Korekta Barbara Cy wińska Jolanta Kucharska
Projekt graficzny okładki Małgorzata Cebo-Foniok Zdjęcie na okładce © rdrgraphe/Shutterstock
Ty tuł ory ginału Rowdy : A Marked Men Novel Copy right © 2014 by Jennifer M. Voorhees. Published by arrangement with HarperCollins Publishers. All rights reserved. For the Polish edition Copy right © 2015 by Wy dawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-5439-5
Warszawa 2015. Wy danie I Wy dawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wy dawnictwoamber.pl
Konwersja do wy dania elektronicznego P.U. OPCJA
[email protected]
SALEM Sfrustrowana, warknęłam do telefonu i rzuciłam go na stolik do kawy , o który opierałam stopy . Rowdy zerknął na mnie kątem oka i ściszy ł dźwięk w filmie, który akurat oglądał. Minęły trzy ty godnie od naszej „randki” w parku. Trzy ty godnie, podczas który ch nie musiałam już dłużej sama chodzić do łóżka, ścigać go ani przed im uciekać. Po nocy w jego mieszkaniu jakoś samo tak wy szło, bez żadny ch zbędny ch rozmów, że będziemy się trzy mać razem i spędzać czas wspólnie, nie samotnie. Regularnie zmienialiśmy lokum, co oznaczało, że Jimbo miał dwa komplety misek i zabawek, a moja lodówka wy glądała, jakby zaopatry wał ją student z bractwa. – Co się stało? Rowdy patrzy ł podejrzliwie, jak wzdy cham i zdmuchuję sprzed nosa pasemko ciemny ch włosów. Chociaż staliśmy się sobie znowu bliscy i czuliśmy się ze sobą swobodnie, wciąż by ła jedna rzecz, która sprawiała, że wracały wszy stkie wątpliwości i wahanie: Poppy . Oboje udawaliśmy , że o niej zapomnieliśmy – o widmie majaczący m pośród tego wszy stkiego, co próbowaliśmy wspólnie na nowo zbudować, ale teraz by łam wściekła i miałam dość chodzenia wokół niej na paluszkach. Wokół niej i wokół przeszłości, która łączy ła z nią każde z nas. – Poppy – burknęłam. – Odkąd wy szła za tego strasznego dupka, nie odbiera moich telefonów ani nie odpisuje na moje SMS-y . Martwię się o nią, bo ten koleś chciałby ją bez reszty kontrolować, a ona nie ma w Loveless nikogo, kto by się o nią zatroszczy ł. To nie wy chodzi jej na dobre. Rowdy zamarł i wy dał z siebie bliżej nieokreślony warkot. Zacisnął szczęki i potarł policzek, który zaczął mu drgać nerwowy m tikiem. – Czy naprawdę jest tak źle, Rowdy ? – westchnęłam. – Czy nie mogę nawet wy powiedzieć przy tobie jej imienia? Odwrócił te swoje niebieskie jak chabry oczy i widziałam, że walczy sam ze sobą, starając się kontrolować targające nim emocje. – Nic nie zmieni przeszłości, Salem. – Nie, ale trzy manie się czegoś, co wy darzy ło się tak dawno temu, tak kurczowo, że hamuje cię to i sprawia, że wracasz pamięcią do zły ch chwil i nie pozwala iść do przodu, ku nowemu, lepszemu, także nie jest dobre. Otoczy ł mnie ramieniem i przy ciągnął do siebie, a potem ucałował w skroń. – Chy ba całkiem dobrze idzie mi parcie do przodu? Westchnęłam znowu i położy łam mu dłoń na twardy m brzuchu. – Nie. Jeśli nie mogę z tobą porozmawiać o mojej siostrze, to wcale nie. To moja rodzina. Poppy to jedy ny członek mojej rodziny , na który m mi naprawdę zależy . Kocham ją, i jeśli nie
mogę przy tobie nawet wy powiedzieć jej imienia, nie sprawiając przy ty m, że zamieniasz się w głaz, moim zdaniem nadal tkwisz w miejscu. Wiem, że cię zraniła, obie zadały śmy ci ból, jeśli jednak mogłeś wy baczy ć mi, będziesz musiał też pogodzić się z ty m, co zaszło między wami. Skręcił w palcach pasemko moich długich włosów. Minęła dobra minuta, nim odpowiedział. – Zadurzy łem się w Poppy od pierwszego wejrzenia. By ła taka słodka! By ła uosobieniem wszy stkiego, czego nie dane mi by ło wcześniej zaznać. Kochała swoją rodzinę. By ła głęboko wierząca i brała akty wny udział w ży ciu szkoły . Nawet gdy by łem taki młody , wiedziałem, że jej korzenie sięgają bardzo głęboko. – Jego głos stał się dziwnie cichy , a blask bijący od telewizora rzucał niesamowite cienie na jego twarz, sprawiając, że wy glądał złowieszczo, całkiem jakby pochłonęły go bez reszty wspomnienia. – Nigdy mnie nie rozumiała. Nie miała pojęcia, dlaczego jest dla mnie tak ważna, a gdy wy jechałaś, stała się dla mnie uosobieniem rodziny , miłości i akceptacji. Wiedziałem, że lgnąc do niej, pokładając w niej całą moją nadzieję na szczęście, ty lko wszy stko pogarszam. Nie powinienem by ł żądać tak wiele od nikogo, nie mówiąc już o młodej dziewczy nie, która nigdy nie wy ściubiła nosa poza swoje rodzinne miasteczko i nigdy nie wy rwała się spod wpły wu swojego ojca. – Opuścił podbródek, tak że teraz opierał go na mojej głowie. Otoczy łam go ramieniem, przy ciągnęłam do siebie i wsparłam policzek na jego sercu. – Jej okropny gust, jeśli chodzi o facetów… nieustanna chęć przy podobania się ojcu… Chy ba ponoszę za to wszy stko część winy . Na swój sposób tłamsiłem ją, a ona robiła, co mogła, żeby odsunąć się ode mnie, nie mówiąc mi przy ty m wprost, żeby m się od niej odpieprzy ł. W końcu dała mi kosza, ale chy ba sam ją do tego zmusiłem. Wy chodzi na to, że oprócz złamanego serca, które leczy łem bardzo długo, holowałem też za sobą głębokie poczucie winy . Nie lubię o ty m my śleć. Wolę udawać, że to się nigdy nie wy darzy ło. – Zakochałeś się w Poppy , bo wiedziałeś, że nigdy nie wy jedzie? – To brzmiało niewiary godnie, ale w głębi duszy wiedziałam, że ma sens. Matka Rowdy ’ego zmarła, gdy by ł mały , a potem przy wy kł do tego, że jest niechciany i odtrącany , więc wy dawało się logiczne, że będzie go pociągać moja siostra, na stałe wpisana w panoramę Loveless. By ła bezpieczną, pewną przy stanią i nie stanowiła zagrożenia dla jego kruchego serca. – Trochę tak. Ale by ła też piękna i sprawiała, że czułem się, jakby m miał w ży ciu cel: troszczy ć się o nią. – Roześmiał się, ale w jego śmiechu nie by ło ani krzty wesołości. – Nigdy nie postrzegała mnie jako kogoś więcej niż przy jaciela czy brata. Przenigdy . Przez większość czasu zachęcała mnie do robienia tego, czego wszy scy ode mnie oczekiwali. Chciała, żeby m grał w piłkę nożną, żeby m by ł królem balu, żeby m umawiał się z cheerleaderką i żeby m trzy mał buzię na kłódkę i pozwalał, żeby inni faceci obecni w jej ży ciu traktowali ją jak śmieć. To by ło coś, w czy m przodowali twój ojciec i jej chłopcy . Odwróciłam twarz i potarłam nosem o jego pierś. To nie by ła zby t miła rozmowa, ale jedna z takich, które powinniśmy by li przeprowadzić już dawno. – A co ze mną? Pokochałeś ją od pierwszego wejrzenia, bo by ła czy mś… kimś stały m i osadzony m trwale w py listej teksaskiej ziemi, a co ze mną, Rowdy ? Roześmiał się znowu, ale ty m razem już nie tak gorzko jak wcześniej.
– Dla dziesięciolatka by łaś najpiękniejszy m zjawiskiem na ziemi. By łaś dzika, hałaśliwa i miałem wrażenie, że niczego się nie boisz. Wiedziałem, że nienawidzisz przeby wać w domu, nienawidzisz zasad, które wpajali ci twoi rodzice, ale nigdy nie pozwalałaś, żeby powstrzy my wały cię one od zabawy i czerpania radości z ży cia, ile się da. Chciałem by ć przy tobie cały czas, bo wtedy miałem wrażenie, jakby ciepłe słoneczne promienie rozgrzewały we mnie wszy stko, co zamarzło na kość. By łaś jedy ną osobą, przy której czułem, że naprawdę nie ma nic złego w by ciu zagubiony m dzieckiem wściekły m na to, że zabito mu matkę. Przy tobie nigdy nie miałem wrażenia, że powinienem się płaszczy ć z wdzięczności za ochłapy , które rzucił mi los. By łaś dla mnie wszy stkim… a potem zniknęłaś i znowu stałem się ty lko zagubiony m dzieckiem. Jego słowa sprawiły , że ścisnęło mnie w gardle i przy tuliłam go jeszcze mocniej. Przerzuciłam nogi przez jego uda i spojrzałam na niego spod opuszczony ch rzęs. – Powinnam by ła do ciebie się odezwać. Naprawdę chciałam, ale by łam tak bardzo przy tłoczona ty m wszy stkim i sama czułam się zagubiona. Chcę, żeby ś wiedział, że nie by ło mi łatwo cię opuścić. Czułam się z tego powodu naprawdę gównianie, nie mówiąc już o poczuciu winy z powodu zostawienia Poppy , ale musiałam to zrobić. Po prostu musiałam. Powinnam by ła powiedzieć mu, że się my li. Wówczas bałam się wszy stkiego. Bałam się, że nigdy nie wy rwę się z domu. Bałam się, że moje ży cie już zawsze będzie pełne niekończący ch się zasad i przepisów. Bałam się, że moja siostra zmieni się stopniowo w moją matkę. A najbardziej bałam się o niego. By łam do granic przerażona ty m, że może utknąć, robiąc coś, czego nie lubi, przerażona, że będzie gonił za moją tępą siostrą już na zawsze, i martwiałam na samą my śl o ty m, że pozwoli decy dować inny m ludziom za siebie – o ty m, jak ma przeży ć swoje ży cie i jakie powinien mieć pasje. Cieszy łam się niewy mownie, że ty lko nieliczne z ty ch moich obaw się spełniły . – Chy ba wszy scy musieliśmy podjąć złe wy bory , żeby znaleźć się tu, gdzie teraz jesteśmy . – W jego głosie brzmiały tęsknota i zaduma. Sły szałam w nim ty siąc różny ch emocji, mieniący ch się wspomnieniami. Patrzy łam mu w oczy , a on pochy lił się i złoży ł delikatny pocałunek na moich ustach. To wy starczy ło, żeby zmienić tę chwilę z mrocznej, pełnej zjaw przeszłości i żalów w coś gorącego, iskrzącego od pragnienia i pożądania. Chciałam mu powiedzieć, że właśnie na ty m polega dążenie do zmiany , patrzenie w przy szłość, ale wiedziałam, że powinien się o ty m przekonać sam.
W ciągu ostatniego miesiąca trady cy jne czwartkowe nasiadówy dziewczy n nieco się zmieniły . Cora nie mogła pić, bo wciąż karmiła piersią, zaś Shaw nie mogła pić, bo by ła w ciąży . Poza ty m nikt nie chciał stracić nad sobą kontroli i odwalić czegoś głupiego, bo Saint zazwy czaj wpadała z Roy al i nawet jeśli ta ostatnia nie by ła już na służbie, to nadal by ła gliną, co oznaczało, że wszy scy starali się zachowy wać przy kładnie. Cieszy łam się, że wszy stkie te słodkie, silne kobiety przy jęły mnie do swojego grona, jeszcze zanim zaczęłam spoty kać się z Rowdy m. By ły
naprawdę niesamowite i fakt, że uznały mnie za jedną z nich, sprawiał, że czułam się naprawdę spełniona i dumna z siebie. Zamiast więc wy brać trady cy jnie bar Rome’a czy knajpę koło salonu, Cora zadecy dowała, że spotkamy się w naprawdę miłej restauracji kilka przecznic od Saint’s. Uznały śmy , że zamiast łoić kolejka za kolejką, dopóki się nie porzy gamy , zamówimy mnóstwo przy stawek i będziemy sączy ć fikuśne drinki z martini. Cora przewracała właśnie oczami i tłumaczy ła Shaw, dlaczego zamierza zamordować Rome’a. Wy glądało na to, że teraz, kiedy Rule miał oprócz odgry wania przy kładnego męża wcielić się w rolę ojca i pana domu, Rome także zamierzał spakować wszy stkie graty i z mieszkania, które wy najmowali, przeprowadzić się do czegoś większego. Klęła na czy m świat stoi, upierając się, że w wy najmowaniu domu nie ma nic złego i Rome po prostu nie może pogodzić się z my ślą, że jego młodszy braciszek ustatkował się i uspokoił bardziej od niego. Przewróciła znowu różnobarwny mi oczami i oznajmiła, że jeśli oświadczy się jej ty lko po to, żeby nie by ć od niego gorszy , wepchnie mu pierścionek do gardła. To stanowcze stwierdzenie rozbawiło Ay den, która parsknęła śmiechem i orzekła, że jest pewna, iż Cora złapałaby pierścionek tak szy bko, że Rome nie zdąży łby nawet włoży ć go jej na palec. Cora także się roześmiała, ale nie zaprzeczy ła. Zerknęłam na Saint i podniosłam brew. Ona i Nash by li ze sobą od niedawna, ale widać by ło, że są w sobie bez pamięci zakochani i świata poza sobą nie widzą. Pokręciła ty lko stanowczo głową – tak gwałtownie, że aż zakoły sały się jej czerwonozłote włosy spięte w kucy k – i mocno się zarumieniła. Wiedziałam, że jest nieśmiała i nie lubi by ć w centrum uwagi, ale gdy rozmawiały śmy o jej seksowny m facecie, cała aż promieniała. Nash by ł interesującą mieszanką słodziaka i zadziornego łobuza. Świetnie pasował do tej miłej i cichej pielęgniareczki. – Ledwie do mnie w ogóle dociera, że mam chłopaka. Małżeństwo… dzieci… w tej chwili nawet o takich rzeczach nie my ślę – wy mamrotała. – Poza ty m pewnie będę musiała wrócić na studia, a Nash ma na głowie nowy salon. I tak już z trudem znajdujemy dla siebie czas. Roy al dała jej kuksańca i poruszy ła sugesty wnie brwiami. – Nie musiałaby ś tak się starać wy gospodarować dla niego czasu, gdy by ś się do niego przeprowadziła, tak jak cię o to prosił. Saint zarumieniła się jeszcze mocniej i ły pnęła gniewnie na przy jaciółkę. – Zamierzam to zrobić. – No to na co czekasz? – Jak zwy kle to Cora wy łoży ła kawę na ławę. Saint odwróciła wzrok, a potem westchnęła i powiodła po nas spojrzeniem. – Nie chcę mu się znudzić… Zapadła martwa cisza, którą przerwał śmiech Ay den. Śmiała się tak głośno, że inni goście restauracji zaczęli się na nasz stolik oglądać, a jej śmiech by ł tak zaraźliwy , że za moment śmiała się także i Shaw, a chwilę później, ku zdumieniu Saint, rechotały śmy do rozpuku wszy stkie oprócz niej.
Przy gry zła dolną wargę i zaczęła się nerwowo bawić włosami. – To wcale nie jest śmieszne. Roy al poklepała przy jaciółkę po ramieniu. – Mówiłam ci już, że zachowujesz się niedorzecznie. Ten facet jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek! Gdy by mógł, nie odstępowałby cię na krok! Pokiwałam głową. – Owszem. Cały czas nic ty lko mamle w kółko o ty m, jaka jesteś cudowna i że nigdy nie poradziłby sobie z otwarciem nowego salonu, gdy by nie ty . Uwierz w to! Nie chcesz chy ba potem patrzeć wstecz i żałować, że marnowałaś czas, który mogłaś spędzić z kimś, na kim ci zależy ? Gdy ty lko wy powiedziałam te słowa, oczy wszy stkich dziewczy n zwróciły się w moją stronę. Sięgnęłam po swojego wściekle różowego drinka i spojrzałam Corze prosto w oczy . – Mówisz z własnego doświadczenia, Salem? – powiedziała to lekkim tonem, ale by ło w nim też coś głębszego. Wiedziałam, że są z Rowdy m naprawdę blisko i że Cora traktuje go jak brata, więc nie zamierzałam owijać w bawełnę: – Rowdy i ja straciliśmy mnóstwo czasu. Teraz nie jestem pewna, czy postąpiłaby m wówczas inaczej, ale wiem, że gdy na niego patrzę, żałuję wielu rzeczy , który ch mogłam przy nim doświadczy ć. – Co się między wami dzieje? – spy tała Ay den śmiertelnie poważnie. Rowdy by ł najlepszy m kumplem jej męża i nie zniosłaby , gdy by m próbowała z nim pogry wać. Widziałam to jasno w jej burszty nowy ch oczach i zaciśnięty ch wargach. Wzruszy łam ramionami. – On nazy wa to poznawaniem się na nowo. Ciemna brew powędrowała do góry – tak wy soko, że niemal dotknęła idealnie prosty ch pasemek jej ciemny ch włosów. – A jak ty to nazy wasz? Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy nagle wtrąciła się Shaw, i zdałam sobie sprawę, że to ona grała w tej grupie rolę rozjemcy . – Daj jej spokój, Ay d. Żadna z nas nie powinna osądzać innej, kiedy w grę wchodzi rozgry zanie ty ch kolesi. To całkiem jak spacer po chy botliwej kładce bez poręczny nad głęboką przepaścią, próbowanie dotarcia z miejsca, gdzie jesteśmy , do miejsca, w który m chciały by śmy by ć, więc zejdź z Salem. Rowdy jest szczęśliwy . Nie sy pia już z połową lasek w Denver, więc dlaczego wszy scy się tego czepiają? Niezby t miło by ło mi słuchać o podbojach Rowdy ’ego, znany ch najwy raźniej wszy stkim, ale nie mogłam przed sobą udawać, że zachowy wał przez cały ten czas cnotę dla mnie. Westchnęłam więc ty lko i przejechałam palcem po krawędzi kieliszka. – Wiele razem przeszliśmy , więc na razie przy jmuję wszy stko takim, jakie jest, dzień po dniu. Przy jechałam do Denver głównie dla niego, ale kiedy się tu zjawiłam, dowiedziałam się pewny ch rzeczy o nim i mojej siostrze, o który ch wcześniej nie wiedziałam… i trudno mi się z
ty m pogodzić. Cora sy knęła i skubnęła kąsek ze swojego talerza. – On od zawsze miał świra na punkcie jedy nej prawdziwej pierwszej miłości. Wszy scy próbowali wy bić mu to z głowy i przekonać go, że wokół są ty siące cudowny ch kobiet, z który mi by łby szczęśliwy , ale on w to nie wierzy ł, a przy najmniej dopóki ty się nie pojawiłaś. Wtedy zupełnie zmienił śpiewkę, i to szy bko. Znowu westchnęłam. – Gdy miał osiemnaście lat, poprosił moją siostrę o rękę, a ona dała mu kosza. Z gardeł dziewczy n wy rwało się zbiorowe westchnienie i znowu wszy scy goście spojrzeli w naszy m kierunku. Pokręciłam smutno głową i zmusiłam się do koślawego uśmiechu. – Wiedziałam, że mu się podoba, ale nie miałam bladego pojęcia, że chce ją poślubić! Martwię się, że wciąż czuje do niej coś, co… może nam przeszkodzić w ty m, co się teraz między nami dzieje. Cora parsknęła i wy celowała we mnie swój widelec. – Wszy scy robiliśmy głupoty , mając po osiemnaście lat. Nie chciałaby ś wiedzieć, z kim by łam w ty m wieku. To by ła zwy kła, głupia pomy łka, popełniona z samotności i braku poczucia bezpieczeństwa. Wszy scy takie wówczas popełnialiśmy . Ay den pokiwała entuzjasty cznie głową. – Na długo przed skończeniem osiemnastu lat dokonałam mnóstwa zły ch wy borów, a mój szurnięty brat trafił za kratki więcej niż raz. Nie można wciąż go za to winić. Do dy skusji włączy ła się nawet Saint: – Nash złamał mi serce, gdy by ł mniej więcej w ty m wieku. Mało brakowało, a powstrzy małoby mnie to przed daniem mu drugiej szansy , kiedy pojawił się znowu w moim ży ciu w zeszły m roku. A to by łby mój najgorszy błąd. Westchnęłam ponownie i wzięłam swojego drinka, żeby upić ostatni ły k. Kiedy zaczęłam my śleć o Rowdy m i o ty m, co czuł do mojej siostry , przy szło mi do głowy , że chy ba będę potrzebowała kolejnego… i może jeszcze jednego. – To moja siostra. – To by ła właśnie przeszkoda, z której znaczenia, jak sądziłam, żadna z nich nie zdawała sobie do końca sprawy . Bo chociaż zależało mi na Rowdy m, nie by ło szans, żeby nie kolidowało to z moją lojalnością wobec Poppy … nie mówiąc już o ty m, że krew nie woda. – A co on na to wszy stko teraz? – spy tała Shaw. Rany , naprawdę ją uwielbiałam. By ła zawsze taka zrównoważona i zachowy wała się nie dość, że otwarcie, to jeszcze taktownie. By łam pewna, że będzie z niej wspaniała matka, nawet jeśli dziecko jej i Rule’a okaże się równie dzikie i nieprzewidy walne jak jego ojciec. – Twierdzi, że nie jemu to oceniać. Wielokrotnie próbowałam nakłonić Poppy , żeby wy jaśniła mi, co się stało, ale ona zawsze zmieniała temat albo zapewniała mnie, że to, co między nimi zaszło, to przeszłość. Mam wrażenie, że pod ty m, co próbuję teraz zbudować, kry je się coś więcej. I wcale mi się to nie podoba.
– A co będzie, jeśli rzeczy wiście wam z Rowdy m nie wy jdzie? – zapy tała Ay den, przeciągając zwodniczo śpiewnie zgłoski. – Spakujesz manatki i przeniesiesz się do następnego salonu tatuażu… i do następnego kochasia? Powinnam by ła powiedzieć temu zmy słowemu południowemu tajfunowi, żeby pilnowała własnego nosa, ale nie mogłam jej winić za to, że by ła nadopiekuńcza wobec przy jaciela. – Zazwy czaj… tak właśnie robiłam. – To by ło niezby t chlubne, ale taka by ła prawda. – Nie lubię, kiedy wszy stko zaczy na się psuć i komplikować. Ay den zmruży ła nieco oczy w kolorze whisky . – Jak dla mnie to wszy stko brzmi, jakby ś tkwiła właśnie po uszy w czy mś pochrzaniony m i skomplikowany m. – Tak. I pierwszy raz skłaniam się ku temu, żeby nie zwiewać, gdzie pieprz rośnie, ty lko zostać i walczy ć – odparłam. – Rowdy zawsze wiele dla mnie znaczy ł. Może teraz jest dla mnie ważny na inny sposób, ale nie zamierzam mu odpuścić. Nie bez naprawdę ważnego powodu. Roy al nagle wtrąciła się do rozmowy w ty powy dla niej, zuchwały sposób: – No dobra, może nie jestem aż tak we wszy stko wtajemniczona, więc zadam py tanie, które pewnie wszy stkim nam chodzi po głowach. – Jej oczy , niemal tak ciemne jak moje, lśniły psotnie. – Czy on się z nią przespał? To znaczy , z twoją siostrą? Bo jeśli tak, to… to wszy stko jest trochę dziwne i, zważy wszy na te całe oświadczy ny chy ba powinnaś to wszy stko dobrze przemy śleć. Prawie podskoczy łam na krześle i się skrzy wiłam. Gdy by m wiedziała, że jestem jego kolejny m seksualny m podbojem po mojej siostrze… nie by ło szans, żeby m pozwoliła mu się dotknąć. Nic z tego. – Nie. Py tałam ją o to wiele razy , kiedy poszli do tej samej szkoły . Nigdy nawet nie pozwoliła mu skraść całusa. Roy al odrzuciła ciemnoczerwone włosy na plecy i pochy liła się w moją stronę. – W takim razie, jakikolwiek miał powód do poproszenia jej o rękę, musiał by ć naprawdę ważny i nie wy nikał z prawdziwej miłości. Poznałam Rowdy ’ego. Widziałam, jak się zachowuje przy inny ch laskach. To nie jest koleś, który związałby się z kobietą, z którą nie poszedł do łóżka. Nie ma na to szans. – Powiedział, że by ł w niej zakochany , a ona go odrzuciła. – Nie mogłam znieść bólu, który sły szałam we własny m głosie, gdy to mówiłam. – Może i tak, ale są różne rodzaje miłości. Może kochał ją jak siostrę albo najlepszą przy jaciółkę i po prostu nie potrafił dostrzec różnicy ? A może starał się ją chronić? Nie jestem detekty wem, to znaczy , jeszcze nie, ale potrafię dostrzec, kiedy coś nie trzy ma się kupy . A szczególnie nie pasuje to, że zagonił cię do łóżka w chwili, w której dałaś mu zielone światło. Gdy by twoja siostra by ła tą jedy ną, nigdy nie zdołałby się pogodzić z poczuciem winy z powodu przespania się z tobą, jakie by to wy wołało. Rowdy to dobry człowiek, wszy scy jesteście dobry mi ludźmi. Sam fakt, że powiedział ci, że to twoja siostra by ła tą jedy ną, wcale nie znaczy , że naprawdę tak by ło. Ważne są czy ny , nie słowa.
Jej słowa bolały mnie, i to nie ty lko dlatego, że by ły szczere i powiedziane prosto z mostu, ale i dlatego, że wiedziała, że gdy by stało się to, o czy m mówiła, to ja skończy łaby m zżerana poczuciem winy . Wówczas miał jasny cel i nie kry ł się z nim. Potrzebował mnie, polegał na mnie, a ja, chociaż o ty m wiedziałam, zostawiłam go. Wówczas moje potrzeby by ły dla mnie ważniejsze niż wszy stko inne, a teraz, patrząc wstecz, uświadomiłam sobie, że chociaż musiałam wy jechać, może powinnam by ła rozwiązać to wszy stko inaczej. Uległam naciskowi mojego ojca, poddałam się presji i konieczności ucieczki od wszy stkich zły ch rzeczy , zamiast postawić na swoim i zostać, czerpiąc z całego dobra drzemiącego w teksaskiej ziemi. Rowdy i ja dzieliliśmy ze sobą wszy stko – dawaliśmy sobie nawzajem wsparcie potrzebne nam do przetrwania w miejscu, w który m żadne z nas nie chciało by ć. Powinnam by ła z nim porozmawiać, wtajemniczy ć go w moje plany wy jazdu i zapy tać go o zdanie. Wiem, że to nadal by łoby głupie, wstrząsnęłoby nim, ale może wówczas nie czułby się taki porzucony . To, co zrobiłam, by ło brzemienne w skutki – i patrząc wstecz, wsty dziłam się tego. A jednak Roy al miała prawdopodobnie rację, że jeśli chodzi o prawdziwą miłość, którą darzy ł moją siostrę, tak naprawdę by ło to coś innego. Rowdy nigdy nie traktował Poppy tak samo jak mnie. Przy niej zawsze by ł pełen rezerwy i cichy . Przy mnie nie miał zahamowań i się nie wsty dził. Nie by łam po prostu pewna, co oznaczało to teraz, kiedy prosiłam go o coś więcej niż ty lko przy jaźń. Na szczęście nie musiałam się nad ty m rozwodzić, bo Roy al by ła najwy raźniej w swoim ży wiole i skupiła swoją uwagę na Ay den. – No to… jaka jest historia twojego brata? – Jej zainteresowanie wy dawało się zdecy dowanie wy kraczać poza zwy kłą czy też zawodową ciekawość. Ay den pry chnęła. – Historia Asy jest osadzona w małej mieścinie w Kentucky i zawiera młodociane odsiadki, narkoty ki, dziewczy ny i zasadniczo kry minalną przeszłość oraz chaos. – Ay den przełknęła głośno ślinę i zwinęła dłonie w pięści. – Nie tak dawno skończy ło się brutalny m pobiciem, bo zadarł z członkami klubu motocy klowego, a oni uży li w odwecie pałek baseballowy ch. Zapadł w śpiączkę i prawie zmarł. Nie by ło zasad, do który ch by się stosował, ani prawa, którego by nie złamał. W końcu dostał za swoje. Shaw wy ciągnęła rękę i ścisnęła ramię Ay den. Kiedy stało się jasne, że nasza ciemnowłosa koleżanka jest zby t roztrzęsiona, żeby konty nuować, opowieść podjęła Cora: – Ay den i Jet sprowadzili Asę do Denver, żeby doszedł do siebie i stanął na nogi. Ku zaskoczeniu wszy stkich Rome szy bko go polubił i zatrudnił u siebie w barze. Sądzę, że nasz wielkolud starał się mieć go na oku, bo obawiał się, że Asa wróci do stary ch nawy ków. Okazało się jednak, że połączy ły ich naprawdę silne więzi, a Rome wie aż za dużo o budowaniu nowego ży cia od podstaw. Z jej słów jasno wy nikało, że jest dumna ze swojego eksżołnierza, który wy ciągnął brata Ay den z kłopotów. Roy al westchnęła z rozmarzeniem.
– Mogłaby m gapić się na Asę cały dzień… Cóż, nie mogłam się z nią nie zgodzić. Bliźnięta Cross by li naprawdę nieziemsko wręcz piękni. Podniosłam brew i sięgnęłam po swój prawie opróżniony kieliszek. – Glina i przestępca? Zmarszczy ła piękny nosek. – To brzmi jak okropny ty tuł romansidła. Cora parsknęła śmiechem. – Albo taniego pornola! – Chcę ty lko powiedzieć, że gapienie się jeszcze nikomu nie zaszkodziło. – Roy al zmieniła pozy cję na krześle, a jej ciemne oczy zalśniły figlarnie. – Wierz mi, że nie pokaże się u boku nikogo z odznaką – mruknęła Ay den. – Nieważne, jaka z ciebie ślicznotka. On jest niereformowalny , i chy ba nigdy nie będzie. – Wciąż łamie prawo? – zagadnęła Roy al, urocza i zuchwała, jak to ona. – Nie. – Ay den westchnęła ciężko. – A przy najmniej nic mi o ty m nie wiadomo, ale Asa ma problem z kontrolowaniem siebie, a to nigdy nie kończy się fajnie. Tutaj jest mu dobrze. Jest szczęśliwy . Uwielbia bar i naprawdę zży ł się z Rome’em, a nawet z Rowdy m, ale czasem, kiedy nadarza się okazja, trudno mu nad sobą zapanować – nieważne, z czy m to się wiąże. To właśnie dlatego martwię się o to, co się stanie, kiedy wy jadę razem z Jetem. Mam wrażenie, że on się pilnuje po części dlatego, że wie, że mam go na oku. Jej słowa stanowiły przy kre przy pomnienie, że ty ch wieczorów, kiedy całe grono dziewcząt mogło się spotkać, żeby porozmawiać o ży ciu i problemach, dobiegał kres. Oczy Shaw zaszkliły się nieco, ale to można by ło teraz zrzucić na ciążę i hormony . Wszy stkie wiedziały śmy , że kiedy Ay den i Jet się przeprowadzą, w tej grupie zapanuje trudna do zapełnienia pustka – i zdawałam sobie z tego sprawę. Ci ludzie naprawdę stworzy li rodzinę i więzy krwi nie miały tu nic do rzeczy . – Wrócę, jak ty lko urodzi się maleństwo, możesz na mnie liczy ć. – Cora uśmiechnęła się do Shaw złośliwie. – A co, jeśli to będą bliźniaki? Mnie chy ba i tak się upiekło z wy daniem na świat jednego pokaźnego potomka rodu Archerów. Co będzie, jeśli ciebie czeka dwójka? Shaw jęknęła i położy ła dłonie na swoim wciąż jeszcze płaskim brzuchu. – Rule nieźle poradził sobie z wiadomością o ty m, że zostanie ojcem. Jednak gdy by się dowiedział, że zamiast jednego maleństwa będzie miał dwójkę… no, nie wiem. – Uśmiechnęła się, a w jej zielony ch oczach zalśniły figlarne ogniki. – Żona, dziecko… cóż, gdy by ktoś mi powiedział o ty m jeszcze kilka lat temu, że Rule’owi Archerowi to się przy darzy , pękłaby m chy ba ze śmiechu. – Spojrzała na mnie. – To niesamowite, jak wszy stko się zmienia. Nie mogłam zaprzeczy ć, bo miała rację. Każda z kobiet siedzący ch przy ty m stoliku doświadczy ła w swoim ży ciu wielkich zmian i jak do tej pory żadnej z nich nie wy szło to na złe. Tak naprawdę wy glądało na to, że każda z nich stała się lepsza i silniejsza dzięki ty m zmianom i po wszy stkim zy skała nowe, świeże spojrzenie na pewne sprawy . Jeśli chodzi o mnie, zawsze dawałam nogę, zanim przekonałam się o skutkach moich decy zji, nawet jeśli miały one oznaczać dla mnie zmianę na lepsze.
– Cóż, tak czy siak, wiem ty lko, że czekam na to, co z tego wy niknie. Jak dotąd mogę ty lko powiedzieć, że jeśli chodzi o Rowdy ’ego, to do tej pory mnie nie rozczarował i czuję się naprawdę wielką szczęściarą, że ma wokół siebie ty le fajny ch osób, które może nazy wać rodziną. Zadbaliście wszy scy o niego o niebo lepiej niż ktokolwiek inny . – Kochamy go – stwierdziła prosto Ay den, a Cora i Shaw pokiwały na potwierdzenie głowami. – Trudno go nie kochać. Jest, jaki jest. – Cora pochy liła się i wsparła łokcie na stole, a potem oparła podbródek na spleciony ch dłoniach. Rany , naprawdę wy glądała jak jakaś punkowa wróżka! – Ciebie chy ba też, Salem. Phil potrafił rozpoznać bez trudu dobry ch ludzi. Nigdy , przenigdy nie postawiłby was znowu na swojej ścieżce, gdy by nie by ł pewien, że nie robi dla któregoś ze swoich chłopców czegoś dobrego. Musiał by ć stuprocentowo pewny , że jesteś dla niego stworzona i koniec końców okażecie się sobie przeznaczeni. Nigdy nie uważałam się za osobę, którą łatwo kochać. Zby t wiele lat wy słuchiwałam, jaka jestem okropna – że nigdy nic nie osiągnę, dopóki się nie zmienię. To sprawiło, że uwierzy łam, że jestem trudną osobą, niewartą zachodu. Sądzę, że właśnie dlatego nigdzie nie zagrzałam dłużej miejsca. Starałam się zminimalizować ry zy ko, że w końcu usły szę, iż nie spełniam pokładany ch we mnie oczekiwań. Nie by łam w stanie znieść my śli o ty m, że tak się stanie, więc wy jeżdżałam, żeby nie musieć się do nikogo przy wiązy wać. Gdzieś z ty łu głowy sły szałam głos Rowdy ’ego szepczący do mnie raz za razem, że kiedy ś by łam dla niego wszy stkim. Zastanawiałam się po cichu, czy nie minęło zby t wiele czasu, żeby znowu tak by ło. Znowu chciałam by ć dla niego kimś ważny m. Teraz związek z nim by ł jedy ną rzeczą na ziemi, której pragnęłam.
ROWDY W ten cichy
sobotni wieczór by łem ostatnią osobą, która została w salonie w LoDo. Miałem klienta do późna, bo wielki zawodnik rugby , który zapewniał mnie, że ma wy soką odporność na ból tak naprawdę okazał się wielką beksą, i projekt, którego wy konanie powinno trwać nie więcej niż dwie godziny , zajął mi cztery i pół. Z ulgą zakończy łem pracę i wy słałem Salem do domu, zapewniwszy ją, że zamknę i złożę utarg, jak ty lko skończę. Wiedziałem, że chętnie zostałaby i dotrzy mała mi towarzy stwa podczas pracy , ale by łem zdania, że współczujące spojrzenia pięknej dziewczy ny ty lko pogorszy ły by sprawę i sprawiły , że płaczliwy facet zachowy wałby się jeszcze gorzej. Miałem już dosy ć jego dramaty zowania, więc obiecałem jej, że zajrzę do niej naty chmiast po pracy . Zdarzało nam się to coraz częściej – po robocie wpadałem do niej, szczególnie jeśli pracowałem w Marked, bo mieszkała niedaleko. Czasem to ona czekała na mnie, aż skończę pracę, żeby śmy mogli skoczy ć coś przekąsić i wy pić. Jakimś cudem, nie wiadomo kiedy , okazało się, że jestem w związku z dziewczy ną… i panicznie boję się, że znowu mnie porzuci. Kiedy zaczy nałem my śleć o Salem, w głowie dźwięczały mi słowa Asy o ty m, że jest milion różny ch dziewczy n dla miliona rzeczy , które robi się po raz pierwszy . By ła pierwszą dziewczy ną, z którą spędziłem więcej niż jedną noc z rzędu. By ła pierwszą dziewczy ną, z którą umawiałem się na randki nie ty lko po to, żeby się z nią przespać. By ła pierwszą dziewczy ną, jaką pamiętam, która działała na mnie tak bardzo i tak mocno zawracała mi w głowie, a jednocześnie jej zachowanie potrafiło mnie zmrozić do szpiku. Za każdy m razem, gdy szliśmy do łóżka albo po prostu ją całowałem czy przy tulałem, nie dawała mi spokoju uporczy wa my śl, że powinienem się nacieszy ć ty m wszy stkim, dopóki nadal jest przy mnie, i przy pominała mi, że powinienem by ć ostrożny , bo jeśli złamała mi serce, opuszczając mnie kiedy ś, to gdy zrobi to powtórnie, już nigdy nie zdołam by ć dawny m sobą. Od wspominania dawny ch czasów przeszedłem w końcu do cieszenia się wszy stkim, co miała mi do zaoferowania tu i teraz. Nie spoty kaliśmy się już po to, żeby powspominać dzieciństwo, ale uczy liśmy się nawzajem dorosły ch wersji siebie, poznawaliśmy się i musiałem powiedzieć, że podobało mi się nieskończenie wszy stko w tej starszej, dojrzalszej Salem Cruz. A już najbardziej podobało mi się to, jak idealnie pasowała do mojego ży cia i do moich przy jaciół. Wy glądało to tak, jakby od zawsze by ła częścią mojej rodziny z Marked i jakby zawsze mieszkała w Denver. By ła zabawna. By ła aż do bólu szczera, ale w znacznie delikatniejszy sposób niż Cora. Przy woły wała mnie do porządku, kiedy zaczy nałem czuć się niekomfortowo i zachowy wać się zalotnie i przy milnie, by le ty lko odwrócić jej uwagę od tematu, którego chciała uniknąć, zazwy czaj mającego coś wspólnego z przeszłością i jej siostrą. Odkąd opuściła Loveless, prowadziła ciekawe ży cie, a jej podróże i doświadczenie wiele ją nauczy ły i sprawiły , że stała się naprawdę niezależną, silną kobietą. Kochałem w niej to, że nie miała nigdy do mnie pretensji,
jeśli by łem zmęczony albo chciałem wy jść z Jetem, gdy by ł w mieście. Świetnie radziła sobie sama i to czy niło ją w moich oczach cholernie seksowną. I chociaż nie miała najmniejszego problemu z zajmowaniem się swoimi sprawami, podczas gdy ja robiłem swoje, to kiedy by liśmy razem w łóżku, nieważne, jak bliska by ła łącząca nas więź, wciąż nie mogłem się tą bliskością nasy cić. Chciałem ty lko więcej i więcej. Seks nie by ł dla mnie niczy m nowy m. Wy dawało mi się, że widziałem i robiłem już wszy stko – to znaczy , mam na my śli, że dwoje ludzi mogło by ć ze sobą blisko na ty le różny ch sposobów! A jednak za każdy m razem, gdy się kochaliśmy , doświadczałem czegoś zupełnie dla mnie nowego. Każdy doty k, każdy pocałunek, każde zapierające dech w piersi westchnienie albo gardłowy jęk, każdy przy prawiający o utratę zmy słów orgazm sprawiał, że miałem wrażenie, iż jeszcze chwila, a kręgosłup trzaśnie mi od nadmiaru rozkoszy … wszy stko by ło nowe i obezwładniające. Trudno mi by ło to wszy stko ogarnąć my ślą i zrozumieć, co to znaczy , a oprócz tego martwiłem się, czy ona także odbiera to wszy stko w taki sposób. Ciągle dodawałem do listy rzeczy , które zrobiłem pierwszy raz z tą kruczowłosą ślicznotką, nowe podpunkty . Wy chodziłem właśnie z salonu i sprawdzałem powtórnie, czy zamknąłem drzwi, bo w niedzielę i poniedziałek mieliśmy zamknięte, kiedy usły szałem za plecami kobiecy głos: – Praca do późna? Schowałem klucze i obejrzałem się przez ramię, a potem uśmiechnąłem się na widok szy kownie ubranej Say er. Chociaż by ła prawie dziewiąta wieczór w sobotę, wy glądała nieskazitelnie i ary stokraty cznie, całkiem jakby właśnie skończy ła herbatkę w wy ższy ch sferach albo spotkanie na wy sokim szczeblu. – Tak. U ciebie też? Nie miałem problemu z by ciem uprzejmy m, chociaż znowu czułem się, jakby czekała na chodniku przed salonem specjalnie na mnie. Salem wspomniała któregoś dnia, że wpadła na nią z raz czy dwa w kafejce, i uważała, że jest niegroźna, ale ja wcale nie by łem tego taki pewien. Pokręciła głową. – Nie. Właściwie to szłam w tę stronę i zobaczy łam, że jeszcze pracujesz… i zdoby łam się wreszcie na odwagę, żeby porozmawiać z tobą z prawdziwego powodu, dla którego kręcę się od jakiegoś czasu w pobliżu. Czekałam, aż skończy sz i wy jdziesz. Miałam nadzieję, że będziesz mógł mi poświęcić minutkę na rozmowę. Może skoczy liby śmy na kawę albo drinka? Zamrugałem, nie dowierzając własny m uszom. Przede wszy stkim miałem poważne wątpliwości, że jestem w jej ty pie, jeśli sądzić po jej reakcji podczas wizy ty w naszy m salonie. Po drugie, znała Salem, więc musiała wiedzieć, że coś się między nami dzieje. Jeśli mimo to miała wobec mnie jakieś plany , to klasa, którą emanowała, musiała by ć ty lko na pokaz. Po trzecie zaś, chy ba nie chciałem mieć nic wspólnego z przy czy ną, dla której mnie prześladowała. – Ee… chy ba nie – bąknąłem. – Jestem z kimś umówiony . Nie, dzięki, ale nie skorzy stam. – Zazwy czaj by łem bardziej taktowny , ale wciąż by łem skołowany jej pojawieniem się i ty m, co mi powiedziała. Uśmiechnęła się do mnie smutno i znowu pokręciła głową.
