Guido Knopp
T A J E M N IC E XX W IE K U Współpraca: Alexander Berkel, Stefan Brauburger, Christian Deick, Friederike...
16 downloads
35 Views
37MB Size
Guido Knopp
T A J E M N IC E XX W IE K U Współpraca: Alexander Berkel, Stefan Brauburger, Christian Deick, Friederike Dreykluft, Anja Greulich, Rudolf Gültner, Peter Hartl, Annette von der Heyde, Sönke Neitzel, Patrick Obrusnik, Karl-Walter Reinhardt, Friedrick Scherer, Mario Sporn, Anette Tewes Dokumentacja: Annette von der Heyde, Mario Sporn
Z niemieckiego przełożyła
Barbara Ostrowska
jCX
Świat Książki
S p is treści Słowo wstępne ..........................................................................................
9
1901 Sekret królowej Wiktorii ...........................................................................
13
1907 Legenda R asputina....................................................................................
25
1914 Jak doszło do I wojny światowej.............................................................
35
1933 Materiały córek Hammersteina .............................................................
47
1937 Ostatni lot „Hindenburga” .........................................................................
59
1938 Zabójcze milczenie Magdy G oebbels........................................................
71
1938 Tajemnica aktora Heinza Riihmanna ......................................................
81
1938 Neckermann - to nie tylko udany u r lo p ..................................................
91
5
1939 Kłopotliwi krewni Hitlera
103
1939 IBM pomocnikiem Hitlera......................................................................
117
1941 Fanta i naziści .........................................................................................
129
1941 Legenda o wojnie prewencyjnej ............................................................. 139
1942 Tajemnica U 166 ......................................................................................
151
1944 Prawda o Nemmersdorfie........................................................................
163
1944 Legenda o „cudownej broni” ................................................................... 175
1945 Niemieccy „kamikadze” ..........................................................................
187
1945 Koniec Hitlera .......................................................................................... 199
1945 Czerwona flaga na Reichstagu ............................................................... 211
1946 Reinhard Gehlen - „szpieg stulecia” .....................................................
221
1948 Cud marki niem ieckiej............................................................................ 235
1953 Zryw ku w olności...................................................................................... 249
6
1962 Odliczanie do III wojny światowej
263
1963 Zabójstwo Johna F. K en n edyego........................................................... 277
1964 Ścigany dr K im ble.................................................................................... 289
1967 Kto zdradził Che Guevarę? ..................................................................... 299
1974 Upadek Willy’ego Brandta....................................................................... 311
1986 Spisek Stasi .............................................................................................
323
1990 Do puczu nie doszło ................................................................................ 335 Wykaz te k stó w .......................................................................................... Bibliografia............................................................................................... Źródła ilu stracji........................................................................................ Indeks o s ó b ...............................................................................................
349 351 358 359
S ło w o w s tę p n e
Detektywi historii - to nasi reporterzy. Czy szukają zaginionego od kil kudziesięciu lat tajnego orzeczenia o pochodzeniu Hitlera, czy biorą pod lupę enerdowskie służby bezpieczeństwa jako sprawców katastro fy ekologicznej w zakładach Sandoz w 1986 roku, czy odkrywają tajem nicę dokum entów panien Hammerstein, które już w lutym 1933 roku ujawniły w ojow nicze plany Hitlera, czy ruszają po śladach radzieckich generałów, autorów planowanego już w 1990 roku na Gorbaczowa za machu, który zapewne udarem niłby zjednoczenie Niem iec - tak czy inaczej, każda dobra historia zaczyna się od katorżniczej pracy, nie tyl ko żm udnego szperania w archiwach, lecz także intensywnych rozm ów ze świadkami epoki i świadkami naocznymi. Tylko w ten sposób m ożna niekiedy uchylić zasłony znad niektó rych m itów i legend m inionego X X wieku. To fascynujące i poruszają ce stulecie jest rzeczywiście bogate w zagadkowe przypadki historii. Bo niewątpliwie było to stulecie, które pokazało ludzkości jej najgor sze i najwspanialsze m ożliwości. Stulecie kontrastów: Hitler i matka Teresa, Stalin i Beatlesi, Auschwitz i lądowanie na Księżycu. Pokaza ło, czym m oże być ta piękna, błękitna planeta, jeśli rządzą nie tylko odwaga i naukowy rozsądek, lecz także człowieczeństwo i miłość. Ale pokazało również, do czego ludzkość technicznie i m oralnie jest zdol na: jest zdolna do wszystkiego - do sam ozagłady też. Wiele dotychczas nieznanych i tajem niczych historii kryjących się za dziejam i tego fascynującego i strasznego stulecia zasługuje na zba danie i wyjaśnienie.
9
W ym ieńm y trzy przykłady, niezupełnie przypadkiem związane ze Związkiem R adzieckim . Na byłym superm ocarstwie zawsze m ożna było polegać, jeśli chodzi o tajem nice i mity. W eźm y sprawę Sandoz bezprecedensow ej katastrofy ekologicznej. W nocy na 1 listopada 1986 roku w zakładach chem icznych pod Bazyleą eksplodowała hala magazynowa. Trzynaście m ilionów litrów skażonej wody, którą ga szono pożar, spłynęło do Renu razem z niebezpiecznym i chem ikalia mi - łącznie z 200 kilogram am i w ysoce toksycznej, czystej rtęci. Naj częściej opiewana niem iecka rzeka przybrała m iejscam i kolor krwiście czerwony, na wiele lat niem al całkiem zamarło w niej życie. Kto zawinił? Przez sześć lat władze szwajcarskie szukały przyczyn kata strofy - bez rezultatu. Czternaście lat później nasi reporterzy skłonili do mówienia czło wieka, który musiał coś w iedzieć - Vincent Cannistraro, były szef w y działu CIA do walki z terroryzm em , wyjawił to, co po upadku Związku Radzieckiego zdradził mu oficer KGB w M oskwie: wypadek w zakła dach chem icznych Sandoz był aktem terroryzmu państwowego, w y m yślonym przez radzieckie tajne służby KGB i przeprowadzonym przez Stasi, służbę bezpieczeństwa NRD. Cannistraro: „Stasi działała na polecenie KGB. Rosjanie chcieli od w rócić uwagę od katastrofy w Czarnobylu, za którą ich krytykowano” . Katastrofa radzieckiego reaktora wydarzyła się w kwietniu 1986 roku i stała się punktem zwrotnym w historii powszechnej, który Związek Radziecki m im o głasnosti chętnie by utajnił. Zupełnie inaczej niż w wypadku innego historycznego zwrotu w 1945 roku. Niektóre zwroty historii potrzebują bowiem sym boli o wa dze mitu. Jeśli rzeczywistości niedostaje, w sukurs pożądanem u m ito wi muszą przyjść profesjonaliści. Tak też było z fotograficzną ikoną zwycięstwa w II w ojnie światowej. Powstała 2 maja 1945 roku. Berlin skapitulował, Hitler już dwa dni wcześniej zastrzelił się w swoim bun krze. Ale sam martwy tyran nie wystarczał, tym bardziej że jeg o szcząt ków nie można było znaleźć ani pokazać. Przybyły poprzedniego dnia fotograf Jewgienij Chałdiej był profesjonalistą i wiedział, że legendy trzeba starannie przygotować. W ieczorem w przeddzień wyjazdu z M o skwy zabrał ze stołówki agencji TASS kilka czerwonych obrusów. Jego wuj, krawiec Izrael Izraelicz Czejicer, jeszcze w nocy je pozszywał, a swoje dzieło opatrzył znakiem sierpa i młota. Przed południem 2 ma ja Chałdiej stanął na dachu Reichstagu i nacisnął migawkę.
10
Dlaczego musiał to być akurat Reichstag? Po pożarze w 1933 roku był przecież tak naprawdę pierwszą ruiną po Hitlerze, w gruncie rze czy - pohańbionym sym bolem niem ieckiej dem okracji. Ale wtedy ni komu to nie przeszkadzało. Potrzebne było sym boliczne zdjęcie zwy cięstwa - i zrobiono je na poniekąd najbardziej im ponującej budowli w środku Berlina. Fakt, że legendarna „czerw ona flaga na Reichsta gu’’ została uszyta, jak dziś wiem y, przez żydow skiego krawca (a ży dowski fotograf zadbał o to, by weszła do historii powszechnej), to je den z ow ych kaprysów historii, które pozwalają m ieć nadzieję, że k o niec koń ców jest ona jednak sprawiedliwa. I chyba też taka była u schyłku stulecia - w owym legendarnym ro ku m iędzy upadkiem muru berlińskiego a niem iecką jednością, kiedy to świat zdawał się wierzyć, że teraz tym N iem com uda się po prostu wszystko - od m istrzostw świata w piłce nożnej po ponow ne zjedno czenie. A o m ały włos w cale by do tego nie doszło. Latem 1990 roku genera łowie Związku R adzieckiego, który utrzymywał w NRD silną Za chodnią Grupę W ojsk, porozum ieli się z oficeram i Narodowej Armii Ludowej NRD, aby zapobiec czem uś, czem u m oże jeszcze m ożna było zapobiec. Obie grupy miały dość powodów, by zawrzeć „przym ierze przegranych” . Enerdowscy generałowie bardzo dobrze wiedzieli, że w wypadku zjednoczenia niem iecko-niem ieckiego pójdą - w najlep szym razie - na emeryturę, a ich w ojsko zostanie dyskretnie rozwiąza ne. R adzieccy generałowie obawiali się o swój łup w ojenny - o NRD, swoją nagrodę za pokonanie hitlerowskich Niem iec; a ogólnie, że ich dobre życie w NRD się skończy i że, last but not least, Związek Ra dziecki nie przetrwa. Ich celem stało się obalenie Gorbaczowa. Plano wali zaprosić krem low skiego przyw ódcę do NRD, aresztować go, a je go następcą m ianować legendarnego marszałka Achrom iejewa. Ten się wahał - tak, trzeba pilnie ratować, co jeszcze jest do uratowania. Ale nie w ten sposób. Nie, on nie jest puczystą. Ostatecznie do puczu nie doszło. A je d n o ść niem iecka stała się faktem. R ok później jednak do puczu doszło - z marszałkiem A chrom iejewem. I pucz się nie udał. N ieszczęsny marszałek powiesił się 23 sierp nia 1991 roku. Kto późno przychodzi... O takich i jeszcze wielu innych historiach kryjących się za dziejam i świata m ożna przeczytać w tej książce.
Od jej imienia wzięła nazwę cała epoka - i pewna postawa: w języku potocznym „wiktoriański" znaczy tyle, co „pruderyjny". Królowa Wiktoria nie prowadziła jednak życia spętanego gorse tem konwenansów. Po przedwczesnej śmierci swojego małżon ka, księcia Alberta, znalazła pocieszenie w ramionach królew skiego koniuszego. Tajemnicę królowej zdradził intymny szczegół z dziennika sir Jamesa Reida, lekarza przybocznego Wiktorii.
1901
Sekret k ró lo w e j W ik to rii Do historii królowa Wiktoria przeszła ja k o pucołowata matrona w czerni, ze spiczastym nosem i kwaśną miną. Już za życia ucieleś niała w oczach wielu w spółczesnych ów „fanatycznie pryncypialny” typ kobiet, jakie w edług francuskiego pisarza Guy de Maupassanta szczególnie „Anglia rodzi w dużej liczbie - uparte, nieznośne stare panny” . Dla potom nych Wiktoria stała się kwintesencją pruderii, a słowo „w iktoriański” - synonim em surowych poglądów moralnych. Dwudziestego drugiego stycznia 1901 roku wielka stara dama umarła w ramionach swego wnuka Wilhelma II, cesarza Niem iec, pozostawia jąc po sobie tajem nicę, w żaden sposób niepasującą do legendy o w do wie wyzbytej radości. Wiktoria zasiadła na tronie, gdy miała zaledwie 18 lat. Przez 64 lata swoich rządów przekształciła brytyjskie im perium kolonialne w świa towe mocarstwo. Jako „królow a Wielkiej Brytanii i Irlandii” oraz „ce sarzowa Indii” panowała pod koniec życia nad jedną czwartą ludności świata. W żadnej ze swych dalekich kolonii jednak nie była, tylko ma tą sąsiednią wyspę, niepokorną Irlandię, odwiedziła na krótko przed śmiercią. Dzieciństwo miała Wiktoria surowe i bezpieczne, a wychowanie odebrała niem ieckie. Angielski nie był jej ojczystym językiem i do końca życia mówiła z akcentem . „I will be g ood !” - ślubowała ju ż jak o dziecko, gdy po raz pierwszy usłyszała, jaką przyjdzie jej odegrać rolę .On jest aniołem” - królowa Wiktoria i jej małżonek, książę Albert, 1851 rok
13
„Matrona z kwaśną miną” Wiktoria zapadła w zbiorową pamięć jako surowa wdowa w czarnej sukni
w Anglii. Wuj Wiktorii, król Wilhelm IV, zmarł niedługo po jej 18. uro dzinach, w 1837 roku, z największym trudem i dzięki w ysiłkom leka rzy doczekawszy, aż jeg o bratanica osiągnie pełnoletność, nie chciał bow iem dopuścić, by regencję objęła jej ambitna niem iecka matka, księżniczka Wiktoria von Sachsen-Coburg-Saalfeld. M łoda królowa szybko odnalazła się w nowej roli. W dzienniku, który prowadziła od najm łodszych lat, upewniała samą siebie: „Je stem bardzo m łoda i m oże niedośw iadczona w wielu sprawach, ale nie we w szystkich; pewna jed n ak jestem , że tylko nieliczni mają w ię cej dobrej w oli i rzeczyw iście silniej niż ja pragną czynić to, co dobre i słuszne” . Jedną z pierw szych jej urzędow ych czynności było w yprowadzenie w łasnego łóżka ze w spólnej sypialni z matką, z którą od urodzenia dzieliła pokój. Wiktoria pragnęła się nacieszyć świeżo uzyskaną nie zależnością, w żadnym razie nie chciała się wiązać zbyt w cześnie:
14
..Zam ążpójście to loteria. Nawet jeśli los Albert jest naprawdę zupełnie okaże się szczęśliwy, biedna kobieta i tak czarujący i nader przystojny. [...] jest niew olnicą m ężczyzny” - napisała. Lecz Moje serce go pragnie. później sprawy nabrały własnej dynam iki. Wiktoria Król Belgii Leopold, ukochany wuj Wiktorii, zastępujący siostrzenicy przedw cześnie zm arłego ojca, radził jej wyjść za mąż, b y u m ocn ić dynastię. W ybór padł na Alberta z dom u sasko-koburskiego, „stadniny E uropy” - ja k Bism arck nazywał Koburgów, zasiadających na tylu tronach, co żaden inny ród szlachecki w Europie. Wiktoria przystała na wizytę n iem ieckiego kuzyna, acz kolwiek nie bez zastrzeżeń. Zwierzyła się sw ojem u prem ierowi, że myśl o zam ążpójściu napawa ją lękiem . „Z u pełnie pom ijając m ój m łody w iek i w ielką niechęć, b y obecną sytuację zam ienić na inną, nikt w tym kraju nie pragnie takiego w ydarzenia” - uwiadamiała ukochanego wuja w Belgii. Potem jednak nie m ogła się doczekać. Przystojny Albert od razu się spodobał m łodej królowej. R eguły m onarchiczne wymagały, aby to Wiktoria jak o stojąca wyżej poprosiła o rękę Alberta - okoliczność, która uskrzydliła fantazję ów czesnych karykaturzystów. Albert długo się nie drożył i och oczo przyjął wyznaczoną rolę. „O n jest takim aniołem, takim w ielkim aniołem. Żadna kochająca się para nie m ogłaby być szczęśliwsza od nas!” - zwierzała się w rozm arzeniu świeżo zakochana swojem u dzienniczkowi. Był to rzeczywiście począ tek wielkiej historii m iłosnej. Niecałe cztery m iesiące później odbyło się wesele. R ankiem po n ocy poślubnej zachwycona Wiktoria zapisa ła: „G dy nastał świt - a nie spaliśm y w iele - i zobaczyłam tę piękną, anielską twarz obok siebie, było to w ięcej, niż potrafię wyrazić! On w y gląda tak pięknie, gdy ma na sobie tylko koszulę i widać jeg o piękną szyję” . Zm ysłow ych radości nie kryła też przed swoim prem ierem , lor dem M elbourne, zupełnie nie po wiktoriańsku dając mu do zrozum ie nia, że spędziła „nader zadowalającą i oszałamiającą n oc” . Młoda Wiktoria uwielbiała sw ojego Alberta: „Stwórca nie m ógł ze słać na ten niespokojny świat istoty doskonalszej niż mój ukochany Albert. Czuję, że nie potrafię bez niego żyć” . Para królewska rozkoszo wała się życiem małżeńskim , i to bez cienia pruderii. Na urodziny lub rocznice ślubu obdarowywali się wzajem nie dziełami sztuki, z których emanował erotyzm - rysunkam i aktów lub figurami nagich ciał, na przykład „Neptuna składającego hołd Brytanii” czy też nagiej Lady
15
G odivy na końskim grzbiecie. Tylko liczne ciąże stawały na przeszko dzie m ałżeńskiem u pożyciu, irytując m łodą żonę. W edług ówczesnej w iedzy m edycznej stan błogosław iony wymagał wstrzem ięźliwości seksualnej. Później Wiktoria będzie radziła swojej najstarszej córce, również Wiktorii, m atce Wilhelma II, by się w małżeństwie nie spie szyła. „Ja byłam biedna i nieszczęśliwa przez to, że to zajęcie [ciąże!] tak całkowicie zepsuło mi pierwsze lata małżeństwa! Żadne przyjem ności nie były mi już dane” . M łoda para z powiększającą się niemal z roku na rok grom adką dzieci - Wiktoria i Albert m ieli ich dziewięcioro, starała się unikać ofi cjalnych rezydencji królewskich. Pałac Buckingham leżał w samym centrum m glistego i dusznego Londynu, przem ysłow ego m olocha, a W indsor był „sztywny i nudny, dworski, a nawet trochę jak w ięzie nie” - uważała królowa, pragnąca dla swojej m łodej rodziny zdrowego i sw obodnego życia. Rodzina królewska czuła się najlepiej w refugiach Osborne H ouse na wyspie Wight - tam też Wiktoria umarła w 1901 ro ku - i na zamku Balmoral w Szkocji. Jeszcze dziś w prywatnym życiu W indsorów są to najważniejsze adresy - w 1980 roku od zaproszenia do królew skiego Balmoralu zaczął się romans Diany z Karolem, brytyj skim następcą tronu. Jeszcze dziś, gdy latem pałac Buckingham otwiera swoje podw oje dla turystów, rodzina królewska chętnie w y jeżdża do Szkocji. Książę Albert nabył O sborne i Balmoral na początku sw ojego mał żeństwa i przebudował w edług w łasnego pom ysłu. Służyły one W ikto rii za m iejsca stałego pobytu jeszcze w jej wdow ich latach, ku w ielkie mu utrapieniu ministrów, których do siebie wzywała. Balmoral leży w odległości 500 kilom etrów od siedziby rządu. Dla Wiktorii i Alberta życie na wsi, z dala od londyńskiej m etropolii i jej arystokratycznych kręgów, oznaczało sw obody obywatelskie. Zwłaszcza na wyżynach Szkocji często odbywali dalekie w ycieczki i bawili się podróżując in co gnito: „Postanow iliśm y m ów ić o sobie lady i lord Churchill z osobam i towarzyszącym i” . Pośród nielicznej służby, która im w tych podróżach towarzyszyła, znajdował się niejaki John Brown, stajenny i służący swoich państwa Zapominasz, najdroższy, że jestem w Balmoral. Jeszcze o nim usłyszymy. władczynią i że pracy za nic Podczas perm anentnych ciąż Jej Królew w świecie nie można lekceważyć czy odkładać na później. skiej M ości sprawy rządowe przejm ow ał Wiktoria książę Albert. Przygotowywał wszystkie do-
16
kumenty, udzielał królowej rad, w nosił w łasne pom ysły. Im perium każdego roku rozrastało się o obszar kilkakrotnie w iększy od kraju macierzystego. W polityce i gospodarce A nglia stała na czele naro dów, dyskretnie kierowana przez n iem ieck iego m ałżonka królowej. Wielkim je g o dziełem , którym zaskarbił sobie uznanie Brytyjczyków, była I Wystawa Powszechna, zorganizowana w 1851 roku w legendar nym Crystal Pałace. Wiktoria chętnie pozwalała działać obow iązko wemu m ałżonkowi. „Albert z dnia na dzień znajduje coraz w iększe upodobanie w polityce i załatwianiu spraw, a do obu ma talent zupeł nie cudow ny” - pisze do wuja Leopolda, króla Belgów, darzącego ją ojcow skim uczuciem . I dalej: „M y, kobiety, nie jesteśm y stworzone do rządzenia - i jeśli jesteśm y dobrym i kobietam i, to te m ęskie czyn ności nie m ogą się nam podobać. Bywają jednak czasy, które nas zmuszają, by się tym interesować, a w tedy czynię to naturalnie z ca łym zaangażowaniem ” . Czasy te nadeszły w cześniej, niż m ożna się było spodziewać. W 1861 roku Albert w w ieku 42 lat nieoczekiw anie zmarł na tyfus. Pierwsze sym ptom y poważnej ch orob y obow iązkow y książę m ałżo nek długo ignorował. Był ju ż obłożn ie chory, a jeszcze napisał drżą cą ręką do rządu w L ondynie m itygujący list, by nie w ciągać im pe rium w am erykańską w ojn ę dom ow ą. Lekarze do końca zapewniali Wiktorię, że ch ory w yzdrow ieje. G dy umarł, dla królowej zawalił się świat. Z taką samą nam iętnością, z jaką ubóstwiała swego m ałżonka za życia, teraz go opłakiwała: „Jak m am żyć po tym w szystkim , co przeszłam ? [...] M oje życie, takie jak ie w iodłam , m inęło, przeszło, skończyło się! R adość, przyjem n ości - w szystko m inęło na zawsze” . Wiktoria uczyniła ze swej straty przed miot ekscesyw nego kultu żałobnego. Od tej Pochyliłam się nad nim pory już do końca życia nosiła surowy w do i powiedziałam: „To twoja mała wi strój, jaki był w m odzie około 1861 roku: żoneczka", a on skłonił głowę; czarną, obszerną krynolinę i welon. O pokój zapytałam, czy mnie pocałuje, i on to uczynił. Zdawał się na Alberta dbano tak, jak by książę miał w rócić w pół drzemać. [...] Podniosłam lada chwila, codziennie m yto je g o nocnik, się, ucałowałam jego kochane, przynoszono gorącą w odę do golenia i przy boskie czoło i zawołałam gotow yw ano św ieże ubranie. P ogrążona w gorzkim bólu: „0 mój drogi, w żałobie wdowa przez całe lata spała obok najukochańszy!". koszuli nocnej sw ojego ukochanego, a p o Wiktoria u łoża umierającego Alberta, 14 grudnia 1861 roku dejm ując ważne decyzje, pytała o radę je g o
17
portret. O d tam tej pory A lbert spraw o wał niew idzialne rządy nad je j życiem : „T o m oje niezłom ne postanow ienie, nie ze światem? odwołalna decyzja, by je g o życzenia - je Wiktoria po śmierci Alberta do swojej córki Wiktorii w Berlinie go plany - co do wszystkiego, wszystkie je g o poglądy były dla m nie prawem ! Żadna ludzka siła m nie nie odwiedzie od tego, co on postanowił i cze go on sobie życzył” . Sprawy urzędowe Wiktoria załatwiała z żelazną dyscypliną. W ypeł niania obow iązków reprezentacyjnych królowa wdowa jednak stanow czo odmawiała: żadnych przyjęć, żadnych balów, żadnych wizyt. Cały mi latami parlament podczas cerem onii otwarcia musiał się zadowalać tym, że na tronie zasiadały... królewskie gronostaje. M onarchia prze żywała kryzys. Republikanie już wietrzyli szanse dla siebie. Niektórzy podawali w wątpliwość, czy królowa warta jest jeszcze pieniędzy w y płacanych jej przez państwo. Tylko wtedy, gdy gdziekolw iek w kraju trzeba było uroczyście odsłonić posąg Alberta, „zaginiona królowa” na chwilę zapominała o swoich obiekcjach i pokazywała się ludowi. P om patyczny, pozłacany Albert Memoriał w Kensington Gardens do dziś daje świadectwo wielkiej m iłości małej królowej. „We are not am used” - zdawała się brzm ieć dewiza Jej Królewskiej M ości. To w łaśnie z tych lat zinstytucjonalizow anej żałoby w yw odzi się stereotypow e w yobrażenie o purytańskiej m onarchini Im perium B rytyjskiego, nietolerującej w swojej obecn ości żadnych przejawów niefrasobliw ej radości. A przecież płom ień nam iętności wciąż jeszcze się w niej palił. „Nie jestem stara, ku m em u żalowi, m oje uczucia są silne i gorące, a m oja m iłość - żarliwa” - skarżyła się rok po śm ierci Alberta swojej najstar szej córce i powiernicy. Czy chodziło tylko o Alberta? Nie jest to takie pewne. W 1865 roku stanął bow iem u jej boku przystojny, silny mężczyzna, zupełnie nie z jej sfery, ale je g o towarzystwo nieskończenie dobrze jej robiło: Szkot John Brown, dyskretny cień jej w ycieczek z Albertem w czasach beztroskich pobytów na zam ku Balmoral. Rozkaz asystowania królowej podczas w szystkich wypraw poza do m em uczynił zeń jej stałego towarzysza. „Jest mi taki oddany - taki prostolinijny, taki inteligentny, tak inny niż zwykły służący i tak d o brze usposobiony i uważny... Ach! Ż ycie toczy się dalej” . Brown odnoCo będzie z nami, z tym
nieszczęsnym krajem, z Europą,
18
sil się do swojej „w um an” , jak ją niekiedy Wyznaczyłam mojego znako nazywał ze sw oim szk ock im akcentem , mitego służącego z gór, by mi z szorstką serdecznością i poufałością. A ona poza domem zawsze i wszędzie towarzyszył, czy to podczas ceniła je g o uczciw y sposób bycia, bez p o przejażdżek konnych, czy to chlebstw i fałszywej uniżoności. wyjazdów, czy podczas spacerów. Dwór był przerażony. Krążyły pogłoski, że Wiktoria o Johnie Brownie, Wiktoria i John Brown wzięli potajem nie 1865 rok ślub. że już w iodą małżeństwo niegodne jej stanu. M ówiło się o „rom ansie z Brow nem ” , pism a satyryczne nazywa ły królową „panią Brow n” . Choć wykpiwana, Wiktoria nie dała się zbić z tropu: „Jest on dla m nie prawdziwym skarbem i życzyłabym sobie, by ludzie wyżej postawieni m ieli je g o rozum i je g o dyskrecję” - pisała w swojej obronie do córki W iktorii w cesarskim Berlinie. Publicznie też się go nie wypierała. W 1867 roku pozowała razem ze swoim „dom estykiem ” do portretu, wystawionego w Royal Academ y: ukazuje on Wiktorię siedzącą na koniu, którego cugle m ocno trzyma w ręku John Brown. Brown był też jedyn ym m ężczyzną, który miał wstęp do jej sypial ni. Trzeba być bardzo naiwnym, by sądzić, że nic tych dwojga ze sobą nie łączyło. Na początku koniuszy królowej stanowił zapewne część jej nieum iarkowanego kultu żałoby po Albercie. „Jej Królewskiej M ości Służący z Gór” - jak brzmiał je g o oficjalny tytuł - znalazł w obec sm ut ku swej rom antycznej królowej właściwy ton. Po wizycie w królew skim m auzoleum i u grobu księcia m ałżonka wyjawił jej, że m ógłby dla niej um rzeć, tak bardzo jej w spółczuje w żałobie po ukochanym A l bercie. Wiktoria była głęboko przejęta: „D obrze robi m ojem u sercu, gdy widzi, że w tak prosty i poruszający sposób szanuje się m oją zgry zotę, a szczególnie wzruszające jest to u silnego, krzepkiego m ężczy zny, syna gór” . Ale już niedługo pam ięć wielkiej straty chyba zaczęła schodzić na dalszy plan. Przez 18 lat Wiktoria dzień w dzień znajdowała w swoim „synu szk ock ich g ór” sp olegliw ego przyjaciela, człowieka zaufanego i obrońcę. Raz uratował Nie ma dla Pani żadnej radości, jej nawet życie, własnym i rękam i rozbraja biedna królowo, i żal mi Pani jąc zamachowca. Z Brownem u boku królo ale cóż ja mogę dla Pani zrobić? wa znowu zwróciła się ku ziem skim rado M ógłbym dla Pani umrzeć. ściom. Zaczęła podróżow ać - do Szwajcarii, John Brown do królowej Wiktorii Francji i Włoch. Z nów odbierała defilady,
19
pokazywała się ludowi, coraz bardziej interesowała się sprawami niż szych warstw. Nowo nabytą wiedzę pragnęła zastosować także w wy chowaniu sw ojego „drogiego” najstarszego wnuka, późniejszego cesa rza niem ieckiego W ilhelma II: „Książęta i księżne powinni być zawsze doskonale uprzejm i i gotowi do pom ocy; nie w olno im sądzić, że ich krew i kości są inne niż biedaków, chłopów, robotników i służby” - ra dziła je g o matce, swojej córce Wiktorii. Później będzie się odnosić z re zerwą do sw ojego „zapalczywego, zarozumiałego i upartego” wnuka, je g o nieopanowanych m ów i „kolonialnych osielstw” . Ale nawet z człowiekiem z ludu u swego boku Wiktoria nie dostrze gała nabrzmiałej kwestii społecznej. Podczas gdy w Londynie niejaki Karol Marks przelewał na papier swoje teorie, praca dzieci w kopalniach była regułą, a proletariat m iejski wegetował w wilgotnych, piwnicznych izbach, ona w swoim zaangażowaniu społecznym dotykała zaledwie po wierzchni. W 1880 roku w liście do premiera próbowała na przykład nie dopuścić, by dodatkowym podatkiem obłożono „ludzi o małych docho dach” : „Królowa ubolewa z powodu podatku od piwa, ponieważ biedacy nigdy nie piją wina i konieczność rezygnacji z piwa m ocno ich do tknie. Biedaków nie stać na dodat kowy podatek od tego, co w wielu okolicach stanowi ich jedyny na pój” . Ona sama coraz częściej skła niała się ku m ocniejszym trunkom, przekonana przez Szkota Browna, że whisky jest łatwiej strawna od czerwonego wina. Z pewnością w tamtych czasach utrzym yw anie zażyłych stosun ków z podwładnym było sprzeczne z w ym ogam i etykiety. Ale W ikto ria sama decydowała, co jest „w ik toriańskie” . Dziennik m łodej w do wy naturalnie m ilczy na temat, czy była to miłość. A m oże akurat tutaj m ilczenie jest szczególnie w ym ow ..Romans z Brownem?” - królowa i jej zaufany sługa, 1865 rok ne. Córka Wiktorii, Beatrice, która
20
otrzymała od matki polecenie, by po jej Był częścią mego życia śmierci przepisać dzienniki, usuwając pew to niepowetowana strata. ne fragmenty, a oryginały spalić, praw dopo Królowa Wiktoria o Johnie Brownie dobnie nazbyt starannie zatarła ślady Johna Browna. Książę Kentu Michał, praprawnuk królowej, nie ma co do te go wątpliwości: „Beatrice spaliła o wiele w ięcej, niż zarządziła W ikto ria". Dopiero pod koniec lat 90. pojawił się u potom ków Browna zbiór listów, z którego wynika, że strażniczka wiktoriańskiej m oralności i jej koniuszy „byli sobie bardzo, bardzo bliscy i pozostawali w intym nych stosunkach” . Gdy w 1883 roku obow iązkow y Brown w skutek niew yleczonego przeziębienia zmarł nagle, Wiktoria była ja k rażona grom em : „Jestem zupełnie oszołom iona tą stratą, która odbiera mi k ogoś tak oddanego i poświęcającego się w m ojej służbie i kto tyle uczynił dla m ojego oso bistego sam opoczucia. To utrata nie tylko służącego, lecz prawdziwe go przyjaciela” . Tak jak w w ypadku pierwszej wielkiej m iłości swego życia królowa osobiście zatroszczyła się o pam ięć po zaufanym słudze. W parku Balmoral kazała ustawić nadnaturalnej w ielkości posąg Browna, a w m auzoleum Alberta poleciła nawet um ieścić tablicę pa miątkową na je g o cześć: „Z m iłością i w dzięcznością pam ięci Johna Browna, w iernego i oddanego osobistego towarzysza i przyjaciela kró lowej W iktorii” . Aż do końca życia składała kwiaty na dw óch grobach: Alberta i Johna Browna. Po jej śm ierci najstarszy syn i następca tronu Edward, sam noto ryczny kobieciarz, usiłował pozbyć się świadectw sympatii matki do dworzanina niższego stanu. Kazał spalić listy królowej do Johna Browna, a je g o popiersia zniszczyć. Polecił przenieść wielki posąg Browna w parku Balmoral za królewską mleczarnię. W spólne wysiłki rodzeństwa, Beatrice i Edwarda, okazałyby się skuteczne, gdyby nie dziennik lekarza przybocznego, który ostatnią wolę Wiktorii nie tylko spełnił, lecz jeszcze udokum entow ał dla potom ności. W połow ie stycznia 1901 roku nastąpiło to, o czym królowa pom yśla ła już dużo w cześniej. Dla w szystkich na dworze było oczywiste, że ży cie Jej Królewskiej M ości dobiega końca. W nuk „W illy” w Berlinie zo stał pow iadom iony i niezw łocznie przyjechał do Osborne, dokąd kró lowa przeniosła się na przełom ie wieków. G dy 22 stycznia o godzinie 18.30 „m atka im perium ” umierała, w okół jej śm iertelnego łoża stało oprócz Wilhelma II pięcioro jej dzieci. Na w ypadek swojej śm ierci
21
wieczna wdowa wydała szczegółow e instrukcje. Po pierwsze - żadne go zakładu pogrzebow ego! Rodzina musiała w ięc sama wziąć się do dzieła i w łożyć ciało do trumny. Po drugie - żadnego pogrzebu w czer ni! M im o że Wiktoria przez 40 lat życia nosiła się na czarno, w ostatnią podróż chciała wyruszyć w bieli, w swoim ślubnym welonie. Tyle ofi cjalny testament. To, co Wiktoria chciała ukryć nawet przed najbliższą rodziną, p o wierzyła swojem u przybocznem u lekarzowi Jamesowi Reidowi, a ten nie zawahał się spełnić jej prośby. Nim zam knięto trumnę, by prze w ieźć ją królewskim jachtem „Alberta” na ląd, wyprawił wszystkich członków rodziny z pokoju zmarłej. Jego misja była przykra, ale aż na zbyt ludzka. Stara dama w swoim ostatnim legacie postanowiła, co za-
„Drogi wnuk” - cesarz Wilhelm II (3. od lewej) z Wiktorią i czworgiem jej dzieci podczas wizyty w Coburgu, 1894 rok
22
ufany lekarz ma jej w łożyć do trumny. Na pamiątkę przedwcześnie zmarłego księcia m ałżonka R eid um ieścił tam szlafrok Alberta, gipso wy odcisk je g o dłoni i kilka zdjęć. „Ale do lewej dłoni królowej - zano tował sum ienny lekarz przyboczny w swoim dzienniku - w cisnąłem zdjęcie Johna Browna i małe etui z puklem je g o włosów, dokładnie tak. jak zmarła sobie życzyła. Potem przykryłem wszystko kwiatami” . Pogrążeni w żałobie członkow ie rodziny nie mieli się dow iedzieć 0 ostatnim dow odzie m iłości rom antycznej królowej do koniuszego. 1 tak by tego nie zrozumieli. „N ikt nie był dla m nie tak m iły jak on ” powiedziała Wiktoria o Johnie Brownie. W śm ierci czuła się zjednoczo na z obiem a w ielkim i m iłościam i sw ojego życia.
Był jedną z najbardziej zagadkowych postaci XX wieku - roz pustnik i „mnich cudotwórca", Grigorij Rasputin. Uzdrawiając w 1907 roku rosyjskiego następcę tronu, Aleksieja, pozyskał za ufanie carskiej rodziny - i wzbudził podejrzliwość adwersarzy. Niebawem rozeszła się pogłoska, że Rasputin jest szpiegiem na usługach niemieckich.
1907
L e g e n d a R a sp u tin a Osobliwa to była procesja, która 14 kwietnia 1918 roku zatrzymała się przed chłopską chatą w syberyjskiej wiosce. Osobliwa też aura unosi ła się nad tym i ludźmi, najwyraźniej miastowymi. „O koło godziny 12.00 przyjechaliśm y do Pokrow skoje. Długo staliśmy pod dom em Na szego przyjaciela. W idzieliśm y je g o krewnych, którzy przyglądali się Nam przez ok n o” - zanotowała później Aleksandra Fiodorowna, ostat nia carowa Rosji. Jeszcze raz duch zm arłego maga owiał małą, zagu bioną grupę. Potem „obyw atel Rom anow ” i je g o rodzina musieli ru szyć w dalszą drogę, na wygnanie. Grigorij Jefim ow icz Rasputin, nieokrzesany chłopski syn z dale kich stron rosyjskiego im perium , najbliższy zaufany ostatniego cara, Mikołaja II, i je g o niem ieckiej żony Aleksandry przepowiedział wszystko: koniec dynastii R om anow ów i swoją własną śm ierć z ręki morderców. „R osyjski carze! - pisał pod kon iec 1916 roku do M ikoła ja - czuję, że jeszcze przed 1 stycznia pożegnam się z życiem . Jeśli zabyą m nie w ynajęci m ordercy, w tedy ty, rosyjski carze, nie będziesz musiał się nikogo bać. Ale jeśli m orderstwo popełnią twoi krewni, wówczas nikt z twojej rodziny nie przeżyje dw óch lat” . Niecałe trzy miesiące po śm ierci Rasputina Mikołaj II został zm uszony do abdyka cji. Rok później cała carska rodzina poniosła okrutną śm ierć w sybe ryjskim Jekaterynburgu, zastrzelona z rozkazu Lenina przez bolsze wików. .Cudotwórca” - Grigorij Rasputin, około 1910 roku
25
„Wśród zwolenników przeważały kobiety” - Rasputin w gronie swoich szlacheckich wielbicielek, 1911 rok Co było siłą napędową tego człowieka o hipnotycznym spojrzeniu? Człowieka, który ledwo umiał czytać i pisać, a m im o to najwyższe krę gi towarzyskie Rosji leżały u je g o stóp? W czym tkwiła tajemnica jeg o sukcesu? W znajom ości ludzi połączonej z chłopskim sprytem? Skąd brał pieniądze na utracjuszowski styl życia? Podejrzenie, jakie się p o jawiło, miało towarzyszyć Rasputinowi do końca je g o dni: człowiek w chłopskiej bluzie to szpieg na usługach niem ieckich. Tajem nica Ra sputina - dziś w iem y na ten temat więcej. Postać Rasputina długo przesłaniały legendy i mity. Już data jego uro dzenia - w 1869 roku - pozostawała przez długi czas niepewna. On sam chętnie się podawał za starszego, niż był faktycznie, uważał się przecież za „starieca” , „świętego starca” . Po burzliwej młodości w Pokrowskoje, gdzie zwrócił na siebie uwagę głównie z powodu nadmiernej konsum p cji alkoholu, bijatyk z wieśniakami i kradzieży koni, wiosną 1903 roku Grigorij Rasputin dotarł do Petersburga. Szedł długo, wędrując od klasz toru do klasztoru, a po drodze sporządził sobie własną miksturę z chrze ścijańskiej doktryny zbawienia i zwyczajów pogańskich. W światowym Petersburgu Rasputin był zjawiskiem malowniczym. Na szczupłym, krzepkim ciele nosił długą rubaszkę, przewiązaną paskiem. Do szero-
26
kich spodni wkładał wysokie buty. Ogorzałą Raduję się światłem miłości. twarz, z charakterystycznym guzem na czole, To jest moje życie. okalały długie włosy z przedziałkiem i zmierz Grigorij Rasputin wiona broda. Przenikliwe oczy nad wielkim nosem nie tylko jak magnes przyciągały wzrok, lecz najwyraźniej były tez źródłem siły hipnotycznej Rasputina. Innych zalet cielesnych nie po siadał, jak oświadczył w 1917 roku Filipow, wydawca jego pism. Podczas wspólnych wizyt w łaźni z owym rozpustnikiem m ógł stwierdzić, że jego członek, o którego legendarnych rozmiarach krążyły później najróżniej sze pogłoski, wcale niczym się nie wyróżniał. Rasputin miał po prostu młodzieńczą sylwetkę, „bez brzucha i zwiotczałych mięśni” . Obcy zwrócił na siebie uwagę w m ieście. Rasputin szybko zdołał uzyskać dostęp do kręgów arystokratycznych. Uważano go za zabaw nego i chętnie słuchano je g o m glistych przepowiedni. Grono je g o zwo lenników, przeważnie płci żeńskiej, rosło szybko i z egzaltacją m u dworowało. Jedna z kobiet, będąca świadkiem tych konwentykli, w i działa, jak „ważne dam y obcinały m u paznokcie i przyszywały je sobie na pam iątkę” . W 1906 roku Rasputin wysłał do cara telegram: „O jczulku carze, przybywszy z Syberii do tego miasta, chciałbym ci ofiarować ikonę świętego Sym eona z Wierchoturja, cudotwórcy... w wierze, że święty będzie Cię strzegł przez wszystkie dni żywota Tw ego” . Szesnastego października 1906 roku Mikołaj II po raz pierwszy przyjął pobożnego mięśniaka, który „na Jej Cesarskiej M ości i na M nie wywarł osobliwie silne wrażenie” , jak napisał do sw ojego prem iera Stołypina. Czasy najmyraźniej dojrzały do „cu d u ” , który carską rodzinę aż do jej upadku miał związać z Rasputinem. Carowa urodziła cztery dziewczynki, nim w reszcie powiła upragnio nego dziedzica tronu, Aleksieja. Na je g o narodzinach położył się je d nak cień: carewicz był hem ofilikiem . Każde skaleczenie m ogło prowa dzić do śmierci. Tę straszliwą diagnozę traktowano jak tajem nicę pań stwową. Nikt z zewnątrz nie miał się dow iedzieć, jak niepewna jest przyszłość dynastii Rom anowów. Strach o najm łodsze dziecko spramił, że głęboko religijna carowa, wywodząca się z heskiej szlachty, za częła szukać p om ocy u szarlatanów i okultystów, za którym i jeszcze przed Rasputinem drzwi pałacu się nie zamykały. Gdy teraz obcy mąż boży poprosił o pozw olenie zobaczenia chłopca, dopuściła go do swej słabej latorośli, niespokojnie przewracającej się w łóżku. Rasputin nie
27
dotknął dziecka, tylko zaczął się modlić. Chłopiec zasnął, a nazajutrz rano obudził się od jakiegokolwiek państwowego zdrowy. Zdarzył się pierwszy „cu d ” ! „Caro dostojnika. w ie” , jak Rasputin miał w przyszłości tytuło Aron Simanowia, sekretarz Rasputina wać swoich cesarskich przyjaciół, byli pod w ielk im w rażeniem . Aż nazbyt och oczo uwierzyli w przepow iednię Grigorija, „że chłopiec z czasem całkiem wyzdrowieje i wyrośnie ze swojej ch oroby” . Aleksandra regularnie przyjmowała „N aszego przyjaciela” , jak go nazywała, na dworze w krę gu swojej rodziny. Służba ze zdziwieniem zauważyła, że mąż boży zja wia się nawet w sypialniach księżniczek, córek monarchy. W październiku 1907 roku doszło do katastrofy, której m im o naj większej ostrożności nie sposób było zapobiec: mały Aleksiej uderzył się podczas zabawy. Matka stwierdziła z przerażeniem, że pod skórą tworzy się wielki krwiak. Lekarze przyboczni przepisali ciepłe kąpiele błotne - bez rezultatu. Zrozpaczona Aleksandra kazała wezwać Raspu tina, a ten natychmiast udał się do pałacu. Przenikliwie popatrzył chłopcu w oczy i długo z nim medytował. Później niektórzy z je g o zwo lenników twierdzili, że utożsamiając się z cierpiącym potrafi przenosić cudzy ból do własnego, silnego ciała. Tak mieli jak oby postępować „szam ani” , kapłani-czarownicy na Syberii. Chłopiec rzeczywiście znów usnął odprężony. Nazajutrz krwiak znikł. Carowa uznała zdolności uzdrowicielskie Rasputina za potwierdzone. Od tej pory była od niego całkowicie zależna. Gdy go nie miała w pobliżu, chwiejna w nastrojach cesarzowa stawała się niespokojna: „M ój kochany i niezapom niany na uczycielu, wybawco i doradco. Ginę bez Ciebie. [...] Jestem spokojna w sercu i odprężona dopiero wtedy, gdy Ty, Mój nauczycielu, siedzisz obok Mnie, a Ja całuję Twoje ręce i skłaniam głowę na Twoje błogosła wione ramiona. O, jakże Mi w tedy lekko. [...] Czy wkrótce znów bę dziesz przy Mnie? Przybądź szybko. Czekam na Ciebie, usycham z tę sknoty za Tobą. Proszę Cię o Twoje święte błogosławieństwo i całuję Twoje błogosławione dłonie. Twoja miłująca cię wiecznie M[ama]” . List m iłosny? Raczej dokum ent przesadnej matczynej m iłości i rozpaczy. Rasputin był potężniejszy
Żaden carski faworyt nigdy nie doszedł W Rosji do większej
x
.
,
,
,
,
. ,
~
władzy
Świadom y posiadanej władzy chłop z Syberii rozdelektował się swoją pozycją u „ca-
Aron Sim anowia, sekretarz
ró w ” -
Rasputina
28
W mówił im, że jest łącznikiem m iędzy rodziną w ładcy a prostym , wierzącym lu-
dem, ponad intryganckim i dworskim i kote Każdy dźwiga swój krzyż. riami i oportunistycznym i ministrami. Ale On dźwiga ten. w miarę jak rosły w pływy Rasputina, rosła Żona Rasputina o jego przygodach tez rzesza je g o wrogów. M inister spraw w e seksualnych wnętrznych kazał go śledzić dzień i noc. P o licyjni szpicle odnotowywali każdy je g o krok, każdą przyjm owaną w i zytę. Raporty robiły wrażenie. M owa w nich była o orgiach, o zabawia niu się z prostytutkami, ale też o seksualnym napastowaniu służących i dam z najlepszego towarzystwa. Car zapoznawał się z m eldunkam i agentów, ale zgodnie z zasadą, że co być nie m oże, tego nie ma, każda próba pozbawienia Rasputina władzy kończyła się fiaskiem. Mikołaj nie chciał dostrzec w raportach szpicli niczego poza intrygami zawist nych wrogów. W końcu w yprosił sobie podobn e działania. Nawet na bezinteresowne rady swoich zaufanych car był głuchy. So fia Tiutczewa, dama dworu Jej Cesarskiej M ości, oburzona narusza niem godności stanowej carskich dzieci przez poufałe obcowanie ze -świętym m ężem ” , zaklinała Mikołaja, by go wygnał ze dworu. „Zatem nie wierzy pani w świętość Grigorija Jefim ow icza?” - zapytał zdespero wany car. - „A co by pani powiedziała, gdybym wyznał, że przeżyłem te trudne lata tylko dzięki je g o m odlitw om ?” . Pozycja Rasputina na dworze była pewna. Gdy M ikołaj, człowiek bardzo rodzinny, opuszczał z żoną i dziećm i „zepsuty” Petersburg, by z letniej rezydencji Carskie Sioło rządzić krajem, cudow ny uzdrowi ciel pełną piersią korzystał z życia w stolicy. Tylko od czasu do czasu w asyście kilku w ybranek spośród swoich szlacheckich wyznawczyń jeździł do syberyjskiej w ioski Pokrow skoje, gdzie czekały na niego ślubna żona i troje dzieci. W Pokrowskoje córka Rasputina, Maria, była raz według własnych słów świadkiem „uzdrowienia na odległość” . Rasputin przebywał aku rat na „urlopie w dom u” , gdy stan zdrowia następcy tronu gwałtownie się pogorszył. Carowa wysłała błagalny telegram: „Lekarze nie mają na dziei. Cała Nasza nadzieja w Pańskich m odlitwach” . Z depeszą w ręce Rasputin natychmiast podszedł do ikon w pokoju, jak opowiadała Ma na, tam padł na kolana i m odlił się: „Ulecz swego syna Aleksieja, jeśli taka Twoja wola! Daj mu m oją siłę, o Boże, by m ógł jej użyć do swego wyzdrowienia” . Gdy mówił, drgawki nim wstrząsały i jakby niepom ier ny ból nim zawładnął. Zlany potem, padł na drewnianą podłogę. „Wyda wało się, że walczy ze straszliwą agonią - pisała później córka Rasputi-
29
na - myślałam, że umrze. Po czasie długim jak w ieczność otworzył oczy i się uśmiechnął. jeszcze, straszliwa burza grozi Podałam mu filiżankę zimnej herbaty, a on Rosji. To nieszczęście. Niewypowiedzianie wiele wypił ją łapczywie. Kilka chwil później znów cierpienia. [...J Całe morze tez. był sobą” . Carewicz szybko wyzdrowiał. A ile krwi? [...] Wiem, wszyscy Gdy wybuchła I wojna światowa, wpływy żądają od ciebie wojny, nawet ci, Rasputina zyskały nowy wymiar. W 1914 roku którzy są wiernie oddani, oni nie rozumieją, że śpieszą do zguby. depeszą do cara zdołał powstrzymać zarządzo Ciężka będzie kara od Boga.... ną m obilizację potężnej armii rosyjskiej: Rasputin do cara po wybuchu „Wiem, wszyscy żądają od ciebie wojny [...] ale I wojny światowej ciężka będzie kara od Boga. Wszystko utonie w morzu krwi” . Przez krótki m om ent w historii powszechnej wojna i po kój zdawały się leżeć w rękach rosyjskiego mużyka. Ale potem Mikołaj poszedł za radą swoich wojskowych i ponowił rozkaz mobilizacji. Odtąd Mikołaj przebywał w kwaterze głównej, a carowa jak o regentka była „pańskim okiem ” na tyłach, jak przekonywał ją Rasputin. R e ligijna Aleksandra zadbała, by Mikołaj nawet na froncie nie obywał się bez zaleceń męża bożego. N iektóre w iadom ości miały charakter raczej ogólnikow y: „O n mówi, że niebawem będziem y otrzymywać przyjem niejsze wieści z teatru w ojny” (list z 14 grudnia 1914), inne natomiast były całkiem konkretne: „M uszę Ci przekazać przesłanie od Naszego przyjaciela, do którego natchnęła go jedna z nocnych wizji. On Cię prosi, by pod Rygą przejść niezwłocznie do ofensyw y” (list z 15 listo pada 1915). Car często postępował zgodnie z sugestiami „starieca” . P o śród histerii wojny, która pociągała za sobą ogrom ne ofiary, Rasputin i Aleksandra stali się już całkiem zabobonni. W połowie 1915 roku Gri gorij podarował carowi grzebień. Carowa natychmiast upom niała m ę ża: „N ie zapom nij przed każdą ważną rozm ową czy każdą decyzją przeczesać włosów. Ten mały grzebyk ci pom oże” . Dzięki bliskim kontaktom z carową Rasputin wywierał wpływ na dobór ministrów. W ten sposób Rosja w ciągu zaledwie dziesięciu m ie sięcy miała pięciu m inistrów spraw w ewnętrznych i trzech ministrów wojny. Najbardziej spektakularne było jednak to, do czego udało mu się doprowadzić w 1915 roku. Pod presją Rasputina Mikołaj odwołał naczelnego dow ódcę w ojsk rosyjskich, M ikołaja Mikołajewicza, swoje go wuja i zagorzałego przeciwnika Rasputina, i sam mianował się na czelnym wodzem . Rasputin ostrzegał przed grożącym przewrotem, w razie gdyby nie posłuchano je g o „zalecenia” , a odebranie władzy Drogi Przyjacielu! Powtarzam raz
30
swojem u serdecznem u w rogowi skom entował z zadowoleniem : „G dy by nasz Mikołaj nie zajął m iejsca Nik-Nika [przydom ek Mikołaja Mikołajewicza w carskiej rodzinie], m ógłby pożegnać się z tronem ” . Przez to posunięcie M ikołaj, który nie miał doświadczenia w ojsko wego, całkow icie utracił zaufanie narodu. Trzynaście m ilionów Rosjan stało w trzecim roku w ojny pod bronią. Ponad dwa m iliony ju ż poległo, wiele m ilionów było rannych. Infernalny rozlew krwi wym agał kozła ofiarnego i szybko go znaleziono: w osobach cesarskiej m ałżonki, N iem ki z pochodzenia, oraz jej dorad cy i serdecznego przyjaciela, który w sam ym środku w ojny szastał pie niędzmi na prawo i lewo. Co się za tym kryje? We wzburzonej atm os ferze, jaka panowała w śród cierpiącego narodu, podejrzenia padały na zyzną glebę. „N iem kę” , jak lud nazywał teraz Aleksandrę, pom awiano o szpiegostwo na rzecz swojej ojczyzny, a wraz z nią - jej męża bożego o m ocnej głowie. Skoro w szystkie oskarżenia o rozwiązły tryb życia nie pozbawiły go władzy, oskarżono go teraz całkiem konkretnie, że tąjem nice w ojskow e, o których dowiedział się przez carową, sprzedał emisariuszom W ilhelma II. Rasputin rzeczywiście był wtajemniczony, wiedział o operacjach w oj skowych. Aleksandra na wieść o tajnych rozkazach wymarszu wyraźnie napisała swojemu mężowi w dalekiej kwaterze głównej: „N ikom u nie powiem o tym ani słowa, tylko Naszemu przyjacielowi, aby cię wszędzie chronił” . Wyrafinowany m nich kazał też dowiadywać się o konkretne sprawy: „Mój drogi aniele - zwracała się cesarzowa do swego męża w jednej z codziennych depesz - jakżebym chciała zadać ci tysiąc pytań o twoje plany w sprawie Rumunii. Nasz przyjaciel bardzo rad by to wie dzieć” . Przez carową ucho Rasputina sięgało aż do centrali wojskowej kwatery głównej. Jesteś carem, ojcem narodu. Nie pozwól, by szaleńcy Czyżby Rasputin był zdrajcą? Czy istniał zatriumfowali i siebie samych spisek m iędzy „N iem ką” a jej złym duchem oraz lud pchnęli do zguby! przeciw ko narodow i rosyjskiem u? Takie Może i Niemcy zostaną pokonane. przypuszczenia pasowały do podgrzanych na Ale co będzie wtedy z Rosją? Jeśli się zastanowić, nigdy nie strojów, gdy z jednej strony groziło w idm o było tak wielkiego męczeństwa. głodu, a z drugiej rysowała się klęska liczeb Rosja tonie we krwi. Wielkie jest nie największej siły zbrojnej ów czesnego nieszczęście, bezgraniczna żałość. świata. Jedna z pielęgniarek z Pałacu Z im o Grigorij. wego podobno widziała nawet sekretny kabel Rasputin do cara po wybuchu do rozmów z Berlinem. A czyż Rasputin w euI wojny światowej
31
forycznej atmosferze lata 1914 roku nie w ypo wiadał się jako jedyny przeciwko wojnie? wybije. Nie boję się, ale wiem, że I rzeczywiście tak było: Rosja musi ,ja k ta godzina będzie gorzka. Będę musiał znieść wielkie męczarnie. najszybciej zawrzeć pokój z N iem cam i” - żą Rasputin do krewnych na krótko dał otwarcie Rasputin w gronie swoich zwo przed swoją śmiercią lenników. On, człow iek ze wsi, sądził, że le piej zna rosyjski lud i jego cierpienia niż warstwa rządząca. Od 1916 roku wcale już nie krył, że jest przeciwnikiem wojny. To, co nastąpiło teraz, było ostatnim aktem rosyjskiego dramatu wiary i władzy: Członkowie rosyjskiej arystokracji widzieli w nuworyszu zagrożenie dla monarchii i uznali, że muszą się go pozbyć. Ponieważ słabość Raspu tina do pięknych kobiet była znana w całym mieście, Feliks Jusupow, potom ek zapewne najbogatszej rodziny w Rosji, postanowił posłużyć się własną żoną jako przynętą. Rasputin, choć tyle razy dowiódł intuicyjnej znajomości ludzi, przystał na spotkanie. Zamiast pięknej Iriny, która ostatecznie postanowiła nie brać jednak udziału w „brudnej sprawie” , na podstarzałego rozpustnika czekały zatrute ciastka i alkohol zmieszany z cyjankiem. Ale trucizna nie po działała. Zam achowcy nie zwrócili uwagi, że Rasputin nigdy nie jadał niczego słodkiego, więc i śmiertelne ^ | j â j łakocie zostawił nietknięte. JusuMoja ostatnia godzina niedługo
f
™ —
"
JM
^
p °w > d o b y t y z bronią bon vivant, chwycił zatem za pistolet i strzelił. j znowu bez rezultatu - Rasputin wprawdzie upadł z jękiem , ale zaraz się podniósł i próbował uciekać. Te raz w kroczyli do akcji pozostali uczestnicy spisku. Wielki książę Dy mitr, kuzyn cara, trafił ciężko ranne go. Potem zam achow cy wrzucili ofiarę do lodowatej Newy. Trzy dni później wydobyto straszliwie pokie reszowane zwłoki. Z protokołu sek-
..Rasputin musi zmknąć” Feliks Jusupow i jego żona Irina, siostrzenica cara Mikołaja II, 1910 rok
32
cji wynikało, że Rasputin utonął. Wieść o okolicznościach śmierci Rasputina szybko się rozniosła. Nie-
mai nadnaturalne siły, z jakim i „święty de Nikt nie ma prawa mordować. mon” odpierał ataki swoich wrogów, wprawiły Car Mikołaj po zamordowaniu bliźnich w przerażenie. Spiskowcom gratulo Rasputina przez arystokratów wano „patriotycznego czynu” , kary uniknęli. Po śm ierci Rasputina spekulacje na temat je g o działalności szpie gowskiej nadal znajdowały pożyw kę - do czasu, gdy w połow ie lat 90. jednej z aukcji Sotheby’s pojawił się nieoczekiw anie zbiór dok u mentów rosyjskich z protokołam i przesłuchań przyjaciół i w rogów Ra sputina. W rew olucyjnym roku 1917 tym czasow y rząd lutowy powołał kom isję, która miała ujawnić „sprzeczne z prawem działania m ini strów i innych osób urzędow ych reżim u carskiego” . W zakres jej dzia łań w chodziło także szpiegostwo uprawiane przez kontrowersyjnego męża bożego i carową, N iem kę z pochodzenia, przy czym zarzut zdradę stanu wiązał się ściśle z oskarżeniam i o potajem ne negocja cje w sprawie zawarcia odrębnego pokoju. D ochodzenie niezbicie w y kazało niew inność podejrzanych. Para monarsza pod koniec 1916 ro ku odrzuciła niem iecką propozycję pokojow ą. Aleksandra do końca stała po stronie narodu rosyjskiego. Także na szpiegowską działalność Grigorija Rasputina, o którego seksualnych ekscesach m ożna się b y ło z pierwszej ręki dow iedzieć dzięki ow em u okazałem u dossier, nie znaleziono dowodów. On chciał pokoju, ale pokoju sprawiedliwego. Jeden z „sekretarzy” , którym i Rasputin otaczał się pod koniec życia, zacytował je g o powiedzenie: „Skoro rozpoczęło się w ojnę, trzeba ją d o prowadzić do końca. Jeśli toczy się spór, to trzeba się spierać, bo z p o łowicznego sporu znowu w yniknie spór” . Paktować z Niem cam i z pow odów finansow ych Rasputin nie m u siał. Pieniądze, którym i szastał na prawo i lewo, dostawał od swoich dobrze sytuowanych wyznawczyń i od bogatych petentów, płacących mu za wstawiennictwo u dworu. Podczas rewizji u sekretarzy Raspu tina natknięto się natomiast na jaw ne dow o dy kwitnącego handlu je g o listami polecająJedyny punkt, w którym możemy się spodziewać, że pozostanie on cymi. W szystkie m iały obok krzyża tę samą [Mikołaj II] niezłomny, to kwestia linijkę tekstu: „D obry, kochany człowieku, wojny. Tym bardziej że cesarzowa, wysłuchaj i pom óż, G rigorij” . Wystarczyło która faktycznie rządzi Rosją, ma tylko wpisać nazwisko adresata i liczyć na niezłomną wolę za wszelką cenę prowadzić wojnę dalej. wpływ Rasputina. Tylko sobie sam em u ob rotny mąż boży z Syberii nie zdołał pom óc. Angielski poseł George Buchanan
na
o
w swoich wspomnieniach
I wojna światowa była „pierwotną katastrofą" XX wieku. To, co się zaczęło pośród wielkiej euforii w upalne lato 1914 roku, skończyło się w 1945 na stosie historii. Z perspektywy czasu w i dać wyraźnie, że pierwsza wojna była tylko przygrywką do dru giej. Pytanie, kto ponosi winę za klęskę, straumatyzowało całe pokolenie. A kto ponosi odpowiedzialność za wybuch wojny?
1914
Jak doszło d o I w o jn y św iatow ej Dwudziesty ósm y czerwca 1914 roku był pięknym , letnim dniem. Wspaniała pogoda na wizytę austriackiego następcy tronu, Franciszka Ferdynanda, w bośniackiej stolicy Sarajewie. Ludność wezwano, by ustawiła się wzdłuż ulic i wiwatowała na cześć przyszłego cesarza Austro-Węgier. Wielu Bośniaków nie było jedn ak w nastroju do wiwatów. W 1908 roku Austro-W ęgry anektowały ich kraj i od tamtej pory pano wał tu surowy reżim okupacyjny. Zwłaszcza m łodzi bośniaccy Serbo wie żyli w biedzie i bez perspektyw. Chcieli być częścią W ielkiej Ser bii, a nie w ielonarodow ego państwa zdom inow anego przez N iem ców i Węgrów. Dla nich Franciszek Ferdynand nie był gościem , lecz w ro giem. Sześciu m łodych Bośniaków postanowiło zadać m ocny cios znienawidzonem u państwu, w którym przyszło im żyć. Chcieli zabić następcę tronu. Serbskie tajne służby zaopatrzyły ich w cztery rewolwery i sześć bomb. W szyscy zajęli stanowiska na znanej ogółow i trasie przejazdu przez śródm ieście i czekali. Czynniki oficjalne liczyły się naturalnie z m ożliw ością zamachu. Przedsięwzięte środki bezpieczeństwa były jednak zadziwiająco skromne. Na dworcu Franciszek Ferdynand wsiadł do otwartego autom obilu i ruszył w stronę ratusza - naprzeciw zamachowcom . Już po chwili pierwszy z nich zdołał rzucić na pojazd bom bę. Franciszek Ferdynand instynktownie uniósł ramię, pocisk się Wierność Nibelunga” - Wilhelm II i szef sztabu generalnego austriacko-węgierskich wojsk lądowych, baron Franz Conrad von Hötzendorf, grudzień 1914 roku
35
„Wizyta następcy tronu” - Sarajewo, 28 czerwca 1914 roku. Franciszek Ferdynand i jego małżonka Zofia opuszczają ratusz
od niego odbił i spadł na złożony otwierany dach, a potem na ulicę, gdzie eksplodował. Następca tronu o włos uniknął śmierci, skończyło się na strachu. Kierowca pojął w lot powagę sytuacji i pełnym gazem ruszył w kierunku ratusza. Tu, zgodnie z planem, następca tronu zo stał przyjęty przez gubernatora Bośni i Hercegowiny, generała Oska ra Potiorka. W obec dram atycznych wydarzeń dalszy program wizyty uległ jednak zmianie. Franciszek Ferdynand stracił ochotę na „zw ie dzanie” . Chciał natomiast odw iedzić w m iejscow ym szpitalu podpuł kownika Erika von M erizziego, rannego od bom by. Kolum na sam o chodów znowu szybko ruszyła, lecz kierowca Franciszka Ferdynanda, niepoinform ow any o zmianie programu, skręcił na rogu jednej z ulic. Gdy jadący w tym samym sam ochodzie Potiorek zwrócił mu uwagę, kierowca natychmiast zahamował i wrzucił wsteczny bieg. Gawriło Princip od kilku godzin stał z rewolwerem w tłumie, czeka jąc na kolum nę sam ochodów następcy tronu. A stął tak niekorzystnie, że do jadącego sam ochodu nie m ógłby wystrzelić. Ale teraz następca tronu zatrzymał się tuż przed nim. Zam achow iec dostrzegł szansę:
36
„Skromne środki bezpieczeństwa” - aresztowanie zamachowca, Gawriły Principa, po strzałach oddanych do Franciszka Ferdynanda
skoczył w stronę auta i oddał kilka strzałów. Jedna z kul trafiła w p od brzusze żonę Franciszka Ferdynanda, która um ierając osunęła się na kolana męża. On sam, śmiertelnie ranny od drugiego strzału, zawołał jeszcze: „Sopherl! Sopherl! Nie umieraj! Żyj dla naszych dzieci!” . Po czym i on się osunął. Kwadrans później już nie żył. M orderstw o w Sarajewie w zburzyło do głębi opinię publiczną w Europie. Cokolw iek ludzie m yśleli o Austro-W ęgrzech, takie krwa we czyn y m ogli tylko potępiać. Zam achow cy zostali ujęci. W innym można b yło w ytoczyć proces i w krótce przejść nad w szystkim do p o rządku dziennego. A ow ego lata 1914 roku w ielkie m ocarstwa i tak miały w łasne kłopoty. W ielkiej Brytanii groził w ybuch w ojny d om o wej w Irlandii, Francją wstrząsały w ew nątrzpolityczne afery i skan dale. W iedeń jed n ak nie chciał się zadow olić zw yczajnym procesem przeciw ko m łodym m ężczyznom w w ieku od 19 do 23 lat. Ci ch łopcy przecież nie m ogli działać sami! Chociaż na razie brakowało na to d o wodów, cały W iedeń był przekonany, że stać za tym m ogła tylko Ser bia. Jeszcze przed m orderczym zam achem kierow nictw o polityczne
37
m onarchii naddunajskiej dojrzało do d ecy zji, b y n iekoń czące się waśnie z Serbią za kuśtykać za tym słabym k o ń czy ć siłą. W w ojn a ch b ałk ań sk ich państwem i tracić młode siły na opóźnianie jego rozpadu. 1912-1913 roku Belgrad zdołał znacznie p o Kurt Riezler, sekretarz kanclerza w iększyć swoje terytorium . G łośno m ów iło Rzeszy Bethmanna Hollwega, się o utworzeniu W ielkiej Serbii. Dla w ielo o Austro-Węgrzech, narodow ych Austro-W ęgier w ielkoserbska 23 lipca 1914 roku propaganda była zagrożeniem. Około 10 pro cent m ieszkańców kraju stanowili tak zwani południowi Słowianie, czyli Chorwaci, Serbowie i Słoweńcy. G dyby zjednoczyli się z Serbią i utworzyli now e państwo, inne m niejszości też by tego próbowały. M onarchia habsburska rozpadłaby się. Należało w ięc zdławić zło w zarodku! Ugasić zarzewie serbskiego nacjonalizm u, nim pożar ogarnie cały dom . Ale za małą Serbią stała wielka i potężna Rosja. Zgodnie z panslawistyczną propagandą car Mikołaj II uważał się za obrońcę m ałego bratniego narodu. Cesarz Austro-W ęgier Franciszek Józef I nie m ógł w ięc rozważać problem u Serbii sam ego w sobie. Atak na ten m ały kraj najprawdopodobniej sprowokowałby w ojnę z Rosją, przeciwnikiem 0 jed en num er za dużym. Ale i W iedeń miał potężnych sprzym ierzeń ców: Rzesza N iem iecka była największą potęgą lądową na świecie 1 drugą potęgą morską. Na początku lipca Franciszek Józef I wysłał do Berlina dyplomatę, aby wysondował stanowisko N iem iec w razie kon fliktu na Bałkanach. Berlin faktycznie dał zielone światło. Kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg wyraźnie powiedział, że to „od Austro-Węgier [zależy] ocena, co m usi się zdarzyć, aby stosunek do Serbii stał się jasny” . W iedeń, Jakakolw iek zapa Przy odrobinie dobrej woli sprawa dłaby decyzja, [może] z całą pew nością li Serbii może zostać łatwo czyć na to, że N iem cy jako sojusznik i przy uregulowana. Ale równie łatwo jaciel m onarchii” staną za nim. Podkreślił, może się wymknąć spod kontroli. że niezw łoczne wystąpienie Austro-W ęgier Serbia ma gorących zwolenników przeciw ko Serbii jest najlepszym rozwiąza w narodzie rosyjskim. A Rosja ma sprzymierzeńca - Francję. niem, tym bardziej że sytuacja m iędzynaro Jakież z tego mogą wyniknąć dowa wydaje się w tej chwili korzystniejsza powikłania! dla takiego posunięcia niż w przyszłości. By Prezydent Francji Poincare 21 lipca ła to owa w ielokrotnie przywoływana carte 1914 roku w Petersburgu do posła blanche , którą Berlin dał sojusznikowi, na austro-węgierskiego, hrabiego stawionemu na w ojnę lokalną. Szaparyiego Będziemy musieli wiecznie
38
W W iedniu Rada M inisterialna pracowała gorączkow o nad eskala cją. Żadne zabiegi polityczne n ikogo tu nie interesowały. W ojna z Serbią była potrzebna, aby w yelim inow ać ten kraj ja k o czynnik władzy, a tego dom agał się cesarz Franciszek Józef I. T ylko w ęgier ski prem ier Istvân Tisza był przeciw ny konfliktow i militarnem u. Ale 14 lipca również je g o opór został przełam any. Tiszy udało się jed n ak doprow adzić do tego, że odstąpiono od żądań szybkiego ataku na Serbię. A k cję m iało teraz poprzedzić ultim atum, którego odrzucenie przez Serbię, co uważano za pewne, dałoby pretekst do w kroczenia wojska. W ieczorem 23 lipca poseł austriacki wręczył w Belgradzie ultim a tum - miało ono zostać przyjęte w całości w ciągu 48 godzin. Ultima tum wzywało rząd serbski, by ze w szystkich sfer życia publicznego wyeliminował propagandę skierowaną przeciwko m onarchii habsbur skiej. Najważniejsze były punkty 5 i 6: Serbia miała wyrazić zgodę na uczestnictwo organów rządowych Austro-W ęgier „w dławieniu wywro towych ruchów, godzących w terytorialną integralność m onarchii” oraz w sądowym dochodzeniu w sprawie zamachu. Te punkty unie możliwiały Serbii przyjęcie ultimatum, gdyż żądały od niej rezygnacji z części suwerenności państwowej. Joseph R edlich, członek austriackiej Izby Panów, poinform ow any o ultimatum przez jed n ego z przyjaciół, z radością zapisał w dzienni ku: „A w ięc jeszcze potrafim y chcieć! Nie chcem y i nie w olno nam być chorym człow iekiem , lepiej paść od razu! Dzisiaj nadchodzi wielki dzień: m iejm y nadzieję, że doprowadzi on do uzdrowienia Austrii” . W stolicach Europy dawno ju ż m inęło oburzenie z pow odu zamachu w Sarajewie i życie w róciło do normy. W ieść o austriacko-węgierskim ultimatum w obec Serbii spadła w ięc jak grom z jasnego nieba. R osyj ski m inister spraw zagranicznych Sazonow nie krył zdenerwowania. „C ’est la guerre européenne!” - w y k r z y k n ą ł ._________ B rytyjski m inister spraw zagran iczn ych Aby powstrzymać powszechną Grey m ówił nawet o najstraszliwszym pi katastrofę, a przynajmniej odebrać Rosji uprawnienie śmie, jakie kiedykolw iek zostało skierowane do działania, musimy zatem do niepodległego kraju. W jednej chwili Eu wyrazić gorące życzenie, aby ropa zawrzała. Każdy zdawał sobie sprawę Wiedeń niezwłocznie rozpoczął z grożącej wojny. rozmowy [z Petersburgiem]. Rząd serbski odpowiedział na ultimatum Kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg, 29 lipca 1914 roku nader zręcznie. Przyrzekł bezwarunkowe speł-
39
nienie wszystkich żądań, odm ów ił jednak dopuszczenia władz au striackich do udziału w śledztwie w sprawie zamachu. W rezultacie W iedeń zerwał stosunki dyplom atyczne z Belgradem, zm obilizował część wojska i 28 lipca 1914 roku wypowiedział Serbii wojnę. Dzień później artyleria austriacka ostrzeliwała Belgrad. Spodziewając się ta kiego rozwoju wydarzeń, rząd serbski ju ż 25 lipca opuścił stolicę, któ rej położenie geograficzne było niekorzystnie w yeksponowane, i za rządził m obilizację. Wojna z Serbią, tak dziarsko zalecana przez stronę niemiecką, stała się faktem. Kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg nadal naciskał na Wie deń, by szybko postawić świat w obec faktów dokonanych i zająć Serbię. Armii austro-węgierskiej nie stać było jednak n a /a it accompli. W obec długiego okresu mobilizacji nie mogła zaatakować przed 12 sierpnia. Tym czasem wszystkie starania Brytyjczyków, aby zwołać m iędzy narodową konferencję w celu zażegnania grożącego konfliktu, skoń czyły się fiaskiem. Z dnia na dzień malały szanse, że w ostatniej chw i li uda się jeszcze zapobiec wielkiej wojnie. Im perium carskie już 26 lipca ogłosiło „okres przygotowań do w oj ny” . Trzydziestego lipca Petersburg zarządził częściow ą m obilizację. To spowodowało, że lawina ruszyła. W czasach rozbuchanych n acjo nalistycznych em ocji m obilizacja armii była uznawana za je d n o znaczny zamiar przystąpienia do w ojny, na który należało szybko re agować. Generałowie sądzili, że ten, kto pierwszy zaatakuje, będzie miał na każdym polu przewagę nad przeciwnikiem . W krótce przeła many został także opór w ahającego się kanclerza Rzeszy, Bethm anna Hollwega, który jeszcze w ostatnich dniach lipca podejm ow ał m ało przekonyw ające próby powstrzym ania „pożaru świata” . Trzydzieste go lipca Rzesza postanowiła, że nazajutrz o godzinie 12.00 ogłosi stan „zagrożenia w ojen n ego” i tym sam ym de facto rozpocznie m obiliza cję. Trzydziestego pierw szego lipca, na kilka m inut przed 12.00, nade szła do Berlina w yczekiwana w iadom ość: Rosja ogłosiła pow szechną m obilizację! Nareszcie! R osjanie uprzedzili N iem ców. Teraz m ożna już było udawać przed całym światem stronę zaatakowaną, m iłujący pokój kraj, który m usi się bronić przed rosyjską ofensywą. Od tego m om entu w szystko potoczyło się szybko: plan w ojenny przewidywał zaatakowanie najpierw Francji sprzym ierzonej z Rosją, a po zw ycię stwie na zachodzie zwrot na w schód. Pierw szego sierpnia N iem cy w y pow iedziały w ojnę Rosji, 2 sierpnia pierwsze oddziały niem ieckie
40
wkroczyły do Luksem burga, a dzień później Mielibyśmy zostawić Austrię do Belgii. Trzeciego sierpnia w ypow iedziały samą sobie - arcypodle wojnę także Francji. W ielka Brytania ultyi mefistofelicznie, ale iście po angielsku! matywnie zażądała od Berlina w ycofania Cesarz Wilhelm II o brytyjskich wojsk z Belgii. G dy tak się nie stało, 4 sierp groźbach przystąpienia do wojny, nia L ondyn w ypow iedział w ojnę Berlinowi. 29 lipca 1914 roku Dwa dni później Austria w ypowiedziała w o j nę Rosji. K oło się zam knęło. R ozpoczęła się jedna z najstraszliwszych wojen w historii ludzkości. „W Europie gasną światła” - zauważył w m rocznym przeczuciu brytyjski m inister spraw zagranicznych Edward Grey. To, co się w tedy wydarzyło, było zbyt n iepojęte i m iało nazbyt zgubne następstwa, abyśm y m ogli po prostu zapom nieć o tam tych
„ M o b iliza cja !” - pru ski oficer ogłasza sta n za grożen ia w o jen n eg o , B erlin 31 lipca 1914 roku
41
dniach. D opiero później stało się w idoczne, że latem 1914 roku spadła na Europę „pier światową, do której przystąpi wotna katastrofa” X X w ieku - czas grozy, również Anglia. Niewielu jest takich, którzy m ogą sobie który nie skończył się w cale w 1918, lecz wyobrazić zasięg, czas trwania w łaściw ie dopiero w 1945 roku. Rzesze hi i koniec tej wojny. Jak się to storyków, publicystów i polityków zabrały wszystko skończy - dzisiaj nie się do wyjaśniania, dlaczego w 1914 roku wie nikt. I w ojna światowa wybuchła. W m iędzyw oj Helmuth von Moltke, niu i w pierw szych latach po II w ojnie świa 31 lipca 1914 roku towej pow ażni h istorycy byli zdania, że w ielkie mocarstwa w eszły w w ojnę „p oślizgiem ” . W okresie rywaliza cji m iędzy blokam i władzy, w czasach ek scentrycznego nacjonali zmu i silnej potrzeby um ocnienia w łasnego autorytetu m ocarstwa w ykorzystały zam ach w Sarajewie do ryzykow nych działań, by p od nieść swój prestiż w polityce zagranicznej. Potem jed n ak jak oś „za tracono k ierunek” - ja k Bethm ann H ollw eg sam przyznał p od k o niec 1914 roku. Nikt tej w ojn y rozm yślnie nie zaplanował, a ju ż na pew no nie N iem cy, którzy nawet nie m ieli w tedy jeszcze jak iegoś ce lu w ojen n ego, a tylko chcieli u m ocn ić swoją pozycję w obec coraz większej liczby wrogów. W 1959 roku ham burski historyk Fritz Fischer po raz pierwszy w y stąpił publicznie z sensacyjnym i tezami. Gwałtownie sprzeciwił się poglądowi, jak oby rządy weszły w tę w ojnę „poślizgiem ” . Uważał, że to N iem cy ponoszą główną winę za katastrofę i że Berlin co najmniej od grudnia 1912 roku świadom ie robił wszystko, by latem 1914 roku spro w okow ać w ybuch w ojny i w ten sposób zdobyć hegem onię w Europie. D ecydujące znaczenie przypadało w teorii Fischera cesarskiej „radzie w ojen n ej” , która zebrała się 8 grudnia 1912 roku - podobno właśnie wtedy zapadło postanowienie, że wojna w ybuchnie latem 1914. Wil helm II, który obawiał się uwikłania Rzeszy w w ojny bałkańskie, zwo łał czołow ych w ojskow ych. S zef sztabu generalnego M oltke pow ie dział przy tej okazji: „Uważam w ojnę za nieuniknioną i - im szybciej, tym lepiej” . Szef marynarki, Tirpitz, zwrócił jednak uwagę, że flota nie jest jeszcze gotowa, w obec czego lepiej rozpocząć wielki bój dopiero za półtora roku - latem 1914! Fischer opublikow ał swoje m ocno podbudow ane materiałami źró dłowym i tezy w dw óch książkach w latach 1961 i 1969: G riffn a ch der W eltm acht (Sięgnąć po władzę nad światem) i Krieg der Illusionen Ta wojna przerodzi się w wojnę
42
(Wojna złudzeń). Dały one asumpt do w iel Nie bójmy się, że przez nasze kiej debaty, która gwałtownością i długo przygotowania rzucimy wyzwanie trwałością co najm niej dorównywała wywoła do wojny, lepiej starannie zająć się tymi przygotowaniami, niż nemu przez Ernsta Noltego w połow ie lat z obawy, że damy pretekst do osiem dziesiątych „sporow i historyków ” co wojny, pozwolić się przez nią do w yjątk ow ości zbrodn i nazistow skich, zaskoczyć. a także debacie na temat książki G orliwi ka Rosyjski minister spraw ci Hitlera Daniela Goldhagena w 1996 roku, zagranicznych Sazonow do cara Mikołaja II, 30 lipca 1914 roku dotyczącej roli „zw ykłych” N iem ców w w y m ordowaniu Żydów. Z przejaskraw ionych tez Fischera niew iele pozostało. Mało kto dziś jeszcze uważa, że przyw ództw o R zeszy w 1912 roku postanow iło rozpocząć w ojn ę latem 1914, składając dow ód ofensyw nego, agre syw nego im perializm u. A le Fischer, ch oć tak krytykow any za swoje tezy, z których co najm niej duża część do dziś się nie utrzymała, przyczynił się jed n a k w ydatnie do definityw nego odrzucenia daw nych, m iędzyw ojen n ych w yobrażeń na tem at w ybuchu w ojny. Dzi siaj nikt ju ż nie przeczy, że R zesza N iem iecka zupełnie świadom ie podjęła ryzyko w ojn y i pon osi dużą część w iny za jej w ybuch. Z now szych badań jed n a k wynika, że w cale nie m niejsza odpow iedzialność spoczyw a na Austro-W ęgrzech. Dziś m ożna w ięc m ów ić o głównej w i nie dwuprzym ierza, nie tracąc z oczu odpow iedzialności trójporozum ienia, czyli ententy, przede w szystkim Rosji. Ponadto należy sta rannie rozróżniać m iędzy w ydarzeniam i kryzysu lipcow ego, który doprow adził później do w ybuchu w ojny, a takim i długotrwałym i przyczynam i, ja k agresywny im perializm czy zm iana konstelacji państw ok oło 1900 roku. W tym w zględzie nowsze badania krytycz nie podkreślają zwłaszcza rolę W ielkiej Brytanii. Chociaż historycy ju ż zgodnie uważają, że dużą część w iny za w y buch I w ojn y światowej należy przypisać N iem com , nadal mają roz bieżne poglądy na temat pow odów , dla których Rzesza w ogóle odwa żyła się na „sk ok w m rok” , jak określił jej politykę Bethm ann Hollweg. Jedni stoją na stanowisku, że w latach 1912-1914 N iem cy nie prowadziły polityki eskalacji, lecz zabiegały o odprężenie w napię tych stosunkach m iędzynarodow ych. Nie widzą w w ybuchu w ojny ja kiegoś długo przygotow yw anego aktu, służącego realizacji planów przejęcia władzy nad światem, lecz w ostatecznym rezultacie nieuda ną k on cepcję skalkulow anego ryzyka, aby przeforsować ograniczone
43
zmiany w układzie sił, wykorzystując w tym celu kryzysowe sytuacje międzynarodowe. co teraz widać wyraźnie, nie było W ybuch w ojny oceniają zatem jako wynik ani jednego, który chciał wojny. działań w sferze polityki zagranicznej. Z k o David Lloyd George, 1933 rok lei inni historycy upatrują przyczyn niem iec kiej polityki ryzyka w ogrom nych napięciach wewnątrzpolitycznych. Ich zdaniem, junkierskie i arystokratyczne elity władzy nie potrafiły się dostosow ać do przem ian społecznych. Przez ekspansję w ojenną usiłowały w ięc w ostatniej chwili zapobiec utracie uprzywilejowanej pozycji. Również Fritz Fischer w 1979 roku dodał do swoich tez teorię wew nątrzpolitycznych m otyw ów działania przywództwa Rzeszy p od czas kryzysu lipcow ego. Istnieje rzeczyw iście wiele studiów, zwraca jących uwagę na w ybuchow ą sytuację w samej Rzeszy po wyborach do Reichstagu z 1912 roku. Część elit konserwatywnych niewątpliwie uważała w ojnę za ostateczne w yjście z patowej sytuacji. Brakuje na tomiast dow odów , że ta ocena w płynęła na postawę kanclerza Rzeszy Bethm anna Hollwega w obec kryzysu lipcow ego, tym bardziej że na zwał on tego rodzaju m otyw ację do w ojny „nonsensem ” . Abstrahując od sporu uczonych, nasuwa się zatem interpretacja, że ogrom ne w ew nątrzpolityczne problem y w ilhelm ińsk ich N iem iec p o ś r e d n i o z całą pew nością oddziałały na władze Rzeszy, a tym samym na prowadzoną przez nie politykę ryzyka. Wystarczy w spo m nieć o wpływie prasy, której nie dało się ju ż poskrom ić. Dla k o n k r e t n e g o działania kanclerza Rzeszy Bethmanna Hollwega w lipcu 1914 roku - a w końcu to ono przesądziło o w ybuchu w ojny decydujące znaczenie miała je g o fatalistyczna ocena sytuacji w polity ce zagranicznej. W czerwcu 1914 roku rosyjska Duma uchwaliła p o w iększenie armii carskiej do 1,8 m iliona żołnierzy - więcej niż dwa ra zy tyle, ile liczyła armia niem iecka. W tym samym miesiącu N iem cy dowiedzieli się także o tajnych rokowaniach w sprawie sojuszu w oj skow ego m iędzy L ondynem a Petersburgiem. Spaliła zatem na pa newce podjęta przez Bethmanna Hollwega próba, by zachować dla Wielkiej Brytanii rolę neutralnego pośrednika m iędzy frontami. L on dyn najwyraźniej zajął jednoznaczne stanowisko. W przyszłości nie byłby skłonny powstrzym ywać francuskich i rosyjskich raptusów przed ofensyw nym działaniem przeciw ko N iem com . Po zakończeniu zbrojeń rosyjskich niem ieccy w ojskow i przewidywali, że w 1916/1917 kraj zostanie wzięty w kleszcze od w schodu i zachodu. Stąd hasło: lepWśród władców i mężów stanu,
44
sza wojna teraz niż później, kiedy przeciwnik zdobędzie jeszcze w ięk szą przewagę. Ta pesym istyczna analiza sytuacji zapewne niewiele miała w spólnego z rzeczywistością. Ale w tam tych dniach nikt w Ber linie nie był w stanie trzeźwo m yśleć. Pruski m inister w ojny Erich von Falkenhayn 4 sierpnia 1914 roku wyraził pogląd: „A nawet gdybyśm y mieli przez to zginąć - to i tak byłoby pięknie!” .
*n*r
W lutym 1933 roku Hitler wyjawił generałom Reichswehry swo je plany wojenne. Trzy dni później Moskwa znała już tekst jego przemówienia. W jaki sposób tajny rękopis tak szybko dotarł na Kreml?
1933
M a te ria ły có re k H a m m e rste in a Cała szarża w R eichswehrze przyjęła zaproszenie. W ieczorem 3 lutego 1933 roku panowie w złotych galonach stawili się punktualnie w służ bowym m ieszkaniu generała von Hammersteina-Equorda, szefa do wództwa w ojsk lądowych. Ostatecznie w program ie była kolacja z A dolfem Hitlerem, człow iekiem , który od czterech dni pełnił funk cję kanclerza R zeszy N iem ieckiej. Generałom niezwykle pochlebiało, że tak szybko po objęciu urzędu składa im grzecznościow ą wizytę. Gdy przyjechał, um undurowana w iększość zachowywała się jednak z chłodną rezerwą - dla nich był on nadal „czeskim gefrajtrem ” , który od niedawna grał rolę m ęża stanu i w tym celu wbił się we frak. „H i tler składał na wszystkie strony skrom ne, niezgrabne ukłony i był za kłopotany” - w spom ina jed en ze świadków ow ego spotkania m iędzy politycznym parweniuszem a w ojskow ą elitą o głębokim poczuciu przynależności stanowej. Zaproszenie zaaranżował oficer, który miał się za pośrednika m iędzy tym i dwom a światami - kawaler orderu Pour le Mérite, generał W erner von Blom berg, który w now ym gabi necie Hitlera został powołany na stanowisko ministra Reichswehry. Posiłek szybko stał się sprawą drugorzędną, gdy Hitler zaczął zm ie rzać do najistotniejszego punktu w program ie tego wieczoru. D o świadczony agitator, zrazu onieśm ielony atmosferą, do jakiej nie na wykł, rozpoczął swoją m ow ę jąkliwie. W miarę przemawiania egzaltoW czesn e p o w ią z a n ia ”
- H itler p od cza s ro z m o w y z m in istrem R eich sw eh ry v o n
Blom hergiem , w rzesień 1933 roku
47
wał się jednak coraz bardziej, podkreślał sło wa gwałtowną gestykulacją - i wkrótce za po przejęciu władzy, przy uroczył niektórych słuchaczy. Nowy kanc pierwszej lepszej okazji, co pokazuje, jak bardzo mu lerz Rzeszy nie owijał w bawełnę: „rozbudo zależało na pozyskaniu wa W ehrm achtu” jest jed n ym z jeg o celów Reichswehry dla siebie i swoich jak z zadow oleniem odnotował obecny na planów. tym spotkaniu generał pułkow nik LiebReinhard Müller, historyk, mann, który w hasłowym skrócie zapisywał który odkrył w Moskwie tajne przemówienie to, co Hitler miał do powiedzenia: „Wyrwać marksizm z korzeniami, walka z W ersalem” . I wreszcie: „M oże wywalczenie now ych m ożliwości eksportu, m oże i chyba lepiej - zdobycie nowej przestrzeni życiowej na w schodzie i je go bezwzględna germ anizacja” . Hitler w yg łosił tę mowę od razu
„Wybitnie pokojowo usposobiony” - Hitler podczas przemówienia radiowego 1 lutego 1933 roku
48
..Czerwony generał” - Kurt von Hammerstein-Equord (2. od lewej) przy kolacji, 1931 rok
H istorycy od dawna znają ujęty hasłow o protokół Liebm anna jest on uważany za świadectwo w czesn ych powiązań narodow ego socjalizm u z W ehrm achtem . Jako dow ód miał jed n ak wątpliwą war tość - był to protokół z pam ięci, w yryw kow e notatki generała, który zapisał tylko to, co go interesowało, i usłyszał tylko to, co chciał usły szeć. Ale od niedawna dzięki zaskakującem u odkryciu w M oskw ie d y sp on u jem y dok ładn ym zapisem przem ów ienia w y głoszon eg o przez Hitlera do kierow nictw a R eichsw ehry i rzucającym znam ienne światło na postawę n iem ieck ich w ojskow ych tuż po przejęciu przez niego władzy. H am burski historyk Reinhard M üller, przekopując się przez zasoby archiwum partyjnego K P Z R w m oskiew skim A rchi wum Państwow ym Studiów S połeczn opolitycznych, trafił na fascy nujące znalezisko - po upływ ie ponad sześciu i pół dziesiątka lat od czasu wizyty „führera” w dom u Hammersteina znalazł w aktach nr 495 sekretarza Kominternu, Osipa Piatnickiego, pełny odpis tajnego
49
przem ów ienia Hitlera. Nie protokół z pam ięci, lecz oryginalne słowa Adolfa Hitlera - k opię zapisu stenograficznego. Tytuł tego „ściśle tajn ego” dokum entu brzm i: „D ot. program u faszyzm u” . Lektura za intrygowała n iem ieck iego historyka, materiał bow iem przytacza w całej rozciągłości to, co H itler pow iedział generałom . M onstrualne plany, w yłożone precyzyjnie i szczegółow o. I pokazuje, jak dobrze były poinform ow ane o agresyw nych am bicjach now ego n iem ieck ie go kanclerza tajne służby Stalina. K luczow y dokum ent z m oskiew skiego archiwum zawiera przedstaw ione bez ogródek plany w ojenne Hitlera. I - co nie m niej zaskakujące - ju ż 6 lutego 1933 roku, tydzień po przejęciu w ładzy przez Hitlera, znalazł się w M oskwie. Nowo od kryty materiał nie tylko rzuca ostre światło na zawłaszczenie konser watywnej R eich sw eh ry przez ideologa pozbaw ion ego w szelkich skrupułów - lecz opow iada także osobliw ą historię szpiegowską. Generał Liebm ann nie był jedyn ym , który ow ego w ieczoru w jadal ni generała H am m ersteina-Equorda robił notatki. Poza zaproszony mi oficeram i znajdowały się tam również córki pana dom u, Marie-Louise i Helga von Hammerstein. M łode dam y miały oficjalnie steno grafować przem ówienie. Pełny stenogram, który sporządziły, ujawnia całą doniosłość podżegającej mowy, jaką Hitler ow ego w ieczoru w y głosił w wąskim gronie. „Jak m ożna zatem ocalić N iem cy?” - zapytał, po czym zupełnie nieskrom nie podał własne niezawodne rozwiąza nie: „Szeroko zakrojoną polityką osiedleńczą, wym agającą poszerze nia przestrzeni życiowej narodu n iem ieck iego” . Cel ten, już w je g o niesławnym m anifeście politycznym M ein K a m p f odgrywający dużą rolę, byłby do osiągnięcia tylko pod w arunkiem w ew nątrzpolityczne go rozbicia „dem ok racji” i „pacyfizm u ” : „W szelkie rozkładowe poglą dy należy dławić z całą surow ością” . Na pioniera duchow ej m ilitary zacji narodu n iem ieckiego zalecił generałom narodow osocjalistyczne państwo ucisku: „N ajpierw trzeba w ytrzebić marksizm. W ówczas dzięki pracy w ychow aw czej m ojego ruchu armia będzie miała poważ ny materiał rekrucki. [...] Daję sobie sześć do ośm iu lat na całkowite zniszczenie marksizmu. W tedy armia będzie w stanie prowadzić ak tywną politykę zagraniczną, a cel, jakim jest poszerzenie przestrzeni życiow ej narodu niem ieckiego, również osiągniem y zbrojną ręką. Tym celem będzie praw dopodobnie w schód. Germ anizacja ludności anektow anego czy zdobytego kraju nie będzie jed n ak możliwa. Zgerm anizować m ożna tylko ziem ię” . Zdum iew ające - dokładnie sześć lat
50
..Dzień Poczdamu” - pod tą nazwą przeszła do historii uroczystość państwowa, zainscenizowana 21 marca 1933 roku w Poczdamie, hy podkreślić więź między dawnymi elitami a nowym rządem
później Hitler odważył się napaść na Polskę, a osiem lat po swoim taj nym przem ów ieniu dyktator wydał rozkaz zaatakowania Związku Radzieckiego. Instrukcje działania m ające służyć tym posunięciom , przedstawio ne generałom R eichsw ehry 3 lutego 1933 roku, przejm ują dreszczem .
