towarzyszącego wyciąganiu mikrokamery z otworu i zapełnianiu go cementem. RTom II Rozdział 12 łapach po sześć lub osiem naraz. Urzędniczki Psychlo, zw...
13 downloads
14 Views
178KB Size
towarzyszącego wyciąganiu mikrokamery z otworu i zapełnianiu go cementem. RTom II Rozdział 12 łapach po sześć lub osiem naraz. Urzędniczki Psychlo, zwolnione z obowiązującego je normalnie sztywnego ceremoniału, żartowały i aż puszczały bąki ze śmiechu. Tu i ówdzie wybuchały kłótnie i bójki, szybko się jednak kończyły, zanim ktokolwiek zorientował się, o co w ogóle poszło. W tym ogólnym zamieszaniu odbywały się popisy zręcznościowe i zawody strzeleckie. Opowiedz tam w ministerstwie to i owo o tych parszywych durniach tutaj! karawana jucznych koni, które miały kopyta osłonięte futrzanymi ochraniaczami. Karawana posuwała się w absolutnej ciszy przez ciemność ku nie oświetlonej kostnicy. Zielonkawa poświata bijąca od bazy nie zdradzała obecności intruzów. Raz tylko zakłócił ciszę delikatny brzęk metalu, kiedy Angus Mac Tavish otworzył drzwi kostnicy uniwersalnym kluczem. To jest nawet dobry pomysł - odezwał się Char. Char. Wyjdź na zewnątrz ze mną na chwi... chwilę! Zwierzaki - powiedział - jesteś miłośnikiem zwierzaków. Nigdy cię nie lubiłem, Terl. noc. Wyłączył latarkę. Słychać było delikatne uderzenia kopyt wędrujących zwierząt i głośniejsze nieco poparskiwania i odgłosy żucia świeżej wiosennej trawy wyrywanej przez pasący się stado. Gdzieś w oddali pohukiwała sowa. Zwykły bezsens tej przeklętej planety. Zwrócił swą uwagę ponownie ku Charowi. Otoczył łapą ramiona Chara i poprowadził go do punktu, w którym stykające się ze sobą koliste kopuły bazy tworzyły mroczne zagłębienie. Miejsce było bardzo ciemne i ukryte przed niepowołanymi oczami. Cóż to takiego nie zrobiło z ciebie idioty, przyjacielu Char? - zapytał. taki stary spec kopalniany jak ja nie potrafi odróżnić zapachu dymu po strzale od zapachu po detonacji spłonki? Na myśli! Nic nie muszę mieć na myśli! Ale kiedy będę w domu, mogę im tam powiedzieć to i owo. Nie jesteś taki sprytny, jak ci się zdaje, Terl. Myślisz, że nie potrafię odróżnić jednego zapachu od drugiego? I wszyscy się ze mną zgodzą, kiedy wrócę już do domu! rl zawrócił ku klatkom i Stado bawołów wciąż wędrowało koło kostnicy. Czynnik, o którym nic nie wiedzieli i którego nie przewidywali. niej docierał do podręcznego monitora spoczywającego w ciemności u boku Jonnie'ego. Ubrany był w błękitny strój Chinkosów, ale na nogach miał mokasyny, ponieważ przynosiły mu szczęście, którego dziś bardzo potrzebował. pozostała godzina i trzynaście minut. go odprowadzili nowo przybyłych na bok i ustawili w szeregu. Terl skinął łapą na kadrowców, aby podzielili przybyłych na tych, którzy samolotami transportowymi mieli być przewiezieni do innych kopalni, i na tych, którzy mieli zostać na miejscu. Załadowali ich wraz z bagażami na ciężarówki i odjechali. Terl odryglował drzwi kostnicy i otworzył je szeroko. e z takim trudem. Nadjechał pierwszy dźwig, wsunął widłowe uchwyty pod trumnę. Terl wyszedł na zewnątrz. Sprawdzał nazwisko na swym spisie. Druga trumna, trzecia, czwarta... Terl spojrzał na czwartą trumnę lekko skonsternowany. Jak doszło do tego, że źle napisał fałszywe nazwisko Jayeda? Nie "Snit", lecz "Stni". Sprawdził, czy na pokrywie jest znak "x". Był w porządku. No cóż, niech więc tak pozostanie. Wniósł poprawkę na spis. Jedno fałszywe nazwisko warte drugiego. Eks-agent był martwy. Tylko to się liczyło. obawą obserwował to dość bezceremonialne obchodzenie się z nimi. Ale żadna z nich nie wylądowała na platformie w pozycji do góry dnem. pokrywami, powinny ważyć około tysiąca siedmiuset funtów każda. trzej zwykli górnicy udający się do domu. Kierowca podał Terlowi listę. ie mogliśmy go znaleźć. Jego bagaż jest tutaj, ale nie możemy znaleźć samego Chara.
pasażerów na platformie. Stanęli w grupie, sprawdzając szczelność hełmów podróżnych. Znajdowali się o kilka stóp od trumien. znów zaczął skubać trawę. Terl wpadł jak burza przez drzwi, zatrzaskując je za sobą wściekłym ruchem łapy. Uniósł obutą nogę, by zmiażdżyć rejestrator. ełnie inne niż normalnie. W trumnach znajdowały się bomby nuklearne, zwane "burzycielami planet", ponieważ mogły rozerwać skorupę planety i rozrzucić odpady radioaktywne po całym świecie. Umieszczone one były wewnątrz starych bomb atomowych, zwanych "najbrudniejszymi bombami". Oba rodzaje bomb od dawna były wycofane jako broń w najwyższym stopniu zanieczyszczająca środowisko. krzyknął Jonnie do Wiatrołoma. ma jeszcze do dyspozycji czterdzieści dwie sekundy. Nigdy nie sądził, że czas może płynąć tak powoli! Lub tak szybko! Drzwi klatki były otwarte! Drewniana bariera odrzucona na bok! co się tu wydarzyło. Wybiegł z klatki, rozejrzał się dokoła. Nie było Starego Wieprza i Tancerki. Czy to możliwe, by dziewczęta zamordowały Chara i zbiegły? Nieprawdopodobne. Nie, to niemożliwe. przecież skrzynkę do zdalnego kierowania miał jeszcze przed chwilą Terl. lminacyjny. Przez powietrze przebiegało dziwne drżenie. Wiedział, co teraz nastąpi. Lecz w tej chwili pytanie brzmiało: czy to, co się stało, zakłóci ich własne plany ataku? Szesnaście z nich obsadzono załogami złożonymi z pilota i kopilota. Ukrywali się w samolotach przez całą noc. Na siedzeniach pilotów umieszczone były klucze do szyfrowych urządzeń rozruchowych. możliwości kontrataku. Jeden samolot miał działać jako powietrzna osłona miejscowej centralnej bazy kopalnianej. Hasłem była cisza radiowa. Żadnego ostrzeżenia! wdził na fotelach. Nie było. Pewnie wstrząs odrzutu musiał go gdzieś zrzucić. O przednią szybę pacnął strzał miotacza. Wreszcie kluczyk się znalazł! Na podłodze! się całą noc w parowach pod osłonami antytermicznymi. kursem północnym. Drugi rzucił się za nim w pościg. Uciekający Szkoci? Niemożliwe! Jonnie nagle zrozumiał, co się dzieje. Był to podstęp. Terl udawał ucieczkę, by wciągnąć Szkotów w pułapkę. Lecz oto nagle samolot Terla znikł! strzału. Jonnie pokierował swój samolot tak, by znalazł się naprzeciw maszyny Terla. Przez moment mógł widzieć za pancerną szybą Psychlosa w masce. To był Terl. Wściekle sprawny Terl. Terl, który przy całym swym obłędzie był w przeszłości mistrzem pilotażu i znakomitym strzelcem: Jonnie zastanawiał się, czy zdoła sprostać temu maniakowi. Tego ręce Jonnie'ego na klawiaturze konsoli sterowania nie przewidziały. Niewiele brakowało, a Terl zdołałby przejść obok i powrócić do bazy, by tam rozprawić się z zespołami szturmowymi. Lecz Jonnie błyskawicznie naprawił błąd i omal nie staranował Terla od dołu. h silników Jonnie przebiegł wzrokiem ekrany zobrazowania. Dokąd zmierzał Terl i dlaczego? Szybkim ruchem włączył ekran detektora ciepła. ię stać, było nie do uniknięcia. Samoloty musiały eksplodować. Liczył na to, że Terl nie ma przenośnego miotacza, i zamierzał upolować go albo jeszcze lecąc na reaktochronie, albo już na ziemi. Ale Terl nie wyskakiwał. Jonnie wciąż widział go pochylonego nad konsolą sterowniczą. wówczas silniki obu samolotów przez chwilę pracowałyby zgodnie, a wtedy prawdopodobnie szybka beczka i błyskawiczne odwrócenie programu spowodowałyby, że odpadłby ten przywarty do jego grzbietu samolot. była zbyt wielka, aby ją wytrzymały. Oba samoloty ogarnęła pomarańczowa kula ognia! aktochron. Miał wyczerpane baterie, a więc i tak nie nadawał się już do użytku. Nie spuszczając z oka Terla, wyciągnął przenośny miotacz i odbezpieczył go. pomyślał. Strzelił. Noga wygięła się i Terl padł. Zgięta stopa sterczała nienaturalnie wykręcona. to się stało, że nie zdechłeś w kostnicy? W obliczu skierowanego w siebie z odległości dwudziestu stóp miotacza Terl siedział potulnie, ale
był nazbyt radosny. Noga jego krwawiła, brudząc nogawki spodni. Był cały popalony. A mimo to był aż nazbyt radosny. Jonnie wiedział, że coś się za tym kryje. Cofnął się. tutaj! Tego się Jonnie nie spodziewał. Wracały. Jechały ostrożnie, wolnym kłusem. Były oddalone o jakąś milę. Nagle ustąpił szok, jakiego doznał, gdy nie znalazł dziewcząt w klatce, i strach, że wciąż zagraża im niebezpieczeństwo. Poczuł ulgę. Były całe i zdrowe. była w strój maskujący. Czerwone obtarcie na szyi wskazywało na ślad zdjętej obroży. rzbietu Tancerki, podbiegła do Jonnie'ego i objęła go w pasie. Włosy jej rozsypały się po ubraniu Jonnie'ego. Nie stawaj między nim a mną - rzekł Jonnie, pieszcząc jej włosy, ale równocześnie trzymając miotacz skierowany na Terla. O tak, Jonnie! - Wyglądała już lepiej. - Coś się tam porusza. czołgowi Psychlosów? Tego nie był pewien. Na pewno potrzebne im było wsparcie z powietrza! A on był oddalony o dwadzieścia mil! W zespołach szturmowych nie było ani jednego pilota. Wprowadzili do akcji wszystkich, jakich mieli. bardzo cienki: Pulpity takie stosowane bywały przy obsłudze maszyn, ale ten był większy i mniej estetyczny niż normalne. Zresztą i tak nic byś nie mógł zrobić. głupie ślimaki nie były zdolne do czegokolwiek. To byli niewątpliwie Tolnepowie, którzy zapewne wylądowali na Ziemi. Choć proces myślowy Zzta co kilka sekund był przerywany przeklinaniem Terla, to jednak dokładnie to wydedukował. Tolnepowie musieli zablokować pasma częstotliwości teleportacyjnych, aby sparaliżować ewentualny kontratak, a przybyli tu ze swego systemu planetarnego po wciąż jeszcze bynajmniej niemałe zasoby mineralne tej planety. Z Tolnepami były kłopoty już wcześniej, a ostatnia wojna z nimi nie przyniosła rozstrzygnięcia. Byli mali, o wzroście około połowy wzrostu Psychlosów, a oddychać mogli prawie wszystkim. Co gorsza, byli odporni na gazowe zapory Psychlosów. Dlatego też Zzt szykował do lotu szturmowy samolot Typ 32, przeznaczony specjalnie do niskich lotów szturmowych, najsilniej uzbrojoną maszynę spośród setek innych, jakie znajdowały się w hangarach. bladozielonego błysku. Tylko Tolnepowie mogli wynaleźć taką broń! Jeszcze jedno świństwo Terla! Przed dwiema godzinami powiedział swym ludziom, by przesunęli ten parszywy bombowiec bezzałogowy. Przeklęty Terl! Zzt zgromadził wyposażenie: bojową maskę do oddychania, plecakowy pojemnik zapasowych butelek z gazem do oddychania i broń boczną. Do kieszeni włożył rezerwowe racje żywnościowe, a za cholewę buta zatknął swój ulubiony płaski klucz. W pewnych rodzajach walki i nietypowych sytuacjach klucz ten nieraz okazał się bezcenny. dumnym napisem "Zabijaka") w stronę drzwi startowych. Mechanicy rozstąpili się, by zrobić mu drogę. Ale wokół było pełno Psychlosów nadaremnie próbujących znaleźć sprawne samoloty. No i stał na drodze ów przeklęty bombowiec bezzałogowy. Terl! Nie było żadnego sposobu, aby przecisnąć się Typem 32 obok tego grzmota. . Podbiegł pospiesznie. Zzt miał ochotę go zdzielić. Chirk trzymała w łapach wielki klucz. ł go, zmełł w ustach przekleństwo. Parszywy Terl! Zardzewiałe magnetyczne zamki puściły. Klucz rozsypał się na kawałki. Poświecił wokół. Zobaczył dźwignię zwalniania uchwytów magnetycznych. Była to jedyna sterownica w całym wnętrzu; za jej pomocą personel hangarowy i startowy włączał i wyłączał uchwyty, gdy samolot ciągnikami przetaczano w inne miejsce. Za późno! 8 Poczuł na grzbiecie lodowate zimno. wszystko powiem - odparł Terl. - No pewnie, bo masz szczurzy móżdżek - zaśmiał się Terl. Cała ta rozmowa Jonnie'ego z Terlem, prowadzona w języku psychlo, bardzo zdenerwowała Pattie. więc Szkocja. Ona jest pierwszym celem. Było to logiczne. Psychlosi nigdy nie mogli się z nią
uporać lub też byli przekonani, że nie mogą. Dziękuję ci, Terl". rzyczyną był Thor. Dziewczyna wiozła go na koniu, trzymając przed sobą. Antyradiacyjny ubiór Thora był na lewym ramieniu poplamiony krwią. Chrissie rozdarła ubiór w tym miejscu, by zatamować krew. Opatrzyła ranę bandażami z koźlej skóry oraz trawą. Lewa ręka Thora była złamana, znajdowała się w łupkach z patyków. To właśnie on został ostrzelany, gdy opadał na reaktochronie. - To moja wina, nie twoja - rzekł Jonnie. - Chrissie, ułóż go na tej skale. Thor znajdował się w odległości około pięćdziesięciu stóp od Terla. Odsunął się nieco dalej i wycelował broń. Czy tak celować? Terla. Wsunął nóż za kołnierz jego ubioru i rozciął go wzdłuż pleców. Następnie przeszedł na przód i kontrolując, czy w oczach Terla nie pojawia się ostrzegawczy błysk sygnalizujący zamiar jakiegoś działania, ściągnął rękawy z ramion potwora. Rozpruł ubranie wzdłuż szwów obu nogawek. Widząc, że Terl chce wstać, przyłożył mu pięścią. Terl uspokoił się. Następnie Jonnie ściągnął mu buty i kalesony. Zabrał zegarek. Zabrał czapkę. Jedyną rzeczą, jaką Terlowi pozostawił, była maska do oddychania, ale bez zapasowych fiolek gazu. Wzrok Terla wyrażał wściekłość. nie ukrywał zaciekawienia. - Dokąd się udajesz? Wciąż jeszcze możemy dobić targu, zwierzaku - powiedział Terl. - Jeśli wysłałeś na Psychlo uran, to wierz mi, popełniłeś błąd. Próbowano tego już wcześniej. Tam na miejscu, wokół platformy odbiorczej transfrachtu, znajduje się pole siłowe, które utwardza się, zamykając całą platformę, gdy do Psychlo zbliża się uran. W punkcie startowym występuje wówczas taki odrzut jak ten, który widziałeś dzisiaj. Psychlo zaatakuje to miejsce, zwierzaku. Będziesz potrzebował mnie do mediacji. Ruszyła jak strzała przez promienie chylącego się ku zachodowi słońca. ięcej. Raz jeszcze powiedział sobie: "Bądź spokojny! Nie wpadaj w panikę! Ten bombowiec bezzałogowy może być spokojnie przechwycony przez samolot bojowy". Rozdział 13 żesz dostrzec galopującego konia? - zapytał Jonnie. Dziewczęta są bezpieczne. Thor jest ranny, ale niezbyt groźnie. Mam latarkę. Przykro mi z powodu tej osłony powietrznej. bezpieczne - powiedział mu Jonnie. Za jakieś piętnaście minut - odparł Jonnie. Terla? - zainteresował się Robert Lis. ie, to był salut! Wyruszyli po Thora, dziewczęta i Terla. Za pojazdem górniczym fruwał W powietrzu kawał łańcucha z dźwigu. Jonnie obejrzał się. Stara kobieta była uzbrojona w karabin szturmowy. Nie potrzebuję więc okrycia antyradiacyjnego. żał chleb i wędzone mięso. Jedna ze starych kobiet wręczyła mu kubek dymiącej herbaty ziołowej, która miała podejrzany zapach whisky. Gdy spojrzał na nią pytająco, powiedziała: Leci w kierunku Szkocji - powiedział Jonnie. - To jest jego pierwszy cel. chwały". Znajduje się z drugiej strony parowu. Och, nie ma powodu do alarmu! Mamy go w swoich rękach. Wyjechał z drzwi garażu i skierował się wprost na nas. Rąbnęliśmy do niego z bazooki, ale go nawet nie drasnęła. Nie odpowiedział jednak ogniem. Dojechał wprost do ujścia parowu i przez śluzę atmosferyczną wyrzucił urządzenie rozmównicze, żądając rozmowy z przywódcą "Hocknerów". Zażądał gwarancji bezpieczeństwa w zamian za współpracę. - Johnie nakładał ciepłe buty. Chamco. Zaczęliśmy ich przesłuchiwać. Powiedzieli, że wiedzą, iż Terl ich sprzedał. Wydaje się, że był tam jakiś menedżer górniczy o imieniu Char, który zaginął tuż przed odpaleniem. Otóż ten Char powiedział braciom Chamco, że dokonano morderstwa. Że Terl zamordował namiestnika planety, aby na jego miejsce mianować niejakiego Kera. I że tego popołudnia Ker odmówił im przydziału amunicji dla ich czołgu. Bracia Chamco twierdzili, że Terl i Ker sprzedali wszystkich pewnej rasie zwanej Hocknerowie z Duralebu i że nawet odpalili bezzałogowy bombowiec, aby zmieść z powierzchni ziemi inne zagłębia kopalniane. angary, biura, pracownie, biblioteki, magazyny... wszystkie siły szturmowe zostałyby rozerwane na strzępy. Walczymy na odbezpieczonej bombie. Musimy zachować te samoloty i cały sprzęt, jeśli mamy bronić Ziemi. I będzie nam potrzebny również później, jeśli rzeczywiście zniszczymy Psychlo. zbyt niebezpieczne i jeśli dasz ognia z odległości jakiejś pół mili... ...
