potoczy³a siê na sam rodek minowego pola. Gracz spokojnie przeskoczy³ przez drut okalaj¹cy pole i pobieg³ po pi³kê. Munger wybuchn¹³ miechem. Pole minowe i tablice ostrzegawcze to mistyfikacja. Dowództwo bazy oszczêdza³o pieni¹dze, ustawiaj¹c tylko dekoracjê, przekonane, ¿e i tak ka¿dy bêdzie siê ba³ ryzykowaæ. Skierowa³ lornetê na drogê dojazdow¹ poza drutami kolczastymi. Po obu jej stronach bieg³y g³êbokie, poroniête rowy odwadniaj¹ce, wykopane na wypadek wielkich ulew. Mo¿na siê w nich doskonale ukryæ. Powróci³ do obserwacji blaszanych baraków. Tu¿ za nimi sta³ w¹ski zrujnowany budynek, w³aciwie tylko ciany stercz¹ce na pó³tora metra. Chyba latryny jeszcze z brytyjskich czasów; za nimi te¿ mo¿na siê ukryæ. Od³o¿y³ lornetê, wzi¹³ notes i o³ówek, zrobi³ w miarê dok³adny szkic terenu i zabudowañ, notuj¹c wszystkie odleg³oci. Wreszcie, ku widocznej uldze Nassira, kaza³ mu zamkn¹æ maskê. Ale ulga by³a krótkotrwa³a. Gdy wracali do Kifri, Munger wyjani³, czego oczekuje od Nassira. Po pierwsze, ma znaleæ i kupiæ parê no¿yc do drutu, a za kilka godzin zawieæ Mungera do pewnego miejsca na drodze. Musi jechaæ wolno, bo na zakrêcie Munger wyskoczy. 213
Wed³ug informacji Waltera, ciê¿arówki z beczkami tlenku uranu powinny przybyæ wczesnym popo³udniem dnia nastêpnego. Godzinê po zachodzie s³oñca Nassir ma przyjechaæ po Mungera w to samo miejsce. Nassir by³ bardzo nieszczêliwy. Nie chcia³ zrobiæ tego, czego ¿¹da³ Munger, ale Munger uwiadomi³ mu smutn¹ prawdê: Nassir i tak jest ju¿ powa¿nie zaanga¿owany w operacjê, czeka go jednak olbrzymi maj¹tek, a poza tym, i to chyba jest najwa¿niejsze, jeli Mungera schwytaj¹, to torturowany wyzna wszystko, ³¹cznie z udzia³em Nassira. Tak wiêc Nassir nie ma wyboru. Przez resztê drogi Nassir co pomrukiwa³, ale doszed³ wreszcie do wniosku, ¿e wyboru nie ma. Wszystko posz³o sprawnie. O dziesi¹tej wieczorem ruch na drodze by³ minimalny. Munger siedzia³ obok kierowcy ubrany na czarno, ³¹cznie z czarnym nakryciem g³owy i szalikiem zas³aniaj¹cym twarz. Miêdzy nogami trzyma³ brezentow¹ torbê, a w niej aparat, obiektywy, no¿yce do drutu, spodnie i kurtkê khaki, jeden termos z gor¹c¹ kaw¹, drugi z zimn¹ wod¹, torebkê kanapek z kurczakiem, flakon tabletek deksedryny i butelkê p³ynu przeciwkomarowego. Broni ¿adnej nie mia³, bo i po co. Jeli go nakryj¹, potrzebna by by³a brygada pancerna. Nassir dygota³ ze strachu, ale prowadzi³ doæ pewnie, co nie by³o zbyt trudne przy prêdkoci piêtnastu kilometrów na godzinê. Zbli¿ali siê w³anie do zakrêtu. Twoj¹ jedyn¹ szans¹ i gwarancj¹ bezpieczeñstwa jest zabranie mnie st¹d jutro wieczorem. Bêdziesz móg³ odetchn¹æ, kiedy odlecê z Bagdadu. Gdybym wiedzia³, nigdy bym na to nie poszed³ mrukn¹³ Nassir. Pomyl o pieni¹dzach, które ciê czekaj¹ poradzi³ mu Munger, otworzy³ drzwi i wyskoczy³. Nawet siê nie potkn¹³. Tylko przez kilka kroków musia³ biec niesiony rozpêdem. Potem skrêci³ w bok i skry³ siê w rowie. Odprowadzi³ wzrokiem czerwone wiate³ka samochodu znikaj¹cego za zakrêtem. Mimo ca³ej pogardy dla Nassira, poczu³ siê nagle okropnie samotny. wiat³o ksiê¿yca w nowiu pozwala³o rozró¿niæ kszta³ty otoczenia. W budynku domniemanego kasyna oficerskiego pali³o siê wiat³o i s³ychaæ by³o muzykê. Mia³ ju¿ iæ w kierunku zwojów kolczastego drutu, kiedy us³ysza³ pomruk silników samochodowych. Skry³ siê ponownie. Po paru minutach nadjecha³ konwój wojskowy i min¹³ go w odleg³oci zaledwie kilku metrów. Prze¿y³ chwilê autentycznego rozbawienia: czy¿by Sami Asaf powa¿nie potraktowa³ jego s³owa i teraz naczelne dowództwo si³ zbrojnych Iraku wzmacnia pó³nocny front? Znowu zapad³a cisza, Munger wyszed³ z rowu, dok³adnie owin¹³ czarnym szalikiem doln¹ czêæ twarzy i ruszy³ w kierunku zasieków z kolczastego drutu. 214
Przejcie na drug¹ stronê zajê³o godzinê, gdy¿ musia³ ³¹czyæ za sob¹ druty, by w ci¹gu dnia nie odkryto przypadkowo miejsca, którym przechodzi³. Gdy szed³ przez rzekome pole minowe, odczuwa³ drobny niepokój. Mogli tu przecie¿ parê min po³o¿yæ. Wreszcie dotar³ do pojedynczego drutu i ostro¿nie przeszed³ na drug¹ stronê. Skulony nisko przy ziemi, wykorzystuj¹c wiat³a kasyna jako punkt odniesienia, przebieg³ otwart¹ przestrzeñ do zrujnowanych latryn. Znalaz³ ciemny k¹t, gdzie mur zewnêtrzny siêga³ prawie dwóch metrów, a odleg³y o dwa metry wewnêtrzny os³ania³ go z drugiej strony. Przede wszystkim zdj¹³ czarne ubranie i nagie cia³o natar³ p³ynem przeciwkomarowym. Nastêpnie w³o¿y³ spodnie i kurtkê khaki, nala³ sobie gor¹cej kawy do plastikowej nakrêtki termosu i popi³ ni¹ tabletkê deksedryny. Czarnym ubraniem wymoci³ k¹cik. Czeka³a go d³uga noc, ale w rozmylaniach towarzyszy³a mu Ruth. Myl o niej rozgrzewa³a podczas ch³odnych godzin nocy. Oczami wyobrani widzia³ j¹ w Platres. Czeka na niego. O tej porze ju¿ pewno pi. Mówi³a mu, ¿e kiedy go nie ma, zawsze k³adzie siê wczenie. Wyobra¿a³ sobie jej czarne w³osy na bieli poduszki. Pewnie jak zwykle podci¹gnê³a kolana pod brodê i tuli poduszkê do piersi. Zawsze tak spa³a, kiedy wyje¿d¿a³. Poduszkê nazywa³a mungerówk¹ lub namiastk¹ jej Mungera. I mówi³a, ¿e ona przynajmniej nie chrapie. Dodawa³a smutno, ¿e, niestety, nic innego te¿ nie robi. Usiad³ na czarnym pos³aniu, popija³ kawê i przeczekiwa³ noc. Ruth ani na chwilê go nie opuszcza³a. Czarne w³osy Ruth nie le¿a³y na poduszce, nie przyciska³a te¿ drugiej poduszki do piersi. Siedzia³a przed biurkiem Waltera Bluma, wys³uchuj¹c jego wynurzeñ na temat obowi¹zku i dylematu, przed jakim stan¹³. By³a bardzo opanowana, co zaskoczy³o Bluma. Z wyj¹tkiem plastra na policzku i ladów podrapañ na szyi wygl¹da³a jak kto, kto powróci³ z mi³ego weekendu. Tylko oczy zdradza³y, przez co przesz³a. Walter mówi³ o Izraelu i o jego przysz³oci oraz przesz³oci. O tym, ile powiêcono i ile trzeba bêdzie jeszcze powiêciæ dla tego kraju. Szczerze przyzna³, ¿e dla tej przysz³oci by³ gotów powiêciæ Mungera. Mog³a mu wierzyæ lub nie, ale doda³, ¿e sam by³by gotów ponieæ ofiarê. Powiedzia³a mu wiêc, ¿e wierzy, i rzeczywicie tak by³o. Wszystko to jednak by³o ju¿ niewa¿ne. Dla swojego mê¿czyzny zabi³a cz³owieka i obchodzi³o j¹ teraz tylko jedno: szczêliwy powrót Mungera. Nosi³a jego dziecko i potrzebowa³a dla niego ¿ywego ojca. Walter poinformowa³ j¹ o ostatnich wydarzeniach. Munger pojecha³ na pó³noc Iraku po swoje zdjêcia. Jeszcze dzieñ, dwa, a opuci Irak. Walter jest 215
w sta³ej ³¹cznoci z Bagdadem i dowie siê natychmiast o wykonaniu misji. I zaraz zadzwoni do niej do Platres. Pokrêci³a g³ow¹. Nie. Zostanie w Limassol. A kiedy siê dowie, ¿e Munger leci, pojedzie po niego na lotnisko w Larnace. Walter okazywa³ pe³ne troski zrozumienie. Zaraz zamówi dla niej apartament w hotelu Amathus
Nie. Bêdê spa³a tutaj
wskaza³a w¹sk¹ sofê pod cian¹