51
W schód należy zdobyć, ale ludzi na w schodzie opisał ja k o swego ro dzaju balast, którego należy się pozbyć. Tym i w ypowiedziam i Hitler zdem askował się ju ż trzy dni po objęciu urzędu - i w tajem niczył w oj skow ych w swoje m ordercze plany. Zręcznie om otał słuchaczy obiet nicami: armia pozostanie sam odzielna; brunatne bataliony SA nie staną się jej konkurentem , Reichsw ehra odzyska dawną wielkość: „B ędziem y w spierać armię i razem z armią pracować dla armii. Sław na armia niem iecka, w której wciąż panuje ten sam duch jak za boha terskich czasów w ojn y światowej, będzie sam odzielnie wykonywała swoje zadania. [...] Do walki wewnętrznej stworzyłem sobie własną broń, armia jest tylko do konfliktów zew nętrznych” - zapowiedział. Realizacja tych dalekosiężnych planów była jed n ak sprzężona z oso bą i „twórczą siłą” nazistow skiego „fuhrera” : „N ie znajdą panowie drugiego takiego człowieka, który by się tak z całych sił pośw ięcił swemu celowi, ocaleniu N iem iec” . Jego k ońcow y apel do generałów świadczy o obłędnej m esjanistycznej sam ośw iadom ości, jaka go uskrzydlała: „D obrze w ięc, w ykorzystajm y zatem m oje życie!” . T ego w ieczoru słuchacze w m undurach nie zaprotestowali - w ięk szość z nich zaślepiło to, co now y człow iek miał im do zaoferowania. W ielkie zadania dla armii, tak dotkliw ie uszczuplonej po W ersalu właśnie tego pragnęli od lat. Szczegółow e plany dozbrojenia ju ż leża ły w szufladach sztabów, m łodsza generalicja marzyła, b y w „g osp odarczo-stechnicyzow anej w ojn ie” zaangażować w szystkie ludzkie i m ateriałowe zasoby n ow oczesn ego społeczeństw a przem ysłow ego. Generał pułkow nik Liebm ann był pod w rażeniem w ysłuchanej prze m ow y i zanotował: „G dy m ówi, w idać silną w olę i ideow y polot, i ma się wrażenie, że jest to człow iek, który wie, czego chce, i jest zd ecy dow any z największą energią w cielać swoje ideały w czyn ” . Inni obecn i byli bardziej sceptyczni od Liebm anna. Znaleźli się też słu chacze, których te słowa w ręcz zaalarmowały. Córki Hamm ersteina, prow adzące stenograficzny protokół, od razu się poznały na eksplozywnej sile słów Hitlera. Jako osoby w yrobione politycznie w iedzia ły, co trzeba zrobić. H elga zgodnie z instrukcją od razu przekazała blok stenograficzny jed n em u z adiutantów, natom iast M arie-Louise swój zapis w ypu Armia ramię w ramię z nowym ściła z rąk dopiero po dw óch godzinach. kanclerzem! D ość czasu, by zrobić kopię. „Völkischer Beobachter", Nikt z ob ecn ych nie miał pojęcia, że 5-6 lutego 1933 roku
52
dzieln e córk i generała w sp ółp racow ały W opinii generałów bardzo z nielegalnym „w yw iadem ” K om unistycz logiczne i dobre teoretycznie, nej Partii N iem iec. O bie b y ły związane przekonywające w odniesieniu do problemów polityki z niem ieckim i kom unistam i. M arie-Louise, wewnętrznej. Co do polityki urodzona w 1908 roku, na studiach prawni zagranicznej niezbyt jasne. czych poznała kom unistycznego posła do Szpieg Komunistycznej Partii R eichstagu, W ernera S ch olem a, roczn ik Niemiec, Leo Roth, w radiogramie 1895, który po burzliwej karierze politycz do Moskwy na temat reakcji nej w rócił w 1928 roku na uniwersytet. Czy generałów na przemówienie Hitlera ją kochał, czy tylko na zlecenie M oskw y stał się „R om eem ” , pozbaw ionym skrupułów kom unistycznym kochan kiem agentem , dziś ju ż się nie dow iem y. Pew ne jest, że pozyskał cór kę generała dla wywiadu KPD i że ją wykorzystywał ja k o źródło infor macji z otoczenia dowództwa R eichsw ehry. Szefem tajnych służb w y w iadow czych w N iem czech był w 1933 roku zaledwie 22-letni Leo Roth. On też utrzymywał stosunki z jed n ą z H am m ersteinówien. H el gę von H am m erstein poznał w 1929 roku na w ycieczce zorganizowa nej przez Socjalistyczny Zw iązek U czniów i zakochał się w niej. W 1930 roku 18-letnia Helga wstąpiła potajem nie do KPD. Wraz z sio strą zaopatrywała ukochanego w m ateriały i inform acje z gabinetu o j ca, który ja k o szef kierownictwa w ojsk lądow ych był dla kom unistów osobą niezw ykle interesującą. W ieczorem 3 lutego 1933 roku źródło w dom u H am m ersteinów okazało się dla wywiadu kom unistycznego szczególnie w ydajne. Kopia przetrzym anego protokołu stenograficz nego została natychm iast przekazana Leo Rothowi, który bezzw łocz nie przesłał ją szyfrem drogą radiową Piatnickiem u w M oskwie. Dla Rotha było oczywiste, że w iadom ości z Berlina muszą w M o skwie w yw ołać niepokój: cztery dni po objęciu urzędu Hitler pow ie dział, że chce „wyrwać m arksizm z korze niami” i „zgerm anizow ać ziem ię” na w sch o Całą swoją młodzieńczą dzie. To ju ż nie był kuriozalny program elastyczność, swój ogromny pęd małego agitatora, który w 1923 roku ogłosił do działalności rewolucyjnej, nadzwyczajne wyczucie coś p od obn ego w swoim M e in K a m p f. To niuansów politycznych oddał było przem ów ienie program ow e kanclerza w służbę tej pracy, Rzeszy N iem ieckiej do czołow ych dow ód która go całego pochłaniała. ców w ojskow ych. Ale w cale nie w łączyło Herbert Wehner w 1936 roku wszystkich sygnałów alarm owych na K rem na wygnaniu w Moskwie lu. Stalin nie dość poważnie potraktował o Leo Rocie
53
plany sw ojego przeciwnika. Ideologiczna gadanina - czerw ony dykta tor znał ją aż nazbyt dobrze z w łasnych szeregów. Brak reakcji na taj ne przem ów ienie rzuca istotne światło na błędną ocenę Hitlera przez Stalina. Jej kulm inacją stał się w 1939 roku niem iecko-radziecki pakt o nieagresji. Stalin, zbrodniarz stulecia, już dawno, bo w 1933 roku, pokazał, na co go stać. W tym czasie niem iecki zbrodniarz dopiero za czynał. Pan na Krem lu sądził w idocznie, że brakiem skrupułów góru je nad swoim kontrahentem . O tym, że jest inaczej, nazistowski dyk tator przekonał go dopiero w 1941 roku, kiedy napadł na Związek Ra dziecki. Do podobnie naiwnej a błędnej oceny jak Sowieci doszła także nie m iecka generalicja - nie dostrzegła, że swoim podżegającym przem ó wieniem Hitler zdem askował się jako ktoś, kto w polityce zagranicz nej chce zagrać va banque. Wprawdzie z zaskakującą otwartością w y znał, że chce prowadzić politykę dużego ryzyka, w ojskow i zwrócili jednak uwagę tylko na to, co im się wydawało bezpośrednio interesu jące. Mieli wrażenie, że Hitler m oże zaprowadzić porządek i jasność w polityce wewnętrznej, że chce energicznie stawić czoło lewicy, a ar mię uszczęśliwić „m łodzieżą chętną do w ojska” i przywróceniem potę gi niem ieckiego oręża. „Z n ów m am y kanclerza” - stwierdzano z zado woleniem w kręgach w ojskow ych, a nazistowskie pism o partyjne „V ölkischer Beobachter” z 5 lutego pisało z zachwytem: „Armia ramię w ramię z nowym kanclerzem !” . Ministerstwo Reichswehry z nie m niejszą euforią odwzajem niało kom plem ent: „N igdy siły zbrojne nie utożsamiały się bardziej niż dzisiaj z zadaniami państwa” - obwieścił nowo mianowany szef gabinetu ministra w Ministerstwie R eichsw eh ry, pułkow nik Walther von Reichenau. W iększości generałów w ojow nicza retoryka, którą usłyszeli 3 lute go, zdawała się w najm niejszym stopniu nie dziwić. M ało którem u z szacow nych oficerów przeszkadzało, że ów Hitler najwyraźniej m ó wi dwom a językam i - now o m ianow any kanclerz w swoim pierwszym przem ów ieniu radiowym w ygłoszo nym dwa dni w cześniej prezentował się Gdy raz dostaniemy władzę przecież jak o człow iek w ybitnie pok ojow o w swoje ręce, to ją, daj Bóg, usposobiony. „N arodow y rząd pragnie dzia zatrzymamy. Już jej sobie nie łać na rzecz utrzymania i um ocnienia p o k o pozwolimy odebrać. ju . B y lib y śm y zatem szczęśliw i, g d y b y Hitler w przemówieniu świat przez ograniczenie w łasnych zbrojeń w październiku 1932 roku
54
sprawił, żeby pom nażanie naszego oręża ju ż nigdy nie było potrzeb ne” - rozlegało się z radioodbiorników w całej Rzeszy. Generałowie szybko zapom nieli, że droga Hitlera do Kancelarii Rzeszy była w ybrukowana niepoham ow aną dem agogią, ciągłą agita cją i brutalnym terrorem na ulicach. „P orządek” miał zdaniem w oj skow ych zaprowadzić polityczny chuligan, który dawną republikę razem ze skrajną lewicą - świadom ie wtrącił w chaos. Zapom niano także, że to elitarni, sam owładni intryganci z otoczenia sędziwego prezydenta Rzeszy, H indenburga, złożyli władzę w ręce niejakiego pana Hitlera, którym w głębi duszy pogardzali i którego zamierzali ..ujarzmić” . Ale „ujarzm ić” się ów Hitler nie dał - odw rócił oręż i to on ujarzmił niem ieckie elity. Już w ystąpieniem 3 lutego 1933 roku zdo łał podporządkow ać sobie część przywództwa Reichswehry; autory tarną retoryką i w ielkim i obietnicam i pozyskał dla sw ojego reżimu wielu w ysokich rangą oficerów. Były wyjątki, i to w łaśnie w śród starszej generalicji. Generał Kurt baron von H am m erstein-Equord, w R epu blice W eim arskiej z p ow o du sw oich kontaktów ze zw iązkow cam i nazywany „czerw onym gen e rałem ” , 3 lutego 1933 roku nie m iał w prawdzie pojęcia, czym zajm u ją się je g o córki, ale że gość w ygłosił nader n iepokojącą m owę, było dla niego oczyw iste. Syn pana dom u, Franz von H am m erstein, z za interesow aniem śledził ow ego w ieczoru przybycie Hitlera. S ześć dziesiąt siedem lat później opisał w w yw iadzie dla kanału telew izyj nego ZDF, ja k je g o o jciec zareagował na w ystąpienie Hitlera: „B ył całkow icie przekonany, że Hitler jest dla N iem iec nieszczęściem , niebezpieczeństw em , że wtrąci N iem cy w przepaść” . Już w poprzed nich tygodniach generał von H am m erstein interweniował u H inden burga, b y nie dop u ścić do m ianowania Hitlera kanclerzem Rzeszy. Ó w czesny kanclerz B rüning był przekonany, że szef w ojsk lądow ych H am m erstein jest jed yn y m człow iekiem , który „m oże zapobiec H i tlerowi” . A le akurat to się nie udało, a w izy ta Hitlera w dom u H am m ersteina zdawała Daję sobie sześć do ośmiu się potw ierdzać najgorsze przeczucia gen e lat na całkowite zniszczenie rała. marksizmu. Wtedy armia będzie Kurt v on H am m erstein-E quord nie dał w stanie prowadzić aktywną się om am ić dem agogow i Hitlerowi. Jeszcze politykę zagraniczną. w 1933 roku złożył dym isję i przekazał Hitler 3 lutego 1933 roku urząd szefa w ojsk lądow ych generałow i von do generałów Reichswehry
55
Fritschowi. Będąc ju ż w stanie spoczynku, snuł plany usunięcia Hitlera od w ładzy i fotografowały dokumenty, i szukał kontaktów z osobistościam i z krę znajdujące się na stole ojca. Przysłuchiwały się wszystkim gów w ojskow ego oporu. G dy wraz z w ybu rozmowom prowadzonym chem w ojny został w 1939 roku przyw róco w ojcowskim domu i lojalnie ny do służby czynnej, uznał, że to je g o odraportowywały wszystko ostatnia szansa. Jako g łów n od ow od zą cy swoim zleceniodawcom. Były najlepszymi agentami G rupy Arm ii „A ” , która okupowała Wał Za komunistycznego wywiadu chodni, chciał zaprosić Hitlera do swego w armii niemieckiej. sztabu, a następnie go aresztować. „Führer” Karl Volk, szef komunistycznej był jedn ak całkow icie pochłonięty kam pa agencji prasowej, o córkach nią na w schodzie, którą otwarcie zapow ie Hammersteina dział już w 1933 roku, nie przyjął w ięc zapro szenia. Już w październiku 1939 roku Ham m erstein-Equord ponownie został pozbawiony dowództwa. W kwietniu 1943 roku zmarł w Berlinie na raka. O tym, że je g o dwaj najstarsi synowie, Kunrat i Ludwig, w zię li aktywny udział w przygotowaniach do zamachu 20 lipca 1944 roku, już się nie dowiedział. M arie-Louise von Hammer stein, którą w 1933 roku przekonania i m iłość skłoniły do popełnienia zdrady, z pow odu powiązań z kom u nistami została w 1935 roku wezwana do gestapo, ale jak o córce byłe go szefa w ojsk lądowych dano jej spokój. Po zakończeniu w ojny sprze dała swoją zachodnioberlińską willę i przeniosła się do Berlina W schodniego, gdzie pracowała jak o adwokatka i wstąpiła do SED. Jej m łodsza siostra Helga pozostała wierna swojej wielkiej miłości, Leo Rothowi, i razem z nim zeszła do podziem ia. W 1933 roku oboje prze prowadzili kom unistę Hansa Beimlera, który uciekł z obozu k oncen tracyjnego w Dachau, przez granicę do Pragi. Gdy Leo Rotha w 1936 roku odwołano do M oskwy, Helga nadal jeździła w tę i z powrotem m iędzy Niem cam i a Czechosłowacją i dostarczała tam tejszem u łączni kowi KPD mniej lub bardziej interesujących materiałów. Ostatecznie zerwała związki z konspiracyjnym środowiskiem. W 1939 roku wyszła za mąż za człowieka, który politycznie niczym nie zwracał na siebie uwagi, i razem z nim przeżyła okres nazizmu, nienagabywana przez gestapo. Ocaliło ją to, że n iem ieccy towarzysze zabronili jej w 1936 ro ku uciec do M oskwy. Dzięki tem u nie padła ofiarą czystek stalinow skich - tak jak Leo Roth, którego okrutna ironia losu kosztowała w 1937 roku życie. Z je g o związku z Ham mersteinówną i dostępu do Przez lata wykradały
56
tąjnego przem ówienia Hitlera w dom u Hammersteina kom isarze ra dzieckich służb tajnych NKWD ukręcili m u stryczek. Pom ówili go o to, że szpiegował na rzecz najwyższego dowództwa Reichswehry. Dziesiątego listopada 1937 roku kolegium w ojskow e Sądu Najwyższe go w M oskwie skazało go na śm ierć za „szpiegostw o” . T ego sam ego dnia został rozstrzelany.
Sceny straszliwej katastrofy sterowca „Hindenburg" wryły się w zbiorową pamięć. Dumny flagowiec niemieckiej żeglugi po wietrznej eksplodował, podchodząc do lądowania w Lakehurst. W morzu płomieni straciło życie 35 osób. Dla przyszłości luksu sowych zeppelinów był to cios śmiertelny. Katastrofa miała jed nak przyczyny polityczne.
1937
O sta tn i lot „ H in d e n b u rg a " Eksplozja, po której rozpętało się piekło, nawet nie była głośna. Na p o kładzie usłyszeli ją tylko nieliczni. G dy dow ódca M ax Pruss w gon do li sterowniczej poczuł szarpnięcie, pom yślał, że zerwała się jedna z lin cum ow niczych. Lecz oficer, który w ychylił się przez okno, już krzy czał: „Statek się pali!” . Zaczęło się od rufy. Pruss i je g o czterej ofice rowie w gondoli zachowali początkow o spokój. „N ie było czasu na pa nikę - opowiadał później o tych dram atycznych sekundach trzeci ofi cer obsługujący ster w ysokości, Eduard Boetius, ostatni uratowany członek załogi - żaden z nas nie wypow iedział słowa. Nikt nie rozu miał, co się stało. Byłem w tym m om encie stworzeniem kierującym się wyłącznie instynktem. [...] Ktoś za mną zawołał: «Skacz, Eddi!». Ale byliśm y jeszcze o wiele za w ysok o” . W jednej sekundzie zaczęło się palić około 150 tysięcy m etrów sze ściennych wodoru. Najpierw opadła na ziem ię rufa. Jednocześnie dziób wystrzelił w górę, wyrzucając ludzi ze statku jak z katapulty. Za łoga naziemna odbiegła na b ok i patrzyła bezradnie, jak z dużej w yso kości spadają ludzie. Kam erzyści i fotografow ie filmowali jak w tran sie pożar rozprzestrzeniający się z niewiarygodną szybkością. Murray Becker z agencji Associated Press raz po raz naciskał wyzwalacz apa ratu. Jedno z je g o zdjęć stało się sławne na całym świecie. A reporter radiowy Herbert M orrison nadał najlepszy reportaż w swoim życiu: «Ginie w płom ieniach... tutaj, Charlie, nie zasłaniaj mi. O nie, to .To stra szn e!” - eksplozja „H in d en b u rg a ” 6 m a ja 19 3 7 roku
59
straszne - o nie, odsuń się, proszę! Pali się, otoczony szalejącymi pło mieniam i, i opada na maszt kotw iczny i na wszystkich tych ludzi... to jedna z najgorszych katastrof na świecie. [...] To straszliwa katastrofa lotnicza, m oi państwo! O ludzkości! A ci w szyscy pasażerowie...” . Głos Morrisona przeszedł w szloch. Am eryka płakała razem z nim. Tego dnia, 6 maja 1937 roku, wydarzyła się jedna z najbardziej spek takularnych katastrof w dziejach lotnictwa. N iemiecki sterowiec LZ 129 „H indenburg” , największy i najbardziej luksusowy statek powietrzny świata, eksplodował podczas lądowania w Lakehurst, 80 kilom etrów na południe od N ow ego Jorku. Spekulacje na temat przyczyn tej kata strofy nie ustają do dziś. Sabotaż? Awaria techniczna? Przeskok iskry elektrycznej? Prawdziwej przyczyny należy szukać głębiej. Trzynastu pasażerów i 22 członków załogi zginęło w płom ieniach lub zmarło wkrótce wskutek odniesionych obrażeń. Jednego z człon ków załogi naziem nej zabiły spadające metalowe części. Przeżyło 62 ludzi. Do dziś żyje jeszcze tylko kilkoro. Jednym z nich jest Alfred Grózinger. W spom inanie tego, co się stało 6 maja 1937 roku, zawsze przychodzi m u z trudem. Miał wówczas 20 lat, pracował jak o kucharz na sterowcu, nazwanym im ieniem byłego prezydenta Rzeszy, Paula von Hindenburga. Srebrny olbrzym m ierzył 245 m etrów długości, pra wie tyle co „Titanic” , i 41 m etrów średnicy, czyli był tak w ysoki jak 14-piętrowy budynek. Był największym kierowanym obiektem latają cym , skonstruowanym przez człowieka. A dla niego, m łodszego ku charza, wym arzonym , niemal niebiańskim m iejscem pracy. „W szystko tego dnia było wspaniałe - w spom ina 85-letni Grózinger. - Unosiliśm y się ledwie 300 m etrów nad Manhattanem. W idoki były bajeczne. Siedziałem sobie w ygodnie przy małym okienku na dziobie. Ludzie na dole wiwatowali na naszą cześć. Dobiegał nas koncert klak sonów sam ochodow ych i syren na statkach. Potem w zięliśm y kurs na lądowisko w Lakehurst” . W sterowcu znajdowało się 61 członków załogi i 36 pasażerów, któ rzy 3 maja o godzinie 20.16 weszli na pokład we Frankfurcie - oraz kil kadziesiąt tysięcy m etrów sześciennych wodoru, służącego zeppelino wi za gaz nośny. W iadom o było wprawdzie, jaki jest łatwopalny, ale osoby odpowiedzialne uważały, że usunięcie ze sterowca wszystkich przedm iotów grożących pożarem rozwiąże problem. Każdy pasażer przed rozpoczęciem podróży musiał oddać zapalniczki i zapałki. Palić w olno było wyłącznie w specjalnie urządzonym salonie, do którego
60
-Przewaga niemieckiej sztuki inżynierskiej” - LZ 129 nad południowym cyplem Manhattanu, 1936 rok
wchodziło się - ze w zględów bezpieczeństwa - przez śluzę powietrzną. Te ekstrawagancje miały swoją cenę. Przelot z Frankfurtu do N owego Jorku kosztował 1000 marek Rzeszy - sumę, którą w swoim czasie by li w stanie zapłacić tylko bogaci biznesm eni, dyplom aci czy prom inen ci, jak M ax Schm eling. Kapitan M ax Pruss jak zwykle w ykonał jeszcze rundę honorową nad swoim dom em przy Zeppelin-Straße w Neu-Isenburgu niedaleko frankfurckiego lotniska. Żeglarz powietrzny, m ający za sobą 900 prze lotów, a w ięc bardziej niż doświadczony, tak pożegnał się ze swoją żo ną Eleonore, nim wziął kurs na Atlantyk. Przy dobrej pogodzie „Hindenburg” m ógł odbyć lot do N ow ego Jorku w 66 godzin. Jego m aksy malna prędkość wynosiła 130 kilom etrów na godzinę. Tym razem jednak silny przeciw ny wiatr spowodował dziesięciogodzinne opóź nienie. Front burzow y przechodzący koło N owego Jorku jeszcze bar dziej opóźnił przylot zeppelina. W bazie żeglugi powietrznej w Lakehurst licznie zgrom adzeni w idzow ie i przedstawiciele prasy czekali już niecierpliwie. Wreszcie srebrne cygaro z N iem iec nadciągnęło, trzy dni po starcie we Frankfurcie. Była godzina 19.21 czasu m iejscow ego, kiedy kapitan
61
Max Pruss wydał rozkaz zrzucenia dw óch cum. Na ziemi marynarze i cywilni pom ocn icy pochw ycili ciężkie liny. Szpic dziobu miał zostać przywiązany do masztu kotwicznego, a rufa zakotwiona w wagonie-gondoli. Wagon ten jeździł po szynach ułożonych w krąg, aby sterow iec m ógł się ustawiać odpow iednio do kierunku wiatru. W reszcie miały wysunąć się dwa trapy, po których pasażerowie zeszliby mniej więcej z w ysokości czterech metrów. Tak się jednak nie stało. „H indenburg” zawisł na w ysokości około 60 metrów nad lądowiskiem - spokojny, nieporuszony, imponujący. M łody reporter radiowy Herbert M orrison z chicagowskiej rozgłośni WLS, który razem z inżynierem dźwięku Charliem Nehlsonem siedział w małej poczekalni lotniska, był pod wrażeniem: „Cóż to za widok, zniewalający, wspaniały widok, ten wielki pałac kołyszący się w pow ie trzu. Widzę, jak pasażerowie w oknach na górze wyczekująco spogląda ją w dół. Niektórzy machają. Teraz widzę kapitana...” . Max Pruss w y chylił się z okna po lewej stronie gondoli i wesoło pozdrowił Charlesa Rosendahla, kom endanta bazy sterowców w Lakehurst. Rosendahl p o machał mu w odpowiedzi. Zaczęło mżyć. Ale daleko na zachodzie nie bo już znowu pojaśniało. Ciemne chm ury i prom ienie słońca bawiły oczy grą światła. Reporter M orrison niemal się rozmarzył: „Słońce roz świetla teraz okna jasnym blaskiem, a szyby lśnią i skrzą się jak klej noty na czarnym aksamicie...” . Tym czasem oficer radiowy Willy Speck nadał m eldunek, że „H indenburg” bezpiecznie wylądował. Do tej chwili pasażerowie m ogli się czuć w „Hindenburgu” jak w la tającym pałacu. Podwójne i pojedyncze kabiny sterowca miały bieżącą wodę, ciepłą i zimną oczywiście. Kto potrzebował więcej miejsca, m ógł złożyć podnoszoną umywalkę i pulpit do pisania. Kto wieczorem wysta wił buty przed drzwi kabiny, następnego dnia rano znajdował je w y glansowane do połysku. Obydwa pokłady, znajdujące się wewnątrz ka dłuba bezpośrednio za gondolą sterowniczą, przypominały kom fortem i wyposażeniem pięciogwiazdkowy hotel. Po obu stronach każdego z nich biegła promenada z w ygodnym i siedzeniami i skośnie w dół usta wionym i oknami, zapewniającymi fantastyczny widok. Biało nakryte stoły w nobliwie urządzonej jadalni były ozdobione gustownym sre brem towarzystwa żeglugi powietrznej Deutsche Zeppelin-Reederei i porcelaną specjalnie zaprojektowaną dla „Hindenburga” - w kolorze kości słoniowej, z ozdobnym złotym brzegiem obwiedzionym błękitem i z emblem atem towarzystwa żeglugowego. W karcie dań znajdowały się
62
takie delicje, jak „tuczona kaczka po bawarsku z czerwoną kapustą” i „kotlet z dziczyzny Beauval z ziemniakami Berny” , do tego wyborne wina burgundzkie i mozelskie. Ponieważ przy 10-stopniowym przechy le butelki się przewracały, oficer obsługujący ster wysokości musiał pil nować, żeby sterowiec nawet podczas wichury nie przechylił się bar dziej niż o 5 stopni. Nie było to specjalnie trudne, gdyż zeppeliny tej wielkości szybowały dość spokojnie także przy silnym wietrze i opiera ły się nawet huraganom. W salonie stał fortepian o lekkiej aluminiowej konstrukcji i czekał na pianistów amatorów. Na mapie świata wypełnia jącej całą ścianę były zaznaczone trasy podróży słynnych żeglarzy, któ rzy objechali kulę ziemską - od pierwszego rejsu Kolumba aż po podróż dookoła świata, jaką odbył „Grafem Zeppelinem ” Hugo Eckener. W czytelni-skryptorium znajdowała się skrzynka na listy, opróżniana dwa razy dziennie. Napojem specjalnym w barze był „m rożony koktajl LZ 129” - dżin z odrobiną soku pomarańczowego. Eksplozja całkow icie zaskoczyła pasażerów i załogę. W szystko to czyło się jak na przyspieszonym film ie - niewyobrażalnie szybko. Sce ny, jakie ujrzeli w Lakehurst członkow ie załogi naziemnej i widzowie, były przerażające. Ludzie z poparzonym i twarzami wytaczali się z fragm entów wraka. W łosy i ubrania m ieli spalone. Z piekła płom ie ni dochodziły krzyki rannych. W powietrzu unosił się zapach spalo nych ciał. Burtis Dolan, im porter perfum z Chicago, obiecał kiedyś żo nie, że ju ż nigdy nie będzie latał. Ale chciał jej zrobić niespodziankę i zdążyć na Dzień Matki, zrezygnował w ięc z tygodniow ego rejsu stat kiem i kupił bilet na „H indenburga” . Żona ju ż nigdy go nie zobaczy ła. Stewardesa Emilie Im hof, pierwsza kobieta w załodze zeppelinów, też nie przeżyła katastrofy. Margaret Mather, 55-letnia, nieco ekscentryczna Amerykanka, któ ra we Frankfurcie głośno narzekała, że każą jej dopłacić za nadbagaż, zjechała na lewym boku wzdłuż całego p o kładu spacerow ego i uderzyła w grupę pasa Nagle zrobiło się dziwnie cicho. żerów. W szyscy szybko się podnieśli i pob ie Silniki umilkły i było tak, jakby cały świat wstrzymał oddech. Nie gli w stronę dziobu. Tylko Margaret Mather było słychać żadnego polecenia, siedziała dalej jak skamieniała i patrzyła za żadnego wołania, żadnego fascynowana na m orze płom ieni. Później tak dźwięku. opisała swoje przeżycia: „B yły to długie ję zy Leonhard Adelt, niemiecki ki ognia, świetliście czerwone i wyglądały dziennikarz i pasażer „Hindenburga", bardzo pięknie. Jakiś m ężczyzna zawołał po kilka sekund przed katastrofą
63
niem iecku: «To koniec!». Niektórzy wyskakiwali przez okna, inni bra li rozbieg na ściany, żeby je przedziurawić. A ja po prostu siedziałam tam, gdzie byłam, naciągnęłam na twarz kołnierz płaszcza i czułam, jak płom ienie palą mi kapelusz, włosy, plecy. Próbowałam je gasić, a przed sobą widziałam przerażone twarze współpasażerów w jakim ś dzikim tańcu. To była scena jak ze średniow iecznego obrazu piekieł” . Środkowa część płonącego „H indenburga” zwaliła się z hukiem na ziem ię, a Margaret Mather wciąż siedziała pod ścianą jak sparaliżowa na, chroniąc się od ognia podniesionym kołnierzem płaszcza. Na ze wnątrz, pod oknam i pokładu spacerowego, pom agający ludzie m acha niem dawali jej znak, by jak najszybciej wyszła. Ale pani Mather na dal się nie ruszała z miejsca. Wówczas jed en z m ężczyzn zawołał do niej z całą galanterią: „R aczy pani w yjść, m adam e!” . W końcu Am ery kanka się podniosła. Gdy rozglądała się za swoją torebką, ten sam głos upom niał ją jeszcze raz: „Czy nie zechciałaby pani w y jść?” . „D opiero w tym m om encie - wspom inała później Margaret Mather - odzyska łam jasn ość m yślenia i w ybiegłam z płonącego wraku” . Załoga robiła, co mogła. Eduard Boetius czekał, aż będzie m ożna za ryzykować skok z okna. „Skakaliśm y z w ysokości około dwu i pół me-
64
tra. A m erykańscy żołnierze chcieli nas na Byłem zaprzyjaźniony z Prassern. tychmiast wyprowadzić ze strefy zagrożenia. Jaka straszna musiała być dla Kiedy jednak zobaczyliśm y, że w płonących niego utrata statku, z którego był tak dumny. pom ieszczeniach pasażerskich są jeszcze lu Hans von Schiller, kapitan sterowca dzie, wyrwaliśm y się i pobiegliśm y z pow ro „Graf Zeppelin" tem, żeby ich w ydobyć. Przez popękane okna pokładu spacerow ego dostaliśm y się do wraku i w yprowadziliśm y z ognia jeszcze co najmniej trzy ofiary” . Kapitan sterowca Max Pruss z całkiem spaloną twarzą przyczołgał się na czworakach do oficera radiowego, Willy’ego Specka, aby go uwolnić z rozżarzonej plątaniny drutów i dźwigarów. Pierwszy oficer kapitan Al bert Sammt palił się jasnym ogniem i przez kilka minut tarzał w mokrej trawie, żeby zdusić płomienie. Gdy spojrzał na wrak, zobaczył m ężczy znę w oficerskim płaszczu idącego chwiejnie w jego stronę, ze spalony mi włosami, zniekształconą twarzą. „Czy to pan, panie Pruss?” - odezwał się do niego Sammt. „Tak - odpowiedział tamten - mój Boże, jak pan w y gląda!” . „Pan też nie lepiej!” - zawołał w odpowiedzi Sammt. Kapitana Ernsta Lehmanna, który w charakterze obserwatora przebywał na po kładzie, trafił słup ognia. Dzień później Lehmann zmarł w szpitalu. Prawie nikt nie w yszedł z nikłym i obrażeniami z tego piekła. Do w y jątków należeli niem iecki dziennikarz Leonard Adelt i je g o żona Ger trud. Trzym ając się za ręce, w yskoczyli przez okno z w ysokości trzech metrów. Później nie pamiętali sam ego skoku, tylko uczucie, że trafia ją stopami „na m iękką trawę i piasek” . Również londyński pasażer George Grant w yskoczył przez okno i wylądował bez obrażeń i opa rzeń. G dy chciał się podnieść, inny spadający pasażer uderzył go w plecy z taką siłą, że Brytyjczyk kilka m iesięcy musiał spędzić w szpitalu. K om endant lotniska w Lakehurst, Charles Rosendahl, w i dział, jak jedn a ze starszych pasażerek „niczym lunatyczka schodziła po trapie, który sam się wysunął, i niemal bez szwanku przeszła przez płom ienie i latające w okół m etalowe części” . Alfred Grózinger, m łody kucharz, silny chłopak, mający prawie 190 centymetrów wzrostu, czuł, że ma tylko jedną szansę: „Musiałem wyjść przez okno na dziobie i zeskoczyć. Płomienie podchodziły coraz bliżej, m y jednak byliśm y ciągle o wiele za w ysoko” - opisywał 65 lat póź niej tę sytuację. Dziesięciu kolegów wpadło w panikę i pobiegło w stro nę części środkowej. Wszyscy zginęli. Gdy statek znajdował się jeszcze na wysokości około 25 metrów nad ziemią, Grózinger wyszedł przez
65
„Jedna z najgorszych katastrof na świecie” - „Hinderiburg” plonie
okno i od zewnątrz uchwycił się ościeżnicy. Odczekał kilka sekund, po czym puścił framugę i spadł z mniej więcej 15 metrów. „Ziem ia w dole pode mną była miękka, wylądowałem prawie bez szwanku. Od razu się poderwałem i zacząłem biec, żeby mnie nie zabił spadający dziób. Potem przyszli mi na myśl koledzy. Odwróciłem się, by pobiec z powrotem. Tymczasem statek runął na ziemię. Dwóch żołnierzy marynarki chwyci ło mnie i powlokło ze strefy zagrożenia do karetki. Nagle poczułem, że nie m ogę się ruszać, byłem jak sparaliżowany - szok” . Wraz z dwoma in nymi rozbitkami sam ochód w szalonym pędzie wiózł go do najbliższego szpitala. Grózinger wspomina: „Kierowca wydawał się bardziej spięty ze zdenerwowania niż my. Jechał tak szybko, że zakręty braliśmy na dwóch kołach. Dopiero teraz zacząłem się naprawdę bać. Pomyślałem, że to był by naprawdę kiepski żart, gdybym zginął w wypadku sam ochodo wym...” . Paraliż spowodowany szokiem nie trwał długo. Z kilkoma lek kimi stłuczeniami kucharz wkrótce wyszedł ze szpitala. „Skok z tej ogromnej wysokości był najmądrzejszą decyzją w m oim życiu” .
66
W szystkie te wydarzenia i losy osobiste ro Wyciągaliśmy ramiona ku wielkiej zegrały się w ciągu niewiarygodnie krótkie nadziei, lecz w dłoniach pozostał go czasu: od pierwszego rozbłysku ognia na nam popiół. rufie do chwili, gdy płonący sterowiec zwalił Dowódca „Hindenburga", Max Pruss się do końca na ziem ię, upłynęły zaledwie 34 sekundy. O godzinie 19.21 M ax Pruss wydał rozkaz zrzucenia lin cum owniczych. Na godzinie 19.25 zatrzymały się stopione wskazówki zegara pokładow ego - dziś eksponatu w M uzeum Sterowców w Neu-Isenburgu. O godzinie 19.30 w ypalony do cna wrak niczym szkielet olbrzym iego wieloryba leżał na ziem i m okrej od deszczu. Kapitan Max Pruss przez wiele dni walczył ze śmiercią w jednej z no wojorskich klinik. To, że przeżył, zawdzięczał m iędzy innymi niezwy kłemu zaangażowaniu jednego z niem ieckich lekarzy, z pochodzenia Żyda, który uciekł z Niem iec przed nazistami. Gdy pracodawca Prussa, Deutsche Zeppelin-Reederei, chciał zapłacić rachunek, lekarz machnął ręką: „G dy naród niem iecki jest w biedzie, świadczę usługi gratis” . Oparzenia zeszpeciły na zawsze twarz kapitana. N ow ojorscy chirur dzy przeszczepili m u wprawdzie część skóry z uda, ale w tamtych cza sach chirurgia plastyczna była jeszcze w powijakach. Max Pruss przez całe lata musiał spać z otwartymi oczam i - nie miał powiek. „M im o to mój teść aż do śm ierci w 1960 roku pozostał czarującym mężczyzną, pełnym radości życia - m ówi o nim dziś je g o synowa, Elsę Pruss. Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, byłam przerażona. Mąż m nie nie uprzedził. Ale witając się ze mną, M ax Pruss prom ieniał takim cie płem i serdecznością, że w ułam ku sekundy stał się dla m nie atrakcyj nym m ężczyzną” . W dom u Elsę Pruss w Langen, położonym w odle głości zaledwie paru kilom etrów od dawnego lotniska sterowców we Frankfurcie, zachowało się jeszcze wiele pamiątek. Na szafie w p ok o ju stołowym stoi wspaniały m odel „H indenburga” . Na ścianach wiszą liczne obrazki sterowców i zdjęcia, a także pocztówka z pozdrowienia mi, podpisana przez pasażerów „H indenburga” : Maxa Schm elinga, le gendarnego mistrza świata w boksie, i Douglasa Fairbanksa juniora, słynnego am erykańskiego aktora. Pruss był początkow o głęboko przekonany, że katastrofę spow odo wał akt sabotażu. Asum pt do takiego przypuszczenia dał list pewnej kobiety z M ilwaukee do D eutsche Zeppelin-Reederei, ostrzegający przed bom bą na pokładzie. Znaleziony w śród części wraku pistolet, z którego ktoś oddał strzał, utwierdzał w spekulacjach na temat sabo-
67
tażu. Hugo Eckener, obok hrabiego Ferdinanda von Zeppelina najbardziej znany aeronau Sterowców we Frankfurcie nad ta w Niemczech, który został wyznaczony na Menem, żeby przed każdym rejsem zeppelina „Hindenburg" szefa niem ieckiej kom isji dochodzeniow ej wszystkie przesyłki pocztowe byty i niezwłocznie przybył do Am eryki, również otwierane i kontrolowane. uważał zamach za całkowicie praw dopodob Zeppelin zostanie zniszczony ny. Podróże zeppelinam i uchodziły do tam bombą zegarową podczas lotu tej pory za wyjątkowo bezpieczne. N igdy do innego kraju. przedtem w historii żeglugi sterowcowej nie Kathie Rauch z Milwaukee w liście do ambasady niemieckiej zginęli pasażerowie. Popularny aeronauta w Waszyngtonie, D.C., z 8 kwietnia Eckener nie m ógł sobie wyobrazić, żeby ka 1937 roku tastrofę spow odowały defekty techniczne. Lecz gdy publicznie wyraził tę opinię w N owym Jorku, minister lot nictwa Rzeszy, Hermann Góring, kazał mu wracać do kraju. Zażądał nawet, by antyfaszysta Eckener odwołał w am erykańskim radiu przy puszczenie o sabotażu. Naziści nie byli zainteresowani tym, by szerzy ły się takie pogłoski. Nie chcieli wywoływać za granicą wrażenia, że być m oże ich reżim ma w kraju opozycję gotową na wszystko. Dla na zistów „H indenburg” był sym bolem ponow nego podniesienia się N ie m iec jak o mocarstwa. W ich oczach niem ieckie zeppeliny nad N owym Jorkiem, Rio czy T okio reprezentowały przewagę niem ieckiej sztuki inżynierskiej. Dlatego wspierali m ilionow ym i sumami nową technikę kom unikacji. Budow ę sam ego „H indenburga” subwencjonowali 5 m i lionami marek Rzeszy. Wydali już zgodę na pięć następnych sterowców tego typu. W zamian za to towarzystwo Deutsche Zeppelin-Reederei miało im świadczyć usługi podczas rozmaitych imprez propagando wych. Reżim nazistowski zażądał „Hindenburga” i bliźniaczego sterowca „G raf Zeppelin” na rozpoczęcie letnich igrzysk olim pijskich w 1936 ro ku w Berlinie. Zdum ionych sportowców i gości z całego świata LZ 129 tuż nad stadionem olim pijskim powitał grzecznym ukłonem , pochyla jąc dziób. W tym celu część załogi musiała się zgrom adzić w połowie kadłuba „H indenburga” i na rozkaz pobiec do przodu tak szybko jak Jesse Owens i zaraz z powrotem. Sabotaż jak o przyczyna katastrofy został niebawem odrzucony przez ekspertów kom isji dochodzeniow ej, do której należał także k o m endant Lakehurst, Rosendahl. Profesor Max Dieckm ann, specjali sta od zjawisk elektrostatycznych, przedstawił wersję, która do dzisiaj wydaje się najbardziej wiarygodna. Jego zdaniem „H indenburg” podProszę zwrócić uwagę Towarzystwu
68
czas burzy naładował się statycznie. Od Zawsze niżej oceniałem sterówce przeskoku iskry, spow odow anego przez linę jako broń niż niemal wszyscy inni cum owniczą, zapaliły się poszycie statku obserwatorzy. Uważałem, że te ogromne pęcherze nadymane i wodór. gazem, który się pali i wybucha, Katastrofa „Hindenburga” , podobnie jak będą łatwym celem do zniszczenia. katastrofa „Titanica” , do dzisiaj nie daje lu Winston S. Churchill dziom spokoju. W marcu 2000 roku zgłosił się po I wojnie światowej w USA świadek epoki i przedstawił nową wersję: według niego pożar spowodowały opary paliwa, które się zapaliły. Tym czasem właściwa przyczyna katastrofy „H indenburga” miała związek z ów czesną sytuacją polityczną: to piekło m ogło się rozpętać tylko dlatego, że „H indenburg” był napełniony łatwopalnym w odorem zamiast niepalnym helem. M onopol na hel miały Stany Zjednoczone. Dysponowały ogrom ną ilością tego gazu. Ale nie podobała się im agre sywna polityka nazistów, w ięc zwlekały z dostawą helu do Niemiec. Hugo Eckener podczas twardych pertraktacji z Am erykanam i osiąg nął tyle, że w 1937 roku stanęły w Teksasie pierwsze zbiorniki do transportu helu do Niem iec. Umowa jednak nigdy nie została zreali zowana. W szystkie plany ostatecznie zniw eczyło w kroczenie w ojsk niem ieckich do Austrii. USA zatrzymały hel dla siebie. Po katastrofie w Lakehurst Góring stracił w szelkie zainteresowanie sterowcami, tym bardziej że do celów w ojennych i tak się nie nadawa ły. Podczas I w ojn y światowej b om by na A nglię zrzucano z niem iec kich zeppelinów. Jednak dla brytyjskich m yśliw ców pow olne sterów ce były łatwym łupem . W 1940 roku, prawie sto lat po pierwszym locie sterowca ciśnieniow ego, odbytym przez Francuza H enriego Giffarda w 1852 roku, ostatnie zeppeliny zostały zezłom owane, a wielkie hale sterowców na frankfurckim lotnisku w ysadzone w powietrze. Kata strofa w Lakehurst położyła kres pewnej dum nej erze. Ale to nie koniec w spom nień. Raz w roku, zawsze na Boże Narodze nie, Else Pruss, synowa kapitana „H indenburga” , zasiada z synem W olfgangiem przy odświętnie nakrytym stole, je i pije z oryginalnej zastawy najw iększego sterowca w szech czasów - talerzy koloru kości słoniowej i filiżanek ze zdobnym złotym brzegiem obw iedzionym błę kitem i z im ponującym em blem atem towarzystwa Deutsche Zeppelin-Reederei. I cieszy się, że jej teść przeżył to piekło o kilkadziesiąt lat.
Była wzorem „aryjskiej kobiety", „matką narodu" i wierną zwo lenniczką Hitlera. Lecz historia jej rodziny kryła tajemnicę - oj czym Magdy Goebbels, Richard Friedländer, był Żydem. U boku szefa propagandy, Josepha Goebbelsa, Magda zerwała z prze szłością, a człowieka, który ją wychował, skazała na straszny los.
1938
Z a b ó jc z e m ilc ze n ie M a g d y G o e b b e ls Owego lutow ego dnia 1939 roku M agda G oebbels była ogrom nie zaję ta. Nowo kupiony w iejski dom nad jeziorem B ogensee pod Berlinem wymagał stosow nego urządzenia, a urodziny Hołdy, jednej z najm łod szych córek, były tuż-tuż. Do tego zwykły program: przyjęcia, tańce, spotkania towarzyskie. „D ługie gadanie z M agdą o niczym . Opowiada mi o swoich balach, przyjęciach i sam nie wiem , czym jeszcze” - z w es tchnieniem odnotował w dzienniku jej mąż, naczelny propagandzista narodowego socjalizm u Joseph G oebbels, 18 lutego 1939 roku. Tego sam ego dnia umierał samotnie jej ojczym . Dla żony ministra nie umarł nikt. Człowieka, który ją wychował, Magda G oebbels całkow icie wykreśliła ze sw ojego życia. Duszą i cia łem oddała się reżimowi, który nienawiść do Żydów w yniósł do rangi racji stanu. A ojczym , który w latach m łodości dał jej dom , był Żydem . Oznaczało to dla niego życie z w yrokiem śmierci. Osiem nastego lu tego 1939 roku Richard Friedländer zmarł jak o jedna z ofiar rasistow skiej paranoi narodow ych socjalistów. M iejsce ostatniego spoczynku znalazł na cmentarzu żydow skim w Berlinie-W eißensee. Jego grób jest tak anonim owy, jak anonim owe było życie człowieka, którego szczątki kryje. M agda G oebbels nigdy na ten grób nie przyszła - dla pierwszej kobiety Trzeciej Rzeszy byłoby to nie do pomyślenia. D ok trynę rasową reżim u uznała za własną i nie chciała pam iętać o żydow„ Pierwsza dama Rzeszy ” - Magda Goebbels przyjmuje datek od Hitlera
71
skim ojczym ie i wspólnej przeszłości, jaka ją z nim łączyła - historia, która wiele mówi o przełom ach i zwrotach w życiu reprezentantki na rodow ego socjalizmu. Zaczęło się w Belgii, na długo przed I w ojną światową. Johanna Maria M agdalena, urodzona 1 listopada 1901 roku w Ber linie, osiągnęła właśnie w iek szkolny i poszła do szacownej klasztor nej szkoły pod Brukselą, gdzie miała odebrać surowe katolickie w y chowanie. Tak sobie życzył jej rodzony ojciec, inżynier pracujący w Belgii. Jego związek z matką M agdy trwał jednak krótko. Nowy to warzysz życia był ju ż gotów przejąć pałeczkę: Richard Friedländer, urzędnik z Berlina, pojechał za matką M agdy do Brukseli, by się jej oświadczyć. M ałżeństwo zostało zawarte w 1908 roku w urzędzie sta nu cywilnego. Richard Friedländer był dla M agdy kim ś więcej niż tylko m ężem jej matki. W m łodości uważała go za ojca. Nosiła jeg o nazwisko i wyrasta ła pod je g o opieką. Gdy po w ybuchu I w ojny światowej została w yda lona z Belgii jako Niemka, wróciła razem z nim do Berlina, gdzie ro dzina wiodła początkow o skrom ny żywot uchodźców . To Friedländer, sam niezbyt religijny, wprowadził katolicką dziewczynę w świat zasy m ilowanego żydostwa. Zażyłość z żydow skim środow iskiem w tamtym okresie zaowocowa ła brzem iennym w skutki spotkaniem. M agda poznała m łodego em i granta, Victora Arlosoroffa, i zakochała się w nim. A rlosoroffow ie p o dobnie jak Friedländerowie w 1914 roku i w analogicznych okoliczno ściach rozpoczęli w N iem czech nowe życie. W ydaleni z twierdzy Królewiec, stolicy Prus W schodnich, jak o poddani rosyjskiego cara, znaleźli schronienie w Berlinie. M agda zaprzyjaźniła się z córką Arlosoroffów Lisą, koleżanką z klasy. W otwartym na świat dom u rosyj skich em igrantów znalazła drugi dom i ciepłą, rodzinną atmosferę, ja kiej dotychczas nie doświadczyła. Tam też poznała starszego brata Li sy, Victora. Został on pierwszą wielką m iłością m łodej Magdy. M łody uchodźca, u rodzony na Ukrainie i wyrosły w Królewcu, p o za chłyśnięciu się niem ieckim patriotyzm em na początku I w ojny świa towej, odkrył swoją prawdziwą tożsam ość: „Jestem Żydem - pisał V ic tor A rlosoroff w 1917 roku do sw ojego nauczyciela literatury niem iec kiej - i jak o Żyd czuję się silny i dumny. Czuję, że nie m am prawdziwie niem ieckiej natury i nigdy tego nie ukrywam. Czuję, jak wiele jest we m nie W schodu, jakie rozdarcie z pow odu niezakorzenie-
72
nia, jaka ogrom na tęsknota za poczuciem Jeśli przyjrzeć się jej życiu, to pełni, a tego rodowity N iem iec nie m a” . M agd a Goebbels zawsze szła Osiemnastoletni chłopiec z ogrom nym za dokądś za mężczyznami, przy których miała poczucie: „Ach, to pałem uczył się hebrajskiego, studiował ideę ktoś wyjątkowy!". Albo im tę i historię syjonizmu. Zgrom adził w okół sie wyjątkowość przypisywała. bie krąg m łodych ludzi, Żydów i nie-Żydów, Margarete Mitscherlich, którzy podzielali je g o przekonania i dyskuto psychoanalityczka wali o kwestiach syjonizm u i żydostwa z takim samym przejęciem jak o literaturze niem ieckiej. Również Magdę Friedlander porwał entuzjazm m łodego kochanka, marzącego o przy szłym życiu w Palestynie. Nie będąc Żydówką, przez sympatię zaczęła nosić na szyi łańcuszek z gwiazdą Dawida - jak wynika z relacji Lisy Arlosoroff - i sprawiała wrażenie zdecydowanej wyem igrować pewne go dnia do palestyńskiej ojczyzny syjonistów. Dziewczyna, która dora stała bez rodzonego ojca, poddała się całkowicie fascynującem u w pły wowi stanowczego, świadom ego własnych celów, m ężczyzny u swego boku - co później jeszcze nieraz miało się jej przytrafić. Ale niewiele brakowało, żeby droga życiowa m łodej, zdolnej do entuzjazmu kobiety nie zaprowadziła jej do jakiegoś kibucu w Ziem i Obiecanej. Tak się nie stało. M łodzieńcza miłość pozostała epizodem . Drogi się rozeszły. Magda zwróciła się ku innym fascynacjom . Chaim, bo ta kie im ię przybrał Victor Arlosoroff, znalazł sobie żydowską towarzysz kę życia, z którą miał córkę i z któ rą po studiach wyjechał w 1924 ro ku do Palestyny. Zam ieszkał w Tel Awiwie i w w ieku 25 lat należał do najbardziej błyskotliw ych i sku tecznie działających przyw ódców syjonistycznych w nowej ojczyźnie. W 1933 roku w niewyjaśnionych do końca okolicznościach padł ofiarą „Złota klatka” - małżeństwo zamachu. Jedna z wersji, za którą z przemysłowcem Guntherem przemawiają jednak tylko wątłe p o Quandtem uwolniło Magdę Goebbels szlaki, a nie dowody, głosi nawet, że od wszelkich trosk materialnych
73
za sznurki zamachu pociągał G oeb bels. Miałby w ten sposób starać się zatuszować nieprzyjemną dla sie bie przeszłość swojej małżonki. Po rozstaniu z Victorem Magda poznała przem ysłow ca Günthera Quandta, milionera. Owdowiały przedsiębiorca był od niej o 20 lat starszy, ale przyjęła jego oświadczy ny, mając na względzie uzasadnio ne widoki na towarzyski splendor i w olność od trosk materialnych. Posagiem, jaki wniosła do małżeń stwa, była gotowość zrzeczenia się z żydowska brzmiącego nazwiska Friedländer, a tym samym więzi „Radykalna retoryka” - Joseph z ojczymem . Jej matka, zabezpie Goebbels w 1928 roku czona materialnie przez lukratywne małżeństwo córki, też odsunęła się od męża. W 1921 roku złożyła pozew rozwodowy. Richard Friedländer przestał być potrzebny.
„Matka narodu” - swoje obowiązki reprezentacyjne wypełniała doskonale. Z Josephem Goebbelsem w 1933 roku 74
Jego pasierbica pięła się natomiast w za Ciężkie boje z M agd ą o nasze wrotnym tem pie w górę. Jak to często w jej szczęście. Była kiedyś w życiu życiu bywało, now y etap zaczął się od zerwa bardzo lekkomyślna i nierozważna. A teraz oboje mamy za to nia. W 1929 roku uciekła ze złotej klatki m i pokutować. Nasz los wisi na lionera Quandta - skokiem w bok, którego włosku. Dałby Bóg, żeby jej fatum konsekwencją był rozwód, ale też szczodra nie przywiodło nas do zguby. odprawa. Nowe pole do działania i samoJoseph Goebbels, zapis w dzienniku, utwierdzania się znalazła na prawym skraju lipiec 1932 roku politycznego spektrum, w ekskluzyw nym kręgu solidnego mieszczaństwa, w którym do dobrego tonu należały zachwyty nad radykalną retoryką brunatnych trybunów ludow ych z otoczenia Hitlera i Goebbelsa. Sym patyczka o poglądach narodo wych nie poprzestała na śledzeniu zebrań partyjnych i zgłębianiu pism narodow ych socjalistów. Wstąpiła do NSDAP i szukała bezpo średniego dojścia do nam iestnika Hitlera w Berlinie, aby m u zaofero wać swoją współpracę. Gauleiter Joseph G oebbels chętnie przyjął pro pozycję eleganckiej kobiety m ówiącej obcym i językam i i powierzył jej zestawienie sw ojego prywatnego archiwum. Jednocześnie mały dok tor nie szczędził starań, by towarzyszkę partyjną niezwłocznie włączyć do kręgu swoich am orów i romansów. Adorowana miała na oku jednak coś w ięcej niż przelotną miłostkę. Z nieom ylnym instynktem dążyła do trwałego związku z mężczyzną, u którego wyczuwała charyzm ę i aurę władzy. M ałżeństwo zawarli pod koniec 1931 roku, a świeżo poślubiona pani G oebbels szybko znalazła się w wewnętrznym gronie brunatnej partii. Urządzone z feudalnym przepychem berlińskie m ieszkanie M agdy stało się ulubionym m iej scem spotkań aktywu partyjnego, a i Hitlerowi podobała się wierna wyznawczyni, wnosząca pow iew edukacji i elegancji do tępogłow ego towarzystwa m ężczyzn. Jej mąż Joseph G oebbels niem ało się przyczy nił do błyskawicznej kariery je g o partii. Jako szef propagandy potrafił najnow ocześniejszym i m etodam i zręcznie i skutecznie upow szechniać prostackie prze Szalenie pragnęła uznania siania w rogów republiki. Gdy Hitler w 1933 ze strony Hitlera. Zawsze chdała roku doszedł do władzy, G oebbels w nagro jego uznania. Dlatego, że była dę za swój kunszt zbiorow ego prania m ó przecież „pierwszą dam ą" Rzeszy, zgów otrzymał własne ministerstwo. i dlatego, że Hitler nie miał żony. Również przed żoną m inistra otw orzyło Ariane Sheppard, przyrodnia siostra się now e pole zadań. Jako nieoficja ln ej Magdy Goebbels
75
przyw ódczyni kobiet reżim u w olno jej było w Dniu Matki prezentow ać kobietom nowy z Goebbelsem urodziła sześcioro w zór do naśladowania, udzielać w ytycz dzieci, pozostawało w całkowitej zgodzie ze światopoglądem nych „m odzie n iem ieck iej” i publicznie ce narodowych socjalistów. A ona lebrow ać d o b ro cz y n n o ś ć dla u b og ich . była przekonaną narodową Przede w szystkim jed n ak M agda G oebbels socjalistką. potrafiła docisn ąć się do luki, jaka pow sta Ariane Sheppard, przyrodnia siostra ła na sam ym początku w obec braku kan c Magdy Goebbels lerskiej m ałżonki czy innych odpow iednich kobiet na czele państwa m ężczyzn: ja k o „pierwszej dam ie R zeszy” dane jej było z elegancją i gracją reprezentow ać reżim Hitlera w kra ju i za granicą. Magda Goebbels tym bardziej pasowała do tej roli, że duszą i ciałem wydawała się uosabiać ideał przekonanej narodowej socjalistki. Z e wnętrznie odpowiadała nakazanemu odgórnie ideałowi urody „k obie ty aryjskiej” . W edług tej ideologii jed n ym z naczelnych obowiązków kobiety było „podarow anie” jak największej liczby dzieci „führerow i” . Również to przykazanie Magda G oebbels wypełniła wzorowo. W oto czeniu grom adki uroczych latorośli nietrudno ją było wykreować na matkę narodu. Wyznanie wiary Hitlera przyjęła za własne, a jej wierność tem u w y znaniu nie budziła cienia wątpliwości. W śród prom inentek Trzeciej Rzeszy Magda G oebbels należała do najbardziej inteligentnych, ale też najbardziej zdecydow anych orędow niczek ideologii nazistowskiej. Nic dziwnego, że wolała zapom nieć o swoich syjonistycznych ciągo tach z lat m łodzieńczych i o żydow skim ojczym ie. Swoim m ilczeniem skazała go na śmierć. Jego losy pozostawały dotychczas całkow icie nieznane. Poza nazwi skiem prawie nic nie było o nim wiadom o. Po w ojnie matka M agdy je dynie wspomniała, że wyszła za mąż za Friedländera i że się z nim roz wiodła; odtąd je g o ślad się urywa. Zostały tylko legendy. W edług je d nej z nich Friedländer przeżył nazistowski pogrom Żydów w Berlinie dzięki wstawiennictwu swojej pasierbicy. Nasze badania po raz pierwszy w ydobyły na światło dnia dokum en ty, pozwalające do końca odtworzyć życiową i m ęczeńską drogę ojczy ma M agdy Goebbels. Z materiałów tych wynika, że je g o życie stało pod znakiem nieustannej degradacji. P od jarzm em swastyki Richard Friedländer, tak jak w szyscy Żydzi w tym kraju, został pozbawiony To, że w małżeństwie
76
najpierw praw, potem godności i majątku, To dla mnie osobiście a na końcu - życia. nieprzyjemne i nieznośne, by Reżim , którem u zaprzedała się jeg o pa mnie podejrzewano, że ubieram się w żydowskim domu mody. sierbica, coraz bardziej przypierał go do muMagda Goebbels ru. Człowiekowi niegdyś całkiem dobrze sy tuowanemu odebrał zawód i pozycję społecz ną. Praca w charakterze starszego kelnera w restauracji ogródkowej w berlińskim Tiergartenie ledw o m u wystarczała na utrzymanie sie bie i swojej drugiej żony, Erny Charlotte. P odobnie jak wielu innych Żydów odsuwał jednak m yśl o em igracji, w ychodząc z błędnego zało żenia, że żołnierzowi frontowem u z czasów I w ojny światowej jeg o kraj musi przecież okazać w dzięczność. Prześladowany Żyd nie m ógł oczekiwać pom ocy od tego reżimu, a już na pewno nie od jeg o sztandarowej kobiety, Magdy Goebbels, która w jednym z listów nazwała „nieznośnym ” samo podejrzenie, że m ogła by się ubierać w żydowskim dom u mody. Gdy dyskryminacja niem iec kich Żydów przerodziła się w nagi terror, Richard Friedländer jako je den z pierwszych padł jeg o ofiarą. W 1938 roku władze hitlerowskie de finitywnie zrezygnowały z taktycznej powściągliwości w „polityce wobec Żydów ” . Po dyskryminacji, wyzuciu z praw i zakazie wykonywa nia zawodu wprowadziły środki represji, które miały zmusić niem iec kich Żydów, by opuścili kraj, pozostawiając w nim swój majątek. O czym mało kto wie, ta pierwsza szeroko zakrojona akcja szantażu za częła się już w czerwcu 1938 roku wraz z pierwszą falą systematycznych aresztowań. Akcja ta, oficjalnie określana jako kampania przeciwko „uchylającym się od pracy” i wcześniej karanym, obejmowała także aresztowanie 2000 Żydów, w większości w okręgu gauleitera Goebbelsa. Wolność odebrano im pod pozorem rekrutacji robotników przymuso wych, a w rzeczywistości z pobudek czysto antysemickich. Wśród aresztowanych znalazł się Richard Friedländer. W godzinach porannych 15 czerwca został ujęty w m iejscu pracy. Jego „w ykrocze nie” polegało na tym, że kilkakrotnie uchybił nałożonem u na Żydów przymusowi pracy - pow ody nikogo nie interesowały. Już najdrobniej sze naruszenie przepisów wystarczało w ładzom narodowosocjalistycznym za pretekst, by w ykonać plan aresztowań. Razem z innym i towarzyszami niedoli przewieziono Friedländera pociągiem do Weimaru, a stamtąd ciężarówką do pobliskiego obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Jakie przyjęcie czekało tam n o
77
wo przybyłych, przeważnie starszych w iekiem lekarzy, adwokatów, lu dzi interesu i robotników, opisał jed en z ocalałych: „Nasz przyjazd do obozu koncentracyjnego Buchenwald przerodził się w najgorszego ro dzaju bieg przez rózgi. Esesmani znów nas bili pięściam i i kopali” . Pięciuset m ężczyzn stłoczono w dawnej owczarni. „N ie m ieliśm y m iej sca. Nie było dla nas stołu, krzesła, łóżka. W nocy m usieliśm y leżeć na gołej ziemi, nie m ogliśm y się wyprostować, m iejsca było na to o wiele za m ało” . Przez pierwsze dni nie dano w ięźniom ani się um yć, ani ni czego do jedzenia. Za to były w ielogodzinne apele, musztra, bicie, tor tury i publiczna chłosta, wystarczyło, że przyłapano więźnia na pale niu papierosa. W końcu skierowano w ięźniów obozu koncentracyjnego do niewol niczej pracy w kam ieniołom ach i przy budow ie dróg, codziennie od godziny 6 do 20, a w niedzielę do 16. „G dy wyruszaliśmy do pracy, by li wśród nas m ężczyźni 65-letni. Esesman z pałką w ręce popędzał nas, a właściwie pędził nas biciem do now ego m iejsca pracy - osławionych kam ieniołom ów. Tu ładowano na nas bloki kam ienne o takim cięża rze, że nawet robotnikom w ykwalifikowanym trudno byłoby je dźwi gać - a 80 procent spośród nas nigdy przedtem nie pracowało fizycz nie. Niektóre bloki były tak ciężkie, że kilku m usiało je podnosić, by je położyć innem u na barki. Trzeba było dźwigać te kam ienie do szo sy oddalonej o prawie 1500 metrów, budowanej również przez w ięź niów. Szosa pięła się strom o w górę i na ostatnich 500 metrach rozsta wieni wzdłuż niej esesm ańscy wartownicy zmuszali nas kopniakam i i uderzeniam i kolbą do ciągłego biegu. Najbardziej cierpieli zwłaszcza starzy ludzie, którzy po prostu ju ż więcej nie mogli. A później za każ dym razem biegiem z powrotem do kam ieniołom ów. I pogoń zaczyna ła się od nowa” . Gdy rozeszła się w ieść o tych szykanach i gazety brytyjskie pisały 0 nich z potępieniem , m inister propagandy Joseph G oebbels pozwolił sobie na zjeździe partyjnym w N orym berdze na dowcipną uwagę: „Biedni Żydzi - szydził w przem ówieniu 10 września 1938 roku - p o dobno m usieli wstawać o czwartej rano i pracować do ósm ej wieczór. 1 od tego umarli” . Publiczność odpowiedziała grom kim śm iechem . Te cyn iczn e słowa odzw ierciedlały jed n a k brutalną prawdę. T ylko w okresie od czerwca do października 1938 roku zam ęczono tu ponad 100 więźniów. Epidem ie szerzące się w śród wym izerowanych i niedo żyw ionych ludzi zwielokrotniły jeszcze odsetek zgonów.
78
Również więzień num er 5927 nie wytrzy Pojechaliśmy kiedyś z naszym mał n ielu d zk ich w arunków pan u jących ojcem na Capri. Wspięliśmy się na w Buchenwaldzie. „Zw yrodnienie mięśnia wysoką skałę, patrzyliśmy w dół na wodę i wtedy M agd a sercow ego przy je d n o cze sn y m zapaleniu powiedziała: „Wiesz, tato, to jest płuc” - stwierdzał lapidarnie akt zgonu R i tak, jak w moim życiu: po dojściu charda Friedländera, wystawiony 18 lutego do szczytu chcę spaść i przestać 1939 roku. Ale prawdziwą przyczyną śm ierci istnieć. Bo wtedy będę wiedziała, że miałam już wszystko, czego 58-letniego więźnia była tortura życia obozo chciałam!". wego. Siepacze dosłow nie go zamęczyli. Na Ariane Sheppard, przyrodnia siostra długo przed masową eksterm inacją na skalę Magdy Goebbels przem ysłową ojczym M agdy G oebbels padł ofiarą nazistowskiej paranoi na tle rasowym. Z dokum entów urzędu stanu cyw ilnego w W eimarze wynika, że R i chard Friedländer owdowił żonę, kobietę, którą poślubił po rozwodzie z matką Magdy. Erna Charlotte Friedländer co tydzień wysyłała uwię zionem u m ężowi dozwoloną sum ę w w ysokości 5 marek Rzeszy. Teraz przysłano w dow ie je g o trumnę - za opłatą. Pochowała go w anonim o wym grobie. Dalsze poszukiwania pozw oliły stwierdzić, że żyje jeszcze jed en z jej wnuków. M ichael Tutsch niewiele potrafi pow iedzieć o dziadku, który zginął na długo przed je g o urodzeniem . Zachował jednak zdjęcie Ri charda Friedländera. Nieznany dotychczas człow iek nagle zyskał twarz: przedw cześnie postarzały m ężczyzna w okrągłych okularach, o spojrzeniu wyzbytym złudzeń, przerzedzonych włosach, sfotografo wany w m iejscu pracy - berlińskim lokalu ogródkowym . Potem w nukow i przypom ina się coś jeszcze, o czym opowiadała mu kiedyś matka. M usiało to być około 1933 roku, gdy dziadek zebrał się na odw agę i poszedł do jaskini lwa, Ministerstwa Propagandy G oeb belsa, prosić o interwencję. Liczył na pom oc człowieka, który ożenił się z je g o wpływową pasierbicą. Ale ju ż w przedpokoju spotkała go ostra odprawa: „Proszę zapytać Żyda Friedländera, czego tu szuka” warknął G oebbels druzgocącym tonem do swego adiutanta. Stało się jasne, że pod rządami zorganizowanego antysem ityzm u wszelkie w ię zi rodzinne zostały definitywnie zerwane. Osobista lojalność przestała się liczyć, gdy o wartości człowieka zaczęła decydow ać perfidna dok tryna rasowa. Richard Friedländer przypłacił ją życiem.
Heinz Ruhmann uważał się przez całe życie za człowieka apoli tycznego. Ale jego pierwsza żona, Maria Bernheim, była Żydów ką, więc i on popadł w konflikt z reżimem nazistowskim. W 1938 roku, 10 dni po „nocy kryształowej", Ruhmann się rozwiódł. Czy naprawdę był tylko oportunistą?
1938
T a je m n ic a a k to ra H e in za R u h m a n n a W iększość słuchaczy znała tę m elodię z filmu. Już po pierwszych tak tach ten i ów zaczął nucić. Ale dziarscy śpiewacy, w śród nich Heinz Ruhmann, m ieli przygotowany now y tekst. W grudniu 1939 roku, trzy miesiące po w ybuchu II w ojny światowej, na koncercie życzeń dla Wehrmachtu zaśpiewali swój niew inny szlagier, ale o dziwnie zm ie nionych słowach, wyraźnie w ym ierzonych przeciwko brytyjskiem u prem ierowi Churchillowi. Czyżby Heinz Ruhm ann był tubą nazistow skiej propagandy? Niemal wszystkie niem ieckie gwiazdy X X wieku musiały się spo wiadać ze swojej postawy w latach 1933-1945, a tylko nieliczne nie miały do wyznania niczego, co by je w jakikolw iek sposób obciążało. Dla wielu artystów rola, jaką odegrali w czasach narodowego socjali zmu, po w ojnie okazała się zgubna. W w ypadku Heinza Ruhm anna tak się nie stało. Z e w zględu na jaw nie dobre znajom ości wśród w yso kich rangą nazistów oczyw iście on także musiał po 1945 roku przejść najpierw okres posuchy. W niektórych z je g o film ów dopatrywano się podejrzanego „państw ow otw órczego” wydźwięku. Ale w rzeczywisto ści ta krytyka m u nie zaszkodziła. Ruhm ann był z pew nością najbar dziej popularnym niem ieckim aktorem m inionego wieku. Publiczność lubiła go przede wszystkim za wspaniały talent k om e diowy i niewinny, rozrywkowy charakter je g o filmów. W pogodnym „Aktor stulecia” - Niemcy kochali Heinza Ruhmanna
81
świecie Heinza Ruhm anna kłopoty zawsze znajdowały happy end. życie problemy ze śmiechem. Prywatnie H einz Riihm ann był inny. P o Właściwie nie znosił, kiedy ludzie się z niego śmiali. ważny i zam knięty w sobie - tak opisuje go Fred Sellin, biograf Ruhmanna wielu z tych, którzy razem z nim stali na scenie czy przed kamerą. Jego partnerka film owa Bruni Lóbel po pierwszym spotkaniu stwierdziła, że w nor m alnym życiu Riihm ann nie bardzo się zna na żartach. Trzymał się na dystans i oczekiw ał traktowania z szacunkiem . Gdy ludzie zanad to się spoufalali, potrafił być naprawdę nieprzyjem ny. „W prost kur czył się w sobie i robił lodowaty - opowiada Bruni Lobel - co wielu od czuwało jak o aroganckie” . Ale publiczność kinowa i teatralna znała tylko zabawnego Heinza Ruhmanna. Grał „zw ykłych ” ludzi, dzielnych obywateli i dobrodusz nych drobnom ieszczan - po prostu prototypy. M oże właśnie za to nie m iecka publiczność go lubiła. Jego zakręty życiow e i depresje dostrze gali n ieliczn i. Sam R iihm ann w sw oich wywiadach i książkach nieczęsto zrzucał m askę. Na nie przyjem ne pytania odpowiadał w y m ijająco albo wcale. Na przykład gdy dotyczyły pew nego rozdziału z je g o życia, o którym niewielu w ielbicieli w ogóle wiedziało: otóż nim poślubił znaną aktorkę Herthę Feiler, Riihm ann był ju ż raz żonaty. R ozw ód otrzymał w listo padzie 1938 roku przed berlińskim sądem krajowym - tuż po „n ocy k ryszta łow ej” , zorganizow anym przez nazistów pogrom ie, który rozpoczął okres zaostrzonych prze śladowań Ż ydów i ludzi o odm ienHeinz Riihmann miał przez całe
„
,
x„
rr
„Bardzo mi pomogła - Heinz Riihmann w 1932 roku w mundurze lotnika ze swoją pierwszą żoną Marią Bemheim
82
n ych
poglądach
p olityczn y ch .
A zona Ruhm anna, M ana Bern-
heim , była Żydówką. Czyżby czołow y gw iazdor n iem ieck iego kina
należał do ślepych oportunistów, dla k tó Gdzie na świecie jest jeszcze rząd, rych własna kariera miała w iększą wartość który nagradza tego, kto uczy niż m ałżeństwo? Czy świadom ie pozbawił ludzi się śmiać i daje im uśmiech? Przed trzema laty wielu żonę ochrony, jaką jej w 1938 roku zapew w Niemczech myślało, że już nie niało m ałżeństwo z „aryjskim ” gwiazdorem będzie niczego do śmiechu. [...] film ow ym , i w ydał na pastwę nazistow skich W tamtych dniach dowcip był siepaczy? Jeśli przyjrzym y się sprawie b li wymuszony, żart gruby, a dobry humor czymś dwuznacznym. żej, zobaczym y całkiem inny obraz. W nowych Niemczech znów Heinz Rühm ann poznał Marię B ernheim można się śmiać. w M onachium ju ż na początku lat 20. D obre „Licht-Bild-Buhne" z 19 października cztery lata starsza, atrakcyjna koleżanka po 1936 roku fachu była dla początkującego aktora w y zwaniem. Inni koledzy też się nią interesowali. Za kulisam i poszeptywano, że Rühm ann i kilku aktorów założyli się o Marię. Najwyraźniej Rühm ann wygrał. W 1924 roku poprowadził Marię do ołtarza. Burzli wej nam iętności chyba jedn ak w ich związku nigdy nie było. Maria, prawie o 10 centym etrów wyższa od swego m ałżonka, przedstawiała raczej typ m acierzyński, w którym przyszły gwiazdor znalazł m ocne oparcie. „Bardzo mi pom ogła” - tak brzmiała nic niem ówiąca odp o wiedź, jakiej najczęściej udzielał na pytania o pierwszą żonę. Maria za jęła się prowadzeniem dom u w M onachium i pomagała Heinzowi uczyć się tekstów ról. Własne am bicje aktorskie odłożyła na bok. Ze wszystkich sił wspierała męża nawet wtedy, gdy został zaangażowany do Deutsches Theater i częściej pracował w Berlinie niż w M ona chium , a ona coraz rzadziej go widywała. Pod k on iec lat 20. kariera sceniczna Rühm anna zaczęła się toczyć błyskawicznie. Czy to w paradnej roli w zorow ego męża, w której kil ka tysięcy razy w życiu w ystępował na scenie, czy to w roli „ciotki Karola” , Rühm ann okazywał się urodzonym kom ikiem , równie d o brze radził sobie z kom izm em reżyserowanym , jak i w im prowizowa nych żartach. Jego szczupła postać i nieśm iały, łobuzerski w dzięk za wsze m u przysparzały sympatii publiczności, a krytyka dostrzegała za hałaśliwą błazenadą prawdziwy talent aktorski. Pierwsza rola Rühm anna w film ie dźw iękow ym okazała się przełom owa. Razem z W illym Fritschem i Oskarem Karlweisem w film ie D ie drei von der Tankstelle (Trzej ze stacji benzynow ej) zagrali trójkę przyjaciół, któ rzy w szystkie trudności życiow e przezwyciężają śm iechem i wesołą piosenką. „Przyjaciel to zawsze przyjaciel, ch oćby walił się cały
83
świat..." - takich piosenek chcieli słuchać ludzie udręczeni świato wym kryzysem gospodarczym . Film stał się przebojem kasowym, a Riihm ann znalazł dla siebie idealny gatunek: niewinny kom izm , do tego dużo m uzyki i w miarę m ożności piękna dziewczyna, o którą ry walizuje kilku m ężczyzn. Kręcił teraz jed en film za drugim. Nawet je śli piękność na ekranie lądowała na ogół w ram ionach rywala, gwiaz dą i tak był Riihm ann. W film ie Ich und die K aiserin (Ja i cesarzowa) z 1932 roku stanął przed kamerą razem z Lilian Harvey, jasnow łosą supergwiazdą w czesnego film u dźw iękow ego. Harvey grała fryzjerkę cesarzowej, wziętą om yłkow o za m onarchinię, i zdobyła serce piękne go markiza, w którego w cielił się ulubieniec kobiet Conrad Veidt. Heinz Riihm ann grał rolę kapelmistrza, i to w nim fryzjerka w łaści wie była zakochana i to je g o miała ostatecznie wybrać. Autorzy sce nariusza nie w zięli jednak pod uwagę kapryśnej Harvey. Dopiero gdy prace na planie dobiegały końca, musiała chyba zdać sobie sprawę, że nie połączy się z pięknym Veidtem , tylko z H einzem Riihm annem , a ten nie wydawał się jej dość przystojny. Po dram atycznych przej ściach z diwą trzeba było zakończenie napisać od nowa i fryzjerce, tak jak sobie życzyła, dostał się markiz. M im o w szystko film na prapre m ierze w lutym 1933 roku przepadł bezlitośnie w oczach publiczno ści, i to nie z pow odu nieco dziwacznej akcji. Dla tych, którzy zasiada li obecn ie w pierw szych rzędach, był po prostu „żydow ską szmirą” . Gdy reżyser Friedrich Hollaender, który był Żydem , w prem ierowy w ieczór w ychodził z kina, jakiś nieznajom y uderzył go m ocno w tył głowy. Kilka dni później H ollaender i je g o żona w yjechali z N iemiec. Rów nież aktor Conrad Veidt, żonaty z Żydówką, uciekł do Anglii. N o wi władcy, którzy nadawali teraz ton w N iem czech, zaczęli od razu de cydow ać także o tym, co ma b y ć grane w kinach. Po przejęciu władzy przez Hitlera 30 stycznia 1933 roku również Heinz Riihmann znalazł się w trudnej sytuacji. Ani on, ani tym bar dziej je g o żona nie m ogli nie słyszeć pełnych nienawiści nazistowskich tyrad, w ym ierzonych w ludność żydowską. W przeciwieństwie do swoich kolegów HollaUśmiałem się do tez. endra i Veidta, Riihmann postanowił zostać To było zachwycające. w N iem czech. Tak jak wielu - nazbyt wielu Joseph Goebbels, zapis w dzienniku innych w ychodził z założenia, że całe to „za z 8 października 1937 roku o filmie, m ieszanie” wkrótce się skończy. On sam na w którym Riihmann zagrał rolę wzorowego męża prawdę nie odczuł jeszcze skutków zm iany,
84
jaka nastąpiła na czele państwa. Nadal kręcił film y, i to nawet z w iększym pow odzeniem niż kiedykolw iek przedtem . M inister pro pagandy G oebbels zajął się osobiście popieraniem przem ysłu film o w ego i potężnym i zastrzykam i finansow ym i napędzał branżę, która od czasu światowego kryzysu gospodarczego leżała odłogiem . G oeb bels lubił się otaczać gwiazdam i i gw iazdkam i i chętnie się pokazy wał u bok u popularnych aktorów. Jego zaangażowanie na rzecz fil mu n iem ieck iego nie w ynikało jed n ak tylko z próżności. M inister dostrzegł w artość propagandow ą tego gatunku i w ykorzystywał go na swój sposób. Nie przepadał za głośnym i i nachalnym i prod u kcja mi propagandow ym i. Kazał nawet zabronić wyświetlania film u SA -M an n B ra n d , łatwego do rozszyfrow ania kiczu na temat bohater skiej w alki pew n ego esam ana z Żydam i i kom unistam i. G oebbels prom ował film rozrywkowy, w sposób niew inny i radosny przekazu jący obraz świata, w którym istnieją jeszcze „prawdziwe w artości” : wierność, bohaterstwo, rodzina. Do tej k on cepcji pasowali Heinz Rühm ann i je g o film y. „T o nie przypadek, że Rühm ann stal się tak sławny w latach narodow ego socjalizm u - pisze je g o biograf Fred Sel lin. - On był dokładnie tym, k ogo władza chciała w idzieć na ekra nach: kim ś, z kim w ielu m ogło się utożsam iać, «zw ykłym człow ie kiem z u licy», który jak oś sobie daje radę i rozwiązuje wszystkie pro blem y, chociaż czasy są ciężk ie” . W rzeczyw istości problem y Rühm anna nie były takie łatwe do roz wiązania. Ponieważ G oebbels chciał m ieć w szystkich film ow ców pod kontrolą, członkostw o w Izbie Film owej R zeszy było obow iązkow e, a ta przyjm ow ała tylko artystów o nieskazitelnie „aryjsk im ” zaple czu. Dla H einza Rühm anna b y ło jasne, że jeśli Izba Film owa R zeszy odm ów i m u członkostw a, je g o kariera w krótce się skończy. W rubry ce „człon kostw o w N SD AP” napisał w ięc, że jest „człon k iem Kam pfbundu” - radykalnej organizacji, którą kierował A lfred R osenberg, redaktor naczelny pism a „V ölkisch er B eobachter” . Rühm ann praw dop odobn ie n igdy do niej nie należał. Po w ojnie zeznał, że w ym yślił to członkostw o, b y łatwiej sprostać kryteriom przyjęcia. Przykrzej sza do w ypełnienia była dla aktora w 1933 roku rubryka, w której musiał podać „przynależność religijną żon y” . Napisał po prostu: „od 1917 roku nie należy do żadnej w spóln oty w yznaniow ej” . Była to prawda, lecz nie odpow iedź na pytanie, o które chodziło w kw estio nariuszu: o „aryjskie” poch od zen ie m ałżonki. Ż ydow sk iego rodow o-
85
du Marii nie dało się długo zataić. H einz R uhm ann jak o partner w „m ieszanym m ałżeństw ie” też coraz częściej stykał się z oznakam i w rogości. Propagandow a gazeta SS „Das schwarze K orps” 28 sierp nia 1935 roku sarkała: „H einz Ruhm ann i Albert Lieven mają żony Żydów ki. Czy to brak taktu, czy rozum u, że podczas narodow osocjalistycznych im prez jed en z ow ych artystów trochę zbyt natrętnie pcha się na pierw szy plan ?” . Na takie doniesienia zwracano uwagę. G dy jesien ią tego sam ego roku Ruhm ann zamierzał wystąpić g ościn nie w R em scheidzie, m iejscow a N arodow osocjalistyczna Gm ina Kul turalna otrzymała z K ulturalnopolitycznego A rchiw um N arodowosocjalistycznej G m iny Kulturalnej z Berlina pism o z ostrzeżeniem : „R uhm ann jest [...] żonaty z Żydów ką i z tego pow odu nie do przyję cia dla N arodow osocjalistycznej G m iny Kulturalnej” . Kilka tygodni w cześniej zostały uchw alone „n orym berskie ustawy rasowe” , zabra niające zawierania m ałżeństw z Żydam i, i sytuacja Heinza Riihm anna wyraźnie się pogorszyła. W je g o w ystępie w O ldenburgu prze szkodziły lokalne grupy esesm anów i esam anów, naklejając na pla katach napis: „Ż on a ty z Ż ydów k ą” . Rzeczywistych konsekw encji Ruhm ann m ógł jednak się nie oba wiać - wbrew temu, co mówił później. N igdy nie groził mu zakaz wystę powania w filmach, wręcz przeciwnie - kręcił ich więcej niż kiedykol wiek. W 1933 roku powstało pięć, a w następnym nawet sześć filmów, które reklamowano atrakcyjnym nazwiskiem Ruhmanna. Także w na stępnych latach kręcił film za filmem. D ecydujące znaczenie dla tego sukcesu miał też fakt, że Ruhm ann korzystał z prom inenckiego para sola ochronnego. Powiadano, że sam Hitler lubi jeg o tlimy, a przede wszystkim lubił role Ruhm anna Joseph Goebbels, który także prywat nie szukał z nim kontaktu. W swoim dzienniku Goebbels nie ukrywa sympatii dla m ałego aktora. A Ruhm ann najwyraźniej nie miał nic przeciwko tej zna Pętla wokół mnie się zacieśniała. jom ości. W 1940 roku zgodził się nawet wyre Systematycznie usiłowano żyserować obligatoryjny film urodzinowy dla wysadzić mnie z siodła. Najprościej można było to ministra, rok w rok produkowany specjalnie osiągnąć, blokując mnie. To na tę okazję. W filmie na 43. urodziny G oeb znaczy - nie proponowano mi belsa przedstawił sielankową scenę na łonie już ról w filmach. natury, w której dzieci ministra, ubrane Heinz Riihmann w swoich w skórzane spodnie i ludowe sukienki, na wspomnieniach Das War's (To tyle) o latach 1936-1937 koniec odśpiewują osobliwą serenadę:
86
Drogi tato, jak żołnierze przybywam y biegiem marsz, a ty ju ż odgadłeś, że m y powinszować ci przyszliśmy. Naprzód pierś i m ocn y krok, bo dziś urodziny masz. Jak m ożna było oczekiwać, jubilat okazał wzruszenie, a w dzienni ku zanotował: „Wczoraj skończyłem 43 lata. Oglądamy razem film, który Heinz Ruhm ann nakręcił z dziećm i, m ożna śmiać się i płakać, taki jest piękny” . T ego rodzaju „uprzejm ości” Ruhm ann zapewne nie świadczył w brew swojej woli. Jego partnerka film owa Bruni Lóbel m ó wi dzisiaj otwarcie: „Czy Ruhm ann był oportunistą, praw dopodobnie tak. Ale w końcu tacy byliśm y z konieczności wszyscy. Chcieliśm y w y konywać nasz zawód” . Ruhm ann i G oebbels utrzymywali ze sobą częstsze kontakty, niż to później było aktorowi miłe. Szóstego listopada 1936 roku m inister pro pagandy zapisał w dzienniku: „H einz Ruhm ann żali się nam na swoją udrękę w m ałżeństwie z Żydówką. Pom ogę mu. Zasługuje na to, bo to bardzo w ielki aktor” . M ożem y przypuszczać, że p o d czas teg o spotkania R u h m an n opowiadał o przejaw ach w rogości, jakiej dośw iadczał z pow odu sw o je g o małżeństwa. A le i druga przy czyna m ogła odgryw ać coraz w ięk szą rolę. Ruhm ann zakochał się po uszy. Jego wybranką została Leny Marenbach, która m u partnerowała w nakręconej w 1936 roku kom edii W enn w ir alle Engel w aren (G dy byśm y w szyscy byli aniołami). Od tamtej pory stanowili parę na ekranie i w życiu. Nie był to pierwszy rom ans R uhm anna. P opularny gwiazdor ju ż w cześniej miewał roz-
„oportunistą...” - Heinz Ruhmann w Dniu Solidarności Narodowej
u Adolfa Hitlera, 1937 rok
87
maite afery m iłosne. Był jedn ak tak dyskretny, że najczęściej tylko najbliższe otoczenie czegoś się dom yślało. „Miał nieśm iały w dzięk i lubił udawać bezradnego - w spom ina z uśm ieszkiem Bruni Löbel. Wiele kobiet po prostu za nim szalało” . Tym razem sprawa wydawała się poważniejsza. Rühm ann wynajął z Leny M arenbach mieszkanie w Grunewaldzie, dzielnicy Berlina. Gdy w 1938 roku kupił dom nad jeziorem Kleiner Wannsee, zamieszkała w nim także Leny. Nie ukrywali swojego związku, niemniej prasa po przestawała na subtelnych aluzjach. Żona Rühmanna, Maria Bernheim, wiedziała oczywiście o wszystkim. W rzeczywistości już od 1934 roku żyli w separacji. Ich związek, od dawna tylko przyjacielski, rozpadł się definitywnie. W osobie Leny M arenbach Heinz Rühm ann znalazł k o bietę, która pasowała do je g o now ego stylu życia i niewątpliwie go kochała. M ówiło się o ślubie. Lecz Heinz Rühm ann nadal był żonaty. Jak jednak miał rozstać się z żoną, jeśli jedyną ochroną, jaka jej jesz cze pozostała, był status m ałżonki znanego gwiazdora film ow ego? Rühm ann szukał rady u intendenta Preußisches Staatstheater, Gustafa Gründgensa, który miał dobre kontakty z aktorką Emmą Sonnemann, żoną Hermanna Góringa. Żona ministra już kilkakrotnie p o średniczyła w podobn ych sprawach, i to nie bez powodzenia, gdyż Góring lubił postępow ać w edług autokratycznej dewizy, że to on decy duje o tym, kto jest „Ż y d em ” . Gründgens za pośrednictw em Em m y rzeczywiście załatwił m u spo tkanie w Karinhallu, wystawnej rezydencji Góringów. Rühm ann w swoich w spom nieniach tak pisze o tym dziwnym spotkaniu: „R oz mowa przebiegała bez zbędnych słów. Góring szybko przeszedł do rze czy i polecił mi: «N iech się pan postara, żeby pańska żona wyszła za mąż za neutralnego obcokrajowca. To najprostsze rozwiązanie. M oje błogosławieństwo pan ma». Kropka i zmiana tematu” . Neutralny obcokrajow iec znalazł się szybko. R olf von Nauckhoff, ak tor urodzony w Sztokholmie, od dawna mieszkał w Niem czech, ale zachował szwedzki paszport. Zaprzyjaźniony z Rühmannami, zgodził się na fikcyjne małżeństwo z Marią, której miało zapewnić ochronę szwedzkie obywa Utrzymywałem małżeństwo telstwo. Nowemu mężowi u boku swojej żony do 1938 roku, by chronić żonę. R ühm ann podziękow ał sportowym sam o Zeznanie Heinza Ruhmanna chodem i większą sumą pieniędzy. Gdy plan w procesie denazyfikacyjnym ponow nego ślubu Marii był już ustalony, sąd w 1946 roku
88
krajowy w Berlinie 19 listopada 1938 roku Ruhmann nie był ani nazistą, orzekł rozwód małżeństwa Marii i Heinza ani bojownikiem ruchu oporu, Ruhmannów. tylko lawirantem. R uhm ann prywatnie znów był w oln y Fred Sellin, biograf Ruhmanna i miał o kilka trosk mniej. Osiemnastego stycznia 1939 roku Joseph G oebbels wydał decyzję: „Na podstawie fak tu, że Heinz Ruhm ann jest prawnie rozwiedziony, zarządzam niniej szym je g o ponow ne przyjęcie do Izby Filmowej Rzeszy. Wysłać Ruhmannowi legitym ację członkow ską” . A całkiem u dołu drobna uwaga: „Skreślić z żydowskiej listy” . W następnym roku Heinz Ruhm ann się ożenił, ale nie z Leny Marenbach, która była chyba prawdziwą przyczyną jeg o rozwodu. W krót ce po rozwodzie rozpadł się je g o związek z partnerką filmową. Niedłu go potem Ruhm ann poznał Herthę Feiler, również aktorkę, i już 1 lipca 1939 stanął z nią na ślubnym kobiercu. Na w esele została zaproszona także była żona, Maria. Rozstali się chyba w zgodzie, ch o ciaż w szczególnych okolicznościach. Koleżanka Ruhmanna, aktorka Bruni Lóbel, powiada dzisiaj: „Tyle m ałżeństw się rozpada i nikt o tym nie mówi. A Ruhm ann chronił swoją żonę m im o rozwodu i zadbał o jej bezpieczeństw o” . Maria Bernheim przeżyła. W iosną 1943 roku wyemigrowała do Szwe cji i wróciła dopiero po wojnie. Aż do śmierci pozostawała z Heinzem Ruhm annem w przyjacielskich stosunkach.
Co łączy Billy'ego Joela, charyzmatycznego piosenkarza pop, z Josefem Neckermannem, mistrzem olimpijskim w ujeżdżaniu? Fabryka bielizny w Norymberdze. Dziadek Joela był Żydem i w 1938 roku musiał sprzedać swoją firmę za bezcen. Gratka tra fiła się Josefowi Neckermannowi, późniejszemu królowi wysyłko wych domów towarowych. Niemiecki dramat dydaktyczny.
1938
N e c k e rm a n n to n ie ty lk o u d a n y u rlo p Publiczność była skonsternowana. Na ten dzień, 4 czerwca 1995 roku, am erykański poeta rocka Billy Joel zapowiedział jed en ze swoich rzadkich koncertów w N iem czech, a tu co? Na estradzie tylko forte pian - żadnych m uzyków towarzyszących, żadnego chórku, żadnego show. I w dodatku to dziwne m otto na plakatach: „An Evening o f Questions and Answ ers” . W reszcie Billy Joel wszedł na estradę, usiadł przy fortepianie i za czął grać. Publiczność szybko się zorientowała, że ten występ nie jest dla niego koncertem jak każdy inny. M iędzy takimi hitami jak Piano M an czy Vienna w aits fo r You Billy Joel opowiadał historię swojej ro dziny. Mało kto spośród publiczności wiedział, że przodkowie Joela pochodzili z N orym bergi, że m ieszkali tam od pokoleń - aż do 1934 ro ku, kiedy to zostali zm uszeni do opuszczenia miasta. Ponad sześćdzie siąt lat później Billy Joel przyjechał do N orym bergi - w geście pojed nania: „M ów ić o przeszłości to jedyn a droga do pojednania. Dlatego tu jestem ” . Dziadek B illy’ego, Karl A m son Joel, był synem drobnego handla rza w yrobam i tekstylnym i. Początkow o poszedł w ślady ojca, ale przez lata po I wojnie światowej stale odkładał trochę pieniędzy na własną firmę. W 1927 roku miał już zgrom adzonych 10 000 marek Rzeszy ..Chciałem czegoś naprawdę wielkiego” w latach 30. mienie żydowskie
-
Josef Neckermann przywłaszczył sobie
91
i z tym nader skrom nym kapitałem założył tekstylną firmę w ysyłkową na wzór amery przyjechać do Niemiec ze względu kański - odważne przedsięwzięcie w dobie na przeszłość nazistowską. Mojej rodzinie wyrządzono wielką rozpoczynającego się kryzysu gospodarcze krzywdę. go. Z początku Joel i jeg o żona Meta prowa Billy Joel dzili interes jeszcze we własnym m ieszka niu, a paczki dla klientów wozili na pocztę wozem drabiniastym. W krótce przenieśli działalność do odpow ied niejszych pom ieszczeń i otworzyli własną szwalnię. Firma rozwijała się szybko. Niebawem Joel rozsyłał towary na całą Bawarię, a w k oń cu na całą Rzeszę. Po kilku latach jeg o firma znalazła się na trzecim m iejscu na liście niem ieckich przedsiębiorstw wysyłkowych. To, że Joel był Żydem , w tamtych czasach jeszcze mało kogo obchodziło. Po przejęciu władzy przez Hitlera w 1933 roku nastroje antysem ic kie zaczęły jednak narastać - właśnie w Norym berdze, gdzie nazistow skim gauleiterem był notoryczny żydożerca Julius Streicher. Wszczął on kampanię oszczerstw przeciw ko „Ż ydow i od bielizny” Joelowi, któ rego w swojej gadzinówce „D er Stürm er” nazwał przestępcą i śmier telnym w rogiem Niemców. Oto cytat z nazistowskiej gazety: „Ż y d Jo el przypiera do muru jed n ego po drugim. To typowy kat niem ieckiej klasy średniej” . Nie skończyło się na słowach. Pod rozm aitymi zarzu tami, po części absurdalnymi, gestapo kilka razy dem onstracyjnie aresztowało Joela. Był zrozpaczony. Rozwiązaniem wydawała mu się przeprowadzka do stolicy Rzeszy, Berlina. „O jciec myślał, że jeśli będzie daleko od Streichera, to wszyst ko się ułoży - w spom ina je g o syn Helmuth, ojciec Billy’ego Joela. Miał nadzieję, że zostawią go tam w spokoju” . W 1934 roku Joel fak tycznie zdobył zezwolenie na przeniesienie firm y i 160 wagonam i w y ekspediował swoje towary do Berlina. Początkowo wyglądało na to, że rachuby Joela się sprawdzą - w pierwszym okresie rzeczywiście m ógł pracować w Berlinie bez przeszkód. Ale również w stolicy - tak jak w całych N iem czech - sytuacja żydow skich przedsiębiorstw wciąż się pogarszała. W prowadzano najrozm aitszego rodzaju szykany i utrud nienia. W krótce Joel stracił m ożliw ość zam ieszczania ogłoszeń w pra sie - ważną podstawę działania każdego przedsiębiorstwa w ysyłkow e go. Poza tym musiał znakować paczki wielką literą J - jak o „towar ży dow ski” . Część je g o stałych klientów, a miał ich około 85 000, zaczęła w ięc zaopatrywać się gdzie indziej. M im o w szystko firma Joela jeszcze
Właściwie nigdy nie chciałem
92
w 1937 roku miała pokaźne obroty m iesięczne. Potem Joelowi nie w ol no ju ż było sam em u kierować własnym przedsiębiorstwem . „A ryjscy” dyrektorzy, których zgodnie z ustawami państwa nazistowskiego m u siał zatrudnić, sabotowali je g o interesy. Obroty się załamały. Joel był skończony. Latem 1938 roku chciał sprzedać firmę. Ale w wypadku ży dow skiego przedsiębiorstwa w Rzeszy Hitlera sprzedaż oznaczała „aryzację” . A ta nie była niczym innym , jak zbywaniem żydowskiej własności i majątku znacznie poniżej wartości. Zainteresowanych kupnem nie brakowało. Gustav Schickedanz z firm y „Q uelle” w Fürth i radca handlowy Witt z Weiden, dwa tuzy w branży, od dawna mieli na oku przedsiębiorstwo Joela. I był jeszcze jed en kandydat, o którym nikt w tych kręgach dotąd nie słyszał - m łody kupiec z Würzburga, Jo sef Neckerm ann. W przyszłości je g o nazwisko miało się stać synoni mem niem ieckiego cudu gospodarczego. Pierwotne plany życiowe N eckerm anna wyglądały zupełnie inaczej. W ychowany w cieplarnianej atmosferze wielkom ieszczańskiego domu, chciał właściwie tylko jednego: jeździć konno i zostać oficerem kawa lerii. Ale w 1928 roku zmarł nagle jeg o ojciec, szanowany würzburski kupiec z branży węglowej. M łody Josef Neckerm ann z dnia na dzień musiał dorosnąć. Rozpoczął naukę bankowości, a praktykę odbywał w połowie Europy, ucząc się podstaw kupiectwa w Szczecinie, New castle i Liège. Potem wrócił do Würzburga i z pracy w firmie ojca utrzy mywał rodzinę. To, że tak wcześnie go stracił, miało chyba istotny wpływ na je g o wielkie ambicje. On sam nazwał to później „ucieczką do przodu” - jak gdyby chciał własnymi dokonaniam i życiowym i nadro bić to, czego nie zdążył osiągnąć je g o ojciec. J osef N eckerm ann, inaczej niż Karl Joel, ze strony nazistów nie miał się czego obawiać. Jego narodowo-konserwatywna rodzina sym patyzowała z siłami politycznym i, które dem okrację najchętniej by zdławiły. Do przejęcia władzy przez Hitlera w 1933 roku bynajm niej nie odniósł się wrogo. Szybko dostrzegł szanse dla siebie. Takim m ęż czyznom ja k on - „aryjskim ” , pracowitym , potrafiącym się dostosow ać - państwo nazi Musiałem świńskim galopem stowskie stwarzało sp osobn ość szybkiej ka wydorośleć, a nie miałem nikogo, riery gospodarczej. N eckerm ann, którem u kto by m ógł mi powiedzieć, jak to rodzicielski interes w ęglow y ju ż dawno w y się robi. dawał się „zbyt ograniczony w m ożliw o Josef Neckermann o latach ściach ekspansji” , poszedł na układy z brupo śmierci ojca
93
natną władzą. „Czasy były sprzyjające” wyznał później otwarcie w swojej autobio Uważał, że to fantastyczne. grafii. Już w 1933 roku wstąpił do oddziałów Gerda Singer, sekretarka konnych SA, a w 1935 został członkiem Neckermanna, o jego wstąpieniu do SA NSDAP. N eckerm ann nie należał wpraw dzie do żarliwych nazistów, był praktykującym katolikiem i jak najdalszym od tego, by się przyłączyć do nagon ki na Żydów organizowanej przez G oebbelsów czy Streicherów, ale jeśli chodzi o „spożytkow anie” majątku żydow skiego do własnej ka riery, nie miał najm niejszych skrupułów. Był zawsze tam, gdzie m oż na się było obłow ić. Sum ienie uspokajał w m yśl zasady: „Jeśli nie ja, zrobi to ktoś inny” . W 1935 roku, kiedy wyszły „norym berskie ustawy rasowe” , młody, 23-letni przedsiębiorca odnotował pierwszy sukces i „odżydził” dom towarowy Ruschkewitza wraz ze sklepem , w którym na wszystkie to wary obowiązywała jednakow a cena. W 1937 roku dokupił żydowski specjalistyczny sklep z tekstyliami Vettera. Tak oto został niekoronowanym królem dom ów towarowych w Wiirzburgu i niebawem zarobił pierwszy m ilion marek. Am bitnem u N eckerm annowi wcale to nie w y starczyło. „Chciałem czegoś naprawdę w ielkiego” - reasumuje w auto biografii. Ciągnęło go do stolicy Rzeszy. „Królestwo za Berlin - pisze zachwycony. - A gdyby tak jeszcze jakiś dom wysyłkowy...” . N ecker mann poprosił sw ojego teścia, Richarda Brucknera, żeby się rozejrzał za czym ś odpow iednim . Bruckner, który pozostawał w dobrych k on taktach z rozm aitymi bankami, ju ż w krótce miał na haczyku bardzo dużą rybę: firmę Karla Am sona Joela. Neckerm ann nie był jedyn ym reflektantem. Ale dla urzędników w Ministerstwie Gospodarki Rzeszy liczyła się przede wszystkim właś ciwa, prawicowa postawa. Pod tym w zględem Josef N eckerm ann miał najwyraźniej nieco do zaoferowania. W końcu pokonał wszystkich konkurentów i otrzymał zezwolenie na zakup firm y Joela. Jedenastego lipca 1938 roku Neckerm ann z teściem i adwokatem udał się do półn ocn ego Berlina. Miał podpisać um owę z Joelem. Ten czekał na nich z m ieszanym i uczuciam i. Z jednej strony bolała go utrata dzieła życia - ostatecznie w ciągu jed n ego dziesięciolecia prze kształcił zakład rodzinny w w ielkie przedsiębiorstwo. Z drugiej strony był zadowolony, że wreszcie się skończy okres ciągłego zagrożenia i niepew ności w interesach. Ale gdy tak siedział naprzeciw NeckerDali mu wymarzony mundur.