Johnie, tak niewiele zostało nam do zwycięstwa, żebyś się teraz dał zabić - powiedział z błagalnym wyrazem oczu. Niech to szlag trafi! - zaklął Robert Lis. le i Szwecję. Należało zaatakować go całą dostępną artylerią pokładową. Ale nawet i to nie gwarantowało sukcesu. I nikt jeszcze nigdy nie próbował zderzenia czołowego bombowca z lecącym z maksymalną prędkością samolotem bojowym, którego wszystkie miotacze pokładowe zionęłyby ogniem aż do momentu kolizji. Byłby to ostateczny środek, gdyby wszystkie inne zawiodły, który prawdopodobnie zniszczyłby prawie wszystko. Nie mówił o tym Robertowi i miał nadzieję, że staruszek niczego się nie domyślał. O Kornwalię ciągnęli słomki. Było to owo zagłębie górnicze, z którego wyruszały ekipy myśliwskie polujące na Szkotów. Tamtejsi Psychlosi przez całe wieki podczas swych wolnych od pracy dni polowali na ludzi dla sportu, zabijając ich bez liku. Opowiadano nawet historie o pewnym zespole rajdowym, który został pochwycony przez Psychlosów, przywiązany do okolicznych drzew i rozstrzeliwany, człowiek po człowieku, przez osiemnaście dręczących dni. Było wiele podobnych historii. iotacze. Był już bezpieczny jak malutkie dziecię w swym składanym łóżeczku. Na fosforyzujących ekranach pokładowych systemów odwzorowania nie zauważyli żadnej wrogiej aktywności, żadnych samolotów patrolowych w powietrzu. . Wybiegały z niego wszystkie lokalne kable biegnące do poszczególnych budynków i do kopuł bazy. W środku tej pajęczej sieci różnych przewodów zrobiony był dość duży otwór dla startujących i lądujących samolotów. Tuż obok platformy lądowania widać było olbrzymi kołowrót. Dunneldeen rozpoznał go. Był to główny kołowrót odłączania centralnej szyby wyłącznika od obwodu energii elektrycznej. z samolotów obrony bazy. Tolnepowie! - wrzasnął. blisko płyty lądowania. W momencie ataku Psychlosi mogli zaciemnić natychmiast cały rejon. I mieli do tego celu specjalnego wartownika. Z tego, na ile mogli się z powietrza zorientować, wynikało, że te kreatury tam w bazie nie zdążyły nawet ponakładać masek do oddychania, zanim poszczególne kopuły nie zostały zmiecione, gdyż na pewno nie było widać nikogo wychodzącego na zewnątrz. iał zamiaru wyjść na zewnątrz. w zapalnik czasowy. Błyskawicznie wyprysnął w górę i w chwilę później nad składem gazu pojawiła się zielononiebieska błyskawica eksplozji. Wszystko było nienaruszone. Była to zapłata za wszystkie zbrodnie Psychlosów. 4 upa - wtaszczył go po prostu na fotel pilota, po czym odszedł, by zająć się bombowcem. Zamiast więc walczyć z Tolnepami, Nup leciał w samolocie szturmowym jako eskorta Zzta. Być może miał on rzeczywiście uprawnienia do lotu na tym typie samolotu, ale na pewno nie miał zielonego pojęcia, do czego ten typ był przeznaczony. No cóż, za pomocą tego samolotu można było obrócić w perzynę całe miasto. I nic nie było w stanie przebić jego pancerza. Był to samolot bliskiego wsparcia dla wojsk naziemnych. Żadne naziemne środki ogniowe nie mogły go uszkodzić. Żaden samolot przechwytujący nie był w stanie nawet zadrasnąć jego pancerza. A w jaki sposób Nup go wykorzystywał? Leciał jako eskorta bombowca, który nie potrzebował żadnej eskorty. Zztowi zrobiło się gorzko na duszy. Przeklęty Terl i przeklęty Nup! cholerny grat przecież gdzieś wyląduje. Nie było w nim nic, co mogłoby zamortyzować twarde lądowanie, jakie tego typu samoloty zazwyczaj wykonywały, ale Zzt miał nadzieję, że jakoś to przeżyje. Po prostu siedzieć i czekać. To było wszystko, co mógł zrobić. Niech szlag trafi Terla! Niech szlag trafi Nupa! Niech szlag trafi Towarzystwo! 5 Jeżeli mógł się opierać na wyliczeniach nawigacyjnych, to bombowiec powinien znajdować się o pięć minut lotu przed nim. Wkrótce powinien pojawić się na jego ekranie radarowym. Niepokoił się trochę o dziewczęta i Thora. Nie widział ich na ekranach odwzorowania podczas startu. Migocący punkt, który zauważył, mógł być odwzorowaniem ich ogniska, ale mogły to być wciąż jeszcze płonące samoloty. Nie mógł sprawdzić tego dokładniej, gdyż i tak stracił zbyt dużo czasu, a pomoc
przecież była już do nich wysłana. Przypomniał sobie ich przerażone twarze, gdy uświadomiły sobie, że je tam pozostawił. Ale teraz wszystko jest już pewnie w porządku. Prawdopodobnie były już w Akademii albo w bazie. Pastor mógł prowadzić pojazd bardzo szybko. Te pojazdy rozwijały prędkość ponad sześćdziesiąt mil na godzinę i to po bezdrożach. być przyczyną śmierci wielu Szkotów. Wprawdzie wszyscy mieli znaczne zapasy paliwa i amunicji, ale jeśli którykolwiek z nich musiałby na przykład opóźnić akcję lub czekać na odpowiedni moment, by skuteczniej uderzyć na zagłębie, a on naruszyłby ciszę radiową, mogłoby to narazić ich życie. Nie miał zamiaru narażać na niebezpieczeństwo choćby jednego Szkota, byle tylko zachować własną skórę. Gdy cisza radiowa się skończy, Robert nie będzie miał od niego żadnej wieści, wówczas na pewno wyśle wszystkie samoloty, żeby zajęły się bombowcem. Może być już trochę na to za późno, ale zawsze była jeszcze jakaś szansa. Miał nadzieję, że nie dojdzie do tego. czterech tysięcy dwustu dwudziestu trzech stóp. Prędkość? Jaka prędkość? Trzysta dwie mile na godzinę. zony samolot eskortujący... Robert Lis często powtarzał: "Jeśli masz tylko dwa cale miecza, to zastosuj dziesięć stóp przebiegłości i podstępu! Co ten eskortowiec wiedział na jego temat? Obniżył, na ile tylko mógł, ton swego głosu: Administracji Nup. Zwracaj się do mnie przez Wasza Administracyjna Mość! Zasrana planeta! Urodziłem się tutaj - rzekł Jonnie zgodnie z prawdą. jest na pewno atak Bolbodów! Oni wszystkim kierują za pomocą radia. Wiedziałem o tym! i przyczepił się do niego uchwytami magnetycznymi. Trzymały! 6 samolot bojowy. Był też cały rząd malutkich szczerbek w miejscach, w które uderzały pociski klasy ziemia-powietrze i powietrze-powietrze. Ale wszystkie te ślady były tylko powierzchowne i nie spowodowały poważniejszych uszkodzeń bombowca. Podszedł do bombowca od dołu. Popatrzył na wielkie płozy używane do parkowania samolotu. Nie było powodu do radości. Znowu ustawił się z boku bombowca. Czuł się jak koliber trzepoczący się wokół jastrzębia. j okolicy, by wreszcie zaparkować go w hangarze. hlosów o nauczaniu obcych ras tego przedmiotu. A oto tutaj on sam chciał rozwiązać ten problem, lecąc w ciemnościach nocy, nie mając żadnych książek o metalurgii ani kalkulatora, ani nawet żadnych wzorów matematycznych, gdyby musiał jakiś zastosować. eć przez te drzwi. Z góry i z dołu prześwit byłby bardzo mały, ale po bokach zostawało jeszcze mnóstwo miejsca. Standardowa taktyka walki przy użyciu tych silników teleportacyjnych polegała na lotach bocznych. Nie potrzeba było do tego żadnych powierzchni nośnych, na przykład skrzydeł. Gdy wyłączało się silniki, samolot nie opadał lotem ślizgowym, lecz po prostu spadał w dół jak kamień. Nie miał usterzenia, które utrzymywałoby go w równowadze, lecz małe teleportacyjne silniki balansujące. Uch! Przechyły bombowca zmieniały położenie otworu drzwiowego o dobre trzydzieści stóp w górę i w dół. Będzie musiał spróbować. Najpierw trzeba w jakiś sposób usunąć te klapiące drzwi. Blokowały one bowiem otwór drzwiowy. Jonnie postanowił, że najpierw spróbuje odstrzelić zawiasy drzwi. Pozostał nieco w tyle i nastawił miotacze pokładowe na "Strumień igłowy", "Płomień" i "Strzał pojedynczy". acyjna Mość - odparł Jonnie, naciskając znów na spust. jeden u góry i jeden u dołu. Wycelował w dolny zawias. Drzwi się otworzyły, zawias w środku celownika. Nacisk nogi. Błysk! Drzwi ciągle jeszcze nie wypadały z zawiasów. Może trzeba strzelać przemiennie: górny zawias, dolny zawias, jeden po drugim. Tupnięcie! Błysk! Czekaj! Tupnięcie! Błysk! Czekaj! tem? Być może. Teraz drgały pod wpływem naporu powietrza. Włączył reflektory pokładowe, by mieć bezpośredni widok na bombowiec. Nie można opierać się wyłącznie na przyrządach. a ręka w pogotowiu nad konsolą. Uderzenie w przyciski! Samolot bojowy
wbił się w otwór drzwiowy. czył się za jedną z nich, aby skorzystać z jej dość szerokiej osłony. Wyjrzał zza niej ostrożnie. I nieco się odprężył. Celem ataku były zawiasy. Ktoś próbował odstrzelić drzwi z zawiasów. Zzt wiedział, że zawiasy nie puszczą, zaciekawiło go więc, że ktoś próbował je oderwać od kadłuba. Po co? Ktoś chciał usunąć drzwi? Przecież to nie miało żadnego sensu. lina bezpieczeństwa? Nie miał nawet na tyle czasu, by schronić się za osłaniającą wręgę. Na jego na wpół oślepionych oczach samolot śmignął przez drzwi do wnętrza bombowca. Płyty podłogi zadygotały! Metal zazgrzytał. Samolot łomotnął w platformę załadowczą tuż poza drzwiami. ej chwili Jonnie doszedł do siebie. Szok wywołany nagłym runięciem samolotu na platformę załadowczą bombowca spowodował chwilowe oszołomienie. Przypuszczał, że było to także wynikiem olbrzymiego napięcia nerwowego. Tego rodzaju wstrząs bowiem nie powinien go aż tak mocno oszołomić. nątrz i od zewnątrz! Co za nieprzyjemny widok, był nim głęboko rozczarowany. Wewnętrzne wręgi kadłuba o bardzo dużej grubości, płyty podłogowe służące do załadunku bombowca, ziejące otworami po obu stronach centralnego odcinka, krzyżowe elementy usztywniające konstrukcję. W tyle, przy ogonie widać było szereg otworów jak w plastrze miodu, były to dodatkowe komory na kanistry z gazem. Bombowiec był zapełniony tylko w jednej trzeciej swej całkowitej ładowności. Ale i tak wystarczyło, by zniszczył życie w każdym miejscu, do którego się udawał. Uprzytomnił sobie, że nie będzie nawet wiedział, kiedy skończy się cisza radiowa. Próbował obliczyć czas od wschodu słońca, ale i tak nie wiedział, gdzie się znajdował poza tym, że był oddalony o parę godzin lotu od Szkocji. Grzmot silników bombowca był wręcz ogłuszający. Arktyczny wicher kłębił się w drzwiach. Noc rozpościerała się pod nimi jak czarna studnia. j w przodzie. Trzeba się im dobrze przyjrzeć. Może jest jakaś szansa, żeby zmienić wstępny program albo - ostatecznie - powyrywać przewody. Przeszedł do przodu po płytach centralnego chodnika. Światła reflektorów jego samolotu jasno oświetlały nawet przednią część bombowca. Była tam skrzynka wstępnego programowania z konsolą, do której wkładało się zaprogramowane płyty numeryczne. Była to cholernie dobra konsola. Trapiło go niemiłe uczucie. Zupełnie niezależnie od tego, że cała jego uwaga pochłonięta była zatrzymaniem bombowca, było coś dziwnego w tym wnętrzu. W tyle bombowca głębokie wnęki między wręgami pogrążone były w kompletnej ciemności. W oddalonej od niego o niecałe sześć stóp wnęce przykucnął niewidoczny w ciemnościach, zdesperowany Zzt. Przez głowę galopowało mu sto myśli. Co wiedział na temat Tolnepów? Wkrótce po skończeniu na Psychlo fakultetu Mechaniki został oddelegowany do pracy na Archiniabes, gdzie Towarzystwo miało swoje kopalnie. To było właśnie w tamtej galaktyce. Jądrem systemu była podwójna gwiazda, którą czasem można było zobaczyć w zimie na tej planecie. Mniejsza z gwiazd miała tak wielki ciężar właściwy, że pół cala sześciennego jej gruntu ważyłoby tu jedną tonę. Zagłębie rudy na planecie zostało zupełnie zniszczone w czasie najazdu Tolnepów. Przybyli oni z kierunku roju gwiezdnego, który często można było zobaczyć nawet gołym okiem. Opanowali kontrolę czasu i potrafili go zatrzymywać, a ich statki kosmiczne dokonywały długich pirackich rajdów. Towarzystwo przeprowadziło analityczne sekcje kilku martwych Tolnepów. Co z tego wszystkiego zapamiętał? Jakie mieli słabostki? Zzt mógł wyłącznie myśleć o ich sile. Ich ślina zawierała śmiercionośną truciznę. Ich masa właściwa zbliżona była do żelaza. Byli odporni na działanie gazu Psychlo. Nie można ich było zabić zwykłym miotaczem energii. Słabostki, słabostki. Jakie słabostki? Jeśli ich sobie nie przypomni, to nigdy nie wyjdzie z tego żywy. Nigdy! Widzieli bowiem tylko w podczerwieni i musieli mieć wizjer filtrujący. Zupełnie tracili zdolność widzenia, gdy byli poddani działaniu krótszych fal; a zabić ich było można tylko za pomocą broni na ultrafiolet. Byli skrajnie uczuleni na zimno, a temperatura ich ciała wynosiła około dwustu... a może trzystu stopni. Nieważne, wiedział już, co może go uratować. Bez wizjera filtrującego ten stwór będzie zupełnie ślepy. Łapa Zzta ześlizgnęła się do boku buta, gdzie znajdował się wielki klucz maszynowy. Potrafił rzucać nim jak pociskiem. Trzeba było tylko trafić nie w ciało, lecz w bok maski. tylnej części bombowca, co było już nie lada wyczynem. Popatrzył na dziwny plaster pełen otworów. Były to
butlowe wieszaki na dodatkowy ładunek. Wczołgał się do środka przez jeden z otworów. Może będą tam jakieś zapomniane kable lub coś w tym rodzaju. Z trudem zmieścił się w otworze. Dziwne, jak Psychlosi mogli się tam dostawać? Ach, prawda, przecież przeznaczone one były tylko do umieszczania kanistrów na wieszakach. W środku - oprócz niekształtnych, źle zaprojektowanych wieszaków - nie było nic więcej. Każde pomieszczenie oddzielała ślepa przegroda. Zataczając się jak olbrzymi, niezdarny pijaczyna, bombowiec kontynuował swój pochód ze śmiercionośnym ładunkiem. Bezduszny, niewrażliwy na żadne ciosy. Myśliwski instynkt i górski trening pomogły Jonnie'emu w podjęciu błyskawicznej akcji. Cała akcja: przyklęk na jedno kolano, wyciągnięcie miotacza i strzał, nie zajęła mu więcej niż jedną trzecią sekundy. Strzelił do masy, która zaczęła się zbliżać w jego kierunku. lub ktoś znajdował się tu razem z nim. Przeszedł obok tego już dwa razy, gdy udawał się do skrzynki wstępnego programowania... 9 Terla. Przeklęty Terl! Jonnie usiłował zlokalizować źródło głosu. Było to trudne, ponieważ głos wydobywał się spod maski. Maski wprawdzie miały po bokach amplifikatory dźwięku, ale ze względu na niski ton głosu Psychlósów był on bardzo przytłumiony. Nie mógł się powstrzymać i powiedział: Nie ma żadnego sposobu, żeby zmienić kierunek lotu lub zmusić go do lądowania... - Chwila przerwy, a potem pytanie z nadzieją w głosie. - Czy Terl nie dał ci kluczy do skrzynki wstępnego programowania? ując odnaleźć lusterko. Ugrzęzło ono w szczelinie obluzowanej płyty. Obluzowana płyta? Za pomocą lusterka Zzt sprawdził, gdzie znajduje się zwierzak. Jonnie trzymał w ręku klucz maszynowy. Ważył go w dłoni w zamyśleniu. Przygotowując bombowiec do odpalenia, mechanicy musieli na pewno dostawać się do różnych urządzeń w samolocie. I musieli też je obsługiwać, jeśli samolot miał być ponownie odpalony. Stary Staffor zwykł był mawiać, że Jonnie jest: "za sprytny". Wielu mieszkańców miasteczka wierzyło w to. Ale teraz wcale się ta ocena nie sprawdzała. zabić pumę? Otóż nikt nigdy nie zbliżał się do pumy, lecz czekał, aż puma skoczy. Nie, lepiej wyobrazić sobie, że Zzt jest niedźwiedziem w jaskini. To był przykład bardziej pasujący do obecnej sytuacji. Czy wszedłbyś do jaskini, w której znajduje się niedźwiedź? Byłoby to oczywiste samobójstwo. Tam gdzie Psychlosi nie mogli zastosować rozdzielających i łączących narzędzi molekularnych, zwykle stosowali śruby i nakrętki. A Jonnie był pewien, że ten pancerz nie poddawał się "nożom do metalu", jak nazywali te narzędzia mechanicy z Psychlo. Dowiedział się od Zzta, że był to molekularny laminat, czyli warstwa na warstwie różnych, ale wiążących się ze sobą metali. Dobrze. Musieli zatem gdzieś tu zastosować śruby. A może któraś z tych płyt podłogowych... Zaśmiał się nagle. W cieniu rzucanym przez płoty samolotu znajdowała się płyta przytwierdzona do podłogi śrubami. było dość trudne, więc musiał na zmianę rzucać okiem to na obudowę silników, to obserwować korytarz. Być może rzeczywiście trzeba było najpierw wymyślić coś, by pozbyć się Zzta, zanim zabrał się do odkręcania tej płyty. Musiał przykucnąć, jeśli chciał obejrzeć obudowę. Ale mając Zzta na karku, mogło się to zakończyć jego śmiercią. Jonnie pamiętał, iż wiele istnień ludzkich (a właściwie wszystkie istoty ludzkie na tym świecie) zależało od niego. Brawurę trzeba było odłożyć na bok, gdyż nie mógł ryzykować skręcenia karku. Tak jak w przypadku niedźwiedzia w jaskini. Postanowił jednak, że może sobie pozwolić na ryzyko, i pochylił się nad obudową. Ostatnia z nich bowiem zaklinowałaby się zupełnie. Wiedział też, że każdą z czterech nakrętek trzeba poluzować o jakieś pół obrotu... tu rozwali! ęgnąć do pasa po miotacz, lecz przed oczami miał tylko ciemność.