a ty mo¿esz sobie iæ do hotelu. Walter otworzy³ usta i ³apa³ powietrze jak ryba. Wreszcie powiedzia³: Powinna siê dobrze wyspaæ, Ruth. Jestem pewien, ¿e wszystko bêdzie w porz¹dku. Wcale nie jeste tego pewien i nie mo¿esz byæ. Masz tylko nadziejê. Ja te¿ j¹ mam. Proszê ciê tylko o jedno. Nie próbuj mnie karmiæ ¿adnym cytatem z Hamleta, bo ciebie te¿ uduszê. Noc by³a zimna, ale na dwie godziny przed wschodem s³oñca Mungerowi by³o ju¿ w³aciwie gor¹co. Usiad³ na piêtach i stara³ siê rozluniæ zesztywnia³e miênie. Otworzy³ termos z zimn¹ wod¹ i trochê wypi³. Robi³ to dok³adnie co godzinê. Kilka drobnych ³yczków, ¿eby zwil¿yæ usta i gard³o. Ani razu nie wyjrza³ przez mur, bo i po co. Zna³ dobrze basowy pomruk silników ciê¿arówek Volvo F12 i nie nale¿a³o ryzykowaæ wychylania g³owy, póki to nie jest absolutnie konieczne. S³ysza³ w nocy wiele innych pojazdów przeje¿d¿aj¹cych drog¹. Bardzo siê nawet dziwi³ tym o¿ywionym ruchem. Najwidoczniej dostawa tlenku uranu by³a wielkim wydarzeniem dla tutejszej bazy. Wielokrotnie sprawdza³ Nikona i teleobiektyw, a¿ wreszcie skarci³ siê: postêpuje jak nowicjusz i jeli nie przestanie, to zapomni zdj¹æ z obiektywu os³onê. Po drugiej po po³udniu us³ysza³ g³uchy ryk piêciu trzystukonnych silników. Uj¹³ aparat i chrz¹kn¹³ rozbawiony, zdejmuj¹c os³onê z obiektywu. Nie zapomnia³! Powolutku uniós³ g³owê i wyjrza³, obrzucaj¹c szybkim spojrzeniem ca³y horyzont. Zmartwia³. Piêæ ciê¿arówek w³anie podje¿d¿a³o do wewnêtrznej bramy, poprzedzanych i chronionych z ty³u przez wojskowe d¿ipy, natomiast w odleg³oci czterdziestu metrów od jego kryjówki, plecami obróceni do blaszanego baraku, grali w karty i palili papierosy ¿o³nierze. By³ to w³anie ten barak, za którym chcia³ siê skryæ podczas robienia zdjêæ. Usiad³ ciê¿ko i zacz¹³ przeklinaæ wszystkich ¿o³nierzy, którzy wymykali siê spod kontroli swoich prze³o¿onych. Istotne pytanie: jak d³ugo zamierzaj¹ graæ? Nie móg³ opuciæ kryjówki. Natychmiast by go dostrzegli. Cholera jasna, przybywa taki ³adunek, a oni tu bumeluj¹, zamiast iæ pomagaæ w zdejmowaniu beczek! Dochodzi³y do niego odg³osy wydawanych komend i syk hamulców, a nastêpnie g³uchy metaliczny grzechot rozsuwania magazynowych drzwi. 216
Zaryzykowa³ wychylenie g³owy. Dziêki Bogu! ¯o³nierze wstali, otrzepywali ziemiê ze spodni i podnosili ka³asznikowy. Ale co to?! Jeden idzie w jego kierunku. Munger czym prêdzej siê skry³. Czy tamten go zobaczy? Czeka³, mia³ nerwy napiête do ostatecznoci. S³ysza³ szuranie, potkniêcie, coraz bli¿sze kroki. Wstrzyma³ oddech, zmuszaj¹c siê do ca³kowitego bezruchu. ¯o³nierz by³ ju¿ bardzo blisko. Nog¹ odtr¹ci³ kamieñ, chrz¹kn¹³, kaszln¹³. I cisza, z wyj¹tkiem g³onego oddechu. Przez te kilka sekund Munger po raz pierwszy w ¿yciu zda³ sobie sprawê, ile dwiêków wydaje bezwiednie ludzkie cia³o: bicie serca, walenie pulsu, prze³ykanie liny. Po chwili do³¹czy³y nowe odg³osy: jakby rozpryskiwanie p³ynu. Ten sukinsyn sika! Mia³ dzik¹ ochotê wybuchn¹æ miechem. Przypomnia³ sobie szkolne zabawy, kiedy ch³opcy konkurowali, który pole strumieñ moczu najdalej, najwiêkszym ³ukiem. Raz uda³o mu siê zrobiæ ³uk przez okno ubikacji, dwa metry od ziemi. Jeliby takiej sztuczki popróbowa³ teraz iracki ¿o³nierz, Munger zosta³by oblany. Us³ysza³ g³ony oddech ulgi. Po chwili kroki siê oddali³y. Munger przeczeka³ jeszcze minutê i wyjrza³ ponad murem. Droga wolna. ciany blaszanych baraków nie pozwala³y dostrzec ciê¿arówek, ale s³ychaæ by³o liczne odg³osy nawo³ywañ i uderzeñ metalu o metal. Wzi¹³ aparat, obejrza³ siê i, pomagaj¹c sobie rêk¹, przeskoczy³ mur. Zgiêty w pó³ podbieg³ do baraku, podkrad³ siê na jego skraj i ostro¿nie wyjrza³. Ciê¿arówki Volvo sta³y ty³em do rozsuniêtych drzwi magazynu. Dostrzeg³ dwa podnoniki podje¿d¿aj¹ce po ³adunek. Sporo ¿o³nierzy. Jedni na ciê¿arówkach przysuwali beczki, inni po prostu stali doko³a. Z boku przygl¹da³a siê grupka oficerów, a miêdzy nimi dwóch cywilów w bia³ych kitlach. I ci dwaj w³anie podeszli, gdy ³apy podnoników unios³y dwie pierwsze beczki. Munger podniós³ aparat. Przez wizjer dok³adnie widzia³ czarne litery na ¿ó³tym tle i czerwone zapieczêtowane korki. Mê¿czyni w kitlach pochylili siê, ¿eby sprawdziæ, czy s¹ nieuszkodzone. Najwyraniej byli w doskona³ych humorach, Munger dostrzega³ ich szerokie umiechy. Kiedy robi³ zdjêcie, jeden z nich pieszczotliwie poklepywa³ ¿ó³t¹ beczkê. By³o to jedyne zdjêcie, jakie zd¹¿y³ zrobiæ. Us³ysza³ szelest po lewej stronie i w panice obróci³ g³owê. W odleg³oci nieca³ych stu metrów z kasyna wysz³o dwóch mê¿czyzn. Widzieli go jak na d³oni. Ocali³ go strój w barwach ochronnych. Mia³ na tyle rozs¹dku, by nawet nie drgn¹æ. By³ jak kameleon pasuj¹cy kolorem do otoczenia. Nim minêli barak, up³ynê³o dziesiêæ sekund. Przez ca³y czas by³ na widoku. I przez te dziesiêæ sekund poj¹³ istotê teorii wzglêdnoci: mia³ wra¿enie, ¿e up³ynê³a godzina. Czu³ ogarniaj¹c¹ go wciek³oæ na siebie samego. Pomyli³ siê. Z wyliczeñ poprzedniego dnia wynika³o, ¿e nie bêdzie widoczny z kasyna. A teraz mia³ po 217
prostu wielkie szczêcie. Musia³ szybko podj¹æ decyzjê. W ka¿dej chwili z budynku mog¹ wyjæ inni, a on ma tylko jedno zdjêcie. Czy to wystarczy? Musi. Jest profesjonalist¹, utrwali³ na filmie to, co chcia³. Na pewno. Zgiêty popêdzi³ do ruin dawnej latryny i przeskoczy³ przez mur, przytulaj¹c do siebie aparat. Prze¿y³ jeszcze jedn¹ nieprzyjemn¹ chwilê zw¹tpienia w Nassira. Gdy siedzia³ w rowie, zacz¹³ siê nagle zastanawiaæ, czy Nassir po niego przyjedzie. A jeli strach okaza³ siê ostatecznie wiêkszy od chciwoci? Szybko odrzuci³ tê myl. Po co siê drêczyæ? Dziesi¹tki razy spogl¹da³ na zegarek, wreszcie us³ysza³ samochód, który po chwili wyjecha³ wolniutko zza zakrêtu. Mia³ otwarte drzwi. Munger wyskoczy³ z rowu, bieg³ parê metrów wzd³u¿ wozu i wskoczy³, uderzaj¹c mocno w ramiê Nassira. Ten na chwilê straci³ panowanie nad kierownic¹ i niebezpiecznie zjecha³ na drug¹ stronê szosy. Munger zamia³ siê, s³ysz¹c przera¿ony pisk Nassira i zatrzasn¹³ drzwi. Zrobione? spyta³ Nassir. Tak. Wszystko skoñczone? Tak. Nassir odetchn¹³ z ulg¹. I teraz dostanê pozosta³e brylanty? Tak odpar³ Munger, usi³uj¹c zdj¹æ kurtkê. Ale najpierw odwieziesz mnie do Bagdadu, do hotelu Sindbad. Tam mam na godzinê roboty i potem dam ci brylanty. I wyjedzie pan z Bagdadu? Na zawsze? Z ca³¹ pewnoci¹ na zawsze. Munger spojrza³ na zegarek. Nie dotrzemy do Bagdadu przed dziewi¹t¹, wiêc nie zd¹¿ê na ostatni samolot. Polecê rano liniami jordañskimi. Zostawisz mnie przed hotelem i wrócisz po godzinie po swoje brylanty. I pos³uchaj: nie b¹d g³upi i nie zacznij szastaæ pieniêdzmi. Tak wpadaj¹ wszyscy przestêpcy. Nie jestem przestêpc¹, panie Munger odpar³ powa¿nie Nassir. Nic nikomu nie ukrad³em. Odda³em tylko przys³ugê. Jeli pan chce wiedzieæ, to ja tego re¿imu wcale nie popieram. Robiê to, co robiê, bo muszê. Mo¿e pan oczywicie powiedzieæ, ¿e dopuci³em siê zdrady, ale pan przecie¿ te¿ jest zdrajc¹. Anglik pracuj¹cy dla CIA, dla Amerykanów. ¯adna ró¿nica. Masz racjê przyzna³ Munger. A teraz uwa¿aj na drogê, chcia³bym dotrzeæ do Bagdadu zdrów i ca³y. Nassir skoncentrowa³ siê i dotarli do hotelu tu¿ przed dziewi¹t¹. Munger wysiadaj¹c, powiedzia³: 218