94
manna, znowu wezbrał w nim gniew. Co to Ci ludzie sprawiają na mnie za czasy, żeby m u jakiś 26-latek bez d o wrażenie sępów, które świadczenia w prowadzeniu dom u w ysyłko z zaropiałymi oczami i wywieszonym językiem rzucają wego dyktował warunki sprzedaży jeg o włas się na żydowskie ścierwo. nej firm y? N egocjacje Joel i tak m usiał pozo List jednego z monachijskich kupców stawić „aryjskiem u” pełnom ocnikow i. To, że z 16 kwietnia 1938 roku do Izby w tych okolicznościach w ynegocjow ana ce Przemysłowo-Handlowej na sprzedaży, opiewająca na 2,3 m iliona m a w Monachium w sprawie tak rek Rzeszy, była o w iele za niska, już go nie zwanych aryzatorów zdziwiło. Zrezygnow any oprowadzał N eckerm anna po pom ieszczeniach fir my - bądź co bądź w ielkiego, czteropiętrow ego budynku fabryczne go - i przedstawiał m u kadrę kierowniczą. N eckerm anna ogarnął strach przed własną odwagą, jak sam później wyznał. Czyżby przeho lował? Nie dał jedn ak nic po sobie poznać. W końcu Joel chciał się upewnić, czy Neckerm ann, wyglądający na tak pew nego siebie, jest w stanie zapłacić uzgodnioną sumę. Czy m oże zaproponować jakieś zabezpieczenie? Odpowiedział m u teść Neckermanna: „N iech Pan le piej pom yśli o w łasnym bezpieczeństw ie” . Joel był zszokowany. Przy pomniał sobie, jak siedział w areszcie gestapo, i naraz poczuł, że teraz już nie chodzi tylko o firm ę - zaczął się bać o swoje życie. W najwięk szym pośpiechu opuścił miasto. Z fałszywymi paszportami w kieszeni on i je g o żona uciekli do Szwajcarii. Z Zurychu Joel wysłał do Berlina jed en z ostatnich listów, w którym jeszcze raz prosił o zapłacenie uzgodnionej sumy. Jego syn Helmuth pamięta, że Neckerm ann przysłał odpowiedź: „Napisał m ojem u ojcu, żeby przyjechał do Berlina, to w tedy się z nim rozliczy” . Co N ecker mann miał na myśli, nigdy się nie dowiem y. Joel zrozumiał to jako grożenie śmiercią. Wjazd na terytorium N iem iec oznaczałby dla niego niechybne aresztowanie. Żyd, który uciekł ze sfałszowanymi dok u mentami, łamiąc liczne przepisy obowiązujące żydow skich em igran tów, tym razem na pew no nie w yszedłby na wolność. Ucieczka do Szwajcarii i tak miała poważne następstwa: wszystkie konta Joela w N iem czech zostały zajęte i nie m ógł ju ż dysponować swoimi pie niędzmi. Zatem i ze sprzedaży firm y nie zobaczył ani grosza. Z dnia na dzień w ielki przedsiębiorca stał się człow iekiem bez środków i razem z rodziną musiał w ieść tułacze życie uciekiniera. Jeszcze przez jakiś czas Karl, Meta i Helm uth m ieszkali w Szwajcarii, a potem okrężną
95
drogą przez Anglię i Kubę dotarli do USA. D opiero w 1942 roku ich ży cie się ustabilizowało. Osiedli w N owym Jorku i zarabiali na jak o takie utrzymanie, handlując wstążkami do włosów. Natomiast sprawy Josefa N eckerm anna w Berlinie potoczyły się wspaniale. Przejął willę - oraz szofera - Joelów w Berlinie-Charlottenburgu i wiódł nader przyjem ne życie. G dy skończyła się „aryzacja” , propaganda nazistowska przestała głosić, że dom y w ysyłkow e przy noszą szkodę klasie średniej. U spokojony N eckerm ann m ógł w ięc już na początku 1939 roku w ydać pierwszy własny katalog. W ybuch w oj ny 1 września 1939 roku pokrzyżował m u plany, sprzedaż wysyłkowa w N iem czech zamarła. Ale obrotny N eckerm ann dał sobie radę. Zało żył W spólnotę Centralnych M agazynów K onfekcji, która niebawem zaczęła dostarczać marynarek, płaszczy i spodni cyw ilom działającym na terenach okupow anych. Później zatroszczył się także o zaopatrze nie ofiar bom bardow ań w tekstylia, a w ramach „Program u Specjal nego A ” ubierał od stóp do głów zagranicznych robotników przym u sowych w N iem czech. Tak wyglądał handel w ysyłkow y w czasach wojny. Neckerm ann, który później niejednokrotnie zapewniał, że handlo wa „abstynencja” w tamtym okresie by go zrujnowała, podczas w ojny pogrążał się coraz głębiej w brunatnym bagnie. Miał lepszy dostęp do inform acji niż wielu innych, wiedział dość, by dokładnie wiedzieć, cze go lepiej nie wiedzieć. A miał k ogo pytać: do grona je g o znajom ych na leżał Otto Ohlendorf, osławiony szef Einsatzgruppe D, operującej na południu frontu w schodniego. Jednak je g o „praca” nigdy nie była te matem ich rozmów, jak twierdził Neckermann. O hlendorf został po wojnie oskarżony o m orderstwo w 90 000 przypadków i w 1951 roku pow ieszony w twierdzy Landsberg. Neckerm ann nie wzdragał się też przed przerabianiem ubrań od e branych Ż ydom w obozach koncentracyjnych i polskich gettach dla niem ieckiej gospodarki w ojennej, a nawet poczytywał to sobie później za wielki czyn: „Kazałem postawić w getcie m aszyny do szycia i byłem z tego dum ny i przekonany, że robię coś dobrego. [...] Dawaliśmy Ż y dom pracę i w ten sposób pom agaliśm y im przeżyć” . Wiedza o h olo cauście każe uznać tę w ypowiedź niemal za cyniczną. Ale nawet je g o uwagi nie uszły „straszliwe warunki” w getcie. Widział, jak wieszano jeg o polskie pracownice w Białym stoku za rzekom y sabotaż i w jakich nieludzkich warunkach kobiety w łódzkim getcie rodziły dzieci. Nie
96
w płynęło to jednak na zmianę je g o sposobu myślenia. Neckerm ann powoływał się na swego rodzaju stan wyższej konieczności wywołany rozkazem: „Jeśli znalazł się pan w zaprzęgu, to nie powinien się pan dziwić, że na wóz, który pan ciągnie, ładują coraz w ięcej. Nie skarżę się, sam tego chciałem ” . Na wóz Neckerm anna ładowano coraz więcej, a on okazywał się godny pokładanego w nim zaufania. Na początku kwietnia 1942 roku minister uzbrojenia Albert Speer wezwał go do kwatery głównej „fuhrera” , by zaprezentował Hitlerowi now e m u n du ry zim ow e dla W ehrm achtu. Po straszliwej zim ie 1941/1942 roku, kiedy to iluzją okazało się hasło propagandy, że żoł nierz niem iecki sam sobie w eźm ie odzież zim ową w M oskwie, przewi dujący N eckerm ann polecił zaprojektować do walk na froncie w schod nim nową odzież. Teraz czuł się zaszczycony: „fuhrer” jak o klient cóż za kusząca perspektywa! Przedsiębiorcę zawieziono sam olotem do Prus W schodnich i przeprowadzono przez liczne strefy zam knięte aż do centrali dow odzenia w „W ilczym Szańcu” . D wudziestego kwietnia 1942 roku, w 53. urodziny Hitlera, N eckerm ann w ciem nym , szytym na miarę garniturze stał m iędzy licznym i w ojskow ym i i wyćw iczoną manierą objaśniał dyktatorowi zalety swoich m undurów: przepuszcza jące powietrze, nieprzem akalne, zabezpieczające od wiatru; przystoso wane do „warunków syberyjskich” i zaopatrzone w praktyczne pętle i kołki zamiast guzików, aby dawały się łatwo rozpinać i zapinać na wet zgrabiałymi palcami. Dostawa możliwa natychmiast. Hitler był pod wrażeniem i N eckerm ann otrzymał zamówienie. Z nów m u się udało. D okonał logistycznego majstersztyku: do lata 1942 roku w ypro dukował i dostarczył trzy m iliony now ych mundurów. Niematerialną nagrodą za je g o starania był w ojenny Krzyż Zasługi I klasy. Jeszcze pod gradem bom b w Berlinie w ostatnich m iesiącach w ojny N ecker mann organizował zaopatrzenie Trzeciej Rzeszy w tekstylia. Dopiero tuż przed koń cem uciekł do rodziny w Rottach-Egern w Bawarii. Kilka dni później w kroczyli tam Am erykanie. W jed n ym z czołgów 7 US-Army, które krótko przedtem wyzwoliły obóz koncentracyjny w Dachau, siedział syn Karla Joela, Helmuth, który jak o obywatel USA przybrał Prezentacja przebiegła gładko. imię Howard. W A m eryce zaczął studiować Hitler słuchał z zainteresowaniem. elektrotechnikę, a w 1943 roku został pow o [...] Nasze wyposażenie zimowe było przekonywające. łany do wojska. Teraz przez W łochy i połu Josef Neckermann dniową Francję w rócił do Niemiec. Nie m ógł
97
„Ubrania na warunki syberyjskie” - mundur zimowy zaprojektowany przez Neckermanna dla Wehrmachtu 98
przewidzieć, że w Rottach niem al się natknie na człowieka, który „zaryzował” firm ę je g o ojca. Pojechał dalej, do N orymbergi, swojego rodzinnego miasta. Frankońska m etropolia była prawie nie do rozpo znania. Wzdłuż ulic stały ruiny, gdzieniegdzie jeszcze dym iły pożary po ostatnim nalocie sprzed kilku dni. Udał się na poszukiwanie daw nych kolegów szkolnych, ale nie znalazł nikogo. Gdy zbliżał się do fa bryki ojca, zaparło mu dech. Ona też była zniszczona, ale nagle d ok o nał zaskakującego odkrycia: „K om in, na którym mój ojciec kazał wte dy wym alować litery J-O-E-L. Pośród ruin stał jeszcze ten kom in z nazwiskiem Joel!” . Nie był to jed n ak w cale pełen nadziei zwiastun now ego początku. O jciec H elm utha wciąż jeszcze nie otrzym ał ani grosza z sum y uzgodnionej w 1938 roku z Josefem N eckerm annem . „Aryzator” miał tym czasem w łasne kłopoty. G dy bez zezw olenia chciał przejąć swoje interesy w W iirzburgu, A m erykanie pod k oniec 1945 roku ka zali go aresztować. Ironia losu polegała na tym, że J osef N ecker-
..Sportowiec bez skazy” - Neckermann, zdobywca sześciu medali olimpijskich w ujeżdżaniu, otrzymuje srebrny medal w Monachium w 1972 roku
99
m ann podał w więzieniu, iż jest z zawodu ku pcem tekstylnym , został w ięc skierowa ten z czasem musi odejść. ny do pracy w w ięziennej szwalni. „T o była Josef Neckermann czysta drwina - w spom inał później - prześcieradła, poduszki i ręczniki, które m usiałem obrębiać, były prze znaczone dla Fabryki B ielizny i Ubrań Josefa N eckerm anna” . Po ro ku w yszedł na w olność. I znowu nie dał sobie odebrać m ożliw ości działania. Już w 1948 roku firm a N eckerm ann ponow nie zaistniała, zapisana wprawdzie na żonę, ale faktycznie kierowana przez Josefa N eckerm anna. Ten, dla którego nie było rzeczy niem ożliw ych, znów szybko piął się w górę. Ale podejrzenie, że w okresie nazistowskim przywłaszczył sobie cudzą w łasność, pozostało. Bo teraz wniósł skargę także Karl Joel. W czerwcu 1949 roku rozpo czął się przed Izbą ds. Odszkodow ań w N orym berdze proces, który miał się ciągnąć latami. N eckerm ann zaproponował Karlowi Joelowi odszkodow anie w w ysokości dw óch m ilionów marek zachodnioniem ieckich. Ponadto zapewniał, że w 1938 roku przelał m ilion marek Rzeszy na specjalne konto w Hardy-Bank w Berlinie. W szystkie doku menty, które to potwierdzały, rzekom o spłonęły podczas wojny. Joel poszedł na ugodę. Ale kilka dni później znalazł się list datowany we wrześniu 1938 roku, zadający kłam twierdzeniom Neckermanna. Wprawdzie N eckerm ann rzeczywiście założył wówczas specjalne kon to, ale na dysponenta nie wyznaczył Karla Joela, lecz siebie samego. Joel zakwestionował ugodę, lecz było już za późno. „W yłudzenia p od stępem ” nie m ożna było N eckerm annowi udowodnić. W 1959 roku sprawa została zamknięta. Chociaż Karl Joel otrzymał przynajmniej częściową rekom pensatę za utraconą firmę, niesmak jednak pozostał do dzisiaj. Obaj m ężczyźni, których drogi życiow e tak nieszczęśliwie się zbieg ły, ju ż nigdy się nie zobaczyli. Karl Joel w połow ie lat 60. w rócił z żoną Metą do N iem iec i ponow nie osiadł w Norymberdze. W 1982 roku zmarł w wieku 92 lat. A Josef N eckerm ann w rócił do działalności, któ rą przerwał z chwilą w ybuchu wojny. Już na początku lat 50. znów ro bił znakom ite interesy, prowadząc firm ę w ysyłkową N eckerm ann Versand KG. Slogan „N eckerm ann m acht’s m öglich ” (z N eckerm annem da się to zrobić) zapadł w pam ięć kilku Pora skończyć z nienawiścią. pokolen iom obywateli R epubliki Federal Helmuth Joel nej. Radia, lodów ki, telewizory, a w krótce Kto nie idzie z duchem czasu,
100
także dalekie podróże - N eckerm ann zawsze oferował swój towar po szczególnie korzystnej cenie. Także w sporcie w yrobił sobie nazwi sko. Z dob ył sześć m edali olim pijskich w ujeżdżaniu; po w ycofaniu się z czynnego sportu kierował fundacją D eutsche Sporthilfe, w spie rającą szczególnie utalentowanych sportowców. W ielce szanowany i poważany, zmarł w 1992 roku. D opiero dzisiaj m roczna tajem nica je go początków stała się częścią w izerunku legendarnego przedstawi ciela ery cudu gospodarczego.
Chociaż każdy Niemiec w Rzeszy Hitlera potrzebował „dokumen tu rodowego", by się wykazać „aryjskim pochodzeniem", dzieje rodziny „fuhrera" zawsze pozostawały sprawą tajną. Po cichu spekulowano na temat żydowskich przodków, mówiło się także o kazirodztwie i poligamii. Nowo odkryte dokumenty naprowa dzają nas na gorący ślad.
1939
K ło p o tliw i krew n i H itlera „Ci ludzie nie m ogą się dow iedzieć, kim jestem , nie m ogą się dow ie dzieć, skąd się w yw odzę ani z jakiej rodziny p och od zę!” . A d olf Hitler w godzinie pierw szego w ielkiego trium fu obawiał się niem iłych nie dyskrecji. Po w yborach do Reichstagu w e wrześniu 1930 roku je g o partia stanowiła drugą co do w ielkości frakcję w niem ieckim parla mencie. Teraz całe N iem cy chciały w iedzieć w ięcej o przyw ódcy NSDAP. Ale Hitler, do tej pory konsekw entnie pokryw ający m ilcze niem swoje prywatne życie, za w szelką cenę pragnął zachować aure olę proroka, który przybył znikąd, w kroczył do historii, a teraz szyku je się zm ieniać Niem cy. Tym czasem jesien ią 1930 roku w yglądało na to, że właśnie ta fasada zaczyna się kruszyć, a mit - rozwiewać. P od czas kam panii w yborczej i w zjadliw ych tekstach politycznych Hitler szermował hasłami „rasy” i „czystości” , nic w ięc dziwnego, że dzien nikarze i przeciw nicy nazizm u zaczęli pytać także o je g o własne p o chodzenie. Stawiali nurtujące pytania. Berlińska socjeta z lubością spekulowała, czy agresywny antysemita sam nie ma czasem żydow skich przodków . No i jeszcze ten kłopotliw y krewny z Anglii, William Patrick Hitler, który m oże go szantażować. Trium fujący polityk p o czuł, że siedzi w szklanej klatce. Czy je g o drzewo genealogiczne w ogóle pasuje do ideologii nazi stowskiej? Odpowiedź na to pytanie napawała Hitlera lękiem - em i grantowi z Austrii nie dawała spokoju myśl, że przez historię swojej „Kłopotliwy krewny ” - przyrodni brat Adolfa Hitlera, Alois
103
rodziny m oże ponieść klęskę w nowej ojczyźnie, N iem czech. Pewność w tej trudnej sytuacji m ogła dać tylko niepodważalna ekspertyza zbadanie drzewa genealogicznego Hitlerów przez renom owanego rze czoznawcę. Austriak Karl-Friedrich von Frank, dośw iadczony gene alog, zaproponował Hitlerowi swoje usługi. Pedantycznie zestawił to, co wynikało z ksiąg kościelnych i akt, i dał przyw ódcy nazistów wym a rzony dow ód aryjskości. Tajna ekspertyza Franka przez długi czas uchodziła za zaginioną. Dopiero niedawno nasi reporterzy mieli oka zję zapoznać się z egzem plarzem , który genealog zatrzymał dla siebie. Koniec w ojny egzem plarz ten przetrwał w szybie kanalizacyjnym, po czym w stanie bardzo uszkodzonym przeleżał kilkadziesiąt lat w ukry ciu, aż w końcu został odnaleziony w skrytce biblioteki Franka na zamku Senftenegg w Austrii. O wielu koneksjach badacze wiedzą od lat, jednak tak dokładnie jak Frank nikt dotąd ich nie wykazał. Także A d olf Hitler w 1932 roku docenił je g o pracę. Był zadow olony z eksper tyzy - drzewo genealogiczne wyglądało „czysto” i Hitler w liście z p o dziękowaniem chwalił Franka: „O ile ja i m oja siostra m ożem y to oce nić, zgadza się w zupełności” . Polityczny am bicjusz miał nadzieję, że wreszcie zam knie usta wszystkim wątpiącym. Ale w 1933 roku, po błyskaw icznym awansie przyw ódcy NSDAP na kanclerza Rzeszy, ciekaw ość i ochota na skandal wzrosły. Zw łasz cza zagraniczne gazety zaczęły przyglądać się uważniej. I znalazły to, czego szukały: w pierwszej w ersji drzewa gen ealogicznego A dolfa Hitlera, posła do R eichstagu z ram ienia NSDAP, opublikow anej w 1932 roku przez H eraldyczne Towarzystwo G enealogiczne „A dler” , Figurowała - pod datą 1709 ja k o rokiem urodzenia - Maria Salom on. „A w ięc Hitler miał jed n ak żydow skich p rzodk ów ?” - szemrała pra sa, osobliw ie łącząc Schadenfreude z antysem ityzm em . Hitler dys kretnie kazał skorygow ać drzew o genealogiczne. N iem ile zask oczo ny genealog Frank ośw iadczył, że popełnił błąd. W nadbitce druku „D rzew a g en ea log iczn e sław nych N iem ców ” , w ydanej w 1933 roku przez Centralne Jestem człowiekiem całkowicie Biuro Historii O sób i R odzin N iem ieckich, nierodzinnym, człowiekiem bez w rodzie Hitlera nie było ju ż żydow skiego predyspozycji do rodzinnego ja k ob y nazwiska Salom on, a na je g o m iej życia. To nie dla mnie. Należę scu figurow ała „M aria H am berger” . A le tylko do mojej wspólnoty narodowej. dziennikarze, zwłaszcza austriaccy, nie da Adolf Hitler w rozmowach przy stole wali spokoju, szukali wciąż now ych dow o-
104
dów na żydow skie k oligacje rodzinne H itle Brunatny Hitler z żółtą plamą! ra. W lipcu 1933 roku jed n a z w iedeń skich Tytuł w „Österreichisches gazet zam ieściła zdjęcie z żydow skim i na Morgenblatt" z 13 lipca 1932 roku grobkam i, na których w idniały takie nazwi ska ja k Hüttier czy Hiedler. Historia nie była przekonywająca, ale podtrzym ywała zainteresowanie - a n iem ieck iego kanclerza, A dolfa Hitlera, przyprawiła znów o ból głowy. Tym czasem historia rodziny Hitlera była nie tyle tajemnicza, ile po gmatwana. Przodkowie Hitlera mieszkali od pokoleń w Waldviertel, ubogiej, pagórkowatej i lesistej okolicy na północno-zachodnim skraw ku Dolnej Austrii. Hitler, Hiedler, Hüttier - w X IX wieku to samo na zwisko pisało się rozmaicie. W Waldviertel określenie „Hüttier” ozna czało po prostu chłopa małorolnego. Córka jednego z takich chłopów, Anna Maria Schicklgruber, urodziła w 1837 roku nieślubne dziecko, o którego ojcu nic bliżej nie wiadomo. Dziecko zostało ochrzczone w p o bliskim Döllersheimie jako Alois Schicklgruber. Pięć lat później Anna Maria poślubiła czeladnika młynarskiego, Johanna Georga Hiedlera. Nieślubny syn dorastał u jedn ego z braci Johanna Georga, chłopa Nepomuka Hiedlera, który po śmierci matki i ojczym a m łodego Aloisa fak tycznie adoptował chłopca. W 1876 roku N epom uk i Alois skłonili pro boszcza w Döllersheimie, by zmienił Aloisowi nazwisko Schicklgruber na Hiedler. Adnotacja „nieślubny” została skreślona, a w rubryce „oj ciec” ksiądz, chyba trochę niedosłyszący, wpisał Johann Georg Hitler. Takim to niezwykłym sposobem człowiek, który ożenił się z Anną Ma rią Schicklgruber, kilka lat po śmierci został ojcem . Jego „syn” Alois Hi tler, dawniej Schicklgruber, miał w przyszłości spłodzić tego, kogo dzi siaj świat nazywa zbrodniarzem stulecia - A dolfa Hitlera. Jedyną za gadką, która nigdy nie została rozwiązana, jest to, z kim Anna Maria w 1836 roku rzeczywiście zaszła w ciążę. Czy ze wspomnianym Johannem Georgiem Hiedlerem? A m oże z żydowskim przedsiębiorcą z Linzu - co często insynuowano, ale co nigdy nie zostało udowodnione? Alois Hitler był trzykrotnie żonaty i m iał dziesięcioro dzieci. Z pierwszego małżeństwa przeżyło dwoje potomstwa, Alois i Angela, z ostatniego, ; ' , , _ __
, ,
z Klarą Polzl - Paula i Adolf. Troje rodzeństwa zawsze odgrywało pewną rolę w życiu Adolfa Hitlera, ale opinia publiczna miała o nich ja k najm niej w iedzieć. G dy Hitler zro-
Żydowskie pochodzenie Hitlera
potwierdzone notaria,nie! sensa-
cyjny rezultat naszych dochodzeń! Nagłówek w „Österreichisches Abendblatt" z 19 lipca 1932 roku
105
„Ci ludzie nie mogą się dowiedzieć, skąd się wywodzę” - oficjalne drzewo genealogiczne ,fuhrera” nasuwało pytania
bił karierę, jego rodzona siostra Paula, mieszkająca w Wiedniu, musia ła przybrać nazwisko „W olf’. Przyrodnia siostra Angela, matka fawo ryty Hitlera, Geli Raubal, która w 1931 roku popełniła samobójstwo, do 1935 roku prowadziła mu dom w Berghofie. Przyrodni brat Alois po latach wędrówki czeladniczej, która zawiodła go do Irlandii i Anglii, prowadził w latach 30. w Berlinie gospodę pod nazwą „Alois” . Faktycznie kłopotliwy, a może nawet niebezpieczny dla Adolfa Hi tlera był tylko jeden krewny: młody człowiek, który na swoim teutomańskim wuju musiał sprawiać wrażenie nieobliczalnego egzotyka William Patrick Hitler, najstarszy syn przyrodniego brata Hitlera, Aloisa, i Irlandki Brigid Dowling. W latach poprzedzających I wojnę świa tową Alois Hitler pracował w Dublinie jako kelner. Z Brigid, swoją wielką miłością, uciekł do Liverpoolu, gdzie się pobrali i gdzie w 1911 ro ku przyszedł na świat William Patrick. Z początkiem I wojny świato106
„Chorobliwa miłość macierzyńska” - Klara, matka Hitlera
wej Alois porzucił rodzinę i wrócił do Austrii. Po wojnie ożenił się w Hamburgu i w 1923 roku został oskarżony o bigamię; obwiniano go też o kradzieże. W 1928 roku nawiązał kontakt z synem mieszkającym w Anglii i zaprosił go do Niemiec. W następnym roku Willy, jak go na zywano, znowu przebywał u ojca. Pojechali razem do Norymbergi na zjazd NSDAP. Tam William Patrick Hitler wkroczył w życie człowieka, który chciał zmienić Niemcy i świat. Wuj Adolf nie miał pojęcia, że wśród masy ludzi w Norymberdze jest młody Anglik, który przygląda mu się ze szczególną uwagą. Młodzieniec niebawem sam skupił na sobie uwagę. Po powrocie do Anglii spotkał się z dziennikarzami „Daily Express” i „Evening Stan dard” , które rzuciły się na jego historię. „Ten młody londyński pra cownik biurowy, William Patrick Hitler, jest bratankiem Adolfa Hitle107
ra, nowego przywódcy politycznego w Niemczech” . Owe zdania wraz ze zdjęciem Williama - w typie Clarka Gable’a - wywołały zaniepoko jenie w kwaterze głównej nazistów. Ich czołowy kandydat musiał się liczyć z niedyskrecjami. Przyrodnim bratem Aloisem i jego synem Willym przyszły kanclerz Rzeszy na pewno nie mógłby się szczycić. Adolf Hitler nazwał bratanka z Anglii Jednym z moich najobrzydliw szych krewnych” - i była to ocena najwyraźniej uzasadniona. Willy próbował bowiem szantażować słynnego wuja. Dokładnie zbadał okoliczności całej sprawy amerykański historyk dr Timothy Ryback, od lat zajmujący się dziejami rodziny Hitlerów. Ryback uważa, że na wet martwy Willy byłby jeszcze poważnym zagrożeniem dla kariery 108
Hitlera: „William Patrick z pomocą brytyj W illiam H itler jest bardzo skiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych podobny do sw ojego wuja, w Londynie zgromadził w Wiedniu różne do który jest jego idolem. Wąs ma przycięty dokładnie tak samo, kumenty z Waldviertel. Hitler nie znał taki sam nosi przedziałek, ale wprawdzie treści tych dokumentów, a mimo w łosy ma gładko zaczesane, to uznał je za tak ważne, że był gotów spełnić nie w nieładzie. Jest takiego żądania Willy’ego. Myślę, że wiąże się z tym samego wzrostu jak on i takiej samej budowy. także zlecenie, jakie powierzył genealogowi „Daily Express" z 22 listopada Frankowi” . I dalej: „O ile mogę sądzić z pu 1937 roku blicznych wypowiedzi Willy’ego, nigdy nie powoływał się on na żydowską krew w rodzi nie. Stale natomiast wspominał o mrocznych tajemnicach rodzinnych, których nie zamierza wyjawić i które wprawiłyby rodzinę Hitlerów w zakłopotanie. Już sama sugestia podziałała skuteczniej niż impliko wana rzeczywistość. Willy dobrze więc wiedział, co robi, pozostawiając te sprawy niedopowiedziane” . Hitler wezwał Willy’ego i jego ojca, swo jego przyrodniego brata Aloisa, do Berlina, by ich przywołać do po rządku. Scenę, jaka się rozegrała w pokoju berlińskiego hotelu, opisała
„Całkiem zdolny ” - Hitler (x ) jako uczeń szkoły realnej w Linzu, 1901 rok 109
po II w ojnie światowej matka W illy’ego, Brigid. „Ż e też musiało się to przytrafić angielskich przyjaciół, żeby mnie mnie, właśnie mnie. Otaczają m nie idioci. uważali za Anglika. Niektórzy sądzą, jak się zdaje, że jestem Tak jest, je ste ście idiotam i. B urzycie bezpośrednio odpowiedzialny wszystko, co zbudowałem własnymi ręka za wiele rzeczy, które uważają m i!” - tak p odobn o wrzeszczał Hitler, nie p o w Niemczech za złe. siadając się z w ściekłości, po czym wziął William Patrick Hitler w „Daily W illy’ego w obroty: „Coś ty nagadał prasie? Express" z 4 stycznia 1938 roku Kto ci pozwolił odgrywać autorytet, który ma prawo m ów ić o m oim życiu prywatnym? Nikt nie będzie wywlekać moich prywatnych spraw przed prasą. N igdy nie powiedziałem słowa, z którego gazety m ogłyby zrobić użytek. A teraz pojawia się jakiś bra tanek i opowiada im wszystkie te parszywe szczegóły, jakie chcą usły szeć” . Na koniec Hitler zażądał, by William Patrick wrócił do Anglii i na przyszłość zaprzeczał, ja k ob y łączyło ich pokrewieństwo. Z baga żem w postaci 2000 dolarów, zapłatą za m ilczenie, kłopotliwi krewni odjechali. Willy m ógł się w ypierać pokrew ieństw a z Hitlerem , ale nie zm ie niało to faktu, że nosił nazwisko, które w A nglii nie brzm iało dobrze. Gdy je g o słynny wuj przejął władzę, A n glicy zaczęli odn osić się n ie ufnie do m łodego człowieka. Miał w ielkie trudności ze znalezieniem pracy. W yjście nasuwało się samo: w październiku 1933 roku Willy znów przyjechał do N iem iec. W Berlinie otrzym ał posadę sprzedaw cy w jed n ym z dom ów tow arow ych - po tym ja k na podstaw ie d ok u m entów udow odnił ponad w szelką w ątpliwość, że jest rodzonym krewnym Hitlera. Ten zareagował szybko - praca w dom u towaro wym wydawała się chyba trochę poniżej godn ości angielskiego krew nego „fiihrera” . Kanclerz Trzeciej R zeszy przyjął bratanka, w y posażył w 500 m arek kapitału początkow ego i odesłał do R udolfa Hessa, który miał załatwić W illy’em u stosow ną posadę w Banku K re dytow ym Rzeszy. N owe zajęcie nie przynosiło wystarczających d o chodów , w ięc W illiam Patrick Hitler zaczął Gdyby Hitler zaproponował mu się starać o pracę w fabryce sam ochodów ważne, dobrze płatne stanowisko, Opel. Z w idokam i na dalszą karierę praco stałby się on zapewne wał do 1935 roku w produkcji, a potem entuzjastycznym nazistą w dziale sprzedaży w firm ie Opel-W inter i zwolennikiem Adolfa Hitlera. przy K urfurstendam m ie. Nie było jed n ak Agent FBI w 1942 roku w raporcie przewidziane, że sprzedawca Opla będzie o Williamie Patricku Hitlerze Trudno mi przekonać moich
110
się pysznił swoim nazw iskiem i, pow ołując Moje lata w Niemczech nie były się na słynnego wuja, próbow ał zwiększać czasem straconym, w końcu swoje w yniki sprzedaży. Gestapo don iosło miałem przecież możliwość obejrzeć od spodu propagandowy Hitlerowi o niestosow nym zachow aniu Wilobraz i dotrzeć do prawdy ly’ego i w k ońcu wuj zabronił m u pracy o Hitlerze i jego reżimie. u Opla. William Patrick Hitler w piśmie Jesienią 1937 roku Willy pojechał do Anglii „Look" z 4 lipca 1939 roku i znowu nie m ógł się oprzeć pokusie. Po raz kolejny zainteresował sobą prasę. „W Niem czech jestem uważany za osobę prywatną, podobnie jak za osobę prywatną jestem uważany w Anglii. Nie mam upoważnienia, by składać polityczne deklaracje. Nie pow iedziałbym niczego negatyw nego o m oim w uju” - oświadczył potulnie w „Daily Express” z 22 listopada 1937 roku. Mówił też: „O d rdedy Führer sprawuje władzę, w N iem czech wiele zm ieniło się na lepsze” . Ale i ten rodzaj publicity nie był w smak Adolfow i Hitlerowi. Gdy Willy w 1938 roku - tym razem z pow odu kobiety - w rócił do Nie-
Do diabła z Hitlerem” - od 1941 roku bratanek Hitlera, William Patrick, starał się o przyjęcie do sił zbrojnych USA. Z lewej jego matka Brigid
111
mieć, wuj znowu wezwał go do siebie. Był wściekły, że William Patrick wciąż go stawia w nieprzyjem nych sytuacjach. Ma opuścić N iem cy al bo stać się N iem cem - a zresztą on, A d olf Hitler, sądzi, że z Willy’ego Patricka nigdy nie będzie dobry Niemiec. Ta przym ówka wystarczyła W illy’emu. Próby urządzenia się w p o bliżu Adolfa Hitlera i czerpania korzyści z tego układu skończyły się oczywistym fiaskiem. Pierwszego lutego 1939 roku Willy Patrick opu ścił Niemcy. Obawiając się, że rówmież w Anglii będzie miał trudności, wybrał się z wizą turystyczną do Stanów Zjednoczonych. Ochota na wypowiedzi publiczne wcale m u jednak nie przeszła. Znow u rozpo wiadał na wszystkie strony o swoim pokrewieństwie z prom inentnym Niem cem . Am erykański magazyn „T im e” napisał w kwietniu 1939 ro ku w artykule pod tytułem H itler kontra H itler , że Willy nienawidzi sw ojego wuja - po pierwsze, za je g o politykę, a po drugie, za stosunek do własnej rodziny. „Jest wyjątkowo drażliwy, jeśli chodzi o w ięzy p o krewieństwa” - oświadczył Willy. Z tego pow odu on sam został jak oby zm uszony do wyjazdu z Niemiec. Nowy Świat bardzo ciekawiły plotki i nowinki z otoczenia niem iec kiego dyktatora. William Patrick Hitler trafił w lukę na rynku. Zapro ponował swoje usługi agencjom , które zorganizowały m u trasę objaz dową z odczytam i. „William Patrick Hitler wyjawia sensacyjną praw dę o nazistowskich N iem czech i ich Führerze” - głosiły szumnie plakaty. „K im naprawdę jest Führer, jak żyje Führer, co m ówi Führer prywatnie i publicznie” - o tym wszystkim Willy miał inform ować zdu mioną publiczność. W salach i klubach m ałych m iasteczek goście za mieniali się w słuch i ciekawie wypytywali człowieka, który dopiero co uszedł z Rzeszy Hitlera. Od strony publicystycznej wsparły owo tournee wywiady i wielki wstępniak pod tytułem Dlaczego nien a w i dzę m ojego w u ja , zam ieszczony w lipcu 1939 roku w m agazynie ilu strowanym „L ook ” . William Patrick Hitler opisał swoją odyseję i ostat nie spotkanie z „dyktatorskim ” wujem : „Je go m ściwa brutalność ow ego dnia przeraziła Wyjątkowo leniwy osobnik, niewykazujący żadnej inicjatywy mnie, bałem się o osobiste bezpieczeństw o” . i ciągle szukający posady, O swoim ojcu Aloisie powiedział, że jest rów na której nie trzeba dużo nie zastraszony: „Ż y je w śm iertelnym stra pracować, ale się jest dobrze chu i boi się w szelkiego rozgłosu. Przeczu opłacanym. wał, że wyjadę z N iem iec i od tej pory będę Agent FBI w 1942 roku w raporcie o Williamie Patricku Hitlerze m ówił sw obodnie” .
112
Przez dwa lata William Patrick Hitler objeżdżał am erykańską pro wincję. G dy w grudniu 1941 roku Rzesza N iem iecka wypowiedziała wojnę USA, William Patrick, już naturalizowany, postanowił spełnić swój patriotyczny obowiązek. Został uznany za całkowicie przydatne go do wojska, lecz kom isja poborow a miała w ątpliwości podyktowane względam i bezpieczeństwa. Na jed n ym z kwestionariuszy każdy kan dydat m usiał odpow iedzieć na rutynowe pytania, m iędzy innym i ta kie: „M am następujących żyjących krewnych, którzy służyli lub służą w siłach zbrojnych następujących krajów...” . William Patrick Hitler napisał zgodnie z prawdą: „1. Thom as Dowling, wuj, Anglia, 1923-1926 Royal Air Force. 2. A d o lf Hitler, wuj, Niem cy, 1914-1918, starszy sze regowy” . I armia am erykańska nie przyjęła ochotnika - znowu nazwi sko okazało się przekleństwem . Willy jednak nie zrezygnował. W mar cu 1942 roku napisał wprost do prezydenta Stanów Zjednoczonych,
_Będę odtąd prowadzić normalne życie” - William Patrick Hitler (z lewej) odchodzi z marynarki w lutym 1946 roku
113
Franklina D. Roosevelta, i przedstawił mu swoją sytuację: „Jestem bratankiem i jedyn ym potom kiem osław ionego niem ieckiego kancle rza i przywódcy, który dzisiaj despotycznie próbuje zniewolić wolne i chrześcijańskie narody świata. [...] W krótce w szyscy m oi krewni i przyjaciele będą m aszerować pod gwiaździstym sztandarem, aby walczyć o w olność i sprawiedliwość. Z tego pow odu wnoszę do Pana, Panie Prezydencie, tę petycję i zapytuję, czy m ogę u Pańskiego boku podjąć walkę z tyranią i uciskiem ” . Prezydent Roosevelt natychmiast polecił FBI wziąć tego dziw nego obywatela USA pod lupę. A genci zbierali w ycinki z gazet, wypytywali świadków i podczas długotrwa łych przesłuchań brali Williama Patricka w obroty. Już wkrótce stało się jasne, że do „piątej kolum ny” Hitlera w USA zaliczyć go nie m oż na, w obec czego dyrektor FBI J. Edgar H oover napisał do biura prezy denta: „Nie udało się znaleźć inform acji, które by wskazywały, że był on zamieszany w jakieś działania natury wywrotowej” . Szóstego marca 1944 roku William Patrick stawił się w biurze rekru tacyjnym nowojorskiej dzielnicy Queens. W reszcie nadeszła je g o w iel ka chwila: przed kamerami kroniki tygodniow ej złożył przysięgę na konstytucję Stanów Zjednoczonych, po czym został oficjalnie przyję ty do marynarki USA. Przygotował dla kroniki krótkie oświadczenie: „Jako członek sił zbrojnych mam nadzieję, że będę m ógł wziąć czyn ny udział w walce z tym człow iekiem , m oim wujem , który tyle nie szczęść sprowadził na świat” . Jego wkład do walki z w ujem pozostał raczej skrom ny - po odbyciu szkolenia zasadniczego William Patrick zdecydował się na mało heroiczną karierę w służbach sanitarnych ma rynarki. Gdy w 1946 roku odchodził z honoram i z wojska, po raz ostat ni wystąpił przed prasą. Oznajmił, że zm ieni Dla każdego innego to wszystko nazwisko i będzie odtąd prowadził norm al może być bardzo ciekawe. Dla nas ne, spokojne życie. jest ciężarem. Dlaczego mamy William Patrick Hitler schronił się w ano przez to cierpieć? Zawsze nim owości nowojorskiej metropolii. Nazwi wiedzieliśmy, że będziemy mieć sko zmienił na Hiller, zamieszkał w Harlemie z tego tylko kłopoty. Przeczytałem kilka listów mojego ojca do mojej i zapisał się na ekonom ię w nowojorskim Ci babki i mogę powiedzieć tylko ty College, ale po czterech semestrach prze tyle: dla niego też to było bardzo rwał naukę. Były starszy szeregowiec w służ nieszczęśliwe doświadczenie. bach sanitarnych zatrudnił się jako technik Syn Williama Patricka, Alex, do laborant u jedn ego z nowojorskich urologów. brytyjskiego dziennikarza Dave'a Gardnera Normalne, wprost banalne koleje życia, nie
114
warte wzmianki w żadnym podręczniku historii. W połączeniu z nazwi skiem Hitler wydają się jednak dziwne, wręcz zdumiewają. William Pa trick (zmarły w 1987 roku) nigdy więcej nie wystąpił publicznie. Ta sa ma ostrożność kieruje także jeg o synami. Ostatni m ęscy potom kowie rodziny Hitlerów - synowie Willy’ego Alexander, Louis i Brian - miesz kają na Long Island i odmawiają wszelkich kontaktów z ludźmi zadają cymi pytania. Otwarte przyznanie się do kłopotliwego pokrewieństwa m ogłoby na zawsze zm ienić ich życie i zniszczyć tę normalność, jaką so bie zbudowali. Historię swojej rodziny zachowują dla siebie - przynaj mniej pod tym w zględem są podobni do osławionego w ujecznego dziad ka, który tak niesławnie zapisał się w dziejach.
Rzesza Hitlera miała ogromne zapotrzebowanie na logistykę i statystykę. Niemcy, Żydzi, robotnicy przymusowi, zasoby mająt kowe, ładowność wagonów towarowych - wszystko musiało być zarejestrowane i posortowane na użytek pewnego szatań skiego planu. Amerykański koncern maszyn biurowych czerpał zyski z tej rozbuchanej biurokracji. Czy to IBM umożliwił holo caust?
1939
IBM p o m o c n ik ie m H itlera Nowojorska centrala koncernu była szalenie dum na ze swej niem iec kiej filii Dehom ag, która w iosną 1940 roku po raz kolejny przedstawi ła świetne bilanse. Dla Deutsche Hollerith M aschinen GmbH, bo tak brzmiała jej pełna nazwa, wojna Hitlera była lukratywnym interesem. Niedawno niem iecka filia IBM zasłużyła się obronności Rzeszy: za p o mocą maszyn Holleritha, dostarczanych i konserwowanych przez D e homag, zarejestrowano dla potrzeb słabo zm otoryzowanego W ehr machtu wszystkie zdatne konie w okupowanej Polsce. N ajnowocześ niejsza technika wspom agała logistyków Hitlera w rozwiązywaniu ogrom nych problem ów organizacyjnych, jakie niosła ze sobą wojna. Maszyny Holleritha - prototypy kom putera, z niebywałą dotychczas szybkością liczyły i zaszeregowywały ludzi i materiały. Ogrom ne ilości danych grom adziły na kartach perforowanych, przetwarzały i u do stępniały planistom w sztabach i urzędach. Europejska centrala IBM Genewie z radością inform owała w U SA o obrotach osiągniętych przez niem iecką filię dzięki wielkiej akcji „przeglądu k on i” w Polsce. Tym czasem berlińscy dyrektorzy Dehom agu ju ż czekali na nowe, strategicznie ważne zadania. Było oczywiste, że Hitler miał jeszcze du żo planów. Ale D ehom ag to nie tylko przykład niem ieckiej firmy, na której sukces złożyły się przedsiębiorczość, zarabianie na w ojnie i brak skru-
w
Najnowocześniejsza technika” - maszyna do przetwarzania danych, produkt IBM z lat 30.
117
pułów - zyski z tych sukcesów czerpał bowiem Amerykanin. Od 1922 ro ku Thom as J. Watson był prezesem zarządu firm y handlującej wyna lazkiem Hermana Holleritha, Am erykanina niem ieckiego p och od ze nia. Zainstalowanie pierwszych maszyn Holleritha w am erykańskim Urzędzie P ow szechnego Spisu L udności ju ż w 1890 roku przyniosło zdum iew ające efekty. M aszyny perforująco-odczytujące zam ieniały dane osobiste w dziurkowany wzór i pom agały automatyzować proce sy liczenia i badań statystycznych. W ynalazek Holleritha był techni ką przyszłości. Szybko m odernizujące się społeczeństwa i przem ysł w czesnego w ieku X X stawiały na w ydajność, um asowienie i produk cję masową. Wynalazca Herm an Hollerith już w 1910 roku sprzedał swoją firm ę przedsiębiorstw u C om puting Tabulating R ecordin g Company, które Thom as J. Watson w 1924 roku przem ianował na In ternational Business M achines Corporation, w skrócie - IBM. Watson przekształcił IBM we wziętą firm ę - koncerny, urzędy, rządy na ca łym świecie potrzebow ały H ollerithow skiej techniki przetwarzania danych. Jednocześnie szef koncernu bezw zględnie dążył do przejęcia całego światowego rynku na technikę Holleritha. W 1923 roku nabył 90 procent akcji firm y D eutsche H ollerith M aschinen Gesellschaft, pozostawiając jej kierow nictw o - ju ż ja k o filii IBM - w rękach p o przedniego właściciela, W illy’ego Heidingera. N ow ojorskiej centrali IBM now y nabytek przysparzał w następ nych latach sporo radości. Willy H eidinger wykazywał rok w rok ro snące obroty. Jego kariera zawodowa rozwijała się rów nolegle do p o litycznej kariery człowieka, którego podziwiał: A dolfa Hitlera. S zef D ehom agu, fanatyczny nazista, zaproponował brunatnem u ruchowi usługi swojej firmy. Jego um izgi do NSDAP przyniosły efekt. Po przejęciu władzy przez Hitlera D ehom ag otrzymał zam ówienie na za rejestrowanie w yników spisu ludności w 1933 roku system em Holle____________ ritha i przetworzenie danych w taki sposób, by m ożna je było odczytyw ać autom atycz Jestem obywatelem nie. Przez cztery m iesiące grupa p om ocn i amerykańskim. Ale w IBM jestem obywatelem świata, gdyż ków przenosiła w drezdeńskiej hali sporto prowadzimy interesy z 78 krajami wej dane z ankiet na karty Holleritha. W re i dla mnie wszystkie one zu ltacie D eh om ag dostarczył R zeszy wyglądają jednakowo - wszystkie N iem ieckiej jed n ą z najnow ocześniejszych, bez wyjątku. odczytyw anych m aszynowo kartotek spisu Szef IBM, Thomas J. Watson, 1934 rok pow szechnego. H eidinger rozprawiał z du-
118
Sprawa dla fachowca” - naprawa maszyny licząco-analitycznej Dehomagu, •\emieckiej filii IBM, 1941 rok
ną o wielkim znaczeniu swojej misji: „Przeprowadzamy tu sekcję na>du niemieckiego. Zapisujemy na karteczce indywidualne właści wości każdego z członków narodu. Jesteśmy dumni, że dane nam jest .czestniczyć w tej pracy” . Cóż go obchodziło, że na niektórych kar c z k a ch widniał znak, mający kiedyś przesądzić o dalszych losach złowieka: otwór w szpalcie 22, rząd 3, oznaczał, że zarejestrowany bywatel jest Żydem. Na Pawiej Wyspie, romantycznie położonej na Haweli niedaleko je:ora Wannsee, bawiło się prawie trzy tysiące osób. Goebbels, minister : ropagandy Rzeszy, osobiście zadbał o szczegóły ekskluzywnego wiezorowego przyjęcia. Zaproszeni goście posilali się w świetle lampio(>w przy setkach stołów pod gołym niebem, kelnerzy biegali od stołu io stołu, podając zgromadzonemu towarzystwu to, co berlińscy szefo wie kuchni mieli najlepszego do zaoferowania. Na okrągłej scenie grai orkiestra, później popisywali się swoją sztuką śpiewacy i tancerki, rhomas J. Watson był wyraźnie pod wrażeniem przepychu, z jakim rzygotowano przyjęcie na jego cześć. Wizyta w Berlinie, do której japrezes Międzynarodowej Izby Handlowej przykładał wagę, zamieiła się w pochód triumfalny. Ale punkt kulminacyjny miał dopiero 119
nastąpić. Po bankiecie prezes Banku Rzeszy Hjalmar Schacht przed kamerami kroniki narody świata zajmują się film owej odznaczył szefa IBM „fuhrerowwłasnymi problemami i porządkują własne sprawy. skim ” Krzyżem Zasługi Orła N iem ieckiego Szef IBM Thomas J. Watson, z Gwiazdą - orderem stworzonym specjalnie „New York Times" z 25 kwietnia dla obcokrajow ców zasłużonych dla Rzeszy 1937 roku N iem ieckiej. A w oczach narodowych socjali stów Thom as J. Watson zasłużył się rzeczywiście. W pływowy Am ery kanin raz po raz torpedował żądania bojkotu Niemiec. Podczas gdy A m erykę i świat oburzało system atyczne dyskrym inowanie i upoka rzanie niem ieckich Żydów przez ustawy rasowe i posunięcia rządu, Watson nie chciał dopuścić, by m u takie bagatele zepsuły interes. „D o pokoju światowego przez światowy handel” - tak brzmiała koncepcja sam ozwańczego bojow nika o pokój. Narodowi socjaliści pożądliwie chw ycili am erykańską dłoń, która się do nich wyciągnęła: latem 1937 roku Watson został zaproszony przez Hitlera na audiencję, z Góringiem spożył pański posiłek w pałacu Charlottenburg, a Joseph i Magda G oebbelsow ie towarzyszyli m u do opery. Uprzejm ym listem podziękował Hitlerowi: „Bardzo cenię ducha przyjaźni, która legła u podłoża tych honorów, i zapewniam Pana, że tak jak dotąd, również w przyszłości dołożę w szelkich starań, by jeszcze um ocnić więzi m ię dzy naszymi dwom a w ielkim i narodam i” . Szef IBM Watson ju ż w cześniej głosił publicznie swoją sympatię dla hitlerowskich Niem iec. Am erykański dziennikarz Edwin Black pisze, czym N iem cy zafascynowały am erykańskiego przemysłowca: „Wat son nie był faszystą. M ożna go określić m ianem klasycznego kapitali sty. [...] Grom adzenie bogactwa dla państwa i przez nie pod rządami silnego, autokratycznego przywódcy, w atmosferze szowinizmu i kul tu jednostki, wydawało się Watsonowi nie zwykle atrakcyjne” . I podobało m u się, że Będą rozdawane specjalne D ehom ag w N iem czech dostarcza koncer formularze, na których każdy musi nom i urzędom coraz więcej maszyn Holleripodać, czy jest czystej krwi „aryjskiej". Status każdego tha - maszyn, na których IBM zarabiał pie z dziadków danej osoby musi niądze nawet wtedy, gdy już je sprzedał, sta być podany i w razie kontroli le były bow iem konserwowane przez je g o potwierdzony dowodami. specjalistów i m ogły przetwarzać tylko spe „New York Times" z 18 maja cjalne karty przez niego produkowane. 1939 roku o spisie ludności Pokój panuje na świecie, gdy
w Niemczech w maju 1939 roku
120
Jesienią 1938 roku „Völkischer Beobachter” zwrócił się z usilnym oelem do swoich czytelników: „W maju przyszłego roku odbędzie się ^większy i najbardziej szczegółowy spis ludności, jaki kiedykolwiek yi przeprowadzany nie tylko w Niemczech, lecz na całym świecie. [...] ' )latego każdy członek narodu ma obowiązek jak najdokładniej wy»elnić ankietę i musi być świadomy, że w ten sposób daje Führerowi ego współpracownikom podstawy do ustawodawstwa na następnych lęć lat” . Willy Heidinger i jego Dehomag znów się poczuli w obowiąz* j - wykonają to lukratywne wielkie zamówienie ku pełnemu zado woleniu władz. Brunatna władza też wiele sobie obiecywała po spisie jdności, co jeden z nazistowskich urzędników przyznał bez ogródek piśmie wewnętrznym: „Zamiarem jest [...] ustalenie składu społeeństwa niemieckiego także pod względem krwi. Wyniki tych usta ch można by potem odnotować w policyjnych kartach meldunkoA-ych. Dzięki temu władze policyjne miałyby szczegółowe rozeznanie
asyfikowanie ludności według rasy” - SS korzystała z kart perforowanych ystemie Holleritha
121
co do klasyfikacji rasowej osób zam ieszkałych w ich rejonie, a cel, do którego zmierza Główny Urząd SD, zostałby w najpewniejszy sposób osiągnięty” . T echnicy D ehom agu faktycznie dostarczyli odpow iednio przygotowane karty do rejestrowania w yników spisu pow szechnego system em Holleritha; z kart założonych w 1939 roku m ożna było auto matycznie odczytać, kto jest, m ówiąc językiem nazistów, „Ż ydem peł nym, w połowie, w jednej czwartej czy w jednej ósm ej” . Z maszyn H ol leritha w ychodziły też inform acje o zasobach majątkowych. Godzina prawdy wybiła z chwilą w ybuchu II w ojny światowej: W ehrmacht i inne wielkie organizacje posłużyły się maszynami H olle ritha, by usystematyzować swoją logistykę; koleje Rzeszy N iem ieckiej planowały transport w ojsk i zaopatrzenia na obszarze Europy, korzy stając z maszyn liczących Holleritha, ustawionych w każdym depo. Nowojorska centrala IBM powoływała się wprawdzie na neutralność Stanów Zjednoczonych, ale swojej niem ieckiej filii dawała wolną rękę i nadal szkoliła w USA jej pracowników. Tu jednak miała ich na oku FBI, bardzo dokładnie obserwująca działania N iem ców w Am eryce. Chyba właśnie ta nieprzyjem na sytuacja skłoniła wreszcie Thom asa J. Watsona do drastycznego kroku. G dy N iem cy zaatakowały Francję i niem ieckie bom by spadły na francuskie miasta, szef IBM w ystoso wał 6 czerwca 1940 roku list do A dolfa Hitlera: „Aktualna polityka Pańskiego rządu pozostaje w sprzeczności ze sprawą, dla której praco wałem i za którą otrzym ałem odznaczenie” . W liście otwartym, prze drukowanym przez now ojorską „Herald Tribune” , Watson oświadczył, że zwraca n iem ieck i order Hitlerowi. P racow nikom D ehom agu w N iem czech nie m ieściło się to w głowie. „N iejaki pan Watson z jaw nej próżności chce obrazić Przyw ódcę Narodu N iem ieckiego” - napi sał jed en z m enedżerów do dyrektora Heidingera. W IBM Watson starał się uspokoić w zburzone fale - m im o tamtej deklaracji nadal zależało mu na w spółpracy z Dehom agiem . W ojna stwarzała m ożliw ość robienia dobrych inte resów. Tak jak wielu innych, również szef Zwrot orderu jest obrazą najwyższego stopnia nie tylko dla IBM w ychodził z założenia, że N iem cy w e Hitlera, lecz dla każdego Niemca. zmą Europę szturmem i przez długi czas b ę W konsekwencji nikt już nie chce dą dom in ow ać m ilitarnie i gospodarczo. maszyn do kart perforowanych W okupow anych krajach Dehom ag rzeczy od spółki, która jest wrogo usposobiona do Niemców. w iście przejął wszystkie filie IBM wraz z w y Willy Heidinger posażeniem technicznym . Niebawem zdobył
122
m onopol na m aszynowe przetwarzanie danych na obszarach podlega jących władzy niem ieckiej - stał się niezbędny, instalował maszyny, przenosił dane na karty perforowane i dostarczał okupantom wszyst ko, czego potrzebowali: W ehrmachtowi system logistyczny, Główne mu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy listę Ż ydów w okupowanej H o landii, kolejom Rzeszy stale aktualizowaną bazę danych dotyczących wolnych m ocy transportowych. D ehom ag każdego dnia zarabiał na świadczonych usługach i - m im o całej irytacji z pow odu obrazy „fuhrera” przez Watsona - posłusznie m eldował now ojorskiem u IBM o rosnących obrotach. W grudniu 1941 roku Japończycy zaatakowali am erykańską bazę marynarki w ojennej Pearl Harbor, a w krótce po tym Hitler w ypow ie dział w ojn ę Stanom Z jed n oczon y m . F irm om niem ieck o-am erykańskim znacznie się pogorszyły warunki działania, ale walczące państwa respektow ały zasadnicze stosunki w łasności - zarządzanie m ajątkiem każdej ze stron przejęły sum ienne powiernictwa. Edwin Black w pracy IB M i holocaust twierdzi, że W atson był z tego zado wolony, gdyż w edług n iego interesy IBM po przejściu D ehom agu pod zarząd przym usow y w związku z przystąpieniem U SA do w ojn y niem ieckie pow iernictw o reprezentuje w sposób wręcz idealny. D e homag kierow any przez zagorzałych narodow ych socjalistów stał się rzeczyw iście częścią nazistow skiej gospodarki, a zyski były skrupu latnie rozliczane i zam rażane na kontach bankow ych, zarządzanych przez pow iernictw o. Ten spraw dzony system m iał dla IBM W atsona więcej dobrych stron niż złych - IBM nie musiał ju ż odpow iadać m oralnie za decyzje Zarządzanie majątkiem strony kierownictwa D ehom agu, natom iast w dal nieprzyjacielskiej przez szym ciągu czerpał profity z su kcesów n ie powiernictwo nie przedstawiałoby samo w sobie szczególnego m ieckiej filii pod ob cym zarządem. Kwestią niebezpieczeństwa, ponieważ sporną pozostaje, ile now ojorska centrala ustawa o zarządzaniu majątkiem wiedziała o tym , co się dzieje w okupow anej strony nieprzyjacielskiej oraz Europie, a czego nie chciała w iedzieć. K ry oparte na tej ustawie praktyczne postępowanie są bardzo tycy IBM, m iędzy innym i Edwin Black, konserwatywne. Dzięki temu uważają, że są w stanie u dow odnić, iż A m e własność jest chroniona rykanie poprzez kraje neutralne ja k Szw e i zachowywana i pozostaje cja i Szwajcaria w dalszym ciągu dostarcza w dobrym stanie. li niem ieckiej filii m ateriałów i tech n iczn e Opinia adwokacka dla IBM go know-how. w Nowym Jorku z jesieni 1940 roku
123
Dehom ag zarządzany wyłącznie przez N iem ców nie respektował żadnych granic m oralnych - dostarczał niem ieckiej m achinie w ojen nej i eksterm inacyjnej, działającej już w całej Europie, dokładnie ta kich rozwiązań i kart perforowanych, na jakie zgłaszała zapotrzebowa nie. Am erykański dziennikarz Edwin Black stwierdza: „Rejestracja ludności i aktywów była tylko jedn ym ze sposobów wykorzystania przez nazistów urządzeń sortujących dane. [...] Te kawałki papieru [karty perforowanel dały N iem com m ożliw ość kontrolowania punk tualności pociągów i katalogowania ich ładunku, którym były często ofiary jadące na śm ierć” . Tylko w ten sposób można było zorganizo wać masową deportację europejskich Ż ydów do obozów zagłady, uważa Edwin Black. O tym, jak bardzo Dehom ag był związany z interesami SS, świadczy fakt. że w czteroosobow ym zarządzie pow ierniczym filii IBM ton nada wał osławiony SS-Brigadeführer Edm und Veesenm ayer, dyplomata działający głównie w południow o-w schodniej Europie i usilnie zabie gający o ew idencjonow anie i deportow anie tam tejszych Żydów . W 1944 roku, kiedy był Generalnym P ełnom ocnikiem W ielkoniem ieckiej Rzeszy na W ęgrzech, nalegał na deportację Ż ydów węgierskich. Za sprawą Veesenm ayera i A dolfa Eichm anna wywiezionych zostało ponad 400 tysięcy ludzi - starych, słabych i dzieci natychmiast w A u schwitz-Birkenau zam ordowano, a tych, którzy m ogli pracować, skie rowano do pracy przym usowej. W 1944 roku m iliony N iem ców walczyło na frontach, a tysiące ginę ło każdego dnia. M im o to produkcja zbrojeniowa w N iem czech toczy ła się pełną parą, a nawet osiągnęła lepsze w yniki niż kiedykolw iek przedtem. Było to m ożliwe dzięki perfekcyjnem u planowaniu, ale tak że dzięki bezw zględnem u wykorzystywaniu więźniów obozów k on centracyjnych i robotników przym usow ych - sterowanemu przez Główny Urząd SS ds. G ospodarki i Zaopatrzenia. Pod w zględem tech nicznym SS stała na najwyższym poziom ie. W każdym obozie k oncen tracyjnym zainstalowano m aszyny Holleritha gotowe do przetwarza nia danych, każdy więzień zdolny do pracy był rejestrowany na 14-centymetrowej karcie, zawierającej wszystkie jeg o dane: pochodzenie, przyczynę uwięzienia, kary i oczyw iście kwalifikacje zawodowe; gdy z powodu słabości, w ycieńczenia nieludzką pracą albo zam ordowany w akcie samowoli przez wartownika stawał się „ubytkiem ” , do karty wprowadzano także tę inform ację. Śm ierć stała się procedurą staty-
124
styczną - losy ludzkie przybierały postać Ludzi przenoszono z miejsca dziurkowanego wzoru na tekturce, nazwiska na miejsce, aby doprowadzić ich do śmierci z przepracowania, zamieniały się w numery. a wszystkie operacje kalkulowano „M iejscow e biuro przesyła w załączeniu na zimno za pomocą urządzeń listę ubytków nr 4, z 40. tygodnia, składają mechanicznych. cą się z siedm iu stron” - czytam y w piśm ie Edwin Black w książce IBM z 3 października 1944 roku, które oddział i holocaust obsługujący m aszynę Holleritha w obozie koncentracyjnym M authausen w ysłał do Instytutu Centralnego przy Friedrichstraße 129F w Berlinie. Tutaj, w niepozornym budynku biurowym z czasów w ilhelm ińskich, niegdyś urzędzie skarbowym dzielnicy Berlina Mitte, od stycznia 1944 roku trafiały w szystkie m eldunki personalne z obozów SS. Żółto-czerw ona budow la z k lin kierowej cegły, dyskretnie położon a w zacisznym m iejscu m iędzy Friedrichstraße a kliniką Charite, m ieściła „m aszynow y m ózg ” Głów nego U rzędu SS ds. G ospodarki i Zaopatrzenia. Na podstawie m eldunków nadchodzących z obozów i zakładów pracow icie w pro wadzano za p om ocą m aszyn H olleritha now e dane do kartoteki. Co dziennie przyjeżdżali kurierzy SS, co tydzień centralna baza danych była aktualizowana. „U bytki” z Mauthausen - na liście z 3 października 1944 roku było ich 160 - natychm iast znikały z kartoteki Instytutu Centralnego. Luksem burczyk A nton M anson, rosyjski je n ie c w ojenny W ładimir Połtrow, w ęgierski Ż yd Istvan Friedländer - w szyscy oni, tak jak p o zostali m ężczyźni na tej liście, którzy zmarli w Mauthausen, zostali zamordowani, zam ęczeni na śmierć. W berlińskiej kartotece nie m ie li już czego szukać, statystycznie zarządzano tylko tymi, których można było jeszcze wykorzystać. Instytut Centralny przy Friedrich straße dokładnie odnotowywał, kto i dokąd został przeniesiony, kto miał jakie zdolności, jak i stan obozów należało zgłosić i jak w ielki był aktualny potencjał niew olników R zeszy N iem ieckiej - podstawa pla nowania dla gospodarki w ojennej, dzień w dzień w ysysającej ludzkie siły i eksploatującej je bezlitośnie. Obsługa m aszyn przetwarzających dane z kart perforowanych tak je ustawiała, żeby szukały kart o okreś lonym układzie otw orów i wyrzucały plikam i, które z kolei m usiały być przepisywane w postaci list, aby m ogli się nimi posługiwać plani ści. Korzystając z system ów Holleritha, naziści osiągnęli maksymalną efektyw ność w organizowaniu dostaw siły roboczej. Tylko w ten spo-
125
sób można było jeszcze w 1944 roku produkow ać olbrzym ie ilości sprzętu w ojennego i utrzym ywać się na frontach, tylko w ten sposób nazistowska m achina eksterm inacyjna m ogła działać jeszcze kilka m iesięcy. SS chętnie płaciła D ehom agow i za świadczone usługi, Główny Urząd SS ds. G ospodarki i Zaopatrzenia m ógł sobie bow iem pozw olić na takie wydatki - każdy robotnik zabrany z obozu do pracy na potrzeby gospodarki w ojennej i nieotrzym ujący zapłaty, przyspa rza! pieniędzy w kasach SS. Wraz z totalną klęską N iem iec w m aju 1945 roku przyszedł kres także na D ehom ag. IBM w N ow ym Jorku nie widział jed n ak pow o du, by dyskretnie spuścić zasłonę na działalność swojej niem ieckiej filii. Przeciw nie - am erykańskie przedsiębiorstw o, które w czasie w ojny świetnie zarabiało na am erykańskim przem yśle zbrojen io wym, w ysunęło roszczenia w łasnościow e w obec niem ieckiej firmy. Od jak iejk olw iek odpow iedzialności za decyzje podejm ow ane przez Dehom ag w m inionych latach naturalnie się uchyliło. Skorzystało na tym, że alianckie władze oku pacyjn e nie zadawały nieprzyjem nych pytań, gdyż adm inistracja stref ok u pacyjnych pilnie potrzebo wała ow ych 2000 m aszyn Holleritha, jak ie jeszcze zostały w N iem czech. Dopiero 55 lat później amerykański dziennikarz Edwin Black zaczął badać kwestię m oralnego uwikłania św iatowego k oncernu IBM w zbrodnie nazistowskie. „D o holocaustu by doszło - z IBM czy bez. Ale ten holocaust, o którym wiemy, holocaust o niewiarygodnie wysokich liczbach, to holocaust, który umożliwiła technika IBM. Pozwoliła nazi stom pracować efektywmie i na wielką skalę” - oto ciężki zarzut Blacka. Niektórzy krytycy, m iędzy innymi badacz holocaustu Raul Hilberg, uważają inaczej: Jeszcze słowo o odpowiedzialno „Efektyw ność m ożna osiągnąć także za p o ści producenta za swój produkt m ocą bardzo prymitywnych środków - na jak w odniesieniu do wszystkich przykład papieru i ołówka” . Ale zasadnicze narzędzi technicznych, tak i tutaj pytanie Blacka brzmi: „Czy IBM wiedział ma zastosowanie trywialne, ale przecież prawdziwe zdanie: o tym w szystkim ?” . W yczerpującej i przeko młotkiem można wbić gwóźdź, nywającej odpowiedzi Black nie może udzie ale też rozbić głowę. lić. Ale jed n o jest oczywiste: IBM poprzez Manfred Wahl, w latach 1963-1975 swoją filię Dehom ag był co najmniej pośred szef IBM w Niemczech, „Frankfurter nio uwikłany w zbrodnie systemu nazistow Allgemeine Zeitung" z 28 marca skiego, nawet jeśli nie ma żadnego doku2001 roku
126
mentu, który by dowodził, ile rzeczywiście w iedziano w Nowym Jorku o konkretnym zastosowaniu techniki Holleritha. Black w pełni zdaje sobie sprawę, co naprawdę interesowało szefa am erykańskiego koncer nu: „Watson nie czuł się zobligowany w obec Rzeszy, tylko w obec mar ki Rzeszy’’. Przedsiębiorca kierował się zim ną logiką interesu a w tym m yśleniu na m oralność było mało miejsca. Również w taki sposób m ożna zostać pom ocnikiem Hitlera.
Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny, wyschło źródło do staw amerykańskiej coli. Niemieccy pracownicy Coca-Coli musie li coś wym yślić Co ma wspólnego lemoniada fanta z brunatny mi koszulami?
1941
F a n ta i n a ziści Scena rozgrywa się na pustyni w Nevadzie. Grupka m łodych ludzi p o kłada się w talerzu ogrom nej anteny satelitarnej do odbioru ewentual nych sygnałów z głębi kosm osu. W szyscy są w doskonałych hum orach i podają sobie z rąk do rąk butelkę fanty. N iektórzy upijają łyk i ze śm iechem wydają z siebie beknięcie, które brzm i jak m etaliczne „halooo...” - właśnie tak, jak ziem ianie wyobrażają sobie „halo” kosmity. Badacze przestrzeni kosm icznej w centrum kontroli nie posiadają się z podniecenia. „Pierwsze «halo» z k osm osu” - wołają uradowani. P od czas gdy naiwni naukow cy myślą, że w końcu otrzymali przesłanie z jakiegoś odległego świata, m łodzi ludzie cieszą się z udanego żartu niewinny spot reklam owy z początku X X I wieku. No i co takiego? Spotów reklam ow ych jest wiele, gazowanych na pojów ow ocow ych a la fanta też. A jednak fanta kryje w sobie tajem ni cę znaną tylko nielicznym . Dzieje powstania tej lem oniady są tak cie kawe jak fascynująca powieść. I związane z historią. U jm ując rzecz w skrócie, m ożna nawet pow iedzieć, że gdyby nie II wojna światowa, fanty by nie było. Ale po kolei... Było to latem 1940, pod koniec pierwszego roku wojny. Polska od dawna okupowana, Francja pokonana, a brytyjski korpus ekspedycyj ny przepędzony z kontynentu. Nazistowskie N iem cy triumfowały. Przeciwnicy m usieli się ugiąć. „Z m ieciem y w rogów !” - obiecał chełpli..Amerykański mit” - amerykańscy żołnierze we Włoszech w marcu 1944 roku piją pierwszą colę na ziemi europejskiej
129
wie „fuhrer” narodowi. I wyglądało na to, że dotrzym a słowa. Jego zbrodnicze gry w ojen razu o „brunatnych" butelkach. ne, którym i zm usił świat do drugiej wielkiej [...] Bez nazistów nigdy by tej lemoniady nie wynaleziono. wojny, zdawały się sprawdzać. Początkowe „Süddeutsche Zeitung", grudzień sukcesy w ojskowo-strategiczne robiły wra 2000 roku żenie i liczba zw olenników Hitlera wciąż rosła. W iększość N iem ców pokładała zaufanie w „najw iększym strategu wszech czasów ” i je g o posunięciach. A ci, którzy mu nie ufali, nie m ie li odwagi pow iedzieć słowa. Kto się głośno sprzeciwiał, ryzykował gło wę. A zresztą - ogół był o tym przekonany - w szystko przecież idzie jak po maśle, czyż nie? Niewielu N iem ców w okresie pow szechnej euforii latem 1940 roku zachowało trzeźwość myślenia. Należał do nich M ax Keith, od 1937 ro ku szef niem ieckiej spółki Coca-Cola G m bH w Essen. Jeszcze nie można było przewidzieć, czy Stany Z jedn oczone przystąpią do wojny, ale w ykluczyć - też nie. N iem cy lubili zamorską brązową lem oniadę i Max Keith nie musiał się martwić o zbyt. Ale był nie tylko m enedże rem i zręcznym przedsiębiorcą obdarzonym talentem organizacyj nym, lecz także um iał analizować i przewidywać rozwój wydarzeń p o litycznych. Wiedział, że w razie w ojny m iędzy N iem cam i a USA cen trala firm y w Atlancie w am erykańskim stanie Georgia natychmiast wstrzyma dostawy koncentratu coca-coli. A bez tego syropu coli nie będzie. Receptura słodkiej, brązowej m asy znajdowała się dobrze za bezpieczona w skarbcu i w głowach dw óch nieprzekupnych ekspertów od smaku w centrali Coca-Coli. Skład tego ekstraktu od czasu je g o w y nalezienia przez aptekarza dr. Johna Stitha Pem bertona z Atlanty w 1886 roku uchodził za jedn ą z najlepiej strzeżonych tajem nic gospo darczych. Keith, urodzony 23 sierpnia 1903 roku w Dusseldorfie, dostrzegł niebezpieczeństw o, jakie dla je g o przedsiębiorstwa oznaczała w ojna zaczepna Hitlera. Polecił sw ojem u głów nem u chem ikow i, dr. Scheteligowi, opracowanie receptury napoju, który w razie konieczności m ógłby zastąpić popularną colę. Najważniejsze, żeby produkcję erzacu coli m ożna było prowadzić także w w arunkach w ojennych. Zrozu miałe, że poszukiwacze podstawowego składnika now ego napoju orzeźwiającego kierowali się dostępnością produktów. Im dłużej p o trwa wojna, tym trudniej będzie o odpow iednie dodatki. Chodziło w ięc o to, by wybrać takie ingrediencje, które będą do pozyskania nawet Słysząc „fanta", każdy myśli od
130
w czasach prawdziwego niedostatku. Po kil Dłużej po prostu się nie dało. ku seriach dośw iadczeń dr Schetelig i je g o Żyliśmy już tylko z zapasów cocaw spółpracow nicy zdecydow ali się na nastę -coli. Zaczęliśmy się zastanawiać, musieliśmy wynaleźć jeszcze inny pującą recepturę: serwatka, produkt m lecz napój. I tak jakoś narodziła się ny o kwaśnawym smaku, pozostający przy w Essen fanta. wyrobie serów, w zbogacana sacharyną i m ie Otto Richter, pracownik firmy szana z resztkami ow oców z produkcji soku Coca-Cola Deutschland jabłkow ego i pom arańczowego. „B ył to na pój robiony z resztek resztek” - pow ie później o now o wynalezionej „lem oniadzie” M ax Keith. Sm ak miała ta mikstura lekko cierpki, ale za to z całą pew nością nie do porównania z niczym innym i bez wąt pienia zasługiwała na status wyjątkowej. Erzac coli ju ż był, ale jak go nazwać? Keithowi nie przychodziła do głow y żadna marka, zwołał więc w rozlewni coca-coli w Essen zebranie załogi. Walter Zim m er mann, ów czesny grafik firmy, dobrze to pamięta: „Pracow nicy rzucili około 20 propozycji, m iędzy innym i «Quirl» (Wiercipięta), «Durstlôscher» (Ugaszacz pragnienia), a także «Phantastisch» (Fantastycz na)” . Za naprawdę fantastyczną jednak żadnej z tych propozycji Keith nie uznał. D opiero gdy jed en z pracow ników handlu zagranicznego, nazwiskiem Knipp, skrócił „Phantastisch” do „Phanta” czy „Fanta” , nazwa się znalazła. Jesienią 1940 roku, w okresie zm asowanych nalo tów na Anglię, produkt pojawił się na rynku. Zrazu pow odzenie miał umiarkowane. N iem cy nadal gasili pragnie nie piwem, wodą mineralną, zieloną i czerwoną lem oniadą gazowaną oraz przez jakiś czas jeszcze coca-colą. Ten markowy artykuł został wprowadzony w N iem czech ju ż w 1929 roku. Ray Rivington Powers, Am erykanin z Atlanty, podpisał z działem zagranicznym Coca-Coli standardową um ow ę licencyjną na rozlewanie produktu w N iem czech. Najbardziej popularny napój orzeźwiający Stanów Z jed n oczo nych chciał zaproponować niem ieckim konsum entom . Snuł w ielkie plany, wyobrażał sobie, że będzie sprzedawał coca-colę w kantynach Kruppa, Thyssena i Stinnesa w Essen, m etropolii Zagłębia Ruhry. A potem także w zakładach w Hanowerze, Westfalii, Hesji-Nassau, księstwie H ohenzollern, Badenii, W irtem bergii i na Obszarze Saary. Powers oceniał potencjalny niem iecki rynek na 23 m iliony spragnio nych klientów. Szacunki zaim ponowały centrali w Atlancie. Rozsze rzyła um ow ę z Powersem : został szefem centrali Coca-Coli na całe Niemcy.
131
Ale Powers wym arzył sobie w ięcej, niż potrafił zrobić. Jego kapitał początkow y wiedziałem o coli tyle, co nic. w yn osił kilka tysięcy dolarów , p oż y czo Robert Woodruff, w latach n ych od żon y i je d n e g o z n iem ieck ich 1923-1985 właściciel Coca-Cola Company w spólników . Rozlew nia składała się z napę dzanego ręcznie urządzenia i wozu k on n e go. W sezonie letnim 1929 roku, kiedy spodziewał się pierw szych w y sokich obrotów, sprzedawał zaledwie dziesięć skrzynek na tydzień. Powers zawsze chciał osobiście dokonyw ać rozlewu, pozostawało mu w ięc niewiele czasu na zabieganie o klientów. Poza tym nie umiał znaleźć sposobu na chłodzenie coli. W łaściciele kawiarń, restauracji i pijalni w Essen wprawdzie przyjm ow ali czasem je g o skrzynki na próbę, ale podawali napój niesch łodzon y - dla każdego amatora coli grzech śm iertelny. Jedyną m ożliw ością było chłodzenie coli u m iej scow ych browarników, ci jed n ak nie byli zainteresowani prom ow a niem am erykańskiego napoju orzeźw iającego. Powers raz po raz zgłaszał się do szefa koncernu w Atlancie, Roberta W oodruffa, i żebrał o kredyty. Ale dopiero gdy nowym m enedżerem na Europę W oodruff m ianował operatyw nego G en e’a K elly’ego, obroty także w N iem czech wyraźnie wzrosły. K elly bardziej efektyw nie zorganizował za kład, uporządkow ał niem rawy interes Powersa i wprowadził now e k on cepcje. W ym yślił „torbę w estch n ień ” - ja k ją nazwali udręczeni kom iw ojażerow ie coli, uginający się pod jej ciężarem . Był to p ojem nik z zewnątrz obciągnięty skórą, a wewnątrz w ybity blachą falistą. M ieściło się w nim sześć butelek chłodzonej lodem coli, którą m oż na było zim ną prezentow ać w łaścicielom knajp i restauracji. A by jeszcze zw iększyć siłę przekonyw ania sw oich kom iw ojażerów , Kelly w yposażył ich w cały arsenał materiałów, poczynając od term om e trów, przez otwieracze do butelek, pinezki, rozdrabniacze do lodu, skrobaczki do szyb i zdjęcia rozebranych dziew czyn aż po nalepki z ceną i plakaty reklam owe. W m arcu 1932 roku sprzedano w Essen już 4 tysiące skrzynek coli, obroty roczne w N iem czech w zrosły do 60 tysięcy skrzynek. Ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy do przedsiębiorstw a dołączył To coś nikomu tu nie będzie w 1933 roku M ax Keith. Jeszcze w tym sa smakowało! m ym roku sprzedaż wyniosła 100 tysięcy Anonimowy piwowar z Westfalii, próbując coca-coli, 1929 rok skrzynek, a trzy lata później, w roku letnich Gdy zostałem prezesem spółki
132
igrzysk olim p ijsk ich , ju ż pon ad m ilion. Chcemy, by każdy, kto ma do Dzięki zręcznej reklam ie Keith zdołał za czynienia z coca-colą, zarabiał mienić colę ze zw yczajnego napoju, którym pieniądze. mieli gasić pragnienie robotnicy, w napój, Robert Woodruff, w latach 1923-1985 właściciel Coca-Cola którym w czasie w olnym od pracy raczyli się Company, o strategii udzielania wszyscy. Podczas igrzysk w Berlinie cocakoncesji -cola była oficjalnym napojem orzeźwiają cym dla sportow ców i widzów. A by nikt nie wpadł na myśl, że nazi stowscy przyw ódcy m ogliby amerykańską m arkę zakwalifikować jak o „nieniem iecką” i um ieścić na liście do odstrzału, Keith już wcześniej zastosował zręczną strategię reklam ow ą - w szystkie niem ieckie gwiazdy sportowe lat 30. raz po raz piły na plakatach je g o brązową le moniadę. A popularni artyści rozrywkowi germ ańskiego pochodzenia propagowali napój w nowym środku m asow ego przekazu - radiu. Na wet szczególnie trudne rafy Keith umiał om ijać tak, by nie potłuc swo ich butelek. Za przeszkodę niem al nie do przezwyciężenia uchodziły niem ieckie „przepisy Rzeszy w kwestii butelek” . W m yśl tej regulacji Coca-Cola m usiałaby zrezygnować ze swojej standardowej butelki, słynnej na całym świecie. Ale Keith walczył. Zaalarmował Atlantę, Atlanta - rząd w Waszyngtonie, W aszyngton - ambasadora USA w Ber linie, am basador USA - sekretarza stanu w rządzie Hitlera, Wilhelma Kepplera, a ten rozporządził, że... coca-colę w olno pić z całkowicie nieniem ieckich butelek. Nawet ataki sw ojego konkurenta Afri-Coli - że amerykańska lem o niada to przecież produkt żydowski, w ięc trzeba go w yelim inow ać - Keith potrafił sku Tak, ci pierwsi rozlewacze cocatecznie odeprzeć, ch oć nie był członkiem -coli to była brać odważna, nieposkromiona NSDAP. Z chwilą w ybuchu w ojn y m iędzy i zdeterminowana. [...] USA a N iem cam i zakład miał zostać pod po Mieli w sobie wiarę i odwagę, rządkowany rządowi. W skład rady nadzor i zaangażowanie, i determinację, czej niem ieckiej Coca-Cola Com pany m ieli by wytyczać drogi i przerzucać wejść w ysocy rangą naziści. Keith i adwokat mosty, opierać się burzom i rozwiązywać problemy, przez co jego firmy, dr O ppenhoff, zdołali jednak pomogli temu przedsięborstwu przekonać odpow iednie władze, żeby spra osiągnąć to wybitne znaczenie, wy Coca-C oli pozostaw iły w yłączn ie im. jakie ma ono dzisiaj. W porównaniu z tym problem em kłopot Lee Talley, prezes Coca-Cola z niem ieckim i browarnikam i był drobia Company, w 1959 roku o pierwszym pokoleniu rozlewaczy zgiem. Ich sprzeciw w obec amerykańskiej
133
lem oniady Keith przełamał, dopuszczając ich do udziału w interesie jak o koncesjonariuszy - wielu pozostało nim i do dzisiaj. W chwili w y buchu w ojny niem iecki szef koncernu dysponował 39 rozlewniami, a 10 następnych znajdowało się w budowie. Am erykański dziennikarz Mark Pendergast, który badał historię koncernu, doszedł do wniosku, że sukces Keitha był „m ożliw y tylko dzięki podstępowi, blefowi, za straszaniu, lizusostw u, w ykorzystyw aniu w pływ ów , prom ow aniu sprzedaży i po prostu sile w oli” .
134
Ale także dzięki bojow em u nastawieniu i mądremu przewidywaniu. Świadczy o tym je g o fantastyczna idea fanty. Już pół roku po wprowa dzeniu owocowej lem oniady na rynek, począwszy od wiosny 1941 roku jej sprzedaż znacznie wzrosła. Keith postarał się także, by produkcja fanty została wyłączona spod reglamentacji cukru w w ojennych N iem czech. Zamiast sacharyny m ożna było teraz dodawać prawdziwego cu kru z buraków. Dzięki temu udało się chem ikom znacznie poprawić smak fanty. Napój z resztek, dotychczas dość cierpki, wreszcie stał się słodszy. Gdy 11 grudnia tamtego roku N iem cy wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym , dostawy syropu coli natychmiast ustały. Za pasów wystarczyło wprawdzie jeszcze na kilka m iesięcy, ale wiosną 1942 roku ostatnia butelka coca-coli w N iem czech została zużyta. Przy szła pora na erzac: fantę. Keith całkowicie przestawił m oce przerobowe rozlewni na nowy produkt. W 1943 roku, czwartym roku wojny, w ypro dukowano ponad 3 m iliony skrzynek fanty. Napój niemal zupełnie w y pełnił lukę po coli. A smak miała fanta bardzo różny. Prawie każda bu telka smakowała inaczej, w zależności od rodzaju, ilości i dostępności resztek owoców. M im o to lem oniada cieszyła się wielką popularnością. „Fanta została dobrze przyjęta przez ludzi - wspom ina ówczesny współpracownik firmy, Walter Zim m erm ann. - Było to coś słodkiego. A tego w tych w ojennych czasach po prostu brakowało” . Wiele gospo dyń dom ow ych używało fanty zamiast cukru i w charakterze przypra wy. Niektóre na bazie napoju robiły nawet posiłki. Zim m erm ann opo wiada: „M oja żona często brała butelkę fanty i gotowała na niej owsian kę dla dzieci. I to im smakowało” . Potrzeba była matką wynalazku. Im dłużej trwała wojna, tym częściej również M ax Keith m usiał rozwijać całą pom ysłow ość. Na przykład wtedy, gdy m im o nawałnicy alianckich nalotów bom bow ych należało utrzym ać produkcję nie m ieckich rozlewni. Sama fabryka w Essen była trzykrotnie niszczona i odbudowywana. A b y zabezpieczyć produkcję, Keith polecił z każdej rozlewni w N iem czech, a m iał ich ju ż 49, jed n ą m aszynę do butelko wania w yw ieźć za miasto, na przykład do ja kiegoś starego gospodarstwa ch łopskiego Najgorsze było zawsze czy mleczarni. G dy w skutek bom bardow a pragnienie. To gorsze niż głód! nia produkcja w głów nym zakładzie ustawa Walter Zimmermann, grafik firmy ła, korzystano z urządzeń rezerw ow ych. Coca-Cola Deutschland, W ten sposób sprzedaż fanty odbywała się o niedostatkach podczas II wojny bez w ięk szy ch przerw. M im o k łop otów światowej
135
i trudności we w łasnym kraju Keith angażo wał się także poza je g o granicami. Udało Proszę przysłać rewidentów. mu się podczas w ojny sprzedawać fantę Pierwszy telegram Maxa Keitha do także w innych krajach europejskich i zare prezesa Coca-Coli Roberta Woodruffa w Atlancie tuż po jestrow ać znak firmowy. zakończeniu wojny w 1945 roku M im o że Keith wykazał jak największe za angażowanie dla firm y w Atlancie, po za kończeniu w ojny kierownictwo Coca-Coli odniosło się początkowo z rezerwą i nieufnie do sw ojego przedstawiciela w Niem czech. Ran kiem 18 maja 1945 roku, 11 dni po kapitulacji Niemiec, Paul Bacon, pełnom ocnik am erykańskiego kierownictwa koncernu, zjawił się na terenie fabryki coca-coli w Essen. Nie pozostał tu prawie kamień na kamieniu. Bacon stał pośród gruzów i bezradnie rozglądał się wokół. Ani Keitha, ani coli. Jego wzrok padł na zniszczone ościeże drzwi. Przytwierdzona do niego była kartka z odręczną inform acją dla g o ścia, by zechciał się udać pod adres poza miastem. Bacon ruszył w dro gę. Jego w ojskow y zwierzchnik, podpułkow nik Robert Mashburn, ostrzegł go, żeby nie rozmawiał z Keithem, a tym bardziej nie podał mu ręki. O dpow iednio chłodno wypadło w ięc spotkanie obu kolegów z Coca-Coli. Bacon powiadom ił Keitha, że nie m oże on dłużej pełnić funkcji szefa, ponieważ jest Niem cem . Keith był głęboko urażony. Kil ka dni później centrala wysłała do N iem iec wywiadowcę, aby zbadał, jak Keith zachowywał się w czasie wojny. Inform acje dostarczone przez wywiadowcę całkow icie odciążyły niem ieckiego m enedżera coli i fanty. Bossowie firm y w Atlancie dowiedzieli się, że Max Keith był wszystkim, tylko nie nazistą; że dla dobra firm y ów ojciec czworga dzieci wprawdzie zręcznie układał się z władzą, ale nie dał się jej za właszczyć czy zdeprawować; że w ynaleziony przez siebie erzac coli fantę, m ógł był bez trudu produkow ać pod własną firmą i zatrzymy wać zyski siebie, a wykazał w interesach absolutną lojalność w obec Coca-Cola Company; i, co nie najmniej ważne, że dzięki Maxowi Keithowi przeżyło wielu pracow ników firm y w krajach europejskich okupow anych przez nazistów. „Dewizą Keitha nie było: «N iem cy p o nad wszystko», lecz: «Coca-cola ponad w szystko»” - podsum ował zwięźle jed en ze świadków epoki zawodową postawę niem ieckiego menedżera. Po otrzymaniu tych inform acji kierownictwu koncernu było nie zmiernie przykro. Szybko postarało się naprawić wyrządzoną krzywCoca-Cola GmbH jeszcze działa.
136
dę. Sw ojem u w iernem u nam iestnikowi p o Rozpierały mnie żądza czynu wierzyło w okresie okupacji cyw ilny zarząd i entuzjazm. A tym, co mną potem rozlewni coca-coli w N iem czech - łącznie całkowicie zawładnęło i nigdy już nie pozwoliło o sobie zapomnieć, z fantą. Keith znów sprawował dawną funk była coca-cola. Od tamtej pory cję. I otrzymał dodatkow e zadania: w p oło byłem po wieczne czasy na dobre wie lat 50. został pow ołany do Brukseli i na złe związany z tym i przejął dystrybucję coca-coli na obszarze produktem. od Sahary po Przylądek Północny i od za Max Keith, wynalazca fanty chodniego skrawka Irlandii po Iran. Później wrócił do Essen, skąd kierował obszarem środkow oeuropejskim z Niem cam i, Austrią i Szwajcarią. W 1968 roku przeszedł na em erytu rę. Utalentowany i łubiany m enedżer zmarł 5 listopada 1974 roku. Pięć lat później w Essen nazwano je g o im ieniem ulicę. B udynek nr 66 jesz cze dziś jest siedzibą firm y Coca-Cola GmbH.
Hitler w 1941 roku tylko uprzedził atak Stalina - legenda o nie mieckiej wojnie prewencyjnej przeciw Związkowi Radzieckiemu wciąż pokutuje zarówno wśród niemieckich weteranów, jak i ro syjskich rewizjonistów. A jak było naprawdę?
19 4 1 L e g e n d a o w o jn ie p re w e n cy jn e j Wczesnym świtem 22 czerwca 1941 roku, o 3.15, na granicy m iędzy Eu ropą Hitlera i Stalina wybiła godzina zero. Olbrzymia m achina w ojen na ruszyła. Frontem szerokości 1600 kilom etrów trzy m iliony żołnierzy niem ieckich i sprzym ierzonych wtargnęło w głąb Związku Radzieckie go. Błyskawiczne uderzenie całkowicie zaskoczyło przeciwnika. Związ ki pancerne zm iotły oddziały radzieckie, stacjonujące w obszarze nad granicznym. Żołnierze n iem ieccy dowiedzieli się o ataku dopiero p o przedniego dnia w ieczorem . Wielu się dziwiło, wciąż przecież jeszcze był w m ocy zawarty ze Związkiem Radzieckim pakt o nieagresji. T e raz się m ówiło, że zdołano w porę uprzedzić ofensyw ę Arm ii Czerwo nej. To, co się działo na froncie w schodnim , było jednak od dawna za planowaną kampanią, obliczoną na w yniszczenie przeciwnika. W ojsko niem ieckie składało się z siedm iu armii, czterech grup pan cernych i trzech flot powietrznych. D ysponow ało 600 tysiącam i pojaz dów, 750 tysiącam i koni, 3580 czołgam i, 7184 działami i 1830 sam olo tami. Od południa w spierały atak dwie armie rum uńskie. Na półn ocy walczyła armia fińska. Front ataku był podzielony na trzy odcinki: Grupa Arm ii „P ółn oc” miała zniszczyć radzieckie związki bojow e w krajach nadbałtyckich, Grupa Arm ii „P ołu dn ie” w yelim inow ać od działy rosyjskie w Galicji i Ukrainie Zachodniej, a potem ruszyć przez „Ubiec Rosjan” - Goebbels odczytuje proklamację Hitlera na początku kampanii rosyjskiej
139
Dniepr w kierunku Kijowa, tym czasem Grupa Arm ii „Ś rod ek ” - prze bić się przez M iński i Sm oleńsk do M oskwy. Armia Czerwona była li czebnie znacznie silniejsza i miała w ięcej czołgów, lecz jej siły były rozproszone. Inaczej u Niem ców: „Nie bawić się, tylko walić hur m em !” - brzmiała dewiza generała w ojsk pancernych, Guderiana. Strategia „blitzkriegu” , zastosowana w obec Polski i udoskonalona podczas wyprawy na Francję, miała być teraz kontynuowana na roz ległych przestrzeniach rosyjskich. Początkowe zwycięstwa zapowia dały szybkie posuwanie się do przodu. Nie tylko w ojska pancerne, lecz także Luftwaffe odnotowywała „su k cesy” . N iezliczone sam oloty radzieckie w terenie przygranicznym zostały zniszczone ju ż na ziemi. W Kom isariacie O brony w M oskw ie ju ż kilka m inut po rozpoczęciu inwazji zadzwonił telefon. Do generała G ieorgija Żukowa, szefa szta bu generalnego, co minuta napływały m eldunki o bom bardow aniach i naruszeniach granicy. Teraz zdarzyło się coś zupełnie niezwykłego: ordynans Stalina odważył się bladym świtem zastukać do drzwi je g o sypialni. S zef straży krem low skiej zam eldował dyktatorowi, że Ż u ków jest przy telefonie. Stalin ponuro sięgnął po słuchawkę, po czym nastąpił krótki, ale u piorny dialog. Stalin: „S łu ch am ” . Żuków : „D zw onię z rozkazu kom isarza obrony. N iem cy atakują” . M ilczenie. Żuków : „Czy m nie zrozum ieliście, towarzyszu Stalin? N iem cy ataku ją !” . Znow u długie m ilczenie, dopiero po chwili, która zdawała się ciągnąć bez końca, Stalin grobow ym głosem wykrztusił: „P rzy jeżdżajcie z Tim oszenką na K rem l” . Biuro Polityczne też zostało w e zwane. O w pół do piątej w szyscy byli na m iejscu. Komisarz obrony złożył pierwszy raport sytuacyjny, o ile to w tych warunkach w ogóle było m ożliwe. Inform acje napływały skąpo, wiele linii telegraficz nych było ju ż odciętych. G dy Tim oszenko skończył m ówić, Stalin, wciąż jeszcze nie dowierzając, zapytał: „Pow iedzcie, czy nie sądzicie, że to w szystko m ogą być tylko prow ok acje?” . Było to sym ptom atycz ne dla postawy radzieckiego dyktatora. Stalin zignorował wszystkie sygnały, że N iem cy w k rótce zaatakują. A ostrzegano go z wielu stron. Już pod k o Musim y zrobić wszystko, żeby niec 1940 roku m nożyły się m eldunki wła zyskać na czasie! Nie możemy snych i obcych służb w ywiadowczych, że sprowokować Hitlera, żeby nas nad zachodnią granicą radziecką zaczyna zaatakował w tym roku. Jesteśmy jeszcze za słabi! się potężna koncentracja w ojsk n iem iec kich. Richard Sorge, który w ambasadzie Józef Stalin, marzec 1941 roku
140
niem ieckiej w T okio pełnił fu n kcję doradcy Niemiecki Wehrmacht musi być prasowego, a jed n ocześn ie był radzieckim przygotowany, że nawet jeszcze szpiegiem , przesłał szczegółow e inform acje, przed zakończeniem wojny z Anglią trzeba będzie w szybkiej w ym ienił nawet term in ataku. A le Stalin na kampanii pokonać Związek wszystko machał ręką. Ciągle w ęszył prow o Radziecki. kacje, upatrywał taktyki sił kapitalistycz Instrukcja Hitlera z 18 grudnia nych, które w yłącznie w e w łasnym interesie 1940 roku chcą go w ciągnąć w w ojnę z Hitlerem. Uwa żał za niepraw dopodobne, żeby Hitler wdał się w w ojnę na dwa fron ty. A jeśli N iem cy planują jedn ak atak na R osję? Jeżeli nawet, to na pewno w późniejszym terminie... Tym czasem niem iecka propaganda m ówiła o czym ś wręcz przeciw nym, m ianowicie o radzieckich zamiarach w ojennych. I nie szczędziła trudu, by przekonać o tym ludzi w kraju i za granicą. W ów niedzielny ranek 22 czerw ca N iem ców w kraju wyrwały z łó żek niezw ykłe dźwięki. Po raz pierw szy rozbrzm iał potężny tem at z P reludiów Franciszka Liszta, m ający w przyszłości poprzedzać d o niesienia specjalne z frontu w sch odniego. Potem rozległ się z odbior ników radiow ych głos m inistra propagandy, Josepha G oebbelsa, k tó ry odczytał ośw iadczenie Hitlera. W iększość ludzi m ilczała w osłu pieniu, słysząc słowa sw ojego „fuhrera” : „Postanow iłem dziś los Rzeszy N iem ieckiej i naszego narodu znów złożyć w ręce naszych żołnierzy” . Goebbels bardzo dobrze wiedział, że m oralna m obilizacja N iem ców będzie tym razem jeszcze trudniejsza niż przy poprzednich kam pa niach. Służba Bezpieczeństwa SS w ściśle tajnych „m eldunkach z Rzeszy” szczegółow o donosiła o reakcjach społeczeństwa. Tuż po ataku dom inow ały zaskoczenie, osłupienie, wręcz zbiorowy szok, a wreszcie strach przed następstwami. Lecz w kolejnych tygodniach nazistowskiej propagandzie udało się m etodą perfidnego szczucia przedstawić w ojnę jak o nieuniknione brzem ię, „reakcję w obronie k o niecznej” - m inisterstwo G oebbelsa miało przecież niezbędny m onopol na środki m a Gdy już w kwietniu w Normandii sowego przekazu. N iem cy nie poszli wpraw musieliśmy się uczyć cyrylicy dzie z entuzjazm em na w ojnę, ale - jak don o i dostaliśmy rozmówki rosyjskie, siły służby SS - posłusznie będą się bić. wiedzieliśmy, że pójdziemy na Związek Radziecki. Zagranicy też trzeba było wm ówić, że to Erich Mende, oficer Wehrmachtu nie Hitler, lecz Stalin jest agresorem, a Wehr-
141
m acht tylko uprzedził radziecki atak. P o dobnie jak po napaści na Polskę, również przed światem musi się więc teraz propaganda niem iecka bezwstydnie kierować taktycznymi punktami widzenia. [...] Będziemy zatem twierdziła, że Rzesza prowadzi w ojnę, do znowu podkreślać, że byliśmy której została zm uszona. W M oskwie nie zmuszeni zająć, uporządkować m iecki am basador hrabia W erner von der i zabezpieczyć teren. Schulenburg odczytał m inistrowi spraw za Adolf Hitler granicznych M ołotowowi oficjalne oświad czenie. G łosiło ono, że Związek Radziecki atakuje N iem cy od tyłu i że temu zagrożeniu trzeba się przeciwstawić w szelkim i sposobam i. Moiotow nie krył oburzenia, wskazał na układ o nieagresji i przyjaźni z Rzeszą N iem iecką (wciąż jeszcze będący w m ocy), a wszystkie p o wody militarne nazwał czczym i pretekstami. Am basador von der Schulenburg m ógł tylko zgodzić się z nim bez słów - wiedział, że twierdzenie Hitlera, ja k ob y atak niem iecki był konieczny, nie miało żadnych podstaw. Co jedn ak jest w tej tezie o w ojnie prew encyjnej - w form ule, k tó ra wtedy się przyczyniła do pozornej legitym izacji m orderczej kam panii, ale i w dzisiejszej publicystyce w yw ołuje raz po raz gwałtowne debaty? Otóż były radziecki oficer wywiadu, Wiktor Suworow, publi kacją Lodolam acz dostarczył tej tezie nowej pożywki. W ielokrotnie zastanawiano się nad tym, czy obaj w ielcy dyktatorzy, Hitler i Stalin, nie zmierzali nieuchronnie ku temu, b y się pew nego dnia rozszarpać na strzępy. Kwestią otwartą pozostawało jedynie, kto k ogo pierwszy napadnie. Z w ojną prew encyjną w klasycznym rozum ieniu - jak o uderzeniem militarnym przeprow adzonym w przekonaniu o bliskim ataku przeciwnej strony - nie ma to przecież nic w spólnego. Co nieco m oże przem awiać za tym, że Stalin chciał ustawić Związek R adziec ki w roli tego trzeciego, który korzysta tam, gdzie dw óch się bije wkraczając na arenę, gdy potencjalni przeciw nicy na Zachodzie już się nawzajem osłabią. Ale i na to brakuje niezbitych dow odów. Jednoznacznie w yka Właściwie wcale nie było zać m ożna tylko tyle, że interesów władzy prawdziwego, dyplomatycznego radzieckiej Stalin pilnował bez skrupułów wypowiedzenia wojny. [...] i działał bynajm niej nie tylko w zamiarach Stalin do ostatniej chwili starał defensyw nych. R adzieckie aneksje w k on się tej wojnie zapobiec. sekw encji paktu R ibben trop-M ołotow są Walentin Bierieżkow, pracownik najlepszym dow odem na to, ja k brutalnie ambasady radzieckiej w Berlinie Motywowanie naszych kroków
142
„Iluzja zwycięstwa” - od prawej: Hitler, Keitel i Bormann podczas narady sytuacyjnej, 25 lipca 1941 roku
dyktator deptał prawo innych narodów do życia. Ale Stalin szedł tyl ko na takie ryzyko, które m ógł przewidzieć. Jego wojska, które zimą 1939/1940 nie były w stanie pokonać nawet Finlandii, m iałyby wal czyć z armią, która za jed n ym zam achem zwyciężyła Francję? Jeśli Stalin rzeczyw iście rozważał atak na Rzeszę N iem iecką, to dopiero za kilka lat. Z koncentracji Arm ii Czerwonej przy granicy im perium Hitlera niektórzy wyciągają wniosek, że miała zamiary ofensywne. R zeczyw i ście stało tam ok oło czterech m ilionów żołnierzy. Ale było to zgodne z długą tradycją radzieckiej polityki obrony, by w razie napaści starać się pokon ać prze Teraz, gdy naszą armię ciwnika na je g o w łasnym terytorium. Pięt przyzwoicie wyposażyliśmy nastego maja Ż u k ów i Tim oszenko przed w technikę do nowoczesnej walki, stawili przyw ódcy na Krem lu plan zakłada trzeba od obrony przejść do ataku. jący, że Zw iązek R adziecki „w żadnym razie nie pozostawi inicjatyw y w działaniach woJózef Stalin, 5 maja 1941 roku
143
jen n ych niem ieckiem u dowództwu w ojsk o w em u, ubiegnie wkraczającego wroga i za drażnić Niemców, jeśli bez atakuje armię niem iecką w m om encie, gdy naszego zezwolenia przegrupujecie oddziały, ta będzie się rozwijała” . Reakcja Stalina na polecą głowy! ten plan była znamienna. „Zw ariowaliście Józef Stalin, maj 1941 roku krzyczał dyktator - ch cecie sprowokować N iem ców ?” . Groził, że jeśli to się nie skoń czy, polecą głow y - tak wynika z relacji świadków. Przede wszystkim jedn ak nie zostały podjęte - ku w ielkiej irytacji generała Żukow a decydujące militarne przygotowania na w ypadek niem ieckiej inwa zji. W ieczorem w przeddzień napaści dom agał się razem z Tim oszenką, by Stalin wydał dyrektywę stawiającą oddziały graniczne w stan pełnej gotow ości, gdyż m iejscow i dow ódcy m ieli konkretne sygnały, że atak nastąpi jeszcze tej nocy. Stalin ostrzegał: „T ylk o nie działać poch op n ie” . C okolw iek się zdarzy, na pew no będzie to m ożna jakoś załatwić pokojow o. W żadnym w ypadku nie w olno dać N iem com pre tekstu. Bawarskiemu feldfeblowi, który zdezerterował w ieczorem 21 czerw ca i również m ów ił o ataku m ającym nastąpić w nocy, Stalin też nie uwierzył. Kazał go rozstrzelać. Dimitrij W ołkogonow , generał puł kow nik w stanie spoczynku, a w ów czas podporucznik, ja k o historyk w ojskow ości badał później te sprawy: „Stalin rządził niczym B óg na ziem i i m ów ił tylko: «Żadnej w ojn y teraz nie będzie». Powtarzał to w szystkim i sam chciał w to wierzyć. Praw dopodobnie w ypierał coś ze św iadom ości. Zdawał sobie sprawę, że Arm ia Czerwona nie jest przygotow ana do w ojn y, a także z tego, że zarządzone przez niego czystki w latach 1937-1938 w ytrzebiły niem al cały korpus ofi cerski. Jeśli teraz żadnej w ojny być nie m ogło, to dlatego, że nie p o winno. Stąd dyrektywa Stalina brzmiała: zachowywać się spokojnie i dyplom atycznie unikać jak iejk olw iek konfrontacji z Rzeszą N ie m iecką” . W literaturze często się cytuje - znane jedynie z ustnego przekazu przem ów ienie Stalina z 5 maja 1941 roku, w ygłoszone do absolwen tów akadem ii i w ydziałów w ojskow ych. Dyktator nie pozostawił wąt pliwości, że w ojna z N iem cam i jest nieuchronna. Usilnie apelował o gotow ość bojow ą wojska, o którym wiedział, że znajduje się w roz paczliwym stanie: „B roniąc naszego kraju, m am y obow iązek działać ofensyw nie” .