Rozdział 14 do oddychania. Okazało się jednak, że wszelkie ślady radioaktywności zostały przez wodę spłukane do podziemnego systemu kanalizacji. Cały teren bazy był bezpieczny. erla. Wówczas Robert powiedział, że ma dla niej zlecenie od Terla, by wydała klucze do urządzenia wstępnego programowania bezzałogowego bombowca. wał niezbędne rozkazy. Widać jednak było, że myślami jest gdzie indziej. Ale wyniki były zadowalające. Na płytach podłogi wszędzie widać było czerwoną krew. Zwierzak zdążył jeszcze strzelić z jakiejś małej broni. Ale Zzt widział w lusterku, że stracił przytomność, odzyskał ją na chwilę i znów stracił. Zzt czekał, aż zwierzak całkiem straci przytomność, by mógł go wreszcie wykończyć. j przegrody kadłuba. Próbował zajrzeć do otworów za pomocą lusterka. Panowała tam ciemność. Oświetlał wnętrza latarką. Nic. Zwierzak musiał się gdzieś odczołgać. ednak nie rozumiał, o co chodzi, i Zzt powiedział mu coś nieprzyjemnego. Mając paliwa tylko na dziesięć minut lotu, Nup zaczął pośpiesznie wykonywać polecenia Zzta. żnie po mikrofon, Zzt starał się trzymać jak najdalej od samolotu. na podłogę bombowca. Do diabła z nią! i z twarzy, po czym wspinał się dalej. co pamiętał po odstrzeleniu latarki z łap Zzta. Jeszcze teraz jarzyła się oparta o poprzeczny pręt kratownicy. Nie, to nie była latarka. Było to oddalone o jakieś cztery stopy, choć wydawało się, że o czterdzieści, lusterko mechanika! A więc to w ten sposób Zzt go obserwował. by, by działać. Chwilami tracił przytomność, przychodził do siebie na chwilę, a potem znów ogarniała go fala ciemności i pulsującego bólu w czaszce. Na kolanach trzymał kosz górniczy! mith and Wenson 457 Magnum była jeszcze dodatkowo zwiększona przez zastosowanie wybuchowych spłonek do nabojów. Musi być więc bardzo dokładny. Miał tylko jeden strzał. ę oczy świeciły z przejęcia, że polecono mu dostarczyć tak pilną wiadomość, z którą gnał przez dwie mile w półmroku poranka. Ach, to było zupełnie coś innego. Dunneldeen podniósł się i sięgnął po ubranie. "Giermek" Dwight! Prawdopodobnie Dwight nazwał się tak dlatego, że słowo kopilot nie byłoby dla tego dziecka zrozumiałe. ć i rozniecać ogniska. Przygotowywano się do zwołania całego klanu i przekazania radosnej wiadomości: "Zagłębie górnicze w Kornwalii przestało istnieć. Będą mogli swobodnie wędrować po całej Anglii!" pięć stóp miecz bojowy, a nie jakaś tam szabla z rękojeścią osłoniętą gardą. Bittie pokazywał gestami, że książę powinien go przypasać do boku. Dunneldeen potrząsnął jednak przecząco głową na znak, że tym razem nie ma zamiaru go wziąć. iano, co się właściwie stało. Po czym Dunneldeen wrócił do domu. Wydano polecenia. Ktoś tam powiedział, że baza Psychlosów przestała istnieć. Było strasznie dużo roboty. Starodawnych ruin zamku, będącego kiedyś ponoć rezydencją królów szkockich, nie odbudowano na powierzchni, aby nie przyciągał on uwagi bezpilotowych samolotów zwiadowczych, które od wieków tędy przelatywały. Natomiast lochy zamku zostały rozbudowane i teraz stanowił on prawdziwą fortecę. kończył, ale nie otrzymując żadnych poleceń z bazy od Roberta Lisa, piloci sami nie śmieli rozpocząć normalnych rozmów radiowych. go? Próbował się zorientować, gdzie się znajduje. Uszy rozsadzał mu huk silników bombowca. Ramiona zwisały mu w dół otworu między płytami podłogi. Całe były pokryte ściekającą wzdłuż rękawów krwią. ie, że to właśnie lina bezpieczeństwa wciągnęła go z powrotem do wnętrza. ! zapalniki kontaktowe. Co mógł wykorzystać do zdetonowania ich? Miotacze samolotu? Będzie go musiał tak ustawić, by wystrzelić z miotaczy w silnik i żeby odrzut wypchnął samolot do tyłu przez drzwi na zewnątrz bombowca. stując hamującą siłę tarcia, zaczął ostrożnie opuszczać miny do wnętrza obudowy. Coraz niżej i niżej. Dobrze, że bombowiec już się nie przechylał, bo inaczej miny mogłyby się wahnąć na bok i przyczepić magnetycznie do wewnętrznej powłoki obudowy. Ostrożnie, ostrożnie, niżej i niżej! obrócić jedną z nich. Dała się łatwo odkręcić. W ciągu minuty wszystkie rury wlotu paliwa stały otworem, a ich pokrywy pobrzękiwały gdzieś w dole. Na razie nie będzie to miało żadnego wpływu na lot bombowca, ale jeśli fala eksplozji dostanie się do wnętrza otwartych rur...! ł, gdyż sam mapnik okazał się niewystarczającym zabezpieczeniem. Dlatego teraz okręcił kolana i wyścielił wszystkie owiewki kocami. eń powietrzną! na konsolę. Bombowiec przeleciał tak blisko, że zawirowane powietrze aż odrzuciło samolot w
bok. . ony przez wodę widok nie znikał. Jonnie czuł, jak jego ramiona oplątuje lina bezpieczeństwa. Lina się naprężyła. Woda przestała mu zalewać uszy. To był naprawdę Dunneldeen! Dunneldeen, który się uśmiechał, pomimo że wciąż oblewały go fale morskiej wody toczące się wokół drabiny.
Rozdział 15 arając się pokazać - rurkę. ot i wydobywający się z niego płomień. m nie denerwować. Wieźli go samolotem, który zmierzał w kierunku olbrzymiej podziemnej bazy obronnej w górach. Ciągle istniało prawdopodobieństwo kontrataku Psychlosów. Wcale bowiem nie wiedzieli, czy wysłanie bomb na Psychlo zakończyło się sukcesem czy fiaskiem. Bracia Chamco powiedzieli im, że wokół rejonu transfrachtu na Psychlo rozpięty jest ekran siłowy i że wcześniejszy odrzut był dowodem, iż ekran ten zdołał się zamknąć. Powiedzieli im także, że zwykła sól kuchenna całkowicie neutralizuje śmiercionośny gaz Psychlosów. Angus dostarczył do starej bazy wentylatory kopalniane i ze znalezionej soli zaczęto dorabiać do nich filtry powietrzne. W tym samym czasie grupa podekscytowanych i przestraszonych Rosjan doprowadzała do porządku starą bazę, a pastor pogrzebał zabitych. Nie chcieli więc zostawić gdzie indziej Jonnie'ego i wieźli go do bezpiecznej bazy. eszelon.- To twoja eskorta - powiedział Dunneldeen. bazy wojskowej w Górach Skalistych, która miała przygotowane filtry solne na wypadek, gdyby nastąpił nagły kontratak z planety Psychlo. st wyraźnie widziała, że z każdą chwilą Jonnie coraz bardziej słabnie. Wreszcie stracił przytomność. Gdy wartownik wrócił po jakimś czasie oświadczając, że Sir Robert przesyła podziękowania Jonnie'emu, Chrissie była wręcz zła na niego. do wszystkich części świata i stworzyli coś w rodzaju międzynarodowej linii lotniczej, która zaczynała odwiedzać każdą pozostałą przy życiu grupę ludzi na całej planecie przynajmniej raz w tygodniu. Przewozili Koordynatorów Światowej Federacji oraz szefów i przywódców plemiennych. Szkolono nowych pilotów, ale na razie było ich tylko trzydziestu plus dwóch w szpitalu. Taka zdawkowa prośba, nawet od Szkota, nawet od członka grupy bojowej, nie odniosłaby wielkiego skutku. Wszystkie podróże z podziemnej bazy na teren byłej kopalni odbywały się zazwyczaj pojazdami naziemnymi. Ale kiedy Angus powiedział, że chodzi o Jonnie'ego, dyżurny pilot oświadczył, że to zupełnie co innego i że załatwi mu samolot. okazał Angusowi, jak się go obsługuje. Rurę emanującą umieszcza się pod badanym obiektem i odczytuje wyniki na górnym ekranie. Był tam też czytnik śladowego aparatu samopiszącego, który wykazywał obecność metali w stopach lub skałach. Przyrząd ten pracował na zasadzie tak zwanej emanacji pola subprotonowego, które było wzmacniane w dolnej rurze, indukowało się przechodząc przez próbkę i dawało odczyt na górnym ekranie. Przyrząd pochodził z Psychlo, był duży i ciężki, więc Ker musiał zanieść go do samolotu. Wartownik odprowadził Kera z powrotem do aresztu, a Angus wrócił do bazy wojskowej. arli twierdząco. Tuż przed szóstą godziną wieczorem Angus był z powrotem w szpitalu. Pod pachą niósł dopiero co przez siebie wykonaną cewkę elektromagnetyczną. Miała ona specjalne uchwyty na dłonie. Chrissie i MacKendricka, a potem zapadł w spokojny sen. Radio planetarne natychmiast zaczęło rozpowszechniać tę wiadomość. Życiu Jonnie'ego już nie zagrażało niebezpieczeństwo. lować liczbę operatorów radiowych bazy, by mogli nadążyć z odbieraniem lawiny depesz gratulacyjnych. 3 u Argyllów. i wszystko było w porządku. ojskowej byli należycie odżywiani. Pojawiło się dwóch Włochów z Alp i przejęło w swe ręce gospodarkę żywnościową, zawarłszy przedtem przymierze ze starymi kobietami. Przybyło pięciu Niemców ze Szwajcarii i otworzyło w Denver duży warsztat regeneracji i konserwacji najróżniejszego sprzętu domowego. Trzeba było dodatkowo utworzyć powietrzną linię transportu towarów, co jeszcze bardziej obciążyło i tak już przeciążonych pracą pilotów. Pojawiło się trzech Basków, którzy po prostu zaczęli wyrabiać obuwie. Wystąpiła tu jednak nieprzewidziana trudność, gdyż język Basków
został przez Koordynatorów przeoczony i szewcy ci musieli jednocześnie uczyć się angielskiego i psychlo i wyrabiać obuwie ze skór, które południowi Amerykanie dostarczyli im na uroczyste otwarcie warsztatu. Przybywało też wielu innych ludzi. y fachowe były opisane w psychlo. nawet spróbować wyjść z tego stanu. Jonnie miał uczucie, że zawiódł. Że bomby nie wylądowały na Psychlo. Że może był to dla ludzkości tylko krótki okres pokoju. Być może rasa ludzka jeszcze raz zostanie pozbawioną pięknych równin tej planety. dparł, że czasami Rosjanie biją się między sobą o prawo do usługiwania Jonnie'emu. No cóż, ten facet miał wygląd, jakby bez trudu potrafił wygrać każdą walkę. Dorównujący Jonnie'emu wzrostem, krępy, o nieco skośnych oczach, z czarnymi wąsiskami, ubrany w workowate spodnie i białą rubaszkę sprawiał imponujące wrażenie. Oczywiście miał na imię Iwan. akami. e zainteresowanie. Po raz pierwszy od wielu dni. Stary weteran oparł się o ścianę i dał znak Koordynatorowi, by kontynuował. Ale pułkownik Iwan prawie kopał go w kostkę, by tłumaczył dalej. odpaliliby żadnego pocisku na Rosję. Więc jeśli ludzie z tego kontynentu przejmą odpowiedzialność za tamtą rosyjską bazę, to nigdy nie zostanie wykorzystana ona przeciwko nam. Oni wszystko to odpowiednio opracowali, Sir. Wszystko jest w tym dokumencie. Opracowali go jeszcze w Rosji. Jeśli więc zgodzisz się i podpiszesz go tutaj... bazą, a to są jego naramienniki. Chce je tobie ofiarować. Teraz ty jesteś odpowiedzialny za rosyjską bazę. Rozdział 16 tu stóp. Komórka miała małe drzwi, przez które można było wsuwać pożywienie. Przez obrotowe szyby w drzwiach widać było zewnętrzny korytarz. Pod drzwiami biegły przewody urządzenia rozmówniczego. Pomieszczenie było zabezpieczone w wystarczający sposób. Terl próbował już wszelkich sposobów, by się z niego wyłamać i uciec. Wszystko na próżno! Nie był skuty łańcuchami, ale pod drzwiami komórki dzień i noc stał wartownik z karabinem szturmowym. urze, drugie zabrano mu, ale trzecie urządzenie było ukryte po wewnętrznej stronie drzwi klatki na wypadek, gdyby został w niej uwięziony. To trzecie urządzenie miało mu umożliwić wysadzenie kobiet w powietrze lub też odcięcie dopływu prądu do prętów klatki i Terl był pewien, że nikt go nie odkrył. dział więc Terlowi o sobie, gdyż to było łatwe. Powiedział, że nazywa się Lars Thorenson i należy do szwedzkiej grupy, która przybyła tu przed kilkoma miesiącami na szkolenie lotnicze. Nie podzielał on wrogości niektórych Szkotów w stosunku do Psychlosów, gdyż jego lud w dalekiej Arktyce nigdy przedtem nie miał żadnych kontaktów z nimi. Myślał sobie czasem, że być może Szkoci przesadzali trochę z tym wszystkim. I przy okazji: czy Terl był lotnikiem? niósł mu jeden z nich. , wzbudziła w nim uczucie pewnej pogardy dla nich. A poza tym miał on własne kłopoty. ie'ego i dziewcząt. że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, odprężyli się. Wartownik powrócił do normalnej pozycji, a pułkownik do wycierania białych kafelków. Tylko Chrissie była wyraźnie zaniepokojona. To niesłychane, żeby Jonnie kiedykolwiek się zirytował, ale już od wielu dni, od czasu gdy zaczął wyłącznie czytać książki (zdaje się, że były to książki Psychlosów), jego stan wciąż się pogarszał. i". Jeśli to było elementarne, to jak musiały wyglądać równania bardziej skomplikowane! mi. Jonnie wyjął go i schował do szuflady, z której wyciągnął mały miotacz. Sprawdził, czy jest naładowany i włożył go do kabury. Widząc dziwny wyraz twarzy pułkownika, rzekł: pokoju. Czterech dalszych żołnierzy z karabinami szturmowymi wymierzonymi w Kera, których wcześniej nie zauważył, cofnęło się także. Kazał wyjść wszystkim. Pułkownik był oszołomiony. ierdzona wymienialność w Banku Galaktycznym po okazaniu!" papiery i zatrudnienie, i gdyby odesłano mnie na Psychlo, to zostałbym zwaporyzowany. Jeśli Psychlosi odbiją tę planetę, to będą przekonani, że my wszyscy pozostali przy życiu jesteśmy renegatami i zaczną nas sprawdzać. Wówczas odkryją to. Moje papiery są sfałszowane. Nie będę obciążał twej pamięci moim prawdziwym nazwiskiem: nie znając go, nie możesz być ścigany jako współsprawca. Skapowałeś? i, i wcale nie zawracaliby sobie głowy żadnym problemem "współsprawcy". Kiwnął potakująco głową. Wszystko to do niczego nie prowadziło. Gdzie Chrissie wsadziła te znalezione przez nich chusty? biegającego Psychlosa. nieroztropnie, dopuszczając
Psychlosa tak blisko do siebie: jedno chapnięcie rzędem pazurów mogło pozbawić go połowy twarzy. Po chwili zaś ze zdumieniem uświadomił sobie, że Jonnie jest ubrany i chyba zamierza wyjść z pokoju. uzmysłowił sobie, że ten pilot, a właściwie to jeszcze kadet, miał uprawnienia tylko do lotów lokalnych. W pełni zasługująca na ocalenie. Południowej. Hodują teraz bydło. brązowe twarze, opalone twarze, białe twarze. Ręce dotykające jego mokasynów, race usiłujące dawać mu różne rzeczy. I wszyscy mówili naraz. Śmiejące się twarze, witające go radośnie twarze. Gdyby ci ludzie wiedzieli, że wszystko, czego dokonał, mogło zakończyć się totalnym fiaskiem! I że to urocze niebo nad nimi mogło wkrótce zostać zasnute widmem śmierci. Zacisnął wargi. Lepiej będzie, jeśli zabierze się do swojej roboty. Jakiekolwiek schlebianie mu było nieco żenujące, szczególnie że wcale nie zasługiwał na nie. ły na peryferiach bazy i wygramoliło się z nich około czterdziestu mieszkańców miasta leżącego na północ od bazy. Jeszcze inna platforma przygnała w kierunku Akademii. go zaprowadził do klatki. 4 i każ wartownikowi otworzyć drzwi do klatki!- Co?! - wykrzyknął zdumiony dowódca bazy. tkiem wrzeszczącego Terla, powiedział: erl się cofnął, i podszedł do luźnego pakunku. Szybkim ruchem otworzył go. Były tam części garderoby, nie więcej niż na jeden ubiór. Terl miał na sobie teraz inny ubiór, a pod spodem był całkiem nagi. W klatce był też pogięty rondel na kerbango z dziurką w środku i słownik języka psychlo! Do czego, u licha, wykształcony Terl potrzebował słownika?! eksplodował wtedy na płaskowzgórzu. Wy, zwierzaki, zawsze mieliście trudności w opanowaniu obsługi maszyn! - powiedział Terl i westchnął. - A więc oto jestem... narażony na rewanż z twej strony. Jonnie nie zadał sobie nawet trudu, by sprawdzić w słowniku znaczenie słowa. Wiedział, że będzie to jeszcze jedno ze słów, którego żaden Psychlos nigdy nie używał. zamykać cię w klatce, ani zakładać tej obroży. Sam tego chciałeś. Właściwie, powinienem kazać cię przenieść z powrotem na poziom mieszkalny bazy. Brykanie tutaj na wpół nago... 5 lu ludzi, którzy mieli potem opowiadać swoim prawnukom, że byli naocznymi świadkami, jak Jonnie wszedł do klatki z potworem, i którzy dzięki temu mieli uzyskać duże znaczenie i rozgłos. eż oddzielny zbiornik z gazem do oddychania i oddzielna pompa. Przezroczysta kopuła miała żaluzje przeciwsłoneczne, które - pomimo grzejącego słońca - były teraz otwarte. Wydawało się, że Psychlosi niewiele zważali na zimno lub ciepło. To tutaj bracia Chamco opracowywali plany i propozycje w zamian za obiecaną zapłatę - dzięki odkryciu przez Kera kredytów, można im będzie teraz płacić gotówką. ykając w kierunku śluzy atmosferycznej, Jonnie słyszał głosy z tłumu: owinniśmy odbudować je - rzekł Jonnie. - Dopóki tego nie zrobimy, nie będziemy wiedzieli, co się stało z Psychlo. eksplodował. Część ładunku energetycznego rąbnęła jednak w Psychlosa, który klapnął z powrotem na podłogę zupełnie ogłuszony. że tłum był tam przez cały czas i wszystko widział przez szkło kopuły. Niektórzy pokazywali na jego twarz i dopiero wtedy poczuł, że krwawi. Pokuśtykał do Wiatrołoma i dosiadł go. go zaatakowali...! Uwaga, jedzie platforma i podnośnik widłowy, proszę usunąć się na bok...! Nie mam za złe Jonnie'emu, że postrzelił tych Psychlosów... Czy ktoś mógłby nam pomóc przy ciałach... Dlaczego pozwolono mu wejść do środka...? Jak to się stało, że zaatakowali go...? Słyszałem, że ci Psychlosi... Ale ja to widziałem: on był bardzo uprzejmy, a oni rzucili się na niego. Dlaczego to zrobili.. Jonnie nie miał ani chustki, ani kawałka jeleniej skóry, by zetrzeć krew kapiącą mu na myśliwską koszulę. Któryś z mechaników wręczył mu tampon ze szmat odpadowych, więc przyłożył go do policzka. ej Jonnie otrzymał poufne pismo od Rady. W owym czasie nie zwrócił jednak na nie większej uwagi. Później jednak krytykował siebie za to, że w porę nie uświadomił sobie, jakie było złowieszcze.