Przyjd do mojego pokoju o dziesi¹tej. Dlaczego nie teraz? Muszê co przedtem zrobiæ. Nie móg³ przecie¿ t³umaczyæ, ¿e chce wywo³aæ negatyw i sprawdziæ, czy zdjêcie jest dobre. Bo jeli nie jest, musi wróciæ i próbowaæ jeszcze raz, pomyla³ z lêkiem. A Nassir bêdzie mu wtedy znowu potrzebny. Na twarzy Araba widzia³ narastaj¹c¹ podejrzliwoæ. Odprê¿ siê, drogi Ahmedzie. Ani na chwilê nie opuszczê pokoju. Przyjd o dziesi¹tej. A teraz id do ¿ony. Poka¿, ¿e jeste dobrym mê¿em, bogatym mê¿em. Nassir umiechn¹³ siê. Wiedzia³, ¿e do rana nie ma ¿adnych samolotów. Dobrze, jestem o dziesi¹tej zgodzi³ siê. Munger klepn¹³ go po ramieniu. Jeszcze przez chwilê sta³ na chodniku, patrz¹c za odje¿d¿aj¹cym. Nastêpnie wszed³ do hotelu, z recepcji wzi¹³ klucz do pokoju i sprawdzi³, czy nie ma dla niego wiadomoci. Nie by³o. Skierowa³ kroki do wind i zobaczy³, ¿e do jednej w³anie wchodzi Pierre Renard. Przypieszy³ kroku, a Renard uprzejmie przytrzyma³ automatyczne drzwi. Gdy winda ruszy³a, Munger obojêtnie spyta³: Numer pokoju? Trzysta dwa. To by³y jedyne wymienione przez nich s³owa. Na trzecim piêtrze Renard wysiad³, nie rzuciwszy nawet okiem na Mungera, który pojecha³ na pi¹te piêtro. Po dziesiêciu minutach wywo³ywa³ w ³azience negatyw, a po pó³godzinie odbitki suszy³y siê na sznurku. Ogl¹da³ jedn¹ z nich przez szk³o powiêkszaj¹ce. Czarne cyfry i litery na ¿ó³tej beczce by³y doskonale widoczne. Cywil w bia³ym kitlu poklepywa³ beczkê jak psa, drugi mê¿czyzna umiecha³ do niego promiennie. Munger by³ ciekaw, kim oni s¹. Obaj w rednim wieku, w okularach. Wygl¹dali na naukowców. Natychmiast po wysuszeniu odbitek zapakowa³ jedn¹ wraz z negatywem w celofan i wsun¹³ na dno torebki z przyborami do golenia. Nastêpnego dnia wczesnym popo³udniem przesy³ka powinna byæ na biurku Waltera Bluma. Teraz mia³ jeszcze jedn¹ czynnoæ do wykonania. Drug¹ odbitkê pocz¹tkowo zamierza³ zostawiæ w skrzynce kontaktowej, ale doszed³ do wniosku, ¿e lepszy bêdzie Pierre Renard. W³o¿y³ odbitkê do koperty, na której napisa³ drukowanymi literami: DAKTYL JEDEN NATYCHMIAST NATYCHMIAST. Nie wsiad³ do windy, lecz zszed³ schodami na trzecie piêtro i, znalaz³szy pokój 302, wsun¹³ kopertê przez szparê pod drzwiami. Gdy wróci³ do swego pokoju, rozpi¹³ koszulê i zdj¹³ pas z pieniêdzmi, z którego wyj¹³ z³o¿ony papierek z brylantow¹ premi¹ dla Nassira. Pas schowa³ do szuflady nocnego stolika i nala³ sobie porcjê wódki z wod¹ mineraln¹. Spojrza³ na zegarek: 21.40. 219
By³ przeraliwie zmêczony. Po tabletkach deksedryny bola³y go oczy i g³owa. Minionej nocy nie zmru¿y³ oka. Zadzwoni³ do jordañskich linii i zarezerwowa³ miejsce w samolocie o ósmej rano, a potem po³¹czy³ siê z recepcj¹, prosz¹c o obudzenie o szóstej. Pozosta³o mu tylko rozliczyæ siê z Nassirem. Raz jeszcze spojrza³ na zegarek: 21.50. Piêæ minut póniej us³ysza³ pukanie do drzwi. Najwidoczniej Nassir nie móg³ ju¿ wytrzymaæ. Munger umiechn¹³ siê pod nosem. Wzi¹³ papierek z brylantami i podszed³ do drzwi. Chcia³ szybko za³atwiæ sprawê. ¯adnych drinków, ¿adnego wiêtowania i po¿egnañ. Otworzy³ drzwi i stan¹³ oko w oko z Samim Asafem. Towarzyszy³o mu dwóch mê¿czyzn z pistoletami maszynowymi. W g³êbi sta³o jeszcze czterech. Umiech zgas³ na twarzy Mungera. Asaf pos³a³ mu mroczne spojrzenie. Ahmed Nassir bardzo przeprasza, ale pewne okolicznoci uniemo¿liwiaj¹ mu przyjcie powiedzia³ cierpko. Powêdrowa³ spojrzeniem ku d³oni Mungera i wyj¹³ z niej z³o¿ony papierek, potem pchn¹³ Anglika w g³¹b pokoju. Wszed³ do rodka, a za nim eskorta. Zrobi³o siê t³oczno. Asaf kaza³ Mungerowi usi¹æ na ³ó¿ku, a agentom poleci³ przestrzeliæ nogi Mungerowi, gdyby ten chcia³ wstaæ. Do pokoju wszed³ jeszcze jeden mê¿czyzna i zameldowa³, ¿e po dziewi¹tej Munger nie opuszcza³ hotelu. Tak twierdzi portier. A wiêc musz¹ byæ tutaj powiedzia³ Asaf i wyda³ instrukcje nowo przyby³emu oraz czterem mê¿czyznom. Munger zorientowa³ siê, ¿e szukaj¹ negatywów lub odbitek. Asaf poszed³ do ³azienki i poci¹gn¹³ nosem. Munger czu³ zapach odczynników nawet z ³ó¿ka. Rewiduj¹cy okazali siê ekspertami. Przeszukiwali metodycznie, rozbierali i rozpruwali wszystko, co budzi³o ich podejrzenie. Wkrótce sypialnia i ³azienka by³y praktycznie zdemolowane. W czasie ich pracy Asaf siedzia³ w fotelu naprzeciwko Mungera i przegl¹da³ zawartoæ pasa z pieniêdzmi. Gotówkê i brylanty po³o¿y³ na ³ó¿ku. Dwaj uzbrojeni mê¿czyni nie mogli oderwaæ wzroku od tego bogactwa. Mia³e pecha powiedzia³ Asaf. Dzi po po³udniu aresztowalimy na lotnisku odlatuj¹cego Libañczyka. Od miesiêcy by³ pod nasz¹ obserwacj¹. Podejrzewalimy go o nielegalny wywóz dewiz. Dzia³a³ w imieniu równie nielegalnych handlarzy walut¹. Odwiedza³ czêsto Bagdad. No i okaza³o siê, ¿e trafilimy w dziesi¹tkê. Mia³ przy sobie sporo gotówki, a tak¿e dwa brylanty. Wskaza³ d³oni¹ b³yszcz¹ce okruchy na ³ó¿ku. Dok³adnie takie same. Jednokaratowe. Po wyczerpuj¹cym nas i jego przes³uchaniu Libañczyk przyzna³, ¿e ma je od pewnego kupca w Al Azamija. Z kolei równie wyczerpuj¹co przes³uchany kupiec wyzna³, ¿e przed dwoma dniami naby³ je 220
od niejakiego Ahmeda Nassira. I wtedy wezwano mnie. Dok³adnie przed godzin¹. Poszlimy prosto do domu Nassira. Wiesz dobrze, ¿e to okropny tchórz. Ju¿ po pó³godzinie zacz¹³ mówiæ. S³awny David Munger szpiegiem CIA! Rozemia³ siê bardzo nieprzyjemnie. To ju¿ wygl¹da na tradycjê wród fotoreporterów ci¹gn¹³. Pamiêtasz Duffa Pageta. Aha, przy okazji: widzia³em dzi po po³udniu raport bejruckiej policji na temat mierci Janine Lasage. Podobno g³ówn¹ podejrzan¹ jest wdowa po Pagecie. Asaf nareszcie zobaczy³ drgniêcie martwej dotychczas twarzy Mungera i ponownie siê zamia³. W³anie, piêkna pani Ruth Paget. By³a w tym czasie na lotnisku. Mia³a lecieæ do Bagdadu. Nie polecia³a ani ona, ani Janine Lasage. Widziano Ruth Paget, pokrwawion¹, jak j¹ wyprowadza³ z terminalu jaki mê¿czyzna. O tak, krwawi³a! Munger intensywnie wpatrywa³ siê w Asafa. Chcia³ siê odezwaæ, kiedy przeszkodzi³ mu okrzyk triumfu jednego z przeszukuj¹cych ³azienkê. Szed³ z torebk¹ z przyborami do golenia w jednej rêce i celofanow¹ kopertk¹ w drugiej. Sami wyj¹³ negatyw i odbitkê, podniós³ pod wiat³o i d³ugo siê przygl¹da³. Z zadowoleniem pokiwa³ g³ow¹. Tylko jedno zdjêcie? Nie zrobi³e wiêcej? Munger tylko wzruszy³ ramionami. Zaczniesz mówiæ, Munger, mo¿esz mi wierzyæ. Osobicie bêdê ciê przes³uchiwa³. Sprawi mi to wielk¹ satysfakcjê, bo nie lubiê ludzi, którzy mnie zdradzaj¹. Ja ci pomog³em, a ty zrobi³e ze mnie durnia. Sta³ teraz nad Mungerem, patrzy³ przez szparki oczu. Munger podniós³ g³owê i spokojnie odpowiedzia³: Nie by³o wcale trudno. Asaf z ca³ej si³y uderzy³ go piêci¹ w twarz. Munger upad³ na ³ó¿ko, ale natychmiast siê poderwa³ i rzuci³ ku gard³u Samiego, ale Irakijczyk z rechotem odskoczy³, a dwie lufy pistoletów unios³y siê na wysokoæ piersi Mungera. To tylko pocz¹tek, Munger. Zabierzemy ciê do Kasr al Nihaja
Skoro jeste szpiegiem, musia³e s³yszeæ o Pa³acu na Skraju.