– Nie chodzi o randkę, Rowdy . Nic z ty ch rzeczy . – Wzięła głęboki oddech i zobaczy łem, jak coś dziwnie lśni w jej przejmująco niebieskich oczach. Zwinęła opuszczone po bokach dłonie w pięści i nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, a potem wy rzuciła z siebie, całkiem jakby te słowa uwięzły jej w gardle już dawno, dawno temu: – Jestem twoją siostrą… to znaczy , przy rodnią. Jesteśmy spokrewnieni. By łem w stanie ty lko gapić się na nią, podczas gdy ona wpatry wała się we mnie bez słowa. By łem pewien, że stroi sobie żarty . W końcu po chwili milczenia, która wy dawała się trwać w nieskończoność, odrzuciłem głowę na plecy i się roześmiałem. Śmiałem się tak mocno, że z oczu popły nęły mi łzy i zaczęły mnie boleć mięśnie brzucha. Minęła dobra minuta, zanim złapałem oddech i powiedziałem jej: – To jakiś cholerny żart, moja droga. Nie wiem, w co pogry wasz, ale to wcale nie jest śmieszne i zupełnie nie mam ochoty dać się w to wciągnąć. Próbowałem ją wy minąć, ale wy ciągnęła wy pielęgnowaną dłoń i zacisnęła palce na moim łokciu. – Mówię poważnie, Rowdy . Mój ojciec… nasz ojciec zmarł w zeszły m roku na zawał serca. Wy pełniałam jego wolę pod okiem prawnika, kiedy nagle trafiłam na zapis, z którego wy nikało, że chce, aby m podzieliła się spadkiem z kimś, o kim nie miałam pojęcia, że istnieje… jego sy nem. – Patrzy ła na mnie błagalnie. – Tobą. Wy szarpnąłem się z jej uścisku i cofnąłem o krok. Musiała postradać zmy sły , uznałem, jednak kiedy zmruży łem oczy i przy jrzałem się jej uważniej, nie mogłem nie dostrzec, że jej oczy wy glądają dziwnie podobnie do ty ch, które patrzy ły na mnie z lustra każdego poranka. – Jaja sobie ze mnie robisz?! – Całe ży cie by łem samotny . Przeganiano mnie z kąta w kąt, bo nie miałem rodziny , która mogłaby mnie przy garnąć, a teraz ta kobieta próbowała mi wmówić, że przez cały czas istniał ktoś, w kogo ży łach pły nęła ta sama krew co w moich? Nie mogłem w to uwierzy ć. Nie mogłem jej uwierzy ć! – By ł żonaty z moją matką, gdy się urodziłeś. – Przy gry zła wargę tak mocno, że pojawiła się na niej kropelka krwi. – By ł bardzo… trudny m człowiekiem, o wielu sekretach. Wiele miesięcy zajęło mi trafienie na twój ślad. Do teksaskich sierocińców trafia bardzo dużo dzieci. A kiedy wreszcie cię namierzy łam, nie mogłam się zdoby ć na to, żeby ci o ty m wszy stkim powiedzieć. W zasadzie to wy obrażałam sobie, że będzie to wy glądało dokładnie tak jak teraz. Kiedy moja firma zaproponowała mi posadę w Denver, pomy ślałam, że może kiedy się tu przeprowadzę i zaaklimaty zuję, wpadnę na jakiś pomy sł, jak się do ciebie zbliży ć i dać ci znać. Cały czas jednak tchórzy łam. Wsunąłem palce we włosy , psując nienaganną fry zurę i strosząc jasne pasemka na wszy stkie strony . – To… szaleństwo! Chy ba cię pogięło, kobieto! Nie chcę tego słuchać. – Odwróciłem się do niej plecami i zacząłem iść przed siebie, ale zatrzy mała mnie, mówiąc: – Dorastałam w jałowy m, pozbawiony m miłości domu. Moja matka odebrała sobie ży cie, gdy by łam nastolatką, bo miała dość mojego ojca i jego lekkomy ślnego zachowania. Nie wiesz
nawet, ile godzin, ile razy w ciągu długich i smutny ch dni marzy łam o bracie lub siostrze. Marzy łam o tobie, Rowdy . – W jej głosie brzmiał prawdziwy smutek, ale to wszy stko… to by ło czy ste szaleństwo! Nie chciałem mieć nic wspólnego z kimś, kto wiedział, że ży ję gdzieś tam samotnie i mimo to zostawił mnie na pastwę losu – nawet jeśli ta osoba teraz nie ży ła, a zamiast tego zjawiała się tu jej córka. – Nie chcę nic od kogoś takiego – warknąłem. – Nie chcę nic od ciebie. Wracaj, skąd przy szłaś, i bądź spokojna: nie chcę połowy żadnego spadku. Miałem wrażenie, że oczy zaszkliły jej się od łez, ale by ło ciemno, a ja by łem skołowany od natłoku my śli, więc mogło mi się ty lko wy dawać, gdy zalśniły od uliczny ch świateł. – Rowdy … – Nie. Po prostu nie, i już. Koniec dy skusji. By łem samotny przez całe moje ży cie i by ło mi z ty m cholernie źle. Nie musisz się mi nagle objawiać i nie my śl, że nagle połączy nas jakaś silna rodzinna więź. Jesteś dla mnie prakty cznie obca i nie chcę od ciebie niczego, co chcesz mi dać. – Nie by łaby m ci obca, gdy by ś dał mi szansę. Przeprowadziłam się tutaj, żeby spróbować się poznać… – Mam gdzieś to wszy stko! – Nie chciałem jej nawet dać szansy na powiedzenie czegokolwiek więcej. Zniknąłem po prostu za rogiem, na płatny m parkingu, na który m zostawiłem mojego SUV-a. Wsiadłem do niego i pognałem jak opętany do Capitol Hill, gdzie czekała na mnie Salem. Serce waliło mi tak mocno, że przez jego dudnienie w uszach nie sły szałem odgłosów ruchu drogowego dookoła. Zaciskałem dłonie na kierownicy tak kurczowo, że by łem zaskoczony , że pod moim uściskiem się nie rozpadła na kawałki. Siostra! Ojciec?! To wszy stko by ło takie… absurdalne! Najpierw by ła ty lko moja matka i ja, a potem ja sam. Sam pomy sł, że mam rodzeństwo i rodzica, który najwy raźniej za ży cia nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, przy tłaczał mnie i sprawiał, że my śli w głowie wirowały mi jak oszalałe. Salem puściła mi sy gnał, a potem otworzy ła, jak ty lko zacząłem się dobijać do drzwi. Wy glądałem z pewnością jak szaleniec. Włosy sterczały mi we wszy stkie strony , oczy miałem wy trzeszczone i sły szałem w uszach własny świszczący oddech. Gdy chwy ciłem ją za ramiona i obróciłem plecami do drzwi, ręce mi drżały . Jak przez mgłę pamiętam, że zapy tała mnie, co się stało. Spy tała, czy wszy stko w porządku. Chy ba kazała mi się uspokoić i opowiedzieć, co się wy darzy ło, ale nie by łem w stanie się uspokoić ani odpowiedzieć na żadne z jej py tań. By łem zby t oszołomiony . Miałem wrażenie, że krew zagotowała mi się w ży łach, a jednocześnie czułem się dziwnie zmrożony . Napędzała mnie adrenalina i insty nktownie szukałem czegoś, czego mógłby m się złapać – kogoś, na kogo mógłby m liczy ć, kto by łby dla mnie czy mś realny m i… namacalny m. Salem zawsze by ła po prostu Salem – by ła sobą. Te dziesięć lat niczego nie zmieniło. Nie zmienił tego nawet fakt, że tak cudownie by ło nam ze sobą w łóżku ani że obie siostry Cruz zraniły do ży wego moje młode serce. Nie by ło szans na to, żeby pani „jestem prawniczką” Say er i jej rewelacje to zmieniły – i właśnie potwierdzenia tego potrzebowałem tak rozpaczliwie w tej chwili. Potrzebowałem Salem, tak jak zawsze. Nawet przy całej niepewności, wciąż spowijającą
wszy stkie cudowne rzeczy , które się między nami działy , wciąż traktowałem ją jak moją bezpieczną przy stań. Przecież zawsze nią dla mnie by ła. Salem wciąż miała na sobie długą, żarówiaście różową spódniczkę, w której by ła w pracy . Do tego włoży ła czarną koszulkę z chry stusowy m sercem, które zaprojektował Rule, i nazwą naszego salonu na piersi. Włosy miała upięte w kok z misternie skręcony ch pukli, za który ch rozburzenie zapewne miałem ją wkrótce przeprosić. Jej cudowne usta by ły nadal pomalowane krwistoczerwoną szminką, więc gdy przy parłem ją do drzwi, wiedziałem już, że po wszy stkim zostanie jej na mnie więcej niż na jej wargach. Położy łem dłonie na jej udach i zacząłem podsuwać do góry szty wny materiał spódnicy . Widziałem, że jest skonsternowana, i czułem w doty ku wahanie jej rąk, gdy ujęła moją twarz w dłonie i spróbowała pohamować moje szaleńcze zapędy . Nie o to jednak chodziło. Po prostu jej potrzebowałem – bardziej niż kogoś, kto mnie wy słucha i da mi dobrą radę. Potrzebowałem jej gorącego ciała jak powietrza: ty lko ono mogło sprawić, że zapomnę o demonach szalejący ch w mojej głowie. Chciałem sły szeć, jak wy krzy kuje moje imię głosem tak ociekający m rozkoszą, że zdoła on rozmrozić te straszne sople przeszy wające moją pierś w miejscu, w który m powinno się znajdować moje serce. Pod spodem nosiła koronkowe majteczki, które blokowały mi dostęp do jej najcenniejszy ch skarbów. Zdarłem je z niej brutalny m gestem, który przy prawił ją o okrzy k zdumienia i zaskoczenia, ale nie zwracałem na to uwagi. Gdy już podciągnąłem jej spódnicę na biodra, podźwignąłem jej ciało wy żej i naparłem na nią, więżąc ją między drzwiami a samy m sobą. Wsunąłem jej dłoń pod pośladki, a drugą ręką rozpiąłem sobie pasek, żeby usunąć spomiędzy nas materiał moich dżinsów. Szukałem ukojenia, chciałem się w niej ukry ć, schować przed cały m światem. Chciałem by ć gdzieś, przy kimś, przy kim mógłby m czuć się bezpiecznie i znajomo – przy niej. By ła zdenerwowana, czułem to. Niepewnie otoczy ła mnie ramionami, a gdy wy powiedziała moje imię, jej głos by ł nabrzmiały od py tań. Chciałem jej powiedzieć, że wszy stko jest w porządku, że wszy stko będzie dobrze, ale nie mogłem zwalczy ć obezwładniającej chęci, potrzeby obcowania z nią w każdy możliwy sposób. Gdy już uporałem się z własny mi majtkami i zdołałem jakoś opuścić je do kolan, podniosłem rękę i odsunąłem jej sprzed oczu kosmy ki ciemny ch włosów. Patrzy ła na mnie wielkimi ciemny mi oczami, a ja miałem ochotę zanurzy ć się w nie i już nigdy nie oglądać bożego świata. – Potrzebuję cię – wy charczałem zachry pnięty m głosem. By ło to tak dalekie od romanty cznego, słodkiego wy znania, jak ty lko możliwe, i wiedziałem ze stuprocentową pewnością, że kiedy będę wspominał ten moment i swoją szorstkość, niedelikatność, będę się czuł naprawdę gównianie. Pochy liła lekko podbródek w geście niepewnego przy zwolenia, a kąciki jej ust, teraz odarty ch z całego ży wego koloru, uniosły się lekko. Potrzebowałem jej przez całe swoje ży cie – ty le ty lko, że teraz w znacznie bardziej inty mny i dorosły sposób aniżeli kiedy ś. – W porządku, Rowdy . Już dobrze – szepnęła zdy szany m głosem. Gdy do niej przy warłem, przejechała palcami po przy strzy żony ch krótko włosach na mojej
poty licy i z sy kiem wy puściła powietrze przez zęby , więc zmusiłem się, żeby przestać na nią napierać. Nie by ła na mnie gotowa – ani na żadną z ty ch rzeczy , które chciałem jej wy rządzić. Jej ciało nie by ło przy gotowane na moją nieokiełznaną żądzę; opuściłem głowę na jej pierś. Cały aż się gotowałem od potrzeby zanurzenia się w niej i dania upustu wszy stkim ty m emocjom, które wzbierały we mnie falą oślepiającego, nieuchronnego orgazmu, ale nie mogłem jej zranić – ani ot tak, po prostu wziąć sobie tego, czego chciałem, nie dając nic w zamian – nieważne, jak bardzo by łem wy trącony z równowagi. – Przepraszam… – wy szeptałem w jej miękką skórę i zacząłem znaczy ć pocałunkami ślad tętna pulsującego pod nią, aż do płatka jej ucha. Czułem, jak napięcie powoli odpły wa z jej ciała i jak Salem nieco się rozluźnia. Przy gry złem jej kształtne ucho i usły szałem, jak wzdy cha z rozkoszy . Wy pchnęła lekko biodra w moją stronę, a ja przejechałem języ kiem po jej uchu i nagle czułem już, że zaczy na łapać ten sam ry tm co ja; po chwili zanurzy łem się w niej cały , aż po nasadę penisa. Gdy potarłem moim szorstkim policzkiem o jej miękką buzię, powiedziała cicho: – Daj mi po prostu chwilę… Roześmiałem się, ale mój śmiech szy bko przerodził się w jęk, kiedy jej wewnętrzne mięśnie zacisnęły się na moim fiucie i zaczęły ściskać go, gdy się w niej poruszałem, tak mocno, że oczy uciekły mi w głąb czaszki. – Szy bko ci poszło. – Wsunąłem jej dłoń pod włosy na karku, przy cisnąłem usta do jej warg i przy spieszy łem tempo, nie wy czuwając już oporu. Pocałowałem ją, żeby poczuła wszy stko to, z czy m próbowałem się uporać, z czy m walczy łem. Pocałowałem ją, żeby czuła całego mnie; pocałowałem ją, żeby powiedzieć jej bez słów, jak bardzo cierpię i jak mocno zdezorientowany się czuję. Odwzajemniła pocałunek i poczułem się, jakby m by ł w jedy ny m miejscu, które mogłem nazwać domem. Teraz, kiedy zrównała się ze mną, wpiłem palce w miękką skórę na jej pośladkach i zacząłem się poruszać znacznie gwałtowniej. Salem oplotła mi nogi wokół pasa i poczułem, jak wbija pięty w mój ty łek. Musiałem przerwać pocałunek, żeby zaczerpnąć tchu, a kiedy oderwałem się od niej, zasy pała moją szczękę drobny mi całusami. Nawet gdy wdzierałem się w nią szy bko, mocno i ze zwierzęcą brutalnością, wciąż próbowała ukoić mój ból i sprawić, żeby m poczuł się lepiej – nawet mimo że nie wiedziała, co się w ogóle wy darzy ło. Zacisnąłem zęby na miękkiej skórze między jej ramieniem a szy ją i zacząłem ssać tak mocno, że wiedziałem, iż na jej śniadej skórze zostanie wy raźny znak mojej namiętności. Czułem narastające wewnątrz niej crescendo pożądania i mój fiut odpowiedział na nie ochoczo. Właściwie to reagował znacznie bardziej ochoczo, niż gdy zazwy czaj uprawialiśmy seks, i dopiero w powalający m rozbły sku orgazmu, który sprawił, że moje jądra skurczy ły się w gwałtowny m spazmie, dotarło do mnie dlaczego. Wdy chałem jej zapach, pocałowałem malinkę, którą zostawiłem na jej szy i, podczas gdy ona drżała i wiła się pod moim ciałem, obmy wana falą własnego spełnienia. Gdy już doszła i otworzy ła oczy , żeby na mnie spojrzeć, powiedziałem cicho:
– Nie zabezpieczy liśmy się, Salem. Przez chwilę milczała i nieomal wpadłem w panikę. Wciąż jeszcze nie odby liśmy rozmowy na temat tego, że wcześniej zaliczy łem nieomal pół Denver, a ja także niezby t miałem ochotę dowiedzieć się, z kim i co robiła przez ostatnie dziesięć lat, więc za każdy m razem uży waliśmy gumy i wszy stko grało. Cóż, mniej więcej. Podniosła czarną brew i ujęła moją twarz w dłonie. – Wszy stko w porządku – wy mruczała seksownie. – O ile ty lko nie masz w zanadrzu jakichś pamiątek po swoich eroty czny ch podbojach. Jestem na tabletkach. Od dawna. Także podniosłem brew i spojrzałem jej w oczy . – Jestem czy sty jak łza. – Ja też. Cóż, to czy niło rozmowę, o której my ślałem wcześniej z niepokojem, znacznie łatwiejszą. Musiałem przy znać, że na my śl o ty m, iż w przy szłości będziemy się kochać bez dzielącej nas warstewki silikonu, napełniła mnie radością i oczekiwaniem. Zacząłem uprawiać seks dość wcześnie i nie pamiętam ani razu, żeby obowiązkowy m punktem programu nie by ł kondom. Ech, kolejna rzecz, w której ta kobieta by ła dla mnie tą pierwszą. Znowu ją pocałowałem – ty m razem z całą delikatnością i czułością, na którą zasługiwała – i wdzięcznością, jaką ty lko zdołałem wy razić w ty m pocałunku. Oboje wy daliśmy z siebie pomruk przy jemności i żalu, gdy wy sunąłem się z niej i pochy liłem, żeby oprzeć czoło o jej czoło. Nadal przy ciskałem ją do drzwi i podobała mi się ta jej pozy cja, bo mogliśmy sobie patrzeć prosto w oczy , i nawet jeśli chciałby m, to trudno by łoby mi oderwać wzrok od jej ciemny ch jak noc źrenic. Potarła dłońmi krótkie włosy po bokach mojej głowy i sięgnęła do góry , żeby przy gładzić sterczące dziko na wszy stkie strony dłuższe pasemka. – Nie żeby m miała narzekać na to, że zostałam właśnie zgwałcona przez jasnowłosego boga seksu, ale może raczy łby ś mi wy jaśnić, co wy wołuje w tobie taki stan, żeby m następny m razem by ła na to bardziej przy gotowana? Potarłem czołem o jej czoło, a gdy podźwignąłem ją i – wciąż z nią w ramionach – zatoczy łem się na kanapę, roześmiała się. Nadal miałem gacie ściągnięte do kolan, więc kiedy jej mokre podbrzusze zetknęło się z moim, mój zdradliwy kutas drgnął ze wznowiony m zainteresowaniem. Zastanawiałem się, czy kiedy kolwiek będę miał jej dosy ć. Zacisnęła palce na moich ramionach i spy tała mnie poważnie: – Rowdy , co się właściwie stało? Pomy ślałem, że może łatwiej mi przy jdzie się jej zwierzy ć, jeśli będę miał się na czy m skupić, więc rozebrałem ją z jej uroczej bluzeczki i sięgnąłem do zapięcia jej biustonosza, żeby uwolnić jej piersi. Przewróciła oczami i stwierdziła, że ty lko jedno mi w głowie. Nie oponowałem i zdjąłem przez głowę własną koszulkę, a potem przy ciągnąłem ją do siebie, tak że nasze piersi sty kały się ze sobą, a serca biły jedny m ry tmem. Nie by ło nic seksowniejszego niż doty k jej ozdobiony ch metalowy mi kółeczkami brodawek na mojej wy tatuowanej piersi. By ła
najgorętszą, najcudowniejszą kobietą na świecie. – Pamiętasz tę prawniczkę? Wsunęła głowę pod mój podbródek i przesunęła palcami po moim boku. – Say er? Tę, która pracuje w pobliżu salonu w LoDo? – Tak, dokładnie tę. – Sły szałem we własny m głosie gory cz, gdy niedowierzanie spowodowane ostatnimi rewelacjami sprawiło, że cały aż stężałem, mimo że Salem pieściła mnie i głaskała, jakby próbowała oswoić wściekłego wilka. Nic dziwnego, że po ty m, jak zaatakowałem ją brutalnie i bez ostrzeżenia, starała się mnie uspokoić. – Co z nią? Czy żby w końcu zdecy dowała się na tatuaż? Parsknąłem zdławiony m śmiechem i postanowiłem, że zanim przejdę do dalszej części programu, wy znam jej po prostu całą prawdę. Powiem jej to prosto z mostu. Dałem jej znak, żeby wstała, a gdy stanęła przede mną, obciągnąłem jej pogniecioną spódniczkę i posadziłem ją sobie okrakiem na kolanach. Części ciała poniżej mojego pasa naty chmiast zareagowały ży wiołowo na doty k i bliskość moich ulubiony ch zabawek. – Nie, ale… wreszcie zdoby ła się na odwagę, żeby powiedzieć mi, że przy jechała do Denver z mojego powodu. – Co takiego?! Cóż, może nie by ła to najmilsza rzecz, jaką mógł usły szeć facet od półnagiej, siedzącej mu na kolanach kobiety , ale mój penis znowu wy pręży ł się jak struna. – To nie to, co masz na my śli – westchnąłem. – Ona twierdzi, że jest moją siostrą przy rodnią. Powiedziała mi, że mój ojciec – wy mawiając to słowo, wy konałem w powietrzu gest ry sowania cudzy słowów – zmarł w zeszły m roku, a kiedy zajęła się jego sprawami spadkowy mi, okazało się, że zostawił połowę majątku swojemu zapomnianemu sy nowi, mnie. Co, do jasnej i ciężkiej cholery , mam z ty m wszy stkim zrobić? – Rany ! – Salem zaczerpnęła głośno powietrza i wy puściła je z sy kiem. – Taka wiadomość rzeczy wiście może powalić na łopatki. – Dokładnie tak jej powiedziałem. Kazałem jej zostawić mnie w spokoju i oznajmiłem, że nie chcę mieć z ty m wszy stkim, ani z nią, nic wspólnego. – Och, Rowdy ! – Położy ła mi dłoń na karku i pocałowała mnie w sam środek piersi. – Chy ba nie mówisz poważnie? Nie znam Say er zby t dobrze, ale wy daje się miła. Jeśli rzuciła wszy stko ty lko po to, żeby przy jechać tu i cię poznać, to naprawdę jest coś. – Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy . – Wierz mi, wiem, co mówię, bo sama zrobiłam dokładnie to samo. Spojrzałem jej twardo w oczy . – Zostałem sam jak palec. Westchnęła głośno. – Więc dlaczego odtrącasz kogoś, kto wy ciąga do ciebie pomocną dłoń i chciałby cię poznać? Czy gdy by ś miał siostrę, nie oznaczałoby to, że już nigdy , przenigdy nie będziesz się musiał bać tego, że zostaniesz sam? Jej słowa sprawiły , że wszy stkie związane z nią obawy wróciły ze zdwojoną siłą. Znacznie
bardziej wolałby m usły szeć z jej ust coś w sty lu: „Czy nie rozumiesz, że teraz, kiedy masz mnie, już nigdy nie będziesz więcej sam?”, jednak zamiast tego ona patrzy ła na mnie, jakby m właśnie ją rozczarował. – Nie potrzebuję rodziny , Salem – burknąłem. – Wy szedłem na swoje i poradziłem sobie sam. Teraz nie muszę się już bać, że ktoś mnie zostawi albo porzuci. – Wiedziałem, że to zupełnie niepotrzebny przy ty k do jej osoby , i nie umknęło to jej uwagi. Zmruży ła ciemne oczy i zaczęła wstawać z moich kolan, ale nie pozwoliłem jej na to. Złapałem ją w talii i wy mamrotałem: – Przepraszam. Jestem w paskudny m nastroju. Przechy liła głowę na ramię. – Naprawdę boisz się, że masz krewny ch? Wy giąłem ciało w łuk i odrzuciłem głowę na oparcie kanapy . – Dlaczego tak sądzisz? Wzruszy ła ramionami w kolorze karmelu i pochy liła się, żeby pocałować mnie w koniuszek nosa. – Jedy na bliska ci osoba z rodziny , którą znałeś, zmarła w tragiczny ch okolicznościach; przez to trafiłeś na trudną i wy boistą ścieżkę prowadzącą do nowej rodziny , którą znalazłeś sam. Zdaję sobie sprawę z tego, że to może przerażać – spróbować dopuścić do siebie kogoś po takich przeży ciach, takiej stracie, jednak Say er wy daje się dobrą osobą, Rowdy . Pomaga dzieciom i chociaż obraca się w inny ch kręgach niż ty , nie sprawia wrażenia kogoś, kto kry ty cznie podchodzi do tego, co robisz, albo kto kręci na to nosem. Zastanów się po prostu. Pomy śl o ty m, że pozwolenie jej wkroczy ć do twojego ży cia wcale nie musi by ć takie straszne, jak sobie to wy obrażasz. To po prostu cudowna niespodzianka, którą zgotował ci los. – Powiedz, Salem – warknąłem, może nieco zby t ostro – czy gdy by nagle do twoich drzwi zapukał jakiś obcy facet i oznajmił, że jest twoim bratem, czy powitałaby ś go z otwarty mi ramionami? Przez chwilę rozważała w my śli moje słowa, a potem znowu wzruszy ła ramionami. – Może nie z otwarty mi ramionami, ale na pewno nie zatrzasnęłaby m mu drzwi przed nosem. – Zachichotała nagle i pogłaskała mnie po nagiej piersi. – Cały czas nie mogę się opędzić od my śli, że ta laseczka wy dawała mi się dziwnie znajoma. Macie ten sam kolor oczu i podobne włosy . Jest piękna! I naprawdę wy gląda jak twoja rodzona siostra. Zakląłem pod nosem, a ona znów wy buchła śmiechem. – Powiedziała, że gdy moja matka zaszła w ciążę z jej ojcem, by ł żonaty – bąknąłem. Salem westchnęła współczująco i znowu pochy liła się, żeby mnie pocałować. – Widzisz, kry je się za ty m wszy stkim jakaś historia. Czy nie chciałby ś jej poznać? – No… może, trochę. – Nikt nie zdoła cię do niczego zmusić, a to oznacza, że wy bór należy do ciebie. Podniosłem brwi i uśmiechnąłem się do niej szeroko. Uznałem, że szkoda czasu na rozmawianie o Say er i o ty m, co dobrego czy złego mogło mi przy nieść zbratanie się z nią. – A więc to ma znaczenie, że zjawiłaś się tutaj, żeby mnie lepiej poznać?
Zarzuciła mi ramiona na szy ję i przy sunęła się do mnie bliżej, co sprawiło, że mój szty wny fiut wdarł się w miękkie, wilgotne fałdki jej ciała. Oczy zalśniły mi od rozkoszy i oczekiwania. – Oczy wiście, że tak. Zawsze wiele dla mnie znaczy łeś, ty matołku! Chciałem coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili usiadła okrakiem na mojej twardej aż do bólu erekcji i cała resztka krwi, która została mi w skołatany m mózgu, spły nęła do ogarnięty ch szaleńczy m podnieceniem lędźwi. – Ty także wiele dla mnie znaczy sz, Salem – zdołałem wy krztusić. Musiałem to zrobić, na wy padek gdy by o ty m nie wiedziała. – Cii, Rowdy – wy mruczała. – Teraz moja kolej na zgwałcenie ciebie. Rany , na to by łem gotów zawsze, o każdej porze dnia i nocy ! I wszędzie! Jęknąłem, gdy zaczęła się poruszać, a potem przy mknąłem oczy . Nagle wszy stko stało się lepsze ty lko dzięki temu, że… po prostu by ła.
SALEM Całą niedzielę spędziliśmy w łóżku. Widziałam, czułam, że Rowdy nadal walczy z my ślą o ty m, że zy skał siostrę i że ojciec zostawił go na pastwę losu. Nie by ł zby t rozmowny , co by ło bardzo wbrew naturze otwartego i gadatliwego człowieka, który m by ł, ale pozwoliłam mu milczeć i próbowałam go wspierać najlepiej, jak umiałam. Zrobiłam, co w mojej mocy , żeby utwierdzić go w przekonaniu, że jestem przy nim cały czas, gdy by ty lko zechciał o ty m wszy stkim porozmawiać, ale i nie miałam nic przeciwko jego mrukliwości, dopóki czy ny przemawiały za niego i sprawiały , że moje ciało płonęło i omdlewało od rozkoszy . Wiedziałam, że wcześniej czy później będzie musiał pogodzić się z faktem, że ma siostrę, ale nie zamierzałam go pospieszać ani zmuszać do czegokolwiek. W poniedziałek poprosił, żeby m wy brała się z nim na wspinaczkę. W ciągu ostatnich kilku miesięcy przekonałam się, że zachowuje niesamowitą sprawność fizy czną, nie zaglądając przy ty m ani raz na siłownię – wy starczał mu do tego po prostu wy siłek fizy czny przy każdej nadarzającej się okazji. Lubił rzucać piłkę w parku. Lubił spuszczać Jimba ze smy czy i biegać za nim jak szalony . Lubił włóczy ć się po górach. Uwielbiał pły wać kajakiem po rozmaity ch jeziorach i rzekach, w które obfitowały górzy ste tereny okolic Denver. Ja z kolei nie miałam ochoty na żadne z ty ch zajęć, nawet jeśli uczestniczenie w nich oznaczałoby , że mogłam obserwować go całego spoconego i półnagiego. Lubiłam swoje krągłości i lekki tłuszczy k, i chociaż dbałam o siebie, to nie lubiłam przesady w akty wności fizy cznej. Któregoś dnia zaproponowałam mu, żeby po prostu zamiast mnie wziął ze sobą któregoś ze swoich kolegów, ale kiedy zaczął marudzić, przewróciłam ty lko oczami. Podejrzewałam skry cie, że on także chciał oglądać mnie spoconą i brudną u swojego boku, ale ja o nie, ja uważałam się za damę (no, w każdy m razie w pewny m sensie) i wiedziałam, że nie wy glądam zby t dobrze zziajana i uty tłana w błocku. Nie mówiąc już o ty m, że przed powrotem do pracy we wtorek miałam do roboty coś, co naprawdę chciałam zrealizować i zdecy dowanie wolałam zabrać się do tego sama, bez rozmemłanego kochasia kręcącego mi się pod – a w zasadzie to między – nogami. Ostatecznie Rowdy zgarnął na wy prawę Nasha i Rome’a i wy szedł z moim psem bez py tania, podczas gdy ja próbowałam się ubrać i doprowadzić do stanu uży walności nieco wolniej niż zazwy czaj, głównie z powodu jego niestrudzonej zawziętości w miłosny ch zapasach. Kto by pomy ślał, że taki miły , słodki chłopiec z sąsiedztwa po latach okaże się w łóżku takim buhajem? Napastował mnie jak opętany przez demona seksu, co w połączeniu z ty m jego metalowy m krzy żem w główce jego imponujący ch rozmiarów fiuta sprawiało, że omdlewałam pod nim w łóżku, ty m bardziej że teraz nie rozdzielała nas warstewka tego utrapionego lateksu. Na samą my śl o ty m, co wy czy niał ze mną w pościeli, rumieniłam się jak dzierlatka i robiło mi się gorąco. Splotłam włosy w prosty warkocz i ubrałam się wy godnie i swobodnie – jak na mnie – w dość
obcisłą czarną spódniczkę i marszczony top. Całość fajnie komponowała się z czerwony m pasemkiem w moich włosach: wy glądałam jak klasy czna hiszpańska diwa z podrzędnego saloonu. Wsunęłam stopy w krwistoczerwone szpile. Skoro przy mierzałam się do stoczenia decy dującej bitwy z inną kobietą, musiałam czuć się pewnie. Zerknęłam ostatni raz w lustro i ruszy łam do LoDo. W poniedziałki ta okolica by ła dość spokojna i to by ł jeden z powodów, dla który ch w ten dzień ty godnia salon tatuażu by ł w te dnie nieczy nny . Dobrą chwilę zajęło mi namierzenie budy nku, w który m pracowała Say er, bo laska nie podała mi dokładnego adresu. Gdy go już znalazłam, poczułam się nieco przy tłoczona wy strojem, wchodząc do środka przez eleganckie, złocone drewniane drzwi. To nie by ła jakaś skromna kancelary jna kanciapa, ty lko wielki prawniczy moloch, współpracujący z liczny mi partnerami. Wszy stko tu aż ociekało zamożnością i bogactwem. Strażnik za biurkiem recepcji zmierzy ł mnie, zaciekawiony , od stóp do głów, gdy zapy tałam o Say er. – Czy jest pani umówiona? – zapy tał grzecznie. Na rany Chry stusa, a czy wy glądałam, jakby m by ła umówiona?! Zmełłam w ustach przekleństwo i bły snęłam zębami w najbardziej uroczy m uśmiechu, na jaki by ło mnie stać. – Nie, ale jeśli poinformuje ją pan, że chce się z nią widzieć Salem, na pewno zechce się ze mną spotkać. Ochroniarz pokręcił ty lko głową i zerknął, marszcząc brwi, na monitor ukry ty pod ladą. – Przy kro mi, ale nie wpuszczamy nikogo bez uprzedniego umówienia. Już, już miałam warknąć na niego gniewnie i zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do kafejki i czekaniem tam na śliczną prawniczkę, dopóki się nie pokaże, kiedy usły szałam, jak ktoś woła mnie po imieniu. Gdy cofnęłam się od masy wnego biurka i obejrzałam przez ramię, zobaczy łam nie kogo innego, jak samą śliczną Say er, wy chodzącą z windy w towarzy stwie zapłakanej młodej kobiety . Rzekoma siostra Rowdy ’ego mówiła jej właśnie, że wszy stko będzie dobrze, żeby jej zaufała, ale miałam niejasne wrażenie, że jej słowa odnoszą marny skutek. Laska miała rozmazany makijaż i nie widziała chy ba za bardzo, co się dookoła dzieje. Powtarzała ty lko w kółko „dziękuję” i dała się Say er przelotnie przy tulić, zanim wy szła przez okazałe drzwi biurowca. Say er podeszła do mnie i zauważy łam, że po drodze splotła nerwowo dłonie. Cóż, może i nie powinnam, ale cieszy łam się na my śl o ty m, że ona też jest zdenerwowana. – Masz może chwilę? – zapy tałam tonem dający m do zrozumienia, że nawet jeśli by ła zajęta, lepiej dla niej, jeśli znajdzie dla mnie czas. Skinęła głową. – Następnego klienta mam umówionego na pierwszą, ale wcześniej muszę wziąć udział w konferencji w sprawie pewnego rozwodu… – Nie zabiorę ci wiele czasu – obiecałam. I właśnie tak by ło. Przy szłam tu po to, żeby powiedzieć jej to, co miałam do powiedzenia i ani słowa więcej.
Skinęła głową i podeszła do biurka, a potem uśmiechnęła się ujmująco do ochroniarza. – Marvin, czy mógłby ś mi wpisać w grafik Salem Cruz i dać jej przepustkę? Facet najwy raźniej miał do niej słabość, bo bez dalszy ch py tań zrobił, o co prosiła, i już za chwilę weszłam za piękną prawniczką do windy . Dobrą chwilę zajęła nam dość dy skomfortowa podróż na najwy ższe piętro, podczas której zdałam sobie sprawę z tego, że Say er nie jest tu zwy kły m pracownikiem, a ni mniej, ni więcej, ty lko partnerem własnościowy m tej najwy raźniej sły nnej i szacownej firmy . Świadczy ł o ty m między inny mi szy kowny wy strój jej biura. – Rany , prawdziwa szy cha z ciebie, mam rację? – Usiadłam w jedny m ze skórzany ch foteli przed jej biurkiem i odmówiłam, gdy zaproponowała mi coś do picia. – Mój ojciec by ł jedny m z założy cieli tej firmy – wy jaśniła znużony m tonem. – Odziedziczy łam po nim część udziałów. Odwalają mnóstwo roboty dobroczy nnej i bardzo akty wnie działają w różny ch społecznościach w rejonach, w który ch otwieramy swoje filie. – Jak mocno musiałaś naciskać, żeby otworzy li oddział w Denver? – zagadnęłam pozornie od niechcenia. Spłoniła się lekko i opadła na oparcie fotela. – Kiedy pojawiła się propozy cja otwarcia nowego biura, zasugerowałam Denver, chociaż pośród inny ch opcji przedstawiony ch do głosowania rady pojawiły się też Santa Fe i Phoenix. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że podczas pierwszej wizy ty w salonie mogłaś od razu wy jaśnić, kim jesteś, i uniknąć całego tego zamieszania? – spy tałam rzeczowo. Przy mknęła na chwilę oczy . – Gdy mój ojciec zmarł, namierzenie Rowdy ’ego zajęło mi dobrą chwilę. Przez cały ten czas sądziłam, że jego ostatnie przesłanie znaczy ło ty le, co: „Ha! Wal się!”, od gościa, który nigdy mnie tak naprawdę nie kochał. Początkowo by łam pewna, że to jakiś głupi żart czy coś w ty m sty lu, mający mnie powstrzy mać przed odziedziczeniem jego spadku. Jednak gdy przekonałam się, że Rowdy rzeczy wiście istnieje – i jest moim bratem! – nie mogłam się opędzić od my śli… od chęci poznania go. Gdy już przeniosłam się do Denver, ładny miesiąc zajęło mi zebranie się na odwagę i dotarcie do salonu, w który m pracował. Dwa kolejne ty godnie – przejście przez jego drzwi. A gdy go zobaczy łam… gdy spostrzegłam, jaki jest do mnie podobny … – Zaczerpnęła głośno tchu i otworzy ła szeroko oczy . – Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to wszy stko dzieje się naprawdę. Strawiłam mnóstwo czasu na zastanawianie się nad ty m, jak mu to powiedzieć. Śniłam koszmary o jego najgorszy ch reakcjach. A skończy ło się tak… cóż, jak się spodziewałam. – Masz do niego o to pretensję? – spy tałam wprost. – Nie by ło szans, żeby przy gotował się na coś takiego. Od zawsze radził sobie sam, nigdy nie miał rodziny , dopóki nie trafił tutaj i dopóki Phil nie przy jął go do Marked. Aż tu nagle, znienacka zjawia się jego siostra i ojciec, który się go wy parł. Co by ś zrobiła na jego miejscu? Patrzy ła na mnie przez chwilę w milczeniu, aż wreszcie odwróciła wzrok. – Nie wiem – wy znała. – Nie chciałam go zranić, ale i nie mogłam dłużej tego wszy stkiego przed nim taić. A poza ty m musiałam w końcu spróbować uporządkować sprawy majątkowe.
Został mi ty lko ty dzień, zanim prawnik mojego ojca skontaktowałby się z nim osobiście, gdy by mnie to się nie udało. Westchnęłam i zsunęłam się nieco bliżej brzegu eleganckiego skórzanego fotela. – Musisz wiedzieć jedną rzecz, jeśli chodzi o Rowdy ’ego St. Jamesa. On ma naprawdę wielkie serce. Jest dobry m człowiekiem, ale w swoim ży ciu doznał tak wielu zawodów i bólu, że naprawdę trudno mu teraz dopuścić kogoś blisko do siebie. Fakt, że jesteś jego rodziną – prawdziwą rodziną! – przeraził go do szpiku. Jej błękitne oczy miały ten sam obłędnie czy sty odcień co te, w które gapiłam się przez cały weekend. – Kiedy szukałam informacji o nim, natrafiłam na notkę o zabójstwie jego matki… – bąknęła nieśmiało. – To ty lko czubek góry lodowej – westchnęłam. – Najpierw jego matka, a potem ja. Jako dzieci by liśmy sobie naprawdę bliscy , a potem zostawiłam go prakty cznie bez słowa, bo by łam młoda i my ślałam ty lko o sobie… no i… by ła jeszcze moja siostra. – Przy gry złam dolną wargę i wy paliłam: – Rowdy świata poza nią nie widział, by ł przekonany , że kocha ją nieprzy tomnie, do tego stopnia, że poprosił ją o rękę… – Głos mi się nieco załamał i musiałam odchrząknąć. – No i by ł jeszcze Phil Donovan. Facet, który otworzy ł ten interes z tatuażami. Ocalił Rowdy ’ego. Można powiedzieć, że uratował mu ży cie. Sprowadził go do Denver i dał mu wy marzoną pracę, dopilnował szlifowania jego talentu i pozwolił by ć ty m, kim zawsze chciał by ć. Ofiarował Rowdy ’emu dokładnie to, o czy m on marzy ł od zawsze: dom… i zmarł na raka całkiem niedawno. Wszy scy , który ch kochał, albo Rowdy ’ego opuścili, albo w jakiś sposób zawiedli. To właśnie dlatego insty nktownie cię odtrącił i nie chciał słuchać, co masz mu do powiedzenia. Say er wciągnęła głośno powietrze i położy ła dłonie płasko na biurku. – To brzmi naprawdę… przy tłaczająco i smutno. – Bo tak właśnie jest. Całe mnóstwo ludzi, którzy powinni by li się o niego troszczy ć, wy stawiło go do wiatru albo kopnęło w dupę, więc teraz stara się po prostu bronić przed kolejny mi zawodami. Przechy liła głowę na ramię i spojrzała na mnie spod wpółprzy mknięty ch powiek ty mi niezabudkowy mi oczami. – A ty ? Zostawiłaś go, a jednak pozwolił ci wrócić. Roześmiałam się gorzko. – Próbuję się wkraść w jego łaski, ale daleka jeszcze przede mną droga. Za każdy m razem, kiedy sięgam po swoją torebkę i mówię mu, że muszę po coś skoczy ć, patrzy na mnie tak, jakby m miała już nigdy nie wrócić. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny , ale po ty ch dziesięciu latach rozłąki za grosz mi nie ufa. – Ale czy wy … czy nie jesteście razem? – Roześmiała się i zmarszczy ła lekko nos. – Ostatniego wieczoru by ł przekonany , że chcę go namówić na randkę i oznajmił mi, że nie ma takiej opcji, bo z kimś jest. – Owszem, teorety cznie ze sobą jesteśmy , ale mam wrażenie, że poziom zaangażowania w ten
związek zależy od tego, z który m z nas by ś rozmawiała. Podniosła wy soko jasne brwi. – Kochasz go? Parsknęłam w bardzo nieelegancki sposób i pacnęłam się dłonią w kolano, żeby rozładować chociaż po części napięcie, które we mnie narastało od chwili rozpoczęcia tej rozmowy . – Kocham go na wiele różny ch sposobów, odkąd skończy ł dziesięć lat. – Skrzy wiła się kwaśno: nawet ja sły szałam w swoim głosie tęsknotę i ból. – Powiedziałam ci, że przy jechałam tu z jego powodu. – A skąd wiedziałaś, że przy jmie cię z powrotem po tak długiej rozłące? Dziesięć lat to szmat czasu. – Nie wiedziałam. Musiałam jednak spróbować, bo po ty lu latach jest jedy ną osobą, która wy dała mi się pewna w cały m moim ży ciu. By ł wart całego tego ry zy ka… nadal jest, chociaż teraz wiem o rzeczach, o który ch wówczas nie miałam bladego pojęcia. – Co chcesz przez to powiedzieć, Salem? Zdaję sobie sprawę z tego wszy stkiego, o czy m mówisz, ale nie znam ani ciebie, ani Rowdy ’ego dość dobrze, żeby złoży ć to w jakąś sensowną całość. Wstałam i wy gładziłam wy miętą spódnicę. – Chcę przez to powiedzieć, że ten gość jest wart zachodu i że za jakiś czas pozbiera się i zechce, żeby ś zagościła w jego ży ciu na dłużej. Miej ty lko cierpliwość. Kiedy przekona się, że nie jesteś kolejną osobą, która chce go zostawić albo zawieść jego zaufanie, sam będzie do ciebie lgnął. – Zrobiłam wszy stko, co w mojej mocy , by le ty lko dostrzegła, jak ważne by ło to, o czy m mówiłam; patrzy łam jej poważnie prosto w oczy . – Jeśli ty lko zostawisz go, gdy zacznie się przed tobą otwierać, złamiesz mu serce… a on nie powinien więcej doznawać takich zawodów. Dlatego, jeśli naprawdę chcesz by ć jego siostrą i zagościć na dłużej w jego ży ciu, pomy śl o ty m, czy rzeczy wiście ci na ty m zależy , zanim zechcesz go do siebie przy wiązać. Ona także wstała. Na widok jej postaci nie mogłam się wy zby ć dziwnej my śli, że nie mógł zaistnieć bardziej osobliwy zbieg okoliczności, wskutek którego w ży cie Rowdy ’ego nagle wparowały dwie tak bardzo różniące się od siebie kobiety , starające się – na różne sposoby – o jego względy . Jedno nas jednak łączy ło: zarówno ja, jak i Say er by ły śmy dość silne i zdeterminowane, żeby dobić swego – nieważne, jak mocno obiekt naszy ch uczuć starał się utrzy mać nas na dy stans. – Nigdzie się nie wy bieram, Salem – oznajmiła twardo. – A gdy by tak by ło, obiecuję, że zrobię wszy stko, co w mojej mocy , żeby zdołał mnie w razie czego odnaleźć. Nie zniknę ot tak. Znajdzie mnie, gdy będzie na to gotowy . – Skrzy żowała ramiona na piersi i obdarzy ła mnie krzy wy m uśmiechem. – Głupia sprawa, ale wiem o utracie bliskich więcej, niżby m chciała. Moja mama odebrała sobie ży cie, kiedy by łam bardzo młoda, a mój ojciec by ł bardzo zamkniętą w sobie, prakty cznie obcą mi osobą i przez większość czasu udawał, że nie istnieję. Chcę przez to powiedzieć, że owszem, teorety cznie miałam rodziców, jednak jeśli chodzi o uczucia… – Wzruszy ła ramionami. – By łam podobnie samotna jak on. Chociaż on miał ciebie. Ja
nie miałam nikogo. Przy gładziłam włosy i odwróciłam się w stronę wy jścia. – Jeśli ty lko go nie zranisz, zy skasz we mnie kolejną bliską osobę, Say er – powiedziałam prosto. – Lubię cię. Mam wrażenie, że masz w sobie wielką klasę i jakiś szy k. To właśnie dlatego przy szłam do ciebie, żeby z tobą porozmawiać. Wierz mi, gdy by m uznała, że z nim głupio pogry wasz, nasze spotkanie nie skończy łoby się tak pokojowo i łagodnie. Jak już wspomniałam, daj mu ty lko trochę czasu. By łam już przy drzwiach i naciskałam klamkę, kiedy usły szałam, że mnie woła. Gdy obejrzałam się przez ramię, spostrzegłam, że w jej niebieskich jak morze oczach lśni twardy blask. – Wiem, że zależy nam na nim z zupełnie inny ch powodów, ale bądź pewna: nie zawiodę go. Jeżeli sądzisz, że przeszłoby mi przez my śl, żeby go zostawić, to wy obraź sobie po prostu, coby się stało, gdy by ś to ty go nagle rzuciła. On cię po prostu uwielbia, bardzo cię kocha. Widzę to wy raźnie, więc ty także powinnaś to dostrzec. – Och, jasne – parsknęłam. – Muszę ty lko zy skać pewność, że nie patrzy na mnie przez mgłę naszej wspólnej przeszłości, zanim w to naprawdę uwierzę. Gdy by ś chciała pogadać… wiesz, gdzie mnie szukać. Zamknęłam za sobą drzwi i zjechałam windą do holu na dole. Gdy ochroniarz za biurkiem w recepcji rzucił mi py tające spojrzenie, najwy raźniej zachodząc w głowę, co taka wy dziarana od stóp do głów laska może chcieć od jednej z pracujący ch tu szy ch, mrugnęłam ty lko do niego porozumiewawczo. By łam zmęczona. Po wy czerpującej nocnej sesji z Rowdy m i rozmowie z Say er niczego nie pragnęłam bardziej niż długiej, smacznej drzemki. Nie miałam pojęcia, ile czasu zajmie chłopcom wspinaczka, ale uznałam, że dość, żeby m przekąsiła burrito w Illegal Pete i zdrzemnęła się chwilę, zanim Rowdy zjawi się u mnie w towarzy stwie Jimba i oboje zechcą się ze mną bawić, każdy na swój sposób. Po drodze dałam się niestety porwać zakupowemu szaleństwu – podczas oglądania wy staw zauważy łam na jednej z nich naprawdę świetną miniówkę, której krój bardzo fajnie mogłaby m wy korzy stać w serii ciuszków dla salonu – i nagle okazało się, że strwoniłam całą godzinę na oglądaniu ubrań, więc pognałam jak szalona do mojego mieszkania, licząc na to, że po drodze spotkam moje półnagie i spocone ciacho – mniam! Próbowałam właśnie wy grzebać klucze, pisząc jednocześnie SMS do mojego kochasia, żeby dowiedzieć się, gdzie jest, i starając nie upuścić trzy manej pod łokciem resztki burrita, więc nie bardzo patrzy łam pod nogi… dopóki nieomal wy rżnęłam o czy jeś długie nogi rozciągnięte pod moimi drzwiami. Zaklęłam pod nosem, podczas gdy resztki mojego smakowitego lunchu wy padły mi z rąk. W ślad za burritem poszły moja torebka i klucze, gdy zobaczy łam siną twarz mojej siostry rozciągniętej w poprzek kory tarza do mojego mieszkania. Oboje słodkich, złotobrązowy ch oczu miała paskudnie podbity ch. Dolną wargę miała rozciętą, podobnie jak kość policzkową. Zabandażowany nadgarstek tuliła do piersi i patrzy ła na mnie, całkiem jakby m miała ją za chwilę kopnąć. W jej oczach lśniły łzy , a usta drżały , gdy
powiedziała: – Twoja sąsiadka mnie wpuściła. Zaproponowała, żeby m zaczekała u niej, dopóki nie wrócisz, ale… – Urwała i z jej ciemny ch rzęs na posiniaczony policzek spadła duża łza. – Poppy … – wy krztusiłam cicho. Kucnęłam przy niej i położy łam jej dłoń na kolanie, ale zaraz zaklęłam pod nosem, gdy odruchowo cofnęła się ode mnie i skuliła w obronny m geście. Podniosłam klucze i podałam jej dłoń, żeby pomóc jej wstać. Gdy wahała się pełną minutę, zanim przy jęła moją pomoc, serce ścisnęło mi się z bólu. Nie umknęło mi, że podczas chodzenia uty kała na lewą nogę. Wy ciągnęłam rękę, odsunęłam z twarzy pasemka miodowy ch włosów i sy knęłam naty chmiast gniewnie na widok bardzo wy raźny ch żółtozielony ch śladów na jej szy i. Teraz nie kry ła już łez i my ślałam ty lko o ty m, żeby zabrać ją do siebie i się nią zająć. Ledwie zdąży łam przekręcić klucz w zamku i nacisnąć klamkę, kiedy usły szałam znajome szczeknięcie i poczułam z ty łu kolan psie łapy . Obejrzałam się przez ramię, i gdy by nie to, że trzy małam właśnie za rękę moją posiniaczoną i pokiereszowaną siostrę, dostałaby m od razu orgazmu. Rowdy miał na sobie powy cierane, opuszczone nisko na biodrach dżinsy . Z ty lnej kieszeni spodni zwisała mu koszulka – jak miał to w zwy czaju – i by ł cały spocony i umorusany , jednak nie o to chodziło. Chociaż na widok tej lśniącej, wy tatuowanej skóry miałam ochotę się zaślinić i wy ć do księży ca, jak jakiś wy głodniały , seksualny wilkołak, to całości dopełniał stary , słomkowy kowbojski kapelusz na jego głowie i wy zierający spod niego seksowny uśmiech. Wy glądał w ty m kapeluszu świetnie, perfekcy jnie!, i skubaniec doskonale o ty m wiedział. Zacisnęłam zęby , gdy zobaczy łam, że przestaje się uśmiechać, widząc, że nie jestem sama. Gdy rozpoznał towarzy szącą mi osobę, jego błękitne oczy zaszły burzowy mi chmurami. – Poppy ? – W jego głosie brzmiały ostre nuty i silne emocje, który ch nie potrafiłam rozpoznać. Jej widok na pewno go nie ucieszy ł, a gdy zobaczy ł, w jakim jest stanie, oczy pociemniały mu jeszcze mocniej. – Rowdy ? – wy szeptała, a on nasunął sobie kapelusz głębiej na czoło. Jimbo nie miał pojęcia, co się dzieje, więc skakał ty lko między nami, najwy raźniej zatroskany , dlaczego jego ludzie stoją w miejscu jak wry ci i nie chcą się z nim bawić. – Co ci się stało? – Głos miał twardy , ale chociaż by ło w nim mnóstwo gniewu, by łam pewna, że to nie na moją siostrę jest wściekły . Wy puściłam głośno powietrze, aż nad czoło pofrunęły mi pasma ciemny ch włosów. – Jeszcze do tego nie doszły śmy – wy cedziłam. – Dosłownie przed chwilą wróciłam do domu i znalazłam ją pod drzwiami. Powiódł ode mnie do niej nachmurzony m wzrokiem i przy glądał się jej przez chwilę, podczas gdy ona wpatry wała się w niego z mieszanką oszołomienia i czegoś jeszcze, co paskudnie wy glądało mi na wsty d. Nie by łam zby t szczęśliwa, że podczas tej milczącej konfrontacji prakty cznie zupełnie mnie ignorował. Rozdrażniona dziwną atmosferą i wściekła, że ktoś poważy ł się skrzy wdzić moją młodszą
siostrę, pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Gdy Jimbo pognał za mną, warknęłam do Rowdy ’ego: – Zamierzasz wejść? W końcu raczy ł oderwać wzrok od mojej siostry i wy krzy wił usta w gorzkim gry masie. – Nie. Zadzwoń do mnie później. – Szty wny mi, gwałtowny mi ruchami wy ciągnął z ty lnej kieszeni dżinsów koszulkę i zerwał z głowy kapelusz, a potem włoży ł T-shirt i przeszy ł moją siostrę świdrujący m wzrokiem. – Nie do wiary , że znowu dałaś się w to wplątać, Poppy . – Z ty mi słowami odwrócił się na pięcie i zniknął w kory tarzu, nie oglądając się ani razu za siebie. Zazgrzy tałam zębami i ostrożnie wprowadziłam moją siostrę do mieszkania, a potem poświęciłam chwilę na uprzątnięcie z grubsza bałaganu, który zostawiłam, wy chodząc. Miałam ochotę kopnąć Poppy w dupsko za to, że pojawiła się tak znienacka. Chciałam nawrzeszczeć na nią za to, że nie dała mi znać, co się dzieje! I chciałam ją też przy tulić i ucałować w czoło, bo wy glądała na rozbitą i zrozpaczoną. Moją pierwszą my ślą by ło zadzwonić po Saint i poprosić ją, żeby wpadła do mnie, obejrzała moją siostrę i sprawdziła, czy obrażenia nie są poważne, ale Poppy wy dawała się na skraju załamania, więc uznałam, że to musi poczekać. Poppy dokuśty kała do kanapy , a gdy usiadła, zgięła się wpół i zgarbiła. Podeszłam do lodówki i wy jęłam z zamrażalnika kilka kostek lodu, które zawinęłam w ściereczkę, a potem wręczy łam jej ten improwizowany kompres i usiadłam na stoliku do kawy naprzeciwko niej. Poppy miała jaśniejszą karnację i włosy ode mnie, więc na widok szpecący ch jej skórę wy raźny ch sińców wzbierała we mnie żądza mordu. – Jak tu dotarłaś? – Uznałam, że zacznę na spokojnie, żeby jeszcze bardziej jej nie wy straszy ć. – Przy jechałam – wy dukała. – Oliver nie pozwolił mi iść do szpitala, chociaż wiedziałam, że ktoś powinien w końcu obejrzeć mój nadgarstek. Ty m razem posunął się za daleko… Wciągnęłam powietrze tak gwałtownie, że prawie się zachły snęłam. – „Ty m razem”? – powtórzy łam z niedowierzaniem. By li małżeństwem od kilku ładny ch lat. Wolałam nawet nie zastanawiać się, jak długo to trwa. Zdałam sobie sprawę, że powinnam by ła wszy stkiego się domy ślić, jak ty lko Poppy zaczęła się ode mnie odsuwać. Wzruszy ła ramionami. – Zadzwoniłam do taty i powiedziałam mu, w jakim jestem stanie i że potrzebuję pomocy . Powiedział, że pewnie zasłuży łam sobie na to, że czy mś rozgniewałam Olivera. – Zaczęła opowiadać mi przez łzy o wszy stkim, a gdy mówiła, dłoń, którą trzy mała złożoną na udzie, zacisnęła jej się mimowolnie w pięść. – W końcu Oliver jest diakonem w kościele i dobry m, bogobojny m mężczy zną, więc wina musi leżeć po mojej stronie. – Ojciec wie, że ten facet cię bije i zwalał winę na ciebie?! – Głos drżał mi ze wzburzenia. Pokiwała ty lko głową i jęknęła cicho, gdy ruch sprawił jej najwy raźniej ból. – Zaczekałam, aż Oliver wy jdzie do pracy , spakowałam się i wy jechałam. Jechałam i jechałam… Nie miałam pojęcia gdzie. Wiedziałam ty lko, że źle się czuję, że się boję i że Loveless jest ostatnim miejscem na ziemi, w który m chcę by ć. Dopiero kiedy zatrzy małam się, żeby zatankować na granicy , dotarło do mnie, że kieruję się do ciebie.
Wy ciągnęłam dłoń i wzięłam ją za rękę. – Dlaczego nie poprosiłaś mnie o pomoc? Przy jechałaby m i zrobiła z nim porządek. Pokręciła głową i znowu się rozpłakała. – Nie jestem już dzieckiem. Wiedziałam, że to wszy stko jest złe. Cały mi latami bił mnie tak, żeby nikt nie zauważy ł śladów. Dopiero niedawno stracił nad sobą kontrolę i skończy ło się ty m… By ło ty lko coraz gorzej. – Poppy … Parsknęła gorzko i ból w ty m ostry m śmiechu zranił mnie do ży wego. – Rozmawialiśmy o dzieciach. Nie chciałam mieć z nim dziecka, nie z kimś takim jak on. Nie ży jąc w ten sposób. – Wy rwała mi rękę i pomachała nią sobie przed pokancerowaną twarzą. – Oto skutki mojej odmowy . – Słodki Jezu… Roześmiała się znowu. – Jezus nie ma z ty m nic wspólnego. Wsunęłam sobie pasmo włosów za ucho i przy glądałam jej się, osłupiała, przez jakąś minutę. – Nie mogę uwierzy ć, że nie miałam pojęcia o ty m wszy stkim. Podniosła ramię i pozwoliła, żeby opadło bezwładnie. – Nie jestem z tego dumna. Powinnam by ła zdoby ć się na odwagę i odejść. Wiedziałam, że się wpakowałam w chwili, w której Oliver pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Wiedziałam, co się święci, a mimo to nie wy ciągnęłam z tego żadny ch wniosków. – Czy to właśnie o ty m mówił Rowdy , gdy cię zobaczy ł? – Nie wierzę, że nie zdradził ci wszy stkich drasty czny ch szczegółów, zważy wszy na fakt, że wy dajecie się sobie teraz znacznie bliżsi, niż gdy by liśmy dziećmi. – Powiedział mi, że to ty powinnaś mi o ty m powiedzieć. Na jej rozcięty ch wargach zatańczy ł lekki uśmiech. – Zawsze miał w sobie więcej przy zwoitości niż jakikolwiek facet, którego znałam. – Powiedział, że poprosił cię o rękę i że go odtrąciłaś – wy krztusiłam z trudem, bo słowa dziwnie nie chciały mi przejść przez gardło. – Nie, Salem, on nie poprosił mnie o rękę. Oświadczy ł mi się. To jest różnica. By łam w ciąży z główny m rozgry wający m, który kazał mi przerwać ciążę. Twierdził, że zrujnuje mu to karierę i zszarga jego wizerunek jako przy kładnego Amery kanina. Kiedy odmówiłam, stłukł mnie na kwaśne jabłko. Rowdy by ł jedy ną osobą, której mogłam się z tego zwierzy ć… a poza ty m trudno by ło nie zauważy ć podbity ch oczu. Nie mogłam przy jąć jego oświadczy n. Nie kochał mnie tak naprawdę i wcale nie chciał mnie poślubić, więc odmówiłam. Powiedziałam, że kocham go jak brata, a wtedy on poszedł do tego gościa i prawie go zamordował. Próbował ocalić mnie przede mną samą. Ty dzień później zniknął, ja poroniłam, a tamten dupek już nigdy więcej na mnie nie spojrzał. Rany boskie, kim by ła ta dziewczy na?! Miałam wrażenie, że patrzę na obcą osobę w ciele mojej siostry .