Rozdział 17 Czuł, że ostatnio zaczyna tracić grunt pod nogami, więc łamał sobie głowę nad sposobami i środkami, nawet kryminalnymi, by naprawić ten skandaliczny błąd, który ludzie popełniali w stosunku do Tylera. Od czasu gdy Johnie Goodboy Tyler zjawił się w miasteczku ubiegłego roku, zadzierając nosa i przekupując ludzi prezentami - podczas gdy chodziło mu właściwie tylko o wyprowadzenie ich z domów i ziemi - i od kiedy Brown Kulas zobaczył, że Tyler nie jest martwy, ale czuje się dobrze i odnosi liczne sukcesy w wielkim świecie - zaczaił się i czekał. ji, w których Tyler bezpośrednio go wyszydzał, tylko pogarszało całą sprawę. Musiały się przecież wydarzyć, bo czy inaczej Brown Kulas czułby do niego aż taką nienawiść? Było to samo przez się zrozumiałe. Gdy przybyli Koordynatorzy ze Światowej Federacji do Spraw Zjednoczenia Rasy Ludzkiej, Brown Kulas początkowo myślał, że są to jacyś natrętni i wścibscy ludzie. Wtedy pokazali mu pewne książki. ż uważał, że lepiej zostać burmistrzem. Pastor mógł tylko przekonywać, ale burmistrz... no, no! Była to prosta logika. Z jednej strony był Tyler, harcujący na swych koniach, rzucający zalotne spojrzenia dziewczętom, pociągający za sobą młodych ludzi i wpędzający ich w kłopoty, całkiem bezkarny. Z drugiej zaś strony był Brown Kulas - mądry, tolerancyjny, wyrozumiały i genialny - pominięty, a nawet wyszydzany. I czyż to nie ojciec Tyler - jeśli on rzeczywiście był ojcem Jonnie'ego Goodboy Tylera - protestował, gdy Browna Kulasa ze szpotawą stopą pozostawiono po urodzeniu przy życiu. No cóż, może to nie był właśnie stary Tyler, ale matka Browna Kulasa często mu mówiła, że niektórzy mieszkańcy protestowali, lecz ona ocaliła mu życie. Powtarzała mu to po parę razy w ciągu tygodnia i Brown Kulas zrozumiał przesłanie: Tylerowie próbowali go zamordować! Jedyną zatem rozsądną rzeczą burmistrza w tej sytuacji było podjęcie środków zabezpieczających nie tylko jego, ale również całe miasteczko. Zaniechanie tego byłoby rzeczą jak najbardziej nieodpowiedzialną. nteresowany... ale wręcz opętany! o co tu chodziło, bo czyż Staffor nie był tu jedynym drogim towarzyszem niedoli Tylera? Federację do propagowania faszyzmu ze względu na fakt, że był on w Szwecji niemal religią państwową, na której czele stała kiedyś osoba wojskowa o nazwisku Hitler, i że cały świat jej potrzebował. Dowiedział się następnie, że Federacja zrezygnowała z chłopca z tego powodu, ale ze względu na brak ludzi przyjęto go później do kadetów lotnictwa, że nie dawał sobie rady z lotami manewrowymi i właśnie miał przerwę teraz po nieudanym lądowaniu, że zawieszono go w lotach i że prawdopodobnie zostanie odesłany na farmę do Szkocji, gdyż choć ma zdolności językowe, to jednak z jego głową chyba nie jest w porządku. i samobójstwo. Otrzymał ją w końcu przez tego głupiego kadeta, który każdego wieczora go odwiedzał. Gdy się chciało nabierać biegłości w języku, trzeba było mieć jakiś temat do rozmowy i w taki sposób do Terla docierało mnóstwo wiadomości. ietle dwóch lamp górniczych (Brown Kulas oświadczył, że jarzące się światła przed klatką rażą go w oczy i że niedawno miał gorączkę) odbyła się długa rozmowa z Larsem w roli tłumacza. Terl dostarczył politykowi mnóstwo "prawdziwych" informacji na temat Psychlosów. Psychlosi byli w rzeczywistości pokojową rasą, trudniącą się handlem, a tutaj tylko kopalnictwem. Przed tysiącem z górą lat zdarzył się na Ziemi jakiś kataklizm, co umożliwiło Towarzystwu z Psychlo przybycie na tę planetę. Nie, nie wiedział, co spowodowało kataklizm, prawdopodobnie miał on przyczyny naturalne. Towarzystwo usiłowało ratować wszystkich ocalałych ludzi, ale mieszkańcy źle zrozumieli ich intencje i ukrywali się przed misjami pokojowymi i zespołami ratowniczymi, a ponieważ Towarzystwo było organizmem handlowym, a nie politycznym, i było zbyt biedne, by ponosić wydatki na akcje ratownicze, gdyż zyski mocno spadały, więc zaniechano ich całkowicie. tylko walką o byt i pozostającą na pokojowej stopie z całym wszechświatem. Psychlosi byli rasą źle ocenianą. realne! Co za szczęśliwa zmiana sytuacji. Dałby sobie radę i bez tego, ale o ile wszystko teraz stało się łatwiejsze. Miał zamiar nie tylko wrócić do domu, do swego złota, ale również zetrzeć tę planetę z mapy wszechświata. I zamierzał też wziąć ze sobą jeńca. Mieli na Psychlo komory powietrzne. Mogli przesłuchiwać jeńców prawie z każdego systemu przez wiele tygodni a były to bardzo bolesne tygodnie. Tak, weźmie ze sobą jeńca. Ale nie tego głupiego gołowąsa, kadeta, ani nie tego nieuczciwego, dbającego tylko o własne interesy polityka, który miał chyba najniższy stopień
inteligencji, ponieważ nie potrafił odróżnić cennej informacji od bzdury, ani nie tego zwierzaka Tylera, ponieważ mógłby być niebezpieczny... no cóż, może i Tylera, gdyby nie udało mu się z nikim innym. Ale lepiej, żeby to był ktoś inny, ktoś, kto znałby wszystkie ich plany i zamierzenia militarne... kto? się oziębiła? Czy też po prostu ten obłąkańczy śmiech z klatki? 3 jakichś tam powodów Rada poleciła spalić ich ciała. eć w ten obszerny rejon bagien i trzęsawisk. Wybieraliśmy nasze cele z map opracowanych na podstawie danych dostarczonych przez bezpilotowy samolot zwiadowczy. I owszem, przeoczyliśmy ją. Mogę się założyć, że wciąż tam siedzą Psychlosi, słuchając dziwnych rozmów na kanale łączności planetarnej ruchu lotniczego, mając zwieszone w dół owłosione łby i czekając na okazję, by się stamtąd wyzwolić. Towarzystwa, który miał pięćdziesiąt miejsc siedzących Psychlosów oraz mnóstwo przestrzeni do składowania wielu ton uzbrojenia i wyposażenia. Siedzący w fotelu pilota Johnie z łatwością pilotował samolot lewą ręką, utrzymując go dokładnie na kursie. Był zupełnie odprężony. zało, był to Glencannon z trzema innymi pilotami. uzbrojona jednostka o sile tysiąca ludzi. Podczas akcji zwiadowczej w Afryce w pewnym zrujnowanym mieście wysadzono Koordynatora, by sprawdził, czy są tam jakieś żywe istoty, i omal nie został on rozszarpany na strzępy przez granat. ski gazowe...- Sól - wtrącił Jonnie - neutralizuje gaz Psychlosów. śmiertelności. Prawdopodobnie m.in. dlatego, że polują na słonie przy użyciu granatów. Umieją wytwarzać proch - wiecie, węgiel drzewny, saletra ze stosu łajna i siarka z kopalni. Wkładają go do naczynia z wypalanej gliny, wypełnionego kamieniami, wsadzają lonti zapalają. Z takim granatem muszą podejść, niestety, bardzo blisko do słonia i stąd się bierze - jak przypuszczam - ten wysoki wskaźnik śmiertelności. Od wieków czekają na oddział ratowniczy. No co, jak się wydaje, ich przodkowie otrzymali od banku solenne przyrzeczenie, że ich stąd wyciągnie, ale nie mają najmniejszego nawet pojęcia, co się dzieje na świecie. Działający tam nasi Koordynatorzy mogą więc udawać, że są z oddziału ratowniczego, i wyprowadzić ich z tych niedostępnych terenów. 5 ońcu ich do niej doprowadzą. I to "w końcu" było tu najwłaściwszym słowem. zi rozproszonych wśród drzew, ale w razie potrzeby mogli zawezwać odwody i włączyć do walki samoloty bojowe. idzisz na platformie tej starej ciężarówki? dzka. Była nieprzytomna. Człowiek ten mógł należeć do każdej narodowości. Miał na sobie małpią skórę, która była wycięta w taki sposób, że wyglądała z grubsza jak mundur. Z boku leżała związana rzemieniami torba, z której wytoczył się gliniany granat. napięciem obserwował teren kopalni. Spokój, nic się nie działo. Robert umieścił tu dwóch strzelców, by trzymali ją na celownikach. ponawianych uderzeń ładunków energii. ażerowie na pokładzie. Znaczyło to, że startują i lecą zgodnie z poleceniem. ń kopalni. Popatrzył na obie strony drogi. W normalnych warunkach jego wyszkolone oko z łatwością wyśledziłoby trakt przez las, ale lejący deszcz bardzo to utrudniał. Pochylił się i podniósł kilka gałązek odłamanych z krzaków porastających pobocze drogi. Niektóre musiały być złamane przed kilkoma dniami. Inne jednak były bardzo świeże, gdyż wciąż jeszcze sączył się z nich sok. Jakiś konwój przybył tu przed wieloma dniami - tygodniami? - i odjechał stąd zaledwie przed paroma godzinami. Wielki konwój! znacznie większe, ale dżungla i drzewa głęboko w nie wtargnęły. wody w gejzer i znieruchomiał na ziemi. Był to Dunneldeen. Otworzył z rozmachem drzwi kabiny i uśmiechnął się z zadowoleniem na widok Jonnie'ego. - Spójrzcie tu - powiedział. - Widzicie? Te cienie pod drzewami na skraju lotniska... nie, nie tu, lecz tam. Dziesięć gotowych do lotu samolotów bojowych! apie odległości. - Dotarcie do tego miejsca zajmie im półtora dnia, a dotarcie do terenu kopalni dalsze dwa dni, ponieważ droga jest w bardzo złym stanie. My w tym czasie musimy zająć się głównymi siłami Zbójów. Każ pułkownikowi Iwanowi wziąć ze sobą czterech rajdowców oraz moździerz i dotrzeć do tego miejsca. Poleć mu utrzymać to przejście, dopóki nie zostanie zluzowany! A ty, Dunneldeen, bądź w gotowości, żeby
konwój na pewno tamtędy nie przeszedł! I pamiętaj, że chodzi nam o żywych Psychlosów! tatka. Trawa i krzaki były tu od lat wyschnięte. Skład gazu do oddychania miał ćwierć akra powierzchni, a skład paliwa i amunicji około pół akra. Wszystko teraz było puste. ały go odgłosy z różnych części wewnętrznych poziomów, gdzie jego ludzie prowadzili prace poszukiwawcze. Jeden z telefonów górniczych był włączony. Jonnie podszedł do niego. Działał jak należy. Mógł nawet usłyszeć, jak w odległych wyrobiskach molibdenu pracują pompy. t wystaw na zewnątrz, a drugi ustaw tuż za drzwiami hangaru, ale wewnątrz! Tak, jest w nich paliwo. owej skóry i porwanego ubrania wraz z kawałkami roztrzaskanych kości. Parę wyczerpanych magazynków miotaczy leżało obok na podłodze. Dla wszystkich było jasne, co się tu wydarzyło. Do pomieszczenia wszedł doktor MacKendrick. Zatrzymał się, by nie stąpnąć w krew.
Jonnie stał w ulewnym deszczu i patrzył na platformę uszkodzonej ciężarówki. elkie późniejsze kontakty, to zamontowaliby miny. Min jednak nie było. Mieli więc nadzieję, że po odbiciu planety znów tu powrócą. ktoś potrafił go odkodować. ego dnia ten międzynarodowy bank przyśle nowych, a ich zwolni. Myślę, że Narody Zjednoczone były organizacją polityczną, która opiekowała się małymi państwami i interweniowała, gdy zostały one zaatakowane. To jest nadzwyczajne, że zdołali zachować ten mit przez wieki... w, szukając w ich uniformach z małpiej skóry ukrytych noży lub innej broni. Znaleźli jej mnóstwo.