20 Posiedzenie rz¹du odby³o siê rano pi¹tego czerwca i, zgodnie z przewidy-
waniami, by³o burzliwe. W salonie przylegaj¹cym do sali posiedzeñ czeka³ 221
dowódca izraelskiego lotnictwa, genera³ David Irvi. W wypadku podjêcia decyzji, nalot mia³ odbyæ siê w niedzielê siódmego, kiedy jak s¹dzono wiêkszoæ francuskich naukowców i techników bêdzie nieobecna. G³osy ministrów by³y podzielone, jastrzêbie i go³êbie wzajemnie na siebie krzycza³y. Z natury rzeczy jastrzêbie by³y g³oniejsze. Menachem Begin pozwoli³ im wykrzyczeæ siê do woli. Mia³ zamiar za kilka minut przywo³aæ wszystkich do porz¹dku i zmusiæ do podjêcia decyzji oraz pogodzenia siê z jej konsekwencjami. Begin nie mia³ najmniejszych w¹tpliwoci: reaktor musi byæ zniszczony. S³ysz¹c jednak wokó³ siebie podniesione g³osy i widz¹c ca³y harmider, wiedzia³, ¿e Izrael bêdzie podzielony podobnie jak Rada Ministrów. W ka¿dym razie nalot zwiêkszy szanse koalicji podczas zbli¿aj¹cych siê wyborów. Begin do koñca ¿ycia bêdzie oskar¿any przez opozycjê o dzia³anie w interesie politycznym. G³êboko westchn¹³ i uderzy³ piêci¹ w stó³. Nieco siê uciszy³o, kiedy wszed³ sekretarz i po³o¿y³ przed premierem kartkê. Ten przeczyta³ i oczy mu siê zawieci³y. Przyszed³ genera³ Hofti. Podobno ma do pokazania co bardzo interesuj¹cego powiedzia³ zebranym i poleci³ sekretarzowi wprowadziæ genera³a. Sekretarz pochyli³ siê do ucha premiera i co wyszepta³. Jego równie¿ doda³ Begin. Po chwili do sali posiedzeñ weszli genera³ Hofti i Walter Blum. Hofti niós³ w rêku du¿¹ ¿ó³t¹ kopertê. Begin natychmiast zauwa¿y³, ¿e Blum jakby siê postarza³ od ich poprzedniego spotkania. Twarz mia³ blad¹ i obwis³e policzki. Przez chwilê Begin myla³, ¿e wieci s¹ niepomylne, ale w oczach Hoftiego dostrzeg³ olbrzymie podniecenie i to go podnios³o na duchu. Sekretarz znalaz³ dla obu krzes³a i kiedy wyszed³, Begin rozpocz¹³ prezentacjê. Wszyscy znamy genera³a, a to jest pan Walter Blum. Tylko niektórzy z was wiedz¹, ¿e uczyni³ wiele dla naszego kraju. Niech siê dowiedz¹ teraz pozostali. Walter skin¹³ dostojnie g³ow¹. Co pan nam przynosi, generale? spyta³ Begin. Hofti otworzy³ kopertê i wyj¹³ z niej plik du¿ych powiêkszeñ. Poda³ Beginowi, który rozes³a³ je w lewo i w prawo. Niektórzy ministrowie musieli dzieliæ siê jedn¹ odbitk¹. Zapad³a g³êboka cisza wszyscy byli pochyleni nad powiêkszeniami. Wreszcie Begin poprosi³: Niech pan zinterpretuje, generale! Hofti odchrz¹kn¹³. Zdjêcie przed dwoma dniami zrobi³ jeden z naszych agentów w Iraku, na terenie tajnej bazy w pó³nocno-zachodniej czêci kraju. Beczki zawieraj¹ tlenek uranu. S¹ czêci¹ partii stu ton dostarczonej przez pu³kownika Kada222
fiego. Oznaczenia cyfrowe i literowe na beczkach zosta³y zweryfikowane i Miêdzynarodowa Agencja Energii Atomowej w Wiedniu ma je w swoim rejestrze. Jak wszyscy wiedz¹, tlenek uranu nie ma zastosowania w nowym reaktorze, nie mo¿e byæ dla niego paliwem. Jedyne, do czego mo¿e Irakijczykom s³u¿yæ, to cele zbrojeniowe. Ze stu ton tlenku uranu mo¿na odzyskaæ tyle Pu 239, by skonstruowaæ dwadziecia bomb nuklearnych, z których ka¿da bêdzie mia³a moc bomby u¿ytej w Hiroszimie. Oczy wszystkich skierowane by³y na genera³a. Ten ponownie odchrz¹kn¹³, po czym kontynuowa³: Postacie na zdjêciu. Jedna to profesor D¿abar Mohammed, druga profesor Saddam Azzawi. Dwaj czo³owi iraccy atomici. Przed dwoma laty obwieszczono oficjalnie, ¿e wykonano na nich wyrok mierci za zdradê. By³a to oczywicie chêæ wprowadzenia wszystkich w b³¹d i ukrycia irackich intencji zbrojeniowych, co pomog³o w zbudowaniu tajnych instalacji z dala od wszechobecnych oczu Francuzów oraz nieco mniej obecnych inspektorów Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Genera³ Hofti skoñczy³, Ariel Szaron rozemia³ siê nerwowo i spyta³: Czy jeszcze kto jest przeciw? Nast¹pi³o gremialne zaprzeczanie, po czym premier Begin zabra³ g³os: A wiêc rozumiem, ¿e mo¿emy wydaæ dyspozycje Davidowi Ivriemu. Nastêpnie zwróci³ siê do Hoftiego: Wspania³a robota. Wspania³a robota, panie Blum. Proszê przekazaæ nasze dziêki i gratulacje cz³owiekowi, który tyle zaryzykowa³, aby nam dostarczyæ ten dowód. Szmer g³osów oznacza³ przy³¹czenie siê reszty gabinetu do gratulacji premiera. Nie mogê tego zrobiæ odpar³ Walter martwym g³osem. Schwytali go. O Bo¿e! wykrzykn¹³ Begin. Kiedy? Dos³ownie kilka godzin po zrobieniu tego zdjêcia. Zd¹¿y³ wys³aæ kopiê przez kuriera. Ariel Szaron, nieodmiennie cz³owiek akcji, zapyta³: Czy wiemy, gdzie go trzym¹j¹? Czy jest szansa wydobycia go? Trzymaj¹ go w Pa³acu na Skraju. Cholera! Twarz Szarona wyd³u¿y³a siê. Wiedzia³ wiele o Pa³acu. Mamy jedn¹ szansê odezwa³ siê Hofti. Bardzo nik³¹. I dlatego poprosi³em pana Bluma, by zechcia³ mi towarzyszyæ. W celu skorzystania z niej potrzeba mi aprobaty gabinetu. Proszê wyjaniæ poleci³ Begin. I Hofti przedstawi³ mu plan, który opiera³ siê na tym, ¿e w Pa³acu Mosad mia³ agenta nazwiskiem Hammad Szihab. Dotychczas agent ten by³ raczej pasywny, nale¿a³oby go uaktywniæ 223
i, jak to siê mówi, poci¹gn¹æ za uszy, nawet gro¿¹c ujawnieniem go Irakijczykom. Szihab zd¹¿y³ ju¿ donieæ, ¿e nasz agent jest przes³uchiwany. Dotychczas niczego jeszcze nie powiedzia³ i na razie Mukhabarat jest przekonany, ¿e pracuje dla CIA. Zdaniem Szihaba nasz agent mo¿e wytrzymaæ najwy¿ej tydzieñ. Hofti wyjani³ nastêpnie, ¿e Mosad od dawna jest w posiadaniu dok³adnych planów Pa³acu, a dziêki informacji Szihaba zlokalizuje bez problemów celê przetrzymywanego agenta. Znajduje siê na samym koñcu d³ugiego korytarza. Po jego drugiej stronie, za ¿elaznymi drzwiami, jest dziedziniec otoczony piêtnastometrowym murem gruboci dwóch i pó³ metra. Szihab mo¿e zdobyæ klucz do drzwi na spacerniak. Komandosi? spyta³ Szaron. Wykluczone odpar³ Hofti. Budynek znajduje siê w rodku miasta. Musimy rozbiæ mur, i to w cile okrelonej chwili. Mo¿e to byæ bomba z nisko lec¹cego samolotu. Chcielibymy u¿yæ jednej maszyny z dywizjonu bior¹cego udzia³ w nalocie na reaktor. Cel znajdowa³by siê w prostok¹cie osiem metrów na dziesiêæ. Bomba przebije mur i co dalej? spyta³ Begin. Odpowiedzia³ Walter: Sto piêædziesi¹t metrów po drugiej stronie placu jest bazar. Suk. S¹dzimy, ¿e w powsta³ym chaosie nasz agent oraz Szihab zdo³aj¹ tam dotrzeæ. Bêd¹ tam nasi ludzie. W labiryncie suku ³atwo siê ukryæ i znikn¹æ. Agenci udadz¹ siê do kurdyjskiego bezpiecznego mieszkania, gdzie bêd¹ ju¿ czeka³y ¿ona Szihaba i jego dzieci. Nastêpnym etapem zajm¹ siê Kurdowie. Przeprowadz¹ ich przez Kurdystan do Turcji. Droga ucieczki jest przygotowana. Rozmawia³ pan z Irvim, generale? spyta³ Hoftiego Begin. Krótko mu o tym wspomina³em przed przyjciem tutaj. Pokaza³em te¿ plany Pa³acu i jego po³o¿enie. Mia³ dwie uwagi: pierwsz¹, ¿e szanse trafienia w tak ma³y cel i przy tak trudnym podejciu s¹ nik³e, drug¹, ¿e z powodu odleg³oci oraz potrzeby utajnienia nalotu i zmylenia radarów w nalocie wemie udzia³ tylko osiem maszyn F-l6 i szeæ maszyn os³ony F-15. Irvi zwróci³ uwagê, ¿e do zniszczenia reaktora potrzeba piêciu lub nawet szeciu bomb. Poniewa¿ mamy ich do dyspozycji osiem, margines bezpieczeñstwa wydaje siê skromny. I w³anie dlatego potrzebna jest decyzja gabinetu. Czy nie mo¿emy wys³aæ dodatkowej maszyny? spyta³ kto. Odpowiedzia³ Mordechai Zipori: Wysy³amy ³¹cznie czternacie maszyn. To jest absolutne maksimum i tak ju¿ wymagaj¹ce nies³ychanej koordynacji. Piloci æwicz¹ od dwóch tygodni. Nalot ma odbyæ siê za dwa dni. Nie mo¿emy ot tak dorzuciæ jednej maszyny. Rozejrza³ siê po obecnych i uzupe³ni³: 224
Wybór jest okrutny, ale prosty. Dla nik³ej szansy uratowania naszego agenta trzeba zmniejszyæ szansê powodzenia nalotu na reaktor. Zapad³a g³êboka cisza, któr¹ przerwa³ Hofti: Nim panowie podejm¹ decyzjê, chcia³bym zwróciæ uwagê na jedno. Mosad zawsze robi wszystko, by ocaliæ agenta. I ja chcia³bym co dodaæ wtr¹ci³ Walter. Ten agent nie jest Izraelczykiem. Jest ¯ydem po matce, która zginê³a w Jerozolimie w 1948 roku, walcz¹c o Izrael. Jest to cz³owiek niebywale odwa¿ny, który ju¿ raz przeszed³ w ¿yciu piek³o i mia³ si³ê, by siê z niego wydobyæ. Teraz ponownie znalaz³ siê w piekle. Po tej misji mia³ siê o¿eniæ. Jego przysz³a ¿ona oczekuje dziecka. Wskaza³ na fotografiê le¿¹c¹ przed Beginem. Ona te¿ zaryzykowa³a w³asnym ¿yciem, by jej przysz³y m¹¿ móg³ to zdjêcie zrobiæ. Zas³ab³a w moim biurze, gdy siê wczoraj dowiedzia³a, ¿e go schwytano. Jest obecnie w szpitalu. Skoñczy³ i kolejno spojrza³ w oczy ka¿demu z szesnastu ministrów. No có¿
zacz¹³ Begin. Wszyscy, którzy s¹ za wydzieleniem jednej maszyny
Do góry powêdrowa³o szesnacie r¹k. Dwie godziny póniej Walter uczestniczy³ w innej naradzie. Z genera³em Davidem Irvim polecia³ do bazy lotniczej w EtZion na Pustyni Synajskiej. Teraz sta³ przy gigantycznym stole sali odpraw i przygl¹da³ siê pu³kownikowi Danielowi Renerowi, który w tym momencie przypomina³ ma³ego ch³opca bawi¹cego siê modelem samolotu. Si³y powietrzne Izraela posiadaj¹ plastyczne modele ka¿dego wiêkszego miasta bliskowschodniego. W tej chwili dwadziecia metrów kwadratowych sto³u zajmowa³a makieta Bagdadu. Na parocentymetrowej wysokoci Pa³acu na Skraju zatkniêta by³a czerwona plastikowa flaga. Pu³kownik Rener, dowódca misji, pochyla³ siê nad sto³em z modelem F-l6, dopasowanych wielkoci¹ do budynków na makiecie, i wyjania³ Walterowi trudnoci zwi¹zane ze zrzuceniem bomb z ma³ej wysokoci w gêsto zabudowanym terenie. Pilot bêdzie widzia³ cel przez piêæ sekund. Ponadto w tym czasie bêdzie wychodzi³ z ostrego skrêtu, a wiêc mamy problemy przeci¹¿eniowe. Jeli poleci dziesiêæ metrów za bardzo w lewo, bomba nie trafi w mur. Zniesie go dziesiêæ metrów w prawo, a bomba trafi w celê waszego agenta. To by³oby lepsze ni¿ zniesienie na lewo odpar³ ponuro Walter. Rener zrozumia³ i tylko pokiwa³ g³ow¹. Pilot bêdzie mia³ zaledwie jedn¹ szansê podejcia. Wskaza³ palcem czarne kó³ka na makiecie. Wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Dlatego te¿ po zrzuceniu ³adunku musi wyjæ ostro w górê, têdy
Jeli pomyli siê choæby o dwa stopnie, to koniec. 15 Reporter
225
Walter westchn¹³. Nigdy nie utrzymywa³em, ¿e to bêdzie ³atwe. I jeszcze jedno: w zwyk³ych warunkach pilot musia³by przygotowywaæ siê przez wiele dni do podobnej misji. Komputery pok³adowe zosta³yby specjalnie zaprogramowane. Pomacha³ modelem w d³oni. Za³adowalimy do symulatora program pokazuj¹cy Bagdad, wiêc pilot bez przerwy æwiczy. Robimy teraz makietê samego budynku i muru. Zeskanujemy j¹ i te¿ wpakujemy do symulatora, ale nalot jest ju¿ w niedzielê. Mamy za ma³o czasu na dobre przygotowanie. Ale szansa jest? Rener wzruszy³ ramionami. Szansa jest zawsze z wyj¹tkiem, kiedy jej nie ma. Mówiê panu to wszystko, ¿eby pan na zbyt wiele nie liczy³. Chce pan znaæ szanse? Trzydzieci procent. To sporo mrukn¹³ Walter. Wyle pan najlepszego pilota, co? Oczywicie najlepszego po panu
Drogi panie Blum, wszyscy moi piloci s¹ najlepsi. Najlepsi z najlepszego lotnictwa na wiecie. Walterowi nie wystarcza³a ta odpowied. Panie pu³kowniku, sformu³ujê inaczej to pytanie. Gdyby pan siedzia³ tam w celi i oczekiwa³ na tortury, kogo wybra³by pan na swego wybawiciela? Rener zerkn¹³ na genera³a Irvi, który siê umiechn¹³ i powiedzia³: Odpowiedz panu Blumowi. Majora Gideona Galili. Walter s³abo siê umiechn¹³. A wie pan, pu³kowniku
mo¿e to panu wydawaæ siê dziwne, ale w³anie tego nazwiska oczekiwa³em.