Jeśli wy tam na granicy będziecie
144
Ale ani nie określił perspektyw y czaso Nikt nigdy nie liczył się poważnie wej, ani wyraźnie nie m ówił o zamiarach z tym, że Rosjanie mogliby ofensyw nych. Skończyło się na wezwaniu zaatakować pierwsi. Także później mieliśmy wrażenie, że Armia do militarnej i m oralnej gotow ości do kontr Czerwona była całkowicie ataku - j e ś l i N iem cy uderzą pierwsi. zaskoczona atakiem. P rzypu szczen ia, ja k o b y Z w iązek R a Emanuel Selder, żołnierz dziecki zam ierzał w krótszej czy średniej Wehrmachtu perspektyw ie czasow ej zaatakować R zeszę Niem iecką, nie da się poprzeć żadnym pow ażnym dokum entem . H i storycznego faktu, jak im była napaść na Z SR R , nie m ożna podw ażyć dom ysłam i na tem at ew entualnych długofalow ych planów w ojen nych Stalina. A najw ażniejsze jest to, że Hitler sam w cale się nie li czył z radzieckim atakiem - dla je g o planów nie m iało to i tak żadne go znaczenia. „Plan Barbarossa” - to była w ojna, do której n iem iec ki dyktator nieustannie zm ierzał i którą zawsze chciał stoczyć. Polska, Norwegia, Francja, A nglia - w szystkie te cele stanowiły je d y nie uwerturę do prawdziwej batalii: w alki o „przestrzeń życiow ą na w schodzie” , walki z „bolszew ick im śm iertelnym w rogiem ” . Celem Hitlera była „W ielkogerm ańska R zesza” od Atlantyku po Ural. Z d o bycie nowej „przestrzeni życiow ej” dla N iem ców . A le niem ieck iem u dyktatorowi ch odziło nie tylko o „ziem ię” . W ojna znaczyła dla niego walkę światopoglądów i walkę ras, walkę na śmierć i życie. Już w M ein K a m p f określił podbój R osji ja k o „n iem ieck ą m isję” , krucjatę prze ciw ko „św iatow em u żydostw u” i „bolszew izm ow i” . W m arcu 1941 ro ku Hitler w ob ecn ości 250 w ysok ich oficerów W ehrm achtu zapow ie dział w ojn ę ze Zw iązkiem R adzieckim , w ojn ę na w yniszczenie, w oj nę, w której dotychczasow e zasady prawa m iędzynarodow ego m iały nie obowiązywać. Dla uzurpatora II w ojna światowa zaczęła się tak naprawdę dopiero od napaści na Zw iązek R adziecki. To była J e g o ” wojna w tej w ojnie, prow adzona bez jak ich kolw iek cyw ilizacyjnych zahamowań. Plany ataku na R osję pow stały ju ż latem 1940 roku. D wudziestego listopada odbyła się w N aczelnym Dow ództw ie W ojsk Lądowych pierwsza gra w ojenna do kam panii w schodniej. Piątego grudnia tego roku naczelny dow ódca i je g o szef sztabu generalnego przedłożyli sw ojem u „fuhrerow i” projekt, który dwa tygodnie p óź niej został przyjęty ja k o ostateczny plan ataku: „dyrektyw a 21” „plan Barbarossa” , je d e n z najfatalniejszych dokum entów II w ojny światowej.
145
To, że Armia Czerwona nie była przygoto wana do tej wojny, najdobitniej pokazały a wszystko rozleci się na kawałki. pierwsze tygodnie. Tem po, w jakim posuwa Franz Haider, szef sztabu li się Niem cy, było wręcz niewiarygodne. generalnego wojsk lądowych 3 Dywizja Pancerna pod dowództwem gene rała pułkownika Waltera M odlą potrzebowała zaledwie 6 dni, by prze być 460 kilom etrów z Brześcia do Bobrujska. Rekord dzienny, 115 k i lometrów, ustanowiła 27 czerwca. Sto piętnaście kilom etrów przez te rytorium wroga w ciągu jed n ego dnia - to świadczy przede wszystkim o tym. że Sowieci w ogóle nie byli przygotowani na takie uderzenie. Zgodnie ze swoją strategią defensywną skoncentrowali wojska wzdłuż zachodniej granicy, a to uniem ożliwiało urzutowaną obronę. Wszyst kie raporty niem ieckich sztabów armii w pierwszych dniach inwazji zgodnie stwierdzały, że Armia Czerwona została całkowicie zaskoczo na. Propagandowa teza G oebbelsa na temat w ojny prewencyjnej oka zała się jaw nym absurdem. Potwierdziły się raczej oceny N aczelnego Dowództwa: „R adzieckie siły zbrojne mają niedostateczną wartość b o jową, by się odważyć na walkę z niem ieckim W ehrmachtem i same ją podjąć” . Tak m eldował z M oskw y attache marynarki. Do „w ielkich operacji w w ojnie m obilnej” Armia Czerwona jest „chw ilow o niezdol na” - uważał dyplomata. „O bce Arm ie W schód” , wydział w Naczelnym Dowództwie W ojsk Lądowych odpow iedzialny za rozpoznanie nie przyjaciela, stwierdził jedyn ie działania defensyw ne i że Armia Czer wona ma znaczne „trudności dow ódcze i z m łodą kadrą” . Hitlerowi byłob y na rękę, gdyby Sow ieci ze swojej strony planowa li atak, bo m iałby świetny pretekst do w ojny, którą i tak chciał pro wadzić. Ale w szkicu operacyjnym z 5 sierpnia 1940 roku czytam y: „R osjanie nie wyświadczą nam tej przysługi i nie zaatakują” . Pewny zwycięstwa Hitler wyprawę na R osję uważał za „zabawę w piaskow ni cy ” : „M usicie tylko rozwalić drzwi, a cała ta zmurszała struktura się rozpadnie” . Charakterystyczne dla tego przekonania o zwycięstwie było hasło dnia, rzucone 23 czerwca 1941 roku przez Goebbelsa: „Führer mówi, że to potrwa 4 miesiące. A ja panom mówię, że to potrwa tylko 8 tygodni” . Również trzeźwo m yślący wojskowi zarazili się m ega lomanią partyjnego propagandysty. Trzeciego lipca Franz Haider, skądinąd rozważny szef sztabu generalnego w ojsk lądowych, pod wrażeniem szybkiego posuwania się w ojsk niem ieckich zanotował w dzienniku: „Chyba nie pow iem za dużo, jeśli stwierdzę, że kampa-
Wystarczy raz huknąć pięścią,
146
-Żadnego oporu” - kolchoźniczki przyglądają się niemieckim żołnierzom wkraczającym do wsi
nia przeciw ko R osji została wygrana w ciągu 14 dni” . A w ięc bynaj mniej nie tylko strateg amator Hitler myślał, że będzie to łatwa spra wa. W ielcy generałow ie m ałego gefrajtra m yśleli podobnie. Ta w ojna nie miała być jednak tylko militarną wym ianą ciosów, lecz przede w szystkim ekspedycją nastawioną na podbój i wyniszczenie. Podczas gdy generałowie Hitlera przygotowywali „blitzkrieg” , ich „fuhrer” już w marcu 1940 roku zapoznał kierownictwo W ehrmachtu z dodatkow ym aspektem. W przem ów ieniu w ygłoszonym w Malej Sa li Obrad Kancelarii Rzeszy do 250 dow ódców i wyższych oficerów or ganizujących atak powiedział z bezw zględną szczerością: „Ta walka
147
będzie się bardzo różnić od walki na zacho dzie” . W ojskowi atak na R osję traktowali zrozumienie konieczności twardej, zrazu jak o starcie dw óch armii, Hitler nato ale sprawiedliwej pokuty dla żydowskiego podczłowieka. miast upatrywał w tej w ojnie spełnienie Wilhelm Keitel, szef Naczelnego swoich obłąkańczych idei. „Takiej w ojny jak Dowództwa Wehrmachtu ze Związkiem Radzieckim nie można pro wadzić po rycersku. Tu chodzi o walkę świa topoglądów i odm iennych ras, dlatego trzeba ją prowadzić z nigdy d o tąd niebywałą bezlitosną surowością. W szyscy oficerow ie będą m usie li się w yzbyć przestarzałych poglądów . [...] M usim y zapom nieć o żołnierskim koleżeństwie. Kom unista ani przedtem, ani potem nie jest towarzyszem broni” . Pełen nienawiści ton tej m ow y pewnie draż nił niektórych oficerów , nikt jedn ak nie zaprotestował. Zgodnie z „d e kretem o ju rysdyk cji” z 13 marca 1941 roku żołnierze m ogli m asakro wać radzieckich cyw ilów bez obawy, że trafią pod sąd wojenny; a w m yśl osław ionego „dekretu o kom isarzach” z 6 czerwca 1941 roku każdy żołnierz był zobowiązany schwytanych oficerów politycznych Armii Czerwonej „z zasady natychmiast likwidować przy użyciu bro ni” . O grom ne przestrzenie należa ło ja k najszybciej spacyfikow ać, najlepiej - m ówił Hitler - strzelając do „k a żd ego, kto tylk o krzyw o spojrzy” . Dla potrzeb żołnierzy Na czeln e D ow ództw o W ehrm achtu w olę „fuhrera” wyłożyło tak: „Ż o ł nierz m usi m ieć całkowite zrozu m ienie konieczności twardej, ale sprawiedliwej pokuty dla żydow skiego podczłow ieka” . Od tych d ok u m en tów zaczęło się system atyczne m ordow anie Ż ydów w Europie. Potem doszły inne wstrząsające świadectwa, jak na przykład oficja ln e raporty szwadronów śmierci, drobiazgow o Żołnierz musi mieć całkowite
„Każdy kąt” - żołnierze Wehrmachtu przeczesują zajętą wioskę w poszukiwaniu partyzantów
148
1 biurokratycznie dokum entujące
unicestw ienie setek tysięcy ludzi. G dy w grudniu 1941 roku „blitz-
krieg” niem ieckich armii załamał się w k oń Ta walka w ym aga bezwzględnych cu u bram M oskwy, prysnął m it niepokona i energicznych działań przeciwko nego W ehrmachtu. Arm ia Czerwona walką bolszewickim agitatorom, partyzantom, sabotażystom, o własną stolicę przygotowała ostateczną Żydom oraz całkowitego klęskę hitlerow skich Niem iec. Był to pierw zlikwidowania wszelkiego szy w ielki cios dla sam ozw ańczego „n aj czynnego i biernego oporu. w iększego stratega w szech czasów ” . Dykta Wytyczne Naczelnego Dowództwa tor karygodnie nie docen ił im perium Stali Wehrmachtu z 19 maja 1941 roku na. Za ten błąd m usieli zapłacić inni. Coraz częściej w tam tych tygodniach Hitler m ów ił o „kw estii żydow skiej” . Żydzi zapłacą za niem iecką daninę krwi na froncie, groził dyktator ponuro. „Ta zbrodnicza rasa ma na sum ieniu dwa m iliony zabitych w I w ojnie światowej, a teraz znow u setki tysięcy. N iech nikt mi nie mówi: nie m ożem y ich utopić w bagn ie” - oznajm ił Hitler w paździer niku 1941 roku w obecn ości H im m lera i Heydricha. To była ta inna wojna, którą Hitler prowadził w cieniu w ojn y prew encyjnej, która nią wcale nie była.
Od lata 1942 roku niemiecka łódź podwodna U 166 z 52 człon kami załogi uchodziła za zaginioną - w Zatoce Meksykańskiej. Teraz odkryto wrak u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Jaką ta jemnicę kryją szczątki U-Boota?
19 4 2 T a je m n ic a U 1 6 6 Deltę, którą M issisipi uchodzi do Zatoki M eksykańskiej, okalają setki platform wiertniczych. Ale jaki sens m iałoby wieczne szukanie czar nego złota, gdyby nie było sposobu transportowania ropy na ląd? U ło żenie rurociągu na dnie morza wym aga pracochłonnych badań i d o kładnych obliczeń. W lutym 2001 roku koncerny naftowe Shell i BP wytyczały w Zatoce M eksykańskiej nową trasę dla rurociągów, bada jąc dno m orskie za pom ocą sonaru bocznego. Nagle sonda „H ugin” podała dziwne dane. Na dnie morza, na głębokości 1500 metrów, zarysowały się dwie czę ści podłużnego obiektu: „W ydrukowaliśm y dane i w oczy rzuciły się nam dwa obiekty. Jeden miał około 200 stóp długości, drugi - 50. Oba były szerokie m niej w ięcej na 20 stóp” - opowiada archeolog m orski Robert Church. Były to dwie części jednej całości, w sum ie 80 m etrów długie i 7 m etrów szerokie - wym iary jak łodzi podw odnej. Superno woczesny sonar dostarczył pierw szych danych o m onstrum ze stali. Obie firm y naftowe i właściwe władze am erykańskie postanowiły p od dać znalezisko bardziej szczegółow ym oględzinom , aby zidentyfiko wać nieznany obiekt. R obot podw odny z kam erą zszedł na głębokość 1500 metrów. Tym razem poszukiwania nie m iały związku z ropą naf tową, lecz z historią najnowszą. „B yło to bardzo ekscytujące, b o robot poruszał się tuż nad dnem m orskim . W ydawało się, że doszedł do ja kiegoś kantu. A kiedy nad nim zawisł, naszym oczom ukazała się na„Czekanie na ofiarę” - niemiecki U-Boot na pełnym morzu
151
gle wieżyczka okrętu podw odnego” - m ówi Richard Anusciewicz z am erykańskiego Urzędu ds. O lejów M ineralnych. Była to w ieżyczka niem ieckiej łodzi podw odnej dalekiego zasięgu typu IX C, jednej z tych, które podczas II w ojny światowej dowódca niem ieckiej floty podw odnej admirał Karl Dónitz skierował ku wybrzeżom Stanów Zjednoczonych, by wielkie m ocarstwo u je g o własnych progów na uczyć się bać. Ale która z nich była ow ym znaleziskiem na głębokości półtora ki lometra? „M ieliśm y pow ody przypuszczać, że m oże to być U 166. W ie dzieliśmy, że była to jedyna łódź podw odna uważana za zaginioną w Zatoce M eksykańskiej” - m ówi Robert Church. U 166 tutaj? Przez 60 lat szukano wraku zupełnie gdzie indziej 200 kilom etrów dalej. Nie bez przyczyn. Najważniejsza ma związek z pewnym dram atycznym epizodem w ojennym - zatopieniem, które, jak się okazuje, zdarzyło się w innym m iejscu. Pierwszego sierpnia 1942 roku sam olot am erykańskiej straży przybrzeżnej polował na ło dzie podw odne w delcie Missisipi. Bom bardier G eorge Boggs opowia da: „Henry, pilot, zobaczył coś wystającego z wody. Poprosił o lornetkę. Podałem mu ją, a on powiedział: «Chłopie, to wygląda jak U -Boot»” . Je dyną bom bą głębinow ą na pokładzie sam olotu załoga chciała trafić w łódź. W locie nurkow ym zrzuciła pocisk. Po chwili na powierzchni w ody pojawiły się plam y ropy. Celne trafienie przeszło do historii w ojennej. Były nawet ordery za (rzekom e) zatopienie U 166. Ale przez kilkadziesiąt lat nie znalezio no nawet śladu wraku. M iejsce je g o zatopienia zaczęło obrastać w le gendy: „Przez długi czas nazywaliśm y go «Latającym H olendrem Zatoki M eksykańskiej», b o tyle historii krążyło na temat U 166. Praktycznie każdy zaw odow y nurek ju ż kiedyś znalazł tego U-Boota. Ale gdy zaczynaliśm y sprawę bliżej badać, nagle się okazywało, że żadnego wraku ju ż nie m a” - w spom ina Jack Irion z am erykańskiej straży wybrzeża. Podw odne zdjęcia z 2001 roku jednak nie kłamały. U 166 został jednoznacznie ziden Było nam zupełnie obojętne, tyfikowany. Teraz było pewne, że zatonął czy jesteśmy na Bałtyku, w kanionie Missisipi. Ale dlaczego akurat czy w Zatoce Meksykańskiej. w tym m iejscu? I tak widzieliśmy tylko wodę. Kamera odkryła na dnie morza coś jesz Jakob May, radiotelegrafista cze. Niedaleko wraku okrętu podw odnego na U 171
152
widać na zdjęciach łodzie ratunkowe - i za Amerykanie byli zupełnie rysy zatopionego statku pasażerskiego. To nieprzygotowani. „ Robert E. L ee” , który zabierał na pokład Prawdopodobnie uważali, że to niemożliwe, by nagle ponad 400 pasażerów. Latem 1942 roku pły pojawiły się niemieckie łodzie nął do N ow ego Orleanu. Ten rejs miał się podwodne. okazać je g o ostatnim. Na zdjęciach m ożna Gerhard Radel, członek załogi U 171 rozpoznać rozsadzone burty statku - ślady uderzenia torpedy. Czy tutaj tkwi klucz do rozwiązania zagadki U 166? Co sprawiło, że statek i łódź podw odna znalazły w spólny grób? Co kry je w sobie to tajem nicze m iejsce ostatniego spoczynku? W szystko zaczęło się w iosną 1942 roku, gdy kilkanaście niem iec kich okrętów podw odnych zostało skierowanych do delty Missisipi. Zasięg działania niem ieckich U -Bootów stale wzrastał. W grudniu 1941 roku, kilka dni po ataku Japończyków na Pearl Harbor, Hitler wypowiedział w ojnę również Stanom Zjednoczonym . Szefowi floty podwodnej admirałowi Dónitzowi dał wolną rękę w prowadzeniu „nie ograniczonej w ojny podw odnej” także z USA. „Szare w ilki” wyruszyły w drogę do „operacji Paukenschlag” , bo taki kryptonim nosiły ich ak cje. Stały się postrachem aliantów. W 1942 roku niem ieckie łodzie podwodne zatopiły u w ybrzeży A m eryki Północnej ponad 400 statków handlowych zachodnich aliantów. Zginęło 5 tysięcy marynarzy. Póź niej nazwano te straty atlantyckim Pearl Harbor. N iem iecka marynarka w ojenna się dozbroiła. Od początku 1942 ro ku w odow ano w stoczni pod Bremą okręty podw odne typu IX C. Nosi ły num ery seryjne U 161 do 171. Tysiąc sto ton stali. G dy w marcu 1942 roku oddano do eksploatacji U 166, nie tylko eksperci od U -Bootów byli pod wrażeniem. „Szary, ogrom ny, o ładnej sylwetce, wspaniały. No, w jakiś sposób też piękny” - w spom ina Ursula Traun, żona pierw szego oficera. - Piliśm y kawę na pokładzie - zupełne szaleństwo. Ale tak było. Pam iętam bardzo dokładnie, że byłam na pokładzie, gdy łódź cumowała w W esermunde. Zeszłam też do tej ciasnoty, do kam buzów i m aleńkich pom ieszczeń i koi. To rzeczywiście robiło szalone wraże nie, ale pom yślałam też sobie: «O Boże, biedacy - będziecie m usieli tu spędzić kilka tygodni, a nawet m iesięcy»” . Przeciętna w ieku załogi w ynosiła ok oło 22 lat. D ow ódca U 166, Hans-Giinther Kuhlm ann, m iał 28 lat. Z je g o akt, które przejrzeli śmy, wynika, że zdobył dośw iadczenie na w szystkich m orzach - jak o cywil i ja k o żołnierz. Szybko awansował. Był przekonanym nazistą,
153
ch oć nie całkiem odpowiadał „ideałow i” . W je g o ocenie czytamy: „T rochę m iękki charakter trzymają w ryzach wyjątkowa obow iązko w ość i silna w ola” . To znaczyło, że m usiał się sprawdzać. Z akt Kuhlmanna m ożna się dom yślić, że był dow ódcą, który chciał zrobić w ię cej, niż od niego żądano. Żołnierze bardzo go lubili. W yróżnił się p od czas akcji specjalnych, na przykład wysadzając n iem ieckiego szpiega na ląd u w ybrzeży Irlandii. Dostał za to od Dónitza Krzyż Żelazny. A le największym w yróżnieniem była własna łódź. Był najm łodszym d o wódcą, gdy wraz z zadaniem specjalnym otrzymał dalekiego zasięgu okręt typu IX C - U 166. Pierwszy oficer Hans Traun miał wówczas 25 lat; je g o żona pamięta do dziś chwilę rozstania: „Pożegnaliśm y się w holu hotelowym , po pro stu się objęliśm y, zapom inając o całym świecie. A potem koniec, w y szedł przez drzwi - to w szystko” . U 166 został w yposażony w bazie łodzi podw odnych w Lorient na francuskim wybrzeżu atlantyckim. Rejs miał trwać kilka m iesięcy dokąd płynęli i po co, załoga dowiedziała się dopiero na morzu. Dónitz osobiście wydał Kuhlm annowi tajny rozkaz zaminowania ujścia M is sisipi - 7500 kilom etrów od ojczyzny. D ow ódca z dum ą pisał do żony: „Trzymaj za m nie kciuki - mam przed sobą trudne zadanie. [...] M yśl o m nie ciepło, ja stale o tobie m yślę” . Po niespełna 30 dniach U 166 dotarł do w ód karaibskich i w kurio zalny sposób trafił na nagłówki gazet. „N ajm niejszy jak dotąd statek zatopiony przez łódź podw odną” - napisał „N ew Y ork T im es” . Fracht „strategiczny” : cebula. Jeszcze eskalacja w ojny U -Bootów w Zatoce M eksykańskiej nie nastąpiła. Ale dalekiego zasięgu okręty podw odne typu IX C już zajm owały pozycje do ataku. N iedaleko U 166 operowa ła siostrzana łódź podw odna U 171. Obie zbliżyły się do am erykańskie go wybrzeża bezpośrednio w obszarze ujścia M issisipi pod N owym Or leanem. „G dy podpływ aliśm y dostatecznie blisko wybrzeża, m ogli śmy obserwować sam ochody na ulicach, jak tamtędy przejeżdżały, i to na światłach. Oni byli zupełnie nieprzygotowani, praw dopodobnie nie uważali za m ożliwe, żeby pojawiły się tam niem ieckie U -Booty” - wspom ina Gerhard Tylko dowódca znał mniej więcej Rädel, członek załogi U 171. cel, załoga natomiast w ogóle nie W Nowym Orleanie czas rzeczywiście pły wiedziała, dokąd płyniemy. nął powoli. M ieszkańcom jazzowej m etropo Jakob May, radiotelegrafista lii nad M issisipi wydawało się, że są daleko na U 171
154
od wojennej grozy. I z początku ludność znad A
,
A
„B ig M uddy , jak nazywają tę rzekę Am ery-
Kuhlmann miał za zadanie
zaminować ujścje Missisjpi
kanie, n iepok oiły tylko pogłosk i krążące Jakob May, radiote|egrafista wśród tych, którzy pływali po Missisipi. Połana u 171 wiacze krewetek z bayous chyba pierwsi od czuli, co to znaczy m ieć do czynienia z nieprzyjacielskim i U-Bootami na własnych wodach. Petit Bailey miał 16 lat, kiedy przytrafił m u się bardzo dziwny p o łów. „Znajdow aliśm y się m oże w odległości 2 m il od m iejsca, gdzie zo stał zatopiony statek, tankowiec. I tam natrafiliśmy na torpedę, która chybiła celu. Żelazna klapa naszego w łóka przypadkiem się z nią zde rzyła i w oda wystrzeliła w górę na w ysokość około 100 stóp. W szędzie pływały martwe ryby, byłem śmiertelnie przerażony” . Opinia publiczna nie od razu dowiadywała się o tym, co się dzieje w Zatoce M eksykańskiej - o polowaniu niem ieckich U -Bootów na amerykańskie statki handlowe, jak frachtowiec „Sixaola” , który pły nął do Panam y po banany. Emanuel Zam m it był głównym stewardem na tym statku: „T o było rzeczywiście straszne. Najpierw usłyszałem głośne, tępe uderzenie. A potem nagle zaczęły spadać jakieś kawałki wyrzucone w górę siłą wybuchu. Wylądowały na zadaszeniu mostku, na którym akurat stałem” . Później nastąpiło coś, z czym marynarze w tym rejonie jeszcze się nie zetknęli: nagłe w ynurzenie okrętu p od w odnego i przykład „niem ieckiej dokładności” . „M ówili z mostka U-Boota - łamaną angielszczyzną - i chcieli się dow iedzieć dokład nych danych naszego statku” - w spom ina Zammit. Na to musiał zna leźć się czas. Było to znam ienne dla sytuacji militarnej w Zatoce. Osiemnaście niem ieckich okrętów podw odnych, w tym U 166 i U 177, mogło tu w 1942 roku operować niem al bez przeszkód. Pozostawiły po sobie śm iertelny ślad. „Pilotowałem akurat statek w górę ujścia południow o-zachodniego, kiedy nagle całe niebo stanęło w płom ieniach” - opowiada Albro Michell, pierwszy oficer. - Kapitan powiedział: «Znow u któregoś dopa dli». «Tak» - odpowiedziałem . Kilka dni później przeczytałem w gaze cie, że był to «David M cK elvey» - akurat ten tankowiec, na którym pływał m ój brat, Bernard M ichell. Tylko niewielu się uratowało... on poszedł na dno razem ze statkiem” .
155
W maju 1942 roku wody Zatoki M eksykań skiej uchodziły za najbardziej niebezpiecz Meksykańskiej. Inne U-Booty ne na świecie. Do połowy roku niem ieckie zdążyły przed nami storpedować bardzo dużo statków. U-Booty zatopiły tam 62 statki - najczęściej Otto Methmann, członek załogi nie natrafiając na obronę. G ordon Vaeth, U 171 wówczas oficer am erykańskiego wywiadu, mówi: „T o była masakra. Am erykańska ma rynarka wojenna i straż przybrzeżna, która jej wtedy podlegała, były nieprzygotowane. Nie m ieliśm y wystarczająco dużo samolotów, w y starczająco dużo statków ani - jeśli tak m ożna pow iedzieć - niezbęd nej cierpliw ości” . Obywatele w żadnym razie nie mogli się dowiedzieć, co się dzieje u ich własnych progów, jak bezsilny jest rząd. Do wojny z U-Bootami w Zato ce zmobilizowano rezerwistów marynarki. Zamożni obywatele oddawali do dyspozycji swoje jachty. Biały Dom szukał winy u głównodowodzące go marynarki wojennej: „Karygodnie zaniedbaliśmy przygotowania do wojny z U-Bootami” - tak ocenił później prezydent Roosevelt admirała Kinga, naczelnego dowódcę floty. Podczas gdy Brytyjczycy skutecznymi sposobami zwalczali podwodną broń Hitlera, amerykański admirał po stanowił poczekać. Zamiast wzm óc obronę przeciwko okrętom podwod nym, postawił na masową produkcję transportowców. W ysokości strat nie ujawniano. „Wypierać ze świadomości” - tak brzmiała dewiza na ca łym froncie ojczyźnianym, od Bostonu po ujście Rio Grande. W wojnie prowadzonej niewidzialną bronią rząd wydawał się bezradny. Georg Landwehr służył wówczas w jedn ostce amerykańskiej mary narki w ojennej w delcie Missisipi: „Nie chciano wywoływać paniki wśród ludzi, w ięc nigdy nie m ów iliśm y o tym, co się tam wydarzyło. Dawano nam do zrozumienia, żeby w szystko zachowywać dla siebie” . W krótce zaczęły w ięc krążyć m rożące krew w żyłach opowieści, że nie m ieckie U-Booty wpływają w górę Missisipi, że ich załogi chodzą sobie do barów w N owym Orleanie i że m iejscowa ludność zaopatruje ich nawet w żyw ność i paliwo - za gotówkę. „FBI wszędzie aresztowała ludzi, którzy ja koby wysyłali m eldunki radiowe U-Bootom, Żaden U-Boot nie wpłynął nigdy w szczególności N iem ców - opowiada świa w górę Missisipi. Rzeka jest na to dek epoki. - To był obłęd. W Galveston w y o wiele za płytka. rzucono mistrza browarskiego z dom u tylko Otto Methmann, członek załogi dlatego, że miał krótkofalówkę. Plotki krąU 171 Nie byliśmy pierwsi w Zatoce
156
żyły, bo nikt nie chciał uwierzyć, że U-Booty Nie było żadnych w zględów . tak skutecznie operują” . Strzelaliśm y i czekaliśmy, W miastach portowych ludzie coraz bar aż statek w reszcie zatonie. dziej się bali o krewnych na morzu. Najważ Otto Methmann, członek załogi U 171 niejszym celem okrętów podwodnych były szlaki tankowców w Zatoce. Do dziś ludność znad bayous pamięta makabryczny spektakl, jaki rozgrywał się u wy brzeży. Rybak Guy Pete uczestniczył w wielu akcjach ratowniczych. Dziesiątkom ludzi uratował życie swoim kutrem. „Jeśli widzi pan człowieka, który spalony zwisa z bulaja, albo inne go w łodzi ratunkowej, spalonego na całym ciele i ledwie oddychają cego - mój Boże, to jest to straszne. [...] Jeden człowiek, z którego zwisały tylko strzępy skóry, zmarł w drodze do Houmy. Na Boga, te twarze i wszystko - kiedy się ich dotykało, człowiekowi zostawało ciało na rękach” .
. Kiedyś każdego to spotka” - bomby głębinowe zrzucane na niemiecki U-Boot 157
Czy załogi niemieckich U-Bootów zdawa ły sobie sprawę z cierpienia ofiar? Zapytali samoloty, ale nic się nie stało. śmy o to żyjących członków załogi U 171: Amerykanie byli w tym czasie jeszcze dość niewprawni. „Z jednej strony ogarniała nas naturalnie Jakob May, radiotelegrafista gorączka myśliwska. Ale ci, którzy znajdo na U 171 wali się na tonących statkach, też byli prze cież marynarzami, i kiedy się widziało, jak płonący ludzie pływają w płomieniach i krzyczą «help, help, help», no to było okropne, ale była wojna” - mówi Gerhard Rädel, a wspomnie nie porusza go jeszcze dziś. Kiedy został trafiony jakiś tankowiec, niebo nad Zatoką robiło się czarne. Setki marynarzy zginęło w płomieniach, utonęło, zostało po żartych przez rekiny albo oblepionych ropą pływało całymi dniami po morzu. W delcie pod Nowym Orleanem U 166 wykonywał swoje zada nie specjalne. Nocą 24 i 25 lipca ustawiał miny w ujściu Missisipi śmiertelną pułapkę. Dwa dni później kapitan Kuhlmann zameldował Kilka razy przelatywały nad nami
„Operacja Paukenschlag” - dwie niemieckie łodzie podwodne w drodze do wybrzeża amerykańskiego 158
kwaterze głównej: „R ozkaz w ykonany” . Potem doszło do niezwykłego, ostatniego spotkania U 166 z siostrzaną U 171. Jakob May był na jej pokładzie radiotelegrafistą: „Staliśm y w odległości m niej więcej 30-40 metrów od siebie i dawaliśmy sobie znaki światłami. Przez m egafon też do siebie w ołaliśm y” . Właśnie w tedy U 166 i je g o załogę widziano po raz ostatni. Maryna rze wym ienili pozdrowienia i każdy z okrętów popłynął w swoją stro nę. Kilka dni później U 171 został zaatakowany z powietrza. Tak naro dziła się legenda, której okoliczności m ożna w yjaśnić dopiero teraz. Ataku dokonał bow iem ten sam olot straży przybrzeżnej, który jak oby zatopił U 166 i którego załoga otrzymała za to order. G eorge Boggs, drugi pilot, mówi: „M niej w ięcej godzinę krążyliśm y nad tym m iej scem i w idzieliśm y rozmaite ślady ropy naftow ej” . Załoga sam olotu straży przybrzeżnej nie zatopiła jed n ak U 166, lecz swoim atakiem zm usiła do zanurzenia U 171. „Sufit nad m oim stołem do map był spryskany drobinam i korka, żeby para się nie skraplała. I kilka tych drobin spadło m i na m apę i na głowę. To w szystko” - w spom ina członek załogi Otto M ethmann. Tak zaczęła się legenda o U 166 - i poszukiwania w niewłaściwym miejscu. U 171 niedaleko bazy w Lorient w szedł później na brytyjską minę m orską i zatonął. Dwudziestu dw óch członków załogi zginęło, pozostałych udało się uratować, w tym Gerharda Radia, Ottona Methmanna i Jakoba Maya. A U 166? Co się stało z łodzią dow ódcy Kuhlmanna? Bilans je g o „sukcesów ” nie przedstawiał się dobrze. M iny ustawione przed uj ściem M issisipi zm yła woda. Sześć torped również chybiło celu. Zało ga znalazła się pod presją sukcesu. Tak doszło do tragedii na morzu. W ostatnich dniach lipca 1942 ro ku parowiec pasażerski „R obert E. L ee” płynął z Trynidadu do Zatoki M eksykańskiej - z ponad 400 osobam i na pokładzie. W iele z nich prze żyło ju ż ataki łodzi podw odnych. Jednym z marynarzy był Marshall Charlton: „W iększość naszych pasażerów, których statki ju ż wcześniej zostały storpedowane, przebywała tylko na pokładzie. W n ocy też spa li na pokładzie. W razie trafienia torpedą łatwiej było stąd uciec, niż gdyby się zostało zaskoczonym podczas snu w kabinie” . Na statku znajdowali się robotnicy z baz am erykańskich na Kara ibach. Kapitan nie m ógł przyłączyć się do jakiegoś konw oju i eskortę na niebezpiecznym m orzu przejął tylko jed en m ały niszczyciel. Kano-
159
nierem na statku eskortującym był G eorge Starkę: „G dy m orze stało się takie spokojne i wszędzie było cicho, nie m ieliśm y pojęcia, że śm ierć zagląda nam w oczy” . Było to 30 lipca 1942 roku, kiedy U 166 zanurzył się na głębokość pe ryskopową, 70 kilom etrów od ujścia Missisipi. D owódca Kuhlmann dostrzegł na horyzoncie „R oberta E. L ee” - niszczyciela nie zauważył. Kulmann wydał rozkaz zajęcia pozycji do strzału. Potem nastąpiło to, co na wielu m orzach na świecie powtarzało się dzień w dzień: wystrze lenie torpedy. Pocisk torował sobie wyraźnie w idoczną drogę przez wodę. Na statku pasażerskim nie pozostało to niezauważone: „M ogliśm y dojrzeć nawet śrubę torpedy - zupełnie wyraźnie. W szy scy uciekali, ale ja byłem jak skam ieniały - m ówi ów czesny steward na statku, Joseph Winnier. - Nastąpił nagły wstrząs, gdy to diabelstwo uderzyło. Było tak, jak by statek wpadł na ścianę...” . Na pokładzie wybuchła panika. W ysłano sygnały SOS. „R obert E. Lee” został trafiony w maszynownię. Ludzie, którzy tam byli zam knię ci, nie mieli żadnych szans. Potem nastąpiła upiorna scena. „Widzia łem, że statek tonie. A na dziobie stała kobieta. W szyscy do niej woła li, żeby skakała, a ona n ic” . Nie tylko Marshall Charlton, lecz także Jo seph W innier był świadkiem tej sceny: „Ta kobieta była zupełnie skamieniała ze strachu, tak jak ja, kiedy zobaczyłem torpedę, po pro stu nie chciała się ruszyć” . W iększość spośród 400 pasażerów zdołano uratować. Dla innych wszelka pom oc przyszła za późno. A U 166? Po trafieniu chciał się upewnić, że statek rzeczywiście p ój dzie na dno - i został na m iejscu. Dow ódca popełnił śmiertelny błąd. Załoga niszczyciela eskortującego statek pasażerski dostrzegła pery skop i wzięła kurs na U-Boota. „Sądzę, że nas nie widział, gdy wystrze liwał torpedę” - m ówi kanonier niszczyciela, George Starkę. - „W ypły nął na pow ierzchnię i zanurzył się dopiero wtedy, gdy ju ż płynęliśm y w stronę łodzi” . Zaczęło się polowanie na m yśliwego. N iszczyciel eskortujący zrzu cał bom b y głębinow e i wszystko, co miał. Nikt na pokładzie nie zauważył, że jedn a z bom b trafiła w przód ka dłuba. Łódź została rozerwana. W następ Marynarze okrętów podwodnych nych m inutach załogę miał spotkać ten sam wiedzieli - kiedyś każdego straszny los, jaki już wcześniej spotkał tysią to spotka. ce marynarzy okrętów podw odnych. U-Boot, Adolf Clasen, oficer wachtowy na okrętach podwodnych rozerwany na dwie części, opadł na dno m o-
160
rza - na głębokości 1500 m etrów - niemal Zostaliśmy wychowani równocześnie ze swoją ostatnią ofiarą, „R o w marynarce, że obowiązki należy bertem E. L ee” . Nie nadał ju ż żadnego m el spełniać. Walczyliśmy za ojczyznę. Dlatego wypływaliśmy w morze. dunku. Okręt i je g o 52 człon ków załogi Erich Topp, dowódca okrętu uznano za zaginionych. podwodnego W ciągu kolejnych m iesięcy lata 1942 roku krewni marynarzy m ieli się dow iedzieć, że U 166 ju ż nie wróci. Niektórzy nie chcieli uwierzyć. „M oja babcia ni gdy się nie pogodziła z tym, że jej syn nie powróci. Nie przyjęła w iado m ości o je g o śm ierci i wciąż mówiła, że to nieprawda - on wróci, został gdzieś za granicą. Tam żyje i kiedyś da znać - opowiada Rotraud Hennig, siostrzenica maszynisty. Trwało lata, nim zgasła ostatnia iskierka nadziei. - Od tego dnia m oja babcia zm ieniła strój i chodziła ju ż tylko w czerni. Nikt nie m ógł jej przekonać, żeby przestała ją n osić” . Dziś znam y m iejsce ostatniego spoczynku jej syna - dzięki naszym reporterom krewni zobaczyli na ekranach telewizorów wstrząsające zdjęcia stalowej trum ny na dnie morza. Dla nich i dla rodzin ofiar w Zatoce M eksykańskiej grobow iec w kanionie M issisipi jest pom ni kiem antywojennym . Dla w dow y po pierwszym oficerze, Hansie Traunie, dobiegł końca tragiczny rozdział: „Potrzebowałam bardzo, bardzo wielu lat, by na prawdę pozw olić m u odejść. I właściwie jestem zadowolona, że pod k o niec życia m am niezbitą pewność, naprawdę m ogę się pożegnać. T e raz cała historia się ułożyła, a ja potrzebowałam całego życia, żeby dojść z tym do ładu” - powiedziała na pożegnanie Ursula Traun.
>
Nemmersdorf - nazwa tej małej wioski w Prusach Wschodnich posłużyła Goebbelsowskiej propagandzie za straszak przed okru cieństwami, jakich Armia Czerwona dopuszcza się na niemieckiej ludności cywilnej. W październiku 1944 roku jakoby gwałcono tu brutalnie kobiety i przybijano do drzwi stodoły. A co wydarzyło się naprawdę?
1944
P ra w d a o N e m m e rsd o rfie M ąjakowskoje to dziś niewielka wieś, położona ok oło 100 kilom etrów na południow y w sch ód od Kaliningradu. Kiedyś ta m iejscow ość nazy wała się N em m ersdorf. Dwudziestego pierw szego października 1944 roku żołnierze radzieccy dokonali tu pierwszej masakry na ziem i nie mieckiej. Sm utny bilans: 26 [sic!] zabitych, w tym kobiety, dzieci i starcy. N iem iecka propaganda weszła na najwyższe obroty: „Z a b e stialską rzeź w N em m ersdorfie bolszew icy drogo zapłacą” - srożyła się nazistowska prasa, wykorzystując zabitych, by zm obilizować ostatnie rezerwy na w ojnę dawno już przegraną. Nazwa „N em m ersd orf’ prze szła do historii jak o w ić ognista grozy, przedtakt do niezliczonych zbrodni, popełnionych na niem ieckiej ludności cywilnej przez ra dzieckich żołnierzy podczas zdobywania Prus W schodnich. W zbioro wej pam ięci wielu W schodnioprusaków „N em m ersd orf’ jeszcze dziś tkwi głęboko; łączą się z nim urazy psychiczne i fizyczne. „O N em m ersdorfie nie m ożna m ów ić” - tak reaguje większość w spółczesnych, jeśli ich zapytać o napaść radziecką jesienią 1944 ro ku. Chociaż tygodnik „D ie Zeit” w 1992 roku próbował dokonać zesta wienia historycznego, pisząc: „W porównaniu z katastrofą państwa ra dzieckiego, z kilkudziesięciom a m ilionam i zabitych, «N em m ersdorf» 1944 roku jest m aleńkim punktem w kosm osie” , nazwa tej m iejscow o ści pozostaje przedm iotem licznych debat, najczęściej naładowanych „Pamięć na czas określony” - w styczniu 1945 roku Sowieci usunęli drewniany krzyż w Nemmersdorfie
163
em ocjonalnie. Co jeszcze dzisiaj - po więcej niż 60 latach od tego wydarzenia - każe lu wisiał wielki plakat: dziom żądać „zem sty za N em m ersdorf” , jak „Tu zaczynają się przeklęte Niemcy". o tym świadczy wypisane sprayem hasło Andriej Griec, czołgista Armii w Tylży, byłym w schodniopruskim przygra Czerwonej nicznym m iasteczku Tilsit, a dzisiejszym Sow iecku? Uparcie i aż nazbyt często bez sprawdzenia powtarzane są w związku z N em m ersdorfem relacje o bezprzykładnych zbrodniach: gwałtach, m orderstwach, ukrzyżowaniach. Śm ierć 26 bezbronnych cy wilów jest bezsporna. Ale niepublikow ane dotychczas dokum enty Taj nej Policji Polowej, jakie przejrzeliśm y w archiwum Urzędu Spraw Za granicznych, nie tylko nic nie m ówią o ukrzyżowaniach w N emmersdorfie, lecz dopuszczają także inne wnioski. Udało się nam ponadto odnaleźć jedyn ą osobę, która przeżyła Nem m ersdorf, a także poroz mawiać z żołnierzam i, którzy walczyli w tej wschodniopruskiej wsi. Ich w ypow iedzi po raz pierwszy dokum entują to, co w tamtych paź dziernikow ych dniach 1944 roku wydarzyło się w N em m ersdorfie na prawdę. W n ocy z 20 na 21 października 1944 roku tę niew ielką m iejsco w ość nad A ngorapą spowijała gęsta mgła. Od w ielu dni ciągnęli przez N em m ersdorf ludzie z w ozam i kon n ym i i ręcznym i wózkam i, uciekający przed w ojskiem radzieckim . R ów nież n em m ersdorfczycy z ciężkim sercem ruszyli w drogę, gdy głuche odgłosy frontu słychać było coraz bliżej. W połow ie października Arm ia Czerwona rozp oczę ła jesien n ą ofensyw ę. Nacierała frontalnie od w schodu w kierunku Królewca: ogień artyleryjski i naloty o niebyw ałym dotychczas nasi leniu zam ieniły w sch odniopru skie pogranicze w piekło, a ludność wprawiły w przerażenie. Po raz pierw szy w dziejach tej w ojny, rozpę tanej przez Hitlera w im ię narodu n iem ieck iego, radzieckie czołgi to czyły się po ziem i niem ieckiej - a niem al nikt z m ieszkańców Prus W schodnich nie był na to przygotowany. Od połow y sierpnia 1944 roku cisza pano wała na froncie, który po rozbiciu Grupy Ar Przed wkroczeniem do Niemiec mii „Ś rodek ” niebezpiecznie się zbliżył do w 1944 roku szeroko Prus W schodnich. N iem ieckie dywizje w y rozpowszechniano hasło: korzystały przerwę w walkach, by w zm ocnić „Zabij Niemca!". swoje pozycje i przygotować na spodziewa Warfołomiej Korobuszin, ny atak Sowietów. Czas ten m ożna było też wówczas żołnierz radziecki Na granicy Prus Wschodnich
164
w ykorzystać na b ezpieczn ą ew akuację Ku naszemu przerażeniu pojawili m ieszkań ców zagrożon ych terenów . A le się w ten mglisty październikowy gauleiter Erich K och miał co innego na m y poranek na skarpach Angorapy pierwsi Rosjanie. Początkowo śli. M im o że wiedział o nadciągającym nie sprawiali wrażenie wyczekujących, bezpieczeństwie, nie podjął żadnych działań ale potem podkradali się coraz w celu ewakuowania ludności z terenów bliżej i zanim się obejrzeliśmy, przyfrontowych. Zam iast tego wygłaszał ha stanęli przed nami. Przechodzącym uciekinierom odbierali zegarki sła o „ostatecznym zwycięstwie” , aby się i biżuterię. przypodobać swojem u „führerow i” w Berli Mariannę Stumpenhorst, nie, a za p ota jem n e przygotow ania do uciekinierka doścignięta przez ucieczki groził drastycznym i karami. Sowietów pod Nemmersdorfem W iększość nem m ersdorfczyków zdecydo wała się w ięc w yruszyć dopiero wtedy, gdy radzieckie czołgi znajdo wały się ju ż w odległości paru kilom etrów od ich dom ów. Około 650 m ieszkańców niewielkiej m iejscow ości na próżno czekało na rozkaz ewakuacji. Teraz w największym pośpiechu pakowali dobytek na w o zy i wózki i opuszczali swoją w ioskę w kierunku zachodnim . Nieliczni postanowili zostać, m iędzy innym i Gerda Meczulat, jedyna ocalała z napaści, oraz jej ojciec. Do dzisiaj te godziny w nocy na 21 paździer nika Gerda M eczulat zachowała w żywej pam ięci - tego dnia jej ojciec skończył 71 lat: „M ój ojciec powiedział: «Ostatecznie Rosjanie to też ludzie». No i dokąd m ielibyśm y pójść? Nie m ieliśm y wozu konnego, a chodzić oboje nie m ogliśm y” . Dwudziestoletnia wówczas Gerda od 7 roku życia cierpiała na skutki paraliżu dziecięcego. O boje z ojcem postanowili w ięc poszukać schronienia w e wsi i nie tracić nadziei. Przy kanale niedaleko A ngorapy był urządzony schron dla m ieszkań ców - w wielkiej rurze przepustowej, w yłożonej słomą i z ławeczkami po bokach. G dy Gerda M eczulat i jej ojciec w czołgali się do wąskiego tunelu, zastali w nim ju ż dwanaścioro ludzi, którzy tak jak oni posta nowili zostać we wsi, m iędzy innym i m atkę z czworgiem dzieci. W czesnym rankiem 21 października rozpoczęła się krwawa bitwa pozycyjna o Nem m ersdorf. Gustav Kretschmer, żołnierz 2 Pułku Spa dochronow ego, którego niedobitki ściągnięto w charakterze posiłków, wspomina: „W najgęstszej m gle, bladym świtem, rozpoczął się już atak - kiedy norm alnie nikt nie atakuje. Przez tę m głę w ogóle nie w i dzieliśmy, gdzie są pozycje Rosjan - z takim skutkiem, że przystąpili śmy do walki kom panią w sile 170 żołnierzy, a po półgodzinie zostało nas już tylko 22” .
165
„Późniejsza manipulacja” - Goebbelsowska propaganda perfidnie wykorzystała zbrodnię w Nemmersdorfie
166
żołnierze dokonali straszliwego odkrycia. Obok zwłok starszej kobiety zobaczyli mło bo chodziło o bezbronne kobiety dą matkę z martwym niemowlęciem. Smo i dzieci. Zabici żołnierze, to normalne. Nawzajem czek dziecka leżał jeszcze zakurzony na dro rozw alam y sobie łby. dze. Na widok zamordowanych cywilów wie Ale zabijanie bezbronnych ludzi? lu żołnierzy niem ieckich odczuwało Gustav Kretschmer, wówczas wściekłość i grozę. Dopiero kilkadziesiąt lat spadochroniarz później odezwało się własne poczucie winy: „Przeszliśmy 2000 kilometrów w głąb Rosji i 2000 kilometrów z powro tem - nic tam nie zostało nietknięte - przyznaje dziś żołnierz Helmut Hoffmann. - Kto sieje wiatr, zbiera burzę” . Niemiecka propaganda zareagowała natychmiast. Już w kilka dni po odbiciu wsi ściągnięto lekarzy, prominentów, reporterów. W tym także dziennikarzy z krajów neutralnych, takich jak Szwecja i Szwaj caria, a także francuskich korespondentów oraz kamerzystów i foto grafów, którzy zrobili na miejscu zbrodni pierwsze zdjęcia. Joseph Goebbels zrozumiał, że na Nemmersdorfie można zbić kapitał. Do tej To było coś szczególnego,
„Brutalnie zamordowane kobiety i dzieci” - niemiecka komisja wojskowa bada wypadki w Nemmersdorfie 168
pory niem ieccy korespondenci skrzętnie unikali szczegółow ych opi sów cierpienia i umierania, teraz nagle nie szczędzili szczegółów. Wy dawało się niemal, że G oebbels tylko czekał na taki powód, aby zade monstrować światu, jakim niebezpieczeństw em jest Armia Czerwona. „Zem sta za N em m ersdorf” - brzm iał je g o okrzyk bojow y, którym miał nadzieję pobudzić społeczeństwo do „fanatycznego oporu” . Tylko ten, kto widzi, że je g o rodzina, dom i m ienie są zagrożone, m obilizuje resztkę sił, głosił teraz Goebbels. W swoim dzienniku zanotował pod datą 26 października: „G óring dzwoni do m nie w ieczoram i i opowiada mi szczegóły o okrucieństwach popełnionych przez bolszew ików w od bitych przez nas w schodniopruskich w siach i miastach. Te okrucień stwa są w rzeczy samej straszne. W ykorzystam je do wielkiej akcji uświadamiania prasy, aby ostatni naiwni obserwatorzy naszych cza sów się przekonali, co czeka naród niem iecki, jeśli bolszewizm fak tycznie zawładnie Rzeszą” . „Uświadamianie prasy” przez G oebbelsa odbiegało jednak daleko od przedstawiania prawdy, charakteryzowało się wypaczaniem i reży serowaniem faktów. Jego referent osobisty W ilfred von Oven przyzna je dziś bez żenady: „G oebbels bardzo m ocn o zareagował na radzieckie okrucieństwa i wciąż dawał instrukcje, by je ostrzej osądzać i silniej wysuwać na pierwszy plan. W reszcie dał też przyzwolenie, by okru cieństwa, które niewątpliwie się zdarzyły, jeszcze podkolorować. Na każdej konferencji prasowej podkreślaliśm y, że prasa powinna zajm o wać się tym intensywniej i nie szczędzić szczegółów ” . Instrukcje G oebbelsa były przestrzegane. D w udziestego siódm ego października „V ölkischer B eobachter” zam ieścił artykuł zatytułowa ny W ściekłe sow ieck ie bestie. Straszliw e zbrodnie w N em m ersdorfie i obszernie infor Nie potrzebowali tego mował o m orderstw ach, pod pa len ia ch wszystkiego wymyślać. i gwałtach. Neutralna prasa, m iędzy innym i Nie potrzebowali przywozić zwłok ukazujący się w Szwajcarii „Courrier de skądinąd, one już tu były. Zwłoki G enève” , również pisała o m asakrze d ok o i to, co się tam stało, mieli podane, żeby tak powiedzieć, nanej przez Sowietów. Zam ieszczone zdję na tacy. Co do tego, że je cia i relacje kroniki film ow ej w kinach rze dostosowali do potrzeb rynku, czyw iście w yw ołały zam ierzony efekt: w ce jak to się dziś mówi, nie ma lu „badania dow odów ” sfotografow ano lub wątpliwości. sfilm owano bow iem każde dziecko, każdą Helmut Hoffmann, żołnierz staruszkę - twarz, ułożenie ciała, genitalia. w Nemmersdorfie
169
Hanns-Joachim Paris, który wówczas jak o korespondent w ojenny znalazł się w N em m ersdorfie, pam ięta jeszcze tę scenerię: „Czekali z uprzątnięciem , aż przyjadą zagraniczni, neutralni dziennikarze i wszystko odnotują” . Zabici, leżący na polu, zostali zaprezentowani tak, żeby wywrzeć wrażenie na opinii publicznej: kobiety z obnażo nym podbrzuszem , obok martwe dzieci i starcy. Ale Helm ut H off mann, który ja k o jed en z pierw szych żołnierzy w kroczył do odbitej wsi, podkreśla: „To, jak oni tam leżeli, jak zostali sfotografowani, zro biono później. To później podciągnięto im sukienki i zsunięto m ajt k i” . Były żołnierz jest przekonany, że w N em m ersdorfie nie było zgwałceń. „Na to przecież nie m ieli wcale czasu - uzasadnia swoje przypuszczenie - nieustannie byli pod naszym ostrzałem ” . Także Gerda Meczulat, która na własnym ciele doświadczyła brutalności czerwonoarm istów, zaprzecza, gdy pytam y o gwałty. Rosjanie zacho wywali się spokojnie - dopóki oficer nie dał rozkazu do rozstrzeliwa nia. Do m olestowania czy gwałtów nie doszło. M orderstwo - ale nie gwałt? W obliczu 26 niewinnych ofiar brutal nej zbrodni to pytanie wydaje się absurdalne. A jednak daje asumpt do nader em ocjonalnej debaty. Dla wielu W schodnioprusaków Nemm ersdorf jest nieprzezw yciężonym rozdziałem ich historii - sym bo lem straszliwych cierpień, jakich ludność Prus W schodnich pod k o niec w ojny doświadczyła od radzieckiej soldateski. Myśl, że Nemm ersdorf m ógłby się okazać karykaturą w ym yśloną przez niem iecką propagandę, jest dla wielu bolesna. Ale z w ypowiedzi żyjących jeszcze naocznych świadków wynika, że zwłokam i manipulowano. M iędzy od biciem wioski a przybyciem prasy upłynęły co najmniej cztery dni dość czasu, by okrutną zbrodnię zaprezentować jak o jeszcze okrut niejszą. Niepublikowany dotychczas protokół Tajnej Policji Polowej z 25 października 1944 roku, odkryty podczas kwerendy w archiwum Urzędu Spraw Zagranicznych, utwierdza w tych podejrzeniach. Czyta my tam: „Poza kom andam i Tajnej Policji Polowej zjawiły się kom isja partyjna, kom isja policji bezpieczeństwa z Tylży i kom isja kom anda północno-w schodniego SS-Standarte Kurt Eggers. Jak się dowiaduje my, 24.10.44 był na m iejscu zbrodni gruppenfuhrer SS prof. dr Gebhardt, lekarz przyboczny reichsfuhrera SS, i przeprowadził badania lekarskie” . Czego szukała w N em m ersdorfie SS? A przede wszystkim: w jakim celu lekarz przyboczny H einricha Himmlera, profesor Karl Gebhardt, już 24 października 1944 roku, a w ięc kilka godzin po odbi
170
ciu N em m ersdorfu, pośpiesznie przybył do Mój dowódca potwierdził mif dalekich Prus W schodnich? Czyżby Nemże przyszedł tam zaraz po nas m ersdorf stał się „sprawą najwyższej w agi” ? i że widział 60 kobiet z rozpłatanymi brzuchami Dalej czytam y w protokole: „W szyscy ra przybitych gwoździami do ścian zem udali się na cmentarz, gdzie w otwar łub drzwi stodoły. M y sami tego tym jeszcze grobie znaleziono pewną liczbę nie widzieliśmy, ale on zwłok. Zw łoki zabrano z grobu” . powiedział: ja to widziałem. Czy potem - nie bacząc na godn ość zmar Gustav Kretschmer, wówczas spadochroniarz, był w Nemmersdorfie łych - „spreparow ano” zwłoki dla prasy, aby „wywrzeć w iększe wrażenie” i „nastawić opi nię publiczną przeciw ko Związkowi R adzieckiem u” , jak przypuszcza Helmut H offm ann? Zapis w dzienniku ministra propagandy z 10 listo pada 1944 roku brzm i w tym kontekście niem al ja k dow ód na potwier dzenie tej teorii: „Raport urzędów propagandy Rzeszy znowu jest w pewnej m ierze zniechęcający. W te okrucieństwa już nam się nie wierzy. Zwłaszcza w iadom ości z N em m ersdorfu przekonały tylko część społeczeństwa” . Czyżby N em m ersdorf był propagandową kary katurą? Raz po raz pojawiają się w literaturze relacje świadków, którzy twierdzą, że w idzieli w N em m ersdorfie „nagie kobiety w pozycji ukrzyżowanych, przygw ożdżone za dłonie. Także Hannsowi-Joachimowi Parisowi, byłem u korespondentow i w ojennem u, wydaje się, że pamięta: „Straszliwy obraz - nagie m łode dziewczęta i kobiety przybi te gwoździam i do drzwi stodoły. To było okrutne i rzeczywiście prawie nie do wyobrażenia” . Ale ani „V ölkischer B eobachter” , ani inne orga ny prasowe nigdy o tym nie pisały. Czy niem iecka propaganda przem ilczałaby tak bestialską zbrodnię Armii Czerwonej ? Helm ut H offm ann, który był w N em m ersdorfie kil ka dni w cześniej niż Hanns-Joachim Paris, jest przekonany: „Jeśli tam pisali, że kobiety były ukrzyżowane czy przybite gwoździami, to jest to niesłychana bzdura” . Jego towarzysz Gustav Kretschm er mówi natomiast: „M ój dow ódca później m i o tym opowiadał” . Ale on sam na własne oczy też Jeśli tam pisali, że kobiety tego nie widział. były ukrzyżowane czy przybite Dopiero w 1953 roku po raz pierwszy gw oździam i, to jest to w związku z N em m ersdorfem pojawia się niesłychana bzdura. w jednej z relacji inform acja o „ukrzyżow a Helmut Hoffmann, żołnierz w Nemmersdorfie nych kobietach” . Żołnierz Volkssturm u Karl
171
Potrek w „D okum entacji w ypędzeń” podał do protokołu, że widział sześć rozebranych kobiet przybitych do drzwi stodoły. I że w m ieszka niach znaleziono w sumie 72 zabitych kobiet i dzieci. Tworzenie legen dy czy prawda? „D okum entacja w ypędzeń” uchodzi za poważne na ukowe badanie ucieczek i w ypędzeń pod koniec II w ojny światowej. W latach 50. Federalne Ministerstwo ds. W ypędzonych powierzyło pro fesorowi Theodorow i Schiederowi grom adzenie świadectw od ludzi na temat tego, co sami przeżyli. Grupa robocza zbierała listy i pam iętni ki, uruchom iła akcję ankiet i spisywania w spom nień. Zebrało się w sum ie około 10 tysięcy relacji - „w czesna historia oddolna” , powsta ła z braku „porządnych” akt. Dopiero niedawno jed en z m łodych hi storyków zakwestionował „D okum entację w ypędzeń” - Matthias Beer wykrył, że grupa robocza Theodora Schiedera „wypłacała honoraria stosow nie do liczby zawartych w danej relacji przypadków takich jak m orderstwo, zabójstw o czy gwałt” . M ów iąc wprost: im w ięcej zabi tych pojawiało się w relacji, tym w iększe honorarium wypłacano świadkowi epoki. Czy dotyczyło to także w ypow iedzi Karla Potrka? Liczba 72 ofiar śm iertelnych, podana przez Potrka w je g o relacji, na suwa przypuszczenie, że doliczył on zabitych w okręgu w iejskim Gąbin, do którego należał N em m ersdorf. Również w sąsiednich wioskach Alt-Wusterwitz i Tutteln doszło bow iem do rozstrzeliwań i gwałtów - popełnianych przez żołnierzy A rm ii Czerwonej. W sam ym N em m ersdorfie zostało zam ordow anych 26 cywilów. Jaka je st w ięc prawda o N em m ersdorfie? Pewne jest, że Arm ia Czerwona po przekroczeniu granicy niem ieckiej w Prusach W schod nich i gdzie indziej popełniała straszliwe zbrodnie na bezbronnych cywilach. Pew ne jest też, że G oebbels próbow ał tę okrutną prawdę pokazać tak, żeby wydawała się jeszcze okrutniejsza, świadom ie przeinaczać fakty, by robiły „w iększe” wrażenie. A le ze swoją nem m ersdorfską kam panią m inister propagandy, na ogół tak zręcznie działający, się przeliczył: zamiast w zm ocn ić w olę oporu, spow odow ał w ybu ch paniki w społeczeństw ie. W następ nych tygodniach po napaści na N em m ers W te okrucieństwa już nam się nie d o rf zaczęła się niekontrolowana ucieczka wierzy. Zwłaszcza wiadomości ludności Prus W schodnich, zadając kłam z Nemmersdorfu przekonały tylko h asłom G oeb b elsa o w oli przetrwania. część społeczeństwa. W k oń cu kierow nictw o okręgu pod naci Joseph Goebbels, zapis w dzienniku z 10 listopada skiem w ojska - i aby opanować sytuację -
172
zezwoliło na ewakuację mniej w ięcej 30-kiloW porównaniu z katastrofą m etrowego pasa za frontem . państwa radzieckiego, N em m ersdorf stał się w icią ognistą. P od z kilkudziesięcioma milionami zabitych, «Nemmersdorf» czas następnych m iesięcy rzeczywistość kil 1944 roku jest maleńkim punktem kaset tysięcy razy przerosła obraz grozy na w kosmosie. kreślony przez niem iecką propagandę. Ma „Die Zeit", 1992 rok sakra w N em m ersdorfie nie pozostała odosobnionym przypadkiem - była tylko przedtaktem do całego sze regu brutalnych ekscesów, jakich radziecka soldateska dopuściła się wobec niem ieckiej ludności cywilnej. Dziś radziecki pom nik w Majakowskoje upamiętnia wydarzenia z jesieni 1944 roku - ale został wzniesiony wyłącznie ku czci żołnierzy Arm ii Czerwonej, poległych w walce o tę m iejscow ość, nie dla 26 m ieszkańców wsi, którzy wtedy, w październiku 1944 roku, w okrutny sposób zostali pozbawieni życia.
Dostarczała pożywki dla legendy o „ostatecznym zwycięstwie" „cudowna broń", której użycie Goebbels zapowiadał chełpliwie jeszcze wiosną 1945 roku. Nowoczesne pociski V-1 i V-2, szybkie odrzutowce i nowego typu okręty podwodne miały przy nieść zwrot w wojnie. Wszystko to tylko propaganda?
1944
L e g e n d a o „ c u d o w n e j b ro n i" Było to 11 kwietnia 1945 roku, cztery tygodnie przed k ońcem II w ojny światowej w Europie. Sierżant Frank W oolner wraz z przednią strażą amerykańskiej 3 Dywizji Pancernej wkraczał do m ałego m iasteczka Nordhausen w Górach Harcu. Pod m iastem natknął się z kilkom a k o legami na w ejście do tajem niczego tunelu. W bladym półm roku am e rykańscy żołnierze ujrzeli upiorny widok: podziem ny labirynt, ciągną cy się całym i kilom etram i wewnątrz góry. W krótce przestali wierzyć własnym oczom : zobaczyli rakiety w ysokie jak wieże, całe linie pro dukcyjne z najnow ocześniejszym sprzętem technicznym . Odkryli trzymaną w najgłębszej tajem nicy kuźnię broni Hitlera, tak zwany Mittelwerk, m iejsce produkcji słynnych rakiet V-2, ściśle tajnych sil ników odrzutow ych i rakiet przeciw lotniczych „Tajfun” . Techniczna perfekcja i nieludzka perwersja Trzeciej Rzeszy w jed n ym m iejscu: wysoka, przodująca w świecie technologia, wytwarzana rękami tysię cy w ięźniów obozów koncentracyjnych, którzy w potwornych warun kach pracowali, wegetowali i setkami umierali. Żołnierzom alianckim wkraczającym do N iem iec w szędzie przed stawiał się ten sam widok. W dawnych sztolniach, w fabrykach i stocz niach natrafiali na niem iecką tajną broń: superszybkie odrzutowce, urządzenia radarowe, zabójczy gaz paraliżujący, okręty podw odne n o wej generacji. I postanowili skorzystać z technologicznej przewagi po„L a ta ją ca bom ba w a k c ji ”
- V-1 tuż p rzed u d erzen iem w dzielnicę m ieszk a n io w ą
na p ołu d n iu A n g lii
175
konanego wroga: całym i statkami wywozili pośpiesznie grom adzony techniczny knowrodzaju broń jest w drodze -how. Szczególną gorliwością wykazywali się na wasze fronty. Am erykanie, którzy w pow ojennym zam ęcie Adolf Hitler, 19 lutego 1943 roku robili wszystko, by niem ieckich techników zabrać do USA. Narodowosocjalistyczna przeszłość tych ostatnich b y ła im obojętna. Najbardziej znany przykład to W ernher von Braun, „o jcie c” rakiety V-2, który miał później wraz ze swoim zespołem w nieść wydatny wkład do budow y „Saturna” , amerykańskiej rakiety do lotów na Księżyc. Gdy tylko skończyła się wojna, byli w ysocy oficerow ie i funkcjona riusze techniczni zaczęli odsłaniać tajem nice niem ieckich fabryk bro ni. Ton tych w ypowiedzi był zawsze ten sam: dyletanckie kierow nic two uniem ożliwiło produkcję „cudow nej broni” , na którą tuż przed k ońcem w ojny alianci wszędzie się natykali; ważnych decyzji albo nie podejm ow ano, albo z nimi zwlekano; zaprzepaszczona została przewa ga techniczna, toteż broń trafiła na front za późno, by jeszcze spowo dować zwrot w w ojnie. Angloam erykańska prasa aż nazbyt chętnie wierzyła tym wynurzeniom , w świetle których niem iecki w róg jawił się jeszcze groźniejszy, a sukces zw ycięzców - tym bardziej heroiczny. Pod koniec w ojny niem iecka technika zbrojeniowa rzeczywiście osiągnęła im ponujący poziom . Ale czy pozw oliłoby to N iem com w y grać w ojnę? Czy gdyby jeszcze użyli tej broni w wystarczającej ilości, stałby się ów „cu d ” i w ojenne szczęście jeszcze raz by się uśm iechnę ło? M oże Hitler miał nawet rację, kiedy 11 marca 1945 roku zaklinał dow ódców IX Armii: „Chodzi o każdy dzień, o każdą godzinę, o każdy metr. M am y jeszcze rzeczy, które m uszą zostać dokończone, a kiedy będą gotowe, odw rócą los w ojn y” . Przyjrzyjm y się zatem dokładniej niem ieckiej „W underw affe” . Przywództwo Trzeciej Rzeszy m usiało bezsilnie patrzeć, jak brytyj skie i am erykańskie bom bow ce zrównują z ziem ią niem ieckie m ia sta. Zwłaszcza Hitler kurczow o uchw ycił się myśli, że trzeba wziąć za to odw et na B rytyjczykach. Trzeba zaatakować ich miasta, w szystko jed n o, ile m iałoby to kosztować. Ponieważ niem ieckie bom bow ce ju ż w 1942 roku nie dawały sobie rady z nalotami na Anglię, w czerwcu tego sam ego roku firm a Fieseler otrzymała ściśle tajne zam ówienie na konstrukcję b om b y latającej, którą później stosownie do jej prze znaczenia nazwano V-1 - skrótem od Vergeltungswaffe (broń odwetowa). Nieznana, jedyna w swoim
176
Po zadziwiająco krótkim okresie projekto Führer niezwykle dużo sobie wania, rozpoczęto w e w rześniu 1943 roku obiecuje po broni rakietowej. produkcję seryjną V -l. Był to w zasadzie Sądzi, że może dzięki niej uda mu się zmienić obraz wojny mały sam olot bezzałogow y z ładunkiem w y w oczach Anglii. buchow ym o wadze 800 kilogram ów , napę Joseph Goebbels, zapis w dzienniku dzany prostym silnikiem pulsacyjnym i po z 10 września 1943 roku skatapultowaniu kierow any b ezpośredn io za pom ocą prym ityw nego żyrokom pasu. V-1 leciała na w ysokości ok oło 3000 m etrów i miała 320 kilom etrów zasię gu. Cechowała się jed n ak bardzo słabą celnością, rozrzut w ynosił p o nad 12 kilom etrów od w yznaczonego celu. T ylko do ataków na duże miasto jej użycie m iało w ięc w ogóle sens. Celem założonym z góry był L ondyn - w k ońcu jedyn a nieprzyjacielska m etropolia w takim zasięgu. Term in wprowadzenia V-1 raz po raz się przesuwał - dopiero wiosną 1944 roku udało się przezw yciężyć problem y techniczne. W obec kata strofalnej sytuacji wojennej broń ta miała dla G oebbelsowskiej propa gandy nieskończenie doniosłe znaczenie. Przypom nijm y: od czasu b i twy o Stalingrad szczęście w ojenne wyraźnie się od N iem ców odwró ciło. Na w szystkich frontach W ehrm acht znajdował się w odwrocie. Na wschodzie Armia Czerwona niepowstrzym anie maszerowała w kie runku zachodnim , w ojska osi zostały wyparte z Afryki Północnej, a potem również z Sycylii. Bitwa o Atlantyk została przegrana, walka w powietrzu w krótce także. Czwartego czerwca 1944 roku alianci zaję li Rzym , dwa dni później wylądowali w Norm andii i przypuścili final ny szturm na „twierdzę Europa” . Nastroje w śród ludności zaczęły w y raźnie się zm ieniać ju ż w ciągu 1943 roku. G oebbels był zaniepokojo ny, wciąż usiłował podsycać nadzieję na wprowadzenie nowej broni i w ten sposób przeciwdziałać załamywaniu się morale narodu. Sam Hitler odgrażał się w przem ów ieniu 1 stycznia 1944 roku, że godzina odwetu nadejdzie! W czerwcu 1944 roku, w krótce po wylądowaniu aliantów w Norman dii, nastał w reszcie ten m om ent. W n ocy z 12 na 13 czerwca odpalono w pośpiesznej akcji pierwsze V-1 w kierunku Londynu. Pierwszy ma sowy ostrzał nastąpił cztery dni później - tego dnia, gdy również pro paganda ogłosiła rozpoczęcie działań odwetowych. Podczas tej akcji wystrzelono 244 rakiety V -l, z czego 45 od razu po starcie spadło na ziemię, a 112 doleciało faktycznie do Londynu.
177
„Działanie psychologiczne” - Winston Churchill i jego córka Mary obserwują nadlatujący V-1
„Południow a Anglia i obszar m iejski Londynu zostały w nocy i przed południem obłożone pociskam i najcięższego kalibru. Od p ół nocy przestrzenie te znajdują się z m ałym i przerwami pod takim ostrzałem. Należy się spodziew ać najw iększych zniszczeń” . Raport 178
W ehrmachtu z 16 czerw ca 1944 roku obw ie Latające bom by - to był ciężki ścił w suchych słowach to, o czym m arzyło poród. Tyle razy już m iało się dziesiątki tysięcy N iem ców : V -l, pierwsza zacząć i zawsze jednak coś staw ało na przeszkodzie. „W underw affe” w Trzeciej Rzeszy, została Joseph Goebbels, zapis w dzienniku wprowadzona do boju. „N adszedł dzień, na z 14 czerwca 1944 roku który 80 m ilionów N iem ców czekało z utę sknieniem ” - pisała gazeta „Das R eich ” . Na stroje wyraźnie się poprawiły. W raporcie, jak i służba bezpieczeństw a w rejonie Frankfurtu nad M enem złożyła w tych dniach, czytamy: „To było wzruszające - słyszeć, ja k prości robotnicy wyrażają radość, że ich niewzruszona wiara w Fiihrera znow u została utwierdzona” . Ja kiś starszy robotnik dał wyraz swojej ufności, że broń odwetowa w y musi teraz zwycięstwo. Już 29 czerw ca N iem cy wystrzelili tysięczną rakietę V -l. W yrządzo ne szkody były niem ałe. B om ba latająca wytwarzała tak potężną falę uderzeniową, że m ogła zniszczyć całe ciągi uliczne. D o końca czerw ca zginęło 1700 A nglików , a 10 700 zostało rannych. Ponadto ciągłe za grożenie „bronią odw etow ą” zm usiło Royal Air Force do utworzenia na południe od Londynu potężnego pasa obrony z dział przeciw lotni czych, balonów zaporow ych i sam olotów m yśliw skich. Jaką korzyść odnieśli N iem cy z tej swojej broni, skoro alianci i tak nieustannie bom bardowali niem ieckie miasta? Niektóre z ich nalotów wyrządziły w ielokrotnie w iększe szkody, uśm ierciły w ielokrotnie większą liczbę ludzi. Militarne oddziaływanie V-1 było w ięc m inim alne. Rzeczywista wartość pocisk ów odw etow ych polegała na ich oddziaływaniu psy chologicznym - nie tyle na sterroryzowanych londyńczyków , ile na ludność niem iecką. Podczas gdy ze w szystkich frontów napływały hiobowe w ieści, zręczna nazistowska propaganda wykorzystywała wprowadzenie broni odwetowej, by utrzym ywać naród w dobrym na stroju. Celowo nazwano tę bom bę latającą V -l, aby wzbudzić nadzieje i oczekiwania na następną: V-2. Przyw ódców Rzeszy Hitlera coraz czę ściej nachodziły jed n ak w ątpliw ości, czy w tak trudnych czasach należy rzeczywiście Teraz znowu wszystko pójdzie do budzić nadzieje na coraz to nową broń, sko przodu. Znowu jesteśmy na czele. ro potem i tak nie m ożna ich spełnić. „O d Głosy ludu według raportu kąd społeczeństw o codziennie czeka na cud służby bezpieczeństwa z 30 czerwca 1944 roku w postaci nowej broni i zaczyna wątpić, czy
179
w iem y o tym, że jest już kilka m inut przed dwunastą i że dalsze wstrzymywanie tej nr 1, Versager (niewypał) nr 1 zeskładowanej - broni nie da się niczym Żarty na temat pocisków V-1 usprawiedliwić, powstaje pytanie, czy ta propaganda jest celow a” - pisze Albert Speer w liście do Hitlera. Bar dzo szybko ludność ogarnęło głębokie rozczarowanie niedostateczną skutecznością V-1. W tej sytuacji Hitler i je g o paladyni m ogli się tylko cieszyć, że we wrześniu 1944 roku V-2 była gotowa do użycia bojow ego. Ta 13-tonowa rakieta dalekiego zasięgu, przenosząca ładunek w ybuchow y o wadze 1000 kilogram ów, wzbijała się w stratosferę na w ysokość 90 kilom e trów i osiągała prędkość 5700 kilom etrów na godzinę. Przed tym p oci skiem nie można się było bronić. Hitler już od 1939 roku bardzo się w ięc interesował je g o konstrukcją. W maju 1943 roku postanowił, że zarówno konstruowana przez Luftwaffe bom ba latająca, późniejsza V-1, jak i konstruowana przez wojska lądowe rakieta A-4 dalekiego zasię gu, późniejsza V-2, będą produkow ane seryjnie. V-2 w przeciwieństwie do V-1 była w ysoce skom plikow anym aparatem technicznym , którego budowa pochłaniała ogrom ne środki i kosztowała mniej więcej sto krotnie więcej niż budow a jed n ego V-1. Użycie bojow e V-2 nie m ogło zrekom pensow ać ogrom nych nakła dów poniesionych na jej budowę. O czywiście i ona wyrządzała znacz ne szkody w Londynie, ale z pew nością nie m ogła odw rócić losów w oj ny. Przeciwnie, budowa V-2 praw dopodobnie nawet skróciła wojnę, gdyż pochłonęła środki finansowe, które wystarczyłyby na produkcję około 40 tysięcy samolotów! W m arcu 1945 roku ostatnie pociski typu V zostały zużyte. Do tam tej pory wystrzelono prawie 23 tysiące V-1 i 3 tysiące V-2 na Londyn, Antwerpię i Liège. Ich ofiarą padło 15 tysięcy ludzi, 47 tysięcy zostało rannych. Od początku 1945 roku propaganda G oebbelsowska ju ż tyl ko sporadycznie wspom inała o broni odwetowej. G dy i ta karta atutowa została rozegrana, nazistowskie przywództwo zaczęło pokładać nadzieję w broni defen sywnej, obiecującej ulżyć w cierpieniach To będzie prawdziwy odwet ludności cywilnej, nękanej alianckimi nalo na Anglii. Rzucimy nią Anglię tami przede wszystkim w myśliwcu odrzu na kolana. towym Me 262. Od 1941 roku znajdował się on Hitler o rakiecie V-2, 20 sierpnia 1943 roku w fazie konstrukcji, a gdy w lipcu 1944 roku Volksverdummer (ogłup iacz ludu)
180
..Żadnej możliwości obrony” - wydobywanie rannych w Londynie po ataku V-2 w marcu 1943 roku
został po raz pierwszy przetestowany bojowo, okazało się, że znacznie przewyższa wszystkie samoloty przeciwnika. Rozwijając maksymalną prędkość 850 kilometrów na godzinę, był o blisko 150 kilometrów szybszy niż najlepszy aliancki samolot myśliwski, a ze swoimi cztere ma działkami kalibru 30 mm łatwo mógł sobie poradzić także z ciężki mi czterosilnikowymi bombowcami Amerykanów. Do końca wojny wyprodukowano 1400 maszyn, z których jednak tylko niewielka część zdążyła zostać użyta bojowo. Legenda głosi, że to przede wszystkim sam Hitler ponosił winę za zwłokę we wprowadzeniu „cudownego” myśliwca do walki i że klęsce Niemiec w powietrzu właściwie można było jeszcze zapobiec. Co jest tu prawdą, a co zmyśleniem? Hitler rzeczywiście 25 maja 1944 roku za To tak, jakby cię anioł niósł rządził przebudowę tego myśliwca na samo na skrzydłach. lot myśliwsko-bombowy, który miał pomóc Generał Adolf Galland po swoim odeprzeć spodziewaną inwazję. Po wojnie pierwszym locie samolotem Me 262, 1943 rok generał lotnictwa myśliwskiego Adolf Gal181
land w swojej bestsellerow ej książce D ie Ersten un d die L etzten (Pierwsi i ostatni) twierdził, że był to całkiem bezsensow ny rozkaz, który uniem ożliw ił pod jęcie w porę prod u kcji M e 262 ja k o sam olotu m yśliw skiego. R zeczyw istość wyglądała z pew nością inaczej. Już 4 listopada 1944 roku Hitler rozkaz odw ołał i wszystkie Me 262 były od tej pory produkow ane ja k o m yśliw ce. N iewątpliwie czas został zmarnowany. Ale i tak tylko 60 m aszyn w ogóle dotarło w tym okre sie do zespołów bojow ych, a nawet i one nie były w pełni gotowe do startu bojow ego. Żadne legendy nie m ogą zm ienić faktu, że jesienią 1944 roku turbiny M e 262 nie działały jeszcze doskonale i ciągle p o w odow ały problem y, niem ieckiem u przem ysłowi lotniczem u bow iem brakowało chrom u i niklu do produkcji stopów odpornych na w yso kie temperatury. I tak to niem al cud, że n iem ieccy inżynierowie te bardzo skom plikow ane zespoły napędow e potrafili w ogóle wprawiać w ruch. D opiero w iosną 1945 roku poradzili sobie z usterkam i tech nicznym i na tyle, że Me 262 rzeczyw iście były gotow e do użytku b o jow ego. Jakkolw iek na to patrzeć, ani Hitler, ani Góring nie ponoszą odpow iedzialności za to, że now e m yśliw ce odrzutowe „za późn o” tra fiły na front - przesądziły o tym po prostu realia techniczne. Ponadto również Me 262 nie były w boju „cudow nym i ptakam i” . Zestrzeliły wprawdzie 150 nieprzyjacielskich sam olotów, w tym wiele czterosilnikow ych bom bow ców , lecz i aliantom udało się zniszczyć ok oło set ki m yśliw ców turboodrzutow ych. N ieosiągalny dla przeciwnika ten sam olot też nie był, tym bardziej że m usiał w alczyć z ogrom ną prze wagą alianckich m yśliw ców i że brakowało dośw iadczonych pilotów, którzy technicznie w pełni opanowali loty na M e 262. Byle tylko nie myśleć o tym, że te turboodrzutowe myśliwce Przywództwo Trzeciej Rzeszy pod koniec mogliśmy mieć już od lat! Zanim 1944 roku traciło już z oczu rzeczywistość. nasz potencjał wojenny został Nadal liczyło na „cudow ną broń” , która jesz rozbity, zanim niewysłowiona cze w ostatnim m om encie spowoduje prze bieda spadła na Niemcy niszczone łom. Szczytem tych marzeń był „m yśliw iec w nalotach bombowych! Byle o tym nie myśleć! Teraz nie ludow y” H einkel 162, tani w produkcji m y możemy już zrobić nic innego, jak śliwiec odrzutowy, którym m ieli latać chłop tylko latać, walczyć i do końca cy z Hitlerjugend, wyszkoleni na przyspie spełniać obowiązek pilotów szonych kursach. Na szczęście nic z tych myśliwców. absurdalnych planów nie wyszło. He 162, Generał Adolf Galland, pod koniec kwietnia 1945 roku produkow ane w podziem nych fabrykach,
182
dopiero z koń cem kwietnia 1945 roku w eszły do użytku bojow ego. I nie m ogliby nim i latać ch łopcy z H itlerjugend po kursach szybow cowych. Sytuacja pozostałej „cu dow n ej b ron i” , jeśli przyjrzeć się bliżej, w y glądała bardzo pod ob n ie ja k w w ypadku m yśliw ców odrzutow ych. Pod k on iec w ojn y cały arsenał now atorskich rakiet przeciw lotni czych znajdow ał się w fazie testowania bojow ego. „W asserfall” (Wo dospad), „R h ein toch ter” (Córa Renu), „T ajfu n ” czy „E nzian” (G en cjana) - w szystko to były użyteczne konstrukcje, daleko w yprzedza jące swoją epokę. A le były sterowane z ziem i drogą radiową, co w dłuższej perspektywie nie obiecyw ało sukcesu, zważywszy na częstą w środkow ej E uropie złą pogodę. A w szystkie potrzebne urządzenia naprowadzające, ja k na przykład zapalniki na podczerw ień, znajdo wały się jeszcze w fazie projektow ania. Jeden z najlepszych techni ków Luftw affe wyraził opinię: „P ocisk sam onaprowadzający - to sprawa następnej w ojn y ” . A „cudow na broń” marynarki? Czy alianci się nie obawiali, że nowe U-Booty odbiorą im znowu przewagę na Atlantyku? Zwłaszcza U-Boot typu X X I był istotnie rew olucyjnym projektem , który po w ojnie miał się stać w zorcem dla w szystkich konw encjonalnych okrętów podw od nych. M ógł znacznie dłużej płynąć w zanurzeniu niż dawne łodzie, a przede wszystkim był szybki. Jego maksym alna prędkość podw od na wynosiła 17 węzłów, w ięc alianckie ścigacze z trudem m ogły go d o paść, gdyż taka szybkość nie pozwalała na użycie sonaru. W ielki adm i rał Karl Dónitz był tak zachw ycony projektem tych okrętów w ojen nych, że od razu w czerwcu 1943 roku zarządził ich produkcję seryjną i wszystkie zasoby marynarki w ojennej skoncentrował na budow ie ło dzi typu XXI. Ruszył jed en z największych program ów budowlanych Trzeciej Rzeszy. W bardzo krótkim czasie w ielkie stocznie w Bremie, Hamburgu i Gdańsku zaczęły taśm owo produkować te U -Booty - do maja 1945 roku m im o ciągłych nalotów bom bow ych powstało ich 119. Ale tylko dwa na krótko przed koń cem w ojn y w ypłynęły do akcji, wszystkie inne nie w yszły poza fazę testowania. U 2511, pierwszy „cu downy okręt podw odny” zdolny do użytku bojow ego, stał się sławny za sprawą fantastycznie brzm iących raportów. Otóż ów U -Boot pod d o wództwem Adalberta Schnee wypłynął z Bergen w Norwegii i chciał przedostać się na Karaiby. W tedy nadszedł m eldunek o częściowej ka pitulacji w szystkich niem ieckich sił zbrojnych w północnych Niem-
183
czech. Było to 2 maja, Schnee otrzymał rozkaz zaprzestania działań w ojennych przeciw ko aliantom. Zawrócił okręt do Bergen, ale po dro dze dostrzegł ciężki krążownik pod osłoną niszczycieli. Pozwolił sobie na żart i wykonał pozorowany atak. Zbliżył się niepostrzeżenie i usta wił w idealnej pozycji do strzału, w odległości zaledwie kilkuset m e trów od przeciwnika. Ale wojna się skończyła, torpedy pozostały w lu kach. U 2511 w ym knął się w ięc po cichu i wkrótce dotarł do Bergen. Sposób, w jaki Schnee opisał to zdarzenie, zdawał się potwierdzać sprawność tego okrętu podw odnego now ego typu. Ale przeprowadzo na kontrola wykazała, że raport dow ódcy, który najwyraźniej pragnął wywrzeć wrażenie, mijał się z prawdą. Atak nie m ógł się odbyć w taki sposób, jak został przedstawiony, gdyż w tym czasie żaden brytyjski krążownik nie przecinał kursu U 2511. „U fryzow any” raport kapitana m arynarki Adalberta Schnee p o nad 50 lat przesłaniał krytyczne spojrzenie na now y typ okrętów podw odn ych X XI. O czyw iście trudno zaprzeczyć, że były to łodzie bardzo sprawne. A le cierpiały także na w iele „ch orób w ieku dziecię ce g o ” . Pod w ielom a w zględam i były niedopracow ane i w obec potęż nej m ateriałowej przewagi aliantów na m orzu i w powietrzu m ogłyby w sum ie prow adzić jed yn ie w ojn ę podjazdow ą. Hitler i G oebbels w styczniu i lutym 1945 roku wiązali w szystkie nadzieje z „now ą” w ojną U-Bootów, nie zdając sobie sprawy, że jest to tylko zręcznie zawoalowany „ b l e f ’ Dónitza. Nowe okręty podw odne typu X X I tak sa m o nie m ogły spow odow ać zwrotu w w ojnie, ja k m yśliw iec odrzutowy Me 262 i pociski V-1 czy V-2. Spojrzenie za kulisy „cudow nej broni” przynosi w ięc otrzeźwiający bilans: z pew nością istniały rew olucyjne projekty techniczne, nowa torskie rozwiązania, jakim i żaden inny kraj na świecie nie m ógł się p o szczycić - nawet Stany Zjednoczone. Ale właściwa jej wartość polega ła na efekcie propagandowym - nadziei, ja ką w zbudzała nie tylko w śród ludności. M am y ostrą broń w postaci Technicy i oficerow ie też się upajali rzeko sam ego okrętu podwodnego. Będzie jeszcze ostrzejsza, gdy m ym i m ożliw ościam i now ych projektów otrzymamy nowe typy U-Bootów i w krótce padli ofiarą w łasnego PR. Zaśle o znacznie większej prędkości pienie - zważywszy rzeczywiste m ożliwości podwodnej. Chodzi o to, by rzucić tej broni - utrzymywało się ze zdum iewają do walki wiele tej ostrej broni. cym uporem jeszcze po zakończeniu wojny, Wielki admirał Karl Dónitz, 28 lutego 1945 roku a nawet przeważa do dzisiaj. Patrząc jedynie
184
na rekordow e w yniki w fazie testowania, nazbyt łatwo zapominamy, że w iększość tej broni w cale nie była jeszcze gotowa do użytku b ojo wego. A akurat w w ysoce stechnicyzowanej w ojnie morskiej i p o wietrznej alianci m ieli nad N iem cam i miażdżącą przewagę jakościow ą i ilościową. Nie m ogło tego zm ienić kilka m yśliw ców odrzutowych ty pu Me 262 czy okrętów podw odnych typu XXI. Ponadto w dobie zindustrializowanej w ojn y nie wystarczało w yprodukow ać myśliwca, któ ry „tylko” szybko latał. M aszyna musiała b y ć ponadto niezawodna, p o trzeba było dostatecznie wielu w ykształconych pilotów, dostatecznej ilości paliwa, prawidłowego program u zastosowania i wystarczających zapasów. We w szystkich tych punktach Rzesza Hitlera już w 1943 ro ku nieodwołalnie przegrała w yścig z aliantami. Dysponując w ysoko skuteczną bronią, m ożna było jed yn ie m ieć nadzieję na wygranie tej czy innej bitwy, bo klęska w w ojnie z trzema przem ysłowym i m ocar stwami była tylko kwestią czasu - nawet gdyby „cudowna broń” wcześ niej trafiła na front.
Nieznanym rozdziałem w historii il wojny światowej pozostają do dziś niemieccy „kamikadze". W ostatnich miesiącach wojny rekrutowano wśród młodych pilotów Góringowskiej Luftwaffe ochotników do straceńczej walki z wojskami nieprzyjaciela. Jaki wymiar miały te samobójcze akcje?