– Ojciec by ł załamany rozpadem mojego związku ze wschodzącą gwiazdą futbolu. Podobała mu się my śl o ty m, że jego córka poślubi gwiazdę sportu. – Poppy się skrzy wiła. – Zawsze powtarzał, że to pomogłoby zmy ć z nazwiska naszej rodziny plamę, którą zostawiłaś, wy jeżdżając. By łam idiotką. Nawet go nie lubiłam. Robiłam po prostu to co zawsze i zachowałam się zgodnie z ty m, czego po mnie oczekiwano. To właśnie w taki sposób skończy łam z facetem uważający m, że nie ma nic złego w biciu kobiety , którą rzekomo kocha. Nie mogę już tak dłużej. Musiałam się wy rwać z tego koszmaru. Już dawno powinnam by ła to zrobić. – Złamałaś Rowdy ’emu serce, Poppy . – Nie mogłam ukry ć oskarży cielskiego tonu. – Och, daj spokój, Salem! Nie bądź głupia. Rowdy nigdy mnie nie kochał. Łudził się, że jestem jego chodzący m ideałem, bo nigdy nie będę tobą. Nie miałam nawet śladu awanturniczej ży łki. Nie by ło we mnie głodu ry zy ka. Nie by łam nieprzewidy walna. Nie mógł mnie kochać, bo by ł zakochany w tobie. Nadal jest, sądząc po sy tuacji. – Co takiego?! – Nie wierzy łam własny m uszom, mówiła o ty m, jakby to by ło coś najbardziej oczy wistego pod słońcem. – Przy mnie nigdy nie by ł sobą. Zawsze zachowy wał się jak kościółkowy Rowdy . Przy tobie czuł się swobodnie, beztrosko, by ł otwarty i pozwalał sobie na chwile zapomnienia, w który ch przestawał się wiecznie martwić, co będzie dalej. A potem… wy jechałaś. Zwiesiłam głowę. – A potem wy jechałam. – I ty m moim wy jazdem sprowadziłam katastrofę na dwoje ludzi, który ch kochałam najbardziej. – Ale wróciłaś. – Nie wiem, czy teraz ma to jakieś znaczenie. Ty lko ucieczka się liczy . – Westchnęłam i wstałam. – W każdy m razie, jeśli ma to jakieś znaczenie, cieszę się, że tu jesteś, i obiecuję dopilnować, żeby ś zdołała otrząsnąć się z tego koszmaru, i zrobić wszy stko, żeby ś zapomniała o tamty m ży ciu w Loveless. Nikt nie zasługuje na taki los. – Pozwoliła mi przy tulić się lekko, więc postanowiłam spróbować szczęścia: – Mam przy jaciółkę pielęgniarkę. Pozwól mi proszę do niej zadzwonić i dać się jej obejrzeć. – Po upewnieniu się, że ma dość siły na odby cie tej rozmowy , zamierzałam poprosić ją o złożenie zarzutów wobec Olivera na policji. Westchnęła i bez słowa odgarnęła włosy z twarzy . Sądzę, że nie chciała, żeby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie. Jej wsty d by ł niemal namacalny . – Także się cieszę, że tu jestem, i uważam, że to wspaniale, że odnalazłaś znowu Rowdy ’ego, nawet jeśli zabrało ci to ty le czasu. Zabawne, że uży ła słowa „odnalazłaś”, bo nagle czułam się tak zagubiona, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie wiem, jakim cudem przeoczy łam fakt, że moja siostra by ła ofiarą przemocy domowej, a mój ojciec takim ty ranem, że przy my kał oko na to, że jego dziecku dzieje się krzy wda. Nie mam pojęcia, jak mogło umknąć mi to, że cokolwiek działo się między mną a Rowdy m, gdy by liśmy młodsi, by ło czy mś znacznie poważniejszy m niż ty lko przy jaźń i braterska więź, za jakie to miałam. A chy ba najważniejsze by ło to, że nie miałam pojęcia, jak czuję się ze świadomością, że widmo, które od zawsze majaczy ło między mną a Rowdy m,
zjawiło się właśnie u mnie osobiście i nie by ło szans na to, żeby śmy dłużej zdołali je ignorować.
ROWDY Musiałem wrócić do domu i wziąć pry sznic, żeby zmy ć z siebie pot i brud wspinaczki, ale nie by łem w nastroju do samotności, a jedy na osoba, z którą miałem ochotę przeby wać, by ła akurat w towarzy stwie ostatniej osoby , którą spodziewałem się jeszcze kiedy kolwiek zobaczy ć. W ty m układzie istniało ty lko jedno miejsce, w który m wiedziałem, że znajdę kogoś, kto mnie zrozumie i napoi czy mś mocniejszy m nawet w to leniwe, poniedziałkowe popołudnie. W barze by ło dość tłoczno, zważy wszy na fakt, że nadal jakaś godzina została do rozpoczęcia happy hour, a w poniedziałki nie by ło tu zazwy czaj dużego ruchu. Stali by walcy zajmowali swoje zwy kłe miejsca przy barze, ale by ła tu także grupka młodszy ch osób, zgromadzony ch na ty łach, wokół stołów do bilardu. Zachowy wali się hałaśliwie i chojraczy li. Asa obserwował ich uważnie, podczas gdy zajmowałem miejsce pośród zaprawiony ch w bojach weteranów, którzy trwali na swoich posterunkach przy poznaczony m liczny mi szramami barze. – Chy ba dobrze się bawią. – W głosie Asy , gdy stawiał przede mną piwo, mrużąc podejrzliwie oczy w kolorze burgunda, sły chać by ło ciężki sarkazm. Od stołów do bilardu dobiegła kolejna porcja okrzy ków i przekleństw, gdy Dixie upuściła tacę pełną drinków. – Nie wiem, skąd przy szli, ale wolałby m, żeby wrócili tam jak najszy bciej. – Potrzeba wam tu wy kidajły . – Zazwy czaj Rome zajmował się takimi sprawami, jednak teraz, kiedy został ojcem, by wa tu znacznie rzadziej niż kiedy ś. Nie mam problemu z daniem jednemu z drugim palantowi po głowie, ale muszę się pilnować, bo mam kartotekę, wiesz. – To może wy najmijcie kogoś, skoro Rome nie daje rady by ć tu tak często? Asa podszedł do baru, żeby nalać nową kolejkę drinków, o które poprosiła Dixie, i wrócił, wy cierając dłonie w dżinsy . – Rome mówił coś o gościu, z który m by ł w wojsku. Koleś chy ba niedługo wy chodzi i wspominał coś o ty m, że się wy biera w te strony . Przy puszczam, że Rome trzy ma to miejsce dla niego. Znasz go, nie przepuściłby żadnej okazji, żeby pomóc innemu żołnierzowi. Pokiwałem głową i zacząłem zdrapy wać paznokciem ety kietę z mojego piwa. – Przy wiózł dziś ze sobą małą, kiedy wy braliśmy się w góry . Powinieneś by ł go widzieć: ten wielki, twardy wojak, który wy gląda, jakby potrafił przenosić góry goły mi rękami, chodził na paluszkach wokół tego małego, różowego zawiniątka, całego w koronkach i słodkiego. W jego dłoniach wy daje się taka mała i krucha, a on obchodzi się z nią, jakby by ła z porcelany . Pasują do siebie i widać na pierwszy rzut oka, że R.J. owinęła sobie tatuśka wokół paluszka. – Rome jest szczęściarzem. Zasługuje na każdą dobrą rzecz, która go spoty ka, po ty m wszy stkim, przez co przeszedł w ży ciu i co zrobił dla inny ch. Za całe swoje poświęcenie. Zsunąłem kapelusz na ty ł głowy i spojrzałem na Asę, bo naprawdę chciałem znać odpowiedź na py tanie, które zamierzałem mu zadać.
– Czy właśnie tego trzeba, żeby zostać wy nagrodzony m przez los? Żeby znaleźć w ży ciu prawdziwe szczęście? Poświęcenia? Ciemnozłote oczy Asy zalśniły badawczo. – Nie wiem. Może? Wiem, że nigdy wcześniej nie przedkładałem niczy jego dobra ponad własne. Nie sądzę, żeby m zasługiwał na taki los, jaki spotkał Rome’a, czy na ży cie, jakie mają Ay den i Jet. I wiesz co? – Pochy lił się nad barem i skrzy żował ręce na piersi. – Nie mam do nikogo o to pretensji. Nigdy nie zrobiłem nic, żeby zasłuży ć sobie na to, co ich spotkało. – A co z odkręceniem tego wszy stkiego? – zapy tałem go. – Co z by ciem tu i teraz i z pomaganiem Rome’owi? Z dojściem ze sobą do ładu, tak żeby Ay den nie musiała przez całe ży cie zamartwiać się o ciebie i zachodzić w głowę, w jakie znowu wpakowałeś się tarapaty ? Czy to nie jest swego rodzaju pokuta, która daje ci szansę na prawdziwe szczęście i dobro? – Nie mogłem znieść my śli, że przeszłość miałaby określać czy jąkolwiek przy szłość, a już szczególnie nie Asy , bo wiedziałem, że pomimo całej tej pozornej lekkomy ślności i luzactwa dobry by ł z niego człowiek. – Tak jak powiedziałem, fakt, że zachowuję się teraz praworządnie, wcale nie znaczy , że jestem taki z gruntu. Każdego dnia muszę przy pominać sobie o ty m, co mogę stracić, jeśli ty lko popadnę w stare nawy ki, ale ta pokusa wciąż czai się gdzieś w pobliżu – chęć troszczenia się ty lko o siebie samego. Nie jestem kimś, kto zasługuje w swoim ży ciu na cokolwiek dobrego i prawdziwego. Prawda jest taka, że gdy by m przy padkiem położy ł łapy na czy mś, co by łoby dla mnie stworzone, prawdopodobnie szy bko by m to zniszczy ł. Zapy taj Ay den. Zawsze udaje mi się zepsuć wszy stko, co w moim ży ciu dobre. Westchnąłem i pociągnąłem ły k piwa. – Ech, szlag by to. Wpadłem, licząc na to, że poprawisz mi choć trochę humor. Odepchnął się od baru na dźwięk tłuczonego szkła i skrzy wił się, gdy Dixie, śpiesząca do stołów, żeby posprzątać bałagan, została poczęstowana serią niewy bredny ch komentarzy . – Kiedy przy szedłeś, sprawiałeś wrażenie lekko zdenerwowanego. Co się stało? Oto, dlaczego Asa tak świetnie radził sobie za barem – można z nim by ło porozmawiać dosłownie o wszy stkim. By ł do bólu szczery , jeśli chodzi o to, kim by ł i co zrobił. To sprawiało, że klientela baru często czuła się znacznie lepiej, jeśli chodzi o rzeczy , o które mieli do siebie pretensje. A poza ty m zawsze wy dawał się mieć odpowiedź na wszy stkie problemy , które się przed nim wy wlekło. Nawet jeśli większość jego rad by ła gówno warta, gdy uśmiechał się ty m swoim pewny m siebie uśmieszkiem i wy powiadał je z południowy m zaśpiewem, brzmiały nieźle. – Siostra Salem zjawiła się u niej bez zapowiedzi. – To by ło, całkiem jakby m cofnął się w czasie, widząc znowu Poppy całą w sińcach i we łzach. – Nie by łem na to przy gotowany . Nigdy nie będę. – Zdjąłem kapelusz i przeczesałem palcami lepkie od potu włosy . – Powinieneś by ł wiedzieć, że prędzej czy później tak się stanie. Sy piasz z jedną siostrą, więc logiczne wy daje się, że w końcu pojawi się i druga. Roześmiałem się gorzko.
– Szczerze? Wy dawało mi się, że do tej pory Salem już się mną znudzi i przeprowadzi, jak ma to w zwy czaju. Nigdy nie sądziłem, że bierze to wszy stko na poważnie. – Oszukujesz sam siebie, Rowdy . To by ło poważne od chwili, gdy postawiła nogę w Denver. – Tak, mów do mnie jeszcze. – No i co z tą siostrą? – Ma na imię Poppy . Jest naprawdę słodziutka, z rodzaju ty ch spokojny ch, nieco staroświeckich i bez reszty oddany ch rodzinie. Kilka lat temu wy szła za mąż. Zawsze wy dawało mi się, że jest dla mnie stworzona, ale teraz, z perspekty wy czasu, wy daje mi się, że po prostu starałem się sam siebie chronić, już wówczas, przed faktem, że Salem mnie zostawi. – Z ty łu knajpy dobiegła kolejna porcja głośny ch przekleństw, który m akompaniowały odgłosy tłuczonego szkła. Widziałem, jak Asie tężeje szczęka i zaczy na iść w stronę końca baru, z którego prowadziło wy jście na salę. – To co sprowadziło tu piękną siostrzy czkę, skoro ma w domu faceta? – rzucił przez ramię. Gdy obróciłem się na barowy m stołku i oparłem o bar łokciami, obserwując wy chodzącego zza lady Asę, zjawiła się słodka Dixie. Oczy miała szeroko otwarte, a w jej głosie sły chać by ło niepokój. – Ci goście nad sobą nie panują! Wy pili dzbanek piwa, a zachowują się, jakby wy żłopali ze dwadzieścia. Strącili na ziemię dwie szklanki, a gdy powiedziałam im, że więcej im nie przy niosę, jeden z nich próbował mnie złapać za rękę. Nie będę ich już obsługiwać! Asa wy ciągnął rękę i poklepał ją po ramieniu. – Nie musisz, złotko. Długo tu już nie zabawią. Asa zawsze wy dawał się spokojny , pogodny i nigdy się nie śpieszy ł, więc z niepokojem zaobserwowałem, że szczęka drga mu nerwowy m tikiem, a w zazwy czaj łagodny m spojrzeniu zapalają się iskierki gniewu. – Potrzebujesz pomocy ? – spy tałem rzeczowo. Nie zamierzałem siedzieć i patrzeć bezczy nnie, jak próbuje sobie w pojedy nkę poradzić z bandą pijany ch dzieciaków. – Nie. Dzięki, poradzę sobie. – Roześmiał się i także oparł łokciami o bar. – Kiedy ś by łem taki jak oni. Skrzy wiłem się i rzuciłem półżartem: – By ło aż tak źle? – W zasadzie to znacznie gorzej. – Wiesz co, Asa? Chy ba niezby t by m cię polubił, gdy by m poznał cię przed ty m, jak ci kolesie od motorów skopali ci dupsko. Zerknął na mnie kątem oka. – Niewielu by ło takich, co mnie lubili. Mniejsza o to. Co w końcu z tą siostrą? – Zawsze miała talent do znajdy wania sobie najgorszy ch facetów. Sądząc po ty m, jak teraz wy gląda, ten posunął się jednak stanowczo za daleko. Nie wierzę, żeby jej ojciec tego nie dostrzegł, i sądzę, że ona sama chy ba straciła już cierpliwość. Jaki jest sens w by ciu przy kładną żoną i córką, jeśli twoi bliscy pozwalają, żeby ktoś cię krzy wdził?
– Brzmi słabo. – Bo tak jest, a fakt, że na jej widok zachowałem się, jakby ktoś mnie zdzielił w py sk workiem cegieł, raczej nie podziałał zby t dobrze na Salem. – To musi by ć dla niej trudne – zauważy ł Asa. – Jesteście ze sobą, ale może nadal sądzić, że w twoim sercu wciąż jest miejsce dla jej siostry . To naprawdę pokręcona historia, w której przeszłość i przy szłość dziwnie się ze sobą splatają. – Dla Poppy mam ty lko współczucie, i może też jej żałuję. Gdy ją dzisiaj zobaczy łem, przekonałem się o ty m bez reszty . Jej widok mną wstrząsnął i zmartwił mnie jej wy gląd, ale to wszy stko. Sposób, w jaki Salem na mnie działa… to, jak mnie rozumie… Przy Poppy nigdy się tak nie czułem. To zawsze do Salem mnie ciągnęło, by łem po prostu zby t młody i za bardzo przestraszony , żeby wówczas wiedzieć, co to oznacza. Asa mruknął współczująco i odepchnął się od baru, gdy jeden z gówniarzy przy stołach wziął kij do bilardu i zamachnął się nim na jednego ze swoich przy jaciół. Gość zatoczy ł się, próbując zrobić unik, i runął, ścinając kumpla z nóg. Chwilę później tarzali się po podłodze w plątaninie rąk i nóg, kiedy walka na niby przerodziła się szy bko w prawdziwą bójkę. Asa podszedł stanowczy m krokiem do rozrabiający ch gówniarzy , a ja za nim. Chłopcy tarzali się po ziemi, młócąc rękami; z ust pry skała im na wszy stkie strony ślina zmieszana z krwią, gdy gardłowo wy krzy kiwali do siebie groźby , akcentowane mocny mi ciosami. Asa złapał gnojka, który zaczął całą rozróbę, i spróbował ściągnąć go z jego kumpla. Gdy jeden z ich kolegów zaczął iść w jego stronę, pokręciłem ty lko głową i powiedziałem: – To niezby t dobry pomy sł, młody . Dzieciak spojrzał na mnie, jakby rozważał swoje szanse w starciu ze mną, kiedy moją uwagę odciągnęła od niego seria przekleństw wy warkiwany ch przez Asę. Szczeniak, którego odciągnął od przegranej dla niego, sądząc po sy tuacji, bójce, skupił na nim gniew i postanowił, że nie podda się tak łatwo. Asa złapał go za kark i wy kręcił mu jedną rękę na plecy , ale cokolwiek młody wcześniej pił, musiało przy tępić mu zmy sły , bo wy dawał się zupełnie nie reagować na ból. Odrzucił głowę na plecy i spróbował rąbnąć go z by ka, a potem wierzgnął do ty łu, starając się ściąć z nóg znacznie postawniejszego – i trzeźwiejszego – mężczy znę. – A co powiesz na to, gnoju? – warknął Asa, potrząsając gówniarzem porządnie; zerknął na mnie, podczas gdy ja schy liłem się, żeby ocenić stan drugiego delikwenta. Kiepsko z nim by ło, sądząc po ciężkim dy szeniu i zakrwawionej twarzy . – Wszy scy wy nocha stąd! Zapraszam do wy jścia. Dzieciak spróbował wy rwać się Asie, gwałtownie rzucając się do przodu. Zaskoczony barman puścił go i szczeniak zary ł nosem w podłogę, a potem odtoczy ł się na plecy i ły pnął gniewnie na swojego prześladowcę. – Odwal się! – warknął. – Mógłby m kupić tę waszą norę sto razy , gdy by m zechciał! Asa obejrzał się na mnie, a potem na wy gadanego smarkacza, który gramolił się właśnie na nogi. – Cóż, dopóki na akcie własności nie widnieje twoje nazwisko, ty i twoi koleżkowie możecie
zabierać swoje wąskie dupy z mojego baru. Kilku kumpli agresy wnego dupka podeszło i pomogło mu wstać. – Podskoczy sz, wieśniaku? Spróbuj choć mnie dotknąć, a cię pozwę, jego też. – Gnój wy ciągnął w moją stronę oskarży cielsko palec, a ja podniosłem ty lko brew. – Pozwę wszy stkich jebany ch frajerów z tej zasranej speluny i posadzą was za napaść! Znam swoje prawa! Odchrząknąłem, kiedy Asa postąpił w jego stronę. – Lepiej uważaj. – Nie by łem do końca pewien, czy mówię do niego, czy do Asy – tak czy inaczej, widziałem, że sy tuacja z każdą chwilą staje się coraz bardziej śliska. – By łem w kiciu, ty małe gówno – warknął Asa. – Więcej niż raz. Więc co tam masz jeszcze w zanadrzu? Do tej pory reszta kolesi z grupy chy ba nieco się ogarnęła, a w pobliżu pojawiło się kilku stary ch by walców, żeby sprawdzić, o co ten raban. Szanse by ły teraz nieco bardziej wy równane, ale sprawca całego zamieszania popatry wał na Asę, jakby by ł jego śmiertelny m wrogiem. – Mam to! – Chłopak złapał się za krocze, a Asa postąpił o krok, więc położy łem mu dłoń na ramieniu. – Zadzwonić po gliny ? – Wy dawało mi się, że to dobre py tanie, zważy wszy na okoliczności, ale zarówno Asa, jak i dzieciak ły pnęli na mnie ty lko gniewnie. Podniosłem ręce do góry w obronny m geście i cofnąłem się o krok. – Wy nocha. Z. Mojego. Baru. – Nie trzeba by ło więcej słów; jasne by ło, że to ostatnie ostrzeżenie, które jasnowłosy barman daje grupie. Kumple smarkacza przekony wali go, żeby odpuścił, i mówili, że w okolicy jest mnóstwo inny ch barów, do który ch mogą się wbić, ale mały skurczy by k by ł już zby t cięty na Asę. Żaden z nich nie chciał ustąpić. W końcu ta mała zdzira wy rwała się swoim kolegom i wy celowała w mojego przy jaciela palec. – To jeszcze nie koniec, dupku! – Obejrzał się na swoją ekipę i warknął: – Spadamy stąd. – Tak jakby opuszczenie lokalu by ło ty lko i wy łącznie jego pomy słem. Splunął krwią na podłogę i wy chodząc, przewrócił jeszcze stolik. Asa aż się gotował ze złości, a po jego zwy czajnej łagodności nie został żaden ślad. Oczy lśniły mu gniewnie, a dłonie miał zwinięte w pięści. Wy glądał, jakby miał lada chwila przebić nimi ścianę. – Strzeliłby m go w ry j, jak nic – wy mamrotał jeden ze stały ch klientów, torując sobie drogę z powrotem do baru; Asa westchnął ciężko. – Pamiętasz, jak ci mówiłem, że robienie właściwy ch rzeczy jest cholernie trudne? Oto doskonały przy kład. – Podniósł rękę i potarł nią twarz. – Jeszcze niedawno skopałby m go do nieprzy tomności, zabrał wszy stko, co miał w portfelu – a także prawdopodobnie jego laskę – i zniknął, zanim ktokolwiek by się spostrzegł. Albo może raczej znalazłby m kogoś, kto odwaliłby za mnie czarną robotę, i po wszy stkim miałby m dwie ekipy dupków z głowy . Teraz muszę pamiętać, że jeśli zachowałby m się w taki sposób, Rome dostałby pozew, ja trafiłby m za kratki albo do plastikowego wora, a taki scenariusz niezby t mi się podoba.
Nie mogłem nie przy znać mu racji, więc bez słowa wróciłem za nim do baru, żeby zapłacić za piwo, a potem wrócić do domu i wziąć pry sznic. – Cóż, czasami właściwa rzecz może by ć złą rzeczą… bo ten koleś zdecy dowanie zasługiwał na rozkwaszenie mu ry ja. – Podobnie jak osoba, która wy korzy stała Poppy jak worek treningowy , dopowiedziałem ponuro w my śli. Cisnąłem na bar kilka monet i nasunąłem na głowę kapelusz. – Na razie, stary . – Na razie. I… Rowdy … – Asa urwał, gdy obejrzałem się na niego. – Musisz po prostu dać swojej lasce do zrozumienia, że teraz jest tą jedy ną. Może i nie do końca wiedziałeś, o co w ty m wszy stkim chodzi, gdy by łeś młodszy … może bałeś się i za bardzo koncentrowałeś na własny m bezpieczeństwie, ale teraz podjąłeś ry zy ko. Musisz jej ty lko dać znać, że w to wchodzisz. To w porządku, że nie będzie tą pierwszą – o ile ty lko będzie tą ostatnią i jedy ną. – Szlag! Naprawdę jesteś dobry w ty ch barmańskich poradach, wiesz? Roześmiał się. – Kiedy popełni się ty le błędów co ja, zaczy nasz się uczy ć, jak pomagać inny m ich unikać. Dzięki za wsparcie, nie przy wy kłem do tego. – Może zasługujesz na więcej, niż ci się wy daje, wieśniaku. Ły pnął na mnie gniewnie, a ja ze śmiechem wy szedłem na zewnątrz i skierowałem kroki do mojego SUV-a. Słońce wisiało już nisko nad hory zontem, ale nadal trwał cudowny letni wieczór i ty lko lekki chłód przy pominał o ty m, że jesień by ła za pasem. Odkąd Salem przy jechała do Denver, czas leciał tak szy bko, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, kiedy minęło lato. Gdy dotarłem do domu, rozebrałem się i wy szorowałem, błądząc umy słem daleko stąd i przeskakując od przeszłości do teraźniejszości. Rozważałem w pamięci wszy stko, co wy darzy ło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy . Zbierałem się już do snu, oglądając jedny m okiem telewizję i szkicując kilka prac na następny dzień, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Dźwięk mnie zaskoczy ł, ale widok czarnowłosej ślicznotki, która stała za drzwiami, gdy je otworzy łem, już nie. Oparłem się ramieniem o framugę i podniosłem brew, gdy Jimbo przemknął obok i skierował się prosto do swojego ulubionego miejsca na kanapie. – Sądziłem, że zadzwonisz. – Poprosiłem przecież, żeby zadzwoniła do mnie po wszy stkim. Salem odchy liła nieco głowę do ty łu i spojrzała na mnie, mrugając powoli ty mi swoimi ciemny mi jak noc oczami. – Nie wiedziałam, co ci powiedzieć. – W takim razie dlaczego przy szłaś? – Wiedziałem, że wcześniej czy później będziemy musieli o ty m wszy stkim porozmawiać, o całej tej nieprzy jemnej sy tuacji z Poppy , ale rany by ły jednak wciąż zby t świeże, żeby robić to dzisiaj. Salem by ła równie zaskoczona widokiem siostry co ja i by łem pewien, że odchodzi od zmy słów z niepokoju o stan, w jakim by ła Poppy . Odrzuciła włosy za ramię, tak jak to miała w zwy czaju, i zamrugała znowu. Gdy tak trzepotała rzęsami, serce podchodziło mi do gardła.
– Nie chcę iść bez ciebie spać – powiedziała cicho. Rany , i kto to mówił? By ła pierwszą – i jedy ną! – dziewczy ną, przy której pragnąłem zasy piać i się budzić. Minęła mnie, gładząc przelotnie po piersi. – Mam jednak pewną prośbę. Zamknąłem drzwi i patrzy łem, jak wchodzi do mojej sy pialni, całkiem jakby przez całe ży cie nie robiła nic innego i jakby to by ło jej ulubione miejsce. – Co takiego? Obejrzała się na mnie przez ramię, a w jej uśmiechu by ł seks, obietnice i wszy stko inne, czego zawsze pragnąłem, nawet o ty m nie wiedząc, a także gorący bły sk, od którego krew w ży łach aż mi zawrzała. – Włóż ten swój kowbojski kapelusz. A niech mnie! Nadszedł czas osiodłać konia.
Kiedy się obudziłem, Salem nie by ło, tak samo jak psa. Uznałem, że pewnie wróciła do siebie, żeby przy gotować się do pracy i sprawdzić, jak się miewa Poppy . Praca w zawodzie tatuaży sty miała mnóstwo plusów. Jedny m z moich ulubiony ch by ło to, że jeśli ty lko miałem na to ochotę, mogłem przy chodzić do roboty na dwunastą w południe. Nieśpiesznie przy gotowy wałem się do pracy , kręcąc po mieszkaniu i popijając kawę. Właśnie skończy łem się ubierać i wkładałem buty , kiedy usły szałem pukanie. Założy łem, że to Salem – że przy szła bez zapowiedzi tak jak wczoraj – i niemal ścięło mnie z nóg, gdy po otworzeniu zobaczy łem w progu drugą z sióstr Cruz. – Poppy ? Patrzy ła na mnie podbity mi na fioletowo oczami i zapragnąłem udusić tego, kto jej to zrobił. – Tak sobie pomy ślałam, że może zajrzę do ciebie i pogadamy szy bko. Wy dawało mi się to niezby t dobry m pomy słem, ale nie przy chodził mi do głowy żaden pretekst, żeby jej odmówić, więc odsunąłem się i wpuściłem ją do środka; strzelała oczami na boki, całkiem jakby bała się, że lada chwila ktoś wy skoczy z ukry cia i ją zaatakuje. – Zakładam, że Salem wie, że tu jesteś, bo jakoś musiałaś do mnie trafić? – Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie z rękami skrzy żowany mi na piersi. Skinęła głową i splotła dłonie, a potem zaczęła chodzić przede mną w tę i we w tę. – Powiedziałam jej, że muszę z tobą porozmawiać na osobności. Chy ba nie by ła z tego powodu zby t szczęśliwa, ale podała mi twój adres i poinformowała, jak tu dotrzeć. Ona naprawdę ma na twoim punkcie świra, wiesz? – Wolałby m nie rozmawiać z tobą o moim ży ciu uczuciowy m, Poppy . Co tu robisz? – Nie by łem pewien, czy mam na my śli Denver, czy mój dom, ale chciałem poznać odpowiedzi na oba te py tania. Wsunęła włosy za uszy w sposób podobny do siostry , jednak w jej ruchu nie by ło nic z pewności siebie i seksowności, który mi emanowała przy ty m Salem; by ła za to szty wność i
nerwowość. – Jestem ci winna przeprosiny , Rowdy … i znacznie, znacznie więcej. – Westchnęła, opuszczając dłonie po bokach, i stanęła przede mną, patrząc mi w oczy . – By łeś dla mnie zawsze taki miły … i tak mocno starałeś się mnie ocalić przed moimi dobry mi intencjami. – Wy dawało mi się, że cię kocham. – Pierwszy raz przy znałem głośno, że istniała całkiem spora szansa, iż my liłem się co do tego od samego początku. – Wiem o ty m. Parsknąłem i odepchnąłem się od drzwi. – Skąd wiesz, że sam siebie oszukiwałem? Przechy liła głowę na ramię i uśmiechnęła się do mnie smutno. – Mieszkałam w ty m samy m domu co Salem i nie by łam ślepa. Widziałam, co się dzieje, gdy jesteście razem. Przy niej się oży wiałeś. I by łam tam, gdy wy jechała. Nie mogłam nie zauważy ć, że chwy ciłeś się mnie jak koła ratunkowego. Rozumiałam, że wy daje ci się, iż przy mnie będziesz bezpieczny , że jestem nudna i nigdy się nie zmienię, ale, Rowdy – daj spokój – która dziewczy na chce by ć liną ratunkową dla faceta? Nigdy nie próbowałeś wziąć mnie za rękę ani mnie pocałować, nawet gdy zacząłeś sy piać z moimi wszy stkimi przy jaciółkami. Widziałam jak na dłoni, co się dzieje. Przeczesałem dłonią włosy , bo nie zdąży łem jeszcze wetrzeć w nie żadnego z mazideł, który ch zazwy czaj uży wałem. – Poszedłem za tobą do college’u, Poppy . To nie by ło takie hop-siup. – Nie miałem pojęcia, czy mówiąc to, chciałem przekonać o ty m ją, czy samego siebie. Westchnęła i podeszła do mnie o krok. – By łam twoim kaftanem bezpieczeństwa, podobnie jak ty moim. Nie miałeś nikogo, na kim mógłby ś się oprzeć, a ja za bardzo się bałam, żeby próbować by ć kimś inny m. Zby t długo by łam idealną córeczką. Teraz, gdy patrzę na to wszy stko wstecz, wiem, że powinnam by ła o ciebie walczy ć; powinnam by ła powiedzieć, żeby ś sobie odpuścił i poszedł do akademii sztuk piękny ch, tak jak z pewnością zrobiłaby to Salem, ale by łam samolubna i przerażona. – Złapała mnie za rękę i ścisnęła ją mocno. – Nie wiem, co by m zrobiła, gdy by nie by ło cię obok wtedy , gdy zaszłam w ciążę, Rowdy . By łeś jedy ną osobą, przy której nie czułam się, jakby m popełniła śmiertelny grzech. – Widziałem wzbierające w jej oczach łzy . – Dziękuję za to, że starałeś się mnie chronić. Zakląłem pod nosem i przy ciągnąłem ją do siebie, żeby ją przy tulić. Nadal potrzebowała kogoś, kto by ją chronił. – Dlaczego wróciłaś do domu, Poppy ? – spy tałem cicho. – Dlaczego nie zostałaś i nie spróbowałaś ży ć własny m ży ciem, by ć szczęśliwa? Dlaczego wy lądowałaś z powrotem tam, gdzie zaczęłaś? Znowu płakała. Czułem, jak jej łzy wsiąkają w moją koszulkę z The Meteors. – Nie miałam pojęcia, jak mogłaby m zrobić coś inaczej niż doty chczas. Nie miałam pojęcia o niczy m! Zawsze by łam jak marionetka, idealna córeczka wy chowana pod surowy m okiem ojca.
Wróciłam do tego, co wy dawało mi się realne i wy godne… i zobacz, co mi z tego przy szło. – Salem pomogłaby ci, gdy by ś ty lko się do niej zwróciła. – Niech ją szlag! Też by m jej pomógł, gdy by ty lko się odezwała! Ścisnąłem ją mocniej, gdy zaczęła dy gotać jak w febrze, wstrząsana szlochem. – Sądziłam, że sobie na to wszy stko zasłuży łam – wy krztusiła. – Że to by ła kara za to, że nie postępowałam właściwie, nie by łam dobrą dziewczy ną. Uprawiałam seks przedmałżeński i moje dziecko nie przeży ło. By łam święcie przekonana, że wszy stko, co mnie spoty ka, dzieje się, żeby uczy nić mnie lepszą i jeszcze pilniej słuchać ojca. Wy dawało mi się, że Bóg mnie nienawidzi, i to jest skutek jego gniewu. Pierwszy raz, gdy Oliver mnie uderzy ł, naprawdę my ślałam, że po prostu nie odpokutowałam odpowiednio za swoje grzechy . Naprawdę, głęboko wierzy łam, że ten człowiek jest mi przeznaczony , że tak właśnie powinno wy glądać moje ży cie. – Rany boskie, Poppy … – zdołałem wy krztusić i pokręciłem głową. – Każdy z nas grzeszy , w ten czy inny sposób, jednak nikt nie powinien brać na siebie takiego ciężaru. – Mój ojciec widział, jak wy glądałam, widział lima i sińce. Wiedział – musiał wiedzieć! – co się dzieje, a mimo to nigdy nawet palcem nie kiwnął, żeby to powstrzy mać ani żeby mi pomóc. Jest wy słannikiem boży m, a mimo to stał z założony mi rękami i pozwalał na to, żeby jego dziecko by ło katowane przez człowieka, który teorety cznie mnie kochał. Przez długi czas uważałam, że on także jest przekonany , iż sobie na to wszy stko zasłuży łam. Cóż, to by ł ty lko kolejny powód, aby znienawidzić mężczy znę, który zmusił Salem do ucieczki. – Co takiego się stało, że zmieniłaś zdanie? – spy tałem cicho. Odsunęła się ode mnie i podniosła na mnie wzrok, cała pokiereszowana i we łzach, i dotarło do mnie, że rzeczy wiście kiedy ś kochałem ją cały m sercem, ale w bardzo platoniczny , odległy sposób. Ona kochała mnie jak brata, więc w odpowiedzi mogłem ty lko darzy ć ją braterską miłością. – Wiele różny ch rzeczy , jednak przeważy ł chy ba fakt, że Salem odnalazła cię i wy dawała się naprawdę szczęśliwa. Tak szczęśliwa, jaka nie by ła, odkąd wy jechała. Uświadomiłam sobie, że czas mija i ży cie musi toczy ć się dalej, niezależnie od tego, co się wy darzy . Odpokutowałam już za wszy stkie złe wy bory , który ch mogłam dokonać, i nadeszła pora, aby m ja też by ła wolna. Nigdy nie będę chodzący m ideałem i nie będę za nie odpowiadała wiecznie. Przy tuliłem ją znowu i powtórzy łem jedno z ulubiony ch powiedzonek Rome’a: – Dobra dziewczy nka. – Chciałem ją zapy tać, skąd wiedziała, że Salem zawsze coś do mnie czuła, kiedy usły szałem szczekanie psa i drzwi za moimi plecami się otworzy ły . – Martwiłam się o was, więc pomy ślałam, że zajrzę i zobaczę, jak wam idzie. Jimbo krąży ł jak szalony po moim pokoju, a ja zobaczy łem, że na widok jej siostry w moim uścisku oczy Salem jeszcze mocniej ciemnieją, o ile w ogóle by ło to możliwe. Wy puściłem Poppy z objęć i cofnąłem się, wiedząc, że ta cała scena nie wy gląda zby t dobrze; Poppy czknęła nerwowo i otarła mokre od łez policzki. – Już lepiej – powiedziała zaskakująco opanowany m głosem, ale Salem wy glądała, jakby właśnie zjadła coś paskudnego i za nic nie chciała spojrzeć mi w oczy .
– Tak, wy jaśniliśmy sobie pewne sprawy z przeszłości i wszy stko wy daje mi się teraz nieco jaśniejsze. – Miałem nadzieję, że domy śli się, o czy m mówię, ale Salem ty lko przy gry zła dolną wargę i zaczęła skręcać w palcach pasma włosów, tak jak zawsze, gdy by ła wzburzona. – W porządku. W takim razie zabiorę Jimba do domu, zanim wy biorę się do miasta. Poppy minęła mnie, ale zanim wy szła, sięgnęła po moją dłoń i uścisnęła ją. – Wezmę go. Wciąż jestem padnięta, ale teraz czuję się, jakby ktoś zdjął mi z piersi wielki ciężar. – Uśmiechnęła się do mnie krzy wo i zagwizdała na rozszalałego szczeniaka. – Dobrze by ło cię znowu zobaczy ć, Rowdy . Brakowało mi ciebie. Jasna cholera! – zakląłem w duchu. To by ła chy ba najgorsza rzecz, jaką mogła powiedzieć w obecności Salem wy glądającej, jakby miała ochotę mnie oskalpować albo naty chmiast spakować walizkę i pognać na najbliższe lotnisko. Widziałem w jej oczach, że jest gotowa wy biec z mojego domu – i pewnie także z mojego ży cia – więc złapałem ją za rękę i przy ciągnąłem do siebie, zanim zdołała zrobić coś głupiego czy nieodwracalnego. – Płakała i zrobiło mi się jej szkoda. Ty lko ją przy tuliłem, to wszy stko – wy jaśniłem. – To dobrze – odparła szty wno Salem. – Pewnie potrzebuje teraz ty le przy tulania, ile ty lko zniesie. – Mówiła jedno, ale jej zachowanie i języ k ciała, a także fakt, że unikała mojego wzroku, sugerowały coś zgoła innego. – Salem… – Wsunąłem jej palec pod podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. – Ona nie jest tobą. Nikt nie jest tobą i nikt ci nigdy nie dorówna, więc przestań sobie roić jakieś głupoty , dobra? Nie odpowiedziała i strząsnęła moją dłoń ze swojego ramienia. – Muszę już lecieć; i ty także powinieneś się chy ba zbierać, Rowdy . Nie spóźnij się do pracy . – Salem… – Obejrzała się na mnie przez ramię, stojąc w progu. – Nie zostawiaj mnie znów. Nic nie powiedziała, a ja nie zatrzy my wałem jej, gdy szła kory tarzem i znikała mi z oczu. Tak jak zawsze mówiłem, jedy ny m moim szczęściem by ło szczęście w nieszczęściu. Oczy wiście, że musiała się zjawić akurat w chwili, gdy przy tulałem Poppy , nawet jeśli by ł to ty lko przy jacielski uścisk. Chy ba powinienem sobie wziąć do serca radę Asy i przekonać ją – tak żeby nie miała żadny ch wątpliwości – że liczy ła się ty lko ona. Może i nie by ła moją pierwszą miłością, ale wiedziałem już teraz, że zawsze będzie tą ostatnią, i nic poza ty m nie miało znaczenia.
SALEM Nie zamierzałam go zostawić – a przy najmniej nie w sensie fizy czny m – ale mój umy sł błądził miliony kilometrów z dala od niego i nienawidziłam miejsc, które odwiedzał. Nie czułam się na ty le niepewnie, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że moja siostra potrzebuje całej czułości i miłości, jaką może otrzy mać od świata, jednak to nie zmieniało faktu, że na widok Rowdy ’ego, tulącego ją w ramionach jak cenny skarb, coś we mnie pękło. By łam pewna siebie, jasne. By łam przekonana, że decy zja o przy jeździe tutaj by ła dobry m wy borem, ale by ł jeszcze we mnie jakiś strach, bezustanny lęk o to, że jakaś część jego wciąż może uznać Poppy za bezpieczniejszy wy bór. Nie mówiąc już o ty m, że na widok mojej siostry wy glądającej jak siedem nieszczęść na pewno musiały się w nim obudzić insty nkty obronne, a ja nie miałam pewności, czy nie wzbudzą one w nim na nowo uczuć, które ży wił do niej w przeszłości. Chciałam czuć się pewnie i bezpiecznie w związku, który wspólnie budowaliśmy – chciałam, żeby moje wątpliwości i obawy wy dawały mi się głupie i bezpodstawne, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam ot tak się ich pozby ć. Skutek by ł taki, że stchórzy łam i zaczęłam unikać Rowdy ’ego, bo zwy czajnie nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Na szczęście nikt nie wy py ty wał mnie o szczegóły , kiedy w środę, gdy mieliśmy pracować razem w nowy m salonie, zadzwoniłam i poprosiłam o wolne z powodu rzekomej choroby . Wiedziałam, że jest na mnie zły , bo zostawił mi wiadomość na poczcie głosowej. Zadbałam o to, żeby umówić się w czwartek po pracy z dziewczy nami, by le ty lko uniknąć scenariusza, w który m pojawiłby się u mnie, żeby porozmawiać. By łam pewna, że tak się stanie, bo wy słał mi wiadomość, w której mnie o ty m uprzedził. Zadzwoniłam nawet do Say er, żeby zapy tać, czy nie ma w piątek po pracy ochoty wy skoczy ć na kolację. Nie miałam po prostu pojęcia, jak mu powiedzieć o ty m wszy stkim, co czułam, żeby nie wy jść przy ty m na zazdrosną i małostkową. Nie miałam też bladego pojęcia, jak się zachowam, kiedy okaże się, że wszy stkie moje najgorsze obawy się sprawdzą i on sam przy zna, że nadal kocha moją siostrę i że to, co nas łączy ło, to by ła ty lko przy goda. Cora i dziewczy ny z pewnością domy ślały się, że coś jest nie tak, ale nie potrafiłam znaleźć słów, żeby im wy jaśnić, o co chodzi, wy arty kułować te wszy stkie my śli kołaczące mi się po głowie i wy słowić uczucia rozdzierające serce na strzępy . Powiedziałam po prostu, że niespodziewanie zjawiła się moja siostra i okazało się, iż jej mąż ją bił, więc jestem roztrzęsiona. Jako że jedna w drugą by ły mądre i by stre, by łam pewna, że zorientowały się, co się święci, jednak okazały się przy ty m dość taktowne, żeby po prostu pozwolić mi się wy luzować w czwartkowy wieczór, i żadna z nich nie zmuszała mnie do zwierzeń. Potrzebowałam chwili, żeby się nad ty m wszy stkim zastanowić, przemy śleć to, co się działo i jak powinnam sobie poradzić, będąc w związku z kimś, kto może nigdy nie zdoła odwzajemnić mojej miłości… jednak by ło to o ty le trudne, że zwy czajnie za nim tęskniłam. Źle się czułam, nie
mogąc z nim porozmawiać. Chodzenie samotnie do łóżka by ło straszne i czułam się jak ostatnia zdzira, bo mój pies cały czas patrzy ł wy czekująco na drzwi, zastanawiając się najwy raźniej, gdzie się podziewa jego towarzy sz zabaw. Nikt nigdy nie mówił, że by cie w związku jest łatwe, ale zawsze mi się wy dawało, że taka sy tuacja nie powinna też łamać serca. Poza ty m Poppy wcale mi tego wszy stkiego nie ułatwiała. Chy ba domy ślała się, że celowo się wy cofałam i ostudziłam nieco moje kontakty z Rowdy m z powodu jej i własnej niepewności, i wcale jej się to nie podobało. Powtórzy ła mi z dziesięć razy , że nie chce psuć mojego szczęścia. Raz za razem dziamgała, że między nią a Rowdy m nigdy nic nie by ło i nie będzie. Kazała mi otworzy ć oczy i przy jrzeć się na trzeźwo wszy stkiemu, czego dokonał. By ł dość odważny i pożądał mnie na ty le, żeby zary zy kować i pozwolić na to, żeby między nami zaczęło dziać się coś pięknego, nawet jeśli nie miał stuprocentowej pewności, że zostanę w Denver na dłużej. Poppy upierała się, że w jego przy padku by ła to prawdziwa oznaka tego, jak bardzo mu na mnie zależało. I nie próbowałam temu zaprzeczy ć, jednak nie by łam też do końca przekonana, czy to wy starczy . W piątek wy brałam się razem z Say er do eleganckiej restauracji w pobliżu salonu i gdy zdałam jej ze wszy stkiego relację, zacy towała mi moje słowa: – On jest tego wart. Cóż, zawsze by ł, ale to wcale nie znaczy ło, że ja by łam równie odważna jak on i gotowa rzucić wszy stko na szalę losu… ty lko po to, żeby trafić na koniec kolejki, tuż za własną siostrą. Nigdy nie kochałam nikogo tak jak jego, jedy ne źródło mojej radości w młody m ży ciu, i wątpiłam, czy kiedy kolwiek zdołam kogoś pokochać równie mocno. Dorosły , by ł dla mnie wszy stkim. Nie mogąc dłużej znieść my śli o ty m, zmieniłam temat i poprosiłam Say er, żeby jeszcze raz opowiedziała mi o dorastaniu w domu człowieka, który wolał zostawić swojego sy na na pastwę losu, zamiast się do niego przy znać. Kiedy zaczęła wspominać tamte czasy , przy szło mi do głowy , że Rowdy mógł się rzeczy wiście okazać szczęściarzem i może miał rację, twierdząc, iż nic nie dzieje się bez powodu. Musiała by ć jakaś przy czy na, dla której wy lądował u Ortegów. Nigdy nie przetrwałby w takich wy zuty ch z wszelkich uczuć, nieczuły ch stosunkach z rodzicem. To brzmiało obrzy dliwie znajomo, a nawet gorzej niż to, co działo się w moim domu. Opowiedziałam jej o ty m, jak surowe zasady i rządy żelaznej pięści mojego ojca w domu przy wiodły mnie do desperackiej ucieczki, i wy jaśniłam jej, dlaczego na przestrzeni lat wy warłam na Rowdy ’ego taki duży wpły w. – By ł taki młody , kiedy zmarła jego matka… Tak naprawdę nie pamiętał jej zby t dobrze, jednak z tego, co sobie przy pominał, wy nikało, że musiała by ć dla niego kimś cudowny m. Mówił ty lko, że zapamiętał ją zawsze szczęśliwą i uśmiechniętą. Powiedział, że jej uśmiech potrafił rozświetlić cały pokój. Kiedy została mu odebrana i trafił do sierocińca, chy ba nikt nie wiedział po prostu, co zrobić z takim niesforny m dzieckiem, zżerany m ży wcem przez żal. Czuł się po prostu samotny . – Westchnęłam i spostrzegłam, że Say er mruga zawzięcie, starając się nie dać ponieść wzruszeniu. – Pamiętam, jak pewnego dnia po szkole znalazłam go siedzącego na naszy m ganku. Miał wówczas ty lko jedenaście czy może dwanaście lat i by ł naprawdę wściekły . Gdy go zapy tałam, co się stało, powiedział, że mieli w szkole projekt tworzenia drzewa genealogicznego i
inne dzieci wy śmiewały się z niego, bo jego drzewo miało ty lko jedną gałąź – jego samego. Widziałam, że ma ochotę krzy czeć i płakać z powodu niesprawiedliwości losu, ale z drugiej strony wy dawał się zrezy gnowany i pogodzony z ty m, że wszy scy , który ch kochał, odeszli i będzie sam już po wsze czasy . – Pokręciłam głową i sięgnęłam po kieliszek wina, które zamówiłam do kolacji. – Tłumaczy łam mu, że jego drzewo jeszcze po prostu nie wy rosło. Że uzupełni je, gdy będzie starszy . Powiedziałam, że na pewno zakocha się, będzie miał dzieci, a te pożenią się i powy chodzą za mąż i że pewnego dnia stworzy własny sad St. Jamesów. Sądzę, że wówczas mu to pomogło, ale potem odwróciłam się od wszy stkich i wy jechałam z miasta, a moja siostra odrzuciła jego zaręczy ny , więc tak naprawdę żadna z nas nie pomogła mu się pozby ć nieustannego strachu o to, że najbliżsi zostawią go na pastwę losu. Say er uśmiechnęła się do mnie i sięgnęła po wino. – Z radością zostałaby m gałęzią tego drzewa. Mogliby śmy pomóc sobie nawzajem, tak żeby śmy już nigdy nie by li sami. Skinęłam głową. – Wiesz, on w końcu się o ty m przekona. Poppy wciąż próbuje wmówić mi, że on zawsze kochał ją jak siostrę, że po prostu wówczas nie zdawał sobie z tego sprawy , bo tak bardzo zamartwiał się ty m, że wszy scy go opuszczają. Jeżeli rzeczy wiście tak jest, nie ma opcji, żeby w końcu się nie opamiętał i nie darzy ł taką samą miłością własnej siostry . – Mam taką nadzieję. – Say er podniosła brew i pochy liła w moją stronę kieliszek z winem. – I mam też nadzieję, że zdasz sobie sprawę, że robisz dokładnie to samo, co on: pozwalasz, żeby strach zadecy dował o ty m, z kim będziesz. Poświęciłaś już i tak dziesięć lat, by stworzy ć świat, w który m czujesz się dobrze. To skończona głupota zmarnować to wszy stko, ty lko dlatego że coś ci się ubzdurało. Z tego, co mówisz, i z tego, co widziałam, Rowdy nie jest gościem, który owija w bawełnę. Gdy by czuł coś do twojej siostry , nie by łby na ciebie wściekły za to, że unikasz go cały ty dzień. Próbuje dać ci do zrozumienia, że chce by ć z tobą, Salem, że szuka cię – tak samo jak ty , gdy przy jechałaś tu dla niego po wszy stkich ty ch latach. Skrzy wiłam się, a ona roześmiała się na ten widok; gdy zjawił się kelner z py taniem, czy chcemy zamówić coś jeszcze, nie mogłam się oprzeć chęci skuszenia się na deser. By łam przy bita i tęskniłam za swoim facetem, więc lody i brownie by ły absolutnie wskazane. – Nie miałam wy boru – westchnęłam. – Wy daje mi się, że szukałam drogi powrotnej do niego, odkąd opuściłam Loveless. – To musiało by ć trudne dla was obojga – zauważy ła Say er. – Owszem. Gdy wy jeżdżałam, wiedziałam, że nie będzie mu lekko, ale miałam nadzieję, że sobie poradzi. Rodzina zastępcza, w której przeby wał podczas nauki w szkole, by ła naprawdę miła i chy ba dbali o jego podstawowe potrzeby , ale nie by ło przy nim nikogo, kto pomógłby mu podjąć decy zję w sprawie jego przy szłości ani nauczy ć, jak powinien słuchać własnego serca. Wiesz, że grał w futbol? Gdy by ty lko zechciał, mógł zostać gwiazdą! – Nie by łam w stanie ukry ć dumy , która wkradła się do mojego głosu. – By ł naprawdę niesamowity , ale nigdy tego nie lubił. Robił to, bo tak wy padało. Uwielbiał sztukę i zawsze marzy ł o ty m, żeby ry sować. Świetnie mu to
wy chodziło, i to by ła jego prawdziwa pasja, jego powołanie. Odsunęłam włosy z ramion i pleców i pokazałam jej pole kwiatów i ptaki wy tatuowane na moich plecach. – Nary sował to dla mnie w wieku dwunastu lat. Ptaki sy mbolizowały wolność, a on wiedział, że to by ło jedy ne, czego naprawdę pragnęłam. To by ł jego sposób na podarowanie mi wolności od surowy ch zasad mojego ojca. Say er pochy liła się i przy jrzała tatuażowi, a potem położy ła płasko dłonie na stole i popatrzy ła na mnie poważnie. – Salem, nie znam Rowdy ’ego za dobrze, ale gdy na to patrzę, widzę kogoś, kto podał ci na dłoni swoje serce. Nie wierzę, że masz jakiekolwiek wątpliwości odnośnie do tego, co do ciebie czuje. Czy od tamtej pory jakikolwiek mężczy zna próbował ofiarować ci to, czego najbardziej pragnęłaś? On by ł wówczas ty lko dzieckiem, ale nawet wtedy starał się spełnić twoje marzenia. A niech to szlag! Gdy ujęła to w ten sposób, serce podeszło mi do gardła, a mój brak wiary w niego wy dał mi się żałosny i małostkowy . – Zawsze by ł niezwy kłą osobą. – Cóż, w takim razie na pewno zorientował się, że zasługuje na bardzo niezwy kłą dziewczy nę. Jestem pewna, że twoja siostra jest cudowną osobą, Salem, ale pozwoliła mu za sobą gonić, podążać za sobą i poświęcić edukację – a może i przy szłość – nie zastanawiając się nad ty m dwa razy . Ty wy jechałaś, ale w końcu wróciłaś. Zostawiłaś pracę, ży cie i wszy stko, co budowałaś w Vegas, jak ty lko dowiedziałaś się, gdzie go szukać. Sądzę, że nie liczy się to, dokąd odejdziesz, ty lko to, gdzie skończy sz. Wy chy liłam wino jedny m haustem. – Ty zrobiłaś to samo. – Owszem, i mogę mieć ty lko nadzieję, że w końcu dotrze do niego, że to coś znaczy . Wy daje mi się, że doszedł już do tego sam, jeśli chodzi o ciebie. Nadal nie by łam tego stuprocentowo pewna, jednak kiedy wróciłam do domu i wy słuchałam kazania mojej siostry za to, że znowu mnie nie by ło, kiedy Rowdy mnie szukał, zaczęłam wierzy ć w to nieco mocniej. Zanim położy łam się spać, przy słał mi dwa SMS-y i uznałam, że nie mogę dłużej go ignorować, więc odpisałam, że zobaczy my się jutro w pracy i mogliby śmy pogadać w ciągu weekendu. Nie chciałam, żeby jutro przez cały dzień w pracy panowała między nami niezręczna atmosfera. Ży czy łam mu także dobrej nocy i mało brakowało, a napisałaby m, że spanie samej jest gówniane. Jimbo ze smutną miną wgramolił się na łóżko po stronie Rowdy ’ego i położy ł mi łepek na ramieniu. Poklepałam go po głowie i podrapałam po nosie, a on polizał moje palce. – Wszy stko się ułoży , Jimbo. Obiecuję. – Pies zaskamlał cicho, a ja westchnęłam. – Wiem. Też za nim tęsknię.