21 Munger s³ysza³ g³os przez zas³onê bólu. Natrêtny g³os, który doprowadza³ go do sza³u. Od siedemdziesiêciu dwóch godzin nie dali mu zmru¿yæ oka. Licz¹c noc przed aresztowaniem, nie spa³ od czterech nocy i dni. A kiedy, mimo bólu, osun¹³ siê w senn¹ nicoæ, ten g³os zacz¹³ przywo³ywaæ go do rzeczywistoci i bólu. Powoli otworzy³ oczy, spodziewaj¹c siê zobaczyæ okrutn¹ i mciw¹ twarz Sami Asafa. Trwa³o d³ugo, nim zda³ sobie sprawê, ¿e pochylaj¹cy siê nad nim cz³owiek nie jest ani rozjuszony, ani nie spogl¹da z nienawici¹. Wydaje siê byæ mo¿e zniecierpliwiony, lecz i pe³en dobrych intencji. Munger, s³yszysz mnie? 226
Zdoby³ siê na potwierdzaj¹ce skiniêcie g³ow¹. Jestem Hammad Szihab. Przyjaciel. Mam niewiele czasu. To niebezpieczne. S³uchaj dobrze. Jutro po po³udniu dok³adnie o pi¹tej trzydzieci Izraelczycy podejm¹ próbê uwolnienia ciê. Bêdziemy musieli przebiec podwórzec. Bardzo szybko. G³owa Mungera bezw³adnie opad³a na drewniane prêty pryczy. Nie dam
nie dam rady
Dasz radê. Bêdê z tob¹. Za nieca³e dwadziecia cztery godziny. Bêdê
w jeszcze gorszym
stanie ni¿ teraz
Nie. Do jutra nie bêdziesz torturowany. Sami Asaf pojecha³ do Kifri dowiedzieæ siê, dlaczego warty wokó³ bazy niczego nie zauwa¿y³y. Wróci dopiero jutro wieczorem. Zostawi³ rozkazy, ¿e tylko jemu wolno ciê przes³uchiwaæ. I dlatego pozwolili ci spaæ. pij, zachowaj si³y. Jeszcze tylko jeden dzieñ. Ale jak to ma siê odbyæ? Munger nieco siê o¿ywi³. Jak siê wydostaniemy? W wiadomoci zawita³ promyk nadziei. Rozbij¹ mur ogradzaj¹cy spacerniak. Nie wiem jak. Promyk nadziei rozgorza³. Munger domyla³ siê, jak to zrobi¹. Daktyl Jeden przysy³a wiadomoæ powiedzia³ Szihab. Przy wierze wytrwaæ trzeba. Umiech przemkn¹³ przez usta Mungera. Tego mog³em siê po nim spodziewaæ. W³anie tego. Ale sk¹d ty w tym wszystkim? Daktyl Jeden nie pozostawi³ mi wyboru. Muszê ju¿ iæ, bo trzêsê siê ze strachu. Nie jeste w tym odosobniony powiedzia³ Munger. Idê. A ty pij. Delikatnie dotkn¹³ ramienia wiênia i szybko wycofa³ rêkê, gdy¿ Munger wzdrygn¹³ siê z bólu. Po odejciu Szihaba Munger przez d³u¿szy czas zastanawia³ siê, czy mia³ halucynacje. Jednak¿e nawet lekkie dotkniêcie skatowanego cia³a sprawia³o mu ból, co by³o sygna³em, ¿e powróci³ do rzeczywistoci. Zamkn¹³ oczy. Czas dopowie resztê. Przy wierze wytrwaæ trzeba
zacz¹³ zapadaæ w sen i z mg³y wy³oni³a siê tym razem twarz Ruth. Prawdziwa, jak najprawdziwsza. Ca³y czas mu towarzyszy³a przez minione dni i godziny, czyni¹c je znoniejszymi. Nawet wówczas, gdy bili go gumowymi pa³kami, gdy doczepiali do cia³a elektrody, gdy mieli siê patrz¹c, jak zwija siê w agonii, Ruth zawsze przy nim by³a, ratuj¹c przed utrat¹ zmys³ów. W niedzielê o dziesi¹tej rano czasu bagdadzkiego irackie Ministerstwo Informacji zwo³a³o dziennikarzy na konferencjê prasow¹ i obwieci³o, ¿e si³y bezpieczeñstwa pochwyci³y szpiega CIA. Jest nim s³awny fotograf David 227
Munger, którego zatrzymano, gdy po bezskutecznej próbie przekupienia funkcjonariuszy irackich usi³owa³ wywieæ za granicê tajne informacje natury wojskowej. W niedzielê o jedenastej rano Walter Blum siedzia³ w gabinecie pu³kownika Renera. Absolutnie wykluczone mówi³ Rener. Galili spêdzi³ ju¿ osiem godzin w symulatorze. Nie ma po prostu czasu na przeæwiczenie innego pilota. Niech pan tylko pomyli, cz³owieku: startujemy za piêæ godzin. Dlaczego, do cholery, nie powiedzia³ mi pan o tym wczeniej? Nie s¹dzi³em, ¿e to mo¿e mieæ znaczenie. Nie spodziewa³em siê komunikatu irackiego. By³ dla mnie absolutnym zaskoczeniem. Przypuszczam, ¿e tylko z sobie wiadomych powodów Irakijczycy chc¹ w to uwik³aæ Amerykanów. Niemniej to dowodzi, ¿e Munger siê trzyma. Jest pan pewien, ¿e Galili skojarzy? Jak¿e móg³by nie! Niech tylko us³yszy wiadomoæ
Czy nie by³oby szansy odizolowania go do czasu startu
Najmniejszej! Rener spojrza³ na zegarek. W tej chwili siedzi w symulatorze. Wyjdzie z niego za pó³ godziny. Potem za³ogi jedz¹ razem lunch i nastêpnie przez dwie godziny odpoczywaj¹ przed ostateczn¹ odpraw¹. Niektórzy ju¿ s³uchali radia. Du¿o bêd¹ o tym mówili. Walter westchn¹³, a Rener powiedzia³ pe³nym zdziwienia g³osem: S³ysza³em o ró¿nych trójk¹tach mi³osnych, ale nigdy o czym takim. Wiem, ¿e przez ostatni rok Gideon by³ dziwnie zamkniêty w sobie i przygaszony, ale pojêcia nie mia³em, z jakiego powodu. Wpad³ w mi³osn¹ obsesjê stwierdzi³ Walter. Rener pokrêci³ g³ow¹. Panie Blum, niepotrzebnie siê pan martwi. Znam Gideona Galili od dwunastu lat, od kiedy zacz¹³ lataæ. To wspania³y cz³owiek, wielki patriota. By³ zachwycony, kiedy mu powierza³em tê misjê. Jest wniebowziêty, maj¹c szansê uratowania tak cennego agenta. Póki siê nie dowie, kto to taki. Nie zrobi mu to ¿adnej ró¿nicy stwierdzi³ stanowczo Rener. To profesjonalista i, jak powiedzia³em, patriota. Uczyni wszystko, co bêdzie mo¿liwe. Pan mo¿e najwy¿ej modliæ siê, by to wystarczy³o. Wie pan, jakie s¹ szanse. Jeli Galili nie trafi, to nie dlatego, ¿e siê nie stara³. Walter ponownie westchn¹³, a Rener spyta³: Mam z nim porozmawiaæ? Wolê to zrobiæ ja. Walter wsta³. Z³apiê go, kiedy bêdzie wychodzi³ z symulatora. 228
Kiedy pó³ godziny póniej Rener wyjrza³ przez okno swego gabinetu, zobaczy³ ich razem spaceruj¹cych przed sal¹ odpraw. Stanowili dziwny kontrast: wysoki, szczup³y pilot i przeraliwie gruby, krzykliwie ubrany cywil. Galili musia³ siê schylaæ, by s³yszeæ, co Walter do niego mówi. W pewnej chwili stanêli i patrzyli, jak formacja F-15 odrywa siê od odleg³ego pasa startowego i rwie z rykiem w niebo. Gdy wznowili spacer, mówi³ z kolei Galili, po³o¿ywszy d³oñ na ramieniu Waltera. O trzeciej po po³udniu Spiro zaparkowa³ mercedesa przed g³ównym wejciem do szpitala wiêtego Barnaby w Limassol. Ze schodów kutykaj¹c schodzi³a ju¿ Ruth. Spiro popieszy³ odebraæ z jej r¹k walizeczkê. Gdy jechali w kierunku Platres, spogl¹da³ w lusterko na Ruth. By³a piêkna i smutna. Przed godzin¹ mia³a telefon od Waltera. Dotrzymywa³ obietnicy i na bie¿¹co informowa³ j¹ o rozwoju sytuacji. S³ychaæ go by³o s³abo i nie powiedzia³ nic konkretnego oprócz tego, ¿e akcja rozpocznie siê przed szóst¹. I ¿e szansa jest nik³a. Da jej znaæ, gdy tylko otrzyma konkretn¹ wiadomoæ. Z³¹ czy dobr¹. Pyta³ te¿, jak siê czuje. Odpar³a, ¿e lepiej, i ¿e wraca do domu w Platres. Tam bêdzie czeka³a na telefon. Powiedzia³, ¿e zaraz zadzwoni do biura i poleci, by Spiro j¹ odwióz³. W³anie przeje¿d¿ali przez wioskê Kalini, gdzie ujrza³a malutk¹ cerkiew na ryneczku. Kierowana impulsem poprosi³a Spiro, ¿eby stan¹³. W niedzielê mieszkañcy paradowali w wi¹tecznych odzieniach. Wielu siedzia³o na progach swoich domów na wyniesionych krzes³ach lub na ³awach. Rozmawiano, plotkowano, wachlowano siê w upale gazetami. Wszyscy ciekawie jej siê przygl¹dali, gdy sz³a kulej¹c przez placyk i potem schodkami do cerkwi. Stoj¹cy na progu brodaty, odziany na czarno i w czarnym wysokim nakryciu g³owy pop powita³ j¹ skinieniem g³owy i poinformowa³, ¿e ju¿ jest po mszach. Zdumionym spojrzeniem obrzuci³ Gwiazdê Dawida na szyi kobiety. Spojrza³a ponad jego ramieniem na ciemne ch³odne wnêtrze i ikonostas z ikonami, pod którymi migota³y p³omyki zapalonych wiec. Czy mog³abym tu posiedzieæ przez parê godzin? spyta³a. Pop bacznie siê jej przyjrza³ i dostrzeg³ smutek na twarzy. Jeste mile widziana, siostro w Bogu odpar³. Wróci³a do Spiro i spyta³a, czy mo¿e na ni¹ czekaæ. Stary kierowca umiechn¹³ siê i g³ow¹ wskaza³ tawernê. Tam bêdzie siedzia³, a ona mo¿e wróciæ, kiedy zechce. W cerkwi usiad³a w ³awce blisko drzwi. Nie by³a religijn¹ osob¹. Nawet sobie nie mog³a przypomnieæ, kiedy po raz ostatni wiadomie siê 229
modli³a. Znajdowa³a siê w wi¹tyni obcego jej wyznania, ale to nie czyni³o najmniejszej ró¿nicy. Po prostu tutaj, w domu bo¿ym, zbierze myli, uspokoi siê. Gdy po godzinie pop wraca³ z popo³udniowej sjesty, zajrza³ przez drzwi i zobaczy³ klêcz¹c¹ kobietê