19 4 5 N ie m ie c c y „ k a m ik a d z e " Wojska alianckie, wkraczające w kwietniu 1945 roku do tajnych nie m ieckich fabryk broni, dokonały m akabrycznego odkrycia: w ciem nych sztolniach produkcyjnych i na ustronnych lotniskach stały setki pocisków V-1 z kabinam i pilotów i przyrządami nawigacyjnymi! Zało gowe V -l! Broń straceńców! Poza tym w ostatnich dniach w ojny m no żyły się doniesienia o taranowaniu am erykańskich bom bow ców przez pilotów niem ieckich m yśliwców. Sam obójcze ataki w desperackiej walce z flotam i powietrznym i aliantów? O j a p o ń s k i c h pilotach w iadom o, że uderzali samolotami w amerykańskie okręty, b y powstrzym ać inwazję na Pacyfiku. W paź dzierniku 1944 roku naczelne dowództwo japońskiej marynarki w o jennej powołało w tym celu oddział specjalny, który szybko otrzymał nazwę „kam ikadze” - boski wiatr. Miała ona przypom inać o tajfunie, który w 1281 roku zniszczył flotę inwazyjną m ongolskiego chana Kubiłaja wraz ze 100 tysiącam i żołnierzy. Kam ikadze szybko stali się p o strachem floty am erykańskiej. Zabili ponad 12 tysięcy am erykań skich marynarzy, ale klęsce N ipponu nie zdołali zapobiec. Ale czy sam obójczych ataków dokonywali także niem ieccy piloci? Czy może Hitler planował przeprowadzić ostatnie potężne uderzenie za po mocą setek załogowych pocisków V -l? Czy w swojej żądzy zniszczenia i szaleństwie przed bliskim końcem poszedł za japońskim przykładem? „Z n iszczyć n iep rzyja cielsk ie b o m b o w c e”
- sa m o lo ty ty p u F o c k e -W u lf 190 brały
udzia ł w akcjach ja k o m y śliw c e taran u jące
187
„Boski wiatr” - japońscy piloci kamikadze fotografują się przed akcją, 1945 rok
Myśl o samobójczych atakach zrodziła się po raz pierwszy jesienią 1943 roku. I to nie w głowie Hitlera czy któregoś z jego paladynów, ale dwóch nieznanych dotychczas wojskowych: lekarza medycyny lotniczej Theo Benzingera i pilota szybowcowego Heinricha Lange go. Napisali oni memorandum, w którym czytamy: „Sytuacja wojen na usprawiedliwia i wymaga, by zwalczać cele nawodne skrajnymi środkami, pociskiem załogowym, którego Dla w roga, który całymi sternik dobrowolnie poświęca swoje życie” . miesiącam i walczył, ponosząc Dobrze zdawali sobie sprawę, że to „nowy małe straty i dlatego boi się dla Europy sposób prowadzenia wojny” . w szelkiego ryzyka, upust krwi Korzyści z takich akcji, przeprowadzanych będzie dotkliw ym ciosem, w sposób tradycyjny, były jednak najczę zwłaszcza w obec w ielkiej ideowej gotow ości żołnierzy naszej ściej nie wprost proporcjonalne do strat. Luftwaffe. Inne środki i metody Stąd konkluzja: skoro już umierać, to przy nie pozw olą w nadchodzących najmniej uśmiercając zarazem jak najwięk tygodniach oczekiw ać żadnej szą liczbę wrogów. zm iany ani mieć takiej nadziei. We wrześniu 1943 roku feldmarszałek Projekt rozkazu I Korpusu Lotnictwa Myśliwskiego do akcji taranowania Milch, „drugi po bogu” w Luftwaffe, oma 188
wiał tę propozycję ze swoim i oficeram i. Rozważali plany, w edług któ rych wyładowane bom bam i sam oloty uderzałyby w nieprzyjacielskie okręty w ojenne, a w ypełnione ładunkam i w ybuchow ym i m aszyny myśliwskie niszczyły w powietrzu całe pułki bom bow ców . M ilch miał wciąż opory przed w ysyłaniem pilotów na prawdziwie „straceńczą ak cję” . Lepiej byłoby przecież, gdyby taranowali i strącali nieprzyjaciel skie bom bow ce, a sami wyskakiwali ze spadochronem . Oficer lotnictwa m yśliw skiego m ajor von Kornatzki wpadł w związ ku z tym na pom ysł „szturm u” w powietrzu. Zdecydow ani na wszyst ko piloci m ieliby z pogardą dla śm ierci zderzać swoje m aszyny z am e rykańskimi bom bow cam i i strącać je taranem. W czasie w ojny zdarzy ło się ju ż przez przypadek czy też w w yniku sam otnie podjętej decyzji kilka takich m anewrów - a przy tym istniała pewna szansa, że pilot się uratuje, w yskakując ze spadochronem z roztrzaskanego samolotu. Te raz to szaleństwo m iało się stać m etodą, nareszcie skutecznym sposo bem na obronę ojczyzny. Generałowi lotnictwa m yśliw skiego A dolfow i Gallandowi spodoba ła się idea szturmu w powietrzu, straceńcze ataki taranem uznał nato miast za zły pom ysł. Nie chciał tracić pilotów - powinni pozostawać przy życiu i dalej walczyć. Piloci m yśliw ców szturm owych niczym piechotnicy walczący wręcz m ieli się zbliżać na ja k najm niejszą odległość do przeciwnika i dzięki tem u odnosić gwarantowany sukces. W maju 1944 roku uroczyście zaprzysiężono pierw szych pilotów m yśliwców szturmowych na now y sposób walki. M usieli ślubować, że będą „ata kować przeciwnika z najbliższej odległości, a gdyby zestrzelenie bom bowca z broni pokładowej się nie pow iodło - zniszczyć przeciwnika przez taranowanie” . W ciągu 1944 roku w ystaw iono trzy grupy sztur mowe, w yposażając każdą z nich w ok oło 50 specjalnie przebudow a nych m yśliw ców typu F ocke-W ulf 190. Z e w zględu na ciężkie opan cerzenie i silne u zbrojenie w krótce zyskały one w śród pilotów m iano taranów szturm ow ych. W boju bardzo rzadko doch od ziło do tarano wania - szczególnie akcentow anego w ślubowaniu, bo gdy tarany szturmowe podlatywały na odpow iednią odległość do swoich ofiar, m ogły je ju ż zestrzelić, korzystając ze sw ojego ciężkiego uzbrojenia, a wtedy taranowanie było zbędne. P ojedyncze przypadki jednak się zdarzały. D ow ódca dyw izjonu m yśliw ców szturmowych, m ajor Dahl, lecąc 13 września 1944 roku na czele ustawionego w klin zespołu cięż ko opancerzonych FW 190, zbliżał się w szybkim tem pie do amerykań
189
sk iego bom bow ca. Zaw iodło u zbrojenie, w ięc go staranował i obydwa sam oloty runę odpierające 7 kwietnia ły na ziemię. Dahl miał jednak szczęście, bo amerykańskie ataki terrorystyczne, wyróżniły się siła uderzenia zerwała dach je g o kabiny. wyjątkową bitnością. W zaciętych M ógł w ięc w yskoczyć ze spadochronem . Od walkach powietrznych piloci czasu tej straceńczej akcji koledzy lotnicy myśliwców przełamywali mocną nazywali go ju ż tylko „taranem Dahlem ” . osłonę myśliwską nieprzyjaciela i, nie zważając na gw ałtow ny M niej w ięcej połowa wszystkich pilotów, ogień obrony, z pogardą dla którzy taranowali nieprzyjacielskie b om śmierci taranowali czterosilnikowe bow ce, nie miała tyle szczęścia. Zginęli p od samoloty bojowe. czas zderzenia. Raport Wehrmachtu z 11 kwietnia Odważna akcja m yśliw ców szturm owych 1945 roku nie m ogła jed n ak zm ienić faktu, że czas dziennych rajdów n iem ieck ich sam olotów już mijał. Am erykanie m ieli ogrom ną przewagę m ateriałową i osobow ą, bez trudu m ogli za stąpić każdy zniszczony sam olot i każdą zestrzeloną załogę. Jesienią 1944 roku zawładnęli niebem nad N iem cam i. N iezw ykle ważne za kłady upłynniania w ęgla - pozyskiw ano w nich benzynę - ju ż dawno zarzucili gradem bom b. Teraz atakowali założenia kom unikacyjne, linie kolejow e, dw orce przetokow e, kanały śródlądowe, by n iem iec kiej gospodarce zbrojeniow ej zadać śm iertelny cios. N iem ieccy łow cy stali się zwierzyną, m łodych, n iedośw iadczonych pilotów zestrzeliwano całym i dziesiątkam i, gdy próbow ali się zbliżyć do flot b o m bow ców . Niemieckie zespoły myśliwców,
W tej sytuacji pułkownik Hajo Hermann obm yślił perfidny plan trzeba w końcu zrozumieć, jak beznadziejnym przedsięwzięciem są próby położenia kresu dziennym nalotom, jeśli się dysponuje tylko nor malnymi samolotami myśliwskimi. A lepszych, odrzutowych myśliw ców jeszcze nie ma w wystarczającej liczbie. Dlatego należy silnym ude rzeniem wstrząsnąć Amerykanami, co da Rzeszy przerwę na wytchnie nie. W tym celu tysiąc do dwóch tysięcy m łodych, niedoświadczonych pilotów powinno staranować swoimi maszy nami całą form ację bom bowców. Doświad A czy i nas w godzinie, czeni piloci będą jeszcze potrzebni, nie p o w ostatniej sekundzie najcięższej winni więc brać udziału w tych akcjach. próby nie ratował „generał Hermann był niepopularnym outsiderem przypadek", o którym mówi Clausewitz? w lotnictwie m yśliwskim. Ów zagorzały naHajo Hermann rodow y socjalista w pierwszych latach woj-
190
..Mają wątpliwości” -feldmarszałek Milch i minister uzbrojenia Speer opiniują nową broń, 1943 rok
ny latał na bombowcach, a w 1943 roku przeszedł do myśliwców noc nych, gdzie zasłynął z niekonwencjonalnych pomysłów. Gdy Galland dowiedział się o tym planie, zwrócił się do Hermanna: „Przecież to pan pokieruje tą akcją” . Na co ten odpowiedział tylko: „Nie, nie zamie rzam” . Tym samym dla Gallanda sprawa była skończona. Hermann chciał wysłać setki młodych żołnierzy na śmierć, ale sam wolał oglą dać tę operację z ziemi! 191
W styczniu 1945 roku udało się Hermanno wi przedstawić swój plan w Kancelarii Rze człowiek zajmuje wysokie, szy. Adiutant Luftwaffe przy Hitlerze, N ico drugie miejsce. laus von Below, oznajmił, że „führer” żywi Adolf Galland o Hajo Hermannie największy szacunek dla żołnierzy gotowych do akcji taranowania. Nie chce jednak wydawać rozkazów do takich ma newrów. Ale pozwoli działać ochotnikom . Gdy pod koniec stycznia 1945 roku Goring ze względu na ciągłe różnice zdań zwolnił Gallanda z zaj mowanego stanowiska, Hermann miał wolną rękę. Goring podpisał apel o dobrowolne zgłaszanie się do operacji, podczas której istnieje możliwość, że z narażeniem własnego życia będzie można nadać zdecy dowany zwrot wojnie. Podobno 2 tysiące m łodych żołnierzy wyraziło ta ką gotowość. Na początek wybrano 300 i zakwaterowano w ustronnym miejscu lotniska w ojskow ego w Stendalu. Kryptonim ich jednostki brzmiał: Oddział Specjalny „Łaba” . Dopiero teraz się dowiedzieli, o co chodzi - że mają w zmasowanej akcji staranować amerykańskie bom bowce. Niektórzy byli nieco zaskoczeni, spodziewali się bowiem, że bę dą atakować wielkie cele, jak lotniskowce czy okręty wojenne. Oddać życie za boeinga - wcale niemało było takich, którym wydawało się to jednak trochę zbyt głupie. Lecz instruktorzy wkrótce im wyjaśnili, że nie o poświęcenie życia tu chodzi. Celem jest zniszczenie bom bowca przez staranowanie, a potem przecież zawsze jeszcze można w yskoczyć ze spadochronem. Podczas gdy wszędzie w Niem czech racje żywnościo we stawały się coraz skąpsze, żołnierze oddziału specjalnego żyli względnie dostatnio. Koniak, wino, czekolada, masło, kiełbasa, ser, a nawet prawdziwa kawa - wszystkiego było w bród. Do tego szkolenie ideologiczne - wykład światopoglądowy, jak to się wówczas nazywało. Do zw yczajow ych antysem ickich frazesów - w spieranych przez film y w rodzaju Jud Süß (Ż yd Süss) czy D er ew ige Jude (Żyd w ieczny tu łacz) - dochodziły wykłady, m iędzy innym i prowadzone przez profeso ra Hansa Härtla, komentatora radiowego w Ministerstwie Propagandy. Rozprawiał o nieporozum ieniach w obozie aliantów i o możliwości, by przez spektakularny sukces akcji taranowania - wojowniczo nazwanej „operacją W erw olf’ - wywrzeć decydujący wpływ na ostateczny w ynik wojny. Pokazywano też pilotom stosowne patriotyczne filmy, jak na przykład ostatnią produkcję wytwórni Ufa - Kolberg (Kołobrzeg). M im o całej tej indoktrynacji politycznej ich m yśli krążyły najczę ściej w okół przyszłej akcji taranowania w rogich bom bow ców . Ż ołn ie Na mojej liście zbrodniarzy ten
192
rze wciąż na now o omawiali technikę, jaką Wydaje się, że piloci byli należy zastosow ać, gdzie je s t najsłabsze wyraźnie nakłaniani do ataków m iejsce „latających fortec” - i jak najlepiej samobójczych. się ratować. Raport amerykańskiej 8 Floty Powietrznej na temat akcji Dni mijały, a rozkaz do akcji nie nadcho taranowania, 7 kwietnia 1945 roku dził. K iedy to się zacznie? W Stendalu pano wał nastrój pełnego napięcia oczekiwania. W nocy z 4 na 5 kwietnia 1945 roku przyszedł rozkaz przem ieszczenia się. Żołnierze rozjechali się do swoich lotnisk w środkow ych N iem czech, skąd m ieli startować do boju, i przygotowali samoloty, w w ięk szości M e 109. Przeciw nikom form owania oddziałów straceńców uda ło się w ostatniej chwili nie dopuścić do zaplanowanej przez Herman na masowej akcji. W niepew ny rejs wysłano w ięc „tylk o” 183 pilotów. Szóstego kwietnia, w piątek po Wielkiej N ocy 1945 roku, nadeszła elektryzująca w iadom ość: jutro akcja! Zapanowała atmosfera powagi, każdy zdawał sobie sprawę, że praw dopodobnie nie przeżyje następ nego dnia. Siódm ego kwietnia 1945 roku w ojna prawie była zakończona, roz ległe połacie zachodnich i w schodnich N iem iec znajdowały się w rę kach aliantów. T ego dnia am erykańska 8 Flota Powietrzna wystarto wała do je d n eg o z trzech sw oich ostatnich w ielkich nalotów na tery torium R zeszy. C elem b y ły lotn iska n ie m ieck ich m y śliw ców odrzutow ych oraz fabryki am unicji i m agazyny paliwa w rejonie Hamburga. Tysiąc trzysta cztery czterosilnikow e bom bow ce i 792 m y śliwce sform ow ały się w A nglii w w ielką armadę i pom k nęły nad ka nałem w kierunku kontynentu, a potem dalej w głąb N iem iec. N ie m ieckie radary w ykryły form ację, m yśliw ce taranujące otrzym ały rozkaz startu. Nad lotniskam i w środkow ych N iem czech powiewała jeszcze flaga ze swastyką, szef operacji prężnie uniósł prawe ramię w niem ieckim pozdrow ieniu. M aszyny zebrały się nad M agdebur giem i przy dobrej w idoczności w zbiły na w ysok ość do 11 tysięcy m e trów. K obiety w kierow nictw ie akcji zagrzewały pilotów przez radio: „Pom yślcie o Dreźnie! P om yślcie o swoich żonach, matkach i dzie ciach w zbom bardow anych miastach! Ratujcie ojczyzn ę!” . A potem , gdy w róg znalazł się w polu w idzenia: „D o ataku i Sieg heil!” . Z fana tyzm em uderzyli piloci niem ieckich m yśliw ców w pułk bom bow ców , jak napisał później jed en z am erykańskich generałów. W jednej chw i li rozpętało się piekło - zewsząd nadlatujące m yśliwce, zm asowany
193
ogień przeciwlotniczy, części wraków roz trzaskanych samolotów. staranow ał bom bow iec, lecz W chaosie ostatnich dni wojny straszliwy podczas zderzenia mocno uderzył głow ą. M im o pękniętej czaszki bilans tej bitwy powietrznej pozostał nie udało mu się w porę opuścić ujawniony. Raport Wehrmachtu z 11 kwiet maszynę, nim pociągnęła go nia głosił, że niemieccy piloci myśliwców z sobą w dół, zdołał nawet z poświęceniem życia zniszczyli ponad 60 otw orzyć spadochron. Ale na ziem ię doleciał już m artwy. bombowców - jedno z wielu kłamstw propa gandy. W rzeczywistości Amerykanie straci Amo Rosę w książce o myśliwcach taranujących li 23 bombowce. Ze 183 niemieckich myśliw ców, które wystartowały do akcji, zniszczone zostały 133, a 77 pilotów zginęło. Oczywiście nie była to akcja kamika dze w klasycznym rozumieniu. Ale było to jednak zupełnie bezsen sowne, wręcz zbrodnicze przedsięwzięcie. Poświęcono życie 77 mło dych ludzi, wykorzystano ich naiwną wiarę - dla niczego. Dziewięć dni później generał Spaatz rozkazał zaprzestać strategicznych nalotów na Niemcy - nie było już celów do bombardowania. Pułkownik Hermann Jeden z żołnierzy „Łaby"
194
nie zdążył zrealizować sw ojego diabelskiego planu i w ydać rozkazu do drugiej, o wiele szerzej zakrojonej akcji. Autorzy pom ysłu niem ieckich „kam ikadze” , Benzinger i Lange, już jesienią 1943 roku nie znajdowali życzliw ego ucha dla swoich pro pozycji. Hanna Reitsch, znana oblatywaczka, przyjaźniła się z oby dwoma. Podczas wizyty u Hitlera na B erghofie w lutym 1944 roku skorzystała ze sposobności, by przedstawić „fuhrerow i” temat akcji kamikadze. Hitler nie chciał o tym słyszeć, ale w końcu wyraził zgo dę na dalsze prowadzenie przygotowań technicznych. Teraz włączył się do działań również szef sztabu generalnego Luftwaffe, generał Korten. Początkow o zam ierzano przebudow ać na „latającą b om b ę” mały sam olot m yśliw ski Me 328. Pierwsze próby lotnicze wypadły p o m yślnie, ale do produkcji seryjnej ju ż nie doszło. Ostatecznie posta now iono skorzystać z broni, która ju ż istniała: pocisk ów V -l. W naj w iększym pośpiechu przezbrojono je tak, żeby m ogły być w ynoszone w powietrze przez sam olot-m atkę, a następnie sterowane przez pilo ta. Hanna R eitsch osobiście w ykonywała loty próbne z pociskiem w tej wersji, nazwanej „R eich en berg” . Do użycia bojow ego takich p o cisków jed n ak ju ż nie doszło. Najpierw przeciągało się testowanie, a potem sztab generalny nie m ógł ju ż wypracować żadnego sensow nego planu ich zastosowania. Wiosną 1944 roku rozeszła się w Luftwaffe w ieść o form owaniu ze społu straceńców. Napłynęły pierwsze zgłoszenia ochotników, wybra no kadrę żołnierzy godnych zaufania i przydzielono ich do 200 Pułku M yśliwskiego - owianej tajem nicą jednostki do zadań specjalnych. Gdy 6 czerwca 1944 roku alianci lądowali w Normandii, sztabowi ge neralnemu Luftwaffe zam eldowano grupę 39 żołnierzy gotow ych do „akcji totalnej” . W połow ie lipca 1944 roku G oebbels nie m ógł sobie odm ów ić przyjem ności i w ygłosił do lotników -sam obójców przem ó wienie na temat ich akcji, która rozstrzygnie los wojny, i o sensie ich ofiary dla „tysiącletniej Rzeszy” - nie m ając w ogóle pojęcia, do czego ci żołnierze właściwie zostali wyszkoleni. Po południu tego sam ego dnia przyjął ich także przywódca m łodzieży Rzeszy, Artur Axmann. Ale najwyżsi decydenci znów się wahali. Góring zaczął m ieć wątpliwo ści, czy pośw ięcenie tych żołnierzy jest słuszne, i chciał najpierw uzy skać przyzwolenie „fuhrera” . Hitler zabronił przeprowadzenia źle przygotowanej akcji pilotów, którzy na bom bow cach m yśliwskich FW 190 m ieli staranować aliancką armadę w Zatoce Sekwany, a wcale
195
tych maszyn nie opanowali. W szyscy ochotnicy byli bow iem pilotami szybow cow ym i i nie przeszli żadnego przeszkolenia na maszynach o napędzie silnikowym. Oddział sam obójców został ulokowany na północ od Berlina koło Altentreptow, gdzie go szkolono dalej - przede wszystkim ideologicznie. Jak będzie wyglądała ich ostatnia akcja bojow a - o tym wciąż nie m ie li pojęcia. Sztab generalny Luftwaffe nie podzielał obiekcji Góringa czy Hitlera, jeśli chodzi o posłanie m łodych pilotów na pewną śmierć. Generał Koller rozważał rozmaite cele ataku, m iędzy innym i rosyjskie podstacje transformatorowe czy zapory wodne. Ich zniszczenie miało zadać dotkliwy cios radzieckiej gospodarce wojennej. W szystkie te plany okazały się jednak niewykonalne z przyczyn technicznych. Puł kownikowi Storpowi, oficerow i sztabowemu Góringa, marzyły się na wet całe sam obójcze dywizje Luftwaffe - „duch kam ikadze” zawładnął nim bez reszty. D ow ódca 200 Pułku M yśliwskiego, pułkownik Baumbach, uważał to za czyste szaleństwo - rzecznicy i przeciwnicy śm ier telnych akcji trwali nieustępliwie przy swoim zdaniu. W końcu Baumbachowi udało się doprowadzić do tego, że w lutym 1945 roku oddział specjalny został rozwiązany. M łodzi żołnierze trafili do jednostek spa dochronow ych. Ale to jeszcze nie koniec obłąkańczych „idei pośw ięcenia” . Trzy dziestego pierwszego stycznia 1945 roku Armia Czerwona dotarła do Odry i uchwyciła na zachodnim brzegu przyczółki, których niem iec kie wojska lądowe nie m ogły odbić. Teraz Luftwaffe miała wszelkim i sposobam i zaatakować przeprawy rzeczne wroga, aby unicestwić przy gotowania do natarcia na Berlin. Już 5 marca padła propozycja znisz czenia m ostów pontonow ych przeciwnika przez zmasowany atak pilotów-sam obójców. Na razie jednak Luftwaffe próbowała dokonać tego sam ego środkam i konw encjonalnym i. Rzuciła do akcji wszystko, co tylko m ożliwe - samoloty, pilotów, paliwo. Sam oloty wciąż atakowały, kilka razy nawet celnie. Ale nie zdołały w istotny sposób uszkodzić linii zaopatrzeniowych Armii Czerwonej. Ra dzieckie oddziały saperów zawsze potrafiły Generał, który wydał nam rozkaz szybko usunąć szkody. do samobójczej akcji, był święcie W obec braku znaczących sukcesów zdecy przekonany, że niszcząc mosty dowano się na ostatni, desperacki środek na Odrze, zatrzymamy ofensywę na Berlin. pośpiesznie zaimprowizowaną akcję sam o Erich Kreul, pilot myśliwca bójczą. Wezwano kilku żołnierzy z dawnego
196
oddziału, ale zgłosili się też nowi ochotnicy. Dopiero gdy siedziałem Gdy 16 kwietnia 1945 roku rozpoczęło się w maszynie i wzbiłem się w górę, wielkie radzieckie natarcie na Berlin, żołnie zacząłem myśleć. Co to za bzdura, żeby stracić życie dla jakiegoś rze otrzymali rozkaz do akcji. Siedem naste mostu. Przecież most pontonowy go kwietnia pierwsi piloci skierowali m aszy od razu zostanie naprawiony. ny dziobem na przeprawy na Odrze. Dzień Podczas lotu coraz więcej później pilot Ernst B eichel uderzył swoim nachodziło mnie wątpliwości. Gdy znalazłem się nad celem FW 190 w m ost pontonow y pod Czelinem. i schodziłem do nurkowania, Dziewiętnasty kwietnia był ostatnim dniem pomyślałem sobie: nie, nie akcji „kam ikadze” . poświęcę życia; nie uderzę Militarnego sensu akcje te nie miały. M ost w most. W ostatniej chwili pontonow y m ożna bardzo szybko naprawić. zrzuciłem bombę i poderwałem maszynę. Pozbawione sum ienia przywództwo diaboErich Kreui, pilot myśliwca licznie w ykorzystało idealizm i naiwność m łodych pilotów. Kto wydał rozkaz do tej akcji, dziś ju ż nie m ożna jednoznacznie ustalić. Pewne jest tylko to, że generał Luftwaffe Deichm ann w apelu do swoich zespołów wzywał ochotników , by się zgłaszali do tego obłąkańczego przedsięwzięcia. W Japonii twórca form acji kam ikadze, wiceadmirał Takidziro Onisi, 15 sierpnia 1945 roku poprosił rodziny zabitych pilotów o w ybacze nie, po czym sam popełnił sam obójstwo. W N iem czech generałowie, którzy bez skrupułów posłali sw oich żołnierzy na bezsensow ną śmierć, w oleli niewolę u aliantów.
,
Jak Hitler umarł naprawdę i co się stało z jego zwłokami - wokół tej kwestii narastał przez dziesiątki lat gąszcz kłamstw i legend. Pewne jest to, że dyktator 30 kwietnia 1945 roku w bunkrze rzą dowym pod Kancelarią Rzeszy popełnił samobójstwo. Ale prze bieg wydarzeń jest sporny, a miejsce, w którym znajdowały się zwłoki, wciąż nasuwa nowe pytania.
19 4 5 K o n ie c H itlera Trup i narzędzie zbrodni, kilku świadków i podejrzanych, wiele sprzeczności - materiał na pasjonujący kryminał. Na końcu w każdym razie zagadka zostaje rozwiązana: komisarz udowadania sprawcy przestępstwo. W w ym yślonych historiach w szystko jest jasne: ofiara, sprawca, przebieg wydarzeń. W prawdziwej historii niektóre sprawy bywają bardziej skom plikowane, a często znacznie bardziej fascynują ce - j a k na przykład okoliczności śm ierci A dolfa Hitlera. Trzydziestego kwietnia 1945 roku „führer i kanclerz W ielkoniemieckiej R zeszy” odebrał sobie życie. Wraz z je g o śm iercią zszedł ze sceny nazistowski reżim, niem niej wiele kwestii pozostało otwartych. Jak to dokładnie było? Gdzie są szczątki człowieka, który cały konty nent obrócił w perzynę? Szybko zaczęły powstawać legendy. Od sam ego początku istniała wielka koalicja mataczy. R zadko się zdarza, by zw ycięzcy i pok on a ni tak zgodn ie siali w ątpliwości, podsuw ali fałszywe tropy. Zaczęło się od oficjalnej w iadom ości o śm ierci Hitlera: „Führer na swoim sta nowisku dow odzenia w Kancelarii Rzeszy, w alcząc do ostatniego tchnienia, poległ za N iem cy” - don iosło radio R zeszy 1 maja 1945 ro ku. Było to je d n o z ostatnich kłam stw reżim u. A le skoro ju ż śm ierć Hitlera ustylizow ano na bohaterską, to czy i w iadom ość o śm ierci nie była fałszywa? „Hitler nie żyje” - amerykańscy żołnierze czytają dobrą wiadomość w swojej gazecie
199
Na Kremlu Józef Stalin wątpił w prawdziwość komunikatu o śmierci Hitlera. Drugiego maja Sowieci oświadczyli, że informacja jest trikiem propagandowym, który ma zatuszować jedno: ucieczkę „führera” . Zaczęły powstawać najdziw aczniejsze teorie. Jedni rozprawiali o awanturniczej ucieczce, inni bzdurzyli o sobowtórach, którzy umar li, by um ożliw ić przeżycie „führerow i” . M oskwa wątpiła. Stalin chciał m ieć pewność. D rugiego maja rano żołnierze radzieckiej 5 Arm ii Uderzeniowej wtargnęli do Kancelarii Rzeszy. Arm ia Czerwona chciała dopaść H i tlera - żyw ego czy m artwego. A le pierwsi czerwonoarm iści, którzy weszli do bunkra, m ieli inne cele. K obiety z korpusu sanitarnego nie tyle interesował los „w cielon ego zła” , ile to, co pozostało po żonie Hi tlera. Johannes H entschel, technik w bunkrze, wskazał im drogę do prywatnych pom ieszczeń Ewy Braun. Widział, jak przedstawicielki zwycięskiej armii radzieckiej opuszczały bunkier, radośnie w ym a chując zdobycznym i biustonoszam i. Pierwsi regularni żołnierze Sta lina zastali w płonących ruinach jed yn ie paru subalternów. Paladyni Hitlera uciekli. Żołnierze znaleźli tylko zw łoki G oebbelsa i je g o rodzi ny. Gdzie znajdował się Hitler, nie było jasne. Nie ma zwłok, nie ma pewności. A by położyć kres wszelkim dom ysłom , 4 maja Armia Czerwona przedstawiła fotografię, pokazującą jak oby doczesne szczątki „führe ra” . Nie skończyło się na tej jednej fałszywce. Armia Czerwona znala zła martwego „Hitlera” od razu w kilku egzemplarzach. Za każdym ra zem szwindel w ychodził na jaw. A to wzrost się nie zgadzał, a to trup miał na nogach cerowane skarpetki - niegodne „führera” . Szóstego czerwca marszałek Ż u ków oznajm ił m iędzynarodow ej prasie, że zwłok Hitlera jeszcze nie odnaleziono. Pojawiły się nowe pogłoski. Do najfantastyczniejszych należała ta, którą przekazało radio francuskie: Hitler, tak jak niegdyś cesarz Bar barossa, czeka w górze Kyffhäuser, aż kruki przestaną w okół niej krą żyć, a w tedy powróci. Trzy okoliczności um ożliwiały takie spekulacje: cele propagandowe radzieckich zwycięzców, których prawda nie interesowała, chaos w ostatniej fazie istnienia Trzeciej Rzeszy, kiedy to zniszczono wszyst kie poszlaki, i nie na ostatku starania sam ego Hitlera, by zatrzeć wszelkie ślady. „Führer” dokładnie zaplanował swój koniec. Odlicza nie przed swoim ostatnim w ystępem rozpoczął 20 kwietnia 1945 roku.
200
Pięćdziesiąte szóste urodziny Hitlera nie Teraz już wszystko stracone. były radosnym świętem . Nie czekało go Wszystko się skończyło. „ostateczne zw ycięstw o” , lecz ostateczny Zastrzelę się. Żyję i umrę razem z Berlinem. koniec. Po raz ostatni spotkali się w ielcy Hitler podczas narady sytuacyjnej „W ielkoniem ieckiej R zeszy” . Oprócz pala 22 kwietnia 1945 roku dynów Hitlera przybyli do Kancelarii także je g o najważniejsi generałowie. M iasto i dzielnica rządowa przedsta wiały sm utny i przygnębiający widok. H uk dział przeszkadzał gratulantom. D otychczas m ów iło się o tym , że do czasu „ostatecznego zwy cięstwa” przyw ództw o b y ć m oże przeniesie się do „tw ierdzy alpej skiej” . Teraz Hitler zaskoczył w szystkich decyzją pozostania w stolicy Rzeszy: „Jak m am skłonić w ojsko do rozstrzygającej bitwy o Berlin, jeśli w tej samej chw ili sam b ędę szukał bezpieczn ego m iejsca?” . In ni w oleli spakować w alizki i w ynieść się z Berlina. H im m ler w yjechał na północ, G óring wyruszył na południe, b y w ykonać „pilne zadania” . Hitler udał się do bunkra pod Kancelarią Rzeszy. Tu, 15 m etrów pod ziemią, miał przygotowaną scenę do ostatniego w ystępu: teatralnego odejścia za 10 dni. Cały kom pleks podziem nych katakum b składał się z sześciu bun krów połączonych ze sobą labiryntem krętych korytarzy. W centrum założenia m ieścił się bunkier „fuhrera” obejm ujący 18 pom ieszczeń, od zmywalni kuchni dietetycznej po garderobę Ewy Braun. W kata kum bach panowała niezwykła ciasnota. Ten, który zdobywał dla naro du niem ieckiego „przestrzeń życiow ą” na w schodzie, zaszył się na nie spełna 300 metrach kwadratowych. Ciemne, niskie pom ieszczenia i zatęchłe, nagie korytarze pogłębiały ponury nastrój. W tej upiornej atmosferze przebywało około 20 osób. Sceneria była przytłaczająca. „Jak m y będziem y odchodzić, w tedy zadrży glob ziem ski!” - zapowia dał chełpliwie Joseph G oebbels. Teraz ziem ia drżała pod gradem p oci sków artylerii radzieckiej. G dy Walter Hewel, Stały Pełnom ocnik M i nistra Spraw Zagranicznych przy Ftihrerze, wystąpił z „inicjatywą p o lityczną” , dyktator odparł cicho: „Polityka? Ja ju ż nie uprawiam polityki. G dy umrę, dosyć polityki będziecie m usieli uprawiać” . Jesz cze tylko dziew ięć dni. „W ielkoniem iecka R zesza” rozpadła się Niech panowie robią, co chcą. tak, ja k je j „fuhrer” . Choroba Bechterew a Nie mam już żadnych rozkazów! sprawiła, że ch odził poch ylon y, a z pow odu Hitler podczas narady sytuacyjnej 26 kwietnia 1945 roku ch oroby Parkinsona drżała m u lewa połow a
201
ciała. Hitler był fizycznym wrakiem , zm ę czon y i w yczerpany. Jeśli jeszcze znajdował mi oszczędzone, siły do długich tyrad, to były to oskarżenia żadne rozczarowanie, żadne wiarołomstwo, zionące nienaw iścią. P odłość, w iarołom żadna nikczemność ani żadna stwo i zdrada - rzucając inw ektyw y na sw o zdrada. ich paladynów, tak samo nie przebierał Hitler na wiadomość o tym, że Góring w słowach jak wtedy, gdy ciskał obelgi na i Himmler zamierzają skapitulować k ierow n ictw o w ojsk ow e, zarzucając m u nieudolność i tchórzostw o. W ybuch w ściek łości 22 kwietnia zakoń czył stwierdzeniem , którym zaskoczył Jodła, Borm anna i Keitla: „W ojna jest przegrana! Ale jeśli sądzicie, m oi panowie, że opuszczę Berlin, to bardzo się m ylicie! Raczej strzelę sobie w łeb !” . Po raz pierwszy m ówił głośno o sam obójstw ie. Za osiem dni zrobi to, co za powiedział. Jeszcze 23 kwietnia raport W ehrmachtu kreślił wizerunek zdeter m inowanego wodza: „Führer przebywa w stolicy Rzeszy i przejął d o wództwo nad wszystkim i siłami, które przystąpiły do obrony Berlina” . Po południu Hitler dowiedział się o „zdradzie” Góringa, k tó r y -ta k jak Him m ler - głośno myślał o kapitulacji. Gdy pieniąc się z wściekłości, dym isjonował „zdrajców ” , dla ludności „norm alny obłęd” trwał dalej. Berlińczycy żegnali się w tamtych dniach sucho: „Ż y czę przetrwa nia!” . Jeszcze siedem dni do sam obójstwa Hitlera. Dwudziestego czwartego kwietnia Armia Czerwona wzięła pod ostrzał lotnisko Tem pelhof. W tym samym czasie pod Poczdam em spotkały się szpice obu radzieckich klinów natarcia. Zam knął się pier ścień w okół Berlina. Dwudziestego piątego kwietnia nadzieja zakieł kowała od nowa, gdyż Hitler dyskusje aliantów na temat podziału stref okupacyjnych uznał opacznie za Jaw n y dow ód niezgody wśród naszych w rogów ” . Nadzieję tę podsyciły dobre w iadom ości z 26 kwiet nia: „Natarcie 9 Armii rozpoczęte z pow odzeniem ” . Dwudziestego siódm ego kwietnia krótkotrwałą euforię wywołał m eldunek: „W enck nadciąga, m ein Führer” . Ale czas oszukiwania siebie sam ego minął już dawno. Hitler wiedział, że przegrał. D w udziestego ósm ego kwietnia otrzym ał w iadom ość o śm ierci du ce. W łoscy bojow n icy oporu rozstrzelali przyw ódcę faszystów i je g o kochankę Clarę Petacci. Zw łoki przew ieziono do M ediolanu, gdzie rozw ścieczony tłum opluwał tego, na którego cześć jeszcze niedawno wiwatował z zachwytem. Nic na tym świecie nie zostało
202
Ceremonia, która odbyła się 29 kwietnia, Nie należy tchórzyć przed miała skrom ną oprawę i trwała zaledwie kil własnym losem. ka minut. W zdenerwowaniu panna m łoda Hitler do pielęgniarki w Kancelarii chciała podpisać świadectwo niewłaściwym Rzeszy w nocy na 30 kwietnia 1945 roku, relacja lekarza Ernsta Gunthera nazwiskiem. Potem podpisała dokum ent ju ż Schencka tym nowym : „Ewa Hitler, z dom u Braun” . Przed swoim w ielkim odejściem „führer” obchodził w esele z jedyn ą kobietą, która była m u bliska. Ewa Braun została „oblubienicą jed n ego dnia” . Było to m akabryczne wesele. Za miast dzw onów - huk dział. Zam iast w esołych powinszowań gości pan m łody m ów iący o sam obójstwie. N oc poślubną Hitler spędził z se kretarką - dyktował jej swoją ostatnią wolę. W prywatnym testam en cie zapisał swój majątek partii i państwu. Nie zapomniał też o teścio wej. O w iele mniej sentym entalnie wypadł je g o testament polityczny - rozrachunek i usprawiedliwienie zarazem. Najważniejsze zadanie dla tych, którzy przeżyją: „Przede w szystkim zobowiązuję przywódz two narodu i zw olenników do ścisłego przestrzegania ustaw rasowych i do bezlitosnego oporu w obec m iędzynarodow ego żydostwa, trucicie li wszystkich narodów” . Ten dokum ent tępej zatwardziałości, faryzeizmu i niepoham owanej nienawiści nosi datę 29 kwietnia 1945 roku, godzina czwarta. Potem ostatnią przysługę musiała w yśw iadczyć swemu panu suka Blondi, owczarek niem iecki. Otruł ją chirurg Hitlera. „Führer” chciał m ieć dowód, że kapsułki z trucizną działają szybko. Po pom yślnym te ście zaczęły się przygotowania do ostatniego aktu. Trzydziestego kwietnia Armia Czerwona znajdowała się w odległo ści 500 m etrów od Kancelarii Rzeszy. Ostatnia n oc Hitlera w bunkrze przypom inała surrealistyczny taniec na łożu śmierci. O koło godziny 2.30 Hitler w m ilczeniu podał rękę około 20 kobietom i oficerom , po czym w rócił do siebie. Z wolna zapanował swawolny nastrój. Bunkier wypełniła muzyka, je g o m ieszkańcy śmiali się i pili. Hitler przezornie zadbał o to, co m a się stać po je g o śmierci: „Ja sam i m oja m ałżonka, pragnąc uniknąć hańby ucieczki czy kapitulacji, w y bieram y śmierć. Naszą wolą jest, by nas natychmiast spalono w tym m iejscu, w którym w ykonałem największą część mej codziennej pra cy w ciągu dwunastu lat służby m ojem u narodowi” . O tym, że nie chce być wystawiany na pokaz w jakim ś rosyjskim panoptikum , mówił już wcześniej. Teraz potwierdził to raz jeszcze w swoim testamencie:
203
„Poza tym nie chcę wpaść w ręce wrogom , którzy dla u ciechy swoich podjudzonych nie widział. Tego Hitlera, mas potrzebują now ego widowiska zaaran w którego pan kiedyś wierzył, dawno już nie ma. żowanego przez Ż ydów ” . Joseph Goebbels Szofer Hitlera Erich Kem pka musiał zgro m adzić ostatnie resztki paliwa. Sturm bannfiihrer Otto Gunsche zażądał: „Potrzebuję 200 litrów benzyny” . SS zrobiła, co mogła. Po obiedzie nastąpiło ostatnie pożegnanie. Hitler uścisnął dłoń swo im „następcom ” , Borm annowi i G oebbelsowi, swoim adiutantom, ka merdynerowi, sekretarkom. Potem państwo Hitlerowie przeszli do p o kojów prywatnych. Hitler nie chciał ryzykować: przygotował sobie dwa różnego kalibru pistolety typu Walther - no i przecież były jesz cze szklane am pułki z kwasem cyjanowodorowym . Co stało się potem , nie jest do końca jasne. Zeznania świadków są sprzeczne, zwłaszcza w literaturze w spom nieniowej znajdujem y różne opisy wydarzeń z 30 kwietnia 1945 roku. „Jedynym odgłosem był szum wentylatora z silnikiem Diesla” - mówią jedni. „O koło godziny 15.30 usłyszeliśm y w bunkrze pojedynczy strzał” - twierdzą inni. P o dobno kam erdyner Lingę pierwszy w biegł do pokoju. Kto wszedł za raz po nim, jest sporne. W pom ieszczeniu leżała na sofie martwa Ewa Braun, z ustami lekko nabiegłym i na niebiesko. Czy Hitler leżał obok Ewy Braun, zjednoczony z nią w chwili śmierci, czy siedząc na krześle osunął się na stół, czy upadając przewrócił wazon na stole i w oda się wylała na je g o żonę, czy ciecz na jej sukni była je g o krwią - jed n o ze znanie przeczy drugiem u. Z godn e są co do tego, że w powietrzu uno sił się zapach gorzkich m igdałów i dym u z pistoletu. Zgodne są także w najważniejszym punkcie: Hitler był martwy. Ale jak umarł? Jedni twierdzą, że „w nadludzkim akcie w oli” przegryzł am pułkę z trucizną i jedn ocześn ie strzelił do siebie. Przebieg kanału rany w zwłokach H i tlera opisywany jest różnie. Jedni widzieli wlot kuli w prawej skroni, inni pamiętają, że była to lewa strona. N iektóre opisy kanału rany wskazywałyby nawet na strzał przez jam ę ustną. We wszystkich tych przypadkach - i tyle mają one ze sobą w spólnego - mowa jest o sam o bójstwie. Natomiast w edług innej teorii Hitler i je g o żona zażyli tylko truciznę. Rana postrzałowa została zadana już martwemu Hitlerowi przez zaufaną osobę - najczęściej wym ienia się tu je g o kamerdynera Lingego - niejako dla pewności. Niech się pan cieszy, że go pan
204
Poza zeznaniam i tych, którzy w idzieli Twarz Hitlera była cała we krwi. zwłoki Hitlera tuż po sam obójstwie, sensację Leżały dwa pistolety. Mocno wywołała publikacja radzieckiego historyka śmierdziało cyjankiem. Zapach był tak silny, że byłem przekonany, Lwa Bezym ienskiego, wydana w 1968 roku. iż moje ubranie jeszcze całymi Jako członek oddziału rozpoznania w Arm ii dniami nim śmierdziało - ale Czerwonej miał on wgląd we wszystkie d o może sobie to tylko wmawiałem. kumenty radzieckie. W swojej książce na te Otto Günsche, Sturmbannführer SS, mat śm ierci Adolfa Hitlera zam ieścił „o fi adiutant Hitlera cjalne” radzieckie oświadczenie w sprawie końca n iem ieck iego dyktatora. Napisał w tedy, że Hitler się otruł. Przytoczył protokoły sekcji „zw łok m ężczyzny, m ocn o zniekształco ne przez og ień ” , przeprow adzonej przez lekarzy tuż po zdobyciu Ber lina. Ale m edycyna sądowa miała dostarczyć tylko takiej pew ności, jaka odpow iadała zw ycięzcom . A ci przeznaczyli pokonanem u nie sławny koniec. Analiza przeprowadzona 8 maja przez podpułkow nika
„Fałszywy Hitler” - w pierwszych dniach maja kilkakrotnie nadchodziły meldunki o znalezieniu zwłok Hitlera
205
F.I. Szkarawskiego, głów nego anatoma p od pułkownika Krajewskiego i głównego patolo dowodzenia w Kancelarii Rzeszy, ga anatoma majora Maranea dała pożądane walcząc do ostatniego tchnienia, poległ za Niemcy. wyniki: żadnych w idom ych oznak obrażeń Doniesienie rozgłośni radiowej śm iertelnych. „O becność resztek rozgnie Rzeszy 1 maja 1945 roku cionej szklanej am pułki w jam ie ustnej i chem iczne badanie organów wewnętrzych, które wykazało związki cyjanu, pozwalają kom isji w yciągnąć wniosek, że śm ierć nastąpiła w skutek otrucia” . N iem iecki dyktator się otruł, umarł J a k pies” . Autor nie om ieszkał też przedrukować w yników sek cji psich zwłok. I w tym wypadku przyczyną śm ierci było zatrucie so lami kwasu cyjanow odorow ego. Latem 1992 roku Bezym ienski odwołał swoje wcześniejsze twier dzenia. Utrzymywał teraz, że zwłoki Hitlera wykazywały rany postrza łowe. I że do tego w niosku doszła kom isja ekspertów, która w m aju 1946 roku ponow nie przeprowadziła sekcję zwłok oraz wizję lokalną. Bezym ienski tłum aczył się, że m ógł zm ienić opinię dopiero po upad ku system u radzieckiego, którego był „partyjnym propagandystą” i ja ko taki zafałszował prawdę. Podobno w tedy tylko zapytał: „Jak ma b y ć?” , i dokładnie tak to przedstawił. Ideologia stanęła prawdzie na przeszkodzie. Wyjaśnienia m ogłaby dostarczyć - ch oćby po latach dokładna sekcja. Ale gdzie są zwłoki? Hitler sam zadbał o to, żeby je g o śm ierć osnuły takie tajemnice. W testam encie rozporządził spalenie, a w ięc i zniszczenie swoich do czesnych szczątków. Ale jak dokładnie miało to przebiegać i jakie by ły bliższe okoliczności spalenia zwłok, nie zostało wyjaśnione ze wszystkim i szczegółami. Trzydziestego kwietnia 1945 roku adiutant „fiihrera” Otto Gunsche razem z je g o kam erdynerem zaniósł zawinięte w k oc W ehrmachtu zwłoki Hitlera do ogrodu Kancelarii Rzeszy. Niewielkie było grono ża łobników, pragnących spełnić je g o ostatnią wolę. Ale jak to dokładnie się odbyło? Przede wszystkim nie w iadom o, w jaki sposób zwłoki zostały przy gotowane do spalenia. Czy w rzucono Hitlera do szańca, a następnie oblano benzyną, która w tej sytuacji chyba jednak szybko wsiąkłaby w ziemię, czy też wcześniej nasączono benzyną k oc W ehrmachtu - róż ne są tezy na temat przebiegu tej akcji. Raz jest m owa o tym, że to G oebbels podpalił zwłoki Hitlera zapalniczką - na wietrze zadanie nieFührer na swoim stanowisku
206
F.I. Szkarawskiego, głów nego anatoma pod pułkownika Krajewskiego i głównego patolo dowodzenia w Kancelarii Rzeszy, ga anatoma majora Maranca dała pożądane walcząc do ostatniego tchnienia, poległ za Niemcy. wyniki: żadnych w idom ych oznak obrażeń Doniesienie rozgłośni radiowej śmiertelnych. „O becność resztek rozgnie Rzeszy 1 maja 1945 roku cionej szklanej am pułki w jam ie ustnej i chem iczne badanie organów wewnętrzych, które wykazało związki cyjanu, pozwalają kom isji wyciągnąć wniosek, że śm ierć nastąpiła wskutek otrucia” . N iem iecki dyktator się otruł, umarł J a k pies” . Autor nie om ieszkał też przedrukować w yników sek cji psich zwłok. I w tym wypadku przyczyną śm ierci było zatrucie so lami kwasu cyjanow odorow ego. Latem 1992 roku Bezym ienski odwołał swoje w cześniejsze twier dzenia. Utrzymywał teraz, że zwłoki Hitlera wykazywały rany postrza łowe. I że do tego w niosku doszła kom isja ekspertów, która w maju 1946 roku ponow nie przeprowadziła sekcję zwłok oraz wizję lokalną. Bezym ienski tłum aczył się, że m ógł zm ienić opinię dopiero po upad ku systemu radzieckiego, którego był „partyjnym propagandystą” i ja ko taki zafałszował prawdę. Podobno w tedy tylko zapytał: „Jak ma b y ć?” , i dokładnie tak to przedstawił. Ideologia stanęła prawdzie na przeszkodzie. Wyjaśnienia m ogłaby dostarczyć - ch oćby po latach dokładna sekcja. Ale gdzie są zwłoki? Hitler sam zadbał o to, żeby je g o śm ierć osnuły takie tajemnice. W testam encie rozporządził spalenie, a w ięc i zniszczenie swoich do czesnych szczątków. Ale jak dokładnie miało to przebiegać i jakie by ły bliższe okoliczności spalenia zwłok, nie zostało wyjaśnione ze wszystkim i szczegółami. Trzydziestego kwietnia 1945 roku adiutant „fiihrera” Otto Gunsche razem z je g o kam erdynerem zaniósł zawinięte w koc W ehrmachtu zwłoki Hitlera do ogrodu Kancelarii Rzeszy. Niewielkie było grono ża łobników, pragnących spełnić je g o ostatnią wolę. Ale jak to dokładnie się odbyło? Przede wszystkim nie wiadom o, w jaki sposób zwłoki zostały przy gotowane do spalenia. Czy w rzucono Hitlera do szańca, a następnie oblano benzyną, która w tej sytuacji chyba jednak szybko wsiąkłaby w ziem ię, czy też wcześniej nasączono benzyną koc W ehrmachtu - róż ne są tezy na temat przebiegu tej akcji. Raz jest mowa o tym, że to G oebbels podpalił zwłoki Hitlera zapalniczką - na wietrze zadanie nieFührer na swoim stanowisku
206
„Zwiedzanie bunkra fuhrera” - radzieccy i brytyjscy żołnierze w miejscu, w którym znaleziono zwłoki Hitlera, lipiec 1945 roku
łatwe. To znowu, że Gunsche rzucił na zawinięte zwłoki szmatę nasą czoną benzyną - czemu z kolei zaprzecza inny świadek. Zupełnie nie prawdopodobne jest natomiast twierdzenie, jakoby płonące zwłoki Hi tlera polewano benzyną. Między bajki należy też włożyć opowieść, że gdy zwłoki Ewy i Adol fa Hitlerów płonęły, Bormann, Burgdorf, Goebbels, Gunsche, Lingę i Kempka podnieśli na cześć swojego „fuhrera” prawą rękę w niemiec kim pozdrowieniu. Pewne jest, że uczestnicy pogrzebu bardzo szybko uciekli do bezpiecznego bunkra, gdyż kremacja pod ogniem artyleryj skim była wyprawą groźną dla życia. Pewne jest też, że małżeństwo Hitlerów się paliło, o ile ciała ludzkie mogą się palić w otwartym ogniu. Ale tu zaczyna się niepewność. W 1992 roku krążyło po międzynarodowej prasie twierdzenie Lwa Bezymienskiego, że niemiecki dyktator nie spłonął w 1945 roku do szczętnie i że nie został pochowany w Berlinie. Szczątki „fuhrera” 207
i osób z je g o grona były jak oby kilkakrotnie przenoszone w różne m iejsca i z Berlina M agdeburg na terenie osiedla przez Rathenow i Stendal dotarły do M agde wojskowego, zajmowanego przez Oddział Specjalny KGB przy burga, gdzie leżały 25 lat. W końcu Leonid 3 Armii Uderzeniowej Grupy Breżniew w kwietniu 1970 roku osobiście Wojsk Armii Czerwonej zarządził ekshum ację i ostateczne spalenie w Niemczech, zostały pochowane szczątków Hitlera, istniała bow iem obawa, zwłoki Hitlera, Ewy Braun, Goebbelsa, jego żony i dzieci że zakopane ciała zostaną odkryte podczas (w sumie 10 zwłok). planowanych robót budowlanych. Niektóre Jurij Andropow, szef KGB, osoby z radzieckiego kierownictwa obawiały 13 marca 1970 roku do KC KPZR się też, że m iejsce ostatniego spoczynku „fuhrera” nad Łabą m oże się stać celem pielgrzym ek wyznaw ców Hitlera. A by niczego nie ryzykować, przy wództwo na Krem lu niem al dokładnie 25 lat po śm ierci Hitlera zarzą dziło definitywne zniszczenie w szystkich śladów. Czyżby w ięc dopie ro M agdeburg był rzeczywiście ostatnim przystankiem w „Hitlera zstępowaniu do piekieł” ? Istnieją wprawdzie świadectwa, że jednostki specjalne Arm ii Czer wonej w 1945 roku zabrały części zwłok z wewnętrznego dziedzińca Kancelarii Rzeszy, ale brakuje niezbitych dow odów na poparcie tezy, że były to na pewno szczątki Hitlera. W kwietniu 1945 roku było na te renie Kancelarii Rzeszy wielu zabitych oraz szczątki ludzi, których wielodniow y, gwałtowny ogień artyleryjski Armii Czerwonej rozniósł na strzępy nie do rozpoznania. Jedyną naprawdę przekonyw ającą konkluzję przedstawił n iem iec ki sąd. Przez cztery lata sąd rejon ow y w B erchtesgaden p od prze w odnictw em dr. H einricha Stephanusa przesłuchał 42 świadków i zasięgnął opinii Bawarskiego Krajowego Urzędu Kryminalnego. Naj ważniejsze zdanie w w yroku z 25 października 1956 roku brzmi: „Nie ulega ju ż najm niejszej wątpliwości, że Hitler 30 kwietnia 1945 roku w bunkrze fuhrera własną ręką, m ianow icie przez strzał w prawą skroń, odebrał sobie życie” . W w yroku, który upraw om ocnił się 3 grudnia 1956 roku, czytam y też, że zgodn ie z w ydanym i przez H i tlera in stru kcjam i zw łoki zostały oblane ben zyn ą i pod palon e w ogrodzie Kancelarii Rzeszy. „Z w łok i paliły się dłuższy czas. Potem zostały zakopane w leju nieopodal m iejsca, w którym się paliły” . Jed noznaczna identyfikacja zw łok A dolfa Hitlera nastąpiła na podsta wie dw óch niezależnych zeznań: technika dentystycznego i je g o asy W lutym 1946 roku w mieście
208
stentki, którzy rozpoznali złoty m ostek Hitlera, pasujący do okaza nej ludzkiej dolnej szczęki. Na przekór wszystkim fantastycznym tezom : A d olf Hitler bez wąt pienia popełnił sam obójstwo, a je g o popioły ju ż dawno rozwiał wiatr. Kryminalna energia, która kosztowała życie m ilionów ludzi, obróciła się na koniec przeciw samej sobie. Sprawca stał się własną ofiarą.
To zdjęcie obiegło świat: czerwona flaga, powiewająca nad zniszczonym berlińskim Reichstagiem na początku maja 1945 ro ku. Symbol końca Trzeciej Rzeszy i spontaniczna radość zwycię skiej Armii Czerwonej. A była to tylko zręczna inscenizacja.
1945
C z e rw o n a fla g a n a R e ich sta g u Musi skądś wziąć czerwoną flagę - dla Jewgienija Chałdieja stało się to jasne w chwili, gdy w ieczorem 30 kwietnia 1945 roku szef kazał m u ruszać w drogę. Już następnego dnia, 1 maja, 28-letni fotograf TASS miał lecieć do Berlina. M oskiewska agencja prasowa potrzebowała najbardziej aktualnych zdjęć z końcow ej walki o stolicę Rzeszy. Osta teczny trium f Arm ii Czerwonej był tuż-tuż. Berlińska metropolia, w której wciąż jeszcze żył m ilion ludności cywilnej, zamieniła się w pole bitwy. Czerwonoarm iści zdobywali ulicę za ulicą, dzielnicę za dzielnicą - teraz dotarli do centrum miasta i piechota 150 Dywizji Strzelców ju ż się gotowała do szturmu na ogrom ny, w olno stojący gm ach Reichstagu. Pokonanie N iem iec Hitlera było kwestią kilku g o dzin, a zdjęcia Chałdieja m iały w ieścić o tym wielkim , drogo okupio nym zwycięstwie. Chałdiej wiedział, że nie m oże w rócić do M oskw y z m igawkam i ro bionym i na gorąco. Potrzebne były trium falne obrazy o wadze sym bolu, starannie w yreżyserowane - a czerw ona flaga należała do rytu ału. Była nie tylko flagą państwową, lecz także czerw onym sztanda rem rew olucji proletariackiej, którą Sow ieci chcieli uszczęśliw ić narody świata. Profesjonalista Chałdiej n iczego nie pozostawiał przy padkowi. W ieczorem w przeddzień w yjazdu z M oskw y przekonał sze fa kantyny w agencji TASS, b y m u w ypożyczył kilka czerw onych ob„M iejsce o w a d ze s y m b o lu ” - zd jęcie J ew gien ija C hałdieja, u k a zu ją ce czerw on ą fla g ę n a R eich stagu
211
rusów, i tak używanych w jadalni tylko p od czas konferencji. Jeszcze tej samej nocy za Führer, któremu przysięgaliśmy niósł TASS-ow skie obrusy swojem u w ujo wierność, odebrał sobie życie i zostawił nas na łasce losu. [...] wi, krawcowi Izraelowi Izraeliczowi CzejiceKażda dalsza godzina waszej rowi. Obaj siedzieli do rana, naszywając na walki przedłuża straszliwe każdy z trzech obrusów młot, sierp i p ięcio cierpienia ludności cywilnej ram ienną gwiazdę. Berlina i naszych rannych. Każdy, kto teraz jeszcze polegnie Czerwone flagi prawie od czterech lat to w walce o Berlin, poniesie warzyszyły Chałdiejowi, który jak o fotograf daremną ofiarę. TASS 1148 dni szedł z wojskiem , przem ie Generał Weidling, dowódca obrony rzył 30 tysięcy kilometrów, wciąż z okiem Berlina, w wezwaniu do kapitulacji, utkwionym w celow niku i z palcem na spu skierowanym 2 maja do żołnierzy ście m igawki. W K erczu i Sewastopolu, w Belgradzie, Budapeszcie i W iedniu - gdy tylko Armia Czerwona zdo bywała jakieś miasto, Chałdiej zawsze był tam ze swoim aparatem. I w każdym z tych miast znane obiekty służyły za tło do sym bolicz nych zdjęć żołnierzy radzieckich, powiewających przed kamerą Chałdieja czerw onym sztandarem - kom unizm w odm ianie stalinowskiej upajał się swoimi rytuałami, a fotografowie, tacy jak Jewgienij Chał diej, m usieli spełniać swój propagandow y obowiązek. Pierwszego maja 1945 roku Chałdiej w yposażony w leicę i w łasno ręcznie wykonane czerwone flagi znalazł się w Berlinie. Od razu w y ruszył na poszukiwanie odpow iednich motywów. Na ruinie budynku lotniska T em pelh of zatknął na cokole ogrom nego orła z brązu pierw szą flagę i zrobił zdjęcia. Ale je g o w yćw iczone ok o nie było jeszcze przekonane. To nie był taki motyw, o jaki m u chodziło. W centrum miasta jeszcze trwały walki i Chałdiej dopiero następnego dnia m ógł podejść do m iejsca, które m iało faktycznie rangę sym bolu - 2 maja 1945 roku, o siódm ej rano, w szedł razem z dwom a żołnierzam i na Bra m ę Brandenburską i kazał im wym achiwać czerwoną flagą na tle p o trzaskanej kwadrygi. T ego dnia N iem cy w stolicy Rzeszy m ieli złożyć broń, bitwa o Berlin była zakończona - a Chałdiej wciąż jeszcze nie miał zdjęcia, które by w sposób doskonały ilustrowało zwycięstwo. G odzinę później stanął przed dym iącą ruiną Reichstagu. „W m un durze marynarki w szedłem do środka. Ruszył w m oją stronę m łody, sym patyczny żołnierz. W ręce m iałem czerwoną flagę. Powiedział: «Lejtnant, dawaj, chodźm y z flagą na dach». «Po to tu jestem » - odpar łem ” - opowiada Chałdiej. Trzej żołnierze poszli razem z fotografem Trzydziestego kwietnia 1945 roku
212
TASS na dach. Trudne zadanie, bo schody Oddziały 1 Frontu Białoruskiego były zniszczone, poza tym wewnątrz R eichs pod dowództwem marszałka tagu się paliło. „Całe gorąco i dym ciągnęły Żukowa [...] całkowicie opanow ały dziś, 2 maja, stolicę do kopuły - m ów i Chałdiej. - Żołnierz pow ie Niemiec, Berlin, centrum dział: «W ejdźm y na kopułę». «Nie - odrze niemieckiego imperializmu kłem - uw ędzim y się tam i spalim y»” . Chał i wylęgarnię niemieckiej agresji. diej szukał odp ow ied n iej k om p ozycy ji. Z rozkazu dziennego Stalina z 2 maja Pierwsze ujęcia m u się nie podobały - chciał m ieć w kadrze w ięcej Berlina. P om ocn icy fotografa okazali się cierpli wymi statystami. „C hłopcy, idźcie i ustawcie się tam, a flagę zatknij cie w tym a tym m iejscu ” - nakazał im człow iek w m undurze marynar ki. „W reszcie znalazłem ten punkt, z którego widać Reichstag, a w tle płonące dom y i Bramę Brandenburską. W iedziałem, że to jest to” . Pre cyzyjnie poinstruował oddziałek, po czym jed en z żołnierzy wziął czer woną flagę, wdrapał się na głów ny gzym s w schodniej elewacji R eichs tagu i zaczął powiewać sztandarem na tle berlińskiego pejzażu ruin. Chałdiej zużył cały film , miał w reszcie swoje zdjęcia. Fotograf był zadowolony, wiedział, że zdjęcia, które właśnie zrobił, są dokładnie takie, jakich chciał. W fotografiach, które miały obejść cały świat, był tylko drobny feler: „K ilka m iesięcy później ktoś zauwa żył, że żołnierz stojący niżej, podtrzym ujący, m a na każdym przegubie po zegarku” . To było politycznie niepoprawne - zwycięski radziecki żołnierz nie m oże b y ć uw ieczniony jak o „łow ca zegarków” . „Otrzym a łem polecenie wyretuszowania prawego zegarka” . D opiero w takiej formie zdjęcie otrzymało oficjalne błogosławieństwo i „czerwona flaga na Reichstagu” stała się jedn ą z najbardziej znanych fotograficznych ikon II w ojny światowej. Oczywiście 2 maja sierżanci M eliton Kantarija, M ichaił Jegorow i niejaki Sam sonow nie m ogli jeszcze o tym w iedzieć. To właśnie ci trzej pom ogli Chałdiejowi „zakom ponow ać” na Reichstagu doskonałe zdjęcie. Ale wiedzieli jedn o: po krwawej bitwie o Berlin inscenizacja o wadze sym bolu była zasłużonym ukoronow aniem zwycięstwa Armii Czerwonej. I cała trójka czuła się dumna, że w im ieniu wszystkich czerwonoarm istów m ogła powiewać zw ycięskim sztandarem na ber lińskim Reichstagu. Czy ci trzej żołnierze faktycznie należeli do pierwszych, którzy zdobywali Reichstag, pozostaje kwestią sporną. Mimo to Stalin mianował ich później „Bohateram i Związku Radziec kiego” , obsypano ich honoram i i przywilejami, a M eliton Kantarija zo-
213
stał nawet deputowanym do Rady Najwyż szej w Gruzji, w swojej - i Stalina - rodzinnej oczach całego świata rozpoczęli republice. Oficjalna radziecka historiografia krwawą kampanię przeciwko komunizmowi. Tutaj musimy od 1945 roku konsekw entnie budowała le przypieczętować także ich gendę w okół tych trzech bohaterów i ich upadek. No to macie jego „wielkiej chw ili” - ta historia była po prostu znaczenie wojskowe i polityczne! za dobra, k ogo w ięc obchodziło, ile jest Apel oficera politycznego według w niej prawdy? W ażniejszy od faktów byt pułkownika Zinczenki efekt propagandowy. Jeszcze po latach Meliton Kantarija wciąż opowiadał nam to, co głosiła wersja oficjalna: „Naszym dow ódcą byt pułkow nik Zinczenko. Trzydziestego kwietnia wezwał nas do siebie i powiedział: «Chłopaki, szturm ujecie Reichstag, zatykacie flagę, a potem m eldujecie się u m n ie»” . Z pułkow ych dzien ników w ojennych wynika, że Reichstagu broniły silne oddziały nie m ieckie, a w olny teren przed gm achem był ogrodzony zasiekami z drutu i zaminowany. O brońcy m ieli w ięc wolne pole ostrzału każde go, kto się zbliżał. Pierwsze natarcia radzieckich kom panii strzelców u tkn ęły w m orderczym ogn iu krzyżow ym N iem ców . D opiero o zm ierzchu atakujący zdołali przedrzeć się do schodów przed gm a chem . Pułkow nik Zinczenko, dow ódca atakującego pułku, w swoim propagandowo zabarwionym opisie przedstawia to tak: „Pierwsi żoł nierze, którzy walczyli w Reichstagu, byli z 1 Batalionu Strzelców. W y różnili się przede wszystkim żołnierze z kom panii starszego sierżanta Sianowa, m iędzy innym i obaj zwiadowcy z flagą. M oi żołnierze wal czyli o każde pom ieszczenie. A m im o to ok oło godziny 20 wciąż jesz cze bez sukcesu. [...] Dla m nie istniał tylko jed en rozkaz: flaga m usi być zatknięta na Reichstagu” . Wewnątrz gm achu na wszystkich kon dygnacjach dochodziło w edług Z inczenki do walk z bliska: „W ybucha ły granaty. Salwy z karabinów m aszynowych rozbrzm iewały w p o m ieszczeniach. Na pierwszym piętrze urządziłem stanowisko bojowe. Rozkazałem kom panii Sianowa przebić się do kopuły. O godzinie 20.50 rozkaz został Po złożeniu meldunku generałowi Szatiłowowi wyszedłem zobaczyć w ykonany. Nad R eich stagiem pow iew ał czerwoną flagę. Dla mnie był to sztandar zwycięstwa” . dumny widok. To było ostateczne M eliton Kantarija sekundował swojem u zwycięstwo nad faszyzmem. staremu dow ódcy w upowszechnianiu tej Pułkownik Zinczenko, dowódca wersji: „Najpierw wystawiliśmy flagę przez pułku strzelców, w oficjalnym opisie okno nad głów nym wejściem , a wieczorem walk o Reichstag To stąd w 1933 roku faszyści na
214
„Na Reichstag!” - monumentalny gmach w centrum miasta hył symbolicznym celem radzieckiego szturmu na Berlin
około godziny dziewiątej wciągnęliśmy ją na kopułę” . Cokolwiek się w tamtych dramatycznych godzinach zdarzyło - pewne jest, że gdy do okoła jeszcze strzelano i zabijano, żadnego fotografa nie było w pobli żu. Nikt w ciemnościach nie utrwalił tego, że na Reichstagu powiewa czerwona flaga. Niemieccy świadkowie potwierdzają, że wieczorem 30 kwietnia 1945 roku radzieccy żołnierze wtargnęli do gmachu. Rankiem 1 maja okupowali kilka pomieszczeń na górnych piętrach, podczas gdy Niem cy trzymali się jeszcze na parterze. Obrońcy Reichstagu słyszeli, jak Sowieci śpiewają - przypuszczalnie obchodzili 1 maja, największe święto ruchu robotniczego, nie zdając sobie sprawy, że czeka ich jesz cze krwawa walka. Klemens Kohler, wówczas podoficer, walczył w Reichstagu: „Oddziały uderzeniowe sformowane przez SS szturmo wały wyższe kondygnacje. [...] Po wielogodzinnej walce rozległo się wreszcie wołanie SS: «Rosjanie zlikwidowani!». Nastała niesamowita cisza, nie padł już żaden strzał, a my mieliśmy wrażenie, że także na 215
zewnątrz gm achu zrobiło się spokojniej” - opowiadał historykowi Ger hardowi Hahnowi, który dla potrzeb studium pośw ięconego dziejom biblioteki Reichstagu dokładnie zrekonstruował tamte godziny. O ko ło p ółn ocy ob roń cy R eichstagu, przew ażnie w alońscy esesm ani i członkow ie Volkssturm u, opuścili gm ach przez tunel prowadzący do pałacu przew odniczącego niem ieckiego parlamentu. Rano ok oło g o dziny siódm ej Sow ieci bez walki zajęli gm ach, biorąc do niewoli grup kę rozproszonych niem ieckich żołnierzy. Te mało spektakularne realia nie odgrywały w przekazach żadnej roli - od 1945 roku upow szechniano znacznie bardziej heroiczną w er sję, przedstawioną przez pułkow nika Zinczenkę i M elitona Kantariję. Z dobycie Reichstagu to jed en z najczęściej opisywanych szczegółów w radzieckiej historiografii w ojennej, która je wykreowała na punkt końcow y II w ojny światowej i konsekw entnie gloryfikowała. Szturm na Reichstag znalazł się w krótce w standardowym repertuarze kom u nistycznych m itów historycznych. W jaką tradycję wpisano to wyda rzenie, wynika z apelu, z jakim oficer polityczny podobno zwrócił się wówczas do atakujących żołnierzy: „Tam przed wami jest Reichstag. A przede mną był wtedy, 24 października 1917 roku, Pałac Zim owy, jeszcze większy, tak, jeszcze piękniejszy. Nie m ieliśm y wątpliwości, w szyscy wiedzieli, że Pałac Zim ow y m usi być nasz, tak jak i w y teraz nie m acie wątpliwości...” . Mit R eichstagu jeszcze dziś jest pielęgnow any w m oskiew skim M uzeum Arm ii, gdzie jak relikw ię traktuje się czerw oną flagę, rzek o m o zatkniętą na Reichstagu. Ta flaga, nadana 2 kwietnia 1945 roku, w 75. urodziny Lenina, 150 D yw izji Strzelców, uchodzi od 1945 roku za „sztandar zwycięstwa narodu radzieckiego nad ciem nym i siłami faszyzm u” . Z w łasnoręcznie uszytą przez Chałdieja płachtą nie ma nic w spóln ego; a czy jest tą samą flagą, którą pierw szy oddział sztur m ow y pon iósł na R eichstag - to zdradził nam po rozpadzie Związku R adzieckiego sam M eliton Kantarija: „Jeśli m yślisz, że to ona, m oja czerw ona flaga, to wprawdzie nie jesteś w błędzie, ale właściwie się m ylisz” . W istocie, prawdziwa czerw ona flaga leży w piw nicy M u zeum Arm ii. M im o całej tej szarady z flagami i relikwiami jedna prawda pozosta je niepodważalna: szturm na gm ach Reichstagu był rzeczywiście je d nym z ostatnich w iększych działań bojow ych w Berlinie, a definityw ne zajęcie stolicy N iem iec co najm niej sym bolicznie przypieczętowało
216
upadek Rzeszy Hitlera. Zwycięstwo nad Hi Reichstag jest ogrom ną pustą tlerem i jego Wehrmachtem Armia Czerwo pow łoką pod centralną kopułą, na drogo okupiła. Teraz świat miał zobaczyć, otoczoną galeriam i i mniejszymi kopułami, osm aloną w ew nątrz że ofiary ponoszone od 1941 roku nie były i zew nątrz i od listw cokołow ych nadaremne. po sufity pokrytą koślaw ym i, Ale dlaczego musiał to być akurat Reichs dziw nie obcym i napisam i tag? Kilkaset metrów dalej na południe, radzieckich żołnierzy. w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy, znajdowa Stephen Spender, brytyjski oficer ła się prawdziwa centrala nazistowskiej wła w 1945 roku w Berlinie dzy. Głęboko pod ziemią Adolf Hitler przez kilka tygodni próbował jeszcze odwrócić kartę historii - licząc na armie-widma, które miały uwolnić Berlin ze śmiertelnego uścisku dywi zji radzieckich. Krótko przed tym, nim żołnierze radzieccy 30 kwietnia ruszyli do szturmu na Reichstag, zrezygnowany „fiihrer” zestawił bi lans swojej wojny ze Związkiem Radzieckim, wojny ras, wojny na wy niszczenie. Naród niemiecki „okazał się słabszy” , „przyszłość” należy teraz „wyłącznie do silniejszego narodu wschodniego” - zwierzył się tym, którzy z jego otoczenia jeszcze pozostali. Następnie razem z Ewą Braun popełnił samobójstwo. „Ja sam i moja małżonka, pragnąc unik nąć hańby ucieczki czy kapitulacji, wybieramy śmierć” , ogłosił w swo im testamencie. Panowanie Hitlera nad Niemca mi dobiegło końca w ponurym bunkrze pod Kancelarią Rzeszy. Sowieci nie byli poinformowani o ostatniej kryjówce „fuhrera” . Zdobycia i przeszukania bunkra nie traktowali więc jako pierwszo planowego zadania dla wojska. Na cel ukazujący żołnierzom kres dłu giej drogi znacznie lepiej nadawał się gmach, który w oczach radziec kich niewątpliwie miał wagę sym bolu: Reichstag, monumentalna budowla w centrum Berlina. „To -Gesty zwycięzców” - akcja stąd w 1933 roku faszyści na Chaldieja nie była jedyną inscenizacją oczach całego świata rozpoczęli 217
krwawą kampanię przeciwko komunizmo wi. Tutaj musimy przypieczętować także ich uroczyście wieszcząc w iosnę upadek. No to macie jego znaczenie wojsko ludów, w yzw olen ie ludzkości z mroku faszyzmu. we i polityczne!” - tak tłumaczył żołnierzom „Prawda" z 3 maja 1945 roku, oficer polityczny według relacji pułkownika podpis do fotografii czerwonej flagi Zinczenki. Związek Radziecki nie zapo na Reichstagu mniał o pożarze Reichstagu w 1933 roku w końcu właśnie to wydarzenie dało nazistom pretekst do bezwzględ nego tępienia niemieckich komunistów. Prześladowanie niemieckich towarzyszy odegrało dużą rolę w propagandzie stalinowskiej - od tam tej pory Reichstag uchodził za miejsce, w którym wziął początek nazi stowski terror. Ściśle rzecz biorąc, gmach, na którym radzieccy żołnierze 2 maja 1945 roku powiewali czerwoną flagą, był dawno już zbezczeszczonym symbolem niemieckiej demokracji. Po pożarze budynek Reichstagu, wzniesiony w 1894 roku według projektu Paula Wallota, nie nadawał się już na miejsce obrad, ponieważ sala plenarna była całkowicie wy palona. Od tamtej pory posłowie obradowali w stojącej naprzeciwko Pow iew a na m ajowym wietrze,
„Fotografie o wadze symbolu” - Jewgienij Chatdiej ze swoją fotografią i ze zdjęciem amerykańskiej flagi na Iwo Jimie 21 8
O perze Krolla. R eichstag, „o cz y szcz o n y ” W kulminacyjnych punktach z kom unistów, socjaldem okratów i innych historii symbole mają niepokornych polityków, skarlał w czasach nadzwyczajne znaczenie. [...] Takim symbolem okazał się Trzeciej Rzeszy, stając się zbieraniną um un Reichstag, a 50 czy 60 godzin durowanych nazistowskich statystów, którzy walki o niego stały się znaczącym podczas rzadkich już posiedzeń nie mieli nic i końcowym punktem Wielkiej innego do zrobienia, jak tylko frenetycznie Wojny Ojczyźnianej. bić brawo „fuhrerow i” i odśpiewywać hym n Były oficer polityczny Jewgienij Dolmatowski w autobiografii niem iecki. Sam gm ach - pom ijając znisz czenie sali plenarnej, podpalonej 27 lutego 1933 roku - nie odniósł w iększych szkód. Jeszcze do 1939 roku m ieści ła się tu biblioteka poselska. Hitler i Speer zamierzali go całkowicie przebudować, ale odłożyli te plany na półkę jeszcze przed w ybuchem wojny. Ostatecznie połow ę pom ieszczeń R eichstagu Albert Speer przeznaczył na ek spozycję sw oich ogrom n ych m akiet rozbudow y stolicy Rzeszy, a drugą połow ę zajęło A rchiw um Centralne M edycy ny W ojskow ej. To tutaj lekarze opiniow ali karty chorobow e w szyst kich człon k ów W ehrm achtu leczon ych w lazaretach - w 1945 roku znajdowało się w R eichstagu 14 m ilionów takich kart. Tym był w ięc Reichstag w 1945 roku: pakam erą dla m egalom ańskich m odeli ar chitektonicznych i m iejscem dokum entacji m ilionów przypadków nieszczęsnych rannych. Nadawał się w ięc na sym bol stanu R zeszy N iem ieckiej, ale w żadnym razie nie był sym bolem narodow osocjalistycznej potęgi. Ale 2 maja 1945 roku Melitonowi Kantariji, M ichaiłowi Jegorowowi i fotografowi Jewgienijowi Chałdiejowi niezbyt to przeszkadzało. Nie martwili się o historyczne detale i nie przypuszczali, jakim kultem wła dza radziecka otoczy ich samych i ich czerwoną flagę. Prości żołnierze frontowi pom ogli m oskiew skiem u reporterowi zainscenizować najczę ściej przedrukowywane zdjęcie z II w ojny światowej - swoją fotografią Jewgienij Chałdiej powiedział wszystko, co w maju 1945 roku było do powiedzenia o tej wojnie. Dla rosyjskiego Żyda Chałdieja, którego mat ka w 1917 roku straciła życie w pogrom ie, a ojciec i trzy siostry zostali w D oniecku zamordowani przez Niem ców, zdjęcie „czerwonej flagi na Reichstagu” miało jeszcze inne znaczenie. Było sym bolem jeg o osobi stego triumfu: „Hitlerowi pewnie nie przyszłoby do głowy, że jeden Żyd uszyje tę flagę, a inny Żyd zatknie ją na Reichstagu!” .
Był „ałow iekiem -deniem " we wczesnych latach Republiki Fede ralnej Niemiec - Reinhard Gehlen, szef Federalnej Służby Wywia dowczej. Karierę rozpoczął w hitlerowskim aparacie wywiadu. Mało kto otaczał swoją osobę taką tajemnicą jak on. Czy miał coś do ukrycia?
1946
R e in h a rd G e h le n „ szp ie g stu le c ia " Tak go określił brytyjski „Daily Telegraph” . „W estdeutsche Allgem eine Zeitung” nazwała Gehlena „człow iekiem o tysiącu uszach” . Fran cuski ekspert widział w nim nawet „faktycznego kanclerza Republiki Federalnej” . P odpułkow nik Friedrich W ilhelm Heinz nie bez respek tu żartował ze sw ojego rywala, że jest „produktem duchowej schadzki Maty Hari z generałem L udendorffem ” . Ale o tym człowieku owianym legendą m ożna było pow iedzieć przede wszystkim jedno: niechętnie pokazywał się publicznie. O żadnym innym decydencie m łodej R epu bliki Federalnej m edia i politycy nie powtarzali takich niejasnych p o głosek, jak o nim. O żadnym innym nie w iedzieli tak mało. W inien był on sam - Reinhard Gehlen, fantom ow y ojciec założyciel zachodnioniem ieckiego aparatu szpiegow skiego, pierwszy przew odniczący Fede ralnej Służby W ywiadowczej BND (Bundesnachrichtendienst). Karierę rozpoczął u bok u Hitlera. Pierw szego kwietnia 1942 roku został szefem wydziału sztabu generalnego „O bce Arm ie W schód” , odpow iedzialnego za zbieranie za liniam i radzieckim i wszystkich in formacji istotnych dla frontu w schodniego. Zaledwie czterdziestolet ni pułkow nik szybko stał się człow iekiem niezbędnym . Obdarzony wielką energią i analitycznym um ysłem , zdołał zam ienić dość nie mrawy wydział w skuteczny oddział rozpoznania wyw iadow czego. Hi„ «Służba» musi wiedzieć o wszystkim” - Gehlen w swoim ogrodzie, na krótko przed śmiercią w 1979 roku
221
..
.
tler był jednak coraz bardziej głuchy na je_ . _ . . go często trafne przewidywania co do zbroAdołf Hitler, 1945 rok . . . . . . . . . , ., i + jen i liczebności wojsk przeciwnika. Dykta tor nie chciał słyszeć o ponurej militarnej rzeczywistości. Do zerwa nia doszło dopiero zimą 1944/1945 roku. Gdy Gehlen trzeźwo przedstawił beznadziejność perspektyw przed wielką kontrofensywą radziecką, Hitler wpadł w jeden ze swoich osławionych ataków szału, dane wymienione przez Gehlena nazwał „największym blefem od czasów Dżyngis-chana” i zażądał zamknięcia winnych w domu waria tów. Dziewiątego kwietnia 1945 roku Gehlen, w międzyczasie awan sowany na generała, został zwolniony. Dymisję uznał za szczęśliwe zrządzenie losu. Zmianę frontu przygotował znacznie wcześniej. Od dani mu ludzie dokumentację jego wydziału zakopali w różnych kry jówkach w południowych Niemczech - ze zdobytych alianckich mate riałów wiadomo było bowiem od dawna, że południe znajdzie się pod Gehlen to wanat!
„Największy blef od czasów Dżyngis-chana” - Reinhard Gehlen w rozmowie z oficerami przyjaźnie usposobionej do Niemców radzieckiej „armii wyzwoleńczej” 222
okupacją amerykańską. Plan Gehlena zakładał wzrost napięć w ko alicji antyhitlerowskiej. Generał przewidział, że przymierze zwycięz ców wkrótce się rozpadnie. I trafnie uznał, że jego fachowa wiedza na temat Armii Czerwonej będzie dla Amerykanów na wagę złota. Dwudziestego maja 1945 roku Gehlen poddał się żołnierzom armii amerykańskiej w górnobawarskim Miesbachu. Zaprowadzono go do kapitana amerykańskiego wywiadu wojskowego CIC (Counter Intelligence Corps). Jeniec przedstawił się: „Jestem szefem wydziału «Obce Armie Wschód» w niemieckim Naczelnym Dowództwie Wojsk Lądo wych” . „Był pan, generale” - odparł sucho Amerykanin. Na to Gehlen: „Mam informacje najwyższej wagi dla pańskiego rządu” . „Wszyscy je macie” - odrzekł jego rozmówca. Gehlen i jego ludzie trafili do zwy kłego obozu jenieckiego. Ale po rozczarowaniu szybko przyszło uzna nie. Już po kilku tygodniach zwycięzcy zaczęli doceniać swój łup. Nadciągająca zimna wojna sprawiła, że generał Wehrmachtu o wybor-
Plany na przyszłość” - zdjęcie grupowe wydziału Wehrmachtu „Obce Armie Wschód”, wśród żołnierzy Gehlen (O) i jego późniejszy następca Wessel (X)
223
nej znajom ości Rosji stał się pożądanym partnerem. Przeniesiono go wraz z ponad i niezałamany. M iał plany 200 „dawnym i kamratami” , w większości wybiegające daleko w nową przyszłość podczas gdy inni jeń cam i w ojennym i, do ekskluzywnej sie przeważnie patrzyli tylko dziby w Pullach, położonym 10 kilom etrów w przeszłość. na południe od M onachium . Był to odgro Wilfried Strik-Strikfeldt, dzony półtorakilom etrowym m urem zespół współpracownik Gehlena płaskich budynków, bunkrów i baraków. w wydziale „Obce Armie Wschód" Został zbudowany dla NSDAP jak o „O siedle im. Rudolfa H eßa” , potem rezydował tu zaufany Hitlera, Bormann. Teraz miała się m ieścić centrala tak zwanej Organizacji Gehlena, nie m ieckiego wywiadu działającego na polecenie Am erykanów i przez nich finansowanego. Wydział „O bce A rm ie W schód” był w ięc obok poczty i kolei jedyn ą niem iecką instytucją państwową, która nastanie nowej ery po kapitulacji przetrwała właściwie bez szwanku. W osobie Gehlena na jed n ym z kluczow ych stanowisk w przyszłej republice zachodnioniem ieckiej znalazł się człowiek, który z dem o kracją niewiele miał w spólnego. Oficer artylerii, ukształtowany przez am bicjonersko-poddańczą atm osferę panującą w Reichswehrze w cza sach Republiki W eimarskiej, drogę w iodącą do nazistowskiej dyktatu ry przyjął początkow o z zadow oleniem i jak o szansę na zrobienie ka riery. Nie był żarliwym nazistą, lecz forsowne zbrojenie W ehrmachtu przez Hitlera i m obilizacja społeczeństwa przeciwko kom unizm ow i pozostawały w zgodzie z je g o najgłębszym i przekonaniami. Nie zm ie nił ich przez cały czas wojny. I chociaż kilkadziesiąt lat później chciał się pokazać jak o człow iek w tajem niczony w w ojskow y ruch oporu, m otywy spiskow ców z 20 lipca 1944 roku były mu w istocie obce. Gdy jed en z ocalałych uczestników ruchu oporu, późniejszy szef zachodnioniem ieckiego kontrwywiadu (Federalnego Urzędu O chrony K on stytucji - Bundesamt für Verfassungsschutz, BfS) Otto John, w 1954 ro ku uciekł do NRD, Gehlen w zaufanym gronie syknął: „Zdrajca za wsze będzie zdrajcą” . Znam ienne jest też, że jak o szef wydziału „O bce Arm ie W schód” , w przeciwieństwie do wielu innych czołow ych osobi stości W ehrmachtu, G ehlen nie obawiał się kontaktów z urzędam i SS, wręcz przeciwnie. Dobre stosunki z H im m lerowskim i oddziałami m orderców pozw oliły mu później, gdy tworzył BND, bez skrupułów korzystać z weteranów SS. Dopiero w latach 60. Gehlen pod naciskiem opinii publicznej rozstał się z kilkom a z „obciążonych” . Transparencję
Gehlen byt dobrej myśli
224
i jawność, podstawowe cnoty państwa dem o W „Organizacji Gehlena" jest kratycznego, zawsze uważał za podejrzane. w sumie co najmniej 50 mocno Kontroli parlam entu nad swoją „Służbą” obciążonych nazistowskich zbrodniarzy wojennych. sprzeciwiał się - w sojuszu z Adenauerem Erich Schmidt-Eenboom, ekspert nader skutecznie aż do końca sw ojego urzę w dziedzinie tajnych służb dowania. We w spom nieniach opublikow a nych w 1971 roku odsłonił nieco wątpliwe cechy ciągłości w swoim m yśleniu. Na wielu stronach generał rozpisu je się o tym, w jak i sposób m ożna b yłoby jednak wygrać w ojnę, gdyby nie „dyletanckie przywództw o” Hitlera, i nie ukrywa swojej m entalno ści uczestnika krucjaty przeciw ko „bolszew izm ow i” . W punkcie kul m inacyjnym polityki odprężenia, prowadzonej przez W illy’ego Brand ta, Gehlen zebrał za to cięgi od oburzonych krytyków. A bilans je g o działalności jako szefa tajnych służb? Co się kryje za hymnami pochwalnym i na cześć „superszpiega” i „człowieka o tysiącu uszach” ? Kiedy po zakończeniu w ojny Gehlen wprowadzał się do Pullach, z zawodowego punktu widzenia stał właściwie z pustymi rękami. Siatki agentów na w schodzie już się nie meldowały. Albo zostały rozbi te przez radziecki kontrwywiad, albo po cichu same przestały działać. Lecz Gehlen znalazł nowe źródło, które przez lata biło tak obficie, że służby amerykańskie bladły z zawiści. M ilionowe rzesze zwiadowców tylko czekały, żeby analitycy generała zaczęli ich wypytywać i w yko rzystali ich wiedzę. Ponad dwa m iliony niem ieckich jeń ców w ojennych wróciło w latach 1945-1956 ze Związku Radzieckiego. Pracowali tam przymusowo w kopalniach i fabrykach, budowali zapory w odne i linie kolejowe, byli przewożeni wagonam i towarowymi do najdalszych za kątków imperium. Po powrocie do kraju w iększość z nich chętnie udzielała inform acji. Dziesiątki tysięcy w iadom ości układało się w drobną mozaikę. Od jed n ego z byłych jeń ców w ojennych, który jako kierowca w ojskow y Armii Czerwonej nauczył się rosyjskiego, zbiera cze Gehlena dowiedzieli się o zdym isjonowaniu pułkownika Tutuzo, szefa tajnej policji na Krymie; inny jen iec sam widział podczas parady majowej w Sym feropolu nowe radzieckie ciągniki gąsienicowe dla artylerii, „które poj
,
,
,
„ ,
,
,
Był chłodnym rachmistrzem,
dobno zużywają mało benzyny ; trzeci zabrał z kombinatu chem icznego koło Dzierżyńska
JegQ namiętnością byty liczby j WZOry.
czerwony kamień, z którego sypały się iskry jak się okazało, radioaktywny materiał do ra-
Herbert Urban, przyjaciel Gehlena z lat młodości
225
dzieckiego programu konstrukcji bom b ato m owych. Stopniowo powstał szczegółow y chciałbym stwierdzić z lekką obraz radzieckiego potencjału w ojskow ego przesadą - kto byłby tak dobrze zorientowany i miałby zewnętrzne i wprawił Am erykanów w przerażenie. Wy stanowiska obserwacyjne, jak glądało na to, że gdy wojska amerykańskie Gehlen w stosunku do Związku od dawna były zredukowane do ułamka swo Radzieckiego. jej wojennej potęgi, Rosjanie nieustannie się Hrabia Johann von Kielmansegg, dozbrajali. w latach 1939-1944 w sztabie Także w radzieckiej strefie okupacyjnej generalnym wojsk lądowych Gehlen w krótce zaczął być uważany za naj lepiej poinform ow anego człowieka wywiadu. Niezadowolenie N iem ców w schodnich przysparzało m u całych rzesz informatorów, na ogół chętniej w spółpracujących z niem iecką „firm ą” niż ze służbami m o carstw zachodnich, również bardzo zaiteresowanymi. Zwłaszcza sta rzy oficerow ie W ehrmachtu, którzy reżim SED i okupantów radziec kich uważali za szczególną hańbę, dawali się łatwo zrekrutować. Czę sto wystarczało kilka patriotycznych słów i parę kartonów zachodnich papierosów, by nakłonić weteranów do liczenia ruchu sam olotów na lotniskach w ojskow ych czy do zapisywania num erów rejestracyjnych radzieckich pojazdów opancerzonych. N iebawem gęsta sieć zaufa nych ludzi szpiegowała „zon ę” . Już w e wrześniu 1948 roku krety Gehlena dokopały się do inform acji, że Armia Radziecka w całej strefie wschodniej zaczęła szkolić niem iecką policję ludową w strzelaniu z broni ciężkiej. Był to wyraźny sygnał: Sowieci tworzyli niem iecką ar mię. Gehlen zrozumiał od razu, jak pożyteczna będzie ta inform acja dla rzeczników w łasnego, zachodnioniem ieckiego wojska, a także dla niego samego. W idm o kom unistycznej inwazji m ożna było znakom i cie wykorzystać jak o siłę napędową do odbudow y i remilitaryzacji na zachodzie. Ewaluacja w iadom ości ze w schodu przekształcała się coraz bardziej w instrument polityczny. Im bardziej ponurą i groźną wizję nieprzyjacielskiej siły militarnej kreślili Gehlen i je g o współpracowni cy, tym korzystniej w iadom ości z Pullach wpływały na postawę za chodnich N iem ców w obec m ocarstw zwycięskich. Okres świetności „Organizacja G ehlena” przeżywała w pierwszej połow ie lat 50. Rzeka inform acji od żołnierzy wracających do dom u płynęła jeszcze wartko. Do tego doszło kilka nowo pozyskanych, pierw szorzędnych źródeł. Elli Barczatis, sekretarka prem iera NRD Ottona Grotewohla, z m iłości do narzeczonego zaczęła szpiegować dla Nie było nikogo w Europie -
226
„firm y” w Pullach. W śród agentów G ehlena „Organizacji Gehlena" udało się nosiła kryptonim „G än seblü m ch en ” (Sto do tej pory odnieść kilka krotka). K ied y k olw iek G rotew ohl pisał sukcesów w werbowaniu agentów w NRD. przem ówienia, spotykał się z radzieckim i „Neues Deutschland", funkcjonariuszam i czy podpisyw ał decyzje grudzień 1953 roku Rady M inistrów - G ehlen był o w szystkim poinform ow any. D zięki Elli Barczatis i m a łej grupce innych superszpiegów powstał zniuansowany obraz w czes nego przywództw a NRD. P ullachczycy dow iedzieli się na przykład, że m inister sprawiedliwości NRD, M ax Fechner, po dw óch butelkach wódki zdjął ubranie i zawinął się w dywan. A lbo że w iceprzew odni cząca Sądu N ajwyższego w Berlinie W schodnim , Hilde Benjam in, po każdym w yroku śm ierci zapalała w ieczorem świeczki, czytała Tal mud i słuchała m uzyki Bacha. Narastające wiosną 1953 roku niezadowolenie społeczne szpiedzy Gehlena również dokładnie rejestrowali. O próbach radzieckiego na miestnika Władimira Siem ionowa, b y w tej sytuacji usunąć niepopu larnego sekretarza generalnego SED Waltera Ulbrichta, generał do wiedział się nawet z pierwszej ręki - rzekom y faworyt M oskw y na na stępcę Ulbrichta, w iceprem ier NRD Herm ann Kastner, też szpiegował dla „Organizacji G ehlena” . W ybuchu powstania ludow ego 17 czerwca pullachczycy jedn ak nie przewidzieli - podobnie jak zm iany kursu przez Sowietów, którzy teraz byli zm uszeni wesprzeć Ulbrichta czoł gami, zamiast go po cichu zdjąć ze stanowiska. M im o to autorytet Gehlena obrósł w tam tych latach w legendę. Kanclerz federalny Konrad Adenauer kazał sobie regularnie przed kładać raporty sytuacyjne „drogiego generała” , jak zwykł nazywać szefa sw oich tajnych służb. Obaj panow ie czuli się związani w spól nym przekonaniem , że trzeba w szelkim i siłami zapobiec rozszerze niu obozu kom unistycznego poza Łabę. Adenauer chętnie jednak w y korzystywał materiały Gehlena także do m anifestowania osobistej władzy. W icekanclerz Blücher był zaszokowany, gdy „stary” m u robił wyrzuty, że podczas podróży służbowej do Paryża odwiedził w iadom y przybytek. Adenauer zapytał z wyższością: „M usiała to być Mulat ka?” . W dzięczny za tak pom ocn e inform a cje, kanclerz spełnił w k ońcu nawiększe życzenie generała - w 1956 roku „Organizacja Gehlena” na m ocy ustawy została przekształ-
„służba" musi wiedzieć o wszystkim. Obojętne jak. Dewiza Gehlena
227
eona w Federalną Służbę W ywiadowczą B u n desn achrich ten dien st (BND), p o d p o Tytuł w „Spieglu" z 1954 roku rządkowaną bońskiem u Urzędowi Kancler skiem u. Były kierow nik hitlerow skiego w ydziału sztabu generalnego „O bce Arm ie W schód” został całkiem oficjalnie przew odniczącym BND i naczelnym szefem agentów wywiadu N iem iec Zachodnich. Historia skłania się do ironii. Od chwili państwowego um ocowania BND rozpoczął się upadek Gehlena. W NRD od 1950 roku zwalcza niem działalności pullachczyków zajmowało się nowo powołane M ini sterstwo Bezpieczeństwa Państwa, potocznie zwane Staatssicherheit, w skrócie: Stasi. Pod kierunkiem w yszkolonych w M oskwie Ericha M ielkego i Ernsta W ollwebera Stasi wyrosła szybko na niebezpieczne go przeciwnika. Drastyczne środki terroru i nastrój rezygnacji, jak i po 17 czerwca ogarnął dużą część społeczeństwa NRD, przeszkadzały w pracy zachodnioniem ieckim szpiegom . Jedna za drugą posypały się w krótkim czasie całe siatki k onfiden tów Gehlena. W ollweber z w ielkim hukiem kazał rozgłosić aresztowa nie 521 agentów BND. W śród ofiar znalazła się także „Stokrotka” . Elli Barczatis została zgilotynowana. W Pullach zaczęło narastać p o czucie bezsilności. G dy skończyły się transporty z żołnierzam i wraca jącym i do dom ów i utracono w iększość źródeł inform acji, strumień w iadom ości z bloku w schodniego groził w yschnięciem . Wyszły na jaw wielkie słabości strukturalne „firm y” . Organizowanie skutecznie dzia łającego oddziału technicznego, w yposażonego w urządzenia podsłu chow e i nasłuch elektroniczny, jakie w innych służbach już od dawna dawały dobre wyniki, w Pullach postępowało opieszale. Jawny nepo tyzm Gehlena - okresow o zatrudniał on 16 krewnych na koszt pań stwa - i upieranie się przy dawnych powiązaniach z czasów w ojny utrudniały rekrutację w ykwalifikowanego personelu. Pogłębiał się rozziew m iędzy am bicjam i a rzeczywistością. Podczas gdy Gehlenowi wciąż je szcze dzięki elokw en tym a tajem niczym w ystąpieniom w Bonn udawało się zapewniać swoim ludziom coraz więcej środków, wartość poznawcza ich raportów nieustannie spadała. Nierzadko „Służba” sprzedawała przeform ułowane doUlubiony generał kanclerza.
Lodowaty produkt wojskowych mnichów w niemieckim sztabie generalnym. „Newsweek", lipiec 1955 roku
228
I
niesienia prasow e ja k o w yn ik w łasnych działań. Jeden z k ierow n ik ów referatu w BND opowiadał, że szef nie wzdragał się nawet przed w ym yślonym i raportami. La-
tem 1958 roku G ehlen podsygnow ał raport rzekom ego agenta w K o m itecie Centralnym SED, chociaż BND ju ż od dawna nie m isia źródła takiej rangi. Na protesty kierownika referatu generał zareagował ch ło d n o :„A kto nam to udow odn i?” . R ok 1961 był najcięższy dla „Służby” . Zachodnia opinia publiczna, zaskoczona w zniesieniem muru 13 sierpnia w Berlinie, zadawała drę czące pytania, dlaczego BND nic o tym nie wiedziała. Czyżby tajniacy Gehlena byli tylko „w ęszycielam i bez w ęchu” , jak uważali krytycy? To, co wyglądało na wielką klapę, było jednak w rzeczywistości dyle matem nie do rozwiązania. Faktycznie w Pullach ju ż na wiele dni przed ową fatalną datą w iedziano co najm niej o przygotowaniach do „zaryglowania” Berlina Zachodniego i poinform ow ano odpow iednie osoby w Bonn i Waszyngtonie. Do w tajem niczonych należał także pre zydent Kennedy. Sw ojem u doradcy Walterowi Rostowowi powiedział proroczo, że Chruszczów m usi chyba „coś przedsięwziąć, aby zahamo wać rzekę u ch odźców z N iem iec W schodnich - m oże jakiś m ur” . I do dał: „A m y nie będziem y m ogli nic na to poradzić” . Na zajęcie Berlina Z ach odn iego Zach ód odpow iedziałby zmasowa ną akcją militarną, praw dopodobnie z użyciem broni jądrow ej. Dla obu stron było to oczywiste. A le m ur w okół sektorów zachodnich m ia sta trudno byłob y uznać za casus belli - dla obywateli NRD była to lo gika w yjątkow o zimna. Zachodow i nie pozostawało n ic innego, jak tylko z troską przyjm ow ać w szystkie ostrzeżenia o budow ie muru i nie podejm ow ać żadnych działań. To dlatego sygnały Gehlena i in nych tajnych służb świadom ie przem ilczano przed opinią publiczną. Tylko niew ielkie grono znało prawdę. Próżny generał bardzo jednak cierpiał z tego pow odu, że je g o tajnym służbom m edia przypisywały brak rozeznania. Zaledwie dwa m iesiące później spadł na niego następny cios. Dwu dziestego siódm ego października 1961 roku specjaliści BND rozszyfrowali sensacyjny raSam był przekonany, że kiedyś diotelegram radzieckich tajnych służb KGB. dojdzie, bo będzie musiało dojść, do kolosalnej rozprawy, czy to Wynikało z niego jednoznacznie, że w najściś środkami wojennymi, czy niewolejszym kręgu w Pullach działa radziecki jennymi, między Wschodem szpieg. W ciągu paru godzin kret został zi a Zachodem, i że nasze miejsce dentyfikowany - był nim Heinz Felfe, kie musi być po stronie Zachodu. rownik referatu „Kontrwywiad Związek Ra Eberhard Blum, adiutant Reinharda dziecki” . Gehlena, późniejszy szef BND
229
fir
„Felfe jest wspaniały ” - razem z Heinzem Felfem został oskarżony o szpiegostwo także jego współpracownik Hans Clemens (na zdjęciu)
230
Trudno o większą katastrofę. Felfe, były Nie czułem się z tym dobrze, esesman z G łów nego Urzędu B ezpieczeń ale nie miałem odwrotu. stwa Rzeszy, od 10 lat szpiegował dla M o Heinz Felfe, szpieg skwy. KGB, dostarczając m u rzekom ych najtajniejszych inform acji, utorowało m u drogę aż do kierow niczych stanowisk w BND. Na forum wewnętrznym G ehlen wyrażał się z naj większym uznaniem o rzekom o najlepszym specjaliście od Związku Radzieckiego: „Felfe jest wspaniały. R obi to, czego inni nie potrafią” . Teraz generał stanął w obliczu bankructwa jak o wywiadowca. Dzięki Felfemu W schód nie tylko był poinform ow any o większości operacji BND po drugiej stronie żelaznej kurtyny, ale - jak się okazało - Stasi i KGB poprzez celow e dezinform acje m anipulowały także działaniami rozpoznawczym i pullachczyków. Dobra opinia legła w gruzach. Na prawienie szkody będzie trwało lata. Proces Felfego był dla Gehlena przyznaniem się do całkowitej porażki. Nawet „N ew Y ork Tim es” do nosił z sali sądowej: „K on iec pewnej legendy” . Felfe został skazany na 14 lat ciężkiego więzienia. W 1969 roku Republika Federalna w ym ie niła go na 18 w ięźniów politycznych przetrzym ywanych w NRD. R e żim enerdowski nagrodził sw ojego najlepszego szpiega profesurą, no tabene w dziedzinie kryminalistyki. W 1991 roku, już w zjednoczo nych N iem czech, Felfe jeszcze raz w rócił na pierwsze strony gazet wygrał w totolotka 700 tysięcy marek. Tytuł w gazecie „B ild” brzmiał: „Sześć trafnych dla trefnego” . Gehlen już nigdy się nie podniósł po wpadce z Felfem. W 1962 roku, czyli rok później, skończyły się też je g o dobre stosunki z Adenauerem. Oficerowie BND, którzy czytali kontrolnie artykuł wstępny w „Spieglu” , dotyczący wewnętrznych spraw Bundesw ehry i niemal jawnie wym ierzony przeciw ko ministrowi obrony Straussowi, wydali zgodę na publikację. Gdy Strauss za zgodą kanclerza zaangażował przeciw ko „Spieglow i” prokuraturę federalną i policję, ktoś z BND ostrzegł hamburski tygodnik przed rewizją, dając redaktorom m ożliw ość ukrycia materiałów. Sprawa, która przeszła do historii jak o „afera «Spiegla»” , doprowadziła do dym isji Straussa i zapoczątkowała k o niec ery Adenauera. W oczach kanclerza wytłum aczenie tej katastrofy było tylko jedno: Gehlen! Patriarcha, którego pozycja została m ocno podkopana, sądził, że to szef BND wyreżyse Paskudna wpadka. rował szeroko zakrojoną intrygę, w ym ierzo Reinhard Gehlen o aferze Felfego ną w rząd Republiki Federalnej. Dwunastego
231
listopada 1962 roku polecił nawet m ini strowi spraw iedliw ości Stam m bergerow i Podsumowanie raportu aresztować Gehlena, ten jednak odm ówił, z dochodzenia w sprawie BND, wskazując na brak podstaw. Zdaniem eks przeprowadzonego przez urząd kanclerski w 1968 roku pertów, najpóźniej wtedy, gdy przymierze Adenauera z G ehlenem zostało zerwane, na leżało zm ienić kierownictwo personalne BND i przeprowadzić głębo ką reform ę tej instytucji. Fakt, że stary generał wytrwał na urzędzie jeszcze do 1968 roku, położył się cieniem na je g o wcześniejszej, w zo rowej służbie i zwrócił uwagę na działania należące do m rocznych roz działów w historii BND. Nielegalne dostawy broni dla dyktatorskich rządów w Am eryce Po łudniowej; czynne pom ocnictw o w serii m orderstw popełnionych przez francuskie tajne służby na działaczach algierskich zamieszka łych w N iem czech; zatrudnianie poszukiw anych nazistowskich zbrod niarzy w ojennych jak o konfidentów na Bliskim W schodzie - w yciąg z pullachskiego katalogu grzechów wydaje sie raczej odzwierciedlać pochodzenie niektórych pracow ników BND ze służb Rzeszy Hitlera niż działalność tajnych służb państwa prawa. Ostatnie lata ery Gehlena pracow nicy BND przedstawiają jak o okres agonii - „było m ało do roboty i dużo do picia” . Sam Gehlen nie zrobił nic, aby jeszcze raz uchw ycić stery. W cześniej znany z tego, że notorycznie przedłużał norm owany czas pracy, teraz coraz częściej p o święcał się swojem u ulubionem u zajęciu - żeglowaniu. Tylko swojej „m anii kon spiracyjn ej” zawsze pozostał w ierny, ja k stwierdzają świadkowie. Na służbie każdy pracownik BND swoją prawdziwą toż sam ość musiał odłożyć na b ok i również do kolegów zwracać się kryp tonim em . „Dr Schneider” - kryptonim Gehlena - przykładał wielką wagę do tego, by prawdziwe nazwiska pracow ników pozostawały tajne także po godzinach pracy. Członkowie BND posuwali się w tej zabawie w chow anego tak daleko, że przed wizytami kolegów zaklejali nazwi ska na dzwonkach do drzwi swoim i kryptonimami. Szaleństwo i rzeczywistość przynosiły niekiedy osobliwe efekty. Znaczna część m ieszkańców tego m onachijSkorumpowane przedsiębiorstwo.