Kiedy Rowdy wszedł do salonu po południu następnego dnia, spodziewałam się, że naskoczy na
mnie i zażąda wy jaśnień w związku z moim okropny m zachowaniem, ale nie zrobił tego. Uśmiechnął się do mnie ty lko swoim normalny m, uroczy m uśmiechem i poszedł do swojego stanowiska przy gotować się do pracy , bo cały dzień miał szczelnie zapełniony sesjami. Przez całą zmianę nie oglądał się na mnie ani nie zagady wał oprócz rozmów w sprawach związany ch z interesami. Czułam się z tego powodu rozdrażniona i jeszcze gorzej niż wcześniej, a jako że nie widziałam go od kilku dobry ch dni, oczy wiście miałam ochotę gapić się na niego nieustannie i wspominać, jak cudownie wy gląda jak go Pan Bóg stworzy ł, ty lko w podniszczony m kapeluszu kowbojskim na głowie. To by ło niezby t miłe i pełne niepotrzebnego napięcia popołudnie. Zamierzałam zapy tać go, czy nie zechciałby ze mną wy skoczy ć na lunch, a poprzez lunch rozumiałam zaciągnięcie go w jakieś ustronne miejsce i próbę przeproszenia go za moje niedorzeczne zachowanie oraz wy tłumaczenia się ze wszy stkiego, co zrobiłam od chwili, gdy zobaczy łam w jego objęciach moją siostrę. Jednak zanim zdąży łam zamienić z nim choć słowo, zniknął. To wy starczy ło, żeby m miała naprawdę paskudny humor przez resztę dnia. Wiedziałam, że to głupie, bo to ja bawiłam się z nim w chowanego przez cały ty dzień, ale nie umiałam nic na to poradzić. Na szczęście późny m wieczorem przy szła dostawa pierwszej partii ciuchów i mogłam iść na górę, żeby pomy szkować wśród T-shirtów, koszulek na ramiączkach, bluz, bluzek i koszul, żeby zobaczy ć, jak wy szły . Chłopcy naprawdę dali z siebie wszy stko, jeśli chodzi o projekty nadruków. Oprócz Cy ganki Rowdy ’ego by ło tam chry stusowe serce Rule’a, śliczny karp koi w ży wy ch kolorach od Nasha i jego pinupowy anioł ze skrzy dłami pokry ty mi tatuażami i kolczy kami – hołd dla Phila. Starszy Donovan by łby dumny ze wzoru, jaki opracował dla niego jego sy n. Wszy stkie projekty by ły fantasty czne i niezwy kle ory ginalne. By łam pewna, że ubrania z takimi moty wami będą schodziły jak świeże bułeczki, a to by ł dopiero początek. Naprawdę chciałam wy robić chłopcom ich markę, która będzie wy kraczała daleko poza koszulki z nadrukami. By li tak uzdolnieni i przeszli tak wiele, żeby dotrzeć do tego miejsca, że zasługiwali na sławę i rozpoznawalność jako jedni z najlepszy ch w branży . By łam w ciuchowy m niebie i my ślałam już o nowej partii projektów i ubrań, a także ruszenia ze sklepem online, kiedy usły szałam na schodach tupot butów. Wiedziałam, że to Rowdy , i zerknęłam na telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Z zaskoczeniem spostrzegłam, że na przekopy waniu się przez sterty ubrań upły nęło mi ładny ch kilka godzin i dawno już minęła pora rozliczenia i pójścia do domu. Kiedy Rowdy wdrapał się na schody , zobaczy łam, że trzy ma w ręku torbę do wrzutni, a zamiast zwy kłego uśmiechu usta ma zaciśnięte w stanowczy m gry masie. – Na dole wszy stko zrobione. To utarg gotowy do wpłaty . Masz jeszcze coś do roboty ? Chciałam jeszcze otworzy ć kilka kartonów ubrań, poprzy mierzać trochę ciuchów i zrobić na górze nieco porządku, żeby Cora miała rano jak przejść, ale to mogło poczekać do poniedziałku. Nie chciałam marnować okazji, jeśli Rowdy wreszcie zechce ze mną porozmawiać po cały m dniu zachowy wania się, jakby nic nas nie łączy ło. Czułam się paskudnie z my ślą, że zasłuży łam na taką karę.
– Nie – odparłam. – Skończę w poniedziałek. Przy jdę, otworzę i zrobię wszy stko na spokojnie. Skinął głową i lawirując ostrożnie między stertami ciuchów, podszedł do biura Cory . Wszedł do środka, a gdy wrócił, miał ze sobą niewielką czarną torbę. Zamknął za sobą drzwi, a potem podszedł do mnie, wziął mnie za nadgarstek i bez słowa wy jaśnienia pociągnął schodami na dół, prosząc, żeby m po drodze zgasiła światła. Jak zwy kle, miałam na nogach buty na obcasach, więc schodzenie za nim po stopniach by ło nieco ry zy kowne. Nie odpowiedział, kiedy zapy tałam go, co robi. Nie puścił mnie nawet, żeby zamknąć sklep. Zamiast tego kazał mi wy jąć klucze ze swojej kieszeni i zrobić to za niego. Nie żeby m miała coś przeciwko, jednak wciąż miałam wrażenie, że zachowuje się dziwnie i coś kombinuje. – Co masz w torbie, Rowdy ? – spy tałam. – Powiedziałam ci przecież, że możemy pogadać po pracy , więc dlaczego zachowujesz się tak ozięble? – „Ozięble” to nawet nie jest czubek góry lodowej, złotko. Wiedziałam, że musi by ć na mnie nieźle wściekły , skoro zwracał się do mnie jedny m z określeń zarezerwowany ch dla swoich laseczek na jedną noc. Utwierdził mnie w ty m przekonaniu jeszcze mocniej, zaciągając bez słowa do swojego SUV-a, pomimo że zasy py wałam go gradem py tań i próbowałam przy pomnieć mu, że zostawiłam własny samochód na parkingu po drugiej stronie ulicy . Dosłownie wepchnął mnie na siedzenie pasażera i zapiął pas, całkiem jakby m by ła mały m dzieckiem, a potem otworzy ł ty lne drzwi i wrzucił czarną torbę na siedzenie obok drugiej, identy cznej, która już tam leżała. Obszedł samochód, a gdy wreszcie usiadł za kierownicą, raczy ł w końcu na mnie spojrzeć. – Poppy zajrzała w porze lunchu. Dała mi torbę dla ciebie i zabrała twój samochód. Ponieważ unikałaś mnie cały ty dzień, zabieram cię gdzieś, gdzie nie będzie miejsca na uciekanie i gdzie będziemy mogli się wreszcie rozmówić. Jeżeli masz ochotę ignorować mnie przez kolejne dwa dni, proszę bardzo, droga wolna, ale gwarantuję ci, że zanudzisz się przy ty m na śmierć. – Gdy się odwrócił w stronę przedniej szy by , zobaczy łam, że szczęka drga mu nerwowy m tikiem. – Powiedziałam ci przecież, że jestem gotowa, żeby porozmawiać. – Skrzy żowałam ramiona na piersi. Nie lubiłam by ć osaczana ani strofowana. – Twierdziłaś także, że już się ode mnie nie odwrócisz, a dokładnie to robiłaś przez cały ty dzień. Cóż, to by ła prawda, nie by ło sensu zaprzeczać. – Potrzebowałam po prostu chwili dla siebie, Rowdy . – Westchnęłam. – Nigdzie nie uciekłam. By łam obok przez cały czas. Zaklął pod nosem i rzucił mi przeciągłe spojrzenie spode łba. – Może i by łaś, ale nie mogłaby ś by ć jednocześnie dalej ode mnie, nawet gdy by ś chciała. – Wprowadził SUV-a na między stanówkę i skierował się na północ. Przy glądałam się, jak miasto zostaje za nami, aż wreszcie spy tałam ponownie, dokąd jedziemy . Widziałam, że bije się z my ślami: powiedzieć mi czy nie? – jednak w końcu jego wrodzona poczciwość wy grała. – Phil miał w lesie w Boulder domek nad pry watny m jeziorem. Nash odziedziczy ł go po nim i
nie może się zdoby ć na to, żeby go sprzedać, a poza ty m chce chy ba namówić Saint, żeby tej zimy wzięła trochę wolnego i zaszy ła się tam z nim na ty dzień czy dwa, bo ostatnimi czasy oboje są zarobieni po pachy . Powiedział, że mogę go zająć na kilka dni, dopóki wszy stkiego sobie nie wy jaśnimy . Nie ma tam elektry czności ani zwy kły ch wy gód, więc można tam ty lko wędkować, kochać się i rozmawiać. – Podniósł brew i uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. – A ja nie wziąłem wędek. Wy jrzałam przez okno na szy bko ciemniejące niebo i wy mamrotałam: – Nie mogę uwierzy ć, że moja siostra pomogła w moim porwaniu. – Ktoś musi ustąpić, Salem. Albo wchodzimy w to, albo nie, ale muszę wiedzieć, na czy m stoimy . Poppy chce po prostu, żeby ś by ła szczęśliwa. Rany , chce, żeby m ja by ł szczęśliwy po ty m, jak przeszedłem tę całą drogę, żeby śmy by li razem. Nie bardzo wiedziałam, co na to odpowiedzieć, ale po ty ch kilku dniach spędzony ch bez niego wiedziałam z niezachwianą pewnością jedno. – Na pewno chcemy spróbować by ć razem – stwierdziłam stanowczo. – Może po prostu zdarzy ć się tak, że nie będzie przez cały czas różowo, a na naszej wspólnej drodze pojawi się od czasu do czasu jakiś wy bój. Po moich słowach nerwowy tik zniknął, a Rowdy przestał zaciskać tak kurczowo ręce na kierownicy . Najwy raźniej nieco go uspokoiłam, bo włączy ł radio i zamiast naszego powarkiwania na siebie ciszę wy pełniły dźwięki HorrorPops. Boulder by ło położone niedaleko przedmieści Denver, ale kiedy zapuściliśmy się w góry i droga szy bko zmieniła się w ledwie widoczną ścieżkę, zdałam sobie sprawę, że zanim dotrzemy do celu podróży , będzie już późna noc. Nadal jednak by ło dość ciepło, żeby m mogła otworzy ć okno i wsłuchiwać się w odgłosy lasu oraz wdy chać wszy stkie te cudowne zapachy , które czy niły Kolorado tak wspaniały m miejscem. Woń sosen, aromat nadchodzącej jesieni wiszący w powietrzu, wszy stko wy dawało mi się takie nietknięte i naturalne! Nawet kurz, który wzbijał się spod opon, sprawiał, że czułam się tu zupełnie inaczej niż gdziekolwiek indziej i by łam naprawdę szczęśliwa, że tu jestem. Cy kanie świerszczy i odgłosy lasu by ły uspokajające i koły sały mnie do snu, ale ja nie chciałam stracić nic z tego, czego doświadczałam. Nie by łam zby t zży ta z naturą, ale spokój i harmonia panujące w ty m miejscu by ły niezwy kle kojące po ty godniu pełny m zwątpienia i konsternacji. Kiedy Rowdy wreszcie zatrzy mał się półtorej godziny później, stwierdziłam, że nazy wanie tego miejsca domkiem by ło dużą przesadą. Wy glądało bardziej jak drewniana szopa w środku lasu i by łam w stanie założy ć się o moje najlepsze szpilki, że w tej ruderze nigdy dotąd nie postała kobieca stopa. Nie mogłam przestać my śleć o ty m, że jeśli wy gląda tak paskudnie w nocy , to chy ba naprawdę nie chcę zobaczy ć jej za dnia. Rowdy wy gramolił się z SUV-a, wy jął nasze torby i zostawił je przed drzwiami, a potem, gdy ja też wy siadłam i zaczęłam się rozglądać, poszedł do bagażnika i wy targał wielką lodówkę, którą postawił przy naszy ch rzeczach. Rzucił mi py tające spojrzenie, więc westchnęłam i ostrożnie podeszłam do niego, starając się po drodze nie skręcić kostki na nierówny m podłożu.
– Rowdy , chy ba nie jestem odpowiednio ubrana na taką okazję. Uśmiechnął się pod nosem, otworzy ł drzwi i zaprosił mnie gestem do środka. Gdy się rozejrzałam, mało brakowało, a wy biegłaby m z krzy kiem na dwór. Wewnątrz prawie nic nie by ło! Gołe ściany , piecy k i zero światła, co sprawiało, że wszędzie czaiły się złowrogie cienie. Jedy ny mi meblami by ły zdezelowany fotel, który wy glądał, jakby wy padł z ciężarówki ze złomem, i stara polówka. Wzdry gnęłam się i odwróciłam do Rowdy ’ego z nachmurzoną miną. – Nie zamierzam spać na podłodze i lepiej, żeby nie by ło tu żadny ch nietoperzy ! Roześmiał się i zaczął wnosić rzeczy do środka. Zniknął na chwilę za swoim SUV-em i wrócił z wielkim pudłem, które postawił z hukiem obok mnie. Otworzy ł je i wy jął ze środka kilka latarenek, które zaraz pozapalał, pompowany z gniazdka w samochodzie materac, a także kilka koców, a potem wskazał gestem zapasy i powiedział, żeby m się częstowała, jeśli mam ochotę. Zaopatrzy ł nas w mnóstwo piwa, kilka butelek wody i nieco produktów potrzebny ch do zrobienia kanapek i przy rządzenia śniadania. Musiałam przy znać, że świetnie się na tę wy prawę przy gotował. Kiedy wtargał nadmuchany materac do środka i zorganizował prowizory czne posłanie, zdjął kowbojki, rzucił się na nie i wbił wzrok w sufit. Leżał tak, milcząc, z rękami założony mi za głowę, więc ja także zsunęłam buty , wzięłam dwa piwa i dołączy łam do niego. Postawiłam puszki na podłodze i usiadłam na miękkim materacu. – Jak zamierzasz przetrwać te kilka dni bez wszy stkich ty ch swoich mazideł do włosów? – zażartowałam, wskazując jego starannie podniesione jasne pasemka. Złapał mnie za rękę i przy sunął dłoń do ust, a potem złoży ł pocałunek na roztętnionej pulsem skórze wnętrza mojego nadgarstka. Podniósł brew i opuścił podbródek, żeby na mnie spojrzeć. – Zabrałem ze sobą kapelusz. Och, słodki Jezu, w takim razie musieliśmy naprawdę szy bko się pogodzić! Wy ciągnęłam rękę i pogładziłam jego złocistą brew. – Przepraszam, że musiałeś uciec się aż do tego, żeby śmy mogli o nas porozmawiać. To nie w porządku. Zachowałam się głupio. Po prostu ześwirowałam i nie wiedziałam, jak sobie z ty m wszy stkim poradzić. Jego pierś uniosła się i opadła, gdy odetchnął głęboko. Złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie, tak że leżałam teraz w połowie na nim. – To nie fakt, że ześwirowałaś czy nie potrafiłaś sobie z ty m poradzić mnie martwi, ty lko to że w ogóle przy szło ci do głowy , że masz powód, aby tak zareagować. Wiem, że cała ta historia z Poppy jest słaba i sprawia, że oboje czujemy się niekomfortowo, ale chy ba już rozumiem, o co w ty m wszy stkim chodzi. Jednak nawet gdy by tak nie by ło, to od miesięcy jesteś ty lko ty , Salem. Po prostu nie rozumiem, dlaczego to do ciebie nie dociera. Przeczesał moje włosy palcami; pieszczota by ła tak cudowna, że miałam ochotę zamruczeć niczy m kot i zacząć się o niego ocierać. – Nie wiem – westchnęłam. – Sądzę, że to tak samo jak wtedy , kiedy próbowałam ci powiedzieć, że przy jechałam tu z twojego powodu. To oznacza, że nigdzie się nie wy bieram, a ty
nadal patrzy sz na mnie ukradkiem, całkiem jakby m miała nagle rozwiać się jak dy m. Czasami jest tak, że wiemy o czy mś, Rowdy , ale nasze serce podpowiada nam zupełnie co innego. – Nie chcę już słuchać szeptów przeszłości. Chcę ty lko ciebie. Na dźwięk jego słów poczułam się tak szczęśliwa, że zacisnęłam powieki i musiałam przełknąć ślinę ze wzruszenia. – Serio? Pokiwał głową, pocierając przy ty m podbródkiem o czubek mojej głowy . – Serio. – Musimy po prostu dać temu spokój. Jeśli mamy by ć ze sobą, musimy sobie nawzajem zwy czajnie zaufać. Tęskniłam za tobą przez cały ten ty dzień. Jimbo też. Ziewnął tak szeroko, że aż chrupnęło mu w szczęce, i przy tulił mnie mocniej. – Jestem teraz starszy i znacznie większy od ciebie. Uciekanie nie będzie już tak łatwe jak kiedy ś, Salem. Nie pozwolę ci już zwiać. Wy dawał się tak pewny siebie, że pierwszy raz, odkąd to wszy stko się zaczęło, po prostu mu uwierzy łam. Wierzy łam w niego. Wierzy łam w samą siebie i wierzy łam, że to, co się między nami dzieje, jest realne i ma szansę przetrwać, bo właśnie tego chciał dla nas obojga los… a może i coś większego, potężniejszego. – Nigdzie się nie wy bieram, Rowdy . Spodziewałam się po nim jakiejś ciętej riposty , jednego z ty ch jego żarcików, który mi sy pał jak z rękawa przy każdej okazji, ale usły szałam ty lko ciche pochrapy wanie. Jego szeroka pierś unosiła się i opadała, a spokojny oddech rozwiewał mi włosy . Ten wielki głupek po prostu pode mną zasnął! Wy gramoliłam się spod jego ramienia i z niemały m trudem wsunęłam mu nogi na materac, żeby by ło mu wy godniej. Nie mogłam mieć do niego pretensji. To by ła trudna podróż po cały m dniu pracy i by łam pewna, że ubiegły ty dzień wcale nie by ł dla niego lepszy niż dla mnie. By łam jednak lekko wkurzona i rozczarowana, że jego schadzka z Morfeuszem rozwiała moje marzenia o zabawie w seksowną kowbojkę ujeżdżającą rozbry kanego ogiera i krzy czeniu na całe gardło z rozkoszy . Z westchnieniem poszperałam w torbie, którą spakowała dla mnie moja siostra. Włoży łam improwizowaną piżamę: koszulkę i legginsy , a potem zrobiłam kanapki z masłem orzechowy m i dżemem i spróbowałam wy słać Poppy wiadomość, żeby upewnić się, że wy prowadziła Jimba wieczorem na spacer. Szy bko przekonałam się jednak, że na ty m zadupiu nie ma ani odrobiny zasięgu. Przez następną godzinę zbijałam bąki, aż wreszcie uznałam, że nie mam innego wy jścia, jak ty lko położy ć się obok Rowdy ’ego i spróbować zasnąć. Wy łączy łam latarenki i zwinęłam się w kłębek obok niego tak blisko, jak mogłam. By ł wielki, więc zajmował większą część materaca. Wsłuchałam się w kojące dźwięki lasu i nocy . Słuchałam ry tmicznego, spokojnego oddechu Rowdy ’ego i westchnęłam, gdy przez sen otoczy ł mnie ramieniem i przy ciągnął do siebie. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę w ty m wszy stkim chodziło o cel podróży , nie o przy stanki po drodze do niego. Bo im dłużej przeby wałam w ty m punkcie, do
którego dotarłam, to cokolwiek się działo i jakkolwiek to miało się skończy ć, chciałam tu by ć – o ile ty lko obok by ł on. Nawet jeśli ty m punktem miała by ć zapomniana przez Boga i ludzi rudera w górach Kolorado.
ROWDY To by ła dla mnie pierwsza normalnie przespana noc od chwili, gdy wy szedłem z jej mieszkania w ubiegły m ty godniu. Nie wiem, co obudziło mnie przed świtem: może to, że z materaca zeszło trochę powietrza i spałem z ty łkiem na podłodze, czy może śpiew ptaków pośród sosen, ale zanim jeszcze zrobiło się jasno, by łem już całkiem przy tomny . Odruchowo sięgnąłem do ciała, które, jak wiedziałem, powinno leżeć obok mnie i zerwałem się gwałtownie, gdy okazało się, że miejsce Salem jest puste. Domek by ł naprawdę mikry , więc nie zajęło mi długo zorientowanie się, że jestem w nim sam, a za nic w świecie nie by łem w stanie wy obrazić sobie, dokąd mogła się wy brać moja miastowa laska jeszcze przed wschodem słońca. To znaczy , jasne, nie by ło tu łazienki i inny ch wy gód, ale szczerze wątpiłem, żeby Salem wy szła sama do lasu, nie informując mnie o ty m wcześniej czy nie budząc, żeby m potrzy mał jej latarkę. Odsunąłem więc zmierzwione włosy z twarzy , włoży łem buty i wy ruszy łem na jej poszukiwania. Nie zajęło to wiele czasu. Domek stał na polance tuż nad kry ształowo czy sty m jeziorem, zasilany m górskim strumieniem. To by ły lasy państwowe, pełne pry watny ch działek podobny ch do tej Phila, wy kupy wany ch przez ludzi, którzy tak jak on szukali tu spokoju z dala od zgiełku miasta. Na jeziorze nie można by ło uży wać silników, ale na brzegu znajdowała się nadgry ziona zębem czasu przy stań dla łodzi wiosłowy ch i kajaków. Salem siedziała na końcu pomostu owinięta kocem i przy glądała się, jak pierwsze promienie wschodzącego słońca oblewają ciepły m blaskiem górskie szczy ty . Kiedy podszedłem bliżej, zauważy łem, że w dłoni trzy ma puszkę piwa, a po jej wargach błąka się rozmarzony uśmiech. Gdy by m miał kartkę i coś do ry sowania, uwieczniłby m ją dla potomności. Usiadłem za jej plecami, otoczy łem ją nogami i przy tuliłem do szerokiej piersi. – Śniadanie mistrzów. Wy łuskałem jej z palców piwo i pociągnąłem duży ły k, krzy wiąc się przy ty m odrobinę. By ło trochę za wcześnie na browara, ale pies to drapał. – Nie wiedziałam, jak włączy ć kuchenkę. Zabrałem ze sobą niewielki palnik gazowy , żeby by ło na czy m ugotować śniadanie i wodę na kawę, ale nie podłączy łem go do gazu. I całe szczęście, bo pewnie gdy by Salem zaczęła przy nim majstrować, wy sadziłaby nas w powietrze. Po namy śle uznałem, że piwo to jednak marny substy tut porannej kawy . – Wcześnie wstałaś – zauważy łem. Splotłem palce jednej ręki z jej dłonią i położy łem brodę na czubku jej głowy . Nie istniało nic piękniejszego od wschodu i zachodu słońca w górach. Całe niebo kipiało pomarańczem i czerwienią, a górskie szczy ty wy dawały się płonąć ży wy m ogniem. – By ło tak cicho… Nie jestem do tego przy zwy czajona. Chciałam się ty m przez chwilę nacieszy ć. Nie wiem, czy widziałam kiedy kolwiek coś równie pięknego.
– Ja również. Wiedziała, że mówię o niej, bo roześmiała się i jej miękkie włosy otarły się o mój podbródek. – Rowdy … – Salem… To by ł taki cudowny moment – jeden z ty ch, które chciałoby się przedłużać w nieskończoność. W tej chwili nie mógłby m sobie dla nas wy marzy ć lepszego miejsca na Ziemi i wiedziałem z niezachwianą pewnością, że nie by ło na ty m świecie cudowniejszej dziewczy ny niż moja. – Sprawiasz, że czuję się taka szczęśliwa… Sły szałem w jej głosie mieszankę emocji, echa naszej zapętlonej przeszłości i przy szłości, pośród który ch trwaliśmy jednak niezłomnie, mając oparcie w sobie nawzajem. Wy puściłem głośno powietrze, a potem wziąłem od niej piwo i odstawiłem je, żeby odwrócić ją twarzą do siebie. Otoczy ła mnie nogami, zarzuciła mi ręce na szy ję i patrzy liśmy po prostu sobie w milczeniu w oczy . Gdy z jej nagich ramion zsunął się koc, zadrżała w poranny m chłodzie, a ja zebrałem jej ciemne włosy i pociągnąłem za nie, zmuszając ją do odchy lenia głowy w ty ł, żeby zajrzeć jeszcze głębiej w te senne, seksowne oczy . – Zawsze mi się wy dawało, że to pierwsze rzeczy w ży ciu liczą się najbardziej, jednak teraz wiem, że ty lko ostatnie mają naprawdę znaczenie. Wy dęła lekko usta, wy raźnie zbita z tropu, a ja pochy liłem się i ucałowałem lśniący szkarłatem klejnot nad jej wargą. Zadrżała znowu, jednak wiedziałem, że ty m razem wcale nie z powodu chłodu. – Przez długi czas by łem pewien, że nigdy nie zapomnę o pierwszej dziewczy nie, która sprawiła, że poczułem się zakochany . Wy korzy sty wałem to jako pretekst do trzy mania inny ch dziewcząt na dy stans, bo bałem się, że któraś znowu mnie zrani. By łem przerażony , wciąż jestem, ale teraz wiem też, że chcę z tobą by ć i bezgranicznie mi na tobie zależy , a to znacznie silniejsze niż strach. Westchnęła i położy ła mi dłoń na piersi. – Nie chcę, żeby ś się mnie bał, Rowdy … – By łaś i jesteś dla mnie źródłem wielu pierwszy ch rzeczy , Salem – podjąłem. – By łaś pierwszą dziewczy ną, którą pocałowałem. Pierwszą, przy której płakałem. Pierwszą, której dałem prezent, i pierwszą, o której nigdy nie zapomniałem. Jesteś pierwszą dziewczy ną, przez którą całą noc nie spałem, i pierwszą, której pragnę tak, że to aż boli. Gdy patrzę wstecz, sądzę, że odjeżdżając, zabrałaś ze sobą kawałek mojego serca i zwróciłaś mi go dopiero, gdy zobaczy łem cię tamtego dnia w salonie. Wszy stkie te rzeczy są ważne i sprawiają, że widzę wszy stko wy raźniej, już nie przez pry zmat czasu i żalu. Widzę, że to, co naprawdę ma znaczenie, to rzeczy ostatnie. – Pochy liłem się, żeby ją pocałować, a gdy przy tknąłem wargi do jej ust, wy szeptałem w nie: – Jesteś ostatnią i jedy ną osobą, którą chcę całować. Jedy ną, której pragnę. Chcę, żeby ś by ła ostatnią, która mnie dotknie, Salem, a to znaczy znacznie więcej niż pierwsza. Kogo obchodzi, czy Poppy by ła pierwsza albo czy w ty m czasie by ło mnóstwo inny ch? Liczy się ty lko to, co jest na końcu, a to jesteś ty . Ty lko ty i nikt inny .
Przez długą chwilę milczała. Jej ciemne oczy by ły tak głębokie i bezdenne, że trudno by ło z nich cokolwiek wy czy tać. Potarła czule kciukiem mój policzek, a potem pochy liła się i odwzajemniła pocałunek. – Wiele czasu zajęło mi dotarcie tutaj, Rowdy – szepnęła. – Wiem, że to właśnie tu powinnam by ć, od zawsze. To mój punkt docelowy , ostatni przy stanek na długiej trasie, więc na końcu mojej drogi także jesteś ty i ty lko ty . Podróż do tego punktu ukształtowała nas, uczy niła ty m, kim teraz jesteśmy , nie ma się co oszukiwać, ale… podoba mi się by cie twoją ostatnią dziewczy ną, o ile ty lko po drodze uda mi się zaskoczy ć cię jeszcze kilkoma rzeczami, w który ch będę twoją pierwszą. Roześmiałem się, bo to właśnie by ła cała Salem – nic nie mogło jej się równać. Mogliśmy by ć ze sobą, kochać się i nie my śleć już o niczy m więcej, a jednak ona zawsze miała by ć dla mnie czy mś nowy m, zaskakujący m wy zwaniem. I to by ł właśnie jeden z główny ch powodów, dla który ch nigdy o niej nie zapomniałem i wiedziałem, że już nigdy mi się to nie uda. – Wiesz, by łem tu i tam – mruknąłem półżartem. – Nie zostało zby t wiele ty ch pierwszy ch rzeczy . Cóż, to by ła prawda, a jednak mimo to ona zdołała znaleźć kilka nowy ch. Jedna z kruczoczarny ch brwi powędrowała do góry i Salem uśmiechnęła się do mnie psotnie. – Czy to wy zwanie? Roześmiałem się znowu, ty m razem dlatego, że czułem się szczęśliwy . Naprawdę, by łem pierwszy raz tak szczęśliwy od czasu, gdy wy jechała, kiedy miałem piętnaście lat. – Może. Zrobiło mi się cholernie gorąco, kiedy w jej ciemny ch oczach zamigotały niebezpieczne iskry . Przy ciągnęła mnie do siebie mocniej i przejechała palcem po mojej szczęce. – A czy kiedy kolwiek uprawiałeś seks nad jeziorem o wschodzie słońca, po śniadaniu złożony m z coorsa? Wsunąłem jej ręce pod rąbek koszulki, a potem schwy ciłem ją w talii i pochy liłem się, zmuszając, żeby się położy ła na kocu, który zsunął jej się z ramion. Rozchy liła nogi, robiąc mi między nimi miejsce, a ja ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem tak, jakby m chciał nadrobić cały ten ty dzień, na który znikła z mojego ży cia. Nie chciałem już nigdy , przenigdy , żeby cokolwiek nas rozdzieliło, i pragnąłem, żeby to czuła. – Nie. No, może poza śniadaniem złożony m z piwa. Zaśmiała się i przy warła do mnie cały m ciałem. Czułem na torsie przez materiał koszulki jej wy prężone brodawki i chciałem jak najszy bciej usunąć dzielącą nas przeszkodę. – Widziałam twoją lodówkę – mruknęła – więc jakoś mnie to nie dziwi. Pozwól mi by ć twoją pierwszą i ostatnią dziewczy ną, Rowdy … a ty także będziesz moim pierwszy m i ostatnim chłopakiem. Pozwoliłem, żeby mnie pocałowała i zdjąłem przez głowę T-shirt. Gdy poczułem na nagiej skórze chłód górskiego poranka, dostałem gęsiej skórki. – Pierwsza i ostatnia, Salem – jęknąłem, bo nie odklejając się ode mnie, zaczęła podsuwać
koszulkę do góry , więc każdy odsłaniany przez nią kawałek ciała napierał na moją skórę. Uśmiechnęła się do mnie i poczułem, że mój stęskniony fiut drgnął boleśnie w dżinsach. – Jeżeli sądzisz, że mam w zwy czaju jeździć w sam środek lasu z by le kim i macać się z pierwszą lepszą laską nad jeziorem, chy ba upadłaś na głowę. Jesteś jedy ną osobą w cały m wszechświecie, z którą chciałby m przeby wać nago w takim miejscu. Zsunęła dłonie na mój rozporek i mruknęła: – A ja mogę przeby wać z tobą nago, gdzie chcesz i kiedy ty lko zechcesz. Zassałem spazmaty cznie powietrze, bo jej palce otarły się właśnie o mój pobudzony penis. – Dobrze wiedzieć. Wy mamrotała coś jeszcze, czego nie sły szałem, bo krew dudniła mi w skroniach niczy m walenie młota pneumaty cznego, gdy opuszką kciuka potarła główkę mojego wzwiedzionego fiuta, trącając kolejno wszy stkie zdobiące ją metalowe kuleczki. – Możesz mi wierzy ć, z wzajemnością – poinformowałem ją zachry pnięty m, stłumiony m głosem. Parsknęła krótkim śmiechem i ścisnęła zdecy dowany m gestem mój wy prężony ochoczo instrument. – Mówisz? Uznałem, że koniec żartów. Kazała mi czekać prawie cały ty dzień i głowić się nad ty m, co się między nami działo. Powinna by ła już dawno wiedzieć, że liczy ła się dla mnie ty lko ona i nikt inny . Podczas gdy by ła zajęta przesuwaniem dłonią w górę i w dół mojego fiuta, ja podniosłem się nieco i zacząłem jej ściągać spodnie, więc po chwili leżała pode mną naga, jak ją Pan Bóg stworzy ł: morze karmelowej skóry , burza czarny ch włosów i lśniące jak obsy dianowe gwiazdy oczy . Uwielbiałem przy patry wać się wszy stkim mały m dziełom sztuki zdobiący m jej skórę, kochałem to, w jaki sposób prezentowała tatuaże jak pamiątki z podróży , jaką by ło całe jej doty chczasowe ży cie. Uwielbiałem, że gdy ją doty kałem, kiedy kładłem dłonie na jej skórze, wy dawało się, że nasze barwne tatuaże zlewają się ze sobą, mieszają i łączą w całość. Stawaliśmy się jedny m, wielkim malowidłem wibrujący ch barw i rozgrzanej skóry . By ła zachwy cający m dziełem sztuki, na mnóstwo różny ch sposobów. Wsunąłem sobie jedną z jej przekłuty ch brodawek do ust i przy gry złem twarde, metalowe kółeczko, co sprawiło, że wy gięła plecy w łuk i odruchowo ścisnęła mojego ptaka w przy pły wie rozkoszy . Jęknąłem w jej pokry tą warstewką wilgoci skórę i kurczowo wczepiłem palce w jej włosy . Ściągała mi właśnie dżinsy , nie przestając sty mulować mojego penisa. Miałem wrażenie, że jeszcze jeden ruch, jeszcze jedno posunięcie i głowa dosłownie mi eksploduje. Zsunąłem się na jej pierś i zacząłem lizać i ssać jej sutki, dopóki nie zaczęła się pode mną wić i nie zaplotła mi nóg na biodrach. Wreszcie puściła mojego fiuta i wsunęła mi palce we włosy , żeby przesunąć moje usta na swoje wargi. Wy gięła się pode mną w łuk i jej mokra cipka otarła się o moją twardą męskość. Jej nabrzmiałe w oczekiwaniu wargi naparły na metalowe trzpienie zdobiące główkę
mojego fiuta i oboje jęknęliśmy , nie odry wając od siebie ust. Przesunęła języ kiem po mojej dolnej wardze i powiedziała żartobliwie ociekający m seksem głosem: – Masz we włosach ty le mazidła, że jeszcze chwila i palce ugrzęzną mi na amen. Pogmerała palcami w moich włosach i się roześmiałem. Rzeczy wiście, do ułożenia mojego misternego pompadoura uży wałem całego mnóstwa rozmaity ch smarowideł. – To dobrze – mruknąłem. – Nie mam nic przeciwko temu, żeby śmy zostali tak już na zawsze. Wy sunąłem biodra odrobinę do przodu, tak że główka mojego penisa lekko rozchy liła jej mokre fałdki. Zaczęła się pode mną niespokojnie wiercić i opuściła powieki, a potem przy gry zła dolną wargę i wy gięła plecy jeszcze mocniej, tak aby wprowadzić mojego ptaka do swojej gorącej, zniecierpliwionej dziurki. Wplotła palce w moje włosy jeszcze mocniej, a gdy nasze ciała złączy ły się w jedno, poddałem się jej pły nny m ruchom. Jak ty lko zanurzy łem w niej mojego fiuta aż po nasadę, zaczęła jęczeć i zamknęła oczy . Pasowaliśmy do siebie naprawdę idealnie, całkiem jakby śmy by li dla siebie stworzeni, i za każdy m razem, gdy by liśmy razem, czułem się, jakby to właśnie by ło przeznaczone mi miejsce we wszechświecie: przy niej, w niej, u jej boku. Zaplotła mocniej nogi na moich biodrach, szarpnęła mnie za włosy , odrzuciła głowę do ty łu i wy pchnęła biodra w górę. Chy ba ona też kiepsko zniosła ten ty dzień rozłąki. By ła spragniona mojego ciała i wszy stkich ty ch rzeczy , które chciałem jej ofiarować. Pocałowałem ją znowu i wsparłem się na przedramionach, a potem podniosłem nieco na kolanach. Całe szczęście, że wciąż miałem na sobie ściągnięte do połowy dżinsy , bo w przeciwny m razie wy ciągałby m drzazgi z kolan jeszcze przez wiele, wiele dni. Zmieniła ułożenie bioder, tak aby dopasować się do nowej pozy cji, i miałem wrażenie, że teraz zanurzałem się w nią jeszcze głębiej. Pożerała mnie, poły kała w całości, a ja chciałem, żeby to robiła. Poczułem, jak ścianki jej pochwy zaczy nają zaciskać się i drgać z każdy m moim pchnięciem, a jej dłonie zaczy nają coraz bardziej gorączkowo błądzić w moich włosach. Oparłem się chęci zanurzenia w niej aż po kres, zatracenia się w jej ciele i w błogosławieństwie spełnienia. Starałem się dać jej do zrozumienia, jak ważna dla mnie jest, jak ważne jest to, co się między nami dzieje, a wiedziałem, że nie zdołam tego dokonać, jeśli teraz dam się porwać wirowi namiętności, porzucając to wszy stko, co poświęciłem, by dotrzeć do tego punktu. Uwolniłem jedną rękę z jej splątany ch włosów i wsunąłem kciuk pod kółeczko w jej brodawce. Pociągnąłem za nie lekko, jednocześnie przy gry zając jej dolną wargę. To sprawiło, że wy pręży ła ciało jak strunę i czułem niemal jak w miejscu, w który m nasze ciała by ły połączone, wzbiera nowa fala wilgoci. Wy mruczała moje imię i wparła we mnie biodra, tak że nasze miednice napierały na siebie mocno i zostałem niemal wy trącony z gładkiego, równego ry tmu, nad który m z takim trudem pracowałem. Pociągnąłem kółeczko jeszcze raz, a w tej samej chwili Salem otworzy ła szeroko ciemne oczy i szarpnęła mnie mocno za włosy . – Więcej… Zaznaczy łem ślad pocałunków na jej szczęce i przy gry złem płatek ucha.
– Więcej… czego? Jęknęła i wbiła mi pięty w pośladki. – Wszy stkiego! Miałem ochotę się z nią trochę podrażnić i powiedzieć, że dobre rzeczy przy chodzą do cierpliwy ch, ale w tej samej chwili przy prawiła mój mózg o krótkie spięcie, oswobadzając jedną dłoń z moich zmierzwiony ch włosów i wsuwając między nasze ciała, żeby spotęgować doznania. – Jasna… – Ochhh! – Oczy uciekły jej w głąb czaszki i poczułem cały m ciałem, jak ży wiołowo reaguje na dodatkową sty mulację. Jej cipka stała się tak ciasna i gorąca, że przez głowę przemknęła mi niedorzeczna my śl, że ten metal w moim penisie zaraz stopi się, spajając nas ze sobą już na zawsze. Pieszcząc samą siebie, muskała przelotnie mojego fiuta, gdy się z niej wy nurzał, więc moja samokontrola szy bko pry sła i nagle miałem ochotę ty lko wsuwać się w nią i wy suwać z niej ze zdwojoną siłą, napierać na nią jak taran, dopóki oboje nie zobaczy my gwiazd przed oczami i nie stracimy oddechu. Zsunąłem dłoń z jej piersi i wsunąłem jej pod pośladki, żeby móc mocniej przy ciągnąć ją do siebie. Wbiłem się w nią z nową mocą i opuściłem czoło, tak że nasze głowy opierały się o siebie, a potem odpuściłem, dałem za wy graną, przestałem ze sobą walczy ć. By liśmy ty lko my , nic więcej się nie liczy ło. By liśmy złączeni ponad czasem i przestrzenią, poza wszy stkimi pozbawiony mi znaczenia rzeczami. Salem wy dy szała moje imię i poczułem przeszy wającą nas i pory wającą falę przy jemności. Zakląłem pod nosem, gdy poczułem, jak jej ciało wiotczeje w moim uścisku, a jej wewnętrzne mięśnie rozluźniają się, dając mi znowu swobodę ruchu. Jedny m pchnięciem znalazłem się z powrotem głęboko w niej i zatraciłem, zapominając o wszy stkim poza nią. Poczułem, jak całuje mnie delikatnie w kącik ust, jak jej dłoń wy suwa się spomiędzy jej nóg. Objęła palcem wskazujący m i kciukiem nasadę mojego fiuta i ścisnęła ją mocno. To wy starczy ło. Rozkosz przeszy ła mnie wściekły m dreszczem i przepły nęła wzdłuż kręgosłupa, gdy nadeszła moja kolej, żeby unurzać nas oboje w fali zatracenia i lepkiej wilgoci. Nic nie mogło się równać nam obojgu, spleciony m w jedną całość w tej nieprawdopodobnej chwili. Opadłem na nią, spocony i spełniony , a ona zaśmiała mi się chrapliwie w ucho. – Będę twoją pierwszą i ostatnią, w czy m chcesz i po wsze czasy , o ile ty lko za każdy m razem będzie tak cudownie. Obróciłem głowę, tak żeby móc zbliży ć wargi do jej ucha, i wy mruczałem w nie: – A ja będę cię uszczęśliwiał tak długo, jak zdołam, jeśli ty lko będzie to tak niesamowite. Wiele czasu zajęło nam dotarcie do tego punktu, jednak koniec końców wszy stko okazało się tego warte, jeśli tak miała wy glądać nasza końcowa stacja. Dzięki Bogu, że Phil znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, żeby sprowadzić wszy stko na właściwe tory . By łem mu winien więcej niż ty lko moje ży cie i to, że zaszczepił na dobre w mojej duszy zamiłowanie do sztuki. By łem mu winien swoją przy szłość i wszy stko, co łączy ło się z tą kobietą, a co wy dawało mi się teraz niezbędne do ży cia. Phil zadbał o mnie w najbardziej troskliwy ,
niesamowity sposób – dokładnie tak, jak zawsze ujmował to Nash. Phil Donovan chciał, żeby jego rodzina by ła bezpieczna i czuła się kochana, a rzucenie mi Salem w objęcia by ło jego ostatnim, pożegnalny m podarunkiem dla mnie. Cwany łajdak.
Reszta dnia upły nęła nam na słodkim lenistwie. Odpaliłem kuchenkę i zrobiłem prawdziwe śniadanie z kawą rozpuszczalną. Nie wracaliśmy już do wy lewania żalów i wy jaśniliśmy sobie wszy stko ostatecznie. Obiecałem jej, że przestanę mieć obsesję na punkcie tego, że nagle spakuje manatki i ode mnie ucieknie, jeśli ty lko przestanie bezustannie podejrzewać mnie skry cie o to, że wciąż podkochuję się w jej siostrze. Chy ba oboje mieliśmy dość trzeźwe podejście do ży cia, żeby rozumieć, że nic nie jest idealne i że oboje będziemy na wspólnej drodze napoty kali wy boje i koleiny , jednak uznaliśmy , że by cie razem jest tego warte. Gdy tak kręciłem się tu i tam w samy ch ty lko dżinsach, kowbojkach i ty m nieszczęsny m słomkowy m kapeluszu, Salem przez ponad godzinę próbowała mnie namówić na sesję zdjęciową do kalendarza, który jej zdaniem powinniśmy zrobić dla salonu. Powiedziała, że gdy by m przekonał Nasha i Rule’a, a także resztę, Jeta, Rome’a i Asę, do tego pomy słu, coś takiego sprzedawałoby się jak świeże bułeczki. Zaproponowała, żeby ochrzcić ten projekt mianem Marked Men – „naznaczeni mężczy źni” – i zapewniała, że dzięki niemu zarobiliby śmy ty le, że mogliby śmy odejść na emery turę. Przewróciłem ty lko oczami i spróbowałem zmienić temat, ale widziałem już, jak try biki za ty mi ciemny mi oczami zaczy nają się obracać i wiedziałem, że nie ustąpi. Poppy spakowała jej klapki, więc po południu udaliśmy się na spacer wokół jeziora, a potem się zdrzemnęliśmy . Obudziłem się, czując na fiucie jej usta, podczas gdy jej języ k wy czy niał z nim wspaniałe rzeczy . W bolesny sposób przekonaliśmy się, że dmuchany materac nie nadaje się zby tnio do naszy ch ochoczy ch harców. Po niezby t wy godnej sesji miłosny ch zapasów na podłodze domku uznaliśmy jednogłośnie, że dość już wy rządziliśmy krzy wdy naturze i czas wracać do miasta. Salem miała mnóstwo rzeczy , które chciała załatwić, po ty m jak do salonu przy słali pierwszą partię towaru do sklepu, więc spakowałem nas i zgodziłem się, że miło będzie znowu spędzić noc w wy godny m łóżku. Nie mówiąc już o ty m, że Salem tęskniła za psem i naprawdę chciała sprawdzić, jak miewa się jej siostra. Gdy ty lko dotarliśmy do granicy Boulder, nasze telefony niemal jednocześnie odzy skały zasięg. Salem dostała kilka wiadomości z rzędu, ale mój telefon dosłownie eksplodował. Okazało się, że Jet dzwonił ze dwadzieścia razy i miałem od niego dziesięć SMS-ów. Zmarszczy łem czoło i oddzwoniłem do niego, chociaż nie lubiłem rozmawiać przez telefon za kółkiem. Kiedy odebrał, w tle dało się sły szeć nieopisany gwar. – Gdzie, do jasnej cholery , podziewałeś się cały dzień? Skrzy wiłem się i zerknąłem na Salem, która bez dwóch zdań sły szała podniesiony głos Jeta. – By łem w domku Phila z Salem. Musieliśmy obgadać kilka rzeczy i potrzebowaliśmy do tego
jakiegoś spokojnego, zacisznego miejsca. Co się dzieje, do cholery ? – Próbuję złapać samolot z Bostonu do Denver, ale jest cholerna mgła i nic nie lata! – Warknął coś, czego nie dosły szałem i dodał: – Chciałby m, żeby ś zatroszczy ł się o moją żonę. Asę wczoraj aresztowali i wiem, że ona łazi z tego powodu po ścianach. – Co takiego?! – By łem tak wstrząśnięty , że na chwilę straciłem panowanie nad kierownicą i samochodem lekko szarpnęło, a Salem wy krzy knęła moje imię. Przeprosiłem ją i zjechałem na pobocze, żeby móc się skupić na ty m, co mówił Jet. – Co się stało? – Właściwie to sam nie wiem. Ay den nie zdołała od niego nic wy ciągnąć. To Roy al do niej zadzwoniła. – Westchnął i oczy ma duszy zobaczy łem, jak spaceruje niespokojnie w tę i we w tę, przeczesując palcami zmierzwione czarne włosy . – To ona go aresztowała. – Że, kurwa, co? Jaja sobie robisz? – Chciałby m, stary . Wiem ty lko, że moja żona jest tam, ja tu i to wszy stko jest popieprzone jak jasna cholera. Chciałby m, żeby ś sprawdził, czy wszy stko gra. – Jasne. Dosłownie za moment będziemy w mieście. Zajrzę od razu do niej. – Dzięki. – Nie ma sprawy . Wiesz, może to nie ma zby t wielkiego znaczenia, ale moim zdaniem Asa to dobry chłopak. Naprawdę się zmienił. Jet znowu zaklął. – Też tak sądziłem, ale ten gość niczy m mnie chy ba już nie zaskoczy . Muszę lecieć. Muszę załatwić jakoś podróż do domu. Dzięki, stary . Rozłączy łem się i gapiłem przez chwilę w milczeniu na telefon, a potem spojrzałem na Salem i pokręciłem głową. – Roy al aresztowała Asę zeszłego wieczoru. Przy gry zła wargę. – Za co? – Jet nie wie. Martwi się, że Ay den odchodzi od zmy słów. Pokiwała głową. – Pewnie, że tak. Poczekaj chwilę. Napiszę do Saint. Ona i Roy al są prakty cznie nierozłączne. Pewnie będzie wiedzieć, o co biega. Podniosłem brew i rzuciłem jej scepty czne spojrzenie. – My ślisz, że Ay den już by tego nie spróbowała? Wzruszy ła ramionami. – Nie mam pojęcia. Włączy łem się z powrotem do ruchu i wy słałem Ay den wiadomość, że niedługo u niej będę. Minęło dobre dziesięć minut, zanim telefon Salem zapiszczał, a potem jeszcze raz. – Napaść – mruknęła. – Jakieś dzieciaki zjawiły się na posterunku i złoży ły na niego skargę. Podobno jeden by ł nieźle poturbowany i twierdził, że wrócił do baru, żeby przeprosić za jakąś rozróbę, którą spowodował jakiś czas temu on i jego kumple, a Asa naskoczy ł na niego na parkingu. – Zmarszczy ła czoło i podniosła na mnie wzrok. – Czy w barze nie ma przy padkiem
kamer? – Na zewnątrz nie. Psiakrew. Idę o zakład, że wiem, co to za bachory . – Wiesz? – Tak. Któregoś dnia, gdy tam zajrzałem, siedziała tam banda imbecy li i Asa miał z nimi poważny problem. Odpuścił im, ale wy walił ich z baru i jeden z nich powiedział, że jeszcze tego pożałuje. Nie by łoby trudno dowiedzieć się, że Asa ma kry minalną przeszłość, i zgłosić coś takiego jak napaść, żeby go wkręcić. – Zacisnąłem dłonie na kierownicy . – Skurwy sy ny . – Musisz o ty m powiedzieć Roy al. – Najpierw to musimy mu znaleźć prawnika. – Zerknąłem na nią kątem oka. – On ma naprawdę paskudną przeszłość. To nie będzie wy glądało dobrze w oczach żadnego sędzi. – Cóż, by łeś świadkiem, a jeśli w barze są kamery , możecie udowodnić, że ten gówniarz chciał się zemścić i… – Urwała i położy ła mi dłoń na udzie. – Jeśli chcesz dla niego prawnika, znam kogoś, kogo możemy poprosić o pomoc. Mówiła o Say er. Dobry Boże, czy ten dzień mógł się stać jeszcze bardziej gówniany ? – Ona się zajmuje prawem rodzinny m – przy pomniałem jej. – A my potrzebujemy kogoś od prawa karnego. – Jest mądra i zależy jej na tobie. Jeśli poprosisz ją o pomoc, jestem pewna, że znajdzie ci najlepszego adwokata karnego w cały m stanie. Musisz dać jej szansę, Rowdy . Tak jak mnie. Obie zjawiły śmy się tu z twojego powodu, ale to ty musisz nam otworzy ć drzwi, żeby wpuścić nas do środka. Nie chciałem tego, bo wiedziałem, że jeśli raz otworzę te drzwi, już nigdy nie zdołam ich zamknąć. Ży wy m przy kładem tego by ła ta seksowna brunetka, usadowiona właśnie w moim fotelu pasażera. Im więcej ludzi do siebie dopuszczałem, ty m mocniej ry zy kowałem, że ich utracę, ale jeśli w grę wchodzili Ay den i Jet… cóż, musiałem zary zy kować. – Zadzwoń do niej – wy chry piałem przez zaciśnięte zęby i pognałem do Denver, jakby goniło mnie sto diabłów, żeby wy ciągnąć Asę z kłopotów.