22 O 15.45 rozwieziono za³ogi do samolotów.
Piloci odziani w antyprzeci¹¿eniowe kombinezony, z niesionymi pod pach¹ he³mami i maskami tlenowymi przypominali astronautów udaj¹cych siê w przestrzeñ kosmiczn¹. Wiele do siebie nie mówili, ¿adnych ¿arcików czy przechwa³ek, by zatuszowaæ zdenerwowanie. Piêciu ludzi naziemnej obs³ugi maszyny Gideona Galili nabo¿nie patrzy³o, jak major wysiada z autobusiku, a potem, gdy ten odjecha³, stoi przez minutê, wpatruj¹c siê w samolot. Zawsze tak robi³. W s³oñcu F-l6 migotliwie jania³. Zgrabne podbrzusze myliwca szpeci³o grone cygaro bomby. Czu³o siê jakby zniecierpliwienie maszyny trzymanej na ziemi. Galili zawsze odnosi³ wra¿enie, ¿e patrzy na ¿yw¹ istotê. Personel naziemny widzia³ to inaczej. Po prostu maszyna wymaga³a wielkiej troski, wielu godzin sprawdzania kilometrów przewodów, tysiêcy ruchomych czêci, delikatnych podzespo³ów najnowoczeniejszej elektroniki. Aby mog³a lataæ, trzeba powiêciæ jej tysi¹ce roboczogodzin. Ale kiedy lata³a, by³a najwspanialsz¹ broni¹ wiata. Gideon skin¹³ g³ow¹ mechanikom i ruszy³ na zwyczajowy obchód, szepcz¹c sam do siebie: Os³ony dysz zdjête
Kliny wyjête
Bomba zabezpieczona
I tak dalej, i tak dalej. Za³oga naziemna przygl¹da³a siê niemal obojêtnie. Rutynowy przegl¹d. Zarówno oni, jak i on wiedzieli, ¿e wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Oni te¿, podobnie jak pilot, byli najlepsi z najlepszych. Galili podszed³ do metalowych schodków, odda³ he³m i maskê mechanikowi, wdrapa³ siê na górê i zajrza³ do kabiny. Hamulce zaci¹gniête
Systemy uzbrojenia zabezpieczone
System wyrzutni fotela katapultowego zabezpieczony
Spadochron we w³aciwym po³o¿eniu
Osprzêt z³o¿ony w³aciwie
W trzynastu z rozrzuconych wokó³ lotniska betonowych hangarach trzynastu innych pilotów dokonywa³o tych samych czynnoci kontrolnych. Ani jeden z pilotów nie znalaz³ najmniejszego uchybienia. 230
Gideon Galili wgramoli³ siê do kabiny i zaj¹³ miejsce w fotelu. Mechanik pomaga³ mu w pod³¹czaniu wê¿yków tlenowych i cinieniowych oraz przewodu ³¹cznociowego. ¯elazna racja i pakiet medyczny do kieszeni na piersiach
zacisn¹æ pasy
Pasy spadochronu doczepiæ do pasów piersiowych
He³m z wê¿em tlenowym i przewodami ³¹cznociowymi
zawór tlenowy dzia³a
zawleczki wyrzucanego fotela wyjête
Mechanik zszed³ na ziemiê, zdj¹³ schodki i przeszed³ do przodu w oczekiwaniu na w³¹czenie silnika. Tymczasem Gideon dokonywa³ reszty przedstartowych czynnoci kontrolnych. Gdy skoñczy³, podniós³ kciuk. Mechanik za³o¿y³ wówczas t³umi¹ce ha³as nauszniki i na szyjê laryngofon. O 16.15 po drugiej stronie lotniska zagra³ pierwszy silnik. Gideon ju¿ mia³ nacisn¹æ guzik startera, kiedy nagle w jego mózgu wybuch³a, niby eksploduj¹ca gwiazda, ostateczna decyzja. By³ ni¹ zupe³nie og³uszony. Og³uszony jej bezwzglêdnoci¹. Nie trafi. Skieruje bombê w prawo. Zamar³ z palcem na przycisku startera. By³ w stanie najwy¿szego uniesienia. Stanowi³ jednoæ z bomb¹ o metr pod stopami. Przy swoim talencie, umiejêtnociach i woli poprowadzi bombê dziesiêæ metrów w prawo od celu. Bomba uzyska nowy cel. Co mu powiedziano? ¯e lepiej w prawo ni¿ w lewo
Lepiej niech Munger umrze, ni¿ ma zostaæ w ³apach Mukhabaratu. Gideon Galili przyniesie mu wyzwolenie
Nagle w s³uchawkach zabrzmia³ niespokojny g³os mechanika: Wszystko w porz¹dku, panie majorze? Wszyscy ju¿ zapucili
W porz¹dku, w porz¹dku. W³¹czy³ starter. Us³ysza³ gwizd rozpêdzaj¹cej siê turbiny, a potem ryk silnika. O 16.30 myliwce zaczê³y ko³owaæ na pas. Walter by³ w wie¿y kontrolnej wraz z genera³em Irvim. Obserwowa³, jak samoloty wynurzaj¹ siê ze schronów, zmierzaj¹c na sam koniec pasa, gdzie ustawiaj¹ siê w przewidzianym z góry miejscu, niczym baletnice na scenie tu¿ przed podniesieniem kurtyny. Obowi¹zywa³a cisza radiowa. Nie wolno ryzykowaæ. Wróg móg³by przez zwyk³y przypadek przechwyciæ fragment korespondencji. Maszyny posuwa³y siê teraz parami ku linii startowej, pierwsze F-l6, za nimi F-15. Galili jest po lewej w trzeciej parze mrukn¹³ Irvi, a potem doda³: Rener powiedzia³ mi o wszystkim. O tym, co ³¹czy Gideona z tym agentem. Zdumiewaj¹cy zbieg okolicznoci
Ale mo¿e pan byæ spokojny. Galili wykona robotê. I wykona j¹ dobrze. 231
Wiem odpar³ Walter. Rozmawia³em z nim przez pó³ godziny. Po tej rozmowie zrobi³o mi siê wstyd, ¿e mia³em w¹tpliwoci. Rozleg³ siê po³¹czony ryk silników i siedem par zaczê³o nabieraæ prêdkoci na czarnym pasie startowym. Pierwsza para oderwa³a siê od ziemi na wysokoci wie¿y kontrolnej i posz³a stromo w górê. Druga para, po oderwaniu siê w tym samym miejscu, pozosta³a ni¿ej, ¿eby nie wpaæ w strumieñ zamig³owy pierwszej pary. Trzecia para mog³a od razu tak¿e poderwaæ siê stromo. Walter obserwowa³ lew¹ maszynê trzeciej pary. Dostrzeg³ w kabinie he³m i maskê tlenow¹ pilota. Obudzi³a siê w nim nadzieja, ¿e wszystko pójdzie dobrze. Perfekcja startu formacji doda³a mu otuchy. Teraz zacznie siê czekanie mrukn¹³ Irvi. Na szczêcie tylko godzina. Ostatni¹ tego typu wypraw¹ by³ rajd na Entebbe. Nie dowodzi³em jeszcze si³ami powietrznymi, ale uczestniczy³em w planowaniu. I w czekaniu
to by³o najgorsze. W ci¹gu jednego dnia postarza³em siê o dziesiêæ lat. Uj¹³ Waltera pod rêkê. Chodmy do centrum dowodzenia. Gideon pilotowa³ jakby w transie. Praw¹ d³oñ trzyma³ lekko na dr¹¿ku, stopy równie spokojnie na peda³ach orczyka, oczy nieustannie na przyrz¹dach i na zmieniaj¹cym siê obrazie monitora. Radary by³y w gotowoci, ale wy³¹czone, ich ekrany martwe, aby unikn¹æ wykrycia. F-l6 lecia³y w lunej formacji taktycznej i chocia¿ mózg Gideona w pewnej mierze przesta³ funkcjonowaæ, pilot zachowywa³ swe miejsce w szyku instynktownie. Przelecieli nad zatok¹ Akaba i zmienili nieznacznie kurs na liniê brzegu Pó³wyspu Arabskiego. Ta cz¹stka mózgu Gideona, która funkcjonowa³a, zajêta by³a Mungerem, Ruth i Walterem Blumem. Nie by³y to ¿adne racjonalne myli, ale przypadkowa zbitka rozmaitych skojarzeñ. S³ysza³ Waltera Bluma: Ona go kocha. Musi pan to zrozumieæ. Zas³ab³a, kiedy siê dowiedzia³a, ¿e Irakijczycy go schwytali. Bez wzglêdu na to, co siê stanie, nigdy ju¿ nie pokocha nikogo innego. Jego w³asne s³owa: Niech pan bêdzie spokojny, panie Blum. Uczyniê wszystko, co mo¿na. Ruth ani nikt inny nie ma z tym nic wspólnego. Wiem, dlaczego on tam siê znalaz³. Wiem, co zdzia³a³. Wiem, ¿e go torturuj¹. Mam trudne zadanie, ale sobie poradzê. Mo¿e pan byæ tego pewny. Potem myli przeskoczy³y do pierwszej rozmowy z pu³kownikiem Renerem, kiedy siê dowiedzia³, ¿e wybrano go do wykonania specjalnej misji: lec¹c tu¿ nad dachami ma wpakowaæ bombê w mur wiêzienia, aby umo¿liwiæ uratowanie cz³owieka, który tak wiele zaryzykowa³ dla Izraela. Pamiêta³, jak¹ wówczas poczu³ dumê. Pamiêta³ godziny spêdzone w symulatorze, kiedy po raz pierwszy zapoznawa³ siê z parametrami niemal¿e niewykonalnej misji, jak¹ mu zlecono. Zaci¹³ siê. Wykorzystuj¹c ca³¹ posiadan¹ wiedzê 232