...13 lat z ambicją,
by nie zostać
odkrytym, Z powodzeniem konkurował z Gretą Garbo. „Industriekurier", listopad
232
1968 roku
I
skie§ ° Przedm ieścia musiała przem ilczać sw oje m iejsce pracy. Zadziw iająco w iele dzieci w m iejscow ych szkołach opowiadało więc, że ich ojcow ie pracują w jakim ś „Urzę-
dzie Statystyki T elekom unikacyjnej” czy też w „Adm inistracji Mająt ku Federalnego, wydział Majątek Specjalny” . Jak zbyteczny był cały ten kamuflaż, okazało się po upadku muru berlińskiego. W stalowych szafach Stasi znajdowały się kilkusetstronicowe listy w szystkich pra cow ników BND, spisanych w edług kryptoniów i prawdziwych na zwisk. A le tej kom prom itacji Reinhard G ehlen już nie doświadczył, zmarł bow iem w 1979 roku.
Deutsche Mark - marka niemiecka, historia sukcesu, symbol siły gospodarczej i atrakcyjności Niemiec jako miejsca produkcji. Od reformy walutowej w 1948 roku rozpoczął się wzrost gospodar czy RFN. Za ojca tego sukcesu uchodzi Ludwig Erhard. Ale kto faktycznie stworzył markę niemiecką?
1948
C u d m arki n ie m ie ck ie j Operacja „B ird D og” była tak tajna, że nawet w iększość tych, którzy brali w niej udział, nie wiedziała, o co tu chodzi. Od lutego do kwiet nia 1948 roku, stosując najdalej idące środki bezpieczeństwa, przewie ziono statkami z W aszyngtonu i N ow ego Jorku przez Barcelonę do Brem erhaven 23 tysiące skrzyń. Stamtąd pojechały do Frankfurtu nad M enem , gdzie w piwnicach now o utw orzonego Banku Krajów N iem ieckich cenny fracht został zdeponowany. W połow ie czerwca wyruszył w dalszą drogę. Osiem set ciężarówek i kilka pociągów w yje chało na ledwie połatane szosy i tory, wioząc skrzynie do filii central nych banków krajowych. W n ocy z 19 na 20 czerwca 1948 roku opera cja „Bird D og” weszła w decydującą fazę. G dy punktualnie o północy w setkach koszar rozległy się gwizdki, w zachodnich strefach okupa cyjnych N iem iec zapanował nastrój alarmowy. Tysiące ciężko uzbro jon ych am erykańskich żołnierzy stanęło w szyku. Sceneria przypom i nała w ojenną m obilizację. Długie kolum ny am erykańskich sam ochodów w ojskow ych w yru szyły do poszczególn ych banków krajowych. Po dotarciu na m iejsce żołnierze niczym legendarne „Trüm m erfrauen” - kobiety uprzątają ce pow ojenne ruiny - tworzyli łańcuchy, b y z rąk do rąk podając so bie poręczne drewniane skrzynie, przeładować je z piw nic na trans portery w ojskow e. W szystko to odbyw ało się w błyskaw icznym tem pie. W cześnie rano w niedzielę 20 czerw ca po drogach N iem iec „ Jak drugie w y z w o le n ie ” - w ięk szo ść N iem c ó w b yła d u m n a z n o w e j w a lu ty
235
Z a ch odn ich sunęły setki am erykańskich konw ojów - w szystkie pilnowane przez żoł przeprowadzana w najgłębszej nierzy z karabinami i pistoletam i m aszyno tajemnicy wojskowej, mimo wszystko to jednak cud, że nie wym i. Naturalnie żołnierze rozmawiali o za było żadnych wpadek ani gadkow ym frachcie, pow ierzonym ich opie przecieków. ce. „A le nie m ieliśm y zielonego pojęcia, co George C. Dawley, pułkownik armii przew ozim y” - opowiadał później am ery amerykańskiej, o przygotowaniach kański pułkow nik G eorge C. Dawley. O świ do dnia „X". cie skrzynie dotarły do m iejsc przeznacze nia - znanych każdem u N iem cow i punktów wydawania kartek żyw nościow ych. Tym razem jedn ak punkty te miały posłużyć do innego celu: wydawania now ych m arek niem ieckich. Był to dzień „X ” , dzień reform y walutowej - trzy lata, jed en m iesiąc i dwanaście dni po za kończeniu wojny. N iedzielny poranek, w którym zaczął się cud nie m ieckiej marki. Cenny fracht odebrali urzędnicy bankow i i pracow nicy władz nie m ieckich oraz instytucji kom unalnych. A kcję nadzorowali am ery kańscy żołnierze i n iem ieccy policjanci. Paczki banknotów w skrzy niach trzeba było jeszcze przeliczyć - sprawnie i szybko. Na zewnątrz bow iem ju ż od godziny szóstej ustawiały się gigantyczne kolejki. Set ki tysięcy ludzi stało w nieustającym deszczu i czekało. Od ósm ej ra no „każda osoba fizyczna, niezależnie od w ieku” m ogła odebrać swo ich 40 DM na głowę. Tu i ów dzie doch odziło do bijatyk, gdyż niektó rzy próbowali dostać się bez kolejki. Inni omdlewali. Ludzie klęli dużo i siarczyście. N iem cy nie m ogli się doczekać w ym iany niem al ju ż bezwartościowej marki R zeszy na nową markę niem iecką prosto spod prasy. O szczegółach reform y walutowej niem iecka opinia publiczna d o wiedziała się zaledwie półtora dnia wcześniej, w piątek wieczorem . Wielu wprawdzie czegoś się dom yślało, ale dokładny term in i konkret ne szczegóły pozostawały nieznane. Przej ście na nową walutę trzej w ojskow i guberna Niemiecka reforma walutowa byta torzy zachodnich stref okupacyjnych poleci największą operacją logistyczną li ogłosić przez radio. Gazety codzienne armii amerykańskiej od czasu wydrukow ały dodatki nadzwyczajne z na lądowania aliantów w Normandii. stępu jącym jed n ob rzm ią cy m tekstem : Edward A. Tenenbaum, kierownik „W szystkie stare pieniądze z w yjątkiem projektu wprowadzenia marki niemieckiej drobnych tracą ważność od poniedziałku. Chociaż ta ogromna akcja byta
236
[...] Nowa waluta, od 20 czerwca je dyna obow iązująca, nosi nazwę Deutsche Mark. Na początek każ dy m ieszkaniec trzech stref za chodnich otrzyma 60 marek nie m ieckich za 60 dawnych marek. Czterdzieści marek zostanie w ypła conych natychmiast, a pozostałych 20 m iesiąc później. Wymiana na stąpi w niedzielę, w punktach w y dawania kartek żyw nościow ych” . Tajemnica, jedn a z najlepiej strze żonych w latach pow ojennych, zo stała ujaw niona. S iedem dziesiąt m iliardów marek Rzeszy, jakie b y ły w obiegu, zastąpiono 5,7 miliar „Operacja Bird Dog” - z zachowaniem da m arek niem ieckich o ogólnej najściślejszych środków ostrożności wadze 500 ton. Siedem dziesiąt pro rozwożone są po kraju skrzynie cent wszystkich N iem ców w am e z nowymi banknotami rykańskiej, brytyjskiej i francu skiej strefie okupacyjnej otrzymało nowe pieniądze ju ż pierwszego dnia m iędzy godziną 8 rano a 8 wieczór. Reszta musiała czekać do p o niedziałku. Żadna akcja w czasach pow ojen n ych nie zapadła tak głębok o w zbiorow ą pam ięć N iem ców , ja k reform a walutowa. Spadła na nich jak grom . Dla je d n e g o ze św iadków epok i była „n iczym drugie w y zw olenie” , dla in n ego - ja k dośw iadczenie zm ysłow e: „W dom u p oło żyliśm y pieniądze na stole, patrzyliśm y na nie, na te now e ban k n o ty, były całkiem fajne, w szystko w yglądało tak czysto” . A m erykanie też się dziwili. P ułkow nik Dawley m ówi: „Jakość nowej niem ieckiej marki była dobra, druk wyraźnie czytelny, w całkow itym przeciw ieństw ie do marki Dwudziesty czerwca 1948 roku był rzeczywiście godziną zero. Rzeszy. B yliśm y pod w rażeniem , N iem cy Ale zupełną bajką historyczną jest najwyraźniej też” . M arka niem iecka przy to, że wraz z reformą walutową szła do ludzi z dnia na dzień, zupełnie ina automatycznie wybuchł czej niż dobre pół w ieku później euro, które w Niemczech dobrobyt. zapowiadano przez długi czas. I z dnia na Edzard Reuter o skutkach gospodarczych reformy walutowej dzień sprawiła cud: ja k za dotkn ięciem cza-
237
„Już tylko makulatura” - paczki bezwartościowych marek Rzeszy piętrzące się w niemieckich bankach po reformie walutowej
rodziejskiej różdżki zapełniły się w itryny i półki sklepowe, zionące przedtem pustką. Po latach braku w szystkiego nagle nastała zdu m iewająca obfitość i to najbardziej niew iarygodnych towarów: poja wiły się masło, m ięso, czekolada, m leko, buty, nawet garnki do goto wania i dętki do rowerów. W iele towarów ludzie znali ju ż tylko z na zwy. Nagle w szystkie te bezcen ne produkty leżały teraz przed człow iekiem . Po czasach w ielkich w yrzeczeń w ygłodniali ludzie czu li się jak w krainie pieczonych gołąbków . Ale z czarami nie miało to nic w spólnego. W łaściciele sklepów nagromadzili niepraw To było tak, że handlarz tow aram i dopodobne ilości towarów. Ponieważ marka kolonialnym i w łaściw ie nas R zeszy nieustannie traciła na wartości, przed reformą w alu to w ą oszukiw ał, bo całą piw nicę miał a jednocześnie coraz częściej krążyły pogło pełną nagrom adzonych tow arów , ski o reform ie walutowej, coraz więcej towa które przetrzym yw ał z myślą rów przetrzymywali. „Towar wyprzedany o tym dniu. Byliśm y potem bardzo term in następnej dostawy nieokreślony” , rozeźleni. tak brzmiał zwyczajowy tekst wywieszek na Dieter Hildebrandt o dniach sklepach. G dyby w ygłodniali obywatele wiepo reformie walutowej
238
dzieli, co się piętrzy w piwnicach niektórych W tym tygodniu zniszczono handlarzy, grabieże byłyby chyba na porząd najbardziej stabilną walutę ku dziennym . Dawne zdjęcia kroniki film o w Europie - walutę papierosową. wej, zrobione zaraz po dniu „X ” , pokazują Komentarz brytyjskiej gazety „News Chronicie" na temat reformy tęskne spojrzenia ludzi przed witrynam i walutowej sklepowym i. Ale też sugerują, że N iem com niejako z dnia na dzień m usiało się znacznie poprawić. Zdjęcia stworzyły mit, który po dziś dzień tkwi w ludzkich głowach - że wraz z reform ą walutową od razu zaczęło się w N iem czech Zachodnich gospodarcze przyspieszenie, ów tak często przyta czany cud gospodarczy. Nawet w ięcej - że ojciec tego cudu, późniejszy minister gospodarki Ludwig Erhard, był również twórcą nowej marki niem ieckiej. Z badania opinii publicznej wynika, że w iększość N iem ców jeszcze dzisiaj tak myśli. Ale czy tak było? Jaką siłę rzeczywiście miała marka niem iecka zaraz po starcie? I czyja to była zasługa? Po kapitulacji N iem iec 8 maja 1945 roku towarów było jeszcze mniej niż podczas w ojny. Alianci początkow o utrzymali w m ocy tzw. Zwangsbewirtschaftung, czyli gospodarkę nakazową - reglam entację połączoną z kontrolą cen. Płaciło się talonami, kartkami żyw nościo wym i, m arkam i R zeszy i tak zwanym i pieniędzm i okupacyjnym i. R e gulowało to co prawda dystrybucję, ale produktów nie przysparzało. Rządy sprawował w ięc niedostatek. Przeciętny N iem iec w pierw szych latach po w ojnie ważył marne 59 kilogram ów, dziś jest to okaza łych 74 kilo. Nie brakowało jed yn ie m arek Rzeszy. Ale że ceny były stałe, handlarze w oleli raczej chom ikow ać towary lub sprzedawać je na czarnym rynku. A tam głów nie w ym ieniało się towar na towar: m ą kę na płaszcz, kiełbasę na wełniany koc, salami na m ydło, czekoladę na śrubki. Kto miał coś na zbyciu, zamieniał to na coś innego, co m u było koniecznie potrzebne. „Zam ieniliśm y stary dywan na kozę, bo dywan m leka nie dawał” - w spom ina najstarszy stażem artysta kaba retowy N iem iec, Dieter Hildebrandt. Ale główną walutą były papiero sy. „O m arce Rzeszy m ożna było zapom nieć, za walutę papierosową dało się żyć” - potwierdza ówczesna m onachijska rajczyni Hildegard Hamm-Brücher. Ale zawsze zdarzali się ludzie, którzy tylko zwyczaj nie pomagali. „B yłem chudy ja k szczapa, nie m iałem nic na wymianę, ruszyłem w ięc w obch ód po Bawarii i żebrałem u chłopów o jajka i mą kę - prawie żaden nie odprawił m nie z kw itkiem ” - opowiada W erner Bremser, pisarz z Neu-Isenburga.
239
Nie ma wątpliwości, że w tak dramatycznej sytuacji tylko władza rządząca m ogła coś zm ienić w oku powanych Niem czech. A władzę tę sprawowali czterej alianccy guber natorzy z USA, W ielkiej Brytaniii, Francji i Związku R adzieckiego oraz ich zarządy wojskowe. Pierwsi wystąpili z inicjatywą Amerykanie. Am erykański gubernator w ojsko wy Lucius D. Clay polecił am ery kańskiem u bankierowi Josephowi M. D odge’owi oraz dwóm ekonom i stom n iem ieck iego pochodzenia, Gerhardowi Colmowi i R aym ondo wi W. Goldsmithowi, przeanalizo wanie dramatycznej sytuacji walu towej, finansowej i gospodarczej N iem iec i wskazanie dróg wyjścia. Latem 1946 roku trzej panow ie przedstawili tak zwany plan Col„Wyprzedane!” - gorączka chomikarska właścicieli sklepów ma, D odge’a i Goldsmitha (plan poważnie utrudniała zaopatrzenie CDG). Eksperci doszli do wniosku, ludności że paraliż ek on om iczn y m ożna przezwyciężyć tylko głęboką, twardą reform ą walutową i wymianą pieniędzy w stosunku dziesięć do jednego. Am erykanie byli zasadni czo zainteresowani szybkim podniesieniem się N iem iec z zapaści. Na początku 1947 roku były prezydent USA Herbert Hoover po podróży do N iem iec wystosował m em orandum , które dowodziło je g o dalekowzroczności politycznej i w zbudziło duże zainteresowanie: „P roduk tyw ność Europy m ożna przywrócić tylko wtedy, gdy zdrowe N iem cy wniosą do tej produktyw ności swój wkład” . Ale poparcie znaleźli A m e rykanie początkowo tylko u Brytyjczyków. Pierwszego stycznia 1947 ro ku doszło do gospodarczego połączenia amerykańskiej i brytyjskiej strefy okupacyjnej. Francuzów trzeba było jeszcze trochę przekony wać do amerykańskiej linii, rząd radziecki natomiast plany Am eryka nów odrzucił. Rosjanie nie przejawiali najm niejszego zainteresowania szybkim ozdrow ieniem gospodarki sw ojego przeciwnika z czasów woj-
240
Raz po raz organizowane były obławy na handlujących
ny. Najważniejsze dla nich było spełnienie ich roszczeń reparacyjnych. Poza tym prowadzili forsowną sowietyzację swojej strefy okupa cyjnej (późniejszej NRD). Od tamtej pory polaryzacja m iędzy zachodnim i strefami okupacyj nymi a strefą w schodnią postępowała błyskawicznie. A im bardziej zaostrzał się konflikt z Sowietami, tym bardziej zdecydow anie A m e rykanie zmierzali do reform y w trzech strefach zachodnich. Kierowa li się następującą logiką: okrzepłe gospo darczo zachodnie N iem cy skonsolidują Eu Już wkrótce było widać, ropę Zachodnią, a silna Europa Zachodnia że ekonom iczne uzdrow ienie stawi czoło niebezpieczeństw u ze w schodu. Europy bez gospodarczej o dbudow y N iem iec jest W czerwcu 1947 roku am erykański sekre niem ożliwe. tarz stanu G eorge C. Marshall w słynnym Walt Rostow, w 1948 roku przem ów ieniu na Uniwersytecie Harwardzw amerykańskim Departamencie kim propagował obszerny program pom ocy Skarbu, o motywach amerykańskiej dla Europy, którego centralnym punktem pomocy dla Europy na tle ogólnej były Niem cy. Plan Marshalla, oparty na zasytuacji politycznej 241
sadzie „p om ocy w sam opom ocy” , przewidywał także wsparcie dla krajów w radzieckiej strefie wpływów. M oskwa jednak na to nie p o zwoliła - i W aszyngton rozpoczął działania na własną rękę. W paź dzierniku 1947 roku A m erican Bank Note Com pany w N owym Jorku i Bureau o f Engraving and Printing w W aszyngtonie otrzym ały zam ó w ienie na w yprodukow anie now ych niem ieckich banknotów. Natu ralnie uwagi R osjan nie uszły te jednostronne działania w sprawie waluty. Teraz i oni podjęli inicjatywę. A że radziecka adm inistracja w ojskow a z pow odu braku papieru nie m ogła w ydrukow ać now ych banknotów dla swojej strefy, wydrukowała nalepki. W dniu „X ” m ia ły się one pojaw ić naklejone na starych m arkach Rzeszy. Jeszcze raz zarysował się w perspektywie przełom, gdy w styczniu 1948 roku Rosjanie zupełnie nieoczekiw anie uznali ostatnią propozycję genera ła Claya w spólnej reform y walutowej za dobrą. Ale teraz Am erykanie nie byli już zainteresowani wspólnym i rozwiązaniami. W marcu 1948 ro ku odbyła się w Londynie kon feren cja m ocarstw zachodnich, na k tó rej zapadły ważne decyzje w sprawie utworzenia przyszłego państ wa zach odn ioniem ieckiego. Sow ietów ani nie zaproszono, ani ich nie poinform ow ano o rezultatach k onferencji. W proteście opuścili 20 marca Sojuszniczą Radę Kontroli. T ym sam ym utrącony został wprawdzie instrum ent w spólnej odpow iedzialności za N iem cy, za to A m erykanie oszczędzili sobie przykrości wyjaśniania, dlaczego o d stąpili od reform y walutowej dla całych N iem iec. Lecz działaniem ograniczonym do stref zachodnich zaryzykowali także otwarte ze rwanie -je d n o stro n n a reform a walutowa zam knęła drogę do zjedn o czenia N iem iec. Operacja „Bird D og” m ogła się rozpocząć. Ale kto m iałby pokiero wać tym gigantycznym przedsięw zięciem ? Kto potrafiłby przeprowa dzić taką techniczną i logistyczną operację? Kto był w stanie podjąć to bezprecedensow e wyzwanie? Z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wprost wyobrazić, że Am erykanie powierzy li to zadanie 27-letniemu żółtodziobow i bez W końcu nie mieliśmy już żadnych obiekcji, że przez reformę jakiegokolw iek doświadczenia w sprawach walutową składamy w ofierze p ien iężn ych i w alutow ych - Edwardowi niemiecką jedność. A. T enenbaum ow i (1921-1975), m łodem u Taylor Ostrander, w 1948 roku am erykańskiem u porucznikow i pochodze kierownik amerykańskiego Urzędu nia żydow skiego, oficerow i w ojsk okupacyj ds. Cen, na temat politycznych nych, którego rodzice wyem igrowali z Polnastępstw reformy walutowej
242
ski do Am eryki. Kierownik wydziału ds. fi Tenenbaum byt osobą nansowych w am erykańskim zarządzie w oj opatrznościową dla amerykańskiej skowym , Jack Bennett, zwrócił uwagę na je administracji wojskowej. Chociaż nie miał szczególnej praktyki go błyskotliw ą in teligen cję. T en en bau m w sprawach gospodarczych, władał sześciom a językam i, ukończył studia sposób, w jaki się do tego zabrał, znakomitą pracą badawczą „N arodow y so był wprawdzie nieortodoksyjny, cjalizm a m iędzynarodow y kapitalizm ” ale zawsze błyskotliwy. i miał talent organizacyjny. „T o były niezwy Taylor Ostrander, w 1948 roku kłe czasy - tłum aczyła później Jeanette T e kierownik amerykańskiego Urzędu ds. Cen nenbaum nom inację męża. - Panowała próż nia. A m ój mąż po prostu znalazł się w e wła ściwym czasie na właściwym m iejscu. Coś takiego zdarza się tylko raz” . W dowa po Tenenbaum ie wyjaśniła też, w jak i sposób nowa walu ta otrzymała nazwę. „P ew nego dnia m ój mąż przyszedł do m nie i za pytał: «Co m yślisz o Deutsche M ark?». Chciał w iedzieć, czy to określe nie mi się podoba. A ja odpowiedziałam : «Tak, jest fantastyczne»” . Tak zrodziło się pojęcie, które ju ż kilka lat później stało się uzna nym w yznacznikiem jakości i przez ponad pół w ieku cenił je cały świat. Fakt, że N iem cy w krótce w skali m iędzynarodowej znowu za częli być szanowani, jest nie na ostatku zasługą marki niem ieckiej „dziecka” m łodego, nieznanego porucznika armii amerykańskiej. Edward A. Tenenbaum był faktycznie „ojcem marki niem ieckiej” . A N iem cy? Jaki oni m ieli w tym udział? Jaki był ich w kład do suk cesu reform y? A by uniknąć czasochłonnych dyskusji na tem aty za sadnicze, Tenenbaum postanow ił w ciągnąć n iem ieckich fachow ców dopiero w końcow ej fazie przygotowań. D w udziestego kwietnia 1948 roku prawnicy, eksperci od spraw gospodarczych i walutowych zosta li w najściślejszej tajem nicy przew iezieni przez Am erykanów na lot nisko w ojskow e k oło Kassel. N iem iecka grupa spodziewała się, że w jakiejś pięknej willi będzie w spokoju __ dyskutowała ze specjalistam i o reform ie wa Gulden, floren czy talar. Wobec lutowej, om awiając argum enty za i przeciw. mnogości proponowanych nazw dla nowej niemieckiej waluty Tym czasem zostali um ieszczeni w spartań spokojnie m ogę powiedzieć: skim budynku koszar, który m ogli opusz to ja ukułem i wybrałem nazwę czać tylko pod nadzorem . Najbardziej szo „Deutsche M ark". kujące dla n iem ieckich rzeczoznaw ców było Edward A. Tenenbaum, kierownik jednak to, że Tenenbaum przedstawił im projektu wprowadzenia marki gotowe plany i zażądał jedyn ie, b y przedłoniemieckiej
243
„Nie było żadnych wpadek” - przekazywanie worków z markami niemieckimi w Hamburgu
żonę rozporządzenia i dyspozycje w ykonaw cze reform y sform ułowali w precyzyjnym niem ieckim języku urzędniczym . N iem cy byli oburzeni. Zamiast tw órczego planowania reform y Am erykanie żądali od nich jedyn ie skrom nej pom ocy w tłumaczeniu. Grupa zagroziła, że wyjedzie. Ale gdy nikt nie miał zamiaru ich zatrzy mywać, panowie postanowili zostać - w nadziei, że m oże zdołają w y wrzeć jakiś wpływ. N iem ieccy eksperci m ieli bow iem wizję miększej reform y walutowej, z nie tak drastycznym stosunkiem wym iany i z wyrównaniem szkód dla biednych w porównaniu z bogatymi. A m e rykanie pozostawali jednak nieugięci i ani na krok nie odstępowali od swojej maksym y: najpierw reforma, a potem wyrównanie. Zrealizowa no je cztery lata później - wydając w 1952 roku ustawę o wyrównaniu szkód i strat w ojennych. Uporawszy się z „pracam i przekładowym i” , niem ieccy eksperci wydali oświadczenie, w którym odżegnywali się od wszelkiej odpow iedzialności za przyszłą reform ę walutową. Nie chcieli nadstawiać głow y za reform ę, która wszystkich ciułaczy nieja ko wywłaszczała, a przywilejowala posiadaczy majątków rzeczowych.
244
Późniejszy prezes Banku Federalnego, H el Nagle wszystko było na mut Schlesinger, uważał A m erykanów za wystawach. Dopiero w tym „dyktatorów, którzy chcą dobrze” : „Chcieli, momencie pomyśleliśmy: a to świnie, mieli przecież to wszystko żeby reform a w w ęższym znaczeniu się p o przedtem, dlaczego tego nie wiodła. A to, czy zrodzi społeczną niespra wystawiali? Ale potem stało się wiedliw ość i co należy z tym zrobić, miało dla nas jasne, że stare pieniądze być potem sprawą N iem ców ” . nie miały dla ludzi interesu w ogóle żadnej wartości; niczego Ostatnie dni przed reformą przerodziły się nie można było sobie za to kupić. w teatr absurdu pod hasłem: precz z marką Dopiero wtedy ludzie zrozumieli. Rzeszy, liczy się majątek rzeczowy. Nikt nie Rainer Barzel o dniach po reformie znał wprawdzie dokładnego terminu, ale pra walutowej wie wszyscy się przygotowywali. Panie robiły jeszcze naprędce trwałą ondulację „na zapas” , panowie oprawiali sobie zdrowe zęby w złoto. Pod koniec marka Rzeszy była traktowana jak śmieć. Pięćdziesięciom arkowe banknoty zwijano w rulonik i przypala no nimi papierosy. W sklepach prawie wcale nie było już towarów z w y jątkiem tych, które przysługiwały na kartki żywnościowe. Od 21 czerw ca 1948 roku wszystko się zmieniło. Z dnia na dzień świat stał się dla N iem ców inny. Były nowe banknoty, były pełne regały - tyle że w port felach szybko robiło się pusto. „Najpierw dobrze się najedliśmy, byli śmy zwyczajnie głodni” - m ówi aktorka Mariannę Hoppe. Późniejszy sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, Otto Schlecht, za pierw sze pieniądze kupił funt kiełbasy i „zjadł go na raz” . Erich M ende, przewodniczący FDP i minister federalny ds. ogólnoniem ieckich, m ó wi: „K upiłem w sum ie za cztery marki ćwierć kilo masła, sześć jajek, kalafior, pół kilo czereśni, a potem zrobiłem sobie puree z jajkam i sa dzonymi, podpalonym na brązowo m asłem i gotowanym kalafiorem odświętny posiłek dla uczczenia dnia nowej waluty” . Od tamtej pory N iem cy co prawda ju ż się nie staczali po równi pochyłej, ale też jeszcze nie pięli się pionow o w górę. R eform a walu towa, ch oć tak sensowna, dużej części społeczeństwa przysporzyła kłopotów. D o w ygranych należeli ci, którzy dysponow ali m ajątkiem rzeczowym, jak dom y czy grunty; przegrany mi byli ci, którzy zgromadzili oszczędności Moich pierwszych 40 marek w markach Rzeszy. Zaplanowany stosunek szybko się rozeszło, bo dostałam wymiany wynosił wprawdzie 10 do 1, ale re mandat za zbyt szybką jazdę. alny - 100 do 6,5. R ów nych szans startu nie Annemarie Renger o swoich było. Ceny wzrosły przeciętnie o 17 procent. przeżyciach związanych z dniem „X"
245
„Najpierw najeść się do syta” - po latach wyrzeczeń znów pojawiła się żywność
O ile przed reform ą było dość pieniędzy, a brakowało towarów, to po reform ie towarów było w bród, tylko że w iększości gospodarstw dom o w ych brakowało pieniędzy: „R eform a walutowa była konieczna, ale niesprawiedliwa - stwierdza była przewodnicząca Bundestagu Annemarie Renger. - Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, jak miałaby wyglądać inaczej” . Dla w iększości świadków epoki reform a walutowa stała się punk tem zwrotnym w ich własnych losach pow ojennych - oznaczała koniec nędzy i początek w ychodzenia na prostą - nawet jeśli powolniejszego, niż się to często dzisiaj wydaje. Dopiero stopniowo okazywało się, że na reform ie walutowej korzysta gospodarka narodowa. Produkcja przem ysłowa rosła, m nożyły się też inwestycje, ale konsum ent nie zbyt odczuwał tę poprawę. Ceny szybko pię” ły się w górę, dla wielu - zbyt szybko. Jak Erhard zw o ln ił hamulce i tre śd ą gospodarow ania uczynił w olność. To jest jego osiągnięcie. Georg Leber o dokonaniu Ludwiga Erharda
246
..
,
,
.
.. .
,
, ,
w>rnika 2 badan °P m u Publicznej, pod konieć 1 9 4 8 roku ponad dwie trzecie N iem ców życzyło sobie nawet powrotu cen kontrolowanych. Trudny okres trwał jeszcze kilka
lat. A o „cudzie gospodarczym ” m ożna było W memorandum mojego męża m ówić dopiero w późnych latach 50. Czło z tamtych czasów można wiekiem , który dał m u podstawy, był i jest przeczytać, że wraz z reformą walutową powstanie od razu w oczach N iem ców Ludwig Erhard, minister dwoje Niemiec. gospodarki w pierwszym gabinecie Konrada Jeanette Tenenbaum, wdowa Adenauera. To on jest dla nich do dzisiaj po Edwardzie A. Tenenbaumie, także ojcem marki niem ieckiej - a nie jakiś ojcu marki niemieckiej m łody Am erykanin o nazwisku Tenenbaum . Erhard sam pielęgnował ten mit. Gdy Tenenbaum w 1975 roku zmarł, wdowa po nim otrzymała od Erharda telegram, w którym nie m iecki polityk wyrażał się z uznaniem o zasługach Amerykanina dla reformy, ale przede wszystkim o swoich własnych. Jeanette Tenen baum uważa: „Ludw ig Erhard był niewątpliwie ważnym człowiekiem później. Ale reforma walutowa nie była akurat je g o dziełem ” . Wielka chwila Erharda nadeszła wraz z reform ą gospodarczą towa rzyszącą reform ie walutowej. I to przeważyło. Po raz pierwszy stał się aktywny w funkcji dyrektora Zarządu Gospodarki przy Radzie G ospo darczej we Frankfurcie nad M enem , swego rodzaju zalążku parlamen tu przyszłej Republiki Federalnej Niemiec. Erhard z pasją walczył o to, by po reform ie - początkowo ku utrapieniu wielu obywateli - uwolnić ceny jak o najważniejszy instrument sterowania gospodarką rynkową i nie kontrolować ich przez państwo. Strategia Erharda odpowiadała wyobrażeniom Am erykanów o polityce wolnorynkowej, m ógł więc stopniowo zwiększać swoje wpływy. Już niebawem wszystko znalazło się w jeg o gestii: gdy w 1949 roku, rok po reform ie walutowej, narodzi ła się Republika Federalna Niemiec, Ludwig Erhard był w stanie reali zować swoje plany gospodarki rynkowej, w przyszłości także bez kon sultacji z Am erykanam i - z wielką korzyścią dla swego kraju.
Powstanie, które wybuchło 17 czerwca 1953 roku we wschod nim Berlinie, do dziś jest uważane przede wszystkim za protest robotników budowlanych przeciwko podwyższonym normom wydajności pracy. Ale nowe zeznania świadków tamtych czasów i dokumenty z byłej NRD świadczą, że strajkującym chodziło o coś więcej - o wolność.
1953
Z ry w ku w o ln o śc i Horst Ballentin nie namyślał się długo. G dy ktoś powiedział: „Trzeba by zdjąć czerwoną flagę!” , wspiął się z kolegą po schodach w kolum nadzie na Bramę Brandenburską. Było to 17 czerwca 1953 roku, ok o ło godziny jedenastej rano. P ożyczonym scyzorykiem dwudziestodwu letni kierow ca ciężarówki zaczął odcinać radziecką flagę od masztu. Pięćdziesiąt m etrów dalej stali uzbrojeni żołnierze radzieccy i lekko zirytowani policjanci. Wydawało się jednak, że dw óm m ężczyznom na m onum encie to nie przeszkadza. Tysiące par oczu patrzyło zafascyno wanych na bramę, na której działo się coś niezwykłego. Po kilku pró bach w reszcie się udało: m łody człow iek trzymał w rękach flagę ra dzieckiej władzy okupacyjnej. Z e słowami „Pozdrawiam y w olny Ber lin!” cisnął w dół m okrą od deszczu płachtę. „Jak dzikie zwierzęta” opowiadał później - dem onstranci rzucili się na kawałek materiału, rozszarpali go, a strzępy spalili. O koło drugiej po południu Ballentin znowu odważnie w szedł na bramę, by w ciągnąć flagę z niedźwie dziem, sym bol zjednoczonego Berlina. Była akurat w połow ie masztu, gdy m undurow i otworzyli ogień. Ballentin poczuł drganie trafionej sztangi, zobaczył w materiale dziury po kulach. Wraz z pom ocnikiem uciekł spod gradu pocisków i ledw ie um knął przed policją ludową. Tłum wiwatował na cześć bohatera Horsta Ballentina. Ale nie był to jed yn y bohater tego dnia. Jeszcze trzy razy dem onstranci wspinali się „Ojcobójstwo” -1 7 czerwca gniew ludu zwrócił się także przeciwko radzieckiemu dyktatorowi Stalinowi
249
na Bramę Brandenburską, aby wciągnąć czarno-czerw ono-złote flagi niem ieck ie „Lepiej się sto razy pom ylić razem m im o ognia z radzieckich karabinów. W tym z partią, niż raz się jej przeciw staw ić". sam ym czasie na berlińskim Potsdam er Erich Loest, pisarz Platzu protestujący w alczyli kam ieniam i i deskam i przeciwko czołgom T-34 armii radzieckiej. Była to beznadziejna walka, walka z narażeniem życia. Co popchnęło tych ludzi 17 czerwca do takiego ryzyka? Czy był to tylko protest przeciw ko w yzyskowi gospodarczem u, czy także walka o w olność i zjednoczenie? Czy tylko powstanie robotników, czy zryw całego narodu, pragnącego zrzucić socjalistyczne pęta? Nie ma chyba drugiej takiej daty w dziejach Niem iec, która by tak trwale jak 17 czerwca 1953 roku stała się tem atem m itów i legend. Sekretarz generalny SED Walter Ulbricht sądził, że m ocn o trzyma cugle w rękach. Socjalistyczna Partia Jedności N iem iec dzierżyła ster rządów w NRD. Ale budow a „n ow ych N iem iec” w edług stalinow skiego w zorca posuwała się zdaniem U lbrichta za w olno. W 1952 ro ku zażądał „now ej polityki” , by przyspieszyć „budow ę socjalizm u” . A to znaczyło: m niej dóbr kon su m pcyjn ych, za to w ięcej przem ysłu ciężk iego i w zm ożona przym usow a k olektyw izacja rolnictwa. Ponad to należało solidnie dozbroić Skoszarowaną P olicję Ludową. W ydano na to w krótkim czasie w przeliczeniu dwa m iliardy m arek zachod nich. Skutki tych posunięć były drastyczne. W budżecie państwa ziała ogrom na dziura. Zaczęło brakować środków żywności i artykułów konsum pcyjnych. W ielu obywateli odwracało się tyłem do socjali stycznego eksperym entu. W ciągu pierw szych sześciu m iesięcy 1953 roku prawie ćw ierć m iliona osób opuściło „raj robotników i chło pów ” , w ięcej niż przez cały poprzedni rok. Ale zamiast w ypu ścić trochę pary z k ipiącego kotła, SED jeszcze zwiększyła ciśnienie. U lbricht dom agał się „zaostrzonej walki klaso w ej” : kto krytykuje ustrój, ten „podżega do w ojn y ” i jest „szpiegiem na usługach U SA” . Kto nie w ykonyw ał norm y, szybko zyskiwał m ia no „w ew nętrznego w roga” i „sabotażysty” . A by powstrzym ać dalszy upust krwi, państw o utrudniało ruch graniczny. D w udziestego ósm ego maja 1953 roku Walter U lbricht ogłosił podw yżkę norm w y dajności pracy o 10 procent. R achunek Biura Politycznego SED był prosty: jeśli norm a zostanie wykonana, w zrośnie produkcja; jeśli Było takie straszne pow iedzenie:
250
norm a nie zostanie osiągnięta - a tak było Ujawniła się istotna słabość Biura z reguły, obniży się płace robotników i ch ło Politycznego: brak więzi z masami pów w zakładach państw ow ych, a tym sa i brak odw agi do prawdy. m ym zm niejszą się koszty państwa. Jedn o Karl Schirdewan, członek KC cześn ie w zrosły cen y dóbr k on su m p cy j nych. W rezultacie robotn icy m ieli tracić do jed n ej czwartej sw oich zarobków. W zakładach zaczęło wrzeć. Zaledwie trzy m iesiące w cześniej, 5 marca 1953 roku, umarł Stalin. W dom u „w ielkiego brata” wybiła godzina zero. Nowi władcy na Krem lu, Gieorgij Malenkow, Ławrientij Beria i Nikita Chruszczów, przybra li wyraźnie bardziej um iarkowany ton w obec wroga klasowego na Za chodzie. W Europie okupowanej przez kom unistów m orderczy uścisk radziecki odczuwalnie zelżał. Nowe przywództwo Kremla poważnie brało po uwagę nawet zjednoczenie Niem iec, oczyw iście pod warun kiem ścisłej neutralności. Saksoński stalinizm Ulbrichta nie przystawał ju ż do w yznaczone go kierunku. Na początku czerw ca M oskw a wezwała niem ieck ich to warzyszy, by zm yć im głowę. Przyw ództw o na K rem lu skrytykowało ich za „b łę d n e ” trzym anie się twardej linii politycznej i nakazało na tych m ia stow y radyk alny zw rot „o 180 stop n i” . U czeń Stalina Ulbricht, którego obalenie było ju ż po cich u postanow ione, usłuchał niechętnie. Jedenastego czerwca państwo SED przyznało się do bankructwa. Biuro Polityczne wydało kom unikat, w którym zapowiedziało „now y kurs” . Produkcja artykułów pierwszej potrzeby miała wzrosnąć, tym razem kosztem budow y przem ysłu ciężkiego. Restrykcyjne podatki, nałożone na chłopów, rzem ieślników, handlarzy i zakłady prywatne, zostały cofnięte. W ywłaszczone grunty m iały zostać zwrócone, a pro cedura ponow nego osiedlenia obywateli zbiegłych z NRD - uproszczo na. Zm ianą kursu kierownictwo partyjne przyznało się do poważnych błędów. Wykorzystali to polityczni przeciw nicy Ulbrichta. Członkowie Biura Politycznego, m iędzy innym i „naczelny ideolog” Fred Oelssner, szef Stasi W ilhelm Zaisser i szef centralnego organu prasowego SED „Neues D eutschland” R u d olf Herrnstadt, zaczęli dem ontować tron se kretarza generalnego i publicznie krytykowali Ulbrichta. Działacze partyjni poczuli się niepewnie. Jak w ytłum aczyć społe czeństwu radykalną zm ianę kursu, nie tracąc za bardzo twarzy? Oby watele „państwa robotników i chłopów ” przyjęli deklarację z radością
251
i niedowierzającym zdum ieniem . W zakładach rozpoczęły się gwał towne dyskusje: dlaczego SED kazała usunąć słowo „socjalizm ” ze w szystkich haseł? W dzikich spekulacjach dom niem ywano nawet końca partii i rządu. Zakiełkowała nadzieja na zjednoczenie Niemiec. Ale uwagi robotników nie uszło, że „now y kurs” nie zniósł jed n ego podw yżki norm w ydajności pracy. R ozległy się pierwsze nawoływania do strajku. Posłuch znalazły przede w szystkim u robotników budow lanych, gdyż obniżką zarobków szczególnie byli dotknięci murarze, betoniarze i cieśle. Zim ą sezonow o zwalniani, a w ięc pozbawieni do chodów , nie m ogli sobie pozw olić na dalszą utratę zarobków. M usieli energicznie bronić swoich interesów - i tak zrobili. Hasło zostało rzucone 13 czerwca, na zakładowej w ycieczce załogi VEB-Industriebau. Po spożyciu niemałej ilości alkoholu brygadzista Alfred M etzdorf wezwał w szystkich berlińskich robotników budowla nych, by w przyszły poniedziałek przerwali pracę. Dwa dni później robotnicy pracujący na budow ie szpitala w berliń skiej dzielnicy Friedrichshain wystosowali list protestujący do pre miera Ottona Grotewohla. Jedyne, czego żądali, to wycofania dziesię cioprocentow ej podw yżki norm w ydajności. Jeżeli nic się nie zmieni, będą strajkować. W iadom ość szybko się rozeszła, przede wszystkim wśród robotników na budow ie alei Stalina, „pierwszej socjalistycznej ulicy w N iem czech” . W spółpracownicy Grotewohla radzili zignorować rezolucję. W Berli nie panuje spokój i jeśli się nie okaże słabości, nadal nie będzie się cze go obawiać. Ewentualnego strajku robotników budowlanych też m oż na się nie bać: „G dy delegacja strajkujących przejdzie po czerwonych dywanach urzędu premiera, poczuje się tak onieśmielona, że całkiem spokornieje” - brzmiała lapidarna ocena członka sztabu Grotewohla. Ulbricht zareagował bardziej jednoznacznie. Na wieść o planowanych dem onstracjach i strajkach przeciwko podw yżce norm szef SED, nie dawno tak ostro skarcony, uderzył pięścią w stół i wrzasnął z w ściekło ścią: „T o w ogóle nie w chodzi w rachubę. Nie w ycofam y się” . Artykuł, który następnego dnia, 16 czerwca, ukazał się w gazecie związków zawodowych „Tribüne” , dopełnił kielich goryczy. Robotnicy przeczytali, że reprezentacja ich interesów uważa podniesienie norm wydajności pracy „w całej rozciągłości za słuszne” . Miara się przebrała. Rano budow lańcy z bloku 40 alei Stalina spontanicznie odłożyli kielnie i łopaty. Uformował się poch ód i ruszył do dzielnicy rządowej przy Wil-
252
helmstraBe. Napisy na transparentach głosi Pochód demonstracyjny ły: „Precz z podwyżką norm pracy!” . Coraz pracowników budowlanych z alei więcej robotników budowlanych przyłączało Stalina przekształcił się w pochód wschodnich berlińczyków, się do pochodu i w krótce było ju ż słychać dobrowolny, spontaniczny pochód pierwsze szydercze zawołania: „Pow iedzcie demonstracyjny, jakiego od czasu Pieckowi, Ulbrichtowi, Grotewohlowi - w ię rewolucji 1918 roku te lipy nie cej masła i tańszego dobrze nam robi” . „B ro widziały. da w szpic, brzuch i okulary to nie wyraz na Z manuskryptu redaktora radia RIAS, rodu w oli!” . Stopniowo żądania dem onstran Waltera Gerharda, z 16 czerwca 1953 roku tów stawały się coraz odważniejsze. Pod hasłem: „Berlińczycy, chodźcie z nami, chce m y ludźm i być w olnym i” , pochód szybko urósł do 10 tysięcy ludzi. Podniósł się nie tylko w schodni Berlin. Cała NRD tylko czekała na sygnał ze stolicy. Szesnastego czerwca rano „ludzie pracy” w Halle i Lipsku, Dreźnie i Eisleben przerwali pracę. W krótce strajkowano niemal w e wszystkich okręgach NRD. Po dotarciu pod w schodnioberliński budynek rządowy, tak zwany dom ministerstw, dem onstranci zaczęli się dom agać: „N iech wyjdzie Ulbricht! Chcem y usłyszeć Ulbrichta” . Ten odm ów ił - pada deszcz, w ięc wkrótce się rozejdą, kalkulował szef SED. Ale się pomylił. Strajkujący odnieśli jednak pod „dom em ministerstw” pierwszy sukces. Chyba koło południa 16 czerwca Biuro Polityczne podjęło boles ną decyzję: w ycofanie podwyżki norm. Ale gdy minister przemysłu Fritz Selbm ann - jeden z niewielu funkcjonariuszy partyjnych, którzy odważyli się w yjść przed gm ach - chciał o tej decyzji poinform ować de monstrantów, im już to nie wystarczyło. Naraz rozległy się żądania „w olności” i okrzyki „precz z rządem” . Cały esedowski system znalazł się nagle pod pręgierzem. Z e zdobytego radiowozu hasło „strajk gene ralny” zostało rozgłoszone po całym m ieście. Wielu demonstrantów na wet nie wiedziało, czym jest strajk generalny. Erika Sarre z FDJ w spo mina: „W ytłum aczono mi, że jutro nikt z nas nie pójdzie do pracy. M o ją pierwszą myślą było: «To pieniędzy też nie dostanę»” . Nadzieje zwróciły się ku Zacho Powiedziałem sobie: dowi. Jak zareagują na powstanie zachodni „To historyczna chwila, Berlin i RFN, jak zareagują Am erykanie? musisz przy tym być". Czy pom ogą, czy staną u naszego boku? I byłem, aż do smutnego końca. Redaktorzy kierowanej przez Am eryka Dr Klaus Konitzer, wówczas asystent nów rozgłośni radiowej RIAS w zachodnim w berlińskiej klinice Charite
253
B erlinie dostrzegli historyczną szansę. „G los w olnego świata” , od lat regularnie słu do każdego mieszkańca strefy chany przez ludzi w tej części Niem iec, któ radzieckiej z przestrogą, by ani dramatyczna sytuacja, ani ra znalazła się pod okupacją radziecką, prowokacja nie skłoniły go chciał pom óc. „Zdaliśm y sobie sprawę, że do nierozważnych działań. Nikt jest to sytuacja rewolucyjna” - wspom ina nie powinien narażać na ów czesny redaktor naczelny RIAS-u, Egon niebezpieczeństwo ani siebie, ani otoczenia. Zasadnicza zmiana Bahr. Po południu przybyła do rozgłośni de waszego bytu może nastąpić legacja strajkujących ze w schodniego Berli i nastąpi dopiero wtedy, gdy na. „Wezwali nas, byśm y ogłosili strajk ge Niemcy odzyskają jedność neralny w strefie w schodniej, a właściwie i wolność. żebyśm y do niego wezwali. No, dech nam Oświadczenie ministra zaparło” . Z pom ocą Bahra i je g o redaktorów ds. ogólnoniemieckich, Jakoba Kaisera, z 16 czerwca 1953 roku delegacja sformułowała rezolucję: natych miastowa redukcja norm pracy, obniżka kosztów utrzymania, wolne i tajne w ybory oraz amnestia dla strajku jących. Postulaty, wraz z wezwaniem do strajku generalnego, jeszcze 16 czerwca w ieczorem poszły w eter. Am erykanie wpadli jednak w panikę. Do RIAS-u przyszła z Wa szyngtonu dyrektywa, żeby nie robić niczego, co m ogłoby sprow oko wać Sowietów: „D o nothing that could provoke the Soviets!” . „R adio w olności” musiało się ograniczyć do jak najbardziej neutralnego infor mowania o wydarzeniach w drugiej części Niemiec. Określenia „strajk generalny” nie w olno było używać. Zaprzepaszczona została wielka szansa - tak uważa dzisiaj Egon Bahr: „T o było tragiczne - chcieliśm y pom óc i nie m ogliśm y. To byłoby łatwe - płom iennym wezwaniem p o stawić na nogi zachodni Berlin. Fakt, że tak się nie stało, ma wagę hi storyczną” . Rząd federalny w Bonn również zachowywał się niezwykle ostroż nie. Czy dem onstracje nie są czasem protestami zainicjowanym i przez w ładców z SED? Czy reżim ch ce pokazać swoim „now ym kur sem ” , że nagle poważnie traktuje troski obywateli? Tego w ieczoru m inister ds. og óln on iem ieck ich Jakob Kaiser wzywał N iem ców w schodnich do pow ściągliw ości: niech m ieszkańców strefy radziec kiej ani dram atyczna sytuacja, ani prow okacja „nie skłoni do nieroz w ażnych działań” . W budynku Friedrichstadt-Palast w przeddzień 17 czerwca SED zwołała posiedzenie aktywu partyjnego. Biuro Polityczne czuło się Mimo wszystko zwracam się
254
pewnie - spełniło przecież żądanie zniesienia Friedrichstadt-Palast. Zjazd partii wyższych norm pracy. Ulbricht w porywają rozpoczął się o godzinie 20.00. cej jak na niego m owie wezwał partię do Obecni m.in. premier Otto Grotewohl, Walter Ulbricht zwarcia szeregów i do gotow ości w walce i członkowie KC. Siły porządkowe z „zachodn ioberliń skim i prow okatoram i” . w alei Stalina nie wkroczyły do Ale kryzys bynajm niej nie został przezwycię akcji, gdyż za dużo było tam żony. Pod bramą Friedrichstadt-Palast nadal dzieci. Młodociani awanturnicy przed Friedrichstadt-Palast zostali trwały protesty. Niedawno odnaleziony pro rozpędzeni przez silne grupy FDJ tokół Policji Ludowej odnotowuje o godzinie i partię. 20.20 „300 m łodocianych pod gm achem Fried Protokół Policji Ludowej, richstadt-Palast, którzy się tam awanturu 16 czerwca 1953 roku, godz. 20.20 ją ” . Także w innych m iejscach w schodniego Berlina jeszcze do późna w n ocy grom adzili się ludzie, by dyskutować i demonstrować. Podczas gdy sytuacja w Berlinie się zaostrzała, na Krem lu dzwony biły na alarm. Grożący upadek reżim u NRD pokazał now ym szefom Kremla, jak chw iejna była ich władza nad Europą W schodnią i Środ kową. M oskwa musiała w ięc znowu w zm óc uścisk. Plany dotyczące zjednoczon ych i zneutralizowanych N iem iec poszły w kąt. Jeszcze tej samej n ocy rząd radziecki postawił w pogotow iu swoje oddziały sta cjonujące w e w schodnich N iem czech. „T o była błyskawiczna reakcja na błyskaw icznie rozwijającą się sytuację. Powstanie całkiem nas za skoczyło” - w spom ina Walentin Falin, wówczas dyplom ata w radziec kim M inisterstwie Spraw Zagranicznych. K onfliktow i nie dało się już zapobiec. Wezwanie do strajku generalnego rozeszło się w nocy niczym wici ogniste po całej NRD. Już o świcie 17 czerwca robotnicy ciągnęli do centrum miasta. O siódm ej rano stały prawie wszystkie zakłady we w schodnim Berlinie. Ale form owali się nie tylko „ludzie pracy” w strugach deszczu przyłączali się do pochodu robotników uczniowie i studenci, gospodynie dom ow e i em eryci. Fundam ent państwa kruszał. W całym kraju robotnicy przerywali pracę. W Leunie, Bunie, fabryce farb W olfen - przede wszystkim w wielkich zakładach - już w cześnie rano powstały kierownictwa strajków. Form ułowane katalogi żądań miały siłę dynamitu: dalsze obniżki norm w ydajności i ustąpienie rządu, rezygnacja z tworzenia armii NRD i w olność dla w ięźniów politycznych, likwidacja granicy m iędzy strefami okupacyjnym i, w olne w ybory i - zjednoczenie Nie-
255
m ieć. W Bitterfeldzie, Halle, Lipsku, Merseburgu, rejonie M agdeburga, w Jenie czy Geże będziemy wolni. A tu zaczęta rze, w Brandenburgu czy Görlitz - wszędzie się strzelanina. wrzało. Jak wynika z ostatnio przebadanych Gunter Sandow, robotnik budowlany w alei Stalina akt w archiw ach w sch od nion iem ieck ich , w protestach 17 czerwca uczestniczyło od m iliona do półtora m iliona osób w ponad 500 m iejscow ościach NRD znacznie w ięcej, niż dotychczas przypuszczano. Ośrodkiem powstania ludow ego pozostał w schodni Berlin. W czes nym popołudniem 50 tysięcy dem onstrantów przeszło przez Bramę Brandenburską, na przedzie - trzej m łodzi robotnicy z czarno-czerwono-złotym i flagami. Z tysięcy gardeł rozbrzmiał niem iecki hymn. W trzeciej zwrotce jest m owa o tym, co tym czasem stało się dla de monstrantów najważniejsze: jedn ość, prawo, wolność. N iedaleko, pod „dom em ministerstw’’, 500 policjantów stanęło naprzeciw ponad 25 ty sięcy demonstrantów. Doszło do starć, policjanci użyli pałek. Tu i ów dzie robotnicy zdołali przekonać funkcjonariuszy o słuszności swojej „sprawy” . Niektórzy policjanci w śród wiwatów ludzi stojących d ook o ła zdejm owali i wyrzucali mundury. Atm osfera z godziny na godzinę stawała się coraz bardziej w ybucho wa, protest przerodził się w powstanie rozw ścieczonego narodu. Gniew ludzi zwracał się najpierw przeciw insygniom esedow skiego państwa. Zrywali transparenty z propagandowym i hasłami i wszechobecne fla gi. W ogniu stanęły lokale partyjne i kioski z gazetami. Pękały szyby w oknach wystawowych znienawidzonych państwowych sklepów HO (Handelsorganisation). Pastwą płom ieni padł we w schodnim Berlinie Columbus-Haus [nowoczesny biurowiec, m ieszczący także sklep HO i posterunek policji - przyp. tłum.]. W całej NRD przypuszczono szturm na ponad 20 budynków więziennych i uwolniono około 1300 więźniów. Rozjuszony tłum rzucał się nawet na ludzi. Zlinczował około 20 osób policjantów, szpicli Stasi, funkcjonariuszy SED. M iędzy demonstrują cych wmieszali się liczni m łodociani z zachodniego Berlina. W chwili kryzysu najważniejsze organy reżimu całkowicie zawiod ły. Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwa straciło kontakt ze swoimi jednostkam i zewnętrznym i - około południa tajna policja była fak tycznie odcięta. Skoszarowana Policja Ludowa sama nie interwenio wała, by powstrzym ać zryw narodowy. D opiero gdy nadeszły radziec kie rozkazy, ruszyła do akcji. Myśleliśmy już, że się udało,
256
Kierownictwo SED uciekło tym czasem do Typow e było też to, że niektóre kwatery głównej armii radzieckiej w dzielni rozhisteryzow ane kobiety, cy Karlshorst. „K to będzie potem budował niew yglądające na robotnice, tylko na zachodnioberlińskie kom unizm , jeśli m y padniem y ofiarą kontr prostytutki, w ygłaszały bardzo rew olucji?” - powiedział tego dnia później podżegające m ow y przeciwko szy następca Ulbrichta, Erich H onecker. rządow i i SED. Funcjonariusze partyjni, niczego nie rozu Protokół funkcjonariusza Wolnych miejąc, patrzyli na „sw ój” lud, który właśnie Niemieckich Związków Zawodowych powstał przeciw ko nim. dotyczący wydarzeń z 17 czerwca Rząd NRD faktycznie nie m iał ju ż w ła dzy, gdy z pom ocą przyszedł m u „w ielki brat” . We w czesnych godzi nach porannych armia radziecka zajęła pozycje w new ralgicznych punktach. Jej czołgi sunęły po drogach w całym kraju. Połowa z 22 dy wizji stacjonujących we w sch odnich N iem czech została postawiona
„To jest powstanie narodowe” - zamieszki na Potsdamer Platzu 17 czerwca 1953 roku
257
w stan gotow ości. „M oskw a zarządziła ogłoszenie stanu w yjątkow e go na pierwszą po południu. Trzeba ja k najszybciej zakończyć tę «awanturę». Kilka m inut po pierwszej cała sprawa będzie załatwio na” - uspokajał przyw ództw o SED W ładim ir Siem ionów , W ysoki K o misarz Związku R adzieckiego w N iem czech. Gdy Horst Ballentin około godziny jedenastej ściągał z Bramy Brandenburskiej czerwoną flagę, był to w obec nadjeżdżających czoł gów radzieckich już tylko akt sym boliczny. Walentin Falin wspomina: „G dy radziecka flaga została zerwana z Bramy Brandenburskiej, każ dy pomyślał: no i stało się. Teraz to ju ż nie jest wewnętrzna sytuacja w NRD, tu chodzi o coś w ięcej” . W krótce wszędzie czołgi ruszyły na demonstrantów. R yk m otorów i chrzęst gąsienic na ulicach wystarczy ły, by w iększość ludzi rzuciła się do ucieczki. Najodważniejsi brali się pod ramię i raz po raz szli na metalowe monstra. Na Potsdamer Platzu kilku niezłom nych atakowało czołgi kam ieniam i wyrwanymi z ulic. Jeden z dem onstrantów próbował wsadzić drąg w koła T-34, jednak bez efektu. Z M oskw y nadeszła instrukcja do oddziałów radzieckich, by „nie oszczędzać kul” i „działać twardo” . Nieważna jest liczba ofiar, chodzi „bardziej o sprawę” . Stan wyjątkow y w e w schodnim Berlinie jeszcze się nie rozpoczął, a ju ż o 12.45 policja zachodnioberlińska zarejestro wała pierwsze strzały. Tenże raport policji odnotow uje o godzinie 14.28 pierwszą ofiarę śmiertelną: „1 osoba, strzał w głowę (nie żyje)” . Powstanie zostało zm iażdżone. Czołgi w jechały w tłum dem on strantów. Z e w szystkich stron dobiegał terkot karabinów m aszyno wych, słychać było strzały. O gień otworzyła także Skoszarowana P o licja Ludowa. „Strasznie b yło patrzeć, jak rozlegały się salwy i m asy ludzkie padały na ziem ię. W idać było, ja k po kilka osób na raz prze wraca się i toczy po ziemi, zalanych krwią” - opisuje jed en ze świadków naocznych sytuację na Potsdamer Platzu. W śród ludzi w ybuchła panika, w ielu u cie Policja Ludowa i - o ile można kało przez granicę m iędzy sektoram i do za było rozpoznać - także Rosjanie w nieregularnych odstępach czasu ch odn iego Berlina. strzelali z karabinów maszynowych W pozostałej części radzieckiej strefy ok u i pistoletów do demonstrantów pacyjn ej sytuacja w yglądała pod obn ie. u zbiegu Leipziger Straße W 167 z 217 powiatów m iejskich i ziem skich i Potsdamer Platzu. ogłoszono stan wyjątkowy. Tu też zwycięży Protokół policji zachodnioberlińskiej, 17 czerwca 1953 roku, godz. 12.45 ły czołgi i karabiny, zginęli ludzie.
258
Wieczorem 17 czerwca było już po wszyst Żołnierze, którym nieustannie kim, przynajmniej w stolicy. Powstanie zostawmawiano, jakie to „osiągnięcia" io stłumione. O godzinie 21 Ulbricht i Wysoki przyniosła im rewolucja bolsze wicka, nagle mieli poczucie, że Komisarz Siem ionów spotkali się w Karlshorprzejęli rolę wojsk carskich, które ście na naradzie sytuacyjnej. Powstała legen w Petersburgu musiały strzelać do da o dniu „X ” - dniu, w którym „imperialiści” robotników. chcieli od strony zachodniego Berlina „zajść Major Armii Radzieckiej, zbiegły po z flanki” NRD i zaprowadzić „faszystowskie 17 czerwca do zachodniego Berlina rządy” . Ta oficjalna wersja przyczyn powsta nia narodowego obowiązywała w NRD przez ponad trzydzieści lat. Zachód zachował się ow ego historycznego dnia bojaźliwie i zbyt ostrożnie. W aszyngton ocenił sytuację jak o nieprzewidywalną, nie chciał dolewać oliwy do ognia. Prezydent Eisenhower i je g o doradcy bali się III w ojny światowej. Policji zachodnioberlińskiej polecono za bezpieczyć granicę m iędzy sektorami, aby nie dopuścić zachodnich berlińczyków do udziału w rozruchach. Burmistrzowi zachodniego
-Szybko zakończyć tę awanturę” - Policja Ludowa i radzieckie czołgi zbrojnie dławią powstanie
259
Berlina, Ernstowi Reuterowi, który akurat przebywał na konferencji w Wiedniu, odm ów iono m iejsca w am erykańskim sam olocie w ojsko wym. Także zachodnioniem ieccy politycy usiłowali zrobić wszystko, by nie stało się nic, co m ogłoby zostać odebrane jak o ingerencja w sprawy NRD. Kanclerz Konrad Adenauer wyraził sympatię dla „w ielkiego obwieszczenia woli w olności przez naród niem iecki w stre fie radzieckiej” , ale też nadzieję, że nikt nie da się „sprowokować do nierozważnych działań” . Wielu w olałoby usłyszeć od kanclerza wyraź niejsze słowa, ale Adenauer miał związane ręce. Pierwsze powstanie narodowe w kraju podbitym przez Sowietów skończyło się wielką daniną krwi. Dotychczas historycy zakładali, że było około 125 zabitych, z now ych badań natomiast wynika dwukrot nie większa liczba ofiar śm iertelnych. Setki ludzi doznało obrażeń, niekiedy ciężkich. Osiemnastu żołnierzy radzieckich w M agdeburgu straciło życie z w yroku sądów doraźnych, ponieważ odm ów ili strzela nia do robotników. E gzekucji dokonano także na m ieszkańcu zachod niego Berlina - bezrobotny Willy Góttling, który faktycznie tylko jako niem y obserwator przyglądał się protestom , został oskarżony o to, że jest „zachodnim organizatorem powstania” . D okonano 6 tysięcy aresz towań. W ysokość kar więzienia, zasądzonych w trybie przyspieszo nym, wyniosła w sum ie 8 tysięcy lat. Po 17 czerwca jeszcze przez kilka tygodni wybuchały raz po raz pro testy i strajki, ale pozostały bez w iększego echa. Nieoczekiwanie beneficjentem krwawego dnia okazał się Walter Ulbricht. Sekretarz generalny SED, który żałosną polityką przyczynił się do powstania, wyszedł z opresji um ocniony. Przywództwo radziec kie nie zaryzykowało i nie porzuciło go jak o kozła ofiarnego, tylko udzieliło m u poparcia. Ulbricht wystąpił ostro w obec przeciwników, a swoich oponentów w partii kazał po prostu aresztować. Poza tym zm obilizował państwo przeciw ko narodowi. W ciągu zaledwie kilku lat stworzył regularną armię - Narodową Arm ię Ludową. Stasi zamienił w „tarczę i m iecz partii” , perfidne narzędzie ucisku w rękach Biura Politycznego. Na koniec otoczył naród murem - 17 czerwca miał się już nie powtórzyć. To, co przeżywamy tutaj Politycy w N iem czech Zachodnich ogłosi w Berlinie i w strefie wschodniej, li 17 czerwca sym bolicznym „dniem jedności jest przestrogą, jest wicią ognistą dla całego wolnego świata. niem ieckiej” . Zjednoczenie z zachodem nie było jednak naczelnym postulatem dem onErnst Reuter, 18 czerwca 1953 roku
260
strantów ow ego przełom ow ego dnia 1953 ro Trzeba stwierdzić, że wbrew ku. Także SED deklarowała jako jed en ze zaleceniu Biura Politycznego nie swoich celów jed n ość Niem iec - aczkolwiek udało się nam dotychczas ustalić, kto stał za puczem 17 czerwca. pod płaszczykiem neutralności. A właśnie Ernst Wollweber, sekretarz stanu przeciwko partii zwrócił się głównie gniew ds. bezpieczeństwa państwa, ludzi. Żądanie w olnych w yborów przesłoniło na konferencji służbowej w grudniu wszystko. Protest nie miał innego celu, jak 1953 roku tylko likwidację socjalizmu w NRD. Siedem nasty czerwca był przede wszystkim wicią ognistą wolności. Lecz praw dziwie wolne w ybory przypuszczalnie pociągnęłyby za sobą zjednocze nie Niemiec. G dyby nie radziecka interwencja wojskowa, powstanie prawdopodobnie by się powiodło. Ponad trzy i pół dziesiątka lat Niem cy na w schodzie i zachodzie musieli czekać, aż los da im kolejną szan sę. Jesienią 1989 roku czołgi zostały jednak w koszarach. Ziścił się sen o w olności i jedności.
J 3 Z K e n n e d y: K h e t h M S w * B \0 Ö (ld w H
a
u
k
. „ . h -, k ........................ £
5
s '
D H ^ W ***»>-«-»♦*•»«—1
^
¡ ;
mil KrwÄ.n
-
l B
■rt
í
l o
c
k
a
d
e
elt ------
T^ HL B B S S
D E R T \G E S S P IE G E ««»»•***•**** ,s *nMI “w
ennedys G egenschlaq: K u ba «~él------ktU«) left w ird blockiert
P
1’ ri'fcW nt KniiH 'ii' \
I
s,*tbb»rksMlr iiln-f Kuba ., IG D
0 E Ä
T A G m W.x WaAo üVx r KuW
Kenn
e,\v v erh ä n g V^\ vkm"
W
m
i
vojaivnojkidt
:-^jgatuaginmB't*n««.
I?f f
m»,, •»■,... ■ ■
■ « ■nn ¡a
Kennedy verhängt Blockade ' gegen Kuba tnslt Wanum n tit U«|ms sun
Nr rttt I t k e t a k u t t
_ÉfeS£& Üj¿SijlÍÉ£. » * » liiiwisdihta-
W październiku 1962 roku samoloty amerykańskie odkryły, że Związek Radziecki stacjonuje na Kubie rakiety średniego zasięgu. Dla USA oznaczało to śmiertelne zagrożenie, gdyż rakiety mogły w ciągu kilku minut zniszczyć większą część kraju. Prezydent Kennedy musiał działać. Nowe dokumenty rosyjskie potwierdza ją, że świat był o włos od atomowego piekła.
19 6 2 O d lic z a n ie d o III w o jn y św ia to w e j „Staliśm y tak blisko nad przepaścią nuklearną. I zapobiegliśm y w y mianie ciosów atom owych nie dlatego, że m ieliśm y zdolne kierow nic two, ale dlatego, że po prostu m ieliśm y szczęście. Tak naprawdę nikt z nas wówczas nie zdawał sobie sprawy, jak blisko byliśm y katastro fy” . Powiedział to nie kto inny, jak ów czesny sekretarz obrony w rzą dzie K e n n ed y eg o Robert McNamara, w spom inając kryzys kubański z października 1962 roku. Zupełnie innego zdania jest były amerykań ski generał David Burchinal: „N igdy nie byliśm y dalej od w ojny nu klearnej niż podczas kryzysu kubańskiego, nigdy nie byliśm y dalej!” . Kto ma rację? Dzisiaj, po zakończeniu zim nej w ojny, gdy otworem stoją archiwa na W schodzie i na Zachodzie, m ożem y sobie w yrobić pogląd na to, w jak i sposób lu dzkość w 1962 roku uszła cało. W ielu świadków ep o ki wypow iada się po raz pierwszy, a niektórzy bardziej otwarcie niż kiedykolw iek przedtem , na tem at ów czesnych m otywów, planów i wydarzeń, a także zagrożeń, b łędn ych ocen i głupich wpadek. Pewne jest, że w decydu jących m om entach rywale w W aszyngtonie i M oskw ie zatrważająco m ało o sobie w iedzieli, że często nie było ja sne, kto dow odzi na potencjalnym froncie, że zdarzały się fałszywe alarmy. „Strach przed wojną atomową” - zachodnioberlińskie gazety donoszą o wybuchu kryzysu kubańskiego
263
Służby w yw iadow cze nie potrafiły roz szyfrow ać zam iarów drugiej strony - także inwazją Amerykanów inform acje na tem at faktycznej siły m ilitar i rozmieszczenie naszych rakiet w bezpośredniej bliskości USA, nej na K ubie były niewystarczające. Dla aby stworzyć stan równowagi. przykładu: W aszyngton nie wiedział, że na Oleg Trojanowski, doradca w yspie trzciny cukrow ej jeszcze przed roz Chruszczowa ds. polityki m ieszczeniem radzieckich rakiet średniego zagranicznej i dalekiego zasięgu w październiku 1962 ro ku znajdowała się taktyczna broń jądrowa, która m ogła być użyta przeciw ko inwazyjnej armii USA. M ogło w ówczas szybciej dojść do w ojny atom ow ej, niż się w ydaw ało K en n edy’em u i je g o doradcom . „O dliczanie do III w ojny światowej” rozpoczęło się 14 października 1962 roku. Ze zdjęć zrobionych przez am erykański samolot zwiadow czy wynikało, że Związek Radziecki stacjonuje na K ubie rakiety śred niego zasięgu, które w ciągu kilku m inut m ogą dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. M łody am erykański prezydent stanął w obec trudnej decyzji. John F. K ennedy powołał złożony ze znakom itych fachow ców sztab kryzysowy, tak zwany ExComm. Czy należy zacisnąć zęby i p o godzić się ze stacjonowaniem rakiet, czy też okazać twardość - ryzy kując eskalację aż po wym ianę ciosów atom owych? Doradcy nie byli zgodni: podczas gdy Jastrzębie” opowiadały się za atakami z pow ie trza czy nawet inwazją, „gołęb ie” radziły pertraktacje z Sowietami, a w razie konieczności także blokadę morską. Tym czasem w M oskwie radziecki szef partii Chruszczów k onfero wał z Biurem Politycznym . Początkowo ulegał złudzeniu, że Kennedy m oże pogodzi się z faktem stacjonowania rakiet na Kubie. Człowiek na Kremlu pom yślał o am erykańskich rakietach atom owych u swoich własnych granic. Czy równe prawa nie przysługują obu stronom ? I czy przy okazji nie m ożna pokazać światu: m y też jesteśm y superm ocar stwem? Ale chciał wyjaśnić to Stanom Z jednoczonym dopiero później. Rozm ieszczenie rakiet na K ubie - „operacja Anadyr” - było najwięk szym tajnym przedsięw zięciem w okresie zim nej wojny. Fidel Castro z m ieszanym i uczuciam i wyraził zgodę na instalację rakiet. N ie dla Celem była ochrona Kuby przed
Jak można uniknąć ryzyka wojny, a jednocześnie pozbyć się r a k ie tto był zasadniczy problem. Robert McNamara, amerykański sekretarz obrony
264
, w ła s n e J
,
. .
ochr°n y , ja k pow iedział, lecz ze w zględu na w iększą sprawę —na rew olucję Światową. Dla takiego celu był wprawdzie gotów „p on ieść ofiarę” - ale czy aż do sam o
unicestw ienia? Później nie kto inny, tylko Minister spraw zagranicznych sam szef Krem la stwierdził, że je g o zda Gromyko spotkał się niem „m áxim o lider” wywarł na nim wraże z prezydentem w środę przed poniedziałkiem, w którym nie desperado. poinformowaliśmy przez Opinia publiczna jeszcze nic nie w iedzia telewizję, że mamy zdjęcia ła o groźbie eskalacji. Po południu 18 paź dowodowe. A Gromyko twierdził, dziernika K ennedy przyjął w B iałym D om u że nie ma tam żadnych rakiet. szczególn ego gościa - A ndrieja G rom ykę, Robert McNamara, amerykański sekretarz obrony ministra spraw zagranicznych Zw iązku R a dzieckiego. G rom yko ośw iadczył prezyden towi, że na K ubie nie ma rakiet. W yraźnie go zwodził. Po je g o odjeździe nerw y puściły: „T en kłam ca!” - rozległo się w Białym Dom u. Od tamtej pory nikt ju ż tam ‘G rom yce nie ufał. K ennedy m usiał teraz podjąć decyzję. Każdy fałszyw y krok m ógł w yw ołać reakcję łańcu chową. Prezydent U SA wiedział, że stawką jest przetrwanie całych cywilizacji. Świat dopiero siódm ego dnia po w ykryciu rakiet miał się dow ie dzieć o grożącej eskalacji. Dwudziestego drugiego października rano opinia publiczna wiedziała tylko tyle, że coś wisi w powietrzu. Tytuły z pierwszych stron gazet brzmiały: „K ennedy przem ówi do narodu” i „Sprawa najwyższej narodowej w agi” . Przez kilka godzin, jakie m iały jeszcze upłynąć do czasu przem ó wienia K ennedy’ego, należało zachowywać wszystko w najściślejszej tajem nicy. Cały am erykański pas obrony przeciwrakietowej od Gren landii po Turcję został uaktywniony. Od godziny 14 wszystkie nukle arne siły zbrojne USA były gotowe do obrony. Lotnictwo strategiczne było w pełnej gotow ości bojow ej. W iększość floty bom bow ców znajdo wała się teraz stale w powietrzu. A kcjam i kierowano z latających cen tral dowodzenia. W szystkie osiem łodzi podw odnych krążyło w zasię gu ważnych celów Związku R adzieckiego. B yły uzbrojone w 128 rakiet typu Polaris. W poniedziałek o godzinie 18, na godzinę przed przem ówieniem Johna F. K ennedy’ego do narodu, am basador radziecki Anatolij Dobrynin został wezwany do sekretarza stanu USA. Rosjanin po raz pierwszy usłyszał o tym, o czym A m erykanie wiedzieli ju ż od tygo dnia: że na K ubie znajdują się radzieckie wyrzutnie rakietowe. Reak cję prezydenta w ręczono D obryninow i na piśmie. Dziś D obrynin za pewnia: „Szczerze m ówiąc, byłem całkow icie zaskoczony! G rom yko
265
podczas swojej wizyty nie wspom niał o ra kietach nawet mnie. W ięc w tamtym m o Później o to spytałem. m encie wciąż jeszcze sądziłem, że na Kubie To naturalnie szczególna sytuacja, kiedy nie informuje się nie ma żadnej broni ofensyw nej!” . ambasadora o kluczowych O godzinie 19 K ennedy w reszcie poinfor wydarzeniach, mających mował opinię publiczną: „D obry wieczór, decydujące znaczenie dla drodzy współobywatele. [...] W obronie bez stosunków między obydwoma krajami w danym momencie. pieczeństwa naszego i półkuli zachodniej Ambasador musi być [...] zarządziłem natychmiastowe podjęcie poinformowany. następujących kroków: Po pierwsze, w celu Anatolij F. Dobrynin, ambasador powstrzymania rozbudowy na Kubie ofen radziecki w Waszyngtonie sywnych instalacji militarnych wprowadza się ścisłą kwarantannę na wszelki ofensyw ny sprzęt w ojskow y prze w ożony drogą m orską na Kubę. W szystkie statki, obojętnie jakiego ro dzaju, płynące na Kubę z jakiegokolw iek kraju czy portu będą zawra cane, jeśli się okaże, że przewożą broń ofensywną. [...] Po drugie, za rządziłem dalszą i rozszerzoną ścisłą k ontrolę nad Kubą i jej zbrojeniam i w ojskowym i. [...] W razie kontynuowania ofensyw nych przygotowań militarnych, zwiększających zagrożenie dla tej półkuli, usprawiedliwione będzie podjęcie dalszych działań. [...] Po trzecie, nasz naród będzie prowadził taką politykę, że każdą wystrzeloną z Ku by rakietę, skierowaną przeciw ko jakiem ukolw iek narodowi na półku li zachodniej, będziem y traktować jak atak Z S R R na USA, wym agają cy pełnego odwetu na Związku Radzieckim [...]” . K ennedy zdecydował się na stopniową wym ianę c io s ó w -je ś li będzie trzeba, aż do ostateczności... Blokada, ataki z powietrza, inwazja... - ale gdzie leża! próg odwetu atom owego? W ażnym czynnikiem była tak tyczna broń jądrowa, która jeszcze przed kryzysem kubańskim została rozm ieszczona na wyspie i w razie wkroczenia w ojsk amerykańskich mogła zostać użyta. Waszyngton dowiedział się o tej broni dopiero po kryzysie, zatem w ciągu owych 15 gorących dni nie brał jej pod uwagę w swoich w ojskow ych „grach w ojennych” . Każda inwazja, która przyparłaby do muOstateczną decyzję o wojnie ru reżim Castro i je g o radzieckich sojuszni czy pokoju podjął jeden człowiek ków, m ogła doprow adzić do reakcji jąd ro i tym człowiekiem był wej - a na to U SA nie były przygotowane. prezydent. Po nuklearnym ataku defensyw nym na Ku Ted Sorensen, doradca prezydenta Kennedyego bę W aszyngton znalazłby się w opresji. W ogóle mnie nie poinformowali.
266
„Decyzja: wojna czy pokój” - prezydent Kennedy przed swoim przemówieniem 23 października
Robert McNamara jest dzisiaj św iadom y ogrom n ego ryzyka, z ja kiego w ów czas nie zdawano sobie sprawy: „G dybyśm y w kroczyli na Kubę, sk oń czyłoby się w ojną atomową. Nie ma najm niejszych wąt pliwości! N atychm iast w ysłalibyśm y tam nasze związki lotnicze z bronią jądrową! Bo czy m ożna sobie w yobrazić, że prezydent USA przyglądałby się bezczyn n ie rzezi dziesiątków tysięcy sw oich żołnie rzy przez dziew ięć - ja k w iem y dzisiaj - rosyjskich taktycznych g ło wic jądrow ych ? O czyw iście, że nie! A jak potem zareagowaliby So-
267
w ieci na totalne unicestw ienie sw oich i k u bańskich w ojsk na w yspie? Kto w ie? I co „Zaraz zacznie się wielki sztorm!". stałoby się z NATO? Co z N iem cam i? Jak Odparłem: „Nikito Siergiejewiczu, żeby tylko ta łódź się nie potoczyłaby się dalej eskalacja w ojny ato wywróciła!". A on na to: m ow ej? Kto w ie? R yzyko było w tedy o w ie „Teraz jest już za późno na odwrót!" le w iększe, niż przypuszczaliśm y” . Oleg Trojanowski, doradca To znam ienne, że Chruszczów i K ennedy Chruszczowa ds. polityki w ychodzili z odm iennych założeń. I tylko zagranicznej Chruszczów znał sytuację. W iększą od p o w iedzialność ponosił szef na Kremlu, bo miał wiedzę, jakiej w tam tym m om encie K ennedy m ieć nie m ógł. Z punktu widzenia M oskw y nie było w tym kon flikcie k onw encjonalnego pierw szego stopnia Chruszczów musiał brać to pod uwagę w e wszystkich fazach eskala cji. Dziś m ożna ju ż wykazać, ja k bardzo ciążyło Chruszczowowi to brzem ię i że było to istotną przesłanką pójścia na kom prom is. Co wła ściwie by się stało, gdyby Chruszczów poinform ow ał Am erykanów, że ma na K ubie broń taktyczną? Pentagon m usiałby w tym wypadku w ykluczyć inwazję konw encjonalną. Od sam ego początku prowadzić w ojnę nuklearną z pow odu rakiet na K ubie - czy Stany Z jed n oczon e by się na to odważyły? W niektórych stolicach europejskich ju ż w nocy z poniedziałku na wtorek przeciw nicy w ojny wyszli na ulice. W Londynie przed ambasa dą USA palili am erykańskie flagi. Następnego dnia w wielu krajach ludzie wykupowali towary w sklepach. Rząd USA udzielał przez tele wizję dobrych rad na temat: „Jak należy się zachować podczas w ojny nuklearnej?” i przedstawił film instruktażowy, którego podsum ow a nie brzmiało: „D u ck and cover!” (Skul się i nakryj!). W najlepszym ra zie służyło to uspokajaniu sam ych siebie. W Związku R adzieckim natomiast oficjalny system inform acji na razie „funkcjonow ał” . Obywatelom radzieckim chwilowo oszczędzono niepokojących w iadom ości o kryzysie. Ale Biuro Polityczne za murami Kremla obradowało nieustannie. Chruszczów był świadomy, że gra o wysoką stawkę - nie tylko z punktu widzenia polityki światowej. Każda okazana przez niego słabość um ocniłaby je g o oponentów we własnych szeregach. Czy m ógł zaryzykować i na blokadę Kuby na Atlantyku odpow iedzieć blokadą Berlina Zachodniego? W schóneberskim ratuszu, siedzibie burmistrza Berlina, też odby wało się jed n o posiedzenie kryzysowe za drugim. Willy Brandt i jeg o Chruszczów powiedział mi:
268
zaufany człow iek Egon Bahr m ieli świado Fakt, że Berlin w czasie kryzysu m ość, że Chruszczów w czasie kryzysu m oże rakietowego z wojskowego się posłu żyć p od zielon ym m iastem ja k o punktu widzenia leżał jak na tacy i byłby nie do obrony, ciążył na środkiem nacisku w celu odw rócenia uwagi nastrojach decydentów. albo w ramach odwetu. Am erykanie obawia Maxwell Taylor, szef sztabu li się ponow nej blokady Berlina i przewidu generalnego USA jąco m yśleli © now ym m oście powietrznym. Brandt i Bahr poważnie zastanawiali się nad tym, by „przez wszystkie dostępne rozgłośnie wezwać do powstania w strefie w schodniej, a Arm ię Ludową - b y odm ówiła wykonania roz kazu wystąpienia przeciw ko Berlinowi i zwróciła karabiny w drugą stronę” . Obydwaj byli przekonani - m ówi dzisiaj Bahr, że usłuchano by takiego wezwania. Rankiem 24 października, w środę, blokada K uby stała się faktem. Dziewiętnaście okrętów stanęło na pozycjach. Zostały one tak wyzna czone, że znajdowały się poza zasięgiem radzieckich sam olotów MIG-21. Osiem set kilom etrów na w schód od K uby zaczął się tworzyć w okół w yspy pierścień, gęstniejący niem al z godziny na godzinę. W krótce powstał drugi pierścień, złożony z 41 okrętów i kolejnych 20 tysięcy żołnierzy. W czwartek 25 października tuż przed ósm ą rano napięcie w Centrum Kontroli Marynarki w Pentagonie stało się niemal namacalne. Jeszcze tylko kilka minut i dojdzie do pierwszego kontaktu m iędzy okrętem amerykańskim a radzieckim. Był to „Bukareszt” - podał, że jest ra dzieckim tankowcem. Sam oloty zwiadowcze potwierdziły: żadnego po dejrzanego ładunku na pokładzie. Statkowi pozwolono minąć linie blo kady. „Przepuściliśm y ten jeden statek - wyjaśnia dziś Robert McNamara - ponieważ się obawialiśmy, że m oże Chruszczów nie miał dość czasu, by wszystkim kapitanom dać wyraźne instrukcje, albo nie doszło do skutku połączenie radiowe akurat z tym frachtowcem, który teraz krążył u wybrzeży K uby” . Z admirałami, któ rzy mu zarzucali mieszanie się do ich kom pe Wymyśliliśmy tę blokadę, tencji, sekretarz obrony wdał się w głośną żeby podrzucić Chruszczowowi dyskusję. McNamara traktował blokadę jako Czarnego Piotrusia, pozostawiając środek polityczny, a n ieja k o działanie militar mu decyzję, czy będziemy dalej ne. A to kilku szefom sztabu nie wystarczało. piąć się po drabinie eskalacji. Za plecam i amerykańskiego prezydenta i je Ted Sorensen, doradca prezydenta Kennedyego go ministrów dawali upust swojej irytacji.
269
»Gesty zastraszania na pełnym morzu” - amerykańska blokada Kuby
Co robić, panie prezydencie? Jaki ma być następny krok w pok ero wej grze o w ojnę i pokój? W katedrze św. Piotra w Rzym ie rozpoczął się właśnie II Sobór Watykański. Podczas gdy biskupi z całego świa ta zajmowali się przyszłością K ościoła katolickiego, papież Jan X XIII zwrócił się do obu rywali z usilnym apelem o pokój. Na razie jednak próba nerwów trwała. W szystkie siły zbrojne Układu W arszawskiego zostały postawione w stan alarmu. Od Laponii po M orze Czarne sta nęły naprzeciw siebie dwie uzbrojone po zęby armie - i czekały na to, co najgorsze. W Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych punktem kulm inacyjnym konfrontacji stała się werbalna wymiana ciosów m iędzy am basadorem USA Stevensonem a jeg o radzieckim kolegą Zorinem , do której doszło 25 października. Stevenson zapytał Zorina prokuratorskim tonem : „Sir, proszę pozwolić zadać sobie pro-
270
„Dyplomatyczna wymiana ciosów” - amerykańskie zdjęcia przedstawiane w Radzie Bezpieczeństwa ONZ
ste pytanie. Czy zaprzecza pan, panie ambasadorze, że Z S R R rozm ie ścił i nadal rozm ieszcza na Kubie rakiety średniego zasięgu i rakiety m iędzykontynentalne? Tak czy n ie?” . Zorin odparł: „N ie jestem w amerykańskiej sali sądowej, sir” . Dzisiaj wiem y, że Zorin faktycznie nie miał o niczym pojęcia. Ofiarą trzymania przez M oskwę w szystkie go w tajem nicy padli także jej właśni ambasadorzy. Czasami w tych dniach rzeczywiście było lepiej nie w iedzieć w szystkiego. Inform ację, że w tym samym czasie głodny niedźwiedź w W isconsin nieopatrznie wywołał alarm atomowy, który w ostatniej chwili udało się wyłączyć, zatajono przed światowym gremium. N astępnego dnia rano, 26 października około godziny siódm ej, 300 kilom etrów na północny w schód od Nassau na Bahamach p o jawiła się groźba konfrontacji na morzu. Am erykański niszczyciel
271
„Joseph K ennedy jr.” podniósł m iędzynaro dow y sygnał flagowy nakazujący „zatrzy że to będzie nie tylko moment m ajcie się” . Sygnał był skierow any do historyczny, lecz może także konfrontacja między Stanami wyczarterowanego przez Sowietów statku Zjednoczonymi a Związkiem „M arukla” . Przez całą n oc am erykański Radzieckim. niszczyciel pilnował frachtowca. Teraz pre Dino Brugioni, analityk CIA zydent osobiście wydał rozkaz: „W ejść na pokład i przeszukać!” . Ale był to tylko teatr, gdyż A m erykanie w iedzieli, że przew ożony ładunek nie budzi zastrze żeń. Natomiast Pentagon nie zau w ażył, że Sowieci wysłali w rejon Ka raibów łodzie podw odne uzbrojone w broń atomową, a obecność am e rykańskich n iszczycieli paraliżowała im ruchy. Była to zabawa z ogniem - na wodzie. Sytuacja się zaostrzała. Po południu 26 października dostarczono zdjęcia z lotów zw iadow czych nad Kubą. Nie było wątpliwości: za dwa dni rakiety średniego zasięgu zainstalowane na w yspie Castro będą gotow e do odpalenia - i w ciągu zaledwie 6 m inut m ogą dotrzeć do w szystkich am erykańskich miast w prom ieniu 2500 kilom etrów. „Jastrzębie” w Pentagonie chciały atakować. Od stopnia alarmu DEFCON 2 do DEFCON 1, stanu w ojn y ze Zw iązkiem R adzieckim , był tylko krok. Na szczęście uszła uwagi radzieckiego rozpoznania tego dnia rutynowa am erykańska próba rakietowa, która m ogła zo stać źle zrozumiana. W ieczorem 26 października nadszedł nieoczekiw anie do Białego D om u uspokajający list od Chruszczowa. W długim, kwiecistym pi śm ie szef Kremla żądał od K ennedy’ego, by nie podgrzewał sytuacji. „Jeśli w ęzeł zostanie teraz za m ocn o zaciśnięty, to ju ż tylko m ieczem będzie go m ożna rozwiązać” . Pism o zawierało propozycję: w ycofanie rakiet z w yspy w zamian za gwarancje bezpieczeństwa dla Kuby. Główną troską w Hawanie i M oskwie było bow iem to, że Stany Z jed noczone przez zam ach stanu chcą się pozbyć nielubianego reżimu pod własnym nosem - pierwszą próbę wspom aganą przez CIA podjęły już przecież w Zatoce Świń w 1961 roku. A co Biały D om m iał m yśleć o tej propozycji? W niedzielę 27 paź dziernika sztabem kryzysow ym wstrząsnęła w iadom ość o zestrzele niu a m ery k a ń sk ieg o sam olotu szp ie g ow sk ieg o U-2 nad K ubą i śm ierci je g o pilota R udolfa Andersona! „T o był skrajnie niebez pieczny m om en t” - w spom ina R obert McNamara. T ego sam ego dnia Nie było wątpliwości. Wiedziałem,
272
am erykański sam olot nieśw iadom ie naru Myślę, że USA i ZSRR stanęły nad szył radziecką przestrzeń powietrzną. W tej samą krawędzią wojny. nerwowej atm osferze nadszedł drugi list od Sergo A. Mikojan, syn doradcy Chruszczowa, utrzym any w dużo ostrzej Chruszczowa i członka KC, Anastasa Mikojana szym ton ie niż p op rzed n i. W arunkiem w stęp n ym C hruszczow a b y ło u su n ię cie am erykańskich rakiet Jupiter z Turcji. „T en drugi list - w spom ina Ted Sorensen - spadł na K om itet W ykonaw czy niczym bom ba! Pierwszy list jeszcze pozwalał m ieć nadzieję, ale teraz byliśm y prze konani: przyjdzie najgorsze” . Chruszczów dodał now e żądanie: w y cofanie rakiet NATO spod sw oich granic, a o piśm ie - co utrudniało sytuację - została poinform ow ana opinia publiczna. Czy U SA pow in ny się ugiąć i okazać podatne na szantaż? Co pom yślą ich partnerzy, jeśli ze w zględu na bezpieczeństw o Stanów Z jed n oczon y ch gdzie in dziej zostanie zredukow ana obrona? To m ogło zachwiać solidarno ścią sojuszników . Czy K rem l wiedział, co robi? Am basador radziecki Dobrynin p o wiedział: „U nas nie było żadnego planowania! Trzeba przecież z g ó ry obliczyć nie tylko pierwszy, ale też drugi i trzeci krok. A M oskwa nie miała w tedy żadnej k oncepcji. D ecyzje zapadały spontanicznie, w zależności od sytuacji” . A m erykańscy w ojskow i naciskali na K en n e d y e g o . Czy będzie m ógł nie ulec żądaniom i nie zgodzić się na atak w ojskow y, a m oże nawet inwazję? Z kolei Fidel Castro przynaglał Chruszczowa do działania, usiłując m u uśw iadom ić groźbę w krocze nia Am erykanów . S zef Krem la zrozum iał alarm ujący telegram z Ha wany ja k o wezwanie, b y pierw szy przeprowadził atak nuklearny. Miał poczucie, że sytuacja w ym yka m u się spod kontroli, wiedział, że teraz liczą się ju ż nie godziny, lecz minuty. Decyzja: pokój czy wojna, zapadła w n ocy z soboty na niedzielę, 28 października, piętnastego dnia kryzysu. W niem al beznadziejnej ju ż sytuacji brat prezydenta Robert K ennedy spotkał się z am basadorem radzieckim Anatolijem Dobryninem . D obrynin pam ięta tę nieoficjalną rozm owę: „Zaczął od żądania, że rakiety m uszą zostać usunięte tak czy inaczej. I wystąpił z propozycją: jeśli Byłaby to nieograniczona wojna Chruszczów będzie gotów zrezygnow ać z ra atomowa, która unicestwiłaby kiet, Am eryka nie tylko zakończy blokadę ludzkość. morską, ale także udzieli gwarancji, że nie Robert McNamara, amerykański sekretarz obrony zaatakuje K uby” . K ennedy wskazał w ięc
273
sposób, w jak i Chruszczów m ógłby się w y cofać, zachow ując twarz. „W ięcej - wraz ze nas ominęła. Bo to była jasna zgodą K e n n e d y eg o na w ycofanie Jupiterów odpowiedź. Wycofamy rakiety. z Turcji zupełnie nieoczekiw anie pojawiła Anatolij F. Dobrynin, ambasador radziecki w Waszyngtonie się szansa rozwiązania kryzysu” . Z rakieto wą transakcją wym ienną, spełniającą póź niejsze żądanie Chruszczowa, związany był jed n ak warunek zacho wania ścisłej tajem nicy. W aszyngton nie chciał stracić twarzy. To, do czego K ennedy nie chciał się przyznać przed Jastrzębiam i” w e wła snych szeregach ani przed opinią publiczną, odbyło się za kulisami. Transakcja w ym ienna była m ożliw ym do przebolenia ustępstwem USA w obec Chruszczowa, rezultatem klasycznej „back-channel-diplom acy” . Kryzys kubański okazał się fascynującym przykładem , jak za sztucznie konstruowaną fasadą „silnych m ężczyzn” główni akto rzy zachowali zim ną krew i na k on iec tylnym i schodam i doszli do roz wiązania. Podczas gdy am erykański sztab generalny atak lotniczy na Kubę uważał już za nieunikniony, radziecki szef partii zareagował nieocze kiwanie szybko i niekonw encjonalnie. Ponieważ czas naglił - a telek sy docierały przez Atlantyk często dopiero po godzinach albo w ka wałkach - głos Krem la odezwał się przez radio: „This is radio Moscow...” - „Tu Radio Moskwa. P rzew odniczący Chruszczów przesłał prezydentow i K ennedy’em u w iadom ość. Rząd radziecki zarządził de montaż broni na Kubie oraz załadowanie jej na statki i przewiezienie do Związku R adzieckiego” . Świat m ógł odetchnąć. K ennedy’em u wyraźnie ulżyło. G dy rzecz nik prasowy ogłosił oficjalny koniec konfliktu rakietowego, prezydent poszedł do kościoła. Szef Kremla wolał pójść do teatru. Ale prawdziwie piekielny teatr miała za sobą obsługa radaru w czesnego ostrzegania w M oorestown w New Jersey, gdzie z pow odu nieporozum ienia 28 paź dziernika rano przewidywano uderzenie rakiety w Tam pie na Flory dzie na godzinę 9.02, co po rozm owie telefonicznej z Florydą okazało się pomyłką. Do III w ojn y światowej nie doszło - po dw óch tygodniach m iędzy strachem a nadzieją alarm został odw ołany. I wydawało się, że nie ma ani zw ycięzców , ani pok on an ych - nawet jeśli m edia w idziały to inaczej. Zw yciężyła ludzkość, bo przeżyła. Zim na w ojna superm o carstw osiągnęła punkt kulm inacyjny. Stał się on jed n ocześn ie Czułem, że się skończyło. Wojna
274
punktem zw rotnym w polityce konfrontacji. Obaj w ielcy pow iedzie li sobie, że n igdy w ięcej nie w oln o im zbliżyć się aż tak do skraju ka tastrofy. Dzisiaj w iem y, że to nie ludzki rozsądek nie dopuścił do globalnego holocaustu, lecz atom owy pat. Właśnie tego uczy kryzys kubański.
To było morderstwo stulecia - okrutna śmierć amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy'ego w Dallas. Do dziś nie ustają przypuszczenia, że podejrzany Lee Harvey Oswald nie był jedy nym sprawcą. Obecnie wyszły na jaw nowe fakty - wskazujące na najwyższe kręgi rządowe.