Rozdział 18 ym deszczu. ł dziewczynę na ziemię i zaczęli się... tak, właśnie to robili! Cudzołożyli na oczach wszystkich! Dalej widać było mężczyznę, który zmuszał dziecko do robienia mu czegoś, co się nie dawało wyrazić żadnymi słowami. 'ego. Miejsce giermka zawsze było przy jego rycerzu, a Jonnie mógł potrzebować miotacza wśród tych straszliwych kreatur. Pozwolono więc mu, żeby został. Deszcz padał coraz gęstszy, ci ludzie wciąż biegali dokoła, a miotacz stawał się coraz cięższy i cięższy. Och, Koordynatorzy! Znaleźli ich w innej przybudówce, parę młodych Szkotów... czy jeden z nich to MacCandless z Inverness? Tak, wydawało mu się, że go poznał. Siedzieli przemoczeni, mimo że znajdowali się pod przykryciem, a ich berety wyglądały jak szmaty do mycia podłogi. Mieli bardzo blade twarze. ał dziwne pytanie: e nie był zdziwiony, gdy usłyszał, jak jeden z pilotów prosił o pozwolenie zaatakowania z powietrza tych kreatur. Ale Sir Robert odmówił, bo gdyby spróbowali, to te kreatury pouciekałyby po prostu między drzewa. Nie byli odpowiednio uzbrojeni, by zająć się nimi teraz, a poza tym mieli przecież co innego do roboty. Jeśli jednak te kreatury wydały Allisona Psychlosom, to ich brudne łapy po łokcie były ubabrane krwią. Każdy bardzo się martwił o Allisona. Wielki samolot szturmowy piechoty kosmicznej wylądował w ciemnościach w pobliżu filii kopalni. Nadal nie było w niej nikogo. Deszcz ciągle padał. Z miejsc, w których dzikie zwierzęta walczyły między sobą, dobiegały różne odgłosy. Warczenie i parskanie, szarpiące nerwy poszczekiwania jakichś zwierząt, niesamowity rechotliwy śmiech jakiegoś drapieżnika. Musiały walczyć o ciała zabitych zwierząt. biu górniczym Groznyj? I czy dadzą się zaadaptować do przewozu pasażerów? Proszę cię, daj mi znać do rana! Brak nam teraz samolotów pasażerskich". "Lundy, odwołujemy cię z lotu do Tybetu. Potrzebny jesteś tu wraz z kopilotem, by pomóc nam w organizowaniu mostu powietrznego. Potwierdź to, proszę, chłopcze! "Większość rozmów prowadzona była w żargonie pilotów. Jonnie'ego uderzyła myśl, że ten potok depesz mógłby stanowić dla atakujących świetne źródło informacji, które rejony świata były aktywne. Był to prawie katalog celów dla Typów 32.
Gdyby konwój się przebił i Psychlosi przypuścili generalny atak, wówczas mogliby z powrotem odbić tę planetę. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien ogłosić na tym kanale powszechnego wezwania do zachowania siedemdziesięciodwugodzinnej ciszy radiowej. Ale nie, szkoda została już dokonana. Te same depesze prawdopodobnie wysuwały się również z drukarki w kopalni nad Jeziorem Wiktorii. A każda depesza nadana stąd na kanale planetarnym mogła przecież zostać przechwycona przez konwój, który zostałby w ten sposób ostrzeżony. No cóż, pozostał mu atak na konwój i to wszystko. rodku parowu, niech otworzą ogień z flanki. A co stanie się, jeśli zawrócą i zaczną się cofać? No cóż, będzie tam za nimi z moździerzem na latającej platformie i będzie się starał ich powstrzymać. h jest ponad setka, a nas tylko około pięćdziesięciu. odpowiedział konspiracyjnym szeptem, kiwając potakująco głową i wrócił na swoje miejsce w samolocie. w Intergalaktyki Górniczej i to wszystko, co wiedział na temat rządów i polityki, przekraczało jakiekolwiek potrzeby w tym zakresie. - trzydziestu - by, faktycznie, cokolwiek szybko i sprawnie załatwić. I dlatego prawie z radością podzielili świat na pięć kontynentów, wybierając po jednym przedstawicielu z każdego kontynentu. Z trzydziestoosobowego tłumu Rada została zredukowana do łatwiejszej w manipulacji piątki. A gdy się jeszcze im wytłumaczyło, że ich plemienne sprawy są znacznie ważniejsze niż całe te nudne przekładanie papierów w Radzie i że najbardziej kompetentnych ludzi potrzebowano w domu, wówczas chętnie powpychali na kontynentalne miejsca w Radzie swoich kuzynów i tym podobnych. Ale okazało się, że nawet pięcioosobowa Rada była dla niego za liczna, więc był właśnie w trakcie powoływania dwuosobowego Dyrektoriatu. Przy dalszym wysiłku i wprowadzeniu w życie pewnych bezcennych wskazówek otrzymanych od Terla w ciągu kilku nadchodzących tygodni Brown Kulas sam stanie się reprezentantem Rady z uprawnieniami do działania w jej imieniu. Będzie mu towarzyszył tylko Sekretarz Rady, który - oczywiście - nie będzie miał prawa głosu i będzie tylko podpisywał dokumenty. Tak będzie o wiele lepiej. miast ze wszystkim, co zawierały. Dzięki temu Brown Kulas zdobył sobie popularność u szefów większości plemion ale nie u Szkotów, oczywiście. Ich nic nie mogło zadowolić. Mieli nawet czelność twierdzić, że Brown Kulas przywłaszczył sobie cały kontynent amerykański ze wszystkim, co się na nim znajdowało. Brown Kulas jednak sprostował to pomówienie. Przecież teraz w Ameryce mieszkały cztery plemiona: Kolumbia Brytyjska, Sierra Nevada, mała grupka Indian na południu i plemię Browna Kulasa. To, że wszyscy teraz mieszkali w miasteczku Browna Kulasa, było już poza dyskusją. tarnego. Przyznano mu już znaczne uprawnienia i przywileje. ęzca Psychlosów!!! onków Rady. Spróbuje pójść do bazy górniczej i zasięgnąć opinii z klatki, od Terla. Ale nie miał zbyt wielkiej nadziei. Ciężarówka przebijała się przez nasyconą wilgocią noc. System napędowy tego typu pojazdów miał powodować ich "pływanie" na wysokości od jednej do trzech stóp nad powierzchnią ziemi. Ale gdy nagle poziom gruntu zmieniał się na wysokość osiem do dziesięciu stóp, wówczas efekt daleki był od "pływania". Było to wytrząsanie kości. Teleportacyjny system napędowy automatycznie utrzymywał pojazd w określonej przez czujniki odległości od ziemi. Korygował ją wciąż i rekorygował, czego wynikiem była wyjąca, to znów zamierająca kombinacja zgrzytów i pisków, która rozsadzała uszy. Żaden z pojazdów kołowych nie byłby w stanie poruszać się po takiej drodze. Była tak poryta rowami i usiana skałami, że mogły się po niej poruszać chyba tylko dzikie bestie, a i to nie wiadomo. Pojazdy a transportujące rudę, które przemierzały ją przez całe setki lat, jeszcze bardziej jej stan pogarszały, gdy wydmuchiwały w górę próchnicę, i która chroniła ją przed zamienieniem się w deszczowy potok. Jonnie próbował choć na chwilę zasnąć. Był śmiertelnie zmęczony. Bolało go lewe ramię od ciągłego używania laski. Dłoń miał pokrytą odciskami, w niektórych miejscach skóra zdarta była do żywego mięsa. Cztery dni brnięcia przez ten las, cztery dni bezustannego spływania potem w upale, cztery dni wędrowania o lasce i cztery noce pełne gryzących insektów. Jeśli w nadchodzącej bitwie chciał mieć jakiekolwiek szanse na sukces, to lepiej, żeby teraz trochę się zdrzemnął. Siedzenie było dość twarde i przy każdym wstrząsie lub szarpnięciu boleśnie obijał o nie boki. Nagle stanęli. Otworzył oczy i wyjrzał przez szybę. Zobaczył
zady słoni! Słonie kroczyły wolno wzdłuż drogi. Nie spłoszyły się, gdyż były przyzwyczajone do tego rodzaju pojazdów. W świetle reflektorów widać było ich drgające i zroszone deszczem ogony. Ciężarówki Psychlosów nie miały sygnałów dźwiękowych, wyposażone były tylko w megafony. Rosyjski kierowca zaczął krzyczeć przez megafon do słoni, żeby zeszły z drogi. Powtarzał przy tym ciągle pewne słowo, które brzmiało jak "sukinsyn"; Jonnie nie sądził, że był to rosyjski odpowiednik "słonia". Zasnął. Gdy ponownie otworzył oczy, drogę blokował leopard. Upolował właśnie skaczącą mysz i wykorzystywał drogę w charakterze stołu jadalnego. Jonnie wiedział, że leopard nie lubi, gdy mu się przerywa posiłek. Wyszczerzone kły i jarzące się zielonożółte ślepia ostrzegały, że gotów był zmierzyć się z dowolną liczbą ciężarówek. Znów więc zabrzmiał megafon. Po drodze musiał się zmienić kierowca, gdyż teraz pojazd był prowadzony przez Szkota. Usłyszawszy szkocki okrzyk bitewny, leopard skoczył do góry, dał susa w bok i uciekł. Przejechali nad myszą i znów podążali dalej. b pięciu Psychlosów, którzy mogli się tu wygodnie przespać, zjeść lunch lub poczekać na naprawę pojazdu. W środku nie było żadnych sprzętów. Było to więc tylko schronienie przed deszczem i dzikimi zwierzętami, nic więcej. Było to przesłuchanie iście w stylu Psychlosów! runtu, jak i od wody. Pojazd nie spoczywał na ziemi, lecz był utrzymywany nad nią przez napęd teleportacyjny. Tymczasem pojazd z dużą prędkością musiał wyrżnąć w brzeg rzeki, a kierowca nie zdążył go wyrównać, więc wjechał pod kątem do rzeki, gdzie teraz siedział z nosem zanurzonym w wodzie, uszkodzony. ono zasadzkę, był tuż przed konwojem. Wiodący czołg właśnie do niego wjeżdżał. Jak się wydawało, parów ten przecinał południową odnogę łańcucha górskiego. Góry ciągnęły się na północny wschód, a ich wierzchołki wystawały ponad chmury, przy czym dwa szczyty były szczególnie wysokie. Czy to śnieg i lód był na nich? dy cały konwój znajdzie się już w parowie, wówczas ludzie z zasadzki spowodują zablokowanie lawiną drogi przed nimi, a dopiero co wysłany moździerz zablokuje drogę za nimi. Będą więc mieli stromo wznoszący się stok po prawej stronie i klif po lewej. Nie będą mogli zawrócić. A wtedy wystarczy tylko przelecieć nad nimi, kazać się poddać i wszystko będzie skończone. Ale bitwy-fajerwerki rzadko udawały się w praktyce, jak zaraz właśnie mieli się przekonać. w dali wysłana platforma, gdy zajmowała nakazaną pozycję. Świetnie. Teraz musieli tylko poczekać, aż ostatni czołg wejdzie do parowu. Czoło konwoju zniknęło już z pola widzenia. Cały niemal konwój był w parowie, kiedy nagle: BUCH! Odezwał się moździerz z zasadzki. BUCH! BUCH! BUCH! Trzy ostatnie czołgi nie weszły jeszcze do gardzieli parowu. Jonnie skoczył w kierunku konsoli. Jego czteroosobowa załoga wgramoliła się na platformę latającą i złapała za uchwyty. Platforma śmignęła w powietrze, a palce Jonnie'ego zatańczyły po przyciskach sterowniczych. Wzniósł się na wysokość tysiąca stóp i skierował na południe od drogi, wzdłuż krawędzi lasu. połowy odległości pomiędzy lasem a ogonem konwoju. Końcowe czołgi właśnie zawracały. Nie wolno było pozwolić, by uciekły, ponieważ trudno by było je znaleźć na tej sawannie nawet za pomocą samolotów bojowych. Tak, to były również czołgi klasy "Rębajło". zrobił w powietrzu pół obrotu i zwalił się do góry brzuchem na drogę, jak bezradny żuk. ittie'ego: u! Pozostali przy życiu Psychlosi zaczęli uciekać do pojazdów. Rosjanie siedzieli im na karku! Olbrzymie ciała waliły się w dół stoku. Pojedyncze grupy Psychlosów próbowały stawiać opór. Karabiny szturmowe strzelały tak szybko, że ich odgłos zamienił się w jeden przeciągły grzmot. poprosił Johnie i pokuśtykał w górę stoku do miejsca, w którym była zorganizowana przez nich zasadzka. tu okropny nieład. Pocisk z czołgu "Rębajło" walnął tuż nad jaskinią. Cały sprzęt był roztrzaskany. Radio było rozniesione na strzępy. Bittie klęczał przy Sir Robercie, unosząc mu głowę. Stary weteran zaczął poruszać powiekami. Przychodził do siebie. Zostali tylko ogłuszeni wybuchem. Z nosów i uszu sączyła się im krew. Prawdopodobnie mieli złamane tylko palce i mnóstwo siniaków. Nic poważnego. Zmoczył chustę wodą z manierki, zaczął doprowadzać ich do przytomności: Roberta Lisa, pułkownika Iwana, dwóch Koordynatorów oraz Szkota - radiooperatora. ierunku kopalni. Kiedy niebo nie było zachmurzone, z kopalni miało się pełny widok na rozciągające się w kierunku północno-zachodnim Góry Księżycowe. Było to długie pasmo górskie z co najmniej siedmioma szczytami osiągającymi wysokość szesnastu tysięcy stóp. Właśnie tutaj, na samym
równiku, nikt nie spodziewał się śniegu i lodu, ale widać je było na tych szczytach. Były tam nawet lodowce i od czasu do czasu można było przez moment dojrzeć ich olśniewająco białe wierzchołki. zyt góry nazwanej przez ludzi na mapach "Elgon", gdzie leżał śnieg i lód oraz panowały ujemne temperatury. Dziewięćdziesiąt siedem ciał po około tysiąca funtów każde leżało teraz w szeregu wysoko w mroźnej strefie. le oni przecież cały czas pracowali. Robert Lis potrząsnął głową. Angus popatrzył na swoje posiniaczone i pokaleczone ręce. Dunneldeen tylko wytrzeszczył oczy i myślał o wielu godzinach lotu, jakie zabrało im przetransportowanie martwych Psychlosów w śnieżne rejony gór. Pułkownik Iwan z obandażowaną ręką szeptał coś z niezadowoloną miną do Koordynatora, który przetłumaczył mu słowa Jonnie'ego. Czyż jego ludzie nie wybili wszystkich Psychlosów w parowie, a potem nie sprowadzali do kopalni ciężarówek, nie czyścili pomieszczeń i nie robili wszystkiego, co było do zrobienia? A zatem, Angus - odezwał się Jonnie - chcę, żebyś zmontował maszynę, której używałeś - jak mi mówiono - do zlokalizowania stalowej drzazgi w mojej głowie. Mamy zamiar za jej pomocą zajrzeć do głów Psychlosów. Jeśli coś w nich znajdziemy i jeśli któregoś z pozostałych przy życiu Psychlosów da się zoperować, to wówczas będziemy mieli kogoś, kto pomoże nam odbudować urządzenie teleportacyjne. Będziemy mogli wysłać w przestrzeń rejestratory obrazów i zobaczyć, co się dzieje na Psychlo. Będziemy też mogli przyjrzeć się tym innym cywilizacjom. W tej chwili jesteśmy jakby zawieszeni w chmurach, mając do wyboru tylko jeden kierunek: w dół. Bez minimum wiedzy na ten temat jesteśmy - jak sądzę - skazani na zgubę. iedzeniu przeze mnie pewnych słów? Przesłuchałem dyski z nagraną całą naszą rozmową. Naciskałem braci Chamco, aby przyśpieszyli prace nad odbudową urządzenia teleportacyjnego frachtu, a oni zaczęli się nie wiadomo dlaczego denerwować i wtedy ja wypowiedziałem następujące słowa: "Gdybyście mi wytłumaczyli..." W tym momencie obaj wpadli w szał i zaatakowali mnie.- Może oni ukrywali po prostu posiadane informacje - zauważył Robert Lis. - Oni... ej pięćdziesięciu ludzi, w tym zaledwie czterech czy pięciu pilotów, oraz jedna bateria przeciw, lotnicza, której już nie udało się zniszczyć atakującego kopalnię samolotu bojowego, miały bronić całej planety. Śmieszne! Ale było to lepsze niż nic. Przynajmniej do obrony lokalnej. torturowania. Owszem, Terl nie tylko wiedział o wszystkim, ale sam osobiście organizował ich transport tutaj. sychlos może go wyprowadzić w pole. Nie miał do niego zaufania. sobie, że mówiono o Zbójach, iż są ludożercami, przez co zmniejszył się handel wymienny z kopalniami w ciągu ostatnich wieków. Powiedział więc surowo: - Nie może być takiej klauzuli! ział. - Jest to zadrukowane tylko po jednej stronie i ja myśleć, że one móc być sfałszowane! Zaatakował ich nawet bez salutu, skosił wszystkich. A potem ukradł ich ciała i ciężarówkę z towarami wymiennymi.- Gdzie? ób wizytacji plemion! Tak, to było prawdopodobne. Terl wiedział, że sam na pewno wizytowałby plemiona właśnie w taki sposób. No cóż, Staffor będzie bardzo uszczęśliwiony, gdy się o tym dowie! Zwierzak nie znajdował się tam, gdzie być powinien, i napadał na pokojowe plemiona. Staffor był bardzo zdolnym uczniem w polityce. Teraz zrobi z niego bardzo zdolnego ucznia w sztuce wojennej w bezgłośny sposób, gdyż była to jedyna możliwość. karykaturę głowy człowieka. Nie wyglądały na kości, dopóki się ich nie dotknęło. ść rolki. Po jednej stronie biegły wijące się linie analizy metalu. Zostawił jednak na zewnątrz książkę Psychlosów zawierającą kody analizy i używaną do analizy zapisów przekazywanych przez bezpilotowe samoloty zwiadowcze w czasie lotów poszukiwawczych rudy. W pomieszczeniu było chłodno, wilgotno i smrodliwie, a on niezbyt lubił tego rodzaju zajęcie, choć było ono konieczne. Skorzystał więc z okazji i wyszedł, by zajrzeć do książki. z zawijasów w książce prawie pasował: miedź! Gdyby teraz udało mu się znaleźć ten mały zawijas końcowy... jest tutaj: cyna. Nałożył na siebie obydwa zawijasy. Wydawało się, że pasują. Miedź i cyna? Pozostawał jeszcze jeden maleńki zawijas. Szukał w książce czegoś podobnego. Wreszcie znalazł: ołów. Głównie miedź, trochę cyny i troszeczkę ołowiu! Nałożył wszystkie wzorce na siebie. Teraz pasowało. Była jeszcze jedna bardzo gruba księga kodów zatytułowana: "Rudy złożone dla analizy wyników zwiadu powietrznego", ale ponieważ zawierała ponad dziesięć tysięcy kodów, więc do niej dotąd nawet nie zaglądał. Teraz jednak szukanie w niej właściwego wzorca nie było już zbyt trudne. Odszukał najpierw tytuł "Stopy miedzi", potem podtytuł "Stopy cyny", a w końcu tytuł "Stopy ołowiu" i znalazł swój zestaw
zawijasów. Ale nie tylko to. Porównując wzajemne wariacje zawijasów, stwierdził, że analiza składników "projedenaście" (Psychlosi używali systemu jedenastkowego) wykazywała pięć części miedzi, cztery części cyny i dwie ołowiu. ięty kwit wypłaty. - Tu jest napisane, że Towarzystwo wypłacało mu zarobki żon w "domu" Towarzystwa. Jest po prostu ciałem stałym. Zwykły kawałek metalu. sznurka. Skończywszy to, wstał i nacisnął wyłącznik aparatu puszczający elektryczność wzdłuż przewodu. z któregokolwiek z tych potworów. Ale mogę wyrazić całkiem dobre przypuszczenie na temat jego roli. Mamucią głowę drugiego Psychlosa położył na płycie analizatora. Był on już nastawiony na właściwą wiązkę promieniowania. Zaglądali teraz do martwego mózgu Psychlosa, który nazywał się Blo. Jonnie, który był coraz bardziej przygnębiony, nagle się uśmiechnął. mi w książce kodów.