SALEM Gdy
siedzieliśmy w biurze Say er, trudno by ło powiedzieć, kto jest bardziej zdenerwowany – brat czy siostra, przy glądający się sobie ponad jej ekskluzy wny m biurkiem. Rowdy nie mógł usiedzieć w miejscu, a Say er co chwila odchrząkiwała, splatała i rozplatała nerwowo palce. – On tego nie zrobił. – Rowdy by ł niewzruszony , a jego głos brzmiał pewnie. – Ten gówniarz go wrobił. Say er próbowała z całej siły zachować profesjonalną bezstronność, ale widziałam, jak bardzo zależy jej na wy graniu dla niego tej bitwy . – Może i tak, ale Asa ma imponującą kartotekę wy kroczeń, a jeżeli mają świadka, który wszy stko potwierdzi, bardzo trudno będzie oddalić zarzuty . Rowdy przeczesał dłonią jasne włosy i rzucił jej błagalne spojrzenie. – A co z nagraniami z kamer w barze? – spy tałam. Miałam nadzieję, że to go nieco uspokoi. – Właściciel, Rome, zainstalował je i zachowuje taśmy . Naprawdę sądzę, że najlepiej będzie dopuścić do procesu Asy i wy nająć mu adwokata. Z raportu policy jnego patrolu, który go zatrzy mał, wy nika, że rzeczy wiście wszy stko wy glądało, jakby brał udział w bójce. Miał poobijane ręce, krew i zadrapania na twarzy . – Ci gnoje najpewniej zaatakowali go i wrobili – burknął Rowdy . – Mówię wam, by łem tam, widziałem to wszy stko na własne oczy . Ten dzieciak to by ł prawdziwy wrzód na dupie i szukał guza. By ł wściekły jak cholera, że Asa wy rzucił go z baru. Sięgnęłam do Rowdy ’ego i złapałam go za rękę, którą wy machiwał nerwowo, a potem przy ciągnęłam ją do siebie. Aż go nosiło od emocji związany ch z by ciem blisko siostry i nerwów spowodowany ch sy tuacją z Asą. Ay den by ła już w komisariacie, żeby wpłacić za brata kaucję, a Jetowi w końcu udało się złapać samolot, ale miał dotrzeć do Denver dopiero za kilka godzin. Rowdy zaproponował, że pójdzie z Ay den na policję, ale wszy stko wskazy wało na to, że bardziej martwiła się o znalezienie mu adwokata niż o wy ciągnięcie go z kicia. Powiedziała, że załatwienie mu zwolnienia nie będzie trudne, gorzej z wy najęciem kogoś, kto udowodni, że jest niewinny , więc obarczy ła ty m zadaniem Rowdy ’ego. Jeśli o mnie chodzi, to by łam przekonana, że Ay d chciała, żeby jej brat wiedział, że robi wszy stko, co w jej mocy , żeby mu pomóc. Między nimi wy darzy ło się wcześniej wiele zły ch rzeczy i Ay den zależało na ty m, żeby Asa wiedział, że teraz trzy ma jego stronę, nawet jeśli nie zawsze tak by ło. – Wiem o ty m, a fakt, że możesz o wszy stkim poświadczy ć, podobnie jak inni klienci baru podczas tamtego incy dentu, bardzo się przy da w tej sprawie. Niełatwo będzie jednak wy grać tę walkę – powiedziała łagodnie Say er. – Przeszłość Asy , nie mówiąc już o ty m, że wcale się nie bronił, ty lko poszedł grzecznie skuty na policję i nie oponował, sprawia, że wszy stko wy gląda bardzo kiepsko. Niewinni ludzie nie dają się zamy kać ot tak, potulni jak baranki. Poza ty m dzieciak, który złoży ł skargę, wy daje się czy sty jak łza. Nigdy nie dostał nawet mandatu za przekroczenie
prędkości. Rowdy warknął i zsunął się na brzeg krzesła. W błękitny ch oczach Say er lśniło współczucie i sądzę, że jej brat doceniał jej szczerość i to, że nie próbuje wciskać mu kitu. – No i co teraz? Przechy liła głowę na ramię i spojrzała na nas z namy słem. – Jest pewien facet, Quaid Jackson. Wiem z pierwszej ręki, że to prawdziwa pirania w świecie prawników. Nigdy nie pracowałam z nim osobiście, bo to adwokat kry minalny , ale ma reputację prawdziwej mendy . Mało kto ma ochotę stawać z nim w szranki. – Uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po telefon. – Jeden z partnerów mojej firmy reprezentował go niedawno w jego sprawie rozwodowej. Jego żona to niezłe ziółko. Uratowaliśmy mu dupę od płacenia ponad trzech kawałków miesięcznie na jej utrzy manie. Zadzwonię do niego i zapy tam, czy dałby radę pomóc waszemu przy jacielowi. Rowdy wy puścił głośno powietrze z płuc – chy ba wstrzy my wał oddech przez dłuższą chwilę – i położy ł mi dłoń na karku. Wparłam się w nią i poklepałam go pokrzepiająco po udzie. To ja poprosiłam Say er o spotkanie, jednak teraz, gdy by liśmy tu razem, widziałam, że uprzedzenie i chłód emanujące od Rowdy ’ego od chwili, gdy przekroczy ł próg jej biura, zaczy nają stopniowo topnieć. Say er nie osądzała nikogo ani nie zakładała najgorszego na podstawie tego, co wy nikało z papierów Asy . Chciała ty lko pomóc przy jacielowi brata, bo wpadł w poważne kłopoty , a ona mogła temu zaradzić. Jej rozmowa z zaprzy jaźniony m prawnikiem by ła krótka i zwięzła. Wy łoży ła kawę na ławę i zmarszczy ła czoło, wy słuchując odpowiedzi. Przez chwilę udzielała mu wy jaśnień i wy słuchała, co ma do powiedzenia, aż wreszcie rzuciła do telefonu: – Koszt to żaden problem. Problemem będzie wy ciągnięcie niewinnego chłopaka z więzienia. Poczułam, jak Rowdy zaciska odruchowo palce na mojej szy i, i zerknęłam na niego z troską. Gdy spojrzał na mnie, z zaskoczeniem zobaczy łam malujący się na jego ustach nieśmiały uśmiech. – Dobra jest. – I piękna – dodałam. – Całkiem jak ty . Przewrócił oczami, ale pochy lił się i pocałował mnie w czubek głowy . Say er rozłączy ła się wreszcie i zwróciła się do nas z szerokim uśmiechem, który można by określić ty lko mianem zwy cięskiego. – Powiedział, że przy jmie tę sprawę. Wiedziałam, że nie oprze się pokusie i podejmie takie wy zwanie. Rowdy odchrząknął. – Mam wrażenie, że koleś nieźle się ceni… Wiedziałam, że wszy scy się zrzucą i pomogą pokry ć w razie potrzeby koszty procesu, jednak Say er pokręciła ty lko głową. – Powiedział, że zrobi to w ramach przy sługi dla firmy . Klient będzie musiał pokry ć ty lko koszt zaliczki, to znaczy pięć ty sięcy .
Pięć kafli to by ła nadal kupa forsy , ale wiedziałam, że nie będzie z ty m problemu. – Wielkie dzięki, Say er. – Miałam ochotę ją przy tulić. Śliczna blondy nka skinęła mi głową i przeniosła wzrok na Rowdy ’ego. Wzięła głęboki oddech i wy puściła powoli powietrze. – Wiem, że nie po to tu przy szedłeś, ale to by łoby z mojej strony zaniedbanie, gdy by m nie przy pomniała ci, że w razie potrzeby masz w zasięgu ręki pokaźny spadek. Poczułam, jak Rowdy wzdry ga się lekko, a noga, na której trzy małam dłoń, tężeje pod moimi palcami. – Ja… – Urwał i głowa opadła mu ledwie zauważalnie. – Nie jestem w stanie teraz o ty m my śleć. Doceniam, że zgodziłaś nam się pomóc wy ciągnąć Asę z tarapatów, ale próba zastanawiania się teraz nad pieniędzmi i tobą… – Wzruszy ł ramionami. – Nie wiem po prostu jeszcze, czy jestem na to gotów. Say er uśmiechnęła się odrobinę smutno. – Rozumiem. Ale jeśli jest chociaż cień szansy na to, żeby ś zechciał to wszy stko przemy śleć, mogę zaczekać, i zaczekam. Rowdy odchrząknął znowu i wstał, a potem obszedł biurko i wy ciągnął do niej rękę. Gdy patrzy łam tak na nich oboje, nie miałam wątpliwości, że są ze sobą spokrewnieni. By li do siebie tak łudząco podobni! – no, może z wy jątkiem klasy cznej elegancji Say er i jej delikatny ch, kobiecy ch ry sów – że nie mogło by ć żadny ch wątpliwości, że są rodzeństwem. – Przepraszam, że zachowałem się jak ostatni dupek, kiedy powiedziałaś mi, kim jesteś – wy mamrotał. – Nie radzę sobie zby t dobrze z takimi… niespodziankami. Uścisnęła mocno jego dłoń. – Nie przejmuj się. Odbiłam sobie już wcześniej na prawniku mojego ojca. Kiedy mi o wszy stkim powiedział, nazwałam go kłamcą. Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla ciebie duże przeży cie. Skinął głową i wrócił do mojego boku. – Wy dajesz się naprawdę miłą osobą, Say er. Siostra przy rodnia czy nie, nie zasługujesz na taki grom z jasnego nieba bardziej niż ja. Obojgu nam zrobiono gównianą rzecz. Say er parsknęła ty lko i wstała zza swojego eleganckiego biurka, a potem podeszła do nas. – Z naszego tatulka by ł kawał sukinsy na. – Podniosła lekko podbródek i zmieniła temat: – Na razie Asa pozostanie w więzieniu, dopóki jego siostra nie wpłaci kaucji. Jeśli teraz tam pojedziecie, pewnie ich złapiecie. Rowdy skinął głową i podziękował jej jeszcze raz. Minęłam go i przy tuliłam ją mocno. – Dziękuję. Odwzajemniła uścisk. – Nie ma sprawy . – Spojrzała gdzieś nad moją głową. By łam pewna, że przy gląda się obserwującemu nas Rowdy ’emu. – Mówiłam ci, że do ciebie przy jdzie. – Chy ba wasz przy jaciel o mrocznej przy szłości trochę wszy stko przy śpieszy ł – zażartowała.
Roześmiałam się i wy puściłam ją z objęć. – Cóż, podobno nic nie dzieje się bez powodu. – Chy ba tak. Powodzenia. Dajcie znać, gdy by ście jeszcze potrzebowali pomocy . Quaid jest najlepszy w branży , ale w razie gdy by m mogła się jeszcze do czegoś przy dać, jestem do waszej dy spozy cji. – Jesteś niesamowita. – W łagodny m głosie Rowdy ’ego brzmiały emocje i podziw. Gdy wy szliśmy z budy nku, wziął mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę Capitol Hill, gdzie mieścił się lokalny posterunek policji. By ł niedaleko Marked, a im bliżej by liśmy , ty m bardziej wzburzony i spięty wy dawał się Rowdy . Zobaczy liśmy Ay den, gdy ty lko weszliśmy do środka. Chodziła niespokojnie w tę i z powrotem; obcasy jej czerwony ch kowbojek stukały o pokry tą linoleum podłogę. Gdy Rowdy zawołał ją po imieniu, podniosła gwałtownie głowę i wpadła w jego objęcia z taką siłą, że musiał się cofnąć o kilka kroków. Biedaczka wy glądała na krańcowo wy czerpaną i przy gnębioną, ale ponad wszy stko by ła wściekła. – Asa tego nie zrobił! – Jej złote oczy lśniły taką pewnością, że gdy by m jeszcze miała jakieś wątpliwości w kwestii tego, czy by ł winny , czy nie, gorliwa wiara Ay den w brata wy starczy łaby , żeby je rozwiać. – Wiem, Ay d – westchnął Rowdy . – By łem tam tego wieczoru, kiedy ten dzieciak z nim zadarł. Ay den wsunęła palce w ciemne włosy i szarpnęła nimi w geście rozpaczy i frustracji. – Asa pakował się we wszy stkie możliwe kłopoty , odkąd nauczy ł się chodzić, ale nie jest głupi. Nie naraziłby baru ani Rome’a na podobne ry zy ko. – Przełknęła głośno ślinę. – Kiedy jakiś czas temu oskarży li go o udział w kradzieży i zamknął się, odwrócił ode mnie, wiedziałam: on chce by ć tutaj z nami wszy stkimi i że bardzo się zmienił. Nie wierzę, że to się znowu dzieje. Rowdy pogładził ją pokrzepiająco po plecach. – Wszy stko się wy jaśni, Ay d. Załatwimy mu prawnika, który nie będzie się certolił, a poza ty m jest mnóstwo świadków, którzy poświadczą, że to dzieciak zaczął podskakiwać Asie, a nie na odwrót. Ay den parsknęła gorzkim śmiechem i znowu zaczęła spacerować w tę i we w tę. – Cały czas my ślę ty lko o jedny m: co by by ło, gdy by m przeby wała w ty m czasie w Austin? Kto by go z tego wszy stkiego wy ciągnął? Kto by uwierzy ł w to, że jest niewinny ? Gdy o ty m my ślę, zaczy na mnie boleć głowa, a żołądek wy wraca mi się na lewą stronę. Widziałam, że ledwie nad sobą panuje, a Rowdy nie bardzo wie, jak ją pocieszy ć. Minęłam go i złapałam ją za nadgarstki, zmuszając, żeby przestała rwać sobie włosy z głowy . – Ay den, spokojnie, weź głęboki oddech. – W jej złocisty ch oczach zalśnił jakiś bły sk i przez chwilę my ślałam, że mnie odepchnie, ale zrobiła to, o co poprosiłam. Przez chwilę oddy chała głęboko i zauważy łam, że przestaje zaciskać kurczowo palce. – Jesteśmy tu. Wiemy , że tego nie zrobił, i jesteśmy gotowi pomóc mu w walce o udowodnienie tego. Nie będzie sam. – Czekam tu, aż go wy puszczą, już trzy godziny . To stanowczo zby t wiele czasu na
wspominanie tego, jaki by ł kiedy ś. Patrzenie, jak zakuwają twojego brata albo kogokolwiek innego bliskiego ci, jest cholernie gówniane. – Wiem, słońce, ale ty m razem to kłopoty znalazły jego, wcale się o nie nie prosił. To się czasami zdarza i nie ma znaczenia, czy by łaby ś tu, w Austin czy może na księży cu. Twój brat po prostu taki już jest. To by ła prawda. By ło coś w ty m szelmowskim uśmiechu Asy i jego wrodzony m uroku. Tacy piękni i gładcy chłopcy trafiali od czasu do czasu w sam środek tajfunu, nawet jeśli z cały ch sił starali trzy mać się z dala od kłopotów. Chy ba chciała coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili Rowdy zawołał ją po imieniu na widok Roy al i faceta w niebieskim policy jny m mundurze, prowadzący ch do poczekalni brata Ay den. Roy al nie mogła najwy raźniej spojrzeć Ay den w oczy , więc poszukała mnie wzrokiem. Widziałam w jej ciemny ch oczach kłębiące się emocje, gdy powiedziała: – Wy baczcie, że ty le to trwało. Praca papierkowa zabiera więcej czasu, niż powinna. – Westchnęła. – Macie szczęście, że pozwolili go wy puścić bez uprzedniej konsultacji z sędzią. Ay den wciągnęła gwałtownie powietrze, a Rowdy zaklął, kiedy Asa wy szedł zza oficera i w pełnej krasie zobaczy liśmy jego pokancerowaną twarz. Jedno z oczu miał zapuchnięte tak, że nie mógł go otworzy ć, wargi miał nabrzmiałe i rozcięte, a na podbródku paskudną, krwawą szramę. Wy glądała, jakby przy dały jej się szew czy dwa, żeby mogła się porządnie zagoić. – Och mój Boże, Asa! Nic ci nie jest? Złapał Ay den, zanim zdąży ła go staranować tak samo jak wcześniej Rowdy ’ego, a potem skrzy wił się, gdy uścisnęła go nieco zby t mocno. – By wało lepiej. – Powinien cię zbadać lekarz! Rany , może dasz się chociaż obejrzeć Saint? – Ay d brzmiała, jakby miała się rozpłakać. – Nie, to nic takiego. Wy liżę się. – Asa przeniósł wzrok na Rowdy ’ego i wy mienili spojrzenia, z który ch wy nikało, że Asa z pewnością czuje się gorzej, niż chciałby to przy znać. – Dzięki, że mnie stąd wy ciągnęłaś, Ay d. Jego słowa sprawiły , że coś w niej pękło. Z jej czarny ch rzęs spły nęły wielkie jak grochy łzy i Asa przy tulił ją mocno, chociaż widać by ło, że sprawia mu to ból. – Już dobrze. – Dlaczego im nie powiedziałeś, że tego nie zrobiłeś? – spy tał Rowdy , ale patrzy ł przy ty m na Roy al i widziałam, jak dziewczy na krzy wi się gorzko. Jej partner ły pnął na nas gniewnie i skrzy żował ręce na szerokiej piersi. Asa nie odpowiedział, ale spojrzał znad głowy swojej siostry na Roy al. Przy glądali się sobie w dziwny m milczeniu, dopóki policjant nie zniecierpliwił się i nie poinformował nas: – Za kilka dni odbędzie się rozprawa. Postarajcie się dopilnować, żeby do tego czasu trzy mał się z dala od kłopotów. – Zrobił paskudną minę. – Wątpię, żeby następny m razem ty le osób stawało na głowie, żeby tak szy bko go wy puścili. – Klepnął Roy al w ramię, odwrócił się na pięcie i wrócił, skąd przy szedł. Przy jaciółka Saint przy gry zła wargę i rzuciła mi błagalne spojrzenie. Nie
wiem, kiedy zostałam jej sojuszniczką, ale nic do niej nie miałam. Zazwy czaj by ła pełna energii i kipiała klasą, więc dziwnie by ło widzieć ją taką wy cofaną i… skruszoną? – Wy kony wałam ty lko swoją pracę… – wy mamrotała. To by ła praca, którą uwielbiała i w której by ła dobra. Wiedziałam o ty m, nawet mimo że spędziłam w jej towarzy stwie ty lko kilka godzin. – Wszy scy o ty m wiemy , Roy al. – Próbowałam ją podnieść na duchu, ale ona nie odry wała wzroku od Asy i miałam wrażenie, że wcale nie kieruje ty ch słów do nas. Ay den wy swobodziła się z objęć brata i rzuciła czerwonowłosej policjantce nienawistne spojrzenie. – Nie wierzę, że wpakowałaś go takiego pokiereszowanego do celi i trzy małaś go tam całą noc! Widziałam, jak na twarz i szy ję Roy al wy stępuje rumieniec. Otworzy ła usta, żeby powiedzieć coś na swoją obronę, ale Asa ją uprzedził: – Daj spokój. Zacznijmy od tego, że gdy by m by ł kimś inny m, lepszy m, w ogóle by nas tu teraz nie by ło. Zazwy czaj potrafię lepiej ocenić cwanego dzieciaka pełnego nienawiści i potrafiącego w razie potrzeby pociągnąć za odpowiednie sznurki. Zostaw naszą śliczną panią władzę w spokoju. Przeprosiła mnie już, kiedy wczoraj wieczorem mnie skuwała. – Mrugnął do Roy al zdrowy m okiem. – Zabierajmy się stąd. Nie chcę spędzać w komisariacie więcej czasu, niż to konieczne. – Uśmiechnął się, a przy najmniej tak mi się zdawało, jednak zważy wszy na miazgę, jaką stanowiły jego piękne usta, trudno to by ło stwierdzić na pewno. – Nawet jeśli jest on dla mnie jak drugi dom. Ay den zacisnęła szczęki i wy cedziła: – To nie jest śmieszne – i zaczęła przepraszać Roy al za to, że na nią najechała. Nikogo z nas nie powinno tu by ć, więc z ulgą ruszy łam za Rowdy m do wy jścia. Ay den szła za mną. Mojej uwadze nie umknęły słowa Asy skierowane do Roy al, zanim do nas dołączy ł: – Szkoda, Czerwona, że tak wy szło. W inny ch okolicznościach ty , ja i kajdanki to mogłaby by ć świetna zabawa. Rany , ty lko Asa by ł zdolny do rzucania takimi tekstami, gdy wy glądał jak gówno i śmierdział wciąż więzieniem i zaschniętą krwią! Wy dawało mi się, że Roy al znowu się zarumieniła, i widziałam, że otworzy ła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Przeszło mi przez my śl, że oboje dopraszają się kłopotów. Asa by ł niepoprawny m flirciarzem i nigdy nie zainteresowałaby go laska, która go aresztowała, więc jeśli tak się stało, w jego przy padku mogło to oznaczać ty lko jedno: chęć zabawienia się jej kosztem i zemsty . Roy al z kolei by ła ży wa i pełna energii, ale widziałam w niej pewną wrażliwość i słabość, gdy przy prowadziła naszego seksownego Południowca. Wiedziałam bez cienia wątpliwości, że Asa wy korzy sta to i pożre ją ży wcem, jeśli ty lko da mu na to szansę. Pomy ślałam, że może to i dobrze, że jej odznaka i pistolet powstrzy mały go jak do tej pory przed dostrzeżeniem, jak wspaniałą kobietą jest w rzeczy wistości. Kiedy jako tako doszliśmy ze wszy stkim do ładu, by ł już późny wieczór. Ay den wy kłócała się z Asą o wizy tę na ostry m dy żurze albo przy najmniej zgodę na to, żeby obejrzała go Saint, a
Rowdy odebrał telefon od Jeta, który właśnie wy lądował na lotnisku w Denver. To by ł długi, męczący dzień i skończy ł się zupełnie inaczej, niż spodziewałam się po jego superseksowny m początku na molo z moim piękny m chłopakiem. Jechaliśmy właśnie jego SUV-em do mojego mieszkania, kiedy sięgnął po moją dłoń i złoży ł na niej pocałunek, a potem położy ł ją sobie na udzie. – Dziękuję, że by łaś dziś przy mnie. To by ł ciężki dzień. Zwinęłam palce na materiale jego dżinsów. – Nie ma sprawy . By ło niełatwo, ale mogło wy jść znacznie gorzej. Masz wokół siebie mnóstwo dobry ch ludzi, tak samo jak Asa. W mroku wnętrza samochodu jego uśmiech bły snął olśniewającą bielą. – Mam ciebie. Zapomniałem już, jak wspaniale się dzięki temu czuję. Całkiem jakby m mógł robić wszy stko, czego zechcę, i miał wszy stko, czego pragnę. Jego słowa sprawiły , że po moim ciele rozlało się miłe ciepło. – Och, daj spokój – mruknęłam. – Jesteście cudowną grupą przy jaciół i rodziną. To naprawdę wzruszające, jak bardzo troszczy cie się o siebie i dbacie o siebie nawzajem. – Westchnęłam od natłoku emocji. – Znalazłeś swoje drzewo genealogiczne, Rowdy , i jego konary są silniejsze i potężniejsze niż u większości osób mający ch krewny ch. – Tak – wy mamrotał cicho. – To chy ba jedy na chwila w moim ży ciu, kiedy mogę powiedzieć, że naprawdę mi się pofarciło. Mam szczęście, że jestem, gdzie jestem. – Spojrzał na mnie i w ciemności zobaczy łam, że jego błękitne oczy pałają dziwny m blaskiem. – Prawdziwy szczęściarz ze mnie, że odnalazłaś mnie po ty ch wszy stkich latach. Zmieniłam pozy cję na fotelu; gardło miałam ściśnięte ze wzruszenia. – Nawet nie wiedziałam, że cię szukałam, jednak gdy ty lko zobaczy łam twoje zdjęcie na stronie internetowej waszego salonu, po ty m jak zadzwonił do mnie Nash z propozy cją pracy , poczułam się, jakby m właśnie to robiła przez te dziesięć lat: szukała ciebie. To by ła poważna rozmowa, a na dodatek oboje mieliśmy maksy malnie wy czerpujący emocjonalnie dzień. Kiedy dotarliśmy do mojego mieszkania, Rowdy odprowadził mnie do drzwi, spędził dziesięć minut na męczeniu Jimba i pogadał przez chwilę z Poppy , a ja opieprzy łam ją za to, że uknuła z nim spisek, podczas gdy powinna by ła trzy mać moją stronę. Chociaż bardzo chciałam, żeby został na noc, i marzy łam o wtuleniu się w niego i pozwoleniu, żeby wszy stkie wspomnienia tego dnia odpły nęły , wiedziałam, że nie na miejscu by łoby go o to prosić. Pocałował mnie i sam pocałunek sprawił, że o mały włos nie złapałam go za koszulę i zaciągnęłam do sy pialni, ale dopiero gdy zamknęłam za nim drzwi, dotarło do mnie, że okazy waliśmy sobie czułości w obecności mojej siostry , a ja ani przez chwilę nie poczułam się ty m skrępowana. Klapnęłam na kanapę obok niej i stęknęłam, kiedy puchata kulka – już wcale nie taka mała – wdrapała się na nią i rozpłaszczy ła z impetem na moich kolanach. – Kocham go. Naprawdę – westchnęłam, nie zastanawiając się nawet nad ty m, co mówię.
Poppy trąciła mnie ramieniem. – Rany . Naprawdę wy daje ci się, że pozwoliłaby m mu cię porwać, gdy by m o ty m nie wiedziała? Przez cały ostatni ty dzień by łaś okropna i wiedziałam, że masz ku temu powód. Chcę, żeby ś by ła zakochana i szczęśliwa, a jedy ną osobą, przy której taka jesteś, jest Rowdy . Zawsze by ł. Odchy liłam głowę na oparcie kanapy i podrapałam Jimba między oklapły mi uszami. – Skoro to brzmi tak prosto, dlaczego wy daje się takie trudne? – Westchnęłam znowu. – Dlaczego powiedziałam ci o ty m ot tak, a już na samą my śl o ty m, że miałaby m mu się do tego przy znać, robi mi się niedobrze? Położy ła głowę obok mojej na oparciu kanapy . – Nie znam odpowiedzi na twoje py tanie, chociaż naprawdę by m chciała. Miłość to skomplikowane uczucie i potrafi sprawić ból. – Nie wrócisz do Loveless, Poppy , prawda? – spy tałam. Nie mogła tego zrobić. Nigdy by m jej na to nie pozwoliła, nawet jeśli by ła już dorosła i ponosiła odpowiedzialność za własne czy ny . – Kiedy ś w końcu będę musiała. Wciągnęłam głośno powietrze do płuc i spojrzałam na nią z niedowierzaniem. – Nic z tego! – Spokojnie, Salem. Chciałam ty lko powiedzieć, że będę musiała wrócić po swoje rzeczy . Nie wiem, jak to zrobię, nie wdając się przy ty m w awanturę z Oliverem, ale tak, muszę wrócić i pokazać jemu i ojcu, że się nie boję, a to, co zrobili, jest złe. – Cóż, w takim razie jadę z tobą. Nie pozwolę, żeby ś stawiła czoło któremuś z nich samotnie. – To walka, którą powinnam by ła stoczy ć już dawno temu, tak jak ty . – Przez chwilę milczała, a potem szepnęła cicho łamiący m się ze wzruszenia głosem: – Kocham cię, Salem. – Ja ciebie też, Poppy . Cały dzień spędziłam otoczona miłością, będąc świadkiem jak ludzie, który ch łączą różne rodzaje więzi rodzinny ch, walczą o siebie i się o siebie troszczą. To sprawiło, że dotarło do mnie, jak samotne i puste by ło tak naprawdę moje ży cie w biegu przez wszy stkie te lata. Dopiero zaczy nałam budować własne drzewo genealogiczne i by łam naprawdę zaskoczona, że jego korzenie okazały się sięgać obuty ch w kowbojki stóp Rowdy ’ego. Od zawsze by ł jedy ny m stały m elementem mojego ży cia, nawet gdy dzieliły nas setki kilometrów i wspomnień. By łam w stanie pogodzić się z my ślą o powrocie do miejsca, do którego poprzy sięgłam sobie już nigdy nie wracać, bo wiedziałam, że jest ktoś, kto będzie na mnie po wszy stkim czekał. Wiedziałam, że będzie zawsze moją latarnią morską, prowadzącą mnie do bezpiecznej przy stani – w każdej burzy , tak jak głosił napis wy tatuowany na jego piersi.
ROWDY Szedłem do baru nie bez obaw i dziwnie zdenerwowany . Chy ba poprosiłem ją o spotkanie w ty m miejscu, a nie w jedny m z eleganckich, modniejszy ch miejsc w LoDo, żeby poczuć się pewniej i zy skać w jakimś sensie nad nią przewagę na gruncie, który znałem. By łem ze dwadzieścia minut przed czasem. Wcześniej im dłużej zastanawiałem się nad przeby waniem z nią sam na sam, ty m bardziej miałem ochotę odwołać spotkanie, dlatego kiedy w piątkowy wieczór, dwa ty godnie po incy dencie z Asą wszedłem do baru, z ulgą spostrzegłem siedzącego przy ladzie i pogrążonego w rozmowie z Rome’em Rule’a. Istniała nikła szansa, że dzięki Archerom oderwę się na chwilę od rozmy ślania nad czekający m mnie pojednaniem z rodziną. Wiedziałem, że powinienem by ł wziąć się w garść i umówić z Say er na to spotkanie z miesiąc temu, ale teraz by łem w stanie my śleć ty lko o ty m, jak zdołam z nią porozmawiać, powstrzy mując się od chęci pry śnięcia przy pierwszej nadarzającej się okazji. Zająłem miejsce obok Rule’a i klepnąłem go w ramię. Na mój widok Rome podniósł przeciętą blizną brew. – A gdzie dama twego serca? „Dama mego serca”… wiedziałem, że nigdy nie znudzi mi się słuchanie jak ktoś określa Salem mianem „mojej”. – Jest z Saint i Roy al. Pomagają się pakować naszej ślicznej pielęgniareczce. – Wy dawało się, że całe wieki zajęło dziewczy nie Nasha podjęcie decy zji o ty m, żeby u niego zamieszkać, ale teraz, gdy już się na to zdecy dowała, nie marnowała czasu i zabrała się szy bko do gromadzenia swoich rzeczy , żeby przenieść je pod jego dach. – Jeśli chodzi o ścisłość, umówiłem się tu z kimś na drinka. Obaj bracia odwrócili się do mnie jak na komendę. Gdy by ty lko by ło możliwe zamarznięcie na kość albo zapłonięcie ży wy m ogniem pod pełny mi dezaprobatami spojrzeniami, padłby m trupem w ułamku sekundy . Podniosłem do góry ręce w obronny m geście i pokręciłem gwałtownie głową. – Rany , nie! To nie tak! Nie znacie Salem? Obcięłaby mi jaja i wepchnęła je do gardła, gdy by ty lko dowiedziała się, że z nią pogry wam! – Podniosłem brew i zwinąłem dłonie w pięści, opierając je o krawędź barowej lady . – Kilka ty godni temu dowiedziałem się, że gość, po który m mam w spadku połowę DNA, wiedział cały czas o moim istnieniu. Po jego śmierci jego córka, a moja siostra przy rodnia, odszukała mnie, żeby załatwić ze mną sprawy spadkowe. Namierzy ła mnie i przez kilka miesięcy starała się zawrzeć ze mną znajomość. To ona znalazła Asie prawnika. Rome gwizdnął przez zęby i odwrócił się, żeby podać mi piwo. – No, no, niezła opera my dlana się tu kroi. Oboje z Rule’em się roześmialiśmy . – Opowiedz mi o ty m.
Pchnąłem Rule’a w ramię tak mocno, że niemal spadł z barowego stołka. – A ty dlaczego nie siedzisz w domciu ze swoją ciężarną żonką? – Nigdy by m nie przy puszczał, że największy buntownik w rodzinie Marked się ustatkuje, ale Rule najwy raźniej czuł się jako domator jak ry ba w wodzie i musiałem przy znać, że bardzo mu z ty m do twarzy . Usiadł wy godniej i zwinął mi piwo spod nosa, upił duży ły k, potem oddał mi szklankę z obśliniony m dokładnie brzegiem, a ja ły pnąłem ty lko na niego z udawany m oburzeniem. – By liśmy dziś na USG i chy ba oboje potrzebujemy chwili, żeby nieco ochłonąć. Chy ba dopiero dociera do mnie, że to wszy stko dzieje się naprawdę. Będę ojcem. Będę miał dziecko z ostatnią osobą na ziemi, o której pomy ślałby m, że się w niej zakocham, a teraz nie wy obrażam sobie ży cia bez niej. Usły szałem bicie tego małego serduszka i prawie się pory czałem! – Bladoniebieskie oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki. – Co będzie, jeśli nasze dziecko wda się we mnie? Rome roześmiał się i zapy tał: – Czy to będzie chłopak? Rule potarł dłonią kark. – Tak. Mam niejasne wrażenie, że z dziewczy nką by łoby dużo łatwiej. By łaby słodka i łagodna jak Shaw. Niech nas Bóg strzeże, jeśli dzieciak wda się w swojego staruszka. Rome parsknął kpiąco. – Wierz mi, mam dziewczy nkę, i chociaż jest słodka i łagodna, to jest też uparta i nieznośna jak jasna cholera. Uśmiechnąłem się do niego krzy wo. – Całkiem jak jej mamuśka. – Żarty żartami, ale nie zamieniłby m tego na nic w świecie. Będzie spoko – zapewnił Rule’a Rome. – Jeśli chłopak będzie taki jak ty , będziesz wiedział, co zrobić, żeby utrzy mać go w ry zach i jednocześnie uświadomić mu, że w porządku jest by ć trudny m i na własną rękę torować sobie drogę przez ten świat, ale że musi też dopuścić do siebie ludzi, którzy go kochają. Bracia przez chwilę patrzy li sobie głęboko w oczy i widziałem w ty m spojrzeniu echa wszy stkich przegrany ch i wy grany ch przez każdego z nich bitew; nie mogłem nie zgodzić się z Rome’em, jednak, żeby rozluźnić nieco atmosferę, powiedziałem do Rule’a: – Cóż, przy najmniej to nie będą bliźniaki. Nie wiem, czy Denver wy trzy małoby najazd dwóch twoich kopii. – Żart wy warł zamierzony efekt i zobaczy łem, że Rule nieco się rozpogadza. – Racja. Cora strzeliła focha na całą godzinę, kiedy Rome powiedział jej, że to będzie jedy naczka, nie bliźniaki. – No chy ba! Rome podniósł wzrok na drzwi i skinął głową na widok nowy ch gości. Gdy się odwróciłem, żeby zobaczy ć, kto to, okazało się, że to Asa w towarzy stwie jakiejś laski, niewy sokiej, mniej więcej dorównującej wzrostem Corze, ale wy posażonej przez naturę nie gorzej niż Salem. Miała jaskraworóżowe włosy , a po ustach błąkał jej się pogardliwy uśmieszek. Wy glądała jakby by ła obrażona na cały świat i bezgranicznie nieszczęśliwa, że musi tu by ć. Niesubordy nacja i niechęć
aż od niej biły . Minęła nas, nie zwracając na nas zupełnie uwagi i kompletnie nas ignorując. Gniew i niezadowolenie biły od niej niczy m chmura czarnego dy mu. Rome parsknął i mruknął pod nosem: – A skoro już mowa o Corze, to to maleństwo mogłoby startować z nią w konkursie na arogancję – stwierdził dosadnie. – Kto to? – zapy tał Rule, wskazując w ślad za różowowłosy m chochlikiem. – Córka Brite’a, Avett. Brite poprosił mnie i Asę, żeby śmy zajęli się nią przez kilka miesięcy i dopilnowali, żeby trzy mała się z dala od kłopotów. Wy lali ją z college’u i wpadła w kiepskie towarzy stwo. Słabo sobie radzi z klientami, więc wy słaliśmy ją do kuchni, żeby pomagała Darcy , ale to nie by ł zby t dobry pomy sł, bo w końcu to jej rodzona matka. Wcześniej czy później któraś z nich straciłaby cierpliwość, rzuciła wszy stko w cholerę, wy szła stąd i już nie wróciła. – Zaśmiał się gorzko. – Sądzę, że Brite liczy na to, że Asa będzie miał na nią dobry wpły w, jakkolwiek idioty cznie by to brzmiało. Brite Walker by ł właścicielem baru, zanim przekazał go pod opiekę Rome’a. By ł także eksżołnierzem i głosem rozsądku, jeśli chodziło o wy bijanie z głowy rosły m, uparty m facetom głupich pomy słów. Wiedziałem, że Rome i Asa zrobiliby dla niego dosłownie wszy stko, włącznie z zaoferowaniem jego zbuntowanej latorośli pracy i troszczeniem się o nią. Podniosłem brew. – Istne z niej słoneczko, wesoła jak szczy giełek! Rome wy mamrotał: – Mamy dziś wieczór z Corą plany , więc muszę się jakoś stąd wy rwać. Joe zostanie z małą. Chcemy gdzieś wy skoczy ć. Joe by ł ojcem Cory i w maleńką Archerównę tak zapatrzony , że po jej narodzinach bły skawicznie spakował manatki i opuścił Brookly n, żeby przenieść się do Denver, by leby ty lko by ć bliżej swoich dziewczy nek. Stanowił nieodłączny element ży cia Rome’a i Cory . – A cóż to za okazja? – Py tanie Rule’a by ło proste, ale sposób, w jaki Rome zeszty wniał na jego dźwięk i jak spiorunował swojego brata przejmująco niebieskimi oczami, zdradzało że jego dzisiejsze plany znacznie wy kraczają poza zwy kłą randkę. – Nie ma okazji – bąknął. – Mam cudowną kobietę, która dała mi wspaniałą córkę, i od czasu do czasu chciałby m dać jej znać, że jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Tak, na pewno, parsknąłem w my śli. Rome by ł milczkiem, a taka przemowa znacznie wy kraczała poza jego standardową gadkę. Rule i ja wy mieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Coś się kroiło, coś ważnego – bez dwóch zdań. – Dam Asie znać, żeby wziął nocną zmianę, i stąd spadam. – Rome skinął bratu głową i powiedział: – Będziesz zajebisty m ojcem, stary . Jesteś świetny m mężem i bratem, równy m kumplem i partnerem w interesach, na którego zawsze można liczy ć. Ty i Shaw zostaliście dla siebie stworzeni. Rule skinął głową i przełknął głośno ślinę. – Dzięki.
Odwróciłem się w stronę drzwi. Nie chciałem przeoczy ć wejścia Say er, podobnie jak jej reakcji na to miejsce, gdy ty lko wejdzie do baru. Jasne, Rome zadbał o odnowienie tego miejsca i uczy nienie go przy zwoitszy m niż dawniej, ale to nadal by ła zwy kła knajpa i nie by ło szans, żeby to zmienić. – Jak my ślisz, o co chodzi z nim i z Corą? – Sięgnąłem po piwo, ale zaraz przy pomniałem sobie, że Rule wsadził w nie swój oślizgły jęzor, i oddałem mu je bez słowa, krzy wiąc się kwaśno. – Nie mam bladego pojęcia – westchnął. – Namawiał ją ostatnio na przeprowadzkę. Chciał kupić nowy dom, ale tak naprawdę to cholera wie, co mu siedzi we łbie. Ta dwójka próbuje gasić pożar benzy ną i chy ba oboje lubią patrzeć, jak wszy stko się jara. – Pewnie dzięki temu nigdy się nie nudzą. – A jak! Wy obrażasz sobie w ogóle, że robienie czegokolwiek z Corą mogłoby by ć nudne? Roześmiałem się, ale chwilę później śmiech zamarł mi na ustach na widok blondy nki stającej w drzwiach baru. Rule naty chmiast zauważy ł nagłą zmianę z moim zachowaniu i podąży ł spojrzeniem za moim wzrokiem ku Say er, rozglądającej się po pogrążony m w półmroku pomieszczeniu. Gdy mnie zauważy ła, zaczęła iść w moim kierunku. Szła dumny m, pewny m krokiem, jakby maszerowała w paradzie na ślubie królewskiej pary . – Rany , wy gląda kubek w kubek jak ty , stary ! – mruknął Rule. – Tak, wiem. Say er zatrzy mała się obok mnie i przestąpiła z nogi na nogę, wy raźnie skrępowana. – Cześć! – Cześć. Say er Cole, to Rule Archer – przedstawiłem ich sobie. – Pracuje ze mną i jest moim kumplem od dawien dawna. Gdy wy ciągnęła dłoń, żeby uścisnąć mu rękę, by łem pod wrażeniem, że nie zagapiła się na barwną kobrę, zdobiącą wierzch dłoni mojego przy jaciela. – Miło mi – powiedziała pewny m, melody jny m głosem. Nie wy glądała na zbitą z tropu, jednak gdy ty lko spojrzała mi w oczy , naty chmiast odwróciła wzrok. Zastanawiałem się, czy na my śl o spotkaniu ze mną denerwuje się tak samo jak ja. – Mnie też – odparł Rule. – Dzięki, że zgodziłaś się pomóc Asie. Sprawa potoczy ła się naprawdę niesamowicie, po ty m jak Say er skontaktowała nas z kolesiem, który miał by ć obrońcą Asy . Quaid Jackson okazał się rzeczy wiście piranią i podczas procesu Asy zakasował wszy stkich, nawet pomimo iż nasz kumpel nie miał zby t chlubnej przeszłości. Gwoździem do trumny tego małego dupka, który sprowokował Asę, okazały się jego arogancja i głupota. Ten mały śmieć by ł na ty le bezczelny , że wrzucił na YouTube nagrany komórką filmik z bójki z Asą na parkingu po zamknięciu baru. Widać by ło na nim, że atak całej bandy na barmana by ł brutalny , bezlitosny i bezpodstawny . Oczy wiście, Asa bronił się jak lew i dzieciak dostał porządnie po dupie, ale to by ło nic w porównaniu z ty m, jak oberwało się Asie – zważy wszy na fakt, że on by ł sam, a ich pięciu. Naprawdę miał farta, że wy szedł z tego ty lko z obitą buźką. Mogło się skończy ć znacznie gorzej. Quaid znalazł nagranie (nie, żeby to by ło jakieś specjalnie trudne, gdy już trafiło na Facebooka
i Twittera) i przedstawił je odpowiednim organom, dzięki czemu sprawę zamknięto, a zamiast tego gówniarz został oskarżony o składanie fałszy wy ch zeznań i napaść. Quaid by ł na ty le miły , że obciąży ł Asę jedy nie kosztami zaliczki; tak naprawdę nasz przy stojniak nie musiał nawet stawić się w sądzie. To by ło piękne zwy cięstwo, nawet jeśli Asa wciąż musiał się wy tłumaczy ć, dlaczego nie próbował się bronić, i wy jaśnić sprawę, kiedy skuli go i kazali wsiąść do suki. – Ma prawdziwy dry g do pakowania się w kłopoty – stwierdziła łagodnie Say er. W jej głosie nie by ło ani krzty ny dezaprobaty . Rule zeskoczy ł ze stołka i rzucił na bar garść drobniaków. – Każdemu z nas to się zdarza… od czasu do czasu. Pożegnał się ze mną i krzy knął na pożegnanie do Asy , który wchodził akurat za bar. Przedstawiłem go Say er, a on podziękował jej podobnie jak Rule, ty lko z większą dozą uroku i uśmiechem, który w zamy śle miał sprawić, żeby zechciała naty chmiast pójść z nim do łóżka. Miałem nadzieję, że na nią nie zadziałał. Właśnie starałem się przy zwy czaić do my śli, że mam siostrę. Wolałem nawet nie my śleć, jak czułby m się ze świadomością, że sy pia ona z takim bawidamkiem jak Asa. Poinformował nas, że drinki są dziś na koszt firmy , i uśmiechnął się do mnie pod nosem, jakby wiedział doskonale, co mi chodzi po głowie. Zignorowałem go i poprowadziłem Say er do jednego ze stolików ustawiony ch w pobliżu sceny , którą Rome zbudował podczas remontu i odnawiania baru. Wiedziałem, że za jakiś czas zrobi się tu dość tłoczno, ale na razie by ło na ty le cicho, żeby można w spokoju porozmawiać i nie musieć przy ty m przekrzy kiwać barowy ch hałasów. Ku mojemu zdumieniu zamiast zamówić jakiegoś wy szukanego drinka czy kieliszek wina (chociaż tak naprawdę nie by łem pewien, czy serwują tu coś niebędącego pochodną jabola), Say er wzięła butelkę coors light. – Cieszę się, że zechciałeś się ze mną spotkać. – Mówiła bardzo kulturalnie i spokojnie, ale sposób, w jaki nieustannie gesty kulowała, zdradzał, że także jest zdenerwowana. – Czasami mija trochę czasu, zanim dojdę z niektóry mi rzeczami do ładu – bąknąłem. – Tak jak powiedziałem ci w biurze, niesprawiedliwie cię potraktowałem. Normalnie taki nie jestem. – Wierzę ci. Domy ślam się, że trudno to wszy stko przetrawić. Sięgnąłem po swoje piwo i spojrzałem na nią znad butelki. – Ty też musiałaś to przegry źć – zauważy łem. Skinęła głową i skubnęła ety kietę na piwie. – Mój ojciec zawsze znajdował nowe, przerażające sposoby , żeby utrudniać mi ży cie. Przy wy kłam do kłód rzucany ch pod nogi i radzenia sobie z coraz to nowy mi wy zwaniami. – Jej oczy o barwie identy cznej z moją spochmurniały . – Kiedy zaczęłam cię szukać, by łam na niego wściekła. By łam samotna, ty także, a on cały czas o ty m wiedział! Mogliśmy mieć siebie nawzajem i wspierać się, a on celowo trzy mał nas w niewiedzy , aż do własnej śmierci. Jestem pewna, że liczy ł na to, że okażesz się pazerny m, samolubny m gnojem, który bez namy słu zgarnie jego pieniądze. Próbował mnie zranić, ale tak naprawdę w efekcie dał mi jedy ną rzecz, jakiej kiedy kolwiek pragnęłam. – Kąciki jej ust uniosły się odrobinę. – Kogoś oprócz niego, kogo
mogłaby m nazy wać rodziną, kogoś, o kogo mogłaby m się troszczy ć i z kim mogłaby m się wszy stkim dzielić. Fakt, że jesteś dobry m człowiekiem, że tak świetnie sobie poradziłeś w ży ciu, to naprawdę niesamowity sposób na pokazanie środkowego palca temu staremu grzy bowi. Mogłaby m cię kochać bezwarunkowo już ty lko za to, Rowdy . Zamarłem z piwem w pół drogi do ust i spojrzałem na nią zdumiony . To by ła jedna z najmilszy ch rzeczy , jakie usły szałem w cały m swoim ży ciu. – Naprawdę nie zależy mi na połowie twojego spadku, Say er – powiedziałem. – Nie zarabiam jak prawnik, ale też nie narzekam i poradzę sobie bez kasy naszego ojca. – Wreszcie udało mi się upić ły k piwa i odstawiłem butelkę na stół. – Brzmi całkiem, jakby ś zarobił każdego centa w pocie i krwi. – Odsunęła włosy za ucho i pochy liła się nieco w moją stronę, a potem postawiła łokieć na stole i oparła na dłoni podbródek. – Będę teraz trochę bezczelna i wy kroczę poza moje kompetencje, więc nie bądź na mnie zły . Podniosłem brew, ale uśmiechnąłem się, bo wy dawała się naprawdę zatroskana moją reakcją. Nie mogłem jej za to winić, bo podczas naszego pierwszego spotkania nie by łem zby t miły . – Spędziłam nieco czasu z Salem – zaczęła. – Uważam, że jest cudowną osobą i że nie mógłby ś lepiej trafić. Jesteście wręcz dla siebie stworzeni. Wiem, że oboje wiele przeszliście i między wami nie zawsze by ło różowo, ale jeśli chcesz znać opinię kogoś z zewnątrz, to wy dajecie się… hm, nierozłączni. Zanim odmówisz przy jęcia pieniędzy , które prawnie ci się należą, pomy śl o ty m, że nie odpowiadasz już ty lko za siebie. Mógłby ś je przeznaczy ć na ślub albo kupno domu czy rozkręcenie nowego interesu, albo opłacenie szkoły , gdy by ście planowali dzieci. To niebagatelna suma i szczerze, Rowdy , moim zdaniem zasłuży łeś sobie na te pieniądze tak samo jak ja. A niech to szlag! – zakląłem w duchu. Nigdy nie przy szło mi do głowy , co oznaczałby taki zastrzy k gotówki, gdy by mój związek z Salem rozwijał się dalej w kierunku, w jakim szedł. Nie by ło wątpliwości, że straciłem dla niej głowę, bo serce oddałem jej już dawno temu. Jasne, że kiedy ś pewnie pomy ślę o włożeniu na jej palec obrączki, a fakt, że coraz więcej naszy ch przy jaciół obrastało w dzieci, oznaczał, że wcześniej czy później my też się ich pewnie doczekamy . Nigdy po prostu nie przeszło mi przez my śl, że powinienem się nad ty m zacząć zastanawiać już teraz. – Cóż, fakt, dobrana z nas para – zgodziłem się. Salem podobała mi się, tak samo jak to, jak do siebie pasowaliśmy . Jasne, by ły przed nią inne, ale żadna nie zapełniłaby pustki w moim ży ciu tak jak ona, nieważne, jak mocno by się starała. – Masz rację. Porozmawiam z nią o ty m. – Jest bardzo energiczną i przedsiębiorczą młodą osobą. Roześmiałem się, bo określiłby m to nieco inaczej: – To istny ży wioł! – Ten tatuaż na jej plecach… ten, który dla niej nary sowałeś, gdy by ła nastolatką… nigdy nie widziałam nic piękniejszego. Uważam, że jest niesamowity , a sam fakt, że Salem nosi na skórze swój ulubiony prezent każdego dnia, jest… nie do opisania. Cóż, nigdy nie my ślałem o ty m w ten sposób, ale Say er miała rację. To by ło coś wy jątkowego. Naprawdę niezwy kłego, zupełnie jak mój związek z Salem.