1963
Z a b ó js tw o Jo h n a F. K e n n e d y 'e g o Dallas w stanie Teksas, 22 listopada 1963 roku, godzina 12.30. Nikt nie rozum ie zbrodni w chwili, w której je st popełniana, nikt z w yjąt kiem spraw ców - czasami. Z brodn ie są najczęściej dokonyw ane w ukryciu i m ijają godziny, tygodnie, nawet lata, zanim stopniow o poznam y ok oliczn ości i sprawców. A le byw ają też inne zbrodnie - za m achy w biały dzień, na skrzyżowaniu ulic tętniącego życiem , w iel kiego miasta, pośród w iw atującego tłum u. Zastrzelenie K enne d y ’ego było m orderstw em stulecia, zarejestrow anym za pom ocą ka mer i m ikrofon ów i w ciągu kilku godzin na pozór ju ż w yjaśnionym przez gigantyczny aparat bezpieczeństw a am erykańskiego superm o carstwa. A le w Dallas w szystko przebiegało w edług w łasnych reguł. W miarę upływ u czasu nie to, co niejasne, stawało się jaśniejsze, lecz to, co jasne, stawało się coraz m niej jasne. Zacierała się granica m ię dzy sprawcam i i ścigającym i, a fatalne podejrzenie, że m ogą to by ć częściow o te same osoby, pow stało ju ż dawno. Uparci ludzie wciąż jeszcze szukają całej prawdy. Posługując się najnow ocześniejszą techniką, od nowa rozszyfrow ują stare dow ody, jak na przykład za gadkow e nagranie dźw iękow e z zam achu. K am yczek p o kam yczku tworzą od początku układankę, aby w k oń cu rozwiązać dziś zagadkę: kto zam ordow ał prezydenta? „P rzekon a n y m a rk sista ” - zd jęcie L ee H a r v e y a O sw a ld a z bronią u ż ytą w zam a ch u n a K e n n e d y ’ego i z k o m u n istyczn ą g azetą
277
Dwudziestego drugiego listopada 1963 ro ku John Fitzgerald Kennedy przyjechał do z pew nością najbardziej Dallas. Jego wizyta w teksańskiej stolicy by poruszającym w ydarzeniem roku. N iespodziew ane i bezsensowne, ła wstępem do kampanii wyborczej, która w p raw iło w szok cały w przyszłym roku miała przynieść 35. prezy cyw ilizow an y świat. dentowi Stanów Zjednoczonych wybór na Encyclopaedia Britannica, drugą kadencję. Kennedy uważał, że dobrze Book of the Year 1964, byłoby objechać przedtem jeszcze raz stany w odniesieniu do poprzedniego roku południowe, uchodzące tradycyjnie za ba stiony jego przeciwników z partii konserwatywnej. Przedsmak tego, co go czekało, już miał. Na Florydzie i w teksańskim Fort Worth przy jęto go dość chłodno. Czy w Dallas będzie inaczej? O godzinie 11.03 prezydent z żoną Jacqueline wylądowali na lotni sku Love Field w Dallas. Wsiedli do odkrytej limuzyny, z której na ży czenie prezydenta i ze względu na ładną pogodę zdjęto szklany dach. Z przodu, przed parą prezydencką, zajęli miejsca gospodarze wizyty: Zam ordow anie Kennedy'ego było
„Imponujące przyjęcie” - John F. Kennedy i jego żona Jacqueline (z prawej) w Dallas
278
gubernator Teksasu John Connally i je g o żo W yglądało tak, jakby bogowie na Nellie. Tuż za lim uzyną jechał sam ochód uśmiechali się do niego z góry. Secret Service z dziesięciom a agentam i James Leavell/ oficer policji w Dallas ochrony. Za nimi, również limuzyną, jechali wiceprezydent Lyndon B. Johnson i senator Ralph Yaborough. Przyję cie w Dallas było im ponujące. W słoneczną pogodę wyległo na ulice 250 tysięcy ludzi, wiwatujących i m achaniem rąk pozdrawiających swojego prezydenta. Gdy kolum na sam ochodów podjeżdżała do skrzyżowania ulic Houston i Elm, pani Connally odwróciła się: „Panie prezydencie, nie m oże pan twierdzić, że Dallas pana nie kocha” . „T o zupełnie oczy wiste” - odpowiedział Kennedy. Były to jeg o ostatnie słowa. Za chwilę, o godzinie 12.30, limuzyna prezydenta z prędkością 18 ki lometrów na godzinę skręciła w Elm Street, mijając budynek składnicy podręczników szkolnych Texas School B ook Depository przy Dealey Plaza. Przechodnie robili zdjęcia. Na betonowym postum encie stał kra wiec Abraham Zapruder i filmował wydarzenie. Wielu myślało podob nie jak on: kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze będę tak blisko najpotęż niejszego człowieka świata? W tym m om encie huk wystrzału zagłuszył radosne okrzyki tłumu. W jednej chwili nastrój się zmienił. Głos repor tera radiowego, relacjonującego na żywo wizytę prezydenta, załamał się: „Coś jest nie tak! Coś jest strasznie nie tak!” - wołał dziennikarz do mikrofonu. To, co się zdarzyło w następnych sekundach, sfilmowane przez Zaprudera i od tamtej pory raz po raz analizowane i opisywane, jest dzisiaj równie niezrozumiałe jak wtedy. Ochrona prezydenta była jak sparaliżowana, kierowca jeg o sam ochodu odruchowo nacisnął ha m ulec - popełniając być m oże decydujący błąd. W kilka sekund po pierwszym strzale nastąpiły bow iem kolejne. Prezydent Kennedy chwycił się za szyję, a potem strzał w głowę odrzucił jeg o ciało w tył. Nie mal w tym samym czasie ciężko ranny od kuli został siedzący przed pre zydentem gubernator Connally, którego żona przytomnie odciągnęła z linii strzału. First Lady zerwała się z tylnego siedzenia lim uzyny i w y czołgała na bagażnik. Jej różowy kostium był pokryty rozbryźniętą krwią i odłamkami kości. „Usłyszałam te straszne odgłosy - wspom ina ła później - a m ój mąż nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Miał taki pytający wyraz twarzy albo taki, jakby go tro chę bolała głowa. Pamiętam, że upadłam na Mój Boże, oni nas pozabijają! niego i powiedziałam: «Mój Boże, zastrzelili John Connally, gubernator Teksasu, m ojego m ęża»” . w chwili zamachu
279
„Spisek najwyższych kręgów rządowych?” - na pokładzie prezydenckiego samolotu Air Force One Lyndon B. Johnson zostaje zaprzysiężony jako następca Kennedyego
O 12.31 kierowca wreszcie przyspieszył. Pięć minut później limuzy na dotarła do Parkland Memoriał Hospital. Przerażenie, osłupienie i niedowierzanie ogarnęły świat. Stacje radiowe i telewizyjne natych miast przerwały program. Cały świat patrzył w napięciu na Dallas. O godzinie 13 niepewność się skończyła. Jeden z dwóch księży obec nych w szpitalu poinformował zebranych, że prezydent nie żyje. Jego słowa powtórzyła agencja UPI. Wydarzenia w dalszym ciągu następowały po sobie błyskawicznie. O godzinie 14.38 czasu miejscowego Lyndon B. Johnson na pokładzie samolotu Air Force One został zaprzysiężony na 36. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obok niego stała - co widać na słynnej fotografii - wdo wa po prezydencie Kennedym. Na pokładzie znajdowały się także zwło ki jej męża, które miały zostać przewiezione na sekcję do Waszyngtonu. Równie gładko jak przejmowanie urzędu zdawało się przebiegać śledz two w sprawie zamachu. Niemal w tym samym czasie, gdy Johnson 280
składał przysięgę, policja w Dallas zaprezen Morderca prezydenta towała rozklekotany karabin jako narzędzie Kennedyego to przekonany zbrodni i m łodego, wysokiego, chudego m ęż marksista, który trzy lata mieszkał w Rosji. czyznę jako sprawcę: Lee Harveya Oswalda. Doniesienie agencji UPI, W krótkim czasie policja zdołała ustalić ca 22 listopada 1963 roku ły jeg o życiorys, który czytało się jak podręcz nikową biografię „niezrównoważonego, sfanatyzowanego sprawcy, działającego w pojedynkę” - tak przedstawiano Oswalda od sam ego początku. Opinia publiczna dowiedziała się, że 23letni były żołnierz piechoty morskiej od 1959 do 1962 roku prawie trzy lata mieszkał w Związku Radzieckim i ożenił się tam z Rosjanką. Po po wrocie do USA w czerwcu 1962 roku ów przekonany marksista i zwolen nik Castro załatwił sobie po cichu karabin - narzędzie zbrodni - i pod jął pracę w składnicy podręczników, skąd padły śmiertelne strzały. Zdjęcie, które policja niewiele później znalazła i opublikowała, pokazu je Oswalda właśnie z tym karabinem i egzemplarzem komunistycznej gazety „Daily Worker” w ręce, stojącego na jakim ś wewnętrznym p o dwórku. Tak powstał nieprzerwany łańcuch poszlak, w którym na pozór brakowało jeszcze tylko jedn ego ogniwa - przyznania się do winy. A Oswald zaklinał się, że jest niewinny. Chcą z niego zrobić „kozła ofiar nego” - tak wołał do dziennikarzy, gdy go odprowadzano do aresztu. Ale nie zostało m u wiele czasu, by dowieść swojej niewinności. Dwudzieste go czwartego listopada, dwa dni po zamachu, policjanci prowadzili do m niem anego zam achowca w suterenie kom endy policji w Dallas wzdłuż szpaleru 70 policjantów i niezliczonej rzeszy dziennikarzy. „Otrzymaliśmy instrukcję, że m am y poruszać się tak, żeby prasa m ogła go sfilmować i sfotografować” - wspom ina oficer Leavelle, który trzy mał Oswalda za ramię. Wtedy nagle wyszedł z tłumu mężczyzna, ziden tyfikowany później jako Jack Ruby, znany w mieście właściciel baru w dzielnicy prosty 1. Opinia publiczna musi być tutek. „Zam ordowałeś m ojego prezydenta” przekonana, że Oswald był wyrzucił z siebie i zastrzelił więźnia - przed zamachowcem, że nie miał wspólników. [...] 2. Spekulacje włączonym i kamerami i na oczach 140 m ilio na temat motywacji Oswalda nów telewidzów. należy ukrócić... Dalszych przesłuchań głów nego podejrza Rękopis Nicholasa Katzenbacha, nego zatem nie było. Sprawa wydawała się zastępcy amerykańskiego zakończona. K om isja Warrena, oficjalnie p o prokuratora generalnego, datowany dwa dni po zamachu wołana przez prezydenta Johnsona do zba-
281
Strzał z 5 piętra składnicy
Szkic toru „m a giczn ej k u li”, zrek on stru ow a n ego p rzez k om isję W a rrena
dania zabójstwa K ennedy’ego, po dziesięciu m iesiącach i zgrom adze niu 26 tom ów materiałów zakończyła działalność z takim samym w y nikiem , jaki przedstawiono pierwszego dnia: prezydenta zamordował Lee Harvey Oswald - sam. Z okna na piątym piętrze składnicy pod ręczników, położonej przy skrzyżowaniu, oddał trzy dobrze wycelow a ne strzały, z których ostatni trafił prezydenta w głowę i zabił. Jak dotąd - w szystko źle. Bo elem enty układanki zbudowanej przez k om isję ani trochę nie chcą do siebie pasować. B yć m oże je s z cze by zaakceptow ano taki rezultat dochodzenia, gdyby nie zdjęcia Abraham a Zaprudera, który swoją kam erą sfilm ował m orderstwo. Z dokładnych analiz reakcji ofiar zam achu - K en n edy’ego i Connally’ego - utrwalonej na k olorow ym film ie bez dźw ięku wynika, że w szystkie strzały m usiały paść w ciągu pięciu, sześciu sekund. Już w świetle tego ustalenia w szystko inne w ydaje się nader problem a tyczne, gdyż czas załadowywania karabinu Oswalda, ja k w ykazały późniejsze testy, Strzały padły z różnych kierunków. Nie wszystkie od strony składnicy podręczników szkolnych. Sam Pate, świadek naoczny
282
.,
. .
t
a
-
w ynosił co najm niej 2,3 sekundy. A w ięc był jeszcze drugi snajper i tym sam ym spisek? Czy też Oswald, znany ja k o m ierny strzelec, zdołał faktycznie w ciągu tak krót-
kiego czasu oddać ze sw ojego przestarzałe Gdy kolumna samochodów jadąca go karabinu trzy celne strzały do ru ch om e przez centrum miasta Dallas go celu? P rzeciw ko Oswaldowi ja k o sam ot znajdowała się na Elm Street mniej więcej 50 metrów na nem u strzelcow i przem awia także to, że zachód od skrzyżowania m iędzy reakcjam i K en n edy’ego a Connalz Houston Street, padły trzy ly ’ego upłynęło m niej niż 2,3 sekundy - za strzały. Dwie kule trafiły m ało czasu na oddanie dw óch strzałów z ka prezydenta Kennedyego, jedna zraniła gubernatora Connally'ego. rabinu Oswalda. K om isja Warrena zbyła Prezydent, który upadł ten niew ygodn y fakt teorią o „m agicznej w samochodzie do przodu, został ku li” . W edług k om isji jed n a i ta sam kula pośpiesznie odwieziony drugi strzał Oswalda - m iałaby trafić o b u . do Parkland Memoriał Hospital, N ajpierw w eszła pod kątem 17 stopni w dół gdzie około godziny 13 uznano go za zmarłego. w plecy K en n edy’ego, potem przem ieściła Pierwszy raport FBI dotyczący się do góry i wyszła z je g o ciała przez krtań. zamachu N astępnie w eszła od tyłu w prawą pachę Connally’ego, roztrzaskała m u piąte żebro, po czym w yszła przez pierś i przebiła prawy nadgarstek. W końcu utkwiła w lew ym udzie, skąd w ypadła potem w szpitalu, gdzie ją przypadkiem znaleziono, i to w stanie niem al nienaruszonym . Brzm i to awanturniczo, ale w teorii naturalnie w szystko m ożna sobie w y obrazić. Jim Garrison, am erykański prokurator, który w 1967 roku ponow nie zajął się sprawą K e n n e d y e g o , skwitował to trafnym p o równaniem : „W teorii jest też m ożliw e, żeby słoń zwisał ze skały, trzym ając się ogon em za stokrotkę” . Trudno odm ów ić m u racji. Przeciwko oficjalnej wersji przedstawionej przez kom isję Warrena m ógłby przemawiać także dokum ent dźwiękowy, odnaleziony w P o lice Department w Dallas. Przypadkowo nagrano tam w chwili zama chu w iadom ość przekazywaną drogą radiową przez policjanta jadące go na m otocyklu w kolum nie prezydenta. W jednym z nowszych wydań „S cien ce & Justice” , fachow ego czasopism a brytyjskiego Towarzy stwa M edycyny Sądowej, am erykański naukow iec Thomas po zbada niu tego nagrania za pom ocą najnow ocześniejszej techniki doszedł do wniosku, że padły nie trzy, lecz cztery strzały. Jeden z nich, dziwny „trzeci strzał” - w jed n ym ze studiów am erykańskiego Departamentu Sprawiedliwości zidentyfikow any w latach siedem dziesiątych jak o „zakłócenie dźw ięku” - nie został jednak oddany ze składnicy p od ręczników, a od strony porośniętego trawą pagórka przy Elm Street, znanego w tajem niczonym jako „grassy knoll” , który w m om encie za-
283
m achu znajdował się po prawej stronie sa m ochodu prezydenta. Pokrywa się to z ze ludzi z górnych kręgów znaniami świadków, którzy twierdzą, że sły rządowych, bliskich wiceprezydentowi Johnsonowi. szeli strzały z tego kierunku. Pocisk w y Chcieli mieć Johnsona strzelony od przodu, a nie od tyłu (czyli od za prezydenta. strony składnicy podręczników) tłum aczył David Litton, biograf Oswalda by też, dlaczego strzał w głowę nie rzucił cia łem K ennedy’ego do przodu, tylko w tył, co wyraźnie widać na film ie Zaprudera. Strzelców było zatem więcej niż jed en i prawdziwy m or derca K en n ed y eg o uszedł niezidentyfikowany? Jednym z tych, którzy szczególnie podsycali wątpliwości co do tego, że Oswald działał sam, był je g o m orderca Jack Ruby. W łaściciel baru i fan K en n edyego, pom awiany o doskonałe stosunki z mafią, podczas przesłuchania przez kom isję błagał jej przew odniczącego Earla Warre na o przewiezienie do W aszyngtonu, aby tam m ógł pow iedzieć „praw dę” . Mówił, że w Dallas je g o życie jest w niebezpieczeństwie. Podczas procesu o m orderstwo, który się rozpoczął w marcu 1964 roku, wciąż czynił m roczne aluzje: kto chce poznać prawdę, musi jej szukać w naj wyższych kręgach rządowych. Ława przysięgłych uznała: winny za rzucanych mu czynów. Ale zanim w yrok - śm ierć na krześle elektrycz nym - m ógł zostać wykonany, R uby w styczniu 1967 roku zmarł na ra ka. W w ięzien iu tw ierdził, że został zainfekow any kom órkam i rakowymi. Druga z głów nych postaci w sprawie zabójstwa K enne d y e g o znalazła przedwczesną śmierć. Nie tylko m roczne oskarżenia ze strony R u by’ego oraz trudność p o godzenia dokum entów film ow ych i dźw iękowych z oficjalną wersją okoliczności zamachu podsycają do dzisiaj podejrzliwość amerykań skiej opinii publicznej. Nie m niejszą wagę ma ogrom na liczba wręcz niew iarygodnych przypadków zaniedbań, tuszowania i dziwnych spraw, które wyszły na jaw po w znowieniu dochodzenia w sprawie za bójstwa K ennedy’ego. Jak na przykład w ytłum aczyć, że pierwsze, trwające prawie 10 godzin przesłuchanie Oswalda nie było protokoło wane? W końcu chodziło o zeznanie człowieka, który rzekom o właśnie zamordował prezydenta Stanów Zjednoczonych. Co się kryje za osła wioną fotografią, na której widać Oswalda z bronią i kom unistyczną gazetą w ręce, a która niewątpliwie jest retuszowaną fałszywką, co m ożna poznać na przykład po cieniach padających w przeciwne stro ny? Jak wytłum aczyć to, że pierwsze zdjęcia karabinu, którym dokoJestem pewien, że istniał spisek
284
„Powiedzieć prawdę” - Jack Ruby podczas procesu, 1964 rok
nano zamachu, nie przedstawiają Mannlichera-Carano, będącego włas nością Oswalda, lecz niemiecki karabin precyzyjny Mauser, który później znikł bez śladu? Dlaczego FBI i CIA nie przedstawiły komisji Warrena ważnych środków dowodowych, które mogłyby nadać docho dzeniom zupełnie inny kierunek? I kto kazał później usunąć mózg wyjęty z czaszki martwego Kennedy’ego, mogący wskazać, z jakiego kierunku padł śmiertelny strzał w głowę? Mnożące się pytania i wąt pliwości sprawiły, że parlamentarna komisja dochodzeniowa w 1979 ro ku doszła do całkiem innego wniosku niż komisja Warrena: „Na pod stawie przedstawionych dowodów komisja uważa, że prezydent John F. Kennedy prawdopodobnie został zamordowany w wyniku spisku. Komisja nie jest w stanie zidentyfikować drugiego Strzelca ani roz miaru spisku” . Wyniki takie jak ten wywołały zalew teorii spiskowych. Kto mógł mieć interes w zabiciu Kennedy’ego? I kto miał władzę, by tak skutecz nie nie dopuścić do wyjaśnienia okoliczności zamachu? Niektórzy uwa żają, że tylko najwyższe kręgi rządowe wokół następcy Kennedy’ego wchodzą tu w rachubę. Argumentują, że po kryzysie kubańskim, który pchnął świat na skraj wojny nuklearnej, właśnie Kennedy zapocząt285
kował odprężenie w zimnej wojnie. A przede wszystkim planował wycofanie amerykań prezydenta USA - trudne to nie skich doradców w ojskowych z Wietnamu, co jest... i nikt nic nie może na to poradzić. było szokiem dla politycznych twardogłoJohn F. Kennedy w rozmowie wych i dla przemysłu zbrojeniowego, obawia ze swoim doradcą Kennethem jących się dalszego rozprzestrzeniania się k o 0'Donnelem m unizm u i, co gorsza, strat finansowych. Te kręgi jakoby zawiązały spisek, mający na ce lu doprowadzenie do władzy politycznie spolegliwszego wiceprezyden ta Johnsona. Natychmiast po śmierci K ennedy’ego Johnson rzeczywi ście zastopował planowane wycofanie doradców w ojskowych z Wietna mu i coraz bardziej pogrążał kraj w krwawym konflikcie. Inni teoretycy spisku dopatrują się w spólnego działania CIA i kubańskich emigran tów, którzy krwawym odwetem odpowiedzieli na wydany przez Kenne d y e g o rozkaz zaprzestania dalszych akcji i planów zmierzających do obalenia czy zamordowania Castro. Jeszcze inni przypuszczają, że za zbrodnią stali prawicowi biali ekstremiści - swoimi działaniami na rzecz równouprawnienia czarnych Kennedy nastawił bowiem przeciwko so bie tę skłonną do przem ocy i mającą najlepsze koneksje frakcję. Teoria goni teorię, a wszystkie łączy jedno: brak rzeczywiście niepodważal nych faktów, które m ogłyby ich dowieść. Pewne jest tylko tyle, że przebieg dochodzenia w sprawie zabójstwa K ennedy’ego pod wielom a względam i budzi wątpliwości. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w spisek świadom ie zatuszowany, to przecież trudno nie zauważyć, że osoby odpowiedzialne za przebieg śledztwa tak bar dzo były przywiązane do tezy o „niezrów now ażonym sam otnym strzel cu ” Oswaldzie, że nie brały pod uwagę poszlak przemawiających prze ciwko niej i w ogóle nie podjęły tropów, które m ogłyby prowadzić do innych wyników. Ale czy naprawdę to właśnie te podejrzane okolicz ności irytują naród amerykański jeszcze dzisiaj? W ydaje się, że gene za „sprawy K ennedy’ego” odzwierciedla także historię narodu, który szuka wyjaśnień. Z perspektywy czasu prezydent K ennedy zdaje się ucieleśnieniem tego wszystkiego, co w A m eryce lat sześćdziesiątych powinno było potoczyć się inaczej. Po śm ierci K en n ed y eg o doszło do eskalacji w ojny w Wietnamie, zam ieszek na tle rasowym i zam ordowa nia Martina Luthera Kinga. G dyby K ennedy był prezydentem , to wszystko by się nie stało - tak sądzi niem ało Amerykanów. Bo czy Kennedy nie chciał w ycofać z Wietnamu doradców w ojskow ych, bez Gdyby ktoś chciał zastrzelić
286
których konflikt w tym kraju nie m ógłby się przerodzić w narodową traumę? Czy nie był on tym, który poskrom ił nieobliczalnego szefa Kremla, Nikitę Chruszczowa, podczas kryzysu kubańskiego? Czy nie był on nadzieją czarnej Am eryki, gdy obiecyw ał koniec kilkudziesię cioletniej dyskrym inacji rasowej? W yidealizowany wizerunek, który w ięcej m ówi o niespełnionych nadziejach zw olenników K ennedy’ego niż o tym, co jest prawdą histo ryczną. N iem ało historyków uważa dzisiaj K ennedy’ego za by ć m oże najbardziej przecenianego prezydenta USA. W ich oczach K ennedy jest tylko tym członkiem dynastii przystojnych, inteligentnych i am bitnych polityków, za pieniądze sw ojego ojca Josepha sięgających po władzę, który odniósł największy sukces. Absolwent harwardzkiej kuźnicy elit, który na południow ym Pacyfiku stał się bohaterem w o jennym i pisał polityczne bestsellery, ze swoją charyzmą - i czarującą Jacqueline u boku - m ógł zrobić karierę także w Hollywood. Jack i Jackie wydawali się parą prezydencką jak z obrazka. To, co rzeczywi ście się rozgrywało za wspaniałą fasadą, pozostawało ukryte przed w zrokiem opinii publicznej. K ennedy był notorycznym kobieciarzem , o którego niezliczonych rom ansach jeszcze pełna respektu prasa w tamtych czasach zachowywała dyskretne m ilczenie. W tajem nicy trzymano też je g o zrujnowane zdrowie. Miał w rodzonę wadę kręgosłu pa i gdyby został wybrany na drugą kadencję, praw dopodobnie m ógł by ją sprawować tylko w w ózku inwalidzkim. Prezydent, który był właściwie szczupłym mężczyzną, swój prom ienny w ygląd zawdzięczał w ieloletniem u przyjm owaniu dawek kortyzonu przeciwko chorobie Addisona. Dzięki tem u je g o twarz wydawała się pełniejsza, a przez to bardziej m łodzieńcza. I choć jest to dziwne - wszystkie te później ujawnione fakty na te mat jeg o osoby w zasadzie nie um niejszyły zbiorowej m iłości Am ery kanów do tego chyba najbardziej am erykańskiego ze wszystkich pre zydentów. Dla nich John F. K ennedy jest i pozostanie prezydentem , który na now o ożywił w narodzie wiarę w Am erykę. Jego przedwczes na, gwałtowna śm ierć sprawiła, że na dobre stał się m item, którego nie sposób odczarować.
NnííMtimm
Co wspólnego ma znany amerykański serial telewizyjny pod ty tułem Ś cig an y z Josephem Goebbelsem? Na pierwszy rzut oka nic. Ale na drugi - bardzo wiele. Bo doktor Sam Sheppard, bo hater serialu, ożenił się w 1964 roku z przyrodnią siostrą Magdy Goebbels. To ona wspierała lekarza, skazanego za morderstwo, w staraniach o rehabilitację.
1964
Ś c ig a n y d r K im b le M iliony w idzów zasiadało w napięciu przed czarno-białymi telewizora mi, by śledzić losy Ściganego. The F u g itive , b o tak brzmiał oryginalny tytuł filmu, był w latach sześćdziesiątych X X w ieku najbardziej popu larnym serialem telewizyjnym w USA. Także w innych krajach miał milionową widownię. Rolę lekarza pediatry, który za zabójstwo żony został skazany na śmierć, grał David Janssen. Ale dr Kim ble jest nie winny. W drodze do więzienia udaje m u się zbiec. Zaczyna szukać je d norękiego m ężczyzny - prawdziwego m ordercy swojej żony. W 1993 ro ku, niemal 30 lat po sensacyjnym debiucie telewizyjnym , H ollyw ood jeszcze raz wzięło na warsztat Ściganego : w kinow ym dreszczowcu ro lę dom niem anego m ordercy, którem u policja depcze po piętach, za grał Harrison Ford i tak samo zauroczył w idzów jak niegdyś David Janssen w legendarnym serialu. Tyle historii film u. Ale prawdziwa historia w yglądała trochę ina czej. Prawdziwy dr K im ble nazywał się dr Sam Sheppard, nie był le karzem pediatrą, tylko neurochirurgiem , i nie uciekał przed policją. Jednorękiego m ężczyznę też w ym yślił przem ysł film ow y. W praw dziwym życiu Sam Sheppard został skazany na dożyw ocie za zam or dowanie swojej żon y Marilyn. D ziesięć lat spędził niew innie w w ię zieniu. D opiero m iłość k obiety pom ogła m u w yjść na w olność. M ło da, atrakcyjna N iem ka, A riane T eb b en joh a n n s, zakoch ała się „Szczęśliwie razem” - Sam Sheppard z żoną Ariane i synem Samem Reesem, sierpień 1964 rok
289
w przystojnym lekarzu i wydała m ajątek na zgrom adzenie now ych dow odów , potrzeb w USA kogoś skazano, nie mając nych do założenia rewizji - iście hollyw oodz tak naprawdę dow odów przeciwko niemu. ka love s to r y . A le życie pisze czasem lepsze Ariane Sheppard dramaty. Ariane T ebbenjohanns z dom u R itschel nie była zwyczajną N iemką, lecz przyrodnią siostrą M agdy G oebbels, szwagierką ministra propagan dy w rządzie Hitlera. Prasa w U SA miała na czym żerować: „Szwagierka Josepha G oebbelsa w yciąga «dr. K im ble’a» z w ięzienia” pisały gazety. Sensacja jak ich mało. Ż y cie jednak, inaczej niż H olly w ood, nie przew idziało dla „praw dziw ego dr. K im ble’a” i Ariane, przyrodniej siostry M agdy G oebbels, szczęśliw ego zakończenia: rze czyw isty m orderca nigdy nie został skazany, a Sam Sheppard zmarł, nie doczekaw szy się pełnej rehabilitacji. Ariane, która wyszła za Shepparda za mąż, wraz z je g o śmiercią straciła nie tylko m iłość, lecz także złudzenia - tak jak wtedy, w kwiet niu 1945 roku, gdy Armia Czerwona była coraz bliżej, a ona wraz z przyrodnią siostrą schroniła się w bunkrze Hitlera pod Kancelarią Rzeszy w Berlinie. Miała wówczas 16 lat i tak jak Magda G oebbels by ła gotowa um rzeć razem z Hitlerem. Starszą siostrę zawsze uważała za swój wzór. „Była pierwszą damą Rzeszy - w spom ina M agdę Goebbels Ariane Sheppard. - Robiła wszystko, czego żądał od niej Hitler” . Aż do tragicznego końca: 1 maja 1945 roku M agda otruła sześcioro swoich m ałoletnich dzieci, po czym razem z m ężem Josephem G oebbelsem popełniła samobójstwo. Ariane przeżyła - Magda G oebbels namówiła ją, by opuściła bunkier i uciekała na zachód. Gdy z końcem w ojny w y szły na jaw zbrodnie reżimu, Ariane całkiem się załamała: „K iedy się dowiedzieliśm y, że Hitler nas wykorzystał i oszukał, straciłam wiarę w sprawiedliwość w Niem czech. Myślałam wtedy, że Am eryka jest je dynym krajem, w którym panują prawdziwa dem okracja i prawda. To była dla m nie resztka nadziei” . Ta nadzieja pod k on iec lat pięćdziesiątych została srodze zawie dziona. W poczekalni u dentysty Ariane przeczytała w n iem ieckim m agazynie ilustrowanym artykuł pośw ięcony najbardziej spektaku larnem u procesow i o m orderstw o, jaki toczył się w USA: Sam S hep pard przeciw ko stanowi Ohio. Pism o wyraźnie stanęło po stronie skazanego m łodego lekarza - materiał dow odow y został niechlujnie zgrom adzony, prasa am erykańska ju ż z góry skazała Sama ShepparBardzo mnie poruszyło, że akurat
290
da, przysięgli nie zachowali bezstron ności. Ariane była wstrząśnięta: „B ar dzo m nie poruszyło, że akurat w U SA k ogoś skazano, nie m ając tak napraw dę dow odów przeciw ko n iem u ” . Od tamtej pory sprawa Sama Shepparda nie dawała jej spokoju. Po rozw odzie z dziedzicem potentata przem ysłu sta low ego 30-letnia Ariane nudziła się w D usseldorfie. Zaczęła k orespon d o wać z Sheppardem ; już w krótce w ię „Atrakcyjna para” - Sam zień nosił przy sobie pukiel jej włosów. Sheppard i jego pierwsza żona A riane była św ięcie przekonana, że Marilyn na nartach wodnych S h eppard je s t n iew inny: „G d y b y m miała ch oć cień w ątpliwości, że jest niewinny, nie przeszkadzałoby mi, że siedzi w w ięzieniu. Uznała bym , że zasłużył na karę” - w spom ina dzisiaj Ariane swoją m iłość do dom niem anego m ordercy. Tragedia zaczęła się w n ocy z 3 na 4 lipca 1954 roku. W Bay Village, niew ielkim m iasteczku w stanie Ohio, dobiegł końca upalny dzień. W dom u m łodego lekarza Shepparda nastał spokój. Marilyn Shep pard szykowała się do snu; zajrzała jeszcze raz do siedm ioletniego sy na, Sama R eese’a, który spał ju ż w pok oju dziecinnym . Potem poszła do sypialni na piętrze. Na parterze jej mąż siedział jeszcze przed tele wizorem . Po m ęczącym dniu w szpitalu chirurg chciał się odprężyć i obejrzeć jakiś film fabularny - ale w krótce oczy m u się zamknęły. G dy kilka godzin później Sam Sheppard się obudził, nic ju ż nie było takie, jak przedtem . Wydawało m u się, że słyszy, jak żona woła go po im ieniu, i pobiegł schodam i na górę. Nagle ujrzał „postać w jasnym ubraniu, która z kim ś w alczyła” - zeznał później policji do protokołu. Słyszał sapanie i jęk i, a potem otrzym ał cios w głowę. G dy odzyskał św iadom ość, leżał w przedpokoju; je g o żona leżała zalana krwią na swoim łóżku. M łody lekarz rozpaczliwie szukał jej pulsu, ale Marilyn Sheppard była martwa. G dy usłyszał jakiś odgłos z parteru, zbiegł po schodach i zobaczył, że J ak aś postać idzie w stronę jeziora: płci m ę skiej, biały, w w ieku średnim , z kędzierzaw ym i w łosam i i w białej k o szuli” . Poszedł za „tą postacią” aż do plaży, dopadł ją od tyłu i walczył z nią. Potem poczuł „duszenie czy dław ienie” i znowu stracił przy-
291
„Nic już nie było takie, jak przedtem” ranny Sam Sheppard w szpitalu po zabójstwie żony
„Była straszliwie zmasakrowana” Marilyn Sheppard, ofiara zabójstwa 4 lipca 1954 roku
tom ność. Gdy doszedł do siebie i potykając się wrócił do dom u, w yda wało mu się, że to jakiś koszm arny sen: „Na początku pom yślałem , że straciłem orientację, biegałem w tę i z powrotem . Aż zrozumiałem, że to rzeczyw istość” - tak Sam Sheppard opisywał potem najstrasz liwszą chwilę w swoim życiu. G dy niew iele później przyjechała policja, jej oczom przedstawił się obraz grozy: M arilyn Sheppard nie żyła - brutalnie zamordowana. Trzydzieści pięć ciosów zm iażdżyło jej czaszkę, ofiara udławiła się własną krwią. Fred Drenkhan, pierw szy oficer policji na m iejscu przestępstwa i przyjaciel rodziny, w spom ina: „Ś ciany sypialni były zbryzgane krwią; M arilyn została zabita i straszliwie zmasakrowana. To był rzeczyw iście w idok budzący grozę k iedy k ogoś znasz, a nie m ożesz go ju ż na M oi rodzice byli atrakcyjną parą, wet zidentyfikow ać” . Dla prokuratury od której się dobrze w iodło, za dobrze jak na takie małe sam ego początku głów nym podejrzanym miasteczko jak Bay Village. był mąż. Nikt nie dawał wiary je g o wersji, Gdy prasa udow odniła mojemu że jakiś włam ywacz o „kędzierzaw ych w ło ojcu romans, wszystko w ym knęło sach” pobił go i zabił je g o żonę. Gdy w yszło się spod kontroli. To było jak lincz. na jaw, że Sheppard miał rom ans z p ie Sam Reese Sh ep p ard , syn Sam a lęgniarką Susan Hayes, w gazetach pojawii M arilyn S h e p p a rd ó w 292
ty się tytuły: „Z a m k n ijc ie m o rd e rcę !” . Marilyn była brutalnie Opinia publiczna wydała w yrok na Sama zmasakrowana - nie można jej Shepparda, zanim jeszcze zebrał się sąd. było nawet zidentyfikować. D w udziestego pierw szego grudnia 1954 ro Fred Drenkhan, pierwszy oficer policji na miejscu zbrodni ku, trzy dni przed B ożym N arodzeniem , dwunastu przysięgłych u zgodniło w k ońcu swój werdykt. Obrady trwały 100 godzin, ch oć w yrok przecież był w iadom y z góry: w inny - m im o braku dowodów. Dla Sama Shepparda oznaczało to dożyw ocie. Najdotkliwiej odczuł ten w yrok syn, Sam Reese. Stracił matkę, a te raz również ojca. „W Boże Narodzenie byliśm y zdruzgotani - opowia da dziś Sam Reese. - Pamiętam jeszcze ciszę w dom u m oich dziad ków. To było po prostu straszne” . R odzina Sheppardów nie zniosła ciosu - dwa tygodnie po w yroku matka Sama Shepparda popełniła sa m obójstwo. W pożegnalnym liście przekazała w iadom ość synowi: „N ie m ogę dłużej. D ziękuję za w szystko!” . Zaledwie 11 dni później umarł także ojciec Shepparda - na raka żołądka. Zdenerwowanie w ostatnich miesiącach dram atycznie przyspieszyło przebieg choroby. M łodem u lekarzowi Samowi Sheppardowi, któremu przepowiadano kiedyś błyskotliwą karierę, wydawało się w więzieniu, że jeg o życie jest skończone. Dzień w dzień dręczyła go myśl, że prawdziwy morderca je go żony wciąż jeszcze chodzi wolno, podczas gdy on w celi więzienia państwowego w Ohio pokutuje za czyn, którego nie popełnił. Gdy brat przyniósł m u listy od Niemki, która zdawała się wierzyć w jeg o niewin ność, uchw ycił się tej nadziei jak tonący brzytwy. Trzy lata ze sobą k o respondowali - po czym niem iecka przyjaciółka zapowiedziała odwie dziny w więzieniu. Ariane Sheppard tak w spom ina pierwsze spotka nie: „Weszłam do sali widzeń, a tam siedział przy m ałym stoliku m ężczyzna ubrany cały na biało. Pomyślałam, że to m usi być on. Roz prom ienił się, kiedy szłam w je g o stronę, a potem powiedział: «Cześć! Co powiesz na buziaka?»” . Dla Sama była to m iłość od pierwszego w ej rzenia. Ale i na Ariane spotkanie wywarło wielkie wrażenie: „Byłam poruszona, bardzo poruszona. Nie m ogłam nawet opisać swoich uczuć. Jeszcze nigdy przedtem nie byłam w więzieniu - było tam tak zimno i obrzydliwie. I ten świadom y siebie czło wiek, który tam siedział jak nie na swoim Get that killer! miejscu. Pamiętam, że potem wróciłam do Nagłówek w „Cleveland Press", hotelu. Siedziałam w hallu i płakałam” . 1954 rok
293
Ariane, która dotychczas prowadziła luksusowe życie, przem ieszki wała w drogich hotelach na Riwierze Francuskiej i ekstrawaganckim stylem bycia absorbowała uwagę prasy bulwarowej, wydawała teraz majątek na adwokatów i prywatnych detektywów, aby udow odnić nie winność Sama. W miarę upływu lat zainteresowanie publiczne Sheppardem osłabło, ale wraz z pojawieniem się Ariane w USA prasa znowu zaczęła się zajmować tamtym m orderstwem. Wielkoświatowa blondyn ka, bogata dziedziczka i szwagierka Josepha Goebbelsa wywołała prawdziwe poruszenie w mediach. „Prasa reagowała z początku bardzo wrogo z powodu m ojej przeszłości - wspom ina Ariane. - Pisali, że je stem nowym sym bolem nazistów. Ale to się na szczęście bardzo szyb ko skończyło” . Ariane potrafiła zręcznie wykorzystać dla swojej sprawy uwagę dziennikarzy: „Opowiadała każdemu, że ojciec jest niewinny wspom ina syn Shepparda, Sam Reese. - Mój ojciec stracił wszelką na dzieję. Ufność Ariane ocaliła m u życie i pom ogła walczyć o w olność” . F. Lee Bailey, m łody i am bitny adwokat, zainteresował się sprawą. Zarzucił sądowi, że rozprawa przeciw ko Sam owi Sheppardowi była „m edialnym cyrk iem ” ; dow ody, które przem awiałyby na korzyść oskarżonego, zostały odrzucone, prokuratura popełniła grube błędy. „Każdy z tych błędów z osobna wystarczał, żeby stwierdzić, że Sam Sheppard nie miał bezstronnego procesu. Ale jeśli wziąć pod uwagę wszystkie te błędy razem, w yrok zasługiwał tylko na m iano kpiny z wym iaru spraw iedliw ości” - mówił. Razem z Ariane szukał punk tów zaczepienia i grom adził dow ody, aby w znow ić proces. W lipcu 1964 roku, dokładnie dziesięć lat po zam ordowaniu Marilyn Shep pard, udało się w reszcie to, o czym marzyła Ariane: sąd drugiej in stancji uniewinnił Sama Shepparda. Tym czasem w szyscy już mówili o serialu telew izyjnym Ś c ig a n y . W iadom ość o w y Prokuratura popełniła całe puszczeniu Shepparda na w olność poruszyła mnóstwo błędów. Każdy z tych opinię publiczną. Dziesiątki dziennikarzy błędów z osobna wystarczał, żeby i gapiów tłoczyło się po rozprawie przed stwierdzić, że Sam Sheppard nie miał bezstronnego procesu. Ale gm achem sądu, aby m óc rzucić okiem na jeśli wziąć pod uwagę wszystkie prawdziwego „dr. Kim ble’a” i jeg o kochan te błędy razem, wyrok zasługuje kę. Pierwszą noc na wolności Ariane i Sam tylko na miano kpiny z wymiaru spędzili w motelu. Gdy następnego dnia sprawiedliwości. opuścili pokój, szedł za nimi trop w trop cały F. Lee Bailey, obrońca Sama Shepparda tabun reporterów. Do prasy przeciekła wia-
294
dom ość, że tych dw oje chce się pobrać - na Nie mam nic przeciwko wersjom ulicach Chicago rozpętała się niemal film owa filmowym, ale nie chcę mieć z tym nagonka. Skończyła się w hotelu „H ilton” nic wspólnego. tu Ariane i Sam wzięli ślub. Lee Bailey i jeg o Sam Reese Sheppard na temat Ściganego żona byli świadkami, a zaprzyjaźniony dzien nikarz w tym czasie telefonicznie przekazy wał story swojej redakcji. Happy end nie trwał jedn ak długo. Sam Sheppard został wpraw dzie uniew inniony - ale tylko „z braku dow odów ” . Nadal cierpiał z p o w odu zarzutu, że jest dom niem anym m ordercą swojej żony Marilyn. „Już nigdy nie był całkiem w olny - w spom ina Ariane Sheppard część je g o umarła wraz z Marilyn. Był rozgoryczony - to się czuło” . W więzieniu Sam Sheppard zetknął się z narkotykami. Na w olności też raz po raz próbow ał zagłuszyć alkoholem i środkam i uspokajają cym i dręczące w spom nienie n ocy z 4 lipca 1954 roku. G dy jed en z je go pacjentów zmarł, ów niegdyś świetny neurochirurg otrzymał w końcu zakaz w ykonyw ania zawodu. „T o naprawdę złamało m u ser ce. To był początek k oń ca” - je g o syn, Sam Reese, jest dziś o tym przekonany. W k ońcu były lekarz postanow ił spróbować szczęścia ja ko zawodow y zapaśnik - i przyjął przydom ek „K iller Sam ” . „T o była czysta desperacja, zły żart - m ów i Sam Reese. - Stracił szacunek dla
„ Opinia publiczna w poruszeniu” - dziesiątki reporterów oblegają Sama i Arianę w dniu ich ślubu
295
siebie i dla społeczeństw a” . Ucierpiało tak że m ałżeństwo Sama z Ariane - na alkoho niewinnemu człowiekowi. low ym i narkotykowym rauszu raz po raz Sam Reese Sheppard, syn Sama doch odziło do bijatyk. W 1968 roku Ariane Shepparda w niosła pozew rozwodowy. „Powiedziałam mu: «Skończ z naroktykam i! Od razu do ciebie wrócę. Ale nie wrócę, jeśli będziesz brał narkotyki - one są silniejsze ode m nie, silniejsze od m ojej m iłości, z nim i nie w ygram ». Chciał przestać, ale narkotyki jednak zw yciężyły” . Siódm ego kwietnia 1970 roku znaleziono Sama Shepparda martwe go - w wieku 46 lat. Ale Ariane i je g o syn są przekonani: „W yłącznie m edycznym i przyczynam i nie m ożna w ytłum aczyć śm ierci Sama. Umarł, bo jeg o dusza nie znalazła ukojenia” . Prawie 50 lat po zabójstwie Marilyn Sheppard, w styczniu 2000 ro ku, sprawa ponow nie wróciła do sądu. Sam owi R eese’owi Sheppardowi, synowi „prawdziwego dr. K im ble’a” , w spom nienia 4 lipca 1954 ro ku też nie dawały spokoju. „N ie tyle chodzi mi o to, by oczyścić im ię m ojego ojca - oświadczył prasie. - Jem u ju ż i tak nic po tym. Ja tylko chcę się w końcu dow iedzieć, kto zamordował m oją m atkę” . Sam Reese Sheppard doprowadził do ponow nego zbadania sprawy - za p o m ocą najnow ocześniejszych m etod. W toku now ego dochodzenia poja wiły się nowe dowody: ślady krwi, które nie m ogły pochodzić od je g o matki. Sam Sheppard polecił ekshum ow ać zwłoki rodziców - badanie genetyczne dow iodło ponad wszelką wątpliwość, że Sam Sheppard nie był m ordercą swojej żony. W kręgu podejrzeń znalazł się były czyściciel okien, zatrudniany przez Sheppardów. Richard Eberling ju ż w 1959 roku zwrócił na sie bie uwagę policji, gdy znaleziono u niego jed en z pierścionków za m ordowanej M arilyn Sheppard. Ponadto zidentyfikow ano je g o krew w różnych m iejscach w dom u Sheppardów. Eberling zeznał wtedy, że dzień przed m orderstwem skaleczył się w palec przy m yciu okien podejrzenie ostatecznie upadło. A uważne spojrzenie na przeszłość Ri, ~' charda Eberlinga bardzo by się opłaciło. Stan Ohio zniszczył życie
Czwarty lipca 1954 roku jest wciąż jeszcze najgorszym dniem w moim życiu. Sam Reese Sheppard, syn Sama shepparda
296
. .
C zyściciel okien ju z przed 1950 rokiem znany był policji ja k o złodziej. W 1959 roku jeS ° przyjaciółka Barbara A nn Kinzel zginęla w tajem niczym w ypadku sam ochodo-
w ym - auto prowadził Eberling i przeżył. Barbara była pielęgniarką w Bay V iew H ospital - szpitalu, w którym pracował neurochirurg Sam Sheppard. Później były czyściciel okien mówił o sobie, że jest „m ecenasem sztu ki” , żył na wysokiej stopie i przyjmował w swoim dom u znane osobisto ści. Skąd nagle miał pieniądze, wydawało się nikogo nie interesować. W 1987 roku Richard Eberling został aresztowany. Podejrzewano go o to, że zamordował pewną wdowę, aby odziedziczyć po niej milionowy mają tek. Dwie siostry wdowy, które zginęły w tajemniczy sposób, prawdopo dobnie również padły ofiarą jeg o żądzy mordu i pieniędzy. W 1989 roku Eberling został skazany na dożywocie za morderstwo i... zapomniany. Dopiero w toku poszukiwań now ych dow odów w sprawie Shepparda Sam R eese natknął się ponow nie na byłego czyściciela okien, Eberlinga. Kilkakrotnie odwiedzał skazanego m ordercę w więzieniu i przez la ta z nim korespondował. Sam R eese Sheppard cały czas miał nadzieję, że dowie się od niego czegoś, co m ogłoby posłużyć za nowy punkt za czepienia w sprawie zabójstwa w nocy na 4 lipca 1954 roku - tej nocy, kiedy on sam spał spokojnie w pokoju dziecinnym . A Richard Eberling plątał się coraz bardziej. W końcu dla Sama R eese’a stało się oczywiste: to Richard Eberling był m ordercą Marilyn Sheppard. Ostatecznym po twierdzeniem tej tezy wydawał się wymaz pobrany z pochw y zabitej Marilyn. Marilyn Sheppard została przed śmiercią zgwałcona - DNA płynu w jej pochw ie zgadzało się z DNA Eberlinga. Ale Eberling za przeczał wszystkim zarzutom. Dwudziestego piątego lipca 1998 roku Richard Eberling zmarł w wieku 68 lat w w ięzieniu - nie przyznał się do winy. Jego śmierć zniweczyła wszelkie szanse na definitywne wyja śnienie okoliczności zabójstwa Marilyn Sheppard. Straszliwe wydarzenia w n ocy na 4 lipca 1954 roku w dom u Sheppardów w Bay Village w Ohio jeszcze dzisiaj nie dają spokoju tym, któ rych dotknęły. Ariane Sheppard, która zakochała się w „prawdziwym dr. K im ble’u ” i walczyła o je g o w olność, też nie m oże zapom nieć o tej sprawie: „B yła ona częścią m ojego życia - mówi. - Prawie 30 lat się tym zajm owałam - to nosi się w sobie, tego nie m ożna zapom nieć. Zro biłam, co m ogłam , i niektórych przekonałam , że Sam nie był m order cą. I m im o w szystko to, co było potem , opłaciło się - dla tych niewielu chwil szczęścia, jakie przeżył po w yjściu z więzienia. I dlatego, że w ie dział, że stoję u je g o boku. Był z tego pow odu bardzo szczęśliwy” .
Stał się ikoną całego pokolenia - Che Guevara, legendarny bun townik o melancholijnym spojrzeniu. Jeszcze dziś krąży wiele mi tów na temat jego śmierci w Boliwii. Dopiero teraz wyszło na jaw, że wśród ludzi Che byli zdrajcy.
19 6 7 Kto z d ra d z ił C h e G u e v a r ę ? W ychudzony, obdarty i ranny - ostatnia fotografia żywego rewolucjoni sty pokazywała go jako trofeum łowieckie: z rękami na brzuchu skuty mi kajdankami, skołtunionym i włosami i wzrokiem wbitym w ziemię. Zdjęcie powstało na godzinę przed egzekucją Che w boliwijskiej w io sce La Higuera 9 października 1967 roku. Towarzyszący mu m ężczyzna to Felix Rodriguez, kubański emigrant i człowiek CIA. Tajni agenci i dziennikarze całe lata bezskutecznie ścigali Ernesta Che Guevarę tym razem największy wróg państwa am erykańskiego wpadł jednak w zasadzkę. „N igdy nie pow inienem był dać się wziąć żywy” - wyznał przed śmiercią dawny zaufany towarzysz Fidela Castro. Teraz było już za późno, od kilku godzin je g o egzekucja była sprawą przesądzoną. B o liwijski sztab generalny chciał jak najszybciej pozbyć się przywódcy partyzantów, owianego legendą ju ż za życia. Uważano, że proces rewo lucjonisty, będącego największym postrachem zachodniej półkuli, w y wołałby zbyt wielką m iędzynarodową sensację. Dlatego wszystko mia ło wyglądać tak, jak by Che Guevara zginął w walce. Felix Rodriguez, który podczas przesłuchania nabrał szacunku do rewolucjonisty, miał poinform ow ać więźnia o wyroku śmierci. Chętnie uchroniłby go przed egzekucją. „Tuż przed pierwszą w szedłem do pokoju. Che siedział na ławeczce. Wstał. Powiedziałem: «Kom endancie, bardzo mi przykro. Zrobiłem , co m ogłem ». Pobladł jak ściana. [...] Podaliśm y sobie rękę i objęliśm y się. [...] Była to dla m nie bardzo wruszająca chwila. Nie czu„Ik o n a ruchu ’6 8 ” - słyn n e zd jęcie Che, w yk o n a n e p rzez A lb erta K ord ę
299
łem już nienawiści. Dla niego nadeszła g o dzina prawdy i zachował się jak mężczyzna. strzelał Che w twarz, tylko poniżej Z odw agą i praw ością patrzył śm ierci szyi. M iało to w yglądać tak, jakby Che został ranny w bitwie. w oczy” . Gdy Rodríguez opuszczał pom iesz Felix Rodriguez, La Higuera, czenie, sierżant Mario Terán, który zgłosił 9 października 1967 roku się na ochotnika do wykonania wyroku, stał ju ż pod drzwiami. P odobno Che powitał swo jeg o kata Terána słowami: „Wiem, że przyszedłeś m nie zabić. Strzelaj tchórzu, zabijesz tylko człowieka” . Terán, najwyraźniej podpity, trafił Che najpierw w ramiona i nogi, dopiero trzeci strzał był śmiertelny. Che Guevara miał 39 lat, gdy zginął. Jeszcze tego sam ego dnia jeg o zwłoki przewieziono do miasteczka Vallegrande i wystawiono na w idok publiczny, by udow odnić światu, że naprawdę nie żyje. Leżał z szeroko otwartymi oczami, bezbronny w obec spojrzeń ciekawskich. W ojskowi, dziennikarze i m iejscowa ludność przemykali w okół zwłok, sprawiają cych dziwnie żywe wrażenie. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że Che jest bardzo podobny do Jezusa. W istocie już niedługo po egzeku cji był na najlepszej drodze, by go uznano za męczennika. Kobiety ob cinały zabitemu kosm yki włosów, a potem przechowywały je niczym relikwię. Oficerowie i żołnierze kłócili się o fajkę Che, je g o rolexa, broń i ubranie. W obec obaw wojska i CIA, że wersja o śmierci w bitwie m o że wzbudzić wątpliwości, po cichu zakopano zwłoki w nieznanym m iej scu. Miało upłynąć 30 lat, nim doczesne szczątki zostały odnalezione i przewiezione na Kubę. M iejsce ostatniego spoczynku Ernesto Che Guevara znalazł w kubańskim miasteczku Santa Clara. Trudno się oprzeć wrażeniu, że na śm ierci Che skorzystali wszyscy, którzy m ieli z tym coś w spólnego. Kubańska rewolucja dostała swoje go świętego, w ojskowi, którzy uczestniczyli w ujęciu Guevary, zrobili kariery polityczne albo napisali książki o swoim spotkaniu z najwięk szą partyzancką legendą w szech czasów, człowiek CIA Rodríguez stał się jed n ym z najbardziej popularnych agen tów w USA. Ale dla towarzysza broni Che, W yglądał jak Jezus Chrystus, a jego wzrok szedł za nami, Argentyńczyka Cira Bustosa, m ieszkające czy staliśmy po tej, czy po drugiej go dziś w Szwecji, w Uppsali, śm ierć rew o stronie pomieszczenia. Jego wzrok lucjonisty oznaczała tragiczny zwrot w ży wciąż nas odnajdywał. Che miał ciu. To on rzekom o wydał Che Guevarę b o długie, kręcone włosy, w yglądał jak Jezus na świętych obrazkach. liw ijskim w ojsk ow y m - zarzut, k tórego Susanna Osinaga, pielęgniarka nigdy nie zdołał obalić. Chociaż uciekł na Powiedziałem Teranowi, żeby nie
300
drugi kon iec świata, przeszłość wciąż go d o On napełniał życiem społeczne pada. D opiero po długich nam owach zgodził utopie i marzenia, ucieleśniał, się udzielić wywiadu naszem u reporterowi, w sposób niem al mistyczny, ducha swojej epoki. lecz w spom nienie człowieka, którego ma ja Jorge G . C a stañ e da, bio graf koby na sum ieniu, nadal sprawia mu ból. „P ew n ego listopadow ego dnia słuchałem w iadom ości [...]. Usłyszałem głos Che. Był to głos z przesłaniem dla mnie. Głos, który nie tylko słyszałem - on po prostu przyprawiał o gę sią skórkę. Rewolucja kubańska i Che nieśli z sobą coś nowego. P oje chałem w ięc na Kubę, aby walczyć po stronie rewolucji” . W 1963 roku poznał Che Guevarę, którego Jean-Paul Sartre nazwał „najpiękniejszą postacią naszych czasów” . Podobnie jak w iększość w spółczesnych również argentyński malarz Bustos był pod głębokim wrażeniem cha ryzm atycznego rewolucjonisty, najpotężniejszego po Fidelu Castro człowieka na Kubie, prezesa Banku Narodowego, ministra przemysłu i dow ódcy armii rewolucyjnej. Dla Che państwowe honory nie miały jednak żadnego znaczenia, już w krótce po zwycięstwie w Hawanie
„Bardzo podobny do Jezusa” - zwłoki Che wystawione na widok publiczny w Vallegrande
301
w 1959 roku praca przy biurku zaczęła go nudzić. Marzył, by „stworzyć lepszy, spra Rosynanta - wracam na drogę, w iedliw y świat” . Dlatego też zadarł z Sow ie z tarczą na ramieniu. tami. N iew ygodny w ichrzyciel ju ż od dawna Che G u e v a ra , list p o że g n a ln y do rod ziców był im solą w oku. Po gwałtownej kłótni z Fidelem Castro w 1965 roku Che zrzekł się nie tylko w szystkich urzędów, lecz także obywatelstwa kubańskiego. Znikł z pola w idzenia i nikt nie znał m iejsca je g o pobytu. W rzeczywi stości wraz z kilkom a w iernym i towarzyszami spędził jak o guerrille ro rok w tajnej m isji w Kongu, m usiał jednak pogodzić się z faktem, że je g o m odelu rew olucji nie da się przenieść do afrykańskiego kra ju. Rozczarowany, w rócił incognito na Kubę. W m iędzyczasie kubań skie tajne służby znalazły dla prom inentnego pieniacza, który za żad ną cenę nie chciał zostać na Kubie, now e pole działania. Che wraz z grupką partyzantów miał pojechać do Boliwii, kraju graniczącego z pięciom a innym i, aby stamtąd nieść rew olucję na cały kontynent południow oam erykański. B ezdom ny rew olucjonista właściwie chciał jech ać od razu do Argentyny, ale Fidel Castro się obawiał, że Che zo stanie tam natychm iast rozstrzelany, a poza tym Sow ieci byli tem u absolutnie przeciwni. Główny cel Che polegał na tym, by działaniami partyzanckim i sprow okow ać USA do podobnej interwencji w ojsk o wej jak w Wietnamie. Che miał nadzieję, że osłabi w ten sposób siłę uderzeniową am erykańskich sił zbrojnych na pozostałych frontach i zm obilizuje ludność do oporu „przeciw ko im perialistycznym U SA” . Ciro Bustos, rodow ity A rgentyńczyk tak jak Che, miał w tym samym czasie przygotow ać zbrojny przewrót w Argentynie. Bustos opowiada, że Che ostrzegał rebeliantów przed walką partyzancką. „Zadanie te go rodzaju wiąże się z ryzykiem , przede w szystkim z ryzykiem , że cię zabiją. Jeśli nie chcesz podjąć tego ryzyka, nie bierz w tym udziału” mawiał. To, co w uszach w iększości ochotników brzm iało jeszcze bar dzo heroicznie, w krótce m iało stać się gorzką rzeczywistością. Trzeciego listopada 1966 roku A dolfo M e na Gonzales alias Ernesto Che Guevara Wielu nazwie mnie awanturni przyjechał z fałszywym paszportem do stoli kiem i jestem nim, ale jednym cy Boliwii La Paz, gdzie czekali na niego je z tych, którzy ryzykują skórę, go ludzie. Przed końcem roku armia Che li by udowodnić swoją prawdę. czyła 24 osoby, w tym 9 Boliwijczyków; Che G u e v a ra , list p o że g n a ln y do rod ziców w krótce było ju ż 51 rebeliantów. W dżungli Znów czuję między piętami żebra
302
nad rzeką Nancahuazu urządzili prym ityw Moja wiara w walkę partyzancką ny obóz, który niebawem zwrócił uwagę ok o jest większa niż kiedykolwiek. licznej ludności. Ale chłopi uważali party Ale ponieśliśmy klęskę. Ponoszę wielką odpowiedzialność. zantów „ty lk o ” za handlarzy kokainą Nie zapomnę ani tej klęski, ani w tamtej ok olicy nic niezwykłego. Che za p o cennych nauk, jakie z niej płyną. m ocą całkow icie przestarzałych urządzeń Che Guevara, 1566 rok utrzymywał kontakt z łącznikam i na Kubie i w La Paz. Niem ka Tanja Bunke, znająca go od lat, miała za zadanie organizować zaopatrzenie dla oddziału. Francuski pisarz Regis Debray jeszcze przed przybyciem grupy guerńlleros szukał odpow iednie go m iejsca na obóz szkoleniowy. Nie był bynajm niej doświadczonym partyzantem, ale pozostawał w dobrych stosunkach z Fidelem Castro. Pojawienie się Debraya i innych lewicowych osobistości w Boliwii we wrześniu 1967 roku zaniepokoiło tamtejszych komunistów. Przy wódca lew ego skrzydła partii kom unistycznej, Mario M onje, patrzył na całą akcję z największym sceptycyzm em . Fidel Castro zapewniał go, że Boliwia będzie dla jed n ego z je g o ludzi tylko przystankiem w drodze do Argentyny. Mario M onje nie miał nic przeciwko temu. Ale gdy w noc sylwestrową w obozie partyzantów spotkał Che, poczuł się oszu kany. Nie miał najm niejszego zamiaru wspierać zbrojnej walki party zanckiej w Boliwii. Udawał, że się zgadza na propozycje Che, ale już na stępnego dnia w yjechał - i nigdy więcej się nie pokazał. Zanosiło się na sromotną klęskę, bo bez wsparcia ze strony boliwijskich kom unistów przedsięwzięcie wydawało się dość beznadziejne. Pilnie potrzebne po siłki nie nadchodziły. W oczach Fidela Castro głównym odpowiedzial nym za zdradę w obec Che i za jeg o przedwczesną śmierć był Mario Monje. Warunki do rewolucji w Boliwii były w istocie skrajnie niekorzystne. Okoliczni indiańscy chłopi nie ufali obcym , którzy nie mówili ich języ kiem; poza tym ani myśleli obalać swojego prezydenta, Barrientosa, cieszącego się silnym poparciem w ojska i chłopstwa. Tym samym k o lejny istotny warunek walki rewolucyjnej pozostawał niespełniony. Che początkowo ignorował problem y, z jakim i miał na co dzień do czy nienia. Całe boliwijskie przedsięwzięcie było bardzo źle przygotowane. Ale zrezygnować - na to nie pozwalała ani duma, ani pam ięć o Kubie, gdzie warunki w swoim czasie były podobnie trudne. Tym czasem guerńllera Tanja pojechała do Argentyny, aby zaprosić łącznika, Cira Bustosa, do obozu nad rzeką Nancahuazu. W tym czasie Che próbował
303
w poić swoim guerrilleros w dżungli coś w ro dzaju dyscypliny rewolucyjnej - trudne za nie przyłącza się do ruchu. Jest to danie, gdyż Kubańczycy nie ufali Boliwijczy błędne koło: żeby zdobyć chłopów, m usim y prow adzić kom i ciągle się z nimi kłócili. Pierwszego lu naszą akcję stale na terytorium tego 1967 roku Che wraz z w iększością zaludnionym i w łaśnie dlatego swoich ludzi wyruszył na dwutygodniowy potrzebujem y więcej ludzi (...) marsz treningowy. Z dwóch tygodni zrobiło Ch e G u e v a ra , Dziennik z Boliwii, się 48 dni pełnych udręki, gdyż oddział zgu 30 czerw ca 1 9 6 7 roku bił się w dżungli. Upał, robactwo, głód i cho roby dawały sie partyzantom we znaki, a dwóch Boliwijczyków utonę ło w rwącej rzece. Nim wyczerpana grupa 20 marca 1967 roku wróciła do obozu, Che otrzymał od swoich wywiadowców hiobową wieść: dwóch boliwijskich guerrilleros zdezerterowało i zostało schwytanych przez żołnierzy, kiedy próbowali sprzedać broń na targu w Camiri. Pod czas przesłuchania opowiedzieli wszystko, co wiedzieli; dopiero od nich w ojsko usłyszało o obecności oddziału partyzanckiego w kraju. Zdradzili władzom pseudonim Che - „R am ón” - i inne szczegóły. Obydwaj towarzysze, Regis Debray i Ciro Bustos, już od kilku dni czekali razem z Tanją Bunke na przywódcę guerrilli. Ciro Bustos prze[...] chłopstw o w dalszym ciągu
304
raził się, gdy ujrzał swojego idola: „Był całkiem wynędzniały, praktycz nie nie miał na sobie ubrania; koszula wisiała w strzępach, kolana mu wystawały przez dziury w spodniach i wyglądał rzeczywiście na w ychu dzonego. A jednak objął mnie, co m nie bardzo wzruszyło; wszystko od było się bez słów” . Che zapytał go, dlaczego w cześniej do niego nie do łączył - w końcu upłynęły trzy miesiące, odkąd wysłał Tanję. Bustos był zaskoczony, bo przecież Tanja nie podała żadnego określonego ter minu. Rozw ścieczony Che wezwał Tanję i w ybuchła głośna awantura. Rewolucjonista uznał tym samym sprawę za zamkniętą. Nie zastana wiał się dłużej, co spowodowało, że łącznik zjawił się w dżungli z opóź nieniem. CIA rozpuściła potem pogłoski, że Tanja Bunke na polecenie Stasi i KGB szpiegowała przyw ódcę guerrilli - nigdy nie udało się tego zweryfikować. W każdym razie Ciro Bustos nie lubił m łodej Niemki, z którą on i Francuz Debray przez kilka dni podróżowali incognito. Jak na je g o gust zachowywała się zbyt po amatorsku i niepotrzebnie nara żała na niebezpieczeństwo całe przedsięwzięcie. Po awanturze z Tanją, Che wziął sw ojego krajana Cira Bustosa na stronę i przedstawił m u swoje plany. Tak ja k było uzgodnione, Bustos miał w Argentynie rekrutować rebeliantów, wysyłać ich do obozu szkoleniow ego Che, aby potem w spólnym i siłami doprowadzić do przewrotu w Argentynie. Drugi zagraniczny gość, niedośw iadczony w boju Francuz Regis Debray, chciał początkow o zostać przy oddziale i poznać smak walki, ale Che miał w obec niego inne plany. W yznaczył mu zadanie, aby z zagranicy wspierał partyzantów, propagując w Eu ropie rew olucję w A m eryce Południowej. Poza tym potrzebował go ja ko kuriera listów do Jean-Paula Sartre’a i Bertranda Russella, którzy ze swojej strony m ieli wspierać walkę wyzwoleńczą, zakładając fundu sze pom ocy. Rew olucyjną sielankę dotkliwie zakłóciło zabicie żołnierza przez jed n ego z guerrilleros. W szyscy zdawali sobie sprawę, co to znaczy: wojna z boliw ijskim w ojskiem . Sytuacja znacznie się pogorszyła, gdy w stodole w głów nym obozie odkryto sam ochód Tanji ze wszystkim i dokum entam i, listami nazwisk i notatkami, które nieopatrznie tam zostawiła. Wyszła na jaw jej fałszywa tożsam ość i Tanja musiała zostać przy oddziale. Che, który prowadził w Boliwii szczegółow y dziennik, zanotował: „W szystko wydaje się wskazywać, że Tanja została zidenty fikowana, co oznacza stratę dw óch lat dobrej i cierpliwej pracy” . W na stępnych dniach doszło do kilku potyczek m iędzy guerrillą Che a żoł
305
nierzami armii boliwijskiej. Obie strony poniosły straty. Dwudzieste go siódm ego marca Che napisał: „Dzisiaj gruchnęła w iadom ość na wszystkich falach radiowych, pow odując lawinę kom unikatów. [...] Jest oczywiste, że dezerterzy czy jen iec sypnęli [...]” . Ciro Bustos i R egis Debray znaleźli się w pułapce razem z innymi. Od dezerterów armia znała m iejsce pobytu guerrilli i coraz bardziej zaciskała pętlę w okół rebeliantów. Kontakt z Kubą został przerwany, bo urządzenia przestały działać. Fidel Castro ze „w zględów bezpie czeństwa” odmawiał wysłania do Boliwii obiecanej armii ochotników. Che i je g o ludzie byli w ięc zdani tylko na siebie. Przywódca guerrilli dowiedział się z radia, że USA wyślą do Boliwii doradców wojskow ych, żeby szkolili jednostki elitarne do zwalczania guerrilli. Z zupełnym brakiem realizmu zanotował w dzienniku: „M oże jesteśm y świadkami now ego W ietnamu” . Dla coraz większej nerwowości Regisa Debraya nie miał zrozumienia. Dwudziestego ósm ego marca napisał pełen p o gardy: „Francuz przedstawił mi ze zbytnią gwałtownością, w jaki spo sób m ógłby się przydać, będąc poza oddziałem ” . Kilka dni później Che zaproponował swoim „gościom ” , aby przy sposobności odłączyli się od oddziału. Trzy tygodnie po tej rozm owie nadarzyła się taka okazja. R e porterowi G eorge’owi Andrew Rothowi udało się 19 kwietnia dotrzeć do guerrilleros i przeprowadzić z jed n ym z nich wywiad. To nasunęło Debrayowi i Bustosowi pom ysł, b y podać się również za dziennikarzy i w towarzystwie Rotha w ym knąć się do pobliskiej M uyupampy. Ale plan się nie powiódł. Debray i Bustos zostali natychmiast zauważeni przez boliw ijskich żołnierzy i aresztowani. Dla Che ich aresztowanie było ciężkim ciosem , bo tym sam ym stracił ostatecznie łączność ze światem zewnętrznym. Sfrustrowany zanotował w dzienniku: „Dan ton [Debray] i Carlos [Bustos] padli ofiarą sw ojego pośpiechu, swojej niemal rozpaczliwej chęci, żeby się stąd w ydostać, oraz m ojego braku energii, żeby im w tym przeszkodzić, tak w ięc tracim y również łączność z Kubą (Dan Był marnym guerrillero. Większość ton) i przepada plan akcji w Argentynie tego, co zrobił, zrobił źle. [...] To pewnie jedyny przypadek (Carlos)” . Na szanse przeżycia obu pojm a w dziejach walki partyzanckiej, nych patrzył trzeźwo. Obaj m ieli przy sobie żeby ani jednego chłopa nie udało fałszywe dokum enty. „Z łe w idoki dla Cario się zrekrutować, poza jakimś sa. Dantonowi pow inno się udać” , zapisał psem, a i ten zdezerterował. w dzienniku. Debray i Bustos m ieli szczę Felix Rodriguez, agent CIA, ście w nieszczęściu - ich fotografia zamieszo Che Guevarze
306
czona w różnych gazetach upubliczniła sprawę. Poza tym wstawił się za nim i ambasador amerykański. Che o tym nie wiedział i postanowił podzielić swoją małą armię. Ciężko chora Tanja została z grupą 14 m ężczyzn. Che obiecał, że w ró ci za kilka dni, ale ju ż nigdy nie m ieli się zobaczyć. Astma i fatalne biegunki tak osłabiły przyw ódcę guerrilli, że czasem nie m ógł chodzić. Jego lekarstwa przeciw astmie w padły w ręce żołnierzy, ale m im o fi zycznej słabości ani myślał zrezygnować. Podczas gdy rebelianci wal czyli o przetrwanie, w ojsko i CIA przesłuchiwały Debraya i Bustosa. Obaj w końcu zaczęli sypać, co należy chyba przypisać także drastycz nym południow oam erykańskim m etodom przesłuchiwania. Do dzisiaj jednak wyłącznie Ciro Bustos jest uważany za tego, któ ry wydał Che Guevarę w ojsku boliwijskiem u. Potrzebny był kozioł ofiarny i został nim Bustos. Jego towarzysz o takich sam ych poglą dach zrobił później karierę jak o filozof i doradca prezydenta Mitterranda. Przez długi czas trwały spory o dokładny przebieg przesłu chań. Ktoś, kogo przy tym nie było, francuski dyplomata i historyk Pierre Kalfon, w swojej biografii Guevary całą w inę zrzucił na Cira Bu stosa. Boliwijski oficer Gary Prado, który był świadkiem naocznym i bardzo dokładnie przestudiował protokoły przesłuchań, stwierdza natomiast: „Czytałem w tedy tę książkę. Znajdują się w niej fragm en ty, które są czystym w ym ysłem ” . Książka Kalfona na długo napiętno wała Cira Bustosa jak o zdrajcę. Ze szw edzkiego wygnania opowiedział nam on, jak się to odbyło z je g o punktu widzenia: „Postanowiłem uda wać głupiego i m ówiłem , że to wszystko to pom yłka - tak zostałem Carlosem Albertem Fructuoso, idiotą” . Na początku przesłuchań Bu stos udawał, że nie ma o niczym pojęcia. Że jest kom iwojażerem , któ ry przypadkowo wpadł armii w łapy. Gdy po kilku tygodniach wyszła na jaw je g o prawdziwa tożsam ość, nie miał innego wyboru, jak tylko pow iedzieć prawdę. Jego oprawcy, którzy znaleźli przy nim zdjęcie z żoną i córką, szantażowali go. „Policja argentyńska dostarczyła im m oich danych. Jak się nazywam, że jestem artystą i że studiowałem w M endozie - wszystko o mnie. Quintanilla chciał m nie zastrzelić, a Gonzalez z CIA był naprawdę wściekły. Przez 20 dni w odziłem go za nos” . Ponieważ już wiedzieli, że jest artystą, kazali mu w ykonać ry sunki w szystkich rebeliantów, a ponadto m apy obozów, co w końcu chętnie zrobił. „Pom yślałem sobie - który z nich widzieli? Ten i ten widzieli z zasadzki. Właśnie te narysuję” . Bustos narysował też zm y
307
ślone portrety, którym i chciał naprowadzić ludzi z CIA i w ojsko na fałszywy trop. A bso z radości. Co za szczęście! Dali mi lutne m ilczenie zachował na temat tego, że papierosy. Dla nich to było tak, jakby strzelili gola. Narysowałem sam miał odegrać centralną rolę w argen kogoś, kto w ogóle nie istniał. tyńskim przedsięwzięciu Che. Debray i B u Nie chciałem pomagać armii. stos zostali skazani na 30 lat więzienia, ale Ruthmann - ta wymyślona osoba, wyszli na w olność po trzech latach, na Boże uratowała życie wielu ludziom. To znaczy dla mnie więcej niż Narodzenie 1970 roku, gdy zm ienił się rząd. 40 lat życia w nędzy, jaką Od tamtej pory już się nie spotkali. Debray musiałem znieść. z czasem awansował na now ego bohatera Ciro Bustos o sw oim przesłuchaniu m iędzynarodowej lewicy. Natomiast do Cira Bustosa odnoszono się nieufnie, uważano go za judasza, zdrajcę. A przecież armia boliwijska rozgłosiła, że to D e bray pierwszy zaczął „śpiew ać” . Trzydziestego czerwca Che zanotował w dzienniku: „W płaszczyźnie politycznej największe znaczenie ma oficjalne oświadczenie [generała] Ovando, że jestem tutaj. [...] Opiera się na oświadczeniach Debraya, który, zdaje się, powiedział w ięcej, niż było konieczne, chociaż nie m ożem y wiedzieć, czy to jest zgodne z tym, co powiedział, ani jakie były okoliczności, w których powiedział to, co powiedział” . A w analizie czerwca: „Debray nadal w centrum za interesowania, ale obecnie wiążą go z m oją sprawą i m nie przedstawia ją jak o przyw ódcę tego ruchu” . W rzeczywistości również Debray nie był w stanie oprzeć się naciskom w ojskow ych i wyjawił, że przywódcą guerrilleros jest Che Guevara i jaki jest skład grupy. Adwokat Debraya wbrew wyraźnej woli sw ojego klienta podał to do publicznej w iadom o ści. Z protokołów przesłuchań wynika, że to nie Ciro Bustos, lecz Regis Debray pierwszy mówił o obecności Che. M etody przesłuchań nie były delikatne. Po Porozmawiaj z pięcioma nadto w ięźniów konfrontowano z zeznania boliwijskimi urzędnikami albo mi złożonym i przez tego drugiego i napusz wojskowymi, a na pewno czano na siebie nawzajem. G dy Ciro Bustos usłyszysz pięć różnych opisów został zdekonspirowany, również on opowia śmierci Che. Weź pod lupę grupy polityczne czy redakcje gazet, dał szczegółow o - wielu uważa, że bez p o a ich wersje śmierci rozpadną się trzeby - o działaniach partyzantki. Podobno na dzisiątki historii, niektóre obciążał także Debraya. wiarygodne, inne mniej lub Che tym czasem walczył rozpaczliwie o to, bardziej fantastyczne. b y je g o oddział przeżył. W ostatnich dniach Carlos Villa Bo rda, 13 p a ździe rnika 1 9 6 7 roku sierpnia guerrilleros nie m ieli nawet wody, Chłopcy nie posiadali się
308
a Che pił w łasny m ocz. Raz po raz doch od zi Dla mnie Che Guevara to ło do potyczek z armią. Grupa żałosnych człowiek, który jest żywy. postaci u ciekała przed prześladow cam i. Jest bardziej żywy niż przed śmiercią. W południe 8 października boliw ijscy ranAlberto Korda, fotograf Che gersi zajęli pozycje w wąwozie Y uro na połu dniow ym w schodzie kraju. Jakiś chłop zdra dził partyzantów. O godzinie 13.10 padły pierwsze strzały. Jedna z kul trafiła Che w lewą łydkę. G dy próbował się ratować, dopadł go jed en z żołnierzy. Che podobn o zawołał: „N ie strzelajcie. Jestem Che Gueva ra i żywy w ięcej dla was wart niż um arły!” . Kapitan Gary Prado rozpo znał go i aresztował. W wiejskiej szkole w La Higuera przywódca guerrilli został przesłuchany przez ludzi z CIA i boliw ijskich w ojsko w ych. P oczątkow o Che je szcz e w ierzył, że go oszczędzą. A le następnego dnia o 12.30 naczelne dowództwo boliw ijskie wydało roz kaz zlikwidowania go. M ęczeństw o rew olucjonisty skończyło się 9 października 1967 roku w wiejskiej szkole w La Higuera. Nieśm iertelnym uczyniło go słynne zdjęcie, zrobione przez Alberta Kordę. Bo to je g o zdjęcie wciąż m am y przed oczami: zdjęcie m łodego, zbuntowanego m ężczyzny o łagodnym , m elancholijnym spojrzeniu. W łoski wydawca Feltrinelli poprosił Castro o jakąś fotografię Che, k ie dy ten walczył już w Boliwii. W krótce po egzekucji Che fotografia zo stała we W łoszech wydrukowana w m ilionach egzemplarzy jak o poster pod tytułem „Che żyje” . Przyszła w samą porę - rewolucja 1968 roku mogła m ieć swoją ikonę. Mit Che Guevary trwa do dziś.
Wiosna 1974 roku była najgorszym okresem w karierze politycz nej Willy'ego Brandta. Zaczęło się od zdemaskowania „kancler skiego szpiega" Guntera Guillaume'a, a skończyło na dymisji kanclerza. Brandt czuł się pusty, wypalony, bezsilny. Czy chciał z sobą skończyć?
19 7 4 U p a d e k W illy 'e g o B ra n d ta Zawsze był samotny - ów człowiek, któremu wielu zazdrościło. Chary zmatyczny polityk, ze względu na powodzenie u w yborców i kobiet na zywany „niem ieckim K ennedym ” . Przywódca partii i pierwszy socjal demokrata, który po wojnie objął najwyższe stanowisko w Urzędzie Kanclerskim. Ale tak osam otniony i zniechęcony jak w pierwszych dniach maja 1974 roku nie czuł się jeszcze nigdy. Niektóre osoby w je go otoczeniu wyczuwały, że dręczą go „ponure myśli” , jednak nie potra fiły mu pom óc. I jakby wszystko sprzysięgło się przeciw niemu, właśnie teraz, gdy ważyły się jeg o losy polityczne i osobiste, zapadł na zdrowiu. Nachodziła go przemożna chęć, by rzucić to wszystko, za jednym zama chem skończyć z samotnością, wygórowanym i oczekiwaniami otocze nia, plugawą kampanią prowadzoną przez przeciwników. Zaczął pisać list. Trudniejszy niż cokolwiek, co napisał do tej pory. Był to pożegnal ny list do rodziny. Czyżby kanclerz stał o krok od samobójstwa? Tym, co doprowadziło do najcięższego kryzysu w życiu W illy’ego Brandta, była afera agenturalna, która po raz kolejny potwierdziła re gułę, że skuteczni szpiedzy nie wyglądają na szpiegów. N ikom u nie przyszłoby na myśl, że tęgawy, sprawiający dość poczciw e wrażenie Gunter Guillaume, referent w Urzędzie Kanclerskim, prowadzi nie bezpieczne, podw ójne życie. Tak ja k wielu agentów w czasach zimnej wojny, również on rozpoczął karierę od tego, że przeszedł przez grani cę, nie zwracając na siebie uwagi. W m aju 1956 roku 29-letni wykwali„Wyczerpany i zmęczony” - Willy Brandt często miewał zmienne nastroje
311
fikowany fotograf po szkole powszechnej przyjechał do Berlina Zachodniego, zdawa do siebie; z pojedynczymi ludźmi łoby się - całkiem zwyczajny uciekinier szło mu trudniej. z NRD. Wraz z żoną Christel zamieszkał Żona Willy'ego Brandta, Rut u teściowej we Frankfurcie nad Menem. R ok po przeprowadzce do Frankfurtu Guillaume zgodnie z instrukcją z Berlina W schodniego wstąpił do tamtejszej SPD, z jej ramienia zo stał później radnym m iejskim . Tam poznał też Georga Lebera, przy szłego ministra kom unikacji, którem u gorliwie się przysłużył podczas kampanii w yborczej. To zaangażowanie m u się opłaciło. Po zmianie rządu w 1969 roku Leber wspaniałom yślnie się zrewanżował swojem u pupilowi, polecając go na posadę w B onn - w Urzędzie Kanclerskim. Podczas rutynowej w eryfikacji przeprowadzanej przez organa bez pieczeństwa Guillaum e nie stracił nerwów. S zef Urzędu Kanclerskie go Horst Ehm ke osobiście zadawał pytania kandydatowi, w którego życiorysie znalazło się parę nieścisłości. O soby obecne przy weryfika cji przypom inają sobie, że Guillaum e odpowiadał spokojnie, ale nie aż tak pewnie, żeby w zbudziło to podejrzenia - po prostu całkiem zwy czajnie. Tak też został oceniony - jak o całkiem zwyczajny uciekinier z NRD, jak wielu innych w R epublice Federalnej, a także na bońskiej scenie politycznej. Georg Leber powiedział później: „Guillaum e był dla m nie tak samo podejrzany jak pan Genscher, pan M ischnick i ty siąc innych osób, które przyjechały ze w schodu i do których m ieliśm y zaufanie” . T eczkę Guillaum e’a zam knięto - na nieszczęście. Jesienią 1972 roku nowy superszpieg otrzymał nawet posadę w osobistym se kretariacie kanclerza. W gronie intelektualistów w okół Brandta bezbarwność Guillaum e’a stanowiła znakom ity kamuflaż. „O n po prostu m nie nie interesował. Był nudny per se” - w spom ina doradca Brandta, Klaus Harpprecht. Guillaume rzadko zwracał na siebie uwagę, ale zawsze był obecny. O każdej porze dnia i nocy m ożna go było zabieganego spotkać na korytarzach pałacu Choć zwracaliśmy się do siebie schaum burskiego. Nawet jeśli poprzednie na „ty", nawet dla najbliższych go dnia pracował do późna, często był już na współpracowników politycznych m iejscu, gdy dozorca rano otwierał drzwi. nigdy nie stał się kumplem. Jak było trzeba, robił dzbanek kawy czy Brandt cieszył się antyautorytarnym autorytetem. przynosił bułki z piekarni, nim Brandt roz Horst Ehmke, polityk SPD począł pracę. M asy potrafił przygarnąć
312
Byt niezbędny, ale nie byt łubiany. Po Nie był żadnym superszpiegiem , wściągliwemu Brandtowi jego służalcza kumbył miernotą. plowatość działała na nerwy. Nie miał jednak Klaus H arpp rech t, doradca Brandta powodów, by się na niego skarżyć czy o coś go podejrzewać. Niemiecki politolog Theodor Eschenburg w 1975 roku tak scharakteryzował Guillaume’a: „Uważano go za sprytnego i rozsądnego, obdarzonego talentem organizacyjnym i pomysłowego, zawsze był w po gotowiu, nie uchylał się od żadnej pracy. A przy tym miał łatwość obco wania z kolegami i podwładnymi. To, że był ciekawy, że interesowały go wszystkie dyskretne sprawy dziejące się wokół, nie za bardzo rzucało się w oczy; inni ludzie w służbie publicznej też tacy byli” .
„Bezbarwność jako doskonały kamuflaż” - Gunter Guillaume jako nieodłączny towarzysz 313
W końcu wpadł - przez przypadek. Na p o czątku 1973 roku jed en z urzędników w konie ponosi żadnej winy. Zawiódł loń skim Federalnym U rzędzie O chrony minister spraw wewnętrznych. Był nim Genscher. Zawiódł Nollau. Konstytucji zauważył, że w trzech przypad Zawiódł Herbert Wehner. W sumie kach szpiegostwa, którymi się zajmował, p o można powiedzieć, że obalili go ci jawia się nazwisko Guillaume. Zdenerwowa trzej. ny opowiedział o tym jednem u z kolegów. G u n th e r Grass, pisarz A był nim akurat ten sam człowiek, który w latach pięćdziesiątych przechwycił trzy dziwne radiogramy z Berlina W schodniego. W 1956 roku były to życzenia urodzinowe dla niejakiego Georga, a potem dla „Chr.” . R ok później centrala przekazała na ten sam adres gratulacje z pow odu „drugiego m ężczyzny” . Coś w opowia daniu kolegi przypom niało urzędnikowi sprawę sprzed niemal 15 lat. Porównali daty. I faktycznie: gratulacje dla „G eorga” wyszły w eter w dniu urodzin Guillaum e’a; Christel Guillaume też m ogła się cieszyć w swoje urodziny przyjacielskim i powinszowaniami od w schodnich berlińczyków. A ow ym „drugim m ężczyzną” był synek Guillaume’ów Pierre, urodzony 8 kwietnia 1957 roku. Krąg się zamknął. Ale na trzask kajdanek przyszło poczekać jeszcze rok. Pierwszy otrzymał wyniki dochodzenia przeprowadzonego przez skrupulatnych podw ładnych szef Urzędu O chrony K onstytucji Gunther Nollau. Czuł, że zanosi się na katastrofę. Jeszcze tego samego dnia poprosił o spotkanie z ministrem spraw wewnętrznych Hansem-Dietrichem Genscherem. Według Nollaua Genscher był „zelektryzo wany” , powiedział: „Kanclerz musi o tym wiedzieć!” . Genscher zapa miętał jednak tę rozmowę jako mniej dramatyczną i twierdzi, że nie do końca był przekonany o doniosłości raportu, m im o to uważał poinfor mowanie Willy’ego Brandta za konieczne. Następny krok, jaki uczynił w tej sprawie, pozwala w każdym razie przypuszczać, że Nollau nie dość dobitnie zwrócił ministrowi uwagę, iż jego urzędnicy są całkowicie prze konani, że Guillaume nadal działa jako szpieg i że jest w chwili obecnej podejrzewany o przestępstwo. Dwudziestego dziewiątego maja 1973 ro ku Genscher jakby m im ochodem wziął kanclerza po obiedzie na stro nę. Powiedział, że czegoś się tam dogrzebali. Chodzi o pracownika o na zwisku brzmiącym z francuska. Istnieje możliwość, że pracował on dla NRD. Brandt machnął ręką: „Uważam to za zupełnie nieprawdopodob ne” . Uznali, że trzeba go obserwować, a Brandt nie ma niczego dać po sobie poznać. Kanclerz wyraził zgodę - w sposób niemalże wzruszający Nie miał żadnego powodu,
314
układał ołówki w tylko sobie znanej kolejności i rozmieszczał nitki na biurku, aby sprawdzić, czy nikt nie grzebał w jeg o rzeczach. Później nie m ógł sobie darować tej lekkom yślności. „Cóż za osioł ze mnie - pisał - nigdy nie pow inienem był iść za radą innego osła” . Jak wynika z je g o biografii autorstwa Gregora Schóllgena, na podstawie relacji Nollaua i Genschera najwyraźniej odniósł wrażenie, „że w za rzutach w obec referenta chodzi o jed en z «często» pojawiających się «podejrzanych faktów », «z których potem nic nie w ynika»” . A że w je go obecn ości nie było m ow y o aktualnym czy też „konkretnym p od ej rzeniu” w obec G uillaum e’a, poszedł w ięc za radą Nollaua i Genschera i pozostawił szpiega do obserwacji w tym sam ym m iejscu, w którym ów szpieg działał od pół roku - w swoim najbliższym otoczeniu. To, co z punktu widzenia najważniejszych osób w tej sprawie wyda wało się wyrafinowaną pułapką, w dodatku pozwalającą podejrzane mu korzystać z dom niem ania niewinności, okazało się później cięż kim zaniedbaniem . W tym wypadku zachodnioniem iecki kontrwy wiad ułatwił robotę Stasi. M ożna chyba wierzyć Markusowi Wolfowi, byłem u szefowi enerdow skich agentów, kiedy zapewnia, że w odwrot nej sytuacji „w żadnym razie nie pozostawiłby kogoś m ocno podejrza nego w pobliżu najważniejszej osoby w państwie” . Niewiele później, w lipcu 1973 roku, para kanclerska udała się na wa kacje do Norwegii, do Hamaru, rodzinnej m iejscowości norweskiej żony Brandta Rut. Jako jedyny pracownik Urzędu Kanclerskiego towarzyszył im Gunter Guillaume, gdyż referent Wilke wolał spędzić urlop z rodziną. Szpieg nazwał później ten pobyt „wielką chwilą” . Jego główne zadanie polegało na przynoszeniu kanclerzowi dalekopisów nadchodzących z Bonn. I robił to chętnie, aczkolwiek z drobną zwłoką w czasie, której potrzebował na schowanie kopii w szafie, w szufladzie na bieliznę. Czas mijał im m iło, chociaż Rut nie potrafiła się czuć naprawdę swo bodnie w obecn ości Guillaum e’a i je g o żony, która przyjechała razem z nim. Natomiast syn Brandtów Matthias lubił zostawać na noc u Guillaum e’ów. Zauważył jednak, że gospodarze dziwnie aktywni stawali się nocą. Do dzisiaj pamięta: „G uillaum e był bardzo miły. Tylko wciąż się zastanawiałem, dlaczego oni zawsze po nocach piszą na m aszynie” . Upłynęło wiele m iesięcy, nim na początku marca 1974 roku materiał obciążający Guillaum e’a został przekazany federalnem u prokuratoro wi generalnemu. D ow ody wciąż jeszcze były niewystarczające, by nie zbicie dowieść m u szpiegostwo, teraz jednak postanowiono działać.
315
Dwudziestego czwartego kwietnia o świcie dzw onek u drzwi wyrwał ze snu Guntera i umiał wywierać sympatyczne Guillaume’a i jeg o żonę. Ich syn Pierre też się wrażenie na kobietach, że miewał flirty, zostało w taki sposób obudził i w piżamie wyglądał przez drzwi po wyolbrzymione. Znalazły w tym koju dziecinnego. Szpieg otworzył drzwi do odbicie kompleksy z jednej strony mieszkania. Na progu stało kilku m ężczyzn drobnomieszczan, a z drugiej i kobieta: „Pan Gunter Guillaum e?” - „Tak, szarych myszek, do dziś zapełniających ławy rządowe 0 co ch odzi?” - zapytał cicho. „M am y nakaz i dominujących w Bundestagu. aresztowania wydany przez federalnego pro Bonn to pepiniera duchowej kuratora generalnego” . Guillaum e zbladł impotencji! 1 cofnął się kilka kroków w głąb przedpoko Klaus Harpprecht, doradca Brandta ju. „Proszę państwa, jestem obywatelem NRD i jej oficerem . Proszę to uszanować” powiedział głośno. Wszystko było w ięc jasne. Guillaume się przyznał. Może dlatego, by zachować twarz przed synem. A m oże też z ulgą, że dwadzieścia lat życia w kłamstwie w reszcie się skończyło. Brandt otrzymał tę hiobową w ieść niewiele później, na lotnisku Kolonia-Bonn - wrócił właśnie z wizyty państwowej w Egipcie. Nie był tak naprawdę zaskoczony czy zmartwiony. W szystko wydawało się tyl ko przykrą wpadką służb bezpieczeństwa. Z tego, że w tej aferze szpie gowskiej kryje się znacznie w iększy ładunek w ybuchowy, zaczął zda wać sobie sprawę dopiero wtedy, gdy 1 maja zameldował się u niego Klaus Kinkel, osobisty referent Genschera (i jeg o późniejszy następca w Urzędzie Spraw Zagranicznych) i przedstawił m u list skierowany do Genschera przez szefa Federalnego Urzędu Kryminalnego, Horsta Herolda. Z listu wynikało, że w toku dochodzenia przeciwko Guillaum e’owi śledczy przesłuchali także panów z drużyny przybocznej Brandta. A ci zgodnie z prawdą opowiedzieli, kto poza nim i bywał czę sto u kanclerza - ostatecznie m ógł wśród tych osób być jeszcze jed en agent. Zestawiono całe dossier, w którym znalazły się inform acje głównie o dam skich wizytach w pociągu kanclerskim , jak również w hotelach - łącznie z czasem trwania. Dam y miał sprowadzać szefo wi rządu Guillaume. W ym ieniono tylko kilka konkretnych nazwisk, m iędzy innym i znanej w całym kraju dziennikarki, którą kanclerz w e dług G uillaum e’a zdobył jednak dopiero za drugim podejściem . Poza tym obrzydliwa mieszanina fotografii, nazwisk i podejrzeń. Brandt był oburzony. Ludzie, którzy nie potrafili zdjąć mu szpiega z karku, naj wyraźniej marnowali czas na w ęszenie w je g o prywatnym życiu. To, że Brandt nie stronił od życia
316
„Prośba o wybaczenie” 7 grudnia 1970 roku
-
Brandt klęczy przed pomnikiem Getta Warszawskiego,
Jednak nie wszystko, co zostało tam opisane, było „wytworem bujnej fantazji” , jak chętnie przedstawiał to sam Brandt; ale wiele było chyba w tym przesady i oszczerczych insynuacji. I czego w końcu dowodziło? „Wiedzieliśmy, że nie urodził się pod smutną gwiazdą. Ale to nie wpły wało na jego obowiązki” - reasumuje bliski towarzysz Brandta, Egon Bahr. Inni zapatrywali się na to inaczej, uważali, że kanclerz mógłby być łatwo szantażowany. Tak myślał szef Federalnego Urzędu Ochro ny Konstytucji. „Jeśli Guillaume wyjawi te pikantne szczegóły podczas rozprawy, rząd federalny i Republika Federalna zblamują się bez resz ty. Ale jeżeli niczego nie powie, to rząd NRD, który naturalnie został przez Guillaume’a o wszystkim poinformo wany, będzie miał sposób na to, by upoko Skłonności W illy'eg o w tym rzyć każdy gabinet Brandta i SPD” - powie kierunku nie były mi nieznane. dział swojemu mentorowi, przewodniczące To straszne, jak te spraw y zostały nagłośnione i w yolbrzym ione. mu frakcji SPD w Bundestagu, Herbertowi Wehnerowi. Wehner był zaalarmowany. Rut Brandt 317
Teraz i Brandt zdał sobie sprawę, że nad je g o głow ą grom adzą się chm ury. Lepiej niż k tokolw iek inny w iedział, co to oznacza. N ie za pom niał jeszcze bru dn ych kam panii, ja k ie w latach sześćdziesią tych m usieli znieść on i je g o rodzina, gdy partia w ysunęła je g o kan dydaturę na kanclerza. W tedy m ógł zdać się na sw oje czyste sum ie nie, teraz ju ż chyba faktycznie co n ieco na nim miał. W następnych dniach poznał przedsm ak tego, co go czekało. Prasa bulwarowa ru szyła do ataku na obow iązujące, ch oć niepisane prawo, nakazujące m ilczenie o ew entualnych m oralnych potk n ięciach w ysok ich polity ków. „C zy szpieg robił rów nież zdjęcia porn og ra ficzn e?” - brzm iał jed e n z tytułów, inne gazety opisyw ały z rozkoszą, że „da m y” wąt pliwej k on du ity były m ile w idzianym i g ośćm i w pociągu kancler skim . A w sąsiednim przedziale ja k o b y czekał tęgaw y szpieg, który zajm ow ał się „n a dliczb ow ym i” w ielbicielkam i... R ew elacje prasow e gon iły jed n a za drugą. M oże przetrzymałby to wszystko, gdyby był jeszcze tym samym Willym Brandtem co w pierwszych kanclerskich latach. Ale wielkie dni „wizjonera” Brandta, który wbrew zaciekłem u oporowi swoich prze ciwników przeforsował nową „politykę w schodnią” , za co otrzymał P o kojową Nagrodę Nobla i wyraz uznania w postaci przygniatającego zwycięstwa w yborczego, już minęły. Na nizinach codziennej polityki wewnętrznej coraz bardziej czuł się wypalony, znudzony, bezsilny. Co raz częściej popadał w depresję. Miał poczucie, że nic mu się nie uda je. W lutym 1974 roku Związek Zawodowy Służb Publicznych, Trans portu i Kom unikacji przeforsował wbrew jeg o wyraźnej woli 11-procentowy wzrost płac. Miesiąc później SPD w wyborach do parlamentu ham burskiego straciła 10 procent głosów - była to katastrofa, za którą także obwiniano kanclerza. Zarzucono mu, że stracił z oczu rzeczywi stość, zaczęło krążyć powiedzenie o „chm urce W illym” . Niektórzy członkowie SPD ju ż publicznie się zastanawiali, co przyjdzie po Brand cie; należeli do nich ambitny minister gospodarki i finansów Helmut Schm idt i sękaty przewodniczący frakcji Herbert Wehner. Brandt był kanclerzem na w ylocie i dawali m u to wyraźnie odczuć. Wątpił, czy zdoła jeszcze raz politycznie przetrwać kam panię obrzucania błotem jak Lubił dobre czerwone wino w latach sześćdziesiątych - w pierwszych i dobre jedzenie i był ciekaw życia. dniach maja czuł się czasem niemal za sła by, by znieść ją osobiście. Wciąż jeszcze pilErn st-D ieter Lu e g , d zie nn ika rz
318
nował terminów, usiłował skrywać albo za Ktoś, kto zostaw ia sobie czas głuszać zły nastrój. Pierwszego maja spędził na melancholię, [...] kto ma wesoło zakrapiany wieczór na wyspie Helgozam knięte drogi odw rotu, kto się cofa do przodu. land w siedzibie miejscowej SPD. Pił sporo G ü n th e r Grass, pisarz czerwonego wina, udawał dobry humor i przed rozkołysaną salą śpiewał piosenkę 0 hamburskim przewoźniku. Ale nastrój zmieniał mu się co chwila. „Zasrane życie” - mruknął nagle. W nieopublikowanej części jego dzienników znajduje się w związku z tą biesiadą zdanie: „Przedtem 1 potem ponure myśli” . Jego biograf Gregor Schóllgen poważnie trak tuje tę i inne wypowiedzi: „Willy Brandt napisał wtedy, 1 czy 2 maja, list pożegnalny do rodziny, ale potem go podarł” . Uważa, że kanclerz był o krok od samobójstwa. Jest to jednak kontrowersyjna opinia. Ostatnia żona byłego kanc lerza, Brigitte Seebacher-Brandt, całkowicie odrzuca tezę Schollgena: „To przecież bzdura. Może profesor puścił tu wodze fantazji” .
„Kości zostały rzucone” - Schmidt dziękuje Willy'emu Brandtowi, 16 maja 1974 roku 319
W każdym razie w spuściźnie po m ężu nie znalazła niczego, co by przem awiało za je g o wydarzeniem, odnosimy się tezą. Schöllgena popiera jed n ak berliński z szacunkiem do decyzji i z miłością do osoby i polityki historyk A rn u lf Baring, który ju ż w iele lat Brandta. w cześniej w swoim fundam entalnym dziele Herbert W e h n e r tu ż po dymisji M achtwechsel. D ie Ä ra B ra n dt-S ch eel pisał Brandta o sam obójczych m yślach W illy’ego Brand ta, pow ołując się m iędzy innym i na słowa Brandta wypow iadane w je g o obecności. Rów nież Klaus H arpprecht, za czasów Brandta kierow nik kancelarii w Urzędzie K anclerskim , pamięta, że je g o szef miewał „głęb ok ie dep resje” : „M ocn o m u przecież dojadały spory o je g o o so b ę ” . Zdarzało się w ięc, że Brandta „nachodziły m yśli” , żeby skoń czyć z tym wszystkim . M im o to H arpprecht ma wątpliwości, czy za m yślam i krył się rzeczyw isty plan: „S n u ć takie rozważania to je d no, a w cielić je w czyn, to całkiem co in n ego” . Jednoznacznych dow odów nie ma żadna ze stron, w ięc pewnie już nigdy nie uda się wyjaśnić do końca, jak poważnie kanclerz nosił się z zamiarem samobójstwa. Pewne jest, że były to tylko m om enty, kie dy balansował na skraju przepaści. I wciąż na nowo się otrząsał. Gdy 4 maja 1974 roku przy okazji zjazdu Zrzeszenia N iem ieckich Związ ków Zaw odow ych w Bad M ünstereifel spotkał Herberta Wehnera, nie podjął jeszcze decyzji o rezygnacji. Wehner, znakom icie poinform ow a ny przez Nollaua o pikantnych szczegółach afery Guillaum e’a, nalegał jednak na szybką decyzję - czy chce podjąć walkę, czy nie. Zapewniał Brandta, że będzie stał za nim z niezłom ną wiernością, niezależnie od tego, co on postanowi, ale - „będzie ciężko” . Nie było to „m orderstwo na kanclerzu” , ale co najmniej „p om oc w um ieraniu” . Brandt rozpacz liwie pragnął bow iem pom ocy, wsparcia i otuchy. A właśnie tego w ie loletni towarzysz m u odmówił. Teraz Brandt definitywnie poddał walkę. Helmut Schmidt, który dzień później przyjechał do Bad M ünstereifel, stwierdził, że kości zo stały rzucone. W ehner i Brandt uzgodnili, że stanowisko Brandta p o winien zająć Schmidt. Schm idt przekonywał kanclerza, krzyczał, że z powodu głupich historii z kobietam i nie składa się dymisji. Chciał zostać kanclerzem , to jasne, ale nie w takich warunkach. Lecz Brandt już postanowił. Po pow rocie do Bonn napisał odręcznie oświadczenie o dym isji i wręczył prezydentowi. N iedługo potem oświadczył publicz nie w dzienniku telewizyjnym : „W ieczorem 6 maja złożyłem prezyUbolewamy nad tym
320
dentowi R epubliki Federalnej dym isję, przejm ując tym samym odp o wiedzialność za zaniedbania związane z aferą agenturalną. Od tej de cyzji nikt nie m ógł m nie uwolnić. Istniały podstawy do przypuszczeń, że m oje życie prywatne stanie się przedm iotem spekulacji w sprawie 0 szpiegostwo. Cokolw iek jeszcze na ten temat zostanie napisane przypuszczenie, że niem ieckiego kanclerza federalnego m ożna by szantażować, było i jest groteskowe. Ja w każdym razie nikim takim nie jestem ” . Potem w rócił do dom u. Problem y, które pozostawały do wyjaśnienia, były natury prywatnej. Upatrywanie przyczyny dym isji Brandta tylko w „aferze Guillaum e’a” nie czyniłoby zadość faktom. W następnych latach wciąż na n o w o pytano go o pow ody tego kroku i czy w szystko nie m ogło było p o toczyć się inaczej. N igdy nie udzielił precyzyjnej odpowiedzi, ale przy znał, że w innym stanie psychicznym czy fizycznym chyba jednak inaczej b y postąpił. Był w yczerpany i zm ęczony - po prostu za słaby na to, co by go czekało. Jego rząd upadł w ięc z najbłahszego powodu, ja ki m ożna sobie wyobrazić. Ale gdyby nie ten powód, to pewnie znalazł by się inny. W całej tej aferze zakończonej dym isją Brandta zdum ie wający jest właściwie nie tyle je g o upadek, ile nieoczekiw ane siły samouzdrawiające, jakie on w nim wyzwolił. Mało kto z bliskich mu osób uważał wówczas za m ożliwe to, co się rzeczywiście stało: że Brandt wykorzysta swoją największą porażkę do now ego osobistego 1 politycznego początku i że jeszcze do 1987 roku pozostanie przew od niczącym swojej partii. Willy Brandt zmarł 8 października 1992 roku w swoim dom u w Unkel nad Renem .