Rozdział 19 zeń kapitolu, awanturując się i kłócąc z nim, Starszym Członkiem Rady Planety. Sprzeciwiając się jego posunięciom. Ten czarny facet z Afryki! Ta żółta kreatura z Azji! Ten brązowy idiota z Ameryki Południowej! Ten tępy, byczo głowy brutal z Europy! Och, och, och i OCH! Czyżby nie zdawali sobie sprawy z tego, że robił wszystko, co było możliwe, dla dobra człowieka? I czyż on, Brown Kulas Staffor, od momentu przybycia Zbójów reprezentujący pięć plemion nie był teraz rzeczywiście Starszym Burmistrzem Ameryki? pensje Zbójów. Twierdził, że sto kredytów dziennie na głowę to za dużo, że nawet członkowie Rady otrzymywali tylko pięć kredytów dziennie i że jeśli zaczną wydawać kredyty w taki sposób, to staną się one bezwartościowe. Awanturowali się i awanturowali, podnosząc własne i nieistotne problemy. nie kończącym się sporom i sprzeciwom, przypomniał sobie rozmowę - czysto towarzyską - którą przeprowadził z tym przyjaznym stworzeniem Terlem. Jej tematem był szantaż. Jeśli miało się na kogoś jakiegoś haka, można go było zmusić do postępowania według swojej woli. Mądra filozofia. Brown Kulas pojął to od razu. Miał nadzieję, że Terl uważa go za zdolnego ucznia, ponieważ był bardzo rad z jego przyjaźni i pomocy. Na pewno jednak nie miał żadnych haków na tę Radę. Próbował wymyślić jakiś sposób, by skłonić ich do wybrania go na jedynego władcę całej planety. Nie mógł jednak wpaść na żaden pomysł, więc zaczął myśleć o innych rzeczach, o których mówił mu Terl: dobre, praktyczne rady. Coś na temat tego, że dobrze jest uchwalić jakieś prawo, a potem aresztować osoby je naruszające lub wykorzystać takie naruszenie do szantażu. Coś w tym rodzaju. lni. ał mu szeptem, że ujawnił rażący skandal w Radzie. Każdego z pozostałych czterech Starszych Burmistrzów brał na stronę i pokazywał mu pewne nagrania z rejestratora obrazów, wykazując, że ich niemoralne zachowanie było jawnym pogwałceniem praw, które sami ustanowili. Każdy z nich oglądał siebie w perwersyjnej sytuacji, z czterema naraz kobietami Zbójów. Przyznali więc ze wstydem, że są zakałą rządu. (Lars miał sporo kłopotu ze znalezieniem słowa "wstyd" w słowniku języka psychlo, ale w końcu je odkrył w sekcji słów archaicznych, jako stare słowo Hocknerów, zdezaktualizowane). plemienia są tu na miejscu. A zdjęcia z rejestratora obrazów na temat zasadzki co noc pokazywane są w Akademii. Lars porobił kopie. całym słowniku, wertując go tam i z powrotem. lerze! tej planecie. Ale było to olśniewające. skończył mu się zapas gazu w naboju i zyskał na czasie podczas kolejnej wymiany. W niektórych przypadkach można było planetę spisać na straty. Towarzystwo nigdy nie sprzedawało planet. Gdy jakąś planetę opuszczano, po prostu niszczono ją doszczętnie. Terl więc w duchu zadecydował, że zniszczy tę planetę. Stał już na twardym gruncie. Wziął się w garść. Każdy rachunek sprzedaży który podpisze, i tak zamieni się w popiół, jeśli zniszczy planetę. Świetnie! Jakiekolwiek przeciwdziałanie ze strony Towarzystwa zajmie ze dwa lata. Miał więc mnóstwo czasu. Tak, mógł bezpiecznie podpisać fałszywy rachunek sprzedaży. z chwilą, gdy on się o tym dowie, natychmiast się tu zjawi, a wtedy go dostaniesz! ływać, gdyż cypel przecinała droga po drugiej stronie i schodziła w dół w kierunku plaży. Nie, nie popływać. Psychlosi nie lubili pływać. Może więc pływali łodziami? W jakiejś książce, pamięta, przeczytał, że kiedyś rejon jeziora był najgęściej zaludnionym obszarem kontynentu. Żyło tu kilka milionów ludzi. Psychlosi
musieli doszczętnie zniszczyć wszelkie oznaki życia, nie pozostawiając nawet śladów pól czy chat, nie mówiąc już o ludziach. ć te przedmioty, nie powodując śmierci Psychlosów - na wypadek gdyby choć jednego z pozostałych trzech udało się utrzymać przy życiu. Dwóch z nich miało w głowach po dwa takie przedmioty. Może nawet poczuliby ulgę, gdyby doktor wyjął im, te ohydne rzeczy! alona. Od czasu pracy na złożu nie dbał już tak o pełne podobieństwo i dół brody przystrzygł na kwadratowo. przez szkło wizjera i na ekranach odwzorowania! No i bang! Uderzył w niego... ale już go tam nie było. żyłem żadnych innych szkód ani wrogich wojsk, więc wylądowałem w pobliżu domu. Wyszła z niego stara kobieta mocno zdziwiona z powodu dwóch gości z nieba jednego dnia, podczas gdy zazwyczaj nie widywała nikogo miesiącami. Zaprosiła mnie na ziołową herbatę i pokazała nowy błyszczący scyzoryk. przypadkiem jakichś gazet. Oczywiście nie miała i nigdy nie widziała żadnej gazety. Niewielu ludzi widziało gazety. Wtedy zapytał, czy nie ma jakichś książek historycznych. Była bardzo zawiedziona, że musiała mu powiedzieć, iż słyszała o książkach, ale sama żadnej nie ma. Niewielki szary człowiek najwidoczniej pomyślał, że go nie zrozumiała, więc zaczął mocno gestykulować, by pokazać, że chce czegoś, co jest wydrukowane na papierze. Starała się więc spełnić jego prośbę. Przypomniała sobie, że ktoś kupił od niej trochę wełny i dał jej w zamian parę nowych kredytów. I wyjaśnił, do czego służą. Kera - dodał. - Ker powiedział, że mam go nie wypuszczać z rąk i doręczyć tylko tobie. Mam w stosunku do Kera zobowiązania, a on powiedział, że jeśli nie dostaniesz listu, to cały szyb się zawali. Do ciebie, który będziesz wiedział. nież wpadł na to i powiedział im tuż przed półrocznym odpaleniem, a potem wleciał do szybu, więc wierzą w to. Nie mają więc zamiaru robienia czegokolwiek, wiesz dla kogo, i nie chcą mieć nic wspólnego ze starym biurem, wiesz kogo, ponieważ wszyscy Psychlosi mają teraz pewność, że wiesz, kto chciał ich zniszczyć. Tak czy owak wszystkie pompy gazu do oddychania i układy krążenia w tej części bazy są rozniesione w strzępy, o czym obaj dobrze wiemy, i zanim ktokolwiek będzie mógł pracować tam bez maski, to trzeba je naprawić. Otóż ten zwariowany idiota, ten największy pilot bojowy w całym wszechświecie, który nigdy nie był w żadnym boju i złamał sobie kark, i nie mogliśmy go szkolić, przyszedł do mnie z tą sprawą, a ja powiedziałem, owszem, mogę doprowadzić do porządku biuro, wiesz kogo, ale będę potrzebował różnych części zamiennych, być może nawet z innych kopalni, ponieważ pompa gazu do oddychania jest mocno zniszczona. A on powiedział, że było to polecenie Rady i może zapewnić mnie, że dostanę wszystko, co będzie potrzebne. A więc wykonałem bardzo pomysłowy projekt remontu, który wymaga mnóstwa części zamiennych i odwlekam go, na ile się tylko da. Dowiedziałem się, że, wiesz kto, w Radzie powiedział, iż było to tajne i bardzo pilne, więc zamierzają mnie poganiać, żebym prędko to zrobił, za co dostanę ekstra zapłatę. Ha. Ha. Tak więc zwlekam z tym, ale jak sam mówiłeś, lepiej byłoby, żebyś tu przybył, ponieważ oświadczyłem im, że będę potrzebował pomocników, ale nie używaj swego nazwiska, aby nie mieć nic do czynienia, wiesz z kim, a zdajesz sobie sprawę z tego, kto jest odpowiednikiem trującego gazu w szybie. No i masz, teraz wiesz wszystko, a ja prawie nadwerężyłem sobie łapę pisaniem i bolą mnie uszy od nadsłuchiwania, czy ktoś nie nadchodzi. Będę odwlekał pracę i szukał niepotrzebnych części zamiennych tak długo, jak tylko będę mógł, ponieważ układ krążenia gazu do oddychania, który na pewno był już zniszczony, teraz jest zniszczony jeszcze bardziej. Ha. Ha. Ten list może kosztować mnie trzymiesięczną zapłatę. Ha. Ha. Będziesz więc mi ją dłużny, jeśli mnie na tym nakryją. Ha. Ha. chlosów i stanął obok niego. Tropikalne słońce opaliło ostatnio Jonnie'ego i różnica w odcieniach ich skóry nie była teraz taka wielka. Broda Stormalonga była trochę ciemniejsza: trochę barwnika orzechowego to wyrówna. Na twarzy Jonnie'ego była nowa, dobrze już zagojona blizna: nic nie można było na to poradzić, więc miał nadzieję, że ludzie będą myśleć, iż Stormalong miał jakiś wypadek. Tak, mógł nałożyć na to bandaż. Ach, kwadratowe przycięcie brody u dołu: to właśnie powodowało różnicę. Sięgnął do torby z narzędziami, którą Angus zawsze miał przy sobie, wyciągnął ostre nożyce do cięcia drutu i zaczął przystrzygać swą brodę dokładnie tak samo, jak wyglądała broda Stormalonga. Gdy skończył, zamienił się z nim ubraniami. Trochę teraz orzechowego barwnika na brodę... dobrze. Popatrzy na swoje odbicie w lustrze. Jeszcze kawałek bandaża. Doskonale. Mógł uchodzić za Stormalonga. Olbrzymie, staromodne gogle, biały szalik i
skórzany mundur lotniczy... Żeby tylko nie zdradził go inny akcent. Kazał więc Stormalongowi powiedzieć kilka słów, a potem je powtórzył. W wymowie Stormalonga nie było szkockiego gardłowego "r". Czyżby szkocki uniwersytet? Trochę miękka wymowa? Spróbował mówić tak samo. Owszem, jego głos mógł naśladować brzmienie głosu Stormalonga. ! To samo zrób w rejonie rozmieszczenia broni taktycznych i jądrowych położonym o trzydzieści mil na północ! Odizoluj go! Zabezpiecz każdy karabin, który nie jest używany przez Szkotów! Zrozumiałeś? ów, by dojrzeć, o czym mówi. więc poszli do samolotu. Był ustawiony na wózku transportowi rm tuż przy otwartych drzwiach hangaru. Stormalong wraz z kopilotem stał przy samolocie. uk pioruna i oślepiający błysk wyładowania elektrycznego. Było jeszcze ciemno, gdy wylądowali w starej Akademii. Nikt nie oświetlił im pasa startowego, gdyż nie było to lotnisko operacyjne, więc wylądowali niepostrzeżenie, posługując się tylko przyrządami pokładowymi i ekranami odwzorowania. Dyżurny kadet mocno spał, więc musieli go obudzić, by wciągnął ich nazwiska do księgi lotów: "Stormalong Stam Stavenger, pilot, i Darf McNulty, kopilot, wracający z Europy, treningowy samolot bojowy numer 86290567918. Żadnych kłopotów, żadnych komentarzy" - zapisał dyżurny kadet. Nie zadbał jednak, by się podpisali. Jonnie nie wiedział, gdzie Stormalong i Darf mieszkali. Zapomniał o to zapytać. Stormalong prawdopodobnie mieszkał w pomieszczeniach przeznaczonych dla starszego personelu instruktorskiego. A Darf...? Myślał szybko. "Darf" trzymał w jednej ręce pakunek z żywnością, a w drugiej zestaw narzędzi. Jonnie nagle sięgnął po pakunek z żywnością i zestaw narzędzi i podał je kadetowi. r zaprotestować. ń sypialnych. Nie tylko tobie, ale i mnie też, jeśli nas złapią. Ostrożność - to nasze hasło. Czy masz może kryminalną przeszłość? Nie? No cóż, to będziesz ją miał, jak cię załatwią. Dobrze się składa, że jesteś w rękach prawdziwego kryminalisty, czyli mnie! Kto przybył z tobą? Kto jest teraz "Darfem"? o raz pierwszy w życiu mam przyjaciół. 7 Dotarli do pojazdu bez żadnych kłopotów poza paroma uwagami mijających ich kadetów na temat bandaża na twarzy Jonnie'ego. rędkość pojazdu do stu pięćdziesięciu. Po tej wyboistej drodze? Angus zamknął oczy, by nie widzieć śmigających pod nimi głazów i krzaków. Myślałem, że najpierw mieliśmy iść do jego biura. ontynuowali swe zajęcie. Angus stał się świetnym ekspertem w dostrajaniu tych maszyn i teraz manipulował pokrętłami, ustalając różne głębokości pomiaru i odległości ześrodkowania promieni. Kier stojący w niewygodnej pozycji zaczął się skarżyć na bóle pleców. Ale go uciszyli niecierpliwie. Leżącą na płycie głowę Kera obracali na wszystkie strony. W końcu, po trzydziestu pięciu pełnych potu minutach, pozwolili mu się podnieść. Przez dobrą chwilę Ker masował sobie zesztywniałą szyję i próbował wyprostować plecy. krywają się zbiegli niewolnicy. Nikt nie jest w stanie ich tam wytropić. Znalazłem się wśród nich. Może dlatego w każdej kopalni czuję się jak w domu. Niewolnicy wywodzą się z rasy Balfanów i mają niebieski odcień skóry. Mogą oddychać gazem tworzącym atmosferę Psychlo, więc nie muszą nosić masek. Być może myśleli, że będzie im potrzebny własny Psychlos do podkładania bomblub coś w tym rodzaju. W każdym razie wychowali mnie i nauczyli, jak kraść dla nich różne rzeczy. Mogłem wślizgiwać się do małych pomieszczeń, ponieważ byłem niski. Gdy miałem osiem lat, agent Imperialnego Biura Śledczego o nazwisku Jayed przeniknął do grupy z zadaniem prowokowania do popełnienia przestępstwa, aby można było ich aresztować. Po jakimś czasie Biuro zorganizowało najazd na podziemia. zakresie różnych przestępstw. Gdy miałem piętnaście lat, w kopalniach wybuchła zaraza i wielu strażników umarło, a ponieważ ja nie miałem kajdan, więc mogłem uciec. W owym czasie już dobrze znałem złodziejski fach, choć piętnaście lat to całkiem młody wiek jak na Psychlosa. Będąc niewielkiego wzrostu, łatwo mogłem prześlizgiwać się przez okienka i przewody wentylacyjne, których nikt ani myślał okratować, i w ten sposób zdobyłem sporo gotówki. Kupiłem sobie fałszywe papiery identyfikacyjne, przekupiłem urzędnika
personalnego w Intergalaktycznym Towarzystwie Górniczym i zostałem zatrudniony jako górnik szybowy, gdyż mogłem dostawać się i wydostawać z najmniejszych nawet szybów. e miał pojęcia, że w czaszkach Psychlosów umieszczone są jakieś mechanizmy i prawdopodobnie niewielu Psychlosów o nich wiedziało. 8 prawdźmy, czy będzie pasowała. porozrzucane papiery. ędzie miał władzę nad całą tą częścią bazy, to na pewno będzie na ciebie wściekły, jeśli klucze się nie znajdą! tóre Ker włożył mu w dłoń.