– Wiesz, zawsze uważałem, że mam w ży ciu niefart. – Teraz to ja pochy liłem się do niej nad stołem. – Moja mama zginęła, bo jakiś pieprzony gnojek chciał ukraść jej samochód. – Westchnąłem i znowu poczułem, jak ciężar tego wspomnienia mnie przy tłacza, tak jak zawsze, gdy o ty m my ślałem. – Pewnie zresztą o ty m wiesz, bo szukałaś informacji o mnie, gdy starałaś się mnie namierzy ć, jednak nie wiesz pewnie, że tamtego wieczoru wy szła z domu z mojego powodu. Miałem wy soką gorączkę i wy miotowałem, więc wy skoczy ła dosłownie na chwilkę do sklepu, żeby kupić napój i ty lenol dla dzieci. Mieszkaliśmy w dość niebezpiecznej części miasta, więc gdy by nie ja, nigdy nie wy puściłaby się z domu. – Wspomnienia sprawiły , że ścisnęło mnie w gardle i przez chwilę nie mogłem wy krztusić słowa. Wbiłem wzrok w stół, bo nie mogłem znieść współczucia w spojrzeniu Say er. – A potem by ły siostry Cruz. Potrzebowałem Salem, a ona wy jechała. Wy dawało mi się, że kochałem Poppy , a ona mnie odrzuciła. Niefart na niefarcie i niefartem pogania. – Parsknąłem chrapliwy m, bezradosny m śmiechem. – No i futbol. By łem w ty m dobry , naprawdę dobry , ale nie lubiłem tego, a to, co kochałem, rzekomo nie mogło mi zapewnić przy szłości. – Odchrząknąłem i wreszcie podniosłem na nią wzrok. – Jednak w ciągu ostatniego miesiąca czy coś koło tego zacząłem zmieniać zdanie na temat mojego niefarta. Salem wróciła do mnie i wy prostowała mój świat, chociaż wcześniej nawet nie wiedziałem, że by ł wy wrócony do góry nogami. Poppy zawsze będzie dla mnie ważna, jednak w inny sposób niż jej siostra, i ty lko to się liczy . Phil odnalazł mnie i nauczy ł, jak zarabiać na ży cie sztuką. Moja mama może i odeszła, ale ostatnio gdziekolwiek się obrócę, wciąż spoty kam ludzi, którzy mnie kochają i traktują jak członka swojej rodziny … włącznie z tobą. To więcej szczęścia niż większość ludzi doznaje w ciągu całego ży cia. Jej oczy zalśniły , gdy powiedziała mi: – Chy ba zaraz się rozpłaczę. Odchrząknąłem znowu i postanowiłem zmienić temat: – A ty ? Nikt nie miał ci za złe, że włóczy sz się po świecie, żeby znaleźć swojego zaginionego braciszka? Skrzy wiła się i teraz to ona odwróciła wzrok. – Zanim wy jechałam, by łam zaręczona, ale okazało się, że to nie to. Zerwałam zaręczy ny tuż przed przeprowadzką, a fakt, że bardziej niż na nim i na ty m, że go zranię, zależało mi na tobie i na ty m, co pomy ślisz, świadczy ty lko o ty m, że rozstanie by ło dobry m wy borem. – Brzmi słabo. Długo ze sobą by liście? – Pięć lat, zaręczeni przez dwa. To by ł miły chłopak, ale… po prostu nie pasowaliśmy do siebie. – Nadal brzmi słabo. Uniosła podbródek i uśmiechnęła się do mnie szeroko. Jak dziwnie by ło widzieć w niej mnie samego, kiedy tak na mnie patrzy ła! – Sądzę, że chy ba wolę poczekać na coś takiego, co łączy ciebie z Salem. Chcę kogoś, kto patrzy na mnie, jakby m by ła początkiem i końcem wszy stkiego. Tak właśnie ty na nią patrzy sz. – Jest dla mnie pierwsza i ostatnia.
Say er przechy liła głowę na ramię i spojrzała na mnie py tająco. Sięgnąłem po piwo. Może i by ła moją siostrą, ale nadal by ła mi w zasadzie całkiem obca, a na dziś wieczór nie miałem w planach wy lewania przed nią żalów. – Salem jest dla mnie pod wieloma względami pierwszą dziewczy ną, nawet jeśli kiedy ś nie zdawałem sobie z tego sprawy – wy jaśniłem oględnie. – Teraz, gdy znów zagościła w moim ży ciu, staram się skupić na ty m, żeby w wielu względach by ła też dla mnie tą ostatnią. Say er skinęła głową i wzięła własne piwo. – Coś jak ostatnią, którą będziesz kochał? – Dokładnie tak. – Tego właśnie też chcę. Chciałem jej powiedzieć, żeby by ła cierpliwa i zignorowała Asę, który właśnie podszedł do nas z dwoma nowy mi piwami, prezentując przy ty m cały swój urok i południową serdeczność, ale nie zdąży łem, bo do środka wparował Zeb. Wy glądał, jakby ostatnie kilka godzin tarzał się w trocinach i szpachli. W brodzie miał wióry , a na czole smugi smaru. Przy wy kłem do tego, że wy gląda niechlujnie i dziko, ale bałem się, że może nieco przerazić Say er, kiedy bez py tania odsunął sobie krzesło i poprosił Asę o piwo. Przy stojny Południowiec odszedł ze śmiechem i przy słał do nas Dixie z butelką dla mojego kumpla. – Kto to? – Głos Zeba brzmiał, jakby by ł wy ciosany ze skały piorunem. Nie miałem stuprocentowej pewności, ale wy dawało mi się, że spod całego tego smaru i skłębionej brody ślini się do Say er. – Moja siostra. Say er, to mój kumpel Zeb Fuller – przedstawiłem ich sobie. – To właśnie on zaprojektował i wy remontował nowy salon w LoDo. – By łem zaskoczony , z jaką łatwością przy chodzi mi nazy wanie jej siostrą i jak bardzo podoba mi się brzmienie tego słowa. Zielone jak liście oczy Zeba zalśniły psotnie. – Masz siostrę? Taką seksowną, elegancką siostrzy czkę? Widziałem, jak Say er się rumieni i wy bałusza na mnie oczy . Zeb przy pominał w pewny m sensie niedźwiedzia grizzly i nie by ło w nim nic przy jaznego czy miłego, ale sądziłem, że na swój sposób starał się poderwać moją siostrę. – Cóż, na to wy gląda. – Zmruży łem oczy , posłałem mu złe spojrzenie i spróbowałem go kopnąć pod stołem. Efekt by ł taki, jakby m starał się dokopać drzewu. – Zawsze pełen niespodzianek, co, Rowdy ? Najpierw ta ślicznotka z twoich rodzinny ch stron, a teraz urocza siostrunia, której istnienie ukry wałeś przed wszy stkimi. Kto jeszcze przy będzie ci na ratunek, hę? Nie chciałem dawać mu saty sfakcji i informować go, że Poppy także jest w mieście, więc ty lko ły pnąłem na niego gniewnie, podczas gdy on nie przestawał się uśmiechać do mnie radośnie spod tego swojego krzaczastego brodziska. Sądziłem, że zapadnie teraz dziwna cisza, ale Say er, całkiem jak to ona, znowu zaskoczy ła mnie, nawiązując swobodną rozmowę z moim gburowaty m kumplem. Okazało się, że kupiła całkiem niedawno stary dom w sty lu wiktoriańskim w Governor’s Park i by ł on kompletną ruiną. Dwa piwa później ustalili już, że zajrzy do niej,
rozejrzy się i oceni pracę, za którą jej obecna firma remontowa najwy raźniej nieźle z niej zdzierała. Nie mrugnęła też okiem, kiedy Zeb przy znał się do swojej kry minalnej przeszłości. Sama z kolei poinformowała go, że ponieważ jest prawniczką, wie aż zby t dobrze, że sy stem prawny nie zawsze działa, jak powinien. Przy czwarty m piwie miałem niejasne wrażenie, że flirtuje otwarcie z moim wielkim kumplem, i zacząłem czuć się dziwnie dy skomfortowo, jak nie przy mierzając piąte koło u wozu. Napisałem do Salem, żeby sprawdzić, czy wróciła już do domu, a kiedy odesłała mi w odpowiedzi swoją fotkę z łóżka w samy ch ty lko okularach, pożegnałem się pośpiesznie i pognałem na łeb na szy ję do mojej słodkiej dziewczy ny . Poppy wpuściła mnie do mieszkania i roześmiała się ty lko, kiedy minąłem ją, ledwie siląc się na powitanie, i popędziłem do pokoju Salem. Nie spała, czekała na mnie i rzeczy wiście miała na sobie ty lko te modne okulary kujonki w czarny ch oprawkach, które nosiła w domu. Jej czarne włosy z czerwony m pasemkiem by ły w nieładzie rozsy pane na poduszce i jakieś trzy sekundy zajęło mi rozebranie się i dołączenie do niej. W pewnej chwili, gdy by łem bez reszty zajęty sprawianiem, żeby jęczała i wy krzy kiwała moje imię, dotarło do mnie, że nie jesteśmy sami i powinienem mieć na względzie obecność Poppy , zaczęła mocno pocierać kolczy ki w moim penisie i nie mogłem już my śleć o niczy m inny m poza ty m, jak cudowna jest i jak bardzo nie chciałem już nigdy w ży ciu, żeby doty kał mnie ktoś poza nią. Zasnęliśmy wtuleni w siebie, spełnieni i wy czerpani. Jej włosy leżały skłębione na mojej piersi, a w ustach czułem jej smak – i by ło to idealne. Jej miękki ciężar na moim ciele by ł jak kotwica, którą miałem wy tatuowaną na szy i. Utrzy my wała mnie ona w miejscu, dawała mi oparcie i przy pominała, że Salem by ła moją bezpieczną przy stanią przez cały czas, kiedy oboje błądziliśmy po obcy ch morzach.
Obudziłem się i zakląłem pod nosem, gdy Salem rąbnęła mnie łokciem w brzuch, gramoląc się z łóżka. Początkowo nie bardzo rozumiałem, co się dzieje, ale już za chwilę usły szałem, jak Poppy gwałtownie puka do drzwi sy pialni, a Jimbo szczeka jak oszalały . Jęknąłem i sięgnąłem po dżinsy , które rzuciłem na podłogęprzy łóżku wczoraj wieczorem. Salem przy właszczy ła sobie moją koszulkę, więc kiedy wy szedłem do pokoju gościnnego, żeby zobaczy ć, o co ten cały raban, miałem na sobie ty lko spodnie. Uciszy łem Jimba i rzuciłem mu piłkę tenisową, podczas gdy Poppy wy krzy kiwała coś do Salem bez ładu i składu. Już, już miałem zagwizdać i nawrzeszczeć na wszy stkich, żeby się, do jasnej i nagłej, zamknęli, kiedy domofon na ścianie rozdzwonił się jak wściekły . Dzwonił i dzwonił, całkiem jakby ktoś wdusił przy cisk i go zablokował. By ła jakaś czwarta nad ranem, więc na pewno nie by ł to sąsiad, który się zatrzasnął. – Co się dzieje, do jasnej cholery ? – Przeczesałem włosy palcami i podszedłem do dziewczy n. Salem obejrzała się na mnie przez ramię; wy glądała na zmartwioną i nieco przestraszoną. Chociaż z natury miała śniadą cerę, wy raźnie pobladła.
– Poppy sądzi, że to może by ć Oliver, jej mąż. Zmarszczy łem brwi i skrzy żowałem ramiona na piersi. Domofon znowu się rozdzwonił i ły pnąłem na niego gniewnie. – Jak, u licha, miałby cię tu znaleźć? Poppy pokręciła gwałtownie głową, a po policzkach spły wały jej wielkie jak groch łzy . – Nie wiem! Mój Boże, on mnie zabije! Ściągnąłem brwi i ruszy łem w stronę domofonu. – To pewnie ty lko jakiś ochlejus, który nie może wejść do środka i opiera się o przy cisk – mruknąłem, a potem wcisnąłem guzik i warknąłem: – Zmiataj stąd, stary . Nikt cię nie wpuści. Jest czwarta nad ranem, nie każ mi wzy wać glin. Nikt nie odpowiedział, ale jak ty lko odwiesiłem słuchawkę, domofon znowu się rozdzwonił. Salem patrzy ła na mnie, jakby m powinien wiedzieć, co robić, więc wzruszy łem ty lko ramionami i stwierdziłem: – No dobra, zejdę do niego i pomogę mu zdjąć ten pieprzony palec z guzika. Ktokolwiek to jest. Poppy zaczęła płakać jeszcze głośniej, a Salem posłała mi gniewne spojrzenie. – Widziałeś, jak wy glądała, kiedy tu przy jechała. Ten koleś jest nieprzewidy walny i niespełna rozumu. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Może powinniśmy po prostu wezwać policję? Domofon znowu zaczął brzęczeć, a Jimbo warczeć gardłowo. Schy liłem się i podrapałem go między uszami. – Postawmy sprawę jasno: ten koleś nie będzie straszy ł moich dziewczy n. Może powinien porozmawiać z kimś swoich rozmiarów. Poppy wciągnęła głośno powietrze. – To szaleniec, Rowdy . O mały włos zabiłby mnie, bo nie chciałam mieć z nim dzieci. Co, jeśli będzie miał nóż albo pistolet? Nie chcę, żeby coś ci się przeze mnie stało. Uśmiechnąłem się do nich krzy wo i otworzy łem drzwi. – Nie martw się o mnie. Potrafię sam o siebie zadbać, wierz mi. Gdy Jimbo przebiegł mi między nogami i wy biegł na kory tarz do drzwi wejściowy ch, obie jak na komendę wy krzy knęły moje imię. Złapałem psa za obrożę, otworzy łem pierwsze drzwi i ruszy łem do drugich, przy który ch znajdował się domofon. Za nimi stał facet, wciskający uparcie guzik z numerem mieszkania Salem. Nie wy różniał się niczy m szczególny m. By ł nieco niższy ode mnie, miał na sobie ubranie w kolorze khaki i wy kasaną na spodnie koszulkę polo. Włosy sterczały mu na wszy stkie strony , a kiedy na mnie spojrzał, jego ciemne oczy zaczęły miotać bły skawice. – Rany , stary ! – burknąłem. – Odpuść sobie. Nie wiem, kim jesteś, ale chy ba dobijasz się do nie tego mieszkania, co trzeba. – Jimbo warknął i spróbował mi się wy rwać, ale mocno trzy małem jego smy cz. By ł dość dobrze ułożony m psem i nigdy nie by wał agresy wny , więc jego zachowanie trochę mnie zaniepokoiło. – Spły waj stąd, frajerze. Gość cofnął się od domofonu i zmierzy ł mnie od stóp do głów. Może i by łem cały wy miętolony i wy glądałem, jakby m miał za sobą ciężką nockę, bo rzeczy wiście tak by ło, ale
nadal by łem wy ższy od niego. Trudno by ło przeoczy ć lęk, który mignął mu w oczach. Jego wzrok spoczął wreszcie na pirackim statku wy tatuowany m na mojej piersi i gość spy tał z krzy wy m uśmieszkiem: – Kim, do jasnej cholery , jesteś? By łem tak zaskoczony , że ty lko zamrugałem. Pies zaszczekał przenikliwie, a koleś rzucił mu paskudne spojrzenie. – Frajer pod cudzy mi drzwiami nie powinien zadawać py tań – pry chnąłem. – Powiedziałem ci już: spły ń albo wezwę gliny . Jego pierś podniosła się, gdy odetchnął głęboko, a na jego twarz wy stąpił gniewny gry mas. – Moja żona jest tutaj i nie ruszę się stąd ani na krok, dopóki z nią nie porozmawiam. Cóż, wy glądało na to, że Poppy miała rację. Temu kolesiowi nikt chy ba dawno porządnie nie dołoży ł do pieca. – Nic z tego. Nie zbliży sz się do niej ani na krok. Widziałem na własne oczy efekty twojej ostatniej „rozmowy ” z nią i nie ma opcji, żeby to się powtórzy ło. – Ona jest moja! Podszedłem do niego, gdy Jimbo spróbował mu się rzucić do krocza. – Ludzie nie są własnością. Poppy to słodka dziewczy na, która zasługuje na coś znacznie lepszego niż jakiś dupek, który wy korzy stuje ją jak worek treningowy , i ojciec, który udaje, że tego nie widzi. Wracaj do Teksasu, gnoju, i zapomnij o niej. Podszedł do mnie o krok i mało brakowało, a złamałby m mu palec, kiedy dźgnął mnie nim w pierś. – Wiem o tobie – warknął. – Sierota bez rodziny , bez krewny ch. Nie masz nikogo i nic! Poppy cię nie chciała, więc nie ma szans, żeby teraz choć na ciebie spojrzała. Porozmawiam z nią, nawet jeśli po drodze będę cię musiał wdeptać w ziemię! Pewnie by m go olał i zdołał zachować zimną krew, ale zanim zdąży łem cokolwiek powiedzieć, kazać mu się odczepić, podniósł nogę i kopnął Jimba w bok. Pies zaskamlał i zerwał mi się ze smy czy . Cóż przy najmniej nie musiałem się już przejmować ty m, że pierwszy zacznę bójkę, bo gdy schy liłem się, żeby sprawdzić, czy szczeniakowi nic nie jest, gnojek spróbował mnie rąbnąć pięścią w brzuch. Złapałem go w porę za rękę i wy kręciłem mu ją na plecy . Kiedy stracił równowagę, rąbnąłem go mocno w szczękę, rozkwaszając mu przy ty m usta i sprawiając, że na podbródek pociekła mu krew. By łem od niego na ty le wy ższy , że nie mógł wy korzy stać dźwigni, kiedy obróciłem go plecami do siebie i założy łem mu łokieć za gardło. Odrzucił głowę na plecy i spróbował zaatakować mnie z bańki, ale w porę złapałem go za szy ję i zmusiłem, żeby pochy lił się do przodu, wy gięty w dziwnej i zdecy dowanie bolesnej pozy cji. Wy prowadziłem go z kory tarzy ka na chodnik obok ulicy , a potem pchnąłem na ty le mocno, że zatoczy ł się i upadł na czworakach. – Lepiej tu nie wracaj, stary – warknąłem. – Zabieram dziś Poppy , żeby załatwić ci zakaz zbliżania się do niej, i wierz mi: jeśli sądzisz, że ja jestem straszny , nie chcesz wiedzieć, co zgotuje ci jej siostra, kiedy staniesz jej na drodze. Ty lko ostatni frajerzy biją kobiety i powinieneś
się cieszy ć, że nie zrobiłem ci tego, co ty jej. Odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć, i mógłby m przy siąc, że gdy na mnie spojrzał, w jego oczach widniała żądza mordu. Naprawdę powinienem by ł mu rozkwasić nos, żeby dać mu nauczkę, albo chociaż kopnąć go pod żebra, żeby zrewanżować się za psa. – Poppy jest moja! – warknął znowu, a ja podniosłem ty lko brew. – Ona ma zgoła inne zdanie na ten temat. Chy ba ktoś powinien nauczy ć cię, jak okazy wać kobiecie szacunek. Zagwizdałem na Jimba i roześmiałem się w głos, kiedy podbiegł do rozciągniętego na chodniku intruza i podniósł nogę. Mąż Poppy spróbował się odtoczy ć, żeby uniknąć strumienia moczu, ale nie by ł dość szy bki. Jimbo wy dawał się bardzo zadowolony z siebie, kiedy do mnie wrócił. Przy glądaliśmy się, jak gość gramoli się na nogi, przeklinając nas i obrzucając wy zwiskami przez całą drogę do swojego samochodu. Poklepałem psa po głowie i powiedziałem: „dobry chłopiec”, a potem wróciliśmy do naszy ch dziewczy n. Gdy weszliśmy do mieszkania, Salem spacerowała niespokojnie w tę i we w tę, a Poppy leżała skulona w kłębek na kanapie. Jak ty lko stanąłem w drzwiach, Salem rzuciła się na mnie, więc otoczy łem ją ramionami i ucałowałem w czubek głowy . – Zadzwoniłam do Roy al. Musiałam – wy znała. Pocałowałem jej drżące usta, a ona podniosła na mnie wzrok, szarpiąc nerwowo końcówki włosów. – Dobrze by by ło, gdy by twoja siostra z nią porozmawiała – stwierdziłem. – Ona ma rację. Ten koleś to jakiś kompletny świr. Sądzę, że może by ć groźny . I to nie ty lko dla niej, ale i dla ciebie. Będzie jej potrzebny sądowy nakaz ochrony . Powinnaś też sprawdzić, czy Roy al nie mogłaby go aresztować za znęcanie się nad zwierzętami. – Skinąłem głową w stronę psa, który ułoży ł się właśnie wy godnie obok Poppy . – Kopnął Jimba w bok. Salem zaczerpnęła głośno tchu i zaczęła kląć, na czy m świat stoi. – Tak się cieszę, że jesteś… Poppy podniosła głowę znad oparcia kanapy . – Ja też – powiedziała. Pocałowałem Salem jeszcze raz i zapewniłem ją: – Zawsze będę. Otoczy ła mnie ramionami i złoży ła głowę na moim sercu, które, przy sięgam!, biło ty lko dla niej. – Ja też, Rowdy . Teraz, gdy to powiedziała, wierzy łem jej i nic na boży m świecie nie mogło mnie bardziej uszczęśliwić.
SALEM Nie by ło szans, żeby śmy po ty m wszy stkim zasnęli, więc kiedy nadszedł czas wy jścia do pracy , Rowdy i ja by liśmy jak zombi. On miał jeszcze gorzej, bo musiał zacząć robotę wcześniej niż zwy kle, żeby nadrobić spotkanie, które odwołał tego dnia, kiedy się spóźnił z powodu kaca. Poppy nie chciała zostać w mieszkaniu sama, i wcale jej się nie dziwiłam, więc zabrałam ją ze sobą do salonu i poprosiłam, żeby pomogła mi w sklepie. Wszy stko by ło już zinwentary zowane, ometkowane i poukładane. Ty lko kilka ty godni dzieliło nas od ruszenia pełną parą i otwarcia sklepiku nad salonem dla klientów, a na moją skrzy nkę pocztową przy chodziły już mejle z py taniami o dostępny towar. Oby dwa salony by ły obłożone na maksa i wszy scy tatuaży ści, włącznie z nowy mi naby tkami, mieli terminy ustalone na miesiąc do przodu, więc wiedziałam, że Nash i Rule będą musieli zatrudnić kogoś, kto zajmie się sprzedażą online. Cieszy łam się na my śl o ty m i miałam nadzieję, że w tej sprawie szy bko dojdziemy z chłopcami do porozumienia. Cora ucieszy ła się z dodatkowej pary rąk do pracy . Tego popołudnia miała umówiony ch kilka wizy t na kolczy kowanie, więc przy dzieliła Poppy zadanie aktualizowania portfolio i opracowania arkusza jakichś arty kułów zaopatrzeniowy ch, potrzebny ch chłopcom do pracy . Wściekała się o jakieś ręczniki papierowe czy coś w ty m sty lu, czy m bardzo rozbawiła Poppy . Dzisiejszego dnia Cora wy dawała się jeszcze bardziej hałaśliwa i oży wiona niż zwy kle, co sprawiło, że Rowdy w końcu ją o to spy tał. Zby ła go i nie podjęła tematu, a przy najmniej dopóki nie podeszła do lady z klientką, dziewczy ną, która chciała zrobić sobie wszczepy za uszami i dopóki nie zauważy łam wielkiego, lśniącego na ty m jej palcu pierścionka, kiedy podawała mi jakieś dokumenty . Poczułam, jak szczęka mi opada na jego widok, i złapałam ją za jej maleńką dłoń. – Zaręczy łaś się? Salon by ł pełen klientów i panował w nim nieopisany wręcz hałas, ale kiedy zadałam jej py tanie, zapadła nagle cisza, jak makiem zasiał. Cora wy szarpnęła rękę z mojego uścisku i zaczerwieniła się uroczo. Jej turkusowe oko bły snęło radośnie, podczas gdy brązowe zalśniło łagodnie i czule. – Może… Roześmiałam się na całe gardło i sięgnęłam znowu po jej lewą dłoń, żeby przy jrzeć się jeszcze raz pierścionkowi. To by ła cała Cora – nie pasowały do niej żadne nudne diamenty czy trady cy jne złoto. Zamiast tego na jej serdeczny m palcu migotał pierścionek z dwoma kamieniami osadzony mi obok siebie: złocisty m topazem i czy sty m błękitny m szafirem. Takie zestawienie nie odpowiadało co prawda dokładnie odcieniom jej dwubarwny ch oczu, ale zamy sł by ł widoczny jak na, nomen omen, dłoni. Nigdy by m nie pomy ślała, że taki wielki, mrukliwy koleś jak Rome Archer dobierze tak idealnie pierścionek zaręczy nowy . Poczułam, jak Rowdy staje za moimi plecami; wy ciągnął rękę i zabrał z mojej dłoni rączkę
Cory . – Wiedziałem, że wczoraj coś się kroi. Skubani spiskowcy ! – Wy puścił dłoń Cory i złapał mnie za kark. Nie wiedziałam, czy to ma by ć ostrzeżenie, żeby m nic nie kombinowała, czy zapowiedź równie ślicznego cacka w mojej niedalekiej przy szłości. – Gratulacje! Ale dlaczego nic nie powiedziałaś, Tink? Uważałam, że to strasznie urocze, że chłopcy mówili do niej Tink. To by ło zdrobnienie od Tinker Bell, Blaszanego Dzwoneczka, dlatego że by ła taka drobna i miała jasne włosy . Chociaż miała raczej osobowość rekina niż leśnej wróżki, przezwisko pasowało jak ulał. Cora wzruszy ła ramionami. – Nie wiem. Chy ba dalej jestem w szoku. Rowdy się roześmiał. – Och, daj spokój. Wszy scy wiemy , że Rome w głębi duszy to senty mentalny , staroświecki gnojek. By ło pewne, że wcześniej czy później będzie chciał uczy nić cię swoją żoną i cię poślubić. Cora wy ciągnęła rękę przed siebie i obróciła ją tak, że światło z zewnątrz zalśniło i zamigotało w bliźniaczy ch kamieniach. Rany , naprawdę wy glądała jak współczesna, zbuntowana wersja postaci z bajki Disney a! – Nie oświadczy ł mi się – stwierdziła, podnosząc jasne brwi, a jej usta rozciągnęły się w psotny m uśmiechu. – Ty lko mi to oświadczy ł. Rowdy znowu się roześmiał, a ja zagapiłam się na nią z otwarty mi ustami. – Że niby jak? Żartujesz sobie? – Nie. Zabrał mnie na kolację, co by ło naprawdę miłe, bo odkąd na świat przy szła Remy , nie mieliśmy dla siebie zby t wiele czasu, żeby poby ć choć trochę sam na sam. Kiedy wróciliśmy do domu, sądziłam, że zastanę tam mojego ojca i małą, ale okazało się, że Rome poprosił tatę, żeby wziął ją na noc do siebie. – Zamrugała gwałtownie i zmarszczy ła nos. Przez chwilę miałam wrażenie, że się rozpłacze, ale szy bko wzięła się w garść. – Poprosił mojego ojca o moją rękę… czy ste szaleństwo! Rome nigdy o nic nikogo nie prosi! Nigdy ! – Położy ła rękę na piersi i westchnęła. – Uklęknął przede mną i powiedział, że nie ma znaczenia, czy będziemy do końca ży cia wy najmować mieszkanie, czy też ży li w namiocie w lesie, o ile ty lko będziemy już zawsze razem. Potem powiedział, że muszę go poślubić i że nie mam wy boru. – Bły snęła znowu swoim uroczy m pierścionkiem. – A później włoży ł mi go na palec i oznajmił, że nie wolno mi go nigdy zdjąć. Cóż, moim zdaniem nie brzmiało to specjalnie romanty cznie, ale chy ba jednak musiało by ć, bo pierwszy raz widziałam u Cory rozmarzony wzrok. – Cóż, gratuluję. – Naprawdę cieszy łam się jej szczęściem. By ła superlaską i miała cudowną rodzinę. To by ła miła odmiana po porannej awanturze tuż pod moimi drzwiami. – By łam już raz zaręczona – dodała Cora. – Ale to by ło pierdy liard lat temu i skończy ło się megagównianie. Teraz, kiedy trafiłam na właściwą osobę, wszy stko jest zupełnie inaczej. Całkiem jakby m czuła to pod skórą i po prostu wiem, że tak miało by ć. Palce Rowdy ’ego zacisnęły się na moim karku i uniosłam nieco głowę, żeby na niego spojrzeć.
Oczy lśniły mu gorący m błękitem. – Cóż, powiedz w takim razie temu swojemu wielkoludowi, że cieszy my się bardzo. I… zdajesz sobie chy ba sprawę z tego, że to Rule’owi przy padnie w udziale zorganizowanie wieczoru kawalerskiego, kiedy przy jdzie co do czego? Cora otworzy ła szeroko buzię i zamknęła ją z głośny m kłapnięciem, a potem zmruży ła oczy i posłała mojemu chłopakowi złe spojrzenie. – Po moim trupie! – A potem odwróciła się na obutej w glana pięcie i wbiegła po schodach na górę. Rowdy puścił mój kark i oparł się biodrem o biurko, zmieniając temat na taki, o który m od jakiegoś czasu starałam się z cały ch sił nie my śleć. – Chy ba powinnaś spakować Poppy i przeprowadzić ją na kilka dni do mojego mieszkania, zanim gliny nie znajdą tego całego Olivera, żeby wręczy ć mu zakaz zbliżania się. Ponieważ głupi mąż mojej siostry nie by ł stąd i nie miałam pojęcia, jak znalazł Poppy , odszukanie go mogło się okazać znacznie trudniejsze, niż sądziłam. A poza ty m zakaz zbliżania się do niej wcale nie gwarantował jej bezpieczeństwa. Roy al z brutalną szczerością oznajmiła Poppy , że policja mogła go aresztować ty lko w przy padku złamania zakazu, ale poza ty m nie by ło pewności, że ten dupek nie spróbuje się jej dobrać do skóry , jeśli naprawdę mu na ty m zależało. Oparłam się łokciem o biurko i spojrzałam na niego spod opuszczony ch rzęs. – Tak. Dzięki temu chy ba poczułaby się nieco pewniej. – Westchnęłam. – I ja pewnie też poczułaby m się nieco lepiej. Rowdy wy ciągnął dłoń i pociągnął mnie lekko za kosmy k włosów. – Znajdą go. – Jak sądzisz, jak w ogóle udało mu się ją u mnie namierzy ć? – Nie mam pojęcia. Może odnalazł cię przez Internet? Wy starczy łoby , żeby wpisał twoje imię w Google i trafił na informację, że pracujesz w tutejszy m salonie. Nie mam jednak pomy słu, jak zdołał znaleźć twoje mieszkanie. My ślisz, że Poppy mogła powiedzieć komuś, że wy biera się do ciebie? – W jego py taniu pobrzmiewała zawoalowana aluzja, a ja nawet nie chciałam my śleć o ty m, co to mogło oznaczać. Westchnęłam i oparłam głowę o jego umięśnione udo. – Sądzisz, że mogła wy gadać się moim rodzicom, prawda? Położy ł mi dłoń na głowie i pogłaskał po włosach. – Dla ciebie odejście od nich by ło inne. Nigdy nie obchodziło cię, co sobie pomy ślą, nie chciałaś dać się im zaszufladkować. Poppy taka nie jest. Liczy się z opinią waszego ojca. Zawsze chciała go zadowolić i sprawić, żeby kochał ją bezwarunkowo. Trudno się wy zby ć takich nawy ków. Podniosłam głowę i wstałam, żeby spojrzeć mu w oczy . Gdy by śmy nie by li w pracy , pewnie rzuciłaby m się na niego i obcałowała go od góry do dołu. – Czy mógłby ś na chwilę rzucić okiem na recepcję? – poprosiłam. – Chciałaby m na chwilę skoczy ć na górę i szy bko z nią pogadać. Skinął głową i skrzy żował ręce na piersi. – Bądź dla niej miła – poprosił. – Wiem, że minęło mnóstwo czasu i dzieliło was wiele
kilometrów, ale postaraj się pamiętać, jak to by ło ży ć pod jego pantoflem… i jego dachem. Nie mogłam się oprzeć chęci przesunięcia czule palcami po jego ramieniu, kiedy mijałam go, żeby wspiąć się po schodach na górę. Drzwi do biura Cory by ły otwarte, a ona rozmawiała za biurkiem przez telefon. Poppy stała przed jedny m z ty ch zabawny ch, krzy wy ch luster, robiąc śmieszne miny , co sprawiło, że roześmiałam się w głos na jej widok, a ona odwróciła się i ły pnęła na mnie spode łba. – Co jest? Czy to właśnie nie po to tu są? – parsknęła. – Nie wiem, jak ktoś miałby z nich korzy stać do przy mierzania ciuchów. Wy gląda się w nich jak debil, zupełnie niefajnie. – W przy mierzalniach są zwy kłe lustra – wy jaśniłam. – Te są ty lko jako wy strój, dla zabawy . Podeszła do mnie i usiadła w jedny m ze staroświeckich, obity ch aksamitem foteli, stojący ch na środku pomieszczenia. By ły równie krzy kliwe i klimaty czne jak reszta wy stroju salonu – fajne siedziska, na który ch mężowie i faceci naszy ch klientek mogli spocząć, podczas gdy damy ich serca dokony wały u nas zakupów. – Ten salon jest taki świetny , Salem! – westchnęła Poppy z zachwy tem. – Tak bardzo do ciebie pasuje. To naprawdę idealna praca i idealne miejsce dla ciebie. – Będzie jeszcze lepiej, kiedy chłopcy znajdą nieco czasu, żeby dodać trochę więcej prac do naszej kolekcji, a poza ty m wciąż staram się namówić Rowdy ’ego i bandę, żeby zrobili ten seksowny kalendarz. Roześmiała się, chociaż by łam śmiertelnie poważna. By łam pewna, że taki kalendarz sprzedawałby się jak świeże bułeczki, musiałam ty lko namówić chłopaków, żeby się zgodzili pozować do zdjęć. Wiedziałam, że to dość odległy projekt, ale moim zdaniem ten pomy sł by ł strzałem w dziesiątkę. Wy ciągnęłam dłoń i położy łam jej na ramieniu. – Chciałam cię o coś zapy tać… i chciałaby m, żeby ś by ła ze mną szczera, Poppy . Czy powiedziałaś mamie albo tacie, że jedziesz do mnie, do Denver? Chcę po prostu wiedzieć, jakim cudem Oliver dowiedział się, gdzie mieszkam. Denver to duże miasto. Nie ma możliwości, żeby wpadł na nas ot tak, przy padkiem. Widziałam, jak jej karmelowa buzia wy raźnie blednie. Otworzy ła szeroko oczy w kolorze miodu i zobaczy łam, że dolna warga zaczy na jej nerwowo drgać. Ścisnęłam ją pokrzepiająco za ramię i przy tuliłam do siebie. – Poppy , nic się nie stało. Po prostu chcę wiedzieć. Chcę, żeby ś by ła bezpieczna. – Zadzwoniłam do mamy , żeby dać jej znać, że wszy stko u mnie w porządku – wy dukała. – Może i ojciec usprawiedliwił Olivera, mimo że mnie skrzy wdził, ale uznałam, że matka nigdy by nie wy baczy ła zrobienia czegoś takiego swojemu dziecku. Powiedziałam jej, że jestem u ciebie i niedługo wrócę, żeby spakować resztę swoich rzeczy , i że zamierzam złoży ć wniosek o rozwód. – Przełknęła głośno ślinę i odsunęła się ode mnie, a potem wczepiła palce we włosy . – Mama chciała, żeby m wracała do domu. Powiedziała, że wszy stko da się naprawić, jeśli ty lko będę miała dość wiary , i że powinnam zaufać Bogu i może poszukać porady psy chologa. Stwierdziła, że jest rozczarowana moim zachowaniem, a tata załamał się moją „zdradą”. – Roześmiała się tak
szczekliwie, że by łam zaskoczona, że nie splunęła krwią, gdy to mówiła: – Moją „zdradą”! Wy obrażasz to sobie? Rany boskie, jasne, że tak! Doskonale wiedziałam, co ma na my śli. To właśnie dlatego wy jechałam, ale Poppy nie przestawała mówić, więc nie miałam szans jej tego wy jaśnić. – Ale nie mówiłam jej, gdzie mieszkasz. Nigdy by m ci tego nie zrobiła. Wiem, że gdy by ś chciała, żeby wiedzieli, gdzie mieszkasz, sama by ś im o ty m powiedziała. – Och, Poppy … – Wiem. Powinnam by ła się domy ślić. Na samą my śl o ty m, że Oliver mógł cię obserwować i śledzić z pracy do domu czy coś w ty m sty lu, dostaję gęsiej skórki. Wiem, że jest groźny , i nie mogę uwierzy ć w to, że tak lekkomy ślnie naraziłam cię na niebezpieczeństwo – i to po ty m, jak przy jęłaś mnie, o nic nie py tając. Mnie także cierpła skóra na samą my śl o ty m, że ten jej mężulek mógł mnie śledzić. Nigdy nie przy szłoby mi to do głowy ! Świadomość tego by ła bardziej niż przerażająca. – To przy kre, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ludzi, którzy najbardziej powinni cię kochać, obchodzisz najmniej. Ojciec od zawsze bardziej interesował się kościołem i własny m wizerunkiem niż ty m, co się dzieje pod jego dachem. Sądził, że kontrola i dominacja wy starczą jako substy tut miłości i zrozumienia. – Przewróciłam oczami. – A mama tańczy ła, jak jej zagrał. W ty m domu nigdy nie by ło dla nas miejsca na by cie kimś poza ich mały mi, idealny mi laleczkami. Miały śmy się nie wy różniać, a kiedy tak się stało… – Wzruszy łam ramionami. – Po prostu nie mogli tego znieść. Musisz sobie powtarzać cały czas, dopóki w to nie uwierzy sz, że to nie twoja wina. – A mimo to tak się czuję. Przy tuliłam ją znowu i dotarło do mnie, że kiedy ten koszmar się skończy , moja siostra będzie potrzebowała pomocy profesjonalisty . By ła zby t skołowana przez mojego ojca i zahukana by ciem w toksy czny m związku, żeby moja miłość i wsparcie zdołały ją ocalić. – Rowdy chce, żeby ś przeniosła się do niego, dopóki nie zy skamy pewności, że Oliver nie dostanie zakazu zbliżania się do ciebie. Roy al powiedziała, że kiedy go znajdą, spróbują go przekonać, że najlepszy m wy jściem dla niego będzie powrót do Teksasu, ale do tego czasu będziemy koczować w mieszkaniu wiecznego chłopca. Mruknęła coś pod nosem i wstała, a potem zaczęła spacerować nerwowo w tę i z powrotem. – Ty i Rowdy powinniście mieć czas ty lko dla siebie i cieszy ć się sobą. Ty le czasu zajęło wam odnalezienie się, a teraz znowu ja wpieprzam się w sam środek tego wszy stkiego! Jeszcze niedawno sama my śl o niej stojącej między nami zmroziłaby mnie i sprawiła, że odtrąciłaby m Rowdy ’ego. Strach, że to, co kiedy ś do niej czuł, w jakiś sposób przeważy to, co czuł teraz do mnie, minął. Widziałam to za każdy m razem, kiedy na mnie patrzy ł. Czułam to w każdy m jego doty ku i w zawadiackim uśmiechu, który m mnie obdarzał. Kiedy kochał, kochał bezwarunkowo, kompletnie i wiecznie. Wiedziałam to w głębi duszy , tak jak wspomniała Cora. To, co nas łączy ło, by ło dobre i właściwe, od zawsze takie by ło. Oboje potrzebowaliśmy czasu, żeby dorosnąć i pozwolić, żeby to uczucie w nas dojrzało, tak aby śmy mogli oboje się nim cieszy ć.
– Nie weszłaś między nas, jesteśmy przy tobie, bo oboje się o ciebie troszczy my i nie chcemy , żeby znowu ktoś cię zranił – powiedziałam łagodnie. – Oboje chroniliśmy cię przez lata na swój sposób. Teraz zjednoczy liśmy siły i niech Bóg ma w swojej opiece każdego, kto spróbuje nam wejść w drogę. – Podniosłam brwi i spojrzałam na nią twardo. – Włącznie z mamą i tatą. Zamknęła mocno oczy i przy cisnęła do nich dłonie. – Jestem ty m wszy stkim tak bardzo zmęczona, Salem. Któż mógł ją za to winić? Podniosłam wzrok na Corę, która wy szła właśnie z biura. Uśmiechała się od ucha do ucha; widziałam, że z ty m piękny m pierścionkiem, podarowany m jej przez jeszcze cudowniejszego faceta ma wszelkie prawo na ziemi i niebie by ć rozświetlona przez wewnętrzną radość. – Nie chciałam podsłuchiwać… – mruknęła. Oczy wiście, że podsłuchiwała! Taka by ła już rola Cory : wty kanie nosa we wszy stko, co działo się w światku Marked, więc ty lko przewróciłam oczami i wstałam. – Ale oboje wy glądacie na wy czerpane, a moja mała nadal jest u taty , więc nie muszę dziś wcześnie wracać do domu. Lećcie prosto do Rowdy ’ego i odpocznijcie. – Poruszała sugesty wnie przekłutą brwią, co jeszcze bardziej upodobniło ją do psotnej wróżki. – Będę miała oko na recepcję i zamknę salon. Cóż, wy glądało na to, że oficjalnie zostałam członkiem rodziny Marked. Cora troszczy ła się o mnie zupełnie jak o resztę ekipy . Miałam ochotę ją za to ucałować. Zerknęłam na moją siostrę. Widać by ło, że przy dałaby się jej porządna drzemka. Miała podkrążone oczy i wy glądała na śmiertelnie zmęczoną. W jej zbolały m spojrzeniu widać by ło, jak bardzo cierpi. – To niegłupi pomy sł – potwierdziłam. – Zadzwonię po drodze do Roy al i zapy tam, czy trafili już może na jakiś ślad Olivera. – To nie pierwszy raz, kiedy koleś, który po prostu nie potrafił zrozumieć, że „nie” znaczy „nie”, skrzy wdził którąś z naszy ch dziewczy n – zauważy ła Cora poważny m tonem. – Wiem, ile to kosztuje stresu i nerwów i jakie to niebezpieczne. Musisz się nią zająć. Podeszłam do niej i przy tuliłam ją bardzo mocno, a kiedy podziękowałam jej, cofnęła się i powiedziała prosto z mostu: – Troszczy my się o swoich. Poczułam się, jakby rzeczy wiście wy darzy ło się coś nieodwracalnego, zaszła jakaś zmiana. Poppy wstała z fotela i uśmiechnęła się do Cory niepewnie. – Tak bardzo się cieszę, że moja siostra znalazła to miejsce i was. Naprawdę mam wrażenie, jakby od zawsze by ło jej to pisane. Cora roześmiała się i zeszła z nami na dół po schodach do salonu. – Oczy wiście, że to idealne miejsce dla Salem! Rowdy tu jest i dla każdego, kto ma oczy , jest oczy wiste, że oni są sobie przeznaczeni. Na dole musiałam zaczekać chwilę, aż Rowdy oderwie wzrok od wzoru, nad który m akurat pracował. Wy starczy ło jedno spojrzenie ty ch oczu w kolorze letniego nieba, żeby troski i strach częściowo odeszły . – Zabiorę Poppy do ciebie. Jest wy czerpana i leci z nóg.
Przeniósł wzrok na moją ledwie stojącą prosto siostrę i skinął głową. – Jasne. Za jakieś dwadzieścia minut mógłby m do was dołączy ć, żeby upewnić się, że jesteście bezpieczne. Mogę odwołać moje dwa ostatnie spotkania. Czułaby m się lepiej, gdy by by ł przy nas, ale uznałam, że mnie i Poppy nic nie będzie, dopóki będziemy trzy mały się razem, a poza ty m nie wracały śmy do mnie, ty lko do niego. – Nie, w porządku, ale nie miałaby m nic przeciwko, żeby ś wrócił od razu do domu, jak skończy sz. Poppy naprawdę musi odpocząć. Czy dałby ś radę zajrzeć po drodze do mnie, żeby wziąć Jimba i trochę rzeczy Poppy ? Rowdy przeprosił swojego klienta na chwilę, odłoży ł maszy nkę do tatuażu i zdjął lateksowe rękawiczki, a potem wstał i wy grzebał z kieszeni klucze. Zdjął z kółka dwa z nich i podał mi je, pochy lając się blisko do mojego ucha. – Kolejna pierwsza rzecz – wy szeptał. – Żadnej dziewczy nie przed tobą nie dałem kluczy do mojego mieszkania. Zrobiło mi się gorąco i miałam ochotę zasy pać go pocałunkami, ale by liśmy w miejscu pracy i to nie by ła najlepsza pora na czułości. Zamknęłam kawałki chłodnego metalu w dłoni i uśmiechnęłam się do niego. – Pierwsza i ostatnia. Skinął lekko głową i wrócił do pracy , imponującego tatuażu gejszy . Odwróciłam się do Poppy , wzięłam ją pod rękę, jeszcze raz podziękowałam Corze i wy szły śmy z salonu. Poppy ledwie powłóczy ła nogami i kiedy dotarły śmy do samochodu, klapnęła na siedzenie pasażera i bez słowa gapiła się ty lko w okno. Ten widok przy bijał mnie i dosłownie łamał mi serce. Dałam jej spokój, a kiedy dotarły śmy do mieszkania Rowdy ’ego, obie my ślały śmy ty lko o jedny m: wejść jak najszy bciej do środka, żeby poczuć się bezpiecznie. Żadna z nas nie chciała przeby wać zby t długo na zewnątrz, dopóki nie zy skamy pewności, że policja namierzy ła już by łego męża Poppy . Zostawiłam już w mieszkaniu Rowdy ’ego trochę rzeczy . Wkraczałam powoli w jego ży cie, w jego przestrzeń, na wpół świadomie, od wielu ty godni. Zaczy nałam to miejsce traktować jak dom, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co robię. Potrzebowałam ty lko mojego psa i trochę rzeczy dla Poppy i mogłaby m tu zostać już na zawsze. Miałam już zamknąć samochód, kiedy obok nas z piskiem opon zatrzy mał się inny wóz. Gdy spojrzałam na niego znad otwarty ch drzwi samochodu, które trzy małam, krew odpły nęła mi z twarzy . Z sedana, który właśnie stanął obok, wy siadł gwałtownie niski mężczy zna i zanim zdąży łam cokolwiek zrobić, zmartwiała z przerażenia, wy celował palec w moją siostrę, która przestępowała nerwowo z nogi na nogę przy krawężniku obok. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. – Wsiadaj do samochodu, Poppy . – Nie krzy czał, nie awanturował się, po prostu mówił jej lodowaty m głosem, co ma robić, i to by ło przerażające. – Nie. – To nie Poppy to powiedziała, ty lko ja. Nie by ło opcji, żeby m puściła ją z nim gdziekolwiek. Wy glądał niechlujnie, a w jego oczach czaił się obłęd i by ł z pewnością
niebezpieczny . Gdy warknęłam na niego, aż zatrząsł się z wściekłości i zamiast zacząć złorzeczy ć czy spierać się ze mną, po prostu wy jął zza pleców pistolet i wy celował go we mnie. Mieszkałam w wielu duży ch miastach, nie zawsze w najlepszy ch dzielnicach. Widziałam broń wielokrotnie i nieraz by łam świadkiem przemocy z jej uży ciem tu i tam, w różny ch klubach. Jednak nigdy nie zdarzy ło mi się patrzeć wprost w lufę wy celowanego we mnie pistoletu, trzy manego przez gościa, który nie zastanowiłby się dwa razy przed naciśnięciem spustu, by łam tego pewna. – Wsiadaj. Do. Wozu. Poppy . – Każde ze słów brzmiało głucho, by ło wy powiedziane z okrutną rozwagą i przesy cone złem. Sły szałam, jak moja siostra zaczy na szlochać za moimi plecami i napięcie tej chwili stało się zby t wielkie do zniesienia. Zacisnęłam palce na drzwiach samochodu i gapiłam się na pistolet, niezdolna mrugnąć. – Ruchy ! – warknął Oliver. – Albo zastrzelę twoją siostrę! Powinienem to zrobić, żeby uczy nić przy sługę twojemu ojcu. Przełknęłam głośno ślinę, ale nie dałam się sprowokować. Miałam wrażenie, że jeśli ty lko drgnę, ten szaleniec poczuje się usprawiedliwiony , żeby nacisnąć spust. Dlaczego lepiej tego wszy stkiego nie przemy ślałam? Jasne, jeżeli fakty cznie śledził mnie po pracy , żeby zobaczy ć, gdzie mieszkam, bez trudu mógł za mną pojechać i do Rowdy ’ego. Rany boskie, ten świr mógł nawet od rana zerkać do salonu przez szy bę, czekając ty lko na chwilę taką jak ta! Czułam się jak idiotka, która naraziła swoją siostrę na niepotrzebnie na niebezpieczeństwo. – Boże… – wy szeptała Poppy i kątem oka zobaczy łam, że się rusza. – Nie! – wy rwało mi się i podskoczy łam, kiedy pistolet wy palił z głośny m hukiem. Zaczerpnęłam głośno tchu, a kula przeleciała ze świstem nad dachem mojego samochodu. Uskoczy łam odruchowo i nie mogłam przestać dy gotać ze strachu. Zawsze by łam niezależna i przekonana, że potrafię sama znakomicie o siebie zadbać, ale w tej chwili żałowałam, że nie zaczekałam ty ch dwudziestu minut na Rowdy ’ego. Nie żeby m chciała narażać go na niebezpieczeństwo, ale jego bliskość, jego obecność u mojego boku dawały mi dziwną pewność, że wszy stko będzie dobrze, nieważne, co się stanie. W tej chwili, gdy Oliver znowu wy celował pistolet w moją głowę, rozpaczliwie mi tego poczucia bezpieczeństwa brakowało. – Zastrzelę cię. Gówno mnie obchodzisz. Chcę ty lko tego, co moje. Poppy stanęła między mną a pistoletem. Miałam ochotę wy ciągnąć rękę i przy ciągnąć ją z powrotem do siebie, ale nie chciałam ry zy kować, że ten idiota naciśnie spust i ją postrzeli. – Poppy , jeśli wsiądziesz do jego samochodu, on mnie zastrzeli, jak ty lko zamkniesz za sobą drzwi. Skrzy wdzi nas obie. Poppy trzęsła się tak gwałtownie, że ledwie trzy mała się na nogach. Jej oczy w kolorze miodu by ły wielkie jak spodki i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to wszy stko skończy się rozlewem krwi. – Nie, nie zrobi tego. Odłóż broń, Oliverze, a wsiądę do samochodu.