i zaprzêgaj¹c do pracy swój talent, raz po raz dokonywa³ podejæ z symulowan¹ prêdkoci¹ siedmiuset kilometrów na godzinê i raz po raz nie trafia³ mimo wszystko w cel, bez wzglêdu na to, jak bardzo siê stara³, aby zd¹¿yæ w ci¹gu tych paru ulotnych sekund dostrzec cel, naprowadziæ nañ elektroniczny celownik, zleciæ komputerowi zwolnienie bomby we w³aciwym u³amku sekundy. Raz po raz nie trafia³. Albo bomba rozpoczyna³a lot zbyt póno, albo trafia³a w bok s¹siedniego budynku. Dopiero podczas trzeciej sesji w symulatorze, pod okiem podziwiaj¹cej go obs³ugi technicznej, zaczê³o mu iæ lepiej. Podchodzi³ spokojniej i pewniej, wychwytywa³ wczeniej cel, precyzyjniej go ustanawia³ na komputerze. Podczas ostatniej parogodzinnej próby mia³ ju¿ szeædziesi¹t procent trafieñ. Gdy wychodzi³ z symulatora technicy go okr¹¿yli, ciskali rêce i z podziwu krêcili g³owami. Ale wówczas jego si³¹ napêdow¹ by³a motywacja pozwalaj¹ca na pe³n¹ koncentracjê wszystkich zmys³ów, pamiêci, wiedzy i dowiadczenia. Za budynkiem symulatora czeka³ na niego Walter Blum ze swoj¹ bomb¹. Trafi³a w sam rodek celu. Bohaterem, którego nale¿a³o uratowaæ, by³ Munger. To nazwisko by³o rakowat¹ narol¹ na wiadomoci Gideona cz³owiek, który zabra³ mu Ruth, zniszczy³ przysz³oæ. Diabe³, szatan! I co siê w Gideonie za³ama³o. Nast¹pi³o schizoidalne rozszczepienie mózgu. Trzy czwarte by³o sparali¿owane, mo¿e nawet znacznie wiêcej ni¿ trzy czwarte, a funkcjonuj¹ca czêæ podjê³a decyzjê i pilotowa³a maszynê. F-l6 znalaz³ siê w rêkach psychicznie chorego cz³owieka. Do uszu wdziera³y siê dwiêki. To pu³kownik Rener rozmawia³ przez radio z kontrolerem bazy Maam. Ale Gideon nie s³ucha³ starannie przeæwiczonych kwestii Renera, wyg³oszonych w nienagannym arabskim, i wtrêtów innych pilotów, te¿ po arabsku, aby wzmocniæ wiarygodnoæ tego, co mówi³ Rener. Po paru minutach zabra³ siê do przestrajania komputera nawigacyjnego, a wzrok skoncentrowa³ na symbolach wskanika refleksyjnego HUD, które zamigota³y w chwili, gdy ca³a formacja obra³a nowy kurs: wschód pó³nocny wschód na Bagdad. W centrum dowodzenia w Etzion genera³ Irvi wskaza³ Walterowi punkt na mapie. Galili wyjdzie z formacji w tym miejscu. Na po³udnie od Al Ramadi. Trzy minuty póniej bêdzie ju¿ nad Bagdadem. Zerkn¹³ na zegar na cianie. Za piêtnacie minut od tej chwili. Walter spojrza³ na centrum: rzêdy komputerów obs³ugiwane przez milcz¹cych operatorów, dziewczyna w niebieskim mundurze roznosi im w³anie kawê. 233
Dowódca centrum i zgromadzona wokó³ niego grupka oficerów rozmawiaj¹ pó³g³osem, od czasu do czasu który z nich zerka na czarny g³onik wisz¹cy w rogu sali. Ten g³onik przyku³ te¿ uwagê Waltera: w pewnej chwili przestanie milczeæ i us³ysz¹ g³osy pilotów, którym wreszcie bêdzie wolno przerwaæ radiow¹ ciszê, by zawiadomiæ o sukcesie b¹d pora¿ce. Napiêcie w centrum wzrasta³o, by³o prawie namacalne. Serce Waltera zaczê³o g³ono waliæ. Granicê irack¹ przelecieli na pu³apie siedemdziesiêciu metrów. Od czasu do czasu samoloty unosi³y siê lekko i zaraz opada³y, jak mewy niesione wiatrem. To pok³adowe komputery dokonywa³y korekty wysokoci pustynia by³a falista. O 17.20 rozb³ys³ kolejny symbol na refleksyjnym wskaniku HUD Gideona. Funkcjonuj¹ca czêæ jego mózgu zareagowa³a. £agodnym ³ukiem wyszed³ z formacji i polecia³ na wschód. Siêgn¹³ lew¹ rêk¹ i w³¹czy³ detektor opromieniowania radarowego. Przelecia³ nad znieruchomia³¹ tafl¹ jeziora Habbaniyan i po minucie by³ ju¿ nad przedmieciami Bagdadu. W mózgu mia³ teraz trzy obrazy nak³adaj¹ce siê na siebie: to, co oczy rejestrowa³y na bie¿¹co w zestawieniu ze wspomnieniem symulowanego lotu, symbole wskanika refleksyjnego i wreszcie, jakby wypalony w pamiêci, kamienny mur Pa³acu na Skraju, stanowi¹cy zarazem kres i cel wêdrówki. Lecia³ teraz wród wy¿szych budynków. Skrêci³ w lewo, skrêci³ w prawo, przemyka³ siê w bezpiecznej odleg³oci od stanowisk rakiet przeciwlotniczych. Rozpocz¹³ ostatnie podejcie i w wyobrani widzia³ teraz tylko obraz muru. Mur nabra³ znaczenia symbolu. Patrzy³ w punkt dziesiêæ metrów na prawo od
Od czego? Wiedzia³ tylko, ¿e to musi byæ dziesiêæ metrów na prawo, a nie na lewo. Dziesiêæ metrów na prawo punkt powy¿ej szerokiej przypory muru. Tam za kilka sekund umieci odpowiedni symbol we wskaniku refleksyjnym. Dok³adnie za tym punktem czeka³ Munger. Teraz skoncentrowa³ siê na rzeczywistoci w dole: rz¹d budynków ustawionych w ³uku ciemniejszych ni¿ na symulatorze, ale z pewnoci¹ tych samych. Bardzo ostry skrêt. Czu³, jak jest wpychany w fotel przeci¹¿eniem czterech g. Wiedzia³, ¿e za tymi budynkami ujrzy szerok¹ alejê, potem plac, po którego przeciwleg³ej stronie stoi Pa³ac na Skraju ze swoim wysokim murem. W wyobrani zobaczy³ punkt nad przypor¹, pokrywaj¹cy siê z symbolem wskanika refleksyjnego. Ka¿da sekunda dzieli³a siê teraz i rozci¹ga³a na milisekundy. Budynki przemyka³y parê metrów od koñcówek skrzyde³. Wyszed³ ze skrêtu prosto na szerok¹ alejê. Plac! Mur, przypora! We wskaniku refleksyjnym pojawia siê symbol, palce zmierzaj¹ do guzika zwalniaj¹cego bombê
234
I g³os w s³uchawkach. Spokojny, beznamiêtny. G³os pu³kownika Renera. Prowadz¹cy Czerwony do bazy. Bomba w celu. By³ to g³os profesjonalnego pilota, doskona³ego pilota. Izraelskiego pilota, który bezb³êdnie wykona³ powierzon¹ mu misjê uwiadomienie sobie tego dotar³o do chorego umys³u Gideona w u³amku sekundy. Trafi³o weñ niczym piorun z nieba i uleczy³o
W mikrosekundzie prawa rêka zmieni³a po³o¿enie dr¹¿ka, lewa stopa musnê³a peda³ orczyka. Symbol wskanika refleksyjnego przesun¹³ siê w lewo na wyrastaj¹cym przed Gideonem murze, palec nacisn¹³ guzik. Trzy sekundy póniej F-l6 podskoczy³, uwolniony od tysi¹ckilogramowej bomby, a nastêpnie z rykiem wzbi³ siê ku niebu. Bomba mia³a zapalnik o pó³sekundowym opónieniu. Wbi³a siê w mur, odczeka³a pó³ sekundy i rozerwa³a go w py³. Gideon Galili, ju¿ wysoko na niebie, ³ka³ w maskê tlenow¹ i dygota³ w g³êbokim szoku. Jak¿e móg³ zabrn¹æ tak daleko w chore majaczenia? By³ blisko zdradzenia wszystkich zasad, wszystkiego, w co wierzy³, czego siê nauczy³. Wzbija³ siê wy¿ej, skrêcaj¹c na zachód, by wejæ na wolny od rakiet przeciwlotniczych korytarz. Obejrza³ siê i zobaczy³ eksplozjê: lec¹c¹ w górê i na plac chmurê py³u i wiêkszych od³amków. S³ysza³ g³osy kolejnych pilotów zg³aszaj¹cych swoje udane trafienia w reaktor. W³¹czy³ mikrofon i dr¿¹cym g³osem zameldowa³: Czerwony Trzy. Zadanie wykonane. Bomba w celu. Postanowi³ zawróciæ. Chcia³ zobaczyæ, co zdzia³a³. Wiedzia³ dobrze, ¿e ma cile wyliczone paliwo, wiedzia³ o grobie rakiet przeciwlotniczych, ale nic go to nie obchodzi³o. Pchn¹³ dr¹¿ek, zredukowa³ ci¹g i zawróci³ ku przes³oniêtemu chmur¹ py³u placowi. Wydawa³o mu siê, ¿e ich widzi: dwie sylwetki po przeciwnej stronie placu. Dwaj mê¿czyni. Jeden kuleje, drugi go podtrzymuje obejmuje ramieniem, niemal ci¹gnie. Jak¿e wolno siê posuwaj¹! Na szczêcie poza nimi na placu nie ma ¿ywej duszy. Chyba dotr¹ do labiryntu wielkiego bazaru. Na pewno dotr¹. I nagle ich dostrzeg³: z py³u wokó³ Pa³acu wy³oni³a siê grupka ludzi w mundurach khaki. Biegli w stronê uciekinierów. Gideon zakl¹³. Dlaczego wymontowano dzia³ko! Zwiêkszy³ ci¹g, F-l6 skoczy³, jak koñ dgniêty ostrog¹, nos wyprowadzony ze lizgu przeszy³ powietrze tu¿ ponad g³owami biegn¹cych. Przelot F-l6 z wyj¹cym dopalaczem, siedem metrów nad g³ow¹, jest dla zwyk³ego miertelnika wiecznoci¹ w piekle, skondensowan¹ do dwóch uderzeñ serca. Gdy Gideon poderwa³ maszynê, obejrza³ siê i zobaczy³ ludzi rozpierzchaj¹cych siê, z d³oñmi na uszach. Trzej le¿eli skuleni na ziemi. G³ono siê rozemia³. By³ pewien, ¿e narobili w spodnie. Nie widzia³ natomiast Mungera i podpieraj¹cego go cz³owieka. Uda³o im siê! miech zamar³ mu na ustach. Oczami wyobrani 235
zobaczy³ Ruth oczekuj¹c¹ na kochanka jej przysz³ego mê¿a. Skoro tak musi byæ
prze¿yje to jako. Zerkn¹³ na wskanik refleksyjny HUD i zacz¹³ ju¿ wyliczaæ trasê powrotu, kiedy us³ysza³ wysoki przeraliwy pisk. Jego wzrok pomkn¹³ do sygnalizatora zagro¿eñ. Zmartwia³ widz¹c, ¿e namierzaj¹ go radary wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. Przez ten ostatni skrêt i nastêpnie poderwanie, maszyna znalaz³a siê zbyt blisko budynku mieszcz¹cego urzêdy pañstwowe i strzeg¹cych go wyrzutni. Najprawdopodobniej wypucili dwie. Wszed³ w ciasny lewy skrêt i na chwilê przeci¹¿enie pozbawi³o go wzroku. Doskonale zdawa³ sobie sprawê z odleg³oci. Jeli rakieta zbli¿y siê do dwustu metrów, bêdzie za póno. Naprowadzany radarowo pocisk nie da siê ju¿ zmyliæ. W odleg³oci trzydziestu metrów detonuje zapalnik zbli¿eniowy i na tor jego lotu z prêdkoci¹ ponaddwiêkow¹ pomkn¹ mordercze stalowe od³amki. Sygnalizator zagro¿eñ wskazywa³, ¿e jedn¹ rakietê uda³o mu siê zgubiæ. Druga podchodzi³a z lewej strony. Nie móg³ od niej uciec lec¹c po prostej, wiêc zdecydowa³ siê na nurkowanie tu¿ przed jej nosem. Mia³ nadziejê, ¿e ci¹gaj¹ca go ku ziemi si³a ci¹¿enia pozwoli wykonaæ cianiejszy skrêt i rakieta przemknie nad nim. Prawie siê uda³o. Zabrak³o najwy¿ej metra lub dwóch. Ale ostrzegawczy pisk nie milk³ i Gideon wiedzia³, ¿e za sekundê umrze. K¹tem oka dostrzeg³ nawet srebrne cygaro. Zobaczy³ jeszcze olepiaj¹cy b³ysk, a zaraz potem major Gideon Galili i jego maszyna przestali istnieæ, poch³oniêci przez ognist¹ kulê.