Rozdział 20 światami i będą mogli bronić się na Ziemi. Jonnie'ego, gdyby go rozpoznali lub dowiedzieli się, co zamierza zrobić. Robert Lis określił to jako zwariowane, beznadziejne i nieuzasadnione ryzyko. Ale Angus był innego zdania. To był przejaw odwagi, jakiej nigdy jeszcze nie widział. lujących. Była to prostokątna skrzynka z wystającą anteną, na której szczycie umieszczony był tarczowy kielich. Na skrzynce było dużo wyłączników dla różnych częstotliwości oraz kuliste światełka i brzęczyki. Jonnie nie tracił czasu, gdy terminował w warsztacie elektronicznym. Wiedział więc teraz, że żadna fala, którą sonda mogłaby wykryć, nie przejdzie przez ołów lub stop ołowiany. Normalnie nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ żadne urządzenie inwigilujące również nie mogło przebić się przez ołów. Po cóż przeto wykrywać je, jeśli pokryte ołowiem nie będzie już żadnym urządzeniem inwigilującym? yż polegało na odpowiedniej adaptacji listków przysłon tęczówkowych wymontowanych z lunet lotniczych. Były to małe urządzenia, które automatycznie regulowały natężenie przepuszczanego światła. Swoje koncentrycznie ułożone listki mogły szeroko otwierać lub szczelnie zamykać. Musieli powyjmować wszystkie listki z przysłon, nałożyć na nie molekularną warstwę ołowiu i zmontować je w taki sposób, by nie tylko otwierały i zamykały przysłonę, ale by robiły to niezawodnie. W tego rodzaju pracach Angus był najlepszy. Wszystkie pokryte ołowiem przysłony umieścili w pierścieniach ściągających i zainstalowali w nich mikroprzekaźniki uaktywniające. w Akademii, woleli przespać się w starej kwaterze Chara. Ker zaś miał zamiar pojechać do Akademii, skombinować im coś do jedzenia i przywieźć jakieś ubrania robocze. Dunneldeen powinien już tam być, więc Jonnie miał dla niego wiadomość na temat Psychlosów. Napisał ją na maszynie do pisania należącej do Chirk: których nie miał zamiaru zabierać ze sobą na Psychlo. Wśród nich znalazła się książka dla dzieci pod tytułem: "Historia Psychlo", pochodząca być może ze szkolnych dni Chara, ponieważ na odwrocie okładki było nagryzmolone: "Książka Chara. Ukradłeś ją, więc oddaj z powrotem!", a pod tym jeszcze: "Albo cię poszarpię pazurami!" No cóż, Char już nikogo teraz nie poszarpie pazurami. Od dłuższego czasu był martwy. rasznie gorąco musiało być w tych kopalniach! Mogły je eksploatować tylko maszyny, a nie żywe istoty. Labirynt pod miastem był tak obszerny, że od czasu do czasu jakieś budynki zapadały się pod powierzchnię. cza płytę z nagraniem stukania młotów. Ten rodzaj pracy bowiem, który właśnie wykonywali, nie miał nic wspólnego z odgłosami pracy nad przewodami. Musieli teraz porozmieszczać "oczy" i przekaźniki obrazów w taki sposób, żeby nie można ich było ani dostrzec, ani wykryć. Wzięli się za pokrytą ołowiowym szkłem kopułę i zaczęli w niej wiercić "dziury od kul". Sam szczyt kopuły był znacznie mocniej zabarwiony niż jej boki, więc detektory (czytniki, jak je zwał Ker) musiały być umieszczone dość wysoko. "Dziury od kul" trzeba było otoczyć koncentrycznie rozłożonymi włoskowatymi pęknięciami, by wyglądały tak, jakby zrobiły je prawdziwe kule. Na wszelki wypadek zrobili parę dziur w innych kopułach i nie załatali ich, chcąc sprawić wrażenie, że wszystkie kopuły były przestrzelone, nie tylko kopuła nad kwaterą Terla. Umieścili w dziurach czytniki i przekaźniki, a potem załatali dziury pęcherzowatymi tamponami ze szkła przepuszczającego promienie tylko w jedną stronę. "Pęknięcia" posmarowali klejem do szkła. Każdy czytnik był umieszczony w malutkim pudełku z ołowiu, a z przodu zakryty powleczoną ołowiem przysłoną tęczówkową. Wyglądało to tak, jakby jakiś beztroski robotnik łatał dziury byle jak i niechlujnie. Każdy z czytników był zogniskowany na innej części strefy roboczej obu pokojów biura.
Gdy skończyli montowanie czytników w kopule, było już późne popołudnie. Przeprowadzili sprawdzian z sondą i odbiornikami. Czytniki stawały się ślepe i niewykrywalne, gdy sonda została włączona, natomiast wszystkie świetnie czytały po jej wyłączeniu. Zrobili krótką przerwę na lunch. ezczelny! - oświadczył Lars, kipiąc ze złości. Dałeś mi pełną garść rupieci pokrytych pyłem radioaktywnym! Wpędziłeś mnie w kłopoty! Kiedy dzisiaj rano pokazywałem je Terlowi, zaczęły wybuchać, gdy tylko zbliżył je do maski gazowej! Wiedziałeś, że tak się stanie! Terl o mało mnie nie pogryzł! W porządku! - warknął Ker. - Wleciały tu przez kopułę. Odszukamy je. Wszystkie. Nie podniecaj się tak. w gazu do oddychania i zaczęli naprawdę hałasować młotami. Chodziło o to, aby zakryte ołowianą przysłoną czytniki umieścić we wlotowych i wylotowych kanałach gazu w taki sposób, żeby nie można ich było dojrzeć, ale żeby one same - z ciemnej głębi kanałów - miały widok na określoną część pomieszczeń roboczych. Na szczęście Ker, mimo że był karłem, mógł zwinąć łapami kawał metalowej płyty, jakby to był papier. Wloty i wyloty przewodów gazowych do każdego pokoju zostały przez Kera umocowane w taki sposób, aby wydawało się, że są rozklekotane. Gdy się ich dotykało, to wydawało się, że zaraz wypadną ze ściany. Ale w rzeczywistości wszystkie spawy były opancerzone. zakres. Ponieważ Psychlosi nie używali na Ziemi fal gruntowych, więc trzeba było szybko zbudować konwertor przekształcający fale radiowe w fale gruntowe. y zarówno twoich pomysłów, jak i twojej zręczności. Reszta pracy teraz to po prostu kaszka z mlekiem służąca do oszukania Terla i wprowadzenia go na fałszywe tropy. Każda minuta spędzona przez ciebie tutaj to o minutę za długo. 3 rzechylać się na jego stronę, kiedy o trzeciej nad ranem wyjął z maszyny dekodującej zdjęcie wykonane z bezpilotowego samolotu. Maszyny te sprawiały mu wiele kłopotu. Od czasu, jak zainstalowano je w Kapitolu, irytowały go, gdy nie chciały wypluć z siebie tego, czego akurat potrzebował. Ale przeglądał z uporem zgromadzone w pojemniku dane zwiadowcze z samolotów lecących z kierunku Szkocji. O tej porze nie było pilota, który zazwyczaj kierował lotem bezpilotowego samolotu zwiadowczego i obsługiwał te maszyny. Przykra sprawa. oży, którą tak długo nosił. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Stormalong owi ja szyję szalikiem. Nigdy przedtem tego nie robił. I dopiero przed chwilą wszystko nagle stało się jasne jak słońce! On zakrywa te szramy! Tyler jest w bazie. I udaje Stormalonga! W ten sposób nie będzie żadnych wrzasków oburzenia i nikt nie zwali za to winy na Browna Kulasa. Starszy Burmistrz Planety nie był zupełnie pewien, czy to był jego pomysł czy też Terla. Ale mniejsza o to, była to olśniewająca myśl polityczna. Państwo i naród muszą być uwolnione od tej zakały, od tego arcykryminalnego Tylera, i trzeba to zrobić przy minimalnych reperkusjach w stosunku do władzy politycznej. Brown Kulas wyczytał także gdzieś, że cel uświęca środki, co - jak mu się wydawało - stanowiło zdrową podstawę każdej polityki. Brown Kulas uświadomił sobie, gdy tak o tym myślał, że stawał się mężem stanu, którego można było porównać z największymi postaciami historycznymi starożytnych ludzi. absolutnie dopuścić do tego, żeby ktokolwiek zaalarmował kadetów lub Rosjan, którzy mieli w swych rękach stary grobowiec. a była tylko godzina, by zakończyć pracę w biurze. Musi zatrzymać te kreatury tutaj przez godzinę. Nagle uświadomił sobie, że Lars wraz z tymi dwoma Zbójami zdążył już przeszukać pokój. Gdy Jonnie prosił Kera o przywiezienie ubrań roboczych, ten po prostu zgarnął do kupy całe wyposażenie Stormalonga. Leżało ono obok łóżka w należytym porządku. Teraz jednak było porozrzucane dookoła i dokładnie przeszukane. Pakunki z żywnością zarówno z Afryki, jak i z Akademii też były splądrowane. Znajdujący się za nim Zbój, upewniwszy się spojrzeniem, że jego akcja będzie ochraniana, błyskawicznym ruchem wyciągnął miotacz zza pasa Jonnie'ego. i. Mruczał do siebie: "Czy to będzie dobre?" lub "A jak to wygląda?" odą i zaczął wycierać ciało, na co Zbóje patrzyli z wyraźnym rozbawieniem. Nigdy nie widzieli ani nawet nie słyszeli, by ktokolwiek się kiedyś kąpał. Szkoda, że nic o nim wcześniej nie wiedziałem - rzekł Jonnie. - Czy on rzeczywiście był takim wielkim wodzem? ja mógłbym ci je czytać. Ile jest tych książek? Trzeba by mieć cały tydzień, by
je wszystkie przeczytać, ale najpierw trzeba zapoznać się z książką pod tytułem "Mein Kampf", która przedstawia w ogólnym zarysie przeznaczenie rasy. Widzisz, w rzeczywistości istnieją nadludzie i tylko zwyczajni ludzie. Aby zostać nadczłowiekiem, trzeba studiować i dobrze poznać religijną wiarę faszyzmu.- Czy czcili jakiegoś boga? - zapytał Jonnie. zrobił to Hitler. Wiesz, to może dziwne, ale moja matka zawsze mówiła, że bardzo przypominam... cze, w jaki sposób sam wydostanie się z tego kłopotliwego położenia. Intrygowało go trochę, dlaczego tamci dwaj odjechali. Czyżby nie zauważyli, że samolot bojowy, którym miał odlecieć, stoi przed hangarem? Ale był zadowolony, że udało się im stąd wydostać. ym wejściem do Kapitolu. Nie było tam żywej duszy. Nie było również nikogo w korytarzu. Lars już zadbał o to. Popchnięto go w kierunku drzwi. Niewidoczni w cieniu Zbóje trzymali wycelowane w niego automaty. Jeszcze dwóch znajdowało się w sali sądu z odbezpieczonymi i gotowymi do strzału Thompsonami. ę formalny proces. Ale jako zbrodniarz i kryminalista masz prawo wysłuchać oskarżeń, abyś mógł sobie zorganizować obronę w czasie procesu. A teraz słuchaj i słuchaj! Jesteś oskarżony o popełnienie morderstwa pierwszego stopnia, którego ofiarą padli bracia Chamco, lojalni pracownicy państwa, zbrodniczo zaatakowani z intencją zabicia ich, którzy następnie popełnili śmierć samobójczą z powodu bólu z odniesionych ran. O porwanie pierwszego stopnia, którego rzeczony Tyler dokonał na osobach dwóch Koordynatorów wypełniających swe obowiązki jako agenci Rady, przez napadnięcie ich i zbrodnicze uwięzienie. O morderstwa i zbrodniczy napad na pokojowe i nieszkodliwe plemię zwane Zbójami, włączając w to rzeź połowy jednego z ich oddziałów. O masakrę konwoju złożonego z pokojowo nastawionych handlowców i złośliwe wybicie wszystkich - do ostatniego człowieka. o już wszystko, co byłeś w stanie wnieść na wokandę? - zauważył ironicznie Jonnie. - Nic na temat kradzieży mleka niemowlętom? Jestem zaskoczony. niczo i złośliwie zniszczył, Tyler! się zatankowany paliwem samolot bojowy. rowna Kulasa. Będzie im służył ze wszystkich sił, nie bacząc na trud i znój. ielami byli przybysze z innych okolic, a klientami ludzie z całego świata odbywający pielgrzymkę do bazy. Towarami były w nich rzeczy bądź znalezione w ruinach i zreperowane, bądź też stanowiące wyrób miejscowych plemion. Ubrania, obuwie, materiały, biżuteria, naczynia domowe, pamiątki i różne zabytkowe rzeczy - wszystko to stanowiło główną masę towarową. Ponieważ do zaplanowanej godziny odlotu, który miał się odbyć dopiero wieczorem z polowego lotniska przy Akademii, pozostało jeszcze dużo czasu, więc Rosjanie nie lubiący bezczynnego siedzenia na trawie i wyczekiwania zdecydowali, że przeznaczą trochę czasu na robienie zakupów w Denver. icji" stanowił przestępstwo. Nikt naprawdę nie wiedział, co znaczyło słowo "policja", ale wszyscy doszli do wniosku, że było to coś bardzo niedobrego. Stary Szwajcar postanowił więc wyjechać z Denver i dlatego wyprzedawał towary po bardzo niskich cenach. dy zobaczył wyraz rozczarowania na twarzy Bittie'ego, sprzedał mu świeżo wypolerowany medalion wraz z wygrawerowanym napisem za cztery kredyty, dodając jeszcze specjalne pudełeczko, i elegancko wszystko opakował. Bittie był w wielkiej rozterce, gdy dano mu kartkę, by napisał, co chce mieć wygrawerowane na odwrotnej stronie medalionika. Jonnie mówił mu, że są jeszcze za młodzi, by się pobrać z Pattie, i to była prawda. Nie mógł więc wygrawerować napisu: "Mojej przyszłej żonie", bo ludzie mogliby go wyśmiać, a tu nic nie było do śmiechu. Nie chciał też napisu: "Kochanej Pattie od Bittie'ego", jak sugerował stary Szwajcar. Z Rosjanina w ogóle nie było żadnej pociechy. Wreszcie wymyślił właściwy napis: "Dla mojej pięknej damy Pattie, Bittie". Ale stary Szwajcar powiedział mu, że napis jest zbyt długi i nie zmieści się na odwrocie. Tak więc ostatecznie wrócił do napisu: "Pattie, mojej przyszłej żonie". Stary Szwajcar policzył litery i oświadczył, że może to wygrawerować. Bittie nie był z tego napisu zbyt zadowolony, gdyż ludzie mogliby się śmiać z niego, ale nie potrafił wymyślić nic lepszego, a stary Szwajcar już uruchomił maszynę i zaczął grawerować. Wszystko to razem zabrało sporo czasu i Bittie zaczął się trochę denerwować. Mógłby spóźnić się na spotkanie z Rosjanami, a w końcu konie Jonnie'ego były jego sprawą jako giermka i po to przecież przybył do Ameryki. Przestępował więc z nogi na nogę i ponaglał wszystkich do pośpiechu. W końcu stary Szwajcar skończył grawerkę i włożył medalionik do ładnego pudełeczka, które owinął kawałkiem starego papieru, a Rosjanin wybrał ostatecznie wszystkie rzeczy, które chciał kupić, i uregulował należność. Ruszyli pośpiesznie do pojazdów. y w
olbrzymim fotelu pasażerskim Psychlosów, zamknął okno, aby do wnętrza nie wdzierał się chłodny wiatr i zeschłe liście. Czekał, niecierpliwie kręcąc w ręku swoją nową szpicrutę i wyglądając przez okno, na resztę Rosjan. Ze swego miejsca miał także widok na boczne wejście do Kapitolu. Parkował tam wielki pojazd dowódczy z zaciemnionymi szybami. - Potem również wsiadł do pojazdu, który ruszył w drogę. y tamten zrozumiał, że ma odszukać innych i powiedzieć im, żeby natychmiast za nimi podążali. Wcale nie był pewny, czy Amir go zrozumiał, bo miał zakłopotaną minę, ale wystarczyło to, by przekonać Dmitrija, że teraz mogli już bez przeszkód podążyć za tamtym pojazdem. Wrócili więc do ciężarówki. Rosjanin uruchomił silnik i z hukiem wyjechali z miasta, zamierzając dogonić pojazd, do którego wsiadł Jonnie. Lars Thorenson zadbał o wszelkie środki ostrożności. Opracował je bardzo starannie. Miało nie być ani publicznego pokazywania broni, ani straży, by nie spowodować żadnego alarmu i by żaden z otumanionych przyjaciół tego zbrodniarza nie starał się przyjść mu z pomocą, a jednocześnie ten Tyler przez cały czas miał się znajdować pod "opieką" po zęby uzbrojonej straży. Dlatego Lars zatrzymał strażników wewnątrz pojazdu, nie pozwolił innym Zbójom pokazywać się na korytarzach Kapitolu ani na ulicach i posłał informację do oddziału rozlokowanego w bazie, by się ukrył i nie używał broni, jeżeli nie zostanie zaatakowany. ataku Psychlosów. Strzelała zbyt ciężką - jak na pistolet maszynowy - amunicją, co powodowało gwałtowne podrywanie do góry lufy i zmuszało strzelającego do stosowania dużej siły nacisku w dół, by utrzymać lufę w poziomie. A pistolety trzymane w rękach Zbójów nie miały również "kompensatorów Cuttsa", które część energii wylotowej gazów wykorzystywały do kompensacji podrzutu. Miały natomiast bębnowe magazynki na sześćdziesiąt nabojów, a sprężyny podające w takich magazynkach były często słabe i zawodne w działaniu. Część starodawnej amunicji również nie odpalała i trzeba było znać pewien trik, by szybko przeładować pistolet i nadal strzelać z niego ogniem ciągłym. Jonnie znał to wszystko z praktyki, ponieważ bardzo dużo strzelał z Thompsonów, gdy Angus odkopał wyładowaną nimi ciężarówkę, na której przeleżały całe wieki, chronione przed korozją grubą warstwą smaru i doskonałą szczelnością skrzyń amunicyjnych. Ale czy Zbóje mieli o tym jakieś pojęcie? Prawdopodobnie wystrzelili tylko po parę serii i były to pierwsze strzały z broni palnej w ich życiu. Nieprawdopodobna i dlatego szybko odrzucona myśl przyszła mu do głowy, by zacząć z nimi rozmowę na temat tej broni, a potem wziąć jeden z pistoletów pod pozorem objaśnienia jego zalet i rozwalić te ich głupie łby. Jeżeli czegoś natychmiast nie wymyśli, będzie to jego ostatnia podróż w życiu. Było to widać w sposobie zachowania Larsa, w spojrzeniach, jakie rzucali na niego Zbóje. Byli bardzo pewni siebie. nie ze łbami zwróconymi w stronę wiejącego wiatru. A gdzie jest Tancerka? Zaraz ją dostrzegł. Stała dalej, na płaskowyżu i wydawało się, że ma nałożony na szyję postronek, co nie było niczym nadzwyczajnym. Ale nie miała łba zwróconego na zawietrzną. Co było tego przyczyną? A, pewnie postronek zaczepił się o jakieś skały. Zaraz za nią znajdował się wielki głaz, za którym zaczynał się teren bazy z mnóstwem miejsc do ukrycia się strzelców wyborowych. Jonnie uważnie obserwował teren przez szyby pojazdu. Co to było? Zasadzka? Tam gdzie należało się spodziewać posterunków kadetów, nie było widać żywego ducha. - na pewno by ją zaaprobowali. Pomimo świszczącego wiatru Jonnie usłyszał dudnienie ciężarówki. Spojrzał na północ. Pusta ciężarówka nadjeżdżała z dużą szybkością, ale nie widać było, kto siedział w kabinie. Za ciężarówką nie było widać żadnych innych pojazdów, aż po horyzont rozciągała się pusta równina. Usłyszał jeszcze jakieś dudnienie. Samolot? Spostrzegł go. Zbliżał się wolno ze wschodu. Był to bezpilotowy samolot zwiadowczy wykonujący bez końca miliony zdjęć. pioruna zagłuszył jego krzyk. Rosjanin miał kłopoty z poziomym ustawieniem ciężarówki, która przechyliła się na głazie. Ale i on otworzył teraz drzwi kabiny i zaczął wołać: gazynek. Ta małpa, która strzelała do Bittie'ego, musiała się skryć za wrakiem traktora. Jonnie zaczął strzelać w taki sposób, by pociski rykoszetowały na traktor. Poderwał się do biegu, ciągle strzelając. Oto i on! a gwałtownie się