Roześmiał się i ten śmiech brzmiał równie obłąkanie, jak obłąkanie wy glądał sam Oliver. – To nie ty tu rozkazujesz, ty lko ja. Wsiadaj do tego cholernego samochodu, Poppy . – Słuchaj, policja i tak już cię szuka. Właśnie wy strzeliłeś z pistoletu w ruchliwy m punkcie miasta. Jak sądzisz, ile czasu minie, zanim zjawią się tu gliny ? Jeśli chcesz, żeby m z tobą odjechała, odłóż broń, a to zrobię. Nie ruszę się stąd, dopóki mnie nie posłuchasz. Jeśli chcesz skrzy wdzić Salem, będziesz musiał najpierw mnie zabić. Psiamać! To wszy stko zaczy nało wy my kać się spod kontroli i wy glądać bardzo gównianie. Chciałam powiedzieć Poppy , żeby uciekała, ruszy ła się, zrobiła coś – cokolwiek! – by le ty lko nie wsiadała do samochodu z ty m człowiekiem, który już raz udowodnił, że potrafi ją złamać, ale nie zdąży łam. Oliver wrócił do otwarty ch drzwi swojego samochodu i rzucił pistolet na siedzenie. Jeżeli Poppy zamierzała wsiąść do wozu, tak jak obiecała, nie by ło szans, żeby dosięgnęła broni przed nim. – A teraz wsiadaj. – Najwy raźniej chęć odzy skania kontroli nad moją siostrą przewy ższała pragnienie zastraszenia mnie i skrzy wdzenia. – Nie będę powtarzał dwa razy . Posłuszna żona powinna słuchać swojego męża. – Nie rób tego, Poppy – błagałam ją pełny m desperacji głosem. Obejrzała się na mnie przez ramię. – Wsiadaj do samochodu i dzwoń po policję. – On cię skrzy wdzi! Zabije cię! Nie możesz z nim jechać! – Muszę to zrobić. Ocalisz mnie. Zawsze to robisz. – Otworzy ła drzwi sedana po stronie pasażera i wsiadła do środka. Oliver ły pnął na mnie znad dachu swojego wozu, ułoży ł palce w kształt pistoletu i udał, że strzela mi prosto w głowę, podczas gdy z oddali dobiegało już wy cie policy jny ch sy ren. Oliver Martinez wsiadł za kierownicę i odjechał z piskiem opon, razem z moją siostrą, wpatrzoną we mnie z przerażoną miną z siedzenia pasażera. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam na policję, potem do Roy al, Rowdy ’ego, moich rodziców i Say er. Policja by ła już w drodze i zanim zdąży łam krzy knąć Rowdy ’emu do słuchawki, że go potrzebuję i że musi by ć przy mnie, by łam już otoczona przez policjantów i detekty wów. Wszy scy zadawali mi naraz ty siące py tań: jakiego koloru by ł samochód? Czy widziałam tablice rejestracy jne? Co miał na sobie Oliver? W co by ła ubrana moja siostra? Czy rozpoznałam model pistoletu? Czy sądzę, że może próbować zranić Poppy albo siebie? Gdzie mógł ją zabrać? Py tania napły wały nieprzerwany m strumieniem i na większość z nich nie potrafiłam składnie odpowiedzieć. By łam jak otępiała. Czułam się, jakby m trafiła do filmu kry minalnego, którego fabuła właśnie potoczy ła się w cholernie przewidy walny sposób. Dlaczego tego nie przewidziałam? Płakałam w milczeniu i trzęsłam się tak mocno, że aż bolały mnie mięśnie. Miałam wrażenie, że wszy stkie słowa kierowane do mnie są ty lko biały m szumem, zagłuszany m przez dudnienie mojego pulsu i łomot serca. Miałam ochotę zwinąć się w pozy cję embrionalną na ziemi i koły sać w przód i w ty ł. Chciałam wsiąść do samochodu i gnać przed siebie, by le gdzie, całkiem jakby m dzięki temu w jakiś magiczny sposób mogła odnaleźć Olivera i moją siostrę. Chciałam udusić Olivera, kopnąć mojego ojca w dupę i potrząsać moją matką, dopóki stanie jej
ży cia. Sły szałam, jak w cały m ty m zamieszaniu ktoś wy krzy kuje moje imię. Kątem oka zauważy łam wy soką postać i jasne włosy , kiedy Rowdy torował sobie do mnie drogę przez tłum. Gdy ty lko mnie przy tulił, poczułam, jak rozpadam się na milion kawałeczków. Wpadłam w jego ramiona i pozwalałam mu tulić mnie do piersi, podczas gdy łkałam, klęłam i poprzy sięgałam wszy stkim zemstę. Nigdy wcześniej nie odebrano mi nikogo, na kim mi zależało. Jasne, sama odeszłam, bo czułam, że muszę to zrobić, ale zabranie mi w tak brutalny i okrutny sposób kogoś, kogo kochałam, zraniło mnie do głębi i złamało mi serce. Sprawiło, że spojrzałam w zupełnie inny sposób na wszy stko, przez co przeszedł w swoim ży ciu Rowdy . Objęłam go mocno w pasie i przy sięgłam Bogu, wszechświatu i wszy stkim, którzy mogli by ć świadkami tej chwili, że już nigdy , przenigdy go nie zostawię. Poczułam, jak składa delikatny pocałunek na czubku mojej głowy i odwzajemnia uścisk. – Jestem przy tobie. By ł. By ł przy mnie, a ja chciałam by ć przy nim. Już na zawsze. – Wiem o ty m. Ja także jestem przy tobie. Dla ciebie. Teraz musieliśmy ty lko by ć silni i wspierać się nawzajem, podczas gdy denverska policja wy ruszy ła na poszukiwania szaleńca, który porwał moją siostrę.
ROWDY To by ła straszna noc. Policja nie okazała się zby t pomocna i gdy by nie Roy al, która zgodziła się by ć nieoficjalny m łącznikiem między Salem a detekty wami przy dzielony mi do sprawy , miałem wrażenie, że istniało spore prawdopodobieństwo, że to moja dziewczy na trafiłaby za kratki. Nic dziwnego, że by ła roztrzęsiona, ale poza ty m by ła bezgranicznie wściekła. By ła zła na siebie za to, że nie pomy ślała i zabrała Poppy z salonu bez ochrony , chociaż powtarzałem jej w kółko, że to i tak nic by nie zmieniło. Oliver miał broń i zamierzał zabrać stąd Poppy za wszelką cenę. Niezależnie od tego, czy by łby m z nimi, czy nie, kula by ła kulą i istniało realne ry zy ko, że uznałby mnie za zagrożenie i zastrzelił, ty lko po to, żeby się pozby ć przeszkody . Nie mówiłem zby t wiele, bo by ła przez to ty lko bardziej wściekła i rozdrażniona. Wiedziałem, jak się czuje. Sama my śl o ty m, że szaleniec celuje w nią i strzela w jej pobliżu, sprawiała, że miałem ochotę rozszarpać wszy stkich na strzępy . By ła wściekła na Poppy za to, że pojechała z Oliverem, ale też do białej gorączki doprowadzała ją świadomość, że jej siostra związała się z kimś takim i wy szła za niego przez ich ojca i jego spaczone metody wy chowawcze. Widziałem, że aż ją nosi od kłębiący ch się w niej uczuć, i uznałem, że po prostu zrobię, co w mojej mocy , kiedy najgorsze minie. Teraz mogłem ty lko przy tulać ją, przekony wać, że wszy stko będzie dobrze, i rzucać Roy al nad jej głową błagalne spojrzenia, podczas gdy Salem tuliła się do mnie i albo płakała, albo klęła, na czy m świat stoi. Ja także bałem się o Poppy . Podczas konfrontacji z jej mężem miałem okazję przekonać się osobiście, jak bardzo facet jest niezrównoważony . Sam fakt, że groził bronią dwóm niewinny m kobietom, i to w biały dzień, by ł dowodem na to, że nie obchodzą go konsekwencje i nie boi się wy miaru sprawiedliwości. By ł bez reszty skupiony na ty m, co uznawał za odzy skanie swojej własności, a to sprowadzało Poppy w jego oczach do roli przedmiotu. A teraz ona tkwiła zamknięta w samochodzie z ty m uzbrojony m świrem, dla którego by ła niczy m. Dla niego by ła rzeczą, a ludzie cały czas niszczy li i psuli swoje mienie. Nie by łem w stanie zby t dużo o ty m my śleć, bo za bardzo mnie to przy tłaczało i otępiało, a chciałem by ć przy Salem maksy malnie skupiony przez cały czas, na wy padek gdy by mnie potrzebowała. Może i nie kochałem Poppy tak jak Salem, ale nadal by ła dla mnie ważna. Wciąż zajmowała miejsce w moim sercu i by ła ważną częścią mojej przeszłości, a także, bez dwóch zdań, mojej zrujnowanej rodziny . Straciłem już w ży ciu dość osób, na który ch mi zależało. Nie by ło możliwości, żeby m dopuścił do tego kolejny raz. Siedziałem właśnie na kanapie w salonie Salem. By ł wczesny ranek nazajutrz i Salem dopiero co zasnęła po wielu godzinach niezmordowanego chodzenia w tę i z powrotem. Nawet przez sen szlochała cicho. Pocierałem mimowolnie jej skroń kciukiem i gapiłem się bezmy ślnie w telewizor. Na dole, w pasku wiadomości, podawano informację o poszukiwaniach Olivera i jego
sedana. Widząc na ekranie telewizora opis Poppy , czułem się jak w jakimś pieprzony m śnie. Przez to wszy stko miałem nierealne wrażenie, jakby by ła kimś obcy m, po prostu kolejną nieznaną mi osobą, która wplątała się w kłopoty . To by ło straszne, podobnie jak wszy stko, co przy darzy ło się jej i ty m, którzy ją kochali. Jimbo leżał zwinięty w kłębek obok mnie. Powoli stawał się zby t duży , żeby pozwalać mu wchodzić na meble, ale odkąd wy szła policja, nie opuszczał Salem na krok i by łem pewien, że biedakowi jest przy kro, że nie może jakoś pomóc. Nie spuszczał wielkich, złocisty ch oczu z Salem, która co chwila mamrotała przez sen i rzucała się niespokojnie. Wy ciągnąłem rękę i pogłaskałem go po duży m łbie. – W porządku, młody . Trudno jest zapewnić twojej pani bezpieczeństwo. Parsknął przez nos, jakby doskonale wiedział, o czy m mówię, i machnął ogonem w tę i we w tę. Spojrzałem na Salem. Miała ściągnięte brwi, a między nimi głęboką zmarszczkę. Wy gładziłem delikatnie jej czoło i westchnąłem. – To chy ba nie najlepszy moment, żeby ci o ty m powiedzieć, ale… – Nagle zmieniła pozy cję, tak że teraz leżała na plecach i patrzy ła wprost na mnie. W ty m spojrzeniu kruczy ch oczu by ła moja przeszłość, przy szłość, wszy stkie tajemnice i marzenia, jakie kiedy kolwiek miałem. To by ło całkiem jak patrzenie w wieczność i wiedziałem z niezachwianą pewnością, że Salem już zawsze będzie dla mnie wszy stkim i że wszy stko będzie się obracało wokół niej. – Kocham cię. I będę cię kochał nieskończenie, już zawsze. Opuściła na chwilę ciemne rzęsy , a potem znów na mnie spojrzała. W jej oczach widziałem migoczące ku mnie z nieprzeniknionej ciemności gwiazdy uczuć. – Też cię kocham – szepnęła. – Nie dałaby m sobie z ty m wszy stkim rady bez ciebie. Przy tobie zawsze by łam silniejsza. Zawsze potrzebowałam powodu do tego, żeby zostać; przy tobie nie muszę go szukać. By ć przy tobie to jedy ne wy jście, bo ty lko przy twoim boku chcę przeby wać, gdziekolwiek rzuci nas los. To by ła jedy na rzecz, jaką od zawsze chciałem usły szeć z jej ust. Nachy liłem się i pocałowałem ją czule. – Może i cholernie dużo czasu zabrało mi dostrzeżenie różnicy między pierwszą miłością a miłością prawdziwą, ale nic nie jest bardziej prawdziwe od tego, co czuję do ciebie teraz, Salem. Chciała coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili rozdzwoniła się jej komórka i oboje zamarliśmy , wpatrzeni w siebie szeroko otwarty mi oczami. Sięgnąłem po jej telefon i skrzy wiłem się lekko, gdy zobaczy łem na wy świetlaczu numer Roy al. Ze zdumieniem zauważy łem, że gdy przesuwałem palcem po wy świetlaczu, żeby odebrać, trzęsły mi się ręce. – Tak? – Rowdy ? – spy tała cicho; w tle sły szałem gwar i poruszenie. – Tak. Jestem z Salem. Jakieś wieści? Salem wstała i złapała mnie oburącz za wolną dłoń. By ła blada, a czarne oczy miała wielkie jak spodki. Strach, który z nich wy zierał, ciąży ł mi kamieniem na sercu i sprawiał, że aż mnie
skręcało z potrzeby zrobienia czegoś, pocieszenia jej w jakiś sposób. – Może powinnam porozmawiać z Salem… – Roy al mówiła spokojnie i cicho, ale jej słowa sprawiły , że poczułem się, jakby ziemia usuwała mi się spod stóp. Ścisnęło mnie w gardle i odruchowo zacisnąłem palce na dłoniach Salem. – Dam na głośnomówiący . – W porządku. – Zaczekała chwilę, a ja w ty m czasie odsunąłem telefon od ucha, przy trzy małem go między nami i włączy łem głośnik. – Tak, Roy al? Westchnęła, a w tle dało się sły szeć więcej hałasu i wy cie sy ren. – Po pierwsze, Poppy nic nie jest. Jest w tej chwili w karetce, w drodze do szpitala w Albuquerque. Salem wy dała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i pochy liła głowę, tak że opierała ją teraz na moim ramieniu. – Dzięki Bogu… – Tak. Policja stanowa otrzy mała informację o samochodzie jej męża wkrótce po ty m, jak przekroczy ł granicę. Wy gląda na to, że planował z nią wrócić do Teksasu. – Pewnie tak. – Czułem ulgę, ale w głosie Roy al by ł jakiś dziwny dy stans, zawodowa obojętność, która zbijała mnie z tropu. Czułem niemal fizy cznie, że próbuje nas przy gotować na jakąś bombę. – Hm… Kiedy policja wreszcie do nich dotarła, Poppy by ła w bardzo kiepskim stanie. Nie znam szczegółów, ale wiem, że nie jest dobrze. Domy ślałem się, że stara się nam ich oszczędzić ze względu na Salem. W oczach mojej dziewczy ny lśniły łzy i by łem pewien, że ona także o ty m wie. – Co jeszcze, Roy al? Po prostu wy łóż kawę na ławę, żeby śmy mogli zacząć przy gotowania do wy jazdu do Nowego Meksy ku. Westchnęła znowu i wreszcie jej profesjonalna maska nieco opadła. Głos lekko jej zadrżał i by ło z nim dość emocji, żeby zmienić ją z policjantki w przy jaciółkę. – Jej mąż nie dał łatwo za wy graną. Policja zatrzy mała go na parkingu po czterdziestopięciominutowy m pościgu. Wciąż by ł uzbrojony … – Urwała na chwilę i zamarłem, gdy Salem wbiła mi paznokcie w rękę prawie do krwi. – Doszło do impasu… – Kurwa! – wy mknęło mi się, ale Salem ty lko kiwnęła głową. To by ło całkiem jak słuchanie, jak sprawdzają się nasze najgorsze obawy . – Tak. Przy stawił Poppy pistolet do głowy . Groził, że ją zastrzeli, że zastrzeli sam siebie. Policja wezwała zespół do spraw kry zy sowy ch, żeby negocjował uwolnienie zakładnika. Jestem pewna, że w ciągu kilku godzin o wszy stkim będą trąbiły wszy stkie serwisy informacy jne. Salem pokręciła nieprzy tomnie głową, jakby w ten sposób mogła odwrócić bieg wy darzeń. – Pod koniec dnia SWAT podjął działania prewency jne, żeby ją odbić… Salem puściła moją rękę i wstała. Wy glądała na kruchą i wy czerpaną, ale by ła w niej też jakaś niezłomna siła, jak zawsze.
– Co się stało, Roy al? – Oliver Martinez nie ży je. Wy puściłem głośno powietrze i posłałem Salem ponure spojrzenie. – To dobrze. – Cóż, tak, a zakładniczka została w końcu uwolniona, ale, Rowdy … – Urwała i odchrząknęła. – Ta dziewczy na przeszła przez istne piekło. Patrzy ła, jak jej mąż ginie na jej oczach. Nieważne, jak mocno ją zranił ani jaki by ł okropny … to potrafi zmienić, wierz mi. Po ty m wszy stkim nie będzie tą samą osobą. Przy ciągnąłem Salem jedną ręką do siebie. Po policzkach spły nęły jej w końcu dzielnie wstrzy my wane do tej pory łzy . – Oczy wiście, że nie, ale zajmiemy się nią i dopilnujemy , żeby doszła do siebie – powiedziałem stanowczo. – W końcu jest naszą rodziną. – Wiem. Szczęściara z niej, że was ma. – Dzięki za informacje, Roy al. – Nie ma sprawy . Gdy by ście czegoś potrzebowali, dajcie mi znać. Wy ślę wam wiadomość z namiarami na szpital, do którego ją zabrali. Salem mruknęła „dzięki” w moją koszulkę, a ja rozłączy łem się i przy tuliłem ją najmocniej, jak potrafiłem. – Nic jej nie będzie. Poppy to w końcu Cruz, a wy jesteście wojowniczkami. Otoczy ła mnie ramionami i przy tuliła policzek do mojego serca, bijącego jak młotem od natłoku ulgi i adrenaliny . – Tak, ale walczenie przez całe ży cie może by ć męczące – wy mamrotała. Oswobodziła się z mojego uścisku i podniosła na mnie wzrok, a ja poczułem to, zobaczy łem i by łem tego pewien: huragan Salem nadchodził i by ł gotów zmieść wszy stko na swojej drodze. – Czas zrobić z ty m wszy stkim porządek, raz na zawsze. Mogłem ty lko przy taknąć i wzruszy ć ramionami. – Zajmijmy się najpierw twoją siostrą. Cofnęła się o krok i skinęła głową. – Kocham cię. I kocham w tobie to, że wiesz, co muszę zrobić, i że nie jesteś na mnie z tego powodu wściekły . Przeglądałem już w telefonie rozkład najbliższy ch lotów z Denver do Albuquerque. Na szczęście sam lot nie trwał długo, więc wkrótce powinniśmy by ć już razem z Poppy . Spojrzałem na nią znad wy świetlacza i uśmiechnąłem się do niej krzy wo. – Zawsze miałaś w sobie coś z Cy ganki, Salem. O ile ty lko do mnie wrócisz, pozwolę ci jechać, gdzie ci się ży wnie podoba. Będę tu, będę na ciebie czekał. Widziałem, jak jej dolna warga drży lekko, i zanim zdąży łem zabukować bilet na cholernie drogi lot last minute, rzuciła mi się na szy ję, przy wierając do mnie cały m ciałem. Ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała mnie, a ten pocałunek miał w sobie smak czegoś nieodwracalnego i nieskończonego. Wieczności.
– Cy ganki widzą w swoich kry ształowy ch kulach przy szłość, Rowdy . Chcesz wiedzieć, co widzę w mojej? – Nas? Roześmiała się i znowu mnie pocałowała. – Zdecy dowanie nas. Zabiorę trochę rzeczy dla Poppy i będziemy musieli wy my ślić, co zrobić z Jimbem, skoro oboje wy jeżdżamy i nie wiadomo, jak długo nas nie będzie. Miałem mnóstwo ludzi, którzy chętnie pomogliby mi z psem, ale z jakiegoś powodu pierwszą osobą, do której zadzwoniłem, by ła Say er, i nie miało to wcale nic wspólnego z faktem, że miała wielkie podwórko. Oczy wiście, naty chmiast powiedziała, że rzuca wszy stko i jedzie po Jimba. Naprawdę się cieszy ła, że Poppy nie stało się nic poważnego, ale po chwili powiedziała mi cicho, że zna kilku dobry ch psy chologów, do który ch mogłaby się zwrócić, kiedy już dojdzie do siebie. Say er by ła dobrą duszą i bardzo wy rozumiałą osobą. Im więcej z nią rozmawiałem, im bliżej do siebie ją dopuszczałem, ty m bardziej docierało do mnie, jak bardzo jestem dumny z tego, że w naszy ch ży łach pły nie ta sama krew. Cieszy łem się, że chciała, aby m by ł częścią jej rodziny , i nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł przedstawić ją reszcie mojej własnej. Pół godziny później zjawiła się po Jimba. Dziewczy ny padły sobie w objęcia i popły nęło dużo łez, dopóki nie wy ciągałem Salem z mieszkania i nie wy ruszy liśmy w podróż na lotnisko. Oboje by liśmy zdenerwowani i niespokojni, przechodząc przez odprawę i niecierpliwie czekając na wejście na pokład. Ponieważ żadne z nas nie spało zby t wiele poprzedniej nocy , zasnęliśmy jak kamień, gdy ty lko samolot nabrał wy sokości. Obudziliśmy się, dopiero kiedy wy lądował, z dojmującą świadomością, że ktoś, kogo oboje kochamy , cierpiał w samotności, zapewnie nieodwracalnie zmieniony przez tragedię, z której dopiero co cudem wy szedł cało. Oboje czuliśmy się ty m faktem przy tłoczeni i by liśmy rozbici, ale mieliśmy siebie i wspieraliśmy się nawzajem, najlepiej jak umieliśmy . W szpitalu trochę się zeszło, zanim udało nam się dotrzeć do Poppy . W pobliżu wciąż by ło sporo policji, a przedstawiciele wszelkiego rodzaju mediów krąży li wokół jak sępy . Personel szpitala od razu wiedział, kim jest moja dziewczy na, i Salem naty chmiast uzy skała pozwolenie na widzenie z siostrą, ale nie chciała się nigdzie ruszy ć beze mnie. Tu pojawił się problem, bo jako że nie by łem krewny m, nie chcieli mnie do niej wpuścić. Moim zdaniem ważniejsze niż użeranie się teraz z pracownikami szpitala by ło, żeby Poppy zobaczy ła znajomą twarz tak szy bko, jak to możliwe, ale Salem nie zamierzała dać za wy graną. Z wrodzony m wdziękiem udało jej się w końcu przekonać wszy stkich dookoła, żeby m także dostał pozwolenie na wejście na oddział, do Poppy . Nieomal żałowałem, że nie zostałem na kory tarzu. Poppy wy glądała strasznie. Twarz miała niemal zdeformowaną od pobicia. Jej włosy by ły splątane i pozlepiane zaschniętą krwią i chociaż oboje oczu miała tak mocno podbity ch i zapuchnięty ch, że zastanawiałem się, jakim cudem w ogóle cokolwiek widzi, to zamiast zwy kłego blasku wy zierała w nich dziwna pustka. Wy glądała na kompletnie załamaną i chociaż miałem ochotę odwrócić twarz i udawać, że to wszy stko wcale się
nie wy darzy ło, Salem podeszła do niej i przy tuliła ją nieskończenie delikatnie. Przez chwilę trwały tak w rozkoły sany m uścisku, pośród całej tej aparatury , do której podłączono Poppy . Nie by ło wy lewania żalów. Nie by ło bezsensowny ch słów pocieszenia. Salem nie mogła zrobić nic poza trzy maniem Poppy w ramionach i pozwoleniem jej płakać bez końca. W tej sy tuacji nie by ło nic innego, co można by zrobić, i Salem wiedziała o ty m, więc ofiarowała siostrze po prostu własną siłę, która by ła naprawdę jedy ną rzeczą, jakiej Poppy w tej chwili naprawdę potrzebowała. Nie miałem za bardzo pomy słu, co ze sobą zrobić, więc ty lko przestępowałem z nogi na nogę w drzwiach i przy glądałem się tej chwy tającej za serce scenie. Ponieważ troszczy łem się o nie obie i kochałem je przez całe swoje ży cie, chociaż na różny sposób, przepełniał mnie bezsilny gniew, że obie tak bardzo cierpią, a ja nie mogę nic na to poradzić. Gdy by nie to, że Oliver już nie ży ł, chy ba wy ruszy łby m na własną rękę na jego poszukiwanie, żeby móc go osobiście zamordować. Poppy chy ba wy czuła mój gniew i dużą niepewność, bo poklepała łóżko obok siebie i dała mi znak, żeby m podszedł. Usiadłem najostrożniej, jak zdołałem, i wziąłem ją za rękę. Paznokcie miała połamane i pozdzierane, a całe jej przedramię pokry wały czarne sińce. Cokolwiek Oliver jej zrobił, walczy ła jak lwica. Nikogo nie powinno się oglądać w takim stanie, a co dopiero kogoś bliskiego sercu. – Tak bardzo się cieszę, że mieliście w ty m wszy stkim siebie – wy chry piała z trudem drżący m głosem. Gdy spojrzała na mnie spod zapuchnięty ch powiek, widziałem w jej oczach, że jej słowa pły ną z głębi serca. – Wiem, że to wszy stko musiało by ć dla was straszne. Nigdy nie chciałem już stracić nikogo bliskiego, ale ten incy dent, ten akt bezrozumnej przemocy i okrucieństwa sprawiał, że wiedziałem już z niezachwianą pewnością, że nieważne, jakich wy borów dokony wałem, los mógł mieć wobec mnie inne plany i strata by ła po prostu częścią ży cia. Znacznie lepszy m pomy słem by ło cieszenie się dany m nam czasem z ty mi, na który ch nam zależało, niż obsesy jne zamartwianie się o to, co się wy darzy , kiedy ten czas minie. – Liczy się ty lko to, że jesteś cała i że wkrótce będziemy cię mogli zabrać do domu. Poppy odwróciła się do Salem i przy mknęła sine powieki. – Nie wiem już nawet, gdzie jest mój dom. Tak właśnie zawsze powtarzał mi Oliver: „Twoje miejsce jest w domu, przy mnie”. Co to w ogóle za dom? – Widziałem, jak drży , a Salem aż szty wnieje. – Dom jest tam, gdzie są ludzie, którzy cię kochają i potrzebują cię. Dom jest tam, gdzie czujesz, że jest twoje miejsce, nieważne, jakie błędy popełniłaś ani jak postrzegają twoje ży cie inni. Dom jest tam, skąd możesz wy jechać, jednak zawsze wiesz przy ty m, że masz gdzie wracać. Poppy , twój dom jest tam, gdzie jestem ja. Dom jest tam, gdzie jest Rowdy . Wrócisz z nami do Denver, a my zajmiemy się tobą i zorganizujemy ci pomoc. To by ła ostatnia walka. Wiedziałem, że Salem nie spocznie, dopóki nie stanie oko w oko ze swoim ojcem i nie rozmówi się z nim ostatecznie. Zamierzała przeciąć więzi, przerwać nić łączącą ją i Poppy z przeszłością, zerwać z nią na dobre. Zamierzała wrócić do Loveless. Wszy stko we mnie aż krzy czało, że powinienem jechać z nią. Chciałem by ć jej ry cerzem,
ramieniem, na który m mogłaby się wesprzeć, ale wiedziałem, że muszę pozwolić jechać jej samej. Musiałem to zrobić, żeby mogła do mnie wrócić. Musiałem puścić ją samą, bo to nie by ła moja walka. Miałem zatroszczy ć się o Poppy i zadbać o nią, podczas gdy Salem postara się zrobić wszy stko, co w jej mocy , żeby je oby dwie oswobodzić. Poppy nie miała siły , żeby się wy kłócać czy w ogóle powiedzieć coś więcej. Wiedziałem, że Salem chce z nią zostać sam na sam, więc wy szedłem, żeby obdzwonić wszy stkich i dać znać, jak się skończy ło. Chłopaki jak zwy kle zachowali się świetnie. Rule i Nash zapewnili mnie, żeby m nie martwił się o robotę. Cora zapy tała, czy ma zabrać małą i przy jechać do Nowego Meksy ku. Ay den obiecała, że zajmie się psem i dosłownie zaniemówiła, kiedy poinformowałem ją, że moja siostra już o to zadbała. Cóż, to by ła jedna z rzeczy , o który ch załatwieniu będę musiał pamiętać po powrocie do Denver. Będę musiał przedstawić Say er wszy stkim, jako że zanosiło się na to, że już wkrótce zagości na dobre w moim ży ciu. Poppy wy puścili ze szpitala dopiero dwa dni później i trochę potrwało, zanim policja skończy ła ją przepy ty wać. Do tego czasu by liśmy gotowi do powrotu do domu. Poppy miała już serdecznie dość ciągłego wy py ty wania ją i nieustannego przy pominania o ty m, co się wy darzy ło. Wy kłócała się też zawzięcie z Salem o jej zamiar powrotu do Loveless i rozmówienia się z ojcem. Chciała, żeby jej siostra odpuściła, ale Salem by ła nieprzejednana. Chciała wrócić po rzeczy Poppy i powiedzieć ich ojcu kilka cierpkich słów. Próbowałem nie wtrącać się za bardzo, bo widziałem obie strony medalu i wiedziałem, że nie ma sensu próbować odwodzić Salem od czegoś, kiedy już coś raz postanowiła. Zamierzałem wrócić do domu z Poppy i zadbać o nią, podczas gdy Salem wy poży czy ła SUV-a z zamiarem wy brania się w podróż z Nowego Meksy ku do Loveless. To by ła dla nich oby dwu niezręczna sy tuacja, choć ze zgoła odmienny ch powodów. Kiedy Poppy w końcu wy pisali ze szpitala, wy szliśmy przed budy nek i czekaliśmy na taksówkę. Widziałem wy raźnie, że Salem coś kombinuje. By ła niespokojna, bawiła się włosami i unikała mojego wzroku. Po pięciu minutach miałem tego dosy ć. Złapałem ją za przedramię i przy ciągnąłem do siebie, zmuszając, żeby spojrzała mi w oczy . Pocałowałem ją w czubek nosa i powiedziałem łagodnie: – Przestań. Skrzy wiła się, a kiedy puściłem jej rękę, pacnęła mnie w ramię. – Co „przestań”? – Cokolwiek kombinujesz. Po prostu przestań. Ufam ci i wiem, że wrócisz. A ty musisz mi uwierzy ć, że troszczę się po prostu o moją rodzinę, to wszy stko. W twojej kry ształowej kuli by liśmy my , zapomniałaś już? Znowu się skrzy wiła i westchnęła. – Wiem. Po prostu… Poppy jest w tak straszny m stanie, a ty jesteś taki kochany … Chciałaby m wszy stko naprawić. Po prostu miałam chwilę zwątpienia, to wszy stko. Wiem, że jesteś najwłaściwszą osobą, która może jej w tej chwili pomóc dojść do siebie. Jesteś jedy ną osobą, której powierzy łaby m opiekę nad nią. Pochy liłem się i pocałowałem jej śliczne usta. Zawsze smakowała jak najlepsza rzecz na
świecie. Uwielbiałem sposób, w jaki jej miękkie wargi układały się pod moimi, a jej języ k owijał się wokół mojego. Oderwałem usta od jej pełny ch warg i wsparłem czoło o jej czoło. – Pamiętasz, jak powiedziałaś, że nadal chcesz by ć moją pierwszą na różne sposoby , tak żeby ś mogła mnie wciąż zaskakiwać? Roześmiała się i kiwnęła głową, uderzając lekko czołem o moje. – Jest pewna bardzo ważna pierwsza rzecz, o którą chciałby m cię poprosić, kiedy będziesz w Teksasie. Cofnęła się, tak że teraz patrzy liśmy sobie prosto w oczy ; chy ba widziała w moim spojrzeniu, jakie to dla mnie ważne, bo zgodziła się, nie wiedząc nawet jeszcze, co to takiego. – Zrobię, co ty lko zechcesz, Rowdy . Uśmiechnąłem się do niej krzy wo i wy jaśniłem cicho, o co takiego chciałem ją prosić. Kiedy skończy łem mówić, oboje mieliśmy łzy w oczach i bez słowa padliśmy sobie w objęcia. Chwilę później drzwi za nami otworzy ły się i pielęgniarz wy wiózł Poppy na wózku; wy glądała jak szmaciana lalka, wy mięta i zniszczona. Zamierzałem pomóc jej dojść do siebie i wiedziałem, że wesprą mnie w ty m wszy scy z mojej szalonej rodziny . Każdy z nas wiele przeszedł i wy cierpiał, ale dopiero w grupie poznaliśmy swoją wartość i przekonaliśmy się, ile mogą zdziałać bezwarunkowa miłość i akceptacja. To by ło idealne miejsce dla Poppy , w który m będzie mogła zapomnieć o przeszłości i znaleźć spokój i swoją przy szłość. Pomogłem wsiąść jednej siostrze Cruz do taksówki, a drugą ucałowałem na pożegnanie, wkładając w ten pocałunek wszy stkie moje uczucia do niej. Ta sy tuacja dziwnie przy pominała mi tę sprzed dziesięciu lat. Jeszcze raz miałem się zatroszczy ć o Poppy i patrzy łem, jak Salem odjeżdża, żeby wziąć sprawy w swoje ręce. Ty m razem wiedziałem jednak, że wszy stko skończy się inaczej, więc zamiast przeklinać los i mój niefart, dziękowałem opatrzności za to, że postawił te kobiety na mojej drodze, na dobre i na złe. Cokolwiek miało się wy darzy ć, by łem pewien, że już zawsze będę wdzięczny za każdą chwilę, spędzoną ze wszy stkimi, który ch kocham.
SALEM Nie postawiłam stopy
w kościele, odkąd opuściłam Loveless całe wieki temu. Nie miałam nic przeciwko religii. By łam przekonana, że wiara i pokładanie zaufania w czy mś większy m od nas by ła ważną częścią ży cia, dzięki której ludzie godzili się z ty m, jak ciężkie by wało ono czasami. Jednak zostawienie mojego starego ży cia za sobą oznaczało także zapomnienie o godzinach spędzony ch w kościelnej ławce, na wy słuchiwaniu świątobliwy ch słów mojego ojca. Dziwnie by ło wrócić tu teraz, gdy by łam dorosła. Czułam się inaczej z my ślą, że mogę wstać i wy jść w samy m środku kazania, gdy by akurat naszła mnie taka ochota. Teraz, kiedy nie by łam już dłużej pod kontrolą mojego ojca, ży łam pełnią ży cia z dala od niego i tego miasteczka, jego słowa wy dawały się takie puste. Chociaż zawsze uważałam, że jest pełen wiary i kieruje się nią we wszy stkim, co robi w ży ciu, gdy teraz patrzy łam na jego pulpit, zastanawiałam się, czy to wszy stko nie by ło przy padkiem ty lko na pokaz. Jasne, by ł żarliwy i przekonujący , zawsze taki by ł. Jego słowa odbijały się od drewnianego stropu i ludzie otaczający mnie wy dawali się naprawdę poruszeni, ale by ło w nich coś, co teraz, po upły wie czasu widziałam wy raźnie i nie wy dawał mi się on już taki onieśmielający i potężny , jaki by ł w moich młody ch latach. Jego uśmiech wy dawał się nieco zby t promienny . Oczy miał otwarte odrobinę zby t szeroko, a ton jego głosu brzmiał zanadto teatralnie i profesjonalnie, żeby wy dawać się szczery . Wszy stkie jego słowa o miłości i szacunku, o wy pełnianiu bożej woli i ży ciu w poświęceniu poruszały we mnie jakieś struny i uświadomiłam sobie, że jego słowa znaczą ty le, co „róbcie, jak mówię, ale nie tak, jak sam robię”. To by ła hipokry zja i żałowałam, że kiedy by łam młodsza, za bardzo skupiałam się na własny m cierpieniu, żeby dostrzec jego puste słowa takimi, jakie by ły naprawdę. Miałam wrażenie, że to oszczędziłoby mi wielu popełniony ch w ży ciu błędów. Kiedy weszłam do kościoła na początku mszy i usiadłam z ty łu, moja mama mnie zauważy ła. Co jakiś czas oglądała się nerwowo przez ramię, całkiem jakby bała się, że nagle zerwę się na równe nogi i obnażę przed parafianami grzechy mojej rodziny . Uśmiechałam się ty lko do niej szeroko. Nie widziałam powodu, dla którego miałaby m ją uspokoić – nie po ty m, jak sprzedała Poppy temu psy chopaty cznemu śmierdzielowi pod przy kry wką robienia tego dla jej dobra. Za każdy m razem, gdy nasze spojrzenia się spoty kały , przeły kała ślinę i nerwowo oglądała się na mojego ojca. Uznałam, że także musiał mnie zauważy ć. Całe kazanie poświęcił wy baczaniu i grzechowi. Grzechom ciała. Grzechom umy słu. Grzechom wy nikający m z pragnienia czy nienia dobra, popełniany m nieświadomie i grzechom rodziców i dzieci. Z przekonaniem rozprawiał o ty m, że na ty m świecie nie ma rzeczy , który ch Bóg by nie wy baczy ł, a gdy zaintonował modlitwę za duszę Olivera Martineza i przy pomniał wszy stkim obecny m w ty m malutkim, wzorowy m kościółku, że ty lko Bóg może wy baczać i osądzać Olivera za jego błędy , żołądek wy wrócił mi się
na lewą stronę. Ani słowa o Poppy , ani piekle, przez które przeszła, nie mówiąc już o ty m, że nie zająknął się nawet, że to przede wszy stkim przez niego Oliver odnalazł moją siostrę. Miałam ochotę wstać i przejść środkiem kościoła, a potem ściągnąć go z ołtarza. Chciałam stanąć na ławce i wy krzy czeć ty m wszy stkim Bogu ducha winny m ludziom, słuchający m ty ch bzdur, że mój ojciec tak naprawdę uważa, że jego zdanie i jego przekonania są równie ważne, jak tego bóstwa, o który m twierdził, że jest jedy ne, które może ferować wy roki. Nie zrobiłam tego jednak. Siedziałam ty lko z rękami skrzy żowany mi na piersi i przy glądałam mu się spod wpółprzy mknięty ch powiek. Wiedziałam, że próbuje mnie sprowokować przed wszy stkimi ty mi ludźmi, który ch uważał za swoją trzódkę, ślepy ch naśladowców. Już dawno spisał mnie na straty i nazwał utrapieniem, powodem do wsty du, zbłąkaną duszą, która nie ma w sobie Boga i nie jest warta jego czasu ani uwagi, więc nie zamierzałam zrobić nic, co dałoby mu saty sfakcję i potwierdziło, że ma rację. Telefon zawibrował mi sy gnałem wiadomości i wy jęłam go, żeby przeczy tać SMS: „Kocham cię” – ty lko ty le. Proste, słodkie słowa. Przy pomnienie o ty m, że gdy to wszy stko się skończy , mam dokąd wracać. Miałam kogoś, komu zawsze będzie na mnie zależało. Nigdy nie wracałam w moim ży ciu do niczego ani nikogo, więc to wy znanie napełniło mnie taką miłością i otuchą, że nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do domu. Chciałam by ć już z Rowdy m. Dni, które miałam spędzić bez niego, w rozłące, wy dawały mi się okresem dłuższy m niż te dziesięć lat, które upły nęły nam wcześniej osobno. Tęskniłam za nim. Martwiłam się o moją siostrę. Chciałam pogłaskać mojego psa. Chciałam wrócić do pracy i, co najbardziej mnie zaskoczy ło, naprawdę brakowało mi przejrzy ście błękitnego nieba Kolorado. Znalazłam swoje miejsce na ziemi i wiedziałam, że chy ba ty lko boża interwencja może mnie z niego ruszy ć. Odesłałam mu równie słodki SMS i wstałam, kiedy msza zakończy ła się ostatnią modlitwą i wszy scy zaczęli wy chodzić. Trwało to całą wieczność. Każdy chciał się przy witać. Każdy zatrzy my wał się, żeby uściskać mojemu ojcu dłoń i powiedzieć mu, jak bardzo ceni sobie jego słowa i dobroć. Musiałam dosłownie ugry źć się w języ k, żeby nie powiedzieć czegoś dosadnego, kiedy kolejna osoba mamrotała coś na temat tego, jak bardzo jest wstrząśnięta ty m, co przy darzy ło się Oliverowi i mojej siostrze. Współczucie, które parafianie okazy wali tak chętnie moim rodzicom, i słowa pokrzepienia w ty ch, jak je nazy wali, trudny ch chwilach doprowadzały mnie do furii. Fakt, że niebezpieczny szaleniec wziął moją siostrę jako zakładniczkę, przy stawił jej pistolet do głowy i pobił ją do nieprzy tomności więcej niż raz, został tak skrzętnie ukry ty , podobnie jak cała krzy wda, której moja siostra doznawała samotnie w milczeniu, że aż się gotowałam z wściekłości. Niesprawiedliwość tego wszy stkiego sprawiała, że czułam gory cz w ustach i aż mnie skręcało. Rowdy dowiózł Poppy bezpiecznie do domu, ale w Denver moja siostra przeży ła załamanie nerwowe. By ła w kompletnej rozsy pce, a mój chłopak nie miał za bardzo pomy słu, jak jej pomóc. Nie chciała przeby wać w moim mieszkaniu, ale nie miała ochoty by ć z nim także sama u niego, więc zdesperowany Rowdy zadzwonił do Say er i zapy tał ją, czy nie zgodziłaby się ich gościć, dopóki nie wrócę. Na szczęście Say er miała mnóstwo wolny ch pokoi w swoim
wiktoriańskim domiszczu i doskonale wiedziała, jak poradzić sobie z moją roztrzęsioną siostrą. Say er Cole naprawdę okazy wała się w wielu sy tuacjach wy bawieniem i fakt, że rzuciła wszy stko, aby by ć tam, gdzie mężczy zna, z którego powodu ja zrobiłam dokładnie to samo, by ł naprawdę zbawienny m zbiegiem okoliczności. By łam nieskończenie wdzięczna, że pojawiła się w naszy m ży ciu. Naprawdę zaczy nałam wierzy ć w słowa Rowdy ’ego, który zawsze powtarzał, że nic nie dzieje się bez przy czy ny . Jasne, na naszej drodze by ło mnóstwo wy bojów i kolein, ale koniec końców każde z nas trafiło dokładnie tam, gdzie powinno by ć. Jeśli o mnie chodzi, wiedziałam bez wątpienia, że to miejsce będzie wszędzie tam, gdzie Rowdy , jednak by łam pewna, że to samo ty czy się także Poppy i Say er. Wy szłam z kościoła ostatnia. Czułam się, jakby m żegnała się z ty m ży ciem i ty m miejscem – ty m razem tak jak należy . Nie uciekałam, ogarnięta bezrozumną paniką. Nie rzucałam wszy stkiego, co miałam, ty lko po to, żeby uniknąć zły ch rzeczy . Miałam opuścić to miejsce na własny ch zasadach i stawić czoło złu, upewniając się, że już nigdy nie dosięgnie ono stąd swoimi mackami mnie ani mojej siostry . Przy gładziłam włosy , obciągnęłam spódnicę i wzięłam głęboki oddech. By łam równie zdenerwowana i zdeterminowana, żeby mieć już to wszy stko za sobą i stąd wy jechać. Gdy stanęłam na zewnątrz, zmruży łam oczy w słońcu. Moi rodzice czekali na szczy cie schodów, machając ostatnim z parafian, którzy wy chodzili z parkingu i wracali do swoich spraw w to niedzielne popołudnie. Wzdry gnęłam się, kiedy moja mama wy ciągnęła rękę i dotknęła mojego ramienia. Minęło dziesięć lat. To by ło dużo czasu i oboje wy glądali starzej i znacznie mniej onieśmielająco, niż ich zapamiętałam. Widziałam, jak mój ojciec prześlizguje się wzrokiem po wszy stkich tatuażach, widoczny ch spod mojego białego marszczonego topu, i w jego oczach naty chmiast pojawiły się odraza i zdegustowanie. – Nie wy starczy ło, że zbezcześciłaś nasz dom brakiem zasad moralny ch i szacunku? Musiałaś także zbezcześcić swoje ciało? – Pokręcił ciemną głową, całkiem jakby m naprawdę wy rządziła mu jakąś niewy baczalną krzy wdę. – Czemu mnie to nie dziwi? Dawniej jego słowa zabolały by mnie. Sprawiły by , że poczułaby m się winna z powodu tego, że zdecy dowałam się przy ozdobić swoje ciało dziełami sztuki i śmiałam potraktować swoją skórę jak moją własność, jednak teraz widziałam sprawy takimi, jakie by ły – desperacką próbą poniżenia mnie, wy egzekwowania swojej kontroli i osadzenia mnie na powrót pod jego pantoflem. Podniosłam brew i powiodłam wzrokiem od niego do mamy i z powrotem. – Nie sądziłam, że będziecie chcieli to wy jaśniać tutaj, na stopniach kościoła, gdzie przy padkiem możemy mieć świadków parafian, ale wszy stko mi jedno. Nie mam nic do ukry cia. Czy możesz powiedzieć to samo o sobie, tato? Widziałam kątem oka, jak moja matka otwiera usta, żeby coś powiedzieć, a ramiona mojego ojca tężeją. Mama wy ciągnęła znowu rękę i położy ła ją na moim przedramieniu. – Minęło dziesięć lat, Salem. To tak się wraca do domu? Roześmiałam się, naprawdę rozbawiona, i strząsnęłam jej rękę. – Nie. Dlatego że to nigdy nie by ł dom. – Wsunęłam włosy za ucho i posłałam im gniewne
spojrzenie. – To wy sprawiliście, że wy jechałam, kiedy by łam jeszcze zby t młoda, żeby wiedzieć, o co chodzi. To przez was nie mogłam tu zostać, wskutek czego zniszczy liście Poppy i zmusiliście mnie do zostawienia jedy nego chłopca, którego kiedy kolwiek kochałam. – Dźgnęłam palcem mojego ojca w sam środek piersi i zobaczy łam, jak w jego oczach zapala się płomień czy stej, ży wej nienawiści. – Teraz to widzę. Wiedziałeś, że się nie złamię, że nie dam się wodzić za nos, więc zrobiłeś wszy stko, żeby m nie mogła zostać i żeby m nigdy nie wróciła. Cóż, muszę ci to przy znać, tę rundę wy grałeś, tato. Spojrzał na mnie karcący m wzrokiem i otoczy ł mamę ramieniem. Wy dawało mi się, że się wzdry gnęła, ale nie chciałam stracić z nim kontaktu wzrokowego, więc nie by łam pewna na sto procent. – By łaś krnąbrna i bezbożna. Prowadzałaś się z chłopcem, który by ł zby t młody i nie miał rodziny . Nie by ło w tobie dobra, Salem. To by ło najlepsze, co mogłaś zrobić dla tej rodziny : odejść. Twoja siostra padła ofiarą twoich pogańskich prakty k. Przewróciłam oczami. – Moje pogańskie prakty ki zapewniły mi świetną karierę, ży cie pełne wspaniały ch przy jaciół i postawiły mnie na drodze człowieka, od którego musiałam odejść, zmuszona przez was. Moje pogańskie prakty ki doprowadziły mnie dokładnie tam, gdzie powinnam by ć. Zmieniłeś swoją córkę, ciało z twojego ciała i krew z twojej krwi w ofiarę, w pustą skorupę, cień jej dawnej siebie, bo za bardzo bała się ciebie rozczarować. Nieomal ją zabiłeś! Jak sądzisz, co powiedzieliby na to twoi parafianie, tato? Podniósł hardo podbródek i spojrzał na mnie z góry , pogardliwie. Wiedziałam, że nigdy się nie podda, nigdy nie przy zna się, że coś zrobił nie tak – nie, kiedy w grę wchodziłam ja albo Poppy , ale widziałam w nim też strach. Widziałam to w sposobie, w jaki zacisnął szczęki, i ledwie zauważalnie zbladł. Mogłam mu ściągnąć tę maskę i wszy scy zobaczy liby naty chmiast, kim by ł naprawdę. Miałam nad nim przewagę, a jednak on nadal wiedział, jak mi zaleźć za skórę. – Poppy popełniła wiele błędów. Musiała za nie odpokutować. Łatwo zwalić winę na kogoś innego. Gniew, który we mnie wzbierał, prawie mnie zaślepił. Miałam ochotę uderzy ć go w tę jego pełną samozadowolenia twarz. Zamiast tego zwinęłam dłonie w pięści i wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni aż do krwi. – Uprawiała seks, tato! Większość dziewcząt w college’u to robi i nie jest to żaden niewy baczalny grzech, za który trzeba płacić przez resztę ży cia. Wiedziałam, że zaprzeczy i że to bezowocna dy skusja, więc ucięłam ją szy bko: – Posłuchaj, nie obchodzi mnie, co my ślisz. Mam gdzieś, czy każdej nocy starasz się wy modlić dla mnie specjalny , pry watny kawałek piekła. Obchodzi mnie jednak Poppy i to, żeby by ła szczęśliwa i bezpieczna. Nie próbuj się z nią kontaktować. Nie próbuj do niej dotrzeć. Nie waż się wpędzać ją w poczucie winy i obwiniać o udział w śmierci tego okropnego człowieka. Chcę, żeby ś zostawił ją w spokoju. Czy wy rażam się jasno? Moja mama wy dała z siebie bliżej nieokreślony pisk, a mój ojciec odchrząknął.
– Nie wy powiadaj się w imieniu siostry , Salem. Dla Poppy wciąż jest nadzieja. Wciąż może odnaleźć drogę do bożego stada. Warknęłam na niego i postąpiłam o krok naprzód. – Jeśli się z tobą skontaktuje, powiesz jej ty lko, że cieszy sz się, że nic jej nie jest i że wspierasz ją w jej wy borach. Wierz mi, tato, nie chcesz, żeby m się w to mieszała. Nie jestem już dzieckiem i będę z tobą o nią walczy ła kłami i pazurami. – Nie zdołasz mnie zastraszy ć, Salem. – Och, czy żby ? Jeżeli zawsty dzały cię rzeczy , które robiłam, kiedy ży łam pod waszy m dachem, poczekaj ty lko, aż zacznę wy wlekać brudy , które mam w zanadrzu, na temat tego, co robiłam, żeby przetrwać, kiedy mnie wy gnałeś. Czy wiesz, że by łam striptizerką? Jak sądzisz, jak spodobały by ci się wszy stkie zdjęcia i nagrania załadowane do sieci, sy gnowane twoim nazwiskiem i powiązaniami z kościołem? – Podniosłam wy zy wająco brew i przy glądałam się, jak próbuje zdecy dować, czy mówię poważnie, czy nie. – Co powiesz na te wszy stkie lata, które przepracowałam jako tancerka w burlesce albo w gabinecie osobliwości na promenadzie czy gdy prowadziłam drag show w gejowskim barze? A może sekstaśma? Nie masz pojęcia, jakie ciekawe rzeczy mogę wy ciągnąć na światło dzienne, a wierz mi, jak już coś raz trafi do Internetu, nie ma szans, żeby to stamtąd usunąć. Mogę utaplać ciebie i całą twoją parafię w błocie. Nie zmuszaj mnie do tego. Nie próbuj ze mną zadzierać. Zrobię wszy stko, co w mojej mocy , żeby zapewnić Poppy bezpieczeństwo. Och, a przy okazji, ta sierota z sąsiedztwa, która nie by ła twoim zdaniem dość dobra dla nas, dorosła, osiągnęła wielki sukces i będzie walczy ła u mojego boku. Czy wspominałam ci, że jego siostra jest prawniczką? Jestem pewna, że z chęcią ogłosi całemu światu, jak to zmusiłeś Poppy do randkowania z tamty m rozgry wający m, a potem odwróciłeś się od niej, kiedy zaszła w ciążę, a on ją zostawił. Jaki z ciebie boży człowiek? Taki, który zdradza groźnemu szaleńcowi miejsce poby tu własnej córki i ukry wa przed cały m światem, że chroni człowieka znęcającego się nad swoją żoną? Cała ta twoja farsa pry śnie w mgnieniu oka jak bańka my dlana. Nie ty lko zedrę z ciebie maskę przed obliczem całego świata, ojcze. Pogruchoczę ją na milion kawałków. – Skrzy żowałam ramiona na piersi i spojrzałam mu twardo w oczy . Widziałam, że chce mi się sprzeciwić, chce wierzy ć, że jest dość kochany i że ludzie na ty le go podziwiają, że moje paskudne grzeszki nie zaszkodzą jego nieskazitelnemu wizerunkowi, ale nagle moja matka uwolniła się z jego uścisku i spojrzała na niego błagalnie. – Ona ma rację. To się musi skończy ć. – Mój ojciec otworzy ł usta, żeby coś powiedzieć, ale ona podniosła dłoń, żeby go uciszy ć. – Dosy ć tego. Straciliśmy już jedną córkę i Salem ma rację: druga nieomal przez nas zginęła. Nie chcę dłużej brać w ty m udziału. To nie jest dobre, prawe ży cie. – Wy celowała palec w twarz swojego osłupiałego męża i oznajmiła stanowczo: – Jeżeli sądzisz, że twoja reputacja przetrwa wszy stkie groźby , o który ch mówi Salem, wiedz jeszcze coś: z pewnością nie przetrwa, jeśli w ty m wszy stkim zostawi cię własna żona. Zrobisz, jak ona mówi. Koniec, kropka. Mój ojciec sprawiał wrażenie oniemiałego i rozwścieczonego, a moja mama roztrzęsionej i zniesmaczonej. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła smutno.