23 Wiadomoæ o izraelskim nalocie i zniszczeniu reaktora w El-Tuwaitha obieg³a ca³y wiat. Potê¿nym echem powróci³y okrzyki oburzenia i potêpienia. Chocia¿ oficerowie si³ powietrznych wielu pañstw po cichu podziwiali bezb³êdne planowanie i precyzjê nalotu, politycy i mê¿owie stanu tych¿e samych pañstw g³ono obwieszczali swoj¹ dezaprobatê. Podjudzani przez Francjê i Irak, wykrzykiwali na temat aktu nie usprawiedliwionej agresji izraelskiej, akceptuj¹c bez zastrze¿eñ owiadczenie sekretarza generalnego Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej, ¿e wszystkie dowody, które s¹ w ich dyspozycji wskazuj¹, i¿ iracki program nuklearny mu wy³¹cznie charakter pokojowy. Prezydent Reagan tak¿e wyda³ owiadczenie, które póniej okrelono jako najostrzejsze w ca³ej historii stosunków amerykañsko-izraelskich. 236
W kuluarach Organizacji Narodów Zjednoczonych delegaci rozpoczêli przygotowywanie rezolucji domagaj¹cej siê na³o¿enia bezwzglêdnych sankcji na pañstwo izraelskie. Amerykañska delegacja by³a zak³opotana i zachowywa³a milczenie. Kr¹¿y³y plotki, ¿e Departament Stanu radzi³ prezydentowi, by da³ Izraelowi nauczkê, drastycznie ograniczaj¹c amerykañsk¹ pomoc wojskow¹ i finansow¹. Wed³ug jednego z przecieków z Bia³ego Domu, prezydent Reagan okreli³ Menachema Begina jako niebezpiecznego maniaka. Trzy dni póniej, wczesnym rankiem dziesi¹tego czerwca, na pok³adzie samolotu transportowego lotnictwa izraelskiego przylecia³ do Waszyngtonu genera³ Izaak Hofti. Uda³ siê prosto do Langley i spêdzi³ dwie godziny z dyrektorem CIA, Williamem J. Caseyem. Tego samego dnia w Gabinecie Owalnym Bia³ego Domu odby³o siê spotkanie prezydenta Reagana z dyrektorem CIA. Uczestniczyli w nim tak¿e genera³owie Izaak Hofti oraz sekretarz stanu Aleksander Haig. Hofti wyj¹³ z teczki parê kartek oraz du¿¹ fotografiê. Prezydent i sekretarz stanu przeczytali raport, i d³ugo ogl¹dali fotografiê, po czym spojrzeli pytaj¹co na Williama Caseya, który skin¹³ g³ow¹ i powiedzia³: Nasi analitycy twierdz¹, ¿e zdjêcie jest autentyczne. Nast¹pi³a d³uga cisza, po której prezydent powiedzia³ do Hoftiego: Sekretarz stanu wyda owiadczenie, ¿e chocia¿ nasz rz¹d uwa¿a, i¿ Izrael dzia³a³ pochopnie, to istniej¹ jednak dowody wskazuj¹ce, ¿e nie bez podstaw. Skoñczywszy bizantyjsk¹ formu³ê spojrza³ na Haiga i doda³: Nie bêdzie oczywicie ¿adnych ciêæ w pomocy wojskowej i finansowej. A wobec ewentualnej rezolucji w Radzie Bezpieczeñstwa postawimy weto. Dziêkujê, panie prezydencie odpar³ z umiechem genera³ Hofti. Reagan spojrza³ na fotografiê na biurku. Niech pan mi powie, generale, jak uzyskalicie to zdjêcie? spyta³. Zrobi³ to zawodowiec, który zrezygnowa³ z honorarium, panie prezydencie odpar³ Hofti.
237
Epilog
Minê³o dziesiêæ lat. Dziesiêæ lat powolnego i znojnego zawierania przez
Izrael pokoju z s¹siadami. Czasami by³ to pokój ma³o spokojny, pe³en podejrzliwoci, ale pokój bez wojny i mieszkañcy Izraela powoli do niego przywykali i zaczêli wy³adowywaæ nadmiar energii na k³ótnie wewnêtrzne, co od wieków le¿a³o w ich naturze. Którego popo³udnia w koñcu lata Walter Blum pojecha³ na lotnisko Ben Guriona, by powitaæ gocia. Od chwili wycofania siê z interesów mieszka³ w Jerozolimie i bardzo rzadko wyje¿d¿a³ za granicê. By³ ju¿ starym cz³owiekiem i nie cieszy³ siê najlepszym zdrowiem. Dwa lekkie ataki serca poprzedniego lata wywo³a³y du¿y niepokój lekarzy. Zdecydowanie kazali mu ograniczyæ bywanie w restauracjach, jednak¿e Walter wyznawa³ filozofiê, ¿e ¿ycie bez dogadzania sobie to ¿adne ¿ycie. By³ zreszt¹ w ka¿dej chwili gotów na spotkanie ze Stwórc¹, by osobicie broniæ swego punktu widzenia. Mia³ ostatnio wielu goci z ca³ego wiata, ale na ¿adnego tak nie czeka³, jak na tego, który mia³ przybyæ za pó³ godziny. Goæ ten by³ dziesiêcioletnim ch³opcem i przylatywa³ na dwa tygodnie. Jego rodzice wyjechali na Karaiby, by przygotowaæ fotoreporta¿ i jednoczenie uczciæ dziesi¹t¹ rocznicê lubu. Walter mia³ przez dwa tygodnie obwoziæ ch³opca po Izraelu i przy okazji powiedzieæ mu parê s³ów o przodkach, rodzice bowiem uwa¿ali, ¿e dorós³ do wieku, w którym nale¿y wiele rzeczy zrozumieæ, a w tym wypadku Walter by³ idealn¹ osob¹, która mo¿e pomóc zrozumieæ. Ch³opiec wyszed³ z sali odpraw, natychmiast spostrzeg³ Waltera, podbieg³ i zarzuci³ mu rêce na ramiona. Walter, rozpromieniony, odsun¹³ ch³opca na odleg³oæ rêki i pilnie mu siê przyjrza³. Ch³opiec urós³ od minionego roku. By³ bardzo wysoki, jak na swój wiek, i szczup³y, mia³ ciemne w³osy, bardzo niebieskie oczy i szczer¹ twarz. 238
Rozpoczêli podró¿ po kraju. Odwiedzali dawne pola walk na pustyni i w górach, archeologiczne wykopaliska, historyczne pomniki i budynki, kibuce i miasta. Przez ca³y czas Walter mówi³, a ch³opiec s³ucha³. Czasami by³ trochê tym wszystkim znudzony, jak to dziesiêciolatek, ale nigdy nic nie okazywa³, gdy¿ kocha³ i szanowa³ starego cz³owieka. Ostatniego dnia poszli na Górê Herzla w Jerozolimie, miejsce wiecznego spoczynku kobiet i mê¿czyzn ¿o³nierzy, mê¿ów stanu, robotników i mylicieli którzy pomagali w powstaniu pañstwa izraelskiego. Mimo bliskoci miasta, miêdzy niekoñcz¹cymi siê rzêdami p³askich bia³ych kamieni nagrobnych, by³o cicho i spokojnie. Walter podprowadzi³ ch³opca do jednego z nich, odczyta³ napis po hebrajsku i rozpocz¹³ opowieæ o jego babce. Ch³opiec zada³ potem kilka pytañ i wys³ucha³ w skupieniu odpowiedzi. Póniej poszli do Grobu Nieznanego ¯o³nierza, otoczonego grobami kobiet i mê¿czyzn zabitych podczas wszystkich wojen, a nigdy nie zidentyfikowanych. S¹ tam równie¿ groby tych, których nazwiska s¹ znane, ale cia³ nigdy nie odnaleziono. Wszystkie p³yty s¹ jednakowe. Na wielu grobach le¿a³y kamyki. Walter wyjani³, ¿e jest to obyczaj sprzed tysiêcy lat, kiedy ¯ydzi mieszkali na pustyni. Na grobach k³adziono kamienie, by nie rozgrzeba³y ich zwierzêta ¿ywi¹ce siê padlin¹. Obyczaj przetrwa³ jako symbol opieki nad zmar³ymi. Podeszli do jednego z grobów. Walter odczyta³ napis i wyjani³, kim by³ cz³owiek, który zgin¹³ siódmego czerwca 1981 roku. Gdy skoñczy³, ch³opiec nie chcia³ od razu odejæ, lecz sta³ d³ugo zamylony nad kamienn¹ p³yt¹. Potem podniós³ z ziemi dwa kamyki i po³o¿y³ na bia³ym marmurze. Ch³opiec nazywa³ siê Gideon Munger. Nazwisko wyryte na p³ycie brzmia³o Gideon Galili.
239