skręciło. Głowa opadła do tyłu. W agonalnym spazmie wpił paznokcie w nadgarstek Jonnego. I skonał. e. - To ostatnia rzecz, jakiej bym pragnął. Bez wojny mamy przynajmniej jakieś szanse. ze niebezpieczeństwo: nie wiedzieli, co się stało z Psychlo, że we wszechświecie są jeszcze inne rasy, które nie wiadomo, jakie mają zamiary w stosunku do Ziemi. wielki i majestatyczny Szef Klanu Fearghusów wskoczył na mównicę, stanął obok Jonnie'ego i ryknął do tłumu: na rycerza delikatnym dotknięciem miecza. napis:Sir Bittie
Rozdział 21 Na biurku stała buteleczka z pigułkami przeciwko niestrawności. Jego praca miała też strony ujemne. Rozmaite poczęstunki. w tym również herbata, podrażniły mu żołądek. ierał takie elementy, które opierały się mistrzowskiej analizie matematycznej. Było wśród nich sporo takich, które mogły wywołać straszne spustoszenia. Przede wszystkim była burza z piorunami, która w niekorzystny sposób wpływała na jasność obrazu. a infrapromienny przekaźnik głosu, żeby nie wiadomo jak dokładnie go ogniskować, był mimo wszystko tylko zwykłym urządzeniem elektrycznym, nieodpornym na interferencję, więc odbiór był niewyraźny. Niewielki szary człowiek nie uważał siebie za technika; nie taka była tu jego rola. Ale i pokładowy technik nie potrafił sobie z tym poradzić. Jego zatroskanie powiększała jeszcze zwłoka w przekazywaniu wszelkich informacji do kompetentnych laboratoriów. Znajdował się w odległości około dwóch i pół miesiąca podróży od najbliższego z nich. ło... e dane! Kogo obchodzi, ile ma odpornych na wybuchy grodzi? "...pełen kontyngent piechoty kosmicznej, składający się z pięciuset dwudziestu czterech Tolnepów, sześćdziesięciu trzech członków załogi..." O mój Boże, czy ci komputerowi urzędnicy nie mogą pojąć, co jest ważne i jakie dane są naprawdę istotne? "...dowodzony przez komandora, który jest uprawniony do podejmowania określonych lokalnymi warunkami decyzji taktycznych, ale nie ma uprawnień do podejmowania decyzji strategicznych!" Tej informacji właśnie szukał niewielki szary człowiek. wać twych zamierzeń, pułkowniku, ale wydaje mi się, że byłoby to bardzo niewskazane. Och, no wie pan! - wykrzyknął Tolnep. - To obiecujące! mieć na względzie wyższe cele strategiczne. lanetę. Czy to rzeczywiście chodziło o tę planetę? Jeśli tak, to jak straszna czeka ją wojna! go się dowiedział, zwierzak został jeszcze w biurze, gdy pozostali dwaj już je opuścili. Zapewne wtedy przygotował tę pułapkę. Dziwił się, że zwierzak nie przyszedł do klatki i nie zabił również jego, kiedy wyrżnął całe komando. Była to już druga lub trzecia okazja do zabicia go, lecz zwierzak z niej nie skorzystał. Dziwne. Nienaturalne. Wykombinował więc, że zwierzak założywszy tę minę pułapkę - stwierdził, że to już wszystko, o co powinien zadbać. róbował go przesunąć. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest on przyspawany do podłogi. I to przyspawany pancernym spawem! Ho, ho! Ktoś chciał, by ten stół znajdował się dokładnie w tym miejscu! Aha, to dlatego zwierzak został dłużej w biurze. Biuro było naszpikowane "pluskwami". się z bliska wszystkim kanałom. Wprawdzie detektor niczego w nich nie wykrył, ale któż to wie, czy się nie myli? Gdy jednak niechcący oparł się o ramę kanału, ta zaczęła się chybotać. Dosyć takich numerów! Mógł napuścić powietrza do wnętrza. Tandetna robota. Ale czegóż to można było się spodziewa? włączył zasilacz i wkrótce wytropił rejestrator. Tuż za drzwiami garażu, przez które każdy mógł wejść i wyjść bez zbytniego zwracania na siebie uwagi i wymienić płytę. Głupi zwierzak! Wyłączył rejestrator i zabrał go ze sobą. Któż by się przejmował rejestratorami? Były teraz ślepe, ponieważ nie było żadnych "pluskiew", skąd mogłyby rejestrować dane. piej byłoby, gdyby zabrał się do roboty. że spełniały one również funkcje obronne. Ze starych podręczników Psychlosów dowiedział się, że w przypadku ataku na centralną bazę w pobliżu Denver, z tej to afrykańskiej bazy miał być przeprowadzony kontratak, zaskakujący nieprzyjaciela. róbował odnaleźć ją na liście planetarnej, ale mu się to nie udało. Dlatego też doszedł do wniosku, że musiało to kiedyś być coś lokalnego. zy. Na drugim był cylinder z pokładem kontrolnym na przodzie i płaskim końcem. Trzecie
przedstawiało obiekt wyglądający jak pięcioramienna gwiazda, na każdym jej wierzchołku znajdowało się coś w rodzaju działa. Czwarte zdjęcie pokazywało kulę otoczoną pierścieniem. od niego kombinezon lotniczy oraz maskę tlenową. znacznie chłodniej. Z przyzwyczajenia omiatał wzrokiem ekrany. Jakieś migające punkciki! Popatrzył przez szyby kabiny. Na orbicie powinny być cztery obiekty. Nie, było ich pięć! Nowy obiekt zbliżał się do czterech starych, a wszystkie świeciły jaśniej niż gwiazdy. Około czterystu mil nad nim. ochłonięty uruchamianiem rejestratorów, że nawet nie uświadomił sobie, iż mknie w kierunku tych statków z maksymalną, hipersoniczną prędkością. Ameryki. Wykonał zwrot i pomknął za Dunneldeenem, bo Szkot już gnał z hukiem do znajdującej się w dole bazy. ystkich pozostałych, uważając ich za degeneratów. ł kierunek i uciekł w momencie, gdy wstrzymałeś ogień? wo przybyły zostanie do nich zaproszony. Poczekają na powrót statku kurierskiego, który został wysłany przez niewielkiego szarego człowieka, choćby trzeba było na to czekać wiele miesięcy. Gdyby przywiózł on wiadomość, że poszukiwaną planetę znaleziono gdzie indziej, wówczas "połączone siły" polecą w dół, wytłuką tam wszystkich i podzielą się łupami, by zrekompensować stracony czas. Nie ustalili systemu podziału łupów, gdyż każdy miał własne wyobrażenia na temat tego, co się stanie, gdy nadejdzie ten moment. Plan został przez wszystkich zatwierdzony. A co będzie, jeśli okaże się, że to jest właśnie "ta" planeta? - zapytał niewielki szary człowiek. ć z nimi loty egzaminacyjne, a poza tym opuszczenie Ameryki przy takim nawale zajęć byłoby podejrzane. Przywiódł również do Afryki czternastu nowych pilotów, żeby Jonnie i Stormalong mogli przeszkolić ich tu w zaawansowanych lotach bojowych. Byli to dobrzy chłopcy - Szwedzi i Niemcy. Ker prowadził szkolenie operatorów maszyn na pełnym gazie; wydawało się, że każde plemię chciało mieć spychacz i platformy latające na autobusy. Brown Kulas sprzedawał plemionom sprzęt z pobliskiej bazy górniczej, więc musieli mieć operatorów. Transportowce rudy były zajęte rozwożeniem maszyn po całym globie, więc trzeba było szkolić pilotów. Angus także przyleciał z Dunneldeenem, gdyż obawiał się, że kiedyś nie zdoła się powstrzymać i zastrzeli Larsa Thorensona. Miał na to ochotę za każdym razem, gdy go spotykał. ment obrotowy oraz masa i cechy słońca lub słońc, jeśli były podwójne lub potrójne. ko na ostatni zarejestrowany obraz. kować własnej szyi. . Nie było go jednak tam! W żadnej ze swych książek kodowych Psychlosi nie wymienili ani tego metalu, ani jego stopów. Mieli więc do czynienia z metalem, którego Psychlosi nigdzie nie opisali. Uwzględniając jego ciężar i objętość oraz posługując się tabelami okresowego układu pierwiastków, Jonnie próbował oszacować liczbę atomową. Ziemskie tabele były w ogóle bezwartościowe. Ten pierwiastek musiałby znajdować się znacznie poniżej ostatniego rzędu pierwiastków. Przeglądał więc tabele okresowego układu pierwiastków Psychlo, tak różne od tabel ziemskich. Było tam mnóstwo pierwiastków o liczbach atomowych równych lub nawet większych od tego, ale jeśli nie znało się jego nazwy...? Jonnie nagle uzmysłowił sobie, że jeśli nie było go w książkach analitycznych, to prawdopodobnie nie było go również i w tabeli okresowego układu pierwiastków Psychlo. a uzyskania energii spala inne pierwiastki, a więc i tabela pierwiastków jest również inna. Co więcej, Psychlosi działali w wielu wszechświatach i mieli dostęp do metali i gazów, o których starzy ziemscy naukowcy nigdy nawet nie słyszeli. Starożytni naukowcy na Ziemi pominęli także fakt, że odległości pomiędzy jądrem a pierścieniem oraz między pierścieniami są zmienną niezależną. Dlatego więc nie mogli sobie uświadomić, że jądro i pierścień w określonej odległości od tego jądra może stać się zupełnie czymś innym, jeśli ta odległość ulegnie zmianie. Skapowałeś to? Ale najważniejsze teraz jest to, co on zamierza? To nie jest część składowa urządzeń transfrachtu! nie, więc wyglądała jak cenna szkatułka, cała w złotym kolorze. Śliczna! Miała kształt heksagonu i każda z jej sześciu ścianek bocznych i rogów była geometrycznie precyzyjna. Prawie dzieło sztuki. Pokrywa zdejmowała się bardzo łatwo. Skrzynka miała około stopy odstępu pomiędzy ścianami bocznymi, a jej wysokość wynosiła około pięciu cali. szafki o podwójnym dnie. W miejscu, gdzie metal leżał, było teraz wgłębienie! Zrobił klamrowy uchwyt, który miał utrzymać ten groch w środku skrzynki. Ale go nie włożył do uchwytu, gdyż groch znajdował się w szafce. Potem zaczął napełniać tuleje sześcioma zwykłymi pierwiastkami. Gdyby ktoś otworzył pokrywę, wówczas wszystkie pręty przesunęłyby wypełnione tuleje do
środka. Tuleje zetkną się ze sobą oraz z tym kawałkiem metalu. Ponieważ wydawało się, że Terl zajął się innymi rzeczami niż teleportacja, więc i Jonnie zwrócił chwilowo swą uwagę na inne rzeczy. znie lepsze możliwości kontrolowania przyszłości planety. ty. zentował Jonnie'emu i Angusowi zupełnie inną kapsułkę, którą wyjął z ciała przywiezionej z kostnicy kobiety z Psychlo. Dokładne badanie wykazało, że miała ona mniej skomplikowane uzwojenie wewnętrzne, ale to było wszystko, co mogli na ten temat powiedzieć. wego. Odrobinę czerwonej farby do malowania traktorów ściemniła aż do połyskującej purpury poprzez gotowanie i dodanie zwykłego barwnika, a potem wlała do niej trochę rozcieńczalnika o cierpkim zapachu. Potem poszła do warsztatu krawieckiego, gdzie skroiła i zespawała uniform do pracy. Znalazła gdzieś resztki materiału na siedzeniach pojazdów, z których wykroiła i zespawała parę rozszerzonych u góry butów, a potem poprosiła, by zaprowadzono ją do jej pokoju. a odrobinę iłu na płytę analizatora, a potem potrząsała głową i szła dalej. Nie wydawało się, by do tej pory znalazła to, czego szukała. z powrotem do bazy dwieście funtów ważący analizator i czterysta funtów iłu. będą mieli trzech kompletnie wyleczonych rekonwalescentów. aledwie trzy godziny później wiedział już porównując własne i Stormalonga zdjęcia statków kosmicznych z danymi zawartymi w książkach że ma do czynienia z Tolnepami, Hocknerami, Bolbodami i Hawvinami. I wiedział też, że są bardzo niebezpieczni. W książkach nie było jednak żadnej wzmianki na temat kulistego statku z otaczającym go pierścieniem ani na temat rasy niewielkiego szarego człowieka. Nie wiem, jak to się robi. - Jonnie uśmiechnął się. alazła uroczy stary dom tuż obok Zamku Skalnego i że żony Szefów Klanów pomogły jej znaleźć w starych ruinach prawdziwe umeblowanie. Pytała, kiedy wreszcie zjawi się z powrotem? Zamek Skalny był teraz otoczony mnóstwem wielkokalibrowych miotaczy przeciwlotniczych. Widok ten aż przyprawiał o zawrót głowy. Dunneldeen wyciskał siódme poty z nowych kandydatów na pilotów ale teraz ich liczba była znacznie mniejsza niż kiedyś. Na szkolenie przybywali głównie operatorzy maszyn. Ker czuł się dobrze i przesyłał mu nowiutką maskę powietrzną, która znacznie lepiej była dopasowana do twarzy i prosił, żeby Jonnie nie wydał go za kradzież materiałów Towarzystwa. stało zarejestrowane na taśmie. obronnego w sytuacjach krytycznych". Gdyby więc główna baza górnicza została zaatakowana, Psychlo mogło tu przysłać posiłki wojskowe lub też miejscowe dowództwo Psychlosów mogło stąd wysłać wezwanie po posiłki albo przynajmniej poinformować centralę Towarzystwa o tym, co zaszło. Z nowo obudzoną nadzieją, choć nieco przytłumioną wiekiem mapy i sposobem jej potraktowania przez Terla, Jonnie kazał przygotować do startu samolot szturmowy piechoty kosmicznej, do którego zaczęli pośpiesznie wsiadać Szkoci. Wsiadł również Robert Lis. Właśnie gdy zaczęli zamykać drzwi kabiny, wskoczył jeszcze do środka MacKendrick z torbą lekarską. Jonnie pognał samolotem na południe. a tam jeszcze jedna filia górnicza, o której istnieniu nic nie wiedzieli. Odnaleźli bazę w pewnej odległości na wschód od tamy i wysadzili tam pluton desantowy uzbrojony w karabiny szturmowe i amunicję radiacyjną. Pół godziny później otrzymali meldunek przez radio górnicze. Dowodzący plutonem oficer meldował, że nie ma tu nikogo i że baza niewiele różni się od znajdującej się na północy bazy w Lesie Ituri. ł Jonnie. Tego tylko było im potrzeba. akiej tamy. Łoskot wody, przejmujące wycie generatorów olbrzymiej mocy - istne piekło! Była to jednak typowa, zwyczajna elektrownia Psychlosów. Sir Robert pobiegł w kierunku rozlokowanych obserwatorów, by sprawdzić, co się z nimi stało. Czy wszyscy zginęli? Ich radia zamilkły! Odkopanie Szkotów zabrało im godzinę. Jeden z nich stracił przytomność, ale reszta była tylko posiniaczona i lekko pokaleczona. MacKendrick szybko udzielił im pierwszej pomocy medycznej, rozdzielił środki opatrunkowe. Wkrótce Szkot, który stracił przytomność, doszedł do siebie. Wybuch wyrzucił go w powietrze. Jonnie przeprosił ich za to zamieszanie. topnie mocy na wyjściu, by odeprzeć najbardziej nasilone ataki, a potem zmniejszali je do "Stopnia pierwszego", gdy potrzebowali mocy do dokonania transfrachtu.