– Wy dawało mi się, że Oliver by ł dobry dla twojej siostry . Gdy wróciła z college’u, zmieniła się. Nie miałam pojęcia, że ją krzy wdzi, dopóki nie by ło za późno, i pozwoliłam twojemu ojcu przekonać się, że Oliver się zmienił i że żałuje, że traktował tak twoją siostrę. Powiedział, że Oliver dochodzi do siebie dzięki modlitwie i wierze. My liłam się, wierząc mu i ufając ślepo. Przez ostatnie dziesięć lat tak bardzo się my liłam… Zatroszcz się o swoją siostrę i daj jej wszy stko, czego będzie potrzebowała. On nie wejdzie wam w drogę. – Obejrzała się przez ramię na mojego ojca i zacisnęła usta. – Już ja tego dopilnuję. Nie zamierzałam jej dziękować. Nie otrzy ma mojej wdzięczności za coś, co powinna by ła zrobić już dawno, dawno temu, uznałam. To by ł jej obowiązek, stanąć między swoimi dziećmi a ty m człowiekiem. Skinęłam głową i odeszłam od nich – ostatni raz. – Salem… – Obejrzałam się przez ramię na dźwięk mojego imienia wy powiedzianego przez matkę. – Chciałaby m, żeby ś wiedziała, że twoje odejście złamało mi serce. Mnie także, ale nie dlatego, że ją zostawiłam, ty lko dlatego, że zostawiłam Poppy i Rowdy ’ego, że sprowadziłam na nich troski i żal. – W takim razie powinnaś by ła zrobić coś, żeby m nie odeszła, mamo. Widziałam w jej oczach łzy i prawdziwy żal, ale by ło już na to wszy stko za późno. – Cieszę się, że odnalazłaś drogę do tego chłopca. Zawsze tak słodko razem wy glądaliście. Cudownie sobie radził z wami oby dwoma. – Nadal taki jest. – I wiedziałam, że już zawsze będzie. Tam, gdzie by ł, by ło moje miejsce, nie na ty ch kościelny ch schodach… musiałam się tu ty lko zatrzy mać na chwilę, żeby móc na dobre zostawić to wszy stko za sobą. Nie zawracałam sobie głowy pożegnaniami. Nie pomachałam im na pożegnanie ani nie oglądałam się za siebie. Po prostu odeszłam. Drzwi zostały wreszcie zatrzaśnięte. Zamierzałam wy jechać, zostawić to miasto i wiedziałam teraz doskonale, dokąd zmierzam. Nie uciekałam już przed swoją przeszłością, ty lko kierowałam z rozwagą ku własnej przy szłości, dzięki czemu czułam się kompletna i spełniona w sposób, jakiego nigdy nie dało mi nieustanne przeprowadzanie się z miejsca na miejsce. Zanim jednak zostawiłam to wszy stko za sobą, zatrzy małam się na poboczu py listej drogi i wy siadłam z wy pakowanego rzeczami mojej siostry SUV-a, żeby zerwać trochę teksaskich dzwonków. Tak bardzo pasowały do kwiatów na moich plecach, że uśmiechnęłam się i poczułam w sercu dziwne ukłucie. Ostrożnie położy łam je na siedzeniu pasażera i pokonałam resztę drogi na cmentarz, położony jakieś pół godziny jazdy od granic Loveless. Wy glądał jak naprawdę zapomniane przez Boga i samotne miejsce. Nie rosła tu soczy ście zielona darń i nie by ło eleganckich rządków kamienny ch pły t, ozdobiony ch wszy stkimi gatunkami kwiatów pod słońcem. Ziemię pokry wała zamiast tego spieczona, brązowawozielona trawa, a nagrobki wy dawały się spieczone słońcem i zniszczałe. Nie kłębił się tu tłum żałobników i nie by ło osób odwiedzający ch groby , więc za przewodnika miałam ty lko wspomnienie sześciolatka co do miejsca, gdzie znajdował się grób, którego szukałam. Znalezienie go zajęło mi więcej czasu, niż sądziłam, a kiedy wreszcie trafiłam do niego, dzwoneczki nieco przy więdły . Cóż, w pewny m
sensie pasowało to do atmosfery tego miejsca – poważnej i smutnej. Z zaskoczeniem poczułam, jak na widok napisu wy ry tego w prosty m kamieniu oczy wy pełniają mi łzy . Gloria St. James 1975–1996 Kochająca matka o pięknym uśmiechu Zastanawiałam się, kto dodał tę ostatnią inskry pcję, skoro ona i Rowdy mieli ty lko siebie, ale cieszy łam się, że jest tu i że będzie mógł ją zobaczy ć, kiedy któregoś dnia tu zawita. Przy kucnęłam i położy łam kwiaty na zimny m kamieniu, a potem jakoś tak sama z siebie uklękłam i zapatrzy łam się w grób. By ło ty le rzeczy , które pragnęłam powiedzieć… Czułam się, jakby m chciała opowiedzieć jej całe ży cie jej sy na, ale nie mogłam przełknąć wielkiej guli dławiącej mnie w gardle. Minęła chwila i spadło kilka łez, zanim odchrząknęłam. – Witaj, Glorio. Miło mi cię poznać. Nazy wam się Salem Cruz i jestem beznadziejnie zakochana w twoim sy nu. – Musiałam znowu odchrząknąć, a wzrok dziwnie mi się zamazał od kolejny ch łez, które wezbrały mi w kącikach oczu. To by ło znacznie trudniejsze, niż przy puszczałam, kiedy Rowdy poprosił mnie o to pod szpitalem. – Znałam go przez większość jego ży cia i wiem, że zawsze by ł dobrą duszą. Sprowadziłaś na ten świat cudownego człowieka i jestem pewna, że by łaby ś dumna z niego i z ży cia, jakie dla siebie wy brał. Wiedz, że jesteś bardzo blisko jego serca, i to dosłownie. – Wy ciągnęłam dłoń i przesunęłam palcami po jej wy trawiony m w kamieniu imieniu. Pasowało niemal idealnie do tatuażu na piersi Rowdy ’ego. – Wiele czasu nam zajęło, zanim do tego doszliśmy , ale teraz, kiedy już wszy stko sobie wy jaśniliśmy , chciał, żeby m by ła pierwszą i jedy ną kobietą w jego ży ciu, która pozna jego matkę. – Płakałam już teraz jak bóbr, bo wiedziałam, jak ważna jest ta chwila. Stanowiła przy pieczętowanie pragnienia Rowdy ’ego by cia ze mną na zawsze. – Zrobię wszy stko, co w mojej mocy , żeby zatroszczy ć się o niego przez resztę mojego ży cia. Chciałam ty lko, żeby ś to wiedziała. – Opuściłam głowę na pierś i zacisnęłam mocno powieki. Czułam się jak porwana wirem emocji i my śli o ty m, co mogłoby się wy darzy ć. Poczułam, jak przy klejone do karku włosy owiewa mi ciepła bry za, a moje nozdrza wy pełnia słodki zapach kwiecia. Położy łam dłonie na udach, podniosłam głowę i spojrzałam, zamy ślona, na nagrobek. – Nie zamierzam już w ży ciu zmarnować ani chwili. Przy prowadzę tu do ciebie twojego sy na, żeby ś mogła zobaczy ć, jaki jest cudowny i żeby ś nie musiała się już martwić, czy znalazł po tobie kogoś, kto go pokochał. Ma mnie, ma całą rodzinę, którą znalazł, i ma cudowne wspomnienia związane z tobą. Wietrzy k znowu powiał, poruszając kielichami dzwonków, które złoży łam na grobie. Czułam, że już czas na mnie. Ucałowałam koniuszki palców i dotknęłam pły ty w miejscu, w który m by ło wy grawerowane jej imię, a potem wstałam i wróciłam do mojego SUV-a. Odchodząc od moich rodziców, nie czułam nic. Pożegnanie z matką Rowdy ’ego sprowadziło na moją duszę spokój i wy dawało się takie… właściwe. Czułam się, jakby dała mi błogosławieństwo, żeby m opiekowała
się dla niej sercem jej sy na. To by ło zadanie, którego wy pełnianiu zamierzałam się poświęcić aż do końca ży cia. Napisałam do Rowdy ’ego SMS, żeby dać mu znać, że jestem w drodze i będę jutro wieczór, i trochę się zdenerwowałam, gdy odpisał, że wrócił do swojego mieszkania, bo Poppy bardzo ciężko znosiła przeby wanie w towarzy stwie jakiegokolwiek mężczy zny . Nie by łam dość śmiała, żeby zapy tać ją, czy Oliver napastował ją oprócz bicia także seksualnie, a ona nie kwapiła się zby tnio do zwierzeń, jednak wszy stkie dowody wskazy wały , że tak by ło. Zadzwoniłam, żeby sprawdzić, jak się czuje, i po dziwacznej rozmowie wy pełnionej jednosy labowy mi odpowiedziami rozłączy łam się, wy słuchawszy liczny ch zapewnień z jej strony , że nic jej nie będzie. Poinformowała mnie, że po prostu jest zdenerwowana i że obecność Rowdy ’ego to dla niej w tej chwili zby t wiele. By ła zby t wy trącona z równowagi, żeby przy padkowo wpadać na niego w przedpokoju czy spoty kać go wy chodzącego z łazienki, więc musiała poprosić go, żeby wrócił do siebie. Nie chciał tego zrobić, pragnął by ć w pobliżu, żeby nieść jej wsparcie i mieć pewność, że jest bezpieczna, ale to ty lko pogarszało sprawę. Zapewniłam ją, że niedługo będę przy niej, a ona roześmiała się i powiedziała ty lko, żeby m wracała do mojego faceta. Najwy raźniej po naszy ch ostatnich ekscesach wiedziała aż za dobrze, czego mi brakuje, i namawiała mnie z całego serca, żeby m jak najszy bciej spotkała się z Rowdy m i cieszy ła wszy stkim, co dawało nam taką frajdę. Nie mogłam nie przy znać jej racji, bo tęskniłam za nim jak głupia, więc zakończy łam rozmowę z zamiarem pognania do niego naty chmiast, gdy dotrę do Denver.
Kiedy wsunęłam do zamka drzwi do jego mieszkania klucz, który mi dał, czułam się, jakby m właśnie dotarła do kresu bardzo długiej podróży . Tak naprawdę by ło to ty lko nieco ponad dwanaście godzin, podczas który ch zatrzy małam się na krótką drzemkę, ale miałam wrażenie, że minęły wieki, odkąd widziałam jego twarz i doty kałam jego pokry tej tatuażami skóry . Gdy otworzy łam drzwi, przy witał mnie rozszalały z radości Jimbo. Z wy wieszony m jęzorem skakał mi co chwila na kolana. Widziałam teraz, jak duży będzie, kiedy wreszcie dorośnie, i nie mogłam się nadziwić, jak bardzo ucieszy ł mnie jego widok. Przy klękłam i wtuliłam twarz w jego sierść, a on zaczął mnie lizać po całej twarzy . Widać by ło, że bardzo za mną tęsknił, i musiałam przy znać, że to by ł kolejny dowód potwierdzający , że wreszcie trafiłam tam, gdzie by ć powinnam. By ło późno, więc w mieszkaniu panował mrok. Sprawdziłam psie miski, upewniając się, że Jimbo ma co jeść i pić; starałam się zachowy wać cicho, na wy padek gdy by Rowdy już spał. Szłam właśnie do łazienki, kiedy kątem oka dostrzegłam szkicownik porzucony w półmroku na kanapie. Zatrzy małam się w pół kroku i sięgnęłam po niego, żeby go przejrzeć, a gdy przekartkowałam kilka pierwszy ch stron, serce zaczęło mi walić jak młotem. By ło tam kilka ry sunków sporządzony ch najwy raźniej z my ślą o klientach, projektów tatuaży , które jeszcze nie wy szły poza papier, jednak większość biały ch kartek pokry wały szkice postaci z moją twarzą. By ła tam sy rena z moją głową i zadziorna dziewczy na mary narz z moją buzią.
By łam ja jako urocza Indianka z długimi warkoczami w sty lu Pocahontas, a także moja anielska wersja, stojąca ramię w ramię ze mną jako seksowną diablicą. By ły tam niezliczone postacie, każda inna i ory ginalna, ale wszy stkie je łączy ło jedno: to ja by łam bez wątpienia inspiracją do ich powstania. Nie wiedziałam, czy nary sował je wszy stkie w ciągu tamtego ty godnia, kiedy go unikałam, czy na przestrzeni miesięcy , kiedy oboje bawiliśmy się w głupią ciuciubabkę. Na ich widok serce wezbrało mi jednak czułością i pewnością, że jestem dla niego kimś niezwy kły m, najważniejszy m. Odłoży łam szkicownik i na paluszkach przeszłam kory tarzem. Jimbo zerknął w ślad za mną i parsknął z wy raźny m zdegustowaniem. Biedaczek, szy bko się nauczy ł, że gdy dwoje jego ludzi znika razem w sy pialni, nie ma tam dla niego miejsca. Światło by ło zgaszone, a Rowdy leżał rozciągnięty na brzuchu w poprzek łóżka, z dłonią pod głową. Jego jasne włosy sterczały na wszy stkie strony i ten widok by łby piękniejszy , chy ba ty lko, gdy by nie miałby na sobie czarny ch bokserek. Jednak nawet pomimo ich obecności nie miałam na co narzekać. Westchnęłam z zachwy tem i podkradłam się do niego, żeby móc dotknąć wargami kotwicy wy tatuowanej z boku jego szy i. Poczułam, jak puls mu przy spiesza, a na języ ku rozlał mi się słony smak jego skóry , gdy wy mamrotał coś przez sen i przekręcił się na plecy . Z ciemności ły pnęły na mnie rozpalone błękitem oczy , a kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. – Cześć! Pochy lona nad nim, opuściłam głowę, żeby skraść mu szy bkiego całusa i potrzeć koniuszkiem nosa o jego nos. – Cześć! Wy ciągnął dłoń i wplótł palce w moje włosy , które wy sunęły mi się za ramienia i spły nęły na jego pierś. – I jak poszło? Westchnęłam i przesunęłam dłonią po tatuażach mieniący ch się na jego klatce piersiowej. Obrazek i imię na niej wy tatuowane wy dawały mi się teraz znacznie ważniejsze niż wcześniej. – Poszłam do twojej mamy i pożegnałam się z nią. To by ło bardzo smutne, ale też cieszę się, że poprosiłeś mnie, żeby m ją odwiedziła. No i chy ba… zastraszy łam mojego ojca. Zagroziłam mu moją sekstaśmą – wy mamrotałam. Jego brwi powędrowały do góry i przy ciągnął mnie do siebie za włosy , tak że oboje leżeliśmy teraz na łóżku. – Masz sekstaśmę? – Jasna cholera, nie! Ale on o ty m nie wie i nie musi wiedzieć. By łam zaskoczona, że moja mama postawiła mu się i poparła mnie, że powinien dać Poppy spokój. Przy znała też, że w dużej mierze sknocił wszy stko koncertowo. Chciałaby m, żeby wziął sobie to do serca. Pierś Rowdy ’ego podniosła się, gdy westchnął. – Teraz już za późno, żeby to miało jakieś znaczenie. – Też tak uważam. Jak Poppy ? Zaklął cicho pod nosem i poruszy ł się pode mną niespokojnie. Dowód na to, że za mną tęsknił
uwierał mnie w biodro. To sprawiło, że uśmiechnęłam się i otarłam z rozmy słem o jego wy prężone ciało. – Nie jest dobrze – westchnął. – Zamknęła się w sobie, jest nerwowa. Nie pozwala się nikomu doty kać i w nocy co chwila budzi się z krzy kiem. Say er świetnie sobie z nią radzi, ale mimo to martwię się o nią. Skinęłam głową i musnęłam wargami brodawkę jego sutka w pobliżu moich ust. Sły szałam, jak gwałtownie zaczerpuje tchu, i uśmiechnęłam się pod nosem. – Ja też. Chy ba po prostu będziemy musieli przeczekać, dopóki nie będzie gotowa przy jąć naszej pomocy . Moja siostra jest silniejsza, niż można by przy puszczać – dodałam chrapliwy m głosem. – Owszem. – Poczułam, jak jego dłoń zaciska się mocniej na moich włosach, gdy przy ciągnął mnie do siebie, żeby przy wrzeć do mnie ustami. – Tęskniłem. – Czułam, że to prawda w jego pocałunku i ty m, jak tulił mnie w ramionach. W jego głosie brzmiało takie samo pożądanie i zniecierpliwienie, które przeszy wało mnie do szpiku. – Ja także. – By łam bardziej niż gotowa pokazać mu, jak bardzo mi go brakło. Przesunęłam usta na drugą stronę jego piersi, żeby polizać drugą brodawkę, a dłońmi przejechałam po jego żebrach, aż pod gumę bokserek. Ścisnęłam mocno jego napięte, krągłe pośladki i usunęłam stojący mi na przeszkodzie materiał. Pomógł mi uwolnić z majtek swój szty wny członek, a gdy ujęłam go oburącz, poczułam, jak wrażliwa skóra płonie pod doty kiem moich dłoni. Cudownie by ło czuć, jak jego ciało ży wiołowo reaguje na mój doty k i pulsuje pod moimi palcami. Na samą my śl o ty m, że właśnie tak na niego działam, kręciło mi się w głowie, czułam się odurzona. Opuszką kciuka przesunęłam czule po metalowy ch kuleczkach wieńczący ch główkę jego penisa i spojrzałam w te roziskrzone palący m błękitem oczy . – Dziękuję, że do mnie wróciłaś. – Jego słowa brzmiały jak najpiękniejsza piosenka o miłości. Palcem wskazujący m wolnej ręki nary sowałam na jego piersi serduszko. – Zawsze będę wracać. Kocham cię. Dziękuję, że zawsze jesteś tu, żeby m miała gdzie wracać. – Gdy przesunęłam kciuk poniżej jego kolczy ków, jęknął. – Wątpię, żeby m kiedy kolwiek w swoim ży ciu nie by ł w tobie zakochany , Salem. Ucałowałam miejsce na jego piersi, pod który m serce łomotało mu przy każdy m muśnięciu mojego kciuka i skręcie nadgarstka. Ścisnęłam jeszcze raz lekko jego kutasa i zaczęłam przesuwać dłonią w górę i w dół; szty wniał coraz bardziej z każdy m posuwisty m ruchem. – Znam to uczucie, Rowdy . – Oprócz niego przeszy wało mnie także pragnienie posiadania go, czucia go w sobie, by cia pod nim i nad nim, gdy rozkosz otuliła nas oboje jak miękki pled. W tej chwili nie miałam mu już nic do powiedzenia, więc musiałam zająć czy mś usta, żeby powstrzy mać go przed konty nuacją tej rozmowy . Wy dy szał moje imię, kiedy ujęłam główkę jego penisa między wargi i zaczęłam raz po raz zataczać kręgi języ kiem wokół ty ch jego niezwy kły ch ozdóbek. Cudownie by ło czuć w ustach smak metalu i mężczy zny , gdy tak lizałam go, całkiem jakby by ł moim ulubiony m smakoły kiem.
Czułam, jak mięśnie jego brzucha tężeją, a uda napinają się, podczas gdy pracowałam nad nim języ kiem i ustami. By ło coś niesamowicie saty sfakcjonującego w ty m, że to silne, pokry te tatuażami ciało drżało i poddawało się tak łatwo mojemu doty kowi. Wiedziałam, że nigdy mi się to nie znudzi – podobnie jak słuchanie, jak wy mawia moje imię niczy m przekleństwo i ciągnie mnie za włosy . Uwielbiałam sposób, w jaki ujmował w dłonie moją głowę, i poczucie, że jest bliski spełnienia, gdy pocierałam te metalowe kuleczki raz po raz języ kiem. Wy giął biodra w łuk, co zupełnie wy biło mnie z ry tmu; podniosłam głowę, chcąc go uspokoić, ale w tej samej chwili zaczął zdzierać ze mnie ubranie. Ściągnął mi przez głowę koszulkę i pospiesznie zsunął z nóg czarne, obcisłe spodnie. Moja bielizna w mgnieniu oka zniknęła pod jego seksowny mi, drapieżny mi dłońmi, naty chmiast zastąpiona jego kutasem, cały m lśniący m i wilgotny m od mojej śliny . Ujął moje ciężkie piersi w dłonie i zaczął drażnić kciukami przekłute brodawki, podobnie jak ja wcześniej jego. Zaczerpnęłam głośno powietrza pod wpły wem obezwładniającej przy jemności. Nasunęłam się na jego erekcję i delektowałam uczuciem, jakie wy zwalało we mnie wsuwanie się tego pulsującego ciepła centy metr po centy metrze w głąb mojego ciała. Wsparłam dłonie na jego piersi i pochy liłam się, tak że oboje by liśmy teraz otoczeni czarną zasłoną moich włosów. To wszy stko by ło takie cudowne… takie właściwe i dobre. Gdy zaczęliśmy się poruszać, jęknęłam, a on szepnął: – Jesteś moją idealną dziewczy ną. Powieki mu opadły , a oddech stał się ury wany i świszczący , gdy zaczęłam się nad nim koły sać i wić. – A ty moim idealny m chłopakiem. Po ty m nie by ło już miejsca na więcej słów. By ły ty lko odgłosy pocałunków i naszy ch ciał, splatający ch się raz za razem, doty ku skóry o skórę i narastającej przy jemności, wy pełniające cały pokój. By ły nasze dłonie na twarzach, dłonie między nogami, całusy i ukąszenia, i więcej niż jeden orgazm, gdy poruszaliśmy się jedny m ry tmem i napieraliśmy na siebie. By ły łagodne westchnienia i sprośne słowa, a w pewny m momencie, gdy zanurzał usta między moimi nogami, a ja zaciskałam kolana na jego uszach, by łam pewna, że zobaczy łam Boga, o który m ty le zawsze sły szałam. Wiele godzin później, kiedy zaczęło już świtać, złoży łam mu głowę na piersi, po ty m jak zawlekł mnie pod pry sznic, i ułoży łam się w ty m jedy ny m miejscu, które czułam, że jest mi przeznaczone. Podróż do niego by ła długa i często zbaczałam z właściwej drogi i my liłam krok, jednak na jej końcu liczy ł się ty lko cel, nieważne, ile czasu zabrało mi dotarcie do niego.
EPILOG: ROWDY Na widok nachmurzonego spojrzenia, które rzucała mi Salem
z lustra w łazience, z całej siły próbowałem się nie uśmiechać. Łatwiej by łoby mi uwierzy ć, że jest naprawdę zła, gdy by nie miała rozmazanej na wy dęty ch usteczkach szminki, a spódnicy podciągniętej do pasa, gdy wszedłem w nią od ty łu głęboko. Trzy małem jedną rękę na jej dłoni, którą wspierała się o lustro, a drugą na brzegu umy walki, więc mogłem na nią naprzeć z maksy malną siłą. – Spóźnimy się! Sły szałem w jej głosie, że chce sprawiać wrażenie rozdrażnionej, ale kiedy wsunąłem jej z przodu rękę między nogi i musnąłem jej udo w poszukiwaniu drogi do jej mokrej cipki, wszy stkie pozory rozpły nęły się w westchnieniu rozkoszy . Nie mogłem się nie roześmiać. Bardzo często się spóźnialiśmy . Właśnie tak się działo, kiedy dziewczy na wy glądała tak jak ona i lubiła nosić kuse spódnice i sukienki, i nic pod nimi. Opuściła lekko głowę i poczułem, jak jej ciało wokół mnie tężeje. Pochy liłem się nieco, żeby pocałować ją w kark, nad który m miała włosy ściągnięte w jakiś megaskomplikowany węzeł ży wcem z magazy nu „Good Housekeeping” z lat pięćdziesiąty ch. – Nikogo nie obchodzi, że się spóźnimy . – Wszy scy wiedzieli, dlaczego się spóźnialiśmy , i dopóki by łem szczęśliwy i razem z Salem chodziliśmy uśmiechnięci, nikt nie marudził, że wpadaliśmy do pracy pół godziny później czy coś koło tego. Zaklęła pod nosem, ale jej ciemne oczy , wpatrzone w moje odbicie w lustrze mówiły mi, że jest już blisko. To dobrze, bo ja też nie by łem w stanie wy trzy mać wiele dłużej. Musnąłem kciukiem jej łechtaczkę i zanurzy łem zęby w miękkiej skórze na jej szy i – i to wy starczy ło. Poczułem, jak dy gocze pod moim doty kiem, wsparta o moją pierś, poczułem, jak przekracza granicę spełnienia, i szy bko podąży łem za nią. Kiedy wy sunąłem się z niej, musiałem ty lko cofnąć się i zasunąć spodnie. Ona poprawiła makijaż i upewniła się, że nie wy gląda na potarganą i rozwiązłą. Uśmiechnąłem się do niej, bo nawet gdy nałoży ła z powrotem szminkę, nie dało się nie zauważy ć tego półprzy tomnego, błogiego blasku w jej ciemny ch oczach. – Jesteś demonem seksu. – Śmiała się sama z siebie, bo chociaż nie lubiła się spóźniać, nigdy nie odmówiła mi, gdy zaczy nałem się do niej dobierać, co zdarzało się bardzo często, odkąd przeprowadziła się do mnie niemal naty chmiast po rozpakowaniu z podróży do Teksasu. Przez moment sądziłem, że Poppy będzie się chciała wprowadzić do mieszkania Salem, jednak młodsza siostra Cruz nadal waletowała u Say er i wy glądało na to, że nie śpieszy jej się zby tnio do przeprowadzki. Minęło już kilka ładny ch miesięcy i chociaż Poppy powolutku dochodziła do siebie, wciąż by ła nerwowa i płochliwa. Nadal by ła cieniem tej młodej kobiety , którą znałem tak dawno temu. Jedy ną osobą, przy której zdawała się czuć naprawdę bezpiecznie, by ła moja siostra – i jak długo Say er zgadzała się ją wspierać, ani Salem, ani ja nie widzieliśmy powodu,
żeby próbować na siłę przy śpieszy ć jej powrót do siebie. – Przecież to kochasz. – Upewniłem się, że nie miałem twarzy umazanej jej szminką, i wy szedłem z łazienki. Salem wy szła za mną, przewracając oczami. – Kocham ciebie, a to po prostu jedno z dobrodziejstw inwentarza. Roześmiałem się i pomogłem jej włoży ć długi płaszcz. By ł środek grudnia i po wspomnieniach o lecie i koloradzkiej jesieni nie został żaden ślad. Nowy salon cieszy ł się ogromny m powodzeniem. Przy nosił stały zy sk, a sklep internetowy by ł tak oblegany , że Salem próbowała przekonać Nasha, żeby zatrudnił kogoś, kto się zajmie ty lko tą gałęzią naszego interesu. Z okazji uroczy stego otwarcia sklepu zorganizowaliśmy wielkie przy jęcie, a w ostatnią sobotę każdego miesiąca Salem zmieniała wy strój sklepu, przekształcając go w coś w rodzaju eklekty cznej galerii. To przy ciągało nowy ch klientów, nowy ch odbiorców i ukazy wało tatuaż jako prawdziwą sztukę. Salem by ła w ty m świetna i dzięki niej salon zarabiał kupę forsy – do tego stopnia, że Rule i Nash zaczęli się zastanawiać nad otworzeniem w przy szły m roku trzeciego punktu w Boulder albo Colorado Springs. Salem zmieniła Marked w małe imperium tatuażu. Dziś wieczór wy bieraliśmy się do baru na pępkowe połączone z przy jęciem pożegnalny m. Shaw miała termin porodu ustalony na koniec sty cznia, a Jet i Ay den przeprowadzali się po Nowy m Roku. To by ła słodko-gorzka okazja do świętowania i wiedziałem, że poleją się łzy żalu i szczęścia. Ży cie po prostu toczy ło się dalej i każdy musiał znaleźć ścieżkę, którą powinien przez nie kroczy ć. I chociaż by łem wściekły z powodu tego, że mój najlepszy kumpel się wy prowadzał, to wiedziałem, że tak będzie najlepiej dla niego i jego żony . Jet zasługiwał na szczęście, a jedy ny m sposobem, żeby pozostał szczęśliwy , by ło przeby wanie z Ay den jak najczęściej. Poza ty m, skoro zanosiło się na ry chły ślub i chrzest, wiedzieliśmy , że szy bko zobaczy my ich z powrotem. Wiedzieliśmy , że będą często nas odwiedzać, a oni, że zawsze będziemy ich witać z otwarty mi ramionami. Gdy dotarliśmy do baru, panował tu już niezły ścisk. Rome zamknął na dzisiejszy wieczór knajpę dla osób z zewnątrz, jednak to wcale nie znaczy ło, że świeciła pustkami. Pełno by ło w niej członków rodziny i przy jaciół, chcący ch się pożegnać i powitać na świecie sy mbolicznie nową istotkę, która miała wkrótce dołączy ć do naszej szalonej gromadki. Gdy weszliśmy , Salem spojrzała na mnie szeroko otwarty mi oczami, najwy raźniej zjawiliśmy się ostatni. Nie mogłem przeoczy ć mrugnięcia uznania, który m obdarzy ł mnie Asa zza baru, ani sposobu, w jaki Nash przy bił mi piątkę. Wzruszy łem ty lko ramionami i uśmiechnąłem się do niej szelmowsko. Pacnęła mnie wierzchem dłoni w brzuch i odpły nęła na ty ch swoich nieboty cznie wy sokich obcasach, będący ch jedną z przy czy n, dla który ch się spóźniliśmy . Jet podszedł do mnie i podał mi piwo, a ja stuknąłem się z nim butelką. – Będzie mi ciebie brakować, stary . Skinął głową i patrzy ł, jak nasze dziewczy ny przy tulają się na powitanie, a by ło na co patrzeć: całe mnóstwo ciemnowłosego piękna. – Wiem. Wpadniesz do Austin. – To nie by ło py tanie, bo Jet nie musiał py tać. Wiedziałem,
równie dobrze jak on, że wpadnę w odwiedziny . – Jasne. – Martwiłby m się o ciebie, gdy by nie zjawiła się Salem i nie upomniała o swoje. Cieszę się, że ją masz. Salem odrzuciła właśnie głowę do ty łu i roześmiała się z czegoś, co powiedziała Saint, a potem wy ciągnęła dłoń i położy ła ją na ramieniu Poppy , która kręciła się niepewnie na uboczu, w pobliżu dziewcząt. Chciałem powiedzieć coś sprośnego na temat tego, że ledwie dwadzieścia minut temu zapinałem ją przy umy walce, ale zobaczy łem Zeba idącego w stronę mojej siostry opartej o bar i rozmawiającej z Asą. Pracował od miesiąca przy remoncie jej domu i za każdy m razem, gdy rozmawialiśmy , rzucał niewy bredne aluzje na temat tego, że chciałby postukać coś innego niż ty lko jej butwiejące deski podłogowe. Nie by łem do końca pewien, co o ty m my śleć i czy w ogóle wolno mi mieć na ten temat jakieś zdanie, więc ty lko przy glądałem się ich spotkaniu ze skwaszoną miną. – Sprawia, że wszy stko w moim ży ciu staje się lepsze. Zawsze tak by ło. Uwielbiam was i miałem prawdziwe szczęście, że Phil sprowadził mnie tu i wreszcie znalazłem swoje miejsce na Ziemi. – Wskazałem na Salem butelką i podniosłem brew, kiedy przy łapała mnie na gapieniu się na nią. Uśmiechnęła się do mnie i oblizała dolną wargę, co sprawiło, że się roześmiałem i znowu nabrałem ochoty , żeby podciągnąć jej spódnicę aż na biodra. Obejrzałem się na mojego przy jaciela. – Jest moim domem. Nie wiedziałem, że się błąkam, dopóki mnie nie znalazła. Jet mruknął coś potwierdzająco i oboje nie mogliśmy powstrzy mać uśmiechu na widok Shaw człapiącej do Ay den z bardzo już zaokrąglony m ciążowy m brzuszkiem, żeby ją przy tulić. Obie płakały i pociągały nosami, ale jakkolwiek dziewczy ńsko i ckliwie to wy glądało, by ło przy ty m niezwy kle piękne. Te laski naprawdę kochały się bezwarunkowo, a teraz ży cie każdej z nich miało się zmienić nieodwracalnie. Rule siedział z Rome’em i nachy lali ku sobie blisko głowy . Rozmawiali ściszony mi głosami, podczas gdy obok nich siedziała Cora z małą Remy wiercącą się na jej kolanach. Dziecko by ło niesforne, pełne energii, nieustannie gaworzy ło i wy glądało, jakby za chwilę miało wstać i zacząć chodzić, chociaż mała miała zaledwie dziesięć miesięcy . Tak naprawdę zaczy nała już trochę wstawać, więc Rome nalegał, żeby Cora ją puściła, jednak młoda mama upierała się, że nie pozwoli dziecku czołgać się po barowej podłodze. Rome wy glądał, jakby czuł się do głębi urażony , całkiem jakby bar by ł nieskazitelny m miejscem, ale kiedy zabrał małą R.J. od jej mamy , nie waży ł się postawić jej na podłodze. Zaczął ją po prostu podrzucać na kolanach, dopóki nie zapiszczała zachwy cona. Rule pokręcił głową, pewnie dlatego, że oglądał właśnie własną przy szłość, i wstał, żeby iść po swoją ciężarną żonę. Kiedy do niej dotarł, wciąż płakała, więc przy tulił ją mocno i położy ł podbródek na jej jasnej główce. Jet bez słowa opuścił mnie, żeby pójść do swojej rozszlochanej żony i spróbować ją pocieszy ć. Tak jak wspomniałem, łzy szczęścia mieszały się dziś ze łzami rozpaczy .
Podniosłem piwo do ust i już miałem wy ruszy ć na poszukiwania wy branki mojego serca, kiedy zobaczy łem, jak Saint odłącza nagle od grupki dziewczy n z telefonem przy uchu. Wiele razy zdarzało się, że musiała wy jść wcześniej z powodu pracy , więc miałem nadzieję, że ty m razem szpital nie zepsuje jej znowu wieczoru. By ła wzburzona i zobaczy łem, jak szuka wzrokiem Nasha, który rozmawiał właśnie z ojcem Cory . Na widok jej spojrzenia urwał w pół zdania i w ułamku sekundy dopadł do boku ślicznego rudzielca. Kiedy wy mienili zatroskane spojrzenia, a Saint podjęła rozmowę, wy raźnie wzburzona, zmarszczy łem czoło. Chciałem już zapy tać, czy wszy stko gra, gdy poczułem, jak ktoś mnie łapie za łokieć. Gdy się obejrzałem, zobaczy łem Poppy . Uśmiechnąłem się do niej łagodnie. Całe miesiące minęły , zanim poczuła się na ty le bezpiecznie, żeby przeby wać w moim towarzy stwie, więc fakt, że przemogła się, żeby porozmawiać ze mną sam na sam, by ł prawdziwy m przełomem i dobrze wróży ł. – Jak leci? Skinęła głową i uśmiechnęła się nieśmiało. – Każdego dnia jest odrobinę lepiej. Trudno nie doceniać przeby wania w takim piękny m miejscu, z ty loma wspaniały mi ludźmi. – Odchrząknęła i uścisnęła moją dłoń. – Nigdy ci nie podziękowałam. Dziękuję, że sprowadziłeś mnie do domu. Dziękuję, że starałeś się o mnie troszczy ć i że przy jąłeś nas do swojej rodziny . Dziękuję ci za to, że kochasz moją siostrę… dziękuję po prostu, że jesteś taki cudowny . Pomy ślałem, że pewnie poczuje się dy skomfortowo, jeśli spróbuję ją przy tulić, więc po prostu podniosłem do ust jej dłoń, splecioną z moją i delikatnie ją ucałowałem. – Dla ciebie wszy stko, Poppy . To nic wielkiego. Po prostu robię, co mogę dla kogoś, o kogo się troszczę, na kim mi zależy . Gdy odsunęła się ode mnie, uśmiechnęła się ty m swoim na wpół smutny m, na wpół słodkim uśmiechem. – Jesteś chy ba jedy ny m mężczy zną w cały m moim ży ciu, który się o mnie troszczy ł. Chciałem jej powiedzieć, że powinna dopuszczać do siebie ty lko osoby , które się o nią troszczą, ale urwałem w pół słowa na widok Nasha i Saint wkładający ch w pośpiechu kurtki. Oboje mieli poważne miny i sprawiali wrażenie zaniepokojony ch. – Hej! – zawołałem do nich. – Wszy stko w porządku? Saint nawet się nie zatrzy mała. Wy łoży ła długie włosy na kołnierz kurtki i pognała do drzwi, jednak Nash przy stanął i obejrzał się na nią. Jego fioletowe oczy pociemniały nachmurzone. – Dzwoniła szefowa Saint z ostrego dy żuru. Przed chwilą trafiły do nich ofiary strzelaniny w Five Points. Wie, że Saint przy jaźni się z Roy al, więc zadzwoniła, żeby dać jej znać, że są wśród nich Roy al i jej partner. Nie podała szczegółów, ale Saint jak to Saint, nie chce stać bezczy nnie i czekać, aż okaże się, co się stało, więc postanowiła naty chmiast tam pojechać i przekonać się osobiście. Lecimy do szpitala. Czy mógłby ś wszy stkich w naszy m imieniu przeprosić, że tak wcześnie wy szliśmy ? Skinąłem w milczeniu głową i patrzy łem w ślad za nim, gdy popędził, żeby dołączy ć do swojej
dziewczy ny . Nagle piwo przestało mi smakować, a nastrój zabawy wy dał się dziwnie nie na miejscu. Roy al nie pokazy wała się w pobliżu, odkąd zapakowała skutego Asę za kratki. Sądzę, że martwiła się o to, jak zostanie przy jęta, po ty m jak zamknęła jednego z naszy ch. Podszedłem do baru, żeby odstawić piwo, i wzruszy łem ramionami, gdy Asa spojrzał py tająco na butelkę, a potem na mnie. – Chy ba przeszedł mi nastrój do picia. Jego burszty nowe oczy bły snęły py taniem. – Co jest? – Nash dowiedział się właśnie o strzelaninie, w której zostało ranny ch kilku policjantów. Pojechał z Saint, żeby sprawdzić, czy z Roy al wszy stko w porządku. Asa zmruży ł lekko oczy i wsparł się oburącz o bar. – To śliczna laska z gówniany m zawodem. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. – Gdy to mówił, jego południowe zaciąganie stało się wy raźniejsze i nieco bardziej nasy cone akcentem niż zwy kle. Zastanowiłem się przelotnie, czy jego słowa nie skry wają więcej, niż starał dać po sobie poznać. – Ja też. – Westchnąłem, a ty mczasem u mojego boku jak spod ziemi wy rosła Salem. Przy tuliła się do mnie, położy ła dłoń na moim biodrze i złoży ła mi głowę na ramieniu, łaskocząc włosami w podbródek. By ła kimś znacznie więcej niż ty lko moją dziewczy ną. By ła moim najlepszy m przy jacielem, moją muzą, moją kochanką, przy szłością. Bez niej droga, którą kroczy łem, wy dawała się mroczna i bezkresna. Z nią nie bałem się nią podążać i widziałem przed sobą jasny cel. – Wszy stko gra? Poczułam, jak tracisz humor, z drugiego końca sali. Pochy liłem nieco głowę, żeby potrzeć policzkiem o jej włosy . – Nash i Saint pojechali właśnie do szpitala. Możliwe, że Roy al została ranna. Salem przez chwilę milczała, a potem odsunęła się ode mnie, żeby spojrzeć mi w oczy . Położy ła mi dłoń na piersi i postukała palcami w miejsce, pod który m biło mi nerwowo serce. – Chodźmy . Podniosłem brew i spojrzałem na nią z niedowierzaniem. – Mówisz serio? Przy taknęła i powiedziała: – Roy al zrobiła wszy stko, co w jej mocy , żeby pomóc nam z Poppy , a Saint powinna mieć kogoś bliskiego u boku, jeśli naprawdę wy darzy ło się coś złego. Poza ty m Nash spędził w szpitalu z Philem ty le czasu, że jestem pewna, iż przy da mu się ktoś, dzięki komu nie będzie musiał wracać my ślą do ty ch zły ch wspomnień, jeśli okaże się, że będą musieli tam zostać nieco dłużej. Tak właśnie postępujemy : troszczy my się o siebie nawzajem, prawda? – Kocham cię mocniej, niż możesz to sobie wy obrazić, Salem – mruknąłem. – Mam wrażenie, że z każdy m dniem bardziej. Zgodziłem się z nią, że powinniśmy wy jść, i poprosiłem, żeby Asa zdał relację ze wszy stkiego, gdy by ktoś py tał. Nie chciałem tego ogłaszać wprost, bo wiedziałem, że cała nasza paczka
naty chmiast zerwałaby się i pojechała na ostry dy żur, a nie by ła na to odpowiednia chwila. Czekało zby t wiele pożegnań i zby t wiele rzeczy , które należało uczcić. Przy niosłem Salem jej płaszcz i poinformowałem Jeta, co jest grane. Przy tulił mnie mocno, po męsku, i powiedział, że moim kowbojkom dobrze zrobiła ta odrobina teksaskiego py łu. Wiedziałem, że naprawdę będzie mi brakowało tego skurczy sy na w ciasny ch gatkach. Kiedy wsiedliśmy do samochodu, Salem położy ła mi dłoń na kolanie i ruszy liśmy przed pogrążone w mroku ulice do szpitala. – Nieważne, jak kręta będzie nasza droga. Dopóki będziesz na mnie czekał na jej końcu, będę szczęśliwa, Rowdy – powiedziała. Poczułem, jak jej słowa poruszają coś w mojej piersi. Nie by ło już możliwości, żeby pozostała pusta. Nie by ło w niej miejsca na strach przed ty m, co przy niesie przy szłość. Cały mój doty chczasowy ży ciowy niefart bladł w porównaniu ze szczęściem, jakie dawała mi ta kobieta. Moja kobieta. Zerknąłem na nią kątem oka i stwierdziłem jedy ną rzecz, którą mogłem w tej sy tuacji powiedzieć: – Szczęściarz ze mnie.
OD AUTORKI Chciałam ty lko szy bko powiedzieć, że wiem, że wy ciągnięcie kogoś z więzienia jest znacznie bardziej skomplikowane, niż przedstawiłam to w przy padku Asy . Naprawdę robię wszy stko, co w mojej mocy , żeby ukazać wszy stko możliwie jak najbardziej realisty cznie, ale czasem pewne sceny , a w ty m przy padku nie ty lko sceny , ale i cała książka wy magają ode mnie lekkiego naginania rzeczy wistości. Wiem także, że niemożliwością jest skontaktowanie się z prawnikiem w weekend! Zróbcie to dla mnie i przejdźcie po prostu nad ty mi drobny mi nieścisłościami do porządku dziennego ☺. Wątki, które łączą Asę i Roy al, są ciekawe i skomplikowane, więc musiałam nieco nagiąć fakty , aby zacząć z nich tworzy ć materię powieści.
Playlista Rowdy’ego i Salem (To niesamowite! Mogłaby m tego słuchać cały boży dzień)! Nikki Lane – Gone, Gone, Gone, Coming Home to You Patterson Hood – Belvedere, Back of a Bible Ry an Bingham – Guess Who’s Knocking American Aquarium – Casualties Devil Doll – The Things You Make Me Do American Aquarium – I’m Not Going to the Bar Hank Williams Jr. – Family Tradition David Allan Coe – Mama Tried John Paul Keith – She’ll Dance to Anything Carl Perkins – Honey, Don’t Scott H. Biram – Lost Case of Being Found The Cramps – The Way I Walk The Reverend Horton Heat – Jimbo Song Justin Townes Earle – Baby’s Got a Bad Idea Old Crow Medicine Show – Wagon Wheel, Hard to Love Dirty River Boy s – My Son JD McPherson – Wolf Teeth Empress of Fur – Mad Mad Bad Bad Mama Dwight Yoakam – Little Sister The Meteors – Psycho for Your Love Hay es Carll – Love Don’t Let Me Down HorrorPops – Dotted with Hearts Buddy Holly – Because I Love You Chris Isaak – Baby Did a Bad Bad Thing Jason Isbell – The Devil Is My Running Mate Lindi Ortega – When All the Stars Align Three Bad Jacks – Scars Kasey Anderson and the Honkies – My Blues, My Love
PODZIĘKOWANIA Mam najlepszą pracę na świecie. Gorszy dzień jej wykonywania jest sto razy lepszy, pełniejszy i bardziej satysfakcjonujący niż dobry dzień spędzony na czymś, do czego nie mam serca. Mam najlepszych czytelników w całym książkowym uniwersum. Jesteście zabawni i słodcy, wspierający, ujmujący, pełni serca i ognia. Nie ma w moim życiu dnia, żebyście nie ubogacali go w jakiś sposób swoją obecnością. Moje serce raduje się na myśl, że ten mały wycinek książkowego świata, który stworzyłam, podoba wam się tak samo jak mnie. Za każdym razem, gdy decydujecie się przeznaczyć wasze ciężko zarobione pieniądze na coś, co stworzyłam, moja pisarska dusza napełnia się dumą i wdzięcznością. Chciałabym, żeby każdy z was wiedział, jak bardzo sobie was cenię i jak bardzo doceniam wszystkie cudowne rzeczy, które wnieśliście do mojego życia. Jeżeli kiedykolwiek będziemy mieli okazję się spotkać gdzieś w tym wielkim, strasznym świecie, bądźcie pewni, że będę podekscytowana i uradowana spotkaniem was!!! To będzie zaszczyt przytulić was i podziękować wam za to, że kupujecie moje książki i że daliście mi szansę, kiedy tak rozpaczliwie jej potrzebowałam. Mam nadzieję, że wiecie, iż do każdej książki, każdej historii zabieram się z myślą, że zawdzięczam wam wszystko. Dziękuję, że akceptujecie mnie taką, jaka jestem, i nie przeraża was cała moja niesforność i szaleństwo. Dziękuję, że rozumiecie mnie w tym moim obłędzie i zabawie, z którą się on łączy! Tak jak zawsze powtarzam, że uwielbiam czytać wiadomości od was, więc nie wahajcie się mnie zaczepiać i wiedzcie, że gdybym tylko mogła, postawiłabym wam wszystkim w dniu premiery każdej z moich książek po piwie! Nie krępujcie się wylewać swoich żali na jaycrownovergmail.com. Oprócz najlepszej pracy na świecie zostałam także pobłogosławiona najlepszymi ludźmi, którzy mi w niej pomagają. Amanda Bergeron to najlepsza redaktorka, jaką mogłaby sobie wymarzyć pisząca dziewczyna. Jest drobna, ale potężna i naprawdę robi wszystko, co w jej mocy, żeby każda z trafiających do waszych rąk książek była tak dobra, jak tylko to możliwe. Dzięki niej czuję się lepiej, nawet kiedy mam ochotę wszystkich dookoła zamordować. Cała ekipa z wydawnictwa HarperCollins jest niesamowita. Jessie Edwards i Alaina Waagner dbają o mnie, najlepiej jak potrafią, i pracują bardzo, bardzo ciężko, żeby upewnić się, że wszyscy czytelnicy w krainie książek wiedzą, co piszczy u mnie w trawie. Dziewczyny robią wszystko, żeby proces dostarczania książki do rąk czytelnika był świetną zabawą. Nienawidzę latać, ale nie mam nic przeciwko podróżowaniu do Nowego Jorku, jeśli tylko mam się spotkać tam z tymi niesamowitymi babeczkami. Cała ekipa z wydawnictwa HarperCollins/William Morrow kopie tyłki. Oni wszyscy naprawdę kochają książki i romanse i pragną, żeby czytelnicy otrzymywali to, co najlepsze. Czuję się, jakbym wylądowała we właściwym miejscu i trafiła we właściwe ręce… trochę jak z Rowdy i Salem, nie? ☺ Moja agentka Stacey to superkobieta. Nikt w całym książkowym imperium nie pracuje ciężej od
niej ani nie troszczy się o mnie lepiej. Mam dla niej nieprzebrane pokłady miłości i szacunku… nawet wtedy, kiedy to, co mi mówi, sprawia, że znowu mam ochotę wszystkich zamordować! Jest po prostu dobrym człowiekiem i czuję się superszczęśliwa, że we mnie wierzy. Nadal ogarnia mnie duma i podniecenie, gdy czyta jedną z moich książek i mówi mi, jak bardzo jej się ona podoba. http://www.donaghyliterary.com Bardzo cenię całą pracę, którą wykonują dziewczyny z http://literatiauthorservices.com/, aby moje książkowe życie było uporządkowane. Karen, Michelle i Rosette rządzą, jeśli chodzi o organizowanie odsłon okładek i promocję wirtualną. Jak nikt radzą sobie ze wszystkimi szczegółami tego procesu i powstrzymują mnie przed wyrzuceniem komputera przez okno. Niedawno dodałam do mojego zespołu niesamowitą K.P. Simmon z Inkslinger PR i nie potrafię opisać, jak szczęśliwa się czuję, że jest nie tylko moją przyjaciółką, ale i osobą mającą wielki wkład do mojego książkowego świata! Melissa Shank to anioł. Naprawdę nie wiedziałam, że w dzisiejszych czasach spotyka się jeszcze takie kobiety. Po prostu uwielbiam ją całą i kocham jej serce i pasję dla książek i czytelników. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi potrzebny zespół do spraw marketingu czy fanpage’a, ani że ktokolwiek będzie się czymś takim interesował. Myliłam się i Mel jest cudowna, że wygospodarowała mi ten mały kącik na Facebooku i uczyniła go tak fajnym i interaktywnym miejscem. Jest po prostu niesamowita i chciałabym ją wyściskać na śmierć. Muszę również wykrzyczeć Katie Marcum, jak bardzo się cieszę, że pomaga mojej stronie twitterowej Crownover’s Crowd chodzić jak w zegarku. Obydwie macie moją dozgonną wdzięczność. Gdybyście, najdrożsi, mieli ochotę zajrzeć na oba serwisy, gwarantuję świetną zabawę, nie mówiąc już o tym, że Mel rozdaje regularnie na Facebooku różne fajne rzeczy! https://www.facebook.com/groups/crownoverscrowd/ Jest jeszcze jedna Mel, dzięki której moje życie jest takie niezwykłe. Czyta ona wszystkie moje książki przed publicznością i zanim wyślę je Amandzie. Jej wkład pomaga mi opowiadać historie, najlepiej jak umiem. Bardzo cenię, że jest ktoś, kto podłapuje wszystkie moje szalone pomysły i pomaga uczynić z nich ekscytującą, romantyczną podróż. Bez niej Naznaczeni Mężczyźni… ani żaden z moich chłopców nie byliby tym, czym są. Nie istnieją na świecie słowa, które opisałyby, jak mocno chcę podziękować mojej rodzinie, więc zadowolę się: „dzięki za wszystko, mamo i tato”. Muszą wystarczyć, bo istnieje miliard różnych rzeczy, za które powinnam im dziękować każdego dnia. Są po prostu najlepsi. Uwielbiam moją najlepszą psiapsiółę. Kocham w niej wszystko i naprawdę muszę jej podziękować za bycie tym, kim jest. Jest niesamowita. Po prostu. Dziękuję wszystkim moim literackim przyjaciołom, nowym i starym, za podpisywanie książek i bycie w tym czytelniczym świecie prawdziwym skarbem. Zawsze jest świetnie spotykać innych autorów i blogerów, a ja uwielbiam poznawać wszystkie trybiki, które sprawiają, że biznes książkowy się kręci. Ludzie z kręgów literackich są po prostu najlepsi, więc dziękuję za to, że raz za razem potwierdzacie tę regułę. Nacja blogerów… och, nawet nie wiecie, jakim paliwem napędowym jesteście dla mojego
literackiego silnika i jak jestem wam nieskończenie wdzięczna za wszystko, co zrobiliście dla mnie i dla moich chłopców. Dziękuję za to, że robicie to tak wspaniałomyślnie. Dziękuję za publikowanie moich okładek, za dołączanie do moich akcji promocyjnych, za to, że chcecie, abym udzielała wam wywiadów, i za prośby o udział w promocjach, nawet jeśli muszę odmówić, bo nie mam na to czasu!!! Dziękuję, że dzielicie się swoją miłością do książek. Dziękuję za pisanie recenzji, które czasami są lepsze niż to, co wychodzi spod mojego pióra. Dziękuję, że utrzymujecie książkową krainę zjednoczoną i połączoną. Dziękuję za dzielenie się słowem i rzeczami, które kochacie… a także tymi, które kochacie trochę mniej. Uwielbiam to, że blogowanie jest takie punkowe, takie pierwotne i samodzielne. Uwielbiam to, że miłość do książek i czytania buduje całe platformy, na których ludzie mogą stawać i krzyczeć o swojej pasji do wszystkich, chcących słuchać. To jest nieprawdopodobnie świetne. I, jak zawsze, chcę podziękować wszystkim blogerom, którzy z recenzentów zmienili się w moich przyjaciół i powierników. Doceniam szybką informację zwrotną i recenzje, które docierają do moich uszu, zanim trafią do Internetu. Dziękuję, że sprawiacie, iż chcę, aby to, co robię, było jeszcze lepsze. Zawsze kończę okrzykiem do mojego stada. Tak bardzo kocham ich małe, kudłate pyszczki! Chciałabym, żeby wiedziały, jak wiele dla mnie znaczą! Buziaczki dla was, Charley, Pistol i Duce… a także dla Mike’a Maleya (który nigdy tego nie przeczyta), bo gdyby nie troszczył się pod moją nieobecność o moją kudłatą rodzinę, nigdy nie mogłabym wyjeżdżać i spotykać wszystkich was, moi cudowni czytelnicy!