W roku 19 8 6 m n o ży ły się nad Renem straszliw e katastrofy che m iczne: S a n d o z i C ib a -G e ig y w Szw ajcarii, Degussa i Hoechst w N iem cze ch . D łu g o p ró b o w a n o dojść p rzyc zyn - m im o to w ie le kwestii p o zosta ło o tw a rty c h . Zaskakującej o d p o w ie d zi udziela dziś były szef w y d zia łu an tyterro rystyczn ego C IA .
1986
S p ise k S tasi Pożar musiał w ybuchnąć krótko przed północą. Katastrofa wydarzyła się w mającej 6 tysięcy metrów kwadratowych hali magazynowej nr 956 koncernu chem icznego Sandoz, stanowiącego część zakładów che m icznych Schweizerhalle koło Bazylei. Początkow o nikt niczego nie zauważył. Hala nie miała autom atycznych czujników przeciwpożaro wych. Brakowało instalacji tryskaczowej. Wprawdzie kilka tygodni wcześniej strażacy dokonali przeglądu, ale braki pozostały. A hala otrzymała nawet certyfikat bezpieczeństwa: „w zgodzie z norm ą praw ną” . Tym czasem produkty zm agazynowane w hali nr 956 były niebez pieczne - z 1351 beczek 930 zawierało różne pestycydy i insektycydy i już same w sobie przedstawiało ogrom ne zagrożenie. Chemikalia te wystarczyłyby do wytrucia całej ludności w Europie. Dwadzieścia minut po północy pracownicy firm y Sandoz zauważyli pożar. Zakładowa straż pożarna w liczbie 15 ludzi ogłosiła wielki alarm i od razu zabrała się do pracy. Najpierw użyła piany gaśniczej. Ale pia na rozpylała się bez efektu. Tym czasem jaskrawożółte płom ienie sięga ły już 40 metrów. Drużyny strażackie, wkrótce liczące 160 osób, użyły wody. Chemikalia, w w iększości bardzo toksyczne estry kwasu fosforo wego, paliły się niezwykle intensywnie. Spowodowały to cztery tony rozpuszczalników petrol i isopar firm y Esso. Beczki z trucizną wylaty wały w powietrze niczym torpedy. Bez przerwy coś wybuchało. Straża„Wysoce toksyczne chemikalia” - usuwanie skutków pożaru w zakładach Sandoz w Bazylei 1 listopada 1986 roku
323
cy jeszcze nie wiedzieli, na jakie substancje leją wodę, nie m ieli więc pojęcia, jakie reak 30-40-metrowe kule ognia, cje chem iczne wywołają. Kierowali hektoli jaskrawożótte, wyłaniające się z czarnego dymu całymi try w ody na płom ienie, a kierownictwo akcji godzinami. badało tym czasem skażenie powietrza. Owej N a o c zn y św iad ek katastrofy, soboty 1 listopada 1986 roku Roberto Mona, w listopadzie 20 0 0 roku kantonalny chem ik badający skład pow ie trza, o godzinie trzeciej nad ranem wsiadł do sam ochodu i pojechał w stronę Bazylei, sześć kilom etrów od m iejsca pożaru Schweizerhalle. Opuścił szybę, wystawił nos na zewnątrz i za czerpnął powietrza: żadnego zapachu, a w ięc nie ma żadnej chm ury toksycznego gazu - tak brzmiał jeg o logiczny wniosek. Kierownictwo firmy Sandoz szybko w ięc poinform owało, że uwolnione substancje chem iczne są „w w iększości nieszkodliw e” . Ale coraz więcej bazylejczyków skarżyło się na gryzący smród. Przypominał zapach zgniłych grzybów. W końcu czynniki odpowiedzialne ogłosiły alarm w całym re gionie. W iadom ość jednak rozchodziła się powoli. Wiele syren alarmo wych znajdowało się akurat w naprawie, a m egafony policji były zbyt ciche. Tylko z radia można było co kwadrans usłyszeć: „Alarm che miczny, prosim y zamknąć okna i nie w ychodzić z dom u!” . Eksperci obawiali się podrażnień skóry i dróg oddechowych. Kantonalnego che mika Bazylei-miasto, Martina Schupbacha, nachodziły upiorne wizje. „Raz po raz myślałem: pozostaje tylko m ieć nadzieję, że ta toksyczna chmura nie jest zabójcza” - opowiadał później. Wstrzymano kom unika cję publiczną. O godzinie 7.02 kierownictwo akcji ogłosiło, że pożar zo stał ugaszony. B azylejczycy m ieli szczęście. Wielu uskarżało się wprawdzie na ból głowy i zapalenie spojówek, a kilkadziesiąt osób na wymioty, ale lekarze stwierdzili ogólnie tylko lekkie zatrucia. Szczęśli wie nie zapaliły się pojem niki z fosgenem , silnie trującym gazem duszącym, znajdujące się zaledwie około 200 metrów od płonącej hali. Gdyby do tego doszło, groziłaby taka sama katastrofa jak w indyjskim Bhopalu, gdzie wypadek z izocyjankiem metylu w zakładach chem icz nych Union Carbide pociągnął za sobą 3277 ofiar śmiertelnych i setki tysięcy ciężko poszkodowanych. W ypadek w zakładach Sandoz był jedn ak największą katastrofą ekologiczną w Szwajcarii i jedn ą z najgorszych dla sąsiedniej Francji i N iem iec w latach osiem dziesiątych. Trzynaście m ilionów litrów uży tej do gaszenia i skażonej w ody spłynęło do Renu wraz niebezpiecznyBez przerwy eksplozje,
324
mi chem ikaliam i, w tym 200 kilogram am i Prawdziwą katastrofą był nie tyle silnie trującej, rakotwórczej czystej rtęci. pożar, ile śledztwo. N ajczęściej opiewaną rzekę w N iem czech za Były wysoki rangą pracownik barwiły one m iejscam i na krwiście czerw ony bazylejskiej policji, pragnący zachować anonimowość, kolor, prawie ją uśm ierciły. w listopadzie 2000 roku na temat Przez sześć lat, bo do 1992 roku, władze ówczesnych dochodzeń szwajcarskie szukały przyczyn katastrofy. Bez rezultatu. Jako praw dopodobną eksperci w ym ienili możliwe sa m ozapalenie substancji chem icznej o nazwie „błęk it berliński” . A podpalenie? „Dla tej tezy - m ówi sędzia śledczy Toni Thuring - nie znaleźliśm y punktów zaczepienia” . Zatem w ypadek? Czy akt sabota żu? Ale przez kogo dokonany? Kto m ógł m ieć interes w spowodowa niu takiej katastrofy? Znacznie szybciej, niż się spodziewano, bo od razu po katastrofie, toksyczna fala spłynęła w dół Renu. Potrzebowała zaledwie 15 godzin, by przebyć ok oło 450 kilom etrów i dotrzeć do Siedm iogórza i ów czes nej stolicy N iem iec, Bonn. M inister środow iska Nadrenii-Palatynatu Klaus T ópfer nakazał w yłączyć pom py w e w szystkich studniach głę binow ych nad Renem . A zbiorników ciśnieniow ych w tak krótkim czasie nie udało się napełnić. Rezultat - w szystkie krany suche. Dzie siątki tysięcy m ieszkańców m iejscow ości położonych nad R enem m iędzy B onn a K oblencją przez kilka dni zaopatrywała w w odę straż pożarna. A by się u m yć i wziąć prysznic niektórzy jeździli do bońsk ich pływalni. Pralnie trzeba było zam knąć. Sałata i inne warzywa, które trzeba m yć, w iędły na półkach sklepow ych. M ycie sam ochodów było zabronione. Popyt panował na ziem niaki w słoikach i m rożonki. Pa dło ponad pół m iliona ryb: w ęgorzy, szczupaków, pstrągów, płoci. Ren stał się rzeką śm ierci. D o poszkodow anych należeli wędkarze i rybacy, elektrow nie w krajach zw iązkow ych położonych nad R e nem , a także browary, które na w szelki w ypadek m usiały zam knąć studnie w pobliżu rzeki. U płynęło dziesięć lat, nim R en się zregenerował po stratach Sabotaż miał na celu wywołanie sytuacji kryzysowej w Europie ekologicznych. Zakłady Sandoz ju ż dawno Zachodniej i Republice Federalnej zm ieniły nazwę na Novartis. Nazwa Sandoz Niemiec. była spalona. Thomas Auerbach, pracownik urzędu I wydaw ało się, że w szyscy o niej zapo federalnego pełnomocnika ds. Akt m nieli, pod obn ie ja k o tym, że katastrofa Służby Bezpieczeństwa byłej NRD, tzw. Urzędu Gaucka chem iczna n igdy nie została w yjaśniona do
325
„Odwracanie uwagi od Czarnobyla?” - czy katastrofa reaktora była powodem akcji sabotażowych Stasi?
326
końca. M ijały lata - i pam ięć słabła. R en m iał się coraz lepiej. W upal ne dni coraz w ięcej ludzi odważało się kąpać w rzece. W ędkarze z du mą inform ow ali o coraz lepszych połow ach - nawet łososi. Ale 14 lat później, w listopadzie 2000 roku, tem at katastrofy w zakładach Sandoz nagle pow rócił. R eporterzy odnaleźli świadka koronnego, który przedstawił nader fascynujące w yjaśnienie tajem niczego w ypadku z 1986 roku. V in cent Cannistraro był ni m niej, ni w ięcej, tylko sze fem wydziału antyterrorystycznego am erykańskich tajnych służb CIA. To, co wyjawił, zwalało z n óg - katastrofa chem iczna w zakła dach Sandoz była w edług n iego aktem terroryzm u państwowego, perfidnym łajdactwem , w ym yślon ym przez radzieckie tajne służby KGB i zrealizow anym przez Służbę Bezpieczeństw a NRD, Stasi. A m erykanin twierdził, że je g o sensacyjne inform acje pochodzą od byłego w ysok iego urzędnika KGB, k tórego poznał w 1991 roku. Po rozpadzie Zw iązku R adzieckiego ekspert CIA był kilkakrotnie za praszany do M oskw y, b y p om óc R osjan om w rozwiązaniu w ielu pro blem ów , m iędzy innym i dotyczących zwalczania terroryzm u. P od czas jed n e g o z tych spotkań były oficjał K GB m iał m u rzekom o zdra dzić prawdziwe tło tych zdarzeń. Cannistraro powiedział: „Stasi zorganizowała ak cję sabotażową przeciw ko zakładom Sandoz. Dzia łała na polecen ie KGB. R osjanie ch cieli w ten sposób odw rócić uwa gę krytyki od katastrofy w Czarnobylu” . Katastrofa radzieckiego re aktora jąd row ego wydarzyła się w kw ietniu 1986 roku, zaledwie pół roku w cześniej. „R osjan ie - m ów i Cannistraro - ku swem u żalowi nie m ogli przem ilczeć sprawy Czarnobyla, cała prasa na świecie pisała o licznych ofiarach i ogrom n ych szkodach ek ologiczn ych - dla ra dzieckiej w ładzy był to w ielki problem . Postanow iono w ięc odw rócić kota ogon em i postaw ić Z ach ód pod pręgierzem za je g o własne b łę dy popełn ion e w ob ec środow iska naturalnego” . Stasi od 1963 roku miała odpow iedni od- ____________ dział specjalny - AGM S (Arbeitsgruppe MiW Moskw ie rozmawiałem z moimi nister-Sonderfragen - Grupę R oboczą M ini byłymi przeciwnikami z KGB. Zapytałem jednego z oficerów stra ds. Kwestii Specjalnych). Został on o katastrofy chemiczne utworzony przez ministra bezpieczeństwa z 1986 roku. W odpowiedzi państwa, Ericha M ielkego, i składał się z p o usłyszałem tylko: „Czarnobyl!". jed yn czych osób i grup w yszkolonych do za Vincent Cannistraro, dań sabotażow ych na zachodzie. Brudne były szef wydziału CIA do walki z terroryzmem sprawy były dla nich chlebem powszednim .
327
Thom as Auerbach, ekspert do spraw AGM S w berlińskim Urzędzie Gaucka, mówi: „Szkolon o tych ludzi do akcji w R epublice Federalnej i Berlinie Zachodnim , gdzie m ieli niszczyć newralgiczne punkty całej niem ieckiej infrastruktury” . A genci trenowali w tajnych obozach. Uczyli się na m anekinach, jak zatlukiwać, topić, dusić, zakłuwać ludzi na śmierć. Jeden z byłych szkoleniow ców powiedział później: „N RD szkoliła ich na w ypadek realnego zagrożenia. Mieli w iedzieć, jak sku tecznie działać w różnych punktach, aby zaszkodzić przeciwnikowi” . G łów ny przeciw nik znajdował się naturalnie na Zachodzie, przede w szystkim w R epu blice Federalnej N iem iec. Stasi miała tam kilka dziesiąt tysięcy nieoficjaln ych w spółpracow ników , którzy k ontrolo wali i szpiegowali, robili zdjęcia i fotokopie, konspirow ali i intrygo wali. Im ponujące dow ody inw igilacji na szeroką skalę zgrom adził hi storyk H ubertus K nabe w sw ojej k sią żce D ie u n terw a n d erte R epublik - Stasi im W esten (Infiltrowana R epublika - Stasi na Za chodzie). Do końca sw ojego istnienia NRD dysponow ała 15 stacjami nasłuchu, które pozwalały nagrywać do 5 tysięcy połączeń jed n ocześ nie: rozm ów polityków z żonam i czy kochankam i, pou fn ych rozm ów m iędzy bossam i partyjnym i a gospodarczym i - czy to przez telefon, radiotelefon sam ochodow y, fax czy całą sieć linii radiow ych i radio fonii satelitarnej. W taki sposób została udokum entow ana na przy kład rozm ow a telefoniczna m iędzy K urtem B ieden k opfem a ów cze snym przew odniczącym CDU H elm utem K ohlem w 1974 roku. Biedenkopf, rozm awiając przez radiotelefon w sam ochodzie, zarzucił K ohlow i, korzystającem u z telefon u stacjonarnego, brak kon cepcji, wytrwałości, dyscyplin y i silnej woli. Na krótko przed nom inacją Kohla na kandydata do urzędu kanclerskiego Stasi podrzuciła treść tej rozm ow y m iędzy innym i tygodn ikow i „S tern” , a ten ją opu blik o wał. W sposób jeszcze bardziej bezpośredni enerdow skie tajne służb y zaingerow ały w je d n o z najw ażniejszych i najbardziej spektakularnych głosow ań W 1982 roku istniała lista 346 w B u n destagu : g d y w 1972 rok u unia obiektów-celów w zachodnioniemieckiej CDU /CSU przez k on stru k tyw n e w otu m infrastrukturze, obejmująca n ieu fn ości chciała obalić kanclerza Wilmiędzy innymi elektrownie ly ’ego Brandta, kilku jej posłów zupełnie jądrowe i ośrodki badań n ieoczekiw an ie odm ów iło sw ojego głosu jądrowych. kandydatow i unii Rainerow i Barzlowi, co Thomas Auerbach, pracownik Urzędu Gaucka pozw oliło SPD pozostać przy władzy. Jed-
328
nym z tych posłów był członek CDU Julius Naszym zadaniem było szkolenie Steiner. Kiedy NRD przestała istnieć, wy w spółpracow ników , którzy w razie konieczności obrony szło na jaw, że za głos oddany przeciwko byliby w stanie w ykonyw ać własnemu kandydatowi otrzymał od Stasi zadania, jakie norm alnie 50 tysięcy marek łapówki - duży efekt za niekoniecznie należały do (względnie) małe pieniądze. W tamtym zw ykłego zakresu obow iązków . okresie NRD uważała, że rząd federalny G erh ard J ., były pra cow nik pod kierunkiem SPD, prowadzący nową po M in isterstw a Be zpiec zeń stw a Pa ństw a N R D litykę wschodnią, będzie lepiej reprezentował jej interesy niż rząd chadecki. Gdy po przełomie w 1989 roku Stasi została rozwiązana, pozostało po niej 178 kilometrów akt - nie licząc owych interesujących kilome trów, jakie zdążyła zniszczyć. Każdy zachowany metr bieżący obejmu je do 70 spraw, w przeliczeniu - około 10 tysięcy kartek papieru o wa-
„Enerdowski Beckenbauer” - Lutz Eigendorf w koszulce narodowej drużyny NRD
329
dze około 30 kilogramów. Cała góra akt wa ży około 5340 ton. Opracowuje je Urząd pełne pogardy dla ludzi prawo do zmuszania jednostek do Gaucka, nazwany tak od pierwszego pełno kolektywnego dostosowywania m ocnika federalnego ds. Akt Służby Bezpie się, a w razie odm owy - do czeństwa byłej NRD, Joachima Gaucka. Je likwidowania ich jako wrogów. go następczyni Mariannę Birthler zatrudnia Udo Scheer, publicysta gazety 2600 pracow ników - więcej niż Ministerstwo „Thüringische Landeszeitung", Spraw Wewnętrznych, którem u ów urząd w lutym 2002 roku na temat etosu Stasi podlega. Od czasu w ejścia w życie ustawy o archiwach Stasi 29 grudnia 1991 roku w płynęło 5 m ilionów w niosków o wgląd do akt, w tym prawie 2 m ilio ny od osób prywatnych. Przeciętnie 10 tysięcy osób m iesięcznie chce zajrzeć do swoich teczek. N aukowcy i dziennikarze złożyli dotychczas 16 tysięcy tak zwanych w niosków o sprawdzenie. Jednym z nich był dziennikarz Heribert Schwan, który od lat przeglądał akta Stasi, aby wyjaśnić tajemniczą sprawę piłkarza Lutza Eigendorfa. W czasach NRD E igendorf grał w BFC Dynam o Berlin - klubie Stasi. U chodził za „en erdow skiego B eckenbauera” . Do zagorzałych w ielbicieli je g o sztuki kopania piłki należał prezes klubu Dynamo, Erich M ielke. Do 21 marca 1979 roku. Tego dnia w schodni berlińczycy grali na stadio nie zachodnioniem ieckiego klubu l.FC Kaiserslautern. E igendorf po m eczu już nie wrócił do NRD - popełnił „ucieczkę z R epubliki” . Szef Stasi pienił się z w ściekłości. Siódm ego marca 1983 roku E ig en d orfktóry przeszedł z l.FC Kaiserslautern do Eintrachtu Brunszwik, zmarł w wieku zaledwie 26 lat. Półtora dnia walczył ze śmiercią. Jadąc swo im czarnym alfa-romeo nie zauważył zakrętu na brunszwickiej Forst straße i uderzył w drzewo. Badanie wykazało 2,2 prom ila alkoholu we krwi. W m om encie wypadku wartość ta musiała być wyższa, gdyż cięż ko rannemu Eigendorfowi trzeba było podać kroplówkę jeszcze na m iejscu wypadku. E igendorf m usiałby w ięc w ypić wcześniej około 5 litrów piwa albo dwa i pół litra wina - a takiej ilości jej Josi nigdy by nie dał rady - twierdziła jeg o żona. Szybko pojawiło się podejrzenie, że to Stasi kazała zam ordować Eigendorfa. Były mistrz świata w pchnię ciu kulą, W olfgang Schmidt, również uciekinier z NRD, przypom niał sobie o rozm owie w cztery oczy, jaką odbył z M ielkem dwa lata po ucieczce Eigendorfa. S zef Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa powiedział mu wtedy: „Jak zechcę, to E igendorf nie zagra już w pił k ę” . Ale dopiero Heribert Schwan dzięki swoim w nikliwym dochodze...stąd wywodziła Stasi swoje
330
niom tak um ocnił to podejrzenie, że dziś W instrukcji dla członków A G M S nikt ju ż nie m oże wątpić, że było to m order jest wyraźnie napisane, stwo na polecenie Stasi. Po wielu latach pra co oznacza „zlikwidować": fizycznie unicestwić przez cy Schwan na podstawie akt Stasi i rozm ów utopienie, zakłucie, zastrzelenie ze świadkami epoki ułożył z poszlak ukła i tak dalej. dankę, która nie dopuszcza żadnego innego Thomas Auerbach, pracownik wniosku, jak tylko m orderstwo na polecenie Urzędu Gaucka Stasi. Dziennikarz odnalazł odręczną notatkę, w której były w ym ienione wszystkie m ożliwe m etody celow ego „zagrożenia osobistego” . Była tam m owa o truciznach, gazach i oparzeniach - a także, pod hasłami „statystyki wypadków, utrata św iadom ości w skutek działania z ze wnątrz?” , pojęcie „chw ilow e oślepienie” . O bok widniało nazwisko Eigendorfa. W rekonstrukcji przebiegu w ypadku brakowało jednej g o dziny. Gdzie przebywał E igendorf m iędzy 22.00 a 23.00, pozostawało niejasne. Przypuszczalnie w tym czasie je g o m ordercy wlewali w eń al kohol wraz z jakim ś środkiem odurzającym. Z badań Schwana w yni ka, że w akcji brało udział pięciu w yższych oficerów wschodnioberlińskiej służby bezpieczeństwa oraz trzech „nieoficjalnych w spółpracow ników ” . Jeden z nich, były enerdow ski mistrz bokserski wagi muszej, Karl-Heinz Felgner, karany w NRD za uszkodzenie ciała i nierząd, w 1980 roku został wysłany do R epubliki Federalnej w celu nawiąza nia bliższych kontaktów ze „zdrajcą” Eigendorfem . Plan się powiódł. Felgner zaprzyjaźnił się z Eigendorfem i o wszystkim, co dotyczyło je go życia prywatnego i sportowego, inform ował Berlin W schodni. A tam wszystkie nici zbiegały się w rękach oficera prowadzącego, Heinza Heßa. W dniu, w którym umarł Lutz Eigendorf, podpułkow nik H eß otrzymał 1000 m arek premii. „W w ypadku Stasi - m ów i historyk K nabe - n iczego nie m ożna w y k lu czyć” . Uważa w ięc za możliwe, że ataki na koncerny chem iczne ta kie jak Sandoz również zostały zainicjowane przez enerdow skie służby bezpieczeństwa. Ofiarom brak dowodów, gdyż nie m ogą przedstawić narzędzi tortur Zw łaszcza że, ja k w ynika z w ypow iedzi i nie znają swoich oprawców. agenta CIA Vincenta Cannistrara, akcje Sta Prof. Klaus-Dietmar Henke, historyk si nie ograniczyły się wyłącznie do sprawy czasów najnowszych, wykładowca Sandoz. Rów nież w ypadki w innych zakła Uniwersytetu Technicznego dach chem icznych nad Renem - na przykład w Dreźnie, w marcu 2002 roku na temat sytuacji ofiar zbrodni Stasi w Degussie, Ciba-Geigy i H oechście - w tym
331
samym roku były według niego aktami sa botażu. W szystkie zdarzyły się w ciągu sze pewną logikę. Dobrze pasuje ściu m iesięcy po największej katastrofie ją do politycznego klimatu tamtych czasów. drowej na Ukrainie. Trzy tygodnie po w y Toni Thuring, prezes sądu padku w zakładach Sandoz doszło do okręgowego w Arlesheimie, skażenia środowiska przez zawierające fe w listopadzie 2000 roku o tezach nol produkty rozkładu, jakie wydostały się Cannistraro; w 1986 roku był sędzią z fabryki Schweizerhalle koncernu Cibaśledczym prowadzącym dochodzenie -G eigy i wywołały dokuczliwe em isje sm ro du w rejonie Bazylei. Kierownictwo firm y stwierdziło, że chm ura gazu nie zagraża ludności. G łów nym poszkodow anym był znowu Ren, któ ry w rezultacie tej katastrofy musiał w chłonąć 400 kilogram ów środ ków chw astobójczych. G dy w ypow iedzi Cannistrara stały się znane publicznie, władze szwajcarskie m usiały jeszcze raz zająć się katastrofą w zakładach Sandoz. N iejeden obserwator odnosił przy tym wrażenie, że śledczy nie do końca konsekw entnie sprawdzili aktualne zeznania świadków. Toni Thuring na przykład, obecn ie prezes sądu okręgow ego w A rle sheim ie, a wówczas sędzia śledczy prowadzący dochodzenie, w w y wiadzie dla prasy podważył nawet prawdziwość Vincenta Cannistra ra: „Istnieje tylko w ypow iedź rzekom ego pracownika CIA. Nawet toż sam ości tego tajnego agenta nie m ogłem do tej pory zw eryfikow ać” . A potrafiłby ją ustalić ch oćb y praktykant w „Basler Z eitung” . Po opu blikowaniu wariantu ze Stasi władze wydawały się bardziej zaintere sowane tym, J a k ie term iny przedawnienia w jakiej m ierze w chodzą w rachubę i ewentualnie ju ż upłynęły” (stwierdził sąd karny dla kan tonu Bazylea-okręg). D ochodzenia nie trwały już w ięc długo i nie d o starczyły w ładzom szwajcarskim „żadnych now ych faktów ” . Za praw dopodobną przyczynę katastrofy m usi w ięc w dalszym ciągu u ch o dzić paleta ze środkiem chem icznym o nazwie „błękit berliński” , która w dodatku miałaby się jeszcze zapalić sama. Założenie zbudowane na chw iejnych Na wypadki terroryzmu w latach podstawach. Specjaliści z CIA bow iem p od siedemdziesiątych czy czas eksperym entu nie m ogli doprowadzić osiemdziesiątych w Republice tego środka ani do tlenia, ani tym bardziej Federalnej należy teraz spojrzeć do zapłonięcia. zupełnie inaczej. N iepew ność w ięc pozostaje, tak jak i pa Thomas Auerbach, pracownik Urzędu Gaucka m ięć o jednej z największych katastrof ek o Ta historia ze Stasi ma w sobie
332
logicznych w latach 80. X X wieku. Dotychczas zbadano dopiero dwie trzecie akt pozostałych w spadku po Stasi. W iele z tego, co drzem ie jeszcze w Urzędzie Gaucka i Birthler, pozbaw ionym okien nowym bu dynku w byłej berlińskiej centrali Stasi, jest jeszcze nieodkryte, nieprzeczytane, niezbadane. Ale nawet gdyby pew nego dnia pracownicy Mariannę Birthler odnaleźli pisem ne dow ody na udział KGB i Stasi w katastrofach chem icznych nad R enem z 1986 roku - dla władz szwajcarskich sprawa Sandoz jest już od 1 listopada 2001 roku przedawniona.
Niewiele brakowało, żeby wiosną 1990 roku droga do zjedno czenia Niemiec okazała się ślepym zaułkiem. Podczas gdy w NRD ludzie pełni nadziei wychodzili na ulice, a politycy ze Wschodu i Zachodu już pertraktowali na temat ponownego zjednoczenia Niemiec, radzieccy wojskowi snuli plany obalenia Gorbaczowa. Czy mogli jeszcze cofnąć koło historii?
1990
D o p u c zu nie d o szło Logiczna i konsekw entna - takie wrażenie sprawia z perspektyw y czasu droga, która zdawaia się niem al nieuchronnie prow adzić do p o now nego zjednoczenia N iem iec. Bo jakże inaczej miałaby się zakoń czyć ta historia, której jed n ym z pierw szych punktów kulm inacyj nych było rozbicie m uru berlińskiego 9 listopada 1989 roku, jeśli nie fajerw erkiem radości, który 3 października 1990 roku rozświetlił Bra m ę Brandenburską? W ydawało się, że w ielka polityka tak ustawiła zwrotnice, by pokojow e zjednoczenie N iem iec stało się faktem. Pro sta i bez przeszkód - tak opisuje się dzisiaj drogę do tego zjedn ocze nia. Zdawało się, że w żadnym m om encie nie groziło niebezpieczeń stwo fiaska. A jed n ak wszystko m ogło przybrać całkiem inny obrót. To, że za kulisam i piętrzono ogrom ne przeszkody, aby w ykoleić p o ciąg jadący ku niem ieckiej jed n ości, przez długi czas pozostawało pil nie strzeżoną tajem nicą. Było to historyczne wydarzenie w całym łańcuchu historycznych wy darzeń: 12 września 1990 roku, podczas ostatniej fazy konferencji 2+4, ministrowie spraw zagranicznych obu państw niem ieckich i czterech mocarstw zwycięskich z II w ojny światowej podpisali „Traktat o osta tecznym uregulowaniu kwestii niem ieckiej” . Układ ten przypieczęto wał najbardziej brzem ienną w skutki zmianę w powojennej Europie. N iem cy odzyskały pełną suwerenność. Przez 40 lat istniało dwoje Nie„Kto późno przychodzi...” - Michaił Gorbaczow i Erich Honecker podczas obchodów 40-lecia NRD, 7 października 1989 roku
335
„Powinniśmy byli do tego nie dopuścić” - podpisanie „ Traktatu o ostatecznym uregulowaniu kwestii niemieckiej”, Moskwa, 12 września 1990 roku
mieć. Jedne z nich były mocno zakotwiczone w rodzinie zachodnich de mokracji, drugie - mocno uwiązane do obozu socjalistycznego. Teraz rzeczywistością miało stać się to, co niecałe dziesięć miesięcy wcześniej postulowali demonstranci w Lipsku: Niemcy, zjednoczona ojczyzna. Gdy traktat został podpisany, Condoleezza Rice, doradczyni amery kańskiego prezydenta George’a Busha do spraw bezpieczeństwa naro dowego, spotkała się jeszcze raz z marszałkiem Związku Radzieckie go, Siergiejem Achromiejewem. Podczas gdy obsługa sali sprzątała utensylia po uroczystym akcie, oboje przedstawiciele dwóch supermo carstw rozmawiali w niemal pustym pomieszczeniu konferencyjnym. Nadszedł czas na ocenę: „Przeforsowała pani swoją politykę. Mogli śmy byli do tego nie dopuścić. Może powinniśmy byli do tego nie do puścić” - przyznał z rezygnacją doradca Gorbaczowa. Zaufana współ pracowniczka amerykańskiego prezydenta zapytała: „Siłą? Akcją mi litarną przeciwko własnemu przywództwu? Zawsze się obawialiśmy, że coś takiego mogłoby się zdarzyć” . 336
Amerykańska ekspertka do spraw bezpie G orbaczow p ow iedział w zw iązku czeństwa narodowego nie zdawała sobie ze zjednoczeniem Niemiec: sprawy, jak wielkie było to niebezpieczeń jeśli Niem cy się zjednoczą, moje miejsce zajmie jakiś stwo, jak blisko nad krawędzią przepaści marszałek. znajdował się proces pokojowego zjednocze C o n d o le e zza Rice, doradczyni nia Niemiec - i nie mogła wiedzieć, jak głę p re zyden ta U S A G e o rg e 'a Busha boko uwikłany w tę niebezpieczną grę był do sp raw be zpiec zeń stw a człowiek, z którym właśnie rozmawia. n aro d o w e g o Po upadku muru berlińskiego zaczęło się przeciąganie liny na skalę światową. W gabinetach czterech zwycię skich mocarstw panowało gwałtowne poruszenie. Nieprzygotowane elity polityczne szukały jakiegoś rozwiązania tego międzynarodowego problemu - w miarę możliwości w zgodzie z pozostałymi, ale przede wszystkim we własnym, narodowym interesie. W Londynie Żelazna Dama była not am used z powodu ponownie umacniających się Nie miec. Margaret Thatcher z niezadowoleniem śledziła rozwój wydarzeń na kontynencie. W Paryżu siedział zirytowany François Mitterrand.
„Wewnątrzpartyjna walka o władzę” - Jegor Ligaczow (z prawej) miał zostać następcą Gorbaczowa 337
Szef francuskiego państwa zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez de Gaulle’a tak kochał Niem cy, że był zadowolony, iż jest ich aż dw o je. Teraz jednak „Grandę Nation” została zepchnięta do roli widza. W W aszyngtonie przywództwo zachodniego supermocarstwa jeszcze się wahało. Adm inistracja Busha była równie mało przygotowana na wydarzenia w NRD jak jej partnerzy w Europie. Ale klucz do zjedno czenia N iem iec znajdował się w M oskwie. Beczka prochu, która m ogła zniw eczyć marzenie o niem ieckiej jedn ości, stała na placu Czerwo nym. A detonacja uniem ożliwiłaby nie tylko tę jedność, ale zagroziła by pokojow i w Europie. Na Kremlu toczyła się za kulisam i zacięta walka o władzę. I chodzi ło nie tylko o przetrwanie reżim u SED w Berlinie W schodnim - ch o dziło także o przyszłość ustroju kom unistycznego w Europie. Bo na wet jeśli kwestia niem iecka była dla M oskw y tylko jed n ym z wielu problem ów , to dem onstranci w Lipsku postawili zasadnicze pytanie: w olność czy jarzm o? Ważyła się sprawa egzystencji systemu kom uni stycznego - i tych, którzy go wspierali, w eń wierzyli, a przynajmniej ciągnęli z niego zyski: dostojników w partii, państwie i nie na ostat nim m iejscu - w armii. Konserwatyści i reformatorzy, jastrzębie i gołębie, twardogłowi i re aliści raz po raz na wielu frontach walczyli ze sobą wciąż o tę samą spra wę. W centrum sprzecznych interesów stał Michaił Gorbaczow, od 11 marca 1985 roku sekretarz generalny KC KPZR. Silny człowiek ra dzieckiego supermocarstwa był realistą i wizjonerem, a zarazem - hazardzistą. Zrozumiał, że władza radziecka m usi zapom nieć o swoich dawnych mocarstwowych manierach. K om unistyczny kolos stał na gli nianych nogach. Pod w zględem gospodarczym militarne supermocar stwo było bankrutem. Politycznie - ogrom ne im perium zaczęło się strzępić po brzegach. Ustrój trzymał się jeszcze tylko przemocą. Gorba czow obrał za swój program głasnost i pierestrojkę, wypisał na swoich sztandarach przebudowę i jawność. Drzwi do niem ieckiego zjednocze nia uchyliły się na szparę tylko dlatego, że chciał przeprowadzić kapi talny remont dom u o nazwie Rosja. Walcząc o reform y wewnętrzne, Gorbaczow zm ienił dotychczasową zasadni czą koncepcję polityki w obec Niemiec. P o Na górnych piętrach Związku ważył się na niebezpieczną grę. Odnowa Radzieckiego byli ludzie niegotowi zdjąć klapek z oczu. ustroju bow iem , przebudow a „da w nego” W alen tin Falin Z SR R na now oczesny Związek Radziecki
338
oznaczała w ypowiedzenie w ojny starym kadrom, czerpiącym korzyści ze śmiertelnie chorego systemu. Na opór „ortodoksów ” szczwany tak tyk musiał odpow iedzieć elastycznie, jeśli jeg o nowa polityka miała od nieść sukces. Swój nowy kurs ukrywał w ięc początkowo za aluzjami. „Nie m am y wątpliwości, że SED jest w stanie znaleźć odpowiedzi na pytania, poruszające jej obywateli” - powiedział Gorbaczow w Berlinie W schodnim podczas uroczystych obchodów 40-lecia NRD. Materiał w y buchow y krył się w jednym z pobocznych zdań: „Problem y NRD nie będą rozstrzygane w M oskwie, lecz w Berlinie” . Było to zdanie rewolu cyjne. Oznaczało odwrót od 40-letniej tradycji. Od czasów II w ojny światowej to M oskwa decydowała, co ma się dziać w bloku wschodnim , a co nie. Doktryna Breżniewa o „ograniczonej suwerenności państw so cjalistycznych” zapewniała panowanie kom unistycznym władcom . Każde wołanie o w olność, rozlegające się za żelazną kurtyną, Moskwa dławiła siłą. W czerwcu 1953 roku radzieckie czołgi uratowały SED przed zbuntowanymi niem ieckim i robotnikam i w „państwie robotni ków i chłopów ” . W 1956 roku Armia Radziecka zdławiła węgierską wal kę o wolność, a w 1968 gąsienice radzieckich czołgów rozgniotły deli katne pączki w olności wybujałe podczas praskiej wiosny. Jesienią 1989 roku w szystko b yło inaczej. Już w sierpniu 1989 ro ku radzieckie siły zbrojne w NRD otrzym ały rozkaz pozostania w k o szarach. Zaangażow anie w ojskow e oznaczałoby k on iec kursu refor m atorskiego, oznaczałoby też, że G orbaczow w sw oich przem ów ie niach kłam ie. N owe hasło brzm iało: „K to późno przychodzi, sam sobie szkodzi” . B yło to ostrzeżenie dla ortodok syjnych przyw ódców SED w Berlinie W schodnim , aby zabrali się do reform , jeśli sami chcą przetrwać. Bo w yrzec się NRD G orbaczow raczej nie Piętnastego listopada 1989 roku chciał. Jeszcze miał nadzieję, że nowi ludzie Gorbaczow na wykładzie dla w kierownictwie SED zdołają zapewnić pa studentów powiedział, nowanie socjalizm u. „G dy w łączyłem się że zjednoczenie Niemiec nie jest w rozwiązywanie kwestii niem ieckiej, dzia pilnym zadaniem dla polityki. Zależało mu na pierestrojce łałem w zgodzie z nieugiętą logiką historii” w NRD. pisze M ichaił G orbaczow w swojej wydanej Wiaczesław Dasziczew, doradca w 1999 roku książce W ie es w a r (Jak było), Gorbaczowa i Szewardnadzego, poświęconej zjednoczeniu N iem iec. Z u peł na temat celów radzieckiego nie tak jedn ak to nie było, przynajm niej nie sekretarza generalnego, tuż po upadku muru berlińskiego od sam ego początku.
339
G dy zaczęły się poniedziałkow e dem onstracje w Lipsku, Gorbaczow też nie zdawał sobie sprawy, jakiej dynam iki nabiorą te wydarzenia. Ale jed n o wiedział: „Jest bardzo mało możliwe, żeby ta republika p o została taka, jaka była” - wyznał Walentinowi Falinowi w drodze p o wrotnej sam olotem z obch odów 40-lecia NRD. Radziecki ekspert w sprawach N iem iec podsum ował zgodną ocenę M oskw y i Berlina W schodniego: „Trzeba się postarać, żeby NRD otrzymała nowe kie row nictw o” . N iczego innego Gorbaczow nie planował. „Piętnastego li stopada 1989 roku G orbaczow w wykładzie dla studentów powiedział, że ponow ne zjednoczenie N iem iec nie jest pilnym zadaniem dla poli tyki. Zależało mu na pierestrojce w N RD ” - tak opisuje cele radziec kiego sekretarza generalnego tuż po upadku muru berlińskiego Wia czesław Dasziczew, doradca Gorbaczowa i Szewardnadzego. Na forum wewnętrznym G orbaczow konsekw entnie odrzucał rezygnację z NRD jako „nieobliczalne i niebezpieczne przedsięw zięcie” . Wciąż zapewniał Komitet Centralny K PZR: „N ie zostawimy NRD samej sobie” . Musiał zachować twarz w obec Jastrzębi” na Kremlu - silny człowiek w ie dział, jak słabą ma pozycję. „Proszę mi pom óc nie dopuścić do zjedno czenia” - prosił francuskiego szefa państwa, François Mitterranda, podczas zorganizowanej pośpiesznie wizyty 6 grudnia 1989 roku w Ki jow ie. „Jeśli to się nie uda, m oje m iejsce zajmie jed en z marszałków Związku R adzieckiego” . Gorbaczow stąpał po cienkim lodzie. Nawet i bez kwestii niem ieckiej miał do czynienia z silnym oporem ze strony dawnej radzieckiej no menklatury. Elita partyjna wiedziała, że jej władza opiera się przede wszystkim na czołgach i rakietach radzieckiej armii. W ojskowi byli roz pieszczonym i pupilkam i klasy politycznej. Ich pozycję opisał później Eduard Szewardnadze, ów czesn y m inister spraw zagranicznych ZSR R : „Z małym opóźnieniem zrodził się opór w ojskow ych w obec kur su na pierestrojkę. A potem było już słychać pogróżki: albo zmiana kursu, albo zmiana władzy” . Nie tylko bowiem szew m iędzy W scho dem a Zachodem zdawał się pękać - nawet terytorium własnego państwa groził rozpad. Nastrój w Zachodniej Grupie jest G dy wraz z NRD zachwiało się zachodnie zły. Nasi oficerowie i żołnierze przedm urze Kremla, radzieckie republiki obawiają się, że pierwsi padną Estonia, Łotwa i Litwa zaczęły zerkać w stro ofiarą zjednoczenia. nę niepodległości od Moskwy. „Co zrobi Walentin Falin do Michaiła Gorbaczowa G orbaczow na Litwie? Tamtejsza KP za kil
340
ka dni oderwie się od Moskwy. Wkrótce Zawsze m ówiłem , że nie w o lno w Wilnie zaczną domagać się niepodległonam oddać NRD. zapytał marszałka Achromiejewa SCI Michaił Gorbaczow w poufnej rozmowie wysoki generał Armii 26 stycznia 1990 roku podczas poufnej narady na Kremlu Radzieckiej zimą 1989 roku pod Moskwą. I wskazał na szczególne niebezpieczeństwo: „A jeśli stracimy NRD? Zachodnia Grupa Wojsk Armii Radzieckiej nie pogodzi się z tym bez walki” . Radzieckie siły zbrojne w NRD należałyby do wielkich przegranych zjednoczenia Niemiec. Anatolij Czerniajew, doradca Gorbaczowa w sprawach polityki zagranicznej, zwrócił szefowi na Kremlu uwagę na ten problem: „Oni przyzwyczaili się do warunków o wiele lepszych niż u nas w domu” . Niebezpieczny układ interesów, który tłumaczy, dlaczego Nikołaj Portugałow, uważany za tubę Falina, doradcy Gorba czowa, w 1989 roku raz po raz zapewniał na Zachodzie i na Wschodzie, że NRD „nie podlega dyskusji” . Nagle jednak wszystko zaczęło brzmieć inaczej.
341
„Niemcy do NATO...” - Michaił Gorbaczow i George Bush w Waszyngtonie, 1 czerwca 1990 roku
„Jeśli naród chce jedności, to ona przyjdzie” - oświadczył Portugałow 24 listopada 1990 roku publicznie w wywiadzie dla gazety „Bild” . Skąd taka zmiana myślenia? W pierwszym tygodniu grudnia wyda rzenia w NRD następowały po sobie błyskawicznie. Trzeciego grudnia ustąpiły Biuro Polityczne i Komitet Centralny SED. Jedni funkcjona riusze uciekli, inni zostali aresztowani. Erich Honecker znalazł się w areszcie domowym, jego następca Egon Krenz 6 grudnia podał się do dymisji. W całej NRD wszystko stanęło na głowie. Wszędzie nisz czono akta. Wszędzie władze państwowe traciły kontrolę. W wielu mia stach od Suhl po Rostock ludzie wychodzili na ulicę i żądali wolnych wyborów oraz - zjednoczenia Niemiec. Próba reform przez wymianę góry partyjnej skończyła się fiaskiem. Nowy człowiek, który miał ratować władzę dawnego systemu, o zmianie kursu dowiedział się podczas rozmowy 30 stycznia 1990 ro ku w Moskwie. „Gorbaczow powiedział mi, że Niemcy sami zdecydu ją, jak rozstrzygnąć kwestię niemiecką. Pomyślałem sobie: «O! Macie słowika!»” - tak premier NRD Hans Modrow przedstawia najważniej szy jej fragment. Modrow wiedział, co to znaczy, że ZSRR nie zgłosi 342
zasadniczych zastrzeżeń w obec zjednoczenia Niemiec. A Gorbaczow tłum aczył się z kolei w ypow iedziam i Modrowa: „Powiedział: «N iem cy są za zjednoczeniem . Teraz nie chcą się ju ż zgodzić nawet na unię dw óch państw niem ieckich. Są za fuzją». Jego słowa m iały dla nas du że znaczenie” . To, co powiedział Gorbaczow, było w ynikiem narady, jaką jeszcze cztery dni wcześniej odbyli czterej najpotężniejsi ludzie Związku Ra dzieckiego. W szyscy jej uczestnicy zdawali sobie sprawę: NRD się roz pada, państwo o tej nazwie nie będzie ju ż długo istniało. Szef KGB W ładimir K riuczkow potwierdził: „SED nie jest już rzeczywistym czynnikiem władzy” . W szyscy uczestnicy wiedzieli, że u końca tej dro gi będzie zjednoczenie Niem iec. Z tej wspólnej konkluzji w yciągnęli w toku gorączkow ych debat różne w nioski: „W szystko przemawia za tym, żeby odpuścić NRD. W obec dzisiejszego poziom u technologii w ojskow ej nie ma znaczenia, czy jakiś kraj jest tu czy tam ” - oświad czył Anatolij Czerniajew. Podczas gdy jed n i akceptowali rzeczywi stość, inni trwali niewzruszenie na dawnych pozycjach. Gwałtownie oponow ał Walentin Falin: „T o absurdalna logika. To niechby A m ery kanie odpuścili R epublikę Federalną” . Ale i on nie wiedział, ja k m ożna jeszcze zatrzymać bieg wydarzeń. Zaproponował konfederację. Lecz czas na stopniowe rozwiązania już minął. Historia przyspieszyła biegu. Potrzebne były nie drobne krocz ki, tylko szeroko zakrojony plan. A skoro zjednoczeniu N iem iec nie m ożna ju ż zapobiec, to czem u przynajm niej nie kazać sobie za nie sło no zapłacić? Podczas gdy polityczna góra szukała słusznej drogi, u podstaw już wrzało. Od jed n ego z dawnych przyjaciół marszałek A chrom iejew do wiedział się pod koniec stycznia 1990 roku o obawach radzieckich ofi cerów w NRD. P oufne rozm ow y kryły w sobie szczególny ładunek w y buchowy: generał Zachodniej Grupy W ojsk Armii Radzieckiej nie dwuznacznie ostrzegł Achrom iejewa: „Dla armii bezczynność m oże się okazać w iększym niebezpieczeństw em ” . Przeciw nicy kursu Gorbaczowa zwierali szeregi. Walentin Falin słał m em oriały do Gorbaczowa. Przed rozm ową sekretarza generalnego z niem ieckim kanclerzem federalnym napisał: „Z e wszystkich państw Europy Środkowo-W schodniej największe znaczenie dla Związku Ra dzieckiego ma NRD. RFN zachowuje się nieodpowiedzialnie. Stwarza sytuację, w której nam samym jednostronne w ycofanie w ojsk radziec 343
kich z NRD wydaje się optym alnym rozwią zaniem. Z H elm utem K ohlem trzeba rozm a Radzieckim, Republiką Federalną wiać bez ogródek” . a NRD nie ma różnicy poglądów na temat zjednoczenia i na temat G orbaczow zignorował tę radę. Na zakoń prawa ludzi do tego, by czenie swojej w izyty niem iecki kanclerz o dalszym rozwoju wydarzeń 10 lutego 1990 roku o godzinie 22.04 stanął zadecydowali sami. w M oskwie przed międzynarodową prasą: Michaił Gorbaczow „Sekretarz generalny Gorbaczow i ja jeste śmy zgodni, że tylko naród niem iecki ma prawo zdecydować, czy chce żyć w jedn ym państwie” . W iadom ość, że Gorbaczow przystał na zjed noczenie N iem iec, zaalarmowała wewnątrzpolitycznych przeciwni ków sekretarza generalnego. Jeśli dojdzie do zjednoczenia, to trzeba ograniczyć straty - tak to wyglądało z perspektywy konserwatystów w M oskwie. Z jedn oczon e N iem cy nie m ogą być członkiem NATO. D ecyzja zapadła na najw yższym szczeblu. T rzydziestego pierw sze go maja 1990 roku w W aszyngtonie am erykański prezydent G eorge Bush i sekretarz generalny G orbaczow rozm awiali w w ąskim gronie o przyszłości N iem iec. Przedtem W alentin Falin jeszcze raz p róbo wał uwrażliwić sekretarza generalnego na inny punkt widzenia w sprawie radzieckich interesów w kwestii bezpieczeństw a. W dw óch m em oriałach 10 lutego i 18 kwietnia opisał czynnik m ilitarny ja k o rdzeń kwestii niem ieckiej. Skrytykow ał w szelkie dążenia do „w łą czenia obszaru NRD do strefy N A TO ” i żądał „nieprzynależności do żadnego b lok u ” , a w ięc neutralności N iem iec i ograniczenia ich sił zbrojnych. Na próżno. G orbaczow ośw iadczył w W aszyngtonie: „Sta ny Z jed n oczon e i Zw iązek R adziecki opow iadają się za tym, by zjed noczon ym N iem com sam ym pozostaw ić decyzję, do jak iego sojuszu chcą n ależeć” . Am erykańskiej doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego, Condoleezzie Rice, A chrom iejew na poboczu tych rozm ów oświadczył: „Jeśli N iem cy chcą się zjednoczyć, to zrobią to. Ale nie w olno im nale żeć do bloku zachodniego. Jeśli N iem cy zostaną członkiem NATO, b ę dzie to oznaczało, że Związek Radziecki koniec k ońców przegrał w oj nę” . Gdy wskazała na to, że G orbaczow wydaje się nie podzielać tej opinii, A chrom iejew odparł: „Pytanie brzmi, czy sekretarz generalny mówi jeszcze w im ieniu radzieckiego kierownictwa” . S zef KGB W ładimir K riuczkow dziś nie ma już wątpliwości: „G orba czow miał wówczas jeszcze po swojej stronie jedną, dwie osoby, w spie Sądzę, że między Związkiem
344
rające go czynnie w realizowaniu je g o polity Nasz sekretarz generalny ki. A po drugiej stronie stała przeważająca od dawna mówił, że pod żadnym w iększość naszego kierownictwa, która się pozorem nie możemy oddać NRD. Tego by nam naród radziecki nie nie godziła na je g o m etody i działania” . wybaczył. Na początku maja 1990 roku marszałek Siergiej Achromiejew, A chrom iejew usłyszał od sw ojego człowieka marszałek Związku Radzieckiego w dow ództw ie Z a ch odn iej G rupy W ojsk Arm ii Radzieckiej: „M usim y obalić Gorbaczowa. On straci Litwę, stra ci NRD, zniszczy A rm ię Radziecką” . Achrom iejew się wahał. „M usim y się nauczyć rozwiązywać nasze konflikty pok ojow o” . Odpowiedź była jednoznaczna: „N ie chcę wojny, ale nie ch cę też przywództwa, które zdradza elementarne interesy Związku R adzieckiego” . A chrom iejew radził poczekać. Nadzieję wią zał z lipcow ym zjazdem K PZR. Miała się tam uform ować wewnątrz partyjna opozycja w obec Gorbaczowa i zapoczątkować nowy kurs. Człowiek, który miał przeprowadzić tę zm ianę kursu, był ju ż gotów: Jegor Ligaczow. Piew szego lipca rozpoczął się w M oskwie XXVIII Zjazd KPZR. Dwanaście dni później, po kontrow ersyjnych dyskusjach i pełnych napięcia wyborach, deputowani bili brawo nowo wybranem u przy wództwu. Nowy człowiek, który przyjm ował owacje zjazdu, wcale nie był nowy: M ichaił Gorbaczow wygrał z partyjną opozycją i został za twierdzony na urzędzie. Jego przeciwnik Jegor Ligaczow tak później wyjaśniał przyczyny swojej porażki: „Nie byliśm y gotowi do aktywnej walki politycznej. Nie m ieliśm y takich doświadczeń. Członkowie Biu ra Politycznego byli m iędzy sobą dosyć izolowani. Poza tym aż do ostatniej chwili nie potrafiliśm y sobie wyobrazić, że Gorbaczow byłby gotowy zniszczyć wszystko, czem u właściwie poświęcił życie” . Rów nież za kulisam i zjazdu partii nadal toczyła się walka o przyszły kurs. Dziewiątego lipca Falin podjął kolejną próbę nakłonienia Gorba czowa do je g o zmiany. W obszernym m em orandum usiłował przedsta w ić problem y związane z przyszłym i pertraktacjami z rządem nie m ieckim , ale nie poprzestał tym razem na pisem nym ataku, tylko szu kał bezpośredniego kontaktu. O koło półn ocy w biurze sekretarza generalnego zadzwonił telefon. Falin zaklinał Gorbaczowa, by nie d o puścił do członkostwa N iem iec w NATO. A gdyby miało się to okazać niem ożliwie, to żeby przynajm niej postarał się o to, by zjednoczone N iem cy m iały w NATO taki status jak Francja. G orbaczow zareagował
345
powściągliwie: „Zrobię, co będę m ógł. Ale obawiam się, że ten pociąg już odjechał” . Ten pociąg już dawno był w drodze. Od 31 maja nie chodziło już o to, dokąd, lecz tylko o to, jak będzie jechał. U czestnicy następnego niem iecko-radzieckiego spotkania na szczycie w lipcu 1990 roku szukali rozwiązania, które pozw oliłoby radzieckiem u kierownictwu zachować twarz. W ycofanie w ojsk radzieckich z NRD nie pow inno być odebrane jako klęska. Nie chodziło ju ż o kwestie strategiczne, lecz przede wszystkim o taktyczne. „T o spotkanie określiło, w edług jakiej m etody ma się odbyć wycofyw anie w ojsk radzieckich” - oświadczył radziecki minister spraw zagranicznych Eduard Szewardnadze. „N iem cy zaak ceptowali form ułę, ułatwiającą wycofyw anie naszych wojsk. Opraco wali m etodę, aby nasi żołnierze m ogli opuścić N iem cy jak o przyjacie le, a nie w rogow ie” . Formuła ta obejm owała dwucyfrową miliardową sumę. N iem cy ratowali Związek Radziecki przed grożącą niewypłacal nością. Dali pieniądze potrzebne do stworzenia koniecznej infrastruk tury, aby w ycofujące się oddziały Armii Radzieckiej znalazły stosow ne m iejsce w dom u m ateczki Rosji. Ale czy to wystarczy, żeby udobru chać przeciw ników Gorbaczowa? W sierpniu marszałek A chrom iejew spotkał się znowu ze swoim roz mówcą z Zachodniej Grupy Wojsk. Generał armii wydawał się zdecy dowany na wszystko: „W szystko jest przygotowane. Za sześć godzin wylatuję z powrotem do Berlina. To nasza ostatnia szansa. Gorbaczow zdradził interesy Związku Radzieckiego. Nie m ożem y dopuścić, żeby te traktaty weszły w życie” . A chrom iejew się wahał: „Armia Radziecka to nie zgraja puczystów ” . O zamiarach puczu Walentin Falin dopiero dziesięć lat później w y powiedział się publicznie w drugim program ie telewizji niem ieckiej ZDF: „W 1990 roku dostarczyłem Gorbaczowowi ściśle poufną infor m ację - że zamierza się zaprosić go do NRD z inicjatywy naszej tam tejszej grupy wojsk. I że podczas tego pobytu ma zostać aresztowany” . Gorbaczow zareagował niedowierzaniem i wskazał na to, że KGB nie ma żadnych inform acji o planowanym puczu. M im o to poprosił Falina, by pojechał do N iem iec i wyjaśnił sprawę. Po pow rocie Falin odwołał alarm. Inform acje, jakie przekazał Gor baczowowi, były wprawdzie skąpe, ale uspokajające: „Była jakaś roz mowa na ten temat m iędzy kilkom a generałami Narodowej Arm ii Lu dowej a kilkom a naszym i w ojskow ym i. Ale nie ma niebezpieczeństwa.
346
Oni nie mają żadnej koncepcji, nie mają ni Myślę, że nasze działanie było kogo, kto by tym pokierował. Nie ma żad w sumie właściwe, gdyż nych nazw isk” . M arszałek A ch rom iejew zrozumieliśmy, że ten ruch, te procesy, które się rozpoczęły, m ógł przewodzić puczystom . Ale nie chciał. zostały zapoczątkowane przez Gorbaczow musiał jednak uznać, że na same narody. Z tego punktu górnych piętrach politycznego i w ojskow ego widzenia dowiedliśmy wielkiej kierownictwa Związku R adzieckiego są lu odpowiedzialności i okazaliśmy tym narodom wielki szacunek. dzie, którzy poważnie m yślą o tym, b y m ili Michaił Gorbaczow tarnie wystąpić przeciw ko sekretarzowi g e neralnem u KC K PZR. Wówczas do puczu nie doszło. Puczyści liczyli na poparcie z M oskwy, ale go nie otrzyma li. „B ezczynnie patrzyłem, jak błyskaw icznie jest roztrwaniane potęż ne imperium . To była najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolw iek m u siałem podjąć” - wyznał marszałek A chrom iejew 12 września 1990 ro ku w rozm owie z Condoleezzą Rice, po podpisaniu decydującego traktatu. A jak potoczyłaby się historia, gdyby generałowie zrobili to, co za mierzali? Pucz w M oskwie opóźniłby zjednoczenie, a zwłoka często oznacza zaniechanie. Bo drzwi do niem ieckiej jed n ości tylko się nieco uchyliły, a i to na krótko. Bez Gorbaczowa i Szewardnadzego nie zna lazłaby ona w M oskwie orędowników. Latem 1990 roku skończyło się na planach. D opiero rok później czołgi w yjechały na ulice M oskwy. Dziewiętnastego sierpnia 1991 ro ku puczyści zam knęli rzekom o „ch orego” sekretarza generalnego w areszcie dom owym . Cała afera trwała zaledwie trzy dni. Potem na ród wygrał na całej linii. G orbaczow w rócił do M oskwy. Był w olny a jednak pokonany. Nowy silny człow iek nazywał się Borys Jelcyn, to on wezwał do bezterm inow ego strajku generalnego i w ten sposób stał się sym bolem oporu. Marszałek Achrom iejew , którego niezdecydow a nie udarem niło pucz przed rokiem , po przegranym buncie przeciwko Gorbaczowowi powiesił się 23 sierpnia 1991 roku. Dokonał puczu - ale za późno. Zjednoczeni N iem cy odnosili się z sympatią do Michaiła Gorbaczo wa, który na przełom ie lat 1989/1990 przytrzymał uchylone drzwi do jedności. Do puczu, który latem 1990 roku miał te drzwi zatrzasnąć, nie doszło. I dopiero dzisiaj widać, że ostatni bojow nicy zimnej w ojny już trzymali rękę na klam ce.
W y k a z te k s tó w
Alexander Berkel
1933 1939 1939 1945
Stefan Brauburger
1941 Legenda o w ojnie prewencyjnej 1942 Tajem nica U 166 1962 Odliczanie do III w ojny światowej
Christian D eick
1946 Reinhard G ehlen - „szpieg stulecia”
Friederike Dreykluft
1938 Tajem nica aktora Heinza Riihm anna
Anja Greulich
1944 Prawda o N em m ersdorfie 1964 Ścigany dr K im ble
R u dolf Gültner
1945 K oniec Hitlera 1990 Do puczu nie doszło
Peter Hartl
1938 Zabójcze m ilczenie M agdy Goebbels
Materiały córek Hammersteina IBM pom ocn ik iem Hitlera Kłopotliwi krewni Hitlera Czerwona flaga na Reichstagu
Annette von der H eyde 1901 Sekret królowej Wiktorii 1907 Legenda Rasputina
349
Sönke Neitzel
1914 Jak doszło do I w ojny światowej 1944 Legenda o „cudow nej broni” 1945 N iem ieccy „kam ikadze”
Patrick Obrusnik
1953 Zryw ku w olności
Karl-Walther Reinhardt 1937 1941 1948 1986
Ostatni lot „H indenburga’ Fanta i naziści Cud marki niem ieckiej Spisek Stasi
Friedrich Scherer
1963 Zabójstw o Johna F. K en n ed y eg o 1974 Upadek W illy’ego Brandta
Mario Sporn
1938 Neckerm ann - to nie tylko udany urlop
Annette Tew es
1967 Kto zdradził Che Guevarę?
Bibliografia
Do rozdziału: Sekret
królowej
Wikto rii
Gerste Ronald D., Queen Victoria. Die Frau hinter dem M ythos , Regensburg 2000. Lamont-Brown Raymond, John Brown. Queen Victoria’s Highland Servant , Stroud 2000. Lotz Jürgen, Victoria , Hamburg 2000. Reid Michaela, Ask James, Sir, Sir James Reid. Personal Physician to Queen Victoria and Physician-in-Ordinary to Three Monarchs,
London 1990. Tetzeli von Rosador Kurt, Mersmann Arndt (oprac.), Queen Victoria. Ein biographisches Lesebuch , München 2000.
Do rozdziału: L egenda Rasputina Fülöp-Miller René, Święty demon Rasputin i kobiety , przeł. W. Bernard, Łódź 1990. Heresch Elisabeth, Rasputin. Das Geheimnis seiner Macht, München 2000. Radsinski Edward, Die Geheimakte Rasputin. Neue Erkenntnisse über den Dämon am Zarenhof, München 2000. Troyat Henri, Rasputin. Eine Biographie , München 1998.
Do rozdziału: Jak doszło do I wojny światowej Berghahn Volker R., Sarajewo, 28. Juni 1914. Der Untergang des alten Europa , München 1999. Förster Stig, Im Reich des Absurden. Die Ursachen des Ersten Weltkrieges, w: Bernd Wegner (oprac.), Wie Kriege entstehen. Zum historischen Hintergrund von Staatenkonflikten , Paderborn 2000, s. 211-252.
351
Neitzel Sönke, Kriegsausbruch 1914. Deutschlands Weg in die Katastrophe, Zürich-München 2002.
Do rozdziału: M ateriały córek H ammersteina Janssen Karl-Heinz, Der große Plan, „Die Zeit” , 7 marca 1997, s. 15. Müller Reinhard, Hitlers Rede vor der Reichswehrführung 1933. Eine neue Moskauer Überlieferung, „Mittelweg 36” , Zeitschrift des Hamburger Instituts für Sozialforschung, luty/marzec 2001, s. 73-90. Thamer Hans-Ulrich, Verführung und Gewalt. Deutschland 1933-1945, Berlin 1998.
Do rozdziału: Ostatni lot „H indenburga” Archbold Rick, Marshall Ken, Luftschiff „Hindenburg” und die große Zeit der Zeppeline, Augsburg 1997. Sammt Albert, Mein Leben fü r den Zeppelin , Wahlwies 1980. Schiller Hans von, Zeppelin - Wegbereiter des Luftverkehrs, Bad Godesberg 1966. Waibel Barbara, Zu Gast in Zeppelin. Reisen und Speisen im Luftschiff „Graf Zeppelin”, Weingarten 1998.
Do rozdziału: Z abójcze milczenie M agdy Goebbels Behrend Auguste, Meine Tochter Magda Goebbels, „Schwäbische Illustrierte” , Stuttgart 1952. Klabunde Anja, Magda Goebbels. Annäherung an ein Leben, München 1999. Knopp Guido, Kobiety Hitlera i Marlena, przeł. R. Wojnakowski, Warszawa 2002. Meissner Hans-Otto, Magda Goebbels. Ein Lebensbild, München 1978. Die Tagebücher von Joseph Goebbels. Sämtliche Fragmente, oprac. Elke Fröhlich na zlecenie Institut für Zeitgeschichte, cz. I, zapiski z lat 1924-1941, München-New York-London-Paris 1987.
Do rozdziału: T ajemnica aktora H einza Rühmanna Görtz Franz Josef, Sarkowicz Hans, Heinz Rühmann. Der Schauspieler und sein Jahrhundert, München 2001. Rühmann Heinz, Das war’s, Frankfurt am Main-Berlin 1982. Sellin Fred, Ich brech die Herzen... Das Leben des Heinz Rühmann, Reinbek 2001. Körner Torsten, Ein guter Freund. Heinz Rühmann, Berlin 2000.
Do rozdziału: N eckermann -
to nie tylko udany urlop
Neckermann Josef, Erinnerungen. Aufgezeichnet von Karin Weingart und Hervey T. Rowe, Frankfurt am Main-Berlin 1990. Mönninghoff Wolfgang, Enteignung der Juden. Wunder der Wirtschaft, Erbe der Deutschen, Hamburg-Wien 2001.
352
Do rozdziału : K łopotliwi krewni H itlera Gardner David, The Last o fth e Hitlers, London 2001. Hamann Brigitte, Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora, przeł. J. Dworczak, Warszawa 1999. Kershaw łan, Hitler 1889-1936, 1.1: Hybris , przeł. P. Bändel, Poznań 2002. Ryback Timothy, Hitler’s Lost Fam ily , „The New Yorker” , 17 lipca 2000. Do rozdziału : IBM pomocnikiem H itlera Aly Götz, Roth Karl-Heinz, Die restlose Erfassung. Volkszählen, Identifizieren , Aussondem im Nationalsozialismus , Berlin 1984. Black Edwin, IB M i holocaust. Strategiczny sojusz hitlerowskich Niemiec z amerykańską korporacją , przeł. P. Budkiewicz, Warszawa 2001. Do rozdziału : Fanta i naziści Allan Frederick, Coca-Cola Story. Die wahre Geschichte, Köln 1994. Biedermann Ulf, Ein amerikanischer Traum - Coca-Cola. Die unglaubliche Geschichte eines 100-jährigen Erfolges, Hamburg 1985. Jeier Thomas, Fischer Hans-Georg, Das Coca-Cola-Kultbuch. 100 Jahre Coke , München 1986. Murken-Altrogge Christa, Coca-Cola Art. Konsum , Kult, Kunst, München 1991. Pendergast Mark, Für Gott, Vaterland und Coca-Cola. Die unautorisierte Geschichte der Coca-Cola Company, Wien 1993. Do rozdziału : L egenda o wojnie prewencyjnej Knopp Guido, Der verdammte Krieg. Das „ Unternehmen Barbarossa ” , München 1991. Pietrow-Ennker Bianka (oprać.), Präventivkrieg? Der deutsche Angriff au f die Sowjetunion, Frankfurt am Main 2000. Post Walter, Unternehmen Barbarossa. Deutsche und sowjetische Angriffspläne 1940141, Hamburg 1995. Ueberschär Gerd R., Bezymenski Lew A., Der deutsche Angriff au f die Sowjetunion 1941. Die Kontroverse um die Präventivkriegsthese, Darmstadt 1998. Ueberschär Gerd R., Wette Wolfram (oprac.), Der deutsche Überfall auf die Sowjetunion. Unternehmen Barbarossa 1941,
Frankfurt am Main 1991. Do rozdziału : T ajemnica U 166 Blair Clay, Hitlera wojna U-Bootów, 1.1, przeł. R. Brzeski, S. Pawliszewski; t. II, przeł. T. Melleman, S. Pawliszewski, M. Urbański, Warszawa 2003.
353
Gannon Michael, Operation Paukenschlag. Der deutsche U-Boot-Krieg gegen die USA , Berlin 1998. Rohwer Jürgen, Hümmelchen Gerhard, Chronology o f War at Sea. The Naval History o f World War Two, London 1992.
Do rozdziału: Prawda o N emmersdorfie Benz Wolfgang (oprać.), Die Vertreibung der Deutschen aus dem Osten. Ursachen, Ereignisse, Folgen , Frankfurt am Main 1985. Fisch Bernhard, Nemmersdorf, Oktober 1944. Was in Ostpreußen tatsächlich geschah, Berlin 1997. Knopp Guido, Die große Flucht. Das Schicksal der Vertriebenen, München 2001. Schieder Theodor (oprac.), Dokumentation der Vertreibung aus Ost-Mitteleuropa, 1.1, 1-3: Die Vertreibung der deutschen Bevölkerung aus den Gebieten östlich der Oder-Neiße, Bonn 1953-1960. Zeidler Manfred, Kriegsende im Osten. Die Rote Armee und die Besetzung Deutschlands östlich von Oder und Neiße 1944/45,
München 1996.
Do rozdziału: L egenda o „cudownej broni” Hölsken Heinz Dieter, Die V-Waffen. Entstehung, Propaganda, Kriegseinsatz, Stuttgart 1984. Schabei Ralf, Die Illusion der Wunderwaffen. Die Rolle der Düsenflugzeuge und Flugabwehrraketen in der Rüstungspolitik des Dritten Reiches , München 1994.
Do rozdziału: N iemieccy „kamikadze” Gellermann Günther W., Moskau ruft Heeresgruppe Mitte... Was nicht im Wehrmachtbericht stand. Die Einsätze des geheimen Kampfgeschwaders 200 im Zweiten Weltkrieg, Koblenz 1988. Hermann Hajo, Bewegtes Leben, Stuttgart 1984. Rose Arno, Radikaler Luftkampf, Stuttgart 1977.
Do rozdziału: K oniec H itlera Axmann Artur, Das kann doch nicht das Ende sein, Koblenz 1995. Bezymenski Lew, Der Tod des A d olf Hitler. Unbekannte Dokumente aus Moskauer Archiven, Hamburg 1968. Bihl Wolfdieter, Der Tod Adolf Hitlers. Fakten und Überlebenslegenden, Wien 2000. Fest Joachim, Hitler i upadek Trzeciej Rzeszy, prze!. M. Dutkiewicz, Warszawa 2003. Joachimsthaler Anton, Śmierć Adolfa Hitlera. Legendy i dokumenty, przeł. M. Ilgmann, Warszawa 2001.
354
Kempka Erich, Ich habe A dolf Hitler verbrannt, München 1950. Kershaw łan, Hitler 1941-1945 , t. II: Nemezis , cz. 2, przeł. P. Bändel, R. Bartold, Poznań 2003.
Do rozdziału: Czerwona flaga na Reichstagu Hahn Gerhard, Die Reichstagsbibliothek zu Berlin. Ein Spiegel deutscher Geschichte, Düsseldorf 1997. Volland Ernst, Krimmer Heinz (oprac.), Von Moskau nach Berlin. Bilder des russischen Fotografen Jewgenij Chaldej, Berlin 1999. Wefing Heinrich (oprac.), „Dem Deutschen Volke”. Der Bundestag im Berliner Reichstagsgebäude, Bonn 1999.
Do rozdziału: R einhard Gehlen - „szpieg
stulecia”
Gehlen Reinhard, Der Dienst. Erinnerungen 1942-1971, München-Zürich 1977. Gehlen Reinhard, Verschlusssache, Mainz 1980. Reese Mary Ellen, Organisation Gehlen. Der Kalte Krieg und der Aufbau des deutschen Geheimdienstes , Berlin 1992. Ulfkotte Udo, Verschlusssache BND, München 1998. Zolling Hermann, Höhne Heinz, Pullach intern. General Gehlen und die Geschichte des Bundesnachrichtendienstes,
Hamburg 1971.
Do rozdziału: Cud
marki niemieckiej
Bickerich Wolfgang, Die D-Mark. Eine Biographie, Berlin 1998. Diwok Fritz, Die DM-Legende. Deutsche Währung in kritischer Phase, München 1974. Holtfrerich Carl-Ludwig, James Harold, Pohl Manfred, Requiem auf eine Währung. Die Mark 1873-2001, Stuttgart-München 2001. Möller Hans (oprac.), Zur Vorgeschichte der Deutschen Mark. Die Währungsreformpläne 1945-1948, Tübingen 1961. Riehl Hans, Die Mark. Die aufregende Geschichte einer Weltwährung, Hannover 1978. Roeper Hans, Die D-Mark. Vom Besatzungskind zum Weltstar, Frankfurt am Main 1978. Sprenger Bernd, Das Geld der Deutschen. Geldgeschichte Deutschlands, Paderborn 1995.
Do rozdziału: Z ryw ku wolności Baring Arnulf, Der 17. Juni 1953, Stuttgart 1988. Diedrich Torsten, Der 17. Juni 1953 in der DDR, Berlin 1991. Hagen Manfred, DDR , Juni }53. Die erste Volkserhebung im Stalinismus, Stuttgart 1992.
355
Herrnstadt Rudolf, Das Herrnstadt-Dokument. Das Politbüro der SED und die Geschichte des 17. Juni 1953, Hamburg 1990. Hildebrandt Rainer, Der 17. Juni, Berlin 1983. Kowalczuk Ilko-Sascha, Mitter Armin, Wolle Stefan (oprac.), Der Tag X. 17. Juni 1953 , Berlin 1996. Mitter Armin, Wolle Stefan, Untergang auf Raten. Unbekannte Kapitel der DDR-Geschichte, München 1993. Ostermann Christian F. (oprac.), Uprising in East Germany 1953. The Cold War, the German Question, and the First Major Upheaval Behind the Iron Curtain , New York 2001
www. 17juni53 .de
Do rozdziału: Odliczanie
do
III
wojny światowej
Brauburger Stefan, Die Nervenprobe. Schauplatz Kuba. Als die Welt am Abgrund stand , Frankfurt am Main 2002. Chang Laurence, Kornbluh Peter, Cuban Missile Crisis, 1962. A National Security Archive Documents Reader, New York 1998. Fursenko Aleksandr, Naftali Timothy, One Hell o f a Gamble. The Secret History o f the Cuban Missile Crisis , New York 1998. Do rozdziału : Z abójstwo Johna F. K ennedyego Garrison Jim, Wer erschoss John F. Kennedy?, Bergisch-Gladbach 1991. Hamilton Nigel, John F. Kennedy. Wilde Jugend - Leben und Tod eines amerikanischen Präsidenten, Frankfurt/Main 1993. Klein Edward, Jack & Jackie. Die Kennedys. Traumpaar im Zentrum der Macht, Berlin 2001. Knopp Guido, 100 Jahre, München 1999. Lane Mark, Warum musste John F. Kennedy sterben?, Düsseldorf 1994. Do rozdziału : Ścigany dr Kimble Bailey F. Lee, Aronson Harvey, The Defense Never Rests, New York 1971. Cooper Cynthia, Sheppard Sam Reese, Mockery o f Justice. The True Story o f the Sam Sheppard Murder Case, New York 1997. Gaibraith Jane, Dr. Richard Kimble - Meet Dr. Sam Sheppard, „Los Angeles Times” , 13 września 1993, s. 67 i n. Holmes Paul, The Sheppard Murder Case, New York 1961. McKnight Keith, Haunting Questions. The Sam Sheppard Case. Eigth Part Series, „Akxon Beacon Journal” , 30 czerwca 1996 - 7 lipca 1996. Do rozdziału : K to zdradził Che Guevarę? Anderson Jon Lee, Ché. Die Biographie, München 2002. Castañeda Jorge G., Ché Guevara. Biographie, Frankfurt am Main 1998. García Fernando Diego, Sola Oscar (oprac.), Ché. Der Traum des Rebellen, Berlin 1997.
356
Ryan Henry Butterfield, The Fall o f Che Guevara. A Story o f Soldiers, Spies and Diplomats, Oxford, New York 1998. The Complete Bolivian Diaries o f Che Guevara and other Captured Documents, New York 2000.
Do rozdziału: U padek Willy ’ego Brandta Baring Arnulf, Machtwechsel. Die Ära Brandt-Scheel, Stuttgart 1982. Harpprecht Klaus, Im Kanzleramt. Tagebuch der Jahre mit Willy Brandt , Reinbek 2000. Knopp Guido, Kanzler. Die Mächtigen der Republik , München 1999. Schöllgen Gregor, Willy Brandt, Berlin 2001.
Do rozdziału: Spisek Stasi Knabe Hubertus, Die unterwanderte Republik. Stasi im Westen, München 1999. Schwan Heribert, Tod dem Verräter. Der lange Arm der Stasi und der Fall Lutz Eigendorf , München 2000. Wanitschke Matthias, Methoden und Menschenbild des Ministeriums fü r Staatssicherheit der D D R , Köln-Weimar 2002.
Do rozdziału: Do puczu
nie doszło
Falin Valentin, Konflikte im Kreml, München 1997. Gorbatschow Michail, Wie es war. Die deutsche Wiedervereinigung, Berlin 1999. Luks Leonid, Geschichte Russlands und der Sowjetunion. Von Lenin bis Jelzin, Regensburg 2000. Rice Condoleezza, Zelikow Philip, Stemstunden der Diplomatie. Die deutsche Einheit und das Ende der Spaltung Europas, München 1997.
Ź ró d ła ilu stra cji
AP/BE&W: 278, 280, 301 Archiv der sozialen Demokratie der Friedrich-Ebert-Stiftung: 248 Bayerische Staatsbibliothek München/Fotoarchiv Hoffmann: 74 góra Bettman/Corbis: 12, 57, 102, 106, 128, 257, 259, 267, 288, 291, 292, 295, 317 Bildarchiv Preußischer Kulturbesitz: 106, 244 Bundesarchiv: 73 (68/101/5A), 162 (101 1/464/385 1/24), 237 (V-6411) Corbis: 157, 166, 178, 198 Gardin Jacques/Corbis Sygma: 322 Getty Images/Flash Press Media: 26, 32, 158, 181, 215, 285 Hulton-Deutsch Collection/Corbis: 14, 22, 111 Keystone/BE&W: 66, 298 Keystone/Forum: 80, 90, 99 Peter Turnley/Corbis: 218, 342 Reuters/Forum: 116, 121 Suddeutscher Verlang Bilderdienst: 87, 109, 270, 271 Ullstein bild/BE&W: 24, 34, 36, 37, 41, 46, 48, 49, 51, 58, 61, 70, 74 dół, 82, 98, 107, 108, 119, 121, 138, 143, 147, 148, 166, 168, 186, 188, 191, 194, 205, 207, 210, 217, 220, 222, 223, 230, 234, 238, 240, 241, 246, 263, 276, 310, 313, 319, 326, 239, 334, 336, 337, 341, ZDF: 150 Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby ustalić Autorów zdjęć reprodukowanych w książce. Jeśli do któregoś z Autorów jednak nie dotarliśmy, prosimy o kontakt z Wydawnictwem. 358
In d e k s o só b
A Achrom iejew Siergiej F. 11, 336, 341-347 Adelt Gertrud 65 Adelt Leonhard 63, 65 Adenauer Konrad 225, 227, 231, 247, 260 Albert, książę z dyn. SachsenCoburg-Gotha, mąż Wiktorii 13, 15-19, 21, 23 Aleksandra Fiodorowna, cesarzowa ros. 25, 28, 30, 31, 33 Aleksiej, książę ros., następca tronu 25, 27-29 Anderson R u d olf 272 Andropow Jurij W. 208 Anusciew icz Richard 152 A rlosoroff Lisa 72, 73 A rlosoroff Victor 72-74 Auerbach Thom as 325, 328, 331, 332 Axm ann Artur 195
B Bach Johann Sebastian 227 Bacon Paul 136 Bahr E gon 254, 269, 317 Bailey F. Lee 294, 295 Bailey Petit 155 Ballentin Horst 249, 258 Barczatis Elli 226, 228 Baring A rn u lf 318, 320 Barrientos R ené 303 Barzel Rainer 245, 328 Baum bach Werner 196 Beatrice, księżna ang. 20, 21 B eckenbauer Franz 330 B ecker Murray 59 Beer Matthias 172 B eichel Ernst 197 Beim ler Hans 56 B elow Nicolaus von 192 Benjam in Hilde 227 Bennett Jack 243 B enzinger Theo 188, 195 Beria Ławrientij P. 251
359
Bernheim Maria, żona H. Rühm anna 81-84, 86, 88, 89 Bethmann H ollweg Theobald 38-40, 4 2 ^ 4 Bezym ienski Lew 205-207 B ieden k opf Kurt 328 Bierieżkow Walentin 142 Birthler Marianne 330, 333 Bism arck Otto von 15 Black Edwin 120, 123-127 Blom berg W ener von 47 Blücher Franz 227 Blum Eberhard 231 Boetius Eduard 59, 64 Boggs G eorge 152, 159 Borda Carlos Villa 308 Bormann Martin 143, 202, 204, 207, 224 Brandt Matthias 316 Brandt Rut 312, 315, 317 Brandt Willy 225, 268, 311-321, 328 Braun Ewa, zam. Hitler 200, 201, 203, 207,217 Braun Wernher von 176 Brem ser Werner 239 Breżniew Leonid I. 208, 339 Brown John 16, 18-21, 23 Brückner Richard 94 Brugioni Dino 272 Brüning Heinrich 55 Buchanan George 33 Bunke Tanja 303-305, 307 Burchinal David 263 B urgdorf W ilhelm 207 Bush George 336, 337, 342, 344 Bustos Ciro 300-308
360
C Cannistraro Vincent 10, 327, 331, 332 Castaneda Jorge G. 301 Castro Fidel 264, 266, 272, 273, 281,286,299, 301-303, 309 Chałdiej Jewgienij 10, 211-213, 216-219 Charlton Marshall 159, 160 Che zob. Guevara de la Serna Ernesto Chotek Zofia, księżna H ohenberg, żona Franciszka Ferdynanda d ’ Este 36, 37 Chruszczów Nikita S. 229, 251, 264,268,269,272-274, 287 Church Robert 151, 152 Churchill W inston S. 69, 81, 178 Clasen A d olf 160 Clausewitz Carl von 190 Clay Lucius D. 240, 242 Clem ens Hans 230 Colm Gerhard 240 Connally John 279, 282, 283 Connally Nellie 279 Czejicer Izrael I. 10, 212 Czerniajew Anatolij 341, 343
D Dahl Walther 189, 190 Dasziczew Wiaczesław 339, 340 Dawley George C. 236, 237 Debray Regis 303-308 Deichm ann Paul 197 D ieckm ann M ax 68 Dobrynin Anatolij F. 265, 266, 273 D odge Joseph M. 240 Dolan Burtis 63
Dolmatowski Jewgienij 219 Dönitz Karl 152-154, 183,184 Dowling Brigid 106, 110, 111 Dowling Thom as 113 Drenkhan Fred 292, 293 Dymitr, w ielki książę ros. 32 Dżyngis-chan 222 E
Eberling Richard 296, 297 Eckener H ugo 63, 68, 69 Edward VII, król W. Brytanii 21 Ehm ke Horst 312 Eichmann A d o lf 124 E igendorf Lutz 329-331 Eisenhower Dwight David 259 Erhard Ludwig 235, 239, 246, 247 Eschenburg T heodor 313 F
Fairbanks Douglas jr 67 Falin Walentin 255, 258, 338, 340, 341, 343-346 Falkenhayn Erich von 45 Fechner M ax 227 Feiler Hertha 82, 89 Felfe Heinz 229-232 Felgner Karl-Heinz 331 Feltrinelli G iangiacom o 309 Filipow (Fülöp-M iller René) 27 Fischer Fritz 42-44 Ford Harrison 289 Franciszek Józef I, cesarz austr. 38, 39 Franciszek Ferdynand ï Este, arcyksiążę austr. 35-37 Frank Karl-Friedrich von 104, 109
Friedländer Erna Charlotte 77, 79 Friedländer Istvan 125 Friedländer Richard, ojczym M. G oebbels 71,72, 75-77, 79 Fritsch Willy 56, 83 G
Gable Clark 108 Galland A d o lf 181,182, 189, 191 Garbo Greta, wiaśc. Greta Lovisa Gustafsson 232 Gardner Dave 114 Garrison Jim 283 Gauck Joachim 330 Gaulle Charles de 338 Gebhardt Karl 170 G ehlen Reinhard 221-229, 231-233 Genscher Hans-Dietrich 314-316 Gerhard Walter 253 Giffard Henrie 69 G oebbels H olde 71 G oebbels Joseph 71-75, 77-79, 84-87, 89, 119, 120, 139,141, 146, 168, 172, 175, 177, 179, 184, 195, 201, 204, 207, 289, 290, 294 G oebbels Johanna Maria Magda, z d. Ritschl, p o ojczym ie Friedländer, 1° voto Quandt 71-77, 79, 120, 289, 290 G oldhagen Daniel 43 Goldsm ith R aym ond W. 240 Gonzales, agent CIA 307 G orbaczow M ichail S. 9, 11, 335-347 Göring Emmy, z d. Sonnemann 88 Göring Hermann 68, 69, 88, 120, 169, 182, 192, 195, 196, 201, 202
361
Göttling Willy 260 Grant C^eorge 65 Grass Günther 314, 319 Grey Edward 41 Griec Andriej 164 G rom yko Andriej A. 265 Grotewohl Otto 226, 252, 253, 255 Grözinger Alfred 60, 65, 66 Gründgens G ustaf 88 Guderian Heinz 140 Guevara de la Serna Ernesto, zw. Che 299-309 Guillaume Christel 312, 314, 315 Guillaume Günter 311-316, 320 Guillaume Pierre 314, 316 Günsche Otto 204-207
H Hahn Gerhard 216 Haider Franz 146 H am m -Brücher H ildegard 239 Ham m erstein-Equord Kurt von 47, 49-52, 55-57 Ham m erstein Franz 55 Ham m erstein H elga 9, 47, 50, 52, 53, 56 Ham m erstein Kunrat 56 Ham m erstein Ludwig 56 Ham m erstein M arie-Luise 9, 47, 50, 52, 53, 56 Harpprecht Klaus 312, 313, 316, 320 Härtel Hans 192 Harvey Lilian 84 Hayes Susan 292 Heidinger Willy 118, 121, 122 Heinz Friedrich W ilhelm 221 Henke Klaus-Dietmer 331
362
H ennig Rotraud 161 H entschel Johannes 200 Hermann Hajo 190-195 H erold Horst 316 Herrnstadt R u d olf 251 H eß Heinz 331 Hess R u d olf 110 Hewel Walter 201 H eydrich Reinhard 149 Hiedler Johann Georg 105 Hiedler N epom uk 105 H ilberg Raul 126 Hildebrandt Dieter 238, 239 Hiller Alexander 114, 115 Hiller Brian 115 Hiller Louis 115 Him m ler Heinrich 149, 170, 201,
202 H indenburg Paul von 55, 60 Hitler, rodzina 104, 108, 115 Hitler A d olf 9-11, 47-57, 71, 75, 76, 86, 87, 92, 97, 103-105, 107-113, 117, 118, 120, 122, 127, 130, 133, 139-149, 153, 156, 164, 175-177, 179-182, 184, 188, 192, 195, 199-209, 211, 217, 219, 221, 222,225,290 Hitler Alois 103, 105, 106, 108, 109,112 Hitler Angela 105, 106 Hitler (Wolf) Paula 105, 106 Hitler (Hiller) William Patrick 103, 106-115 H offm ann Helm ut 167-171 H ollaender Friedrich 84 Hollerith Herman 118, 127 H onecker Erich 257, 335, 342 H oover Herbert 240
H oover John Edgar 114 H oppe Marianne 245 H ötzendorf Franz Conrad von 35 I
Im h of Emilie 63 Irion Jack 152 J
Jan X XIII, papież 270 Janssen David 289 Jegorow M ichaił 213, 219 Jelcyn Borys N. 347 Jodl Alfred 202 Joel Billy 91, 92 Joel Helmuth (Howard) 92, 95, 97, 99, 100 Joel Karl A m son 91-95, 99, 100 Joel Meta 92, 95, 100 John Otto 224 Johnson Lyndon B. 279-281, 284, 286 Jusupow Irina 32 Jusupow Feliks 32 K
Kaiser Jakob 254 Kalfon Pierre 307 Kantarija M eliton 213,214, 216, 219 Karlweis Oskar 83 Karol, ang. następca tronu 16 Kästner Herm ann 227 Katzenbach Nicholas 281-283 Kitel W ilhelm 143, 148, 202 Keith M ax 130-137 K elly Gene 132 Kem pka Erich 204, 207
K ennedy Jacqueline 278, 287 K ennedy John Fitzgerald 229, 263-268, 272-274, 277-287, 311 K ennedy Joseph 287 K ennedy Robert 273 Keppler W ilhelm 133 K ielm ansegg Johann von 226 King Ernest Joseph 156 King Martin Luther 286 Kinkel Klaus 316 Kinzel Barbara A nn 296, 297 Knabe Hubertus 328, 331 Knipp, pracownik Coca-Coli 131 K oburgowie, dynastia 15 K och Erich 165 Kohl H elm ut 328, 344 Köhler K lem ens 215 Koller Karl 196 K olum b K rzysztof 63 Konitzer Klaus 253 Korda Alberto 299, 309 Kornatzki von, lotnik 189 K orobuszin W arfolomiej 164 Korten Günther 195 Krajewski, pułkow nik 206 Krenz Egon 342 Kretschm er Gustav 165, 168, 171 Kreul Erich 196, 197 K riuczkow W ładimir A. 343, 344 Kubiłaj, chan m ong. 187 Kuhlm ann Hans-Günther 153, 154,158-160 L Landwehr Georg 156 Lange H einrich 188, 195 Leavell James 279, 281 Leber G eorg 246, 312
363
Lehm ann Ernst 65 Lenin W łodzimierz I. 25, 216 Leopold II, król Belgii 15, 17 Liebmann, generał-pułkownik 48-50, 52 Lieven Albert 86 Lifton David 284 Ligaczow Jegor 337, 345 Linge Heinz 204, 207 Liszt Franciszek 141 Lloyd George David 44 Löbel Bruni 82, 87-89 Loest Erich 250 Ludendorff Erich 221 Lueg Ernst-Dieter 318
M M alenkow Gieorgij M. 251 Manson Anton 125 Maranc, major 206 Marenbach Leny 87-89 Marks Karol 20 Marshall George C. 241, 242 Mashburn Robert 136 Mata Hari, właśc. Margaretha Geertruida M cLeod, z d. Zelle
221 Mather Margaret 63, 64 Matka Teresa 9 Maupassant Guy de 13 May Jakob 154, 155, 158,159 McNamara Robert 263-265, 267, 269, 272,273 Meczulat, ojciec Gerdy 165, 167 M eczulat Gerda 165, 167, 170 M ende Erich 141, 245 Merizzi Erik von 36 M ethm ann Otto 156, 157, 159
364
M etzdorf Alfred 252 Michał, książę Kentu 21 M ichell Albro 155 M ichell Bernard 155 M ielke Erich 228, 327, 330 Mikołaj II, cesarz ros. 25, 27, 29-33, 38, 43 Mikołaj Mikołaj ewicz , książę ros. 30, 31 M ikojan Anastas I. 273 M ikojan Sergo A. 273 M ilch Erhard 188, 189, 191 M itscherlich Margarete 73 Mitterrand François 307, 337, 340 M odel Walter 146 M odrow Hans 342, 343 M oltke Helmuth von 42 M ołotow Wiaczesław M. 142 M ona Roberto 324 M onje Mario 303 M orrisom Herbert 59-61 M üller Reinhard 48, 49 M ussolini Benito 202 N N au ckhoff R olf von 88 N eckerm ann Josef 91, 93-100 Nehlson Charlie 61 Nollau Günther 314, 315, 320 Nolte Ernst 43
O O’ D onnel Kenneth 286 Oelssner Fred 251 O hlendorf Otto 96 Onisi Takidziro 197 O ppenhoff, adwokat 133 Osinaga Susan 300
Ostrander Taylor 242, 243 Oswald Lee Harvey 277, 281-284, 286 Ovando A lfredo 308 Oven W ilfred von 169 Owens Jesse 68 P
Paris Hanns-Joachim 170, 171 Pate Sam 282 Pem berton John Smith 130 Pendergast Mark 134 Petacci Clara 202 Pete Guy 157 Piatnicki Osip 49, 53 Pieck W ilhelm 253 Poincaré R aym ond 38 Pölzl Klara, matka A. Hitlera 105, 107 Poltrow W ladimir 125 Portugałow Nikołaj 341, 342 Potiorek Oskar 36 Potrek Karl 172 Powers Ray Rivington 131, 132 Prado Gary 307, 309 Princip Gawriło 36, 37 Pruss Eleonore 61 Pruss Else 67, 69 Pruss M ax 59, 60, 61, 65, 67 Pruss W olfgang 69
Q Quandt Günther 72, 74, 75 Quintanilla, żołnierz boliw. 307 R
Rädel Gerhard 153, 154, 158, 159 Rasputin, żona Grigorija 29
Rasputin Grigorij J. 25-33 Rasputin Maria 29 Raubal Gela 106 Rauch Kathie 68 R edlich Joseph 39 R eichenau Walther von 54 R eid James 13, 22, 23 Reitsch Hanna 195 Renger Annem arie 245 Reuter Edzard 237 Reuter Erst 260 Ribbentrop Joachim von 142 R ice Condoleeza 336, 337, 344, 347 Richter Otto 131 Riezler Kurt 38 Rodriguez Felix 299, 300, 306 Rom anowów, dynastia 25, 27, 29 R oosevelt Franklin Delano 114, 156 R ose Arno 194 R osenberg A lfred 85 Rosendahl Charles 65,68 Rostow Walt W hitman 229, 241 Roth George Andrew 306 Roth Leo 53, 56 R uby Jack 281, 284, 285 Rühm ann Heinz 81-89 Russell Bertrand 305 R yback Tim othy 108 S Salom on Maria 104 Sam mt Albert 65 Sam sonow, żołnierz radz. 213 Sandow Günter 256 Sarre Erika 253 Sartre Jean-Paul 301, 305
365
Sazonow Siergiej D. 39, 43 Schacht Hjalmar 120 Scheer Udo 330 Schenck Ernst Günther 203 Schetelig, chem ik 130, 131 Schickedanz Gustav 93 Schicklgruber Alois, od 1876 Hitler, ojciec A. Hitlera 105, 108 Schicklgruber Anna Maria 105 Schieder Theodor 172 Schiller Hans von 65 Schirdewan Karl 251 Schlecht Otto 245 Schlesinger Helmut 245 Schm eling Max 61, 67 Schm idt-Eenboom Erich 225 Schm idt Helmut 318-320 Schm idt W olfgang 330 Schnee Adalbert 183, 184 Scholem Werner 53 Schöllgen Gregor 315, 319 Schulenburg Werner von der 142 Schüpbach Martin 324 Schwan Heribert 330, 331 Seebacher-Brandt Brigitte 319 Selbm ann Fritz 253 Selder Emanuel 145 Sellin Fred 82, 85, 89 Sheppardów, rodzina 293 Sheppard Ariane, z d. Ritschel, 1° voto Tebbenjohanns 75, 76, 79, 289-291, 293-297 Sheppard Marilyn 289-297 Sheppard Sam 289-297 Sheppard Sam R eese 289-297 Sianów, sierżant radź. 214 Siem ionów Wladimir 227, 258, 259 Sim anowicz Aron 28
366
Singer Gerda 94 Sorames Mary, z d. Churchill 178 Sorensen Ted 266, 269, 273 Sorge Richard 141 Spaatz Carl Andrew 194 Speck Willy 62, 65 Speer Albert 97, 180, 191, 219 Spencer Diana 16 Spender Stephen 217 Stalin Józef Wissarionowicz, właśc. Josif Dżugaszwili 9, 50, 53, 54, 139-145, 149, 200, 213, 214, 249, 251 Stam m berger W olfgang 232 Starke George 160 Steiner Julius 329 Stephanus Heinrich 208 Stevenson Adlai Ewing 270 Stołypin Piotr A. 27 Storp, pułkow nik niem. 196 Strauss Joseph 231 Streicher Julius 92 Strik-Strikfeldt W ilfried 224 Stum penhorst Marianne 165 Suworow Wiktor 142 Sym eon, św. 27 Szäpäry, poseł 38 Szewardnadze Eduard A. 339, 340, 346, 347 Szkarawski Faust I. 206
T Talley Lee 133 Taylor Maxwell 269 Tebbenjohanns Ariane zob. Sheppard Ariane Tenenbaum Edward A. 236, 242, 243, 247
Tenenbaum Jeanette 243, 247 Terän Mario 300 Thatcher Margaret 337 Thomas, naukow iec amer. 283 Thüring Toni 325, 332 Tim oszenko Siem ion K. 140, 143, 144 Tirpitz Alfred von 42 Tisza Istvän 39 Tiutczewa Sofia 29 Töpfer Klaus 325 Topp Erich 161 Traun Hans 154, 161 Traun Ursula 153, 161 Trojanowski Oleg 264, 268 Tutsch M ichael 79 Tutuzo, pułkow nik gruz. 225 Ulbricht Walter 227, 250-255, 257, 260 Urban Herbert 225
W essel Gerhard 223 Wiktoria, królowa W. Brytanii i Irlandii 13-23 Wiktoria Adelajda, córka królowej Wiktorii, matka W ilhelma II 16, 18-20 Wiktoria von Sachsem -Coburg-Saalfeld 14 W ilhelm II, cesarz niem. 13, 16, 2 0 ,2 1 ,3 1 ,3 5 ,4 1 ,4 2 W ilhelm IV, król W. Brytanii 14 Wilke, referent 315 W innier Joseph 160 Witt, radca 93 W olf Markus 315 W ollweber Ernst 228, 261 W ołkogonow Dimitrij 144 W oodruff Robert 132, 133, 136 W oolner Frank 175 Y Y aborough Ralph 279
V
Vaeth G ordon 156 Veesenm ayer E dm und 124 Veidt Conrad 84 Volk Karl 56 W Wahl M anfred 126 Wallot Paul 218 Warren Earl 284, 285 Watson Thom as J. 118-120, 122, 123, 127 W ehner Herbert 53, 317,318, 320 W eidling Helm uth 212
Z Zaisser W ilhelm 251 Zam m it Emanuel 155 Zapruder Abraham 279, 282, 284 Zeppelin Ferdinand von 68 Zim m erm ann Walter 131, 135 Zinczenko, pułkow nik radź. 214, 216,218 Zorin Walentin 270, 271
Ż Ż u ków Georgij K. 140, 143, 144